Rosja nadzieją dla chrześcijaństwa?
Postęp rewolucji obyczajowej w świecie zachodnim, w którym środowiska
prawicowe, konserwatywne i tradycjonalistyczne zepchnięte zostały na
margines, a w niektórych krajach prawie zupełnie wyeliminowane z życia
publicznego, sprawia, że w wielu pośród nich rośnie sympatia do rządzącego
Rosją Władimira Putina. Jego konfrontacja z Zachodem i podejmowane próby
restytucji potęgi imperialnej z czasów sowieckich wymuszają propagandową
narrację, w myśl której Rosja jest opiekunem chrześcijaństwa zagrożonego z
jednej strony przez zachodnie zepsucie, a z drugiej przez agresję islamu i
neopogaństwa. Warto jednak postawić sobie pytanie, czy dla polskiego
katolika Rosja może być jakąkolwiek alternatywą wobec Zachodu? Czy w
ogóle mamy do czynienia z krajem chrześcijańskim?
Po demontażu ZSRR pojawiły się nadzieje, że oto następuje zapowiedziane
przez Matkę Bożą w Fatimie nawrócenie Rosji, co interpretowano między
innymi jako możliwość ekspansji katolicyzmu na duchowej pustyni, jaką były
dawne sowieckie republiki. Do Rosji przybyło szczególnie wielu kapłanów z
Polski, którzy prowadzili wytężoną działalność ewangelizacyjną nie tylko pośród
potomków Polaków mieszkających na Syberii i w europejskiej części Rosji, ale
również odnosili sukcesy w przyciąganiu do katolicyzmu licznych Rosjan.
Okazało się jednak, że po okresie niemal zupełnej wolności nastąpiła seria
oskarżeń ze strony moskiewskiej Cerkwi o tak zwany prozelityzm, następnie
miały miejsce deportacje co aktywniejszych księży przez władze i wreszcie – po
wymuszeniu przez Kreml na Watykanie zmian w rosyjskiej hierarchii – rozmach
katolickiej ekspansji został wygaszony.
Obecnie w Rosji funkcjonuje około 300 katolickich parafii, w których pracuje
ponad 270 kapłanów diecezjalnych i zakonnych oraz przeszło 340 sióstr. Liczba
wiernych katolickich wynosi około 800 tysięcy osób. W części europejskiej
większość wiernych mieszka w miastach, natomiast na Syberii sytuacja jest
odwrotna: katolicy zamieszkują głównie wsie i małe miasteczka, nierzadko
oddalone od siebie o setki kilometrów.
Katolicyzm nie został uznany w roku 2009 za jedną z „religii rodzimych” (czyli
cieszących się uznaniem i wsparciem państwa), którymi ogłoszono:
prawosławie, islam, judaizm i buddyzm. Na razie katolików nie poddaje się
otwartym prześladowaniom, zapewne dlatego, że dla dyplomacji patriarchatu
moskiewskiego mogą oni być kartą przetargową w politycznych grach, w
których bierze udział również Watykan. Jednak katolicy są regularnie spychani
na margines, między innymi do dziś nie uzyskali zwrotu wszystkich kościołów,
które zostały zagarnięte przez komunistów.
– Wspólnota katolicka w Rosji jest jeśli nie bezpośrednio prześladowana, to
przynajmniej lekceważona i uszczupla się jej prawa – oświadczył przed dwoma
laty ksiądz Igor Kowalewski, sekretarz generalny Konferencji Biskupów
Katolickich Rosji.
Nie dokonało się więc nawrócenie Rosji na katolicyzm i na razie, po ludzku
patrząc, perspektywy na to wydają się być dość dalekie.
Cerkiew znów u władzy
Rosyjskie prawosławie kształtowało się nie tylko pod religijnym, ale i
cywilizacyjnym wpływem bizantyjskim, a następnie mongolskim, co nie mogło
pozostać bez wpływu na jego kształt. Cechami, które wyróżniają go w całym
świecie wschodniego chrześcijaństwa są: silna wspólnotowość o rysie
kolektywistycznym, skłonność do całkowitego podporządkowywania się władzy,
mającej niczym nieograniczone uprawnienia w regulowaniu wszystkich
przejawów życia, oraz ogromna niechęć do zachodniego, a więc „zepsutego”
katolicyzmu połączona z przekonaniem o wyjątkowości Rosji – „trzeciego
Rzymu”. Według powstałej u progu nowożytności ideologii imperialnej,
wiążącej władzę i Cerkiew nierozerwalnym węzłem, Moskwa była ostatnim
państwem prawdziwie chrześcijańskim, a zadania cara ruskiego nabrały
charakteru mesjanistycznego. Niezwykle ważnym elementem idei
prowadzonego przez Moskwę „zbierania ziem ruskich”, które umożliwiło
zdobycie Kijowa, translację jego tradycji kościelnej na północ i utworzenie
patriarchatu moskiewskiego, był właśnie antykatolicyzm.
