Albert Wojt Dzwonek z Napoleonem

background image

ALBERTWOJT

DZWONEKZNAPOLEONEM

Wskazówkizegarkaposuwałysię,jaknazłość,bardzopowoli.

DokońcasłużbyporucznikaMichałaMazurkabrakowałoco

prawdaniespełnadwudziestuminut,alekażdaznichdłużyła

sięniemiłosiernie.Oficerdawnojużzamknąłizaplombował

żelaznąszafę,wktórejtrzymałwszystkieswojesłużbowe

papiery,podlałrachitycznąpaprotkęiteraz,niemającjużnic

więcejdoroboty,spacerowałbezmyślniepomiędzydrzwiamia

oknem.

Prawdęmówiącniebyłodoczegosięśpie*szyć.Synjużdrugi

rokwzielonymmundurzeuganiałsięgdzieśnapołudniukraju

popoligonach,córkaspędzaławakacjeuciotkiwNieporęcie,a

żonatelefonowałaniedawnozeszpitala,żemusiobjąć

niespodziewanydyżur.Perspektywapowrotudopustegodomu

niebyławprawdziezbytzachęcająca,aleMazurekokropnienie

lubiłodsiadywaniagodzinwkomendzie,zwłaszczakiedy

zdarzałosiętowieczorem.Latasłużbywwydziale

kryminalnymprzyzwyczaiłygodostałegoruchu,więcteraznie

mógłjakośprzystosowaćsiędostylupracy.dochodzeniówki”.

Zerknąłniecierpliwienazegarek.Dogodzinydwudziestej

drugiejbrakowałojeszczeprawiepiętnastu

1minut,aleuznał,bezwiększychwewnętrznychoporów,że

możejesobiedarować.Zabrałleżącąnabiurkuteczkę,zgasił

światłoiwyszedłzpokoju.

Nakorytarzumignęłamuznajomasylwetka.Nie

zastanawiającsięprzyśpieszyłkroku.

—Serwus,Paweł!—huknąłnacałegardłodowysokiego,

barczystegosierżanta.—Zniebami,bracie,spadłeś.

—Jaksięmasz,Michał!—Kuligowskinajwyraźniejrównież

ucieszyłsięzespotkania.—Maszdzisiajnoc?—dodałze

współczuciem.

background image

—Gdzietam!—roześmiałsięMazurek.—Od-bębniiem

swojeizarazsięstleniam.

—Takiemutodobrze—pokiwałgłowąsierżant.—Ajado

samegoranamuszętelepaćsięradiowozempoŻoliborzu.

—Podrzuciłbyśmniedochałupy?

—Niemasprawy!—beznamysłuzgodziłsięsierżant.—

MusimytylkopoczekaćnaWieśkaDyla-ka.Przedchwilą

przyskrzyniliśmyjakiegośpijaczka,jaksiusiałwbramie.Dał

Wieśkowiponosie,trzebawięcbyłoprzytaszczyćnygusado

komendy—dodałwformiewyjaśnienia.—Odsiedzidwie

doby,towy-grzecznieje…

—Dylakpiszenotatkędlaoficeradyżurnego?—domyśliłsię

porucznik.

—Właśnie—przytaknąłKuligowski.—Ranochłopakimuszą

wiedzieć,dlaczegotenpasażerznalazłsięwareszcie.

—DługojeszczezejdzieWieśkowi?

—Niesądzę…Nawszelkiwypadekpopędzęgojednak.Aty

tymczasemsmaruj,bracie,dowozu.

Sierżantdotrzymałsłowa.Nieupłynęłonawetdziesięćminut,

gdymoglijużruszaćspodKomendyDzielnicowejMOprzy

ulicyŻeromskiego.DomieszkaniaMazurkaniebyłodaleko,ale

Kuligowski,pragnącpo

background image

2

pisaćsięprzedkolegąswoimiumiejętnościami,zfasonem

pokonywałskrzyżowaniaiostrezakręty.Mijaliwłaśnie

ogródekjordanowskiprzyulicyFelińskiego,gdynajezdnię

wybiegłniespodziewaniejakiśmężczyzna.Wymachiwał

gwałtownierękamiicośkrzyczał,usiłujączatrzymać

samochód.Byłtakblisko,żesierżantdosłowniewostatniej

chwilizdążyłnacisnąćhamulec.

—Zaprawiłsiędureńgorzałąikozakaudaje!—sapnąłze

złościąKuligowski.—Jeszczemomentinadziałbysięna

zderzak!

Trzejfunkcjonariusze,jaknakomendę,wypadlizradiowozui

ruszyliwkierunkumężczyzny.Mieliszczeryzamiar

odtransportowaniagodoizbywytrzeźwień,jakożepodejrzanie

chwiałsięnanogach,alewtejsamejchwiliporucznik

spostrzegłkilkametrówdalejjakąśskulonąpostaćna

chodniku.Jednocześnierozległsięchrapliwy,trochę

histerycznykrzykmężczyzny:

—Panowie!Namiłośćboską,prędzej!Możeonajeszczeżyje!

Mazurekkilkususamidopadłchodnika.Pochyliłsięnad

leżącąpostacią.Wpierwszymmomencieniebardzomógłsię

zorientować,czymaprzedsobąchłopakaczydziewczynę.

Stosunkowokrótkoobciętewłosy,ciemnyswetrisztruksowe

spodnieutrudniałyidentyfikację.Dopiero,kiedyporucznik

przyklęknął,zrozumiał,żenieznajomymężczyznamiałrację.

Gorączkowonamacałpulsipoczuł,jakkamieńspadamuz

serca.

—Karetka!—krzyknąłdonachylającegosięwłaśnienad

dziewczynąsierżanta.—Pogońdyżurnego,botamałaledwo

zipie!

Kuligowskibezsłowapobiegłzpowrotemdoradiowozu,a

background image

porucznikdelikatniespróbowałodwrócićleżącą.Dopieroteraz

spostrzegł,żedziewczynama

7rozerwanysuwakprzyspodniach,azprzedniejczęścijej

swetrazostałytylkostrzępy.

—Psiakrew!Zakląłzezłością.—Trzecigwałtwtymmiesiącu!

—Chybabydlakniezdążył—zauważyłniepewnieDylak.—

Nawetjejmajtekztyłkanieściągnął…

—Spłoszyłemłobuza!—niebezdumywtrąciłmężczyzna,

któryprzedchwilązatrzymałradiowóz.

—Widziałgopan?—Mazurekażpodskoczył.

—Owszem,tyleżezdaleka…

—Dawno?

—Minutętemu.

—Dokąduciekł?

—Gdzieśtam—mężczyznaniepewniewskazałulicępo

drugiejstronieogródkajordanowskiego.

—Panie!Biegiemdowozu!—porucznikzdecydowanie

pociągnąłmężczyznęzarękaw.—Aty,Wiesiek,pilnujją!—

rzuciłwpośpiechuDylakowi.

TymrazemsierżantKuligowskizmiejscadodałgazu.

Radiowózruszyłjakburza,błyskawicznieokrążyłogródek

jordanowskiiskręciłwpierwsząprzecznicę.Mazurekzabrałsię

dowypytywaniamężczyzny.

—Panie…

—Brzeziński—skwapliwieprzedstawiłsiętamten.

—PanieBrzeziński,jakonwyglądał?—zagadnąłoficer.

—Takiwysokiichudy—odparłbezzastanowienia

mężczyzna.—Twarzyniewidziałem,alewłosymiałchyba

ciemne…

—Długie?

—Takiesobie,raczejniezbytdługie…

—Ajakbyłubrany?—zainteresowałsięporucznik.

background image

—Wdżinsyi…wkoszulęwkratkę—Brzezińskiniewydawał

siębyćzbytpewnytego,comówi.—Pociemkutrudno

zobaczyć—dodałnaswojeusprawiedliwienie—akiedyjeszcze

siętrochęwypiło…

background image

4

.Mazurekpostanowiłskorzystaćzradiotelefonu.Szybko

przekazałoficerowidyżurnemuswojejkomendyustalonyprzed

chwiląrysopisinieprzebierającwsłowach,zacząłdomagaćsię

posiłków.

—Jeżeliniezablokujesz,Rysiek,całegorejonu,togównoz

tegobędzie!—krzyczałzgołanieregulaminowodosłuchawki.

—Mickiewicza,AlejaWojskaPolskiego,Stołeczna,

Krasińskiego—wyliczałjednymtchem.—Saminiedamyrady

porządnietegoprzetrząsnąć!

—Zarazkogośtamwyślę!—przerwałmuniecierpliwieoficer

dyżurny.—Możedałobyradęściągnąćpieska…

Podrodzeminęlipędzącąnasygnalekaretkępogotowia,aw

chwilępóźniejusłyszeliprzezradiowłączającychsiędoakcji

kolegów.Poruczniknerwowozatarłręce.Doskonalezdawał

sobiesprawę,żejeżeliprzestępcyniezłapiesięodrazu,to

późniejmogąbyćztympoważnekłopoty.

Kuligowskiskręciłwłaśniezfantazjąwkolejnąulicę,kiedy

nagleMazureksprężyłsięwsobie.Jakieśtrzydzieścimetrów

przednimiwychodziłwłaśniezbramywysokichłopakw

koszuliwkratkę.Poruczniknieczekałnawet,ażsamochód

zatrzymasięnadobre.Wśródpiskuhamulcówotworzył

drzwiczkiibeznamysłurzuciłsięwkierunkuchłopaka.Już,

jużmiałgochwycićzakołnierz,gdywostatniejchwilipo-

wstrzymałsięodruchowo.Tamtennajwyraźniejnawetnie

myślałoucieczce.Cowięcej,orientującsięprawdopodobniew

zamiarachmilicjanta,sięgnąłspokojniepodokumenty.

Mazureknawszelkiwypadekzerknąłnawysiadającego

właśniezradiowozuBrzezińskiego.Mężczyznamiałdość

niewyraźnąminę.Porucznikowizrobiłosięgłupio.Pomyślałze

złością,żetakiezachowaniepasowałobyraczejdosztubakaze

background image

szkołymilicyjnej,niż

background image

9

dooficera.Machinalnieprzejrzałdowódosobistychłopaka,

bąknąłcośniezręcznieiodwróciłsięnapięcie.

Minutymijały,aakcjaniedawałażadnegorezultatu.

Brzezińskikręciłgłowąnawidokkażdegozatrzymanego,aw

słuchawceradiotelefonucorazczęściejsłychaćbyłoszpetne

przekleństwa.Nadomiarzłegookazałosię,żesprowadzonyna

miejsceprzestępstwapiesnicniewywąchał.

OdrugiejDylak,któryponownieznalazłsięwradiowozie,i

Kuligowskimielijużserdeczniedosyćbezskutecznegokręcenia

sięwkółko.Poburzliwejdyskusjiprzekonaliwkońcurównież

Mazurka,żetrzebazrezygnować.OdwieźliBrzezińskiegodo

domu,przykazującmusurowo,żebyzgłosiłsięzsamegorana

dokomendy,izrobiwszyjeszczerundęwokolicyogródka

jordanowskiego,wrócilinaulicęŻeromskiego.

PełniącyobowiązkioficeradyżurnegokapitanZa-wilski

powitałporucznikazgrobowąminą.

—No,jesteśnareszcie!—mruknąłniechętnie.—Wyglądana

to,żepokpiłeśsprawę.

—Plama!—odburknąłMazurek.—Żebytoszlag!

—Umniejeszczegorzej—westchnąłkapitan.—Kiedywy

uganialiściesięzatymcholernymamatoremwrażeń

seksualnych,ktośrąbnąłmidwasklepy.Pomyśltylko:

usiłowaniegwałtuidwawłamania,amyniemamyżadnego

sprawcypodkluczem.—Zrezygnacjąpokiwałgłową.—Oj,da

namstaryranopopalić!

Porucznikdobrzewiedział,żereakcjekomendantanatego

rodzajuwiadomościbywająbardzogwałtowne,iwtejchwili

wolałotymnawetniemyśleć…

—Cozdziewczyną?—zapytałkolegę.—Dokądjązawieźli?

—JestnaCegłowskiej—odparłZawilski.—Pół

background image

6

godzinytemudodzwoniłemsiędolekarza.Zapewniał,żenic

jejniebędzie.Podobnooprzytomniałajeszczewizbieprzyjęć,a

terazwyrywasiędodomu.

—Pojadędoniej—zadecydowałMazurek.—Możedowiem

sięczegośmądrego.

—Zapisałeśsobiejejpersonalia?

—Nibykiedy?—żachnąłsięporucznik.

—Nototrzymaj!—oficerdyżurnywyciągnąłzkieszeni

niewielkąkarteczkę.—ChwałaBogu,żechłopakiznaleźliprzy

dziewczyniejakąślegitymację—uśmiechnąłsięzsatysfakcją.

—BeataWiniarska,dwadzieściadwalata,studentkaAWF—

przeczytałzniedowierzaniemMazurek.—Itakadałasię

zaskoczyć?

Niespełnagodzinępóźniej,poprzełamaniudosyć

zdecydowanychoporówlekarzyipielęgniarek,porucznik

siedziałprzyłóżkuWiniarskiej.Wcześniej,zanimwszedłdo

separatki,dowiedziałsię,żedziewczynazostałaogłuszona

ciosemwtyłgłowyiżeżadnychinnychobrażeńuniejnie

stwierdzono.Zdaniemlekarzyuderzenieniebyłozbytsilne,

chociażzadanojejakąśpałkąlubrurką…

Mazurekprzezdłuższąchwilęuważnieprzyglądałsięleżącej.

Nawetładna,skonstatowałwduchu.Wkażdymraziebardzo

seksowna…

—Jaksiępaniczuje?—zacząłostrożnie.—Czymożnaz

paniąchwilęporozmawiać?

—Niechpanpyta—uśmiechnęłasięblado.—Widaćmam

mocnągłowę…

—Przyjrzałasiępanitemułobuzowi?

—Niestety—wjejgłosiemożnabyłowyczućzawód.—Szłam

sobieFelińskiegoinaglektośmnieztyłuuderzył.Chybaod

background image

razustraciłamprzytomnośćiocknęłamsiędopierowszpitalu.

—Naprawdęnicpaniniepamięta?

—Podobnotaksięczasamizdarzaposilniejszym

background image

ll

uderzeniuwgłowę—westchnęładziewczyna.—Chociaż

zaraz!—Naglezmarszczyłabrwiizaczęłaintensywniesięnad

czymśzastanawiać.—Cośmiświta,żetojednakbyłoinaczej…

—Broniłasiępani,krzyczała?

—Najpierwktośmniebardzomocnochwycił—przypomniała

sobiezwysiłkiem.—Chciałamsięwyrwaćiwtedychyba

krzyknęłam.

—Acobyłodalej?

—Dostałampogłowie…

Tracętylkoczas,pomyślałzzawodemporucznik.Tamałanic

miniepowie…

Wróciłsmętnydoradiowozu,aletutajKuligowskiprzywitał

goweselsząnowiną.

—Zarazbędziemymielidrania—zapewniłzprzekonaniem.

—ZawilskidostałcynkzeŚródmieścia,żenawiadukcieprzy

DworcuGdańskimpatrollegitymowałniedawnogościa,który

kubekwkubekpasujedonaszegorysopisu.

—Stary,dobryznajomy—uzupełniłinformacjęDylak.—

WiesiekSeta.

—Przecieżonpowinienjeszczesiedzieć?—Mazurekz

niedowierzaniempokręciłgłową.—Samzapakowałemgona

jakieśdwalatadopudła.

—Zapomniałeśoamnestii—mruknąłsierżant.—Odsiedział

ptaszektrochę,aresztęmudarowali…

—Pamiętaszjegoadres?

—Ajakże!—roześmiałsięKuligowski.—Ktojakkto,aleSeta

maumniespecjalnewzględy.Swojądrogąnicdziwnego,

żeśmygoniedorwali.Ontamznakażdądziuręwpłocie…

—Jedziemy.

Kilkaminutpóźniejradiowózzatrzymałsięcichoprzed

background image

niewielkim,odrapanymdomkiem.Dylakstanąłpoddrzwiami,

aMazurekiKuligowskiruszylibiegiemwciemnepodwórko.

Jednozokienparterubyło

background image

12

oświetlone.Właśniepodnimprzyczaiłsięporucznik,a

sierżantkucnąłtrochędalej,przypłocie.

OdstronyulicydoleciałoenergicznepukanieDyla-ka.Przez

chwilęwewnątrzdomuniktniereagował,chociażMazurek

zauważył,żeumieszczonenadnimoknoodrobinęsięuchyliło.

Dylakznowuzastukał,tymrazemjużchybapięścią,bodrzwi

ażzadudniły.

—Milicja!Otwierać!—krzyknąłgroźnie.Porucznik

odruchowosprężyłsięwsobie.Zobaczył,

żeoknootwierasięnacałąszerokośćiwyskakujązniego

jakieśdwieprzygarbionepostaci.Błyskawicznierzuciłsiędo

przodu,usiłujączatrzymaćjednegozuciekających.Miałjuż

prawiewgarściumykającegoczłowieka,kiedynaglezrobiłomu

sięjasnoprzedoczami,awustachpoczułznajomy,słodkawy

smak.Zfuriąrąbnąłnaośleplewąrękąiwtejsamejchwili

uchyliłsięinstynktownie.Raczejwyczuł,niżzobaczył,że

przeciwniktracirównowagę.Zrobiłkrokibezzastanowienia

założyłchwyt.Jeszczejeden,tymrazemniewielkiwysiłek,i

usłyszałogłuszającytrzaskłamanychdesekiłoskot

wywracanegożelastwa…

WchwilępóźniejMazurekprzyglądałsięobojętnie,jakDylak

wyciągazjakiejśnapołyrozwalonejbudkidygocącegoze

strachuchłopaka.Drugiego,jużzkajdankaminarękach,

prowadziłKuligowski.

—Wyglądasz,Michał,jakbycitwojaślubnaszkolenie

ideologicznewałkiemwyprawiła—parsknąłżyczliwiesierżant,

oświetlająclatarkątwarzprzyjaciela.—Przyznajsię,nakiedy

zaplanowałeświzytęudentysty?

—Trzebazobaczyćtęmelinę—porucznikudał,żenie

dosłyszałuszczypliwejuwagi.—Cośzaszybkoptaszkichciały

background image

wyfrunąćzgniazdka.

Umeblowanieniewielkiegopokojuskładałosięzdwóch

odrapanychkrzeseł,staregokuchennegosto

background image

8

łuizdezelowanegotapczanu.Nawszystkichtychsprzętach

leżaływnieładzieróżnokolorowedresyikoszulki,trampki,

rękawicebokserskie,częścirowerowe…

—Zawilskipłakał,żeniewie,ktomuzałatwiłsklepsportowy,

atuproszę—roześmiałsięKuligowski—mamydwóch

złodziejaszkówifantówzajakieśpiętnaścietysięcy!

—Iktobypomyślał,żetobraciaDolińscysątacyzdolni—

mruknąłDylak,przyglądającsięobuzatrzymanym.—No

gadaj,Adam,ktonadałtęrobotę?—zwróciłsięostrodo

starszego.—TyczyWitek?

—AmożeSeta?—wtrąciłsięMazurek.—Będzieszśpiewał

czymamcipomóc?—OstentacyjniepogroziłAdamowi

Dolińskiemupięścią.

—Jatopierwszyrazwżyciuwidzę—nawszelkiwypadek

zaprzeczyłzagadnięty,wskazującporozkładaneprzedmioty.—

Przyszedłemtutajzbraciakiemdosłownieprzedminutą.

—Łżesz!—wzruszyłramionamiKuligowski.

—JakBogakocham!—poparłbratadrugiDoliński.—Mynic

niewiemyożadnymsklepie.

—Łżesz!—powtórzył,tymrazemjużznacznieostrzej

sierżant.

—Ależ,paniewładzo!—AdamDolińskiuderzyłsię

teatralnymgestemwpiersi.—Panwie,żetokwadratSety.My

dopierocoprzyszli.

—Słuchaj,no!—warknąłporucznik,któregoażkorciło,żeby

odwdzięczyćsięzarozbitątwarz.—Zrobięcisprawęoczynną

napaśćnamilicjanta—zagroził.—Jużjasiępostaram,żebyś

nieprędkowyszedłzmamra!

—Ależjaniewiedziałem,żetopanbyłpodoknem—zająkał

sięDoliński.—Janiechciałem!

background image

—Ktonadałrobotę?—ryknąłMazurek,popycha

background image

9

jącAdamaDolińskiegonaścianę.—Gadaj!Cocię

zamurowało?!

—Seta!—jęknąłzrezygnowanyDoliński.—Onwywaliłszybę

iwlazłdośrodka,amyzWitkiemtylkoodbieraliśmyfanty…

—Gdziesięspotkaliście?

—Tutaj…Setakazałnamprzyjśćprzeddziesiątą.

—Czekałnawas?—‘porucznikstarałsięnadaćteraz

swojemugłosowimożliwieobojętnyton.

—Przylazłdopieroopierwszej—pokręciłgłowąDoliński.—

Mówił,żemiałdrugąrobotę.

—Jaką?Zkim?

—Diabligowiedzą—zatrzymanybezradnierozłożyłręce.—

Setanigdysięnamnietłumaczył…

—Gdzieonterazjest?

—Niewiem…Udziewczyny—poprawiłsięnatychmiast,

widzącgroźnygestporucznika.—JadźkaKrawczyk,Nowotki

osiemnaście.

—Napewno?

—Nawijał,żejedziedoniej—wtrąciłsiędrugiDoliński.—

Paniewładzo—dodałniepewnie—niechpandaAdamowipo

ryju,alenierobimusprawy,żepanauderzył…Zatensklepi

takzdrowonamsiędostanie.

—Jeszczepogadamy—Mazurekzdążyłjużznacznie

złagodnieć.—Jakniebędzieciekręcić,tomożedaruję…

ZgodniezprzewidywaniamiKuligowskiego,Zawilskinie

posiadałsięzradości.Nieminęłonawetpiętnaścieminut,

kiedynaMierosławskiegozwaliłasięcałamilicyjnaekipa.

MazurekmógłterazbezobawyzostawićDolińskichpoddobrą

opiekąiruszyćnadalszeposzukiwaniaSety.

Domznaleźlibezkłopotu,aleminęłosporoczasu,nim

background image

otworzyłysięprzedmilicjantamidrzwi.Porucz

background image

15

nikzezdziwieniemspostrzegłwnichchłopcawwieku

siedmiu,ośmiulat.

—Panowiesągliny—stwierdziłmalecrezolutnie.—Wieśka

niemawdomu—zaznaczyłnawstępie.—PoszlizJadźkąna

prywatkę…

—Dawno?—zainteresowałsięKuligowski.

—Niedawno—ziewnąłchłopiec.—Zbudziłemsięprzeznich.

AWieśkatoczęstopanowieszukają—dodałzwłasnej

inicjatywy.

—Wiesz,gdziejesttaprywatka?—zapytałMazurek.

—Niewiem—zżalempokręciłgłową.—Aleprawda—ożywił

sięnagle—Jadźkamawkalendarzykutelefontejkoleżanki.

Mogępokazać.

Weszlidośrodka.Mieszkanieskładałosięzdwóch

niewielkichpokoikówinapierwszyrzutokabyłowidać,że

próczmalcaniemawnimnikogo.

Naregaleleżałnoteswczarnejokładce.Kuligowskizacząłgo

właśnieprzeglądać,kiedychłopieczmieniłnaglefront.

—Siostraniekazałamówić,gdzieidą—oświadczył

stanowczo.—Niepowiem.

—AleprzecieżchciałeśnampomócznaleźćWieśka—

łagodniezagadnąłporucznik.

—Chciałem,bogonielubię—odparłszczerze.—Bijemniei

krzyczy…Alesiostraniekazałamówić—powtórzyłuparcie.

—Maszdychę—zaproponowałoficer,wyciągajączkieszeni

monetę.—Kupiszsobiecukierków.

—Niechcę—pokręciłgłowąmalec.—Siostrazlałabymnie…

—Myjejniepowiemy—zapewniłMazurek.

—Nie…

—Amożechceszprzejechaćsięradiowozem?—kusił

background image

porucznik.

—Etam!—chłopiecpogardliwiewzruszyłramio

background image

16

nami.—WujekJanusz,jakprzyjeżdżadomamusi,wozimnie

namotocyklu.

—Agdziejesttwojamamusia?—zapytałcichoMazurek.

—Pracuje.

—Atatuś?

—Janiemamtatusia—odparłmalecjakośdziwnie

obojętnie.—Cotojest?—wskazałnaglenakolorowysznurek

wystającyzkieszenimundurusierżanta.

—Gwizdek.—Kuligowskipomyślałznadzieją,żemożetym

przekupichłopca.—Podobacisię?

Malecprzezdłuższąchwilęobracałwdłoniniewielki

milicyjnygwizdek.Widaćbyło,żeażśmiejąmusiędoniego

oczy.

—Ładny—powiedziałzzachwytem.

—Chceszgo?—zapytałsierżant.

—Chcę—zdecydowałsięnatychmiast.

—Apokażesztelefon?

—Pokażę…

Ustalenieadresubyłoterazkwestiązaledwiekilkuminut.

Okazałosięzresztą,żemilicjanciniemusząnawetdaleko

jechać.WedługwszelkiegoprawdopodobieństwaSeta

przebywałwjednymzdomówprzyulicyStawki.

Mieszkaniebyłonaczwartympiętrze.Funkcjonariusze

nasłuchiwalidługo,alespozadrzwidochodziłytylkobardzo

cichedźwiękijakiejśmelodiipłynącejzradialubmagnetofonu.

WreszcieDylakzdecydowałsięnacisnąćdzwonek.Pochwili

zrobiłtodrugiraz,tyleżedłużejniezwalniałprzycisku.

Wśrodkuktośsięporuszył.Usłyszeliczyjeśkrokiw

przedpokojuiniski,chrapliwydamskigłos:

—Kto,docholery?

background image

—AdamDoliński—wyszeptałspiesznieKuligowski.—

Braciakamiglinycapnęły—dodał,jakgdybynaswoje

usprawiedliwienie.

2—DzwonekzNapoleonem

background image

12

Rozległsięsuchyszczękzamkaizarazpotymwotwartych

drzwiachzobaczylitęgą,niechlujnieubranądziewczynę.Na

widokmilicjantówwybuchnę-łagłupkowatym,pijackim

śmiechem,usiłującjednocześniezasłonićsobąwejście.Zanim

jednakzdążyłacokolwiekpowiedzieć,Kuligowskipchnąłją

bezceremonialnieiwpadłdośrodka.MazurekiDylakbez

namysłuruszyliwjegoślady.

Jakiśledwotrzymającysięnanogachiziejącynakilometr

alkoholemchłopakcofnąłsięwpopłochudołazienki,ale

funkcjonariuszenawetniezwrócilinaniegouwagi.Trzy

sekundyiznaleźlisięwpokoju…

Wkącienamateracuspały,skulonepodbrudnym,

powycieranympłaszczem,dwie,sądzączwyglądu,bardzo

młodedziewczyny.Oboknichsiedziałostrzyżonyprawie„na

zero”chłopakispoglądałbezmyślnietonatrzymanąprzez

siebiepustąbutelkępowódce,tonadziwnieniepasującedo

otoczenia,zupełnienoweradiotranzystorowe.

PorucznikMazurekpewnymkrokiempodszedłdodużej,

stojącejnaprzeciwkowejściaszafy.Rzuciłjeszczeokiemna

szykującegokajdankiDylakaizdecydowanymruchemszarpnął

drzwi.

—No,Seta,przyjdzietrochęposiedzieć!—powiedziałznie

ukrywanąsatysfakcją.—Zbierajsię,jedziemydokomendy!

background image

II

Dochodziłagodzinyósma.PorucznikMichałMazurekz

wyraźnąniechęciąwpatrywałsięwbezczelnieuśmiechniętą

twarzWieśkaSety,bezskutecznieusiłującznaleźćargument,

którybytamtegoprzekonał.

background image

13

—JakBogajedynegokocham,paniewładzo!—niewiadomo

któryjużrazzrzędupowtórzyłzatrzymany.—Mówipan,że

walnąłemsklepsportowy.Zgoda—skinąłgłową,nieokazując

żadnegozakłopotania.—Zgarnąłpanfanty,przypucowały

mnieklaj-niaki,zktórymirobiłemskok,więcjaniemampre-

tensji.Alewtębabkęmniepanniewrobi—oświadczył

stanowczo.—Pocholeręmizresztąbyłobydymaćkogośna

trawce,skorowidziałpan,żemiałemwygodnymateracyk—

oblizałsięobleśnie.—Coto,Setadziwkisobienieumie

załatwić„czyco?

—Corobiłeśpomiędzydwudziestądrugąapółnocą?—

upierałsięMazurek.

—Spacerowałempoparkuiliczyłemdrzewka—zatrzymany

obojętniewzruszyłramionami.—Jakmipankonieczniebędzie

chciałcośprzylepić,toalibiwsądziesięznajdzie—bezczelnie

spojrzałporucznikowiwoczy—aleteraznicniepamiętam…

Oficerzacisnąłpięścizezłością,aleszybkosięopanował.

Koledzylojalnieuprzedzaligo,żewystarczypodnieśćtrochę

głos,aSetazacznienatychmiasttrąbićnawszystkiestronyo

wymuszaniuwyjaśnień.

—Słuchajno—zacząłzinnejbeczki.—Jeżelinietynapadłeś

nadziewczynę,tozrobiłtoktośinny.Tymrazemdrania

spłoszyli,aleonmożeznowuspróbować…

—Jakspotkampodcelątegofaceta,tomordęmuskuję,żego

rodzonamamusianiepozna—roześmiałsięzatrzymany.—W

końcuprzezniegopanmnieprzyskrzynił,nonie?Alezłapaćto

gopanmusisam.Takiejestżycie…

Mazurekzmełłwustachprzekleństwo.Włamaniedosklepu

sportowegoobchodziłogoteraztylecozeszłorocznyśnieg,ao

napadzienaWiniarskąnicnowegosięniedowiedział.Widząc,

background image

żerozmowaz”Setąnieprowadzidoniczego,zdecydowałsię

odprowadzićgo

2-

background image

19

doaresztu.Kiedymiałjużwstaćzzabiurka,wdrzwiach

pojawiłsięKuligowski.

—PrzywiozłemciBrzezińskiego—ziewnąłszeroko—asam

idędodomu—skinąłporucznikowinapożegnanie.—

Najwyższyczas,żebysięprzespać…

—Podrodzeodprowadźjeszczenaszego„gościa”gdzietrzeba

—Mazurekzmęczonymgestemwskazałsierżantowi

podejrzanego.—Aprzyokazjipowiedz,żebyprofos

przygotowałokazanie…Oficernieczułjakośskrupułów,że

wyręczasiękolegą,alenawszelkiwypadekzacząłostentacyjnie

przeglądaćswojenotatki.

KuligowskibezsłowaklepnąłSetęporamieniu,dającmu

znak,żeprzesłuchanieskończoneinależyzmienićlokum.

Brzezińskiniepowiedziałporucznikowiwłaściwienic

nowego.Przedstawiłsię,żejestmikrobiologiemipracujew

UniwersytecieWarszawskim.Nieomieszkałteżzaznaczyćna

samymwstępie,żemaczastylkodogodzinydziesiątej,bo

późniejczekajągojakieśbardzoważnezajęciawlaboratorium,

azarazpotemwyjeżdżadoKrakowanasympozjumnaukowe

poświęconezakażeniomgronkowcami.

—Całeszczęście,żemamwłasnysamochód—bezradnie

rozłożyłręce—boinaczejniewiem,jakbymzdążyłztym

wszystkim…

—Możejednakwrócimydowczorajszegozajścia—przerwał

muMazurek.

—Panieporuczniku—Brzezińskiuśmiechnąłsięzwyraźnym

zakłopotaniem.—Janaprawdęniewielemogępanupomóc.

Wracałemdodomuzmałejprzyjacielskiejbibkiinagle

usłyszałemkrzykkobiety.Pomyślałem,żezaczepiłjąjakiś

łobuzipośpieszyłem

background image

20

wstronę,zktórejdobiegłowołanie.Wzrokmamnie

najgorszy,więczobaczyłemwysokiegomężczyznęjakdobierał

siędodziewczyny.Sękwtym,żeonmnierównieżzauważyłi

poprostuuciekł.Chwilępóźniejnadjechałradiowóz,aresztę

panzna…

—Jakdalekobyłpanodtegomężczyznywchwili,gdy

usłyszałpankrzyk?

—Czterdzieści,możepięćdziesiątmetrów—odparł

niepewniemikrobiolog.—Dokładnieniepamiętam…

—Arozpoznałbygopan?

—Czyjawiem…—zawahałsię.—Twarzyniewidziałem.Na

pewnobyłszczupłyimiałkoszulęwkratkę…

—Wkażdymrazieniezawadzispróbować.

—Oczywiście.

MazurekzaprowadziłBrzezińskiegodoaresztu.Poprzeciwnej

stroniekratynakorytarzustałowrzędzietrzechwysokich,

młodychmężczyzn…

—Bardzożałuję,panieporuczniku—westchnąłbezradnie

mikrobiolog—alechybanieznamżadnegoznich.

PotwarzySetyprzemknąłledwodostrzegalnyuśmieszek.

Oficerzauważyłgo,alewtejchwiliniemiałotojużwiększego

znaczenia.PożegnałBrzezińskiego,życzącmuszczęśliwej

podróży,asamzciężkimsercemruszyłdogabinetunaczelnika

wydziału.

—Coproponujesz?—majorKłosińskibyłnajwyraźniej

bardzozatroskanyopowieściąowydarzeniachminionejnocy.

—WystąpdoprokuratorazwnioskiemoaresztdlaSetyza

włamaniedosklepusportowego—odparłsennieMazurek.—

Facetsiedziałjużzakradzieże,więczuzyskaniemsankcjinie

powinnobyćżadnegokłopotu.

background image

—Tosięrozumie,alecodalej?

—Niewiem,późniejcośwymyślę—porucznik

background image

15

ziewnąłostentacyjnie.—Dobrzebybyło,gdybypochodzili

trochęzatymchłopcyzkryminalnego,chociażmówiąc

szczerze,niedałbymzłamanegoszeląga,żetowłaśnieSeta

załatwiłWiniarską.

—Diabliwiedzą—zpowątpiewaniempokręciłgłowąmajor.

—Ranyboskie!—spojrzałnaglenazegarek.—Tymaszdzisiaj

wolne,ajaciętrzymam.Smarujdodomu!

—No,toserwus!—Mazurekbezsprzeciwuruszyłku

drzwiom.—Znaczydoponiedziałku?

—Jaktodoponiedziałku?—Kłosińskizmarszczyłbrwi.—

Przecieżdzisiajjestdopieropiątek?

—Chybaniewyobrażaszsobie,Jasiu,żejaprzezcałąnoc

tyrałemwczyniespołecznym?—zaperzyłsięporucznik.—Już

itakwtymrokupodarowałemcikilkadni…

—Niechcibędzie—machnąłrękąnaczelnik.—Uciekajdo

domu,tylkoszybko,żebymsięnierozmyślił!

background image

III

LedwoporucznikMazurekprzestąpiłprógkomendy,gdy

wpadłnaniegojakburzamajorKłosiński.

—Gdzietysiędojasnejcholerypodziewasz?!—ryknąłzfurią

nasamymwstępie.—Jużpółgodzinywydzwaniam,jakkto

głupidociebie!Panporucznikwylegujesiędogórybrzuchem,

atymczasemjakiśzboczeniecmordujeigwałci!

Mazurekdyskretnierzuciłokiemnazegarek.Doósmej

brakowałojeszczekilkaminut,alewolałnieodpowiadać.

