MegAlexander
Najlepszywybór
Rozważniiromantyczni
TłumaczyłaWeronikaŻółtowska
ROZDZIAŁPIERWSZY
Rok1811
Starszazdwudamsiedzącychprzykominkuwmałymdomkubyławyraźniewzburzona.
Łzyspływałyjejpopoliczkach,gdypatrzyłanasirJamesaPercevala.
-Powiedzmi,żetonieprawda!-błagała.-CzyIshammusizabraćwszystko?Ochproszę,
niechzostawiprzynajmniejmójposagiczęśćnależnądziewczętom.
SirJameszawahałsię.zniechęciąmyślącoprzykrymobowiązku,którymusiałspełnić.
-Niemarady-odparłwkońcu.-MojadrogaIsabel,lepiejodrazuprzygotujsięna
najgorsze.Próbowałemocalićchociażresztki,aledługjestzbytwielki.Kiedy
powiedziałem,żestraciłyściewszystko,miałemnamyślinietylkodom,konie,powóz…
-Niedbamonie-rozpaczałapaniRushford,bagatelizującwygody,zktórychkorzystała
przezcałeżycie.-Alemojedziewczynki!Wiązałamznimiogromnenadzieje.
Ktojeterazweźmie?Jakmamyżyć?-Wyciągnęłarękędomilczącejcórki.-Indio,
jesteśmybezśrodkówdożycia,niemalzrujnowane!-Potem,kuprzerażeniuswego
rozmówcy,wybuchnęłahisterycznymśmiechem.
Indiawstałaizadzwoniłanasłużącą.Następnieujęładłoniematkiipowiedziała
przyciszonymgłosem:
-Jesteśbardzozmęczona.Pójdziemydotwegopokoju,dobrze?Martaobmyjecięwodą
różanąiprzygotujegorącącegłę,żebyrozgrzaćstopy.Wujekijawszystkotuomówimy.
Możezdołamycośwymyślić.
Objęławtaliizrozpaczonąmatkęipomogłajejwyjśćzsalonu.Minęłotrochęczasu,nim
wróciłaisirJamesjużzacząłsięniepokoić,aleIndiaszybkorozwiałajegoobawy.
-Mamaodpoczywa-tłumaczyłacicho-aleposłałamLettypolekarza.Środek
uspokajającyprzyniesiejejpewnąulgę.Potymwszystkim,coostatniomusiałaznieść,to
był
dlaniejwstrząs.
-Gdybymmógł,chętniebymjejtegooszczędził,mojadroga,aleniejestemwstanie.
Paskudnasprawa,leczprzykromi,żetwojamatkareagujetakgwałtownie.
-Obawiamsię,żenowinaoutraciejejposagudopełniłakielichgoryczy.-Indiapokiwała
głową.-Czterymiesiące,któreminęłyodśmierciojca,byłykoszmarem.Samwiesz,że
miaławzględemnaswielkieplany.
-Owszem,mojedrogiedziecko.Bógmiświadkiem,żepróbowałemzachować
przynajmniejwaszączęść,alenależnościsąogromne.Postępowanietwegoojcacałkiem
gopogrążyło,adługihonorowetrzebapłacić.
-Honorowe?-żachnęłasięIndia.-Daruj,wujku,alemoimzdaniemtegorodzaju
zachowanieniemanicwspólnegozpoczuciemhonoru.Ishamnapewnowiedział,żenie
możeżądaćodojcawypłaceniatakiejsumy.Tonikczemnik.Gdybymbyłamężczyzną,
wyzwałabymgonapojedynek.
-Obawiamsię,żenierozumiesz,wczymrzecz.-SirJamesprzybrałsurowąminę.-
Gdymężczyznazasiadaprzyzielonymstoliku,graczeniepytająostanjegofinansów,
tylkozakładająmilcząco,żebędziewstaniespłacićzobowiązania.Wprzeciwnymrazie
uchodzizaoszusta.
Indiamilczała.Musiałaprzyznać,żelordIshamnieponosicałejodpowiedzialnościza
katastrofę,którajespotkała.Porazpierwszywżyciuzdałasobiesprawę,żejejukochany
papa,mimourokuiradościżycia,niewykazywałnajmniejszegopoczucia
odpowiedzialnościzarodzinę.Musiałaspojrzećprawdziewoczy:nietylkopozbawiłje
dachunadgłową,lecztakżetrwoniłpieniądze,którychniepowinientknąć.Doskonale
wiedziała,żeustawysąprzeciwkokobietom.Żonaniemiałażadnychprawdowłasnego
majątku,którymmążdysponowałwedługswegowidzimisię.Jakpapamógłzostawićje
bezśrodkówdożycia?Owerozterkizapewnesprawiły,żezmieniłasięnatwarzy,co
dostrzegł
sirJames.
-Mamnadzieję,żemnierozumiesz-dodałłagodniej.-Krawców,dostawcówżywności,
nawetbudowniczychmożnabezkarniezwodzić,odkładającwypłatę,aledługikarciane
płacisięodrazu.
-Awięcdobrze-odparłachłodnoIndia.-Tenpandostanieswojepieniądzeiniechsię
nimiudławi.WcałymLondynieniemachybanikogo,ktobyichmniejpotrzebował.
-Niewtymrzecz,kochanie.Przestańbyćtakazgorzkniała.Jegolordowskamośćposzedł
naustępstwa.Pozwoliłzwlekaćtrzymiesiącezprzeprowadzką,chociażmógł
nakazaćwamniezwłoczneopuszczeniedomu.
-Jakżetowielkoduszniezjegostrony!-zawołałaIndia,niedającsięułagodzić.-
Pewnieczekałniecierpliwie,ażobejmieGrange.Potychjegopałacachnaszaruderato
zabawnaodmiana.
-Waszdomwcaleniewydajesiętakizniszczony,Indio.-SirJamesposmutniał,
rozglądającsięwokół.
-Obawiamsię,żetutaj…
-Wujku,jestemokropna!-Indięogarnęłaskrucha.
-Tylkoniemyśl,żeznasniewdzięcznice.Dzięki,żepozwoliłeśnamtutajzamieszkać.
Jesteśmyzadowolone…-Głoszadrżałjejlekko,aleopanowałasięiciągnęłaśmiało:-
Chcemyuprawiaćogród,będąwnimowoceiwarzywa.-Zdobyłasięnawymuszony
uśmiech.-Uczęsięgotować.
-Mojadroga,czytonaprawdękonieczne?-SirJamesbyłmocnozbityztropu.-
Sądziłem,żeMarta…
-Martajestznakomitąpokojówką,alemiernąkucharką.Dlawłasnegodobrawolęsama
gotować.Zresztątonictrudnego.Hesterofiarowałamiegzemplarzksiążkikucharskiej
paniRundle,którejradprzestrzegamcodojoty.
-Mimowszystkotoniejestzajęcieodpowiedniedlamłodejdamy.Przyślęwamkogośz
mojejsłużby.
-Błagam,żebyśtegonierobił.Itakzbytwielecijużzawdzięczamy.
-Szkoda,żeniemogęuczynićwięcej.Niezabrakniewamopałuaniżywności,możecie
równieżkorzystaćzpowozu,jeślizajdzietakapotrzeba.Przykromizpowodudomuw
Londynie.Gdybynieto,żeczynszokazałsiędlamniezawysoki,mogłybyścietam
pozostaćdokońcasezonu.Bardzożałuję.
-Niepotrzebnie.Jakmogłybyśmytamzostać?Pośmierciojcakrążyłotyleplotek,że
choćbyztegopowodumusiałyśmywyjechać.Dalszypobytbyłniedopomyślenia.
SirJameszniepokojemprzyjrzałsięIndii,Ilesłyszała?Starałsięuchronićrodzinęprzed
londyńskimiplotkarzami,alewśródtamtejszejsocjetywieściszerzyłysięjakpożarw
czasiesuszy,itoznajdrobniejszymiszczegółami.AprzecieżIndiadośćsięnacierpiała.
Byłaulubienicąojcaipatrzyławniegojakwobraz.Przeżyłaogromnyzawód.SirJames
miał
świadomość,żejejgniewnalordaIshamawdużymstopniuwynikazrozczarowaniai
goryczy,jakiestałysięjejudziałem.Indiamusiałaprzyjąćdowiadomości,żejejbohater
tokolosnaglinianychnogach.ŚmierćGarethaRushfordabyłaprawdziwymwstrząsem
dlajegonajbliższych,ato,conastąpiłopotem-klęską.
Niechgodiabliporwą,zezłościąpomyślałsirJames.Odlatwiedział,żezabeztroskim
życiemczarującegoutracjuszakryjesiępiramidadługów.Pofatalnymwieczorzewklubie
takonstrukcjazawaliłasięniczymdomekzkart,przezcorodzinazostaławnędzy.
-Doszłydociebiejakieśszczegóły?-spytałaIndia.-Mamnamyśliwypadek.
.-Skądże!-skłamał.Niemożnadopuścić,żebyIndiapoznałaprawdę.Plotkarzesięnie
mylili.SirJameszadałsobiewieletrudu,żebysprawdzićzasłyszanepogłoski.Kiedy
Rushfordzrozumiał,żejestzrujnowany,pozostałwklubieipiłnaumór.Oświciewyszedł
naStJamesStreet.Czynajbliżsikiedykolwiekuświadomiąsobie,żenieprzypadkowo
wpadł
podkopytakoniciągnącychrozpędzonypowóz?SirJamespodejrzewał,żetakwłaśniesię
stało.CzyRushfordwolałuniknąćjawnegosamobójstwa,abyoszczędzićrodzinie
wstydu?
Zapewne.Takczyinaczejstratowanyzginąłnamiejscu.
-Pamiętaj,mojadroga,żebyłojeszczeciemno.-SirJamesniewielemógłpowiedzieć,by
pocieszyćkuzynkę,leczpróbowałdodaćjejotuchy.-Przypuszczamy,żespostrzegł
powózdopierowostatniejchwili.Przynajmniejniecierpiał.
-Mimowszystko…Trudnomiuwierzyć,żeniesłyszałkońskiegotętentu.Tobardzo
dziwne.
-Mojedrogiedziecko,przestańsięzadręczać.Twójpapabyłpewniezaabsorbowany…
-…długamikarcianymi?Och,wujku,cóżzaohydnyproceder!Należałobygoprawnie
zakazać.
-Przynajmniejpodtymwzględemjesteśmyzgodni.Oczywiściewiadomoci,żemój
majątekzostałpoważniezadłużonyzażyciadziadka,którymusiałsprzedaćdużąjego
część,abyzapłacićkarcianedługi.Odlatstaramsiępotrochuodkupićutraconedobra.
-Wiem-odparłaciepło.-Hesteropowiadałamiotwoichwysiłkach.Jestemsamolubna,
zajmującsięwyłącznienaszymikłopotami,lecztrudnomipojąć,czemupanowiesiadają
dokartiryzykująswojąwłasność.
-Nietylkooni,kochanie.Toplaganaszychczasów,boidamychętniegrywają,coz
pewnościąrzuciłocisięwoczy,gdybyłaśwLondynie.
-Niezwracałamuwaginatakierzeczy-wyznałaIndia.-Zajmowałamsięinnymi
sprawami.Tylebyłoprzyjęć,baliikoncertów.
-Twojeżyciebędzieterazwyglądaćinaczej.-SirJamesująłjejdłoń.-Powiedzmi,czy
podczasostatniegosezonuktośwreszcie…Chodzimioto…
-Czyktośmisięoświadczył?-PorazpierwszyodpoczątkurozmowyIndiazdobyłasię
nalekkiuśmiech.-Nie,wujku.Spójrznamnie!Przedewszystkimjestemzawysoka!W
tańcugórujęnadwiększościąpartnerów.Powtóre,jaksamwidzisz,trudnopowiedzieć,że
jestemwiotkaieteryczna.Wnajlepszymraziemożnamiprzypisaćposągowekształty.
Włosyniesąwprawdziemarchewkowe,tylkokasztanowe,alejednakrude.Pozatymoczy
niebieskiepodobająsiębardziejodpiwnych.-PobłażliwyuśmiechsirJamesawyrażał
jawnąniezgodę.NatwarzyrozbawionejIndiipojawiłysiędołki,gdywyznała:-Udałomi
sięjednaknarobićzamieszania.MiałamnieszczęścieurazićGeorge’aBrummella,który
natychmiastmnieskarcił.Powinnamokazaćskruchę,alewybuchnęłamśmiechem,czego
mijużniewybaczy.
-Moimzdaniemmężnietozniesiesz-odparłzprzekąsemsirJames.-Tokolejny
utracjusz.-Indiamilczała,ponieważbyłatoaluzjadoniedawnychprzeżyć,awuj
natychmiastzmieniłtemat.-JaksięczujeLetty?-zapytał.-Mamnadzieję,żewtych
niełatwychchwilachjestdlaciebiepodporą.
-Chodzismutna,leczniezewzględunaponiesioneprzeznasstraty.Miałyśmynadzieję,
żeOliverWellssięjejoświadczy,aleteraz…Trudnopowiedzieć.
-Wells?-SirJameszastanawiałsięprzezmoment.-ZWellsówosiadłychwBristolu?
Ciniemusząsięmartwićopieniądze,więctobezróżnicy,czyLettymaposag,czyteż
nie.
Wieszprzecież,żejasamożeniłemsięzmiłości.
-Owszem,wujku,leczOlivertomłodszysyn,ajegomatkajestdumnajakpaw.
OstatnioLettynapisaładoniego,żemiędzynimiwszystkoskończone.Ukrywa
przygnębienie,alewidzę,żejestzmartwiona.
-Awaszbrat?GdziesiępodziewaGiles?Miałemnadzieję,żegotuzastanę.Trzeba
podjąćwieledecyzji.Miałaśodniegowiadomości?
-PojechałdohrabstwaDerby-odparłazwahaniem.-Cromfordowiezaprosiligona
dłużej.
-Czyżby?-rzuciłoschlesirJameszjawnądezaprobatą.-Powinienzrezygnowaćz
odwiedzin.Jegomiejscejestterazprzywas.-Niekryłoburzenia,bozawszelękałsię,że
Gilespójdziewśladyojca.Indiaodruchowochciałastanąćwobroniebrata,aleugryzła
sięwjęzyk.WejścieLettysprawiło,żeniemusiaławysłuchiwaćkolejnychzarzutów
przeciwkoGilesowi.Jejsiostrabyłazmęczonaiblada,leczobdarzyławujauśmiechemi
zwróciłasiędoIndii.
-Lekarzposzedłdomamy-powiedziałacicho.-Zastałamgowostatniejchwili,nim
wyruszyłdopacjentów.Natychmiastzemnąprzyjechał.
-Doskonałe!-Indiauśmiechnęłasię,żebydodaćjejotuchy.-Mamaprzedewszystkim
potrzebujeodpoczynku.Kiedypoczujesięlepiej,powiemyjejonaszychplanach.
-Acowymyśliłyście?-SirJameszuwagąobserwowałdziewczętatakbardzoodsiebie
różne.Ktobypomyślał,żełączyjebliskiepokrewieństwo.
LettybyłaogłowęniższaodIndiiidrobnajakbaśniowyelf.Wrażenietopodkreślały
krótkie,jasnelokinadciemnoniebieskimioczyma.ZdaniemsirJamesabyłaprawdziwą
pięknością,aleIndiajązaćmiewała.Znichdwutostarszasiostraprzyciągałaspojrzenia.
Miaławyrazistątwarz,pięknyowalpoliczkówiwspaniałebrwi.Pogardzaneprzeznią
kasztanowewłosyzaczesanebyłygładkodotyłuizwiniętewkok,aspodcudownych
czarnychbrwipatrzyłyślicznepiwneoczyocienioneczarnymijaksmołarzęsami.Sir
Jamesuśmiechnąłsięwduchu.SkoroIndiauważasięzabrzydką,niemawsobieani
krztypróżności.
Jednakwiedziała,comówi,kiedytłumaczyła,czemunależyprzypisaćbrakkandydatów
dojejręki.Nawetdlaprzypadkowegoobserwatoranapierwszyrzutokabyłojasne,żeztą
młodąkobietąnależysięliczyć.Dumneuniesieniegłowyiwyrazpiękniewykrojonych
ustzdradzałystanowczość.SirJameswestchnął.Takiecechyniemiaływzięciana
małżeńskimtargowisku.Indiibrakowałozadatkównapokornążonę.
NieporazpierwszymyślałzirytacjąopołożonejwsąsiedztwieszkolepaniGuarding.
Uczęszczałodoniejwielemiejscowychpanien.Gdybywiedział,jakiwpływwywrąna
jegoHesterradykalneprzekonaniaznakomitejnauczycielki,posłałbycórkęnazwykłą
pensjędlapanienekzdobrychdomów.Nacóżpannomgreka,łacinaifilozofia?Czy
roztropnakobietabędzieczerpaćzowychnaukjakiśpożytek?NadomiarzłegoIndiai
Hesterpoprostusięznarowiły.Obiemiałyskłonnośćdoswobodnegowyrażaniaopiniiw
obecnościpanów,którzynieakceptowalitakiejniezależności.Zciężkimwestchnieniem
powróciłdotematu,zwracającsiędoLetty.Przynajmniejonazachowywałasięjak
przystoimłodejkobiecie.
-Cowymyśliłyście?-powtórzył.Lettyuśmiechnęłasię,alepokręciłagłową.
-NiechIndiacipowie-odparłaskromnie.
-Indio?
-Wujku,próbujemyznaleźćwyjściezsytuacji-zaczęłastarszazsióstr.-Niemożemy
nadalkorzystaćztwojejpomocy.
SirJamesniebyłzdziwiony,borozumiałjejniechęćprzyjmowaniaswoistejjałmużny.
-Copostanowiłyście?-niedawałzawygraną.Lepiejniżkuzynkiwiedział,jakniewiele
możliwościotwierasięprzedpannamizdobrychdomów,gdyzostanąbezgrosza.-
Zpewnościąniezamierzacieopuścićmatki.
-Byćmożeniemiałybyśmyinnegowyboru,alewczorajdowiedziałamsię,żejednaz
nauczycielekzrezygnowałazpracywszkolepaniGuardingwięczwolniłasiętamposada.
-Chceszuczyć,mojadroga?Czytocidazadowolenie?
-Mojezadowolenieniemanicdorzeczy-odparłarzeczowoIndia.-Najważniejsze,że
mogłabymtuzostać.Posadadamydotowarzystwaalboguwernantkioznaczarozstaniez
mamą,apókionaniepoczujesięlepiej,wolałabymtegouniknąć.-Uniosłagłowę.-
Doktorodjeżdża?Słyszępowóz.Powinienznamiporozmawiać.
-Tonieon.-Lettywyjrzałaprzezokno.-Mamygościa.
-Ktośznajomy?
-Nierozpoznajępowozu.Myślałam,żetoprzyjezdny,któryzabłądził,alemłodyJesse
Ekinwskazujenaszedrzwi.
-Dziwne.-Indiawstała,słyszącgłośnepukanie.-Pójdęotworzyć,Letty.Martajestchyba
nagórze.
Niemiałapojęcia,ktotomożebyć.Cofnęłasięnawidokstojącegoprzedniąmężczyzny.
Przewyższałjąwzrostem,byłmocnejbudowy,szerokiwramionach,smagły.
Bezskrępowaniaobrzuciłjejpostaćtaksującymspojrzeniembystrychczarnychoczu.
-Tak?-rzuciłaoschle.
-NazywamsięIsham-odparłkrótko.-ChcęsięwidziećzpaniąRushford.
PrzezchwilęIndiabyłatakzdumiona,żeniezdołaławykrztusićsłowa.Toniewiarygodne,
żesprawcawszystkichnieszczęśćośmieliłsięjenachodzić.Cozatupet!
Niewątpliwieprzyszedłsięnatrząsaćzupodleniaswychofiar.Niedoczekanie!
-PaniRushfordnieprzyjmuje-oznajmiłalodowatymtonem.
-Rozumiem.-Czułanasobiespojrzenieczarnychoczu.-Kimpanijest?
-Jejcórką.Mnierównieżdlanikogoniemawdomu.
-Wręczprzeciwnie.Pozwolęsobiezauważyć,żejesttupaniwewłasnejosobie.Panno
Rushford,przybywamzwiadomościąistotnądlacałejwaszejrodziny.Zechcemniepani
wysłuchać.
-Pańskierewelacjenasnieinteresują.-Indiachciałazamknąćdrzwi,leczintruzpostawił
butnaprogu.
-Pochopnaodpowiedź,skoroniewiepani,wczymrzecz.WidzętupowózsirJamesa
Percevala.Rozmówięsięznim.
-Ależzpananatręt!Proszęłaskawiecofnąćnogę.
-Wykluczone!Niepotojechałemtakikawałdrogi,żebymnieterazodprawionoz
kwitkiem.
Indiazdawałasobiesprawę,żeniematylesił,bygowypchnąć.
-Dobrze-powiedziaławkońcu.-Chcepanzobaczyćsięzwujem?Proszębardzo.Nie
sądzę,żebyznimposzłopanułatwo.
Zirytowanastwierdziła,żekącikiustjegolordowskiejmościdrżą,jakbymiał
wybuchnąćśmiechem.
-Denerwującajestzapewnetakobiecabezbronność-oznajmiłpojednawczymtonem.-
Ateraz,łaskawapani,proszęmniezaprowadzićdosirJamesa.
Indiaruszyłaprzodemwyprostowana,jakbykijpołknęła.Zachwilętenintruzdostanie
należnąodprawę.SirJamesniebędziesobiezawracaćnimgłowy.Myliłasię.Kujej
ogromnemuzdziwieniuwujwyszedłgościowinaprzeciwiwyciągnąłrękę.
-Copantutajrobi,milordzie?-zapytał.-SpodziewaliśmysiępanadopieropoNowym
Roku.
-Przybywamzpropozycjądotyczącąpańskiejrodziny.Miałemnadzieję,żespotkamsięz
paniąRushford,aleskoroniemożemnieprzyjąć…
-Obawiamsię,żejestcierpiąca.Czymogęjązastąpić?
-Owszem,jeślipantakłaskaw.Sprawajestdelikatnejnatury.Potrzebujępańskiejrady.
Czyzechciałbypannajpierwprzedstawićmnietymdamom?-IgnorującIndię,zwróciłsię
doLettyirzuciłjejpytającespojrzenie.
-Proszęwybaczyć,milordzie.Otomojekuzynki.Indięjużpanpoznał,atojejmłodsza
siostraLetycja.
Ishamskłoniłsięuprzejmie,alejegozuchwałespojrzeniewywołałorumieniecna
policzkachLetty.Indiamiałaochotęjąuderzyć.Czymusibyćtaka…przejętajego
wizytą?
Ujęładłońsiostry,rzuciłazdawkoweusprawiedliwienieiniemalwywlokłajązpokoju.
-OBoże!PowinnyśmyokazaćlordowiIshamowiwięcejuprzejmości.-Lettybyłazbitaz
tropu.-Indio,czemupatrzyłaśnaniego,jakbyśchciałagozamordować?
-Dziwiszsię?Wgłowiemisięniemieści,żeśmienastunachodzić.Toprawdziwy
afront.
-Kochanie,niewiemyprzecież,zczymprzychodzi.
-Zapewneposwojenależności.Niewidzęinnegopowodu.Niewątpliwiebyłjużw
Grangeiczujesięoszukany.
-Istotniedomjestwopłakanymstanie.Odlatniebyłremontowany.
-Cotomadorzeczy?Wygrałgowkartyitomupowinnowystarczyć.
Indiawciążkipiałazoburzenia,idącdosypialninagórze,alezłagodniała,gdyzobaczyła
bladąmatkęspoczywającązzamkniętymioczymawstarymłóżkuzbaldachimem.Lekarz
położyłpalecnaustach.
-Niewolnojejniepokoić.Podałemśrodkiuspokajające.Terazbędziespała,apo
przebudzeniuzapewnepoczujesięlepiej.
-Wyglądanabardzochorą-powiedziałaLettyzduszonymgłosem.-Czyżbybyła…
umierająca?
-Ależskąd,głuptasie!Waszamatkajesttylkoprzesadnienerwowa.Dajciejejtrochę
czasu,żebydoszładosiebiepoprzeżyciachostatnichmiesięcy,abędziejaknowo
narodzona.-Doktorwziąłtorbęiwyszedł.
-Trzebapowiedziećotymwujowi.-Indiawyjrzałaprzezokno,alepowózIshamanadal
stałprzeddomem.
-Diabelnynatręt!-rzuciłagniewnie.-Dlaczegosiedziunastakdługo?Miałtylko
zamienićkilkasłów.
-Cieszsię,żemamaśpi.-Lettyzachichotała.-Byłabywstrząśnięta,gdybyusłyszała,że
klniesz.
-Przepraszam,aletamtennikczemnikiświętegowyprowadziłbyzrównowagi.
Zauważyłaś,jaknamsięprzyglądał?Niczymkrowomnatargowisku.Szkoda,żenie
zdradził,nailenaswycenia.
-Wiem,alesłyszałaś,jakąmareputację.-Lettyspłonęłarumieńcem.-WLondynie
plotkują…
-Mówiszotancercezbaletu?Bardzokosztownaślicznotka.Staćgonadom,powózi
klejnoty.Mówisię,żejestnajnowszązwieluzdobyczy,alegdybyniepieniądze,nawetby
naniegoniespojrzała.
-PodobnowszystkieswatkimachnęłyrękąnaIshama.-Lettyjeszczebardziejsię
zarumieniła.-Twierdzą,żeonsięnigdynieożeni.
-Aktórabygochciała?Nicdziwnego,żemusizadowalaćsięutrzymankami.Nie
widziałamdotądrówniepaskudnegomężczyzny.Przypominacyganaalbopirata.Brakmu
tylkozłotegokolczykawuchu.
-Niejestznimtakźle,Indio-sprzeciwiłasięLetty.-Maciemnącerę,alebardzoładne
oczy.
-Jesteśwzoremchrześcijańskiegomiłosierdzia,siostrzyczko.Zgadzamysięjednak,żema
fatalnąreputację.Dlategomimoogromnegomajątkunieliczysięnamałżeńskim
targowisku.
-Jestempewna,żeniewtymrzecz.-Lettypostanowiłabyćsprawiedliwa.-Moim
zdaniemludziesięgoboją.Tonatrętnespojrzenie…Kiedynamniepopatrzył,odniosłam
wrażenie,żezapomniałamwłożyćsuknię.Chciałamucieciszukaćkryjówki.
-Letty,czemujesteśtakabojaźliwa?Trzebaudawać,żeniedbamyojegoopinię.
Zamierzamtraktowaćgopogardliwie.
-Musimyzejśćnadół,żebysięznimpożegnać?
-Ależskąd!DlalordaIshamaznaczymytyleconic.Oilesięniemylę,kobietysłużąmu
wyłączniedojednegocelu.
Lettyznowusięzarumieniła,apotemodetchnęłazulgą.
-Indio,wychodzi.Bogudzięki.-Staławoknie,patrzącnaodjeżdżającypowóz.-
Powinnyśmyzejśćnadół.
-Zachwilę.Letty,wujzpewnościąbędzienasznówwypytywał,cozamierzamy.Masz
jakiśpomysł?
-Nicminieprzychodzidogłowy-przyznałabezradnieLetty.-Nawetgdybypani
Guardingzaproponowałamiposadę,niemogłabymjejprzyjąć,boniepotrafięuczyć.Jeśli
zostanędamądotowarzystwa,będęmusiałaopuścićdom.-Wargijejdrżały.
-Kochanie,przestańrozpaczać.Wprzeciwieństwiedomnieznaszsięnaszyciu,pozatym
ładnieśpiewasz.Mogłabyśdawaćlekcje.
-UpaniGuarding?Wujniepochwalitakiegorozwiązania.
-Wcaletegonieoczekuję.WinipaniąGuardingzapostępoweopiniegłoszoneprzez
Hester,aleniemaracji.Hestermyślałabysamodzielnieniezależnieodtego.ktobyją
uczył.
-Indiazachichotała.-Wujłudzisię,żeprzemówięjejdorozsądkuipomogęzrozumieć,
naczympolegapowinnośćkobiety.Jaksiędomyślasz,chodziomałżeństwo.
-Życzęszczęścia-powiedziałaLetty.Rozchmurzyłasięidodałapogodniej:-Możeją
dziśodwiedzimy?Znawszystkiemiejscoweploteczki.
-Wtakimraziewybierzmysięrazemnamiłąpogawędkę.Mamabędziespałaprzezkilka
godzin,możemywięcpojechaćzwujem.Takaodmianadobrzecizrobi.
-Bardzochętnie.Ostatnionaszeżyciejesttakiemonotonne.Samezmartwieniai
rozczarowania.-Lettyznowuspochmurniała.-Miałamnadzieję,żeOliverdomnie
napisze,chociażmuzapowiedziałam,żetrzebaporzucićmyślozaręczynach.
-Bzdura!Przestańbyćgłupiągąską.Nieufaszmu?Jeślinaprawdękocha,łatwozciebie
niezrezygnuje.
Wytrzyjoczy.Schodzimynadół.Ciekawe,cowujmanamdopowiedzenia.Ishampewnie
zaproponował,żebynasposłaćdokopalnisoli,gdziezarobimynakawałeksuchego
chleba.
Taabsurdalnawizjasprawiławkońcu,żeuśmiechpowróciłnatwarzLetty.Protestując
energicznieprzeciwkobezsensownympomysłom,szłazasiostrąposchodach.
-TwoimzdaniemIshamjestzdolnydowszystkiego-żartowała.MimotonawetIndianie
byłaprzygotowananawstrząs,którymstałasięnowinaoznajmionaprzezsirJamesa.
Minęmiałtakpoważną,żeobiesiostrynatychmiastogarnąłstrach.
-Ocochodzi?-zapytałaIndia.-Ishamżądawięcej?Przecieżnicnamniezostało.
-Usiądźcie,mojedrogie.Niewtymrzecz.Ishamsięoświadczył.Chcepoślubić…jednąz
was.Samemaciezdecydować,którazaniegowyjdzie.
ROZDZIAŁDRUGI
PrzezkilkachwilzdumionaIndianiebyławstaniewykrztusićsłowa,leczwkrótce
odzyskałazdolnośćmówienia,anajejtwarzypojawiłsięuśmiech.
-Wujku,domyślamsię,żechcesznasukaraćzaopryskliwośćwobeclordaIshama.Cóżto
zalosdlamłodejpanny!Okropnaperspektywa,nawetgdybyśżartował.-Zpogodnąminą
spojrzałanawuja,leczniedostrzegałanajegotwarzyoznakrozbawienia.Obserwowała
gozniedowierzaniem.-Chybaniemówiszpoważnie!JeślilordIshamzamierzałdowieść,
żemapoczuciehumoru,toniejestononajwyższejpróby.Czyniedośćzaszkodziłnaszej
rodzinie?
Nadodatekmusiznasdrwić?Miałamnadzieję,żepokażeszmudrzwi.
-Tegoniezrobiłem,apropozycjaniebyłażartem.Zdumiewaszmnie,drogiedziecko,
chociażgotówjestemtłumaczyćtwojesłowazaskoczeniem.WobeclordaIshama
zachowałaśsięwsposóbpozostawiającywieledożyczenia.Niespodziewałemsię,żeze
stronymojejrodzinyspotkagotakiafront.
-Afront?-krzyknęłazacietrzewionaIndia.-Tenczłowiekjestnaszymwrogiem.
Twoimzdaniemmamysiędoniegoprzymilać?
-Zapominaszsię,Indio.Czymamporazwtóryprzypomniećci,żeIshamniezmusił
twegoojca,bysiadłznimdogry?Rozczarowałaśmnie.Tupotrzebazdrowegorozsądku,
aniedąsów-przemawiałsurowo,leczIndiabyłazbytporuszona,byzwracaćuwagęna
niezadowoleniewuja.
-Chybaniewierzysz,żemówiłserio.Niesłyszałamdotądopodobnychoświadczynach.
Chceszpowiedzieć,żeIshamowijestwszystkojedno?Obiesięnadajemy?
Ależtoobraźliwe!Daruj,leczjegointencjewydająsiępodejrzane.
-Indio,niejesteśdzieckiem.Oświadczynyistotniebyłyniezwykłe,alerzeczwtym,że
potrzebnymuspadkobierca.Wrazienagłegozgonutytułprzechodzinaprzyrodniego
brata,Henry’egoSaltona,któryniemazadatków…-urwał,niekończączdania.
Indiausiłowałaodzyskaćpanowanienadsobą.
-AzatemIshampragniemiećspadkobiercę.Tomogęprzyjąćdowiadomości,aleczemu
starasięoLettylubomnie?Wszystkielondyńskiematronyzajmującesięswataniempar
odlatnaniegopolują.Mógłbyprzebieraćwkandydatkach.
-Przykromi,żeprzypisujeszmuwyłączniezłeintencje.Nieprzyszłocidogłowy,żeion
masumienie?Doskonalezdajesobiesprawę,jakwyglądaterazwaszeżycie.-Mam
rozumieć,żejegooświadczynytoswoistadobroczynność?Chcewtensposóbzagłuszyć
poczuciewiny?Uważanaszagodnepolitowanianędzarki?Codomnie,nieskorzystamz
jegooferty.Niechgdzieindziejszukachętnej.
-Głupstwagadasziprzemawiaprzezciebiewyłącznieduma.AcoztwojąmamąiLetty?
Indiaspojrzałanasiostrę,któramiałałzywoczach.
-Wujmarację-szepnęłaLetty.-Intencjejegolordowskiejmościsąchwalebneinie
powinnyśmysięnaniegoobrażać.
-Owszem,mojadroga.-SirJameszzadowoleniempopatrzyłnamłodszązsióstr.-
Wysłuchajciemnie,nimprzepuścicietakąokazję.Ishambędziehojny,jegożonie
przypadnieGrange.Waszamatkabędziemogłatamwrócić.Dostaniestosowneapanaże,
byżyćnaodpowiedniejstopie.Odzyskacieposagi,którezostanąznaczniepowiększone,a
przyszłaladyIshamotrzymateżinnedobra.
-Tenczłowiekpróbujenaskupić!-zawołałaoburzonaIndia.-Mamanigdysięnatonie
zgodzi.
-Opanujsię,Indio,iłaskawiespuśćniecoztonu.Oczywiścierozmówięsięzwaszą
matką,gdytylkowydobrzeje,atymczasembyłbymzobowiązany,gdybyśdarowałasobie
takieuwagi.JaksłuszniepodkreśliłaLetty,błędemjestkrytykowaćczłowieka,który
próbujenaprawićniezawinioneprzezsiebiekrzywdy.
-Zbytpochopniegooceniłam-przyznałaIndia,pochylającgłowę-alejego-
oświadczynywydająsięcałkiembezsensowne.Możnawręczuznać,żezadowoliłbysię
pierwsząlepszą.
-Wcaletakniejest,zresztąsamaotymwspomniałaś.Ishammajakieśtrzydzieścipięćlat.
Wciąguostatnichpiętnastumógłdowoliprzebieraćwkandydatkachnażonę.
Indiazcałegosercażałowała,żejejdotychczasnieznalazł,alemilczała,niechcącdrażnić
wuja.
-Wtakimraziecoteraz?
-IshamzatrzymałsięwGrange.Wrócijutropoodpowiedź.
-Takszybko?-zapytałaLettysłabymgłosem.-Medanamwięcejczasudonamysłu?
-Nie.Mojedrogie,terazmuszęwasopuścić,alewieczoremzobaczymysięponownie.
Dotegoczasuwaszamamazapewnepoczujesięlepiej,więcomówimyszczegółowotę
sprawę.
PomysłodwiedzeniaHestercałkiemwywietrzałIndiizgłowy.Zroztargnieniem
pożegnaławujaidługomilczała.DopierogłoswystraszonejLettyprzywołałjądo
rzeczywistości.
-Indio,cozrobimy?
-Nic,kochanie.Niemamypowodudoobaw.Mamaoburzysiępodobniejakmy.Nie
weźmiepoduwagętejpropozycji.
Indiasiępomyliła.Gdywieczoremprzyszładopokojumatki,zastałatamsirJamesa.
PaniRushfordodmiesięcyniebyłarównieożywiona.Przywitałacórkipromiennym
uśmiechem.
-Icóż,mojedrogie?Toprawdziwyuśmiechlosu,prawda?Tegozawszedlawas
pragnęłam.Cóżzawspaniałeparantele!NawetwLondynieniemierzyłamtakwysoko.-
Wyciągnęłaręcedodziewcząt.-Awięcktórazwas?Pewnienaradziłyściesię,kiedy
spałam.
-Tylkootymrozmawiałyśmy.-Indiaspoglądałananiązezdumieniem.-Mamo,chyba
nietraktujeszpoważnietegopomysłu.Toczystyidiotyzm.OIshamiewiemytylko,że
doprowadziłnasząrodzinędoruiny.
-Zaniepokojonaobserwowałatwarzmatki,zktórejzniknąłuśmiech.
-Nieonponosiwinę-usłyszałastanowcząodpowiedź.-Tosprawkawaszegoojca.
Och,wiem,żepatrzyłaśwniegojakwobraz.-Roześmiałasięzgoryczą.-Twoim
zdaniemzawszepostępowałwłaściwie,aleterazwiesz,żebyłoinaczej.Mówisz,że
propozycjaIshamatoidiotyzm?Raczejwaszojcieczachowałsięidiotycznie.Czynadal
będzieszprzedkładaćswojąopinięponadnaszą?-Indiasięnieodezwała,więcpani
Rushforddodałajeszcze:-Maszogromneaspiracje,mojapanno,skorolordIshamniejest
dlaciebiedośćdobry,chociażniewydajemisię,żebyśmogłaprzebieraćwofertach.
Indiaprzygryzławargęiodwróciłagłowę,słysząccierpkiesłowa.
-DrogaIsabel,nieunośmysię-wtrąciłsirJamespojednawczymtonem.-Twojecórki
słaboznajążycie,więctapropozycjabyładlanichzaskoczeniem.Zanimpodejmą
decyzję,powinnydowiedziećsięczegoświęcejopochodzeniujegolordowskiejmości.
Lettyuśmiechnęłasiędowuja.PrzerażałająperspektywamałżeństwazIshamem,ale
lękałasięrównieżdalszychnapaścinasiostrę.
-Wuju,opowiedznamonim.Takniewielewiemy-powiedziała.IsabelRushfordnie
dopuściłasirJamesadosłowa.
-Dobrze,głuptasy.LordIshammaznakomitekoneksjeJegoródnależydonajstarszychw
tymkraju.Samewiecie,jakogromnyposiadamajątek.
-Owszem,alesłyszałyśmytakżeojegoutrzymancezbaletu!-wtrąciłabuntowniczo
India.
-Cozanietakt!Wobecnościwuja!-krzyknęłazezgroząjejmatka.
-Wujzdajesobiesprawę,żeniejestemdzieckiem.Dziśranodałmitodozrozumienia.
-Zapewne,leczniewypada,żebypannanawydaniuporuszałatakietematy.Muszę
przyznać,żedlamnietoprawdziwywstrząs.
-AofertaIshamanie,mamo?-śmiałozapytałaIndia.Byławniełasce,alewalczyłao
ocaleniesiebiealboLetty.Dobrzeznałamatkę,którazuporemtypowymdlaistotsłabych
ibezsilnychzawszelkącenęchciałapostawićnaswoim,cozwykłeoznaczało,żewkrótce
nastąpiatakhisterii.Lettytakżedostrzegłaniebezpieczeństwo,lecznimzdążyłasię
odezwać,matkaperorowaładalej.
-Tonieoferta,tylkooświadczyny.Zapewniamcię,zeróżnicajestogromna.Dziwięsię,
żetrzebacitłumaczyćterzeczy,skorotakazciebiemądrala.
-Mamo,znaszlordaIshama?-spytałanieśmiałoLetty.
Isabelpopatrzyłanamłodszącórkęinadziejaznówjejzaświtała.
-Ależtak,kochanie-odparłaspokojniej.-Razznimrozmawiałam.Byłwyjątkowo
uprzejmy.
Pewniemiałdobryhumor,boudałomusięwyzućzmajątkukolejnegonieszczęśnika,
pomyślałaIndia.
-Zastanawiamsię-ciągnęłaLettyzminąniewiniątka-czemumimoniewątpliwych
atutówjeszczesięnieożenił.
-Wątpię,mojadroga,bymiałczasotymmyśleć.-SirJameszuznaniempopatrzyłna
Letty.-DługosłużyłpodrozkazamiWellingtonaiprzebywałzagranicą.
-Potym,jakBarbara…-IsabelspojrzałanasirJamesa,którynieznaczniepokręcił
głową,więcprzerwaławpółzdania.
-IshamzostałrannypodTalaverą-dodałpospieszniewuj.-Obrażeniabyłytakpoważne,
żemusiałwrócićdoAnglii.
-Zpewnościącechujegoodwaga-przyznałaLetty,ajejmatkasięrozpromieniła.
-Toprawda,mojedrogiedziecko.Mamrozumieć,żeprzyjmieszjegooświadczyny?
Lettyosłupiała.Przecieżwcaletegoniepowiedziała.Łzynapłynęłyjejdooczu.
-Och,nie!-zawołała.-Niemogę.SkoroOliverjestdlamniestracony,nigdyniewyjdę
zamąż.
Tesłowanieuchronniespowodowałyatakhisterii.IsabelRushfordrzuciłasięnapoduszki,
zerwałaczepekipoddałasięczarnejrozpaczy.Wygłosiłaprzerywanąurywanym
szlochemtyradęotypowejdladzisiejszychczasówniewdzięcznościcórek,którepragną
widziećmatkęwyrzuconąnabrukiumierającązgłodu.Indiaznałanapamięćtezarzuty,
lecznadalbrałajesobiedoserca.TerazjednakwidzącłzywoczachLettyiwielkie
zakłopotaniewuja,starałasięprzedewszystkimzałagodzićsytuację.
-Czymożemyrozmawiaćspokojnie?-zapytałaruskim,dźwięcznymgłosem
wybijającymsięponadhisterycznąperorę,-Możeniepotrzebniezgłaszamtyle
wątpliwości,leczskorojeprzedstawiłam,niechwujpowie,conatentematsądzi.
Zapadłacisza.PaniRushtbrdprzestałaszlochaćijednymokiemzerknęłapodejrzliwiezza
mokrejchusteczki.
-Rzeczwyglądadokładnietak,jakcitłumaczyłem,Indio.-SirJameszwyraźnąulgą
usiadłznówwfotelu.Nielubiłkobiecychfochów.Winnejsytuacjipewniebyumknął,nie
chcącbyćświadkiemtejsceny,alesprawabyłaniezwykłejwagi,awtakichrazach
tchórzo-stwoniepopłaca.-Ishamzpewnościąbędziehojny-ciągnął.-Nieposkąpi
grosza.JużterazzarządziłwGrangepoważnyremont.Mamnadzieję,żepodejmiecie
decyzjępogłębokimnamyśle.Małżeństwoniewątpliwieodmieniżyciecałejwaszej
trójki.
-Nieodrzucicietychoświadczyn,prawda?-wykrzyknęłapaniRushford.-Możeudasię
skłonićIshama,żebypomógłGilesowi.-SpojrzałaznacząconaIndie,świadomajej
serdecznegoprzywiązaniadobrata.-Pamiętajcie,żewgręwchodziszczęściewieluludzi.
Niewolnomyślećtylkoosobie,towyjątkowesamolubstwo.
Indiamilczała.Doskonalewiedziała,jakrozumiećstwierdzeniematki.Moralnyszantaż
byłjejulubionąironią..
-Ishamwyglądaponuro:brunet,smagłacera-jęknęłazrozpaczonaLetty,śmielszaniż
zwykle.-Bojęsięgo!Mamo,niekażmizaniegowychodzić.
Indiapołożyładłońnajejramieniuiwmilczeniuścisnęłajemocno.
-Twoimzdaniemjestszpetny?-żachnęłasięIsabel.-Pozwólsobie,przypomnieć,moja
panno,żepoślubiłamnajprzystojniejszegokawalerawLondynie.Iconamztego
przyszło?
-Zgadzamsię,żeurodatoniewszystko-powiedziałacichoIndia.-Wspomniałeśchyba,
wuju,żeIshamwrócitujutro.
-Popołudniu,zapewneoczwartej.Takprzynajmniejzapowiedział.
-WtakimrazieczymogłabymranospotkaćsięzHester?Wiekijejniewidziałam.
SirJameswahałsięprzezmoment,szukającpretekstudoodmowy.Jegostarszacórka,
zdecydowanaprzeciwniczkamałżeństwa,zpewnościąbędzieodradzaćkuzynkomten
związek.PaniRushfordtakżedostrzegłaniebezpieczeństwo.
-Zapomniałaś,kochanie,żejutromanasodwiedzićsirWilliam?-zapytałasłodkim
głosem.-Zpewnościąpoczujesięurażony,jeślicięniezastanie.
ObiepannyRushforddopieroterazusłyszałyoplanowanejwizycie,aIndianatychmiast
pojęła,wczymrzecz.Chodziłooto,żebyzawszelkącenęudaremnićrozmowęzeszczerą
iodważnąHester.ZwróciłasiędosirJamesa.
-Jesteśpewny,wuju,żenicnamniezostało?Straciłyśmywszystkodoostatniejgwinei?
-Niestety,mojadroga.Bardzomiprzykroztegopowodu,alenicjużniemożnaporadzić.
ZpewnychpowodówostatniepytanieIndiizaniepokoiłogoznaczniebardziejniż
wszystkiepoprzednie.Rzuciłjejbadawczespojrzenie.Tadziewczynamiałaswójrozum.
Obytylkonigdysięniedowiedziała,jaktrudnomubyłospłacićczęściowodługijejojca
przyzachowaniufinansowejrównowagi.Musiałodłożyćremontdachu,alehonorrodziny
byłdlaniegoważniejszy.Indiapowstrzymałasięoddalszychpytańipowiedziałado
matki:
-Czypozwolisz,żebymjutroporozmawiałazlordemIshamemwczteryoczy?
Będzieszzbytsłaba,żebygoprzyjąć.Niemarównieżpowodu,abywujponowniesiędo
nasfatygował.
-Bzdura.-IsabelRushfordbardzosięzaniepokoiła.-Wykluczone.Toniewypada.
Pozatymczujęsięznacznielepiej.
-Przyszłomidogłowy,żegdybymgolepiejpoznała…
-Maszskłonnośćdoprzesadnejotwartości.-Spojrzałapodejrzliwienacórkę.-Uwagi
podobnedowypowiedzianychtudzisiajszybkogozniechęcą.
-Obiecuję,żegonieodstraszę.-Indiapróbowałazyskaćnaczasie.
-Mojakochanacóreczka!-rozpromieniłasięIsabel.-Zawszemiałaśsporozdrowego
rozsądku,apozatymnikogoniedarzyszuczuciem.-ZwróciłasiędosirJamesa.-Szkoda,
żewczasielondyńskiegosezonuniktsiębiednejIndiinieoświadczył.
-Tooznacza,żekawalerombrakgustu-odparłzgalanterią.-Namniejużpora,ale
proszę,drogiedziewczęta,żebyściesiędobrzenamyśliły.Jednazwaszrobidobrąpartię.
Lettyniemogłasiędoczekać,kiedyzostaniesamazIndią.Gdywyszłyzsypialni
rozmarzonejiuradowanejmatki,chwyciładłońsiostryipociągnęłajązasobądopokoju
Indii.
-Corobić?-krzyknęłaboleśnie.-Mamajestcałymsercemzatymmałżeństwem.
-Niemampomysłu-wyznałaIndia.-Letty,czywidziałaś,jakąminęzrobiłwujek,kiedy
spytałamgoopieniądze?
-Kochanie,chybaniewierzysz,żemógłbyukryćdochody,którenamsięnależą.
-Ależskąd!Obawiamsię,żenaszmajątekwręczniewystarczyłnapokryciedługów.
Moimzdaniemwujspłaciłresztę.
-Och,nie!Tobyłobyokropne!AcodoślubuzIshamem…Indio,niemogępozwolić,aby
tobrzemięspadłonaciebie.Dlaczegozgodziłaśsięznimspotkać?Przecieżgonie
znosisz,więc…Chybaniezamierzaszprzyjąćoświadczyn?
-Musiałamcośpowiedzieć.Mamacorazbardziejsiędenerwowała,awujnienawidzi
takichscen.-Indiawestchnęła.-Liczęnacud,alechciałabymrównieżzyskaćnaczasie.
Szkoda,żeniematuGilesa.Możeznalazłbywyjściezsytuacji,pozatymmamaliczysię
zjegozdaniem.
-Acóżbyzdołałuczynić?Wszyscyjesteśmynędzarzami.Utratamajątkubyładlaniego
ciosem.Marzył,żebędzienimzarządzać.
-Wiem-odparłazroztargnieniemIndia.-Kochanie,niebędziesznamniezła,jeślisię
położę?Jeszcze-wcześnie,aległowamipęka.
LettybardzowspółczułaIndii,więcbezzbędnychceregielidałajejspokój,bodomyślała
się,żesiostrachcezostaćsama.
-Napewnocośwymyślisz.Zawszetakjest-dodałaufnie,pocałowałająwczołoiwyszła
zpokoju.
WumyśleIndiipanowałkompletnyzamęt.Byłaświadoma,żeLettydaremniepokładaw
niejnadzieję.
Ztejsytuacjiniebyłoinnegowyjściapróczzgodynaniechcianemałżeństwo.Kochany
wujniemożenadalłożyćnaichutrzymanie.
Liczyłajedynienato,żeniespodobasięIshamowi,aleitakierozwiązaniebudziłowniej
opory,bowówczasLettymusiałabygopoślubić.Takbyćniemoże.Łagodnadziewczyna
niepasowaładotegogbura,któryzmieniłbyjejżyciewpasmoudręk.
Indiazastanawiałasię,czypoewentualnymślubiepotrafiłabyodpłacićIshamowiza
finansowąruinę,doktórejichdoprowadził.Myślozemściebyłakusząca.Należałojednak
wziąćpoduwagętakżeinneczynniki.JakoladyIshambyłabyosobąwpływowąze
względunaprestiżstaregorodu,arystokratycznytytułiwielkimajątek.Mogłabypomóc
Gilesowi,matkadokońcażyciaopływałabywdostatki,aLettypoodzyskaniuposagu
mogłabywyjśćzaukochanego.Wieleprzemawiałozapoślubieniemjegolordowskiej
mości,zdrugiejstronyjednakwewnętrznygłospodpowiadałIndii,żebytegonierobiła.
Trudnojejbyłozapomniećociemnychstronachowegomałżeństwa.Mężczyźnipokroju
Ishamabudziliwniejodrazę.Przecieżtograczinikczemnikmającywpogardziekobiety.
Czytakiebyłojejprzeznaczenie?Czytoostatecznykresmarzeńoszczęściu?Długo
leżałabezsennie,wpatrzonawciemność,aleoświciepodjęładecyzję.
Gdynastępnegodniaprzejrzałasięwlustrze,tylkocieniepodlśniącymi,piwnymioczami
zdradzały,żemazasobąnieprzespanąnoc.Cerajakzwyklebyłajasnaigładka.
Indiawzdychała,szczotkującgęstekasztanowewłosy.Dałabywiele,żebyskorzystać
terazzusługmodnegolondyńskiegofryzjera,którypotrafiłtakułożyćniesfornączuprynę,
żebypodkreślićwysokiekościpoliczkoweiładniezarysowanyprofil.Starałasię
naśladowaćmistrza,leczefektpozostawiałwieledożyczenia.
Ponamyśleuznała,żeIshamowijestwszystkojedno.Niepotrzebujeukochanej,tylko
kobiety,któranieskompromitujegowtowarzystwieiurodzimuspadkobiercę.Indianie
pasowaładoobowiązującegowzoruurody,leczwystarczyłrzutoka,byrozpoznaćwniej
damęzdobrymrodowodem.Skrzywiłasię,ponieważokreślenieprzywodziłonamyśl
rasowąklacz,ajegokonsekwencjeprzyprawiałyjąomdłości.Wzdrygnęłasię.Czy
pozwolisiędotknąćIshamowi?Wszystkiejejzmysłyburzyłysięprzeciwkotemu.
Przełykającłzy,pospieszyładosalonu.
Zastałatampastorapogrążonegowrozmowiezmatką.WielebnyWilliamPerceval,
młodszybratsirJamesa,odlatosiadływparafii,byłuroczymczłowiekiemiulubieńcem
sióstrRushford.Indiaucałowałagoserdecznieiwypytałaozdrowierodziny.
-WaszaciociaElizabethmasiędobrze,alenarzekanazimowychłódiwilgoć.
Dziewczęta,rzeczjasna,niezwracająuwaginatakiebłahostki.Toprzywilejmłodości-
odparłpogodnie.Indiauśmiechnęłasięnamyślociotce,któraotwarciedawałado
zrozumienia,żenienawidzizimspędzanychnaplebaniinękanejprzeciągami,leczniewy-
godyznosiłamężnie,jakprzystałochrześcijance.-Waszamamawspomniałao
oświadczynachlordaIshama-ciągnąłpastor,spoglądajączczułościąnamłodąkuzynkę.-
Zdziwiłomnietrochęjejporannezaproszenie…
Indiaunikaławzrokumatki.Słusznieuważała,żepowiastkaowizyciesirWilliama
zostaławyssanazpalca,żebyuniemożliwićjejodwiedzenieHester.
-Zawszemiłocięzobaczyć-odparłaszczerze.
-Acozoświadczynami?Jaksięnaniezapatrujesz?
-Byłyprawdziwymzaskoczeniem.-Indianiezamierzaładodawaćnicwięcej,alewujbył
zaciekawiony.RzadkopoświęcałczaspaniRushford,którąuważałzahisteryczkęi
hipochondryczkę.Doskonalewiedział,jakichsposobówsięima,żebypostawićnaswoim.
WielokrotniezdarzałomusiędziękowaćBogu,żebratzdwusióstrwybrał
rozsądniejsząiwziąłjązażonę.
Adziewczęta?BiednaLettysprawiaławrażeniezatroskanej,aIndiabyławprawdzie
opanowana,leczukrywałaogromnezdenerwowanie.Pastorniewielemógłdlanichzrobić
bezjawnegoingerowaniawżycierodziny.Naraziezadowoliłsięuwagą,żepartiajest
znakomita,aniespodziewaneoświadczynywartorozważyć.
-Drogipastorze,odwujamoichcórekspodziewałamsięwiększejtroskioichprzyszłość.
Nadczymsiętuzastanawiać?Podobnaokazjawięcejsięniepowtórzy.
-Czymojekuzynkirównieżsątegozdania?-spytałpogodnie,świadomynapięcia
panującegowsalonie.Zapadłomilczenie,którebyłowystarczającowymowne.Pani
Rushfordrzuciłapastorowimorderczespojrzenie,apotemdodała,próbujączałagodzić
sytuację:
-Cóżmłodepanienkiwiedząotakichsprawach?Doroślimusząnimipokierować.
-Rozumiem-odparłzgodniezprawdą.Doskonalezdawałsobiesprawę,wczymrzecz.
