Adams Audra Bogata dziewczyna, niegrzeczny chlopak

background image

 

Bogata dziewczyna,

niegrzeczny chłopak

AUDRA ADAMS

 

Harlequin® Toronto • Nowy Jork • Londyn • Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg • Istambuł • Madryt • Mediolan •

Paryż • Praga Sofia • Sydney • Sztokholm • Tajpej • Tokio • Warszawa

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Była tak piękna, jak wszyscy o niej mówili.

Może nawet jeszcze piękniejsza.

Lucas Stratten poprawił ostrość obiektywu, by skoncentrować go na jej twarzy. Obejrzała się najpierw za siebie, a

potem na prawo i na lewo, przez cały czas z niepokojem marszcząc brwi. Upewniwszy się, że nic nie zakłóca jej

prywatności, powoli zdjęła długie, białe futro z lisów.

Pod spodem była zupełnie naga.

Lucas Stratten wstrzymał oddech. Aparat wyślizgnął mu się z rąk i niewiele brakowało, żeby go upuścił. Ten incydent

przypomniał mu, po co się tutaj zjawił. Szybko pstrykał kolejne zdjęcia, podczas gdy dziewczyna rozkoszowała się

spienioną i gorącą wodą w wannie.

Miała przymknięte oczy i w miarę jak ciepła kąpiel zdawała się przynosić efekt, jej rysy zmieniał leniwy uśmiech.

Odskoczył, czując się jak podglądacz. Ale na tym przecież polegał jego zawód: starał się uchwycić naturalne ludzkie

zachowania, relacjonować bieżące wydarzenia. A Alexandra Beck była wydarzeniem. Jednak akurat to zlecenie budziło w

nim niesmak, bez względu na sumę, którą spodziewał się otrzymać i której rozpaczliwie potrzebował.

Obróciła się w wodzie, ukazując piersi, różowe obrzmiałe sutki. Ciało Luke'a reagowało na jej wdzięki tak, jak zapałka

reaguje na zetknięcie z płomieniem. Niespodziewanie poczuł twardość w swoich dżinsach i zmienił pozycję, żeby

zmniejszyć napięcie. Cóż za niedorzeczność! Pracował już z wieloma nagimi kobietami i zawsze patrzył na nie chłodnym

okiem. Nie miał kłopotu z rozgraniczaniem życia zawodowego i prywatnego, więc dlaczego tym razem czuł się ina-

czej?

Fakt, że spędził ostatnio prawie pięć lat z dala od ojczyzny, tłumaczył taką gwałtowną reakcję. W krajach Trzeciego

Świata trudno było myśleć o trwałym związku, a on nigdy nie przepadał za przelotnymi romansami.

Kiedy widział Alexandre Beck stojącą w wodzie w całej okazałości, wszystkie jego racjonalne argumenty ulatywały z

wiatrem. Przypominała boginię pośrodku starożytnego stawu ofiarnego. Luke'owi pulsowały skronie. Wykonał kolejne

zdjęcie: nędzny dowód, iż kolor jej gęstych miodowo rudych włosów był absolutnie, całkowicie, niezaprzeczalnie

naturalny.

Zdążył jeszcze zrobić dwa ujęcia, a potem dziewczyna wyszła z wanny, owinęła się futrem i wsunęła stopy w białe,

futrzane pantofelki. Po chwili zniknęła w drzwiach swojej willi na zboczu góry za ekskluzywnym, prywatnym ośrodkiem

narciarskim w Vermont.

Luke opuścił aparat, cały spocony mimo chłodnego marcowego wiatru. Dzięki Bogu, zrobił dzisiaj kilka niezłych ujęć.

Pomyślał, że powinien szybko wykonać zlecenie, zanim nadarzy się okazja do bezpośredniego zetknięcia z tą kobietą.

Taka komplikacja byłaby teraz bardzo niepożądana w jego życiu.

Zadzwonił do Joe'ego, żeby mu powiedzieć, co ma. Dzięki jego aktom szmatławce miały się sprzedać w milionowych

nakładach. Na myśl o radosnym uśmieszku Joe'ego zadygotał. Ale dość już rozważań na temat charakteru prasy

brukowej. Najważniejsze, żeby mu zapłacili, a wtedy będzie mógł stąd wyjechać i przestać kusić los. To właśnie los

zadecydował o jego pobycie tutaj. Następne zlecenie czekało go w Afryce i żeby znieść panujący tam dokuczliwy upał,

postanowił wypocząć w jakimś niedrogim ośrodku narciarskim. Ale gdy tylko wsiadł do autobusu na lotnisku, obudził się w

nim instynkt reportera.

Siedziała sama w tylnej części wozu. I chociaż była osłonięta kapeluszem, apaszką i ciemnymi okularami, dostrzegało

background image

się w niej niezwykłą klasę. Ignorował ją przez większą część jazdy, prawie nie zastanawiając się nad tym, kim jest ta

kobieta albo, dlaczego się ukrywa. Ale niebawem dosięgnęła go ręka przeznaczenia w osobie nad wiek rozwiniętego

dwuletniego chłopczyka, który nie mógł usiedzieć w miejscu. Malec wyrwał się z objęć udręczonej matki i zerwał z głowy

eleganckiej damy ten kaszmirowy, podobny do turbanu kapelusz.

Jeśli nie bujne miodowo rude włosy, które wysypały się spod kapelusza dziewczyny, to zaintrygowała go przynajmniej

jej nazbyt gwałtowna reakcja na całe zdarzenie. Ktoś inny skwitowałby zajście śmiechem. Ona - wprost przeciwnie, i Luke

zadawał sobie pytanie: dlaczego. Dręczyło go to tak bardzo, że przegapił swój przystanek i dojechał razem z nią do końca

linii. Wmawiał sobie, że ta dziewczyna jest, co najwyżej nieśmiałą, prowadzącą samotne życie pięknością. Ale przecież

wcale nie musiało tak być...

Z holu niezwykle ekskluzywnego hotelu szybko zadzwonił do zaprzyjaźnionego wydawcy brukowych pisemek, Joe'ego

Ryana, który w dużym stopniu zaspokoił jego ciekawość. Alexandra Beck, sławna dziedziczka zaliczająca się do śmietanki

towarzyskiej, zrezygnowała z zaplanowanego ślubu. Podobno widziano ją na Karaibach, lecz Luke - a teraz również Joe -

wiedzieli swoje. Joe nie omieszkał przekazać szczegółowej relacji o dawnych romantycznych eskapadach tej damy.

Według Joe'ego panna Beck skakała z kwiatka na kwiatek i zostawiła za sobą cały orszak kochanków.

Nagle planowany wypoczynek Luke'a nabrał nowego charakteru, gdyż gazeta Joe'ego zaproponowała, że pokryje jego

rachunki, a on będzie chodził za dziewczyną tak długo, aż zdoła ją sfotografować. Jednakże panna Beck nie wykazała

chęci współpracy. Pierwsze dni pobytu w kurorcie spędziła w całkowitej izolacji i Luke nie był w stanie zrobić jej ani

jednego zdjęcia.

Aż do dzisiejszego dnia.

Luke sprawdził film i odkręcił obiektyw od aparatu. Skończył swoją robotę. Kiedy pakował sprzęt, już wybiegał myślą ku

następnemu zleceniu. Pewne państewko w Afryce dopiero co zaczęło egzystować bez swojego dożywotniego

prezydenta. Stary generał zmarł, przekazując ster rządów niezaradnemu synowi. Zamiast zmian ustrojowych rozpoczął się

chaos... I nikt tych wydarzeń nie relacjonował, nawet największe stacje telewizyjne.

Z powodu cięć budżetowych w ostatnich latach większość zagranicznych biur informacyjnych została zmuszona do

masowych redukcji personelu albo całkowitego zaprzestania działalności.

To dawało pole do popisu dla niezależnych fotoreporterów, takich jak on sam. Mając przy sobie tylko sprzęt i

podręczną torbę z wełnianej bai, mógł jeździć, dokąd chciał i uwieczniać najciekawsze wydarzenia. W tym okresie Luke

wyrobił sobie reputację uczciwego, szczerego reportera. Jego zdjęcia ozdabiały wewnętrzne strony i okładki wszystkich

ważniejszych dzienników i magazynów ogólnokrajowych. To był świat, który Luke znał i kochał i... nie mógł się

doczekać, kiedy znowu do niego powróci.

Przewiesił przez ramię torbę z aparatem i wygramolił się ze swojej kryjówki. Ból w prawym kolanie przypomniał mu inny

powód, dla którego się tu znalazł. Podczas ostatniej wyprawy odłamek pocisku zranił go w nogę, gdy fotografował potyczkę w

miejscu leżącym na południe od granicy. Incydent, który Luke traktował najpierw jak przykry drobiazg, uczynił go

niesprawnym do tego stopnia, że powrót do pracy okazał się niemożliwy bez serii zabiegów rehabilitacyjnych. Rana nie

wygoiła się całkowicie, o czym uwielbiał mu przypominać Joe, i za jej sprawą znajdował się na bocznym torze dłużej niż

mógłby oczekiwać.

O wiele za długo, biorąc pod uwagę jego sytuację finansową. Był bez grosza przy duszy, nie miał żadnej pensji, dzięki

której mógłby rozpocząć następną wyprawę. I chociaż redaktorom podobały się jego zdjęcia, nie zamierzali go

finansować. Pod tym względem pozostawał na własnym utrzymaniu. Potrzebował pieniędzy, żeby opłacić kolejną

background image

ekspedycję. Dlatego znęciła go perspektywa szybkiego zarobku na zdjęciach Alexandry Beck dla prasy brukowej. Z głupim

uśmieszkiem na twarzy wracał do domu wypoczynkowego. Alexandra Beck, jedyne dziecko niezwykle wpływowego w

świecie mediów, ekscentrycznego miliardera, Victora Becka. Ludzie z Wall Street nadali mu przydomek „Nieczuły Vic",

co, zważywszy na miejsce, w którym zrodził się ów przydomek, tylko powiększało jego obraźliwość. Beck posiadał

pokaźną część nieruchomości w trzech największych miastach i dbał, żeby wszyscy o tym pamiętali. Nie było dnia, żeby

gazety i magazyny nie zamieściły jakiejś wzmianki na jego temat albo przynajmniej zdjęcia.

Luke właściwie nie żywił szacunku do ekscentrycznego magnata. Beck dorobił się majątku ciężką pracą i to

przynosiło mu chlubę, ale sposób życia tego mężczyzny budził u Luke'a zdecydowany niesmak. Znał Victora Becka.

Nie osobiście, ale dysponował gruntowną wiedzą o takich ludziach jak on. Dobrym przykładem mógł być jego ojciec.

Lorenowi Strattenowi nie zależało na mediach tak bardzo jak Victorowi, ale był w równym stopniu łasy na pieniądze.

Luke spędził wczesną młodość w cieniu biznesmena, który miał obsesję na punkcie konkurencji i nigdy nie wydawał się

usatysfakcjonowany: ani ilością posiadanych pieniędzy, ani swoimi kobietami. Ani synem.

Spokojnie minął kilku stałych gości siedzących przy kamiennym kominku. Sezon miał się już ku końcowi i przebywali

tu tylko najbardziej zapaleni narciarze i ludzie, którzy nie mieli nic innego do roboty, jak zjeżdżać po stokach. Luke

zignorował atrakcyjną blondynkę, która omal się o niego nie potknęła, usiłując zwrócić na siebie jego uwagę.

Przypadkowe spotkanie panny Beck zmieniło charakter tej wyprawy: pobyt w ośrodku stał się interesem, a nie

przyjemnością. Nie zwracał uwagi na żadną z olśniewająco pięknych kobiet, od których aż się roiło w kurorcie. Gdyby był

zainteresowany tymi sprawami, wiedziałby, w którą stronę spoglądać.

W umyśle Luke'a pojawiła się na moment twarz Alexandry zanurzonej w wannie z gorącą wodą. Zastanawiał się, czy

panna Beck wygląda tak samo, kiedy się kocha, ale zaraz odpędził od siebie tę myśl. Zapewne trudno byłoby zliczyć jej

kochanków. Znał takie kobiety. Na przykład swoją matkę. Aż do śmierci zmieniała mężczyzn jak rękawiczki, wciąż

szukając jakiejś tajemniczej i nieuchwytnej więzi, której z pewnością nie odnalazła. Doszedł do wniosku, że ma dość tych

rozmyślań. Podniósł słuchawkę i wybrał numer.

- Joe? Mówi Luke. Mam te zdjęcia. Wrócę...

- Ile?

- Co ile?

- Ile masz tych zdjęć? - zapytał Joe.

- Nie wiem. Może z pół rolki.

- Zrób trochę więcej.

- Joe, już skończyłem. Rozumiesz? Spodoba ci się to, co dostaniesz. Wierz mi, to wystarczy.

- Taak? - zapytał przeciągle Joe. - Dobry materiał?

- Dość dobry.

- Jak dobry?

- Jest naga - szepnął Luke.

- Cholera! Gdzie? W swoim pokoju?

- Nie, w wannie.

- Sama?

- Zupełnie sama.

- To szkoda- stwierdził Joe. - Jakieś zbliżenia? Luke skrzywił się.

background image

- Będziesz zadowolony z tych zdjęć, obiecuję ci.

- Co powiedziałeś?

Luke zerknął na osoby obecne w głównej sali. Blondynka uśmiechała się do niego. Odwrócił się.

- Nie będę się wydzierał. Pogadamy później.

- W porządku, bracie, zawsze odwalasz kawał dobrej roboty. Wierzę ci na słowo. Ale skończ tę rolkę, sfotografuj

dziewczynę w akcji.

- Joe, ja wyjeżdżam. Już i tak za długo tu jestem. Mam dość. I muszę wracać. Tylko przygotuj pieniądze. Mój samolot

odlatuje jutro rano i mam zamiar do niego wsiąść.

- Nie podleczyłeś się wystarczająco, żeby lecieć do jakiejś zapadłej dżungli. Co się stanie, jeżeli będziesz

potrzebował pomocy medycznej? Może jakiś szaman voodoo będzie potrząsał zminiaturyzowaną ludzką główką nad twoją

nogą?

- Daruj sobie. Szykuję się do wyjazdu - przerwał mu Luke.

- Dodatkowy tysiąc, jeżeli skończysz tę rolkę. Luke przysunął słuchawkę do ucha. Dodatkowy tysiąc pozwoliłby pokryć

wiele rachunków... Ale jeżeli Jej Wysokość przez następną dobę nie opuści swojego apartamentu? Wtedy on spóźni

się na samolot i utknie w tym miejscu, dopóki nie zdoła wymyślić czegoś innego.

- Nie - oznajmił Joe'emu. - Wynoszę się stąd. Luke odwiesił słuchawkę i skierował się do kawiarni na szybki, mocno

spóźniony lunch. Wychodząc, zapłacił rachunek w kasie przy drzwiach kawiarni. Udał się do holu, położył torbę i zaczął

grzebać w kieszeniach spodni w poszukiwaniu klucza do pokoju. Pomyślał, że im szybciej się spakuje, tym szybciej

zdoła opuścić ten kurort. Kiedy odwrócił się, żeby chwycić torbę z aparatem, stanął twarzą w twarz z kobietą, która go

absorbowała przez cały zeszły tydzień.

- Przepraszam - powiedziała Alexandra. Obeszła Luke'a i zbliżyła się do recepcji.

Luke gapił się na jej długie nogi i krągłe, zgrabne biodra. Miała na sobie narciarki, botki i sztuczne czerwone futro z

kapturem, który zakrywał jej charakterystyczne włosy. Trzymała czerwone skórzane rękawice.

Co, u licha, zamierzała teraz zrobić? Luke przeniósł ciężar z chorej nogi na zdrową i postanowił się tego dowiedzieć.

Podszedł do kontuaru i udawał, że przegląda jakąś broszurę, a jednocześnie słuchał rozmowy Alexandry z

recepcjonistą, dotyczącej wynajęcia śnieżnego skutera. Uśmiechnęła się do tego mężczyzny, a potem ruszyła do

wyjścia, w kierunku wypożyczalni.

Luke szedł za nią w bezpiecznej odległości. Alexandra przywitała się z operatorem, przeszła się wzdłuż szeregu

skuterów i wybrała jedną z maszyn. Machnęła ręką, nie życząc sobie żadnych instrukcji, i po chwili już jej nie było. Luke

zerknął na zegarek. Trzecia. Trochę późno, żeby pójść za nią, ale tysiąc dolców to sumka nie do pogardzenia, a w

aparacie zostało jeszcze pół filmu. Parę zdjęć panny Beck na tym skuterze wystarczy, żeby uszczęśliwić Joe'ego.

Zbliżył się do stanowiska, złożył podpis i zapłacił za swoją maszynę.

- Wie pan, jak to obsługiwać? - zagadnął operator.

- Tak - odparł Luke. Wyjął z torby aparat, poprawił obiektyw i przewiesił pasek przez klatkę piersiową.

- Zna pan tę kobietę? - zapytał mężczyznę i skinął głową w kierunku, w którym zniknęła Alexandra. Operator

wzruszył ramionami.

- W życiu jej nie widziałem.

- Płaciła gotówką? - zagadnął Luke.

- A kto chce to wiedzieć?

background image

Luke wyjął z kieszeni dwudziestodolarowy banknot i pomachał nim przed oczami operatora, który rozejrzał się i

zgrabnie ukrył go w dłoni. Przejrzał swoje papierki i wyciągnął czek podróżny.

- Nazywa się Jane Martin - powiedział, pokazując czek Lukowi.

To, że używała fałszywego nazwiska, nie zaskoczyło Luke'a.

- Dokąd się skierowała?

- Prosto na drogę wokół wzgórza. Mówiłem jej, żeby się trzymała wyznaczonych szlaków. O tej porze roku śnieg

jest zabawny.

- Zabawny?

- No, wie pan, miękki, zdradziecki. Lód pod spodem topi się za dnia, by znowu zamarznąć nocą. Przez to nowa

warstwa śniegu wyprawia śmieszne rzeczy.

- Na przykład?

- Na przykład powoduje obsunięcia. Spodziewamy się kolejnej burzy śnieżnej. Mówią, że będzie gwałtowna.

Prawdopodobnie ostatnia w tym roku.

Luke spojrzał w górę na niebo. Było błękitne i bezchmurne.

- Wcale na to nie wygląda.

- Niech się pan nie da zmylić. Jutro, kiedy na ziemi będzie kilkadziesiąt centymetrów śniegu, przypomni pan sobie

słowa Tony ego.

- Nazywasz się Tony? Operator uśmiechnął się.

- Tak. Posłuchaj mojej rady i nie zbaczaj ze szlaków. Wróć, zanim się ściemni, to nic ci się nie stanie.

- Dzięki.

Luke uruchomił silnik i ruszył drogą, którą pojechała Alexandra. Zobaczył ją po kilku minutach. Wprawnie Szusowała

po swoim szlaku.

Światło było odpowiednie. Przez wysokie sosny Sączyły się promienie słońca, które rzucały cętkowaną poświatę na

tor. Luke ostrożnie podniósł aparat i próbował jednocześnie go nastawić i sterować pojazdem. Procentowały lata

wykonywania zdjęć w najdziwniejszych pozycjach. Jednakże z tej odległości nie mógł stwierdzić z całą pewnością, że to

ona. Musiał podjechać bliżej, toteż przyśpieszył obroty silnika. Alexandra oddalała się od niego coraz bardziej, dając

nierozważny popis swoich umiejętności. Luke koncentrował Się na dotrzymywaniu jej tempa i na razie nie mógł nawet

marzyć o zdjęciach. Po mniej więcej trzydziestu minutach zorientował się, że dziewczyna przecięła las i jedzie w górę na

północ. Zatem zboczyła ze szlaku, a on... podążał w ślad za nią.

Mrucząc przekleństwa, podjechał do Alexandry tak blisko, jak pozwalała mu na to odwaga. Musiała usłyszeć jego

pojazd, gdyż odwróciła się i na pewno go zauważyła. Potem zwiększyła prędkość i skręciła w prawo.

Alexandra Beck obejrzała się przez ramię. Najpierw myślała, że coś sobie uroiła, ale nie, ten mężczyzna wyraźnie ją

śledził. W normalnych okolicznościach zlekceważyłaby ten fakt. Jako osoba urodzona i wychowana w Nowym Jorku,

bynajmniej nie była bojaźliwa. Ale okoliczności nie były normalne. Ukrywała się i nie Chciała, żeby ją znaleziono.

Oczywiście, chodziło jej 0 prasę, ale jeszcze bardziej o ojca. Z doświadczenia Wiedziała, że chociaż mógł ją śledzić

przedstawiciel prasy, to jednak za całą sprawą kryje się raczej ojciec.

Tata zapewne znajdował się teraz w trzecim stadium ataku. Potrzebował jeszcze co najmniej tygodnia na

ochłonięcie, zanim ona mogłaby spróbować nawiązać z nim kontakt. Urządzali sobie sceny od dawna, ilekroć ośmieliła

się mu sprzeciwić, ale wiedziała, że ich kłótnia przepełniła kielich goryczy.

background image

Victor Beck zaplanował ten ślub do najmniejszego szczegółu. Nawet nie chciała myśleć, ile kosztowała uszyta przez

włoskiego projektanta suknia ślubna. Ucieczka na dwa dni przed wielkim wydarzeniem w karierze ojca, który na jej

punkcie miał bzika, wystarczyła, by zapłonął gniewem i zniszczył siebie oraz wszystko, co żyje w promieniu dziesięciu

mil.

Alex wzięła głęboki oddech i postanowiła uciec od tajemniczego mężczyzny. Mknęła owiewana wiatrem, by skręcić na

północ, a jednocześnie wracała myślami do ślubu, z którego zrezygnowała. Oczywiście, nie miała wyboru. Po prostu nie

mogła przez to przebrnąć, chociaż wszyscy twierdzili, iż to byłoby dla niej najlepsze. Nie mogła nawet pomimo faktu, że ślub

przypieczętowałby wielką fuzję, która fascynowała rekiny z Wall Street. Nawet za względu na tatę, który pragnął tego

ponad wszystko.

Zbliżał się dzień ślubu i Alexandra wpadała w coraz większą panikę. Przyjaciółki mówiły jej, że strach w takich

przypadkach jest czymś zupełnie normalnym. Ale ona znała rzeczywisty powód: za nic w świecie nie umiała sobie

wyobrazić, że będzie leżała naga i kochała się z Justinem Farrellem. Gdyby publicznie się do tego przyznała, ludzie

ryczeliby ze śmiechu. Ona, Alexandra Beck, znana na całym świecie rozpustnica, która ponoć posiadała tuziny

kochanków w kraju i za granicą, bała się iść do łóżka z czarującym, dystyngowanym, eleganckim, ale niestety niemłodym

Justinem Farrellem? Doszła do wniosku, że byłoby to zabawne dla wszystkich osób, które sądziły, że ją znają. Przykry

aspekt całej sprawy polegał na tym, że nikt jej nie znał.

Prawdę mówiąc, lęk nie miał tu nic do rzeczy. Tęskniła za mężczyzną, który roznieciłby jej skrywaną namiętność. A

stary Farrell nie nadawał się do tego. Och, na pewno by się starał, gdyby zgodziła się za niego wyjść. Ale ojciec usidlił

ją w trudnym okresie jej życia, tuż po niepowodzeniu w szkole pielęgniarskiej. Musiała pożegnać się z jedynym

marzeniem, które coś dla niej znaczyło. Wtedy dała za wygraną i podporządkowała się decyzji ojca, gdyż tak było

najprościej. Jednakże rzeczywistość uświadomiła jej, że musi odzyskać kontrolę nad swoim życiem. Potrzebowała

czasu na obmyślenie nowego planu.

I dokonała tego. Pomysł fundacji zrodził się nagle, jakby inspirację zesłał jej Bóg. Kiedy ugruntował się w

świadomości, zrozumiała, że właśnie o to jej chodziło przez całe życie.

W przeciwieństwie do ojca, Alexandry nie interesowało robienie pieniędzy. Gorliwie pragnęła służyć innym ludziom i

rozpoczęcie nauki w szkole pielęgniarskiej stanowiło krok w tym kierunku. Może nie potrafiła pomóc pojedynczym

osobom, ale z pewnością zdołałaby to uczynić na większą skalę.

Doprawdy, to było takie proste, aż dziw, że nie wpadła na ten pomysł wcześniej. Pieniędzy miała dużo, bardzo dużo.

Korzystała z funduszu powierniczego swoich dziadków, nie wspominając o rozmaitych bezdzietnych ciotkach i wujkach,

którzy również uczynili ją jedyną spadkobierczynią.

Tak, fundacja rozdzielająca stypendia godnym zaufania organizacjom i grupom, które pomagałyby mniej zamożnym

ludziom, stanowiła właściwą odpowiedź na rozterki Alexandry Beck. I ona by nią zarządzała. Miała wybitne zdolności

organizatorskie - co do tego wszyscy się zgadzali. Dzięki działalności charytatywnej zdobyła również ogromne

doświadczenie i teraz wreszcie mogłaby wykorzystać tę wiedzę.

Próbowała porozmawiać na ten temat z ojcem, ale, jak zwykle, puszczał jej słowa mimo uszu i całkiem ją ignorował.

Ponawiane próby przekonania go, że ma poważne zamiary, okazały się daremne. Dała za wygraną. Skoro podjęła

decyzję, pragnęła możliwie szybko ją zrealizować, ale Victor miał taką obsesję na punkcie ślubu, że nie pozwolił jej

dojść do słowa.

Najlepszym sposobem zwrócenia na siebie uwagi ojca było zniknięcie i Alex tak właśnie zrobiła. Była gotowa wrócić, ale

background image

nie miała ochoty stanąć przed obliczem ojca. Ucieczka od Victora Becka nie zostałaby potraktowana pobłażliwie. Alexandra

Beck od początku wiedziała, że zostanie odszukana, jeśli nie przez ojca, to przez paparazzich, którzy wywęszą ją jak psy

gończe.

Zerknęła przez ramię. Niech go diabli! Doganiał ją. Była mistrzem w jeździe na nartach i na skuterze śnieżnym, toteż

irytowało ją, że nie potrafi się wymknąć temu mężczyźnie - kimkolwiek był. Ze zdwojonym impetem, powodowana złością,

przyśpieszyła na tyle, na ile pozwalał rozsądek, zboczyła ze szlaku i pojechała w górę przez las.

Dokąd jedzie ta głupia kobieta? zapytywał siebie Luke, podążając za nią w gęsty sosnowy zagajnik. Czyż nie

otrzymała tych samych instrukcji, które i on dostał od operatora? Spojrzał przez ramię. Wyraźnie zboczyli z głównego

szlaku, wjeżdżali coraz wyżej i wyżej. Zawahał się, pomyślał, że powinien darować sobie ten pościg. Zależało mu na

autentycznych zdjęciach, ale nie chciał przestraszyć Alexandry, gdyż mogłaby zrobić jakieś głupstwo. Z powodu

gęstniejącego lasu, który stanowił doskonałą osłonę, Luke nie widział już dziewczyny. Jechał po śladach, które zostawiał w

śniegu jej pojazd, i natychmiast zauważył, że panna Beck zatacza łuk, by niemal niedostrzegalnie zawrócić w kierunku

głównego szlaku. Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Postąpiła sprytnie, wyprowadzając go w góry; miała, nadzieję, że

kiedy on straci ją z oczu, uda jej się go przechytrzyć.

Niestety, nie zdawała sobie sprawy z tego, kto ją goni. Pobierał nauki od doświadczonych partyzantów w opanowanych

przez nich dżunglach. Nie mogła się z nim równać, chociaż była inteligentna. Luke skręcił w lewo i przeciął las z

prędkością, która byłaby niebezpieczna nawet w idealnych warunkach, lecz teraz, kiedy zapadał zmierzch, a na każdym

zakręcie znajdowały się przeszkody w postaci ogromnych sosen, wydawała się przejawem obłędu.

Ale ten manewr opłacił się. Luke przyhamował jakieś trzydzieści metrów za dziewczyną, chowając się przed nią w

sosnowym zagajniku. Wydawało mu się, że ma mnóstwo czasu. Wyjął aparat spod kurtki i wycelował obiektywem w teren,

po którym zjeżdżała z maksymalną prędkością Alexandra. Skończył film w kilkanaście sekund. Był bardzo zadowolony z

wykonanej tego dnia roboty. Wyciągnął zwiniętą rolkę z aparatu, włożył ją do cylindrycznej osłonki i schował do kieszeni.

Zaczął wpychać swój sprzęt do torby. Nie był przygotowany na ostrzegawcze dudnienie za plecami i rozdzierający ryk,

który mu towarzyszył. Z początku myślał, że to maszyna Alexandry tak hałasuje, ale jedno spojrzenie na górę pozwoliło mu

zrozumieć rzeczywisty powód.

Zobaczył, że wprost na niego spada lita warstwa śniegu. Wyostrzony latami ciężkiej zaprawy instynkt kazał mu

upuścić torbę i uruchomić swój pojazd. Rozpaczliwie uciekając przed lawiną, Luke skręcił w kierunku Alexandry Beck.

Przegonienie dziewczyny pochłonęło kilka cennych sekund. Musiał użyć całej swojej siły, by za pomocą prawego

ramienia wciągnąć ją na swój skuter, a jednocześnie nie wywrócić pojazdu.

Alexandra dała się zaskoczyć. Szaleniec, który ją śledził, teraz chyba próbował ją porwać. Zapewne był jednym z

wrogów jej ojca, fanatykiem, który zamierzał ją przetrzymywać dla okupu albo w innym, gorszym celu. Walczyła z nim,

wierzgając i krzycząc wniebogłosy. Kiedy chwycił ją za nadgarstek, przechyliła się i gryzła go dopóty, dopóki jej nie puścił.

Furia w oczach Alex kontrastowała z jego przestraszonym spojrzeniem. Znowu wyciągnął ku niej ręce, próbując ściągnąć

ją ze skutera. Za nic w świecie nie chciała mu na to pozwolić. Trzymała kierownicę w stalowym uścisku, przez co skutery

sunęły obok siebie, potęgując zagrożenie.

- Nie widzisz, co się dzieje? - wrzasnął z całych sił Luke, ale zagłuszał go ryk dwóch silników i histeryczny krzyk

dziewczyny. - No puść, głupia!

Ponownie ją schwycił, tym razem za rękaw. Alex uwolniła się z jego uścisku i odjechała w prawo. Słyszała, że

mężczyzna coś wykrzykuje, ale nie miała odwagi skręcić albo zwolnić. Bóg jeden wiedział, dlaczego ten człowiek ją

background image

ścigał. W każdym razie nie zamierzała poddawać się bez walki.

Luke nie mógł uwierzyć, że panna Alex jest taką idiotką. Gdzież ona miała mózg? Czyżby niczego nie widziała ani

nie słyszała? Wyprzedził ją w momencie, gdy dosięgnęła ich lawina. Nie było czasu na subtelności. Wiedział, że jeśli

natychmiast czegoś nie zrobi, zostaną w kilka sekund pogrzebani żywcem. Decyzję należało podjąć w ułamku sekundy.

Rzuciwszy pożegnalne spojrzenie na aparat, skoczył głową do przodu, na plecy Alexandry, i wreszcie ją złapał.

Alex zauważyła lawinę dokładnie w momencie ataku Luke'a. Jej skuter przewrócił się na bok, a jego pasażerowie zostali

zrzuceni na zbocze. Pojazd jeszcze przez chwilę się kręcił, a potem całkowicie pochłonęła go lawina. Luke trzymał

Alex w pasie, próbując, z mizernym skutkiem, przyjąć na siebie siłę upadku. Ich splecione ciała bezwładnie staczały

się w kierunku zamarzniętej otchłani.

Wreszcie zatrzymali się. Dookoła panowała zupełna cisza.

Pierwszy otworzył oczy Luke. Był oszołomiony, z trudem łapał oddech. Wyciągając szyję, wypatrywał obu pojazdów

śnieżnych. Przepadły. Podobnie jak wszystko inne. Za ich plecami rozciągał się nowy świat, całkowicie biały, pozbawiony

jakichkolwiek oznak życia. Nie było tu żadnych drzew, krzewów czy przemykających zwierząt. Niczego. Tylko śnieg.

Luke zachłysnął się rozrzedzonym powietrzem. Nie miał pojęcia, gdzie się znaleźli i jak zdołają się z tego miejsca

wydostać. Był pewien tylko jednej rzeczy: nie było drogi powrotnej.

ROZDZIAŁ DRUGI

Luke podniósł się na łokciach i popatrzył na kobietę, która pod nim leżała. Wyglądała na przemarzniętą. Chciał sprawdzić

puls Alex, lecz jego ramiona były uwięzione pod plecami dziewczyny, a poza tym bał się, że nieostrożnym ruchem

dodatkowo uszkodzi złamane kości - swoje lub jej. Dlatego zębami rozpiął Alex kołnierzyk i przycisnął wargi do jej szyi,

by wyczuć puls.

Kiedy dotknął zimnymi ustami jej miękkiej skóry, poczuł, że przechodzą mu po grzbiecie ciarki. Miała w sobie tyle

życia i ciepła. Dotyk jej ciała nagle aż zanadto wyraźnie uświadomił mu, w jakiej leżą pozycji.

W umyśle błysnął mu obraz nagiej Alex, biorącej ciepłą kąpiel. Szybko, ale ostrożnie, żeby nie zrobić jej krzywdy,

odsunął się. Fatalnie, że zostali uwięzieni po tej stronie góry. Co gorsza, przypomniał sobie, że przez ten szalony pościg

nie zdąży na samolot.

Łagodnie rozluźnił uścisk i położył Alex na miękkiej poduszce ze śniegu u stóp drzewa. Śnieg padał coraz mocniej.

Luke wiedział, że jeśli szybko nie znajdą jakiegoś schronienia, czeka ich pewna śmierć.

Ta myśl nie budziła w nim przerażenia. Już wiele razy zaglądał śmierci w oczy. Ale czuł złość. Śmierć w obronie jakiejś

sprawy czy przekonania, albo przynajmniej z określonego powodu, byłaby usprawiedliwiona, ale zginąć w wyniku

zwariowanego pościgu za zwariowaną panienką z wyższych sfer - dla pieniędzy - taka śmierć zasługiwała wyłącznie na

pogardę.

Zaczął tupać nogami, żeby pobudzić krew do szybszego krążenia, i wepchnął ręce do kieszeni.

- Głupota - powiedział głośno. - Absolutnie, zdecydowanie najgłupsza rzecz, jaką zrobiłeś w swoim żałosnym życiu.

Alex otworzyła oczy i widziała tylko ciemne plamy. Ktoś coś mówił, ale nie rozumiała ani słowa, gdyż słyszała tylko

dudnienie w uszach. Kręciło jej się w głowie, była zdezorientowana i wcale nie miała pewności, czy wszystko jest z nią w

porządku. Czekała, aż znikną plamy przed jej oczami, a następnie powoli, z maksymalną ostrożnością, odwróciła głowę w

kierunku, z którego dobiegał głos. To był on. Szaleniec, który ją zaatakował. W pierwszym odruchu chciała się poderwać i

uciec, ale uznała, że nie zdoła go przegonić. Gdzieś czytała, że takich nieobliczalnych ludzi należy traktować bardzo

background image

uprzejmie. Pomyślała, że przyjdzie jej to bez trudu. Od lat radziła sobie w taki sposób z ojcem.

Podparła się łokciami i usiadła. Przedtem upewniła się, że dzieli ją odpowiednia odległość od tego człowieka, na

wypadek, gdyby znowu spróbował się na nią rzucić. Ten manewr nie uszedł jego uwagi i odwrócił się do niej.

Przypatrywali się sobie przez dłuższą chwilę. Miał brązowe oczy o odcieniu whisky i wprost przeszywał ją wzrokiem. W

pierwszej chwili przyszło jej do głowy, że ten mężczyzna nie wygląda jak maniak - ale przecież nawet nie wiedziała, jak

taki człowiek wygląda.

- Nic ci się nie stało? - zagadnął. Mówił niskim, chrapliwym i zatroskanym głosem.

- Kim jesteś? - zapytała. Postanowiła nie silić się na uprzejmy ton.

- Facetem, który uratował ci życie.

- Uratowałeś mi życie? -Więc sądzisz, że to właśnie robiłeś?

- Tak. A myślisz, że co próbowałem zrobić?

- Zaatakować mnie, porwać, zabić.