Zrobiłomusiępoprostuwstyd,żedałsięwyprowadzićwpole,

posądzającSetęonapadna

background image

16

Winiarską.Pozatymznałdobrzeswojegoszefaiwiedział,że

niemasensuznimdyskutować,dopókisiętamtennie

wyładuje.

—SiadajwsamochódinatychmiastzasuwajnaTucholską!—

ostrozadecydowałnaczelnik.—NamiejscujestjużWcisławski

zkryminalnego.

—Takjest…

—Dzisiaj,kilkaminutposiódmejktośznalazłtrupakobiety

wśmietniku—niecospokojniejszymgłosempoinformował

porucznikaKłosiński.—Podobnowyglądatonazabójstwona

tleseksualnym…

Mazurek,nienamyślającsię,ruszyłdowyjścia.Podrodze

usłyszałjeszcze,żeszefaściągnęliwcześniejdokomendy,tak

żeniezdążyłnawetzjeśćśniadania…

NaulicyTucholskiejbylijużtechnicyzwydziału

kryminalnegoiprzewodnikzpsem.Całąakcjąkierowałrosły

chorążyzsumiastymwąsem.

—Serwus,Michał!—zawołałgromkonapowitanie

porucznika.—Cholernieśmierdzącasprawa.

—Spodziewamsię—niechętniemruknąłMazurek.—Mam

nadzieję,żefotkigotowe?

—Chłopakiópstrykalijużwszystkocotrzeba—skinąłgłową

Wcisławski.—Atrupaniedałemzabrać—znaczącowskazałna

stojącykilkadziesiątmetrówdalejsamochódzzakładu

pogrzebowego—przedtwoimprzyjazdem.

Porucznikradnieradruszyłdośmietnika.Wśrodkupanował

okropnyzaduch,aleoficer,pokonującobrzydzenie,zmusiłsię

dodokładnychoględzin.Prawdęmówiąc,wszystkowyglądałoz

grubszatak,jaksiętegospodziewał.Pomiędzyblaszanymi

pojemnikamileżałanawznakwysoka,dośćszczupła,naoko

background image

sądząctrzydziestoletniakobieta.Byłaprawienaga,astrzępy

bielizny,bluzkiispódnicywalałysiędookołapocałym

śmietniku.

—Rąbnąłjąwlewąskroń—chorążywskazałna

background image

23

podłużną,pełnązakrzepłejkrwiranę.—Lekarztwierdzi,że

babkależałatujakieśdziesięćgodzin…

—Dopilnowałbyś,Andrzej,sekcji—zaproponowałMazurek.

—Dokładnyczaszgonu,wymazyzpochwy,rodzajuszkodzeń

ciała…

—MogęzarazpodskoczyćdoZakładuMedycynySądowej—

Wcisławskinieoponował.—Trzymajsię!Zostajeszsamna

gospodarstwie.

—Aha,iprzekręćdokomendy—przypomniałsobie

porucznik.—Niechzrobiązestawieniewszystkich

podejrzanychogwałtywciąguostatnichtrzechlat.Narazie

wystarczychybazŻoliborza,botenzboczeniectwardotrzyma

sięnaszegoterenu…

ChorążywyszedłześmietnikaiMazurekchciałjużpodążyćza

nim,gdywśródstrzępówubraniazabitejspostrzegłcoś,co

przykułojegouwagę.

—Coślepemupooczach!—sapnąłzezłością.—Tyleczasu

sięwtymbabrząiniewidzą…Dawaćnotupsa!—huknąłna

całegardło.

Przewodnikostrożniewziąłnapatykdużą,męskąchustkędo

nosaipodsunąłjąswojemupodopiecznemu.Piesprzezdłuższą

chwilęobwąchiwałjąstarannie,ażwreszciesapnąłnaznak,że

jestjużgotów.Wolnookrążyłkilkarazyśmietnikinaglezjeżyła

musięsierść.Przewodnikwprawnieowinąłsobiewokółdłoni

linkę,doktórejwcześniejprzypiąłswegopupila,ibiegiem

puściłsięzanim.

—Niezaszkodzisprawdzić,cokundelwyniucha—postanowił

porucznik.

Beznamysłuruszyłostrodoprzodu.Napoczątku,mimo

swoichczterdziestulat,radziłsobiecałkiemdobrze,nie

background image

ustępującaninakrokmłodszemubliskoopołowę

przewodnikowi.Dopieropokilkuminutachzaczęłobrakować

muoddechu,alewłaśniewtedypieszatrzymałsięprzed

wejściemdojednegozblokówprzyWisłostradzie.

background image

24

—Cholerajasna!—zakląłzezłościąprzewodnik,zadzierając

dogórygłowę.

—Igławstogusiana—zgodziłsięMazurek,spojrzawszy

sceptycznienawieżowiec.

—Corobimy,panieporuczniku?

—Ty,synku,możeszwracać—westchnąłoficer—ajaspiszę

sobietowarzystwoztejklatki.Pewnoguzikztegobędzie—

dodałcichodosiebie,oglądająclistęlokatorów,naktórej

figurowałokilkadziesiątnazwisk.

KiedyMazurekwróciłnaTucholską,niebyłojużtamani

Wcisławskiego,anizwłokzamordowanejkobiety.Oczekiwała

gonatomiastpewnaniespodzianka.Nasiedzeniuwradiowozie

zobaczyłstarannieopakowanąwfolięniewielką,gazowązapal-

niczkę.

—Facetzostawiłnatymswojepaluszki—ztryumfem

oznajmiłtechnik.—Odbitkibędąjaksiępatrzy!

Gdybytakjeszczeznaleźćto,czymtenzboczeniecogłuszył

jednąizabiłdrugąkobietę,pomyślałznadziejąoficer.

Byłojużdobrzepoczternastej,kiedyumorusaniizmęczeni

milicjanciwrócilidokomendy.Przewrócilidogórynogamicały

śmietnik,alepróczchustkidonosaizapalniczkinicwięcejnie

znaleźli.Mówiącszczerze,Mazurekitakbyłbardzo

zadowolony.Wkońcumogliprzecieżwrócićzniczym.

Wcisławskirównieżdobrzesięspisał.Podługichtargach

przekonałszefaZakładuMedycynySądowej,żebysekcję

zrobionopozakolejnością.

—Oberwałaczymśtępymiwąskimwskroń—relacjonował

porucznikowi.—PodobniejakWiniarska,tylkoznacznie

mocniej.Medycytwierdząprawienastoprocent,żezgon

musiałnastąpićnatychmiast.

background image

—Októrej?

background image

19

—Międzydwudziestądrugąadwudziestątrzeciątrzydzieści.

—Dobrałsiędoniej?

—Wtymwłaśnieproblem—zasępiłsięWcisławski.—Na

udachmiałapełnoobrażeń,alewyglądałonato,żetenłobuz

szarpałjąjużpośmierci.Lekarzenieumiejąsięwypowiedzieć,

czymiałzniąstosunek…

—Wymazzpochwywzięli?

—Owszem,alenawynikitrzebabędzietrochępoczekać.

—Notak,oninielubiąsięśpieszyć—porucznikniemógłsię

jakośpowstrzymaćoduszczypliwejuwagi.—Masztenwykaz,

októrycięprosiłem?

—Żartujesz?!—żachnąłsięchorąży.—Dobrzebędzie,jeżeli

dziewczynyzkartotekizrobiątodojutra.

—Wtakimraziedawajpersonaliatejbabki.Ustaliłeś,cotoza

jedna?

—Niebyłokiedy—Wcisławskibezradnierozłożyłręce.—

Wiemtylko,żerozwiodłasiędwalatatemu,mieszkałaostatnio

przyKrasińskiego,apracowaławbiblioteceprzyPróchnika…

Mazurekwziąłdorękipodanyprzezchorążegodowód

osobistyinaglezniedowierzaniemprzetarłoczy.

—Kidiabeł?—mruknął.—BarbaraBrzezińska?

—Acowtymdziwnego,żeBrzezińska?—Wcisławski

spojrzałnakolegępytająco.

—BowłaśnieZbigniewBrzezińskibyłświadkiemnapaduna

Winiarską.

—Czyżbyjejbyłymąż?—zamyśliłsięchorąży.

—Muszęjagowziąćnaspytki—zadecydowałporucznik.—

DobrzebybyłowybraćsięteżdomieszkaniaBrzezińskiej.

Możetamcośznajdę?

—Notochodźmy,wedwóchzawszeraźniej—■za-

background image

proponowałchorąży.—Gdzienajpierw?

background image

20

—NaKrasińskiego.Panmikrobiologmożepoczekać.

Drzwiotworzyłaimniziutka,drobnastaruszka.Śmietnikna

ulicyTucholskiej,wktórymznalezionozwłokiBrzezińskiej,był

oddalonyzaledwieokilkasetmetrów,więcGenowefaZacharek

zdążyłajużdowiedziećsięowszystkim.

—Cozanieszczęście!—zaczęłabiadolićodsamegoprogu.—

PaniBasiatobyłatakasympatyczna,grzecznaosoba!Ajaksię

cieszyła,żeniedługobędziemiaławreszciewłasnemieszkanie,

aleniepozwolilijejdoczekać…

—Czydawnowprowadziłasiędopani?—zagadnąłMazurek.

—Jakiśroktemu,możetrochęwięcej—zzakłopotaniem

podrapałasięwgłowęstaruszka.—Jużwiem!—przypomniała

sobienagle.—Wkwietniuzeszłegoroku.

—Niewiepaniprzypadkiem,gdziemieszkaławcześniej?—

podchwyciłWcisławski.

—PaniBasiachybanigdyminiemówiła…Toznaczy,gdzieś

podWarszawą—poprawiłasięzaraz—aleniepamiętamjuż

gdzie…

—Wiedziałapani,żejestrozwiedziona?

—Ilesięona,bidula,nacierpiałainapłakałaprzeztegoswego

asystencika—staruszkazałamałaręce.—Podobnożadnej

spódniczcenieprzepuścił.Takibyłłajdak!—Gniewnie

potrząsnęłapięścią.—No,aleporozwodzietojuż,chwała

Bogu,paniBasiaodniegoodpoczęła.Nawetsiętutajnie

pokazał…

—Czypanilokatorkamiałabliższychprzyjaciół,jakieś

koleżanki?—terazporucznikzacząłzadawaćpytania.

—Ajakże!—przytaknęłagorliwie.—Miałanawet

narzeczonego.Toznaczydwóch…—odrobinęsięspeszyła,ale

szybkozaczęłamówićdalej.—Obaj

background image

27

naprawdęprzyzwoiciikulturalnipanowie.Jedenlekarz,

słyszałam,żebardzodobrychirurg.WWarszawiepracuje,alei

doGdańskaczęstojeździ,proszępanów.PanCzesław

Fijałkowski—nazwiskowypowiedziałazwyraźnym

szacunkiem.

—Ategodrugiegopanizna?

—Teżporządnyczłowiek—odparłazprzekonaniem.—

InspektorzSanepidu.PaniBasiaznałagopodobnojeszcze

wcześniejimielisięnawetpobrać,alezjawiłsiępandoktor.

Kwiatkizakażdymrazemprzynosił,doBułgariijązabrał,noiz

inspektoremsiępopsuło.

—Częstotuprzychodzili?

—PanŻmichowicztoprawiecodziennie.Ustawiałtego

swojegofiatapodoknemiwysiadywałdopółnocy.Dopiero

dwamiesiącetemuspotkałsiętutajzpanemFijałkowskimi

byłastrasznaawantura—staruszkazwyraźnądezaprobatą

pokręciłagłową.—Tacykulturalnipanowie,awykrzykiwali,że

ażwstydpowtórzyć.

—CzyktośjeszczeodwiedzałpaniąBrzezińską?

—Żebynieskłamać,tochybatylkopaniHalinka.Pracowały

razemwbibliotece.—Zacharkowawzamyśleniuzmarszczyła

brwi.—Ostatnirazwidziałamjązetrzymiesiącetemu…

—Tobyłajakaśbliższaprzyjaciółka?

—Raczejnie.

-—Mamjeszczejednopytanie—zastanowiłsięoficer.—Czy

panilokatorkapaliłapapierosy?

—Ależskąd!—zaprzeczyłagwałtowniestaruszka.—Nigdy

nieprzyjęłabymjejdosiebie!

—Niebędziemyjużpaniprzeszkadzali.Czymożnarzucić

okiemnapokójBrzezińskiej?

background image

—Proszębardzo…

MazurekiWcisławskizzapałemzabralisiędoprzetrząsania

szufladipudełek.BarbaraBrzezińska

28

nienależaładoosóbopedantycznymusposobieniuiwpokoju

panowałokropnybałagan.Częścigarderobywalałysięrazemz

kosmetykami,starymilistamiiksiążkami.Znaleźćwtym

cokolwiekbyłobardzotrudno,toteżrobotaposuwałasię

milicjantomopornie.

Kiedyskończyli,zaoknamipanowałjużzmrok.Ichłupem

padłydwakalendarze,pliklistówicałastertaluźnych

zapisków.Porucznikzciężkimwestchnieniemwpakowałto

wszystkodoswojejteczki,funkcjonariuszepożegnalisięze

staruszkąiwyszli.

KilkanaścieminutpóźniejbylijużnaulicyLechonia,u

Brzezińskiego.Mikrobiolognietaiłswojegozaskoczeniana

widokmilicjantów.

—Pracujeciechybaprzezcałądobę—zapraszającymgestem

wskazałprzytulnefotelikiprzyniewielkimstoliku.—

Widziałempanówwakcjinocą,rano,aterazjestwieczór…

Następnymrazemspotkamysiępewnowpołudnie!—

roześmiałsięzeswojegożartu.

—Cóżporadzić—rozłożyłręceMazurek.—Służbanie

drużba…

—Możeherbaty?—zaproponowałmikrobiolog.—

Przepraszamzanieporządek.Cóż,kawalerskiegospodarstwo

ażsięprosiopaniądomu.Prawdęmówiącmamnawetkogoś

naoku,alezanimsfinalizujęswojematrymonialnezamiary,

muszęradzićsobiesam.Wtejsytuacjimieszkanierzadko

widujeszczotkę—oświadczyłzrozbrajającąszczerością.—

Więcjak,napijeciesiępanowie?

Nieodmówili.Kiedyigospodarzrozsiadłsięwfotelu,aprzed

background image

każdymstałafiliżankamocnejherbaty,porucznikprzystąpiłdo

rzeczy.

—Panjużbyłkiedyśżonaty?—zapytałswobodnie.

—Tak,byłem—Brzezińskiwyraźniezmarkot-niał.—Widzi

pan,wżyciuniezawszesięukłada.Ja

background image

22

miałempecha—stwierdziłponuro.—Trzylatasię

przemęczyłemiwkońcuwziąłemrozwód…

—Rozstalisiępaństwobezdodatkowychzgrzytów?

—Nanaszwnioseksądnieorzekałowinie—rzeczowo

wyjaśniłmikrobiolog.—Uznaliśmy,żewywlekanieróżnych

brudówzżyciaosobistegobyłobybezsensowne…

—Utrzymywałpanpóźniejzbyłążonąjakieśkontakty?

—Absolutnieżadnych—zaprzeczyłstanowczo.—Alecoto

wszystkomadochuligana,któregoprzepłoszyłemwpiątek?—

zdziwiłsięBrzeziński.

—Najprawdopodobniejbardzowiele—westchnąłMazurek.

—Widzipan,muszępanazawiadomić,żeBarbaraBrzezińska

nieżyje.

—Nieżyje?—mikrobiologzmarszczyłbrwi,jakgdybynie

mógłzrozumiećsensuusłyszanychprzedchwiląsłów.—Jakaś

choroba?Wypadek…?

—Zostałazabita—twardopowiedziałporucznik.—Niema

codotegożadnychwątpliwości.

—Tostraszne!—Brzezińskiwstał.—Niewidziałemjejod

bliskodwóchlat,ajużiwcześniejniemieliśmyzsobąwiele

wspólnego—nerwowoprzygryzłwargi—alewszystkojedno,

nigdynieżyczyłbymjejtakiegolosu.—Namomentukryłtwarz

wdłoniach,lecznaglezrozumiałwłaściwycelwizyty,bo

spojrzałbadawczonamilicjantów.—Czyzabiłjątensam

człowiek,któregowtedywidziałem?

—Wielenatowskazuje…

—Proszęwięcmnądysponować—oświadczyłzdecydowanie

mikrobiolog.—WkońcuBarbaraniebyłamizupełnieobca…

Choćbymmiałjeździćzpanamikilkanocypodrząd…

—Nikttegoodpananiewymaga—wtrąciłsięWcisławski.—

background image

Oczywiście,jeżelizajdziepotrzebaidentyfikacji,topana

poprosimy.

background image

23

—Powiedziałemjuż,żejestemdodyspozycji—powtórzył

Brzeziński.—Naprawdęchciałbympomóc.

—Amożeopowiedziałbypannamtrochęoswojejbyłejżonie

—poprosiłporucznik.—Nigdyniewiadomo,cowśledztwie

możesięprzydać…

—Nocóż—zamyśliłsięgospodarz.—Barbarępoznałem

chybazdziesięćlattemu.Byłemwtedyświeżoupieczonym

asystentem,aonawychodziławłaśniezamążzamojego

przyjacielaWacławaMiłowicza…Prawdęmówiąc,zrobiłana

mnieogromnewrażenie.Ładna,zawszeelegancka…Często

bywałemunichiwkońcuzaczęlimnietraktowaćjakczłonka

rodziny—uśmiechnąłsiębladonasamowspomnienie.—

Wacławzginąłwwypadkusamochodowym.Pojegośmierci

nadalodwiedzałemBarbarę.Któregośdniapostanowiliśmysię

pobrać.Jeślichodziomnie,omojądecyzjęwtejsprawie,to

wypłynęłaonatrochęzewspółczuciaichęciudzielenia

Barbarzejakiejśpomocy…

—CzybyłalojalnawobecMiłowicza?

—Trudnomipowiedzieć—zawahałsię.—Myślę,żechyba

tak…

—Awstosunkudopana?

—Przezkilkamiesięcy—odparłniechętniemikrobiolog.—

Później,niestety,przygodagoniłaprzygodę.Przyznamsię,że

byłemcałkowiciezaskoczony.WcześniejnigdybymBarbaryo

cośtakiegoniepodejrzewał.

—Czylubiłazawieraćjakieśpodejrzaneznajomości?

—PrzeważnieniewidywałemprzyjaciółBarbary—uciąłostro

Brzeziński.—Panowiewybaczą,alenatentematwolałbym

raczejniemówić.

Funkcjonariuszespojrzeliposobie,alewidaćdoszlido

background image

wniosku,żeniemasansuprzeciągaćwizyty,bowstaliizaczęli

siężegnać.Mazurek,stojącjużwdrzwiach,odwróciłsięjeszcze

doBrzezińskiego.

background image

31

—Przepraszam,niezapytałem,jakudałasiępanupodróż?

—Dziękuję.Zakażeniagronkowcamitomojaspecjalność—

uśmiechnąłsięgospodarz.Pisałemztegopracędoktorską—

dodał,widzączdziwionąminęmilicjanta.—Nasympozjach

jestzawszeokazjadowymianypoglądów,zasłyszenianowinek

zeświatanaukowego…Przyznaję,żeijadowiedziałemsięw

Krakowiewieleciekawychrzeczyzmojejdziedziny.

—Czyliwszystkoułożyłosiępopanamyśli…

—Niezupełnie—potrząsnąłgłowąBrzeziński—itoprzez

panakolegów…Toznaczy,oczywiście,jasamzawiniłem—

poprawiłsięnatychmiast.

—Cosięstało?

—WracałemzKrakowawnocy.Opiątejnadra-tnem

przejeżdżałemprzezGrójecizabawiłemsięwrajdowca…

Kosztowałomnietopięćsetzłotych.O,proszę—wyciągnąłz

kieszenimandatipodałgoporucznikowi.—Okazujesię,że

pośpiechniezawszepopłaca.

background image

IV

—Myślałem,żebędziewięcejtegJtowarzystwa--Mazurekz

uwagąprzeglądałkartkęzapełnionąmaszynowympismem.—

Nibyfakt,żewyrokizagwałtysąwysokieiczęśćnygusów

jeszczesiedzi,ale…

—ChwałaBogu!—mruknąłWcisławski.—MaszlMichał,

pojęcie,cobysiędziało,gdybyktośichnaglewszystkichpo

wypuszczał?!

—TakczyinaczejmasztylkokilkanazwiskdJsprawdzenia…

background image

32

—Łatwopowiedzieć—westchnąłchorąży—aledlamnieto

robotanakilkadni.Przecieżżadencisięzwłasnejwolinie

przyzna,żezałatwiłdwiedziewczyny.

—Jeżelistarydakogośdopomocy,toraz-dwasię

zorientujesz,któryztychptaszkówmaalibi,aktórynie.Jakto

ustalisz,będziemysiędalejmartwić.

—Notolecę!Aha!—przypomniałsobiewostatniejchwili

Wcisławski.—Ustaliłemdwiesprawy.

—Tak—zainteresowałsięporucznik.

—Sprawdziłemwdrogówce,żeBrzezińskiemufaktycznie

wlepiliwczorajmandatwGrójcu.

—Znaczyfacetjestczysty?

—Natowygląda.

—Atadrugasprawa?

—WczorajjedenzchłopakówwybrałsięnaAWF.Powiedzieli

mu,żeWiniarskajestprzeciętnąstudentką,alejakichś

poważniejszychkłopotówzzaliczeniaminigdyniemiała—

zrelacjonowałsuchochorąży.—Ranowidziałemsięz

dzielnicowym.Nigdyniebyłonadziewczynężadnychskarg,

nieutrzymywałateżpodejrżanychkontaktów…

—Mądrzejsitomyprzeztoniejesteśmy—sarkastycznie

zauważyłMazurek.

—Cóżporadzić…

Trzasnęłydrzwiiporucznikzostałwpokojusam.Tegodnia,

podobniezresztąjakiWcisławski,przyszedłdokomendy

znaczniewcześniejniżzazwyczaj.Męczyłogo,żewsprawie

zabójstwaBrzezińskiejwieprawietyle,conic…Tak,nie

najlepiejtoidzie,pomyślał.Gdybytak…Niedokończył

rozpoczętejmyśli,gdyżstojącynabiurkutelefonrozdzwoniłsię

hałaśliwie.

background image

—Ktośdociebie,Michał—zachrypiałwsłuchawcegłos

oficeradyżurnego.—JakiśŻmichowicz.

—Dawajgo!—Mazurekażpodskoczyłnakrześle.

3—DzwonekzNapoleonem

background image

26

Wchwilępóźniejsiedziałprzednimwysoki,szczupły

mężczyzna.Mimo,żeciemnewłosyprzyprószyłamujużtrochę

siwizna,wyglądałnajwyżejnatrzydzieścikilkalat.

—Dowiedziałemsię,żetopanprowadziśledztwo—zacząłz

wyraźnymwysiłkiem—iprzyszedłem.Barbarabyłamoją

przyjaciółką.Mieliśmysiępobrać…

—Wiem—porucznikskinąłpoważniegłową.

—Chciałemzłożyćzeznanie—Zmichowicznerwowo

przygryzłwargi,wpatrującsięniepewniewtwarzmilicjanta—

żewidziałemjąwniedzielęwieczorem.OdwiozłemBarbarę

prawiepodsamdomitamjązostawiłem.Tomojawina!—

wybuchnąłnagle.—Gdybymjąodprowadziłdodrzwi,żyłaby

jeszcze!—Mężczyznatrochęhisterycznymgestemzakrył

rękamitwarziprzezdłuższąchwilęsiedziałzupełnienieru-

chomo.

—Któratobyłagodzina?—zapytałcichoMazurek.

—Piętnaście,możedwadzieściaminutpodziesiątej.

—ZawszewysadzałpanBrzezińskąpoddomem?

—Bardzorzadko—Zmichowiczenergiczniezaprzeczył.—

Najczęściejwstępowałemjeszczenachwilę…Widzipan,

posprzeczaliśmysięipojechałemdosiebie.

—PoszłooFijałkowskiego?

—Skądpanwie?—mężczyznaniekryłswojegozdziwienia.—

Tak,toonbyłpowodemawantury.JaznałemBarbaręodwielu

lat.Życiejejsięnieukładało,apoprzedniemałżeństwobyłopo

prostupomyłką…Wjakiśczasporozwodziezaczęliśmysię

częściejspotykaćiwkońcuzaproponowałem,żebywyszłaza

mnie.Dataślububyłajużprawieustalona,kiedyziawiłsięten

doktorek—ironiczniewydałusta.—JNiemampojęcia,czym

onjejzaimponował,wkażdymraziezaczęmprowadzić

background image

podwójnągrę.Tłu

background image

27

maczyłem,prosiłem,alenicniepomogło.Wreszcie

postawiłemsprawętwardo:alboon,alboja…

—Kogowybrała?

—Znowuchciaławykręcićkotaogonem—bezradnierozłożył

ręce.

—Apan?

—Powiedziałemjej,żeczekamnatelefondoponiedziałku

wieczorem,iodjechałem.

—Nicpodejrzanegonierzuciłosiępanuwoczy?

—Niezostawiłbymjejprzecież—żachnąłsięZmichowicz.—

Tochybajasne…

—Tak,oczywiście.—Porucznikzamyśliłsięgłęboko.—A

wcześniej,kiedypanpoprzedniospotkałsięzBrzezińską?

—Jakieśdziesięćdnitemu.

—Wtenczwartekniewidziałjejpan?

—Nie.Napoczątkutygodniadostałempilnąrobotę.Po

całychdniachuganiałemsiępobarachszybkiejobsługi,a

wieczoramipisałemsprawozdania.Właściwietoażdoniedzieli

niemiałemczasunigdziesięruszyć…

—Ijeszczejedno—rzuciłMazurekdośćobojętnymtonem.—

CzynazwiskoWiniarskacośpanumówi?

—Raczejnie.—Zmichowiczzmarszczyłbrwiiprzezchwilę

intensywniesięnadczymśzastanawiał.—Chybanigdynie

zetknąłemsięzosobąotakimnazwisku.

—Myślę,żenarazietowszystko—uśmiechnąłsięprzyjaźnie

porucznik—chociażniewykluczam,żebędęmusiałpana

jeszczeniepokoić…

—Zgłoszęsięnakażdewezwanie—oświadczyłgorliwie

mężczyzna,podnoszącsięzkrzesła.—Barbarzeżyciatonie

przywróci,alebardzochciałbym,żebypanznalazłwinnego.

background image

ZarazpowyjściuŻmichowiczaMazurekniecierpli

3-

background image

35

wiewykręciłnumertelefonuZakładuMedycynySądowej.

Miałsporoszczęścia,bosłuchawkępodniósłakuratlekarz,

któryprzeprowadzałsekcjęBrzezińskiej.

—Sprawdziłembardzodokładnie,panieporuczniku—

zapewniłmilicjanta—pobrałemwymazzpochwy,alenigdzie

nieznalazłemnawetcieniaplemników.Niechciałbympanunic

sugerować,aletakprywatnie,tonakilometrczujętutajsadystę

albokogośznerwicąseksualną.

—Niestety,jateż—westchnąłMazurek,odkładając

słuchawkę.

Drzwipokojuotworzyłysięztrzaskiemidośrodkawszedł

naczelnikKłosiński.

—Maszjużcoś?—zapytałbezżadnychwstępów.

—Wszystko,opróczsprawcy—sapnąłzezłościąporucznik.

—Tożle—zasępiłsięmajor.—Prokuraturapodniosłaraban,

żenaŻoliborzugrasujejakiśzboczeniec,amilicjanicnierobi,

żebygozłapać.

—Niechmipowiedzą,jaktozrobić,adajęsłowo,żewpięć

minutuwinęsięzewszystkim—wzruszyłramionami

porucznik.

—Zarazprzyjedziedokomendyprokurator—niecierpliwie

machnąłrękąKłosiński.—Wolałbym,żebyśmusamwszystko

wyjaśnił.

—Odreprezentacjijesteśty.—Mazurkowizczasówpracyw

wydzialekryminalnympozostaławyraźnaniechęćdo

kontaktówzprokuraturą,zwłaszczakiedyniemiałsięczym

pochwalićitrzebabyłozespuszczonągłowąwysłuchiwać

niezbytpochlebnychuwag.—Powiesz,żejaodsamegorana

pojechałemwtereniwszelkiśladpomniezaginął—zaryzyko-

wałpropozycję.—Przyokazjizałatwzłaskiswojejnakaz

background image

prokuratoranaprzetrząśnięcielekarskichkartotek—dodał

przymilnie.—JeżeliWcisławskiniewy

background image

36

węszyniczegowśródkryminalistów,trzebabędziezająćsię

psychopatami,impotentamiiinnąpomylonąhołotą.

—Odtegopowinniśmybylizacząć…

—Alebezpodpisuprokuratoralekarzeniezechcąznami

gadać…

—No,dobrze,załatwięnakaz—ustąpiłnaczelnik.—Atyco

zamierzasz?

—Utnęsobieprzyjacielskąpogawędkęzdoktorem

Fijałkowskimiłyknętrochęmądrościwbibliotecepublicznej.

—Powodzenia!—Kłosińskiroześmiałsię,ruszającdo

wyjścia.

—Chwileczkę,Jasiu!—zatrzymałgoporucznik.—Mam

jeszczejednąprośbę.

—Ocochodzi?

—Wmoimwiekujużciężkodygowaćnapiechotę.Dajmi

służbowysamochód.

—Oszalałeś?—żachnąłsięnaczelnik.—Możeszprzecież

pojechaćautobusem.Zresztąniemamwtejchwiliwwydziale

żadnegowolnegowozu—dodałponuro.

—Bujaćtomy!—roześmiałsięMazurek.—Acotamstoi?—

wskazałprzezoknonaszaregofiata125pzcywilnąrejestracją.

—Grzelakmazwolnienie—westchnąłmajor.—Złamał

wczorajrękę…

—Alejegogablotajestwjaknajlepszymporządku—nie

ustępowałporucznik.—Dajkluczyki,ajajużsobieporadzę.

—Takniemożna—zawahałsięKłosiński.—Ajakktośsię

przyczepi?

—Zwaliszwszystkonamnie.

—Niechciędiabliwezmą!

KilkaminutpóźniejMazurekrozparłsięwygodniena

background image

siedzeniuiwłączyłstarter.Byłzadowolony,że

background image

29

chociażjednąrzecztegodniazałatwiłposwojejmyśli.

DoktoraFijałkowskiegozdecydowałsięposzukaćwszpitaluna

Banacha…

—Pandomnie?—lekarznietaiłswojegozdziwienia.—

Czyżbyjakaśskargaktóregośzpacjentów?-

—ChodziopaniąBrzezińską—wyjaśniłoficer.

—Achtak!—Fijałkowskiwyraźniesięuspokoił.—Proszę,

niechpansiada.Pokójlekarskitoniesalon,aleakuratnikogo

niema,więcbędziemymogliporozmawiaćswobodnie.

—Kiedypanpoznałswojąprzyjaciółkę?

—Narzeczoną!—poprawiłFijałkowski.—Gdybynieto,żeza

miesiącwyjeżdżamnarocznykontraktdoLibii,bylibyśmyjuż

poślubie.Apoznaliśmysięwczerwcu…Tylko,żepana

interesujenajprawdopodobniejnaszeostatniespotkanie?—

spojrzałpytająconaporucznika.

—Szczerzemówiąc,tak.

—Odrazupomyślałem,żepanwzwiązkuztąawanturąw

bibliotece…Widzipan,wsobotęwpadłempoBarbarę,żebyją

odwieźćdodomu.Miałajeszczecośdozrobieniaimusiałem

trochępoczekać.Zachciałomisiępalić,alegdzieśzgubiłem

zapałki—doktorzlekkapoczerwieniałnatwarzy.—

Pomyślałem,żepożyczęodBarbaryizajrzałemdojejtorebki…

—Przecieżonaniepaliłapapierosów…

—Alezapałkimogłamieć—wzruszyłramionamiFijałkowski.

—Kobietynoszązwykleprzysobiecałąmasęnajrozmaitszych

śmieci…

—Icopantakiegoznalazł?

—Fotografięinnegomężczyzny.—Doktorgniewniezacisnął

pięści,aleszybkosięopanowałispokojnieciągnąłdalej:—Pan

teżbysięzdenerwowałnamoimmiejscu.Byłemwściekłyi

background image

przewróciłemjakiśregał.—Zewstydemspuściłgłowę.—

Faktycznie

background image

30

przeholowałemiwcalesięniedziwię,zekierowniczka

bibliotekizawiadomiłamilicję.

—Częstopansiękłóciłznarzeczoną?

—Jestemniecoimpulsywny—przyznałzeszczerąskruchą

Fijałkowski—aledotakichawanturnigdymiędzynaminie

dochodziło—zastrzegłsięszybko.

—TobyłafotografiapoprzedniegoprzyjacielaBrzezińskiej?

—Owszem,zgadłpan—przytaknął.—Napoczątkunaszej

znajomościniemogłemprzekonaćBarbary,żebyznim

zerwała.DopierokiedypojechaliśmyrazemdoBułgarii,

podjęładecyzję.Nawiasemmówiąc,niewielebrakowało,żebym

odpadłzkonkurencji—konfidencjonalniezniżyłgłos—bo

tamtenzaproponowałBaśceWęgry,ajatużprzedwyjazdem

rozbiłemszpetniesamochód.Wostatniejchwilizdobyłem

biletynapociąg.Nord-Orientjestwprawdzieekspresem,ale

tylkoznazwy,bospóźniłsiędoWarnyosiemokrągłychgodzin,

copodobnonależydoreguły,noalewkońcudobrnęliśmy

jednaknadMorzeCzarne…WpowrotnejdrodzeBarbara

obiecałami,żeskończyztyminspektorkiem.

—Dotrzymałasłowa?

—Wsobotęmiałemwątpliwościistądmojezdenerwowanie.

—Pogodziliściesię?

—Jeszczeniebyłookazji…

Nachwilęwpokojuzapanowałomilczenie.Wreszcie

porucznikspojrzałdoktorowiprostowoczyirzuciłsuchym,

urzędowymtonem:

—Mamdlapanaprzykrąwiadomość.

—Nierozumiem…

—Brzezińskanieżyje.Zostałazabita.

—JezusMaria!—Fijałkowskizerwałsięzmiejsca.

background image

—Copan,namiłośćboską,wygaduje?!

—Niestety,toprawda.

background image

39

—Alektomógłcośtakiegozrobić?—Doktorz

niedowierzaniempopatrzyłnaoficera.—Dlaczego?

—Tegoijanarazieniewiem—westchnąłMazurek.—

Prawdęmówiącliczyłem,żemożepanmicośpowie.Wkońcu

znałpandobrzeBrzezińskąimusiałpanprzynajmniejsłyszećo

ludziach,którzyjejżleżyczyli.

—Ależtojasnejaksłońce!—Fijałkowskinaglezrozmachem

uderzyłsięwczoło.—NapewnozamordowałBarbaręten

inspektorek!

—Takpanuważa?

—Niktinny,tylkoon!—Doktornerwowoprzygryzłwargiw

bezsilnymgniewie.—Niechgopannatychmiastzamknie!—

zażądałnatarczywie.

—Proszęsięuspokoić—głosporucznikazabrzmiałnieco

ostrzejibardziejstanowczo.—Tomogąbyćtylko

bezpodstawnepodejrzenia.

—Bezpodstawne?!—zaperzyłsięFijałkowski.—Jaknic

Barbarapowiedziałamu,żeniechcegoznać,aonjązabił!

—Tobrzminawetlogicznie—zgodziłsięmilicjant,chociaż

bezspecjalnegoprzekonania.

—Oczywiście—zapalałsięcorazbardziejdoktor.—Czymogę

wiedzieć,kiedytosięstało?

