2012 09 18 Rzecznik do spraw ludzi niewidzialnych

background image

Martyna Bunda

18 września 2012

Rozmowa z Bartoszem Szpurkiem, dziennikarzem telewizyjnym i radiowym, osobą niepełnosprawną

Rzecznik do spraw ludzi niewidzialnych

O tym, czego nie widzą pełnosprawni - mówi Bartosz Szpurek.

Martyna Bunda: – Był pan na powitaniu paraolimpijczyków?

Bartosz Szpurek: – Byłem, ale nie lubię tych celebracji. Na wszystkich takich galach przemawiają notable, celebryci, a dla samych niepełnosprawnych

jest pięć minut. Tak też było na powitaniu paraolimpijczyków. Ludzie niepełnosprawni oglądają to potem w Internecie, frustrują się i piszą zjadliwe

komentarze. A ja wolałbym na przykład wspólną imprezę dla niepełnosprawnych oraz pełnosprawnych mieszkańców miasta, choćby na pl. Defilad

w Warszawie. Nie jesteśmy w stanie sprawić, żeby Kowalski pokochał Nowaka, ale mógłby się do niego chociaż przyzwyczaić.

A nie jest przyzwyczajony?

O, nie. Nawet jeśli dużo osób było zbulwersowanych głośną opinią pana Korwin-Mikkego o paraolimpijczykach, to jednocześnie większość ludzi myśli

stereotypowo. Niepełnosprawności niewiele mają ze sobą wspólnego – fizyczna, sensoryczna, intelektualna. Jak te osoby wrzucić do jednego worka?

A jednak większość wrzuca. Zwykle do worka „imbecyl”. Mało co bardziej mnie irytuje niż kilkukrotne dopytywanie, czy aby na pewno zrozumiałem.

Jestem po dziecięcym porażeniu mózgowym, co wiąże się z niedowładem dłoni i specyficznymi, niekontrolowanymi ruchami ciała. Do czwartego roku

życia nie chodziłem, zostały mi pewne widoczne ograniczenia. Ludzie w tramwaju zawsze zastanawiają się, czy to jest facet, który strzelił sobie działkę,

co z nim nie tak. Jestem człowiekiem, który ma umysł, myśli, czuje. Jestem dziennikarzem, wykładowcą na paru uczelniach. Jestem tym już bardzo

zmęczony: od 32 lat codziennie czuję się zobowiązany, by w przypadkowych miejscach udowadniać przypadkowym ludziom, że nie jestem debilem.

A musi pan to udowadniać?

Osoby niepełnosprawne zwykle starają się dobrze wypaść przed innymi. Są wrażliwsze na sygnały, że ktoś może je traktować jak ludzi drugiej kategorii.

To pewnie naturalna reakcja na codzienne małe upokorzenia. Nierzadko niezamierzone, wynikające ze zwykłej ciekawości. Albo z tego, że jesteśmy

niewidzialni.

W jakim sensie: niewidzialni?

Na przykład poszedłem ostatnio do lekarza rodzinnego, pani dała mi kwestionariusz. Nie piszę ręcznie, bo nie mogę utrzymać długopisu, poprosiłem więc

rejestratorkę o pomoc. A ona, nie patrząc nawet, mówi, żebym poszedł do domu i niech mi to ktoś wypełni. Stałem tam z gorączką. Ile razy dziennie

można wymuszać na kimś empatię i życzliwość siłą? A przecież mówi się, że dobro uczynione drugiemu do człowieka wraca.

Oby.

Wierzę, że tak jest. Kiedy miałem 9 lat, dowiedziałem się o chłopaku z Poznania w moim wieku, który zachorował na raka. Nie widziałem go na oczy,

nigdy z nim nie rozmawiałem. Dostałem od dziadków dwa dolary, poszliśmy do Peweksu kupić samochodzik, posłałem go tamtemu chłopakowi. To była

dla niego niesamowita radość. Nie spotkaliśmy się, zmarł. Ale to, co wtedy zrobiłem, stało się czymś w rodzaju mojej kurtyny, osłony na życie. Gdy

muszę przejść różne trudne sytuacje, przypominam sobie tamtą sytuację.

