Św. Maksymilian i spotkanie z masonerią
Rajmund Kolbe urodził się 8 stycznia 1894 roku w Zduńskiej Woli
(pow. Sieradz, woj. Łódzkie) na terenie zaboru rosyjskiego. 4
września 1910 roku, a więc w wieku niespełna 17 lat wstępuje do
Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych i rozpoczyna nowicjat we
Lwowie pod imieniem Maksymilian. Widząc u niego zamiłowanie do
nauki i znaczne w niej postępy przełożeni skierowali go do Rzymu
gdzie 10 listopada 1912 roku rozpoczyna studia filozoficzne na
Pontifica Universitas Gregoriana. Po uzyskaniu 22 października 1915
roku doktoratu z filozofii rozpoczyna studiowanie teologii na
Pontifica Fakultas Theologicus S. Bonaventurae. Studia te wieńczy
doktoratem 22 lipca 1919 roku po czym wraca do kraju.
Tych kilka lat pobytu we Włoszech sprawiło, że Maksymilian lepiej
zrozumiał ducha Kościoła. Obok związanych z pobytem w Wiecznym
Mieście rozmaitych zachwytów szybko dostrzega również wiele
negatywnych aspektów toczącego się tam życia. Mocno przeżywa
każde spotkanie ze złem toteż z rozżaleniem wspomina w swoich
„Dziennikach”: „Usłyszałem okropne bluźnierstwo przeciwko
N[ajświętszej] M[aryi] Pannie” (29 I 1918), „Znów bluźnierstwo 'della
fantasia'” (15 II 1918) czy też „Bluźnierstwo za oknem - co za kraj
bluźnierców” (16 II 1918). Bardzo go to razi, lecz potrafi w tym
wszystkim oddzielić zauważone tam zło od żyjących tam ludzi. Obok
bieli i czerni widzi całą gamę szarości i dostrzega tam intensywną
walkę dobra ze złem.
W roku 1917 masoneria na całym świecie obchodziła okrągły
jubileusz dwustulecia istnienia organizacji. Wydarzenie to świętowali
również wolnomularze w Rzymie, gdzie godność wielkiego mistrza
sprawował w tym czasie dawny burmistrz miasta Ernesto Nathan, o
którym Benedetto Croce wspominał, iż „był to człowiek godny
najwyższego szacunki (uomo degnissimo)”. Obchody te połączono z
uroczystościami rocznicowymi ku czci Giordano Bruna. Wtedy to
miało miejsce wydarzenie, które bez wątpienia znacząco zaważyło na
całym dalszym życiu młodego studenta teologii z Polski.
Masoneria włoska w połowie lat sześćdziesiątych XIX wieku połączyła
się w będący związkiem wszystkich lóż Wielki Wschód Włoch. Zawsze
wykazywała ona ogromną dążność do zjednoczenia licznych
państewek włoskich w jedną całość. „Wielki Wschód występował jako
spadkobierca i kontynuator i idei Garibaldiego i Mazziniego; jego
przywódcy jak Adrian Lemni, Ernesto Nathan, Lodovico Frapolli,
Giorgio Tamaio, Timateo Riboli chlubili się tym że są 'naśladowcami,
uczniami i następcami' tych dwu postaci, zaś w jego szeregach
znaleźli się ich dawni towarzysze walk, jak Antonio Saffi czy Luigi
Castelazzo” - pisał Ludwik Hass.
Jedną z istotnych przeszkód stojących na drodze scalenia półwyspu w
jeden twór państwowy stanowiło znajdujące się w jego centrum
autonomiczne Państwo Kościelne. Trudno więc dziwić się rozmaitym
akcjom polegającym chociażby na rozrzucaniu ulotek nawołujących
do wkroczenia policji na teren Watykanu. Ludwik Hass w odniesieniu
do cech ówczesnej masonerii włoskiej użył nawet określenia „bojowy
antyklerykalizm”. Wydaje się to całkiem słuszne jeżeli weźmiemy pod
uwagę, iż w ogłoszonej w 1906 roku wykładni pierwszego artykułu
Konstytucji Wielkiego Wschodu wolnomularstwo określone zostało
m.in. jako ponadpartyjna instytucja polityczna, otwarta dla
wszystkich zwolenników postępu, zwalczająca klerykalizm i wszelką
przemoc.
