CatherineMann
Odurzeninamiętnością
Tłumaczenie:
Krystyna
Rabińska
PROLOG
Naomi
Steeleniebyłanaiwna.
Życie
nie
szczędziło jej trudnych doświadczeń, postawiło
przed nią wiele wyzwań, nauczyło mądrości, a nawet trochę
znużyło. Oczekiwała, że ciąża przyniesie odmianę. Burzę
hormonów, oczywiście, lecz także cudowne wzruszenia
ispełnieniemarzeń.
Nie
spodziewała się jednak, że obudzi w niej również aż tak
silny instynkt macierzyński – pierwotny i niemal zwierzęcy –
potrzebęchronieniadzieckazawszelkącenę.
A może dzieci? W jej rodzinie bliźnięta się zdarzały, a przy
zapłodnieniuinvitroszansenaciążęmnogąbardzowzrastają.
Ogarnęłająpanika,poczułamdłości.
Oddychaj,oddychaj,skoncentruj
się.
Po
swojej lewej stronie miała raport prywatnego detektywa,
poprawejekrankomputera.Porównywałainformacjenatemat
światowejsławynaukowca,badacza,którymógłbybyćjejasem
atutowym, zagwarantować jej sukces biznesowy, a co za tym
idziebezpieczeństwodladziecka.
Miała dużą i bogatą rodzinę, apartament w rodzinnej
rezydencjinaobrzeżachAnchorage,azjejbalkonurozpościera
się wspaniały widok na Zatokę Cooka i góry Alaski. Niemniej
wciąż brakowało jej poczucia, że zajmuje istotną pozycję
w firmie oraz że dziecko cokolwiek po niej odziedziczy.
A ponieważ ciąża nastąpiła w wyniku zapłodnienia nasieniem
anonimowego dawcy, tylko od niej zależało, czy pozostawi po
sobie schedę – solidny pakiet akcji, których nikt nie będzie
mógłimodebrać.
W rodzinie Steele’ów wiele się teraz działo. Zbliżający się
ślub ojca z wdową po konkurencie i w konsekwencji fuzja obu
rafinerii spowodowały, że każdy członek rodziny walczył o jak
najlepszą pozycję dla siebie w nowo
powstającym imperium
naftowym–AlaskaOilBarons,Incorporated.
Naomi
wiedziała,żemusiichwszystkichprzebić.Naukowiec
ibadaczdoktorRoyceMillerprzeważyszalęnajejkorzyść.
Raport
detektywaznałanapamięć.Spojrzałateraznazdjęcie
naekranie.Zprzystojnejtwarzybiłanieprzeciętnainteligencja.
Czyanonimowyojciecdzieckajestprzynajmniejwpołowietak
inteligentny jak on? W połowie tak silny? Przestań, nakazała
sobie w duchu. Decydując się na samotne rodzicielstwo,
dokonałaśświadomegowyboru.
Od
zwycięskiej walki z nowotworem, którą stoczyła, kiedy
byłanastolatką,Naomiżyładlasiebie.Wszystkorobiłazpasją.
We wszystkim, i w zabawie i w pracy jako radczyni prawna
wrodzinnejrafinerii,chciałabyćnajlepsza.Wżyciuprywatnym
z zasady unikała zobowiązań. Łączyły ją natomiast silne więzi
z ojcem wdowcem i rodzeństwem. Konsekwentnie podążała
wyznaczoną przez siebie drogą, lecz teraz stawka była wyższa
niżkiedykolwiekprzedtem.
Niejeden
raz widziała upadek dobrze prosperującej firmy.
A
zapowiedziana
fuzja
koncernu
naftowego
Steele’ów
z rafinerią Mikkelsonów – efekt niespodziewanych zaręczyn
ojca Naomi z wdową po rywalu – wywołała spore zamieszanie
na rynku. Naomi jeszcze nigdy tak się nie niepokoiła
o przyszłość. Inny gracz, Johnson Oil United, deptał im po
piętach.
Muszębyćczujna,pomyślała.Iniewolnomisięcofnąć.
Zadaniem
numer jeden, jakie sobie postawiła, było
znalezienieRoyce’aMillera–tunieodzownaokazałasiępomoc
detektywa – i przekonanie go, aby zgodził się udostępnić ich
firmie swoje badania nad bezpieczeństwem ekologicznym
rurociągówtransportującychropę.Tobyłplanmaksimum.Plan
minimumprzewidywałnamierzenieRoyce’aMilleraiwłamanie
się do jego bazy danych, w czym pomoże jej nieprzeciętna
sprawnośćwposługiwaniusiękomputerem.
Oprócz
ewidentnych
korzyścidlafirmy,badaniaMilleramogą
przyczynić się do zmniejszenia zachorowalności na nowotwory
wywołane zanieczyszczeniem środowiska. Naomi i jej siostra
Delaney,ekolożka,aktywniedziałałynarzeczochronyprzyrody.
Czyli
dwiepieczenienajednymogniu.
Po
długich poszukiwaniach Naomi zlokalizowała kryjówkę
doktoraMillera–luksusoweszklaneigloowleśnejgłuszy.Teraz
czekałojądrugiezadanie.Musisiętamdostać,zawrzećznim
znajomość,wkraśćwjegołaskiiubićinteresżycia.
ROZDZIAŁPIERWSZY
Intelektualista
Royce Miller bez chwili wahania przemienił
sięwrycerskiegosiłacza,byratowaćkobietęprzedpożarciem
przez wygłodniałego alaskańskiego grizzly, który z jakiegoś
powoduniezapadłwsenzimowy.
Zanim
jednak stawił czoło bestii, musiał się odpowiednio
ubrać,włożyćdżinsy,grubebutyiparkę.
Przez
szklaną ścianę igloo widział, jak brązowy niedźwiedź
zbliża się do SUV-a stojącego na pokrytym grubą warstwą
śniegu
podjeździe.
Kierowca
–
młoda
kobieta
wjaskraworóżowejparce–naciskałaklakson.
Niespodziewany
gość?Natymodludziu?Wtakąpogodę?
Późniejbędęsię
nad
tymzastanawiał,pomyślałRoyce.Teraz
ważniejszejestodpędzenieniedźwiedzia.
Cofając się, niechcący nadepnął
Tessie, swojej
suczce rasy
bernardyn,nałapę.
– Przepraszam, kochana – mruknął. Tessie, nazwana tak na
cześć naukowca Nikola Tesli, podniosła się z podłogi, gotowa
do wyjścia. – Nie, nie. Ty już byłaś na spacerze – dodał Royce
wpośpiechu.
Spieszył się,
lecz
przed wyjściem wyłączył komputer. Nigdy
zbyt wiele ostrożności jeśli chodzi o badania naukowe, które
mogądoprowadzićdowynalazkuwartegoopatentowania.
Kogo
się obawia? Niedźwiedzia, czy zabłąkanej turystki?
Raczejmałoprawdopodobne,abyinteresowałyjąjegobadania.
Stawkajednakbyłazbytwysoka.
Badania
Royce’a
nad
bezpieczeństwem,
również
ekologicznym, rurociągów transportujących ropę miały motyw
osobisty.Rurociąg,przyktórympracowałjegoojciec,działałna
starych zasadach, tak jak wszystkie w małym mieście
w Teksasie, gdzie Royce się urodził i dorastał. Tamtejsi
nafciarze tworzyli bardzo zżytą społeczność i śmierć jednego
znichzawszestanowiłagłębokąwyrwę.
Kiedy
ojciec byłej narzeczonej Royce’a zginął w wybuchu
wrafinerii,jegoświatrównieżległwgruzach.Niedługopotem
narzeczonaporoniłaiwyjechałazkraju.Zostałsam.
Otrząsnął się
ze
wspomnień. Wziął pistolet sygnałowy na
flary, na wszelki wypadek również strzelbę, i otworzył drzwi.
Podmuch zimnego powietrza zwiastujący zawieję śnieżną
uderzyłgowtwarz.
Pochylił się i ruszył naprzód. Gdyby udało mi się odpędzić
misia, myślał, albo chociaż odwrócić jego uwagę, żeby babka
zdążyławyskoczyćischowaćsięwdomu…
Tymczasem
grizzly ruszył naprzód, stanął na tylnych łapach
i z rykiem opadł na maskę SUV-a, pazurami zaczepiając
owycieraczki.
–Hej,misiaczku!–krzyknąłRoyce.–Spójrz
na
mnie!
Nieprzerwane
trąbienie klaksonu i wycie wiatru zagłuszało
jednakjegogłos.Niedźwiedźzastrzygłuszami,leczdalejbujał
samochodem. Royce uniósł pistolet i wystrzelił racę. Grizzly
odwróciłłeb.
–Tak,tak,Paddingtonie,żartysięskończyły–krzyknąłRoyce.
Chwycił poły parki, rozpostarł ramiona, chcąc sprawiać
wrażeniepotężnegoigroźnego.–Zmykaj,Baloo.
Zaczęły
mu
się przypominać imiona misiów z dziecięcych
książek. Dzieci powinno się uczyć, że to niebezpieczne
zwierzęta,nieprzytulanki,pomyślał.
–Wśmietnikunieznajdzieszjedzenia,ata
niepozornadama
nienadajesięnakolację.
Ani
na przystawkę, ani nawet na kanapkę. Nieznajoma
wyglądałnażylastąchudzinkę.
Ostry
dźwięk klaksonu znowu przeszył powietrze. Royce
musiałprzyznać,żekobietamuimponuje.Niezanurkowałapod
deskęrozdzielczą,zwiększyłanatomiastobrotysilnika,agdyto
nie przyniosło rezultatu, opuściła szybę i wytknęła głowę na
zewnątrz.
– Usiłuję się cofnąć, ale albo koła się zapadły, albo ta bestia
waży…
– Niech się pani schowa, zanim nasz Puchatek pacnie panią
łapąwgłowę!–warknąłRoyce.
Szybko
obliczył, że przednia szyba wytrzyma jeszcze dwie,
najwyżejtrzyminuty,potempęknie.Niedźwiedźbyłwielki,ale
złatwościąwsadziłbyłebdośrodka.
– Nie mam zamiaru wysiadać! – odkrzyknęła nieznajoma. –
Chcę tylko zapytać, czy ma pan jakiś pomysł, co mogłabym
zrobić…
Niedźwiedź
uderzył
łapą
w
lusterko
boczne
kilka
centymetrów od jej twarzy. Lusterko upadło na ziemię,
a wielkie płatki śniegu natychmiast je przysypały. Śnieżyca
przybierałanasile.
Kobieta
z piskiem przerażenia cofnęła się i podciągnęła
szybę. Niedźwiedź natomiast zsunął się po masce i tylnymi
łapamiopadłnaziemię.Chwiałsię,leczwcaleniemiałzamiaru
odejść.
Koniec
zabawy,pomyślałRoyce.
Uniósłstrzelbę.Wycelował.
Rozległsięstrzał.
Grizzly
prysnąłwzarośla,SUV-emnatomiastrzuciłonajpierw
dotyłu,potemgwałtowniedoprzodu.
Na
szczęście Royce zdążył uskoczyć w bok. Obejrzał się
i zobaczył, jak samochód na pełnym gazie wjeżdża w zaspę
inareszciestaje.
Kobiecie
w różowej parce jakoś udało się wydostać zza
kierownicy. Wyglądała na całą i zdrową i nie taką chudzinkę,
jak ocenił przedtem. Była niewielkiego wzrostu, lecz spodnie
narciarskie i parka ściągnięta w talii podkreślały kobiece
kształty.
Teraz, kiedy
niebezpieczeństwo minęło, Royce’a osaczyły
podejrzenia.
Co
tababkarobinatymodludziu?
Iczego
chceodniego?
Naomi
Steelenieznosiłaodgrywaćsłabegokobieciątkaprzed
mężczyzną. Urodziła się i wychowała na Alasce, w jej żyłach
płynie także krew Inuitów i sama poradziłaby sobie
z niedźwiedziem za pomocą pistoletu na flary w zestawie
przetrwania,którywoziłazsobą.
Pozwoliła
jednak
Royce’owiuratowaćsięzopresji,bobyłato
znakomitaokazjadozawarciaznajomości.
Osłoniła
ręką
oczy
przed
ostatnimi
promieniami
zachodzącego słońca, spojrzała na niedźwiedzia znikającego
wlesie,potemprzeniosławzroknaswojegowybawcę.No,no…
Niezłeciacho.
OglądałazdjęciaRoyce’a
Millera
w internecie, miesiąc temu
wysłuchała nawet jego wykładu. Co innego jednak widok
z ostatniego rzędu audytorium, a co innego z odległości kilku
kroków.Facetmacharyzmę,pomyślała.
Największe wrażenie zrobiły
na
niej oczy Royce’a. Okna
duszy. Pokazujące, jakim jest mężczyzną. Wnikające niczym
wiązkapromienilaseraprostodojejwnętrza.
Odkryj
karty, kobieto, zdawały się mówić. Trafiłaś na
równegosobieprzeciwnika.
Nagle
w otaczającym powietrzu poczuła zmysłowe fluidy tak
silne, tak gorące, że mogłyby stopić sople na gałęziach drzew.
W innych okolicznościach chętnie podjęłaby wyzwanie, lecz
miała misję do wypełnienia. Musi pozyskać ten błyskotliwy
umysłdlarodzinnejfirmy.
Noijestwdrugim
miesiącuciąży.
Kiedy
jako
nastolatka
musiała
poddać
się
kuracji
przeciwnowotworowej, na wszelki wypadek zamroziła swoje
jajeczka. Lekarz onkolog i współpracujący z nim psycholog
bardzo jej pomogli podjąć ważne decyzje i przejść przez ten
przerażającotrudnyokres.
Niedawno
uznała, że jest gotowa zostać matką. Miała dość
czekanianamitycznegojednegojedynego.Podjęładecyzjęjako
prawniczka o ustalonej pozycji zawodowej, mająca solidne
oparcie w rodzinie, lecz nagle cały jej ustabilizowany świat
wywrócił się do góry nogami. Zaręczyny ojca i zapowiedziana
fuzja rywalizujących z sobą firm oznaczały, że każdy walczył
o jak najlepsze miejsce dla siebie w nowym układzie. I tak jak
wtedy,kiedybyładzieckiem,Naomimusiałapotwierdzićswoją
wartość.Musiałatozrobićdladziecka.Dlazmarłejsiostry.
Zamrugała,
aby
odpędzićłzy.
Ach, te
hormony. Oczywiście! To tłumaczy niespodziewaną
zmysłowąreakcjęnanieznajomego.Tymczasemówmężczyzna
mocniejchwyciłstrzelbęipowiedział:
– Wejdźmy
do
środka, zanim Puchatek wróci po nas albo
zanimzasypienasśnieg.Zapraszam.
–Eee…Dobrze.
Naomi
wiedziała, że nie może ulec urokowi Royce’a. Jeśli
chce wykonać zadanie, z jakim tu przyjechała, musi zachować
przytomność umysłu. Royce nie jest zwyczajnie inteligentny,
jestdiabelnieinteligentny.Błyskotliwy.
Iekscentryczny.
Zlokalizowanie
jego samotni wymagało herkulesowego
wysiłku i zaangażowania najlepszych prywatnych detektywów,
z których pomocy nieraz korzystała. Detektywów słynących
zdyskrecji.Ipobierającychsowitehonoraria.
Jeśli
jednak
uzyska dostęp do badań Royce’a, opłaci się.
Ajeślijeszczezdołaosiągnąćnieosiągalne,czylinamówićgodo
współpracy z ich firmą rodzinną, sukces będzie wart każdych
pieniędzy.
Nareszcie
zyska całkowitą aprobatę rodziny i bezpieczną
przyszłośćdlasiebieidziecka.
Royce
otworzył drzwi szklanego igloo. Wypadła z niego
kolejnabestia,ogromnybernardyn,iskoczyłananiego.
– Tessie – Royce łagodnym tonem przemówił do psa –
zpowrotem.
Naomi
oparła się ręką o framugę i zajrzała do środka.
Wnętrze igloo przypominało domki, w jakich spędzali wakacje.
Osaczyły ją wspomnienia cudownych czasów przed katastrofą
lotniczą,wktórejzginęłyjejmatkaisiostra.Przedjejchorobą.
Czasów, które, jak naiwnie sądziła, będą trwały wiecznie,
aktóreminęłytakszybkojakalaskańskidzień.
Podniosłagłowęispojrzaławniebo.Przezszklanydachigloo
wpadałyostatniepromieniesłońca.Tylkojednaścianazrobiona
byłazeszkłamatowego.Stałotamłóżko,azanim,jaksądziła,
kryłasięłazienka.
Połowę części
dziennej
zajmowała półkolista kanapa, na
której rozłożyła się Tessie. W pozostałej części urządzono
kuchenkęzniedużymstołempełniącymrównieżfunkcjębiurka
pod komputer. To w nim, na dysku, zapisane są badania
Royce’a,pomyślała.
Byłapewna,że
Royce
używanajlepszychzabezpieczeńprzed
włamaniemdobazydanych.
–Ijak?
GłosRoyce’a
Millera
jąotrzeźwił.
– Ee… – Zająknęła się. Szukała odpowiednich słów.
Wymyślenie,jakgoodnaleźćitu
dotrzeć,zajęłojejtyleczasu,
że nie zdążyła opracować scenariusza na spotkanie sam na
sam.–Dziękujęzauratowaniemiżycia–rzekła.
Royce
z wprawą, jaką zyskał, dorastając w Teksasie,
rozładowałstrzelbę,anabojeschowałdokieszeni.
–Jakielichopaniątuprzyniosłowtakąpogodę?–zapytał.
– Taka wdzięczność spotyka dostawcę zaopatrzenia? –
odpowiedziała tonem, który z powodzeniem stosowała w sali
rozpraw, kiedy chciała rozbroić dwunastu zaprawionych
w bojach sądowych osób z ławy przysięgłych. – Beze mnie
umarłby pan z głodu, że nie wspomnę o skutkach
braku
dezodorantu.
–Zaopatrzenia
?
Royce
obrzucił Naomi podejrzliwym wzrokiem. Zdjął parkę,
strząsnąłzniejśnieg.
– Owszem. Tak przewiduje umowa najmu. – Naomi wcisnęła
kierowcy z supermarketu historyjkę o narzeczonym, któremu
chce zrobić niespodziankę. Stary romantyk uwierzył i dostał
hojny
napiwek.–Sądziłam,żezdążęobrócićprzedzawieją,ale
pogodapłatafigle.
Nikt
nie może przyczepić się do tej wersji, myślała. Przecież
nie powiedziałam, że pracuję dla firmy dostawczej. W razie
czego się wybronię. Musiała coś wymyślić, bo gdyby Royce
odkrył,iżnależydorodzinypotentatównaftowychinazywasię
Steele,zostawiłbyjątemugrizzlynapożarcie.
–Zkim
mamprzyjemność?
–Naomi
–przedstawiłasięsamymimieniem.
Nie
spuszczała oczu z jego twarzy, aby dostrzec najmniejszy
znak,żekojarzy,kimmożebyć.Naszczęściejejimięnicmunie
mówiło.
– Royce. Dziękuję za przywiezienie mi zapasów w środku
burzy śnieżnej – Royce rzekł lekkim tonem. – Co teraz masz
zamiarzrobić?
– Mam zamiar wyładować kartony z samochodu, zanim
wszystkozamarznie.
Royce
zwestchnieniemsięgnąłposwojąparkę.
–Siadaj
–polecił.–Jasiętymzajmę.
– Nie
zapomnij pistoletu sygnałowego, na wypadek gdyby
naszmiśwrócił.
–Racja.
–Jeślichcesz,będęcięubezpieczała.
Umiem
sięobchodzićze
strzelbą.
Royce
namomentprzystanąłwdrzwiach.
–Dam
sobieradę–rzuciłprzezramię.
Świetnie, pomyślała.
Zgodnie
z przewidywaniami osądził ją
powyglądzieiuznałzabezbronnekobieciątko.Zrozumiała,że
odkryła jego słaby punkt. To dżentelmen w każdym calu,
opiekuńczywobecprzedstawicielekpłcipięknej.
Nie
zamierzała
tego
wykorzystywać.
Ceniła
swoją
niezależność.Swojąsiłę.
Iswoje
zdrowie.
Stoczyłaciężkąwalkęznowotworem,potemmusiaławalczyć
z nadopiekuńczą rodziną. Czasami trochę przesadzała z tą
niezależnością.Szalała,imprezowała,korzystałazkażdegodnia
życia.
Teraz
za to płaciła. Rodzina wciąż traktowała ją jak
zbuntowanąnastolatkę.
Właśnie.
Rodzina.Musi
sięspieszyć,boRoycezarazwróci.To
okienko czasowe, kiedy zajęty jest wyładowywaniem zapasów,
jest bezcenne. Musi przeprowadzić rozpoznanie. Będą jej
potrzebne wszystkie wskazówki, nawet najdrobniejsze, aby
mogłazłamaćjegoopór.
ROZDZIAŁDRUGI
Śnieżyca przybierała
na
sile. Royce zrobił pięć kursów tam
izpowrotemiwłaśniewniósłdoiglooostatnikarton.Ztakimi
zapasami można przetrwać apokalipsę, pomyślał. Niezły
zaopatrzeniowiecztejNaomi.
Wysiłek
fizyczny
na mrozie sprzyjał trzeźwej ocenie sytuacji.
Ciekawe… Akurat wtedy, kiedy powinien maksymalnie się
skupić,zjawiasięnatymodludziuniespodziewanygość.
Kobieta.Na
dodatekbardzoatrakcyjna.
Zamknął
za
sobą drzwi igloo. Tessie trąciła go nosem,
machnęła ogonem. Z jej brązowych oczu wyczytał pytanie: Co
terazznamibędzie?Nieznałodpowiedzi.Aletotylkokwestia
czasu.
–Uff.Ostatni
karton–oznajmił.
–Pogoda,że
psa
byniewygonił.Przykromi–odparłaNaomi.
Stała
przy
szafkach kuchennych. W obcisłych dżinsach ze
srebrnymi
nitami
i
czerwonym
puszystym
swetrze
przedstawiałasobąwidokmiłydlamęskiegooka.
Uważaj,przestrzegłwewnętrznygłos.
–Nikt
niebędziesięniepokoił,jeśliniewrócisz?–zapytał.
–Wysłałamesemesadojednegozbraci.
Wysłałaesemesa?
–Jak
cisięudało?Tuprawieniemazasięgu.
On
oczywiściemógłbeztruduwysyłaće-maileidzwonić,ale
dysponowałodpowiednimsprzętem.
–Mam
bardzodobrytelefon–rzuciłaprzezramię.
Kruczoczarny
koński ogon tańczył na jej plecach, gdy
obracała głowę to w prawo, to w lewo, ustawiając na półkach
rozmaite wiktuały. Royce mimowolnie pomyślał, że jej włosy
musząbyćmiękkieijedwabiste.
– Nie
wiedziałem,
że
dostawcy
posługują
się
tak
nowoczesnymitelefonami.
Naomi
cofnęła się, odwróciła twarzą do Royce’a. Zauważył,
żejejwargilśnią,jakgdybyświeżopociągniętebłyszczykiem.
–Mojarodzinamagest.Wiesz…–zaczęła–chciałampomóc
koledze, bo w taką pogodę są zawaleni zleceniami. –
Obciągnęła sweter. – Właściwie to nie pracuję w żadnej
firmie
dostawczej.
–Czylidobrazciebie
koleżanka.
Nadal
był pełen podejrzeń. Powinien zadzwonić do sklepu
i sprawdzić tę historyjkę. Postanowił zająć się tym jutro. Albo
dopierowtedy,kiedyminieburzaśnieżna.
Naomi
uśmiechnęłasiępromiennie.
–Przyjaźńtoskarbibardzo
silnybodziecdodziałania.
–Prawda.
Jego
rodzice przyjaźnili się z najbliższymi sąsiadami
itraktowaliichjakrodzinę.Byliszczęśliwi,kiedyRoycezaczął
chodzić z ich córką. Dziecko było w drodze, przygotowania do
ślubu szły pełną parą. Pewnego dnia całym miastem
wstrząsnęła eksplozja. Ojciec narzeczonej zginął. Potem
narzeczonaporoniła.
Zanim
rozmiar tragedii w pełni do niego dotarł, Carrie Lynn
zerwałazaręczynyiwyjechała.Nazawsze.
