background image

Rozdział czwarty

Od samego rana dzień zapowiadał się wspaniale. Pogoda dopisywała, a poza tym nic nie 

mogło popsuć mojego wyśmienitego humoru.  Nawet ocena dostateczna z klasówki z geografii go 
nie zmieniła.

Po wyjściu ze szkoły, pojechałam prosto do domu. Wparowałam do środka, zostawiłam, a 

właściwie rzuciłam niedbale plecak przy samych drzwiach i pobiegłam na górę. Musiałam się 
odświeżyć po dniu spędzonym na edukacji. Wzięłam gorącą kąpiel i wróciwszy do pokoju, 
zrobiłam to czego nigdy wcześniej lub rzadko kiedy, robiłam. Otworzyłam kosmetyczkę i wyjęłam 
z niej tusz do rzęs, kredkę do oczu, cień do powiek oraz pomadkę. Kiedy skończyłam się malować, 
spojrzałam w lustro by zobaczyć i ocenić efekt końcowy. Wyglądałam naprawdę ładnie. Byłam z 
siebie `zadowolona, bo makijaż był delikatny, odpowiedni jak na mój wiek. Czułam się 
podekscytowana na myśl zbliżającego się wieczoru. Strach również mi towarzyszył, bo nie 
wiedziałam, co się może wydarzyć, kiedy wkroczę na parkiet. Nie byłam łamagą, umiałam w 
miarę dobrze tańczyć i nie obawiam się najbardziej tego, że poślizgnę się i upadnę, tylko tego, że 
ktoś mnie może zaczepić i chcieć ze mną tańczyć będąc lekko wstawionym. Bałam się też tego, że 
gdy zostanę sama przy stoliku ktoś się przysiądzie i nie będę w stanie go wyprosić. Nie lubiłam 
takich krępujących sytuacji.

Podeszłam do szafy i otworzywszy ją, założyłam  sobie ręce na biodra, lustrując jej 

zawartość. W końcu wyjęłam zieloną bluzkę z małym dekoltem i krótkim rękawkiem oraz 
eleganckie czarne spodnie. Jeśli chodziło o buty – wybrałam proste pantofle, bez zbędnych 
cekinów czy kwiatuszków, również czarne.  Każda część stroju pasowała do siebie. Do małej 
skórzanej torebki na ramię włożyłam portfel, prawo jazdy i chusteczki.

 Schodząc po schodach, natknęłam się na Alexa. Był zaskoczony kiedy mnie zobaczył.
- Wow... ładnie wyglądasz.
- Dzięki – odparłam. - Jadę na imprezę i właściwie jestem już spóźniona, więc wybacz, ale 

nie mam czasu, żeby dłużej pogadać.

- Jasne, rozumiem.
Pędziłam samochodem nie zważając na wściekłych kierowców, którzy trąbili na mnie, gdy 

jechałam po przeciwnym pasie naprzeciwko nich i nie zjeżdżałam zaraz po wyminięciu 
samochoduNa elektronicznym zegarze wybiła dziewiętnasta dwadzieścia, a ja  byłam w środku 
Portland i stałam na światłach. Nagle rozległ się dźwięk w telefonie. Wyjęłam go i spojrzałam na 
ekran. Dzwonił Reid. Nacisnęłam przycisk rozmowy i przyłożyłam telefon do ucha.

- Gdzie ty jesteś? - zapytał lekko wkurzony.
- Przepraszam, myślałam, że dobrze rozplanowałam sobie czas. Za pięć minut będę na 

miejscu. Reid, muszę kończyć, bo mam zielone światło. – Wyłączyłam się i rzuciłam telefon na 
miejsce pasażera.

Dojeżdżając, zwolniłam, bo na ulicy było pełno ludzi idących do klubu. Nie było za bardzo 

miejsca do parkowania, więc pojechałam kawałek dalej i tam zostawiłam samochód. Wysiadłam 
pospiesznie i truchcikiem pobiegłam w stronę wejścia. Z daleka zobaczyłam, że wszyscy czekali na 
mnie z poważnymi minami. Annabelle nawet stukała obcasem o chodnik, trzymając ręce założone 
na piersiach. Gdy podeszłam do nich i zatrzymałam się, zdębieli. Zrobiłam krok w tył i 
przyjrzałam się im uważniej. Nie wiedziałam o co im chodzi.