W naturze człowiek zawsze leżało to, iż z upodobaniem stosował
rozmaite uproszczenia i skróty myślowe. Możliwe, że właśnie w
związku z tym znaleźli się tacy, którym zdawało się, że można
postawić znak równości pomiędzy zarządzanym przez papieża
Państwem Kościelnym a kierowanym przez niego Kościołem czy
religią katolicką. Przy takim podejściu do sprawy jedyna drogą do
zjednoczenia Włoch musiała prowadzić poprzez walkę i w
konsekwencji tego całkowite zniszczenie katolicyzmu.
W październiku 1917 roku na ulicach Wiecznego Miasta
zorganizowano regularną demonstrację pod znakiem Szatana. Jej
uczestnicy niejako w reakcji na katolicyzm głosili otwarcie, że
ukoronowaniem ich działań ma być panowanie diabła, a zwłaszcza
jego panowanie na Watykanie. W trakcie jej trwania rozwinięto
czarny sztandar giordano-brunistów przedstawiający postać
Archanioła Michała, uchwyconą szponami Lucypera i powaloną na
ziemię. Na jednym z transparentów widniał napis postulujący w
formie imperatywu: „Szatan musi zapanować w Watykanie a papież
będzie jego sługą”.
Potężne demonstracje antykatolickie zrobiły ogromne wrażenie na
młodym Maksymilianie. Nie był już dzieckiem, ale tutaj wydarzyło się
coś wobec czego stanął zupełnie bezradny. Nie rozumiał motoru
postępowania tych ludzi toteż z uwagą wsłuchiwał się w opinie
wychowawców i niektórych wyższych hierarchów. Ich ocena była
bardzo jednoznaczna, stąd też prowokacja ta nie pozostała zbyt długo
bez reakcji strony przeciwnej. André Frossard pisał o Maksymilianie
„Tak jak święty Franciszek z Asyżu wyruszył nawrócić sułtana
tureckiego, on prosi przełożonego o zgodę na nawrócenie wielkiego
mistrza masonów, którzy hałasują wokół Watykanu, powiewając
ognistymi sztandarami, na których smok zwycięża Świętego Michała
Archanioła, co ma wróżyć papieżom już pozbawionym władzy
doczesnej bliską utratę władzy duchowej”. W odpowiedzi na, jak pisał
o. Kolbe: „coraz to bardziej jawne poczynania masonów i innych
wrogów Kościoła Chrystusowego w samej stolicy chrześcijaństwa” 16
października 1917 roku siedmiu kleryków Międzynarodowego
Kolegium Franciszkańskiego „Seraphicum” przy Via S. Teodoro 41F w
Rzymie zawiązało pod przewodnictwem brata Maksymiliana związek
„Militia Immaculatae” (znany u nas pod swoją polską nazwą -
Rycerstwo Niepokalanej lub też Milicja Niepokalanej). W literaturze
brak jest całkowitej zgodności co do daty dziennej tego wydarzenia w
związku z tym, że już sam założyciel obok 16 X podaje w niektórych
dokumentach dzień 17 X.
Członkowie tego stowarzyszenia poświęcili się w całości i
bezwarunkowo Niepokalanej Dziewicy. Podkreślał to bardzo mocno
jego założyciel pisząc, że: „Pierwszych członków łączyło jedynie mniej
więcej wyraźne pragnienie całkowitego poświęcenia się Niepokalanej
jako narzędzie w Jej niepokalanych rękach dla ratowania dusz
(zwłaszcza masonów) i dla ich uświęcenia”. Jak wspominała później s.
Szczęsna Sulatycka, Maksymilian Ma Kolbe mocno podkreślał, iż
„Milicja nie jest jakąś organizacją, ale ruchem, który ma pociągnąć
masy wyrywając je szatanowi”.
Klerycy uzyskali od rektora kolegium o. Stefana Ignudiego zgodę i
aprobatę dla swojego przedsięwzięcia. Było to tym łatwiejsze, że
znany był on z tego, iż zawsze mocno starał się uwrażliwiać swoich
wychowanków na zagrożenia płynące ze strony ideologii masońskiej.