Pozbieranie
się po tej stracie okazało się najtrudniejszym
zadaniem w jego życiu. Odtąd skoncentrował się na pracy
naukowej. Postawił sobie za cel bezpieczeństwo rurociągów,
abyjużnigdyżadnejrodzinyniedotknęłapodobnatragedia.
Pasja,
z jaką poświecił się pracy, miała swoją cenę. Związki
zkobietamirozpadałysię,boniezamierzałdlanikogozmieniać
anisiebie,aniwyznawanegosystemuwartości.Interesowałygo
suche dane i fakty, nie uczucia i emocje. Więc chociaż Naomi
pociągałagofizycznie,niestanowiłaistotnegozagrożenia.
Zamknęłaszafkę,usadowiłasięwfoteluzabiurkiem,założyła
nogę na nogę. Machając stopą w grubej fioletowej skarpecie,
zapytała:
–Jesteś
na
wakacjach?
–Pracuję.
Uznał,że
ta
informacjaniewymagawyjaśnień.
Zaśmiałasiękrótko.
– Nie
wyglądasz na kogoś, kto zawodowo uprawia
wędkarstwopodlodowe.
–Bo
nieuprawiam.
– Czym się w takim razie zajmujesz? – zapytała i zabębniła
palcamiwlaptop.–Piszeszwspomnieniazalaskańskiejgłuszy,
wktórejspotykaszsięzniedźwiedziami?
– Wścibska jesteś. – Zestawił kartonowe pudło z drugiego
fotelaiteżusiadł.
– Nie. Staram
się tylko nawiązać rozmowę. Mamy mnóstwo
czasu do zabicia, czekając na koniec burzy śnieżnej. Chyba że
woliszodpalićNetfliksa?
Psiakość.
Jest
tak samo dowcipna jak urodziwa. Jak długo
możetrwaćzamieć?
– Mam w tablecie
dużo e-booków. Wybierz coś dla siebie.
Zapraszamnakanapę.
Zdala
odmojegobiurka.
–Będzieszpracowałnad…
–Wykładam
nauki
ścisłe.
Wzasadzie
prawda.Bywazapraszanynawykłady.
–Sprawdzasz
pracestudentów?
Wciąż
nie
ruszyłasięzmiejsca.
–Hm…
Royce
wyjął tablet z torby na laptopa, włączył go, otworzył
kataloge-booków.Przyokazjisprawdził,czywszystkiedanesą
właściwiezabezpieczone.
–Nie
jesteśbardzorozmowny–zauważyła.
–Nie.
–Ale
doniedźwiedziawygłaszałeśdługieprzemowy.–Zaczęła
bawićsiękońskimogonem.
–Adrenalina.
Patrząc
na
pasmaczarnychwłosówprześlizgującesięmiędzy
jej palcami, na nowo poczuł dreszcz podniecenia. Czy
przypadkiemonaznimnieflirtuje?
Ajeśli
nawet,to
czyskorzysta?
Do
diabła!Tak!
Naomi
wyciągnęłarękęwjegostronę.
–Propozycja
użyczeniamitabletujestwciążaktualna?
Trzy
godziny później Naomi, wygodnie wyciągnięta na
kanapie, udawała, że jest bez reszty pochłonięta lekturą
powieści kryminalnej. W rzeczywistości powieść czytała już
tydzień wcześniej, więc mogła odpowiedzieć na ewentualne
pytania Royce’a, gdyby zechciał ją sprawdzić. Tymczasem
mogłaprzyglądaćsięmuiobmyślaćdalszekroki.
Doszła
do
wniosku, że dotychczasowy plan nie należy do jej
największych osiągnięć. Po otrzymaniu raportu detektywa
błyskawicznie przystąpiła do działania. Umiejętność szybkiego
podejmowania decyzji była jej mocną stroną, musiała jednak
przyznać, że ostatnie wydarzenia w rodzinie wytrąciły ją
zrównowagiiniebyławszczytowejformie.
Popędziła
tutaj
nie w pełni przygotowana na każdą
ewentualność.
Jużwiedziała,żewłamaniesię
do
bazydanychRoyce’abędzie
trudniejsze, niż sądziła, nie mówiąc o namówieniu go do
współpracy z nowo powstającą firmą Alaska Oil Barons. Fuzja
firm Steele i Mikkelson nie miała dobrej prasy. Po ogłoszeniu
zaręczynojcaNaomizniedawnoowdowiałąJeannieMikkelson
cenyakcjiobuprzedsiębiorstwspadły.
Jak
gdyby tego było mało, brat Naomi związał się z córką
Jeannie, Glenną. Para ogłosiła, że spodziewa się dziecka. Ceny
akcjispadłyjeszczebardziej.
Zarządnarzekał
na
chaos,zbytdużozłychemocjiikompletny
brak strategicznego myślenia. Nie byli pewni, co wyniknie
z fuzji, a w biznesie niepewność jest najgorszą rzeczą, jaka
możesięwydarzyć.
Naomi
właściwie zgadzała się z nimi. Ufała swojej rodzinie,
ale Mikkelsonom już nie tak bardzo. Nauczono ją tratować ich
jakwrogów.Czyśmierćpatriarchyroducośzmieniła?Czywinę
zakłótliwąatmosferęponositylkojednaosoba?Wątpliwe.
Naomi
musiała umocnić swoją pozycję w firmie. Jako
prawniczka bacznie obserwowała rozwój wydarzeń, ale by
w jakiejś sprawie móc aktywnie działać, musi zdobyć tylu
sprzymierzeńców,iluzdoła.Niewiedziała,jakbędziewyglądało
połączenie obu rywalizujących z sobą firm ani jak zostaną
rozdzielonestanowiskanasamejgórze.ZapozyskanieRoyce’a
MilleradodrużynySteele’ówpowinnazarobićsporopunktów.
Głupotąbyłobysądzić,iż
dokona
tegowjedenwieczór.Lepiej
poobserwuje jego język ciała, zaczeka na chwilę, gdy zobaczy,
żesięodpręża.Kolejneprzydatnedoświadczeniezsalisądowej.
Burczenie
w brzuchu przypomniało jej, jak mało dziś jadła –
ranokilkakrakersów,nalunchmiseczkazupy.
Umierałazgłodu,aprzecieżmusipamiętaćodziecku.
Odłożyła tablet, wstała, przeszła
do
części kuchennej,
starannie omijając stolik, przy którym pracował Royce. Kiedy
otwierałamałąlodówkę,podniósłgłowę:
–To
mojejedzenie–przypomniał.
– Chętnie zapłacę za kubeczek puddingu i gruszkę. –
Podrzuciła gruszkę w górę i zręcznie ją złapała. – Jesteśmy tu
uwięzieni. Chcesz mnie zagłodzić? A może wolisz, żebym
zamarzła,łowiącrybywprzeręblu?
Royce
zaśmiałsięgardłowo.
–Skoro
jesteśgłodna,częstujsię,czymchcesz.
– Jestem głodna jak wilk. Polowania na niedźwiedzie
wyczerpują. – Ugryzła kęs gruszki. Poszukała łyżeczki. –
Przygotować coś dla ciebie w ramach
zapłaty za wikt?
Sprawdzaniepracstudentówtomęczącezajęcie.
– Jadłem wcześniej. – Royce zaczął się bawić brelokiem
zliczydłem.–
Ale
dziękujęzapropozycję.
Naomi
wróciła
na
kanapę.
Gruszka
z
puddingiem
czekoladowymsmakowałabosko.
– O co
chodzi? – zapytał Royce po chwili, czując na sobie
wzrokNaomi.
–Przepraszam–rzekłazszerokim
uśmiechem.–Przeszkadza
cimojaobecność?
–Przywykłemdopracywsamotnościispokoju.
– Przykro mi, że zamieć nie wzięła tego pod uwagę.
Naprawdę. Ale to może potrwać nawet kilka dni, więc byłoby
milej, gdybyśmy zawarli pakt o nieagresji, a może
nawet
porozmawiali.Przecieżniemożeszcałyczastylkopracować.
Royce
zamknąłpokrywęlaptopa.
– Zgoda. Rozmawiajmy. Nie
boisz się, że jestem seryjnym
mordercą?
– A jesteś? – zapytała szeptem, aby się z nim
trochę
podroczyć.
– Moja odpowiedź niczego nie zmieni. – Cały czas bawił się
miniaturowymliczydłem.–Wieszotym,prawda
?
Miał rację.
Nie
wiedział jednak, że Naomi jest godnym
przeciwnikiem.Postanowiłanieczekać,ażsamtoodkryje.
–Jestem
wnikliwąobserwatorką.
–Bowpracymaszdoczynieniazwieloma
ludźmi?
Naomi
gwałtowniepodniosłagłowę.
–Tak.
– Szczęściara.
Nie
jestem seryjnym mordercą, tylko
nietowarzyskimnaukowcem.
– Musi to przeszkadzać w zajęciach
ze
studentami,
profesorze.
–Wwykładachnie.
Położył
brelok
zliczydłemoboklaptopa.
Naomi
przypomniał się wykład, którego wysłuchała w sali
wypełnionej nie tylko studentami, lecz również specjalistami
zróżnychdziedzin.Roycezaprezentowałzupełnierewolucyjne
podejście do problemów przemysłu naftowego. Zwiększenie
produkcji da się połączyć z podniesieniem bezpieczeństwa
ekologicznego – czyli dla każdego coś miłego. Jego umysł był
taksamopociągającyjakciało.
Opanuj
się,nakazałasobiewduchu.
Wstała, wrzuciła
opakowanie
po puddingu do kosza na
śmieci.
–Idęspać–oznajmiła.–
Skoro
niejesteśseryjnymmordercą.
Puściła
do
Royce’aoko.
–Potrzebujesz
dres?–zapytał.
–Bieliznatermicznamiwystarczy,alemożejutroskorzystam
zoferty,ato,co
mamnasobie,wrzucędoprania.–Ogarnęłyją
wyrzuty sumienia, że gra nie fair. – Dzięki, że mnie
przygarnąłeś.
– Nie spiesz się z podziękowaniami.
Nie
jestem seryjnym
mordercą,aletonieznaczy,żeoddamciłóżko.
Aha, teraz
żartuje tak samo jak wtedy, kiedy mówił do
niedźwiedzia.
– Nie prosiłam o oddanie mi łóżka. – Powietrze gęstniało od
zmysłowychfluidówiwyobraźniapodsuwałaNaomiobrazyich
dwojgarazemwjednym
łóżku.
Royce
musiał zauważyć błysk w jej oczach, gdyż zmrużył
powieki, przechylił głowę i popatrzył na nią z ukosa. Dreszcz
przebiegł jej po plecach. Nie miała zwyczaju się wycofywać.
Nigdy. Przełknęła ślinę, starając się zignorować żar w jego
spojrzeniu.
–Kanapawzupełności
mi
wystarczy–oznajmiła.–Dzięki.
– Nie, nie, Naomi. Łóżko jest twoje. To ja prześpię się na
kanapie.Itak
mamzamiarpracowaćdopóźna.
–Ale…
Royce
pokręciłgłową.Słowazamarłyjejnaustach.
–Tak
zostałemwychowany.Śpięnakanapie.Dobrejnocy.
Dobrej
nocy? Sen wydawał się Naomi bardzo odległą
perspektywą.
Obudziłasięznogamizaplątanymiwjasnobrązowąsatynową
kołdrę. Nad sobą miała ciemność, lecz na Alasce to o niczym
nie świadczyło. Sprawdziła zegarek… Ojej! Już piąta rano.
Blisko dziewięć godzin spała jak zabita. Odgarnęła włosy
ztwarzy.
Kiedy
się przyzwyczai do tego, że w ciąży jej ciałem rządzą
hormony,pomyślała.
Cieszyła się, że
urodzi
dziecko, lecz nie spodziewała się, że
w ciągu dwóch miesięcy w jej organizmie zajdą tak liczne
zmiany.Powoliiostrożnieusiadła.Naszczęściejejżołądeksię
niezbuntował.
Zerknęła w stronę stołu służącego Royce’owi do pracy.
Laptop zniknął. Widocznie Royce postanowił nie spuszczać go
z oka. Zza ścianki, o którą oparte było wezgłowie łóżka,
dobiegał szum wody. Naomi wyobraziła sobie Royce’a nagiego
wwykafelkowanejkabinieipoczuładreszczpodniecenia.
Opanuj
się. Już! Odrzuciła kołdrę. Postanowiła skorzystać
zokazji,żejestsama,izadzwonićdojednegozbraci.
Wyciągnęła z plecaka komórkę ze wzmacniaczem zasięgu
iwystukałanumerstarszegobrata,Brodericka.Tojemuzajęty
romansem ojciec zlecił uspokojenie nastrojów. Chciał stworzyć
zMikkelsonaminietylkojednąrodzinę,aleijednąfirmę.Komu
to nie odpowiada, niech sprzeda akcje i szuka szczęścia gdzie
indziej.
Broderick,
a ze strony Mikkelsonów Glenna Mikkelson,
wspólnieodpowiadalizafinansenowopowstającegokoncernu.
Ku ogólnemu zaskoczeniu odnowili krótki flirt z czasów
studiów,zaręczylisięirazemwychowującórkę.
Skoro
BroderickiGlennapotrafiąpogodzićmiłośćzpracą,to
dlaczego ojciec i jego narzeczona nie mogą bardziej
zaangażować
się
w
fuzję?
Wszyscy
pozostali
trwają
w zawieszeniu, rozwiązują tylko bieżące problemy, uspokajają
zarządipilnują,abyktóryśzczłonkówdrugiejrodzinyniewbił
imnożawplecy.
Tylko
TrystanMikkelson,któryzarządzaranczemrodzinnym,
oświadczył,żewszystkotoguzikgoobchodziiodmówiłbrania
udziałuwjakichkolwiekwydarzeniachwymagającychzałożenia
krawataigarnituru.
Jednym
uchem nasłuchując odgłosów z łazienki, Naomi
połączyłasięzbratem.Pokilkudzwonkachodezwałasiępoczta
głosowa. Naomi spróbowała ponownie, lecz również bez
powodzenia.
Spojrzała
na
wskaźnik zasięgu na ekranie. Jedna kreseczka
oznaczała,żełącznośćzeświatemzewnętrznymbędziebardzo
ograniczona.Zwestchnieniemwybrałanumersiostry,Delaney.
WprzeciwieństwiedoBroderickaekologiabyładlaDelaneyna
pierwszymmiejscu,zyskidopieronadrugim.
Delaney
odebrałajużpodrugimdzwonku.
–Jak
idzie?–zapytała.
Naomi
przesiadła się na kanapę, aby lepiej widzieć drzwi
łazienki.
– Staram
się go poznać. Ale nie jest rozmowny. Pies jest
bardziejtowarzyski.
Delaney
zachichotałacicho.
–Alerozmawiaszzwielkim
doktoremRoyce’emMillerem.To
jeszczenikomusięnieudało.Szacun.
– Nie zapominaj, że jestem zręczną prawniczką. Potrafię
postępowaćzludźmi.
Zabrzmiało
to
zbyt ostro. Musi się bardziej pilnować,
pomyślała.
–Owszem.Tego
niemożnaciodmówić.
–To
komplement?
Naomi
przybrała żartobliwy ton. Dobrze mieć rodzeństwo.
Trójka braci i siostra byli dla niej nieocenionym wsparciem.
Mimowolnie pomyślała o matce i drugiej siostrze, Brei, które
odeszły przedwcześnie, pozostawiając po sobie pustkę
wsercachbliskich.
– Czyżby pewność siebie cię opuściła? – Delaney nie
żartowała.Wjej
głosiebrzmiałaraczejnutazdziwienia.
Niewielu
wiedziało, że Delaney jest znacznie bardziej
wojownicza od Naomi. Każdego, kto nie dbał o środowisko,
zjadała żywcem. Obecnie wzięła na cel potężnego inwestora
BirchaMontoyaipisałazjadliwelistydogazetkrytykującejego
działania. Sytuacja była niezręczna, ponieważ rodzinie
przydałoby się jego wsparcie finansowe, szczególnie gdyby
ruszylizprojektemtakogromnymjakinnowacyjnerozwiązania
proponowaneprzezRoyce’aMillera.
O ile
oczywiście Naomi udałoby się go pozyskać do
współpracy.
–Brakmipewnościsiebie?–Naominigdybysiędotegonie
przyznała.–Nie.Poprostumiłosłyszećpochwały.–Szczególnie
w chwilach zwątpienia. Tyle zmian. Burza hormonów. Jeszcze
nie powiedziała rodzinie o ciąży. – Dziwne rzeczy dzieją się
terazwnaszejrodzinie,prawda?JaktataiJeannie
zachowywali
się wczoraj podczas kolacji? Przepraszam, że wyszłam przed
końcem.
Przez
ciążęmiewałanapadysenności.
–Zachowywalisięjakparanastolatkówplanującychślub.Co
prawda z pewnymi sprawami nie czekają do ceremonii.
Tamtego dnia, kiedy Glenna i Broderick
przyłapali ich pod
prysznicem…
–Przestań–przerwała
jej
Naomi.–Wystarczy.
Zwłaszcza
teraz, kiedy
Royce jest w łazience. Naomi
przyłożyła rozpalone czoło do zimnej ściany igloo. Śnieg padał
takgęsty,żeświatełwokółposesjiprawieniebyłowidać.
–Nigdy
niesądziłam,żejesteśpruderyjna.
– Nie jestem. Zaraz, zaraz… Czyżbyś przeżywała ognisty
romans?–Ciszawtelefonie
przedłużałasię.–Delaney?
–Mam
zadużopracynaromanse.Przeztewszystkiegodziny,
jakie spędziłaś, pomagając przyjaciółce założyć konto na
portalachrandkowych,wszędziewęszyszromans.
Delaney
nibyżartowała,chociaż…Naomipostanowiłajednak
niedrążyćtematu.
–JaksprawyzBirchem
Montoya?Dajesięułagodzić?
– Pracuję nad nim. Ale nie jest łatwo. Chcemy wyciągnąć od
niego pieniądze, a jednocześnie
znamy
jego poglądy na temat
ochronyśrodowiska.
– Tym istotniejsze staje się namówienie Royce’a Millera do
współpracy – stwierdziła Naomi i przygryzła wargę. –
Och, to
takiestrasznieskomplikowane.
–Racja.Sytuacjawfirmieiwrodziniewcaleniejestprosta–
Delaney przyznała z westchnieniem. – Nie jestem przeciwna
fuzji,aleniemogępogodzićsięztym,żetatażenisięztąbabą.
Wszystkie
znaki na ziemi i na niebie wskazywały, że dzieci
Jeanniemajątensamproblem.Obierodzinyodlatprowadziły
z sobą wojnę. Z obu stron padło wiele przykrych słów,
dochodziło do ostrych ataków personalnych. Ktoś rozpuścił
nawetplotkę,żewwypadkulotniczym,wktórymzginęłamatka
Naomi i Brea, maczał palce któryś z Mikkelsonów. Było to
oskarżenie bezpodstawne i niewiarygodne, ale nie bez wpływu
nadecyzjeinwestorów.
–Aze
ślubemBroderickamożesz?–zapytałaNaomi.
–To
coinnego.
Odgłosyzłazienkiucichły.
–Muszękończyć–rzuciłaNaomiirozłączyłasię.
Serce
biło jej mocniej. Musi szybko obmyślić jakiś plan
działania. Schowała komórkę do plecaka. Schylona, nagle
poczuła na sobie czyjś wzrok. Spojrzała na Tessie. Pies spał,
głośnopochrapując.Czyli…
Usiadła
prosto. Przed
nią stał Royce w spodniach od dresu
opuszczonych
na
biodra.
Ręcznikiem
wycierał
włosy
iprzyglądałsięjejzżaremwczach.
Wrozmowiezsiostrą
Delaney
niebyłaszczera.
Miała nadzieję, że
to, co
robi – co zamierza zrobić – nie
zburzyplanówNaomizwiązanychzRoyce’emMillerem.
Ale
niepotrafiłaotworzyćsięprzednią.
Wsunęła komórkę
do
kieszeni kurtki, wysiadła z samochodu
zaparkowanego na pokrytym grubą warstwą śniegu parkingu
przed siedzibą firmy. Od strony gór wiał silny wiatr, mróz
szczypałjąwpoliczki.Delaneynaciągnęłakaptur.
Wukrywaniusekretówosiągnęłamistrzostwoikażdegodnia
walczyłazpoczuciemwiny.Wcaleniebyłaażtaknieśmiała,jak
udawała. W szkole średniej całowała się z chłopakiem siostry.
Bała się psów,
lecz
nie chciała sprawiać przykrości ich
właścicielom.
Tamtego
dnia,
kiedy
wydarzyła
się
tragedia,
która
wstrząsnęła rodziną, udawała chorą na grypę. Matka to
odkryła. Delaney błagała ją, aby nie leciała, tylko poszła z nią
po zakupy. Naomi obiecała, że z nią pójdzie, a matka z Breą
pojechałynalotnisko.Spóźnione.
Gdyby
zdążyłynaczas…
To
„gdyby”zadecydowałoośmierci.
Delaney
schyliłagłowęiruszyłanaprzód.„Naprzód”stałosię
jejdewizążyciową.
Tyle
wyrzutów sumienia. Nie chciała dodawać nowych do
listy.Wcaleniejesttakimaniołkiem,zajakiegojąmają.Pragnie
tylko uczynić wszystko, aby żadna rodzina nie doświadczyła
podobnegobólucojejrodzina.
Miała nadzieję, że
nie
zniweczy misternie utkanych planów
Naomi. Ale nie mogła się wycofać, bo sprawy zaszły już zbyt
daleko.
ROZDZIAŁTRZECI
Royce nigdy nie przypuszczał, że jedwabna bielizna
termiczna może wyglądać tak seksownie. Naomi zawładnęła
jegomyślami.
Nie było to mądre, zważywszy, że najprawdopodobniej jest
z nią uwięziony w igloo na czas bliżej nieokreślony. Nie może
wyjśćpobiegać,abyrozładowaćnapięcie.Zamiećśnieżnawciąż
szleje.NawetTessietrudnobyłonamówić,abywyszłazałatwić
swojesprawy.
Żałował, że nie mogą we trójkę po prostu zapaść w sen
zimowy.
Wczorajwieczorem,kiedyNaomiwyszłazłazienki,starałsię
odwrócić wzrok, lecz później, kiedy wyciągnął się na kanapie,
przyglądałsię,jakśpi.Światłoksiężycapadałonajejtwarz.
Minęło dużo czasu, odkąd był z kobietą. Ponad rok. Miał
różne propozycje, ale z nich nie skorzystał. Szkoda mu było
czasu na romanse. W badaniach osiągnął punkt zwrotny, gdy
wszystkozaczynadosiebiepasować.
Spieszył się, bo budowa rurociągu z Alaski przez Kanadę,
Dakotę Północną i Południową nabierała tempa. Zamieszanie
wokółfuzjiSteele-Mikkelsonsprawiło,żetrzecirywal,Johnson
Oil United, postanowił skorzystać z okazji i wyjść na
prowadzenie.
WyścigmartwiłRoyce’a.Wprzemyślenaftowympośpiechnie
jestzalecany,aJohnsonOilCompanyjużpokazałaskłonnośćdo
chodzenia na skróty. Nawet najmniejszy błąd w obliczeniach
możemiećtragicznekonsekwencjedlaśrodowiska.Wzwiązku
ztymRoyceniemógłsobiepozwolić,abycośgorozpraszało.
A Naomi go rozpraszała. I to bardzo. Miała w sobie coś
takiego, czego nie potrafił określić, a co obudziło jego
ciekawość.Napewnozatąlekkononszalanckąfasadąkryjesię
znaczniewięcej.Dobregoczyzłego?Niemiałpojęcia.
Wiedział jednak, że dopóki jej nie rozszyfruje, musi mieć się
nabaczności.
Powiesiłmokryręczniknagałcedrzwidołazienki,sięgnąłpo
bluzęzlogoMassachusettsInstituteofTechnology–MIT.Cały
czas się zastanawiał, w jaki sposób dowiedzieć się czegoś
bliższegooswoimgościu.Możejejpojawieniesiętutajtowcale
nieprzypadek?
–WychowałaśsięnaAlasce?–zapytał.
Czułnasobiejejbystryprzenikliwywzrok.
–Owszem.–Przesunęłasięnabrzegkanapy.
–Samadałabyśsobieradęzniedźwiedziem?
– Może. Prawdopodobnie – poprawiła się z uśmiechem.
