LINDSAY ARMSTRONG
Trudny mężczyzna
A Difficult Man
Tłumaczyła: Kinga Taukert
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Kim pani jest, do diabła?
Juanita Spencer-Hill patrzyła w oszołomieniu na wysokiego mężczyznę,
który z wyraźną wściekłością otworzył jej drzwi. Do pewnego stopnia była
przygotowana na jakąś nietypową reakcję, gdyż widziała w telewizji wywiad z
Garethem Walkerem, dotyczący jego ostatniego bestselleru. Miało się wrażenie,
że pisarz wręcz rozsadza sobą ekran, tak był dynamiczny i impulsywny, a w
swoich wypowiedziach cięty i piekielnie inteligentny, co mocno dawało się we
znaki prowadzącej program dziennikarce. Prezentował przy tym zniewalający
męski wdzięk, najprawdopodobniej więc oglądające program miliony kobiet
niekoniecznie robiły to ze względu na nagle rozbudzone zainteresowania
literackie...
W bezpośrednim kontakcie wywoływał znacznie większe wrażenie niż na
ekranie. Proporcjonalnie zbudowany, mierzący ponad sto osiemdziesiąt
centymetrów wzrostu, miał proste i gęste ciemnoblond włosy oraz najbardziej
niebieskie oczy, jakie Juanita kiedykolwiek widziała. Wyglądał władczo, chociaż
miał na sobie mocno podniszczoną koszulę w kolorze khaki i spłowiałe dżinsy.
– Pytam raz jeszcze – wycedził Gareth Walker przez zaciśnięte zęby. –
Kim pani, do licha ciężkiego, jest i czemu gapi się pani na mnie jak cielę na
malowane wrota?
Poczuła, że krew napływa jej do twarzy. Z godnością wyciągnęła rękę.
Juanita Spencer-Hill z agencji wystroju wnętrz. Byliśmy umówieni, żeby...
– Spencer-Hill przerwał bezceremonialnie – Myślałem, że przyślą mi jakąś
zwykłą pannę Hill. Zignorował wyciągniętą w swoją stronę dłoń, choć patrzył
przez moment na długie i szczupłe palce, ozdobione jedynie rodowym sygnetem,
oraz drobny przegub, którego delikatność dodatkowo uwydatniał duży złoty
zegarek na szerokim pasku z czarnego aksamitu. Potem podniósł te swoje
niezwykłe oczy i zupełnie bezczelnie przystąpił do szczegółowych oględzin. Jego
wzrok powędrował najpierw ku lśniącym ciemnym włosom, zebranym na karku
w zgrabny węzeł, po czym dokładnie zlustrował jej figurę, której smukłość
podkreślał doskonały krój czarno-białej sukienki. Na chwilę zatrzymał wzrok na
opierającej się tuż przy czarnych płaskich pantoflach lasce.
– To jak się pani właściwie nazywa? Płonę z ciekawości.
Juanita zagryzła wargi i zaczerwieniła się ponownie.
P-pracuję pod nazwiskiem Hill i tak się powinnam była przedstawić, ale
umknęło mi to z p-pamięci – zająknęła się mocno.
– Ciekawe, dlaczego pani w ten sposób oszukuje ludzi? Oczywiście –
skrzywił się kpiąco – gdy pani o tym nie zapomina.
Spróbowała ochłonąć i wziąć się w garść.
– Wcale nie uważam tego za oszustwo powiedziała chłodno. – Ja...
– Ale ja tak. Założę się, że jest pani z „tych” Spencer-Hillów, nieprawdaż?
Słynna rodzinka, która chełpi się na wszystkie strony gwiazdą srebrnego ekranu,
laureatką prestiżowej nagrody Archibalda i obiecującym następcą Niki Laudy?
Juanita zastanowiła się, czym zasłużyła na podobne traktowanie.
– M-mój ojciec rzeczywiście jest aktorem, matka malarką portretów, a brat
bierze udział w wyścigach Formuły Jeden. Właśnie dlatego p-pracuję pod innym
nazwiskiem, gdyż nie chcę wykorzystywać ich osiągnięć, żeby sobie ułatwiać...
A może – przerwał jej znowu ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy – po
prostu ma pani dość ukochanej rodzinki i w ten sposób próbuje się od nich
uwolnić?
Wzięła głęboki oddech. Dość tego.
– Nie mam zamiaru ani chwili dłużej rozmawiać z panem o mojej rodzinie
i dawać się znieważać, panie Walker. Przyjechałam tu w interesach, ale ponieważ
wygląda na to, że pan z miejsca poczuł do mnie niewytłumaczalną niechęć, nie
pozostaje mi nic innego, jak uznać całą sprawę za niebyłą. Zegnam pana.
Nie zdążyła się odwrócić, gdy usłyszała miękki głos.
– Brawo! Przynajmniej raz się pani nie zająknęła. A dlaczego używa pani
laski?
– T-to nie pańska...
– Sprawa? – podsunął usłużnie, obdarzając ją przy tym szerokim
uśmiechem, co zdezorientowało ją kompletnie. – W porządku. Wróćmy więc do
tego, co jest moją sprawą. Proszę wejść. – Odsunął się na bok, po czym przechylił
głowę na ramię z wyrazem dezaprobaty na twarzy. – Ile pani ma lat?
– To także nie pańska sprawa – odparła zimno.
– O, tu się pani myli – odparł z podejrzaną uprzejmością. – Jest pani tutaj,
gdyż ma pani urządzić ten dom od piwnic aż po dach, tak więc chyba powinniśmy
coś niecoś o sobie wiedzieć, skoro mamy razem pracować. Ja, nawiasem mówiąc,
mam trzydzieści sześć, podczas gdy pani wygląda na... dwadzieścia osiem?
– Dwadzieścia pięć – powiedziała, nie zdążywszy się powstrzymać.
– Do licha! – skrzywił się. – Najpewniejszy sposób na obrażenie kobiety to
dodanie jej lat. Co mogę zrobić, żeby się zrehabilitować?
– Nic. To, że jestem kobietą, zupełnie nie ma nic wspólnego...
– Pozwolę sobie być innego zdania. Tylko radykalnym feministkom
wydaje się, że to, jakiej dana osoba jest płci, nie ma żadnego znaczenia. A może
jest pani jedną z nich? – spytał poważnym tonem, ale w niebieskich oczach czaiła
się kpina.
– W żadnym wypadku – zaprzeczyła lodowato.
– No to świetnie. Ale dlaczego ciągle stoimy w drzwiach? Niechże pani
wreszcie wejdzie. Możemy kontynuować naszą przyjacielską pogawędkę w
bardziej komfortowych warunkach. Zapraszam do gabinetu.
Juanita po chwili wahania ruszyła za nim. Było to jej pierwsze aż tak
poważne zlecenie. Takiej szansy nie wolno zmarnować.
Gareth Walker rozparł się za przepięknym biurkiem z orzechowego
drzewa, podczas gdy Juanita usiadła sztywno, ze splecionymi nerwowo dłońmi.
– Przepraszam, że tak nieuprzejmie panią powitałem. Kompletnie
zapomniałem, że ma pani przyjść. Ponadto rano miałem przypływ weny twórczej.
Czy pani wiedziała, że jestem pisarzem?
– Tak. Czy...
– W takim razie pewnie pani zrozumie mój stan napięcia i podminowania,
zwłaszcza że sama ma pani artystkę w rodzinie. A przy okazji, jak się miewa pani
matka? Miałem przyjemność spotkać ją parę razy.
– Dziękuję, dobrze. Panie Walker...
– Czy pani rodzice nadal żyją w konkubinacie? To była tak słynna sprawa...
Juanita zacisnęła usta i patrzyła na niego bez słowa.
– Zawsze sądziłem – ciągnął zupełnie nie zniechęcony – że taki
nieformalny związek musi ogromnie niekorzystnie wpływać na psychikę dziecka.
Czy dlatego ma pani wadę wymowy, panno Spencer-Hill?
Zbladła. To był naprawdę strzał w dziesiątkę.
– Jako ogólne spostrzeżenie brzmi to naprawdę interesująco, jednak
wykorzystanie tego do wtrącania się w czyjeś sprawy osobiste jest nie do
przyjęcia. Kto dał panu p-prawo do poddawania kogokolwiek p-podobnemu
śledztwu?
Milczał. Wydawało się, że poważnie zastanawia się nad odpowiedzią, ale
po chwili stało się jasne, że znów ogląda ją krytycznie od stóp do głów. Poczuła
się nieswojo, tym razem jednak z innych powodów niż przedtem.
– Nie cierpię owijania w bawełnę – odezwał się w końcu. – A pani?
Wszystkiego się mogła spodziewać, ale nie tego. Ze zdumienia zamrugała
powiekami, aż uśmiechnął się mimowolnie.
– Ja t-też. Tak samo, jak pan. Chociaż nie, z pewnością nie tak samo –
zakończyła kompletnie wyprowadzona z równowagi.
Wyprostował się.
– Proszę zauważyć, że jest to najprostszy sposób na załatwienie pewnych
spraw. Jeśli będę się zastanawiał, dlaczego pani się jąka i używa laski, a spróbuję
nie poruszać tych kwestii, będę się czuł po prostu źle i od czasu do czasu
niechcący coś mi się na ten temat wymknie. Jeśli zaś mi pani wszystko wyjaśni,
nie będę sobie dłużej zaprzątał tym głowy i spokojnie przejdziemy do interesów.
– To jednak nie ma nic wspólnego z obrażaniem moich rodziców –
zaprotestowała.
– To się wszystko ze sobą łączy. Przypuszczam, że jednym z powodów
posługiwania się skróconym nazwiskiem jest chęć ucieczki przed ludzką
ciekawością. O pani rodzicach jest przecież dość głośno, prawda?
Juanita w milczeniu wytrzymywała jego badawczy wzrok przez jakąś
minutę, po czym odezwała się oschle:
– Mam nieodparte wrażenie, że zawsze udaje się panu postawić na swoim,
bez względu na...
Dlaczego pani tak sądzi?
– Czy byłby pan łaskaw przestać mi przerywać?
– Jak sobie pani życzy. Przywołał na twarz wyraz uprzejmego
zainteresowania.
Juanita zacisnęła zęby.
– Jeśli więc wiedza o mnie wydaje się panu absolutnie niezbędna, żebyśmy
mogli zacząć pracę, to służę informacjami. Moi rodzice są rzeczywiście
utalentowanymi, nietypowymi osobami i z tym wiąże się też to, że postępują
inaczej niż wszyscy. Nie zmienia to faktu, że bardzo kocham ich oboje.
Sugerował pan wcześniej ich niewrażliwość, a zarazem nadmierną
emocjonalność, ale myślę, że sądził pan innych artystów po tym, jak pan sam
postępuje – pozwoliła sobie na wyraźny docinek.
– Proszę dalej.
– Muszę też dodać, że mówię to wszystko tylko dlatego – jej ciemne oczy
zamigotały – że pańskie zniechęcenie i utrata tego zlecenia mogą mi przeszkodzić
w karierze zawodowej. Chodzę z laską, gdyż miałam wypadek samochodowy.
Jest już prawie dobrze, ale lewy staw biodrowy wciąż jeszcze mnie boli. Wadę
wymowy mam od zawsze. Czy teraz możemy przystąpić do pracy? – spytała
szorstko.
Popatrzył na nią spokojnie. Wstał.
– Oczywiście. Myślę, że mimo wszystko czuje się pani lepiej, wyrzuciwszy
to z siebie. Zostanie pani na noc?
– Co najmniej na kilka... – ugryzła się w język. Za późno. Znowu ją
podszedł.
– Czemu nie? Świetny pomysł! – Gareth Walker obszedł dookoła biurko i
oparł się o nie tuż przed nią, nonszalancko krzyżując ramiona. W jego oczach
błysnęło rozbawienie i kpina.
– To nie był mój pomysł – powiedziała sztywno. – Mogłabym się
zatrzymać w jakimś pobliskim motelu...
Skrzywił się nieco.
– Bez sensu... Przecież w tym domu jest tyle miejsca, że może tu
stacjonować oddział wojska i nikt tego nawet nie zauważy. Aha, teraz sobie
przypominam, że zapowiedziałem pani agencji, że nie obchodzi mnie, ile to
będzie kosztować, byleby tylko trwało jak najkrócej.
– Zrobię wszystko, żeby skrócić ten czas do minimum – zapewniła go z
całym przekonaniem. – Oczywiście może się też zdarzyć i tak, że moje pomysły
w ogóle nie będą panu odpowiadać. Pierwszą wizytę składa się właśnie po to, by
przedstawić wstępne szkice i pomysły do zatwierdzenia.
– Powiedziała to pani tak, jakby czekało panią co najmniej zdobycie Mount
Everestu. Ciekawe, dlaczego?
– To proste. Urządzanie domów nie jest żadnym problemem. Są nim ich
właściciele.
Roześmiał się szczerze.
– Nieźle powiedziane! Podoba mi się pani bezpośredniość. Zresztą nie
tylko to mi się w pani podoba – dodał. – Czy matka kiedykolwiek namalowała
pani portret?
– Nie. – Oczy Juanity rozszerzyły się z zakłopotania. – Dlaczego miałaby
to robić?
– Niechże pani da spokój – żachnął się. – Przecież musi pani sobie zdawać
sprawę z tego, że ma pani niezwykły typ urody.
– A-ależ skąd! – zaprzeczyła żywo. – Jestem zbyt chuda, moja cera łatwo
przybiera szary, niezdrowy odcień, a w dodatku pewnie przez całe życie będę
utykać i jąkać się – urwała nagle. Co ona wygaduje? Czy już nigdy nie zapanuje
nad tymi swoimi nieszczęsnymi kompleksami?
– Ma pani przepiękne oczy i włosy, a wszystko, czego potrzebuje pani
skóra, to odrobiny słońca. I wcale nie jest pani chuda... – Jego wzrok zupełnie
jawnie zatrzymał się na rysujących się pod sukienką kształtnych piersiach. – A
przede wszystkim emanuje z pani jakiś niewypowiedziany urok, jakaś aura
niepokojącej tajemniczości. Nie uwierzę, że jeszcze żaden mężczyzna pani o tym
nie powiedział.
Poczuła, że się ponownie rumieni, ale nie mogła nic na to poradzić.
– Właściwie nie, t-to znaczy...
– Jeszcze coś ciągnął, nie zwracając uwagi na jej słowa. – Jąka się pani
tylko wtedy, gdy jest podenerwowana i speszona. Wystarczy, że się pani
rozgniewa, i już mówi pani płynnie. Nie rozumiem tylko, dlaczego wprawiają
panią w zakłopotanie również komplementy?
Chyba śnię, pomyślała Juanita. Czy on się do mnie przystawia, czy co?
– Nie. Jeszcze nie – powiedział miękko.
– Jak t-to? Skąd pan wiedział? Spojrzał na nią z pobłażaniem.
– Wyraz pani twarzy był zupełnie jednoznaczny. Od tego zresztą jestem
pisarzem, żeby umieć rozszyfrowywać ludzi.
Zagryzła usta, po czym zmarszczyła brwi.
– Co to znaczy „jeszcze nie”, panie Walker?
– Gareth – zaproponował uprzejmie.
– O, nie. Absolutnie nie zamierzam...
– Chyba nie zaproponowałem nic niewłaściwego? Zesznurowała usta.
– A co „to” miało znaczyć? – Sparodiował jej minę.
– To znaczy, że nie sądzę, żebyśmy mogli razem pracować, panie Walker.
Po pierwsze, nie daje mi pan dojść do słowa, a po drugie... – Urwała i wzruszyła
ramionami.
Czekał z założonymi rękoma, patrząc na nią z wyraźną złośliwością w
niebieskich oczach.
– Co znowu? – spytał z irytacją. – To znaczy, nie zamierzałem przerywać –
mruknął po chwili. – Czekam tylko na dalszy ciąg.
– To nie było nic ważnego – ucięła.
– Sądzę, że ta druga obiekcja ma wiele wspólnego z tym, o czym pani
wcześniej pomyślała. O przerażającej możliwości, że mogę chcieć panią, hm...
poderwać.
– Dobrze, ma pan rację – przyznała chłodno. – Jest więc chyba jasne, że w
takich warunkach nie mogę tu pracować.
– W jakich warunkach?
– Myślę, że jest to dość oczywiste!
– Wcale nie. To znaczy, byłoby oczywiste, gdyby chodziło o notorycznego
podrywacza. Nie uważam się za takiego.
Westchnęła ciężko.
– Mam na to tylko pańskie słowo. Proszę nie zapominać, że to pan zaczął o
tym mówić.
– Ale pani pierwsza pomyślała – odparował. – Ja dałem tylko do
zrozumienia, że uważam panią za interesującą kobietę, nic więcej. Dlatego też
użyłem tego nieszczęsnego „jeszcze nie”, które wywołało w pani tak okropne
podejrzenia, że zaczęła się pani na wszelki wypadek zachowywać wyniośle i
nieprzystępnie. Ze swojej strony mogę panią zapewnić, że nie mam zwyczaju
inicjować bardziej intymnych kontaktów, zanim nie poznam drugiej strony nieco
dokładniej. Pani zaś jeszcze nie znam.
Juanita patrzyła na niego z gniewem, a zarazem z niedowierzaniem.
– Nie wie pani, co odpowiedzieć? – spytał kpiąco. – W takim razie pozwolę
sobie...
– Na nic więcej pan sobie nie pozwoli – nie wytrzymała w końcu. – Nie
zamierzam dłużej brać udziału w tych słownych potyczkach, które prowadzą
donikąd. Ponadto za chwilę dojdzie pan do wniosku, że być może jestem warta
zainicjowania owych bardziej intymnych kontaktów. Z góry jednak ostrzegam, że
tylko straci pan czas.
– Dlaczego?
– Co „dlaczego”?
– Dlaczego z góry odrzuca pani możliwość, że moglibyśmy się naprawdę
polubić?
– Ponieważ załatwianie interesów, przynajmniej w moim przypadku, nie
sprzyja myśleniu o tego rodzaju sprawach.
– A co temu sprzyja?
– Na pewno nie pańskie zachowanie, panie Walker! – odrzekła ze słodyczą
doprawioną dużą dozą ironii. – Czy możemy wreszcie przystąpić do pracy?
– Jak najbardziej – odparł spokojnie z lekkim uśmiechem. – A na słowa
trzeba zawsze bardzo uważać. Nigdy nie wiadomo, które będzie naszym ostatnim
i które po nas pozostanie. Czy nigdy się pani nad tym nie zastanawiała?
Wstała gwałtownie i to był duży błąd. Bolące biodro natychmiast dało o
sobie znać. Zachwiała się w tej – samej chwili, gdy na oślep wyciągnęła rękę po
laskę. Gareth błyskawicznie chwycił ją w pół, przytrzymał, po czym cofnął ręce i
podał jej laskę.
– Proszę.
– Dziękuję – powiedziała, cała spięta. Dzieliły ich tylko centymetry. Gdy
napotkała jego wzrok, niespodziewanie oblała ją fala gorąca, choć w niebieskich
oczach znalazła tylko troskę z odrobiną ironii.
Zrozumiała wtedy, że nie jest łatwo pozostać obojętną wobec kogoś
takiego, jak Gareth Walker. Nie była tym zachwycona, próbowała więc
wytłumaczyć sobie trzeźwo, że niektórych mężczyzn natura obdarza nieodpartym
urokiem i oto właśnie spotkała jednego z nich. On zaś zachowuje się
skandalicznie, najzupełniej pewien swojej przewagi. To jednak nie jest sposób na
nią. Nie da się podejść jak pierwsza lepsza gąska! Mimo to nie była w stanie
oderwać oczu od szerokich ramion ani uwolnić się od wspomnienia dotyku jego
rąk...
Nigdy jeszcze nie przydarzyło jej się nic podobnego. Po raz pierwszy
doświadczyła na własnej skórze, że między kobietą a mężczyzną może zaistnieć
specyficzny rodzaj komunikacji, zupełnie niezależnej od słów. To mowa
zmysłów, przyszło jej znienacka na myśl. Jak on to robi? A co ważniejsze,
dlaczego chce ją zauroczyć? Czy już po prostu ma taką naturę, że każdą kobietę
musi sobie owinąć wokół palca, czy też...?
Nagłe pukanie do drzwi spowodowało, że Juanita aż drgnęła, a przez twarz
Garetha przemknął cień niezadowolenia. Do gabinetu wpadła najwyżej
dziewiętnastoletnia dziewczyna, wołając już od progu:
– Gareth, czy wiesz, że ktoś przyjechał? Och, przepraszam! To właśnie
pani musi być właścicielką tego ładnego BMW, które stoi przed domem. Dzień
dobry, jestem Wendy, prowadzę dom Garetha.
Juanita popatrzyła na jej obcisłe dżinsy, różową bluzkę i blond włosy
związane w koński ogon różową wstążką. Nawet gdyby się bardzo postarała, nie
mogłaby mniej wyglądać na gosposię, pomyślała Juanita.
– Zastępuje chorą matkę – wyjaśnił Gareth z kwaśną miną. – Wendy, to jest
panna Spencer-Hill, projektantka wnętrz. Zapomniałem ci powiedzieć, że
przyjedzie i zostanie tu przez parę dni. Sądzę też, że będzie tu wpadać przez
najbliższe kilka tygodni.
– Zapomniałeś, akurat! – Wendy porozumiewawczo przymrużyła oko.
Nie uśmiechnął się nawet.
– Ciekawe, gdzie obecnie znajduje się twoje urocze rodzeństwo? Nie
słyszałem ich od rana.
W tym samym momencie dobiegły ich przeraźliwe wrzaski i cała trójka
jednocześnie wyjrzała przez okno, które wychodziło na wysypany żwirem
dziedziniec z niedużą sadzawką i fontanną. Walczyła tam ze sobą zażarcie para
siedmiolatków, ciągnąc się nawzajem za włosy, kopiąc, drapiąc i okładając
pięściami.
– Jeśli mówisz o mojej upiornej siostrzyczce i równie upiornym braciszku,
to masz ich w całej okazałości – powiedziała zmęczonym głosem Wendy. – Zaraz
się tym...
– Nie, ja to zrobię – odparł sucho. – Ty zabierz pannę Spencer-Hill do
pokoju gościnnego. Spotkamy się na obiedzie.
Wendy zaprowadziła Juanitę do pokoju, a usta jej się nie zamykały ani na
chwilę.
– Wolę zawsze mieć jakiś pokój przygotowany, na wszelki wypadek –
powiedziała wesoło. – Z Garethem nigdy nic nie wiadomo. Fajną ma pani pracę,
ale pewnie przedtem trzeba się masę nauczyć, prawda? Już jesteśmy. Nie ma pani
żadnego bagażu?
– Zostawiłam w samochodzie. Chciałam się najpierw przedstawić i dopiero
potem wrócić po rzeczy, ale z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam.
– Zaraz przyniosę, przecież pani kuleje. Ale muszę coś pani powiedzieć... –
Spojrzała na Juanitę z wyraźnym podziwem. – Zawsze chciałam być tak
elegancka jak pani, ale nigdy mi to nie wychodzi. Zresztą, Gareth mówi, żebym
dała sobie spokój. Wie pani, on nie cierpi kobiet, które wyglądają tak, jakby
właśnie zeszły z okładki żurnala. Mężczyźni się na tym nie znają, prawda? –
paplała Wendy. – Niech pani usiądzie i da odpocząć tej chorej nodze. Zwichnęła
sobie pani kostkę?
– Nie, biodro – mruknęła i machinalnie podała jej kluczyki od samochodu.
– Naprawdę nie jestem taką kaleką, mogłabym to zrobić sama...
– Żaden problem, spokojna głowa. Zaraz wracam. Miłe... dziecko,
pomyślała Juanita, gdy została sama. A więc nie lubi pan eleganckich kobiet,
panie Walker? Ciekawe, czemu?
Podeszła do okna, z którego roztaczał się przepiękny widok na złote od
zboża pola Nowej Południowej Walii. Za nieco zaniedbanym, ale malowniczym
ogrodem znajdowały się ogrodzone wybiegi z dobrze utrzymanymi końmi. Stary,
zbudowany z kamienia dom był niewysoki, za to rozciągał się na dość dużym
obszarze. Wielkiego uroku dodawały mu nieduże, bardzo romantyczne wykusze.
Jak na swój wiek jest w całkiem niezłym stanie, oceniła Juanita. Dotknęła
spłowiałych zasłon i popatrzyła na wytarty dywan. No tak, wystrój rzeczywiście
wymaga gruntownej zmiany.
Zapomniała o irytującej rozmowie i o niepokojącym, niespodziewanym
wrażeniu, jakie wywarł na niej Gareth Walker, i z zainteresowaniem rozejrzała się
dookoła. Tak, to był ten rodzaj domu, który lubiła najbardziej, gdyż pozwalał jej
wykazać się talentem do harmonijnego łączenia nowoczesnej wygody z urokiem
uwielbianych antyków. Stanowiło to pasjonujące wyzwanie. Chodziło przy tym
nie tylko o upiększenie wnętrza i – skrzywiła się lekko – zadowolenie właściciela,
ale przede wszystkim miało stanowić odtrutkę na te długie bolesne lata, kiedy
wypominano jej bezustannie, że jest w rodzinie czarną owcą, zwykłą, przeciętną
osobą, zupełnym beztalenciem. Teraz im wreszcie udowodni...
– To Steven i Rebecca. Dzieciaki, to panna Spencer-Hill – powiedział
Gareth. – Umknęło mi pani imię, zbyt nietypowe.
Przedstawiła się piegowatym jasnowłosym bliźniętom, które nie tak dawno
wrzeszcząc okładały się pięściami, a teraz siedziały ciche i niezwykle potulne
przy wielkim stole w kuchni.
– Juanita? Nigdy nie słyszałam takiego imienia – zdziwiła się Rebecca. – A
dlaczego chodzi pani z laską?
– To nie twoja sprawa – zbeształa ją Wendy i postawiła na stole kolejny
półmisek. – Nie bądź wścibska.
– Ale ja tylko zapytałam – poskarżyła się dziewczynka.
– To prawda, tylko zapytałaś – wycedził Gareth, podsuwając Juanicie
krzesło. – To hiszpańskie imię. A używa laski, gdyż boli ją noga.
– A dlaczego? – zainteresował się tym razem Steven.
– Dlatego. Koniec dyskusji – uciął chłodno Gareth. – Dzieci i ryby głosu
nie mają. Chyba że nie macie ochoty na deser?
Bliźniaki pośpiesznie pochyliły się nad talerzami.
W czasie posiłku Juanita zdążyła się dowiedzieć, że matka dzieci jest na
obserwacji w szpitalu, że ojciec zginął w wypadku, tuż po ich przyjściu na świat,
że Gareth Walker zaopiekował się ich rodziną wkrótce potem, dając wdowie
zatrudnienie w swoim domu, że mieszkają w bocznym skrzydle, że dzieciaki
właśnie przechodziły ospę wietrzną i dlatego nie są w szkole, i tak dalej, i tak
dalej. Potem dzieciom pozwolono odejść, a Wendy zmywała naczynia, nucąc coś
wesoło pod nosem.
Gareth wyciągnął się wygodnie na krześle.
– A w takich warunkach może pani pracować?
– spytał z ironicznym błyskiem w oku.
Zmarszczyła brwi. Poczuła się dotknięta, ale nic nie odpowiedziała.
– Myślę – dodał po chwili – że teraz może już pani być spokojna, że jednak
nie znalazła się pani w zamku Sinobrodego.
Ich spojrzenia skrzyżowały się, ale Juanita pamiętała o tym, że przebierając
się do posiłku przyrzekła sobie nie dać się wciągnąć w żadną potyczkę słowną.
Nie może się poddać wrażeniu, jakie ten mężczyzna próbuje na niej wywrzeć. Nie
chce znów poczuć tego niepokojącego zachwiania wewnętrznej równowagi.
– Nigdy tak nie myślałam – odparła chłodno.
– Może jednak zostawmy ten temat? Czy nie zechciałby pan raczej
oprowadzić mnie po domu i opowiedzieć mi coś o swoich oczekiwaniach? Chyba
że woli pan, żebym sama wszystko obejrzała i przedstawiła swoje pomysły? Być
może chciałby pan jeszcze dzisiaj pisać, więc oszczędziłoby to panu trochę czasu.
– Ponieważ mam bardzo konkretne oczekiwania – wycedził – lepiej będzie,
gdy pójdę z panią. W przeciwnym razie nie tylko nie zaoszczędzę, ale wręcz
zmarnuję masę czasu.
Juanita podniosła głowę w sposób, który miał dyplomatycznie wyrazić jej
opinię: rób co chcesz, to w końcu twój czas i twoje pieniądze. Gareth zrozumiał to
doskonale, ale tylko się uśmiechnął. Nic nie mogło go poruszyć. Podszedł,
odsunął jej krzesło, gdy wstawała i podał laskę. Gdy tak stali obok siebie, znów
poczuła ponad wszelką wątpliwość, że bliskość tego mężczyzny wywiera na niej
ogromne wrażenie, czy ona tego chce czy nie, a co gorsza, że Gareth doskonale
zdaje sobie z tego sprawę. Była prawie pewna, że w jego oczach dostrzegła
chłodne rozbawienie. Ponownie zarumieniła się niczym nastolatka, a zarazem
poczuła dziwne mrowienie. Był to dreszcz strachu.
Niech cię diabli. Gareth, pomyślała, mówiąc jednocześnie spokojnym
głosem:
– Czy zechce mi więc pan pokazać drogę?
ROZDZIAŁ DRUGI
– A to sypialnia państwa domu.
– Co za wspaniały pokój! – wykrzyknęła z zachwytem Juanita, zanim
zdążyła ugryźć się w język i aż drgnęła, gdy pochwyciła kpiące spojrzenie, jakim
natychmiast ją Gareth obdarzył.
– Naprawdę wspaniały – powtórzyła uparcie. – Zupełnie nie rozumiem,
dlaczego patrzy pan na mnie w taki dziwny sposób.
– Po prostu jestem zaskoczony, że jedyne pomieszczenie, jakie zdaje się
przykuwać pani uwagę, to sypialnia.
Skrzywiła się. W trakcie oglądania domu powstrzymywała się od
wyrażania swojej opinii nie dlatego, że te wnętrza do niej nie przemawiały, ale
dlatego, że tak sobie wcześniej postanowiła. Było coś irytującego w tym, że nie
powściągnęła swojego zachwytu akurat na widok sypialni. Ale właściwie co w
tym złego? Przecież spowodowały to doskonale wyważone proporcje pokoju,
wnęka okienna z wygodnymi siedziskami, kominek. Tu nie raził nawet spłowiały,
zniszczony dywan ani noszące ślady długiego używania meble. Wydawało się, że
jest to serce domu.
– Z pewnością nie z jakichś głęboko ukrytych i wstydliwych powodów,
zapewniam pana – usłyszała własny, pogardliwy w tym momencie głos. – Czy
sądzi pan, że cierpię na jakąś podświadomą skłonność akurat do sypialni?
Doprawdy, panie Walker – uśmiechnęła się do niego chłodno. – Wydaje mi się, że
to raczej pańskie myśli nieustannie zmierzają w tym kierunku.
– Tu się z panią nie zgodzę, Juanito – powiedział łagodnie. – Ale nie
kłóćmy się. Skoro ten pokój wywarł na pani aż takie wrażenie, myślę, że w tym
przypadku mogę pani zostawić wolną rękę.
Spojrzała na niego z ukosa.
– Dlaczego?
– A dlaczego nie? – odparował natychmiast.
– Cóż... – Spojrzała na notatki zrobione w czasie obchodu. – Pan ma bardzo
konkretne wymagania dotyczące poszczególnych pomieszczeń, więc nie
rozumiem...
– Z wyjątkiem kilku wyjątkowych dziwactw, z reguły popierała pani moje
plany.
– To prawda. Z drugiej jednak strony moja wizja urządzenia tej sypialni
może się nie pokrywać z pańską. Sądzę, że powinien mi pan przynajmniej
powiedzieć, czy jej wystrój ma być surowszy czy też bardziej kobiecy. – Milczała
przez chwilę. – Najwięcej do powiedzenia przy projektowaniu tego wnętrza
powinna właściwie mieć pani domu.
– To prawda, ale tu nie ma pani domu.
– To rzeczywiście kłopot – przyznała. – A w takim razie jaka kobieta
korzystała ostatnio z tego pokoju?
– Moja żona.
Juanita nie zdołała ukryć poruszenia, jakie wywołały w niej te słowa.
– N-nie wiedziałam, że był pan żonaty.
– Podobnie jak pani miała wypadek samochodowy, ale znacznie mniej
szczęścia. Stało się to kilka lat temu.
– Tak mi przykro – powiedziała z zakłopotaniem. Jak mogła się
nieproszona, wtrącać w jego sprawy? Postąpiła zupełnie niewybaczalnie.
– Wszystkie meble i wystrój domu pochodzą ze znacznie wcześniejszego
okresu. Nie zdążyła, że się tak wyrażę, odcisnąć tu piętna swojej obecności. Może
się pani nie obawiać, że zniszczy pani cokolwiek, co by mi ją przypominało.
Zaczęła się zastanawiać, jakie uczucia kryją się naprawdę za tym jego
kompletnie niewzruszonym sposobem bycia. Wyczuwała w tym wszystkim fałsz.
– Dobrze. Mogę podpowiedzieć, że nie znoszę falbanek, koronek, satyny,
figurek i jedwabnych prześcieradeł. Czy to pani pomoże?
– Owszem – odpowiedziała sucho. Właściwym sobie ruchem uniósł brew.
– Powiedziała to pani takim tonem, jakbym oskarżał panią, że właśnie takie
rzeczy pani lubi. Wcale tak nie jest. Mam nadzieję, że pani gust okaże się bardziej
wyrafinowany i elegancki.
– Zauważam pewne rozbieżności między tym, co pan mówi, a tym, co
uważa za naprawdę eleganckie. Na przykład odmawia pan tego kobietom
wyglądającym jak z żurnala... – Zamilkła i pomyślała, że powinna raczej trzymać
język za zębami.
Patrzył na nią dziwnym wzrokiem, całkowicie pozbawionym wyrazu.
– No, no, to brzmi intrygująco. Nie rozumiem tylko, dlaczego tak to panią
porusza. Czy zechciałaby mnie pani oświecić, Juanito?
Zagryzła wargi, ale teraz było już za późno, żeby się wycofać.
– Dał mi pan do zrozumienia, że uważa mnie za elegancką kobietę, jednak
wcześniej powiedział pan Wendy, że...
– Ach, tak, pamiętam. Przechodziła wtedy taki okres, gdy próbowała
wyglądać jak kobieta fatalna. Udało jej się to połowicznie, to znaczy wyglądała...
fatalnie. Ponadto rzeczywiście nie przepadam za wymuskanymi, nienagannie
„zrobionymi” kobietami. Proszę się jednak nie obawiać, pani reprezentuje
zupełnie odmienny typ elegancji – powiedział łagodnie.
– Jaki? – Znów nie zdążyła ugryźć się w język. Co się ze mną dzieje,
zdziwiła się. – Och, to nieistotne – powiedziała nienaturalnie sztywno i usiadła na
łóżku, kładąc laskę tuż obok siebie.
Przyglądał się jej przez moment, po czym przysunął sobie krzesło i usiadł
naprzeciwko.
– Powiem pani. – Położył łokcie na oparciu i splótł dłonie pod brodą. –
Według mnie prawdziwa elegancja wynika z wnętrza człowieka i wcale nie
oznacza niewolniczego podążania za modą. Może to zabrzmi dziwnie, ale wydaje
mi się, że nawet nie musi być do przesady pielęgnowana i podkreślana. Czy taka
odpowiedź pani wystarcza?
– Do tego trzeba chyba jednak znać kogoś lepiej, niż pan zna mnie. Skąd
pan może wiedzieć, czy nie jestem tylko wymuskaną lalką?