Luke wydał z siebie odgłos, który miał być śmiechem.

- Niezupełnie o to mi chodziło. Jak się czujesz?

- Kręci mi się w głowie.

- Nic dziwnego. Straciłaś przytomność.

Zgiął prawą nogę i przesuwał ją do przodu oraz do tyłu, rozcierając kolano. Alexandra miała mętlik w głowie, ale nie traciła

czujności. Mężczyzna wydawał się całkowicie normalny. No, jeśli nie zwracało się uwagi na nietypową fryzurę - jego

jasnobrązowe włosy były długie z tyłu i krótkie z przodu - i jednodniowy zarost.

Alex powoli wstała. Oparła się o pień drzewa i otrzepała ze śniegu.

- Przed czym mnie ratowałeś? I jak się tu znalazłam? Jeśli nie masz nic przeciwko moim pytaniom...

Luke zerknął na nią przez ramię. Nawet teraz, gdy miała potargane włosy i piekielnie musiała ją boleć głowa,

wyglądała świeżo i pięknie. Te miodowo rude włosy po prostu spływały falami na jej ramiona. Była niesłychanie ponętna.

Ale dlaczego ogarniały go takie myśli?

- Przeniosłem cię. Nie widziałaś lawiny? - zapytał, by zmusić umysł do zajęcia się bieżącymi sprawami.

- Tak, i w porę usunęłabym się z drogi, gdybyś mnie nie zaatakował.

- Wcale tego nie zrobiłem...

Ich uwagę odwrócił jakiś szmer za krzakami. Luke rozejrzał się dookoła, próbując zlokalizować źródło dźwięku. Nie

umiał stwierdzić, co to był za hałas, ale wiedział, że nie powinni tu zostać. Znowu ogarnął go gniew, w równym stopniu na

siebie, co na Jej Wysokość, bo to przez nią wpakował się w to wszystko.

- Możesz chodzić? - zagadnął.

Alex skinęła głową. Nie miała pojęcia, jakie zwierzę włóczy się w tej okolicy, ani też nie pragnęła się tego dowiedzieć.

- Będziemy musieli pójść w górę - oznajmił, pokazując las wysokich sosen. - Jeśli dopisze nam szczęście, może

znajdziemy jakąś chatę.

- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł - oświadczyła z przekonaniem Alex. - Lepiej zawróćmy w stronę szlaków.

Tylko tam może nas odnaleźć ekipa ratunkowa.

- Ekipa ratunkowa? Czy mówisz poważnie?

- Oczywiście. Na pewno już nas szukają, nie sądzisz? Luke potrząsnął głową.

- Nie, nie sądzę. Przede wszystkim od naszego wyjścia nie upłynęło jeszcze dużo czasu. Po drugie, pada śnieg...

background image

Chyba to zauważyłaś.

- Zauważyłam, panie...

- Stratten. Luke Stratten - powiedział i czekał na jakiś znak, że został rozpoznany. Nic takiego nie nastąpiło. I dobrze.

O jeden problem mniej, pomyślał.

- Rusz głową, kobieto. Jeśli nie jesteśmy w stanie zejść szlakiem, oni nie zdołają pojechać nim w górę.

- Nazywam się Alexandra - przerwała mu wyniośle i zaraz ugryzła się w język. Za późno przypomniała sobie, że

powinna używać swojego pseudonimu. Pomyślała jednak, że teraz nie ma to już znaczenia. Jak tylko wróci do kurortu,

sama zadzwoni do ojca. Zrobiła krok w kierunku Luke'a, położyła rękę na biodrze i postarała się zwrócić na siebie jego

uwagę.

- Wiem, że nie zdołają wejść szlakiem. Ale mogą użyć helikoptera.

- Z pewnością to zrobią. Ale nie dzisiejszego wieczoru. Już się ściemnia i znowu zaczyna padać śnieg. Rób jak

uważasz, ale ja wspinam się w górę.

Co za niemiły człowiek, pomyślała. Pomimo nieregularnych rysów był całkiem przystojny i, sądząc po szerokości

klatki piersiowej, zdecydowanie dobrze zbudowany, ale stanowczo zbyt uparty jak na jej gust. Patrzyła, jak gramolił się

między sosnami. Podmuch wiatru wsadził jej swój lodowy palec za kołnierz i zmroził szyję. Straciła mężczyznę z oczu,

ale wciąż słyszała chrzęst jego butów na śniegu.

Miał rację: zaczynało się ściemniać. Może nie mylił się także w kwestii helikoptera. A pomoc nie musiała nadejść już

tego wieczoru. Ta myśl podziałała na nią otrzeźwiająco.

Gramoliła się pod górę za towarzyszem niedoli, ale ten posuwał się zbyt szybko i nie mogła go dogonić.

- Chyba nie zamierzasz mnie tu zostawić, prawda? - krzyknęła.

Luke wyraźnie słyszał jej wołanie, ale nie przerywał wspinaczki. Musiał przyznać, że myśl wyrażona przez Alex wydała

mu się kusząca z oczywistych względów. Ale górę wzięło w nim sumienie. Z minuty na minutę robiło się coraz ciemniej.

Ktoś taki jak ona nie miałby szansy, zważywszy na zimno i dzikie zwierzęta.

Odwrócił się i spojrzał w dół. W labiryncie sosen ledwo dostrzegał jej postać. Dotknął rolki filmu w kieszeni i westchnął

w poczuciu frustracji. Czy mu się to podobało, czy nie, ugrzązł. Pomyślał o tym, jak reaguje na tę dziewczynę, i zganił siebie

w duchu. Nie miał ochoty dumać o spędzeniu nocy z Alexandra Beck, nawet w najlepszych warunkach. Jednakże bez

względu na to, co sądził o takich kobietach jak ona, nie mógł jej zostawić.

Przystanął i czekał. Kiedy się do niego zbliżyła, wyciągnął rękę i pomógł jej przejść przez zwalony pień.

- Dzięki - wydyszała.

Mruknął coś w odpowiedzi, a potem obrócił się i znowu zaczął się gramolić pod górę. Od tej wspinaczki jeszcze

bardziej bolała go noga, co bezskutecznie próbował ukryć.

- Co się dzieje? - zagadnęła Alexandra.

- Moje kolano - odparł.

- Zraniłeś się, kiedy spadaliśmy?

- Nie.

Znowu zaczął iść, przystając po każdym kroku. Alex obserwowała jego niezdarne ruchy. Chyba nie mogła liczyć na to,

że wydobędzie od niego więcej informacji. No, ale trudno. Kiedy znajdą jakieś schronienie, będzie musiał z nią

porozmawiać.

Brnęli przez śnieg, który sięgał im do kostek i padał z coraz większą intensywnością. Luke chwycił Alex za ramię i

background image

pomagał jej iść. Musieli narzucić sobie szybsze tempo.

- Głupie - mruknął do siebie.

- Co jest głupie? - zapytała Alex.

- To, że utkwiłem tutaj. Z tobą.

- W pojedynkę byłoby lepiej?

- Gdybym był sam, nie znalazłbym się tutaj.

- Jesteś tutaj z mojego powodu? - zapytała. - A więc jednak śledziłeś mnie.

Luke był zadowolony, że nie mogła widzieć jego twarzy.

- Wcale ciebie nie śledziłem. Już ci mówiłem, że cię ratowałem.

- Ale przedtem. Śledziłeś mnie. Widziałam ciebie.

- Dlaczego miałbym cię śledzić?

- Ze względu na to, kim jestem.

- A kim jesteś?

- Alexandra Beck.

Luke szedł dalej, ani na chwilę nie przerywając rytmicznego marszu.

- Tak? I co z tego?

Alex chwyciła go za ramię i osadziła w miejscu.

- Chcesz mi wmówić, że nie wiesz, kim jestem?

- zapytała.

- Jesteś sławna czy jak?

- Ty chyba żartujesz.

- Nie. Powiedz mi. Długo przebywałem poza krajem.

- Gdzie? - zagadnęła nieco sarkastycznym tonem.

- Na Syberii?

Luke uśmiechnął się szeroko. Bez wątpienia była zadziorną istotką.

- Coś w tym rodzaju.

- Jestem córką Victora Becka.

- O nim rzeczywiście słyszałem.

- Tak myślałam.

- Ale to nie znaczy, że cię śledziłem - dorzucił.

- W takim razie zaatakowałeś mnie?

- Wcale nie!

Powoli przysunął się do Alex, a ona się cofnęła. Była wysoka. Luke był wyższy. Zdecydowanie nad nią górował

wzrostem. Pogroził jej pięścią.

- Kto kogo zaatakował?

W półmroku Alex ledwo dostrzegała ślady zębów na jego skórze, ale wspomnienie o tym incydencie wróciło do niej w

całej jaskrawości.

- Och. No tak, cóż. Przepraszam. Myślałam...

- Dajmy już temu spokój - powiedział i machnął ręką. Kontynuował wspinaczkę, tupiąc nogami po to, by

background image

pobudzić krew do lepszego krążenia. Wiedział, że dziewczyna idzie za nim, gdyż słyszał chrzęst śniegu pod jej butami. Po pewnym

czasie dotarli do czegoś w rodzaju podestu. Luke zatrzymał się. To była droga. Wąska, przykryta kilkudziesięciocentymetrową

warstwą śniegu, ale jednak droga. Wziął głęboki oddech. Podparłszy się pod boki, przeniósł ciężar ciała na zdrową nogę i zrobił

obrót o sto osiemdziesiąt stopni.

Zanim zobaczył obiekt, usłyszał sapanie Alexandry. To coś przypominało widmo i stało tak blisko, że omal na nie wpadli.

Śnieg był teraz gęstszy i Luke przetarł oczy, żeby się upewnić, iż nie ma halucynacji. Nie miał. Stał przed nim prawdziwy domek, a

ściślej: małe schronisko dla narciarzy. Niezbyt duże ani okazałe, ale solidnie zbudowane.

Luke rzucił się do drzwi od frontu resztkami drzemiącej w nim energii. Podważył klamkę i był przyjemnie zaskoczony, że

drzwi otworzyły się bez specjalnego trudu. Miał szczęście, bo przecież zostało mu niewiele sił.

Domek składał się tylko z jednego pomieszczenia, a kręte schodki z kutego żelaza prowadziły na stryszek, który

służył za sypialnię. W rogu, obok małej kuchni, stał okrągły stół i dwa krzesła, a przed kominkiem znajdował się mały

fotel wyplatany z trzciny i krzesło. Luke doszedł do wniosku, że właściciel zaszywa się tutaj na weekendy. Domek nie

był luksusowo urządzony, ale z pewnością zapewniał wszelkie wygody. Luke nacisnął kontakt. Nic się nie zmieniło.

Elektryczność została wyłączona.

Alex stała na środku pokoju, podczas gdy Luke dokonywał przeglądu inwentarza. Za schodkami odnalazł małą, ale

funkcjonalną łazienkę. Odkręcił kran. W porządku. Właściciele nie wyłączyli wody. Skoro zbliżała się wiosna, nie było

potrzeby martwienia się o zamarznięte rury. Luke wrócił do głównego pomieszczenia i popatrzył na Alex.

- Mamy

szczęście - oznajmił.

Skinęła głową, zbyt przemarznięta, by móc coś odrzec. W pierwszym odruchu Luke miał ochotę położyć ręce na jej

ramiona i przygarnąć ją do siebie, ale nie był pewien, kto kogo by rozgrzewał. Zamiast to zrobić, odwrócił się do niej

plecami. Przy przeciwległej ścianie znajdował się kominek. Luke z radością przekonał się, że skrzynia na drewno jest w

połowie zapełniona. Na dzisiaj starczy, pomyślał, a potem przystąpił do rozpalania ognia. Usiadł na podłodze i ogrzewał

dłonie, kiedy zaczęły trzaskać płomienie.

- Mmm, jak miło - powiedziała Alex, stając za jego plecami. Luke odwrócił się na dźwięk jej głosu. Usiłował nie zwracać

na nią uwagi, ale kiedy przeniknęło go rozkoszne ciepło ognia, przestał ze sobą walczyć i spojrzał na nią. Uciążliwa

wspinaczka i zimne powietrze zabarwiły jej policzki na różowy kolor. Uśmiechnęła się do niego, a w jej dużych brązowych

oczach lśniło szczęście z powodu znalezienia dachu nad głową. Nawet teraz, kiedy była rozkojarzona, obolała i

prawdopodobnie ogromnie zmęczona, prezentowała się atrakcyjnie. Odznaczała się naturalną, zdrową urodą. Lukę

poczuł, że w jego organizm wstępuje nowy rodzaj ciepła. Niebezpieczny.

Kiedy się podnosił, kolano odmówiło mu posłuszeństwa.

- Elektryczność jest wyłączona - powiedział, chodząc po pokoju. W pomieszczeniu panowała ciemność, jedynym

źródłem światła był ogień w kominku.

Alex rozejrzała się po pokoju. - Gdzieś tutaj są świece - powiedziała. - Widziałam je jeszcze minutę temu. Po chwili

znalazła świece i zapaliła jedną z nich.

- Nie o światło się martwię - oświadczył Luke i wskazał grzejnik przy ścianie. - Ten system jest albo na energię

elektryczną, albo na gaz propanowy. Na razie nie wiem, sprawdzę to jutro. Na dzisiejszy wieczór - dorzucił, wyciągając rękę

w kierunku kominka - to jest nasze jedyne źródło ciepła. - Na zewnątrz zawył wiatr, jakby akcentując jego słowa.

- Jeżeli chcemy się rozgrzać, będziemy musieli spać przy kominku - zakończył, po czym wspiął się po spiralnych

schodkach na poddasze. Łóżko było duże i wydawało się całkiem wygodne, ale nie zauważył żadnej pościeli, tylko goły

background image

materac przykryty kołdrą z kawałków materiału i kilka poduszek. Najwyraźniej właściciele zamknęli domek na sezon albo

przynajmniej do lata.

- Uwaga! - zawołał. Ściągnął materac z łóżka i wytaszczył go z poddasza. Alex odskoczyła, kiedy materac przechylił

się i z głośnym pacnięciem wylądował na zakurzonej podłodze. Po chwili to samo stało się z dwiema poduszkami. Zanim

zdążyła zareagować, Luke był już na dole, przesuwał wyplatane z trzciny meble i rozkładał materac przed kominkiem. Na

koniec przykrył go kołdrą.

- No - stwierdził. - To powinno wystarczyć.

- Powinno wystarczyć do czego? - zapytała.

Luke zerknął na dziewczynę. Stała z rękami opartymi na biodrach i patrzyła na niego nieufnym wzrokiem.

- Na łóżko dla nas.

- Dla nas?

- Tak. Dla nas.

- Dla nas? To znaczy dla ciebie i dla mnie?

- Nie widzę tu nikogo więcej, złotko.

- Nie jestem żadnym złotkiem, panie Stratten. I nie mam zamiaru spać z panem na tym materacu.

Luke rzucił jej gniewne spojrzenie. To on powinien był się uskarżać na sytuację.

- Rób, jak uważasz - powiedział. Zdjął kurtkę, ściągnął buty i odpiął guzik dżinsów. Jednym ruchem westchnął i

przymknął oczy.

- Co ty właściwie robisz? Luke otworzył jedno oko.

- Układam się do snu.

- Teraz?

- Kobieto, ciemno tu, choć oko wykol i tak będzie aż do rana. Jestem na nogach od świtu. Konam ze zmęczenia, a

moje kolano boli tak, jakby ktoś wbił w nie gwóźdź. Ogień dogasa. Na razie jesteśmy bezpieczni i nie mam ochoty słuchać

twojego pyskowania. Kapujesz?

Zamknął oczy i przewrócił się na bok.

- Więc bądź tak uprzejma i też idź spać.

Alex zawrzała. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale rozmyśliła się. W tej chwili kłótnia z tym kretynem nie miała

sensu. Rozpięła kurtkę i wepchnęła rękawice do kieszeni. Trzymając przed sobą świecę, ostrożnie przeszła do łazienki i

szybko się umyła. Przy skąpym oświetleniu przejrzała dobrze zaopatrzoną apteczkę. Ponieważ jej głowę rozsadzał ból,

głośno błagała los o aspirynę. Jej prośba została wysłuchana. Przed powrotem do głównego pomieszczenia szybko

połknęła dwie tabletki.

Luke leżał na boku, z twarzą odwróconą od kominka. Alex zdjęła kurtkę i buty, i na palcach podeszła do materaca.

Ciepło ognia rozkosznie ogrzewało zmarznięte palce. Spojrzała na Luke'a. Zostawił dla niej miejsce na posłaniu.

Potrząsnęła głową, postanawiając, że nie skorzysta z jego oferty. Zamiast tego wyciągnęła się na ratanowym fotelu

i przykryła kurtką. Przymknęła oczy. Po chwili zaczęło ją boleć każde stłuczenie i zadrapanie, które spowodował

upadek. Fotel był zbyt mały i musiała podkurczyć swoje długie nogi. Kiedy przenosiła ciężar ciała, jakaś zabłąkana

sprężyna wbiła jej się w plecy. Wspaniale, po prostu cudownie, pomyślała. Przewróciła się na bok, żeby znaleźć

wygodniejszą pozycję, ale wciąż coś jej przeszkadzało.

Alex przygryzła wargę. Luke ani drgnął. Miejsce, które dla niej zostawił, wywoływało nieodpartą pokusę. Cichutko

background image

wstała i na palcach zbliżyła się do materaca. Tutaj, przy kominku, było znacznie cieplej. Powoli, ostrożnie, położyła się na

materacu i gwałtownym ruchem naciągnęła na siebie kołdrę. Westchnęła w ciemności; miękki materac działał jak balsam

na jej utrudzone ciało.

Pomimo że Alex była ogromnie zmęczona, wiedziała, iż tej nocy nie zmruży oka. Jeszcze nigdy nie znalazła się w

podobnej sytuacji, a już na pewno nie w towarzystwie takiego mężczyzny.

Leżąc na boku i wpatrując się w ogień, słyszała nieubłagane walenie śniegu o okienne szyby. Burza śnieżna

rozszalała się na dobre. Luke miał rację. Byli szczęściarzami i dzisiejszej nocy nic im nie zagrażało. Zamiast dumać nad

swoim losem, powinna była zmówić dziękczynną modlitwę za znalezienie tego miejsca.

Spróbowała odprężyć się i napięcie w jej ciele ustępowało miejsca potwornemu zmęczeniu. Po kilku minutach zasnęła.

Luke dokładnie wyczuł ten moment. Ciało dziewczyny zwiotczało, a miękkie, krągłe pośladki przesunęły się w jego stronę.

Przykrył kołdrą i ją, i siebie, wziął głęboki oddech i ciężko westchnął.

No cóż, teraz i on mógł powiedzieć, że spał z otoczoną niesławą Alexandra Beck. Przysunął się do niej i poczuł zapach

drogich perfum. Przeniknął go dreszcz podniecenia. Pomyślał o rolce filmu w kieszeni kurtki i o tym, jaka byłaby reakcja Alex,

gdyby się o niej dowiedziała. Nieświadomie przysuwał się do niej centymetr po centymetrze i jednocześnie pomyślał, że

znalazł się w piekielnym miejscu.

ROZDZIAŁ TRZECI

Alex śniła rozkoszny sen. Był pogodny letni dzień, a błękitne niebo wprost raziło ją intensywną barwą. Opadła na

miękkie poduszki kanapy i wylegiwała się w słońcu. Znajdowała się na plaży, gdzie fale podmywały brzeg. Jej

rozpaloną skórę pieścił chłodny wietrzyk, ku któremu wystawiała twarz. Kiedy jednak chciała przytulić się do poduszki,

zdarzyło się coś dziwnego.

Poduszka zaczęła się poruszać.

Alex bardzo ostrożnie otworzyła jedno oko, a potem drugie. To, co zobaczyła, potwierdziło jej podejrzenia. Powietrze

wcale nie było ciepłe, lecz lodowato zimne. Nie znajdowała się na plaży, a jej głowa z pewnością nie spoczywała na

poduszce. Spoczywała na piersi mężczyzny.

Alex wpadła w panikę, ale tylko na moment. Leżała obok obcego faceta, ale tłumaczyła sobie, że wszystko jest

względne. Czy naprawdę można było nazwać obcą osobą kogoś, z kim dzieliło się łoże? Przecież nie potraktował jej

nieprzyjemnie, zachowywał się jak dżentelmen. Mimo to zupełnie nie przypominał mężczyzn, których dotychczas znała.

Uznała, że najrozsądniej będzie trzymać się od niego z daleka, dopóki nie upewni się, kim jest ten człowiek i jaki ma zawód.

Przez dłuższą chwilę nie poruszała się, usiłując podjąć jakąś decyzję.

Jej zmysły nie pozostały obojętne na zapach nieznajomego. Ten człowiek pachniał zupełnie inaczej niż mężczyźni,

których znała. Nie wyczuwało się u niego ani odrobiny wody kolońskiej, niczego sztucznego. Pachniał jak... hm, jak

mężczyzna, który w sumie wcale nie wydawał się niemiły, ale w zaistniałych okolicznościach bez wątpienia mógł jej

zagrażać.

Alex powoli przechyliła głowę, żeby mu się lepiej przypatrzyć. Jego klatka piersiowa wznosiła się i opadała wraz z

powolnym, miarowym oddechem. Centymetr po centymetrze, Alex cicho się od niego odsuwała. Mężczyzna nawet nie drgnął

i nadal spokojnie oddychał. Właśnie zamierzała stoczyć się z materaca, kiedy Luke uniósł nagle ramię i chwycił ją w

pasie. Przycisnął ją do siebie, coś wymamrotał, głośno przełknął ślinę, a potem westchnął i znowu zapadł w sen.

Alex patrzyła na niego z niedowierzaniem, jej twarz dzieliło od twarzy mężczyzny zaledwie kilka centymetrów. Nie

background image

wiedziała, czy ma się wyrywać, czy ponowić próbę wyślizgnięcia się z jego objęć. Wpatrywała się w jego twarz i usiłowała

podjąć decyzję. W świetle dziennym mogła mu się lepiej przyjrzeć. Miał jasnobrązowe włosy z kilkoma jaśniejszymi pasmami,

gęste i nieco zmierzwione. Wysoko osadzone kości policzkowe łączyły się z wydatną szczęką, a w ustach uwagę przyciągała

pełna dolna warga.

Twarz mężczyzny wyrażała znużenie życiem i Alex zastanawiała się nad jego przyczynami. Zmarszczki wokół oczu

wskazywały na to, że czasami się uśmiechał, chociaż Alex jeszcze go nie widziała w takiej sytuacji. Przypomniała sobie

brązowe oczy, które teraz były ukryte pod powiekami o najdłuższych, najbujniejszych rzęsach, jakie kiedykolwiek widziała u

mężczyzny, a może nawet u kobiety.

W sumie musiała zaufać swojemu pierwszemu wrażeniu. Był bardzo przystojny i naprawdę wydawał się normalny...

cokolwiek by to oznaczało we współczesnych czasach. Czyżby mówił prawdę? Może jej nie śledził, a tylko wybrał się na

przejażdżkę i nagle zaszło coś nieoczekiwanego. Tak czy owak, co za różnica? Zapytywała siebie w duchu. Była pewna,

że zostaną uratowani w ciągu najbliższych paru godzin i szybko zapomną o tym małym interludium.

O dziwo, ta myśl nie sprawiała jej satysfakcji. Leżąc obok mężczyzny, czuła niepokój, jakby na coś czekała, na coś

nowego, niewyobrażalnego, znajdującego się poza jej zasięgiem.

Zacisnął ramię wokół niej, przyciągnął ją bliżej siebie. Deprymowała ją dwojakość uczuć, których doznawała, kiedy tak

leżeli przytuleni. Nie znała go - nie miała ochoty poznawać - ale coś ściskało ją w żołądku, a serce biło szybciej niż

zwykle. I to leżenie w ramionach mężczyzny w pewnym sensie ją uspokajało, dawało poczucie... bezpieczeństwa.

Dziwne, pomyślała. Nigdy nie używała słowa „bezpieczeństwo" w odniesieniu do mężczyzn. Uznała tę myśl za

anormalną. Bez wątpienia wszystkiemu była winna niecodzienna sytuacja skłaniająca ją do nieracjonalnych zachowań.

Alex próbowała się ruszyć, ale potem zmieniła zamiar. Nie wiedziała, jak to zrobić, żeby się nie obudził - albo żeby nie

zrobił czegoś gorszego, zważywszy pozycję, w jakiej znajdowały się ich ciała.

Luke zdawał się czytać w jej myślach. Jego ręka zaczęła błądzić po plecach Alex, powoli zbliżając się do podstawy

kręgosłupa. Tam się zatrzymała. Alexandra pozostała nieruchoma jak głaz, wyczekując na następny ruch. Ręka Luke'a

nie sprawiła jej zawodu. Powoli, wytrwale, przemieściła się na pośladki, gdzie na chwilę spoczęła, by pieścić i obejmować

te wypukłości.

Poczucie bezpieczeństwa natychmiast zniknęło, ale jego miejsce zajęło zupełnie inne doznanie. Mężczyzna miał

rozgrzane ciało, promieniował ciepłem, które zachęcało do większej bliskości. Na ciele dziewczyny pojawiła się gęsia

skórka. Ciepło ciała Luke'a sączyło się do wnętrza Alex, a dłoń nie przestawała masować jej bioder. Coś zaczęło dziać

się w jej żołądku, nie była pewna, czy ze strachu, czy z podniecenia.

Ramię miała przygwożdżone, ale zdołała oswobodzić rękę. Usiłowała odpychać klatkę piersiową mężczyzny, by w ten

sposób go powstrzymać. Był to rozsądny manewr, ale nie przyniósł żadnego skutku, gdyż napotkała ścianę twardych

mięśni, które nie ustępowały nawet na milimetr. Alex położyła dłoń na sercu Luke'a. Jego miarowe bicie współgrało z

biciem jej własnego serca.

Zamknęła oczy i próbowała zdecydować, czy ma spokojnie leżeć w jego ramionach, w nadziei, że Luke po prostu

przewróci się na bok, czy też... kierować się instynktem i z całej siły uderzyć go kolanem, żeby natychmiast położyć kres

tej sytuacji.

Nie musiała robić żadnej z tych rzeczy. Luke przebudził się i przez dłuższą chwilę przypatrywał jej się w

oszołomieniu. Z początku nie mógł się zorientować, gdzie i z kim przebywa. Budził się już w wielu dziwnych miejscach,

dlatego teraz nie był kompletnie zaskoczony. Uświadamiał sobie wszystko stopniowo, poczynając od tożsamości kobiety,

background image

która obok niego leżała, a kończąc na tym, co obejmował swoją dłonią.

- Przepraszam - powiedział i natychmiast rozluźnił uścisk.

Alex nie traciła czasu. Wygramoliła się z prowizorycznego łoża, lecz, niestety, nie mogła odejść zbyt daleko. Obejrzała

się na Luke'a. Siedział na środku materaca i przeczesywał ręką rozczochrane włosy. W niewielkim pomieszczeniu

wydawał się niemal wielkoludem.

Mocno zacisnęła ręce. Niewiarygodnie zdenerwował go fakt, że znajdowała się w jednym pokoju z kimś tak męskim jak

Luke Stratten. Tymczasem on wstał, włożył buty i udał się w kierunku łazienki. Odwróciła się do niego plecami i obrzuciła

wzrokiem kuchnię.

Wstała, podeszła do zlewu, odkręciła kurek i czekała, aż zleci brudna woda, a jej wzrok powędrował ku

Ekspresowi do kawy, który stał na rogu blatu. Oddałaby teraz wszystko za filiżankę kawy.

- Sprawdź w szafkach - poradził jej Luke, wracając do głównego pomieszczenia. - Może coś tam jest.

Zbadał swoje kolano. Zdrętwienie nie ustępowało. Zapewne podczas upadku poniósł większy uszczerbek, niż sądził.

Odczuwał piekielny ból.

Alex znalazła nie tylko nienapoczętą puszkę kawy, ale także pudełko słonych chrupek, masło orzechowe i kilka innych

puszek z żywnością.

- Przynajmniej nie umrzemy z głodu – zauważył Luke.

Stał za plecami Alex, która odwróciła się.

- Nie będziemy tu aż tak długo, żeby się o to martwić - powiedziała.

- Nie?

- Na pewno już wiedzą o naszym zaginięciu. Luke pokręcił głową i podszedł do okna. Na dworze nadal sypał gęsty

śnieg. Drzewa i krzewy uginały się pod niechcianym brzemieniem.

- Spójrz na niebo - powiedział. - Ta śnieżyca nieprędko ustanie. A dopóki się nie przejaśni, nie wyślą po nas

helikopterów.

Alex przygryzła wargę. Nie podobało jej się to, co mówił Luke. Przerażała ją perspektywa przebywania z tym

człowiekiem pod jednym dachem. Zbliżyła się do okna i stanęła obok Luke'a.

- Nie moglibyśmy sami spróbować wrócić? Luke popatrzył na nią z niedowierzaniem.

- Nie.

- Dlaczego nie?

- Ponieważ nie damy sobie rady.

- Kto tak mówi?

- Ja tak mówię.

- A co cię do tego upoważnia? - zapytała Alex, oparłszy rękę na biodrze.

- Wiem coś niecoś o szkole przetrwania - odparł spokojnym głosem, chociaż zaczynała gotować się w nim krew.

- Hm, ja też. Może po prostu pójdę sama.

Zepsuta smarkula, pomyślał, nie potrafi i nie chce pojąć najoczywistszych rzeczy. Fatalnie się złożyło, że musiał ją

śledzić, przy okazji spóźniając się na samolot, a teraz ugrzązł w górach z tą rozpieszczoną księżniczką, która

prawdopodobnie nie potrafiła nawet zagotować wody.

Zdenerwowany, odsunął się od niej i nacisnął klamkę. Drzwi były oblodzone, ale kilka uderzeń pięścią we framugę

wystarczyło, by je otworzyć. Po chwili próg domku zasypał śnieg.

background image

- Proszę bardzo, panno Beck - oznajmił Luke i wyciągnął rękę w kierunku drzwi.

Alexandra miała wrażenie, że jej serce, zamarło w piersi. Nie było żadnego wyjścia, żadnej ścieżki, niczego. Tylko

śnieg. Wszędzie. Przełknęła ślinę, a potem posłała Lukowi słaby, przepraszający uśmiech.

- Chyba utkwiliśmy tu na dobre, co? - powiedziała łagodnie.

- Teraz już sama widzisz.

- Na jak długo?

- Nie wiadomo.

Luke włożył kurtkę i zdjął z tylnej ściany szuflę.

- Co robisz? - zagadnęła Alex. Zaczął odśnieżać ścieżkę.

- Potrzebujemy więcej drewna. Rozejrzę się dookoła i sprawdzę, czy nie ma tu gdzieś jego zapasu.

Przez otwarte drzwi napływało bardzo zimne powietrze. W pokoju i tak było już chłodno, ale teraz, kiedy szalał w nim

wiatr, szybko zamieniał się w wielką lodówkę. Alex dygotała, trzymając w rękach puszkę z kawą.

. - Może byś mi pomogła - powiedział Luke, kiedy przetarł drogę.

- Co mam robić?

- Na początek dołóż drewna do ognia. Użyj reszty kłód, które leżą w tamtej skrzyni.

Cofnął się, żeby zamknąć za sobą drzwi.

- I zrób kawę.

- Zrobić...?

Ale Luke zdążył już zniknąć za drzwiami. Alex popatrzyła na puszkę kawy i westchnęła.

- Ciekawe, jak mam to zrobić.

Oczywiście umiała zaparzyć kawę, ale pod warunkiem, że miała do dyspozycji dzbanek, kuchenkę albo ekspres do

kawy, a nie tylko puszkę i ogień w kominku. Postanowiła jednak, że musi sobie jakoś poradzić, i zaczęła przetrząsać

szuflady w poszukiwaniu otwieracza do puszek.

Luke energicznie wymachiwał łopatą, pomimo że bolały go mięśnie po spędzeniu nocy na niewielkim materacu w

niewygodnej pozycji. Jego umysł pracował na przyśpieszonych obrotach, trawiły go myśli, które w ogóle nie miały ze

sobą związku. Myśli o utraconym sprzęcie, o zleceniu, którego nie można wykonać, a przede wszystkim myśli o Alex.

Przystanął i oparł się o róg domku. Spał niewiele, gdyż Alex przez całą noc napierała na niego swoim ciałem. Zapadał w

drzemkę, a kiedy się budził, czuł jej nogę na swoim udzie i ramię, które Alex przyciskała do jego piersi. Wyglądało na

to, że panna Beck sypia niespokojnie.

Ta pozycja była bardzo niewygodna i... szalenie niepokojąca. Przypisywał dziewczynie wiele cech - zepsucie, brak

wytyczonego celu, egoizm - lecz mimo wszystko nie mógł zaprzeczyć, że bardzo go pociągała. Przez długi czas nie łączył

go z nikim żaden znaczący związek. Tylko raz w życiu omal się nie zaręczył, ale to działo się przed wieloma laty, w

college'u, kiedy był jeszcze naiwnym młodzieńcem.

Kiedy wybrał swój zawód, wszystko uległo zmianie. W jego życiu nie było miejsca na poświęcenie się jakiejkolwiek

kobiecie. W decydującym momencie okazywało się, że nawet te najbardziej wyzwolone pragną domku na wsi z białym

płotem, podczas gdy jemu zależało tylko na tym, żeby móc wyjeżdżać i relacjonować najbardziej aktualne wydarzenia.

Po prostu nie umiał łączyć życia prywatnego z karierą zawodową. A nawet gdyby to potrafił, Alexandra Beck byłaby

ostatnią kobietą, jaką by wybrał. Gdyby się za kimś rozglądał, co akurat nie miało miejsca, szukałby osoby posiadającej w życiu

konkretny cel, kobiety, która przejmowałaby się nie tylko kaprysami mody. Przypomniał sobie Alex opierającą rękę na biodrze i

background image

żądającą powrotu na szlak.

Egoistka, pomyślał. Mała, rozpieszczona księżniczka. Ale zaraz ta wizja ustąpiła miejsca obrazowi utrwalonemu na

negatywie jego umysłu - przedstawiał on Alex w wannie, z twarzą rozjaśnioną rozkoszą.

Luke chwycił za łopatę i znowu zabrał się do pracy. Ze spotęgowaną wskutek frustracji siłą zawzięcie przekopywał się

przez głęboką warstwę ciężkiego, mokrego śniegu. Może jej nie lubił, ale na pewno nie mógł zaprzeczyć, że chciałby

się z nią kochać.

To był zdecydowanie najbardziej palący problem. Jeśli nie dla niej, to przynajmniej dla niego było oczywiste, że zapewne

będą musieli spędzić razem jeszcze jedną, a może dwie noce. Martwił się, że nie wie, jak sobie poradzić w tej sytuacji. On, który

zawsze szczycił się swoim opanowaniem, nie wykazywał go zbyt wiele w obecności Alexandry.

Gdyby chociaż odwzajemniała jego fascynację! Ale spoglądała na niego jak jelonek Bambi na myśliwego.

Zachowywała w stosunku do niego czujność i postępowała słusznie. Gdyby był mądry, wykorzystałby jej naturalną

powściągliwość i trzymałby się od niej z daleka. Do diabła, jak tego dokonać? Pomyślał, że jeszcze jedna taka noc i

będzie musiał nocować na mrozie. Niedaleko za domkiem znajdowało się pół sągu drewna. Luke szybko wymamrotał

dziękczynną modlitwę i przystąpił do penetrowania okolicy, mając nadzieję, że na coś jeszcze natrafi. O tylną ścianę domku

był wsparty duży zbiornik z propanem. Przekręcił zawór i usłyszał lekki syk przedostającego się do rur gazu. Doszedł do

wniosku, że bojler znajduje się wewnątrz, w szafie za krętymi schodkami. Pomyślał, że przynajmniej będą mieli dostęp

do ciepłej wody i skorzystają z pieca.

Z naręczem polan w ramionach ruszył z powrotem do frontowych drzwi. Tam zrzucił ładunek i poszedł po następne

polana. Otworzył drzwi i wrzucił do środka naręcza drewna. Jego nagłe wejście zaskoczyło Alex do tego stopnia, że

sparzyła się ciężkim czajnikiem, który w tym momencie podnosiła z kraty.

- Och! - wykrzyknęła i włożyła palec do ust. Luke natychmiast do niej podbiegł.