Zauważył,żenerwowouderzakolanemokolano.–Alewolałam
patrzeć,jakmniewyręczasz.
–Jakżeszlachetnieztwojejstrony.
Sarkastyczny ton Royce’a sprawił, że uśmiech znikł z twarzy
Naomi. Puściła do niego oko i poprawiła się na kanapie. Teraz
mógłlepiejpodziwiaćjejkrągłości.
–Twojeegomasiędobrze.
Spojrzała mu prosto w oczy, ale nerwowe drganie kolan nie
ustąpiło.
Royceusiadłwdrugimkońcukanapy.
– Powiedz mi, co jest grane i dlaczego się tu zjawiłaś –
powiedział.
Naomi wytrzymała jego spojrzenie, lecz nagle poderwała się
ioświadczyła:
–Muszęiśćdoubikacji.
Zanimsięspostrzegł,zniknęłazadrzwiamiłazienki.
Objawy ciąży, zazwyczaj krępujące, uratowały ją z opresji.
PytaniaRoyce’astawałysięcorazbardziejdociekliweimusiała
nacośsięzdecydować.Przyporannejtoalecieułożyłaplanipo
rozważeniuwszystkichzaiprzeciwpostanowiłazaryzykować.
Roycejestnaukowcem,kierujesięlogiką.Dlategozamierzała
zbić go z tropu, wytrącić z równowagi. W przeszłości nieraz
udało jej się szokującym zachowaniem zmusić rozmówcę do
powiedzenia czegoś, czego w innych okolicznościach by nie
ujawnił. Potem obracała wszystko w żart, zapewniała, że
wszystko zostanie „między nami”, ofiara się uspokajała
iujawniaładalszeinformacje.
Kiedy wyszła z łazienki, Royce krzątał się przy kuchni. Szło
muznakomicie.Zwprawąobracałplastrybekonuikiełbaskina
patelni, duże kromki chleba układał na drucianym opiekaczu,
którypasowałdokominka.
Ślinka jej pociekła. Poczuła miłe łechtanie na skórze. Czy to
ciąża,czyreakcjanaatrakcyjnegomężczyznę?
Przypomniała sobie o swojej misji. Obciągnęła koszulkę
izapytała:
– Chcesz zagrać w rozbieranego pokera? Oddam każdą
sztukębieliznyzakęstychpyszności.
Spojrzałnaniąprzezramię.
–Zawszeskładasztakiedwuznacznepropozycjenieznajomym
facetom?
–Tylkotobie.
Zmysłowym ruchem wzburzyła włosy. Royce z cichym
chichotemwróciłdosmażeniajajek.
– Rozumiem, że tym szokującym zachowaniem chcesz mnie
zdekoncentrować i pociągnąć za język, tak? – Inteligentna
bestia,pomyślała.Sprytne.
– Po co tyle sarkazmu? – Naomi mimowolnie spojrzała na
szerokąklatkępiersiowąRoyce’aozdobionąlogoMIT.–Jednak
rozmawiaszzemną,zamiastchowaćsięzaekranemlaptopa.
Royce uniósł brwi i wyraz rozbawienia przemknął mu po
twarzy. Naomi zafascynowana obserwowała jego zręczne ręce,
kiedy szykował jajecznicę. Oczami wyobraźni widziała te ręce
ztakąsamąprecyzjądotykającejejciała.
– To prawda. – Ich spojrzenia spotkały się. Powietrze
zaiskrzyło. Naomi poczuła ucisk w żołądku. Royce wyłożył
bekon i kiełbaski na półmisek, obok umieścił cztery grzanki. –
Zostaw sobie ubranie. Mogę ci postawić solidne śniadanie.
Oczymchceszrozmawiać?
Naomi podrapała się za uchem. Royce stawiał na stole
półmiski i talerze. Bekon, kiełbaski, puszysta jajecznica,
grzanki, dżem… Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jaka jest
głodna. W porządku, najpierw się naje, potem może coś jej
przyjdziedogłowy.
– Skoro rozbierany poker nie zyskał twojej aprobaty,
spróbujmy czegoś bardziej praktycznego. – Usiadła na brzegu
łóżka i objęła kolana ramionami. – Chciałabym usłyszeć coś
otwojejpracy.
–Mówiłemcijuż–Roycerzekłzwymuszonymuśmiechem.–
Wykładamnaukiścisłe.
Odpowiedźjakzwyklelakoniczna.
Złapała spojrzenie Royce’a. W jego oczach dostrzegła
wyzwanie. Puls jej przyspieszył. Chcesz grać w „kto okaże się
sprytniejszy”,pomyślała.Amożewcośinnego?
Jeść!Muszębyćwformie.
– Domyślam się, że nie teorię skutecznej komunikacji. Nauki
ścisłe to szerokie pojęcie. Mógłbyś je trochę zawęzić? Sądząc
po tym, z jaką koncentracją pracujesz, kariera uniwersytecka
jestdlaciebieogromnieważna.
Royce westchnął, nałożył na talerz pokaźną porcję jedzenia,
przymknął powieki, jak gdyby rozważał odpowiedź. Zanim się
odezwał,minęławieczność.
– Właściwie jestem inżynierem – odrzekł. – Zajmuję się
budowąrurociągównaftowychiichunowocześnianiem.
– Ciekawe. Co najbardziej lubisz w tej intelektualnej pracy,
pogromconiedźwiedzi?
– Wciąż wścibska. – Lekki uśmieszek przemknął po wargach
Royce’a. Spokojnie nałożył jedzenie na drugi talerz, gestem
zaprosił Naomi do stołu. Promienie wschodzącego słońca
z trudem przebijały się przez padający śnieg, stwarzając
romantyczną atmosferę. – Ja się przedstawiłem – dodał, gdy
usiedli, trącając się pod stołem kolanami. – Twoja kolej.
Rozwozisz dostawy. Od dawna się tym zajmujesz? Dlaczego
wzięłaśzleceniewtakąpogodę?Dlaczegocięzatrudnili?
– Mówiłam ci już. Jestem tylko znajomą dostawcy. – Zasada
numerjeden:wymyślajhistoryjkętakprostą,jaktylkomożliwe.
Zbytwieleszczegółówtylkokomplikujesprawę.Naomiusiadła
głębiejnakrześleicofnęłanogi.–Samasięzgłosiłam.
–Aha–mruknąłRoyce.
Włożył porcję jajecznicy do ust. Albo nie słuchał, albo
usiłował ją speszyć, co tylko dowodziło, iż jest bardzo
podejrzliwy.Isłusznie.
Naomi poczuła wyrzuty sumienia. Royce sprawiał naprawdę
sympatyczne wrażenie, a ona nie była z nim szczera. W domu
wszystko wydawało się łatwe i proste. Interes rodziny jest
najważniejszy. I nic się pod tym względem nie zmieniło. Ona
pragnie zabezpieczyć byt swój i dziecka, poza tym wierzy
wsprawę,którejbroni.Niedziałanarzeczochronyśrodowiska
tak aktywnie jak siostra, ale ich firma jest najbardziej ze
wszystkichotwartanainnowacjeopracowywaneprzezRoyce’a.
A jeśli jego badania pomogą zmniejszyć zachorowalność na
nowotwory wywołane czynnikami środowiskowymi i oszczędzą
komuścierpień,przezjakieonaprzeszła?
Niemożesięcofnąć.
– Powiedz mi coś więcej o sobie – poprosiła. – Rodzina?
Przyjaciele? Dziewczyna, która nie będzie zachwycona, kiedy
odkryje, że spędziłam tu noc i proponowałam rozbieranego
pokera?
– Jestem jedynakiem – zaczął Royce. Wybieg taktyczny ze
zmianątematuzadziałał.–Urodziłemsię,kiedyrodziceniebyli
najmłodsi. Oboje są już na emeryturze. O dziewczyny się nie
martw.
–Odpowiedzijakzawszekrótkie,aletreściwe.
–WychowałemsięwTeksasiewpobliżupólnaftowych.Ojciec
imatkabardzociężkopracowali.Żyliśmywygodnie.Dobrzesię
uczyłem,więcniemiałemproblemówzdostaniemsięnastudia.
Dzięki kilku wynalazkom, które opatentowałem, mogę sobie
pozwolić na wynajęcie tego luksusowego igloo, gdzie pracuję
zdalaodzgiełku,izapłaceniezadostawęzaopatrzenia.
Mówiąc, smarował jeszcze ciepłą grzankę masłem, które
natychmiastsiętopiło.
Czynnośćprosta,ajakżezmysłowa,pomyślałaNaomi.Royce
jest ekscentryczny, ale diabelnie seksowny. Jego intensywne
spojrzenie na moment rozproszyło jej uwagę, lecz szybko się
opanowała.Musiwykorzystaćokazję,skorostałsięrozmowny.
–ZTeksasunaAlaskę.Tocałkieminnyświat.
–Ropa.Rurociągi.Wspólnywątek.
Podniósłkubekzkawądoust.
–Prawda.Ropa.
–Uhm.
Patrzyła,jakRoycesmarujegrzankędżemem,leczobrazjego
nagiegopodprysznicemzdominowałjejwyobraźnię.Nagitors,
mocneramiona.
–OpowieszmiodzieciństwiewTeksasie?–poprosiła.
Podniósłgłowęispojrzałnaniąwtakisposób,żesercezabiło
jejszybciej.
– Dzieciństwo w Teksasie chyba nie różni się tak bardzo od
dzieciństwanaAlasce.Zwyjątkiemśniegu.
–Czyli…
– I tu i tu można łowić ryby, polować, biwakować.
Iwydobywaćropę.
– Imponuje mi twoja umiejętność zwięzłego wypowiadania
się.
– Zwięzłość jest istotą dowcipu. – Wzruszył ramionami.
Spojrzał na Naomi, utkwił wzrok w jej ustach. Wyciągnął rękę
ikciukiemwytarłkącikjejwarg.–Dżem.–Nieodrywającoczu
odjejoczu,powolioblizałpalec.
Nie był pewien, dlaczego uległ impulsowi i dotknął Naomi.
Igrałzogniemiwcaletegonieżałował.
Nachylił się przez stół, ustami musnął kącik jej warg
dokładnie w tym samym miejscu, które sekundę przedtem
wytarłkciukiem.Wciążczułnajęzykusłodyczdżemu.
Naomi nie zaprotestowała, nie cofnęła się. W jej mądrych
oczach
błysnęło
zaskoczenie,
lecz
rozszerzone
źrenice
świadczyłyozmysłowympodnieceniu.
Była
oszałamiająca.
Uwodzicielska.
Obdarzona
magnetycznymseksapilem.
Przyglądałsięjejprzezzmrużonepowieki.
–Rozpraszaszmnie–oświadczył.
–Przykromi–odparła.
Cofnęła się na krześle. Mimowolnie zwrócił uwagę na
wygięciejejplecówipiersiwysuniętedoprzodu.
Rozpraszasz to delikatnie powiedziane, pomyślał. Słów mu
zabrakło na określenie, jak Naomi działa na niego. Odurzasz
byłobybliższeprawdy.
–Toniezarzut.
Przytrzymałjejspojrzenie.Zauważył,żelekkorozchyliłausta.
Dotykjejwarg,smak,sprawiły,żezapragnąłwięcej.
– Och… Dziękuję. – Głośno wypuściła powietrze z płuc. –
Chyba nie ma sensu zaprzeczać, że między nami iskrzy,
prawda?
– Nawet mój ścisły umysł wie, że wzajemny pociąg, jaki do
siebieodczuwamy,wymykasięlogice.
Przesunąłsięnabrzegkrzesła,kolanemotarłsięojejkolano.
– Nie osądzam innych – rzekła Naomi, zniżając głos – ale
mnieprzygodynajednąnocnieodpowiadają.
– Zamieć i zaspy mogą nas tu unieruchomić na więcej niż
jedną noc – odparł. – Więc gdybyś… – zawiesił głos – gdybyś
zrobiławyjątek…
Wstał, oparł się biodrem o blat stołu, ujął jej rękę. Dłoń
Naomibyłazaskakującomiękka,auścisksilny.
–Rozumujeszlogicznie–stwierdziła.
Zauważył,jaktużpodpłatkiemuchaozdobionymdyskretnym
kolczykiemzbrylantempulsujeżyła.
–
Jestem
odpowiedzialnym
facetem.
Zawsze
się
zabezpieczam.
– Przywiozłeś z sobą gumki do igloo zagubionego w leśnych
ostępachAlaski?
– Słyszałaś, co mówiłem? Jestem człowiekiem praktycznym.
I ostrożnym. – Zamilkł, spuścił głowę, utkwił wzrok w noskach
butów. – Miałem narzeczoną. Zaszła w ciążę. Straciliśmy
dziecko,potemsięrozstaliśmy.Gdybymuważał,oszczędziłbym
namobojguwielebóluicierpienia.
Naomipołożyłamudłońnakarku.
–Straszniemiprzykro.
– Dzięki. – Odpędził od siebie wspomnienia. Spojrzał na
Naomi. – To się wydarzyło dawno temu. Nie wiem, dlaczego
w ogóle ci o tym powiedziałem. Nieważne. Chciałem tylko
uprzedzić,żemamgumki.
–Bezpiecznysekstodobrarzecz–stwierdziłaNaomi.
Palcamilekkopogłaskałagoposzyi.WtedyRoycenachyliłsię
ijąpocałował.
ROZDZIAŁCZWARTY
Kiedy usta Royce’a dotknęły jej ust, Naomi zapraszająco
rozchyliławargi.Wnozdrzachpoczułazapachziemizmieszany
znutąpiżmaidymemzkominka.
Co ona wyprawia? Rzuca się w ramiona obcego mężczyzny.
Tozupełniedoniejniepodobne!
Wciąż starała się podtrzymywać opinię zbuntowanej
nastolatki, lecz ograniczała się do ekstrawaganckich strojów
i mówienia prosto z mostu, co myśli. W ten sposób chciała
zaznaczyć swoją niezależność. Teraz jednak, z dala od wiernej
publiczności, zamierzała zrobić najbardziej szalony krok
wżyciu–pójśćdołóżkazRoyce’emMillerem.
Z tym Royce’em Millerem, którego powinna pozyskać dla
firmylogicznąargumentacją.
Pocałunek Royce’a, pieszczoty języka, drapanie zarostu na
policzku, dotyk mocnej dłoni na plecach odbierały jej zdolność
logicznegomyślenia.
Z tyłu głowy jednak czaił się niepokój, czy uprawiając seks
z Royce’em nie przekreśli misji, z którą tu przyjechała.
Z drugiej strony, jeśli odkryje przed nim prawdę, erotyczne
zauroczeniepryśnie.
Odpędziła od siebie wątpliwości. Najpierw przyjemność,
potem obowiązek. Przeszłość to choroba, potem dochodzenie
dosiebie,przyszłośćtodbanieodziecko…Jeśliszaleć,totylko
teraz.
Intuicja jej mówiła, że przeżyje coś niewiarygodnego,
niezapomnianego.
– To czyste szaleństwo – rzekła i szarpnęła brzeg jego
polarowejbluzy.
– Wiem – odparł, opierając się czołem o jej czoło. –
Przepraszam,jeślinarzuciłemzbytszybkietempo.
Naomizaśmiałasięcicho.
–Ktoproponowałrozbieranegopokera?
–Aktosięchwalił,żemaprezerwatywy?
Namiętność w jego oczach była odbiciem ognia płonącego
wniej.Zarzuciłamuręcenaszyję,aonpodniósłjąizaniósłna
łóżko. Serce jej zamarło, gdy na jedno mgnienie pomyślała
odziecku.Kolejnazatajonainformacja…
GdybyudałosięnamówićRoyce’adowspółpracy,prędzejczy
później zobaczy, że jest w ciąży. Z drugiej strony wcale nie
muszą wiązać się z sobą na dłużej. Nie szukała stałego
partnera. Miała inne cele – kariera zawodowa, powodzenie
rodziny,przyszłośćdziecka.
Royceniejestwjejtypieizdecydowanieonaniejestwjego
typie. Pociągają się tylko fizycznie, ona pragnie jego, on jej.
Zmysłowo poruszyła biodrami. Royce uniósł się na łokciu,
drugąrękąpogładziłwłosyNaomi.
– Jako odpowiedzialny facet zapytam: jesteś pewna, że tego
chcesz?
–Jestem.Chcęitobardzo.Iwszystkieznakinaniebieiziemi
wskazują,żetyteżchcesz.
Ichspojrzeniaspotkałysię.
–Biologia.
Naomi zaczerwieniła się. W pełnym oczekiwania napięciu
krewszybciejkrążyławjejżyłach.
–Biologia?Jatonazywamchemią.
Zaczęlizdejmowaćzsiebieubranie,potembieliznę,ażzostali
nadzy.Roycewzrokiempieściłjejciało.
–Jesteśpiękna–rzekł,całującjejobojczyk.
Gładziłjejpiersi,brzuch,wnętrzeud.Poddałasięfalidoznań
tak intensywnych, że zapomniała, kim są, dlaczego i po co tu
przyjechała. Teraz byli mężczyzną i kobietą owładniętymi
żywiołemnamiętności.
Naomisięgnęłapopudełkozprezerwatywami.Wyjęłajedną,
a kiedy usiłowała rozerwać opakowanie, Royce chciał ją
wyręczyć,leczmuniepozwoliła.
–Nie…
Pragnęłapoznaćjegowspaniałeciało,potrzebowałatego.
Roycejęknąłcicho.Połączylisię.Naomiuniosłabiodra,objęła
Royce’anogamiwpasie.Każdyjegoruchwywoływałnowąfalę
rozkoszy. Już myślała o tym, że będą się kochali jeszcze raz
ijeszcze…
Dopókitrwaśnieżyca.
Pod powiekami zobaczyła gwiazdy, a kiedy otworzyła oczy,
napotkała spojrzenie Royce’a. Razem wzlecieli na szczyt
irazempowoliopadalinaziemię.
Delaney nie była pewna, jak długo zdoła utrzymać swój
romanswtajemnicy.Zbudowałakarieręicałysystemwartości
na jednej idei – chronić środowisko naturalne dla przyszłych
pokoleń. Bezradne przyglądanie się cierpieniom Naomi
pozostawiło na Delaney niezatarty ślad. Jej krucjata w obronie
środowiskamiaławięcsilnymotywosobisty.
Należała do rodziny potentatów naftowych, co utrudniało jej
działalność. Lubiła myśleć, że stanowi dla nich przeciwwagę.
Przyjaciół i kochanków szukała wśród ludzi podzielających jej
poglądy.
Doteraz.DomomentupoznaniaBirchaMontoya–mężczyzny,
któremu bardziej zależy na zyskach niż na zachowaniu
ekosystemu.
Mężczyzny,któremuniepotrafisięoprzeć.
Wsamejbieliźniestaliterazpoprzeciwnychstronachbiurka.
Jużniestarałasięzrozumieć,jakmogątakzażarciesięspierać
ijednocześnietakbardzofizyczniepociągać.
Ale tak było od pierwszej chwili. Podczas zebrania zarządu
skakali sobie do oczu, kłócąc się z pasją, a chwilę później,
w schowku na przybory do sprzątania, z równą pasją zdzierali
zsiebieubrania.
Podobnie było dziś wieczorem. Jak gdyby nie wiedziała, że
dostarczenie dokumentów to pretekst. Pretekst, która zniknął
zchwilą,gdydrzwibibliotekizamknęłysięznimi.
Teraz,godzinępóźniej,nareszciezajęlisiępracą.
BirchodsunąłnabokrysunkiiująłdłońDelaney.
– Jeśli firma zastosuje się do twoich próśb, zbankrutuje –
oświadczył,akcentująckażdesłowopocałunkiem–awtedyjuż
niczegoniewygrasz.
PocałunkiBirchaprzyprawiałyjąozawrótgłowy.
– Nie chcesz znaleźć się w czołówce innowatorów
zmieniającychprzemysłnaftowy?–zapytała.
–OdtegomamyRoyce’aMillera.
Birch złapał spojrzenie Delaney. Gęste czarne włosy opadały
mu
na
czoło,
wystające
kości
policzkowe
świadczyły
o indiańskich przodkach, rdzennych mieszkańcach tych ziem.
Byłprzystojny,inteligentnyiwnajwyższymstopniuirytujący.
– Miller jest naukowcem – odparła. Mobilizowała całą siłę
woli, aby myśleć logicznie. – Ja natomiast aktywistką. To
różnica.
–Powiedzmuto–mruknąłpodnosem.
–Co?
– Nic, nic. – Birch obszedł biurko, wziął Delaney w ramiona,
usiadłwfoteluiposadziłjąsobienakolanach.–Chodzimioto,
że z Royce’em Millerem na pokładzie odsadzimy się od reszty
w wyścigu, kto jest bardziej ekologiczny. Powodzenia
w przeciągnięciu Johnson Oil na waszą stronę, jeśli Alaska Oil
Baronssplajtuje.
–Firmatatyniesplajtuje–żachnęłasięDelaney.
–Tojużniejestwyłączniefirmatwojegotaty.
–Dziękizaprzypomnienie.
Delaney dotknęła platynowej zawieszki w kształcie wilka,
prezentu od Bircha. Musiał zgadnąć, że brylanty nie są w jej
guście,oileniewie,wjakisposóbzostaływydobyte.Wzruszył
jątymgestem.
Kilka ostatnich miesięcy po tym, jak Broderick i jego
narzeczona Glenna przyłapali rodziców, zażartych rywali
w interesach, razem pod prysznicem obok gabinetu Jeannie,
było bardzo stresujących. Ojciec i Jeannie zaczęli dyktować
warunki: postanowili połączyć obie firmy, a dzieci albo ich
poprą,albokrzyżyknadrogę.
Tylezmian.Wtakimtempie.
Birch nachylił się i zbliżył usta do jej warg. Poddała się
pocałunkowi. Zarzuciła mu ręce na szyję, nogami objęła
wpasie,brzuchemotarłasięojegobrzuch.
Potrzebowała Bircha. Musiała oderwać się od codziennych
trosk.
Birchmruknąłzrozkoszy.
– Pragnę cię tak bardzo, że z trudem trzymałem ręce przy
sobie–oznajmił.
–Ajachciałamzębamizedrzećzciebieubranie–wyznała.
Dla większego efektu skubnęła jego dolną wargę, potem
przesunęłaponiejjęzykiem,abyukoićzadanyból.
–Zębami?
Zmrużył oczy, puścił wodze fantazji. Delaney zachichotała.
Drobnymipocałunkamipokryłajegotors.
–Zprzyjemnościącizademonstruję.
– Odłóżmy to na inną okazję, kiedy będziemy mieli więcej
czasu. – Wsunął jej palec pod brodę i uniósł jej twarz. –
Następnymrazem,kiedyprzyjdzieszdomnie.
Objąłdłońmijejpiersiwkoronkowymbiustonoszu,kciukami
trącił sutki. Dreszcz rozkoszy przebiegł jej po ciele. Czy
kiedykolwiekpragnęłajakiegośmężczyznybardziejniżjego?
–Zgoda–mruknęłacicho.–Pospieszsię…
–Musiszbyćtakagorąca?
– A ty musisz być taki nienasycony? – zaczęła się z nim
droczyć.
–Niechcęsięztobąspierać–odparłzuśmiechem.
Delaneywiedziała,żeróżnicemiędzynimikiedyśdoprowadzą
do rozstania, lecz odpędziła od siebie zmartwienia i poddała
zmysłowymdoznaniom.Pragnieniu.Pożądaniu.
–Wstuprocentachsięztobązgadzam.
PlanującwyjazdnaAlaskę,abywskupićsięnapracy,Royce
nie przewidywał żadnych niespodziewanych wydarzeń. Skąd
mógłprzypuszczać,żespokójzakłócimuktośtakijakNaomi?
Co innego zabrnąć w ślepą uliczkę w wyniku błędu
w obliczeniach, a co innego zostać wyprowadzonym na
manowceprzezpięknąbrunetkęoczekoladowychoczach.
Wyciągnął się wygodnie obok Naomi, która przed chwilą
wróciłazłazienki,gdzietelefonowała,abyuspokoićbliskich,że
jest cała i zdrowa. Jej naleganie, by rozmawiać na osobności,
lekko go zastanowiło, lecz doszedł do wniosku, że kto jak kto,
aleonzeswojąnaturąsamotnikaceniącegoprywatnośćniema
praważywićdoniejpretensji.
