background image


 

Chrześcijańska odpowiedź na traktat Kres religii fałszywej jest bliski! 
 

Pod  koniec  listopada  2006  roku  otrzymałem  nowy,  sensacyjny  traktat  wydany  przez 
Towarzystwo Strażnica. Na stronie tytułowej w czerwonej obwódce znajdujemy biały napis 
na  czarnym  tle:  „DO  MIESZKAŃCÓW  CAŁEGO  ŚWIATA”.  Na  okładce  widać  także 
gromy spadające na ziemię, zapewne życzeniem przynajmniej niektórych Świadków Jehowy 
byłoby, by uderzyły one w kościoły chrześcijańskie. Widnieją tam również trzy pytania: „Jak 
rozpoznać religię fałszywą?”; „Jaki będzie jej kres?” oraz „Jak się to odbije na tobie?”. W jaki 
sposób do tej publikacji powinni ustosunkować się ewangeliczni chrześcijanie? 
 
„Jak rozpoznać religię fałszywą?” 
 
Na drugiej stronie wspomnianej ulotki znajdujemy powyższy tytuł i kilka ciekawych myśli. 
Anonimowy autor stawia ważne pytania:  
 

„Czy nie przerażają cię zbrodnie popełniane w imię religii? Czy można usprawiedliwić 
wojny,  terroryzm,  korupcję  i  inne  nadużycia,  których  dopuszczają się ludzie  wierzący? 
Dlaczego religia bywa zarzewiem tylu problemów?”. 

 

Na  pewno  większość  czytelników  odpowie  na  pierwsze  pytanie,  że  istotnie  przerażają  ich 
zbrodnie popełnione w imię religii. Trudno pozytywnie oceniać działania inkwizycji, wojny 
krzyżowe,  pogromy,  których  ofiarami  byli  Żydzi,  czy  też  obecne  ataki  fundamentalistów 
islamskich  na  niewinnych  ludzi.  Stąd  normalny  człowiek  uzna,  że  zgodnie  z  sugerowaną 
odpowiedzią, zawartą w drugim pytaniu, nie można usprawiedliwić takich praktyk jak wojny, 
terroryzm, korupcja i inne nadużycia, których dopuszczają się „ludzie wierzący”.   
 
Oczywiście  nic  nie  wspomniano  tu  o  ogromie  dobra,  które  czynią  ludzie  autentycznie 
wierzący.  Wspominanie  o  tym  utrudniłoby  osiągnięcie  celu,  do  którego  twardo  i 
bezpardonowo zmierza autor. Dlatego nic nie mówi o tym, że wiele misji chrześcijańskich na 
całym  świecie  tłumaczy  Biblię  lub  jej  fragmenty  na  języki  nawet  najmniejszych  plemion. 
Przemilcza fakt, że wiele jest wspaniałych ośrodków chrześcijańskich, w których z ogromną 
skutecznością  leczy  się  ludzi  uzależnionych  od  narkotyków  i  alkoholu.  Nie  na  rękę  byłoby 
nawiązanie  do  tego,  że  wiele  centrów  chrześcijańskich  pomaga  sierotom  i  ubogim  lub 
chorym.  Nie,  autor  ma  mroczną  wizję  wszystkich  religii  znajdujących  się  poza  organizacją 
Świadków Jehowy. Jak mówi niejeden Świadek: „Lepszy jest najgorszy Świadek Jehowy od 
najlepszego  wyznawcy  innej  religii”.  Nic  dziwnego,  że  będąc  tak  zaślepionym,  anonimowy 
pisarz może podać następne myśli:   
 

„Źródłem  trudności  nie  jest  religia  sama  w  sobie,  ale  religia  fałszywa.  Jezus  Chrystus 
wskazał,  że  religia  fałszywa  skłania  ludzi  do  złego  postępowania.  Przyrównał  ją  do 
spróchniałego  drzewa,  które  ››wydaje  owoc  bezwartościowy‹‹  (Mateusza  7:15-17).  A 
jakie owoce wydaje religia fałszywa?”.  

 
Czy  rzeczywiście  Zbawiciel  „wskazał,  że  religia  fałszywa  skłania  ludzi  do  złego 
postępowania”  i  „przyrównał  ją  do  spróchniałego  drzewa”?  Przyjrzyjmy  się  tekstowi,  na 
który się powołano:  
 

„Strzeżcie  się  fałszywych  proroków,  którzy  przychodzą  do  was  w  odzieniu  owczym, 
wewnątrz  zaś  są  wilkami  drapieżnymi!  Po  ich  owocach  poznacie  ich.  Czyż  zbierają 
winogrona z cierni albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, ale złe 
drzewo wydaje złe owoce” (Mateusza 7:15-17, Biblia Warszawska).  

background image


 

 
Jak  widać,  Jezus  Chrystus  nie  mówił  tu  nic  o  religii  fałszywej!  Ostrzegał  przed  fałszywymi 
prorokami. Niestety, to właśnie Świadkowie Jehowy wielokrotnie głosili fałszywe proroctwa. 
Oto kilka przykładów: 
 
W książce The Time Is At Hand (Nadszedł czas), wydanej w 1889 roku zamieszczono m.in. 
następujące proroctwo: 
 

„W  rozdziale  tym  przedstawiamy  dowody  Biblijne  wykazujące,  że  zupełny  koniec 
Czasów Pogan, tj. ostateczny kres ich panowania w ramach dzierżawy, nastąpi R. P. 1914; że 
ta  data  będzie  ostateczną  granicą  panowania  niedoskonałych  ludzi”  (ss.  76,  77  wyd. 
angielskiego).  

 

Tak więc w roku 1914 oczekiwano zupełnego końca panowania ludzkiego na ziemi.  
 
Z kolei w opublikowanej w 1917 roku książce The Finished Mystery (Dokonana Tajemnica) 
ogłoszono kolejne sensacyjne przepowiednie, a wśród nich:  

 

 

„Również  w  roku  1918,  kiedy  Bóg  będzie  niszczył  ogół  kościołów  i  zabijał  miliony 
członków kościelnych, stanie się, że ci, co uciekną przed zniszczeniem, zbliżą się do dzieł 
Pastora  Russella,  aby  uczyć  się  o  znaczeniu  upadku  ››chrześcijaństwa‹‹”  (s.  484  wyd. 
angielskiego). 

 

Zatem  kres  religii  fałszywej  miał  według  starych  przepowiedni  Towarzystwa  Strażnica 
nastąpić  już  w  1918  roku.  Skoro  nie  nastąpił  wtedy,  to  może  nie  będzie  miał  miejsca  w 
najbliższej przyszłości? 
 
W opublikowanej w roku 1920 broszurze, zatytułowanej Milions Now Living Will Never Die 
(Miliony ludzi z obecnie żyjących nigdy nie umrą) podano kolejną datę: 

 

„Główną rzeczą, mającą być przywróconą, jest życie ludzkie; a ponieważ Pismo Święte 
stanowczo  powiada,  że  nastąpi  zmartwychwstanie  Abrahama,  Izaaka,  Jakóba  i  innych 
mężów starego Zakonu i że oni otrzymają pierwsi łaskę, przeto możemy spodziewać się 
roku  1925-tym  powrotu  tych  wiernych  mężów  Izraela  ze  stanu  śmierci,  gdy  zostaną 
wskrzeszeni  do  życia  i  przywróceni  do  doskonałego  stanu  ludzkiego,  oraz  uczynieni 
widzialnymi, legalnymi przedstawicielami nowego porządku rzeczy na świecie. 
 
[…]  Możemy  przeto  z  ufnością  oczekiwać,  że  rok  1925-ty  zaznaczy  się  powrotem 
Abrahama,  Izaaka,  Jakóba  i  wiernych  proroków  Starego  Zakonu,  a  mianowicie  tych, 
których  apostoł  wymienia  w  jedenastym  rozdziale  listu  do  Żydów  –  do  stanu  ludzkiej 
doskonałości. 

 

[…]  Opierając  się  tedy  na  argumentach  powyżej  wyłuszczonych,  że  stary  porządek 
rzeczy, stary świat, skończył się, a zatem przemija, i że nowy ład nastaje, oraz że rok 1925-ty 
zaznacza  się  zmartwychwstaniem  wiernych  i  zasłużonych  mężów  starożytności  i 
początkiem odbudowy, słusznem będzie mniemać, że miliony ludzi z żyjących teraz na 
świecie będą jeszcze znajdować się na świecie w roku 1925–tym. A wtenczas, opierając 
się  na  obietnicach  wymienionych  w  Słowie  Bożem,  musimy  przejść  do  stanowczego  i 
niezaprzeczonego wniosku, że miliony z żyjących teraz na świecie ludzi nigdy nie umrą” 
(s. 77-79 i 85-86 wyd. polskiego). 

 

background image


 

Z powyższego fragmentu wynika, że na 1925 rok stanowczo zapowiadano takie wydarzenia, 
jak  zmartwychwstanie  starożytnych  mężów  wiary  oraz  przejście  mieszkańców  ziemi  do 
stanu nieśmiertelności.  

 

Wiele  lat  później,  bo  w  Strażnicy  polskiej  nr  18  z  1970  roku  przepowiedziano,  że  w  1975 
roku nastanie tysiącletnie Królestwo Chrystusa:  

 

 
„Zupełnie  niedawno  poważni  badacze  Pisma  Świętego  ponownie  przeanalizowali 
chronologię biblijną. Według ich obliczeń sześć millenniów życia ludzkiego na ziemi ma 
dobiec końca w połowie lat siedemdziesiątych. Zatem siódme millennium po stworzeniu 
człowieka  przez  Jehowę  Boga  powinno  się  rozpocząć  przed  upływem  bieżącego 
dziesięciolecia. […] 
 

Jeżeli Pan Jezus Chrystus ma być ››Panem i sabatu‹‹, to jego tysiącletnie panowanie musi 
być siódmym w serii okresów tysiącletnich, czyli millenniów (Mat. 12:8, NT). Tylko pod 
tym warunkiem będzie ono panowaniem sabatnim” (ss. 12 i 13).  

 

Inne  proroctwo  głosiło,  że  nie  przeminie  pokolenie  roku  1914,  aż  nastaną  rządy  Boże  na 
ziemi. W związku z tym ciekawie wypada porównanie stopki redakcyjnej Przebudźcie się! z 8 
października  1995  roku  z  odpowiednim  fragmentem  stopki  Przebudźcie  się!  z  8  listopada 
1995 roku. W pierwszym z tych czasopism m.in. napisano: „Co najważniejsze, czasopismo to 
umacnia  zaufanie  do  obietnicy  danej  przez  Stwórcę,  że  zanim  przeminie  pokolenie 
pamiętające  wydarzenia  z  roku  1914,  nastanie  nowy  świat,  w  którym  zapanuje  pokój  i 
bezpieczeństwo”. Natomiast w następnym numerze czytamy: „Co najważniejsze, czasopismo 
to umacnia zaufanie do obietnicy naszego Stwórcy, że obecny niegodziwy i pełen bezprawia 
system  rzeczy  zostanie  zastąpiony  przez  nowy  świat,  w  którym  zapanuje  pokój  i 
bezpieczeństwo”.  Nasuwa  się  wniosek,  że  Stwórca  wycofał  się  z  obietnicy  dotyczącej 
ustanowienia nowego świata za życia pokolenia pamiętającego wydarzenia 1914 roku.  
 
Jakie  są  owoce  takich  fałszywych  proroctw?  Na  pewno  bezwartościowe.  Wielkie 
rozczarowanie  ludzi,  u  których  rozbudzano  takie  fałszywe  nadzieje.  Żal  takich  osób,  że  źle 
ułożyły  swe  życie,  dostosowując  swe  plany  do  złudnych  obietnic  Strażnicy.  Niektórzy  starsi 
wiekiem ludzie ubolewają nad tym, że idąc za radą Towarzystwa Strażnica nie spłodzili dzieci, 
tak, że teraz nie ma się kto nimi opiekować. Inni żałują, że nie wstąpili w związki małżeńskie i 
borykają się z depresją wynikającą z uczucia samotności. Szereg osób chętnie cofnęłoby czas i 
nie  zrezygnowałoby  z  wyższego,  czy  nawet  średniego  wykształcenia.  Są  i  tacy,  którzy  nie 
podjęli  wymaganego  leczenia,  gdyż  liczyli  na  doskonałe  uzdrowienie  w  Tysiącletnim 
Królestwie. Jednak najgorsze owoce fałszywych przepowiedni, to kompromitowanie proroctw 
Słowa  Bożego  w  oczach  słuchaczy  przez  tych,  którzy  przedstawiali  się  jako  jedyni 
reprezentanci  Boga.  Jest  to  rzucanie  złego  światła  na  samego  Stwórcę!  Tymczasem  obecni 
przywódcy  Świadków  nadal  zapewniają  nas,  że  jakieś  wydarzenia  są  bardzo  bliskie,  choć 
Chrystus ostrzegał:  

 

„Baczcie, by nie dać się zmylić. Wielu bowiem przyjdzie w imieniu moim, mówiąc: Ja 
jestem, i: Czas się przybliżyłNie idźcie za nimi!” (Łukasza 21:8, BW). 

 
Chyba trudno nazwać prawdziwą religię, która głosiła tyle fałszywych proroctw w imieniu 
Boga? Niech czytelnik oceni to samodzielnie.  
 
 
 

background image


 

„Jakie owoce wydaje religia fałszywa?”  
 
Pisarz  przechodzi  teraz  do  wyliczenia  złych  owoców  „religii  fałszywej”.  Są  one 
zgrupowane w trzech akapitach. 
 
1. „MIESZA SIĘ DO POLITYKI I UCZESTNICZY W WOJNACH”. 
2. „PROPAGUJE FAŁSZYWE NAUKI”. 
3. „TOLERUJE NIEMORALNE POSTĘPOWANIE”.  
 
1. „MIESZA SIĘ DO POLITYKI I UCZESTNICZY W WOJNACH”. 
 
Odnośnie pierwszego punktu podano następujące informacje:  
 

„W  czasopiśmie  Asiaweek  czytamy:  ››W  całej  Azji  i  w  innych  częściach  świata  żądni 
władzy  duchowni  cynicznie  manipulują  uczuciami  religijnymi  ludzi,  by  osiągać  własne 
cele‹‹.  W  rezultacie,  jak  dodano,  ››świat  jest  bliski  obłędu‹‹.  Znany  amerykański 
kaznodzieja  oświadczył:  ››Żeby  skończyło  się  zabijanie,  trzeba  najpierw  pozabijać 
terrorystów‹‹. Co proponuje? ››Zlikwidujmy ich wszystkich w imię Pana‹‹. Tymczasem w 
Piśmie  Świętym  czytamy:  ››Jeżeli  ktoś  twierdzi:  ‘Miłuję  Boga’,  a  jednak  nienawidzi 
swego  brata,  to  jest  kłamcą‹‹  (1  Jana  4:20).  Jezus  powiedział  nawet:  ››Miłujcie  swych 
nieprzyjaciół‹‹
 (Mateusza 5:44). Czy znasz takie religie, których wyznawcy biorą udział 
w wojnach?”. 
 

Wzmianka  o  żądnych  władzy  duchownych,  którzy  „cynicznie  manipulują  uczuciami 
religijnymi  ludzi,  by  osiągać  własne  cele”  jest  mimo  wszystko  dość  enigmatyczna.  Nie 
wiemy, o jakich duchownych chodzi i o jakich kościołach jest mowa. Najwyraźniej nie są to 
zdrowe  społeczności  ewangeliczne,  skoro  celem  ich  przywódców  jest  zdobywanie  władzy. 
Niewątpliwie  wrzucanie  do  jednego  worka  wszystkich  przywódców  chrześcijańskich  od 
dawna  jest  specjalnością  pisarzy  literatury  Świadków.  Nic  nie  wspominają  o  tysiącach 
wiernych  pastorów  i  ewangelistów,  którzy  lojalnie  i  z  oddaniem  głoszą  Ewangelię  łaski 
Bożej. Tacy bogobojni pasterze w ogóle nie dążą do zdobywania funkcji politycznych, gdyż 
są zadowoleni ze swego duchowego powołania. Wcale nie mieszają się w politykę, lecz leży 
im  na  sercu  dobro  ich  kraju  i  narodu.  Lecz  o  takich  wspaniałych  sługach  Bożych  traktat 
milczy. 
 
