Kornel Filipowicz KOBIETA CZEKA

background image

Kornel Filipowicz - "KOBIETA CZEKA"

(opowiadanie ze zbioru "Mój przyjaciel i ryby", 1963)

W dzie by pot ny upa , a teraz niebo jest ciemnogranatowe, prawie czarne, pe ne

ń ł

ęż

ł

ł

drobnych, ostrych gwiazd; niemal e czarna tak e jest woda. Tylko brzeg w t noc wydaje

ż

ż

ę

si jasny, jakby by negatywem lub jakby wydziela w asne w iat o. Na ko cu tamy

ę

ł

ł ł

ś

ł

ń

wybiegaj cej daleko na wod siedz dwaj m czy ni i owi ryby. Nie z owili jeszcze nic,

ą

ę

ą

ęż

ź

ł

ą

ł

ale czekaj na chwil , kiedy odezwie si nareszcie jedna z czterech w dek. Namioty, w

ą

ę

ę

ę

których mieszkaj , oddalone s od tego miejsca o dobre sto metrów; ich zarysy ledwo

ą

ą

widoczne s na tle czarnego nieba. Na prawym skraju stoi namiot m odego ma e stwa.

ą

ł

łż ń

Jest najlepiej widoczny, bo o wietlony od r odka. W jego wn trzu gra cienkim, s abym

ś

ś

ę

ł

g osem radio i s ycha od czasu do czasu rozmow kobiety z m czyzn . W namiocie z

ł

ł

ć

ę

ęż

ą

lewej strony mieszkaj oni, dwaj m czy ni, owi cy w a nie ryby, a w r odkowym mieszka

ą

ęż

ź ł

ą

ł ś

ś

Lena. Posz a na dalek tam i nie wida jej. Gdyby si dobrze wpatrzy , da oby si

ł

ą

ę

ć

ę

ć

ł

ę

zobaczy tam bia plam ; to r cznik, który Lena po o y a na kamieniach. Ucich y ostatnie,

ć

łą

ę

ę

ł ż ł

ł

w iszcz ce loty dzikich kaczek, jest bardzo cicho. Wielka rzeka przesuwa mi kko,

ś

ą

ę

bezg o nie mas wody. Jeden z m czyzn zapali papierosa; b ysk zapa ki, a potem

ł ś

ę

ęż

ł

ł

ł

a rzenie si papierosa w tak ciemn noc o lepia wzrok i czyni ciemno

jeszcze bardziej

ż

ę

ą

ś

ść

nieprzeniknion .

ą

- Dzisiaj, zdaje si , nie b dzie ksi yca - powiedzia Rudolf.

ę

ę

ęż

ł

- Nie, dzisiaj nie b dzie - odpowiedzia Emil.

ę

ł

- Ryba lepiej e ruje w tak noc.

ż

ą

- Chyba tak. A pami tasz noc u uj cia Sanu, jakie w gorze wtedy z owili my?

ę

ś

ę

ł

ś

- Tak. By a pe nia, by o tak jasno, e mo na by o czyta .

ł

ł

ł

ż

ż

ł

ć

- A pami tasz noc na lewym brzegu Wis y, poni ej Zawichostu? By o ciemno, cho oko

ę

ł

ż

ł

ć

wykol. Ty gra e z Adamem w karty i nie chcieli cie w ogóle wychodzi z namiotu. Kiedy

ł ś

ś

ć

szed em wtedy nad wod , to maca em dooko a siebie jak l epy, a jak rzuca em, to nie

ł

ę

ł

ł

ś

ł

widzia em w ogóle, dok d o ów leci, s ysza em tylko plusk. Raz nie us ysza em w ogóle

ł

ą ł

ł

ł

ł

ł

plusku, bo haczyk zawis na drzewie. Ale pami tasz, jakie ja wtedy pi kne brzany

ł

ę

ę

wyci gn em?

ą ął

- Czyli nie ma a dnej regu y.

ż

ł

- Bo ja wiem? Chyba jest jaka regu a, tylko my jej nie znamy.

ś

ł

- Taka jest regu a, e nigdy nic nie wiadomo.

ł ż

- Cholera wie, jak to z tym jest.

background image

Tak rozmawiali dwaj m czy ni. Mówili cicho, powoli, robili d ugie przerwy, gdy

ęż

ź

ł

ż

nas uchiwali i starali si w ciemno ciach zobaczy gin ce im z oczu szczyty w dzisk.

