14 Parabatai MK2 STT

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

Gladys

Korekta:

Nike

Rozdział XVI

Parabatai

Pokój, pokój! On nie jest martwy, nie śpi,

Obudzono go ze snu życia;

To my, zagubieni w burzliwych wizjach, utrzymujemy

Złudzenia bezskutecznego konfliktu,

I w szalonym transie, atakujemy nożem naszej duszy

Niezniszczalną drobnostkę. Gnijemy

Jak zwłoki w kostnicy; strach i smutek

Wstrząsa i pożywia się nami z każdym dniem,

I zimne nadzieje roją się jak mrówki wewnątrz naszej żywej gliny.

- PERCY BYSSHE SHELLEY, ADONAIS: ELEGIA NA ŚMIERĆ JOHNA KEATSA

Dziedziniec Zajazdu Ogrodnika był skłębionym chaosem błota, kiedy Will przyjechał

na swoim wyczerpanym koniu i zsunął się z szerokiego grzbietu Baliosa. Był zmęczony,
zesztywniały, obolały po jeździe konnej i z powodu złego stanu dróg oraz jego
wyczerpania, a także konia, jazda w ostatnich kilku godzinach była okropna. Było już
zupełnie ciemno i odczuł ulgę, kiedy zobaczył stajennego spieszącego w jego stronę, w
ubłoconych butach do kolan, niosącego lampion, który rzucał ciepłą żółtą poświatę.

- Oi, ale deszczowy wieczór, panie – powiedział chłopiec pogodnie, kiedy znalazł się

bliżej. Wyglądał jak zwyczajne ludzkie dziecko, ale było w nim coś psotliwego i
podobnego do chochlika – krew faerie czasem może być przekazywana z pokolenia na
pokolenie, ujawniając się u ludzi, a nawet u Nocnych Łowców w zakrzywieniu oka lub w
jasnym blasku źrenicy. Oczywiście, chłopak posiadał Wzrok. Ogrodnik był znaną stacją
pośrednią Podziemnych. Will miał nadzieję dotrzeć tam przed zmrokiem. Był zmęczony
udawaniem przed Przyziemnymi, zmęczony byciem pod urokiem, zmęczony
ukrywaniem się.

- Deszczowy? Myślisz? – wymruczał Will, kiedy woda spłynęła mu z włosów na rzęsy.

Jego oczy były skierowane na drzwi karczmy, przez które wylewało się przyjemne żółte
światło. Ponad głowami prawie całe światło na niebie przygasło. Ciężkie ciemne chmury
majaczyły w górze z obietnicą większego deszczu.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

Gladys

Korekta:

Nike

Chłopiec ujął uzdę Baliosa.

- Masz jednego z tych magicznych koni! – wykrzyknął.

- Tak – odparł Will, klepiąc spieniony bok konia. – On potrzebuje masowania i

szczególnej opieki.

Chłopiec skinął głową.

- Jesteś więc Nocnym Łowcą? Nie ma ich wielu w tych stronach. Jeden był jakiś czas

temu, ale był to stary niemiły człowiek…

- Słuchaj, czy są wolne pokoje? – spytał Will.

- Nie jestem pewien, czy są jakieś prywatne, panie.

- Chciałbym prywatny, więc lepiej niech będą. I stajnię dla konia na tę noc, a także

kąpiel i jedzenie. Biegnij i odprowadź konia, a ja zorientuję się, co powie właściciel.

Właściciel był całkowicie uczynny i w przeciwieństwie do chłopaka nie czynił

komentarzy na temat Znaków na dłoniach i gardle Willa. Zadawał tylko standardowe
pytania:

- Chcesz zjeść posiłek w swoim prywatnym salonie czy w sali wspólnej, panie? Wolisz

wziąć kąpiel przed czy po kolacji?

Will, który był cały umazany błotem, zdecydował się na kąpiel wcześniej, jednak

zgodził się na kolację w pokoju wspólnym. Wziął ze sobą sporą ilość pieniędzy
Przyziemnych, ale prywatny pokój na kolację był niepotrzebnym wydatkiem, zwłaszcza
wtedy, kiedy kogoś nie obchodzi jedzenie. Jadło dostarczało energii na podróż i to
wszystko.