Co to dokładnie było? Odwrócenie ról, przejście na stronę sprawniejszych? Czy dowartościowanie własnego życia w konfrontacji ze

śmiercią?

Pewnie i to, i to.

Chodził pan wtedy do normalnej podstawówki?

Mówiłem w tamtym czasie niewyraźnie i niekomunikatywnie. Nie pisałem, pisać zacząłem dopiero, gdy w moim domu pojawił się komputer, najpierw

jednym palcem, teraz piszę dwoma. Mam zniekształcenia na nadgarstkach; żeby pisać, muszę bardzo napiąć mięśnie, zaprzeć się o blat z całej siły.

Czytałem, ale niewiele, bo byłem zbuntowany. A podstawówka przychodziła do mnie. Indywidualny tok nauczania. Wcześniej koniecznie chcieli mnie

wypchnąć do szkoły specjalnej, żebym nie robił problemów, ale moi rodzice się uparli. Dostałem nauczyciela do domu i siedziałem trochę jak zwierzę

w klatce.

Ważne jest dla niepełnosprawnego dziecka, żeby to była zwykła szkoła?

Niezmiernie ważne. Moi rodzice to typ rodziców nadopiekuńczych. Obraziłbym ich, gdybym nie powiedział, że poświęcili mi sporą część swojego życia i że

gdyby nie oni, ich wysiłek, zabiegi rehabilitacyjne, upór w dbaniu o moją edukację – to mógłbym skończyć gdzie indziej. Ale ich nadopiekuńczość miała

też aspekt negatywny: byłem sam, nigdy nie miałem kolegów, a gdy już zacząłem wychodzić do ludzi, mając kilkanaście lat, totalnie nie mogłem się

w tym odnaleźć.

Byłem aspołeczny. Nadpobudliwy, nerwowy, złośliwy niekiedy – bo porażenie mózgowe to przecież uszkodzenie układu nerwowego, co w moim wypadku

oznacza tyle, że szybciej i łatwiej się denerwuję, mimo starań.

A szkoła? Miała jakieś zalety?

Miała panią Kucharską. Polonistkę, która zobaczyła we mnie człowieka. Pracowała nad moją dykcją, żebym mógł łapać kontakt z ludźmi, namawiała na

czytanie książek. Zapraszała mnie do siebie do domu, gdzie poznałem jej syna, zachowałem tę znajomość na wiele, wiele lat. Zaczęła też zapraszać mnie

na lekcje do szkoły. Co akurat było epizodem traumatycznym, bo to była już VII klasa; duże, silne, rozbuchane hormonalnie dzieciaki. Wchodzę na

korytarz, ktoś tam mnie popycha, ktoś przewraca, ktoś palcem wytyka i się śmieje ze mnie.

Od czasu pani Kucharskiej zaczęła obowiązywać w moim życiu zasada, że wszystko, co mi się udaje (łącznie z pracą w TVN), udaje się dlatego, że trafiam

na kogoś, kto zobaczy we mnie osobę. Indywidualność. A nie kalekę.

Kto był następny?

Przed maturą naprawdę zacząłem się bać życia i było źle. Nie miałem koncepcji. Ponieważ miałem już komputer, poszedłem do lesznieńskiej gazety.

Strona 1 z 2

Rozmowa z Bartoszem Szpurkiem, dziennikarzem telewizyjnym i radiowym, osobą n...

2012-10-05

http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1530425,1,rozmowa-z-bartoszem-szp...

background image

Trafiłem na Człowieka. Przez miesiąc wyrzucał to, co przyniosłem do kosza, ale nie był protekcjonalny, nie obrażał, nie zniechęcał. Mówił: pracuj. Nie

poddałem się i w końcu zaczęli mnie drukować. Niestety, po pół roku ten człowiek zmarł; jak to dziennikarz – dużo kawy, dużo stresu i papierosów. Miał

52 lata.

