background image

Constantinou’s Mistress

background image

Do   uszu   Lucy   dobiegł   z   oddali   odgłos   zatrzaskiwanych   drzwi.   Zatrzymała   dłonie   na 

klawiaturze komputera.

O   tej   porze   nie   powinno   tu   być   nikogo.   Dochodziła   jedenasta   w   nocy.   Godzina   i   dzień 

wydawały się nieodpowiednie na składanie wizyt w tym miejscu. Powoli odsunęła krzesło. Czuła 
się   zupełnie   bezbronna   w   jasno   oświetlonym   pomieszczeniu.   Tylko   tutaj   paliło   się   światło, 
podczas gdy cały budynek tonął w ciemnościach. Każdy mógł podejść i ją zobaczyć, sam nie 
będąc widziany.

Imponujące biuro Nicka Constantinou zostało tak zaprojektowane, że nie można było się w 

nim ukryć. Ani pustych szaf, ani grubych aksamitnych portier. Okna pokoju znajdującego się na 
drugim piętrze budynku o ścianach z przydymionego szkła zaopatrzono tylko w żaluzje. Próba 
wciśnięcia się pod nie byłaby groteskowa.

Sam   pomysł,   żeby   się   ukryć,   budził   śmiech.   Lucy   Reid   miała   zbyt   wiele   rozsądku,   by 

wyobrażać tu sobie złodziei czy bandytów.

Odetchnęła głęboko i na palcach podeszła do drzwi łączących jej pokój z gabinetem Nicka. 

Ostrożnie zajrzała do ciemnego wnętrza, nie spodziewając się, iż cokolwiek zobaczy. Za oknem 
wiał wiatr, a gałęzie drzew nieprzyjemnie uderzały o szyby. Poza tym wokół panowała cisza.

Serce podeszło jej do gardła, gdy spostrzegła ciemną postać zdążającą w jej kierunku.
— Czym mogę służyć? — spytała głośno, uświadamiając sobie, że takie słowa wypowiadane 

nocą w zamkniętym biurze muszą brzmieć głupio.

Niewłaściwość pytania przyprawiła ją o nerwowy śmiech.
— Kto tam? — zawołała, zastanawiając się, jak szybko zdoła stąd uciec i znaleźć się na 

schodach.

Była drobna, niewysoka, a ten, kto się zbliżał, odznaczał się potężną posturą.
— A jak myślisz? — usłyszała.
Mężczyzna sięgnął do wyłącznika i zapalił światło na korytarzu. Dziewczyna odetchnęła z 

ulgą.

— Dziki, niebezpieczny bandyta plądruje luksusowe biuro Nicka Constantinou? — Zrobił 

szeroki ruch ręką.

Własne zachowanie musiało go rozbawić, bo się roześmiał, kiwając głową. Potem wsparł się o 

ścianę. Lucy popatrzyła nań z konsternacją.

— Co tu robisz, Nick? — Z wahaniem podeszła do szefa. — Nie powinieneś być…? Dobrze 

się czujesz?

— Gdzie… powinienem być? — Przestał się śmiać równie nagle, jak zaczął.
Gdy spojrzał na nią, zauważyła, że ma podkrążone oczy i wzrok świadczący o tym, iż sporo 

wypił. Ten widok zaskoczył dziewczynę. Wiedziała, że Nick Constantinou nigdy nie nadużywał 
alkoholu. Nie widziała, by pił, nawet podczas służbowych przyjęć, na których wielokrotnie mu 
towarzyszyła, będąc prawie od roku jego sekretarką.

— Nie odpowiedziałaś na pytanie.
— Jakie pytanie? — wyjąkała.
— Gdzie, według ciebie, miałbym być?
Nawet pozostając pod wpływem alkoholu, Nick Constantinou emanował zapierającym dech 

męskim urokiem. Ponury, ciemny strój, czarny krawat rozluźniony pod szyją i obszerny płaszcz 
przypominający pelerynę czarnoksiężnika podkreślały tłumioną pasję. Wiatr potargał mu ciemne 

background image

włosy, więc mężczyzna nerwowo przeciągnął po nich palcami.

— Sądziłam, że… będziesz w domu z krewnymi…
— W końcu pochowałeś żonę, pomyślała.
— Muszę usiąść. — Minął ją i zniknął za drzwiami gabinetu.
Lucy nie wiedziała, czy ma za nim pójść, czy dyskretnie zniknąć. Przestała się wahać, gdy 

dobiegł ją głos szefa.

— Przynieś mi trochę wody! Albo zaparz kawy!
— Woda będzie lepsza. — Dziewczyna weszła do gabinetu i zapaliła lampę na biurku. — Jeśli 

dużo wypiłeś, jesteś odwodniony. Potrzebujesz dużo wody.

—   Zawsze   rozsądna,   prawda?   —   zażartował,   biorąc   od   niej   szklankę   i   sadowiąc   się   na 

obszernej kanapie.

— Godna zaufania, kiedy chodzi o dobrą radę.
Sekretarka skrzywiła się. Tak, dobra, stara, godna zaufania Lucy, która znakomicie prowadziła 

sekretariat i nigdy nie traciła głowy. Dobra, stara Lucy, która nie umiała siedzieć w tym samym 
pokoju co szef, żeby go nie obserwować, gdy tego nie widział, nie marzyć o nim, ponieważ był 
żonaty i poza zasięgiem kogoś tak przeciętnego jak ona.

— A więc myślisz, że powinienem był wrócić bezpiecznie do domu? — Nick oparł głowę o 

kanapę, jedną ręką zakrył oczy, a w drugiej trzymał szklankę z wodą.

Tak,  dodał w  duchu, wypadało  wrócić do domu  i oddać  się żałobie,  godnie  dźwigać  los 

wdowca   przyjmującego   wyrazy   współczucia   od   krewnych.   Myśl   o   tym   przyprawiała   go   o 
mdłości.

— Czy ktoś wie, że tu jesteś? Może zadzwonić…
—   Nie!   —   Spojrzał   na   nią   błyszczącymi,   czarnymi   oczami.   —   Nie   chcę,   żeby   mnie 

traktowano jak inwalidę, który nie potrafi dać sobie rady.

— Mogą się niepokoić — nalegała Lucy.
— Usiądź. Szyja zaczyna mnie boleć od zadzierania głowy, kiedy na ciebie patrzę.
Dziewczyna przysunęła jedno z krzeseł, lecz rzucił zirytowanym tonem:
— Siadaj na kanapie.
— Słuchaj, jeśli chcesz być sam, lepiej pójdę…
— Co tu w ogóle robisz? — spytał, ignorując jej słowa. — Tkwisz w biurze o jedenastej w 

nocy? Nie masz dokąd pójść?

— Oczywiście, że mam. — Lucy straciła cierpliwość i spojrzała na niego spod rzęs. — Byłam 

trochę roz — strojona, jeśli chcesz wiedzieć. Pogrzeby… — słowo przetoczyło się w ciszy jak 
kamień   i   dziewczyna   musiała   odkaszlnąć,   by   móc   mówić   dalej   —   …mnie   przygnębiają. 
Pomyślałam, że łatwiej się pozbieram, jeśli przyjdę tutaj i popracuję. Wiem, że to brzmi trochę 
dziwnie, ale… — przerwała i siedziała sztywno, czując napięcie we wszystkich mięśniach.

— Pogrzeby są przygnębiające — zgodził się Nick bez emocji.
— Wiem, że już to dzisiaj mówiłam, ale naprawdę… bardzo ci współczuję… może rozmowa 

o tym, co się stało, sprawi ci ulgę?

— To był wypadek samochodowy. — Mężczyzna przycisnął palce do powiek.
Znów miał dojmujące poczucie winy, iż nie czuje smutku, którego wszyscy po nim oczekują.
Pozornie   Gina   była   kobietą,   jakiej   mężczyzna   może   pragnąć.   Piękna,   pociągająca. 

Przymrużając powieki, wabiła lśniącymi, długimi, ciemnymi włosami, co sprawiało, że każdy 
gotów był dla niej zrobić wszystko.

Przez pewien czas czuł się nią zauroczony, jak każdy inny mężczyzna, który znalazłby się na 

jego miejscu. Sądził, że to będzie trwało wiecznie, ale się zawiódł. Tak naprawdę, jego dwuletnie 
małżeństwo istniało jako szczęśliwe tylko cztery miesiące, potem wszystko się zmieniło.

background image

— Ile wypiłeś?
— Wystarczająco dużo, żeby zapomnieć.
— Była piękna — powiedziała cicho Lucy. — Nie potrafię sobie wyobrazić, co przeżyłeś 

przez ostatnie dwa tygodnie…

— Nie próbuj — rzucił gwałtownie Nick.
Nie był w stanie jasno myśleć, a głos dziewczyny koił nerwy. Przez moment miał ochotę 

powiedzieć jej całą prawdę. Koszmar, który go dręczył,  nie miał nic wspólnego z żalem po 
śmierci żony.

Doskwierała mu pamięć o tym, jak się zachowywała, jak złośliwie wypominała, że nie jest 

mężczyzną, który by ją zadowolił, że kocha tylko swoją pracę. Każde oskarżenie oddalało go od 
Giny coraz bardziej. Potem zaczęła wychodzić wieczorami i nie wracać na noc. Wreszcie mu 
zobojętniała.

Jednak nie miał siły, by przeciąć małżeńskie więzy. A potem zadzwonił z Grecji jej ojciec i 

zawiadomił, że miała wypadek na jednej z wąskich dróg, którą jechała z nadmierną szybkością 
do rodzinnej posiadłości. Spodziewał się wyrzutów sumienia związanych ze świadomością, iż 
może gdyby poświęcał jej więcej uwagi, nie doszłoby do tego wszystkiego, nie wyjechałaby z 
Londynu, by szukać rozrywki gdzie indziej.

Jednak wyrzuty sumienia nie nadeszły. Wypadek ujawnił, że go zdradzała. Wraz z nią zginął 

jej kochanek. Ciała znaleziono splecione w ostatnim uścisku.

Zastanawiał   się,   co   powiedziałaby   jego   przykładna   sekretarka,   usłyszawszy   taką   historię. 

Otworzył  oczy i spojrzał na nią, aż zaczęła się czerwienić, czując na sobie badawczy wzrok 
szefa.

— Rumienisz się jak nastolatka — zauważył. — Musiałem cię nieźle wystraszyć w ciemnym 

korytarzu.  — Alkohol nieco  wywietrzał  mu  z głowy.  — Dziwię się, że nie zadzwoniłaś  na 
policję.

— Miałam zamiar. Byłeś ostatnią osobą, jakiej mogłam się spodziewać.
— Nie byłem w stanie wytrzymać w domu. Pogrzeb był wystarczająco trudnym przeżyciem, a 

jeszcze   towarzystwo   dwóch   greckich   rodzin,   dziwiących   się,   czemu   chowam   ją   tutaj…   Te 
współczujące   uśmiechy,   ledwie   skrywające   przekonanie,   że   jako   Greczynka   powinna   być 
grzebana tam… Nie do wytrzymania. Musiałem od nich uciec…

To było więcej niż komukolwiek kiedykolwiek wyznał. Zastanawiał się, czy w ogóle byłby w 

stanie innej osobie coś takiego powiedzieć. Pewnie nie. Lecz Lucy patrzyła na niego z takim 
zrozumieniem, że nie mógł się powstrzymać od wyrzucenia z siebie wszystkiego, co go dręczyło. 
To jakieś szaleństwo.

— Czemu zdecydowałeś się… no wiesz… pochować ją tutaj?
— Ponieważ tu mieszkała i ja tu mieszkam. — Uśmiechnął się blado. — Poza tym, czyż nie 

powinienem mieć jej w pobliżu, by pielęgnować pamięć o ukochanej żonie?

Bezustannie przypominać sobie o pustce instytucji małżeństwa i zdradliwości kobiet, dorzucił 

w duchu. Lucy skinęła głową i zapadła cisza.

— Czas, żebym wróciła do domu — powiedziała w końcu. — Dasz sobie radę? Może jednak 

powinnam po kogoś zadzwonić? Czasem w takiej sytuacji… czyjeś towarzystwo pomaga.

— Już je mam — rzekł, obejmując ją wzrokiem podkrążonych oczu w taki sposób, że poczuła 

to każdym nerwem.

Po   raz   pierwszy   miała   świadomość,   iż   patrząc   na   nią,   nie   widzi   wyłącznie   bezpłciowej 

sekretarki. Spojrzenie działało jak dzwonek alarmowy. Mężczyzna pogrążony w żalu, który za 
dużo wypił, nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Ona zaś nie miała pojęcia, kogo 
widział, spoglądając na nią w tak szczególny sposób, ale z pewnością nie taką Lucy, jaką była 

background image

naprawdę. Może przywoływał w wyobraźni twarz żony? Fizycznie bardzo się od siebie różniły. 
Jedna drobna, szczupła, o chłopięcej sylwetce, jasnej cerze i krótkich, jasnych włosach, druga 
ponętna, o bujnych kształtach, ciemnooka, z oliwkową cerą i długimi, ciemnymi włosami.

Jednak Lucy tak długo marzyła o Nicku jako mężczyźnie, o tym, że jej dotyka, pieści, że fakt, 

iż teraz skoncentrował na niej uwagę, wprawił ją w podniecenie.

— Robi się późno. Naprawdę muszę iść… — zaczęła.
— A co się stanie, jeśli nie pójdziesz?
— Nie rozumiem.
— Ktoś na ciebie czeka w domu?
— No cóż…
— Rodzice?
— Nie mieszkam z rodzicami! Zostali w Kornwalii. Myślisz, że mam dwanaście lat?
— Przepraszam. — Uśmiechnął się, co przyprawiło ją o bicie serca. — Zmieszało cię moje 

przypuszczenie.

— W jego spojrzeniu było coś, nad czym  trudno przejść do porządku dziennego, coś, co 

wywoływało poruszenie. — Ciągle masz na sobie żałobny strój — zauważył.

— Długo tu jesteś? Pracowałaś jak mrówka?
— Nie pojechałam do twojego domu po pogrzebie. Przepraszam, ale nie mogłam znieść…
— Współczujących tłumów? Jest coś obscenicznego w gromadzeniu się tylu osób z takiej 

okazji, prawda? Trzeba gadać, wspominać z krewnymi dawne czasy, mieć odpowiednio żałobny 
wyraz twarzy.

Drgnęła, słysząc tak cyniczne słowa, lecz zaraz pomyślała, iż ludzie różnie objawiają żal po 

stracie najbliższych.

— To trudne chwile — powiedziała. — Słuchaj…
— Nie odchodź. — Wyciągnął rękę i chwycił ją za przegub, co natychmiast przyprawiło ją o 

uderzenie gorąca. — Jeszcze nie teraz.

— Chcesz więcej wody? — spytała rozpaczliwie.
Ręka bezwładnie  spoczywała  w uścisku mężczyzny,  lecz  Lucy z niezwykłą  wyrazistością 

odczuwała dotknięcie jego dłoni.

—   Powinieneś   dużo   pić   —   wymamrotała,   nerwowo   przebiegając   wzrokiem   po   ciemnej, 

przygaszonej twarzy Nicka.

— Zostań. Porozmawiaj ze mną. Opowiedz, co robiłaś po wyjściu z kościoła. Dokąd poszłaś?
— Ja… Pojechałam do supermarketu. Miałam wrócić do domu, ale w sklepie było dużo ludzi, 

więc nim wszystko załatwiłam, minęło dużo czasu, chyba z półtorej godziny! To takie pospolite, 
nudne…

—   Twój   głos   działa   uspokajająco.   —   Mężczyzna   bezwiednie   przesuwał   palcem   po   jej 

przegubie, co przyprawiało o rozkoszny dreszcz.

Lucy próbowała uporządkować myśli, lecz wzrok Nicka działał tak hipnotyzująco…
—   Hmm.   —   Uśmiechnęła   się   niepewnie.   —   Jeśli   bardzo   chcesz   wiedzieć,   wyszłam   z 

supermarketu, zostawiłam zakupy w domu i pomyślałam, że nie zdołam usiedzieć w mieszkaniu, 
więc postanowiłam wybrać się do restauracji, żeby coś zjeść…

— Sama?
— Tak.
— Myślałem, że kobiety nie chodzą same do restauracji. Ginie nigdy nie przyszłoby to do 

głowy. — Roześmiał się krótko.

Jego zmarła żona w żadnym razie nie zrobiłaby czegoś podobnego. Nie dbała przy tym o 

towarzystwo.   Chodziło   jej   o   publiczność,   głównie   męską,   o   kogoś,   kogo   mogła   oczarować 

background image

długimi włosami, błyskiem w oczach, przed kim mogła się wyginać, prezentując ponętne piersi.

— Mnie to nie przeszkadza — rzekła Lucy obronnym tonem. — Wiem, pewnie uważasz, że to 

smutne, kiedy dwudziestotrzyletnia kobieta samotnie spędza piątkowy wieczór w restauracji, lecz 
ja nie należę do tych potrzebujących ciągłego towarzystwa.

Dziewczyna uświadomiła sobie, iż zaczyna się bronić, a wtedy jej głos brzmi smutno. W 

niczym nie przypominała wyzwolonej kobiety, za jaką chciała uchodzić w jego oczach.

— Wcale tak nie uważam.
— Tak czy inaczej powinnam była potem wrócić do domu, ale lubię jeździć autem, a nie mam 

po temu zbyt wielu okazji. W drodze do pracy korzystam z metra, więc pomyślałam, że dziś 
wieczorem trochę pojeżdżę, i wylądowałam tutaj. Nie wiem, dlaczego uznałam, że dobrze będzie 
tu wejść i wykończyć pewne prace. Po prostu nie byłam zmęczona.

— Cieszę się. — Puścił jej przegub, lecz tylko po to, by przesuwać palcem wzdłuż ręki.
Sam nie wiedział,  co się dzieje. Patrząc na nią, zdał sobie sprawę, iż jego ciało zaczyna 

reagować. W zapadłej ciszy wydało mu się, iż istnieje tylko ten mały fragment rzeczywistości, w 
którym tkwią we dwoje, a cały świat przestał istnieć.

Zapragnął jej, jak czegoś ciepłego, żywego.
Miała   na   sobie   ciemny   strój   odpowiedni   do   żałobnej   sytuacji.   Czarną   spódniczkę   i 

ciemnowiśniową bluzkę z długimi rękawami. Żakiet i płaszcz wisiały na wieszaku. Zauważył ją 
już   podczas   pogrzebu.   Czarny   płaszcz   upodabniał   ją   do   drobnego,   bezdomnego   dziecka   z 
ogromnymi brązowymi oczami i drobną, delikatną twarzyczką o pięknie wykrojonych ustach, 
których teraz miał ochotę dotknąć.

Lucy zacisnęła drżącą dłoń na jego palcach. Chciała jak najszybciej wyjść.
—   Wiem,   że   przechodzisz   okropne   chwile,   może   najgorsze   w   życiu,   ale…   to,   czego 

potrzebujesz, to sen.

— Nie snu mi brak — mruknął, przesuwając wzrokiem po jej ciele i twarzy.
Zawsze ubierała się do pracy elegancko, w kostiumy i świeżo wyprasowane bluzki. Nigdy 

wcześniej   nie   miał   zamiaru   jej   dotykać,   był   przecież   żonatym   człowiekiem.   Małżeństwo 
oznaczało wierność, a poza tym żywił zbyt wiele dumy, by przyznać się do klęski własnego 
związku.

Teraz   widział,   jak   pod   obcisłą   bluzką   poruszają   się   piersi   dziewczyny,   gdy  oddychała   w 

przyspieszonym tempie. Zdawał sobie sprawę, jakie robi na niej wrażenie. Puściła jego dłoń i 
skrzyżowała ręce. Ten gest tylko wzmógł jego pragnienia. Nick miał ochotę dobrać się do tego, 
czego tak broniła.

Chyba straciłem rozum, pomyślał, przeciągając ręką po włosach.
— Myślałaś kiedyś o wyjściu za mąż? — spytał. Zaskoczona pytaniem przyglądała się mu 

przez kilka sekund.

— Oczywiście, jak wszystkie kobiety. Każda marzy o szczęśliwym życiu z tym właściwym 

mężczyzną. — Przestań gadać, nakazała sobie w myślach, podnieś się i wyjdź.

Jednak nie mogła ruszyć się z miejsca.
— Szczęście po wieczne czasy. — Roześmiał się cynicznie. — Opowiedz, jak smakuje, jeśli 

tego zaznasz.

Był pewien, że to się nie zdarza. Jemu się nie udało.
Widząc   gorzki   grymas,   rysujący   się   na   twarzy   szefa,   dziewczyna   poczuła   przypływ 

współczucia. Pewny siebie mężczyzna, dla którego pracowała od miesięcy, człowiek, którego 
pojawienie się uciszało rozmowy, wydawał się teraz dziwnie bezbronny.

Nawet jego cynizm budził zrozumienie. Wiedziona impulsem wzięła go za rękę.
Mężczyzna głębiej wcisnął się w oparcie kanapy.

background image

— Jakbym przebiegł maraton — rzekł.
— Musisz być wyczerpany. Wyglądasz na zmęczonego — powiedziała i nie zastanawiając się 

nad tym, co robi, pogłaskała go po twarzy.

Nick pomyślał, że nigdy nie zaznał czegoś równie słodkiego. Czy te palce smakowały tak 

samo   jak   ich   dotyk?   Przymknął   oczy   i   ucałował   ich   opuszki.   Oszołomienie   spowodowane 
alkoholem ustąpiło. Teraz miał inny szum w głowie.

Przyciągnął do siebie dziewczynę, objął za szyję i poszukał warg. Pałały takim gorącem, że 

odbierało mu to oddech. Ujął jej twarz w dłonie i przytrzymał.

— Nick… nie tego potrzebujesz… — Własne słowa uświadomiły jej to, czego nie chciała 

wiedzieć.

Może rzeczywiście jemu nie było to potrzebne, lecz jej bardzo. Wbrew zdrowemu rozsądkowi 

długo tłumione uczucie, które żywiła do tego człowieka, pchało ją ku niemu i nic nie mogła na to 
poradzić.

— Pragnę…
Czego? Pociechy? Zapomnienia? Powtórnej szansy przeżycia dwóch straconych lat tak, by 

uniknąć wcześniej popełnionych błędów?

— Potrzebna mi poprawa nastroju — powiedział w końcu i w tym momencie przylgnął do 

warg dziewczyny, rozchylił je językiem, a potem zagłębił się w jej ustach.

To  szaleństwo,  przemknęło   przez  myśl  Lucy.  On nie  wie,  co  robi.  Mówił,  że  potrzebuje 

poprawy nastroju, lecz można to osiągnąć różnymi sposobami.

— Powinieneś się przespać — wymamrotała z trudem. — Pozwól mi odwieźć się do domu.
Mężczyzna nie odpowiedział. Przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej, tak że teraz niemal na 

nim leżała. Pogładził ją po krótkich włosach.

— Miałaś kiedyś długie? — zapytał. — Jakoś nie mogę sobie ciebie takiej wyobrazić.
— Muszę iść!
— Krótkie ci pasują. — Włożył rękę pod bluzkę, aż przestała oddychać.
Zrobiła  niepewny ruch, by się wyzwolić  z tej pozycji, lecz każdą cząstką ciała  płonęła z 

pragnienia. Uwolniły się wszystkie tajone dotąd marzenia.

— Wyglądasz jak gazela — usłyszała.
Nick uniósł rękę i dotknął jej piersi. Dziewczyna jęknęła, a on przycisnął dłoń do koronek 

stanika, by wyczuć pulsujące sutki.

— Nie możemy tego robić…
— Chcę, żebyś mnie ogrzała…
— Wcale nie.
— Pozwól mi się zobaczyć.
— Nick…
— Zdejmij bluzkę. Pozwól spojrzeć.
Lucy nie potrafiła oderwać wzroku od jego twarzy. Ledwie zdając sobie sprawę z tego, co 

robi, uniosła bluzkę i ściągnęła ją przez głowę. Teraz była tylko w staniku i nic nie mogło ukryć 
gwałtowności   oddechu,   który   unosił   jej   piersi.   Nick   szybko   opuścił   ramiączka.   Ukazały   się 
drobne, krągłe piersi zakończone różowymi sutkami w ciemnych obwódkach. Były tak słodko 
pobudzone. Dziewczyna rozchyliła wargi. Jej ciało ożywało pod męskim wzrokiem.

Szef zbliżył usta do jej piersi, zaczął ssać sutki, a dziewczęce ciało wygięło się w rozkoszny 

łuk. Zanurzyła mu dłonie we włosach, przesunęła je na twarz, podczas gdy on pieścił wargami 
raz jeden, raz drugi sutek.

Był  podniecony aż  do  bólu.  Całując  dziewczynę,  położył   jej  rękę  na  swoich  spodniach  i 

przytrzymał, i rozsuwając zamek.

background image

To nie mogło dziać się naprawdę! Patrzyła na niego, czuła jego ręce na piersiach, co mąciło 

myśli, a gdy dotknęła napiętego męskiego ciała, poczuła dreszcz o niezwykłej sile.

Oderwała się od Nicka, stanęła, lecz tylko po to, by błyskawicznie zdjąć spódniczkę, rajstopy i 

pozbyć się majteczek.

Pragnęła poczuć jego ciało obok swojego na tej kanapie. Chwycił ją za pośladki i ustawił tak, 

że mógł pieścić zwieńczenie ud. Lucy z jękiem odrzuciła głowę do tyłu i rozchyliła nogi, gdy 
tylko wsunął między nie palce. Pieszczota wzniecała płomień w całym ciele.

Niepewnie ujęła w dłonie głowę mężczyzny i miarowo poruszyła biodrami. Gdy była bliska 

orgazmu, oderwał się od jej ciała i pociągnął na siebie. Przez spodnie wyczuła na skórze jego 
podniecenie.

Było coś niezwykle zmysłowego w fakcie, że całkiem ją obnażył, sam pozostając w koszuli i 

spodniach. Teraz na nim usiadła. Miała szeroko otwarte oczy. Upajała się męską urodą jego 
twarzy,   kołysząc   się   rytmicznie.   Nie   wiedziała,   kiedy   rozpięła   mu   koszulę   i   zaczęła   pieścić 
dłońmi muskularną pierś.

Patrzył pożądliwie na poruszające się mu przed oczami krągłe piersi i trzymając dłonie na 

biodrach dziewczyny, kierował ruchami jej ciała. Nie był w stanie tego przedłużać. Ogarnęła go 
dzika   żądza.   Lucy   kołysała   się   coraz   szybciej.   Po   chwili   odczuł   pierwsze   impulsy   ekstazy. 
Jeszcze chwila i razem przeżyli szczyt rozkoszy.

Przycisnął do siebie dziewczynę. Dotyk jej gorącego ciała sprawił mu przyjemność. Pomyślał, 

że musi być wyjątkowo sfrustrowany, bo nigdy dotąd po zbliżeniu z kobietą nie czuł się tak 
dobrze. Nawet w tej chwili samo wyobrażenie piersi dziewczyny przyciśniętych do jego ciała 
sprawiało, iż miał ochotę znów się z nią kochać. Pocałował Lucy w czubek głowy i przymknął 
oczy. Ogarnęła go senność. Był w stanie teraz zasnąć, bo ugasił w sobie złe emocje.

— Mój Boże, Nick… nie mogę uwierzyć… jak to się mogło stać?
Do dziewczyny dotarła cała groza sytuacji. Rzeczywistość była jak zimny prysznic. Nie mogła 

spojrzeć szefowi w twarz. Dobrze, że miał przymknięte powieki. Pewnie zastanawiał się, w jaki 
sposób zwolnić ją w poniedziałek, nie nadając rozgłosu całemu zdarzeniu.

Zerwała   się   i   szybko   narzuciła   ubranie,   zastanawiając   się,   jak   usprawiedliwić   własne 

zachowanie.

— Zdaję sobie sprawę, że to bardzo komplikuje nasze stosunki — zaczęła, gdy już miała na 

sobie bluzkę i spódnicę, choć całe ciało jeszcze płonęło od jego pieszczot.

Sylwetka mężczyzny tonęła w mroku. Lucy była zadowolona, że pozwalał jej mówić.
— Nie potrafię wyrazić, jak bardzo mi przykro… — powiedziała z przygnębieniem, starając 

się   jakoś   zebrać   myśli.   —   Nie   sądź,   że   o   cokolwiek   cię   obwiniam…   Sama   ponoszę   całą 
odpowiedzialność i zrozumiem, jeśli w poniedziałek zechcesz, żebym odeszła z pracy…

Ostrożnie zbliżyła się do szefa.
— Nick?
Kiedy nie odpowiedział, podeszła do kanapy i zobaczyła, że śpi.
Po chwili wahania z westchnieniem nałożyła płaszcz i cicho zamknęła za sobą drzwi.
Oboje działaliśmy pod wpływem irracjonalnego impulsu, pomyślała z drżeniem serca. Tyle że 

on ma usprawiedliwienie, a ja nie. Co za straszna zmiana ról. Zwykle to mężczyzna wykorzystuje 
kobietę upojoną alkoholem. Kiedy Nick się obudzi, pomyśli, że skorzystałam z jego chwilowej 
bezbronności. Okropna sytuacja.

Jeśli miała nadal dla niego pracować, musi udowodnić, że to była tylko chwila szaleństwa, 

podczas której on pogrążony w żalu potraktował ją jak środek terapeutyczny, a ona się na to 
zgodziła. Odzyskanie szacunku dla samej siebie zależało od postanowienia, iż to nigdy więcej się 
nie powtórzy.

background image

Nick stał przy wielkim oknie swego biura z rękami wbitymi w kieszenie i patrzył na ponure 

londyńskie domy po drugiej stronie ulicy.

Cały ostatni weekend spędził na zapewnianiu wyjeżdżających krewnych, że nic mu nie jest i 

że natychmiast wróci do pracy. Na dodatek musiał uporać się ze wspomnieniem tego, co zaszło 
piątkowej nocy.

Zaklął pod nosem i wrócił do biurka. Oczywiście powinien spotkać się z Lucy, tylko co ma jej 

powiedzieć? Trudno mu było uwierzyć w to, co się stało. Wszystko wyglądało jak sen. Zdawał 
sobie sprawę, że był pijany i nie wszystko pamięta. Nie było jednak wątpliwości, iż popełnił błąd, 
i to z własną sekretarką.

Spojrzał niewidzącym wzrokiem na ekran komputera i czekał.
Zastanawiał się, co ma jej powiedzieć? Że musiał się z nią przespać? Wiedziony złością na 

samego siebie uderzył ręką w blat biurka. Obawiał się, iż Lucy w ogóle nie przyjdzie do pracy.

Jednak przyszła.
Mimo że przerażała ją perspektywa stanięcia twarzą w twarz z szefem w poniedziałkowy 

ranek, wstała o zwykłej porze, ubrała się, wypiła kawę i zjadła jedną grzankę.

Kiedy znalazła się w końcu przed szklaną ścianą firmy, wzięła głęboki oddech i weszła do 

środka. Po drodze wymieniła słowa powitania z kolegami.