Chociaż właściciel zwrócił mało uwagi na fakt, że Will jest Nefilim, to w pokoju

wspólnym wiele osób to zrobiło. Kiedy Will oparł się o kontuar, grupa młodych
wilkołaków przy wielkim kominku, którzy dogadzali sobie tanim piwem cały dzień
mamrotała pomiędzy sobą. Will starał się ich nie zauważać, kiedy zamawiał butelki z
gorącą wodą dla siebie i zacier z owsa dla konia, jak każdy władczy młody dżentelmen,
ale ich przenikliwe oczy patrzyły na niego z gorliwością, zauważając każdy szczegół,
począwszy od jego ociekających wodą włosów, zabłoconych butów po jego gruby
płaszcz, pod którym nie było widać, czy w zwyczaju Nefilim, ma na sobie pas z bronią.

- Spokojnie, chłopcy – powiedział najwyższy z grupy. Siedział odwrócony od

płomieni, ukrywając twarz w głębokim cieniu, chociaż ogień zarysowywał jego długie
palce, gdy ten wyjął cienkie majolikowe pudełko cygar i postukał zamyślony w
zamknięcie. – Znam go.

- Znasz go? – spytał jeden z młodszych wilkołaków z niedowierzaniem. – Tego

Nefilim? To twój przyjaciel, Scott?

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

Gladys

Korekta:

Nike

- Och, nie przyjaciel. Nie do końca. – Woolsey Scott zapalił koniec cygara zapałką i

przyglądał się chłopcu przez pokój z uśmiechem igrającym na ustach. – Ale to bardzo
interesujące, że jest tutaj. Bardzo ciekawe.

~

Tessa! Głos odbił się echem w jej głowie. Chropowaty krzyk. Siedziała wyprostowana

na brzegu rzeki. Jej ciało drżało.

- Will? – Wstała i rozejrzała się. Księżyc ukrył się za chmurami. Niebo wyglądało jak

ciemnoszary marmur poprzecinany ciemniejszymi żyłkami. Przed nią płynęła rzeka,
ciemnoszara w słabym świetle. Rozglądając się, widziała tylko sękate drzewa i strome
urwisko niedaleko, z którego spadła, szeroki pas zieleni rozciągający się po drugiej
stronie – pola i kamienne ogrodzenia, czasami daleko oddalone od zagrody lub
domostwa. Nie dostrzegała niczego w rodzaju miasta lub miasteczka, ani nawet skupiska
świateł, które mogłyby wskazywać na maleńką wioskę.

- Will – wyszeptała ponownie, otaczając się ramionami. Była pewna, że to był jego

głos, który wołał jej imię. Żaden inny głos nie brzmiał jak jego. Ale to było niedorzeczne.
Nie było go tutaj. Nie mogło być. Być może, jak Jane Eyre, która usłyszała głos Rochester
wołający ją na wrzosowiskach, była w półśnie.

1

Przynajmniej był to sen, który wyciągnął ją z omdlenia. Wiatr był jak chłodny nóż,

tnący jej ubrania – miała na sobie tylko lekką sukienkę, przeznaczoną do noszenia w
pomieszczeniach, żadnego płaszcza ani kapelusza – oraz jej skórę. Jej spódnice nadal
były mokre od wody rzecznej, a suknia oraz podarte pończochy poplamione krwią. Anioł
uratował jej życie, jak się wydawało, ale nie uchronił jej od zranień.

Dotknęła go teraz, licząc na wskazówki, ale był tak spokojny i milczący jak zawsze.

Kiedy zdjęła ręce z gardła, usłyszała głos Willa w swojej głowie: Czasami, kiedy muszę
zrobić coś, na co nie mam ochoty, udaję postać z książki. Łatwiej mi wtedy podejmować
decyzje.

Postać z książki, pomyślała Tessa, ta dobra, rozsądna, poszłaby wzdłuż strumienia.

Postać z książki wiedziałaby, że ludzkie domostwa i miasta często są budowane w
pobliżu wody i mogłaby szukać tam pomocy, a nie błąkać się w lesie. Z determinacją
objęła się ramionami i zaczęła brnąć w dół rzeki.

1

Jane Eyre i Rochester to bohaterowie powieści Dziwne Losy Jane Eyre autorstwa Charlotte Brontë.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

Gladys

Korekta:

Nike

~

W tym czasie Will – wykąpany, ogolony, mający na sobie czystą koszulę i kołnierz –

wrócił do pokoju wspólnego na kolację. Sala była w połowie wypełniona ludźmi.