W czasie modernizujących Rosję na modłę zachodnioeuropejską, a dokładnie
protestancką, reform Piotra I, Cerkiew ściśle wprzęgnięto w ramy machiny
państwowej w miejsce patriarchy ustanawiając Synod Rządzący ze świeckim
urzędnikiem – oberprokuratorem – na czele. Wyniszczona niemal całkowicie
przez bolszewików, została właściwie stworzona na nowo przez Józefa Stalina
dopiero w obliczu widma klęski w wojnie z III Rzeszą jako instytucja mająca
zagrzewać Rosjan do obrony kraju. Od tego czasu stała się elementem
komunistycznej machiny propagandowej zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz
Kraju Rad. Wszyscy jej dotychczasowi zwierzchnicy, od pierwszego Sergiusza do
obecnego Cyryla I, byli, jeśli nie agentami, to wprost funkcjonariuszami KGB.
Ten ostatni jest dziś jednym z najbogatszych ludzi w całej Rosji i jedną z
najważniejszych postaci życia politycznego w kraju, ściśle współpracując z
prezydentem Władimirem Putinem i utwierdzając władze postkagiebowskich
elit. Cerkiew wspiera oficjalną mocarstwową koncepcję geopolityczną, w imię
której eurazjatycka Rosja musi opierać się dominacji rządzących oceanami
Stanów Zjednoczonych, usiłujących narzucić całemu światu zachodni model
demokracji oraz liberalną kulturę. Rosja musi więc bronić swojej kultury i
cywilizacji, a ważnym składnikiem tej ostatniej jest prawosławie.
Rzeczywiście, po demontażu ZSRR, w obliczu pustki aksjologicznej powstałej w
wyniku fiaska komunizmu, Cerkiew stała się na powrót ważną instytucją.
Odzyskała część swej dawnej własności i obiektów sakralnych, a jej
hierarchowie są ważnymi uczestnikami wydarzeń państwowych. Doszło do
spektakularnych i licznych nawróceń, ale czy doszło do rzeczywistego
nawrócenia Rosji na prawosławie?
Prawosławni, ale nie wierzący
Wszystkie ośrodki badania opinii publicznej, od liberalnego Centrum Jurija
Lewady, przez Wszechrosyjskie Centrum Badania Opinii Publicznej do zbliżonej
do Kremla Fundacji „Opinia Publiczna”, podają w swoich badaniach mniej
więcej podobne dane na temat liczby identyfikujących się jako prawosławni. W
przypadku centrum Lewady jest to około 60 procent, w wersji FOP – nawet 80
procent. Można więc przyjąć, że w Rosji żyje około stu milionów osób
deklarujących się jako prawosławni.
Jednak identyfikacja ta ma charakter przede wszystkim narodowy i polityczny,
nie wiąże się natomiast z zaangażowaniem religijnym. Choć liczba ludzi
określających się jako prawosławni rosła nieprzerwanie od demontażu Związku
Sowieckiego (najwidoczniejszy wzrost nastąpił w latach 1994–1996 i 2007–
2009) do roku 2010, kiedy wyniosła 70 procent, to liczba tych, którzy stale
uczestniczą w praktykach religijnych, nie zmienia się od roku 1992 i wynosi
stale około trzech procent, co oznacza nieco ponad cztery miliony
praktykujących. Z tym, że jako stale praktykujących w Rosji określa się tych
prawosławnych, którzy uczestniczą w Świętej Liturgii i przystępują do Komunii
przynajmniej raz w miesiącu (nie zaś raz w tygodniu). Jeśli przyjąć bardziej
rozszerzoną definicję praktykujących, uznając za takich wszystkie osoby, które
Komunię przyjmują przynajmniej raz w roku, to ich liczba wzrosnąć może do
około 10–12 procent. To wciąż zbyt mało, by nazwać społeczeństwo rosyjskie
prawosławnym. Przyznają to zresztą przedstawiciele samej Rosyjskiej Cerkwii
Prawosławnej, jak choćby ksiądz Nikołaj Jemielianow, badacz cerkiewnej
statystyki, z którym wywiad można przeczytać na stronie prawosławie.ru
(oficjalny organ moskiewskiej Cerkwii).