Podobnie będący ich ojcem duchownym o. Aleksander Basile T.J.
również udzielił młodym studentom swego poparcia. Może warto w
tym miejscu zwrócić uwagę na fakt, że o. Basile był spowiednikiem
papieża Benedykta XV, który zatwierdził obowiązujący w Kościele w
latach 1917-1983 Kodeks Prawa Kanonicznego. W tej sytuacji można
by zastanowić się nad tym jak daleko sięgało udzielone przez niego
poparcie dla inicjatywy kleryków i czy była to jedynie akceptacja
czegoś co już zaistniało.
Opracowany przez brata Maksymiliana statut Milicji jako
podstawowy cel członków wymieniał: „staranie się o nawrócenie
grzeszników, heretyków, schizmatyków itd., a najbardziej masonów,
oraz uświęcenie wszystkich pod opieką i za pośrednictwem
Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej”. Bardzo mocno wziął sobie
tą intencję do serca stąd też odprawiając dnia 28 kwietnia 1918 roku
drugą w swym życiu mszę świętą czyni to właśnie w intencji o
nawrócenie schizmatyków, akatolików, masonów itd. Cel ten
podkreślany jest w różnych jego pismach wielokrotnie. W liście do o.
Wincentego Borunia Maksymilian pisze: „M.I. stara się o nawrócenie
wszystkich, którzy nawrócenia potrzebują, z masonerią na czele, i o
uświęcenie wszystkich i każdego z osobna, co są i będą kiedykolwiek i
gdziekolwiek”. W innym miejscu zaznacza on: „Naszym
pierwszorzędnym celem jest zawsze nawrócenie i uświęcenie dusz,
czyli zdobycie ich dla Niepokalanej, miłość ku wszelkim duszom,
nawet Żydów, masonów i heretyków itp.” Służyć temu miało
codzienne odmawianie aktu strzelistego do Niepokalanej, gdyż jak
pisał Maksymilian Ma Kolbe o członkach Rycerstwa: „Stając się w ten
sposób narzędziem w ręku Niepokalanej, co dzień gorącym
westchnieniem modlą się do Niej słowami, które sama na Cudownym
Medaliku objawiła: 'O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami,
którzy się do Ciebie uciekamy', a pomni i na tych, których zbawienia
pragną, dodają: 'i za wszystkimi, którzy się do Ciebie nie uciekają, a
zwłaszcza za masonami'”.
Stowarzyszenie to jako „Pia Unio Militiae Mariae Immaculatae”
(Pobożny Związek Rycerstwa Niepokalanej) zatwierdził dnia 2 stycznia
1922 roku wikariusz generalny Rzymu kardynał Bazyli Pompilij
wydając w tej sprawie specjalny dekret. Jako „pobożny związek” M.I.
miała działać .w oparciu o przepisy prawa kanonicznego zawarte w
kanonach 707-719 Codex Iuris Canonici. Zostało ono określone jako
Związek Pobożny co zgodnie z zapisem Kodeksu Prawa Kanonicznego
oznaczało zrzeszenie wiernych założone w celu wykonywania dzieła
zbożnego lub dzieła miłości. Maksymilian niezwykle rzadko używał
nazwy „pia unio”, ponieważ nie oddaje ona istoty Rycerstwa.
Określenie to jest mylące po dwakroć gdyż „unio” sugeruje zespół
ludzi zorganizowanych, zaś „pia” kładzie zbyt duży nacisk na stronę
dewocyjną, podczas gdy zasadniczy cel M.I. stanowiło apostolstwo.
Zamiarem Maksymiliana Ma Kolbego było utworzenie z pobożnego
związku oznaczanego umownie M.I. 1 pierwszego stopnia w
rozbudowanej później trójstopniowej strukturze. Stopień drugi M.I. 2
miał tworzyć sodalicję tzn. być związkiem pobożnym mającym zarząd
złożony z różnych stopni. Członkowie M.I. 2 mieli pełnić rolę
moderatorów w stosunku do M.I. 1. O ile w przypadku pierwszego
stopnia ograniczano się prawie wyłącznie do akcji indywidualnych, o
tyle M.I.2 to już koła prowadzące zorganizowaną akcję. O rycerstwie
trzeciego stopnia jego założyciel wspominał bardzo niewiele. Pieczę
nad działalnością stowarzyszenia sprawować miały centrale
terytorialne: międzynarodowa, narodowa i lokalna. Pisał o tym, iż
„centrala stara się dopomóc i niepokalanowianom w osiągnięciu celu
M.I. (M.I.N.) i Rodakom (M.I.P.) i wszystkim innym przez M.I.M., czyli
M.I. mundialis - światowa”.