– Jestem pisarzem i moim zadaniem jest znać się na ludziach. Wiem, jaka
pani jest – powiedział po prostu.
– W takim razie wie pan o mnie więcej niż ja sama – odparowała ostro.
– To możliwe – skomentował spokojnie.
– Absolutnie nie! Dopiero się spotkaliśmy!
– To nie ma znaczenia. Bardzo bym się zdziwił, gdyby moja ocena
dotycząca pani okazała się mylna. Nie rozumiem jednak, dlaczego tak to panią
irytuje?
Juanita podniosła się i utykając podeszła do okna.
– Gdyż wykorzystuje pan każdą okazję, żeby dotykać tematów bardzo
osobistych. Ledwo tu weszliśmy, od razu zaczął pan robić aluzje do sypialni...
– Moja droga – wycedził powoli. – Pani drażliwość mnie zaskakuje.
Ciekaw jestem, co się za nią kryje? Może na przykład utajona tęsknota za tym,
żeby jakiś nieznajomy mężczyzna położył panią na jakimś obcym łóżku? Wie
pani, wszyscy żywimy podobne fantazje, więc nie ma w tym nic zdrożnego.
– Jeśli ktoś w tym towarzystwie cierpi z powodu dziwacznych fantazji, to
najprawdopodobniej jest to pan – nie potrafiła mu nie dociąć.
– Nawet jeśli przypuścimy, że przedmiotem moich obsesji jest pani, to
mam wrażenie, że nie są one nieodwzajemnione – odparł sucho.
Gwałtownie odwróciła się w jego stronę.
– Nie d-dałam panu żadnych p-podstaw do t-takiego myślenia! –
zaprotestowała, ale jąkanie zdradziło, jak bardzo jest speszona. Z poczuciem winy
przypomniała sobie, jak przedziwnie wpływała na nią jego fizyczna bliskość.
Zarazem zaskoczył ją ton, jakim wypowiadał te niesłychane rzeczy. Nie brzmiała
w nim bezczelność, ale jakby dziwna zaduma. Po chwili jednak w głosie Garetha
ponownie pojawiła się znajoma bezlitosna kpina.
– To nie jest niemożliwe, że nasze pragnienia mogą być zaskakująco
zbieżne, pomimo tak krótkiego okresu znajomości. Natura ludzka jest doprawdy
zagadkowa, a relacje powstające między ludźmi przeciwnej płci biją rekordy
tajemniczości. Czy zgodzi się pani ze mną? – spytał niespodziewanie, a jego
wzrok zupełnie jawnie spoczął na łóżku.
Oczy Juanity rozszerzyły się ze zdziwienia. Nie była w stanie wydusić z
siebie ani słowa.
– Oczywiście – ciągnął niespiesznie – najpierw trzeba się upewnić, że to,
co się nawiązuje między nami, jest wynikiem spontanicznego zainteresowania, a
nie pani mniej lub bardziej wyrafinowanej gry, która ma doprowadzić do tego, że
skończy pani w moim łóżku.
– Co t-takiego? – powiedziała nieswoim głosem i aż pobladła. – To
naprawdę niestosowne żarty!
– Wcale nie – odparł nadspodziewanie poważnie. – Jestem wystarczająco
bogaty i sławny, żeby... – zamilkł na moment – ...od czasu do czasu być
narażonym na narzucanie się rozmaitych sprytnych dam.
Aż jej zaparło dech.
– Czy pan podejrzewa, że tylko udaję dekoratorkę wnętrz?
– Nie. – Wyglądał na ubawionego. – Sugerowała pani, że, hm... dybię na
panią, chciałem więc tylko pani pokazać, że ja mogę mieć takie same podejrzenia
wobec niektórych kobiet...
Nie było mu jednak dane dokończyć, gdyż Juanita, nie bacząc już na nic, z
wściekłością cisnęła weń swoim notesem. Nie trafiła. Gareth podniósł go z
podłogi i spokojnie wygładził kartki.
– Co za temperament! Przewiduję, że czekają nas jeszcze bardzo
interesujące chwile.
– Pańskie zachowanie jest po prostu obrzydliwe, panie Walker –
stwierdziła Juanita dobitnie. – Nie jestem jedną z tych kobiet i pomimo pańskich
gorących życzeń, nie żywię żadnych fantazji związanych z pańską osobą! Niech
pan to sobie zapamięta!
– Świetnie! – powiedział miękko. – Skoro już zostało to ustalone, to czy
możemy kontynuować obchód?
Spojrzała na niego z gniewem, po czym wzięła laskę i bez słowa wyszła z
sypialni.
– To wszystko. Zmęczyła się pani?
Juanita potrząsnęła głową. W jej oczach wciąż dawało się dostrzec
wzburzenie, co wywoływało lekki uśmiech na twarzy Garetha. Drażniło ją to, a w
dodatku nie mogła sobie wybaczyć, że straciła panowanie nad sobą do tego
stopnia, że posunęła się do rzucania przedmiotami. A jeszcze bardziej oskarżała
się za pewne niewiarygodne obrazy, jakie zaczęły się pojawiać w jej umyśle...
– I co pani o tym sądzi?
Spojrzała na swoje notatki i zmusiła się do tego, żeby mu odpowiedzieć.
– To będzie naprawdę masa pracy.
– Nie poradzi sobie pani? – spytał po chwili z niecierpliwością w głosie. –
A może moja wizja kłóci się z pani dobrym smakiem?
Juanita spojrzała na niego w zamyśleniu. Właściwie ich gusty okazały się
zaskakująco podobne. Miał nawet taki sam sentyment do starych mebli, chociaż
nie chciał, jak się wyraził, robić z domu muzeum.
– To nie o to chodzi. Popieram pańską koncepcje – powiedziała z
ociąganiem.
– W czym więc problem? – Jego oczy zwęziły się i spoglądały na nią
badawczo. Był już wyraźnie zniecierpliwiony.
– Dekorowanie domu to coś więcej, niż tylko odpowiednie zestawienie
kolorów czy mebli – tłumaczyła, starannie dobierając słowa. – Powinnam spędzić
więcej czasu w każdym z pomieszczeń, przeniknąć jego atmosferą i dopiero
wtedy wypracować spójną całość. Trudno mi to wyjaśnić, ale chciałabym wiernie
oddać nastrój tego domu i mieszkających tu osób.
– Mówiłem już pani, że ma pani wolną rękę. Niech pani robi, co uważa za
stosowne.
– Ja też coś panu mówiłam. Mianowicie, że będzie to trwało najkrócej, jak
tylko można. Powiedziałam to pod wpływem impulsu i mogłam niechcący
wprowadzić pana w błąd. W najlepszym razie uda mi się urządzić dom w ciągu
miesiąca. To oczywiście nie oznacza, że będę tak długo tutaj mieszkać – dodała
szybko. – Po prostu będę tu często przyjeżdżać.
– Czy daje mi pani do zrozumienia, że nie przeszkadza pani, że tak wiele
czasu spędzi w moim domu?
Powoli wzięła głęboki oddech.
– Zamierzam dać panu do zrozumienia – powiedziała cicho – że możemy
napotkać poważne problemy, pracując w takiej bliskości...
– No i jesteśmy w domu! Wie pani, jak na osobę, której kariera może
ucierpieć na skutek utraty tego zlecenia, zachowuje się pani bardzo nierozważnie
– zawyrokował nieprzyjemnym tonem. – A dlaczego mielibyśmy napotkać
problemy? Czy dlatego, że pani się łatwo peszy?
– To nie ja się peszę, to pan mnie peszy – odparowała kąśliwie. – I to z
premedytacją.
– Ciekawe, jak?
Juanita aż dostała wypieków.
– Wiecznie igra pan słowami i, jak to się mówi, odwraca kota ogonem. Nie
mogę powiedzieć najniewinniejszej rzeczy, żeby pan nie zasugerował, że
myślałam o... o cz-czymś innym!
Roześmiał się otwarcie.
– Proszę o wybaczenie, ale nie mogłem się powstrzymać. No cóż, w godny
ubolewania sposób – tu jego niezwykle niebieskie oczy znów zalśniły zjadliwą
ironią – nasze miłe stosunki zmieniły się w zwykłą grę między mężczyzną a
kobietą. Miałem ochotę w nią zagrać właśnie ze względu na to, że tak łatwo jest
zbić panią z tropu, a nie dlatego, że doszukałem się w pani słowach zaproszenia.
Chociaż... – przerwał celowo na chwilę – ...ta pani nadwrażliwość na pewne
tematy daje dużo do myślenia... No dobrze, w takim razie złożę pani nową ofertę
scenariusza, według którego ustalimy nasze stosunki. Czy żywi pani głęboką,
utajoną nienawiść do mężczyzn? Czy...
– Nie.
– Tak po prostu „nie”? I już? – spytał.
– Tak po prostu „nie” – powtórzyła twardo, z całych sił powstrzymując
zupełnie inne słowa, które cisnęły się jej na usta.
Obserwował ją w zadumie, nie przejmując się wcale gniewnym
spojrzeniem, jakim mu odpowiadała. Nie wytrzymała w końcu.
– Muszę powiedzieć, że te pańskie gierki zaczynają budzić moją pogardę...
– Kim pani jest, do diabła? – przerwał brutalnie. – Zakonnicą w
przebraniu?
– Jestem po prostu osobą, która nie zamierza znosić podobnego
traktowania i to przez kilka tygodni! – Dopiero, gdy usłyszała swoje słowa,
pojęła, że były właściwie bardzo napuszone i aż śmieszne. Pożałowała, niestety
zbyt późno, że pozwoliła rozmowie rozwinąć się w ten sposób.
– Jeśli liczy pani na to, że zamierzam kontynuować z panią te gierki przez
całe tygodnie, to bardzo się pani myli – poinformował ją chłodno. – To jak? Mam
szukać kogoś innego do tej pracy?
Zawahała się. Żeby zyskać nieco na czasie, powoli rozejrzała się po
pokoju. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że to wnętrze jest zupełnie niepodobne
do pozostałych. Utrzymany w wyrafinowanej tonacji kolorystycznej gabinet
zachwycał połączeniem głębokiej zieleni ze złotem i przygaszoną purpurą. Każdy
szczegół tak harmonijnie pasował do całości, że nie zmieniłaby tutaj niczego.
Pewna surowość wystroju zdradzała męską rękę. Czyżby Gareth Walker sam
urządził ten pokój? Czy to możliwe, żeby ich gusty były tak zbieżne?
– Czy pan sam urządzał swój gabinet? – wyrwało jej się niechcący.
– Owszem. – Podniósł pytająco brew. – Nie podoba się pani?
Zaprzeczyła ruchem głowy. Dlaczego ja się tak idiotycznie zachowuję,
pomyślała. Czy to z powodu tych kilku gorzkich doświadczeń z mężczyznami,
którzy uważają, że jeśli kobieta utyka i nieco się jąka, to powinna być wdzięczna
za każdy ochłap, jaki się jej z łaski rzuci? Ale czy aby na pewno on reprezentuje
taki właśnie punkt widzenia? A może to we mnie samej siedzi coś, co wyzwala w
nich podobne reakcje? Teraz, gdy jestem świadoma różnych pułapek, z
pewnością dam radę wszystko naprawić...
– Nie musi pan szukać nikogo innego – powiedziała szybko. – Ale jest
jeszcze coś.
– Czekam – mruknął z kwaśną miną.
– Czy pan mieszka tu zupełnie sam? Jego oczy zwęziły się nagle.
– Dlaczego pani o to pyta?
– Proszę mi wybaczyć, ale w tym domu nie czuje się życia. Trudno mi to
wytłumaczyć... Widzi pan – podjęła po chwili – nie mogę się oprzeć wrażeniu...
– znów przerwała, w końcu powiedziała bez ogródek:
– Będzie mi trudno cokolwiek zaprojektować, skoro nie ma tu pani domu.
Kobiety mają z reguły emocjonalny stosunek do swojego domu, może dlatego, że
spędzają w nim znacznie więcej czasu. Dlatego przywiązują wagę do
wprowadzenia ulubionych kolorów i podobnych rzeczy...
– Rozumiem. Obawia się pani, że pani wysiłki pójdą na marne, gdy ożenię
się z kobietą, która będzie miała zupełnie inny gust? Ale ja nie uwzględniłem
ponownego ożenku w swoich planach. – Ton jego głosu brzmiał poważnie.
– Przepraszam, nie chciałam się wtrącać w p-pańskie prywatne sprawy. Po
prostu nigdy jeszcze nie pracowałam wyłącznie z mężczyzną i stąd moje
obiekcje.
– Ma pani do nich prawo. W końcu jest pani kobietą – zwrócił jej uprzejmie
uwagę.
– Wiem o tym – odpowiedziała cierpko.
– A wcześniej mówiła pani, że ten fakt jest bez znaczenia.
– Bo jest... To znaczy... Gdybym była kobietą, która zamierza tu
zamieszkać...
– Panie, pomóż jej, gdyż nie wie, co mówi – westchnął nabożnie.
Juanita zarumieniła się gwałtownie.
– Ależ ja wcale nie mówiłam, że...
– Ale można było odnieść takie wrażenie.
– Znowu pan zaczyna, panie Walker? – niemal wysyczała przez zaciśnięte
zęby.
Złośliwy błysk w jego oczach świadczył, że Gareth już ma na języku ciętą
odpowiedź, ale powstrzymał się.
– No dobrze – odparł uprzejmie. – Zupełnie nie wiem, co w pani jest
takiego, że wywołuje we mnie podobne reakcje, postaram się jednak wziąć w
karby. Rzeczywiście, w tym domu rzadko kto przebywa. Ja często wyjeżdżam,
moje rodzeństwo rozpierzchło się po całym świecie, a ponieważ nie zagości tu już
żadna pani Walker, dom nadal będzie świecił pustkami.
Kiedyś jednak było to pełne życia, szczęśliwe miejsce i gdyby mogła pani
przywołać tamtą atmosferę i dodatkowo zostawić ślad kobiecej ręki, uznałbym to
za najlepsze wyjście.
– No, to zabieram się do pracy. Muszę zrobić szkice, rysunki, pomiary,
gdyż zapewne nie posiada pan oryginalnych planów.
– Rozczarować panią? Posiadam.
– To cudownie! Ciemne oczy Juanity rozjarzyły się wewnętrznym
blaskiem. – Mam też w samochodzie pewne przykładowe projekty, także próbki
materiałów... Ale oczywiście możemy to zostawić na później – zakończyła
pośpiesznie, widząc uśmiech na jego twarzy.
– Czy zdaje sobie pani z tego sprawę, że przed chwilą wyglądała jak
zupełnie inna osoba? Zanim siłą powściągnęła pani swój entuzjazm, była pani
taka ożywiona i naprawdę piękna. Kiedy zdarzył się ten wypadek? – spytał nagle
po chwili milczenia.
Podniosła na niego oczy.
– Przed trzema laty.
– To dość dawno. Ciekaw jestem, jak wyglądało pani życie przed
wypadkiem.
– Tak samo, jak innych ludzi – odparła wymijająco.
– Czy zawsze chciała pani zostać dekoratorką wnętrz?
– Nie... Właściwie nigdy nie wiedziałam, czego chcę i czy istnieje
cokolwiek, w czym mogłabym być dość dobra.
Spojrzał na nią badawczo.
– To typowe objawy braku wiary w siebie i ogromnych kompleksów.
Juanita zastanowiła się przez chwilę. Gdyby wiedział, do jakiego stopnia
ma rację...
– Chyba muszę się z panem zgodzić. To właśnie tego typu rzeczy są
odpowiedzialne za moje jąkanie.
– O jakich rzeczach pani mówi?
Westchnęła ciężko.
– Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak to pana interesuje, ale może, gdy
zaspokoi pan swoją ciekawość, weźmiemy się wreszcie do pracy. Byłam w
rodzinie jedyną osobą pozbawioną talentu, nieśmiałą i niezdarną. Widziałam to i
nie winiłam mojej matki za podejrzenia, że zamieniono dzieci po urodzeniu;
nawet z wyglądu nie jestem do nich podobna. A potem zdarzył się ten wypadek i
musiałam przejść jeszcze i przez to. Niespodziewanie czas spędzony w wózku
inwalidzkim zaprocentował decyzją, że nie spędzę reszty życia na wiecznym
rozczulaniu się nad sobą, tylko zrobię coś pozytywnego.
– W takim razie musi mieć pani ogromną smykałkę do tego rodzaju pracy.
Agencja, która panią zatrudnia, ma niezłą renomę. Musi być pani bardzo dobra,
skoro dostaje pani tak duże zlecenia już w wieku dwudziestu pięciu lat.
Juanita zdobyła się na słaby uśmiech.
– Prawdę mówiąc, to moja pierwsza tak poważna praca. Dostałam ją w
zasadzie... tylko na próbę. Teraz pan już wszystko wie. Z mruka zmieniłam się w
gadułę. Lepiej będzie, jeśli zabiorę się do pracy.
Przystojna twarz Garetha zachmurzyła się nieco.
– Wcale nie robi to na mnie wrażenia wylewności, raczej dobrze
przemyślanej obrony. Brzmi to tak – mówił z namysłem – jakby się pani do mnie
uprzedziła jeszcze przed naszym spotkaniem i z góry przyjęła określony sposób
postępowania.
Juanita wstała. Co za strzał w dziesiątkę!
– Po tak miłym powitaniu, jak pańskie, chyba można mieć uprzedzenia, nie
sądzi pan? – spytała ironicznie.
Leniwie wykonał swą silną, choć szczupłą dłonią gest zaprzeczenia.
– Myślę, że chodziło o coś innego – powiedział z kpiącym błyskiem w
oczach.
Juanita postanowiła zdobyć się na nonszalancję.
– Myli się p-pan. A w ogóle, t-to o której jest kolacja?
– No i już się pani zdradziła – skomentował.
– Skoro się pani jąka, to znaczy, że jest znów zdenerwowana.
– Nie jestem – powiedziała, czując występujące na skórze krople potu i
ruszyła ku drzwiom. Co się ze mną dzieje, pomyślała z rozpaczą po raz kolejny.
Gareth jednak był szybszy. Skoczył ku drzwiom i położył dłoń na klamce.
– Wydawało mi się, że rozwiązaliśmy już wszystkie problemy?
– Rozwiązaliśmy powiedziała drżącym z wysiłku głosem.
– W takim razie proszę mi powiedzieć – odparł szorstko – dlaczego pani
mnie tak nie lubi, Juanito? Pewnie usłyszała pani o mnie coś niepochlebnego, ale
zapewniam, że to, co się opowiada o znanych ludziach, jest najczęściej wyssane z
palca.
– Nie – zaprzeczyła. – Cała moja wiedza o panu pochodzi z wywiadu, który
widziałam w telewizji, ponieważ... hm, nie czytałam żadnej z p-pańskich książek.
– Co za nieoczytanie – zdziwił się przesadnie.
– Powinna je pani poznać, są naprawdę świetne.
– Co za skromność – odcięła się, przedrzeźniając jego zdziwienie. – Może i
są, ale nie sądzę, żeby należały do moich ulubionych.
– Wie to pani już z góry, bez czytania?
– Dobrze, przeczytam – powiedziała z irytacją.
– Wydawało mi się, że miałam iść do mojej pracy?
– Pójdzie pani, jak odpowie pani wreszcie na moje pytanie, bo na razie
strasznie pani kręci.
– Wcale nie! – krzyknęła.
Po tym nagłym okrzyku zapadła głucha cisza. Juanita była oszołomiona
gwałtownością swojej reakcji. Gareth milczał również, beznamiętnie studiując
wyraz jej twarzy i zwracając uwagę na jej przyspieszony oddech. Zupełnie jawnie
przeniósł wzrok na falujące w rytm oddechu piersi Juanity.
– Och szepnęła i odwróciła się gwałtownie, ale szybko schwycił jej dłoń w
tak mocny uścisk, że nie zdołałaby się wyrwać.
– Nie zamierzam pozwolić pani odejść, Juanito – ostrzegł – dopóki się nie
dowiem, co się właściwie z panią dzieje.
– Nie ma pan prawa... To wszystko dlatego, że jest pan niemożliwy...
Wtrąca się pan w sprawy osobiste – wyrzucała z siebie urywane zdania,
desperacko próbując odzyskać panowanie nad sobą.
Skrzywił się lekko.
– Mówiłem już, że jako pisarz zajmuję się zgłębianiem ludzkiej natury.
Pani zaś stanowi większą zagadkę, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut
oka.
– Rozluźnił nieco uścisk, ale jego długie palce nadal oplatały jej przegub. –
Czy w pani życiu nie było żadnych mężczyzn, Jaunito?
– To wyłącznie moja sprawa! – wybuchnęła. – Ciekawe, jak wyglądałaby
pańska reakcja, gdybym to ja się bezczelnie dopytywała, dlaczego nie zamierza
się pan ponownie ożenić albo... – urwała, szukając innego zarzutu i zakończyła
niespodziewanie dla samej siebie – albo kto panu dał prawo do robienia z innych,
na przykład z dziennikarzy, idiotów i do żywienia przekonania, że uda się panu to
samo ze mną? Proszę się przestać śmiać! – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
– Nie mogę – powiedział, ale po chwili uspokoił się.
– Moja droga, nie zna pani kulis tej sprawy. Powiedziano mi, że Laura
Hennesey uważa moje książki za nic nie warte i cieszące się nie zasłużoną
popularnością.
– Ciekawe, kto panu udzielił tych informacji? Skrzywił się niechętnie.
– Jej sekretarka, z którą omawiałem szczegóły dotyczące spotkania.
– Z którą pan bez wątpienia flirtował – zauważyła zjadliwie.
– Z dużą zresztą przyjemnością – przyznał.
– Jeśli pan uważa, że w ten sposób powinno się załatwiać sprawy...
– Tak właśnie uważam – odparł z prostotą.
– Postanowił więc pan publicznie odegrać się na Laurze... – W głosie
Juanity brzmiała dezaprobata.
– Nie. Zamierzałem tylko bronić mojego prawa do pisania tego, co mi się
podoba, oraz bronić praw moich czytelników do czytania tego, co im się podoba –
stwierdził zupełnie innym, poważnym tonem. – Okazało się, że Laura właściwie
potrafiła mi zarzucić tylko tyle, że nie jest to literatura przez duże L, na co ja
odparłem, że tak się obecnie definiuje literaturę, która zalega na półkach, więc nie
mam czego żałować. Sama się głupio podkładała.
– Ach, tak... – powiedziała powoli Juanita. Jeszcze raz przypomniała sobie
przebieg wywiadu i miała wrażenie, jakby łuski spadły jej z oczu. – Mam nauczkę
na przyszłość... – mruknęła.
– Jaką?
Nagle Juanita zdała sobie sprawę z tego, że Gareth delikatnie gładzi
kciukiem wnętrze jej dłoni.
– Chciała pani chyba coś powiedzieć? – przypomniał półgłosem.
Nigdy nie uwierzę w to, że jesteś nieświadomy wrażenia, jakie wywierasz
na kobietach, ani w to, że nie postępujesz z wyrachowaniem. Nie masz żadnych
skrupułów, przemknęło jej przez głowę. Czemu więc stoję jak wryta i nie mogę
uwolnić się z twojego uścisku? Nie mogę czy też... nie chcę?
– Nic ważnego. Byłabym wdzięczna, gdyby wreszcie pozwolił mi pan
wyjść.
Uniósł jej dłoń i przyglądał się jej przez chwilę, zanim ją puścił.
– Mam nadzieję, że nie będzie sińców. Pytała pani o kolację. Jest o
siódmej.
ROZDZIAŁ TRZECI
Juanita była niepocieszona. Okazało się, że na kolację zostanie sam na sam
z Garethem.
– Czy nie moglibyśmy jeść wszyscy razem, tak jak podczas obiadu? –
spytała z prośbą w głosie.
– Zwykle siadamy do kolacji razem, ale chciałabym zrobić wyjątek, kiedy
Gareth ma gościa. – Śliczną twarz Wendy dodatkowo ozdobił promienny
uśmiech. – Nigdy jeszcze tego nie robiłam, a bardzo chciałabym spróbować.
Teraz, gdy mama leży w szpitalu, mam okazję się wykazać. Poprosiłam Garetha,
żeby pozwolił mi przygotować dla was uroczystą kolację i nakryć w jadalni.
Uwielbiam takie rzeczy. Wie pani, że on mi pomoże opłacić kurs w szkole
gastronomicznej? To niesamowity facet, prawda? – paplała niestrudzenie Wendy.
– Proszę sobie wyobrazić, że dzieciaki złapały ospę dzień po tym, jak zabrano
mamę. Nie, nie mam pojęcia, jak bym sobie poradziła, gdyby go nie było.
– Pomagał ci? – spytała Juanita, mimo woli urzeczona tą wiadomością.
Wendy kiwnęła głową z zapałem.
– Ależ on ma podejście do dzieci! Czytał im, bawił się z nimi. Co za
szkoda, że stracił własne. Zginęło razem z matką w wypadku, parę lat temu,
zanim Gareth nas tu przyjął. To było jeszcze maleństwo, chłopczyk. Och –
zmieniła nagle ton – muszę lecieć, bo uroczysta kolacja spali się na węgiel! –
Wendy obróciła się na pięcie i już jej nie było.
Co ja mam na siebie włożyć, zastanowiła się po kąpieli Juanita. Po namyśle
wybrała prostą spódnicę w odcieniu kości słoniowej i jedwabną kremową bluzkę
bez rękawów. Wendy wolałaby pewnie, żebym założyła coś strojniejszego, ale
będzie się musiała z tym pogodzić, pomyślała. Otworzyła drzwi od swojego
pokoju i usłyszała głos Stevena.
– Wendy, wino już się chłodzi! Czy mam teraz zapalić świece?
Juanita cofnęła się do pokoju i z dezaprobatą spojrzała w lustro. Niemal tak
samo chodziła ubrana do pracy. Sięgnęła więc po etui z biżuterią i wybrała perły
swojej babki oraz szeroką złotą bransoletę. Wyglądało to już lepiej, lecz efekt
ciągle był niezadowalający. Nagłym ruchem rozpięła klamrę przytrzymującą
węzeł na karku, rozpuściła włosy i ponownie spojrzała w lustro. Zobaczyła
zupełnie inną osobę. Rysy jej twarzy stały się jakby łagodniejsze, oczy zdawały
się większe i nawet jej jasna cera nabrała ładniejszego kolorytu dzięki
kontrastowi z niemal czarnymi, lśniącymi, łagodnie pofalowanymi włosami.
Wzrok Juanity padł na niewielki bukiet kamelii dekorujący stół. Ulegając
spontanicznemu odruchowi wyjęła jeden z białych kwiatów i wpięła go we włosy.
Czekające w jadalni rodzeństwo nie kryło zachwytu na widok Juanity, ona
z kolei z niedowierzaniem podziwiała dzieło Wendy. Jeden z dwóch znajdujących
się w jadalni stołów nakryto wykrochmalonym obrusem z bladoróżowego
adamaszku i udekorowano wymyślną, lecz naprawdę ładną kompozycją z
kwiatów kamelii i ciemnozielonych liści. Między srebrną zastawą i
kryształowymi kieliszkami stały już dwa półmiski z artystycznie
zaaranżowanymi sałatkami.
– Taki stół mógłby stanowić chlubę najlepszej restauracji, Wendy –
powiedziała Juanita z uznaniem.
Dziewczyna rozpromieniła się, ale postarała się, żeby jej głos zabrzmiał
rzeczowo.
– Wszystko jest pod ręką, dania stoją tu w kredensie, żeby nie traciły
ciepła. Gareth z łatwością panią obsłuży. Pomyślałam, że tak będzie lepiej, niż
gdybym ciągle się tu kręciła. Chodźcie, dzieciaki. – Ale...
– Nie ma mowy! – odparła stanowczo Wendy i bliźnięta wyszły za nią
posłusznie, mrucząc coś pod nosem z niezadowoleniem.
Juanita musiała wreszcie spojrzeć na stojącego nie opodal Garetha, który
do tej pory nie wyrzekł ani słowa. Ubrał się tym razem z wyrafinowaną, nieco
nonszalancką elegancją w śnieżnobiałą koszulę z jedwabnym błękitnym
krawatem i ciemne spodnie. W jego wzroku kryło się rozbawienie, gdy patrzył na
rozpuszczone włosy Juanity i wpiętą w nie kamelię.
– Tylko proszę sobie niczego nie wyobrażać – powiedziała sucho i znów
zbyt późno ugryzła się w język. Czy ja zawsze muszę być tak impulsywna?
– Nie będę! A co, według pani, miałbym sobie wyobrażać?
– Może się pan ze mnie wyśmiewać do woli, ale chcę, żeby pan wiedział,
że po prostu nie mogłam zawieść Wendy swoim wyglądem. Tak bardzo chciała,
żeby było uroczyście i wytwornie. Nie mam tu nic takiego.
– No tak, taka sama, jak zawsze. Od razu mnie pani posądza o
wyśmiewanie się. – Podszedł i podsunął jej krzesło. – Czy zechce pani usiąść,
panno Spencer-Hill?
Gdy rozkładała serwetkę, Gareth wyjął butelkę z oszronionego srebrnego
wiaderka z lodem i otworzył ją.
– Może to pomoże. – Nalał jej do kieliszka nieco złocistego płynu.
– W czym?
Nie odpowiedział od razu, tylko nalał wina również sobie i usiadł.
– W kształtowaniu miłej, swobodnej atmosfery podczas wykwintnej
kolacji – wyjaśnił uprzejmie.
Jedli jednak przez jakiś czas w milczeniu i to Juanita przerwała je pierwsza.
– Powiedziałam panu bardzo dużo o sobie. Czy nie zechciałby się pan
zrewanżować?
Spojrzał na nią zagadkowym wzrokiem.
– A co chciałaby pani wiedzieć? Zastanawiała się przez moment.
– Na przykład, jak został pan pisarzem?
– Podobnie jak pani dekoratorką – powiedział odkładając widelec. – Też
przez pewien czas nie wiedziałem, czym się mam zajmować, chociaż wynikało to
raczej z niemożności dokonania wyboru. Pasjonowałem się i dziennikarstwem, i
polityką, do tego dochodziło jeszcze zamiłowanie do włóczęgi. W końcu udało
mi się wszystko to połączyć w jedną całość i przez ładnych kilka lat
podróżowałem po świecie jako reporter działu politycznego jednego z
największych dzienników.
– I co dalej? – spytała Juanita po dłuższej przerwie, w czasie której oboje
skończyli przystawkę.
– W tak zwanym międzyczasie odziedziczyłem ten dom. Cała posiadłość
znajdowała się jednak w takim stanie, że stanąłem przed koniecznością dokonania
wyboru. Musiałem albo natychmiast ją sprzedać, albo postarać się doprowadzić ją
do porządku. Wybrałem to drugie, nie miałem więc innego wyjścia, jak tylko
zamieszkać tutaj.
– Ach, i wtedy właśnie postanowił pan wykorzystać swoje poprzednie
doświadczenia i zaczął pisać kryminały polityczne?
– Bardzo to pani uprościła – skrzywił się z dezaprobatą. – Pisałem jak
szalony, pracowałem nad przywróceniem świetności stadninom ojca, harowałem
jak wół. Dopiero gdy zostałem wziętym pisarzem, mogłem zacząć myśleć o
remoncie domu. Trzeba było położyć nowy dach, przebudować parę kominów,
dać nowe instalacje. Zacząłem się już brać za wnętrza, gdy wreszcie dotarło do
mnie, że jednak specjalista zrobi to lepiej.
– Czuł się pan chyba bardzo samotny – powiedziała Juanita i zmarszczyła
brwi. Dlaczego ja to mówię?
Spojrzał na nią dziwnym wzrokiem, który określiła w myślach jako
cyniczny, ale jego głos zabrzmiał poważnie.
– Wcale nie. Moja najmłodsza siostra, Xanthe, teraz dwudziestodwuletnia,
potrafiła ożywić moje życie w stopniu wystarczającym. Gdy zaś dorosła i
opuściła dom, zacząłem często wyjeżdżać, ulegając pasji podróżowania i
jednocześnie zbierając materiały do kolejnych książek. Nałożyć pani drugie
danie? Pachnie cudownie.
Przyniósł półmisek z ryżem i pieczonym kurczakiem w sosie cytrynowym.
Okazało się, że smak potrawy znacznie przewyższa jej zapach.
– Sądzę, że Wendy słusznie wybrała przyszły zawód – mruknęła po dość
długiej chwili Juanita.
– Mam nadzieję. To takie miłe dziecko.
– Jej rodzina wiele panu zawdzięcza – stwierdziła.
– Dajmy spokój, przecież to drobiazg.
Przez jakiś czas jedli w ciszy. W końcu Gareth ponownie napełnił kieliszki
i przerwał milczenie.
– Czyżbyśmy już zakończyli naszą miłą pogawędkę?
– Przecież podjęłam nowy temat – powiedziała Juanita, mając na myśli
jego pomoc dla rodziny Wendy.
– Tak, rzeczywiście. – Odsunął talerz i usiadł wygodnie, leniwie gładząc
palcami brzeg kieliszka. Juanita spojrzała na niego uważniej i w niebieskich
oczach dostrzegła niepokojący błysk. – Mówiła pani o moim poczuciu
osamotnienia. Rozumiem, że jest to pytanie o moje życie erotyczne?
– Nie o to mi chodziło... – Wzrok Juanity wyrażał zmieszanie. – Dlaczego
mężczyźni z takim upodobaniem sprowadzają każdą rozmowę do tego tematu?
Patrzył na nią z rozbawieniem.
– Ktoś kiedyś powiedział, nie pamiętam kto, że mężczyzna dochodzi do
miłości poprzez seks, a kobieta do seksu poprzez miłość. Może to właśnie jest
odpowiedź na pani pytanie? Oczywiście pod warunkiem, że jest to prawda.
Juanita patrzyła na niego zaskoczona.
– Czy naprawdę uważa pan, że mężczyzna musi się najpierw przespać z
kobietą, zanim będzie w stanie naprawdę się w niej zakochać? Innymi słowy, że
łóżko jest dla was ważniejsze niż cokolwiek innego?
Uśmiechnął się nieznacznie.
– Zaproponowałem tylko pewną teorię.
– Która doskonale tłumaczy facetów zmieniających partnerki jak
rękawiczki. Przecież oni tylko szukają miłości! – zadrwiła. – Nie sądzę, żeby tę
teorię wymyśliła kobieta.
Nie odpowiedział. Zamiast tego patrzył na nią zagadkowo tak długo, że
poczuła się nieswojo. W końcu nie wytrzymała.
– Dlaczego pan tak na mnie patrzy? – spytała nieco wyzywającym tonem.
– Jak?
– Jakby był pan belfrem, który ma odpowiedź na wszystkie pytania, a ja
głupiutką pensjonarką.
– Czy była pani kiedyś zakochana? – To nie...
– ...pańska sprawa – dokończył kpiąco.
– No dobrze – powiedziała buntowniczo. – Nie byłam. Owszem, tak jak
każdy przeszłam przez kilka drobnych sercowych niepowodzeń, ale nie zostawiły
one żadnego śladu na mojej psychice.
– I dlatego przypuszcza pani, że nie oznaczały one głębszego uczucia?
– A pan tak nie uważa?
– Nie wiem – wzruszył lekko ramionami i popatrzył na nią z zamyśleniem.
– Ciekaw jestem, czy pozwoliła sobie pani kiedykolwiek na bardziej intymny
związek?
– Nie... to znaczy, nie na aż tak intymny...
– Czyli mamy do czynienia z dziewicą, prawda?
– Prawda. – Ton głosu Juanity był wyzywający, ale jej policzki zabarwił
lekki rumieniec. – Powiedział pan to w taki sposób, jakby to była jakaś wstydliwa
dolegliwość – dodała chłodno.
– To nie dolegliwość. To po prostu skandal. – Jego wzrok zatrzymał się na
dłużej na jej nagich ramionach. – Nie ma pani ochoty na deser?