Dziewczętanieza-znająspokoju,ażjednaznichprzyjmieoświadczynylordaIshama.
Pastoruznał,żewostatecznościodmówiudzieleniaślubuzbogatymkonkurentem,jeśli
pannamłodazostaniezmuszonadozamążpójścia.PaniRushfordpojegominiepoznała,
nacosięzanosi,inatychmiastzmieniłatemat.
-Sąjakieświeścinatematmarkizy?-zapytała.-Jakatodziwnasprawa.
-Wistocie.Krążąrozmaiteplotki,lecztrudnoznaleźćwnichziarnoprawdy.Tyle
miesięcyminęło,odkądwidzianojąporazostatni,żemożemysiętylkomodlić,bynie
spotkałabiedaczkijakaśzłaprzygoda.
-Mówisię,żeSywelljązamordował-oznajmiłazaaferowanapaniRushford.
-Pogłoskinieznajdującepotwierdzeniawfaktach,Isabel.Markizjestgwałtownikiem
skłonnymdoużywaniaprzemocy,alemoimzdaniemwobecżonynigdybysięnatonie
zdobył.Byłjejbardzooddany.
-Alegdzieonasiępodziała?
-Chybaniktniepotrafiodpowiedziećnatopytanie.Zamierzałemporozmawiaćz
markizem,aleniejestemwopactwiemilewidziany.Jakciwiadomo,odpoczątku
sprzeciwiałemsiętemumałżeństwu.Gdymajłączysięzgrudniem,prognozyniesą
optymistyczne,aprzecieżLouiseHanslopebyłaniemaldzieckiem,gdyodważyłasię
poślubićmężczyznętrzyrazyodniejstarszego.Przeczuwałem,żetosięźleskończy.
-Twoimzdaniemjestistotne,żebyprzyszlimałżonkowiedosiebiepasowali?-zapytała
cichoIndia.
-Wrzeczysamej.-Pastoruśmiechnąłsię.-Nawetjeśliwszystkodobrzesięukłada,stan
małżeńskitrudnonazwaćsielanką.Gdyrodzisięuczucie,większośćludziwogólenie
myśliotakichsprawach,alenieulegawątpliwości,żewspólneżyciewymaga
opanowania,tolerancjiorazgotowościdopoświęceń.Tezaletytorzadkośćwśród
bliźnich.Najlepiej,gdymałżonkowiesązarazemprzyjaciółmi.
-Brzmipięknie,leczmałorealnie-zauważyłaIndia.
-Aletakbywa,mojadroga,awówczasnaprawdężyjemypełniążycia.Niezamierzam
terazwygłaszaćkazania,będzienanieczaswniedzielę,alejeślizechceszsięzemną
zobaczyć,przyjdźkoniecznie.
Ledwiedrzwisięzanimzamknęły,Isabeldaławyrazniezadowoleniu.
-Zastanawiamsię,skądwujowiprzyszłodogłowy,żechciałybyścieznimporozmawiać.
Mamanajlepiejwamdoradzi.
-Moimzdaniemwspomniałotymzczystejżyczliwości-odparłaLetty,alematkazbyła
jąpogardliwymprychnięciem.Niebyłaszczególniereligijna,leczregularnie
uczestniczyławnabożeństwach,żebyzupodobaniemgraćrolęzbolałejwdowyisłuchać
plotek.OstrymtonemzwróciłasiędoIndii:-Mamnadzieję,żeprzedwizytąlordaIshama
zmieniszsuknię.Takrepawyglądapaskudnie.
-Włożyłamnajcieplejszeubranie,mamo-wyjaśniłaIndia.-Pogodajestokropna,adom
zimny.Chcesz,żebymzmarzła,starającsięprzypodobaćlordowiIshamowi?
-Dlaczegostalemisięsprzeciwiasz?Wiem,żeczarnajedwabnazewstawkamibyła
przerabianaifarbowana,alebardziejciwniejdotwarzy.
PaniRushfordszczerzecieszyłasięzoświadczynIshama,ajednakpełnaniepokoju
czekałanajegowizytę.Wolałaby,żebywybrałLetty,choćżyczyłsobie,bypannysame
podjęłydecyzję.ZawszelkącenęnależałoudaremnićIndiirozmowęwczteryoczyzjego
lordowskąmością.Córkaprzyrzekławprawdzie,żegoniezniechęci,aleczybędziew
staniedotrzymaćobietnicy?IsabelRushfordzdawałasobiesprawę,żeporaużyć
najmocniejszegoargumentu.
-Pomyślobracie-zachęciła.-ZpewnościądziękiIshamowiznajdziedobrąposadę.
Jegolordowskamośćmazapewnewswoichdobrachkilkadochodowychparafii.
-O,nie!Gilesmiałbyzostaćpastorem?-Lettyniezdołałapowstrzymaćśmiechu.-Coza
pomysł,mamo!
-Niemówbzdur,głupiadziewczyno!Niechsamdecyduje.
-Zpewnościątakbędzie.-Indiarzuciłasiostrzeporozumiewawczespojrzenie.Pani
Rushfordzmieniłasięniedopoznania.Wczorajsłabaichora,dziśczułasięmatką
przyszłejladyIshaminabrałaprzekonania,żewpływowipowinowacibędąsięliczyćzjej
zdaniem.
-Niewydajemisię,żebyIshamchętniesłuchałcudzychrad-zauważyłaIndia.
-Zapewnetakjestobecnie,leczsytuacjajegożonybędziewyjątkowa.Całkieminna!
Zapamiętajsobiemojesłowa!
TauwagawcaleniebyładlaIndiipociechą.Wmiaręjaknadchodziłagodzinaferalnego
spotkania,uciskwżołądkustawałsięcorazdokuczliwszy.Indiałudziłasięjeszcze,że
Ishamodwołaniezwykłeoświadczyny.Ktowie,czypodobrzeprzespanejnocynie
zmieniłdecyzji.Niemogłajednakliczyćnatakpomyślnerozwiązanie.Chcącniechcąc,
zasiadładoprostegoposiłku.Nastoleczekałozimnemięso.
-Jedz,mojedziecko!-namawiałamatka.-Zemdlejesz,jeślibędzieszsięgłodzić.Nie
możnapozwolić,abylordIshamuznał,żejesteśsłabowita.Niepokoimnietwojabladość.
Jakaszkoda,żenosiszżałobę.Chybapowinnaśzmienićsuknię.Czyszaraniebyłaby
lepsza?
-Mamo,przecieżtobezznaczenia-protestowałaIndia.-WczorajlordIshamwidział
naswzwykłychporannychsukienkach,więcniemazłudzeńcodonaszegowyglądu.
-Rób,comówię!-odparłazezłościąpaniRushford.-Lettyrównieżmusisięprzebrać,bo
wyglądajakpraczka.
Dziewczętawyszłybezsłowa.GdyznalazłysięwpokojuLetty,tachwyciładłońIndii.
Zjejoczuwyzierałaobawa.
-Błagam,niebierztegonasiebie!Niemożeszsiędlamniepoświęcać!
-Doprawdyniewiem,doczegozmierzasz.-Indiazdecydowałasięnaniewinne
kłamstwo.-Decyzjajeszczeniezapadła.Wiesz,żechcęzyskaćnaczasie.
-Niepróbujmniezwodzić.Zbytdobrzecięznam.Zamierzaszgoprzyjąć,tak?
-Chcęznimporozmawiać.Jakwspomniałam,prawiegonieznamy.Możeokazaćsię
rozsądniejszy,niżnamsięwydaje.Ktowie,czynieudamisięgoskłonić,abypoczekałz
decyzjąprzynajmniejdopowrotuGilesa.
-Conamprzyjdzieztakiejzwłoki?
-MożeGilessłyszałodobrejposadzie,którapozwolimuodzyskaćmajątek?-Wgłębi
duchaIndiabyłaprzekonana,żetomrzonki,alenietraciłanadziei.-Naraziemuszęsama
porozmawiaćzIshamem.Mamaniechcesłyszećozwłoce,więcnimsięobejrzymy,jedna
znasbędziezaręczonaztymokropnymczłowiekiem.
Lettynadałbyłazatroskana.Niedowierzałasiostrze,aleprzyrzekła,żeprzekonamatkęi
uzyskaodniejzgodę,byIndiamogłanaosobnościporozmawiaćzlordem.
-Alemusiszdaćmisłowo.
-Siostrzyczko,niejestemtypemmęczennicy.Jeśliinnesposobyzawiodą,przystanęna
zaręczyny.Mogęjepóźniejzerwać.
-Chybatak.-Lettyuśmiechnęłasięblado.-Kochanie,czujęsięokropnąegoistką,bo
natychmiastodmówiłam.
-Dośćtego.-Indiapopatrzyłanazegar.-Pomóżmi.Ishamnapewnozjawisię
punktualnie.
Miałarację.Długonieczekały.Ledwiezegarwybiłczwartą,zaanonsowanolordaIshama,
któryzostałwprowadzonydosalonu.GdywitałsięzpaniąRushford,Indiaobrzuciłago
uważnymspojrzeniem.Zamiaststrojudokonnejjazdy,miałdziśnasobiewytworniejszy
ubiór,lecznienagannieskrojonysurdutpodkreślałszerokiebaryorazpotężną
muskulaturę.Ishamniemiałwsobieniczdandysa.Indiabyłaprzekonana,żepowłożeniu
ubraniawogóleniezastanawiałsięnadswoimwyglądem.
Jegomanierybyłynieskazitelne,ajednakprzyjemnynastrójpanującywsalonienagle
zostałzmącony.Indiaodniosławrażenie,jakbymocnypowiewwiatruzmiótłwszelkie
towarzyskiekonwenanse.Zpozoruodczucietowydawałosiębezpodstawne.Ishambył
arystokratąwkażdymcalu.Jakwielumężczyznimponującejpostury,poruszałsięz
niezwykłąlekkościąiwdziękiem.Odetchnęłaukradkiem,botymrazemoszczędziłjej
taksującychspojrzeńibawiłrozmowąjejmatkę.
-Mamnadzieję,żezastajępaniąwdobrymzdrowiu-rzekłprzyciszonymgłosem.-
Bardzomniezaniepokoiływieściopanichorobie.
-Nicpoważnego,milordzie.-PaniRushfordzbyłalekceważącowzmiankęoswej
niedyspozycji.-Zwykłamigrenawywołanafatalnąpogodą.Toprawdziwaradośćwidzieć
znówpanawAbbotQuincey.
-Dobrzeznapanitestrony?
-Urodziłamsiętutaj,amojecórkiprzyszłynaświatw…wGrange.
-Ach,tak!-Ishambezśladuzakłopotaniaprzyjąłwzmiankęoswymnajnowszym
nabytku.-Właśniestamtądprzyjeżdżam.Obawiamsię,żekoniecznyjestpoważny
remont.
Czyzechcepaniwesprzećmniedobrąradą?
Indiazerknęłanasiostrę.Lordbezwątpieniaznalazłdrogędosercaichmatki.Przez
następnepółgodzinyIndiaprzysłuchiwałasięrozmowieozmianach,któremusząbyć
dokonanewGrange,orazprzymiotachposzczególnychrzemieślnikówzmiasteczka.
Popatrzyłanaswojedłonie,którelekkodrżały,więcukryłajewfałdachsukni.Ściskałoją
wżołądku,alenatojużnicniemogłaporadzić.Szykującsiędorozmowy,zebrałacałą
odwagę,któraszybkojąopuściła.Indiamarzyła,bynajgorszemiećjużzasobą,lecz
wiekiminęły,nimmatkapodniosłasięiskinęłanaLetty.
-Proszędarować,milordzie,aleIndiachciałabyzpanemporozmawiać.
Ishamskłoniłsięwmilczeniuiotworzyłprzednimidrzwi.Kiedyjezamknął,odwrócił
sięioparłonieplecami.PrzezchwilęwystraszonaIndiaczułasięjakschwytanaw
pułapkę.
Ishamobrzuciłjąprzeciągłym,badawczymspojrzeniem.
-Azatempanijestbarankiemofiarnym-rzekłwkońcu.-Lostakchciał,mojadroga!
ROZDZIAŁTRZECI
Początekrozmowyokazałsięniefortunny,więcIndiautkwiławzrokwdywanie.
-Mówipanzagadkami,milordzie-odparła.-Proszęusiąść.-Drżącedłonieukryław
fałdachsukni.Trudnojejbyłozebraćmyśliwobecnościwysokiego,barczystegoIshama,
któryposłuszniezająłmiejsce.
-Cóżzaspokój,pannoRushford!Niepasujedopani.Bardziejmisiępodobałatamta
złośnica,naktórąwczorajnatknąłemsięwdrzwiach.
Indiachętnieodcięłabysię,mówiąc,żenicjejnieobchodząjegogusta,aleniemogła
sobienatopozwolić.
-Chciałpanzemnąmówić,prawda?
-Wydawałomisię,żeraczejpanizależałonatejrozmowie.
Bezpośpiechuponowniezmierzyłjąuważnymspojrzeniem.Przypomniałasobieuwagę
Letty,żepodjegowzrokiemczułasięobnażona.Indiarównieżodniosłatakiewrażenie.
Próbowałaopanowaćgniew.Tenczłowiektoimpertynent!Przekonasię,żemawniej
godnąprzeciwniczkę.
-Wujwspomniał,żeszukapankandydatkinażonę-ciągnęłalodowatymtonem.-Jak
rozumiem,oświadczyłsiępanomnie.
-Oświadczynydotyczyłyobupań-poprawił,jakbychciałjąobrazić.Indiajeszcze
bardziejsięrozzłościła,kiedydodałdrwiącymtonem:-Siostrauchodzizaładniejszą,ale
trzebaprzyznać,żepanicośwsobiema.WLondynieczęstoprzychodziłamidogłowyta
myśl.
-WLondynie?-Indiapopatrzyłananiego.-Chybaniebyliśmysobieprzedstawieni.
-Wcaletegoniepowiedziałem.Niezaglądapanidosalonówgry,aledziewczynapani
wzrosturzucasięwoczy.-UpokorzonaIndiaspłonęłarumieńcem.Nakońcujęzykamiała
ciętąripostę,aleniezdążyłajejwypowiedzieć,boIshamdodał:-Niemasięczego
wstydzić.
Przecieżtoniepaniwina.Ilekroćpatrzęnawysokiekobiety,dochodzędowniosku,że
cechujejegracjaiwytworność,którejmogąimpozazdrościćniższekuzynki.
-Jakipanmiły!-rzuciła.-Ainneuwaginatematmojejaparycji,milordzie?Nosjestza
długi,austazaszerokie,prawda?
Wjednejchwiliznalazłsięprzyniej.Byłacałkiemzaskoczona,gdywielkądłoniądotknął
jejpoliczkaiobróciłtwarzwswojąstronę.
-Ależskąd!Panisiebieniedocenia.Ładneoczy,ślicznacera.Awłosy?Nocóż…
dosyćoryginalne…
-Mogęnosićperukę-burknęłazwściekłością,odsuwającjegodłoń.
-Tojużlepiej!-Ishamwybuchnąłśmiechem,patrzącnaniązgóry.-Terazjestpanisobą.
Stworzymydobranąparę,mojadroga,podwarunkiem,żebędziemywobecsiebie
zupełnieszczerzy.Proszęnieudawaćpensjonarki.
Indiamilczała.Tospotkanieprzybrałocałkiemnieoczekiwanyprzebieg.Ishampróbował
wyprowadzićjązrównowagiiwyraźniechciał,żebystraciłacierpliwość.
-Nietakszybko,milordzie-odparła.-Wogólepananieznam.
-Aletoiowodopanidotarło.Copaniąoburza?Grawkarty?Utrzymankazbaletu?
TegojużbyłodlaIndiizawiele.Zerwałasięispojrzałamuprostowoczy.
-Chcemniepanobrazić?Jeślitak,zastanawiamsię,pocotawizyta.
-Przyjechałem,żebysiępanioświadczyć.Czyzostanęprzyjęty?Obiecujęzapomniećo
baletnicy.-Zmieniłton,leczIndianiedałasięułagodzić.Mimotoostrożniedobierała
słowa.
-Odwujasłyszałamopańskichobietnicach.Czypanjepotwierdza?
-Skoropanisobietegożyczy,otomojepropozycje.-Spochmurniałichłodnymtonem
wymieniłkolejnepunktymałżeńskiejumowy.-Jestpanizadowolona?
-Oczywiście,dziękujębardzo.Czegopanżądawzamian?-Indiamiałaświadomość,że
złoszczągoowetargi,alenieprzejmowałasię,boślubnykontraktbyłjegopomysłem.W
rezultaciekupowałjąjakniewolnicęnawschodnimbazarze.Niemiałazamiaruudawać,
żegodzisięnamałżeństwozewzględówinnychniżmaterialne.
-Potrzebujęspadkobiercy-odparł,nieowijającwbawełnę.-Niezbędnajestmirównież
panidomu.
Zamierzamzająćsiępolityką,więcmojażonamusipokrólewskupodejmować
najwybitniejszeosobistościtegokraju.
-Dołączypandowigówczytorysów?-Indiabyłaszczerzezaciekawiona.
-Jestemzawigami.Mapanijakieśzastrzeżenia?
-Ależskąd.-Wgłębiduchabyłazadowolona,bosamaceniłaichpolitykę.
-Azatemdoszliśmydoporozumienia?-Ishamwyciągnąłrękę.
-Jeszczenie,milordzie.Potrzebujęwięcejczasudonamysłu.
-Bzdura!-rzuciłostro.-Jeśliwcześniejsiępaniniezdecydowała,proszętozrobićwtej
chwiliioszczędzićmipanieńskichfochów.-Widzącjejwahanie,dodał:-Śmiało!Niech
paniterazdamiodpowiedź,boinaczejsięwycofam.
-Skądtenpośpiech?
-Mamswojepowody,aleniezamierzamterazpanitymnudzić.
-Proponujęzaręczyny…
-Którezerwiepanipodbylepretekstem?O,nie,mojadroga.Proszęmiwierzyć,nie
jestemgłupi.Jeślizostanęprzyjęty,pobierzemysięnaBożeNarodzenie.
-Takszybko?Zaparętygodni?
Uśmiechnąłsię,widzącjejzakłopotanie,czymjeszczebardziejjąrozzłościł.Zakładała,że
jestbezlitosny,imiałarację.Niemogłaodmówićmuręki,zczegodoskonalezdawał
sobiesprawę.Napewnosiędomyślał,żedziałałapodpresją,ateraznadomiarzłego
groził,żesięwycofa.
-Postawmysprawęjasno-odparłwkońcu.-Dotrzymamzobowiązań,jeślipaniwypełni
swoje.Mniejszaożywionewobecmnieuczucia.-Wybuchnąłśmiechem.-Panimnienie
znosi,proszęniezaprzeczać.Gdybyspojrzeniemogłozabijać,leżałbymmartwyupani
stóp.
Indiamilczała.Nigdydotądniespotkałapodobnegoekscentryka.Którymężczyzna
oświadczyłbysiępannieokazującejmujawnąniechęć?Powinnanatychmiastdać
Ishamowikosza,alecośjąpowstrzymałoiniebyłtojedyniewzglądnamaterialne
pożytki.Niewątpiła,żeubokulordaIshamaczekająciekaweżycie.Jakbędzie
wyglądało,gdybygoodrzuciła?PoślubieLettyprzyszłobyjejwiędnąćw
staropanieństwieizadowolićsięroląopiekunkisłabowitejmatki,odktórejnapróżno
oczekiwałabywdzięcznościiserdecznychuczuć.
-Jesteśmyposłowie,milordzie-oznajmiłanaglekuswemuzaskoczeniu.Podałamurękę,
którąująłiucałował.Poczułamiłydreszcz,gdyciepłeustamusnęłyskórę,więc
pospieszniecofnęładłoń.-Powiemymamie?
Jakmożnasiębyłodomyślić,paniRushfordoszalałazradości.Chętnieuściskałabylorda
Ishama,alekuucieszeIndiisprytnieuniknąłowychobjawówwylewności.Letty
sprawiaławrażeniezdruzgotanej.Indiachciaładoniejpodejść,leczIshamjąubiegł.
RozmawialiprzezchwilęnauboczuiLettysięrozchmurzyła,aIndiapomyślałaz
goryczą,żeIshamzjednasobiewnetcałąjejrodzinę.
-Niemaszdomniepretensji?-upewniłasiępółgłosem.-Sądziłam,żejesteśprzeciwna
temumałżeństwu.
-Istotnietakbyło-Lettysprawiaławrażeniezadowolonej-alewierzęwtwójrozsądek.
Indianiekryłazdziwienia.CzyIshamobiecałpomócGilesowi?AmożeOliverowi?
Całkiemprawdopodobne,żepostanowiłichwesprzećstosowniedoswychmożliwości.
NieudałojejsiętegodowiedziećodnieskorejdozwierzeńLetty.
OdtamtegodniaIndiamiałaniewieleczasunarozważaniesytuacji,wjakiejsięznalazła,
bonatychmiastrozpoczęłysięgorączkoweprzygotowaniadoślubu.Ishamniechciał
słyszećozwłoce,apaniRushfordprotestowałabezprzekonania,argumentując,żekończy
sięlistopad.MimoniechęcidoIshamaIndiazpodziwemobserwowała,jakradzisobiez
jejmatką.Wszelkiesporypotrafiłzdusićwzarodku,apaniRushfordniemiałacienia
szansy,byforsowaćszumneplanywystawnejceremoniiślubnej.
-Niemogęwymagaćodchorejdamytakiegowysiłku,łaskawapani.Panizdrowiejestdla
mnienajważniejsze-tłumaczyłprzyciszonymgłosem.Indiaomalniewybuchnęła
śmiechem.Zważywszynahipochondrięmatki,argumentbyłwyjątkowocelny,alelord
niepowiedziałjeszczeostatniegosłowa.-Jakpaniwspomniała,czasumamyniewiele.
Nienalegałbymnatakkrótkiczasnarzeczeństwa,gdybyniewzględy,któresądlapani
szczególnieistotne.-GdyIsabelRushfordspojrzałananiegozezdziwieniem,dodał:-
Niedawnabolesnastratapowoduje,żeniemożemyświętowaćtakhucznie,jakbyśmytego
chcieli.Gdybynieżałoba,ślubodbyłbysięwLondynie,atakmusimyzadowolićsię
skromnąuroczystością.
Tobyłostwierdzeniefaktu,niepytanie.Indiaprzypuszczała,żeodpoczątkutegowłaśnie
sobieżyczył,leczprzypisałdecyzjęmatce,azarazemprzypomniałjej,żenależy
przestrzegaćkonwenansów,naosłodędodającuwagiświadczące,żetroszczysięojej
zdrowie.
-Obawiamsię,żeitakczekapaniąmnóstwopracy,bowMorningPostukażesię
wzmiankaoślubie,więcnapewnozostaniemyzasypanilistami.-Westchnąłciężko.-
Obawiamsię,żetonieuniknione.
RadosnaperspektywapoprawiłaniecohumorpaniRushford.Uśmiechnęłasięserdecznie
doprzyszłegozięciaiodeszła,zostawiającmłodychsamnasam.
-Icóż?-zacząłpogodnieIsham.-Zadowolona?Słuszniesiędomyślamsię,żeniegustuje
paniwwystawnychceremoniach?
-Agdybymmiałaochotęnahucznyślub,czytobycośzmieniło?-spytałazgodnością.
Żałowała,żewidziałuśmiechnajejtwarzy,kiedyprzejrzałajegomachinacje.
-Ależskąd,mojazłośnico!Czymamrację,sądząc,żemimowszystkożyczysobiepani
sukniślubnejiwyprawy?-zapytał,uważnieobserwującjejtwarz.-Właściwiesamio
sobiedecydujemy,azatemwtymprzypadkupannamłodaotrzymawyprawędopieropo
ślubie.
-Niemapotrzeby.Jakpanniedawnoprzypomniał,jestemwżałobie.-Obcesowa
wzmiankaośmierciojcaIndiisprawiła,żeIshamspochmurniał.
-Jakpanisobieżyczy-odparłkrótko.Indiamilczała.Zdawałojejsię,żewjegooczach
widzizniecierpliwienie,alezmieniłtemat.
-JutroranowyjeżdżamdoLondynunakilkadni-oznajmił.-Mapanidlamniejakieś
zlecenia?
-Nie,milordzie,ależyczęszczęśliwejpodróży.
-Dzięki,mojadroga-odparłironicznie.-Zwdzięcznościąprzyznaję,żedobreito.
Indio,czymożemyzapomniećokonwenansach?NaimięmiAnthony.
-Dobrze,milordzie…ToznaczyAnthony.Kiedywrócisz?
-Doprzyszłegoczwartkubędzieszpozbawionamegotowarzystwa.Muszęzałatwićkilka
spraw-wyjaśnił.Indiadomyślałasię,żenależądonichodwiedzinyubaletnicy.Toniejej
sprawa.-MamnadziejęprzywieźćtuHenry’ego.Jestmoimprzyrodnimbratem-dodał
Isham.-Będziepierwszymdrużbą.
TesłowastanowiłydlaIndiinieprzyjemneprzypomnienieokonsekwencjachjej
postanowienia,alebyłazdecydowanagraćswojąrolęjaknależy.
-Zprzyjemnościągopoznam-powiedziałauprzejmie.
Trochęjejbyłowstyd,żejestopryskliwawobecIshama,którymimojawnychafrontów
odnosiłsiędoniejzprawdziwąkurtuazją.Niespodziewaniewyciągnęłarękę,którejnie
ujął,ajegotwarzprzybraładziwnywyraz.Sprawiałwrażenieroztargnionego.
-Muszęwiedzieć…Częstowyjeżdżająpaniewieczorami?
Przyglądałamusię,zdziwionaosobliwympytaniem.
-Nie,wręczprzeciwnie-oznajmiłakrótko.Zpewnościązdawałsobiesprawę,żeniestać
ichnapowózikonie.
-Domyślamsię,żeodczasudoczasukorzystająpaniezpowozusirJamesa-niedawał
zawygraną.-Czymogęprosić,żebyścieniejeździłynigdziepozmierzchu?
Indiazesztywniała.Jeszczeniebyłajegożoną.Dlaczegouznałzastosownedyktowaćjej,
comarobić?Naraziemogłaopuszczaćdom,kiedyjejsiępodobało.Ishamwpatrzonyw
twarznarzeczonejuśmiechnąłsięipokręciłgłową,apotemznowuspoważniał.
-Niebezpowoduostrzegamprzezwieczornymieskapadami.Słyszałaśozamieszkach?
-Nie,milordzie-odparłazdumiona.-Wczymrzecz?
-Wtychstronachzrobiłosięgroźnie,aniebezpieczeństwojestcorazpoważniejsze.
Pospólstwozbierasię,wieczoramigromadniewylęganadrogi,zmierzającdofabryk,
żebyjepodpalaćiniszczyćmaszyny.
-Dlaczego?Kimsąciludzie?
-Większośćstanowiąpracownicytkalni.
-Czemudewastujązakładydająceimpodstawęutrzymania?
-Bopraktycznieniemajązatrudnienia.WojnazFrancjąsprawiła,żezapotrzebowaniena
ichwyrobyorazeksporttkaninbawełnianychnakontynentspadłydojednejtrzeciej.Poza
tymzbiorybyłymarne,więccenyżywnościznaczniewzrosły.Trudnosięwyżywićza
zmniejszonewynagrodzenie.Połowamiejscowejludnościwegetujedziękijałmużnie.
-Rozumiemtychbiedaków.
-Ichrozpaczjestuzasadniona,aleniemożnatolerowaćwystępków.Nastrojesąfatalne,ci
ludziesądobrzeuzbrojeni,mająpistolety,muszkiety,siekiery.Jestjużconajmniejjedna
ofiaraśmiertelna.
Indiawstrzymałaoddech,apotempowiedziałazociąganiem:
-Nicotymniewiedziałyśmy.Anthony,dlaczegomielibyatakowaćprywatnepowozy?
Mynieopuszczamydomuwieczorami,aleobajwujowieczęstonasodwiedzają.
Ishamniezdradziłsię,czysprawiłomuprzyjemność,żezwróciłasiędoniegopoimieniu.
-Niechciałemcięprzestraszyć-tłumaczyłłagodnie-aletrzebapamiętać,żetłumbywa
nieprzewidywalny.Wszystkozależyodtego,ktonimkieruje.Wystarczykilkagorących
głów,żebyuinnychrozpalićwściekłość,awówczaspowody,któreskłoniłybiedakówdo
działania,idąwniepamięćikażdymożestaćsięichofiarą.-GdyIndiazadrżała,ujął
jejdłońiścisnąłmocno.-Wdomujesteściebezpieczne-zapewnił.-Pozatymdotejpory
nieodważylisięnapadaćzadnia.
Uniósłjejdłońdoust.Tymrazemniecofnęłaręki.Gdypodszedłbliżej,modliłasię,żeby
niepróbowałjejobjąć.Nadaluważałagozaobcegoczłowieka.Potrzebowaławięcej
czasu,żebyoswoićsięztymdziwnymmężczyzną,którytakniespodziewaniewkroczyłw
jejspokojneżycie.Kierowanytajemniczymzmysłem,pozwalającymodgadywaćjej
uczucia,ukłoniłsiętylkoipuściłjejrękę.
Indiaodwróciławzrokjakspeszonapensjonarka.Czykiedykolwiekprzynimbędziesię
czułaswobodnie?Wśródjejznajomychbyłczłowiekiemwyjątkowym.Wyczuwaławnim
pierwotnąsiłęukrytąpodnienagannymimanierami.Niedałasięzwieśćkurtuazjii
urokowi.
Byłaświadoma,żepoślubiniebezpiecznegomężczyznę.
Tegodniapanienieoczekiwałyżadnychwizyt,leczniespodziewanieodwiedziłjesir
JamesPerceval.Spragnionynowinwbiegłdosalonu.
-Icóż,mojedrogie?JakwamidziezIshamem?-wypytywałzciekawością.
-Och,Jamesie,wspaniałanowina!-IsabelRushfordniekryłaradości.-Jegolordowska
mośćżenisięzIndią!
SirJamesobjąłkuzynkęigłośnocmoknąłwpoliczek.
-Znakomicie,mojedziecko!Ishamjestszczęściarzem,atyniemogłaśwybraćlepiej-
oznajmił.Indiapodziękowałazwymuszonymuśmiechem.Wcalesięniezdziwiła,gdy
wujodwróciłsiędojejmatkiipowiedziałzponurąminą:-Szkoda,żeHesternie
wykazujetylezdrowegorozsądku.Mamnadzieję,żeskoroIndiasięzaręczyła,przekona
mojąsamowolnącórkę,abyposzławjejślady.
Isabeltaktowniemilczała.Hesterniebyłajejfaworytką.Indiaczasamiupierałasięprzy
swoimzdaniu,leczwporównaniuztamtąwydawałasięwzoremposłuszeństwa.Zdaniem
paniRushfordHesterbyłataksamowolna,żeniktjejniezdołaposkromić.
-Indio,cotynato?-spytałniespokojnysirJames.-Porozmawiaszznią?
-Bardzochętnie,wujku,aleniemogęobiecać,żeudamisięjąprzekonać-odparłaz
uśmiechem.
Hester,jejnajlepszaprzyjaciółka,nieukrywałaswychpoglądównamałżeństwo.Nie
chciałastaćsięwłasnościąjakiegośmężczyzny.Indiabyłapewna,żewiadomośćo
zaręczynachnapewnoskłoniHesterdorychłychodwiedzinwLilacGottage.
Niemyliłasię.NastępnegorankasłużącazaanonsowałaHester,któranatychmiastpo
powitaniuprzeszładosednasprawy.
-Czytoprawda?-zapytała.-Ojciecpowiedziałnam,żewychodziszzamąż.
-Owszem!-Indiasięzarumieniła.-Hester,pragnęłamcięodwiedzićiwszystkoci
opowiedzieć,aleniemogłam.
-Zapewne!-odparłauszczypliwieprzyjaciółka.-Wszyscybyliśmyzdumieni.Nie
mieliśmypojęcia,nacosięzanosi.
-Jarównież.
-Azatemsłusznieprzypuszczałam,żezmuszonociędoprzyjęciaoświadczynIshama?
-Niezupełnie.Samapodjęłamdecyzję.
-Zcudząpomocą.Bezwątpieniapodgroźbąatakuhisterii.-NiechęćpaniRushforddo
Hesterbyłaodwzajemniona.-Indio,sprawajestzbytpoważna,abyulegaćtakiejpresji.
Tuchodziotwojąprzyszłość.Wybacz,żemówięśmiało,alezależyminatwoim
szczęściu.
-Wiem,kochanie,leczpozwólmiwyjaśnić.Mamabyłazatymmałżeństwem,wujtakże
jepopiera.
-Naturalnie.Kochanyojciec!Jegozdaniemkobietamatylkojedensposób,abyzyskać
poczuciebezpieczeństwa.-Hesterbyłaoburzona,leczwkrótcetwarzjejzłagodniała.-
Obawiamsię,żewtejkwestiimoirodziceniesąbezstronni.Jakwiesz,pobralisięz
miłościiżyjąrazemszczęśliwie,więcniewinięich,żetegosamegopragnądlainnych.
Możeszsobiewyobrazić,jaknaciskają,żebymwyszłazamąż.Przykromi,żedoznają
rozczarowania,aleniezgodzęsięnamałżeństwo.
-Twojasytuacjajestinna-odparłacichoIndia.-Maszzczegożyć.
-Nicpewnego.Ktowie,czyniebędęzmuszonazarabiaćnaswojeutrzymanie.-Hester
wybuchnęłaśmiechem,-Jeśliojciecpostanowisiłąwydaćmniezamąż,ucieknęzdomu.
-Samarozumiesz,żetoabsurd.Rodzicecięuwielbiają.
-Ichuczuciamogąsięodmienić,jeślinadalbędężądaćdlakobietprawawyboruwłasnej
drogi.Weźtylkonaszązaginionąmarkizę.Czypotrafiszmipowiedzieć,coskłoniło
LouiseHarislopedoślubuzłajdakiemtrzykrotnieodniejstarszym?Mójojciecz
pewnościąniezmusiłbymniedotakiegomałżeństwa.Nawettwojamatkamiałabyopory.
Sąjakieświadomościolosietejbiedaczki?
-Anisłowa.Cośsłyszałaś?
-Sameplotki.Jednimówią,żezginęłazrękimarkiza,ainni,żeuciekłazkochankiem.
-Zapewneumknęła.Jejżyciemusiałoprzypominaćpiekło.-Indiaodwróciłasię,byukryć
smutek.Hesterspostrzegłatoiwróciładosprawyjejzaręczyn.
-Dlaczegorozmawiamyomarkizie?-zawołała.-Coztobą?NaprawdęprzyjęłaśIshama?
-Owszem,alejestinaczej,niżsądzisz.Przemyślałamtędecyzję.Twójojciecnie
powiniendłużejłożyćnanaszeutrzymanie…
-Bzdura!-wybuchnęłaHester.-Chętniewampomaga.Cowięcej,nigdybysobienie
wybaczył,gdybywiedział,żetakiewzględymiaływpływnatwojepostanowienie.
-Powieszmicałąprawdę?-Indiarzuciłajejbadawczespojrzenie.-Sądzę,żenasz
majątekniewystarczyłnapokrycienależności.Wujdołożyłbrakującąkwotę,prawda?
Hesterunikałajejwzroku,alenieśmiałakłamać.
-Mówiłosięotym-przyznałaniechętnie.-Todrobiazg.
-Niedlamnie.Pozatymniezapominaj,żemuszęteżmyślećoLetty.Wtych
okolicznościachOliverWellsniemożesięoniąoświadczyć,alejakopowinowatalorda
Ishamastaniesiędobrąpartią.
-AGiles?Coonnato?
-Niemiałyśmyodniegowiadomości,leczjegomożliwościdziałaniasąniewielkie.
Straciłwłasnedziedzictwo.Mamaspodziewasię,żeIshammupomoże.
-Nocóż,przynajmniejtwojamatkabędzieżyćwdostatku.-Hesterbyławyraźnie
zdegustowana.-Czybiorąctowszystkopoduwagę,myślałaśtakżeosobie?
-Naturalnie.Zastanówsię,Hester,czyjestinnewyjście.Lettyijamamytylkodwie
możliwości:zapewnejednaznasdostałabyposadęwszkolepaniGuarding,aleznacznie
bardziejprawdopodobnejest,żezatrudniłybyśmysięwbogatychdomachjakodamydo
towarzystwa,aprzecieżniechcemyzostawiaćmamysamej.
-Rozumiem-odparłaHesterzponurąminą.-Chybaniedziwiszsięteraz,żechcę
walczyćoprawadlakobiet.Obecnieznaczymyniewielewięcejodsprzętów
domowych…-
urwałaizczułościąspojrzałanaIndię.-Poczucietaktuniejestmojąnajmocniejszą
stroną,alezłośćmnieogarnia,kiedymyślę,jakniewielemamydopowiedzeniaw
sprawachdotyczącychnaszegożycia.Powiedz,cowieszoIshamie.
-Mało-przyznałaIndia.-Spędziłamznimniespełnatrzygodziny.
-Imimotopostanowiłaśzaniegowyjść?
-Tak.Niepróbujmnieodtegoodwodzić.Dałamsłowoigoniecofnę.
-Oczywiście.-Hesterobrzuciłająbadawczymspojrzeniem.-Skorotakajest
konieczność,muszęprzyznać,żemogłaśtrafićznaczniegorzej.Niemawątpliwości,że
lordIshamtomądryczłowiekointeligencjibudzącejszacunek.Czytałamkilkajego
przemówień.
-Wspomniał,żechcesięzająćpolityką.
-Ipowinien.Trzebanamwrządzietakichludzi.
-Byłciprzedstawiony?
-Nie,alechętniebymgopoznała.Interesujesięstanemfabrykwpółnocnejczęścikraju.
MarodzinnymajątekwCheshire,prawda?Zapewnewiadomomu,żetamtrudnoopracę.
Słyszałam,żehandelzamiera,akupcybankrutujązpowodunapoleońskiejblokady.
-Rządmusicośnatoporadzić.-Nasiministrowieogranicząsiędowysłaniaoddziałów
wojskowychwcelustłumieniazamieszek.Zamiastpomocystosujesięprzemoc.Wydaje
misię,żeIshampopierainnerozwiązania,chociażniejestembiegławtychsprawach.
-Naprawdętakdobrzeonimmyślisz?-IndiabyłazdumionapełnązapałutyradąHester.
-Tak,aleztwegotonuwnioskuję,żeniepodzielaszmegozdania.
-MałowiemoIshamie,alewydajemisiędziwakiem.Przynimczujęsięzbitaztropu.
-PodobnoniejestAdonisem,leczdlaciebietochybabezznaczenia.
-Naturalnie.Maniezłąprezencję,lecz…
-Trochęsięgoboisz,co?Zadziwiaszmnie,Indio.LordIshamwkrótceciępokochai
szybkozrozumie,żezdobyłprawdziwyskarb.
-Pochlebiaszmi,kochanie.Prawdajesttaka,żepotrzebujespadkobiercyitylkodlatego
misięoświadczył.-Indiaumilkła,bopowiedziaławięcej,niżzamierzała.Wjejgłosie
zapewnepobrzmiewałagorycz.
-Bzdura!-zaprotestowałażywoHester.-Mógłwybieraćwśródnajlepszychpartii.
Domyślamsię,żetwoimzdaniembrakmuromantyzmu.
-Otóżto!Wkażdymrazienietwierdził,żekochamnienadżycie.
-Bardzorozsądneposunięcie!Zapewneprzeczuwał,żemunieuwierzysz.Przyznaj,że
zostałbywyśmiany,gdybywspomniałouczuciach.
-Znaszmnieażzadobrze.-Indiauśmiechnęłasięzociąganiem.-Rzeczywiścienie
znoszęfałszu.Muszęprzyznać,żeIshamzawszejestszczery.
-Azatem?
-Samajużniewiem.Częstoranimojądumęimaszczególnytalentdowyprowadzania
mniezrównowagi.
-Dlaczego?
-Pewniezbytpochopniegooceniam.Naprzykładwczorajuznałam,żepróbuje
decydować,czywolnomipozmierzchuwychodzićzdomu.Nieukrywałamgniewu.
Potemokazałosię,żeniepokoiłsiętylkoomojebezpieczeństwo.Byłomiwstyd,
zachowałamsięjakidiotka.
-Powinnaśgosłuchać.Niewyjaśniłciswoichmotywów?
-Wspomniałozamieszkachwywołanychprzezzdesperowanychrobotników.Muszę
przyznać,żebardzoimwspółczuję.
-Ijabyłampoichstronie,aleojciecuświadomiłmi,żedochodzidoaktówprzemocy.
Niezadowalająsięjużniszczeniemmaszynifabryki,podpalająteżstodołyistogisiana.
W
naszejokolicyzrobiłosięterazniebezpieczne.
-Czywujniemógłbyporozmawiaćztymiludźmi?
Mawielerozsądku.Jeśliobiecazwrócićsięwichimieniudorządu…
-Cóżmógłbydlanichuczynić?Niedaimprzecieżchlebaanipracy.Pozatymwłaściwie
niewiadomo,cotozaludzie.Nosząmaskilubczerniątwarzeimszcząsięokrutniena
tych,którzyprzekazująonichinformacje.
-Czynicniemożnazrobić?
-Rządprzysyławojskozobawy,żepodobniejakweFrancjiwybuchnieunasrewolucja,
jeślizamieszkisięrozszerzą.
-WAngliimiałbyzapanowaćterror?Wykluczone.
-Francjaprzeżyłatodwadzieścialattemu.Unasruchniezadowolonychszybkoprzybiera
nasile.Ciludziesądoskonalezorganizowani,majątajemnehasłaiznaki,nowicjusze
musząbyćwprowadzeniizaprzysiężeni.
-Niewyglądamitonaspontanicznedziałaniezwykłychrobotników.
-Maszrację.Przeważająwśródnichanalfabeci,ajednakwysyłajądopracodawców,a
nawetdopremieralisty,którepodpisujeniejakigenerałLudd.Trudnoimsięskutecznie
przeciwstawić,choćniszczeniemaszynobwarowanejestkarązesłaniadokoloniikarneji
możezostaćuznanezaciężkieprzestępstwo.
-DziękiBogu,żemamaiLettyjeszczeotymniewiedzą.-Indiawzdrygnęłasię.-
Poszłydziśnaplebanię,żebyprzekazaćradosnąnowinę.-Ostatniesłowapowiedziałaz
goryczą,apotemdodała:-Muszęimpowiedzieć?
-Kochanie,prędzejczypóźniejitaksiędowiedzą.
-Hesterspojrzałananiązpowagą.-Jestempewna,żecodorobotnikówmaszrację.
Ktośzatymstoi:jakiśspryciarzgrającynanastrojach.
-Ciludziesąwrozpaczy!-żachnęłasięIndia.
-Racja.Przyszłoimgłodować,alezamieszkiniesątylkowołaniemonaprawienie
krzywd.Doludziwalczącychosłusznąsprawęprzyłączająsięczęstoosobnicy
załatwiającyprywatneinteresy.Ojciecjestotymprzekonany.-Hesterwstała.-Bądź
ostrożna,dobrze?
-Wątpię,żebychcielisięmścićnanaszejrodzinie-odparłaIndiazesmutnym
uśmiechem.-Nieprzypominamsobie,żebyśmykogośskrzywdzili.
-Tooczywiste,kochanie.-Hesterobjęłająserdecznie.
-Będziesznamoimweselu?Bardzominatymzależy.
-Możeszliczyćnaduchowewsparcie,najmilsza.Dołączęponadtożyczeniadługiegoi
szczęśliwegożycia.
-Amożepójdzieszwmojeślady?-zapytałakpiącoIndia,ulegającpokusie,żebysię
trochępodroczyćzprzyjaciółką.
-NaBoga,tylkonieto!Marzęowłasnymdomku.Jeślidostanęposagwswojeręce,będę
pisaćotoczonaksiążkami.
-Wtakimrazietegociwłaśnieżyczę.Pięknaperspektywa.
-Naraziebezszansnaurzeczywistnienie.Matkanalega,żebymkarnawałznówspędziła
wLondynie.Manadzieję,żetymrazemzłapięmęża.Urodzonaoptymistka.
Ostatniapróbatobyłhorror.
-Chybaniegorszyniżwmoimprzypadku?
-Obawiamsiężetak.Jestemprzesadnieszczera,więcpanowiepierzchalinawszystkie
strony.-Hesterwybuchnęłaśmiechem.-jeślichcesz,opowiemci,jakdokonałam
jedynegopodboju.Nieuwierzysz,alewbiblioteceksiężnejSutherlandnapastowałmnie
jakiśstarylowelasledwiechodzącyolasce.Oszczędzęcijegonazwiska,alemój
wielbicielbyłgłuchy,cowieletłumaczy.OcaliłmnieHugo.Szkoda,żenicwidziałaśjego
miny.
WesołośćHesterbyłazaraźliwaipochwiliobiepannyzanosiłysięśmiechem.
ROZDZIAŁCZWARTY
OdwiedzinykuzynkipoprawiłyIndiihumorbardziej,niżmożnasiębyłospodziewać.
LiczyłasięzezdaniemHestericeniłajejzdrowyrozsądek.Ucieszyłasię,żeta
prostolinijnadziewczynanieskarciłajejzaprzyjęcieoświadczynlordaIshamaichwaliła
jegoprzymioty.
Indianiemogłasięnadziwić,żeinnitakdobrzeonimmyślą.Szkoda,żesamaniemogła
sięnatozdobyć,borazporazprzypominałasobie,żeprzyczyniłsiępośredniodośmierci
jejojca,czegoniepotrafiłamuwybaczyć.
Naodjezdnympowiedział,żeprzezkilkanastępnychdnibędziepozbawionajego
towarzystwa.Westchnęłaiposzładokuchni.PopowrociezplebaniiLettyimatkana
pewnochętniezjedzątalerzgorącejzupy.Poprzedniegodniagotowałaprzezdwie
godzinykawałekbaraniny,więcmiałajużwywar,któryprzecedziła,apotemdodała
cielęcągicz,warzywa,ziołaigotowała,ażskładnikizmiękły.Pozostałojedynieprzetrzeć
zupęizaprawićbiałkiem,żebysięsklarowała,anastępniewrzucićmięsopokrojonew
kostkę,dodaćnatkępietruszkiikieliszeksherry.Próbowałaswojąpotrawę,gdyz
korytarzadobiegłodgłoskroków.
-Ach,jakimiłyzapach!-MłodszapannaRushfordwbiegładokuchni.-Cotojest?
-Wykwintnazupajarzynowa-odparłazdumąIndia.-Samochwałazemnie,alesmakuje
wybornie.Pomóżmizanieśćwazędojadalni.Potemchcęusłyszećwszystkieplotki.
-Niewieleichjest.Jednaważnanowina:earlYardleychciałbyodkupićopactwo.Obymu
sięudało!Raznazawszepozbylibyśmysięmarkiza.
-Sprzedamajątek?CootymsądziwujWilliam?
-Niewie,comyśleć,aleteżmanadzieję,żecośztegowyjdzie.Złeczasynastałydla
naszejokolicy,kiedytenczłowiektutajzamieszkał.Naszczęściejestjużzastary,żeby
uwodzićmiejscowedziewczyny.
-Letty!-PaniRushfordbyłaoburzonaśmiałąwzmianką,aletymrazemmłodszacórka
nieustąpiła.
-Zaprzeczysz,mamo?
-Ależskąd,lecznienależyporuszaćtakichtematów.Młodepannyzadużosobieteraz
pozwalają.
-Wszystkoułożyłobysięinaczej,gdybymajątekYardleyaniewpadłwręcemarkiza-
zauważyłazasmuconaIndia.-Prawdziwatragedia.
-Podobnoearlstraciłzainteresowaniedlaświata,gdywydziedziczyłsyna.Czysty
idiotyzm!Idlaczego?Bowicehrabiazapragnąłpoślubićkatoliczkę.Przecieżtobez
znaczenia!-perorowałaIsabelRushford,aIndiastarałasięzachowaćpowagę.Jejmatka
niebyłaszczególniereligijna.-Nadomiarzłegopannabyłacudzoziemką.Pochodziłaz
Francji,alemoimzdaniemprzydziedziczeniutakiesprawyniemająnajmniejszego
znaczenia-
oznajmiłapaniRushford,aIndiawduchuprzyznałajejrację.-Obawiamsię,żezawiniły
uprzedzeniaiwrodzonagłupota,aileżztegonieszczęść.Ciarkimnieprzechodzą,gdy
myślęocierpieniu,którewkońcudoprowadziłoYardleyadosamobójstwa.
-Życzmypowodzenianowemuearlowi-wtrąciłaLetty.-Ciekawe,czymarkizsprzeda
majątek.Jaksądzicie?
-Całkiemprawdopodobne.Jestokropniezadłużony.-PaniRushforduśmiechnęłasię
drwiąco.-Niezapłaciłrachunków,toteżkupcywstrzymalidostawy.Całasłużbaodeszłaz
wyjątkiemBurnecka,jegokamerdynera,orazparunajętychkobietzmiasta.-Wydęła
usta.-
Chybaniesąpokojówkami.
Indiaprzestałasłuchać.Jejmyślipobiegłydaleko.CzyIshamjestwistocietakim
monstrum,zajakiegouznała?Okazałosięniedawno,żemająpodobnezainteresowania.
Jąrównieżmartwiływieścidotyczącesytuacjinapółnocykraju,gdziekobietyidzieci
traktowanoniemaljakniewolników.Wkrótcewyszłonajaw,żeiwjejstronachzdarzają
siępodobnenadużycia.
Trzydnipóźniejzkuchnidobiegłdziwnyhałas.Ciszęspokojnegodomuzakłóciłypiskii
krzyk.
-Cosięstało,Marto?-Indiapobiegła,żebysprawdzić,cosiędzieje,izobaczyła
pokojówkęzaciskającąpalcenałachmanachdwumałychoberwańców.
-Wstrętnebrudasy,panienko!Zdybałamichwszopienadrewno.
Indiaprzyjrzałasięchłopcom.Żadenniemiałdziesięciulat.
-Tojeszczedzieci,Marto-strofowałasłużącą.
Zwróciłasięzpytaniemdowyższegomalca:-Coturobicie?
-Niczłego-odparłśmiało.-Niemieliśmygdzieprzenocować.Tamciwszystkospalili.
-Aleco?
-Fabrykę,panienko.
-Kiedytosięstało?
-Przedwczorajwieczorem.Odtamtejporyszliśmy…
Indiaspostrzegła,żechłopiecpożerawzrokiemświeżoupieczonychleb,którystygłna
kuchennymstole.Wymyślającsobieodbezdusznychidiotek,ukroiłaparękromekihojnie
posmarowałamasłem.
-Proszę!Napewnojesteściegłodni.-Przesunęłakanapkiwstronęchłopców,którzy
natychmiastrzucilisięnajedzenie,więcdodałazuśmiechem:-Spokojnie,niema
pośpiechu,będziedokładka.
Gdyposłuchali,zaczęłaimsięprzyglądać.Obajchudzijakpatyki,bosi,pokrycibrudemi
sadzą.Drobniejszychłopczykmiałdreszcze.
-Podejdźciedoognia-zachęciła.-Strasznezwasgłuptasy.Trzebabyłozapukaćdo
naszychdrzwiipoprosićoschronienie.Poprzednianocbyłachłodna,mogliście
zamarznąćnaśmierć.-Niewielebrakowało,pomyślała,spoglądającnaichłachmany.-
Marto,przynieśmi,proszę,kilkaciepłychszali.
-Chcepanienkazmarnowaćtakiedobreubrania?Cismarkaczenapewnosązawszeni.
-Niepytamcięozdanie-odparłachłodnoIndia.-Rób,comówię.
-PaniRushfordniebędziezadowolona-rzekłaponuroMarta,wychodzączkuchni.
Miałarację.Indiabyławdzięcznalosowi,żematkawtowarzystwieLettykrążypo
okolicy,składającporannewizyty.Samawymówiłasięodnudnegoobowiązku,
wspominającmimochodem,żeoczekujedziśpowrotuIshama.Domyślałasię,jakna
widokdwumałychoberwańcówzareagowałabyjejmatka.
-Powiedzciemi,kimjesteście-zwróciłasiędonich,leczuparciemilczeli.-Mówcie
śmiało-zachęcała.-Wasirodzicenapewnoumierajązniepokoju.
-Onipomarli.Jesteśmysierotami-odparłwyższyzchłopców,spoglądającnaniąze
strachem.Uznałchyba,żejestjejwinienjakieśwyjaśnienia,bododał,żemanaimięJoe.
-Akolega?
-TomójbraciszekTom.Młodszyzchłopcówniezareagowałnaswojeimię.
Indiapopatrzyłananiegoztroską.Sięgnąłwprawdziepojedzenie,ależułchleb
mechanicznie,aterazbezsłowaskuliłsięwkącieobokpaleniska.
-Twójbratjestdziwniemilczący-powiedziałazaniepokojona.-Nieumiemówić?
-Odpożaruwogólesięnieodzywa.Zestrachałsię.-Nagleminamuzrzedła.Brudną
rączkąprzesunąłpooczach.
-Tomusiałobyćokropneprzeżycie.Twójbratprzeżyłwstrząs.Powieszmi,cosięstało?-
IndiawzięłaszaleodponurejMartyiotuliłanimiramionachłopców.
-Spaliśmypodwarsztatami,jaktamciprzyszli.
Najpierwwybiliszyby,żebywleźćdośrodka.Przyczailiśmysięzabelamibawełny,kiedy
rozwalalimaszyny.Jużmyśleliśmy,żesobieposzli,ażtunaglepokazałsiędym.
Wszystkosięspaliło.
-Cotamrobiliściewśrodkunocy?
Nimzdążyłodpowiedzieć,płonącagłowniaprzesunęłasięispadłazpaleniska.Tom
skoczyłnarównenogiikilkarazyprzeraźliwiepisnął.Indiaobjęłagoipowiedziała
uspokajającymtonem:
-Cicho,cicho.Niccituniegrozi.
-Alenamwyjdzietobokiem-gderałaMarta.-Panienkagoniedotyka,bojeszczezłapie
jakąchorobę.
-Marto,przestańnadużywaćmojejcierpliwości-odparłaIndialodowatymtonem.-
Niemaszżadnejroboty?
-Ażzadużo,panienko.Samatujestem,wszystkonamojejgłowie.Wkrótcesiędowiemy,
conaszapanipowienatefanaberie.-Zirytowanawybiegłazkuchni.
-Dowiemsięwreszcie,corobiliściewfabryce?
-Pracowaliśmytam,panienko.
-Jakto?Jesteściezamali,żebydźwigaćbelebawełnyalbostaćprzymaszynach.
-Sprzątaliśmyhalę.Kazalinamwłazićpodmaszynyiwymiataćśmieci,ajakcośw
środkupękło,toreperowaliśmy.
-Niebezpiecznezajęcie,odpowiednieraczejdladorosłych.