Brat Maksymilian nieustannie dbał o rozwój Rycerstwa zarówno w
Polsce jak i w innych krajach. Tworzył tam klasztory- wydawnictwa
wzorowane na Niepokalanowie mając przy tym nadzieję, że jak pisał
do o. Felice Castagnaro w Rzymie „z czasem jeśli Niepokalana zechce,
może również powstanie Niepokalanów międzynarodowy”.
Zdając sobie sprawę ze znaczenia mediów swoje działania
skoncentrował Maksymilian głównie na działalności pisarskiej i
wydawniczej. Od stycznia 1922 roku wychodzi organ M.I. - „Rycerz
Niepokalanej”. Obok niego w niedługi czas później ukazuje się
również skierowany do najmłodszych „Rycerzyk Niepokalanej”. W
wypełnianiu swojej misji Maksymilian okazuje niespożyte siły stąd też
w 1931 roku w liście do o. Floriana Koziury pisze: „Zdaje mi się, że
obok 'Rycerza' (dla wszystkich) i 'Rycerzyka' (dla dzieci) z czasem
staną do boju inne wydawnictwa periodyczne (dzienniki, tygodniki,
miesięczniki i kwartalniki - poważne) i nie periodyczne (broszury,
książki) dla obszerniejszego spraw jakich omówienia”. Zgodnie z tymi
założeniami w maju 1935 pojawił się wielkonakładowe pismo
codzienne „Mały Dziennik” drukujące w szczytowym okresie nawet
175.000 egzemplarzy w dni powszednie i 275.000 egzemplarzy w
niedziele. Sumaryczny nakład wszystkich wydawnictw periodycznych
powstających w Niepokalanowie, wliczając w to „Rycerza
Niepokalanej”, „Mały Dziennik”, pisemka dla dzieci, „Informator
Rycerstwa Niepokalanej - Pismo dla kół M.I.” oraz wydawany dla
duchowieństwa kwartalnik w języku łacińskim, dochodził w 1939 roku
niemal do 1.500.000 egzemplarzy.
Już w najwcześniejszych pismach brata Maksymiliana szczególny
nacisk położony jest na zagrożenia osoby ludzkiej począwszy od
dzieci. Starał się stworzyć specjalnie dla nich oddzielne pisemko
wpajające już tym najmniejszym członkom Kościoła podstawowe
wartości katolickie. W związku z tym w liście do o. Floriana Koziury
zapytywał m.in. „Czy Niepokalana zechce już od Nowego Roku
przemawiać do małej dziatwy przez swego 'Rycerzyka'?” Powstanie
takiego pisma było jego zdaniem niezbędne, gdyż jak uzasadniał
pisząc dalej: „Bo ponoć masoneria truje ją niemoralnymi drukami?”
Równie wielką troskę przejawiał on o młodzież akademicką, z której
wywodzić się miała przyszła elita intelektualna kraju. Pisząc w marcu
1920 roku o tym w jednym z listów do ojca Ignudiego podkreślał:
„Masoneria natomiast działa szczególnie wśród słuchaczy
uniwersytetów”. Dbałość o tę właśnie grupę widać było
niejednokrotnie na kartach „Rycerza Niepokalanej” którego był
redaktorem naczelnym. Z wielkim niepokojem i troską pismo to
informowało czytelników o wszelkich przejawach aktywności
wolnomularstwa na tym polu. Stąd też z pewną obawą pisało np. o
tym, że: „masoni w Los Angelos wydali w roku zeszłym około 30
tysięcy dolarów na zapomogi dla studentów, co wskazuje, jak zależy
masonerji na pozyskaniu młodzieży akademickiej”. Było to zresztą o
tyle ważne, że zdaniem Ludwika Hassa istniejąca w tym czasie
sytuacja skierowała „w różnych krajach uwagę zwolenników udziału
'sztuki królewskiej' w życiu publicznym na sprawę wychowania
młodzieży w duchu ideałów humanitaryzmu”.