Juanita poczuła nagle, że tego już za wiele i że ogarnia ją gniew.
– Nie może pan mówić takich rzeczy i sądzić, że ujdzie to panu płazem!
Popatrzył na nią z drwiną.
– Co ma pani na myśli?
– Na dobrą sprawę powinnam pana za to spoliczkować – syknęła przez
zaciśnięte zęby.
Rezultat okazał się inny, niż się spodziewała, gdyż Gareth wybuchnął
śmiechem. Wyglądało na to, że się świetnie bawi i że zapędził ją w kozi róg
bardziej niż kiedykolwiek.
Juanita rzuciła swoją serwetkę na stół, tak jakby zamierzała wstać i wyjść.
Na ten widok Gareth spoważniał w jednej chwili.
– Może szkoda, żeby wysiłek, jaki włożyła pani w przygotowanie się do tej
kolacji, poszedł na marne?
– Co próbuje pan przez to dać do zrozumienia?
– spytała gniewnie.
Zdecydowanym ruchem odsunął od siebie talerz.
– Pomówmy poważnie – powiedział zimno. – Nie jesteśmy sobie obojętni.
Od samego początku każde z nas odczuwa fascynację. – Patrzył na nią wzrokiem,
który dokładnie precyzował rodzaj tej fascynacji.
– Każde z nas reaguje na to inaczej, pani gniewem, a ja drwiną, co jednak w
niczym nie zmienia faktu, że się wzajemnie pociągamy. – Podniósł kieliszek i
wychylił go do dna. – Dlatego mówiłem, że czeka nas jeszcze wiele
interesujących chwil.
Juanita już otworzyła usta, po czym uświadomiła sobie, że z pewnością
zacznie się okropnie jąkać. Wzięła więc najpierw głęboki oddech i odczekała
chwilę.
– Ależ... przecież znamy się raptem od kilkunastu godzin! –
zaprotestowała.
Uśmiechnął się samymi ustami.
– To nie ja nazwałem panią głupiutką pensjonarką, ale rzeczywiście
okazuje się pani być zadziwiająco naiwna. – Przerwał na chwilę i tylko patrzył na
nią z zadumą. – A ponieważ odbieram to jako kolejną przeszkodę w
urzeczywistnieniu naszych fascynacji, może lepiej zajmijmy się deserem,
dobrze?
Juanita z trudem próbowała zapomnieć o tej nieszczęsnej rozmowie, w
którą tak głupio dała się wciągnąć poprzedniego wieczora. Jak to dobrze, że
Wendy akurat przyniosła herbatę i dała się namówić na zostanie z nimi. Wtedy
Gareth przeprosił je, wyszedł i od tej pory już go nie widziała.
Gdy zeszła rano na dół, znalazła na kuchennym stole starannie związany
plik papierów. Nie wiedziała, czy przekazując w ten sposób plany domu Gareth
daje jej do zrozumienia, że na razie nie zamierza z nią rozmawiać, ale nie
przejmowała się tym zbytnio. Najważniejsze, że miała się czym zająć i mogła
oderwać myśli od wczorajszych wydarzeń. Z zapałem zabrała się do
zaprojektowania wyglądu czterech łazienek, gdyż te pomieszczenia miały ulec
największym przeróbkom i wymagały dużego nakładu pracy.
Wendy pokazała Juanicie, co przygotowała do jedzenia, po czym zabrała
bliźnięta do matki do szpitala. Mieli wrócić dopiero na obiad późnym
popołudniem. Gareth zaszył się w swoim gabinecie i nie dawał znaku życia,
została więc właściwie sama. Pracowała spokojnie, gdy w pewnym momencie
dotarło do niej, że jeśli Gareth się jednak pojawi, to będzie skazana na dzielenie z
nim kolejnego posiłku i kto wie, co znowu od niego usłyszy. Przebrała się szybko
i pojechała do miasta, gdzie zjadła lunch i spędziła kilka godzin chodząc po
różnych sklepach i sprawdzając, co da się kupić do domu Garetha na miejscu, a co
trzeba będzie sprowadzić.
Wróciła o czwartej po południu kompletnie wykończona. Z nieba lał się żar
i błękitna woda basenu wyglądała tak kusząco, że Juanita wahała się tylko przez
moment. W całym domu nie było śladu żywej duszy, założyła więc
jednoczęściowy turkusowy kostium, na który narzuciła przejrzystą bluzeczkę. Co
za szczęście, że coś ją podkusiło, żeby wrzucić to do walizki!
Z ulgą zanurzyła się w chłodnej wodzie. Pływanie było jedynym sportem,
jaki jej pozostał, skorzystała więc z okazji. Zmieniała style, nurkowała i w ogóle
nie zwracała uwagi na to, co się dookoła dzieje. Dopiero gdy podpłynęła do
drabinki, zauważyła Garetha, który już czekał z wyciągniętą ręką, żeby pomóc jej
wyjść z basenu. Z zaskoczenia aż opiła się wody i wyszła na brzeg kaszląc.
– Przepraszam – powiedział z nieco cierpką miną, gdy stanęła przed nim
ociekając wodą. – Nie zamierzałem pani przestraszyć.
– Myślałam, ż-że nikogo nie ma – zająknęła się. Puścił w końcu dłoń
Juanity i podał jej ręcznik.
– Bo nie było. Dopiero co wróciłem ze stajni. Odgarnęła palcami włosy z
czoła i spojrzała na niego. Wyglądał na zmęczonego, ale emanowała z niego
niespożyta energia. Błękitna koszula podkreślała zarys szerokich ramion, a
bryczesy i długie buty do konnej jazdy przywiodły jej na myśl, że wysportowany,
opalony na brąz Gareth musi wspaniale wyglądać na koniu.
– Było mi g-gorąco – powiedziała świadoma tego, że zabrzmiało to tak,
jakby się tłumaczyła.
On też to od razu wyczuł.
– Nikt przy zdrowych zmysłach nie jest się w stanie oprzeć pokusie
pływania w taki upał, więc nie rozumiem, czemu czuje się pani winna. Dlaczego
nie miałaby pani pływać? Nawiasem mówiąc, robi to pani z gracją syreny.
– Jak to? Przecież powiedział pan, że dopiero przyszedł...
Wzruszył lekko ramionami.
– Tak się mówi. Stałem tu najwyżej przez trzy minuty. Czy podejrzewa
pani – w jego oczach pojawił się złośliwy błysk, gdy bez cienia zażenowania
przyjrzał się jej sylwetce, do której dokładnie przywierał mokry kostium i
zdradzał niemal każdy szczegół jej ciała – że jestem zwykłym podglądaczem?
Poczuła, jak jej piersi naprężają się i twardnieją, z pewnością pod
wpływem ociekającej z niej chłodnej wody. Odwróciła się bez słowa, żeby ukryć
rumieniec, i zaczęła się szybko wycierać, żeby nie dostrzegł, co się z nią dzieje.
Robiła to jednak zbyt nerwowo i w pewnej chwili ręcznik wypadł jej z rąk.
Schyliła się, jednak Gareth okazał się szybszy. Niech cię diabli, pomyślała ze
złością. Musiała się przecież w tej sytuacji znowu do niego obrócić, nie zdobyła
się jednak na to, żeby na niego spojrzeć.
– Juanito?
– Czy mogę dostać ręcznik z powrotem? – spytała nienaturalnie sztywno.
– Oczywiście. Proszę. – Ich palce zetknęły się i Juanita podniosła wzrok.
Jego błękitne oczy wyrażały pełne współczucia rozbawienie, co uświadomiło jej,
że Gareth doskonale zdaje sobie sprawę z jej stanu. Co gorsza, nie zamierzał
pozwolić jej odejść.
– Myślę, że dobrze pani zrobi coś mocniejszego. Proszę tu zaczekać,
przyniosę drinka. – Stanowczym gestem wskazał stojące w cieniu drzewa
kamforowego krzesła i poszedł do domu.
Juanita leniwie sączyła przyniesiony napój i z przymkniętymi oczami
rozkoszowała się ciepłym, spokojnym popołudniem. Jednak nastrój odprężenia
opuścił ją w jednej chwili, gdy Gareth wyszedł z basenu i nie wycierając się opadł
na sąsiednie krzesło. Krople wody lśniły na brązowej skórze prawie nagiego,
muskularnego ciała. Sięgnął po swoją szklankę.
– No, teraz mi lepiej. O czym będziemy dzisiaj rozmawiać? – spytał
wesoło. – Pani zdrowie!
– Zdrowie – powtórzyła machinalnie zmęczonym głosem.
Podniósł brew ze zdziwieniem.
– Sądziłem, że po kąpieli będzie pani rześka jak skowronek. Wyglądało na
to, że świetnie się pani bawi.
– Tak było.
– Dopóki nie przyszedłem i nie popsułem pani nastroju – mruknął drwiąco.
– Nie powiedziałam tego!
– Nie musiała pani. Muszę wyznać – uważnie taksował ją wzrokiem – że
ma pani świetną figurę. Wcale nie jest pani chuda. Gdybym miał panią opisać,
powiedziałbym, że jest pani wiotka, że ma pani ładnie ukształtowane drobne
piersi, które przypominają pączki kwiatu. Ponadto – jego wzrok powędrował
niżej – dawno nie widziałem równie szczupłych, a przy tym apetycznie
zaokrąglonych bioder, długich nóg oraz tak wąskich i delikatnych stóp. To
ostatnie zupełnie mnie nie dziwi, gdyż dłonie ma pani równie piękne.
Juanita poczuła, że płonie jej nie tylko twarz, ale również szyja i dekolt.
– Nikt pana nie prosił, żeby opisywał mnie z takimi szczegółami.
– Och, to normalny zwyczaj każdego pisarza...
– Dlaczego pan to robi, panie Walker? – przerwała.
– Ostatniego wieczora doszedł pan przecież do wniosku, że nic się między
nami nie może zdarzyć.
– Wczoraj nie miałem możliwości podziwiać pani w całej krasie – mruknął.
– I wczoraj nie rumieniła się pani aż tak bardzo.
– Nawet hipopotam by się przy panu zaczerwienił – odcięła się.
– Ciekawe, dlaczego – wycedził i splótł ręce za głową. – Przy okazji, nie
wygląda pani na osobę, która miała ciężki wypadek.
– Miałam kilka blizn, ale gdyby się pan rwał do sprawdzania, czy to
prawda, byłby pan rozczarowany.
– Ale nie stało się nic poważniejszego? – Juanita nagle zdała sobie sprawę z
tego, że Gareth pyta zupełnie poważnie. – A co z pani biodrem?
Patrzyła na niego niechętnie.
– Naprawdę chciałbym wiedzieć – powiedział miękko.
– Miałam uszkodzone ścięgna i musiałam się poddać operacji.
– Czy istnieje szansa, że wszystko wróci do normy?
– Tak. Ale zajmie to bardzo dużo czasu.
– To świetnie. Dobrze, na tym zakończę moje przesłuchanie... – przerwał
nagle, usłyszawszy, że przed dom zajechał jakiś samochód. – Kogo tu diabeł
niesie?
Dobiegł ich czyjś głos, wołający Garetha po imieniu. Rozpoznał go
natychmiast, gdyż jego twarz przybrała poirytowany wyraz.
– Jestem przy basenie, Xanthe. Co się stało, do licha?
Po chwili pojawiła się prześliczna blondynka, która przebiegła przez
trawnik, potykając się i gubiąc po drodze sandały na wysokich obcasach, po czym
łkając wpadła w ramiona Garetha.
– Rzucił mnie! Ja tego nie przeżyję!
– Kto cię rzucił? – spytał twardo Gareth. Siostra podniosła na niego zalane
łzami oczy.
– Wiesz, kto – zaszlochała. – Ostrzegałeś mnie, żebym się z nim więcej nie
zadawała, ale ja go kocham!
– Ty wariatko – warknął jej brat. – Rozumiem, że masz na myśli Damiena
Spencer-Hilla?
Rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Juanita upuściła szklankę na ziemię.
ROZDZIAŁ CZWARTY
– Nic z tego. Zostań tutaj, Xanthe – ostrzegł parę minut później Gareth w
kuchni, dokąd zabrał roztrzęsioną siostrę i podał jej szklaneczkę brandy. – Wypij
to – rozkazał szorstko. – I dość tej histerii. Pani niech też usiądzie. W końcu to
pani cholerny braciszek jest temu wszystkiemu winien.
Xanthe obróciła głowę w jej stronę.
– Juanita? – spytała nieco zachrypniętym od płaczu głosem. – To pani jest
tą osobą, wobec której wszyscy się czują winni? Co pani tu robi? Czy może
Damien przysłał dla mnie wiadomość?
Juanita w milczeniu potrząsnęła głową i Xanthe zaczęła znowu szlochać.
Gareth zaklął pod nosem.
– Ostrzegałem cię przecież. Myślałem, że w wieku dwudziestu dwóch lat
ma się już nieco oleju w głowie, a nie tylko siano – powiedział nieprzyjemnym
tonem, po czym spojrzał na Juanitę. – A tego pani braciszka to powinienem
zastrzelić. Żeby facet o takim doświadczeniu i reputacji wałęsał się z taką naiwną
i postrzeloną smarkulą jak Xanthe? To powinno być karalne! – zakończył z furią.
Rysy Juanity ściągnęły się boleśnie.
– Czekam, panno Spencer-Hill – powiedział niezwykle uprzejmym tonem,
było jednak oczywiste, że jest wściekły.
Aż przymrużyła oczy z irytacji.
– Na co pan czeka, panie Walker? – spytała lodowatym tonem. – Nie
jestem niańką mojego brata i jakkolwiek współczuję każdemu, kto znalazł się w
takiej sytuacji, jak Xanthe, nie jest to moja wina.
– Nie jest – odważyła się potwierdzić ponurym głosem Xanthe. – Wiem, że
Damien nie pozostaje z panią w dobrych stosunkach.
– Czy to znaczy, że pani nic o tym nie wiedziała?
– Gareth patrzył na nią badawczo.
– Nic – odparła zdecydowanie. – Nigdy przedtem nie widziałam pańskiej
siostry, nie mam też zwyczaju interesować się intymnymi sprawami mojego
brata. Gdyby nawet tak było, to co mogłabym według pana zrobić?
– To, co zrobiłaby każda zdrowa na umyśle osoba...
– Niechże pan przestanie. – Juanita niecierpliwie wpadła mu w słowo. –
Zaczyna być pan śmieszny...
– Co pani tu właściwie robi, Juanito? – przerwała jej Xanthe, nagle patrząc
na nich oboje morderczym wzrokiem.
– Pracuje jako dekoratorka wnętrz – warknął Gareth. – I jako taka – zwrócił
się opryskliwie do Juanity – zechce nas może pani łaskawie na moment zostawić
samych?
Patrzyła na niego, nie mogąc sobie przypomnieć, żeby komukolwiek udało
się doprowadzić ją do takiej furii, jaką czuła teraz. Podniosła się jednak i
odezwała się opanowanym głosem.
– Z największą przyjemnością, panie Walker. Zamknęła drzwi od swojego
pokoju i zupełnie roztrzęsiona opadła na łóżko. Po kilkunastu minutach
pozbierała się jakoś, wstała, zdjęła kostium, założyła lekko połyskliwe spodnie o
stalowym odcieniu i turkusową bluzeczkę. Przez dłuższą chwilę spoglądała nieco
tęsknym wzrokiem na walizkę, w końcu jednak wzięła się w garść i wyszła.
Minęła zamknięte drzwi kuchni, spoza których dobiegały zduszone głosy, i
usiadła na tarasie, obserwując zachód słońca.
Rzeczywiście, nie łączyły jej zbyt zażyłe stosunki z przystojnym i
lekkomyślnym Damienem. Był o sześć lat starszy, a w dodatku w czasie częstych
separacji rodziców przebywał zazwyczaj z ojcem, po którym odziedziczył nie
tylko szalenie męską urodę, ale i niepohamowany pociąg do kobiet. Liczne
romanse ojca i brata budziły w Juanicie odrazę.
Nagle jej umysł przeszyła niepokojąca myśl. Przecież przedstawiła się
Garethowi pełnym nazwiskiem i już od pierwszej chwili wiedział, czyją jest
siostrą. O co tutaj chodzi, zastanowiła się. Dlaczego nic mi nie powiedział? To
dlatego tak mieszał moją rodzinę z błotem, stąd te ciągle pytania. Z tego samego
powodu tak mu zależało na wyjaśnieniu przyczyn, dla których od początku go nie
lubiłam. Ale czemu zachowywał wszystko w tajemnicy? Wygląda to tak, jakby
przez cały ten czas prowadził ze mną grę...
Ciemne oczy Juanity zwęziły się, gdy dotarło do niej, co ta gra mogła
oznaczać. Czyli to, co mówił o wzajemnej fascynacji, mogło być zwykłym
kłamstwem? Czyżby zniżył się aż do tego, żeby rozkochać mnie w sobie, a potem
porzucić, żeby się odegrać za Xanthe? A więc zemsta? O mój Boże...
Zesztywniała nagle, usłyszawszy głosy dobiegające z uchylonego okna nad
tarasem.
– Czy teraz wreszcie zaśniesz? – spytał Gareth.
– Mam nadzieję – odezwała się ciągle jeszcze zrozpaczonym głosem
Xanthe. – Ja naprawdę myślałam, że on mnie kocha – poskarżyła się płaczliwie.
– To było tylko pobożne życzenie. Postąpiłaś jak bezmyślna smarkula,
która żywi nadzieję, choć wszystko wskazuje na to, że nie ma racji. Damien
Spencer-Hill jest playboyem najgorszego rodzaju. W dodatku, jako rajdowiec,
nieustannie igra ze śmiercią i to tylko po to, żeby dostarczać sobie nowych
wrażeń. On w każdej dziedzinie poszukuje nowych wrażeń, nic poza tym,
rozumiesz? Zapomnij więc o nim raz na zawsze. Powiedz mi lepiej, co z twoją
pracą?
– Rzuciłam ją, żeby spędzać z nim więcej czasu. Myślałam, że to coś
zmieni, bo między nami działo się coraz gorzej. – Juanita z niedowierzaniem
potrząsnęła głową, słysząc takie wyznanie. – Och, Gareth, jestem taka
nieszczęśliwa! Jeszcze nigdy nie byłam w takim stanie...
– No, już dobrze. – Głos jej brata nieco złagodniał. – Daruję ci, ale pod
jednym warunkiem. Słuchasz mnie, Myszowata?
– Tak – odparła posłusznie.
– Zostaniesz tutaj przez jakiś czas... – Ale...
– Żadnego ale, moja kochana, głupiutka siostrzyczko. Nie masz wyboru.
Rzuciłaś pracę, więc nie masz pieniędzy, a ja ci nie pożyczę.
– Gareth! Jesteś bez serca!
– Czyżby? – zdziwił się. – A kto ci podarował forda Capri na dwudzieste
pierwsze urodziny?
Chwila milczenia.
– Dobrze, jak sobie życzysz. Ale co ja tu będę robić? Zanudzę się na
śmierć!
– O to się nie martw. Pomożesz Wendy, dopóki jej matka nie wróci.
Dobrze ci to zrobi.
Juanitę dobiegło ciężkie westchnienie. Po chwili Xanthe odezwała się
nieco żywszym głosem.
– A może mogłabym pomóc siostrze Damiena w jej pracy?
– Nie liczyłbym na to na twoim miejscu – padła oschła odpowiedź. –
Jeszcze nie zdecydowałem, czy ona tu zostanie.
Świergot ptaków za oknem był niemal ogłuszający. Juanita obudziła się i
spojrzała na zegarek. No tak, jest to jedna z niedogodności życia w domu na wsi.
A już zwłaszcza w tym domu te niedogodności mnożą się jak króliki na wiosnę,
pomyślała ponuro. Na przykład nie wiadomo, czy się jest już wylanym czy
jeszcze nie.
Wczoraj wieczorem postanowiła pójść na dłuższy spacer, żeby nieco
ochłonąć po przypadkowo podsłuchanej rozmowie. Gdy wróciła, Wendy czekała
na nią z kolacją. Spojrzała na Juanitę porozumiewawczo.
– Mały dramat, co? Tak jest zawsze, gdy pojawia się Xanthe. Dostała
środek uspokajający i śpi, a Gareth zamknął się w gabinecie i nie pozwolił sobie
przeszkadzać. Niech mu pani wybaczy, jest w złym nastroju.
Juanita uśmiechnęła się.
– To bez znaczenia. Chciałabym cię raczej poprosić o przepis na takiego
kurczaka, jak przyrządziłaś wczoraj. Był wyśmienity.
W rezultacie niespodziewanie spędziła zupełnie przyjemny wieczór bawiąc
się z dziećmi, a potem pomagając Wendy sprzątnąć kuchnię i gawędząc z nią o
ulubionych daniach.
Leżała teraz w łóżku w promieniach porannego słońca i rozważała swoją
sytuację. Przede wszystkim nie można działać ani pod wpływem gniewu, ani
urazy. Trzeba się spokojnie zastanowić. Jeśli Gareth Walker naprawdę chce
wziąć odwet na moim bracie, to co mu da wylanie mnie z roboty? Zemści się to
przecież tylko na mnie, gdyż mogę stracić pracę. Niewykluczone, że jest mu
obojętne, które ze Spencer-Hillów stanie się kozłem ofiarnym... Zaczynam mieć
wrażenie, jakbym była muchą w pajęczej sieci. Oczywiście, jeśli moje
podejrzenia są słuszne, zreflektowała się.
Po długich rozważaniach doszła wreszcie do ostatecznej konkluzji. Nie
pozwoli się nikomu wystrychnąć na dudka. Dość tego! Wyskoczyła z łóżka,
wzięła prysznic, założyła szmaragdowy kostium i białą bawełnianą bluzkę, spięła
włosy na karku, zabrała notatki i stanowczo wkroczyła do kuchni.
Nie było tam jeszcze nikogo, zrobiła więc sobie herbatę i popracowała
przez blisko godzinę, aż usłyszała, że inni też wstają. Pierwsi pojawili się Steven z
Rebeccą i od razu chcieli wiedzieć, co robi o tej porze. Nie posiadali się z
zachwytu, gdy od ręki naszkicowała ich portrety. Wybiegli w podskokach,
nadzwyczaj głośno wyrażając swoją radość. Niedługo później do kuchni zajrzała
Wendy, informując Juanitę, że zyskała w bliźniętach przyjaciół na śmierć i życie,
powinna jednak uważać, żeby przy okazji nie weszły jej na głowę.
Potem nastąpiła chwila spokoju aż do momentu, gdy pracująca ciągle
Juanita poczuła dziwne mrowienie na karku. Podniosła głowę i ujrzała stojącego
w progu Garetha.
– Och! Dzień dobry. – Właśnie fotografowała jedno z wykuszowych okien
jadalni, więc opuściła nieco aparat i czekała na odpowiedź. Stał jedynie w
dżinsach, bez koszuli, bez butów, nie ogolony, z opadającymi na oczy
potarganymi włosami i wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć gniewem.
– Dzień dobry. Prawdę mówiąc nie sądziłem, że jeszcze panią zobaczę –
odezwał się w końcu.
– Nie rozumiem. – Otworzyła szeroko oczy. – Dlaczego?
– Myślałem, że po wczorajszym wieczorze będzie pani tak wściekła, że się
stąd jak najszybciej wyniesie.
Wzruszyła ramionami.
– Oczywiście, że byłam wściekła. – Pokazała książkę z próbkami, którą
przyniosła z samochodu. – Ale praca jest pracą. Proporcje tego wnętrza są
świetne, nie sądzi pan?
Nie rzucił okiem ani na książkę, ani na pokój.
– Czy nie przyszło pani na myśl, żeby podkulić ogon, zwiać do miasta i
umyć ręce od tego kramu?
Juanita uśmiechnęła się słabo i ze wszystkich sił próbowała nie myśleć o
jego opalonej, gładkiej skórze, o jego szerokiej piersi... Nawet rozczochrany i w
złym humorze, był niezwykle atrakcyjny.
– Przyszło – odpowiedziała poważnie. – Jednak gdy się obudziłam i
popatrzyłam na ten dom, stwierdziłam, że są ważniejsze sprawy. Chyba że ma
pan coś przeciwko temu?
Patrzył na nią zmrużonymi oczami i nie odpowiadał.
– Panie Walker? – powiedziała w końcu.
– Uważam, że...
– Popatrz na to, Gareth! – Do jadalni nieoczekiwanie wpadły ciągle
podekscytowane bliźnięta, wymachując swoimi podobiznami.
– Ale ona rysuje, nie? – Steven skakał dookoła Garetha, nie mogąc
spokojnie ustać w miejscu.
– A to ja! – Rebecca wciskała Garethowi w ręce swój portret.
– Jesteście najokropniejszymi bachorami, jakie kiedykolwiek widziałem.
Kto to widział tak się wydzierać już od samego rana?
– Przecież wiesz Steven, że z nim w ogóle nie ma co gadać, zanim nie
dostanie śniadania – zbeształa brata Rebecca. – Juanito, czy narysujesz potem
naszego psa, jak będziemy grzeczni?
– Oczywiście – powiedziała Juanita i już ich nie było. Odwróciła twarz,
żeby ukryć rozbawienie.
– Jak już mówiłem, panno Spencer-Hill...
– Śniadanie gotowe! – tym razem do pokoju zajrzała Wendy. – Przy okazji,
Gareth, chciałabym, żeby wszyscy twoi goście byli tacy jak pani. Znowu mi
wczoraj pomogła po kolacji. Spędziłyśmy naprawdę miły wieczór. Właśnie... Czy
mam obudzić Xanthe?
Spojrzał na nią jeszcze mniej uprzejmie, niż na jej rodzeństwo.
– Zostaw ją, niech śpi. Zaraz do was przyjdziemy. Juanita odczekała
chwilę, aż kroki Wendy oddaliły się.
– Jak już pan mówił, panie Walker...
– Co to jest, do diabła? – wybuchnął, zamknąwszy uprzednio drzwi. – Czy
mam rozumieć, że na siłę próbuje pani zdobyć względy moich domowników?
– Wcale nie – odpowiedziała spokojnie, śmiejąc się w duchu. Gdyby mógł,
zabiłby ją wzrokiem. – Dlaczego miałabym to robić?
– Też chciałbym wiedzieć – warknął z ironią. – Domyślam się, że ma pani
ochotę pominąć milczeniem sprawę pani cholernego braciszka, ale ja nie!
– W porządku – zgodziła się chłodno. – Porozmawiajmy na ten temat.
Wcale nie zamierzam Damiena bronić, ale pozwolę sobie zauważyć, że pana
siostra nie jest chodzącym przykładem zdrowego rozsądku, więc to nie tylko myśl
o moim bracie powinna spędzać panu sen z powiek.
– Ja zaś ze swojej strony pozwolę sobie zauważyć – odparł z kwaśną miną
– że pani ma z kolei zbyt dużo zdrowego rozsądku, jak na moje potrzeby. W
dodatku jest pani rannym ptaszkiem, wymuskanym i świeżutkim o tak
barbarzyńskiej godzinie, co doprowadza mnie do pasji. Nie ścierpię życia z taką
osobą.
To zaczyna być nawet zabawne, przemknęło jej przez głowę.
– Nikt panu nie proponuje życia ze mną – zwróciła mu uwagę. – Ponadto
może pan przecież zupełnie ignorować moją obecność. Obiecuję, że postaram się
pana w niczym nie urazić. Zresztą, mogłabym się okazać pomocna w sprawie
Xanthe – dodała ostrożnie.
– Jak?
– Po pierwsze, spróbowałabym jej wytłumaczyć, że Damien nie jest
odpowiednim mężczyzną dla żadnej kobiety, gdyż jego jedyną miłością są
wyścigi i nie ma na to rady. A po drugie... Czy ona ma jakąś p-pracę?
Spojrzał na nią badawczo. Zająknęła się po raz pierwszy tego ranka. Nie
mógł przecież wiedzieć, że było to spowodowane poczuciem winy za
podsłuchanie ich wczoraj. Nie mógł? A jeżeli...? Jej serce zaczęło bić szybciej.
– Nie – odezwał się w końcu ostrym głosem.
– Xanthe i praca nie bardzo się lubią.
– A nie byłaby zainteresowana urządzaniem domu?
Zamknął na chwilę oczy.
– Bóg jeden wie, jaki byłby efekt – westchnął nabożnie. –
Najprawdopodobniej skrzyżowanie pałacu sułtana z egzotyczną wyspą mórz
południowych. Xanthe ma dość, hm, nietypowy gust.
– Wystarczy jej więc dać do urządzenia tylko ten pokój, w którym mieszka.
Pomyślałam, że powinna mieć teraz jakieś zajęcie.
– A nie przyszło pani do głowy, że pani obecność w tym domu nieustannie
będzie jej przypominać o Damienie?
– Mogę się mylić – odparła ze spokojem Juanita – ale jeśli szybko zapomni
o tej nauczce, to wystarczy, że na jej drodze pojawi się kolejny przystojniak i
wszystko zacznie się na nowo.
Zauważyła, że to rozumowanie, choć nie jest mu w smak, przekonuje go
jednak.
– Ładna perspektywa – powiedział gorzko.
– W dawnych, dobrych czasach mógłbym ją przynajmniej zamknąć w
klasztorze.
Juanita po raz pierwszy uśmiechnęła się zupełnie szczerze.
– Najprawdopodobniej by stamtąd uciekła. Nie mogę się oprzeć wrażeniu,
że dziewczęta takie jak Xanthe... – zawahała się – ...sądzę, że ich największym
problemem jest głód miłości, a to przecież nic złego. Wszystko się dobrze ułoży,
gdy tylko pojawi się właściwy mężczyzna, proszę się więc aż tak o nią nie
martwić.
Gareth najwyraźniej wahał się i nie potrafił podjąć decyzji. Juanicie
przyszło nagle na myśl, że postępuje z nim trochę nieuczciwie. Widać przecież,
że on rano nie funkcjonuje najlepiej, że nie jest w formie, może powinna
przełożyć tę rozmowę na później? Zdążyłby pozbierać myśli...
– Dziewczęta takie jak Xanthe, ale oczywiście nie takie jak pani –
powiedział podejrzanie miękko, a rysy jego twarzy wyrażały drwinę. – Do pani
takie uczucie jak miłość pewnie w ogóle nie ma dostępu, prawda?
Aż jej coś drgnęło wewnątrz. Jak widać, jej obiekcje okazały się
przedwczesne. To nie ona gra nieuczciwie.
– Może pan sobie myśleć, co się panu żywnie podoba – powiedziała
lodowatym tonem. – Wolałabym, żeby raczej mnie pan w końcu poinformował,
czy mam tu zostać czy nie. Oczywiście, jeżeli... – zawiesiła głos i spojrzała na
niego dumnie – ...fakt, że noszę akurat takie, a nie inne nazwisko, jest
wystarczającym powodem do pozbawienia kogoś pracy.
Popatrzył na Juanitę przeciągle, oderwał się wreszcie od drzwi i podszedł
do niej.
– Lepiej niech pani nie będzie taka arogancka – ostrzegł ją dość
grubiańsko. – Dopóki nie podpisałem umowy, nie mam żadnych zobowiązań
wobec pani agencji. Radzę o tym nie zapominać i wziąć się uczciwie do pracy. –
Stanął tuż przed nią i wyjął jej z ręki książkę, którą próbowała mu przedtem
pokazać. – A te próbki mi się nie podobają.
Juanita z najwyższym wysiłkiem powstrzymała się od powiedzenia mu, że
zachowuje się jak rozkapryszony bachor, któremu ktoś wreszcie powinien
zdrowo przylać. Gareth od razu zauważył jej nieprzychylny wzrok.
– Tak właśnie podejrzewałem – powiedział jakby do siebie. – Ta pani
słodycz i uprzejmość, z jaką mnie pani przywitała, była tylko na pokaz. Muszę
przyznać, że znalazła się pani w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Nienawidzi
mnie pani i pragnie zarazem.
Na moment aż straciła oddech z wrażenia.
– Jak pan może mówić coś takiego?
– Zwyczajnie. I nie odpowiadam za to, że pani mnie nienawidzi...
– A powinien pan! – wybuchnęła. – Rozumiem, że z kolei przyczyny, dla
których powinnam pana pragnąć, wydają się panu zupełnie oczywiste? – zakpiła.
– Dokładnie tak – odpowiedział z pewnym siebie uśmieszkiem i delikatnie
dotknął dłonią jej brody.
– To zupełnie normalne, że pani tego chce.
– Proszę mi wybaczyć, ale sądzę, że pan ma właśnie nienormalnie dobre
mniemanie o sobie. Wyciąga pan daleko idące wnioski z urojonych przesłanek!
– Czyżby? – Opuścił rękę i ujął jej talię w obie dłonie. Zadrżała nagle. –
Bez paniki – poradził nieubłaganym tonem. – Przecież gdyby podejrzewała mnie
pani o to, że mogę panią zgwałcić, to już dawno by pani wyjechała. Chcę tylko
porozmawiać o tych urojonych według pani przesłankach i o tym, co jest
normalne według mnie. Proszę sobie przypomnieć wczorajsze popołudnie, kiedy
wyszła pani z basenu i tak się ogromnie zawstydziła. A to była przecież normalna
fizyczna reakcja, rodząca się w tak sprzyjającej sytuacji między mężczyzną a
kobietą. Oboje byliśmy pod wrażeniem pani prawie nagiego, mokrego ciała.
Patrzyła na niego bez słowa, z nieco rozchylonymi ustami. Przyspieszony
oddech zdradzał, jak bardzo jest wstrząśnięta.
– Ale to nie tylko to. Widziałem setki ślicznych dziewcząt wychodzących z
basenu i nie robiło to na mnie żadnego wrażenia. Czasami jednak spotyka się taką
osobę, że nie można obok niej przejść obojętnie.
– Uśmiechnął się, ale jego wzrok pozostał poważny.
– Od pierwszej chwili ma się świadomość, że albo coś z tego będzie, albo
należy to sobie szybko wybić z głowy i wiać, gdzie pieprz rośnie, bo inaczej sobie
człowiek nie da z tym rady. Zwracam pani uwagę na fakt – w jego oczach pojawił
się szatański błysk – że jakoś żadne z nas nie zamierza uciekać.
Juanita w końcu odzyskała mowę.
– Przecież dopiero co chciał mnie pan stąd wyrzucić!
– Owszem – skrzywił się nieco. – Nie powstrzymałoby mnie to jednak od
myślenia o pani. Pani hiszpańskie imię, ciemne oczy i żywy, jakby południowy
temperament powodują, że moja wyobraźnia podsuwa mi pewne kuszące obrazy.
Widzę pani nagie ciało owinięte tylko gęstą koronką. Kontrast między szorstkim
materiałem a pani gładką skórą byłby czymś niezwykłym. – Patrzył jej głęboko w
oczy przez dłuższą chwilę, a potem spojrzał w dół i zaczął delikatnie poruszać
rękoma. – Pani talia... – powiedział ledwo słyszalnie – ...taka wiotka, taka w sam
raz dla mnie. – I znów ich spojrzenia zetknęły się.
Rozmarzone spojrzenie Garetha i ciepło jego rąk sprawiły, że Juanita
poczuła się tak, jakby jej bluzka i bielizna nagle zniknęły. Oczyma wyobraźni
zobaczyła siebie przysłoniętą jedynie hiszpańską mantylą, niemal czuła na
piersiach jej szorstki dotyk...
– Och – szepnęła, przymknęła oczy, ogarnęła ją fala gorąca i zadrżała, gdyż
do poprzedniego obrazu dołączył następny. Widziała na pół rozebranego Garetha,
zdejmującego z niej koronkę i wolno przyciągającego ją do siebie, aż do
zetknięcia dwóch nagich ciał... – Nie – gwałtownie podniosła powieki i szarpnęła
się do tyłu. Na jej czoło wystąpiły drobne kropelki potu. – Jak pan to zrobił...?