—Wnocyzniedzielinaponiedziałek—odparłspokojnie

oficer,mierzącwzrokiemswojegorozmówcę.—Apancorobił

wtymczasie,jeślimożnawiedzieć?—zapytałznienacka.

—JechałemnakonsultacjędoGdańska…

—Pociągiem?

—Nie.Zdążyłemjużwyremontowaćsamochód.Zresztątylko

dziękitemujestemdzisiajzpowrotemwWarszawie.

—Brałpanpodrodzebenzynę?

background image

—Tak,wNowymDworze…Aleczemupanmniesprawdza?—

Fijałkowskibyłnajwyraźniejzaskoczo

background image

32

nypytaniamiMazurka.—Przecieżtoniejajązabiłem!

—Wcalepananiepodejrzewam—uśmiechnąłsię

przepraszającomilicjant—tylko,żeniestety,formalnościom

musistaćsięzadość.

—No,tak…—Doktorzezrozumieniemskinąłgłową.

—Ijeszczejedno.—Oficerwstałzmiejsca,powoliszykując

siędowyjścia.—KiedypoznałpanWiniarską?

—Kogo?—zdziwiłsięFijałkowski.—Pierwszyrazotakiej

słyszę!

—Cośmisięmusiałopomylić—zbagatelizowałsprawę

porucznik,żegnającsięzlekarzem.—Dowidzeniapanu.

WbiblioteceprzyulicyPróchnikawiedzianojużolosie

Brzezińskiej.Kierowniczkanajwyraźniejspodziewałasięwizyty

milicji,bobezociąganiasięzaprosiłaMazurkadopokojuna

zapleczu.

—Szkodadziewczyny—zaczęłazesmutkiem.—Wszyscy

bardzojąlubiliśmy.Zawszebyłatakapełnażycia…

—Odjakdawnatutajpracowała?—Zainteresowałsię

porucznik.

—Przyjęłamjąchybazdziesięćlattemu.

—Tojużkawałczasu.

—Owszem,chociażnakilkamiesięcynasopuściła.Zarazpo

rozwodziechciałacałkowiciezmienićswojeotoczeniei

podziękowałazapracę.Szczerzemówiąc,bardzosię

ucieszyłam,kiedywróciłanawiosnęzeszłegoroku.

—Mówiłamoże,gdziepracowaławczasie,gdystądodeszła?

background image

41

—Robiłacośdorywczo,aledokładnienieumiempowtórzyć

anico,anigdzietobyło.

—OrientowałasiępaniwżyciuosobistymBrzezińskiej?

—Raczejniewiele—bezradnierozłożyłaręce.—Oczywiście

wiedziałamojejnieudanymmałżeństwie.Samazresztą

chciałamwyperswadowaćBarbarzewiązaniesięzczłowiekiem,

któregoniekochała.Cóż,kiedyonazawszemarzyłaodalekich

podróżachipięknychstrojach,azeskromnejpensjibibliote-

karkinienawielemogłasobiepozwolić…

—Przyjaźniłasięzkimśwpracy?

—NajbardziejzHalinąKamińska.Szkoda,żejestterazna

urlopiemacierzyńskim,bomogłabypanuopowiedziećcoś

więcejoBarbarze.

—Czymapanijejadres?

—Tak,oczywiście.—Bibliotekarkaskwapliwiesięgnęłado

torebkiponiewielkinotesik.—Tonawetniedaleko—

wyjaśniłazuśmiechemmilicjantowi.—Świerczewskiego

osiemdziesiątosiem.

—Amogłabymipanipowiedzieć,cotutajzaszłoostatniej

soboty?—rzuciłoficerzpozornąbeztroską.

—Ażwstydotymwspominać.—Gniewniezmarszczyłabrwi.

—PrzyjechałdoBrzezińskiejjejznajomy.Przywitalisiębardzo

serdecznie,byłamwięccałkowiciezaskoczona,kiedynagle,bez

żadnegopowodu,tenmężczyznawszcząłokropnąawanturę.

Wykrzykiwałordynarnesłowa,groziłBarbarze,anawetpowy-

wracałpółkizksiążkami.Dopieromojazapowiedź,żewezwę

milicję,skłoniłagodoopuszczeniabiblioteki…Panmyśli,żeto

on?—KobietazwrażeniachwyciłaMazurkazarękaw.

—Znagopani?—Porucznikniemiałzamiarudzielićsięz

nikimswoimipodejrzeniami.

background image

—Widziałamjużkiedyśtegopana—odparłazprzekąsem—

alejegonazwiskaniepamiętam.

34

KilkanaścieminutpóźniejMazurekbyłjużnaulicy

Świerczewskiego.HalinęKamińskazastałwdomu,alena

rozmowęzniąmusiałtrochępoczekać.Odbywałasięwłaśnie

ceremoniakarmieniamaleńkiegoAndrzejkaimilicjantnie

miałjakośsercaprzeszkadzać.

—PrzyjaźniłamsięzBaśką—oświadczyłamłodamatka

porucznikowi,kiedynajedzonysynekzasnąłsmaczniew

wózeczku.—Znałamteżdobrzejejbyłegomęża.Zresztąmoja

siostrapracujerazemznim,tyle,żeonjestasystentem,aona

laborantką.

—JakukładałosięmałżeństwoBrzezińskich?

—Nienajlepiej,aleinietaktragicznie—wzruszyła

ramionamiKamińska.—Widziałamgorzejdobranepary,które

jakośzesobąwytrzymywały.ZresztąBaśkadoostatniejchwili

wahałasięztymrozwodem.Niewielebrakowało,abyłabysię

wycofała,aleZbyszekpostawiłsprawętwardo,żeniemyśli

konkurowaćzeŻmichowiczem.

—Toonisięznali?

—Kiedyśbylipodobnonajlepszymiprzyjaciółmi—

roześmiałasięKamińska.—Razemrobilimaturę,razem

studiowaliiobajmielibzikanapunkciebadaniajakichś

bakterii,którymiinteresowałsiędocentMiło-wicz.Dopieropo

studiachichdrogitrochęsięrozeszły,Zbyszekzostałna

uczelni,aZmichowiczposzedłdoSanepidu.

—Zaraz,zaraz—wtrąciłsięporucznik.—Brzezińskabyła

przecieżkiedyśżonąMiłowicza.

—Zgadzasię—skinęłagłową.—Dopiero,kiedydocentzginął

wwypadku,wyszłazamążzaZbyszka.

—Mówiłapani,żeZmichowiczrównieżinteresowałsię

background image

Brzezińską.

—Elka,toznaczymojasiostra,twierdzi,żewłaśnieon

namówiłBaśkędorozwodu.Niewiem,jakbyłonaprawdę,ale

wkażdymraziekiedyśZbyszekprzyłapałswojążonęwłóżkuze

Żmichowiczem.

43

—Doszłodoawantury?

—Nawetdorękoczynów…

—AcorobiłaBrzezińskaporozwodzie?—zacząłMazurekz

innejbeczki.

—WyniosłasiędoWawra.Prawdęmówiąc,niewidywałam

jejwtymokresie,więcpanunieodpowiem—potrząsnęła

głową.—Pokilkumiesiącach,kiedysprowadzałasięna

Krasińskiego,pomagałamjejprzewozićrzeczyistądwiem,że

mieszkaławWaw-rzeprzyCedrowej.

—Czygdzieśpracowała?

—Niemampojęcia.Nigdyniechciałamówićotamtym

okresie…

—Brzezińskibardzoprzeżywałrozstanie?

—Niesądzę—odparłazprzekonaniem.—Znalazłsobie

przyjemnądziewczynęioilewiem,majązamiarsiępobrać.

—Któżtotaki?—zainteresowałsięporucznik.

—Studentkabiologii.NazywasięAnkaLikowska,ale

widziałamjąwszystkiegodwa,czytrzyrazyinawetniewiem,

gdziemieszka.

—Itaksporomipanipomogła—podziękowałMazurek.—

SpróbujędowiedziećsięjeszczeczegośwtymWawrze.

Parterowy,niewielkidomekprzyulicyCedrowejokazałsię

niezbytgościnny.Najpierwmilicjantprzezdobrychdziesięć

minutbezskuteczniedusiłprzyciskdzwonkaprzyfurtce,a

kiedyzdecydowałsięwkońcuwejśćdozapuszczonego

ogródka,wyskoczyłdoniegożółty,zdecydowaniegroźnie

background image

wyglądającykundel.Celniewymierzonykopniakuchronił

wprawdziespodnieoficera,alepies,tymrazemjużz

bezpiecznejodległości,zacząłzawzięcieujadać,chcącwidać

mimo

44

wszystkowypłoszyćintruza.Podłuższejchwiliszczekanie

zwabiłoniewysoką,tęgąkobietę.

—Apantuczego?—rzuciłaostro.

—Dopani.—Porucznikskwapliwiewyciągnąłlegitymację.—

Niechpaniuciszytobydlę,bouszypuchną—dodał,oglądając

sięniepewnienapsa.

Informacja,żemadoczynieniazmilicjantem,bynajmniejnie

zdeprymowałakobiety.

—Dostajejeść,żebyszczekałnaobcych.—Pannapewnodo

mnie?—ZniedowierzaniempopatrzyłanaMazurka.

—PaniKuśmierczykowa?

—Tak,toja,alenierozumiem…

—ChodzioBarbaręBrzezińską—wyjaśniłspokojnieoficer.

—Możewejdziemydośrodka?

—OBoże!Takjakbymprzeczuła,żebędąztegojakieś

kłopoty!—Kuśmierczykowazmiejscastraciłarezon.—

Mówiłam,prosiłam,alestarysięuparł,żenibyzarobimyparę

groszy.Ateraztakiwstyd!—załamałaręce.—Nastarelata

milicjabędzieczłowiekaciągała!

Znaleźlisięwniewielkim,alezatobardzozagraconym

pokoju.Porucznikrozsiadłsięwygodniewstarym,trochę

zdezelowanymfoteluirzuciłsurowymtonem:

—Niechpaniwszystkoopowie.Tylkoprawdę!—zaznaczył,

marszczącgroźniebrwi.

—Przyszładomnietazdzira—Kuśmierczykowasplunęła

ostańtacyjnie—idalejprosić,żebymjejpokójwynajęła.Młody

Lipowskijąnaraił.Panwie,prawiesąsiad,boze

background image

Storczykowej…

Mazurekpierwszyrazwżyciuusłyszałnazwisko,ale

poważnieskinąłgłowąistarającsięniezdradzaćswojego

podniecenia,zacząłleniwiebębnićpalcamipoporęczyfotela.

—Janiechciałamjejprzyjąć—ciągnęładalej

background image

36

kobieta—bocośmisięniepodobała,alestaryzarazpodniósł

krzyk,żenibytysiączłotychmiesięczniepiechotąniechodzi…

Brzezińskazostała,alenamelduneksięniezgodziłam—

pokorniespuściłaoczy.—Pomyślałamsobie,żewlezietaka,a

późniejkijemjejniewygoni…

—Nono,paniKuśmierczykowa!—Oficerzwyraźną

dezaprobatąpokręciłgłową.—Trzebażyćwzgodziez

przepisami.Niechpanimówi,cobyłodalejzBrzezińską—

dodałłagodniej.

—Zpoczątkutożadnychkłopotówzniąniemiałam—

przyznałaszczerze.—Wprawdziedouczciwejrobotywziąćsię

niechciała,alepłaciłaregularnie.Tylkotyle,żeKazikLipowski

staleuniejprzesiadywał—westchnęła—alemiprzecieżnicdo

tego…Pomiesiącuzaczęłamisięwydawaćtrochęgrubaw

brzuchu,chociażniczegoniepodejrzewałam.Ażtunagle

wylazłoszydłozworka!—Kuśmierczykowapoczerwieniałaz

oburzenia.

—Cosięstało?

—Kiedyśwnocyzaczęłasięskręcaćwłóżkuicoś

wykrzykiwaćbezsensu.Myślałam,żesięczymśstrułai

zadzwoniłampopogotowie.Lekarzprzyjechał,pomacałi

okazałosię,żedziewczynajestwciąży.Takiwstyd!

—Wiepani,czyjebyłotodziecko?

—Ajakże!—Kobietanachyliłasiędouchaporucznika.—

NawetsięnygusKazikniewypierał!

—Icodalej?

—Skaranieboskie!Cojawtedyprzeżyłam!—załamałaręce

Kuśmierczykowa.—Wyrzucićjejprzecieżniemogłam,a

trzymaćtakąwdomu…Wreszciektórejśnocyzauważyłam,że

przyszedłnaniączas.WyciągnęłamLipowskiegozłóżkai

background image

kazałammuodwieźćBrzezińskądoszpitala…

—Dojakiego?

background image

37

—Wolałamniewiedzieć.

—Ktozająłsiędzieckiem?

—PanBógjąskarał—pokiwałagłowąkobieta.—Dziecko

umarło…NiedługopóźniejBrzezińskawyprowadziłasięode

mnie…

—OdwiedzałjąktośpozaLipowskim?—zapytałna

zakończeniemilicjant.

—Nawetsiędziwiłam,żeniemiałażadnychznajomych—

odparłaKuśmierczykowa.—Innarzecz,żemożewstydziłasię

tejciąży…

KilkaminutpóźniejMazurekdobijałsięenergiczniedodrzwi

domkuprzyulicyStorczykowej.Tymrazemnieczekałdługo.

—Kogopanszuka?—zdziwiłsięstarszy,siwymężczyznana

widokmilicyjnejlegitymacji.

—ChciałbymzamienićkilkasłówzKazimierzemLipowskim

—odparłporucznikswobodnie.

—Bardzożałuję,alesynaniemawdomu.Acosięstało,jeśli

możnawiedzieć?

—Tonicważnego—oficerzdecydował,żenieujawnicelu

swojejwizyty.—Kiedymógłbymgozastać?

—Myślę,żewrócidopierowpiątek.Onwozikontenery—

wyjaśniłLipowski,widzączdziwionąminęmilicjanta.—-

JeździdoBerlina,doPragi,aczasamijeszczedalej…

—Dawnowyjechał?

—Dzisiajzsamegorana—odparłmężczyzna.—Wrócił

wczorajpóźnymwieczoremiledwozdążyłsiętrochęprzespać,

ajużwysłaligonanastępnątrasę.Szczerzemówiąc,widuję

synawszystkiegopokilkagodzinwtygodniu…

—Nocóż,trudno—westchnąłMazurek.—Miałbymtylko

prośbę,żebysynwpadłdomnie,dokomendy,zarazpo

background image

powrocie.

—Oczywiście,powtórzę…

background image

47

Porucznikwsiadającdosamochodu,zerknąłnazegarek.

Minęłajużgodzinaosiemnasta,zakląłwięcszpetniepod

nosem.Pozostawała,mudzisiajjeszczejednasprawado

załatwienia,atomogłopotrwać…

NaTrasieŁazienkowskiej,apóźniejnaWisłostradzie

zupełnieniezwracałuwaginaograniczeniaszybkości.Kiedy

wyjechałjużzWarszawydocisnąłpedałgazudooporuizwolnił

dopieroprzedNowymDworem.Miałszczęście,bonastacji

foenzynowejniebyłotłoku.

Pierwszyzzagadniętychprzezroficerapracownikównicsobie

nieumiałprzypomnieć.Zatonastępny,słyszącpytanie,

uśmiechnąłsięo-duchadoucha.

—Oliwkowyopel?Oczywiście,,żepamiętam—odparłbez

zastanowienia.—Wnuedzielę,gdzieśkołodziesiątej

wieczorem,tankowałemcałybak.Facetdałmi„Mieszka”i

miałemkłopotyzwydaniemreszty…

DoWarszawyporucznikwracałjużznaczniewolniej.Czuł

wyraźnezniechęcenia.Fijałkowskimiałalibi,więcjego

sobotniaawanturazBrzezińskąokazałasiębezznaczenia.

Pozostałym-osobomznajbliższegootoczeniazabitej

brakowałomotywu.Wszystkowskazywałonato,żezbrodni

drokonałjakiśzboczeniec,atooznaczało,żeprowadzenie

śledztwamogłożywoprzypominaćposzukiwanieigływstogu

siana.

background image

V

LedwoporuczmikMazurekzdążyłusiąśćprzyswoimbiurku

wkomendzie,dopokojuwpadłjakbombachorążyWcisławski.

Widaćbyło,żejestwdoskonałymhumorze.

—Serwus,Michał!—zawołaIwesołoodsamegoprogu.—Co

wczorajzwojowałeś?

48

—-Prawdęmówiąc,niewiele—skrzywiłsięoficer.—Aty?

—Chybacośmam—Wcisławskiuśmiechnąłsiętajemniczo.

—Niegadaj?

—Wnocyzniedzielinaponiedziałekwidzianowpobliżu

Tucholskiejdwóchnygusów,którzycałkiemdobrzemogliby

nampasowaćdosprawy—zacząłrelacjonowaćchorąży.—

GdzieśkołodwudziestejtrzeciejpatrollegitymowałnaŚmiałej

niejakiegoStanisławaGawła,azarazpoczwartejna

SułkowskiegoprysnąłwywiadowcomZenonCiotucha.

—Gawełtomójstaryznajomy—ożywiłsięporucznik.-—

Swojegoczasuzapakowałemgonaładnekilkalatdopuszki,a

onpoczęstowałmniescyzorykiem—klepnąłsięznaczącopo

udzie.—Tylko,żetobyłraczejspecjalistaodwłamań…

—Wwięzieniunabrałpodobnodziwnychmanier—pokręcił

głowąWcisławski.—Słyszałem,żeostatniobardzolubiświecić

gołymtyłkiem,zwłaszczaprzedszersząpublicznością.Niewiele

brakowało,żebyzrobilimuotosprawę.

—Maszjegoadres?

—-Sprzedczterechmiesięcy,niesądzęwięc,żebybył

aktualny.

—Nodobrze,atendrugigagatek?

—Ciotuchaodsiadywałpięćlatzagwałt.Nawiosnęzwolnili

gowarunkowo.

—Jednymsłowem,obajchłopcyzbranży.

background image

—Otóżto—zgodziłsięchorąży.—Pomyślałem,żewarto

czegośbliższegodowiedziećsięonichistraciłemwczorajkilka

godzinnawizytywcobardziejzakazanychżoliborskich

spelunkach.

—Przynajmniejzjakimśefektem?

—Diabłatam!—westchnąłWcisławski,nietającswego

zawodu.—■Alemożedzisiajudamisięcoś

4—DzwonekzNapoleonem

background image

40

niecośwywęszyć—dodałnatychmiastznadziejąwgłosie.

Oficerzamyśliłsię.Tentropwyglądałnawetdosyć

zachęcająco.Gdybyprzypuszczeniakolegiokazałysięsłuszne,

ujęciezabójcówBrzezińskiejbyłobyjużtylkokwestiączasu.

—No,topowodzenia!—uśmiechnąłsiędochorążego.—Ja

teżspróbujęzasięgnąćjęzykaotychptaszkach.Aha!—

przypomniałsobienagle.Przvokazjidowiedzsięczegośo

niejakiejAnnieLikowsKiej.

—Acotozajedna?

—NowadziewczynaBrzezińskiego.

—Oilewiem,odrozwodnikówniewymagasięcelibatu—

zauważyłpodejrzliwieWcisławski.

—Totylkotak,dlaporządku—zbagatelizowałsprawę

porucznik.

Chorążypostanowiłnietracićczasuiruszyłdowyjścia.

Mazurekmiałwłaśniezamiarpójśćzajegoprzykładem,kiedy

wpokojupojawiłsięnaczelnikKłosiński.

—Jakwidzę,niejesteśzbytzajęty—rzuciłnawstępiez

nadziejąwgłosie.—Miałbymdlaciebiemaleńkąrobótkę…

—Cotywłaściwiedopiorunasobiewyobrażasz?!—

porucznikażpoczerwieniałzezłości.—Niejestemzgumy!

Wlepiłeśminajbardziejparszywąsprawę,jakąmamyw

komendzie,ijeszczecimało?!

—Tobiezajęłobytonajwyżejpółgodziny—nieustępował

major.

—Poszukajsobie,stary,innegofrajera!

—Alejanaprawdęniemamnikogowolnegowwydziale…

—Ioczywiściejamuszęcierpiećztegopowodu?

—Nieprzesadzaj,stary.—Kłosińskipojednawczopoklepał

Mazurkaporamieniu.—Zresztątonaprawdędrobiazg.

background image

WczorajwnocychłopakiprzymknęliJaśka

background image

41

Klusika.Gośćbyłnaniezłymcykuiawanturowałsięz

kolesiami,żeaższybydrżałynacałejulicy.Namójgustniema

sensurobićztegoafery,ależenyguspołowężyciaspędza

ostatniowpudle,ktośpowinienznimpoważniepogadać…

Porucznikwzruszyłtylkoramionami.Nawetniemyślał

ukrywać,żeniepodzielawiaryswegoszefawzbawienneskutki

takzwanychrozmówprofilaktycznych.Miałwłaśniezamiar

głośnowypowiedziećswojąopinięnatentemat,gdyprzyszło

munagledogłowy,żeKlusik,któryutrzymujebardzooży-

wionekontaktyzcałymżoliborskimpółświatkiem,możecoś

wiedziećoostatnichwyczynachGawłaiCio-tuchy.

—Niechcibędzie—ustąpiłnaczelnikowi,choćbez

specjalnegoentuzjazmu.—Natręuszutemunygu-sowi,ale

jeśliwnajbliższymczasiejeszczerazwrobiszmniewcoś

takiego,napiszęraportozwolnienieztejbudy!

KilkaminutpóźniejstanąłprzedMazurkiemniewysoki,

sądzącnaokobliskopięćdziesięcioletnimężczyzna.Klusik

zmierzyłmilicjantanieufnymspojrzeniemiodruchowootarł

rękawemintensywniezabarwionynafioletowoczubeknosa,

którydobitnieświadczyłozainteresowaniachwłaściciela.

—Mojeuszanowanie,paniewładzo—ukłoniłsię

kurtuazyjnie.—Nicsiępanniezmieniłprzeztedwalata…

Oficernatychmiastprzypomniałsobie,żewłaśniedwalata

temuwyekspediowałKlusikanakolejnyprzymusowypobytw

zakładziekarnym,alewolałniepodejmowaćtematu.

—Jakzdrówko,Klusik?—zagadnąłuprzejmie.—

Reumatyzmusięwcelijeszczenienabawiłeś?

—Słońcafaktycznieniewieleoglądam—westchnąłaresztant

ponuro—adotegostarośćnieradość…

4-

background image

51

—Przydałobysięwreszciezadbaćtrochęosiebie,atynic

tylkowódkairozróbki.

—JakBogajedynegokocham,dawnojużztymskończyłem!

Klusikteatralnymgestemuderzyłsięwpiersi.—Jedynyraz

wczorajmisięzdarzyłoprzełknąćnaparsteczekizaraztrafiłem

nadołek—dodałzezbolałąminą.—Takiejużmojezakichane

szczęście…

—Nietrzebabyłourządzaćawanturponocy—zauważył

poruczniksurowo.—Jeszczejednatakahistoriaijaknic

zarobiszkilkakalendarzy.

—Znaczy,terazmniepanwypuści?—podchwycił

natychmiastaresztant.

—Żebyśznowunarozrabiał?

—AleżbrońmniepanieBoże!

—Jużjacięznamjakzłyszeląg—roześmiałsięironicznie

milicjant.—Gdybyśchociażwziąłsiędojakiejśporządnej

roboty…

—Mamchoreserce—wyrecytowałjakwyuczonąlekcję—i

lekarzezabronilidźwigać…

—Wtakimrazieniepozostajenamnicinnego,jakzałatwićci

sanatorium.

Napozórniewinnestwierdzenieoficerazrobiłonaaresztancie

piorunującewrażenie.Wyraźniepobladłiwokamgnieniu

zupełniestraciłrezon.

—Trafićdopudłazajakąśtammaleńkąsprzeczkęz

przyjaciółmi?!—jęknąłpłaczliwie.—Paniewładzo!Niechsię

panzlituje.Jawszystkozrobię,copantylkozechce…Zaraz

polecędopośredniaka,mogęcodzienniemeldowaćsięw

komendzie,tylkoniechmniepanpuści!

—Jednakskruszałeśprzeztedwalata—•niebezsatysfakcji

background image

stwierdziłMazurek.—Jeszczetrochę,imożewyszedłbyśna

ludzi…

—Panteżbyskruszał!—Klusikwzdrygnąłsięnasamo

wspomnienie.—Sporowswoimżyciuprzesiedziałemizawsze

możnabyłowytrzymać,aleostatnio

background image

52

wywieźlimniewgóryipogonilidorobotyprzyjakiejś

cholernejdrodze.Mrózczyupał,machaj,człowiekułopatąod

świtudonocy.Myślałem,żeduchawyzionę…Paniewładzo!—

błagalniezłożyłręce—niechmipantymrazemdaruje…

—Aposzedłbyśdopracy?

—Niechjużbędzie—sapnąłaresztantzdeterminacją.—Byle

niedotakiej,jakwtedy…

Porucznikniemógłjakośuwierzyćwszczerośćzapewnień

Klusika,aledoszedłdowniosku,żenicwięcejtutajniezwojuje.

Pozostawałojeszczeupiecprzyokazjiwłasnąpieczeń…

—Nocóż—udałwahanie—niejestempewien,czycimogę

zaufać,ale…Awłaściwietojestjeszczejednasprawa—zaczął

ostrożnie.—Mampewienkłopot…

—Niechpanwładzatylkoszepnie—zadeklarowałsięKlusik

ochoczo.—Nagłowiestanę,azałatwięcotrzeba!

—Toniebędzietakietrudne—milicjantuśmiechnąłsię

zachęcająco.—Słyszałem,żenienajgorzejznaszStaśkaGawłai

ZenkaCiotuchę…

—Otyleoile…

—Ostatnioporządnienarozrabialiichciałbymichztego

rozliczyć.

Przezdłuższąchwilęwpokojupanowałomilczenie.Klusik

niepewnierozglądałsiędookoła,jakbyszukałciemnegokąta,w

którymniemógłbygodosięgnąćbacznywzrokoficera.Nie

chciałzaszkodzićkumplom,alezdrugiejstronybałsię,że

odmawiającporucznikowi,ściągnienaswojągłowępoważne

kłopoty.Cogorsza,kwestiaewentualnegozwolnieniazaresztu

niebyłajeszczewsposóbdefinitywnyrozstrzygnięta…

—ZenekCiotuchafaktyczniemacośnasumieniu—mruknął

niechętnie.—Prysnąłgdzieśzchałupyiznikimniechcegadać.

background image

Janiewiem,ocochodzi,ale

background image

43

niechpanzapytaMaryśkęWiśniewskązWrzeciona

dziewiętnaście.Onapanupowie…

—Ajeśliniebędziezbytrozmowna?

—TopanjejprzypomnitakiegorudegoSzweda,który

nocowałuniejwzeszłąsobotę—roześmiałsięobleśnieKlusik.

—Facettaksięzaperfumował,żeczegośuMaryśkizapomniał

—wypowiadającostatniesłowo,Klusikporozumiewawczo

przymrużyłoko.—Mógłbypantoznaleźćwdoniczcez

palemką—dodałzagadkowo.

—Wporządku—skinąłgłowąMazurek—acozGawłem?

—Beznadziejnasprawa,paniewładzo—aresztant

najwyraźniejsięstropił.—Niewidziałemgoodmiesiąca…A

zresztąprzedStaśkiemwszyscyportkamitrzęsąiniktonim

słowaniepowie.

Milicjantbyłprawiepewien,żetamtenkłamie,nieprzejąłsię

tymjednakzbytnio.Dobrzewiedział,jakmapostąpić…

Leniwiepodniósłsięzkrzesłanaznak,żerozmowajestjuż

skończona,iwolnymkrokiemruszyłwkierunkudrzwi.

—Twojasprawa,Klusik!—rzuciłobojętnie.—JJeśliwolisz,

możemysięgniewać…

—Ależ,paniewładzo!—żarliwiezaprotestowałaresztant.—

NiechmnieBógskarze,jeślikłamię!

—Niemamyoczymmówić—żachnąłsięoficer.—iLepiej

wracajnadołekizróbsobierachuneksumienia.

—Akiedywyjdę?—terazKlusikprzestraszyłsianienażarty.

Obiecałpan…

—Tyteżcośobiecałeś…

—AleGawełprzeciągniemniemojką,jaksiędoiwie…

—Jamuniepowiem.—Porucznikwzruszyłramiolnami.—

Skorojednakwolisztrzymaćztymnygusem,niżzemną…

background image

44

—Ondopierocowyszedłzpudłaijeststrasznieciętyza

poprzedniąwpadkę.

—Icoztego,skoroznowutrafidopaki?

—Tylko,żewcześniejwyprawimnienatamtenświat!

Klusikjeszczeprzezchwilęrozpaczliwieszukałdalszych

argumentów,alewidząc,żenierobiąonenamilicjancie

żadnegowrażenia,ustąpiłwkońcu.

—Aniechtam!—wyrzuciłzsiebiezrezygnacją.—Niejestem

pewny,alecośsłyszałem,żeGawełzamelinowałsięuMariana

WasiakanaLaktykarskiejcztery.

—Dlaczego?

—Panprzecieżwienajlepiej—żachnąłsięKlusik.—Mokra

robota.

DziesięćminutpóźniejMazureksiedziałjużzakierownicą

tegosamegofiata,którymjeździłpoprzedniegodnia—na

szczęściemajorKłosińskizapomniałdzisiajoodebraniu

kluczyków.Porucznikzadecydował,żesamzłożywizytę

Gawłowi.Znałdobrzetegoprzedstawicielapółświatkai

wiedział,żewkomendzieniepowieonzwłasnejwoliani

słowa.Niepozostawałonicinnego,jakdziałaćzzaskoczeniai

wymyślićcośnamiejscu.

Samochódzaparkowałzarogiem,sprawdził,czypistolet

lekkowysuwasięzkaburyumieszczonejpodpachąinie

zastanawiającsiędłużej,ruszyłwkierunkudrewnianego,

niechlujniewyglądającegodomku.

Furtkaniebyłazamknięta,arównieżidrzwiwejściowe

ustąpiłynatychmiast,kiedytylkoporuczniknacisnąłklamkę.

Wniewielkimkorytarzykupanowałpółmrok.Pochwilioficer

przyzwyczaiłsiędoniegoispostrzegł,żemaprzedsobąwejście

dodwóchpomieszczeń.Ostrożniezajrzałdopierwszegoz

background image

brzegu.Wśrodkuniezauważyłnikogo,chociażrozgrzebane

background image

55

łóżkoiwalającesiępoziemipustebutelkiświadczyły

wymownie,żepokójzostałopuszczonyprzezwłaściciela

stosunkowoniedawno.

Milicjantbezpośpiechuwycofałsięnakorytarzichciał

właśniespenetrowaćdrugiepomieszczenie,kiedywiedziony

instynktem,gwałtownieodskoczyłwbok.Usłyszałgłośnystuki

kątemokaspostrzegłwbitywścianęnóż,dokładniewmiejscu,

gdziestałprzedchwilą.Suchyszczękzamkanakazałmu

spojrzećwstronędrzwidrugiegopomieszczenia,awsekundę

potemzcałymimpetemuderzyćwnieramieniem.Widać

pozostałomujeszczesporosiły,boprzeszkodawyleciałaz

ogłuszającymtrzaskiemłamanychdesek.Dwiesekundy

późniejporucznikbyłjużwśrodku.Naparapecieokiennym

zauważyłjakąśprzygarbionąsylwetkęibłyskawiczniesprężył

siędoskoku.Pomyślał,żezamomentbędziejużmiał

uciekinierawręku,alelądującnazewnątrz,potknąłsięijak

długirunąłnaziemię.Zwściekłościązmełłwustachprze-

kleństwo,boprzeciwnikzdążyłjużprzesadzićpłoticosiłw

nogachpędziłwstronępobliskichkrzaków.

Mazurekzerwałsięiruszyłwpościg.Płotpokonałbeztrudu,

aleprzedzieraniesięprzezgęstezaroślanieprzychodziłomu

łatwo.Naszczęścietamtenrównieżmusiałsiępotknąć,jakoże

momentpóźniejoficerspostrzegłgotużprzedsobą.

Przeskoczylinastępnypłotinaglewrękuuciekinierabłysnął

nóż.Tymrazem,chcącwidaćmiećpewność,żetrafimilicjanta,

niezdecydowałsięjużnarzut.Wostatniejchwiliporucznik

kantemdłoniwytrąciłmężczyźniebroń,alezrobiłtoosekundę

zapóźno,bopoczułprzenikliwybólwokolicylewegoramienia,

arękawjegomarynarkizacząłszybkozabarwiaćsięna

czerwono.Zfuriąwymierzyłprzeciwnikowipotężnyciosw

background image

szczękę.Mężczyznajęcząc,zwaliłsięnaziemię.

background image

56

—Nareszciemamcię,Gaweł!—wychrypiał,nietającswojej

satysfakcjiMazurek.—Ostatniowykręciłeśsięsianem…Trzy

lata,jakzabrata…

—Typarszywyglino!—wgłosiepowalonegomężczyzny

wściekłośćmieszałasięzestrachem.—Szkoda,żecięnie

zakatrupiłem!

Leżącątużobokbutelkęzobtłuczonymdenkiemzauważyli

prawierównocześnie.Gawełznienawistnymbłyskiemw

oczach,bezchwiliwahaniawyciągnąłponiąrękę,aletym

razemporucznikbyłzdecydowanieszybszy.

—Obawiamsię,żejużnienaprawisztegobłędu!—zasyczał,

wyciągajączdecydowanymruchempistoletzkabury.

—Cotoznaczy?!—Gawełjakoparzonycofnąłrękę.—Copan

chcezrobić?

Mazurekbezsłowazarepetowałbroń.

—Takniewolno!—mężczyznazniedowierzaniem

obserwowałruchymilicjanta.—Panniemaprawa!

Porucznikobracającwrękupistolet,uśmiechnąłsię

jadowicie.Nibyprzypadkiemdotknąłlufązakrwawionego

ramienia…

—Jezus,Maria!—jęknąłGawełpłaczliwie.—Poczęstowałem

panakosą,więcpieszkulawąnogąniezapyta,dlaczegojestem

sztywny!Niechpanrobicochce!—Klęknąłnaglez

determinacjąprzedoficerem.—Jasiędowszystkiego

przyznaję,tylkoniechpanniestrzela!

—Gadaj!—warknąłMazurek.

—Właściwietozgredowinicsięniestało!—Mężczyznatrząsł

sięjakgalareta,niemogącoderwaćwzrokuodpistoletu.—

Zabrałemmuportfelidałemtrochępogłowie,żebynie

krzyczałzagłośno…

background image

—Łżesz!—stwierdziłsuchooficer.

—Przyłożyłemmujeszczeparękopów—skwapli

background image

47

wieprzyznałsięGaweł—aledziadaposadziłemnaśrodku

Piwnej,żebygozarazktośprzyfiłował…

Mazurekschowałpistoletdokabury.Gawełprzyznałsiędo

ciężkiegoprzestępstwa,niebyłowięcsensuciągnąćdalejtej

komedii.Milicjantbyłjednakwyraźnierozczarowany.Chciał

złapaćzabójcę,aniepospolitegorzezimieszka,któryna

Starówceobrabowałjakiegośstarszegomężczyznę…

TrzygodzinypóźniejporucznikMazurekzobandażowanym

ramieniemiwtowarzystwieWcisławskie-goorazcałejekipy

jechałwkierunkuulicyWrzeciono.Przedtemusłyszałjeszcze

kilkagorzkichsłówodmajoraKłosińskiegooswoichmetodach

śledczych,wyładowałzłośćnarobiącejmuopatrunek

pielęgniarce,awkońcuoświadczyłbuńczucznie

komendantowi,żezłapiezabójcęBrzezińskiej,chociażbymiał

gotrafićszlag,idopierowtedypójdziechorować.Terazsiedział

wygodnierozpartynatylnymsiedzeniuisłuchałwywodów

chorążego.