Natomiast  wymieniono  znanego  amerykańskiego  kaznodzieję,  który  podżegał  do  zabijania 
terrorystów  w  imię  Pana.  Napiętnowano  jego  postawę  wersetami  mówiącymi  o  potrzebie 
miłowania bliźniego, a nawet nieprzyjaciela. Co o tym sądzić? Wspomniany kaznodzieja jest 
skrajnym  przykładem  niestosownego  zaangażowania  się  w  sprawy  polityczne.  Ponosi  za  to 
osobistą odpowiedzialność. Jego postawa nie przekreśla jednak jego grupy wyznaniowej, jako 
rzekomej  „religii  fałszywej”,  ponieważ  jego  Kościół  głosi  wiele  zdrowych  i  cennych  nauk 
biblijnych, a w skład tej denominacji wchodzi wielu ludzi szczerze oddanych Bogu. Kilka lat 
temu  nadgorliwy  starszy  zboru  Świadków  Jehowy  z  Polski  centralnej  zagroził,  że  zabije 
pewnego byłego Świadka Jehowy, i usiłował pobić misjonarza należącego do ewangelicznego 
zboru.  W  grudniu  2006  roku  usłyszeliśmy  niepokojącą  wiadomość,  że  młody  Świadek 
Jehowy  z  Wielkopolski  został  skazany  za  zamordowanie  swej  dziewczyny,  która  w  chwili 
śmierci była w dziewiątym miesiącu ciąży. We wrześniu 2010 roku Świadek Jehowy z Łodzi 
zabił  swoje  dzieci  i  żonę.  Czy  z  takich  doniesień  wyciągamy  wniosek,  że  wszyscy 
Świadkowie  Jehowy  to  ludzie  agresywni  i  zabijacy?  Biblia  stwierdza,  że  „każdy  własny 
ciężar poniesie” (Galacjan 6:5).  
 

background image


 

Czy Świadkowie Jehowy są wolni od nienawiści? W Strażnicy z 1 października 1993 roku na 
stronie  19,  w  akapicie  15  stwierdzono  o  tzw.  odstępcach:  „chrześcijanin  musi  owe 
przesiąknięte złem osoby znienawidzić (w biblijnym tego słowa znaczeniu)”. Porównajmy z 
tym wypowiedź apostoła Jana: „Każdy, kto nienawidzi brata swego, jest zabójcą, a wiecie, że 
żaden zabójca nie ma w sobie żywota wiecznego” (1 Jana 3:15). Tak, nienawiść jest równa 
zabójstwu.  Poza  tym  Świadkowie  nienawidzą  wszystkich  innych  religii,  zwłaszcza 
chrześcijaństwa  i  niejako  wysługują  się  Bogiem  w  celu  wywarcia  na  nich  swej  złości. 
Dowodzą tego dalsze fragmenty tego traktatu, znajdujące się pod nagłówkami: „Jaki koniec 
czeka  religię  fałszywą?”  i  „Jak  rozpoznać  religię  prawdziwą?”.  Wynika  z  nich,  że  Bóg 
zniszczy  wszystkie  religie  poza  Świadkami  Jehowy,  dlatego  póki  czas  trzeba  opuścić  te 
wyznania  i  przyłączyć  się  do  jedynej  prawdziwej  religii,  jaką  rzekomo  są  Świadkowie 
Jehowy.   
 
Jak  odpowiedzieć  ma  pytanie  postawione  w  traktacie:  „Czy  znasz  takie  religie,  których 
wyznawcy  biorą  udział  w  wojnach?”.  Można  stwierdzić,  że  znamy  wiele  religii,  które  na 
długo  przed  Świadkami  nie  brały  udziału  w  wojnach  i  do  dzisiaj  nie  zmieniły  swego 
stanowiska. Są to na przykład amisze, mennonici, kwakrzy i wiele innych grup.  
 
Z  drugiej  strony  problem  udziału  chrześcijanina  w  wojnach  jest  kwestią  o  wiele  bardziej 
złożoną niż mogłoby się to z pozoru wydawać. Jest to poważny dylemat moralny. Oczywiście 
udział w wojnach agresywnych, mających na celu niesprawiedliwy podbój drugiego kraju lub 
krzywdzenie  niewinnych  jest  rzeczą  zbrodniczą  i  złą.  Co  jednak  powiedzieć  o  wojnach 
obronnych? Czy nie mamy prawa bronić siebie i swych najbliższych przed napaścią wrogów?  
Najwyraźniej  sami  Świadkowie  Jehowy  mają  co  do  tego  wątpliwości,  gdyż  w  Przebudźcie 
się! 
z 8 września 1988, na stronie 28 pojawiło się następujące pytanie czytelnika: 
 

„Do  napisania  tego  listu  skłonił  mnie  fragment  artykułu  ››Powszechny  pokój  –  kiedy  i 
jak?‹‹  (8  lutego  1988),  gdzie  powiedziano  o  Świadkach  Jehowy:  ››Wyrobili  w  sobie 
pokojowe usposobienie i nigdy nie będą odbierać życia bliźnim‹‹. Czy to znaczy, że nam, 
Świadkom Jehowy, nie wolno zadać śmiertelnego ciosu w obronie własnej lub rodziny?”.         

 

A oto odpowiedź wydawców tego czasopisma: 

 

„Wyrażenie  ››odbierać  życia  bliźnim‹‹  dotyczy  świadomych  zabiegów,  żeby  kogoś 
zabić. Prawdziwy chrześcijanin tego nie zrobi. Gdyby jednak został zaatakowany i nie 
mógł  uciec,  a  napastnik  byłby  zdecydowany  go  zranić  bądź  zabić,  może  spróbować 
odparować ciosy lub nawet uderzać w obronie, ewentualnie używając do tego czegoś, 
co akurat miałby pod ręką. Ale jego działania będą mieć tylko charakter obronny. Nie 
będzie próbował zabić ani w jakiś sposób ukarać napastnika, tylko postara się odeprzeć 
atak. Gdyby napastnik otrzymał cios śmiertelny, musiałby on być przypadkowy, a nie 
zadany rozmyślnie. (Wyd.).”.  

 

Jak  widać,  Świadkowie  Jehowy  są  świadomi  tego,  że  istnieje  coś  takiego,  jak  obrona 
konieczna. W takim razie, czy istnieje różnica między obroną własnej osoby lub rodziny, a 
obroną  większej  liczby  osób  –  osiedla,  miasta,  województwa  i  kraju?  Przecież  rzecz 
sprowadza się tylko do liczby osób, a zasada  prawa do obrony koniecznej chyba pozostaje 
niezmienna? A co powiedzieć o moralnym obowiązku obrony najsłabszych – starców, kobiet 
i dzieci? Czy wolno się od tego uchylać pod płaszczykiem neutralności chrześcijańskiej? Te 
pytania  zostawiamy  pod  rozwagę  pewnym  swego  stanowiska  Świadkom  Jehowy  i  ich 
sympatykom. Podajemy te myśli, by wykazać, że potępianie chrześcijan za udział w wojnach 
obronnych  może  być  niesprawiedliwe,  niekonsekwentne  lub  przedwczesne.  Chrześcijanie, 

background image


 

którym  zdarzyło  się  uczestniczyć  w  wojnie  obronnej,  nie  robili  tego  z  nienawiści  do 
bliźniego,  lecz  z  miłości  do  własnych  rodzin  i  rodaków.  Wcale  nie  sprawiało  im 
przyjemności odpieranie ataku wroga, ale było to mniejsze zło w świecie, w którym ciągle 
jeszcze nie panują rajskie warunki.  
 
Rzecz  jasna,  wojna  nie  jest  niczym  dobrym  i  nie  będziemy  jej  usprawiedliwiać.  Dalecy 
jesteśmy  jednak  od  upraszczania  tej  kwestii  i  potępiania  tych,  którzy  uznali  za  konieczne 
bronić swego kraju przed atakiem agresora.      
 
2. „PROPAGUJE FAŁSZYWE NAUKI”. 
 
Co do drugiego zarzutu przedstawiono następujące argumenty: 
 

„Większość religii uczy, że człowiek ma niewidzialną duszę, która żyje po śmierci ciała. 
Duchowni  często  wykorzystują  tę  naukę,  by  wyciągać  pieniądze  od  wiernych,  którzy 
proszą  o  modlitwy  za  dusze  zmarłych.  Biblia  natomiast  uczy  czegoś  zupełnie  innego: 
››Dusza, która grzeszy, ta umrze‹‹ (Ezechiela 18:4). ››Żyjący są świadomi tego, że umrą, 
lecz umarli nie są świadomi niczego‹‹ (Kaznodziei 9:5). Jezus nauczał, że umarli zostaną 
wskrzeszeni.  A  przecież,  gdyby  człowiek  miał  duszę  nieśmiertelną,  zmartwychwstanie 
nie  byłoby  potrzebne  (Jana  11:11-25).  Czy  twoja  religia  uczy,  że  dusza  jest 
nieśmiertelna?”. 

 

To  prawda,  że  większość  systemów  religijnych  naucza,  że  dusza  przeżywa  śmierć  ciała. 
Warto  rozważyć,  na  jakiej  podstawie  opierają  to  wierzenie  Kościoły  chrześcijańskie. 
Uczynimy  to  później,  lecz  teraz  ustosunkujmy  się  do  oskarżenia,  jakoby  duchowni 
posługiwali  się  doktryną  o  nieśmiertelności  duszy,  by  wzbogacać  się  na  wiernych,  którzy 
proszą  o  modlitwy  za  dusze  ich  zmarłych  krewnych.  Ponownie  widzimy,  że  Świadkowie 
Jehowy  posługują  się  niesprawiedliwymi  uogólnieniami,  tak  jakby  wszyscy  duchowni 
wierzyli  w  czyściec  lub  skuteczność  modlitw  w  intencji  zmarłych.  Trzeba  powiedzieć 
stanowczo, że jest to atak wyłącznie na księży rzymskokatolickich, którzy dołączają do mszy 
modlitwy w intencji dusz znajdujących się w czyśćcu. Czy faktycznie jest to cyniczny zabieg 
obliczony  na  wyłudzanie  pieniędzy,  czy  też  omawiana  praktyka  wypływa  z  wierzeń 
katolickich?  Niech  czytelnik  sam  to  oceni.  Niech  dowie  się,  jakie  są  opłaty  za  takie  msze. 
Niech zapyta zaufanego  księdza, czy faktycznie  kieruje nim i  jego kolegami jedynie żądza 
zysku. Jako ewangeliczni protestanci nie mamy celu bronić tej praktyki, gdyż nie wierzymy 
w  istnienie  czyśćca.  Wiara  w  nieśmiertelność  duszy  nie  skłania  naszych  pastorów  do 
finansowego wykorzystywania naiwnych wiernych.  
 
A teraz przeanalizujmy „dowody” biblijne rzekomo obalające naukę o nieśmiertelności duszy. 
Pierwszy z nich, to tekst z Księgi Ezechiela 18:4. W Przekładzie Nowego Świata (dalej NŚ), 
w Biblii Gdańskiej i w innych tłumaczeniach, czytamy w Ezechiela 18:4, 20, że „dusza, która 
grzeszy, ta umrze”. Zdaniem Świadków Jehowy słowa te stanowią bezpośrednie zaprzeczenie 
nauki  o  nieśmiertelności  duszy.  Jednakże  w  tym  samym  rozdziale  czytamy:  „A  gdy 
niegodziwy  zawraca  od  swej  niegodziwości,  której  się  dopuszczał,  i  czyni  zadość 
sprawiedliwości i prawości, to taki zachowa swoją duszę przy życiu. Gdy widzi i odwraca się 
od wszystkich swych występków, które popełnił, na pewno będzie żył. Nie umrze” (Ezechiela 
18:27, 28, NŚ). Czy te wersety dowodzą z kolei nieśmiertelności duszy? Czytamy tu przecież, 
że nawrócony grzesznik zachowa swoją duszę przy życiu i nie umrze.  
 
Fakty  są  takie,  że  Ezechiel  nie  porusza  tu  wcale  kwestii  wiecznego  zbawienia.  W  dziele 
Zondervan NIV Bible Commentary, tom I, czytamy: „Życie i śmierć w tym kontekście nie są 

background image


 

wieczne,  lecz  fizyczne”  (s.  1301).  Należy  też  zwrócić  uwagę  na  fakt,  że  słowo  nefesz  nie 
występuje  tu  w  znaczeniu  niematerialnej  duszy,  lecz  osoby,  stąd  inne  przekłady  tak  oddają 
omawiane  wersety:  „Umrze  tylko  [ta]  osoba,  która  zgrzeszyła”  (Ezechiela  18:4,  Biblia 
Tysiąclecia)  „Ta  osoba,  która  grzeszy,  umrze”  (Ezechiela  18:20,  Biblia  Poznańska).  Co 
ciekawe, uczony Gerhard von Rad przypisuje słowu nefesz znaczenie „to, co żywe” i zaleca: 
„Ponieważ  Hebrajczyk  nie  oddzielał  funkcji  duchowych  od  witalnych  funkcji  ciała  (basar), 
powinniśmy, kiedy tylko to będzie możliwe, odstąpić od zwyczaju przekładania tego terminu 
przy użyciu naszego słowa ››dusza‹‹” (Teologia Starego Testamentu, s. 128).    
 
Warto przeczytać cały 18 rozdział Księgi Ezechiela. Wówczas przekonamy się, że dotyczy on 
następującej  kwestii:  Czy  człowiek  odpowiada  przed  Bogiem  indywidualnie  za  swe  czyny, 
czy też obejmuje go odpowiedzialność zbiorowa? Ezechiel odpowiada, że każdy odpowiada 
sam za siebie, bez względu na postępowanie jego przodków. Prorok w ogóle nie omawia tu 
zagadnienia życia wiecznego ani zmartwychwstania.   
 
Drugi fragment, na którym oparł się anonimowy  autor traktatu, to tekst z Księgi Kaznodziei 
9:5: „Żyjący są świadomi tego, że umrą, lecz umarli nie są świadomi niczego”.  
 
Warto  zbadać  kontekst  tej  wypowiedzi:  „Wszystko  to  rozważyłem  w  swoim  sercu”  (9:1); 
znaczy to, że są to osobiste rozważania pisarza. „To jest najgorsze z wszystkich rzeczy, jakie 
się dzieją pod słońcem
”  (9:3). Werset  ten wskazuje na  fakt,  że mowa tu o ziemskim  życiu. 
Gdybyśmy mieli omawiany tekst brać w sensie absolutnym, to co zrobić z takimi zdaniami: 
„Już nie ma dla nich żadnej zapłaty”, „gdyż ich imię idzie w zapomnienie” oraz „nigdy już 
nie mają udziału w niczym z tego, co się dzieje pod słońcem” (9:5, 6)? Jak mają się one do 
informacji  o  tym,  że  imiona  niektórych  ludzi  zapisane  są  w  księdze  żywota  Baranka 
(Objawienie  3:5)?  Jak  pogodzić  je  z  wypowiedzią  skierowaną  do  Daniela,  w  myśl  której 
nastąpi  powszechne  zmartwychwstanie  i  sam  Daniel  powróci  do  życia  (Daniela  12:2,  13)? 
Najprościej  jest  stwierdzić,  że  Salomon  nie  rozpatruje  tych  zagadnień  w  sensie  spraw 
ostatecznych,  lecz  w  kontekście  udziału  w  zwykłym,  ziemskim  życiu.  W  Strażnicy  nr 
13/1976, tom XCVI, na stronach 23 i 24, przyznano:  
 

„Zapoznanie  się  z  kontekstem  pozwala  nam  stwierdzić,  że  Salomon,  pisząc  Księgę 
Koheleta (Kaznodziei), dał w niej wyraz swemu poglądowi na życie  takie, jakim ono 
jest obecnie tu na ziemi, inaczej mówiąc ››pod słońcem‹‹, widziane – rzec by można – 
ze  ściśle  ludzkiego  punktu  widzenia,  z  obiektywnego  stanowiska  obserwatora.  Nie 
bierze w tym miejscu pod uwagę zamierzenia Bożego co do zmartwychwstania…”. 