Z zaskoczeniem dostrzegła w jego wzroku przygnębienie.
– Nie jest pani w swoich pragnieniach odosobniona, Juanito, już to pani
kiedyś mówiłem. Z łatwością zresztą mógłbym to pani udowodnić, gdyby
zechciała mi pani towarzyszyć przy tym, jak będę teraz brał zimny prysznic. O,
przepraszam – dodał na widok jej gwałtownie rozszerzających się oczu i wypuścił
ją z objęć. – Nie zamierzałem urazić pani dziewiczej wstydliwości. – Odwrócił się
nagle i podszedł do okna.
Juanita patrzyła na niego w zamyśleniu. Jeżeli to była z jego strony tylko
gra i próbował ją oszukać, to dlaczego wyglądał tak, jakby był zbity z tropu tym,
co się między nimi dzieje, tak samo jak ona? Już otwierała usta, gdy nagle drzwi
otworzyły się i do jadalni zajrzała Xanthe.
– A, tu jesteś, Gareth.
Jej brat odwrócił się od okna i ponuro potarł nie ogoloną brodę.
– Jestem, jestem. Jak się czujesz? Xanthe uśmiechnęła się blado.
– Lepiej. – Spojrzała z zainteresowaniem na Juanitę, a potem pytająco na
Garetha.
– Panna Spencer-Hill ma tu przecież robotę – wyjaśnił oschłym tonem. –
Zaproponowała też, pewnie potrafi czytać w myślach, że mogłabyś jej pomóc,
jeśli chcesz. Pozwalam ci urządzić ten pokój, w którym mieszkasz. Oczywiście w
granicach rozsądku, Xanthe!
ROZDZIAŁ PIĄTY
– Naprawdę nie masz nic przeciw mojej pomocy? – spytała Xanthe,
wchodząc po południu do jadalni, gdzie pracowała Juanita.
– Oczywiście, że nie! – Słowa zostały podkreślone promiennym
uśmiechem. – Jak się czujesz?
Xanthe zmarszczyła się, ale odpowiedziała otwarcie.
– Jak idiotka. I to zrozpaczona idiotka. – Do niebieskich oczu znów
napłynęły łzy. – Myślałam, że to mężczyzna mojego życia.
– Obawiam się, że nie ty jedna.
Xanthe milczała przez chwilę, po czym spojrzała na Juanitę z
zaciekawieniem.
– Właściwie w ogóle ze sobą nie przestajecie, ty i Damien. Dlaczego?
– Zbyt się różnimy. On zawsze błyszczał, gdy ja byłam tylko brzydkim
kaczątkiem. – Wzruszyła ramionami. – Ale nie chcę o nim źle mówić. Mimo
wszystko to mój brat.
Xanthe westchnęła ciężko.
– Trudno zrozumieć facetów, prawda?
– W zupełności się z tobą zgadzam – odpowiedziała Juanita z pewną dozą
ironii, myśląc z kolei o bracie Xanthe. – Ale można sobie z nimi poradzić.
– Jak?
– Nie narzucać się i pozwolić, żeby to oni się za nami uganiali.
– W obecnych czasach jest to raczej najlepszy sposób, żeby zostać starą
panną!
– Nie byłabym tego taka pewna – odparła Juanita z namysłem. – Pewne
rzeczy się nie zmieniają, niezależnie od czasów. Jedną z nich jest męskie
zamiłowanie do łowów. To urodzeni myśliwi, a my jesteśmy zwierzyną, na którą
polują. Mężczyzna musi czuć pewien opór, musi stoczyć walkę, gdyż to go
dodatkowo zachęca. A gdy cię wreszcie zdobędzie, ma wrażenie, że otrzymał coś
w rodzaju zasłużonej nagrody za swój trud.
Xanthe patrzyła na nią zaintrygowana, po czym z niezdecydowaniem
potrząsnęła głową.
– Ja bym tak chyba jednak nie potrafiła.
– Och, nie przejmuj się, tak się tylko zastanawiałam. Chodź, lepiej
obejrzymy twój pokój.
– Gdzie znajdę tego psa? – spytała Juanita późnym popołudniem.
– Przy stajni. – Rebecca wzięła ją za rękę. – Nie wolno mu siedzieć w
domu.
– Czemu?
– Bo podobno strasznie rozrabia – wyjaśnił ponuro Steven. – A to
nieprawda, bo on tylko okazuje swoją sympatię. Zresztą, to jeszcze szczeniak, to
skąd ma wiedzieć, co wolno robić, a czego nie? Ale jak skoczył na żonę pana
ministra i zupełnie niechcący wepchnął ją do fontanny, Gareth powiedział, że
dość tego dobrego, i zabronił go trzymać w domu.
– To nie znaczy, że Gareth ją lubi, tę ministrową – dodała Rebecca. –
Mówi, że to stara plotkara...
– Spojrzała na brata i oboje wybuchnęli śmiechem.
– O rety, żebyś to widziała! Gareth musiał wleźć do wody, żeby ją
wyciągnąć. A ona jest strasznie gruba i była taka wściekła! Aż klęła na niego. On
jej na to, że jeszcze nigdy mu się tak nie podobała, i to ją rozzłościło jeszcze
bardziej!
– A jak się nazywa ten wasz ulubieniec?
– Westminster. To Gareth wymyślił. Powiedział, że wyrośnie z niego
wielkie bydlę, co najmniej tak duże jak budynek parlamentu w Londynie. Chyba
miał rację.
Doszli do bramy ogrodzenia, za którym znajdowały się stajnie i pastwiska.
Juanita zatrzymała się.
– A czy on jest uwiązany? – spytała z niepokojem.
– Nie, ale nic ci się nie stanie. Przynajmniej w naszej obecności.
– Muszę wam powiedzieć prawdę. Okropnie się boję psów. Czy
moglibyście go najpierw uwiązać? Poczekam tu na was. W tym czasie – dodała
szybko, gdyż dzieciaki już otworzyły usta, żeby zaprotestować – narysuję jego
imiennika.
Otworzyła notes i zaczęła z pamięci szkicować sylwetkę Big Bena.
Po kilku minutach bliźnięta pojawiły się z powrotem, niestety nie same lecz
z Garethem, a obok nich biegł w podskokach wielki płowy dog.
Juanita westchnęła. Do tej pory nie zdołała dojść do ładu z kłębiącymi się
w niej od porannego spotkania uczuciami, a co gorsza, zdradzał to rumieniec,
którego nie była w stanie powstrzymać. Gareth zachowywał się jednak tak, jakby
tego nie dostrzegał i niczego nie pamiętał.
– Proszę się nie obawiać, panno Spencer-Hill. Westminster czuje przede
mną respekt od czasu, gdy pewna szacowna dama znalazła się przez niego w
nader niedogodnej sytuacji. – Spojrzał na psa. – Siad!
Ogromne zwierzę posłuchało natychmiast, ale warknęło, wyczuwając za
ogrodzeniem kogoś obcego. Juanita drgnęła nerwowo.
– Wierzę panu na słowo, ale widzę go stąd wystarczająco dobrze –
zawołała pośpiesznie.
Gareth podszedł do bramy i oparł nogę o poprzeczkę. Westminster też miał
wielką ochotę podbiec do ogrodzenia, ale jedno spojrzenie jego pana
przygwoździło go z powrotem do ziemi.
– To naprawdę przemiły szczeniak. – W niebieskich oczach lśniły iskierki
rozbawienia. – Z pewnością zyskałaby w nim pani przyjaciela na całe życie.
– Być może – przyznała Juanita. – Sądzę jednak, że doskonale się obejdę
bez jego przyjaźni.
– Ja sądzę z kolei, że skoro tak się pani przymierza, żeby zostać tu na dłużej
– tym razem w jego wzroku dało się wyczytać czystą złośliwość – to byłoby
rozsądnie zaskarbić sobie łaski Westminstera. Czy boi się pani psów w ogóle, czy
tylko tego jednego?
Juanita rzuciła mu mordercze spojrzenie.
– Dziewięć osób na dziesięć obawiałoby się Westminstera – powiedziała z
przekonaniem.
– To tylko dowodzi, że nie zawsze większość ma rację. – Wyciągnął do niej
rękę. – Nie można się zawsze wszystkiego bać!
Juanita zesztywniała, po czym z godnością podeszła do ogrodzenia.
– No i co? Nie bolało?
– Nie. – Juanita przekonała się z ulgą, że groźnie wyglądający dog okazuje
wyłącznie przyjacielskie uczucia.
– Zamierza go pani narysować potem z pamięci, czy zrobi to pani teraz?
Mogłaby pani usiąść na tym pniaku.
– A co p-pan zamierza robić? – Juanita swoim zwyczajem za późno ugryzła
się w język.
– Zostanę z panią.
– Obawiam się, że uważa mnie pan za straszną idiotkę – powiedziała i
zaczerwieniła się znienacka, gdyż uświadomiła sobie, że ciągle trzyma go za rękę.
Miało to jednak swoją dobrą stronę. Pomagało oprzeć się pokusie rzucenia mu się
wprost w ramiona... Puściła jego dłoń i usiadła.
– Wcale nie. – Usadowił się wygodnie obok niej. – Wiele osób boi się
psów, a pani ma szczególne powody, gdyż pani sprawność została ograniczona.
Mam nadzieję, że pani nie uraziłem – dodał cicho.
Spojrzała mu prosto w oczy. Zrozumiała, że tym razem nie kpi, nie mogła
mu jednak zapomnieć tego, co powiedział poprzednio. Że boi się wszystkiego...
Przez chwilę Gareth patrzył w milczeniu, jak Juanita rysuje.
– Widzę, że odziedziczyła pani talent po matce.
– Wcale nie. Brakuje mi tej szczypty geniuszu, która pozwala nie tylko
uchwycić podobieństwo, ale przede wszystkim obdarzyć duszą to, co się
narysowało.
– Toteż właśnie. Znakomicie oddała pani jego żywiołowy temperament,
przyjazne nastawienie i szczenięcą niezdarność. Nie narysowała pani jakiegoś
tam doga, tylko naszego Westminstera.
– Jest pan bardzo miły – mruknęła Juanita i spojrzała na niego znad kartki.
Patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami. – Czemu mi się tak p-pan przygląda?
W jego głosie brzmiała zaduma.
– Chyba niełatwo się dorasta w cieniu tak utalentowanych rodziców?
Juanita na moment znieruchomiała. Po chwili opanowała się i ponownie
zaczęła rysować.
– Wydaje mi się, że wszyscy mają swoje problemy w okresie dorastania.
Przytaknął z kwaśną miną.
– To prawda. Weźmy na przykład Xanthe. Nie dość, że jest najmłodsza z
siedmiorga rodzeństwa, to jeszcze urodziła się kilka lat po ostatnim z naszej
szóstki. Wszyscy ją więc traktowali jak jedynaczkę, rozpuszczali do
niemożliwości i teraz zbieram owoce takiego postępowania.
– A co z jej starszymi siostrami?
– Istne brylanty bez skazy – odpowiedział sucho. – Dawno już wyszły ze
szczenięcego wieku, założyły rodziny i rozjechały się po całym świecie.
– Czyli wszystko zostało na pańskiej głowie?
– Mniej więcej. A więc ma pani poczucie humoru? Bardzo byłem tego
ciekaw – powiedział znienacka, zaglądając jej przez ramię. W karykaturalny
sposób narysowała samą siebie, przycupniętą na płocie i patrzącą na
gigantycznego Westminstera z komicznym przerażeniem.
Juanita podniosła wzrok i ich oczy spotkały się. Na szczęście w tej samej
chwili podbiegły bliźnięta, zabrały rysunek i zaśmiewając się do łez, pokazały go
psu.
– Dobrze, dzieciaki, zabierzcie go – powiedział Gareth i zwrócił się do
Juanity. – Może się przejdziemy?
Spacerowali przez kilka minut w milczeniu. Słońce chyliło się ku
zachodowi i cudowny, prawie dziki ogród wypełniony był świergotem ptaków.
Od blado-pomarańczowego nieba wyraźnie odcinała się ciemna smużka dymu,
wolno wysnuwająca się z jednego z kominów. Juanita od dziecka marzyła o
mieszkaniu w takim miejscu jak to, cichym i spokojnym, wśród roślin i zwierząt.
Zamiast tego dusiła się w luksusowych apartamentach, kupowanych kolejno
przez rodzinę...
– O czym pani myśli?
Rzuciła mu szybkie spojrzenie, nieco przestraszona.
– O tym, że mi się tu p-podoba.
– Wszystko z wyjątkiem mnie, prawda? – spytał cierpko. – Czy wybaczyła
mi pani ostatni wieczór i dzisiejszy ranek?
– Wolałabym zachować to dla siebie. A te, hm, nietypowe chwile między
nami nie mają żadnego znaczenia.
Podeszli do kępy wysokich ozdobnych traw.
– Doprawdy? A może to tylko pani pobożne życzenia?
Roześmiała się nieszczerze.
– To raczej pan celuje w pobożnych życzeniach. W niczym jednak panu nie
pomoże wmawianie sobie, że jestem tchórzem. – Rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
– Rzeczywiście zasłużyłem na naganę – odpowiedział poważnym tonem. –
To był rzeczywiście cios poniżej pasa. Kiedy jednak ktoś nie ma jasnego
rozeznania w sytuacji, nic dziwnego, że wymierza ciosy na oślep.
Juanita przywołała na twarz wyraz absolutnej niewinności.
– Znawca ludzkiej natury nie ma rozeznania w sytuacji? Myślałam, że
czyta pan we mnie jak w otwartej księdze. Wydawało mi się nawet, że inni służą
panu tylko po to, żeby dostarczać...
– Rozrywki? – dopowiedział powoli. – Czy teraz pani wymierzyła cios na
oślep? A może raczej chciała mnie pani zranić zupełnie świadomie?
– Pan po prostu na takiego wygląda – odparła cierpko.
– A nie ciekawi panią, na co pani wygląda? – spytał z szyderczym
uśmiechem. – Z jednej strony sprawia pani wrażenie nierozbudzonej, niemal
nieuświadomionej niewinnej panienki. Z drugiej jednak zachowuje się pani jak te
kobiety, które wbrew temu, co sugerowałby ich wygląd, są zupełnie beznamiętne
i nie chcą się pogodzić ze swoją seksualnością. Ale wtedy nie jest się w pełni
kobietą... Co znowu?
– urwał, gdyż Juanita pobladła nagle.
– Nic. Słucham – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
– Nawiasem mówiąc nie wierzę w to, że jest pani oziębła. – Położył jej dłoń
na ramieniu, jednak Juanita strząsnęła ją.
– Niech się pan więcej nie waży mnie dotykać!
– ostrzegła z wściekłością. – Doprowadzi mnie pan w końcu do tego, że
zrobię użytek z mojej laski. I nie będzie to cios na oślep, zapewniam!
Patrzył na nią uważnie w zapadającym zmierzchu.
– Zdaje się, że dotknąłem czułego punktu. Rozumiem, że obawiała się pani,
czy nie należy właśnie do tych oziębłych kobiet?
– Wcale nie... Och, jest pan niemożliwy! – odwróciła się na pięcie i
zdecydowanie pomaszerowała w kierunku domu.
– Wracają pani kolory – zauważył, doganiając ją z łatwością. – Przez
chwilę wyglądała pani tak, jakby miała zemdleć.
– Nie mdleję tak łatwo – odparowała. Zbliżyli się do werandy z tyłu domu.
– Myślę, że obojgu nam dobrze zrobi mały drink – powiedział Gareth i
sięgnął po jej dłoń. – I przepraszam, jeżeli w czymkolwiek panią uraziłem.
Właśnie miała gniewnie wyszarpnąć rękę, gdy pojawiła się Wendy.
– Dobrze, że przyszedłeś, Gareth. Xanthe jest w fatalnym stanie.
Xanthe leżała na łóżku z twarzą wtuloną w poduszki i szlochała
rozdzierająco. Słysząc odgłos otwierających się drzwi, podniosła głowę.
– Wynoś się stąd, Gareth! – zawołała drżącym głosem. – Doskonale wiem,
co mi powiesz! Że jestem głupia. Może i jestem, ale nic na to nie poradzę.
Zwariuję bez niego!
– Słuchaj, Myszowata... – Usiadł przy niej i delikatnie ujął jeden z jej
jasnych loków. – Myślisz, że ja nigdy nie wyszedłem na durnia? Nigdy ci tego nie
mówiłem, ale kiedyś zadurzyłem się w kobiecie starszej ode mnie o dziesięć lat.
Byłem w tym wieku, co ty teraz i pisałem dla niej okropne, ckliwe wierszydła,
marzyłem i planowałem...
Juanita i Wendy wymknęły się cicho i delikatnie zamknęły drzwi.
– Ciekawe, czy to prawda? – wyrwało się Juanicie.
– Nigdy nie wiadomo. Nie chodziło mu o żonę, bo ona była młodsza od
niego. Ważne, żeby Xanthe w to wierzyła, może jej to pomoże. – Wendy zrobiła
porozumiewawczą minę. – I to wszystko przez jakiegoś faceta.
– Nie jakiegoś, tylko przez mojego brata – sprostowała sucho Juanita. –
Właśnie ją rzucił. – Milczała przez chwilę. Gdy weszły do kuchni, spojrzała z
zamyśleniem na Wendy. – Gareth nigdy nie mówi o swojej żonie, prawda? I nie
ma tu jej fotografii ani żadnych pamiątek. Tak jakby chciał... zapomnieć o niej.
– Masz rację. Nigdy o to nie pytałam, ale zdaje się, że to była miłość jego
życia i Gareth nie może znieść wspomnień, więc próbuje je zdusić. Ciekawe, ile
osób zamierza jeść dziś kolację? – zakończyła z ponurym wyrazem twarzy.
Następnego dnia Juanita pojawiła się w gabinecie Garetha tuż po
dziewiątej rano. Do prostej portfelowej spódnicy założyła zrobioną na drutach
ażurową bluzeczkę w malinowym odcieniu, z którym idealnie harmonizował
kolor szminki i zamszowe pantofelki na niskim obcasie. Gareth podniósł głowę
znad klawiatury komputera i popatrzył na nią ze zdziwieniem.
– Wygląda pani tak, jakby chciała nas opuścić – mruknął.
– Owszem, ale tylko chwilowo. Zanim sporządzę szczegółowe plany dla
każdego z pomieszczeń, muszę się dokładnie zorientować, czym dysponują
poszczególne sklepy i magazyny.
– A nie mogłaby pani załatwić tego przez telefon?
– Wolę sprawdzić wszystko na własne oczy. Obserwował ją z
zamyśleniem.
– Kiedy więc będziemy mieli przyjemność ponownie powitać panią w
progach tego domu?
Zacisnęła dłoń w pięść, ale postarała się, żeby jej głos zabrzmiał chłodno.
– Za kilka dni.
– Miłej zabawy.
Wyszła bez słowa, zakłopotana i zła. Było oczywiste, że Gareth domyślił
się, że to tylko pretekst, żeby się stąd wyrwać i uciec przed nim na jakiś czas. Nic
jej to jednak nie pomogło, gdyż przez następne dwa dni myślała o nim
nieustannie.
Najgorsza okazała się noc, którą spędzała samotnie w swoim mieszkaniu w
Lavender Bay. Leżała bezsennie na łóżku, zastanawiając się nad tym, że przez
całe życie miała jakby klapki na oczach, nie pozwalające jej dostrzec tego, jak
bardzo potrafi być zmysłowa. Teraz niespodziewanie uzyskała świadomość
swojego ciała i jego reakcji oraz zdała sobie sprawę ze swojej kobiecości.
Dlaczego jednak stało się to za sprawą akurat tego człowieka, który doprowadzał
ją do pasji i bawił się nią jak kot myszą?
Powinnam go nienawidzić, powiedziała sama do siebie, patrząc bezradnie
w ciemność. Czasami nawet właśnie tak jest, co jednak w niczym nie zmienia
faktu, że nie potrafię przestać o nim myśleć. Co gorsza, nie mogę przestać
wyobrażać sobie jego brązowej skóry, dotyku jego rąk...
Poczuła napływającą do twarzy falę gorąca i gwałtownie wtuliła rozpaloną
twarz w chłodną pościel.
Gareth stał w głównym holu, nonszalancko oparty o stół, i leniwie
przeglądał poranną pocztę. Na widok Juanity uśmiechnął się lekko i spytał, czy
oglądanie wszystkiego na własne oczy okazało się tak owocne, jak się tego
spodziewała. Miała ochotę udusić go za to, zupełnie niezależnie od tego, że jej
serce zaczęło bić mocniej na sam jego widok.
Przez cały dzień pracowała jak szalona, wykonując całe sterty szkiców, a
przede wszystkim próbując znaleźć zapomnienie. Kiedy jednak weszła już do
swojej sypialni późnym wieczorem, wiedziała, że pomimo zmęczenia znów nie
będzie mogła zasnąć. Stanęła więc w otwartym oknie i głęboko wdychając
orzeźwiające, nasycone zapachem kwiatów powietrze, próbowała uporządkować
myśli.
Jaki ten człowiek naprawdę jest? Z jednej strony wciąż żywiła do niego
masę uprzedzeń, z drugiej jednak nie mogła nie zauważyć, że jest na przykład
oddanym, współczującym bratem. Po tych kilku dniach Xanthe wyglądała na
znacznie spokojniejszą, a wspólne posiłki, dzięki wysiłkom jej brata, nie
przebiegały już w grobowej atmosferze. Juanita nie mogła też nie zauważyć jego
szczerej sympatii dla Wendy i dzieciaków, które ze swojej strony po prostu za
nim przepadały. Czyli mamy dwa jakże różne oblicza Garetha Walkera,
pomyślała. I jeszcze ta żona, o której nigdy nie mówi, i jeszcze to utracone
dziecko...
Westchnęła ciężko, odwróciła się od okna i spojrzała na łóżko. Nie, nie ma
szans, na pewno nie zaśnie. Postanowiła więc wziąć długą, ciepłą kąpiel i
rzeczywiście nieco ją to odprężyło. Pomyślała, że reszty dokona filiżanka czegoś
ciepłego. Przez chwilę wahała się, stojąc z dłonią na klamce, ponieważ jednak w
całym domu panowała nie zmącona cisza, wyślizgnęła się z pokoju.
Otworzyła drzwi do kuchni i stanęła w progu jak wryta. Przy stole siedziała
akurat ta osoba, którą Juanita najmniej chciałaby spotkać. Gareth odwrócił głowę
w jej stronę, a w jego spojrzeniu nie było nawet śladu zaskoczenia. Lekkie
uniesienie brwi wyrażało tylko ironię i Juanita poczuła się dotknięta.
– Myślałam, że nikogo nie ma – powiedziała, nie ruszając się z progu, i
zirytowało ją, że znów się przed nim tłumaczy.
– Jak widać, pomyliła się pani. Czy bardzo przeszkadzam?
– N-nie. Chciałabym się czegoś napić, może to pozwoli mi zasnąć.
– Proszę się rozgościć – mruknął zapraszająco. – Ja piję herbatę, ale może
pani też dostać kakao albo odważyć się na środek uspokajający polecany w
specjalnych wypadkach przez naszą gospodynię. Whisky z mlekiem. W zasadzie
to właśnie pani Spicer jest duszą tego domu. – Usiadł wygodniej na krześle i ze
znużeniem skrzyżował ramiona. – Szkoda, że jej tu teraz nie ma.
Juanita oderwała się wreszcie od drzwi i weszła do środka. Zrobienie
czegokolwiek innego byłoby w tej sytuacji śmieszne.
– Myślę, że Wendy radzi sobie ze wszystkim zupełnie nieźle – zauważyła,
nalewając sobie herbatę.
– To prawda, ale gdyby jej matka była w domu, mógłbym wyjechać gdzieś
z Xanthe na jakiś czas.
– Sądzi pan, że to mogłoby jej pomóc?
– Oczywiście – odparł z irytacją. – W przeciwnym wypadku bym o tym nie
mówił, prawda?
– Wydaje mi się, że polepszyłoby to jej stan jedynie chwilowo. Jej rany
może zaleczyć tylko czas, chyba że pojawi się coś lub... ktoś, kto ją zainteresuje.
– Dobrze by było, gdyby miała pani rację – powiedział szorstkim tonem i
wsadził ręce w kieszenie spodni, wyraźnie demonstrując swój zły humor.
– Jak... jak idzie panu książka?
– Jaka książka? – Zabrzmiało to naprawdę nieprzyjemnie.
– Ta, nad którą pan teraz pracuje.
– Wcale mi nie idzie – odparł bezbarwnie.
– Ach, tak... – Juanita pociągnęła łyk aromatycznej herbaty. – Jeszcze i to
na pańskiej głowie.
– Nie tylko to. – Bez cienia zażenowania rzucił jej jadowite spojrzenie. –
To, że tutaj siedzimy i przerzucamy się banalnymi uwagami, z pewnością mi nie
poprawia nastroju – powiedział uszczypliwie.
Tym razem Juanita nie pozwoliła dać się zmieszać.
– Rozumiem pana – odpowiedziała spokojnym głosem. – Moja matka
często miewa takie stany.
– A jak – spytał z wyraźnym szyderstwem – pani matka sobie z nimi radzi?
– Przyznaje, że najlepiej by jej zrobił miękko wyścielony pokój, taki jak w
domu dla wariatów. W nim mogłaby się wyszaleć do woli, nie robiąc krzywdy ani
sobie, ani innym.
Wstał nerwowo, odpychając od siebie krzesło i kręcił się bez celu po
kuchni przez minutę czy dwie. W końcu się odezwał, patrząc znaczącym
wzrokiem na jej szlafrok i rozpuszczone włosy.
– To nie jest żadna odpowiedź, zwłaszcza w takich okolicznościach.
Ponadto jest to niewykonalne.
– A czy nie jest tak... – ostrożnie dobierała słowa – ...że pan po prostu
tęskni za stabilnym życiem i zwykłym domem?
– Nie wiem. Tak wyglądają raczej typowe marzenia kobiet. Oczywiście nie
takich jak pani. Pani nie miewa takich pragnień. – Patrzył na nią z jawną ironią.
Te podchwytliwe pytania nie zaprowadzą donikąd, więc co jej szkodzi...
– Jeszcze nie – powiedziała otwarcie. – Chociaż przyznaję, że
zastanawiałam się nad tym, jak to jest być żoną i... czyją.
– I do jakich wniosków pani doszła? Że ten ktoś musi być całkowitym
przeciwieństwem mojej skromnej osoby? – Uśmiechnął się bezlitośnie, gdy na
twarzy Juanity pojawił się rumieniec.
– Z czego pan to wnioskuje? – spytała hardo i z rozpaczą poczuła, że
czerwieni się jeszcze bardziej.
Wyglądał na szczerze ubawionego.
– Mam wrażenie, że pani ideał ma być niemal bezcielesnym intelektualistą,
delikatnym romantykiem, spokojnym i subtelnym...
– A co w tym złego? – urwała gwałtownie. Jak to możliwe, że jest on tak
zdumiewająco przenikliwy?
– Nic. Ale wcale nie tego pani potrzebuje.
– Jedynie bardzo mądry człowiek albo niewiarygodny głupiec –
zawyrokowała cierpko – mógł wysnuć takie wnioski po tak krótkiej znajomości.
– Nie uważam, żebym był nadzwyczaj mądry, ale głupcem też nie jestem.
Daję tylko pani do zrozumienia – poirytowanie i niecierpliwość ponownie
pojawiły się w jego głosie – że nie można wiecznie sądzić wszystkich ludzi
opierając się tylko na doświadczeniach wyniesionych z rodzinnego domu. Jest dla
mnie oczywiste, że marzy pani o mężczyźnie będącym całkowitym
zaprzeczeniem i ojca, i brata.
Juanita patrzyła na niego, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
– Nie wiem, z jakiego powodu stała się pani właśnie taka, jaka jest –
powiedział szorstko, okazując przez moment jakby współczucie. – Ale dopóki
sama nie zdecyduje mi się pani tego wyjawić, mogę się tylko domyślać. Na
pewno nie zamierzam tego z pani wyciągać na siłę. Zamiast tego lepiej pójdę się
przespać...
– O, nie! – Juanita wstała gwałtownie, wzburzona do ostatecznych granic. –
Nie może pan mówić takich rzeczy, a potem tak po prostu iść spać! Staram się
docenić pańską uprzejmość i zadziwiającą powś... powść... Nie mogę tego
wymówić... – Zamknęła oczy i opadła na krzesło, pochylając głowę i z rozpaczą
obejmując ją rękami. Wyczuła, że Gareth usiadł tuż obok niej, wzięła się więc
jakoś w garść i usiadła prosto.
– Przepraszam. Nie powinnam była się tak unieść.
– Nie zamierzam się tym przejmować.
– Dzięki – powiedziała z goryczą.
– Miałem na myśli – zrobił uspokajający gest – że czasami jest to potrzebna
i naturalna reakcja, która nikogo nie umniejsza w moich oczach. Zbytnie
tłamszenie swoich uczuć jest równie niezdrowe jak ciągłe wpadanie w histerię.
Przez dłuższą chwilę panowało milczenie.
– Wie pani, że dzisiaj jest pełnia? Jako dziecko uwielbiałem siedzieć na
schodach i patrzeć na księżyc. Czy nie zechciałaby mi pani towarzyszyć?
– Ja...
– Nie jest wcale zimno.
– Cóż... dobrze.
– Przyniosę coś do picia.
Napełnił dwie szklaneczki brandy, wziął poduszkę dla Juanity i moherowy
pled, na wszelki wypadek, gdyby jednak miało się ochłodzić.
Siedzieli obok siebie w dziwnym milczącym porozumieniu, sącząc brandy
i patrząc, jak srebrny blask księżyca zmienia zdziczały ogród w baśniową krainę.
– Nigdy o tym nie rozmawiam – odezwała się w końcu Juanita. – Powiem
panu jednak, że doszłam do przekonania, że nie można nikogo winić za to, że jest
się właśnie takim, jakim się jest. Zwłaszcza rodziców...
– Proszę mówić dalej – powiedział cicho.
– Zgadzam się, że wiele rzeczy robią na pokaz, ale nie mam wątpliwości co
do tego, że mnie kochają. Problem polega na tym, że nie przystaję do rodziny. Z
jednej strony tęskniłam za tym, żebyśmy zawsze wszyscy byli razem i wiedli
spokojne, zwykłe życie, a z drugiej chciałam błyszczeć jak ojciec i być piękna i
utalentowana jak matka. Nieustannie czułam się rozdarta na dwoje. Po wypadku
miałam czas, żeby się nad tym wszystkim zastanowić, i ich sposób życia wydał
mi się nagle strasznie powierzchowny. I męczący.
– I w tym momencie rozwiały się pani złudzenia co do nich – powiedział
poważnie Gareth. – Odcięła się więc pani od nich zupełnie, zaczęła używać
innego nazwiska i spowodowała, że poczuli się wobec pani winni.
– O tym akurat nie wiedziałam, dopóki nie wyjawiła tego Xanthe – odparła
ze smutkiem Juanita. – Dojrzałam już na tyle, że przestałam ich za cokolwiek
winić. Przyznaję jednak, może to wpływ zbyt dużej ilości brandy, że takie
wartości jak łagodność, życzliwość i opanowanie mają dla mnie ogromne
znaczenie, właśnie dlatego, że zabrakło ich w mojej rodzinie. Nic na to nie
poradzę.
Gareth bez słowa wpatrywał się w pustą szklankę, którą trzymał w dłoni.
– Czy ma to dla pana jakiś sens? – spytała w końcu.
– Owszem. Sądzę jednak, że rozsądniej byłoby podchodzić do ludzi w
sposób bardziej elastyczny i nie traktować wszystkich według jednego schematu.
Miała ogromną ochotę spytać, czy nie ma na myśli siebie, ale
powstrzymała się. Wyglądało na to, że Gareth stara się patrzeć na jej problemy
obiektywnie.
– Nie ulega na przykład wątpliwości, że unika pani jak diabeł święconej
wody wszelkich bliższych kontaktów z mężczyznami.
– Mam swoje powody – zdołała przerwać, zanim powiedziała o słowo za
dużo. Mało brakowało! – Ja... To znaczy, spotkało mnie kilka nieprzyjemnych
doświadczeń.
– Proszę mi o tym powiedzieć.
– Parę razy dano mi do zrozumienia, że... że powinnam być wdzięczna za
każdy przejaw męskiego zainteresowania ze względu na moje... kalectwo.
Oczywiście moja wdzięczność miała się według tych panów przejawiać w łóżku.
A jeżeli coś się powtarza kilkakrotnie, to już nie jest przypadek, nie sądzi pan?
– Wszystkie koty w nocy wydają się czarne, podczas gdy w rzeczywistości
często są inne. – Juanita popatrzyła na niego z urazą, jednak Gareth z powagą
ciągnął dalej: – Na przykład ten, który teraz przechodzi przez trawnik, jest za dnia
częściowo bury, a częściowo rudy.
Nie mogła powstrzymać uśmiechu.
– No, dobrze. Przyjmuję pańską argumentację. Ale dość o mnie –
powiedziała z udawaną nonszalancją. – Porozmawiajmy teraz o panu.
– O mnie?
– To zabawne, ale dzisiejszego wieczora to pan wydawał się bardziej
zakłopotany niż ja. Nie wiem, jak doszło do tej zamiany ról, ale naprawdę
wyglądał pan na całkowicie rozczarowanego i przygnębionego.
Wyprostował nogi i westchnął.
– Tak się właśnie czułem.
– Nawet sugerował pan, że chyba ma pan dosyć kobiet.
– Wielkie nieba! Ja powiedziałem coś takiego?.
– Nie tymi słowami, ale dał mi to pan do zrozumienia i od tego zaczęła się
cała rozmowa – przypomniała mu.
– Ach, tak – mruknął. – Rozmawialiśmy o tym, że być może potrzebuję
pewnej stabilizacji w życiu? Jeśli mam być szczery, Juanito, to wcale nie wiem,
czego mi potrzeba. Może wystarczy, że wreszcie sobie poradzę z tą książką i
okaże się, że nie brak mi już niczego? Niemoc twórcza jest w stanie doprowadzić
do głębokiej depresji, zapewniam.
– Jeszcze dołożył się do tego kłopot z Xanthe – dopowiedziała Juanita.
Skrzywił się.
– Niezależnie od tego, jak bardzo chciałbym obwiniać moją siostrę i...
– Mojego cholernego braciszka...
– Dobrze to pani określiła. Miałem już wiele problemów z Xanthe i wiem,
że tym razem nie o to chodzi. To coś nowego. Dobrze, powiem pani –
wyprostował się nagle i zmarszczył brwi. – To nic nie pomoże, ale przynajmniej
panią rozbawi. Otóż nie mogę zapomnieć o tym, jak określiła moje pisarstwo ta
przemądrzała dziennikarka, Laura. Że nie jest to literatura przez duże L.
Juanita rzeczywiście uśmiechnęła się.
– Mówił pan jednak...
– Mogłem mówić wiele rzeczy – uciął ze zjadliwym spojrzeniem. –
Chciałem udowodnić, że tak nie jest, i spróbowałem napisać książkę, która
właśnie zdobyłaby jakąś prestiżową nagrodę. Nie idzie mi.
– I to tak pana dręczy?
– To najgorsze, co mogło mi się przytrafić.
– Dlaczego?
– Dlatego – odpowiedział z niecierpliwością.
– Przecież doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem wielkim
pisarzem. Żaden ze mnie Graham Greene. Ja książki tak jakby produkuję. Są
dobre, owszem, ale wszystkie powielają pewien wzór. Tacy jak ja nie dostają
nagród literackich. Nie powinienem o tym w ogóle myśleć! – Zaklął, osuszył
swoją szklankę do końca i zaczął się wpatrywać w krąg księżyca z wyrazem
rozgoryczenia.