- Co się stało?

- Robiłam kawę. Usiłowałam ją zaparzyć. Ty mnie zaskoczyłeś. Oparzyłam sobie rękę.

- Pokaż - powiedział Luke i chwycił jej prawą dłoń. Była czerwona i obrzmiała. - Chodź ze mną.

Alex poszła za nim. Nie miała wyboru. Ciągnął ją za rękę w kierunku drzwi, a potem wyszli za próg. - Co chcesz...?

- Najlepszym lekarstwem na oparzenia jest chłód - oznajmił nieznoszącym sprzeciwu tonem.

- Przecież nie jest to aż tak poważne...

Luke bez słowa wsunął jej rękę do najbliższej zaspy śniegu. Stali tak przez chwilę, a Luke mocno przytrzymywał

Alex za prawy nadgarstek. Niebawem całkowicie pokrył ich śnieg, który padał dużymi mokrymi płatkami. A oni milczeli

przez chwilę, która wydawała się wiecznością. Alex patrzyła w jedną stronę, a Luke w drugą, i oboje rozpaczliwie starali

się nie spojrzeć sobie w oczy.

Było im jednak pisane coś innego. Alex przenosiła ciężar ciała z jednej nogi na drugą i przy okazji poślizgnęła się.

Wyciągnęła ręce ku Lukowi, a on odruchowo wyciągnął ramię i chwycił ją od tyłu. Przyciągnął Alex do siebie, a jej głowa

opadła na jego bark.

Ich oczy wreszcie się spotkały. Drżące ciało uświadomiło Lukowi, jak bardzo jest zdenerwowana. Brązowe oczy

dziewczyny lśniły, a rumieńce na policzkach tylko potęgowały jej urok. Wyglądała ponętnie. A Luke musiał przyznać, że

długie godziny leżenia obok niej w ciemności cholernie zaostrzyły jego apetyt.

Wszystkie obrazy dziewczyny, które pojawiały się w jego umyśle, wszystkie z góry wyrobione sądy na jej temat

zniknęły w zimnym powietrzu niczym para z oddechu. Dostrzegał w niej niewinność, choć słyszał wiele plotek na jej temat i

background image

wiedział, co dotychczas o niej pisano i mówiono. Ale pomimo faktów, które znał, nie mógł zaprzeczyć, że coś się zmieniło

od poprzedniego dnia. Przestał traktować Alex jak obiekt, jak środek do celu, którego osiągnięcie oznaczało plik banknotów

w portfelu. Była kobietą z krwi i kości; mógł jej dotknąć, poczuć jej zapach. Wzbudzała w nim reakcję, której nigdy nie były w

stanie wywołać u niego zawodowe kurtyzany w odległych zakątkach świata.

Luke skoncentrował się na ustach dziewczyny. Miała rozchylone wargi. Wyrażały zaproszenie, bez względu na to, czy o

tym wiedziała, czy nie. Nie zważając na konsekwencje, nie mogąc się zdobyć na żadną sensowną myśl, pochylił ku niej

głowę.

Alex ogarnęła panika. Ten człowiek zamierzał ją pocałować. Czy ona tego chciała? Nie miała czasu na podjęcie

decyzji, wiedziała, że za ułamek sekundy Luke wpije się w jej usta. Czuła jego gorący oddech. Miała wrażenie, że jej

żołądek przewraca się do góry nogami, a całe ciało przenika fala ciepła. Zacisnęła dłoń na ramieniu mężczyzny.

- Myślę... myślę, że wszystko jest już w porządku - powiedziała. Te słowa omal nie ugrzęzły jej w gardle.

- Hmmm?

- Moja ręka - odparła. - Już jest w porządku.

Luke bardzo długo na nią patrzył, a potem zmrużył oczy, usiłując sobie przypomnieć, z mizernym skutkiem,

dlaczego wyszli z domu. Wreszcie udało mu się odtworzyć bieg wydarzeń i wyciągnął rękę Alex, żeby ją obejrzeć. Miała

rację. Czerwone miejsce zaczynało różowieć, a opuchlizna zeszła. Spojrzał na jej zwróconą ku górze twarz. Nie

dostrzegł na niej wyrazu czujności i dziękował za to Bogu. Co też go naszło? Omal jej nie pocałował! Pokręcił głową i

odsunął się od dziewczyny. Kto by pomyślał: Luke Stratten owładnięty jakąś tajemniczą siłą, nad którą nie jest w stanie

zapanować. Joe wybuchnąłby gromkim śmiechem. Żaden z jego znajomych by w to nie uwierzył. A tym bardziej on

sam.

- Zimno ci - powiedział, po raz pierwszy uświadamiając sobie, że Alex ma na sobie tylko sweter. - Chodź.

Otworzył drzwi i wprowadził ją do środka. Szybko rozejrzał się po pokoju. Ich „łoże" było schludnie zasłane, a ogień

buzował aż miło. Czajnik, który spowodował oparzenie, stał sobie spokojnie na ciemnoszarej płytce kominka. A więc nie

była tak niezaradna, jak podejrzewał. Punkt dla Jej Wysokości.

Odwrócił się do Alex.

- Za domem jest zbiornik z propanem. Prawdopodobnie wystarczy nam gazu do ogrzania wody i jeżeli będziemy

ostrożni - dodał, wskazując na piecyk - do gotowania. Ale nie ma mowy o ogrzewaniu. Obawiam się, że będziemy

musieli zadowolić się ogniem w kominku.

- Dobre i to - stwierdziła Alex.

- Masz całkowitą rację.

- Luke spokojnie podszedł do kominka i sprawdził, co udało jej się zrobić. Z czajnika ulatniała się para i czuć było

aromat kawy. I chociaż wdychał już zapach lepszej kawy, to teraz napłynęła mu do ust ślinka. Nalał sobie pełen

garnuszek i pociągnął łyk. Jeśli nie zważało się na fusy, które musiały w niej być, kawa bardzo mu smakowała. Była

cholernie dobra. Starał się ukryć zaskoczenie.

- ^ No jak? - zagadnęła Alex, krążąc w pobliżu.

- - Niezła - odparł. Koncentrował swoją uwagę na garnuszku, a nie na jej twarzy. Nie mógł i nie miał odwagi na nią

spojrzeć, gdyż obawiał się, że dziewczyna dostrzeże to, co skrywają jego oczy. A co takiego jest w twoich oczach,

Stratten? Zapytywał samego siebie. Szacunek? Pożądanie? Strach?

- Niewątpliwie odrobina każdego z tych uczuć.

background image

- Alex ostrożnie zbliżyła się do Luke'a. Opadła obok niego na kalana, zanurzyła garnuszek w czajniku i zaczerpnęła

kawy - cały czas nie spuszczała wzroku z jego śmiertelnie poważnej twarzy.

- Nie umiała go przejrzeć. Było w nim coś, co ją niepokoiło. Przez niemal cały czas okazywał rezerwę, * wręcz

zawzięty upór. Ale niekiedy zauważała, że patrzy na nią z bardzo dziwnym wyrazem twarzy, jakby odczuwał ból.

- Może myślał o swojej nodze, a nie o niej. Nie mogła mieć pewności. Wiedziała tylko, że nigdy nie zawodzi jej instynkt.

Instynkt podpowiadał jej, że oczy tego człowieka coś skrywają.

- Nawet nie wiedziała, ile czasu upłynęło od ich przybycia do domku, ale przecież nie miała zbyt wiele do roboty, więc

mogła się zająć obserwacją. Choćby dla zabicia czasu, którego mieli aż nadto. Postanowiła rozszyfrować Luke'a i

przekonać się, co go trapi. Mogłoby to być interesujące urozmaicenie. Ostatecznie nie miała nic do stracenia.

ROZDZIAŁ CZWARTY

- Dlaczego mnie nie lubisz?

Luke akurat uniósł do ust kubek z kawą i jego ręka znieruchomiała. Pociągnął łyk i przez dłuższą chwilę uważnie

obserwował Alex. Wreszcie zapytał:

- Dlaczego myślisz, że ciebie nie lubię?

- Przede wszystkim świadczy o tym twoje zachowanie - oznajmiła, siadając przed nim w pozycji jogina.

- Od początku byłeś wrogi.

- Wrogi?

- Wściekły. Jakby ta lawina ruszyła z mojej winy.

• - To nie była niczyja wina. Jeśli wydaję się wściekły, to, dlatego, że powinienem wsiąść na pokład samolotu

odlatującego do Afryki - sprawdził godzinę na zegarku

- właśnie teraz.

- Afryka! Jak wspaniale! Na wakacje? Dlaczego jej o tym powiedział?

- Nie, hm, raczej do pracy.

- Czym się zajmujesz? - zapytała, pijąc kawę.

- Piszę.

Taka odpowiedź wydawała się najbliższa prawdy. Rzeczywiście, oprócz robienia zdjęć pisywał także artykuły. Alexandra

uśmiechnęła się.

- Pisarz. To wyjaśnia sprawę.

- Co wyjaśnia?

- To twoje wredne, rozczarowane spojrzenie.

- Wredne? Ja jestem wredny?

- No, może nie wredne, nie w tym sensie, że nie przyjemne, ale, no wiesz, takie... wyzywające.

- Wyzywające - powtórzył. Czuł, że gdyby dłużej zastanawiał się nad tym określeniem, dostrzegłby, że kryje się w

nim jakiś komplement

- Tak. Lekceważące. Jakbyś nie dbał o to, co ludzie o tobie myślą. Niezależny typ.

- I to jest dobre?

- Mnie się podoba - stwierdziła Alex, wzruszając ramionami.

- Naprawdę? Dlaczego?

background image

- Och, nie wiem. Większość mężczyzn wykorzystałaby taką sytuację. Próbowaliby zrobić na mnie wrażenie i w ogóle.

- Mężczyźni tak się do ciebie odnoszą?

- Niestety.

- Dużo mężczyzn?

Alex zmrużyła oczy. Luke nawiązywał do plotek i chyba nie podobał jej się temat, który poruszyli w tej rozmowie.

- Wystarczająco dużo.

- Co to znaczy: wystarczająco dużo? - zapytał Luke. Zastanawiał się, dlaczego drąży tę kwestię. O życiu Alex słyszał

już więcej, niżby chciał się dowiedzieć.

- Nie czytasz brukowców? Tysiące.

Była rozdrażniona. Uznał, że to sprzyjająca okoliczność.

- Nigdy nie znałem osoby, która miałaby tysiące kochanków.

- W takim razie prowadzisz życie samotnika. Ja znam setki takich osób.

- Setki i tysiące. No, no, panno Beck, bujne prowadzi pani życie, nieprawdaż?

- Jeszcze jak.

- Zastanawiam się, co czuje taka osoba - powiedział. Alex miała tego dość. Poderwała się i wylała fusy po kawie do

ognia. Płyn zaskwierczał w zetknięciu z płomieniami; w niej również zawrzało z powodu tej niedorzecznej rozmowy. Był

zupełnie taki sam jak cała reszta: Interesowała go tylko otoczka, a nie wnętrze człowieka. Zresztą, czegóż się

spodziewała?

- Z moich doświadczeń z mężczyznami ogólnie wynika, że to łasi na pieniądze chciwcy, którym zależy wyłącznie na

zaspokojeniu dwóch, w ich pojęciu najważniejszych, ludzkich potrzeb. Tak się składa, że obie są

zlokalizowane poniżej pasa - chodzi o ich kieszenie i...

Luke wstał.

- Rozumiem.

Stanęli naprzeciw siebie i obrzucili się spojrzeniami, nie wiedząc, czy mają zakończyć tę dyskusję, czy ją kontynuować.

Luke musiał przyznać, że podczas rozmowy z Alex prowokował ją do zwierzeń. Chciał usłyszeć wszystko o fascynującym

życiu seksualnym Alexandry Beck z jej własnych ust, tych cudownych, pełnych, odętych ust, które miał ochotę całować.

- Rozejm -powiedział, niejako wbrew sobie, i wyciągnął rękę. - Ostatecznie nie jestem taki jak oni. Sama to

powiedziałaś.

- Ale jesteś mężczyzną - odparła Alex, odmawiając uściśnięcia jego dłoni. Pomimo tej niechęci Luke chwycił ją za

rękę. Uważnie obejrzał dłoń, a potem pogładził miękką skórę powolnymi, okrężnymi ruchami i spojrzał na dziewczynę.

- Tak, jestem.

Powiedział to łagodnie, a jego głos był równie pieszczotliwy jak dotyk palców. Alex pomyślała, że Luke rzeczywiście

jest mężczyzną, ale zupełnie innym niż ci, których znała. Mężczyzną o nieodpartym uroku. Wzbudził jej zainteresowanie,

podczas gdy innym nie udało się nawet sprawić, by ich dostrzegła.

Cisza w pokoju stawała się ogłuszająca. Alex oderwała się od Luke'a i powędrowała do drugiego końca pokoju.

Potrzebowała przestrzeni. Oparła się plecami o drzwi.

- Ustalmy kilka podstawowych zasad, panie Stratten.

- Luke.

- No dobrze, Luke. Wygląda na to, że zostaniemy tu jeszcze przez jakiś czas. Może jeszcze jeden dzień, może więcej.

background image

W każdym razie chcę, żebyś wiedział, iż większość z tego, co się o mnie wypisuje, to kłamstwa.

- Większość?

- Tak. W artykułach prasowych jest zawsze ziarnko prawdy. Coś, co może je uwiarygodnić. Ale w rzeczywistości cała

reszta przeważnie jest zmyślona.

- Mam uwierzyć w to, że nie miałaś tysięcy kochanków? - zagadnął, szeroko się uśmiechając. Alex nie odwzajemniła

tego wyzywającego uśmiechu.

- Nie obchodzi mnie, w co wierzysz. Chcę tylko mieć pewność, że zrozumiałeś, iż nie jestem „łatwym towarem", odkąd

znaleźliśmy się w tej sytuacji.

Luke uniósł brwi, ale za nic w świecie nie potrafił powstrzymać głupkowatego uśmiechu.

- Czy mam przez to rozumieć, że nie powinienem się do ciebie dobierać?

Alex zawahała się, a potem skinęła głową.

- Tak, chyba o to mi chodzi.

- No cóż, nie łam swojej ślicznej główki, złotko. Robienie takich rzeczy z tobą absolutnie mnie nie interesuje.

Był zdumiony, że wypowiedział te słowa z taką łatwością.

Alex czuła, że płoną jej policzki. Za kogo on się uważa, że mówi do mnie w taki sposób? Nieważne. Nie zniżę się do

jego poziomu.

- To mi odpowiada, panie Stratten.

- Luke - powtórzył.

- To mi odpowiada, Luke- powtórzyła z naciskiem.

- Świetnie - oznajmił Luke i klasnął w dłonie, żeby się opanować. W gruncie rzeczy miał ochotę ją pocałować, żeby

przestała robić tę świętoszkowatą minę.

- Hm, skoro usunęliśmy z drogi tę przeszkodę, to może rozejrzymy się za czymś do jedzenia.

- Do jedzenia?

Nie mogła uwierzyć, że w takiej chwili myślał o jedzeniu.

- Tak, umieram z głodu. Ty na pewno też. Kiedy jadłaś ostatni posiłek?

- Och, nie wiem. Wczoraj rano. Luke zaczął buszować po szalkach.

- Hurra!

Uniósł w górę dwie puszki zupy z makaronem.

- Uczta - oznajmił, szczerząc zęby w uśmiechu. Boże, ależ on jest przystojny, pomyślała Alex. Kiedy tak stał i

wymachiwał puszkami jak wariat, nie mogła nie podziwiać jego twarzy i sylwetki. Dlaczego? Przecież traktowała serio

każde słowo, które przed chwilą wypowiedziała. Nie chciała się wiązać - nawet na krótko - z żadnym mężczyzną,

zwłaszcza teraz, kiedy była gotowa poświęcić się czemuś nowemu. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że jakaś część jej

osobowości była ogromnie zafascynowana rym mężczyzną, pomimo, a może właśnie przez to, że wydawał jej się

całkowicie nieodpowiedni.

Pomyślała o Justinie Farrellu i swoim niedoszłym małżeństwie. Nie miała wyrzutów sumienia w związku z

odwołaniem ślubu, ale w głębi duszy czuła smutek i tęsknotę za spełnieniem, które wydawało się nieosiągalne. I chociaż

wielokrotnie usiłowała to sobie wyperswadować, naprawdę pragnęła „pójść na całość".

Luke otworzył puszki z zupą i wrzucił ich zawartość do garnka, który znalazł w szafce pod zlewem. Dodał wody,

roztrzepał całość, a potem podpalił gaz i postawił garnek na palniku. Niebawem w pokoju zapachniała zupa z kurczaka.

background image

Alex zaczęło burczeć w żołądku, toteż przybliżyła się do miejsca, z którego dobiegał ten zniewalający aromat. Luke

uśmiechnął się do niej przez ramię i zakończył gotowanie. Postawił garnek na stole i położył łyżkę po stronie Alexandry.

- Wcinaj - powiedział.

Kiedy zobaczyła, że Luke je prosto z garnka, zamarła ze zdumienia.

- Nie podasz zupy?

- Przecież podałem.

- W garnku?

- I co z tego?

- Hm, tak się nie robi. Wybuchnął donośnym śmiechem.

- Tak się nie robi? Chyba żartujesz. Rozejrzyj się, Alexandre. To nie Ritz, a ja nie jestem twoim cholernym

lokajem - oznajmił i podniósł łyżkę, a następnie wyciągnął ją do dziewczyny. - Masz. Jedz, bo za chwilę nic nie

zostanie.

Chwyciła łyżkę, kiedy Luke znowu zaczął jeść. Chociaż niewiarygodnie ją drażnił, jej żołądek nie reagował na to. Burczał, i

to głośno. Luke spojrzał na Alex i uśmiechnął się, mając pełne usta zupy i klusek. Cham, pomyślała, ale podeszła o krok i

usiadła naprzeciw mężczyzny. Niechętnie zanurzyła łyżkę w zupie. Była dobra, tak dobra, że do ust Alex napłynęła

ślinka. Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z tego, jaka była głodna. Przestała się ociągać i zajadała zupę z niemal

mściwą zawziętością. Po chwili Luke skończył jeść i odłożył łyżkę. Podobnie postąpiła Alex, chcąc zobaczyć, co Luke

knuje.

- Śmiało. Dokończ resztę - powiedział.

- Jesteś pewien? - zapytała. - Nie zostało jej zbyt dużo.

- Tak, jestem pewien - odparł.

Odnosił wrażenie, że Alex jest wygłodzonym dzieckiem, które właśnie wróciło ze szkoły i pałaszuje długo wyczekiwaną

przekąskę. Patrzył, jak dziewczyna wyjada ostatnie kluski, przechylając garnek. Kiedy skończyła jeść, spojrzała na Luke'a i

uśmiechnęła się promiennie. Niewiele myśląc, wyciągnął rękę, żeby z kącika jej ust usunąć zabłąkaną kluskę. Kiedy tak

muskał dolną wargę Alex, z jej twarzy powoli znikał uśmiech. Zniewalał ją swoimi gorącymi oczami i dotykiem stwardniałego

kciuka. Już dawno usunął odrobinę makaronu, a mimo to nie

przestawał dotykać jej warg. Nie odsuwała się od niego: nie była w stanie. Czuła się niczym zwierzę oślepione blaskiem

reflektorów nadjeżdżającej ciężarówki.

Luke odnosił wrażenie, że jego niezbyt pełny żołądek kurczy się na widok tych częściowo przymkniętych,

zamglonych brązowych oczu. Dobry Boże, cóż ona z nim wyprawiała za pomocą tego uwodzicielskiego spojrzenia -

nawet nie uświadamiała sobie, że patrzy na niego w taki sposób, i to jeszcze potęgowało urok tej chwili.

Niedobrze.

Opadła mu ręka, odepchnął krzesło i wstał. W jednej z szafek znalazł czysty kubek i przyniósł go do stołu. Wlał do niego

resztki wystygniętego rosołu i z głuchym odgłosem postawił go przed Alex. Część rosołu rozlała się na stół.

- Oto zupa, Wasza Wysokość, - oznajmił i odwrócił się, by odejść.

To, co powiedział, lub może sposób, w jaki odezwał się do Alex, sprawił, że do twarzy napłynęła jej krew i

dziewczyna poczuła, że ma ochotę go udusić. Zamiast tego podniosła ociekający kubek i cisnęła nim w Luke'a. Trafiła go

w głowę, a rosół oblał jego klatkę piersiową i ramię. Luke próbował zrobić unik, a potem stał jak skamieniały, podczas gdy

z czubków palców ściekał mu rosół, który wsiąkał w jego kraciastą koszulę.

background image

Po chwili odwrócił się do niej twarzą.

Furia w jego oczach stanowiła imponujący widok. Była gwałtowna, niebezpieczna, przyprawiała o bicie serca, a

zarazem niewiarygodnie podniecała. Alex odsunęła krzesło i powoli wstała. Podeszła do Luke'a rozkołysanym krokiem,

jakby on kazał jej wystąpić do przodu. Chwyciła się stołu, a Luke przygważdżał ją wzrokiem, by po chwili chwycić ją w

ramiona i przyciągnąć ku sobie. Potrząsnął nią tak mocno, że zaszczekały jej zęby.

- Do diabła, po co to było? - zagrzmiał.

Alex nie była stanie udzielić mu odpowiedzi. Nie miała pojęcia, dlaczego zrobiła coś takiego. Przez wiele lat uczyła się

trzymać swój wybuchowy temperament na wodzy. Dzisiejsza Alexandra Beck w niczym nie przypominała zapalczywej,

nieokiełznanej nastolatki. Ta współczesna Alexandra zachowywała dystans i zawsze się kontrolowała.

To, że zrobiła coś bez namysłu, było zupełnie do niej niepodobne, a jednak gwałtownie zareagowała na jego łagodną

kpinę. Dlaczego? Wiedziała, co Luke o niej myśli - to samo, co wszyscy. Ale innymi ludźmi wcale się nie przejmowała,

natomiast nie chciała, żeby on klasyfikował ją jako osobę bezużyteczną, żyjącą bez celu i rozpieszczoną.

- No? - zagadnął.

Alex czuła skruchę i chciała odpowiedzieć mu coś, co pozwoliłoby mu zrozumieć, dlaczego go zaatakowała. Ale

zamiast tego podniosła rękę do jego policzka. Delikatnie starła rosół z jego twarzy. On rozluźnił uścisk i nawet zaczął

pieszczotliwie masować jej ramiona. Tymczasem Alex podniosła drugą rękę i ujęła twarz Luke'a.

- Przepraszam

-

powiedziała bardzo niskim głosem. Te słowa podziałały na niego jak kubeł zimnej wody.

Luke zaczął dygotać. Doprowadzała go do szaleństwa. Zimno. Gorąco. Zimno. Gorąco. Nie mógł już tego znieść,

nawet, jeśli wszystko rozgrywało się w jego umyśle. Ale czy rzeczywiście? Czy tylko on żywił takie uczucia? Czy może

mówiąc do niego: „Ręce precz ode mnie", tylko grała? Czyżby toczyła walkę z samą sobą?

Musiał się o tym przekonać.

Przyciągnął ją do siebie. Kiedy ich ciała się zetknęły, znieruchomiał i spojrzał na dziewczynę, dając jej sposobność do

oderwania się od niego. Niczego takiego nie zrobiła. Powoli, z niezmierną ostrożnością, przechylił głowę i musnął

wargami jej usta. Były miękkie. Były ciepłe. Wydawały się rajem. Całował ją coraz mocniej, a jednocześnie przymykał

oczy na rzeczywistość, wchodząc w nowy świat, niebezpieczniejszy od wszystkich miejsc, jakie zwiedził na tej planecie.

Rozchylił wargi Alex językiem, a ona pozwoliła mu na to, otworzyła usta w milczącym zaproszeniu do najintymniejszej

inwazji. Luke nie ociągał się nawet przez chwilę. Jego język wpełzł do środka, bawił się z językiem dziewczyny,

smakował go, drażnił.

Alex usłyszała cichy jęk, a potem uświadomiła sobie, że wydobywa się on z jej gardła. Dotychczas nikt tak jej nie

całował! Wargi Luke'a całkowicie zawładnęły jej ustami i nie było w nich takiego zakątka, którego by nie dotknął jego

język. Nie wyobrażała £obie, że pocałunek może być tak namiętny i oszałamiający. Poczuła, że ma nogi jak z waty, i

oparła się na Szerokich barach mężczyzny. Nie zawiodły jej i zacisnęła palce na materiale koszuli Luke'a, wdzięczna za to

oparcie.

Zupełnie się zatracił. Świat wirował mu przed oczami, jakby Luke znalazł się na karuzeli. Napierał na nią i czuł, że

ciało Alex mięknie, potęgując jego podniecenie. Jeżeli to on toczył bitwę, niechybnie czekała go porażka.

, Alex objęła go ramionami za szyję i przyciskała coraz mocniej, wplatając palce we włosy na jego karku. Czy to ta kobieta

deklarowała, że prowadzi rozpustny żywot? W każdym razie okazywała to w zabawny sposób. Może cała ta sprawa była dla

niej tylko grą. Przywykła do gierek z mężczyznami. W umyśle Luke'a pojawiły się obrazy jego poprzedników, które szybko

ostudziły jego zapał.

background image

Przerwał pocałunek. Alex miała dokładnie takie samo spłoszone spojrzenie jak on. Ich splecione ciała kołysały się, lecz

nie odrywały się od siebie. Luke usiłował wrócić do rzeczywistości, ale widok rozchylonych, odętych ust

Alex zniweczył ten zamiar. Miał ochotę znowu ją pocałować, a potem jeszcze raz i jeszcze raz. Zdesperowany, odwrócił

wzrok i przytulił głowę Alex do swojej piersi. Ile minut temu kłamał, że jej nie pożąda? Odczuwał to pożądanie przez cały

czas. Było ono tak pierwotne i gwałtowne, że wzbudzało w nim samym piekielny strach.

Rozejrzał się po pokoju, koncentrując wzrok na materacu i płonącym ogniu. Jakże łatwo byłoby ją teraz zdobyć.

Pociągnąłby Alex na prowizoryczne łoże. Powoli zdjąłby jej sweter przez głowę, pieściłby jej skórę, napawając oczy

widokiem kształtnych piersi. Rozpiąłby jej stanik, a wówczas sam dotyk sprawiłby, że Alex drżałaby, ogarnięta równie silnym i

niecierpliwym pożądaniem...

Rzeczywiście dygotała, ale kiedy powrócił do rzeczywistości, uświadomił sobie, że nadal stoją przy stole, spleceni w

uścisku. Alex tuliła głowę do jego piersi, a jej ramiona to wznosiły się, to opadały. Czyżby płakała? Odchylił się do tyłu,

żeby to sprawdzić.

Śmiała się.

- Co cię tak śmieszy? - zapytał Luke. Nastrój prysł. Alex podniosła ku niemu oczy.

- Pachniesz zupą z kurczaka.

- A czyja to wina?

- Powiedziałam: przepraszam - odrzekła i odsunęła się od Luke'a, nie wiedząc, jak skomentować skutki pocałunku. -

Ale rozzłościłeś mnie.

- A zatem to chyba moja wina - stwierdził.

- Nie, biorę całą odpowiedzialność na siebie. Nie powinnam się przejmować tym, co ktoś o mnie myśli. Przeważnie o

to nie dbam, ale tym razem... - nie dokończyła i wzruszyła ramionami.

- Tym razem?

- To na mnie podziałało. Chyba jestem rozkojarzona. Dlaczego to zrobiłeś?

- Co takiego?

- Dlaczego mnie pocałowałeś? Mówiłeś, że nie jesteś mną zainteresowany.

- Wyglądałaś tak, jakbyś oczekiwała ode mnie tego pocałunku.

Alex potrząsnęła głową.

- Wcale nie.

- Oczekiwałaś. I odwzajemniłaś.

Alex przygryzła wargę. Zauważył, że często to robiła, ilekroć o czymś rozmyślała. Przeklinał ją za ten odruch, gdyż

odczuwał wówczas podniecenie. Dolna warga Alex była taka pełna, taka odęta, że nigdy nie potrafiła nad nią zapanować,

toteż jej zęby wgryzały się w ten pulchny kąsek, doprowadzając Luke'a do szaleństwa.

Alex spojrzała mu w oczy.

- Rzeczywiście, chciałam... prawda? - powiedziała bardziej do siebie niż do niego. - Zdejmij koszulę.

- Słucham?

- Zdejmij koszulę. Upiorę ją.

Luke zawahał się, ale w końcu jej usłuchał. Alex patrzyła, jak Luke z rozmyślną powolnością rozpina każdy guzik.

Czyżby próbował ją kusić? Rozpięta koszula odsłoniła obcisły szary podkoszulek, który opinał bardzo umięśnioną klatkę

piersiową. Odpiął mankiety, zrzucił koszulę i podał ją Alex, która wzięła ją, nawet nie dotknąwszy mężczyzny. Zwinęła

background image

koszulę i podeszła do umywalki. Kiedy odkręciła kran, uderzył ją w nozdrza mocny męski zapach Luke'a, który

przyćmiewał woń rosołu i powoli atakował jej zmysły podczas moczenia tkaniny.

Cóż za nienormalna, zwariowana sytuacja. Utknęła w tej dziurze z facetem, który chyba nawet jej się nie podobał, i nagle, jak

grom z jasnego nieba, zaczynała doznawać dotąd nieznanego jej uczucia. Owładnęło nią pożądanie.

W jej słowniku to słowo dotychczas było obce. Używała go rzadko, po to tylko, by podkreślić swoje pragnienie

czegoś.

Pożądała kostiumu najbardziej awangardowego projektanta pożądała wakacji na południu Francji. Gwałtownie

pożądała usunięcia się ojca z jej życia. Ale nigdy, przenigdy nie użyła tego słowa w związku z jakimś mężczyzną.

Pożądanie w stosunku do mężczyzny kojarzyło się z wieloma cudownymi możliwościami. Wiedziała o nich wszystko,

ale, wbrew temu, co się powszechnie sądziło, nie z pierwszej ręki. Wprawdzie liczni mężczyźni twierdzili, że się z nią

przespali, ale były to kłamstwa.

Kiedy po raz pierwszy zobaczyła swojego byłego adoratora plotkującego na jej temat w telewizyjnym show, była

wstrząśnięta. Nawet zadzwoniła do tego łajdaka z pretensjami. Zbył ją śmiechem i powiedział jej, że psuje zabawę

innym. Jakie to ma znaczenie, że nie dała jemu, każdy wie, że dawała wszystkim innym, no nie? Jaką różnicę robił ten

jeden raz więcej? Przynajmniej on ma satysfakcję. Po tym zdarzeniu zrobiła się ostrożniej sza. Umawiała się tylko z

ludźmi, którym została przedstawiona, i chodziła z nimi wyłącznie do miejsc publicznych. Ale to nie za bardzo pomagało.

Kiedy odmawiała pójścia do łóżka, zawsze działa się to samo. Niektórzy pytali, co jest z nimi nie w porządku, inni pytali,

co się dzieje z nią, ale większość po prostu wpadała w szał. Widzieli tylko jej długie rude włosy, zgrabne ciało i mnóstwo

pieniędzy na koncie.

Zniechęciła się w tak młodym wieku, że postanowiła odłożyć seks na później. W miarę upływu czasu celibat

wydawał się coraz rozsądniejszym rozwiązaniem. Doszła do wniosku, że w dobie AIDS postępuje mądrze. Problem

polegał na tym, że jej celibat trwał całymi latami, aż w końcu utrata dziewictwa nabrała cech przełomowego

wydarzenia, które należało zaplanować niezwykle starannie, z idealnym partnerem. A takiego człowieka jakoś nie

mogła poznać.

Dlatego Alexandra Beck nadal była dziewicą. Jej zdaniem, ostatnią dziewicą Ameryki. Jak na ironię, nikt w to nie

wierzył, i mogłaby o tym przekonać tylko tego, z kim by utraciła cnotę. To wiązało się ze znalezieniem właściwej osoby,

której można byłoby wyjawić prawdę. Problem polegał na tym, że taki mężczyzna nie istniał. W miarę upływu czasu robiła

się coraz bardziej wybredna. W wieku dwudziestu pięciu lat była święcie przekonana, że ten wielki dzień nigdy nie

nadejdzie.

Wyjęła z umywalki ociekającą koszulę i zaczęła ją wyciskać. Spoglądając przez ramię, zauważyła, że Luke siedzi na

podłodze i gapi się w ogień. Czy rozmyślał o niej i ich pocałunku? Był to pocałunek mocny i namiętny, a jej reakcja

zapewne utwierdziła go w przekonaniu, że ma do czynienia z rozwiązłą kobietą. Na myśl o tym wpadła w przygnębienie.

Nie chciała, żeby tak o niej myślał, a co gorsza, nie miała pojęcia, dlaczego jej tak na tym zależy.

- Gotowe - oznajmiła, unosząc w górę mokrą koszulę, żeby mógł ją obejrzeć.

- Dzięki - odparł Luke, nawet nie odwracając głowy. Alex podeszła z koszulą do kominka, przysunęła krzesło i

zawiesiła ją na oparciu.

- To wszystko, co masz do powiedzenia? Nawet na nią nie spojrzałeś. Widzisz? Nie została ani jedna plama.

Luke odwrócił się do dziewczyny. Kiedy tak siedział naprzeciwko ognia, a w jego brązowych oczach odbijały się żółte

płomyki, wyglądał demonicznie. Był fascynującym i zdecydowanie najatrakcyjniejszyjn mężczyzną, jakiego kiedykolwiek

background image

widziała. A może w miarę upływu czasu zaczynał coraz bardziej ją pociągać?

- Ta koszula jest dobrze uprana, Alexandra - powiedział niewyraźnym głosem. - Bez wątpienia jesteś bardzo

zdolną kobietą.

Przez ułamek sekundy czuła się zagrożona, nie samym komplementem, ale sposobem, w jaki go wypowiedziano. Poza

tym wcale nie była pewna, czy Luke mówi o jej umiejętności prania odzieży. Należało się zastanowić nad jego rzeczywistymi

intencjami, ale spojrzenie jego oczu nie sprzyjało koncentracji.

Alex lekko się uśmiechnęła, a potem odsunęła się od Luke'a na bezpieczną odległość i podeszła do okna. Nadal

padał śnieg. Obserwowała jeden samotny płatek, który usadowił się na okiennej szybie. Tam utkwił na dobre i

błyskawicznie zamarzł, czekając na los i żywioły, które mogłyby go wyswobodzić z tej niewoli.

Mogła się utożsamić z tym płatkiem śniegu, tyle, że nie była już pewna, gdzie naprawdę znajduje się jej więzienie - w

małym domku czy w jej wyobraźni.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Luke rozmyślał. Nie mógł uwierzyć, że postąpił w taki sposób. Tyle razy odwoływał się do swojego rozsądku i wmawiał

sobie, że będzie się trzymał z dala od dziewczyny, a mimo to nie dość, że jej dotknął, to jeszcze pocałował. A ona

odwzajemniła pocałunek, chociaż gorliwie temu zaprzeczała. I to jak odwzajemniła!

Wstał i zaczął krążyć po małym pokoju.

- Co się stało? - zagadnęła Alexandra.

- Nic.

- To dlaczego tak krążysz?

- Potrzebuję ruchu - odparł, a po chwili zatrzymał się.

Przyglądał się Alex przez dłuższą chwilę. Najwyraźniej podjął jakąś decyzję, a następnie zbliżył się do drzwi. Alex

patrzyła, jak Luke zdejmuje kurtkę z haczyka i wkłada ją.

- Dokąd się wybierasz? - zapytała.

- Na dwór.

- Dokąd? Nadal sypie śnieg, a ty nie masz na sobie koszuli. Rozchorujesz się.

- To byłoby wybawienie - mruknął.

- Co powiedziałeś?

- Nic ważnego.

- Luke...

Otworzył drzwi na oścież, wpuszczając do domku zimne powietrze.

- Wychodzę - oznajmił. I tak się stało. Zatrzasnął za sobą drzwi, a Alex stała jak skamieniała.

Potrząsnęła głową, jakby chciała wydobyć się z tego stanu, a potem podeszła do okna. Zerkała na prawo i lewo, ale nie

mogła dojrzeć Luke'a. Już miała się cofnąć, kiedy pojawił się w jej polu widzenia.