- Możecie mi powiedzieć dlaczego tak dziwnie się na mnie patrzycie? Ubrudziłam się czy 

co? - Jedynie John był w stanie mi odpowiedzieć.

- Właśnie, że nie. Świetnie wyglądasz, zupełnie inaczej.  Laska z niej, co Reid? - Stali obok 

siebie, więc John dał Reidowi kuksańca w bok, a mnie puścił oczko. Odetchnęłam z ulgą. Paru 
przechodni usłyszało to i spojrzeli na mnie, uśmiechając się lekko.

- Wejdźmy już – niecierpliwiły się dziewczyny.
- Stolik jest załatwiony, więc nie ma pośpiechu – odrzekł John.
Weszłam jako trzecia i od razu stanęłam jak wryta. Moi przyjaciele mnie wyminęli, tak jak 

background image

pozostali wchodzący. To, co ukazało się moim oczom, było niewiarygodne! Widok roztaczający się 
we wnętrzu pomieszczenia był zachwycający. Każda z trzech ścian, które teraz widziałam, były 
pomalowane w różne wzory, zawierające napisy i tym podobne. Na przykład, po prawej 
namalowano w niesamowity sposób kilka rodzajów muzyki. Ludzie widniejący na tej ścianie, grali 
obok siebie na gitarach elektrycznych, akustycznych, perkusjach, trąbkach, skrzypcach. Był tam 
również wokalista siedzący na wysokim krześle. Miał uniesioną do góry głowę i krzyczał do 
mikrofonu. Po przeciwnej stronie ściana była pomalowana do połowy. Tańczyli na niej zawodowi 
tancerze oraz amatorzy. Kobiety miały na sobie bardzo ładne sukienki, czerwone, niebieskie, 
zielone, tylko nieliczne były ubrane w jakieś zwiewne bluzki i spodnie nie przeszkadzające 
poruszaniu się. Mężczyźni ubrani byli w czarne, szare i ciemnozielone garnitury, a inni tylko 
zwykłe koszule i jeansy. Wyglądali bardzo realistycznie. Mogło by się wydawać, że za chwilę 
wyjdą z tej ściany i będą wirować na parkiecie. Druga połowa ukazywała gwałtowne 
spowolnienie. Na stole leżały książki, a za nim siedziały cztery osoby. Jedna sięgała ręką po 
książkę leżącą na samej górze stosiku. Stały przed nimi mikrofony. Ich mała widownia była 
zwrócona do mnie plecami. Kiedy moje oczy powędrowały na środek, zobaczyłam małą scenę. 
Powoli ustawiano na niej sprzęt grający. Ludzie krzątali się by zdążyć. Pomyślałam, że świetnie 
trafiliśmy, bo załapaliśmy się na darmowy koncert i dlatego było tak tłumnie. Przed sceną był 
dosyć duży parkiet, a po jego bokach stały w lekkim mroku stoliki, przy których już siedziało 
kilkanaście osób. To było wspaniałe miejsce. Każdy mógł tu przyjść, niezależnie od koloru skóry, 
poglądów, stylu ubierania. Wszyscy byli sobie równi. Poznawało się ludzi, którzy stawali się 
nowymi znajomymi, a nawet przyjaciółmi. Teraz pożałowałam, że nigdy wcześniej mnie tu nie 
było, że ominęło mnie tyle atrakcji. 

Klub był piętrowy i właśnie tam na górze, przy stoliku siedzieli już moi przyjaciele. 

Odszukałam ich wzrokiem, a oni pomachali bym przyszła. Gdy tylko usiadłam, pojawiła się 
kelnerka i zaczęła spisywać zamówienia.  My, dziewczyny, zamówiłyśmy po drinku, a chłopcy po 
piwie. Może to było w jakiś sposób śmieszne i nie pasowało do alkoholu, ale do jedzenia mieliśmy 
jak na razie frytki. Każdy z nas zjadł w domu obiad, więc nie byliśmy specjalnie głodni. W Wilde 
można było zamówić praktycznie wszystko. Zagrzali by tu miejsce nawet najwięksi smakosze.