—Ciotuchachybabędzietym,któregoszukamy—zapewniał

Wcisławski.—DwatygodnietemunaOchocieprzyskrzyniłgo

patrol,kiedywkrzakachściągałmajtkijakiejśdziewczynie.

Podobnowyzywałagoodnajgorszych,obiecywała,żemuzato

oczywydrapie,alejakprzyszłocodoczego,wnioskuościganie

niezłożyłaiłobuzamusieliwypuścić.

—Głupia!—westchnąłMazurek.—Mógłjąprze-jcież

załatwićtak,jaktęnaTucholskiej…

—Mamjeszczecoś—przerwałchorąży.—Prokuratordał

nakaz,więcpojechałemdoprzychodni.Grzebałemwróżnych

papierachchybazedwiegodziny,alewyniuchałem,że

Ciotuchamiałjakieśkłopotyzpotencją.Tobytłumaczyło,

dlaczegoniezgwałciłBrzezińskiej,tylkojązabił…

background image

Radiowózzatrzymałsiępodblokiem.MazurełdiWcisławski

wjechaliwindąnaczwartepiętro.Otworzyłaimszczupła,

wyzywającoubranabrunetka.Napierwszyrzutokamoglisię

zorientować,żeuprawiaonanajstarszyzawódświata…

—Panowiedomnie?—nieukrywałaswegozdziwienia.—

Przecieżjajestemzawszewporządku—dorzuciła.—Oco

chodzi?

—Zarazsiędowiesz!—burknąłostrochorąży.Weszlido

środka.Mieszkaniebyłoniewielkie,ale

zgromadzonewnimsprzętydobitnieświadczyłyoza-

możnościwłaścicielki.

—Powiedzno,Maryśka,gdziejestCiotucha—porucznik

zdecydowałsięodrazuprzystąpićdorzeczy.

—Askądjamogęwiedzieć?—żachnęłasiędziewczyna.—

Niezadajęsięztakimimętami.

—Radzęci,niekręć!—zmarszczyłbrwiMazurek.—Znami

niewartozadzierać.

—Kiedy,jakBogakocham,żeniemampojęcia,gdziemoże

byćjakiśtamCiotucha!—wzruszyłaramionami.—Widziałam

gowszystkiegodwa,góratrzyrazywżyciu…

—Zbyttaniklient?—uśmiechnąłsięzłośliwieoficer.

—No,wiepan!—wydęławargi.—Azresztąmogęrobiću

siebiewdomu,comisiępodoba.

—Zwłaszczazazielone—wtrąciłsięchorąży.—Przyznaj,

Maryśka,żelubiszcudzoziemców…

—NaprzykładSzwedów—porozumiewawczoprzymrużył

okoMazurek.—Takichwysokichrudzielców!

—Tomojasprawa!—prychnęłazezłością.

—Niezupełnie—rzuciłostroWcisławski.—Gadaj,mała,

kogotutajmiałaśwzeszłąsobotę?!

—Wsobotę?

—Przecieżniewpiątek!—niespodziewaniegrzmotnął

background image

pięściąwstółporucznik.—Przypomniszsobiezaraz,czymam

cięzabraćnadołek?

59

background image

49

—Zkimspałaś?!—warknąłchorąży.—Ktodocholerybyłu

ciebie?!

—OlafAnderson—woczachWiśniewskiejpojawiłsięstrach.

—Alejanierozumiem…

Mazurekjużwcześniejzauważyłnaparapecieniewielką

palemkę.Terazniezastanawiającsiędłużej,bezsłowa

podszedłdooknaizrozmachemcisnąłdoniczkąopodłogę.

Wśródrozsypanejnadywanieziemibłysnęłyżółtekrążki.

—Maszpecha,mała—pokiwałgłowąWcisławski.—Twój

Olafzwierzyłnamsięztegoizowego…

—Oj,trafisz,siostro,dogara!—Oficerbezpośpiechu

rozgarniałbutemresztęziemi,odsłaniająckolejnekrugerandy.

—Niestety,niedasięukryć!

—Dostałamwprezencie—usiłowałaprotestować

Wiśniewska.—Panowiesięmylą…

—Znowułżesz—machnąłrękąchorąży.—Szkodaczasu!—

Ostentacyjniewyciągnąłzkieszenikajdanki.

—Janiechcę!Jezus,Maria!Tylkonieto!—Podbiegła«do

Mazurkaikurczowozłapałagozarękaw.—Niechpan

wszystkozabierzeizostawimniewspokoju!

—Łapówkęmilicjantowiproponujesz?—Porucznik

odepchnąłjązewzgardą.—Zatoteżmożnadychęzarobić!

Wiśniewskausiadłanadywanieizupełniezrezygnowana

zasłoniłarękamitwarz.Razidrugipociągnęłanosem,apo

chwilirozryczałasięnadobre,przestajączwracaćuwagęna

funkcjonariuszy.Dopiero,kiedyWcisławskizbliżyłsiędoniejz

kajdankamiwręku,zerwałasięnarównenogi.

—Jawszystkopowiem,tylkoniechmniepanniezamyka!—

BłagalniespojrzałaMazurkowiwoczy.—Skusiłomnie—

przyznałaniechętnie.—Olafmiałzawszetyletegoprzysobie,a

background image

jamukiedyśzaproponowałam,żekupię,totylkosięśmiał…

background image

60

—CozCiotucha?—przerwałniecierpliwiechorąży.

—Wponiedziałekranobyłamuchłopakamojejsiostry…

NazywasięLeszekMaliszewskiimieszkanaDygasińskiego,

alboKoźmiana—wybąkałapołykającłzy.—Nigdyniemogłam

zapamiętaćadresu,alełatwopanowieznajdziecie,boto

pierwszywieżowiecodWisłostrady…

—Noico?

—ZastałamtamCiotuchę—wyznałacicho.—Podobno

musiałpryskaćzdomu…Boże!Onmniezabije!—Zrezygnacją

zwiesiłagłowę.

—Cosięstało?!Mówże,dziewczyno!

—Dokładnieniewiem.—Bezradnierozłożyłaręce.—Zenek

byłbardzozdenerwowanyikrzyczał,żegopowieszązajakąś

kobietę…Właściwietonicniechciałpowiedzieć.Prosiłtylkoo

pieniędzenawyjazd…

—Dałaśmu?

—Onchciałkilkapatoli—przeczącopotrząsnęłagłową.—A

zresztąjawolęsięniemieszaćdotakichspraw…

—Isłusznie—roześmiałsięporucznik.—Kradzież

krugerandówtozupełniecoinnego,niżmokrarobota.

Półgodzinypóźniejfunkcjonariuszebylijużprzywejściuna

klatkęschodowądomuprzyWisłostradzie,azeznalezieniem

naliścielokatorówwłaściwegonazwiskauporalisię

błyskawicznie.Mazurekniemiałnajmniejszychwątpliwości.

Dobrzepamiętał,żetuwłaśnieprzyprowadziłgow

poniedziałekpies.

Jedenzmilicjantówzostałnadole,aporucznikw

towarzystwieWcisławskiegoidwóchinnychfunkcjonariuszy

wjechaliwindąnasiódmepiętro.Zadrzwiamipanowała

absolutnacisza.Chorążynawszelkiwypadekwyciągnąłz

background image

kaburypistolet,aMazurekdelikatniezastukał.

background image

50

Niktniezareagował.Oficerzacząłdobijaćsięcoraz

energiczniej.Wkońcuzadrzwiamiktośsięporuszyłi

milicjanciusłyszeliniski,ochrypłygłos:

—Ktotam,dociężkiejcholery?

—Budziszyński—odparłostroMazurek.—Paniesąsiedzie,

copanudiabławyprawia?Umniecałąkuchnięzalało!

—Odczepsiępan!—zmieszkaniadoleciałogniewne

sapnięciegospodarza.—Całydzieńsiedzęwdomuiżaden

kranniecieknie.

—Copanmyślisz,żeśnafrajeratrafił?!—porucznikzudaną

złościąkopnąłwfutrynę.—Sadzawkęsobiewchałupie

urządza,ajamamzwłasnejkieszeninamalarzawykładać?!

—Kiedymówięchybawyraźnie…

—Bujaćtomy,anienas!Balonapanzemnierobisz?!

—Cóżeśpansięczepnął,jakpijanypłotu?Azresztąwejdź

panisamsobiezobacz!

Szczęknęłazasuwaidrzwisięuchyliły.Wszyscyczterej

funkcjonariusze,jaknakomendęruszylizimpetemdośrodka.

Jedenzatrzymałsięzarazprzywejściu,drugi,niebawiącsięw

ceregiele,odepchnąłpodścianęniewysokiegomężczyznę,który

imotworzył,aMazurekiWcisławskibłyskawicznie

spenetrowalicałemieszkanie.Podjęteśrodkiostrożności

okazałysięjednakzbędne,jakożepróczMaliszewskiegonie

byłowmieszkaniunikogo.

—PanowiepoZenka?—mruknąłgospodarzponuro,kiedypo

wyjaśnieniupomyłkipozwolilimuopuścićręce.

—Owszem—skinąłpotakującogłowąporucznik.—Gdzieon

terazjest?

—Choleragowie!—wzruszyłramionamiMaliszewski.—

Mniesięnieopowiadał.

background image

—Lepiejsobieprzypomnij,braciszku!—Mazurek

background image

51

groźniezmarszczyłbrwi.—Zaukrywaniezabójcymożna

zdrowobeknąć!

—Wiem—przyznałgospodarzniechętnie—alecomiałem

zrobić,jakprzylazłdomnie?Nawetdokładnieniepowiedział,o

cochodzi—splunąłzezłością.—Wykrzykiwałtylkoojakiejś

babcewśmietniku.

—Spodziewałsięnas?

—Owszemiwłaśnieposzedłskombinowaćtrochęszmalu,

żebyprysnąćzWarszawy.

—Wrócitujeszcze?

—Tylewiem,coipan—odparłwymijającoMaliszewski.

—Notopoczekamy…

Radiowózbłyskawiczniezniknąłspodwieżowca,w

mieszkaniuMaliszewskiegopojawiłasięniewielkaprzenośna

radiostacja,aWcisławskinawszelkiwypadekpoinformował

gospodarza,żejeżelibędzieusiłowałostrzecCiotuchę,to

niechybnienajbliższelataspędziwkryminale.

Minutywlokłysięniemiłosiernie,nadworzezdążyłojuż

poszarzeć,aciąglenicsięniedziało.Możnabyłosądzić,że

Maliszewskiniemażadnychznajomychaniprzyjaciół,bow

ciąguostatnichgodzinniktsięuniegoniepojawił.Mazurek

powolijużzacząłtracićcierpliwość,kiedynaglektośzastukał

energiczniedodrzwi.

Milicjancipoderwalisięjaknasprężynach.Podczas

oczekiwanianatenmomentzdążyliwielokrotnieomówićkażdy

szczegółakcjiiteraznikomunietrzebabyłoprzypominać,co

marobić.Panującywprzedpokojupółmrokułatwiałzadanie…

Wcisławskiotworzyłdrzwi,kryjącsięwichcieniu.Za

progiemzamajaczyłasylwetkawysokiego,szczupłego

mężczyzny.Musiałbyćtrochępijany,bozatoczyłsięlekko,

background image

wchodzącdośrodka.Zrobiłjeszczekrok

background image

63

iwidaćspostrzegłcośpodejrzanego,bonagleodwróciłsię

gwałtownie.Chciałwybieczmieszkania,alebyłojużzapóźno.

Suchotrzasnęłykajdankiiwprzedpokojuzabłysłoświatło.

Mazurekniemógłpowstrzymaćuśmiechu.Przednimstał

zatrzymanyinieulegałowątpliwości,żetowłaśnienaniego

czekali.

background image

VI

—Zrozum,Ciotucha,żetoniemasensu!Jakniczadyndasz

nastryczku,jeżelizarazniezmądrzejesz!

Mazurekrozmawiałzpodejrzanymdopierogodzinę,ajuż

zaczynałtracićcierpliwość.Wątpliwympocieszeniembyłfakt,

żeaniwnocyWcisławski,aniprzedpołudniemsammajor

KłosińskirównieżzCiotuchynicniewyciągnęli.

Porucznikprzyszedłtegodniadokomendyjakkról,

dokładnieodwunastej,oddałnaczelnikowizwolnienieimiał

zamiarwracaćzarazdodomu,alewieści,któreusłyszał,

zatrzymałygonamiejscu.Podejrzanyzaskarbyświatanie

chciałprzyznaćsiędoniczego.Uparciepowtarzał,żeniebyłw

żadnymśmietniku,niewidziałtamżadnejkobiety,a

WiśniewskaiMaliszewskimieliwedługniegobujną

wyobraźnię…

Mazurekniespodziewałsiętakiegoobrotusprawy.Był

przekonany,żeterazwszystkobędziejużprosteiłatwe,bez

skrupułówchciałwięczostawićsprawęCiotuchykomuś

innemu.Tymczasemspotkałgosrogizawódiniepozostawało

municinnego,jaksamemuzabraćsiędoroboty.

—Przecieżtyniemaszalibi—tłumaczyłcierpli

background image

64

wiepodejrzanemu.—Pieszkulawąnogącinieuwierzy!

—Janicniewiem—stanowczostwierdziłCiotucha.—

Powtarzałemjużsetkirazy,żezaperfu-mowałemsięwbarze,a

późniejkimałemnaławcewparku.

—Todlaczegowiałeśprzedwywiadowcami?—nieustępował

oficer.

—Odsiadkanadołkunienależydoprzyjemności…

—Znaczy,miałeśjednakcośnasumieniu?

—Abotorazprzymykalimniebezpowodu—podejrzany

wzruszyłramionami.—Zpudławyszedłemnawarunkowe,a

takizawszejestpodejrzany,kiedytrochęwypije…

—ZSułkowskiegonaTucholskądwakroki…

—JanaTucholskiejniebyłem!

—Skądwiesz,skorosięurżnąłeś?

—NiechodziłemnaTucholskąikoniec!—oświadczył

Ciotuchazrozpaczliwymuporem.—JakBogakocham!

—Łżesz!

—Niewierzymipan,bojużsiedziałem…

—Nietylkodlatego!

Mazurekzdecydowałsięnaostatniargument.Wstałzmiejsca

ibezpośpiechupodszedłdoszafy.Pogrzebałwniejchwilęi

wyciągnąłniewielkąnylonowątorebkęzmęskąchustkądo

nosa.Prawdęmówiąc,byłnawetzdziwiony,żeaniWcisławski,

aniKłosińskiniepomyśleliotymwcześniej…

—Ekspercisiedzielinadtymdrobiazgiemprzezcałąnoci

doszlidowniosku,żetotwojazguba—zaryzykowałblef.—Nie

wiesz,baranie,żenamwystarczyguzik,żebyprzyskrzynić

właściciela?

Namomentwpokojuzapanowałakompletnacisza.Ciotucha,

bladyjakściana,przyglądałsięzprzerażeniemtrzymanejprzez

background image

porucznikachustce.Również

5—DzwonekzNapoleonem

background image

54

iMazurekzniepokojemczekał,cobędziedalej,chociażliczył

wduchunato,żepodejrzany,mającniewielkiepojęcieo

kryminalistyce,uwierzywprawienieograniczonemożliwości

milicji.

—Nodobrze,powiempanu—skapitulowałwreszcie

Ciotucha.—Byłemwtymśmietniku.Cholerawie,czegojatam

szukałem,alejaksięczłowiekzaprawi,tomuróżnerzeczy

przychodządogłowy—nerwowymruchemotarłpotzczoła.—

Kiedyzobaczyłemtegotruposzczaka,myślałemżemnieszlag

trafi…Jatamdotakichwidokównieprzywykłem—wzdrygnął

sięnasamowspomnienie.—Strzeliłempawiemichciałem

wytrzećgębę,alemismarkałkaupadłamiędzyłachytejbabki

—zrezygnacjąwskazałnachustkę—ajajużniemiałem

zdrowiatamgmerać…

—Towszystko?—zwyraźnymniedowierzaniempokręcił

głowąporucznik.—Niezapomniałeśoczymś?

—JakBogajedynegokocham!—jęknąłpodejrzany,bijącsię

żarliwiewpiersi.—Powiedziałemwszystko,jaknaświętej

spowiedzi!

—Októrejbyłeśwśmietniku?

—Niepamiętam—zawahałsięCiotucha.—Alezarazpotym

nadziałemsięnapatrol…

—Trochęsięzgadza,aleniezupełnie—oficerskrzywiłsięz

niesmakiem.—Taknaprawdętodorwałeśbabkę,chciałeśsięz

niąkochać,aonawysłałaciędowszystkichdiabłów…

—Tonieprawda!—Podejrzanyzerwałsięzmiejsca,jak

oparzony.—Żebymtakjutraniedoczekał!

—Miałeśkłopoty—ciągnąłnieubłaganieMazurek.—Niepo

razpierwszyzresztą…

—Nie!!!

background image

—Zamiastsięleczyćzaciągnąłeśdziewczynędośmietnika.

Niewyszłoci,więcdołożyłeśjejrazidrugi,ażwyzionęładucha.

—Jezus,Maria!Janiechcęwisieć!—wychrypiał

background image

55

ledwożywyzprzerażeniaCiotucha.—Przecieżtoniemoja

robota!

Porucznikodprowadziłpodejrzanegodoaresztuipięćminut

późniejbyłjużunaczelnikaKłosińskiego.Majornajwyraźniej

niemógłsiędoczekać,borelacjiwysłuchałzogromnym

zainteresowaniem.Nakoniec,nietajączadowolenia,zatarł

ręce.

—Dobrarobota!—sapnąłwesoło.—Ciotuchaprzyznałsię,że

byłnaTucholskiej,tozakilkagodzinprzyznasięidotego,że

załatwiłBrzezińską.Gdybymutakjeszczepokazać,czymją

trzepnął…

—Ba!—Mazurekbezradnierozłożyłręce.—Siedziałemtamz

chłopakamiprzezpółdniainicnieznalazłem.

—Szkoda…

—Ostateczniemogęjeszczerazprzespacerowaćsiędotego

cholernegośmietnika—zaproponowałporucznik.—Nie

zawadziposzperaćznowupookolicy…

—Chybaszkodatwojegoczasu—sceptycznieskrzywiłsię

Kłosiński.—Wyślętamkogośzmłodszych,aty,jak

odpoczniesz,pogadajlepiejzCiotucha.

—Świeżepowietrzedobrzemizrobi—nieustępował

Mazurek.—Niezapominaj,stary,żeformalnierzeczbiorąc,

mampięćdnizwolnienia.

—LedwocięGawełdrasnąłizarazpięćdni!—roześmiałsię

major.—Jadostałemdokładnietyle,kiedymiłapępostrzelili…

—Dwadzieścialattemu?

—Dwadzieściacztery…

—Znaczykawałzdużąbrodą!—parsknąłporucznik.—Nic

nieporadzę,żeczasysięzmieniają…Dajmizłaskiswojej

kluczykiodwozuGrzelaka—zmieniłtemat.—Zabrałeśje

background image

wczorajpodpozorem,żemniepokroili,aleskorouważasz,że

nicminiejest…

—Malcherczykzkryminalnegorozwaliłwczoraj

background image

67

swojegofiatainaraziebędziejeździłtym—zasępiłsię

Kłosiński.

—Więcniechmniezawiezie…

—Oj,Michał,cojaztobąmam—westchnąłnaczelnik.—Ale

zato,jaktylkosięwykurujesz,wlepięcinastępnąsprawę.

—Teżminowina—wzruszyłramionamiMazurek.—Przecież

takie„uszczęśliwianie”chłopakówtotwojegłównezajęcie.

—Bokibędzieszzrywał,jakpogadaszzposzkodowanym—

niedałsięzbićztropuKłosiński.—Jednemuzadoratorówtej

twojejBrzezińskiejokradlisamochód.Facetniemiałpretensji

ofutrzakizapięćipółpatyka,tylkoojakiśdzwonekz

Napoleonem.Kupiłodkogośokazyjnieichciałsiępochwalić…

—Wybacz,Jasiu—poruczniknajwyraźniejnieprzejawiał

żadnegozainteresowanianowąsprawą—alenaŻoliborzunie

madnia,żebykomuśnieobrobilisamochodu,azabójstwo

mamyraznakwartał…Dlajakiegośdzwonkanie

zrezygnowałbymzezwolnienia.

PółgodzinypóźniejMazurekwysiadłzradiowozuuzbiegu

TucholskiejiKrasińskiego.Rękaniedokuczałamujużprawie

wcale,byłwięcwdoskonałymhumorze.Tymrazem

zdecydował,żeobejrzysobiewszystkobezczyjejkolwiekasysty.

WolnymkrokiemprzemierzyłkilkarazyTucholską,alejakoś

nicnierzuciłomusięwoczy.Wkońcuzatrzymałsięna

niewielkimskwerkuiusiadłnaławce.Zacząłsięzastanawiać,

którędymógłuciekaćzabójcapodokonaniuzbrodni.Zmiejsca,

naktórymsiedział,widziałkawałektrawnikaprzyśmietniku.

Tamwszystkometodycznieprzeszukali,alenaskwerekjużnikt

sięniepofatygował…—Błąd,pomyślałniechętnie.Cholera,

poszkapiłemsprawę.

Wstałzławkiiniespieszącsięruszyłwkierunku

background image

56

pobliskichkrzaków.Przedtemniezwracałnanieuwagi,ale

terazzacząłprzyglądaćsięimbardzopodejrzliwie.Razidrugi

sięgnąłnawetpojakiśgrubszypatykalbokawałekżelastwa,ale

nicmujakośniepasowało…

Naglenasamymskrajuskwerku,niecałepięćdziesiątmetrów

wliniiprostejodśmietnika,zauważyłkrótką,trochę

zardzewiałąrurkę.Nachyliłsięnadniąizniedowierzaniem

przetarłoczy.Niektórerudaweplamymiałytrochęinnyodcień

niżzwykłardza…

background image

VII

Mazurekzjawiłsięwkomendziedobrzeprzedgodzinąósmą.

MimowczesnejporyczekałjużnaniegowpokojuWcisławski.

—Aletymasz,bracie,oko!—przywitałporucznika,nietając

swojegopodziwu.—Ktobysięspodziewał!

—Zwykłyprzypadek—niecierpliwiemachnąłrękąoficer.—

Powiedzmilepiej,cowywróżyliztegożelastwaeksperci.

—Prawiepółnocyprzesiedziałemznimiwlaboratorium,

żebyzaspokoićtwojąciekawość—roześmiałsięchorąży.—

Myślęjednak,żesięopłaciło.

—Niegadaj?

—Wedługwszelkichznakównaniebieiziemitąwłaśnie

rurkązabitoBrzezińską—oświadczyłzpowagąWcisławski.—

Eksperciznaleźliśladykrwiisporowłosów.Długokręcilinad

tymgłowami,ażwreszcieorzekli,żewszystkorazempasujejak

ulałdowynikówsekcji.

—Tojużjestcoś…

—Poczekaj!—niedałsobieprzerwaćchorąży.—Teraz

dopierobędzienajciekawsze.Brzezińskabyła

background image

69

brunetką,anatymżelastwieznalazłysięrównieżijasne

włosy.Jednejzplamekkrwiteżniedałoradyprzypasować.

—Nierozumiem…

—Jateżnapoczątkuniemogłemzrozumieć—przyznałsię

Wcisławski—alenaszczęścieprzypomniałemsobieo

Winiarskiej!Wszpitaludowiedziałemsię,żejużjądawno

wypisali,więcpojechałempodziewczynędodomuipiorunem

przytaszczyłemdolaboratorium.

—Noico?

—Oczywiście,zawszeistniejesporeprawdopodobieństwo

błęduprzytegorodzajubadaniach—zastrzegłsięchorąży—

alechybamamycałkiemniezłydowódnato,żetensam

człowieknapadłnaobiekobiety.

—Jeżelimijeszczepowiesz,żeCiotuchazostawiłnarurce

swojeodciskipalców,tostawiampółlitra!

—Niestety—westchnąłWcisławski—mimonajszczerszych

chęcinienarażęcięnatakiwydatek.

—Mówisiętrudno!—machnąłrękąMazurek.—Beztegoteż

zatańczęzgagatkiem,żeześmiechusięniepozbiera.Dawajgo

tutaj!

Reakcjapodejrzanegobyłajednakdlaobumilicjantów

całkowitymzaskoczeniem.Kiedychorążywprowadziłgodo

pokoju,obojętnieprzyjrzałsięrurce,azapytanyonocz

czwartkunapiątek,najwyraźniejodetchnął.

—Chociażrazwżyciumammurowanealibi!—oświadczyłz

pewnąminą.—WśrodęwieczoremzgarnęlimnienaOchociei

odsiedziałemczterdzieściosiemgodzinnadołku.Sami

panowiewiedzą,żeniemogłemwtymczasienarozrabiaćna

Żoliborzu!

Ciotuchawróciłdoceli,apięćminutpóźniejporucznikz

background image

ciężkimsercemodkładałsłuchawkętelefonu.Okazałosię,że

podejrzanymówiłprawdę…

background image

70

Oficerichorążypatrzylinasiebieponuro.Było,niestety,

jasne,żetakdobrzezapowiadającysiętropprowadziłdonikąd.

Zastanawialisięwłaśnie,corobićdalej,kiedynaglektoś

zastukałiuchyliłysiędrzwipokoju.

—Miałemdzisiajprzyjść—zacząłniepewniewysoki,szczupły

blondyn.—Ojciecmimówił,żepanowiewewtorekpytalio

mnie.NazywamsięLipowski…

—Zgadzasię—przypomniałsobieMazurek.—Niechpan

siada…

—Przepraszam,aleprawdęmówiąc,tojaniewiemwjakiej

sprawie…

—ZnałpanBarbaręBrzezińską?

—Owszem—przyznałniechętnieLipowski.

—Oilesięniemylę,topozostawałpanzniąnawetwbardzo

bliskichstosunkach…

—Dwalatatemu.PóźniejjużsięzBarbarąniewidywałem.

—Dlaczego?

—Tomojaprywatnasprawa…

—Niezupełnie—wtrąciłsięWcisławski.—Widzipan,

Brzezińskazostałazamordowana.

WiadomośćnajwyraźniejzrobiłanaLipowskimwrażenie.

Nerwowozapaliłpapierosaimarszczącczoło,nadłuższąchwilę

wlepiłwzrokwpodłogę.

—Nowięc,jakibyłpowódzerwania?—ostrozapytał

porucznik,podnoszącsięzmiejsca.—Chodziłoodziecko?

—Tak—ponuroskinąłgłowąLipowski.—Zpoczątku

myślałem,żetomojeinawetchciałemsiężenić…

—Aniepanbyłojcem?

—KiedyodwoziłemBaśkędoszpitalawMiędzylesiu,

zapytałemjąotowprost.Znałemdziewczynędopierosiedem

background image

miesięcy,aonajużmiałarodzić…

background image

59

Powiedziałami,żedzieciakazrobiłjejjakiśstarszyfacetna

stanowisku.

—Czypamiętapanjegonazwisko?

—Wcaleniebyłemciekawy,jakonsięnazywa.

—OdwiedzałpanBrzezińskąwszpitalu?

—Nie!—Lipowskigniewniepotrząsnąłgłową.—Wystarczyło

chyba,żeprzezpółrokurobiłazemniebalona!

—Interesowałsiępandzieckiem?

—SpotkałemBarbaręprzypadkowowjakiśmiesiącpóźniej.

Powiedziałami,żeumarłowszpitalu.

—AgdziepanwłaściwiepoznałBrzezińską?

—Naurodzinachumojejkoleżankiszkolnej.

—Ktototaki?

—ElżbietaKamińska.

—Pamiętapanjejadres?

—Oilesięniemylę,tomieszkaprzyOstrobramskiej

osiemdziesiątcztery…

—Jakpanmyśli,czyzastaniemyjąterazwdomu?

—RadziłbymraczejsprawdzićwInstytucieMikrobiologiina

NowymŚwiecie.Elkajesttamlaborantką…

MazurekiWcisławskipostanowiliskorzystaćzrady

Lipowskiego.Kiedyjednakpółgodzinypóźniejrozglądalisię

poholuinstytutu,pierwsząnapotkanąprzeznichosobąbyłnie

ktoinny,tylkoZbigniewBrzeziński.

—Panowiejakzwyklewakcji!—roześmiałsięnapowitanie

milicjantów.—Śledztwodałojużjakieśrezultaty?—zapytałz

nadziejąwgłosie.

—Nocóż,pomałuposuwamysiędoprzodu—odparł

porucznikwymijająco.—Pan,zdajesię,znaMarka

Żmichowicza?—skwapliwiezmieniłtemat.

background image

—Owszem,studiowaliśmyrazem—potwarzymikrobiologa

jakgdybyprzemknąłcień—aleostatnionaszekontaktybardzo

sięrozluźniły…

—Comógłbypannamonimpowiedzieć?

background image

60

—Chybanicszczególnego—wzruszyłramionamiBrzeziński.

—Zdolny,pracowity,zapowiadałsięnanienajgorszego

naukowca,tylkożemujakośniewyszło…

—Czemu?

—Niezawszechciałsięliczyćzcudzymzdaniem,byłraczej

konfliktowy…O,przepraszampanów!—mikrobiolog

niespodziewanieodwróciłsiędowejścia.—Zdajesię,żemamy

dostojnegogościawinstytucie.Sampanprorektor

Gluzikowski!

Brzeziński,najwyraźniejzapominającomilicjantach,bez

wahaniaskierowałsiędoniskiego,łysawegomężczyzny,

kłaniającmusiękilkarazypodrodze.Profesorprotekcjonalnie

poklepałmikrobiologaporamieniu,atenmanifestującswoją

radośćztegogestu,zacząłcośzwielkimożywieniem

opowiadaćprorektorowi.PochwiliBrzezińskikurtuazyjnie

otworzyłprzedgościemoszklonedrzwiwgłębiholuipo

krótkiejwymianiegrzecznościobajmężczyźnizniknęliwja-

kimśpomieszczeniu.

—Nibypoważnynaukowiec,awdzięczysiędoswegoszefajak

pannanawydaniu—zauważyłsarkastycznieWcisławski.—

PoszukajmyjużlepiejKamiń-skiej.

Milicjancińiemusielizbytdługonamawiaćlaborant-ki,żeby

zostawiłanapięćminutswojeszkiełkaiwybrałasięznimido

pobliskiejkawiarni„Harenda”.Dziewczynabyławyraźnie

zaintrygowana,czegomogąchciećodniejażdwaj

funkcjonariusze.

—Halinatelefonowaładomnie,żeBaśkanieżyje—

oświadczyłanawstępie.—Panowiechybawzwiązkuztym?

—Owszem—poważnieskinąłgłowąMazurek.—Panidobrze

znałaBrzezińską?

background image

—Raczejtak—westchnęłaKamińska.—Szkoda

dziewczyny…

background image

73

—Czymiałajakichśwrogów?

—Nieprzypuszczam—energiczniepokręciłagłową.—

Zawszebyłabardzowesoła,lubiłasiębawić…Tacyludzie

rzadkozrażajądosiebie.

—Dlaczegorozeszłasięzmężem?

—PrzeztegobubkaŻmichowicza—pogardliwiewydęła

wargi.—Takdługojąbuntował,ażrzuciłaZbyszka.Myślę,że

późniejżałowałatego…

—Słyszeliśmy,żelubiłaoglądaćsięzachłopakami?

—PodtymwzględembylizeZbyszkiembardzodosiebie

podobni.Razporazktóreśznichrobiłotakzwanyskokwbok

—znaczącoprzymrużyłaoko.—Później,oczywiście,byłydąsy,

cichedni,uroczysteprzeprosiny,apojakimśczasiewszystko

zaczynałosięodpoczątku…

—Zwierzałasiępani,zkimmiewałateprzygody?

—Raczejnie.OLipowskim,GarbucieczyFijałkowskim

oczywiściewiedziałam,aleobardziejprzelotnych

znajomościachBaśkawolałaniemówić.

—Czytoprawda,żemiaławyjśćzaŻmichowicza?

—Bzdura!—żachnęłasięKamińska.—Nigdynietraktowała

gozbytpoważnie,apozatymczuładoniegożal,żenamówiłją

dorozwodu.

—Mogłabypanipowiedziećcoświęcejotymmężczyźnie?

—Przezkilkaładnychlatkręciłsiękołomnieimoich

koleżanek,zdążyłamwięcgopoznać.Nieciekawytyp!—

pogardliwiewydęłausta.—Żadnarozumnadziewczynanie

chciałabygonadłuższąmetę.Anidowcipny,aniprzystojny,a

cogorsza,włóżkubaba,aniechłop!

—Przepraszamzaniedyskrecję—wtrąciłsięWcisławski—

aleczymówitopaninapodstawiewłasnychobserwacji,czyteż

background image

raczejjesttoopiniaBrzezińskiej?

—Jeślipankonieczniechcewiedzieć,tojaze

Żmichowiczemniesypiałam—wzruszyłaramionamibez

cieniazażenowania—alemówiłaotychsprawachnietylko

Baśka…—Sięgnęładotorebkipopapierosa,zapaliłagoi

głębokozaciągnęłasiędymem.MamznajomąstudentkęAWF-

u—wróciładotematu.—Nawetfajnadziewczyna,chociaż

uważa,żekażdyktonosispodniejestdobry.Gdzieśprzed

miesiącembyłaumnieinapatoczyłsięakuratZmichowicz.

Trochępopłakał,żeBaśkawyjechałabezniegodoBułgarii,i

zarazzacząłsięprzystawiaćdoBeaty…Pokilkudniach

przyleciaładomnie,ażemadługijęzyk,na-plotkowałao

wszystkim.Podobnoposzłazgościemdołóżka,aonsięnie

spisał…

Mazurek,słuchającKamińskiej,gwałtowniezmarszczyłbrwi.

Naglecośgotknęło.Pomyślał,żemożenareszcieznajdzieklucz

docałejsprawy…

—TapanikoleżankatomożeBeataWiniarska?—zapytałz

pozornąswobodą.

—Tak,askądpanwie?—niemogłaukryćzdziwienia.

—Szóstyzmysł,czylinosmilicyjny—zażartowałmilicjant.—

Najważniejsze,żetrafiłemwdziesiątkę—dodałpoważnie.

WiniarskązastaliwmieszkaniuprzyulicyKrasińskiego.

Widaćnieczułasięjeszczenajlepiejponapadzie,boleżaław

łóżku,idopieronawidokmilicjantanałożyłajakiśszlafrok.

—Myślałamjuż,żewszyscyomniezapomnieli—zaczęła

trochęzmieszana.—Dopieropanprzyjechałpomniewczoraj

—uśmiechnęłasiędochorążego.

—Nietakłatwozłapaćprzestępcę—usprawiedliwiłsię

porucznik.

—Azłapaliściego?

63

background image

74

—Jeślinampanipomoże,tonapewnosięuda…

—Cóżjamogępanompowiedzieć?—bezradnierozłożyła

ręce.—Byłamcałkowiciezaskoczona,nicniewidziałami

nawetnikogoniepodejrzewam…

—ZnałapaniBrzezińską?—przystąpiłdorzeczyMazurek.

—Chwileczkę!—zawahałasię.—Chybawidziałamjąkiedyś

uElkiKamińskiej.Takawysokabrunetka—przypomniała

sobie.—Bardzofajnadziewczyna…

—AŻmichowicza?