ł

ę

ś

ć

ą

ę

Ka dy z nich my la te znacznie wi cej, a tak e nie ca kiem to, co mówi . Emil na

ż

ś ł ż

ę

ż

ł

ł

przyk ad zastanawia si nad tym, sk d si bierze przekonanie, e niektórzy ludzie

ł

ł ę

ą

ę

ż

posiadaj jak

specjaln , a nawet tajemn wiedz o y ciu ryb. Aby wykry jakie prawo,

ą

ąś

ą

ą

ę ż

ć

ś

jak

prawid owo

w e rowaniu ryby, trzeba by zna zespó wszystkich elementów

ąś

ł

ść ż

ć

ł

dzia aj cych w danej chwili i w tym konkretnym miejscu: ci nienie, wilgotno

powietrza,

ł ą

ś

ść

temperatur wody, jej ustawicznie zmieniaj cy si poziom i sk ad chemiczny, stopie

ę

ą

ę

ł

ń

jonizacji powietrza i wody i mas innych czynników, które nie sposób nazwa , poniewa

ę

ć

ż

nic o nich nie wiemy poza tym, e czujemy, e istniej i dzia aj . Ile na ka d mijaj c i

ż

ż

ą

ł ą

ż

ż ą

ą ą

nadchodz c chwil sk ada si ró nych zmieniaj cych si , nieuchwytnych,

ą ą

ę ł

ę ż

ą

ę

niedostrzegalnych rzeczy. Jak e wi c trudno by oby powiedzie , e dzisiaj, takiego to

ż ż ę

ł

ć ż

dnia, miesi ca i roku, ryba b dzie albo nie b dzie bra a. Lepiej wi c nic nie mówi ,

ą

ę

ę

ł

ę

ć

milcze . Niech gadaj ci, co nie zdaj sobie sprawy z tego, co gadaj , bo my l , e co

ć

ą

ą

ą

ś ą ż

ś

wiedz . M odzi, niedo wiadczeni ludzie, z którymi Emil spotyka si cz sto nad wod ,

ą ł

ś

ł ę ę

ą

odznaczali si wielk gadatliwo ci . Z ogromn pewno ci siebie wyg aszali ró ne zdania

ę

ą

ś ą

ą

ś ą

ł

ż

na temat rybo ówstwa; niekiedy, nawet dosy cz sto, zdarza o im si efektownie trafia .

ł

ć ę

ł

ę

ć

Równocze nie, lub mo e tylko od czasu do czasu, Emil my la o czym ca kiem innym: o

ś

ż

ś ł

ś ł

Lenie, kobiecie, która towarzyszy a im i spa a samotnie w namiocie. My la : Czy ona y a

ł

ł

ś ł

ż ł

wczoraj z Rudolfem? Jak

mo e mie pewno , e tak nie by o? Rudolf wychodzi w

ąż

ż

ć

ść ż

ł

ł

nocy z namiotu, co do tego nie by o a dnych w tpliwo ci. Emil dobrze pami ta , e namiot

ł ż

ą

ś

ę ł ż

by zasznurowany od góry do do u, a ostatnia p tla przyszpilona do ziemi ko kiem

ł

ł

ę

ł

pochylonym w prawo, bo tak by o mu wygodniej wbija . Rano, kiedy wsta pierwszy, ko ek

ł

ć

ł

ł

pochylony by w lewo. Oczywi cie, Rudolf móg wstawa nie po to, aby pój

do niej. Ale

ł

ś

ł

ć

ść

có to powiedzia Rudolf wczoraj w nocy, kiedy Emil czyta ksi k ?

ż

ł

ł

ąż ę

- D ugo b dziesz czyta ?

ł

ę

ł

- A bo co?

- Cholernie chce mi si spa .

ę

ć

- Zaraz gasz - odpowiedzia Emil i pomy la , e nie jest wcale tak pó no. By a dopiero

ę

ł

ś ł ż

ź

ł

jedenasta. Z namiotu, gdzie mieszka o m ode ma e stwo, s ycha by o d wi k radia. Na

ł

ł

łż ń

ł

ć ł

ź ę

par minut przedtem, kiedy Rudolf prosi go, e by zgasi w iat o, Lena spyta a, czy ju

ę

ł

ż

ł ś

ł

ł

ż

p i . Odpowiedzieli obaj, e jeszcze nie, a Rudolf powiedzia nawet, e ju zasypia. Lena

ś ą

ż

ł

ż

ż

y czy a im dobrej nocy, potem zapali a papierosa, s ycha by o trzask pocieranej zapa ki.