Drugie   piętro   budynku   zajmowały   gabinety   dyrektorskie.   Dochodząc   do   drzwi   własnego 

pokoju, dziewczyna  desperacko spojrzała na windę, zastanawiając się, czy aby nie uciec. Ze 
zdenerwowania bolał ją żołądek. Nie wiedziała, czy Nick już przyszedł. Może nie pamiętał, co 
się stało w piątek, w końcu dużo wypił.

Otworzyła drzwi i zobaczyła go siedzącego, jak przystało na szefa, w skórzanym fotelu i z 

pewnym siebie wyrazem twarzy. Pracował przy komputerze.

— Czy mam podać kawę? — spytała, zdejmując płaszcz.
Gdy nie odpowiedział, zatrzymała się w drzwiach łączących jej pokój z gabinetem. Starała się 

zachowywać normalnie.

— Myślę, że powinniśmy porozmawiać — rzekł.
Jednak pamiętał.
— Naprawdę? — spytała tonem, w którym rozbrzmiewała prośba. — Jest tyle do zrobienia. 

Może powinnam zająć się pracą?

— Wejdź i zamknij drzwi. Prosiłem Christinę, żeby nie łączyła żadnych telefonów, póki nie 

skończymy.

Na   twarzy   dziewczyny   malowało   się   rozpaczliwe   pragnienie,   by   nie   wracać   do   zdarzeń 

piątkowej nocy, co sprawiło, iż Nicka również przeniknęła odraza do całej sytuacji.

Że też musiał upić się tego wieczora i zachować tak bezmyślnie. Lucy nigdy nie wykazywała 

zainteresowania jego osobą. Była jak najdalsza od tego, mimo że inne kobiety zawsze do niego 
lgnęły, nawet gdy był żonaty. Przyszła mu do głowy wstrętna myśl, iż w piątek, gdy już sobie 
popił, mógł iść do jakiegoś lokalu i tam zająć się pierwszą lepszą kobietą, która by się nawinęła. 
Tymczasem  dopadł  tej o ogromnych  przerażonych  oczach, która teraz  tak  bardzo starała się 
ukryć obawę.

background image

Zastanawiał się i nad tym, co jej powiedzieć, i nad tym, jak daleko się posunął wobec niej w 

swoim niekontrolowanym zachowaniu.

— Usiądź — rzekł. — Musimy wyjaśnić, co zaszło w piątek.
— Nie lepiej, byśmy oboje o tym zapomnieli? Jesteśmy dorośli. Te rzeczy się zdarzają… — 

przerwała i zapadła cisza, co sprawiło, że Nick poczuł się jeszcze gorzej, rozważając szaleństwo, 
które popełnił.

— Wolałabyś omówić to poza firmą? Niedaleko jest kawiarnia…
— Nie! — Lucy przysiadła na brzegu krzesła. — Tu jest dobrze.
— W porządku — odparł, obserwując zdenerwowanie dziewczyny. — Po pierwsze chciałbym 

cię przeprosić za to, co zaszło — zaczął. — Moje zachowanie było niewybaczalne. — Przez 
moment wrócił mu w pamięci obraz jej piersi w koronkowym  staniczku, a potem różowych 
sutków   na   tle   jasnej   skóry,   więc   odetchnął   głęboko,   by   go   odpędzić.   —   Moim   jedynym 
usprawiedliwieniem jest fakt, że sytuacja była… niecodzienna.

—   Rozumiem   —   powiedziała,   starając   się   nie   upadać   na   duchu,   choć   widziała   odrazę 

malującą się na twarzy szefa i niewiele brakowało, a uciekłaby z płaczem do swojego pokoju.

Nick mówił o własnym zachowaniu i przepraszał za nie, lecz wiedziała, że jej zachowanie 

uważał za równie odpychające. Podobnie jak jej ciało.

— Przeszedłem najtrudniejsze chwile w życiu…
O czym, do licha, wtedy mówili? Przypominał sobie, iż rozmawiał z nią dość szczerze, tylko 

co powiedział?  O czymś  musieli dyskutować. Czy zrobił z siebie jeszcze większego głupca, 
wywlekając   jakieś   sprawy   osobiste,   dotyczące   życia   małżeńskiego?   Czyżby,   broń   Boże,   się 
załamał? Może płakał?

Nie. Odrzucił taką myśl. Nie mógłby zachować się w podobny sposób. To nie leżało w jego 

naturze.

— Może rozmawiałem z tobą o tym…? — spróbował zebrać w całość to, co jeszcze pamiętał.
— Oczywiście, że nie — zaprzeczyła gwałtownie. — Ja… ja rozumiem, dlaczego się tak 

czułeś. Wtedy ci to powiedziałam. Byłeś pogrążony w żalu i szukałeś zapomnienia w alkoholu.

A więc niczego nie wyznałem, odetchnął z ulgą Nick. Jednak to był dopiero wierzchołek góry 

lodowej.

— Niewłaściwe zachowanie — ciągnął, pozwalając, by się uspokoiła, nim on dobrnie do 

sprawy seksu.

Spojrzał na wieczne pióro leżące na biurku. Mimo postępu w tej dziedzinie ciągle go używał 

do podpisywania listów i dokumentów. Wziął je do ręki i obracał w palcach, starając się nie 
patrzeć na dziewczynę. Wydawało się, że jego wzrok całkiem ją rozstraja, co nigdy wcześniej się 
nie zdarzało. Pewnie też nigdy dotąd nie budził w niej odrazy.

—   Topiłaś   kiedyś   smutki   w   alkoholu?   —   spytał.   —   Wypiłaś   za   dużo   dla   poprawienia 

nastroju? Zachowałaś się jak głupiec, nie bacząc na konsekwencje?

Oczywiście,   że   mógł   uznać   kochanie   się   ze   mną   za   coś   głupiego,   pomyślała,   czując   się 

zawstydzona i zraniona. Pewnie inaczej wyglądałaby ta rozmowa, gdyby była piękną, oryginalną 
kobietą. Zresztą z taką to by się w ogóle nie wydarzyło.

— Raz wypiłam za dużo, gdy miałam osiemnaście lat, ale czułam się potem tak okropnie, że 

nigdy   więcej   tego   nie   zrobiłam.   Rzeczywiście   nie   topiłam   smutków   w   alkoholu.   Ale,   jak 
powiedziałam…

— Musisz prowadzić bardzo niewinne życie — mruknął Nick na wpół do siebie.
To było wypisane na jej twarzy. A on podeptał tę niewinność jak szaleniec. Po raz pierwszy 

zastanowił się, jak wygląda życie Lucy poza pracą.

Ku własnemu zdziwieniu poczuł ochotę zapytania jej o coś, co nie dotyczyło  piątkowych 

background image

zdarzeń.

— Co robisz po pracy? — spytał, wprawiając dziewczynę w zdziwienie.
— Co robię po pracy? — powtórzyła. — Nie rozumiem, o co ci chodzi.
— Dużo wychodzisz? Mieszkasz z kimś? Dlaczego zdecydowałaś się tu przyjść w piątek 

wieczorem? Nie chciałaś pozostać z tym, z kim mieszkasz?

Nie była dziewicą, pomyślał nagle. Znów wróciła pamięć chwili, gdy Lucy na nim leżała. 

Przypomniał sobie piersi poruszające się tuż przed jego oczami, gdy się kołysała, jej ciepłe, nagie 
ciało. Poczuł, że organizm reaguje podnieceniem, więc zacisnął szczęki i odpędził niechciane 
myśli.

—   Z   nikim   nie   mieszkam   —   powiedziała.   —   Mam   samodzielne   mieszkanie   w 

odrestaurowanym wiktoriańskim domu. Nie jest to najlepsza dzielnica Londynu, ale niezła.

— Prowadzisz bogate życie towarzyskie?
— Normalne — rzekła i obronnym gestem uniosła podbródek.
Byłoby normalne, dodała w duchu, gdybym tyle czasu nie traciła na rozmyślania o własnym 

szefie. Poczuła zażenowanie na myśl, iż mógłby się o tym dowiedzieć. Naprawdę, nie miała 
nikogo, kto by się nią zachwycał, a krótkie znajomości, jakie nawiązywała, nie przysłaniały jej 
świata.

— Chodzę z przyjaciółmi do kina, czasem do teatru czy do restauracji…
— Masz kochanka? — spytał i pomyślał, że to wyjątkowo bezczelne pytanie, lecz nie mógł 

pohamować ciekawości.

Seks z nią był świetny. Przynajmniej takim go pamiętał jak przez mgłę. Tymczasem skromne 

zachowanie dziewczyny zdawało się niczego podobnego nie sugerować.

Ty byłeś moim kochankiem raz w rzeczywistości i z tysiąc razy w wyobraźni, pomyślała.
— Nie twoja sprawa — odrzekła głośno, zaszokowana stanowczością własnego tonu.
—   Masz   rację   —   zgodził   się.   —   Jestem   przekonany,   że   gdybyś   kogoś   miała,   nigdy   nie 

doszłoby… — Nie skończył, bo i tak wiadomo było, o co mu chodzi. — Muszę powiedzieć coś, 
o czym myślałem cały weekend — ciągnął dalej.

Dziewczyna domyślała się, że pewno spyta, czemu w ogóle ośmieliła się uprawiać z nim seks. 

Gorączkowo   szukała   teraz   jakiejś   odpowiedzi,   która   byłaby   jak   najdalsza   od   upokarzającej 
prawdy: iż po prostu nie potrafiła mu się oprzeć.

— Co takiego? — spytała.
— Dlaczego?
— Co… dlaczego? — Zareagowała zdziwieniem.
—   Czemu   to   zrobiłaś?   Pracowałaś   tu   spokojnie   o   dosyć   niezwykłej   porze,   gdy   się 

pojawiłem… Byłem zdumiony, iż nie postawiłaś na nogi całego budynku ze strachu.

— Nie jestem tego typu dziewczyną. Poza tym znam ciebie i widziałam, że trochę wypiłeś. 

Szczerze mówiąc, bałam się tylko, czy nie stracisz przytomności — rzekła i jak dotąd wszystko 
pokrywało się z prawdą.

— Co dalej? — Nie potrafił znaleźć właściwych słów, żeby zadać najważniejsze pytanie.
Musiał się dowiedzieć, czy nie użył wobec niej siły, nie zrobił czegoś wbrew jej woli. Nie 

bardzo wierzył, by był do tego zdolny, ale po pijanemu wszystko mogło się zdarzyć.

— Słuchaj — rzucił niecierpliwie. — Czy nie wykorzystałem cię, nie zmusiłem do czegoś…
— Czy nie wykorzystałeś…?
— Przestań powtarzać moje pytania. Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Użyłem siły, by cię do 

czegokolwiek skłonić? — Cały zesztywniał, czekając na odpowiedź.

— Nie — odrzekła cicho.
— To może w jakikolwiek sposób nadużyłem  swojej pozycji  w stosunku do ciebie?  Czy 

background image

wspomniałem, iż… stracisz pracę?

—   Nie.   Sądzisz,   że   nie   mam   własnego   rozumu?   —   Lucy   była   wzburzona   jego 

przypuszczeniem, iż mogła zrobić cokolwiek wbrew własnej woli albo tylko dlatego, by nie 
utracić pracy.

— Po prostu próbuję ustalić, co się stało — powiedział ostro.
— Po co? — zawołała, rumieniąc się na twarzy.  Czuła, że ma łzy w oczach, lecz robiła 

wszystko, by się nie rozpłakać.

— Jaki sens ma odgrzebywanie całej sprawy? Byłam gotowa… udawać, że…
— Nic się nie stało? Schować głowę w piasek? Muszę wszystko wyjaśnić, bo tak się złożyło, 

iż jesteś moją sekretarką i jeśli którekolwiek z nas dojdzie do wniosku, że nie możemy dłużej 
współpracować, jestem zobligowany do przeniesienia cię do innego działu w naszej firmie.

Tak po prostu, pomyślała z goryczą Lucy. Sądzi, iż popełnił coś niewłaściwego, więc musi się 

mnie pozbyć. To, że się kochaliśmy, nic dla niego nie znaczy.

— Z radością złożę rezygnację, jeśli uważasz, iż nie możesz ze mną pracować — rzekła 

chłodno.

— Tego nie powiedziałem…
— Dla mnie zabrzmiało to właśnie tak.
— Czy z ręką na sercu możesz obiecać, że potrafisz się zachowywać, jakby nic nie zaszło?
—   Tak.   —   Dziewczyna   postarała   się,   by   nie   wyczuł   kłamstwa   w   jej   głosie.   —   Jak 

powiedziałeś, zdarzyło się, choć nie powinno.

— Może tego chciałaś?  — spytał, a jego sugestia była  tak bliska prawdy,  iż Lucy przez 

moment zamarła i poczuła, że robi się jej gorąco, a potem ruszyła do akcji.

— Jeśli naprawdę chcesz wiedzieć — rzekła sucho — zrobiłam to ze współczucia.
Nick pomyślał, iż celnie go trafiła.
Zrobiła   to   z   litości.   To   nawet   miało   sens.   Nieoczekiwanie   objawiłem   się   jej   w   godnej 

pożałowania wersji, więc wyraziła współczucie, pomyślał. Zraniła jego dumę.

— Zachowałam się niemądrze. Zdawałam sobie sprawę, że musisz cierpieć, więc…
— Nikt dotąd nie litował się nade mną — rzucił ostro Nick, bowiem to słowo kojarzyło mu się 

ze słabością i bezbronnością, których nigdy nie łączył z własną osobą.

— Może wcześniej nie byłeś w podobnej sytuacji — powiedziała, czując się na bezpiecznym 

gruncie. — Ogarnęła cię depresja i…

— Z dobroci serca postanowiłaś wydobyć mnie z przygnębienia.
— Nie chodzi o dobroć serca. To był naturalny odruch, ale teraz widzę, że niewłaściwy, więc 

cię przepraszam.

Mężczyzna   zastanawiał   się,   czy   Lucy   przyjmowała   wszystko   bez   emocji.   Nie   zamierzał 

skłaniać jej do rezygnacji z pracy. Oznaczałoby to przyznanie, iż jest zbyt słaby, by uporać się z 
całą sytuacją.

— Tak, to był błąd — rzekł, siląc się na spokój. — Chcę, żebyś wiedziała, iż w normalnych 

warunkach nigdy nie przyszłoby mi do głowy przespać się z tobą. — Zrobił nieprzyjemną uwagę 
i zdawał sobie sprawę, że przekracza pewne granice.

Prawdę mówiąc nie przypuszczał, iż rozmowa potoczy się w tym kierunku.
Wstał i zaczął krążyć po gabinecie, spoglądając na Lucy, która siedziała ze sztywno uniesioną 

głową i nie odwracała wzroku od biurka.

— Mam nadzieję, że nie zrozumiesz tego niewłaściwie — rzekł w końcu. — Poza tym możesz 

być pewna, iż coś podobnego nigdy się nie powtórzy.

Dziewczyna zastanawiała się, ile razy na różne sposoby będzie jej dawał do zrozumienia, że 

mu się nie podoba. Była głupia, iż posłużyła mu własnym ciałem, gdy tego potrzebował, i nie 

background image

słuchała   głosu   rozsądku.   Trudno.   Mam   w   sobie   tyle   seksu,   ile   te   dwa   obrazki   na   ścianie, 
pomyślała.

— Oczywiście — potwierdziła obojętnym tonem, lecz nie odwróciła twarzy, więc nie widział 

jej wzroku, a miała bardzo wyraziste oczy.

Nick   zastanawiał   się,   czemu   nie   spostrzegł   ich   wcześniej.   Ogromne,   brązowe,   otoczone 

długimi, ciemnymi rzęsami, co dawało zaskakujący efekt w zestawieniu z jasną cerą i włosami 
blondynki.

— Nie jesteś w moim typie — poinformował. Może chciał w ten sposób dać do zrozumienia, 

iż jest całkiem bezpieczna w jego towarzystwie i mogą spokojnie pracować do późna we dwoje w 
pustym budynku, jak to czynili w przeszłości.

Mylił się jednak, jeśli miał takie intencje. Lucy poczuła się do głębi zraniona. Spojrzała mu w 

twarz, której rysy głęboko zapadły jej w pamięć, choć wcale tego nie chciała. Zawsze będzie go 
ciągnęło do kobiet w typie zmarłej żony, pomyślała. Uderzająco pięknych, z długimi włosami i 
wspaniałymi piersiami.

— Uznałem, że powinienem jasno postawić sprawę, jeśli mamy razem pracować — ciągnął 

nachmurzony i niepewny, czy powinien był powiedzieć to, co powiedział.

— Coś jeszcze? — spytała.
Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu, jakby się zastanawiał, czy ma kontynuować, w końcu 

westchnął.

— Jeśli chcesz coś dodać, chętnie wysłucham — powiedziała dziewczyna, zaciskając wargi. 

—   Będę   szczęśliwa,   mogąc   tu   nadal   pracować.   I,   jak   powiedziałeś,   trzeba   było   oczyścić 
atmosferę, jeśli mamy podtrzymać stosunki służbowe.

Naprawdę lubiła to, co robiła, niezależnie od tego, czy Nick był jej szefem, czy nie. Wątpiła, 

by udało się jej znaleźć lepiej płatne zajęcie w Londynie.

— W porządku. — Wzruszył ramionami. — Jeśli ci na tym zależy…
— Zależy.
—   Jesteś   młoda   i   nie   chciałbym,   żebyś   sądziła,   że   tych   kilka   spędzonych   razem   godzin 

oznacza początek jakiegoś związku albo że możesz liczyć na przywileje. Jesteś bardzo dobrą 
sekretarką, lecz uważam za konieczne utrzymywanie właściwego dystansu.

—   Innymi   słowy   ostrzegasz,   żebym   się   do   ciebie   nie   przyklejała   —   powiedziała   wolno 

dziewczyna.

Ostry ton nie był w stanie przygasić obrazu, który znów pojawił się w pamięci mężczyzny. Jej 

nagie, gotowe do pieszczot ciało i wyciągnięte ramiona. Nick poczuł mrowienie w lędźwiach, 
więc by się go pozbyć, rzucił chłodno:

— To nie są moje słowa.
— Ale taki miały sens. Może pan być pewien, że nie będę — rzekła oficjalnie.
— Nie ma potrzeby tego drążyć.
— Nic takiego się nie zdarzy — zapewniła, starając się panować nad głosem. — A żeby 

zakończyć sprawę, dodam, iż nie jesteś bardziej w moim typie niż ja w twoim.

— Masz zwyczaj sypiać z mężczyznami, którzy ci się nie podobają? — Pomyślał, że powinien 

skończyć tę rozmowę, a tymczasem ciągnął ją, czerwieniejąc z irytacji.

— Nie — odparła. — Tego nie powiedziałam. I przepraszam…
— Jacy mężczyźni cię interesują?
Lucy nie wierzyła, że go to naprawdę ciekawi. W końcu nie dbał o nią, więc musiała się 

pilnować, by po raz kolejny nie stracić głowy w jego obecności.

— Słuchaj, to niewłaściwy moment na takie rozmowy. Miałeś okropny weekend i nie ma 

sensu dodatkowo psuć sobie jeszcze poranka. — Zdobyła się na uśmiech.

background image

— Nie odpowiedziałaś na pytanie.
— Jeśli naprawdę musisz wiedzieć, pociągają mnie… mili, myślący, opiekuńczy mężczyźni…
— Mili, myślący, opiekuńczy — powtórzył.
— Nie chodzi o to, że ty taki nie jesteś. Z pewnością posiadasz i te cechy.
— Ale nie chciałabyś się o tym przekonywać — dorzucił Nick.
— Chyba nie — zgodziła się.
Dziewczyna   uznała,   że   osiągnęli   coś   w   rodzaju   rozejmu.   Atmosfera   została   oczyszczona, 

można było wrócić do pracy. Każde powiedziało, co miało do powiedzenia, i wiadomo, że nic nie 
wydostanie się poza cztery ściany tego pomieszczenia.

— Więc… — Mężczyzna usiadł za biurkiem i przysunął dokumenty. — Chciałbym, żebyś 

zajęła się korespondencją. Nagrałem już trzy listy, które trzeba przepisać, kolejny zaraz skończę. 
Chodzi o płatności. Sprawdź, czy nasz człowiek w Bostonie przyjrzał się wszystkim dostawcom, 
nim wybrał tego jednego. Wydatki wydają mi się za wysokie.

Obserwował, jak wstała i pochyliła się, by wziąć od niego dokumenty.
Rzeczy wróciły do normy. Tylko że… nie mógł oderwać wzroku od linii jej szyi i piersi. 

Wszystko  w   jej  wyglądzie   było  spokojne  i  eleganckie,  lecz  gdzieś  pod  powierzchnią  płonął 
ogień.

— Dobrze się czujesz?
Spojrzał, jak zebrała dokumenty z biurka i zatrzymała się z wahaniem przy krześle, na którym 

wcześniej siedziała.

— Co myślałaś o Ginie? — spytał z ciekawością w głosie. — Spotkałaś ją tu kilka razy.
Lucy nigdy się nad tym nie zastanawiała. Ginę traktowała jak żonę szefa.
— Była bardzo piękna — przyznała.
— Zostaw na boku jej urodę.
— Nigdy dłużej z nią nie rozmawiałam.
— Nie lubiłaś jej, prawda?
— Ależ lubiłam! — Zarumieniła się, gdy popatrzył na nią przez dłuższą chwilę.
Oczywiście, że nie znosiła Giny, pomyślał. Gina nigdy nie przyjaźniła się z kobietami, nie 

zwracała na nie uwagi. Nie miała przyjaciółek. Obracała się wśród żon bogatych facetów, bo taki 
miała styl życia.

— Naprawdę? — spytał. — Moja matka nigdy jej nie zaakceptowała — dorzucił, zdając sobie 

sprawę, że czyni kolejne wyznanie.

—   Rodzice   zwykle   bywają   krytyczni   wobec   partnerów   swoich   dzieci   —   powiedziała 

dziewczyna.

— Założę się, iż ty nigdy nie dałaś rodzicom powodu do niezadowolenia.
Lucy pomyślała, że jej rodzice byliby bardzo niezadowoleni, gdyby dowiedzieli się, co zrobiła 

w piątkowy wieczór ze swoim szefem. Po prostu przeżyliby szok.

— Tak — przyznała. — Czy to wszystko? Mogę zająć się pracą?
— Oczywiście. Sądzę, iż wszystko sobie wyjaśniliśmy.
— Też tak myślę. Byłabym wdzięczna, gdybyśmy… więcej nie wracali do…
— Naszej małej pomyłki. Zgoda — zakończył Nick i włączył komputer.
Ledwie zauważył, gdy wyszła z gabinetu, cicho zamykając za sobą drzwi.

background image

Tego dnia Lucy z trudem dotarła do pracy. Spóźniła się na metro, którym zwykłe jeździła, i 

musiała   czekać   dwadzieścia   minut   na   następne.   Potem   spędziła   pół   godziny  w   zatłoczonym 
wagonie bezustannie popychana przez wsiadających i wysiadających na kolejnych przystankach.

Na dodatek czuła, że zaczyna ją boleć gardło, co oznaczało zbliżające się przeziębienie. Kiedy 

dotarła do biura, była w nie najlepszym nastroju.

— Spóźniłaś się — zauważył Nick. Dziewczyna spokojnie powiesiła żakiet na wieszaku i 

odwróciła   się   do  szefa.   Drzwi   łączące   ich   pokoje  były   otwarte,   a   on   siedział   przy  biurku   i 
wyglądał, jakby tkwił tam od wielu godzin, mimo że było dopiero kilka minut po dziewiątej.

— Przepraszam. Nie usłyszałam budzika i zaspałam, potem uciekło mi metro. Na następne 

czekałam całe wieki. Uporządkować pocztę i przynieść?

— Tak. Weź notatnik. — Nick obserwował, jak podchodziła do biurka i pochylała się, by 

wyjąć z szuflady potrzebne przybory.

Czasem jakimś ruchem głowy czy ręki przypominała mu chwile sprzed ośmiu miesięcy, kiedy 

to doszło między nimi do zbliżenia w tym gabinecie. Wspomnienie tamtej nocy rozstrajało go. 
Czuł się tak, jakby miał coś w zasięgu ręki, a nie mógł się do tego dostać.

Odwrócił wzrok od smukłego ciała Lucy, która gotowa do pracy stała już z notatnikiem i 

długopisem w ręku.

— Długo mam czekać? — rzucił, przeglądając dokumenty leżące na biurku.
— Przepraszam.
Sekretarka pospiesznie usiadła, gotowa do notowania.
— Jeśli źle się czujesz, lepiej weź wolny dzień i przyślij Terri, żeby cię zastąpiła.
— Nic mi nie jest.
— Mamy jakiś postęp w sprawie Rawlingsa? — zapytał.
Lucy nawet teraz, kiedy prowadziła na pozór spokojne życie, nie potrafiła patrzeć na szefa bez 

świadomości,   iż   czyni   coś   zabronionego,   tak   samo   jak   w   czasach,   gdy   był   żonaty,   a   więc 
niedostępny.

— Wczoraj wieczorem przysłali faks. Położyłam ci na biurku.
— Co zawierał?
— Kolejną informację o spadku dochodów bez podania przyczyn i optymistyczne prognozy 

na najbliższe pół roku, nie zawierające wyjaśnienia, dlaczego poprzednie miesiące były takie 
słabe.

— Dzwoniłaś do Rawlingsa?
— Nie zastałam go.
— A gdzie był?
—   Nie   wiem   —   odrzekła,   obserwując   zdenerwowanie   mężczyzny.   —   Może   powinniśmy 

zatrudnić   detektywa,   który   by   go   poobserwował   i   schwytał   na   gorącym   uczynku   — 
zaproponowała.

Nick przymrużył oczy. Zdawał sobie sprawę, że w ostatnich miesiącach zachowywał się dość 

gwałtownie.   Jakoś   nie   potrafił   pohamować   negatywnych   emocji.   Pamiętał,   iż   dziewczyna 
widziała go w chwili słabości, więc jakiś wewnętrzny demon kazał mu  ją teraz za to karać 
wybuchami niezadowolenia.

Wiedział,   że   powinien   był   przenieść   Lucy   do   innego   działu.   Mógł   zarazem   podnieść   jej 

pensję, lecz ile razy pomyślał, iż nie zobaczy jej więcej w swoim gabinecie, powtarzał w duchu, 

background image

że jednak jej potrzebuje, bo nigdzie nie znajdzie równie dobrej sekretarki.

— Nie przypominam sobie, bym płacił ci za sarkazm — rzucił chłodno i nie czekając na 

reakcję   dziewczyny,   zagłębił   się   w   lekturze   faksu   od   Rawlingsa.   —   To   nie   ma   sensu   — 
zauważył.   —   Hotel   winien   przynosić   zyski.   Leży   na   słonecznej   wyspie,   która   ma   świetne 
połączenia lotnicze ze Stanami i stabilność polityczną. Więc co się dzieje? Będę musiał sam to 
sprawdzić.   Pogadam   z   Bobem   i   dowiem   się,   co   ma   do   powiedzenia.   Zostań   tu   jeszcze,   to 
podyktuję ci list, kiedy skończę tę rozmowę.

Lucy słuchała, jak dyskutował z dyrektorem finansowym korporacji. Miała pełną świadomość 

jego bliskości. Przesuwała wzrokiem po czarnych włosach, które były krótsze niż osiem miesięcy 
temu, gdy wsuwała w nie palce. Po chwili rozmowy odłożył słuchawkę i spojrzał na dziewczynę.

— Weźmy się do tego listu — rzekł.
Dyktował płynnie, nie potrzebując niczego poprawiać w raz wypowiedzianych zdaniach. Był 

jednym z tych, którzy potrafili jasno wypowiadać myśli.

Gdy Lucy wstała, rzucił:
— Siadaj, jeszcze z tobą nie skończyłem.
Pomyślał, że swoim zachowaniem może ją w końcu wyprowadzić z równowagi. Jego oczy 

bezwiednie spoczęły na piersiach dziewczyny, okrytych bluzeczką zapiętą na cały rząd guzików i 
zakończoną okrągłym kołnierzykiem.

— Chcę, żebyś zamówiła w moim imieniu kwiaty i je wysłała.
— Kwiaty? — powtórzyła z bladym uśmiechem.
— Słyszałaś. Kwiaty.
— Tak, oczywiście. Jakie?
— Sama mi powiedz — wzruszył ramionami. — Jakie kwiaty lubią kobiety? Róże? Fiołki? 

Orchidee? Jakiekolwiek, byle drogie.

— Będzie też jakiś liścik?
Lucy wiedziała, że Nick spotykał się w ostatnich miesiącach z kobietami. Nie czynił żadnych 

wysiłków, by ukrywać swoje bujne życie erotyczne. Jednak nigdy wcześniej nie prosił jej o 
pośrednictwo w takich sprawach. Myśl o tym przyprawiła ją o mdłości.

— Po prosta: „Z podziękowaniem za miłe chwile” — rzucił, spoglądając w okno.
— „Z podziękowaniem za miłe chwile” — powtórzyła. — Nic więcej?
— A co można dodać, zrywając związek? — spytał sarkastycznie.
— Nic. — Dziewczyna zamknęła notes. — Czy coś jeszcze?
— Spieszysz się dokądś? Masz spotkanie o dziesiątej?
— Po prostu dużo pracy do wykonania, nim wyjdę stąd po południu.
— To mi o czymś  przypomina.  Zaplanowałem spotkanie z Bobem na szóstą wieczór, by 

omówić z nim to, co się dzieje z hotelem prowadzonym przez Rawlingsa. Chciałbym, żebyś 
protokołowała rozmowę.

— Przepraszam, ale nie mogę.
— Nie możesz? — powtórzył, wolno wymawiając wyrazy, jakby należały do obcego języka, a 

Lucy zarumieniła się i spuściła wzrok.

.’» — Mam pewne plany na dzisiejszy wieczór.
— W takim razie musisz z nich zrezygnować. Bob leci jutro na Daleki Wschód, a ja chcę 

przedyskutować z nim wcześniej sprawę Rawlingsa i potrzebuję twojej obecności.

— Przepraszam, lecz może Terri mnie zastąpi, jutro, jak tylko przyjdę, przepiszę jej notatki.
—   Co   tak   ważnego   staje   na   przeszkodzie   twojej   obecności?   —   Nick   wstał   i   zaczął 

przechadzać się po gabinecie z rękami w kieszeniach.

Kątem oka obserwował, jak dziewczyna stara się znaleźć odpowiednio subtelne słowa, by 

background image

udzielić odpowiedzi. Unika przy tym jego wzroku, patrząc prosto przed siebie. Szuka wybiegu, 
pomyślał.

—   A   więc?   —   powtórzył.   —   Część   niepisanej   umowy   między   mną   i   moją   sekretarką 

przewiduje   pracę   po   godzinach,   jeśli   zajdzie   potrzeba.   Dlatego   pobierasz   tak   wysokie 
wynagrodzenie.