Chociaż samotnik też czasami lubi towarzystwo. Royce
z przyjemnością patrzył na Naomi ubraną w jego bluzę,
zwilgotnymiwłosamiluźnospiętyminaczubkugłowy,siedzącą
potureckunałóżkuztalerzemopartymnakolanie.Onrównież
miałprzedsobątalerz.
Podczas gdy jadł kanapkę z wędliną, wróciły do niego
wydarzeniaostatnichgodzin.Włóżkukochalisięnieraz,adwa
razy, potem jeszcze raz pod prysznicem. Było wspaniale.
Tworzylizgranąparę.
Intensywność doznań i przeżyć wstrząsnęła jego starannie
uporządkowanym światem. Od wielu lat z nikim nie czuł tak
silnej więzi. Intrygowało go to. I musiał dowiedzieć się o niej
czegoświęcej.Przecieżnawetnieznajejnazwiska!
Cośmutuzgrzytało.
– Powinnam wiedzieć, że ten niedźwiedź to znak – rzekła
Naomiiprzesunęłapalcempojegowargach.
–Nierozumiem.
Jejdotykgorozpraszał.
– Mama mojej mamy była Inuitką i na dobranoc zawsze
opowiadałanamorozmaitychludowychwierzeniach.
–Comająztymwspólnegoniedźwiedzie?
Naomiodsunęłasięzwestchnieniem.
– Podobno we snach odwiedzamy miejsca, do których
dotrzemywnastępnymżyciu.Alepewnewątkisąwspólne.
–Niedźwiedzie?
– Właśnie. Niedźwiedź polarny symbolizuje wiele rzeczy,
czystość,śmierć,odrodzenie,nawetseks.
Naomi odgryzła kęs kanapki z masłem orzechowym
i dżemem, który wyciekał na boki. Puściła oko do Royce’a
izebraładżemjęzykiem.
Royceześmiechemsięgnąłposwojąkanapkę.
–Aniedźwiedziegrizzly?
– Tego nie jestem pewna. – Oblizała wargi. – Dobrze, że nie
spotkaliśmyłasicy.
–Cotobyznaczyło?
–Kłopoty.
–Będęuważał,jeśliprzyśnimisięłasica.
–Royce?–Odłożyłakanapkęnatalerz.–Muszęwiedzieć.Czy
jest w twoim życiu dziewczyna, która się tu zjawi i wyfiletuje
mniezato,żezadajęsięzjejfacetem?
– Zadajesz się? – Ciekawe określenie na to, co robili przez
ostatniekilkagodzin.–Pytasz,czyjestemsinglem?
– Tak. – Znowu ugryzła kęs kanapki. – Ale w bardzo
zawoalowanysposób.–Naomizaśmiałasię.
– Jestem singlem. Inaczej nigdy nie złożyłbym ci propozycji.
Miałemnarzeczoną,któraterazjestszczęśliwążonąinnego.
AkuratwtejchwiliniechciałmyślećoCarrieLynn.
–Wporządku.–Naomiwzruszyłaramionami,potemnachyliła
sięiszepnęłamudoucha:–Jateż.Toznaczyjestemsingielką.
Niemamzasobązerwanychzaręczyn.
Bliskość Naomi pobudziła jego zmysły. Zapragnął ją
pocałować, objąć, przyciągnąć do siebie, poczuć na torsie jej
piersi,usłyszećwestchnienie.Alesiępohamował.Wciążmusiał
uzyskaćodniejpodstawoweinformacje.
–Ijesteśmyturazemuwięzienipodśniegiem.
Naomiodłożyłakanapkę.
–Jakdługozamierzasztuzostaćpotym,jakzamiećminie?–
zapytała.
–Zależy,kiedyskończę.Przyjechałempracować.
Naomizewzrokiemutkwionymwtalerzukiwnęłagłową.
–Aha.Twojebadania.
Psiakrew. Gra idzie o jakąś dużą stawkę, pomyślał Royce.
SpojrzałnaNaomi.
– Wiesz, kim jestem. Wiesz, czym się zajmuję. Wiesz o mnie
więcej,niżcipowiedziałem.
–Dlaczegotaksądzisz?–zapytała,skubiącbrzegkromki.
Zmusiłasiędopodniesieniakanapkidoust.Bylenaniegonie
patrzeć.
Royceodstawiłtalerziwestchnąłprzeciągle.
– Jestem bystry. Nie, nie chwalę się, stwierdzam fakt. Geny.
Niemniej trochę czasu mi zabrało ułożenie fragmentów tej
łamigłówki w całość, ponieważ tak cudownie potrafisz
rozproszyćmojąuwagę.Izręcznieunikaszodpowiedzi.Takjak
teraz.Niezaprzeczasz,żemnieznasz.Przywiozłaśzapasy,więc
wiedziałaś, dokąd jedziesz. Ale za tym wszystkim kryje się coś
więcej.
–Owszem,wiem,kimjesteś.DoktorRoyceMiller,ekspertod
modernizacjirurociągów.
–Skądtowiesz?
Sercebiłomumocniejwoczekiwaniunaodpowiedź.
–Słyszałamjedenztwoichwykładów.
Kilkakrotnie pytała go, co robi, i ani nie mrugnęła powieką,
kiedypowiedział,żewykłada.
–Towszystko?
Nareszcie spojrzała na niego. Jej czekoladowe oczy patrzyły
odważnie, z determinacją. Zbyt inteligentnie jak na dostawcę
zaopatrzenia.
–Dziwnepytanie.
– Robisz kolejny unik. Nie pracujesz jako dostawca. Mówisz
jakprawniczka…Dodiabła!Tyjesteśprawniczką.
Naomiwyprostowałaramiona,przybierającpozycjęobronną.
Uznałtozapotwierdzenieswoichprzypuszczeń.
–Brawo!Wydajecisię,żewpadłeśnatrop?
–Powiedz,dlaczegoprawniczkaudajedostawcę?
– Nie udawałam – odparła i gestem wskazała talerze
z kanapkami, szafki kuchenne i dwa nierozpakowane kartony
napodłodze.
–Wijeszsięjakpiskorz.
–Trudnosięztobąumówić.
Z kolegami badaczami i naukowcami spotykał się często,
natomiastwysłannikomkorporacjiodmawiał.
Zimnydreszczprzebiegłmupoplecach.
–Pracujeszwprzemyślenaftowym.
Naomipowoliskinęłagłową.
–Takinie.
Poczułsięzdradzony.Ciąglenaniegopolują,awłaściwienie
naniego,anajegoumysł.
Naomiostrożniedotknęłajegoramienia.
–Wysłuchajmnieprzynajmniej–poprosiła.
Błagalnytonmożesięsprawdzawsalisądowej,alenaniego
nie
zadziała,
postanowił.
Wyłączył
emocje.
Pozostanie
niewzruszony. Doznał rozczarowania. Nie podejrzewał, że
Naomijesttakperfidnaiwyrachowana.
–Niepodpiszęcyrografunażycie.
–Mamywieleinnychpropozycji.
–My?Toznaczykto?
–Jeszczesięniedomyśliłeś?
Zmęczyłsięzgadywaniem.
–Oświećmnie.
Widział,żeNaomiintensywniemyśli.Doszedłdowniosku,że
szpiegowanie go nie ograniczyło się do wysłuchania jednego
wykładu. Wywiodła go w pole. A on jej na to pozwolił, bo go
pociągała.
– Zgoda. – Wyciągnęła do niego rękę. – Naomi Steele –
przedstawiłasię.–ZAlaskaOilBarons.
ROZDZIAŁPIĄTY
I tak się kończy nasz flirt, pomyślała, widząc przerażenie na
twarzy Royce’a. Ale nie mogła go okłamywać. Zbyt długo go
zwodziła,mówiącpółprawdy.
Uległaimpulsowi,kochałasięznim,leczteraz,naspokojnie,
zobaczyła, że naraziła na szwank misję, z jaką tu przybyła.
Chociaż od chwili, gdy poznała Royce’a, zaszła w niej jakaś
zmiana. Coraz trudnej jej było myśleć o firmie. Myślała tylko
onim.
Iwszystkosięstraszniepogmatwało.
Ogarnęły ją wyrzuty sumienia, poczuła ucisk w żołądku.
Walczyła z przemożnym pragnieniem, by go dotknąć. Bała się
jednak,żeRoyceodtrącijejrękę.
– Twoja mina świadczy, że nie jesteś zachwycony tym, co
usłyszałeś.
–Powiedzmy,żejestemzdezorientowany.
W sercu Naomi zapaliła się iskierka nadziei. Odezwał się,
więcjeszczeniewszystkostracone.
–Czymjesteśtakzdezorientowany?–zapytała.
Spojrzała na Tessie, która położyła się na niedźwiedziej
skórze przed kominkiem. Scena wprost idylliczna, jeśli
zignorowaćnapięcie,odktóregopowietrzezrobiłosięażgęste.
Kiedy obmyślała swój wspaniały plan podszycia się pod
dostawcę ze sklepu i przekonania Royce’a, by zgodził się
pracować dla ich firmy, wiedziała o nim tylko to, co wyczytała
nastronieinternetowej.
Royceokazałsiękimśznaczniewięcejniż„bystrymumysłem”
i „cennym pracownikiem”. Był mężczyzną o czułym sercu,
któremuinstynktopiekuńczyniepozwalałzostawićkobietysam
na sam z niedźwiedziem. Z zasady kieruje się rozsądkiem, ale
potrafi być spontaniczny. Geniusz, który ma w sobie iskrę
szaleństwa.
–Royce?Czymjesteśzdezorientowany?–powtórzyła.
–Coty,dodiabła,tutajrobisz?–wybuchnął.–Zakładam,że
skoro należysz do rodziny Steele’ów, nie musisz dorabiać na
czarno,rozwożącdostawy.
– Chciałam cię poznać. Fascynuje mnie twoja praca.
Wysłuchałam jednego z twoich wykładów, ale przyznasz, że
trudnosięztobąumówićnapogaduszki.
–Tobiesięjednakudało.
–Bojestemzaradna?–Zamilkłanachwilę.–Niebawicięto.
–To,codziśrobiliśmy,trudnonazwaćpogaduszkami.
Spojrzał na jej gołe nogi. Pod wpływem jego słów,
zawoalowanegooskarżenia,Naomipoczułasięobnażona.Nie…
Prześwietlona.
CiasnoowinęłasiębluząRoyce’a.
–Zaskoczyłamniechemiamiędzynami.–Widząc,żechcesię
odezwać, gestem nakazała mu milczenie. – Przysięgam, jeśli
ośmieliszsięzarzucićmi,żeprzespałamsięztobą,bomiałam
ukrytymotyw,nieodpowiadamzasiebie.
–Takiezałożenieniebyłobycałkiembezpodstawne.
– Przeciwnie, byłoby niedorzeczne. Zrobiłam głupio, bo
powinnambyłaprzewidzieć,żenabierzeszpodejrzeńikiedysię
dowiesz, kim jestem, zaatakujesz mnie. Jestem prawniczką,
powinnammyślećlogicznie.
–Prawniczką?TąNaomiSteele?
–Zgadzasię.
Po zazwyczaj beznamiętnej nieprzeniknionej twarzy Royce’a
przemknąłgrymasgniewu.Wargizacisnęłysięwwąskąlinijkę,
jakby chciały powstrzymać potok ostrych słów. Jak gdyby tego
było mało, Royce oddychał ciężko i patrzył na nią jak na
świadka na podium… Naomi znała ludzkie zachowania tak
samo dobrze, jak znała prawo. Potrafiła wyczuć, jakie emocje
targająRoyce’em.
Frustracjairozczarowanie.
Ciszę przerwało brzęczenie minutnika suszarki. Tessie
podniosła
głowę,
poruszyła
uszami,
spojrzała
z niezadowoleniem na maszynę, która zakłóciła jej sen. Naomi
zeskoczyła z łóżka, wyjęła z suszarki ciepłe ubranie. Cieszyła
się,żezyskałachwilę,abyzebraćmyśli.
Royce, wciąż oszołomiony, nawet nie drgnął, kiedy Naomi
wstała
i
podeszła
do
kompaktowej
pralko-suszarki
zamontowanejwszafie.
Oszołomionytomałopowiedziane.
Patrzył na Naomi i usiłował zrozumieć, co nią kierowało,
kiedy kochała się z nim tak gorąco i namiętnie przez całe
popołudnie. Tymczasem teraz wyjmowała ubranie z suszarki.
Miałwrażenie,żeporuszasięjakbywzwolnionymtempie.
Krew się w nim zagotowała. Wzbierała w nim furia, bo
przeżył z Naomi obłędny seks. Chemia między nimi była silna
inatychmiastowa.Jeszczezżadnąkobietąniedoświadczyłtak
intensywnychdoznań.
Do diabła, pragnął znaleźć jakieś wyjście z tego galimatiasu
i wrócić do stanu sprzed pojawienia się Naomi w jego życiu.
Postanowił, że na razie będzie trzymał się najbardziej
logicznego planu. Po pierwsze się ubierze. Przetnie fizyczną
więźmiędzynimi.
Podniósłsięzmateraca,poszperałwszufladach,wyjąłczyste
ubranie. Igloo było urządzone oszczędnie i funkcjonalnie.
Właśnie to mu się w nim najbardziej podobało, gdy je
wynajmował. Ani centymetr powierzchni nie był stracony. Nic
gonierozpraszało.
DopókiniewtargnęłatuNaomi,awrazzniąchaos.
– Powiedz, dlaczego tu jesteś – odezwał się znienacka.
Milczała. – Naomi? Odezwij się. Od pierwszej chwili ciągniesz
mniezajęzyk.Teraztwojakolej.
– Zgoda. Jestem tu, aby cię namówić do pracy dla nas, czyli
dlanaszejfirmy.
Stała przed nim w samych majteczkach i szarej bluzie.
Trzymałasiępodboki.
Psiakrew!
–Tylkotyle?–Ztrudemzdusiłogarniającegopodniecenie.–
Nicpozatym?
–Czytociniewystarczy?–Wjejgłosiezabrzmiałanutażalu.
Roycewmilczeniusięwniąwpatrywał.Czekał.Potrzebował
czegoświęcej?Aleczego?Czułwgłowiekompletnyzamęt.
Naomizaczęłanaciągaćnabijanesrebrnyminitamidżinsy.Jej
czarne włosy zdążyły wyschnąć, kilka pasemek wymknęło się
zluźnegowęzła.
– Powodem, dla którego chcemy, abyś dołączył do naszego
zespołu, są twoje badania. Nie chcesz zobaczyć swoich
rozwiązańzastosowanychwpraktyceprzezfirmę,którejzależy
naochronieśrodowiska?
Praca dla firmy kierującej się etyką była jego celem
ostatecznym, lecz nigdy, przenigdy nie udostępni nikomu
swoich badań, dopóki ich nie skończy. Nawet wtedy będzie
chciałnadzorowaćkażdyetapichrealizacji.
– Chcę być pewny, że moje rozwiązania są gotowe do
zastosowania w praktyce. I chcę kontrolować ten proces.
Pytam,zależywamnabadaniach,nienamnie?
Naomiwestchnęła.
– Oczywiście, że chcemy ciebie, bo badania to niekończący
się proces, a ty jesteś najlepszy. Niemniej jeśli nie będziesz
zainteresowany pracą dla nas, wówczas zaproponujemy
korzystną umowę na wyłączność we wdrażaniu wszystkich
twoichkoncepcji.
Royce naciągnął jeden rękaw koszuli, potem drugi.
Intensywnie zastanawiał się nad tym, co Naomi powiedziała
iczegoniepowiedziała.
–Będąctutaj,niestarałaśsięzajrzećdomoichmateriałów?
– Powiem szczerze, gdybym na nie natrafiła przypadkiem,
zajrzałabym.
Aha.Kolejnetrafienie.
Przynajmniej ujawniła prawdziwe intencje. Dziwny rodzaj
zwycięstwa, zważywszy, że do tej pory wszystko było
kłamstwem.Możeniekłamstwem,alepółprawdą.
–Dlaczegoposuwaszsiędoażtakskrajnychmetod?
–Serio?Botwojapracajestażtakdobra.
Naomirzuciłamupowłóczystespojrzeniespodopuszczonych
rzęs. W ubraniu zdecydowanie łatwiej jest rozmawiać,
pomyślał.
– Wszystko to pięknie – pokręcił głową – ale tu chodzi o coś
więcej. Zapytam ponownie, i zauważ, że jestem bardzo
pokojowo nastawiony. Co sprawiło, że posunęłaś się do aż tak
radykalnychmetod,abysięzemnąspotkaćosobiście?
Naomi milczała tak długo, że zląkł się, że w ogóle mu nie
odpowie. W pewnej chwili usiadła na podłodze obok Tessie
izaczęłagłaskaćjąpogłowie.
–Jakonastolatkachorowałamnabiałaczkę–rzekła.
Royce oniemiał. Kiedy był chłopcem, kolega z klasy
przechodził chemioterapię i radioterapię. Tamte wspomnienia
inagłewyznanieNaomi…
Niechto!
–Przykromi,żemusiałaśprzejśćprzezto,szczególniewtak
młodymwieku–odrzekł.–Ijednocześniesięcieszę,żesiedzisz
dziśtutajiwyglądasznaokazzdrowia.
Naomi nachyliła się nad Tessie. Suczka polizała jej rękę,
wdzięcznazapieszczoty.
– Jesteś pierwszą osobą, która mi to mówi. Wszyscy inni
oferująwspółczucie.
–Zwalczyłaśchorobę.–Royceukląkłobokniej.–Tomusiało
byćtrudne.
– Wielu pacjentom się nie udaje. Miałam wspaniałą opiekę
lekarską,pozatymchorobęuchwyconowewczesnymstadium.
Alemaszrację,byłotrudno.
Wzruszenie,wspomnienia…
–Nierozumiem,cotomawspólnegoztwojąwizytą.
–Najtrudniejbyłozojcem.
–Wjakimsensie?
Royce wyciągnął rękę i też pogłaskał Tessie. Zauważył, że
Naomipilnieuważa,byichdłoniesięniezetknęły.
– Mama i siostra zginęły w katastrofie lotniczej, więc już
stracił jedno dziecko. Z przerażeniem myślałam, co się z nim
stanie,jeślistracidrugie.
–Tomusiałobyćwielkieobciążeniepsychicznedlatakmłodej
dziewczyny.
Straciłaś
matkę,
kiedy
jej
najbardziej
potrzebowałaś.
W okresie dojrzewania on zawsze mógł liczyć na wsparcie
i pomoc rodziców. Mimowolnie pomyślał, jakie straszliwe
konsekwencjeśmierćojcamiaładlajegobyłejnarzeczonej.
–Jaknamężczyznęzaskakującaintuicja–prychnęłaNaomi.
–Tochybabyłkomplement–odparłRoyce.
–Tojestkomplement.
–Jatylkowyciągamlogicznewnioski.
–Niekażdypotrafiwyciągnąćtegorodzajulogicznezwiązki.
Masz rację, właśnie wtedy bardzo potrzebowałam matki.
Wspierałamniebabka.Wspaniałakobieta…–Naomipokręciła
głową. – Jestem tutaj. I wierz mi, byłam rozpieszczana do
niemożliwości…Wciążjestem.
–Tozrozumiałe,żepotakichdoświadczeniachtwojarodzina
jestbardziejopiekuńcza.
– Próbuję powiedzieć, że jestem silną osobą. Nie znoszę
cieplarnianych warunków, życia jak w kokonie. Chcę być
doceniana za to, kim jestem, i za moją pracę, tak jak reszta
rodzeństwa.
Jestem
prawniczką.
Studia
ukończyłam
z wyróżnieniem. A jednak mojemu ojcu nigdy nie przyszło do
głowy, że w firmie mogłabym odgrywać ważniejszą rolę, a nie
być tylko radcą prawnym. Wiem, że mnie kocha i że nie
zastępuję mu zmarłej siostry, ale dla niego ciągle jestem
nastolatką, jakby czas się zatrzymał. Jakby myślał, że w ten
sposóbjakaścząstkaBreiwciążżyje…
Naomikciukiemipalcemwskazującymścisnęłanasadęnosa,
chcącpowstrzymaćłzy.
–Idlategotujesteś–stwierdziłRoyce.
Naomipowoliskinęłagłową.
– Tak. Dlatego jestem tu, w twoim azylu. Ale nie dlatego
jestem–wskazałałóżko–tu.
– Słyszałem i rozumiem. – Pod wpływem impulsu odgarnął
pasmo włosów z czoła Naomi i założył za ucho. – Nikomu nie
musiszudowadniać,jakwielejesteśwarta.
– Łatwiej powiedzieć, niż zrobić, kiedy ludzie w ciebie nie
wierzą.Bardzobyśmipomógł,gdybyśprzynajmniejzgodziłsię
spotkać z szefostwem Alaska Oil Barons. Niezobowiązująco.
Tylko ich posłuchać. Muszę się sprawdzić, a ty jesteś moim
atutem. Gdyby udało mi się doprowadzić do ugody z tobą,
wramachktórejdajesznamwyłącznośćnaswojebadania…
Roycepokręciłgłową.
–Niejestemgotowy.
–Wszystko,comasz,będzielepszeodstanuobecnego.
– Ale przygotowanie rozwiązań cząstkowych oznacza stratę
czasu i energii potrzebnych na kontynuowanie badań.
W dłuższej perspektywie oznacza wydłużenie całego procesu.
Wyznaczyłemsobiebardzoambitnycel.
Tessie poderwała się i podeszła do drzwi. Z głośnym
skamleniem zaczęła drapać framugę. Gdy nie doczekała się
reakcji,obejrzałasięnaRoyce’aiszczeknęła.
– Możemy dać ci ludzi… – zaczęła Naomi, lecz Royce
zaprzeczyłruchemgłowy.
Nie wytrzymywał tej presji emocjonalnej. On nie jest
odpowiedzią na potrzeby Naomi. Nie może być. Musi uciąć tę
rozmowę.
– Skończ z tym, Naomi. Porozmawialiśmy, a teraz zabieram
Tessienadwór.
Zerwałsięzpodłogi,jednymsusemznalazłsięprzydrzwiach,
błyskawicznienaciągnąłbuty.
Chyba po raz pierwszy w życiu cieszył się, że musi wyjść
zdomuwtakązawieruchę.
Naomi poderwała się z miejsca i prawie potykając się
o własne nogi, pobiegła do drzwi. Wsunęła stopy w podbite
barankiem buty, a ręce w rękawy różowej parki. Musiała
zabezpieczyćsięnietylkoprzedzawieją,aleiprzedlodowatym
mrozemwiejącymodRoyce’a.
Była wściekła nie na niego, ale na siebie. Źle rozegrała
sytuacjęimusidołożyćwszelkichstarań,abytonaprawić.
Co za ironia, myślała, że zabiegając o poważne traktowanie
przezrodzinę,zrobiłacośtakgłupiego.
W biegu chwyciła jeszcze rękawiczki i kurtkę Royce’a
i otworzyła drzwi. Royce i Tessie znajdowali się zaledwie kilka
metrów od igloo, ale jej się zdawało, że dzieli ją od nich pół
świata. Nagle dotarło do niej, że Royce może nie przyjąć
propozycji współpracy, bo wierzy, iż przespała się z nim po to,
aby ubić interes. Aż ją zemdliło, kiedy to sobie uświadomiła.
Niechciałarozczarowaćrodziny,aleteżniechciała,abyRoyce
uważał,żezałatwiasprawyprzezłóżko.
Wzięłagłębokioddech.Postanowiłaspróbowaćporozmawiać
z Royce’em, wytłumaczyć mu, że propozycja z firmy to jedno,
aichzauroczenietozupełniecoinnego.
Royceobejrzałsię,ichspojrzeniasięspotkały.
Naomiwskazałarękąpsa.
–OpowiedzmioTessie–poprosiła.
–Cochceszwiedzieć?
Odwrócił wzrok, teraz patrzył w jakiś punkt między
drzewami.
–Zadałampytanieotwarte.
Podałamurękawiczkiikurtkę.
– Pytania otwarte – prychnął Royce, ubierając się – są dobre
wsalisądowej,panimecenas.
–Jakdługojąmasz?
–Odszczeniaka.Policjaodkryłanielegalnąhodowlęiszukali
domów dla setki szczeniaków rozmaitych ras. Małe szybko
znalazłyopiekunów,alezdużymirasamibyłkłopot.Nadodatek
Tessie miała złamaną tylną łapę. Wziąłem ją i zawiozłem do
weterynarza.Pierwszesześćtygodniżycianawolnościspędziła
zgipsem.Naszczęściekościdobrzesięzrosły.