ż

ł

ł

ł

ć ł

ł

Siedzia a widocznie jeszcze przed namiotem na sk adanym krzese ku.

ł

ł

ł

Teraz siedzieli obaj m czy ni w ciemno ciach, o dwa kroki od siebie i milczeli. Z odleg ej

ęż

ź

ś

ł

background image

tamy s ycha by o, jak Lena nuci jak

fantazyjn melodi . Melodia ucich a raptem, potem,

ł

ć ł

ąś

ą

ę

ł

po chwili, Lena zacz a znów p iewa . Emil za wieci latark wisz c na piersiach i rzuci

ęł

ś

ć

ś

ł

ę

ą ą

ł

ostry, w ski snop w iat a na ko cówk swojego w dziska. O wietli tak e po kolei

ą

ś

ł

ń

ę

ę

ś

ł

ż

wszystkie pozosta e w dziska, zgasi latark i powiedzia :

ł

ę

ł

ę

ł

- Nic.

- W tej chwili nic, a za dwie minuty...

- Pami tasz, cztery lata temu, jakiego tu z owi e sandacza?

ę

ł

ł ś

- To by o zdaje si na tamtej tamie.

ł

ę

- Chyba tu. A ja mia em wtedy adnego w gorza i dwa sumiki, takie po pó tora kilo.

ł

ł

ę

ł

Teraz z kolei Rudolf o wietli latark w dziska. W ciemno ciach jawi y si na moment ich

ś

ł

ą ę

ś

ł

ę

szczyty, nieruchome, ostre jak strza y. Rudolf zgasi latark i zapali papierosa; siedzieli

ł

ł

ę

ł

znów w milczeniu. Lena przesta a p iewa . Nie by o wida jej bia ego r cznika na tamie.

ł ś

ć

ł

ć

ł

ę

Pewnie posz a do namiotu. Ale nagle da si s ysze jej g os z bliska:

ł

ł ę ł

ć

ł

- Id do was!

ę

Emil pstrykn kontaktem latarki i skierowa snop bia ego w iat a w stron , sk d zbli a a

ął

ł

ł

ś

ł

ę

ą

ż ł

si . Sz a po kamiennej, naje onej ostrymi g azami, ko kami i faszyn tamie. Gramoli a si

ę

ł

ż

ł

ł

ą

ł

ę

niezdarnie, potyka a, chwilami podpiera a si r kami, w ko cu zacz a le

na

ł

ł

ę ę

ń

ęł

źć

czworakach. Emil pomy la , e Lena jest niezgrabna, e ma szerokie i ci kie biodra. By

ś ł ż

ż

ęż

ł

z y na ni , ale równocze nie mia dla niej tkliwe uczucie. Wyobrazi sobie, e jej bose nogi

ł

ą

ś

ł

ł

ż

st paj po ostrych kamieniach. Krzykn :

ą ą

ął

- Po co leziesz, jeszcze skr cisz sobie nog !

ę

ę

- Nie krzycz. Chc zobaczy , co robicie - powiedzia a Lena i sz a uparcie dalej.

ę

ć

ł

ł

- Nic nie robimy, siedzimy - powiedzia Rudolf.

ł

Emil pomy la , e powinien, e wypada pój

naprzeciw niej, wzi

j pod rami i

ś ł ż

ż

ść

ąć ą

ę

przeprowadzi przez kamienie, ale zaraz uprzytomni sobie, e przecie wczoraj w nocy u

ć

ł

ż

ż

tej kobiety móg by Rudolf; niech on idzie. Rzeczywi cie, Rudolf wsta i poszed

ł

ć

ś

ł

ł

naprzeciw Leny. Wzi j za r k i przeprowadzi a do miejsca, gdzie tama rozszerza a

ął ą

ę ę

ł ż

ł

si i tworzy a masywn , zbudowan z ciosanych bloków ostrog . Lena wyprostowa a si i

ę

ł

ą

ą

ę

ł

ę

sz a teraz po równych kamieniach lekko i pewnie. Nie by a ju t pe zaj c niezdarnie i

ł

ł

ż ą ł

ą ą

wlok c za sob ci ki, nieruchomy odw ok poczwark . Roz o y a na kamieniach swój

ą ą

ą ęż

ł

ą

ł ż ł

r cznik i przybory do mycia, potem przez d ug chwil , jak uk adaj cy si kot, wybiera a

ę

ł ą

ę

ł

ą

ę

ł

sobie miejsce. Usadowi a si nareszcie blisko Emila, niemal dotykaj c jego ramienia.