— Nigdy dotąd nie zawiodłam. — Dziewczyna spojrzała mu w oczy, lecz nie mogła zebrać 

myśli, gdy był tak blisko.

Nick przyglądał się jej w milczeniu, starając się odgadnąć, co nie pozwala jej zostać dwie 

godziny dłużej w pracy.

— Wychodzę… z kimś — powiedziała w końcu. — Umówiliśmy się do teatru, a niełatwo 

było dostać bilety. Potem idziemy na kolację.

—  Wychodzisz  z   kimś   —  powtórzył  obojętnym   tonem,   odsuwając  się  od  jej  krzesła.   — 

Innymi słowy masz randkę.

Dziewczyna poczuła gniew i opuściła oczy, by ukryć ich nieprzyjazny błysk.
Szła na spotkanie, a on traktował to tak, jakby zamierzała obrabować bank. Myślał, że przez te 

wszystkie miesiące ciągle będzie go pragnęła? Uważał, iż sam może spotykać się z niezliczonymi 
kobietami,   a   ona   jest   tak   nieatrakcyjna,   że   ma   poprzestać   na   jednej   nocnej   przygodzie   z 
podpitym, przygnębionym mężczyzną?

Robert nie był, być może, oszałamiającym partnerem, lecz dobrze się razem bawili, a jego 

układność i dobre maniery działały kojąco na nerwy dziewczyny.

— Tak, wybieram się na randkę — potwierdziła.
— Jak długo to trwa?
— Co mianowicie?
— Od jak dawna spotykasz się z tym mężczyzną? To ten jedyny? Czy inni krążą gdzieś w tle? 

— Nick zdawał sobie sprawę z własnej arogancji.

Najwyraźniej pchał nos w nie swoje sprawy. Właściwie powinien się cieszyć, że się z kimś 

spotykała.   Ciągle   podejrzewał,   iż   ona   coś   knuje   i   może   zaskoczyć   go   nieoczekiwanym 
zachowaniem.   W   ostatnich   miesiącach   pilnował   się,   by   ani   razu   nie   wspomnieć   o   błędzie 
popełnionym w tamtą piątkową noc.

— Spotykam się tylko z jednym mężczyzną. Nie mam zwyczaju uprawiać żadnych gier na 

tym polu — powiedziała.

— Czy to komentarz do mojego stylu życia? — zapytał.
Lucy wbiła wzrok w  notatnik  trzymany  na kolanach. Spojrzenia Nicka przyprawiały ją o 

napięcie w całym ciele. Robert nigdy tak na mnie nie działa, przyznała w duchu. Może nie był 
wpływowym biznesmenem jak Nick Constantinou, lecz z pewnością lepiej do niej pasował. To 
przeświadczenie sprawiło, że odważnie spojrzała szefowi w oczy.

— Nie — odrzekła.
„W rzeczywistości Nick miał rację, formułując swoje przypuszczenie, jednak dziewczyna nie 

zamierzała   dyskutować   o   jego   życiu   erotycznym.   Wystarczająco   dużo   bezsennych   nocy 
kosztowała ją wiedza o tym, że widuje się z innymi kobietami, dzwoni do nich i jest jed — nym z 
najbardziej pożądanych kawalerów w Londynie, opisywanym często przez kroniki towarzyskie. 
Zapewne w ramionach innych kobiet starał się zapomnieć o stracie żony. I dobrze.

— Jak się nazywa ten szczęśliwiec? — spytał.
— Robert.
— Jak go poznałaś? Tylko nie mów, że w nocnym klubie.
—   Uważasz,   że   tam   nie   bywam?   Spotkałam   go   na   kolacji.   Przedstawiono   mi   go   i 

przypadliśmy sobie do gustu.

background image

— Przypadliście sobie do gustu — powtórzył. — Czym się zajmuje?
— Co robi?
— Tak, w jaki sposób zarabia na życie? Zakładam, że ma jakąś pracę i nie spędza dni, karmiąc 

kaczki w parkowym stawie — rzucił zirytowany.

— Zajmuje się finansami w dużym przedsiębiorstwie.
— Ach, księgowy.
Lucy   zacisnęła   zęby   i   postanowiła   nie   dać   się   sprowokować,   choć   każde   słowo   szefa 

doprowadzało ją na krawędź wybuchu.

— Dlatego właśnie nie mogę zostać wieczorem. Poproszę Terri o zastępstwo. O której ma się 

stawić?

— Za piętnaście szósta. Wystarczy, żebym udzielił jej instrukcji — rzekł. — Co zamierzasz 

obejrzeć w teatrze? — spytał konwersacyjnym tonem, udając, że przegląda dokumenty.

—   Ten   głośny   spektakl   muzyczny   w   teatrze   „Apollo”.   Robert   ma   pewne   znajomości   w 

świecie teatru, stąd te bilety.

— Jak miło. A dokąd wybieracie się na kolację? Do jakiegoś podniecającego lokalu?
Ja? Do podniecającego lokalu, chciała wykrzyknąć Lucy. Dobry Boże, nie!
— To francuska restauracja w Covent Garden. Tam spędzimy wieczór. Idę do Tern poprosić, 

żeby mnie zastąpiła.

Odczekała chwilę, chcąc się zorientować, czy nie padną jeszcze jakieś polecenia, lecz Nick 

zdawał się nie zauważać jej obecności, więc szybko wyszła.

Kiedy o piątej opuszczała firmę, ciągle był pogrążony w pracy i ledwie rzucił na nią okiem, 

więc przyspieszyła kroku, by nie zdążył zmienić zdania i zatrzymać jej zamiast Terri. W ciągu 
ostatnich ośmiu miesięcy wypełniała w firmie bardzo odpowiedzialne zadania i miała dostęp do 
znacznie poufniejszych informacji niż inne sekretarki.

Po rozmowie z szefem na temat swojej randki włożyła wiele starań w przygotowanie się do 

wyjścia z Robertem. Nie wzięła żakietu, lecz obcisłą dżersejową sukienkę z długim rękawem w 
kolorze ciemnej kawy oraz eleganckie pantofelki na wysokich obcasach.

Mężczyzna,   który   po   nią   przyjechał,   nagrodził   te   wysiłki   pełnym   uznania   spojrzeniem. 

Wręczył kwiaty i aż zagwizdał z podziwu, co wywołało śmiech Lucy.

—   Niewłaściwa   reakcja   —   zauważył,   wchodząc   do   pokoju,   gdzie   zaczekał,   aż   wstawiła 

kwiaty do wody.

— Zaraz będę gotowa — zapewniła dziewczyna.
W teatrze było bardzo przyjemnie. Siedzieli obok siebie, trzymając się za ręce. Widywała się z 

Robertem od trzech miesięcy i wiedziała, że jest dżentelmenem. Nie ponaglał jej do niczego, 
starał   się   spełniać   jej   życzenia.   Miło   im   się   rozmawiało,   nigdy   nie   przeżywali   momentów 
niezręcznej ciszy. Na razie tylko się całowali, lecz Lucy miała pewność, iż kiedy przyjdzie czas 
na   zbliżenie,   Robert   będzie   równie   delikatny.   Nie   spodziewała   się   zaznawać   z   nim   takich 
szaleństw jak z Nickiem. Samo wspomnienie chwil przeżytych z szefem wprawiło ją w drżenie.

Tymczasem Robert uścisnął jej palce i szepnął coś na temat spektaklu.
— Powinniśmy częściej spędzać czas w ten sposób — powiedział. — Teatr ma w sobie coś 

podniecającego, czego nie daje kino.

Lucy spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Jest naprawdę przystojny, pomyślała. Rodzicom by 

się podobał.

— Tylko tak trudno wyrwać się z pracy — ciągnął Robert, przytrzymując drzwi taksówki, 

którą mieli jechać do restauracji, by dziewczynie wygodniej było wsiąść.

— Wiem, nie musisz mówić. Sama z trudem dziś się wyrwałam. Szef uznał, że będzie mnie 

potrzebował po godzinach podczas spotkania z jednym z dyrektorów firmy.

background image

Mężczyzna skinął głową ze współczuciem.
—   Powinien   wcześniej   cię   uprzedzać   o   czymś   takim.   Ja   zawsze   tak   robię   wobec   swojej 

sekretarki. Przecież ona także ma swoje życie.

— Właśnie. — Lucy jeszcze raz się upewniła, jak bardzo Robert różni się od Nicka. — Mój 

szef w razie potrzeby potrafi pracować do trzeciej rano i uważa, że inni winni mieć podobne 
podejście do swoich obowiązków.

Rzeczywiście, zdarzało się, że gdy przychodziła do pracy o pół do dziewiątej, spotykała go 

nieogolonego i popijającego czarną kawę. Potem zostawał w biurze do późna. Zdumiewające, iż 
potrafił świetnie funkcjonować przez cały dzień.

— To pracoholizm — Robert najwyraźniej wiedział, w czym rzecz. — W moim zawodzie też 

często się zdarza — stwierdził, skłaniając głowę ze zrozumieniem. — Pracować bez wytchnienia, 
zapominając, na czym polega sprawianie sobie przyjemności.

Lucy pomyślała, że jeśli ktokolwiek na świecie umie dbać o własne przyjemności, to jest nim 

z pewnością Nick Constantinou. Po bardzo krótkim okresie żałoby natychmiast rzucił się w wir 
londyńskiego życia towarzyskiego.

— Ja mam inne podejście do pracy — ciągnął mężczyzna. — Nie zaniedbuję obowiązków, 

pracuję efektywnie, lecz umiem również wygospodarować czas na wypoczynek. Jak dzisiaj.

Lucy czuła na sobie jego spojrzenie, lecz myślami tkwiła przy Nicku i jego niezwykłej energii 

okazywanej we wszystkim, co robił.

— Teatr, kolacja w towarzystwie pięknej kobiety — Robert objął dziewczynę ramieniem i 

lekko przytulił. — Czy może być coś lepszego?

—   Przesadzasz   z   tą   pięknością,   ale   dziękuję   za   komplement.   —   Lucy   uśmiechnęła   się   i 

przymknąwszy oczy odwróciła twarz do mężczyzny, pozwalając, by musnął ustami jej wargi.

— Powiedziałem matce, że jesteś piękna. Bardzo pragnie cię poznać. Myślę, iż już słyszy 

weselne dzwony.

Lucy spojrzała zdziwiona.
— Weselne dzwony? — powtórzyła. — Znamy się dopiero kilka miesięcy!
— To samo jej powiedziałem, ale wiesz, jakie są matki. Mam trzydzieści jeden lat, a ona 

uważa, że jeśli się nie pospieszę, nie doczeka upragnionych wnuków.

— Sądziłam, iż tylko kobiety przejmują się biciem biologicznego zegara! — roześmiała się 

dziewczyna.

— Masz rację, ale ja wolę zostać ojcem mając trzydzieści parę lat, a nie sześćdziesiąt parę — 

mówił żartobliwie, lecz widać było, że tak właśnie myśli, a jego życzenia nie różnią się od 
marzeń matki. — Jaki sens w byciu ojcem, kiedy się jest za starym, by wychować dziecko?

Lucy znowu zareagowała śmiechem i zmieniła temat.
— Powiedz coś o restauracji, do której jedziemy. Bywałeś tam wcześniej? Mam nadzieję, że 

to niejedna z tych małych pretensjonalnych francuskich knajpek, w których godzinami trudzisz 
się odcyfrowaniem jadłospisu. Mój francuski jest beznadziejny.

— Nie obawiaj się. Mówię płynnie w tym języku i mogę ci wszystko przetłumaczyć. Zwróć 

uwagę, ile mam zalet i jaka dobra ze mnie partia — zażartował.

— Widzę. — Lucy spostrzegła, że taksówka zwalnia i zatrzymuje się przed restauracją, więc 

na szczęście nie trzeba kontynuować rozmowy.

—   To   nocny   lokal   —   zauważyła,   gdy   weszli   do   środka.   We   wnętrzu   panował   intymny 

półmrok, a stoliki ustawiono wokół tanecznego kręgu. Jazzowa orkiestra grała znane melodie.

— Nie mówiłeś, że zabierasz mnie w takie miejsce. Ubrałabym się bardziej…
— Seksownie? — Robert uśmiechnął się i znów ją lekko przytulił. — Nie wyobrażasz sobie, 

jak ponętnie wyglądasz w tym, co na sobie masz. Klasyczna, bardzo elegancka sukienka, która 

background image

wspaniale podkreśla kształty. Co za podniecające połączenie! Zresztą to nie jest typowy nocny 
klub, raczej restauracja z czymś ekstra.

— Świetnie. Po jedzeniu stracimy w tańcu trochę kalorii.
— Chyba że okaże się, iż mam dwie lewe nogi.
Skromność Roberta wzbudziła wesołość dziewczyny. Objęła go przez plecy i położyła głowę 

na   jego   ramieniu,   gdy   podchodzili   do   zarezerwowanego   stolika.   Czuła   się   zrelaksowana   i 
zadowolona.

Po   paru   kieliszkach   wina   i   smakowitej   rybie   Lucy   była   w   naprawdę   dobrym   nastroju. 

Orkiestra grała świetne melodie, Robert zajmująco mówił o spektaklach, które razem oglądali. 
Dziewczyna   wydawała   się   sama   sobie   coraz   bardziej   pociągająca,   gdy   od   czasu   do   czasu 
pieszczotliwym ruchem dotykał jej szyi albo płaskiego brzucha.

— Nie odpowiedziałaś na moje pytanie — zauważył w pewnym momencie.
— Jakie pytanie?
— W sprawie sformalizowania naszego związku.
— Znamy się tak krótko…
— Wystarczająco długo, żebym się przekonał, jaka jesteś, i zdecydował, że z taką kobietą 

chcę spędzić resztę życia.

Dziewczyna odsunęła się nieco.
— Przyznałaś, że mam dużo zalet i dobra ze mnie partia — rzekł z uśmiechem.
— Bo to prawda.
— A więc zgadzasz się?
— Ja…
Spojrzała na Roberta. Miał jasne włosy i niebieskie oczy, wysportowane ciało, uśmiechniętą, 

miłą twarz, która obiecywała koić jej wszystkie stresy i leczyć rany serca. Mógłby być idealnym 
mężem. Zawsze zgodny, pomocny w wychowaniu dzieci, gotowaniu, gdy byłaby zmęczona.

— Tak? — naciskał.
—   Muszę   to   przemyśleć.   Znasz   mnie.   Wiesz,   jaka   jestem   odpowiedzialna.   Nie   mogę 

odpowiedzieć tak od razu.

— Na co odpowiedzieć? — Lucy usłyszała znajomy, głęboki, aksamitny głos, który tak ją 

zaskoczył, iż pomyślała, że Nick Constantinou zmaterializował się w jej wyobraźni.

— Co tu robisz? — zawołała.
Musiała mówić głośno, chcąc przekrzyczeć orkiestrę. Rozejrzała się, by sprawdzić, w czyim 

przyszedł towarzystwie, lecz wydawał się być sam.

Przebrał się po pracy i miał teraz na sobie kremowe spodnie i jasną koszulę, która doskonale 

podkreślała ciemną karnację. Dziewczyna poczuła, że serce bije jej szybciej.

Ta reakcja organizmu oznaczała, iż powinna szukać partnera, który swoim pojawieniem się 

doprowadzałby ją do takiego właśnie stanu.

— Skończyłem pracę wcześniej, niż przypuszczałem, i pomyślałem, że wpadnę tu coś zjeść. 

Pamiętałem, iż wspomniałaś o tym miejscu, nie sądziłem jednak, że jeszcze cię tu zastanę.

— To Robert — Lucy przedstawiła swego towarzysza. — A to mój szef, Nick Constantinou.
Na twarzy Roberta odmalowało się zrozumienie. Uśmiechnął się i wyciągnął rękę.
— Więc to pan jest tym złym wilkiem, który zatrzymuje moją dziewczynę po godzinach. — 

Uniósł się na krześle, by uścisnąć dłoń Nicka.

Lucy pomyślała, że muszą być mniej więcej w tym samym wieku, a jednak Robert wyglądał 

przy jej szefie jak gołowąs.

— Tak panu powiedziała? — Nick spojrzał z uśmiechem na dziewczynę.
— Jesteś tu z kimś? — spytała Lucy, a mężczyzna wskazał na tak zatłoczony zakątek sali, że 

background image

trudno było znaleźć w nim kogoś konkretnego.

— Nie tańczysz — zauważył.
— To moja wina — roześmiał się Robert. — Chciała tańczyć, lecz powiedziałem, że mam 

dwie lewe nogi. Gdybyśmy weszli na parkiet, pewnie by nas usunęli, bo moglibyśmy okazać się 
groźni dla otoczenia. — Dziewczyna nerwowo zawtórowała jego wesołości.

Znikła gdzieś cała jej swoboda i odprężenie.
— Jesteś zbyt skromny — zwróciła się do Roberta.
— Tak czy inaczej — wtrącił się Nick — dobrej muzyki nie można ignorować. Mogę? — 

wyciągnął rękę do dziewczyny, zapraszając do tańca.

— Raczej nie. Dopiero zjadłam, więc powinnam trochę posiedzieć. Ale pewnie towarzystwo, 

z którym przyszedłeś, rozgląda się już za tobą.

— Świetnie poradzą sobie beze mnie.  — Nick nie spuszczał z niej wzroku, w ogóle nie 

zwracając uwagi na Roberta. — Pozwoli pan zatańczyć ze swoją dziewczyną? — spytał w końcu. 
— Obiecuję zwrócić całą i zdrową.

— Myślę, że mogę zwolnić Lucy na chwilę — zgodził się Robert.
— Przestańcie zachowywać się, jakbym nie miała głosu. Sama potrafię zdecydować.
Nick uniósł brwi ze zdziwienia.
— Idź, zatańcz. Przecież chciałaś, a mnie na parkiet nie wyciągniesz. Rozmowę skończymy 

później.

Boże,   zupełnie   o   niej   zapomniałam,   pomyślała   dziewczyna.   Instynkt   podpowiadał   jej,   iż 

powinna zignorować zaproszenie do tańca od mężczyzny, który pochylał się nad ich stolikiem, 
lecz z drugiej strony nie miała ochoty kontynuować dyskusji o małżeństwie. Uśmiechnęła się i 
wstała.

Orkiestra grała właśnie jakąś szybką melodię. Lucy uznała, że dynamiczny taniec uniemożliwi 

wymianę zdań z Nickiem, co jej odpowiadało, a kiedy wróci do stolika, Robert odłoży rozmowę 
o ślubie na później.

background image

Dłoń Nicka dotykająca łokcia dziewczyny, podczas gdy ją prowadził do tańca, powodowała w 

ciele dreszcz podniecenia. Lucy obejrzała się za siebie, by się upewnić, że to z Robertem, a nie z 
nim umówiła się dziś na randkę.

— Nic mu nie będzie — mruknął mężczyzna, widząc jej spojrzenie.
Tymczasem orkiestra zmieniła właśnie repertuar i zamiast szybkiego tańca zaczął się wolny. 

Dziewczyna natychmiast znalazła się w objęciach tancerza. Był tak blisko, że wdychała zapach 
jego ciała, co wywoływało dodatkowe emocje.

— Przyszedłeś mnie tu szpiegować? — spytała cicho.
Jej  dłoń spoczywała  miękko  na  ramieniu  szefa.  Wydawało  się,  że w  każdej  chwili  może 

wyzwolić   się   z   objęć   i   wrócić   do   stolika.   Nick,   jakby  w   przewidywaniu   takiej   możliwości, 
przesunął ręką po jej plecach i sprawił, że musiała przytulić mu głowę do ramienia.

— Tak — przyznał, nie zamierzając ukrywać prawdy.
Po rozmowie z dyrektorem finansowym konsorcjum spędził dwie godziny na przeglądaniu 

rachunków, by zorientować się, od kiedy zaczęły spadać dochody hotelu z egzotycznej wyspy. 
Jednak co jakiś czas nachodziły go irytujące myśli na temat sekretarki i tego, co porabiała na 
randce.

— Dlaczego? — spytała zdumiona.
—   Z   ciekawości.   Chciałem   sprawdzić,   jak   się   prezentuje   twój   wybranek   i   czy   gdy   go 

przyprowadzisz na któreś z naszych firmowych przyjęć, nie trzeba będzie was uprzejmie, lecz 
stanowczo wypraszać.

— To… nikczemne!
— Zgoda, lecz ciekawość bywa nie do pokonania. Sam nie zdawał sobie sprawy z jej mocy, 

póki nie wsiadł do taksówki, by dotrzeć do tej restauracji.

— Co cię tak interesowało? Uważałeś, że mogłam skłamać? Wymyślić sobie randkę?
— Skądże. Czemu miałbym tak myśleć?
— Bo nie obnoszę się ze swoim życiem prywatnym po całej firmie.
Zamiast   odpowiedzieć,   przycisnął   ją   do   siebie   mocniej,   co   sprawiło,   że   poczuła,   iż   jest 

podniecony. Próbowała dojrzeć, co porabia teraz Robert. Miała poczucie winy.

— Jesteś śmieszna — powiedział Nick, zauważywszy, iż dziewczyna próbuje się od niego 

odseparować   i   myśli   o   bezpiecznym   powrocie   do   stolika,   mimo   że   jej   ciało   zachowuje   się 
zupełnie inaczej, co stwierdził z nieukrywaną satysfakcją.

Przeżył dwa lata w rozpadającym się małżeństwie, w którym stopniowo zanikała radość z 

uprawiania seksu, aż doszło do zobojętnienia.

Po śmierci żony rzucił się w wir życia towarzyskiego, nawiązywał znajomości z oryginalnymi 

kobietami, uprawiał z nimi seks, co jednak nie zapełniało uczuciowej pustki.

Ciągle   miał   wrażenie,   że   coś   wartościowego   wymknęło   mu   się   z   rąk.   Tylko   raz   poczuł 

spełnienie i kochał się jak w transie. Właśnie z tą kobietą, którą teraz trzymał w ramionach. A 
może to złudzenie?

Nie wiedział. Dopiero gdy rumieniąc się wspomniała o randce, zrozumiał, jakie to poważne. 

Nie był w stanie oprzeć się gwałtownemu impulsowi, który kazał mu podążyć za Lucy.

— Zaspokoiłeś ciekawość? — spytała.
— Najpierw muszę się dowiedzieć, co ty w nim widzisz?
— Prawdę mówiąc, nie twoja sprawa.

background image

— Chodzi mi wyłącznie o twoje dobro.
— Nieprawda i nie sądź, że mnie zwiodą świętoszkowate tony w twoim głosie. Zbyt długo 

obserwuję, jak działasz w firmie, by się na nie nabrać.

—   Jak   działam?   —   Bawiła   go   ta   rozmowa   na   granicy   sprzeczki   i   ledwie   zauważył,   że 

orkiestra skończyła grać jedną wolną melodię, a zaczęła drugą.

Z zadowoleniem stwierdził, iż dziewczyna też nie zwróciła na to uwagi.
— Świętoszkowatość ci nie pasuje.
— A co pasuje?
Był tak blisko, że czuła jego ciepły oddech na twarzy, a ciałem wyczuwała napięcie męskich 

mięśni, bowiem obcisła, cienka suknia sprawiała wrażenie, jakby niczego na siebie nie włożyła.

— Ciężka praca — odparła, starając się sprowadzić rozmowę na bardziej prozaiczne ścieżki.
Zastanawiała   się,   czy   się   jej   wydaje,   czy   Nick   rzeczywiście   przyciska   się   do   niej   coraz 

mocniej. Znów dopadło ją poczucie winy wobec Roberta.

— Coś jeszcze? — spytał, zdając sobie sprawę, iż zachowuje się skandalicznie, prowadząc ten 

flirt.

A mimo to miał wielką ochotę pocałować ją w szyję i powstrzymywało go od tego tylko 

poczucie niewłaściwości takiego kroku.

— Ambicja, inteligencja i bezwzględność w sytuacjach kryzysowych — dorzuciła.
— Bezwzględność?
— Tak.
— Jeszcze coś?
— Na przykład co? — spytała niewinnie, czując, że mężczyzna się uśmiecha w taki sposób, iż 

to przejmuje ją dreszczem.

— Pracowity, inteligentny… dobrze, że przynajmniej nie dodałaś „miły”.
— Bo nie jesteś miły. — Wzrok dziewczyny znów pobiegł ku Robertowi, który spokojnie 

popijał drinka.

Tamten jest miły, pomyślała.
— A co z seksownością?
— Co ma być?
Nick poczuł, iż się lekko potknęła, i przyniosło mu to satysfakcję. Teraz już wiedział, że jej 

pragnie. Chciał się przekonać, czy ich zbliżenie było naprawdę tak olśniewające, jak przechowała 
to pamięć, czy może po części je sobie wyobraził. Lucy miała rację, twierdząc, iż zna go lepiej 
niż ktokolwiek inny. Rzeczywiście widywała go w różnych nastrojach. Wiedziała, że nie miał 
ochoty   na   trwałe   związki.   Ale   kobietom,   z   którymi   przejściowo   się   wiązał,   zwykle   to 
odpowiadało.

— Nie włączyłaś tego do zbioru moich cech.
— Robert będzie się niepokoił, jeśli nie wrócę do stolika — powiedziała zmieszana.
— Duży z niego chłopiec. Przez kilka minut da sobie radę sam bez popadania w depresję.
— Musimy wracać — powtórzyła. — Nie wspomniałeś, czy rozmowa z Bobem okazała się 

owocna? Ustaliliście coś w sprawie Rawlingsa?

— Co mu o mnie mówiłaś? — Nick zignorował desperacką próbę zmiany tematu i przysunął 

się jak najbliżej, by nie uronić słowa z jej odpowiedzi.

— Nic!
— Tak? To czemu nazwał mnie wielkim, złym wilkiem, który zatrzymuje jego dziewczynę po 

godzinach w pracy? — Słowa „wielki, zły wilk” najwyraźniej mu się podobały, co słychać było 
w głosie, którym je wypowiedział.

—   Wspomniałam   tylko,   że   miałam   szczęście,   mogąc   wyjść   dzisiaj   wcześniej   z   pracy, 

background image

ponieważ chciałeś, bym została dłużej.

— Przypomnij, czym on się zajmuje?
—   Jest   księgowym.   —   Dziewczyna   ani   przez   chwilę   nie   wierzyła,   by   jej   szef   tego   nie 

pamiętał, bowiem nigdy niczego nie zapominał.

— Tak, prawda. — Teraz, gdy wymyślił już, co zrobi, Nick poczuł się prawie szczęśliwy.
Fakt, że trzeba będzie uporać się z dwoma drobiazgami, z których jeden siedział przy jego 

własnym stoliku popijając drinka, lecz to nieistotne. Może należy przedstawić Robertowi kobietę, 
z którą tu przyszedł. Ta myśl wywołała w nim uśmiech. A może nie? Margaret, którą poznał na 
jakimś tłumnym przyjęciu dwa miesiące temu, szybko da sobie radę z tym księgowym. Nic się 
nie stanie. W końcu to dopiero ich pierwsza randka. Dziewczyna nie oczekiwała niczego więcej 
jak tylko kolacji z dobrym winem. Jeśli poczuje się rozczarowana, jakoś ją udobrucha.

Ani przez moment nie przyszło mu do głowy, że Lucy może nie zaakceptować jego planu.
— Jako księgowy powinien rozumieć, iż masz nielimitowane godziny pracy.
— Robert stara się, by praca nie zakłócała mu życia osobistego, co nie znaczy, że sam nie 

pracuje   długo   wieczorami.   Owszem,   robi   to,   jednak   nie   poświęca   się   wyłącznie   sprawom 
zawodowym — wyjaśniła dziewczyna, uświadamiając sobie po raz kolejny niepodważalne zalety 
mężczyzny.

— Godne podziwu — skwitował Nick głosem, w którym pobrzmiewała ironia.
—   Też   tak   uważam   —   rzekła   i   odsunęła   się   od   niego,   gdy   orkiestra   przestała   grać.   — 

Najwyższy czas wrócić do stolika — uznała. — A ty z kim przyszedłeś?

— Ze starymi znajomymi. O czym rozmawialiście, gdy wam przerwałem?
— O niczym.
—   Mówiłaś   Robertowi,   że   jesteś   zbyt   odpowiedział   —   na,   by   udzielać   natychmiastowej 

odpowiedzi, i musisz się zastanowić nad jego słowami. — Nie bacząc, że znajduje się w zasięgu 
wzroku partnera dziewczyny, Nick położył jej rękę na ramieniu.

W myślach widział ich nagie ciała. Próbował sobie przypomnieć, jak ona wyglądała tamtej 

nocy, wyobrazić sobie, co czuła, ale jedyne, co pamiętał, to odczucie spełnienia, które ogarnęło 
go wówczas gorącą falą. Podniecała go myśl o sprawdzeniu, ile prawdy kryje się w tym, co 
zapamiętał.

— Zobaczymy się jutro. Dziękuję za taniec — powiedziała Lucy, machając do Roberta.
Jednak Nick nie spieszył się do własnego stolika. Uznał, że Margaret zadowoli się jeszcze 

przez kilka minut towarzystwem jego kuzyna. Stavros był bardzo rozrywkowym człowiekiem, 
ona zaś właśnie tego potrzebowała.

— Zrobi nam pan przyjemność i napije się z nami? — Jak zawsze uprzejmy Robert, uniósł się 

z krzesła, gdy Lucy zajmowała miejsce przy stoliku, i zwrócił się do jej szefa.

Nick obejrzał się, by sprawdzić, czy nie zanadto kusi szczęście, zostając tutaj dłużej. Miał 

wielką ochotę lepiej poznać tego człowieka i zorientować się, co jego sekretarce tak się w nim 
podoba. Chciał się przekonać, czy Robert stanowi dlań konkurencję.

Teraz, kiedy powziął już pewien plan, nie widział niczego złego w swoim postępowaniu. Lucy 

nie była zamężna, więc próba jej zdobycia to nic zdrożnego.

Dziewczyna   podążyła   za   jego   wzrokiem   i   przy   jednym   ze   stolików   spostrzegła   ponętną 

brunetkę uśmiechającą się do ciemnowłosego mężczyzny z kieliszkiem w ręku. Poczuła w sercu 
ukłucie zazdrości.

—   Wątpię,   czy   pan   Constantinou   będzie   mógł   to   zrobić   —   zwróciła   się   do   Roberta.   — 

Czekają na niego przyjaciele.

Wiedziona impulsem wzięła przyjaciela za rękę, mając w oczach wizerunek tamtej brunetki, 

machającej dłonią ku Nickowi.

background image

—   Szkoda.   Miło   było   pana   poznać,   następnym   razem   pewnie   spotkamy   się   podczas 

uroczystości…

Nick Constantinou pomyślał, że następnego dnia rano wydobędzie od dziewczyny,  o jaką 

uroczystość chodzi. Pochylił się nad stolikiem tak, by dotknąć jej ramieniem.

—   Proszę   zaopiekować   się   młodą   damą   i   dopilnować,   by  stawiła   się   do   pracy   w   dobrej 

kondycji — rzekł do Roberta. — Nie chcę mieć z nią problemów.

