Chap 10
- Just lie to me -
Jackson’s POV
- NATHAN! Stary, wracaj! – wołali za nim jego kumple. Ja tylko stałem i patrzyłem jak znikał
między murami budynków.
Nie mam pojęcia jak dałem radę to zrobić. Wiedziałem, że będą dzisiaj w mieście, czekałem
na dobry moment. Stanąłem z nim twarzą w twarz i się zawahałem, przez ułamek sekundy
pomyślałem, że źle robię. Ale stłumiłem tą myśl i zacząłem swój wywód. Wtedy jeszcze
bardziej zrobiło mi się wstyd tego co robiłem. Koleś wyglądał jakby go krzyżowali, zaczął
płakać. Było mi przykro, bądź co bądź nie zasłużył sobie na takie cierpienie.
To co powiedziałem było prawdą, ale bardzo przerysowaną. On jej przecież aż tak bardzo nie
rani, Martyna nawet nie chce o tym myśleć, tak jest w nim zakochana. Ale musiałem jakoś się
go pozbyć. Wiem, że będzie jej lepiej ze mną. Ja znam ją dłużej, kocham ją dłużej. Zasłużyłem
na szczęście, a wiem, że ona też mnie kocha. Może nie tak jak jego, ale to tylko kwestia
czasu. Wystarczy, że ujrzy we mnie faceta, nie tylko przyjaciółkę i zapomni o PANU
IDEALNYM.
- Musimy go znaleźć. – powiedział ten duży, Siva. Zaczęło padać, ale nikt się nie ruszył z
miejsca. Kędzierzawy wisiał na telefonie i ciągle powtarzał ‘Nath odbierz, stary’ czy coś w tym
stylu. To była bardzo dziwna akcja.
- Jackson, do cholery, coś ty mu powiedział?! – Tom znowu wyglądał jakby chciał mi nawalić.
Aż go ten łysy, Max musiał trzymać.
- Uświadomiłem mu tylko ile spieprzył w życiu Emmy. On na nią nie zasługuje i powinien to
wiedzieć. – starałem się nie złamać. No było mi przykro, no. Sykes nie wiedział, że odbija mi
dziewczynę moich marzeń, a ja się tak mszczę. Ale w miłości wszystko wolno, a moja miłość
zaczęła mnie zaślepiać.
- A co, ty może zasłużyłeś?!
- Tom, uspokój się. – próbował go uspokoić. Parker się domyślił, nie dobrze.
- Nie będę się uspokajał! Vicky miała rację. Ten koleś ściemnia! – wskazał na mnie, a moja
szczęka upadła już do poziomu bruku – On wcale nie jest gejem.
- CO?! :O – zdziwili się wszyscy. Było mi tak głupio, że sam chciałem uciec.
- Udaje, bo leci na M., a ona inaczej by się z nim nie kumplowała.
- To wcale…
- Nie ściemniaj! Moja dziewczyna jest bardzo sprytna, prawie od razu cię rozgryzła. Żałuję
tylko, że sam nie posłuchałem jej i nie poszedłem od razu do Nath żeby ci ‘wytłumaczył’ kogo
Martyna kocha i czyją jest dziewczyną.
- Ja naprawdę… - zacząłem się nieświadomie cofać. Czułem, że za chwilę to się może dla
mnie źle skończyć.
- Czyli to ściema? Naopowiadałeś mu jakiś bzdur żeby ją rzucił i ty mógłbyś mieć okazję ją
wreszcie poderwać? Jesteś żałosny. – zjechał mnie Jay.
- Nawet jeśli to, to co powiedziałem to prawda! – próbowałem się bronić.
- Musimy znaleźć Nathana. Zanim zrobi coś głupiego. – odezwał się Siva i zaczął iść w
kierunku, w którym pobiegł wcześniej brunet.
Nath’s POV
Nie mam pojęcia co robię. Klęcząc w tamtym zaułku Bóg wie jak długo dotarło do mnie, że
nie mam wyjścia. Jeśli chcę by moja ukochana była szczęśliwa, jest tylko jedna rzecz jaką
mogę zrobić. Czułem się jak szaleniec. Podniosłem się, otarłem łzy i ruszyłem w stronę
jakichś autobusów. Znalazłem jeden do Londynu i wsiadłem do niego, modląc się bym nie
rozmyślił się nim dotrę na miejsce.
Martyna powinna być w domu, ale musi być sama. Nagle wpadłem na pomysł i wyjąłem
telefon.
-> Natha SMS <-
Hey, M. Mogę do ciebie wpaść? Będę za jakieś dwie godziny. Lepiej żeby nie było
dziewczyn.
Nawet nie było mnie stać na odrobinę czułości czy uczucia w tej wiadomości. Poza tym jeśli
Emmy ma mi uwierzyć, nie mogłem tego zrobić. Muszę grać przez cały czas. Dla niej.