No, może nie do końca ludźmi. Kiedy zaprowadzono go do stołu, minął ławy, przy

których garbiły się razem trolle przy dużych piwach, wyglądając jak sękaci staruszkowie
z kłami, które wystawały z ich dolnych szczęk. Chudy czarownik, z szopą brązowych
włosów i trzecim okiem pośrodku czoła, kroił swój kotlet cielęcy. Grupa zgromadziła się
przy stolikach niedaleko ognia – wilkołaki, wyczuł Will z ich zachowania podobnego do
tego w sforze. Pokój pachniał wilgocią, żarem oraz gotowaniem i Willowi zaburczało w
brzuchu. Nie zdawał sobie sprawy, jaki był głodny.

Will studiował mapę Walii, pijąc wino (kwaśne, octowe), jedząc zamówione jedzenie

(twardą część jeleniny z ziemniakami) i starając się jak najbardziej ignorować spojrzenia
innych klientów. Przypuszczał, że stajenny miał rację. Nie mieli tutaj zbyt dużo Nefilim.
Czuł się, jakby jego Znaki płonęły jak pochodnie. Kiedy talerze zostały uprzątnięte,
wyciągnął papier i napisał list.

Charlotte,

Przepraszam za opuszczenie Instytutu bez Twojej zgody. Proszę o wybaczenie. Czułem,

że nie mam innego wyboru.

Jednak nie dlatego piszę ten list. Na drodze znalazłem dowód obecności Tessy. W jakiś

sposób udało się jej upuścić swój jadeitowy naszyjnik z okna powozu i wierzę, że dzięki
niemu możemy ją wyśledzić. Mam go teraz ze sobą. To niebezpieczny dowód na to, że nasze
przypuszczenie miejsca pobytu Mortmaina jest właściwe. Musi przebywać w Cadair Idris.
Musisz napisać do Konsula i zażądać, by wysłał wszystkie oddziały w góry.

Will Herondale

Zapieczętowując list, Will przywołał właściciela i przypieczętował go za pół korony.

Chłopiec dostarczy go do nocnego powozu dostawczego. Po dokonaniu wpłaty znów
usiadł, rozważając, czy powinien wmusić w siebie jeszcze kieliszek wina, aby móc
zasnąć, kiedy ostry, przeszywający ból targnął jego piersią. Bolało, zupełnie jakby został
postrzelony strzałą. Will szarpnął się do tyłu. Jego kieliszek z winem spadł i rozbił się o
podłogę. Zerwał się na nogi, opierając się obydwoma rękami o stół. Był niejasno

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

Gladys

Korekta:

Nike

świadom spojrzeń i niespokojnego głosu właściciela w jego uchu, ale ból był zbyt wielki,
by myśleć, prawie zbyt wielki, by oddychać.

Uścisk w klatce piersiowej, ten, o którym myślał jako o końcu sznura wiążącego go z

Jemem, napiął się tak bardzo, że dusił jego serce. Zatoczył się z dala od swojego stolika,
przeciskając się przez grupę klientów niedaleko baru i przeszedł do drzwi frontowych
gospody. Wszystkim, o czym mógł myśleć, było powietrze, wciągnięcie go do swoich
płuc, aby oddychać.

Otworzył drzwi i prawie wypadł w noc. Na moment uścisk w jego klatce zelżał, a on

oparł się plecami o ścianę karczmy. Lał deszcz, mocząc jego włosy i ubrania. Sapnął. Jego
serce zacinało się z mieszaniny przerażenia i rozpaczy. Czy to tylko odległość pomiędzy
nim, a Jemem tak na niego wpływała? Nigdy nie czuł czegoś takiego, nawet wtedy, gdy
Jem czuł się bardzo źle, nawet, kiedy był ranny, a Will odczuwał tylko podobny ból.

Sznur pękł.

Will złożył ciało jak scyzoryk, wymiotując całą kolację w błoto. Kiedy spazmy minęły,

chwiejnie stanął na nogi i zatoczył się z dala od gospody, jakby starając się wyzbyć
swojego własnego bólu. Znalazł się przy ścianie stajni, obok żłobu konia. Rzucił się na
kolana, by zanurzyć ręce w lodowatej wodzie… I zobaczył swoje odbicie. Jego twarz była
biała jak śmierć, a na koszuli wykwitła plama czerwieni rozprzestrzeniająca się na
przedzie.