– Nie widzę w tym nic zdrożnego – zauważyła z namysłem Juanita. –
Przecież wielu pisarzy byłoby uszczęśliwionych zdobyciem nagrody Nobla lub
Pulitzera. To są zupełnie naturalne pragnienia.
– Nigdy w całej mojej karierze nie marzyłem o zostaniu noblistą – odparł
dobitnie, podkreślając każde słowo.
Przez chwilę panowała cisza.
– Chociaż może rzeczywiście ma pani rację – dodał w zamyśleniu znacznie
już łagodniejszym tonem.
– Może naprawdę potrzebuję odrobiny prawdziwej sławy. Tak, właśnie
tak. Dlaczego sam tego nie zauważyłem?
Juanita nie była w stanie już dłużej wytrzymać i zaczęła się cicho śmiać.
Uniósł brew.
– Co to ma znaczyć?
– Och, sposób, w jaki pan to przyznał, był taki... słodki.
– Słodki? – Spojrzał na nią z trudnym do zdefiniowania wyrazem twarzy,
po czym po chwili śmiali się już razem. Gareth objął ją przyjaźnie ramieniem i
wydawało się, że jest to najnaturalniejsza rzecz na świecie. – Skąd u ciebie taka
intuicja?
– Kiedy człowiek przez większą część życia jest odsunięty na margines, ma
wiele czasu na myślenie i obserwację.
– Być może. Ale to karygodne, żeby ktoś taki jak ty spędzał większość
życia na marginesie – powiedział cicho.
Nagle poczuła pod powiekami piekące łzy.
– Próbuję się nie dawać. – Jej głos zabrzmiał nienaturalnie.
– Popatrz na mnie. Ty płaczesz?
– N-nie pociągnęła dziecinnie nosem. Przyciągnął ją bliżej i uniósł jej
twarz do siebie.
– Czy mogę cię pocałować? Tak prosto i zwyczajnie, traktując to jako
wyraz mojego głębokiego uznania dla naprawdę dzielnej osoby?
– Och, ja...
Nie słuchał. Pocałował ją rzeczywiście z ogromną prostotą, co i tak było
oszałamiającym przeżyciem, któremu nie lubiąca pocałunków Juanita nie
potrafiła się oprzeć. Tłumaczyła sobie, że to pewnie dlatego, że tym razem nikt
nie próbował na niej wymusić żadnego odzewu. Nawet nie przycisnął jej mocniej
do siebie, a jego usta pozostały chłodne. Rzeczywiście, był to jedynie jakby
rodzaj hołdu, Juanita poczuła jednak przypływ czegoś, nad czym nie miała żadnej
kontroli, i kiedy Gareth odsunął się, westchnęła dziwnie i lekko dotknęła palcami
jego twarzy.
– Juanito – powiedział cicho po chwili całkowitej ciszy i przykryj jej dłoń
swoją. – Możesz...
– ...tego żałować – szepnęła. – Nigdy jednak nic wiadomo, dopóki się nie
spróbuje. Widzisz, nigdy nie lubiłam i nie umiałam się całować. Po prostu
chciałabym, żebyś mnie nauczył, to wszystko.
– To nie tak powinno wyglądać. – Spochmurniał nagle, patrząc na jej
uniesioną twarz.
– Oczywiście. – Zarumieniła się i przymknęła oczy. – P-przepraszam...
Wydawało jej się, że zaklął pod nosem, i poczuła się zupełnie okropnie.
– Nie bierz tak sobie tego do serca – usłyszała nieco szorstki głos, a po
chwili dwoje mocnych ramion otuliło ją swoim ciepłem.
Przez moment trwali w bezruchu i Juanita po raz pierwszy w życiu poczuła,
że objęcia mężczyzny przynoszą jej poczucie całkowitego bezpieczeństwa, a
zarazem świadomość, że jest ze wszech miar atrakcyjną kobietą. Przeniknął ją
rozkoszny dreszcz, gdy pomyślała z zachwytem o jego ciele, takim cudownie
silnym, budzącym zaufanie... Podniosła powieki i spojrzała wprost w lśniące nad
nią niebieskie oczy.
Usta Juanity uchyliły się zapraszająco. Wydawało się jej, że Gareth
zawahał się, i przez jej twarz przemknął nieznaczny skurcz bólu, ale w tej samej
niemal chwili ich wargi zetknęły się w czułym, ciepłym pocałunku. Juanita czuła,
jak ich ciała łagodnie przytulają się do siebie i czuła swoje dłonie błądzące po
jego plecach. A kiedy uniósł ją i posadził sobie na kolanach, przez chwilę
rozkoszowała się tym, że może opierać głowę na jego mocnym ramieniu, aż
znowu zaczął ją całować.
Nie mieli najmniejszego pojęcia, że od jakiegoś czasu są obserwowani, do
momentu, gdy za ich plecami rozległ się wysoki, podenerwowany głos Xanthe.
– Gareth! Jak mogłeś? Po tym wszystkim, co mi powiedziałeś? Nie wierzę
własnym oczom!
Gwałtownie unieśli głowy i zamarli.
– Xanthe – odezwał się ostro Gareth. – To jest zupełnie co innego.
– No wiesz! Powiedziałeś mi przecież, że tyle dbasz o siostrę Damiena, co
o zeszłoroczny śnieg! Jestem oburzona i nie myśl, że kiedykolwiek pozwolę ci
prawić mi kazania. Ona też nie lepsza. Najpierw mówi mi jedno, a potem sama
robi co innego! – Z pasją potrząsnęła głową i zniknęła im z oczu.
Juanita odzyskała zdolność ruchu i próbowała się uwolnić z objęć Garetha.
– Nie...
– Tak! – powiedziała z furią. – Ona ma rację.
– Wcale nie. Nie wygłupiaj się i nie drażnij się ze mną! – Spojrzał na nią z
ironią.
– Och – szepnęła zdławionym głosem i zebrawszy siły, zdołała się wyrwać
z jego rąk. Uciekła do swojego pokoju tak szybko, jak tylko mogła.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
To była długa, samotna noc.
Juanita zupełnie bezsensownym gestem przekręciła klucz w drzwiach
sypialni. Przecież i tak nikt nie miał zamiaru do niej przyjść. Leżała w ciemności,
desperacko próbując znaleźć przyczynę swojego zauroczenia Garethem
Walkerem. Porażała ją też myśl o tym, że swoim postępowaniem kazała mu teraz
wybierać między sobą a Xanthe. Świadomość tego była doprawdy przytłaczająca,
jednak najgorsze dotarło do niej dopiero po chwili: Co on teraz o mnie pomyśli?
Juanita patrzyła szeroko otwartymi oczami w ciemność, przypominając
sobie całe poprzednie zachowanie Garetha, jego beznamiętne analizy dotyczące
zarówno jej ciała, jak i charakteru, oraz to, co powiedział, zanim zaczęli się
naprawdę całować. Dlaczego przystał na jej propozycję, skoro chciał poprzestać
na zwykłym, krótkim pocałunku i nie miał ochoty na nic więcej, zastanowiła się i
delikatnie dotknęła palcami warg. Czy rzeczywiście zamierzał ją tylko nauczyć,
czy też raczej postawiła go w sytuacji bez wyjścia?
Dopiero o świcie zapadła w ciężki, męczący sen, co spowodowało, że nie
wzięła udziału w scenach, które rozegrały się wcześnie rano.
– Co ty powiedziałaś? – spytała kompletnie wstrząśnięta Juanita. Siedziała
na krześle w kuchni z filiżanką kawy w dłoniach, a głębokie cienie pod oczami
zdradzały spędzoną bezsennie noc.
– Xanthe wybyła z domu dziś rano, zostawiając Garethowi kartkę, żeby się
więcej nie wtrącał w jej życie. To oczywiście doprowadziło go do furii. Pojechał
jej szukać – powtórzyła swoją relację Wendy.
– Czy zostawiła wiadomość, dokąd jedzie? – We wzroku Juanity pojawił
się wyraźny niepokój.
– Nie. Gareth powiedział, że jeśli Xanthe zamierza znów się rzucić w
ramiona twojego brata, to on dopilnuje, żeby jej się to nie udało.
Juanita zamknęła oczy.
– Mamo, muszę wiedzieć, gdzie jest Damien. Chcę z nim porozmawiać i to
jak najszybciej. – Tak mocno zaciskała dłoń na słuchawce, że aż jej pobielały
palce.
– Ależ kochanie, myślałam, że wy się w ogóle ze sobą nie kontaktujecie.
– To prawda – odparła Juanita krótko.
– O co więc chodzi?
– Nie mogę ci powiedzieć, mamo. Naprawdę nie masz pojęcia, gdzie on się
może teraz obracać?
– Niech pomyślę... Za kilka tygodni ma się odbyć rajd Grand Prix Adelajdy
lub coś w tym rodzaju. Twój ojciec wiedziałby dokładnie.
– A gdzie go mogę znaleźć? Usłyszała stłumiony chichot.
– Sama często zadaję sobie to pytanie.
– Nieważne, mamo – powiedziała ze znużeniem Juanita. – Poradzę sobie.
– No, a jak twoja praca? Całe wieki cię nie widziałam, skarbie. Jak ci leci?
– Świetnie – skłamała. – Pogadamy, jak przyjadę.
– Czekam! Wiesz, że nie należę do przesadnie troskliwych matek, ale...
– Przepraszam, mamo, ale muszę kończyć. Niedługo wpadnę, obiecuję.
Cześć!
Zadzwoniła do firmy sponsorującej występy brata i po wielu wysiłkach
udało jej się ustalić tylko tyle, że Damien rzeczywiście przebywa w Adelajdzie,
ale nie wiadomo dokładnie gdzie. Jedyną pociechę stanowiła myśl, że jeśli
Xanthe również próbuje go znaleźć, to ma podobne problemy.
– To Gareth. – Wendy odłożyła słuchawkę. – Znalazł ją i wrócą do domu
na kolację.
– Och – jęknęła Juanita i odsunęła od siebie talerz.
– To pewne?
– Tak. Steven, zazwyczaj je się chleb z masłem, a nie na odwrót! I nie
przesadzaj z tym dżemem.
– Wcale nie przesadzam ani z masłem, ani z dżemem – zaprotestował
Steven.
– Nieprawda – wtrąciła surowym tonem Rebecca.
– Pamiętaj, co mówiła mama, że kiedy była dzieckiem, to dostawała chleb
albo z masłem, albo z marmoladą. Nigdy z oboma naraz.
– I w dodatku w umiarkowanych ilościach – uzupełniła Wendy, odsuwając
słoik.
Steven popatrzył na siostry wzrokiem, który mówił, że czuje się
pokrzywdzony.
– Szkoda, że nie ma Garetha – mruknął. – On rozumie potrzeby
dorastających chłopców.
Na dźwięk tego imienia Juanita podjęła decyzję.
– Powinnam jechać do miasta, Wendy. – Starała się, żeby zabrzmiało to
dość obojętnie. – Myślałam, że zostanę na noc, żeby ci dotrzymać towarzystwa,
ale skoro wracają...
Wendy wyglądała na nieco zdziwioną.
– Ale wrócisz?
Juanita uśmiechnęła się do niej.
– Ta praca trochę potrwa. Mogłabym się wam znudzić, gdybym ciągle tu
siedziała.
Cała trójka zaprotestowała zgodnym chórem i Juanita poczuła się równie
wzruszona, co zakłopotana.
– Czy Gareth wie, że wyjeżdżasz? – dopytywała się Wendy.
– Nie – padła po chwili szczera odpowiedź. – Nawet nie miałam okazji,
żeby z nim o tym porozmawiać, ale zostawię mu wiadomość. Myślę, że woleliby,
gdyby przez najbliższych parę dni nie kręcił się im po domu ktoś obcy – dodała i
zmieniła temat.
Kiedy wyjeżdżała godzinę później, wszyscy troje stali na schodach i
machali jej na pożegnanie. Dlaczego czuję się tak okropnie, skoro zdobyłam
sympatię tych cudownych dzieciaków? Czy dlatego, że wygląda to tak, jakbym
uciekała? Wygląda? Może ja właśnie uciekam...
– A więc tak wygląda twoje miejsce pracy. Uniosła głowę i ujrzała Garetha
zamykającego za sobą drzwi jej maleńkiego biura w Sydney.
– W-witaj... – Podniosła się z zakłopotaniem, nie mając pojęcia, co
powiedzieć, za to ze świadomością, że czerwieni się niemiłosiernie.
Przez długą chwilę przyglądał się leniwie jej rumieńcom, pięknej
płóciennej bluzce ozdobionej subtelną koronką, noszonej z marszczoną spódnicą
w niepowtarzalnym odcieniu mięty.
– Dzień dobry, Juanito – odezwał się w końcu raczej oschle. – Ciekaw
jestem, nad czym teraz pracujesz?
– Nad twoim d-domem, oczywiście – zająknęła się, patrząc w dół na
rozłożone przed sobą plany.
– Miło mi to słyszeć. Ponieważ nie otrzymałem od ciebie żadnej
wiadomości z wyjątkiem tej właściwie, nic nie mówiącej kartki, którą mi
zostawiłaś trzy dni temu, zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie zrzekłaś
się tego zlecenia. O której kończysz pracę?
Miała nadzieję, że jej spojrzenie uzmysłowi mu niestosowność tego
pytania, jednak Gareth wytrzymał je bez mrugnięcia okiem i w rezultacie to ona
musiała spuścić wzrok.
– Zamierzałam skończyć o szóstej, ale...
– Świetnie. Przyjadę po ciebie. Zaskoczona, spojrzała na niego ponownie.
– Dlaczego?
Uśmiechnął się samymi wargami.
– Lubię, gdy sprawy stawia się jasno. Chyba że wolisz traktować naszą
intymną randkę jako niebyłą?
Nie znalazła na to żadnej odpowiedzi.
– Pomyślałem więc, że możemy porozmawiać o tym w czasie kolacji –
ciągnął gładko. – Nawet nie musisz się przebierać. Wyglądasz naprawdę świetnie.
– N-nie, poczekaj... Właściwie nie mamy o czym rozmawiać...
– Obawiam się, że mamy – uciął krótko, po czym dodał zjadliwie: – A
może wolisz, żebym wierzył w to, że pozwalasz mężczyznom polować na siebie,
gdyż to ich dodatkowo podnieca... Tak to było?
– To, co mi zarzuciłeś, jest doprawdy śmieszne – powiedziała kilka godzin
później, siedząc w wybranej przez niego restauracji. Z najdrobniejszymi
szczegółami przemyślała sobie to, co mu powie, roztrząsając swoje argumenty na
przemian z furią i lodowatą zawziętością.
– Słucham, słucham.
– Wnioskuję, że Xanthe powtórzyła ci pewne moje opinie...
– Twoje rady dotyczące postępowania z mężczyznami wydały się jej w
świetle ostatnich wydarzeń nieco wątpliwe.
Jak może być tak niesprawiedliwy?
– Przecież jej powiedziałeś, że to nie to samo, że to nie to, co miała na
myśli! – zaprotestowała gniewnie.
– Dlaczego więc postępujesz w ten sposób?
– Bo mam wrażenie, że terapia wstrząsowa dobrze zrobi wam obu. –
Rozparł się wygodnie na krześle i poczekał chwilę, aż kelner poda zamówione
drinki.
– A swoją drogą bardzo chciałbym wiedzieć, dlaczego zaproponowałaś mi
tę... naukę pocałunków? I czemu potem uciekłaś? – Patrzył na nią badawczo,
sącząc leniwie alkohol.
Siedział przed nią przystojny, atrakcyjny, ubrany tak elegancko, jak jeszcze
nigdy dotąd w jej obecności.
Miał na sobie tweedową marynarkę, otwartą pod szyją kremową koszulę i
doskonale dopasowane spodnie. Jedynie kilka kobiet w restauracji nie rzucało na
niego ukradkowych spojrzeń. Juanita przez chwilę zastanawiała się, czy jego
wygląd i ostatnie słowa też należą do terapii wstrząsowej, po czym postanowiła
zmienić temat.
– Jak się czuje Xanthe?
– Pojechała do Perth – odparł krótko, a wyraz jego oczu dobitnie mówił, co
sądzi o jej uniku.
– Przynajmniej daleko od Adelajdy – wymknęło jej się niechcący.
– Rozumiem. Wysłałem ją do jednej z sióstr. – I chętnie wyjechała?
– Ja bym to ujął nieco inaczej. – Jego spojrzenie stało się twarde. – Zrobiła
to dlatego, że zobaczyła w gazecie zdjęcie twojego brata z jakąś panienką
wieszającą mu się na szyi. Xanthe zna ją zresztą, tamta od dawna chciała zająć jej
miejsce. Teraz Xanthe jest na Damiena wściekła i może to jej pomoże.
– Rozmawiałam z nim i próbowałam mu wytłumaczyć, jak ją skrzywdził.
On... – odstawiła szklankę i nerwowo splotła palce. – Och. to chyba teraz nie ma
większego znaczenia, prawda?
– Nie ma. Ale jak zareagował? Dziwił się? Wykręcał?
– Jedno i drugie – przyznała. – Podobno mówił jej od samego początku, że
nie zamierza się angażować. Ale to go oczywiście nie tłumaczy.
– Trudno, żebym zaprzeczył. – Przez chwilę wyglądał na rozbawionego, po
raz pierwszy dzisiejszego dnia. – Poróżniłaś się więc z bratem?
Wzruszyła ramionami.
– Mała strata, krótki żal.
Gareth sięgnął po kartę i zaczął ją przeglądać.
– Zostawmy to. Co powiesz na Chateaubriand? Polecam.
– No... dobrze – zgodziła się niepewnie.
– Zastanawiasz się, co jeszcze zamierzam powiedzieć o nas?
W tej chwili do stolika znów podszedł kelner. Juanita poczekała, aż Gareth
zamówi potrawy i kelner się oddali. Uniosła szklankę do ust.
– Nie rozumiem, dlaczego podchodzisz do tego z tak śmiertelną powagą –
rzekła z zakłopotaniem.
– Przecież musiałeś mieć tyle kobiet, że... – Urwała i z zawodem w oczach
popatrzyła gdzieś w dal.
– Czy to znaczy, że w twojej opinii nie różnię się zbytnio od Damiena?
– Nie... nie wiem – szepnęła ledwo dosłyszalnie.
– Ciekawe, kim w takim razie ty jesteś? Uwodzicielką, która drażni się ze
swoją zdobyczą i wycofuje się w ostatniej chwili, gdyż to ją bawi?
– Nie! – Gwałtownie odstawiła szklankę, aż stuknęła o blat, i popatrzyła na
Garetha ze złością.
– A może osobą, która wbrew swojej woli czuje do kogoś pociąg i boi się,
co z tego wyniknie? – zapytał spokojnie.
Przymknęła oczy i nie odezwała się.
– Juanito?
– To nie twoja sprawa – odparła, walcząc ze łzami.
– Dlaczego nie moja?
Wzięła się w garść i powstrzymała te idiotyczne łzy.
– Dlatego – podniosła wzrok. – Mam teraz wrażenie, że znalazłam się w
tym samym położeniu co Xanthe, Wendy i bliźnięta. – Nagle podjęła decyzję.
– Będę szczera i powiem ci to wprost. To było czyste szaleństwo i
wolałabym, żeby nie przytrafiło mi się ponownie. – W jej głosie brzmiała
desperacja. – Mam nadzieję, że to zrozumiesz.
Patrzył na nią tak niewzruszonym wzrokiem, że zmieszała się jeszcze
bardziej i w końcu wypaliła bez zastanowienia:
– Wiem, że wcale nie chciałeś mnie pocałować...
– Jeśli mam być szczery, to chciałem...
– Pozwól mi dokończyć! – zażądała. – Po pierwsze, uległam wtedy
nastrojowi domu, dzieci, prawdziwie rodzinnego ciepła. Po drugie, ty byłeś
wściekły z powodu Xanthe i Damiena, więc stałam się dla ciebie okazją do
wzięcia odwetu. Zdaję sobie z tego sprawę, nie trafiłeś na głupią! A po trzecie,
jestem ostatnią osobą, której mógłbyś pragnąć. Czy wobec tego nie lepiej o
wszystkim zapomnieć?
– Odwetu? – powtórzył głębokim, miękkim głosem.
– Właśnie idzie kelner, więc zjedzmy w spokoju, ale ostrzegam, że cię nie
puszczę, dopóki mi nie wyjaśnisz wszystkich tych ciekawych teorii.
Podyskutujemy sobie o tym przy kawie. – Nieprawdopodobnie niebieskie oczy
patrzyły na nią chłodno. – Gdzie mieszkasz?
Co miała odpowiedzieć? Czuła się pokonana.
– Po drugiej stronie zatoki, w Lavender Bay.
Po kolacji Gareth uregulował rachunek i wyszli na taras, gdzie podano im
kawę. Restauracja znajdowała się na wzgórzu i roztaczał się stamtąd wspaniały
widok na port, imponująco długi most łączący brzegi zatoki i słynny,
charakterystyczny budynek opery. Zapadła ciepła, gwiaździsta noc, a srebrne
światło księżyca wywoływało refleksy na wodzie. Powoli jednak zaczynało się
chmurzyć.
– W Lavender Bay masz dom czy mieszkanie?
– Gareth pierwszy przerwał przedłużające się milczenie.
– Mieszkanie, które kupili mi rodzice – odparła z ponurą miną.
– Nie lubisz go?
– Ależ skąd! Mam piękny widok z okna, a do pracy mogę płynąć promem
przez zatokę, to naprawdę cudowne. Po prostu wolałabym zarobić na nie sama.
– To w takim razie dlaczego tęsknisz za życiem na wsi i za... moim
domem?
Poczuła niepokojące ciepło na policzkach.
– O takim życiu i o takim domu marzyłam od dzieciństwa. Nie mówiłam ci
o tym?
– Owszem. No dobrze, a o co chodziło z tą ostatnią osobą i z tym
szczególnym pokrewieństwem z Xanthe i dzieciakami?
Juanita nerwowo zwilżyła wargi końcem języka. – Jedno i drugie ma ten
sam powód. W zasadzie jesteś miłym człowiekiem...
– Zastanawiam się, czy powinienem rozwiewać twoje złudzenia – ostrzegł
nieprzyjemnym tonem. – Ale zapewniam cię, że czasami jestem zupełnie niemiły.
– Niezależnie od tego bardzo się o nich wszystkich troszczysz. Tak się
zastanawiam, że pod pewnymi względami... – Zawahała się. – Jestem do nich
podobna... Och, nie oszukujmy się! Myślę, że się nade mną litujesz z racji mojego
kalectwa i roztaczasz nade mną opiekę tak samo, jak nad nimi!
Patrzył na nią uważnie, z przechyloną na bok głową, a jego spojrzenie
pozostawało zupełnie spokojne.
– Jeżeli masz na myśli to, że się jąkasz i utykasz, to wiedz, że nie ma to dla
mnie najmniejszego znaczenia.
Juanita milczała przez moment zdumiona, nawet wstrząśnięta.
– Ale któregoś dnia zacznie mieć – zauważyła w końcu cicho.
– Sądzę, że jesteś na tym punkcie trochę przewrażliwiona – mówił Gareth z
namysłem. – Kłopoty z wymową masz tylko wtedy, gdy czujesz się
podenerwowana i ma to nawet pewien przewrotny urok. Utykasz nieznacznie i
zastanawiam się, czy nie wiąże się to raczej z twoją niepewnością siebie, niż z
rzeczywistym stanem stawu. Współczesna medycyna doskonale zdaje sobie
sprawę z tego, że wiele chorób organicznych ma podłoże psychiczne. Co mówi
lekarz o obecnym stanie twojej nogi?
– Kiedy... – zagryzła wargi, jak to miała w zwyczaju. – Dawno u niego nie
byłam.
Pokiwał głową.
– To lepiej zrobisz, jak umówisz się na wizytę i sobie z nim o tym
wszystkim pogadasz. Dobrze, koniec kazania. Dopij kawę.
Juanita poczuła się zakłopotana.
– A co zrobimy?
– A na co masz ochotę? – W jego glosie pojawiła się nuta rozbawienia.
– Miałam na myśli transport – powiedziała pośpiesznie. – Nie masz tu
samochodu.
– Mam. Również z tego powodu przyjechałem do Sydney. Większych
napraw wolę dokonywać tutaj niż w Mittagong. Do wieczora mieli go
zreperować.
– Ach, tak. Nie martw się o mnie, zamierzam popłynąć promem.
– A ja zamierzam odprowadzić cię do domu, a potem wziąć taksówkę. Jest
zbyt późno, żebym ci pozwolił jechać samej.
Zawahała się. Jej serce nagle zaczęło bić mocniej, ale zarazem czuła się
urażona tym, że nie przyjechał tylko po to, żeby się z nią zobaczyć. Była też
rozczarowana z innego powodu. Odwozi ją jedynie dlatego, że uważa się za
dżentelmena, i co dalej? Nic? Och, a co byś chciała, zreflektowała się. Niech to
licho, rozzłościła się, jeszcze większa ze mnie idiotka, niż przypuszczałam!
– Juanito?
Zamrugała oczami, wyrwana nagle z zamyślenia.
– Tak?
Nie odpowiedział od razu, tylko patrzył na nią przenikliwie, co
spowodowało, że puls Juanity jeszcze przyspieszył, a jej usta stały się nagle
suche, gdy zrozumiała, do jakiego stopnia Gareth ją pociąga. Dodatkowo dręczył
ją fakt, że ciągle nie wie, co on o niej naprawdę myśli i kim dla niego jest.
Kobietą, którą mógłby... pokochać, czy też raczej osobą, która nieoczekiwanie
pojawiła się w jego życiu i której on, nieco poniewczasie, nie chce zranić?
– O czym myślisz, Juanito? Nagle ogarnęła ją złość.
– O tym, czy zawsze musisz wiedzieć, o czym myślę! – zauważyła cierpko.
– Ja o tobie nie wiem na przykład nic, z wyjątkiem tego, że jesteś miły dla dzieci i
dla kalek.
– Ależ, Juanito!
– A równie dobrze możesz być skończonym draniem, jeśli chodzi o sprawy
damsko-męskie. I jeszcze masz czelność oskarżać mnie o to, że to ja prowokuję
mężczyzn!
– A nie jest tak? – przymrużył nieco oczy. – Czyżby pod twoją bielizną nic
się nie kryło?
Bez słowa zerwała się z krzesła i tak szybko, jak tylko mogła, opuściła
restaurację i podążyła na wybrzeże. Gdy dotarła do przystani, oddychała ciężko z
wysiłku i kulała dość znacznie. Noga dokuczała jej tak bardzo, że nie mogła
odrzucić pomocy Garetha, który znalazł się nagle u jej boku, ujął ją pod ramię i
zaprowadził na pokład promu.
Milczeli przez całą drogę, wpatrując się w noc. Chmury zakryły już
księżyc, zrobiło się parno, a ciemne niebo kilkakrotnie rozdarły błyskawice. Gdy
tylko zeszli na brzeg, znienacka rozległ się głośny grzmot i jakby na ten znak
rozpętała się gwałtowna burza. W jednej chwili przemokli do suchej nitki.
– Dokąd teraz? – Gareth zawołał jej do ucha, żeby przekrzyczeć grzmoty.
– Po schodach, do tego bloku – wskazała i żachnęła się nagle, gdy porwał ją
na ręce.
– Co ty robisz? Nie możesz...
– Cicho bądź! – rozkazał ostro. – Sam najlepiej wiem, co mogę.
Postawił ją dopiero na klatce schodowej. Oboje ociekali wodą i dyszeli
ciężko, podczas gdy Juanita gorączkowo szukała kontaktu. W końcu zapaliła
światło i spojrzeli na siebie.
Podniósł rękę, ujął jej włosy i wycisnął z nich wodę.
– Wyglądasz jak topielica.
– Nie tylko ja. Obawiam się, że marynarkę możesz spisać na straty.
Wzruszył ramionami.
– Nic jej nie będzie. Zastanawiam się raczej, że niełatwo mi przyjdzie
znaleźć teraz taksówkę. Wolałbym poczekać, aż trochę przejdzie.
Juanita wyprostowała się z godnością i uniosła głowę.
– Po tym, co usłyszałam, nie zamierzam się przejmować tym, co by pan
wolał, panie Walker.
– Gareth – poprawił. – Najmocniej cię przepraszam. Bardzo łatwo obrażam
ludzi, kiedy sam czuję się urażony.
Odwróciła się bez słowa i weszła do mieszkania, zapaliła lampy. Wszedł za
nią i zamknął drzwi.
– Oczywiście, że wezwiemy taksówkę, ale najpierw trzeba trochę
wyschnąć. Tu możesz powiesić ubranie, tu masz ręcznik, a ja tymczasem zajmę
łazienkę.
Kiedy wróciła, Gareth stał bez marynarki i boso przed wielkim oknem z
widokiem na zatokę, patrząc na przecinające niebo błyskawice. Ręcznik został
starannie rozpostarty na jednym ze skórzanych foteli.
– Podoba mi się tutaj – stwierdził, nie odwracając się w jej stronę.
Ciekawe, skąd wiedział, że weszłam do pokoju?
– Dziękuję. – Ona też była zadowolona ze swego dzieła. Popielaty kolor
tapet i dywanu idealnie harmonizował z nietypowym odcieniem spranego błękitu,
w którym utrzymany był komplet skórzanych mebli. Do tego dochodziły subtelne
akcenty w postaci seledynowych i bladoróżowych lamp. Przestronne i stonowane
wnętrze podkreślało urodę roztaczającej się za oknem panoramy.
– Co z taksówką?
– Przyjedzie co najmniej za godzinę. – Mówiąc to odwrócił się wreszcie do
Juanity i zatrzymał na niej jakby niechętne spojrzenie. Zmieniła przemoczone
ubranie na prostą czarną bluzę i białe spodnie. Bose stopy wsunęła w srebrzyste
miękkie kapcie podobne do tych, jakie noszą dzieci. Rozpuszczone, wilgotne
włosy zostały starannie rozczesane.
– Jak zwykle niewinna i nieskazitelna – mruknął i odmówiwszy napicia się
czegokolwiek, usiadł na przykrytym ręcznikiem fotelu.
Zawahała się przez moment i usadowiła się naprzeciwko. Gdyby nie
dobiegające zza okna odgłosy burzy, w pokoju panowałaby zupełna cisza.
Przedłużające się milczenie zaczęło Juanicie ciążyć.
– To śmieszne – powiedziała w końcu, patrząc na nieoczekiwanego gościa,
który w odpowiedzi uśmiechnął się lekko.
– Zawsze możemy porozmawiać o pogodzie – podpowiedział. – A może
chciałabyś posłuchać szczegółowego sprawozdania z mojego według ciebie,
bogatego życia erotycznego?
– Wolałabym nie. – Ton jej głosu był tak lodowaty, że temperatura w
pokoju powinna spaść o kilka stopni.
– Myślałem, że to mogłoby ci pomóc poznać mnie nieco lepiej – wycedził.
– Dlaczego miałabym chcieć poznawać kogoś, kto z kolei nie ma za grosz
zrozumienia dla mojej powściągliwości w pewnych sprawach?
Pochylił się ku niej i splótł palce.
– Niestety, to nie jest takie proste. Juanito, ale spróbujmy sobie wreszcie
wyjaśnić parę rzeczy. Kiedy tylko na siebie spojrzeliśmy, w jednej chwili
zrodziło się między nami coś, czemu ty za wszelką cenę nie chciałaś ulec... –
Uważnie studiował wyraz jej twarzy. – Odebrałem to jako wyzwanie dla siebie,
gdyż została urażona moja męska ambicja! Prawdę mówiąc, nigdy nie spotkałem
kobiety, której tak bardzo zależałoby na tym, żeby żaden mężczyzna nie robił na
niej wrażenia. Sądzę, że każdego normalnego faceta doprowadziłoby to do pasji.
Juanita wpatrywała się w niego, niezdolna do poruszenia się, jedynie jej
usta rozchyliły się mimowolnie.
– A jeśli mam być zupełnie szczery, to w pierwszej chwili pomyślałem:
„Kolejna osoba z tej przeklętej rodziny! Kapryśna i niestała, ale bez dwóch zdań
oszałamiająca”.
Juanita zamknęła oczy.
– A więc miałam rację – szepnęła gorzko. A więc to jednak tylko gra.
pomyślała.
– Nie dałaś mi skończyć – zauważył.
– A co tu jeszcze jest do powiedzenia? Przedtem nie rozumiałam, dlaczego
nic nie powiedziałeś o Xanthe i Damienie i nie zrezygnowałeś z moich usług jako
dekoratorki...
– Po pierwsze, nie miałem pojęcia, że moja mała, słodka siostrzyczka znów
kombinuje z twoim nieszczęsnym braciszkiem. Zrobiłem jej awanturę i obiecała,
że nigdy więcej się z nim nie spotka. Po drugie, mam masę wad, ale z całą
pewnością nie należy do nich odgrywanie się na rodzinie kogoś, kto mi zalazł za
skórę. W moim stylu byłoby raczej własnoręczne danie mu w zęby – zakończył z
tak ponurym i zaciętym wyrazem twarzy, że Juanita wreszcie mu uwierzyła.
– Co jeszcze zostało do wyjaśnienia? – zastanowił się ze ściągniętymi
brwiami. – Aha, nie uważam cię za osobę specjalnej troski, nad którą
wspaniałomyślnie roztaczam opiekę, ani za narzędzie odwetu. Pozostaje więc
tylko jedna przyczyna mojego postępowania.
– Co... co masz na myśli?
– Twój urok.
Popatrzyła na niego bardzo uważnie.
– Nie mogę się jednak oprzeć pewnemu dziwnemu wrażeniu... –
powiedziała nagle. – Nawet, jeśli jest tak, jak mówisz... Widzisz, wtedy, gdy mnie
pocałowałeś, miałam uczucie, że myślisz o tym, że nie powinieneś tego robić.
Czy mógłbyś mi to wytłumaczyć? A może ma to jakiś związek z twoją... żoną?
– W końcu wypowiedziała głośno to, co od dawna ją nurtowało, choć
próbowała o tym nie myśleć.
– Masz całkowitą rację.
Czarne oczy Juanity rozszerzyły się ze zdumienia.
– Naprawdę była miłością twojego życia i nie możesz o niej zapomnieć? –
szepnęła zdławionym głosem.
Na ustach Garetha pojawił się wymuszony uśmiech, ale jego oczy
pozostały chłodne.
– Małżeństwo trwało zaledwie dwa lata, a od dziewięciu lat kocham tylko
wspomnienie. To wystarczająco długi okres czasu. – Po raz pierwszy przestał
patrzeć jej prosto w oczy i spojrzał w dół na swoje ręce. – Mój problem polega na
czym innym. Nie jestem takim mężczyzną, jakiego powinna kochać taka
dziewczyna, jak ty. Wiem, że to, co teraz mówię, jest podobne zamykaniu drzwi
od stajni, kiedy koń już uciekł. – Podniósł wzrok i zauważył jej poruszenie.
– To znaczy, stało się i ja bardziej niż ktokolwiek inny jestem winien temu,
że wszystko się tak pechowo ułożyło.
– Dlaczego pechowo?
– Ponieważ nie mam zamiaru żenić się ponownie, Juanito – powiedział
cicho. – Nie nadaję się na męża, zapewniam cię. Przyjechałem tu właśnie w tym
celu, żeby ci to powiedzieć.
– Czy jako człowiek żonaty nie czułeś się szczęśliwy? – szepnęła.
Podniósł się i podszedł do okna.
– Trudno mi się pogodzić z brakiem niezależności.
– Przystanął i odwrócił się do niej. – Linda miała ze mną masę problemów.
Mieszkaliśmy głównie w Rzymie, wiecznie nie było mnie w domu, nawet wtedy,
gdy oczekiwała dziecka. Znosiła to wszystko z ogromnym trudem, również z tego
powodu, że sama także pracowała jako dziennikarka i była przyzwyczajona do
ruchliwego trybu życia, a została wręcz uwiązana w domu przy dziecku. Nie było
mnie też wtedy, gdy odeszli pewnej ciemnej, deszczowej nocy...