Znowu zaczął krążyć i wydawało się, że rozmawia - nie, spiera się z kimś. Poruszał ramionami i gwałtownie

gestykulował. Alex rozejrzała się dookoła. Był zupełnie sam. Może gorączkował. Albo zaczynał wariować. Nie wiedziała, co

się dzieje w jego głowie, ale była pewna, że ma to jakiś związek z nią. A ściślej, z tym pocałunkiem.

Fakt, zachowała dziewictwo, ale bynajmniej nie była naiwna. Doskonale wyczuwała podniecenie u mężczyzny, a Luke

Stratten był bardzo podniecony. To zagrażałoby jej w rozmaitych okolicznościach, a zwłaszcza teraz, kiedy zostali uwięzieni i

background image

odizolowani. Alex nie miała wątpliwości, że gdyby chciał postąpić z nią według własnego widzimisię, to nic nie stanęłoby

mu na przeszkodzie.

Mimo to nie odczuwała strachu. Naprawdę nie chciała angażować się w związek z mężczyzną, ale istniały rozmaite

odmiany takiego związku. W końcu Luke był bardzo atrakcyjnym mężczyzną, a ona sama zdrową młodą kobietą. Skoro

jej przyszłość zawodowa była przesądzona, za jeden z najbliższych celów w życiu osobistym uznała możliwie szybkie

pozbycie się uciążliwego dziewictwa.

Dlaczego by nie tutaj?

Dlaczego nie teraz?

Dlaczego nie z nim?

Wydawał się odpowiedni, ale na podstawie samego wyglądu trudno było wyciągać wnioski. Mogła go zapytać o jego

seksualne podboje, ale kto wie, czy by nie skłamał. No, ale tak samo mógłby się zachować każdy potencjalny kandydat,

gotowy ją posiąść.

Alex przygryzła wargę, podczas gdy w jej głowie krążyło niezliczone mnóstwo myśli. Luke już dawno przestał się

kłócić ze swoim wyimaginowanym wrogiem. Teraz intensywnie wpatrywał się w pokryty śnieżną czapą las. Jedyną widoczną

oznaką życia była para jego oddechu. Stał tak nieskończenie długo, niczym posąg. Alex czekała na jego ruch.

Wreszcie, jakby usłyszał śpiew syren, powoli odwrócił się, zataczając niemal pełne koło. Ich spojrzenia spotkały

się przez zamgloną szybę. Luke nie uczynił żadnego ruchu w jej kierunku. Nie musiał. Jego oczy wysyłały silny,

niewidzialny sygnał. Serce Alex waliło jak młotem, czuła, że ma spocone dłonie. Luke był teraz prawie zupełnie pokryty

śniegiem, dzięki czemu wyglądał niesamowicie. Musiało mu być bardzo zimno, ale wciąż stał nieruchomo. Trzeba było

podjąć jakąś decyzję i Alex instynktownie wyczuwała, że to ona powinna zrobić. Nie spuszczając wzroku "'£

mężczyzny, zaczęła się cofać, aż w końcu przestała wyraźnie dostrzegać jego twarz.

Luke obserwował jej znikającą postać na tle małego owalu czystego szkła. Wyglądała eterycznie, była aż do bólu

piękna i nierzeczywista. Odnosił wrażenie, że znalazł się w jakimś dziwnym nowym świecie, gdzie rzeczywistość

mierzyło się wyłącznie w kategoriach umysłowych.

Pomimo chłodu, który przenikał ciało Luke'a, jego zmysły płonęły. Pragnął dotknąć Alex, zasmakować jej, widzieć ją i

słyszeć, a nawet nią oddychać. Spojrzał na niebo. Było ciemnoszare. Nic nie zapowiadało rychłego końca śnieżycy.

Odkąd przeznaczenie dosłownie rzuciło ich ku sobie, zupełnie stracił poczucie czasu i miejsca.

Pożądał jej. Taki był fakt, a on należał przecież do ludzi, którzy zajmują się faktami, wierzą w fakty i żyją nimi. Nigdy nie

potrafił symulować braku wiary w ich istnienie, ale właśnie teraz czuł, że musi spojrzeć na ' sytuację z innej strony. W grę

wchodziło coś więcej niż tylko szybki numerek. Obawiał się tej dziewczyny, jakby była w stanie obnażyć go całkowicie,

rozebrać na części.

Musiał to przezwyciężyć. Szczycił się opanowaniem, umiejętnością oglądu rzeczy z odpowiednie perspektywy. Dlaczego

trzymanie się z dala od tej drobnej kobietki miałoby być takie trudne?

Nie powinno być trudne. I to był kolejny fakt. Luke wziął głęboki oddech i patrzył na kłąb pary wydobywający się z jego

ust. Wiedział, że jest w stanie trzymać się z dala od Alex tak długo, jak będzie to konieczne. Jeden błąd jeszcze nie

odbierał mu szansy. Pocałunek jest tylko pocałunkiem, pomyślał. Postanowił sobie, że ten pierwszy pocałunek będzie

też ostatnim.

Czuł, że kiszki grają mu marsza, ale starał się nie myśleć o jedzeniu. Chociaż skręcało go z głodu, nie zamierzał

znowu udać się na wspólny posiłek z Alex. Przynajmniej nie od razu. Odwrócił się i skierował w stronę zabezpieczonego

background image

sągu drewna na tyłach domku. Nie potrzebowali więcej opału, ale przecież musiał coś zrobić, żeby zużyć nadmiar

energii.

Alex uważnie nasłuchiwała pod drzwiami. Kroki Luke'a przybliżyły się, ale potem przycichły, gdyż mężczyzna

okrążał dom od tyłu. Podbiegła do krętych schodków i weszła na górę do sypialni, by stamtąd wyjrzeć przez okno. Luke

podszedł do sągu i wyciągnął całe naręcze drewna. Znowu coś do siebie mamrotał i Alex zastanawiała się, czy w

końcu ta kłótnia z samym sobą zaowocowała jakimś wnioskiem. Zbiegła ze schodów w momencie, kiedy Luke zrzucił

polana przed wejściem. Już miała otworzyć mu drzwi, lecz usłyszała, że po raz kolejny oddala się od domu.

Tego było już za wiele! To ciągłe krążenie tam i z powrotem przyprawiało ją o ból głowy. Alex, która nigdy nie

grzeszyła cierpliwością, chwyciła swoją kurtkę ze sztucznego futra, narzuciła ją na siebie i wyszła. Natknęła się na Luke'a

przy sągu drewna; znowu pogrążył się w rozmyślaniach. Wreszcie podniósł wzrok i zobaczył ją.

- A ty co tutaj robisz? Wracaj do środka. Jest zimno.

- To ty nie masz na sobie koszuli. Wracaj do domu.

- Zaraz tam będę.

- Co robisz? - zapytała.

- Zabieram drewno.

- Nie potrzebujemy drewna.

- Będziemy potrzebowali później. A teraz wracaj.

- Nie.

Luke odsunął się od sągu i podszedł do dziewczyny.

- Ależ z ciebie uparciuch, wiesz?

- Dlaczego nazywasz mnie uparciuchem? Bo nie chcę ciebie słuchać?

- Bo nie dajesz mi spokoju.

- Wcale ci nie przeszkadzam.

- Przeszkadzasz, i to jak - powiedział Luke i postukał się w głowę. - Zawracasz mi ją.

Alex uśmiechnęła się.

- Naprawdę?

Dostrzegł jej uśmiech i zawahał się.

- Tak.

Stali, obrzucając się spojrzeniami. Dzieliło ich może pół metra. Alex nie potrafiła powstrzymać się od uśmiechu, a Luke

nie był w stanie odwzajemnić się tym samym.

- Idź do środka, Alexandra - powiedział rozkazującym tonem.

- Nie.

- Alex...

- Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że ja też mogę potrzebować odrobiny przestrzeni? Może też czuję się

zaniepokojona tak jak ty?

Luke odwrócił się od niej i podniósł naręcze drewna. Przeszedł obok Alex, nie odpowiadając na jej pytanie.

- No? - zawołała za nim.

- Nie mam ochoty o tym rozmawiać - odparł, nie odwracając głowy.

Alex zacisnęła usta. Nigdy nie spotkała tak chłodnego, opanowanego mężczyzny. Otaczał się skorupą, której nie mógł

background image

rozbić nawet jej żartobliwy ton. A ona nie znosiła osób, z którymi nie można było walczyć. Nie wiedziała, jak z nim

postępować, i to ją wyprowadzało z równowagi. Patrzyła, jak skręcał za rogiem, by dojść do frontowej części domku. W

bezsilnej złości tupnęła nogą. Spokojnie okrążyła domek, by wziąć z sągu drewna garść nietknięte- • go śniegu. Z myślą o

Luke'u szybko ulepiła całkiem pokaźną kulę i przerzucała ją z ręki do ręki, nadal usiłując rozszyfrować tego

skomplikowanego mężczyznę.

Luke odwrócił się i zobaczył, że Alex żongluje kulą ze śniegu.

- Nawet o tym nie myśl - oświadczył.

Alex spojrzała najpierw na niego, a potem na kulę. Uśmiechnęła się szeroko.

- Co byś powiedział na porządną bitwę na śnieżki?

- Nie - odparł i przeszedł obok dziewczyny.

- To będzie świetna rozgrzewka - zachęcała.

- Nie.

- Zgódź się, nie psuj zabawy.

- Alex, wracaj do środka.

Był nieznośny. Wydęła wargi i skierowała się w stronę domku. Obejrzała się przez ramię i zobaczyła, że Luke bierze

naręcze drewna. Odruchowo cisnęła w niego śnieżką. Strzał był celny i śnieżny pocisk ugodził go w plecy. Mimo to

nie raczył się odwrócić.

- Przecież mówiłem,

że nie mam ochoty na zabawę

- powiedział, podnosząc kolejne szczapy drewna.

Kiedy się odwracał, Alex rzuciła kolejną śnieżkę. Trafiła go w ramię.

- Alexandra... - rzucił ostrzegawczo.

Ignorując jego reakcję, lepiła nowe kule i po kolei szybko je rzucała. Jedna z nich uderzyła go w nogę, druga w biodro,

a trzecia prosto w czoło.

To odniosło skutek. Luke upuścił drewno i zaatakował Alex. Wrzasnęła i próbowała uciekać, ale był zbyt szybki.

Zatrzymał ją i przewrócił. Alex chichotała, ale dla Luke'a nie było w tej sytuacji nic śmiesznego. Przypomniał sobie podobną

scenę z niedawnej przeszłości, kiedy czuł pod sobą jej biodra.

Alex przestała się śmiać, kiedy zobaczyła jego minę. Nigdy nie widziała z bliska tak przepełnionych namiętnością oczu.

Przytuliła się do Luke'a i poczuła twardość podnieconego mężczyzny. Przeniknął ją gwałtowny dreszcz, a także ogromne

poczucie kobiecej siły, które dodało jej niezwykłej pewności siebie. Czy ci się to podoba, czy nie, Luke'u Strattenie, nie

jesteś taki odporny na mój urok, jak udajesz, pomyślała.

Cichy, jakże kobiecy uśmiech Alex sprawił, że Luke dał za wygraną i musiał ją pocałować. Był to mocny, niemal

brutalny pocałunek. Alex podniosła swoje mokre i zimne ręce do twarzy mężczyzny i położyła dłonie na jego policzkach.

Były ciepłe pomimo śniegu, pomimo wiatru, pomimo że od dłuższego czasu Luke przebywał na dworze. Jego wewnętrzne

ciepło zachwyciło Alex. Rozchyliła usta, a on jęczał, badając językiem jej podniebienie. Kiedy ich języki się zetknęły,

zapomnieli o bożym świecie. Był to długi, soczysty pocałunek. Od takich pocałunków ściska się żołądek i podkurczone

palce u nóg. Taki pocałunek zachęca do zamknięcia oczu, a kiedy już to robisz, doznajesz zawrotu głowy i brakuje ci

tchu; taki pocałunek pochłania wszystko wokół ciebie.

Luke przepadł z kretesem. Przestał całować wargi Alex i dotarł ustami do jej delikatnie zarysowanej szczęki, a potem

niżej, do czułego punktu na szyi, gdzie wyczuwał puls niespełna dzień wcześniej.

background image

Zamarł. Uświadomił sobie bowiem, że nie minęła nawet jedna doba, a on całkowicie stracił dawne opanowanie.

Unosząc się na łokciach, spojrzał na twarz dziewczyny. Jej duże, okolone pięknymi, ciemnobrązowymi rzęsami oczy były

przymknięte. Rozchyliła wargi w milczącym zaproszeniu. Jęknął, e nieznacznie się odsunął.

Alex otworzyła oczy.

- Co się stało? - zapytała bardziej niż zwykle ochrypłym głosem.

- Właśnie to.

Nawet, kiedy wypowiadał te słowa, napierał na Alex nieco mocniej.

- Dlaczego? Oboje jesteśmy dorośli.

- I za dzień, najwyżej dwa, rozstaniemy się - odparł, przymykając oczy. Dotyk jej ciała był taki przyjemny. - Lepiej

będzie, jeśli pozostaniemy sobie obcy.

- A jeśli się nie zgodzę? - zapytała. - A jeśli powiem, że nie chcę, byśmy pozostali sobie obcy?

- Nie rób tego - brzmiała ostrzegawcza odpowiedź.

- Próbujesz sprawić, żebym się ciebie bała, Luke?

- To byłoby rozsądne, ale nie o to mi chodzi. Chcę tylko, żebyś coś zrozumiała. Wyjeżdżam z kraju zaraz po naszym

powrocie do kurortu.

- I myślisz, że będę się ciebie czepiać i błagać o miłość?

- Nie powiedziałem, że...

Alex odepchnęła Luke'a i odsunęła się od niego. Jednym płynnym ruchem stanęła na nogi i patrzyła na niego z góry.

- No cóż, proszę sobie nie pochlebiać, panie Strat-ten. Nigdy nie musiałam ż e b r a ć u jakiegokolwiek mężczyzny o

to, żeby się ze mną kochał, i z pewnością nie mam zamiaru robić wyjątku dla takiej miernoty jak pan.

- Miernoty...

Alexandra zostawiła go. Po kilku sekundach usłyszał trzask zamykanych drzwi. Nagle zrobiło mu się strasznie zimno.

Zastanawiał się, czy zamknęła drzwi na klucz. Pomyślał, że zasługuje na coś takiego. Nie postąpił z nią właściwie. Do

diabła, nie był w stanie postąpić właściwie z samym sobą.

Jęknął, tym razem głośno. Był to jęk zrodzony z frustracji. Kiedy dźwigał się na nogi, poczuł bolesne kłucie w kolanie.

Uderzył się w nie, padając na Alexandrę. Wspaniale, po prostu wspaniale, powiedział do siebie, kuśtykając w stronę domku.

Śnieg nie przestawał padać ani na chwilę. Zbliżało się późne popołudnie. W domku znajdowało się tylko jedno posłanie i

Luke wiedział, że będzie musiał dzielić je z Alex. Ta myśl wywołała w nim innego rodzaju ból, przytępiony, pulsujący

ból w tym jednym miejscu na ciele, które Luke zdawał się mieć pod c a ł k o w i t ą kontrolą.

Odśnieżył próg domku i dopiero potem otworzył drzwi i zajrzał do środka. Alex stała przy kominku, ogrzewając ręce. Nie

odwróciła się, kiedy wszedł, ani kiedy zdjął kurtkę i powiesił ją na haczyku obok jej okrycia. Nie przyjęła do wiadomości jego

pojawienia się nawet wtedy, gdy podszedł do kominka.

- Przepraszam - oznajmiła i, okrążając Luke'a, udała się do kuchenki.

Kiedy sprzątała po lunchu, nieco się uspokoiła. Potem gwałtownym ruchem wytarła lśniący od czystości blat. Zerknęła

przez ramię na Luke'a, który co pewien czas przynosił naręcze drewna. Kilkakrotnie usłyszała jęki i stękania, toteż

odwróciła się, by zobaczyć, co jest nie w porządku. Wykonanie najprostszej pracy przychodziło mu z ogromną trudnością,

a przyczyna tego stanu rzeczy była oczywista. Kolano. Ledwo mógł je zgiąć, ale starał się za wszelką cenę ukryć ten fakt.

Musiała przyznać, że nigdy w życiu nie spotkała tak irytującego mężczyzny; nawet jej ojciec mniej ją drażnił. Prawdą było

również to, że jego słowa zraniły ją i to zadziwiająco mocno. Żaden mężczyzna nie odesłał jej z kwitkiem, toteż

background image

odczuwała oszołomienie, zwłaszcza, dlatego, że Luke był pierwszym facetem, któremu rzuciła się w ramiona. Ale cierpiał,

przynajmniej fizycznie, a przepełniona współczuciem Alex nie mogła biernie obserwować czyjegoś bólu.

- Zdejmuj dżinsy - powiedziała rozkazującym tonem. Słysząc jej słowa, Luke obrócił się na pięcie.

- Co takiego?

- No, jazda. Śmiało - dorzuciła. - Przecież widzę, że boli cię kolano. Zobaczę, co da się z nim zrobić.

Luke rzucił przyniesione polana na stertę drzewa.

- Odkąd to jesteś lekarzem?

- Nie jestem. Ale studiowałam pielęgniarstwo.

- Ty...

Luke miał już zrobić jakąś ironiczną uwagę, ale kiedy zobaczył, że Alex w obronnym geście unosi podbródek, przejął go

chłód.

Dobrze - powiedział. - Daj mi chwilę czasu.

Alex odwróciła się do niego plecami i nalała wody do garnka. Tymczasem Luke zdjął prześcieradło z materaca i zniknął

w łazience, skąd wyszedł starannie nim przepasany.

- Połóż się, żebym mogła je obejrzeć – powiedziała Alex.

Luke usłuchał i w milczeniu patrzył, jak dziewczyna odsuwa przepaskę, żeby obnażyć prawe kolano.

- Boże, co ci się stało? - zapytała, oglądając pokiereszowany, opuchnięty staw.

- Wypadek w Ameryce Środkowej.

- Co robiłeś w Ameryce Środkowej? - zapytała.

- Badania - odrzekł. - W pobliżu mojego dżipa wyleciała w powietrze kopalnia. Rozwaliło mi rzepkę kolanową.

- Miałeś operację? - zapytała.

- Tak. Wsadzili mi tyle śrubek, że piszczały nawet wykrywacze metalu na lotnisku.

- Właściwie ta rana się nie zagoiła. Powinieneś mieć klamrę.

- Mam.

- Gdzie?

- W Nowym Jorku. Alex uniosła brwi.

- Świetne miejsce.

- Też tak myślę - odparł wyzywającym tonem. Pokręciła głową i wstała.

- Mężczyźni.

- Co to ma znaczyć?

- To, co słyszysz.

- Myślisz, że wszyscy mamy świra na punkcie męskości, prawda?

- Ty to powiedziałeś, nie ja.

Zamierzał kontynuować tę dyskusję, ale ona uklękła przed nim i zanurzyła ściereczkę w ogrzanej wodzie, by przyłożyć

ją do kolana. Kiedy poczuł miłe ciepło, przestał protestować. Odchylił głowę i przymknął oczy. Nie pamiętał, kiedy ostatni

raz ktoś tak delikatnie się z nim obchodził, a już zwłaszcza piękna kobieta. To przyjemne uczucie niebezpieczni

ewoluowało w kierunku błogostanu. Wreszcie Alex wstała.

- Zostawimy to tak na chwilę, a potem obłożę kolano śniegiem..Najpierw ciepły kompres, potem zimny.

Luke otworzył oczy.

background image

- Gdzie się tego wszystkiego nauczyłaś?

- W zeszłym roku przez cztery miesiące studiowałam pielęgniarstwo w bardzo prestiżowej szkole w Nowym Jorku. To

było coś, o czym zawsze marzyłam. Moja matka była pielęgniarką, zanim poznała ojca. Umarła, kiedy byłam małą

dziewczynką. Może to się wydawać dziwne, ale chciałam być taka jak ona. Zamierzałam poświęcić się temu zawodowi.

- I co się stało?

- Paparazzi zwietrzyli sprawę, oto co się stało.

- To znaczy, że prasa doniosła, iż chodzisz do szkoły pielęgniarskiej?

- Alex zaniosła się szyderczym śmiechem.

- Nie to mam na myśli. Chodzi mi o to, że reporterzy jakiegoś brukowca rozpowszechnili zupełnie niedorzeczną

historyjkę o mojej zabawie w pielęgniarstwo, a dokładniej o tym, że zabawiam się z pewnym lekarzem.

Zamieścili nawet fotomontaż z moją głową w pielęgniarskim czepku opartą na czyimś ramieniu, w uścisku z jakimś

facetem w białym fartuchu. To było okropne. Koczowali przed szkołą dwadzieścia cztery godziny na dobę, próbując mnie

sfotografować i zdobyć materiał do artykułu. To zakłócało pracę całej szkoły. Fotoreporterzy nie chcieli odejść i musiałam

opuścić szkołę.

- Mówiła bardzo rzeczowym tonem, ale Luke doskonale widział jej nerwowo splatane dłonie i drżące wargi. Ta

opowieść przychodziła jej z trudem i była dla niej bardzo bolesna. Już się nie dziwił, że przyjmowała obronną pozycję.

- Nagle ogarnęło go współczucie dla osoby, którą wszyscy znali jako Alexandre Beck. Przez cały spędzony wspólnie

czas nie myślał o tym zbyt wiele. Koncentrował się na sobie i swojej reakcji na jej bliskość. Teraz jednak w jego umyśle

zaczął się formować nowy obraz, obraz ślicznej i samotnej kobiety, która nie była w stanie wyrwać się spod kurateli

apodyktycznego i ekscentrycznego ojca.

- Szkoda, że tak się stało - powiedział. - Sądzę, że byłabyś cholernie dobrą pielęgniarką, Alex.

- Mówił serio. Czy to za sprawą delikatnego dotyku uzdrawiających rąk, czy dzięki ciepłemu kompresowi, nie

odczuwał już takiego bólu w kolanie.

- Dopóki nie padły te słowa, Alex nawet sobie nie uświadamiała, jakiego doznawała napięcia. Nigdy nikomu nie

mówiła, jak bardzo zranił ją tamten epizod. Oznaczał koniec marzeń, którym oddawała się od dzieciństwa. Dlatego teraz

było dla niej ważne, żeby Luke nie wyśmiewał się z niej, żeby ją zrozumiał. Najpierw na jej twarzy pojawił się wyraz ulgi, a

potem uśmiechnęła się promiennie. Uklękła, ponownie namoczyła szmatkę i jeszcze raz przyłożyła ją do kolana Luke'a.

- Dziękuję - powiedziała miękko. - Jesteś pierwszą osobą, która okazała mi zrozumienie.

- Ciężko było, co?

- Bardzo ciężko. Myślałam, że przywyknę do ich ciągłego uganiania się za mną.

- Ich?

- Reporterów. Czasami miałam nawet niezłą zabawę. Wiesz, zwłaszcza, kiedy byłam młodsza i chodziłam do

klubów. Oglądanie siebie w gazetach następnego dnia to dla szesnastolatki niezła zabawa. Ale w miarę upływu lat te

kłamstwa stawały się coraz bardziej bezczelne. To się zupełnie wymknęło spod kontroli. Próbowałam ich lekceważyć,

ale...

Wzruszyła ramionami.

- Nikt mi nie pomógł. Nie masz pojęcia, jak wytrwali potrafią być reporterzy.

- Nie wszyscy reporterzy są szakalami - odparł, siląc się na naturalny ton.

To mógłby być idealny wstęp do wyznania Alex prawdy o sobie... albo przynajmniej części prawdy. Nie był do końca

background image

pewien, czy Alex jest gotowa wysłuchać tego, co jej powie. Nie miał również pewności, czy on sam jest gotów wyznać

całą prawdę.

- Może nie - odrzekła Alex, ponownie przykładając kompres do kolana Luke'a.

- Ale wszyscy są łgarzami. Będą kłamać, oszukiwać, sprzedadzą własne babcie, byle tylko uprzedzić innych i

zdobyć ciekawy materiał. Wierz mi, wiem to z pierwszej ręki.

Luke pomyślał, że moment na wyznanie prawdy o sobie nie jest odpowiedni. Położył rękę na dłoni Alex, pragnąc,

żeby przerwała swoje zabiegi. Jej ożywiona twarz jaśniała niemal anielskim blaskiem, jakby udzielona mu pomoc dawała

jej wyjątkową radość. Boże, była śliczna i tak doskonale zbudowana. Patrzył na nią okiem fotografa, pragnął ciągle

uwieczniać tę chwilę, to spojrzenie, na błonie filmu.

- Teraz czuję się o wiele lepiej.

- Cieszę się - odparła z nieśmiałym uśmiechem, a potem wstała i wylała wodę do zlewu, ścigana spojrzeniem

Luke'a. - Przyniosę trochę śniegu - dorzuciła, kierując się w stronę drzwi.

- Alex - zawołał Luke.

- Tak?

- Dziękuję.

- To drobiazg.

- Jestem szczęściarzem. Dobrze, że ugrzęzłem w tym domku z tobą - powiedział.

- Bo jestem taką dobrą pielęgniarką? - zagadnęła nieśmiało.

Uśmiechnął się.

- Między innymi.

- Hm, to dotyczy obu stron. Ja chyba też jestem szczęściarą.

Kiedy przypatrywali się sobie, coś się między nimi działo. Jak gdyby nagle poczuli wobec siebie wzajemny szacunek i

zrozumienie.

Kiedy Luke patrzył, jak Alex otwiera drzwi i znika za progiem, ogarnął go niepokój. Był tak bliski wyjawienia jej prawdy. To

było nie tylko głupie, ale i niebezpieczne. Bez względu na to, co do niej czuł, nie powinien jej zmuszać do stawiania temu czoła,

dopóki znajdowali się w tarapatach. Pomyślał, że będzie na to dość czasu, kiedy się stąd wydostaną. Dość czasu, by mógł

wszystko naprawić.

Podjął decyzję błyskawicznie. W żaden sposób nie mógł sprzedać Joe'emu tych zdjęć Alex w kąpieli. Zerknął na

swoją kurtkę, która wisiała na haku przy drzwiach. Mógł wstać, wrzucić rolkę filmu do ognia i mieć święty spokój, ale coś

go powstrzymało. Te zdjęcia były takie piękne, stanowiły niemal dzieła sztuki. Pragnął je zachować, nawet gdyby miał je

ukrywać przez najbliższe lata.

Tłumaczył sobie, że tym bardziej nie powinien jej teraz wyjawiać prawdy. Tymczasem Alex otworzyła drzwi i wniosła

miskę ze śniegiem. Uśmiechnęła się do niego i poczuł, że jego serce zaczyna bić jak oszalałe. Boże, jeśli nadal będzie na

niego patrzyła w taki sposób, to straci resztki rozsądku.

Uklękła obok niego i delikatnie przesunęła dłonią od jego kostki aż do kolana. Nogę Luke'a przeszył przyjemny dreszcz,

który umiejscowił się w pachwinie. Jego ciało reagowało na dotyk ręki Alex z przerażającą gwałtownością.

Kogóż chciał nabrać? Już było za późno.

To się zaczęło od jego pierwszego spojrzenia na tę dziewczynę przez obiektyw aparatu.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Luke spał. '

Alex przykryła go kołdrą i patrzyła na jego spokojną twarz. Okładała chore kolano śniegiem przez godzinę i

zaczerwienienie prawie całkowicie ustąpiło. Był bardzo sympatycznym pacjentem i nawet nie protestował, kiedy

zaproponowała, żeby się zdrzemnął przed obiadem. Można byłoby uwierzyć, że cieszyła go jej opieka.

W każdym razie ona czerpała z opieki nad nim ogromną satysfakcję. Od lat nie czuła się tak przydatna. Na czas

przymusowego pobytu w tym domku potrzebował jej - czy mu się to podobało, czy nie. Ta sytuacja bardzo jej

odpowiadała.

Alex wyciągnęła rękę, która nagle zawisła w powietrzu. Chciała dotknąć czoła Luke'a, ale nie odważyła się. Wiedziała, że

jeśli go dotknie, to już nie będzie chciała oderwać rąk od jego ciała. Pragnęła pieścić Luke'a, gładzić jego twarz i ramiona,

poczuć ich ciepło i siłę. I pragnęła jeszcze czegoś. Żeby i on dotykał rękami jej ciała.

Alex uśmiechnęła się do siebie. Kto by pomyślał, że zdarzy się coś takiego? Oczywiście, marzyła o tym jedynym, ale

nawet w najśmielszych marzeniach nie pojawiała się taka sytuacja.

Ale już się zdecydowała. Przez jej głowę przebiegały tysiące myśli na temat sposobu, w jaki mogłaby uwieść Luke'a.

Nie wątpiła w to, że jej pożądał, ale przebicie skorupy, którą się otoczył, było niezmiernie trudnym zadaniem. Była pewna,

że jest w stanie to zrobić, ale wiedziała, iż może jej zabraknąć czasu.

Wyjrzała przez okno. Zapadał zmierzch i w dalszym ciągu padał śnieg. Dobrze. Ponieważ podjęła już decyzję,

modliła się o to, żeby śnieżyca potrwała przynajmniej jeszcze tę noc. Potrzebowała czasu, żeby popracować nad

Lukiem. Chciała go przekonać, że powinien się z nią kochać, że nie musi się obawiać, iż ona będzie się go kurczowo

czepiać, kiedy nastąpi nieuniknione rozstanie.

Ale jak miała go przekonać? Przygryzła wargę i zastanawiała się nad tym, co powinna robić dalej. Jak by postąpiła,

gdyby nie byli uwięzieni w tym domku? Co by zrobiła, gdyby poznała go w Nowym Jorku?

Prawdopodobnie zaprosiłaby go na kolację do swojego domu. Całkiem nieźle gotowała, zadziwiając większość ludzi.

Gotowanie odprężało ją i słynęła ze swoich kolacji, podczas których podawała gościom oryginalne potrawy. Nabrała

sporej wprawy w przygotowywaniu pomysłowych dań ze zwyczajnych składników. Dlaczego nie miałaby zrobić tego tutaj?

Przyrządzi mu kolację, a potem wszystko potoczy się tak, jak w apartamencie przy Piątej Alei.

Cichutko podeszła do kuchenki i przeszukała szafki. Znalazła dwie puszki z tuńczykiem, puszkę gotowanej fasoli,

słoiczek hiszpańskich oliwek i jeszcze jedno opakowanie zupy. Był tu też niezły wybór przypraw, a przede wszystkim

odkryła butelkę Chardonnay, która leżała w szafce obok nieczynnej lodówki. Alex podeszła z butelką do drzwi, uchyliła je

trochę i wrzuciła wino w zaspę śniegu. Dyskretnie obejrzała się przez ramię, ale Luke nawet nie drgnął. Uradowana tym, że

sprzyja jej los, wzięła się do przygotowywania uczty, którą zamierzała podbić serce mężczyzny.

Ułożyła kawałki tuńczyka, pokroiła oliwki, mieszając je z częścią słonej zalewy, w której znajdowała się ryba. Całość

nabrała smaku dzięki odrobinie soku z cytryny. Alex napełniła miseczkę śniegiem i umieściła na niej talerz z sałatką,

żeby danie było zimne. Następnie wysypała fasolę do garnuszka, a zawartość dwóch puszek zupy warzywnej wymieszała

w większym rondlu i postawiła oba naczynia na gaz. Wreszcie przyszykowała dwa nakrycia.

Zapaliła stożkowatą świecę i przyjrzała się swojemu dziełu. Co by zrobiła, gdyby była w domu? Chyba długo kąpałaby się w

wodzie z pianą. Czuła się brudna, gdyż już drugi dzień chodziła w tym samym ubraniu. Doszła do wniosku, że przyjemny

byłby nawet krótki prysznic.

Upewniła się, że Luke śpi, wzięła świecę i poszła do łazienki. Rozebrała się i, pamiętając o przestrodze Luka, umyła się w

background image

rekordowo szybkim tempie. Trzęsła się z zimna. Z obrzydzeniem myślała o nałożeniu tego samego ubrania, ale nie

miała innego wyjścia. Na szczęście mogła przynajmniej uprać bieliznę. Mimo kiepskiego oświetlenia starała się

doprowadzić do porządku swoją fryzurę. Jej włosy były wilgotne i rozczochrane. Nie miała szczotki, dlatego musiała

przeczesać długie loki palcami. Twarz lśniła teraz czystością, a cera ładnie się zaróżowiła. Przygryzła wargi, a potem

odęła je i poczuła satysfakcję. Biorąc pod uwagę okoliczności, nieźle, pomyślała i uśmiechnęła się. Czuła swędzenie

skóry, które było spowodowane nie tylko prysznicem. Podniecało ją to, co zamierzała zrobić. Miała cudowne poczucie

nieprzyzwoitości, nie mając na sobie bielizny. Zresztą doszła do wniosku, że gdyby wszystko poszło zgodnie z planem,

wcale by jej nie potrzebowała...

Kiedy wróciła z łazienki, Luke nadal spał. Spokojnie i podgrzała zupę i fasolę, a potem przyniosła butelkę i odkorkowała

ją. Nalała sobie niewielką ilość wina i usiadła przed kominkiem. Kiedy małe pomieszczenie wypełniły zniewalające

zapachy, zaburczało jej w żołądku.

Tak samo zareagował żołądek Luke'a. Ale pobudzony został u niego nie tylko apetyt najedzenie. Otworzył

oczy i zobaczył, że Alex siedzi przed kominkiem, którego blask zdawał się wytwarzać wokół jej głowy aureolę. Końce jej

włosów były wilgotne i skręcały się w loczki w miarę wysychania. Wyglądała tak pięknie, że ze wzruszenia miał ściśnięte

gardło.

Ten widok po przebudzeniu był dalszym ciągiem erotycznego snu Luke'a. Śnił o tym, że oboje z Alex są nadzy, a ich

splecione ciała leżą na materacu przed tym samym kominkiem, który teraz obserwował. Natężenie jego reakcji stanowiło

rezultat rzeczywistości sennej.

Nie miał siły, żeby się otrząsnąć z tego nastroju. Przewrócił się na bok, żeby lepiej się przyjrzeć Alexandrze. Dostrzegła

jego manewr.

- Obudziłeś się - zauważyła.

- Tak. Co to za zapach? - zapytał rozespanym głosem.

- Chodzi ci o obiad?

- Mmm, to też. Ale jest jeszcze coś. Ty...

- Ja?

- Tak, pachniesz kwiatami.

- Wzięłam prysznic.

- Czy woda była wystarczająco ciepła?

Alex wzruszyła ramionami.

- Letnia, ale lepsza taka niż żadna. Nie mogłam już dłużej znieść samej siebie.

Luke potarł swój dwudniowy zarost. Może miała rację.

- Niezły pomysł. Zostało trochę mydła? Obwąchała go i zmarszczyła nos.

- Wystarczająco dużo. Luke wybuchnął śmiechem.

- Rozumiem aluzję - oznajmił i usiłował wstać.

- Pomogę ci - powiedziała Alex i podbiegła do mężczyzny. Luke przeniósł ciężar z chorej nogi na barki Alex i oplótł ją

ramieniem, pozwalając sobie na luksus otarcia się policzkiem ojej ramię. Jego ręka wędrowała to w górę, to w dół, a w

mózgu pojawiła się szczególna myśl. Omal nie stracił równowagi, i nie miało to nic wspólnego z bólem w kolanie.

Zamrugał powiekami, żeby otrząsnąć się z resztek senności i potwierdzić swoje odkrycie.

Nie miała stanika.

background image

Wiedział, że wcześniej miała go na sobie, więc co się z nim stało? Sprawdził to jeszcze raz. Fakt niezbity. Przez

materiał swetra Alex prześwitywały jej nabrzmiałe sutki. Dla normalnej osoby w normalnych okolicznościach nie byłoby to

nic szczególnego.

Może nawet nie rzucało się to w oczy. Problem polegał na tym, że Luke nie zachowywał się normalnie, znajdował się w

stanie ustawicznego podniecenia. W tej sytuacji nawet tak błahy epizod nabierał wyjątkowego wręcz znaczenia.

Ale dlaczego to zrobiła? Dlaczego zdjęła stanik? Luke przyjrzał się jej ciału poniżej talii i głośno przełknął ślinę.