Zainteresowanie masonerii młodzieżą jest więc aż nadto widoczne.
Czemu jednak ochrona tej grupy przed wpływami wolnomularstwa
była wg o.Maksymiliana aż tak istotna? Pisząc o zaniku moralności,
zwłaszcza wśród młodzieży, motywował to zjawisko tym, iż „kina,
teatry, literatura, sztuka kierowane w wielkiej części niewidzialną
ręką masonerii, zamiast szerzyć oświatę, gorączkowo pracują w myśl
uchwały masonów: 'My Kościoła katolickiego nie zwyciężymy
rozumowaniem, ale zepsuciem obyczajów'”. „Niewidzialna ręka
masonerii...” Można by się w tym miejscu zapytać - cóż to za
insynuacje i skąd w ogóle takie przypuszczenia. Czy jednak
podejrzenia o usiłowanie wpływania przez wolnomularstwo na opinię
publiczną były całkiem bezzasadne? Spróbujmy rozejrzeć się za jakąś
podstawą do tego typu stwierdzeń. Pisząc o tym okresie Ludwik Hass
zauważa przecież, że w UFL-u (Powszechnej Lidze Masońskiej) „sporo
uwagi poświęcano zagadnieniu propagandy wolnomularstwa za
pośrednictwem sztuki, prasy i kina”. Ten fakt może chyba o czymś
świadczyć.
W opublikowanym 30 czerwca 1982 roku w „St. Louis Jewish Light”
artykule „Oskarżenia i prawda” autorzy oskarżają brata Maksymiliana
o naiwność. Twierdzenie takie starają się argumentować tym, że
„bezkrytycznie przyjmował i szerzył mit o 'spisku międzynarodowym',
w którym Żydzi, masoni, liberałowie, socjaliści i komuniści łączą się ze
sobą i spiskują po to, by podkopać istniejący porządek światowy i
czynią to szerząc niezadowolenie i przygotowując światową
rewolucję, która ma w ostatecznym wyniku doprowadzić do
zapanowania Żydów nad światem. Kolbe coraz to wspominał o
żydowsko- masońsko- komunistycznym 'spisku', rzekomo
wymienianym w 'Protokółach mędrców Syjonu', sfałszowanym
dokumencie rosyjskim”. Poruszony tu został problem „Protokółów...”
do których miałby się odwoływać Maksymilian Ma Kolbe przy
uzasadnianiu twierdzeń o „światowym spisku”. W rzeczywistości w
jego pismach dokument ten wspominany jest zaledwie dwukrotnie.
Czy jednak fakt, iż w ogóle się tam pojawia musi od razu oznaczać
naiwność autora? Dzisiaj patrzymy na tę książkę z perspektywy
kilkudziesięciu lat, ale jak pisał Jędrzej Giertych, bez względu na to co
o niej myślimy „nie można uważać za podstawę do krytyki, czy
potępienia kogoś za to, że na nim ta książka zrobiła wrażenie w
r.1924 i 1926, [...] Ojciec Kolbe nie mógł wiedzieć, jakie opinie o tej
książce będą ogłoszone po jego śmierci”. Zdania na temat tego
dokumentu od samego początku były podzielone i jeszcze
współcześnie Adrian Nikiel pisze: „Oczywisty jest autentyzm
'Protokołów Mędrców Syjonu', których tekst to zwykły wyciąg z
Talmudu. Oczywiście dostrzegamy w tym dziele liczne naiwności i
dziwactwa, ale nikt nie powinien ogłupiać ludzi zarzutem fałszerstwa
czy antysemickiego spisku. Nawet gdyby ktoś udowodnił niezbicie, że
'Protokoły' nie są tym, czym są, musiałby przynajmniej zgodzić się, że
tajemniczy autor był potężnym prorokiem”.