– Ale przecież twoje życie zmieniło się. – Juanita zagryzła wargi. – Och, to
nie znaczy, że chcę z tobą rozmawiać o małżeństwie.
Patrzył na nią przenikliwie i Juanita nie mogła się oprzeć wrażeniu, że
zagląda wprost do jej duszy i że nic się przed nim nie da ukryć...
– Zmieniło się, ale to nie znaczy, że nie wrócę do takiego życia, jakie
prowadziłem przedtem. – Jego głos brzmiał bardzo łagodnie. – Wciąż mam duszę
włóczęgi i wciąż w jakiś sposób odchodzę. A zdarzają się i takie okresy, że w
ogóle nie da się ze mną wytrzymać.
– Czy mówisz teraz absolutnie szczerze? A może po prostu nie odpowiada
ci monogamia, tak jak na przykład Damienowi?
– Jeśli podejrzewasz, że podobnie jak on zmieniam kobiety jak rękawiczki
– powiedział nieco uszczypliwie – to się mylisz. Czy naprawdę uważasz, że
wierność nie leży w mojej naturze?
– Nie wiem – odparła ze ściągniętym czołem. Czy domyślał się, jak bardzo
było jej przykro? – Czy ty próbujesz mi powiedzieć, że możemy sobie pozwolić
na miły romans, ale nie mający żadnej przyszłości?
Spojrzeli sobie prosto w oczy.
– Nie. – Miał twarz jak wykutą z kamienia. – Próbuję ci powiedzieć, że
romans ze mną jest najprawdopodobniej najgorszą rzeczą, jaka mogłaby cię
spotkać. I to zupełnie nie z twojej winy. Po prostu ja nie jestem tego wart.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Milczenie, które zapadło, trwało chyba przez całe wieki, przynajmniej
Juanita miała takie wrażenie.
– A nie przyszło ci do głowy, że ja też mogę tu mieć coś do powiedzenia? –
wydusiła z siebie wreszcie.
– Nie... – Urwał, gdyż gwałtownym ruchem zerwała się z fotela, wyraźnie
dotknięta. – Jesteś wściekła – zauważył cicho. – I właściwie masz do tego święte
prawo.
Juanita obronnym gestem skrzyżowała ręce i konwulsyjnie zacisnęła
dłonie na ramionach.
– Wydaje mi się, że gdyby to nie o mnie chodziło, a o jakąkolwiek inną
kobietę, zupełnie inaczej byś postępował i nie miał żadnych oporów – rzuciła
oskarżycielsko.
– Być może...
– Och! – Odwróciła się do niego plecami.
– Ale nie dla tych powodów, które sobie uroiłaś, tylko dlatego, że nie chcę,
żebyś pielęgnowała marzenia, które nie mają szans na spełnienie.
– W takim razie nie powinieneś był... – Nadal stała tyłem do niego, a łzy już
bez przeszkód płynęły jej po twarzy.
– Wybacz mi, ale nie od razu zdałem sobie sprawę z tego, że swoim
postępowaniem mogę cię tylko zranić. Tym niemniej chcę, żebyś wiedziała, że
istnieje mężczyzna, dla którego znaczysz więcej niż ktoś, z kim ma się ochotę
jedynie pójść do łóżka. Tego też oczywiście pragnę, ale to nie wszystko. – Stał
bez ruchu, nie próbując do niej podejść, a jego głos brzmiał cicho i łagodnie. –
Musiałem ci to wszystko powiedzieć. Wtuliła twarz w dłonie.
– A gdybym ci powiedziała – mówiła niewyraźnie przez łzy – że i tak nie
spodziewam się, żeby mnie kiedykolwiek ktoś poślubił?
– Nie mów tak – odparł surowym tonem. – Przestań traktować siebie jako
kogoś gorszego od innych. Ja tak nigdy o tobie nie myślałem.
Otarła łzy wierzchem dłoni. Odwróciła się do Garetha i już otworzyła usta,
ale w tej chwili w jej głowie jakby zapaliła się jakaś lampka alarmowa. Nie rób
tego, ostrzegł ją głos wewnętrzny. Zawahała się. Możesz zostać naprawdę jedynie
obiektem współczucia, podpowiadała intuicja. Juanita wzięła głęboki wdech i...
usiadła z powrotem.
– Przepraszam cię, zdaje się, że moje zachowanie było trochę
melodramatyczne. Już mi przeszło. Jak myślisz, czczy nie byłoby lepiej dla nas
obojga, gdybym przestała p-pracować w twoim domu?
– Nie rozumiem, co praca ma z tym wszystkim wspólnego, ale jeśli tego
chcesz, to poinformuję twoją agencję, że zmieniłem zdanie. Na przykład jesteście
dla mnie zbyt kosztowni. Wtedy nikt nie może ci niczego zarzucić.
– A ty weźmiesz innego dekoratora? A, to dziękuję. – Odrzuciła jego
propozycję powodowana jedynie dumą. Po pierwsze, nie ma ochoty, by ktoś
kontynuował jej pracę, a po drugie, skoro Gareth jej nie kocha, to ona nie
potrzebuje jego łaski. – Myślę, że sama to jakoś spróbuję załatwić z moim szefem.
Chciał coś powiedzieć, jednak przerwał mu dzwonek domofonu, podszedł
więc do drzwi, podniósł słuchawkę i poinformował kierowcę, że zejdzie na dół za
kilka minut.
– A więc tak – odezwała się bezbarwnym głosem Juanita.
– Wolałabyś, żebym najpierw się z tobą kochał i dopiero potem ci to
wszystko powiedział?
Zapadła ogłuszająca cisza.
– Wolałabyś – ciągnął łagodnie, ale z ogromnym smutkiem, jakby to, co
mówił, raniło jego samego – żebym pozwolił nam poddać się pragnieniom, które
nami zawładnęły? Gdybym jednak nie brał pod uwagę tego, jak krótko się znamy
i jak mało o sobie wiemy? – W jego słowach powracały echem jej własne myśli, a
z niebieskich oczu wyzierała bezwzględna uczciwość. – Czy nadal sądzisz, że
popełniłem wszystkie możliwe błędy?
Westchnęła tylko ciężko, przyjęła wyciągniętą pomocnie dłoń i podniosła
się z fotela. Od razu puścił jej rękę.
– Pamiętaj – szepnął. – Jesteś dzielną i odważną kobietą. A pociąg do innej
osoby nie jest niczym złym i o nikim źle nie świadczy. Wręcz przeciwnie.
– Przelotnie dotknął palcami jej policzka i wyszedł.
– Wyglądasz inaczej niż zwykle, kochanie. – Matka popatrzyła na nią
krytycznym wzrokiem. – Jesteś trochę jakby nie z tego świata, ale piękna.
Mogłabym cię namalować...
– Nie, dzięki. To znaczy, nie miałabym cierpliwości do pozowania.
Matka spojrzała na nią z powątpiewaniem, ale zmieniła temat.
– Czy skontaktowałaś się z Damienem?
– Tak – odparła krótko. – Mamo, jak myślisz, czy to, że wciąż posługuję się
laską, chociaż od wypadku minęły już trzy lata, może być spowodowane moim
wewnętrznym nastawieniem? Wiesz, medycyna zna takie przypadki. Wiele
schorzeń ma podłoże psychiczne...
Matka zmrużyła swoje piękne oczy i popatrzyła na nią badawczo.
– Rozumiem, że ktoś ci to zarzucił?
Juanita z ociąganiem skinęła głową.
– Czy to ten sam człowiek, który spowodował, że wyglądasz nie tak, jak
zazwyczaj?
Juanita postanowiła zignorować to niestety prawdziwe przypuszczenie.
– Sugerował, że przyczyna może tkwić w większym stopniu w moim
umyśle niż w rzeczywistym stanie mojej nogi.
– A kto mu dał prawo do wygłaszania podobnych opinii?
Juanita nie mogła powstrzymać uśmiechu na widok wyniosłej miny matki.
– Też go o to zapytałam. Mamo... – zawahała się. – Jak byś postąpiła? Czy
powiedziałabyś mężczyźnie, jeszcze zanim by do czegokolwiek między wami
doszło, czy...? Wiesz, chodzi mi o to, że jeśli ma się w planach małżeństwo, a nie
ma się prawie żadnej szansy na urodzenie dziecka... Powiedziałabyś?
Matka patrzyła na nią oszołomiona.
– Za kogo...
– Ależ ja nie zamierzam wychodzić za mąż, mamo. Tak się tylko
zastanawiam.
– Moja droga... – Matka wyglądała na nieco poirytowaną. – Jak się kogoś
naprawdę kocha, to nie ma to najmniejszego znaczenia. Jeśli temu mężczyźnie
bardziej zależy na zaludnianiu świata niż na tobie...
– Och, nie! Ale wiem, że on bardzo lubi dzieci.
– Nic nie rozumiem.
Juanita skrzywiła się nieznacznie.
– Wiesz, co? Lepiej zapomnij o tym, co powiedziałam. Wolałabym raczej
zobaczyć, nad czym teraz pracujesz.
Następnego dnia czekała ją rozmowa z szefem agencji. Juanita bardzo
ceniła tego człowieka za jego fachowość, trochę się jednak tego spotkania
obawiała, gdyż szef miał zwyczaj mówić wszystko bez ogródek.
– Co się, do diabła, dzieje? – warknął na jej widok. – Dostałaś tę pracę w
drodze wyjątku, w twoim wieku nie otrzymuje się tak dużych zleceń, i co? Stracę
przez ciebie klienta!
– Nie straci pan – zapewniła.
– Nawet jeśli nie, to kogo mam tam wysłać? Wiesz doskonale, że wszyscy
są od dawna zawaleni robotą. Ponadto ty naprawdę masz talent do urządzania
starych domów.
– Doceniam pańskie uznanie...
– Mam nadzieję, moja droga. No więc, co ci w tej pracy nie odpowiada?
Nie dajesz sobie rady? Za dużo roboty dla jednej osoby?
– To nie to. – Czuła, że znalazła się w sytuacji bez wyjścia. – Dom jest w
dobrym stanie, nie potrzebuje remontu, a właściciel nie życzy sobie żadnej
przebudowy. Wymagają jej jedynie łazienki, ze względu na konieczność
założenia nowoczesnych instalacji.
– Nie powiesz mi chyba, że właściciel domu ci nie odpowiada? – Patrzył na
nią przenikliwie, a kiedy nie odpowiedziała, odezwał się gniewnie: – To już tylko
twój problem. A jeśli sama nie potrafisz sobie z tym poradzić, to myślę, że
niepotrzebnie oboje marnujemy teraz czas.
Juanita zacisnęła zęby. Co ma powiedzieć? Na pewno nie zamierza
wyjawić prawdy. A nawet gdyby, to co by to dało, zreflektowała się nagle. W
świecie biznesu należy umieć zapominać o emocjach. Przemknęło jej przez
głowę, że może wykorzystać propozycję Garetha. Skoro klient w ogóle rezygnuje
z renowacji domu, to ona w tej sytuacji zachowuje twarz. A jeśli szef się
przypadkiem dowie, że Gareth skorzystał potem z usług innej agencji? Wtedy
wszyscy będą wiedzieli, że to przez nią przepadło to zlecenie. A czy zostało mi
cokolwiek poza moją karierą zawodową, pomyślała gorzko.
– Może po prostu zabrakło mi pewności siebie – zasugerowała nieśmiało.
Spojrzenie szefa złagodniało nieco.
– Pokaż mi swoje rysunki i plany. Powiem ci, co myślę, i jakoś razem się z
tym uporamy.
Po jakiejś godzinie uderzył ręką w rozpostarte na stole arkusze i spojrzał na
Juanitę rozpromieniony.
– To jest genialne! Dziecko, głowa do góry i gwiżdż na cały świat, nie
wspominając nawet o Walkerze. Jak tylko ludzie zobaczą, jak pracujesz, to się
będą o ciebie bili! Dasz sobie radę.
Ale jak ma tam wrócić po tym wszystkim? I czy on chciałby, żeby wróciła?
– Pewnie się dziwisz, co tu robię. – Stanęła w drzwiach znajomego
gabinetu w ponure, deszczowe popołudnie dwa dni później. Do domu wpuściła ją
Wendy, okazując radość, ale nie zaskoczenie. Widocznie Gareth nie przekazał
im, że zrezygnowała z pracy.
– Siadaj, proszę. – Przesunął ręką po włosach gestem zdradzającym
zmęczenie. Serce Juanity skurczyło się boleśnie, gdy zobaczyła, że bruzdy na
jego twarzy pogłębiły się... Nie myśl o tym, rozkazała sobie.
– Myliłam się sądząc, że znajdę innego pracownika agencji na moje
miejsce, akurat wszyscy są zajęci. – Spojrzała przepraszająco. – Dano mi do
zrozumienia, że jeśli nie skończę tego, co zaczęłam, mogę mieć duże kłopoty z
otrzymaniem następnego zlecenia.
– Rozumiem. – Bawił się piórem i przyglądał się jej jak zwykle spiętym na
karku czarnym włosom, na których jeszcze lśniły krople deszczu, prostej
bladożółtej bluzce, beżowym, lekko dopasowanym spodniom... – A co z moją
sugestią?
– W tym zawodzie wszyscy doskonale wiedzą kto, co i dla kogo
projektował. Nie dałoby się ukryć faktu, że wynająłeś kogoś innego. Zwłaszcza
przy twojej sławie.
Gareth rozważał coś przez chwilę.
– Wiesz, w zasadzie mi się z tym nie spieszy. Powiedzmy, że mogę to
odłożyć na jakieś pół roku...
– Nie – padła zaskakująco stanowcza odpowiedź, po czym Juanita
zreflektowała się i wykonała przepraszający gest. – To znaczy, decyzja należy do
ciebie, ale sądzę, że byłoby lepiej zakończyć to tak szybko, jak możliwe.
Postaram się też nie pracować przez cały czas tutaj, przeniosę się do Mittagong,
oczywiście na własny koszt.
– I sądzisz, że to rozwiąże wszelkie problemy? – spytał spokojnie.
Juanita nerwowo potarła dłonią czoło.
– T-tak.
– Nie! – Wyprostował się gwałtownie w fotelu, wypuszczając z rąk pióro.
Drgnęła odruchowo.
– Cóż, rozumiem...
– Obawiam się, że nie rozumiesz. Nie ma sensu, żebyś wydawała pieniądze
na dojazdy i utrzymanie w mieście, a pracowała tutaj. Nawet gdybyś się
wyprowadziła na Księżyc, to i tak w niczym nam to nie pomoże! Zresztą, kto wie,
może wyjdzie ci na dobre, gdy zostaniesz tutaj, w tej jaskini lwa. Nareszcie
zrozumiesz, jak trudno wytrzymać z kimś takim jak ja... – Z niechęcią wzruszył
ramionami.
– Nadal ci nie idzie? – odważyła się spytać, patrząc na leżące na biurku
notatki.
– Nie.
– Przykro mi. Może chciałbyś obejrzeć projekt? Jest już zakończony. –
Wyjęła ze swojej jasnej dyplomatki plik arkuszy w lśniących okładkach.
– Mogę przejrzeć – zgodził się apatycznie.
– Przyniosłam też gotowy kontrakt.
– Świetnie.
Przez najbliższe dwadzieścia minut Juanita uporczywie wpatrywała się w
deszcz za oknem, podczas gdy Gareth w milczeniu oglądał plany poszczególnych
pomieszczeń z dołączonymi próbkami materiałów, tapet, zdjęciami dywanów i
innych fragmentów wyposażenia wnętrz.
– Masz prawdziwy talent, Juanito – powiedział w końcu i wziął pióro.
– Zanim podpiszesz – wtrąciła pośpiesznie – mam obowiązek
poinformować cię, że jeśli już po podpisaniu kontraktu będziesz chciał coś
zmienić w zaplanowanym wystroju, to musisz się liczyć z dodatkowymi
kosztami.
Spojrzał na nią chłodno.
– Jeszcze zdaję sobie sprawę z tego, co robię. Nie obawiaj się, nie
zamierzam się czepiać o byle drobiazg jak nieznośna paniusia, która nie może się
zdecydować, czy uchwyt do papieru toaletowego ma być różowy czy niebieski i
której to przesłania cały świat. – Podpisał kontrakt i wypełnił czek.
– Dziękuję – odezwała się urzędowym tonem. Już przecież nie łączy ich nic
prywatnego...
– Na wszelki wypadek nie mówiłem, że nie wrócisz – powoli podniósł się
zza biurka. – Z pewnością więc twój pokój jest przygotowany i czeka na ciebie.
– Obiecuję, że postaram się nie przeszkadzać ci w pisaniu. Masz szczęście,
że posiadasz ten dom – powiedziała szczerze. – Można tu pracować, można się
schronić. Jest jak zaciszny azyl.
– Doprawdy? – Rozejrzał się dookoła roztargnionym wzrokiem. – Mnie on
zaczyna przypominać raczej więzienie.
– Zobaczysz, że coś się zdarzy – uśmiechnęła się do niego uspokajająco.
Miała przy tym wrażenie, że na widok jego przygnębienia serce jej pęka na
kawałki. – Moja matka zawsze powtarza, że natchnienie przychodzi wtedy, kiedy
człowiek się go najmniej spodziewa.
Już następnego dnia miało się okazać, że były to prorocze słowa...
Rano Juanita pojechała do Mittagong, żeby spotkać się ze sprzedawcami i
zawrzeć z nimi konkretne, tym razem, umowy. Wróciła do domu wczesnym
popołudniem. Deszcz przestał padać w nocy i dzień był ciepły i pogodny.
Wilgotna ziemia parowała w słońcu.
Na podjeździe przed domem stał żółty sportowy samochód. Juanicie nigdy
nie przyszłoby do głowy, że może on należeć do Laury Hennesey, którą Gareth
tak gnębił podczas wywiadu, ale to właśnie ona wyszła zza rogu domu razem z
gospodarzem. Towarzyszył im rozbawiony Westminster, który natychmiast
węchem wyczuł obecność kolejnej osoby i z radością rzucił się ku niej.
Przerażona Juanita potknęła się, wypuściła z rąk laskę i upadła na ziemię, a
Westminster stanął nad nią i próbował lizać ją po twarzy.
Przez chwilę panowało potężne zamieszanie, gdyż wszyscy przeszkadzali
sobie nawzajem. W końcu jednak Wendy udało się zabrać Westminstera do
stajni, a Gareth zaprowadził ubłoconą i bladą Juanitę do domu. Za nimi podążyła
Laura, wygłaszając po drodze uwagi, że to przecież tylko szczeniak, więc o co
tyle hałasu. Najwyraźniej paniczny lęk przed psami był jej całkowicie obcy.
– Dobrze się czujesz? – Gareth troskliwie posadził Juanitę na krześle.
– Świetnie – powiedziała drżącym głosem. Czuła się jak ostatnia idiotka.
Schylił się nad nią i ujął jej dłonie.
– Mogło być gorzej...
– Wiem, obok była fontanna. Przepraszam, to moja wina. Wpadłam w
panikę.
– Na pewno? Gdyby tak było, odruchowo rzuciłabyś się do ucieczki.
Zachowałaś się bardzo dzielnie.
– Niech będzie.
– Grzeczna dziewczynka... – W jego oczach błysnęło coś jakby podziw,
zabarwiony po chwili rozbawieniem. – Poznajcie się. Lauro, to jest panna Juanita
Spencer-Hill, twoja wielbicielka.
Juanita najpierw popatrzyła na wysoką i szczupłą Laurę, na jej
nieskazitelną fryzurę, perfekcyjnie wykonany makijaż i nienaganne ubranie, a
potem na swoją ubłoconą jasną sukienkę i na skaleczoną przy upadku,
zakrwawioną dłoń.
– Miło mi – powiedziała Laura, również dokonując porównania i z
politowaniem patrząc na potargane włosy i kredowobiałą twarz Juanity. – Zawsze
żal mi ludzi, którzy się boją psów. Nie rozumieją, że w ten sposób sami ściągają
na siebie niebezpieczeństwo, prawda, Gareth? Gdy tylko pies wyczuje...
– Westminster jest po prostu jeszcze za mało wytresowany, to wszystko –
wszedł jej w słowo Gareth. – A w dodatku uwielbia Juanitę. Dobrze, myślę, że
świetnie nam wszystkim zrobi filiżanka herbaty. Lauro, czy zechcesz nam
towarzyszyć w kuchni? W tym domu wiele ważnych spraw załatwia się właśnie
tam.
– Myślałam, że przedstawiłeś mnie swojej gospodyni? – Laura
wystudiowanym ruchem uniosła do góry starannie wydepilowane brwi.
– Moja mała gosposia – zerknął na zegarek – właśnie odbiera swoje
rodzeństwo ze szkoły. Zdaje się, że wszyscy odczuwają ulgę, że te piekielne
dzieciaki znów chodzą do szkoły.
Juanita obserwowała Laurę spod oka. Tamta wyraźnie interesowała się
wszystkim, co dotyczyło życia tego domu. Dlaczego? Co ona tu właściwie robi?
Czy nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo Gareth ją ośmieszył przed
kamerami? A ja? Dlaczego czuję się tak, jakby mnie tu w ogóle nie było?
– Coraz bardziej mi się tu podoba! – zawołała wesoło Laura. – Uwielbiam
pić herbatę w kuchni.
Możemy w tym czasie porozmawiać o naszych sprawach. – Ujęła Garetha
pod ramię, oczekując, że ją zaprowadzi. On jednak uprzejmie lecz stanowczo
uwolnił rękę i wyciągnął dłoń do Juanity.
– Może chciałabyś się najpierw przebrać?
– Dz-dziękuję, owszem. – Wstała z trudem i potrząsnęła głową widząc jego
badawcze spojrzenie.
– Dam sobie radę.
Zmarszczył brwi i cofnął się o krok.
– Jak uważasz – mruknął. – Nie każ nam długo czekać.
– Ale...
– Myślę, że to cię zaciekawi – powiedział, nie zważając na jej protest. –
Laura chce, żebym wziął udział w jej programie o literaturze współczesnej.
– Na jego ustach igrał chłodny uśmieszek, a w niebieskich oczach pojawił
się dziwny błysk.
Gdy Juanita doprowadziła się do porządku i zeszła na dół, Laura obdarzyła
ją łaskawym uśmiechem.
– Gareth opowiadał mi o tobie. Masz szczęście, że dał ci wolną rękę przy
urządzaniu takiego domu! Nawiasem mówiąc, robiłam kiedyś wywiad z twoją
matką, również z twoim ojcem i z bratem. Co za rodzina!
– Dziękuję... – Cóż innego można było odpowiedzieć?
– To jak będzie? – Laura odwróciła się znowu do Garetha.
Robił wrażenie, jakby się głęboko zastanawiał, po czym rzucił jej
zagadkowe spojrzenie.
– Nie – odparł całkiem łagodnie. Laura nawet nie mrugnęła okiem.
– To nie jest uczciwe zagranie z twojej strony. Nie sądzisz, że zasługuję na
to, żebyś przynajmniej spróbował?
– Wybacz, ale naprawdę nie widzę takiej możliwości.
W ciszy, która zapadła, napięcie między tą parą inteligentnych i
atrakcyjnych ludzi wydało się Juanicie niemal namacalne. Bez wątpienia
wynikało ono głównie z różnicy płci. Pozostając jakby na uboczu, Juanita doznała
bolesnego zawodu. Jak mogła kiedykolwiek żywić nadzieję, że zdołałaby
pociągać takiego mężczyznę jak Gareth? Tamtej przyszło to z łatwością...
– Nie należy o niczym przesądzać, zanim się nie spróbuje – zauważyła
Laura trzeźwo. – Nie zamierzam wiec ustąpić tak szybko. Wiesz, zastanawiałam
się ostatnio nad twoją twórczością i muszę ci uczciwie przyznać, że zaczęła mnie
ona interesować. Widzę w niej duże możliwości. Czy nie masz czasem ochoty
spróbować napisać coś innego niż dotychczas? Coś... głębszego?
Strzał w dziesiątkę, pomyślała Juanita i z niepokojem spojrzała na Garetha.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – odparł z obojętnością. – Mądry
człowiek powinien zdawać sobie sprawę ze swoich ograniczeń.
– Prawdziwie mądry człowiek powinien umieć podejmować wyzwania –
odparła prowokacyjnie i ich spojrzenia spotkały się na długą chwilę. – Przy
okazji, czy mówiłam ci już, że zamieszkałam u moich przyjaciół, kilka
kilometrów stąd? Zostanę tu przez tydzień, odpocznę, pojeżdżę konno.
Moglibyśmy się spotykać...
Wkrótce potem zakończyła wizytę. Juanita zmywała naczynia, gdy Gareth
wrócił do kuchni, trzasnął drzwiami i opadł na krzesło.
– No i co o tym sądzisz? – spytał z szyderstwem w głosie.
Juanita starannie wytarła filiżankę.
– Sądzę, że nie powinnam się na ten temat wypowiadać.
– Dlaczego nie, do licha ciężkiego? Skoro już sprzątasz w mojej kuchni, to
chyba tym bardziej możesz swobodnie wygłaszać swoje opinie. Czy nie możemy
normalnie, po ludzku porozmawiać?
– To jest po ludzku? – Spojrzała na niego ponuro. W porządku, jest
wściekły, ale dlaczego ona ma ponosić konsekwencje jego nastrojów?
– No, dobrze. Dla mnie sytuacja jest zupełnie jasna. Chce wziąć na tobie
odwet. Nie tylko... intelektualny.
– Jeśli myślisz o tym, o czym myślę, że myślisz, to jesteś w błędzie.
Juanita popatrzyła na jego długie nogi w obcisłych dżinsach, na
skrzyżowane muskularne ramiona i poczuła, że jej serce znów zaczyna bić
mocniej. Czy on naprawdę nie zdaje sobie sprawy z wrażenia, jakie robi na
kobietach?
– W porządku, jestem w błędzie. – Wzruszyła ramionami. – W takim razie,
co ty o tym sądzisz?
– Gdybym wiedział, co sądzić, nie pytałbym ciebie – warknął niemal i
odgarnął włosy z czoła. – Ta baba mnie tak irytuje!
– Rozumiem cię doskonale – mruknęła cicho.
– Może dlatego, że w pewien sposób stała się przyczyną twojej niemocy
twórczej? Mówiliśmy już o tym, że zacząłeś tę nową, nietypową dla ciebie
książkę ze względów ambicjonalnych, a nie z rzeczywistej potrzeby.
– Masz rację – przyznał ponuro. – Ale dlaczego akurat ona? Dawałem
sobie radę z lepszymi od niej specami od literatury.
Odpowiedziała mu cisza. Juanita niezwykle starannie opłukała zlew i
powiesiła ścierkę do naczyń. Miała nieodparte wrażenie, że to, co kiedykolwiek
mógł czuć do niej, okaże się niczym wobec tego, co najprawdopodobniej
powstanie między tamtymi dwojgiem któregoś dnia...
– Ile kobiet, według ciebie, może mnie pociągać równocześnie? – odezwał
się nagle zupełnie innym, oschłym głosem.
– Gareth, ja...
– Nie chcesz o tym mówić? Przecież właśnie o tym myślisz. – Niebieskie
oczy patrzyły na nią ironicznie.
– A w grę wchodzi moja reputacja.
Zawahała się.
– To by nie było nic niezwykłego, to się często zdarza... Co najmniej dwie.
– A dlaczego nie trzy lub cztery?
– Przestań – szepnęła. Zawarliśmy układ. Jestem tu tylko dlatego, że...
– W takim razie nie powinnaś się brać za sprzątanie w moim domu.
– W tym, co mówisz, nie ma za grosz sensu!
– Patrzyli na siebie ze złością, a przecież z jakimś zadziwiającym
poczuciem bliskości, które stopniowo przemieniało początkową wrogość w ich
wzroku w coś zupełnie innego. Juanita czuła się tak, jakby go spoliczkowała i
nagle wylądowała w jego ramionach. Jakby... jakby się z nim kochała. Znała go
na tyle, że zdawała sobie sprawę z tego, że byłby chłodny i sprawowałby nad sobą
kontrolę, aż do chwili, gdyby i jego ogarnęło pożądanie, z którym nie mógłby już
walczyć... Zamknęła oczy, próbując się opanować, ale niemal czuła dotyk jego
rąk na swoim ciele, jego pocałunki. Jest tylko jedno rozwiązanie. Kochać się z
nim...
Drzwi kuchni otworzyły się nagle i do środka wbiegł Steven.
– Gareth, Wendy coś sobie zrobiła w nogę! Okazało się, że gdy Wendy
wysiadła z samochodu i chciała otworzyć bramę wjazdową, poślizgnęła się na
błotnistej ziemi i upadła tak nieszczęśliwie, że najprawdopodobniej zwichnęła, o
ile nie złamała, kostkę.
– Nie mogę w to uwierzyć. Taki pech! – biadała, gdy Gareth przyniósł ją do
kuchni. Zsunął jej but i ostrożnie obejrzał spuchniętą nogę, po czym zadzwonił po
lekarza.
Gdy Wendy usłyszała, że ma zwichniętą nogę i przez kilka dni powinna
leżeć w łóżku, zaprotestowała gwałtownie.
– Przecież ja nie mogę!
– Czyżby? – spytał cierpko Gareth. – Nawet nie dasz rady stanąć, więc o
czym ty mówisz? Nie przejmuj się, mała. Damy sobie radę.
– Ciekawe, jak?
– Słuchaj, nie jestem taka niezdara, na jaką wyglądam – odciął się. – A na
razie koniec gadki i marsz do łóżka!
Zaniósł Wendy do pokoju, a Juanita pomogła jej przebrać się i położyć.
– A wszystko szło tak dobrze – lamentowała Wendy. – Nie mam pojęcia,
jak on sobie poradzi z pisaniem książki i prowadzeniem domu.
– Ja... ja mu pomogę – powiedziała z rozpędu Juanita, a zbolała twarz
Wendy rozjaśniła się.
Na tę samą wiadomość Gareth zareagował lekkim zdziwieniem.
– Naprawdę? Po tym wszystkim?
– Mimo całej twojej niechęci do mojego sprzątania w twoim domu, czy nie
uważasz, że szybko zarośnie on brudem, jeśli ktoś się za to nie weźmie? – spytała
kąśliwie.
– Moja niechęć do twojej pracy wynikała z...
– Nie zaczynaj od nowa!
– Dobrze, chcę jednak, żebyś wiedziała, że jeśli cała ta sytuacja cię
przerośnie, to wystarczy, żebyś powiedziała, a podrę kontrakt i jakoś to z twoją
agencją załatwię.
– Poradzę sobie – powiedziała z mocą. – Ale nie jestem pewna, czy ty też.
A może wolisz, żebym stąd zniknęła? Powiedz tylko, a wyjadę w ciągu dziesięciu
minut.
– Proszę, zostań – powiedział miękko. – Akurat teraz – tu uśmiechnął się
lekko – przyda mi się twoja pomoc.
Zacisnęła zęby.
– Świetnie. Obiad będzie za godzinę. – Energicznie wyminęła Garetha i
udała się do kuchni.
Dopiero po pewnym czasie, kiedy napięte nerwy trochę się rozluźniły,
zaczęła myśleć spokojniej i nagle przyszło jej coś do głowy. Czy mimo swojego
wieku nie jest przypadkiem tak samo postrzelona jak Xanthe?
ROZDZIAŁ ÓSMY
Przez półtora dnia wszystko szło zadziwiająco dobrze. Juanita widywała
Garetha jedynie w czasie posiłków, resztę czasu spędzała sama lub w
towarzystwie bliźniąt. Nie było ich jednak w kuchni, gdy Gareth wpadł tam
wzburzony następnego popołudnia, klnąc na czym świat stoi, gdyż zza okna jego
gabinetu dobiegały jakieś hałasy.
Juanita siedziała za stołem, pogrążona w swoich papierach.
– To hydraulik – wyjaśniła. – Właśnie przesuwa...
– Nic mnie nie obchodzi, co on tam robi. Ma przestać! – wybuchnął. – I
dlaczego nikt mnie o niczym nie poinformował? Co ty w ogóle wiesz o
instalacjach wodnych? Spartaczysz wszystko i sam diabeł się w tym nie połapie!
Czy ktoś sprawdza, co ten facet tam wyprawia?
– Tak. Ja. – Wzięła głęboki oddech, żeby zachować spokój. – Na dobrą
sprawę nawet dzieciaki mogłyby to robić. Ma naprawdę proste zlecenie.
– Może ci się tak wydawać, ale ja wątpię w twoją znajomość tego typu
spraw. Na przyszłość masz się najpierw skonsultować ze mną! – Niebieskie oczy
ciskały błyskawice.
– Powiedziałeś, że nie masz czasu zajmować się drobiazgami i że
zostawiasz mi wolną rękę, sądziłam więc...
– Myliłaś się – uciął. – Owszem, nie obchodzą mnie jakieś bzdety, ale nie
zamierzam siedzieć bezczynnie, gdy mi ktoś bezmyślnie demoluje dom!
– On tylko wymienia kilka rur w łazience dla gości, której teraz i tak nikt
nie używa. Nic wielkiego się nie dzieje.
– Ale i tak na przyszłość chcę wiedzieć, co ma być robione i kiedy – syknął
przez zaciśnięte zęby.
– Świetnie! – W jej głosie też zaczęły pobrzmiewać niebezpieczne tony. –
Będę ci zostawiać szczegółowe informacje na drzwiach gabinetu. Słuchaj, skoro
tak cię to obchodzi, to dlaczego sam nie porozmawiasz z hydraulikiem? Czyżbyś
nie potrafił się zdobyć na tę odrobinę uprzejmości, konieczną do rozmowy z
obcym człowiekiem?
– Nie bądź taka sprytna, Juanito – ostrzegł.
– Nie jestem sprytna, tylko próbuję dać ci do zrozumienia, że jesteś
niemożliwy, to wszystko. Aha, najwyższy czas, żebyś pojechał po dzieci.
W tej chwili rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi i do kuchni zajrzał
hydraulik. Na jego widok zachowanie Garetha zmieniło się do tego stopnia, że
Juanita rozzłościła się jeszcze bardziej. Przedstawił się, przeprosił za to drobne
domowe nieporozumienie, którego odgłosy dobiegły aż do łazienki, i wyraził
zainteresowanie przebiegiem prac.
– Z przyjemnością panu pokażę – odparł hydraulik. – Wie pan, wolę, jak
facet rzuci na to okiem, zawsze to co innego...
– Świetnie, przyjacielu. – Gareth uśmiechnął się i wyszedł za nim,
starannie zamykając za sobą drzwi.
Juanita z najwyższym trudem powstrzymała się od ciśnięcia czymś o
ścianę. Z równym wysiłkiem próbowała zachować spokój w trakcie kolacji i
okazywać Garethowi zwykłą uprzejmość. Gdy posprzątała po kolacji i dzieci
udały się do łóżek, rozłożyła na stole papiery i ponownie pogrążyła się w pracy.
Po jakimś czasie jednak odepchnęła wszystko od siebie i ze znużeniem objęła
głowę rękami.
Czyż nie wiedziałam, że tak właśnie będzie? Jak mógł tak okazywać swój
gniew komuś, kto...
– Jeśli to cię pocieszy, to czuję się winny jak wszyscy diabli.
Stał w drzwiach z dłońmi wsuniętymi w kieszenie spodni, a z jego oczu
wyzierało zmęczenie i coś jeszcze, czego Juanita nie potrafiła nazwać. Jakby
głębokie niezadowolenie. Tym razem jednak nie z niej, lecz z siebie.
Lekko wzruszyła ramionami.
– Zwłaszcza że tak bardzo mi pomagasz... Wyszedłem na gbura i tyrana –
dodał.