Gwałtowna żądza sprawiała, że krew w jego żyłach krążyła w oszałamiającym tempie. Miał ochotę potrzeć opuszkami

palców te sterczące paczuszki... te same sterczące paczuszki, które unosiły się i opadały, kiedy Alex brała gorącą kąpiel.

Ten obraz z przeszłości dosłownie go przygwoździł. Opuścił rękę.

- Potrafię sam przejść resztę drogi - oznajmił i pokuśtykał do łazienki. Zapalił świeczkę, zamknął drzwi i oparł się o

umywalkę. Patrząc na swoje odbicie w lustrze, starał się opanować. Tak, sir, prysznic jest panu zdecydowanie potrzebny.

Ale nie letni. Pomyślał, że koniecznie musi być to zimny prysznic. Kiedy rozsuwał szklaną ściankę, coś spadło mu na

ramię. Po chwili przekonał się, że to bielizna Alex: mokry stanik, rajstopy i najbardziej kuse majteczki, jakie kiedykolwiek

widział.

Przymknął oczy i jęknął. Człowieku, weź się w garść, pomyślał. Szybko upuścił majtki Alex do umywalki.

Rozebrał się i wskoczył pod prysznic. Szybko namydlił ciało i spłukał je lodowatą wodą, która znakomicie ostudziła jego

zapał, z czego był ogromnie zadowolony.

Starał się dokładnie wytrzeć ciało, a potem poszedł za przykładem Alexandry i nie włożył slipek, wślizgując się od razu

w dżinsy. Z wielką pieczołowitością ponownie rozwiesił bieliznę Alex. Wrzucił do umywalki swoją koszulkę i slipy, wyprał je

i powiesił obok rzeczy i dziewczyny. Bardzo długo przypatrywał się zawieszonej garderobie. Intymność tej sceny sprawiła,

że ugięły się pod nim nogi.

I bierz tu, człowieku, zimny prysznic.

Potarł zarośniętą twarz. Trzeba się ogolić. Otworzył apteczkę i obejrzał jej zawartość. Przewidujący właściciele

umieścili tu rozmaite zestawy toaletowe. Luke znalazł małą tubkę pasty do zębów, a zamiast szczoteczki użył palca. Potem

zobaczył na półce obok aspiryny paczuszkę jednorazowych maszynek do golenia. Nie zauważył nigdzie kremu do

golenia, ale to go nie zniechęciło. Golił się już w znacznie trudniejszych warunkach.

Już miał zamknąć szafkę z lekarstwami, kiedy jego bystre oko wypatrzyło kwadratowe czerwone pudełeczko

schowane na górnej półce. Serce w nim zamarło, jakby przeczuwał, co tam znajdzie. Jak w zwolnionym tempie sięgnął

po pudełeczko, potwierdzając swoją najżarliwszą nadzieję i... najgorszą obawę.

Gapił się na pudełeczko z kondomami i miał pewność, że ktoś tam na górze poddaje go testowi.

Nie, proszę, nie rób mi tego, błagał w duchu. Cały czas trzymał temperament na wodzy właśnie ze względu na brak

zabezpieczenia. Nie chciał narażać dziewczyny ani siebie. Wyeliminowanie tego problemu otwierało wrota do tak

niewyobrażalnych możliwości, że sama myśl o nich wywoływała w ciele Luke'a ogromne napięcie.

Z trudem przełknął ślinę. Mógł zrobić tylko jedno. Pozbyć się tych rzeczy. Ale w jaki sposób? Nie mógł ot, tak

wyrzucić pudełeczka do śmietnika, gdyż zauważyłaby to Alex. Rozejrzał się po małej łazience. Nie było tu okna ani

jakiegoś schowka. Pomyślał, że chyba najlepiej będzie odłożyć pudełeczko na miejsce. Skoro Alex nie zauważyła go

do tej pory, to nie zauważy go i teraz. Przewrócił je dnem do góry i ukrył w górnym rogu szafki. Postanowił, że

następnego ranka wsunie je do kieszeni i pozbędzie się w lesie.

Zadowolony ze swojej przemyślności, uśmiechnął się pod nosem, zamknął apteczkę i namydlił twarz. Kiedy zaczął

background image

się golić, usłyszał pukanie do drzwi.

- Wszystko u ciebie w porządku? - zawołała Alex.

- Tak. Zaraz wychodzę.

- Nie siedź długo. Obiad już gotowy - oznajmiła.

- Świetnie - odparł Luke. - Umieram z głodu. Skończył toaletę i otworzył drzwi łazienki. Na klamce wisiała jego

flanelowa koszula - uprana i sucha. Włożył ją, ale nie zapiął guzików. Powoli ruszył w stronę pokoju. Dzięki

zabiegom Alex kolano nie bolało go już tak mocno, ale nie miał zamiaru go forsować. Może w wielu sprawach

wykazywał upór, ale nie był głupcem.

Alex stała przy stole i mierzyła Luke'a niespokojnym spojrzeniem. Podsunęła mu krzesło, a on usiadł na nim,

badawczo przyglądając się dziewczynie. Po chwili Alex przyniosła jeszcze mały taboret i położyła na nim jego nogę.

Podziękował jej. Był zmieszany, a jednocześnie wzruszony opiekuńczością dziewczyny. Alex uśmiechnęła się, widząc

jego oszołomienie.

- Przyniosę obiad.

Biegała po pokoju, krzątając się z zapałem. Cóż ona knuła? Luke nie miał o tym pojęcia i chwilowo było mu to obojętne.

Nie mógł oderwać od niej oczu. Jej obecność napełniała go lękiem i spokojem. Jednocześnie czuł, że coś wisi w

powietrzu, i to wrażenie potęgowało się, ilekroć obok niego przechodziła.

Kiedy Alex podawała obiad, jej pełne piersi falowały bardzo blisko twarzy Luke'a, który wsunął ręce pod stół i zacisnął

je, żeby przypadkiem nie dotknąć któregoś z tych kuszących wzgórków. Nauczył się trwać w bezruchu i koncentrować

wzrok na nieokreślonej potrawie, którą Alex postawiła na stole.

- Co to jest? - zapytał.

- Tuńczyk w hiszpańskich oliwkach - odparła.

- Nigdy o czymś takim nie słyszałem.

- To dlatego, że właśnie wymyśliłam tę nazwę oznajmiła Alex i nabiła kęs potrawy na widelec.

- Spróbuj. Luke niechętnie otworzył usta. Powoli przeżuwał Jedzenie i nagle zrobił wielkie oczy.

- Niezłe - powiedział. - Wcale niezłe.

Alex wyciągnęła rękę ze szklanym pucharkiem.

- A teraz wypij to. Pociągnął łyk.

- Wino. -Tak.

- Skąd je zdobyłaś?

- Stało w szafce. Dobre, prawda?

- Tak - odrzekł. Wyjął pucharek z jej ręki i wypił całą zawartość jednym haustem.

- Wino pije się łyczkami - upomniała go.

- Będę je sączył z następnego pucharka - oświadczył i podał jej naczynie.

Alex pokręciła głową, ale mimo to nalała Lukowi wina. Włożyła na talerz porcję schłodzonego tuńczyka, a potem

usiadła przy stole. Skończyła swoje wino i obserwowała, jak Luke je z apetytem jej potrawę.

- A ty nie jesz? - zagadnął.

- Za chwilę. To jest bardziej interesujące.

- Co jest bardziej interesujące?

- Patrzenie na ciebie.

background image

Widelec Luke'a zatrzymał się w połowie drogi do ust.

-- Przestań - powiedział.

-- Co mam przestać? - zapytała niewinnym głosem.

-- Doskonale wiesz, co. To, co robisz.

-- Chodzi ci o to, że gapię się na ciebie?

- Że gapisz się na mnie w taki sposób.

-- W jaki sposób?

-- Jakbym był deserem.

-- Mmm, to trafna uwaga.

Luke gwałtownym ruchem powstał od stołu.

- Alex - zawołał ostrzegawczym tonem. - Nie rób tego - Nie jestem z kamienia.

Alex wyciągnęła rękę i zaczęła gładzić go po policzku. -- No, no - powiedziała, przechylając głowę. - Czyżbyś ogolił się dla

mnie?

-Aleksandro..

-~ Nie, nie odpowiadaj na to pytanie - dorzuciła, by po chwili wstać od stołu. - Zjedzmy następne danie.

Podała zupę oraz odrobinę fasoli. Ten posiłek nie należał do szczególnie wyszukanych, ale Luke był zbyt głodny, żeby

przywiązywać do tego wagę. Jedli w milczeniu, nie zostawiając nawet kęsa żadnej z potraw.

-- Chyba byliśmy głodni - zauważyła Alex i zabrała ze stołu brudne talerze.

-- Pozwól, że ci pomogę - powiedział Luke, usiłując stanąć.

- Nie - odrzekła Alex i popchnęła go na krzesło.

- Powinienem pozmywać. Przecież ty gotowałaś.

- Następnym razem - odparła. - Dzisiejszego wieczoru nakazuję ci odprężyć się.

-^ Nakazujesz mi? -Tak, nakazuję ci.

- Dobrze, proszę pani - stwierdził Luke i szyderczo zasalutował dziewczynie.

- Wypij wino - powiedziała, kręcąc głową.

Szybko uporała się ze zmywaniem, a potem podeszła do Luke'a od tyłu. Siedział na krześle. Jedną nogę opierał na

taborecie, a na zdrowym kolanie trzymał pucharek z winem. Alex zaczęła masować jego kark, a on poddawał się ruchom

jej dłoni.

- Boże, jakie to przyjemne - zauważył.

- Masz bardzo naprężone mięśnie. Doskonale o tym wiedział.

- To musi być skutek spania na tym materacu. A raczej prób zaśnięcia.

- Czyżbym nie dawała ci spać zeszłej nocy? - zapytała.

- Ty? Do diabła, nie - odparł z sarkastycznym śmiechem. - Tylko kopnęłaś mnie z sześć albo siedem razy, to

wszystko.

Alex obróciła się, żeby spojrzeć mu w twarz.

- Zawsze śpię niespokojnie.

- Opowiedz mi o tym - poprosił z uśmiechem.

- To ty opowiedz mi o sobie. Luke wzruszył ramionami.

- Niewiele jest do opowiadania - odrzekł ostrożnie.

background image

- Nie masz żony?

- Nie.

- Ani dziewczyny?

- Nie.

- Nikogo?

- Nikogo.

- Dlaczego tak jest? - zagadnęła. - Bez wątpienia jesteś przystojnym mężczyzną. Już dawno powinna była cię

uwieść jakaś dziewczyna.

- Nie chcę, żeby mnie ktoś uwiódł - oświadczył Luke. Kiedy wypił wino, odstawił pucharek na podłogę. - A ty? Na pewno

otacza cię wianuszek facetów, a każdy tylko czeka, żeby włożyć ci obrączkę na palec.

- Czekają...

- Słyszę tu jakieś „ale".

Alex uśmiechnęła się.

- Wielkie „ale" - odparła. - Większość z nich nie chce mnie. Pragną tego, co w ich mniemaniu reprezentuję.

- A co to takiego?

- Uroda, ciało, pieniądze... -Nie zapominajmy o skromności. Żartobliwie uszczypnęła go w ramię.

- To również.

Luke chwycił jej piąstkę i odwrócił dziewczynę do siebie w taki sposób, żeby na niego patrzyła. Po kolei

rozprostowywał palce Alex, a potem w milczeniu przyglądał się jej dłoni. Ten dotyk sprawił, że serce Alex zaczęło bić w

przyśpieszonym tempie. Był taki ciepły, taki pełen życia i męski, że czuła, iż jest zdecydowanie na straconej pozycji. A

jednak intrygował ją i podniecał, rzucał jej prawdziwe wyzwanie. Odsunęła rękę i pieściła jego gładkie, wygolone policzki.

Luke usiłować się nie ruszać. Wiedział, co by wtedy zrobił. Przyciągnąłby ją do siebie i całował tak mocno, że oboje

dostaliby zawrotu głowy. A wówczas gdzie by się znaleźli? Oczywiście na drodze donikąd.

- Ależ z ciebie przystojniak, Luke - szepnęła. - przekonuję się, że pomimo wszystkich twoich wad – tu uśmiechnęła

się - nie chciałabym teraz być z nikim innym.

Pochyliła się nad mężczyzną i pocałowała go. Zaledwie musnęła jego wargi, ale dla Luke'a było to jak przyłożenie zapałki

do hubki i rozniecenie ognia. W odpowiedzi zacisnął zęby i usiłował nie odwzajemnić tego pocałunku. Nigdy w życiu nie miał

przed sobą tak trudnego zadania.

- Luke... - mruczała Alex, dotykając jego ust - pocałuj mnie.

- Nie.

- Dlaczego? Nie chcesz?

- Chcę.

- W takim razie...

Luke chwycił ją za ramiona.

- Nie zaczynaj czegoś, czego nie jesteś w stanie skończyć.

- Kto powiedział, że nie skończę tego, co zaczęłam?

- Przestań się droczyć, Alexandra. To nie jest przyzwoite.

- A jeśli się nie droczę?

Luke uważnie spojrzał jej w oczy. Mówiła poważnie.

background image

- Czy proponujesz to, co myślę, że proponujesz? Alex z trudem przełknęła ślinę.

- Tak.

- Jesteś pewna?

- Tak, jestem pewna.

Luke wydał z siebie odgłos zniecierpliwienia, odsunął Alex i wstał z krzesła. Podszedł do zlewu, uważając na swoją

chorą nogę. Przez chwilę, która zdawała się nie mieć końca, przypatrywał się dziewczynie.

- Dlaczego to robisz? - zapytał. - Jeszcze dziś rano narzuciłaś mi zestaw reguł, a teraz wszystko jest nieważne.

- Ja... zmieniłam zamiar. Chcę, żebyś się ze mną kochał. Czy to jest takie straszne?

- Straszne? Nie, to nie jest straszne. Raczej... szalone. Całkowicie obłąkańcze.

- Dlaczego to jest takie szalone? Oboje jesteśmy dorośli. Ugrzęźliśmy tutaj. Ty mi się podobasz, ja ci się podobam.

Kto się o tym dowie? Kto się będzie tym przejmował?

- Ja się będę przejmował - odrzekł miękko. - I może nie mam ochoty być tylko kolejnym egzemplarzem w twojej

kolekcji mężczyzn.

- Czy rzeczywiście tak myślisz?

Nieoczekiwanie Alex poczuła, że do jej oczu napływają łzy. Luke dostrzegł te łzy, usłyszał wzruszenie w jej głosie.

Nic innego nie mogłoby skruszyć twardej jak skała skorupy wokół jego serca. Niczym robot, porzucił swój azyl w rogu

pokoju i podszedł do Alex. Wziął ją w ramiona, przytulił i kołysał jak swój największy skarb.

- Naprawdę tak myślisz? - powtórzyła. Mówiła stłumionym głosem, gdyż wtulała twarz w jego koszulę.

Luke odsunął głowę dziewczyny od swojej piersi.

- Nie. Nie mam pojęcia, dlaczego to powiedziałem. To znaczy, wiem. Powiedziałem, żeby cię powstrzymać.

- Nie powstrzymuj mnie. Nie powstrzymuj siebie.

- Jedno z nas musi myśleć rozsądnie. Po jutrzejszym dniu możemy już nigdy się nie zobaczyć.

- To wykorzystajmy dzisiejszy wieczór. Tylko ten jeden wieczór... Luke?

Jej błaganie wzbudziło w nim przypływ uczuć. Pocałował ją. Doprawdy, nie miał wyboru, i to już od chwili, gdy się

przebudził i zobaczył ją siedzącą przed kominkiem.

Poczuł, że pewna część jego ciała nabrzmiewa w zetknięciu z udem Alex. Ona też musiała to wyczuć, gdyż mocniej

otoczyła go nogami. Rozchylił jej usta językiem, a ona przyjęła go i rozpoczęła miłosną grę swoim językiem. Była taka

słodka, smakowała cudownie, lepiej niż wszystko, czego dotychczas próbował. Luke włożył rękę pod jej sweter.

Całował ją coraz mocniej, a jednocześnie pieścił jej plecy i boki. Skóra Alex była miękka i gładka, tak jedwabista, jak

myślał. Spełniając swoje marzenie, objął jej piersi i delikatnie masował każdy z tych cudownych wzgórków. Mruknęła coś

niewyraźnie. Ten odgłos rozbrzmiewał w całym ciele Luke'a, wywołując tak intensywną rozkosz, że z trudem

utrzymywał resztki samokontroli.

Alex poczuła, że Luke się zachwiał, i oderwała się od niego.

- Twoje kolano.

Mocny pocałunek Luke'a miał dowieść, że jej obawy są bezpodstawne. Kiedy zaczął podciągać w górę jej sweter,

odsunęła jego ręce, a potem sama zdjęła golf i potrząsając włosami, stanęła przed nim naga do pasa. Wydawało jej się,

że spojrzenie Luke'a przepala jej skórę. Czekała na jego ruch. Zawsze uważała swoją urodę za coś naturalnego i dopiero

teraz była niezwykle świadoma swego ciała. Oddawanie się temu mężczyźnie po raz pierwszy wydawało się takie

przerażające, a zarazem podniecające, że jej ciało zaczęło pulsować długo tłumionym pożądaniem.

background image

- Dotknij mnie - szepnęła. Nie mogła już znieść ani chwili dłużej bez dotyku jego rąk.

Luke tracił panowanie nad sobą. Aparat fotograficzny nie kłamał. Widok Alex w zbliżeniu był oszałamiający. Gdyby

spełnił prośbę dziewczyny, gdyby jej dotknął, to byłaby jego i nikt by mu w tym nie przeszkodził. Nigdy nie należał do

tchórzy, przez całe swoje dorosłe życie nie dawał się zastraszyć, ale ta jedna kobieta, która właśnie mu się oddawała,

wzbudzała w nim potworny strach.

- Luke...

-

mruczała Alex. Jej ciało dygotało z żądzy'.

Przysunęła się do mężczyzny, odsunęła poły jego koszuli i zaczęła pocierać sutkami jego klatkę piersiową. - Do

tknij mnie.

Ręce Luke'a posłusznie wykonywały jej rozkazy, ignorując ostrzeżenie, które płynęło z mózgu, jakby posiadały własną

wolę. Luke dotknął dziewczyny, pocierał kciukami jej nabrzmiałe sutki, a potem pieścił je palcami, aż zaczęły

przypominać twarde kamyki.

Alex miała nogi jak z waty. Luke przytulał ją do siebie przez nieskończenie długą chwilę, a potem opadli na materac. Wpił

się w jej usta, penetrując wnętrze językiem, by zaraz całować szyję, obojczyk i miękką skórę między piersiami.

Wreszcie Luke dał sobie spokój z ostrożnością. Szeroko otworzył usta i chwycił jej nabrzmiały sutek, ssąc go tak, jak od

dawna marzył. Roztapiała się w jego ustach jak cukierek. Była tak słodka, tak rozkosznie kobieca, że jego naprężone ciało

pulsowało rozpaczliwą potrzebą ukrycia się w niej. Ale na razie przysunął się do drugiej piersi i ucztował w takim samym

powolnym, miarowym, nieubłaganym rytmie.

Alex porwał potężny wir pożądania. To właśnie o t y m rozprawiały jej przyjaciółki. Właśnie na to czekała. Zarzuciła

Lukowi ręce na szyję i przeczesywała palcami długie włosy na jego karku. Masowała naprężone mięśnie jego obojczyków

i ramion, podczas gdy magia ust Luke'a redukowała ją do pełnej pożądania kałuży. Przywarła do niego biodrami, nie

uświadamiając sobie tego, co robi, odczuwając jedynie chęć zaspokojenia jakiejś mrocznej, nieuchwytnej żądzy.

Luke przesuwał rękę po jej boku w dół, zatrzymując się na pasku narciarek. Pociągnął za suwak i odpiął guzik, po czym,

nie bez wahania, zaczął pieścić brzuch Alex. Jej skóra była miękka, ciało sprężyste, a on niespiesznie badał wdzięki

dziewczyny.

Alex była jednak niecierpliwa. Pragnęła, by przeszedł szybciej do tego jednego zakamarka jej ciała, który potrzebował

jego dotyku bardziej niż którekolwiek inne miejsce. A kiedy to się stało, rozchyliła nogi i uniosła biodra, zaś Luke dotykał jej

coraz śmielej, aż w końcu oboje utracili wszelką kontrolę nad sobą. Była tak wilgotna, tak otwarta i spragniona, że

wiedział, iż nie będzie się mógł powstrzymywać nawet chwili dłużej.

Alex zatraciła się zupełnie, przebywała w nieznanym sobie świecie. Jego palce skłaniały ją do ekstatycznych ruchów ku

jasności tak intensywnej, że jej blask rozgrzewał duszę dziewczyny. Po chwili ta jasność roztrysnęła się w umyśle Alex na

smugi boleśnie pięknego światła i w jej oczach zalśniły łzy.

Luke wyczuwał spazmy wstrząsające jej ciałem. Przerwał pocałunek i wtulił wargi w ten wrażliwy kącik za uchem Alex,

ułatwiając dziewczynie oddychanie. Serce waliło mu jak młotem, ciało płonęło, a jednocześnie było twarde i tak żądne

uwolnienia energii, że Luke bał się, iż może stworzyć żenującą sytuację.

Mocno przytulał dziewczynę i zaciskał zęby, pragnąc odzyskać panowanie nad sobą. Miała orgazm i to wystarczy, tylko

to się liczy, pomyślał. Przypomniał sobie o rolce filmu w kieszeni i o tym, że przez cały czas oszukuje Alex. Zastanawiał

się nad reakcją dziewczyny, w razie gdyby dowiedziała się, z kim ma do czynienia, co niewątpliwie musi kiedyś nastąpić.

A zatem dał jej przynajmniej tę chwilę rozkoszy, dzięki której Alex mogła zachować o nim miłe wspomnienia, a nawet

zdobyć się na przebaczenie. On zaś musiał odmówić sobie tego, czego pragnął najbardziej.

background image

Ten wieczór był jego podarunkiem dla Alex.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Alex włożyła sweter i położyła się na materacu. Luke oparł się na łokciu, a ona przytuliła się do niego, łagodnie drapiąc

paznokciami jego owłosioną klatkę piersiową.

Nie odwzajemnił jej uśmiechu. Wręcz przeciwnie, miał smętną minę. Alex była zadowolona, nasycona, ale jakby nieco

zawiedziona. Ona także pragnęła sprawić mu taką rozkosz, jaką dzięki niemu przeżyła. Jednakże on powstrzymywał jej

zapędy.

- Luke?

- Hmm?

- Dlaczego przestałeś? Nie odpowiedział.

- Nie chcesz się ze mną kochać?

- Chcę. Bardzo chcę.

- W takim razie dlaczego... nie skończyłeś? Odgarnął z jej czoła niesforny kosmyk rudych włosów.

- Ponieważ trzeba wziąć pod uwagę inne rzeczy.

- Na przykład?

- Na przykład zabezpieczenie. Ja nie mam niczego.

- Nie pomyślałam o tym - powiedziała Alex.

Ale on najwyraźniej pomyślał. Zastanawiała się, jakie jest naprawdę jego zdanie o życiu, które prowadziła. Lecz na cóż by

się zdały jej wyjaśnienia? Stary dylemat przygniatał ją niczym tona cegieł. Luke i tak nie uwierzyłby w żadne jej słowo.

- Odwróciła się. Luke wyciągnął do niej rękę i ujął jej podbródek Mogłabyś zajść w ciążę - zauważył, nie spuszczając z

niej wzroku.

- W ciążę? - powtórzyła. Może to jej drżący, dziewczęcy głosik wytworzył w wyobraźni Luke'a uroczy obraz: Alex przytulała

się do niego w taki sposób jak teraz, a jej pełne, śliczne piersi ssało niemowlę - ich dziecko. Natychmiast z bólem odepchnął od

siebie tę nierealistyczną wizję. Alex zatrzepotała rzęsami, nie mógł więc niczego wyczytać z jej oczu.

- Sądzę, że to byłoby kłopotliwe.

- Tak, chyba tak.

Odsunęła się od niego. Dystans był niewielki, ale znaczący.

- Dobrze, że chociaż jedno z nas myśli logicznie - zauważyła Alex, wybuchając głośnym, sztucznym śmiechem. -

Gdyby to zależało ode mnie, zapewne tarzalibyśmy się po podłodze i kochalibyśmy się do szaleństwa, nie zważając na nic.

- Alex. Przestań. Nie miałem zamiaru cię urazić. Chciałem cię uszczęśliwić. Myślałem, że to mi się udało.

Wyciągnęła rękę i pogładziła go po policzku.

- Och, Luke, udało ci się, udało. Tylko, że ja chcę zrobić to samo dla ciebie.

- Nie chcę robić niczego, co by cię zraniło, Alex.

- Nie potrafię sobie wyobrazić, że mógłbyś zrobić coś podobnego.

- Takie są twoje odczucia teraz, ale kiedy się stąd wydostaniemy, możesz zmienić zdanie.

Kiedy przekonasz się, kim jestem i co zrobiłem, pomyślał.

- Nie

zmienię o tobie zdania - odparła z przekonaniem.

Luke wstał. Musiał to uczynić. Gdyby nadal jej słuchał, znowu padliby sobie w ramiona, całowaliby się, dotykali i Bóg wie,

background image

co jeszcze mogliby zrobić. Jemu przypadło w udziale patrzenie na sprawy z właściwej perspektywy. To on znał fakty.

Ona żyła w nieświadomości. Gdyby wykorzystał sytuację, nigdy by mu nie wybaczyła, a on wcale by jej się nie dziwił.

Postanowił powiedzieć jej prawdę z chwilą, gdy znajdą się z powrotem w realnym świecie. Chciał jej powiedzieć, że nie miał zamiaru

sprzedawać tych zdjęć, że chodzi mu o coś więcej niż tylko jedną noc w zimnym domku na odludziu. Wtedy Alex mogłaby swobodnie

zadecydować, czy chce kogoś takiego jak on - reportera, jednego z tych ludzi, którymi pogardzała.

Podszedł do stołu, wziął butelkę i napełnił kieliszek winem.

- Ja też poproszę - zawołała Alex.

Luke nalał dziewczynie wina i zaniósł jej kieliszek. Z trudem powstrzymał się od zanurzenia palców w jej jedwabistych

włosach. Stuknęli się kieliszkami.

- Za lawiny i przeznaczenie - powiedział Luke, bardziej do siebie niż do Alex.

- Przeznaczenie?

- A jak byś nazwała fakt, iż znaleźliśmy się razem na tym odludziu?

- Nie mam nic przeciwko przeznaczeniu. Po prostu jestem zaskoczona twoimi słowami. Nie wyglądasz na kogoś, kto

poważnie traktuje metafizykę.

- Jest we mnie głębia, którą musisz dopiero poznać, moja droga - oświadczył, składając jej szyderczy ukłon.

Alex wybuchnęła śmiechem. Pragnęła dowiedzieć się o nim wielu rzeczy, ale ponieważ jej ego zostało boleśnie zranione,

musiała zadać bardzo istotne dla siebie pytanie.

- Luke, a gdybyśmy... Nie wiem, jak to powiedzieć, żeby nie wyjść na idiotkę.

- Po prostu mów - odparł i pociągnął łyk wina.

- Dobrze. Czy gdybyśmy mieli zabezpieczenie, to chciałbyś...?

- Czy kochałbym się z tobą?

- Tak. Zrobiłbyś to?

Luke natychmiast przypomniał sobie o małym czerwonym pudełku z kondomami na górnej półce szafki. Zacisnął prawą rękę

w pięść i długo przypatrywał się dziewczynie.

- Natychmiast, kochanie - szepnął. - Bez wahania.

Na ustach Alex powoli pojawił się uśmiech.

- Dziękuję - powiedziała. - Chyba odczuwałam potrzebę usłyszenia czegoś takiego.

Poklepała miejsce na materacu i Luke położył się obok niej, chociaż rozsądek podpowiadał mu coś zupełnie innego.

- Wiedz, że trzymam cię za słowo - oznajmiła.

- W jakiej sprawie?

- W sprawie obietnicy, że będziesz się ze mną kochał, kiedy opuścimy to miejsce.

- Umowa stoi - powiedział Luke. - Jeżeli nadal tego będziesz chciała.

- A co mogłoby odwieść mnie od tego zamiaru?

- Przeróżne rzeczy - odparł Luke, wzruszając ramionami.

- Na przykład jakie?

- Kiedy wrócisz do taty, wszystko może się zmienić.

- Nie sądzę, żebyś musiał się o to martwić. Tata wcale nie jest teraz ze mnie zadowolony. Ten ślub i w ogóle.

- Ślub?

Alex parsknęła śmiechem.

background image

- Właśnie to u ciebie lubię, Stratten. Jesteś taki świetnie poinformowany. Chodzi o mój ślub. Ten, z powodu którego

uciekłam.

- Kim jest ten facet? - zapytał Luke, siląc się na obojętny ton.

- Nazywa się Justin Farrell i robi interesy z moim ojcem. Jest prawie w jego wieku. Obaj bardzo tego chcieli. Ale ja nie

byłam w stanie się na to zdecydować.

- Dlaczego?

- Jest dużo powodów.

- W takim razie dlaczego zgodziłaś się za niego wyjść?

- Tata naciskał na mnie zaraz po tej awanturze w szkole pielęgniarskiej. Byłam taka zagubiona, nie wiedziałam, czego

chcę. Justin był słodki, uprzejmy i bardzo cierpliwy. W tamtym czasie wydawało się to dobrym pomysłem, ale...

- Mów dalej.

- Ale ostatecznie o wszystkim zadecydowała jedna kwestia. Nie kochałam go. Czy to jest takie ważne?

- Dla mnie tak.

- Jeszcze jedna beznadziejna romantyczka - zauważył.

- Mówisz to w taki sposób, jakbyś znał wiele takich kobiet.

- Może i znam.

- Wymień jedną.

- Moja matka. Zawsze szukała księcia z bajki.

- Rozumiem przez to, że go nie znalazła.

- Nie znalazła, ale to nie znaczy, że nie próbowała. Wychodziła za mąż pięć razy, a potem zmarła.

- A więc z powodu jej porażek uznałeś, że romantyzm jest poważną wadą?

- Tego nie powiedziałem. Myślę, że można to zaakceptować... w kobiecie.

- Ale nie w mężczyźnie?

- Nie..

- A to dlaczego?

- Ponieważ mężczyźni żyją w świecie realnym. To nie romanse wprawiają świat w ruch, ale pieniądze. Powinnaś wiedzieć

to lepiej niż ktokolwiek inny.

- Wypowiadasz się w tej sprawie jak prawdziwy ekspert.

- Może nim jestem - odparł spokojnie.

- Powiedz mi o sobie coś więcej.

- Nie ma zbyt wiele do powiedzenia. W każdym razie nie tylko twój ojciec ma obsesję gromadzenia pieniędzy.

- Twój też? Czym się zajmuje?

- Zarządza bankiem.

- Jesteście sobie bliscy?

Luke potrząsnął głową.

- Nie widziałem się z nim od lat. Powiedzmy, że mieliśmy odmienne poglądy na życie i poszliśmy różnymi drogami.

- To bardzo smutne. Współczuję i jemu, i tobie.

- Nie powinnaś. To się zdarzyło dawno temu.

- Zdaje się, że twój przypadek potwierdza moją tezę.

background image

- Jaką tezę?

- Że pieniądze szczęścia nie dają. W przeciwnym razie 'i nadal byłbyś w kontakcie ze swoim ojcem, a ja miałabym

wszystko, o czym marzyłam.

- A nie masz?

Alex wstała z materaca i podeszła do stołu. Wlała do kieliszka ostatnie krople wina, a jednocześnie rozmyślała nad

stosowną odpowiedzią.

- Nie. Podobnie jak wszyscy. Ale nie jestem nieszczęśliwa. Mam cudowne życie. I będzie jeszcze cudowniejsze z

chwilą, gdy założę fundację.

- Jaką fundację?

- Poświęcę wszystkie swoje pieniądze - cały spadek - i utworzę fundację charytatywną. Chcę przyznawać

pieniądze organizacjom i pojedynczym osobom, które zamierzają pomagać innym.

- Jak na tak młodą osobę, jesteś rzadko spotykaną altruistką.

- Nie naśmiewaj się ze mnie. Traktuję tę sprawę bardzo poważnie.

- Nie drwię z ciebie. Uwierz mi, sądzę, że to wspaniały i pomysł. Ale on tylko potwierdza moją tezę. Bez tych

pieniędzy nie miałabyś fundacji, a zatem w rzeczywistości pieniądze przynoszą ci szczęście.

- To nieprawda. Nie kupisz za pieniądze żadnej rzeczy, która naprawdę liczy się w życiu. Chciałbym, żebyś

wymieniła te rzeczy - odparł z ironicznym śmiechem.

- Mąż. Dom. Dzieci.

Luke uważnie na nią spojrzał. Prześladował go obraz schludnego białego płotu.

- Właśnie w takiej kolejności?

- Oczywiście - odrzekła Alex.

- Jeśli chcesz właśnie tego, to życzę ci sukcesów zarówno w życiu zawodowym, jak i osobistym.

- Nagle Alex poczuła, że znowu wyrósł między nimi mur. Wysoki mur. Mówisz tak, jakbyśmy nigdy nie mieli się już zobaczyć.

- Prawdopodobnie się nie zobaczymy.

- Dlaczego mówisz takie rzeczy?

- Bo to prawda.

Serce Luke'a zaczęło walić jak młotem. Zawsze tak reagował na tego typu rozmowy. Może odczuwał niechęć do

opowiadania o swojej rodzinie albo do jej młodzieńczych marzeń o idealnej miłości. W każdym razie jego głowę rozsadzał

potworny ból, toteż musiał wyjść na świeże powietrze i to szybko.

- No, ja nie jestem taka pewna - ciągnęła Alex. - Myślałam, że potem... hm, moglibyśmy pozostać... przyjaciółmi.

- Naprawdę sądzisz, że to jest możliwe?

- Dlaczego nie?

- Pomyśl tylko. Nasz styl życia i w ogóle. Na pewno kiedyś to zrozumiesz - stwierdził Luke i podszedł do drzwi.

- Dokąd idziesz?

- Na dwór.

- Jest ciemno i zimno...

- Właśnie zimna potrzebuję.

Alex zbliżyła się do niego i czuł na swoich plecach ciepło emanujące z jej ciała. Nie odwrócił się do niej, tylko schylił głowę i

oparł ją o drzwi.

background image

- Dlaczego mi to robisz? - zapytał niskim, ochrypłym szeptem.

- Nie wiem - odparła szczerze Alex. - Wiem tylko, że bardzo mnie pociągasz. I chcę, żebyś i ty mnie pragnął.

W sercu Luke'a gniew zmagał się z pożądaniem - gniew z powodu tego, co było niemożliwe, i pożądanie, które wydawało

się równie trudne do opanowania jak wciąż padający śnieg.

-

Twoje pragnienia, tylko to się liczy, prawda? Jesteś tak zepsuta, że potrafisz myśleć tylko o własnych potrzebach?

Nie o uczuciach innych osób? Nie o tym, co jest dobre, a co złe? Chwycił Alex za rękę i przycisnął ją do swojego

nabrzmiałego członka.

- Zadowolona? Wygrałaś. Pragnę ciebie. A teraz proszę, pozwól mi wyjść.

Puścił dziewczynę i ruszył do drzwi.

- Jeszcze nie - odezwała się Alex i oplotła jego szyję ramionami.

Wyciskała na jego twarzy gorące pocałunki i chociaż stał nieruchomo jak głaz i nie poddawał się jej pieszczotom, nie

przerywała swojego ataku. Przestała uświadamiać sobie, co robi. Może rzeczywiście była zepsuta i nie umiała pogodzić się z

jego odmową. Może sprawiły to jego słowa, wypite wino i wszystkie samotne lata, które strawiła na marzeniach o mężczyźnie i

takiej nocy.

W każdym razie pragnęła, żeby Luke ją przytulał, dotykał, czynił kobietą. Dlaczego ciągle stawiał bariery? Dlaczego nie

przyzwalał na to, żeby i ona mogła go zadowolić? Dlaczego toczył z nią walkę?

Zaczęła pieścić kciukami jego płaskie męskie sutki, czując, jak szybko bije jego serce. Luke jęknął. Nie mógł jej się

oprzeć. Pochylił się nad dziewczyną i pocałował ją, a ona rozchyliła usta i przyjęła jego język. Zdesperowany i udręczony,

oderwał się od Alex. Był gorący i obolały, brakowało mu tchu.