 

„Salomon, przemawiając z pozycji obserwatora, wskazuje, iż ‘przeciętny’ człowiek na 
świecie  wie,  że  umrze,  gdyż  widzi,  jak  wszyscy  inni  umierają.  Zdaje  sobie  sprawę  z 
czekającej  go  śmierci.  Z  obserwacji  wie  również,  że  gdy  ktoś  umrze,  przestaje 
cokolwiek  docierać  do  jego  świadomości.  Drudzy  ludzie  nie  mogą  już  nic  dla  niego 
uczynić; pieniądz także nie ma dla niego znaczenia. Życie na świecie toczy się dalej, 
nawet jego krewni i przyjaciele w szybko płynącym strumieniu powszedniego życia nie 
mogą już go uwzględniać w swych planach i innych sprawach, toteż siłą rzeczy muszą 
z  czasem  o  nim  zapomnieć.  Nie  znaczy  to,  by  nie  pamiętali,  iż  kiedyś  istniał,  ale 
przestają liczyć się z nim, zanika jego rola czynnika znaczącego coś w ich życiu. Wiele 
cech jego osobowości idzie w niepamięć, a następne pokolenie wcale go nie zna”. 

 

„Zmarły  nie  jest  już  w  stanie  przejawiać  miłości,  nienawiści  ani  zazdrości.  Bez 
względu na to, jaką za życia posiadał władzę, jaki autorytet lub bogactwo, przechodzi 
to w inne ręce, a on nie ma nic więcej do powiedzenia w tej sprawie (Kohel. 2:21). W 
tym  systemie  rzeczy  zakończył  się  jego  udział  w  czymkolwiek  i  zniknąłby 

background image


 

bezwzględnie na zawsze z pola widzenia, gdyby nie postanowienie Boże co do nowego 
porządku i zmartwychwstania”. 

 

„Tak więc Salomon opisuje po prostu sytuację tak, jak by się przedstawiała, gdyby na 
obecnym świecie wszystko się kończyło i gdyby tylko tyle można było oczekiwać od 
życia”. 

 
Autor  tego  artykułu  zmuszony  był  przyznać,  że  konsekwentna  interpretacja  tego  rozdziału 
musiałaby  prowadzić  do  wniosku,  że  dla  zmarłych  nie  ma  żadnej  nadziei.  Dlaczego 
organizacja  omawiając  temat  życia  po  śmierci  zawsze  odwołuje  się  do  tej  księgi,  skoro 
ewidentnie poznanie spraw ostatecznych przez jej pisarza było bardzo cząstkowe? Czyż nie 
powinniśmy  na  te  sprawy  patrzeć  przez  pryzmat  Nowego  Testamentu  i  doskonałego  dzieła 
„Chrystusa Jezusa, który śmierć zniszczył, a żywot i nieśmiertelność na jaśnię wywiódł przez 
ewangelię”  (2  Tymoteusza  1:10)?  W  kilku  miejscach  Nowego  Testamentu  słowo  „dusza” 
oznacza  niematerialny  element  człowieka,  na  przykład  w  1  Piotra  1:9  i  2:11.  W  Liście  do 
Hebrajczyków  jest  mowa  o  „duchach  ludzi  sprawiedliwych,  którzy  osiągnęli  doskonałość” 
(12:23).  Księga  Objawienia  wspomina  o  duszach  męczenników  znajdujących  się  w  niebie 
jeszcze przed powszechnym zmartwychwstaniem; są one świadome i wypowiadają się (6:9-
11). Apostoł Paweł mówi w sposób obrazowy o tym, że po śmierci nasze ciała się rozpadają, 
a my mamy dom w niebie (2 Koryntian 5:1-10). Ten sam apostoł pragnął rozstać się z życiem 
i być z Chrystusem, bo to daleko lepiej (Filipian 1:21-24). Gdyby czekały go nieświadomość i 
uśpienie,  nie  powiedziałby,  że  to  daleko  lepiej.  Z  powyższych  wersetów  wynika,  że  umarli 
żyją i zachowują świadomość. Pamiętanie o tym, że w Biblii mamy do czynienia z rozwojem 
objawienia Bożego i przyznawanie pierwszeństwa pełniejszemu światłu Nowego Testamentu 
ustrzeże nas przed popadnięciem w błąd.   
 
Omówmy  kolejny  zarzut:  Czy  wiara  w  duszę  nieśmiertelną  nie  kłóci  się  z  prawdą  o 
zmartwychwstaniu?  Najpierw  wyjaśnijmy,  że  teologia  chrześcijańska  odróżnia  jakość 
nieśmiertelności  duszy  ludzkiej  od  nieśmiertelności  Boga.  Ks.  Wincenty  Granat  napisał: 
„Tylko Bóg jest nieśmiertelny z całej istoty swego bytu, tj. nigdy nie może przestać istnieć; 
wszystko  poza  Nim  jest  przygodne,  może  tedy  zniknąć,  a  więc  z  tej  racji  jest  śmiertelne. 
Mówiąc  o  nieśmiertelności  duszy  ludzkiej  mamy  na  uwadze  jej  naturę  nie  zawierającą  w 
sobie  pierwiastków  wewnętrznego  rozkładu,  czyli  z  tego  względu  nie  podlegającą  śmierci. 
Mimo  to  dusza  ludzka  jako  byt  przygodny  mogłaby  przestać  istnieć,  jeśli  Bóg  nie 
powstrzymywałby jej stale w bytowaniu i działaniu” (Eschatologia, s. 79).  
 
Żaden kościół chrześcijański nie głosi, że życie wieczne sprowadza się do tego, że człowiek 
będzie żył jako bezcielesna dusza. Taki pogląd głosiła filozofia grecka i taka jest idea religii 
Wschodu.  Przeciwnie,  według  nauki  chrześcijańskiej  ostatecznym  celem  jest  połączenie 
duszy  z  chwalebnym  zmartwychwstałym  ciałem  (Filipian  3:20,  21;  1  Koryntian  15:35-58; 
Rzymian  8:11).  Zbawienie  chrześcijańskie  nie  dotyczy  tylko  duszy  (1  Piotra  1:9),  lecz 
obejmuje też ciało; Paweł wspomina o „odkupieniu ciała naszego” (Rzymian 8:23). 
 
Na pytanie: „Czy twoja religia uczy, że dusza jest nieśmiertelna?”, musimy odpowiedzieć, że 
to  Jezus  nauczał,  że  dusza  jest  nieśmiertelna.  W  Ewangelii  według  Mateusza  10:28 
znajdujemy Jego wymowne słowa: „I nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, ale duszy zabić 
nie mogą
; bójcie się raczej tego, który może i duszę i ciało zniszczyć w piekle”. To prawda, 
że niektórzy bibliści twierdzą, że grecki wyraz psyche w Mateusza 10:28 oznacza życie; inni 
jednak twierdzą, iż odnosi się on do duszy. Zauważmy, że nawet, jeśli w tym wersecie słowo 
„dusza” zastąpimy wyrazem „życie”, to i tak naucza on, że coś z człowieka pozostaje nadal; 
istnieje jakieś życie, którego ludzie nie zdołają zabić. Zatem zmiana znaczenia słowa psyche 

background image


 

niewiele daje, a nawet czegoś pozbawia ową duszę. Czego? Tożsamości, bowiem staje się ona 
jedynie bezosobowym życiem. I tu jest sedno sprawy i problem dla Świadków. Co jest jądrem 
człowieka,  jego  osnową,  na  którą  zostanie  nałożone  ciało  w  dniu  powszechnego 
zmartwychwstania? Osoby wierzące w nieśmiertelność duszy (ściślej, w to, że dusza ludzka 
nie  podlega  rozkładowi  i  śmierci,  a  podtrzymuje  ją  przy  życiu  Stwórca),  nie  mają  z  tym 
problemu.  Świadkowie  poradzili  sobie  z  tą  kwestią  w  ten  sposób,  że  nauczają,  iż  pobożni 
zmarli  są  w  pamięci  u  Boga.  A  zatem  w  pewnym  sensie  żyją!  Porównajmy  z  tym  naukę 
Mistrza,  że  „Nie  jest  On  przeto  Bogiem  umarłych,  ale  żywych.  Dla  niego  wszyscy  żyją”  – 
Łukasza 22:37, 38.  
 
Pozostaje nam tylko odpowiedzieć na typowy zarzut Świadków, że w drugiej części Mateusza 
10:28  napisano:  „Bójcie  się  raczej  tego,  który  może  i  duszę  i  ciało  zniszczyć  w  piekle”. 
Świadkowie  argumentują,  że  dusza  podlega  zniszczeniu  w  Gehennie,  co  ich  zdaniem  jest 
równoznaczne  z  wymazaniem  z  istnienia.  Czy  mają  rację?  Występujące  tu  greckie  słowo 
apollumi  znaczy  m.in.:  „niszczyć,  gubić,  zabijać,  gładzić,  tracić”  (Wielki  słownik  grecko-
polski  Nowego  Testamentu
,  s.  64).  Nie  zawsze  jednak  jest  równoznaczne  z  niszczeniem 
czegoś  lub  kogoś  w  sensie  unicestwienia.  Na  przykład  w  Ewangelii  według  Jana  6:39,  NŚ 
napisano: „A wolą tego, który mnie posłał, jest, żebym nic nie stracił ze wszystkiego, co mi 
dał,  ale  żebym  to  wskrzesił  w  dniu  ostatnim”.  Jak  widać,  słowo  apollumi  występuje  tu  w 
sensie utraty lub zgubienia kogoś. Podobny sens ma Ewangelia według Jana 18:9. W innych 
wersetach jest mowa, że człowiek, który z szacunku dla Chrystusa  wyświadczy dobro Jego 
uczniom,  „na  pewno  nie  straci  swojej  nagrody”  (Mateusza  10:42,  NŚ;  Marka  9:41,  NŚ). 
Słowo  apollumi  występuje  również  w  Jezusowym  podobieństwie  o  zgubionej  owcy  i 
zgubionej drachmie (Łukasza 15:4, 8, 9). Zgubiona owca ani zgubiona drachma nie przestały 
istnieć, lecz po prostu zaginęły. Nasuwa to wniosek, że zgubienie grzesznika w Gehennie lub 
piekle nie musi oznaczać, że przestanie on istnieć. Dlatego w innych przekładach użyto słowa 
„zatracić”  (Biblia  Gdańska,  Biblia  Poznańska,  Nowy  Testament  w  przekładzie  z  greki  ks. 
Dąbrowskiego)  lub  „zgubić”  (Nowy  Testament.  Przekład  na  Wielki  Jubileusz  Roku  2000). 
Czytelnik  może  też  rozważyć  takie  wersety,  jak  Objawienie  14:9-11  i  20:10,  by  przekonać 
się, czy karą dla bezbożnych jest zagłada, czy wieczne męki.    
 
Wobec  tego  zarzut,  jakoby  chrześcijaństwo  propagowało  fałszywe  nauki  jest  bezzasadny  i 
niesprawiedliwy.  To  przywódcy  Świadków  Jehowy  manipulują  wersetami,  by  dowieść 
błędnych poglądów, których nie ma w Biblii. 
 
3. „TOLERUJE NIEMORALNE POSTĘPOWANIE”. 
 
Kolejne oskarżenie „religii fałszywej”, uzasadniono w następujący sposób: 
 

„W  niektórych  krajach  kościoły  udzielają  święceń  kapłańskich  gejom  i  lesbijkom  oraz 
naciskają na władze, by zezwoliły na legalizowanie związków homoseksualnych. Nawet 
kościoły,  w  których  oficjalnie  potępia  się  rozwiązłość,  osłaniają  księży  oskarżanych  o 
molestowanie  seksualne  dzieci.  A  czego  uczy  Pismo  Święte?  Czytamy  tam  wyraźnie: 
››Nie  dajcie  się  wprowadzić  w  błąd.  Ani  rozpustnicy,  ani  bałwochwalcy,  ani 
cudzołożnicy, ani mężczyźni utrzymywani do celów sprzecznych z naturą, ani mężczyźni 
kładący się z mężczyznami (…) nie odziedziczą królestwa Bożego‹‹
 (1 Koryntian 6:9, 10). 
Czy znasz religie, w których przymyka się oczy na takie niemoralne postępowanie?”.  

 

Co  sądzić  o  tak  poważnych  zarzutach?  Po  raz  kolejny  spotykamy  się  tu  z  zamierzonymi 
uogólnieniami, których celem jest wywołanie określonego wrażenia u czytelnika. Chodzi tu 

background image

10 
 

o wmówienie mu, że wszystkie kościoły albo popierają albo tolerują niemoralność.  A jakie 
są fakty? 
 
Prawda  jest  taka,  że  w  pewnych  krajach  niektóre  stare,  tradycyjne  kościoły  protestanckie 
istotnie uległy wpływom lobby homoseksualnego  i „udzielają święceń kapłańskich gejom i 
lesbijkom”.  Mało  tego,  udzielają  ślubów  parom  homoseksualnym.  (W  Stanach 
Zjednoczonych  istnieje  nawet  denominacja  powołana  do  życia  w  celu  popierania 
homoseksualistów).  Taką  postawę  trzeba  otwarcie  nazwać  odstępstwem  od  Chrystusa  i 
Słowa Bożego. Takie kościoły przestały być oblubienicą Chrystusa, a stały się nierządnicą, 
gdyż  zerwały  przymierze  z  Panem,  a  zawarły  je  ze  światem.  Czy  to  znaczy,  że  wyznania 
dotknięte  w  pewnych  sferach  kompromisem  ze  zdemoralizowanym  światem  w  całości 
sprzeniewierzyły się Bogu?  
 
Omówmy  to  na  przykładzie  Kościoła  anglikańskiego,  nazywanego  w  USA  Kościołem 
episkopalnym.  Rzeczpospolita  z  7  sierpnia  2003  roku,  na  stronie  A2  doniosła,  że  Gene 
Robinson, który rozwiódł  się ze swą żoną i  od lat żył  z partnerem  homoseksualnym,  został 
nominowany  na  biskupa  Kościoła  episkopalnego  diecezji  New  Hampshire  w  USA. 
Zaznaczono jednak, że „Konserwatywni członkowie Kościoła episkopalnego byli przerażeni. 
– Jesteśmy przepełnieni  żalem. Kościół episkopalny oddzielił się od milionów Anglikanów 
na  całym  świecie  –  powiedział  biskup  Robert  Duncan  z  Pittsburgha,  który  próbował  nie 
dopuścić  do  nominacji  homoseksualnego  kolegi”.  Tygodnik  Powszechny  z  1  lutego  2004 
roku  zamieścił  wzmiankę,  z  której  wynika,  że  wspomniany  biskup  Duncan  stanął  na  czele 
Sieci  Diecezji  i  Parafii  Wspólnoty  Anglikańskiej,  które  odrzuciły  konsekrację  biskupa-
homoseksualisty. Organizacja ta stała się „Kościołem w Kościele”.    
 