Sygnowany nazwiskami dyrektora „St. Louis Center for Holocaust
Studies” Warrena Greena i profesora Daniela L. Schlafly'ego jr z
Uniwersytetu Saint Louis, artykuł „Oskarżenia i prawda” nie jest
głosem odosobnionym. W związku z kanonizacją o. Maksymiliana
pojawiło się w stosunku do niego szereg oskarżeń o antysemityzm.
Oskarżenie o naiwność mogło w taj sytuacji, zdaniem niektórych
stanowić pewne usprawiedliwienie wobec zarzutów. Kilka dni
wcześniej, 25 czerwca, ci sami autorzy rozpoczęli więc drobiazgową
kampanię w obronie o. Maksymiliana. W oświadczeniu
zamieszczonym w „St. Louis Review” podtrzymywali, że „oskarżenia,
iż ojciec Kolbe był związany 'wściekłym rasistowskim
antysemityzmem' są fałszywe”. W liście do wydawcy „New York
Review of Books” reagowali oni podobnie w przeglądzie książki Johna
Grossa, w której autor wyraził opinię, że o. Kolbe „podnosił w górę
bezwzględną antysemicką kampanię”. Green i Schlafly zauważyli
wtedy niezwykle trafnie, że „jego obraz Żydów jak i wszystkich którzy
nie podzielali jego wiary to dostrzeganie ludzi którzy byli więźniami
błędu a nie obiektem nienawiści”. Wszak jak pisał o. Maksymilian w
liście do br. Łukasza Kuźmy z 23 sierpnia 1934 roku: „co się tyczy
Żydów, uważam, że należałoby poważnie podjąć zadanie nawrócenia
ich, ale w sposób roztropny, doprawdy bardzo roztropny.
Niekoniecznie trzeba o tym pisać na łamach 'Rycerza', ani w ogóle
nigdzie w sposób głośny. Być może w odpowiednim czasie 'Rycerz' w
żargonie spełni to zadanie”.
14 grudnia 1982 Cohen, reporter „Washington Post”, pisał iż przy
okazji wspominania o kanonizacji o. Kolbe pojawia się pogłoska, że
był on antysemitą. Podczas gdy pozornie uznaje on, że był to
„nadzwyczajny i bezinteresowny" człowiek równocześnie
podsumowuje swój przekaz stwierdzeniem „On i jemu podobni
tworzyli środowisko sprzyjające dla Holokaustu przez propagowanie
antysemityzmu, oni tworzyli pomost dla horroru nie do pomyślenia
który z tego wyniknął”. Tu atak stanowi jedynie niewielką konkluzję
do zasadniczego tekstu lecz nie zawsze zarzuty były tak zawoalowane.
Zwłaszcza w środowiskach Żydów amerykańskich pojawiło się szereg
głosów zgodnych z waszyngtońskim korespondentem „The Nation”
Christopherem Hitchensem, który opisywał o. Kolbe jako „człowieka
rzeczywiście stosownego do Inkwizycji" do „bezwzględnego
rozpalania pieca” prowadzącego w konsekwencji do zniszczenia.
Rabbi Zev Nelson, pisał dla „Boston Jewish Advocate”, że o.
Maksymiliana poprzez swoją aktywną publicystykę„realizował
bezwzględne kampanie antysemickie". Żydowski wydawca Rabbi
Robert Gordis pytał wręcz „Jeżeli tak wygląda święty, kto potrzebuje
grzeszników?”
André Frossard słusznie zauważa jednak, iż „Nie można osądzać
wstecz ojca Kolbego na podstawie dowodów, jakich dostarczyła
później nienawiść. Niskiego, podłego uczucia antysemityzmu - zostało
to dowodnie wykazane - nie znał najdrobniejszy atom jego osoby. Żyd
był jego bliźnim, chciałby, żeby stał się mu jeszcze bliższy, to wszystko.
Nigdy, ale to nigdy, nie uchybił miłości”. Nie bez kozery więc Jędrzej
Giertych akcentował z naciskiem „chcę podkreślić to, że Ojciec Kolbe z
pewnością nie był wrogiem Żydów, a już w szczególności 'rasowym'
(rasistowskim), czy 'zoologicznym' antysemitą. Widział on w Żydach
dusze stworzone przez Boga, za które się modlił i którym chciał przyjść
z pomocą, gdy były w potrzebie”.