—Tegogogusia?—skrzywiłasiępogardliwie.—Owszem,

chciałmnienawetpoderwać,alegoodprawiłam.

—Możnawiedziećdlaczego?

—Nierozumiem,jakitomazwiązek…

—PaniBeatko,wcaleniemusipanirozumieć—przerwałjej

porucznikłagodnie.—Proszętylkoodpowiadaćnapytania,a

resztązajmęsięjużjaimoikoledzy…

—Myślipan,żetoon?!—zmieszałasięwyraźnie.—Boże,czy

tomożliwe?!

—Nowięc,jakbyłomiędzywami?—nieustępowałoficer.

—Byłamtrochęzałamana,kiedygopoznałam—odparła

Winiarskaniechętnie.—Pokłóciłamsięzmoimchłopakiemiw

ogóle…Pomyślałam,żemałaprzygoda…—zaczerwieniłasięi

umilkła.

—Przecieżniktpaniniepotępia—Mazurekstarałsię,żeby

jegosłowazabrzmiałyprzekonywająco.—Topaniprywatna

sprawa.

—Dałammudozrozumienia,żesięzgadzam.Zaczęłosiętak,

jaktozwyklebywa—wyrzuciłazsiebiejednymtchem—alew

łóżkuokazałosię,żeonniemoże…Poradziłam

Żmichowieżowi,żebysięleczył,atenbydlakzbiłmniepo

background image

twarzy,nawymyślałodostatnichiuciekłjakwariat…

background image

63

—Widziałagopanijeszczekiedyś?

—Niewydajemisię…

—Lubipanisamotnespacery?—porucznikpostanowił

zacząćzinnejbeczki.

—Niekonieczniesamotne—uśmiechnęłasięWiniarska.—

Czasamichodzęsama,czasamiwtowarzystwie…Zwłaszcza

wieczoremlubięsiętrochęprzewietrzyć.Prawdęmówiąc,tak

mitoweszłowkrew,żeniezasnę,jeśliniełyknęprzedtem

świeżegopowietrza.

—Zdroweprzyzwyczajenie…

—Tozależy!—znaczącodotknęłagłowy.—-Ipomyśleć,że

najczęściejspacerowałampoaleiWojskaPolskiegoipo

Felińskiego.

—MówiłapaniotymŻmichowiczowi?

—Nawetkiedyśprzeszliśmysiętamtędy—odparław

zamyśleniu.—Nigdyniespodziewałabymsię,żemogąbyć

takieskutki…

—Awięcwszystkojestjużjasne,jaksłońce!—mruknąłdo

WcisławskiegoMazurek.—Teraztrzebatojeszczetylko

udowodnić…

Kiedyznaleźlisięnaulicy,oficerrzuciłokiemnazegarek.

Dochodziłagodzinaszesnasta,awięcladachwilamożnasię

byłospodziewaćŻmichowiczawdomu.Mazurekpomyślał,że

trzebatojakośwykorzystać.

—Wiesz,Andrzej—zwróciłsiędopogrążonegowzadumie

chorążego—mamogromnąochotęzrobićbrzydkiegopsikusa

temufacetowi.

—TojestspokojnyinspektorSanepidu,anieżaden

kryminalista—sceptyczniepokręciłgłowąWcisławski—amy,

próczdomysłów,nicniemamy.

background image

—Spróbujęcośjednakwykombinować—roześmiałsię

beztroskoporucznik.—Jakośtobędzie,musiszmitylkotrochę

pomóc…

—Niemasprawy!Comamzrobić?

background image

77

—PójdzieszzarazdoŻmichowiczaizabierzeszgopodbyle

pretekstemdokomendy.

—Ilegościapotrzymać?

—Zedwie,góratrzygodziny.Poczęstujgokawąalboherbatą,

żebyzostawiłnaszklanceswojepaluszki,zadajmujakiśtemat

dorozmyślańiposadźwpoczekalni.Kiedydobrzeskruszeje,

możeszgopuścićdodomu.Przeddwudziestąpostaramsię

złożyćpanuinspektorowiwizytę.

—Czyjateżmamprzyjść?

—Niezawadziłoby,aleniemusiszsięspieszyć.Zabawięu

gościaprzynajmniejzgodzinę.

—Notodorychłegozobaczenia!

Podalisobieręceirozeszlisię,każdywswojąstronę.Chorąży

chciałsumienniespełnićprośbękolegi,oficerprzedwizytąu

Żmichowiczazamierzałprzeprowadzićjeszczekilkarozmów,a

czasubyłoniewiele.

Kilkaminutpóźniejporucznikdzwoniłdodrzwimieszkania

Brzezińskiego.Tymrazemmikrobiologniebyłzbytzaskoczony

jegoodwiedzinami.Zaprosiłgościadotegosamegopokojuco

ostatnioizacząłsięgorącosumitowaćzpowoduniefortunnego

zakończeniaporannegospotkania.

—-Ogromniepanaprzepraszam,alenaprawdęniemogłem

postąpićinaczej—oświadczyłpokornienaukowiec.—Wizyta

prorektoratodlanaszegoinstytututakiemałeświęto.Powiem

zresztąpanuwzaufaniu,żeprofesorGluzikowskijestdonas

bardzoprzychylnienastawiony,wszyscywięcdbamy,abynic

niezmąciłonaszychstosunków…

—Ogromniepanaprzepraszam,alenaprawdęnienie,choć

bezspecjalnegoprzekonania.—Trzebazabiegaćowzględy

szefa…

background image

—Nowłaśnie!—ucieszyłsięBrzeziński.—Wtensposób

możnauniknąćwieluniepotrzebnychkłopo

background image

65

tów…Awracającdonaszejporannejrozmowy,czyjużpan

wie,ktozamordowałBarbarę?

—Tojeszczenicpewnego—pokręciłgłowąoficer—alechyba

cośmamy.

—Zdradzimipantajemnicę?

—Zakilkadni—obiecałMazurek.

—Amożejednak…—nalegałmikrobiolog.

—Terazprosiłbym,żebypanwytężyłpamięć—przerwałmu

porucznik.—Tobardzoważne…

—Zapewnechodzipanuotennieszczęsnynapadkoło

ogródkajordanowskiego?—domyśliłsięBrzeziński.

—Właśnie.Panprzecieżwidziałsprawcę…

—Niestety,krótkoizdośćdużejodległości.

—Czyjegosylwetkanieskojarzyłasiępanuprzypadkiemz

kimśznajomym?

—Awięcjednak!—wyszeptałmikrobiolog,wyraźnieblednąc.

—Widzipan,janiejestempewny—dodałponuro.—Prawdę

mówiąc,dopierokiedyzapytałmniepandzisiajoŻmichowicza,

zacząłemcośpodejrzewać…

—Czytoprawda,żewłaśnieonbyłgłównąprzyczyną

pańskiegorozwodu?

—Trudnopowiedzieć—zawahałsięBrzeziński—aleraczej

tak.Przyznaję,żeczujędoniegoniechęćztegopowodu,i

dlategonieutrzymywałemznimostatniożadnychkontaktów…

—Nowięcskądpańskieskrupuły?—natarłostrooficer.—

Dlaczegochcepanosłaniaćzabójcę?!

—Nie,panieporuczniku—zmarszczyłbrwimikrobiolog.—

JaniepowiemwoczyŻmichowiczowi,żegowidziałemnocąw

ogródku,skoroniejestemtegopewien.Niezałożęmupętlina

szyjętylkodlatego,żekiedyśzabrałmiżonę…Jeślito

background image

faktycznieonjesttymzwyrodnialcem,którynapadanocąna

background image

79

kobiety,towierzę,żeitakwyślegopannaszubienicę!

—Cóż!—westchnąłMazurek.—Skoroniechcemipan

pomóc…

—Chciałbymbardzo—zastrzegłsięnaukowiec—alewten

sposóbniemogę…

—WtakimrazieproszęopowiedziećmicośoŻmi-chowiczu

—zaproponowałmilicjant—coułatwiłobymiprowadzenie

śledztwa.Wkońcuznałgopandobrze,ajaksłyszałem,byliście

nawetprzyjaciółmi.

—Owszem—przyznałniechętnieBrzeziński.—Chodziliśmy

razemdoliceum,obajpasjonowaliśmysiębiologią,awłaściwie

najmniejszymi,niewidzialnymigołymokiemorganizmami.Te

wspólnezainteresowaniaspowodowały,żewkońcubardzosię

zaprzyjaźniliśmy—urwałnamoment,alepochwilizdecydował

sięciągnąćdalej:—Pomaturzeposzliśmynastudia.Jużna

pierwszymrokubiologiipoznaliśmyWacławaMiłowicza.To

właśnieonwprowadziłnaswarkanabadańnadbakteriamii

wirusami…AprzyokazjizetknęliśmysięzBarbarą…

—Ranowspomniałmipan,żeŻmichowiczrównieżchciał

zostaćnaukowcem.

—Najprawdopodobniejtakbysięteżstało,gdybyniejego

usposobienie—pokiwałgłowąmikrobiolog.—Niestety,szybko

wszystkichdosiebiepozrażał.Potrafiłpublicznienaubliżać

profesorom,ciskałksiążkamiprzezokno…Nawetznaszym

promotoremmiałjakąśscysję…

—Ocoposzło?

—Prawdęmówiąc,niewiem—gospodarzwzruszył

ramionamizlekkimzniecierpliwieniem.—Jeżelichcepan

sięgaćażtakdaleko,toproszęsamemuzapytaćprofesora

Makowskiego.Mieszkadwakrokistąd,przyStołecznej…

background image

80

Dosyćwysoki,siwymężczyznabyłbardzozdziwiony

nieoczekiwanąwizytąoficeramilicji.Upewniwszysię,żenie

mamowyożadnejpomyłce,kurtuazyjniepoprosiłgościado

swojegogabinetu.

Mazurekrzuciłciekawieokiemnasięgającesufituregałyz

książkamiinietracącczasu,przystąpiłnatychmiastdo

wyjaśnieniaceluodwiedzin.

—Przepraszampanaprofesorazanajście—zacząłtrochę

niezręcznie—aleprowadzęśledztwowsprawiezabójstwabyłej

żonyjednegozpańskichwychowankówiliczę,żepomożemi

panrozwikłaćtęzagadkę…

—Myślę,żeniestety,spotkapanasrogizawód,jakożenie

mamzielonegopojęciaaniosprawie,aniokryminalistyce—

zażartowałprofesor,przyglądającsiębacznieporucznikowi.—

Niewiemnawet,któregozmoichuczniówmapannamyśli.

—DoktoraBrzezińskiego.

—Notak!—zasępiłsięMakowski.—Przypadkowoznałem

jegożonęizdążyłemnawetwyrobićsobieoniejdość

jednoznacznąopinię.

—Czymożnawiedziećjaką?

—Żleniemówisięozmarłych—stwierdziłsentencjonalnie

profesor.

—Rozumiem—nienalegałmilicjant.—Gdybypanjednakz

łaskiswojejmógłpowiedziećkilkasłówotejkobiecie,jejmężu

ioŻmichowiczu…

—Wtakimrazienależałobychybazacząćodnieżyjącegojuż

docentaMiłowicza—zauważyłMakowski.—Wacławbyłmoim

przyjacielemjeszczesprzedwojny.Zawszezrównoważonyi

opanowany,nigdyniepodejmowałpochopnieżadnejdecyzji—

profesoruśmiechnąłsięnawspomnienie.—Prawdępowie-

background image

dziawszy,całkowiciezaskoczyłmniedecyzjązwiązaniasięz

kobietą,którabądźcobądźmogłabybyć

6—DzwonekzNapoleonem

background image

68

jegocórką…Odsamegopoczątkuobawiałemsię,żetakie

małżeństwoniemożepomyślnierokowaćnaprzyszłośći.

niestety,miałemrację—stwierdziłponuro.—Młodapani

Miłowiczowaszybkonawiązałaniebezpieczniebliskiestosunki

zjednymzasystentów…

—ZBrzezińskim?

—Jestpanwbłędzie—pokręciłgłowąprofesor.—Jej

adoratoremokazałsięZmichowicz.

—Aleztego,cowiem,niewyszłazaniegozamążpośmierci

Miłowicza…

—Taksięzłożyło.

—Jakpanmyśli,skądmogławyniknąćtanagłazmiana

zainteresowańBrzezińskiej?

—Zmichowiczbyłczłowiekiemniezwyklekonfliktowym—

wyjaśniłgospodarz.—Wkońcumusieliśmynawetpoprosićgo

ozrezygnowaniezdalszejwspółpracy.ZkoleiBrzezińskibył

najbliższymwspółpracownikiemMiłowicza,często

przesiadywałuniegowdomu…

—Robiłbłyskawicznąkarierę—podchwyciłMazurek.

—Toteż—zgodziłsięprofesor.■—Zapewniamjednakpana,

żetakarierabyłacałkowiciezasłużona.Pracadoktorska

Brzezińskiegoozakażeniachgron-kowcamizpewnościąjest

jednymzpoważniejszychosiągnięćpolskiejmyślinaukowejw

zakresiemikrobiologiiwostatnichlatach…

—Jakpanprzyjąłwiadomośćojegomałżeństwie?

—Wszyscywinstytuciebaliśmysię,żewywrzeono

negatywnywpływnapoziompracyBrzezińskiego.

—Czyobawybyłyuzasadnione?

—Tojużchybaniemawtejchwiliżadnegoznaczenia—

odparłwymijającoMakowski.—Jakpanzapewnewie,

background image

państwoBrzezińscyrozwiedlisiędwalatatemu.

background image

69

.—Przepraszamzapytanie,aleczyBrzezińskibardzo

przeżywałrozwód?

—Moimzdaniemprzyjąłgozulgąinaszczęścieodbyłosię

bezżadnychekscesów…

—AZmichowicz?

—Onjużwtedyniepracowałwnaszyminstytucie.

Oficerzerknąłdyskretnienazegarekinaglestwierdził,że

właśnieminęłagodzinadwudziesta.Pomyślał,żejeślichce

jeszczeporozmawiaćzktórymśzsąsiadówŻmichowicza,musi

siępośpieszyć.Przeprosiłprofesorazanajścieiruszyłdo

wyjścia.

Zmichowiczmieszkałnaostatnimpiętrzeniewysokiegobloku

przyulicyAntoninySokolicz.Porucznikzauważył,żezgodniez

listąlokatorówjedynąsąsiadkąinspektoraSanepidujest

niejakaLeokadiaCiapiń-ska.Kiedyzastukałdodrzwijej

mieszkania,odpowiedziałamutylkocisza.Ponowiłpukanie.

Niestety,znowubezrezultatu.Przezdługąchwilęzastanawiał

się,copocząćdalej,alenicsensownegonieprzychodziłomu

jakośdogłowy.Wkońcupodszedłdodrzwimieszkania

Żmichowiczaizacząłnasłuchiwać,czygospodarzwróciłjużz

komendy.Stądrównieżniedochodziłyżadneodgłosyi

zniechęconymilicjantchciałwłaśnieopuścićblok,kiedynagle

osadziłgonamiejscuszyderczy,skrzekliwygłos:

—Czegotosięszukawcudzymdomu?!Zarazzadzwonięna

posterunek!

Naprzeciwko,wprzezorniezabezpieczonychłańcuchem

drzwiach,doktórychprzedkilkomaminutamiMazurek

bezskuteczniesiędobijał,stałaniewysoka,drobnastaruszka.

Wypiekinajejtwarzywymownieświadczyły,jakbardzojest

przejętaswoimodkryciem.

background image

—Tochybazbyteczne,proszępani—oficerszybkowyciągnął

swojąlegitymację.—Taksięzresztąskłada,żewłaśniezpanią

chciałemzamienićkilkasłów…

—Panzpolicji?—Ciapińskaniemogłaukryć

6-

background image

83

swojegorozczarowania.—Ajamyślałam,żewłamywaczalbo

icogorszego…

—Powinnasiępanicieszyć—milicjantodzyskałjużzwykłą

pewnośćsiebie.—Spotkaniezkryminalistąnienależyprzecież

doprzyjemności!

—Jasięnieboję!—staruszkabuńczuczniepotrząsnęła

ukrywanymdotychczasstaranniezadrzwiamitasakiem.—

OdkądokradliSzymańskązpierwszegopiętra,mamoczyna

wszystkootwarte!

—Tomożebyśmytaktrochęporozmawialiotym,codzieje

sięwbloku?—zaproponowałporucznik.—Wpuścimniepani?

—Czemunie?—uśmiechnęłasięzkomicznązalotnością.—

Takisympatycznypolicjant!

MieszkanieCiapińskiejbyłoniewielkie,skromnie

umeblowane,alezatobardzoprzytulne.Mazurekzprawdziwą

przyjemnościąusiadłnastarej,wygodnejkanapceprzy

maleńkimstoliczku.Staruszkanawetniechciałagosłuchać,

zanimnieprzyniosładwóchfiliżanekmocnej,pachnącej

herbaty.

—Dawnopanitutajmieszka?—zagadnąłoficer,kiedy

wreszcieusiadłaobokniego.

-Będziejużzpiętnaścielatalboiwięcej—odparłaz

przekonaniem.—Wprowadziłamsię,jaktylkotebloki

postawili.

—Zdążyławięcpanipoznaćwszystkichlokatorów?

—Gdzietam!—niecierpliwiemachnęłaręką.—|Ciąglektoś

sięwprowadzaalbowyprowadza…Zresztąkażdyterazpilnuje

własnegonosainaplotkizestarąbabąniktniechcetracić

czasu—dodałazwi-ldocznymżalem.

—No,aoZmichowiczupotrafipanicośpowiedzieć?

background image

—Dziwnyczłowiekztegosąsiada—Ciapińskapokiwaław

zadumiegłową.—Nibykulturalny,grzeczny,niepijei

każdemuzdrogischodzi,aleczasemwstępujewniegodiabeł…

—Copaniprzeztorozumie?

—Ot,chociażby.wzeszłyczwartek!—Nasamowspomnienie

gniewniezmarszczyłabrwi.—Przyszedłdodomubardzo

późno,gdzieśkołojedenastej,trzasnąłdrzwiami,żeumarłegoz

grobubypodniósłidalejciskaćczymśpomieszkaniu.Dopiero

popółnocysięuspokoił…

—Jestpanipewna,żeniesiedziałprzezcaływieczórusiebie?

—Przecieżmówiłampanu.

—Awniedzielę?

—Takasamahistoria!—westchnęłastaruszka.—Tyle,że

zarazwyleciałzdomuiprzezcałąnocgdzieśsięwłóczył…Co

ontakiegozrobił,żepanoniegowypytuje?—zainteresowała

sięnaglecelemwizytyfunkcjonariusza.—Tyleostatniosię

słyszyoróżnychokropnościach…

—Jeszczeniewiem—porucznikwolałskorzystaćzwykrętu,

niżwtajemniczaćCiapińskawszczegółyśledztwa.—

Niewykluczone,żemacośnasumieniu.

—Takteżipomyślałam,kiedyzobaczyłampana

nasłuchującegopodjegomieszkaniem…

Mazurekprzezgrzecznośćnieprzypominałstaruszce,zakogo

wzięłagoprzedpółgodziną,pożegnałsię,całującją

szarmanckowrękę,iwyszedł.Wiedziałjużwystarczającodużo,

żebymócprzystąpićdodecydującejrozmowyze

Zmichowiczem.

Inspektorzdążyłjużwrócićzkomendy.Musiałzabraćsiędo

jakichśdomowychprac,bokiedyotwierałmilicjantowidrzwi,

byłwpodkoszulkuikąpielówkach.

—Pandomnie?—zniedowierzaniempotrząsnąłgłową.—

Przecieżdopierocopańskikolegamaglowałmnieprzezbite

background image

trzygodziny!

—Musimywyjaśnićjeszczeniektóresprawy—oświadczył

suchooficer.—Pomyślałem,żelepiej

72

background image

84

zrobićtotutaj,namiejscu,niżznowufatygowaćpanado

komendy.

—Wtakimrazieproszę!—Zmichowiczzrezygnacjąwpuścił

porucznikadośrodka.—Panwybaczy,aleprzeproszępanana

pięćminut—dodał,kiedyznaleźlisięwpokoju.—Przed

chwiląstwierdziłem,żeniemamanijednejczystejkoszuli,i

zabrałemsiędomałejprzepierki…

—Proszęsobienieprzeszkadzać.Poczekam…Gospodarz

wyszedłdołazienkiimilicjantzostał

sam.Ciekawiezacząłsięrozglądać.Wszystkiedrzwibyły

pootwierane,niemusiałwięcnawetwychodzićzpokoju,w

którymzostawiłgoinspektor,żebyprzyjrzećsięcałemu

mieszkaniu.

Dookołapanowałtypowokawalerskibałagan.Wobu

zajmowanychprzezŻmichowiczapokojachnajrozmaitsze

częścigarderobywisiałynakrzesłachalbowprost-walałysię

popodłodze.Wkuchnizlewbyłpełenniepozmywanych

talerzyibrudnychszklanek.Podłogawcałymmieszkaniu

chybajużbardzodawnoniewidziałaszczotki.

Niepanującybałaganzwróciłjednakuwagęoficera.Znacznie

bardziejzainteresowałogowyposażeniemieszkania.Stylowe

meble,stareobrazynaścianach,porozstawianewszędzie

kosztownefigurkizbrązuiporcelanyświadczyływymownie,że

właścicieljestczłowiekiembardzozamożnym.Nawetwysoka

pensjainspektoraSanepiduniewystarczyłabynatowszystko…

Naglewzrokporucznikapadłnasporąstertęlistówleżących

wnieładzienamałymstoliczkuwkąciepokoju.Przezchwilę

wahałsię,alepokusabyłazbytjsilna.Wkońcumógłtam

znaleźćjakieśbrakująceogniwo,którepozwoliłobyna

ostatecznewyjaśnieniecałejsprawy.

background image

Bezpośpiechupodszedłdostoliczkaiusiadłnastojącym

obokfotelu.Niebezzdziwieniastwierdził,żenasamym

wierzchulistówleżałaszarakopertabezznaczkapocztowego.

Niebyłorównieżnaniejnawetśladustempla,comusiało

oznaczać,żektośsamjąprzyniósłdomieszkaniaŻmichowicza.

Mazurekdokładnieobejrzałkopertęipoczułlekkidreszcz

emocji—najejodwrociefigurowałonazwiskoBrzezińskiej.

Milicjantakorciło,żebyzajrzećdośrodka,alewłaśnierozległ

siętrzaskzamykanychdrzwi.Oficerbezzastanowieniaodłożył

kopertęnamiejsceiwstałzfotela.Wtejsamejchwilizauważył,

żewkąciepodoknemleżązmięte,mocnoznoszonedżinsy,

dziwniejakośniepasującedotegownętrza.Przypomniałsobie

Winiarskąiwpierwszymodruchuzatarłręce,chociażdobrze

wiedział,żeniejesttożadendowód…

Tymczasemdopokojuwróciłgospodarz.Zdążyłsięubrać,ale

jegobladatwarzilekkodrżąceręcezdradzały,żejestbardzo

zdeneiwowany.Usiadłciężkonastylowejkanapceispojrzał

pytająconaporucznika.

—Widzącpańskiemieszkanie,rzucasięwoczy,żejestpan

dośćzamożnymczłowiekiem—zagadnąłMazurek.—Nie

przypuszczałem,żezarobkiwSanepidziesąażtakwysokie…

—Nienarzekam—uśmiechnąłsiębladoZmichowicz—ale

mówiącszczerze,zsamejpensjiniemógłbymtaksięurządzić.

—Grunttoznaleźćjakąśdobrąchałturkę—domyślnie

pokiwałgłowąmilicjant.

—WKanadziemamstarszegobrata,którywyemigrowałz

krajuzarazpowojnie—wyjaśniłinspektor.—Załatwiłmi

pracęiprzezdwalatasiedziałemuniego.Zdołałemtrochę

zaoszczędzić…

—Pieniądzepozwalająuniknąćwielukłopotów.

—Niestety,niewszystkich!

87

background image

73

—Naprzykładczęstychwizytfunkcjonariuszy?—zauważył

oficerzaczepnie.

—Międzyinnymi!—burknąłŻmichowiczznietajonym

zniecierpliwieniem.—Proszęmiwybaczyć,panieporuczniku,

alechybamojasytuacjamaterialnaniemawiększegozwiązkuz

prowadzonymprzezpanaśledztwem?!

—Ocenamoichpytańnienależydopana—milicjant

zdecydowałsięprzystąpićdoataku—zwłaszcza,żenie

powiedziałmipanjeszczewszystkiego.

—Czego,mianowicie,chciałbysiępandowiedzieć?

—Myślę,żenajwyższyjużczasporozmawiaćpoważnie,panie

inspektorze!—rzuciłoficerostrym,nieznoszącymsprzeciwu

tonem.

—Nierozumiem…

—Tojanierozumiem,dlaczegopankłamie!—Mazurek

gniewniepodniósłgłos.—Copanrobiłwnocyzczwartkuna

piątek?

—Przecieżmówiłempanu,żepracowałemwdomu…

—Bzdura!—roześmiałsięironicznieporucznik.—Pańscy

sąsiedzisąinnegozdania!

—Aleja…

—Ostrzegampana,żewszelkiekrętactwamogąmiećbardzo

przykrenastępstwa!

—Owszem,wychodziłemnakilkaminut—przyznałponuro

Żmichowicz.

—Poco?

—Bolałamniegłowainiemogłemsięskupićnad

sprawozdaniem.Chciałemzaczerpnąćtrochęświeżego

powietrza.

—Icopanatakwzburzyłonatymspacerze,żepostawiłpan

background image

całydomnanogi?

—Ależnic!—zaprzeczyłgwałtownieinspektor.—Blokjest

okropnieakustycznyiwystarczylekkotrzasnąćdrzwiami,żeby

wszyscysięzarazpobudzili…

background image

88

—Czyżby?—Minaoficeraniewróżyłanicdobrego.—Anie

spotkałsiępanprzypadkiemzWiniarską?

Żmichowiczg.wałtowniepoczerwieniałnatwarzy.

Najwidoczniejniespodziewałsiętegopytania.

—Chybapanwie,okimmówię?!—nieustępowałMazurek.

—Zdążyliściesięprzecieżdobrzepoznać…Nawetwłóżku—

dodałzprzekąsem.

—Pokilkukieliszkachczłowiekrobiróżnegłupstwa—

wymamrotałcichoinspektor.—Chlubymitozpewnościąnie

przynosi,alenatrzeźwonigdybymnatędziewczynęnawetnie

spojrzał…

—WidziałpanwczwartekWiniarskączyteżnie?!—

zagrzmiałporucznik.

—Nie!—stanowczozaprzeczyłŻmichowicz.—Nasza

znajomośćtrwałazaledwiekilkadniiskończyłasięmiesiąc

temu.

—Spojrzałpantrzeźwymokiemnadziewczynę?—

podchwyciłironiczniemilicjant.—Amożebyłjakiśinny

powód?

—Tomojaosobistasprawa…

—Idlategopodczasnaszejpierwszejrozmowywyparłsiępan

znajomościzWiniarską?—Oficerzmarszczyłbrwi.—

Radziłbympanuodpowiedzieć.Dziewczynaniemiałaprzed

namiżadnychtajemnicijeślizajdziepotrzeba,powtórzy

wszystkowsądzie—dodałostrzegawczo.

—Więcpanjużwie—inspektor,całkowiciezrezygnowany,

zasłoniłtwarzrękami.—Byłemwtedypijanyistądto

wszystko…

—Zpanawypowiedzinależałobywnosić,żepanrzadkokiedy

bywatrzeźwy—zakpiłMazurek.—Czywczwartekteżpan

background image

sobiepopił?

—Nie.

—Agdziepanposzedłnatenspacer?

—ByłemwaleiWojskaPolskiego,naMickiewicza…

background image

75

—InaFelińskiego—wtrąciłznaciskiemporucznik.

—Chybanie—zawahałsięZmichowicz.—Przynajmniejnie

przypominamsobietego.

—Mamykogoś,ktosięzadeklarował,żepomożepanu

odświeżyćpamięć—zablefowałoficer.—Panzresztąrównież

widziałtegoczłowieka…

—Tomusibyćjakaśpomyłka.

—Czyżby?

—Ależoczywiście,panieporuczniku!—inspektorze

zdenerwowaniaprzygryzłwargi.—Zapewniampana,żew

czwartekpoFelińskiegoniespacerowałem.

—Przedchwiląniebyłpantegopewien!

—Aleterazjestem!—oświadczyłzuporemZmichowicz.

Mazurekprzezmomentmierzyłgospodarzaironicznym

spojrzeniem,pochwilizdecydowałsięjednakzacząćzinnej

beczki.

—KiedynawiązałpanromanszBrzezińską?

—Pojejrozwodzie.

—Napewno?

—Oczywiście!Zakogopanmnieuważa…

—Anieprzypadkiemjeszczewtedy,gdybyłażonąMiłowicza?

—Więcitozdążylijużpanupowiedzieć?—znie-

dowierzaniemwyszeptałinspektor.—Czyjaśnię?Przecież

wyglądanato,żekomuśchybabardzozależy,żebywłaśniena

mniepadłopodejrzenie.Tylkokomui,naBoga,dlaczego?—

zapytałbezradnie.

Funkcjonariuszwzruszyłniecierpliwieramionamiimiał

właśniezamiarzadaćkolejnepytanie,kiedynagłerozległsię

hałaśliwybrzękdzwonkaprzydrzwiachwejściowych.

Zmichowiczbezsłowawyszedłdoprzedpokoju,żebyotworzyć,

background image

alemilicjantniechcąctracićprzesłuchiwanegozoczu,

skwapliwieruszyłzanim.

background image

76

—Topewnodomnie!—rzuciłoficer,jakgdybywformie

wyjaśnienia.

Zgodniezjegoprzewidywaniamiwprogupojawiłsię

zadyszanyWcisławski.Minachorążegoświadczyławymownie,

żejestonzsiebieogromniezadowolony.Ztrzymanejpod

pachącienkiejteczkiwyciągnąłostemplowanyurzędowymi

pieczęciamidrukicałkowicieignorującstojącegoobok

gospodarza,triumfalnymgestemwręczyłdokument

porucznikowi.

—Jesteśmy,Michał,wdomu!—sapnąłradośnie.—Tylko

popatrz!

—Skądwytrzasnąłeśnakazprzeszukania?—zdziwiłsię

Mazurek.

—DzisiajpopołudniuKłosińskiemuzłożyłwizytęprokurator

—wyjaśniłskwapliwiechorąży.—Taksięzagadali,żepewno

dotejporysiedząjeszczewkomendzie.Kiedyzobaczyliwyniki

działalnościnaszychspecówoddaktyloskopii,odrękidostałem

nakaz.

JakgdybywuzupełnieniutychsłówWcisławskiwyciągnąłz

teczkizawiniętąwplastykowątorebkęzapalniczkęizapisaną

kartkępapieru.Zdeprymowanytymwszystkiminspektor

chciałcośpowiedzieć,aleoficermachnąłtylkoniecierpliwie

ręką.Mężczyźniwmilczeniuprzeszlidopokoju.Dopierotutaj

Mazurekprzeczytałpodanąmuprzezchorążegokartkęizim-

nymwzrokiemspojrzałnagospodarza.

—Czypoznajepantendrobiazg?—zapytał,wskazującna

zapalniczkę.

—Jasne!—skinąłgłowąZmichowicz.

—Bardzorozsądnie—przyznałporucznik.—Zostawiłpanna

tymswojeodciskipalców,czegoraczejtrudnosięwyprzeć…

background image

—Gdziepanowieznaleźlimojązapalniczkę?

—Dokładnietam,gdziejąpanzgubił.

—Nierozumiem—zmieszałsięinspektor.—Zginęłamiw

zeszłymtygodniu…

background image

91

—Zarazpanzrozumie.—Mazurekniezwracałspecjalnej

uwaginasłowagospodarza.-—ZaprowadziłpanBrzezińskąna

ulicęTucholską.Tamwciągnąłjąpandośmietnikaizzimną

krwiązabił.Wczasieawanturyzgubiłpanzapalniczkę.Ot,i

wszystko!

—Tonieprawda!

—TrzydniwcześniejchciałpannaFelińskiegoprzyogródku

jordanowskimzabićWiniarską—ciągnąłnieubłaganie

porucznik.—Cudboski,żektośpanaprzepłoszył.

—Dlaczegóżmiałbymtozrobić?

Oficerbezsłowapodszedłdostolikazestosem

korespondencjiizdecydowanymruchemsięgnąłpooglądaną

niedawnokopertę.Niecierpliwiewyjąłzniejlistizerknąłna

datę.Zrobiłomusięgorąco.Wyglądałonato,żegospodarz

otrzymałtenlistostatniejniedzieli…

Mazurekczytałuważnie.Tekst,napisanynamaszynie,

wyjaśniałniemalwszystko!

Marku!

Wydajemisię,żenajwyższyjużczasskończyćtę

komedię.Musiszwreszciezrozumieć,żeniewszystko

możnamiećzapieniądze.Coztego,żeobiecujeszmi

złotegóry,skoronaTwójwidokogarniamnie

obrzydzenie.MampodziurkiwnosieTwoich

humorówinerwic,zwłaszczażenigdyniebyłeś

prawdziwymmężczyzną.Nawetwłóżku

zachowywałeśsięjakmazgaj!Zostawmniewspokoju,

zanimCiędoresztynieznienawidzę.

background image

Barbara

Porucznikstaranniezłożyłlistizłymwzrokiemspojrzałna

Żmichowicza.Pobladłyzprzerażeniainspektorwyciągnąłrękę,

jakgdybychciałwyrwaćmilicjantowikopertę,alewostatniej

chwilizrezygnacjąopuściłgłowę.

—Przysięgampanu,żejatenlistdostałemdopiero

background image

92

wewtorek,kiedyBarbaradawnojużnieżyła-jęknął

płaczliwie.—Znalazłemgopopowrociezkomendy…

—Ipansobiewyobraża,żejauwierzęwtębajkę?—parsknął

oficer.—Zabawaskończona,panieinspektorze!—dorzucił

ostro,mierzącgospodarzalodowatymspojrzeniem.—Sprawa

jestjużjasnajaksłońce!Obuzbrodnidokonałpanzpowodu

urażonej,męskiejambicji.AniBrzezińska,aniWiniarskanie

chciałypana,więcpansięzemścił…

—Janikogoniezamordowałem!

—Szkodagadania—wzruszyłramionamiMazurek.—Niech

siępanzbiera,panieŻmichowicz.Jestpanzatrzymany.

background image

VIII

—Podiabłaprzyszedłeśdoroboty?—Wcisławskize

zdziwieniempowitałMazurkawdrzwiachkomendy.—Zabójca

Brzezińskiejsiedziwareszcie,tymaszzwolnienie,adotego

dzisiajsobota…

—Cholerawie,comożejeszczewyskoczyć—wzruszył

ramionamiporucznik.—Nielubięfuszerki.

—Nicjużniewyskoczy—zapewniłchorąży.—Kłosiński

przedchwiląpojechałpochwalićsięwprokuraturzei

przyjmowałkażdyzakład,żezuzyskaniemsankcjiniebędzie

absolutnieżadnychtrudności.

—Zawszetotylkoposzlakówka—westchnąłoficer.—Jabym

siętakszybkoniecieszył…

—Cociędzisiajugryzło?—zniedowierzaniempokręciłgłową

Wcisławski.—Wczorajbyłeśprzecieżbardzopewnyswego.

background image

79

—Lepiejnazimnedmuchać—zbagatelizowałsprawę

Mazurek.—Comaszdzisiajwplanie?—skwapliwiezmienił

temat.

—Trzebadokończyćprzeszukaniawmieszkaniu

Żmichowicza—przypomniałsobiechorąży.—Pojedzieszze

mną?