-Sązaduzi,panienko,tylkomalisięwcisną.
-Alezmyśla!-Martawróciładokuchni,rzekomopozapomnianąmiotłę.-Cidwajsą
kominiarczykami.Panienkaspojrzynaichnogi.
-Widzęśladyoparzeń.-Indiapopatrzyłanachudełydkistojącychprzedniądzieci.
Widokbyłprzerażający.-Zapewneucierpieliwczasiepożaru.
-Bzdura!-Martazapomniałaouprzejmości,ponieważbyłapewna,żepaniRushford
weźmiejejstronę.Zaśmiałasięurągliwie,podeszładoJoeiodsłoniłajegoramię.-Strupy
iblizny,panienko.Niemaświeżychoparzeń.-Obejrzałapoobijanekolanachłopca.-
Małotobachorówwidziałamwżyciu?Potrafięodróżnićzwykłeotarciaodblizn
kominiarczyków.Cidwajoszuścicuchnąsadząipopiołem.Moimzdaniemuciekliswemu
pryncypałowi.Tenmałyłżejakpies!
-Nieprawda!Wcaleniekłamałem!-żachnąłsięJoeiodrazudostałodMartypogłowie.
-Jeślirazjeszczeośmieliszsięgouderzyć,straciszmiejsce.
-Teżmiwielkastrata!-Martaodeszła,aIndiaodwróciłasiędochłopca.
-Niebójsię.Możeszmipowiedziećcałąprawdę.Jesteściekominiarczykami?
-Byliśmy,aleteraznawetbezubranianiewciśniemysiędokomina.
-Mamrozumieć,żemusieliściewspinaćsięnago?-Indiazniedowierzaniemspojrzałana
chłopca.
-Tak,panienko.Dotejrobotybiorątylkomałych.
-Jesteściezupełniemali.Takiechudziny!Ilemacielat?
-Niewiem,panienko.Japewniezdziesięć,aleobajitakzrobiliśmysięzaduzi,żeby
włazićdokominów.
-.Tomjesttrochęmłodszy,prawda?
-Teżsięnienadaje.Naszpryncypałmówi,żeczterolatekjestnajlepszy-tłumaczyłJoe.
Indiabyławstrząśnięta.
-Barbarzyńca!-mruknęła.-Istnypotwór!Uciekliścieodniego?
-Nie,panienko.Sprzedałnasnadzorcytamtejfabryki.
-Sprzedał?-Indianiewierzyławłasnymuszom,alemiałapewność,żechłopiecmówi
prawdę.-Kimjesttenczłowiek?-Joezamilkłnadobre.Indiadaremniepróbowała
skłonićgodomówienia.Razporazbojaźliwiespoglądałnadrzwi,więczapewniła:-Nic
cituniegrozi.Powiedzmi,jaknazywasięwaszdawnypryncypał.
-Nieodeślemniepanienkadoniego?-spytałbłagalnieJoe.
-Ależskąd!Mamzamiarpostawićgoprzedsądem.Niemusiszsięgoobawiać,alenie
mogęwnieśćoskarżenia,skoronieznamnazwiska.
-TopanBriggs-odparłniechętnie.Wtejsamejchwiliotworzyłysiętylnedrzwiistanął
wnichpotężniezbudowany,rumianymężczyznaopaskudnejfizjonomii.Tomzpiskiem
skryłsięzaspódnicąIndii,aJoezrobiłkrokwtył.
-Nienauczonopana,żenależypukać?-zapytałachłodnoIndia.
-Masięrozumieć,aledostałemcynk,żesątumojechłopaki.
WtymmomencieIndiazdecydowała,żeMartawkońcuodejdzie.Wyprostowałasięz
godnością.
-Kimpanjest?
-MojenazwiskoHaddon,nadzorcafabryki.
-Awięctopanhandlujeżywymtowarem?HaddonowiniepodobałsiętonIndii,alemiał
doczynieniazwysokourodzonąpanną,więcspokorniał.
-Miło,żepanienkawpuściłaichtutaj.Martwiłemsięotedzieciaki.
-Dotegostopnia,żezostawiłjepannanocwpustejfabryce?Niewielebrakowało,a
spłonęlibyżywcem.
-Abotomojawina?Skądmiałemwiedzieć,nacosięzanosi?Panienkazarazpozbędzie
siękłopotu.Zabieramsmarkaczy.-Zdecydowanymkrokiemruszyłwichstronę,aleIndia
zatrzymałagoruchemdłoni.
-Mapanwobecnichjakieśplany?Słyszałam,żefabrykazostałasplądrowana.
-Zgadzasię.Straciliśmyrobotę,aletychdwumogęsprzedać.Każdyznichkosztował
mniegwineę,adlatakiegonędzarzajakjatosporywydatek.
-Niemamowyosprzedaży-odparłazapalczywieIndia.
-Bachorysąmojąwłasnością.-Mężczyznaspochmurniał.-Niepozwolęsięokradać!
ZniecierpliwionaIndiapodeszładokredensu,opróżniłaniewielkąmiseczkęiodliczyła
dwiegwinee.
-Otonależność!-oznajmiłazpogardą.-Proszęwziąćpieniądzeiodejść.
-Cotywyprawiasz,Indio?-DokuchniwpadłapaniRushford,azaniąLettyoraz
tryumfującaMarta.Najejwidokobajchłopcydalinurkapodstół,alepanidomuzdążyła
ichobejrzeć.Zacisnęładłonienaoparciukrzesła,jakbyladachwilamiałazemdleć.
-Poderżnąnamgardła,gdypośniemy-oznajmiłazprzejęciem.
-Przesadzasz,mamo.
-Niemogątuzostać!Tenczłowiekmusiichzabrać.
-Dajspokój,paniusiu!Nicmidonich.Wziąłemzapłatę.-Haddonnatychmiastruszył
kudrzwiomzobawy,żeusłyszyprośbęozwrotpieniędzy.
-Co?-Podniesionygłosprzeszedłwpisk,gdyIsabelRushfordchwyciłaramięIndii.-
Typodładziewczyno!Trwonisznaszepieniądzenadwuuliczników?Myślisz,żenasnato
stać?
-Mamo,tenczłowiekzamierzałsprzedaćchłopców.
-Nowłaśnie,atyichkupiłaś.-PaniRushfordzachwiałasięidotknęłarękączoła.-
Przepełniłasięczaragoryczy.Doprowadziszmniedośmierci!
Martapodbiegładochlebodawczyni.
-Mojabiednapani!NiechHaddonzabieratychoberwańców,mniejszaopieniądze.-
Rozejrzałasię,alenadzorcajużzniknął.
-Wykluczone-odparłazdecydowanieIndia.-Marto,skorotakcięinteresujelostych
dzieci,możepofatygujeszsięnaplebanięipoprosiszciocięoubraniadlanich.
-Japójdę-wtrąciłapospiesznieLetty,gdyMartapuściłapoleceniesiostrymimouszu.
-Nicztego,mojapanno.Zastanieszwdomu!-PaniRushfordrzuciłaIndiiwrogie
spojrzenie.-Niechcisięniewydaje,żemniezwiedziesz.Przejrzałamtwojągrę.Od
początkutylkoudawałaś,żechceszpoślubićjegolordowskąmośćistarałaśsię
doprowadzićdozerwaniazaręczyn.Tymostatnimwybrykiemcałkiemgozniechęcisz.
Niesprawiedliweoskarżeniewywołałogwałtownąripostę,leczIndięzaskoczyłyjej
własnesłowa,kiedyzawołała:
-GdybywserculordaIshamaniebyłowspółczuciadladwojgagłodującychdzieci,
straciłabymonimdobremniemanie.
-Omniemowa?-Niskigłosprzebiłsięprzezpanującywkuchnizgiełk.Indiaodwróciła
sięiujrzałaIshama.Niebyłsam.Wystarczyłydwadługiekroki,bystanąłobokjejmatki.
-Proszęnamwybaczyć,łaskawapani.Drzwibyłyotwarte.Pukałem,leczniktsięnie
pojawił,więcpozwoliłemsobiewejść-powiedziałcichoiobdarzyłjączarującym
uśmiechem.-Niemuszępytaćozdrowie.Radjestem,widzącpaniąwpełnisił.Rozkwita
paniwoczach!
IndiaiLettywymieniłyporozumiewawczespojrzenia.Obieztrudemzachowałypowagę.
PaniRushfordrzuciłastarszejcórcekarcącespojrzenie,alejejtwarzprzybrałaznów
pogodnywyraz.IshamukłonemprzywitałLetty,apotemodwróciłsiędoIndii,ująłjej
dłonieilekkopocałowałjąwpoliczek.
-Jaksamopoczucie,najdroższa?Zakłopotanawymamrotałazdawkowąodpowiedź.Na
pewnosłyszałodgłosyrodzinnejsprzeczki.Razjeszcześcisnąłjejdłonieipodszedł
znowudopaniRushford.
-Łaskawapani,mamnadzieję,żenieprzeszkadzamy,alespiesznomibyłoprzedstawić
brata.NazywasięHenrySalton.
Isabelnatychmiastwstała,przywołałanatwarzprzyjaznyuśmiechipodeszłado
towarzyszącegoIshamowimłodzieńca.Wystarczyłrzutoka,byuznała,żetodobrapartia.
MożeLettyprzypadniemudogustu?
-Cóżzafatalnyzbiegokoliczności,żeprzyjmujemyobupanówwkuchni.Zapewniam,że
niezwykłyśmy…
-Jakietomaznaczenie,gdziesięspotykamy?Cieszęsię,mogącnareszciepoznaćpanią.
HenrySaltonkłaniałsięnienagannie.Indiaodetchnęłazulgą,bogawędzącuprzejmiez
jejmatką,ruszyłdosalonu.Rozejrzałasięistwierdziła,żeLettyzniknęła,aMarta
pospieszniezmierzadowyjścia.
-Indio,cosięstało?-Ishamjakzwyklenieowijałwbawełnę.
-Tochybaoczywiste!Znówsięskompromitowałam.
-Wmoichoczachnapewnonie.Ocoposzło?
-Poczekajzoceną,ażpoznaszszczegóły.
-Gotówjestemwasrozsądzić.Dowiemsięwreszcie,jaktobyło?-odparłzuśmiechem.
Indiaopowiedziałamucałąhistorię.
-Gdziesąchłopcy?
Spodstołuniedobiegałżadendźwięk.Indiapoweselała,boIshamsłuchałjejzpogodną
twarzą.Pochyliłasięiszepnęła:
-Joe,możeciewyjść.Jegolordowskamośćnicwamniezrobi.-Zapadłacisza.Po
dłuższejchwilispodstołuwyjrzałaponuratwarzyczka.-Chodźciedomnie-zachęcała
India.-Chcemyzwamipomówić.
Joepodniósłsięzklęczek.Domyślałasię,żezebrałcałąodwagę,bymimoobawwyleźćz
kryjówki.Tomzostałpodstołem.
-NiemajużpanaHaddona-zapewniłaIndia.
-Terazjesteśmypanienki,dobrzemówię?
-Wpewnymsensie.Natowygląda,choćniezamierzamdochodzićswoichpraw.
-Nambezróżnicy-oznajmiłzgodnościąJoe.-Czypanistarszazgodzisię,żebyśmytu
zostali?
Indiastarałasięzachowaćpowagę.Matkabyłabywściekła,gdybyusłyszała,jakzostała
nazwana.Ishamzadałchłopcukilkapytań.Indianieposądzałagootakąłagodność.Joe
odpowiadałdośćchętnie.StopniowoprzysuwałsiędopostawnegoIshama,patrzącna
niegozpodziwem.
-Aleonwielki,nie?-mruknąłwkońcudoIndii.
-Joe,nienależyrobićtakichuwag.Trzebabyćuprzejmymdlainnychłudzi…-
Umilkła,boIshamwybuchnąłśmiechem.
-Szkrabmarację.Niewyglądamnakrasnala.-Pochyliłsięizuwagąoglądałskórę
chłopca.-Przyprowadźbrata.Chciałbymmusięprzyjrzeć.
-Wczymrzecz?-zapytałazaniepokojonaIndia.
-Niepodobająmisięichbliznypokrytesadzą.Uważam,mojadroga,żePettifermusina
niespojrzeć.
-Znasznaszegolekarza?
-WubiegłymtygodniuprzyjechałdoGrange,bojednazesłużącychsiępoparzyła.
Doktorbywauwas?
-OBoże,dziśmasięzjawić!Zapomniałamgozawiadomić,żemamaczujesięlepiej.
-Wtakimraziezbadachłopców.
-Bliznysąniebezpieczne?
-Mogąsięjątrzyć,kochanie-zniżyłgłosdoszeptu-awnajgorszymrazienawet
spowodowaćśmierć.Cichłopcywogólesięniemyją,więcniebezpieczeństwozakażenia
jestpoważne.
-Milordzie,niesądziłam…
-Żetylewiemotychsprawach?Byłemkiedyśpomocny…Powiedzmy,żeprzedkilku
latyprzyczyniłemsiędoskazaniazamorderstwopewnegonadzorcyorazjegożony.
-Awięcniezrobiłamgłupstwa.-Indiapobladła.
-Przeciwnie,moimzdaniemuratowałaśchłopcomżycie.Losmłodocianychrobotnikówi
małychkominiarzyjestrówniestraszny.
-Gdziemamichumieścić?Mamaniepozwoliimtuzostać.Wątpię,czyzgodzisię,żeby
lekarzichzbadał.
-WtakimrazieodeślemymalcówdoGrange.Służbyterazniebrakuje,więcbędąmieli
dobrąopiekę.
-Naprawdęzajmieszsięnimi?-Ogarniętawdzięcznościąuśmiechnęłasięserdeczniedo
Ishama.-Tobardzoszlachetnieztwojejstrony.
-Mojeakcjeidąwgórę?-spytałpogodnie.-Zasłużyłemnapocałunek?
Indiaspłonęłarumieńcemiodetchnęłazulgą,bodokuchniweszłaLettyznaręczem
dziecięcychubrań.
-Doskonale!-Ishamwziąłjeodniej.-Joe,zabieramciebieibratadomojegopowozu.
-Niedodającnicwięcej,wyprowadziłchłopcówkuchni.Indiazdziwiłasię,boJoenie
protestował.
-Ishamwybawiłcięzopresji-zauważyłazuśmiechemLetty.
-Tak,wspanialesięzachował-przyznałazamyślonaIndia.-Chybamusimypójśćdo
mamy.
-Racja!ZapewnepoznałajużwszystkietajemniceHenry’goSaltona,jegostancywilnyi
wysokośćdochodów.
Trudnostwierdzić,czypaniRushfordzaspokoiłaciekawość,byłajednakwyraźnie
zadowolonaztego,czegosiędowiedziała.Nawidokcórekwchodzącychdosalonu
uśmiechnęłasiępromiennie.
-Mojedrogie,musiciesprawić,żebypanSaltonczułsięwnaszychstronachjakusiebie
wdomu.Niematuprzecieżżadnychznajomych.
-Wielkaszkoda-odparłpogodnieHenry.-Gdybymwiedział,żewtejczęścikrajumożna
spotkaćnadzwyczajurodziwedamy,napewnoniejeździłbympoświecie.
-Cóżzamiłesłowa!-ucieszyłasiępaniRushford.-Jakpanwie,Indiajestzaręczonaz
lordemIshamem,alechciałabympanaprzedstawićmłodszejcórce.-Jejintencjebyłytak
oczywiste,żeLettyogarnąłwstyd.HenrySaltontaktownieudawał,żeniedostrzegajej
za-kłopotania.KuogromnejirytacjipaniRushfordzwróciłsiędoIndii.
-Proszęwybaczyć,żeprzybyliśmyniewporę-zacząłprzyciszonymgłosem.-
Narobiliśmyzamieszania,alebratniemógłsiędoczekaćspotkaniazpanią.
UwagaprzeznaczonabyłatylkodlaIndii,alejejmatkapilnienadstawiałaucha.Niemiała
pojęcia,jakdługomłodziludzieprzysłuchiwalisięniedawnejkłótni.Podchwyciłaostatnie
słowaSaltona,obracającjenaswojąkorzyść.
-Wizytapanówtoniekłopot.Niechcęsłyszećżadnychusprawiedliwień.Zawszesątu
panowiemilewidziani.Uznajmy,żenależyciedorodziny-zawołałaradośnie.Henry
Saltonukłoniłsięznowu.-Oczywiściewśródnajbliższychzdarzająsiędrobne
nieporozumienia.-
Umilkłaświadoma,żemusiuważaćnasłowa.Pochwilidodałaafektowanymtonem:-
Trzebapanuwiedzieć,żemojastarszacórkamawielkieserce,alejeszczenierozumie,że
wpojedynkęniezmieniświata.
-Każdapróbaświadczyoszlachetnościcharakteru.-SaltonuśmiechnąłsiędoIndii.
-Zapewne,aletonieoznacza,żewolnojejwpuścićdodomudwubrudnychoberwańców
roznoszącychwszelkiemożliwechoroby.Niedziwisiępanzapewne,żeprotestowałam,
zwłaszczagdydowiedziałamsię,żecórkakupiłasmarkaczyodichpryncypała.Niemam
pojęcia,cochceznimizrobić.
-Proszęniezaprzątaćsobietymgłowy-wtrąciłIsham,któryniecowcześniejwszedł
dosalonuirozmawiałzLetty.NagleodwróciłsiędoIsabelipowiedziałuprzejmym
tonem,wktórympobrzmiewałanutadotądIndiinieznana:-Mapanirację,żetendomnie
jestodpowiednimmiejscemdlamałychchłopców.OdesłałemichdoGrange.
-Widziałichpan,milordzie?-PaniRushfordniemalosłupiała.-Topaskudneindywidua.
Proszęsięimprzyjrzeć…
-Jużtozrobiłem.-Ishamspochmurniał.-WymagająleczeniaWezwałemdoktora
Pettifera.
PaniRushfordspuściłaztonu.MinaIshamaniezachęcaładokontynuowaniasporu.
-Indiazapewnejestuszczęśliwiona.Prawda,kochanie?-ciągnęła.Indiawmilczeniu
kiwnęłagłową.-Milordzie,jestpannazbytpobłażliwydlanarzeczonej.Obawiamsię,że
całkiemprzewrócisięjejwgłowie.-PaniRushfordodczuwałaulgę,bopozbyłasię
intruzów,azarazemirytację,ponieważIshamwziąłstronęIndii,choćmiałanadzieję,że
ostroskarcijejgłupotę.Niemogłasobiedarowaćostatniejzłośliwości.-Obyniewynikło
ztejawanturyżadnenieszczęście.Miejmynadzieję,żenawypadekśmierciktóregośz
dzieciakówIndianiebędziemusiałaskładaćzeznań.
PaniRushfordpopełniłabłąd.Ishamodpowiedziałcichymgłosem,wktórymsłyszałosię
jednaktongroźby.
-Samzamierzamwypytaćchłopców-tłumaczyłzpozorułagodnie.-Najpierwjednak
odwiedzęprzytułek,wktórymsięwychowali,iporozmawiamzichpryncypałem.Indio,
zechceszmitowarzyszyć?
-Zprzyjemnością-odparłazuśmiechem.IsabelRushfordpoczerwieniałazoburzenia,ale
nieprotestowała.Doskonalezdawałasobiesprawę,żewkażdymsporzezIshamem
zostaniepokonana.Zmieniałosiępowolijejnastawieniedoniego.Czarującyzalotnik
ujawniłpaskudnecechy.Trudno,niechschlebiagłupiejIndii,skoromanatoochotę.
Najważniejsze,żesięniewycofał.
PopatrzyłanaLetty.Ciekawe,dlaczegojesttakamilcząca.Pojawiłsięodpowiednimłody
człowiek,atawogólesiędoniegonieodzywa.Zmarszczyłabrwiispojrzałaznaczącona
krnąbrnącórkę,aleIshamtaktownieudaremniłjejknowania,proszącoradę.
Wypytywał,jakiemeblewidziałabynajchętniejwGrange,więcprzestałasięinteresować
Letty,któranatychmiastpoczułaulgę.
-Mapaninamegobratazbawiennywpływ,pannoRushford.Zmieniłsięniedopoznania.
-IndiapopatrzyłanaHenry’egoSaltona,któryzrozbawieniemobserwował
Ishama.
-Naprawdę?Domyślamsię,żeniemaprzedpanemtajemnic.
-Żadnych,łaskawapani.-Popatrzyłjejwoczyidodał:-Mamnadzieję,żenieodniosła
paniwrażenia,iżkrytykujęAnthony’ego.Chciałemjedyniepanioddaćsprawiedliwość.
-Panmipochlebia.-MimouprzejmychzapewnieńiprzyjaznychuśmiechówIndia
wyczuwałaosobliwenapięcie.
-MamnaimięHenry,więczapomnijmyoceremoniach.Właściwiełącząnasjużwięzy
rodzinne.Mójbratzwyklebywaprzesadnieoficjalny,aleprzypanizachowujesięinaczej.
Szczęściarzzniego.Dlawszystkichjestoczywiste,żestanowiciedobranąparę.
Indiaprzytaknęłaruchemgłowy,alebyłazaniepokojonaitrochęzirytowana.CzyHenry
Saltonznałwszystkieokoliczności,któreprzesądziłyozaręczynachIshama?Możejego
ostatniauwagatożart?Obrzuciłagoprzenikliwymspojrzeniem,aleniezdołałanic
wyczytaćzpogodnejtwarzy.Henryniespodziewaniewybuchnąłśmiechem.
-Nieukrywam,żezżeramniezawiść,Indio.Mogęciętaknazywać,prawda?Sądziłem,że
ożenięsiępierwszy,boAnthonyniezdradzałskłonnościdostanumałżeńskiego,alety
zawróciłaśmuwgłowie.-Widzącrumieńcenajejpoliczkach,dodał:-Jestemokropnym
zazdrośnikiem.Znaszjakieślekarstwonatęprzywarę?
-Powinieneśtakżepomyślećoślubie-odparłazuśmiechem,rozbrojonajegoszczerością.
-Któramniezechce?Młodszysyn,bezprawadotytułuirodzinnychdóbr.Musiałbystać
sięcud,chybażewrócędokoloniiitamzbijęogromnymajątek.
-Bierzeszpoduwagętakąmożliwość?-spytałatrochęrozbawiona.
-O,tak.Tocałkiemprawdopodobne.Niechcęmartwićcięmoimikłopotami.Miesiąc
miodowyspędziciewCheshire?
-Jeszczeotymnierozmawialiśmy.
-Naprawdę?-RoześmianyHenryzwróciłsiędobrata.-Anthony,cóżtomaznaczyć?
Jakieśsekrety?Niezdradzisznam,gdziespędziciemiodowymiesiąc?
-OtymzdecydujeIndia.-LordIshamująłjejdłoń,odwróciłją,pocałowałiczule
uścisnął.-Cheshire,Londyn,Brighton?Cowybierasz,najdroższa?
Indiapoczuła,żesięrumieni.Policzkijejpłonęły.Znowubyłazbitaztropu,gdyciepłe
ustamusnęłyjejskórę.Tymrazemzwdzięcznościąprzyjęłauwagęmatki.
-Milordzie,podróżwgrudniu?Czytorozsądne?Drogirozmięknąpoulewnych
deszczach.Lettyijamiałyśmynadzieję,żeprzeniesieciesiędoGrange,pókiwLondynie
niezaczniesiękarnawał.
-Dziękizatroskę,łaskawapani.-Ishamnieprzejąłsięjejuwagą,aletonprzeczył
uprzejmymsłowomisugerował,żeniepowinnasięwtrącać.-Zapewniam,żemojekonie
przywykłydopodróżywkażdąpogodę.NiemusipanibaćsięoIndię.Sądzę,żeporadzi
sobiezwszelkimitrudnościami.-WjegooczachIndiadostrzegłakpiącybłysk,więc
spochmurniałanieco,aHenrySaltonnatychmiasttozauważył.
-NiemiejzazłeAnthony’emu,żedroczysięztobą-powiedziałcicho.-Takijużjest.
Samczęstobywamobiektemjegożartów.Możepowinniśmyzawiązaćsojusz?
-Przywykłamdoobyczajówjegolordowskiejmości-odparłazgodnościąIndia.-Nie
czujęsięurażona.Zapewnebawiągotakiesytuacje.
-Noproszę!-Henryobronnymgestemuniósłrękę.
-Widzę,żenaprawdędosiebiepasujecie.Mamnadzieję,żeniebędzieszsięnadnim
pastwiła,gdycałkiemstracigłowęizaczniegadaćbezsensu.-Mrugnąłdoniej
porozumiewawczo.-Wgruncierzeczyniemaodniegozacniejszegoczłowieka.
Indiazdobyłasięnaniecowymuszonyuśmiechiobserwowałauważnieswegorozmówcę.
Rodzinnepodobieństwobyłoraczejznikome.PrzymocnozbudowanymIshamieSalton,
teżsmagłybrunet,wydawałsięprzesadnieszczupły,choćporuszałsięzwdziękiem.
Rysytwarzyrównieżbyłyodmienne.Henrymiałnoskrótki,raczejprosty,zniewielkim
garbkiem,awesołeniebieskieoczykontrastowałyzoliwkowącerą.Indiauznałagoza
przystojnego.Miałurodę,którejbrakowałoIshamowi,iznacznieprzyjemniejsze
usposobienie.
-Indio,kochanie,zagarnęłaśdlasiebiepanaSaltona.-Sztucznieuśmiechniętaprzez
wzglądnagościpaniRushfordstrofowałaIndięłagodniejniżzwykle.-Mojakochana
córeczkatostrasznagaduła-szczebiotała.-Mamnadzieję,żeniejestpanznudzonyjej
pap-laniną.
-Wręczprzeciwnie,łaskawapani.-Henryzerknąłnabrataizdziwiłsięmocno,gdyten
pożegnałdamyznaczniemniejoficjalnie,niżmożnabyłooczekiwać.
-Życzęszczęściawpotyczkachzteściową-powiedziałwdrodzepowrotnej.-Coza
sekutnica!
-Alełatwojąokiełznać,Henry.Zapewniamcię,żesobiezniąporadzę.-Isham
spochmurniał.
-Aniprzezmomentwtoniewątpiłem.-Henrypopędziłkoniairuszyłkłusem.
ROZDZIAŁPIĄTY
Indiabyławniełasce,ponieważzaniedbywałanarzeczonego,zajmującsięjegobratem,a
nadomiarzłegouniemożliwiłaLettyrozmowęztymmłodymczłowiekiem.
-Ależ,mamo,wcaleniezamierzałamznimdyskutować.Niemamywspólnychtematów-
oburzyłasięmłodszapannaRushford.
-Szczerzemówiąc,nierozumiemcię,mojapanno.Wyglądanato,żetwojasiostraszybko
jeznalazła.-SpojrzałapodejrzliwienaIndię.-Oczymtakszeptaliście?
-MówiliśmyolordzieIshamie-odparłazgodniezprawdą.
-Ach,tak!Mamnadzieję,żenieośmieliłaśsięwypytywaćpanaSaltonao…sposóbżycia
jegolordowskiejmości.
Indiadoskonalewiedziała,doczegozmierzamatka.Chodziłookochankę.Czyżby
posądzaławłasnącórkęokarygodnybraktaktu?Indiaspłonęłarumieńcem,aledarowała
sobiesarkastycznąripostę.
-PanSaltonzapewniłmnie,żelordIshamtoniezwyklezacnyczłowiek-wyjaśniła
rzeczowo.
-Itoprawda!Lordpoprosił,żebymwybrałamebledoGrange,niezważającnakoszta.
-IsabelRushfordwyraźniepoweselała.
-ToIndiadostaniemajątekidwórwprezencieślubnym.Możesamazechcedokonać
wyboru?-zauważyłaLetty.
Pochopniewypowiedzianaopiniawywołałatyradęnatematwspółczesnejmłodzieży.
Potoksłówustałdopierowtedy,gdyIndiazapewniła,żewsprawachdotyczących
wystrojuwnętrzzdajesięnamatkę,atazadowolonaztakiegoobrotusprawyoznajmiła:
-RozmawiałamzlordemIshamemotwojejsukniślubnej.Wiesz,żeniestaćmnienataki
wydatek.
-O,nie,chybażartujesz,mamo!-zawołałaprzerażonaIndia.-Przecieżkreacjekupione
przedwyjazdemdoLondynunadająsięjeszczedowłożenia.
-Czyśtyrozumstraciła?Tesukniesąniemodne,będzieszwnichwyglądałajakuboga
krewna.Nieprzyszłocidogłowy,żetokompromitacjadlatwegoprzyszłegomęża?
-Mamo,niezapominaj,żejesteśmywżałobie.
-Czymusiszmiciągleprzypominaćobolesnejstracie?-PaniRushfordsięgnęłapo
chusteczkę.-Jesteśbezserca!Dlaciebiekażdypretekstjestdobry,żebysprzeciwićsię
matce.Naprzykładranonamówiłaślorda,żebyzająłsiętamtymidwomaoberwańcami,
choćwiedziałaś,żemniesiętoniepodoba.
-Sampostanowiłjechaćdoprzytułkuiporozmawiaćzzarządcą-oburzyłasięIndia.
-Bzdura!Widział,żeciętoobchodzi.Wprzeciwnymraziepocomiałbysiętrudzić?
-Hestermówi,żeinteresujesiędolądzieciwcałymkraju.Jestztegoznany.
-Naprawdę?-odparłapaniRushtbrddrwiącymtonem.-Oczekuję,żeprzestaniesz
wreszciecytowaćjejopinieniczymsłowawyroczni.Niezapominaj,żetadziewczyna
własnychrodzicówdoprowadzadoczarnejrozpaczy.
-Tonieprawda,mamo!
-Cotywiesz!KochanywujJamesnalega,żebytwojeweseleodbyłosięwPercevalHall,
aprzecieżwiadomo,żejegonajwiększympragnieniemjestzobaczyćtamHesterw
ślubnejsukni.-Przysłoniłaoczychusteczką.-Niemampojęcia,dokądzmierzatenświat.
-Możepragnieniewujasięspełni-wtrąciłanieśmiałoLetty.-Hesterspędzikarnawał
wLondynie.Wspomniałamiotymdziśrano.
-Czydlategotakdługomusiałamnaciebieczekaćukupcabławatnego?Plotkowałaśz
kuzynką?Ciekawe,dlaczegoniepodeszła,żebysięzemnąprzywitać.
-ByławtowarzystwiepaniGuarding.Moimzdaniemdomyśliłasię,żewolałabyśnie
odnawiaćtejznajomości.
-Słusznie.Takobietawywierazgubnywpływ.Wielokrotnietłumaczyłamwaszemu
wujowi,żejeślichcezrozumieć,czemutylemiejscowychpanienekżywinowomodne
przekonania,niechprzyjrzysięprogramowijejszkoły.Dążeniedoniezależności?Za
moichczasówniktotymniesłyszał!
Indiazdawałasobiesprawę,żeniewartosięodzywać,skoromatkazaczęłaperorowaćna
ulubionytemat.
Dobrzeprzynajmniej,żeniesprzeciwiłasięwyprawiedoprzytułku.
-KiedylordIshammapociebieprzyjechać?-zapytaławkońcu.
-Niepowiedział.Możejutro?
-Niepodobająmisiętakiepomysły,alewpewnychsprawachtrzebamuustępować.
Gdybędziesznamiejscu,zakryjustainos,żebycięnieopadłyszkodliwemiazmaty.
Najlepszajestgąbkanasączonaoctemwinnym.
Indiastarannieunikaławzrokusiostry.Wyobraźniapodsunęłajejzabawnyobraz,lecz
gdybymatkausłyszałaichśmiech,zaczęłabyjąznowustrofować.
-Muszęcięostrzec,Indio,żeniepowinnaśnadużywaćdobrejwoliIshama.-Pani
Rushfordjeszczenieskończyła.-Terazjestnadzwyczajpobłażliwy,aleniezawszetak
będzie.Mężczyźninietolerująkobietśmiałowyrażającychswojezdanie,atyjesteś
przesadnieszczera.
Indiamilczała,jakbyprzyjęładowiadomościtęreprymendę.Byłodlaniejoczywiste,że
narzeczonywrozmowachzmatkąnieujawniaswoichpoglądów,aleczywobecprzyszłej
żonyokazałsiębardziejotwarty?Nazwałjązłośnicą,leczwjegoustachtookreślenie
zabrzmiałojakkomplement.Najwyraźniejwolałrozumnąjędzęodbezmyślnej
pensjonarki.
Tojużcoś.Indiazastanawiałasięnadtymwczasiepóźnegoobiadu.Gdymatkajak
zwykleposzłasięzdrzemnąć,LettystreściłasiostrzerozmowęzpaniąGuarding.
-Mamnadzieję,żeniepopełniłamnietaktu,pytającją,czywszkolesąwolneposady.
-Czemusięnatozdecydowałaś,kochanie?
-Dlamnietasprawajestbardzoważna,Indio.Muszęmiećpewność,żejesteś
zadowolonazplanowanegomałżeństwa.Wprzeciwnymraziezatrudnięsięupani
Guarding.
-Wiem,żeniejesteśuszczęśliwionatakąperspektywą.Pozatymgdybyjednaznassięu
niejzatrudniła,itaknieutrzymarodziny.Wierzmi,brałampoduwagętakąmożliwość,
alerzeczwtym,żeniemożemydłużejkorzystaćzhojnościwujaJamesa.
-Trudnomisięztympogodzić.-Lettybyłabliskapłaczu.-Wiem,żeprzyjęłaś
oświadczynylordaIshamaprzezwzglądnamnieimamę.Jaksięmiędzywamiułoży?Nie
kryłaśswegozdanianatematjegoskłonności.Niewzbudziłtwojejsympatii,prawda?
-Mogłamsiępomylić-odparłaIndia.-Częstomisięzdarzapochopnieoceniaćludzi.
Hesterdobrzesięonimwyrażała.
-Znago?-spytałazaskoczonaLetty.
-Nie,leczzdajesię,żeIshamzyskujenapopularnościnietylkodlatego,żeutrzymuje
baletnicę.-Indiazdobyłasięnasłabyuśmiech.-Zabronionomiwprawdzieprzytaczać
słowaHester,alewedługniejIshamowiniebrakrozumu,awłaśnietakichludzipotrzeba
wrządzie.
-Możezczasemgopokochasz.-Lettypoweselała.-Wydajesię,żejestcibardzooddany.
-Ależskąd!Przecieżprawiemnieniezna-zauważyłarzeczowoIndia.-Pozatym
słyszałaśopinięmamy.Jestemzbytśmiała,uparta,mamwłasnezdanie.
-Onrównież!-Lettywybuchnęłaśmiechem.-Cozaulga,siostrzyczko!Cieszęsię,że
Ishamniebudziwtobieodrazy.PaniGuardingniematerazwolnejposady.Całakadra
zostaje,masięteżpojawićnowaosoba,którejnazwiskapaniGuardingniechcezdradzić.
-Możetoilepiej.NiepowinnaśrezygnowaćzmarzeńoślubiezOliverem.Wkrótce
naszasytuacjaradykalniesięzmieni.
-Niechcębyćszczęśliwatwoimkosztem-odparłaniepewnieLetty.
-Ależskąd!Pomyśltylko,kochanie,stanęsiępaniąwłasnegodomu…araczejkilku
domów.
-Przecieżniezależycinatakichrzeczach.
-Wręczprzeciwnie,mojakochana!
-Będzieszmiaławłasnemaleństwa.-Lettyuśmiechnęłasięwkońcu.-Pomyślotym,
Indio.Dziecicięlubią.Nierazmogłamsięotymprzekonać.Będzieszwspaniałąmamą.
OgarniętapanikąIndiauświadomiłasobie,żechoćprzekonujesięzwolnado
narzeczonego,nadaluważagozaobcegoczłowieka.Ilekroćcałowałjejrękę,odczuwała
zakłopotanie.Czybędziewstanieznieśćśmielszedotknięcie?Będziemusiała.Takabyła
umowa.Pomyślałazgniewem,żepotraktowanojąniczymrasowąklacz,odktórej
oczekujesiępotomstwa.
-Hesterbyławdobrymhumorze?-zmieniłatemat.
-Plotkowałajaknajęta.-Lettyzachichotała.-Niemampojęcia,skądotymwie,ale
podobnoLouisewyszłazaSywella,bonałożuśmierciżyczyłsobietegoJohnHanslope.
-Och,jakmogłasięzdecydowaćnatakikrok?!-zawołałaIndia.-Markizjestodrażający!
-Icałkiemzniedołężniały!Prawdopodobnieniebyłwstanie…niepotrafił…-Letty
zarumieniłasięzewstydu.-Chodzimioto,żeniemógłzostaćojcem.
-NaszczęściedlaLouise-odparłakpiącoIndia.-Sąjakieświadomościoniej?
-Narazienie.Bardzodziwnahistoria,prawda?Pamiętajmy,żeLouisejakomała
dziewczynkawniezwykłychokolicznościachtrafiładoopactwaSteepwood.Wszyscysię
dziwili,dlaczegowładzeoddałymałążonieJohnaHanslope’a.
-Wielusądziło,żeLouisetojegonieślubnacórka.
-Mnietawersjanieprzekonuje-odparłastanowczoLettyzbytpochłoniętarozmową,by
odczuwaćzakłopotanie.-Byłczłowiekiemżelaznychzasad.Zpewnościąkryjesięzatym
jakaśtajemnica.
-Letty,jesteśaniołem-kpiładobrotliwieIndia.-Zawszeżyczliwiemówiszobliźnich.
NawetIshammauciebiedobrenotowania.
-Oczymtymówisz?
-Zastanawiamsię,dlaczegoniespodziewanieprzestałycięniepokoićmojezaręczyny.
-NazbytpochopnieuznałamIshamazapotwora.Kiedypoznasięgobliżej…Krótko
mówiąc,jestmilszy,niżsądziłam.
Siostranieodpowiedziałanapytanie,uświadomiłasobieIndia.Kolejnysekret,jedenz
wieludotyczącychtajemniczegomężczyzny,któregowkrótcemiałapoślubić.Byłdlaniej
zagadką.Kiedyprzyjęłaoświadczyny,porzuciłdrwiącyton,którymzwracałsiędoniejw
czasiedwupierwszychwizyt.Starałsięzdobyćjejwzględyibyłniezwykleuprzejmy.
Indiazastanawiałasiędlaczego.Przecieżniemusiałjużoniązabiegać.Zawarliukładi
bezwątpieniażadnazestronniezłamiedanegosłowa.
Wzruszyłaramionami.Zjejobserwacjiwynikało,żemężczyźninieznosządąsówiscen.
ZapewneIshamniechciałjejdenerwowaćidlategozmieniłton.Bardzosobiechwaliła
jegoobecnezachowanie.Jakwcześniejzauważył,tworzylidosyćdobranąparę.India
westchnęła.Tenzwiązekzapowiadałsiępomyślniej,niżpoczątkowoprzypuszczała,lecz
bardzoróżniłsięodromantycznejmiłości,októrejmarzyłajakomłodziutkadziewczyna.
GłosLetty,perorującejozaginionejmarkizie,przywołałjądorzeczywistości.
-Jakmyślisz,dokądwyjechała?
-Niemampojęcia,kochanie,alegdziekolwiekjest,najważniejsze,żebymiałazczego
żyć.Biednadziewczyna!Musiałaprzejśćkatusze!
-Żałowałamjejnawetwtedy,gdybyładzieckiem-powiedziałaznamysłemLetty.-
Mytrzymałyśmysięrazem,miałyśmyteżGilesa,krewnychiznajomych,aLouisezawsze
byłasama.Nieprzypominamsobie,byznalazłatowarzyszyzabawwśróddziecizwioski.
-MoimzdaniemHanslope’owiesobietegonieżyczyli.Możedlategoledwieskończyła
trzynaścielat,wysłalijądalekostąd.Zpewnościąniechodziłooedukację,bopani
Hanslopejakodawnaguwernantkasamapotrafiłająwszystkiegonauczyć.Pewnie
chodziłoopoznanietajnikówdobregozawodu.PośmierciżonyHanslopezpewnością
bardzosięniepokoiłoprzyszłośćLouise.
-Naturalnie!Strachpomyśleć,cogroziłomłodziutkiejpannie,gdywpadławłapy
markiza!-Lettyażsięwzdrygnęła.-Hanslopepostąpiłwłaściwie,wysyłającjądaleko
stądnasiedemlat.Ciekawe,dlaczegowróciła.
-Hanslopebyłumierającyichciałsięzniąpożegnać.
-Torozumiem,alebyłobylepiej,gdybyzrezygnowałzodwiedzin,skorokilkatygodnipo
powrociewyszłazamarkiza.
-Zapewnesamatakpostanowiła.Hanslopenapewnojejdotegoniezmusił.
-Chybanie.-Lettywestchnęła.-Gdziekolwiekjest,życzęjejszczęścia.
-Kochanie,niezaprzątajsobiegłowycudzymiproblemami.Dośćmamywłasnych,a
przypuszczam,żemamaprzysporzynamichwięcej.JakiewrażeniezrobiłnatobieHenry
Salton?
-Moimzdaniemjestczarujący.Niezorientowałsięjeszcze,żemamausiłujenas
wyswatać.
-Przeciwnie,doskonalezdajesobieztegosprawę-zauważyłaponuroIndia.-Moim
zdaniemjejstaraniabyłyażnazbytoczywiste,alepanSaltonjestzbytdobrzewychowany,
żebywprawiaćnaswzakłopotanie.
-Ajamiałampustkęwgłowieiniepotrafiłamwykrztusićsłowa.Chybanieoczekiwał,że
okażęmuzainteresowanie.
-Niekłopoczsię.Natychmiastdałmidozrozumienia,żeniejestdowzięcia.Wprosttego
niepowiedział,alemoimzdaniemszukabogatejżony.
-BratIshamabezpieniędzy?
-Przyrodnibrat,Letty.Anthonydziedziczytytułirodzinnedobra.MatkapanSaltonaz
pewnościązostaładobrzezabezpieczona,alepókiżyje,samadysponujemajątkiem.
-Czymamajesttegoświadoma?
-Jeszczenie.Niechciałamonimplotkować.Kiedymamadowiesię,jaksprawystoją,na
pewnozmieninastawienie.
-ComyśliszoSaltonie,Indio?
-Jegomanierysąnienaganne,spojrzenieotwarteiszczere.Toczarującymłodyczłowiek
obdarzonypoczuciemhumoru,jednak…Przyłapałamgonakilkuniedomówieniach.
-Zaskoczyłaśmnie.Cocięniepokoi?
-Niepotrafiętegookreślić.Wiem,żewyrażamsięniejasno,aleodniosłamwrażenie,
jakbymnieostrzegałprzedswoimbratem.
-Itocięoburzyło?-spytałazuśmiechemLetty.-Nieprzypuszczałam,żezechceszbronić
dobrejsławynarzeczonego,aleprzyznaję,żebardzomnietocieszy.
-Widzę,Letty,żeAnthonymateżinnąobrończynię.Wierzmi,onwcaleniepotrzebuje
naszegowstawiennictwa,bosamustanawiazasadyiwedlenichpostępuje.Askorojużo
nimmowa…Zechceszuświadomićmamie,żenalegał,byślubiweselebyłyskromne?
Jużtoodniegosłyszała,ajednakplanujewielkąuroczystość.
-Biednamama!Wymarzyłasobieceremonię,któraprzyćmiłabyzaślubinyBeatriceRoade
wyznaczonenadwudziestegodrugiegogrudnia.Szykujesięsensacjanacałąokolicę,choć
mamanaraziezawiadomiłaowaszychzaręczynachtylkosąsiadów,doktórychmogła
dotrzećpiechotą.
-WujJamesprzekażewiadomośćpozostałym-zauważyłaprzygnębionaIndia.-
Wczorajmamawysłaładoniegobilecikzprośbąoużyczeniepowozu,bochcejechaćdo
Northamptonpostrójdlamnie.Próbowałamjejuświadomić,żeniepotrzebujęnowych
rzeczy.
-Zróbdrobneustępstwo.Dlaniejtowielkaprzyjemność-nalegałaLetty.-Zresztąprzyda
cisięsukniaślubnainowyczepek.
-Takiezakupywydająsięniewłaściwe,ponieważjesteśmywżałobie-odparłacicho
India.-Och,Letty,ogromnietęsknięzatatą.Musimyzawszeonimpamiętać.
-Naturalnie-zapewniłaLetty-alemoimzdaniemniechciałby,żebyśbyłaprzygnębiona.
Zawszeżyczyłsobie,bynaszelosyszczęśliwesięułożyły.
Niestetyowożyczenieniezniechęciłogodohazardu,pomyślałazasmuconaIndia.
Mimowszystkoniepotrafiłagowinićzpowoduowejsłabości,zktórąniewalczył.
Spróbowałaotymniemyśleć.
-Ustaliliściejużdatęślubu?-spytałaLetty.
-TrzebasięnajpierwnaradzićzwujemWilliamem.Anthonymusisięznimzobaczyć.
Pierwszezapowiedzizostanąogłoszonewprzyszłymtygodniu.
-WtakimrazieprzedBożymNarodzeniembędzieciemałżeństwem.
-Zapewne.Moimzdaniempośpiechniejestwskazany,aleIshamsięuparł.
-Akiedyzabierzeciędoprzytułku,żebystanowczorozmówićsięzzarządcą?Tobardzo
dobrypomysł.
-Maszrację.-Indiawkońcusięuśmiechnęła.-Niewiem,cobymzrobiła,gdybymi
wtedyniepomógł.Cieszęsię,żepostanowiłniedopuścić,abytamtenczłowieknadal
krzywdziłdzieci.Sądzę,żejutrotampojedziemy.
GdynastępnegodniadopołudniaAnthonysięniepojawił,uznała,żewyprawaniedojdzie
doskutku.Northamptonbyłoodległeokilkamil,azimąszybkozapadałzmierzch.
Niesądziła,byIshamchciałforsowaćzaprzęg,jeżdżącwieczorempodrogach
rozmiękłychodjesiennegodeszczu.Włożyłamocnoznoszonąsukienkęiposzłado
kuchni.Martawciążboczyłasięnanią,bozostałasurowoskarconazaniedawną
samowolęikrnąbrność.
Przepadłagdzieś,aogieńnakuchennympaleniskujużprzygasał.
Indiadorzuciładrewnażarzącesięgłownie,zawiesiłakociołektużnadpłomieniamii
poszładospiżarni,którawedlejejzdanianiebyłanależyciezaopatrzona,leczznalazłsię
tamkawałekwieprzowinywsamraznapieczeń.Indianadziałagonarożeniumieściła
nadpło-nącymipolanami,żebymięsosięładniezarumieniło.Znalazłateżostatniejabłka
ztegorocznegozbioru.Wśrodkuzimymiłozjeśćjabłkawcieście,więcsięgnęłapomąkę,
wysypałająnakuchennystółizagniotłaciasto.Zajętarobotąnieusłyszała,żezajej
plecamiotworzyłysiędrzwi.
-Miłyzapach.Mogęzostaćnaobiad?-dobiegłjągłębokimęskigłos.Wystraszona
odwróciłasięiujrzałastojącegowdrzwiachlordaIshama.
-Toty?-zawołała.-Myślałam,żenieprzyjedziesz.
-Wielkibłąd,mojadroga.Przecieżbyliśmyumówieni.
-Zrobiłosiępóźno.Mamyjechać,milordzie?Oczwartejbędziejużciemno.
-Owszem.-Wcaletymniezmartwionypodszedłdostołu,naktórymleżałociasto
starannieokryteprzejrzystągazą,aobokjabłkazwyciętymiśrodkami.
-O!Jabłkawcieście!-NatwarzyIshamapojawiłsiępromiennyuśmiech.-Dlakróla
JerzegoTrzeciegotoprawdziwazagadka.
-Dlaczego?-spytałazaciekawiona.
-Naszbiednyszalonywładcaniebyłwstaniepojąć,jakmożnaupiecwcieściecałe
jabłko.-Wyciągnąłzkieszeniśnieżnobiałąchusteczkę,przysunąłjądoustIndiiipolecił:
-
Napluj!-Gdynazbytzdumiona,żebyprotestować,zrobiła,cokazał,zuśmiechemwytarł
jejtwarz.-Miałaśtrochęmąkinaślicznymnosku-wyjaśniłidodał:-Aterazłaskawa
panizechcewłożyćpłaszcz.Mojekonienielubiądługoczekać.
-Chceszjechaćnatychmiast?Wtejchwili?
-Tak.
-Ależ,milordzie,niemogęterazwyjść.-Wskazałanakuchennystół.-Pozatymnie
jestemodpowiednioubrana.
Ishamrzuciłokiemnapieczeńskwierczącąnarożnie.
-Twojarodzinaniebędziegłodować-powiedział.-Ajazajmęsięjabłkami.
-Anthony,mojasukienka…Stanąłprzedniąipołożyłjejręcenaramionach.
-Indio,musiszzdecydować,cojestważniejsze:eleganckakreacjaczydobrodzieciaków,
którewczorajuratowałaś.Musiszdokonaćwyboru.Jedziemyterazalborezygnujemyz
wyprawy.
-Naturalniemaszrację.-Indiapopatrzyłanajegozachmurzonątwarzipoczuławstyd.
-Daszmidziesięćminut?
-Tylkodziesięć?-powtórzyłzuśmiechem.-Zdążysz?
-Lettymipomoże.Uwiniemysiębłyskawicznie.-Uległapokusieipostanowiłazniego
zażartować,abyzatrzećzłewrażenie.Niepotrzebniespierałasięobłahostki.-Bezobaw.
Nieubieramsięwskomplikowanekreacje.
-Tosięzmieni,kochanie,tosięzmieni.-Ishamwyjąłzegarek.-Straciłaśminutę.
Indiapobiegładodrzwi.Nagleoczymśsobieprzypomniała.
-Amama?Porozmawiaszznią,Anthony?Niewie,żeprzyjechałeś,tak?
-Czywprzeciwnymraziezastałbymcięprzypracy?DrzwiotworzyłaLettyipokryjomu
wpuściłamniedośrodka.PaniRushfordmagościa,jestzajętarozmowąinanicnie
zwracauwagi.Zmykaj.Przekonamją.
Ruszyłdosalonu,aIndiapobiegłanagórę.Lettybyławjejpokojuizdążyłajuż
przygotowaćnajbardziejtwarzowąsuknię.
-Powinnaśmnieuprzedzić,żeIshamprzyjechał-zawołałazuśmiechem.-Gdywszedł,
nosmiałamwmące.
-Jemutowcalenieprzeszkadza.-LettyszybkopomogłaIndiizdjąćstarąsukienkę.-
Pozatymchciałpostawićmamęprzedfaktemdokonanym,bojegozdaniemmarudziłaby,
próbującwaszatrzymać.
Indiawłożyłapopołudniowąsuknię,drżącymipalcamizapięłaguzikiukarczkai
mankietów,apotemzerknęławlustro.
-OBoże!Jestemrozczochrana,aniemamczasusięuczesać.
-Czepekzakryjeniedbałąfryzurę,kochanie.Włożyszpłaszcz?
-Chybatak.Zrobiłosięchłodno.Letty,lordIshamwstawiłdopiecajabłkawcieście.
Możeszjewyjąćlubdopilnować,żebyMartasiętymzajęła?
-Cozrobił?-spytałaLettyzniedowierzaniem.
-Mnierównieżzaskoczył.Wyobraźsobie,wienawet,jakdługopowinnysiępiec.Znasię
nawieludziedzinach-dodałauszczypliwie,narzucającpłaszcz.Poprawiłaczepeki
zbiegłaposchodach.
-A,jesteś,najdroższa!-Ishampodszedł,gdywpadładosalonu,ująłjejdłońizłożyłna
niejpocałunek.-Dotrzymałaśsłowa.Twojamatkaprawiemiwybaczyła,żecięporywam.
Obiecałem,żebędęociebiedbać.
Indiaunikałaspojrzeniamatki,gdywitałasięzjejgościem.PaniHorton,najbliższa
sąsiadka,zwyklerozgadana,zamilkłanawidoklordaIshama,którybyłwobecniej
uprzejmyitrochęprotekcjonalny,jakprzystałonaprawdziwegoarystokratę.Zdaniem
Indiiumyślniezachowywałsięwtensposób-zarównoprzezwzglądnajejmatkę,jakina
paniąHorton.
-Możemyruszać?-zagadnąłprzyjaznymtonem.-Mamysporozajęć.
UkłoniłsiępaniomiwyprowadziłIndięzsalonu.Uśmiechałasię,gdypomagałjejzająć
miejscewpowozie,otulałnogifutremiwsuwałpodstopygorącącegłę.
-Cociętakubawiło?-spytał,zerkającnajejtwarz.
-Milordzie,cóżtozamaniery?PaniHortonomalnieumarłazestrachu.
-Naprawdę?-rzuciłIshamzminąniewiniątka.-Indio,musiszwybaczyćpewną
szorstkośćdawnemużołnierzowi.Wydawałomisię,żebyłemnadzwyczajuprzejmy,ale
widzę,żetrzebasięuczyćdobrychobyczajów.
-Niechmiwaszalordowskamośćnieopowiadabzdur!Przejrzałamtęgrę.Biednapani
Horton!Chybasiędomyślasz,żewnaszymsalonienatychmiastrozgorzaładyskusjana
temattwojegocharakteru.
-Niezmarzłaś?-zapytałIsham,wsuwającjejdłońpodswojeramię.-Podróżniepotrwa
długo.Wstąpimynaobiaddomiejscowegozajazdu.Niewartozpustymżołądkiem
załatwiaćżadnejsprawy.
-Rozumiem,żeposiłkisąważne,tak,milordzie?
-Oczywiście.Chybakażdytakuważa.-Popatrzyłwjejroziskrzoneoczy.-Aha,
rozumiem!Chceszmniewybadać.Zapewniamcię,kochana,żewkwestiijadłainapitku
mamogromnedoświadczenie.NaprzykładwHiszpaniigłodowałem.Trudnotambyło
zdobyćżywność.Wmałymkociołkugotowałemkrólika,pulpęzgrochu…cokolwiek
udałosięznaleźć.
-Niebyłoordynansa,którypowiniensiętymzajmować?-Indianiewierzyławłasnym
uszom.-Próbujeszmiwmówić,żeoficerkucharzyłprzyobozowymognisku,aordynans
wypoczywał?
-Niebyłoinnegowyjścia,Indio.Zostaliśmyodcięciodnaszegodowództwa,atamten
nieszczęśnikbyłciężkoranny.
-Och,przepraszam!-Miałaświadomość,żetesłowaniestanowiąwłaściwego
zadośćuczynienia.Porazkolejnyjejpochopnaocenanieprzystawaładorzeczywistości.-
Gdybymwiedziała…
-Anibyskąd?-Ishamniewziąłsobiedosercajejkąśliwejuwagi.-Niechciałbym,żebyś
mnieuważałazaczłowieka,któryniemapojęcia,cosiędziejewjegowłasnejkuchni.
-Poznałamkilkupanówchętniezaglądającychdogarnków-odparłacicho,mającna
myśliojcaiwujów.
-Awidzisz?