Uśmiechnęła się znienacka.
– Miałam wiele okazji, żeby się przyzwyczaić do podobnych zachowań.
– Nie są ci więc obce kaprysy artystycznej duszy?
– Oderwał się wreszcie od framugi, wszedł i usiadł naprzeciwko. – Czuję
się nieco mniej winny.
– Szybko ci przechodzi – mruknęła, zbierając papiery.
– No, nie wiem. Dlaczego pracujesz tak późno w nocy?
– Chciałam to wszystko jakoś przyspieszyć, ale...
– wykonała gest zniechęcenia.
Milczał przez dłuższą chwilę, patrząc na jej szczupłą sylwetkę w białej
bluzce i rozkloszowanej błękitnej spódnicy, na pasma ciemnych włosów, które
wymknęły się spod klamry...
– Albo mi się wydaje, albo znacznie rzadziej niż przedtem używasz laski?
– Nie. To znaczy, nie wydaje ci się.
– Dlaczego?
Spojrzała na niego z ukosa, po czym spuściła wzrok i zaczęła machinalnie
przekładać papiery.
– Wzięłam sobie twoje rady do serca. Poszłam do lekarza, dostałam zestaw
ćwiczeń, będę znów chodzić na fizykoterapię i podobno powoli się wykuruję.
Ćwiczę więc i próbuję mniej polegać na lasce, a więcej na własnych siłach.
– Jestem z ciebie dumny. Z twoją wymową też jest coraz lepiej.
– To twoja zasługa. Często mam okazję być wściekła, a podobno wtedy
mówię znacznie płynniej? – zakończyła z nieprzyjemną miną.
– No cóż – odparł bardzo spokojnie. – Możesz taki dzień; jak dzisiejszy,
potraktować jako kolejne doświadczenie.
Wstała gwałtownie, gdyż czuła, że jeszcze chwila, a nie powstrzyma
cisnących się do oczu łez.
– Mnie to się raczej kojarzy z koszmarem. Dobranoc.
Nie próbował jej zatrzymać.
– Gdzie on się podziewa? – spytała następnego ranka Juanita, zanosząc
Wendy śniadanie. – Trzeba zawieźć dzieci do szkoły. Oczywiście ja to mogę
zrobić, ale jego nieobecność wydaje mi się dziwna.
– A zaglądałaś do gabinetu?
– Nie, ale pukałam parę razy.
– Założę się, że tam go znajdziesz. Często pracuje przez całą noc i w końcu
zasypia w ubraniu na kanapie.
Rzeczywiście spał głębokim snem w szalenie niewygodnej pozycji, z
głową opartą na ramionach. Nawet nie drgnął, gdy Juanita na palcach weszła do
pokoju. Całą podłogę zaścielały sterty pomiętego papieru, jakby Gareth,
nienawidząc każdego słowa, które napisał, gniótł w dłoni każdą kartkę osobno i
rzucał nią z furią o ścianę.
Nie mogła dojrzeć jego twarzy, zasłaniał ją gąszcz jasnych włosów
opadających na ramię, ale i tak jej serce ścisnęło się boleśnie i miejsce gniewu
zajęło współczucie...
Dzieciaki paplały wesoło przez całą drogę, ale Juanita nie brała w tym
udziału. W pewnym momencie Steven zagadnął ją znienacka.
– Czy zostaniesz i zajmiesz się Garethem? Myślę, że przydałby mu się
teraz ktoś, kto by się nim trochę zaopiekował.
– No. cóż... Zobaczymy – odparła wykrętnie. Na szczęście właśnie
dojechali.
Przez resztę dnia pracowała raczej niewiele. Głównie zastanawiała się nad
książką Garetha, którą kupiła parę dni temu w Sydney i przeczytała jednym
tchem. Rzeczywiście, nie był Grahamem Greenem, ale potrafił w zajmujący
sposób prowadzić akcję, opisywać realia kraju, w którym miała miejsce, a nade
wszystko po mistrzowsku kreślić charakterystykę osób. Ta zgrabnie zarysowana
historia opowiadała o przemytniku broni i jego kochance, wiolonczelistce, która
była mu niezwykle oddana i czasami przewoziła w futerale wiolonczeli broń.
Uwagę Juanity przykuła postać bohatera rozdartego wątpliwościami,
rozumiejącego nieuchronność walki zbrojnej w pewnych okolicznościach, jednak
wewnętrznie potępiającego brutalność i przemoc.
Późnym popołudniem zdecydowała się wejść do jaskini lwa.
– Jakiś problem? – spytał Gareth na jej widok.
– Nie. To znaczy tak, ale nie dotyczy mnie. Mogę wejść?
– Oczywiście. Mam nadzieję, że nie zamierzasz mi powiedzieć, że
hydraulik...
– Nic z tych rzeczy – zapewniła pośpiesznie. – Wszystko jest w porządku.
Uśmiechnął się blado.
– Dobre i to. Zechcesz usiąść, czy wpadłaś tylko na chwilę?
– Raczej usiądę – powiedziała, zawahała się jednak. Co ja wyprawiam?
Czy już zupełnie upadłam na głowę? – Nie wiem, czy powinnam... Możesz
pomyśleć, że to śmieszne...
– Nie należy o niczym przesądzać, dopóki się nie spróbuje – zacytował.
– Chodzi mi o twoje pisarstwo – wyznała w końcu z desperacją.
W oczach Garetha pojawiło się zdumienie.
– Czytałam jedną z twoich książek.
– Zaskakujesz mnie, Juanito.
– Co więcej, podobała mi się – dodała wojowniczo, po czym zmieniła ton i
podała tytuł. – Uderzyło mnie to, że główny bohater zmagał się z autentycznym
problemem.
– To prawda.
– Zupełnie jak ty – powiedziała cicho.
– Jeśli chodzi o ciebie? Zamrugała ze zdziwienia oczami.
– Och, nie! Wcale nie to miałam na myśli. W żadnym wypadku nie
podejrzewam, że ty...
– Zapewniam cię, że się mylisz – uśmiechnął się niewesoło.
Juanita poczuła, że zaczyna się jej robić gorąco.
– Jak to? Przecież to ty powiedziałeś... – szepnęła i nie mogła już wydusić z
siebie nic więcej.
– Owszem. Ale to, że trzeba było jak najszybciej zakończyć to, co się
między nami rozwijało, w niczym nie zmienia faktu, że nie przestaję o tym
myśleć. Mówiliśmy jednak o książce.
Nie mogła oderwać spojrzenia od jego niebieskich oczu, w końcu
pozbierała jakoś myśli i z trudem skoncentrowała się na temacie.
– Zastanawiałam się, czy nie mógłbyś jakoś wykorzystać swoich
autentycznych p-problemów. Może zużytkuj swoje własne doświadczenie i
napisz na przykład o człowieku b-borykającym się z niemocą twórczą? O pisarzu
rozdartym wątpliwościami, czy tworzyć literaturę przez duże L czy też
popularną? – mówiła nie patrząc na niego i zaciskając z zakłopotaniem dłonie. –
Może wtedy spojrzałbyś na to wszystko z innej perspektywy i znalazł
rozwiązanie? Albo przynajmniej wyrzucił to z siebie?
Milczenie przedłużało się w nieskończoność, w końcu więc była zmuszona
podnieść głowę i spojrzeć na niego. Patrzył przez nią na przestrzał, a jego wzrok
gubił się gdzieś w oddali. Intuicja podpowiedziała, że powinna się
niepostrzeżenie wyślizgnąć z pokoju, jednak jej ruch wyrwał Garetha z zadumy.
– Dlaczego ja na to nie wpadłem? A gdybym jeszcze dołożył do tego
kontrwywiad... – Zamyślił się ponownie.
– Zostawiam cię samego z tym problemem. – Na jej ustach zarysował się
blady uśmiech.
– Juanito...
Przystanęła w drzwiach i obejrzała się. Patrzył na nią z wyraźnym
roztargnieniem, a w końcu odezwał się cicho:
– Dziękuję.
Z najwyższym trudem oderwała wzrok od jego przystojnej, opalonej
twarzy i wyszła.
Przez następne trzy dni Gareth niemal nie wychylał nosa z gabinetu,
pojawiając się tylko na niektórych posiłkach. Zdaje się, że nawet nie zauważał, że
po domu kręcą się obcy ludzie, malując ściany, kładąc kafelki w łazienkach,
biorąc miary na dywany. Juanita miała wrażenie, że cały dom mógłby mu się
zawalić na głowę bez większej reakcji z jego strony, co wywoływało uśmiech na
jej twarzy, gdy przypominała sobie awanturę o hydraulika. Wendy, która już
mogła się trochę poruszać po domu, kręciła głową ze zdumienia.
– To niewiarygodne. Zazwyczaj robi piekło o byle drobiazg, a teraz nie
zwraca na nic uwagi.
– Miejmy nadzieję, że mu nie przejdzie...
– Ach, Juanita! – Laura zeskoczyła z rosłego kasztanka i przywiązała go do
balustrady otaczającej werandę. – Czy mistrz jest w domu? – Tryskała zdrowiem
i energią.
Juanita zawahała się.
– Tak, ale właśnie pisze – powiedziała wolno. Laura przymrużyła swoje
piękne orzechowe oczy.
– Mam wrażenie, że nie jestem tu mile widziana, co? Ale chyba nie ty tu
decydujesz, kto się może z kim zobaczyć, prawda?
– Oczywiście, że nie. – Juanita pożałowała nagle, że Wendy pojechała do
miasta. – Ja...
Laura nie pozwoliła jej dokończyć.
– Kiedy tu byłam, przyszło mi na myśl, że między tobą a Garethem istnieje
coś więcej, niż zazwyczaj łączy klienta i pracownika. Nie winię cię za to. Ten
mężczyzna to istny dynamit. Czy możesz już sobie rościć do niego jakieś prawa,
że się tak wyrażę?
– Nawet nie zamierzam – odparła z godnością.
– Świetnie! W takim razie nie będzie ci przeszkadzało, jeżeli ja spróbuję?
– Nie. – Juanita zmusiła się do uśmiechu. – Jest w gabinecie. Pozwolisz, że
pokażę ci drogę?
– Nie zwalaj mi więcej na głowę nieproszonych gości – warknął Gareth
parę godzin później.
Spojrzała na niego ponad kuchennym stołem. Właśnie skończyli wczesną
kolację, Wendy zabrała dzieci na szkolny koncert i zostali sami.
– Po pierwsze, nie jestem twoją gospodynią, a po drugie, potrzeba by było
całej armii, żeby ją zatrzymać – tłumaczyła spokojnie.
– Ale mogłaś powiedzieć, że wyszedłem. – Ciągle miał pochmurną minę.
– Jesteś naprawdę niemożliwy. Dlaczego miałabym za ciebie kłamać?
– Wiesz dobrze, jak nie znoszę tej kobiety, wiesz i rozumiesz, przez co
przechodzę. Czy jedno niewinne rozminięcie się z prawdą ma w tej sytuacji jakieś
znaczenie?
– Owszem, ma – odpowiedziała stanowczo. – I tak zostałam posądzona...
Och, to idiotyczne! – Podniosła się i zaczęła sprzątać ze stołu.
– O co?
– O nic! – wybuchnęła i z takim impetem wstawiła do szafki zestaw z
przyprawami, że szklane pojemniczki zadźwięczały donośnie.
– W zasadzie wyjawiła mi, o co cię podejrzewa. Odwróciła się do niego z
niedowierzaniem.
– Co ona ci naopowiadała?
Uśmiechnął się, ale jego oczy pozostały chłodne.
– „Możesz mieć problemy z tą dekoratorką, mój drogi. Zdaje się, że się w
tobie zakochała.”
– Doprawdy? – odparła Juanita zupełnie opanowanym głosem. – Swego
czasu może to była prawda, ale, „mój drogi” – sparodiowała ton Laury – twoja
dekoratorka odzyskała rozum. Rzeczywiście, miałeś rację. Nikt przy zdrowych
zmysłach nie jest w stanie z tobą wytrzymać. Może powinnam ostrzec Laurę,
która zamierza rościć sobie do ciebie pewne prawa, jak mi sama powiedziała.
– Do licha! A więc miałaś rację...
– Oczywiście, że miałam! Jedyną osobą, która ma klapki na oczach, jesteś
ty.
– Nie myśl jednak, że odwzajemniam jej pragnienia.
– Spędziłeś z nią bite dwie godziny – podkreśliła Juanita. – Zresztą, nie ma
się czemu dziwić, pasujecie do siebie jak ulał. Ponieważ ma fioła na punkcie
swojej kariery, więc tak samo jak ty, nie zamierzałaby prowadzić spokojnego,
osiadłego życia. Żadne z was nie byłoby niczym związane, co stanowiłoby
idealny układ dla takich egoistów. Każdemu z was wydaje się, że jest pępkiem
świata!
– Nie wiem, czy powinienem to mówić, ale zachowujesz się jędzowato –
powiedział niesłychanie uprzejmym tonem, a w niebieskich oczach lśniło
rozbawienie.
Bez namysłu chwyciła słoik z musztardą i rzuciła w Garetha, nie trafiła
jednak i słoik roztrzaskał się na stole. Gareth spojrzał na skorupy, wstał z krzesła i
ruszył w jej stronę.
– Ani się waż! – rzuciła z wściekłością. – Ty śmiesz mnie pouczać? Ty?
Traktujesz mnie jak służącą i jeszcze w dodatku mnie dręczysz. Najpierw
mówisz, że i tak między nami do niczego nie dojdzie, a potem w kółko do tego
wracasz. Co mnie obchodzi, co Laura powiedziała? Wiesz co, jesteś dokładnie
taki sam, jak ci wszyscy faceci, którzy... Gareth? – zakończyła niepewnie.
Delikatnie dotknął jej twarzy.
– Jestem więc w twoich oczach skończonym łajdakiem? Może to i prawda,
ale przyjmij do wiadomości, że nawet dla najsilniejszego mężczyzny istnieją
granice wytrzymałości. Wszystko, co dotyczy ciebie, nawet to, że rzucasz we
mnie różnymi przedmiotami, powoduje, że znajduję się niebezpiecznie blisko tej
granicy. Dobrze więc, że odzyskałaś rozum, Juanito. Rozumiem, że dzięki temu
będziesz miała siłę za nas oboje w momencie, gdy będę chciał tę granicę
przekroczyć... Tak, jak chcę to zrobić teraz.
Ciemne oczy Juanity rozszerzyły się, gdy dotarło do niej, z jaką łatwością
Gareth zrzucił całą odpowiedzialność za to, co się między nimi dzieje, na jej
barki. Miała ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz, że to nieuczciwe, wręcz
nieludzkie. Przecież to on nie zgadzał się na tę miłość, choć oboje tego pragnęli...
– Powiedziałeś kiedyś, że potrafisz być bardzo niemiły. Teraz to
udowodniłeś – szepnęła, a gdy poczuła łzy wbrew jej woli spływające po
policzkach, zrobiło się jej wszystko jedno i przestała zważać na swoje słowa. –
Czy nie mógłbyś się choć trochę zmienić? Czy naprawdę nie ma dla nas żadnej
nadziei? Może by się udało, skoro obojgu nam tak zależy? A może jednak nie
znaczę dla ciebie aż tak dużo?
– Przeciwnie. – Ujął ją dłonią pod brodę i delikatnie starł kciukiem łzy z jej
twarzy. – Uwierz mi, takich jak Laura są setki. Oczywiście, mógłbym się z nią
wdać w satysfakcjonujący obie strony romans, który dałoby się zakończyć w
dowolnym momencie bez niczyjej krzywdy i każde poszłoby w swoją stronę. Ale
ty jesteś inna i z tobą musiałoby być inaczej. A ja jestem zbyt stary na to, żeby się
zmienić, chociaż przysięgam ci, że bardzo bym chciał.
Juanita spojrzała na niego z rozpaczą.
– A gdyby... A gdybym dała ci gwarancję, że twoja niezależność nie
zostanie ograniczona? Że nigdy się nie powtórzy to, co miało miejsce w twoim
małżeństwie?
Spochmurniał nagle, a jego ręce znieruchomiały.
– Co masz na myśli? Chwila ciszy.
– Ja nie mogę mieć dzieci – wyznała w końcu.
– Nie – szepnął z niedowierzaniem, a w jego oczach dostrzegła ból.
Stali tak przez chwilę, patrząc na siebie w milczeniu, a potem Juanita
zupełnie nie wiedząc, jak to się stało, znalazła się w jego ramionach. Tulił ją do
siebie, głaskał po włosach i w nieskończoność powtarzał łamiącym się głosem jej
imię, kiedy szlochała w jego objęciach.
– Już mi lepiej – powiedziała nieco drżącym głosem jakiś czas później.
Wziął ją na ręce, zaniósł do swojego gabinetu, starannie zamknął za sobą
drzwi i usiadł na sofie z Juanita na kolanach. Przyciskał ją mocno do siebie tak,
jakby była skrzywdzonym dzieckiem.
– Nie powinnam ci była o tym mówić – szepnęła. – Po prostu miałam
jeszcze nadzieję, że jednak istnieje dla nas jakaś szansa i że to mogłoby pomóc.
Ale jeśli teraz zmienisz zdanie na temat naszej przyszłości, to nigdy nie będę
pewna, czy nie zrobiłeś tego, gdyż było ci mnie żal.
– Ach, to dlatego tak ostro zareagowałaś, gdy rzuciłem kiedyś, że nie jesteś
w pełni kobietą?
– Tak. Ale przecież nie mogłeś wiedzieć.
– I tak powinno się mnie za coś takiego zastrzelić.
– Mimo wszystko szkoda by było – uśmiechnęła się słabo.
– Czy... czy ciąży ci zawsze ta świadomość, że nie zostaniesz matką?
Zastanawiała się przez moment.
– Nie wpadam w czarną rozpacz, kiedy tylko widzę jakieś dziecko, jeśli o
to ci chodzi. Niewykluczone jednak, że dojdę i do takiego stanu. Nie mam jeszcze
fioła na punkcie dzieci, tak samo zresztą, jakbym go nie miała, gdybym była
normalna. To kwestia charakteru. Trochę mi jednak smutno, gdy patrzę na
przykład na Stevena i Rebeccę.
– Ale to wszystko nie znaczy, że jesteś nienormalna – tłumaczył łagodnie.
– Częściowo...
– Gdybym mógł sprawić, żebyś uwierzyła w to, co powiedziałem
westchnął.
– Możesz – odpowiedziała, po czym gwałtownie usiadła prosto. – To
znaczy, nie to miałam na myśli...
– A co miałaś na myśli? – Z łatwością obrócił ją tak, że musiała mu
spojrzeć prosto w oczy.
Spuściła wzrok, a fala gorąca napłynęła jej do twarzy.
– Juanito?
Nie miała wyjścia. Ten człowiek zasługiwał na absolutną szczerość.
– Często zastanawiałam się, czy gdybym mogła, choć przez chwilę... być z
mężczyzną... fizycznie i psychicznie... – Ich oczy spotkały się. – Dać mu radość...
Czy to nie mogłoby choć trochę wyrównać nam obojgu tego, że ja... Może wtedy
poczułabym się odrobinę lepiej. A ponieważ jesteś jedynym mężczyzną, którego
naprawdę... wiesz, co mam na myśli... A w dodatku i tak nie potrzebujesz mojego
dziecka... Och, nie mogę uwierzyć, że ci to wszystko mówię...
– szepnęła, zawstydzona do ostatecznych granic.
Niebieskie oczy patrzyły smutniej niż kiedykolwiek.
– To nie znaczy, że nie potrzebuję twojego dziecka...
– No dobrze, żadnego dziecka – poprawiła się.
– Chciałam tylko powiedzieć...
– Sądzę, że wiem, co chciałaś powiedzieć. – Delikatnie przesunął dłonią po
jej karku i rozpiął klamrę.
– Jeśli chcesz wiedzieć, to dajesz mi wiele radości, nawet się o to nie
starając. Na przykład twoje włosy. Często marzyłem o tym, żeby je rozpuścić. Do
końca życia zachowam w pamięci, jak wyglądałaś pierwszego wieczora, gdy
wpięłaś w nie kwiat. I twoje usta... – szepnął ledwo słyszalnie, patrząc na nią
zachłannie. – Czasem z całych sił pragnąłem zgnieść te chłodne wargi swoimi i
sprawić, by wreszcie stały się tak gorące, jak moje. O, właśnie tak.
– Gareth – zdążyła zaprotestować, gdy odchylił jej głowę do tyłu. – Ależ ja
wcale nie miałam zamiaru... Ja tylko chciałam być z tobą uczciwa...
– Wiem. – Jego oddech owiał jej czoło. – Ja też jestem z tobą uczciwy. Nie
szarp się i niczego się nie bój. Już to przecież kiedyś robiliśmy, nie pamiętasz?
– Nie mogąc się już powstrzymać, zaczął ją całować tak gorąco i namiętnie,
że aż zakręciło jej się w głowie i nie miała już innego wyjścia, jak tylko ulec temu
szaleństwu, które się rozpętało...
– Ale tego nie robiliśmy – zauważyła niepewnie jakiś czas później.
– To bez znaczenia – odparł uspokajającym tonem.
– O nic się nie martw.
Skąd wiedział, że teraz Juanita bała się już tylko tego, żeby go nie
rozczarować? Jej niewinne ciało rozkwitało pod jego dotknięciem, jak kwiat pod
wpływem promieni słonecznych. Nie tylko jej ciało. Z każdą chwilą czuła się
coraz atrakcyjniejsza, coraz bardziej pożądana, coraz bardziej kochana. Miała
wrażenie, że Gareth swoimi czułymi, delikatnymi ruchami uwalnia nie tylko jej
ciało z ubrania, ale również jej umysł i serce z okowów, które sobie kiedyś
nałożyła, żeby się bronić. Teraz nie musiała. Była bezpieczna...
– Jesteś taki cudowny – szepnęła, oplatając jego szyję ramionami. – Ja tak
nie potrafię.
– Jeśli naprawdę taki jestem, to tylko dzięki tobie – wyznał, dotykając z
zachwytem jej kształtnych piersi. – A jeśli ty nie będziesz potrafiła, to będzie
moja wina.
– Ale czy naprawdę nie powinnam czegoś zrobić inaczej? – Powoli
wyprostowała ręce i z niewielkim ociąganiem przesunęła dłonie w dół jego
pleców.
– Całkiem nieźle – mruknął głosem, który nie brzmiał już tak spokojnie jak
zazwyczaj. – Muszę cię jednak ostrzec, że twoje działania mogą mieć daleko
idące konsekwencje.
– Jakie? – zdziwiła się niewinnie i z lubością zaczęła już odważniej pieścić
muskularne, nagie ciało, przez które nagle przebiegł lekki dreszcz.
– Takie, moja piękna, gadatliwa kusicielko... – Porwał ją w ramiona i
przycisnął do siebie z całej siły.
Gdy poczuła jego dotyk, jej usta rozchyliły się, a oddech stał się szybszy,
zdołała jednak wykrztusić z siebie jeszcze kilka słów.
– To cudowne... Czyli jestem w stanie...
Ze śmiechem wypowiedział jej imię, po czym nie padło już żadne słowo,
gdyż to, co nastąpiło, po prostu nie mieściło się w słowach.
A potem, kiedy odpoczywali spleceni mocno ramionami, Juanita po raz
pierwszy poczuła, że wszelkie słowa są w tej sytuacji nie tylko niemożliwe, ale w
ogóle niepotrzebne. Z tą nową, zdumiewającą myślą, zasnęła w objęciach Garetha
ufnie jak dziecko.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Juanita ze zdziwieniem rozejrzała się po swoim pokoju. Zupełnie nie
pamiętała, kiedy tu przyszła, tak samo, jak nie mogła sobie przypomnieć
przebierania się w koszulę nocną. I czemu spała do tak późnej godziny? Nagle
usiadła na łóżku z gwałtownym biciem serca. W tym samym momencie w
drzwiach pojawił się Gareth.
– Proszę, jak trafiłem – mruknął. – Dzień dobry. – Postawił na stole tacę ze
śniadaniem, a sam przysiadł na brzegu łóżka.
– Dzień d-dobry. – W oczach Juanity widniał wyraźny niepokój. – Nie
możesz mi przynosić śniadania do pokoju! Och, w ogóle nie pamiętam, jak się tu
dostałam, ale co za szczęście, że jednak przyszłam...
Ujął jej dłonie i uśmiechnął się lekko.
– Przyniosłem cię, jak spałaś. Przypuszczałem, że tego byś właśnie chciała.
Rano powiedziałem Wendy, że źle się czułaś wieczorem i żeby ci nikt nie
przeszkadzał.
– Ale przecież i tak... Są dzieci i Wendy... Nie możemy...
– Wysłałem całą trójkę na tydzień do Sydney, do przyjaciółki ich matki.
Wytłumaczyłem, że im mniej osób będzie się kręcić po domu w czasie
największych robót, tym lepiej, a ich matka z pewnością będzie uszczęśliwiona,
mogąc ich mieć przez kilka dni przy sobie. Przekonałem Wendy, że dziura się w
niebie nie zrobi, gdy opuszczą kilka dni w szkole, i pojechali. Steven zauważył w
dodatku, że skoro ty zostajesz, to nie muszą się o mnie martwić, gdyż się mną
zaopiekujesz – powiedział z figlarnym błyskiem w oku.
– A może lepiej zaopiekujemy się sobą nawzajem?
– dodał, wślizgując się pod kołdrę.
Juanita już otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale szybko zostały
zamknięte gorącymi pocałunkami.
– No i co? Powiesz mi, jak było wczoraj? – spytał po dłuższej chwili
Gareth, nie przestając jej obejmować.
Przypomniała sobie uniesienia poprzedniego wieczora i przebiegł ją
dreszcz. Przytuliła policzek do silnego ramienia z westchnieniem rozkoszy.
– Nigdy nie przypuszczałam, że może być aż tak. Mam nadzieję, że dla
ciebie okazało się to równie wspaniałym przeżyciem.
– O, tak – W głosie Garetha brzmiała absolutna szczerość.
Usiadła i spojrzała na niego z góry, tak jakby chciała przeniknąć wzrokiem
w głąb jego duszy.
– Co to znaczy? – szepnęła.
– Tylko to, że jesteś cudowna i oszałamiająca. I że będzie mi niezwykle
trudno opuścić twoje łóżko, żeby ci podać śniadanie, ale nie mam wyjścia, gdyż
po domu kręci się masa obcych facetów i wszyscy nawzajem włażą sobie w
drogę, nie mówiąc już o mojej skromnej osobie...
Juanita zachichotała nagle.
– To cię bawi? – Przez chwilę wyglądał na urażonego, po czym w jego
wzroku pojawił się zachwyt.
– Jesteś jeszcze ładniejsza, kiedy się śmiejesz – mruknął siadając i ujmując
jej twarz w dłonie. – Mam nadzieję... – Zamilkł nagle.
– Nie myślmy o tym – powiedziała łagodnie i lekko pocałowała wnętrze
jego dłoni. – Czy mogę pana zaprosić na kolację dziś wieczorem, panie Walker,
kiedy ci wszyscy ludzie już sobie pójdą i zostaniemy sami w domu?
– Z największą przyjemnością, panno Spencer-Hill.
Q szóstej wieczorem, po wyjściu ostatniego z robotników, Juanita z ulgą
opadła na kuchenne krzesło. Miała ręce i ubranie pochlapane farbą i padała ze
zmęczenia, ale z zadowoleniem pomyślała, że taka harówka dobrze jej robi o tyle,
że odrywa jej myśli od wydarzeń poprzedniego wieczora...
– Ciekawe, o czym myślisz? – usłyszała znienacka za plecami.
– Och, nawet się jeszcze nie wzięłam za szykowanie kolacji. – Wstała, ale
Gareth zignorował jej słowa i chwycił ją w objęcia.
– Marzyłem o tym przez cały dzień... Wiesz, kiedy zatrudniałem
dekoratora wnętrz, nie przypuszczałem, że będzie wsadzał nos w każdą robotę. –
Dotknął palcem czubka jej nosa.
– Farba? – spojrzała zezem w dół.
– Farba – potwierdził.
– Ale ja w zasadzie nie malowałam...
– Oszukujesz. – Z uśmiechem pocałował ją w ubrudzony nos.
– Ja tylko mieszałam farbę. Zależało mi na uzyskaniu odpowiedniego
odcienia.
– I co? Udało ci się? – Mhm.
– A co to było, kiedy cię zobaczyłem, jak własnoręcznie czyściłaś framugi
papierem ściernym?
– Och, ja... Stolarz miał naprawdę masę roboty. Pocałował ją mocno, a jego
oczy śmiały się do niej.
– Wyglądasz na szczęśliwą.
A czyż była kiedykolwiek bardziej szczęśliwa niż teraz, gdy tak po prostu
stała w jego ramionach, wdychając zapach jego ciała? Impulsywnie pocałowała
go w kuszące wgłębienie u nasady szyi. W odpowiedzi Gareth jednym ruchem
ściągnął jej przepaskę i zaczął gładzić ją po włosach.
– Mam pomysł – mruknął po chwili. – Może zamiast od razu brać się za
kuchenną robotę, pójdziemy najpierw popływać?
Pieszczoty w basenie, chociaż przyzwoicie pozostali w kostiumach
kąpielowych, przekonały Juanitę, że wrażenie, jakie wywiera na Garetha, nie
zmalało ani trochę.
– Sądzę, że teraz powinniśmy pomyśleć o obiedzie – powiedziała po jakimś
czasie.
– Naprawdę? – spojrzał na nią z szatańskim uśmiechem. – A czemuż to? –
Podniósł ją na wyciągniętych rękach do góry, patrzyła więc na niego w dół, a
strumienie wody spływały z jej ciała na jego muskularny tors.
– Ponieważ człowiek musi jeść.
– Mamy na to całą noc.
– Ponadto powinien jeść regularnie.
– A co z pokarmem dla duszy?
Dotknęła mokrą dłonią jego policzka, tak cudownie szorstkiego...
– Jeśli myślisz o tym, o czym podejrzewam, że myślisz...
Skinął głową.
– To też jest ważne, oczywiście, ale... – ciągnęła.
– Muszę cię poinformować, że moja dusza znajduje się obecnie w większej
potrzebie niż mój żołądek, Juanito.
– Dusza? – spytała z niewinną miną. – Ja bym to nieco inaczej określiła.
– To się wszystko ze sobą wiąże – zapewnił z mocą.
– A ty jesteś pokarmem i dla mojego ciała, i dla mojej duszy. Nie mogę
czekać ani chwili dłużej.
– Jest takie stare powiedzenie – mruknęła sennie Juanita, leżąc nago na
łóżku, podczas gdy dłonie Garetha powoli i zmysłowo przesuwały się po jej ciele.
– Jakie?
Obróciła głowę na poduszce w jego stronę. Jej pełne usta drżały leciutko.
– Że nie można wejść dwa razy do tej samej wody.
– Nie widzę związku...
– Zastanawiałam się – odparła z ociąganiem – czy przypadkiem sobie nie
wymyśliłam zdarzeń ostatniej nocy. A jeśli to się stało naprawdę, to czy
kiedykolwiek będę taka sama jak przedtem?
– Oczywiście, że tak. Zaufaj mi. – Dotknął leciutko dłonią jej piersi i
Juanita poczuła budzący się w niej znajomy dreszcz. W odpowiedzi pocałowała
jego ramię i ulegle poddała się pieszczotom. Patrząc na ciało swoje i Garetha
odkryła nagle, że różnią się od siebie w najdrobniejszych szczegółach.
Kontrast między jej jasną skórą, a jego głęboką opalenizną wydał się jej
bardzo podniecający, tak samo jak smukłość i kruchość jej sylwetki w
zestawieniu z jego siłą. Czuła się tak tym wszystkim zafascynowana, że niemal
zapomniała mu odpowiedzieć.
– Skoro tak mówisz – uśmiechnęła się. – Nie zamierzam się z tobą kłócić.
– To świetnie. – Znienacka objął ją mocno ramionami i położył się na
plecach, znalazła się więc nad nim. – Ponieważ nie chciałbym, żeby nasze, hm,
drugie wejście, zostało zepsute jakimkolwiek nieporozumieniem. Wygodnie ci?
Poruszyła się na jego ciele w górę i w dół, jakby sprawdzając.
– Mhm. Czy jest coś, co powinnam teraz zrobić?
– Wystarczy, że będziesz kontynuować to, co zaczęłaś. W zasadzie jestem
zdany na twoją łaskę i niełaskę.
– Rozumiem. Powiedz mi tylko, czy zawsze tak się dzieje? – spytała,
kładąc łokcie na poduszce i podpierając brodę dłońmi.
– Co masz na myśli?
– No cóż, do tej pory było to miłe połączenie przyjaźni i... – spróbowała
przybrać niedbały ton – ...czegoś innego.
– Tego? – Szybkim ruchem ujął dłońmi jej biodra. Gwałtownie wciągnęła
powietrze, gdy wszedł w nią bez najmniejszego ostrzeżenia.
Znieruchomiał i spojrzał z niepokojem.
– Sprawiłem ci ból?
– Nie. Och, nie. Myślę, że nikt nie mógłby mniej mnie skrzywdzić... to
znaczy, rozumiesz, co mam na myśli... Sprawiasz, że czuję się... to takie cudowne
– tłumaczyła chaotycznie. – To najwspanialsze uczucie na świecie...
– Na razie zaledwie jego połowa – mruknął miękko. – Czy masz pojęcie,
ilu mężczyzn dałoby się za ciebie zabić, żeby tylko móc usłyszeć takie słowa?
– spytał, przygarniając ją mocniej do siebie.
Po wspólnym prysznicu Gareth troskliwie założył Juanicie szlafrok i
położył ją na starej kozetce w kuchni, każąc jej odpocząć, a sam zabrał się do
robienia kolacji. Stanowiły ją klasyczne jajka na bekonie i oryginalna zapiekanka
z bananów, chleba i pomidorów, a zakończyła oczywiście aromatyczna kawa.
Juanita milczała przez cały czas.
– Zmęczona? – mruknął Gareth, obejmując ją ramieniem, gdy dopijała
kawę.
– Mhm – przytaknęła. Nie zdawała sobie sprawy ze swojej bladości ani z
błękitnych cieni pod oczami.
– Chyba za dużo dziś pracowałaś – zauważył nieco surowo.
Oparła głowę na jego ramieniu i nie mogła się powstrzymać od uśmiechu.
– O jakim rodzaju pracy myślisz? Teraz on musiał się uśmiechnąć.
– Wiesz co? – odezwał się. – Jutro jest sobota. Czy istnieje jakaś szansa, że
to miejsce stanie się oazą ciszy i spokoju, czy też...
– Nie, nikt jutro nie przyjdzie.
– Wspaniale. Możemy więc spędzić te dwa dni tak, jak nam się zechce.
– A co z twoją książką?
– Dzięki tobie – powiedział w zamyśleniu – idzie mi znacznie lepiej, a
dwudniowa przerwa doda mi sił do dalszej pracy.
– Bardzo mnie to cieszy – ziewnęła.
– Chodź do łóżka.
– Dobrze. Ale... z tobą?
– A czy masz kogoś innego na myśli?
– Nikogo – zaprotestowała z oburzeniem. – Doskonale wiesz, o co mi
chodziło!
– Nie chcesz spać u mnie? Naprawdę będziesz zupełnie bezpieczna. Nie
jestem seksualnym maniakiem...
Usiadła prosto.
– Gareth!
– Juanito? – odparł z poważną miną. Westchnęła.
– No, dobrze. Z przyjemnością spędzę noc z tobą w twoim łóżku.
– Dobrze powiedziane. Jednak muszę cię ostrzec, że jutrzejszy poranek to
już zupełnie inna historia, więc...
– Zanieś mnie do łóżka, Gareth – zażądała. – I lepiej już nic nie mów.