—Mamjeszczecośdozałatwieniawmieście—wykręciłsię

porucznik.—Prawdępowiedziawszy,chciałemwysłaćciebie,

aleskorozamierzaszrobićcoinnego…

—Októrejwrócisz?

—Dodwunastejpowinienemwyrobićsięzewszystkim—

zapewniłoficer.—Wrazieczegojakośmniezastąpisz…

Zdecydował,żebynajpierwpojechaćdoszpitalaw

Międzylesiu.

Oddziałpołożniczo-ginekologicznymieściłsięnaostatnim

piętrze.Ordynatorbardzoniechętniepopatrzyłna

funkcjonariusza,zastanawiającsięprzezdłuższąchwilę,czygo

przypadkiemnieodprawićzkwitkiem,aleusłyszawszy,że

Mazurekniebędzieabsorbowałżadnegolekarza,leczchce

jedyniepogrzebaćwdokumentach,uśmiechnąłsiępółżyczliwie

iwskazałoficerowikartotekę.

Porucznikochoczozabrałsiędoroboty,alemimopomocy

jednegozestażystówposzukiwaniazajęłymubliskogodzinę.

Kiedywreszciezasiadłzwłaściwąkartąprzyniewielkim

stoliku,byłbardzozsiebiezadowolony.Zacząłczytaći

odruchowosprawdził,czyjednaksięniepomylił.Zdokumentu

wynikałowyraźnie,żeBrzezińskaurodziłanajzupełniejzdrowe

dziecko,którenastępniezostawiławszpitalu.Nazwiskaojca

niepodała…

—Kidiabeł!—mruknąłdosiebieMazurek.—Tegosiępo

background image

babieniespodziewałem.

Znalazłjeszczeinformację,żechłopczykzostał

80

przewiezionydosierocińcaprzyNowogrodzkiej,ijakbomba

wypadłzeszpitala.

Niespełnatrzykwadransepóźniejporucznikprzekonałsię,że

ożadnejpomyłceniemogłobyćnawetmowy.MałyRafałażdo

tejchwiliprzebywałwtymsamymdomudziecka.

—Takimilutkiszkrab,aniktsięnimnieinteresuje—z

gorycząpoinformowałaoficerajednazopiekunek.—Nie

wiemynawet,ktojest.jegoojcem.

—Zajrzałchociażrazktośdomałego?—zapytałponuro

milicjant.

—Oddwulatpanpierwszyoniegozapytał.Prawdęmówiąc,

dladzieckabyłobylepiej,gciybymatkazrzekłasięprawdo

niego.PrzynajmniejmógłbyktośRafałkaadoptować…

—Brzezińskanieżyje—odparłMazurek,niepatrzącwoczy

opiekunce.—Zabitoją…

Dokomendyzdążyłporucznikjeszczeprzedpołudniem.Na

korytarzuspotkałmajoraKłosińskiego.Naczelnikwprost

promieniałzzadowolenia.

—Dobrarobota,Michał!—pochwaliłMazurka.—Prokurator

dałsankcjęŻmichowiczowiijestzdania,żerazdwasprawę

będziemożnawysłaćdosądu.Statystycznieteżsiętrochę

podreperujemy—wesołozatarłręce.—Śledztwoozabójstwo

zakończonewciągudwóchtygodni!

—Cowywszyscytacywgorącejwodziekąpani?!—żachnął

sięporucznik.—Żmichowiczaniktzarękęniezłapałimamy

przeciwkoniemutylkoposzlaki.

—Przecieżsamgoprzymknąłeś—odciąłsięmajor.—Nie

powieszchybateraz,żetopomyłka!

—Idalejuważam,żepostąpiliśmysłusznie—wzruszył

background image

ramionamiMazurek—aleswojegoprzekonaniawaktanie

wsadzę.Sprawętrzebajeszczeporządniedopracować,żebynie

byłożadnychwątpliwości.

background image

95

Oficerwróciłdoswojegopokojuisiadłwłaśniezabiurkiem,

kiedyprzypomniałsobieoleżącejodtygodniawszafieteczcez

papieramiznalezionymiwmieszkaniuBrzezińskiej.Prawdę

mówiąc,dotejporyniemiałjakośczasu,żebyprzyjrzećsięim

bliżej.

NapierwszyogieńposzłylistyodŻmichowicza.Niebyłoich

zbytwiele,aleichobjętośćświadczyła,żeinspektorlubi

pisywaćsążnisteepistoły.Porucznikprzeczytałkilkaiskrzywił

sięzniesmakiem.

—Pornografia!—mruknąłdosiebie.—Gośćmusiałbyć

jednakzdrowoszurnięty,skorowypisywał

takiebrednie!

Kalendarzebyłydwa,noweiwznacznejczęściwogólenie

zapisane.Brzezińskanajwidoczniejniemiałazwyczaju

notowaniaterminówspotkańaniważniejszychsprawdo

załatwienia.Bywało,żewielekartekwogóleświeciłopustką.

Tymbardziejzdziwiłomilicjanta,żeznalazłzapisekdotyczący

zasięgnięciaprzezBrzezińskąporadyudośćznanego,

warszawskiegoadwokataitodosłowniekilkadniprzed

śmiercią.Cowięcej,wkalendarzubyłodnotowanyadres

domowymecenasaKor-wowicza,mimożejakpowszechnie

byłowiadomo,zwykłonprzyjmowaćswoichklientówtylkow

zespoleadwokackim.

PodnieconypoczynionymspostrzeżeniemMazurekchciał

właśniewrzucićwszystkiepapieryzpowrotemdoszafy,kiedy

zastanowiłogo,żewśródstertyluźnychkartekwalasięsporo

przekazówpocztowych.Zacząłjeuważnieprzeglądaćinagle

zrozumiał,żedokonałjeszczejednegocennegoodkrycia.W

większościwypadkównadawcąbyłAdamGarbut.

Porucznikprzypomniałsobie,żenazwiskotosłyszałjużod

background image

Kamińskiejistarannieposegregowałprzekazy.Zauważył,że

pieniądzeprzychodziłyregularnie

background image

81

codwamiesiące,adatapierwszejprzesyłkiniewiele

odbiegałaodterminurozwoduBrzezińskiej.

Dwadzieściatysięcyprzezniecałedwalata,szybkoobliczył

oficer,toniemajątek,aleiniedrobiazg…Ciekawetylko,

dlaczegodostawałatepieniądze?

Ponowniesięgnąłdojednegozkalendarzyibezspecjalnych

trudnościznalazłwłaściwynumertelefonu.Przezdobrekilka

minutniemógłsiędodzwonić,alewkońcuuzyskałpołączenie.

—Mężaniemawdomu—zadźwięczałwsłuchawceniski,

kobiecygłos.—JestnanaradziewUrzędzieStołecznym.

—Kiedywróci?

—Trudnopowiedzieć—odparłajakośbezspecjalnego

zmartwienia,—Możebardzopóźno…Towarzyszbędzie

uprzejmyprzekazaćmiwiadomość,jeżelitopilne…

—Dziękuję—mruknąłMazurekniezręcznie.—Spróbuję

porozumiećsięjutro.

Porucznik,odkładającsłuchawkę,zmieszanymiuczuciami

pokręciłgłową.Pomyślał,żeGarbutmusizajmować

eksponowanestanowisko,skorojegożonatytułujewszystkich

przeztelefonper„towarzyszu”.

MecenasKorwowiczmieszkałniedalekożolibor-skiej

komendy,oficerzdecydowałsięwięcnamałyspacer.Po

piętnastuminutachniezbytforsownegomarszubyłjużnaulicy

Szepietowskiej,gdziebezspecjalnegotruduodnalazłschludnie

wyglądającąwillę.Zbliżałasięwłaśniegodzinaczternasta,ao

tejporzewiększośćpalestryspędzaswójczasw■sądzie,

mimotoMazureknietraciłnadzieinaciskająckilkarazyz

rzędudzwonekprzyfurtce.

—Miałpanszczęście!—roześmiałsiędobrodusznie

gospodarz,wpuszczającchwilępóźniejporucznikadośrodka.

background image

—Zrobiłemsobiedzisiajurlopijakpanwidzi,jestemwdomu.

?—DzwonekzNapoleonem

background image

97

—Przyszedłemwdosyćnietypowejsprawie,paniemecenasie

—powiedziałniepewnieoficer.—Prawdęmówiąc,nie

wiadomo,czynieznajdziemysiępoprzeciwnychstronach

barykady.

—Wybrałsiępandomnienaprzeszpiegi?

—Jeślitaktomożnanazwać…

—Aokogochodzi?

—OpanaŻmichowicza,araczejojegonarzeczoną.

—Taksięskłada,żeznamMarka—zauważyłostrożnie

adwokat,przyglądającsiębadawczomilicjantowi.—Słyszałem

teżodniegoośmiercipaniBrzezińskiej…

—Zpewnościąwięcpodejmiesiępanobronyswojego

przyjaciela…

—Czymamrozumieć,żezostałaresztowanypodzarzutem

zabójstwa?—Niebezzdziwieniazapytał

Korwowicz.

—Owszem—skinąłgłowąporucznik.

—Czegowtakimraziepansięodemniespodziewa?

—Informacji,którebyćmożezaprowadząkogośinnegona

ławęoskarżonych.

—Nocóż—zawahałsięadwokat—przypuśćmy,żemam

takie.Zdajepansobiejednaksprawę,żeujawniającjeteraz,

osłabięswojąpozycjęwsądzie…Oczywiście,jeżelifaktycznie

podejmęsięobronyŻmichowicza—zastrzegłsięnatychmiast.

—Tojestrzeczywiścieryzykozpanastrony—zgodziłsię

Mazurek—alemyślę,żeobunamzależy,abysprawiedliwości

stałosięzadość.JeżeliZmichowiczjestwinny,żadnekruczki

prawneniemogąuchronićgoododpowiedzialności.Jeśli

natomiastBrzezińskązabiłktośinny,todladobranas

wszystkichmusimygojaknajprędzejschwytać!

background image

—Przyznaję,żeargumentcelny,aleczywystarczający?

—Zdecydowaćmusi.pan…

98

—Najpierwchciałbymusłyszećpytania.

—Mamtylkojedno—odparłspokojnieoficer.—

Dowiedziałemsię,żeniedawnobyłaupanaBrzezińska.Jej

wizyta,awłaściwieproblem,zktórymprzyszła,możemieć

związekzpóźniejszymi,tragicznymiwydarzeniami.

Wpokojunadłuższąchwilęzapanowałomilczenie.Obaj

mężczyźnimierzylisięnieufniewzrokiemiżadenniechciał

podjąćprzerwanejrozmowy.WreszcieKorwowiczprzestałsię

wahać.

—Jarównieżprosiłbymopewnąinformację.Czyzgadzasię

pannazasadęwzajemności?—zaproponował.

—Oczywiście—porucznikbyłzdecydowanynatakiewyjściez

sytuacji.—Jeżeliniejesttotylkotajemnicasłużbowa..r

—Brzezińskapytałamnieomożliwośćuzyskaniaalimentów

dladziecka—oznajmiłrzeczowoadwokat.—Rozmawialiśmy

chybazgodzinę.Twierdziła,żejejkoleżankamasynka,który

oddwóchlatprzebywawsierocińcu.Chciałasiędowiedzieć,

jakajestobecnieszansaustaleniaojcostwaiilepieniędzy

mogłabyuzyskaćwzwiązkuztymmatka.Powiedziałemjej,że

sprawajestdowygraniaiżewartozaryzykować.

—Pansiędomyśla,żeniechodziłotuokoleżankę?

—Właśnie.

—Isłusznie!RafałBrzezińskiznajdujesięwDomuDziecka

przyNowogrodzkiej—zrewanżowałsięmilicjant.—Otopanu

chodziło,mecenasie?

—Jesteśmykwita!—przyznałgospodarz.—Aswojądrogą

nieuważapan,żeobawaprzedpłaceniemalimentówmożebyć

niezłymmotywemdozabójstwa?

—Czyjawiem?—Mazureksceptyczniepokręciłgłową.—

background image

Zresztąmotywtenpasujedowieluznajo-

background image

84

mychBrzezińskiej.Należaładokobiet,któresięnie

oszczędzają—dodałzprzekąsem.

—Chybanienasząrzecząjestjąterazsądzić—uśmiechnąłsię

smutnoKorwowicz.

—Możemapanrację—nieoponowałoficerpodnoszącsiędo

wyjścia.—Dziękujępanuzapomoc.

PółgodzinypóźniejporucznikbyłjużnaulicyKrasińskiego.

PaniZacharekszczerzeucieszyłasięnajegowidok.

—Znalazłpanmordercę?—staruszkaniemogłaposkromić

swojejciekawości.

—Owszem,alenarazietotajemnica—odparłmilicjant

wymijająco.—Muszęwyjaśnićjeszczekilkaszczegółów.

—Słucham,niechpanpyta…

—CzynigdynieobiłosiępaniouszynazwiskoGarbut?

—Ależtak!—zrozmachemuderzyłasięwczoło.—Już

zeszłymrazemcośmiświtało,kiedyrozmawialiśmyo

znajomychpaniBasi!

—Bywałtutaj?

—Zarazbywał!—żachnęłasięstaruszka.—Przyszedłzedwa

razynapoczątkutegomiesiąca.Bardzoniesympatyczny.

Każdegotraktował,jakzaprzeproszeniem,śmiecia—dodałaz

widocznymoburzeniem.—Wcalesięniedziwię,żepaniBasia

posłałagodostudiabłów.

—Pokłócilisię?

—Jeszczejak!Garbutgroził,żekiedytylkozechce,

Brzezińskąwyrzucązpracy,aonamupowiedziała,żepójdzie

porozmawiaćzjegożoną.

—Dobrze,żepanisobieotymprzypomniała,chociaższkoda,

żedopierodzisiaj—westchnąłMazurek.—Aniewiepani

przypadkiem,czyGarbutznałsięzFijałkowskimalboze

background image

Zmichowiczem?

—Niestety—zwyraźnymżalempokręciłagłową.

background image

85

-Chociażopanuinspektorzetocośbrzydkiegowykrzykiwał

—przypomniałasobiewostatniejchwili.

—Jestpanitegopewna?

—NazwiskaŻmichowiczaniewymienił,alewypominałpani

BasiznajomośćzjakimśinspektoremSanepidu,okogobymu

więcchodziło?

—NigdyprzedtemGarbutnieodwiedzałBrzezińskiej?

—Wiepan,żeniepamiętam—zamyśliłasięstaruszka.

—Tojużjestcoś—mruknąłdosiebieporucznik.—Ijeszcze

jedno—dodałgłośniej.—Czymógłbymzobaczyćpani

maszynędopisania?

—Cotakiego?—zdziwiłasiępaniZacharek.—Janiemam

żadnejmaszyny!

—ApaniBrzezińska?

—Teżnigdyniemiała.Nibypoco?

Winiarskamieszkałaprawieżeposąsiedzku,podrugiej

stronieplacuKomunyParyskiej,milicjantzadecydowałwięc,

żeniezawadziprzespacerowaćsięKrasińskiegoizajrzećtakże

dostudentki.Kilkaminutpóźniejbyłjużnamiejscu.Tym

razemopróczgospodynizastałwmieszkaniuwysoką,szczupłą

brunetkęiatletyczniezbudowanegochłopaka.

—Worekzgośćmisięrozpruł!—Winiarskaradośnie

powitałaMazurka.—Przełamałpanwczorajzłąpassęijużnie

siedzęsama!

—Przyszedłemchybaniewporę—zmieszałsięoficer.

—Ależwprostprzeciwnie!—zaprzeczyłagwałtownie

dziewczyna.—Widzipanprzecież,żebrakujenamchłopcado

pary.Mamnadzieję,żedziecijeśćniewołają?

background image

101

—Służbaniedrużba…

—Władzarąbniesobiekielichaibędzieposłużbie—wtrąciła

siękoleżankaWiniarskiej.—Ktotowidziałpracowaćwsobotę

posiedemnastej…—Zagrapanwbrydża?

—Jednegoroberkazawszemożna—poparłjąchłopak.

Porucznikustąpiłnadspodziewaniełatwo.Prawdęmówiąc,

pozarozmowązWiniarskąniemiałdzisiajnicwięcejdo

roboty,ajaksobieprzypomniał,żoniewypadłwłaśniedyżur…

—Małepytankoijużsiadamy—rzuciłbeztrosko.—Czy

uroczagospodyniznaniejakiegoGarbuta?

—Tegonadętegonudziarza?—pogardliwiewydęławargi.—

WidziałamgokiedyśuElkiKamińskiej.Lepiłsiędomnie,ale

zaczęłammumówić„tatusiu”idałspokójstaruszek.Podobno

tobyłkolegaŻmichowicza.Trzebaprzyznać,żenawetpasowali

dosiebie…

—Teraznaprawdęmamjużfajrant!—zatarłręceMazurek.

—Jakizapis,polskiczymiędzynarodowy?

background image

IX

WniedzielęMazurekwstałdopieroprzedpołudniem.

Najprawdopodobniejnieruszyłbysiętegodniazłóżkawogóle,

gdybyniezbudziłagowracającazdyżurużona.Jejwygląd

dobitnieświadczył,żetejnocynawetniezmrużyłaokai

porucznikowizrobiłosiętrochęgłupio.Cmoknąłjąna

powitanieiposzedłdokuchnizaparzyćherbatę.Kiedywrócił

dopokoju,żonajużspała.

—Wiecznietosamo!—mruknąłzezłością.—Onapółżycia

spędzawszpitalu,ajapocałychdniach

background image

86

uganiamsięzabandziorami.Nawetpięciuminutniemamy

dlasiebie!

Ubrałsięiwyszedłnaulicę.Ruszyłprzedsiebiewolnym

krokieminawetniezauważył,kiedyznalazłsięwpobliżu

komendy.Przezchwilęprzeżywałwewnętrznąrozterkę,alew

końcupostanowiłwstąpićipogadaćtrochęzeŻmichowiczem.

Podejrzanybyłblady,zdenerwowanyinajwyraźniejniemógł

pogodzićsięzeswojąsytuacją.

—Jawiem,żepanminiewierzy—zacząłponuronawidok

oficera—żewszystkoświadczyprzeciwkomnie,alejaniechcę

wisiećzacudzewiny!

—Przesłuchiwałpanaprokurator?—zagadnąłrzeczowo

Mazurek.

—Niecałepółgodziny.

—Uwierzyłpanu?

—Niestety,nie.

—Więcocopanuchodzi?—obojętniewzruszyłramionami

porucznik.—Niechpanwymyślicośrozsądniejszegoniż

gołosłownezaprzeczenia.

—Acojamam,namiłośćboską,powiedzieć?—westchnął

żałośnieZmichowicz.—Przecieżniewiemktonapadłna

Winiarską,aniktozamordowałBarbarę…

—Toniechpanchociażwyjaśni,skądsięwzięłapańska

zapalniczkaprzyzwłokachBrzezińskiej—chłodno

zaproponowałmilicjant.—Denatkaniepaliłapapierosów,aw

krasnoludkiniewierzę.Przykromi,aleniestety,wnioski

nasuwająsięsame.

—NigdyniebyłemwżadnymśmietnikunaTucholskiej!

—No,alist!

—Barbarajużnieżyła,kiedygoznalazłem.

background image

—Słyszałem,słyszałem—machnąłrękąoficer.—No,dobrze

—zgodziłsięnagle.—Przypuśćmy,żetoniepanzabił

Brzezińską,tylkoktośinny.Jestjednakpewienszkopuł.

Ludzie,którymodbiedymożnaby

background image

103

łobyprzypisaćjakiś-motyw,mająalibi.Przewenty-lowaliśmy

miejscowemęty,aleteżbezrezultatu.Obawiamsię,żenie

mamżadnegopunktuzaczepienia…

Nachwilęwpokojuzapanowałacisza.Mazurekzastanawiał

się,czyrzeczywiściepowiedziałprawdępodejrzanemu,ai

Zmichowicznadczymśintensywniemyślał.

—Chybajednakcośjest—nieśmiałobąknąłaresztant.

—Mianowicie?

—Tenlist!—podejrzanygwałtowniezmarszczyłbrwi.—

Jestempewien,żeBarbaragonienapisała!

—Widzipan,kobietomczasembardzoróżnerzeczy

przychodządogłowy—odparłporucznik,alepowiedziałto

jakośbezprzekonania.—Zdradzępanuwzaufaniu,że

Brzezińskanietylkopanawodziłazanos—dodał,niechcąc,

abyZmichowiczspostrzegłjegowątpliwości.

—Nieotochodzi—potrząsnąłgłowąaresztant.—Onanie

umiałapisaćnamaszynie!

—Przyznapan,żetożadnafilozofia.

—Mapanrację,alejeślipanmiteraznieuwierzy,tojajuż

niemamżadnychszans!—woczachŻmichowiczapojawiłysię

łzy.

—Proszęsięnierozklejać!—fuknąłoficer.—Niechmipan

lepiejpowie,czytopanjestszczęśliwymojcem?

—Nierozumiem…

—Przecieżtoproste—wzruszyłramionamiMazurek.—

Chybapanwie,żeBrzezińskamiaładziecko?

—Słyszałem,żeumarłoprzyporodzie.

—MożejepanobejrzećnaNowogrodzkiej—zaoponował

złośliwiemilicjant.—Wyjątkowodorodnychłopak!

—Baśkazapewniałamnie…

background image

104

—Nietylkopana!—przerwałniecierpliwieporucznik.—No,

więcjak,czytopańskiedziecko?

—Nie.

—Jestpantegopewien?

—Oczywiście!—odparłstanowczoZmichowicz.—Barbara

mówiłami,żeniezemnązaszławciążę.

—Az.kim?

—Przypuszczam,żezBrzezińskim.

—Toraczejmałoprawdopodobne—roześmiałsięoficer.—

Jakośniemogęsobiewyobrazić,żebyżylizesobą,kiedy

rozprawarozwodowabyławtoku…

—Mapanrację—speszyłsiępodejrzany.

—AmożetoGarbutjestojcem?—zaryzykowałMazurek.

—Adam?—zamyśliłsięZmichowicz.—Niesądzę,aległowy

bymzatoniedał…

—PandawnoznaGarbuta?

—Jakieśdziesięćlat.

—Przyjaźniliściesię?

—Raczejtak—przyznałpodejrzany—chociażwostatnich

latachnaszestosunkiznaczniesięochłodziły.

—WzwiązkuzBrzezińską?

—Owszem—odparłniechętnieZmichowicz.—Adam

imponowałjej,bobyłkierownikiemwydziałuwurzędzie

dzielnicowymiafiszowałsię,żeniemadlaniegorzeczy

niemożliwych.Wkońcutakdziewczyniezawróciłwgłowie,że

przezjakiśczasnawetżylizesobą…•

—Jakdługo?

—Dwaalbotrzymiesiące.

—Dlaczegozerwali?

—OnbyłprzecieżżonatyiBarbaradoszładowniosku,żenie

background image

masensuwiązaćsięztakimczłowiekiem.

—GdziewłaściwiemieszkatenGarbut?

background image

89

—PrzyTucholskiej.

KiedyMazurekwpośpiechuopuszczałkomendę,przy

drzwiachzaczepiłgooficerdyżurny.

—Mamcoś,Michał,dlaciebie!—rzuciłwesoło.Andrzej

Wcisławskizostawiłwczorajjakiśświstekzadresemiprosił,

żebycigoprzekazać.

—Dziękuję!—porucznikbezspecjalnegozainteresowania

zerknąłnaniewielkąkarteczkęimachinalnieschowałjądo

kieszeni.—PaniLikowskamożepoczekać—mruknąłdo

siebie.—Sąpilniejszesprawy…

Ładny,piętrowysegmentprzyulicyTucholskiejświadczył

dobitnieozamożnościwłaściciela.Drzwidomuotworzyła

młoda,skromnieubranadziewczyna,zwyglądusądząc,

gosposia.NajwyraźniejniemiałaochotywpuścićMazurkado

środka,alenawidokmilicyjnejlegitymacjiustąpiłaskwapliwie.

Garbutokazałsięwysokimitęgim,lekkołysiejącym

mężczyzną.Nawetniemyślałukrywaćswojegoniezadowolenia

zniespodziewanejwizyty.

—Ocochodzi?—rzuciłwładczodoporucznika.—Żeteż

człowieknawetusiebiewdomuniemachwilispokoju.

—Prowadzęśledztwowsprawieśmiercipanaznajomej—

poinformowałsuchooficer.—Niestety,muszępana

przesłuchać.

—Proszęzgłosićsięjutrodomniedourzędu—lekceważąco

wzruszyłramionamiGarbut.—Terazniemamczasuani

ochotynarozmowęzpanem—dodałzaczepnie.

—Obawiamsię,żeniemamżadnegopowodu,abytraktować

panainaczejniżwszystkich—odparłtwardoMazurek,urażony

dożywegoarogancjągospodarza.—Radziłbympanupoświęcić

miterazchwilę,bowprzeciwnymwypadkuprzesłuchanie

background image

odbędziesięjutrooósmejwkomendzie.

background image

90

—Czypansięprzypadkiemniezapomina?!—mężczyzna

poczerwieniałzgniewu.—Panwie,zkimpanmówi?!

—Uprzedzam,żewrazieniestawiennictwagrozigrzywna—

porucznikuśmiechnąłsięjadowicie.—Nawetkierownikowi

wydziału—dodałznaciskiem.

—Cotakiego?!

—Żonęteżbędęmusiałprzesłuchać—zkamiennym

spokojemoświadczyłmilicjant.—Niewykluczone,żecoświeo

panaromansiezBrzezińską.

Ciosokazałsięcelny.Garbutnerwowoprzygryzłwargii

upewniwszysię,żeniktniesłyszałostatnichsłówoficera,

zaprosiłgodogabinetu.

—Złożęskargęnapanazachowanie!—oznajmiłznietajoną

wściekłością,kiedyzamknąłdrzwi.—Pożałujepanjeszcze!

—Proszęuprzejmie—Mazurekkpiącoprzymrużył

y.—

OCZ

MoimprzełożonymjestmajorKłosiński.Zapamiętapan,czy

mampanuzapisać?—usłużniewyciągnąłzkieszeninotatnik.

—Ocopanuchodzi?!—warknąłmężczyzna,ignorując

ostatniąwypowiedźporucznika.—Niechpanpytaiidziedo

diabła!

—DawnopoznałpanBrzezińską?

—Trzylatatemu.

—Dlaczegoposyłałjejpanpieniądze?

—Tomojasprawa.

—Żonanapewnosięucieszy,żemapanślicznego,

dwuletniegosynka—oficerponowiłwypróbowanyjużchwyt.

—Tonieprawda!—Garbutgrzmotnąłpięściąwstylowe

biureczko,aleniezdołałukryćogarniającegogostrachu.—

background image

Dzieciakumarłprzyporodzie!

—NazywasięRafałijestwsierocińcuprzyNowogrodzkiej—

ciągnąłnieubłaganieporucznik.—Możegopanodwiedzićtam

wkażdejchwili.

background image

107

—Namiłośćboską!Niechpanotymnikomuniemówi!—

tymrazemgłosGarbutazabrzmiałpłaczliwie.—Toniejest

mojedziecko,alegdybytakktośsiędowiedział…

—Więczacopanjejpłacił?!—nieustępowałmilicjant.

—Niechciałem,żebyzbytwieleomniegadała.Panrozumie,

namoimstanowisku…

—WtakimraziezkimBrzezińskazaszławciążę?

—Niemampojęcia.

—Możnaprzeprowadzićbadaniaantropologiczne,porównać

grupykrwi,białekienzymów—zaryzykowałMazurek.

Garbutzrobiłruch,jakgdybychciałucieczpokoju.Wtej

chwilijużwniczymnieprzypominałbutnegourzędnikaz

początkurozmowy.

—Janaprawdęmyślałem,żedzieckonieżyje—powiedział

łamiącymgłosem.—Dopieromiesiąctemuprzyszładomnie

Brzezińskaizażądaładziesięciutysięcyzłotych.Zapytałemją,

dlaczegochceażtylepieniędzy,skoroumowabyłainna.Wtedy

dowiedziałemsięprawdyoRafale…

—Zapłaciłpan?

—Niemiałeminnegowyjścia.

—Jaksięrozstaliście?

—Zapewniłamnie,żewprzyszłościzadowolisiękwotami,

któreotrzymywałaodemniedotychczascodwamiesiące.

—Uwierzyłjejpan?

—Acozaróżnica?Nawetgdybyzażądaławięcej,musiałbym

zapłacić…

—Słyszałpan,żeciałoBrzezińskiejznaleziononiecałesto

metrówodpanadomu?—porucznikpostanowiłzacząćzinnej

beczki.

—Tutaj?—Garbutnerwowowyłamywałsobiepalce.—Ale

background image

dlaczego?

—Międzyinnymiwłaśnietochcęwyjaśnić—odparł

spokojnieMazurek.—Copanrobiłwzeszłąniedzielę

wieczorem?

—Topananieobchodzi!—mężczyznaspróbował

zaprotestować,alezrobiłtojakośmałoprzekonywająco.

—Nawetpannieprzypuszcza,jakbardzo—chłodno

stwierdziłoficer.—WłaśniewtedyzabitoBrzezińską.

—Panmniechybaniepodejrzewa?—speszyłsięgospodarz.

—ByłemnakolacjiwBristolu—wyjaśniłspiesznie.

—Sam?

—ZtowarzyszemPiekarskim—zawahałsięnamoment.—

Byłojeszczekilkaosób—dodałwymijająco.

—Wktórejsalisiedzieliście?

—Wmalinowej,przystolikuwsamymrogu,naprzeciwko

wejścia…

—CzyznapanWiniarską?—porucznikznównie-

spodziewaniezmieniłtemat.

—Nieprzypominamsobie^—odparłobojętnieGarbut.—

Chociażmożliwe,żezetknąłemsięgdzieśztymnazwiskiem—

wzamyśleniuzmarszczyłbrwi.

Mazurekzbierałsięjużdowyjścia,kiedyjegowzrokpadłna

stojącąnabiurkumaszynędopisania.Zanimgospodarzzdążył

zaprotestować,wkręciłwniąarkusikpapieruiszybkowystukał

kilkazdań.Terazmógłjużwracać…

Naulicymilicjantpomyślał,żezanimpójdziedodomu,

powiniensprawdzićjeszczekilkarzeczy.Przedewszystkim

należałoodwiedzićKamińska…

Wsiadłdoautobusuipojakichśczterdziestuminutach

znalazłsięnaOstrobramskiej.DrzwiotworzyłmuBrzeziński.

Nawidokporucznikamikrobiologlekkosięzmieszał,ale

szybkoodzyskałrezon.

background image

109

93

—Pansłużbowoczyprywatnie?—zapytał,sadzającgościaw

wygodnymfotelu.—Możeherbaty?

—Jeżeliniesprawitokłopotupanidomu—oficer

uśmiechnąłsiędoKamińskiej.

—Ależskąd!—zaprzeczyłagwałtownie.—Bardzomimiło,że

panmnieodwiedził.

—Jakśledztwo?—zainteresowałsięBrzeziński.

—Jeszczetrochęibędziekoniec—zapewniłoptymistycznie

Mazurek,chociażprawdęmówiąc,niebardzosamwtowierzył.

—Pozwolęsobieskorzystaćztego,żepanatuzastałem.Mam

jeszczepytanko…

—Jestemdopanadyspozycji.

—CopanmożepowiedziećoGarbucie?

—Jedenzamantówmojejbyłejżony—odparłmikrobiolog

niechętnie.—Prawiegonieznałem…

—Apani?—zwróciłsięporucznikdoKamińskiej,która

właśniewchodziładopokojuzherbatą.

—Utrzymujęznimluźnekontakty—oświadczyłabez

większegoentuzjazmu.—Dziękiniemumogęczasamicoś

niecośzałatwić,aletakpoprawdzietostrasznybufon.

—Brzezińskabyłaonimtegosamegozdania?

—Liczyła,żezałatwijejpracęwurzędziedzielnicowym,tylko

żeonwcalesięztymnieśpieszył.

—WiepanicośnatematjegostosunkówzeZmichowiczem?

—Toprzyjaciele.Odczasudoczasubralisięocośzałby,ale

nigdyniebyłotonicpoważnego…Innarzecz,żeGarbut

utopiłbykażdegowłyżcewody,gdybymógłtylkonatym

skorzystać…

—Ijeszczejedno—zamyśliłsięoficer.—CzyBrzezińska

background image

umiałapisaćnamaszynie?

—Owszem—tymrazemmikrobiologpoczułsięwobowiązku

udzielićodpowiedzi.—Samjąnawetkiedyśuczyłem…

background image

93

Mazurekdyskretniezerknąłnazegarekizprzerażeniem

stwierdził,żeminęłajużgodzinasiódma.

—Muszęuciekać—uśmiechnąłsięprzepraszająco.—Żona

mnieoskalpuje…

Wdrodzedodomuporucznikwstąpiłjeszczenachwilędo

Bristolu.Niestety,miałpecha.Kelner,którywpoprzednią

niedzielęobsługiwałinteresującygostolik,byłchory.Milicjant

zdołałsiętylkodowiedzieć,żepanFranciszekZabielmieszka

przyKasprowicza…

background image

X

WponiedziałekzsamegoranaMazurekpodrzuciłdo

laboratoriumkartkęztekstemnapisanymnamaszynie

Garbutaicosiłw’nogachpomaszerowałdomieszkania

FranciszkaZabiela.Kelnernajpierwbardzosięprzestraszył

wizytąmilicjanta,alekiedyusłyszał,żeoficeranieinteresuje

sposóbwypisywaniarachunkówpodpitymklientom,acałe

śledztwoniemanicwspólnegozgastronomią,ochoczo

zadeklarowałpomoc.

—Nojak,panieFraniu—zagadnąłpoufaleporucznik—

przyuważyłpan,ktowzeszłąniedzielęurzędowałprzydwójce?

—Faktycznie,przypominamsobietakietowarzystwo—

oświadczyłpokrótkimnamyśleZabiel.—Kilkupodtatusiałych

panówirwącesięnachatęmłodemewki.

—Czybyłznimitęgi,wysokifacetzniewielkąłysiną?

—PanAdaś!—natychmiastskojarzyłsobiekelner.—Długo

goniezapomnę.Gośćlałwsiebiegołdę,żeażmiciarkipo

grzbieciechodziły.Taksięzaperfumował,żemiałemkłopotyz

wytaszczeniemgozsali…

background image

Ul

—Niepamiętapan,jakdługobyliwrestauracji?

—Ruszylisiędopiero,kiedyzamykaliśmy.

—Aoktórejprzyszli?

—Dosyćpóźno.Gdzieśkołodwudziestejtrzeciej…

—Odrazuwszyscyrazem?

—Chybanie,aległowybymniedał…

Oficerniebyłzachwyconyuzyskanymiinformacjami,ale

uznał,żenicwięcejodkelneraniewyciągnie.Pożegnałsięi

ruszyłdokomendy.

Podrodzeprzypomniałsobieokartcezostawionejmuprzez

Wcisławskiego.Niespodziewałsię,żebyLikowskapowiedziała

cościekawego,alenawszelkiwypadekpostanowiłdoniej

wstąpić,zwłaszczażemieszkałaprawieposąsiedzku,przy

Marymonckiej.

DrzwiotworzyłaMazurkowiniska,przysadzistadziewczynaz

upstrzonąpiegamitwarzą.Najwidoczniejzerwałjązłóżka,bo

niemogłapowstrzymaćziewaniaiowijałasięszczelniegrubym

szlafrokiem.

—Przecieżwczorajbyłjużumniepanchorąży—zaczęłaz

wyrzutem,wpuszczającmilicjantadośrodka.—Wypytywał

mnieowszystkochybaprzezdwiegodziny…

—Jazajmępaninajwyżejpiętnaścieminut—od-jparł

porucznik,szczerzeżałując,żewogóletutajprzyszedł.