-Czybratsłużyłztobąwwojskupodczashiszpańskiejkampanii?-zapytała.
-Wspomniałemci,żeHenryjestmoimprzyrodnimbratem.Ojciecbyłdwukrotnieżonaty.
-Maszpewniemacochę,tak?
-Owszem-powiedziałtonemniezdradzającymżadnychemocji.-MieszkawLondynie,
aleprzyjedzienaślub.
-Ach,tak!Milordzie,nieusłyszałamodpowiedzinapytanie.
-Henryniepalisiędosłużbywojskowej.NiedawnowróciłzIndii.-TonIshamanie
zachęcałdorozwijaniatematu,aleIndianiedałazawygraną,ponieważchciałazdobyć
więcejinformacjiozagadkowymmłodzieńcu,któregoniepotrafiłarozszyfrować.
-Jesteściebraćmi,leczsporowasróżni,prawda?HenryzostaniewAnglii?
-Zapewne!Twojamatkachybamiałarację,odradzającnamzimowąpodróżdoCheshire.
Boiszsiętejwyprawy?
-Chceszjechać,prawda?
-Tak,ale…
-Wtakimrazieniezmieniajplanówprzezwzglądnamnie.Niejestemkruchąistotką,
którątrzebanosićnarękach.
-Mimotowswoimczasiechętniewezmęcięnaręce-odparłzuśmiechem,aIndia
zarumieniłasię,złanasiebie,bosprowokowałagodośmiałejidwuznacznejuwagi,którą
umyślniezbiłjąztropu.
-Jaksięmająchłopcy?-pospieszniezmieniłatemat.
-Zbadałichlekarzistwierdził,żesąwgorszymstanie,niżnamsiępoczątkowo
wydawało,caliwoparzeniachibliznach.Tuiówdziewdałosięzakażenie.
-Anthony,onimuszążyć!
-Twoimpodopiecznymniebrakodwagi.Joejestbardzodzielnyichętniepomaga
Tomowi.Skóramicierpła,gdylokajeichmyli,alezrobilitodelikatnie,achłopcynawet
niepisnęli.
-Lokaje?
-Joepostawiłsprawęjasnoioznajmił,żeniejestjużmałymberbeciem,więcbabynie
będągokąpać.Oglądałaśpodeszwydzieciaków?
-Nie.Czemupytasz?
-Obajchłopcybardzokuleją.Briggs,zarządcaprzytułkumiałswojesposoby,żebyich
zapędzićdownętrzakominów:wbijałszpilkiwpodeszwyalborozpalałpodnimiogień.
-Och,gdybymdostałategodraniawswojeręce!-zawołałaIndia,ztrudemopanowując
wściekłość.-Trzebagopowstrzymać,nimjakieśdzieckoumrze.Będziewprzytułku?
-Uspokójsię-odparłnatychmiastIsham.-Uprzedziłemgoonaszejwizycie.Z
pewnościąnieodważysięzlekceważyćtejwiadomości.
-Napewnozacznieszukaćwymówekispróbujenasprzekonać,żeobrażenianiepowstały
zjegowiny.Pamiętasz,żeBriggssprzedałmalcówdofabryki?
-Zrobiłtoprzedczteremadniami.Chłopcywykonywalibytampracę,któraniegrozi
podobnymiranamiioparzeniami.
-Alejestniebezpieczna.
-Maszrację,leczuJoeiTomabraknowychran.Natejpodstawiemożemypociągnąć
Briggsadoodpowiedzialności.
Indiazamilkła.Najchętniejprzypiekłabyzarządcęnawolnymogniuwjegowłasnym
palenisku,choćżadnakaraniewydawałajejsiędośćsurowadlategonikczemnika.
ZerknęłaukradkiemnatwarzIshamainabrałaotuchy.Pojegominiepoznała,żeBriggs
będziewnetprzeklinałdzień,wktórymrozpocząłswójohydnyproceder.
-OpowiedzmiowalkachwHiszpanii-poprosiła.-WAngliiniewielesięwieo
warunkachpanującychwtymkraju.
PorazkolejnyudałojejsięzaskoczyćIshama.
-Niemusiszbawićmnieuprzejmąrozmową,Indio.Zpewnościąnieobchodzicię…
-Wręczprzeciwnie,jestembardzozainteresowana.
Wprzeciwnymrazienieprosiłabymorelację-przerwałaopryskliwie,zirytowanajego
protekcjonalnymtonem.Ishamprzyglądałsięjejprzezchwilę.
-Nadzwyczajne!My,weterani,przywykliśmy,żeludzietłumiąziewanie,ilekroćjesteśmy
natyległupi,bywspominać,przezcoprzeszliśmy.
-Pomyłka,milordzie.Wszyscyjesteśmyświadomi,ilezawdzięczamynaszejarmiioraz
flocie.
-MarynarzyistotniewychwalasięodczasuzwycięstwaodniesionegoprzezNelsonapod
Trafalgarem,leczpiechotysięnieceni,bonalądzieNapoleonuchodziza
niezwyciężonego,amywielokrotniedoznaliśmyporażki.
-Wiem,żebyłyteżzwycięstwa.WalczyłeśpodTalaverą?
-Tabitwazakończyłamojąwojskowąkarierę,chociażsłużyłempodrozkazami
Wellesleyaodkampaniiholenderskiej.
-Tęskniszzatamtymżyciem,milordzie?
-Czasami.Ceniłemsobieżołnierskąsolidarnośćiciągłestarania,żebywybrać
odpowiedniątaktykęiprzechytrzyćnieprzyjaciela,aleprzerażałmniezgiełkpolabitwy,
jękirannych,prymitywnezabiegichirurgicznebezznieczuleniaizimnoprzenikającedo
szpikukości.
-Sądziłam,żewHiszpaniipanująupały.
-Latemżarjestniezniesienia,aleniemaszpojęcia,jakniskietemperaturyzdarzająsię
tamzimą.-Ishamumilkłidodałpochwili:-Niebędęotymmówić,bozniszczętwoje
wzniosłewyobrażeniaożyciuwojskowych.
-Maszmniezaidiotkę,milordzie?-zapytałacichoIndia.-Żyjemytuwygodnie,zdalaod
niebezpieczeństw,aleodczegowyobraźnia?Mojawciążpracuje.
-Stalemniezaskakujesz!-oznajmiłIsham,obrzuciłIndiębadawczymspojrzeniemi
wziąłjązarękę.-Wybacz,kochanie.Niedoceniłemcię.
Wtejsamejchwilipowózskręciłzgłównejdroginadziedzinieczajazdu„PodAniołem”,
gdziejużichwyglądano.Drzwiotworzyłysię,ledwiedonichpodeszli,awłaścicielstanął
naprogu,żebyichpowitać.Indięwprowadzonodośrodkawśródukłonówiokrzyków,z
którychwynikało,żepryncypałuważaodwiedzinylordaIshamazaniebywałyzaszczyt.
Oddałimdodyspozycjiosobnygabinetizapewniłsolennie,żenimzdejmąpłaszcze,
obiadbędzienastole.
Indiazrozbawieniempomyślała,żesamaobecnośćIshamazapewniausługęna
najwyższympoziomie.Miałarację,bodaniaokazałysięwyborne.Indiajadłajednak
niewiele.
-Niesmakujeci?-spytałzatroskanyIsham.-Wolałabyśinnepotrawy?
-Tesąpyszne,milordzie-zapewniłaszczerze-alemyślorozmowiezBriggsemodbiera
miapetyt.
-Zaufajmi,Indio,iniepozwól,żebyohydnepostępkitamtegodraniapozbawiłycię
wspaniałegoposiłku.ZapomnijonimnachwilęiopowiedzmioLettyorazjejnadziejach
wiązanychzOliveremWellsem.
ROZDZIAŁSZÓSTY
-Powiedziałaciotym?-Indiabyłzdumiona.
-Tak.Ztwojąsiostrąłączymnieserdecznazażyłość.
-Zauważyłam-odparłaIndia,starającsięukryćzłość.
Letty,którazawszebyłajejsojuszniczką,niespodziewanieprzeszładowrogiegoobozu.
KorciłoIndię,abyzapytać,cojejobiecał,żetakdobrzesięonimwyraża.Pokusabyła
silna,lepiejjednaktrzymaćjęzykzazębami.
-CzyLettyjestpewnaswoichuczuć?-Ishamniedawałzawygraną.
-JejsercenależydoOliveraWellsa.Niesądzę,abyzmieniłazdanie.
-Atenmłodyczłowiek?
-Uwielbiają.Lettykażdegopotrafisobiezjednać,bojestłagodnaimiła.Wszystkim
okazujeżyczliwość.
-Wprzeciwieństwiedostarszejsiostry?-Umyślniebyłtrochęuszczypliwyitrafnie
przewidziałreakcjęIndii.
-Milordzie,najlepsząznawczyniąmojegocharakterujestmatka.Proszęsiędoniej
zwrócić.
-Mojadroga,usłyszałemodniej,żejesteśnajpotulniejszązpanien,ustępliwąniemaldo
przesady!Oczywiściedomyślamsię,żejestodrobinęstronnicza.-Mówiłtozpoważną
miną,alewjegogłosiesłyszałatłumionyśmiech.NanicsięzdaływszelkiestaraniaIndii.
Niezdołałazachowaćpowagi,austasameułożyłysiędouśmiechu.
-Nietrzebaobawiaćsięjejstronniczości,milordzie.Zapewniam,żedoskonaleznamoje
wady.
-Maszje?Prawdziwaniespodzianka!
-Nieżartujzemnie.Doskonałewiesz,żeniejestempotulnaaniustępliwa.Ktomnie
nazwałzłośnicą?
-Świętesłowa.Opowiedzmioinnychswoichwadach.Byłobyfatalnie,gdybympoznał
jedopieropoślubie.-Ishambawiłsiędoskonale,leczdałasięwciągnąćdotejgry.
Wybuchnęłaśmiechemibezsłowapokręciłagłową.Tymrazemwzmiankaorychłym
małżeństwieniesprawiłajejprzykrości.
-Podobnomieliśmyrozmawiaćomojejsiostrze.
-Owszem.Jakieprzyczynyuniemożliwiająjejmałżeństwo?Niechciałaotymmówić.
-Nicdziwnego.Smucisiębardzo,ponieważrodzinaOliveramawobecniegoinneplany.
-Znaszich?
-PoznałamtylkoladyWells-odparłacicho.-NiebyłazbytmiładlaLetty.
-Okropnybabsztyl.Czasamibywaśmieszna.
-Jakto?-Indiaosłupiała.LadyWells,damaowyniosłychmanierach,sprawiaławrażenie
prawdziwejwładczyninajsłynniejszychlondyńskichsalonów.TaksięprzynajmniejIndii
wydawało.
-Mafatalnepochodzenie,ajejwysiłki,żebystaćsiębardziejkrólewskąodrodziny
panującej,wzbudzająogólnąwesołość.
-Lettywcaleniebyłaubawiona.
-PaniWellsdziałaludziomnanerwy.Indio,opowiedzmiterazowaszymbracie.Mana
imięGiles,prawda?ChybarzadkozaglądadoLondynu.Niebyliśmysobieprzedstawieni.
-Lubiprzebywaćnawsi.-Odpowiedźbyławymijająca,aleIndiawolałanietłumaczyć,
żeGilesniemaochotyanipotrzebywłóczyćsiępolondyńskichklubach,takchętnie
odwiedzanychprzezIshamaijegokompanów.
-Gdzieterazprzebywa?
-WhrabstwieDerby.Chciałbyzatrudnićsięjakozarządcamajątku.Matamznajomych,
którzypomogąmuznaleźćodpowiedniąposadę.
-Interesujesięrolnictwem?
-Tojegopasja.Oddawnazamierzałprzywrócićmajątek…Chciałampowiedzieć…-
Umilkłaświadoma,żewkraczananiebezpiecznygrunt,leczIshamwcaleniebył
speszony,żewspomniałaoutracierodzinnychdóbr.Popatrzyłnazegarek.
-Porajechać-oznajmił.-Zimąwcześnierobisięciemno.Niechcę,żebytwojamatka
wyobrażałasobierozmaitenieszczęścia,któremogłybysięnamprzytrafić,gdybyśmy
wracalipozmierzchu.
-Dalekostąddoprzytułku?-Jesteśmywpobliżu.
-ABriggs?Wiesz,gdziegoszukać?
-Będzienamiejscu.Wysłałemmuwczorajwiadomość.-Ishamotworzyłdrzwii
przepuściłIndię.Wyszłaiprzezchwilęczekała,ażzałatwirachunkizwłaścicielem
zajazdu.
Wgłębikorytarzazajejplecamiotworzyłysiędrzwi.Kątemokazobaczyłaroześmianą
parę.
Potemrozległsięradosnypisk.
-Anthony!Kochanie,wiekicięniewidziałam!Gdziesięukrywasz?
Indiaodwróciłagłowę.Naszyijejnarzeczonegouwiesiłasięmłodakobietaowyjątkowej
urodzie.Stojącyobokmłodzieniecenergiczniepotrząsałjegodłonią.
-Aniechciędiabli!-zawołał.-Ktobyprzypuszczał,żeciętuspotkamy.Chybanie
zostałeśzmuszonydoprzeprowadzkinawieś?
-Jeszczenie.-LordIshamzestoickimspokojemuwolniłsięzuściskuznajomych.
PonadichgłowamispojrzałnazdumionąIndięirzekł:-Mojadroga,właścicielzajazdu
odprowadziciędopowozu.Zamomentdociebiedołączę.
Jegoznajomiodwrócilisięnatychmiast,żebypopatrzećnaIndię,któraruszyładowyjścia.
Czułasięupokorzona.Byłooczywiste,żeIshamniezamierzajejprzedstawić.
Czyżbysięjejwstydził?Popatrzyłanaswójciemnystrójpozbawionywszelkichozdób.W
porównaniuztamtąpięknością,którąAnthonyprzedchwilątrzymałwramionach,
wyglądałajakwyliniaławrona.Mimowszystkojegolordowskamośćniemiałprawatak
jejpotraktować.Byłazdumiona,żezabrakłomupoczuciataktu.
Dotrzymałsłowa.Ledwieusiadławpowozie,oparłastopynarozgrzanejcegleiotuliła
kolanafutrem,wróciłikazałstangretowiruszać.Milczałaniepewna,czyzdoła
powstrzymaćsięodnieprzyjemnychuwag,skorotaksięzachowałwobecnościswoich
znajomych.Ishamzdawałsięniedostrzegaćjejniechęci.
-GotowadopotyczkizBriggsem?-spytałpogodnie.
-Tak-rzuciłaiznówwpowoziezapadłacisza.
-OBoże,jestemwniełasce.-Szybkozorientowałsię,cojestprzyczynąjej
niezadowolenia,idodałprzyciszonymgłosem:-Niepowinnaśzaprzątaćsobiegłowy
tamtąkobietą.Niemogłem…niebyłomowyodokonaniuprezentacji.
-Odniosłamwrażenie,żejestcibliska-odparłazjawnąirytacją.
-Najdroższa,gdybymnieznałciętakdobrze,pomyślałbym,żejesteśzazdrosna.-W
ciemnychoczachpojawiłysięwesołeiskierki.-Toniebyła…baletnicazopery.
-Takamyślniepostałamiwgłowie-skłamałaIndiaispłonęłarumieńcem.-Bardzo
proszęwmojejobecnościbardziejuważaćnasłowa.
-Zgorszyłemcię?Niesądziłem,żetomożliwe!-Popatrzyłnajejprofilidodał
pojednawczymtonem:-TapannaimłodyStillingtonsą…zaprzyjaźnieni.Wtych
okolicznościachniemogłemcigoprzedstawić.
-Rozumiem.-Indiazłagodniała.-Onajestprześliczna.
-Owszem,rzucasięwoczy!-przyznał.-Isporokosztuje.
-Oszczędźmiszczegółów.-Indiaznowusięzarumieniła.-Wiem,żepanowiemiewają…
przyjaciółki,aletoniemojasprawa.
-Czyżby?-Ishamprzyglądałsięjejzciekawością.-Bardzoliberalnepodejściedo
sprawy.Zapewneprzemyślałaśtękwestię.Jakietociekawe!Zechceszmiłaskawie
powiedzieć,dojakichwnioskówdoszłaśwtejmaterii?
Oburzonajegolekceważącymtonem,postanowiławyjawićswezdanie.
-Słyszałam,żewiernośćjestniemodna-odparłachłodno.-Panowieztowarzystwa
szukająwiadomychprzyjemności,aichżony…Kiedywydadząnaświatspadkobierców,
biorąsobiekochanków.
ChciaławytrącićIshamazrównowagiidopięłaswego.Usiadłwyprostowany.Wjednej
chwilizniknęłopobłażliwerozleniwienie.
-Niewypowiadajpochopnychsądów!Czytakajesttwojawizjamałżeństwa?
-Ależskąd!-zaprzeczyła.Mocnowystraszonanagłązmianąjegowyglądunadrabiała
miną.-Muszęjednakprzyznać,żemy,panieztowarzystwa,niejesteśmywstanie
współzawodniczyćzkobietamitakimijakprzyjaciółkamłodegoStillingtona.
-Głupstwamówisz!-Ishamponowniezmieniłsięnatwarzy.-Tamtadzierlatkaniejest
godna,żebyczyścićcibuty!Niktciniepowiedział,żejesteśwyjątkowopiękna?-Gdy
Indiapopatrzyłananiegozniedowierzaniem,dodałzniecierpliwiony:-Naprawdęsądzisz,
żepuder,szminkaimodnefatałaszkiprzesądzająokobiecejurodzie?
-Bezwątpieniająpodkreślają-upierałasię.
-Bzdura!Pewnegodniaprzekonamcię…-urwałwpółzdania,bopowózsięzatrzymał.
-Jesteśmynamiejscu.Cóżzaponurywidok!
Indiabyłategosamegozdania,gdyujrzaładługą,niską,pozbawionąokienceglanąścianę.
-Przypominawięzienie-szepnęła.
-Wkrótcetosięzmieni.-Pomógłjejwysiąść,astangretzadzwoniłdodrzwi.-Jesteś
pewna,żechceszrozmawiaćztymiludźmi?-upewniłsię.-Jeślisobieżyczysz,samsię
nimizajmę.
-Nie-odparłacicho.-Chcębyćprzytymobecna.
Wkrótceznaleźlisięwobszernejsieni,gdzieniebyłożadnychmebli.Indiadrżała,bo
chłódprzenikałdoszpikukości,alekobieta,którawyszłaimnaspotkanie,zpewnością
nieodczuwałaprzejmującegoziąbu,bospowijałyjąniezliczonechusty.Byłaniska,otyła,
rysymiałapospoliteicuchnęładżinem.Zbliżyłasięiwykonałagłębokidyg.
-Takizaszczyt,łaskawypanie!-Małym,bystrymoczomnieumknąłżadenszczegół.
Indiadomyślałasię,żejejstrójzostałbłyskawicznieoszacowany.Spojrzałazgóryna
kobietęidumnieuniosłagłowę.
-GdzieBriggs?-Ishamnietraciłczasunazbędneuprzejmości.
-Czekanawasząlordowskąmość.Proszęzamną.-Kobietaruszyłaprzodemiotworzyła
drzwiwgłębikorytarza.
Kontrastbyłuderzający.Ogieńbuzowałwesołonaogromnymkominku,przyktórym
drobnymężczyznanalewałsobiegorącegoponczuzmisyspowitejkłębamipary.
-Czywaszalordowskamośćzechcesięczegośnapić?-Kobietaznadziejąpopatrzyłana
Ishama,wyraźniegotowaspędzićmiłągodzinkęwtowarzystwiedostojnegogościa.
-Nie,dziękujemypani.-Jegouprzejmośćbyłaniemalobraźliwa.-Sprowadzająnastu
poważnesprawy.
-Popatrzyłsurowonazarządcęprzytułku,atenzerwałsięnarównenogi.-Briggs,
prawda?
-Tak,milordzie,dousług.-Mężczyznaukłoniłsięnisko.Ishamprzeniósłwzrokna
kobietę.
-Współpracujepaniztymczłowiekiem?
-Tak,milordzie.Jestnambardzopomocny.Gdymoipodopiecznizsierocińcadochodzą
doodpowiedniegowiekuimogązarabiaćnautrzymanie,zarazmuichpowierzamy.
Znajdujeimzajęcie.
-Rozumiem.Iledziecizabrałwciąguostatnichsześciumiesięcy?
-Trudnozliczyć,dostojnypanie.-Kobietazastanawiałasięprzezchwilę.-Staramysię
prowadzićrejestr,aletoniejestłatwe,bodzieciakiprzychodząiodchodzątakszybko,że
człowiekledwiemożesięwtympołapać.
-CzyBriggslepiejsięorientuje?-LordIshamznówpopatrzyłnazarządcę.
-Imnieniełatwozliczyćtendrobiazg,bo,proszęwaszejlordowskiejmości,przychodzito
iznika…
-Dokądodchodzątedzieci,Briggs?Zarządcadopieroterazwyczułniebezpieczeństwo.
Dżentelmenonienagannychmanierachzbiłgoztropu.
-Biedactwa!Niemiałyłatwegożycia-tłumaczył.
-Brakimsiłdopracy.Nicdziwnego,dostojnypanie.Większośćtosieroty,inneprzez
długiczasbyłyzaniedbywaneprzezrodziców,którzymielizadużodziecido
wykarmienia.
Przygnębiające!-Smutnopokiwałgłową.-Bardzoprzygnębiające.
-Owszem.Mamrozumieć,żewieleztychdzieciznajdziemynacmentarzu?-GdyBriggs
wydąłustaiprzytaknąłskinieniemgłowy,Ishamzadałkolejnepytanie:-Niektórymudaje
sięjednakuniknąćśmierci,prawda?Cosięznimidzieje?
Briggsniedałsięzwieśćuprzejmymtonem.Przeczuwał,żelordprzyjechałtuw
konkretnymcelu,iwidziałpogardęwewzrokutowarzyszącejmudamy.Przezniąte
wszystkiekłopoty!Miałwyrobionezdanieokobietachwtrącającychsiędospraw,które
niepowinnyichobchodzić,alegonieujawniał,tylkoskłoniłsiępokornie.
-Tobiednemaleństwa,aleicwanepróżniaki.Brakimpoczuciaobowiązku.Powinnibyć
wdzięczni,żemająrobotę,aleskąd!
-Wdzięczni!-zawołałaIndiazogniemwoczach.
-Majądziękować,żezapędzacieichdorozgrzanegokomina,zmuszającdowspinaczki
ogniemiszturchańcami?
Briggsrzuciłjejwrogiespojrzenie.Gdybyprzyjechałasama,usłyszałaby,gdziejestjej
miejsce,alewobecnościarystokratyoimponującejposturzenieśmiałwypowiedzieć
obraźliwejuwagi.
-Jakmamichprzekonać,łaskawapani?-biadolił.
-Ciężkopracujęnażycieiużeramsięzbandąleniuchów.Szkoda,żeniesłyszałapani,jak
marudząipyskują,gdykażęimwziąćsiędopracy.
-Nicdziwnego,żeprotestują!-zawołałazprzejęciemIndia.-Korcimnie,żebychwycić
głownięzpaleniska.Niechbyipanposmakowałlekarstwaaplikowanegoimnarzekome
lenistwo.
-Acoteżpanienka!-Zarządcaodsunąłsięjaknajdalej,abyniemogłagodosięgnąć.
Niemiałwątpliwości,żegotowąjestspełnićgroźbę.-Zapewniam,żejestemrozsądnym
człowiekiem,leczkominytrzebaczyścić.Zatrudnianiedzieciakówdotakiejrobotynie
jestwbrewprawu,jakpewniewiadomojegolordowskiejmości.-Ztryumfempopatrzył
naIshama.
-Istotnie,Briggs.Prawastanowiąjasno,akarazaichłamaniejestsurowa-odparł
Ishamzpozornąłagodnością.-Naprzykładwiadomopanu,żezamorderstwotrafiasięna
galery.
-Morderstwo?-Briggspobladł.-Ależ,milordzie,mnietooskarżenieniedotyczy.
Naszeszkrabysąnamiejscuimająsiędobrze.Zarazpokażękilkorowaszejlordowskiej
mości.Emily,przyprowadździeciaki.
Kobietanatychmiastpobiegłakudrzwiom,jakbychciałaodejśćiuniknąćprzykrej
rozmowy.Gdywróciłazdwomamałymichłopcami,zamierzałaponowniewyjść,lecz
Ishamtoudaremnił.
-Proszębliżej,niechpaniusiądzie-nakazałstanowczo.-Mamkilkapytań.-Popatrzył
nawystraszonychośmiolatków.-Sązprzytułku?
-Nie,milordzie.-Kobietaodetchnęłazulgą,bowtymprzypadkuśmiałomogłaudawać,
żeniewieomatactwachzarządcy.-Todzieciakizsierocińca.Tutajprzychodząnastałe
wtedy,gdykończądziewięćlat.
IshamusłyszałwestchnienieIndii.PopatrzyłnaBriggsa.
-Jakdługocichłopcypracujądlapana?-zapytał.
-Niecałytydzień,milordzie.Jeślichorują,toniezmojejwiny-odparłBriggszchytrym
uśmiechem.Wrodzonysprytznówprzyszedłmuwsukurs.Chłopcybyliusmoleni,lecz
moglisięubrudzićwpracy.Niezdążyłichodkarmić,więcsprawialiwrażeniezabiedzo-
nych.Nawszystkomiałgotowąodpowiedź,aleIshamprzerwałmu,unoszącdłoń.
-Cosięstałozpoprzednimikominiarczykami?
-Sądzę,żespalilisiężywcem,kiedytłumpodpaliłfabrykę,milordzie.-Zarządcainato
pytaniebyłprzygotowany.
-Dlaczegoprzebywaliwhalifabrycznej,anieupana?
Briggsstałsięczujny.Tośmierćdwusmarkaczyjestprzyczynąwszystkichjegokłopotów.
Takczyinaczejniemiałpowodudoobaw.Wiadomo,ktopodłożyłogieńwfabryce,więc
niemożnagoobciążyćodpowiedzialnością.
-Nadzorcawziąłichpodswojeskrzydła.Musząpracować,waszalordowskamość,a
moimklientomjużsięnieprzydadzą,bosązaduzi.
-Tennadzorcatoprawdziwyaniołdobroci!Pańskidobryznajomy?
-Małogoznam.
-Zapłaciłpanuzachłopców?
Briggszawahałsięizakląłcicho.Ktodoniósłotransakcjitemupyszałkowi?Chętnie
skłamałby,alezmieniłzdanie,bonieżyczyłsobiekonfrontacjizfabrycznymnadzorcą.
Byliteżinniświadkowieichukładu.
-Dostałemparęmiedziakówjakozwrotkosztów.Dzieciakibyłyumniepólroku.
Wyuczyłemjefachuitraktowałemjakwłasne.
-WtakimrazieniechBógmawswojejopiecepańskiepotomstwo-zawołałaIndia.
Niebyławstaniedłużejnassobąpanować.-Stanchłopcówjestkrytyczny,młodszemu
groziśmierć.
-Przykromitosłyszeć,łaskawapani.Okropnatragedia.Poparzeniwtakmłodymwieku.
-Briggszrobiłponurąminęibłyskawicznieanalizowałnowiny.Bachoryprzeżyły,ale
skądtawymuskanaparkasięonichdowiedziała?
-Wczasiepożarunieodnieśliżadnychobrażeń.-Ishamniepodniósłgłosu,alezarządca
słyszałwyraźnienutęgroźby.-Widziałemtylkostareoparzeniaiblizny.
Słyszeliśmy,żeopiekowałsiępanchłopcamiprzezwielemiesięcy.Jakpantowyjaśni?
-Ucierpieliwfabryce-padłaszybkaodpowiedź.
-Przezkilkadni?Toniejestdobrewytłumaczenie.Dziecisąwokropnymstanie,ktośje
głodził,biłistraszliwiesięnadnimiznęcał.Jeślichłopiecumrze,staniepanprzed
trybunałemoskarżonyomorderstwo,atymczasempostawionyzostanielżejszyzarzut.Za
okrutnetraktowaniepodopiecznychtrafipanzakratki.
Briggspadłnakolana,błagającozmiłowanie,aleIshampodszedłdodrzwiiwezwał
służącego.
-Odstawtegoprzestępcędoaresztu.Wratuszujużnaniegoczekają.
Rozległysięprzekleństwainastąpiłakrótkaszamotanina,alesłużącyIshama,wybranyze
względunapotężnąmuskulaturę,szybkouporałsięzprzeciwnikiem.
Kobietazaczęłabłagaćolitość.Wylewałałzy,próbującsięusprawiedliwić.
-Niewiedziałam,żetonikczemnik-zawodziłapłaczliwie.-Dostojnypanie,musimy
szukaćdobrzepłatnegozajęciadlasierot,żebyzarobiłynaswojeutrzymanie.Jesteśmy
wdzięcznikażdemu,ktochcejezatrudnić.
-Mamrozumieć,żejestdlapaniopłacalne,żebypodopieczninajmowalisiędopracyjak
najwcześniej?-zapytałIsham.
-Milordzie,wtym,copowiedziałBriggs,jestsporoprawdy.Nawetwnajgorsząpogodę
znajdujemydziecipoddrzwiamialbonadziedzińcu.Bywa,żewcześniejgłodowały
latami,nimktośzparafiidowiedziałsię,jakżyją.Niemożemyuratowaćwszystkich.Nie
staćnasnalekarza.
-Wprzyszłościbędzieinaczej-obiecałIshamniecołagodniejszymgłosem.Kobieta
kiwnęłagłowąiwytarłaoczyrogiemfartucha.-Będęstarannienadzorowaćprzytułeki
sierociniec.PannaRushford,którawkrótcezostaniemojążoną,równieżsięnimi
interesuje.
Proszęwięcejnieposyłaćdziecidopracy.Jeśliktośzechcejezatrudnić,musistanąć
przedradąopiekuńczą,doktórejimybędziemynależeli.Przyjrzymysięrównież
obecnemupersonelowi.-Ruchemgłowywskazałbutelkędżinustojącąnakomodzie.
-Dzięki,milordzie.Comamzrobićztymichłopcami?Zabraćichzpowrotemdo
sierocińca?
-Lepiejnie.Proszęichtutajumyćinakarmić.
Niemożemy,niestety,zostaćdłużejisprawdzić,jaksiępaniztegowywiąże,alewrócimy
-zapowiedziałstanowczolordIsham,poczymopuściłpokójwrazzIndią.
-Anthony,czymożemyzostawićdzieciztąkreaturą?Ajeślinatychmiastzajrzydo
butelki?-spytałazatroskana,gdypomagałjejwsiąśćdopowozu.
-Wątpię,najdroższa.Dostateczniejasnowyraziłemswojeżyczeniaichybaudałomisięją
nastraszyć.Jeśliniechcezostaćodprawionazfatalnymireferencjami,napewnosię
opamięta.
-Mamnadzieję,alepowinniśmychybaobejrzećprzytułek.Bógraczywiedzieć,jakie
okropieństwatamzobaczymy.
-Jestemtegoświadomyidlategozapowiedziałem,żewrócę,niepodająckonkretnejdaty.
Mamnadzieję,żedotegoczasuwarunkiznaczniesiępoprawią.
-Asierociniec?
-Jużtambyłem,Indio.Trzebawymienićcałypersonel.
-Nietraciszczasu,milordzie.-Uśmiechnęłasiędoniegozwdzięcznością.
-Naturalnie,oilecośmileżynasercu.-Mrugnąłdoniejporozumiewawczo.-Nie
zdziwiłocię,czemutaknaglepoprosiłemotwojąrękę?-Natychmiastzrozumiał,że
popełnił
błąd,wypowiadająctęuwagę.Indiaukryłasięznowuwswojejskorupie.
-Oświadczynydotyczyłymnieimojejsiostry-odparłazpowagą.
-Istotnie!Zapomniałem!-Ishamwróciłdokpiącegotonu,któregozwykleużywał.-
Czynadalczujeszsięurażonaztegopowodu?
-Wogólenieczułamurazy-skłamała.-Wiem,cociędotegoskłoniło,milordzie.
-Naprawdę,kochanie?Ciekawe!-Zamilkł,choćIndiachętniedowiedziałabysię,comiał
namyśli.Zapadłacisza,którąwkońcuzdecydowałasięprzerwać.
-CodalejzBriggsem?
-Posiedziwareszcietydzieńlubdwa,tozmięknie.Trzebaciwiedzieć,żewtakich
sprawachtrudnoprowadzićdochodzenie.Niemaosobnegoprawabroniącegonieletnich
kominiarzy.
-Przecieżmupowiedziałeś…
-Wspomniałem,żeniewolnomordowaćtychdzieci,itoprawda.Codozarzutu
okrucieństwaizaniedbańzeskutkiemśmiertelnym…Owszem,brzmiprzekonująco,ale
potrzebujemydowodów.Lekarzbędziezeznawać,aleniewiem,czytowystarczy.
-Cóżzaniesprawiedliwość!-Indianiekryłaoburzenia.-Dwajchłopcy,którychprzed
chwiląwidzieliśmy,tozupełnemaleństwa.Chceszpowiedzieć,żeprawoichniebroni?
Conatorząd?
-Trwająstaraniaoustanowieniezakazunajmowaniadziecidoczyszczeniakominów.
ChybaprzejdziewIzbieGmin,leczwIzbieLordówniemaszans.
-Twoiarystokracisąprzeciwni?-Indianiekryłapogardy.-Widzę,żeludziebogacinie
dbająobezbronnądziatwę.
-Broniąprywatnychinteresów.-IshamuważnieprzyglądałsięIndii.
-Naprawdę?Zpewnościąmożnainaczejczyścićkominy.
-Owszem.Cościopowiem.Przedparulatykilkaosóbpowołałostowarzyszenie,którego
celembyłystaraniaozastąpieniepracynieletnichkominiarzyinnymimetodami.
Zaproponowaliśmy…Ufundowanezostałostypendiumdlawynalazcyurządzenia,które
zastąpiłobytychchłopcówidziewczynki.
-Onerównieżwchodządokominów?
-Tak,bywajątakieprzypadki.
-Byłyzgłoszenia?
-Naturalnie.NagrodęotrzymałpanSmart.ObecniejegomaszynastajesięwAngliicoraz
popularniejsza.
-Awięcwczymproblem?
-UrządzeniepanaSmartaskutecznieczyścidziewięćdziesiątdziewięćnastokominów.
Nieliczne,wktórychniedasięgoużywać,górująnadwiejskimidomamibogaczy.
-TwoimzdaniemIzbaLordówzewzględunakilkaprywatnychkominówutrąciprojekt
ustawypiętnującejtehaniebnepraktyki?-Indiapopatrzyłananiegozniedowierzaniem.
-Jestemtegopewny.Moiznajomijasnodalimitodozrozumienia.
-Gardzęwami!-Indiabyłabliskałez.
-Niezłośćsię,kochana.Przecieżniepowiedziałem,żesięznimizgadzam.-Ishamujął
jejrękęizatrzymałwswojej.-Miałemnadzieję,żejesteśomnielepszegozdania.
SzybkonadchodziłzimowyzmierzchiwmrocznymwnętrzupowozuIndianiepotrafiła
określić,cowyrażałyjegooczy.
-Życiaminiestarczy,abytobieudowodnić,żejestemcośwart,prawda?-zapytał
cicho.-Wtymsięchybazgadzamy,cojestprawdziwąrzadkością.
Indianiecofnęładłoni.Zawstydziłasię,ponieważzdawałasobiesprawę,żejestwobec
niegoniesprawiedliwa.Uczyniłwszystko,czegosobieżyczyła,abyuniemożliwić
Briggsowidręczeniekolejnychpodopiecznych.
-Przepraszam!-odparłapospiesznie.-Mówiłambezzastanowienia.Mampoważnąwadę:
wpadamwzłość,ilekroćczujęsiębezradna.
-Zauważyłem.Podejrzewam,żetylkokiedycięrozzłoszczę,jestemwstanieskupićna
sobietwojąuwagę.
-Nieprawda!Doskonalewiem…Toznaczymamświadomość…-umilkłazawstydzona.
Próbowaławysunąćdłońzjegouścisku,leczIshamjejniepuścił,akiedysięodezwał,w
niskimgłosiepobrzmiewałanutaserdeczności.
-Kiedyujrzałemcięporazpierwszy,zrozumiałem,żejesteśwyjątkowa.Kroczyłaśwśród
rozchichotanychpanienjakpełenwdziękułabędźotoczonystademgęsi.Odtamtejpory
zawszewyczuwałemtwojąobecność,zanimcięzobaczyłem.
Indiaznieruchomiała.CzyIshamzniejkpi?Przyznaławduchu,żezasłużyłasobiena
takietraktowanie.Byławobecniegoopryskliwa,chociażpowinnabyćwdzięczna,że
zainteresowałsiędoląbiednychdzieci.
-Milordzie,darujmysobieuwagidotyczącemegowzrostu-powiedziaławstydliwie.
Byłatakzbitaztropuipełnaobaw,żestaniesięprzedmiotemjegodrwin,iżmówiła
bardziejchłodnymtonem,niżzamierzała.Wysunęładłońzjegoręki,leczwtejsamej
chwiliotoczyłramieniemjejtalię.
-Niechodziłomiotwójwzrost,złośnico!Czyniemamprawamówićcikomplementów?
Zirytowanapoczuła,żesięrumieni.Naszczęściewpółmrokuzapewneniewidziałjej
wyraźnie.Niezamierzałasięwyrywać,botakiezachowanienieprzystoidamie.Azresztą
tobezcelowe.Wyczuwałasiłęramienia,którymjąobejmował,izdawałasobiesprawę,że
gdybychciałjąprzytulić,niebyłabywstaniegoodepchnąć.Słowabyłyjedynąjejbronią
wtejpotyczce.
-Komplementsprawiaprzyjemność,oilejestszczery-odparła.
-Uważasz,żemijamsięzprawdą?-Wjegogłosiebrzmiałtłumionyśmiech.-
Głuptasie!Czyniktdotądniepoświęciłsonetuurodzietwoichoczulubwłosomlśniącym
jakmiedź?
Upewniłasięwreszcie,żedrwizniejotwarcie.Ogarnęłojąoburzenieipowróciłydawne
uprzedzenia.Tojasne,żeIshamchcejąupokorzyć.
-Czymojeprzeprosinyniewystarczą,milordzie?-spytałalodowatymtonem.
-Ależskąd!-odparłuroczyście.-Domagamsięczegoświęcejniżzwykłegoaktu
skruchy.-Zacieśniłuściskiprzyciągnąłjąbliżej.-Naszezaręczynyniezostałyjeszcze
przypieczętowanepocałunkiem.
Indiaznieruchomiała.Odsamegopoczątkulękałasięfizycznejbliskości.Nadalsłabo
znałaIshamainiemiaładośćczasu,żebysiędowiedzieć,zkimzwiązałaswójlos.W
jednejkwestiidawnopozbyłasięwszelkichzłudzeń:miałwielekobiet,więcuznająza
nudnąipruderyjną.Chętnieuniknęłabydalszychupokorzeń,aleobiecałagopoślubić,
więczkoniecznościbędziedoniegonależała.Zebrałacałąodwagęiśmiałouniosła
głowę.Ishamroześmiałsięcicho.
-Zapewniamcię,najdroższa,niebędzietoprzykredoświadczenie.-Jegowargimusnęły
ustaIndiiczuleidelikatnie,beznatręctwaibrutalności.
Niespodziewałasięponimpodobnejtkliwości,więcogarnęłojązakłopotanie,leczani
myślaławyrywaćsięzjegouścisku,chociażtargałyniąmieszaneuczucia.Wduchu
przyznałamurację.Pocałunekokazałsięniezwykleprzyjemny.Indiauspokajałasięz
wolna.
-Mamnadzieję,kochanie,żenieposądzałaśmnieobrutalność-szepnąłzatroskany
Isham.
Niezdążyłaodpowiedzieć,boledwieodsunąłsięnieco,powózzatrzymałsiętaknagle,że
wyrwanazjegoopiekuńczychramionupadłanaprzeciwległesiedzenie.Usłyszałatętent
kopytikwikprzerażonychkoni.Powózzacząłkołysaćsięgwałtownieniczymstatekna
wzburzonymmorzu.WtejsamejchwiliIshamchwyciłIndięzaramiona,rozciągnąłna
siedzeniuiprzykryłwłasnymciałem.Daremniepróbowaławyrwaćsięzmocnego
uścisku.
Wtejsamejchwilizaoknemprzemknąłjakiścień.
-Leżspokojnie,jeśliciżyciemiłe!-rzuciłostrzegawczymtonem.
ROZDZIAŁSIÓDMY
Indiaprzeraziłasię,bonabrałapewności,żepowózsięprzewróci.Nazewnątrzpanował
kompletnychaos:koniebiłykopytamiirżały,stangretklął,powózniebezpiecznie
chybotałsięnaboki.Potemusłyszeligłuchyodgłos,jakbyktośspadłzkozła.Wkrótce
kołysanieustało,awokniepojawiłasięokrwawionatwarz.IshampomógłIndiiusiąść.
-Bardzoucierpiałeś,Watson?-zwróciłsięzaniepokojonydolokaja.
-Potłukłemsiętylko,milordzie.Ajaśniepanipanienka?
-Chybanicnamniejest.
-Topójdędokoni,jaśniepanie.Porządniesięwystraszyły.Przeklętyszaleniec!Pędził
nałebnaszyjębezświatła,aminąłnastakblisko,żeomalniezarysowałlakieruna
drzwiach.
-JaktamHickey?
-Klniejakszewc,aleniejestranny.
-Wtakimraziejedźmy,alewolno.-IshampopatrzyłnaIndię.-Wybacz,mojadroga,że
byłemtakibrutalny,aleobawiałemsię,żezałamieszkarkalbonogę,gdyzacznietobą
rzucaćnawszystkiestrony.
-Nicminiejest.-Nadaldrżała,aleszybkowzięłasięwgarśćzobawy,żeuznająza
tchórza.-Czepekmisięnieprzekrzywił?
Zapadłomilczenie,apotemIshamwybuchnąłśmiechem.
-Sądzę,żeprzeznaczonemijestzostaćtwoimpokornymniewolnikiem-powiedział.-
Nadzwyczajne!Niekrzyczałaśaniniezemdlałaś.Nie,najmilsza,twójczepekwygląda
nienagannie.Cieszęsię,żeniemaszinnychzmartwień.
Słyszałatonpodziwuwjegogłosie,więcszybkozmieniłatemat,ponieważlękałasię,że
zechcejąznówpocałować.Potrzebowałaczasu,żebyprzemyślećswojeodczucia.Były
dośćprzyjemne,leczogromniejąniepokoiły.
-Zastanawiamsię,ktotobył-myślałagłośno.-Widziałeśgo?
-Nielepiejniżty,Indio.Moimzdaniemminąłnaslekarzpędzącydochorego.
-Wykluczone!-Pokręciłagłową.-Tobyłjakiśobcy.Niktzmiejscowychniegnałbytak
pociemkunieoświetlonympowozempowiejskichdrogachzgłębokimikoleinami.W
okolicyzdarzałysięgroźnewypadki.
-Zapewnebandanarwanychmłodzikówurządzasobiewyścigi.Tacyszaleńcyprzepłacają
stangretów,żebyzdobyćmarnetrofeum.
-Awięctonieluddyści?-zapytałacichoIndia.
-Zpewnością!-Ishamwybuchnąłśmiechem.-ZwolennicygenerałaLuddaniejeżdżą
powozami.Przeważająwśródnichzwyklirobotnicy,Indio.-Znówobojeumilkli.Isham
wziąłjązarękę.-Niemartwsię,najdroższa.Takczyinaczejmoimzdaniempostąpimy
rozumnie,jeśliniewspomnimytwojejmatceotymincydencie.Uniknęliśmynajgorszego,
więcniepowinniśmyjejniepokoić.
-Bardzojesteśmyspóźnieni?-zapytała.-Pewniejużsięzastanawia,czemunasniema.
Okazałosię,żeteobawybyłybezpodstawne.Wkrótcedotarlinamiejsce.Ishampomógł
jejwysiąść.
-Chwileczkę,Indio.-Zatrzymałjąprzyświetlelampypowozu,wygładziłpłaszczi
delikatniepoprawiłczepek.-Taklepiej.Niemożemydawaćpowodudoplotek.
Jegouśmiechjednoznaczniewskazywał,ocomuchodzi,aIndiapoczuła,żepłonąjej
policzki.Zebraławszystkiesiły,wyprostowałasięzgodnością,minęłaIshamaiposzław
stronędomu.Dlaczegorazporazpróbujezbićjąztropu?Niktprzecieżnieuwierzy,że
pozwalałamusięobejmowaćwpowozie.Owszem,pocałowałją.Tamtowspomnienie
ponowniezbiłojąztropu.Gdyweszładosalonu,poczułanasobiebadawczespojrzenie
Letty.Matkaniczegoniespostrzegła.
-A,jesteście,kochani!Milordzie,proponujęmałypoczęstunek.
-Zprzykrościąmuszęodmówić,łaskawapani,alechciałbymsięzapowiedziećnajutro.
-O,nie,nie!-PaniRushfordpogroziłamupalcem.-JutrozabierampanuIndię.-Gdyta
popatrzyłananiązjawnymzdumieniem,usłyszaławyjaśnienie:-Chodziosuknienaślub
iwesele.DobryBoże,itomabyćpannamłoda?Możnapomyśleć…-PaniRushford
zamilkła,bouświadomiłasobie,żenierozsądniejeststrofowaćIndięwobecnościIshama.
Jeszczezrodząmusięwgłowiewątpliwości.-Wujzgodziłsiępożyczyćnampowóz,
więcodwiedzimykrawcowąwNorthampton.-PaniRushfordzwróciłasiędoIshama.-
Milordzie,jakwiadomo,czasumamyniewiele,więcproszędarować…
-Wszystkorozumiem,łaskawapani-odparłgrzecznieIsham.-Niewątpię,żewrócą
paniezadnia.
Indiaobrzuciłagobadawczymspojrzeniem.Czyżbyobawiałsiękolejnychincydentówna
drodze?
-Wyruszymyrankiem-zapewniłapaniRushford.-Powózzajedzieponasodziesiątej,
więczdążymyprzedzmierzchem.
-Dobrawiadomość.Nastałytrudneczasy.Nigdyniewiadomo…-umilkłwpółzdaniai
pożegnałsięzpaniami.
-Dziwnauwaga!Zastanawiamsię,coIshammiałnamyśli?-PaniRushfordzwróciłasię
doIndii,któraodparławymijająco:
-Chodziłomupewnieozamieszki.
Jejmatkabyławyraźniezbitaztropu,rozdartamiędzylękiemaradościązjutrzejszej
wyprawydoNorthamptoniwizytyurenomowanejkrawcowej.
-Tełotrypaląfabryki-odparławkońcu.-Nienapadająpodróżnych,apozatymniemają
śmiałościpokazywaćsięzadnia.
Gdywątpliwościzostałyusunięte,rozmowazeszłanastrojeślubneiweselne.
-Mamo,niepotrzebujęnowychsukien-protestowałaIndia.-Przedwyjazdemdo
Londynudostałamnowekreacje,parujeszczeniemiałamnasobie.Ishamobiecał…
Chciałampowiedzieć,żejegozdaniemwyprawępowinnamkupićsamajużpoślubie.
-Musiszmiećsuknięślubną.ALettyija?Niemożemycięskompromitować.
-Niestaćnasnatakiewydatki-upierałasięIndia.
-Bzdura!-rzuciłaostrojejmatka.-JakoprzyszłażonaIshamabędzieszmiała
nieograniczonykredyt.MoimzdaniemmusimyzamówićstrojeumadameRenaud.
-PrzedwyjazdemdoLondynuuznałaś,żejestzadroga.
-Namiłośćboską,jakmamciuświadomić,żesytuacjasięzmieniła?Kosztaniesą
naszymgłównymzmartwieniem.Wwyższychsferach…
-Ishamnielubiostentacji,mamo.Życzysobie,abyśmypostępowałystosowniedonaszej
obecnejsytuacji.
Matkapuściłajejsłowamimouszu.
-Panowiesłabosięorientująwtychsprawach.Powinnaśwreszciezrozumieć,żenie
zawszemówią,comyślą,inaodwrót.Ishamnapewnożyczysobie,abyśwdniuślubu
wyglądałaprześlicznie.
Indiapostanowiła,żeniewartodłużejspieraćsięobłahostki,izradościąoczekiwała
wizytyuznanejfrancuskiejkrawcowej.
Wyprawadomiastazaczęłasięmiłąniespodzianką.Nimujechałymilę,dołączylidonich
dwajjeźdźcy:Ishamorazjegobrat.
-Cudownie!-zawołałapaniRushfordafektowanymtonem.-Indio,jesteśszczęściarą!
Jegolordowskamośćniemożesięztobąrozstaćnawetnakrótko.Letty,panSaltonsię
kłania.Pomachajdoniego.
Indiarzuciłanarzeczonemurozpaczliwespojrzenie,alewjegooczachujrzałażartobliwy
błysk.Poczuławstydizakłopotanie,ponieważbawiłsiękosztemjejmatki.Jakzwykle
szybkoodkrył,coprzeżywała,więcnieznaczniepokręciłgłową.Dopierogdypomagałjej
wysiąśćprzedsalonemkrawcowej,zrozumiała,wczymrzecz.
-Rozchmurzsię!-szepnął.-Patrzącnatwojąminę,możnabyuznać,żeczekacię
egzekucja.
-Niewiem,ococichodzi-odparłazgodnością.
-Przeciwnie,najdroższa.Mówśmiało.Przecieżniemamyprzedsobątajemnic,a
przynajmniejtakmisięwydaje.
-Powiedziałammamie,żetwoimzdaniem…Wcaleniepotrzebujemynowychstrojówna
ślubiwesele.Mamaniechcetegoprzyjąćdowiadomości.
Ishamwielkądłoniąpogłaskałjąpopoliczku.
-Nieprzejmujsiędrobiazgami-pocieszał.-Niechtymrazempostawinaswoim.
Niedługowszystkosięzmieni.-Dosiadłkonia,skinąłnabratairazemodjechali.
SpotkaniezfrancuskąmistrzyniąigłyokazałosiędlaIndiimiłymzaskoczeniem.
MadameRenaudniebyławylewna,niesprawiałateżwrażeniainteresownej,chociaż
noweklientkipowitałapromiennymuśmiechem.Indiaodrazująpolubiła.Miałaprzed
sobąkobietęświadomąwłasnychmożliwościizdolnąprzemienićbrzydkiekaczątkow
prawdziwąozdobęsalonów.Myliłasię,sądząc,żewjejprzypadkuzadaniebędzietrudne.
KrawcowaodrazudoceniłaimponującywzrostprzyszłejladyIshamorazjejpiękną
figuręizprzyjemnościąmyślałaomodnychstrojachszytychdlatakiejmodelki.Indiaz
koleipodziwiałataktmadame,którałatwoporadziłasobiezeskłonnościądoprzesady
typowądlajejmatki,któraoznajmiłanatychmiast:
-Moimzdaniemsukniapowinnabyćśnieżnobiała.Bieljestterazmodna,stanowiteż
znakomitetłodlafrancuskiejkoronkiisatynowychwstążek.
-Ależ,mamo!-sprzeciwiłasięIndia.-Jesteśmywżałobie.
PaniRushfordprzewidziała,żepadnietakiargument,imiałaprzygotowanąodpowiedź.
-SłyszałamodGilesa,żenaWschodziebieljestkoloremżałoby-oznajmiłasurowo.
-Alenieunas-odparłaIndia.-Pozatymwkoronkachiwstążkachbędęwyglądałajak
tortbezowy.-Pochwyciłaspojrzeniemadameizrozumiała,żemawniejsojuszniczkę,a
jejżyczeniazostanąwziętepoduwagę.Odtegomomenturoztropnietrzymałajęzykza
zębami.
Madameumiałapostępowaćztrudnymiklientamiitaktowniepodsuwaćimdobre
pomysły.
-PaniRushfordmarację-zaczęłauprzejmie-leczobecnietylejestmożliwości,więc
zdajęsięnadobrygustszanownejklientki.Zechcepaniobejrzećnajnowszepróbki
materiałówiwyrazićonichswojezdanie,nimzdecydujemysięnakonkretnyodcień?
PaniRushfordnatychmiastodzyskaładobryhumor,ponieważradziłasięjejmodna
krawcowa,októrejwiedziano,żesprowadzatkaninyzewszystkichstronświata:chińskie
jedwabie,indyjskiemuśliny,anawet,jakszeptanoukradkiem,francuskiekoronkiisatyny
przemycanezanapoleońskąblokadę.
-Chętniepopatrzę-zgodziłasię.-Chodź,Indio.Ciebietasprawadotyczybardziejniż
nas.
MagazynpaniRenaudokazałsiębaśniowymsezamem.Naregałachsięgającychod
podłogidosufituspoczywałybeletkanin.Woczachmąciłosięodnadmiarubarw,lecz
Indianatychmiastwypatrzyłaślicznyjasnopopielatyjedwabwgołębimodcieniu.
Pogłaskałagoczule.
-Jakipiękny-mruknęła.
-Iokropnienudny,kochanie.-PaniRushfordoglądałasatynęnaszywanąperełkami.
KuprzerażeniuIndiimadamepochwaliławybór,leczniestraciłakontrolinadsytuacją.
-Widzę,żetrafiładomnieklientkaświetniezorientowanawnajnowszychtendencjach
mody.Ztegomateriałubyłabypięknasukniadlałaskawejpani.Trzebajedyniedobrać
odpowiedniątkaninęnaspód.
-O,tak!-PaniRushfordsięrozpromieniła.-Mapanirację.Takakreacjabędzie
odpowiedniadlakobietydojrzałej,niedlapłochejmłódki.-Wskazałabelęróżowego
brokatu.-Indio,jakcisiępodoba?
-Niepasujedokolorumoichwłosów.-Indiaodeszłanabok,powierzającpaniRenaud
niełatwąmisjęprzekonaniamatki,żezpopielategojedwabiumożnauszyćprzepiękną
suknięślubną.Niemiałapojęcia,jakichsposobówużyłamadame,żebydopiąćswego.
TakczyinaczejdecyzjazostałapodjętapomyśliIndii,którejwkrótcewziętomiarę,
podczasgdyjejmatkaprzeglądałanajnowszeżurnale.
-Sukniamusibyćprosta-szepnęłaIndiadomadameRenaud.
-Naturalnie,pannoRushford.-Krawcowazzaciekawieniempopatrzyłanaswąnową
klientkę,któramiaładobrygust,więcdokonaławłaściwegowyboru.Popielatyjedwab
znakomiciepodkreślirudewłosy.Urodziwadziewczynaosłusznymwzrościemogłanosić
najwytworniejszefasony.
MadameRenaudwestchnęła.Jakżecieszyłabysięjejostatniauczennica,gdybymogła
ubieraćpannęRushford,któraterazbyławżałobie,alezczasemnapewnodołączydo
szczupłegogronapań,zpowodzeniemnoszącychmocnekolorystanowiąceznak
rozpoznawczymłodejprotegowanej.PełnawrodzonejdystynkcjiprzyszłaladyIsham
mogłastaćsięjednąznajelegantszychlondyńskichdam.