Choć lata dziewięćdziesiąte charakteryzowały się prawdziwym boomem
powołań, w Rosji wciąż występuje poważny brak duchownych. Kapłanów i
diakonów prawosławnych jest około 30,5 tysiąca – czyli mniej więcej tyle samo,
co kapłanów katolickich w kilkakrotnie mniejszej Polsce. Jeśli w Polsce na
jednego kapłana przypadają 1103 osoby określające się jako katolicy, to w Rosji
liczba ta, w odniesieniu do prawosławnych, wynosi 6050.
Choć deklaratywnie Cerkiew jako instytucja cieszy się bardzo wysokim
poparciem, zdecydowana większość Rosjan nie utożsamia się z jej postulatami
obyczajowo-moralnymi. Na przykład około 70 procent respondentów ośrodków
badania opinii publicznej deklaruje, że nie chce dużego wpływu Cerkwi na
politykę i kształtowanie prawa. Papierkiem lakmusowym stanu moralnego
społeczeństwa są kwestie stosunku do życia i rodziny.
Rosja wobec życia
Z roku na rok liczba Rosjan maleje, co bierze się z niekorzystnego wskaźnika
urodzeń żywych względem zgonów. Prognoza demograficzna na lata 2020–
2035, opublikowana na stronie RosStat Federalnej Państwowej Służby
Statystyki, mówi, że za piętnaście lat populacja kraju może spaść do około 138
milionów, w których duży udział będą miały osoby stare i w podeszłym wieku.
Pomimo że rosyjskie władze wielokrotnie w ostatnich latach zapewniały, iż
widzą problemy demograficzne kraju, Rosja wciąż ma jeden z najgorszych w
świecie stosunków aborcji do urodzeń żywych dzieci. W okresie późnego
Związku Sowieckiego, a także w latach dziewięćdziesiątych XX wieku był on
katastrofalny – co roku średnio na każde rodzące się dziecko przypadało
bowiem dwoje okrutnie zamordowanych w łonach matek. Jeszcze z początkiem
tej dekady wykonywano corocznie prawie 1 milion 200 tysięcy„zabiegów”, bo
tak wciąż nazywa się zabicie nienarodzonego dziecka. W roku 2015 przyszło na
świat 1 milion 940 tysięcy dzieci, ale dokonano już „tylko” 848 tysięcy aborcji, a
w kolejnym roku – o 96 tysięcy aborcji mniej. Widać więc wyraźnie, że liczba
aborcji zauważalnie spada, co minister zdrowia Weronika Skworcowa otrąbiła
jako wielki sukces rządu, który wprowadził kilka lat temu poradnictwo dla
kobiet w ciąży, uświadamiające, że aborcja nie jest jedynym „wyjściem” i nie
powinna być traktowana jak wyrwanie zęba. Władze zapomniały jednak
przyznać, że z roku na rok radykalnie spada też liczba urodzeń, których w roku
2017 było już tylko 1 milion 690 tysięcy, podczas gdy w tym samym roku
zanotowano o 130 tysięcy zgonów więcej niż urodzin.
W roku 2016 cerkiewne doły oraz świeccy podjęli akcję zmierzającą do
ustanowienia prawnego zakazu aborcji, która nadal dozwolona jest niemal bez
żadnych ograniczeń do dwunastego tygodnia ciąży, a w specjalnych
przypadkach nawet do dwudziestego drugiego tygodnia (czyli piątego miesiąca)
ciąży. Pod petycją do władz podpisało się 300 tysięcy Rosjan, co może wydawać
się liczbą imponującą, choć w porównaniu z 450 tysiącami podpisów pod
znacznie bardziej konkretnym i znacznie dalej idącym projektem ustawy w
kilkakrotnie mniejszej Polsce wypada dość blado. Pod petycją złożył swój podpis
również patriarcha Cyryl – aczkolwiek niechętnie: postawiony przez niższych
duchownych pod ścianą – ale kiedy władze państwowe zadeklarowały brak
poparcia dla inicjatywy, zaczął natychmiast chyłkiem wycofywać się z tego
stanowiska i kluczyć, informując, iż podpisał się jako „osoba prywatna” (sic!).