-> Martyny SMS <-
Cześć, kochanie! Jasne, że możesz. Już się nie mogę doczekać. I nie martw się, nikogo
prócz nas nie będzie ;) Kocham cie, Sid! <3 xxx
Kiedy przeczytałem jej odpowiedź łzy znowu zaczęły wydostawać się na zewnątrz pokazując
ból jaki miałem w sercu. Jak ja dam radę jej to zrobić? JAK?! Nie potrafiłem jej odpisać.
- Ja ciebie też kocham, Emmy. Nawet nie wiesz jak bardzo. – wyszeptałem w ekran telefonu
wpatrując się w moją tapetę, na której byłem ja z moją anielicą w objęciach na Millennium
Bridge. ;’( </3
Dlaczego to musi tak boleć? Miłość nie wybiera, co? Szkoda tylko, że musi tak ranić.
Martyna’s POV
Strasznie się dzisiaj nudziłam, prawie cały dzień spędziłam na zabawie z Eddy’m. Az nagle
dostałam sms’a od Natha, że do mnie jedzie. Byłam taka podekscytowana. :D
Zbiegłam od razu na dół, gdzie dziewczyny były pochłonięte oglądaniem Glee na DVD.
- Musicie stąd iść. – oznajmiłam bezceremonialnie po wejściu do salonu.
- Huh? A to niby dlaczego? – zdziwiła się Kate z garścią popcornu w ustach.
- Nathan właśnie wysłał mi wiadomość, że będzie tu za jakieś dwie godziny więc ma was tu
nie być.
- Aaa… BabyNath ma chcicę!
- No bardzo inteligentnie, Vicky. – ‘pogratulowałam’ jej. Mówiłam już, że jestem mistrzynią
sarkazmu?
- Co planujesz? – zaciekawiła się Alice.
- No… Wyrzucić was z domu i iść się ogarnąć?
- No, ale w co się ubierzesz? A może tak pożyczyć ci świeczki Sivy?
- To wy do tego świeczek potrzebujecie? Hahaha. – zaśmiała się Vicky.
- Seev jest przynajmniej romantyczny, nie to co ty i Tom. Wam to tylko puste pomieszczenie
wystarcza. – odgryzła jej się. To zaczęło się robić nie miłe…
- Przestańcie się kłócić! Teraz trzeba pomóc M.
- Racja! – przytaknęła Kate Al i ruszyły na górę. Mnie samą wysłały do łazienki.
Spędziłam tam prawie cały dany mi czas. Vicky kazała mi założyć jakąś czarna koronkową
bieliznę, którą pierwszy raz na oczy widziałam. Nie byłam zbyt przekonana, ale po części
postawiłam na swoim i na wierzch nałożyłam zwykłe jeans’owe szorty i brązowy top bez
ramiączek.
Włosy dokładnie wyszczotkowałam i pozwoliłam im swobodnie opadać na ramiona i twarz.
Mój makijaż składa się tylko z eyeliner’a, tuszu i pomadki o smaku czekolady. Zrobiłam tak,
bo wiem, ze Nath nie lubi dużo make-up’u.
Kiedy wreszcie się nabalsamowałam i wyszłam z toalety, okazało się, ze jestem sama w
domu. Mój pokój wyglądał ślicznie i tak strasznie uroczo. Rolety były zasłonięte, wszystko po
uporządkowane. Unosiła się w nim słodka woń wanilii, czekolady, różnych kwiatów
porozkładanych wszędzie oraz truskawek, które były jak mniemam deserem dla nas. Mmm…
Wszędzie było pełno świeczek, a na stoliku na środku stała butelka półsłodkiego wina.
Na łóżku znalazłam czarno-czerwonego i-poda Alice i karteczkę z napisem:
‘Masz tu specjalną play listę. Na pewno się wam ona spodoba. Miłej zabawy ;)
Kochamy, dziewczyny xxx’
Uśmiechnęłam się rozczulona. Aww… <3 Podłączyłam urządzenie do adaptera no półce tuż
nad łóżkiem i schowałam list do szuflady. Spojrzałam przypadkiem na ramkę ze zdjęciem,
która stała na szafce nocnej. Byłam tam ja i Nathan, obejmował mnie mocno do siebie od
tyłu, a w tle było ognisko. To zdjęcie zrobiła nam Kate na mojej imprezie urodzinowej. Jak
ślicznie razem wyglądamy. <3 Potem mój wzrok padł na zegarek i przeczesałam w
roztargnieniu włosy lewą ręką. Po chwili wydającej się wiecznością usłyszałam dzwonek do
drzwi.