ł

ę

ą

Wierci a si , szukaj c czego po kieszeniach dresu, co Emila okropnie denerwowa o;

ł

ę

ą

ś

ł

wreszcie znalaz a papierosy i zapa ki. Zapali a papierosa i spyta a:

ł

ł

ł

ł

- Z apali cie co?

ł

ś

background image

- Na razie nic - odpowiedzia Emil.

ł

- Nic nie z apiecie, bo ryby posz y spa .

ł

ł

ć

Lena mówi a cicho, jakim sztucznym, gard owym g osem, jakby ba a si sp oszy ryby.

ł

ś

ł

ł

ł

ę ł

ć

Jej sposób mówienia wyda si Emilowi nieprzyjemny, pretensjonalny, poza tym zupe nie

ł ę

ł

niestosowny do chwili i miejsca. Mia na ko cu j zyka jakie z o liwe powiedzenie, ale

ł

ń

ę

ś ł ś

pohamowa si . Od strony brzegu dolatywa y lekkie, ciep e podmuchy wiatru i przynosi y

ł ę

ł

ł

ł

d wi ki, których przedtem nie by o s ycha : szeroki, rozwlek y chór a bich g osów; kiedy

ź ę

ł

ł

ć

ł

ż

ł

wiatr przestawa zawiewa , g osy cich y.

ł

ć ł

ł

- A kiedy ryby p i ? - spyta a Lena.

ś ą

ł

- Oj, Lena... - j kn Rudolf.

ę ął

- No co?

- Nic, g upio gadasz.

ł

- Wam to si wydaje g upie, a mnie to interesuje. A mo e wy nic nie wiecie o rybach, poza

ę

ł

ż

tym oczywi cie, e y j w wodzie, jak si nazywaj i co jedz ?

ś

ż ż ą

ę

ą

ą

- Mo e.

ż

By o teraz tak cicho, e s ycha by o wyra nie trzask a rz cego si papierosa.

ł

ż

ł

ć ł

ź

ż

ą

ę

- Ojej! - krzykn a nagle Lena.

ęł

- Co si sta o?

ę

ł

- Myd o wpad o mi do wody.

ł

ł

Emil zapali latark . Pochylili si oboje nad w sk , g bok szczelin mi dzy kamieniami.

ł

ę

ę

ą ą łę

ą

ą

ę

Na jej dnie, w ród faluj cych, poruszanych pr dem wody alg, bieli o si myd o. Lena

ś

ą

ą

ł

ę

ł

zanurzy a r k w wodzie i usi owa a je pochwyci .

ł ę ę

ł

ł

ć

- Nic z tego, mam za krótk r k .

ą ę ę

Emil zdj koszul , po o y si na kamieniach i w o y r k do wody.

ął

ę

ł ż ł ę

ł ż ł ę ę

- O, tu gdzie moje palce, ale jeszcze dalej - powiedzia a Lena. Le eli ko o siebie. Emil czu

ł

ż

ł

ł

zapach jej skóry, dotyka jej d oni. Myd o ucieka o w wodzie jak y we.

ł

ł

ł

ł

ż

- liskie jak a ba - powiedzia .

Ś

ż

ł

- Ale ciep a woda, co? - powiedzia a Lena cicho do Emila. Jej odezwanie wyda o si nagle

ł

ł

ł

ę

bardzo intymne, skierowane do niego samego.

- Wydaje si ciep a, bo robi si ch odno na dworze.

ę

ł

ę ł

Emilowi uda o si nareszcie pochwyci myd o.

ł

ę

ć

ł

- Dzi kuj . Jeste d entelmenem - powiedzia a Lena.

ę ę

ś ż

ł

- Ja bym mia co do tego pewne w tpliwo ci - powiedzia Rudolf.

ł

ą

ś

ł

- Nie, co do tego, e Emil jest d entelmenem, nikt nie mo e mie a dnych w tpliwo ci. Ale

ż

ż

ż

ćż

ą

ś

dzisiaj by pi kny dzie , no nie? - powiedzia a Lena znów tym samym, nieprzyjemnym

ł ę

ń

ł

background image

tonem.

- Za gor co. Nie znosz takiego skwaru, jaki by dzisiaj - powiedzia Emil.