Naomi uśmiechnęła się. Mróz szczypał ją w policzki, ale
historiaTessiejąurzekła.
–Maszmiękkieserce.
–Lubiępsy.–Roycewzruszyłramionami.–Tonieznaczy,że
mammiękkieserce.Poprostuludzkie.
–Miałeśwżyciuinnepsy?
–Tak.
UbiłgarśćśnieguwkulęirzuciłTessie.
– Tylko tyle? Cieszę się, że nie jesteś moim świadkiem na
rozprawie.–Naomiprzyklękławśniegu.Jednąrękąpogłaskała
Tessie, drugą ulepiła śnieżkę. – Musiałabym poprosić sędziego
o pozwolenie uznania świadka za wrogo nastawionego do
powołującejgostrony.
Roycespojrzałnaniązukosa.
–Niewrogonastawionego,tylkopowściągliwego.
– Mogłam się nie odzywać, pobawilibyśmy się w śniegu,
potem na rozgrzewkę weszlibyśmy pod prysznic, a potem
zjedlibyśmykolacjęprzykominku.
–Prawieżałuję,żesięodezwałaś.
–Możemyudawać.–Jakbywroztargnieniurozgarniałaśnieg.
– Ale to właśnie udawanie się na mnie zemściło. I jest mi
strasznieprzykro.Nieprzewidziałam,żemiędzynamizaiskrzy.
Miałam
nadzieje
dowiedzieć
się
czegoś
o
jednym
z największych umysłów w branży, czegoś, co by mi pomogło
opracowaćstrategię,jakprzekonaćciędowspółpracyznami.
–Chciałbymciwierzyć–syknąłprzezzęby.
– To uwierz – odparła i rzuciła w niego śnieżką, trafiając
prostowpierś.
–Dobrajesteś–pochwalił.
– Mam trzech braci. – Wstała i wykonała teatralny ukłon. –
Musiałambyćdobra,jeślichciałamprzeżyćbitwęnaśnieżki.
–Jesteśambitna.
Zmrużyłoczyizrobiłkrokwjejkierunku.
–Bardzo.
Silny podmuch wiatru pchnął ją na niego. Nie żeby się
specjalnieopierała…
Royce rozpostarł ramiona. Ich spojrzenia spotkały się. Żar
wzbierający w Naomi rozpalił ogień w jego oczach.
Temperaturapowietrzazdawałasięrosnąć.
Ciszę przerwał dzwonek telefonu. Naomi nie poruszyła się.
Royceklepnąłkieszeńjejparki.
–Twójwspaniałysprzętsięsprawdza.
– To dzwonek zarezerwowany dla mojego brata. Nie muszę
odbierać, jeśli cię to krępuje. Wiem, że dziś zafundowałam ci
wystarczającodużowrażeń…
– Naomi – ciepły oddech Royce’a musnął jej policzek –
odbierz.
Pokręciłagłową.
–Nie.Jestemtutajztobą.RozmawiamyibawimysięzTessie.
Jest mi przyjemnie i mam nadzieję, że tobie również. Nie
pozwolę,abyrozmowatelefonicznazepsułanamnastrój.
Royce odpowiedział powolnym, pewnym siebie uśmiechem.
MocniejobjąłNaomi,aonapoddałasięuściskowijegoramion.
Wszystko przestało się liczyć, istniał tylko błysk w oczach
Royce’a.Musitylkoodrobinęsięprzysunąćiwtedyichustasię
spotkają. Ale czekała jeszcze na znak z jego strony, sygnał, że
wybieg,jakimsięposłużyła,abysiętudostać,półprawdy,jakie
muopowiadała,przestałybyćdlaniegoproblemem.
Roycepokręciłgłową.
–Dodiabła–mruknął.
Przyciągnął ją do siebie, wargami przywarł do jej ust.
Z westchnieniem oddała pocałunek. Wyrzuty sumienia znikły,
kiedyRoycepchnąłjąnaśnieginakryłsobą.
Sygnałnadejściaesemesająotrzeźwił.
Niechpoczeka,pomyślała.
Rozległsiękolejnysygnał.Ikolejny.
–Ktośsiędociebiedobija–stwierdziłRoyce.–Możejednak
sprawdź,ocochodzi.
Jeszczejedensygnał.
– Sprawdzę wiadomości, potem wyłączę komórkę –
stwierdziłaNaomi.
Naomi,odezwijsię.
Oddzwoń.Toważne.
Zadzwońjaknajszybciej.Sprawapilna.
Nie chcę tego pisać, ale musisz zadzwonić. Ojciec miał
wypadek.Spadłzkonia.Urazkręgosłupa.
Naomi zamarła. Oczy jej zaszły łzami. Ojciec. Przez głowę
przemknęłyjejstrasznemyśli.
Nagle ogarnęły ją mdłości. Wepchnęła komórkę Royce’owi
wdłońicosiłwnogachpobiegładoigloo.
W środku, w drodze do łazienki, ściągnęła z siebie
rękawiczki, parkę, buty. Kiedy już było po wszystkim, ciężko
osunęła się na podłogę i oparła o ścianę wyłożoną kremowymi
kafelkami.Zamknęłaoczy,ustazakryładłonią.
Po chwili ostrożnie uniosła powieki. W drzwiach stał Royce
i przyglądał się jej z niepokojem. Zrobił krok w jej stronę,
komórkęodłożyłnablatumywalki,zmoczyłręcznikijejpodał.
Usiadłobokniej,opartyoframugędrzwi.
–Żołądek?Cościzaszkodziło?
Wzięła głęboki oddech. Potem drugi. Dotarło do niej, że gra
skończona. Plan pozyskania naukowca samotnika dla firmy
spaliłnapanewce.
Pragnęła stabilizacji, a los zgotował jej jeszcze większą
niepewność jutra. Postawił na jej drodze mężczyznę, który ją
pociąga,któryjejnieufa.Jejplanyległygruzach.Jejojciec…
Skapitulowała.
–Tonieżołądek.Tociąża.
ROZDZIAŁSZÓSTY
Głoskiukładałysięwsłowa,słowawtreść.DoRoyce’apowoli
docierałoznaczenietego,coNaomipowiedziała.
Oszołomiony potarł dłonią wysmagane wiatrem policzki,
rozejrzałsiędookoła,kilkakrotniezamrugałpowiekami.
Tymczasem Naomi ukryła twarz w dłoniach. Oddychała
głęboko, miarowo. Zazdrościł jej opanowania. On nie potrafił
spojrzeć na sytuację obiektywnie, z dystansem. Zaczął
metodycznie oglądać otoczenie, analizować uporządkowaną
przestrzeń–wzór,wjakiułożonokaflenaścianachipodłodze,
lustranazakrzywionymsuficie.
Takie ćwiczenie mentalne zazwyczaj pomagało mu odzyskać
kontakt z rzeczywistością i oczyszczało umysł. Rozwiązywanie
trudnych zagadnień teoretycznych i zadań matematycznych
przychodziło mu potem z łatwością. Miał nadzieję, że teraz
równieżprzyniesiepożądanyskutek.
–Jesteśwciąży.
–
Drugi
miesiąc.
Jeszcze
nikomu
nie
mówiłam.
Izdecydowanieniesądziłam,żebędzieszpierwszym,którysię
dowie. – Z trudem przełknęła ślinę. Grymas bólu wykrzywił jej
pięknątwarz.
Co z ojcem dziecka? Naomi nie nosi obrączki, bez wahania
poszła z nim do łóżka. Royce’owi wiele pytań cisnęło się do
głowy. Nie chciał jednak denerwować Naomi. Była bardzo
blada.Postanowiłpostępowaćostrożnie.
–Naomi?
Podniosła głowę. Miała podkrążone oczy. Wyglądała na
wyczerpaną.Dlaczegodotądtegoniezauważył?
–Tak?
–Martwięsięociebie.
– Lekarz mówi, że jestem okazem zdrowia. Poranne mdłości
tonormalnaprzypadłość.Aleprzeżyłamszok.
Natychmiast przypomniały mu się wydarzenia sprzed lat,
kiedybyłinnymczłowiekiemimiałnarzeczoną.
Po śmierci ojca Carrie Lynn pogrążyła się w rozpaczy.
Następnego dnia po pogrzebie, wracając ze sklepu, miała
wypadek i straciła dziecko. Chociaż policja stwierdziła, że do
wypadku doszło nie z jej winy, Carrie oskarżała siebie, wpadła
w depresję i zerwała z Royce’em. Nawet przez sekundę nie
oskarżałjejoto,cosięwydarzyło.Oskarżałnatomiastsiebie,że
niedostatecznie ją wspierał. Gdyby to on prowadził, może nie
doszłobydowypadku.
Odpędził od siebie myśli o przeszłości. Ujął dłonie Naomi
wswojeiprzytrzymał.
– Nie martwię się o twoje zdrowie, ale o to, że postępujesz
nieostrożnie. Zdecydowałaś się na samotną jazdę w bardzo
niepewnąpogodę.Wszystkomogłosięwydarzyć.
Naomiwyrwałamuręce.
–Nieodpowiadamprzedtobą.
Niepozostawałomunicinnego,jaktylkokiwnąćgłową.
–Toprawda.
Zapadło milczenie. Royce sięgnął po komórkę Naomi i podał
ją właścicielce. Podziękowała mu słabym uśmiechem, potem
spojrzałanaczarnywyświetlacz.
–Przeczytałeśesemesy?–zapytała.
–Uznałem,żepotodałaśmitelefon.
Mocniejścisnęłakomórkęwdłoni.
–Powinnamzadzwonićdobrata–stwierdziła.
– Owszem. Powinnaś. Ale wiedz, że zaraz po tym, jak
odebrałaśesemesy,zamiećprzybrałanasile.Znowuniemamy
zasięgu.
Oczy Naomi zaszły łzami. Royce’owi serce się ścisnęło.
Wyciągnąłramiona,chciałjąprzytulić,leczNaomizasłoniłasię
rękami.
– Nie, nie. Dziękuję. Jeśli mnie obejmiesz, kompletnie się
rozkleję.Niebierztegodosiebie.
– W porządku. Trzymam ręce przy sobie. Mój telefon
satelitarny też nie działa. Sprawdzałem. Mam nadzieję, że to
nie potrwa długo. Może tymczasem odpoczniesz? – Dotknął jej
przegubu.–Pulsmaszprzyspieszony.
– Chciałabym powiedzieć, że to przez ciebie. – Naomi
uśmiechnęłasię,leczjejoczypozostałypoważne.
Royce widział, jaki efekt wywarła na niej wiadomość
owypadkuojca.
–Jateżwolałbym–odrzekł.
Tessieweszładołazienkiipołożyłasiętużobokpana.Naomi
przesunęłasię,plecamioparłaokabinęprysznicową.
–Codouważanianasiebie.Jeżdżępośniegu,odkądnogami
dosięgłampedałów.Aleburzanadeszłaszybciej,niżktokolwiek
przypuszczał.Iniemówiętego,żebysięusprawiedliwić.
–Niemaniczłegowtym,żektośsięociebiemartwi.
–Coinnegomartwieniesię,coinnegotrzymaniewkokonie.
–Mówiszoczasach,kiedywalczyłaśzchorobą?
– Nie tylko. Moja rodzina cały czas rozkłada nade mną
parasolochronny.
Nagle przyszło mu do głowy pytanie, którego w innych
okolicznościachnieodważyłbysięzadać.
–Czyprzebytakuracjaniezagrażaciąży?–Widząc,żeNaomi
chce coś powiedzieć, uniósł rękę. – Pytam, nie trzęsę się nad
tobą.
Naomiwzruszyłaramionami.
–Przedkuracjązamroziłamjajeczka…
–Zaczekaj,niechcębyćnietaktowny,aleczytoznaczy,żedo
zapłodnieniadoszłoprzezinvitro?
–Pytaszoojcadziecka?
– Jako twój partner w łóżku sprzed kilku godzin, jestem po
prostuciekawy.
– In vitro. Anonimowy dawca – odpowiedziała lakonicznie. –
Niemaczającegosięzamoimiplecamichłopaka,ojcadziecka.
Roycepoczułniespodziewanąulgę.Powinnomubyćwszystko
jedno,jednaktakniebyło.
–Todlategozdecydowałaśsięnainvitro.
– Tak. Podjęłam decyzję, zanim sytuacja rodzinna się
zmieniła. Zanim się dowiedzieliśmy o ojcu, o Jeannie
ioplanowanejfuzji,mówiącwskrócie,zanimnastąpiłotocałe
trzęsienieziemi.Alepragnęzostaćmatką.Mamustabilizowaną
pozycję zawodową, a choroba uświadomiła mi, jak ważny jest
każdy dzień. Dlatego postanowiłam urodzić teraz. Spotykałam
sięzfantastycznymifacetami,żadenjednakniebyłtymjednym
jedynym.
–Ajeślitenjedenjedynysiępojawi?
–Jeśliniebędziepotrafiłpokochaćmojegodziecka,tobędzie
znaczyło,żenimniejest.
–Słusznie–odparłRoyce.
Temat dzieci był dla niego bolesny. Wciąż miewał dręczące
sny o straconym dziecku jego i Carrie. Wiedział, że uczucie
straty będzie mu towarzyszyło do końca jego dni. Ale teraz
rozmawiają nie o nim, lecz o Naomi i o tragicznych
doświadczeniach,jakiespotkałyjąwbardzomłodymwieku.
– Mówiłaś, że jako nastolatka chorowałaś na nowotwór.
Przepraszam,żeciprzerwałem.
Naomipalcamijakgrzebieniemprzeczesaławłosy.
– Tamten okres wspominam jak coś nierzeczywistego.
Pragnęłam mieć nadzieję na przyszłość i jednocześnie czułam,
żeczasucieka.Dlanastolatkiprzyszłośćtozaproszenienabal
maturalny. Śmierć siostry wszystko odmieniła. Czułam, że
muszę korzystać z życia bez względu na chorobę. Wciąż tak
czuję.
Co za kobieta, pomyślał Royce. Zaimponowała mu jej siła
woli, duch walki. Obudziły się w nim męskie uczucia
opiekuńcze.
Zapragnął
przejąć
dowodzenie,
naprawić
przeszłość,znaleźćwyjściezsytuacjibezwyjścia.
KiedyspojrzałnabutniezadartągłowęNaomi,zrozumiał,że
należy do tych, którzy nie oglądają się na innych, tylko biorą
sprawywewłasneręce.Podziwiałjązato.Niemniej…
Pokusa była zbyt silna. Wyciągnął do Naomi ręce, objął ją
iprzytuliłznadzieją,żeprzyjmieodniegochociażtyle.Iwtedy
rozległsiępojedynczydźwięktelefonu.
Naomidrgnęłaizniedowierzaniemspojrzałanawyświetlacz.
Jestzasięg,atooznacza,żeburzasłabnie.
– Lepiej zadzwonię od razu, póki mamy łączność –
stwierdziła.
W mgnieniu oka poderwała się z podłogi, wyminęła Tessie
orazRoyce’aiwyszłazłazienki.
Skulonanakanapie,okrytaciepłymkocem,któryRoycewyjął
zszafy,mocnoprzyciskałakomórkędoucha.
Dopiero za trzecim razem dodzwoniła się do Brodericka.
WtymczasieRoycepodałjejkubekczekoladyikrakersy.
–Jaktata?
– Jest unieruchomiony, a neurochirurg zastanawia się, jakie
proceduryzastosować.
OpanowanygłosbratatrochęuspokoiłNaomi.
– Unieruchomiony? – Żadna siła nie potrafiła utrzymać ojca
długowjednymmiejscu.–Neurochirurg?
– Ojciec ma pęknięte dwa kręgi szyjne. – Naomi zamarła.
Kiedy cisza w telefonie się przedłużała, Broderick pospiesznie
wyjaśnił:–Alemożeporuszaćrękamiinogami.
– Kręgi szyjne? – powtórzyła Naomi, jak gdyby ćwiczyła
wymowęnowychwyrazów.
WzrokiemodszukałaRoyce’a.Kiedyzaczęłananimpolegać?
Podczas gdy Broderick szczegółowo wyjaśniał, na czym
polega uraz, Naomi starała się przypomnieć sobie ilustracje
zpodręcznikaanatomii.
–Leży,mazałożonykołnierzortopedyczny–mówiłBroderick.
–Niewolnomuruszaćgłowąiniewolnoupaść.Musi–głosmu
sięzałamał–musiprzejśćoperację.Jestryzykowna,aleniema
wyjścia.
Naomisięgnęłapoparującykubekzczekoladą.Uznała,żeto
bezpieczniejsze niż ramiona mężczyzny patrzącego na nią
zdrugiegokońcapokoju.
–Niewyobrażamsobieświatabeztaty.–Wzruszenieściskało
jejgardło.
–Ajaniewyobrażamsobietatysparaliżowanego.
Boże!
–Czychirurgpowiedział,naczympolegaoperacja?
–Założąmujakąśśrubę,potemprzezpółrokuojciecbędzie
musiałnosićkołnierz,aletolepszeniżczekanie,ażkośćsama
sięzrośnie.
–Brzmitosensownie.
– Jednak podobne operacje wykonywane są bardzo rzadko.
Śrubę trzeba dopiero zamówić. Tego typu urazy zazwyczaj
kończąsięśmiercią.
–Brzmitoprzerażająco,alecieszmysię,żetatażyje.
Naomi pomyślała o Jeannie. Policzki zaczęły ją palić ze
wstydu, kiedy przypomniała sobie, z jaką niechęcią ona i jej
rodzeństwo przyjęli wiadomość o planowanym małżeństwie
ifuzjiobufirm.Waśnierodzinnewydałyjejsiębłahe.Pierwszy
mąż Jeannie zmarł na atak serca, a teraz życie narzeczonego
zawisłonawłosku.
–JakJeannieznositowszystko?–zapytała.
– Nadrabia miną, pozoruje opanowanie i spokój, ale jest
zdruzgotana.
–Zrozumiałe.Takiwypadek…Wgłowiemisiętoniemieści.
Tatajestdoświadczonymjeźdźcem,pewnietrzymasięwsiodle.
Wydawałoby się, że wpadek może się przytrafić każdemu, ale
niejemu.
Dłonie jej drżały, kiedy podnosiła kubek do ust. Słodka
czekolada dodała jej sił. Obejrzała się za siebie. Royce
skrupulatnieczyściłblatkuchenny.
– Jest otoczony troskliwą opieką personelu, ale nie chcemy
zostawiaćgosamego.Dyżurujemyprzynim.
– Godzi się na to? – zapytała i natychmiast przyszło jej do
głowy bardziej zasadnicze pytanie: – Boże, czy jest na tyle
przytomny, aby się zorientować, co się wokół dzieje?
Kontaktuje?
–Wziąwszypoduwagę,zjakąsiłąuderzyłgłowąoziemię,to
zaskakującodobrze.Jestprzerażony,alestosujesiędozaleceń.
–Wtelefoniezabrzmiałponuryśmiech.–Szczerzemówiąc,nie
ma wyboru. Jesteśmy tak samo uparci jak on. Wpadliśmy na
pomysł, że będziemy rozmawiali o interesach. Wtedy pozwoli
nam siedzieć przy sobie tak długo, jak zechcemy. – Broderick
zamilkł,pokrótkiejchwilizapytał:–Jaksprawyuciebie?
– Wciąż tu tkwię i nie wiem, kiedy będę mogła się ruszyć.
Modlę się, aby zdążyć przed operacją taty. – Naomi urwała.
Zastanawiała się, czy ma jakieś wyjście, w końcu doszła do
wniosku,żenajlepiejniczegonieukrywać.–Uznałam,żemuszę
powiedziećRoyce’owi,dlaczegotujestem.
–Royce’owi?Przeszliścienaty?
Gdybyświedział,braciszku!
–Jesteśmyunieruchomieniprzezśnieżycęnadłużej.
Naomi podniosła głowę i złapała pełne namiętności
spojrzenie Royce’a. Ogarnęło ją podniecenie, lecz zniknęło tak
samoszybko,jaksiępojawiło,zgaszonesmutkiem.
–Cośkonkretnegowynikłoztegospotkania?
Podchwytliwepytanie.
–Wciążjesteśmynaetapiedyskusji–odpowiedziałagłosem,
jakiegoużywaławsprawachzawodowych.
–Czylinieudałocisięgozwerbować.
– Nie zobowiązał się jeszcze do współpracy z nikim innym.
Przyznamszczerze,żeniepotrafięterazotymmyśleć.
– Oczywiście, oczywiście. Chciałem po prostu zająć głowę
czymśinnym.
– Obiecuję, że jeśli będę miała coś do zakomunikowania,
niezwłoczniesięztobąskontaktuję.
Przez cały dzień Royce usiłował opanować chaos w głowie.
Niechciałmyślećotym,żeNaomijestwciąży,bonatychmiast
wpadał w pułapkę wspomnień o byłej narzeczonej i dziecku,
które stracili. I zdecydowanie nie chciał myśleć o związkach
Naomizprzemysłemnaftowymiotym,jaktezwiązkirodzinne
skomplikowałyrelacjemiędzynimi.Skupiłwięccałąuwagęna
pogodzie.
Zawiejaśnieżnaucichła,wyszłosłońce,leczchyliłosięjużku
zachodowi.NaAlascebyłtoniezwykływidok.
Odchrząknął,potemrzekł:
– Zgodnie z prognozą w internecie pogoda ma się jutro
poprawić. Miejmy nadzieję, że warunki pozwolą na jazdę.
Odwiozęcię.
Gwałtownieodwróciłagłowę.
–Mogępojechaćsama.
– A ja się spodziewałem, że skorzystasz z jeszcze jednej
okazji,abymniezwerbowaćdowaszejfirmy–odparł.
Proponujepomoc,aonaodrazusięjeży.
Odstawiłakubekiwstałazkanapy.
– Twoja oferta odwiezienia mnie do miasta wynika z męskiej
nadopiekuńczości, a nie z chęci rozmowy o interesach –
wypaliła. – Wiesz, interesy są ostatnią rzeczą, o której teraz
myślę.
Głos jej się załamał, podbródek zadrżał. Przygryzła wargę.
Instynkt opiekuńczy wziął w nim górę. Zaryzykował, podszedł
bliżej, otoczył Naomi ramionami, przyciągnął do siebie.
Z cichym łkaniem przytuliła się do niego. Pogładził jej plecy,
włosy. Zastanawiał się, jak to się stało, że ta kobieta w tak
krótkim czasie stała się dla niego aż tak ważna. Jej ból
przeszywałmuserce.
Spojrzał w górę. Na ciemnym niebie pojawiły się smugi
światła.
–Połóżmysię–odezwałsięcichymgłosem,zustamitużnad
głowąNaomi.–Popatrzymynazorzępolarną.
Skinęła głową na znak, że się zgadza. Zrzuciła buty, które
zgłośnymstukiemupadłynapodłogę,budzącTessie,ipodeszła
do łóżka. Royce dołączył do niej. Objęci położyli się. Naomi
oparłamugłowęnapiersiach.
W ciszy i spokoju łatwo było zapomnieć o świecie
zewnętrznym. Royce zastanawiał się, co mógłby powiedzieć,
aby odwrócić myśli Naomi od ojca, lecz przychodziły mu do
głowy same banały. Postanowił więc wyjaśnić, dlaczego nie
chcepuścićjejwdrogęsamej.
– Byłem zaręczony – zaczął z ciężkim westchnieniem. –
Dorastaliśmy razem, ona mieszkała w sąsiednim domu. Oboje
świetniesięuczyliśmyiwcześniezaczęliśmystudiawcollege’u.
Zaprzyjaźniliśmy
się
z
początku
dlatego,
że
wśród
siedmiolatków trudno było znaleźć partnerów do rozmów
o maszynie liczącej Pascala. Pod koniec szkoły średniej
zostaliśmyparą.
Naomiporuszyłasię,jejwłosymusnęłymutwarz.
– Mieliście swoją historię – rzekła. – Dlatego rozstanie
musiałobyćbardzotrudne.Mogęzapytać,cosięwydarzyło?
Royce przełknął ślinę. Skoncentrował się na odgłosach
teraźniejszości. Tak łatwo wpaść w czarną otchłań przeszłości.
Ogieńnakominkutrzeszczał.Tessiespała,pochrapując.