Natomiast Tygodnik Powszechny z 26 kwietnia 2004 roku, na stronie 2 podał wiadomość:  
 

Wspólnoty  anglikańskie  Afryki  zdecydowały  o  odrzuceniu  pomocy finansowej  od 
tych  diecezji  anglikańskich,  które  zgadzają  się  na  kapłaństwo  homoseksualistów. 
Zebrani w Nairobi arcybiskupi stwierdzili, że Kościół episkopalny (anglikański) w USA 
powinien być ukarany za biskupią konsekrację jawnego homoseksualisty, chyba, że  ››w 
ciągu  trzech  miesięcy  wyrazi  skruchę‹‹.  W  przeciwnym  razie  Kościoły  Afryki  będą 
zmuszone podjąć odpowiednie działania w ramach światowej Wspólnoty Anglikańskiej, 
niemniej – jak powiedział abp Peter Akinola z Nigerii – rozbicie jedności Wspólnoty nie 
jest  brane  pod  uwagę.  Amerykański  Kościół  episkopalny  do  tej  pory  był  jednym  z 
głównych źródeł pomocy dla ubogich anglikanów z Afryki. ››Nie boimy się trudności – 
stwierdził jednak abp Akinola. – Ważniejsza jest Ewangelia‹‹”.  

 
Jak widać, choć dany Kościół bywa dotknięty złem w skali lokalnej, to jednak często w skali 
kraju  lub  świata  ma  bezkompromisowych  wyznawców,  którzy  sprzeciwiają  się  odstępstwu 
od  Ewangelii.  Świadkowie  Jehowy  chętnie  stosują  wobec  Kościołów  zasadę 
odpowiedzialności zbiorowej, podczas gdy według Biblii „każdy z nas za samego siebie zda 
sprawę Bogu” (Rzymian 14:12). Oczywiście chrześcijanin faktycznie ma obowiązek opuścić 
zbór, w którym toleruje się niemoralne praktyki, pod warunkiem, że nie ma nadziei, iż da się 
naprawić lub wykorzenić zło.            
 
Jednakże  autor  traktatu  milczy  o  tym,  że  jest  wiele  wyznań  i  zborów,  które  zdecydowanie 
odcinają się od wszelkich dewiacji i nie tolerują takich postaw u swych członków. W traktacie 
nie wspomina się o prześladowaniach, które spotykają niektórych chrześcijan na Zachodzie za 
to,  że  otwarcie  występują  przeciwko  zagrożeniom  związanym  z  propagowaniem 
homoseksualizmu. Rozważmy kilka przykładów. 

background image

11 
 

 
Ake  Green,  pastor  ze  Szwecji  w  dniu  20  lipca  2003  roku  wygłosił  w  mieście  Borgholm 
kazanie,  w  którym  wyjaśnił,  co  Biblia  mówi  na  temat  homoseksualizmu.  Zwrócił  przy  tym 
uwagę na to, jakie miejsce zajmuje ideologia homoseksualna w szwedzkim społeczeństwie. 
W  czerwcu  2004  roku  sąd  rejonowy  uznał  pastora  winnym  „nawoływania  do  nienawiści 
przeciwko  grupie  społecznej  w  oparciu  o  jej  orientację  seksualną”  i  skazał  go  na  miesiąc 
więzienia.  11  lutego  2005  roku  Sąd  Apelacyjny  uznał,  że  poglądy  pastora  są  dyskusyjne, 
jednak  narzucanie  przez  państwo  osobistej  interpretacji  Pisma  Świętego  jest  nielegalne. 
Krytyka  homoseksualizmu  nie  może  być  karalna  –  uznał  sąd.  9  maja  bieżącego  roku 
prokurator  generalny  odwołał  się  od  tego  wyroku  i  sprawa  toczy  się  przed  Sądem 
Najwyższym Królestwa Szwecji. Szwecja w ubiegłym roku uznała oficjalnie związki osób tej 
samej  płci  i  zezwoliła  na  adoptowanie  przez  nie  dzieci.  Pastor  Green  ocenia:  „Szwecja 
znalazła  się  […]  w  momencie,  gdy  nie  chce  już  słuchać  słowa  Bożego.  Chrześcijaństwo  w 
Szwecji dopasowało się do struktur państwowych. Wiele lat temu w kazaniach powszechnie 
mówiło  się,  czym  jest  grzech.  Obecnie  to  jest  bardzo  niepopularne”.  […]  Ponadto  pastor 
wskazuje  na  olbrzymie  zagrożenie  dla  chrześcijaństwa:  „Homoseksualiści  są  organizacją 
globalną,  która  bardzo  szybko  i  zdecydowanie  idzie  do  przodu”.  Gdy  zapytano  go,  co  jest 
celem  tej  organizacji,  odrzekł:  „Zniszczenie  rodziny.  Wymazanie  tego  pojęcia”.  (Na 
podstawie Gościa Niedzielnego, artykuł z numeru 25/2005). 
 
We  wrześniu  2006  roku  doniesiono,  że  walijska  policja  zatrzymała  ewangelistę,  Christiana 
Stephena  Greena  za  to,  że  rozpowszechniał  ulotki  zawierające  biblijne  wersety,  potępiające 
homoseksualizm. Green zdziwił się, że policja Południowej Walii ma specjalną jednostkę do 
uciszania tych, którzy nie zgadzają się z homoseksualistami. Według brytyjskiego dziennika 
Daily  Mail  jest  to  element  akcji  skierowanej  przeciwko  „incydentom  homofobicznym”.  W 
ramach  tej  akcji  udzielono  ostrzeżenia  Lynette  Burrows,  która  na  antenie  BBC  Radio  Five 
Live  wyraziła  opinię,  że  pary  homoseksualne  nie  mogą  być  dobrymi  rodzicami.  Podobne 
upomnienie  spotkało  parę  małżonków,  którzy  skarżyli  się  na  politykę  lokalnej  rady 
zdominowanej przez homoseksualistów (Gość Niedzielny, 24 września 2006, s. 64).  
 
A  co  sądzić  o  dalszym  zarzucie  postawionym  w  traktacie?  „Nawet  kościoły,  w  których 
oficjalnie  potępia  się  rozwiązłość,  osłaniają  księży  oskarżanych  o  molestowanie  seksualne 
dzieci”.  Oskarżenie  to  dotyczy  głównie  Kościoła  rzymskokatolickiego,  w  którym 
rzeczywiście  miały  w  przeszłości  miejsce  praktyki  osłaniania  duchownych  będących 
pedofilami.  
 
Rozpatrzymy to na przykładzie Stanów Zjednoczonych. Znana jest afera związana z diecezją 
bostońską. W grudniu 2002 roku – jak doniósł Tygodnik Powszechny w wydaniu z 13 lipca 
2003 roku na stronie 2 – kardynał odpowiedzialny za tą diecezję, „Bernard Law podał się do 
dymisji,  gdy  dziennikarze  ujawnili,  że  tuszował  przypadki  pedofilii  wśród  podległych  mu 
księży”.  Na  miejsce  skompromitowanego  kardynała  Jan  Paweł  II  mianował  nowego 
arcybiskupa, Seana Patricka O’Malleya. W powyższym czasopiśmie tak go opisano:  
 

„W  dwóch  poprzednich  kierowanych  przez  siebie  amerykańskich  diecezjach  kapucyn 
prowadził  zdecydowaną  politykę  wobec  księży-pedofilów:  podejrzanych  natychmiast 
odsuwano  od  pracy  duszpasterskiej,  a  diecezje  ściśle  współpracowały  z  policją  i 
opiekowały się poszkodowanymi”.  

 
Na konferencji prasowej nowy hierarcha oświadczył:  
 

background image

12 
 

„Niszczące  skutki  wykorzystywania  seksualnego  nieletnich  przez  duchownych  zraniły 
nas  wszystkich,  począwszy  od  ofiar  i  ich  rodzin,  które  cierpią  w  wyniku  szkodliwych 
następstw  tych  nadużyć.  Cały  Kościół  odczuwa  ból  z  powodu  tego  skandalu  i  pragnie 
ulżyć  rodzinom  i  wspólnotom  wstrząśniętym  tymi  smutnymi  wydarzeniami  oraz 
niewłaściwym traktowaniem tych sytuacji przez władze kościelne”.  

 
Nowy  arcybiskup  zadbał  o  wypłatę  odszkodowań  dla  ofiar  księży-pedofilów,  lecz  zarazem 
podkreślił:  
 

„Dotychczas zawsze powtarzałem diecezjalnym prawnikom, że odszkodowań nie należy 
traktować  jako  pieniędzy  wypłacanych  w  celu  wyciszenia  skandalu  czy  na  skutek 
wymuszenia przez ofiary – te pieniądze są słusznym zadośćuczynieniem dla tych, którzy 
poważnie ucierpieli z rąk księży. Nawet gdy przekonywano mnie, że nie ma obowiązku 
prawnego, zawsze odpowiadałem, że jeśli istnieje zobowiązanie moralne, wtedy musimy 
stanąć na wysokości zadania. Życie ludzkie jest o wiele ważniejsze niż pieniądze”.  

 
A zatem Kościół katolicki w przypadku diecezji bostońskiej przyznał się do błędu (w tym do 
grzechu  władz  kościelnych  tuszujących  nadużycia)  oraz  dołożył  starań,  by  naprawić  zło  i 
zapobiec mu w przyszłości.  
 
Jak  wypada  porównanie  postawy  Kościoła  katolickiego  z  polityką  organizacji  Świadków 
wobec przypadków molestowania seksualnego i pedofilii w jej szeregach?  
 
W  artykule  przetłumaczonym  przez  Jana  Lewandowskiego  z  języka  angielskiego, 
„Molestowanie  seksualne  –  wierzchołek  góry  lodowej”,  zamieszczonym  w  styczniu  2003 
roku na stronie 

www.brooklyn.org.pl

 czytamy:  

 

„Chociaż przywódcy Świadków Jehowy są w posiadaniu obszernych wewnętrznych 
archiwów na temat swych przestępców seksualnych, nie ujawniają oni jednak tych 
informacji  publicznie  a  ponadto,  w  wielu  przypadkach  nie  informują  oni  nikogo  o 
przestępstwie”.  
  
„Organizacja jest na ››krawędzi kryzysu‹‹ – mówi wieloletni Świadek Jehowy. Zdaniem 
lidera  nowej  ogólnonarodowej  grupy  wsparcia  dla  osób  poszkodowanych  przez 
przywódców  i  członków  wspólnoty  Świadków  Jehowy,  proces  cywilny  w  sprawie 
molestowania seksualnego wniesiony wczoraj w Stanie Waszyngton przeciw organizacji 
Świadków  Jehowy  w  Nowym  Jorku  jest  tylko  ››wierzchołkiem  góry  lodowej‹‹. 
››Dziesiątki  osób  poszkodowanych  przez  liderów  organizacji  może  wnieść  podobne 
sprawy do sądu‹‹, powiedział, dodając również: ››Nasza wspólnota znajduje się teraz w 
tym miejscu, w którym Kościół katolicki był 20 lat temu – wprost na krawędzi kryzysu‹‹, 
powiedział William Bowen, z Calvert City w Kentucky.  
 
Bowen,  to  były  starszy  w  swym  miejscowym  zborze  i  Świadek  Jehowy  od  43  lat, 
aktualnie przewodniczy w ››Silentlambs, Inc.‹‹, jedynej krajowej niedochodowej grupie 
samopomocy  mężczyznom  i  kobietom  molestowanym  przez  Świadków  Jehowy 
(

http://www.silentlambs.org/

) (...). 

  
W  zeszłym  roku  zrezygnował  on  z  funkcji  nadzorcy  przewodniczącego  i  zaczął 
upubliczniać  sprawę  w  celu  wywarcia  presji  na  organizację,  aby  traktowała  ofiary 
seksualnego  molestowania  bardziej  po  ludzku,  a  sprawy  podejrzanych  o  molestowanie 
przekazywała pod władze świeckiej jurysdykcji zajmującej się sprawami kryminalnymi. 
››W  ciągu  zaledwie  kilku  miesięcy,  na  miarę  naszych  skromnych  możliwości 
finansowych  i  dzięki  zaangażowaniu  osób  pracujących  charytatywnie,  nasze 

background image

13 
 

stowarzyszenie  skontaktowało  się  z  prawie  tysiącem  Świadków  Jehowy  i  byłych 
Świadków  Jehowy,  którzy  byli  molestowani  lub  gwałceni  przez  członków 
organizacji
‹‹, powiedział Bowen. 
  
Ofiary, co do których przypuszcza się, że były molestowane plasują się w skali wiekowej 
od lat 2 do 15, zamieszkując na obszarze od Maine do Kalifornii na obszarze USA i kilku 
innych  krajów  za  granicą.  Represyjna  i  wyizolowana  polityka  organizacji,  sztywna  i 
surowa  postawa  jej  hierarchii,  wraz  z  położeniem  silnego  nacisku  na  posłuszeństwo 
przywódcom  grupy,  daje  w  efekcie  kombinację  ››pułapki  zamykającej  ofiary  w  istnym 
kulcie  ciszy‹‹,  uważa  Bowen.  ››Molestowani  członkowie  innych  grup  religijnych  są  o 
wiele bardziej skłonni do mówienia na ten temat z prokuratorami lub zwracania się z tym 
bezpośrednio na policję‹‹, sądzi Bowen.  
  
››Zarówno oficjalnie jak i nieoficjalnie, Świadkowie Jehowy są pouczani, aby wszystkie 
sprawy,  zwłaszcza  te  kontrowersyjne  kierować  do  starszych,  unikając  przy  tym 
sprowadzania hańby na organizację‹‹, powiedziała  Barbara Anderson, inna z głównych 
członków   stowarzyszenia  Silentlambs.  Anderson  przez  10  lat  służyła  w  ››Betel‹‹,  w 
nowojorskim Biurze Głównym organizacji Świadków Jehowy. Tak jak Bowen, również i 
ona  straciła  resztki  złudzeń  po  tym,  gdy  została  wyznaczona  na  badacza  kwestii 
traktowania  przez  starszych  Świadków  Jehowy  przypadków  oskarżeń  o  seksualne 
molestowanie”. 

 

Jak  się  przekonujemy,  przywódcom  Świadków  łatwo  przychodzi  ferować  wyroki  pod 
adresem  nie  lubianych  Kościołów,  choć  sami  postępują  o  wiele  gorzej,  gdyż  do  końca 
zachowują  pozory,  że  wszystko  jest  w  porządku.  Inne  wyznania  miały  odwagę  publicznie 
przyznać  się  do  strasznych  grzechów,  popełnionych  przez  ich  duchownych,  tymczasem 
hierarchia  Świadków  tuszuje  takie  sprawy,  gdyż  chce,  by  organizacja  uchodziła  za 
najświętszą na świecie, choć nią nie jest.   
 
Pan Jezus ostrzegał przed osądzaniem innych te osoby, które same nie są w porządku:  
 

„Nie  sądźcie,  abyście  nie  byli  sądzeni.  Albowiem  jakim  sądem  sądzicie,  takim  was 
osądzą,  i  jaką  miarą  mierzycie,  taką  i  wam  odmierzą.  A  czemu  widzisz  źdźbło  w  oku 
brata  swego,  a  belki  w  oku  swoim  nie  dostrzegasz?  Albo  jak  powiesz  bratu  swemu: 
Pozwól, że wyjmę źdźbło z oka twego, a oto belka jest w oku twoim? Obłudniku, wyjmij 
najpierw belkę z oka swego, a wtedy przejrzysz, aby wyjąć źdźbło z oka brata swego” 
(Mateusza 7:1-6).  