ą

ę

ł

ł

- Ja dobrze znosz . W ka dym razie wol upa ni zimno - powiedzia Rudolf.

ę

ż

ę

ł ż

ł

- Ró nicie si bardzo mi dzy sob - powiedzia a Lena.

ż

ę

ę

ą

ł

- Ka dy cz owiek jest inny - powiedzia Emil. Zapali latark i o wietli po kolei w dziska.

ż

ł

ł

ł

ę ś

ł

ę

Ich cienkie, po yskuj ce od rosy ko cówki by y idealnie nieruchome. Zgasi latark ; g sta,

ł

ą

ń

ł

ł

ę ę

t pa ciemno

ogarn a natychmiast tam .

ę

ść

ęł

ę

- No i jak d ugo b dziecie tu siedzie ? Chod cie spa , robi si zimno - powiedzia a Lena.

ł

ę

ć

ź

ć

ę

ł

- Kto musi zosta - powiedzia Emil.

ś

ć

ł

- Po co?

- Przecie w dziska zarzucone.

ż ę

- To niech zostanie Emil. On mówi, e dobrze znosi zimno - powiedzia a Lena. Siedzia a

ż

ł

ł

pochylona, trzyma a brod opart o kolana. Ramieniem dotyka a Emila; wydawa o mu si ,

ł

ę

ą

ł

ł

ę

e tr ca go nawet okciem. "Oczywi cie - pomy la - niech ja zostan ...".

ż

ą

ł

ś

ś ł

ę

- Zwijajcie w dziska i chod cie spa .

ę

ź

ć

- My chyba posiedzimy jeszcze troch , prawda, Emil? - powiedzia Rudolf.

ę

ł

- Posiedzimy.

- To sied cie. Ja id , bo zaczynam marzn

- powiedzia a Lena, ale nie ruszy a si z

ź

ę

ąć

ł

ł

ę

miejsca. - Który to dzisiaj? - spyta a.

ł

- Zdaje si , e siedemnasty - powiedzia Rudolf.

ę ż

ł

- S uchaj, Emil, móg by mi po yczy latarki?

ł

ł ś

ż

ć

- Daj jej, przecie ja mam. Wystarczy jedna - powiedzia Rudolf.

ż

ł

Lena spróbowa a zapali latark , potem j zgasi a. Spyta a:

ł

ć

ę

ą

ł

ł

- Powiedzcie, co to wczoraj w nocy tak hucza o w powietrzu?

ł

- Hucza o? Nie s ysza em - powiedzia Rudolf.

ł

ł

ł

ł

- Mo e samolot?

ż

- Nie, nie samolot. Jakby ptak.

- Mo e ptak.

ż

- A wy nie marzniecie w nocy? - spyta a znowu Lena po chwili.

ł

- Ja nie.

- Ja wczoraj nad ranem troch zmarz em - powiedzia Rudolf.

ę

ł

ł

- A ja potwornie marzn . Budz si , naci gam na siebie co si da, ale to nic nie pomaga.

ę

ę ę

ą

ę

Trz s si jak galareta i nie mog d ugo zasn .

ę ę ę

ę ł

ąć

- Mog ci po yczy koc - powiedzia Emil.

ę

ż

ć

ł

- Nie mog ci zabiera koca.

ę

ć

background image

- Ja go nie potrzebuj , mam zapasowy. Mo esz sobie wzi . Niebieski w br zow krat ;

ę

ż

ąć

ą

ą

ę

le y zwini ty po prawej stronie namiotu.

ż

ę

- No, jak nie potrzebujesz. To ja ju id - powiedzia a Lena. Wsta a, pozbiera a swoje

ż ę

ł

ł

ł

przybory do mycia i posz a tam w stron brzegu.

ł

ą

ę

Emil zobaczy po chwili w iat o latarki poruszaj ce si mi dzy namiotami, a jeszcze

ł

ś

ł

ą

ę

ę

pó niej w ciemno ci zaja nia o trójk tne wej cie do namiotu Leny; Lena zapali a wewn trz

ź

ś

ś ł

ą

ś

ł

ą

w iec . Emil pomy la , e kobieta jest jednak istot s absz od m czyzny i w pewien

ś

ę

ś ł ż

ą ł

ą

ęż

sposób od niego zale n . Podlega bardziej ni m czyzna ró nym stanom i l kom i

ż ą

ż ęż

ż

ę

m czyzna powinien oszcz dza ich kobiecie. To znaczy, nie pozwala , aby kobieta by a