– Tydzień przed ślubem, tuż po pogrzebie ojca, straciła
dziecko w wypadku samochodowym… Potem odsunęła się ode
mnie.
–Ogromniemiprzykro.
Roycezamknąłoczy.
– Powiedziała, że kiedy najbardziej mnie potrzebowała, nie
otrzymała ode mnie wsparcia emocjonalnego. Że potrzebuje
partnera,naktóregomożeliczyć.
– Nie mogę twierdzić, że znam sytuację, bo nigdy nie
spotkałam twojej narzeczonej, ale wydaje mi się, że po tylu
latach razem twoja reakcja, jakakolwiek była, nie mogła jej
zaskoczyć.
–Jesteśzręcznąadwokatką.
–Poprostuanalizujęfakty.–Dotknęłajegodłoni.
Royce skierował wzrok na zorzę polarną widoczną przez
szklanąkopułę,abynieulecpokusie,nieprzyciągnąćNaomido
siebie i jej nie pocałować. Naomi również spojrzała w niebo.
Kątem oka zobaczył, jak się delikatnie uśmiecha, podziwiając
gręświateł.
– Usiłuję wyjaśnić, dlaczego nie mogę nie troszczyć się
o ciebie, właściwie o nikogo, w podobnej sytuacji. Chcę też,
żebyśzrozumiała,dlaczegojestemtaki,jakijestem.
Palce Naomi wędrowały coraz wyżej po jego dłoni,
przedramieniu.Czułempatiępłynącąprzezjejdotyk.
– Oboje wiele przeszliśmy. Przeszłość nas ukształtowała. Nie
oczekuję,żebędzieszkimśinnym.Alechcę,abyśzaakceptował
mnietaką,jakajestem.
–Niezależną.
–Owszem.Doprzesady.Zostawmiprzestrzeńdooddychania.
Nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem. Przyniosło
mutoniespodziewanąulgę.
–Cojatakiegopowiedziałam?
Kolano Naomi otarło się o jego łydkę, wywołując dreszcz
podniecenia.
–Nieważne.
–Ważne.Cociętakrozbawiło?
–Obiecaj,żebędziesztrzymałahormonypodkontrolą.
Naomiuniosłabrwi.
–Nieprzesłyszałamsię?
Obronnymgestemuniósłdłonie.
–Nieważne–powtórzył.
–Niemogęsięzdecydować,czystaraszsiębyćzabawnyczy
poważny. Odpowiedz, a ja postaram się panować nad sobą.
Izostawmojehormonywspokoju.
– Po prostu jeszcze nie spotkałem kobiety, która by chciała
więcejdystansu.
–Ulegaszstereotypom.–Zacisnęławargiwlinijkę.
–Racja.Tywymykaszsięwszelkimstereotypom.
WargiNaomirozchyliłysięuroczo.
–Chybausłyszałamkomplement.
–Może.Jednojestpewne:nieusiądzieszzakierownicą.
Powypadkunarzeczonejwyrzutysumieniaomalgoniezabiły.
Drugi raz nie popełni tego błędu. Naomi nie będzie mu
dyktowaćwarunków.
Uśmiechnatychmiastznikłzjejwarg.
– Jasne – burknęła i odsunęła się od niego. – Muszę się
przespać–oświadczyła.
Dostałem kosza, pomyślał. Bardzo by chciał wiedzieć
dlaczego.
ROZDZIAŁSIÓDMY
Obudziła się. W pierwszej chwili nie miała pojęcia, gdzie się
znajduje, lecz ciepły ciężar męskiego ramienia leżącego na jej
brzuchuuruchomiłstrumieńświadomości.
Aha,jestzRoyce’em,aojciectrafiłdoszpitala.
Ostrożnie, aby go nie obudzić, wysunęła się spod jego
ramienia i sięgnęła po komórkę. Kciukiem przesunęła w górę
poekranie,leczbezrezultatu.Braksygnału,brakwiadomości.
Z westchnieniem rzuciła aparat na kołdrę. Gruba pokrywa
śnieguprzysłaniaławidoknaniebo.
Odwróciła głowę na bok i spojrzała na Royce’a. Kiedy
zdradziłamuswojątajemnicę,zareagowałznaczniespokojniej,
niż się spodziewała. Był zły, oczywiście, lecz okazał troskę
iwspółczucie.
Bała się, że zaprzepaściła misję, z jaką przyjechała. Powinna
była jeszcze z nim porozmawiać, negocjować, a co zrobiła? Po
prostu
zasnęła.
Czytała,
że
ciąża
wzmaga
senność,
podejrzewała jednak, że tym razem przyczyną był nadmiar
emocji.Lękoojca,scysjazRoyce’em.
Czywszystkomusibyćtakieskomplikowane?Całkiemdobrze
siębawiła,przeżyłaobłędnyseksimiałabyochotęnapowtórkę,
lecz strach o życie ojca ją paraliżował. Gdyby nie dodające
otuchyciepłoRoyce’aśpiącegoobok,całkiembysięrozkleiła.
Łzynigdynieprzychodziłyjejłatwo.Jakonastolatkanauczyła
siępanowaćnadsobą.Postraciematkiisiostrystarałasięnie
okazywać smutku i żalu, gdyż wszyscy dookoła pogrążeni byli
w rozpaczy. Potem, gdy zachorowała, nie chciała przysparzać
ojcu dodatkowego bólu. Nauczyła się rozbrajać lęki logicznym
rozumowaniem. To dzięki tej umiejętności jest dobrą
prawniczką. Strach przed przegraną w procesie mobilizuje ją
ihartuje.
Podczaskuracjiwielokrotniebyłaukresuwytrzymałości.Nie
płakała jednak, nie okazywała strachu, udawała beztroskę.
I tylko raz się załamała. Tamten dzień na zawsze wrył się jej
wpamięć.Dzień,kiedyzaczęłatracićwłosy.
Włosy były jej dumą, łącznikiem z matką, z eskimoskim
dziedzictwem. Kiedy więc wypadło jej pierwsze pasmo, które
mama szczotkowała, rozpaczała. Nie z próżności, ale dlatego,
że doświadczyła jeszcze jednej straty. Więź łącząca ją z matką
izsiostrązostałazerwana.
Ze łzami w oczach pokazała garść włosów ojcu, Delaney
i braciom. Delaney pocieszała ją, jak mogła, lecz Naomi
widziała,żejejbliscysąwstrząśnięci.Wciąguzaledwiedwóch
latspadłonanichzbytwielenieszczęść.
Naominabraławstrętudowłasnegociałazato,żeprzysparza
imtylebólu.Ibardzopotrzebowałamatki.
Wciążjejpotrzebuje.Instynktowniepołożyładłońnabrzuchu.
Oczami wyobraźni zobaczyła swoje nienarodzone dziecko.
Miłość, jaką już darzyła tę istotę, działała na nią jak balsam.
Uświadomiłaznaczeniewięzirodzinnych.Kiedydecydowałasię
na macierzyństwo, planowała wychować swoje dziecko na
Alasce, gdzie będzie otoczone miłością całej rodziny. Stawi
czołoprzyszłości,zbudujeswojąrodzinęnawłasnychzasadach.
Zastanawiała się, jak wyglądałaby jej decyzja o dziecku,
gdyby u boku miała mężczyznę takiego jak Royce. Już sama
myślotymprzyprawiłająozawrótgłowy.
Widziała determinację w jego oczach, gdy oświadczał, że
zamierza odwieźć ją do miasta. Zawodowe doświadczenie
mówiłojej,żesprzeciwnicnieda.Nieudałojejsięnamówićgo
nawspółpracę,straciłaszansęnabliższyzwiązek.
Gdy tylko przestanie padać i drogi staną się przejezdne,
spędzą jeszcze kilka godzin razem w jego SUV-ie. Co potem?
Wątpiła,czykiedyśjeszczegozobaczy.
Dlaczego ten logiczny prawniczy umysł, który nigdy jej nie
zawiódł, nie daje sobie rady z tą sytuacją? Potrzebny jej jest
planB.Zawszemiałaplanawaryjny.
Jedynie teraz nie ma ani planu, ani pomysłu. Ten mężczyzna
wszystkowjejżyciuzmienił.
Royce zacisnął palce na kierownicy SUV-a. Sam się sobie
dziwił, że zaproponował, iż odwiezie Naomi do Anchorage.
Owszem, jest między nimi chemia, ale przecież Naomi należy
dorodzinySteele’ów.
I jest w ciąży. Myśl o tym go zmroziła, niemniej wiedział, że
tymbardziejmusibezpiecznieodstawićjądodomu.Doojca.
Zawierucha uspokoiła się na tyle, że mogli wyruszyć.
Wiedział, że muszą skorzystać z chwilowej poprawy pogody,
chociażwgłębiduszypragnąłzostaćzNaomiwłóżkuitulićją
dosiebie.Byćbliskoniej.
Kątem oka spojrzał na nią. Z czołem opartym o zimną szybę
patrzyła na zaspy i drzewa z czapami śniegu. Gęste włosy
zasłaniałyjejtwarz.Douchaprzyciskałatelefon.
– Ee… Tak… Rozumiem… – Jej ściszony głos brzmiał bardzo
zmysłowo.
Royce zmusił się do skoncentrowania uwagi na oblodzonej
drodze przed sobą. Zerknął w lusterko wsteczne. Za nimi
rozciągał się krajobraz przysypany świeżym śniegiem. Jechali
już około pół godziny, lecz nie spotkali jeszcze żywego ducha,
aniczłowieka,anizwierzęcia.
– Okej. Okej. Ja tylko… – Głos Naomi mieszał się
z komunikatem pogodowym z radia. – Mogę porozmawiać
zmałą?–zapytaławeselszymtonem.
Royce kątem oka dostrzegł, jak ostrożnie kładzie dłoń na
brzuchu.Jakietowszystkojestcholernieskomplikowane!
–Cześć,księżniczko!CiociaNaomistęskniłasięzatobą.
Roycepomyślałoswoimdziecku.Ożyciu,któremógłbywieść
z Carrie. O sekrecie, jaki Naomi miała przed rodziną. Znowu
mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. Musi dbać o jej
bezpieczeństwo! Nie może dopuścić, aby przeszłość się
powtórzyła.Teraznajważniejszejestbezpieczeństwo.
Poruszyłgłowąwprawo,potemwlewo,starającsięrozluźnić
mięśnie karku. Z tylnego siedzenia dobiegło przeciągłe
westchnienie Tessie. W lusterku wstecznym zobaczył, z jakim
podnieceniem spogląda na uciekające do tyłu drzewa i macha
ogonem.
Naglesięzorientował,żeNaomiskończyłarozmawiać.
–Jakieświeścioojcu?–zapytał.
– Lekarze czekają z operacją, aż ciśnienie się ustabilizuje.
Poza tym wciąż leży z kołnierzem ortopedycznym na szyi. Jest
przytomnynatyle,nailemożnabyćprzytomnympotaksilnym
wstrząśnieniumózgu.
–Dojedziemytakszybko,jaktomożliwe,alebezpieczeństwo
przedewszystkim–rzekł.
– Chciałam usłyszeć, że jest już po operacji, że wszystko
poszłogładkoitatazarazzaczniebiegaćpokorytarzach.
–Biegać?
Samochodem zarzuciło na płacie lodu, lecz Royce szybko
opanowałsytuację.
–Możetozabrzmiałozbytoptymistycznie–odparłazcichym
śmiechem–alemiłobyłotakpomyśleć.
–Bardzochciałbymciępocieszyć,żewszystkobędziedobrze,
alewiemy,żeżycieniezawszejestfair.
– Jeśli chcesz podnieść mnie na duchu, to nie bardzo ci to
wychodzi–mruknęła.
Zebraławłosy,ściągnęłagumkęzprzegubuizwiązałakoński
ogon.Brylancikiwjejuszachzaskrzyłysię.
– Nie dałaś mi skończyć. Chciałem dodać, że ma najlepszą
opiekę,apozatymjestsilnyjakwół.
–Tymrazemlepiej–pochwaliłazeszczerymuśmiechem.
Royce’arozpieraładuma.
–Dziękuję.
–Chciałabymjużtambyć.Zewszystkimi.
–Masztrojerodzeństwa,tak?
–
Czworo.
Dwóch
starszych
braci,
młodszą
siostrę
i młodszego brata. Jedna siostra zginęła razem z mamą
wkatastrofielotniczej.
Royceuścisnąłjejdłoń.
–Słyszałem,żeJackSteelemadużąrodzinę.
–PoślubiezJeannieMikkelsonbędziemiałjeszczewiększą.
Jeanniemaczworodzieci,dwóchsynówidwiecórki.Iwszyscy
mająprawadoudziałówfirmie.
–Wfirmie,jakapowstaniewwynikufuzji,tak?
Naomiprzewróciłaoczami.
– Tak. Po fuzji. Co łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Możesz mi
wierzyć lub nie, ale mnie naprawdę zależy na tym, żeby
produkcja odbywała się na tych samych zasadach co
dotychczas. Martwię się. Zbyt wiele spraw może pójść nie po
naszej myśli. Nawet jeśli rozstrzygniemy wszystkie kwestie
sporne, nasza pozycja może osłabnąć, a wtedy Johnson Oil
Unitednatychmiasttowykorzystają…
– I chciałaś mnie zwerbować, bo kochasz tę ziemię, a nie
dlatego, że usiłujesz wzmocnić pozycję waszej rodziny
wnegocjacjach.
Naomi milczała. Wargi zacisnęła w wąską linijkę. W ciszy
słychać było tylko szum ogrzewania i chrzęst lodu pod kołami
samochodu.
Roycerzuciłjejszybkiespojrzenie.
–Ajeślimniechodziiojednoiodrugie?Chociażwtejchwili
interesysąostatniąrzeczą,októrejmyślę.
–Dobrzesięczujesz?
–Tak–syknęła.–Aledziękujęzatroskę.Maszrodzeństwo?–
zapytała.
–Nie.Tylkorodziców.Starszych.Byłemniespodzianką.
Niespodziankąiwybrykiemnatury.
–Spokojnieikameralnie.Todlategobywasztakimilczący?
Royce patrzył przed siebie. Śnieg padał trochę mocniej.
Wyjaśnienie,
dlaczego
bywa
milczkiem,
przypominałoby
wyjaśnieniejegoDNA.
–
Jestem
introwertykiem.
Naukowcem.
W
szkole
przeskoczyłemtrzyklasy.Takijestem.
–Ajawprowadziłamzamętwtwojeżycie.
– Do tanga trzeba dwojga – odparł. – Chętnie się
przyłączyłem.Alepotrafięsięwycofać,jeślitrzeba.
Znowu uścisnął jej dłoń. Miał nadzieję, że rozumie jego
pragnieniedowiezieniajejdoAnchoragebezpiecznie.
–Bardzosięodsiebieróżnimy.
–Owszem.Toźle?
Tam w igloo, w łóżku, wcale im to nie przeszkadzało,
pomyślał.
–Tozależy.
Naomi schyliła głowę, intensywnie wpatrywała się w jego
dłoń. Śnieg padał coraz gęstszy, zmuszając Royce’a do
skupienia całej uwagi na drodze. Cofnął rękę, musiał teraz
oburącz trzymać kierownicę. Wnętrze samochodu wypełniało
tylko pochrapywanie Tessie i głos spikera radiowego
podającegoinformacjeopogodzie.
Jednamyśluporczywieusiłowałasięprzebićdoświadomości
Royce’a.Dłużejniemógłjejignorować.
Kiedy już dotrą do Anchorage, wcale nie chce żegnać się
zNaomi.
Szpitale zawsze przyprawiały Naomi o skurcz żołądka.
Jarzeniowe światło raziło w oczy niczym jaskrawo świecące
słońce.Wizytawszpitalunigdyniebyładlaniejanikrótka,ani
łatwa. Zerknęła na Royce’a stojącego z rękami skrzyżowanymi
na piersi. Coś jej mówiło, że nie ma zamiaru zostawić jej tu
samej. Na stacji benzynowej, kiedy tankowali, zadzwonił do
hotelu dla psów i zarezerwował miejsce dla Tessie. Naomi
starałasięniedoszukiwaćżadnychinnychpowodówtejdecyzji
pozatym,żedoszpitalanieidziesięprzecieżzpsem.
Poczekalniabyłapełnaludzi,członkówoburodzin,Steele’ów
iMikkelsonów.Broderickopierałsięobokzielonejkanapy,jak
gdybystrzegącnarzeczonej,Glenny,którasiedziałaobokmatki
istarałasięjąpocieszyć.Jeannieukryłatwarzwdłoniach,lecz
Naomi widziała, że była rywalka, a obecnie narzeczona ojca,
jestwstrząśnięta.
Delaney chodziła tam i z powrotem, omijając najmłodszego
brata, Aidena. Biedny Aiden, pomyślała Naomi. Zazwyczaj
sprawiał wrażenie dorosłego i odpowiedzialnego młodego
mężczyzny, a teraz wyglądał jak zagubiony nastolatek, którym
przecieżwciążbył.
Trystan, najmłodszy syn Jeannie, ranczer, na widok Naomi
i jej towarzysza zmrużył oczy, opuścił swój kąt, podszedł do
matkiizapytał:
–Coonturobi?
Naomi dotąd niewiele miała z nim do czynienia, wiedziała
jednak, że ma trudny charakter i woli kierować ranczem, niż
uczestniczyćwzarządzaniurodzinnymprzedsiębiorstwem.
Royce posłał szybkie spojrzenie Naomi i wyciągnął rękę do
synaJeannie.Próbujerozładowaćnapięcie,pomyślałaNaomi.
–RoyceMiller–przedstawiłsię.
Trystanzwysokopodniesionągłowąmierzyłgowzrokiem.
–Wiem,kimpanjest–oświadczył.
– Naomi i ja właśnie omawialiśmy sprawy związane
z rurociągiem, kiedy nadeszła wiadomość. Warunki na drodze
sątakciężkie,żepostanowiłemjąodwieźć–wyjaśniłRoyce.
TrystanprzeniósłzdumionywzroknaNaomi.
– Załatwiłaś sobie audiencję u nieuchwytnego Royce’a
Millera? Skoro dokonujesz takich cudów, to może udało ci się
też przekonać Bircha Montoya, aby odpalił nam kilka
dodatkowychmilionów?
Broderick chrząknął znacząco. Inni spojrzeli w sufit. Trystan
nie był znany z talentu dyplomatycznego. Na szczęście nie był
piarowcemfirmyrodzinnej.
Royce położył rękę na ramieniu Naomi. Zwalczyła w sobie
impulsprzytuleniatwarzydojegodłoni.
–Poszukamkawy–oznajmił.–Przyniosędlawszystkich.
Gdy Royce się odwrócił, Glenna zerwała się z kanapy,
podeszłaimocnoobjęłaprzyszłąszwagierkę.
– Cieszę się, że przyjechałaś, bo muszę pędzić do małej.
Później porozmawiamy, dobrze? Pojadę do domu i przyszykuję
jedzenieispaniedlakażdego.
–Glenna?Broderick?CozMarshallem?
Marshall zarządzał ziemią należącą do rodziny. Pełnił
podobną rolę co Trystan u Mikkelsonów, z tą różnica, że był
znaczniesympatyczniejszy.
– Jest w drodze. Wizytował tereny oddalone o kilka godzin
jazdysamochodem.Śnieżycagouziemiła,podobniejakciebie.
Jeannie dopiero teraz odsłoniła twarz. Powieki miała
czerwone od łez, ciemne obwódki pod oczami świadczyły
obrakusnu.Niewstając,wyciągnęłaręcedoNaomi.
– Dobrze cię widzieć. Ojciec dopytywał się o ciebie. Martwił
się,żebędzieszprowadziławtakąpogodę.
–Roycemnieprzywiózł–odparłaNaomi.
Nachyliła się i objęła Jeannie. Wciąż dopiero się poznawały,
aletragediapołączyłaobierodziny.
Jeannieuśmiechnęłasięlekko.
–Mamnadzieję,żewszystkoskończysiędobrzedlatwojego
ojca.Oczywiścieślubodkładamynapóźniej.Terazskupiamysię
tylkonajegozdrowiu.
Naomizłapałajejspojrzenie.Zastanawiałasię,coniąkieruje
i żałowała, że nie znają się lepiej. Czy jej uczucie do ojca jest
prawdziwe? A może to miłość interesowna, obliczona na zysk
dlafirmy?
Odsunęłaodsiebiejednaktepytaniaiwątpliwości.
–Mogęgozobaczyć?
Aż się wzdrygnęła, że musi pytać, czy może zobaczyć
własnegoojca,aleJeanniejestjegonarzeczonąiwydawałosię,
że tak należy postąpić. Szczególnie jeśli Jeannie naprawdę
kocha ojca i wejdzie do rodziny. To wszystko wydawało jej się
wręczsurrealistyczne.Zaręczyny.Wypadek.
ZauroczenieRoyce’emMillerem.
–Oczywiście,żemożesz.Nawetpowinnaś.–Jeanniepołożyła
sobie dłoń na sercu. – Ucieszy się, jak cię zobaczy całą
izdrową.Wiesz,jaksięmartwi.
Naomiskrzywiłasię.
–Owszem.Wiem.
Jeanniewskazałajejdrzwiwgłębikorytarza.
– Rozmawia z bratem. Conrad robi, co może, aby przekonać
Jacka,żefirmasięnierozpadnie.
Conrad pomagał zarządzać firmą w trudnym okresie, gdy
Jack przeżywał żałobę po stracie żony i dziecka, lecz obecnie
był bardzo zajęty własnym przedsiębiorstwem. Było mało
prawdopodobne,
aby
po
raz
drugi
się
zaangażował.
W
podejmowaniu
wielu
decyzji
będą
uczestniczyli
Mikkelsonowie…
Sytuacja
niewątpliwie
jest
bardzo
skomplikowana,pomyślałaNaomi.
–Postaramsięgouspokoić–obiecała.
Na widok stryja siedzącego obok łóżka ojca Naomi poczuła
dziwną ulgę. Conrad spojrzał na nią wzrokiem pełnym
współczucia.
Natychmiastprzypomniałyjejsięchwile,gdydotrzymywałjej
towarzystwa podczas kuracji nowotworowej, wspierał ją,
oglądał z nią jakieś programy telewizyjne dla nastolatków,
które na pewno go nie interesowały. Cała rodzina była wtedy
przy niej. Dopiero teraz w pełni dotarło do niej, jaką traumą
jestbyciepotejdrugiejstronie.
Conrad gestem zaprosił ją, aby podeszła bliżej, potem
przesiadłsięnakanapę.
Naomi spodziewała się, że po upadku z konia ojciec będzie
poturbowany, lecz rzeczywistość przeszła jej najgorsze
wyobrażenia. Zobaczyła spuchniętą twarz okoloną siwiejącymi
włosami i ogromny niebieskofioletowy siniak na czole. Wokół
łóżka stały aparaty monitorujące funkcje życiowe i stojak
zkroplówką.
JackSteelezłapałjejspojrzenie.
–Cześć,córeczko.–Jegogłoswciążbrzmiałrześko.
Naomidotknęłarękiojca.Miaławrażenie,żeśnijejsięjakiś
koszmar.
–Cześć,tato.Niechciałamciębudzić.
–Niespałem.Leżęigapięsięwsufit.
Nigdyniebyłgrzecznympacjentem.
–
Przysięgłabym,
że
słyszę
chrapanie
–
próbowała
zażartować.
–Skądże.Okaniemogęzmrużyć.
–Cóż…–Zerknęłanakartępacjentazzanotowanymidanymi
i wykazem leków. – Już jakiś czas temu mogłeś dostać środek
nasenny.
–Nienawidzębranialekarstw!–Jackprychnąłzirytacją.
Naomi doskonale go rozumiała. Przeszła wielomiesięczną
kurację, podczas której pompowano w nią chemię. Znała to
uczucie frustracji wywołane utratą kontroli nad sytuacją
iuwięzieniemwciele,wktórymcośzaczęłoszwankować.
–Musiszodpoczywać.Musiszbyćsilnydooperacji.
– Hm. Jak będzie mnie za bardzo bolało, powiem ci, żebyś
wezwała pielęgniarkę – odparł, intensywnie się w nią
wpatrując.
–Czykiedykolwiekprzyznałeś,żecościęboli?
Jackzmarszczyłbrwi.
–Jeślimaszmisuszyćgłowę,tolepiejjedźdodomu.Izawołaj
Delaney,żebyprzymnieposiedziała.
–Woliszją,bomożeszniąrządzić.