Siedziałam tak, że widziałam scenę. Wszystko było już gotowe i jako pierwszą piosenkę 

puścili Avril Lavigne – Sk8er Boy. Oczywiście znałam ją na pamięć i właśnie sobie cicho 
podśpiewywałam. Moi przyjaciele zaczęli wstawać.

- Idziemy zatańczyć. Idziesz z nami czy zostajesz? - zapytał wesołym głosem Reid.
- Zostaję – odparłam, a on wzruszył ramionami i poszedł.
Przez cały czas gdy oni tańczyli, popijałam drinka, a kiedy nic nie zostało w szklance, 

zamówiłam następnego. Wyszłam do łazienki by załatwić swoje potrzeby fizjologiczne i przejrzeć 
się w lustrze, aby sprawdzić czy nadal wyglądam tak dobrze, jak wtedy gdy tu przyjechałam. Nic 
się nie zmieniło. Uśmiechnęłam się do siebie i wyszłam. John i Annabelle już wrócili z parkietu. 
Byli zmęczeni. 

- Jak tam? - zapytałam ich.
- Świetnie! - krzyknęła do mnie Annabelle. Nagle stało się dużo głośniej, bo puścili jakąś 

piosenkę techno. Po chwili Annabelle kontynuowała. - Ty też powinnaś trochę potańczyć, w końcu 
po to tu jesteśmy. – Puściła mi oczko.

- Następnym razem, przysięgam – podniosłam prawą rękę i powiedziałam to poważnym 

tonem. Tak naprawdę odkładałam ten cały taniec tylko dlatego, że nie chciałam tańczyć sama. To 
było żałosne dla mnie, żeby wyjść samotnie na parkiet i wykonywać jakiekolwiek ruchy.

- Byłbym zapomniał – odezwał się John. - Słyszałaś co się stało z Anastacią?
- Nie... nic nie wiem.
- Wyprowadziła się razem z rodzicami do innego stanu dzień po tym, jak jej przygadałaś.
- Ej, wypraszam sobie! Nic jej nie zrobiłam by musiała tak uczynić, ale trudno. Podjęła taką 

decyzję i nie zmienię tego.

Później co raz repertuar się zmieniał. Na przemian puszczali wolne i szybkie utwory, 

wesołe i smutne. W końcu dołączyli do nas też Reid i Sarah. Zawołali kelnera i dysząc poprosili o 
dwie butelki wody. Minęła jedna, a potem druga godzina. Poczułam, że tylko im zawadzam i 

background image

może nawet psuję humor, siedząc cały czas przy stoliku i obserwując z góry ludzi, którzy 
wchodzili i wychodzili. Reid i John na chwilę nas opuścili i Sarah skorzystała z okazji by zapytać 
Annabelle o dzisiejszą noc.

- To jak? Zdecydowaliście się? - Nie spodobało mi się, że była taka bezpośrednia.
- Tak – odparła pewnie Ann, a po chwili dodała – Przemyślałam to jeszcze raz i doszłam do 

wniosku, że nie będę dłużej czekać. Taka okazja może się więcej nie powtórzyć, nie wiadomo co 
będzie dalej ze mną i Johnem. – Totalnie mnie zatkało. Nie wierzyłam własnym uszom. Jak to nie 
wiadomo, co z nimi będzie? To jasne, że są wspaniałą parą i nic tego nie zmieni. Nie ma mowy. 
Byłam oburzona tym faktem. Miałam ochotę publicznie ją rozerwać. Nie zostawię tego tak, 
pomyślałam. Powiem jej do słuchu.

Kiedy kolejna piosenka dobiegła końca, coś zaczęło się dziać. Na scenę wyszedł 

prawdopodobnie szef klubu, ponieważ był ubrany w garnitur. Trzymał w ręku mikrofon i właśnie 
sprawdzał czy działa.