Poszedł pan na studia.

Dzięki mamie. Chodziła na wykłady razem ze mną i robiła mi notatki. Jest ekonomistką, ale jak niemal wszystkie matki niepełnosprawnych dzieci musiała

zrezygnować z pracy. Dalej nie miałem pomysłu na zawód, przyjaciół, znajomych, pieniędzy, dziewczyny. Nie miałem nic. Żyłem z dnia na dzień.

A człowiek musi mieć cel. Musi czuć się potrzebny, żeby żyć.

Żadnego kolegi? Naprawdę?

Miałem kolegę jeszcze z czasów podstawówki. Blisko siebie mieszkaliśmy. Spędzaliśmy dużo czasu z sobą – browary i tak dalej. Ja mu skrupulatnie

zapewniałem te browary oraz papierosy, bo bardzo chciałem mieć kumpla. Mam diabelną pamięć do dat: 20 września 2000 r. upił się i powiedział mi – po

13 latach znajomości – że się ze mną kolegował, bo mu mama kazała. Ale że dla niego to jestem zerem.

Mocne doświadczenie.

Może zbyt kurczowo się go trzymałem. Staram się już nie robić takich błędów. Po pierwszym szoku to mnie jednak zmobilizowało, żeby pójść na te

studia.

A potem wydawać na tych studiach gazetę, do której pisał pan sam wszystkie teksty. I wydać dwa tomiki z wierszami. I popracować

w radiu, robiąc audycję o niepełnosprawnych. I samemu wychodzić sponsora, który sfinansował tę audycję. Mimo to, już po studiach,

przez cztery lata nie znalazł pan pracy w Lesznie. Co pana tak zaimpregnowało?

Nie wiem. Może tamta historia z chłopcem z rakiem. Może tak zwany zły charakter czyli przekonanie, że to ja mam rację, i nikt mi nie wmówi, że

czerwone jest zielone. Będąc niepełnosprawnym, czyli częściej narażonym na przykrości, człowiek pewnie wypala się szybciej. W depresji, frustracji traci

się tę gruboskórność, która w niepełnosprawności jest konieczna – a wtedy droga w dół oczywista.

Instytucje nie pomagały? PFRON?

Nigdy nie dostałem niczego od PFRON, ale też nigdy nie zabiegałem o to. Ani PFRON o mnie nie zabiegał. W Lesznie poszedłem do Urzędu Miasta do biura

pełnomocnika osób niepełnosprawnych, ulokowanego zresztą absurdalnie na I piętrze bez windy – poradzić się, jak szukać pracy. Złożył mi propozycję,

żebym sobie wziął kredyt na 20 tys., wydzierżawił grunt, kupił dźwig i organizował skoki na bungee. A ja skończyłem już dwa kierunki, miałem dorobek,

aspiracje. Chyba go obraziłem słownie, nie pamiętam. Moment, gdy faktycznie mogłem zapikować w dół. Na szczęście właśnie wówczas dostałem telefon

z TVN. Przez cztery lata wysyłałem do nich CV. I jeszcze raz w życiu trafiłem na Człowieka, który zobaczył we mnie osobę. Remik Maścianica, mój

ówczesny producent. Wczoraj minęło pięć lat, od kiedy pracuję w TVN.

Chwalą się teraz panem w Lesznie?

Hm, to nie jest tak, że widzę tylko negatywne aspekty, ale na forum w Lesznie, gdy dostałem tę pracę, wpisy były brutalne. Że udało mi się, ponieważ

jestem kaleką. A poza tym debilem przecież. Nie rozumiem. Nic od nikogo nie dostałem, z własnych pieniędzy finansuję działalność na rzecz

niepełnosprawnych. A zamiast uznania dostaję same kopy.

Boli?