Mokrymi dłońmi chwycił za klapy i szarpnął koszulę, by rozpiąć guziki. W

przyćmionym świetle, które wylewało się z gospody, mógł zobaczyć, że jego runa
parabatai, tuż nad sercem, krwawiła.

Jego ręce pokryte były krwią zmieszaną z deszczem, tym samym, który zmywał krew

z jego piersi, ukazując Znak, którego srebrny kolor zaczął płowieć w kierunku czerni,
zmieniając cały sens życia Willa w nonsens.

Jem był martwy.

~

Tessa chodziła już od wielu godzin. Jej cienkie buty podarły się na ostrych skałach

przy korycie rzeki. Zaczęła prawie biec, ale przemęczenie i zimno nią owładnęły i teraz
kuśtykała powoli, jednakże z determinacją, w dół. Przemoczony materiał spódnicy

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

Gladys

Korekta:

Nike

ciągnął ją w dół, wydając się być kotwicą pociągającą ją na dno jakiegoś straszliwego
morza.

Nie widziała żadnego śladu ludzkiej działalności przez mile i zaczynała rozpaczać nad

swoim planem, kiedy ujrzała przed sobą polanę. Zaczynało lekko padać, ale nawet przez
mżawkę mogła dostrzec kontury niskiego budynku z kamienia. Kiedy podeszła bliżej,
zobaczyła, że przypomina on mały dom okryty strzechą, z zarośniętą ścieżką
prowadzącą do frontowych drzwi.

Przyspieszyła tempo, śpiesząc się, myśląc o dobrotliwym farmerze i jego żonie, takich

z książek, którzy zaopiekowaliby się młodą dziewczyną i pomogli jej skontaktować z
rodziną, jak Rivers zrobił to dla Jane Eyre. Kiedy się zbliżyła, zauważyła brudne i pobite
okna oraz trawę rosnącą pod strzechą. Jej serce zamarło. Dom był opuszczony.

Drzwi były już otwarte, drewno pachniało deszczem. Było coś przerażającego w tym

pustym domu, ale Tessa była zdesperowana schronieniem się przed zawieruchą i
prześladowcami Mortmaina, których ten mógł za nią posłać. Kurczowo trzymała się
nadziei, że Pani Black pomyśli, że umarła przy upadku, ale wątpiła, by Mortmain tak
łatwo porzucił jej ślad. Mimo wszystko, jeśli ktokolwiek by wiedział, co może zrobić jej
mechaniczny aniołek, byłby to on.

Miedzy płytkami na podłodze wewnątrz domu rosła trawa, a palenisko było brudne,

nad szczątkami ognia nadal wisiał sczerniały garnek. Wybielone ściany zszarzały od
sadzy i czasu. W pobliżu drzwi znajdowała się zbieranina czegoś, co wyglądało na
narzędzia rolnicze. Jedno przypominało długi metalowy pręt z zakrzywionym końcem,
nadal ostrym. Wiedząc, że może potrzebować środków do obrony, złapała go. Następnie
przeszła z pokoju wejściowego do drugiego pokoju, który był w tym domu: niewielkiej
sypialni, w której znalezienie pachnącego stęchlizną koca wprawiło ją w zachwyt.

Spojrzała na swoją suknię z rozpaczą. Zdjęcie jej bez pomocy Sophie zajęłoby wieki, a

ona rozpaczliwie pragnęła ciepła. Owinęła koc wokół siebie, mokrych ubrań i
wszystkiego, a potem skuliła się na kłującym materacu wypchanym sianem. Śmierdział
pleśnią i prawdopodobnie zamieszkiwały w nim myszy, ale w tym momencie wydawał
się jej najbardziej luksusowym łóżkiem, na którym Tessa miała okazję się wyciągnąć.

Tessa zdawała sobie sprawę, że lepiej by było nie zasypiać. Ale mimo wszystko, nie

mogła już sprostać wymaganiom związanym z jej poobijanym i wymęczonym ciałem.
Przyciskając metalową broń do piersi, zapadła w sen.

~

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

Gladys

Korekta:

Nike

- Więc, to on? Ten Nefilim?

Will nie wiedział, jak długo siedział bezwładnie przy ścianie stajni, robiąc się coraz

bardziej mokrym od deszczu, kiedy warczący głos odezwał się w ciemności. Podniósł
głowę, zbyt późno, aby ustrzec się przed sięgającą po niego ręką. Chwilę później został
pociągnięty za kołnierz i postawiony do pionu.