- Raz, dwa, trzy... próba mikrofonu. Słychać mnie?
- Tak! - krzyknęło parę osób, siedzących przy stolikach.
- Bardzo dobrze. Mam dla was małą niespodziankę. Pewnie zastanawialiście się dlaczego 

ustawiliśmy tutaj perkusję, gitary... ale o tym później. Jak widzicie, za mną jest ekran. – Mężczyzna 
odwrócił się i wskazał ręką na wielki telewizor. - Zrobimy sobie karaoke – dodał, a tłum ożywił się 
i zaczął krzyczeć z radości i ekscytacji oraz bić brawo, że będą mogli podziwiać czyjś głos i 
zarazem pośmiać się, że komuś słoń stanął na ucho.

Sama czułam się bardzo zadowolona z tego faktu. Ale potem pomyślałam, że mogą mnie 

wybrać i tu jest pies pogrzebany. Nie przeczę, miałam dobry głos, ale nigdy nie śpiewałam przed 
nikim tak na poważnie, a już na pewno nie przed tak dużą publicznością. Zawsze mnie zżerała 
trema, gdy nauczyciel wytyczał mnie do zrobienia apelu, bo nie miał nikogo innego pod ręką. 
Oczywiście, jak ta głupia, zgadzałam się na to, ale potem żałowałam, bo widziałam i słyszałam, że 
ktoś prychnął czy zaśmiał się. Być może to nie dotyczyło mnie, ale zawsze sobie w takich 
sytuacjach wyobrażałam za dużo. Teraz jednak już mniej zwracałam na to uwagę. Nikt nie jest 
idealny, każdy popełnia błędy, nawet mnie jest to dozwolone. Miałam nadzieję, że już niedługo 
przestanę się kompletnie przejmować plotkami czy komentarzami na mój temat. Będę robiła to, co 
chcę, a jak się komuś nie podoba, niech spada. Nagle poczułam w sobie jakąś siłę i pewność, które 
pozwoliły mi zniszczyć rosnący we mnie strach przed występem. Uśmiechnęłam się do siebie 
łobuzersko i znowu spojrzałam na scenę, na której już stał inny mężczyzna. Był ubrany w biały T-
shirt i czarne spodenki odkrywające jego nogi od kolan do kostek. Obok niego, na wysokiej 
podstawce, ustawiono zielony laptop.

- Witam serdecznie. Ja będę prowadził karaoke... Więc zaczynamy zabawę! - I znowu 

zaczęły się wiwaty. - No, to może na początek poproszę panią. – Światło reflektora padło na 
kobietę w wieku około dwudziestu pięciu lat. Było widać, że jest speszona, ale ukrywała to swoim 
promiennym uśmiechem. Zaśpiewała piosenkę Kelly Clarkson – You Found Me. Wyszło nieźle, 
chociaż głos jej drżał. Dostała duże brawa.

Kolejnym uczestnikiem był młody chłopak, miał chyba nawet tyle lat, co ja i chodził do 

mojej szkoły, ale znałam go tylko z widzenia. Nazywał się Mike. Dostał piosenkę wykonywaną 
przez zespół The Last Goodnight – Pictures Of You. Jemu poszło naprawdę dobrze. Miał mocny 
głos i nie śpiewał dokładnie tak, jak brzmi piosenka. Zrobił z tego własny cover na żywo. Bardzo 
mi się spodobało. 

Impreza trwała już dobre trzy godziny. Dochodziła dwudziesta trzecia, a my nadal nie 

dowiedzieliśmy się po co był potrzebny cały sprzęt muzyczny. Na koncert zespołu było za późno, 
być może odwołał występ. 

Podszedł do nas kelner, ni stąd, ni zowąd, bo my go nie wzywaliśmy. Nachylił się nade 

mną i poprosił bym za nim poszła. Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem, a on kiwnął tylko głową 
bym wstała. Idąc wolnym krokiem po schodach, obejrzałam się jeszcze na moich przyjaciół, ale oni 
też nie wiedzieli, o co chodzi i pokręcili głowami.