Mistrzynimiałatalentiwiedzę,więcpotrafiładocenićgeniuszswejmłodziutkiej
uczennicyobdarzonejnadzwyczajnymwyczuciemstyluiniezwykłąwyobraźnią.Popadła
wczarnąrozpacz,gdydziewczynapostanowiławrócićdoAbbotQuincey,apotem
niespodziewaniezdecydowałasięnaślubzmarkizemSywell.Przyczynyowejdecyzji
byłyniezrozumiałe,aleszczęśliwymtrafemzłojużzostałonaprawione,boLouise
zdobyłasięnaodwagęiuciekłaodmęża.MadameRenaudchętniezatrzymałabyjąw
Northampton,alebyłobytodlamłodejmarkizyzbytniebezpieczne,więczostaławysłana
doLondynu,gdziejakomadameFeliceodniosławświeciemodyprawdziwysukcesi
ubierałapanieznajlepszychdomów.
-PannoRushford,proszęniemiećmizazłe,alepozwolęsobiecośzaproponować.
-Proszęmówić.Każdapaniradajestdlamniebezcenna-odparłaIndiazprzyjaznym
uśmiechem.
-Zapewneprzydasię,kiedyodwiedzipaniLondyn.Jeślipotrzebnabędziezdolna
krawcowa,polecammadameFelice.Znamjądobrze…
-Wszyscychybaoniejsłyszeli.Wielenaszychznajomychpisałosiostrzeimnieojej
wyjątkowymtalencie.Maogromnewzięcie.Podobnojestprawieniemożliwe,byumówić
sięzniąnaspotkanie.
-Paniniebędziemiałaztymżadnychtrudności.Proszętylkopowołaćsięnamnie.
-Dziękizarekomendację.Słyszałam,żemadameFelicebywakapryśna.Niekażdądamę
chceubierać.Kilkanaszychznajomychodesłałazkwitkiem.
-Dlapaninapewnobędzieszyła.-Krawcowauniosłagłowęizuśmiechempopatrzyłana
wysokądziewczynę,którąodrazupolubiła.-Mapanisłusznywzrostimnóstwogracji.
Jejkreacjebędąpasowałyjakulał.
-Panimipochlebia!-Indiabyłazdumiona,ponieważdotejporyuważałasięza
przeciętną,atymczasemusłyszałaniespodziewanie,żemazadatkinaprawdziwą
elegantkę.
-Ależskąd!Niemamtakiegozwyczaju-odparłamadame,zaskoczonauroczą
skromnościąklientki,wyraźnienieświadomejwłasnychatutów.Przyjrzałasięrazjeszcze
kształtnejgłowie,wysokimkościompoliczkowym,ładnemuowalowitwarzyismukłej
szyibezznamionwieku.
Westchnęłagłęboko.Wysokiecenysprawiały,żewśródjejklientekprzeważały
podstarzałeżonybogaczy.Pieniądzeniemogłyzatrzećśladówupływającegoczasu.
Niekiedymusiałauciekaćsiędorozmaitychsztuczek,żebyukryćobwisłybiust,
nadmiernątuszę,zwiotczałeramionalubzmarszczkinaszyi.PannaRushfordniemiała
takichproblemów.Louise,zwanaobecniemadameFelice,powitaniewątpliwieprzyszłą
ladyIshamzotwartymiramionamijakoidealnąmodelkędlaswychstrojów.
Madamewbiłaostatnieszpilkiwtkaninęudrapowanąnauroczejklientceiodwróciłasię
dojejmatki.Jakoznawczyniludzkichcharakterówniezdziwiłasięwcale,gdytawybrała
dlasiebieimłodszejcórkinajdroższetkaninyidodatkizprzedstawionejoferty.Trzeba
byłowieletaktu,abyjąprzekonać,żeprawdziwaelegancjatoskromnośćinienaganny
krój,aniebogactwoozdób.Indianatychmiastprzyznałaracjęmadame,alepaniRushford
wyraziłaswojezdaniedopiero,gdywyszłyzsalonumód.
-Obawiamsię,żepodczasceremoniiwypadniemyblado-narzekała,zwracającsiędo
Indii.-LordIshambędzieniezadowolony.Copomyśląjegokrewni?
-Wysokośćrachunkuprzekonago,żepróbowałyśmysprostaćwyzwaniu-odparła
drwiącoIndia.-Och,gdybyśmymogłykupićtestrojezawłasnepieniądze!
-Cotygadasz?Wiesz,żetoniewykonalne.Chwilamizupełniecięnierozumiem.
Sprawiaszwrażenie,jakbyśwogólenieorientowałasięwnaszejsytuacji.
Niesprawiedliwesłowasprawiły,żeIndiaoniemiała,bolepiejniżresztarodzinyzdawała
sobiesprawęzichpołożeniaiwłaśniedlategozdecydowałasiępoślubićlordaIshama.
MimotopaniRushfordwciążgderała,kiedyszłydopowozu.Miałanadzieję,że
zamążpójściecórkiwzbudzizawiśćcałegosąsiedztwa,leczterazcorazbardziejsię
obawiała,żeprzyćmijeślubBeatriceRoade,którymiałsięodbyćwprzyszłymtygodniu,
jeszczeprzedBożymNarodzeniem,więcniekryłaniezadowolenia.
-MadameRenaudbardzomniezaskoczyła.Niepojmuję,czemutakjąwychwalają.
Możnabypomyśleć,żebrakjejwyczucia.Chybanierozumie,żemusimybraćpoduwagę
pozycjęIshamawwielkimświecie.
-Mamo,niewątpliwiejesttegoświadoma-odparłałagodnieIndia.-Wspomniałyśmy
przecieżożałobie,apozatymuszanowałanaszeżyczeniaorazgust.
-Owszem-przyznałaIsabelRushford,niecoudobruchananiewinnymkłamstwem.-
Czyzauważyłaś,żewogólesięniesprzeciwiała,gdywybierałamkreacjedlasiebiei
Letty?
Indiaztrudemzachowałapowagę.DrobnaFrancuzkabyłakobietąinteresu,więccieszyły
jąekstrawagancjepaniRushford.Wypadasiętylkodziwić,żeniedopuściła,bystrojejej
projektuzostałyzeszpeconekosztownymiwstawkamizkoronki.Mimowszystko
rachunekbyłogromny,więcIndiaczułasięupokorzona.Ishamuznająnapewnoza
utracjuszkę.Postanowiłaniedyskutowaćzmatkąoswoichodczuciach,aleprzekonanie,
żejestuzależnionaodhojnościIshama,boleśnieraniłojejdumę.Wmilczeniuszłado
powozu.
CzekającyprzynimstangretsirJamesazwróciłsiędopaniRushford.
-LordIshamprzesyłapozdrowieniainalega,żebypanieprzyjęłyzaproszeniena
poczęstunekwzajeździe„PodAniołem”.
-Ależtak!Oczywiście!-Isabelodwróciłasiędocórek.-Doskonałypomysł!-dodała
przyciszonymgłoseminatychmiastodzyskaładobryhumor.-Muszęprzyznać,że
umieramzgłodu.
RozbawionaIndiazastanawiałasię,czyznajomiIshamaopuścilijużzajazd.W
przeciwnymrazieniemożnawykluczyć,żematkaujrzywnetprzyszłegozięciaw
objęciachkurtyzany.Gdywitałasięznarzeczonym,nadalbyłauśmiechnięta.
-MadameRenauddokonałatego,codlamniebyłonieosiągalne?
-Zdumiewamnietwojaodwaga,milordzie.-Obrzuciłagobadawczymspojrzeniem.
-Proszę?-Ishambyłwyraźniezaintrygowany.
-Skorobiesiadujemyznów„PodAniołem”,spodziewamsięladachwilaujrzećcięw
objęciachtwojejznajomej.Dlaczegoniezamówiłeśstolikawgospodzie„UGeorge’a”?-
OczyIndiirozświetliłżartobliwyblask.ChciaławprawićIshamawzakłopotanie,alejej
sięnieudało.
-Spryciara!-odparłIsham.-Chciałabyśzrobićzemnietchórza,drogaIndio?Nawszelki
wypadekwyjaśniam,żetamtaosobawyjechałajużzeswoimznajomym.
-Bardzosięcieszę-odparłazpowagą.-Mężczyźnietrudnoowiarygodnewyjaśnienie,
gdymłodapięknośćrzucamusięnaszyję.Mamabyłabyzdumiona!
-Niewątpliwie.-Ishamzaśmiałsię.-Wolałabyś,żebympodjąłwasobiadem„U
George’a”?
-O,nie,milordzie.Jestemprzekonana,żewkażdychokolicznościachpotrafiłbyś
wytłumaczyćswojeniezwykłezachowanie.
-Indio,przerażaszmnie!Niezwiodąciężadneusprawiedliwienia.-Wybuchnął
ponownieśmiechem,prowadzącjemiędzystolikamidoosobnegogabinetu.
Paniespodziewałysięlekkiejprzekąski,więcczekałojesporezaskoczenie.Właściciel,
zaszczyconydwadnitemuodwiedzinamilordaIshamaipodbityjegohojnością,nakazał
kucharzowiprzygotowaćwspaniałąucztę.Wesołetowarzystwozasiadłodoobiadu
złożonegozkilkuprzystawek,pieczonejgęsiwypełnionejrozmaitymnadzieniemi
warzywsmażonychnamaśle.
-Bożemiłosierny!Tenczłowiekzamierzachybanakarmićcałąarmię!-Indiazerknęłana
Letty.
Henryusłyszałjejuwagę.
-Szczerzemówiąc,umieramzgłodu,mojadroga.Myślę,żewszyscybędziemysięraczyć
dowolitymismakołykami.-PospiesznieusadowiłsięmiędzyIndiąajejmatką.
Ishamzasiadłuszczytustołu,mającpolewejręceLetty,poprawejzaśIsabelRushford.
-Niepotrafipanisobiewyobrazić,jaknaWschodzietęskniłemzaangielskimjedzeniem-
powiedziałdoniejHenry.
-Zpewnościąjakośpansobierekompensowałjegobrak.-PaniRushforduśmiechnęłasię
pobłażliwie.-Wielesłyszałyśmyomajątkachzdobywanychwindyjskichkoloniach.
-Wieścisąprawdziwe,łaskawapani,leczniełatwosięwzbogacić,bohandeljestwrękach
kupcówosiadłychtamprzedlaty.Nowyprzybyszmusiwalczyćoswojemiejsce.
-Jakdługopantamprzebywał?-zapytałaIndia.
-Obawiamsię,żezbytkrótko.
-Aczemupanwrócił?
-Będziepanizemniedrwić,aletęskniłemzaAngliąirodziną.Martwiłemsięrównieżo
matkę.Pośmierciojcamatylkomnie.
-Abrat?
-Och,proszęmnieźleniezrozumieć,drogapani.Anthonyjestprzezacnymczłowiekiem,
aleniełączyichżadnepokrewieństwo.Niestety,towieleznaczy.
-Ach,tak.-ZdziwionaIndiausłyszałatonrezerwywjegogłosie.
Zpozorudwajbraciabyliprawdziwymiprzyjaciółmi.Czyżbyichzażyłośćnapokazkryła
jakąśtajemnicę?Byłobynietaktemwypytywaćrozmówcęotakiesprawy.Doszłado
wniosku,żejeślicośistotnieporóżniłobraci,dowiesięotymwodpowiednimczasie.
-Widywałpanhinduskichksiążąt??-zapytała.-Podobnomająbajeczneskarby.
-Wprostniedouwierzenia-przytaknął,-Rubinywielkiejakgołębiejajka,imponujące
sznurynajpiękniejszychpereł,szafirówibrylantów,skrzyniewypełnionezłotemi
srebrem.
-Ztegowniosek,żewschodniekrainyopływająwbogactwa-odparłazamyślonaIndia.
-Słyszałamjednakopanującejtamwyjątkowejnędzy.:
-Trudnosobiewyobrazić,jakmarniewegetujątamludzkieistoty.
Indiapochwyciłaspojrzeniematki,któraenergiczniekręciłagłowąikarciłająwzrokiem,
leczszybkoprzestałazewzględunaobecnośćIshama.
-PanieSalton,mojacórkachciałabywziąćwopiekęwszystkichbiedakówżyjącychna
świecie.Proszęsobiewyobrazić,żeprzeddwomadniamizachciałojejsięratowaćdwu
brudnychoberwańców.PodrzuciłaichlordowiIshamowi,któregodobroć,jakpanmówił,
jestniewyobrażalna.
-Oiledobrzepamiętam,łaskawapani,samichdosiebiezabrałem.-Ishamodwrócił
siędopaniRushfordzuśmiechem,leczwjegogłosiebrzmiałaostrzegawczanuta.-
Cieszęsię,żeleżypaninaserculostychchłopców.ProszęjutroprzyjechaćdoGrange.
Przekonasiępaninawłasneoczy,żemająsiędobrze.Będzietorównieżdoskonała
sposobność,abyobejrzećodnawianepokoje.Możezechcepanisamazaproponować
pewneinnowacje?
Indiaprzygryzławargi,żebysięnieuśmiechnąć.LordIshambyłniezrównanym
przeciwnikiem.Porazkolejnytaktownierozprawiłsięzkrytykanctwemjejmatki,któraz
tejkrótkiejwymianyzdańwychwyciłatylkozaproszeniedoodwiedzin.Mogła
dysponowaćpieniędzmiIshama,więczamierzałauwićsobiewygodnegniazdko.Dotej
poryakceptował
wszystkiesugestie.DomwGrangebędzienareszciepasowaćdojejwyobrażeń.
Postanowiłaurzeczywistnićwszystkieswojeplany,aponadtodobrzewydaćLettyza
mąż…możezaHenry’egoSaltona.Zagadnęłagoponownie.
--Przypuszczam,żewróciłpandoAnglii,żebyznaleźćżonę-oznajmiła,tłumiąc
chichot.-WielupanówprzybywazeWschoduwtymcelu.
-Owszem,łaskawapani-odparłzpowagą.-WkoloniachnakażdąAngielkęprzypadają
setkimężczyzn.Paniemogąkaprysićdowoli,aletamtekrainysązabójczedla
delikatnychpań.Nacmentarzachspoczywamnóstwodam,którymzabrakłosił,by
walczyćzklimatemichorobami.Zanimiidądzieci.
PaniRushfordnielubiłatakichrozmów.Przywołałanatwarzwspółczującyuśmiech,
odwróciłasiędoIshamaizaczęłaznimomawiaćrenowacjęGrange.
-Proszęmówićdalej-powiedziaławzruszonaIndia,zaskoczonawrażliwościąHenry’ego,
któryokazałwyjątkoweutakmłodegomężczyznywspółczuciedlabliźnich
mieszkającychnaobczyźnie.-Dziwięsię,żekobietywogóledecydująsięmieszkaćw
tamtychstronach.
-Niepoprosiłbymnajbliższychotakiepoświęcenie-zapewniłHenry.-Proszęmi
opowiedziećochłopcach,którymizaopiekowałsięAnthony.Niewidziałemichdotąd.
Ishamusłyszałostatniesłowaiskarciłgożartobliwie.
-Uważaj,comówisz,bracie!Indiazaczniepodejrzewać,żeutopiłemichwstudni.
Jegouwagawywołałaogólnąwesołość,aleIndiaczułasięwobowiązkuzaprotestować.
-Dogłowybymitonieprzyszło-zawołała.-Szczególniepotym,jakrozprawiłeśsięz
nadzorcąprzytułkuiprzywołałeśdoporządkutęokropnąkobietę.
-Miałemrację,Anthony.-Henryuniósłramiona.
-Nadzwyczajnyzciebieczłowiek.-PotemzwróciłsiędoIndiiidodałcicho,jakbyna
stronie:-Aniemówiłem,żestałsięinnymczłowiekiem?Towyłączniepanizasługa.
Indięznówogarnąłniepokój.CzyżbyHenryrobiłaluzjędowstydliwieukrywanych
sekretówzprzeszłościIshama?Zapewnedostrzegłjejwahanie,bododałnatychmiast:
-Chybaniemuszęporazkolejnyzapewniaćpani,żetonajlepszyczłowiekpodsłońcem.
Któżwieotymlepiejodemnie?
Indianiedałasięprzekonać,chociażHenryprzybrałpogodnąminę.Uśmiechnąłsię
jeszczeszerzej,gdyIshamzacząłzniegożartować.
-Trudnosiędziwić,żeniewidziałeśjeszczetychchłopców.Toskowronki,atydługo
sypiasz.
Henrybyłwyraźnieskruszony,czymująłIndię.
-Terazpanirozumie,naczympolegamójkłopot:niemamszanssprostaćwymaganiom
Anthony’ego,któryuważamniezaleniwegonicponia.
-Jestempewna,żewcaletakopanuniemyśli-zapewniłaserdecznieIndia.-Niema
powodu,abyzajmowałsiępantymidziećmi.
-AjednakAnthonyzainteresowałsięichlosem.Ciekawedlaczego.Jakpanisądzi?
-Pewniechciałmizrobićprzyjemność.Okolicznościbyłydosyćdziwne.-
Opowiedziałapokrótcetamtąhistorię.
-Bożemiłosierny!Niewielebrakowało,żebychłopcyspłonęliżywcemwpodpalonej
fabryce!
-Naszczęściezdołaliuciec.StarszymanaimięJoeijestnadwiekdojrzały.Terazmogę
byćonichspokojna.
-Jestpanibardzodobregozdaniaomoimbracie.
-Tochybaoczywiste,skoropostanowiłamwyjśćzaniego.-Indiastałasięnieufna.
WolałanieujawniaćswejopiniinatematlordaIshamajegobratu.
Henryjakzwyklewyczułtowahanieizacząłbawićrozmowąjejmatkę,więcmiałateraz
sposobność,byobserwowaćnarzeczonego.Wcalesięniezdziwiła,żecałąuwagę
poświęciłLetty,którazapomniałaozwykłejbojaźliwościiwyjątkowosięożywiła.
Ishamowiokazywałajawnąserdeczność.Indiaczułasięoszukanaisamotna.
Natychmiastskarciłasięzatakiemyśli.Powinnabyćuradowana,żeIshampróbuje
zjednaćsobiejejnajbliższych.Wtejkwestiispotkałająmiłaniespodzianka,zwłaszczaże
samaniewiedziała,jaksiędoniegoodnosić.Zzadumywyrwałojąogólneporuszenie
wśródbiesiadników.
-Naprawdęzabrakłojabłekwcieście?-dopytywałsięzdumionyIsham.-Drogi
gospodarzu,jestemzawiedziony!
Właścicielzajazdurozłożyłręce.
-Milordzie,gdybyraczyłpanwcześniejwyrazićtakieżyczenie…
-Jegolordowskamośćżartuje-wtrąciłapogodnieIndia.-Wystarczyszarlotkaitartaz
budyniem.
-Niewtrącajsię!-syknęłaoburzonapaniRushford.-Jakśmieszodzywaćsięwten
sposób!
Indiawmilczeniuzmierzyłamatkębadawczymspojrzeniem,atanatychmiastumilkła,
jakbystałosiędlaniejjasne,żeodtejchwilicórkaniepozwolisobąpomiatać.
Utwierdziłasięwtymprzekonaniu,gdyIshamdodał:
-Słusznauwaga,kochanie.Gospodarzu,znakomicienasugościłeś.Najabłkawcieście
będęmusiałpoczekać.-UśmiechnąłsięporozumiewawczodoIndii,jakbymieliwspólną
tajemnicę.
Odkryteustarszejcórkipoczucieniezależnościniebyłojedynymzaskoczeniem,jakie
paniRushfordprzeżyłategopopołudnia.Niedziwiłasięnatomiast,kiedydwajmłodzi
panowiezapowiedzieli,żebędąimtowarzyszyćwdrodzepowrotnejdoAbbotQuincey.
Indięogarnąłniepokój.CzyżbyIshamobawiałsięzamieszekinapadówdokonywanych
przezluddystów?Zaskakującadecyzja,bywłaśnietegodniaudaćsiędoNorthampton,
dawaładomyślenia,zwłaszczażewczorajanisłowemniewspomniałoplanowanej
wyprawie.Indiazastanawiałasięnadtym,gdyjechalidodomu.Ledwiepowózstanął
przeddrzwiami,wydałaokrzykradości.
-Mamo,Gileswrócił!-zawołałaipobiegłauściskaćbrata.
ROZDZIAŁÓSMY
GilesuścisnąłIndięiszybkowysunąłsięzjejobjęć,żebyprzywitaćLettyimatkę,której
rzuciłpytającespojrzenie,bonieznałtowarzyszącychpaniomdżentelmenów.
-LordzieIsham,chciałabymprzedstawićsyna-powiedziałanatychmiastIsabel-Giles
wyjechałnapewienczas,aleterazzradościąpoznaprzyszłegomężaIndiiorazjegobrata.
Gilesniewyglądałnauradowanego.Jegotwarz,zwyklemiłaiotwarta,była
zachmurzona,gdyukłoniłsięsztywno.Wymienionozwyczajoweuprzejmości,leczjego
grzecznościwydawałysięniemalobraźliwe.Indiamiałaochotędaćmuklapsa,jakby
całkiemzapomniała,żepoczątkowotaksamoodnosiłasiędolordaIshama.Wtejchwili
niktbynieuwierzył,żeGilesmapoojcuniezwykleujmującysposóbbycia.Indiarzuciła
muostrespojrzenie,bolękałasię,żenarzeczonyuznabratazawiejskiegoprostaka,który
niepotrafisięodpowiedniozachowaćweleganckimtowarzystwie.Isham,któryzdawał
sięniedostrzegaćjawnejwrogości,odciągnąłIndięnabok.
-Skorobratwróciłdodomu,pewnienieznajdzieszjutroczasunaodwiedzinywGrange,
jaksięwcześniejumawialiśmy.Dajmiznać,jakidzieńciodpowiada.Rzeczjasna,pan
Rushfordteżbędziemilewidziany.
-Jesteśwyjątkowopobłażliwy-przyznałazociąganiem.-Giles…niejestdziśsobą.
-Awięcprzedemnąkolejnyszczytdozdobycia?-Nieczekającnaodpowiedź,skinął
nabrata,przypominającmu,żesązaproszeninakolacjęuwysokiegourzędnikaosiadłego
wtychstronach.
Rushfordowieweszlidośrodka.Ledwiedrzwisięzanimizamknęły,Indiastanęłaz
bratemtwarząwtwarz.
-Czemubyłeśtakiopryskliwy?-zapytała.-Wstydziłamsięzaciebie.
-Wstydziłaśsię?-Gilesspochmurniał.-Cotymówisz?Poprostuosłupiałemnawieść,że
zgodziłaśsięwyjśćzategopotwora.Jużzapomniałaś,conasprzezniegospotkało?
-Wszystkopamiętam-odparła.-Przyjmijdowiadomości,żewcaleniejestpotworem.
Zachowujesięjakprzystałonadżentelmena,czegoniemożnapowiedziećotobie.-
Zadziwiłasamąsiebie,broniącnarzeczonego.
-Dzieci,dośćkłótni-zawołałapaniRushford.-Nieznoszętakichscen.Tonienamoje
nerwy.Giles,nicnierozumiesz,kochanie.
-Przeciwnie,mamo.Doskonalewiem,ocochodzi.Indiachcenasuchronićprzednędzą.
Poświęcasię,żebyocalićrodzinę,bojaniepotrafięzapobieckatastrofie.Napewnojesteś
zniejbardzodumna.
Indiapobladłaizamilkłanadobre,botrafnieokreśliłichpołożenie,aleLetty-
zazwyczajuosobieniełagodności-odrazunaniegonapadła.
-NieznaszlordaIshamaizbytpochopniegooceniasz!
Gileszaskoczonytymwybuchemnieufniewpatrywałsięwjejpoczerwieniałązgniewu
twarz,leczpochwiliodparłbutnie:
-Mamsięzdaćnatwojąopinię?Zadziwiaszmnie.Ishamjestwinienśmierciojca.Nie
wspomnęjużotym,żenaszrujnował.
-Tonieprawda!-zaperzyłasięspokojnazwykleLetty.-Przyznajuczciwie,żetoojciec
przegrałwkartycałymajątek.Ishamnieciągnąłgosiłądostolika.
-Zapewne-przytaknąłniechętnieGilesizacząłchodzićpopokoju.-Nawetgdybytak
było,niemadlaniegomiejscawnaszejrodzinie.Namiłośćboską,cotywnimwidzisz,
Indio?Zwygląduodrażającytyp,acogorszamafatalnąreputację.Skorochceszbogato
wyjśćzamąż,znajdziesięinnypretendentdotwojejręki.
-Wątpię.-Indiaodzyskałaspokój.-Jakwiesz,niktmisiędotądnieoświadczył-Oby
tylkoGilesnieodkrył,żeIshamowibyłowszystkojedno,którazsióstrRushfordzechce
byćjegożoną,bopodwpływemzłościgotówwyzwaćnapojedynekAnthony’ego.Nie
darowałbymutakiejobelgi.
-Mójdrogichłopcze!-powiedziałapaniRushford.-Bądźmiłydlasióstr.Wszystkie
uznałyśmy…Chciałampowiedzieć,żezdaniemIndiitoznakomiterozwiązanie.
-Powinnaśjąpowstrzymać,mamo.Trzebajejbyłozabronićtegozamążpójściaalbo
przynajmniejnaradzićsięzemną.Przecieżjestemterazgłowąrodziny.
-Aleciętuniebyło-zauważyłaspokojnieLetty.
Powiedziałajużwszystko,cojejleżałonasercu,więcusiadłaprzyoknieizajęłasię
haftem.
-MiałemzostaćwtymdomkuiwegetowaćnałascewujaJamesa?-zapytałGiles.-
Próbowałemznaleźćjakieśzajęcie.
Indiarozumiała,czemubratjesttakiposępny.Cierpiałzpowodugorzkiegorozczarowania
izranionejdumy.Kochałmatkęisiostry,więcczułsięwinny,żeniepotrafisięnimi
zaopiekować.Obdarzyłagoserdecznymuśmiechem,alewtejsamejchwiliprzemówiła
Isabel.
-Synku,postarajsięzrozumieć.DlaIndiitoznakomitapartia,ajegolordowskamośćjest
bardzohojny.WłaśnieodnawiaGrange.Zaprosiłnas,abyśmyzobaczyli…
-Jedźcie,alebezemnie.Niechcębyćgościemwewłasnymdomu.
-Przecieżmajątekpozostaniewnaszejrodzinie.PoślubieLettyijabędziemytam
mieszkać.IndiadostanieGrangeodmęża.
-Życzęszczęściajej…ilordowiIshamowi.
-Nieirytujsię,synku.Zpewnościąpotrafiszsięcieszyćszczęściemsiostry.
-Indio,jesteśszczęśliwa?-Gilesprzestałchodzićzkątawkąt,przystanąłispojrzałjej
prostowoczy.Nieodwróciławzroku.
-Tak!-odparłastanowczo.-Ishamijamamyzesobąwielewspólnego…
-Hazard?Upodobaniedooperowychbaletnic?-Gileswybuchnąłdrwiącymśmiechem.
-Zdumiewaszmnie,Indio.
-Zapewne,aledałamsłowo.WyjdęzaIshama,atypoprowadziszmniedoołtarza,gdzie
będzieczekaćmójprzyszłymąż.
-Wykluczone!Niezamierzamnawetuczestniczyćwtejceremonii,boniechcępatrzeć,
jakwiążeszsięzczłowiekiem,któryprzysporzycitylkozgryzoty.
TegojużbyłozawieledlapaniRushford.Westchnęłacichoipadłazemdlona.
-Widzisz,doczegodoprowadziłeś!-Lettyrzuciłarobótkęipodbiegładomatki.Indiajuż
masowałajejdłonie.
-Przynieśtrochękoniaku!-zawołała,odwracającgłowę.
Gilesnatychmiastspełniłrozkazistałnadnimibezradnie,ażmatkawróciłado
przytomności.
-Mamo,niemiejmizazłe…OBoże,przepraszam!IndiazawołałaMartę,którawrazz
Lettyodprowadziłachorądopokoju.
-Niewartosiętakprzejmować.-IndiauspokajałaGilesa.-Wiesz,żemamieniewiele
trzeba,zbylepowodudostajeataku.Zawszebyłanerwowa.
-Maszrację.-Osunąłsięnakrzesło.-Niestety,wyprowadziłemjązrównowagi.
Bardzochciałbymwamwszystkimpomóc,alespotykająmniesameporażki.
-Nieprawda!-zaprzeczyłastanowczoIndia.-Przezostanielataznaczniepowiększyłeś
majątek…
-Alenieudałomisięgozachować,prawda?
-Jakmógłbyśtegodokonać,kochanybraciszku?Niejestemślepa.Wiem,jakiciężar
przyszłocidźwigać.
-Owszem.Pieniądze,którenależałowydaćnaziarnosiewne,sprzętlubmeliorację,
zostałyroztrwonionena…Niechcęźlemówićoojcu,alegdybyzrozumiał…
-Tonieleżałowjegonaturze,leczkochaliśmygotakim,jakibył.Wciążbardzozanim
tęsknię.
-Jarównież.-Gilesmówiłszczerze,choćzdawałsobiesprawęzojcowskichsłabości.
SytuacjafinansowaRushfordówoddawnabyłaniepewna.DziewięćlattemuGiles,
przebywającywówczasweWłoszech,zostałwezwanydokrajuprzezwujaJamesa,który
mudoradziłprzejęciepieczynadrodzinnymidobrami.Groziłaimcałkowitaruina,ale
zdołałjejzapobiec.Terazokazałsiębezsilny.
-Życzęszczęścia,Indio-powiedziałcicho.-Jeślicinatymzależy,będęnaślubieisam
oddamcięmężowi.
-Wiedziałam,żesięzgodzisz.-Uśmiechnęłasiędoniegoczule.-Jakieprzywozisz
nowiny?
-Niestety,jestichniewiele.Wszędziezastój,poczęścizewzględunablokadęzarządzoną
przezNapoleona,apoczęściprzezmarnezbiory.Brakwolnychposaddlazarządców.
-Tominie.Kryzysniemożetrwaćwiecznie.
-Samniewiem.Wcałymkrajupanujeniezadowolenie.Martawspomniała,żeiunas
zdarzająsięzamieszki.
-Tak,zbuntowanirobotnicy,zwaniluddystamiwubiegłymtygodniupodpalilifabrykę.
-OpowiedziałabratuouratowanychkominiarczykachorazinterwencjiIshama.
-Zdumiewaszmnie-rzekł,gdyskończyła.-Toniepodobnedowszystkiego,coonim
słyszałem.
-Szkoda,żeniewidziałeś,jaksięrozprawiłzzarządcąprzytułku.-Indiauśmiechnęłasię
nawspomnienietamtejrozmowy.-Okropniewystraszyłtegonikczemnika,któryma
wielegrzechównasumieniu.
-Isham,szlachetnyrycerziobrońcauciśnionych-odparłdrwiącoGiles.
-Raczejnie,ajednakbezwahaniazaoferowałpomoc,kiedyjejpotrzebowałam.Trzebaci
wiedzieć,żemamanieżyczyłasobie,abychłopcytuzostali.
-Wcalemnietoniedziwi.Obawiamsię,żecimalinędzarzeniepasowalidojej
wyobrażeńowytwornymżyciu.-Gilesspojrzałnaniązukosa.-Wcalesięniezmieniłaś.
Nadalwalczyszosprawiedliwość.
-Gdykomuśdziejesiękrzywda,niepotrafięstaćzboku-przyznała,pobłażliwie
traktującjegodocinki.
-Ishamowitonieprzeszkadza?
-Moimzdaniemdobrzesiębawi.Raczyłmioznajmić,żenieinteresujągomdłe
pensjonarki.
-Szczęśliwyzbiegokoliczności.-Gileszamyśliłsięizmieniłtemat.-Szerząsięrozruchy,
Indio.ZamieszkitrwająwhrabstwieDerbyidalejnapółnocy.
-Niesądziszchyba,żewybuchnierewolucja!-zawołałaprzerażona.-Teokropnościwe
Francji!Strachpomyśleć,żeiunasmogłybysięzdarzyć.
-Niemamowy,kochanie.Krajsięburzy,tuiówdziewybuchająbunty,lecznaogół
niejesteśmyskłonnidoużywaniaprzemocy.
-Obyśmiałrację.Wróciłeśdodomunadobre?
-Oileznajdziesiędlamniepokój.Tendomjestbardzomały.-Gilesrozejrzałsięwokół.
-WujJameszaproponowałmilokumwPercevalHall.Takierozwiązaniebyłobydlawas
wygodniejsze.
-Ależskąd!Znajdziemydlaciebiemiejsce.Lettyijamożemydzielićsypialnię.
Wkrótcesięprzekonasz,jakdobrzegotuję.
-Ciągleodkrywaszwsobienowetalenty,drogasiostro?-Gileswybuchnąłśmiechem.-
Októrejpodaszkolację?ObiecałemzajrzećnaplebanięiodwiedzićwujaWilliama.
-Możemysiąśćdostołuosiódmej.Indiapożegnałago,unoszącdłońiposzłanagórę,
żebysięprzebrać.Czekałojąsporopracy.Lekkiposiłekodpowiednidlatrzechdamnie
zaspokoiapetytugłodnegomężczyzny.
Wkrótcezobawąspoglądałanaproduktywdomowejspiżarni.Kawałekwieprzowej
szynkinadawałsięnapieczeń.Byłyteżpóźnewarzywa.PoleciłaMarcieoskrobać
marchewirzepę,żebyjeudusićzmasłem,soląipieprzem.Zniecożylastejkuryoraz
cebulibędziegulasz,nadeseromletgruboposmarowanykonfiturą.Kiedyprzestawiała
słoikizprzetworami,dospiżarniweszłaLetty.
-Maszdlamnierobotę?-zapytała.
-Możeszubićjajkanaomlet.Jakmama?
-Znacznielepiej.UcieszyłasiębardzozpowrotuGilesa,alemartwijąwaszakłótnia.
-Jużsiępogodziliśmy.Niepotrafiędługosięnaniegozłościć.Jesteśkochana,żemnie
broniłaś.
-Staramsięoceniaćinnychsprawiedliwie-odparłaspokojnieLetty.-Ludzieoczerniają
Ishama,atoniezwyklezacnyczłowiek.
-TaksamopowiedziałHenry.
-Naprawdę?-Lettyzajęłasięubijaniemjajek.
-Nieinteresujeszsięnim,prawda?Mogęspytaćdlaczego?
-Zbytmałoonimwiem.Wolałabymnierozmawiaćnajegotemat.
-WobecIshamaniejesteśtakapowściągliwa.-Lettymilczała,leczIndianiedałaza
wygranąidodałaniepewnie,świadoma,żewkraczananiebezpiecznygrunt.-Łączywas
serdecznazażyłość.Bardzosiępolubiliście.Kochanie,bądźzemnąszczera.Możeciżal,
żenieprzyjęłaśjegooświadczyn?Znalazłabyśznimwspólnyjęzykszybciejniżja.-
NapotkałazdumionespojrzenieLetty,więcumilkła.Pochwiliwykrztusiłaztrudem:-
Przecieżwidzę,żechętnierozmawiacienaróżnetematyitrudnowamprzerwać.Jeszcze
niejestzapóźno.
Jeślisobieżyczysz,zerwęzaręczyny.
-Niemamowy!-Lettypokręciłagłowąidodałastanowczymtonem:-Chybacirozum
odjęło!Ishamwogólesięmnąnieinteresuje.Onciękocha.Niemaszoczu?
-Cotywygadujesz?-odparłaIndia,zaskoczonaizirytowana.-Zapomniałaś,żekiedysię
oświadczał,byłomuobojętne,którąpoślubi?
-Czyżby?-Lettyenergicznieubijałajajka.-Atobienajwyraźniejwyleciałozpamięci,że
mojesercenależydoOliveraWellsa.
-Miałaśodniegowiadomości?
-Jeszczenie-odparłaLettyztajemniczymuśmiechem.
-Dobrze,żeGilesnareszciewróciłdodomu-zmieniłatematIndiaiodrazupoweselała.-
Przemyślałamsprawę,Letty.SkoroGrangemanależećdomnie,będęmogłarobićz
majątkiem,comisiępodoba.Mamnadzieję,żeGileszgodzisięnimzarządzać.Nie
zabrakniemupieniędzynawprowadzanieulepszeń,noizamieszkazwami.
-Trudnopowiedzieć,czysięzgodzi.Możeuznać,żepropozycjawyszłaodIshama,więc
jejnieprzyjmie,bouznatozajałmużnę.
-Nonsens!-żachnęłasięIndia.-Majątekwymagaogromnejpracy.Gilesbędzieharować
odświtudozmierzchu.PorozmawiamzIshamem,atymczasemniemównicGilesowi.
-Będzienaślubie?
-DziękiBogu,tak!Niezniosłabymrozłamuwrodzinie,zwłaszczateraz.
-Tobyłobyokropne.Gilesmatylezmartwień,więcnieprzysparzajmymudodatkowych.
Pamiętasz,wdzieciństwieizamłodubyłtakibeztroski.Śmiałsięnieustannieipłatał
figle.
-Rzeczywiście.ZmieniłsiępopowrociezWłoch.Wszyscytozauważyliśmy.
-Możezbytniomuciążyłaodpowiedzialnośćzanaszedobra?Byłtakimłody,gdyzaczął
nimizarządzać.Ojcieccieszyłsię,żeprzerzuciłtobrzemięnajegobarki.BiednyGiles.
Niemiałłatwegożycia.
-Toprawda.Gdystuknęłamutrzydziestka,musiałstawićczołonajgorszemuupokorzeniu
ipatrzeć,jakcałajegopracaidzienamarne.Nicdziwnego,żejestroz-goryczony.
-Możeniewszystkostracone?-odparłaznadziejąLetty.-Jaksądzisz,dasięprzekonać
dotwojegopomysłu?
-Niemampojęcia,leczAnthonyznajdziesposób…-Indiaumilkła,zbitaztropu,aLetty
uśmiechnęłasiętajemniczo.Czyżbyjejniezależnasiostrapolegałanazdaniubudzącego
respektoblubieńca?Indiadomyśliłasię,cojejchodzipogłowie,więcdodałaurażona:-
Niepowinnaśzemniekpić.Ishamumiepostawićnaswoim.Manatoswojesposoby.
-Niewątpliwie!-przytaknęłaLettyzpowagą,aleoczyjejsięśmiały.
-Chodzioto,żejakomężczyznapomożemidobraćargumentytrafiającedoprzekonania
Gilesowi.Panowiesątacydziwni.Nigdyichniezrozumiem.
-Istotnie,życianiestarczy!PorozmawiaszwkrótcezlordemIshamem?
-Oczywiście.Imszybciej,tymlepiej.Gilesjestbardzoprzygnębiony.Chciałabym
poprawićmuhumor.
-Obycisięudało.Byłbyznówsobą.
-Niejestemtegopewna.Możesięmylę,aleczasamiodnoszęwrażenie,żeoprócz
kłopotówzmajątkiemcośjeszczemuciąży.Wolałabymgoniewypytywać,leczmoim
zdaniemweWłoszechdoznałjakiegośzawodu.
-Nieszczęśliwamiłość?Minęłodziewięćlat.Dotejporyraczejbyzapomniał.
-Aty?-zapytałaIndia,apotemspojrzaławoczysiostryidodałaskruszona:-
Przepraszam,kochanie.Niechciałamcięurazić,aleGilesjestnapewnorówniestaływ
uczuciach.
-Maszrację.Czasnieuleczyzłamanegoserca.Częstosięzastanawiałam,dlaczegonie
szukażony.Dlamamytopoważnezmartwienie.
-Mnietorównieżdziwiło,aletłumaczyłamsobie,żeuznał,jakobyniemiałszans,by
oświadczynyzostałyprzyjęte.
-Ciekawedlaczego.Jestniezwykleprzystojnyiczarujący,choćtopewniestronnicza
opinia.
-Mamtensamproblem.Spojrzałynasiebieiwybuchnęłyśmiechem,bojeślichodzio
zaletybrata,byłyjednomyślne.NagleGileswszedłdokuchni.Minęmiałponurą.
-Cosięstało?Chorobanaplebanii?-zapytałazaniepokojonaIndia.Pokręciłgłową.
-Wszyscyzdrowi,lecznastrojewokolicysiępogorszyłyWczorajzginąłczłowiek.
Strzelanodoniego.WujWilliambyłprzyłóżkuumierającego.
-Morderstwo?-Lettypobladła.
-Trudnoznaleźćinneokreślenie.Spokojnypodróżnyzajętywłasnymisprawami…
Strzałpadłzzażywopłotu.
-Dlaczego?-Lettybyłaprzerażona.
-Oilewiem,bezpowodu.Zdaniemwujapomylonogozwłaścicielemfabryki.
-Znowuluddyści?Wnaszychstronachtakierzeczydotądsięniezdarzały.Miejscowi
ludziezgłaszająrozmaitepretensje,lecztrudnouwierzyć,żebyposunęlisiędo
morderstwa.
GilesobrzuciłIndiębadawczymspojrzeniem.Mądradziewczyna,pomyślał.
-Wujpodzielątwojąopinię,alemówisię,żeagitatorzywędrujązhrabstwadohrabstwa.
Toniesązwyklitkacze,tylkosprytnimąciciele.Chcąwzniecićzamieszki.
Indiasięzamyśliła.ZapewneIshamsłyszałoincydencie,leczwołałjejotymnie
wspominać.Czydlategoniespodziewaniepostanowiłimdziśtowarzyszyć?Wdrodzedo
Northamptonizpowrotemwrazzbratemtrzymałsiębliskopowozu.Matkauznała,że
powodujenimtęsknotazaIndią.Terazwyszłonajaw,żechodziłooichbezpieczeństwo.
-Bardzoproszę,niewspominajmyotymmamie-nalegała.-Jesteśmybezsilni,więcnie
wartojejdenerwować.
NaglezcałegosercazapragnęłaujrzećIshama.Byłbyzniącałkowicieszczery,nie
uciekałbysiędopółprawdiniedomówień.Podczaskolacjiprzypomniałaoplanowanych
odwiedzinachwGrange.
-Kiedychciałabyśtampojechać,mamo?-zapytała.
-Wydawałomisię,żejesteśmyumówionenajutro.TakzaproponowałlordIsham.-
PaniRushfordbyłapogodniejsza,bojejdziecidoszłydoporozumienia.
-Uznał,żezechceszprzełożyćwizytę,skoroGileswróciłdodomu.Rzeczjasna,onteż
jestzaproszony.
-Nieprośmnie,żebymtamjechał-wtrąciłnatychmiast.Indiaspojrzałananiego,jakby
chciałaprzypomnieć,żepostanowiliniedenerwowaćmatki,więcdodał:-Oczywiście
będęnaślubie,zaprowadzęIndiędoołtarzaipowierzęjąprzyszłemumężowi.Wybaczysz
mitamtepochopnesłowa,mamo?
-Drogichłopcze,twojeoburzeniebyłozrozumiałe.-PaniRushforduśmiechnęłasiędo
pierworodnegoipowiedziała,patrzącnaIndię:-Moimzdaniemjestzapóźno,żeby
zmienićterminwizyty,leczmożnabyjechaćpojutrze,gdybytoIshamowiodpowiadało.
Potembędziemynazbytzajęte.Muszępoprosićwuja,żebynamznówużyczyłpowozu.
Powinniśmywybraćodpowiednieczepki,atooznaczakolejnąwyprawędoNorthampton.
Indiapochwyciłaspojrzeniebrata.
-Nie!-odparłastanowczo.-Przecieżmamynowenakryciagłowykupioneprzed
wyjazdemdoLondynu.Pozatymniemożemynadużywaćuprzejmościwuja,zagarniając
dlasiebiejegopowóz,któregotakczęstopotrzebuje.
-Jamesjestzdania,żewrodzinietrzebasobiepomagać-powiedziałaopryskliwiepani
Rushford.-Atamteczepkisięnienadają,bowyszłyzmody,azresztąpasujątylkodo
letnichstrojów.
Lettyznalazławyjścieztrudnejsytuacji.
-Chybawartopoczekać,ażzostanąprzysłanenaszesuknieidobraćdonichczepki-
zaproponowałaspokojnie.PaniRushfordszybkoprzemyślałajejpropozycję.
-Maszrację,kochanie-przyznała.-Bardzorozsądnauwaga!Znakomicie.Wybierzmysię
doGrangenajszybciej,jaksięda,czylipojutrze.KtozawiadomiIshama?
-Pojadęzwiadomością-powiedziałGiles,zawstydzonyniedawnymwybuchem.-
Napiszcielist.Oddamgoizarazwrócę.
Gilesspełniłobietnicę,aleniebyłogotakdługo,żeIndiaumierałazniepokoju.W
najlepszymraziemógłsiępokłócićzIshamem,alezprzerażeniemmyślałateżo
najgorszymwariancie,amianowicie,żepadłofiarąkolejnejtchórzliwejnapaścii
dogorywagdzieśprzydrodze.
-Namiłośćboską,gdziesiępodziewałeś?!-zawołała,kiedywróciłpóźnym
popołudniem.
-ByłemwGrange-odparłzroztargnieniem.-Czywiesz,żeIshambyłzsirJohnem
Moore’empodCorunną?
-Nie,choćwiadomomi,żesłużyłwHiszpanii,kiedydowodziłWellesley.
-Tobyłopóźniej.Bożemiłosierny,niemaszpojęcia,jakietampanowaływarunki.
Włosyjeżyłysięnagłowie,kiedytegosłuchałem!
-Ishamwspomniał,żesłużyłwwojsku,alenieznamszczegółów.
-Nicdziwnego.Wyobraźsobie…Zresztąskoropostanowiłciichoszczędzić,nie
powinienemonichmówić.
-Mamrozumieć,żeprzeztylegodzindyskutowaliścieotaktyceistrategii?
-Skądże!OglądaliśmyrazemGrange.Będzieszzdumiona.Wdomuwielezmieniłosięna
lepsze.Ishammateżśmiałeplanydotyczącemajątku.Bytemzaskoczony,żetylewieo
nowoczesnychmetodachgospodarowania.ZnadoskonaleWłochy.-Gilesnagle
spochmurniał,aIndiautwierdziłasięwprzekonaniu,żeprzywiózłstamtądprzykre
wspomnienia.
-Ishamzainteresowanyuprawąroli?-wróciłapospieszniedoulubionegotematubrata.
-Ktobypomyślał,żeciekawiągotakiesprawy.Większośćdżentelmenówpowierza
majątkizarządcom.
-Jegozdaniempopełniająbłąd.PracowniknadzorującydobrawCheshirewwielu
sprawachmawolnąrękę,aleIshamsamszukanajlepszychrozwiązańiprzekazujemu
wnioski.Dziękitemuosiągawysokiedochody.
PrzeznastępnągodzinęzanudzałIndięopowieściamionawozach,płodozmianieoraz
zaletachróżnychgatunkówbydłaiowiec.Słuchałajednymuchem,niewielerozumiejącz
tegomonologu,alebyładobrejmyśli.Liczyłanato,żeudajejsięprzekonaćIshama,aby
powierzyłGilesowizarządzaniemajątkiem.Wkońcupostanowiłaprzerwaćbratu.
-CzyAnthonymożenasjutroprzyjąć?
-Przyślepowóz.Możemyprzyjechaćodowolnejporze.
-My?-upewniłasięzuśmiechem.
-Owszem.Zachowałemsięjakgłupiec.TwójIshamwcaleniejesttakizły.
-Miłomitosłyszeć.-Wgłębiduchacorazcieplejmyślałaonarzeczonym.Zdołał
wkraśćsięwłaskiLetty,aterazprzekonałdosiebieGilesa.Jakzwykleszybkoznalazł
tematbliskirozmówcy.
KiedynastępnegodniaodwiedziliGrange,przekonałasię,żeGilesnieprzesadzał.
Starydomzostałpoddanygruntownejrenowacji.PaniRushfordbyłazachwycona.
-Właściwiedobrałamkoloryorazmeble,prawda?-zapytała.
Indiachętnieprzyznałajejrację.Zamiastodrapanychścianistarejfarbywidziałajasne,
słonecznepokoje.
Ucieszyłasię,żeniewszystkouległozmianie,awielestarychsprzętówpozostałona
swoimmiejscu.
-Podobacisię?-zapytałIsham,kiedynachwilęznaleźlisięsami.-Jeślinie,zaproponuj
innywystrój.Powinienemodrazuzapytaćozdanieciebie,anietwojąmatkę,alewtedy
sądziłem,żepostąpięwłaściwie,jeślidoniejsięztymzwrócę.
-Bardzomądrze!-kpiładobrodusznieIndia.-Wyglądanato,żepodbiłeśsercacałej
naszejrodziny.
-Nawettwoje?-zapytał,wpatrującsięwniąjakurzeczony.
-Jaktupięknie!-zawołałapospiesznie,unikającodpowiedzinatrudnepytanie,izdziwiła
się,widzącrozczarowanienajegotwarzy.Pochwilidodałaciszej:
-Anthony,czymożemyporozmawiaćnaosobności?
-Oczywiście,najmilsza.-Zaprowadziłjądomałegopokoju,gdzieurządziłgabinet.-O
cochodzi,Indio?
-Toprawda,żewokolicypopełnionomorderstwo?
-Gdykiwnąłgłową,zadałakolejnepytanie:-Dlategotowarzyszyłeśnamwdrodzedo
Northampton?
-Niezupełnie.-Uśmiechnąłsięlekko.-Chciałemcięrównieżzobaczyć.
-Powiedzszczerze,czytwoimzdaniemgrozinamniebezpieczeństwo.
-Wątpię.Rządprzyślewojsko,którestłumirozruchy,aletymczasemlepiejnieopuszczać
domu.Usiebiebędzieszcałkiembezpieczna.
-Rozumiem.-Indiawahałasięprzezmoment.-Miłoztwojejstrony,żerozmawiałeśz
Gilesemojegopasjach.
Uśmiechnąłsię,apotemodparłzpowagą:
-Nowidzisz,mamsamezalety.Czytooznacza,żemogęuznaćjegopretensjezaniebyłe?
-Naturalnie!-Zawahałasię,alepostanowiłazaryzykować.-Przyszłomidogłowy,że…
Oczywiścierzeczwymagatwojejzgody,ale…Czyzechciałbyśmupowierzyć
zarządzaniemajątkiem?
-Tedobranależądociebie,mojadroga,więcsamadecyduj.Muszęprzyznać,żeimnie
takamyślprzyszładogłowy.Odwszystkichdzierżawcówipracownikówsłyszałemsame
pochwałynajegotemat.
-Jesteśkochany-powiedziałauradowanaipodwpływemnagłegoimpulsudotknęłajego
ramienia.-Niepożałujeszswojejdecyzji,byletylkozechciał…
-Przyjąćofertę?Zostawtomnie.Postawiętwardewarunkiibędęsięgłośnozastanawiać,
czypodołaobowiązkom.Takiepodejściedosprawymusigozachęcićdodziałania.
-Jestemcibardzowdzięczna.
-Mojadroga,niezależyminatwojejwdzięczności-odparłdziwnieszorstko.-
Chodźmyposzukaćtwoichmałychprotegowanychzfabryki.-Podałjejramięi
poprowadził
korytarzemwstronękuchni.
LedwiepoznałaJoeiToma.Starannieumyci,wciepłychiwygodnychubrankachsiedzieli
przystoleipałaszowalizdrowejedzenie.NawidokIndiizerwalisięzkrzesełiukłonili
grzecznie.
-PaniDowlingznówkarmitedzieciaki!-rzekłIshamzudawanymprzerażeniem.-
Ladachwilapękną.
-Niesądzę,milordzie.Sampanmówił,żemająjeśćdosyta.-Pulchnakucharka
spokojnieznosiładocinkichlebodawcy.-Wychudzonetemojebiedactwa!
-Wyglądająterazznacznielepiej.-Indiauśmiechnęłasię.
-Dziękuję,panienko,-Kucharkadygnęła.
-PannaRushfordzadwatygodniezostanieladyIshamibędziepaniątegodomu.
-Życzęszczęściapanienceimilordowi.Joe,sprzątnijnaczyniazestołuidopilnuj,żebyje
starannieumyto.Potemmożeszmiprzynieśćtrochękartofli.
Chłopiecposłuszniezsunąłsięzkrzesła,abraciszekpodreptałzanim.Indiazatrzymała
ich,kiedyjąmijali.
-Joe,dobrzewamtutaj?
Pojegominiepoznała,żenareszcieznalazłbezpiecznemiejsce.Jeszczewięcej
powiedziałojejpełneuwielbieniaspojrzenierzuconenalordaIshama.Kiwnąłgłowąi
pobiegłspełnićpoleceniakucharki.
-Sągrzeczni?-zapytałająIndia.
-Ajakże,panienko!Mamkłopot,żezbytniorwąsiędoroboty,Joetowspaniałydzieciak.
Opiekujesiębraciszkiemjakrodzonamatka.
-Dzięki,żepanionichdba.-Indiauścisnęłajejdłoń.
-Ojej,panienko,niemapotrzeby.Całajestemwmące,samapanienkawidzi.Alebardzo
dziękuję.
-Indio,dokonałaśkolejnegopodboju.-Ishamzaśmiałsię,wyciągającjązkuchni.-
Obawiamsię,żewprzyszłościsłużbabędziesłuchaćciebie,niemnie.Życzeniapana
domuprzestanąsięUczyć.
-Wtakimraziemusimyzawszebyćzgodni,milordzie.-Spojrzałananiego
protekcjonalnie.
-Mądrala!Obawiamsię,żetoniewykonalne,boniemamiędzynamijednomyślności.
WgłębikorytarzapojawiłsięHenry.WrazzGilesemszedłwichstronę.
-Anthony,maszkluczeodzbrojowni?Gileschciałbyobejrzećdwaniedawno
sprowadzonekarabiny.
-Aktomuonichwspomniał?-spytałkpiącoIsham.-Trzebaciwiedzieć,Indio,żeHenry
niemożesiędoczekać,kiedyweźmiedorękimojenowenabytki.Wybacz,żezostawięcię
samąnakilkaminut.Chcęmiećnanichoko-tłumaczyłpogodnie.Indiakiwnęłagłową.Z
radościązauważyła,żeGilesteżjestspokojnyizadowolony.-Proponuję,żebyśobejrzała
pokojenapiętrze-dodałIsham.-Będęwdzięczny,jeślipowieszmi,cotamnależy
zmienić.Wkrótcedociebiedołączę.
Indiastwierdziła,żeLettyimatkiniemawpobliżu,więcruszyłaposchodachdoswej
dawnejsypialni.Zezdumieniemodkryła,żetojedynypokójwcałymdomu,gdzienie
dokonanożadnychzmian.Ishamporazkolejnydałdowódniezwykłegopoczuciataktu.