— Nie będzie żadnych problemów — zapewniła Lucy.
Wiedział, że mówiła prawdę. Nigdy nie nadużywała alkoholu, więc i kac jej nie groził.
Jednak  następnego  ranka   około  pół  do  dziesiątej  zaczaj;  się   zastanawiać,  czy  aby  jej   nie 

przecenił. Nigdy dotąd tak bardzo się nie spóźniała. Wychodząc z restauracji wyglądała na taką, 
której nic nie dolega. Był tego pewien, bowiem obserwował ją do chwili, gdy wyszła z Robertem.

Zadzwoniła, gdy sam miał już zamiar wybrać jej numer.
— Przepraszam, ale nie przyjdę dziś do pracy — powiedziała.
— Mogę spytać dlaczego?
— Okropnie się czuję. Musiałam złapać jakiegoś wirusa.
Nick wyobraził sobie, co to mogło być, i nie potrafił zdobyć się na współczujący ton.
— Wczoraj prezentowałaś się całkiem zdrowo.
— I tak się czułam…
— Po prostu nie masz siły zwlec się z łóżka, tak?
— Właśnie.
— Jest kilka ważnych spraw do załatwienia — zauważył z irytacją.
— Przyjdę jutro.
Mężczyzna nie wiedział, jak wydobyć od niej informacje, o które mu chodziło. Była naprawdę 

chora   czy   wyczerpana   miłosną   nocą   z   Robertem?   Istniał   tylko   jeden   sposób,   by   się   o   tym 
przekonać.

— Oczywiście — rzucił do słuchawki, a w wyobraźni widział pogniecione prześcieradło jej 

łóżka.

Pewnie Robert leżał  tam teraz  i uśmiechał się do niej konspiracyjnie,  wiedząc, że wzięła 

wolny dzień, by go z nim spędzić na miłosnych igraszkach. Nick zacisnął zęby.

— No to odpoczywaj. Weź jakieś proszki i nie wychodź z łóżka. Zadzwoń, jeśli do jutra nie 

wydobrzejesz — dodał.

Zamiast znaleźć kogoś na miejsce chorej sekretarki, wstał i nawet nie nakładając marynarki 

wyszedł z gabinetu. Po drodze wziął jedynie adres Lucy.

Znalezienie jej mieszkania nie stanowiło większej trudności, choć duży ruch na londyńskich 

ulicach sprawił, iż zajęło mu to ponad godzinę.

Zamierzał przyłapać dziewczynę na gorącym uczynku, jeśli postanowiła ten dzień spędzić z 

kochankiem.   Nie   uprzedzając   o   niczym,   chciał   stanąć   u   jej   drzwi   tak,   by   Robert   nie   mógł 
wyśliznąć się niepostrzeżony.

Kiedy dotarł do jej starej wiktoriańskiej kamienicy, musiał użyć domofonu, by dostać się na 

trzecie piętro, gdzie mieszkała.

— Tu Nick — powiedział na przywitanie. — Wpuścisz mnie?
— Nick? — Dziewczyna na dłuższą chwilę zamarła ze zdumienia. — Co tu, u licha, robisz?
— Po prostu mnie wpuść. Nie zajmę dużo czasu.
Wszedł do budynku, a na piętrze spostrzegł ją stojącą przed drzwiami mieszkania. Miała na 

sobie niebieski szlafrok, więc zaczął się zastanawiać, czemu nie jest ubrana, skoro zbliża się 
południe.   Podszedł   i   od   razu   skierował   spojrzenie   do   małego   przedpokoju   widocznego   zza 
uchylonych drzwi.

background image

— Co tu robisz? — powtórzyła pytanie.
— Chodzi o dokumenty. — Wyciągnął przyniesione materiały.
— Nie mogły poczekać do jutra?
— Jutro też możesz być nieobecna, jeśli poczujesz się gorzej, a tylko ty się w nich orientujesz. 

Może lepiej wejdę do środka — rzekł i wsunął rękę w drzwi, by je szerzej otworzyć.

Dziewczyna   nie   spodziewała   się   żadnych   wizyt,   więc   nie   miała   ochoty   zapraszać   go   do 

wnętrza.

— Naprawdę czuję się nie najlepiej…
— Jutro może być jeszcze gorzej — nie ustępował mężczyzna. — A poza tym, skoro źle się 

czujesz, może ktoś powinien być w pobliżu, żeby otoczyć cię opieką?

— Jaką opieką?
— Filiżanką herbaty, kanapką, talerzem zupy.
Lucy obejrzała się za siebie. Naprawdę nie życzyła sobie, by Nick oglądał jej mieszkanie, 

jednak on nie miał zamiaru odejść. Nie było też sensu przedłużać dyskusji na korytarzu, skoro 
miała na sobie tylko szlafrok i nic więcej pod spodem.

— Wezmę te dokumenty — zgodziła się.
— Jest też parę spraw, które powinienem z tobą omówić.
Dziewczyna z westchnieniem wpuściła go do środka. Mężczyzna szybko ogarnął wzrokiem 

mały salonik po prawej stronie i uchylone drzwi do łazienki po lewej. Lucy była zadowolona, że 
zamknęła przynajmniej drzwi prowadzące do sypialni, która stanowiła jej prywatną przestrzeń 
zajętą przez łóżko i osobiste drobiazgi.

— Zrobię kawę — zaproponowała, idąc do kuchni, a szef podążył za nią, uważnie rozglądając 

się dokoła.

Zastanowiły go zamknięte drzwi sypialni. Czyżby celowo?
— Nie, nie. Usiądź, ja przygotuję kawę — powiedział.
— Nie wiesz, gdzie co jest.
— Nie potrzebuję mapy, by znaleźć wszystko, co trzeba — rzucił, kręcąc się po wyjątkowo 

małej kuchence. — Mniejsze pomieszczenie chyba trudno sobie wyobrazić — zauważył.

— Mnie wystarcza.
— Przecież nieźle zarabiasz. Nie możesz sobie pozwolić na coś lepszego?
Dziewczyna zarumieniła się, ogarniając wzrokiem małą kuchenkę, w której z trudem mieścił 

się stół, dwa krzesełka, nieduża lodówka i szafki na ścianach, wymagających już odnowienia.

— Oszczędzam na własne mieszkanie — mruknęła i pomyślała, że jeśli przyjmie oświadczyny 

Roberta, nie będzie musiała go kupować.

Rano do niej dzwonił, współczując z powodu złego stanu zdrowia. Spytał też delikatnie, czy 

pamięta, że obiecała przemyśleć jego propozycję.

— Usiądź, przecież jesteś osłabiona. — Nick czuł się niezręcznie, mając wrażenie, iż troska, 

jaką   wyraża   słowami,   niezupełnie   pasuje   do   zachowania   człowieka,   który   bez   zapowiedzi 
nachodzi chorą w jej mieszkaniu, by obarczyć ją pracą, która tak naprawdę mogła spokojnie 
trochę poczekać.

— Nie… pójdę… coś na siebie włożyć. Kawa jest w szafce, mleko w lodówce, a elektryczny 

czajnik czasem robi niespodzianki.

Wyszła   niezadowolona   z   niezapowiedzianej   wizyty.   W   obecności   szefa   było   jej   równie 

nieswojo jak na tanecznym parkiecie, gdy otaczał ją ramionami tak, że czuła ciepło męskiego 
ciała.

Zdjęła   szlafrok.   Włożyła   dżinsy   i   bawełnianą   bluzeczkę.   Postanowiła,   że   szybko   się   go 

pozbędzie i to wcale nie z powodu złego samopoczucia. Bliskość Nicka wprawiała ją w taką 

background image

ekscytację,   iż   zapominała   o   dolegliwościach.   Tylko   rzuci   okiem   na   dokumenty,   zrobi   kilka 
notatek i wskaże mu drzwi. W końcu to jej mieszkanie, więc jeśli go poprosi o wyjście, nie 
będzie miał wyboru.

Gdy otworzyła drzwi sypialni, niemal się z nim zderzyła. Stał w progu, wyraźnie chcąc się 

przekonać,   co   się   kryło   w   zamkniętym   wnętrzu.   Widział   zdziwienie   dziewczyny   tym 
wtargnięciem w jej intymną przestrzeń. Nie mógł oderwać wzroku od krągłych piersi falujących 
w przyspieszonym oddechu.

— Proszę, wróć do pokoju — powiedziała, rumieniąc się gwałtownie.
Zignorował jej słowa i wszedł do sypialni, by sprawdzić, czy nikt się tam nie schował. Nie 

było tu zbyt wiele miejsca. W pomieszczeniu stało podwójne łóżko, resztę przestrzeni zajmowała 
niewielka komódka i zabytkowa dwudrzwiowa szafa. Okrągły dywanik przy łóżku dopełniał 
całości.

— Już się ubrałam, zaraz będę gotowa, więc jeśli nie masz nic przeciwko temu… — zaczęła 

przez zaciśnięte zęby.

— Oczywiście. — Nick posłał jej uśmiech. Doskonale się orientował, jakie wywiera na niej 

wrażenie, i był pewien, że jest w tym lepszy od nudnego Roberta. Wrócił do saloniku, a gdy w 
kilka chwil potem zjawiła się tam Lucy, nie miała już wypieków na policzkach.

— Mizernie wyglądasz — zauważył, podając jej kawę, gdy usiadła obok na kanapie.
Postanowił działać spokojnie, bez pośpiechu. Pozbył się już niepokoju, który towarzyszył mu 

przez ostatnich osiem miesięcy.  Teraz czuł tylko przyjemną ekscytację na myśl, iż znów ma 
chętkę na tę dziewczynę. Odstawił filiżankę.

— Oto dokumenty — rzekł. — Dotyczą trzech spraw, jednak ta Rawlingsa jest najpilniejsza.
— Co ustaliliście podczas wczorajszego spotkania?
— spytała Lucy, nieco się odsuwając, bowiem nie potrafiła skupić myśli, gdy był blisko.
Nick   nie   dał   po   sobie   poznać,   iż   widzi,   co   się   z   nią   dzieje,   a   tym   bardziej,   że   jest   nią 

jakkolwiek zainteresowany, ona tymczasem skoncentrowała się na dokumentach.

— Postaraj się dodzwonić do Rawlingsa, mimo że wyraźnie unika kontaktu. Wiele wskazuje 

na nieprawidłowości finansowe, których prawdopodobnie się dopuścił, bowiem do tej pory hotel 
na wyspie przynosił dochody, które teraz dziwnie się urwały.

Sięgnął po swoją kawę i tak usiadł na kanapie, by obserwować dziewczynę.
— Myślisz, że dopuścił się sprzeniewierzenia?
— Bardzo możliwe.
— Co z nim zrobisz?
— Zbiorę dowody i przyłapię na gorącym uczynku — odpowiedział, szukając jej wzroku, lecz 

umknęła przed spojrzeniem.

— A czego ode mnie oczekujesz?
—   Musimy   wspólnie   opracować   inteligentny   list,   który   by   go   nie   spłoszył,   jednocześnie 

uświadamiając,   że   się   nas   nie   pozbędzie   bez   udzielenia   satysfakcjonujących   wyjaśnień.   — 
Mężczyzna zatrzymał wzrok na szyi Lucy.

Pomyślał,   iż   z   łatwością   mógłby   ją   przyciągnąć   i   przypomnieć   sobie   smak   jej   skóry. 

Bluzeczka skrywała co prawda piersi, lecz to nie przeszkadzało, by w wyobraźni pojawiły się mu 
spragnione pieszczot sutki. Zdecydował, że przed powrotem do biura musi wpaść do domu i 
wziąć zimny prysznic.

— Jeśli zdefraudował pieniądze — ciągnął, choć zajmowały go wyłącznie jej piersi — nie 

możemy go wystraszyć. Wprost przeciwnie, chodzi o to, żeby go na czymś przyłapać. Masz jakiś 
dobry pomysł?

Przyszło mu do głowy, że twarz Lucy odznacza się niezwykłą urodą, niemal zupełnie nie 

background image

wymagającą makijażu. Gdy tak siedziała i zastanawiała się nad problemem Rawlingsa, w niczym 
nie przypominała kobiet, z którymi ostatnio się spotykał.

— No więc? — usłyszał.
— Co takiego? — Zamrugał oczami wyrwany z zamyślenia, uświadomiwszy sobie, że nie 

wie, o co pytała.

— Nie słuchałeś, o czym mówiłam. Przyszedłeś, by obarczyć mnie pracą, a nie jesteś w stanie 

poświęcić chwili uwagi moim słowom — rzuciła, domyślając się, co mogło go przed chwilą 
zajmować.

Była przekonana, że myślami błądził wokół ponętnej brunetki, z którą go ostatnio widziała.
— Ależ słucham — odrzekł zły na siebie za tę dekoncentrację.
Doszedł do wniosku, że jeszcze trochę, a nie będzie w stanie utrzymać się w ryzach. Ucierpi 

na   tym   praca!   Natychmiast   wziął   się   w   garść   i   precyzyjnie   przedyskutował   z   dziewczyną 
wszystkie aspekty listu, podziwiając jej takt i inteligencję w proponowaniu celnych sformułowań.

— Dwie pozostałe sprawy nie są aż tak pilne. Mogą trochę poczekać — powiedział, wstając. 

— Dasz sobie radę? — spytał. — Mogę przynieść ci coś do jedzenia — zaproponował, żałując, iż 
nie będzie towarzyszył  jej przy posiłku, bo wymagałoby to odwołania zbyt wielu spotkań w 
interesach, chociaż…

— Och, na pewno — odrzekła szybko. — Popracuję nad sprawą Rawlingsa, a koło czwartej 

przyjdzie Robert.

Nick z trudem przełknął ostatnią informację.
— Poświęci swój cenny czas? Musi bardzo poważnie traktować wasz związek.
— O, tak — potwierdziła. — Poprosił mnie o rękę.

background image

Następnego ranka Nick czekał w biurze na swoją sekretarkę. Prawdę mówiąc tkwił tam już od 

pół do siódmej, więc zdążył wykonać sporo pracy. Wydrukował nawet korespondencję, która 
nadeszła drogą elektroniczną i oskarżycielsko piętrzyła się teraz na brzegu biurka.

Myśl zajmowała mu Lucy. Próbując odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak było, doszedł do 

wniosku, iż chodziło pewnie o to, że okazała się niezastąpiona w chwilach, gdy potrzebował 
wsparcia.

Inne kobiety, u których szukał zapomnienia, dawały mu jedynie poczucie pustki. Czy znów 

zapragnął   poczucia   spełnienia,   które   gwarantowały   ramiona   Lucy?   A   może   ta   dziewczyna 
stanowiła jedynie kolejne wyzwanie? Pracowała dla niego od wielu miesięcy, jednak dopiero 
teraz naprawdę ją zauważył.

Powód nie miał większego znaczenia. Wiedział jedno. Informację o oświadczynach Roberta 

odebrał jak cios. A Nick Constantinou nie zwykł godzić się z ciosami. Prawdziwy mężczyzna 
reaguje inaczej.

Spojrzał na zegarek i zastygł w oczekiwaniu, słysząc, że dziewczyna właśnie otwiera drzwi 

gabinetu. Do tej pory były zamknięte, bowiem potrzebował odosobnienia, by przygotować się do 
tego, co zamierzał jej powiedzieć.

— Lepiej się czujesz? — spytał, gdy weszła.
—   O,   tak.   Chyba   za   dużo   wypiłam   tamtego   wieczora   i   stąd   ból   mięśni   i   głowy.   Nie 

przywykłam do alkoholu. Mam ci przynieść kawy? — spytała, podejmując obowiązki sekretarki. 
—   Opracowałam   wszystkie   materiały,   które   mi   dałeś   —   dorzuciła,   podając   przyniesione 
dokumenty. — Wysłać faks do Rawlingsa czy przekazać list pocztą elektroniczną?

—   Podaj   kawę.   Potem   omówimy   sprawę   Rawlingsa.   Obserwował,   jak   się   oddalała, 

zastanawiając się nad możliwymi reakcjami na to, co za chwilę usłyszy. Uśmiechnął się na myśl, 
iż   mimo   oświadczyn   Roberta   nie   nosiła   zaręczynowego   pierścionka.   Spędził   bezsenną   noc, 
starając się złożyć w całość wszystko, co wiedział o niej i jej narzeczonym.

Doszedł do wniosku, że gdy ten się oświadczył, dziewczyna obiecała tylko zastanowić się nad 

propozycją.   Dlatego   wspomniała   o   poczuciu   odpowiedzialności.   Obrączka   to   poważne 
zobowiązanie. Robert żywił nadzieję na ceremonię ślubną i tę właśnie uroczystość miał na myśli, 
gdy   mówił,   iż   to   okazja   do   kolejnego   spotkania   z   Nickiem.   Jednak   Lucy   jeszcze   się   nie 
zdecydowała.

Kiedy po paru minutach dziewczyna wróciła do gabinetu z notatnikiem w ręku, ciągle jeszcze 

się uśmiechał.

— Zamknij drzwi — rzekł.
— Pomyślałam, że po wykonaniu własnej pracy mogłabym zająć się sprawami finansowymi. 

Księgowa wspomniała, iż dwie pracownice z jej działu zachorowały i potrzebne tam zastępstwo 
na kilka dni, więc może bym pomogła, jeśli nie masz nic przeciwko temu.

— Nie zgadzam się.
— Jak to?
— Nie zgadzam się — powtórzył, nie spuszczając z niej wzroku.
— Mogę spytać, dlaczego? — Lucy poczuła, że zaschło jej w gardle.
— Ponieważ od jutra cię tu nie będzie.
Niespodziewana   informacja   sprawiła,   iż   dziewczyna   otworzyła   usta   ze   zdumienia   i   z 

niepokojem zaczęła się zastanawiać, co takiego zrobiła, że ją zwalnia. Tak bowiem zrozumiała 

background image

słowa szefa.

W tej samej chwili uświadomiła sobie, jak wiele znaczyła dla niej ta praca. Nie mogła się 

oszukiwać, że odejdzie stąd bez żalu. Firma Nicka zapewniała jej tak potrzebną stabilizację. Nie 
chodziło wyłącznie o zarobki. Zależało jej na pozostawaniu w pobliżu tego człowieka, w kręgu 
siły, którą emanował, nawet jeśli to było niemądre.

— Mogę spytać, czemu mnie zwalniasz? — wymamrotała.
— O czym ty mówisz? — zdziwił się.
Na twarzy Lucy odmalowała się ulga.
— Sądziłam, że…
— Myliłaś się — przerwał. — Nie ma mowy o zwolnieniu. Przeciwnie. Przez najbliższy 

tydzień będziesz towarzyszyć mi w podróży na wyspę do hotelu „Pasat”. Jeśli Rawlings unika 
kontaktu, przeżyje ciężkie chwile, gdy jutro nas tam zobaczy.

Obmyślenie tego planu nie zabrało mu dużo czasu. Sprawa Rawlingsa wymagała wyjaśnienia 

na miejscu, a Lucy należało wywieźć z Londynu jak najdalej od Roberta, by nie przyszło jej do 
głowy przyjąć jego oświadczyn. Z jakichś dziwnych względów Nick nie widział nic dobrego w 
ich ewentualnym małżeństwie i nie łączył tej niechęci z pragnieniem ujrzenia dziewczyny we 
własnym łóżku.

— Jutro? Ale…
— Wiem, wiem. — Nie dał jej skończyć. — Pewnie myślisz, że nie da się tak szybko załatwić 

wyjazdu,  lecz mam  swoje kontakty.  Polecimy na Barbados, stamtąd  zaś  lokalnymi  liniami  i 
statkiem dostaniemy się na miejsce. To będzie długa podróż, jednak… — uśmiechnął się do 
własnych myśli — warta pewnego wysiłku — zakończył.

— Miałam na myśli trudności z załatwieniem wszystkich spraw tutaj.
— Posiadasz paszport, prawda?
— Tak, ale…
— To zabierze tylko tydzień. Idź się pakować.
— Nie mogę tak po prostu…
— Dlaczego? Jestem pewien, że Robert nie będzie miał nic przeciwko temu. Tyle razy mi 

opowiadałaś o jego wyrozumiałości.

— A co ze strojami? — Lucy nigdy w życiu nie działała w takim pośpiechu. — Jaka tam 

pogoda…?

— Bardzo gorąco. Kup coś odpowiedniego. To polecenie służbowe. Stroje oficjalne nie będą 

potrzebne,  żadnych  kostiumików.  Jakieś  szorty,  T–4shirty,  cienkie  sukienki,  no i  oczywiście 
bikini. Hotel ma trzy baseny i plażę o krok.

— Czy aby nie będziemy pracować całymi dniami?
— Będziemy, lecz z przerwami. Nie przewiduję żadnych formalnych spotkań, więc nawet 

podczas   pracy   możesz   ubierać   się   swobodnie.   Nie   stój   tu   dłużej.   Biegnij   na   zakupy.   Bilety 
odbierzemy na lotnisku.

Resztę   zostawił   wyobraźni   dziewczyny,   sam   zaś   oddał   się   marzeniom   na   temat 

nadchodzącego tygodnia.

Jadąc przez miasto, Lucy była  na wpół podekscytowana myślą o egzotycznej podróży, na 

wpół przerażona świadomością, iż przez tydzień będzie tak blisko szefa.

Po drodze do domu kupiła trochę rzeczy. Jakieś szorty, bluzeczki, sandałki i lekkie sukienki. 

Wszystko spakowała do niewielkiej torby odpowiedniej na tygodniową podróż.

Następnego ranka Nick był pod wrażeniem skromnych rozmiarów jej sakwojażu.
— Większość kobiet miałaby bagaż podręczny tej wielkości — skomentował.
Sam ubrany był swobodnie. W spodnie koloru khaki i koszulę z krótkim rękawem. Jak zawsze 

background image

wyglądał niezwykle pociągająco. Lucy prezentowała się niepozornie w prostej szarej spódniczce 
i jasnoniebieskiej bluzeczce. W tej prostocie było jednak wiele elegancji.

Szef z uśmiechem przeprowadził ją przez punkt kontroli biletów i odprawę paszportową dla 

VIP–ów. Na lot czekali w pomieszczeniu dla specjalnych gości linii lotniczych, gdzie Nick czuł 
się jak u siebie, zaś dziewczyna musiała się bardzo starać, by nie popaść w oszołomienie.

— Można tu w ogóle rozmawiać? — spytała pół żartem. — Jest ciszej niż w naszej bibliotece.
— Oczywiście. Nikomu nie przeszkadzamy.
W ekskluzywnym wnętrzu znajdowała się jeszcze tylko jedna para podróżnych w średnim 

wieku.

Nick zdawał sobie sprawę, iż w tej podróży Lucy będzie stykała się z niektórymi rzeczami po 

raz   pierwszy.   Mimo   że   starała   się   tego   nie   okazywać,   wszystko   w   niej   zdradzało   wielkie 
podekscytowanie.

— Robert nie przeciwstawiał się twojemu wyjazdowi? — spytał.
— Czemu miałby to robić?
—   Nie   było   żadnego   powodu   —  przyznał   Nick.   —  Mówię   o  tym,   bo   pewni  mężczyźni 

uważają, iż zaręczyny dają im szczególne prawa. — Udał, że po raz pierwszy spogląda na jej 
palec. — O, nie nosisz pierścionka!

— Nie.
— Jeszcze go nie kupiliście?
— Nie. Ja… ciągle się zastanawiam.
— Bardzo rozsądnie. — Pochwalił, potem się roześmiał. — Nie chciałbym patrzyć, jak moja 

znakomita sekretarka porzuca pracę i zaczyna zajmować się dziećmi…

— Skądże. Robert… — Lucy zamilkła, czując, że wpadła w pułapkę.
Przecież narzeczony planował dla niej właśnie taką przyszłość.
—   Jeszcze   tego   nie   przedyskutowaliśmy.   Jak   wspomniałam,   nic   nie   zostało   ostatecznie 

uzgodnione.

— Ale powiesz mu o…?
— O czym? — Ciemne oczy szefa wprost ją hipnotyzowały.
Nick uniósł brwi ze zdziwienia, że nie wie, o czym mowa.
— O nas, oczywiście — dokończył aksamitnym głosem.
— Nie ma żadnych „nas”.
— Może źle się wyraziłem. Miałem na myśli to, czy powiesz mu, że ze sobą spaliśmy.
— Tylko raz! — Puls dziewczyny zaczął bić szybciej.
— A więc rozumiem, iż nic nie zostało powiedziane…
— Nie ma potrzeby…
— Czyżby był zazdrosny?
— Nie!
— Tak przypuszczałem. Tym bardziej nie mógłby mieć nic przeciwko temu, że spędzasz 

tydzień z własnym szefem na tropikalnej wyspie.

—   Wcale   nie   spędzam   z   tobą   tygodnia   na   tropikalnej   wyspie   —   zaprzeczyła   gorąco.   — 

Mówisz, jakbym… jakby…

— Jakby co?
— To nie są wakacje, prawda? Jedziemy w sprawach służbowych — powiedziała, nie patrząc 

mu w oczy, przytłoczona ciężarem jego spojrzenia.

— Oczywiście. Spytałem tylko dlatego, iż wierzę we wzajemne zaufanie.
Lucy uniosła wzrok i spostrzegła, że zmienił się na twarzy, jakby ogarnęły go mroczne myśli.
W   samolocie   wrócił   do   rozmowy   na   lżejsze   tematy.   Opowiadał   o   swoich   rozlicznych 

background image

podróżach.   Dziewczyna   wiedziała,   że   wiele   jeździł   po   świecie,   lecz   nie   przypuszczała,   iż 
zwiedził aż tyle miejsc. Wydawało się, że był wszędzie i widział więcej niż każdy inny turysta.

Lucy   była   dobrą   słuchaczką.   Zwykle   Nick   zasypiał   podczas   podróży.   Tym   razem 

zainteresowanie okazywane przez dziewczynę każdemu jego słowu nie pozwoliło na sen. Lot 
przebiegł tak szybko, że ani się obejrzeli, gdy zapowiedziano lądowanie.

— Rozmowa skróciła czas przelotu o połowę — zauważył.
— Możliwe. Nie mam doświadczenia w podróżowaniu. Ostatnio byłam za granicą dawno 

temu. Leciałam nad Morze Śródziemne, więc nie był  to szczególnie długi lot. Tata nie lubił 
wydawać pieniędzy na odległe podróże.

— Dlatego byłaś zawsze taką rozsądną dziewczynką? — spytał, starając się każdym słowem 

przekonać   ją   o   niewinności   własnych   intencji   i   zatrzeć   nie   najlepsze   wrażenie   wywołane 
rozmową o narzeczonym.

Przecież przywiózł ją tu, by o nim zapomniała, więc nie powinien tak niemądrze wracać do 

niepożądanego tematu. A jednak coś go kusiło, by bezustannie napomykać o miłym, lecz jakże 
nudnym Robercie.

— Wcale nie przez cały czas! — zaprotestowała, ledwie zauważając, iż wymienia z szefem 

uśmiechy jak we flircie. — Czemu mnie prowokujesz? — zawołała, a on się roześmiał.

— Lubię, gdy się czerwienisz i oburzasz — przyznał szczerze. — Nawet piegi na nosku 

wyglądają wtedy na wzburzone. — Pogładził ją palcem po nosie, co sprawiło, że wstrzymała 
oddech.

— To niegodziwe — spróbowała zażartować drżącym głosem, mając nadzieję, iż Nick nie 

wychwyci tego drżenia.

— Jestem szczególnym niegodziwcem — mruknął takim tonem, że poczuła bicie serca.
Sięgając po swoją torbę zachwiała się, a Nick podtrzymał ją w taki sposób, iż przylgnęła mu 

do piersi.

— Prawdę mówiąc — rzekł, nie odsuwając się ani o centymetr — ona zupełnie nie jest w 

moim typie.

—   Zadziwiasz   mnie.   —   Lucy   zareagowała   udawanym   śmiechem,   tymczasem   mężczyzna 

patrzył na nią całkiem poważnie.

— Mam nadzieję. Zawsze staram się być nieprzewidywalny — powiedział, doskonale zdając 

sobie sprawę, jakie wrażenie wywierają na niej te słowa.

Dziewczyna przeszła przez lotnisko niemal na nic nie zwracając uwagi, tak zajmowały ją 

rozmyślania o tym, czemu bardziej pociągają przygoda z kimś nieprzewidywalnym niż spokojne 
życie z człowiekiem, który niczym nie zaskoczy.

Samolot, którym mieli lecieć dalej, opóźnił się, a gdy wreszcie się pojawił, okazał się tak 

mały, iż poczuła niepokój.

— Nie obawiaj się. — Nick uspokajającym gestem położył dłoń na jej plecach. — Na pewno 

nie skończymy w oceanie otoczeni przez wygłodniałe barrakudy.

— Skąd wiesz? To nie wygląda na pojazd, który mógłby unieść się w powietrze, nie mówiąc o 

lataniu.

Roześmiał się i otoczył ją ramieniem.
— Zaufaj mi — powiedział.
O dziwo, uspokoiła się, choć przyznał, że nie zna się na lataniu i nie wie, co zrobić, gdyby 

samolot zaczął pikować w dół. Mimo to miał w sobie coś, co działało kojąco.

Jego   spokój   i   pewność   siebie   sprawiały,   iż   podczas   całej   podróży   był   przez   wszystkich 

traktowany iście po królewsku.

Wieczorem, po rejsie statkiem, którym odbyli ostatni etap podróży, dotarli wreszcie do wyspy. 

background image

Było zbyt ciemno, by podziwiać krajobraz, lecz zewsząd dobiegały egzotyczne dźwięki, które 
działały na wyobraźnię. Grały cykady i świerszcze, kumkały żaby, szeleściły liście palm. Od 
morza ciągnęła lekka bryza, niosąc nieznane aromaty.

— Piasek tu biały i miałki jak puder, niebo błękitne, a morze spokojne jak w basenie — 

zapewnił Nick.

— I ty wolisz mieszkać w Londynie?
— Jeśli masz raj na co dzień, szybko traci urok. Przynajmniej dla mnie — rzekł. — Oto i nasz 

hotel.

Budynek   nie   wyglądał   tak,   jak   się   spodziewała.   Wyobrażała   go   sobie   jako   imponującą 

rozmiarami, luksu — sową budowlę. Tymczasem przypominał siedzibę ranczera zbudowaną w 
stylu kolonialnym. Tonął w kwiatach i pnączach, które zapewne jeszcze lepiej prezentowały się 
w słońcu niż w świetle reflektorów.

— Ma kształt litery „S” — objaśnił mężczyzna. — W zakolach zaprojektowano ogrody i 

baseny. Sale restauracyjne znajdują się w oddzielnych budynkach na zapleczu, tak by goście 
czuli się jak w domu.

— Niezły dom. Gdybym taki miała, nie wyjeżdżałabym nigdzie indziej na wakacje.
Nick tylko się uśmiechnął.
— Czy jesteśmy tu oczekiwani? — spytała, kiedy znaleźli się przed wejściem.
— Nie, bowiem Rawlings pewnie by się przed nami  ukrył. Uznałem,  że najlepiej  będzie 

działać z zaskoczenia. W ten sposób nie zdąży niczego zainscenizować, chcąc nas wprowadzić w 
błąd.