Stanęłam razem z kelnerem przed wejściem do gabinetu szefa klubu. Kiedy otworzył 

przede mną drzwi, siedziały tam już trzy osoby. Brunetka i dwójka młodych chłopaków. 

background image

- Usiądź, proszę – powiedział do mnie właściciel. Wszyscy na mnie patrzyli. Kelner zniknął 

i zamknął za sobą drzwi. Posłusznie wykonałam prośbę, a mężczyzna kontynuował. - Najpierw 
chcę wam wszystkim podziękować, że się zgodziliście...

- Słucham? Ja się na nic nie zgadzałam – zirytowałam się.
- Spokojnie. Jak masz na imię?
- Jessy, a zresztą, co pana to obchodzi?
- Obchodzi mnie, bo trudno będzie się nam zwracać do ciebie, mówiąc „ej ty!”. Nie 

przerywaj mi więcej, to powiem o co mi chodzi – odczekał chwilę, by zobaczyć czy nic nie 
powiem. - Wybrałem was, nie wiem czy słusznie, byście zagrali razem jedną piosenkę lub może 
więcej jeśli to wam dobrze wyjdzie i spodobacie się. Domyślam się, że wszyscy z was grają – 
kiwnęliśmy głowami, że tak. - No, to trafiłem w dziesiątkę. Pierwszy raz coś takiego robimy. Jest 
to ryzykowne, ale myślę, że sobie poradzicie. W innych klubach też urządzają od jakiegoś czasu 
takie amatorskie występy, które cieszą się uznaniem i pomyślałem, że my też możemy 
uatrakcyjnić repertuar. Poza tym możemy przyczynić się do odkrycia nowych talentów. 
Oczywiście wiem, że będzie trudno trafić w klubie na osoby muzycznie uzdolnione, ale słyszałem, 
że dużo uczniów z tutejszego liceum ma w planie lekcje gry na instrumentach lub uczęszcza na 
pozalekcyjne zajęcia.  Mam dla was tekst piosenki i nuty – podał kartki dziewczynie , która 
siedziała najbliżej, a ona rozdała to reszcie. Spojrzałam na wykonawcę i tytuł piosenki.

- Znacie ten utwór? Znacie w ogóle zespół? - zapytał szef.
- Jasne, że znam. Nie wiem, jak pozostali – odparłam.
- Ja też...
- I ja..
- Ja również. To mój ulubiony zespół i ulubiona piosenka – powiedział jeden z chłopaków.
- Teraz was zostawię i ustalcie, kto na czym będzie grał.
- Ale tu nie ma, co się zastanawiać. Ja biorę gitarę elektryczną – powiedziałam.
- Perkusję – odparła pewnie dziewczyna.
- Ja będę śpiewał. A tak poza tym mam na imię Josh – powiedział chłopak, który wcześniej 

twierdził, że Red to jego ulubiony zespół.

- No, to dla mnie została gitara basowa. Jestem Tom. – Podaliśmy sobie ręce. - A ty? - 

zapytał dziewczynę.

- Violetta.
- Hm... Może od razu wyjdziemy na scenę i zrobimy parę prób? - zapytałam.
- Dobry pomysł – przytaknął mi właściciel.
Poczekaliśmy aż jakiś mężczyzna po czterdziestce skończy śpiewać i szef o wszystkim 

opowie publiczności. Kiedy weszliśmy na scenę, padło na nas światło reflektorów, a widownia się 
ożywiła. Popatrzyłam na Josha, który dał nam znak, żebyśmy zaczęli grać na trzy. Tak naprawdę 
nie była nam potrzebna żadna próba. Już po dziesięciu sekundach nastroiliśmy gitary, 
ustawiliśmy głośność i wyrazistość odbioru. Gdy zaczęliśmy od nowa, ludzie byli wniebowzięci. 
Byli pod wrażeniem, że nam się udało i bili co jakiś czas brawo.