Antysemityzm to jak czytamy w Encyklopedii Katolickiej „uprzedzenie,
nietolerancja, wrogość lub nienawiść w stosunku do ludzi
narodowości lub pochodzenia żydowskiego”. Jest to określenie
zgodne z ogólnie przyjętymi definicjami. Jak więc miał się do tego
rzeczywisty stosunek Maksymiliana Kolbego do Żydów? Wbrew
pojawiającym się niekiedy zarzutom z pewnością nie był on
„zoologicznym” antysemitą, a co więcej jego stosunek do takich
poglądów był z gruntu negatywny. On sam w liście do o. Anzelma
Kubita z 22 czerwca 1937 roku pisząc o ks. Trzeciaku podkreślał „jest
to taki antysemita, graniczący z szowinizmem, że 'Mały Dziennik' nie
może iść po jego linii i dlatego nie wszystkie jego artykuły (które on
przysyła) są drukowane w 'Małym Dzienniku'”. Myślę że nie od rzeczy
będzie zacytować w tym miejscu jego list z Nagasaki do o. Mariana
Wójcika z 15 lipca 1935 roku. Czytamy tam m.in.: „Mówiąc o Żydach
bardzo bym uważał na to, żeby czasem nie wzbudzić, albo nie
pogłębić nienawiści do nich w czytelnikach i tak już nastrojonych do
nich czasem nawet wrogo. Na ogól więcej bym się starał o rozwój
polskiego handlu i przemysłu niż piętnował Żydów. Oczywiście
zdarzają się i wypadki złej woli z ich strony, kiedy to trzeba będzie
wystąpić energiczniej, nie zapominając, jednak o tym, że naszym
pierwszorzędnym celem jest zawsze n a w r ó c e n i e i uświęcenie
dusz, czyli zdobycie ich dla Niepokalanej, miłość ku wszelkim duszom,
nawet Żydów i masonów i heretyków. itp.”
Używane przez ojca Kolbe określenie „masoneria” jest pojęciem
bardzo szerokim. Problem ten uważał za sprawę niezwykle ważną,
gdyż z jej działalnością wiązał większość działań antykatolickich.
Przekonanie takie widać w słowach: „Czytając dyplomik widzimy że
celem M.I. jest w pierwszym rzędzie nawrócenie wszystkich, a
zwłaszcza masonów , ponieważ w naszych czasach oni niestety stoją
na czele akcji antykatolickiej, również i tam, gdzie ich niezbyt widać”.
W rękopisie „Wrogowie Kościoła dzisiaj” brat Maksymilian zapisał
ponadto w związku z tym, iż: „Głowa [masonerii] jest nieznana i
działa zawsze z ukrycia, tak ażeby utrudnić przeciwdziałanie. To z
tego warsztatu zaczęła się rewolucja francuska i seria rewolucji
między 1789r. i 1815 i także... wojna światowa, a pod jej wpływem
działali Voltaire, d'Alembert, Rousseau, Diderot, Choiseul, Pombal,
Arands, Tanucci, Haugwitz, Byron, Mazzini, Palmerston, Garibaldi i
inni”.
Z wizją odpowiedzialnej za wszystkie poczynania antykatolickie
masonerii związana jest również jego gwałtowna i zdecydowana
reakcja na opublikowany w socjalistycznym „Dzienniku Ludowym”
oszczerczy artykuł na temat Niepokalanowa. W skierowanym wtedy
do o. Anzelma Kubita liście zwierzał się z go dręczących wątpliwości
co do właściwego postąpienia w tej sprawie. Naświetlając cały
problem pisał: „Na ogół prasa socjalistyczno- komunistyczno-
masońska ciągle łączy napaść na religię i instytucje kościelne z
Niepokalanowem, 'Rycerzem' lub 'Małym Dziennikiem'”.