ęż

ę

ć

ć

ł

sama na nie wystawiona. My la : kiedy si patrzy na kobiet c iel c sobie ó ko, ma si

ś ł

ę

ęś

ą ą

ł ż

ę

zawsze takie wra enie, e przygotowuje ona legowisko na dwie osoby. Robi to

ż

ż

bezwiednie, bo bardzo stary, atawistyczny, ale y j cy w niej po dzi dzie odruch ka e jej

ż ą

ś

ń

ż

robi gniazdo, w którym zmie ci by si tak e m czyzna, który b dzie j pie ci , zap odni

ć

ś ł

ę

ż

ęż

ę

ą

ś ł

ł

j i b dzie strzeg i ochrania j i jej dziecko. Ka da kobieta - nawet ta stara, brzydka,

ą

ę

ł

ł ą

ż

wyschni ta - ona tak e co dzie , c iel c sobie puste ó ko, robi te same wyg adzaj ce

ę

ż

ń ś

ą

ł ż

ł

ą

prze cierad o i spulchniaj ce poduszk ruchy. Ona tak e, chocia straci a nadziej i

ś

ł

ą

ę

ż

ż

ł

ę

pogodzi a si dawno ze swoj samotno ci - ona tak e czeka na niego.

ł

ę

ą

ś ą

ż

Stamt d, od strony namiotów, dolecia g os Leny; nuci a znów jak

nieznan melodi . Po

ą

ł ł

ł

ąś

ą

ę

chwili umilk a i zawo a a:

ł

ł ł

- Emil!

- S ucham?

ł

- Mo esz ju wzi

z powrotem latark !

ż

ż

ąć

ę

- Na razie mi niepotrzebna - odpowiedzia Emil. Zaraz zreszt po a owa tego.

ł

ą

ż ł

ł

- Na te ryby wystarczy nam jedna latarka - powiedzia Rudolf. Pstrykn kontaktem latarki i

ł

ął

o wietli w dziska. Ich cienkie ko cówki roztapia y si w g stniej cym od mg y powietrzu,

ś

ł ę

ń

ł

ę

ę

ą

ł

y ek nie by o wcale wida , jakby ich w ogóle nie by o.

ż ł

ł

ć

ł

- Mg a opada - zauwa y Emil

ł

ż ł

- Jutro b dzie znowu upa - powiedzia Rudolf.

ę

ł

ł

Od tej rozmowy nie min o wi cej ni dwie minuty, gdy nagle w powietrzu rozleg si

ęł

ę

ż

ł ę

chrapliwy, niecierpliwy terkot ko owrotka.

ł

- Czyja? - spyta Emil.

ł

- Zdaje si , e moja - Rudolf o wietli swoje w dziska. Jedna ko cówka by a sztywna,

ę ż

ś

ł

ę

ń

ł

wyprostowana - druga drga a lekko, poruszana niewidzialn si .

ł

ą łą

- Przy wie mi - powiedzia Rudolf i poda Emilowi latark . Schyli si , zdj w dzisko z

ś

ć

ł

ł

ę

ł ę

ął ę

wide ek, skróci y k i natychmiast zacz zwija .

ł

ł ż ł ę

ął

ć

background image

- Jest? - spyta Emil.

ł

- Chyba jest - odpowiedzia Rudolf. Sta obok Emila, pochylony nad niewidoczn wod ,

ł

ł

ą

ą

trzyma w dzisko i zwija szybko y k na ko owrotek. Emil s ysza jego urywany oddech i

ł ę

ł

ż ł ę

ł

ł

ł

czu zapach jego potu; nie by o to przyjemne. Próbowa o wietli powierzchni wody, ale

ł

ł

ł ś

ć

ę

smuga w iat a rozja nia a tylko dwa lub najwy ej trzy metry przestrzeni, dalej natrafia a na

ś

ł

ś ł

ż

ł

g stniej ce warstwy mg y, których nie by a w stanie przebi . O wietli ko cówk w dki:

ę

ą

ł

ł

ć

ś

ł

ń

ę ę

y ki nie by o wida , ko cówka drga a m iesznie jak y wa. Ale za chwil rozleg si blisko

ż ł

ł

ć

ń

ł ś

ż

ę

ł ę

ju brzegu plusk szamoc cej si w wodzie ryby; by a ju ko o samej tamy. W

ż

ą

ę

ł

ż ł

mlecznobia ym, t pym w ietle latarki pojawi si na chwil ó ty, kozio kuj cy, kr c cy si i

ł

ę

ś

ł ę

ęż ł

ł

ą

ę ą

ę

wiruj cy jak turbina kszta t. Emil trzyma go w kr gu latarki i prowadzi do brzegu.