Patrzył oczami przesłoniętymi kroplami deszczu i agonią na grupę wilkołaków

stojących w półkole wokół niego. Było ich chyba pięciu, w tym ten, który rzucił go na
ścianę stajni. Dłoń zacisnęła się na jego zakrwawionej koszuli. Wszyscy byli ubrani
podobnie, w czarne stroje tak mokre od deszczu, że błyszczały jak ceraty. Nie mieli
nakryć głowy, ich włosy – długie jak u wilkołaków – były przyklejone do głów.

- Zabieraj ode mnie łapy – powiedział Will. – Porozumienie zabrania bezpodstawnego

dotykania Nefilim…

- Bezpodstawnego? – Wilkołak przed nim szarpnął go do przodu i rzucił go z

powrotem na ścianę. W zwykłych okolicznościach prawdopodobnie miałby po tym
obrażenia, ale to nie były zwykłe okoliczności. Ból fizyczny związany z runą parabatai
Willa znikł, ale jego całe ciało było suche i puste, cały sens został wyssany z jego
centrum. – Powiedziałbym, że to prowokacja. Gdyby nie ty, Nefilim, Mistrz nigdy by do
nas nie przybył z jego brudnymi narkotykami i plugawymi kłamstwami…

Will spojrzał na wilkołaki na granicy wesołości. Czy naprawdę myślą, że mogą go

zranić po tym, co stracił? Przez pięć lat to było jego absolutna prawdą. Jem i Will. Will i
Jem
. Will Herondale żyje, dlatego Jem Carstairs również żyje. Quod erat demonstrandum

2

.

Utrata ręki lub nogi może być bolesna, ale utrata głównej prawdy swojego życia bywa
niczym śmierć.

- Brudne narkotyki i plugawe kłamstwa – powiedział Will, przeciągając samogłoski. –

To brzmi niehigienicznie. Choć powiedz mi, czy to prawda, że zamiast kąpieli wilkołaki
liżą się raz do roku? Czy może liżecie się nawzajem? Bo słyszałem o tym.

Uścisk na jego koszuli wzmocnił się.

- Chcesz być pełniejszy szacunku, Nocny Łowco?

- Nie – odparł Will. – Nie, naprawdę nie.

- Słyszeliśmy o tobie wszystko, Willu Herondale – rzekł inny z wilkołaków.

- Zawsze pełznący po pomoc do Podziemnych. Chcielibyśmy cię teraz widzieć

czołgającego się.

- W takim razie musicie odciąć mi kolana.

2

Co było do udowodnienia.(łac.)

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

Gladys

Korekta:

Nike

- To – zaczął wilkołak trzymający Willa. - można zaaranżować.

Will eksplodował w działaniu. Uderzył głową w twarz wilkołaka przed nim. Oboje

poczuli i usłyszeli nieprzyjemny chrzęst łamiącego się nosa wilkołaka. Gorąca krew
wytryskiwała na twarz mężczyzny, kiedy ten cofał się przez dziedziniec i upadł zgiętymi
kolanami na bruk. Jego ręce były przyciśnięte do twarzy, starając się zatrzymać
napływającą krew.

Ręka chwyciła ramię Willa, pazury przebiły mokrą tkaninę jego koszuli. Odwrócił się

twarzą do wilkołaków i dostrzegł, że to dłoń drugiego z nich, srebrzysta w świetle
księżyca. Ostry błysk noża. Oczy napastnika lśniły w deszczu złotozieloną barwą i
groźbą.

Nie przyszli tutaj, by ze mnie drwić lub mnie zranić, zdał sobie sprawę Will. Przyszli,

aby mnie zabić.

W pewnym beznadziejnym momencie, Will był skłonny im na to pozwolić. Myśl o tym

wydawała się ogromną ulgą - koniec bólu, koniec odpowiedzialności, nieskomplikowane
zanurzenie się w śmierci i zapomnienie. Stał bez ruchu, kiedy nóż skierował się ku
niemu. Wszystko wydawało się dziać bardzo powoli – żelazny koniec noża zbliżający się
do niego, szydercze oblicze wilkołaka rozmyte przez deszcz.