 

Na  pytanie  autora  traktatu:  „Czy  znasz  religie,  w  których  przymyka  się  oczy  na  takie 
niemoralne  postępowanie?”,  trzeba  odpowiedzieć,  że  znane  są  nam  religie,  które  w  całości 
tolerują zło, lecz te należą raczej do wyjątków. Znamy też wspólnoty kościelne, które w skali 
lokalnej  lub  krajowej  są  dotknięte  odstępstwem,  lecz  nie  w  skali  świata.  Przede  wszystkim 
jest wiele Kościołów i zborów, w których w żadnym wypadku nie toleruje się niemoralności. 
Wiele  zborów  ma  mocniejsze  i  słabsze  punkty,  lecz  Chrystus  pragnie  czystego  Kościoła 
(Efez.  5:25-27).  Wszyscy  wierni  powinni  wnosić  swój  wkład  w  pracę  nad  czystością 
Kościoła. Taka praca jest procesem. Nie ma doskonałego zboru i nie będzie, aż do powrotu 
Chrystusa.  W  Westminsterskim  Wyznaniu  Wiary  czytamy:  „Poszczególne  kościoły  […]  są 
bardziej lub mniej czyste zależnie od tego, czy bardziej lub mniej czysto wykłada się tam i 
przyjmuje  doktrynę  ewangelii  i  sprawuje  obrzędy  oraz  wykonuje  publiczne  nabożeństwa. 
Najczystsze  kościoły  pod  słońcem  podlegają  domieszkom  i  błędom,  a  niektóre  tak  się 
zdegenerowały,  że  przestały  być  kościołami,  lecz  stały  się  synagogami  szatana.  Mimo 
wszystko zawsze będzie na ziemi kościół wielbiący Boga zgodnie z Jego wolą”. 
 

background image

14 
 

W podsumowaniu części o owocach religii fałszywej anonimowy pisarz stawia pytanie: 
 

„Jaka przyszłość czeka religie, które wydają ‘bezwartościowy owoc’? Jezus ostrzegł:  
››Każde  drzewo  nie  wydające  wybornego  owocu  zostaje  ścięte  i  wrzucone  w  ogień‹‹ 
(Mateusza 7:19). Bądźmy więc pewni, że religia fałszywa zostanie obalona i zniszczona! 
Ale kiedy i jak do tego dojdzie? Odpowiedź jest zawarta w proroczej wizji zanotowanej 
w 17 i 18 rozdziale biblijnej Księgi Objawienia”.  

 

O,  gdyby  Świadkowie  zechcieli  wziąć  pod  uwagę  naukę  moralną  kryjącą  się  w  tak  często 
cytowanych  przez  nich  słowach:  „Dusza,  która  grzeszy,  ta  umrze”!  Przestaliby  wówczas 
posługiwać  się  zasadą  odpowiedzialności  zbiorowej.  Tymczasem  Bóg  osądzi 
poszczególnych  przywódców  i  członków  Kościołów  oraz  przywódców  i  członków 
organizacji Świadków. Faktem jest, że poszczególne zbory lub kościoły, które odstąpiły od 
czystości należnej Chrystusowi mogą upaść i zaginąć. Może dosięgnąć je sąd Chrystusowy, 
który  w  I  wieku  groził  niewiernym  członkom  zborów  w  Efezie,  Pergamonie,  Tiatyrze  lub 
Sardes  (Porównaj  Objawienie  2:5,  14-16,  20-23;  3:1-3).  Prawdą  jest  jednak  i  to,  że 
przywódcy  organizacji  Strażnicy  po  prostu  bardzo  sobie  tego  życzą,  by  Bóg  osądził  i 
zniszczył  wszystkie  religie  poza  Świadkami  Jehowy.  Jest  to  ich  nie  pobożne  życzenie. 
Próbują  zaszczepić  takie  przekonanie  czytelnikom  traktatu.  Jak  to  czynią?  Za  pomocą 
specyficznej  interpretacji  Księgi  Objawienia.  Przyjrzyjmy  się  kolejnej  części  omawianej 
publikacji. 
 
„Jaki koniec czeka religię fałszywą?”  
 
Oto osobliwa interpretacja Księgi Objawienia, zamieszczona na 3 stronie traktatu, która ma 
dowodzić, że „Kres religii fałszywej jest bliski!”: 
 

„Wyobraź  sobie  taką  scenę  opisaną  w  Biblii:  Nierządnica  siedzi  na  grzbiecie 
przerażającej  bestii,  która  ma  siedem  głów  i  dziesięć  rogów  (Objawienie  17:1-4).  Kim 
jest ta nierządnica? Według opisu biblijnego ma ona wpływ na ››królów ziemi‹‹. Ubiera 
się  w  purpurę,  używa  kadzidła  i  opływa  w  bogactwa.  Poza  tym  przez  swoje  praktyki 
spirytystyczne ‘wprowadza w błąd wszystkie narody’ (Objawienie 17:18; 18:12, 13, 23). 
Pismo Święte pomaga nam zrozumieć, że owa nierządnica symbolizuje ogólnoświatowy 
system religijny. Nie chodzi o jedną religię, ale o wszystkie religie wydające złe owoce.  
 
Nierządnica  –  czyli  religia  fałszywa  –  dosiada  bestii,  która  wyobraża  światowy  system 
polityczny  (Objawienie  17:10-13).  Skoro  siedzi  na  grzbiecie  owej  bestii,  to  usiłuje 
wpływać na jej decyzje i wskazywać jej kierunek działania. 
 
Jednak  wkrótce  wydarzy  się  coś  zdumiewającego:  ››Dziesięć  rogów,  które  ujrzałeś,  i 
bestia – ci znienawidzą nierządnicę i sprawią, że będzie spustoszona i naga, i zjedzą jej 
ciało,  i  doszczętnie  spalą  ją  ogniem‹‹  (Objawienie  17:16).  Tak  więc  nagle  i 
nieoczekiwanie przywódcy polityczni zwrócą się przeciwko religii fałszywej i całkowicie 
ją  zniszczą!  Dlaczego  to  zrobią?  Biblijna  Księga  Objawienia  tak  odpowiada:  ››  Bóg 
włożył  to  do  ich  serc,  żeby  wykonali  jego  myśl‹‹  (Objawienie  17:17).  Istotnie,  Bóg 
pociągnie  religię  fałszywą  do  odpowiedzialności  za  wszelkie  haniebne  postępki 
popełniane  w  Jego  imię.  Kierując  się  doskonałą  sprawiedliwością,  sprowadzi  na  tę 
nierządnicę zagładę za pośrednictwem jej politycznych kochanków”.   

 

Jak  mamy  ustosunkować  się  do  tej  interpretacji  Księgi  Objawienia?  Przede  wszystkim 
musimy  pamiętać  o  tym,  że  Apokalipsa  była  w  pierwszym  rzędzie  adresowana  do 
prześladowanych chrześcijan z I wieku. Kim  wówczas była nierządnica? Biblista, ks. Piotr 
Ostański wyjaśnia: 

background image

15 
 

 

„W Starym Testamencie  m e t a f o r a  prostytucji odnosiła się do kultów pogańskich i 
do  wchodzenia  w  związki  z  obcymi  ludami.  Biblia  nazywa  ››nierządem‹‹  i 
››cudzołóstwem‹‹ chodzenie Izraela do cudzych bogów i oddawanie im czci. Wymowną 
ilustracją  mogą  być  słowa  z  Księgi  Sędziów:  Synowie  Izraela  opuścili  Boga  swoich 
ojców, który ich wyprowadził z ziemi egipskiej i poszli za obcymi bogami, którzy należeli 
do ludów sąsiednich […] uprawiali  n i e r z ą d  z innymi bogami, oddawali im pokłon 
(Sdz  2,11-12.17;  por.  np.  Ez  16,15-17.22;  23,1-20).  Prorocy  Izajasz  i  Nahum  nazwali 
nierządnicą miasta Tyr i Niniwę za ich bałwochwalcze kulty, czyli „nierząd” z bogami 
pogańskimi (Iz 23,15-17; Na 3,4).  
 
Rzym był centrum ogólnoświatowego bałwochwalstwa, gdyż cesarstwo stanowiło zlepek 
wielu  narodów  i  wielu  różnych  religii.  Jednym  z  czynników  spajających  ten 
zróżnicowany konglomerat był kult wspólnego boga. Rzym narzucał narodom podbitym 
kult boskiego cezara siłą. O ile dla pogan przyjęcie kolejnego bóstwa do swego panteonu 
nie  stanowiło  żadnego  problemu,  to  dla  chrześcijan  taki  kult  był  nie  do  przyjęcia  i  w 
praktyce sprowadzał prześladowania religijne.  
 
Symboliczna  postać  Wielkiej  Nierządnicy  doskonale  ilustruje  bałwochwalcze  zapędy 
Rzymu.  Rzym  jest  Nierządnicą  –  napisał  starołaciński  autor  Prymazjusz  –  ponieważ 
odwrócił  się  od  swego  Stworzyciela,  by  cudzołożyć  z  diabłami
”  (Ks.  Piotr  Ostański 
Objawienie  Jezusa  Chrystusa. 

Praktyczny  komentarz  do  Apokalipsy

Apostolicum, 

Ząbki 2005,

 

ss. 278-278).  

 
W  takim  razie  według  wykładni  historycznej  nierządnicą  było  Imperium  Rzymskie, 
narzucające fałszywy kult poddanym narodom. Kim jednak jest szkarłatna bestia o siedmiu 
głowach i dziesięciu rogach? W tym samym dziele tak ją ukazano: 
 

„Jest  to  symbol  potęg  doczesnych,  które  są  tworami  i  narzędziami  Szatana  dla 
zrealizowania jego zamierzeń (czyli walki z Bogiem)” (dz. cyt., s. 280). 

 
W  innym  miejscu  tej  publikacji  wytłumaczono,  że  siedem  głów  jest  symbolem 
skoncentrowanej  i  pełnej  siły  zła,  zaś  dziesięć  rogów  stanowi  symbol  mocy  i  uzurpacji 
władzy (dz. cyt., s. 236). 
 
Jakie znaczenie ma ujeżdżanie bestii przez nierządnicę?  
 

„W obrazie Niewiasty siedzącej na Bestii możemy odczytać symbol Rzymu jako stolicy 
całego  świata  oraz  centrum  władzy  politycznej  i ekonomicznej,  które  absolutyzuje swą 
potęgę oraz narzuca swe zepsucie i wynaturzenie, zwodząc, usidlając i ››ujeżdżając‹‹ całe 
Imperium” (dz. cyt., s. 280).  

 

Powyższy komentarz jest tak trafny, że trudno coś do niego dodać.  
 
Anonimowy pisarz traktatu o religii fałszywej pisze także wspomnianej nierządnicy: „Ubiera 
się  w  purpurę,  używa  kadzidła  i  opływa  w  bogactwa.  Poza  tym  przez  swoje  praktyki 
spirytystyczne ‘wprowadza w błąd wszystkie narody’”. Ks. Ostański dowodzi, że „Purpura i 
szkarłat  
oraz  kosztowna  biżuteria  symbolizują  przepych  i  władzę  cesarskiego  Rzymu”  (dz. 
cyt.,  s.  278).  Co  do  kadzidła,  to  „Rzym  bardzo  kochał  się  w  kosmetykach  i  dlatego 
sprowadzał ogromne ilości jeszcze innych balsamów, pachnideł i kadzideł” (dz. cyt., s. 299). 
Odnośnie  bogactwa  trzeba  powiedzieć,  że  „Rzym  był  najpotężniejszym  miastem 
starożytnego świata śródziemnomorskiego. Po upadku przez wiele stuleci nie miał równego 

background image

16 
 

sobie.  Trudno  nawet  ocenić,  czy  kiedykolwiek  jakieś  mocarstwo  dorównało  mu  w 
przepychu” (dz. cyt. ss. 299, 300).  
 
W  świetle  powyższego  poważnego  komentarza  biblijnego,  nierządnica  opisana  w  Księdze 
Objawienia  wcale  nie  musi  wyobrażać  jakiegoś  ‘ogólnoświatowego  systemu  religijnego’, 
czyli ‘wszystkich religii wydających złe owoce’.  
 
Jak  jednak  można  skomentować  zniszczenie  nierządnicy  przez  bestię?  „Historycznie 
dokonało się to w V wieku, kiedy to hordy barbarzyńskie zalały Imperium i je zniszczyły” 
(dz. cyt., s. 289). 
 
Tak przedstawia się historyczne rozumienie Apokaliptycznej wizji nierządnicy i jej zagłady. 
Zdaniem części komentatorów, proroctwo o zniszczeniu nierządnicy przez bestię wypełni się 
w  czasach  ostatecznych,  gdy  na  ziemi  nastaną  rządy  antychrysta  (bestii)  oraz  ustanowiona 
zostanie na całej ziemi  fałszywa religia. W pewnej  chwili antychryst  zwróci  się przeciwko 
zwodniczej  religii  i  ją  zniszczy.  Jednak  te  wydarzenia  ciągle  należą  do  przyszłości  i  w  tej 
chwili nie istnieje na ziemi żadne ‘ogólnoświatowe imperium religii fałszywej’.  
 
Pisarz prowokującego traktatu ciągnie dalej:  
 

„Co powinieneś zrobić, żeby nie podzielić losu religii fałszywej? We wspomnianej wizji 
Bóg poprzez swego posłańca wzywa: ››Wyjdźcie z niej, mój ludu‹‹ (Objawienie 18:4). A 
zatem  najwyższy  czas  uciekać  z  religii  fałszywej!  Ale  dokąd?  Czy  trzeba  się  wyrzec 
wszelkiej  religii  i  stać  się  ateistą?  Nie,  ponieważ  ateizm  też  nie  ma  przyszłości  (2 
Tesaloniczan  1:6-9).  Jedynym  pewnym  schronieniem  jest  religia  prawdziwa.  Ale  jak 
możesz ją znaleźć?”.    

 
Cytat  z  Księgi  Objawienia  18:4  jest  obliczony  na  konkretny  efekt  –  wyprowadzenie 
naiwnego czytelnika z jego Kościoła. Z kolei skierowanie go do „religii prawdziwej” ma na 
celu  powiększenie  liczby  Świadków  Jehowy.  Przyjrzyjmy  się  teraz  rzekomej  „religii 
prawdziwej”.  
 
„Jak rozpoznać religię prawdziwą” 
 
Autor  przechodzi  teraz  od  oskarżeń,  osądów  i  złowieszczych  przepowiedni  pod  adresem 
„religii fałszywej” do autoreklamy swej religii. 
 

„Jakie dobre owoce powinna wydawać religia prawdziwa? (Mateusza 7:17)”. 

 
Wymienia cechy „religii prawdziwej”, z których pierwsza jest taka: 
 

1. „JEST ZNANA Z MIŁOŚCI. Jej wyznawcy ››nie są częścią świata‹‹; żyją ze sobą w 
zgodzie  bez  względu  na  rasę  czy  pochodzenie  i  darzą  się  miłością  (Jana  13:35;  17:16; 
Dzieje  10:34,  35).  Nie  zabijają się nawzajem,  przeciwnie  –  są  gotowi  oddać  za  innych 
życie (1 Jana 3:16)”.  

 

Czy faktycznie Świadkowie Jehowy są znani z miłości? Autor niniejszego artykułu spędził w 
organizacji Świadków blisko 20 lat. Muszę przyznać, że są wśród Świadków Jehowy osoby 
przejawiające życzliwość i gościnność oraz zainteresowanie dobrem bliźnich. Sam zaznałem 
wiele  dobra  od  takich  wspaniałomyślnych  osób.  Trzeba  tu  jednak  zgłosić  pewne 
zastrzeżenia.  Wiele  jest  wśród  nich  przypadków,  gdy  otacza  się  szczególną  opieką  jedynie 

background image

17 
 

osoby  rokujące  nadzieję  na  to,  że  zostaną  Świadkami.  Gdy  potem  ci  ludzie  mają  poważne 
wątpliwości co do doktryny Świadków i potrafią wykazać im jakieś błędy, porzuca się ich i 
zabrania się głosicielom kontaktować z nimi. Z kolei osoby, które trzymano „pod kloszem” 
dużej opieki do chrztu, niejednokrotnie są po chrzcie pozostawiane samym sobie i boleśnie 
się przekonują, że zbór Świadków nie jest taką idylliczną społecznością, jak to mówiono im 
przedtem.  Pewien  mój  przyjaciel,  który  nadal  jest  Świadkiem  tak  opisał  jedną  z  wad  tej 
wspólnoty: „Jednym z największych mankamentów organizacji Bożej jest plotkarstwo”. Inni 
długoletni  Świadkowie  ubolewają  nad  tym,  że  w  niejednym  przypadku  starsi  zboru 
zaniedbują się w opiece duszpasterskiej nad osobami starszymi, ułomnymi i chorymi, które 
niegdyś  całym  sercem  angażowały  się  w  działalność  organizacji  (Porównaj  Jakuba  1:27). 
Stawia się na młodych i dynamicznych, którzy mogą być użyteczni w „dziele głoszenia”.      
 