— A więc?
— Mamy rezerwację jako pan i pani Lewis i dostaniemy jeden z apartamentów z widokiem na 

morze.

— Co?
— Taki mały żart. — Mężczyzna słyszał nieskrywaną grozę w głosie Lucy, co sprawiło, że 

pragnienia, jakie w nim wywoływała, nabrały jeszcze większej mocy.

Teraz nie tylko chciał spędzić z nią najbliższe noce. Zaczęło zależeć mu na tym, by i ona tego 

zapragnęła.

— Bardzo zabawne — rzekła dziewczyna niepewnym głosem.
—   Przyjechaliśmy   tu   służbowo,   żeby   wyjaśnić   nieścisłości   finansowe   wynikające   ze 

sprawozdań człowieka prowadzącego ten hotel. Tak naprawdę mamy oddzielne sypialnie. Od 
jutra   mieszkasz   w   pokoju   zarezerwowanym   na   swoje   nazwisko.   Przystępując   do   kontroli 
finansowej nie będziemy podtrzymywać fikcji pobytu w celach wypoczynkowych.

— Nie rozpoznają cię? — spytała szeptem, gdy służba wyładowywała ich bagaż z taksówki.
— Wątpię. W ciągu ostatnich dwóch lat byłem tu tylko dwa razy z Gina. Pracownicy hotelu są 

tak wyszkoleni, by nie przypatrywać się twarzom gości.

Rzeczywiście. W recepcji obsłużono ich dyskretnie, nie przejawiając niezdrowej ciekawości. 

Nick robił wrażenie kogoś, kto ledwie zwraca uwagę na otoczenie. Lucy przychodziło to z dużą 
trudnością. Nie potrafiła ukryć zachwytu luksusem hotelu.

Podłogi we wszystkich wnętrzach wykonano tu ze starego, pięknie polerowanego drewna. 

Wokół stały miękkie fotele. Za recepcjonistą, który wręczył im klucze do apartamentu, widać 
było coś na kształt rzeźby z białawego drewna wyrzuconego przez morze i uformowanego przez 
fale w kształt skręconego posągu. W górze umieszczono na nim ceramiczne naczynie przybrane 
oryginalnymi kamieniami. Wszędzie poruszały się skrzydła wentylatorów, zapewniające dopływ 
schłodzonego powietrza, tak że drzwi i okna budynku mogły pozostawać otwarte.

— Sami trafimy do pokoi — rzekł Nick do recepcjonisty.

background image

— Rudolf wskaże państwu drogę do restauracji — powiedział pracownik hotelu, a widząc, że 

gość przecząco kręci głową, zauważył: — Aromat potraw będzie najlepszym przewodnikiem. 
Słyniemy na wyspie ze świetnej kuchni.

— Bardzo tu spokojnie — zauważyła Lucy, podążając za mężczyzną, który niósł obydwa 

bagaże, zupełnie nie zwracając uwagi na ich ciężar.

—   Hotel   nie   ma   setek   pokoi,   a   te,   które   są,   tak   zaprojektowano,   by   zapewnić   gościom 

maksymalną   prywatność.   Niektóre   mają   własne   patia   i   skalne   baseny   przeznaczone   do 
wyłącznego   użytku   ich   mieszkańców   —   wyjaśnił   Nick.   —   Jesteśmy   na   miejscu   —   rzekł, 
zatrzymując się w półokrągłej niszy z dwojgiem drzwi prowadzących do pokoi. — Ten jest twój.

— A twój?
— Naprzeciwko.
Otworzył drzwi i wpuścił Lucy do wnętrza.
Pokój był  bardzo przestronny i cichy,  przyjemnie  chłodny dzięki klimatyzacji. Drewnianą 

podłogę pokrywały barwne dywany. W jednym rogu ustawiono obszerną sofę, obok niskiego, 
kwadratowego stolika stały fotele. Łóżko robiło niezwykłe wrażenie dzięki malowniczo upiętej 
moskitierze, zwieszającej się z góry jak baldachim. Przez otwarte drzwi widać było wspaniałą 
łazienkę   i   garderobę.   Pomieszczenie   miało   też   wyjście   prowadzące   na   werandę   z   miękkimi 
fotelami zachęcającymi do lektury i hamakiem zapraszającym do drzemki.

— Jest wspaniały — dziewczyna uśmiechnęła się do Nicka. — Jak się czuje właściciel takich 

wspaniałości? — spytała.

Mężczyzna patrzył na nią przez chwilę, jakby czekając, aż przestanie się uśmiechać.
— Chyba nie oczekujesz poważnej odpowiedzi — odparł, opierając się o ścianę.
W   tropikalnym   klimacie   oliwkowa   cera   czyniła   go   jeszcze   bardziej   pociągającym,   co 

sprawiało,   że   Lucy   nie   potrafiła   zapanować   nad   reakcjami   własnego  ciała,   więc   spróbowała 
zamaskować to śmiechem.

— Wprost przeciwnie! — zawołała.
— A więc powiem ci prawdę. Posiadanie tego hotelu niczym nie różni się od posiadania 

innych.   Wszystkie   są   luksusowe   i   przynoszą   satysfakcję   z   dochodów,   które   z   nich   czerpię. 
Pozwala   mi   to   podejmować   ryzykowne   decyzje   w   transakcjach   giełdowych   i   dokonywać 
niepewnych a zyskownych inwestycji ze świadomością, że nie grozi mi ruina finansowa.

— To brzmi cynicznie — zauważyła dziewczyna, stając tuż za nim, a on odwrócił się ku niej 

powoli.

Jej twarz kryła się w mroku słabo rozświetlanym blaskiem lamp przedostającym się tu zza 

drzwi pokoju, więc nie mógł jej dokładnie zobaczyć. Czuł tylko na sobie kobiecy wzrok.

— Naprawdę?
— Takie miejsca jak to powinny przynosić wiele radości… — zawahała się, nie wiedząc, czy 

go nie zrani, gdy wspomni zmarłą żonę. — Za życia Giny pobyty w takich hotelach pewnie 
sprawiały wam przyjemność…

Mężczyzna roześmiał się gorzko i zmienił temat.
— Wyglądasz, jakby ci było gorąco. Mam nadzieję, że wzięłaś odpowiednie stroje, coś z 

bawełny. Chcesz zjeść kolację w którejś z tutejszych restauracji?

— Wolę wziąć prysznic i rozpakować rzeczy. Myślę, że wstanę rano i obejrzę całe otoczenie, 

jeśli nie masz nic przeciwko temu. Nie wiem, o której chcesz zacząć pracę, ale…

— Skorzystaj z wolnego czasu. Zadzwonię około dziesiątej.
Wszystko zostało ustalone, on jednak nie miał ochoty sobie pójść. Intrygowało go, co Lucy 

miała na sobie pod krótką spódniczką i skromną bluzeczką. Czy była tak samo rozgrzana jak on? 
Czy między piersiami spływały jej kropelki potu? Zastanawiał się, jakby to było kąpać się z nią 

background image

nocą nago w basenie? Nikt nie zakłócałby tu ich prywatności.

Odchodząc,   pomyślał,   że   kochając   się   z   nią   tutaj,   zrobi   jej   przysługę,   bo   uchroni   przed 

nieudanym małżeństwem.

background image

Lucy   obudziła   się,   słysząc   pukanie   do   drzwi.   Miała   ochotę   spać   dalej,   jednak   dźwięk 

powtórzył się delikatnie a nieustępliwie. W pokoju było zupełnie ciemno. Szczelne żaluzje nie 
przepuszczały światła.

Przez chwilę było cicho, ale po chwili ktoś znów zapukał, więc jęknęła i odsłoniła moskitierę, 

przyjmując do wiadomości, że trzeba wstawać.

— Co z ambitnymi planami zwiedzania hotelowych ogrodów? — usłyszała znajomy męski 

głos, kiedy wstała, by otworzyć drzwi.

W   progu   stał   Nick   ubrany   w   spodenki   kąpielowe   i   luźną,   rozpiętą   koszulę,   odsłaniającą 

opalony tors. W ręku trzymał plażowy ręcznik.

Dziewczyna   chciała   schować   się   za   drzwiami,   by   nie   oglądał   jej   w   piżamce   w   wesołe 

dinozaury,   lecz   on   bezceremonialnie   wszedł   do   środka.   Pomyślała,   że   ostatnio   w   ogóle   nie 
szanuje jej prywatności.

— Przecież zamierzałaś zerwać się o świcie, by poznać otoczenie hotelu i zobaczyć plażę.
— Nie sądziłam, że zaśpię. Byłabym wdzięczna, gdybyś nie naruszał mojej intymności i nie 

nachodził mnie w pokoju.

—   Myślałem,   że   już  wstałaś   i   wyszłaś.   Właściwie   zaskoczyło   mnie,   iż   jeszcze   tu  jesteś. 

Zastukałem tak sobie, przechodząc obok drzwi…

Dziewczyna stała pod ścianą, skrzyżowawszy ramiona na piersiach. Widać było, że czuje się 

niezręcznie. Nick przeciwnie, był bardzo swobodny. Podszedł do okna i podciągnął żaluzje, ani 
jednym słowem nie przepraszając, iż zjawił się w jej sypialni za piętnaście siódma.

— Słońce wzeszło jakiś czas temu. Teraz pływa się najprzyjemniej, więc mam zamiar to 

zrobić. Może dołączysz? — spytał.

— Do ciebie? — Lucy otworzyła usta ze zdumienia.
— Popływałabyś ze mną? Plaża będzie pusta o tej porze.
— Nie mogę — odpowiedziała, żałując, iż nie ma ośmiu rąk, by zakryć się nimi przed jego 

wzrokiem.

— Dlaczego? Wzywają cię pilne obowiązki?
Poczuła, że zapędził ją w ślepy zaułek. Nie miała żadnych wymówek.
— Och… dopiero wstałam. Rano zwykle potrzebuję dużo czasu, żeby się pozbierać.
— Naprawdę? — Popatrzył z niedowierzaniem. — W Londynie pewnie wstajesz o piątej, 

skoro zaczynasz pracę o ósmej. Nie szkodzi, z przyjemnością poczekam. Oczywiście na zewnątrz 
— dorzucił.

— Znajdę cię na dole.
— Nonsens. — Podszedł do drzwi i je otworzył. — Zaczekam tutaj.
Dziewczynie natychmiast przeszła senność, gdy biegała po sypialni, szukając czarnego bikini i 

czegoś przewiewnego na wierzch. Myślała, że na kąpiel przyjdzie czas po dniu ciężkiej pracy nad 
dokumentami   finansowymi.   Ten   hotel   nie   miał   jednak   sali   konferencyjnej,   więc   spotkania 
robocze będą zapewne przebiegały inaczej, niż to sobie wyobrażała.

Kiedy   rzuciła   okiem   w   lustro,   uświadomiła   sobie,   że   kostium   kąpielowy   jest   co   prawda 

skromny w kolorze, lecz zupełnie brak mu przyzwoitości w kroju. Był głęboko wycięty na udach, 
na brzuchu odsłaniał pępek, a na biodrach miał tylko cienkie paseczki zawiązane na kokardkę. W 
tych okolicznościach niezupełnie nadawał się na wspólną kąpiel z Nickiem.

— Gotowa? — Zza drzwi dobiegło pytanie, przypominające, że on ciągle tam czeka.

background image

Dziewczyna szybko włożyła bluzkę z krótkim rękawkiem i chwyciła ręcznik.
— Wzięłaś odpowiedni krem? — zatroszczył się, kiedy szli na plażę.
— O tej porze?
— Tutaj słońce jest ostre nawet wcześnie rano.
— Prawdę mówiąc, chciałabym się trochę opalić.
— Nie spieczesz się? — spytał,  zapuszczając wzrok za dekolt bluzki, gdzie krągłe piersi 

ledwie osłaniał wąski pasek czarnego materiału.

Zaczaj opowiadać jej o hotelu, o jego przebudowie, którą rozpoczął po odkupieniu posiadłości 

od pewnej starszej angielskiej pary. Poprzedni właściciele przez wiele lat prowadzili tu domowy 
styl życia, wynajmując gościom tylko kilka pokoi.

— Jak mogli opuścić takie miejsce? — spytała Lucy.
— Starsza pani zmarła, a jej mąż nie mógł pogodzić się z tym, że dom popada w ruinę. Był 

więcej niż szczęśliwy, mogąc wrócić do Anglii. Zaproponowałem wyjątkowo korzystną cenę. Na 
stare lata nie będzie miał kłopotów finansowych. Czujesz zapach morza? — spytał, gdy zbliżyli 
się do plaży.

— Świeży i cierpki. Zupełnie inny aromat niż ten, który panuje w Londynie o tej porze.
— Londyn ma specyficzną woń.
— Zatrutego powietrza. — Dziewczyna zatrzymała się, gdy podeszli do palm okalających 

plażę. — To najbardziej błękitna woda, jaką widziałam w życiu. Zupełnie jak w basenie!

—   Najspokojniejszy   zakątek   na   całych   Karaibach.   Cały   do   naszej   dyspozycji.   —   Nick 

powędrował na kraniec hotelowej plaży i rozłożył ręcznik na białym piasku.

Udawał, że nie zwraca uwagi, czy Lucy zajmie miejsce obok.
— O której…? — zaczęła.
— Zaczyna się surfowanie na falach? To zależy. — Mężczyzna położył się twarzą do słońca. 

— Jedna czy dwie osoby przychodzą rano, lecz pozostali nie zrywają się tak wcześnie. Czasem 
leżą w łóżkach do południa. Śniadanie podaje się tu o dowolnej porze i w miejscu zgodnym z 
życzeniem gości. Także na plaży.

Odwrócił się nieco, by zerknąć, jak rozkładała swój ręcznik w przyzwoitej odległości, tak by 

ich ciała nie dotknęły się nawet przez przypadek.

— Co za luksus — westchnęła. — Zaczynam rozumieć, co miałeś na myśli, mówiąc o słońcu. 

Trudno uwierzyć, lecz już o tej porze mocno grzeje.

—   Na   szczęście   wziąłem   krem.   —   Nick   sięgnął   do   kieszonki   koszuli   i   wyjął   tubkę 

przyniesioną wcale nie dla siebie.

Podał dziewczynie kosmetyk, nie patrząc w jej stronę.
— O której zaczniemy pracę? — spytała, nakładając warstewkę kremu na twarz i ręce.
Jak   w   ogóle   mogła   myśleć   o   obowiązkach   w   takim   otoczeniu,   zirytował   się   mężczyzna. 

Zastanawiał się, czy w słońcu Karaibów tęskni też za Robertem. Czy narzeczony przywiózłby ją 
kiedykolwiek w podobne miejsce? Pewnie stać by go było na to za milion lat!

— Po śniadaniu — odrzekł, wspierając się na łokciu, by spojrzeć w jej stronę. — Zamierzasz 

przez cały czas siedzieć w bluzce na plaży? Na razie może nie czujesz działania słońca, lecz ono 
robi swoje, a w bluzce trudno posmarować się kremem.

Dziewczyna   już   chciała   spytać,   czy   szef   sądzi,   że   natura   pozbawiła   ją   nawet   odrobiny 

inteligencji i czy aby nie za daleko się posuwa w protekcjonalności, lecz się powstrzymała. W 
milczeniu zdjęła bluzkę i wklepała krem w ciało.

— Połóż się na brzuchu, to posmaruję ci plecy — powiedział, odbierając tubkę z kremem.
— Nie ma potrzeby — odmówiła z uśmiechem.
— Dlaczego? — Wycisnął trochę kremu na dłoń i spojrzał na nią ze zdziwieniem. — Sądzisz, 

background image

że słońce oszczędzi twoje plecy?

— Ja…
— Połóż się, jeśli nie chcesz wylądować w łóżku z poparzeniami, które mogą spowodować 

raka skóry.

— Naprawdę?
— Oczywiście. Jak sądzisz, dlaczego każdy pokój w tym hotelu jest wyposażony w taki krem? 

Większość z naszych gości ma jasną cerę, a to pomnaża niebezpieczeństwo.

Widząc, że Nick nie zamierza zrezygnować, dziewczyna  z westchnieniem położyła  się na 

brzuchu.

— Odpręż się — rzekł, kładąc dłonie na jej skórze i rozpoczynając masaż pleców.
To było tak przyjemne, że Lucy zamruczała z rozkoszy. Mężczyzna nałożył kolejną porcję 

kremu i nie ustawał w rytmicznych ruchach.

Słońce grzało jej policzek, w uszach miała szum morza, a na ciele cudowny dotyk palców 

Nicka, co sprawiło, że całkiem się rozluźniła.

— Nie możemy w żadnym wypadku zapomnieć o nogach — rzucił.
— Sama to zrobię — powiedziała, nie otwierając oczu.
— Skoro już mam krem na rękach…
Zaczął masaż od kostek, przesuwając dłońmi ku udom. Dziewczyna pisnęła przerażona, gdy 

wsunął palce pod wąski paseczek bikini, i usiadła zarumieniona. Pomyślał, że ma podniecający 
kostium, mimo że w takim skromnym kolorze. Te myśli sprawiły, iż uznał, że natychmiast musi 
zanurzyć się w morzu, by oprzytomnieć.

— To cię powinno ochronić — rzucił, wstając z ręcznika. — Idę do wody, a ty?
— Za chwilę — odpowiedziała,  wstydząc  się w duchu, że zareagowała  w ten sposób na 

zwyczajne smarowanie kremem.

Dopiero kiedy odpłynął daleko, odważyła się wejść do przyjemnie ciepłej wody. Popływała 

trochę, potem zaś położyła się twarzą do słońca, pozwalając się unosić małym falom.

Nie zauważyła, kiedy mężczyzna znalazł się blisko. Nagle wynurzył się tuż obok, obejmując 

ją w talii.

— Co ci mówiłem na temat konieczności chronienia się przed słońcem? — spytał, pochylając 

głowę z uśmiechem. — Najbardziej piecze w wodzie, gdy, niczego nie podejrzewając, drzemiesz 
sobie na falach.

— Wcale nie drzemałam!
— Miałaś zamknięte oczy.
— No to co? — Odpłynęła nieco dalej, lecz ją dogonił, sprawiając, że musiała podziwiać 

męskie muskularne ciało doskonale widoczne w przezroczystej wodzie.

— Czemu nie wypłyniesz ze mną trochę dalej? Za rafą nawet bez maski mogłabyś zobaczyć 

różnobarwne ryby.

— Dziękuję. Tu mi dobrze. Myślę, że powinniśmy już wyjść z wody. Przed pracą muszę 

umyć i wysuszyć głowę.

— Masz rację — rzekł, a jego spojrzenie sprawiło, że wstrzymała  oddech. — Najłatwiej 

byłoby zostać tutaj i zapomnieć, po co w ogóle przyjechaliśmy.

— Nie sądzę. — Lucy zawróciła i zaczęła płynąć do brzegu.
— Chcesz powiedzieć, iż tutejsze otoczenie nie wpływa na ciebie aż tak relaksująco, byś 

zapomniała o obowiązkach? — spytał, kiedy szli po piasku do swoich ręczników.

— Jak mogę wypoczywać, skoro jestem…? — Boże, jeszcze chwila, a powiedziałaby: skoro 

jestem z tobą.

— Skoro co?

background image

— Skoro płaci mi się za wykonanie określonej pracy
— zakończyła i wzięła ręcznik, który podał jej uprzejmie.
W tym momencie zorientowała się, że patrzy na nią uważnie i to nie na twarz, lecz na piersi i 

niżej. Mokre bikini oblepiło jej ciało, bardzo uwypuklając sutki. Mężczyzna powitał ten widok 
uśmiechem.

— Wyglądasz, jakbyś zaraz miała eksplodować. Nie przejmuj się. Znam ten widok.
Lucy miała ochotę zapaść się pod ziemię. Sztywno sięgnęła po bluzkę, by się nią osłonić, 

tymczasem  Nick zapragnął  dotknąć jej piersi i doprowadzić nabrzmiałe  sutki do pulsowania 
podnieceniem.   Był   tak   podekscytowany,   że   musiał   szybko   owinąć   biodra   ręcznikiem,   by   to 
zamaskować.

— Nie przypominam sobie, żebym prosiła cię o jakieś uwagi — rzekła chłodno dziewczyna, 

dochodząc wreszcie do siebie na tyle, że mogła włożyć bluzkę.

— A gdybyś choć trochę był dżentelmenem, to…
— Byś nie patrzył? — dokończył, nie mając ochoty prowadzić rozmowy tym torem.
Wolał   uświadomić   Lucy,   że   jakkolwiek   znaleźli   się   na   słonecznej   wyspie   w   sprawach 

służbowych, istniał w ich stosunkach pewien aspekt erotyczny. Zależało mu, żeby dziewczyna 
jak najszybciej zapomniała o Londynie i nudnym Robercie.

— Właśnie.
— Przepraszam — powiedział poważnie i starał się nie spoglądać na jej zarumienioną twarz. 

— Masz całkowitą rację. Wybacz, ale czasem zapominam, że wy, Anglicy, nie lubicie, gdy coś 
się mówi bez ogródek.

Lucy milczała, nie znajdując dobrej odpowiedzi na tę uwagę. Szła świadoma, iż mężczyzna 

podąża tuż za nią i nie spuszcza z niej oka. Krew krążyła jej coraz szybciej w żyłach, więc 
obiecywała sobie, że więcej nie dopuści do podobnej sytuacji. Zastanawiała się, dlaczego on to 
wszystko powiedział. Musiał zauważyć jej zażenowanie. Zupełnie nie wierzyła w przeprosiny i 
tłumaczenie   zachowania   kulturowymi   różnicami.   Nick   był   zbyt   subtelnym   człowiekiem,   by 
zdarzały się mu jakiekolwiek faux pas, chyba że popełniał — je celowo.

Przez następne dwie godziny, które poświęciła na mycie i suszenie włosów, a potem zjedzenie 

śniadania   zamówionego   do   pokoju,   nie   była   w   stanie   zapomnieć   męskiego   spojrzenia 
spoczywającego na wierzchołkach jej piersi ani uwag, które padły na plaży.

Około dziesiątej zeszła do recepcji, dbając, by nic w jej wyglądzie nie nasuwało myśli  o 

jakichkolwiek nieformalnych związkach z szefem. Łączyły ich jedynie sprawy służbowe. To, co 
Nickowi sprawiało przyjemność, w niczym nie dotyczyło  jej osoby i powinna być mu za to 
wdzięczna. Szczególnie że w jej życiu istniał przecież Robert.

Na   szczęście   nie   musiała   niczego   demonstrować,   bowiem   szef,   ubrany   z   właściwą   sobie 

elegancją, już na nią czekał w towarzystwie dwóch innych mężczyzn i zachowywał się przy tym 
jak   na   poważnego   biznesmena   przystało.   Przedstawił   sekretarkę   swoim   rozmówcom   i 
poinformował   ją,   że   jedno   z   pomieszczeń   biurowych   na   zapleczu   hotelu   oddano   im   do 
dyspozycji.

—   Zaraz   dostaniemy   pełną   dokumentację   finansową,   byśmy   mogli   dokonać   inspekcji   — 

rzekł, patrząc chłodno na obydwu pracowników hotelu, którzy starali się spełniać wszystkie jego 
życzenia. — Księgowy ma być do naszej dyspozycji na każde wezwanie. Proszę też wezwać 
Rawlingsa — polecił.

Skinął na Lucy i oboje udali się do pokoju biurowego.
— Zamknij drzwi — powiedział, gdy weszli do klimatyzowanego wnętrza gabinetu.
Zniknął gdzieś pociągający mężczyzna z plaży. Teraz stał przed dziewczyną wymagający szef, 

który sprawnie poruszał się wśród plików dokumentów, wydawał polecenia i oczekiwał, że, jak 

background image

zwykle, zostaną natychmiast wykonane.

Pracy było bardzo dużo. Kiedy zgłodnieli, nie wyszli do żadnej restauracji, lecz zamówili do 

pokoju kanapki i chłodne napoje. Nick zaryzykował wyłączenie klimatyzacji, więc można było 
otworzyć drzwi prowadzące do ogrodu. Zapowiedział jednak, iż zaraz po jedzeniu klimatyzacja 
znów zostanie włączona, żeby można było efektywnie pracować.

Lucy nie sprzeciwiała się. Powietrze na zewnątrz było zbyt nagrzane i aromatyczne, więc nie 

sprzyjało koncentracji. Rzeczywiście, gdy tylko usiedli na drewnianych ławkach w cieniu drzew, 
poczuła, że całe skupienie zaczyna gdzieś znikać.

— Co sądzisz? — spytał Nick.
— O czym?
— O rozbieżnościach w rachunkach?
— Są bardzo konsekwentne. Należności niby regulowano, lecz brak dokładnych rachunków 

za zamówienia.

Kanapki z tuńczykiem, zimnym mięsem i sałatą były tak smaczne, że rozpływały się w ustach 

i dziewczyna z trudem koncentrowała uwagę na słowach szefa, który snuł różne przypuszczenia 
co do źródeł nieścisłości finansowych w hotelowej dokumentacji. Oczy się jej zamykały pod 
wpływem promieni południowego słońca.

— Mam nadzieję, że posmarowałaś twarz odpowiednim kremem — powiedział, przerywając 

fachowe wyjaśnienia.

— Wolałabym, żebyś nie otaczał mnie nadmierną troską. Jestem wystarczająco dorosła, by 

sama o siebie zadbać — odrzekła, nie otwierając oczu.

— Nie byłoby dobrze, gdybyś znalazła się w łóżku z porażeniem słonecznym, skoro mamy 

tylko tydzień na uporanie się z pracą — rzekł sucho, ona zaś natychmiast otworzyła  oczy i 
wyprostowała się na ławce.

—   Nic   takiego   się   nie   zdarzy   —   odpowiedziała   podobnym   tonem.   —   Zastosowałam 

odpowiedni krem. Wcale nie zależy mi na porażeniu.

— Nie ma co się złościć, ponieważ…
—   Nie   złoszczę   się,   po   prostu   udzielam   wyjaśnień.   —   Wstała   i   wygładziła   bawełnianą 

spódniczkę,   którą   nałożyła   do   pracy,   uznając,   iż   będzie   odpowiedniejsza   niż   szorty,   a 
wygodniejsza w upale niż długie spodnie. Z gorąca bluzka zaczęła już lepić się do ciała.

—   Teraz   rozumiem,   dlaczego   do   pracy   jest   tu   niezbędna   klimatyzacja   —   powiedziała 

spokojnie, chcąc złagodzić atmosferę napięcia.

— Bez niej rozpuścilibyśmy się godzinę temu — uśmiechnął się Nick. — Jest goręcej, niż 

zapamiętałem to z poprzednich pobytów.

— Żadnego przewiewu. — Lucy spojrzała na nieruchome gałęzie drzew i bezchmurne niebo. 

— Co robimy dalej? — spytała.

— Najwyższy czas na rozmowę z księgowym.
Wystarczyło jedno pytanie Nicka, by wezwany do gabinetu finansista poczuł się niepewnie.
— Większą częścią płatności zajmował się osobiście pan Rawlings — mamrotał, pocąc się w 

krzyżowym ogniu fachowych pytań.

Po   dwóch   godzinach   rozmowy,   podczas   której   Lucy   robiła   notatki,   zapisując   nazwiska 

dostawców i transakcje, które budziły wątpliwości, Nick przystąpił do końcowych indagacji.

— Nie wydawało się panu podejrzane, że pański przełożony wykonuje telefony i załatwia 

sprawy, które leżały w pańskiej gestii?

— Pan Rawlings  zawsze powtarzał, że wszystko jest w porządku i pozostaje z panem w 

kontakcie.

— Ile pan ma lat? — spytał Nick z westchnieniem.

background image

— Dwadzieścia dwa, sir.
— A jakąś rodzinę?
— Jestem żonaty — odparł młody człowiek z powagą, która wywołała uśmiech na twarzy 

Lucy, choć okoliczności wcale nie rysowały się wesoło. — Mam też rocznego synka — dodał.

Nick milczał przez chwilę.
— Gdzie pan mieszka? — spytał w końcu.
— Na lądzie. Kupiliśmy mały domek. Prawdę mówiąc, wziąłem na niego kredyt. Bardzo 

potrzebuję tej pracy, panie Constantinou — przyznał zafrasowany księgowy.

— Kiedy wróci Rawlings?
— Nie wiem, sir. — Zawahał się. — Ma krewnych na jednej z wysp w pobliżu Bahamów. 

Podawano, że tamtędy będzie przemieszczał się huragan, więc pojechał upewnić się, czy jego 
bliscy są bezpieczni. Huragan trwa dzień, dwa, czasem nawet tydzień.

— Nic nie słyszałem o żadnym huraganie.
— Mówili przez radio.
— Rozumiem. Jeśli chodzi o pana, to na razie wszystko.
— Panie Constantinou… — Księgowy wstał cały mokry. — Moja praca…
— Tymczasem nic jej nie grozi.
— Lucy odczekała kilka minut po wyjściu młodego człowieka, a potem rzekła:
— To bardzo wspaniałomyślne z twojej strony.
— Co miałem z nim zrobić? To młody chłopak i ma dziecko na utrzymaniu. — Nick wstał, 

przeciągnął dłonią po włosach, zacisnął usta.

— Możesz mi powiedzieć, czemu takie gołowąsy decydują się na zakładanie rodziny?  — 

spytał.

— Przypuszczam…
— Zapożyczył się, zmajstrował dzieciaka! Dobry Boże!
— Nikt nie planuje życia w najdrobniejszych szczegółach — zauważyła dziewczyna.
— W przeciwieństwie do mnie? To miałaś na myśli, prawda? — Uśmiechnął się niewesoło. 

— A jeśli powiem, że moim największym marzeniem było posiadanie dzieci?

Wyznanie padło, zanim zdążył pomyśleć, więc cały zesztywniał, gdy to sobie uświadomił.
— Nie zwolnię tego chłopaka. Zawinił tylko naiwnością. Manipulowano nim. To sprawka 

Rawlingsa. Udowodnię mu wszystko, jak tylko się zjawi.

Lucy pomyślała, że wyznanie na temat dziecka ujawniło słabość Nicka. Instynkt podpowiadał, 

że lepiej zostawić go teraz samego.

— Jeśli się zjawi — rzekła, porządkując dokumenty. Spojrzała na plik notatek zawierających 

materiał, którego opracowanie będzie wymagało co najmniej tygodnia.

— Mogę się tym zająć? — spytała. — Zrobię wydruki komputerowe i sprawdzę, czy czegoś 

nie pominęliśmy.