Obraz, o którym śnił poprzedniej nocy błysnął mu przed oczami: Tessa, biegnąca

zieloną ścieżką w jego kierunku. Jego ręka wyciągnęła się automatycznie i chwyciła
nadgarstek wilkołaka, kiedy uchylił się od ciosu, wykręcając się pod ramieniem
przeciwnika. Likantrop krzyknął i ciemny bełt radości wystrzelił ku Willowi. Sztylet
upadł na bruk, kiedy podciął nogi przeciwnika, a potem uderzył łokciem w jego skroń.
Wilkołak upadł jak sterta złomu i nie poruszył się ponownie.

Will chwycił sztylet i odwrócił się do pozostałych. Zostało ich tylko trzech i wydawali

się mniej pewni siebie niż wcześniej. Uśmiechnął się zimno i paskudnie. Poczuł smak
metalu zmieszanego z krwią i deszczem w ustach.

- Chodźcie i mnie zabijcie – zachęcił. – Chodźcie i zabijcie mnie, jeśli uważacie, że

potraficie. – Kopnął nieprzytomnego wilkołaka u jego stóp. – Musicie się bardziej
postarać od swoich przyjaciół.

Rzucili się na niego z pazurami i Will upadł ciężko na bruk, rozbijając sobie głowę na

kamieniu. Zestaw pazurów rozorał mu ramię. Przewrócił się na bok, zasypywany
gradem ciosów, ze sztyletem zwróconym ku górze. Rozległ się wysoki skowyt bólu,
który zakończył się jękiem, a ciężar na ciele Willa, który poruszał się i walczył, zwiotczał.
Will przewrócił się na bok i zerwał na nogi, okręcając dookoła.

Wilkołak, którego pchnął nożem, leżał z otwartymi oczami w powiększającej się

kałuży krwi i wody deszczowej. Dwa pozostałe podnosiły się na nogi, pokryte błotem i
przemoczone wodą. Will krwawił z ramienia, gdzie jeden z nich wbił głęboko swoje

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

Gladys

Korekta:

Nike

szpony. Ból był wspaniały. Zaśmiał się przez krew i błoto, kiedy deszcz zmywał krew z
ostrza sztyletu.

- Jeszcze raz – powiedział, ledwo rozpoznając swój własny głos, który był znużony,

łamiący się i martwy. – Jeszcze raz.

Jeden z wilkołaków obrócił się i uciekł. Will zaśmiał się ponownie i ruszył w stronę

ostatniego, który stał zmrożony, szponiaste dłonie wydłużyły się – w odwadze lub z
przerażenia. Will nie był pewien i nie obchodziło go to. Sztylet wydawał się być
przedłużeniem jego nadgarstka, częścią jego reki. Jeden dobry cios, szarpnięcie w górę i
przedrze się przez kość i chrząstki, kłując w kierunku serca…

- Stop! – Głos był twardy, wyniosły, znajomy. Will spojrzał w bok. Krocząc przez

dziedziniec, kulił ramiona przed deszczem. Jego wyraz twarzy wyrażał furię. Woolsey
Scott. – Rozkazuję wam obojgu przestać w tej chwili!

Wilkołak natychmiast opuścił ręce do boków, chowając pazury. Pochylił głowę w

klasycznym geście uległości.

- Panie…

Wrząca fala wściekłości rozlała się w Willu, zamazując racjonalność, rozsądek,

wszystko oprócz furii. Wyciągnął rękę i szarpnął wilkołaka przed nim, jego ręce owinęły
się wokół szyi mężczyzny, dociskając ostrze do gardła. Woolsey, zaledwie kilka kroków
dalej, podszedł szybko, zielonymi oczami ciskając sztylety.

- Podejdź jeszcze bliżej – zaczął Will, - a poderżnę twojemu małemu wilczkowi gardło.

- Kazałem wam przestać – rzekł Woolsey wyważonym tonem. Jak zawsze miał na

sobie pięknie skrojony garnitur, brokatowy płaszcz jeździecki na wierzchu, wszystko
teraz obficie przesiąknięte deszczem. Jego jasne włosy, przyklejone do twarzy i szyi,
mokre wyglądały na bezbarwne. – Wam obu.

- Ale ja nie muszę cię słuchać! – krzyknął Will. – Wygrywałem! Wygrywałem! –

Spojrzał na trzy ciała wilków rozrzucone na dziedzińcu, z którymi walczył. Dwóch było
nieprzytomnych, jeden martwy. – Twoja wataha zaatakowała mnie bez powodu. Złamali
Porozumienie. Broniłem się. Złamali Prawo. – Jego głos rósł, szorstki i
nierozpoznawalny. – Ich krew mi się należy i będę ją miał!