—PewnochodzipanuotentelefonodpanaŻmiichowicza—

zapytałaLikowska.

Oficerpoczułnagle,żerobimusięgorąco.Wątplilwościco

dopotrzebyrozmowyzdziewczynązniknęłygdzieśbezśladui

nawetbyłzłynasiebie,żetakpóźnozdecydowałsięnatę

wizytę.Zrozumiał,żezachwilęusłyszy,byćmoże,cośbardzo

ważnego.

background image

—Owszem—odparłsilącsięnaobojętność.Niechpani

spróbujeopowiedziećwszystkomożliwiedokładnie.

—Jakpanzapewnewie,Zbyszekwyjechałwzel

background image

95

szłymtygodniunasympozjumdoKrakowa.Prosił,żebym

podjegonieobecnośćrzuciłaokiemnamieszkanie,ajapo

prostuprzeprowadziłamsięnatenczasnaLechonia—

zarumieniłasięlekko.—Wniedzielęwieczoremzatelefonował

panZmichowicz.Byłbardzozdenerwowanyidopytywałsięo

Zbyszka.Kiedypowiedziałammu,żeZbyszekjestwKrakowie,

zacząłmiobrzydliwiewymyślać,awkońcuzagroził,żezabije

paniąBrzezińskąiwszystkichjejznajomych…

—Aledlaczego?

—Zmichowiczminiepowiedział,ajabyłamzbyt

zdenerwowana,żebygootozapytać.

—Niedomyślasiępani?

—Widzipan,janieznamtegoczłowieka—bezradnie

rozłożyłaręce—więctrudnomicośonimpowiedzieć.

Słyszałam,żebyłprzyjacielemżonyZbyszka,alenicpozatym

niewiem…

—Askądpaniwłaściwiewie,żetodzwoniłwłaśnie

Zmichowicz?

—Poprostusięprzedstawił.

—Powtórzyłapanirozmowęswojemunarzeczonemu?

—Niechciałamgodenerwować—wyjaśniłaniepewnie.—On

itakmamnóstwoproblemównagłowie.

—Zawodowych?—domyśliłsięMazurek.

—Właśnie—smutnopokiwałagłową.—Wbrewtemu,cosię

zwykłomyśleć,wśródnaukowcówniepanujeidylla…

Porucznikmożeiposłuchałbyzzawodowegonawykuo

stosunkachpanującychwInstytucieMikrobiologii,ale

stwierdziwszy,żeminęłajużdziesiąta,pożegnałsięzLikowska

iruszyłspieszniedokomendy.Tutajczekałananiegoprzykra

niespodzianka.NaczelnikKłosińskiwezwałgozarazdo

background image

swojegogabinetuiniebawiącsięwkonwenanse,wygłosił

niezbyt

B—DzwonekzNapoleonem

background image

113

pochlebnąopinięoniedzielnychpoczynaniachpodwładnego.

—Coci,człowieku,odbiło,żebyleźćdoGarbuta!—

gorączkowałsięmajor.—Zkimtouzgodniłeś,dociężkiej

cholery?!Facetoczywiściezłożyłskargęikomendantopieprzył

mnie,jakświętyMichałdiabła!

—Nibyzaco?—wzruszyłramionamiMazurek.—Gośćsypiał

zBrzezińską,niewykluczone,żemazniądziecko,więc

musiałemgoprzesłuchać.

—Podobnopotraktowałeśgojakzwykłegokryminalistę,

groziłeśmu,anadomiarzłegopanoszyłeśsięwjego

mieszkaniujakwewłasnym!

—Cotakiego?

—Brałeśpróbkipismazjegomaszyny?

—Brałem…—porucznikwyraźniepoczerwieniał.—Chciałem

sprawdzić…

—Jakimprawem?!Ktociędotegoupoważnił?!Dobrymi

chęciamijestpiekłowybrukowane!—sapnąłKłosińskize

złością.—Wiesz,Michał,jaksięstarywścieka,kiedyktoś

składaskargęnaktóregośzchłopaków,anawetjeśliGarbut

przesadził,toitakniejesteśwporządku!

Mazurekzmełłwustachjakieśprzekleństwo,alewolałnie

odpowiadaćszefowi.Doszedłdowniosku,żewszelkiepróby

dyskusjizaogniłybytylkosytuację.

—Najgorszejestto,żezdaniemstarego,poszedłeśdo

Garbutazupełnieniepotrzebnie—ciągnąłdalejnaczelnik.—

Wiesz,copowiedziałaWcisławskiemunarzeczona

Brzezińskiego?

—Przedchwiląuniejbyłem—przyznałponuroporucznik.

—Wniosekjestchybajasny?

—JateżmogęzarazzatelefonowaćdojakiegośPiprztyckiegoi

background image

przedstawićsięjakoŁazukaalboOlbrychski—lekceważąco

skrzywiłsięMazurek.—Tentelefontotylkoposzlaka…

—Ziarnkodoziarnka,azbierzesięmiarka—stwierdził

sentencjonalniemajor.—Aterazzapamiętajsobie,Michał,że

kończymysprawęBrzezińskiej.Prokuratorobiecałoskarżyć

Żmichowiczaztym,comamy,atymusisztylkościągnąćkwe-

stionariuszzjegomiejscapracyiustalić,czynaszpodopieczny

niebyłjużprzypadkiemkarany.Wtymtygodniumaszmi

przynieśćwypełnionedrukistatystyczne!

—Chybażartujesz,Jasiu?!—zaoponowałgwałtownie

porucznik,zrywającsięzmiejsca.—Towszystkosięprzecież

kupynietrzyma!Sprawętrzebajeszczeporządniedopracować!

—Jużniechcięotogłowanieboli—uciąłdyskusjęnaczelnik.

—Powiedziałemwyraźnie:kończśledztwoizabierajsiędo

następnejroboty.Anaprzyszłośćuprzejmaprośba,żebyś

informowałmnieoswoich„genialnych”pomysłach—dodałz

przekąsem.

Mazurekwróciłdoswojegopokojuwbardzokiepskim

humorze.NamiejscuzastałWcisławskiego.Pojegominie

możnabyłopoznać,żechociażniesłyszałrozmowy,która

przedchwiląodbyłasięwgabinecienaczelnikaKłosińskiego,

bardzowspółczujeporucznikowi.

—Co,Andrzej,sądziszoLikowskiej?—zapytałoficer

chorążegobezżadnychwstępów.—Wkońcumiałeśmożnośćz

niądłużejpogadaćniżja…

—Wyglądanato,żedziewczynamówiprawdę—odparłz

namysłemWcisławski.—Zresztąniemiałabyżadnegopowodu,

żebyzmyślać.

—Pytałeśją,odjakdawnaznaBrzezińskiego?

—Odjakiegośroku.StudiowałabiologięweWrocławiu,ale

cośjejnieszłoiprzeniosłasiędoWarszawy.Tutajspotkała

naszegomikrobiologaipoprostuprzypadlisobiedogustu.

background image

—Znaczy,żebydowiedziećsięczegoświęcejoLi

98

background image

114

kowskiej,trzebapojechaćdoWrocławia?—westchnął

Mazurek.

—RaczejdoSzprotawy,poprawiłgochorąży.—Podobno

dziewczynapochodziwłaśniestamtąd.

—ZnalazłeścośchociażwsobotęuŻmichowicza?—zmienił

tematporucznik.

—Tobyłatylkostrataczasu—skrzywiłsięWcisławski.—

Przesiedziałemtampółdniainic…

—Możnasiębyłotegospodziewać—mruknąłoficer.—Wiesz

już,żechcąkończyćsprawę?—rzuciłbezzwiązku.

Chorążyskinąłtylkoponurogłowąizapatrzyłsięwswoje

dłonie.

—Jestjeszczeodcholeryroboty—ciągnąłdalej|Mazurek.—

Prawdęmówiąc,mamytakigrochzkapustą,żetrudnosięw

tymwszystkimpołapać.Naprzykładkoniazrzędemtemu,kto

wyjaśni,dlaczegoZmichowiczrozbierałswojeofiary?Ztego,co

wiemy,żadnaztychkobietnierobiłaspecjalnychceregieli,

kiedyktośchciałiśćzniądołóżka…

—Sprawdziłemwprzychodni—ożywiłsięWcis-|ławski.—

Inspektorekprzezczterymiesiąceleczyłsięuseksuologa.Miał

zaburzeniawzwodu…

—Miał?

—Wjegokarciewyczytałem,żejestjużzdrowy…]

—Nicnierozumiem—zastanowiłsięporucznik.—iAmoże

poprosićpsychiatrów,żebyzbadalifaceta?—zaproponował.—

Zrobimytak:tysprawdzisz…

—Niegniewajsię,Michał—przerwałmuchorałży—ale

dzisiajzsamegoranastarykazałmizamknąćrozpracowanie

operacyjnewtejsprawie.Wydziałkryminalnyniematujużnic

więcejdoroboty…

background image

—Znaczy,wracaszdosiebie?

—Nawetgdybymchciałcijeszczepomóc,toitakiniedałbym

rady—usprawiedliwiałsięWcisławski.—Dowalilimikilkanie

wykrytychwłamań…

background image

99

Oficerzmełłwustachprzekleństwo,aledałspokój.Dobrze

wiedział,żeterazmożeliczyćtylkonasiebie.

Kiedydrzwizamknęłysięzachorążym,niecierpliwym

ruchemwykręciłnumertelefonulaboratorium.

—Ocochodzi?—zachrobotałwsłuchawcegłosznajomego

eksperta.

—Możeszmipowiedzieć,najakiejmaszynienapisanolistdo

Żmichowicza?—zapytałniewinnieMazurek.

—Idźdocholery!—zagrzmiałowsłuchawce.—Chyba

zwariowałeś!Toniejestrobotanapięćminut.

—Alecośniecośnapewnojużwiesz…

—Wiem,żetoniebyłamaszyna,naktórejtypisałeś.Starczy?

—Ażnadto—odparłzrezygnowanyporucznik.Wyciągnąłz

szafyaktainnych,przydzielonychmu

spraw,aleniemógłsięjakośnanichskupić.Przezcałyczas

uparciewracałmyślamidozabójstwaBrzezińskiejinapaduna

Winiarską.Analizowałkażdąprzeprowadzonąrozmowę,starał

sięprzypomniećsobiewszystkieszczegóły.

Wreszciepostanowił,żeniebędzieczekałzzałożonymi

rękami.Zamknąłpokójnaklucziwyszedłnapołożonena

tyłachkomendypodwórko.Przybramiespostrzegł

Kuligowskiego.

—Serwus,Paweł!—pozdrowiłgoradośnie.—Zniebami

spadłeś!

—Nicztychrzeczy—domyślniepokręciłgłowąsierżant.—

Miałemciężkąnoc,apotem,zamiastuderzyćwkimono,

musiałempęiaćsięwmagazynieponoweopony.Ledwo,

Michał,naoczypatrzę!

—Nicniemusiszrobić—zdecydowałsięnagleoficer.—Daj

mitylkokluczyki.

background image

—Oszalałeś?!—żachnąłsięKuligowski.—Staryopieprzyłby

mnie,żebymześmiechusięniepozbierał!

background image

117

—Niktsięniezorientuje,wczymrzecz—nalegałuparcie

Mazurek.—Odstawięgablotęgdzietrzeba,ajakzabraknie

benzyny,todokupięzwłasnejkieszeni…

—Cośsiętaknapalił?

—Takiukład—mruknąłporucznikwymijająco.—Pożycz

wóz,niebądźświnia!

—Aniechcięszlagtrafi!—sierżantniechętniewyciągnąłz

kieszenikluczyki.—Pamiętajtylko,żejakmniewyleją,to

będzieszmiałnautrzymaniurównieżimojąrodzinę!—dodał

napożegnanie.

Oficerodetchnąłzulgą.Mającdodyspozycjisamochódmógł

załatwićtrzyrazytylecobezniego…

NiecałepółgodzinypóźniejMazurekspiesznymkrokiem

przemierzyłkorytarzUrzęduDzielnicowego.

Swojądrogądobrzesięskłada,żeGarbutiPie-jkarski

pracująwróżnychdzielnicach—pomyślał.—Możeniezdążyli

sięjeszczeporozumieć…

Tymrazemmilicjantzostałprzyjętyzadziwiającauprzejmie.

Zaproszonogo,żebyusiadłwwygodnymfotelu,apochwili

pojawiłasięprzednimfiliżankakawy.

—Selekt,nieżadnabrazylijka—zachęcającauśmiechnąłsię

Piekarski.—Wczymmogępanupomóc?

—Prowadzęśledztwowsprawiezabójstwakobielty—

poinformowałrzeczowoporucznik—iniemogęwykluczyć,że

niektórzypanaznajomisą,przynajmniejpośrednio,

zamieszani…

—Jedennawetcałkiembezpośrednio—westchnMPiekarski.

—Zdajemisię,żepanaresztowałŻmichowicza.

—Aresztowałprokurator—poprawiłoficerznalciskiem.—

Jagotylkozatrzymałem…

background image

—Mniejszaonomenklaturę!TakczyinaczejMarelljestw

przykrymodosobnieniu.

—Niestety,tak.

—Czyjestjakaśszansa?—zawahałsięPiekarski.—Niema

panwątpliwości,żetoonwłaśniezamordował?

—Apancootymmyśli?—Mazurekwolałudać,żenie

dosłyszałostatniegopytania.

—Nocóż!Znamtegoczłowiekaodładnychkilkulatinigdy

nieposądzałbymgoojakieśzbrodniczeinstynkty.Panią

Brzezińskąteżkiedyświdziałem,alenajejtematraczejnicnie

umiempowiedzieć…

—KiedypanostatniospotkałsięzeŻmichowiczem?

—Chybazedwamiesiącetemu.Prosiłmnieopomocw

załatwieniudladwóchosóbwycieczkinaWęgry.

—Ostatnioniemiałpanznimkontaktu?

—Ach,prawda!—przypomniałsobiePiekarski.—Wzeszły

czwartekskontaktowałemgozpewnymkolekcjonerem

antyków.Żmichowiczbardzolubiłtakiestarecacka,zwłaszcza

figurki.Czasamigotówbyłzapłacićzanienawetbajońskie

sumy.

—Wdomufaktyczniemiałspororóżnychcudaków…

—Alezawszebyłomumało—roześmiałsięPiekarski.—

Właśniegdzieśzpółrokutemuzacząłmniemęczyć,żewidział

wDesiejakiśwyjątkowydzwoneczekzfigurkąNapoleonaiże

ktośprzednimgokupił.Japoniekądsłużbowointeresujęsię

kulturą,obiecałemmuwięc,żespróbujęsięczegośdowiedzieć.

Tobyłoczywiścietylkoprzypadek,żemisięudało.

—Żmichowiczodkupiłdzwonek?

—Raczejdokonałwymiany.Oddałzaniegojakiśinny

przedmiot.Wkażdymrazienowymnabytkiemniecieszyłsię

długo.Telefonowałpóźniejdomnie,żezostawiłgow

samochodzie,bochciałsiękomuśpochwalićidzwonekukradli.

background image

—Czytobyławartościowarzecz?

119

background image

101

—Możedlajakiegośwyjątkowozapalonegoentuzjasty,aletak

wogóle,toniesądzę…

—Zdradzimipannazwiskokolekcjonera,odktórego

Zmichowiczotrzymałdzwonek?

—Oczywiście!—Piekarskiskwapliwiesięgnąłdonotatnika.

—IreneuszBrzostowski,Sobieskiegostodziesięć.

—Oilesięniemylę,topozostawałpanwbliskichstosunkach

zGarbutem—zacząłzinnejbeczkiporucznik.

—Raczejtak…

—Byłpanznimw.zeszłąniedzielęwBristolu?

—Owszem—Piekarskilekkosięzarumienił.—Starsi

panowiechcielisobieprzypomniećmłodelata.

—Októrej,jeślimożnawiedzieć,rozpoczęłosięspotkanie?

—WstąpiłempoAdamaokołodwudziestej.Najpierw

poszliśmydoOdry,adopieropóźniejpostanowiliśmyzmienić

lokalitrafiliśmywkońcudoBristolu…

—Niebędęjużdłużejzawracałpanugłowy—Mazurekwstał,

wyciągającrękęnapożegnanie.—Dziękujęzawszystkie

informacje.

—Jeszczesłówko!—Piekarskinajwidoczniejmyślałotymod

początkuwizytyoficera.—CzyMarkowinieprzydałbysię

obrońca?

—Wsądzienapewno,aleteraztochybaniewiele—

potrząsnąłgłowąmilicjant.

—Widzipan,mójszkolnykolegajestadwokatem—z

namysłemoznajmiłPiekarski.—Znanawetosobiście

Żmichowicza…Wsobotę,kiedyzatelefonowałdomniei

powiedziałoaresztowaniuMarka,poprosiłemgo,żebysięzajął

jegosprawą.Korwowiczbyłjużzresztąnatozdecydowany.

Narzekałtylko,żebezporozumieniazklientemnicteraznie

background image

120

zdziała.Czyniedałobysięjakośzałatwićwidzenia?—spojrzał

pytająconaporucznika.

—Otymdecydujeprokurator—odparłsuchoMazurek.—

Udzielaniewidzeńzpodejrzanyminieleżywmojejgestii.

—Rozumiem—Piekarskiwyraźniespochmur-niał.—Będę

musiałporozmawiaćzprokuratorem—dodałchłodno.

Pożegnaniewypadłoznaczniesztywnoioficjalnie,niż

początekrozmowy,aleśpieszącysięjużnaulicęSobieskiego

porucznikniezwróciłnatospecjalnejuwagi.

Brzostowskibyłprzysadzistymmężczyznąokoło

sześćdziesiątki.Miałmocnoposiwiałewłosyisumiastewąsy.

—Byłempewny,żetosiętakskończy—oświadczył

milicjantowinasamymwstępie.—Tendzwonekprzynosi

nieszczęście!

—Nierozumiem…—oficernawetnieusiłowałukryćswojego

zaskoczenia.

—Kupiłemgopółrokutemuizarazzłamałemrękę—ze

śmiertelnąpowagązacząłopowieśćkolekcjoner.—

Poniewczasiedowiedziałemsię,żepoprzedniemuwłaścicielowi

umarłażona,aDesęokradlizarazpierwszejnocy,kiedyznalazł

sięwniejdzwonek.Toniemożebyćzwykłyzbiegokoliczności.

Zresztąnajlepszydowód,żedzisiajpanmnieodwiedził…

—Czytobyłstarywyrób?

—KsięstwoWarszawskie.

—Wartościowy?

—Dlakolekcjoneranapewno…

—PanznałŻmichowicza?

—Widziałemgorazwżyciu.Dałmiporcelanowąfigurkę

kobietyzpoczątkudziewiętnastegowieku,ajamuten

dzwonek…

background image

—ZetknąłsiępanmożezBarbarąBrzezińską?

background image

103

—Nigdyniesłyszałemtegonazwiska…O,»przepraszampana

najmocniej!.—Brzostowskiteatralnymgestemuderzyłsięw

piersi.—Wczorajjużktośpytałmnieotępanią.

—Ktotaki?—Mazurekcałyzamieniłsięwsłuch.

—PanmecenasKorwowicz—wyjaśniłspokojniekolekcjoner.

—Złożyłmiwizytępóźnymwieczoremiopowifedziałocałej

tragedii.Byłwstrząśnięty,kiedyusłyszałhistoriętego

dzwonka…

—ObrońcapanaŻmichowiczaniepróżnuje—mruknąłdo

siebieporucznik,opuszczającmieszkanieBrzostowskiego.—

Ciekawe,coonjeszczewymyśli?

Pokrótkimnamyślezdecydowałsięzajrzećjeszczerazdo

mieszkaniazajmowanegoprzezBrzezińskąprzedśmiercią.

Prawdęmówiąc,niespodziewałsię,żeodkryjetamjakąś

rewelację,alebyłpoprostuciekawy,czyitamzdążyłjuż

dotrzećKorwowicz.Namiejscuokazałosię,żeprzeczucianie

omyliłyoficera.

—Panmecenasbyłtutajdziśrano—odparłaZacharekna

pytaniemilicjanta.—Mówiłmioaresztowaniupana

Żmichowicza.Boże,cozanieszczęście!

—Czyżbypaniuważała,żetenczłowiekjestniewinny?—

zagadkowouśmiechnąłsięMazurek.

—Niezbadanesąwyrokiniebios—staruszkawolałanie

udzielaćkonkretnejodpowiedzi.Ktobypomyślał?Wydawało

misię,żetotakiporządnyczłowiek,atutajtakahistoria…

—Czasamimożnasiępomylićwswoichsądachobliźnich…

—Świętaprawda,proszępana—skwapliwieprzyznałarację

porucznikowi.—ZawszemówiłamtopaniBasi.Coinnego,

gdybyzwiązałasiębliżejzdoktoremFijałkowskimalboz

mecenasemKorwowiczem.

background image

—Toonisięażtakdobrzeznali?!—oficerbyłcałkowicie

zaskoczonyusłyszanąprzedchwiląnowiną.

—Naśmierćzapomniałampanuotympowiedzieć—

stwierdziłazeskruchą.—Azresztąpanmecenasbywałunas

bardzorzadko—dodałanaswojeusprawiedliwienie.

—WięcskądpaniwiedziałaoprzyjaźniBrzezińskiejz

Korwowiczem?

—PaniBasiaczęstomionimopowiadała.Chwaliła,żetaki

mądryipoważny…

—Tochybajeszczeoniczymnieświadczy?

—Tak,aleilerazypopłakałabiedula,żepanmecenasniechce

naniązwrócićuwagi!Onpodobnonawetnażadnąnie

spojrzał,jeżeliniemiaławyższegowykształcenia.

—Jakwięcwkońcubyłomiędzynimi?

—PanBógraczywiedzieć—bezradnierozłożyłaręce.

—OcopytałpaniąKorwowicz?—milicjantzdecydowałsię

zmienićtemat.

—Ojakieśpapiery.

—PrzetrząsnąłemzkolegąpokójBrzezińskiejinictampoza

korespondencjąikalendarzaminieznalazłem—zdziwiłsię

Mazurek.

—BopaniBasiadałaminaprzechowaniecałąteczkę—

wyjaśniłastaruszka.—Onanienależaładopedantekibałasię,

żejeszczecośzgubi.

—Aledlaczego,namiłośćboską,panimiwcześniejnaweto

tymniewspomniała?!—porucznikztrudempowstrzymałsię,

żebyniezakląć.—Toprzecieżmożebyćbardzoważne!

—Takiestarepapierzyska?—zniedowierzaniempokręciła

głową.—Azresztąpanmnieniepytał—oświadczyłaz

godnością.

—CzydałapaniKorwowiczowitedokumenty?—zaniepokoił

sięoficer.

background image

—Prawdępowiedziawszy,tozapomniałamonich—odparła

staruszkazrozbrajającąszczerością.—Do

123

background image

105

pieropowyjściupanamecenasazaczęłamszukaći

znalazłam…

Milicjantodetchnąłzwyraźnąulgą.Potym,cousłyszał,

straciłjakośresztkizaufaniadoKorwowicza.

—Proszęmiwszystkozarazpokazać—zadysponowałnie

znoszącymsprzeciwutonem.

Porucznikaczekałojednaksporerozczarowanie.Wpękatej

teczceznalazłkilkaświadectwszkolnych,metrykę,odpis

wyrokuorzekającegorozwódpomiędzyBrzezińskimiicałyplik

podobnychdokumentów.Trochęniepasowałdotegostary,

grubybrulionwczarnychokładkach.Mazurekotworzyłgoz

ciekawościąizacząłczytaćzapiski,aleszybkozrezygnował.Ta-

siemcowewyliczeniai”naszpikowanełacinązwrotyzupełnie

doniegonieprzemawiały.Zorientowałsiętylko,żemawręku

notatkidotyczącejakichśbadańbiologicznych.

—Kidiabeł?—mruknąłdosiebieoficer.—CzyżbyBrzezińska

przechowywałapamiątkępoktórymśzmężów?

Nicniewskazywało,żebrulionmiałjakiśzwiązekzesprawą,

alenawszelkiwypadekpostanowiłzasięgnąćopiniiprofesora

Makowskiego.

.NaukowcaznalazłwInstytucieMikrobiologii.Profesor

najwyraźniejniemiałżadnychpilnychzajęć,bochętniezgodził

sięnakilkaminutrozmowy.

—Nigdybymniepomyślał,żeBrzezińskazachowanotatki

Miłowicza—uśmiechnąłsię,zajrzawszydobrulionu.—

Oczywiście,mogęsięmylić,alechybapoznajęjegopismo…

—Czymógłbymipanpowiedzieć,czegodotyczątezapiski?—

zainteresowałsięporucznik.

—Musiałbymdokładniewszystkoprzeczytać—zastrzegłsię

Makowski—alechętniepanupomogę.Możezatelefonowałby

background image

pandomniewieczoremdodomu?

background image

124

—Jeślitylkopanpozwoli—ucieszyłsięMazurek.—Atakw

ogóletocodobregosłychaćwinstytucie?—zapytałprzez

grzeczność.

—SzykujemysięnaślubdoktoraBrzezińskiego—odparł

profesor.—Nawiasemmówiąc,jesttotematnumerjedendo

plotek…

—Słyszałem,żedoktorżenisięzjakąśstudentką?

—Owszem—przytaknąłMakowski—tylko,żetastudentka

jestsiostrzenicąprofesoraGluzikowskiego.

—Nazwiskowydajemisięznajome—zastanowiłsięoficer.

—No,myślę!—pobłażliwiepokiwałgłowąnaukowiec.—To

przecieżsamprorektor!Złośliwitwierdzą,żedoktorBrzeziński

chcewtensposóbprzyśpieszyćswojąhabilitację…

Porucznik,wracającnaŻoliborzprzezcałyczaszastanawiał

się,jakpołączyćwlogicznącałośćwszystkiezebrane

informacje.Cogorsza,wcaleniebyłpewien,czyniektóre

elementyniebędąmusiałypozostaćpozaukładaną

łamigłówką.Wkońcuco.wspólnegoześmierciąBrzezińskiej

mogłymiećnotatkiMiłowiczaalbofigurkaNapoleonana

starymdzwonku…

MazurekzatrzymałsamochódnaGwiaździstej.Piętrowydom

wyglądałdośćschludnieizpozorunicniewskazywało,żew

jegowysokiejsutereniemieścisięjednaznajbardziejznanych

wokolicymelinpijackich.Właśniedoniejmilicjantskierował

swojekroki.WśrodkuzastałtylkoKlusika.

—Mojeuszanowanienajukochańszejwładzuni!—wybełkotał

tamtenniezbytprzytomnie.—Możetakwładzapożyczydwie

dychynapiweńko?

Oficerzmełłwustachszpetneprzekleństwo,alenicnie

odpowiedział.Zezłościąchwyciłstojącynapodłodzespory

background image

blaszanydzbanekiwyszedłznimnakorytarz.Bezwiększego

truduodnalazłtoaletęzwieczniecieknącymkranem.Nalałdo

dzbankawodyikilka

background image

107

sekundpóźniejcałaporcjawylądowałanagłowieKlusika.

—Żebyodsamegoranatakzachlaćmordę!—huknąłzfurią

Mazurek.—Jużjacięzarazotrzeźwię!

Zimnawodaikilkaszturchańcówbłyskawicznieprzywróciły

gospodarzowipoczucierzeczywistości.Spojrzałznacznie

przytomniejnamilicjantaigwałtowniepotrząsnąłgłową.

—Wczoraj,paniewładzo,byłyurodzinyprzyjaciela—jęknął

przepraszająco.—Ranodostaliśmyjakieśstarekotletyna

zakąskę.Musiałymizaszkodzić…

—Tyminietrujozakąsce—żachnąłsięporucznik.—

Powiedzlepiej,dlaczegootejporzesiedziszwchałupie,

zamiastpracować?

—Nierozumiem?!—Klusikzniekłamanymzdumieniem

wytrzeszczyłoczy.—Ojakiejpracypanmówi?

—Wzeszłymtygodniuwypuściłemcięzpudłatylkopodtym

warunkiem,żeweźmieszsiędouczciwejroboty!

—Notak,ale…

—Żadneale!—przerwałostrooficer.—Albozarazpokażesz

mistempelekwdowodzie,albowracasznadołek!

—Minęłodopieroparędni,aodobrąpracęniełatwo…Nie

zdążyłem—Klusikbezskutecznieszukałjakiegośwykrętu.—

JakBogakocham,paniewładzo!Trochęcierpliwości…

—Obiecanki,cacanki…

—Niechmipanwładzadajeszczeszansę!—gospodarz

błagalnymgestemzłożyłręce.—Zatydzieńsamsięzgłoszędo

komendy…

_Niemamowy!—wzruszyłramionamiMazurek.—Chybaże

powiesz,ktowzeszłyczwartekpodpieprzyłfutrzakiidzwonek

zszaregofiataprzy

background image

107

AntoninySokolicz—zaproponowałznienacka.—Tylkonie

łżyj,żeniewiesz!—dodałgroźnie.

—Ależ,paniewładzo!—Klusikzteatralnąbezradnością

chwyciłsięzagłowę.—Niemadnia,żebynaŻoliborzunie

trzasnęlikilkugablot!

—Będzielepiej,jeżelisobieprzypomnisz…

—CotojaDuchŚwięty,żebymwiedziałowszystkim,cosię

dziejewcałejWarszawie?

—Nieprzeciągajstruny,bopożałujesz!

—JużitakmamkrzywozaGawłaiCiotuchę!—wychrypiał

zrezygnowanyKlusik.—Panwładzakonieczniechce,żeby

mniektośmojkąprzeciągnął…

—Pókiznaminiezadrzesz,tomożeszspaćspokojnie—

mruknąłuspokajającomilicjant—aleuważaj,bojaksię

pogniewamy…

—NiechpanzapytaZiutkaMelonaotefutrzaki—ustąpił

wreszciegospodarz.—Tylkoniechpanniemówi,żetojago

przypucowałem,bobędziezemnąkrucho—zastrzegłsię

natychmiast.

—KtototakitenMelon?—zdziwiłsięporucznik.

—RanyJulek!—parsknąłKlusik.—Ujegobabydorwałpan

Setęipanniewie?!

Oficerprawiebiegiemruszyłdosamochodu.Zdawałsobie

sprawę,żeczasucieka,aperspektywarozwiązaniazagadkijest

jeszczebardzoodległa.Dotychczasowyspokójmilicjanta

zniknąłgdzieśbezśladu,ajegomiejscezajęło

zniecierpliwienie.Nicwięcdziwnego,żechcącjaknajszybciej

dojechaćnaulicęStawki,Mazurekbezżadnychskrupułów

machnąłrękąnaprzepisydrogowe.

Dwarazynieomalcudemominąłlatarnię,ściągnąłnasiebie

background image

kilkatuzinówprzekleństwinnychkierowców,alepopięciu

minutachbyłjużucelu.Radiowózprzezorniezaparkowałprzy

sąsiednimbloku…

Windabyłazepsutainaczwartepiętromusiałwejśćpiechotą.

Kilkarazynacisnąłdzwonek,alewmieszka

background image

127

niupanowałakompletnacisza.Podłuższymwahaniuzapukał

dosąsiednichdrzwi,niestety,znowubezrezultatu.

Zniechęconyruszyłdowyjścia.Byłjużnaulicy,kiedyprzyszło

mudogłowy,żewartojeszczesprawdzićpiwnicę…

Nadolepaliłosięświatłoifunkcjonariuszzdecydował,żenie

wartowracaćdosamochodupolatarkę.Ostrożnieminąłdwa

korytarzeinagleusłyszałszmercichejrozmowy.Z

zaciekawieniempodszedłbliżej.Wjednejzprzegródeksiedzieli

chłopakidziewczyna.Porucznikowiwydałosię,żejużich

kiedyświdział,właśniewmieszkaniunaczwartympiętrze…

—Ajacimówię,żeniemacooglądaćsięnaSetę—

przykonywałchłopak.—Niżejdychyniezejdzie…

—Jadźkasięniezgodzi—ponuroodparładziewczyna.

—Postawiłabynanimkrzyżyk!

—Onanietaka…

—Pogadaszznią?

—Ziutekjużpróbował…

—Jegointeresujeto,coJadźkamamiędzynogami,anie

fantyzeskokuSety—roześmiałsięobleśniechłopak.—Nie

dałbymdwóchgroszy,czyjużdziewczynynieprzeleciał!

—Ciekawe,gdzieSetaskitrałtenchłam…

—Choleragojasnawie!Ktośminawijał,żemadobrąmetę…

Operaczemująnadali.

Porucznikraczejwyczuł,niżusłyszał,żemakogośzaplecami.

Instynktownieuskoczyłwbokiwtejsamejchwiliświsnąłmu

kołouchametalowypręt.Sprężyłsięwsobieilewąrękąudało

musięchwycićnapastnikazaprzegub.Jednocześniez

półobrotuwymierzyłmupotężnegokopniakawpodbrzusze.

Tamtenzaskowyczałzbóluirunąłjakdługinaziemię.

Milicjantniemiałnawetczasu,żebysięprzyjrzeć

background image

128

pokonanemuprzeciwnikowi,jakożerozmawiającydotejpory

zdziewczynąchłopakwyskoczyłznożemnakorytarz.Jego

wyglądświadczyłwymownie,żeniezawahasięprzedciosem.

Zamierzyłsięnaoficera,aleporucznikzrobiłbłyskawiczny

unikikantemdłoniwytrąciłnóżnaziemię.Dwasilne

uderzeniawnosiszczękędopełniłytylkoformalności.

Napastnikzatoczyłsięjakbłędnyizprzeraźliwymjękiem

osunąłsięnakolana.

—Toglina!—rozległsięspazmatycznykrzykdziewczyny.—

OnprzymknąłSetę!

—Zamknijsię,mała,kiedycięniktniepyta!—warknął

Mazurekzezłością.—Przyjdzieczas,toiztobąpogadam!

—Jatylkotak!—spłoszyłasiędziewczyna.—Przepraszam…

—TyjesteśMelon?—zapytałmilicjant,dotykającbutem

chłopakapowalonegojakopierwszego.—Chciałeśmnie,

synku,podejść,atugówno!—dodałzwyraźnym

lekceważeniem.

—Niewiedziałem,żetopan—wymamrotałtamten,

bezskutecznieusiłującsiępodnieść.

—Akto?MożeDuchŚwięty?!—parsknąłoficer.—Zanapaść

nafunkcjonariuszaprzyjdzieodpękaćzedwalata!

—Janiechciałem!—jęknąłMelonpłaczliwie.

—Zabaweczkadogłaskaniamiałaposłużyć?—porucznik

kopnąłzrozmachemleżącynaziemipręt.—Namójgust

świetniesięnadajedorozwaleniamakówki.

—Pandaruje!—wykrztusiłztrudemdrugichłopak,ocierając

rękawemrozkrwawioneusta.

Mazurekdoskonalezdawałsobiesprawę,żecałatrójkaczuje

przednimrespekt.Należałotowykorzystać…

—Gdziesąfutrzakiidzwonek?—zaryzykowałpytanie.

background image

9—DzwonekzNapoleonem

background image

110

—My,paniewładzo,niewiemy—pokręciłgłowąMelon.—

Tonienaszarobota—dodałjakośbezprzekonania.

—Niełżyj!—milicjantostentacyjniepogroziłchłopakowi

pięścią.—Niewarto—dodałłagodniej.

—Onpanukituniesprzedaje—nieśmiałowtrąciłasię

dziewczyna.—TefutrzakirąbnąłSeta,aletakjezamelinował,

żeniktichniemożeprzyfiłować…

Oficernatychmiastprzypomniałsobiepodsłuchanąprzed

chwiląrozmowę.Wszystkowskazywałonato,żetamcimówią

prawdę.