Uznał,żesamapowinnazdecydować,jakmawyglądaćjejdawnasypialnia,zktórą
łączyłosiętylewspomnieńzdzieciństwaipierwszejmłodości.
Zaglądałakolejnodopokoinapierwszympiętrze.Zniknęłystarefirankiisprzęty
zastąpionegustowniedobranymitkaninamiimeblami.Usuniętosfatygowanekotaryi
baldachimyłóżek,anoweidealniepasowałydokolorystykiwnętrz.
NiecoroztargnionaIndiazastanawiałasięnadprzedziwnymcharakteremmężczyzny,z
którymmiałaspędzićresztężycia.Czyzdołagokiedyśzrozumieć?Gdyoddałamurękę,
stał
sięserdecznyitroskliwy.Starałsięodgadywaćjejżyczenia.Niepotrafiłajednak
zapomniećojegowadach.Nasamympoczątkubyłomucałkiemobojętne,którazpanien
Rushfordzostaniejegożoną:IndiaczyLetycja.Obiesięnadawały.Wzruszyłaramionami.
Naszczęścieniebyławnimzadurzona.
Nagleusłyszałaswojeimię.Ktośwołałzparteru.Zaledwiekilkakrokówdzieliłojąod
drzwiprowadzącychnatylneschody.Otworzyłajeikrzyknęłaprzerażona,bozobaczyła
przedsobąpustkę.Schodyzniknęły.
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
Indiarozpaczliwiepróbowałasięratować.Wyrzuciłaramionadoprzodu,chwytając
poręczbalustrady,ipodciągnęłasięjednocześnie.Zacisnęłapalcenatwardymdębowym
drewnie,przylgnęładoporęczyileżącnabrzuchu,zaczęłasięzsuwać.
Gdybyłamałądziewczynką,kolumienkaprzyschodachnaparterzeuniemożliwiałajej
szybkiezjeżdżanienasamdół,aletymrazemniebyłatodziecinnazabawa.Odtamtej
poryIndiaznacznieprzybrałanawadze,toteżzsuwałasięznacznieszybciej.Zerknęław
dółistwierdziła,żeniemakolumienki.Spadłazbalustradyiciężkowylądowałana
kamiennejposadzce.Uderzeniebyłotakmocne,żezaparłojejdechwpiersiach.Przez
kilkachwilleżałabezwładnie,niebyławstaniesięporuszyćanikrzyknąć.
Usłyszałazasobąkroki,aleniktniepodbiegł,żebyjejpomóc.Potemdobiegłjąkrzyk
dziecka,któryodbiłsięechemwpustympomieszczeniu.Ktośukląkłobokniej.
-Proszęnieumierać,panienko!Niemożna!-Szlochałrozpaczliwie.Indiaotworzyłaoczy
izobaczyłaprzerażonątwarzyczkęJoe.
-Miałamniegroźnywypadek-zapewniłasłabymgłosem.-Mógłbyśsprowadzićlorda
Ishama?
-Nie,panienko.Japanienkisamejniezostawię.-Chłopiecskinąłnabraciszka,który
natychmiastwybiegłzsieni.
-Niebójsię.Jestemtrochępoobijana,alechybanicsobieniezłamałam.-Ostrożnie
poruszyłarękamiinogami.Otarłakolanadokrwi,gdyzsuwałasiępobalustradzie,aprzy
upadkustłukłałokiećokamiennąposadzkę.Wydawałojejsię,żepozatymnieodniosła
żadnychobrażeń.-Pomożeszmiusiąść?-zapytała.Uniosłasię,podtrzymywanaprzez
Joe,lecznatychmiastdostałamdłości.Wtejsamejchwilisilnedłonieprzyciągnęłyjej
głowędokolan,apotemznalazłasięwmocnychramionachIshama.
-Możeszsięporuszać?-zapytał.
Dopieroterazuświadomiłasobie,jakżałośniewygląda.Próbowaławstać,żebynierobićz
siebiewidowiska.
-Nie!-zabroniłstanowczo.-Leżspokojnie!Sprawdził,czyniemapoważnychobrażeń,i
zulgąstwierdził,żeżadnakośćniejestzłamana,więcprzytuliłjejgłowędoramienia.
-Powieszmi,cosięstało?-spytał.Indiabezsłowaspojrzałanaotwartedrzwiwgórzei
napustemiejsce,gdziedawniejbyłyschody.
-Samajestemsobiewinna,Anthony-odparłapochwili.-Niepatrzyłam,dokądidę.
Dogłowyminieprzyszło,żeschodyzniknęły.
-Najdroższa,chceszpowiedzieć,żespadłaśzpierwszegopiętra?-SmagłatwarzIshama
pobladła,azciemnychoczuwyzierałoprzerażenie.
-Niezupełnie.Chwyciłamsięporęczy.Tozłagodziłoupadek.
ZgórydobiegłkrzykpaniRushford,któranatychmiastzemdlała.Ishamnawetnie
spojrzałwjejstronę.
-Indio,możeszobjąćmnieramionamizaszyję?-zapytałcicho.
Posłuszniespełniłajegożyczenie.Bezwysiłkuwziąłjąnaręceizaniósłdosalonu.Gdy
leżaławygodnienakanapie,zadzwoniłnakamerdynera,którypobladł,widzączbolałą
pannę.
-Poślijpolekarza-rozkazałIsham.-Potemwróćdomnie.
-Anthony,pocorobićtylezamieszania?-sprzeciwiłasięIndia.-Przecieżnicmisięnie
stało…
-Jaktonic?Mogłaśzłamaćkark,aleszczęśliwymtrafemuniknęłaśnajgorszego.-
Ishammiałponurąminę,aspochmumiałjeszczebardziej,gdywdrzwiachponownie
stanął
jegokamerdyner.
-Tibbs,poleciłemwyraźnie,żebydrzwiprowadzącezgórynakuchenneschodybyły
stalezamkniętenaklucz,prawda?
-Owszem,milordzie.Niktichnieotwierał.
-Czyżby?Najwyraźniejsięmylisz.Przynieśmiklucz.
Gdykamerdynerwrócił,minęmiałzakłopotaną.
-Milordzie,kluczzniknął.
-Czasamizastanawiamsię,zacocipłacę,Tibbs.Potrafiszwyjaśnić,cosięstałoz
kluczem?
-Nie,milordzie.Wpałacujestwielurzemieślników.Zapewnejedenznichgozabrał.
-Ciekawepoco.
-Niepotrafiętegowyjaśnić,milordzie.Żeteżmusiałodojśćdowypadku!Takie
nieszczęście!Panienkacudemuniknęłaśmierci.
-Niewielebrakowało!Idźzaraznagóręikażzabićdrzwigwoździami.Późniejztobą
porozmawiam.
Gdykamerdynerwyszedł,IndiapociągnęłaIshamazarękaw.
-Niebądźdlaniegozbytsurowy-szepnęła.-Przecieżtoniejegowina.
-Płacęsłużbiezawykonywanieobowiązków-oznajmił.Nadalbyłponury.-Tibbs
doskonalewie,żecodzienniemaobejśćcałypałaciwszystkosprawdzić.
-Przecieżniemożestaćnastrażyprzytamtychdrzwiach-odparłarozsądnie.-
Wystarczyparęsekund,byzabraćklucz.Anthony,dziwnerzeczydziałysię,kiedyleżałam
napodłodze.Byłamoszołomionaupadkiem,aleodniosłamwrażenie,żektośdomnie
podchodzi,apotemwracakudrzwiom.
-Rzemieślnikprzerażonyskutkamiwłasnegoniedbalstwa?
-Niewiem.Możetamtenczłowiekchciałmnieratować,alekiedyotworzyłamoczy,
ujrzałamoboksiebietylkoJoe.
-Chłopcyumieralizestrachu.Onasniewspomnę.Joesiedzitukamieniem.Przemówdo
niegochoćsłowo,tosięuspokoi.-Skinąłnachłopców,którzyprzykucnęliwkącie
salonu.Indiaztrudemsiędonichuśmiechnęła.
-Niemapowodudoobaw,moidrodzy,zarazpoczujęsięlepiej.Wiem,żemacietusporo
obowiązków,alechętnienapiłabymsięwody.Joe,mógłbyśznaleźćmójworeczek?-
Uśmiechnęłasięznowu,gdyobajpomknęlidodrzwi,-Szybciejdojdądosiebie,gdybędą
mielizajęcie.-WtejsamejchwilizobaczyłaGilesaiHenry’ego,wchodzącychdopokoju,
więczapytała:-Cozmamą?
-Lepiej-odparłkrótkoGiles.-Namiłośćboską!Indio,cosięstało?Czemupostanowiłaś
zejśćkuchennymischodami?-Byłtakwystraszony,żemówiłniemalopryskliwie.
Trochęzirytowanausłyszała,żezostałostroskarconyprzezrozgniewanegoIshama,
któregostarałasięułagodzić,dotykającjegoramienia.
-Dlaczegomiałabymtegonierobić,skorobyłamwtamtejczęścidomu?-odparła
spokojnie.-Pozatymktośmniezawołał…Takmisięprzynajmniejwydawało.
-Skąddobiegałgłos?
-Zdołu,alemogęsięmylić.
-Rozpoznałaśgo?-wypytywałIshamzpozoruobojętnie.
-Nie,alezpewnościąnależałdomężczyzny.Ishamwstał,bodosalonuwszedłlekarzw
towarzystwieLetty.
-Milordzie,taksięzłożyło,żeprzyjechałemdochorej.Tojednazesłużących.
Szczęściewnieszczęściu!Widzęprawdziwezbiegowisko:dzieci,panowie…Niemogę
siędopchaćdopacjentki.Proszę,żebywszyscywyszli.ZostanietylkopannaLetty.
Indiakrzywiłasię,gdybadałotartekolanoikrwawiącąranęnałokciu.PoleciłLetty
obmyćstarannieobolałemiejsca.Potemzabandażowałjeioznajmił,żepacjentkamoże
wrócićdodomu.
-Alepodjednymwarunkiem-dodał-musiodpoczywaćprzezkilkadni.Jutrobędzie
trochębolało,leczitakmiałapanidużoszczęścia.-DoktorPettiferpopatrzyłnaLetty.-
Trzebawziąćpoduwagę,żechoradoznaławstrząsu.Potrzebujeciepłaispokoju.Możejej
topanizapewnić?
-Jawszystkiegodopilnuję.-Ishamwszedłdosalonu.-Pańskapacjentazostajetutaj.
-Nie!-Indiazarumieniłasięzewstydu.-Mamasięnatoniezgodzi.Muszęwrócićdo
LilacCottage.
-Dobrze.Wtakimrazieprzyjadęjutro,żebysprawdzić,czyprzestrzegaciemoichzaleceń.
LekarzwziąłtorbęiwyszedłodprowadzanyprzezIshama.Lettystarannieotuliłasiostrę
kocem.Wyglądałanawystraszoną.
-MoimzdaniemIshamczujesięwinny.Tobyłookropne,Indio.Mogliśmycięstracić.
-Naszczęściedotegoniedoszło.Letty,przestańmywreszcieotymrozmawiać.Sama
jestemsobiewinna.Naprzyszłośćbędęmiałanauczkę.
Ishamwróciłdosalonuipowiedziałbłagalnymtonem:
-Indio,możezmieniszzdanie?Jeślitutajzostaniesz,będzieszmiałaznakomitąopiekę.
-Przypuszczam,żenieodstępowałbyśmnienakrok.-Uśmiechnęłasiędoniego.-
Byłabymtraktowanajakistotasłabaibezbronna,aprzecieżniematakiejpotrzeby.Czy
mamadoszłajużdosiebie?Jeślitak,wracamydoAbbotQuincey.
-Czujesięznacznielepiej.-TwarzIshamanadalbyłapoważna.-Usłyszyszodniej,że
winęzatwójwypadekponosząchłopcy,bootworzylidrzwi.
-O,nie!Jakmożetakmyśleć!Niewierzyszwtebzdury,prawda?Anthony,dlanich
twojesłowojestprawem,więcniezłamalibyzakazu.
-Zgadzamsięztobą,Indio.Rozmawiałemznimi.Obajtwierdzą,żetegoniezrobili,anie
majązwyczajukłamać.
Indiaodetchnęłazulgą.Joebyłprzerażony,gdyklęczałprzyniej.Aniprzezmomentnie
sądziła,żeonalboTomponosząodpowiedzialnośćzawypadek.
Ishamzadzwoniłnalokajairozkazał,żebyzajechałpowóz.PotemusiadłobokIndiina
kanapieiująłjejdłonie.
-Nigdysobieniewybaczę,żetakcierpisz.Drogamoja,wielebymdał,żebytocięnie
spotkało.
-Przestańotymmyśleć-poradziła,ściskającjegodłonie.-Niepowinieneśczućsię
winny.Jużpowszystkim.Właściwienicsięniestało.
-Jesteśdlamniezbytwyrozumiała,kochanie.Mimowszystkozamierzamprzeprowadzić
śledztwo.
-Wjakimcelu?Zapewnenigdysięniedowiemy,ktootworzyłdrzwiizabrałklucz.
Takczyinaczejnienależysądzić…-Podniosłagłowęispojrzałamuwoczy.Była
zaskoczona,gdywyczytałaznichniejasnedomysły.-Wieszalbopodejrzewasz,ktojest
sprawcą,tak?
-Ależskąd!-odparłzkamiennątwarzą.-Samapowiedziałaś,żechybanierozwiążemy
tejzagadki.
WtejsamejchwilidosalonuweszliGilesiHenry.PodtrzymywalipaniąRushford,która
chwiejnymkrokiempodeszładoIndii.
-DziękiBogu,żyjesz!-Zachwiałasię,jakbymiałaznowustracićprzytomność.
-Wcaleniezamierzałamumierać,mamo!DoktorPettifertwierdzi,żezaparędnicałkiem
wydobrzeję.
-Dodałponadto,żechorapotrzebujespokoju.Wszelkiewzruszeniamogąbyćdlaniej
zgubne-wtrąciłznaczącoIsham.-Potrzebujeciepłaiwytchnienia,żebyodzyskaćsiłypo
niedawnymwstrząsie.
-Rozumiem!Mniezaleciłtosamo.Dlaosóbosłabychnerwachsilneprzeżyciasąniedo
zniesienia,więc…
-Mójpowózniezwłoczniezawieziepaniedodomu.Będziemywamtowarzyszyć.
WrazzHenrymodprowadziłjepodsamedrzwi.Niedalisięnamówićnakrótkąwizytę,
obiecalijednakprzyjechaćnastępnegodnia,apotemwrócilidoGrange.
PaniRushfordopadłanaulubionyfotelirzuciłaIndiioskarżycielskiespojrzenie.
-Tyjesteśwszystkiemuwinna!-zawołała.-Mamnadzieję,żewprzyszłościzechcesz
braćpoduwagęostrzeżeniamatki.
-Cojatakiegozrobiłam?-Indiapatrzyłananiązezdumieniem.-Wiem,żeniepowinnam
bezmyślniewchodzić…
-Tygłupiadziewczyno!Jakmyślisz,ktootworzyłdrzwiizabrałklucz?Tedwaszatańskie
pomioty!Wstrętne,brudneobdartusy!
-Anthonytaknieuważa,jarównież.
-LordIshamrobiwszystko,żebycisięprzypodobać,aletymrazemprzesadził.
-Wierzęwjegorozsądek.
-Teżcoś!Chwilamimyślę,żeobojejesteściegłupcami.
-Dosyć,mamo!-Gilesrzuciłjejkarcącespojrzenie.-Sądziłem,żejesteśzachwycona
jegohojnością.Przyznaj,żenieżałujepieniędzynarenowacjęGrange.
-Naturalnie!-PaniRushfordspojrzałaniepewnienasyna.Wolałagoniedrażnić.-Te
dwiesprawyniemajązesobąnicwspólnego.Indiazachowałasięjakidiotka,namawiając
jegolordowskąmość,żebysięzająłtymipaskudnymibachorami.
-LordIshamjestinnegozdania-wtrąciłaLettystanowczo.-Pozatymniezapominaj,że
doktorPettiferzaleciłIndiicałkowityspokój.Niewolnojejdenerwować.
-Och,rozumiem!Alechorąmatkęwolnooskarżaćdowoli?!Proszę,dziecizwróciłysię
przeciwkomnie.Otoczarnaniewdzięczność!Wychowałamżmijenawłasnymłonie.-
Szlochającrozpaczliwie,dałasięwyprowadzićzsalonuMarcie.
-Niepróbujciemiwmówić,żewierzyciewtebzdury-zacząłGiles,uśmiechającsiędo
sióstr.-Naszamamapowinnawystępowaćnascenie.Tourodzonaaktorkaozacięciu
dramatycznym.
.-Naprawdębyłaprzygnębiona-przypomniałaLetty.
-Jakmywszyscy.-GilespopatrzyłnaIndięiuznał,żenależyzmienićtemat,więczapytał
Letty:-Cosądziszorenowacjipałacu?
-Moimzdaniemjestbardzoudana-odparłabeznamysłu.-Trochęsiębałamtamwrócić,
bomamżywowpamięcidzień,gdyopuściliśmyGrange.
-Jarównieżzachowamnazawszetowspomnienie-przyznałGiles.-Miałemwrażenie,
żeświatsiękończy.
-Wpewnymsensietakbyło.-Indiawierciłasięnakanapie,bydaćulgęobolałym
plecom.
-Chceszsiępołożyć?Zaprowadzimyciędopokoju,-Lettyzobaczyłanajejtwarzy
bolesnygrymas.-Włóżkubędzieciwygodniej.
-Nie!Przecieżniejestemobłożniechora.Trochęsiępotłukłamitowszystko.Ranobędę
miałasiniakiwewszystkichkolorachtęczy.Letty,powiedzMarcie,żebyupiekła
baraninę…
-OBoże!Skoroznówmagotować,wolęsamzakasaćrękawyiwziąćsiędoroboty.
Letty,pomożeszbratu?
-Giles,jesteśniesprawiedliwy!Biedaczkastarasię,jakmoże.
-Naprawdę?Jejkwaśnaminawystarczy,żebyśmietanasięzwarzyła.Niemogępojąć,
dlaczegomamajątrzyma.
-Niktinnysięnietrafił-odparłapogodnieLetty.-Zresztąojedzeniemożeszsięnie
martwić.Ishamprzysłałnamkoszwypełnionysmakołykami.Indiadostanienakolację
zimnydróbwgalarecie,dotegosałatę,nadeserbudyńigalaretkęzowocami.Samatak
zadysponowałam.
-Amożnawybierać?-Gilesprzypomniałsobie,żeodrananicniejadł.
-Zawartośćkoszawystarczydowykarmieniasporegooddziałużołnierzy.Będzieszmusiał
sięmocnonapracować,żebychociażwniewielkiejczęścinadszarpnąćtezapasy.
-Wtakimraziechętniesięimprzyjrzę.-Gilespospieszyłdokuchni.
-Indio,niezamierzamcisięnaprzykrzać,aleznowupobladłaś.Możepołożyszsiędo
łóżka?-zapytałaLetty.
-Chybaposłuchamtwojejrady.-Indialedwiewstała.-Nieczujęsiędobrze.
Odetchnęłazulgą,gdyzdjęłaubranieiwsunęłasiępodkołdrę.Dokuczałyjejotarciai
skaleczenia,więcbezprotestupołknęłamiksturęnauśmierzeniebólu,którąprzygotowała
siostra.
-Zaparzyćciziółka?
-Nie,skarbie,chciałabymsięzdrzemnąć.
Lettykiwnęłagłowąicichowyszłazpokoju,aleIndianiemogłazasnąć.Nawspomnienie
wypadkudostaładreszczy,jakbydopieroterazuświadomiłasobie,cojejgroziło.Kiedy
spadała,byłaniemalpewna,żeroztrzaskasięokamiennepłyty.Musiałazebraćcałąsiłę
woli,żebyuwolnićsięodtejwizji.Uniknęłanajgorszego,więcniewartorozpamiętywać
okropnegoprzeżycia.Skończyłosięnakilkusiniakach.Wkrótcelekarstwozdodatkiem
opiumzaczęłodziałaćizasnęła.
Ishamniezdołałtakszybkouwolnićsięodprzykrychmyśli.Wezwałcałąsłużbę
zatrudnionąwGrangeipracującychtamrzemieślników,leczmimozapewnieńo
złagodzeniukarynieudałosięznaleźćwinowajcy.Wkońcuzrezygnowanydałza
wygranąiposzedłdogabinetu.Henrydeptałmupopiętach.
-Anthony,zabardzosięprzejmujesztymincydentem-przekonywał.-Wypadkisię
zdarzają.Niesposóbwszystkimzapobiec.
-Tamtenbyłdoumknięcia-padłaopryskliwaodpowiedź.-Drzwipozostałyotwartez
powoduludzkiejniedbałości.Niewielebrakowało,żebyśmymielitrupa.-Odwróciłsię,
chcącukryćwzburzeniemalującesięnajegotwarzy.
-Indiawyszłaprawiebezszwanku-uspokajałgoHenry.-Moimzdaniemtodzielna
dziewczyna,więcszybkoodzyskadobryhumor.
-Owszem,niebrakjejodwagi.Przekonałemsięotym,gdyparędnitemuwracaliśmy
powozemzNorthamptonijakiśszaleniecomalniezepchnąłnaszdrogi.Miaławrażenie,
żepowózsięprzewrócił,alemartwiłasiętylko,czyczepekniejestprzekrzywiony.
-Dlaczegowcześniejniewspomniałeśmiotym?-spytałzpowagąHenry.
-Postanowiłemzapomniećotamtejsprawie.-Zakląłszpetnie.-Przynoszęjejpecha.
Odpoczątkutakbyło.
-Jaktomożliwe?
-Niepojmujesz?-Uśmiechnąłsięzgoryczą.-Indiawinimniezaśmierćojca.
-Chybażartujesz!-oburzyłsięHenry.-Niezmuszałeśgodogryaniniewepchnąłeśpod
koła.
-Moimzdaniemwgłębiduchajesttegoświadoma,aleniepotrafirozmawiaćnaten
temat.Jestempewny,żebardzokochałaojca.
-Mimowszystko…
-Nie,tumuszęjejbronić!Masercedzielneiwierne.Takpragnęjezdobyć.
-Napewnocisięuda.-Henrywybuchnąłśmiechem.-Jakdotądwszystkiedamy
ubiegałysięotwojewzględy.
-AzatemIndiajestwyjątkiem.-Ishamnakilkachwilpogrążyłsięwzadumie,apotem
wzruszyłramionami.-Chodź!-rzuciłnagle.-Pojeździmykonnoprzezgodzinę.Muszę
sprawdzić,jakpostępująpracemelioracyjnenagranicymajątku.
Wtensposóbchciałoderwaćsięodnatrętnychmyślioporannymnieszczęściu,więc
Henrynieprotestował.Ishamrozchmurzyłsiędopieronastępnegodnia,gdypojechał
odwiedzićnarzeczoną.
WLilacCottageIndiaiLettypisałylisty,apaniRushfordukładałaspisweselnychgości.
Isham,kłaniającsięnisko,zerknąłukradkiemnalistęimrugnąłporozumiewawczodo
Indii,anastępniepodszedłbliżejiwziąłjązaręce.
-Jaksiędziśczujesz,najdroższa?-zapytałczule,całującczubkijejpalców.Pani
Rushfordoburzonabrakiemzainteresowaniadlajejsłabegozdrowia,prychnęłaiodparła
uszczypliwie:
-Zasłużyłasobienamarnesamopoczucie,bozachowałasięgłupioinadomiarzłego
okropnienaswystraszyła.Niewielebrakowało,żebymprzezniąwyzionęładucha!
Pozostalimieliświadomość,żeprędzejIndiigroziłaśmierć,aleIshamjakojedyny
wypowiedziałnagłostęmyśl.
-Cieszęsię,łaskawapani,żeIndiaodzyskujezdrowie.Musiprzestrzegaćzaleceńdoktora
Pettifera:żadnychtrosk,dużoodpoczynku.Taksięwyraził,prawda?-Długoprzyglądał
sięIsabelRushford,dającjejdozrozumienia,wczymrzecz,uznałjednak,żepowiniento
wyrazićjeszczedobitniej.-Ufam,żeniedoznałaurazukręgosłupa,bowtakimprzypadku
naszemałżeństwoniedoszłobydoskutku.
Isabelwpatrywałasięwniegodośćniepewnie.Czyżbychciałjejuświadomić,żenie
pozwałastrofowaćIndii?Spuściłaoczyporażonasiłąjegowzroku.Imlepiejgoznała,
tymmniejlubiła.Byłwprawdziehojnyiszarmancki,alewgłębiduchawiedziała,żejej
histeriaiłzynierobiąnanimwrażenia.NiechnotylkoożenisięzIndią!Narazietrzeba
jednakspuścićztonu.
-PanSaltonnietowarzyszydziśwaszejlordowskiejmości?-zapytała.
Ishamprzyjąłgałązkęoliwną,zachęconypełnymwdzięcznościspojrzeniemIndii,która
tegorankawysłuchałajużkilkumatczynychtyrad.
-WróciłdoLondynu.PrzyjedziedoAbbotQuinceyzmatką.
-Naturalnie!Tenradosnydzieńszybkosięzbliża.SirJamesprzysyładziśpowóz.Moja
siostrachceznamiomówićprzygotowaniadouroczystości.-Isabelzzadowoleniem
popatrzyłanależącyobokstoskopertidodałaniecozdziwiona:-Tylugościprzyjęło
zaproszenie!Naślubiebędzietłum,bookoliczniwieśniacyteżprzyjdą.Mamnadzieję,że
Indiajutroznamipojedzie,bojestnajbardziejzainteresowana.
-Wykluczone!-oznajmiłstanowczoIsham.-Niepozwolęnato,łaskawapani.
-Będęcitowarzyszyć,mamo,alordIshamposiedzizIndią.-Lettyuśmiechnęłasiędo
niegoporozumiewawczoipopatrzyłanazegar.-Chodźmyponaszepłaszcze.Dochodzi
jedenasta.Wujniebędziezadowolony,jeślikażemyjegozaprzęgowidługoczekaćwtaką
pogodę.
GdyLettysprytniewywabiłamatkęzsalonu,Ishamprzysunąłkrzesłodokanapyiujął
dłońIndii.
-Byłemnależyciewładczy?-spytałpogodnie.
-Ażzabardzo-odparłaspokojnie.-Mocnosięwystraszyłam.
-Wtozpewnościąnieuwierzę.Przytobiemamzadatkinapantoflarza,mojadroga.
Powiedzmiszczerze,naprawdęcijużlepiej?
-jestemtrochęobolała,aletonormalne.
-Icojeszcze?
-Wielobarwnesiniaki,leczodtegosięnieumiera.Ishamspoważniał.Chciałprzytulić
Indię,alebałsię,żesprawijejból,więczrezygnował.
-Czujęsięwinny-dodałzgoryczą.
-Głupstwagadasz,Anthony.Zdarzyłsięwypadek.
-Niestety.Wypytałemsłużbęiwszystkichrzemieślników,aleniktsięnieprzyznałdo
zabraniaklucza.MoimzdaniemJoecoświe,leczboisiępowiedzieć.
-Chybagoniepodejrzewasz.
-Ależskąd!Nasipodopieczninieotworzylitamtychdrzwi,leczsądzę,żeJoewie,ktoto
zrobił.
-Byłprzerażony-odparłazamyślonaIndia.-Możeboisięmówić?
-Niezaprzątajsobietymgłowy.Jakwspomniałem,lekarzkazałcizapomniećo
kłopotach,alepodejrzewam,żeporanekniebyłdlaciebiełatwy.
-O,tak!Mamajestnamniezła,aleprzywykłamdojejdąsów.Aha,muszęci
podziękowaćzaprzysłanesmakołyki.Wczorajszakolacjabyłaprawdziwiekrólewską
ucztą,aleniepowinieneśtegorobić.
-Cośtakiego!Ośmielaszsięmniestrofować,kobieto?-zawołałzudawanąsurowością.
-Najwyraźniejniejestemdośćwładczy.-Popatrzyłnanią,jakbypoczuwałsiędowiny.-
Taksięskłada,żeprzywiozłemnastępnykosz.
-O,nie!-protestowałaroześmiana.-Jakmytowszystkozjemy,milordzie?
-Zaprościemnie,chętniepomogę-odparłżartobliwie.-Aprzyokazjiopowieszmio
ślubnejsukni.
-Wiem,uwielbiaszplotkowaćostrojach-kpiładobrodusznie.
-Musimyrównieżprzejrzećlistęgości.Wyglądanato,żestaleichprzybywa.
-Drażnicięto?Obawiamsię,Anthony,żemamatrochęprzesadziła,alewielunaszych
znajomychprzyjeżdżanaweselesąsiadki,BeatriceRoade,więcuznała,żewypadaich
zaprosićidonas.
-Wolałabyścichyślub,prawda?-Uśmiechnąłsięlekko.-Niemamnicprzeciwko
zamysłomtwojejmatki,kochanie,oiletysięimniesprzeciwiasz.
-Niewspomniałeś…Kogozeswoichbliskichchceszzaprosić?
-TylkoHenry’ego,macochęiStillingtona,którybędziedrugimdrużbą.Poznałaśgo,ale
dopieroterazzostaniecioficjalnieprzedstawiony.
-Zapewneprzyjedziebeztejswojejpani-mruknęłarozbawiona.
-Naturalnie!-Ishamzmarszczyłbrwi,aleciemneoczyrozjaśniłżartobliwybłysk.-Nie
zapomniałaśotamtymincydencie.
-Nazawszeutrwaliłsięwmojejpamięci.-Indiaprzypomniałasobienagle,żemapełnić
honorydomu.-Czegosięnapijesz?-Usiadłaztrudem,agdypostawiłastopyna
podłodze,skrzywiłasięzbólu.
Ishamzareagowałnatychmiastiłagodnymruchemzmusiłją,żebypołożyłasięna
kanapie,apotemlekceważącwymogiprzyzwoitości,podciągnąłspódnicęsukniiodsłonił
stłuczoną,mocnospuchniętąkostkę.
-Trzebasięzająćtwojąstopą-oznajmił,podszedłdostolikaizadzwoniłnaMartę,która
jakzwykleprzywlokłasięzopóźnieniem.Niezadowolonastanęławdrzwiach.
-Twojapanipotrzebujedwumisekzwodą-powiedziałIsham.-Wjednejmabyćzimna,
wdrugiejgorąca.
-Onaniejestmoją…-WystarczyłojednospojrzenienatwarzIshama,żebyprzestała
marudzić.
-Tak,Marto?Słuchamcię.-WcichymgłosieIshamazabrzmiałtongroźby.
-Jużsięrobi,jaśniepanie.-Martawybiegłazsalonu.
-Indio,cóżtozakreatura?Czemujejnieodprawicie?
-Nieznajdziemynikogoinnego,apozatymjestbardzooddanamamie.Nietraktujjej
zbytsurowo.Czasaminadużywamojejcierpliwości,aletoznakomitapokojówka.
Ostatniostałasięmarudna,bomapoczucie,żezostałazdegradowana.
-Moimzdaniemzasłużyła,byspaśćnasamodno.TwojamatkachcejązabraćdoGrange?
-Obawiamsię,żetak,oileniebędzieszzgłaszaćzastrzeżeń.
-Nie,aleMartamusiprzyjąćdowiadomości,żetybędziesztampanią.Niepozwolęna
brakszacunkuiimpertynenckiezachowanie.
-Anthony,jakdobierałeśsłużbę?Uciebiewszyscysąniezwyklemili.
-Zająłsiętymmójlondyńskiplenipotent.Wie,jakiestawiamwymagania.Będzieci
potrzebnaosobistapokojówka,więcpozwoliłemsobie…Tadziewczynajestjużw
Grange.
Wczorajchciałemcijąprzedstawić,aleodłożymytonapóźniej.Najpierwmusisz
wyzdro-wieć.Jeśliniebędzieciodpowiadała,znajdziemyinną.
Indiauśmiechnęłasię,pogrążonawzadumie.Natyleznałajużswegoniezwykłego
oblubieńca,abyprzypuszczać,żepokojówkazostałaprzywiezionadoGrange,boposiada
wszelkieniezbędnekwalifikacje.Słuszniesiędomyślała,żerozmawiałzniąnietylko
londyńskiplenipotent,lecztakżesamIsham.Wjegosferachtakaskrupulatnośćbyła
prawdziwymwyjątkiem,aleniedbałoto,bożyłwedługzasad,któresamustanowił.
IndiapodniosławzrokizobaczyłaMartę,któraweszładopokoju,niosącogromnątacę,a
naniejnietylkodwiemiskizwodą,lecztakżemiękkieręczniki.Samasiędomyśliła,że
będąpotrzebne.
-Czypanienkażyczysobie,żebympomogławymoczyćnogę?-Martawyraźniestarała
sięzatrzećzłewrażenie.
-Twojapomocniebędziepotrzebna-zdecydowałIsham,leczuśmiechnąłsiędoniej
życzliwie.-PowiempannieRushford,comarobić.Samisobieporadzimy.-Odprawiłją
stanowczymgestem.
-Kochanie,zdejmijpończochę-oznajmiłpochwili,zwracającsiędoIndii,któranie
zdołaławypełnićprostegopolecenia,boniemogłaruszyćobandażowanymramieniem.
Niezważającnaprotestyiwstydliwerumieńce,podciągnąłspódnicęjeszczewyżej.-
Indio,przestańsiękrygować!-rzuciłostro.-Niemamyczasunapanieńskiefochy.Chyba
niesądzisz,żenawidoktwoichzabandażowanychkolanipaskudniespuchniętejkostki
ogarniętynamiętnościązapomnęodobrymwychowaniuiporwęcięwramiona.
Trafiłwsedno!Daremniepróbowałazachowaćpowagęipokrótkiejwalceparsknęła
śmiechem.
-Torozumiem!-ucieszyłsięIsham.
ZniewyobrażalnądelikatnościązdjąłIndiipończochę,apotemzanurzałstopęna
przemianwgorącejizimnejwodzie.Przyglądałasięjegociemnejczuprynie,gdyw
skupieniu,zpochylonągłowąstosowałprostąterapię.Smukłepałcełagodniemasowały
kostkę,abólodrazustałsięmniejdokuczliwy.GdyIshamwycierałstopęIndii,drzwisię
otworzyłyiMartazaanonsowaładoktoraPettifera.
-Wspaniale!Znakomicie!-Lekarzbyłzachwyconyefektamiwodnejkuracji.
Pokrótkichoględzinachstwierdził,żerankiiskaleczeniagojąsiębardzodobrzeiniema
obawy,żewdasięzakażenie.
-Milordzie,trzebadopilnować,żebytamłodadamaprzezcałynastępnytydzieńnie
chodziła.Powinnasięoszczędzać,bowprzeciwnymraziedoołtarzabędziekuśtykać.
-Niemożnapozwolićnatakąkompromitację-uznałIsham.-DrogaIndio,słyszałaś,co
powiedziałlekarz?Jeśliniezastosujeszsiędotegozalecenia,przedślubembędęmusiał
sprawićcikule.Niesądzę,żebypasowałydosukniślubnej.
Indiaznówwybuchnęłaśmiechem.Starałasięzachowaćdystans,alenieuszłojejuwagi,
żeIshammapoczuciehumoru.Bawiłyichpodobneżarty.Odwielupańsłyszała,że
trudnosięoprzećmężczyźnie,którychwytawlot,ocochodziwdobrymdowcipie.
Błyskotliwydżentelmenzdolnyrozbawićdamęsubtelnymiżartamibeztrudupodbijajej
serce.Indiapostanowiłamiećsięnabaczności.
-Jegolordowskamośćtakżewychodzi-mruknęła,spoglądającnazbierającegosiędo
odejściadoktoraPettifera.
-Niemapośpiechu-zapewniłIsham,pożegnałsięzlekarzemiusiadłznówobokniej.
-Proponowałaśmicośdopicia?Chybasięnieprzesłyszałem.
-Och,całkiemzapomniałam!-Indiauznała,żełatwosięgoniepozbędzie.-Milordzie,
proszęzadzwonićnaMartęizadysponowaćwedleuznania.
Odziwo,Martaprzybiegłanatychmiast,zabraławielkątacęzprzyboramidowodnej
kuracji,apochwiliwróciłazbutelkączerwonegowinaidwomakieliszkami.
-Anthony,jeszczenieminęłopołudnie.Mamaniepozwalanampićwinatakwcześnie.
-Alejejtuniema.Zresztąwypijesztylkokieliszekdlazdrowia.Wierzmi,kochanie,na
pewnoniedojdziedopijackiejorgii,główniedlatego,żenatwoimcielejesttylesiniaków,
żepróżnoszukałbymskrawkaskóry,którymożnacałowaćdowoliwszalenamiętności.
Indiaznowusięroześmiała.Panieńskawstydliwośćposzławzapomnienie.Ishambył
poprostuniemożliwy.
-Śmiejsię,śmiej,mojaśliczna.Siniakiznikną,awtedybędzieszmiećzemnądo
czynienia.
-Ocalimniebłędnyrycerz-odcięłasiężartobliwie.
-Rycerzeniemająterazwzięcia,azpowodubezczynnościzbrojeimpordzewiały.
Samipotrzebująpomocy.Twojegobohaterawiejskikowalbędziemusiałwyciągaćz
żelaznegopancerza.
-Mogęsalwowaćsięucieczką.
-Wykluczone!Nigdyminieumkniesz!
Rozbawionyprzybrałheroicznąpozę.Indiiniespodziewaniezrobiłosięciepłonasercu.
Wiedziała,żeomiłościzjejstronyniemamowy,alenabrałaprzekonania,żezostaną
przyjaciółmi.
-Przygotowaniazwiązaneznaszymmałżeństwemprzebiegająpotwojejmyśli?-spytał
nagle.-Czymogębyćci…użytecznywjakiejśsprawie?
Indiauświadomiłasobie,żedoważnejuroczystościpozostałoniewieleczasu.
Ogarniętanagłymlękiemszybkosięopanowała.
-Niesądzę,milordzie.Wszystkoprzebiegachybazgodniezplanem.Wujostwosą
nadzwyczajhojni.Zaproponowalinawet,żebymprzeniosłasiędoPercevalHall,alewolę
stądpojechaćdoślubu.WujJamesużyczymipowozu.
Wciążczepiasiędawnegożyciaitakbędziedoostatniejchwili,pomyślałIsham,alenie
oceniałgłośnotakiegopostępowania,tylkopocałowałjejdłońiścisnąłlekko.Itymrazem
pieszczotaciepłychustprzyprawiłaIndięorozkosznydreszcz.Zamierzaładotrzymać
słowaidaćmudziedzica,alewgłębisercabuntowałasięprzeciwtejchłodnejkalkulacji.
Dawniejmarzyła,żeoddasiętylkomężczyźnie,któregopokocha,aleterazbyłozapóźno
nawahaniaiwątpliwości.Ishamprzekonasię,żejestwstydliwaipozbawionawszelkiego
do-
świadczenia,jeślichodziodobrzemuznaneuciechy,awtedybezwątpieniarzucisię
znowuwramionaswojejbaletnicy.
Tamyśl,dotądkrzepiąca,nieprzyniosłaulgi.MimotychrozważańIndiapożegnała
Ishamazpogodnątwarzą,gdypodniósłsięwreszcieioznajmił,żemusijużiść.
-Azatemdojutra?-Popatrzyłnaniąidodał:-Mambyćnakolacji?
-Oczywiście,milordzie.Cieszęsięnatospotkanie.
-Naprawdę,mojadroga?-Uśmiechnąłsięiwyszedł.Zostałasamazeswoimimyślami.
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
-Indio,czyśtyoszalała?-PaniRushfordbyłaprzerażonanowinąoproszonejkolacji.-
Jakzdołamyodpowiedniougościćjegolordowskąmość?Niejesteśwstanienadzorować
przygotowań,aMartasamanieporadzisobiezewszystkim.Wgłowiemisięniemieści,
żewystąpiłaśztakąpropozycją.Toszczytbezmyślności.
-Niejawpadłamnatenpomysł-odparłaIndia.-Anthonynalegał,żebymgozaprosiła.
Augościmygobeztrudu,bozGrangeznówprzysłanokoszzjedzeniem.ZnającIshama,
niewątpię,żewystarczynasolidnyposiłek.
-Zgłaszamsiędopomocyprzykolacji-wtrąciłaLetty.-Mamo,nieopowiedziałaśIndiio
przygotowaniachdoślubu.
-Mogłobyćgorzej-przyznaławspaniałomyślnieIsabelRushford.-Uroczystośćbędzie,
rzeczjasna,dośćprowincjonalna.GdybyściebraliślubwLondynie,zapewnesamksiążę
regentzaszczyciłbynasswojąobecnością.MoimzdaniemIshampowinienuważać,żeby
niezniechęcićgodosiebie.Podobnojegoksiążęcawysokośćjestpamiętliwyiniechętnie
przebaczaurazy.
-Książęwie,żejesteśmywżałobie.Anthonyjużsięznimwidział.
Ostatniauwagasprawiła,żepaniRushfordzamilkłanachwilę,leczszybkoodzyskała
rezon.
-Martawspomniała,żedoktorPettiferprzyjechał,żebycięzbadać.Copowiedział?
ZainteresowanieokazaneprzezmatkębyłodlaIndiiogromnymzaskoczeniem,lecz
wkrótcepojęła,zczegowynikało.
-Szybkowracamdozdrowia,aleniepowinnamforsowaćkostki,bowprzeciwnymrazie
będękuleć,idącdoołtarza-tłumaczyłaIndia.
-Tegonamtylkobrakowało!-zawołałapaniRushfordiwzniosłaoczydonieba.-
Sukniaślubnainaszestrojejeszczeniegotowe,braknamczepków,aniestarczyczasuna
kolejnywyjazdorazichwybranie.Zostaniemywyśmiane!Istnenędzarki!
Myliłasię.Niecopóźniejnadjechałpowózwiozącystospudełek.UszczęśliwionaIsabel
oglądałaichzawartośćprzezcałągodzinę.Sukniebyłyprześliczne,amadameRenaud
roztropniedołączyłakilkastaranniedobranychnakryćgłowy.
-Dotwarzymiwtym?-zawołałaradośniepaniRushford,odwracającsiędocórek.
Mierzyławłaśnieozdobionypióremturbanzsatynynaszywanejperełkami.Ztejsamej
tkaninyuszytabyłasuknia.
-Tochybanienasze-wyraziłaprzypuszczenieIndia,zaglądającdokolejnegopudełka.
Wyjęłazniegopantalonyobszyteszwajcarskąkoronkąorazuroczypeniuarz
seledynowegojedwabiu.
-Teślicznefatałaszkinależądociebie-rzuciłaopryskliwiepaniRushford.-
Zamówiłamje,gdywybierałaśmateriały,bowiedziałam,żeniepomyśliszowytwornej
bieliźnie,apotrzebujeszkoszulek,halekoraznocnegostroju.
-Czyniesąnazbytśmiałe?-spytałazarumienionaLetty,oglądającwąskiekalesony.-
Wydawałomisię,żetylkopanowietakienoszą.
-Najnowszykrzykmody-wyjaśniłamatka.-Letty,skromnośćjestpożądana,aletrzeba
wiedzieć,cosięteraznosi.Wiesz,doczegosłużąkalesony,bowaszbratichużywa.
Ilekroćrobimywielkiepranie,możeszsięimprzyjrzeć.Terazidamyponiesięgają,więc
nienależysiędziwić.
RozbawionaIndiastarałasięzachowaćpowagę.Zdaniemjejmatkimoda
usprawiedliwiaławszelkieekstrawagancje.Indiazamknęłapudełko,trochęzaniepokojona
cenąpięknychstrojów.Drżałateżnamyśl,żeprzyjdziejejpokazaćsięmężowiw
cieniutkimnegliżu,któryniewieleukrywał.
GdypaniRushfordposzłanagórę,żebyodpocząć,IndiazwróciłasiędoLetty.
-Przepraszamzatękolację.Jesteśnamniezła?NiemiałamsumieniaodmówićIshamowi.
Samsiędonaswprosił.
-Niesprzeciwiamsięjegowizycie,choćmoimzdaniemdomekpękniewszwach.
Ishamtoprawdziwyolbrzym.Wypełnicałąjadalnię.-Lettyzachichotała.-Przystole
będziemysięszturchaćłokciami.
-Niewiem,cogonapadło.
-Ajeślizapragnąłspędzićwieczórwtwoimtowarzystwie?-odparłanieśmiałoLetty.
Indiauśmiechnęłasię,alepokręciłagłową.
-Czemuuporczywiedowodzisz,żecośdomnieczuje?Przecieżtonieprawda.Nadal
jesteśmysobieobcy.Byłabymnaiwna,łudzącsię,żepoślubiezmieniobyczaje,
przestaniegraćwkartyiuganiaćsięzakobietami.
Lettybyławyraźniezakłopotana,aleniedawałazawygraną.
-Wydawałomisię,żegopolubiłaś.Jesttakimiły.
-Owszem:miły,hojny,rozumnyidowcipny,aletobezznaczenia-przyznałaIndia,
wzruszającramionami.-Pomówmyoprzygotowaniachdojutrzejszejkolacji.
-Nie!-ZdenerwowanaLettypoczerwieniałazprzejęcia.-Muszępowiedzieć,comileży
nasercu,choćbyśmiałamniezatoznienawidzić.Niesprawiedliwieoceniaszlorda
Ishama.Zgóryzałożyłaś,żegoniepokochasz,więcjestuciebiebezszans,askorotaksię
sprawymają,powinnaśzerwaćzaręczyny.
Indiazniedowierzaniemspoglądałanasiostrę.Nieposądzałajejotakitemperament.
Ostresłowamocnobolały,główniedlatego,żebyłyprawdziwe.
-Tegoniezrobię.Naszemałżeństwodojdziedoskutku-odparłachłodnoIndia.Gdy
siostrzeoczysięzaszkliły,natychmiastzłagodniała.-Spróbujęzmienićsięnalepsze.
Wyglądanato,żeAnthonyijazostaniemyprzyjaciółmi.Wiesz,żepotrafimnie
rozśmieszyć.Zgoda,przestanęgodręczyć.Jutrowszystkomuwynagrodzę.
Niestety,zawiodłasięwswychrachubach.NastępnegodniaprzybyłodIshamaposłaniec
zwiadomością,żejegolordowskamośćniezmiernieżałuje,leczniecierpiącezwłoki
obowiązkiwzywajągodoLondynu.Indięznówogarnęływątpliwości,bopodczas
ostatniejwizytyniewspomniałopilnychzajęciach.Mimowolizastanawiałasię,jakie
sprawyskłoniłygodowyjazdu.WspomniałaotymLetty.
-Indio,czychoćrazniemogłabyśmuzaufać?Dlaczegostalepodejrzewaszgoo
najgorsze?
Indiamusiałaprzyznaćjejrację.ZnowuoceniłaIshamanapodstawiewłasnych
uprzedzeń,chociażnieznałafaktów.Takczyinaczejniecierpliwieczekałanawieściod
niego,aleprzezkilkanastępnychdniniemiałażadnychwiadomości.Przykutadokanapy
daremniepróbowałaodgadnąć,jakiebyłyrzeczywistepowodynagłegowyjazdu.
Postanowiłazapomniećonurtującychjąwątpliwościach,leczniepotrafiłaurzeczywistnić
tegozamiaru.Znużonabezczynnościąnarzekała,gdyLettypróbowaławciągnąćjądo
rozmowyohaftachorazinnychrozrywkachwysokourodzonychdam.
-Namalujpamiątkowyobrazek-zachęcałapogodniesiostra.
-Byłbywyłączniepamiątkąmojejnieporadności,kochanie.Zapomniałaś,żewszkole
lekcjerysunkubyłymojąpiętąachillesową?Usiłowałammalowaćnaszkle,jedwabiui
wszelkichmateriałach.Efektzawszebyłżałosny.PaniGuardingwemniezwątpiła.
Odwiedzinykrewnychiznajomychbyłydlachorejmiłąrozrywką.Zplebaniiprzyszła
ciotkaElizabethijejcórki,aledopieroHesterznalazłaskutecznelekarstwona
przymusowąbezczynnośćinudę.
-Znaszto?-spytała,wręczającIndiiksiążkę.
-Rozważnairomantyczna?Jeszczenie.Dziwnytytuł.
-Alepowieśćjestniesłychaniezajmująca.Wypręsięciebie,jeśliniezwariujesznajej
punkcie.
-Nieszczędziszpochwał!
-Sązasłużone.Gdzietwójnarzeczony?Byłampewna,żegotuzastanę.
-WyjechałdoLondynu.Hesternieodpowiedziała,natomiastpaniRushfordwykorzystała
sposobność,bywyrazićswojeniezadowolenie.
-Tenwyjazdjestminienarękę-marudziła.-Tylemamwątpliwościdotyczących
remontuwGrange,więcchciałamsięnaradzićzIshamem.Niechtobędziedlaciebie
nauczką,Indio.Panowierobią,cochcą,nieoglądającsięnainnych.
Indiaspojrzałanaprzyjaciółkęiudającatakkaszlu,zakryłatwarzchusteczką.
-Jaktwojastopa?-spytałapochwiliHester,miłosierniepowstrzymującsięod
komentarzy.-Kiedyzacznieszchodzić?
-DoktorPettiferzapewnia,żejutrostanęnanogi.
-Niejestempewna,czywartonadalkorzystaćzjegousług.Jestprzesadnieostrożny.
Gdybysięnieuparł,Indiachodziłabyodtygodnia-gderałapaniRushford.
Hesterzacisnęłausta,alepodwpływembłagalnegospojrzeniaprzyjaciółkidarowałasobie
kąśliwąuwagęizmieniłatemat.
-Czymogęciwczymśpomóc?-zwróciłasiędoniej.-Spakowałaśkufry?
-Toniezajmiejejwieleczasu,skoromusirozpocząćmałżeńskieżyciebezporządnej
koszulinagrzbiecie-burknęłapaniRushford.
-Mamo,chybaciwspomniałam,żegdypojedziemydoLondynu,Ishamzawieziemniedo
madameFelice.
-Adotegoczasumasznosićstarełachmany?WCheshireniebędzieszmiałaconasiebie
włożyć.
-Zamierzamyprowadzićciche,spokojneżycie.Hester,skorozaoferowałaśpomoc,
pomóżmiwejśćposchodach.Lettypoukładaławiększośćrzeczywkufrach,aletrzeba
spakowaćresztę.-Gdyschroniłysięwsypialninagórze,Indiaodetchnęłazulgą,stanęła
przedkuzynkąipokręciłagłową.-Ilekroćspotykaszmamę,niewiedziećczemuodnoszę
wrażenie,żeladachwilawybuchniesz.
-Zapewnedlatego,żeonadziałaminanerwy-padłaszczeraodpowiedź,aHesternie
miaławyrzutówsumienia.-Cosprawiło,żeIshamtaknaglewyjechał?Ojciecchciał,
żebyściewtygodniupoprzedzającymślubprzyjechalidonasnakolację.
-Niemampojęcia-odparłaszczerzeIndia.-Jakwspomniałaś,Ishamopuściłnascałkiem
niespodziewanie.
-Byłaśrozczarowana?
-Raczejnie.-Indiatrochęoszukiwała.Musiałaprzyznaćuczciwie,żezaskoczyłjąnagłą
zmianąplanów.Zaskoczenie?Nicwięcej?WgłębiduchaIndiaodczuwałalęk.Czyżby
IshamwróciłdoLondynu,abyprzedślubemzłożyćostatniąwizytęswejbaletnicy?Czy
wdziękitejpannystanowiątaksilnąpokusę,żeniejestwstaniedługoprzebywaćzdala
odniej?Zapewneterazzaśmiewasię,przekomarzasięzniąiżartujewsposób,który
Indiabardzopolubiła.Trudno…Jeślitakmawyglądaćichwspólneżycie,trzeba
zawczasupogodzićsięzlosem.
-Jestemszczęśliwa,żemnieodwiedziłaś-powiedziałaserdecznie,odwracającsiędo
Hester.-Idziękizaksiążkę.Źleznoszęprzymusowąbezczynność.
-Próbujęsobieprzypomnieć,jakiezajęciaproponowanomi,kiedybyłam
rekonwalescentką.Miałamwybór:rysunkizużyciemszablonów,robieniewycinaneki
sylwetdoozdobylistówokolicznościowych,szycie,atakżeukładaniebukietówze
sztucznegokwiecia.-Skrzywiłasiętakzabawnie,żeIndiawybuchnęłaśmiechem.-Nie
kpijzemnie-skarciłająHester,-Nawypadekgdybymisiępogorszyło,mamadoradzała
skomplikowanehaftygobelinowe.
-Jesteśniemożliwa!-Indiaodwieludniniebyłarówniewesoła.
-Maszrację!Nierokujężadnychnadziei.Bierzmysiędopracy.Comamwłożyćdo
kufrów,skarbie?
-Lettyprawiewszystkospakowała.PrzejrzałyśmyrzeczykupionenawyjazddoLondynu,
wybierającteuszytezciemniejszychicięższychtkanin.WCheshirezpewnościąbędzie
chłodno.
-Starczycitego?-Hestersprawdzałazawartośćwypełnionychdopołowykufrów.-
Chętniepożyczyłabymcikilkasukienek,aleniebędąpasować.Przyślęciszalei
rękawiczki,dobrze?Napewnosięprzydadzą.
Indiazamierzałaodmówić,aleHestertakszczerzezaoferowałapomoc,żeniechciałajej
robićprzykrości.
-Bardzoproszę,jeślitoniekłopot.Mamasięucieszy.Jestprzekonana,żebędęwyglądać
jakostatnianędzarkaiskompromitujęsię,wchodzącdowyższychsfer.Ishamowi
wystarczyjednospojrzenie,żebynabrałdomnieodrazy.
-Sądzisz,żetomożliwe?Jeślidlaniegoliczysięgłówniewygląd,wcozresztąnie
wierzę,niepowinienbyćtobąrozczarowany.
-Chybamaszrację,żeniebędziezwracaćuwaginamojąprezencję.-Indiaposmutniała,
aleniedałaposobiepoznać,conaprawdęmyśli.Czułabysięupokorzona,gdybyjej
obawysiępotwierdziły.Pochwilidodała:-Otwórzkomodęiszafę.Pewnieznajdziemy
trochęrzeczy,któreuzupełniąmojąkolekcjętakzwanychłachmanów.
-Możeto?-Hesterwyjęłaciepłypłaszczwkolorzejasnegobrązu.-Doskonałyna
podróż.
-Oczywiście!Całkiemonimzapomniałam.Latembyłzaciepły,więcanirazuniemiałam
gonasobie.Czytenfasonwyszedłjużzmody?
-Ależskąd!-Hesterwybuchnęłaśmiechem.-Wciąguostatniegopółroczamodaprawie
sięniezmieniła.Domyślamsię,dlaczegopytasz.ChceszrzucićLondynnakolana.
-Niemamtakichaspiracji.Moimprzeznaczeniemjestzostaćposłusznążoną,paniąkilku
wytwornychdomówikochającąmamą.-Natychmiastpożałowałatychsłów,boHesterz
pewnościąsłyszaławgłosietongoryczy,atakbyćniepowinno.Kujejogromnemu
zdziwieniuostatniauwagazostałaprzezkuzynkęzbagatelizowana.