- Tak, tak, wiadra krwi – odparł Woolsey. – Co zrobisz, jeśli ją dostaniesz? Nie

obchodzi cię ten wilkołak. Pozwól mu odejść.

- Nie.

- Przynajmniej puść go wolno, by mógł z tobą walczyć – rzekł Woolsey.

Will zawahał się, potem rozluźnił uścisk na wilkołaku, który stanął przed obliczem

swojego przywódcy, patrząc z przerażeniem.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

Gladys

Korekta:

Nike

- Uciekaj, Konrad – powiedział. – Szybko. I teraz.

Wilkołakowi nie trzeba było powtarzać dwa razy. Odwrócił się na pięcie i rzucił jak

najdalej, znikając ze stajni. Will odwrócił się do Woolseya szyderczo.

- Więc w twojej sforze wszyscy to tchórze – orzekł. – Pięciu przeciwko jednemu

Nocnemu Łowcy? Tak to się robi?

- Nie rozkazałem im ciebie śledzić. Są młodzi. I głupi. Oraz porywczy. A połowa ich

watahy została uśmiercona przez Mortamaina. Obwiniają twój rodzaj. – Woolsey
podszedł trochę bliżej, mierząc spojrzeniem zimnym jak zielony lód Willa od góry do
dołu. – Rozumiem, że twój parabatai nie żyje – dodał z szokującą niedbałością.

Will kompletnie nie był gotowy, by usłyszeć te słowa. Nigdy nie będzie gotowy. Bójka

oczyściła mu umysł z bólu zaledwie na chwilę. Teraz groził jego nawrót,
wszechobejmujący i przerażający. Sapnął, jakby Woolsey go uderzył, i zrobił mimowolny
krok do tyłu.

- I ty próbujesz się przez to zabić, chłopcze Nefilim? To się działo?

Will strząsnął swoje mokre włosy z twarzy i spojrzał na Woolseya z nienawiścią.

- Może i tak.

- Tak szanujesz pamięć o nim?

- Jakie to ma znaczenie? – spytał Will. – Jest martwy. Nie dowie się, co zrobiłem, a

czego nie.

- Mój brat nie żyje – wyznał Woolsey. – I nadal wysilam się, by spełniać jego życzenia,

kontynuować Preator Lupus ku jego pamięci i żyć tak, jak on chciałby, bym żył. Myślisz,
że byłbym jednym z tych, których widuje się w takich miejscach, spożywającego
świńskie powidła, popijającego ocet, z nogami zatopionymi w błocie po kolana, patrząc
tylko, jak jakiś nużący bachor Nocnych Łowców wyniszcza moją i tak już pomniejszoną
kompanię, że schylałbym się ku takim czynnościom, gdyby nie to, że robię to dla celów
wyższych niż moje własne zachcianki i rozgoryczenia? Tak jak ty, Nocny Łowco. Tak jak
ty.

- Och, Boże. – Sztylet wysunął się z dłoni Willa i wylądował w błocie u jego stóp. – Co

ja mam teraz zrobić? – szepnął.

Nie miał pojęcia, dlaczego pyta Woolseya, poza tym, że nie było na świecie nikogo

innego, by zapytać. Nawet wtedy, kiedy myślał, że ciąży na nim klątwa, nie czuł się tak
samotny.

Woolsey spojrzał na niego chłodno.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

Gladys

Korekta:

Nike

- Rób to, czego chciałby twój brat – rzekł, po czym odwrócił się i ruszył z powrotem w

kierunku gospody.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
10 Jak wodę na piasku MK2 STT
15 Gwiazdy skryjcie światło mk2 STT
17 Ostatni dobry spośród szlachetnych MK2 STT
16 Mechaniczna Księżniczka MK2 STT
20 Diabelskie Maszyny MK2 STT
19 Leżeć i Płonąć MK2 STT
18 Za to jedynie mk2 STT
21 Płonące złoto MK2 STT
wyklad 14
Vol 14 Podst wiedza na temat przeg okr 1
Metoda magnetyczna MT 14
wyklad 14 15 2010
TT Sem III 14 03
Świecie 14 05 2005
2 14 p

więcej podobnych podstron