- Nie bądź zły na mnie - prosiła.

- Nie jestem na ciebie zły. Jestem zły na siebie, bo nie umiem trzymać się od ciebie z dala. Nie rozumiesz tego? I

przestań tak na mnie patrzeć.

- A jakie mam spojrzenie?

- Uwodzicielskie. Rozmarzone. Jakbyś wiedziała coś, o czym ja nie mam pojęcia.

- Tak wyglądam w twoich oczach?

- Tak.

- Może to z powodu wina.

- Może.

A może nie - dodała. Zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła jego głowę, a potem całowała go w usta i pieściła

naprężone mięśnie jego pleców. Luke otoczył ją ramionami. Wszystkie jego dobre intencje przepadły w tak gęstej mgle

pożądania, że niczego nie widział i w ogóle nie był w stanie myśleć. Po chwili z całych sił napierał na nią swoim ciałem. Jego

usta znalazły wonną przystań między piersiami Alex. Obejmował wargami jej sutki przez materiał swetra. Jego gorący,

wilgotny oddech zmoczył tkaninę. Alex odpięła guzik jego dżinsów i wsunęła mu rękę za pasek. Lukowi zaparło dech w

piersiach. Zamknął oczy i stał sztywno, czując jej zimne palce na swoim gorącym członku. Znowu zaczął całować Alex, a jego

język wtórował ruchom jej ręki. Wiedział, że musi ją powstrzymać, ale jego ciało nie chciało go słuchać, domagając się jeszcze

jednej sekundy, może dwóch, a nawet minuty rozkoszy.

- Alexandra, więcej już nie zniosę - powiedział, odrywając się od dziewczyny.

- Trudno - odparła.

- Mówię poważnie.

background image

- Ja też.

- Nie wygrasz - ostrzegł Alex.

- Nie wiedziałam, że to pojedynek.

- Ty to sprawiłaś. Ale zapewniam cię, że moja wola jest silniejsza.

- Nie bądź taki pewny. Jeszcze się stąd nie wydostaliśmy.

- Śnieżyca słabnie. Jutro po nas przyjadą.

- A niech sobie przyjeżdżają. To niczego nie zmieni.

- Zawsze jesteś taka pewna siebie, kiedy chodzi o facetów?

Alexandra spojrzała mu w oczy. Nie miała odwagi powiedzieć prawdy. Przeczuwała, że gdyby wyznała, iż jest dziewicą,

uciekłby gdzie pieprz rośnie. Dlatego wolała skłamać.

-

Dotychczas nigdy nie przegrałam. Luke poczuł palące ukłucie w okolicy serca i zganił siebie w myślach. Nie miał

prawa żywić do niej takich uczuć ani nawet przejmować się tym, co usłyszał. Ostatecznie, jakiej odpowiedzi mógł się

spodziewać? W przeciwieństwie do niego Alex była przynajmniej szczera.

- Późno już - zauważył. - Idź do łóżka.

Alex zaczęła protestować, ale wyraz jego oczu sprawił, że zmieniła zdanie.

- Dokąd idziesz? - zapytała.

- Przed dom. Głowa mi pęka. Potrzebuję świeżego powietrza.

- Luke... - powiedziała Alex, podchodząc do mężczyzny, ale on podniósł rękę w geście protestu.

- Już dość... Nie dzisiaj.

Alex przygryzła wargę i skinęła głową.

- Dobrze - powiedziała z westchnieniem. – Łyknij trochę powietrza, może lepiej się poczujesz. Przyniosę ci

parę tabletek aspiryny.

Luke westchnął, otworzył drzwi i przestąpił próg, by nasycić się zimnym, rześkim powietrzem. Kilkakrotnie zgiął nogę w

kolanie, a potem przyjrzał się ciemnemu niebu. Śnieg nadal padał, ale z zawiei została już tylko rozrzedzona mgiełka. Luke

doszedł do wniosku, że poranek będzie pogodny.

Jeszcze tylko jedna noc. Wytrzymaj tylko tę jedną noc, pomyślał. Chłodne powietrze przynosiło mu ulgę. Pomyślał, że

aspiryna będzie jeszcze bardziej pomocna. Nagle zrobiło mu się słabo i rzucił się do drzwi.

Tabletki aspiryny.

Apteczka w łazience.

Alex...

ROZDZIAŁ ÓSMY

Alexandra zerknęła przez ramię na Luke'a, który nagle pojawił się w łazience.

- Coś się stało? - zagadnęła, otwierając drzwiczki szafki z lekarstwami.

- Hm, co robisz?

- Szukam aspiryny, nie pamiętasz? Myślałam, że chcesz zaczerpnąć świeżego powietrza.

- Miałaś rację. Na dworze jest za zimno - oznajmił Luke, przesuwając się bokiem za jej plecami. - Już mnie tak nie

boli głowa - dodał i zatrzasnął apteczkę. - Daj sobie spokój z tą aspiryną.

- Luke, nie bądź głupi - odparł Alex i znowu otworzyła szafkę.

background image

Luke jeszcze raz ją zamknął.

- Nie, naprawdę, już nie potrzebuję aspiryny.

- Co się z tobą dzieje? - zapytała Alex, robiąc zdumioną minę. W końcu ich łokcie zderzyły się i wskutek

przepychanek cała zawartość szafki wysypała się na podłogę.

Alex i Luke patrzyli na rozmaite buteleczki i tubki oraz na małe, ale bardzo widoczne kwadratowe czerwone pudełko.

Powoli, bez słowa, podnieśli głowy i spojrzeli sobie w oczy. Alex wzięła pudełeczko z kondomami i bardzo długo mu się

przyglądała. Na jej twarzy widać było ślady różnych emocji, aż w końcu pojawił się na niej

wyraz całkowitego rozczarowania.

- Wiedziałeś o tym, prawda? - zagadnęła.

Nie było sensu kłamać.

-Tak.

Alex odepchnęła Luke'a i wyszła z łazienki. Natychmiast udał się za nią do głównego pokoju.

- Dlaczego? - zapytała, krążąc po pokoju z pudełkiem kondomów.

- Co dlaczego?

- Dlaczego męczyłeś mnie tą absurdalnie żenującą rozmową o bezpiecznej miłości, skoro cały czas wiedziałeś o tym? -

zagadnęła, unosząc pudełko w górę.

- Mam swoje powody.

- Och, doprawdy? Czy zechciałbyś mi je wyjawić? Może raczyłbyś mi powiedzieć, dlaczego sprawia ci taką

przyjemność robienie ze mnie idiotki?

- Nie jesteś idio... i Alex przerwała mu gniewnym mruknięciem i wrzuciła i pudełko do ognia. Luke instynktownie

rzucił się do kominka, wydostał pudełko, po którym już pełzały płomyki, i rzucił je na stół.

- Po co to, u diabła, zrobiłaś?

- A dlaczego nie? Nam z pewnością się nie przydadzą! Zdjęła kurtkę z haka i pchnęła drzwi.

- Dokąd idziesz?

- Na dwór.

- To niczego nie rozwiąże.

- Tobie to pomaga, prawda? Ilekroć masz dość mojego towarzystwa, wybiegasz na zewnątrz.

- Nie pomaga - odparł łagodnie, przymykając drzwi i zasłaniając je swoim ciałem. - Nie potrafię od ciebie uciec.

Jesteś w mojej głowie...

- Kłamstwa...

- Nie. Jesteś w moim sercu.

Alex nie chciała się odwrócić i spojrzeć na Luke'a. Przepełniał ją gniew i uraza, czuła się tak, jakby ktoś wbił jej nóż w

samo serce.

-

Nie opowiadaj historii, w które sam nie wierzysz, tylko po to, żebym się lepiej poczuła. Luke wyjął jej z ręki kurtkę i

rzucił okrycie na podłogę.

- Wszystko, co do ciebie mówiłem, było prawdą.

- W takim razie, dlaczego...

- Mam swoje powody.

- Już to słyszałam. Jakie powody?

background image

- Nie jestem tym, za kogo mnie uważasz.

- Nie wiem, co to ma znaczyć.

- To znaczy, że gdybyś wiedziała, kim jestem, nie chciałabyś... Hm, powiedzmy, że uciekłabyś gdzie pieprz rośnie.

- Kim jesteś? Mordercą?

- Nie bądź śmieszna - odparł Luke.

- Złodziejem?

- Alex...

- No to kim? Jakąż to straszną postacią jesteś, skoro uważasz, że mogłabym ciebie nie chcieć?

- Reporterem - oznajmił Luke i spostrzegł, że dziewczyna blednie. Wykrzywił usta w ironicznym grymasie. - Nie bój

się, Alex.

Alex otrząsnęła się ze zdumienia.

- A więc jednak śledziłeś mnie, prawda?

- Tak.

- Wiedziałam! - zawołała, odsuwając się od mężczyzny. - Boże, kiedyż ja nauczę się dowierzać swojemu instynktowi?

Wiedziałam, że mnie śledzisz. Dla kogo pracujesz?

Wymienił tytuł znanego brukowca. Alex pokręciła głową.

- Zdecydowanie najgorsza gazeta brukowa. Jak mogłeś?

- Potrzebowałem pieniędzy na moją następną wyprawę.

- Do Afryki, tak? - zagadnęła.

- Tak.

- Ameryki Środkowej?- dodała, ukazując jego chore kolano.

- - Tam również. Dokumentuję tam badania. To dlaczego pracujesz dla tego koszmarnego brukowca?

- Jestem wolnym strzelcem. Gazety kupują moje artykuły, ale za mało mi płacą.

- Czy zamierzałeś kiedyś mi o tym powiedzieć? A może miałam o sobie przeczytać na kolumnie obok informacji o

narodzinach niemowlęcia z dwiema głowami?

- Chciałem ci o tym powiedzieć po opuszczeniu tego domku. I nie będzie żadnego artykułu. Nie napiszę go.

- Dlaczego? Jestem pewna, że byłby wart majątek. Już widzę nagłówek: „Baraszkowałem nago na śniegu

; z Alexandra Beck". W ten sposób zapewne sfinansowałbyś dwie małe „wyprawy" albo i więcej.

- Wiesz, dlaczego.

- Nie. Nie wiem.

- Bo to, co się tutaj dzieje, jest tylko naszą sprawą.

Alexandra odczuwała urazę i ból. Chciała go znienawidzić, wydrapać mu oczy, kopnąć go w chore kolano,

wytargać za te cudowne długie włosy na karku, ale oczywiście wiedziała, że nie zrobi żadnej z tych rzeczy.

- Nie wierzę ci - odparła spokojnym głosem.

- Alexandre, usiłuję powiedzieć ci prawdę. Alex długo przypatrywała się Lukowi.

- Czy to cała prawda?

Luke zawahał się. Nie musiał jej mówić o zdjęciach: i ona na pewno by się o nich nie dowiedziała; zresztą przecież

nie zamierzał ich sprzedawać. Dla niego te fotografie nie istniały.

- Tak, to cała prawda. Powiedz coś.

background image

- Co mam mówić?

- Nie wiem. Krzycz. Wrzeszcz. Tup nogami. Cokolwiek. Tylko nie stój i nie patrz na mnie takim wzrokiem.

- Zraniłeś mnie, Luke - oświadczyła.

- - Wiem.

- To wszystko, co masz mi do powiedzenia?

- Chodzi ci o przeprosiny?

- To nie wystarczy. Rzuciłam ci się w ramiona, a ty mnie odepchnąłeś. Czuję się jak zupełna... Skoro mnie nie

chciałeś, należało po prostu mi to powiedzieć.

- Naprawdę ciebie chcę - odparł łagodnie.

- Jak bardzo?

- Ogromnie.

Alex uniosła rękę i pokazała pudełko z prezerwatywami na stole.

- Już nie masz wymówki - zauważyła i przygryzła wargę.

- To prawda.

- W takim razie... dowiedź tego.

Luke czuł, że krew uderza mu do głowy niczym gejzer. Z trudem oddychał, nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa, a

przyśpieszony puls blokował wszelkie rozsądne myśli. Powoli podchodził do dziewczyny. Alex nagle opuściła odwaga i

cofała się z każdym jego krokiem. Zatrzymała się dopiero wtedy, gdy jej plecy dotknęły blatu stołu. A Luke stanął tuż

przed nią i położył ręce na jej ramionach.

Duży z niego facet, pomyślała. Hej, Alexandra, skąd takie refleksje? Przecież nie urósł w ciągu tych dwóch minut. Ale

rzeczywiście wydawał się większy. Musiała podnieść głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Może nie był groźny, ale

emanowała z niego ogromna siła.

- Rozmyśliłaś się?

- Nie.

- Dobrze.

Natychmiast wpił się w jej usta. Nie bawił się w słodkie gry wstępne. Jego język plądrował usta dziewczyny niczym

potężny huragan. Alex stanęła na palcach i Oplotła nogą jego kostkę, napierając na niego całym ciałem. Dłonie Luke'a

dosięgnęły jej pośladków. Posadził ją na blacie i stanął między jej rozstawionymi kolanami. Nasyciwszy się wargami

dziewczyny, zaczął całować jej policzki, brodę, wrażliwe miejsce za uchem, podczas gdy ręce Alex niecierpliwie

przesuwały się po jego piersi w dół, tak nisko, jak to było możliwe.

Luke podciągnął jej sweter i wtulił twarz między cudowne wzgórki, usiłując opanować pożądanie. Na próżno. Musiał

posmakować tych słodkich pączków, aż stały się tak pełne i nabrzmiałe jak za pierwszym razem, kiedy widział je przez

obiektyw aparatu. A ona całowała go po głowie i pieściła muskularne plecy. Jego rozgrzane ciało dosłownie parzyło ją.

Oplotła go nogami, żeby przytulić się do niego jeszcze mocniej.

- Chcę być tutaj, w tobie - powiedział, napierając na

dziewczynę. - Och, bardzo głęboko, kochanie.

- Tak - szepnęła. - Proszę, och, proszę cię, Luke. Teraz. Luke nie potrzebował dalszych zachęt. Przeniósł Alex na materac.

Puściła jego ramię tylko na chwilę, żeby zgarnąć ze stołu małe czerwone pudełko, a potem opadli na materac.

- Twoje kolano...

background image

- Jakie kolano?

Luke myślał w tym momencie o zupełnie innej części swego ciała. Całował Alex, a jednocześnie mocował się z

paskiem jej spodni. Wspólnymi siłami udało się rozebrać dziewczynę i Luke przez chwil| podziwiał piękno jej ciała. Potem

przesunął ręką po jej obojczyku, by dosięgnąć miejsca, które tak pragnęło jego dotyku. Alex rozchyliła nogi i troszkę

uniosła biodra, by dodać mu zachęty.

- Rób to dalej, Luke, nie przestawaj. Dotykaj mnie wszędzie.

Luke przeczesywał palcami gniazdko jej rudawych włosków, zaś jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Była taka miękka i

ciepła - i taka wilgotna z pożądania. I to wszystko dla niego.

Poddaję się, pomyślał.

Wstał, ściągnął buty i błyskawicznie zdarł z siebie ubranie. Serce Alex waliło jak młotem. Widywała już nagich mężczyzn,

ale dopiero obnażone ciało Luke'a rozpaliło ją do białości. Wyciągnęła ku niemu ramiona i posłała mu uwodzicielski

uśmiech. Ostrożnie położył się na niej, przenosząc ciężar swojego ciała na łokcie, i wdychał jej zmysłowy, kobiecy

zapach. Alex reagowała na każdy jego dotyk. Otworzyła usta i dosięgnęła językiem jego warg. Była taka spragniona,

gotowa. Wszystkie minione lata, wszystkie wątpliwości bladły wobec faktu, iż przebywała tu z nim. Był rzeczywisty. Należał

do niej.

Luke sięgnął po prezerwatywę, a potem szybko wrócił do poprzedniej pozycji.

- Teraz - prosiła Alex.

Luke wślizgnął się w nią jednym stanowczym ruchem, ale uświadomił sobie, że coś go powstrzymuje. Przy ponownej

próbie poczuł, że Alex wije się pod nim, jakby coś ją bolało. W jej oczach pojawiły się łzy.

- Alex, co się stało?

- Proszę cię, nie bądź zły.

Dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę z tego, że Alex jest dziewicą, i poczuł się tak, jakby bokser zdzielił go pięścią

między oczy.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś?

- A uwierzyłbyś? -Nie.

- Chcesz przestać, tak? - zapytała ze strachem w głosie.

- Nie, nie ma mowy - odparł Luke i ucałował jej lśniące od łez oczy. - Nie chcę cię skrzywdzić, ale nic mnie już nie

powstrzyma. Chyba, że ty tego zażądasz.

- Chcę ciebie - szepnęła. - Całego.

Wpiła paznokcie w jego ramiona. Odczuwała ból, który był wszak zapowiedzią tak intensywnej rozkoszy, że wręcz

cieszyła się z początkowej niewygody. Luke wślizgiwał się w nią powoli, z wielką ostrożnością, by po chwili oderwać się od

niej i znowu wrócić. Alex instynktownie dostroiła się do jego ruchów, a potem wygięła plecy i wydawała z siebie głośne

jęki. Luke jeszcze nigdy nie doznał tak piorunującego, cudownego orgazmu. Nawet nie próbował pojąć, dlaczego tak się

stało. Powoli przewrócił się na bok i odgarnął rudawy kosmyk z twarzy Alex. Uśmiechnęła się do niego i pogładziła jego

dolną wargę.

- Ma pani donośny głos, panno Beck - zauważył z uśmieszkiem.

- Krzyczałam, prawda?

- Wypędziłabyś umarłego z grobu.

- Czy jest ci przykro? - zapytała.

background image

- Że byłem twoim pierwszym kochankiem?

- Tak.

- Nie. Tylko szkoda, że nie wiedziałem, iż byłaś dziewicą. Postarałbym się zrobić to lepiej.

- Lepiej być nie mogło - odparła, muskając wargami jego usta. - Dziękuję, Luke'u Strattenie.

- Och, cała przyjemność po mojej stronie, panno Beck. Czy ty wiesz, Alex, że mógłbym cię znowu wziąć, i to już

teraz?

- Zrób to.

- Byłabyś strasznie obolała - odrzekł z uśmiechem.

- No to co?

- Wolałbym, żebyś opuściła to miejsce o własnych siłach - powiedział Luke. *

Nałożył dżinsy i udał się do łazienki, a po chwili wrócił z mokrym ręcznikiem, by delikatnie zetrzeć z Alex ślady ich

miłości.

- Wiesz, chyba się w tobie zakochałam - stwierdziła. Ręka Luke'a na chwilę znieruchomiała.

- Nie mów takich rzeczy. To, co czujesz, jest w tych okolicznościach zupełnie naturalne.

- W jakich okolicznościach?

- No, że byłem twoim pierwszym kochankiem i w ogóle. To trochę zaciemnia sprawę.

A jakaż to sprawa? - zagadnęła Alex, która wstała i włożyła jego koszulę. Patrząc na jej kremowobiałe uda, Luke poczuł,

że znowu ogarnia go podniecenie. Był zdumiony, że dzieje się to tak szybko, Alex była jak narkotyk. Przy tej dziewczynie

całkowicie tracił panowanie nad sobą.

- Chodź tu - powiedział.

- O co chodzi, Luke?

Wziął ją za rękę i, jak w zwolnionym tempie, przyciągnął dziewczynę do siebie. Odchylił koszulę, by objąć jej piersi. Wtulił

twarz w jej szyję, a ona poczuła, że jej ciało przenika fala ciepła. Znowu go pożądała, podobnie jak on pragnął jej.

- Zdaje się, że mówiłeś, iż jeśli znowu będziemy się kochać, to nie wyjdę stąd o własnych siłach?

Luke zdjął dżinsy i położył ją na materacu.

- Będę niósł cię na rękach.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

- Alexandra nie miała ochoty otwierać oczu. Nie chciała, żeby światło poranka zniweczyło jej rozmarzenie i położyło

kres urokowi tej chwili.

- Wtuliła się głębiej w kokon ramion Luke'a. Leżeli spleceni w uścisku na starym materacu. Jego ramiona

obejmowały ją jak najdroższy skarb. Byli nadzy, ogrzewała ich tylko pikowana kołdra i ciepło własnych ciał.

- Alexandra dziwiła się, że w ich ciałach zostało jakiekolwiek ciepło. Po tym wybuchu namiętności zeszłej nocy powinni

byli się rozpaść, wypalić, zamienić w popiół.

- Ach, ta ostatnia noc.

- Czy zdarzyła się już kiedykolwiek taka noc? Czy dwoje ludzi dotykało się kiedykolwiek w taki sposób, czy osiągnęło

takie wyżyny rozkoszy, czy odnalazło to, czego szukało, a nawet więcej?

- Frazesy o dwóch połówkach tworzących jedność brzmiały zbyt banalnie i nie oddawały tego, co Alex poczuła w

ramionach Luke'a.

background image

- Powiedziała mu, że chyba się w nim zakochała. Kłamała. Z całą pewnością była w nim zakochana, kochała go

właściwie od momentu, w którym zdecydowała, iż to on będzie jej pierwszym kochankiem.

- Pomimo swojego stylu życia Alex wyznawała tradycyjne wartości. Może zadecydował o tym fakt, że chociaż jej ojciec

wciąż zabiegał o-popularność i nie unikał skandali, to jednak nie ożenił się powtórnie po śmierci matki. Alex wiedziała,

że Felicja Beck była jedyną miłością Victora i nikt nie mógł jej zastąpić. Jego postawa najwyraźniej nie pozostała bez wpływu

na życie Alexandry. „Sama wyczujesz, kiedy spotkasz swoją miłość", zwykł mawiać. Spod jej rzęs popłynęły łzy.

Zmęczenie i nowe przeżycia sprawiły, że z trudem panowała nad emocjami.

- Użyła słowa „miłość". Luke tego nie zrobił. Jego serce otaczała nieprzenikniona skorupa. Raz czy dwa w ciągu

tej nocy miała wrażenie, że udało jej się ją przebić, choćby na chwilę. Te przeciągłe spojrzenia, łagodnie wypowiadane

słowa i rozdzierające jęki musiały coś znaczyć? Nie mógłby jej w taki sposób dotykać i całować, gdyby w jego sercu nic

się nie działo.

- Alex zapamiętała jego spojrzenie tuż przed tym, jak wyczerpani zapadli w sen. Było ciepłe i czułe. Ale czy

kochające?

- Nie miała ochoty zwodzić samej siebie. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że już nigdy go nie zobaczy, że nie przeżyje z

nim takiej nocy. Nie brakowało jej odwagi, ale pragnęła, by łączyło ich coś więcej niż tylko ta jedna noc. Pozbyła się

brzemienia dziewictwa, ale obarczyła siebie samą gorszym ciężarem: miłością bez wzajemności.

- Przyznawała, że istnieją między nimi duże różnice, ale przecież mieli też ze sobą wiele wspólnego. Oboje utracili matki

w młodym wieku, oboje mieli despotycznych ojców i oboje niechętnie się angażowali uczuciowo. Musiała przekonać

Luke'a, że mogą żyć razem. Czy była w stanie tego dokonać?

- Cierpiała z powodu bolesnej niepewności. Przekonała się, że ta zachwalana miłość wywołuje znaczne komplikacje,

zwłaszcza, gdy człowiek zakochał się bez wzajemności. Jej analityczny umysł zaczął eliminować kolejne możliwości. Musiała

wszystko uporządkować, opracować jakiś plan działania.

Gdyby tylko miała czas. Ale czas był jej wrogiem. Powoli otworzyła oczy. Potwierdziły się jej najgorsze przewidywania.

Był ranek. I świeciło słońce.

Czas minął.

Alexandra przeciągnęła się. Była nieco obolała. Jednak ból przyjmowała z radością, gdyż przypominał jej o

szczególnych zdarzeniach ostatniej nocy.

- Dzień dobry.

Odwróciła się do uśmiechniętego, rozczochranego Luke'a.

- Dzień cudowny - odparła.

- Potraktuję to jako komplement - stwierdził ze śmiechem Luke.

- Proszę bardzo.

Spojrzeli na siebie. Luke pogładził kciukiem dolną wargę Alex.

- Ależ to była noc, panno Beck. Nigdy jej nie zapomnę - powiedział.

- Ani ja - odrzekła Alex, dotykając dłonią jego policzka. - Dzięki panu warto było na nią poczekać, panie Stratten -

szepnęła. Serce Luke'a mocno zabiło w piersi. Ta noc była czymś nierzeczywistym. Na początek Alex zaoferowała mu

samą siebie. Myślał, że jego dar był taki bezinteresowny, taki szlachetny, a przecież nie mógł się równać z tym, co

podarowała mu ona.

Tym darem było jej dziewictwo, coś, czego nie spodziewał się dostać od nikogo. Nie chciał się z nią kochać, ale kiedy

background image

zaakceptowała prawdę o jego zawodzie, uznał, że wszystkie przeszkody zostały usunięte. Nigdy by nie odgadł, że będzie

jej pierwszym kochankiem.

Ten fakt prześladował go w myślach. Joe nie szczędził mu szczegółowych opisów tego, co wyczyniała Alexandra z

mężczyznami. Kiedy to wszystko okazało się kłamstwami sfabrykowanymi przez prasę, której on sam był reprezentantem, przeżył

wstrząs. Już nie wiedział, co ma myśleć i czuć...

- Musimy porozmawiać - powiedział.

- A więc porozmawiajmy - odparła Alex.

- Powinnaś była mi powiedzieć o swoim dziewictwie.

- Przecież ci mówiłam, że i tak byś nie uwierzył.

- Tak czy owak, powinnaś była spróbować.

- Dlaczego?

- Ponieważ... Ponieważ to zmienia sytuację. Jej serce na chwilę zamarło.

- Doprawdy?

- Czuję, że...

Luke wypuścił ją z objęć i usiadł.

- Nie wiem, jak to powiedzieć.

- Sądziłam, że po ostatniej nocy możesz powiedzieć mi wszystko.

Luke ciężko odetchnął.

- Alex, posłuchaj mnie. Nie chcę cię zranić.

- Może byłam dziewicą, Luke, ale nie jestem osobą przewrażliwioną.

- Po prostu chodzi mi o to, że nie należę do ludzi, na których można się oprzeć. Wiesz, co mam na myśli?

- Sporo podróżujesz, prawda?

Odchylił się do tyłu z uśmiechem ulgi na twarzy.

- Dokładnie o to mi chodzi. Raz jestem tu, drugi raz tam. Decyduję o wyjeździe niemal z minuty na minutę.

- I myślisz, że ja chcę ograniczyć twoją wolność, prawda?

- Tego nie powiedziałem. Pozwól mi wyjaśnić...

- Nie musisz. Widzę to w twoich oczach. Myślisz, że będę szlochała i czepiała się twoich nóg, przeszkadzając ci wejść

na pokład samolotu.

- Nie o to...

Alex wstała, zupełnie zapominając o tym, że jest naga.

- A właśnie, że o to ci chodzi. Nie zaprzeczaj. Właśnie tak myślisz. No cóż, nie czuj się zobowiązany wobec mnie.

Jestem dzielną dziewczyną, jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś.

- Zauważyłem...

Odwróciła się, nie chcąc patrzeć na jego zadowoloną minę, i, pomimo nagości, z dumnie uniesioną głową poszła do

łazienki. Luke nie udał się za nią. Zatrzasnęła drzwi i oparła się o umywalkę, walcząc ze łzami, które napływały jej do oczu.

Weszła pod prysznic. Prawie nie czuła, że po jej ramionach ścieka zimna woda. Zawiedzione nadzieje uczyniły ją obojętną

na tak przyziemne sprawy jak gorąca i zimna woda.

Niech go diabli! Jak mógł wypowiedzieć tak niedelikatną uwagę i zniszczyć tę najpiękniejszą noc w jej życiu? I jak ona

sama mogła pozwolić na to, żeby jego słowa tak bardzo ją ubodły? Otarła łzy wierzchem dłoni i podeszła do kurka, żeby

background image

puścić jak najcieplejszą wodę.

Kropelki wody mieszały się ze łzami na jej twarzy. Kiedy sięgnęła po ręcznik, otworzyły się drzwi kabiny i stanął przed

nią Luke owinięty w pikowaną kołdrę. Bez słowa odrzucił kołdrę i stanął obok dziewczyny, przyciągając ją do siebie.

- Nie rób... - zaczęła.

- Nie, to ty tego nie rób. Przede wszystkim nie wkładaj mi w usta słów, których nie wypowiedziałem.

Ręce Luke'a błądziły po piersiach i brzuchu Alex. Pomimo że była na niego wściekła, nie mogła pozostać obojętna na

jego dotyk. Woda robiła się coraz chłodniejsza, ale oni tego nie zauważyli.

- Nie czuję się „zobowiązany" - ciągnął. - Czuję się zmieszany, zakłopotany, niepewny, ale z pewnością nie

czuję się zobowiązany. Chciałem tylko poprosić, żebyś dała mi czas, abyśmy oboje przemyśleli tę sprawę.

Kiedy obróciła się w jego ramionach, woda była już zupełnie zimna.

- Mówisz serio?

Luke chwycił mydło i zaczął namydlać jej plecy i pośladki.

- A jak myślisz? - zagadnął, napierając na nią swoim ciałem.

- Sądziłam, że zimny prysznic studzi zapał mężczyzny - zauważyła, wyczuwając jego erekcję.

- Sądzę, że dzieje się tak wówczas, gdy mężczyzna jest sam pod prysznicem - odparł.

Alex wzięła mydło i poczęła namydlać nim Luke'a, z rozkoszą błądząc dłońmi po jego szczupłym ciele. Kiedy

dotknęła intymnego miejsca, zamruczał z aprobatą i wycisnął na jej wargach namiętny pocałunek. Alex przesunęła

językiem po zębach Luke'a, zachęcając go, by uczynił to samo. Przyłączył się do tej zabawy bez wahania. Alex

zaczęła drżeć w jego ramionach. Mężczyzna oderwał się od niej.

- Trzęsiesz się z zimna czy przeze mnie? - zapytał.

- Z obu powodów.

Zaczął manipulować przy kurkach, ale z prysznica nadal ciekła zimna woda.

- Myślę, że skończył nam się propan. Może powinniśmy to kontynuować przy kominku.

Szybko spłukali swoje ciała. Pierwszy wyskoczył spod prysznica Luke. Podniósł kołdrę, zarzucił ją sobie na plecy i

owinął nią Alexandrę.

- Mmm - mruknęła.

- Lepiej?

- O wiele.

- Chodź ze mną.

Wysuszyli się przy kominku, pogryzając krakersy z masłem orzechowym. Alex wpatrywała się w Luke'a, napawając

się każdym jego ruchem, utrwalając ten obraz na negatywie swego umysłu. Doznawała przygnębiającego uczucia, że kiedy

się rozstaną, pozostaną jej tylko wspomnienia.

- Śnieżyca ustała - powiedział Luke.

- Świeci słońce - dorzuciła Alex.

- Dzisiaj będą już nas szukać.

- Wiem.

- Chyba powinniśmy im w tym pomóc.

- Jak?

- Podsycimy ogień, żeby zobaczyli dym. Albo spróbujemy dojść do najbliższego szlaku. Albo pójdziemy tamtą drogą,

background image

żeby się przekonać, dokąd prowadzi. Do diabła, nie wiem. Coś musimy zrobić.

- Tak, masz rację, oczywiście - odparła Alex. Wstała i zaczęła się ubierać.

- Co ty robisz? - zapytał Luke.

- Skoro mamy brnąć przez śnieg, to pomyślałam, że najpierw trzeba coś na siebie włożyć.

Luke wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- No, nie wiem. Odkąd wymyśliłaś ten tytuł artykułu, wyobrażam sobie, że baraszkujesz ze mną nago po śniegu.

- Jesteś niemożliwy - oznajmiła, wyciągając do niego rękę. - No chodź, leniuchu.

Luke chwycił jej rękę i wstał. Miała rację. Robił się leniwy. Leniwy i zadowolony. Nigdy nie potrafił usiedzieć długo w

jednym miejscu, a teraz nagle zadowalał się przebywaniem w tym małym domku przez cały dzień. I zastanawiał się nad tym,

co go przedtem tak gnało. Przez całe swoje dorosłe życie dokądś mu się śpieszyło. Kiedyś nazywał to umiłowaniem

przygody. Teraz powątpiewał w prawdziwość tego określenia.

Zaczynał kwestionować wiele rzeczy. Znowu odczuwał niepewność. Gdzieś w oddali, na horyzoncie umysłu,

majaczyły schludne białe płotki. Odpychał od siebie tę wizję. Ciesz się tą fantastyczną sytuacją, Stratten, mówił sobie.

Ulegając nastrojowi, psujesz jedyną dobrą rzecz, jaka ci się przytrafiła w życiu.

Podczas gdy Luke wkładał ubranie, Alex wyglądała przez okno. Jej twarz oświetliły promienie słońca; przechyliła głowę,

żeby się nimi rozkoszować. Wiatr zupełnie ucichł. W powietrzu nadal wyczuwało się chłód, ale pogoda była piękna. Z

krzewów i drzew zwisały czapy śniegu, które roztapiały się w słońcu.

- Alex chwyciła kurtkę Luke'a, która wisiała na haku przy drzwiach, i zarzuciła ją sobie na ramiona, po czym szeroko

otworzyła drzwi i wyszła na dwór. Hej, zaczekaj na mnie! - krzyknął Luke.

- Zaczekam - odparła, wdychając świeże powietrze.

- Ależ tu jest wspaniale!

Zimny podmuch wiatru sprawił, że włożyła ręce do kieszeni, by je rozgrzać. Czuła zapach Luke'a i wsunęła dłonie

jeszcze głębiej w wełnianą podszewkę. Zerwała z okapu nad drzwiami spiczasty sopel i zaczęła go ssać, podziwiając

piękną scenerię zimową.

- Wyglądasz jak mała dziewczynka -zauważył Luke, stanąwszy za jej plecami.

- Czuję się jak mała dziewczynka -.odrzekła Alex. - Czuję się wolna.

Wyciągnęła rękę z soplem. Luke ostentacyjnie go polizał.

- Ja też - powiedział.

Objął ją ramionami, przyciągnął do siebie i pocałował w szyję, a potem oparł brodę na jej głowie. W milczeniu patrzyli na

naturalne piękno okolicy. Powietrze było rześkie i czyste, a śnieg wprost oślepiał swą białością. Przez drzewa przedarł

się znowu lekki podmuch wiatru i Alex zadrżała z zimna. Zauważyła, że Luke ma na sobie tylko flanelową koszulę.

- Musi ci być zimno - stwierdziła. - Masz tu swoją kurtkę. Pobiegnę do domku i wezmę swoją.

Pomimo protestów Luke'a zsunęła z siebie jego kurtkę i wówczas z kieszeni wypadł mały cylindryczny przedmiot, który

utkwił w śniegu. Alex i Luke pochylili się jednocześnie, by go podnieść. Pierwsza dosięgnęła go Alexandra.

- Co to takiego? - zapytała.

Luke zastygł. Przeszył go zimny dreszcz.

- Film.

- Robiłeś zdjęcia? Czego?

Wyciągnął rękę i wyszarpnął rolkę z jej dłoni.

background image

- Krajobrazów - powiedział, wpychając rolkę do kieszeni spodni. Zniknął w drzwiach domku, by po chwili wybiec

stamtąd ze sztucznym futerkiem Alex. - Łap! - zawołał, rzucając jej kurtkę. - Zamiana.

Kiedy zamienili się okryciami, wyciągnął do niej rękę i poszli w stronę zbocza. Droga była trudna, gdyż w niektórych

miejscach śnieg sięgał im do kolan. Szli pół godziny, mijając dwa domki. Obydwa były przysypane śniegiem i puste. Im

niżej opadała droga, tym więcej śniegu utrudniało marsz. Alex ciągle się ślizgała, ponieważ jej buty nie nadawały się do

tego rodzaju wypraw. Parę razy omal nie pociągnęła za sobą Luke'a.

- To nie jest dobry pomysł - stwierdził Luke, kiedy przystanęli, żeby odpocząć. - Może tylko jedno z nas powinno

pójść dalej.

- Tak - odparła Alex. - Ja.

- Mowy nie ma. Ja pójdę dalej. Ty wracaj do domku.