ą

ł

ł

ę

ł

Powiedzia :

ł

- adny w gorz.

Ł

ę

- Nie taki znów bardzo.

- Pomóc ci?

- Dzi kuj . Podaj mi tylko siatk i w ie .

ę ę

ę ś

ć

Emil poda Rudolfowi siatk . Rudolf w o y j g boko w wod i podnosi powoli w gór ,

ł

ę

ł ż ł ą łę

ę

ł

ę

naprowadzaj c na ni w gorza. W gorz czuj c, e mo e zosta zamkni ty, rozpocz

ą

ą ę

ę

ą ż

ż

ć

ę

ął

desperack obron , miota si , ko owa . Uda o mu si z apa ogonem z zewn trz obr cz

ą

ę

ł ę

ł

ł

ł

ę ł

ć

ą

ę

siatki; wci gn si jakby sam w siebie, wycofa i znikn w g binie. Rudolf zakl i

ą ął ę

ł

ął

łę

ął

rozpocz manewr od pocz tku. Za drugim razem w gorz znalaz si ca y w siatce. Zwin

ął

ą

ę

ł ę ł

ął

si i u o y spokojnie na jej dnie. Emil przy wieca jeszcze chwil Rudolfowi, gdy ten

ę ł ż ł

ś

ł

ę

przek ada w gorza z siatki do p óciennego worka, obcina stercz cy z pyska ryby przypon,

ł

ł ę

ł

ł

ą

a potem zawi zywa worek sznurkiem. Patrzy na w gorza, który znalaz szy si w suchym,

ą

ł

ł

ę

ł

ę

dusznym wn trzu worka porusza si jeszcze chwil leniwie. Rudolf przymocowa nowy

ę

ł ę

ę

ł

przypon z haczykiem, za o y rosówk i rzuci w dk daleko na rzek . O ów lecia

ł ż ł

ę

ł ę ę

ę ł

ł

niewidoczny w ciemno ciach, ci gn c y k i kr c c ko owrotkiem. Upad daleko z

ś

ą ą ż ł ę

ę ą

ł

ł

g o nym pluskiem. Rudolf umocowa w dzisko, potem stara si , w iec c latark ,

ł ś

ł ę

ł ę ś

ą

ą

zobaczy y k , ale mg a poch on a j , zacz a tak e zjada w dzisko; jego szczyt

ćż ł ę

ł

ł ęł ą

ęł

ż

ć ę

wygl da jak ugryziony. Rudolf zgasi latark , wyj papierosy, zapalili obaj. i teraz dopiero

ą ł

ł

ę

ął

us yszeli wo anie Leny:

ł

ł

- Halo! Halo! Og uchli cie? Co tam si u was dzieje? Taki by straszny plusk, jakby kto

ł

ś

ę

ł

wpad do wody. - Lena w ieci a latark i porusza a ni , jakby szuka a jakiego otworu we

ł

ś

ł

ą

ł

ą

ł

ś

mgle. Blady, otoczony po wiat punkt, podobny do dalekiej, zasnutej chmurami gwiazdy,

ś

ą

kr y bezradnie w powietrzu. Emil odkrzykn :

ąż ł

ął

- Rudolf z owi w gorza!

ł

ł ę

background image

Kobieta stoj ca na brzegu milcza a chwil , w iate ko przesta o si porusza . Potem

ą

ł

ę ś

ł

ł

ę

ć

powiedzia a, ale tak, jakby mówi a nie do nich, ale do kogo stoj cego z boku:

ł

ł

ś

ą

- No, to mo ecie ju i

spa .

ż

ż ść

ć

- Nie, teraz w a nie nie mo emy i

spa - odpowiedzia Rudolf.

ł ś

ż

ść

ć

ł

- Co mówicie?

- e nie mo emy!

Ż

ż

- Dlaczego?

- Bo mo e zaraz wzi

drugi w gorz...

ż

ąć

ę

M czy ni us yszeli co w rodzaju parskni cia, potem w iate ko latarki zgas o. Kobieta

ęż

ź

ł

ś

ę

ś

ł

ł

powiedzia a:

ł

- No, to dobranoc!