-Twojeżycienapewnookażesięznaczniebogatsze.Wierzmi,ubokumężczyzny
takiegojakIshambędzieszmusiałatakżemyśleć.
-Ktowie?Możeistotnietaksięułoży-przyznałaIndia.RozmowazHesterjakzawsze
dodałajejotuchy.-Zobaczymysięprzedmoimślubem?
-Niesądzę.Niemaszpojęcia,jakiezamieszaniepanujewPercevalHall.Ojciec
postanowiłwydaćcięzamążwwielkimstylu.Mamajestogromniezajęta,więc
obiecałam,żejejpomogę.-Hesterpocałowałakuzynkęwczoło.-Nieforsujstopy.
Trudnobyłobymipowstrzymaćśmiech,gdybymmusiałapatrzeć,jakkuśtykaszdo
ołtarza.-Podeszładodrzwi,alenaodchodnymjeszczesięodwróciła.-Kochanie,jestem
pewna,żetomałżeństwowyjdziecinadobre,imamnadzieję,żebędzieszszczęśliwa.
Przestańsięzamartwiać.
Podjęłaśwłaściwądecyzję.
TekrzepiącesłowadobrzewpłynęłynaIndięiprzezkilkanastępnychdnipomagałyjej
walczyćzwątpliwościami.Zbliżałasiędataślubu.Indiażyłajakweśnie.Wszystko
wydawałosiętrochęnierzeczywistenawetwówczas,gdyIshampojawiłsięnareszciena
dzieńprzedceremonią.Wydawałsięzatroskany,chociażjakzwyklepowitałjąmiłym
uśmiechem.Następniepocałowałwrękę,musnąłwargamipoliczekiwyjąłzkieszeni
płaską,niedużąpaczuszkę.
-Cotojest?-spytałaIndia.
-Otwórz,kochanie.Gdyodwinęłapapier,jejoczomukazałosięzieloneskórzaneetuiz
ozdobnymzameczkiem.Uniosławiekoiwstrzymałaoddech.Nasatynowejpoduszce
leżał
sznurcudowniedobranychpereł.Nawetzupełnylaikniemiałbywątpliwości,żenaszyjnik
kosztowałmajątek.
-Todlamnie?-spytałazniedowierzaniem.
-Pierwszyztwoichślubnychprezentów.Mogę?-Nieczekającnaodpowiedź,wyjął
sznurpereł,założyłjejnaszyjęizapiąłstarannie.-Niechceszsięprzejrzeć?
Bezsłowapodeszładolustraizradościąprzyglądałasięnaszyjnikowipołyskującemu
lekkonatlejasnejskóry.
-Przepiękny-westchnęła.
-Taksamojakty,najdroższa.Kupiłemteżślubnypierścień,choćniebyłempewny
rozmiaru.Przymierzysz?-Ująłjejdłońinaserdecznypalecwsunąłpierścionekzwielkim
szmaragdem.-Mamnadzieję,żetrafiłemwtwójgust.
-Anthony,pasujeidealnie,leczbojęsięnosićtakicennyklejnot.Cozrobię,jeślimigo
ukradną?
-Narazieniemawpobliżuzłodziei.-Zuśmiechemrozejrzałsiępopokoju.-Obiecuję,
żeodtądzawszebędęmiećprzysobiepistolet.
-Mamasłusznietwierdzi,żemniepsujesz-odparłanieśmiało.
-Przesada,todopieropoczątek.Najdroższamoja,obiecujęciszczęśliweżycie.
Wierzyszmi?-Gdykiwnęłagłową,nazbytwzruszona,żebyodpowiedzieć,dodał:-Jutro
jerozpoczniemy.Mamdlaciebieniespodziankę.
-Jeszczejedną?Powieszmi,cowymyśliłeś?
-Nie,musiszsięuzbroićwcierpliwość.Jeszczejednomusimyustalić.Moimzdaniempo
weselunależałobyspędzićnocwGrange.Czekanasdzieńpełenwrażeń,aprzyjęcie
weselneskończysięzbytpóźno,żebyplanowaćdalsząpodróż.Mamrację?
-Chceszruszyćnastępnegodniawczesnymrankiem?
-Tak.DoCheshiredalekadroga.Będziemyjechaćetapami,częstoodpoczywając.
-Anthony,wydajemisię,żecościętrapi.-Indianiechciałagowypytywać,pomnana
uwagiswejmatkinatematwścibskichżon,aleczuła,żejestnieswój.
-Nictakiego,kochanie.Awięcdojutra.Wkrótcerozpoczniemynoweżycie.-Przytulił
Indię,szybkowypuściłzobjęćiwyszedł,zostawiającjąwniepewności,czyabynie
żałuje,żezdecydowałsięnamałżeństwozrozsądku.
DzieńślubuIndiiwstałjasnyipogodny.ZGrangeprzyjechałarankiempokojówkaNan.
Paniisłużącaodrazupoczuływzajemnąsympatię.SpokojnaimiłaNanbyłarównież
znakomitąfryzjerką.Indiaanisięobejrzała,jakusadowionojąwpowozie,którymmiała
jechaćdokościoła.
Wszystkozdawałosięnierealne.Niebyłanawetcałkiempewna,czyistotniejestIndią
Rushford,mającąwnetpoślubićmężczyznę,któregoledwieznała.Tosięniemieściłow
głowie.
Zezdumieniemstwierdziła,żekościółwypełniłsiętłumemgości,aleichtwarzezlewały
się,gdyprowadzonapodrękęprzezbrataszławolnogłównąnawą.
Potemzobaczyławysokąsylwetkęnastopniachołtarza.GdyIshamodwróciłsiędoniej,
jegotwarzpromieniałaszczęściem.Indiauśmiechnęłasię,gdynagłeujrzałaznajomą
postać.ObokAnthony’egostałOliverWells.Awięctobyłakolejnaniespodzianka!
PastorWilliamPercevalgestemzachęciłpaństwamłodych,żebysiędoniegozbliżyli,i
rozpocząłuroczystenabożeństwo.Ishamgłośnoizdecydowaniepowtarzałzanim
małżeńskąprzysięgę.Indiamówiłaniemalszeptem.
Poceremoniizłożylipodpisypoddokumentamiiprzeszligłównąnawąwśródtłumu
uradowanychgości.Jaktoszybkosięodbyło:zaślubiny,nabożeństwo…ibyłajużlady
Isham,związanąnacałeżyciezidącymobokniejmężczyzną.WzdłużdrogidoPerceval
Hallzgromadzilisięokoliczniwieśniacy,zktórychwielupracowałowposiadłościsir
Jamesa.Indiapozdrawiałaichuniesionąręką.
-Jesteśbardzolubiana,drogażono.-Ishamobjąłjąramieniem.
-Większośćtychludziznamoddziecka.Miłozichstrony,żeprzyszliżyczyćnam
pomyślności.Milordzie,jakwśródtwoichdrużbówznalazłsięOliverWells?
-Stillingtonmainnezobowiązania.Pomyliłdaty…-Ishampuściłdoniejoko,więc
domyślniepokiwałagłową.
-Ijamamwtouwierzyć?Sądziłam,żesięnieznacie.
-Postarałemsię,żebynassobieprzedstawiono.
-PojechałeśdoBristolu?Nicmiotymniemówiłeś.
-Tobyłajednazmoichtajemnic.Spodobałacisięniespodzianka?
-JestemniązachwyconaprzezwzglądnaLetty.JaknamówiłeśmatkęOlivera,żeby
przystałanawizytęunas?
-Tenmłodyczłowiekniejestpokornymmaminsynkiem.Cechujegoogromna
stanowczość.Acodomatki,niemusiałemjejdługoprzekonywać.Wręczprzeciwnie,była
niezwykleuradowana.
-Anthony,wykorzystałeśjejsnobizm?
-Chybatak.-Uśmiechnąłsię.-ConasobchodziOliverWells?Musimyonim
rozmawiać?Chcęcipowiedzieć,żewyglądaszprześlicznie.
UniósłpodbródekIndiiiczułepocałowałjąwusta.Dotknięcieciepłychwargbyło
rozkoszneiniepokojące.Odruchowozaprotestowała.
.-Anthony,wszyscynanaspatrzą!
-Drogażono,oddziśmamyprawodotakichczułości.
-Aleniewmiejscachpublicznych.Tomiałamnamyśli.
-Racja,kochanie,ostrzegamcięjednak,żeznajdęjakiścichykąt.
Zarumieniłasięizulgąstwierdziła,żepowózstoiprzedPercevalHall,więcIsham
przestałsięzniądroczyć.Potemdługoniemieliokazji,żebyporozmawiaćnaosobności.
Ustawiłsięprzednimidługirządskładającychżyczeniaweselnychgości.Jednąz
pierwszychosób,którepodeszłydonowożeńców,byłapoprzednialadyIsham,matka
Henry’ego.GdyprzedstawiłjąIndii,taniekryłazdumieniaizzachwytempatrzyłana
wysoką,szczupłądamęowielkich,ciemnychoczachiklasycznychrysach.Pomyślała,że
torzeczywiściepięknakobieta.
-Miałamnadzieję,żepoznamysięwcześniej,mojadroga.-Pochyliłasię,żebyucałować
pannęmłodą.-Niestety,Henryprzyjechałspóźniony.Dotarliśmytutajdopierowczoraj,
późnąnocą.Niebędzieszsięotonamniegniewać,prawda?-Ledwiewyczuwalnyakcent
zdradzałobcepochodzenie.Indiaprzywitałasięserdecznie.
-Ogromniesięcieszymy,żepanizechciałaprzyjechać.
-MamnaimięLucia,Bezzbędnychceremonii,proszę.Liczęnato,żebędziemy
przyjaciółkami-dodałaizwróciłasiędoIshama,żebymuzłożyćżyczenia.
DużopóźniejIndiaznówmiałasposobnośćzniąrozmawiać.Gdywygłoszonotoasti
mowyokolicznościowe,aprzyjęcieweselnedobiegałokońca,Luciasamadoniej
podeszła.
-Milady…
-Proszęmówićmipoimieniu.JestemIndia.Wczymrzecz?
-NiemogęznaleźćHenry’ego.Pewnieuznasz,żetoidiotycznawymówka,aleszybko
opadamzsił.Miałamnadzieję,żesynodwieziemniedogospody.
-Proszę?-Indiapopatrzyłananiązniedowierzaniem.-NiezatrzymaliściesięwGrange?
Przecieżtobezsensu.
-Niemaszracji,mojadroga.PrzekonałamHenry’ego,żedlanowożeńcówgościesą
jedyniezawadą.
-Ależniepotrzebniemiałaśtyleskrupułów.-MimowszystkonieudałosięIndii
przekonaćjej,żebynocowaławGrange,więcdodała:-Wtakimrazieobiecajmi,że
Henryjutroprzywiezieciędopałacu.Mojamatkaisiostrabędątammieszkać.Letty
ucieszysięzmiłegotowarzystwa.
-Tyisiostrajesteściesobiebardzobliskie,prawda?
-Owszem.-Indiaspojrzałanazacisznąwnękę,wktórejschronilisięLettyiOliver.
Wydawałojejsię,żeotaczaichświetlistaaurawzajemnejmiłości.Gdypatrzylisobiew
oczy,niebyłowątpliwości,żesiękochają.
-Uroczaistota.Odrazuwidać,żetenmłodyczłowiekjąuwielbia-szepnęłaLuciai
zachwiałasięlekko.
-Jesteśbardzosłaba!Błagam,usiądź!
-Nicminiejest.Wybacz,niechciałabymcizepsućwesela.
ZatroskanaIndiadostrzegłanajejtwarzywyraźneoznakizmęczenia.Pogłębiłysię
nielicznezmarszczkiwkącikachoczu,podktórymiwidaćbyłociemnesińce.
-Chodźzemnądomałegosalonu.Nikttamniebędziecięniepokoił.PrzyślęciLetty…
-Nie,proszę.
-Jestspokojna,niebędziecisięnaprzykrzać.
Lettynatychmiastspełniłajejprośbę.Byłatakszczęśliwa,żewszystkimprzychyliłaby
nieba.Indiadaremnierozglądałasię,szukającwzrokiemHenry’ego.Zdziwiłasię,bow
tłumiegościniewidziałateżwysokiejpostaciIshama.Czyżbybraciawybralisięna
przejażdżkępookolicy?Wtakidzień?Tochybaniemożliwe.
Zobaczyłaichwgłębidługiegokorytarzapogrążonychwrozmowie.Gdypodeszłabliżej,
usłyszaławgłosieIshamagniewnyton.
-Niebędziemynatentematdyskutować.Toniejestodpowiedniczasimiejsce.
-Przecieżmusisz…-Henrybłagalnymgestemdotknąłjegoramienia.
-Nie!-uciąłIsham,odsuwającsięgwałtownie.-Tomojeostatniesłowo!
Indiapodbiegładonich,przerywająckłótnię.Wiedziała,żesięporóżnili,alepostanowiła
niezwracaćnatouwagi.
-Henry,matkacięszuka-rzuciłapospiesznie.-Możeszzawieźćjądogospody?Jest
wyczerpana.
Henrywydawałsięzaskoczony,alenatychmiastposzedłspełnićjejprośbę.India
poczekała,ażodejdzie,izwróciłasiędoIshama.
-Luciapowinnadłużejodpoczywaćpopodróży.Szkoda,żeHenrynieprzywiózłjejprzed
kilkomadniami,zamiastwczorajpędzićtuzLondynu.-Popatrzyłanamęża.-
Wybacz,niezamierzamciękrytykować,aleniepodobamisię,żetwojarodzinanocujew
gospodzie,skoromamytylewolnychpokoi.Nalegałam,żebyjutroprzenieślisiędo
Grange.
-Spodziewasz,że,jaknawładczegomężaprzystało,stanowczozabronię?-Objąłją
ramieniemimocnoprzytulił.
-Jestempewna,żetegoniezrobisz.BardzopolubiłamLucię.JestHiszpanką?
-Nie,Włoszką.OjciecpoznałjąprzedlatywczasiedługiejpodróżypoEuropie.Lucia
mieszkawAngliioddwudziestupięciulat,aleniepozbyłasiędotądobcegoakcentu.
-Podobamisięjejsposóbmówienia.Mamnadzieję,żeodwiedziGrange.Lettymiałaby
towarzystwo.
-Oilesięniemylę,wystarczyjejterazOliver.Musiszsiępogodzićztym,żesiostra
niedługowyfruniezrodzinnegogniazda.
-Niezamierzamprotestować,oilebędzieszczęśliwa.
-Chybawypełniliśmyjużtowarzyskieobowiązki.Możemyopuścićnaszychgości.
Wziąłjązarękę.Szliprzezzatłoczonysalondociotkiiwuja.Tenostatniniedbałym
ruchemrękinakazałimmilczenie,gdymudziękowali.JegożonaElizabethuściskała
Indięirazjeszczezłożyłażyczeniamłodejparze.PaniRushfordostentacyjnieuniosłado
oczuchusteczkę.NajtrudniejszebyłojednakpożegnaniezLetty.Indiarzuciłasięwjej
ramiona.
-Jesteśszczęśliwa?-szepnęła.
-Ażtrudnouwierzyć-odparłazprostotąLetty.-Anthonyobiecałmipomóc,alenie
śmiałamżywićnadziei.Powiedziałamniedawno,żemójkochanyszwagierto
najzacniejszyzludzi.Będzieciznimjakwniebie.
ZdumionaIndiapatrzyławjejlśniąceoczy.Czytakwyglądająludziekochającyz
wzajemnością?Stałosięjasne,oczymLettygodzinamirozmawiałazIshamem.
NajważniejszymtematembyłOliverWells.
UcałowałaHesteriGilesa,apotemwsiadładopowozu,którymiałzawieźćnowożeńców
doGrange.KiedyopuszczaliPercevalHall,machałanapożegnanie,ażprzestała
rozpoznawaćznajomesylwetki.DopierowtedyIshamsięodezwał.
-Dlanasobojgazaczynasięnoweżycie-przypomniałcicho.-Indio,będzieszmojążona,
aleczyzechcesztakżesięzemnązaprzyjaźnić?Tworzymydobranąparę,ajazrobię
wszystko,żebyuczynićcięszczęśliwą.
-Jużcisiętoudało.-Odruchowodotknęłajegoręki.-Lettyznówjestsobą.Poraz
pierwszyod…odkądwróciłyśmyzLondynu,promieniejeradością.
-Bardzosięztegocieszę.LettyiOliverbardzodosiebiepasują.Pięknaznichpara.-
ZapewneIshamzorientowałsię,żeIndiaominęłazręczniedrażliwytemat,jakimbyła
śmierćojca,aleniedałtegoposobiepoznać.Uradowanazaczęłasięznimprzekomarzać.
-Ładnietotak,milordzie?Zostałampaskudnieoszukana.Twierdziłeś,żemusiszbyćw
Londynie,ipojechałeśdoBristolu.-GdyIshamzmieniłsięnatwarzy,zawołała
natychmiast:-Bardzoproszę,wybaczmi!Tylkożartowałam.-Niemiałapojęcia,
dlaczegopoczułsięurażony.
-Naturalnie.-Wziąłjąwramionaiprzytulił.-Zapewniam,żenieoszukałemcię,Indio.
ZajechałemidoLondynu.
Wjegogłosiebrzmiałanutasugerująca,żenienależyciągnąćtegotematu.Gdyją
pocałował,wszelkieostrzeżeniastałysięniepotrzebne,boIndiazapomniałaocałym
świecie.
Oddychałaztrudem,gdywypuściłjązobjęć.
-Mamdociebieprośbę-rzekł,dotykającpoliczkiemjejwłosów.
-Jaką?-spytałaprzytulonadojegoramienia.
-Nieprzebierajsiędokolacji.Chciałbymzawszepamiętać,jakdzisiajwyglądałaś.
-Todrobiazg.Staniesięwedługtwegożyczenia,milordzie.-Popatrzyłananiegoi
roześmiałasię,niezwykledumna,żepochwaliłjejwybór.Znowujązaskoczył.Nie
posądzałagooromantyczneskłonności.
WGrangenaschodachzebrałasięcałasłużba,witającmłodąparę.Indiazkażdym
zamieniłakilkasłów,przypominającsobieznanewcześniejimionaiobiecującwduchu,
żeszybkonauczysięnowych.
Poszłanagórę,abyzdjąćbajeczny,podbityfutrempłaszczpodróżny,następnykosztowny
prezentślubnyodIshama.Machinalnieskierowałasiękudrzwiomswejdawnejsypialni,
alezatrzymałająNan,którawyjrzałazzauchylonychdrzwinajwiększegopokojuna
pierwszympiętrze.
-Tutajjestpanisypialnia,milady.
-Oczywiście.
Czułasięniezręcznie,wchodzącdozbytkownieurządzonegopomieszczenia.
Uświadomionojejprzedchwilą,żenastałkrespanieńskiejswobody.Oddziśmiaładzielić
sypialnięzAnthonym.Ogieńpłonąłwesołonakominku.Nanwyjęłazkufranocnystrój
Indiiiztroskąprzyglądałasięswojejpani.
-Którąsuknięprzygotowaćnawieczór,milady?
-Niebędęsięprzebierać.LordIshamwoli,żebymzostaławsukniślubnej.Możeszmnie
uczesać?
StojącaprzyłóżkuNanwsunęłacośpodpoduszkęicofnęłasięnatychmiast.
-Corobisz?-spytałazaciekawionaIndia.
-Proszęniemiećmizazłe,milady.Unasnawsijesttakizwyczaj.Pewneamulety
przynosząszczęście-tłumaczyłazarumienionaNan.
Indiapokręciłagłową.Jużwiedziała,ocochodzi.Talizmanzapewniającypłodność…
Milczała,gdypokojówkaukładałajejwłosy.Potemzeszłanadół,gdzieczekałmąż.
-Zarazpodadząkolację-powiedział.-Jesteśgłodna?
-Raczejnie.
-Musiszcośzjeść,najdroższa.Tobyłmęczącydzień,ajutrotrzebawcześniewstać.
Niechcę,żebyśopadłazsił.
PodczaskolacjiIshamumyślniepodtrzymywałlekkąimiłąkonwersację,bowyczuwał,że
Indiasiędenerwuje.RozmawiałoGilesieiLetty,ozarządzaniumajątkiemiszczęściu
zakochanych.Taktykaprzyniosłaspodziewaneefekty,bowkrótcedyskutowałaznimbez
skrępowania.Gdyzamierzaliprzejśćdosalonu,ktośzałomotałdodrzwi.Zdziwiony
Ishamspojrzałpytająconakamerdynera.
-Zarazsprawdzę,milordzie.-Tibbswyszedłzjadalni.Wróciłpokilkuminutach.
-Ktośdopana,milordzie.
-Każmuodejść.
-Jużpróbowałem,leczodmówił.-Tibbspodałnasrebrnejtacywizytówkę.
NiezadowolonyIshamrzuciłokiemizerwałsięnarównenogi.
-Przepraszam,Indio.Zarazwrócę-powiedziałinatychmiastopuściłsalon.
ROZDZIAŁJEDENASTY
Indiadługosiedziałasamaprzystole.CozatrzymałoIshama?Zniecierpliwionawstałai
zaczęłachodzićpopokoju.Zpowoduogromnegonapięcia,wjakimżyławciągukilku
ostatnichtygodni,jejnerwybyływopłakanymstanie.NawetwGrange,gdziespędziła
dzieciństwoimłodość,nieczułasięjakusiebiewdomu,ponieważwystrójzmieniłsięnie
dopoznania…itaksamobyłozjejżyciem.RanonazywałasięIndiaRushford,akilka
godzinpóźniejzbłogosławieństwemkościołazostałaladyIsham,poślubionąmężczyźnie,
którybył
wprawdzieuprzejmyihojny,leczniemalobcy.Miaławrażenie,żeśni.
Pochwiliwzięłasięwgarść.Samapodjęładecyzję,odrzucającpoważnewątpliwości.
DziękitemupołożeniewszystkichRushfordówpoprawiłosięowielebardziej,niżmożna
byprzypuszczać.Terazpozostałdospełnieniakolejny-najtrudniejszy-obowiązek.
MusiałatejnocyoddaćsięIshamowi.
Zadzwoniłanasłużbę,kazałapodaćherbatęwsalonieiwyszłazjadalni.Idąckorytarzem,
spostrzegła,żedrzwidogabinetumężasązamknięte.Dobiegałyzzanichstłumione
męskiegłosy.WieczornygośćIshamazajmowałgoswoimisprawamiznaczniedłużej,niż
wypadało.Indiazastanawiałasię,czyniewejśćdośrodka,leczpochwilizmieniłazdanie.
Gdywprzyległymsalonienalewałaherbatę,dobiegłyjąpodniesionegłosy.Z
niepokojemstwierdziła,żedrugiedrzwiwiodącezsalonudogabinetusąuchylone.
Podesz-
ła,żebyjezamknąć,aleniezrobiłatego,bopanowiemoglibyjązauważyćiposądzićo
podsłuchiwanie.Ishammówiłtonem,którysprawił,żezimnydreszczprzebiegłjejpo
plecach.Brzmiaławnimnutawzgardy.
-Musiszczekać-oznajmił.-JutrowyjeżdżamdoCheshire.Twoimisprawamizajmęsię
popowrocie.
-Niemamowyozwłoce,Anthony!Przecieżcitłumaczyłem.Jeślimiterazniepomożesz,
będęzrujnowany.
-Trzebabyłootympomyśleć,nimrozpocząłeśswójproceder.Narazieniemogęnicdla
ciebiezrobić.
-Będzieszmusiał,jeśliniechcesz,żebynaszarodzinaokryłasięhańbą.Cobynato
powiedziałatwojamłodażona?
-Szantaż,Henry?Nieważsięnawetotymmyśleć.Zapewniam,żeniedamsięzastraszyć.
Powiedziałeśwszystko,comiałeśdopowiedzenia,aterazsłuchaj.
Indiawzdrygnęłasię,bomówiłbezlitosnymtonem.Niesądziładotąd,żemożnatak
upokorzyćczłowieka.Chwilaminierozumiała,wczymrzecz.Uwagidotyczącekorupcji,
oszustw,szkalowaniawspółobywatelistanowiłydlaniejprawdziwązagadkę.Jednego
byłapewna:Ishambezcienialitościodzierałbratazludzkiejgodnościipoczuciahonoru.
Drżączprzerażenia,zakryłauszyrękoma,leczchoćsłowaprzestałydoniejdocierać,
ostrytonbył
niedozniesienia.Doprowadzonadoostatecznościszerokootworzyładrzwiipodbiegłado
rozgniewanychmężczyzn.
-Przestańcie-błagała.-Dzisiejszydzieńjestwyjątkowy,niewolnosiękłócić.
Anthony,przecieżniedawnowzięliśmyślub.
GdyIshamodwróciłsiędoniej,przerażonacofnęłasięnatychmiast.Smagłątwarz
wykrzywiławściekłość.
-Wyjdźstąd!-krzyknął.-Niccidotego!Pobladłajakściana.Niepoznawałastojącego
przedniąmężczyzny.Obawiałasięnawet,żemógłbyjąuderzyć,więcbezsłowa
odwróciłasięiwybiegła.
Siedziaławsypialniprzygasnącymogniu,gdywreszciedoniejprzyszedł.Nawetnie
spostrzegła,kiedyNanzdjęłajejsuknięiubraławkoszulęnocnąobszytąkoronkamioraz
przezroczystypeniuar.Nieustanniemyślałaomężczyźnie,któregopoślubiła.Dziśpokazał
jejsięodnajgorszejstrony,aniedawneodkryciezaskoczyłojąiprzeraziło.Powinnabyła
zaufaćpierwszemuwrażeniu,któreokazałosięprawdziwe.Popełniłabłąd,bozwiedziona
czułymisłówkamiIshamaijegohojnościąnabrałapoczuciabezpieczeństwa.Niemalgo
polubiła.Namyślotymznówsięwzdrygnęła.
-Zmarzłaś?-Wdźwięcznymbarytonieniesłyszałagniewu.-Jakmogłaśpozwolić,żeby
ogieńprzygasł?
Ishamcisnąłnarozżarzonewęglekilkapolan,któreszybkosięzajęły,abuzujące
płomienierzucałyświetlnerefleksynarudewłosyIndii.Zrobiłosięcieplej,leczjejserce
nadalściskałchłód.IshamukląkłobokfotelaiwziąłIndięzaręce.Mruknąłcoś
niezrozumiale,pochyliłsięidotknąłjejstóp.
-Przemarzłaśdoszpikukości.Czemuniepołożyszsiędołóżka?
Bezsłowapokręciłagłową.Niemogłaścierpiećjegoobecnościwswoimpokojuichciała,
żebysobieposzedł.UnikaławzrokuIshama.
-Niemożeszmiprzebaczyć?-spytałcicho.-Zapomniałemsiędziświeczorem.Nie
miałemprawaodezwaćsiędociebietakimtonem,alemojacierpliwośćzostałapoddana
wyjątkowotrudnejpróbie.Czypozwoliszmiwyjaśnić,ocoposzło?
-Niemusiszsiętłumaczyć-rzuciłaoschle.Żadnewyjaśnienianiemogływymazaćzjej
pamięcitamtejokropnejchwili.Terazwiedziała,zkimnaprawdęmadoczynienia.Pod
bylepretekstemIshammożesięznówrozgniewać,awtedyupokorzyjątak,jakupokorzył
brata.
-Wtakimraziechodźdołóżka,kochanie.Pomógłjejwstać,alegdyobjąłjąwtalii,
wyrwałasięnatychmiast.Zacisnąłdłońnajejramieniuiobróciłtak,żestanęlitwarząw
twarz.Popatrzyłgłębokowpiwneoczy,ajegospojrzeniepozbawionebyłowszelkiego
wyrazu.
-Cotoznaczy?-zapytałcicho.-Budzęwtobieodrazę,Indio?
-Nie!Ja…Och,wybaczmi!Niechciałamuciekać.
-Jesteśbardzodzielna!-Opuściłramiona,ajegotwarzprzypominałakamiennąmaskę.
-Czyżbymsięmyliłcodociebie,mojadroga?Miałemnadzieję,żebędziemywobec
siebieszczerzy,ichoćwiedziałem,żemnieniekochasz,pochlebiałemsobie,żebudzęw
tobiecorazwiększąsympatię.
-Takbyło!-Indianiepotrafiładłużejukrywaćswoichuczuć.-Ażdodzisiejszego
wieczoru!Niesądziłam,milordzie,żejakakolwiekludzkaistotazdolnajesttotakiego
wybuchuwściekłości,jakiegoświadkiembyłamniedawno.
-Ogromnieżałuję,żepozwoliłemsobienatowtwojejobecności.
-Niewątpię.Pogratulowaćsprytu,milordzie!Zdołałeśukryćswójprawdziwycharakter
przedcałąmojąrodziną.Jakłatwodaliśmysięzwieść!
-Wy!-Roześmiałsięzgoryczą.-Jeślichodziołatwowierność,mnienależysiępalma
pierwszeństwa.Obiecałaś,żezostaniesznietylkomojążoną,lecztakżeprawdziwą
przyjaciółką!
-Dotrzymamsłowainiewycofamsięznaszegoukładu-oznajmiłastanowczo.-Będę
twojążoną…
-Izgodziszsiędzielićzemnąłoże?Cóżzaszlachetnepoświęcenie!Wybacz,alenie
skorzystam.-Popatrzyłananiegozezdumieniem,więcspytał:-Jesteśzaskoczona,moja
droga?Wierzmi,dotejporyanirazuniemiałemdoczynieniazniechętnąkobietą.
Wszystkieulegałymizwłasnejwoli.
Indiastałaprzednimzwysokouniesionągłowąiczerwonymipoliczkami,czekającna
potokwyzwisk,leczIshammówiłkrótkoitreściwie.Wjegogłosiesłyszała
rozgoryczenie.
-Zwodziszmnie,Indio,alewiem,żetwójgniewjesttylkopretekstem,żebymnie
odtrącić.Odpoczątkumiałaśtakizamiar,prawda?-Milczała,więcmówiłdalej:-Nie
chciałaśsłuchaćmoichwyjaśnień,niepozwoliłaśsięusprawiedliwić.Oczywiścienie
mogłaśtegozrobić,boniebyłobypowodudonegowanianaszegozwiązku.
Indianieodpowiedziała.Zapadłodługie,kłopotliwemilczenie.Ishamnaglesięodwrócił.
-Niemusiszzamykaćdrzwi.Niebędęcisięnaprzykrzać,pókisamadomnienie
przyjdziesz.
Trzaskzamykanychdrzwizabrzmiałwjejuszachjakhukopadającejpłytygrobowca.
Jakmogła?OstresłowaIshamazraniłyją-międzyinnymidlatego,żebyłyprawdziwe.
Czybyławobecniegoniesprawiedliwa?Dotejporyniepotrafiłasobiewyobrazić
podłościusprawiedliwiającejbezwzględnepotępieniebrata,leczrzeczywiścieniezadała
sobietrudu,żebysiędowiedzieć,czydopuściłsięnikczemności.
CzyistotniewykorzystałaswojeoburzenienaIshamaspowodowanejegowybuchem
złości,żebyodmówićnależnychmężowipraw?Pogrążonawrozpaczy-usiałastawić
czołoprawdzie.Ishampoznałciemnezakamarkijejsercalepiejniżonasamaiodkryłtam
obawę,którejniechciałaprzyjąćdowiadomości.Wstydziłasięswegopostępku,alebyło
zapóźno,żebynaprawićbłąd.Okazałasięoszustką.
Dużoczasuminęło,nimpołożyłasięwkońcudołóżka.Ogieńnakominkudawnozgasł,
gdywślizgnęłasiępodkołdrę.Wymacałapodpoduszkąniedużyamuletzaczęła
rozpaczliwieszlochać.
NastępnegodniaIndiaobudzonaprzedświtemprzezNanmiaławrażenie,żeniezmrużyła
oka.DowiedziałasiężelordowiIshamowibardzozależy,abyjaknajwcześniejwyjechali.
Ubrałasiępospiesznieiniechętniewypiłafiliżankęgorącejczekoladypodanejdo
śniadania.
-Milady,nicpaniniezjadła!-oburzyłasięNan.Rankiemnieokazałazdziwienia,żeIndia
jestsamawłóżku.Słyszałajużwcześniej,żemężowieiżonysypiająoddzielnie.
-Niejemnicotejporze-odparłaIndia.-Wdrodzezrobimypopas,żebykonie
odpoczęły.Wtedybędzieczasnaposiłek.
ZpomocąNanwłożyłaciepłypłaszcz,chwyciławoreczekizbiegłaposchodach.Isham
czekałwsieni.Bałasiętegospotkania,alejaksięokazało,niepotrzebnie.Przywitałsięz
Indiąuprzejmieipomógłjejwsiąśćdopowozu.
Byłojeszczeciemno,gdyopuściliGrangeiwjechalinatraktbiegnącywstronęDerby.
TwarzIshamaginęławmroku.Zadbałowygodężony.Podstopamimiałagorącącegłę,a
kolanaokrytefutrzanympledem.
-Jestciciepło?-zapytałztroską.
-Tak,dziękuję.-Niemiałanicwięcejdopowiedzenia,wspartanapoduszkachudawała,
żeśpi.
Nieborozjaśniłosięnieco,aledzieńbyłpochmurny.Naszczęścieniepadało,więcszybko
pokonalipierwszyodcinekdrogi.WpewnymmomencieIshamprzerwałmilczenie.
-Indio,takdłużejbyćniemoże.Spróbujmysięporozumieć,boinaczejnaszeżyciezmieni
sięwpiekło.
Odwróciłagłowę,żebynaniegopopatrzeć,izezdumieniemstwierdziła,żewczarnych
oczachniemagoryczy.Winnychokolicznościachuznałaby,żetorozpacz.
-Zgadzamsię,milordzie-odparłanatychmiast.-Obawiamsię,żeniesprawiedliwiecię
oceniłam.Niepowinnamwyrażaćtakpochopnychsądów.Popełniłambłąd,bonie
pozwoliłamcisięwytłumaczyć.
-Tobezznaczenia.
-Nieprawda!Rzeczjestniesłychanieważna.Powieszmiteraz,ocoposzło?
-Żebyodzyskaćtwojezaufanie?Czyprzedtemnaniezasłużyłem?Niesądzę,mojadroga.
Razjedenstraciłempanowanienadsobąiwyglądanato,żeprzyjdziemidrogozapłacić
zatenbłąd.Nieprzypuszczałem,żektośbliskitakpodlemnieoszuka.
-Proszę!-zawołałabłagalne,drżącnacałymciele.-Niemyśl,żecięoszukiwałam!
-Ty?-Ishamspojrzałjejprostowoczy.-Niemówiłemotobie,mojadroga.Ajeśli
chodziowszystko,conasspotkało,obwiniamtylkosiebie.
-Nierozumiem.-Zmarszczyłabrwi.
-Czyżby?Zatemprzyjmijdowiadomości,żepostępowałemjakgłupiec.Zmusiłemciędo
małżeństwa,chociażomniedbałaśmałoalbowcale.Łudziłemsięjednak,żeznajdę
własnysposób,żebyśmniepokochała.Cóżzagłupota!Możeszprzypisaćtęklęskęmojej
pyszeizarozumiałości.
-Niesądziłam,żezależałocinamojejmiłości-wykrztusiła,spoglądającnaniegoz
niedowierzaniem.
-Skądmiałaświedzieć?Trzebabywynająćjasnowidza,żebyprzeniknąćmojezamysły.
-O,tak!-Indiazamilkła,adojejsercawkradłysięwątpliwości.Chybaźlegooceniła.
MożeLettymiałarację,choćiterazIndiitrudnobyłowtouwierzyć.Jeślitakbyło,
odrzuciłaprawdziweuczucie.Niepotrafiłasięztympogodzić.
-CospowodowałokłótnięzHenrym?-zapytała.
-WspomniałemcioswoimwyjeździedoLondynu.Zostałemtamwezwanyprzez
najwyższewładze.KiedyHenryprzebywałwIndiach,okryłhańbąnietylkosiebie,lecz
takżenaszkraj.Wzamianzałapówkizłożyłobietnice,którychspełnienianiebyłwstanie
dotrzymać.Darujęciopowieśćośrodkachisposobach,którewjegomniemaniupowinny
doprowadzićdouznaniatychzobowiązańzaniebyłe.
-Jakmógł?-Indiaznieruchomiała.-Anthony,mimowszystkopomożeszbratu,prawda?
-Złożyłemodpowiedniąsumęwmoimbankuiwykorzystałemswojewpływy,żeby
oddalononajcięższezarzuty.-Westchnąłciężko.
-Byłamwobecciebieniesprawiedliwa-przyznałacicho.-Wybaczmi.
ByłazdegustowananietylkopostępkamiHenry’ego,lecztakżewłasnymzachowaniem.
Skąduniejtaskłonność,żebymyślećjaknajgorzejosiedzącymprzedniąmężczyźnie?
Niemiałaodwagispojrzećmuwoczy.
Ishampochyliłsięizastukałwścianępowozu.
-Przejmęodstangretalejcenajakiśczas-powiedział.-Czychcesz,żebyNandotrzymała
citowarzystwa?
Indiapokręciłagłową.NanjechaładrugimpowozemzlokajemIshamaorazbagażami.
Kilkagodzinpoślubiemałżonkowieprzekomarzalisięnatentemat,aIsham
przypomniał,żeprzydasiępomoc,gdypodczaszimowejjazdyodpadniekoło.Terazów
żartobliwytonbyłmiędzyniminiedopomyślenia.Ishamowiwyraźnieciążyłajej
obecność.
-Jaksobieżyczysz-rzucił.Wkrótceuświadomiłasobie,żepuściłmimouszujej
przeprosiny.
Podróżokazałasięprawdziwymkoszmarem.Kiedystanęlinapopas,żebyodpocząć,
posilićsięizmienićkonie,Ishamtroskliwiedbałowygodyżonyizwracałsiędoniejz
pełnąkurtuazją.NanoclegstanęliwDerbyitamzrozumiała,jakgłębokoczułsię
zraniony.
Kolejnąnocspędziłasamotnie.Niemogłapojąćswegoniepokoju.Powinnaodczuwać
ulgę,żeprzestałsięniąinteresować,aletakniebyło.
ZDerbywyruszylinastępnegodniaoświcie,kierującsięstalenapółnoc.Ishamznów
powoził.Zasiadłwśrodkudopierowtedy,gdyodjegomajątkudzieliłaichzaledwiemila.
Indiaobrzuciłagobadawczymspojrzeniem.Miałczas,żebywszystkoprzemyśleći
przyjąćjejprzeprosinyzapochopnyosąd,anawetprzebaczyćjej.żewnocpoślubną
został
odrzuconyiupokorzony.Niezdołałajednaknicwyczytaćzjegotwarzy.Jakzwykle
okazywałjejogromnewzględy,byłzarazemuprzejmyiniedostępny.Ściana,która
wyrosłamiędzynimi,byłaniemaldotykalna.
Dopierogdywjechalidoniedużejmiejscowości,zrozumiała,czemuzdecydowałsię
dotrzymaćjejtowarzystwaizasiadłwewnątrzpowozu.Wzdłużgościńcazgromadziłsię
tłumwieśniaków,którzywznosiliokrzyki,machalirękamiibiegliobokpowozu.
-Znasztychludzi?-spytałazdumiona.
-Tomoidzierżawcy.
-Awięcjesteśmywtwoichdobrach.-Odetchnęłazulgąnamyśl,żepodróżwkrótce
dobiegniekońca.
-Jedziemyprzezniegodzinęalbodłużej.Pozdrówtychludzi,Indio.Niektórzydługotu
stali,czekającnanaszprzyjazd.
Posłusznieuniosładłoń,aokrzykizabrzmiałyjeszczegłośniej.Taksamobyłow
sąsiedniejosadzieiwielunastępnych,ażstanęliprzedozdobnądwuskrzydłowąbramąz
kutegożelazaosadzonąwgrubymmurze.
Tłumzebranyprzystróżówcebyłwyjątkowoliczny,więcpowózmusiałsięzatrzymać.
Indiausłyszaławesołeokrzykiiśmiech.Zdumiałasię,widząc,żemężczyźni
odprowadzająnabokkonie.Gdypowózznowuruszył,zorientowałasię,żeciągniego
gromadakrzepkichwieśniaków.
-Taksiętuwitażonędziedzica-tłumaczyłIsham,uśmiechającsięlekko.
Zpozoruniewinnesłowawywołałyuniejkolejnąfalęwyrzutówsumienia.Wnoc
poślubnąniedotrzymałasłowadanegomężowi,aterazzwodziłatychzacnychludzi.
Ceremoniasięodbyła,leczIndiawłaściwieniestałasiężonąIshama.Małżeństwonie
zostałodopełnione.
ZapomniałaosmutnychmyślachnawidokHambledon,ogromnejsiedzibyIshama
położonejwśródniewysokichwzgórz.
-Niewiedziałam,żejesteśwłaścicielemprawdziwegozamczyska!-krzyknęłazdziwiona.
-Wielkienieba!Iletamjestpokoi?
-Pewniekilkaset-odparłnonszalanckimtonem.-Każdepokolenierozbudowywałonaszą
siedzibę,stądmieszankastylów.Najpierwbyłelżbietańskidwór.Jednoskrzydłozostało
dodanezaKarolaDrugiego,drugienapoczątkuubiegłegostulecia.
-Poszczególneczęściidealniedosiebiepasują.Cóżtomusibyćzawidok,gdysłońce
przeglądasięwszybach!Zamekwyglądapewnie,jakbystanąłwogniu.
-Miejmynadzieję,żenigdydotegoniedojdzie.Niewykluczone,żejedynietaka
katastrofaskłoniłabyludzi,którzyzachwilębędąnaswitać,doskróceniakwiecistych
mów.
Czyjesteśnazbytzmęczona,żebyichwysłuchać?
-Ależskąd!-Indiapokręciłagłową.-Miłozichstrony,żechcąnamzłożyć
powinszowania.
Nieodpowiedział,tylkowmilczeniupomógłjejwysiąśćzpowozu.Miałaprzedsobą
istnemorzetwarzylaswyciągniętychrąk,któreściskała,przyjmującjednocześniebukiety
kwiatów,cudemzdobytychwśrodkuzimy.Uważniewysłuchałamówwydukanychprzez
ludzinieprzywykłychnacodzieńdoprzemawiania,alebyłatodlaniejtrudnapróba.
Ishamwybawiłjązopresji,prowadzącdowykładanegoboazeriąwielkiegoholu,gdzie
ogieńwesołobuzowałwkominku.Niemiałaczasunapodziwianieogromnego
pomieszczenia,boustawiłsiętamdługiszeregsłużących.Ishamżartowałznimi,
uśmiechał
sięprzyjaźnie,wypytywałorodziny.Indiadreptałazanim,starającsięokazywaćtyle
samożyczliwości.Ciekawe,czykiedykolwieknauczysięwszystkichimion,cozresztąnie
miałoterazwiększegoznaczenia.Ciepłesłowoiuściskrękizupełniewystarczyły,by
zyskaćsympatię.WkońcuIshamskinąłnaochmistrzynię.
-Proszęzaprowadzićjaśniepaniądojejpokoju.
-Tędy,milady.Indiaszłazaochmistrzyniądługimikorytarzami.
Wkońcuotwartoprzedniądrzwisypialniowystrojuznaczniemniejzbytkownym,niżsię
obawiała.Odetchnęłazulgą.Tenpokójurządzononaludzkąmiarę.Niebyłozłoceńani
kosztownychozdób.Zasłonyikotaryprzyłóżkuwprawdzielekkospłowiały,leczfotele
byływygodne,szafyikomodypojemne,anabiureczkuprzygotowanopapierlistowyi
pióra.
Tasypialnianieonieśmielałajakinneczęścirodowejsiedziby.Indiabystrymokiem
dostrzegłacennydywanikosztownąpościel.Przyjrzałasięobrazomistwierdziła,żesą
wartemajątek.Mebleprzekazywanezpokolenianapokoleniewykonaliznakomici
rzemieślnicy.
Otomojazłotaklatkanamiaręwielkopańskichoczekiwań,pomyślałazgoryczą.
PozwoliłaNanzdjąćzsiebiepłaszcziczepek,apotemzapadławfotelprzykominku
wyczerpanapodróżąiznużonaprzyjemnymi,alemęczącymidowodamiżyczliwości
wieśniaków.
-Możewoliszzjeśćtutaj?-zapytałIsham,stającwdrzwiachłączącychichsypialnie.
Pokręciłagłową,chociażcałkiemopadłazsił.Zapewnesłużbaprzygotowałauroczystą
kolację,niewolnosprawiaćkucharzomzawodu.-Wtakimraziespotkajmysięza
godzinę.
Czekamnadole.-Wyrażającyzadowolenieuśmiechmężabyłnagrodązajejpoświęcenie.
Przezkilkatygodni,którespędziliwHambledon,Ishamanirazuniewszedłponowniedo
jejsypialni.Drzwipozostałyzamknięte,chociażichnieryglowała.
Życiewogromnymzamczyskuoddawnaprzebiegałowedługokreślonegoplanu.Dbałao
toarmiasłużących,więcIndianiemiałapraktycznieżadnychobowiązków.Matka
uprzedziłają,żedocodziennychzajęćpanidomunależyomawianiemenuzszefem
kuchni,leczpopierwszymspotkaniuzchimerycznymkucharzem,pełnymuroku
Francuzem,Indiauświadomiłasobie,żelepiejniewchodzićmuwdrogę,zpewnościąnie
potrzebowałjejrad.
Potrawy,którepodawałnapańskistół,byłysmaczniejszeniżwszystko,cokiedykolwiek
jadła.ZachwycalisięnimigościeodwiedzającyHambledon.
NadeszłoBożeNarodzenie,aznimludowyfestyn.IshamzabierałIndięnacorazdalsze
przejażdżkipoichdobrach,byodwiedzaćstarcówichorych.Zdumiewałajegohojność
dlapotrzebującychidziwiłaszczegółowawiedzaoichżyciu.Byłprzeztychprostych
ludziszczerzelubianyichętniewitany.
Indiazastanawiałasię,czychoćtrochęwobecniejzmieniłnastawienie.Zachowywał
sięnadzwyczajuprzejmie,alenadałdzieliłichmur,któregoistnieniewyraźnie
wyczuwała.
Dopieroterazzaczynałarozumieć.jakbardzocieszyłasię,widzącwswoimdomuwysoką
postaćIshama,słuchającjegożartów,śmiechu,zaczepekiciętychripost.Niestety,tamta
radosnazażyłośćnależaładoprzeszłości.
Pogodasięzmieniła,apodniachsuchychizimnychprzyszłyuporczywedeszcze.Indii
brakowałocodziennychprzejażdżekpopagórkowatejokolicy,takinnejodjejwyobrażeń
oangielskiejpółnocy.Byłazima,leczwieleoznakświadczyło,żeziemiesątużyzne,
dobrzeuprawianeiprzynosząznakomiteplony,chociażwinnychregionachzbiorybyły
marne,agruntazaniedbane.Niemogłasiędoczekaćwiosnyilata,żebyujrzećmajątekw
pełnymrozkwicie.Naraziejednakmusiałauzbroićsięwcierpliwość.
PewnegodniaIshamzaszedłdobiblioteki,gdziesiedziała,kartkującdziełaWalteraScotta
ilordaByrona.Znużonaichkwiecistymjęzykiemsięgnęłapoksiążkęrenesansowego
poetyJohnaDonne’a,któregodotądnieznała.Kiedyzaczęłaczytać,dechjejzaparłoz
wrażenia.Wyjątkowaintensywnośćuczućizmysłowośćpoetyckiejwizjisprawiły,że
sercekołatałojejniespokojnie,aerotykinajwyższejpróbywycisnęłyzoczułzy.
Zadawałasobiepytanie,cosięzniądzieje,iznalazłaodpowiedź,gdyujrzała
Anthony’ego.Tobyłojakgromzjasnegonieba.Wstała,podeszłabliżej,dotknęłajego
ramieniaidoznałagorzkiegozawodu,gdyjecofnął.Niebyławstaniepopatrzećmuw
oczy.
Iconarobiła?Dopierotrzytygodniebylimałżeństwem,ajużcałajejprzyszłośćlegław
gruzach.Cierpieniebyłobymniejsze,gdybyzostałauderzona.Ishamzdawałsięnie
zauważaćjejrozpaczy.
-Indio,zostałemwezwanydoLondynu-oznajmił.-Niemogęzostawićciętusamej.
Szerząsięzamieszki,aoddziaływojskowesąbezsilnewobecgrasującychnocą
ruchliwychband.
-Znowuluddyści,milordzie?
-Owszem,alesąteżinni.UjawnilisięwhrabstwieDerby,czyliniedalekostąd.
DziałajątakżewhrabstwieLeicester,azatemnagranicynaszychdóbr.Niektórym
sąsiadomgrożonośmiercią.
-Anthony,przecieżwtejokolicyniemafabryk.Sądziłam,żeciludzieniszcząprzędzarki.
-Zwykleatakująrozmaiteurządzenia:maszynydziewiarskie,przędzarki,warsztaty
tkackie,aleteraznadomiarzłegopodpalająteżstodołyorazstogisiana,awkrótceruszą
pewnienaprywatnedomostwa.
-Kiedychceszwyjechać?-zapytała.
-Jutrooświcie.Jeślisobieżyczysz,możemypodrodze,odwiedzićAbbotQuincey.W
Grangebyłabyścałkiembezpieczna.Twójwujsformowałsilnyoddziałzłożonyz
ochotników.
-GdybędęztobąwLondynie,teżmisięnicniestanie.Niemasznicprzeciwkotemu,
żebymtowarzyszyłaciwpodróży?
Popatrzyłnanią,ajegominaświadczyłaowalcenadzieizcynizmem.Pochwiliznów
przybrałkamiennywyraztwarzy.
-Ależskąd-odparłcicho.Podczasjazdynapołudniezostawiłpowożeniestangretowi,
więcIndianabrałaotuchy.Możeskłonnybyłjejprzebaczyć?Rozmawialiokrajobrazie,
planachdotyczącychmajątkuirozruchachszerzącychsięwposzczególnychhrabstwach.
-Możewnetustaną-rzuciłapółgłosem.
-Mamnadzieję,bowprzeciwnymrazienastąpiąsurowerepresje.Władzesąmocno
przerażone.Mówisięoszubienicyideportacjach.
-Tysięztymniezgadzasz,prawda?
-Słusznauwaga,mojadroga.Zubożalibuntownicyspowodowalizałamanieeksportu,co
mateżzwiązekznapoleońskąblokadą.PołowaludnościNottinghamżyjeterazz
jałmużny.Cenachlebajestwysoka,więcniemogąwyżywićrodzin.
-Napewnoinnipodzielajątwojąopinię.
-Owszem.Pewniesięzdziwisz,gdypowiem,żejednymzmoichstronnikówjestlord
Byron,którybłagałomiłosierdziedlawinowajców.
-Wielkienieba!Sądziłam,żetobufoninikczemnik.
-Znowupochopnaocena,Indio?-Pożałowałtychsłów,ledwiezostaływypowiedziane,
bonapowrótzamknęłasięwswojejskorupie.
PrzytykIshamarozstroiłjąponadwszelkiewyobrażenie,alestarałasiętegonieokazać.
Postanowiła,żeniedamuwięcejpowodudokrytycznychuwag,więcpodczasdługiej
podróżyanirazunieposkarżyłasię,żecierpnąjejnogi,apowóztrzęsienagorszych
drogach.Ukradkiemodetchnęłazulgą,gdywjechalidomodnejdzielnicyLondynui
zatrzymalisięnaGrosvenorSquare.
PowspaniałościachHambledonbezzdziwieniastwierdziła,żemiejskidomIshamama
wyjątkowokorzystnąlokalizację,natomiastwystrójtrochęjązaskoczył.Westchnęłaz
zachwytu,gdyweszładogłównegosalonu.Bezpretensjonalnaelegancjabarwisprzętów
odpowiadałajejgustowi.LordIshamnieuległwszechobecnejmodzienaorientalną
stylizację.Meblebyłyangielskie,nawetlaikstwierdziłbyodrazu,żezostaływykonane
przezmistrzówwswoimfachu.
ZgodniezoczekiwaniamiIndiiwlondyńskiejsiedzibiewszystkobyłoperfekcyjne,czemu
trudnosiędziwić,zważywszynaliczebnośćsłużby.Poznaławszystkich:głównego
kamerdynera,ochmistrzynięiszefakuchni,lokai,pokojówki,odźwiernego,nawet
najniższerangąpomywaczki.
-Znajdziesiętudlamniejakieśzajęcie?-spytała,uśmiechającsiędoIshama.-Tendom
funkcjonujezprecyzjąszwajcarskiegozegarka.
-Owszem-przytaknął,rozglądającsiępopokoju.-Inaczejbyćniemoże.Gdycała
socjetazjedziedoLondynu,niestarczyciczasunazajmowaniesiędetalami.Terazwieje
nudą,bowstyczniuwszyscyuciekająnawieśitrudnoznaleźćtowarzystwo.
-Mnietonieprzeszkadza-odparłaszczerze.
-Zapewne.-Przyjrzałjejsięuważnie.-Mamdlanasodpowiedniezajęcie.Powinnaś
wybraćstrojenanadchodzącysezon.MamcięumówićzmadameFelice?
-Doskonałypomysł.-Cheshiretoprowincja,aleitakIndiazdałasobiesprawę,żejestźle
ubrana.Zakupieniemodnychstrojówbyłonaglącąpotrzebą.-Madamechybamnie
przyjmie.Ktośobiecałszepnąćzamnąsłówko.
-Napewnosięznamizobaczy.-PoważnatwarzIshamawypogodziłasięnagłe.-
Możeszbyćtegopewna.
-Nas?-powtórzyłaIndia.
-Oczywiście!Zamierzamcitowarzyszyć.Byłananiegotrochęzła.Miałjąchybaza
prostaczkęniezdolnądowybraniastosownejgarderoby.Śmiechuwarte!Przecieżdla
wszystkichznanychjejpanówsalonmodybyłgorszyniżizbatortur.Czułanasobie
badawczespojrzenieciemnychoczu.WkońcuIshamwybuchnąłśmiechem.
-Chceszwiedziećdlaczego,mojadroga?Interesująmniewszelkieprzejawyżycia
gospodarczego,apozatymmuszędopilnować,żebyśsamodzielniewybrałasuknie.Nie
uwolniszsięodemnie.RazempojedziemydomadameFelice.
-Milordzie,niedostałeśjeszczerachunkuodkrawcowejzNorthampton-odparła
zaniepokojona.
-Wątpię,żebyjegowysokośćspędzałamisenzpowiek-odparłlekceważąco.-Indio,
przezparędnibędęmiałmnóstwozajęć,więcjedźmyjutroponowekreacje.