Nie mogła jednak zasnąć, gdyż lekceważony przez cały dzień staw
biodrowy zaczął się jej dawać mocno we znaki.
– Co się dzieje? – Gareth zorientował się od razu, że coś jest nie w
porządku. – Wcale się nie dziwię – zauważył, gdy mu powiedziała. –
Zdecydowanie się dzisiaj przeforsowałaś. Czy wiesz, że jestem świetnym
masażystą?
– Nie...
– Nauczyłem się, gdyż koniom to dobrze robi – powiedział z niewinnym
uśmiechem i fachowo zaczął masować biodro Juanity. – Jak się czujesz?
Uśmiechnęła się leciutko z zamkniętymi oczami.
– Poza tym, że czuję się jak koń – cudownie... Niespełna pięć minut później
zasnęła kamiennym snem.
Spędzili cudowny, leniwy weekend, pływając w basenie, kochając się,
przyrządzając wspólnie posiłki i rozmawiając na wiele tematów. Juanita z każdą
chwilą czuła się coraz swobodniejsza i pewniejsza siebie. Miała wrażenie, jakby
Gareth wyprowadzał ją na wolność po wielu latach uwięzienia.
– Szkoda, że już koniec – powiedziała w niedzielę wieczorem, gdy grali w
domino, leżąc na dywanie przed kominkiem, gdyż na dworze padał deszcz i
zrobiło się chłodno.
– Koniec czego? – spytał Gareth, układając kolejny kawałek.
– Tej ciszy i spokoju.
– Ach, tak. Rzeczywiście. Przez moment myślałem, że mówisz o czymś
innym.
– Wydaje mi się... – powiedziała z wahaniem. – ...że o tym też powinniśmy
porozmawiać.
– Mam lepszy pomysł. – Przykrył dłonią jej delikatne palce. – Wszystkie
dawne argumenty nie mają teraz żadnego znaczenia...
– Nie rozumiem, co masz na myśli – odparła niepewnie.
– Mam na myśli to, że zaczęło się dla nas zupełnie nowe życie, Juanito.
Pozwólmy, niech to jeszcze trochę potrwa tak jak jest, zanim podejmiemy
jakiekolwiek wiążące decyzje, dobrze?
Milczała, zastanawiając się, czy miał na myśli decyzję, która uczyni ją
czymś więcej, niż tylko jego kochanką.
Gareth patrzył na nią z zachwytem, po czym znienacka zagarnął wszystkie
kostki domina do pudełka.
– Czy ty masz pojęcie, Juanito, jak wyglądasz w świetle ognia?
Otworzyła usta, ale delikatnie położył na nich palec, nakazując jej
milczenie. Poddała się więc ulegle jego dłoniom pozwalając, aby ją powoli
rozebrał i pieścił jej nagie ciało, złociste w padającym na nie odblasku płomieni.
Ukląkł na dywanie, zapraszając gestem, by uklękła naprzeciw niego, schylił
wtedy głowę i zaczął całować jej piersi, aż wstrząsnął nią dreszcz podniecenia i
odchyliła głowę do tyłu, a ciemne, lśniące włosy rozsypały się na plecach.
Położył ją wtedy na dywanie i kochał ją czule i gwałtownie zarazem, prowadząc
Juanitę w nieznane jej dotąd światy...
Kiedy jednak minęły chwile uniesienia i Gareth położył się obok niej,
poczuła nagle dziwne osamotnienie i lęk. Nic nie powiedziała, ale
najprawdopodobniej Gareth natychmiast wyczuł zmianę jej nastroju, gdyż objął
ją opiekuńczo i przytulił do siebie. Położywszy głowę na jego piersi, usłyszała
mocne i szybkie bicie jego serca. Zrozumiała, że jest tak samo jak ona poruszony
do głębi.
Jednak następnego ranka poczucie osamotnienia i lęku wróciło. Tym razem
Juanita już wiedziała, że oznacza to strach przed życiem bez Garetha. Im wyżej
wzlatuję, tym boleśniejszy będzie upadek, pomyślała gorzko. Co więc powinnam
zrobić? Co?
Przez następne dni nie zrobiła jednak nic, poddała się biegowi wydarzeń.
Gareth całymi dniami pisał, ona doglądała prac przy urządzaniu domu, jednak
razem siadali do każdego posiłku, razem spędzali każdy wieczór i noc, a łączące
ich więzy z każdym dniem stawały się coraz silniejsze. Opowiadali sobie o
wszystkim, ona przyrządzała mu jego ulubione dania, a on codziennie rano
rozczesywał jej włosy, a przed pójściem spać masował chorą nogę. Czasem
zapominała o swoim lęku, czasami powracał jednak ze zdwojoną siłą, jak tego
poranka, kiedy zauważyła, że dzieci byłyby zadowolone z jej opieki nad
Garethem.
– Dlaczego? – przeciągnął się na łóżku i potarł dłonią szorstki zarost na
policzku.
– Teraz jesteś rano bardziej do życia niż przedtem. – Uśmiechnęła się i
postawiła na stole tacę ze śniadaniem, a sama usiadła na brzegu łóżka,
nienagannie uczesana i ubrana.
– Mhm – omiótł wzrokiem jej szczupłą sylwetkę.
– Doszedłem bowiem do wniosku, że ranek jest idealną porą, żeby się
kochać.
– Ale tylko w weekendy – stwierdziła. Gareth jednak wyciągnął rękę i
leniwie zaczął bawić się guzikiem jej bluzki.
– Nie bądź tego taka pewna – powiedział bardzo miękko.
– Gareth, ale ja już jestem gotowa do...
– Ja też – mruknął z szatańskim uśmiechem, błyskawicznie rozpinając
guzik.
– Och, jesteś niemożliwy!
Roześmiał się szczerze i przyciągnął ją do siebie.
– Miałem rację co do ciebie – powiedział, gdy wreszcie oderwał usta od jej
warg. – Prawdziwy z ciebie ranny ptaszek, wymuskany i gotowy do wyfrunięcia z
gniazdka od samego świtu. No, niech ci będzie. – Wygładził jej bluzkę i poprawił
włosy.
Zamruczała coś pod nosem, odkrywając z konsternacją, że nagle nie ma
ochoty nigdzie wychodzić.
– Co znowu? – spytał.
– Po prostu mam wrażenie, że zburzyłeś mi spokój na cały dzień –
westchnęła.
Uśmiechnęła się do niego i wyszła, jednak od razu za drzwiami uśmiech
zniknął z jej twarzy, a zamiast niego pojawiły się łzy...
– Jutro wracają dzieci – przypomniała cicho przy kolacji.
– Pamiętam.
Juanita wzięła głęboki oddech.
– Gareth? I co teraz? Wybacz mi, ale ja tak dłużej nie mogę. – W jej głosie
dało się wyczuć napięcie.
– Im dłużej będziemy to ciągnąć, tym boleśniejszy będzie koniec. Miałeś
rację, trzeba było nie zaczynać... Nie widzę siebie w roli twojej kochanki. Nie
chciałam ci o tym mówić, myślałam, że jakoś sobie z tym poradzę, ale to narastało
z każdym dniem...
Myślę, że lepiej zrobię, gdy to zakończę, gdy odejdę...
– Dokąd? W ramiona innego mężczyzny, który w przyszłości będzie się z
tobą kochał?
Drgnęła i z rozpaczą zamknęła oczy.
– Juanito?
– Przestań – szepnęła.
– Jestem ciekawy.
– Nie. Jesteś okrutny – powiedziała z trudem.
– Mylisz się. Po prostu mam pewien plan, którego realizacja zależy właśnie
od tego, czy potrafisz zobaczyć siebie w objęciach kogokolwiek innego,
ofiarowującą mu to, co ofiarowałaś przedtem mnie.
Powoli podniosła powieki, a w jej oczach widniał ból, którego nie mogła
ukryć.
– Dlaczego? Co to za plan?
– Juanito... – Patrzył na nią ze smutkiem i ze śmiertelną powagą. – Czy nie
rozumiesz, że próbuję się dowiedzieć, czy mnie kochasz i czy zdecydowałabyś
się zostać ze mną już na zawsze? Jednym słowem, chciałbym, żebyś została moją
żoną.
Juanita gwałtownie zerwała się z krzesła.
– Nie. N-nie – wykrztusiła. – Nie mogłabym. Ja... ja... – Niespodziewanie
poczuła, jakby cala krew odpłynęła jej z głowy do stóp. Nagle wokół niej zapadła
ciemność.
– Gareth?
Pochylał się nad nią z niepokojem w oczach, podtrzymując ją w siedzącej
pozycji na kuchennej kozetce.
– Co mi się stało?
Westchnął i zaczął masować jej dłonie.
– Zemdlałaś. Tuż po tym, jak ci zaproponowałem małżeństwo, sądzę więc,
że w wyniku szoku... – Podał jej przygotowaną przed chwilą szklaneczkę brandy.
– Wypij trochę. – Patrzył na nią z troską. – Mówiłaś kiedyś, że nie należysz do
osób, które łatwo mdleją.
W takim razie skąd taka reakcja? Może z powodów zdrowotnych?
– To niemożliwe. Nic mi nie jest.
– Miałaś naprawdę męczący tydzień. Powinienem był to przewidzieć. To
moja wina. – Jego głos przybrał nagle oschły ton. Po chwili spojrzał na nią z
namysłem. – Ciągle jednak nie wiem, czy się zgadzasz, czy nie.
– Myślę, że wiesz – powiedziała ostrożnie.
– Wiem jedno. Mianowicie to, że nie wyobrażam sobie mojego życia bez
ciebie. Nie wyobrażam sobie tego domu bez ciebie. Mojego łóżka bez ciebie... –
Patrzył na nią w taki sposób, że nie mogła odwrócić oczu. – Wszystko się
zmieniło. To nie znaczy oczywiście, że stałem się idealnym materiałem na męża
ani że nie możesz odejść i poszukać kogoś innego. Ale jeśli nie zamierzasz tego
zrobić, to czy wyjdziesz za mnie, Juanito?
Przez dłuższą chwilę nie mogła wydusić z siebie ani słowa.
– Może ty po prostu się nade mną litujesz, nic więcej? – zapytała w końcu.
– Czy kiedykolwiek dałem ci to do zrozumienia? Czy nie pozwalałem
sobie czasami na szyderstwa i kpiny pod twoim adresem, nie wspominając już o
tym, jak bardzo potrafiłem być grubiański? Powiedz, czy traktowałem cię inaczej
niż innych?
– Nie... – odparła powoli. – Ale pomyśl, przecież znamy się zaledwie kilka
tygodni!
Uśmiechnął się samymi wargami.
– To, co między nami powstało, było sprawą kilku godzin. Od tej pory
zmieniło się tylko tyle, że ta więź staje się z każdym dniem silniejsza.
– Och... Doprawdy nie wiem, co mam powiedzieć, co mam zrobić... –
Splotła z rozpaczą dłonie.
– Nie powiedziałaś mi jeszcze, czy widzisz siebie kochającą się z innym
mężczyzną – przypomniał twardym jak stal głosem.
– Nigdy... – wyrwało jej się, zanim zdołała się powstrzymać i ze strachem
zorientowała się, że to była odpowiedź, której przez cały czas oczekiwał, gdyż
tym razem uśmiech pojawił się również w jego oczach.
– No cóż – mruknął na moment przedtem, nim ją porwał w ramiona. –
Myślę, że to załatwia sprawę.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
– Przeczuwałam to – oznajmiła z satysfakcją Rebecca, gdy poinformowali
dzieci o swoich planach.
– Naprawdę? – mruknął Gareth.
– Wcale nie! – zaprotestował Steven. – Nic przecież nie mówiłaś.
– Chłopcy nie znają się tak dobrze na tych rzeczach jak dziewczynki –
odpowiedziała wyniośle Rebecca.
– Jeśli mam być szczera... Prawdę mówiąc, miałam nadzieję, że się tak
właśnie ułoży – wyznała Wendy, co spowodowało, że Steven naburmuszył się
jeszcze bardziej. Gareth zlitował się nad nim.
– Mam wrażenie, młody człowieku, że musimy trzymać się razem, w
przeciwnym razie te kobiety nas zawojują – powiedział i ku wielkiej radości
chłopca ogarnął go ramieniem.
– Nie wolałabyś, żebym pojechał z tobą? – spytał w nocy poprzedzającej
jej wyjazd.
– Nie – odparła zdecydowanie. – Mam masę spraw do załatwienia,
powinnam była wybrać się do miasta już dawno. Nie będę ci zawracać głowy i
odrywać cię od książki, skoro ci tak dobrze idzie.
– No dobrze, a twoi rodzice?
Zamilkła. Najchętniej nie informowałaby nikogo, gdyż ciągle nie miała
pewności, czy Gareth ją naprawdę kocha, czy też poświęca się dla niej, gdyż wie,
co ona do niego czuje...
– Wolałabym najpierw powiedzieć im sama – odezwała się w końcu.
– Myślisz, że nie będą zadowoleni?
– Myślę, że przeciwnie – zdobyła się na uśmiech.
– Wprawiliby cię w zakłopotanie swoim entuzjazmem.
– O co więc chodzi? Czy ty przypadkiem nie zmieniłaś zdania, Juanito? –
Podniósł jej twarz ku sobie i spojrzał jej głęboko w oczy.
– A jeśli nawet? – szepnęła. Przez chwilę panowała cisza.
– Nic bym nie powiedział. Istnieją inne, lepsze sposoby, żeby cię
przekonać, jak bardzo się nawzajem potrzebujemy. – Zadrżała nagle, więc objął
ją mocno.
– Pamiętaj o tym – szepnął w gąszcz ciemnych włosów.
Jak mogłabym zapomnieć, myślała, jadąc następnego dnia do Sydney i
spoglądając na przepiękny pierścionek zaręczynowy na lewej dłoni. Ale to nie
rozwiąże mojego dylematu. Może zbyt pośpiesznie się zdecydowałam, bezradnie
zadawała sobie pytania, na które nie znajdowała odpowiedzi.
Jednak już godzinę później zapomniała o nich, gdyż wypadki potoczyły się
jak burza. Pojechała wprost do agencji i właśnie zdawała raport swojemu
przełożonemu, gdy zemdlała w połowie zdania. Resztę dnia spędziła pod
zadziwiająco troskliwą opieką matki, która zmusiła ją do przeprowadzenia w
klinice niemal wszystkich możliwych badań. Juanita miała tylko jedno na
pocieszenie. Przed wejściem do agencji zdjęła ów pierścionek z szafirem i
zawiesiła na łańcuszku na szyi, żeby nikt niczego nie zauważył. Dzięki temu
również matka nie zadawała kłopotliwych pytań, a ojciec przebywał w Adelajdzie
razem z trenującym do wyścigu Damienem.
Następnego dnia Juanicie udało się samej pójść po wyniki badań, mimo
nalegań matki, która chciała jej towarzyszyć.
– Nic ma pani pojęcia, jak się cieszę – uśmiechnął się lekarz znad biurka.
W oszołomieniu złapała się rękami za głowę.
– Przecież powiedzieliście mi, że to niemożliwe!
– Moja droga, powiedzieliśmy, że jest to wysoce nieprawdopodobne,
zważywszy obrażenia, jakie pani odniosła w czasie wypadku. Ludzki organizm
ma jednak ogromne zdolności do regeneracji i samouzdrawiania, często większe,
niż przypuszczamy. Tak stało się również i w tym wypadku. Sądzę, że ciąża
przebiegnie pomyślnie. Będziemy panią nieustannie obserwować, oczywiście.
– Oczywiście! – powtórzyła głucho. – O, mój Boże! Lekarz zmarszczył
brwi.
– Juanito?
– To moja wina – powiedziała z trudem. – Myślę, że po prostu straciłam
wiarę w wyzdrowienie.
– Ależ to zupełnie zrozumiałe po wszystkim, co pani przeszła i co usłyszała
od specjalistów. – Głos lekarza brzmiał spokojnie i łagodnie. – Ponadto te sprawy
są często w dużym stopniu związane z wewnętrznym nastawieniem pacjenta. Jeśli
na przykład ktoś postrzega siebie jako osobę mało kobiecą lub mało męską, a
potem się jakoś z tego wyleczy, to jego domniemana niepłodność może zniknąć
jak ręką odjął.
Patrzyła na niego i nagle uświadomiła sobie, że za moment padnie pytanie
o ojca dziecka.
– Ale dlaczego mdleję? – spytała pośpiesznie, żeby nieco zmienić temat.
– Ma pani niewielką anemię, ale zajmiemy się tym. Ponadto mogła się pani
ostatnio przepracować...
– Czy to znaczy, że nie widzi pan przeciwwskazań dla tej... przypadkowej
ciąży?
– Żadnych.
– Juanito, kochanie, błagam cię, przestań!
– Mamo, zostaw mnie w spokoju! – Usiadła gwałtownie na łóżku z
zapuchniętą od łez twarzą, potarganymi włosami i w pomiętym ubraniu.
– Nie – padła zdecydowana odpowiedź. – Powiedziałaś, że nic ci nie jest,
po czym weszłaś do swojego pokoju i od tej pory nie przestajesz płakać.
Rozumiem, że pewnych rzeczy nie możesz mi wybaczyć, ale takie odgrywanie
się na mnie teraz za przeszłość jest...
– Och, mamo! Nie myśl tak. Matka usiadła obok niej na łóżku.
– O co więc chodzi, kochanie?
– Nie uwierzysz. Jestem... Jestem w ciąży. – Skarbie... – Matka nie
powiedziała nic więcej, tylko najzwyczajniej w świecie przytuliła córkę do siebie.
Trwały tak kilka minut w tym pełnym uczucia uścisku.
– Kto jest ojcem? Czy to w tym tkwi problem? Juanito, przecież powinnaś
skakać do góry z radości! – W głosie matki słychać było i oszołomienie, i
ogromną radość. Nagłe spoważniała. – Powiedz mi, kochanie.
Ku swemu zdumieniu Juanita z ulgą powiedziała niemal wszystko,
starannie jednak omijając szczegóły, które pozwoliłyby zidentyfikować osobę
Garetha.
– Nie rozumiem. Przecież on chce cię poślubić....
– Wcale jednak nie jestem pewna, czy nie dlatego, że czuje się wobec mnie
winien. Teraz miałby jeszcze większe zobowiązania w stosunku do mnie, a w
dodatku on sobie nie życzy mieć dzieci! Wszystko to przypominałoby złapanie go
w pułapkę. Nie chcę tego! – Po jej twarzy znów popłynęły łzy.
– W takim razie, co teraz zrobimy?
– Czy mogłabyś zawiadomić moją agencję, że potrzebuję kilku dni
odpoczynku? Lekarz potwierdzi, że mam anemię i że się przepracowałam. Na
szczęście zemdlałam tuż pod koniec mojego sprawozdania, więc jeśli wyślą tam
kogoś innego, nie powinien mieć większych problemów z doglądaniem prac. Ja
po prostu muszę to wszystko spokojnie przemyśleć.
– Tu się z tobą zgadzam. Juanito, czy twoje sprawy zawodowe łączą się w
jakiś sposób z twoim obecnym stanem?
– Dlaczego tak myślisz? – spytała szybko, może nieco zbyt szybko.
– Tak mi przyszło do głowy. Spędzałaś tam aż tyle czasu...
Po dłuższej chwili Juanita bez słowa skinęła głową.
– A więc to Gareth Walker?
– Mamo... – jęknęła błagalnie.
– Nie obawiaj się – zapewniła matka uspokajającym tonem: – Nie powiem
jednego słowa ani jemu, ani nikomu innemu. Wiesz, przyszło mi właśnie do
głowy, że gdy przyjedzie ktoś inny na twoje miejsce, Gareth może zacząć cię
szukać. Jeśli chcesz, to tak to zorganizuję, że nikt cię przez te kilka dni nie
znajdzie. I będę milczeć jak grób. A ty się spokojnie zastanów.
Ale dlaczego nie mogę się spokojnie zastanowić, myślała w nocy Juanita.
Dlaczego nie chcę spojrzeć prawdzie w oczy i stwierdzić, że mam trzy wyjścia:
samotnie wychowywać dziecko, nie urodzić go, co w ogóle nie wchodzi w grę,
lub powiedzieć Garethowi. Zacznijmy od początku. Załóżmy, że zdecyduję się na
samotne macierzyństwo. Napiszę do Garetha, że nie wierzę w nasz związek, że
zmieniłam zdanie, że trzeba to zakończyć. Będę wtedy musiała wyjechać, żeby
nie mógł mnie znaleźć i próbować mnie przekonać. Tak, ale wtedy stracę pracę.
Ale dlaczego ten fakt przestał mieć dla mnie znaczenie? Ponieważ będę miała
dziecko i stałam się w pełni kobietą – szepnęła w ciemność nocy. – A to
rekompensuje wszystko. Nawet, choć nie do końca, utratę Garetha.
Następny dzień przyniósł kolejną wstrząsającą wiadomość. Damien miał
wypadek samochodowy w czasie próbnej jazdy i przewieziono go do szpitala w
ciężkim stanie. Razem ze zrozpaczoną matką poleciały najbliższym samolotem
do Adelajdy. Zbieg okoliczności spowodował, że w tym samym czasie na
lotnisku w Adelajdzie wylądował samolot z Perth i Juanita w pewnej chwili
dostrzegła podążającą w jej stronę śmiertelnie bladą Xanthe.
– Jak dobrze, że cię spotykam – powiedziała płaczliwym głosem siostra
Garetha. – Myślałam, żeby się przebrać za pielęgniarkę, przecież inaczej mnie do
niego nie wpuszczą, ale gdybym mogła pójść z tobą... Błagam cię, Juanito, pomóż
mi.
Udały się więc do szpitala we trójkę, gdzie czekał już ojciec, który
poinformował je, że będący w stanie krytycznym Damien przechodzi właśnie
ciężką operację. Z największym zdumieniem Juanita obserwowała Xanthe,
trzymającą za rękę jej matkę i zapewniającą ją spokojnie, że wszystko będzie
dobrze. Nie spodziewała się, że ta postrzelona dziewczyna sprawdzi się w tak
ciężkiej sytuacji. Ale czy Damien zechce się z nią widzieć? Jeśli w ogóle
kogokolwiek jeszcze zobaczy...
Wiele godzin później, w środku nocy Damien z wysiłkiem wyszeptał
pierwsze słowa po operacji.
– Xanthe? To naprawdę ty? Gdybyś wiedziała, jak bardzo za tobą
tęskniłem...
Juanita dostrzegła w oczach rodziców tak ogromne osłupienie, że gdy
wyszli na korytarz, zostawiając Xanthe i Damiena samych, musiała im pokrótce
wyjaśnić całą sytuację.
– Nie wiadomo jednak – powiedziała z grymasem na twarzy – co na to
Gareth... hm, to znaczy jej brat.
Matka zamrugała oczami z wyraźnym zakłopotaniem.
– Mogę się mylić, ale sądzę, że właśnie stoi za twoimi plecami...
Mało brakowało, a Juanita znowu by zemdlała. Odwróciła się i zobaczyła,
że Gareth patrzy na jej dłoń bez pierścionka. Niebieskie oczy były zimne jak lód.
– Rozumiem, że przyjechałeś tu w związku z Xanthe – powiedziała Juanita
tylko po to, żeby coś powiedzieć.
– Przyjechałem w związku z tobą – odparł ponuro. – Państwo pozwolą, że
zabiorę narzeczoną do hotelu?
Musimy omówić parę spraw – dodał bardziej uprzejmym tonem.
Nie dość, że zameldował ją w hotelu jako swoją narzeczoną i to donośnym
głosem wypowiadając jej nazwisko, to w dodatku zwróciło to uwagę kręcącej się
obok pary dziennikarzy, którzy od razu sfotografowali Juanitę obejmowaną przez
Garetha i zasypali ją pytaniami o zaręczyny i o stan jej brata. Dosłownie trzęsła
się z wściekłości, gdy weszli do pokoju.
– Nie możesz mi robić czegoś takiego – powiedziała z pobladłą z gniewu
twarzą.
– Nie rozumiem, dlaczego. Przecież się zgodziłaś.
– Otworzył barek i zaczął przygotowywać coś do picia.
– Przecież... chyba wiesz, że zmieniłam zdanie – odezwała się drżącym
głosem.
– Wiem? – Podszedł do niej i podał jej napełnioną szklaneczkę. – Powiem
ci, co wiem. To mianowicie, że nie miałem od ciebie żadnej wiadomości od czasu
twojego wyjazdu. Telefon w twoim mieszkaniu nie odpowiadał, co wydało mi się
dziwne. W twojej agencji poinformowano mnie, że jesteś chora i że przyślą mi
kogoś innego. Wsiadłem do samochodu i pojechałem do Sydney. Szukałem cię
przez te trzy dni w Lavender Bay, w Woollahra, gdzie mieszka twoja matka, i na
Północnym Wybrzeżu, gdzie mają swoje domy twój ojciec i brat. W pewnym
momencie radio podało informację o wypadku Damiena na torze w Adelajdzie i
tylko dzięki tej fatalnej wiadomości cię znalazłem.
Juanita zamknęła na chwilę oczy.
– Naprawdę mi przykro. Zamierzałam ci wszystko wytłumaczyć, gdy to się
stało... – Spojrzała nagle na niego z obawą a zarazem z gniewem. – Chociaż, nie.
Niczego nie muszę ci tłumaczyć. Po prostu zmieniłam zdanie.
– Nie powiesz mi, że to z powodu jakichś obiekcji twoich rodziców.
Wyglądało na to, że twój ojciec nie ma o niczym zielonego pojęcia.
– To prawda...
– Za to twoja matka chyba uważała, że powinnaś iść ze mną, więc nie jest
taka zupełnie niezorientowana?
– Ona wie – powiedziała ze zdenerwowaniem Juanita. – Ale...
– Co jej w tym związku nie odpowiada? – spytał bez ogródek.
– Och, nic, ale...
– Więc?
Juanita zesztywniała.
– Przestań! Kto ci dał prawo do traktowania mnie w ten sposób? Co to za
przesłuchanie? A w ogóle dlaczego mam chcieć wyjść za ciebie, skoro się tak
zachowujesz?
– Dlatego – odparł jedwabistym głosem – że mnie kochasz. Ale jak typowa
kobieta masz sto tysięcy wątpliwości i wymyśliłaś sobie, że nie powinnaś, bo coś
jest nie w porządku, bo ja...
– Owszem, ty! – krzyknęła, wyprowadzona z równowagi. – To ty nie
zamierzałeś się żenić, to ty nigdy nie powiedziałeś, że mnie kochasz, to ty nie
chciałeś mieć dzieci... – Urwała nagle.
– Poprzednie zarzuty rozumiem, ale skąd ten ostatni, Juanito?
Patrzyła na niego przez łzy i nagle zrozumiała, że przecież nie może się
przed nim ukrywać przez całe życie i że Gareth ma prawo wiedzieć.
– Czasami zdarza się niemożliwe – powiedziała nieswoim głosem.
Gareth wciągnął głośno powietrze, wykonał nieokreślony gest i zamarł.
– Nie wiem, czy mi uwierzysz ciągnęła – ale ja naprawdę byłam
przekonana, że nie mogę mieć dzieci. Tak mnie poinformowali po wypadku
lekarze i nikt nie miał pojęcia, że organizm jednak jakoś dojdzie do siebie. Teraz
mam wrażenie, że w ten sposób moje ciało chce mi pokazać, że nie wolno tracić
wiary...
– Nie – odezwał się bardzo łagodnie Gareth i delikatnie ujął jej dłoń. –
Sądzę raczej, że dopełnia naszą miłość.
– Ale...
– Zanim podejmiesz decyzję, zrób dla mnie jedną rzecz. Usiądź i
przeczytaj. – Sięgnął po teczkę. – To streszczenie książki, którą ukończyłem
dzięki twojej radzie.
– Żebyś napisał o własnych problemach twórczych? Ale co to ma
wspólnego z nami? – Patrzyła na niego ze zdziwieniem.
– Owszem, chodzi tu o moje problemy, ale nie te, które dotyczą pisania i
literatury przez duże L. Zresztą, zobaczysz.
Zajęło jej kilka minut, zanim w pełni zrozumiała to, co czyta. Nagle dotarło
do niej, że to historia O mężczyźnie, który...
– Przecież to ty – zauważyła ze zdumieniem. – Ale... – To prawda, ale
czytaj dalej. Wyjaśniłem tam pewne rzeczy.
Gdy skończyła, podniosła głowę, a rozchylone usta drżały.
– Czczy to wszystko p-prawda? Usiadł naprzeciw niej.
– Tak, ale musiałem najpierw przelać moje problemy na papier, tak jak mi
radziłaś, żeby wszystko zrozumieć. Wydawało mi się, że chcę żyć samotnie, i
było mi z tym całkiem dobrze do momentu, gdy zapukałaś do moich drzwi.
Wtedy to, co do tej pory było dla mnie ważne, zaczęło tracić swoje znaczenie.
I to właśnie ty pierwsza to zauważyłaś.
– Ja? K-kiedy?
Na opalonej twarzy pojawił się przelotny uśmiech.
– Pamiętasz, jak pewnego wieczora spytałaś, czy nie tęsknię za zwykłym,
ustabilizowanym życiem?
Miałaś rację, ale ja tego nie widziałem, chociaż wszystko na to
wskazywało. Nie potrafiłem sobie znaleźć miejsca, nic mi nie szło, zwłaszcza
pisanie. W dodatku z każdym dniem czułem się coraz bardziej winny wobec
ciebie.
Wyraźnie wstrząśnięta ostatnim zdaniem Juanita już miała coś powiedzieć,
jednak Gareth nie pozwolił sobie przerwać.
– Pragnąłem cię coraz bardziej i nie mogło tego zmienić nieustanne
powtarzanie sobie, że nie jestem odpowiednim mężczyzną dla takiej dziewczyny
jak ty. Nie mogłem też dłużej ignorować twoich uczuć, więc ostatecznie zrobiłem
to, co zrobiłem.
Patrzyli na siebie, po czym wzrok Juanity spoczął na trzymanym w rękach
maszynopisie.
– Pisałeś więc o mężczyźnie, który przechodził przez to, przez co ty
przechodziłeś, przez cały ten czas, kiedy...
– ...byliśmy razem? – uśmiechnął się niespodziewanie. – Właśnie tak. Mój
wydawca przyjechał tuż po twoim wyjeździe i uważa, że to najlepsze, co
kiedykolwiek napisałem. Nie zamierzam jednak tego publikować.
– Och! Ale...
– Nie – mówił łagodnie, lecz zdecydowanie. – Jest to coś wyjątkowo
prywatnego. Należy tylko do ciebie i do mnie.
– Ale twój wydawca...
– Cóż, rwie sobie włosy z głowy, ale powiedziałem mu, żeby nie tracił
nadziei, gdyż i tak nie pozostanie to bez wpływu na moją dalszą twórczość.
Widzisz, moja kochana Juanito... – W jego głosie pojawiła się jakaś dziwna nuta.
– Dopiero gdy zacząłem pisać, zdałem sobie sprawę z nurtującego mnie od lat
poczucia winy. Nie potrafiłem nigdy oddzielić tragicznego wypadku Lindy od
życia, jakie prowadziłem. Ten pierwszy fakt wydawał mi się następstwem
drugiego. A przecież prawda była taka, że żadne z nas jeszcze nie dojrzało wtedy
do małżeństwa i wychowywania dzieci. Każde z nas chciało pozostać niezależne,
ale nie było to wynikiem wewnętrznej potrzeby, lecz braku prawdziwej, dojrzałej
miłości między nami...
Zamilkł na chwilę, patrząc gdzieś w dal, po czym podjął temat.
– Nie mogłem się pozbyć poczucia winy za frustrację Lindy i za jej
tragiczną śmierć, dopóki nic zacząłem pisać. Wtedy wreszcie jakby łuski spadły
mi z oczu i zrozumiałem. Nie muszę się zmieniać. Muszę tylko wreszcie
naprawdę pokochać, gdyż jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło.
– Gareth...
Objął ją ramieniem.
– Przez te kilka dni szalałem ze strachu. Bałem się, że naprawdę jesteś
chora, bałem się, że cię nigdy już nie znajdę, że nie będę mógł ci powiedzieć, że
cię kocham, że bez ciebie jestem zupełnie bezradny. Teraz mogę cię jeszcze
zapewnić, że jeżeli zechcesz mieć nawet dziesięcioro dzieci, to uznam to za
znakomity pomysł. – Delikatnie położył dłoń na jej brzuchu.
– Jak to? – Oczy Juanity były szeroko otwarte ze zdumienia.
Gareth wziął ją za ręce.
– Co mam zrobić, żeby cię przekonać, najdroższa, że ta wspaniała dla
ciebie wiadomość jest również najlepszą wiadomością w całym moim życiu?
Właściwie nic dziwnego, że się wahasz. Przez cały czas mówiłem o sobie, o
moich problemach, moim tym, moim tamtym, a nie o tym, co najważniejsze. O
tobie. Wbrew twoim wątpliwościom i moim wysiłkom zakochałem się w tobie od
samego początku – wyznał. – Byłem twój, gdy tylko na mnie po raz pierwszy
spojrzałaś. Cokolwiek zrobiłaś, cokolwiek powiedziałaś, wszystko to
przemawiało do moich zmysłów. Nie mogłem sobie dać rady...
Potrząsnął z niedowierzaniem głową, a Juanitę przebiegł dreszcz, gdy
przypomniała sobie, że odczuwała dokładnie to samo.
– Byłaś dla mnie zupełną zagadką. Czasami zastanawiałem się, czy
kiedykolwiek zdołam cię zrozumieć. Nigdy nie zapomnę tego dnia, gdy weszłaś
do mojego gabinetu i miałaś na sobie bluzkę w tym samym malinowym odcieniu,
co szminkę. W moich oczach wszystko stanowiło doskonałą harmonię, ciemne
włosy, jasna cera i ten cudowny kolor. Ale ty byłaś taka chłodna, taka
niedostępna...
– Nie mogłem się uwolnić od myśli, żeby cię rozebrać – ciągnął po chwili.
– Żeby została tylko ta szminka na twoich pełnych ustach. Opanowałem się z
najwyższą trudnością – szepnął ledwo słyszalnie, a jego wzrok spoczął na
wargach Juanity.
W jej oczach zamigotały łzy, tym razem jednak płakała ze szczęścia. Tak
mógł mówić jedynie mężczyzna zafascynowany nią równie głęboko, jak ona nim,
mężczyzna, dla którego jej utykanie i jąkanie się naprawdę nie miały żadnego
znaczenia.
– Szkoda, że nie wiedziałam – odparła, po czym w kącikach jej ust zaigrał
figlarny uśmiech. – Pozwolę sobie jednak zauważyć, że dziesiątka dzieci to lekka
przesada.
Gdyby żywiła jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, zniknęłyby one w tej
chwili. Jeszcze nigdy Gareth nie wyglądał na tak głęboko poruszonego.
– Kocham cię – szepnęła, po czym sięgnęła dłonią do szyi i wyciągnęła
spod bluzki łańcuszek z pierścionkiem zaręczynowym.
– Widzisz? Nie potrafiłam się z nim rozstać.
– Juanito...
Położyła palec na jego ustach.
– Powiedziałeś kiedyś, że są lepsze sposoby, żeby mnie przekonać, jak
bardzo się nawzajem potrzebujemy.
– O niczym innym nie marzę. – Niecierpliwie rozpiął jej bluzkę, zdjął ją i
spojrzał na pierścionek spoczywający między kształtnymi piersiami Juanity.
Podniósł wzrok, a niebieskie oczy lśniły jak gwiazdy.
– Czy wiesz, jakie mam uczucie? Jakbym po wielu latach błądzenia wrócił
wreszcie do domu.
Tym razem to ją ogarnęła fala niewyobrażalnego wzruszenia, a Gareth
wziął ją wreszcie w ramiona i szepnął jeszcze coś, zanim ją pocałował.
– Nigdy więcej mnie nie opuszczaj.