Nick skinął głową.
—   Ja   tymczasem   posłucham   radia,   by   się   przekonać,   czy   rzeczywiście   nadchodzi   jakiś 

huragan — powiedział. — Jeśli nie, wsiądziemy w samolot i sami poszukamy pana Rawlingsa.

background image

— Co teraz zrobimy? — spytała nerwowo Lucy.
Po dwóch godzinach spędzonych w największej jadalni hotelu wraz z innymi gośćmi, których 

tam zgromadzono, by poinformować o zmianie trasy huraganu, Nick i jego sekretarka wreszcie 
zostali sami. Wszystko wskazywało na to, że nie znajdą się w oku cyklonu, lecz w jego ogonie, 
co oznaczało dla wyspy burze i silne wiatry.

—   Możemy   tylko   czekać   —   odrzekł   mężczyzna.   —   Świetnie   się   zachowałaś   podczas 

spotkania — zauważył, a w myślach uznał, iż nawet lepiej niż świetnie.

Kiedy mówił gościom hotelu o czekających ich tarapatach, starając się za wszelką cenę nie 

dopuścić   do   paniki,   Lucy   uspokajała   wszystkich,   odwołując   się   do   zdrowego   rozsądku   i 
uświadamiając szanse bezpiecznego przetrwania nawałnicy, choć tak naprawdę sama nie bardzo 
wiedziała, czego można oczekiwać.

— Możemy być wdzięczni losowi, że podarował nam spokojną noc. Dochodzi siódma rano, a 

dotąd nic się nie stało — powiedział i usiadł obok dziewczyny skulonej na kanapie. — Bardzo się 
boisz? — spytał.

— Nigdy dotąd nie przeżywałam huraganu.
— Teraz też nie spotkasz się z nim oko w oko — zapewnił. — Jeśli wierzyć meteorologom, 

grozi nam tylko ulewa i silny wiatr.

— Coś w rodzaju lokalnej powodzi — zażartowała słabo, a Nick nabrał chęci, by ją przytulić i 

dodać odwagi.

Pomyślał,   że   kobiety,   które   upadają   na   duchu,   nie   przejawiają   poczucia   humoru.   Z   tą 

determinacją malującą się w szeroko otwartych oczach, w luźnych spodniach i za dużym T–
shircie bardziej przypominała chłopca niż kobietę, która podniecała go do szaleństwa.

Przeniósł wzrok z dziewczyny na ciemne niebo za oknem. Poranne słońce w ciągu ostatniej 

godziny zakryły chmury. Lekka bryza zamieniła się w całkiem silny wiatr targający gałęziami 
drzew.

— A ty się boisz? — spytała Lucy.
Nick odpowiedział rozbawionym spojrzeniem.
— Czy wyglądam  na człowieka, którego łatwo przestraszyć?  Mniej obawiam się walki z 

siłami natury niż paniki wśród gości hotelu. Nigdy nie widziałem ludzi bardziej przestraszonych 
od tych tutaj. Pewnie każdy z nich uważa, iż najlepiej byłoby stąd uciec, i obwinia nas, że w porę 
tego nie zorganizowaliśmy.

— Tak. — Dziewczyna podziwiała stanowczość malującą się na twarzy szefa.
Z dziwnych względów odczuwała zadowolenie, że jest z nim tutaj.
W tej chwili uświadomiła sobie, iż w ogóle nie myśli o Robercie, a to oznaczało, że mimo 

perspektywy spokojnego życia, jakie mógł jej zapewnić, powinna zerwać ten związek, gdy tylko 
wróci do Londynu.

—   Jedynie   trzech   mężczyzn   narzekało,   że   przymusowe   przedłużenie   pobytu   na   wyspie 

skomplikuje im interesy — zauważyła.

— Jeden za to stwierdził, iż kilka dni dłużej poza pracą warte jest spotkania z huraganem — 

przypomniał sobie. — A ty dzwoniłaś do narzeczonego, by uprzedzić go, co nas tu czeka?

Lucy poczuła się winna, więc poczerwieniała.
— Jeszcze… nie. Byłam tak zaabsorbowana tym, co się działo…
— Może powinnaś — rzekł, starając się ukryć triumfujący uśmiech. — I to szybko, póki 

background image

jeszcze jest łączność. Oczywiście, jeśli ma to dla ciebie jakieś znaczenie.

Dziewczyna wstała, podeszła do telefonu i wybrała londyński numer Roberta. Pomyślała, że 

jeśli go nie zastanie, może nagrać wiadomość na automatyczną sekretarkę, zapewniając, iż nic jej 
nie grozi.

— Wyszedł z domu? — spytał obojętnie Nick. — O tej godzinie? W Anglii jest teraz bardzo 

wcześnie… Nie marnuje czasu… — zauważył znacząco, a Lucy zarumieniła się jeszcze mocniej.

— Czasem nocuje u matki — wyjaśniła. — Są do siebie bardzo przywiązani. Ona mieszka 

sama. Prawdę mówiąc, ma obsesję na punkcie swego bezpieczeństwa, więc Robert czuje się 
zobowiązany często u niej nocować.

— Trochę dziwne.
— Jest bardzo oddany matce — mruknęła, widząc zdziwienie Nicka.
— Jakie to słodkie — powiedział, zastanawiając się, czy prowadzić dalej tę rozmowę.
Jakiś diabeł podszepnął mu, by to zrobić.
— Po ślubie też tak  będzie?  — spytał,  uświadamiając sobie, że oczekuje od dziewczyny 

przyznania, iż Robert do niej nie pasuje i że popełnia błąd, chcąc go poślubić.

— Nie wiem — odpowiedziała. — Czy nie powinniśmy sprawdzić nastrojów gości hotelu? 

Może doszło do jakiegoś załamania?

— Na pewno postąpi rozsądnie — Nick dalej snuł przypuszczenia na temat Roberta, ignorując 

podjętą przez Lucy próbę zmiany tematu.

— Co masz na myśli?
—   Pewnie   sprzeda   dom   i   zamieszkacie   razem   z   jego   matką.   Odradzałbym   ci   takie 

rozwiązanie. Teściowe bywają trudne w pożyciu, szczególnie jeśli są blisko związane ze swoimi 
jedynakami…

— Dziękuję za troskę.
Mężczyzna uznał, że to jeszcze za mało.
—   Powinnaś   się   zastanowić,   czy   naprawdę   chcesz   wyjść   za   człowieka,   który   ciągle   nie 

przeciął pępowiny łączącej go z matką.

Lucy zirytowało paternalistyczne podejście szefa. Najwidoczniej uważał ją za niezdolną do 

rozwiązywania własnych problemów. Mogłaby powiedzieć, że już podjęła decyzję w sprawie 
Roberta, lecz postanowiła nie dostarczać mu tej satysfakcji i nie utwierdzać w przekonaniu, iż 
jego uwagi odniosły skutek.

— Och, jest duża różnica między kimś, kto nie przeciął pępowiny, a kimś, kto okazuje troskę 

rodzicom   —   rzuciła   i   skierowała   się   ku   drzwiom,   by   w   ten   sposób   zasygnalizować   koniec 
rozmowy.

Nick natychmiast chwycił ją za ramię.
— Nie sądź, że chcę się wtrącać w twoje życie — skłamał. — Po prostu czuję się jakoś za 

ciebie odpowiedzialny.

— Dlaczego? — spytała, zdając sobie sprawę, iż, jak zwykle, gdy ten mężczyzna likwidował 

fizyczny dystans między nimi, przestaje panować nad reakcjami własnego ciała.

Przez chwilę pomyślała, że związek z Robertem pozwoliłby jej uniknąć podobnych stanów 

oszołomienia.   Przy   odrobinie   wysiłku   mogłaby   się   na   nie   uodpornić.   Była   zła   na   siebie   za 
okazywanie takiej słabości i uleganie urokowi szefa.

— Pewnie dlatego, że nie jesteś typem kobiety, która potrafiłaby dać sobie radę z…
— Z czym? Z uczuciami? Z życiem intymnym?
— Nie to miałem na myśli — Nick starał się nie tracić kontroli nad przebiegiem rozmowy.
Prawie nie zwracał uwagi na nasilenie wichru za oknami, choć gwałtowne podmuchy uderzały 

gałęziami drzew o szyby.

background image

— Potrafię zadbać o swoje sprawy — zapewniła dziewczyna. — Możemy wreszcie stąd wyjść 

i sprawdzić, co się dzieje na zewnątrz?

Pochmurne spojrzenie mężczyzny nie działało uspokajająco. Bliskość jego ciała przyprawiała 

Lucy  o coraz   większe  napięcie,   przypominając  noc,  podczas   której  się  kochali.   Powinna  go 
odepchnąć,   lecz   podejrzewała,   że   gdy   tylko   dotknie   dłonią   męskiej   piersi,   nie   zdoła   już   jej 
oderwać. Nie oprze się pragnieniu rozpięcia mu koszuli i położenia palców na nagiej skórze, by 
potem przesunąć je niżej.

—   Masz   rację.   —   Nick   zwolnił   uścisk,   odsunął   się,   potem   otworzył   drzwi   i   przepuścił 

dziewczynę. — Jeśli nie wyjdziemy z pokoju, pewnie zaczną nas szukać.

Wrócili do jadalni, w której wcześniej podano śniadanie i w której zastali wszystkich innych 

gości hotelu ciągle dyskutujących nad groźną sytuacją.

Gdy tylko weszli, natychmiast zostali otoczeni przez zdesperowanych ludzi. Nick nie nadążał 

z udzielaniem odpowiedzi na dziesiątki pytań. Tymczasem Lucy podążyła ku dwóm najstarszym 
turystkom, siostrom Norton, które przybyły na wyspę, by wypocząć w słońcu.

— Idzie ku lepszemu, moja droga, prawda? — spytała jedna z nich, gdy tymczasem druga 

potakująco kiwała głową.

Dziewczyna   zdecydowała,   iż   lepiej   będzie   zająć   się   starszymi   paniami   niż   grupką 

rozhisteryzowanych żon bogatych mężów, które nie ustawały w narzekaniach, że huragan psuje 
im wakacje. Słyszała, jak Nick radzi mężczyznom, by sprawdzili szczelność okien w sypialniach, 
uprzątnęli wszystkie rzeczy, które pozostawili przy prywatnych basenach, bowiem wicher może 
je zniszczyć.

— Służba krząta się po całym hotelu i stara się go jak najlepiej zabezpieczyć przed huraganem 

— zapewnił, ucinając jakąkolwiek dyskusję.

Goście   zaczęli   porównywać   obecną   sytuację   do   wojennego   zagrożenia,   które   wymagało 

podobnej gotowości bojowej. Lucy i Nick wymienili porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechnęli 
się do siebie. Mężczyzna  podszedł do niej, by powiedzieć,  że wychodzi  na zewnątrz,  chcąc 
osobiście dopilnować, czy służba właściwie zabezpiecza hotel przed nawałnicą.

— Będą panie w dobrych rękach — zwrócił się do staruszek, którym wzrok się rozjaśnił na 

widok przystojnego właściciela hotelu.

— Oczywiście. — Grace Norton poklepała dłoń Lucy. — Mamy szczęście, że zdecydował się 

pan przyjechać tu z żoną. To pięknie, iż znaleźliście czas, by osobiście sprawdzić, czy nic nam 
nie grozi, prawda, Edie? — skierowała pytanie do siostry i obie skinęły potakująco.

— Tacy jesteście kompetentni — zauważyła z podziwem Edie. — Tworzycie bardzo piękną 

parę — dodała.

Lucy  otworzyła   usta,   chcąc   zaprotestować,   lecz   w   oczach   Nicka   dostrzegła   ostrzegawczy 

błysk.

— Zostawiam cię na moment, kochanie — mruknął.
— Nie martw się, wrócę, nim się obejrzysz.
Dziewczyna przeprosiła uśmiechem starsze panie i pobiegła za nim.
— W co ty grasz? — zasyczała.
— Nie uważam, by dyplomatycznie było dać wszystkim do zrozumienia, w jakim charakterze 

tu przyjechaliśmy.  Mamy wielu starych  gości. Taka wiadomość z pewnością nie wpłynęłaby 
dobrze na opinię hotelu, a to przyczyniłoby się do spadku zysków.

— Jednak mogłeś powiedzieć, że jestem twoją sekretarką, która przybyła tu, żeby… żeby…
— Sama widzisz, jaki z tym kłopot. Jeśli nie przyjechałaś w sprawach służbowych, to w jakim 

charakterze? Urządziliśmy schadzkę?

Dziewczyna uświadomiła sobie, co zostało przed chwilą powiedziane turystom. Zgromadzeni 

background image

dowiedzieli się, że Nick jest właścicielem sieci ekskluzywnych hoteli, w tym również tego. I w 
takim charakterze przybył tutaj, a skoro zbliża się huragan, będzie na miejscu, by służyć gościom 
pomocą   i   dbać   o   ich   bezpieczeństwo.   Lucy   stała   obok,   swoją   obecnością   zaświadczała 
prawdziwość jego stów.

— Sądzisz, że ci wszyscy ludzie uważają mnie za…?
— Zapewne. Proponowałbym nie wyprowadzać ich z błędu. Zapoznanie gości z prawdziwymi 

powodami naszej tu obecności nie wydaje się najlepszą alternatywą.

— Jednak służba wie — zaprotestowała dziewczyna.
— Wszyscy pracownicy są odpowiednio wyszkoleni i pouczeni, że nie wolno im wdawać się 

w rozmowy z turystami. — Mężczyźnie zaczęły rysować się szczegóły planu, który zamierzał 
zrealizować,  by  zdobyć   Lucy,   a to  sprawiło,  iż  ogarnęło  go  podekscytowanie.  —  Teraz   idź 
pogawędzić z tymi dwiema uroczymi staruszkami. Widzę, że nas obserwują. Należą do generacji, 
która wierzy w romanse. Nie wyobrażają sobie pozamałżeńskiego seksu i żadnych związków bez 
miłości.

Dziewczyna   uśmiechnęła   się   sarkastycznie,   lecz   zaraz   zmieniła   się   na   twarzy,   gdy   szef 

pochylił głowę i musnął ustami jej wargi. Poczuł znajomy słodki smak, więc zagłębił język i 
przytulił Lucy tak, że wsparła się o niego piersiami. Potem rzucił całkiem zwyczajnie:

— Zobaczymy się później, kochanie.
— Ja…
— Będziesz na mnie czekała — dokończył i wyszedł, żegnając ją uśmiechem.
Dziewczyna drżała jak liść.
Ze sztucznym  uśmiechem  wróciła do staruszek, by rozmawiać  z nimi  o dobrych,  starych 

czasach oraz związanych z nimi tradycjach. Przez cały czas musiała się pilnować, nie chcąc 
powiedzieć   prawdy,   która   mogłaby   przyprawić   je   o   szok.   Toteż   niemal   z   ulgą   przywitała 
gwałtowniejsze uderzenie wiatru, które wyrwało z korzeniami jakiś krzew i odrzuciło go na dużą 
odległość.

Zaraz jednak popadła w panikę, gdy uświadomiła sobie, że Nick wyszedł na zewnątrz ponad 

pół godziny temu. A jeśli coś mu się stało? Na myśl o tym zrobiło się jej niedobrze. Widok za 
oknem rzeczywiście mógł budzić przerażenie.

Razem z innymi gośćmi hotelu podeszła do okna. W sali jadalnej ucichły rozmowy. Wszyscy 

wpatrywali się w pociemniałe niebo. Wyglądało, jakby zapadał zmierzch, choć nie było jeszcze 
południa.

— Mam nadzieję, że nic złego się nie stało twojemu mężowi, moja droga — powiedziała 

Edie, stając obok Lucy. — Ten widok nie budzi we mnie lęku. Wszystko będzie dobrze, prawda? 
— Spróbowała dodać sobie otuchy.

— Oczywiście — zapewniła dziewczyna, cały czas rozglądając się za Nickiem.
Wiatr był teraz tak silny, że należało go przekrzykiwać, by cokolwiek usłyszeć. Pod naporem 

gwałtownych podmuchów palmy kokosowe przybierały niemal horyzontalną pozycję. Jeszcze 
chwila, a zostaną wyrwane z korzeniami i zaczną fruwać w powietrzu jak inne delikatniejsze 
rośliny, z którymi już się to stało.

—   Wygląda   groźnie,   ale   to   nic   w   porównaniu   z   zagrożeniem,   którego   byśmy   zaznali, 

znalazłszy się w centralnej części trasy cyklonu, nie zaś na jej krańcu — powiedziała głośno 
Lucy.

Rozległ   się   przerażający   grzmot,   po   nim   nastąpiła   błyskawica,   która   przez   moment 

rozświetliła całe niebo. Wiele małżeństw zgromadzonych w hotelowej jadalni chwyciło się za 
ręce.

— Bardzo ekscytujące! — zawołała Edie i obie z siostrą skinęły głowami z aprobatą. — My, 

background image

starzy, potrzebujemy czegoś równie emocjonującego dla ożywienia.

Zaczął   padać   ulewny   deszcz.   Strugi   wody   uniemożliwiały   dostrzeżenie   czegokolwiek   za 

oknem. W chwili gdy dziewczyna rozważała możliwość wyjścia na zewnątrz w poszukiwaniu 
szefa, otworzyły się drzwi i stanął w nich przemoczony do ostatniej nitki, w oblepiającej ciało, 
rozpiętej koszuli.

— Biedactwo bardzo się o pana martwiło — powiedziała Grace, gdy mężczyzna się zbliżył.
— Naprawdę, kochanie? — spytał.
— Po prostu zastanawiałam się, gdzie jesteś.
—   Na   razie   nic   więcej   nie   możemy   zrobić.   Trzeba   to   przeczekać.   Idę   się   przebrać. 

Przyjdziesz? — spytał, a dziewczyna spłonęła rumieńcem.

— Oczywiście, że pójdzie z panem. Wystarczy na nią spojrzeć.
Pobladła z niepokoju.
— Bardziej przydam się tutaj. — Lucy starała się mówić spokojnie, choć ze względu na huk 

wiatru musiała krzyczeć.

— Rozumiem — rzekł i delikatnym  ruchem kciuka przeciągnął po jej wargach. — Jesteś 

pewna?

— Najzupełniej!
— Dobrze, kochanie, tylko mi powiedz, gdzie schowałaś moje ulubione bokserki? Wiesz, te 

czarne w czerwone serduszka.

— Och, przykro mi, kochanie, ale właśnie tę parę pies podarł przed naszym wyjazdem z 

Anglii — odrzekła, a wyraz jej twarzy świadczył, iż sama najchętniej by go ugryzła za te żarty.

— Będziesz musiała kupić mi inne — powiedział i zwrócił się do staruszek z czarującym 

uśmiechem.   —   Moja   żona   to   niepoprawna   romantyczka.   Zaskakuje   mnie   często   drobnymi 
dowodami gorących uczuć.

Stanowczo za dużo sobie pozwala, pomyślała bez radnie Lucy. Mogła zrozumieć jego racje co 

do tego, że nie należy gościom hotelu wyjawiać prawdziwego celu ich przyjazdu na wyspę. W 
końcu chodziło o utrzymanie dobrej opinii i wysokich zysków, lecz i Nick wyraźnie przeciągał 
strunę, podkreślając ich domniemaną małżeńską zażyłość.  Zdawała sobie sprawę z własnego 
przewrażliwienia na tym punkcie, ale też wiedziała, iż szef uciekłby pewnie gdzie pieprz rośnie, 
gdyby się zorientował, jak naprawdę reaguje na jego bliskość, spojrzenia i dotknięcia. Wiele 
wysiłku kosztowało ją odepchnięcie tych  myśli  i skoncentrowanie się na burzy szalejącej za 
oknami.

Za   palmami   widać   było   ryczące   morze,   które   kilkumetrowymi   falami   atakowało   plażę   i 

zdawało się zbliżać do hotelu. Przerażona widokiem sztormu poczuła ulgę, gdy Nick wrócił do 
jadalni i objął ją opiekuńczo, a potem wspólnie obserwowali żywioł szalejący za szybą.

Kiedy powiedział, że w ekstremalnych sytuacjach podmuchy wiatru mogą wywracać auta i 

zrywać dachy domostw, unosząc je na duże odległości, dziewczyna zadrżała. Wtedy przytulił ją 
mocniej, ona zaś nie protestowała, czując się bezpieczniej w uścisku silnych ramion.

Lunch przebiegł w ponurej atmosferze. Część gości spożyła go we własnych pokojach. Inni 

jedli wspólnie, ale w milczeniu, nie mogąc przekrzyczeć wichru. By poprawić nastrój i pokonać 
depresję zrodzoną ze świadomości, że wszyscy stali się więźniami żywiołu, nad którym nikt nie 
ma   kontroli,   Lucy   otworzyła   szafę   wypełnioną   grami,   które   w   normalnej   sytuacji   służyły 
dzieciom.

— Zrób z nich użytek — zaproponował Nick. — Ja mam trochę innej roboty.
— O nie, mój kochany misiaczku — dziewczyna świadomie wykorzystała sytuację, by mu 

dokuczyć   i   usatysfakcjonować   gości   hotelu,   którzy   z   zainteresowaniem   obserwowali   ich 
małżeńskie   gry   miłosne.   —   Rozdzielimy   gry   oraz   karty   między   wszystkich   chętnych.   A   ty 

background image

zagrasz z Grace, Edie i ze mną w monopol.

— Nie znoszę gier planszowych!
— Nie psuj zabawy. — Lucy spojrzeniem poszukała wsparcia u staruszek i natychmiast je 

otrzymała.

Odniosła triumf, stawiając go w trudnej sytuacji. Właściwie nie miał wyboru, skoro chciał 

uchodzić za zakochanego żonkosia.

— Szczęście mi nie sprzyja — zajęczał, gdy ograła go po raz piąty.
— Chyba nie będziesz się tym zamartwiał — rzekła zadowolona, że udało się jej zająć czymś 

ludzi uwięzionych w hotelu i wytrącić ich ze stanu przygnębienia, choć wicher nadal szalał za 
oknami.

Nikt nie myślał już o najgorszym, koncentrując się na zabawie, z którą większość turystów nie 

miała do czynienia od łat.

Kiedy Lucy zbliżała się do ostatecznej  wygranej, wielka błyskawica przecięła  niebo, a w 

hotelu zgasło światło i całe wnętrze pogrążyło się w ciemnościach.

Nick   natychmiast   oznajmił   głośno,   by   wszyscy   spokojnie   wrócili   do   swoich   pokoi. 

Elektryczność  zostanie  przywrócona  po burzy,  a w  pokojach jest zupełnie  bezpiecznie.  Jego 
opanowanie dobrze podziałało na wszystkich, choć nie obyło się bez kilku protestów. Wtedy 
zapewnił dodatkowo, iż służba hotelowa będzie stale czuwać, żeby nic nikomu się nie stało, a on 
sam również wróci do pokoju i położy się wcześniej do łóżka.

Dziewczyna pomyślała, że trudno nie czuć się bezpiecznie z kimś takim jak on.
— Razem z Lucy będę w naszym apartamencie — usłyszała. — Jeśli w nocy coś kogoś 

zaniepokoi, proszę natychmiast do nas zapukać. Jesteśmy do państwa dyspozycji.

Zaalarmowana   słowami   mężczyzny   uniosła   głowę   i   w   mroku   bezskutecznie   starała   się 

odczytać wyraz jego twarzy.

— Teraz proszę tu zaczekać na latarki. Nie należy używać świec. Oszczędzajmy też baterie na 

wszelki wypadek — ciągnął.

Również   na   wszelki   wypadek   mamy   dzielić   sypialnię   dla   uspokojenia   hotelowych   gości, 

pomyślała   dziewczyna.   Serce   biło   jej   głośno,   gdy   Nick   zjawił   się   z   latarkami   i   rozdał   je, 
odpowiadając   na   dziesiątki   pytań   na   temat   burzy   i   awarii   elektryczności.   Kiedy   i   jej   podał 
latarkę, miała ochotę rozproszyć kilka własnych wątpliwości, wcale nie dotyczących huraganu.

— Postanowiłem, że Edie i Grace zajmą pokój obok naszego — poinformował. — Właśnie go 

dla nich przygotowano. Zapewne będą się w nim czuły bezpieczniej.

Obie   staruszki   z   entuzjazmem   przyjęły   tę   wiadomość,   więc   Lucy   mogła   tylko   cichutko 

westchnąć.

— Twoje rzeczy przeniesiono do mojego pokoju — szepnął dziewczynie do ucha i objął ją 

ramieniem, by nie wymknęła się mu w ciemnościach. — Pokojówki położyły je na łóżku, więc 
będziesz mogła sama ułożyć wszystko w szafach i szufladach.

— To śmieszne!
— Cśś… Mów ciszej. Nie zapominaj, że musimy trzymać się razem.
— Wszystko zaaranżowałeś…
— Na huragan nie miałem wpływu. Czasem sytuacja nas do czegoś zmusza.
Grace   i   Edie   podążyły   za   nimi   do   nowego   pokoju,   dziękując   po   drodze   za   troskę   o   ich 

bezpieczeństwo. Zapewniały przy tym, że w swoim dawnym pokoju, usytuowanym w odległym 
końcu hotelu czułyby się osamotnione i bardzo nerwowo przeżywałyby tę burzliwą noc.

— Wybrałyśmy tamten apartament, bo cenimy sobie spokój — głośno powiedziała Edie. — 

Nie wiedziałyśmy, co nas czeka.

Ja również nie wiedziałam, pomyślała dziewczyna, wchodząc do sypialni Nicka.

background image

— To jakaś farsa — rzekła.
— Co miałem zrobić?
— Powinieneś przenieść je do pokoju w pobliżu kogoś innego.
— Nigdzie nie czułyby się tak bezpieczne jak obok nas. Polubiły cię. Są stare i przerażone, 

jakkolwiek starają się tego nie okazywać.

— To gdzie mam spać?
— Na łóżku, a gdzieżby indziej? Weź latarkę, a będziesz mogła przełożyć  swoje rzeczy. 

Zostawię otwarte drzwi łazienki, żeby cokolwiek widzieć, gdy będę brał prysznic.

— Nie możesz się kąpać przy otwartych drzwiach!
— Skąd mam wziąć inne źródło światła?
Nie bacząc na protesty dziewczyny poszedł do łazienki i puścił strumień wody, zostawiając ją 

przy łóżku pełnym rzeczy przeniesionych tu przez służbę. Mogła je teraz poukładać w wolnych 
szufladach komody.

Kiedy wyszedł z ręcznikiem owiniętym  wokół bioder, wszystko zostało już uprzątnięte, a 

Lucy gotowa była kontynuować sprzeczkę.

— Zanim coś powiesz, uprzedzam, że nie zamierzam spędzić nocy w fotelu — ostrzegł. — 

Chcąc nie chcąc musimy dzielić łóżko. Skoro nie działa klimatyzacja, otworzę małe okno w 
łazience. Hałas ulewy może trochę przeszkadzać, ale przynajmniej będzie jakaś wentylacja. Weź 
latarkę, kiedy pójdziesz się kąpać. Zanim wrócisz, położę się owinięty kocem na jednym brzegu 
łóżka, tobie zostawiając drugi tak, byśmy się nie dotykali.

W duchu pomyślał, iż to niemożliwe, żeby w tak niewinny sposób spędził z nią tę noc.
Czekał, aż wyłoniła się z łazienki w dużym T–shircie. Obserwował, jak zgasiła i odłożyła 

latarkę, a potem wśliznęła się do łóżka. Dotrzymał słowa i zostawił jej dużo miejsca.

Lucy sądziła, że Nick śpi. Wcale się temu nie dziwiła. Choć nie było późno, sama czuła się też 

zmęczona. Dzień przyniósł same stresy, a on, jako właściciel hotelu, miał ich pewnie jeszcze 
więcej. Musiał  zadbać   o stan  budynku,  o  dostawy żywności,   nie  mówiąc  już o  uspokajaniu 
wymagających gości. To bardzo wyczerpujące zadania.

Ułożyła się jak najdalej od niego i opuściła moskitierę. Odprężyła się, skoro mężczyzna się nie 

odzywał i nie krępował jej bliskością. Zwinęła się w kłębek tak, jak lubiła. Dzięki uchyleniu okna 
łazienki w pomieszczeniu panował przyjemny chłód, lecz trudno było zasnąć z powodu szumu 
wichru i ulewy.

Oczy same się jej zamykały, gdy jak przez mgłę dobiegło pytanie Nicka, czy dobrze się czuje. 

Niechcący dotknęła kolanem jego nagiego biodra. Drgnęła i przesunęła się wyżej, by natychmiast 
zorientować się, że leży tuż obok bardzo podnieconego mężczyzny.

background image

— Nigdy nie śpię w piżamie.
Mówił prawdę.
W tej chwili bardzo jej pragnął. Zrozumiał, iż to pragnienie narastało w nim od miesięcy. 

Wszystko działało na jego korzyść. Zamierzał posiąść tę kobietę, a okoliczności wyraźnie mu to 
ułatwiały.   Aromat   egzotycznej   wyspy,   ciepły   klimat,   który   sprawia,   że   ludzie   zapominają   o 
codziennych napięciach i łatwiej się do siebie zbliżają. W końcu sam huragan, który każe szukać 
oparcia w innych. To naturalne, iż w takich warunkach przylgnęli do siebie. A że odstąpił jej 
pokój dwóm przerażonym nawałnicą staruszkom, by poczuły się bezpieczniej, to po prostu dobry 
uczynek.

Ona też go pragnęła. Wyczuwał to jak iskrzenie w powietrzu, choć bardzo starała się udawać, 

iż jest inaczej.

Teraz jednak nie wystarczało mu już, że ją zdobędzie. Chciał, by dziewczyna przyznała się do 

zauroczenia jego osobą, żeby to sama powiedziała. Jednak Lucy odsunęła się gwałtownie, jak 
przerażony królik.

— Mógłbyś coś na siebie włożyć. — W jej głosie słychać było panikę, choć wzięła kilka 

głębszych oddechów, by się uspokoić.

— Mógłbym.
— To czemu tego nie zrobiłeś?
— Ponieważ chcę się z tobą kochać — odpowiedział, leżąc na boku.
— Co takiego? — Dziewczyna poczuła, że robi się jej bardzo gorąco.
Usiadła, podciągając kolana pod brodę i owijając kolana koszulą tak, by powstrzymać je od 

drżenia. Wokół huczała burza.

— Nie mów, iż nie zauważyłaś, że się tobą interesuję.
— Przyjechaliśmy tu służbowo! A ty… jesteś moim szefem!
— Wcześniej nam to nie przeszkadzało.
— Wtedy… to co innego!
— Tak. Teraz chcę się z tobą kochać, nie będąc pod wpływem alkoholu. — Nick obawiał się, 

że jeśli uczyni niezręczny ruch, Lucy gotowa uciec i spać w łazience.

— Nie… nie możesz.
— Dlaczego?
— Ponieważ… nie jestem w twoim typie. Rozmawialiśmy o tym, pamiętasz? Przyznałeś, że 

nie jestem w twoim typie, a wtedy… nie było innej pod ręką, więc dlatego…

— Nie doceniasz się.
—   Poza   tym…   mam   chłopaka.   —  Chwyciła   się  ostatniej   deski   ratunku,   lecz   w   myślach 

powtarzała sobie tylko to, że wydała mu się pociągająca.