Wkrótceprzestaławątpić,żeIshamjestwstanieumówićjązmodnąkrawcowązdniana
dzień,bonalistwysłanyprzezposłańcanatychmiastprzyszłaodpowiedź.MadameFelice
napisała,żezradościąspotkasięjutrozlordemiładyIsham.
NastępnegodniaIndiapełnaobawpatrzyłanaswojeodbicie.Wbrązowympłaszczui
skromnymczepkubyłojejdotwarzy,aleniesposóbukryć,żetorzeczyzpoprzedniego
sezonu.Madamebędziemusiałaprzywołaćnapomoccałytalent,żebyprzemienić
brzydkiekaczątkowprawdziwąmodnisię.Indiaspodziewałasięnajgorszego,lecz
przeżyłanadzwyczajmiłezaskoczenie.
Byłazdumiona,gdygwiazdalondyńskiejmodyokazałasięurocząpanienką.Zamiast
przerażającejdyktatorkistałoprzedniąuśmiechniętedziewczę,któregrzeczniepoprosiło
gości,byzechcieliusiąść.MadameFelicesprawiaławrażeniezakłopotanej,więcIndii
wydawałosię,żezaszłapomyłka.Taszczupłablondyeczka,prawdziwapięknośćo
cudownychoczach,byłazbytmłoda,żebyzrobićzawrotnąkarierę.
Indiazmieniłazdanie,gdyobejrzałaparadęmodelekprezentującychkreacje.Odrazu
stałosięjasne,żewyszłyspodrękiprawdziwejartystki.Wybórbyłtrudny,więcIndianie
potrafiłasięzdecydować,chętnienatomiastzniknęławgarderobie,żebyprzymierzyć
suknie.
Ishammówiłniewiele,lecznajwyraźniejczułsięswobodniewwytwornymsaloniemódi
bezobawdotrzymywałtowarzystwamadameFelice.GdyIndiawróciła,rozmawializ
ożywieniem.Zastanawiałasięprzezmoment,jakudałoimsięznaleźćtematciekawydla
obojga.Przyglądałasięnienagannieskrojonejsuknimadameijejfryzurzezdradzającej
stylnajlepszejlondyńskiejfryzjerki,zpochodzeniaFrancuzki.
-Zechcepani,milady,zdaćsięnamójgust?-spytałanieśmiałomadame.Indiakiwnęła
głową.-Wtakimraziedarujemysobiefalbankiikokardy.Widzępaniąwbarwach
klejnotów.Mocnezielenieibłękity,niekiedyzłoto.Urodatkaninpodkreślikolorpani
włosóworazpięknącerę.-Umilkłanamoment.-Wzrosttokolejnyatut.Mojesuknie
wyglądająznakomicienadamachotakiejfigurze.
-Wszystkiesąbardzopiękne-odparłaIndia.-Samaniewiem,którewybrać.
-Zechcepanipolegaćnamnie?Jegolordowskamośćzaproponowałjużtamtestrojena
wczesnąwiosnę.-Wskazałagrupęmodelekprezentującychsukniezpołyskliwego
aksamituipelerynykrytedoskonałąwełną.
-Wszystkie?
-Naturalnie-wtrąciłstanowczoIsham.-Porawybraćnakryciagłowy.Tuniebędęsię
wtrącać.
Czekałcierpliwie,gdyprzeszłydosąsiedniegopokoju.Szybkoznalazłyodpowiednie
kapelusze,ponieważmadameFelicemiałajużwyraźnypoglądiwizjęcałości.Wkrótce
podziękowałanowymklientomzaodwiedzinyipożegnałaichuprzejmie.Ishamkazał
jechaćnaGrosvenorSquareipopatrzyłnażonę.
-Czemuzamilkłaś,Indio?Mamnadzieję,żepodobającisięnowestroje.
-Jestemoszołomiona.Dziękuję,żebyłeśtakihojny.
-Całaprzyjemnośćpomojejstronie,aleprzestańsobiezaprzątaćtymgłowęinie
przejmujsięrachunkiem.
-Bardzochętnie!Wciążmyślęomadame.Przyznaję,żejestemzaskoczona.Niesądziłam,
żetomłodaosoba.
-Moimzdaniemposiadawyjątkowytalent.
-Niewątpliwie.Wieszcośoniej?JestFrancuzką?Niesłyszałamobcegoakcentu.
-Dlawszystkichstanowizagadkę,mojadroga.Nicniewiadomoojejpochodzeniu.
Zastanawiafakt,żewciąguparumiesięcyzyskałabardzowysokąpozycjęwświecie
mody.
-Słusznauwaga.ZarazponaszymwyjeździezLondynuzaczęłynadchodzićlistyod
przyjaciółekwychwalającychjejniebywałezdolności.
-CzytwoiznajomisąterazwLondynie?Chętnieichpoznam,jeśliuznaszzastosowne,
żebyprzyszlidonasnakolację.
-Zrobięmaływywiad,aleobawiamsię,żezjadądopieronapoczątkukwietnia,gdy
zaczniesięwiosennysezon.
-Rozumiem,mojadroga.Zresztąimyniezabawimytudługo.Zadzieńlubdwazakończę
wszystkiespranyiwrócimydoAbbotQuincey.Cieszyszsiępewnienaspotkaniez
rodziną?PókijesteśmywLondynie,wybierzsięzNanpozakupy.SugerujęBondStreeti
BurlingtonArcade.
PrzezkilkanastępnychdniIndiarzadkowidywałamęża.Niepytała,czymsięzajmuje,a
onnicjejniemówił.Naszczęście,myślałazulgą,wyglądanato,żebaletnicaprzestała
interesowaćjegolordowskąmość.Wieczoryspędzałwdomuijadałzniąkolacje.
Skorzystałazjegopropozycjiiposzłaposprawunki.Kupiłabutyirękawiczki,szalei
chusteczki,atakżeprześlicznyworeczek,któryodrazujejsięspodobał.Przestałaszastać
pieniędzmi,gdydodomuzaczęłyprzychodzićrozmaitepakunki.Wjednymznichbyły
dwiefutrzanemufki.WspomniałaIshamowi,żeichniezamówiła.
-Chybajeodeślę-powiedziała.
-Nieradzę,bosampoleciłem,abyjeprzysłano-odparł.-Pamiętajouciążliwościach
angielskichzim.Lutyimarzecbywająchłodne.
Podziękowałazakolejnyprezent.Ciepłamufkaprzydałasiębardzo,gdypodkoniec
tygodniawyruszylidoAbbotQuincey.
ROZDZIAŁDWUNASTY
WGrangepanowałokropnyzamęt,boLettymiaławkrótcewyjechaćzmatkądoBristolu,
aGileszamierzałimtowarzyszyć.
-Czyżtoniecudowne”?-IsabelRushfordniewierzyławłasnemuszczęściu.-LadyWells
naszaprosiła.
-PrzestałasięsprzeciwiaćtwojemumałżeństwuzOliverem?-wypytywałaIndia,
spoglądającwroziskrzoneoczyLetty.
-Najwyraźniej-usłyszaławodpowiedzi.-Oczywiściepojedziemy,oilelordIsham
użyczynampowozu.
Lettyuśmiechnęłasiępromienniedoszwagra,któryskłoniłgłowę.
-Naturalnie.Cieszęsiętwoimszczęściem-odparł,spoglądająckpiąconaIndię,która
doskonałewiedziała,ocochodzi.
NieznośnamatkaOliveradostrzegłaszansęnapowinowactwozutytułowanym
arystokratą,cobyłobydlaniejbiletemwstępudonajwyższychsfer,bowiedziano,że
Ishamjestprzyjacielemksięciaregenta.Zapomniaławięcowszelkichuprzedzeniach.
-Czekaliśmyzwyjazdemdowaszegopowrotu-tłumaczyłasiostrzeLetty-bonie
chcieliśmy,żebyLuciazostałasamawGrange.
-GdziejestHenry?-zapytałIsham,marszczącbrwi.
-Niewiemy-wtrąciłazatroskanaLucia.-Niepokazałsię,odkądprzybyliśmytutajz
zajazdu„PoAniołem”.Myślisz,żespotkałogocośzłego?
-Małoprawdopodobne,mojadroga.Zpewnościądotarłabydonasjakaświadomość.
Bardzoproszę,przestańsięmartwićoswegowłóczykija.Indiaijadotrzymamyci
towarzystwa.-Ishamująłdłońmacochyiścisnąłlekko,żebyjejdodaćotuchy.
-Cieszęsięzwaszegopowrotu-odparłaizwróciłasiędoIndii:-Musiszwiedzieć,
kochanie,żetwojarodzinaprzyjęłamniewyjątkowoserdecznie.
-Miłomitosłyszeć.-WzruszonaIndiapocałowałająwpoliczek.ZostawiłaIshamaw
towarzystwiepańiposzłazLettynagórę.
-Och,Indio,wydajemisię,żewiekminąłodnaszegoostatniegospotkania.Niemogę
uwierzyć,żespełniasięmojenajskrytszemarzenie.Proszę,życzmiszczęścia.
-Wszędzieiokażdejporze.-Indiaobjęłamłodsząsiostrę.-Oddawnategodlaciebie
pragnęłam.
-Przyznaj,żejesteśwyjątkowąszczęściarą!-Indiapozostawiłabezodpowiedzitę
ostatniąuwagę.Łzyzakręciłyjejsięwoczach,aLettyodrazutospostrzegła.-
Siostrzyczko,cocijest?Przecieżnierozstajemysięnazawsze.Będziemysięczęsto
odwiedzać.
-Tak.Właściwie…
-Muszęwiedzieć,wczymrzecz,skarbie.JeśliIshamciuchybił,samasięznim
rozmówię.
Indiazdobyłasięnasłabyuśmiech,boLettyprzypominałamłodąnastroszonąkwokę
gotowądaćnauczkędrapieżnemulisowi.Widokbyłzarazemzabawnyiwzruszający.
-Jestnaodwrót,siostrzyczko.Zawiniłamwobecniegoiokropniesiępokłóciliśmy.
-Szybkodojdziemiędzywamidozgody.Ishamodtakdawnajestwtobiezakochany…
-Och,przestań!Niewmawiajmitakichrzeczy!Niewiem,dlaczegotakmuzależałona
ślubie.-Indianiepróbowałapowstrzymaćłez.
-Niewiesz?Powiemci,Indio.Jestemnaciebiezła,itobardzo.Zawszeciępodziwiałami
wydawałomisię,żemaszdużozdrowegorozsądku,aleteraznabrałamwątpliwości.
Zadawałaśsobiepytanie,czemuIshampoprosiłotwojąrękę?
-Oświadczynydotyczyłynasobu.Iciebiegotówbyłpoślubić.
-Czyżby?Proponuję,żebyśjegootozapytała.Jesteśskończonąidiotką!Kochałsięw
tobieodwielumiesięcy.
-Bzdura!Przecieżznamysięzaledwiekilkatygodni.
-Niesłyszałaśnigdyomiłościodpierwszegowejrzenia?Ishambyłprzytym,jak
wyśmiałaśBrummella.Wtedysięwszystkozaczęło.Odtamtejporybaczniecię
obserwował.
-Byłamśledzona?-odparłazgoryczą.
-Niezapominaj,żeIshamsłużyłwwojskuibyłdowódcą.Staranniezaplanował
miłosnypodbój.Widział,żeodstraszaszwielbicieli,którzyzdobylisięnaodwagę,by
okazaćcizainteresowanie.
-Niebyłoichwielu.
-Oczywiście.Samadotegodoprowadziłaś.
-Toprawda,żeszydziłamzmężczyzn,ależadenniezawładnąłmoimsercemtakjak
Olivertwoim.ZresztącóżtomawspólnegozIshamem?Wtedyniebyliśmysobie
przedstawieni.
-Cobytozmieniło?Sądzisz,żepotraktowałabyśgoinaczejniżpozostałych?
-Chybanie-odparła,uśmiechającsięmimowoli-alepowinienbyłzaryzykować.
-Zastosowałinnątaktykę:postanowiłnajpierwzaprzyjaźnićsięztobą,alezabrakłoczasu
nazrealizowaniekampanii.Dopieropośmierciojcadowiedziałsię,czyjąjesteścórką.
NadomiarzłegonatychmiastopuściłyśmyLondyn.
-Zadziwiające!Jesteśdobrzepoinformowana.
-Indio,niedomyślaszsię,czemuzmieniłamzdanienatematwaszegomałżeństwa?
Ishamwyznałmi,coczuje,tegosamegodnia,wktórymsięzaręczyliście.Niedziwiłocię,
żetakczęstoszepczemypokątach?TylkoczęśćnaszychrozmówdotyczyłaOlivera.
-Powinnaśimniewtajemniczyć!
-Ishamkazałmiprzysiąc,żeprzedwaszymślubemnieujawnięsekretu.Popierwsze,
słusznieprzypuszcza,żeobwiniaszgoośmierćojca,atakżeonasząfinansowąruinę.Po
drugie,wątpił,czyuwierzysz,żemusiępodobasz,niemówiącjużomiłości.
-Niewyglądaminaczłowiekagotowegowielbićukochanązdaleka-zauważyła
powątpiewającoIndia.
-Gdybymbyłaładna,możedałabymtemuwiarę,aletakniejest.Potrzebował
spadkobiercyikoniec.
-Namiłośćboską,oczymtymówisz?-Lettyzarumieniłasięlekko.
-Błagam,niewmawiajsobie,żemunamniezależy.Onmnienietknie.-Głosjejzadrżał.
-Daremniepróbowałamsięznimpogodzić.Odsunąłsię,kiedypołożyłamdłońnajego
ramieniu.ZostałamladyIsham,aleniejestemżonąAnthony’ego.-Ukryłatwarzw
dłoniachirozpłakałasię.
-Siostrzyczko,przestańsięzadręczać!Zapewneogarnęłygowyrzutysumienia,bow
znanychokolicznościachpraktyczniewymusiłnatobieprzyjęcieoświadczyniszybki
ślub.
Niewidziałinnegosposobu,bycięzdobyć.
-Wtakimraziejestnajwiększymgłupcem,jakiegowżyciuspotkałam.
-Niemaszracji-tłumaczyłaLetty.-Ishamznacięlepiejniżtysama.Powiedzmi
szczerze,czyprzyjęłabyśgo,znającwszystkiefakty?
-Ależskąd!Letty,takbardzochciałabymciuwierzyć,aleniepotrafię.Czujęsię
bezradna,ponieważ…bardzogokocham.-Gdyuniosłazapłakanątwarz,Lettypopatrzyła
naniązuśmiechem.
-Zastanawiałamsię,jakdużoczasubędzieszpotrzebowała,abytoodkryć.Jestempewna,
żewszystkosięułoży.Powieszmu,coczujesz?
-Niepotrafię.Umarłabymzrozpaczy,gdybyrazjeszczemnieodtrącił.
-Wtakimrazieniespieszsię,kochanie.-Lettypostanowiłazmienićtemat.-Comyśliszo
Hambledon?
-Istnezamczysko!Hambledonopuściliśmywpośpiechu,boIshamdostałwiadomośćz
Londynu.Spędziliśmytamzaledwieparędni.Nalegał,żebyśmywrócilidoAbbot
Quincey.
Wiesz,dlaczegotakmunatymzależało?Lettypokręciłagłową.
-Niemampojęcia.Zamieszkiwywołaneprzeztkaczyprzybierająnasile.Podobnow
lasachwidywanoświatła.Pewnietokłusownicy.
-Niezdradzalibywtensposóbswojejobecności.Czybuntownicypojawilisięwnaszym
majątku?
-Tak!-DłonieLettydrżały.-Och,Indio,jestemokaprzerażona.Cieszęsięzpodróżydo
Bristolu,botampanujespokój,leczniechciałabymciętuzostawić.
-Damysobieradę.Rządnareszciezacząłdziałać,wysyłającbatalionydragonówi
piechoty,atakżezachęcającdotworzeniaoddziałówochotniczych.
Lettynabrałaotuchyizaczęławypytywaćoinnenowiny.
-OdwiedziłaśmadameFelice?
-Tak.Byliśmytamwedwoje.Ktobypomyślał?
-Takmisięwydawało.-Lettypogłaskałaaksamitsukni.-Jestśliczna.Pięknyodcień
zieleni.Czymadamejestrzeczywiścietakanieprzystępna,jakopowiadają?
-Ależskąd!Niewierzyłamwłasnymoczom.Tomłoda,uprzedzającogrzecznakobieta.
MoimzdaniemniejestFrancuzką.Aniśladuobcegoakcentu.
-Taksądziłam.Większośćrenomowanychkrawcowychprzypisujesobiefrancuskie
pochodzenie.
-Owszem,alemamteżinnewątpliwości.MadameFelicejesturoczaiświetnieubrana,co
zresztąwydajesięoczywiste,alegdywpewnymmomencieodwróciłagłowę,wydałami
sięznajoma.Odniosłamwrażenie,jakbymjąkiedyśspotkała.Pewnietowinaoświetlenia.
Obracałyśmysięprzecieżwodmiennychsferach.
-MożnenatknęłaśsięnaniąwsklepachprzyBondStreetalboBurlingtonArcade?
-Zapewne,choćtyijaprzebywającostatniowLondynie,rzadkotamchodziłyśmyze
względunawysokieceny.
-Terazniemusiszsięnimiprzejmować.Dużonakupiłaś?
-Osłupiejesz,gdyzajrzyszdomoichkufrów.-Indianareszciepoweselała.-Mojejedyne
zmartwieniepoleganatym,abyznaleźćczasisposobnośćpokazaniatylukreacji.
MożeweźmieszkilkadoBristolu?Możnajedopasować.
-Wykluczone!-Lettypokręciłagłową.-Chodź,Indio,pomożeszmiwpakowaniu.
Chcemyjaknajszybciejwyruszyć,aMartaniemaczasu,bomamajestdlaniej
najważniejsza.
-Jedziezwami?
-Spróbujjąpowstrzymać!Jakopokojówkawielkiejdamyznajlepszegotowarzystwa
zajmujepozycję,októrejnieśmiałanawetmarzyć.Okropniezadzieranosa.
RoześmianesiostryposzłydopokojuLettyRadośćokazałasięzaraźliwa.Indiaczułasię
niemalszczęśliwa,gdynastępnegodniażegnałagrupkęnajbliższych.Dopókipowóznie
zniknąłjejzoczu,wokniewidziałarozpromienionątwarzLetty.Miaładoskonały
pretekst,żebyprzyjaźniezagadnąćIshama.
-DziękitobieLettyjesttakaszczęśliwa-powierzałaciepło.
-Przynajmniejjednomisięudało,prawda,Indio?-Ironicznyuśmiechsprawił,że
pożałowałaserdecznychsłów.
Odwróciłasiębezsłowaizostawiłagosamego.Byłaskazananażyciezmężczyzną,który
okazywałjejtylkochłódipogardę.Wyprostowałasiędumnieiobiecałasobie,żechoć
Ishamnicinnegoniemiałdozaoferowania,mimowszystkobędziesięstarałazachować
pogodęJucha.Poszładobiblioteki,żebyszukaćpociechywlekturze.Tomwierszy
zatytułowanyKublaKhanfascynowałwschodniąegzotyką,lecznajbardziejurzekłją
poematTheAncientMariner.Poddałasięczarowimonumentalnejwizji,wstałaizaczęła
chodzićpobibliotece,czytającgłośno.
Naglepoczuła,żemałapiąstkaciągniejązaspódnicę.SpojrzaławdółidostrzegłaJoe,
któryskuliłsiępodbiurkiem.ObokprzycupnąłTom.Chłopcybyliprzerażeni.
-Cocijest,dziecko?Przestraszyłeśsię?Niemaobawy.Nicsięniestało,tozmyślona
opowieśćożeglarzuiogromnymptaku.
-Nietegosięboję!Musipanienkawyjechać!
-Przecieżniedawnowróciliśmy.Niecieszyszsięzespotkania?
Zdziwiłasię,gdyścisnąłdobólujejrękę.
-Proszęuciekać!Taktrzeba,panienko!Widzieliśmygo!Myśleliśmy,żewięcejniebędzie
siętupętać,aleprzyjechał.
-Nierozumiem.Okimmówisz?Joezacisnąłwargi,apochwilidodał:
-Niechpanienkanasposłucha.Tymrazempostawinaswoim-tłumaczyłwpanice.
Indiausiadłanapodłodzeiprzyciągnęłagodosiebie.
-Cóżtozatajemnica,Joe?Ktościęnastraszył?Postaramsię,żebyzostałukarany.-
Gdypokręciłgłowąipróbowałsięodsunąć,Indiaoznajmiłastanowczo:-Powinieneś
mniesłuchać.Jegolordowskamośćrozgniewasię,gdydowiesięotwoim
nieposłuszeństwie.
Joenadalmilczał,aleIndianieoczekiwaniezyskałasojusznika.
-Musiszpowiedzieć!-zawołałTom,chwytajączcałejsiłybratazarękę.
-Nieufaszmi?-nalegałaIndia.-Wtymdomujesteśbezpieczny.
-Alepanienkaniebyła.-Joeskrzywiłsię.Wpierwszejchwiliniemiałapojęcia,wczym
rzecz,aleprzypomniałasobieowypadku.
-Masznamyślitamtendzień,kiedyspadłamzpierwszegopiętra?Tonieszczęśliwyzbieg
okoliczności.
-Askąd!ObajzTomemwidzieliśmytegołobuza,panienko.Otworzyłdrzwinagórzei
zabrałklucz.
-Kto?Jedenzrzemieślników?
-Toniebyłrzemieślnik.-Joeunikałjejwzroku.-Panienko,mygowidzieliśmyi
dawniej,kiedyfabrykasiępaliła.
-Alekogo?-Chłopiecniechciałmówić,więcpotrząsnęłanimdelikatnieioznajmiła:-
Zrozum,skororozpoznałeśtegoczłowieka,możnagopowstrzymać.
Joebezsłowapatrzyłnaniąoczymapełnymiłez.
-Tobogacz.Znajomypanienki-wtrąciłnaglejegobrat.
-Jakibogacz?Tom,okimtymówisz?Obajspojrzelinaniąinaglezaczęlimówićjeden
przezdrugiego.
-OnsięnazywapanSalton.Słyszeliśmy,jakdawałrozkazywfabryce.
-Niemożliwe!-Indiamiaławrażenie,żesercezamarłojejwpiersi.-Topomyłka!
-Nie,panienko.-Gdyprawdawyszłanajaw,Joeodrazunabrałpewnościsiebie.-Nie
widziałagopanienka,kiedyspadłazwysoka?
-Rzeczywiściektośdomniepodszedł-przyznałaIndia-aleszybkozniknął.
-Tonapewnobyłon.Zwiał,bomniezobaczył.
Indiapoczuła,żestrachchwytajązagardło.Niemiaławątpliwości,żechłopcymówią
prawdę,aletrudnobyłowniąuwierzyć.GdybyIshamnieujawniłinnychpostępków
Henry’ego,niedałabysięprzekonać.
Joepociągnąłjązarękaw.
-Terazpanienkawyjedzie,co?-nalegał.-Onichtuprzyprowadzidziświeczorem.
Indiaznieruchomiała,niewierzącwłasnymuszom.
-Cotyopowiadasz?-szepnęła.
-Oninapadają,panienko-tłumaczyłcierpliwieJoe.-Powiedziałim,żetusięmożna
obłowić.
-Zamierzaprzyprowadzićdonastęhałastrę?Joe,tomisięwgłowieniemieści.Jak
możeszrozsiewaćplotki?
-Jakieplotki?Byliśmytam.Wszystkosłyszeliśmy.
-Wjakisposób?Chodziliścienaichzebrania?
-Nopewnie!Niezwracająuwaginatakiemikrusy.Chybawogólenasniewidzieli.
-Miejmynadzieję.-Indiaprzytuliłachłopców.-Obiecajciemi,żezachowacietewieściw
tajemnicy.MuszęznaleźćlordaIshama.-Gdyzorientowałasię,żechłopcynadalsą
wystraszeni,dodała:-Niebójciesię.Onbędziewiedział,cozrobić.
Chybaichprzekonała.Wysunęlisięzjejobjęćiwybiegli.Gdyzostałasama,zadzwoniła
naTibbsa.
-Widziałeśjegolordowskąmość?-zapytałapospiesznie.-Chcęznimpomówić.
-Wyjechałkonnopółgodzinytemu.
-Powiedział,dokądjedzie?
-Nie,milady,alewcześniejmówił,żemacośdozałatwieniawNorthampton.
-Dziękuję,Tibbs.Gdypanwróci,zawiadommnienatychmiast,dobrze?
-Oczywiście,milady.-Kamerdynerpopatrzyłzniepokojemnaswojąpanią.Zbladła,
jakbyladachwilamiałazemdleć.-Czyprzynieśćcośdopicia?
-Nie,dziękuję.-Indiaodprawiłagoiusadowiłasięwfotelu..
Wgłowiemiałazamęt.JakpowiedziećmężowioknowaniachHenry’ego?Niemiałabydo
niegopretensji,gdybyodrzuciłteoskarżenia.Wgłowiesięniemieści,żebratchciałbygo
skrzywdzić.Tobolesnycios,alefaktymówiłysamezasiebie.Daremniełudziłasię,żeJoe
iTompopełniliomyłkę.Intuicjapodpowiadałajej,żemówiliprawdę.Wszystkie
tajemnicenaglesięwyjaśniły.
OdsamegopoczątkuHenrypróbowałjązniechęcićdomałżeństwazIshamem,sprytnie
przemycająckrytyczneuwaginajegotemat.Czypróbowałudaremnićichślub?
Wzdrygnęłasię.Gdybyspadłanakamiennąpodłogęizabiłasięnamiejscu,Henry
pozostałbyspadkobiercąIshama.
Pobladłajeszczebardziej.Całeszczęście,żeJoeiTomprzybiegliwtedynapomoc.W
przeciwnymrazieHenrymógłbyrozbićjejgłowę.Potemstwierdzonobyśmiertelneurazy
czaszkispowodowaneupadkiem.Indiaukryłatwarzwdłoniach.CzyHenrybyłzdolny
po-pełnićmorderstwo?
Minęłotrochęczasu,nimodzyskałaspokój.Jeślichłopcysięniepomylili,ataknastąpi
dziświeczorem.Ishammusitemuzapobiec.PałacwGrangewzniesionozkamienia,więc
pożarniebyłpoważnymzagrożeniem,aleduże,wysokieoknaparteruniestanowiłydla
tłumużadnejprzeszkody.Łatwomożnawybićszybyiwtargnąćdośrodka.
Asłużba?Wartobyuzbroićstajennychiogrodników,aleTibbsmajużswojelata,więc
niestaniedowalki.Jakgarstkaludzimaodeprzećzmasowanyatak?NawetGiles
wyjechał.
Zdawałasobiesprawę,żeHenrysprytniezaplanowałnapaść.Czekałcierpliwie,ażw
pajacuzostanądwieupatrzoneofiary.
Dwie?O,tak,byłategopewna.Henryzamierzałusunąćzdrogibrataijegożonę.W
przeciwnymrazienieodziedziczyłbydóbr.Przestaładrżeć,gdyogarnąłjązimnygniew.
Postanowiławalczyć.Niebędzieczekałabezradnieniczymofiarnybaranek,aż
zaprowadzająnarzeź.Udaremniponadtozrzuceniewinynabuntowników.Nawetjeśli
przyjdziejejzginąć,zabierzeHenry’egonatamtenświat.
Ponowniechwyciładzwonek.
-Tibbs,czypanwrócił?
-Jeszczenie,milady.Napewnodałbymznać.
-Niewątpię!-Indiauśmiechnęłasiędoniego.-Czymaszkluczedozbrojowni?
-Sąwbiurkupana,milady.
-Przynieśmije,proszę.-Sądziła,żepoczujesiępewniej,gdybędziemiałajewdłoni.
Tibbsbezsłowaspełniłniezwykłyrozkaz,choćjegoobawyzwiązanez
niebezpieczeństwematakustopnioworosły.Ktośzapewneostrzegłpanią.Tibbsniemógł
siędoczekaćpowrotupana.Indiapodzielałajegogorącepragnienie,leczdzieńmijał,a
Ishamsięniepojawiał.Kołopołudniausiadładoobiaduzjegomacochą.Luciadostrzegła
bladośćIndii.
-Drobiazg,lekkamigrena.Myślę,żepoobiedziepołożęsięnagodzinę.-India
zarumieniłasiępodjejbadawczymspojrzeniem.
-Wybacz,jeślitoimpertynencja,aleczekamniecierpliwie,ażsięzaokrąglisz.
-Nie!-odparłapodniesionymgłosem,leczwporęprzypomniałasobieodobrych
manierach.-Jeszczeniepora-dodała.
-Przeciwnie.Niesłyszałaśodzieciachpoczętychwczasiemiodowegomiesiąca?
Tesłowabyłyjakostatniakroplaprzepełniającakielichgoryczy.
-Zapewniam,żetojeszczeniepora-powtórzyła.Indianiebyławstaniepodtrzymywać
rozmowy.
Wstałaodstołu,przeprosiłaiodeszładoswegopokoju.Musiaławszystkoprzemyśleć.
Chłopcyniepowiedzieli,októrejgodzinienastąpiatak.JeślipodnieobecnośćIshama
samauzbroistajennychiogrodników,możesięośmieszyć.Wiedziała,żegajowistałe
nosząbrońipotrafiąsięniąposługiwać.Długozastanawiałasię,czydaćinnympistoletyi
karabiny,wkońcujednakuznała,żelepiejtegonierobić.Brońwrękachdyletantów
spowodujewięcejszkodyniżpożytku,aprzypadkowystrzałmożeskłonićtłumdoużycia
przemocy.
Dzieńdobiegałkońcaizapadałzmierzch.IndiaznówwezwałaTibbsa.Musiałagoprosić
opomoc,choćbymiałuznaćjązadziwaczkę.Niedbałaoto.
-Doniesionomi,żemożemysięspodziewaćataku,zapewnedziśwnocy-tłumaczyła
pospiesznie.-Służbajeterazkolacjęnadole?
-Tak,milady.-Tibbskiwnąłgłowązniezmąconymspokojem.
-Byćmożetofałszywyalarm,więcnieżyczęsobiepanikiwśródkobiet.Mógłbyś
dyskretnieprzesłaćwiadomośćgajowymi?Chciałabym,żebyzajęlistanowiskanadrodze
iczekalinajegolordowskąmość.Chybaniewartoszukaćgoprzezposłańców.
-Owszem,milady.Niejesteśmypewni,skądnadjedzie.
-Wtakimraziemusimysamisobieradzić.Niechmężczyźnitejnocyzostanąwpałacu
uzbrojeniwkijeito,cojestpodręką.Przedewszystkimmuszązachowaćczujność.
Gdybydziałosięcośzłego,niechnatychmiastzejdądopiwnicy,adrzwizamknąod
środkanaklucz.Niesądzę,żebytłumpróbowałsiętamwedrzeć.Szukainnychofiar.
Gdybyjednakwaszaatakowali,moimzdaniempowinniściestanąćdowalki.
-Oczywiście,milady.Indiapopatrzyłananiegozuśmiechem.Miałtakąminę,jakby
kazałamuwłaśniepodaćherbatęwsalonie.Terazsięprzekonała,żestaryTibbsto
prawdziwyskarb.
-Mamyrównieżinnyproblem,milady.CozpaniąiladyLucią?
-Zabierzciejązesobą.Japóźniejdowasdołączę.Otworzyszmidrzwitylkowówczas,
gdyusłyszysztakisygnał.-Rytmiczniezapukaławblatbiurka.-Niezapomnijo
chłopcach.
Uważajnanich.
Tibbswyprostowałsięzgodnością.
-Będęmiałszczególnebaczenienajejlordowskąmośćidwojedzieci,milady.
-Doskonale!-Indiauśmiechnęłasięznowu.-Polegamnatobie.Czyprzychodzącido
głowyinneśrodki,któremoglibyśmyzastosować?
-Wartobyrozstawićkandelabryzpłonącymiświecamiwwielupokojach.Niechsię
wydaje,żewpałacutrwaprzyjęcieiżebawiunaswielupanów.
-Doskonałypomysł!Uważajtylko,abynierozeszłysięplotki,bowybuchniepanika.
Tibbsskłoniłsięiposzedłwypełnićrozkazy,aIndiazostałasama.Zastanawiałasię,co
jeszczemożnazrobić.WkrótceponowniezadzwoniłanakamerdyneraIwręczyłamu
kluczedozbrojowni.
-Przynieśmi,proszę,dwanabitepistolety-poleciła.Zawahałsięporazpierwszy,więc
zapewniła:-Umiemsięznimiobchodzić.Mójbratjestniezłymstrzelcemisamudzielał
milekcji.
Tibbspochyliłgłowęwukłonie.Toniebyłaodpowiedniachwilanaspory,chociażnie
miałpewności,czyjegopanuspodobałobysiętożyczenie.
-Czykolacjępodaćozwykłejporze,milady?-spytałpopowrocie.
GdywręczyłIndiipistolety,miałaochotęwybuchnąćśmiechem.Opanowałasięzobawy,
żeTibbsuznajązahisteryczkę,podczasgdysamwywołałtenatakwesołości,z
niezmąconymspokojemwypełniającpolecenie,zapewnenajdziwniejsze,jakiedotąd
słyszał.
-Owszem-przytaknęła.-LadyLuciazaniepokoiłabysię,gdybyśmynaglezmienili
porządekdnia.
PrzedłużającasięnieobecnośćIshamazaczynałająmartwić.Czyżbykonnoobjeżdżał
majątek?Nasamąmyślotymprzebiegłjązimnydreszcz.Łatwojeststrzelićdo
samotnegojeźdźcazzamuraalbożywopłotu.Jakbezsensownewydawałysięterazich
nieporozumienia.
Przysięgłasobie,żejeśliocaleje,dziśwnocypołożyimkres.Tymczasemjednakmusiała
udawać,żeniczłegosięniedzieje.Umyłatwarziręce,apotemzeszładosalonu.
-Jaksamopoczucie?
-Znacznielepsze,dziękuję.
-Nadaljesteśblada,kochanie.Powieszmi,cociętrapi?
-NiepokojęsięoAnthony’ego-wyznałanagleIndia.-Zwyklewracadodomuznacznie
wcześniej.
-Obawiaszsięwypadku?-Zrozpaczonakiwnęłagłową,aLuciadodała:-Myteżoniego
drżymy.Niepokójoludzi,którychkochamy,jestzrozumiały,alewszyscyzachowujemy
sięniemądrze.Pamiętaj,żeAnthonytostarywiarus,jedenzulubionychtowarzyszybroni
Wellesleya.
SłowapociechypomogłyIndiiwytrwaćprzyposiłkudłużącymsięwnieskończoność.
Wcichościduchadziękowałaniebiosom,gdyLuciaoznajmiła,żepołożysięwcześniej.
-Chybapójdęwtwojeślady-odparła,całującjąwpoliczek.Wkrótceschroniłasięw
swoimpokoju.
Podeszładooknaispoglądałanapagórkowatykrajobraz.Zapadłjużzmierzch,ale
okrągłyksiężycwznosiłsięcorazwyżej.Plamyświatłaigłębokiecienierysowałysię
wyraźnie.CzyHenryprzyprowadziswoichludzimimopełni?Gdywpałacuzrobiłosię
cicho,zeszłanadół.
Salontonąłwblaskuświec.Tibbsichnieskąpił,zaciągnąłteżzasłony.Pokójwydawał
sięprzytulnyimiły,aleIndianiedałasięzwieśćpozoromspokoju.Usiadławfoteluobok
kominka,apistoletyumieściławzasięgurękinaniskimstoliku.Godzinymijały.
Drzemałaibudziłasięwielerazy,żebypopatrzećnawielkizegarwidocznyzholu.Nagle
usłyszałagłośnyzgrzytkamykównażwirowanympodjeździe,chybadeptałoponimwiele
stóp.
Wślizgnęłasiędociemnegoholu,odczekałachwilę,żebyoczyprzywykłydociemności,i
ukradkiemwyjrzałaprzezokno.Przebiegłjądreszcz.Zewszystkich>tronpodchodziły
poddomciemnepostaci.Byłyichsetki.Ludziezatrzymalisięnaczyjąśkomendęiku
oknompoleciałgradkamieni.Tylkojedenczłowieknierzucałnimiwszyby.
Odłączyłsięodmrocznejtyralieryiprzebiegłprzeztaras.
Zamekwdrzwiachirozbiteszkłozatrzymałogonachwilę,aleIndiazdążyławrócićna
swojemiejsceiukryćpistoletyzapaskiem,podwierzchniąsukienką.Siedziaławpatrzona
wzasłony,którerozchyliłysięidosalonuwkroczyłzamaskowanyintruz.
-Henry,zdejmijmaskę-powiedziałalodowatymtonem.-Chcępatrzećciwtwarz,kiedy
będzieszdomniestrzelać.
-Zastanawiamsię,skądwiesz,mojadroga.Zostałaśpewnieostrzeżona.-Posłuchałjeji
wybuchnąłśmiechem.Oczybłyszczałymuzpodniecenia,alepistolettrzymałpewnąręką.
-Łatwocięprzejrzeć,więcniezyskałeśmegozaufania.
-Tosamomogępowiedziećotobie,jeślichceszznaćprawdę.Szczerzepodziwiamtwoją
odwagęimuszęprzyznać,żeposiadaszjedenbezcennyatut,którydotejporyudaremniał
mojewysiłki.-Gdyrzuciłamupytającespojrzenie,ciągnął:-Niewiesz,oczymmówię?
Chodziołutszczęścia.-Usiadłnablaciesekretarzykaustawionegowsaloniei
nonszalanckomachałnogą.-Pomyślećtylko…NagościńcudoNorthamptontwójpowóz
cudemsięniewywrócił.Aupadek?
Byłemprzekonany,żejużpotobie,lecztaksięniestało.Niestety,znówlosbył
przeciwkomnie!
-Jesteśgłupcem!Dajsobieztymspokój.Chcesz,żebyciępowiesilizamorderstwo?
-Wcalemisiętonieuśmiecha.Pozatymsamjestemszczęściarzem.Ponurytłum
wieśniakówzatrzewszelkieślady.Winaspadnienanich.Słyszyszwrzaski?Oniłakną
krwi.
Niktniezgadnie,ktoichpodburzył.
Indiawsunęładłoniepodnarzutkęidotknęłapistoletów.Niezastrzeliładotądżadnego
stworzenia.Czyzdołarozprawićsięzeswymprześladowcą?NastępnesłowaHenry’ego
rozproszyłyjejwątpliwości.
-GdzieAnthony?-zagadnąłuprzejmie.
-Wdomu-skłamała.-Chybagrawbilardzprzyjaciółmi.
-Tylkoniekłam,mojadroga.Hałasściągnąłbygotutaj,dociebie.-Podszedłbliżej,
wsunąłpalcewjejwłosyipociągnąłtakmocno,żepoczułaból.Miałałzywoczach.-
Pytamporazdrugi.Gdzieonjest?
-Niewiem!-jęknęła.-Czemuminiewierzysz?
-Szukałeśmnie?PodniosławzrokizobaczyłastojącegowdrzwiachIshama.Z
rozpacząstwierdziła,żejestnieuzbrojony.
-Uważaj!-krzyknęła.-Mapistolet!
-Widzę.-Ishampodszedłdobrata.-Awięctoprawda.Przewodzisztymludziom.Nie
chciałemwierzyć.
-Zawszebyłeśmięczakiem-drwiłHenry.-Niedlaciebietytułimajątek.Japowinienem
jedostać.Wiedziałbym,jakznichkorzystać.Czemuwszystkonależydociebie?Bo
przypadekzrządził,żeurodziłeśsiępierwszy.Byłemtwoimspadkobiercą.
Powinieneśzginąćnawojnie.Szkoda,żeprzeżyłeś.Terazjesteśżonatyipewniespłodzisz
dziedzica,ajazostanęograbionyznależnegomispadku.
-Niemaszracji,Henry.-WypowiedzianecichymgłosemsłowaLuciizaskoczyły
wszystkichobecnychwsalonie.-NiejesteśkrewnymAnthony’ego.Twójojcieczginął,
nimpoznałamlordaIshama.Nosiszjegonazwisko,alejesteśinnejkrwi,więcniemożesz
dziedziczyć.:
-Kłamiesz,matko!-ZłośćwykrzywiłaurodziwątwarzHenry’ego.-Wszystkobędzie
moje.
-Nie,synu.
-Ktomniepowstrzyma?-Henrycofałsiękuoknom.
-Jatozrobię.Wyznamprawdę,choćbymmiałacierpieć.
-Tosięnieuda!-wrzasnąłHenry.-Chciałemcięoszczędzić,alezmieniłemzdanie.-
Gdypróbowaładoniegopodejść,odwróciłsięiuniósłbroń.-Stój,bostrzelę.
-Oddajmipistolet!-krzyknęłaLucia,idącśmiałowjegostronę.
Indiawidziała,jakpalecHenry’egowolnonaciskaspust.Życiewszystkichzawisłona
włosku.Musiaładziałać,niemiałanicdostracenia.Krzyknęłairzuciłasięwramiona
Ishama.
-Chcęumrzećwtwoichobjęciach!-zawołałapatetycznie.Tesłowazabrzmiałyjak
kwestiazmarnejsztuki,alenicinnegonieprzyszłojejdogłowy.Daremnieprosiłaby
Henry’ego,żebysięnadnimiulitował.-Bierzpistolety!-syknęła,wciskającjewdłonie
Anthony’ego.Zarzuciłamuramionanaszyję,zacisnęłapowiekiiczekała,ażkule
przeszyjąplecy.
-Wzruszającascena!-Henryśmiałsięnacałegardło,lecznachwilęzapomniałomatce.
Trzymającichnamuszce,wolnąrękąuchyliłzasłonę.Promieńświatłapadłnatrawnik.-
Teraz!-krzyknąłdotłumu.
Tobyłoostatniesłowo,którewypowiedziałwtymżyciu.PadłstrzałiHenryosunąłsięna
kolana.Gdymatkapodbiegładoniego,próbowałunieśćpistolet,apotemzwaliłsię
bezwładnienapodłogę.
ROZDZIAŁTRZYNASTY
PrzerażonaIndiastałanieruchomojakposąg,patrzącnaLuciętulącąwramionach
martwegosyna.PochwiliwysunęłasięzobjęćIshamaipodbiegładozrozpaczonej
kobiety.
Wsaloniepanowałacisza,aletłumzgromadzonynazewnątrzwestchnąłnagłe.Dźwięk
przypominałszelestzbożaporuszanegowiatrem.Indiawyczułaprzerażeniebuntowników,
jakbystaławśródnich.Najwięksitchórzepierzchaliukradkiem.Wkrótcepozostali
równieżrzucilisiędoucieczkinawidokszarżującegooddziałudragonów.India
zaciągnęłastaranniezasłony,żebystłumićwrzaskijękiprzerażenia.Luciaklęczała
nieruchomo.WystarczyłopopatrzećnaHenry’ego,abysięupewnić,żenieżyje.India
ujęłajegomatkęzaręceipróbowałaodciągnąć.
-Dajspokój,kochanie.Niechpłacze-szepnąłIsham,pomagającjejwstać.-Niccinie
jest?-Objąłjąimocnoprzytulił.Drżaławjegoramionach.
-Anthony,musiałeśgozabić?
-Nieużyłembroni,najdroższa.Strzałpadłzzewnątrz.
-Jakto?Przecieżtamsąjegostronnicy.
-Zdjąłmaskę.Pewnieuznali,żejestjednymznas.
Samniewiem.Jegosylwetkaodcinałasięwyraźnienatleokna.
-DziękujęBogu,żetoniebyłeśty.Strachpomyśleć!
Opadłanafotel,bonogisiępodniąugięły.Byłatakwstrząśnięta,żeniepotrafiłanawet
uronićłzy.
-Źlesięczujesz!-powiedziałzaniepokojony.-Towszystkomojawina.
Wziąłjąnaręceiposadziłnaswoichkolanach.Uniosładłońipogłaskałaskurczoną
cierpieniemtwarz.
-Kochamcię-wyznałapoprostu.Przymknęłaoczyizapadławciemnąotchłań.
Gdyodzyskałaprzytomność,leżaławłóżku.Ktośmocnościskałjejrękę.
-Anthony?-mruknęła,przebijającwzrokiempanującywsypialnipółmrok.
Świecananocnymstolikubyłaosłonięta,agasnącyżarnakominkuemanowałsłabą
poświatą.Mimotorozpoznałasylwetkęukochanegoiczerpałapociechęzjegoobecności.
Wyciągnęłaramięidotknęłajegorękawa.
-DziękiBogu!-szepnął.Gdyuniósłgłowę,spostrzegła,żeoczymawilgotne.-
Myślałemjuż,żecięstracę.
-Niemaobawy,najdroższy.Tylkozemdlałam.Zachowałamsięgłupio.
-Towcaleniebyłonajgorsze.Swójpopisowynumerwykonałaś,próbujączasłonićmnie
własnymciałem.
-Chciałamtylkodaćcipistolety.
-Wybrałaśbardzoniebezpiecznysposób.-Ishamzasłoniłoczyręką.-Kiedyrozległsię
strzał,lękałemsię,żetrafiłciebie.
-Przestańotymmyśleć!Najważniejsze,żewyszliśmyztegocało.
-O,nie!-Pokręciłgłową.-Dokońcażyciabędęciębłagaćoprzebaczenie.Niezasługuję
naciebie,Indio,aletakbardzominatobiezależało.
-Cotuprzebaczać?-szepnęła,dotykającjegopoliczka.-Lettyzapewniała,żemnie
kochasz,aleniedałamsięprzekonać.
-Dlaczegomiałabyśuwierzyć?Niepowiedziałemcioswojejmiłościipozwoliłem
sądzić,żezawarliśmykontrakt.Potymwszystkimnabrałemdosiebieodrazy.Chyba
bytemszalony,gdywymyśliłemtamtekoszmarneoświadczyny.Zasłużyłemnachłostęz
powodupychy.
-Mogłeśwpaśćwewłasnąpułapkę.-Indiazachichotała.-AgdybytoLettyprzyjęła
twojeoświadczyny?
-Niebyłotakiegozagrożenia,mojasłodkamądralo.-Ishamrozchmurzyłsięnieco.-
Poznałemcięlepiej,niżsądzisz.Niepozwoliłabyśsiostrzenatakiepoświęcenie.
-Racja!-Udała,żemarszczybrwi.-Muszęprzyznać,żemojaofiarabyłaogromna.
Którapannachciałabypoślubićmężczyznęspełniającegowszystkiekaprysyswejżony,
zmagającegosięzjejnajbliższąrodzinąiobsypującegoswąpaniąupominkami?
-Alepodbójmisięnieudał,nieprawdaż?Przyznaj,zechwilamimnienienawidziłaś.
-Owszem,niezaprzeczam.Zwolnaprzekonywałamsięjednakdociebie,potemzrodziła
sięmiłość,alegdyzdałamsobieztegosprawę,byłozapóźno.Byłamprzekonana,że
nigdyjużdomnienieprzyjdziesz.
Zamiastodpowiedzieć,pocałowałIndię.Najpierwdelikatnie,potemcoraznamiętniej,
ponieważtuliłasiędoniego,zchęciąoddającpocałunek.Jejzmysłystopniowonabierały
wrażliwości,boporwanagwałtownąsiłąuczuć,czułasiębezpiecznawramionach
ukochanego.Spełniłosięjejnajwiększemarzenieoprawdziwymmałżeństwie,którenie
jesttylkozwierzęcympołączeniemciałdlawydanianaświatpotomstwa,leczprawdziwą
wspólnotą,gdziezaufanie,uczucieiszacunekodgrywająrównieważnąrolę.
Anthonywypuściłjązobjęćipopatrzyłwpiwneoczy.Pojegominiepoznała,żepozbył
sięwszelkichwątpliwości.Uniosłarękęiopuszkamipalcówobrysowałakonturjego
pełnychust,jakbyprosiłaokolejnypocałunek.Spełniłjejżyczenie.Tymrazempocałunki
byłynajczulsząpieszczotą.Najpierwmusnąłkącikijejust,następniepowieki,wkońcu
czubeknosa.Miaławrażenie,żemotyldotykajejtwarzybarwnymiskrzydłami.
-Musiszodpocząć.Przeszkadzamci-szepnąłzasmucony.-Tobyłchybanajgorszydzień
wtwoimżyciu.
-Ależskąd!Naprawdępodłeczułamsię,gdysądziłam,żenigdymnieniepokochasz.
-Mojamiłośćprzetrwaławszystkiepróby,najdroższa.Zakochałemsięwtobieod
pierwszegowejrzenia,aleniemiałempojęcia,jakcięzdobyć.-Czuleucałowałjejdłoń.-
Byłemniezdarąigłupcem,Indio.Klnęzbezsilności,ilekroćpomyślę,żezmarnowałem
bezpowrotniekilkatygodniwspólnegożycia,ateraz…naraziłemcięnastraszliwe
niebezpieczeństwo!
-Niepowinieneśsiebieobwiniać-odparłacicho.-Skądmiałeświedzieć,żewszystkie
dziwnewypadkitosprawkaHenry’ego.-PrzypomniałasobieoLucii.-Ajegomatka?Co
znią,Anthony?
-Odpoczywa.Lekarzpodałśrodeknauspokojenie.SiedziprzyniejNan.
-Znalazłeśsłużbę?Kazałamimzamknąćsięwpiwnicy.Zapowiedziałam,żebynie
otwierali,ażusłysząumówionysygnał.
-DlaTibbsamójgłostoabsolutnypewnik.-Ishamwybuchnąłśmiechem.-
Wrzeszczałemtak,żezbudziłbymumarłego…-PopatrzyłnaIndięzżartobliwym
podziwem.
-Jesteśwspaniałymstrategiem!PrzydałabyśsięWellesleyowi.Sambytegolepiejnie
wymyślił.
-Chybazrezygnujęzesłużbypodjegodowództwem.-Indiapokręciłagłową.-
Okropniesiębałam.Długoniewracałeś.
-Pojechałemsprowadzićwojsko,kochanie.Doniesionomiospodziewanymataku.
-Ktocięzawiadomił?Nicminiepowiedziałeś.
-Wielumiejscowychsprzeciwiasięzamieszkom.-UsiadłobokIndiiiobjąłjąramieniem.
-Niechciałemciędenerwować.Planowałem,żewrócęzżołnierzamiznaczniewcześniej,
aleformalności…Niesądziłem,żegroziciogromneniebezpieczeństwo,chociażliczyłem
sięzdrobnymiszkodami,takimijakwybiteszybyalbosplądrowaniestodoły.
Byłempewny,żebuntownicyniezrobiąkrzywdykobietom.
-Cosięterazznimistanie?
-Niebędęszukałodwetunagłodujących.Większośćzdołałaumknąć.Jeśliktośzostanie
złapany,wstawięsięzanim.
-AmordercaHenry’ego?
-Pewnienigdysięniedowiemy,ktostrzelił.
-BiednaLucia!Wybuchnieskandal,gdykolejnesprawkiHenry’egowyjdąnajaw.
Anthony,onategoniezniesie.Sercejejpęknie.
-Niemartwsię.DziałaniaHenry’egoprzyniosłydziwnyskutek.Winązajegośmierć
obarczasiętłumbuntowników.Nieprzypuszczam,żebyotwarciedonichprzystał.
Prawdopodobnienosiłzawszemaskę,nieujawniłteżswegonazwiska.
-DziękujmyBogu,żezdjąłmaskę,nim…
-Przestań-nalegałczuleIsham.-Żołnierzeniebędąznaćprawdy.DlanichHenrySalton
pozostaniemężnymbohaterem,któryzginął,broniącrodziny.Zarzuty,októrychci
wspomniałem,napewnozostanąoddalone.
-Cieszęsięprzezwzglądnaciebieijegomatkę.Indiabawiłasięguzikamijegokoszuli.
Wsunęładłońpodmateriałidotknęłagładkiejskórytorsu.Ishamwestchnąłgłębokoi
zamknąłprzegubjejrękiwżelaznymuścisku.
-Wystawiaszmojącierpliwośćnaarcytrudnąpróbę.Niejestemzkamienia.Kiedymnie
dotykasz,zapominamoswoichpostanowieniach.
-Jakieżto,milordzie?
-Znaszjedoskonale.Obiecałem,żeniedopełnięmałżeńskiegoobowiązku,pókidomnie
nieprzyjdzieszzwłasnejwoli.Dopierowtedynaprawdęstanieszsięmojążoną.
-Czyżbymsięterazopierała?Najejtwarzypojawiłsięłagodnyuśmiech.Wysunęłarękęz
jegouściskuigłaskaładalejszerokąpierś,aIshamtłumaczył,cosprawiło,żetakuparcie
trzymałsięodniejzdaleka.Naglewyczułapodpalcamilekkiezgrubienie.
Ciekawośćkazałajejrozpiąćmukoszulę.Torsprzecinaładługablizna,prawiebiałanatle
oliwkowejskóry,sięgającaodramieniadopasa,zapewnepamiątkapocięciuzadanym
szablą.
-Najdroższy,ilesięnacierpiałeś!-Przycisnęłaustadojasnejblizny,alezostałaodsunięta
stanowczymgestem.
-Indio,toniejestodpowiedniachwila-oznajmiłzduszonymgłosem.-Niejesteśsobą.
Wciąguostatnichgodzinprzeżyłaśistnepiekło.
-Owszem.Szczerzemówiąc,byłmoment,gdycierpiałamjakpotępieniec.
-Kiedy?-PrzytuliłIndię,otaczającciasnoramionami,jakbynaprzyszłośćchciał
obronićjąprzedkolejnymiciosami.
-Luciazapytała,czyspodziewamsiędziecka.Musiałamzaprzeczyć,cobyłodlamnie
prawdziwątorturą.
Ishamznieruchomiał,apotemuniósłjejtwarzkuswojej.
-Kusicielka!-powiedziałcicho.-Drogażono,jesteśbezwstydnicą.Nawetsięnie
rumienisz.
-Chciałeśznaćprawdę-szepnęła.-Niemogęsięczerwienić,bomówięszczerze.
-Naprawdę?-Popatrzyłjejwoczy.
-Porazpierwszywżyciujestemtakpewnaswego.Kochamcię,Anthony.Chcędaćci
synów.
Dotknąłwargamijejust,adługiinamiętnypocałuneksprawił,żewszelkieurazyi
nieporozumieniazniknęłyjakśniegroztopionygorącymipromieniamisłońca.Im
zachłanniejjącałował,tymwrażliwszestawałysięjejzmysły.Przylgnęładoniegotak
mocno,jakbyodsiłyuściskuzależałojejżycie.Wkońcuwypuściłjązobjęć,wstałz
łóżkaipodszedłdodrzwi,żebyprzekręcićklucz.
-Anthony!-usłyszałcichewołanieiodwróciłsię,żebynaniąpopatrzeć.
Stałaprzyłóżku.Obserwowałją,gdyszarpałatasiemkinocnejkoszuli.Delikatnyjedwab
zcichymszelestemopadłnapodłogę.Zdumąiufnościąprzyjęłauściskiserce
mężczyzny,któregoszczerzekochała.