Jackzaśmiałsięinatychmiastskrzywiłzbólu.
–Córeczkatatusia,niedasięzaprzeczyć.
– Nie da – przyznała Naomi. – Nie udawaj, że cię nie boli.
Obserwuję twoje ciśnienie. Twój sekret został ujawniony. Na
tymmonitorzewidać,jakcierpisz.
– Zapamiętam. No, dość gadania na poważne tematy. – Jack
ruszył palcami, śnieżnobiałe prześcieradło zaszeleściło. –
Straszniedawnonieurządzaliśmybiwaku.
– Jak tylko poczujesz się lepiej, może wznowimy tradycję
rodzinnychbiwaków?–zapytała.
–Świetnypomysł.
– Mama lubiła biwaki, okazje do oderwania się od
wszystkiego.–Wzruszenieścisnęłojejgardło.
Mary Steele była podobna do Delaney, łagodna, lecz silna.
Dawała sobie radę i z obdarzonym silną osobowością mężem,
izszóstkądzieci.
– Z perspektywy czasu widzę, że zabieraliście nas na
wycieczki, aby pokazać nam, dorastającym w cieplarnianych
warunkach,naczympolegazwykłeżycie.
–Itoprzyniosłorezultaty–Jackstwierdziłzdumą.–Wszyscy
wyrośliścienaludzi.Matkabyłabyzwaszadowolona.
–Dzięki,tato.Twojesłowawieledlamnieznaczą.–Uścisnęła
dłoń ojca. – Jeszcze przed nastaniem lata wybierzemy się pod
namiot.Jestempewna,żetakbędzie.
–Jeanniepierwszorzędniełowiryby.Możepojedziemyjużpo
ślubie?Żałuję,żetrzebaprzesunąćuroczystość.
Naomi
obejrzała
się
za
siebie.
Tam
za
drzwiami,
w poczekalni, znajduje się grupa ludzi tworzących rodzinę,
pomyślała. I przybędzie jeszcze jeden członek, o którym na
raziewietylkoRoyce.
–Jeśliwybierzemysięwszyscy,potrzebnybędzieautobus.
Czy taka wycieczka w ogóle będzie możliwa? Czy ojciec
będzie się bawił z jej dzieckiem, tak jak sobie wymarzyła?
Poczuławoczachłzy.
–Tobyłabydobraokazja,żebyściesięwszyscylepiejpoznali.
Jak ten wieczór panieński, jaki urządziłyście dla Jeannie.
Dziękujęwamzato.
Naomikiwnęłagłową.
– Ja chcę tylko, żebyś był szczęśliwy – rzekła zduszonym
głosem.
– Wiedz jedno, uczyniłbym wszystko, co w mojej mocy, aby
twoja matka i siostra nie wsiadły do tego samolotu. Ale
przeszłościniedasięzmienić.Matkawaskochała.Nigdywto
niewątpiłem.Pragnęłabynaszegoszczęścia.
– Zmiany zawsze są trudne. I powiem szczerze, nie mogłeś
wymyślić lepszego sposobu, aby pokrzyżować wszystkie nasze
plany–wypaliła.
Gdy tylko usłyszała własne słowa, zganiła się w duchu. Nie
powinna teraz w ogóle poruszać tego tematu. To skutek
nerwów,pomyślała.
– Racja – odparł ojciec. – Ale nie mówmy o wypadku. Nie
rozumiem, jak mogłem stracić panowanie nad koniem. To nie
jego wina. Niech wszyscy o tym wiedzą. Porozmawiajmy
oczymśinnym,zanimciśnienietakmiskoczy,żecałypersonel
siętuzbiegnie–dodałzprzekornymbłyskiemwoku.
–Przepraszam.Tak,pogadajmyoczymśweselszym.
–OpowiedzmiotymMillerze.
ROZDZIAŁÓSMY
WizytawszpitaluwyczerpałaDelaneypsychicznieifizycznie.
Widok niezłomnego ojca unieruchomionego na łóżku ją
przeraził.Straciłamatkę.Siostrę.PotemchorobaNaomi.Gdyby
ojcazabrakło,całkiembysięzałamała.
Jak to o niej świadczy, że usprawiedliwia randkę z Birchem
strachem? Chcąc zobaczyć się z nim jak najszybciej,
przekroczyła wszystkie ograniczenia prędkości. Trzymała ich
romans w tajemnicy przed rodziną, nadużywała ich zaufania.
Nazwijmyrzeczypoimieniu,jestzdrajczynią.
Alegopotrzebuje.
PociągnęłazagumkębokserekBircha.
–Wyskakujznich.
Birch rozpiął zapięcie z przodu jej stanika. Delaney poczuła
łaskotaniepowietrzanapiersiach.Drgnąłkażdynerwjejciała,
wszystkimi zmysłami chłonęła bliskość kochanka. Znowu
pociągnęła za gumkę bokserek, lecz siedząc mu na kolanach,
niemogłaichściągnąć.Birchobjąłją,uniósłwgórę,pocałował.
Bieliznajegoijejwmgnieniuokaznalazłasięnadywanieuich
stóp.
Delaney sięgnęła do pudełka z prezerwatywami, które
postawili na biurku wcześniej, gdy kochali się na podłodze
przed kominkiem. Powolnymi ruchami naciągnęła gumkę na
jego członek. Birch nachylił się, wargami przywarł do jej ust.
Wydałazsiebiestłumionyjękrozkoszy.
Uniosłasię,przełożyłanogęprzezjegonogi.Piersiamiotarła
się o jego tors. Źrenice Bircha pociemniały z pożądania.
Dreszcz oczekiwania przebiegł po plecach Delaney, gdy
opadając,wciągnęłagogłębokowsiebie.
Birch objął jej pośladki, narzucił tempo i rytm. Trzask ognia
w kominku był jak gdyby echem fajerwerków iskier
wybuchających w jej ciele. Delaney odrzuciła głowę do tyłu,
awtedyBirchpocałowałjejszyję.Wiedział,jakiepieszczotyją
rozpalają.Umiałjązadowolić.
A może tajemnica, w jakiej trzymają ich związek, wzmaga
intensywność doznań? – przemknęło jej przez myśl. Dodaje
pikantnościcałejsytuacji?
Może oboje się boją, że gdyby ich związek stał się jawny,
wszystkieróżnicemiędzynimiukazałybysięwcałejokazałości
idlategochcieliwykorzystaćkażdespotkaniedomaksimum?
Pragnęła sycić się kochankiem, jak długo jeszcze może, bo
seksznimbyłnie…
Niewiarygodny.
Birchodgarnąłwłosyzjejczoła,pogładziłplecy.
–Kiedyprzestaniemysięukrywać?–zapytał.
Delaneyukryłatwarzwzagłębieniujegoszyi.
–Źlesiębawisz?
–Znaszodpowiedź.
Pocałowałczubekjejgłowy.
–Więcniechzostanietak,jakjest.
Rozczarowanie, jakie odmalowało się na twarzy Bircha,
wywołało w niej wyrzuty sumienia, lecz nic więcej nie
powiedziała. Konfrontacje nie były jej mocną stroną. Pod tym
względembyławrodziniewyjątkiem.
Odgłos butów Royce’a niósł się po korytarzu, gdy szedł do
Naomi. Kilka godzin spędził w poczekalni razem z rodzinami
Steele’ów i Mikkelsonów, lecz napięta atmosfera sprawiała, że
czułsiętamniezręcznie.
Opuściłich,poszedłdosklepuiwróciłdopiero,kiedyszpital
opustoszał.Naomidyżurowałaprzyojcuiniewykluczone,żego
potrzebowała. Wiedział, że w stresie na pewno nie myśli
osobie.
Zapukał do drzwi. Usłyszał ciche stąpanie, drzwi otworzyły
się. Nawet zmęczona wyglądała pięknie. Miała na sobie bluzę
z kapturem, rajstopy i skarpety. Czarne włosy związane
wkońskiogonprzerzuciłaprzezramię.Wjejoczachdostrzegł
ulgęibłyskwdzięczności.Ciepłomusięzrobiłokołoserca.
Wytknęłagłowęnakorytarz.
–Jakcisięudałoprzemknąćobokstanowiskapielęgniarek?–
zapytała.
– Nie martw się, grunt, że jestem. Chciałem się upewnić, że
maszcośdojedzenia,jeślinieśpisz.Awidzę,żenieśpisz.
Zajrzałdośrodka.Kocnakanapiebyłzłożony.
–Jutrosięwyśpię–odparła.–Bojęsięspuścićzniegooczy.
– Jasne. – Royce podniósł w górę papierową torbę
z krakersami, serem, sokiem i dwoma kawałkami pizzy. –
Pomyślałem, że będziesz głodna – dodał. – O tej porze oferta
jestcoprawdaskromna…
–Wyglądapysznie.
Naomi gestem wskazała dwa krzesła. Usiadła na jednym
i
dłonią
klepnęła
wytarte
siedzisko
drugiego.
Royce,
zadowolony, że może z nią spędzić chwilę, chętnie przyjął
zaproszenie.
Naomiwyjęłaztorbykawałekpizzyiugryzłakęs.
– Gdybyś czegoś potrzebowała, zadzwoń, albo przyślij
esemesa.
Odpowiedziałacichymchichotem.
–Wiesz,żenawetnieznamnumerutwojegotelefonu?
Nieprzyszłomutodogłowy.
–Ojej.Musimytonaprawić.
Wyjął z kieszeni komórkę i jej podał. Naomi wprowadziła
swojedane.Roycewysłałjejesemesa–samąbuźkę.Wkieszeni
poczuławibracje.Łącznośćzostałanawiązana.
– Dzięki. – Posłała mu przelotny uśmiech, potem z troską
spojrzała w kierunku łóżka, na którym leżał ojciec. – Wydaje
się, że do operacji jeszcze wieki – westchnęła. – Wysokie
ciśnieniegroziudarem,akażdasekundatodrżenieojegostan.
Cobędzie,jeślikichnie?Czywstrząswywołaparaliż?
– Nie możesz temu zapobiec. Twoja wyobraźnia pracuje bez
wytchnienia.
– Skrzywienie zawodowe. Prawnik musi wyobrażać sobie
rozmaite scenariusze, żeby móc zadziałać odpowiednio do
okoliczności. Jako naukowiec powinieneś to rozumieć. Nasza
wyobraźnianiemawyznaczonychgodzinpracy.
–Toprawda.
Royce uniósł jej nogi i zaczął masować stopy. Naomi
mruknęłacicho.Napięcieczęściowozniknęłozjejtwarzy.
– Zadziwiające uczucie. Dzięki. – Włożyła krakersa do ust. –
Jesteśniewiarygodnietroskliwy.
–Pomaga?
Przechyliła głowę, jej czarny koński ogon z szelestem
ześliznąłsięzramienia.
–Cochceszosiągnąć?
–Chcęmiećcięzpowrotemwłóżku,kiedysytuacjaztwoim
ojcemsięustabilizuje–odparłszczerze.
–Miećmniewłóżku?Naprawdętakpowiedziałeś?
–Naprawdę.
Złapałjejspojrzenieiprzytrzymał.Erotycznenapięciemiędzy
nimirosłozkażdąsekundą.
– Naprawdę uważasz, że romans między nami jest możliwy?
Zwłaszczajeślipodejmieszpracęwfirmie?
–Wtakimrazieniebędęsiędalejzastanawiałnadpodjęciem
tejpracy–oświadczył.
– Rozważasz taką ewentualność? Kiedy…? – Naomi zaczęła
sięjąkać.–Jak…?
Dopóki nie wypowiedział tych słów, sam nie wiedział, że
zaczął rozważać przyjęcie propozycji Naomi. Uznał jednak, że
nie może się do tego przyznać, bo zabrzmiałoby to mało
logicznie.
–Myślałemotym.Wciążmyślę.
–Możeszpodzielićsięzemnątymi…myślami?
Royceobjąłjąramieniem.
– Zastanów się – zaczął. – Czy to ma znaczenie, że pracując
wfirmietwojegoojca,będętwoimkochankiem?Tyniebędziesz
moją szefową. Ja nie będę twoim szefem. Nic, co powiesz, nie
wpłynie na wyniki mojej pracy. Będziemy widywać się po
godzinach.
– Pomyślałeś o tym, że za kilka miesięcy będę wielka jak
szafa?–Naomipochyliłasię.–Wmoimbrzuchurośniedziecko.
Starałsięnieokazać,jakbardzotesłowagoporuszyły.
–Jużmitomówiłaś.
–Itocinieprzeszkadza?
Zastanawiał się, co odpowiedzieć, ponieważ sama myśl
ozwiązaniuswojegożyciazżyciemdzieckagoprzerażała.Ale
bardzopragnąłNaomi.
– Chyba dość się nagadaliśmy jak na jeden wieczór –
stwierdził.–Pojdęjuż.Powinnaśodpocząć.
Niedającjejczasuzaprotestować,szybkojąpocałował.
Jakdługowytrzymabezniej?
Przechadzałasiętamizpowrotempokorytarzu,podczasgdy
pielęgniarka myła ojca. Była wykończona i sama się sobie
dziwiła, że jeszcze porusza nogami. Od dwudziestu czterech
godzin nie spała, a ciąża wyssała z niej całe zapasy energii.
Chociaż pragnęła czuwać przy ojcu, wiedziała, że powinna
odpocząć, jeśli nie ze względu na siebie, to ze względu na
dziecko. Kiedy tylko ktoś z rodziny przyjdzie i ją zastąpi,
pojedziedodomu,padnienałóżkoizaśnie.Mocno.
Tubalnymęskigłosprzerwałjejrozmyślaniaakuratwchwili,
gdy zaczynała wspominać nocną rozmowę z Royce’em, masaż
stópipożegnalnypocałunek.
Korytarzem zbliżali się Trystan Mikkelson i Jeannie. Naomi
usiłowałauśmiechnąćsiędoniego,leczjązignorował.
Jeanniewyglądała,jakbyniespałaodwielutygodni.Wdłoni
ściskałachusteczkędonosa.
–Jakminęłanoc?–zapytała.
– Spokojnie – odparła Naomi. – Ucięliśmy sobie miłą
pogawędkę,potemzasnął.Właśnieprzyniesionomuśniadanie.
Zapach jedzenia wywołał w niej poranne mdłości. Weź się
wgarść,nakazałasobiewduchu.WyciągnęładoTrystanarękę.
–Cześć–powiedziała.
Trystandotknąłrondakapeluszakowbojskiego.
– Cześć. Nie obraź się, ale wyglądasz na bardzo zmęczoną.
Terazcięzluzujemy.
–Marzęoprysznicu–przyznałaNaomi.
Jeannie ujęła jej dłoń. Naomi poczuła się trochę nieswojo.
Przecież obie rodziny przez tyle lat były wrogo do siebie
nastawione.
–Jaksiędostanieszdodomu?–zapytała.–Wtakimstanienie
możesz usiąść za kierownicą. To by było niebezpieczne. –
Spojrzałanasyna.–Trystanie,powinieneś…
– Dziękuję – Naomi wpadła jej w słowo – ale Broderick
iGlennaumówilisięzkierowcą,żebędzienakażdewezwanie.
Samochódpowiniennamnieczekać.
–Rozumiem.–Jeannieuśmiechnęłasiędoniejijąuścisnęła.
–Uważajnasiebie.
Naomi pomachała Trystanowi ręką, odwróciła się i odeszła.
Padał gęsty śnieg. Naomi pochłonięta myślami nawet nie
zauważyła, kiedy dotarli na miejsce. Dyskretne chrząkniecie
szoferasprowadziłojąnaziemię.
RezydencjarodzinnastałanaobrzeżachAnchorage,naklifie
nad oceanem. Z okien rozpościerał się widok na góry. Wokół
domu rosły wysokie sosny, skąd wyłożona łupkiem ścieżka
prowadziładostajni.JakodzieckoNaomispędzałacałegodziny
wśródkoni.Takpoznałauczuciewolności.
Samochód zatrzymał się przed wejściem głównym. Naomi
wysiadła, lecz nie zdążyła wejść głębiej do holu, kiedy drzwi
jednegozpokoiotworzyłysięiDelaneywyszłajejnaspotkanie.
–Jaktata?–zapytała.
– Uprzykrzony jak zawsze. Dziś po południu ma przyjść do
niegolekarziustalićdatęoperacji.Powinniśmybyćprzytym.
–Oczywiście.–Delaneywestchnęła.–Jestkilkaspraw,które
musimyomówić.Tylkowgronierodziny.Naszejrodziny.
–Teraz?Ledwostoję.Niepotrafięsięskupić.
–Musisz.Potrzebujemycię.Jesteśnaszymradcąprawnym.
Naomi machnęła ręką, jak gdyby opędzała się od natrętnych
much.
–Zatrudniamycałyzespółprawników.
–Toprawda,aletynależyszdorodziny.Twojaopiniajestdla
nasnajważniejsza.
Rodzinaprzedewszystkim.Staraśpiewka.
–Dziękujęzakomplement.
PoliczkiNaomilekkosięzaczerwieniły.
–Toniekomplement,tylkostwierdzeniefaktu.
Intuicja prawnicza podpowiadała Naomi, że rodzeństwo
wydelegowało Delaney, ponieważ z nich wszystkich ona miała
najłagodniejsze
usposobienie.
Nie
należało
jej
jednak
lekceważyć.
Naomiwskazaławnękęwścianie,wktórejjakodzieci–ona,
Brea i Delaney – chowały się, aby pogadać. W tej chwili
wydawałojejsię,żetonajodpowiedniejszemiejsce.
–Cochcecieomówić?–zapytała.
–Dwiesprawy.Pierwsza:tatajestwpełniwładzumysłowych,
ale jeśli w jakimś momencie jego stan się pogorszy, będziemy
musieli podjąć pewne decyzje dotyczące leczenia. Jeannie,
z całym szacunkiem, jeszcze nie jest jego żoną. Nie ma głosu.
Takczynie?
Tak,alenaBoga,gdybyojciecwiedział,oczymrozmawiamy,
dostałby szału, pomyślała Naomi. Niemniej musimy mieć na
uwadzejegonajlepiejpojętyinteres.
– Masz rację, ja pełnię rolę pełnomocnika. Ale sytuacja jest
delikatna.Kiedytatawyzdrowiejeidowiesię,żewykluczyliśmy
Jeannie,urządzipiekło.
Zdrugiejstrony,jeślisiędowie,żeJeanniezostałapominięta,
może szybciej wyzdrowieje? Nikt na świecie nie ma tak silnej
wolijakon.
– W porządku, ewentualny pełnomocnik to jedno, ale mnie
martwiąsprawybieżące.Czyona,przycałymuczuciu,jakieich
łączy,wie,jakiebybyłyjegożyczeniawsprawieleczenia?Czy
znagonatyledobrze?–Delaneypytaładalej.
Delaney zawsze występowała w roli mediatora. Niełatwe
zadaniewrodziniezłożonejzludziimpulsywnych.
– Powiedziałam ci, co stanowi prawo. Dyplomacją zajmiemy
się,kiedyzajdziepotrzeba.
Naomimodliłasięwduchu,abytonigdynienastąpiło.
–Wrazieczegowszystkospadnienatwojebarki.
–Dlaczegonamoje?ABroderick?
Delaneypodciągnęłakolanapodbrodę.
–Maszdobrzeopanowanyjęzykprawniczy.Broderickpotrafi
się zachować jak słoń w składzie porcelany. Poza tym odkąd
Fleurcierpinakolki,całyminocaminieśpi.
Prawda. Naomi lekko dotknęła brzucha. Broderick jednak
dzieli obowiązki rodzicielskie z Glenną. Jak dam sobie radę
sama?–pomyślała.Zanimwrodziniezaszłotylezmian,jejplan
wydawał się idealny, lecz teraz bała się, że nie będzie miała
dośćczasudladziecka.
Ale tym wszystkim będzie się martwiła później. Teraz musi
skupićcałąuwagęnaojcu.
– W porządku. Powiedziałaś dwie sprawy. O co chodzi? –
Naomiwestchnęłaiprzygotowałasięnanajgorsze.
– Jeśli operacja się nie powiedzie i tata będzie niezdolny do
podejmowaniadecyzjialbojeszczegorzej,musimymiećgotowy
plan działania. Nie możemy pozwolić Mikkelsonom przejąć
sterów. Sprawy są bardzo skomplikowane, bo Broderick
iGlennajużwspólniepełniąobowiązkidyrektorafinansowego.
On oczywiście w pełni jej ufa. Boże, wszystko robi się mętne.
Zastanów się nad tym. Dziś po kolacji, kiedy Jeannie zostanie
ztatą,aGlennabędziekarmiłamałą,spotykamysię…
Rozległsiędzwonek.WybawionazkłopotliwejsytuacjiNaomi
ostrożnie wyjrzała przez okno obok drzwi wejściowych. Royce.
Wparceprzysypanejśniegiem,zTessieprzynodze.
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
Roycezamierzałjechaćdosiebieipołożyćsięspaćalbozająć
pracą.Dotarłjednaktutaj.
Mimo że wiedział, iż wejście do siedziby rodu Steele’ów
oznacza dla niego porzucenie spokojnego trybu życia
poświeconego badaniom i analizowaniu faktów, pracy po
nocach,abyodpędzićkoszmaryprzeszłości,niepotrafiłusunąć
się na bok. Wiedział również, że wizyta zbliży go do podjęcia
decyzji o dołączeniu do ich zespołu. Wiedział, że stanie się
częściąichświata,aoniczęściąjegoświata.
LeczniepotrafiłpożegnaćsięzNaomi.
Towogóleniewchodziłowrachubę.
Był tu ze swoim psem. Otoczony ludźmi, których imion nie
potrafiłzapamiętać,czułsiępotwornieniezręcznie.
Tessie, na szczęście, zachowała się jak dobrze wychowany
piesispokojnieusiadłamuprzynogach.
Naomi stanęła w zwieńczonym łukiem przejściu między
salonemiholem.
–Cotutajrobisz?–zapytałaobcesowo.
Wdżinsachiswetrzezjagnięcejwełnywyglądałaszykownie
i elegancko. A długie skórzane buty wydały mu się bardzo
seksowne.
–Podobnoszukaciekonsultanta–odparł.
–Chceszterazotymrozmawiać?–syknęła.
Royce wziął głęboki oddech. Chciał się uspokoić, utwierdzić
w przekonaniu, że przyjście tutaj nie jest potwornym błędem
taktycznym.Chciałteżzyskaćnaczasieispojrzećponadgłową
Naomi w głąb ogromnego salonu z licznymi kanapami
i fotelami, kominkiem, na którym płonął ogień, oraz
rozłożystymiporożamiłosizawieszonymiwysokonaścianach.
Uderzyłogopołączenienowoczesnościzalaskańskątradycją
i historią. Wnętrze, rustykalne i eleganckie, utrzymane
w głębokich barwach bordo i brązu, przypominało mu trochę
Teksas.
Blondynka, domyślił się, że to Glenna Mikkelson, siedziała
w wyściełanym fotelu bujanym i kołysała śpiące niemowlę.
Przyklejony do jej stóp leżał szczeniak husky, który czując
Tessie, otworzył oczy i zastrzygł uszami, lecz na szczęście nie
ruszyłsięzmiejsca.
Obok blondynki, wyciągnięty na obitej skórą kanapie, leżał
mężczyzna. Na widok Tessie szybko wstał i przytrzymał
szczeniaka za obrożę. Royce domyślił się, że to jeden z braci
Naomi.
Mężczyzna wpatrywał się w Royce’a z nieukrywaną
ciekawością.
RoyceprzeniósłwzroknaNaomi.
–Nieprzyjechałemtutylkopoto.Rozumiem,żeprzeżywacie
trudne chwile. – Uniósł rękę, nakazując jej milczenie. –
Przywiozłem rogaliki. Jestem chłopakiem z Południa. Mama
zawszemipowtarzała:przynieśzsobącośdojedzenia.
Blondynkawstała,ostrożnieposadziłasobiedzieckonaręku,
uśmiechnęłasięirzekła:
–Miłozpanastrony.To–ruchemgłowywskazałaniemowlę–
oczkowgłowieBrodericka,naszacóreczka,Fleur.
–Jużpodbiłamojeserce–odparłRoyce.
Pomyślał o dziecku, które stracił, i o dziecku Naomi, które
dopieromasięurodzić.
Broderickwyciągnąłdoniegorękę.