Max’s POV
To jest jakaś masakra. W ogóle nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje, kiedy wyszedłem z
chłopakami z McDonald’a, bo Nath długo nie wracał. Wyszedłem i co zobaczyłem? Nathan
wyglądał jakby go wychłostali, albo cos w tym stylu. Tak jakby płoną od środka. Ten ból był
wypisany w jego zielono-niebieskich oczach. Martwiłem się o niego, to nie normalne. Od
razu pomyślałem, że może coś stało się Martynie.
Potem okazało się, że Tom coś wiedział na ten temat. Ten cały Jackson? Szczeka mi opadła.
Nigdy bym szczerze mówiąc nie pomyślał, że on NIE jest gejem i do tego jeszcze zakochał się
w M. :O
A Nath? Co on musiał wtedy myśleć? Ja na jego miejscu bym się wściekł, ale on uwierzył, że
całe zło to jego wina. Uwierzył, że na serio ją non stop tylko ranił i zasmucał. I się załamał.
Uciekł.
- Do kąd on kurde pobiegł? – zaczął tracić nerwy Jay.
- Sprawdziliśmy już chyba wszystkie miejsca, gdzie mógł się schować, pójść. Szukamy go już
ponad trzy godziny. Już dawno bylibyśmy w domu. – powiedział Siva i jeszcze raz próbował
się do niego dodzwonić.
No chyba oszaleję! Gdzie on jest? Obiecaliśmy jego rodzicom, że się nim opiekować, a my
co? Zgubiliśmy go w jakimś mieście dość daleko on domu. Niby nie jest już dzieckiem, ale
wciąż się o niego martwimy. Przecież państwo Sykes nigdy nie pozwolili by mu zamieszkać w
Londynie, gdybyśmy nie obiecali, że się nim zajmiemy. On ma 19 lat, Bóg wie co on mógł
zrobić.
- Dzwonie do Martyny. Może pojechał do niej… - odezwał się Tom i przyłożył telefon do ucha
– Poza zasięgiem. Cholera!
- Nie możemy tak tu siedzieć do nocy. Jego tu na 100% już dawno nie ma. Wracajmy i
poszukajmy go gdzieś w domu. – powiedziałem głosem przywódcy. Czasem lubię brzmieć
dojrzale i odpowiedzialnie.
- Sprawdźmy jeszcze bary. Może poszedł się upić… - zastanowił się Jay więc ruszyliśmy tam
gdzie powiedział.
Oby nie był zalany w jakiejś spelunie, co jeśli ktoś go nagra? Będzie afera.
Jackson’s POV
Nie wiem co z sobą zrobić. Spacerowałem długie godziny po ulicach Oxfordu. Myślałem i
użalałem się nad sobą. Co ja najlepszego zrobiłem? Może lepiej było się nie mieszać? Czuje
się tak podle. Emmy naprawdę może mnie nie pokochać tak jak ja kocham ją. A z nim
twierdzi, że jest szczęśliwa. Chyba już mi odbija. Powinienem być jej przyjacielem, dbać o nią,
a ja co robię? Zmierzam do tego by jej chłopak ją rzucił. A to przecież złamie jej serce. Już
tego nie odkręcę, ale może jednak Nathan mnie nie posłucha…? Może zapomni o tym dniu i
Martyna nawet nie dowie się co chciałem zrobić?
Mam nadzieję, że nie zniszczyłem właśnie jej szczęścia. :/
Nath’s POV
Byłem jak wyprany z uczuć kiedy już stałem pod jej drzwiami. Żadna łza nie wymykała się z
oka, żadnego spazmatycznego oddechu. Nawet musiałem użyć dzisiaj kilka razy mojego
inhalatora, który zwykle mam tylko na wszelki wypadek. Dzięki Bogu, że w ogóle go ze sobą
miałem.
Ułożyłem w głowie pewien scenariusz. Nie był najlepszy, ale może w ten sposób nie
skrzywdzę jej aż tak bardzo. Tak jak powiedział Jackson, minie kilka dni i jej przejdzie.
Przecież nie można tęsknić za kimś kto cię nie kocha, kto nie bardzo o ciebie nie dba,
prawda?
Mój anioł otworzył drzwi i zaparło mi dech w piersiach. Ona jest taka, śliczna, dobra, taka
niewinna. Jak ja mam jej to zrobić?
Przecież ona mnie znienawidzi. </3
Martyna’s POV
Otworzyłam drzwi, a tam stał ON. Uśmiechnęłam się szeroko, a on nic. Stał tam tak sztywno,
ani jeden mięsień mu nie drgnął. Wystraszył mnie tym odrobinę, nigdy się tak przy mnie
jeszcze nie zachowywał. A już na pewno nie kiedy się witaliśmy. Szczególnie po tak długim
czasie osobno jaki minął.
- Nathan? Coś się stało, kochanie? – spytałam zmartwiona.