—Jadźkawie?—rzuciłostro.

—Onanieprzypucuje—mruknąłzpowątpiewaniemMelon.

—Nietwójinteres!—wzruszyłramionamiporucznik.—

Gdzieonaterazjest?

—Nachacie—poinformowałrzeczowochłopak.—Nowotki

osiemnaście…

Mazurekmiałjeszcześwieżowpamięcirozmowęzmałym

Krawczykiem.Tymrazemjednakzamiastniegodrzwi

otworzyłaniska,dosyćtęga,zwyglądusądząc

czterdziestokilkuletniakobieta.Nawidokmilicyjnejlegitymacji

zmieszałasięwyraźnie.

—ObywatelkaKrawczyk?—zapytałoficerurzędowo.

—Tak,toja—przyznałaskwapliwie.

—Córkawdomu?

—Gdzieśwyszła.

—Dawno?

—Zsamegorana.

—Kiedywróci?

—Niemampojęcia—bezradnierozłożyłaręce.—Zniąnigdy

niewiadomo…

background image

—Gdziejąmógłbymznaleźć?

—Trudnomipowiedzieć—odparłabezwahania,alepojej

twarzyprzemknąłjakiścień.

background image

111

Porucznikzrozumiał,żewtensposóbnicniewskóra.Trzeba

byłozmienićtaktykę…

—Czymapanizcórkąjakieśkłopoty?—zapytałłagodnie.

—Niepowiedziałabym—potrząsnęłagłową.—Adlaczego

szukająmilicja?—woczachkobietypojawiłsięniepokój.

—Dziewczynętrzebaprzesłuchaćjakoświadka—wyjaśnił

obojętnieMazurek.—Proszęsięnieobawiać…

—Topilne?

—Raczejtak.

—Powtórzęcórce,żepanoniąpytał—zadeklarowałasię

kobieta.

—Liczęnapanią…

—Przykromi,żenicwięcejniemogępanupomóc…Nagle

skrzypnęłydrzwiodkuchniidoprzedpokoju

wsunąłsięsynKrawczykowej.

—Dzieńdobry!—przywitałsięwesołozoficerem.—Pan

znowudonas?

—Taksięzłożyło—uśmiechnąłsięporucznik.Jakgwizdek?

—Siostrawyrzuciła—stwierdziłmalecponuro.

—Niemartwsię—pocieszyłgomilicjant—przyniosęci

drugi.

—Naprawdę?

—Bank!—obiecałMazurek.—Aniewieszprzypadkiem,

gdziejestterazJadźka?

—UciociNiusi…

—Dobrzesięskłada!—oficerbezzmrużeniaokaodwróciłsię

domatki.—Zarazzadzwonimypodziewczynę.

—Tamniematelefonu—odparłazezłościąkobieta.—Aty

zmiatajdopokoju!—rzuciłaostrodosyna.

Porucznikodetchnąłzulgą.Prawdępowiedziawszy,wcalenie

background image

miałzamiarunigdzietelefonować,alena

9-

background image

131

wszelkiwypadekwolałsięupewnić,czyKrawczykowanie

będziemiałamożliwościostrzeżeniacórki.

—Możnaprosićoadres?—zapytałzpozornąobojętnością.

—Puławskastodwadzieściaosiem—mruknęłaniechętnie

kobieta.—SiostranazywasięZwierzchowska…

—NaPuławskiejMazurekniezastałjednaknikogo.Przez

dobredziesięćminutdobijałsięuparciedodrzwi,ażnaklatkę

schodowąwyjrzałajakaśsąsiadka.•

—Wyszlizpółgodzinytemu—poinformowałausłużnie.—

Szybkochybaniewrócą…

—CzyznapaniKrawczykównę—zainteresowałsięoficer.

—Nibysiostrzenicę?—upewniłasiękobieta.—Ajakże!

Lepszezniejziółko.

—Widziałająpanidzisiaj?

—Owszem,byłauZwierzchowskich.

—Wyszłarazemznimi?

—Gdzietam!—zaprzeczyłazdecydowanie.—Poniosłoją

zarazpoobiedzie.

Milicjantodruchowozerknąłnazegarekistwierdziłze

zdziwieniem,żeminęłajużosiemnasta.Nasamowspomnienie

obiaduzaburczałomugwałtowniewbrzuchu,jakożeod

śniadanianiemiałnicwustach.Ztrudemzebrałmyśli,żeby

dowiedziećsięczegoświęcejodswojejrozmówczyni.

—GdziemógłbymterazznaleźćJadźkę?—zapytał.

—Przeskrobałacoś?—ucieszyłasięsąsiadka.—Jatamoniej

nicniewiem—nawszelkiwypadekwolałasięzastrzec.—

Niechpanzapytasynalkadozorcy.

—Chodzązesobą?—domyśliłsięporucznik.

—Poznałdziewczynęprzedtygodniem,awstydpowiedzieć,

cojużterazzesobąwyprawiają!—splunęłazewzgardą.—

background image

Obrazaboska,zaprzeproszeniem!

background image

132

Wyglądałonato,żekobietamaznaczniewięcejdo

powiedzenia.Mazurek,nienamyślającsię,postanowił

skorzystaćzokazjiipociągnąćjątrochęzajęzyk.

—Żeteż,proszępani,natakichkaryniema!—stwierdziłze

śmiertelnąpowagą.

—Świętesłowa,paniekochany!—sąsiadkanajwyraźniej

połknęłahaczyk.

—Zamoichczasówmłodzinieotymmyśleli—brnąłdalej

milicjant.—Tylko,żerodzicenieżałowalipasa!

—Zawszemówiłam,żetyłeknieszklanka!

—Jeślitakdalejpójdzie,toKrawczykównajaknicskończy

podlatarnią!—stwierdziłoficersentencjonalnie.—Szkodażei

chłopaksięprzyniejznaro-wi…

—NaGagarina,niedalekoCzerniakowskiejjestkawiarenka—

kobietanachyliłasiędoporucznika,konfidencjonalnie

ściszającgłos.—Onitambardzoczęstoprzesiadują…

—Wkarczmie?—upewniłsięMazurek.

—Karczmatoknajpa—poprawiłagozpobłażaniem.—Niech

panzajrzydokawiarenkipodrugiejstronieGagarina,bliżej

Iwickiej.

Tymrazemszczęściezdawałosięsprzyjaćporucznikowi.Nie

minęłonawetpółgodziny,kiedyznalazłwłaściwąkawiarnię.

Cowięcej,przewidywaniawścib-skiejsąsiadkiokazałysię

słuszne.Przyjednymzestolikówprzedwejściemzauważył

sylwetkęznajomejdziewczynytrzymającejsięzaręcezjakimś

chłopakiem.Młodzibylitaksobązajęci,żeniezwróciliuwagi

nazbliżającegosięmilicjanta.Dopiero,kiedystanąłprzyich

stolikuiwyciągnąłlegitymację,zerwalisięjakoparzeni.

—Zbierajsię,Jadźka!—rzuciłostrymtonemoficer.—

Idziemy!

background image

114

—Tomusibyćjakaśpomyłka!—dziewczynacofnęłasię

odruchowo.

—Niezawracajgłowy!—Mazurekzdecydowaniechwyciłją

zaprzegubipociągnąłdozaparkowanegowpobliżuradiowozu.

—Aledlaczego?!—wtrąciłsięchłopak.—Przecieżwolno

chybasiedziećwkawiarni…

—Pilnujlepiejswegonosa,mądralo—porucznikgroźnie

zmarszczyłbrwi—boiciebiezabiorę!

Poskutkowało.Chłopakgrzecznieprzycupnąłnakrześleibez

słowaprotestuprzyglądałsię,jakmilicjantwyprowadza

dziewczynę.

—Niechmipanchociażpowie,ocochodzi?—zapytała,kiedy

znaleźlisięwradiowozie.

—Dowieszsięwszystkiegowswoimczasie—obojętnie

wzruszyłramionami.

—Panniemaprawa!

—Cośpodobnego!—parsknąłhałaśliwymśmiechem.—

Możesznapisaćskargę—dodałrozbawiony.

—Czyjązrobiłamcośzłego?—woczachdziewczynypojawiły

sięłzy.

—Tegoniepowiedziałem—przyznałoficer.

—Dlaczegowięcpanmniezabiera?

—Chcęporozmawiaćztobąwspokojnymmiejscu.

—Oczym?

—Owyczynachtwojegoprzyjaciela.

—Nierozumiem…

—Co,jużzdążyłaśzapomniećoSecie?

—Janiconimniewiem—stanowczopotrząsnęłagłową.—

Onmisięnieopowiadał…

—Cośpodobnego!—Mazurekkpiącoprzymrużyłoko.—

background image

Nigdybymniepomyślał,żemasztakąkrótkpamięć!

Wradiowozienachwilęzapanowałomilczenie.Dziewczyna

zorientowałasięjuż,żejadąWisłostradą

background image

115

wkierunkuŻoliborza.Spojrzałanaporucznikaizauważyła,że

jegominaniewróżyłanicdobrego.Najejtwarzyodmalowałsię

wyraźnyniepokój.

—Czymapanzamiarmniezamknąć?—zdecydowałasięw

końcuzadaćnurtującejąoddłuższegoczasupytanie.

—Jeżelibędęmiałpowód—odparłzagadkowo—tonigdynic

niewiadomo…

—Alezaco?—widaćbyło,żeprzestraszyłasięjeszcze

bardziej.

—Japrzecieżwcaleniepowiedziałem,żezataszczęcięzaraz

nadołek—spokojniezauważyłmilicjant.—Ajakpowiesz,

gdzieSetaschowałfantyzostatniegoskoku,tomożenawet

zafundujęcilody…

—Nicsiępanodemnieniedowie!—oświadczyłabutnie.

—Zmieńpłytę—oficeruśmiechnąłsięironicznie.—Jużto

razsłyszałem.

—Pantakniemoże!

Mazurekczuł,żetarozmowanieprowadzidoniczegoiprzez

całyczasintensywniesięzastanawiał,wjakisposóbtrafićdo

dziewczyny.Wyglądałonato,żemusizaryzykowaćjakiśblef.

—GdybyśmytakwypuściliSetęzakaucję—rzuciłzpozorną

beztroską—tociekawe,czybyłbyzadowolony,żepodjego

nieobecnośćzabawiałaśsięzinnymichłopakami…

—Takiegocholernegoświństwapanminiezrobi!—nerwowo

przygryzławargi.

—Jakmyślisz,czyuwierzyłbywniewinnyżarcik,żetoty

dałaśnamostatniocynk,gdziegoszukać?—nieubłaganie

ciągnąłdalejporucznik.

—Jezus,Maria!—jęknęłazrozpaczą.—PrzecieżSetazabiłby

mnie,gdybymupancośtakiegopowiedział!

background image

135

—Dowiemsięwięcwreszcie,gdziesątefutrzaki?!—rzucił

ostromilicjant.

Przezdłuższąchwilędziewczynazastanawiałasięjeszczenad

czymś.Wkońcuzaproponowałanieśmiało:

—Japanuwytłumaczę,alepojedziepansam…

—Nibydlaczego?

—WpobliżutegomiejscakręcąsięstalebraciaOperacze—

wyjaśniłazestrachem.—Niebędęmia-‘łażycia,jakmniez

panemprzyfiłują.

—Niechitakbędzie—zgodziłsięoficer.—Pod-‘rzucęciędo

komendyitamnamniepoczekasz…

—Terazpanuważa—zaczęłaznamysłem.—Po-Ijedziepan

PotockądoSzlacheckiej.Tamsąstareruderydorozbiórki.W

trzeciejpolewejstronieznaj-ldziepanmałąpiwniczkę…

ZgodniezobietnicąMazurekzostawiłdziewczynęw

komendzie,anaposzukiwaniaulicySzlacheckiejwyruszyłsam.

Kilkanaścieminutpóźniejbyłjużnamiejscu.Właściwydom,a

raczejto,cozniegozostało,znalazłbeztrudu…

Drzwiioknabyłydokładniepozabijanedeskami,także

porucznikprzezdłuższąchwilęzastanawiałsię,wjakisposób

wejśćdorudery.Wreszciezauważył)sporądziuręwścianieod

tyłu,tużprzysamejziemi.Wczołgałsiębeznamysłu.

Wśrodkupanowałpółmrok,takżeporucznikmusiałzapalić

latarkę.Pomieszczenieokazałosiępuste,1jeślinieliczyć

połamanychdesekwjednymzkątów.Milicjantzepchnąłz

wysiłkiemstertędrewnaizobaczyłwpodłodzeniewielką

drewnianąklapę,zasłaniającąwejściedociasnejpiwniczki.

Zszedłnadółpokrótkiejdrabinceiażzagwizdałze

zdziwienia.Naziemileżałycałestosykoszulibluzek,dwaradia

tranzystorowe,magnetofon,maszynadopisania,komplet

background image

futrzaków…Wświetlelatarkispostrzegłteżniewielki

dzwoneczekzjakąśfigurkąl

background image

116

zamiastrączki.Wziąłgodoręki,żebymusięlepiejprzyjrzeć,i

wtejsamejchwilipoczułtępybólwtyległowy.Zrobiłomusię

przeraźliwiejasnoprzedoczamiistraciłprzytomność…

background image

XI

Mazurekpowoliodzyskiwałświadomość.Przezdłuższą

chwilęwydawałomusię,żejestnajakiejśpędzącejw

zawrotnymtempiekaruzeliiżeladamomentwylecizniejjakz

procy.Otworzyłzniemałymtrudemoczy,aleniewielemuto

pomogło.Dookołapanowałakompletnaciemność,akaruzela

zamieniłasięwgigantycznąhuśtawkę.Poruczniknienażarty

przestraszony,przylgnąłdoziemiiprzypomniałsobie,gdziesię

znajduje.

Spróbowałwstać,aleledwopodniósłsięnakolana,chwyciły

gotorsje.Przezdobredziesięćminutkrztusiłsię,niemogąc

złapaćoddechu.Nakoniecogromnymwysiłkiemwolidobrnął

naczworakachdodrabinkiiwygramoliłsięnagórę.

Dopierotutajoficerspostrzegł,żeprzezcałyczastrzymałcoś

wręku.Oczyzdążyłymusięjużtrochęprzyzwyczaićdo

ciemnościizobaczył,żejesttoniewielkidzwoneczek…

Musiałodpocząćdłuższąchwilę,zanimzdecydowałsię

zawrócićdowejściadopiwnicy.Latarkęgdzieśzgubił,namacał

więcwkieszenizapałki.Wypaliłchybazpółpudełkazaglądając

dośrodka,alewnętrzebyłocałkowiciepuste.Pokoszulach,

radiachiinnychłupachnieznanychzłodzieiniepozostało

nawetśladu.

Dobrze,żebydlakiniezamknęłyklapy!—odetchnąłmilicjant

zulgą.Przyszłobymizdechnąćwtejnorze!

background image

137

Wydostałsięnaświeżepowietrzeiodrazupoczuł,żewracają

musiły.Bezpośpiechu,zataczającsięcokilkakroków,ruszył

doradiowozu.Byłjużprzywozie,gdystwierdziłz

przerażeniem,żenaniebieświecijużksiężyc.

—Pawełniemagabloty!—stęknąłzezłością..—Opieprzy

mnie,jakświętyMichałdiabła!

Usiadłciężkozakierownicąichciałwłaśniezapuścićsilnik,

kiedyniespodziewaniektośenergicznymruchemotworzył

drzwiczki.Przedoczamiporucznikamignąłniebieskimilicyjny

mundur.

—Jezus,Maria!Człowieku,jaktywyglądasz?!—krzyknąłze

zgroząKuligowski.—Cosięztobądziało,dociężkiejcholery?!

Wszystkiechłopakicięszuka-

ją!

Dopieroterazoficerzauważył,żenaulicystoidrugiradiowóz,

awokółrudermyszkujekilkufunkcjonariuszy.

—Kłosińskikazałnawetściągnąćpsa—relacjonował

spieszniesierżant.—Prawdęmówiąc,zaczynaliśmysięjuż

obawiać,żeleżyszgdzieśsztywny…

—Niewielebrakowało—mruknąłponuroMazurek.—

Zarobiłempołbieijednąnogąbyłemjużwzaświatach…

—Ktocikazałsamemułazićpozwyrach?

—Nakryłemmelinęichciałemsprawdzić,cowniejjest—

wzruszyłramionamiporucznik.—Gorzej,żewszystkiefanty

bydlakiwyniosły.

—Szkodagadania,jedziemy,Michał,dokomendy—

zadecydowałKuligowski.—Posuńsię,stary!Zrozwalonym

czerepemniebędzieszkierowałgablotą.

—Skądwiedziałeś,gdziemnieszukać?—zapytałoficer,kiedy

sierżantzapuszczałsilnik.

background image

—Wszystkowyśpiewałamitasierota,którązostawiłeśw

poczekalninaŻeromskiego—wyjaśniłKuli

background image

118

gowski.—Omaływłoschłopakiniespuścilijejztego

wszystkiegonadołek!

KilkagodzinpóźniejMazurekczułsięjużzupełnienieźle.

Lekarz,obandażowawszymugłowęnakazałmuwprawdzie

surowo,żebynatychmiastpołożyłsiędołóżka,aleporucznik

nawetniechciałotymsłyszeć.Kiedyjeszczesiędowiedział,że

SetajestprzytrzymywanywareszcieStołecznejKomendy,a

nie,jakmyślał,naBiałołęce,nicniebyłowstanieskłonićgodo

zmianydecyzji.Byłprzekonany,żerozwiązaniezagadkijest

tuż-tuż…

Zaczynałowłaśnieświtać,kiedyMazurekznalazłsięna

miejscu.Kuligowski,którygopodwiózł,zostałwradiowozie,a

porucznikniezwłocznieprzystąpiłdopertraktacjizoficerem

dyżurnym.Dyskutowalichybazpiętnaścieminutiwrezultacie

Setęprzyprowadzonozceli.

Aresztant,niekryjącwcaleziewania,przezdłuższąchwilę

przyglądałsięwmilczeniumilicjantowi.

—Ktopanatakurządził?—zdecydowałsięwkońcuna

zadaniepytania.—Jabymdraniowiniedarował—dodał

szczerze.

—Niemaobawy—mruknąłniechętnieMazurek.—Tylko,że

niedlategościągnąłemcięzłóżka…

—Mógłpanzaczekaćdorana—westchnąłsennieSeta.

—Ranomamzamiarwziąćzwolnienie—rzeczowowyjaśnił

porucznik,wskazującznacząconaswojągłowęiprzedtem

chciałbymjeszczeztobątrochępogadać.

—Oczym?—zdziwiłsięaresztant.

—Otwoimskokunaszaregofiata.

—Nicniepamiętam,paniewładzo—Setaironiczniewydął

wargi.

background image

—WzeszłyczwarteknaAntoninySokolicz—nalegałoficer.—

Niemasensuzaprzeczać…

139

—Nicztego!—stanowczooświadczyłaresztant.—Tonie

mojarobota.

—Czyżby?—zagadkowouśmiechnąłsięmilicjant.—Może

tendrobiazgcościprzypomni…

WyciągnąłzkieszenidzwoneczekzfigurkąNapoleonai

ostrożniepołożyłgoprzedSetą.Wnapięciuzacząłsię

przyglądaćtwarzypodejrzanego,oczekującnajegoreakcję.

—Futrzakimógłkażdypodpieprzyć—Mazurekzaryzykował

wymyślonyprzedchwiląblef—alenatymzostałytwoje

paluszki…

Wpokojuzapanowałacisza.Aresztantwziąłdzwonekdoręki

ikilkarazyobróciłgowpalcach.Usiłowałzachowaćspokój,ale

widaćbyło,żeztrudempanujenadsobą.Wahałsięjeszcze

przezchwilę,ażwkońcuustąpił.

—Zgoda,wygrałpan!—splunąłzezłością.—Główkętopan

manieodparady—dodałzniekłamanympodziwem.

—Wmilicjiteżsięczasamimyśli—stwierdziłzudaną

obojętnościąporucznik.—Opowieszterazotejrobocie.

—Niechpanpyta—skinąłgłowąpodejrzany.

—Byłeśsam?

—Oczywiście—zastrzegłsięSeta.—Zresztąwcalenie

planowałemtegoskoku.

—Nierozumiem…

—Toproste—wzruszyłramionamiaresztant.—

Przyfiłowałem,jakfacetmajstrujeprzygablocie.Chyba

drzwiczkimusięzacięły,bodługokluczykamiwzamku

gmerał…Wreszciewparowałdośrodka,cośzabrałiposzedł

sobie,aleztegowszystkiegosamochodufrajerniezamknął.

Odczekałemminutę,czyniewróci,ipokrzyku—stwierdziłz

background image

prostotą.—Gdybymniezabrałtegocacka—zezłościąwskazał

nadzwonek,nigdybymniewpadł.Spodobałomisię

background image

140

cholerstwo…Aswojądrogąfujaraztegogościa.Stałemblisko

wozuimógłmnieprzykikować,anakonfrontacjinawetokiem

niemrugnął…

—Dokładniegozapamiętałeś?

—Paniewładzo!—oburzyłsiępodejrzany.—Setakitunie

sprzedaje.Jakmówię,żeobrobiłemgablotętegoklajniaka,to

znaczy,żetakbyło!

Wporządku!—Porazpierwszyoficeruśmiechnąłsię

przyjaźniedoaresztanta.—Czasamimożnasięztobą

dogadać…

—Terazkapuję!—Setauderzyłsięnaglewczoło-—Znaczy

facetopieprzyłkomuśsamochód,ajawskoczyłemna

drugiego…

—Natowygląda—przytaknąłMazurek.Piętnaścieminut

późniejradiowózKuligowskiego

zatrzymałsięnaulicyStołecznej.Milicjancimielisporo

skrupułów,stukającdodrzwiprofesoraMakowskiego,ale

okazałosię,żenaukowiecjużniespał.

—Wprowadziłempanawczorajwbłąd—oświadczył

porucznikowinasamymwstępie.—Toniejestnotatnik

docentaMiłowicza.

—Aczyj?—oficerbaczniespojrzałprofesorowiwoczy.

—Wydajemisię,żedoktoraBrzezińskiego—od—parł

Makowski,alejakośbezspecjalnegoprzekonania.

—Jestpantegopewien?

—Prawdęmówiąc,tosamniewiem,cootymsądzić—

przyznałnaukowiecbezradnie.

—Dlaczegowięcpanmyśli,żezapiskinależądopańskiego

obecnegowspółpracownika?—nieustępowałMazurek.

—Bodotycząproblemówściślezwiązanychzjegorozprawą

background image

doktorską—wzamyśleniuodparłprofesor-—Powiedziałbym

nawet,żewtymbrulioniezawartesąwszystkienajważniejsze

myślitejrozprawy…

background image

121

—CzyMiłowicziBrzezińskimielipodobnecharakterypisma?

—Raczejnie—potrząsnąłgłowąMakowskialeczłowiekowi

możesięprzecieżcośczasamiprzywidzieć—dodałnaswoje

usprawiedliwienie.

_Nocóż!—westchnąłporucznik,żegnającsię

znaukowcem.—Niepozostajechybanicinnego,jakzapytać

otenotatkisamegoBrzezińskiego.

Oficerzabrałpozostawionyprofesorowipoprzedniegodnia

brulionirazemzKuligowskimwróciłdoradiowozu.Była

punktualniegodzinasiódma,kiedyznaleźlisięprzeddrzwiami

domieszkaniamikrobiologa.

—Brzezińskipowinienbyćjeszczewdomu—mruknął

Mazurekzerkającnazegarek.—Niesądzę,żebymiałzwyczaj

wychodzićtakwcześnie.

—Wejśćztobą?—zaproponowałsierżant.

—Lepiejpoczekajnamnie—odparłwzamyśleniuporucznik.

—Samznimpogadam…

Mikrobiologwłaśniesięgolił.Milicjantapowitałznamydloną

twarząiwpiżamie,aleprawdęmówiąc,wcalesiętymnie

speszył.Zrozbrajającymuśmiechemposadziłgościawfotelu,a

samwróciłdołazienki,żebysięubraćizakończyćporanną

toaletę.

—Nadziewiątąmuszębyćwinstytucie—rzuciłoficerowi

przezdrzwi.—PrzyjeżdżajągościezUniwersytetu

Wrocławskiego…

—Niezajmępanuzbytwieleczasu—obiecałMazurek.—

Zresztąjestfomojaostatniawizytaupanawmieszkaniu.

—Złapałpanmordercę?

—Owszem.

—Zmichowicz?—znadziejąwgłosiezapytałBrzeziński,

background image

stającwprogupokoju.

—Chybapanazmartwię—pokręciłgłowąporucznik.—

Pańskibyłyrywaljestniewinny…

background image

122

—Awięckto?

—Niedomyślasiępan?

—Nibyskąd?

—Przecieżtobardzoproste—roześmiałsięmilicjant.—

Tylkojednaosobamiaławystarczającyzasóbinformacji,żeby

wszystkotakzręczniezaaranżować.Bogiemaprawdąniewiele

brakowało,aplanbysięudał…

—Nierozumiem…

—Niechsiępanniewysila—niechętniewzruszyłramionami

Mazurek.—Grajużskończonaitrzebazapłacićprzegraną!

—Panchybażartuje!—mikrobiologgwałtowniezbladł.—

Cośpodobnego!—usiłowałsięroześmiać,alewidaćbyło,że

słowaoficerapodziałałynaniegojakgromzjasnegonieba.

—Przyznapan,żetematniejestodpowiednidożartów—

porucznikgroźniezmarszczyłbrwi.

—Czyżbypanmnie.oskarżał?—Brzezińskinerwowo

przygryzłwargi.—Przecieżjamamalibi!

—Gadanie!—żachnąłsięmilicjant.—Pańskabyłażona

zostałazabitaprzynajmniejsześćgodzinwcześniej,niżzłapał

panmandatwGrójcu.Ażnadtoczasu,żebywrócićzWarszawy

iposzukaćfunkcjonariuszyzdrogówki.

—Tosątylkopańskiedomysły!—zaoponowałostro

mikrobiolog.—Niemapannawetcieniadowodu!

—Możnasprawdzić,októrejgodziniewidzianopanaostatni

razwKrakowie—odparłspokojnieMazurek—amusiałpan

wcześniejprzyjechaćdoWarszawy,żebyzdążyćjeszcze

zatelefonowaćdoLikowskieji,przedstawiającsięjako

Zmichowicz,sfabrykowaćkolejnąposzlakęprzeciwkoniemu.Z

wiadomychpowodównienawidziłpanserdecznieinspektoraiz

wielkąradościązobaczyłbygopannaszubienicy.

background image

143

—Przecieżniepowiedziałem,żetoonnapadłnaWiniarską!

—Sprytniepantorozegrał—przyznałoficer.—Bardzo

niewielebrakowało,żebymdałsięnabrać.

—Jakpanśmie?!

—Kamińskapodałapanuszeregpikantnychszczegółów

umożliwiającychrealizacjępańskiegoplanu—nieubłaganie

ciągnąłdalejporucznik.—Wszystkograłojakwzegarku!

OgłuszyłpanWiniarską,gdyżŻmichowiczmiałzniąniedawno

gwałtownąawanturę,rozbierałpanswojeofiary,boinspektor

cierpiałnazaburzeniaseksualne…Żebypostawićkropkęnadi,

włamałsiępandojegosamochoduiukradłzapalniczkę,

podrzuconąnastępniewśmietnikunaTucholskiej.

—Bzdura!

—KtoświdziałpanawfiacieŻmichowicza,więczaprzeczenie

niemawiększegosensu—oznajmiłstanowczomilicjant.—

Sampansięzresztąpostarał,abywpadłmiwręcejeszczejeden

dowódprzeciwkopanu.

—Mianowicie?

—Założęsię,żetoniepańskabyłażonanapisaławzeszłą

niedzielęlistdoŻmichowicza—ironicznieuśmiechnąłsię

Mazurek.—Ekspertyzachybapotwierdzi,żezostałon

spreparowanywtymmieszkaniu—znaczącowskazałna

stojącąnaregalemaszynędopisania.

—.AledlaczegomiałbymzabijaćBarbarę?—wyrzuciłzsiebie

ochrypłymgłosemmikrobiolog.—Jużdawnobyliśmypo

rozwodzie,każdeznasposwojemuułożyłosobieżycie…

Oficerbezsłowawyciągnąłzkieszenistary,grubybrulionw

czarnychokładkach.Brzezińskiprzezkilkasekundwpatrywał

sięwniegojakurzeczony,ażwreszciezcałkowitąrezygnacją

opuściłgłowę.

background image

144

—Wystarczy—wyszeptałpłaczliwie.—Tak,tojajązabiłem.

Wpokojuzapanowałacisza.Poruczniknieprzerywałjej,

czekając,żemikrobiologodezwiesiępierwszy.Pochwili

tamten,niemogącwidaćznieśćmilczenia,przełknąłnerwowo

ślinęizacząłpowolicedzićsłowa.

—ZabiłemBarbarę—powiedziałtwardo—bomusiałemto

zrobić.Poprostuniemiałeminnegowyjścia!Toonasama

doprowadziłamniedotego!•

—Jakmamtorozumieć?—zapytałcichoMazurek.

—Poznałemją,kiedymiałemjeszczewielkieplanyiaspiracje

—odparłzwysiłkiemBrzeziński.—Chciałemzostaćnauczelni,

zrobićtamkarierę…Barbaraobiecałamipomóc.Miłowicz

wtedysporoznaczył,aonaowinęłasobiedookołapalca

stetryczałegorepa…

—Miłowiczzałatwiłpanuetat?

—Coztego,skoromiałempecha.Wszystkiemojepomysły

okazywałysięniewielewarte,kompletnienicminie

wychodziło.Koledzypodkpiwalisobie,żejakonaukowiec

niewielesięliczę—przyznałponuromikrobiolog.—Chciałem

jużzrezygnować,kiedyzginąłMiłowicz.Wiedziałem,żemiał

zaawansowanepracenadgronkowcami,pomyślałemwięc,że

mógłbymjekontynuować.WtedyBarbarazaproponowałami,

żebym,nikomunicniemówiącoodkryciachjejmęża,

wykorzystałjesam…

—Wtakiwięcsposóbpowstałapańskarozprawadoktorska—

pokiwałgłowąoficer.

—Miałemdotegoprawo!—Brzezińskipodniósłgłos.—

Byłemnaprogukariery,atamtenjużnieżył.Dziękitym

notatkom—wskazałrękąnabrulion—stałemsięcenionymi

szanowanymspecjalistą.Najważniejszejest,żebysięwybić,

background image

późniejwszystkojużidziesamo!

—Doktoratpanukradł—stwierdziłzniesmakiem

10—DzwonekzNapolefonem

background image

124

milicjant—habilitacjęchciałpansobiezałatwićżeniącsięz

siostrzenicąprorektora…

—Tomojarzecz!—krzyknąłzpasjąmikrobiolog.—Gdybym

wporęzniszczyłtennieszczęsnybrulion…

—CzegochciałaodpanaBrzezińska?

—Zagroziła,żezawiadomiowszystkimwładzeuczelni.Dla

mniebyłabytokatastrofa,aonamiałabezpośrednidowódw

swoichrękach—zrozpacząchwyciłsięzagłowę.—Zażądała

mojegomieszkania!Rozumiepan?!—gniewniezacisnąłpięści.

—Kupiłemjespecjalniejużporozwodzie,bowiedziałem,jaka

tadziwkajestpazerna.Zadłużyłemsiępouszy,ateraz

miałbymjerejentalnieprzepisywać?!Zresztąnatymwcaleby

sięnieskończyło—oświadczyłzprzekonaniem.—Przecieżdo

tejporydawałemjejcomiesiącpieniądze…Awkońcuitak

zaniosłabytennotatnikdoinstytutu!

—Niedobrzemisięrobi,kiedytegosłucham—mruknął

Mazurek.

—Zrobicisięjeszczegorzej,glino!Brzezińskizezwinnością,

októrąniktbygonie

podejrzewał,chwyciłzestolikasporążelaznąlampęiruszyłz

niąjakburzanamilicjanta.Porucznikuchyliłsięwostatnim

momencieilampadosłownieomilimetryminęłajegogłowę.

Mikrobiologzamierzyłsięponownie,aletymrazemoficernie

dałsięjużzaskoczyć.Chwytniebyłzałożonywprawdziezbyt

precyzyjnie,wystarczyłjednak,żebyprzeciwnikzwaliłsięjak

kłodanastojącypodścianąregał…

Trzaskłamanychdesekzmieszałsięzbrzękiemtłuczonego

szkła,ajednocześnieodstronyprzedpokojudoleciałłomot

wyważanychdrzwi.Mazureknawszelkiwypadeksięgnąłręką

dokabury,alezarazsięuspokoił.Wprogupokojustanął

background image

Kuligowski.

—Siedziałempoddrzwiamiiprzeztehałasyprze

background image

125

straszyłemsię,żeznowurozwalającimakówkę—niezdarnie

wymamrotałusprawiedliwienie.—Chybajednakwszystkow

porządku?—parsknąłśmiechemnawidokwygrzebującegosię

spodszczątkówregałuBrzezińskiego.

background image

XII

—Tymasz,bracie,głowę!—majorKłosińskiz

niedowierzaniemprzyglądałsięMazurkowi.—Jaknato

wpadłeś?

—Poprostumikrobiologtrochęprzedobrzył—

zbagatelizowałsprawęporucznik.—Tewszystkie„dowody”

przeciwkoŻmichowieżowibyłyszytezbytgrubyminićmi.

Prawdęjednakmówiąc,zadecydowałdzwonekzNapoleonem…

—DziękitejzabawceprzekonałeśSetę,żebycisięprzyznał?

—Właśnie…ApozatymBrzezińskimiałpecha—zamyśliłsię

Mazurek.—Gdybyśmynieprzejeżdżalinocąwzeszłyczwartek

przezulicęFelińskiego,niemusiałbyodgrywaćkomediiz

rzekomymratowaniemWiniarskiejprzednieznanym

zboczeńcem.ZkoleimyniedrapnęlibyśmySetyitakdalej…

—Wkażdymrazieodwaliłeśkawałdobrejroboty—pochwalił

naczelnik.—Zazerwanenocenależącisięodemnietrzydni

wolnego!

—Serio?—ucieszyłsięporucznik.

—Jaknajbardziej—potwierdziłmajor.—Odbierzeszje

sobie,kiedytylkozechcesz…

—Niejestżle—Mazurekszelmowskoprzymrużyłoko.—

Medykdałmidziewięćdnizwolnienia—wskazałznaczącona

obandażowanągłowę—dotegotrzydniodciebie…Mam

nadzieję,żeprzeztenczasbudasięniezawali,bojapryskamz

Warszawy…


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wojt Albert Dzwonek z Napoleonem
Wojt Albert Dzwonek z Napoleonem
Dzwonek z Napoleonem Albert Wojt
Albert Wojt Pod kulawym belzebubem
Albert Wojt Wyrok
Albert Wojt Przystanek przy gwiaździstej
Albert Wojt Droga bez powrotu
Albert Wojt Pod kulawym Belzebubem fragment rozział 1 16
Albert Wojt Szmaragdowy krucyfiks
Przystanek przy Gwiaździstej Albert Wojt
Wojt Albert Pod kulawym belzebubem
Ewa wzywa 07 129 Wojt Albert Pan dyrektor jest zajęty
Wojt Albert Przystanek przy gwiaździstej
Wojt Albert Szafirowe koniczynki
Wyprawa Napoleona na Rosję skończyła się bezprzykładną klęską
Jóskowiak P 8 Sekretów Sukcesu Napoleona Hilla


więcej podobnych podstron