Grając, byłam całkowicie wyluzowana, szczęśliwa. Praktycznie rzecz biorąc nie musiałam 

wcale patrzeć na nuty, które były przede mną, bo znałam je na pamięć. Bez strachu kopnęłam 
stojak, który uderzył twardo w podłogę. Oczywiście widownia nagrodziła mój wyczyn. Joshowi 
świetne szło. Jego głos był prawie identyczny, jak wokalisty zespołu. Nie byłam przekonana, czy 
dziewczyna poradzi sobie z perkusją, ale kiedy usiadła za nią i wybiła rytm, nie miałam żadnych 
wątpliwości. 

Przyszła kolej na moją solówkę, ulubioną część. Mogłam się popisać i wykorzystałam tę 

szansę. Dałam czadu, a reakcja facetów była jednoznaczna. Gwizdali, wykrzykiwali coś, ale nie 
mogłam tego usłyszeć, uśmiechałam się w odpowiedzi. Poleciałam wzrokiem po widowni i 
zobaczyłam Alexa. Ucieszyłam się, bo byłam zaskoczona. Nie wiedziałam, że tu przyjdzie. 
Jednocześnie poczułam się zaniepokojona, ponieważ stał z jakimś chłopakiem i kłócił się z nim. 
Nie widziałam jego twarzy, ponieważ stał w mroku. W pewnym momencie chłopak zamknął usta 
i wskazał na mnie kiwając głową w moją stronę. Zaintrygowało mnie to, bo chciałam się 
dowiedzieć o co chodzi, w co byłam lub w co zostałam wplątana. Zjawiła się ochrona. Komuś 

background image

przeszkadzały krzyki i wyprowadzono Alexa i tego chłopaka.

Chciałam już iść, chciałam przeprosić i pożegnać się ze swoją paczką i wybiec za Alexem, 

dogonić go. Liczyła się każda sekunda, ponieważ mógł mi zniknąć niewyobrażalnie szybko z pola 
widzenia, ale nie mogłam. Musiałam poczekać, bo nagle pojawili się fani i sam szef klubu chciał 
mieć zdjęcie naszego „zespołu”. Dałam autograf kilku osobom i pobiegłam w stronę schodów. 
Przeskakiwałam po dwa stopnie. Kiedy zbliżyłam się do stolika, przyjaciele zaczęli bić brawo, ale 
ja nie zwracałam na to uwagi. Zebrałam swoje rzeczy i już chciałam iść, ale Ann mnie złapała za 
rękę.

- Hej, gdzie ty idziesz?
- Muszę natychmiast wyjść. Coś mi wypadło. Rano do ciebie zadzwonię. Cześć wszystkim.
I już mnie nie było. Potrąciłam jakąś dziewczynę wybiegając z klubu. Rozejrzałam się po 

ulicy, ale nigdzie nie było ani Alexa, ani jego motoru. Przebiegłam na drugą stronę i ruszyłam z 
piskiem opon. Sprzyjało mi szczęście, bo na każdym skrzyżowaniu miałam zielone światło i nie 
było żadnego samochodu na drodze. Na zegarze dochodziła północ. Powoli zza chmur wyłaniał 
się srebrny księżyc, oświetlając miasto, a potem las.

Dojechawszy na miejsce, zobaczyłam palące się  przed domem światło i otwarty garaż. 

Alex zdążył już wyprowadzić motor i wychodził właśnie z moimi rodzicami z domu. Wysiadając, 
widziałam, że o czymś zawzięcie dyskutowali, ale nagle umilkli. Jak zwykle nie chcieli by coś się 
dostało do moich uszu. Alex zszedł po schodach i chciał dojść do motoru, ale zagrodziłam mu 
drogę.

- Jessy, nie rób tego – powiedział.
- Czego? Mam ci tak po prostu odpuścić?
- Nie utrudniaj. Muszę jechać i zmienić... - urwał.
- Zmienić, co? - zapytałam, ale nie odpowiedział. - Nieważne. Nie pozwolę mnie 

ignorować. Nikomu. Żądam od ciebie wyjaśnień. Kim był tamten chłopak, z którym się kłóciłeś? 
Dlaczego wskazał na mnie?