Tak długo marzyła, żeby usłyszeć takie słowa.
Jednak   zbyt   dobrze   go   znała,   by   uwierzyć.   Byli   daleko   od   domu,   w   dość   niezwykłych 

warunkach. Niezależnie od tego, co mówił, nie stała się bardziej atrakcyjna niż osiem miesięcy 
temu, kiedy rozmawiał z nią w biurze po owej pamiętnej nocy. Miała okazję widzieć kobiety, 
które mu się podobały. To nie były drobne dziewczyny o chłopięcym typie urody z krótkimi 
włosami i niewielkim biustem.

Widziała też, jak z nimi postępował. Po śmierci Giny z żadną nie wiązał się na dłużej niż kilka 

tygodni. Ona zaś nie nadawała się do romansów na jedną noc.

background image

Dlatego powinna trzymać się Roberta. A może znajdzie jeszcze kogoś innego, kto okaże się 

mężczyzną jej życia.

— Wcale nie — rzucił.
— Jak to? Przecież jest Robert!
— Zupełnie  o niego nie dbasz. Wątpię  nawet,  czy ci się podoba. Widziałem was razem. 

Wyglądacie jak dobrzy przyjaciele.

— Udane związki powstają na fundamencie przyjaźni.
— Zapewniam, że nie posunę się ani o centymetr, chyba że… sama zechcesz…
— Nie zechcę!
— Jesteś pewna?
— Jeśli dotknę palcem twojego ramienia, powiesz, żebym nie posuwał się dalej? — spytał. — 

Mm? Nie zapragniesz, żebym przeciągnął nim po szyi? Nie zechcesz poczuć na wargach moich 
ust? A potem…

— Przestań! — Dziewczyna zakryła dłońmi uszy i zacisnęła powieki.
— Tchórz.
— Nie jestem kobietą na jedną noc — odrzekła bezradnie.
— Jedną noc mamy już za sobą — powiedział, muskając kciukiem jej policzek i włosy. — Po 

kilku godzinach spędzonych na słońcu masz złoty kolor skóry — mruknął. — Opalisz się dla 
mnie nago tak, by całe ciało było złote?

Widział,   że   dziewczyna   drży,   i   z   trudem   hamował   się   przed   gwałtownym   działaniem. 

Przesunął palcem po jej rozchylonych wargach, włożył go do środka, ona zaś zamknęła usta i 
jęknęła cicho, poddając się pieszczocie.

— Chcesz, żebym cię zostawił? — szepnął. — Żebym coś na siebie włożył i zajął swoją 

połowę łóżka, jak prawdziwy dżentelmen?

Lucy trzymała go za rękę i ściskała wilgotny palec.
— Chcę…
— Czego? Żebym się ubrał? Spał na kanapie? W łazience? Czy godzinami kochał się z tobą? 

Zasypiał na moment i znów się kochał?

— Tak, tak, tak… Kochaj się ze mną. Ja też cię pragnę.
Słowa zabrzmiały jak muzyka. Gdyby kazała mu się ubrać, musiałby wziąć zimny prysznic, 

nim wróciłby do łóżka.

Pocałował dziewczynę. To był głęboki, czuły pocałunek. Położył ją na plecach. Oderwał się 

na moment od jej ust, a potem znów całował, widząc, że bardzo jest tego spragniona.

— Pamiętasz, jak kochaliśmy się ostatnim razem? Czułem się cudownie, ale… nie byłem 

pewien szczegółów. Tobie też było dobrze?

— Bardzo.
— To świetnie — rzekł z uśmiechem, pocałował ją w szyję i powoli zdjął z niej T–shirt, 

starając się nie spoglądać na piersi, póki całkiem nie wydobędzie ich z ukrycia.

Potem uniósł się, uwięził dłonie Lucy w swoich i ułożył ją tak, by bez przeszkód napawać się 

widokiem pociemniałych, nabrzmiewających sutków.

Ich obraz przyprawiał go o ekscytację przenikającą każdy centymetr ciała.
— Nie ograniczaj się do oglądania — szepnęła.
— Naucz mnie, co robić.
— Dotknij.
— W ten sposób? — Zaczął delikatnie masować kciukiem wierzchołki piersi, aż jęknęła z 

rozkoszy.

— Co dalej? — spytał.

background image

— Wiesz, czego pragnę!
— Chcę usłyszeć instrukcje.
— To cię podnieca?
— Podnieca mnie wszystko, co mówisz. Masz piękne piersi.
—   Więc   dlaczego…?   —   Zarumieniła   się   w   ciemnościach   zawstydzona   własnymi 

pragnieniami.

— O to chodzi? — spytał, chwytając sutek wargami, by pieścić go językiem.
Lucy błądziła palcami w jego włosach, poddając się pieszczocie ust i dłoni. Była wilgotna i 

rozgrzana,   zaś   Nick   wyraźnie   zdawał   sobie   z   tego   sprawę,   gdy   całował   jej   płaski   brzuch, 
przesuwając wargami ku brzegowi bawełnianych majteczek.

Dziewczyna zdumiała się, że nie próbował ich zdjąć, tylko wtulił w nie twarz i odetchnął 

głęboko. Potem rozsunął jej nogi, by przez bawełnę całować intymne miejsca.

To było niesłychanie podniecające. Zamknęła oczy i po omacku zaczęła szukać jego ust. Gdy 

wreszcie ściągnął z niej bieliznę, była  zupełnie mokra. Pieszczota języka skoncentrowała się 
teraz na nagim ciele. Nick wsunął dłonie pod pośladki Lucy i kontrolował jej ruchy aż do chwili, 
gdy zaczęła krzyczeć z rozkoszy.

Przestał, gdy była na krawędzi orgazmu.
— Twoja kolej — powiedział.
Wtedy poczuła  się szczęśliwa,  mogąc  robić to, o czym  tyle  razy marzyła.  Pieściła każdy 

zakątek ciała  mężczyzny,  przesuwała po nim dłońmi i językiem,  doprowadzając go do jęku. 
Czuła się cudownie, kochając się z nim bez żadnych  barier i ograniczeń. Wiedziała,  że jest 
pożądana, i to wprawiało ją w euforię. Gdy usadowiła się na jego ciele, obrócił się i ujął jej twarz 
w dłonie.

— Następnym razem — mruknął. — Dziś ja chcę być panem sytuacji.
Kiedy wniknął w jej ciało, czuła go każdym  nerwem. Gwałtownie przesuwała dłońmi  po 

męskich ramionach i plecach, intensywnie przeżywając orgazm. Nick objął ją mocno i wtedy 
uświadomiła sobie, że kochając się, nie użył żadnego zabezpieczenia.

Pewnie sądził, że zażywała środki antykoncepcyjne, a sam nie miał zwyczaju podróżować z 

paczką  prezerwatyw.  Prawdę  mówiąc,  obojgiem  zawładnęły  emocje   wykluczające  racjonalne 
myślenie.

—   Na   wszelki   wypadek   ci   powiem,   że   jeśli   o   mnie   chodzi,   dziś   możemy   kochać   się 

bezpiecznie — rzekła.

— Tak?
—   Okres   skończył   mi   się   dopiero   kilka   dni   temu,   więc   żadne   zabezpieczenie   nie   było 

potrzebne.

— Czy to znaczy, że chcesz więcej? — zażartował, całując ją delikatnie i pieszcząc dłonią 

uda.

— Wydaje mi się, czy deszcz się zmniejszył? — spytała.
Oboje nasłuchiwali przez chwilę.
— Chyba rzeczywiście się uspokaja — przyznał Nick. — Wyjdę i sprawdzę.
Odgarnął moskitierę, podszedł do okna i podniósł żaluzję, by wyjrzeć na zewnątrz. Poruszona 

widokiem męskiego ciała w blasku księżyca Lucy również zbliżyła się do okna.

— Tak, ulewa ustaje — rzekł, otaczając ją ramionami, ona zaś wtuliła się mu w objęcia, 

odpychając myśl, że to jednak kradzione chwile rozkoszy. — Wiatr też się uspokoił. Może do 
rana wszystko się skończy — ciągnął z zamyśleniem, wpatrując się w nagie ciało dziewczyny, 
które na nowo budziło w nim pożądanie.

Miał rację. Kochanie się z nią rodziło poczucie  spełnienia,  które  pamiętał  od czasu nocy 

background image

spędzonej razem w biurze. Pamięć go nie zawiodła, było mu z nią tak wspaniale jak wówczas.

— Zabawnie byłoby wyjść na zewnątrz — zauważył.
— Na zewnątrz?
— Nie proponuję niczego niebezpiecznego. Wyjdziemy na patio, by poczuć deszcz na twarzy.
— Nic nam nie grozi?
— Już nie. Rano zaświeci słońce.
— Dobrze…
Otworzył szklane drzwi i wyszli na ciepły deszcz. Objął Lucy i obserwował, jak jej pierś unosi 

się w przyspieszonym oddechu, gdy wciągała słone, morskie powietrze.

— Jeśli dobrze się przypatrzysz, zauważysz w oddali srebrne pasmo morza. Na plaży leży 

pewnie teraz wiele drewna wyrzuconego przez fale.

Objął dziewczynę od tyłu, zaczął pieścić jej piersi i brzuch, w końcu przesunął dłońmi niżej.
—   Jak   tylko   wzejdzie   słońce,   poszukamy   na   piasku   ciekawych   zdobyczy   —   ciągnął, 

odnajdując palcem najwrażliwsze miejsce jej ciała.

Lucy była zaszokowana. Nigdy dotąd nie kochała się w publicznym miejscu. Co prawda teraz 

nie było tu żywego ducha, jednak uznała to za niecodzienne przeżycie. Deszcz działał jak ciepły 
prysznic. Czuła na sobie mokre, śliskie ciało Nicka.

Wiele   wskazywało   na   to,   iż   mimo   silnej   burzy   otoczenie   hotelu   nie   zostało   szczególnie 

zniszczone.

—   Został   wzniesiony   ze   znajomością   rzeczy.   Architekci   wiedzieli,   jak   przeciwstawić   się 

wichrom — powiedział mężczyzna, rozkoszując się drżeniem ciała dziewczyny. — Tylko drzewa 
nieco   ucierpiały.   Wszystko   inne   mocno   przytwierdzono   do   podłoża,   więc   oparło   się 
kataklizmowi. Dobrze ci, kochanie? — spytał.

— Mhm. — Lucy uniosła jedną nogę i wsparła ją stopą na kolanie drugiej, wyciągnęła ręce za 

siebie, by dotknąć Nicka.

Potem   odwróciła   się   ku   niemu   i   z   równą   intensywnością   zaczęła   odwzajemniać   intymną 

pieszczotę. Kołysali się w rytmie przypływów rozkoszy.

— Lepiej nie wracajmy do łóżka tacy mokrzy — szepnął mężczyzna.
— Co proponujesz?
— Nic, co kazałoby wejść do środka lub położyć się na twardej ziemi. — Uśmiechnął się 

uwodzicielsko i uniósł dziewczynę, a potem zaczęli się kochać na stojąco w sposób, którego 
Lucy doświadczyła po raz pierwszy w życiu.

Była   leciutka,   on   zaś   bardzo   silny.   Gdy   otoczyła   mu   biodra   nogami,   nie   miał   żadnych 

trudności,   by   ją   udźwignąć.   Zbliżenie   w   deszczu   okazało   się   podwójnie   ekscytujące.   Nick 
scałowywał   krople   wody   z   napiętych   wierzchołków   piersi   dziewczyny,   ona   zaś   mocno 
obejmowała go za szyję. Orgazm osiągnęli w tym samym momencie. Lucy usłyszała własny 
krzyk wywołany ekstazą, w chwilę potem Nick wniósł ją osłabłą ze szczęścia do sypialni. Wzięła 
prysznic, a gdy znalazła się w łóżku, natychmiast zasnęła.

Następnego   ranka   przekonała   się,   że   było   dokładnie   tak,   jak   przewidywał.   Wicher   ustał, 

wróciło   słońce.   Promienie   wślizgiwały   się   do   sypialni   przez   szczeliny   żaluzji.   Szybko 
zorientowała się, że leży w łóżku sama. Nie miała pojęcia, kiedy Nick się obudził i wyszedł. A 
więc nie była dziewczyną na jedną noc, tylko na dwie, jak to sam powiedział.

Nie powinna mieć pretensji, niczego nie obiecywał. Przez kilka godzin pozwolił smakować 

pełnię życia. Za to właściwie winna mu wdzięczność. Tylko czy teraz ma udawać, że nic się nie 
stało?

Nie wiedziała, czego oczekiwać, gdy kilkanaście kilka minut później szła do głównej sali 

restauracyjnej, gdzie spodziewała się zastać większość hotelowych gości, omawiających skutki 

background image

wczorajszego huraganu. Zbliżając się, słyszała odgłosy ożywionej rozmowy. Wszyscy stawili się 
w komplecie. Skoro na niebie pojawiło się słońce, nikt nie chciał tracić dnia, wylegując się w 
łóżku do południa.

Brakowało jedynie Nicka. Widząc pytający wzrok dziewczyny,  Grace Norton natychmiast 

pospieszyła z wyjaśnieniem.

— Poszedł sprawdzać szkody, moja droga.
— Wcale mnie to nie dziwi…
— Ależ, owszem! Widzę to w twoich oczach. Wyszedł jakiś czas temu. Wiem, bo rankiem 

wyjrzałam   przez   okno   i   spostrzegłam,   jak   szedł   w   stronę   plaży   z   ludźmi   z   obsługi   hotelu. 
Niezwykle szybko zmienia się tu pogoda, prawda kochanie? Jeszcze wczoraj mięliśmy sądny 
dzień, a dzisiaj, popatrz… wyszło słońce, po deszczu ani śladu. Cudownie. Szkoda, że angielska 
pogoda  nie  bierze  przykładu   z tej   tutaj. Powinnaś   zjeść  śniadanie,  drogie   dziecko.  Mizernie 
wyglądasz. Bezsenna noc, prawda? Martwiłaś się o nas, prawda? — Starsza pani nie spuszczała 
wzroku z twarzy dziewczyny.

— Daj spokój, Grace — rozległ się głos Edie. — Wszyscy są podekscytowani tym, że przeżyli 

huragan.

Tymczasem   pojawił   się   Nick   i   Lucy   uśmiechnęła   się   na   jego   widok.   Bardzo   dobrze   się 

prezentował w szortach khaki i kremowej koszulce polo. Jak zawsze elegancki i zadbany, mimo 
że wracał z pracy w terenie.

Dziewczyna skinęła ręką w jego kierunku. Przeświadczenie, że niczego nie żałuje, zaczęło 

powoli  ją opuszczać,  gdy mężczyzna  się  zbliżał,  zatrzymując  się przy grupkach  gości,  by z 
każdym zamienić kilka słów.

— Duże szkody? — spytała obojętnie, kiedy wreszcie podszedł i do niej, choć takie pytanie 

brzmiało   dziwnie   nienaturalnie   skierowane   do   człowieka,   z   którym   kilka   godzin   wcześniej 
kochała się w deszczu.

— Nie tak poważne jak mogłyby być — odrzekł, obejmując ją ramieniem, ona zaś zaczęła się 

zastanawiać, czy zrobił to tylko ze względu na obecność sióstr Norton. — Niektórzy ze stałych 
mieszkańców   wyspy   ponieśli   ogromne   straty   w   uprawach.   Zarządziłem,   by   wydawano   im 
posiłki, nim jakoś sobie poradzą z sytuacją. Zadbam o pomoc finansową, która postawi ich na 
nogi.

— To pięknie, drogi chłopcze. — Grace klasnęła w dłonie, a Lucy pomyślała, iż jego słowa 

naprawdę robią wrażenie.

Nic dziwnego, że w takim mężczyźnie beznadziejnie się zakochała.
— Czy możemy w czymś pomóc? — dopytywała się Edie, mając na myśli choćby podawanie 

posiłków,   gdy   część   pracowników   hotelu   zostanie   zwolniona   do   domu,   aby   sprawdzić,   jak 
rodziny przetrwały kataklizm.

— Oczywiście — odrzekł Nick i szepnął do ucha Lucy: — Niektórzy goście chyba nigdy nie 

widzieli hotelowej kuchni, nie mówiąc już o przygotowywaniu jedzenia.

— Jeśli chodzi o to, co zaszło ostatniej nocy… — zaczęła dziewczyna.
— Tak?
— Powiedzmy, że nie musisz mnie obejmować.
—  Co pomyślą  goście,  jeśli  w  potencjalnie   niebezpiecznej  sytuacji   nie  będę  okazywał  ci 

ciepła?

A więc jednak o to chodziło. Robił to dla ludzkich oczu, podtrzymując wersję szczęśliwego 

małżeństwa. Męska ręka spoczywająca na ramionach Lucy zaczęła jej ciążyć.

— Może teraz Grace i Edie mogłyby wrócić do własnego apartamentu… — zaproponowała i 

zupełnie podupadła na duchu, gdy bez wahania przytaknął.

background image

— Kazałem już służbie przenieść ich rzeczy i sprzątnąć twój pokój.
— W takim razie ja również przeniosę swoje.
— O czym ty mówisz? Zostaniesz ze mną.
— Z tobą?
— Oczywiście. Naprawdę sądziłaś, iż wystarczy mi jedna noc?
— No cóż… — Lucy uniosła wzrok, a mężczyzna posłał jej uśmiech.
— Tobie by to wystarczyło? Przyznaj, że ciągle mnie pragniesz, podobnie jak ja ciebie. Nawet 

teraz   mam   na  to  ochotę.  Może  byśmy  się   stąd  wymknęli   i  znaleźli  jakiś   zaciszny  kącik   na 
wyspie? Rozłożyłbym ręcznik na piasku i kochał się z tobą w szumie fal, a słońce pieściłoby 
nasze nagie ciała…

Nick uświadomił sobie, iż ciągle  mu mało  tej dziewczyny,  że koniecznie musi rozwiązać 

problem Roberta.

A co będzie, kiedy wrócimy do Anglii… — chciała spytać dziewczyna. Czy urok szefa będzie 

równie  silny,  jak tutaj, daleko  od rzeczywistości?  Przecież  nigdy nie  wiązał  się na dłużej  z 
kobietami i to bardziej atrakcyjnymi niż ona. Szybko się nudził.

Jeśli nadal będzie z nim sypiała, ich rozstanie okaże się tylko kwestią czasu. Jeszcze trochę, a 

w oczach Nicka pojawi się obojętność i z pewnością nie zechce pracować z byłą  seksualną 
partnerką.

— Nie sądzę, żeby kontynuowanie tego związku miało sens — odrzekła.
Nie to Nick spodziewał się usłyszeć. Słowa dziewczyny odebrał jak cios, więc tylko zacieśnił 

uścisk na jej ramionach. Nie zamierzał pozwolić jej odejść. Nie dopuści do tego.

Zmusił się do uprzejmego uśmiechu skierowanego do grupy gości. Większość z nich była 

zachwycona nowym  typem aktywności, który zaproponował, by pomóc stałym  mieszkańcom 
wyspy.

— Powinniśmy sprawdzić, jak będą dawać sobie radę — zaproponował Nick, rozluźniając 

uścisk. — Ale nie sądź, że to koniec naszej rozmowy.

— Nie skończysz, póki nie dopniesz swego?
— Dobrze mnie znasz, kochanie.
Lucy zastanawiała się nad tymi słowami, gdy przez kolejne godziny w towarzystwie innych 

turystów   zajmowała   się   przygotowywaniem   jedzenia   dla   poszkodowanych   przez   huragan 
mieszkańców   wyspy.   Ledwie   zauważała   Nicka,   który   starał   się   nawiązać   kontakt   z   firmami 
usuwającymi szkody i oferującymi usługi transportowe. Łodzie miały pojawić się na wyspie już 
jutro, loty zostaną wznowione za trzy dni.

O szóstej wieczorem prace ukończono. Lucy odesłała wszystkich gości, by odświeżyli się i 

odpoczęli. Sama miała godzinę na uporządkowanie myśli i kąpiel. Zamknęła apartament i poszła 
pod   prysznic,   a   gdy   wyszła   z   łazienki   owinięta   ręcznikiem,   ujrzała   Nicka   w   progu   drzwi 
wiodących na taras.

— Podejrzewałem, że zamkniesz się od wewnątrz, więc na wszelki wypadek zaopatrzyłem się 

w klucz od tych drzwi.

— To jest… — Lucy nie była w stanie mówić.
— Przebiegłe? Chytre? Krętackie? Przyznam, że wszystko razem.
— Nie będę z tobą rozmawiać w samym ręczniku.
— Dlaczego nie? — Zaczął się zbliżać, a z jej głowy stopniowo znikały wszystkie słowa, 

które tak pracowicie przygotowywała. — Musisz włożyć służbowy kostium, by mi powiedzieć, 
że nie chcesz kontynuować naszego związku?

—   Nie   wzięłam   żadnych   kostiumów   —   odrzekła   spokojnie,   choć   serce   biło   jej   w 

przyspieszonym rytmie, bowiem oczy mężczyzny działały jak magnes.

background image

Kiedy stał tak blisko, ledwie mogła oddychać. Przesunął palcem po jej skórze wzdłuż rąbka 

ręcznika, a od razu poczuła naprężenie sutek.

— Pragniemy się oboje. Cóż może być prostszego?
— Okazjonalne związki nie są w moim stylu.
— W nocy mówiłaś inaczej.
— W nocy…
—   Dostałaś   to,   czego   bardzo   chciałaś.   Rozkoszowałaś   się   każdą   minutą.   Zycie   jest   zbyt 

krótkie, by uciekać od przyjemności.

— Mów za siebie — wymamrotała niepewnie i z trudem złapała oddech, gdyż Nick wsunął 

dłoń pod ręcznik i objął jej pierś.

— Czy to nie sprawia przyjemności? Wiem, że sprawia, masz nabrzmiałe sutki.
Wiedział, iż nie postępuje zbyt subtelnie, lecz inaczej nie potrafił pokonać jej oporu. Włożył 

drugą rękę pod ręcznik, co sprawiło, że tkanina opadła na podłogę, a dziewczyna stanęła przed 
nim w olśniewającej nagości.

— Na litość boską, Lucy,  przestań się bronić! — Wsunął dłoń między uda dziewczyny i 

przytrzymał.

W tej chwili przestała racjonalnie myśleć. Podała mu usta, uznając, że dla takiej namiętności 

warto zgodzić się na cierpienie. Miał rację. Do licha z ostrożnością.

— Zerwiesz z Robertem, kiedy wrócimy do Anglii — zażądał, ona zaś tylko jęknęła.
— Tak.
Kilka dni, tygodni, może miesięcy, wszystko jedno, Lucy gotowa była zaryzykować.

background image

Lucy wyglądała przez kuchenne okno. Obok na stoliku stała filiżanka z nietkniętą herbatą. 

Padało.   Nie   był   to   ulewny   deszcz,   jakiego   zaznała   sześć   tygodni   temu   na   wyspie   podczas 
huraganu, lecz angielski, niekończący się kapuśniaczek.

Jej mieszkanie wyglądało teraz jak miejsce, do którego rzadko się zagląda. Wbrew życzeniom 

Nicka starała się tu jednak nocować trzy razy w tygodniu.

— To niemądre i niewygodne — argumentował. — Wprowadź się do mnie.
Odmawiała, ryzykując jego niezadowolenie, mimo że miała ochotę co rano budzić się w jego 

ramionach. Była jednak zbyt wielką realistką, by w głębi duszy nie obawiać się, że namiętność 
mężczyzny może nagle wygasnąć. I tak spotykał się z nią dłużej niż z jakąkolwiek inną kobietą 
od czasu śmierci żony. Nigdy jednak nie powiedział, że ją kocha. Nawet w chwilach ekstazy 
szeptał tylko, że jej pragnie i potrzebuje.

Westchnęła, zastanawiając się, jak Nick zareaguje na nowinę, którą zamierzała mu przekazać. 

Pół godziny temu miał się pojawić, by zabrać ją na lunch za miasto.

Najpierw zaś planowali obejrzeć romantyczną komedię, która jak twierdził, nie budziła w nim 

entuzjazmu, lecz poświęcał się, by zrobić jej przyjemność.

Łatwo było z takich sygnałów wyczytać mylne informacje. Ot, choćby taką, że mimo iż się do 

tego nie przyznawał, w istocie ją kocha, skoro przedkładał jej zainteresowania nad własne. Czy 
proponowałby przeprowadzkę, gdyby było inaczej? Czy śmiałby się tak serdecznie z jej różnych 
powiedzonek? Czy przyłapywałaby go na przyglądaniu się jej, gdy nagle unosiła głowę znad 
biurka?

Ale   z   drugiej   strony,   znając   go,   była   pewna,   że   gdyby   kochał,   powiedziałby   to.   Miłość 

oznacza przecież dzielenie się ważnymi  sprawami. Mógł z nią rozmawiać o wszystkim poza 
kwestiami dotyczącymi  zmarłej żony oraz swego małżeństwa. Kiedy raz spróbowała go o to 
zagadnąć, natychmiast zmienił temat, dając do zrozumienia, że dyskusja o tym nie wchodzi w 
grę.

Co będzie teraz?
Wypiła łyk  herbaty,  czekając na stukanie do drzwi, które zapowiedziałoby jego nadejście. 

Dorobił   sobie   klucz   do   frontowych   drzwi,   żartując,   iż   jest   zbyt   zaborczym   mężczyzną,   by 
korzystać z domofonu.

Zapukał, kiedy skończyła pić herbatę, i mimo że go oczekiwała, serce podeszło jej do gardła 

na myśl o nowinie, którą miała mu przekazać.

Włożyła dziś na siebie odpowiednie do pogody oliwkowe spodnie i obcisłą bluzkę z golfem 

oraz   kremowy   sweterek.   Sama   spostrzegła,   iż   ubiera   się   teraz   nieco   inaczej.   Nadal   były   to 
stonowane stroje, jednak coraz modniejsze i droższe, bowiem dwa razy w tygodniu Nick zabierał 
ją na zakupy i skłaniał do nabywania rzeczy w markowych butikach.

Żartowała, że jest snobem, on zaś równie żartobliwie zabraniał jej tak brzydko go nazywać i 

groził  karą,  która  najczęściej   polegała   na  tym,   że  kochali  się  bez  pamięci,  co  sprawiało,  że 
jeszcze w kilka dni później płonęła na samą myśl o tych przeżyciach.

—   Myślałem,   że   już   nigdy   nie   otworzysz   —   powiedział   mężczyzna,   obejmując   ją   na 

przywitanie. — Przez cały dzień o tobie myślałem, czarownico. — Pocałował dziewczynę w usta 
i szyję. — Czemu włożyłaś taki ciepły sweter? Bo zimno, czy dlatego, żebym nic nie mógł z tobą 
zrobić w ostatnim rzędzie kina?

Lucy   roześmiała   się,   zapominając   o   ponurych   myślach   sprzed   paru   chwil.   Nick   również 

background image

ubrany był  tak, jak nakazywała  pogoda — w ciemny strój, który czynił  go jeszcze bardziej 
pociągającym.

— Tylko nastolatki zabawiają się w kinie w podobny sposób — odrzekła, wprowadzając go 

do pokoju.

— Przy tobie czuję się jak nastolatek — przyznał, uświadamiając sobie, iż nigdy wcześniej nie 

miał w sobie tyle chęci życia.

Namiętne noce z tą kobietą nie skończyły się po powrocie z wyspy, jak to wcześniej planował. 

Wcale nie czuł się nią znudzony czy zmęczony. Przeciwnie, stale o niej myślał. To nie mogło 
trwać wiecznie. Na razie jednak ekscytowała go równie silnie jak na początku.

— To dobrze czy źle? — spytała, biorąc z kanapy torebkę.
Po drodze do drzwi wyrzucała sobie, że nie starcza jej siły woli, by podjąć trudny temat.
— Jesteś głodna?
— Słucham? — Nick miał zwyczaj przeskakiwać z tematu na temat, nie dbając o związek 

między wątkami.

Zdążyła się już do tego przyzwyczaić, tym razem jednak przyłapał ją na zamyśleniu.
—   Czy   jesteś   bardzo   głodna?   —   powtórzył.   —   Pub,   o   którym   myślałem,   znajduje   się 

czterdzieści pięć minut drogi stąd, jeśli nie liczyć się z korkami. Drugie czterdzieści pięć minut 
zabierze powrót, żeby zdążyć do kina.

— Rozumiem, że masz inne propozycje — rzekła i pomyślała, że trudną rozmowę odłoży na 

później, by nie psuć tak wspaniałej niedzieli.

— Jeśli wyeliminujemy ten pub…
— A co z najpyszniejszą w świecie rybą i frytkami, jakich miałam spróbować?
— Jeżeli zjemy coś w pobliżu kina, będziemy mieli co najmniej godzinę, żeby…
— Co? — Wyraz oczu mężczyzny nie pozostawiał żadnych wątpliwości, co takiego miał na 

myśli,   lecz   Lucy   wolała   ciągnąć   tę   rozmowę,   byle   tylko   dalej   odepchnąć   myśl   o   trudnych 
tematach.

— A jak sądzisz? — spytał, podciągając jej sweterek, żeby stwierdzić, iż bluzka stanowi 

kolejną przeszkodę do pokonania.

Wystarczyła   sekunda,   a   wyciągnął   ją   ze   spodni   i   dostał   się   do   upragnionych   piersi 

dziewczyny.

— Nie nosisz stanika! Dobra uczennica. — Pieścił piersi, wprawiając w drżenie całe ciało.
Jak mogła się temu oprzeć i powiedzieć to, co powinno zostać powiedziane?
Kochanie się z Nickiem miało smak raju. Ledwie zdążyli na film. Lucy w ogóle nie była w 

stanie   skoncentrować   się   na   akcji   komedii,   bowiem   jej   myśl   zaprzątały   nie   wypowiedziane 
słowa.

Kiedy wyszli z kina, zakomunikowała z pozoru obojętnie, że muszą porozmawiać.
— Tutaj? — spytał.
— To zbyt publiczne miejsce.
— Żartowałem.
— Rozumiem. — Dziewczyna rzuciła na niego okiem i nerwowo przygryzła wargę.
Ależ był przystojny. Przyciągał wzrok wszystkich kobiet. Przypomniała sobie, że sama też tak 

na niego reagowała, gdy był żonaty, więc poza jej zasięgiem.

— O co chodzi? — zainteresował się.
— Po prostu… musimy porozmawiać. Może moglibyśmy…
— Wrócić do mojego mieszkania? — dokończył z uśmiechem.
— Do twojego nie.
— Jest zbyt późno i zimno, by szukać ławki w parku.

background image

— Do biura!
— W niedzielny wieczór? — Spojrzał na nią, jakby postradała zmysły.
— Tak.
Wzruszył   ramionami,   zastanawiając   się,   co   tak   ważnego   mają   omawiać   w   biurze.   Może 

chodziło jej o ustabilizowanie związku? Zaczął przemyśliwać nad własnym stosunkiem do tej 
kwestii.