Wicepremier Olga Gołodiec, zajmująca się polityką społeczną, i wspomniana już
minister Weronika Skworcowa wykrętnie zapewniały, że rząd chce przede
wszystkim usunąć przyczyny, które skłaniają kobietę do przerwania ciąży,
stwierdzając przy tym, że skutkiem zakazu aborcji byłoby przeniesienie jej do
podziemia. Dmitrij Pieskow, rzecznik prezydenta Putina, wyraził brak
zainteresowania Kremla sprawą, a Władimir Żyrinowski, który często wyraża
nieoficjalnie stanowisko Putina, zapowiedział, że będzie głosować przeciw
zakazowi.
Aborcję więc nadal wykonuje się powszechnie, o czym mówi relacja popa Olega
Bułuczewa z maja tego roku: Jeden z kapłanów opowiadał, jak bardzo był
przerażony, kiedy przyszedł odwiedzić swoją żonę przebywającą w szpitalu. (…)
Jego żona powiedziała mu, że kobieta leżąca na sąsiednim łóżku została
poddana sztucznemu poronieniu, a płód, narodzony w ten sposób,
natychmiast… został utopiony w wiadrze z wodą. W tym szpitalu uratowano
jedno dziecko, a w tym samym czasie drugie – nienarodzone – pozbawiono
życia. W sprawiedliwej złości ksiądz próbował odwołać się do sumienia
personelu tego szpitala – lekarzy i pielęgniarek, ale oni tylko się z niego śmiali. A
takie instytucje medyczne są szeroko rozpowszechnione w całej Rosji.
Rosja wobec rodziny
Ten sam pop Oleg Bułuczew pisze: Statystyki rozwodów dziś przerażają.
Obecnie Rosja jest ogólnie uważana za światowego lidera w… rozwodach.
Według Rosstatu, w Rosji w 2016 roku było 895 rozwodów na 1000 małżeństw,
a w 2017 roku było 829 rozwodów na 1000 małżeństw. To są nasze „tradycyjne
wartości rodzinne”. A my nadal oskarżamy sodomicką Europę…
Przykład idzie z góry – w czerwcu 2013 roku Władimir Putin poinformował o
rozpadzie jego małżeństwa z żoną Ludmiłą, z którą rozwiódł się ostatecznie
kilka miesięcy później. Kwestia nierozerwalności małżeństwa nie była zresztą
przez władców Kremla już wcześniej traktowana zbyt poważnie, skoro tak
cenieni przez współczesnych Rosjan Iwan Groźny i Piotr I pozbywali się swoich
małżonek, kiedy te nie spełniały pokładanych w nich oczekiwań. Dziś ponad 40
procent małżeństw stanowią związki wyłącznie cywilne, a w ostatnich latach
coraz bardziej popularne stają się w Rosji, podobnie jak na Zachodzie, związki
nieformalne, których liczbę trudno oszacować.
Między islamem a pogaństwem
Krytyczne uwagi dotyczące stanu rosyjskiej rodziny mają znacznie mniejsze
zastosowanie, jeśli chodzi o rodziny muzułmańskie, a należy pamiętać, że islam
jest drugą co do znaczenia religią w Federacji – a wkrótce może stać się
pierwszą. Według Pew Research w roku 2010 w Rosji miało żyć 16,4 miliona
muzułmanów (11,6 procent populacji rosyjskiej). Szacuje się, że liczba
wyznawców islamu wzrośnie w 2030 do 18,6 miliona, czyli 14,4 procent
populacji Federacji, a jeśli spełnią się pesymistyczne prognozy demograficzne,
to za piętnaście lat będą oni stanowić ponad 20 procent jej mieszkańców, czyli
więcej niż w jakimkolwiek kraju Europy Zachodniej.
Islam jest najbardziej rozpowszechniony na północnym Kaukazie, środkowym
Powołżu i Uralu, gdzie w aż siedmiu republikach ponad połowę mieszkańców
stanowią nacje tradycyjnie islamskie. W większych miastach, szczególnie w
Moskwie i Petersburgu, odsetek muzułmanów rośnie w sposób
niekontrolowany. Zapewne dlatego nie publikuje się żadnych oficjalnych
statystyk, ale nieoficjalnie mówi się o trzech milionach wyznawców islamu
mieszkających stale w stolicy Rosji. Nic dziwnego, że podczas ostatniego
ramadanu na ulice Moskwy wyległo około 100 tysięcy muzułmanów, co było
swoistą manifestacją siły.