- Przepraszam, że to widziałaś.
- Nie przepraszaj, bo doskonale wiedziałeś, że cię zobaczę. Gdyby było inaczej, spotkałbyś 

się z nim gdzie indziej – powiedziałam oschle.

- Nie zatrzymuj mnie, bo będę musiał użyć siły, a nie chcę tego.
- Przepuść go – wtrąciła się mama.
- Nie mam takiego zamiaru! - krzyknęłam. 
Podniosłam wskazujący palec i przycisnęłam go do piersi Alexa. Patrzyłam mu prosto w 

oczy, które stały się czarne. Jego twarz zbielała, to księżyc oświetlał ją jasnym blaskiem. 
Nakręciłam się, byłam zła, kipiałam gniewem. Miałam już dość bycia grzeczną dziewczynką. 
Chciałam postawić na swoim i tak się stało. Alex otworzył usta, a z nich wydobyło się przenikliwe 
warczenie. Nie ustąpiłam, nie bałam się go, bo byłam pewna, że nic mi nie zrobi. Był dla mnie 
kimś w rodzaju ochroniarza, jak sam siebie określił. Chwycił mnie szybko za rękę, którą nadal 
trzymałam na jego piersi i odepchnął mnie do tyłu. Nie potrzebował całej swojej siły by to zrobić. 
Przeleciałam nad ziemią jakieś dwadzieścia metrów. Zabolało jak diabli, kiedy upadłam na plecy. 
Od razu przewróciłam się na bok i wiłam z bólu. Miałam startą skórę na plecach. Otworzyłam 
oczy i spojrzałam w stronę rodziców. Nie ruszyli się, nie byli nawet wzburzeni tym, co zrobił ze 
mną Alex. On natomiast podszedł już do motoru i wsiadł na niego. Trzymał nogę by zapalić, ale 
nie zrobił tego. Widziałam, że szybko ochłonął i żałował tego, co zrobił. Zsiadł i zaczął iść w moją 
stronę, ale nie zdołał do mnie dotrzeć, bo coś go zatrzymało. Stał jak sparaliżowany i znowu 
warczał. Obok mnie przemknęło coś srebrnego. Wydawało mi się, że to ćma, ale miało za duże 
rozmiary. Księżyc przesłoniły chmury, ale światło palące się przed domem, pozwoliło mi zobaczyć 
wilka. Tego samego, którego spotkałam w lesie. Miał najeżoną sierść i warczał tak samo jak Alex, 
ale bałam się go bardziej. Powoli się podniosłam i zaczęłam iść omijając szerokim łukiem zwierzę. 
Ono zobaczyło mnie, szybko podbiegło i odwróciło się tyłem, zastawiając mi drogę ucieczki. Nogi 
wrosły mi w ziemię, były jak dwie kłody, całe moje ciało było sztywne, ale potem zaczęłam drżeć 
ze strachu. Wilk nadał warczał i patrzył cały czas w stronę Alexa.

- On cię chroni... przede mną – powiedział w końcu szeptem, jakby głos uwiązł mu w 

background image

gardle. - Powiedz coś do niego, zbliż się.

- Postradałeś zmysły?! Nie ma mowy! Może on mnie wcale nie broni przed tobą, bo mnie 

zaatakowałeś, tylko po prostu chce mnie na kolację!

- Nie. On cię chroni – powtórzył.
Serce waliło mi jak młot. Skierowałam wzrok na wilka, a on w tym samym momencie 

odwrócił łeb w moją stronę. Ukucnęłam, na czole wystąpiły mi krople potu. Nigdy jeszcze nie 
byłam tak blisko dzikiego zwierzęcia. Wilk zaskomlał i popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem, o 
ile mógł takim patrzeć. Nie byłam w pełni świadoma tego, co robię. Powoli wysunęłam lewą rękę i 
zatrzymałam ją. Kiedy podszedł, dotknął jej swoim pyskiem, a następnie trącił zimnym i 
wilgotnym nosem, i polizał. Kamień spadł mi z serca i odetchnęłam głęboko z lekkim uśmiechem 
na ustach.