Wbrew  twierdzeniom  traktatu  wielu  Świadków  wcale  nie  żyje  ze  sobą  w  zgodzie.  Jako 
starszy  pamiętam,  jakie  kłopoty  miałem  przy  tworzeniu  nowego  podziału  grup  domowych. 
Na  przykład  nie  mogłem  umieścić  w  jednej  grupie  dwóch  rodzin,  gdyż  od  lat  panowała 
między nimi nienawiść. Nie był to odosobniony przypadek, bowiem również innych rodzin i 
jednostek  nie  sposób  było  przyporządkować  do  jednej  grupy.  Osoby  te  tak  bardzo  się  nie 
lubiły, że nawet nie mówiły sobie „dzień dobry”, gdy spotykały się na ulicy.  Nie podawały 
też  sobie  ręki  na  zebraniach  w  Sali  Królestwa.  Znałem  też  rodziny  Świadków  Jehowy,  w 
których od lat panowały takie konflikty, że na przykład dwaj bracia i ich żony nigdy się nie 
spotykali. Pamiętam, jak zajadle krytykowali się krewni będący Świadkami, którzy tworzyli 
odrębne  rodziny.  Oczywiście  było  też  wiele  dobrych  przykładów,  ale  z  przykrością 
przytaczam te negatywne, by wykazać, że obraz nakreślony w traktacie jest nieautentyczny.  
 
Raymond Franz, który był członkiem Ciała Kierowniczego i spędził w organizacji Strażnicy 
blisko 60 lat, tak opisał rzekomą miłość Świadków: 
 

„Z pewnością jednym z najboleśniejszych przeżyć dla wielu spośród tych, którzy starali 
się  pozostać  wierni  sumieniu,  jest  przekonanie  się,  jak  szybko  może  skończyć  się 
długoletnia przyjaźń, jak nagle atmosfera pozornej miłości może przerodzić się w zimną 
nieufność.  Pewna  siostra  z  jednego  z  południowych  stanów,  należąca  do 
najaktywniejszych  członków  swego  zboru,  zaczęła  rozumieć,  jak  daleko  organizacja 
odeszła od nauki Pisma Świętego. Powiedziała swej znajomej, że pomimo tego nie myśli 
o  wycofaniu  się  z  organizacji.  Wyraziła  się  w  następujący  sposób:  ››Jest  tylu  ludzi  w 
naszym zborze, z którymi osobiście studiowałam Biblię i którym pomagałam przyłączyć 
się do zboru. Czuję głęboką miłość do tych ludzi i do innych, i z tego powodu myślę, że 
powinnam  pozostać  w  zborze.  Nie  mogę  odejść  od  ludzi,  których  kocham‹‹.  Niedługo 
potem  starsi,  dowiedziawszy  się  o  jej  wątpliwościach  co  do  pewnych  nauk,  zaczęli 
kwestionować jej ››lojalność‹‹. Prawie z dnia na dzień nastawienie ludzi wobec jej osoby 
uległo zmianie. W wyniku insynuacji i plotek, które pojawiły się w zborze uznano ją za 
winowajczynię.  Jak  później  powiedziała:  ››Stwierdziłam,  że  głęboka  miłość,  o  której 
myślałam  że  istnieje,  właściwie  wypływała  tylko  z  jednej  strony.  Nawet  bez 
przeprowadzenia  ze  mną  rozmowy  i  zorientowania  się  co  do  moich  uczuć,  ludzie, 
których szczerze kochałam, stali się nagle dla mnie zimni‹‹. 

 

Gdy  zostaje  zakwestionowana  twoja  cześć  dla  Boga,  twe  oddanie  dla  Niego  oraz  twa 
wierność wobec Stwórcy – jest to największa z możliwych obelg – wówczas przejmują 
dreszczem  następujące  słowa  kogoś,  kogo  uważało  się  dotąd  za  wiernego  przyjaciela: 
››Nie wiem, co się stało i wolę nie wiedzieć‹‹. Podobnie się dzieje, gdy dowiadujemy się, 
że  taka  osoba  powiedziała:  ››Nie  znam  faktów,  lecz  cokolwiek  organizacja  zrobiła, 
musiała mieć ku temu słuszny powód‹‹.  
 

background image

18 
 

Zbyt  często  miłość,  którą  organizacja  chlubi  się  jako  elementem  ››duchowego  raju‹‹, 
okazuje  się  całkiem  powierzchowną.  Pewna  siostra,  będąca  Świadkiem  z  pobliskiego 
stanu  i  pozostająca  nadal  członkiem  organizacji,  powiedziała  mi  w  rozmowie 
telefonicznej,  że  jej  mąż  –  cieszący  się  dobrą  opinią  starszy  zboru  w  ich  mieście  – 
znajdował  się  przez  pewien  czas  pod  silną  presją  ze  strony  lokalnych  starszych.  ››Jeśli 
znaleźliby  coś  przeciwko  niemu  –  powiedziała  –  powiesiliby  go  na  najwyższym 
drzewie‹‹. Odpowiedziałem wtedy, że przypomina mi to powiedzenie: ››Któż potrzebuje 
wrogów mając takich przyjaciół?‹‹.  ››Gdybyś wiedział, jak często powtarzaliśmy sobie 
to przysłowie‹‹ – usłyszałem głos w słuchawce. 

 

Moje  odczucia  przypominają  te,  które  wyraża  poniższy  fragment  listu.  List  ten 
otrzymałem od osoby, którą potraktowano zimno i odtrącono. Napisała ona: 
 

››

Nawet  rana  spowodowana  tym,  że  wielu  moich  dotychczasowych,  długoletnich 

przyjaciół wolało uwierzyć w te opowieści, zamiast przyjść do mnie i dowiedzieć się 
prawdy,  nic  nie  znaczyła  wobec  mojej  radości  […]  jak  również  świadomości,  że 
powodem  ich  postępowania  względem  mnie  był  mieszkający  w  nich  strach. 
Naprawdę  mogę  przebaczyć  im  z  całego  serca,  wiem  bowiem,  co  czują.  W 
najlepszym  wy

padku  myślą,  że  porzuciłam  Jehowę  (poprzez  porzucenie  Jego 

organizacji),  w  najgorszym  zaś,  że  zostałam  oszukana  i sprowadzona  na  manowce 
przez Szatana. Tak czy inaczej nie wolno im się do mnie zbliżać. Jest mi naprawdę 
przykro,  jeśli  zraniłam  kogokolwiek  w  organizacji.  Naprawdę  kocham  ich  i  gotowa 
byłabym zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby dotrzeć do nich i starać się wyjaśnić 
prawdę o tym, co się ze mną stało

‹‹

 

Moje  odczucia  zbiegają  się  z  wyrażonymi  wyżej  dlatego,  iż  uważam,  że  zdolność 
gaszenia  miłości  z  taką  łatwością,  z  jaką  gasi  się  światło  w  pokoju,  jest  produktem 
organizacyjnej  indoktrynacji,  nie  jest  czymś  normalnym  w  sferze  naturalnych  uczuć 
większości ludzi” (Kryzys sumienia, wydanie drugie, KONCEPT Design 2006, ss. 451, 
452). 

 

Trzeba przy tym powiedzieć, że choć Świadkowie na ogół nie zabijają bliźnich fizycznie, to 
niejednokrotnie  dopuszczają  się  tzw.  zabójstwa  charakteru  drugiego  człowieka.  Potrafią 
zepsuć opinię zwłaszcza byłych Świadków, którzy odeszli ze względu na sumienie. W tym 
celu  niektórzy  Świadkowie  posługują  się  najohydniejszymi  oszczerstwami,  czego 
doświadczyło wiele osób w kraju i na świecie. Jak już czytaliśmy w 1 Jana 3:15, nienawiść 
jest  równa  zabójstwu.  Niektórzy  starsi  zboru  i  inni  przywódcy  organizacji  stosują  też 
przemoc  psychiczną  wobec  swych  członków,  wywierając  na  nich  czasami  bardzo  silny 
nacisk i presję oraz ingerując w życie prywatne współwyznawców. 
 
Zatem  wśród  Świadków  nie  ma  takiej  miłości,  jaką  rzekomo  się  odznaczają.  Nie  jest  to 
żadnym zaskoczeniem, gdyż miłość Boża jest rozlana w sercach jedynie tych osób, które są 
narodzone  na  nowo  (Rzymian  5:5).  Tymczasem  według  doktryny  organizacji  Strażnicy 
większość Świadków nie jest narodzona z wody i z Ducha. I tak jest rzeczywiście.  
 
Przejdźmy do drugiej cechy „religii prawdziwej”: 
 

2. „OPIERA SIĘ NA SŁOWIE BOŻYM. Religia prawdziwa nie opiera swych nauk na  
››tradycji‹‹ czy ››nakazach ludzkich‹‹, lecz na Słowie Bożym, Biblii (Mateusza 15:6-9). 
Dlaczego? Ponieważ ››całe Pismo jest natchnione przez Boga i pożyteczne do nauczania, 
do upominania, do prostowania‹‹ (2 Tymoteusza 3:16)”.  

 

Okazuje  się  jednak,  że  pomimo  odrzucenia  przez  Świadków  niektórych  pozabiblijnych 
tradycji  kościelnych,  wytworzyli  oni  własne,  tradycyjne  nauki.  Te  nowe  doktryny  są  tylko 
pozornie  oparte  na  Biblii,  lecz  tak  naprawdę  są  z  nią  całkowicie  sprzeczne.  Mimo  to, 

background image

19 
 

organizacja strzeże ich jako swej ukochanej tradycji i wyklucza ze swych szeregów osoby, 
które mają odwagę wykazać nowinkarski i niebiblijny charakter tych nowych teorii.   
 
Jedną z nich jest nauka o dwóch klasach zbawionych, która była nieznana pisarzom Nowego 
Testamentu,  ani  chrześcijanom  późniejszych  wieków.  Jej  wynalazcą  był  Joseph  F. 
Rutherford. W 1935 roku ogłosił nowy dogmat, jakoby „wielka rzesza” z Objawienia 7:9-17 
była  klasą  ziemską.  Zgodnie  z  późniejszym  rozwinięciem  tej  teorii  „nowe  narodzenie”, 
Nowe  Przymierze,  usprawiedliwienie  z  wiary,  usynowienie,  udział  w  Wieczerzy  Pańskiej, 
nadzieja niebiańska i wiele innych teraźniejszych oraz przyszłych dobrodziejstw dostępnych 
jest  jedynie  dla  144 000  wybranych.  Natomiast  większość  Świadków,  tzw.  „wielka  rzesza” 
musi  się zadowolić  nadzieją  ziemską  i  niedostępne  są  dla  niej  powyższe  przywileje  „klasy 
niebiańskiej”.  
 
Rozważmy  pokrótce,  czy  Apokalipsa  rzeczywiście  przedstawia  to  grono  zbawionych  jako 
rzeszę znajdującą się na ziemi. Zacznijmy nasze badania od stwierdzenia prostego faktu, że w 
wersetach 9 i 15 czytamy, że znajduje się ona „przed tronem”: 

 
„Potem  ujrzałem,  a  oto  wielka  rzesza,  której  żaden  człowiek  nie  zdołał  policzyć,  ze 
wszystkich  narodów  i  plemion,  i  ludów,  i  języków,  stojąca  przed  tronem  i  przed 
Barankiem,  ubrana  w  białe  długie  szaty,  a  w  rękach  ich  gałęzie  palmowe…  Właśnie 
dlatego  są  przed  tronem  Boga  i  dniem  i  nocą  pełnią  dla  niego  świętą  służbę  w  jego 
świątyni;  a  Zasiadający  na  tronie  rozpostrze  nad  nimi  swój  namiot”  (Objawienie  7:9, 
15, NŚ).  

 

W  ustaleniu  prawdy  pomoże  nam  porównanie  tych  wersetów  z  innymi,  które  mówią  o 
osobach i przedmiotach znajdujących się przed tronem.  

 

1.  Lampy  ogniste  symbolizujące  siedem  duchów  Bożych:  „a  przed  tronem  płonie  siedem 

lamp ognistych i one oznaczają siedem duchów Bożych” (Objawienie 4:5, NŚ). 

2.  Morze  szklane:  „A  przed  tronem  jest  jak  gdyby  morze  szklane  podobne  do  kryształu” 

(Objawienie 4:6, NŚ). 

3.  Dwudziestu  czterech  starszych:  „dwudziestu  czterech  starszych  upada  przed 

Zasiadającym  na  tronie i  oddaje  cześć  Żyjącemu  na  wieki  wieków,  i  rzuca  przed  tron 
swoje korony” (Objawienie 4:10, NŚ). 

4.  Aniołowie:  „A  wszyscy  aniołowie  stali  wokół  tronu  i  starszych,  i  czterech  żywych 

stworzeń i upadli przed tronem na twarze swoje i oddali cześć Bogu” (Objawienie 7:11, 
NŚ – proszę zwrócić uwagę, że werset ten występuje w urywku o „wielkiej rzeszy”). 

5.  Złoty ołtarz: „I przybył inny anioł, i stanął przy ołtarzu, mając złote naczynie kadzielne; i 

dano  mu  dużo  kadzidła,  aby  wraz  z  modlitwami  wszystkich  świętych  ofiarował  je  na 
złotym ołtarzu, który był przed tronem” (Objawienie 8:3, NŚ). 

6.  144 000:  „I  ujrzałem,  a  oto  Baranek  stojący  na  górze  Syjon,  a  z  nim  sto  czterdzieści 

cztery  tysiące  mających  napisane  na  swych  czołach  jego  imię  i  imię  jego  Ojca…  I 
śpiewają jak gdyby nową pieśń przed tronem i przed czterema żywymi stworzeniami, i 
starszymi; i nikt nie zdołał opanować tej pieśni oprócz stu czterdziestu tysięcy kupionych 
z ziemi” (Objawienie 14:1, 3, NŚ).  

 
Skoro  wszystkie  te  podmioty  będąc  przed  tronem  są  w  niebie,  to  czy  wielka  rzesza  może 
stojąc  przed  tronem  znajdować  się  na  ziemi?  Odpowiedź  jest  oczywista.  Mamy  tu  do 
czynienia  ze  scenerią  niebiańską.  I  nic  tu  nie  pomogą  naciągane  komentarze  autorów 
publikacji  Towarzystwa  Strażnica,  że  będąc  na  ziemi,  również  jesteśmy  przed  Bogiem. 
Chociaż  są  teksty  biblijne  mówiące  o  gromadzeniu  się  przed  Bogiem  na  ziemi,  to  „wielka 
rzesza”  najwyraźniej  widzi  swego  Stwórcę,  bowiem  wysławia  Go  słowami:  „Wybawienie 

background image

20 
 

zawdzięczamy naszemu Bogu, który zasiada na tronie, i Barankowi” (Objawienie 7:10, NŚ). 
Najprostsze wyjaśnienie brzmi: „Wielka rzesza” znajduje się w niebie, przed tronem Bożym i 
wysławia Tego, który zasiada na tronie.  
 
Jakie miejsce przewidział Bóg dla wszystkich zbawionych? 

 

„Jeśli kto chce mi służyć, niech idzie za mną, a gdzie Ja jestem, tam i sługa mój będzie
jeśli kto mnie służy, uczci go Ojciec mój” (Jana 12:26). 
 