- Luke, bądź rozsądny. Nie mamy pojęcia, dokąd prowadzi ta droga, jeżeli w ogóle dokądś prowadzi. Nie możesz

brnąć przez śnieg, skoro twoje kolano jest w takim stanie.

- Spenetruję większy obszar niż ty - odrzekł Luke.

- Może i tak. Ale co będzie, jeśli nie zdołasz wrócić?

Miała rację. Nawet gdyby udało mu się zejść na dół, powrót mógłby nastręczyć ogromne trudności. Gdyby nie dotarł do

jakiegoś szlaku, ugrzązłby na dobre. Alex podeszła do niego i objęła go ramionami.

- Proszę cię, wracajmy do domku - powiedziała. Luke przytulił ją do siebie. Pochylił się i pocałował dziewczynę.

Była tak przyjemna w dotyku, że z trudem się od niej oderwał.

- Ten śnieg naprawdę się topi - powiedział, usiłując przekonać raczej siebie niż Alex.

- Jeden dzień więcej nie zrobi różnicy - dodała. W skrytości ducha liczyła na to, że Luke się z nią zgodzi. Chciała

wrócić do domku. Pragnęła, żeby ich uczucie scementowała jeszcze jedna noc.

Dobrze - powiedział Luke i Alex odetchnęła z ulgą. -Wracajmy. Jeśli szukają nas helikopterem, to zobaczą dym z komina, pod

warunkiem, że będziemy palić w kominku.

Alex uśmiechnęła się, a on pocałował ją w czubek nosa.

- Zadowolona? - zapytał. Alex skinęła głową. - Wiesz co? Myślę, że ty po prostu chcesz, żebym znowu

położył się obok ciebie na materacu, ot co.

Alex lekko ugryzła go w podbródek, a potem musnęła jego policzek wargami.

- Hmm, to zależy. Co masz do zaoferowania? - zagadnęła.

- Jak łatwo zapominamy o pewnych sprawach.

- Ja nie zapomniałam. Ale rzeczywiście nie mamy już prezerwatyw. Zeszłej nocy zużyliśmy wszystkie.

Luke uśmiechnął się tajemniczo.

- Istnieją inne sposoby uprawiania miłości, Alexandre - zauważył.

W jego oczach tliły się figlarne iskierki. Alex posłała mu bojaźliwy uśmiech.

- Nie miałam o tym pojęcia. Przecież do niedawna byłam dziewicą. Musisz mi wytłumaczyć, co masz na myśli.

- Wolałbym ci to zademonstrować.

- W takim razie na co czekamy?

Luke wziął ją za rękę i pociągnął za sobą. Wspięli się na wzgórze dwa razy szybciej, niż z niego zeszli. Roześmiani i

zziajani, omal nie upadli na próg domku.

Ogień w kominku jeszcze się palił, a pokój był ciepły i przytulny. Alex czuła się tak, jakby wróciła do domu. Zrzuciła kurtkę i

background image

szybko się rozebrała, a następnie, udając, że nurkuje, skoczyła na materac. Luke obserwował jej dokazywanie i pokręcił głową z

niedowierzaniem. Alex uwodzicielsko skrzyżowała nogi i zwróciła ku niemu ramiona.

- Może najpierw byś mnie nakarmiła - zagadnął Luke. Alex potrząsnęła głową.

- Jestem głodny.

- Ja też - oświadczyła Alex i zaraz poklepała miejsce obok siebie. - Czekam na pierwszą lekcję, panie Stratten.

- Naprawdę?

- Ależ tak. Chyba, że wprowadziłeś mnie w błąd. Może w rzeczywistości nie znasz innych sposobów uprawiania

miłości.

- Och, znam je doskonale.

- Wobec tego... spełnij obietnice.

Luke rzucił kurtkę na podłogę. Z rozmyślną powolnością zdjął koszulę, odsunął zamek dżinsów i ściągnął spodnie

razem z butami, by po chwili położyć się obok Alex. Nie dotykając dziewczyny, nachylił się nad nią i pocałował ją tak

czule, że poczuła palący ból w brzuchu.

- Chcę się z tobą kochać. Jeszcze jeden raz, kochanie, zanim opuścimy to miejsce - szepnął.

- Pokaż mi, jak - odparła łagodnie. Przyciągnął ją do siebie i błądził rękami po całym ciele dziewczyny.

- Sposób numer jeden - powiedział, całując ją za uchem, w policzek i miękkie zagłębienie pomiędzy obojczykami.

- Mmm, już rozumiem - mruknęła. Pocałowała go w szyję i zaczęła kąsać Luke'a w ramię, wodząc paznokciami po

jego plecach.

- Właśnie o to ci chodzi? - zapytała.

- Jakie to przyjemne - stwierdził Luke, który w dalszym ciągu dotykał każdego skrawka ciała Alex.

- Pokaż mi coś więcej - błagała.

- Sposób numer dwa.

Ręka Luke'a ześlizgnęła się po brzuchu dziewczyny. Jego palce zanurzyły się w gnieździe rudawych włosków i zaczęły

łagodnie je drapać, co sprawiło, że Alex głośno wykrzykiwała imię swego kochanka. Rozchyliła nogi, a Luke nie ociągał

się z reakcją na jej milczące zaproszenie i po chwili pieścił kciukiem to najwrażliwsze Alex miejsce, podczas gdy ona

jęczała i prężyła się z rozkoszy. Nie zapominała o własnych palcach, które wkrótce objęły jego nabrzmiały członek. Luke

zadrżał.

- Czy robię to prawidłowo? - zapytała z zapierającą dech w piersiach niewinnością.

- Z pewnością jesteś na właściwej drodze.

- Kontynuuj - powiedziała. - Jaki jest sposób numer trzy?

- Sądzisz, że potrafisz go opanować? - zagadnął Luke.

- Skoro ty możesz, to ja też.

- Dobrze, oto on.

Teraz pieszczeniem zajęły się usta Luke'a, które całowały i kąsały każdy miękki skrawek ciała Alex. Następnie Luke

penetrował jej intymne miejsce, a jego język delektował się tym wrażliwym zakątkiem. Alex wygięła ciało w łuk i

wykrzykiwała imię kochanka, zdumiona nagłością i intensywnością doznań, które przeżywała za sprawą jego języka i warg.

Wreszcie opadła na materac. Jej serce waliło w szalonym tempie, była zupełnie wyczerpana. Czuła się tak, jakby umarła i

poszła do nieba.

- O, tak - oznajmiła po dłuższej chwili. – Sposób numer trzy zdecydowanie przypadł mi do gustu.

background image

Luke zachichotał. Na twarzy Alex pojawił się uśmiech. Czuła się zaspokojona i przekonana, że może zrobić wszystko.

Triumfalne spojrzenie Luke'a dodawało jej pewności siebie.

- Teraz twoja kolej - powiedziała.

Przewróciła Luke'a na plecy. Powoli, ukradkiem, pochyliła się nad nim i powtarzała jego zabiegi sprzed kilku minut.

- Czy dobrze to robię? - pytała, a jednocześnie wodziła językiem po jego klatce piersiowej i płaskich

męskich sutkach, cały czas szykując się do ataku na miejsce, w którym rodziło się jego pożądanie.

Luke mruczał z aprobatą i gładził Alex po plecach, a kiedy objęła ustami to najwrażliwsze miejsce, dosłownie zesztywniał

wskutek rozkoszy. Alex objawiła wielki, wrodzony talent, toteż jego ciało reagowało na jej pieszczoty szybciej, niżby tego

chciał. Wplótł palce w jej włosy i próbował ją powstrzymać. Alex przechyliła głowę.

- Coś nie tak?

- Myślę, że powinniśmy wypróbować sposób numer trzy następnym razem - powiedział bardzo napiętym głosem.

- Nie sądzę - odparła Alex i powróciła do miejsca, w którym przerwała swoje zabiegi.

- Przestań, och, Alex... Nie... Alex... Och, nie przestawaj.

Nie przestała.

Alexandre obudził jakiś dźwięk. Luke nadal spokojnie spał u jej boku. Przez pół dnia zajmowali się wyłącznie kochaniem,

a potem, wyczerpani, zapadli w sen. Wyjrzała przez okno. Promienie słońca padały teraz w innym kierunku. Było już późne

popołudnie. Czekała, aż dźwięk się powtórzy, ale to nie nastąpiło.

Powoli, ostrożnie, żeby nie obudzić Luke'a, Alex zsunęła się z materaca. Pośpiesznie włożyła ubranie, chwyciła kurtkę i

wybiegła przez drzwi, cicho zamykając je za sobą. Powietrze było zimne i rześkie. Przytrzymywała się gałęzi krzewów i drzew,

żeby nie stracić równowagi. Nagle usłyszała nad głową jakiś hałas i zaczęła iść w jego kierunku. Mijając jeden z domków, zobaczyła

mężczyznę w kombinezonie narciarskim w jego pobliżu.

- Kim pani jest? - zawołał do niej z ganku.

- A kim pan jest? - zapytała.

- Alexandra!

Alex odwróciła się, słysząc swoje imię. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Za jej plecami gramoliło się na wzgórze co

najmniej sześciu mężczyzn, którzy ciągnęli rozmaity sprzęt ratowniczy, a pośrodku kroczył nieco korpulentny, jakże

znajomy mężczyzna...

- Tata!

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Zanim uświadomiła sobie, co zaszło, znalazła się w niedźwiedzim uścisku ojca, który pozbawił ją tchu. Ojciec nigdy

nie okazywał swoich uczuć w tak wylewny sposób, toteż jego gwałtowna reakcja zaskoczyła ją nie mniej niż jego obecność

na wzgórzu.

Bez wahania objęła szeroką pierś Victora Becka i odwzajemniła jego mocny uścisk. Był taki potężny i mocny, że

znowu okazywała mu dawne dziecięce uczucia. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo przerażające było całe to

tkwienie w górach.

- Myślałem, że już cię utraciłem - powiedział Victor Beck. Mówił stłumionym ze wzruszenia głosem.

- Och, tato, tak się cieszę, że cię widzę - odparła Alexandra. Kiedy tak stali objęci, nagle coś sobie przypomniała. -

Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?

background image

- Nie teraz, Alexandre Porozmawiamy o tym po powrocie do kurortu.

Victor Beck szybko dał sygnał jednemu z członków ekipy ratowniczej, chwycił dziewczynę za ramię i zaczął schodzić

ze wzgórza.

- Nie, zaczekaj! - zawołała Alex. - Ktoś jeszcze ze mną jest - powiedziała, wskazując domek przy ścieżce.

- Mężczyzna. Ma, hm, jest ranny w kolano. Nie wiem, czy zdoła zejść o własnych siłach.

- Pójdzie po niego reszta ekipy - oznajmił Victor. - No, chodź, Alexandra.

- Tato, nie mogę go tak zostawić. On... On jest...

- Słucham.

- Uratował mi życie.

Victor Beck bardzo długo przyglądał się swojej córce.

- Czy rzeczywiście?

Ironia w głosie jej ojca była przytłaczająca niczym mokry śnieg na drzewach.

- Zakładam, że mówimy o tym samym mężczyźnie? O Lucasie Strattenie?

- Tak, znasz go?

- Wiem coś o nim. Zastanawiam się tylko, czy ty znasz jego zawód.

- Jest reporterem.

- Pracuje dla brukowców. Śledził cię.

- Wiem. Mówił mi o tym. Jak mnie znalazłeś, tato?

- Zadzwonił do mnie niejaki Joe Ryan. Oświadczył, że jeśli zgodzę się na specjalny wywiad, to on mi powie, gdzie

jesteś... i z kim. Zdaje się, że ta gazeta opłacała panu Strattenowi podróż i kurort powiadomił ją o jego zniknięciu. Ryan

zadzwonił do mnie natychmiast. Nie miał zamiaru zadowolić się przeciętną historyjką, skoro mógł zdobyć coś prawdziwie

sensacyjnego.

- I ty się zgodziłeś? - zapytała Alexandra, poirytowana, że jej ojciec w ogóle zgodził się pertraktować z Ryanem.

- Naturalnie, że się zgodziłem! Nie miałem pojęcia, gdzie jesteś. Strasznie się o ciebie martwiłem. Ty sobie uciekasz

tuż przed ślubem. Co miałem myśleć? Pragnąłem, żeby moja córka wróciła do mnie. Kiedy zadzwoniłem do kurortu i

dowiedziałem się, że prawdopodobnie porwała cię lawina, od razu tu przyleciałem i zorganizowałem ekipę ratunkową.

Sprowadziłem swoich ludzi. Ta cholerna śnieżyca nie pozwoliła nam przybyć wcześniej. No, ale chodź - dorzucił, ciągnąc ją

za rękę. - Jest bardzo zimno i widzę twoje zmęczenie. Jadłaś cokolwiek?

- Tak, na szczęście znaleźliśmy schronienie. Domek był dobrze zaopatrzony - odparła Alex i znowu szarpnęła ojca za

ramię. - Tato, nie mogę zostawić Luke'a. Pozwól mi pójść tam z ekipą ratunkową.

- Dlaczego troszczysz się o jakiegoś reportera, Alexandre? Przecież ich nienawidzisz.

- On nie jest taki jak inni. Powiedział mi wszystko o sobie. Jest wolnym strzelcem, podróżuje po całym świecie i

zbiera materiały.

- Brawo. Czy powiedział ci również i to, że ma sprzedać artykuł o tobie do najbardziej podłego brukowca?

- On nie da im tego artykułu. Obiecał mi to.

Victor zmrużył oczy i spojrzał na córkę.

-A ty mu wierzysz?

- Tak.

Dotychczas nigdy nie byłaś aż tak naiwna, Alexandra. Co się z tobą stało w ciągu tych dwóch dni? - zapytał,

background image

spoglądając w stronę domku.

Alex zawahała się. Doszła do wniosku, że ojcowie nie powinni wiedzieć wszystkiego.

- Mc się nie stało. Rozmawialiśmy, i tyle. Opowie-dział mi całą historię i przyrzekł, że nie wykorzysta

zgromadzonych materiałów do artykułu o mnie.

-

- A co ze zdjęciami? - zapytał Victor.

-

- Jakimi zdjęciami?

- Tymi, które przedstawiają ciebie nagą, kiedy bierzesz gorącą kąpiel. Mają ozdobić okładkę wraz z opowieścią o

uratowaniu ciebie. Powiedział ci, że nie wykorzysta również tych zdjęć?

- Nie ma żadnych zdjęć, tato. Skąd ci to przyszło do głowy?

~- Ryan opowiedział mi wszystko o swojej umowie ze Strąttenem. To fotoreporter, Alexandre A może nie raczył cię o

tym powiadomić?

Przypomniała sobie rolkę, którą Luke jeszcze tego

ran

ka dosłownie wyrwał jej z ręki. Zapytała go wtedy, czy czegoś

przed nią nie ukrywa...

"- Tak, chyba zapomniał wspomnieć o tym ważnym szczególe - odrzekła, a raczej cicho mruknęła. Victor znowu

chwycił ją za ramię.

- Czy teraz możemy już iść? Stopy mi zamarzają od stania w śniegu. Pogadamy w hotelu i wtedy opowiesz mi całą

historię.

- Domek - powiedziała nieco oszołomiona.

- Co z tym domkiem?

- Trzeba tam posprzątać, uzupełnić zapasy. Właściciele...

- Alex, na miłość boską, oczywiście zajmiemy się tym. Też masz powód do zmartwienia.

Alex podążała za ojcem. Obejrzała się na domek. Wchodziła do niego ekipa ratunkowa z zestawem pierwszej pomocy i

noszami. Zastanawiała się, co poczuje Luke, kiedy obudzą go ci mężczyźni. Czy domyśli się, gdzie ona jest i co się z nią stało?

Potem w jej umyśle powstał inny obraz: Luke podglądający ją z ukrycia, robiący jej zdjęcia, podczas gdy ona relaksowała się w

wannie z gorącą wodą...

Jak on mógł to zrobić?

Alexandra przygryzła wargę i usiłowała powstrzymać łzy. Przełknęła swój ból, gniew i strach, i posłusznie kroczyła za

ojcem. Mróz szczypał ją w policzki i wywoływał mrowienie w rękach, ale kiedy zaczęła sobie uświadamiać głębię zdrady Luke'a,

czuła już tylko bolesną, lodowatą skorupę, która zaczęła powstawać wokół jej serca.

Jeżeli zaraz nie wypuszczą mnie z tego cholernego kaftana bezpieczeństwa, to naprawdę oszaleję, pomyślał Luke.

Przekręcił się na noszach. Ekipa ratunkowa schodziła z nim ze wzgórza.

- Mogę chodzić! - krzyknął po raz dziesiąty. Dwaj mężczyźni ignorowali go i nie przerywali marszu, niemiłosiernie

szarpiąc noszami na każdym metrze drogi.

- Nie trzeba mnie nosić - dorzucił. - Możecie mnie puścić.

Nie doczekał się żadnej reakcji. Westchnął, a następnie znowu położył głowę na małej poduszce. Gdzie była Alex?

Zastanawiał się nad tym Bóg wie, który raz.

Członkowie ekipy ratunkowej wpadli do domku niczym komandosi. Powiedzieli mu tylko, że Alex czuje się dobrze i

wraca do kurortu.

Dlaczego na niego nie poczekała? To było zupełnie bez sensu. W jednej chwili kochali się, a w następnej ciągnięto

background image

go po wzgórzu jak worek ziemniaków.

Jazda do kurortu również nie należała do wygodnych. Cieszył się tylko z faktu, że zdołał przekonać ratowników, by

zabrali go do uzdrowiska, a nie do szpitala, jak pierwotnie planowali. I nikt niczego nie wiedział. Zdobył tylko informację, że

ekipa ratunkowa pracuje dla Victora Becka.

Luke zazgrzytał zębami. Powinien był się tego domyślić. Któż jak nie potężny Victor Beck zdołałby wyreżyserować taki

dramat? Zapewne urządzał teraz konferencję prasową u podnóża góry i twierdził, że samodzielnie uratował swoją

przestraszoną córkę i jej towarzysza. Jeżeli w ogóle zamierzał wspomnieć o Luke'u. Prawdopodobnie szybko zapomni o

tajemniczym reporterze, który uratował życie Alex.

Luke nie dbał o uhonorowanie swoich zasług. Zrobiłby to wszystko nawet i sto razy, choćby po to, żeby spędzić te dni i

godziny z Alex. Wciąż miał przed oczami jej twarz skąpaną w blasku ognia. Nie, nie sto razy. Tysiąc. Albo i więcej.

Kiedy uderzyli w jakieś wyboje na drodze i zabolał go żołądek, powrócił do rzeczywistości. Ujrzał kurort. Pojazd zwolnił i

podjechał krętym podjazdem pod drzwi wejściowe. Wokół samochodu zaroiło się od ludzi. Niektórzy z nich mieli aparaty

fotograficzne i robili mu zdjęcia. Był związany jak indyk przed Dniem Dziękczynienia.

- Zabierzcie ich stąd! - wrzasnął do członków ekipy ratunkowej. Znowu go zignorowali. Kim byli ci faceci? Robotami?

Wreszcie karetka stanęła. Ratownicy ściągnęli Luke'a z noszy i położyli go na specjalny wózek.

- To się robi trochę niedorzeczne, panowie - powiedział do swoich oprawców. - Mogę chodzić. Uwierzcie mi.

Jazda przez hol była równie upokarzająca. Krążyli nad nim jacyś obcy ludzie. Zadawali pytania, na które nie miał zamiaru

odpowiadać. Pragnął jedynie zejść z wózka i odnaleźć Alex. Wmawiał sobie, że kiedy znajdzie się w swoim pokoju, na

swoim łóżku, dadzą mu spokój. Przez parę chwil próbował trzymać nerwy na wodzy, ale niezupełnie mu się to udało, gdyż

pośrodku zgrai reporterów zobaczył Victora Becka.

Nawet nie podejrzewał, że zostało mu jeszcze dość siły, by uwolnić się z więzów. Wózek nadal jechał w stronę

windy, ale on już z niego zeskoczył, ku ogromnemu zdumieniu człowieka, który go cały czas ciągnął.

- Dzięki za podwiezienie - powiedział, szybko salutując ekipie. Jego noga zesztywniała, ale zdołał dojść do grupy

ludzi, która stała na środku pokoju.

- Panie Beck - zawołał.

Zgromadzeni ludzie odwrócili się, by na niego spojrzeć. Powoli zrobili mu przejście, dzięki czemu mógł dumnie podejść

do człowieka, który najwyraźniej dyrygował całym tym zamieszaniem.

- Gdzie ona jest? - zapytał Luke.

Victor Beck obrzucił Luke'a czujnym spojrzeniem. Zmrużył oczy i powoli, w niemal obraźliwy sposób, zlustrował go od

stóp do głów.

- Luke Stratten, prawda?

- Dobrze wiesz, kim jestem, Beck. A teraz gadaj pan, gdzie ona jest.

- Doprawdy, chyba nie sądzisz, że ci pozwolę na spotkanie z moją córką? - odparł Beck, sprawiając wielką satysfakcję

reporterom, którzy uwieczniali każde jego słowo na papierze lub taśmie filmowej czy wideo.

- Nie ma pan nad nią władzy. Ona jest dorosła i zaręczam panu, że chce się ze mną zobaczyć.

- Możesz sobie pomarzyć, Stratten. Córka właśnie wraca do Nowego Jorku na pokładzie mojego prywatnego

samolotu. Ma sporo zajęć, żeby się przygotować dc nadchodzącego ślubu.

- Ślubu? O czym pan mówi? - zapytał Luke, czując, że ogarnia go chłód. - Ona nie ma zamiaru wychodzić za

FaiTella. Zapewniała mnie o tym.

background image

- Bez wątpienia powiedziałaby wszystko w sytuacji zagrożenia. Tak czy owak, Alexandra zgodziła się na ślub z

Justinem Farrellem w możliwie bliskim terminie.

- Nie wierzę panu.

- Doprawdy nie obchodzi mnie, w co wierzysz - oświadczył Victor Beck i odwrócił się od Luke'a, przybierając pełną

lekceważenia pozę.

- Sam ją znajdę - powiedział Luke i przemknął jak burza między nachalnymi reporterami, przepychając się do

recepcji.

- Czy panna Beck nadal tu jest? – zapytał recepcjonistę.

- Nie, proszę pana. Powiedziano mi, że jak tylko została uratowana, odleciała na lotnisko helikopterem pana

Becka. Odsyłamy jej rzeczy.

- Są dla mnie jakieś wiadomości?

- Och, tak. Niejaki pan Joe Ryan gorączkowo się o pana dopytywał. Powiedział, że ma pan do niego zadzwonić

zaraz po powrocie.

Luke wyrwał mu z ręki różową karteczkę.

- Tak, wiem,

że mam do niego zadzwonić. Jakieś inne wiadomości? Na przykład od panny Beck?

Recepcjonista potrząsnął głową.

- Nie. Bardzo mi przykro, proszę pana, nie ma innych wiadomości.

Luke ciężko westchnął i, lekceważąc wszystkich gapiów w holu, wziął klucz i wsiadł do windy. Kiedy znalazł się w swoim

pokoju, opadł na łóżku i zmierzwił włosy.

Co się stało? Co mogło tak niespodziewanie zmienić zamiary Alexandry? Istniało tylko jedno wytłumaczenie

- tego wszystkiego: Beck kłamał. Na pewno pod jakimś pozorem porwał Alexandre i przeszkodził jej w zostawieniu

wiadomości dla niego. Nie mogło być inaczej.

- Przecież okazała mu uczucie, oddała mu się. To był jej pierwszy raz i oddała swoje dziewictwo jemu. Przez te dwa dni

poznał ją wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że łączyło ich coś bardzo, bardzo wyjątkowego, coś, co nie pozwoliłoby jej

odejść od niego tak łatwo, i to w ramiona innego mężczyzny. Na myśl o tym, że mógłby jej dotykać ktoś inny, zrobiło mu się

niedobrze, a w jego żyłach zawrzała krew.

- Nie zrobiłaby tego.

- Nie mogłaby.

- Alex, którą znał, należała do niego.

- Alex, którą znał. No właśnie. A jeśli jej ojciec miał rację? Może obiecywała mu złote góry, kiedy siedzieli zamknięci w

domku, a potem wszystko jej się odmieniło? To przecież on na początku okazywał niechęć. Ona wyznawała miłość, a

przynajmniej powiedziała, że ją do niego czuje. To on ją odrzucił, twierdząc, że ma mętlik w głowie i woli niezależność. Kto

wie, może wzięła sobie jego słowa do serca. Kto wie, może uznała, że lepiej będzie zniknąć z jego życia, nawet nie pytając go o

pozwolenie.

- Powiedział sobie, że zasłużył na takie potraktowanie. Tego ranka, Alex pragnęła tylko jakiegoś wsparcia, odrobiny

nadziei na to, że będą mogli żyć razem. A on poczęstował ją tylko starą wymówką, do której uciekał się zawsze, kiedy ktoś

stawał się dla niego zbyt bliski, kiedy zaczynał zbytnio przywiązywać się do danej osoby.

- Tak jak teraz.

- Zacisnął powieki. Boże, tak bardzo mu na niej zależało, jego uczucie było tak głębokie. Nie potrafił sobie wyobrazić,

background image

że już nigdy jej nie zobaczy. Nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że jej nie dotknie, nie pocałuje, nie zagłębi się w niej

kolejny raz.

- Ten kolejny raz wydawał się bardzo odległy w czasie.

Zaskoczyło go głośne pukanie. Wstał i podszedł do drzwi.

- Kto tam?

- Victor Beck.

Luke otworzył drzwi i do pokoju wszedł ojciec Alexandry.

- Czego pan chce? - zapytał starszego mężczyznę.

- Ile? - odrzekł Beck.

- Ile za co?

- Za zdjęcia. Zdjęcia mojej nagiej córki. Ile za nie chcesz?

- Skąd pan wiedział...?

Victor machnął ręką.

- Nie przyszedłem tu marnować czasu na pogaduszki, Stratten. Nie chcę widzieć mojej córki na pierwszych stronach

wszystkich marnych brukowców na świecie. Po prostu podaj cenę. Zapłacę ci co najmniej tyle, ile oferował ci Ryan. Dam

ci dwukrotnie większą sumę.

- Joe zadzwonił do pana?

- Oczywiście, że do mnie zadzwonił. A jak inaczej odnalazłbym Alexandre?

- Nie wiem. Przez prywatnych detektywów?

- Wbrew temu, co się powszechnie sądzi, nie pracują tak dobrze. Zwłaszcza, jeśli dany człowiek nie chce, żeby go

odnaleziono. Alexandra nie chciała. Pytam jeszcze raz. Ile?

Luke spojrzał na sufit i obrócił się na pięcie.

- One nie są na sprzedaż. Za żadną cenę.

- Nie bądź śmieszny, Stratten. Wiem, że potrzebujesz Pieniędzy. Ryan opowiedział mi całą historię. Proponuję ci

dwukrotność sumy, którą miałeś od niego otrzymać. Nie bądź uparty.

- Nie jestem uparty. Mówiłem poważnie. Te fotografie nie są na sprzedaż. Nie sprzedam ich ani panu, ani Jfje'emu.

Nikomu.

- W ogóle nie zamierzasz ich sprzedawać?

- Nie.

- Dlaczego?

- To moja sprawa.

- Śmiem twierdzić coś innego. Te zdjęcia przedstawiają moją córkę. To również w dużym stopniu moja sprawa.

- Gdzie jest Alex? Muszę z nią porozmawiać.

- Ona nie chce się z tobą widzieć. Bardzo wyraźnie to podkreśliła - oznajmił Victor.

- Wie o tych zdjęciach?

- Tak. Powiedziałem jej. Nie pomyślałeś, że może się o tym dowiedzieć?

Luke zawahał się, a potem pokręcił głową.

- Nie pomyślałem - odparł z szyderczym, pozbawionym radości śmiechem. - To było dość głupie, prawda?

Victor postanowił zlekceważyć retoryczne pytanie Luke'a.

background image

- Skoro nie zamierzasz sprzedawać tych zdjęć, to daj mi je.

- Nie. Są moje. Zachowam je dla siebie.

- Po cóż chcesz je zatrzymać? - zagadnął Victor.

- Na pamiątkę - odrzekł Luke i smutno się uśmiechnął.

Luke spakował torby i postawił je w pobliżu drzwi, czekając na samochód. Wziął prysznic i przebrał się, a potem

bezskutecznie próbował uciąć sobie drzemkę. Przeszkodziło mu napięcie i natłok chaotycznych myśli.

Na razie jego głównym celem był możliwie szybki powrót do Nowego Jorku. Nie miał pojęcia, co się stanie, kiedy już tam

dotrze. Pamiętał o Afryce. Wprawdzie wydawało mu się, że ostatnie wydarzenia trwały ogromnie długo, ale w

rzeczywistości upłynęły zaledwie dwa dni. Mógł przełożyć termin odlotu i dopiero później martwić się o pieniądze.

Ale przecież była jeszcze Alexandra. Czy mógł opuścić kraj, skoro ich sytuacja nie została wyjaśniona? Czy mógł

wyjechać i pozwolić, żeby poślubiła Farrella? Czy mógł to wszystko porzucić, nawet nie oglądając się za siebie? Nie,

musiał się z nią zobaczyć przed odlotem.

Chciał dać jej sposobność powiedzenia mu wprost o ślubie z innym mężczyzną. Przynajmniej tyle była mu winna.

Temperatura na dworze spadła, toteż z jego ust wydobywała się para. Podniósł kołnierz wełnianej kurtki i rozmyślał nad

tym, co ma robić dalej.

- Pst.

Luke odwrócił się. Nie dostrzegł nikogo.

- Jestem

tutaj.

Luke zobaczył, że zza kolumny po drugiej stronie wejścia wysuwa się czyjaś ręka. Rozejrzał się na boki, a potem

podszedł do kolumny.

- Kto tam? - zapytał.

- To ja, Tony. No wiesz, ten facet od skuterów śnieżnych.

- Ach, tak. Tony, jak się masz? - zagadnął Luke, zerkając na podjazd, gdzie miał się pojawić samochód.

- Nie wierzyłeś mi, prawda?

- W co?

- No, w tę śnieżycę. Ja cię przed nią ostrzegałem.

- Tak - zgodził się Luke. - Pamiętam.

- Mam ci do powiedzenia jeszcze jedną rzecz.

- Cóż takiego?

- To cię będzie kosztowało.

- Wybacz, człowieku, ale jestem zupełnie bez forsy.

- A tam, niech ci będzie - odparł Tony. - I tak ci powiem. Znasz tę kobietę, z którą zaginąłeś?

- Alexandre?

- Tak. Ona nadal tu jest.

- Tutaj? W kurorcie? Cudów nie ma. Odleciała dziś po południu helikopterem ojca. Zapewne jest już w Nowym Jorku.

- Nie bądź tego taki pewien - odrzekł Tony. - Powiedzieli to tylko dlatego, żeby pozbyć się prasy. Ona nadal tu

przebywa. W tej samej willi.

Luke obrzucił go uważnym spojrzeniem.

- Nie

żartujesz?

background image

- Nie żartuję. Widziałem ją. Ona tu jest.

Lukę uważnie się rozejrzał. Wokół niego zrobiło się pusto, kiedy odeszła prasa, ludzie ulotnili się. Popatrzył na

zegarek. Zbliżała się pora kolacji, toteż większość gości schodziła do jadalni.

- Popilnowałbyś tych bagaży? - zapytał Luke.

- Nie ma problemu. Idź do niej.

Alexandra pogrążała się w czarnych myślach. Nigdy nie odczuwała takiego wyczerpania fizycznego, a jednak nie mogła

zamknąć oczu na dłużej niż dziesięć sekund. Atłasowa pościel była zimna i przyjemna w dotyku, ale materac wydawał się

zbyt miękki po dwóch dniach spania na podłodze.

Nie mogła zasnąć, toteż wstała i podeszła do toaletki, żeby wyszczotkować włosy. Długa gorąca kąpiel była cudowna,

podobnie jak królewska kolacja, którą zamówił dla niej tata. Ale prawie nie tknęła wymyślnych dań. Tata zapytał ją, czy czuje się

dobrze. Zapewniła go, że jest tylko zmęczona, ale nie mówiła całej prawdy. Była chora -jej serce przepełniała rozpacz.

Jak Luke mógł to zrobić? Wciąż zadawała sobie to pytanie. Był dla niej taki czuły, łagodny, kochający. Dałaby głowę,

że żywił dla niej głębokie uczucie. I chociaż niewiele mówił, potrafił przekazać jej bardzo wiele mową rąk i warg, siłą i

namiętnością swoich pieszczot.

To nie mogło być kłamstwo. W przeszłości nie umiała postępować z mężczyznami, ale przecież nie była aż tak kiepska w

rozpoznawaniu cech ich charakteru. Niestety, bez względu na to, jak bardzo starałaby się usprawiedliwić zachowanie

Luke'a, pozostawały fakty. Jej ojciec zdobył się nawet na pójście do niego, ale Luke nie chciał mu oddać filmu.

Co zamierzał zrobić z tymi zdjęciami? Ukryła twarz w dłoniach. To byłoby o wiele gorsze niż niepowodzenie w szkole

pielęgniarskiej. Tu nie mogło być mowy o fotomontażu. Zdjęcia ukazywały ją nagą, w rzeczywistej sytuacji. Nie miała

wątpliwości, że są to wyraźne, profesjonalne zbliżenia. Krótki czas spędzony z Lukiem uświadomił jej, że jest cholernie

dobry we wszystkim, czego próbuje. Gdyby autorem zdjęć był ktoś inny, czułaby się upokorzona, ale jakoś by to zniosła. Ale

Luke...

Boże, jakże on ją zranił. Dała mu mnóstwo okazji do wyjawienia prawdy. Jeśli nie zamierzał wykorzystać tych fotografii,

to dlaczego o nich nie wspomniał? Wiedziała, jak bardzo potrzebował pieniędzy na tę afrykańską wyprawę. Ale przecież

tata proponował mu pieniądze, większe niż brukowiec, a mimo to Luke nie oddał mu filmu. Musiała istnieć jakaś inna

przyczyna.

Podniosła oczy i zobaczyła swoje odbicie w lustrze. Szantaż! Czy mogło chodzić o coś takiego? Ależ tak! Po co miałby

dokonywać jednorazowej sprzedaży, skoro mógł ciągle machać przed nią tymi zdjęciami, żeby finansowała jego kolejne

wyprawy?

Ból w środkowej partii ciała stawał się tak nieznośny, że musiała zgiąć się wpół. Znowu walczyła ze łzami, ale nie była

w stanie stłumić jęku.

Z zadumy wyrwało ją głośne pukanie. Alexandra wstała i zbliżyła się do drzwi wychodzących na patio. Ciężkie

zasłony były szczelnie zasunięte, gdyż nadchodziła noc. Odsunęła je nieco i patrzyła w mrok. Drgnęła na widok twarzy

Luke'a za szybą.

- Wpuść mnie - powiedział. Jego głos był przytłumiony z powodu dzielącej ich szyby.

- Odejdź.

- Alexandre, otwórz drzwi.

- Nie.

- Stoję na krawędzi. Jeśli nie otworzysz tych drzwi, spadnę.

background image

- Dla mnie to nie ma żadnego znaczenia.

- Alex...

Zasunęła zasłony i odeszła. Jak Luke śmiał tu przychodzić i szukać jej! Jak śmiał nawet pokazywać się u niej po tych

wszystkich kłamstwach...

Usłyszała szelest, a potem głuchy łoskot. Zbliżyła się do okna. Odsunęła zasłonę i zerknęła przez szparę. Nie było go.

Tak jej się przynajmniej wydawało. Bardziej rozchyliła zasłony, ale nadal nie dostrzegała Luke'a. Spojrzała w lewo i w

prawo. Już miała całkowicie zasunąć zasłony, kiedy usłyszała huk w dalszej części pokoju. Zasłoniła ręką usta i wydała

z siebie okrzyk.

Z okna na przeciwległej ścianie zwisał Luke, którego nogi znajdowały się już w środku i przewróciły stolik.

- Au! - wrzasnął, uderzając kolanem w parapet. - Przydałaby mi się pomocna dłoń - dodał, usiłując przepchnąć

nogę przez mały otwór.

- Dlaczego miałabym ci pomóc? Jesteś kłamcą i oszustem - oznajmiła, kładąc rękę na biodrze.

- Sama w to nie wierzysz - odparł Luke. Kiedy do niej podszedł, cofnęła się.