Islam jest uznany przez Rosję za jedną z czterech jej tradycyjnych religii.
Państwo do pewnego stopnia gwarantuje mu nieskrępowany rozwój, choć w
sferze publicznej pojawiają się wezwania do walki z zagrożeniem
muzułmańskim, a władze zwalczają radykalny wahabicki islam. Muzułmanie w
sposób szczególny obecni są w rosyjskiej armii, gdzie stanowią już ponad 30
procent żołnierzy, co stanowi problem, z którym nie potrafią sobie poradzić
wyżsi dowódcy.
Jak rozpowszechnione były niegdyś w Rosji czary, pisał nieoceniony Ferdynand
Antoni Ossendowski w Cieniu ponurego Wschodu. Opowiadał on o
ceremoniach, których sam był świadkiem w guberni pskowskiej, a następnie w
guberni czarnomorskiej. Niewiele lat przed rewolucją w Rosji czci zażywali
dawni bogowie: Perun, Wołos, Dadźbóg! Nad Wołgą i Kamą w chłopskich
domach widzieć można było drewniane i gliniane figurki bogów pogańskich,
stojące obok świętych obrazów i krucyfiksów w tak zwanym „czerwonym
kącie“, czyli w rogu naprzeciwko drzwi. W niektórych regionach
rozpowszechnione były nawet instytucje lokalnego czarownika i wiedźmy.
Kraj wróżów i czarownic
Pogańskie wpływy szerokim strumieniem dostawały się również w obręb
samego prawosławia, stąd właśnie w Rosji powstało tak wiele sekt
pozostających pod wpływem religii Dalekiego i Bliskiego Wschodu, niekiedy
rażących swoimi ekstremalnymi formami wyrazu czy stylem życia, jak
„chłystowie” czy dokonujący rytualnych samookaleczeń i kastracji „skopcy”, a
także wywodzący się z ruchu staroobrzędowego pomorcy, dopuszczający
rytualne samobójstwa przez samospalenie, strannicy, spasowcy, filiponi czy
fiedosiejewcy. Aleksander Dugin stwierdził kiedyś nawet, że prawosławie i
chrześcijaństwo to dwie różne rzeczy. (…) Prawosławie, które nie jest religią,
lecz tradycją, jest o wiele bliższe temu, co nazywamy pogaństwem. Ono
obejmuje i włącza w siebie pogaństwo (…) nie wchodzi w totalny konflikt z
normami pogańskimi, a jedynie transformuje przedchrześcijańskie archetypy w
prawosławnych kontekstach.
Pogaństwo przetrwało czasy sowieckie i w dzisiejszej Rosji ma się bardzo
dobrze. Według szacunków rosyjskiej Cerkwi prawosławnej, w samej tylko
Moskwie praktykuje dziś 300 tysięcy znawców sztuk tajemnych. W całym kraju
jest ich 800 tysięcy. Ich roczne dochody wynoszą dwa miliardy dolarów, czyli
mniej więcej tyle, ile Rosja zarabia na eksporcie diamentów. Już w roku 2010
grupa deputowanych wspieranych przez Cerkiew chciała powstrzymać
ekspansję pogaństwa, forsując ustawę zakazującą reklam usług ezoterycznych,
ale jak na razie wiedźmy i wróżowie świetnie sobie radzą. Organizuje się sabaty
czarownic, działa też stowarzyszenie Kościół Szatana Federacji Rosyjskiej.
Jednakowoż nad Wołgą i Oką, podobnie jak na Zachodzie, wciąż podstawowym
problemem duchowym, pomimo szczytnych deklaracji, jest praktyczny ateizm.
Jak mówił przed kilku laty o swojej pracy w Rosji kleryk z parafii drohiczyńskiej:
Dla katolika z Polski bardzo widoczne są owoce długiej ateizacji komunistycznej,
połączonej nieuchronnie z odejściem od chrześcijańskich wartości nie tylko w
sferze publicznej, ale również prywatnej: stąd tak wiele brudu i zła w każdej
dziedzinie życia. Odbija się to oczywiście w mentalności tamtejszych ludzi i z
tego powodu dotarcie duszpasterza do ich sumień jest niezwykle trudne.
Piotr Doerre