O dziwo, nie czuł niechęci, która ogarniała go zwykle, gdy inne kobiety próbowały dotykać 

tego wątku. Może zdecydowała się na przeprowadzkę do niego, lecz chciała postawić jakieś 
warunki? Denerwowało go, że nie ma jej przy sobie przez cały czas. Dziś rano obudził się z 
myślą o niej i tkwiła mu w świadomości aż do spotkania cztery godziny później.

Podejrzewał, iż mogło jej chodzić o małżeństwo. Do tej pory o tym nie rozmawiali, ale Lucy 

pewnie na ten temat rozmyślała, on zaś ciągle bardzo jej pragnął. Podobał mu się jej dowcip, 
uśmiech, sposób, w jaki go słuchała i jak się z nim kochała.

Lecz czy potrzebował jej aż tak bardzo, by się żenić? Pamięć o Ginie i zawodzie, jakiego 

doznał, uświadomiła mu, czemu postanowił więcej nie powtarzać tego błędu.

Taksówka zatrzymała się przed budynkiem firmy. Po raz pierwszy w czasie jazdy wcale nie 

rozmawiali.   Kiedy  spoglądał   na  dziewczynę,  patrzyła   przez  okno  lub   bezwiednie   bawiła   się 
złotym łańcuszkiem, który dostała od babci na dwudzieste pierwsze urodziny.

— To nie będzie takie straszne, jak sobie wyobrażasz — rzekł, dotykając jej policzka, by 

zechciała nań popatrzeć.

— Co?
— Cokolwiek chodzi ci po głowie.
— Jesteśmy na miejscu — zauważyła.
Teraz i jej biuro nie wydało się najlepszym miejscem na rozmowę. Nie tylko kochała się z nim 

tutaj owej pamiętnej nocy, gdy zrobili to po raz pierwszy, lecz powtórzyła to jeszcze trzy razy. 
Raz zdarzyło się to nawet w sytuacji, kiedy w biurze byli inni ludzie. Nick po prostu zamknął 
drzwi i podarował jej namiętne dwadzieścia minut.

— Nie musisz patrzeć na to wejście jak na bramy piekła. — Próbował wziąć ją za rękę, lecz 

zajęta własnymi myślami włożyła obie dłonie do kieszeni.

Wtedy przyszło mu do głowy, iż Lucy, być może, wcale nie myśli o zacieśnieniu ich związku, 

lecz o czymś wprost przeciwnym. Może chce go zerwać? Poczuł ucisk w gardle.

Jej zwykle otwarta twarz sprawiała wrażenie nieodgadnionej. Gdy znaleźli się w windzie, nie 

podeszła, by się przytulić, jak to ostatnio mieli w zwyczaju, lecz sztywno stała obok.

W biurze było cicho i ciemno, póki nie zapalili światła.
— A więc? — spytał, siadając na kanapie, gdy ona zatrzymała  się obok fotela. — O co 

chodzi? Pozwól, że zgadnę. Oczekujesz czegoś więcej od naszego związku, tak? Tylko dlaczego 
nie mogliśmy o tym pomówić w jakimś odpowiedniejszym miejscu?

— Nick, ja…
Mężczyzna  mechanicznie  bębnił palcami  w kolano i wpatrywał  się w  jej twarz, próbując 

odgadnąć, o czym myślała.

— Usiądź obok mnie, zamiast stać jak policjantka — rzucił zirytowanym tonem.
Usiadła, jednak nie na kanapie, jak sobie życzył, lecz na krześle, z którego zwykle korzystała, 

robiąc notatki podczas godzin pracy.

— Słuchaj, to, co chcę powiedzieć…
— Prosiłem, żebyś się do mnie wprowadziła — przerwał, widząc, że dziewczyna dziwnie 

unika zbliżenia.

— To więcej niż proponowałem jakiejkolwiek kobiecie — rzekł i zdał sobie sprawę, że jego 

background image

słowa wcale do niej nie docierają.

— Doceniam to, ale chciałam powiedzieć…
— Że ze mną zrywasz, tak?
O co innego mogło chodzić?  Lucy najwyraźniej  nie zależało  na małżeństwie. Przeciągnął 

dłonią po włosach i wstał. Patrzył na nią, czując, jak narasta w nim zdenerwowanie.

— Właśnie to próbujesz mi powiedzieć? — spytał ostro, postanawiając, iż nie będzie o nic 

prosił, skoro wokół kręci się tyle innych kobiet.

Jeśli ta dała mu tyle satysfakcji, inna też potrafi.
— Czy pozwolisz mi dojść do słowa? Przestań chodzić w kółko. Chcę cię widzieć.
— No więc?
— Jestem w ciąży — rzuciła i popatrzyła nań niepewnie, nie wiedząc, jak wytłumaczyć jego 

milczenie.

— Wydawało mi się, że to bezpieczny okres, kiedy… byliśmy na wyspie. Zaczęłam zażywać 

środki antykoncepcyjne dopiero po powrocie do Anglii. Okazało się jednak, iż… się pomyliłam. 
Nie mogłam uwierzyć w wyniki, kiedy dwa dni temu zrobiłam test, więc poszłam do lekarza, 
który stwierdził, że czasem tak się zdarza. Termin owulacji może się przesunąć ze względu na 
zmianę strefy klimatycznej. Nie wiem… — głos się jej załamał, gdy spostrzegła, jak Nickowi 
kamienieje twarz.

Tego   się   nie   spodziewała.   Podświadomie   oczekiwała,   iż   wiadomość   go   ucieszy.   Musiała 

chyba oszaleć! Mężczyźnie najwyraźniej daleko było do radości, choć przecież pamiętała, jak 
kiedyś wspomniał, że pragnie dzieci.

—   A   więc   —   zaczął   zimno   —   okazałaś   się   taka   jak   inne.   Kiedy  to   wymyśliłaś?   Kiedy 

zdecydowałaś, że ciężarna łatwiej dobierzesz się do mojego konta w banku? Czy już wówczas, 
gdy po raz pierwszy byliśmy ze sobą? Tutaj w biurze? Czy poczekałaś na właściwy moment, by 
rzecz powtórzyć i uwikłać mnie w tę ciążę?

— Co masz na myśli? — spytała blednąc i drżąc na całym ciele.
Żeby Nick nic nie zauważył, objęła rękami kolana i mocno je zacisnęła.
—   Dobrze   wiesz,   mała,   bezwstydna   oszustko.   Powiedz,   sama   wszystko   wymyśliłaś,   czy 

Robert też brał udział w intrydze? Teraz rozumiem. Zaplanowaliście to razem, prawda? Plan był 
prosty. Zajść w ciążę i przekonać mnie, że jestem ojcem tak, bym musiał wspierać finansowo 
ciebie i twojego kochanka.

— O czym ty mówisz? — wyszeptała oszołomiona oskarżeniami.
—  Nie   udawaj  niewiniątka!   —  Nick  zerwał   się  z  kanapy  i  zaczął   chodzić   po  gabinecie, 

starając się nie zbliżać do kobiety, która w tak podstępny sposób z niego zakpiła.

— Ja nie…
— Zadawałaś się z nami dwoma jednocześnie? — Myśl o tym działała paraliżująco, więc 

zatrzymał   się   na   kilka   sekund.   —   Może   i   tamtego   biedaka   chciałaś   wykorzystać   jak   mnie. 
Najpierw on dla rozgrzewki, a potem ja. Spodziewałaś się, że jako domniemany ojciec dziecka 
albo się z tobą ożenię, albo zapewnię ci byt do końca życia.

— Jak możesz mówić coś takiego?
— Bo to prawda!
— Mylisz się. Czemu tak źle o mnie myślisz? Nie widziałam Roberta, odkąd wróciliśmy do 

Anglii! Przecież wiesz!

— Skąd mam wiedzieć? Nie siedzę ci za skórą, a przecież zachowałaś kilka dni w tygodniu do 

własnej dyspozycji!

— Nie chciałam… — zaczęła i urwała.
Nie chciałam naciskać, pomyślała, walcząc ze łzami napływającymi do oczu. Wolała, by nie 

background image

sądził, że na siłę chce go z sobą związać, gdy on właśnie zaczyna się nią nudzić. W głębi serca 
miała nadzieję, że może któregoś dnia sam ją pokocha. Jak widać, głęboko się myliła. Nick 
patrzył teraz na nią jak na obcego człowieka, jak na istotę godną pogardy.

— Nawet jeśli nie jesteś z byłym  kochankiem, postanowiłaś  zgarnąć, co się da, prawda? 

Jakkolwiek na to patrzeć, miałaś mnie za głupca. Ale zapewniam, że nikomu dotąd nie udało się 
ze mnie zakpić.

— Nigdy o tym nie myślałam.
— Przeceniłaś swoje wpływy.
Lucy  pochyliła  głowę,   więc  nie   widział   łez   wiszących  na   rzęsach.  Chodząca  niewinność, 

pomyślał. Nawet teraz, gdy poznał jej prawdziwą naturę, w jakimś zakątku serca tliły się uczucia 
wobec tej dziewczyny.

Podszedł   do   okna   i   spojrzał   na   oświetlone   ulice,   potem   odwrócił   się   do   niej   z   wrogim 

wyrazem twarzy.

— Czy dlatego, iż jestem człowiekiem honoru, uważałaś, iż będę płacił na cudze dziecko?
— Czemu sugerujesz, że nie jest twoje? — wykrzyknęła, kładąc dłoń obronnym ruchem na 

płaskim jeszcze brzuchu, bowiem te słowa zabolały ją najbardziej.

Nick zignorował pytanie.
— Może myślałaś, iż cię kocham?
Gdy   to   wypowiedział,   nagle   uświadomił   sobie,   że   tak   było   naprawdę.   Powinien   ją 

znienawidzić, a jednak musiał przyznać, iż była kimś więcej niż tylko dobrą partnerką w seksie, 
w rozmowie czy w żartach. Dopiero teraz dotarło to do niego z całą ostrością.

— Nie, ja…
— Bo, jeśli tak, to grubo się myliłaś! — Za wszelką cenę chciał ją teraz zranić, ponieważ sam 

czuł się zraniony i wściekły na siebie, że odczuwa ból.

Po rozczarowaniu, które przeżył z Gina, znów mu się dostało i to w sposób, jakiego dotąd nie 

zaznał.

—   Nigdy   cię   nie   kochałem!   —   Zmusił   się   do   wypowiedzenia   tych   słów   i   natychmiast 

zauważył, iż podziałały na dziewczynę jak uderzenie. — Pasowaliśmy do siebie w łóżku, nic 
więcej. Udany seks i tyle. Między zaspokajaniem żądzy a miłością zieje przepaść, prawda?

— Tak — przyznała Lucy, która w końcu zdobyła się na to, by spojrzeć mu w oczy. — Skoro 

powiedziałam, co miałam do powiedzenia, nie ma sensu zostawać tu dłużej — rzekła, wstając i 
rozglądając się za płaszczem i torebką, gdy Nick ciągle tkwił przy oknie, a serce ściskało się mu 
na myśl, że za chwilę w tym swoim obszernym płaszczu na drobnej figurce dziewczyna wróci do 
własnego mieszkania.

Może do zasobnego domu Roberta? Nie będzie samotna, a jeśli nawet, to sobie zasłużyła.
— Ja… kiedy mam opróżnić swoje biurko? — spytała.
— Równie dobrze możesz zrobić to teraz — rzucił ostro.
— Oczywiście.
Poszedł za nią do gabinetu, w którym dotąd pracowała, i obserwował, jak wyjmuje z biurka 

osobiste drobiazgi.

— Nie musisz mnie pilnować — rzekła, czując gniew, lecz głos zabrzmiał słabo. — Nie 

wyniosę ni — czego wartościowego. — Włożyła do kieszeni wieczne pióro, zabrała ostatnio 
czytaną książkę.

Roślina w dużej donicy musiała zostać, trudno byłoby jechać przez Londyn z czymś takim 

pod pachą.

— Co z rzeczami, które zostały w twoim mieszkaniu? — spytała z ręką na klamce.
— Odeślę je.

background image

— A moje pobory?
— Doszliśmy do sedna sprawy, tak? Nie martw się, polecę księgowej, by ci je wypłaciła, lecz 

jeśli sądzisz, że dostaniesz choć pensa więcej niż jestem prawnie winien, grubo się mylisz.

Tym razem gniew kazał jej dumnie unieść głowę.
—   Pytam   o   pieniądze,   bo   będzie   mi   potrzebna   każda   suma,   kiedy   urodzi   się   dziecko. 

Rozumiem, że nie podejmiesz żadnych obowiązków ojcowskich, choć zapewniam, że dziecko 
jest twoje. Możesz się oszukiwać, jeśli chcesz, by usprawiedliwić własne zachowanie, lecz to 
niczego nie zmieni. Nie podejrzewałam cię o tchórzostwo, a jednak jesteś tchórzem, skoro boisz 
się wziąć na siebie odpowiedzialność.

Przez chwilę w milczeniu mierzyli się wzrokiem.
— Wyjdź… stąd! — powiedział w końcu Nick.
— Żegnaj! — Dziewczyna cicho zamknęła za sobą drzwi.
Wszystko przypominało koszmar. Oskarżył ją o same potworności. Lucy pomyślała, że to zły 

sen, z którego zaraz się obudzi, lecz nic takiego się nie stało. Wróciła do swego mieszkania, by 
spędzić bezsenną noc na rozmyślaniach o tym, co zaszło.

Uświadomiła   sobie,   jak   wielki   zawód   sprawiła   rodzicom.   Wiedziała,   że   będzie   musiała 

wszystko   im   wyznać,   bowiem   teraz   potrzebuje   ich   pomocy.   Sama   nie   da   sobie   rady,   musi 
wyjechać z Londynu i wrócić do nich. Czas działał na jej niekorzyść. Oszczędności szybko się 
wyczerpią.

Postanowiła od razu szukać nowej pracy, choć wiedziała, iż nie znajdzie dobrze płatnej. Nie 

miała referencji i Nick pewno ich nie prześle. Zmusiła się, by do niego zadzwonić.

— To ja, Lucy…  Dzwonię, żeby zapytać,  kiedy mogę  dostać referencje?  — Wstrzymała 

oddech w obawie, że mężczyzna odłoży słuchawkę albo od razu odmówi.

Nick wyczuł napięcie w jej głosie, choć nie widział twarzy. Najdziwniejsze, że dobrze mu 

było, gdy słyszał jej głos, choć w duchu wymyślał sobie od głupców.

—   Będą   przygotowane   —   zapewnił   krótko.   —   Zostaną   wysłane   razem   z   pensją.   Nie 

zamierzam pisać nieprawdy i nisko oceniać twoich usług. — Usłyszał, jak odetchnęła z ulgą i 
ledwie się powstrzymał od zapytania, co za człowiek z Roberta, że każe jej pracować w takim 
stanie.

Nie spał całą noc, myśląc o nich dwojgu, i wiedział, iż jeśli wypowie imię tamtego, może 

stracić panowanie nad sobą.

— Dziękuję.
— Za co? Byłaś dobrą sekretarką. Może aż za dobrą: — Roześmiał się gorzko.
— Proszę, nie zaczynaj.
— Pieniądze i referencje dostaniesz jutro pocztą. Teraz, jeśli to wszystko… — Był na siebie 

wściekły, że stara się przedłużyć rozmowę, więc szybko odłożył słuchawkę.

Czas uleczy rany, pomyślał. Zawsze będzie można zatopić się w pracy. Za miesiąc zapomni 

jej  twarz. Lucy nie będzie  miała  powodu, by się z nim  kontaktować.  Razem  z kochankiem 
poniesie konsekwencje całej intrygi.

Z czasem wszystko wróci do normy.

background image

Wybór pubu nie odpowiadał Nickowi. Było tu ciemno i duszno od dymu. Przy barze tłoczyli 

się ludzie. Panował hałas, ale tak było najlepiej.

Wziął kufel piwa w dłonie i zwrócił się do człowieka siedzącego naprzeciw.
— Co ma pan dla mnie?
— To samo, co w zeszłym tygodniu i wcześniej. Nic. — Niski mężczyzna przerzucał kartki 

notesu. — Nic ciekawego — powtórzył. — Jedna wizyta u lekarza, kilka wyjść do sklepu, trzy 
do kina. Wszystkie z kobietami. Ma dwie prace na pół etatu.

— To mnie nie interesuje. — Nick machnął ręką. — Co z mężczyznami, a szczególnie z 

jednym. Średniego wzrostu, średniej budowy ciała, niczym się nie wyróżnia.

—   Nikogo   takiego   nie   zauważyłem.   W   ogóle   żadnych   mężczyzn.   —   Rozmówca   Nicka 

odłożył notes.

— Jest pan pewien, iż dobrze się pan wywiązuje z zadania?
— Proszę posłuchać, nie narzekam, że pan mnie wynajął, by obserwować tę panią, lecz tylko 

tracimy czas. Mam duże doświadczenie w tych sprawach. Zauważyłbym, gdyby coś się działo.

— Czy ona… dobrze wygląda?  — Detektyw  nie okazał najmniejszego śladu rozbawienia 

pytaniem.

— Tak dobrze, jak można było tego oczekiwać — odparł.
— Jak mam to rozumieć?
— Mało jada. Kilka razy wszedłem za nią do restauracji. W jej stanie powinna lepiej się 

odżywiać.

Nick bębnił palcami w blat stolika i spoglądał przed siebie. Okazał się głupcem, sądząc, że w 

ciągu paru tygodni wszystko się uspokoi. Uda mu się wrócić do poprzedniego życia i normalnej 
pracy.   Było   zupełnie   inaczej.   Zupełnie   nie   panował   nad   własnymi   uczuciami.   Co   rano 
przychodził do biura, starając się nie myśleć o tej dziewczynie, i co wieczór wracał do domu 
pokonany.

—  Myślę,  że  ona  zamierza  wyjechać   z  Londynu  —  stwierdził   detektyw,   a  Nick przestał 

uderzać palcami o blat.

— Co pan powiedział?
— Planuje zamieszkać z rodzicami. W zeszły piątek słyszałem rozmowę na ten temat. Uważa, 

że Londyn nie posłuży dziecku ani jej i muszę się z tym zgodzić. Moja córka mieszka w Reading. 
Ma tam ogród, który dobrze robi dzieciakom, nie muszą korzystać z zatłoczonego metra, by 
gdzieś   pojechać,   więc   i   tamta   im   szybciej   stąd   wyjedzie,   tym   lepiej.   —   Pokiwał   głową   z 
przekonaniem.

— Nie pytam o pańskie zdanie — rzucił Nick i zaczął się zastanawiać, kiedy Lucy opuści 

Londyn. Jutro? Za tydzień? Za miesiąc? Może właśnie wsiada do taksówki, by jechać Bóg wie 
gdzie, byle dalej od niego.

Ogarnęła go panika.
— Jest pan pewien? — spytał.
— Może zmienić zdanie, ale jakoś nie przypuszczam, by to zrobiła.
— Kiedy to ma nastąpić?
— Nie ustaliła daty i trudno będzie się dowiedzieć.
— Czyż nie za to panu płacę?
Detektyw wypił swoje piwo.

background image

— Nic więcej nie mogę zrobić — rzekł. — Wezmę swoje tygodniowe honorarium i znikam. 

Jedno mogę panu poradzić. Musi pan sam rozwiązać problemy, jakie ma pan z tą panią. Życzę 
powodzenia, a gdyby mnie pan jeszcze potrzebował, proszę dzwonić.

Nick odprowadził go wzrokiem i przez chwilę siedział bez ruchu. A więc Roberta nie ma w 

pobliżu. Nie podejrzewał, by dziewczyna okazała się sprytniejsza od detektywa, tym bardziej iż 
nie wiedziała, że jest śledzona. A więc była sama i na dobre zamierzała opuścić Londyn.

Nadszedł czas na podjęcie decyzji. Stracił tyle czasu, a nie rozwiązał problemu. Lucy ciągłe 

stanowiła jego obsesję, co będzie, gdy wyjedzie?

Westchnął i zacisnął powieki. Nie było pewności, że zniknie z jego myśli. Nie mógł się dłużej 

oszukiwać. Pragnął ją widzieć, rozmawiać, kochać się z nią, nawet jeśli go zdradziła. To było 
najgorsze. Ciągle mu jej brakowało, choć tak niecnie z nim postąpiła.

Wyobraził sobie, że dziewczyna rozgląda się właśnie po skromnym mieszkaniu, sprawdzając, 

czy niczego nie zapomniała zabrać, a pod domem czeka taksówka. Teraz pewnie je zamyka, 
wkłada klucz do koperty i wsuwa pod drzwi, by znalazł je gospodarz domu. Schodzi z bagażami 
po schodach odpoczywając, bo ze względu na ciążę szybciej się męczy. Jedzie na stację, wsiada 
do pociągu i znika z jego życia na zawsze.

Wypił   ostatni   łyk   piwa,   wstał,   a   potem   coś   kazało   mu   zapomnieć   o   dumie,   wsiąść   do 

taksówki, podać adres Lucy i niecierpliwie czekać, aż samochód dowiezie go na miejsce.

Gdy po  dwudziestu  minutach   podjechał   pod wiktoriański   domu,   uzmysłowił  sobie,  że  od 

chwili, gdy wyrzucił ją z biura, nie czuł się tak dobrze jak teraz. Wszedł do małej kawiarenki i 
zamówił cappuccino. Usiadł przy oknie, by obserwować ulicę. Patrzył na ludzi wychodzących ze 
stacji metra. Wypił jeszcze trzy kawy i miał zamówić czwartą, gdy zobaczył Lucy.

Niosła w ręku trzy torby z zakupami, wyglądała na zmęczoną. Wyszedł z kawiarni i podążył 

za nią. Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z jego bliskości.

—   Nie   powinnaś   w   tym   stanie   niczego   dźwigać   —   odezwał   się,   a   ona   zmartwiała,   gdy 

wyjmował jej z rąk zakupy.

— Co tu robisz? — spytała w końcu.
— Ważą tonę — zauważył. — Czego nakupowałaś?
— To warzywa… — Dziewczyna zamrugała oczami, jakby chcąc sprawdzić, czy zjawa nie 

zniknie. — Taniej kupować w supermarkecie niż… Co tu robisz? — powtórzyła.

— Muszę z tobą porozmawiać.
Przez głowę przemknęło jej wspomnienie ostatniej rozmowy i aż się cofnęła.
— Czyż już nie rozmawialiśmy? Możesz mi oddać torby? Dam sobie radę.
Mężczyzna zignorował prośbę.
— Słuchaj, ostatnim razem powiedziałeś wszystko, co chciałeś powiedzieć. Odejdź, proszę, i 

zostaw mnie w spokoju. Nie życzę sobie, żebyś tu przychodził i znów na mnie krzyczał.

Łatwiej by było przestać istnieć, niż zniknąć z jej życia, pomyślał.
— Nie będę krzyczał. Chcę tylko porozmawiać.
— O czym? — Wyciągnęła rękę, by wziąć torby, lecz udał, że tego nie widzi.
Otworzyła drzwi i pozwoliła, żeby wszedł po schodach. Nick czuł, iż stopniowo wygasa w 

niej wrogość.

— Możesz mi wreszcie wyjaśnić, o co chodzi? — dociekała, gdy znaleźli się w mieszkaniu.
Miała potargane wiatrem włosy, co zawsze kochał w jej wyglądzie.
— Jak się czujesz? — spytał.
— Dobrze.
— Nie zapytasz, co u mnie?
— To mnie nie interesuje.

background image

Mało mu było tego, co zaszło między nimi ostatnim razem, więc znów się pojawił, pomyślała.
— Ani trochę?
— Nie zasługujesz na to.
— Nie ułatwiasz mi sytuacji.
— Masz to, na co zasłużyłeś. — Roześmiała się smutno.
— Zmizerniałaś, pewnie źle się odżywiasz.
— Od kiedy zajmuje cię moje zdrowie? — Nie mogła na niego patrzeć, odwróciła się i ruszyła 

do kuchni.

Zaraz tego pożałowała, bo Nick podążył za nią, a na małej przestrzeni nie można było się 

ruszyć, by się o niego nie otrzeć.

— Przecież jestem podłą intrygantką, która razem z kochankiem chciała cię wykorzystać.
— Wiem, że nie widziałaś się z nim od powrotu do Anglii.
— Co?
— Słyszałaś. — Mężczyzna usiadł przy stole.
— Skąd wiesz? — Spróbowała się roześmiać.
— Bo kazałem cię obserwować — powiedział spokojnie.
— Co takiego? Jak śmiałeś?
— Musiałem się dowiedzieć… — Nick spuścił wzrok.
— Możesz mi wyjaśnić, czego musiałeś się dowiedzieć?
— Czy nadal widujesz się z tym człowiekiem? — Mężczyzna czuł się tak niezręcznie, że aż 

pociemniał na twarzy.

— Masz na myśli Roberta? Co za różnica, czy się z nim widuję czy nie? To w ogóle nie 

powinno cię obchodzić, odkąd odkryłeś naszą podłą intrygę.

— Wiesz, co skłoniło mnie do przyjścia tutaj? Wykorzystałaś mnie i możesz mi wierzyć, że 

zasługujesz na wszystkie oskarżenia.

— Wiedziałam, iż nie pojawiłeś się, by porozmawiać. Prędzej czy później musisz zacząć 

swoje…

— Nosisz dziecko innego mężczyzny! Jak myślisz, jak się z tym czuję? Sądzisz, że łatwo mi 

siedzieć tutaj i rozmawiać z tobą? Nie obchodzi mnie, czyje to dziecko. Uważasz, iż byłem 
szczęśliwy, wynajmując prywatnego detektywa, bo nie mogłem znieść myśli, że nie wiem, co się 
z tobą dzieje?

Lucy  otworzyła   usta   ze   zdumienia.   Początkowo   nie   mogła   zrozumieć,   co   do   niej   mówił. 

Przecież chyba nie wyznawał miłości. Ledwie była w stanie oddychać.

— To twoje dziecko — wymamrotała.
— Niemożliwe. — Nick chciał wstać, lecz nie zdołał się poruszyć.
— Jak to? Przecież byliśmy ze sobą. Na początku nie stosowaliśmy zabezpieczenia. Mama 

nigdy nie opowiadała ci o ptaszkach i pszczółkach? Nie wiesz, skąd się biorą dzieci?

Nick zacisnął zęby.
— To niemożliwe, bo ja nie mogę mieć potomstwa — wyrzucił z siebie w końcu.
Lucy zamarła.
— Jesteś wysterylizowany?
— Skądże! Zawsze chciałem założyć rodzinę.
Nie przypuszczał, że kiedykolwiek to komuś wyzna. Tak długo ukrywał swój sekret. Uczucie, 

iż wydaje się na cudzą łaskę, sprawiało, że nie wiedział, co mówić. Ale uwielbiał tę kobietę, 
nawet jeśli go zwiodła. Pragnął, by go teraz pokochała.

— Skąd wiesz, że nie możesz być ojcem?
— Bo kiedy ożeniłem się z Gina, pragnąłem stworzyć prawdziwą rodzinę, ale się nie udało. — 

background image

Westchnął. — Poszła do lekarza i dowiedziała się, że nic jej nie dolega. Ja też zrobiłem badania. 
Powiedziano, iż… nie wszystko jest w porządku.

— Usłyszałeś to od lekarza?
— Gina odebrała wyniki  badań i wszystko  mi  przekazała.  Wiedziała,  że nie zechcę  tego 

czytać, więc dokładnie streściła.

— Okłamała cię.
— Co?
— Skłamała. Bo ja noszę twoje dziecko. Zapewniam cię, że nigdy nie spałam z Robertem.
W sercu Nicka pojawiła się iskierka nadziei, lecz natychmiast zgasiła ją myśl, że Lucy znów 

go zwodzi.

— Jest tylko jeden sposób, by poznać prawdę, jeśli jesteś na tyle odważny, żeby to zrobić. 

Wrócić   do   lekarza   i   zbadać   się   jeszcze   raz.   Naprawdę   chciałeś   się   mną   zająć,   nawet   gdy 
uważałeś, iż dziecko nie jest twoje? — spytała z niedowierzaniem.

— Czy to moja wina, że cię pokochałem?
— Kochasz mnie?
— Znowu zaczynasz? — mruknął, a dziewczyna podeszła tak blisko, że teraz mogła go już 

dotknąć.

Uniosła głowę i drżącymi palcami pogłaskała po włosach.
— Zrób test, Nick.  Dziecko jest twoje, a ja cię kocham. Myślę, że urodziłam się, by cię 

kochać, i nie przestałam, nawet gdy kazałeś mi odejść i wyzwałeś od najgorszych. Uwielbiam 
cię, więc nie chcę, byś wątpił, że to nasze dziecko.

Łatwiej powiedzieć niż wykonać, pomyślał mężczyzna dwa dni później, czekając u lekarza na 

wyniki badań. Lucy siedziała obok i trzymała go za rękę.

— No cóż… — zaczął doktor Thomas. — Muszę stwierdzić, że…
— Że jestem… — przerwał Nick.
—   Płodny,   jak   każdy   pełnokrwisty   mężczyzna.   Może   pan   mieć   tyle   dzieci,   ile   dusza 

zapragnie, nawet tuzin.

— Tuzin! Możemy mieć dużo dzieci! — Uszczęśliwiony Nick zwrócił się do Lucy.
— Och! — Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję, a w taksówce, która wiozła ich do domu, 

ledwie wstrzymywała łzy radości.

— Nie rozumiem, czemu Gina cię okłamała? Teraz wiedziała już wszystko o jego nieudanym 

małżeństwie i miała pewność, że nie będzie żyła w cieniu tamtej kobiety.

—  Bo chciała  mieć  wobec  mnie  kartę   atutową.  Ilekroć  się  kłóciliśmy,  wysuwała  to  jako 

ostateczny   argument,   by   mnie   zranić.   Wiedziała,   iż   wyjdę   z   domu,   bo   nie   mogę   nic 
odpowiedzieć, gdy oskarżała mnie, że nie jestem mężczyzną, jakiego spodziewała się we mnie 
znaleźć — rzekł, trzymając Lucy na kolanach.

Oboje siedzieli  na kanapie, a on tulił ukochaną w ramionach  i gładził jej lekko wypukły 

brzuch, zapowiadający, że za jakiś czas urodzi się ich dziecko.

— Trudno w to uwierzyć. Nie dziw się, iż zareagowałem tak a nie inaczej, gdy powiedziałaś 

mi o ciąży.

— To zrozumiałe. Straciłeś do mnie zaufanie.
— Ale nie mogłem przestać cię kochać. — Przesunął dłonią wyżej i zaczął pieścić jej piersi, 

które teraz były cięższe i pełniejsze niż kiedyś.

Dotknął napiętego sutka i uśmiechnął się, gdy westchnęła z rozkoszy.
— Mamy teraz tylko jedno do zrobienia — szepnął, patrząc jej w oczy.
— Czy zapraszasz mnie do łóżka?
— To również, ale myślę przede wszystkim o małżeństwie. I to im szybciej, tym lepiej.

background image

Lucy przymknęła oczy ze szczęścia.
— Kiedy, kochanie?
— Tak szybko, jak to możliwe.
— Mogę zaraz…


Document Outline