„Przez całe swoje życie Ojciec Kolbe był przeświadczony o wielkim
niebezpieczeństwie, jakie dla Kościoła przedstawiała masoneria. W
jego pismach drukowanych zarówno jak i w jego listach, ciągle
przewijają się wzmianki o masonerii” - pisał Jędrzej Giertych. Prawdą
jest, iż problematykę masońską brat Maksymilian poruszył ogółem w
58 swoich pismach. Wśród nich wymienić należy: listy, teksty
programu Rycerstwa Niepokalanej, dzienniczek mszalny, zapiski z
podróży, pamiętnik, artykuły oraz dwie konferencje ascetyczne
zanotowane przez słuchaczy. Jest to dosyć dużo, choć biorąc pod
uwagę jego niezwykle bogatą spuściznę pisarską nietrudno zauważyć,
że nie jest to u niego temat wiodący i pozostaje on raczej w cieniu
pracy nad rozwojem duchowym i działalności misyjnej.
Mimo swego zdecydowanie negatywnego stosunku nie demonizował
on działalności wolnomularzy tj. nie starał się przypisywać należącym
do tej organizacji ludziom cech przynależnych demonowi. Szatan
charakteryzuje się tym, że całe jego działanie jest już z założenia złe i
nie ma w nim działań przemieszanych. W tym co robi nie może być
mowy o zaślepieniu czy nierozwadze, ponieważ jedynie zło jest tym
co popycha go do działania.
Maksymilian Ma Kolbe wyraźnie odróżniał ludzi od struktur, które
uważał za błędne i niewłaściwe. Pisał więc „Głową piekielnego węża,
to bez wątpienia obecna m a s o n e r i a. Nie mówię masoni, bo to
ludzie nieszczęśliwi, ale ich dążność, ich organizacja skierowana
przeciw Bogu i szczęściu dusz”. Przynależność do wolnomularstwa
uważał za jakiś przejaw głupoty czy bezmyślności. Można to zauważyć
w jego liście skierowanym do o. Kornela Czupryka, kiedy to
nakreślając cele Niepokalanowa podsumowuje to zdaniem „Wtedy
padną herezje, ateizmy, masonerie i wszystkie inne podobne z
grzechów płynące głupstwa”.
O takim właśnie stosunku do wolnomularzy świadczyć może również
fakt złożenia przez o. Maksymiliana w dniu 28 października 1928 roku
wizyty w mieszkaniu Tadeusza Gałeckiego w Warszawie. Ten, którego
próbuje się niejednokrotnie określać mianem „masonożercy”
odwiedza najwyższego w kraju dostojnika wolnomularskiego. Wszak
dopiero w rok później, w grudniu 1929 roku doszło do rezygnacji
Andrzeja Struga ze stanowiska Wielkiego Suwerennego Komandora
Rady Najwyższej 33 i Ostatniego Stopnia Rytu Szkockiego Dawnego
Uznanego. Jeszcze później wystąpił on całkowicie z ruchu, choć jak
podkreśla Ludwik Hass „bez formalnego jednak zerwania z nim”.
Maksymilian nigdy nie próbował demonizować, w efekcie czego nie
mówił o potrzebie zwalczania masonów czy też ich unicestwienia lecz
raczej starał się podkreślać konieczność ich nawracania. Zapytywał
więc na kartach „Rycerza Niepokalanej”: „czyż nie lepiej wam,
masonom polskim [...] zwrócić się szczerze do Boga, uznać Zbawiciela
Jezusa Chrystusa, pokochać Niepokalaną i pod Jej sztandarami
zdobywać dla Niej dusze?... Czyż wolicie należeć do tej głowy węża
oplatającego świat, o którym powiedziano: 'Ona zetrze głowę
twoją?”. Nie próbował demonizować i nie nawoływał w swych
wypowiedziach do wytępienia ogniem i mieczem. „R y c e r z , M i l i c
j a, w a l k a: wojowniczo brzmią te słowa, bo i oznaczają wojnę. Nie
walkę przy pomocy karabinów, kulomiotów, armat, samolotów,
trujących gazów, ale - prawdziwą walkę. Jakaż jej taktyka? Przede
wszystkim modlitwa” - pisał w artykule „Nasza Taktyka”. Przez całe
życie toczył więc „Walkę ze złem, które stanowi to wszystko co
skalane, co nie pochodzi od Boga, to wszystko co pochodzi od węża
piekielnego... wszystkie nasze wady, nasze winy”.
Nornert Wójtowicz/opoka.org.pl