„Ojcze!  Chcę,  aby  ci,  których  mi  dałeś,  byli  ze  mną,  gdzie  Ja  jestem,  aby  oglądali 
chwałę  moją
,  którą  mi  dałeś,  gdyż  umiłowałeś  mnie  przed  założeniem  świata”  (Jana 
17:26). 

 

„W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; gdyby było inaczej, byłbym wam powiedział
Idę przygotować wam miejsce. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu 
wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem i wy byli” (Jana 14:2, 3). 

 

Chrystus  chce, żebyśmy  znaleźli  się przy  Nim,  tam,  gdzie On jest.  On pragnie ukazać nam 
Swoją  chwałę.  Zapewnia,  że  w  niebie  nie  ma  ograniczonej  liczby  mieszkań,  na  przykład 
jedynie dla 144 000. Podkreśla, że gdyby było inaczej – gdyby faktycznie jedynie niewielka 
grupa  mogła  znaleźć  się  w  niebie  –  wówczas  na  pewno  by  nam  o  tym  powiedział. 
Pamiętajmy o tym, że od początku i przez wszystkie wieki znakomita większość chrześcijan 
żywiła  tylko  jedną  nadzieję  i  nie  wierzyła  w  jakieś  dwie  klasy  zbawionych.  Dopiero  z 
nastaniem Russella i Rutherforda pojawiło się dzielenie zbawionych na klasy, chociaż Słowo 
Boże mówi o „jednej nadziei” dla wszystkich wierzących (Efezjan 4:4).  
 
Mimo  to  organizacja  karci  i  wyklucza  ze  swego  grona  tych,  którzy  nie  chcą  trwać  w 
tradycyjnej  nauce o dwóch klasach.  Usuwa ze swego grona także tych, którzy kwestionują 
takie niebiblijne, tradycyjne nauki Świadków, jak: wymysł, jakoby Chrystus był archaniołem 
Michałem, nauka o niewidzialnym powrocie Chrystusa w 1914 roku, teoria o niewidzialnym 
zmartwychwstaniu „klasy niebiańskiej” w 1918 roku, dogmat o klasie „niewolnika wiernego 
i  roztropnego”, itp. ludzkie podania.  (Porównaj  Strażnicę  nr 10/1987  r.,  tom CVIII, ss.  27, 
28,  „Pytania  czytelników”:  „Dlaczego  Świadkowie  Jehowy  wykluczają  ze  społeczności 
(ekskomunikują) za odstępstwo pewne osoby, które w dalszym ciągu podają się za wierzące 
w Boga, Biblię i Jezusa Chrystusa?”).  
 
Tak  więc,  wbrew  twierdzeniom  autora  traktatu,  organizacja  Świadków  w  gruncie  rzeczy 
głosi mnóstwo ludzkich nauk, opartych na wersetach wyrwanych z kontekstu i naciągniętych 
do  z  góry  przyjętych  założeń.  Zarzut  z  2  strony  traktatu,  że  „religia  fałszywa  propaguje 
fałszywe  nauki”,  świetnie  pasuje  do  postępowania  organizacji  Świadków.  Nie  starczy  tu 
miejsca, by opisać, jak bardzo zmienne i chwiejne były te doktryny w historii tego wyznania. 
Tymczasem  teologia  większości  biblijnych  Kościołów  jest  niezmienna  i  stabilna,  gdyż  ich 
przywódcy oraz członkowie ufają Chrystusowi i Jego łasce. „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, 
ten sam i na wieki. Nie dajcie się zwodzić przeróżnym i obcym naukom; dobrze jest bowiem 
umacniać serce łaską…” (Hebrajczyków 13:8, 9). 

 

 

Omówmy trzecią i ostatnią cechę „religii prawdziwej”: 
 

3.  „UMACNIA  RODZINY  I  ZACHĘCA  DO  PRZESTRZEGANIA  WYSOKICH 
NORM MORALNYCH.
 Religia  prawdziwa  uczy  mężów  ››tak  miłować  swe  żony,  jak 
własne  ciała‹‹,  pomaga  żonom  ‘mieć  głęboki  respekt  dla  swych  mężów’,  a  dzieci 
zachęca, żeby ‘były posłuszne rodzicom’ (Efezjan 5:28, 33; 6:1). Poza tym każdy, kto w 

background image

21 
 

gronie  jej  wyznawców  sprawuje  odpowiedzialne  funkcje,  musi  być  bez  zarzutu  pod 
względem moralnym (1 Tymoteusza 3:1-10)”.  

 

Czy  rzeczywiście  religia  Świadków  umacnia  rodziny?  Jest  prawdą,  że  Towarzystwo 
Strażnica  opublikowało  szereg  wartościowych  książek  i  artykułów  na  temat  życia 
rodzinnego.  Wystarczy  jednak  przejść  się  do  księgarni  chrześcijańskiej  lub  zajrzeć  do 
internetowych  księgarni  chrześcijańskich,  by  przekonać  się,  że  istnieje  wiele  dobrych 
publikacji  na  temat  małżeństwa,  rodziny  i  wychowania  dzieci.  Znakomita  większość 
Kościołów  i  zborów  „uczy  mężów  ››tak  miłować  swe  żony,  jak  własne  ciała‹‹,  pomaga 
żonom  ‘mieć  głęboki  respekt  dla  swych  mężów’,  a  dzieci  zachęca,  żeby  ‘były  posłuszne 
rodzicom’”.  
 
Mimo pozytywnych działań podejmowanych przez religię Świadków na rzecz rodzin, są też 
dowody na to, że wywiera ona również destrukcyjny wpływ na niektóre rodziny. Chodzi tu 
zwłaszcza  o  rodziny,  w  których  jeden  ze  współmałżonków  w  trakcie  trwania  małżeństwa 
zmienił  poglądy  i  został  Świadkiem  Jehowy.  Oto  fragment  świadectwa  pani  Gizeli  z 
Bytomia:  
 

„Otóż  byłam  mężatką  przez  15  lat  i  mam  troje  dzieci.  Byliśmy  bardzo  szczęśliwym 
małżeństwem, dopóki mój mąż nie stał się świadkiem Jehowy. Przed 5 laty przystąpił do 
organizacji ‹‹Strażnica››, która go całkowicie pochłonęła z duszą i ciałem, niszcząc tym 
samym  nasze  szczęście.  Mój  mąż  pod  wpływem  ‹‹Strażnicy››  zmienił  się  ‹‹o  180 
stopni››, ale na gorsze w stosunku do całej rodziny. 
 
Wywierał on na mnie i na dzieciach drastyczne i bardzo gwałtowne presje, pragnąc nas 
uczynić świadkami Jehowy. Bił nas za chodzenie do kościoła, a dzieci za chodzenie na 
religię. Połamał i zdeptał wszystkie obrazy oraz krzyże i zabronił nam modlitwy. Złościł 
się, gdy klękaliśmy do modlitwy, przeszkadzał, urągał. Zabronił także obchodzenia świąt, 
urodzin  i  pozrywał  wszelkie  kontakty  rodzinne,  bo  nauczyciele  ‹‹Strażnicy››  tak  go 
uczyli. Odmówił dofinansowania dzieci, a kiedy zobaczył, że nie staliśmy się świadkami 
Jehowy – wyprowadził się z domu, nie zostawiając nam swojego adresu. 
 
Kilkakrotnie zwracałam się do jego zboru z prośbą o pomoc, o zrozumienie i tolerancję, 
ale bezskutecznie. Zasądziłam  męża o alimenty, starszy zboru Z. C. przyszedł do sądu, 
aby popatrzeć, jak zrozpaczona żona i matka prosi sąd o przyznanie alimentów. Ponieważ 
awanturom  i  bójkom  wszczynanym  przez  męża  nie  było  końca,  a  zbór  nie  reagował, 
również zwróciłam się do sądu o pomoc w tej sprawie. Ostatecznie mąż został uznany za 
fanatyka doktryn ‹‹Strażnica››, otrzymując wyrok 3 lata w zawieszeniu. 
 
Obecnie nasze dzieci są bez ojca, a ja bez męża z powodu straszliwej, pełnej nienawiści 
do  drugiego  człowieka  doktryny  organizacji  ‹‹Strażnica››”  (Effatha  1994  nr  2,  cytat  za 
książką:  Grzegorz  Fels,  Świadkowie  Jehowy  bez  retuszu,  Wydawnictwo  Ojców 
Franciszkanów, Niepokalanów 1996, ss. 153, 154).  

 

Takie sytuacje nie należą do wyjątków. Pełnomocnik do spraw ofiar przemocy w rodzinie w 
jednym z większych miast centralnej Polski odnotował bardzo wiele przypadków przemocy 
w  rodzinach,  w  których  mąż  został  Świadkiem Jehowy.  Oczywiście,  nie  każdy  mąż,  który 
zostaje Świadkiem gnębi swą rodzinę, ale powyższe fakty przeczą twierdzeniom organizacji, 
jakoby umacniała ona rodzinę. 
 
Poza  tym  w  rodzinach,  w  których  wszyscy  są  Świadkami  pojawia  się  wiele  kłopotów 
wywołanych  negatywnym  wpływem  organizacji.  Zapędzanie  przez  organizację  członków 
rodzin  do  aktywnego  uczestnictwa  w  działalności  Świadków  w  niejednym  przypadku 

background image

22 
 

pozbawia rodziców czasu, który mogliby spędzić ze współmałżonkami i dziećmi. Sprawdza 
się to zwłaszcza w przypadku starszych zboru, którzy niejednokrotnie znajdują się pod silną 
presją  mnóstwa  obowiązków  oraz  są  kontrolowani  i  rozliczani  przez  wymagających 
nadzorców obwodu. Organizacja często dokłada nowe zadania, tak że żyją jak w kieracie. Ich 
cenny  czas  pochłania  także  zajmowanie  się  problemami  współwyznawców.  Pewna  żona 
starszego  powiedziała  z  ubolewaniem  o  swoim  małżonku,  będącym  starszym:  „Kiedy  on 
złoży mi wizytę pasterską?”. Jej mąż poświęcał dużo czasu na pomaganie innym rodzinom, 
dlatego jego żona czuła się zaniedbana. Takie przykłady można mnożyć.  
 
Co więcej, fakt, że organizacja wielokrotnie zniechęcała swych członków do wydawania na 
świat dzieci też nie przemawia na korzyść twierdzenia zawartego w traktacie. Na przykład w 
Strażnicy  nr  10  z  1988  roku,  tom  CIX,  ss.  24-28,  ukazał  się  artykuł:  „Poczucie 
odpowiedzialności przy wydawaniu na świat dzieci w obecnym czasie końca”. Znajdujemy w 
nim następującą przestrogę: 
 

„Każde  małżeństwo  samo  musi  rozstrzygnąć,  czy  w  obecnym  czasie  końca  wyda  na 

świat dzieci; jest to sprawa osobista. Ponieważ jednak  ››pozostały czas jest skrócony‹‹, 
mąż i żona zrobią dobrze, gdy starannie rozważą z modlitwą wszystkie za i przeciw (1 
Kor.  7:29).  Jeśli  zdecydują  się  mieć  potomstwo,  to  powinni  być  w  pełni  świadomi  nie 
tylko  związanych  z  tym  radości,  ale  i  obowiązków;  muszą  też  zdawać  sobie  sprawę  z 
trudności,  w  jakie  mogą  popaść  zarówno  oni,  jak  i  dzieci,  które  im  się  urodzą”  (s.  27, 
akapit 14).  

 

Najwyraźniej  apokaliptyczna  mentalność  przywódców  organizacji  skłoniła  ich  do 
zamieszczenia w naczelnym jej organie powyższego artykułu. Czytamy w nim dalej:   
 

„Czy mężowie zawsze pamiętają o tym, że troszczenie się o niemowlę lub małe dziecko 
często  nie  pozwala  żonom  odnosić  pełnego  pożytku  ze  zborowego  studium  książki, 
zebrań na Sali Królestwa oraz większych zgromadzeń?” (s. 25, akapit 7).   

 
Skąd  taka  troska  o  młode  matki  u  autora  artykułu?  Czy  chodziło  mu  tylko  o  zdrowie 
duchowe takich niewiast? Nieco dalej ujawnia on swe cele: 
 

„Jeżeli w zborze wszystko należycie się zorganizuje, to młode matki mające małe dzieci 
mogą pełnić pomocniczą służbę pionierską. Niektóre są nawet pionierkami stałymi. Tak 
więc dzieci wcale nie muszą być przeszkodą” (s. 26, akapit 9).            

 
Jak widać, organizacji nie chodziło jedynie o umacnianie rodzin, lecz martwiła się ona o to, 
że  zabraknie  jej  darmowych  pracowniczek  pełniących  tzw.  służbę  pionierską.  Trzeba 
pamiętać, iż w owym czasie pionierka pomocnicza musiała spędzać w służbie co najmniej 60 
godzin w miesiącu, a pionierka stała musiała się wykazać przynajmniej 90 godzinami.  
 
Dobrze pamiętam, że osoby, które były pionierami pomimo wielu obowiązków rodzinnych, 
były  stawiane  na  piedestale  i  przeprowadzano  z  nimi  wywiady  na  zebraniach  i  większych 
zgromadzeniach. Pewna żona starszego tak skomentowała wywiad przeprowadzony z siostrą, 
która miała kilkoro małych dzieci, niewierzącego męża, a mimo to była pionierką stałą: „Na 
pewno coś zaniedbuje”.  Niejedna osoba pełniąca stałą służbę pionierską zaniedbywała swą 
rodzinę.  Starsi  nie  ośmielali  się  jednak  interweniować  w  takich  sprawach,  gdyż  tacy 
pionierzy byli promowani i popierani przez ambitnych nadzorców obwodu, którzy chcieli się 
wykazać  jak  najlepszymi  wynikami.  (Niektórzy  nawet  twierdzili,  że  nie  wolno  przerwać 

background image

23 
 

służby pionierskiej). Owocem takiej polityki było popadnięcie niektórych dzieci pionierów w 
bezbożność, konflikty pioniera z zaniedbanym współmałżonkiem, a nawet rozpad rodzin.  
 
Zastanawiający jest także fakt, że organizacja praktycznie zabrania posiadania dzieci pewnej 
grupie swych pełnoczasowych pracowników. Rozważmy dalszy cytat z omawianej Strażnicy:  
 

„Na  całym  świecie  wiele  małżeństw,  które  zrezygnowały  z  radości  rodzicielskich,  ma 
możność  służyć  Jehowie  pełnoczasowo  w  obwodzie,  okręgu  lub  w  Betel. 
Współmałżonkowie  ci  również  z  zadowoleniem  spoglądają  wstecz  na  swe  życie,  które 
dzięki tym szczególnym przywilejom wypełnia praca dla Jehowy i dla braci. Niczego nie 
żałują.  Wprawdzie  nie  zaznali  radości  wydania  na  świat  dzieci,  ale  w  różnych 
dziedzinach wydatnie przyczynili się do popierania spraw Królestwa” (s. 26, akapit 11).   

 

Artykuł  nie  wspomina  o  tym,  że  często  osoby  takie  w  starszym  wieku  cierpią  z  powodu 
braku należytej opieki ze strony dzieci, których po prostu nie mają. Czy taka taktyka umacnia 
rodziny i przyczynia się do ich szczęścia?  
 
A co powiedzieć o polityce organizacji w kwestii rozwodów i ponownych małżeństw?  
 