- Dobranoc! - odpowiedzieli.

Obaj m czy ni odczuwali prawdopodobnie bardzo wiele niech ci do siebie, bo ka dy z

ęż

ź

ę

ż

nich przecie my la o kobiecie, która spa a sama w namiocie. Podejrzewali si te

ż

ś ł

ł

ę ż

nawzajem i w pewien sposób pilnowali. W ka dym razie dalecy byli od tego, aby u atwia

ż

ł

ć

sobie nawzajem sytuacj ; byli na to za ma o jeszcze barbarzy cami. Ale w ko cu ta

ę

ł

ń

ń

kobieta, cho jej obaj po d ali - by a im tutaj zawad . Obaj byliby szcz liwsi, gdyby jej nie

ć

żą

ł

ą

ęś

by o. Ona przynios a ze sob z e ziarno niepokoju i nienawi ci i, mo e nawet niechc cy,

ł

ł

ą ł

ś

ż

ą

zaszczepi a je obu m czyznom. To ziarno kie kowa o potem w brzuchu, ros o szybko jak

ł

ęż

ł

ł

ł

chwast, rozrasta o si po ca ym ciele, uderza o do g owy i parzy o skór . Najlepiej mia o

ł

ę

ł

ł

ł

ł

ę

ł

si to m ode ma e stwo, które podró owa o z nimi i mieszka o w namiocie z prawej

ę

ł

łż ń

ż

ł

ł

strony. Nie owili ryb. Ma o ich obchodzi a woda, tyle e nios a ich ód , p yn a przez lasy,

ł

ł

ł

ż

ł

ł ź ł ęł

pola, ki, otwiera a coraz to nowe krajobrazy, które mo na by o fotografowa . Rozmawiali

ł ą

ł

ż

ł

ć

ze sob , opowiadali sobie jakie historie, m iali si z tego; k adli si wcze nie spa .

ą

ś

ś

ę

ł

ę

ś

ć

Za atwili swoje sprawy i teraz spali kamiennym snem.

ł

Emil i Rudolf siedzieli na tamie, palili papierosy i czasem zamienili ze sob par krótkich

ą

ę

zda . Rudolf z owi jeszcze jednego w gorza, a pó niej Emil wyci gn adnego,

ń

ł

ł

ę

ź

ą ął ł

trzykilowego suma. A potem, gdzie ko o drugiej, zacz o z wolna szarze . Doczekali si

ś ł

ęł

ć

ę

te obaj chwili, kiedy ukazywa si zacz y po kolei zarysy bliskich przedmiotów, potem

ż

ć ę

ęł

coraz dalszych - kamienne tamy, brzegi, drzewa, zaro la, namioty. Wszystko to by o z

ś

ł

pocz tku bardzo niewyra ne, ale z wolna rzeczy otrzymywa y coraz wyrazistsze kontury i

ą

ź

ł

kszta ty. Pozimnia o, obaj wi c zdj li wiatrówki i w o yli pod spód swetry. Mg a k bi a si ,

ł

ł

ę

ę

ł ż

ł

łę ł

ę

g stnia a, opada a; woda unosi a j z pr dem w dó . Rzeka p yn a, dymi c jak struga

ę

ł

ł

ł ą

ą

ł

ł ęł

ą

wylanego ukropu. Odezwa y si pierwsze ptaki.

ł

ę


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kornel Filipowicz Kobieta czeka 2
Kobiety czeka rewolucja w emeryturach
Kobiety czeka rewolucja w emeryturach
Kornel Filipowicz Spotkanie i rozstanie 2
Kornel Filipowicz MIĘDZY SNEM A SNEM
Kornel Filipowicz Jutro także będzie dzień
Kornel Filipowicz Śmierć mojego antagonisty 2
Kornel Filipowicz Klementyna
Kornel Filipowicz Świadek, który nie umiał mówić
Kornel Filipowicz Modlitwa za odjeżdżających
Kornel Filipowicz i Wisława Szymborska
Kornel Filipowicz ROZSTANIE I SPOTKANIE OPOWIADANIA OSTATNIE
Kornel Filipowicz Dziewczyna z lalką, czyli o potrzebie  smutku i samotności
Kornel Filipowicz MIEJSCE I CHWILA
Kornel Filipowicz Prawo łaski
Kornel Filipowicz Dom spokojnej starości
Kornel Filipowicz Ciemność i światło

więcej podobnych podstron