Podobnie jak to, że mogę sobie pokonywać kolejne szczeble zawodowe, ale wyłącznie tworząc swoje projekty, bo dla niepełnosprawnych oficjalne drabiny

awansu są z zasady zamknięte. W mediach wszystko musi być takie estetyczne, takie piękne. Ludzi niepełnosprawnych, o których robię materiały,

wyróżnia to, że oni nie są piękni. A poza tym słabo wierzę, gdy mi ktoś mówi, że osiągnąłem sukces. Zresztą w Polsce nie chwali się ludzi, nie tylko

niepełnosprawnych. Ja w życiu byłem raczej krytykowany.

Ale odniósł pan sukces.

Towarzyszy mi świadomość, jak łatwo można to utracić, strach przed zmarnowaniem swoich pięciu minut. Nie sądzę, żeby niepełnosprawność jakoś mnie

chroniła. Znam osoby, które w życiu mi pomogły bezinteresownie, miały w sobie empatię i normalność, ale wypadły z obiegu. W hierarchii społecznej były

kimś, a już nie są. Smutne.

W ogóle jest pan smutny. Ma pan jakieś udogodnienia w pracy?

O formalne się nie staram. Korzystam z tych samym udogodnień co wszyscy. Co do innych – może by się przydało. Mam czasem poczucie, że niektórzy

ludzie wykorzystują mnie jak byka na corridzie. Moja choroba ma to do siebie, że łatwo i szybko się denerwuję. Ale staram się. Żeby jakoś żyć, często

siadam też sobie i myślę, co mi się w danym roku udało, a co nie. W tym roku założyłem radio internetowe dla niepełnosprawnych Niewidzialnifm.pl

i bardzo się tym cieszę. A zaczęło się od portalu Niewidzialni.eu. To moje pierwsze dziecko, z którego jestem dumny.

Ktoś dofinansowuje panu te projekty?

Utrzymuję je z własnych pieniędzy. Jak gdzieś idę, szukając sponsora, to słyszę, że już pomagają Integracji. Frustruje mnie ten kolejny stereotyp:

płacimy stowarzyszeniu Integracja, więc nasze sumienie jest czyste. Mimo to nie tracę nadziei, że znów gdzieś spotkam Człowieka. Niepełnosprawni

niczego tak nie nienawidzą jak bycia niewidzialnymi. Prosta, codzienna empatia w autobusie naprawdę może dużo zmienić.

Wykonanie Javatech | Prawa autorskie © S.P. Polityka

Strona 2 z 2

Rozmowa z Bartoszem Szpurkiem, dziennikarzem telewizyjnym i radiowym, osobą n...

2012-10-05

http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1530425,1,rozmowa-z-bartoszem-szp...


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
SIMR-RR-EGZ-2012-09-18-rozw
2012 09 18 Polak w sądzie bezbronny
2012 09 18 Naczelny gani Najwyższego
2012 09 18 Polska zapłaci Dochnalowi za areszt
2012 09 18 Lepiej nie płacić pod stołem
2012 09 18 Przedsiębiorcy nie grozi juz wyrok zaoczny
2012 09 18 U Lisa Kłótnia o kobiecość
2012 09 18 Lepiej nie płacic pod stołem
2012 04 18 Rzecznik stawia zarzuty prawnikom
2012 09 18 I prezes SN od wielu lat obawiałem się takiej katastrofy
09 Zal nr 7 do Protokoll Uchwala nr 2 walnego zebrania spraw 08
1934 09 03 Rozp Ministrów komisyj szacunkowych do spraw o odszkodowania
egzamin, 09 - Wymień podstawowe kroki prowadzące do społeczeństwa ludzi uczących się
13 2008 09 23 15 09 15 Wstep do socjologii 18 godz. niestacjonarne, Socjologia
09 Katolicki komentarz do Pisma Świętego J 1 1 18 (KUL)
Chem nieorg egzamin II rok 2011 2012 grupy od 15 do 18 egzamin, Chemia
4 2012 09 19 18 09 37sylabus socjolo internetu, Studia INIB
2012 09 13 W Realu ochraniarze wdarli się do toalety niepełnosprawnemu

więcej podobnych podstron