- Nie. … To znaczy… Musimy pogadać. – jego głos. Był taki chłodny. Moja mina wyrażała
chyba cały strach jaki czułam w tym momencie. Przytaknęłam tylko i wpuściłam go do
środka.
- To o czym chcesz rozmawiać? – zagadnęłam, kiedy znaleźliśmy się w salonie. Nawet
Kołomnie nie usiadł. Dosłownie wybrał oddzielną sofę. Jakby bał się do mnie chociażby
zbliżyć. Nie wiem dlaczego, ale coś mi mówiło, że to nie skończy się dobrze.
- Ja… - wziął głęboki oddech jakby bał się tego co miał mi do powiedzenia. Nie patrzył mi w
oczy. Unikał jakiegokolwiek kontaktu – Muszę… Ja przepraszam…
- Nathan przerażasz mnie. – przerwałam mu. Błagam, niech mi tylko nie powie teraz, ze
wyjeżdża w jakaś trasę po świecie i wróci dopiero za pół roku, bo umrę z tęsknoty.
Wreszcie podniósł wzrok z podłogi i jakby przywdział maskę determinacji.
- Przepraszam cię, bo pozwoliłem by TO trwało tak długo.
- Co? :O O_O
- Bardzo mi przykro Emmy, ale ja… Myślałem, że cię kocham i bardzo tego chciałem. Ale
prawda jest taka, że nie czuję do ciebie TEGO CZEGOŚ. Nie powinienem był tak długo to
ciągnąć i cię zwodzić. Zaufałaś mi, a ja to wykorzystałem.
Słuchałam tego co mówił i bardzo chciałam wierzyć, ze to jakiś kiepski żart, albo potworny
koszmar. Przecież obiecał mi, tyle razy powtarzał, że… Nie! To nie może być prawda. Łzy
zaczęły mi się lać wręcz litrami, oddech zaczął charczeć, a serce… Chyba zaraz mi pęknie.
- Nie! Nie wierzę ci! Tchórzysz! Boisz się swoich uczuć, tak? Za bardzo się przywiązałam więc
trzeba zwiać zanim w ogóle stracisz wolność? Pieprzony tchórz! – zaczęłam się wydzierać i
rzuciłam poduszką w pobliską ścianę.
- Emmy, przepraszam. – wyszeptał ze łzami w oczach. Podszedł do mnie, chciał przytulić, ale
szarpałam się.
- Nie! Zostaw mnie! Słyszysz!
- Przepraszam, kochanie. – łkał żałośnie.
- Zamknij się! – dalej się szarpałam, ale nie chciał puścić – Pusz-czaj MNIE! – wydarłam się
strasznie głośno i uderzyłam go w twarz. Łzy ciekły mu po niej ciurkiem. Odsunął się ode
mnie i wyglądał jakby ktoś mu właśnie wyrwał serce – Wynoś się stąd, wyjdź i już nigdy nie
wracaj! Nie chce cię widzieć.
Płacząc wyszedł. Zamknął za sobą drzwi i odszedł.
A ja? Zaniosłam się spazmatycznym płaczem i osunęłam się na drewnianą podłogę. Jak on
mógł mi to zrobić? Wykorzystał mnie. Pobawił się moimi uczuciami i tak po prostu mnie
rzucił. Jak? Przecież on mnie kochał. Wiem, że to prawda. A teraz? Tak po prostu mu się
znudziłam? Dlaczego? </3 ;’’’(
Czuję, że umieram. Przecież człowiek nie może żyć bez serca, a moje właśnie odeszło i już
nigdy do mnie nie wróci.
Nath’s POV
Chcę umrzeć. Już i tak ledwo oddycham. To co powiedziałem było świętokradztwem. Jak
mogłem tak ja oszukać? Przecież te słowa raniły mnie równie bardzo co ją. Nie potrafiłem
patrzeć na jej łzy, na to jak krzyczy tracą panowanie nad sobą. Na jej cierpienie. Co ja
najlepszego zrobiłem. Dobrowolnie pozbyłem się swojego szczęście, odrzuciłem moją miłość.
Tak po prostu pozwoliłem jej odejść. Umieram.
Nie miałem siły nawet iść tylko zatrzymałem taxi i pojechałem do domu. Kierowca wyglądał
na zdziwionego, pewnie nie codziennie podwozi faceta wypłakującego całą wodę z
organizmu ciężko oddychającego. Nie odezwał się. I dobrze. I tak nie chciałem, a nawet nie
potrafiłem mu odpowiedzieć. Ledwo adres wydukałem.
Zapłaciłem mu, wszedłem prosto do swojego pokoju by tam umrzeć z żalu w samotności.
Dlaczego tak trudno jest kochać i pozwolić komuś żyć?
To już mój koniec, bez Martyny nie mam sensy dalej żyć. A teraz już nawet nie mogę ją
nazwać ‘moją’ </3 ;’’’(
…