„Zdarzyło  się  już  parę  razy,  że  ktoś  popełnił  cudzołóstwo,  przeprowadził  rozwód,  a 
potem wstąpił w nowy związek małżeński i został wykluczony, ale gdzieś po roku wrócił 
do zboru. Zapewne starsi rozpatrujący dane sprawy oparli swoje orzeczenie na tym, co w 
Słowie  Bożym  napisano  o  okazywaniu  miłosierdzia.  Prawda,  że  Jehowa  Bóg  jest 
miłosierny i tacy też muszą być starsi. Jednakże każdemu mężczyźnie i każdej kobiecie, 
którzy  chytrze  obmyślili  takie  działanie,  aby  się  pobrać,  można  śmiało  powiedzieć,  że 
choćby starsi przyjęli ich z powrotem, sprawa bynajmniej się na tym nie kończy.  Starsi 
podejmują decyzje, mając za podstawę widoczne na zewnątrz przejawy skruchy, ale nie 
są w stanie dokładnie wyczytać, co się mieści w sercu. Ponieważ nie potrafią sądzić na 
podstawie  pobudek,  mogą  przyjąć  do  zboru  takie  nowo  skojarzone  małżeństwo.  Ale 
niech  ci  dwoje  nie  zapominają  słów  Pawła,  że  ››rozpustników  i  cudzołożników  osądzi 
Bóg‹‹ 
(Hebr. 13:4)” (Strażnica nr 10/1982, tom CIII, s. 11, akapit 15). 

 

Z powyższego cytatu wynika wniosek potwierdzony w praktyce, że Świadek może zdradzić 
swą  żonę,  rozwieść  się  i  po  kilku  latach  wrócić  do  zboru  z  nową  żoną,  a  może  i  dziećmi. 
Starsi  –  jak  czytamy  w  artykule  –  „mogą  przyjąć  do  zboru  takie  nowo  skojarzone 
małżeństwo”. Wiele przykładów dowodzi, jak wielkie są cierpienia zdradzonych partnerów 
małżeńskich i ich dzieci. Jak takie osoby się czują, gdy np. niewierny mąż i ojciec wraca do 
organizacji  z  nową  rodziną?  Jak  to  odbierają,  gdy  –  zgodnie  z  zaleceniem  Ciała 
Kierowniczego  –  taki  niewiarygodny  człowiek  natychmiast  po  przyłączeniu  go  do  zboru 
podejmuje  działalność  głoszenia  od  domu  do  domu?  Ponownie  organizacji  chodzi  o 
zatrudnienie w głoszeniu jak największej liczby osób, a nie o rzeczywiste dobro jednostek i 
rodzin. Dobrze to świadczy o większości Świadków Jehowy, że nie obierają tak wątpliwego 
trybu postępowania i starają się być wiernymi swym współmałżonkom.  
 
Czy prawdą jest twierdzenie autora traktatu na temat „religii prawdziwej”, że „każdy, kto w 
gronie  jej  wyznawców  sprawuje  odpowiedzialne  funkcje,  musi  być  bez  zarzutu  pod 
względem moralnym (1 Tymoteusza 3:1-10)”? W Strażnicy z 1 września 1990 roku, na s. 24, 
w akapicie 6, tak przedstawiono jedno z wymagań zawartych w przywołanym fragmencie z 1 
Tymoteusza 3:1-10: 

 

„Mąż jednej żony (1 Tymoteusza 3:2, 12; Tytusa 1:6). […] może mieć tylko jedną żyjącą 
żonę i musi być jej wierny (Hebrajczyków 13:4)”. 

     

background image

24 
 

 
Co jednak powiedzieć o tym, że oprócz wiernych mężów wśród Świadków Jehowy funkcje 
starszych  i  sług  pomocniczych  sprawują  rozwiedzeni  mężczyźni,  którzy  żyją  w  drugim 
związku? To prawda, że w większości wypadków rozwiedli się oni zanim zostali Świadkami. 
Jednakże to nie czyni ich godnymi kandydatami do piastowania odpowiedzialnych funkcji w 
zborze. Dlaczego? Z uwagi na wyraźne myśli biblijne, z których wynika, że małżeństwo jest 
związkiem  dozgonnym  i  nie  można  wstępować  w  drugi  związek  za  życia  pierwszej  żony. 
Oto te świadectwa:  
 

„I rzekł im: Ktokolwiek by rozwiódł się z żoną swoją i poślubił inną, popełnia wobec 
niej  cudzołóstwo.  A  jeśliby  sama  rozwiodła  się  z  mężem  swoim  i  poślubiła  innego, 
dopuszcza się cudzołóstwa” (Marka 10:11, 12). 

 

„Każdy kto opuszcza żonę swoją, a pojmuje inną, cudzołoży, a kto opuszczoną przez 
męża poślubia, cudzołoży” (Łukasza 16:18). 

 
 

„Albowiem zamężna kobieta za życia męża jest z nim związana prawem; ale gdy mąż 

umrze,  wolna  jest  od  związku  prawnego  z  mężem.  A  zatem,  jeśli  za  życia  męża 
przystanie  do  innego  mężczyzny,  będzie  nazwana  cudzołożnicą
,  jeśliby  jednak  mąż 
zmarł,  wolna  jest  od  przepisów  prawa  i  nie  jest  cudzołożnicą,  gdy  zostanie  żoną 
drugiego męża” (Rzymian 7:2, 3)  
 
 „Tym  zaś,  którzy  żyją  w  stanie  małżeńskim,  nakazuję  nie  ja,  lecz  Pan,  ażeby  żona 
męża nie opuszczała, a jeśliby opuściła, niech pozostanie niezamężna albo niech się z 
mężem pojedna; niech też mąż z żoną się nie rozwodzi. 
[…] Żona związana jest tak długo, dopóki żyje jej mąż; a jeśli mąż umrze, wolno jej 
wyjść za mąż za kogo chce, byle w Panu” (1 Koryntian 7:10, 11, 39). 

 
Powyższe  wersety  wskazują  na  fakt,  że  małżeństwo  jest  związkiem  nierozerwalnym, 
dozgonnym,  toteż  wiązanie  się  z  innym  partnerem  za  życia  współmałżonka  jest 
cudzołóstwem.  Fragmenty  z  Mateusza  5:32  i  19:9  nie  przeczą  temu,  gdyż  podany  w  nich 
wyjątek nic nie mówi o tym, że wolno zawrzeć ponowne małżeństwo. Przeciwnie, w obydwu 
tekstach  zgodnie  napisano,  że  „kto  by  oddaloną  wziął  za  żonę,  dopuszcza  się  cudzołóstwa” 
oraz „kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo” (Mateusza 5:32b i 19:9b, BT). W 
takim  razie  niektórzy  ludzie  sprawujący  odpowiedzialne  funkcje  u  Świadków  są 
cudzołożnikami,  gdyż  żyją  w  cudzołożnych  związkach!  Wynika  to  z  błędnego  rozumienia 
kwestii rozwodu i ponownego małżeństwa.  
 
W tym miejscu stwierdzam z ubolewaniem, że w niektórych kościołach również nie stoi się 
na  straży  nierozerwalności  małżeństwa.  Przywódcy,  którzy  nauczają  swych  podopiecznych, 
że rozwody i powtórne małżeństwa są dopuszczalne, prowadzą tych ludzi do cudzołóstwa, a 
„cudzołożnicy […] Królestwa Bożego nie odziedziczą” (1 Koryntian 6:9,  10). Nie twierdzę 
dogmatycznie,  że  każdy  człowiek,  który  znalazł  się  w  cudzołożnym  związku  zostanie 
potępiony, gdyż to Bóg jest Sędzią. Stwórca przebaczył królowi Dawidowi, może też – ale nie 
musi – przebaczyć innemu człowiekowi, który szczerze pokutuje za wejście w niedozwolony 
związek. Niemniej jednak stoję na stanowisku, że osoby będące nauczycielami Słowa Bożego 
ponoszą  wielką  odpowiedzialność  za  głoszenie  błędu  w  tej  kwestii  (Jakuba  3:1).  Narażają 
swych  współwyznawców  na  zawarcie  nieszczęśliwego  małżeństwa  (Bóg  nie  błogosławi 
cudzołożnikom), a w przyszłości na wieczną zgubę.  
 

background image

25 
 

Można by także wymienić inne czynniki osłabiające rodzinę w społeczności Świadków, jak 
obowiązek  poświęcenia  życia  własnych  dzieci  w  imię  absurdalnego  zakazu  transfuzji  krwi, 
negatywny  wpływ  zakazu  obchodzenia  urodzin  i  innych  biblijnie  dopuszczalnych  świąt  na 
dzieci  Świadków,  czy  też  zabranianie  spotykania  się  z  wykluczonymi  krewnymi 
mieszkającymi  oddzielnie.  Biorąc  to  wszystko  pod  uwagę,  dochodzimy  do  wniosku,  że 
również  trzecia  cecha  „religii  prawdziwej”  nie  jest  tak  doskonale  reprezentowana  przez 
Świadków, jak się to utrzymuje.    
 
Następnie autor zadaje pytanie, na które sam udziela odpowiedzi: 
 

„Czy  któraś  religia  spełnia  te  wymagania?  W  książce  Holocaust  Politics  (Polityka 
holocaustu), wydanej w roku 2001, John K. Roth napisał: ››Gdyby więcej ludzi żyło tak, 
jak głoszą i postępują Świadkowie Jehowy, nie byłoby holocaustu, a na świecie już nigdy 
nie doszłoby do zbrodni ludobójstwa‹‹. 
 
Rzeczywiście,  w  235  krajach  Świadkowie  Jehowy  nie  tylko  głoszą  innym  o 
biblijnych zasadach moralnych, ale też trzymają się ich w życiu. Jeśli zwrócisz się do 
nich, na pewno chętnie pomogą ci zrozumieć, czego wymaga od ciebie Bóg. Dzięki 
temu będziesz mógł Go czcić zgodnie z Jego wolą. Pora działać. Nie zwlekaj! Koniec 
religii fałszywej jest już bliski! (Sofoniasza 2:2, 3)
”.  

 

Osobiście znam więcej wyznań, o których można powiedzieć, że „Gdyby więcej ludzi żyło 
tak, jak głoszą i postępują […], nie byłoby holocaustu, a na świecie już nigdy nie doszłoby 
do  zbrodni  ludobójstwa”.  Wcześniej  wymieniałem  już  pacyfistyczne  Kościoły,  jak  amisze, 
czy  mennonici.  Jest  też  bardzo  wielu  chrześcijan  z  różnych  innych  denominacji,  którzy 
kierując się dobrym sumieniem nie wyrządzają krzywdy bliźnim.  
 
Podobnie jest wielu dobrych uczniów Chrystusa, którzy „nie tylko głoszą innym o biblijnych 
zasadach  moralnych,  ale  też  trzymają  się  ich  w  życiu”.  Ludzie  dobrze  znający  Świadków 
wiedzą, że oprócz osób, które naprawdę szczerze starają się trzymać biblijnych mierników, 
są  wśród  nich  i  takie,  które  robią  to  jedynie  pozornie,  „dla  oka”.  Przy  bliższym  poznaniu 
okazuje  się,  że  są  oni  wzorowi  tylko  na  pokaz,  lecz  ich  życie  odbiega  od  tego  ideału.  Nie 
powinno to nas dziwić. Dlaczego? 
 
Ponieważ  ludzie,  którzy  nie  są  zrodzonymi  z  Ducha  Świętego  dziećmi  Bożymi  nie  są  w 
stanie podobać się Bogu i pełnić Jego wolę.  
  

Ci bowiem, którzy żyją według ciała, dążą do tego, czego chce ciało; ci zaś, którzy żyją 

według Ducha - do tego, czego chce Duch. Dążność bowiem ciała prowadzi do śmierci, 
dążność zaś Ducha - do życia i pokoju. A to dlatego, że dążność ciała wroga jest Bogu, 
nie podporządkowuje się bowiem Prawu Bożemu, ani nawet nie jest do tego zdolna. A ci, 
którzy  żyją  według  ciała,  Bogu  podobać  się  nie  mogą.
  Wy  jednak  nie  żyjecie  według 
ciała,  lecz  według  Ducha,  jeśli  tylko  Duch  Boży  w  was  mieszka.  Jeżeli  zaś  kto  nie  ma 
Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy
” (Rzymian 8:5-9, BT).  

 
Według  doktryny  Świadków  tylko  144 000  są  dziećmi  Bożymi  namaszczonymi  Duchem 
Bożym. Pozostali członkowie organizacji muszą się zadowolić drugorzędną pozycją. Według 
Biblii istnieje tylko następująca alternatywa:  
 
1.  Albo  jesteś  dzieckiem  Bożym  i  masz  Ducha  Świętego  umożliwiającego  pełnienie  woli 

Bożej, dlatego zmierzasz do życia i pokoju. 

background image

26 
 

2.  Albo  jesteś  człowiekiem  nieodrodzonym,  nie  masz  Ducha  Bożego,  żyjesz  w  zgodzie  z 

ciałem (grzeszną naturą), nie możesz podobać się Bogu i zmierzasz do śmierci wiecznej.  

 
Tu nie można się pocieszać myślami Strażnicy, że ma się „pewną miarę” Ducha Świętego lub 
korzysta się z niektórych dobrodziejstw Nowego Przymierza. Każde dziecko Boże wie, że ma 
pokój  z  Bogiem  przez  Jezusa  Chrystusa  (Rzymian  5:1).  Każdy  odrodzony  ma  pewność,  że 
został  przyjęty  do  Bożej  rodziny,  jak  o  tym  mówią  dalsze  wersety  8  rozdziału  Listu  do 
Rzymian: 
 

„Albowiem  wszyscy  ci,  których  prowadzi  Duch  Boży,  są  synami  Bożymi.  Nie 
otrzymaliście  przecież  ducha  niewoli,  by  się  znowu  pogrążyć  w  bojaźni,  ale 
otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: Abba, Ojcze! Sam 
Duch  wspiera  swym  świadectwem  naszego  ducha,  że  jesteśmy  dziećmi  Bożymi.  Jeżeli 
zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa, 
skoro wspólnie z Nim cierpimy po to, by też wspólnie mieć udział w chwale. […] Wiemy 
też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, 
którzy są powołani według [Jego] zamiaru. Albowiem tych, których od wieków poznał, 
tych  też  przeznaczył  na  to,  by  się  stali  na  wzór  obrazu  Jego  Syna,  aby  On  był 
pierworodnym między wielu braćmi. Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a 
których powołał - tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił  - tych też obdarzył 
chwałą” (Rzymian 8:14-17, 28-30, BT). 

 
Parafrazując  treść  końcowego  apelu  zawartego  w  traktacie,  nawołuję:  Jeśli  ze  skruszonym 
sercem nawrócisz się do Chrystusa, na pewno On cię odrodzi i przemieni twoje życie (Jana 
6:35, 37; 2 Koryntian 5:17). Nie wierz żadnej organizacji, która twierdzi, że tylko w niej jest 
zbawienie i tylko ona jest religią prawdziwą (Jeremiasza 17:5, 6; Izajasza 8:12, 13). To Jezus 
ma  słowa  życia  wiecznego,  to  do  Niego  musimy  się  udać  (Jana  6:67-69).  Samo  badanie 
Biblii nie wystarczy, trzeba przyjść do Zbawiciela, do którego Słowo Boże nas kieruje (Jana 
5:39,  40). Dopiero,  gdy  zwrócisz się do Jezusa, Bóg zdejmie z twych oczu zasłonę błędnej 
doktryny  i  rozjaśni  twój  umysł  (2  Koryntian  3:14-17).  Otrzymasz  Ducha  Świętego,  który 
pomoże ci zrozumieć, czego wymaga od ciebie Bóg (Jana 14:26; 1 Jana 2:27). Dzięki temu 
będziesz  mógł  czcić  Boga  zgodnie  z  Jego  wolą.  Poszukaj  Kościoła,  w  którym  głosi  się 
Ewangelię łaski Bożej, a nie dziwne teorie ograbiające wiernych z Nowego Przymierza i jego 
dobrodziejstw (Dzieje 20:24; Efezjan 2:8-10). Ludzie biblijnie wierzący na pewno udzielą ci 
serdecznego wsparcia. Pora działać. Nie zwlekaj! Życie nie trwa długo. Śmierć lub powtórne 
przyjście Chrystusa mogą cię nagle zaskoczyć! Pojednaj się z Bogiem póki czas!   

 

 
Opracował: Szymon Matusiak