- Nie zbliżaj się do mnie, bo będę krzyczała.

- Proszę bardzo - odparł Luke, chwytając ją za ramiona. - Krzycz.

Kiedy wpił się w jej usta, już nie stawiała oporu. Przytuliła się do niego jak na komendę. Rozchylił jej usta językiem,

dosłownie parząc ją swoim ciepłem i dotykiem. Bezradna, jęknęła i oplotła ramionami jego szyję. Przywarła do włosów

Luke'a, wdychając świeżą, dobrze znajomą woń jego ciała. Tymczasem jego ręce spoczęły na pośladkach dziewczyny. Był

podniecony. Przycisnął ją do siebie w taki sposób, że oboje ogarnął miłosny szał.

- Musiałem się przekonać, czy to prawda, czy może tylko śnię - wymruczał cicho.

- Och, Luke - wydyszała Alex, by po chwili zadać dręczące ją pytanie. - Jak mogłeś?

- Nie sądziłem, że dowiesz się o tych zdjęciach.

- Jak mogłam się o nich nie dowiedzieć? Przecież gdyby zostały opublikowane...

- Nie miałem zamiaru ich sprzedawać. Powiedziałem to twojemu ojcu. Nic ci nie mówił?

- No tak, ale dlaczego nie chcesz nam ich oddać?

Luke oderwał się od dziewczyny. Sam się nad tym zastanawiał. Jakiś upór kazał mu jednak uważać te zdjęcia za swoją

własność. To przecież dla tych zdjęć zmienił plany, utracił swój sprzęt fotograficzny. Do diabła, ryzykował dla nich życie. Nie

zamierzał ich sprzedawać, pragnął zachować je dla siebie. Tylko on wiedział, jak wyglądała Alex, kiedy zobaczył ją po raz

pierwszy przez obiektyw aparatu, i nie zamierzał dzielić się tą wiedzą z nikim.

- Alexandra, nie sprzedam ich, obiecuję ci to.

Alex potrząsnęła głową.

- To nie wystarczy. Muszę wiedzieć, co zamierzasz z nimi zrobić.

- Zachowam je.

- W jakim celu? - zapytała. Luke cofnął się o krok.

- Co masz na myśli?

- Chcę poznać twoje zamiary.

- Nie mam żadnych zamiarów - odrzekł Luke.

- Żadnych?

- Wyduś to z siebie, Alex - powiedział z wyraźnym gniewem w głosie. - Jakież to zamiary mógłbym mieć?

background image

Alex wyczuwała rozpierającą go furię, ale nadal drążyła kwestię. Musiała mieć pewność.

- Szantaż.

Luke uświadomił sobie, że robi się purpurowy na twarzy. Gdyby Alex była mężczyzną, uderzyłby ją za przypuszczenie,

iż mógłby postąpić tak nikczemnie. Zamiast tego podszedł do otwartego okna i zacisnął pięści, żeby powstrzymać się

od uderzenia kobiety.

- Czy tak właśnie myślisz? - zapytał. Alex z trudem przełknęła ślinę.

- Taka możliwość przemknęła mi przez myśl. Luke pokręcił głową.

- Wcale mnie nie znasz, prawda? A ja nie znałem ciebie, pomyślał.

- Luke...

- Nie - przerwał z naciskiem. - Może powinienem był na to wpaść. Szantaż. Mnie nigdy nie przemknęło to

przez myśl, ale może powinno. Faktycznie potrzebuję pieniędzy, ty i twój ojciec ciągle mi o tym przypominacie. Warto byłoby

to rozważyć. Może zaczekam, aż weźmiesz ślub, to za jednym zamachem zahaczę twojego staruszka i twojego nowego

męża. Podwójne pieniądze, podwójny ubaw.

Odwrócił się i znowu zaczął się gramolić przez okno.

- Luke, nie odchodź w taki sposób. Porozmawiajmy...

- Nie ma o czym rozmawiać, prawda? - odparł Luke i pomachał do niej ręką. - Jak to się mówi, dzięki za

wspomnienia.

Wspiął się na krawędź muru i po raz ostatni spojrzał na Alex. Czuł bolesne kłucie w piersiach.

- Moje gratulacje. Pozdrów ode mnie męża w noc poślubną.

Alex podbiegła do okna. W przerażeniu wykrzykiwała jego imię kilkanaście razy, ale nie doczekała się odpowiedzi.

Luke Stratten opuścił jej życie równie szybko, jak w nie wkroczył.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Alexandra wyjrzała przez okno swojego apartamentu przy Piątej Alei. Widok był wspaniały, najlepszy, jaki mogło zaoferować

miasto. W Central Parku dominowała soczysta zieleń wiosny i kwitły majowe kwiaty. Uliczni sprzedawcy gorliwie zachwalali

towar nieprzerwanemu strumieniowi ludzi, którzy szli do swoich codziennych zajęć.

Wystawiła twarz na słońce i zamknęła oczy, wchłaniając przyjemne ciepło.

- Chce pani zabrać ze sobą ten szlafrok?

Alex odwróciła się do swojej pokojówki. Calinda trzymała orientalny szlafrok z niebieskiego jedwabiu, który tata

przywiózł jej z Chin.

- Tak,

proszę, spakuj go - odparła Alex. —- Może mi się przyda.

Nie wiadomo, który raz sprawdziła toaletkę, żeby się upewnić, iż spakowała wszystkie najważniejsze kosmetyki.

Właściwie to ich nie potrzebowała. Zamierzała spędzić większość czasu w domu, z dala od ludzkich oczu. Wybierała się

w podróż do rezydencji ojca w Hampton, żeby odpocząć, odprężyć się i... zapomnieć.

Dwa miesiące, które upłynęły od „górskiej eskapady", jak prasa określała jej pobyt ze Strattenem w małym domku, wypełniła

ciągła ucieczka przed wścibskimi reporterami. Przez kilka pierwszych tygodni Alex wstrzymywała oddech w daremnym

oczekiwaniu na to, że w którymś z brukowców pojawią się jej kompromitujące zdjęcia. Doszła do wniosku, że może Luke mówił

prawdę, przynajmniej, jeśli chodziło o te fotografie.

Nowojorscy reporterzy bynajmniej nie uprzyjemniali jej życia. Kiedy Victor Beck ogłosił, że Alexandra znowu rozważa

background image

możliwość małżeństwa z Justinem Farrellem, przedstawiciele prasy niczym chmara sępów zaczęli ze zdwojoną energią

uganiać się za wszystkim, co miało jakiś związek z panną Beck.

Luke zdołał im ujść. Nie słyszała o nim od czasu, gdy zniknął z jej pokoju w wieczór po tym, jak zostali uratowani. Wmawiała

sobie, że wcale się nim nie przejmuje. Był kłamcą i Bóg wie, kim jeszcze. Nie mogła jednak oszukać swojego serca.

Przełknęła dumę i zadzwoniła do Joe'ego Ryana, żeby się dowiedzieć, gdzie przebywa Luke. Okazało się, że nie marnował

czasu: już nazajutrz po opuszczeniu gór pożyczył pieniądze od Joe'ego i odleciał do Afryki.

Alexandra była zdecydowana położyć kres temu tęsknemu wzdychaniu. Sytuacja stawała się nieznośna. Tłumaczyła

sobie, że przecież przebywała z tym mężczyzną tylko dwa dni. Nie powinien był tak bardzo absorbować jej myśli. Nadeszła

pora, żeby coś zrobić, uporządkować sprawy i zapomnieć o wszystkim.

Ostatnie dwa miesiące wypełniły jej rozmowy z menedżerami w sprawie fundacji. Zdumiewała ją ilość pracy, która wiązała

się z rozdawaniem pieniędzy. Musiała znaleźć pomieszczenie biurowe, zatrudnić personel i przestudiować niezliczone prośby

organizacji charytatywnych o wsparcie. Ta działalność pochłaniała mnóstwo czasu, lecz Alex było to na rękę. Praca zmuszała ją do

myślenia o czymś innym niż tylko jej własne problemy, o kimś innym oprócz Luke'a.

Teraz jednak odczuwała potrzebę oderwania się od spraw fundacji. Nie dbała o siebie. Schudła i przyjaciółki nakłaniały

ją do odpoczynku na Karaibach. Alex nie chciała przebywać tak daleko od nowo założonej organizacji, toteż poszła na

kompromis i wybrała słynny skrawek raju na południowym wybrzeżu Long Island.

Do wyjaśnienia pozostała jeszcze tylko jedna kwestia. Chodziło o Justina Farrella. Ten biedak był traktowany gorzej

niż piłeczka tenisowa podczas turnieju U.S. Open. Ostatniego wieczoru Alex umówiła się z nim na kolację i wytłumaczyła

mu, że nigdy nie mogłaby go poślubić, był bardzo wyrozumiały i uprzejmy - gdyby Alex nie znała sytuacji, mogłaby wręcz

pomyśleć, że sprawiła mu ulgę. Poranne gazety przekazały jednak zupełnie inną historię. W rubrykach towarzyskich

ważniejszych dzienników nowojorskich zamieszczono zdjęcia przedstawiające ją w czułej pozie z Justinem, co wywołało

falę spekulacji na temat ich ewentualnego małżeństwa.

- Wszystko gotowe - powiedziała Calinda. – Chce pani, żebym włożyła bagaże do samochodu?

- Tak - odparła Alex. - Za parę minut wyjeżdżam. Calinda podeszła z walizką do drzwi.

- Och, miałam coś pani powiedzieć. Wczesnym rankiem dzwonił pani ojciec. Chce, żeby pani przyszła do jego biura.

- Mówił, w jakiej sprawie?

- Nie, proszę pani. Powiedział tylko, żeby pani wpadła po drodze na wyspę.

- Dziękuję, Calindo.

Pokojówka skinęła głową i wyszła. Alex zastanawiała się nad przyczyną telefonu ojca. Przecież rozmawiała z nim

ostatniego wieczoru. Usiłował wyperswadować jej wyjazd. Powiedział, że nie powinna się ukrywać, lecz ona oświadczyła, iż

potrzebuje samotności. Ciekawe, co tak ważnego miał jej do zakomunikowania.

Przeżycia w górach nie tylko „zrobiły z niej kobietę". Pozwoliły jej dojrzeć, zmusiły ją do skoncentrowania się na tym, co

było dla niej naprawdę ważne. Wiedziała teraz, w jakim kierunku podążyć. Praca nad Fundacją Alexandry Beck ruszyła pełną

parą, ale praca nad Alexandra Beck dopiero się rozpoczęła.

Czy jej się to podobało, czy nie, zakochała się w upartym, niezależnym, unikającym zobowiązań reporterze. Miała do

wyboru tylu mężczyzn, a jednak zadurzyła się w kimś całkowicie nieodpowiednim dla siebie.

Bez ustanku dręczyły ją wspomnienia o nim, Dotyk ręki Luke'a, smak jego pocałunków, siła jego ciała wywoływały u

niej bezsenność i nie pozwalały iść dalej przez życie, które wydawało się teraz podzielone na dwa okresy - przed i po

Luke'u. Płakała po jego odejściu tak bardzo, że dziwiła się, iż w jej ciele pozostawała jakakolwiek woda.

background image

Miłość powoduje cierpienie, powtarzała sobie bez końca. Zwłaszcza nieodwzajemniona miłość do nieodpowiedniego

mężczyzny. Ale żadne obwinianie Luke'a nie mogło zmienić faktu, iż ciągle za nim tęskniła.

Jej ojciec nie potrafił tego zrozumieć, a ona nie umiała znaleźć wyjaśnienia. Po prostu wiedziała, że tak jest. Wiedziała

również, że tylko ona sama może położyć kres swej miłości. Najlepszym sposobem wydawała się podróż, która

pozwoliłaby jej oderwać się od wszystkiego, co miało związek z Lucasem Strattenem. Uznała, że przestronny, stojący na

plaży dom o wysoko sklepionych sufitach będzie idealną odtrutką na malutki, jednoizbowy domek w ośnieżonych górach

Vermontu.

Alexandra wzięła torebkę i ruszyła do drzwi. Spieszno jej było udać się w podróż, toteż prośba ojca wzbudzała u niej

irytację.

Wcisnęła się swoim czerwonym samochodem marki Corvette w sznur pojazdów. Na drodze utworzył się koszmarny,

typowy dla Nowego Jorku, korek. Przesuwała się centymetr po centymetrze Piątą Aleją na południe, w kierunku biura ojca,

a jednocześnie zerkała w okna wystawowe eleganckich sklepów. Te ambitnie artystyczne, letnie dekoracje wprawiły ją w

szczególny nastrój.

Kiedy dotarła na miejsce, odźwierny zajął się jej samochodem. Zawsze doceniała ten luksus w mieście, gdzie

przestrzeń parkingowa była cenniejsza od złota. Wjechała windą na najwyższe piętro i udała się do prywatnego skrzydła

wieżowca, gdzie mieściło się imperium Victora Becka, którego wartość szacowano na miliardy dolarów.

Skinęła głową recepcjonistce i niespiesznie pokonała znajomy, wykładany mahoniem labirynt, by w końcu dojść do

obszernego biura swojego ojca. To pomieszczenie nigdy nie przestawało jej zdumiewać. Było usytuowane w rogu budynku

i z obu stron otaczały je ściany wykonane wyłącznie ze szkła, co dawało zapierające dech w piersiach złudzenie, iż

chodzi się w powietrzu.

Tata akurat rozmawiał przez telefon i zachęcił ją gestem ręki, żeby usiadła. Wybrała duże, wykładane skórą krzesło obrotowe

i odwróciła się na nim w kierunku szklanej ściany. Otoczyło ją miasto. Z tego punktu obserwacyjnego wydawało się malutkie,

ciche i idealne, wręcz bezpieczne.

Wiedziała, że pozory mylą.

- Wszystko gotowe do drogi? - zagadnął Victor, odłożywszy słuchawkę.

- Tak, już zbierałam się do wyjścia, kiedy Calinda przekazała mi wiadomość od ciebie. O co chodzi, tato?

- O to - odrzekł Victor Beck i podał jej krótką, odręcznie sporządzoną notatkę na pomarszczonym papierze z odzysku.

Alex szybko ją przeczytała. Była to prośba o spotkanie w sprawach służbowych. Jej serce aż podskoczyło na widok

podpisu Luke'a.

- Nie wierzę w to.

- Ma tu przyjść za parę chwil. Myślałem, że zechcesz być obecna.

- Dlaczego teraz?

- Przypuszczam, że potrzebuje pieniędzy.

- Potrzebował pieniędzy wcześniej. Musi istnieć jakiś inny powód.

- Alexandre, nie wyczytuj z tej notatki więcej, niż ona zawiera. Powiedziałem mu, że zapłacę za te zdjęcia dwukrotność

sumy, którą zaoferują inni. Zapewne postanowił skorzystać z tej propozycji. Prawdopodobnie będzie się targował o

większe pieniądze.

- Przecież miał już sposobność...

Victor przerwał jej wypowiedź machnięciem ręki.

background image

- A po cóż innego miałby się ze mną kontaktować? Moja droga, nie chcę być okrutny, ale gdyby chciał

zobaczyć się z tobą, to zadzwoniłby bezpośrednio do ciebie.

Zanim Alex zdążyła wymyślić stosowną ripostę, w pokoju zabrzęczał intercom.

- Pan Beck? Jakiś pan Stratten chce się z panem widzieć - obwieściła recepcjonistka.

- Proszę go tu przysłać - odparł Victor i nacisnął guzik. - Ja z nim porozmawiam - powiedział Alexandrze.

Luke zatrzymał się przed drzwiami biura, chociaż czynił to wbrew sobie. Fotografie uwierały go niczym kamyk w

bucie. Stanowiły ciągłe, irytujące wspomnienie tego, co w jego umyśle było już tylko niemożliwym do urzeczywistnienia

marzeniem. Powtarzał sobie setki razy, że najlepiej byłoby się ich pozbyć. Nie mógł się jednak zmusić do zniszczenia

tych zdjęć. Miał wrażenie, że w ten sposób zraniłby samą Alexandrę.

Ponieważ nie był w stanie zrobić tego osobiście, uznał, że może powierzyć zdjęcia tylko jednej osobie - Victorowi

Beckowi. Pomimo niechęci do układów z tym człowiekiem czuł, że dzięki niemu będzie mógł skończyć ze swoim

uzależnieniem.

Postąpił głupio i wziął zdjęcia ze sobą do Afryki. O różnych porach dnia i nocy zdawały się do niego wołać,

prześladowały go i zapraszały, a on zawsze ulegał. Wydobywał ze schowka w plecaku jedno czy dwa i patrzył na nie,

przypominając sobie, jak dotykał skóry Alex i otaczał wargami każdy skrawek jej ciała. Wyprawa była ciężka, napisał na jej

podstawie ciekawy artykuł, ale udręka psychiczna Luke'a przewyższała całe zaangażowanie, jakie włożył w swoją pracę.

Należało bezwzględnie położyć temu kres. Luke potrzasnął głową, jakby chciał się ze wszystkiego oczyścić, i

wyciągnął rękę do gałki u drzwi.

Wszedł do środka. Alexandra zapomniała, jaki jest wysoki i przystojny, i jak bardzo wypełnia sobą każde

pomieszczenie. Schudł i mocno się opalił. Wyglądał jak mieszkaniec którejś z bananowych republik. Serce podeszło Alex

do gardła, ale zdołała zachować obojętny wyraz twarzy. Obróciła się na krześle w jego kierunku.

Luke zrobił drugi krok i z wrażenia przystanął. Nie spodziewał się ujrzeć Alex. Celowo napisał Victorowi liścik, mając

nadzieję, że uda mu się uniknąć jakiegokolwiek kontaktu z dziewczyną. Najwidoczniej przeznaczone mu było coś innego.

Przez długi czas po prostu na nią patrzył. Była tak piękna jak w jego wspomnieniach, a może jeszcze piękniejsza, jeśli

brało się pod uwagę słońce, które padało przez szklaną ścianę i tworzyło wokół jej głowy złocistą aureolę. Wydawała się

spokojna, nieskrępowana, wręcz pogodna.

Natomiast on miał zły humor, był zmęczony i poruszał się z trudem. Afryka... No cóż, wydała mu się teraz bardziej

gorąca, zakurzona i prymitywna niż w rzeczywistości. Przez dwa miesiące pobytu na tym kontynencie podróżował w

uciążliwych warunkach, obozował przy ogniskach pod gołym niebem i bez przerwy maszerował. Nic dziwnego, że jego

kolano znajdowało się teraz w opłakanym stanie. Uświadamiał sobie, że robi się już za stary na takie eskapady.

- Witam pana, Stratten - powiedział Victor.

Wyszedł zza biurka z wyciągniętą ręką. Luke niechętnie ją uścisnął. Nie przybył tu dla przyjemności. Zgodnie z tym, co

napisał w liściku, zjawił się w interesie, we własnym interesie.

- A ze mną to się nie przywitasz? - zapytała Alex, zdumiona, że mówi tak cicho i spokojnie. Stanęła obok

swojego ojca i spojrzała Lukowi w twarz. Sprawiał wrażenie zmęczonego, ale jej stęsknionym oczom wydał się cudowny.

Zbyt cudowny.

Luke przeniósł ciężar ciała na zdrową nogę.

- Dzień dobry, panno Beck.

- Och, chyba powinnyśmy odrzucić konwenanse, nie sądzisz, Luke? Myślę, że z pewnością możemy już mówić sobie

background image

po imieniu.

- Witaj, Alexandre - powiedział Luke, wyciągając rękę. Wypowiedział jej imię z łatwością i wcale go to nie dziwiło.

Przez ostatnie dwa miesiące powtarzał je niemal bez przerwy. - Jak się masz?

Ich ręce zetknęły się i Luke poczuł, że jego ramieniem wstrząsa dreszcz, jakby poraził go prąd. Szybko puścił jej dłoń.

Alex nieco uniosła podbródek. Rozpoznał u niej obronną reakcję.

- Świetnie.

- Jestem zdumiony twoją obecnością. Sądziłem, że te twoje plany małżeńskie bardzo cię absorbują.

- Nie ma żadnych planów małżeńskich, Luke. Chyba wypowiedziałam się na ten temat dostatecznie jasno... Kiedy to

było? Jakieś dwa, trzy miesiące temu?

- Dwa - odparł cicho.

- Ach, tak, dwa. Czas tak szybko leci, kiedy człowiek jest zajęty.

Alex odwróciła się i podeszła do okna. Bolał ją brzuch i czuła, że płoną jej policzki. Nie chciała, żeby on wpatrywał się

w nią tak uporczywie.

- Dzisiejsze gazety donoszą, że znowu rozważacie ślub - oznajmił. On również odczuwał sensacje żołądkowe, zupełnie

takie same jak na lotnisku, kiedy po raz pierwszy zobaczył jej zdjęcie z Farrellem w rubryce towarzyskiej.

Alex obrzuciła go chłodnym spojrzeniem.

- Akurat ty nie powinieneś wierzyć we wszystko, co wypisują gazety.

Długo patrzyli sobie w oczy. Przepływały między nimi fluidy wyrażające setki, tysiące myśli, niewyznanych uczuć i

obaw. Victor zakaszlał. Luke oderwał wzrok od dziewczyny i zwrócił uwagę na jej ojca.

- Mówiłeś, że chcesz omówić pewną sprawę - przypomniał Victor.

- Tak.

- Przypuszczam, że chodzi o zdjęcia. Luke wyciągnął dużą kopertę.

- Rzeczywiście.

- Masz je przy sobie?

Alexandra gwałtownie odwróciła głowę. Udzielając odpowiedzi, Luke cały czas na nią patrzył.

- Tak.

- Musi ci być bardzo ciężko, Luke, skoro wreszcie chcesz je sprzedać - zauważyła. - Pamiętam, że kiedyś stanowczo

odmówiłeś.

- To było dawno temu.

- Tak, dawno temu - powtórzyła.

Czuła, że zaraz się rozpłacze. Przełknęła grudę twardą jak kamień i zrobiła krok do przodu. Musiała się stąd wydostać, uciec od

Luke'a. Nie była przygotowana na taką udrękę. Niestety, widok tego mężczyzny potęgował jej miłość. Dlaczego? Pytała

samą siebie. Dlaczego musiał tu wrócić?

Wzięła torebkę i przemknęła obok swojego ojca i Luke'a. Ujęła gałkę i gwałtownym ruchem otworzyła drzwi. Kiedy się odwróciła

twarzą do obu mężczyzn, miała łzy w oczach.

- Daj mu to, czego chce, tato. Był tego wart. Zatrzasnęła za sobą drzwi, a Victor i Luke patrzyli na nie przez dłuższy

czas. Wreszcie Victor ruszył do przodu, żeby przywołać córkę, ale Luke go powstrzymał.

- Proszę pozwolić jej odejść-powiedział tak zrezygnowanym tonem, że Victor obrzucił go szybkim spojrzeniem.

- Hmm, no cóż, chyba powinniśmy przejść do konkretów - zaproponował ojciec Alex.

background image

Luke gwałtownym ruchem podał Victorowi kopertę.

- W środku są również negatywy. Wywołałem je sam, toteż nie musi się pan martwić, że ktoś inny ma odbitki.

Victor nie wziął koperty. Otworzył szufladę biurka i wyjął dużą książkę czekową. Usiadł i włożył okulary na czubek

nosa.

- Ile, Stratten? - zapytał, nabazgrawszy nazwisko Luke'a na czeku.

- Nic.

Victor zamrugał powiekami.

- Żadnych pieniędzy?

- Żadnych.

- Co to ma znaczyć? Jeśli nie chcesz zapłaty za zdjęcia, to czego chcesz?

- Spokoju.

Victor zsunął okulary i oparł się plecami o fotel. Przez długi czas przyglądał się Lukowi. Stratten stał nieruchomo.

Nie liczyło się to, czy lubił Victora Becka, czy nie. W istniejących okolicznościach Beck, jako ojciec Alexandry, miał

prawo go oceniać.

- Te zdjęcia są bezcenne - rzekł Victor.

- Mnie nie trzeba o tym zapewniać.

Pomimo cynizmu, Luke pragnął przede wszystkim spokoju, którym się cieszył przed poznaniem Alexandry Beck. Uznał,

że zdoła go osiągnąć tylko wtedy, gdy wybije sobie Alex z głowy. Posiadanie jej fotografii przeszkadzało mu dalej żyć. No

cóż, kochał ją i musiał się nauczyć żyć z tym problemem. Doszedł do wniosku, że ona nigdy nie będzie żywiła do niego

takich samych uczuć. Udowodniła to, wyrażając o nim niepochlebną opinię. Nie mogła mu ufać, na zawsze miał pozostać w

jej oczach tylko plugawym reporterem. Victor gestem dłoni nakazał Lukowi usiąść. Młodszy mężczyzna posłusznie opadł na

krzesło, które przed chwilą zajmowała Alexandra. Wyczerpany podróżą, wyprostował prawą nogę i po-masował kolano.

Victor zmrużył oczy.

- Kochasz moją córkę?

Luke przestał rozcierać kolano. Podniósł oczy i wytrzymał badawcze spojrzenie Victora.

- Czy to ma jakieś znaczenie?

- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie, młody człowieku. Czy kochasz ją?

- Tak.

Na twarzy starszego pana pojawił się uśmiech.

- Tak myślałem. Ona też cię kocha. Luke potrząsnął głową.

- To nieprawda. Nazwała mnie kłamcą i oszustem. Victor wybuchnął głośnym śmiechem.

- To jest cała Alex. Lubi dramatyzować. Wypisz, wymaluj jak jej matka. Kiedy zalecałem się do Felicji, nazwała mnie

złodziejskim baronem.

- Miała rację.

Victor znowu się roześmiał.

- Faktycznie!

Wstał i obszedł biurko, by znaleźć się przy Luke'u. Podniósł kopertę ze zdjęciami i wręczył ją Lukowi.

- Daj te zdjęcia Alex, nie mnie. Powiedz jej, co do niej czujesz. Myślę, że będziesz mile zaskoczony.

Luke pokręcił głową.

background image

- To na nic się nie zda. Wywodzimy się z dwóch różnych światów.

Victor położył mu rękę na ramieniu.

- Jeśli naprawdę chcecie, to zdołacie dojść do porozumienia.

Luke patrzył z niedowierzaniem na Victora Becka.

- Myślałem, że jest pan ostatnią osobą, która chciałaby widzieć nas razem.

- Zależy mi na mojej córce. I chcę, żeby była szczęśliwa. Myślę, że możesz jej dać szczęście.

- Nawet gdyby to było możliwe, nie miałbym pojęcia, od czego zacząć.

- Zacznij od wyznania jej swoich uczuć. Ona właśnie jedzie samochodem do mojego domu w Hamptons. Załatwię

dla ciebie helikopter. Zdążysz tam przed Alex.

- Dlaczego pan to robi? - pytał Luke.

- - Ponieważ, wbrew obiegowej opinii, panie Stratten, naprawdę mam serce - odparł z uśmiechem Victor Beck.

- Jazda samochodem, kiedy się płacze, może być niebezpieczna. Alex przekonała się o tym natychmiast po

znalezieniu się na autostradzie Long Island. Przecierała oczy chusteczką i nagle musiała zjechać na pobocze, żeby nie

wpadła na nią ciężarówka.

- Podjęła podróż na nowo dopiero po odzyskaniu równowagi psychicznej, ale teraz wyglądała okropnie z rozmazanym

makijażem i zapuchniętymi oczami. Zresztą, czy to miało jakieś znaczenie? Nikt jej przecież nie widział. Wcisnęła pedał

gazu jeszcze mocniej. Pomyślała, że im prędzej dotrze do domu, tym szybciej będzie mogła skulić się na kanapie i

zasnąć.

- Dom był otoczony długim na milę, wysadzanym drzewami podjazdem, który przechodził w ogromny płaskowyż nad

wydmami. Architekci zaprojektowali go w stylu współczesnym i zbudowali z drewna i szkła. Alex uwielbiała to miejsce i

zawsze koiła tutaj nerwy, ilekroć coś nie układało jej się w życiu.

- Zostawiła klucze i bagaże w samochodzie. Nie mogła znieść napięcia związanego z ponownym ujrzeniem Luke'a.

Pragnęła jedynie rozebrać się i położyć do łóżka.

- Drzwi od frontu były otwarte. Alex weszła do przewiewnego korytarza i zadała sobie pytanie, gdzie może przebywać

George, dozorca. Uprzedziła go telefonicznie o swoim przyjeździe. Dom wyglądał świeżo i czysto, a przez okna wpadała

oceaniczna bryza.

- Alex wzruszyła ramionami. Prawdopodobnie dozorca zajmował się czymś na terenie posiadłości. Wkrótce zobaczy

jej samochód i będzie wiedział, że przyjechała. Powoli weszła po schodkach na trzecie piętro, gdzie znajdowała się jej

sypialnia. Kiedy zbliżyła się do wejścia swojego apartamentu, usłyszała szum cieknącej wody. Wzruszyła się na myśl o

tym, że George jest taki troskliwy i przygotowuje jej kąpiel. Z uśmiechem na ustach wkroczyła do pokoju.

- George? - zawołała. Przywitała ją tylko cisza. Położyła torebkę na stole i ostrożnie podeszła do łóżka. Szum wody

stał się głośniejszy.

- George? To ty?

Cisza wywołała u niej gęsią skórkę. Z drżeniem serca podeszła do łazienki, ale odwracając się dostrzegła coś na łóżku.

Fotografie.

Wzięła jedno ze zdjęć o wymiarach osiem na dziesięć. To była ona. W gorącej kąpieli w Vermont. Miała zamknięte

oczy, a nad powierzchnią wody widać było jej obnażone piersi.

To były zdjęcia Luke'a.

Jak się tutaj znalazły? Poczuła dreszcze. Odłożyła zdjęcie i wzięła do ręki następne, a potem jeszcze jedno. Wszystkie

background image

przedstawiały tę samą scenę.

Nagle zauważyła na podłodze porozrzucane ubrania. Podniosła jedną z rzeczy. Koszula safari. Jej serce zaczęło bić w

przyśpieszonym tempie. Wzięła do ręki następną rzecz. Spodnie khaki.

To jej wystarczyło. Nie potrzebowała Sherlocka Holmesa, żeby odgadnąć, co się stało. Wpadła do łazienki i

zmartwiała na widok Luke'a, który leżał z przymkniętymi oczami w jej wannie.

Przez dłuższą chwilę syciła oczy jego ciałem, które wypełniało całą wannę. Jej serce drżało z miłości. Spieniona

woda pieściła jego szerokie, opalone ramiona. Wreszcie otworzył oczy.

- Jak tu się dostałeś? - zapytała kategorycznym tonem.

- Witaj, Alexandra. Jak się jechało?

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Wiedziała, że musi kontrolować sytuację, ale nie było to łatwe, skoro

znajdował się zaledwie kilka kroków dalej, wielki i rozkosznie nagi.

- Helikopterem.

- Helikopterem taty?. Luke skinął głową.

- Uznał, że powinienem przekazać-ci te zdjęcia osobiście.

- Ile go to kosztowało?

- Nic. Są twoje.

- Co ty mówisz, Luke? - zapytała. Jej serce biło trzy razy szybciej niż zazwyczaj.

- Rozbierz się i chodź tu do mnie, to ci wszystko opowiem - odrzekł Luke.

- Ani myślę - oznajmiła, kręcąc głową. - Najpierw musisz mi powiedzieć, co tutaj robisz.

- Realizuję swoje marzenie.

- Luke...

- No, wejdź, kochanie, do wanny, woda jest ciepła...

- Gdzie jest George? - zapytała.

- Wysłałem go do sklepu. Pomyślałem, że dzisiejszego wieczoru zjemy coś w domu. Czy to ci odpowiada?

- Luke...

- Alex, bo stracę cierpliwość.

- Ty chyba nie myślisz, że wejdę do tej wanny.

- Dlaczego nie miałabyś tego zrobić?

- A dlaczego miałabym?

Luke odepchnął się od krawędzi wanny i usiadł. Na jego owłosionej klatce piersiowej lśniły krople wody i Alex z

trudem zwalczyła w sobie chęć wyciągnięcia ręki i przeczesania palcami tych włosków.

- Ponieważ pragnę ciebie!

- To nie wystarczy - odparła, chociaż kiedy usłyszała te słowa, ugięły się pod nią kolana.

- Ponieważ potrzebuję ciebie. Alex zaczęła rozpinać bluzkę.

- Mów dalej.

- Ponieważ, najmilsza, jestem w tobie do szaleństwa zakochany.

To ostatnie zdanie przeważyło szalę. Alex uśmiechnęła się uszczęśliwiona.

- Wejdź do wanny, to ci pokażę, jak bardzo.

- Sposób numer jeden, dwa czy trzy? - zagadnęła Alex.

background image

- Cztery.

Po kilku sekundach ubranie Alex już leżało na podłodze, a ona sama znalazła się w ramionach Luke'a, zanurzona po

szyję w wodzie. Usiadła na nim okrakiem i przekonała się, że jest bardzo podniecony. Luke bardzo długo patrzył jej w

oczy. Niczym ślepiec wodził opuszkami palców po jej twarzy, na nowo poznając swoją ukochaną.

- Kocham cię - szepnęła Alex.

W tym momencie Luke ją pocałował. Alex rozchyliła wargi, by zrobić miejsce jego językowi. Zapach, smak, dotyk rąk

Luke'a - wszystko to budziło w niej tak palące pożądanie, że nie zważała na gorącą wodę. Luke przechylił głowę i chwytał

wargami pukle jej włosów, rozkoszując się ich miękkością.

- Och, Boże, tęskniłem za tobą. Każdy dzień i każda noc w Afryce była piekłem bez ciebie.

- Przepraszam, że nazwałam cię kłamcą i oszustem.

- Przepraszam, że od ciebie uciekłem. Nigdy nie potrafiłem uporządkować swoich spraw. Zawsze radziłem sobie z

problemami w ten sposób, że od nich uciekałem. Ale to już się nie powtórzy, kochanie. Zostanę, jeżeli tylko mnie

zechcesz.

- A co z twoją pracą? Co z podróżami? Luke potrząsnął głową.

- Już z tym skończyłem. Artykuł o Afryce został dobrze przyjęty. Wyrobiłem sobie niezłą reputację. Jakiś czas temu

otrzymałem ofertę pracy od krajowego dziennika. Postanowiłem ją przyjąć.

- Już nie będziesz pracował dla brukowca Ryana? - zapytała.

- A co o tym sądzisz?

- Mmm, nie wiem - powiedziała Alex, ocierając się o niego. - Myślę, że mamy wobec niego dług wdzięczności. To

przecież dzięki niemu poznałam ciebie.

- Poprosimy go więc, żeby został naszym drużbą - oświadczył. Alex posłała mu promienny uśmiech.

- Podoba ci się ten pomysł?

Skinęła głową, a wówczas Luke podniósł ją na taką wysokość, by mogli się połączyć jednym mocnym ruchem.

Zamknął oczy i delektował się tą chwilą. Czuł się tak, jakby wrócił do domu. Potem pochylił głowę i lekko ugryzł Alex w

ucho.

- Wiesz, tak naprawdę Ryan nie miał z tym nic wspólnego - szepnął ochrypłym z namiętności głosem.

- Nie miał? - zdziwiła się Alex. Po chwili westchnęła i wygięła się, powoli poruszając biodrami, by mieć go w sobie

całego.

- Nie, najdroższa - odparł Luke. - Wystarczyło jedno spojrzenie.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ADAMS AUDRA Bogata dziewczyna, niegrzeczny chłopak
ADAMS AUDRA Bogata dziewczyna, niegrzeczny chłopak
Adams Audra Bogata dziewczyna, niegrzeczny chłopak
Adams Audra Bogata dziewczyna, niegrzeczny chłopak
177 Adams Audra Bogata dziewczyna, niegrzeczny chłopak
Adams Audra Bogata dziewczyna, niegrzeczny chlopak
ADAMS AUDRA Bogata dziewczyna,niegrzeczny chlopak
Bogata dziewczyna, niegrzeczny chłopak Adams Audra
Bogata dziewczyna i niegrzeczny chłopak
Dziewczyna mojego chłopaka
Adams Audra Mężczyzna ze snu
Adams Audra Mezczyzna ze snu
Grzeczne dziewczynki niegrzeczni chłopcy
Adams Audra - Meżczyzna ze snu, E-boki, romanse
Adams Audra Mezczyzna ze snu

więcej podobnych podstron