– Witamy. I dziękujemy za rogaliki. W tym domu jedzenie
zawsze się przyda, szczególnie że wszyscy się zjechali.
Dziękuję, że nas… – urwał, jak gdyby się wahał, jak ma się
zwracaćdoRoyce’a–żenasodwiedziłeś.
–Niemazaco.Przepraszamzanajście,nadodatekzpsem.
–Nieprzepraszaj–odparłaGlenna,terazrównieżzwracając
się do niego po imieniu. Nachyliła się i podrapała Tessie za
uchem. – Uwielbiam psy. Dobrze, że nie zostawiłeś… –
Zawiesiłagłos.
–Tessie–podpowiedziałRoyce.
–Dobrze,żeniezostawiłeśTessiewsamochodzie.Idziękuję
za…–zająknęłasię–zarogaliki.
Wątłypretekstdozłożeniawizytyniewporę.
–Chciałemteżsięupewnić,żeNaomibezpieczniedotarłado
domuzeszpitala.
Kolejnakulawawymówka.Mógłprzecieżzadzwonić.
–Naprawdę?–Naomiuniosłabrwi.
–Naprawdę–odparł.
Terazpodniosłasięzmiejscawiotkabrunetka.
– Delaney Steele – przedstawiła się. – Bardzo chciałabym
ztobąpogadać,alemuszępomócTrystanowiiJeannie.
Delaney Steele. Oczywiście. Znana działaczka ruchów
ekologicznych. Mogłaby być jego sprzymierzeńcem, gdyby
zdecydowałsięprzyjąćpropozycjęwspółpracy.
PoważniesięzastanawiałnadofertąNaomi,chociażsambył
tym zaskoczony. Może zdecydowały jej słowa, że zbyt długo
zwlekalizwdrożeniemjegoinnowacyjnychrozwiązań?
– Miło mi, Delaney. Czytałem niektóre z wpisów na twoim
blogu.
Delaneyzaczerwieniłasię.
– Dziękuję. Czuję się zaszczycona. – Uśmiech znikł z jej
twarzy.–Naprawdęmuszęwracaćdoojca.Wiem,żeszpitaljest
trochę zmęczony tym tłumem, jaki się tam przewija, ale nie
możemy zostawić taty samego ani… ani tracić okazji do bycia
znim,gdyby…–Głosjejsięzałamał.
Broderickchwyciłjązaramięiobróciłkusobie.
– Wyjdzie z tego. Mamy go wspierać, a nie odprawiać stypę.
Jesteśmyzbytuparci,abysiępoddać.HydroplanzMarshallem
już wyleciał. Conrad i Aiden poszli na przystań. – Broderick
spojrzałnaRoyce’a.–MarshalliAidentonasibracia–wyjaśnił.
Roycepomyślał,żetarodzinaliczytyluczłonków,iżpowinni
przydrzwiachrozdawaćściągawkizdrzewemgenealogicznym.
WkrótceGlenna,BroderickiDelaneyprzeprosiliiudalisiędo
swoichzajęć,aRoycezostałsamzNaomiiTessie.
– Jak na rodzinę, której zależy na pozyskaniu partnera
w interesach, rozpierzchli się w zaskakująco szybkim tempie –
stwierdził,zniżającgłos.
Naomidotknęłajegorękiipodniosłagłowę.
–Dałeśimjasnodozrozumienia,żeprzyszedłeśtudlamnie–
odrzekła.
Royce’owisercezabiłomocniej.
– Przyznaję się bez bicia. – Uniósł rękę z torebką
zrogalikami.–Głodna?
–Zawsze.
Wargi Naomi rozchyliły się. W powietrzu czuć było
gęstniejącezmysłowenapięcie.
–Zostaniemytutaj,czypójdziemydokuchni?–zapytałRoyce.
– Mam na górze apartament. – Naomi przysunęła się do
niego.–Tambędziemymieliwiększyspokój.
–Prowadź.
Naomi ogarnęło radosne podniecenie zmieszane z lekką
tremą, gdy szybkim krokiem prowadziła Royce’a do windy.
Ostrożnie wyjrzała za róg korytarza, czy żaden z członków
rodzinygdzieśsięjeszczeniekręci.
Przed nikim nie musiała się tłumaczyć, lecz nie chciała być
później narażona na dociekliwe pytania rodzeństwa, gdyby
któreś z nich zobaczyło, że zabiera Royce’a do swojego
mieszkania.Kiedywindazatrzymałasięnapoddaszuidrzwisię
rozsunęły,Naomipoczułauciskwżołądku.Nerwy?Ciąża?
Prawdopodobnieijednoidrugie.
Starała się sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz wpuściła
mężczyznę do swojego azylu. Loft był urządzony zupełnie
inaczej niż reszta domu. Tam dominował staroświecki
alaskańskiklimat,tuzaśinspiracjąbyłajejeklektycznanatura.
Royce, jak na dżentelmena przystało, przepuścił Naomi
przodem. Potem przeszedł się po wnętrzu, lekko musnął
palcamibibelotynaregalewbudowanymwścianęoddzielającą
część sypialnianą od salonu, jak gdyby chciał dowiedzieć się
czegoś więcej o gospodyni. Oprawione w ramki fotografie
rodzinne świadczyły, że lubi spędzać czas na świeżym
powietrzu–jeździćnanartach,jeździćkonno,łowićryby.
Zobaczyłteżstojącenahonorowymmiejscyzdjęciazmarłych
matkiisiostryNaomi.Tarananigdysięniezabliźniła.
Obok regału stała kanapa, dalej stolik, na którym leżał stos
książek na temat fotografowania i stał wazon ceramiczny.
Naomi zauważyła, że Royce zatrzymał wzrok na rzeźbionych
figurkach, pamiątkach z podróży ustawionych w szklanej
gablocie.
Przyłapała się na tym, że patrzy na te wszystkie przedmioty,
tyle mówiące o tym, kim jest, jak gdyby na nowo. Oczami
Royce’a. Jakże inaczej się czuła z nim tu, u siebie, niż
wzasypanymśniegiemigloowleśnejgłuszy.
Zapragnęładowiedziećsięonimczegoświęcej.
–Jakwyglądatwojemieszkanie?–zapytała.
Z internetu wiedziała, że kupił mieszkanie na obrzeżach
Anchorage.
–Kupiłemwpełniurządzone–odparł.
–Aha–mruknęła.
Niewielesiędowiedziała.
– Tak było łatwej niż ciągnąć graty z Teksasu. Stare meble
oddałemnabiednych.
– Szlachetny gest. – Była wzruszona. Naprawdę. Niemniej
wciążciekawa.–InicnieprzywiozłeśzTeksasu?
– Przywiozłem pascalinę, no wiesz, maszynę liczącą Pascala.
Siedemnastowieczną.
–No,no.Świetne.
Oczami wyobraźni zobaczyła, z jaką troską wiezie to
historyczneurządzenieiustawiawmieszkaniu.
Pascalinaipies,owczarekzgóryśw.Bernarda.Niezłyzniego
oryginał.
Ich kroki tłumiły chodniki tkane przez Inuitów, prezenty od
babki Naomi, kiedy urządzała się w akademiku. Kolejna cenna
pamiątka.
Z odsłoniętej belki na skośnym suficie zwieszał się
kryształowy żyrandol. Odbite i załamane światło słoneczne
padałonakremowąsofę.
Tessie wysforowała się do przodu. Szybko zwiedziła małą
kuchnię w kształcie litery L i gdy tylko Naomi rozsunęła
szklane drzwi na obudowany balkon, wyszła, zrobiła trzy
okrążenia,potempołożyłasięwsłońcu.
Zdawałasięuszczęśliwiona.
Po nocy spędzonej na czuwaniu przy ojcu Naomi musiała
chociaż na chwilę zająć uwagę czymś innym. Zawsze była
dumna ze swojej niezależności, lecz musiała sama przed sobą
przyznać, że kiedy Royce zjawił się w szpitalu, a teraz
przyjechałtutajrazemzpsemirogalikami,byłabliskałez.
Potrącił czułą strunę w jej sercu. Przerażało ją to
ijednocześniepociągało.
Royceuniósłrękę,wktórejtrzymałtorebkę.
–Apetytdopisuje?
–Tak–odparła.–Mamapetytnaciebie.
Royce mruknął coś z aprobatą, rzucił torebkę na stół
z czarnym marmurowym blatem stojący między wnęką
kuchenną a salonem. Objął Naomi w talii, a ona przytrzymała
sięjegoramienia.Wtedyuniósłjąiposadziłnabrzegustołu.Aż
zachłysnęła się powietrzem, gdy przez spodnie poczuła zimny
kamień.
–Wporządku?–zapytał.
–Wabsolutnym.
Zarzuciła mu ręce na szyję, przyciągnęła go do siebie
i pocałowała. Po chwili, jakby z żalem, odchyliła się do tyłu
i położyła palec na ustach. Zaszeleścił papier. Royce otworzył
torebkę,wyjąłjednegorogalika,oderwałkawałek,zgarnąłnim
trochędżemujagodowego.
Naomi aż ślinka napłynęła do ust. W oczach Royce’a pojawił
sięszelmowskibłysk.Jestpełensprzeczności,pomyślała.Wciąż
ją zaskakuje. Zastanawiała się, ile jeszcze nowego dowie się
onim.
Royce zbliżył kawałek rogalika z dżemem do jej ust, lecz
kiedy rozchyliła wargi, szybko sam go połknął. Potem oderwał
drugi kawałek rogalika i jej podał. Zlizała dżem z jego palców.
Z rozkoszą przymknęła oczy. Słodycz dżemu mieszała się ze
słonymsmakiemjegoskóry.
Odrzuciła na bok torebkę z rogalikami i wsunęła dłonie do
tylnych kieszeni dżinsów Royce’a. Wbiła mu palce w pośladki
na znak, jak bardzo go potrzebuje. Royce przysunął się bliżej
i znowu ją pocałował. Objęła go kolanami, przyciągnęła do
siebie. Pocałował ją, a ona pogładziła jego szorstki policzek.
Wtedyzdjąłzniejprzezgłowęsweteriodrzuciłgonabok.Na
widokczerwonegoatłasowegostanikamruknąłzaprobatą.
Naomiprzyciągnęłagokolanamijeszczebliżej,wygięłaplecy
i wysunęła piersi. Wiedział, czego pragnie. Szybkim ruchem
rozpiął haftki, zdjął z niej stanik i rzucił go na sweter. Naomi
błyskawicznie rozpięła guziki jego koszuli, rozsunęła poły,
zsunęła rękawy z ramion. Sterta ubrań na podłodze szybko
rosła. Zostali nadzy. Naomi zamknęła twardy członek Royce’a
w dłoni. Grymas rozkoszy przebiegł mu po twarzy. Przełknął
ślinę,najednomgnieniezacisnąłpowieki.
Umoczyłpalecwdżemie,okrężnymruchemposmarowałnim
koniuszek jej piersi, potem zlizał. Znowu umoczył palec
wdżemieiposmarowałdrugąpierś.Patrzącjejwoczy,jeszcze
raz zanurzył palec w słoiku. Przeniósł wzrok niżej, podniósł
głowę.
Tak!Naomiodchyliłasiędotyłu,aonzałożyłsobiejejnogina
ramiona. Zachłysnęła się powietrzem, gdy wargami i językiem
zaczął pieścić wnętrze jej ud. Zadrżała, przygryzła wargę,
zdusiłaokrzykrozkoszy.
– Gumka? Tak czy nie? – zapytał. – Minął rok, odkąd ostatni
razbyłemzkimś.Więcnacoczekasz?Poddajsię.Będęcięmiał
tylerazy,ilezapragniesz.
Jego
zuchwała
pewność
ciebie
podnieciła
Naomi,
przypomniała o przeżytym orgazmie. Zrozumiała również, że
Royce ma nad nią władzę. Powinna to przemyśleć, lecz
myśleniebyłoostatniąrzeczą,doktórejbyłaterazzdolna.
Jej umysł się wyłączył. Istniała tylko ta chwila i zmysłowe
doznania.
–Gumkajestniepotrzebna.Jesteśmytylkotyija.
Nachylił się, oparł dłoń tuż przy głowie Naomi. Połączył się
z nią, a ona wciągnęła go w siebie, owinęła nogami w pasie,
przytrzymała.Zamknąłjejustapocałunkiem.
Ogarnęła ją błogość, przymknęła oczy. Pod wpływem
niewysłowionych doznań traciła kontakt z rzeczywistością,
przenosiłasięwkrainęmarzeń.
Zanim zasnęła, poczuła jeszcze, jak Royce bierze ją na ręce
izanosidołóżka.
Zimowe zachody słońca na Alasce nigdy nie przestają
wzbudzać zachwytu, chyba na pociechę, że przez połowę roku
dzień jest tak krótki. Royce, leżąc na kanapie, wpatrywał się
w
oszałamiający
widok
za
oknem.
Góry
tonęły
w pomarańczowoczerwonej poświacie, jak gdyby ogarnięte
pożarem.Alechociażspektaklrobiłnieopisanewrażenie,tonie
on, a kobieta siedząca mu na kolanach sprawiała, że krew
szybciejkrążyławjegożyłach.
Naomiubranawczarnąjedwabnąpodomkęprzytulałasiędo
niego. Relacje między nimi bardzo się skomplikowały. Co
prawda nie powinien się spodziewać, że cokolwiek, co dotyczy
Naomi, będzie łatwe. Ona pragnęła niezależności, w nim
obudziły się uczucia opiekuńcze. A jeśli ulegnie impulsowi
i zgodzi się pracować dla rafinerii, będzie musiał wymyślić, co
zrobićzichzwiązkiem.Itoszybko.
PogładziłwłosyNaomi.Jedwabistepasmaprześliznęłysięmu
międzypalcami.
–Rodzinaniezaczniecięszukać?Nieprzyjdątu?
– Nie. Prowadzimy osobne życie. Każdy ma swoje oddzielne
mieszkanie.Jakwkamienicy.Jesteśmydorosłymiludźmi,którzy
przypadkiem
są
z
sobą
spokrewnieni.
Przychodzimy
i wychodzimy, kiedy chcemy. Dół domu z salonem i kilkoma
innymi pomieszczeniami jest wspólny. Jeśli zachodzi potrzeba,
odbywająsiętamposiedzeniazarządu.
–Bardzowygodnyukład.
–Owszem.–Naomiodchyliłasiędotyłuispojrzałananiego.
–Poważniesięzastanawiasznadmojąpropozycją?
–Zastanawiamsię.
Kiwnęłagłowąiodwróciławzrok.
– Rozumiem, że układ, jaki tu mamy, wydaje ci się dziwny,
szczególnie że pochodzisz z małej rodziny. Ale my z wielu
powodówjesteśmyzsobąbardzozżyci.
Roycemilczał.Czuł,żeNaomimusisięwygadać.Jejrodzina
już tyle przeszła, a teraz przeżywa kolejny dramat. Naomi
bawiłasiępaskiempodomki.
– Kiedy byliśmy mali, w soboty tata budził nas wcześnie.
Kazał nam zachowywać się bardzo cicho. Musieliśmy chodzić
na palcach, żeby nie obudzić mamy. Zabierał nas do Kit’s
Kodiak Café. – Royce czuł, jak z każdym słowem Naomi się
odpręża. – Najlepsze jedzenie na świecie. My zamawialiśmy
zawsze to samo. Trzy Polarne Niedźwiedzie, czyli kiełbaski
z mięsa renifera, jajka i stosy naleśników z syropem
jagodowym.
Roycepocałowałjejskroń.
–Wasztatatofantastycznyfacet.
– Tak. I mimo majątku bardzo twardo stąpa po ziemi. Oboje
z mamą chcieli wpoić nam zasadę, że każdy jest kowalem
swojego losu. Nie wychowywali nas w cieplarnianych
warunkach.Dowszystkiegomusieliśmydojśćsami.
Przez chwilę Royce się zastanawiał, czy Naomi nie stara się
go sobie zjednać opowiadaniem historyjek o bogatej, ale
zwyczajnejrodzinie.Pamiętającjednakostresie,jakiprzeżywa,
niepotrafiłsięzdobyć,abyjejtowytknąć.
–Twójojciecjesttutajlegendą.Niemogęsiędoczekać,kiedy
gopoznam.
– To naprawdę dobry człowiek. Bywa szorstki, ale ma dobre
serce. Po śmierci mamy i Brei przeżył załamanie. Wtedy stryj
Conrad wziął sprawy firmy w swoje ręce. Tata się… pogubił.
I strasznie się bał, że coś złego się stanie komuś z nas.
Mieliśmyochroniarzy,nianie…
–Apotemtyzachorowałaś.
–Byłamprzerażona.Tatadopierozacząłdochodzićdosiebie.
– Bałaś się o niego? Miałaś kilkanaście lat. Zachorowałaś na
nowotwór.Miałaśwszelkieprawobaćsięosiebie.
– Och, strasznie się bałam. Lekarze i pielęgniarki byli
wspaniali,pomoglimipokonaćlękiiułożyćrelacjezrodziną.
–Naomi…Takmiprzykro.Powinnaśmiećprzysobieimamę,
tatęiwszystkichbliskich.
Naominagleobróciłasięwjegoramionach,jejtwarzznalazła
się tuż przy jego twarzy, jej usta przy jego wargach.
Z przekornym uśmiechem musnęła jego wargi, raz, drugi,
potemskubnęłazębami.
Royceobjąłjejtwarzdłońmi,pocałowałjągoręcejigdybynie
dzwonek windy zatrzymującej się na piętrze, posunąłby się
dalej.Drzwikabinyotworzyłysię,rozległosiękaszlnięcie.
Roycepodniósłgłowę.Psiakrew!
– Przepraszam, że przeszkodziłem, siostrzyczko -Marshall
odezwał się pierwszy. – Zajrzałem się przywitać. Nie
wiedziałem,żemasz…–zająknąłsię–gościa.
Naomi zrobiła gwałtowny wdech, podniosła się, lecz nogi
odmówiłyjejposłuszeństwa.
Royce wyciągnął ramiona, aby ją podtrzymać. Nie zdążył.
Naomiciężkoopadłanakanapę.
WpaniceRoyceprzyklęknąłprzyniej,sprawdziłpuls,gładził
popoliczku.
–Naomi?Naomi,kochanie…–przemawiałdoniej.
Marshall podbiegł do siostry, uniósł jej nogi wyżej, oparł na
poduszce. Aiden, nastolatek, chodził tam i z powrotem, nie
wiedząc,corobić.
Miliony myśli przebiegły przez głowę Royce’a. Dlaczego
Naomizemdlała?Komplikacjezwiązanezciążą?Oblałagofala
gorąca.SpojrzałnaMarshalla.
–Niechktośwezwielekarza–powiedział.
Marshallprzysiadłnapodłokietnikukanapy.
– Nie panikujmy. Zaczekajmy chwilę, może sama odzyska
przytomność.
Roycewestchnął.Uznał,żeniemawyjścia,żemusizdradzić
sekretNaomi.
–Nierozumiesz?Onajestwciąży.
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
Wiedział,żeNaomibędzienaniegowściekłazato,żeujawnił
jejsekret.Alemusiałtakpostąpić.
–Cojestgrane?–zawołałMarshall.–Zrobiłeśdzieckomojej
siostrze i masz czelność przyjść tutaj, kiedy cała rodzina
przeżywadramat?
Broderick położył ciężką dłoń na ramieniu Royce’a, nachylił
sięnadnimiwbiłwzrokwjegotwarz.
–Chybamusimypoważnieporozmawiać–oświadczył.
Aiden trzymał się z boku, spokojnie obserwując tę scenę,
wkażdejchwiligotowynasygnał,bywkroczyćdoakcji.
RoycewstałipatrzącnaNaomi,rzekłdoBrodericka:
– Doskonale rozumiem, że przeżywacie potworny stres, ale
cofnijrękę.Natychmiast.
–Popierwszecofampropozycjęwspółpracy,jeślitakapadła–
zaripostowałBroderickpodniesionymgłosem.
Glennachwyciłagozałokieć.
–Broderick,spokojnie.Pomyśloswojejsiostrze.
Broderick skrzywił się, lecz wzrok mu złagodniał. Royce
kiwnął głową i skupił uwagę na Naomi. Sprawiała wrażenie
oszołomionej, lecz szybko dochodziła do siebie. Tak szybko, że
oczyzaczynałyjejpłonąćgniewem.
Roycepogładziłjejramię.
–Wyluzuj,Naomi.Jasiętymzajmę.
Pokręciła głową tak energicznie, że jej włosy zaszeleściły,
ocierającsięojedwabpodomki.
–Nie.Tomojasprawa.Imojeżycie.Jestemwciąży–zwróciła
się do rodziny – przeszłam zabieg zapłodnienia in vitro.
Nasienie pochodzi od anonimowego dawcy. Nie mówiłam wam
o tym, bo ciąża jest bardzo wczesna. Drugi miesiąc. Royce nie
miałztymnicwspólnego.Nasz…–zająknęłasię–naszzwiązek
był zaskoczeniem i dla mnie, i dla niego. To wszystko, co
potrzebujeciewiedzieć.
Broderickwyciągnąłdoniejrękęnazgodę.
–Przepraszam…
Obrzuciła
go
chłodnym
wzrokiem,
potem
przeniosła
spojrzenienaGlennę.
–Czymogłabyś,proszę,ujarzmićtegojaskiniowca?Terazjest
twój.
– Oczywiście. – Glenna dotknęła łokcia Brodericka. –
Przyszliśmy tu nie bez powodu. Chcieliśmy cię zawiadomić, że
operacjęwyznaczononajutrorano.
RoyceprzysiadłsiędoNaomiiobjąłjąramieniem.
Niedbałoto,copowieterazjejrodzinaanioto,żeNaomina
pewno zaprotestuje. Nie ma zamiaru nigdzie się stąd ruszać.
Zostajeijuż.
Lęk o stan ojca powrócił ze zdwojoną siłą. Jak mogła o nim
zapomnieć, wyrzucała sobie. Uległa pokusie i przytuliła się
Royce’a.Jegorównyoddechdziałałnaniąuspokajająco.
Nie wiedziała, jak długo siedzieli w milczeniu z Tessie
wyciągniętą na podłodze przy kanapie. Przez krótką chwilę
Naomi wyobraziła sobie Tessie zadomowioną tu na dobre,
buszującąporozległychpastwiskach,tam,gdzieterazgalopuje
koń,wznosząctumanyśniegu.
Jej wzrok powędrował dalej, na przystań i kołyszący się na
wodzie hydroplan. Przypomnienie, że przyjechał Marshall
i dlaczego. Nie była gotowa myśleć o ojcu ani o zamieszaniu
wywołanym bombową wiadomością o jej ciąży, ani o tym, że
rodzina już wie, że jej stosunki z Royce’em nie są czysto
zawodowe.
Jejumysłodmawiałzajmowaniasiętymisprawami.
Jeszczenieteraz.Nawszystkoprzyjdziepora.
Royce, jak gdyby czytając w jej myślach, przyciągnął ją do
siebie.
–Wyobrażamsobie,żetrudnociwybiegaćmyślamidalejniż
jutro,alespróbujmy–powiedział.
Pogładziłjejramiona,przezlegginsyczułaciepłojegoud.
– Wyobraź sobie, że możesz pojechać, dokąd zechcesz. Co
wybierasz?Niezastanawiajsiędługo.Rzućpomysł.
–Wybieramprzejażdżkękajakiemwśródstadawielorybów.
– Serio? – Zaśmiał się. – Nie wolisz pojechać w jakieś ciepłe
miejsce,gdziemogłabyśsięwylegiwaćnaplaży?
–Palcecimarznąwtychgrubychbutach,Teksańczyku?
Jegośmiechzmieszanyzjejśmiechemwypełniłpokój.
–Poprostujestemzdziwiony.
–Kochamstan,wktórymsięurodziłam.
Naprawdę kochała Alaskę. Alaska była w niej. Spojrzała na
chodniki tkane przez Inuitów. Pomyślała o swoich przodkach,
omatceiowszystkim,coutraciła.
–Owszem,alejednocześniejesteśszykownąbabką.
Pogładziłjejwłosy.
– Ciepłe ubrania też dają możliwość puszczenia wodzy
fantazji.Więcejwarstwdozdejmowania.
Naomi wsunęła palce między guziki koszuli Royce’a
idotknęłapodkoszulka.
–Toprawda–przyznał.
– Mogę podróżować, dokąd chcę i lubię te wyjazdy, ale
zawsze chętnie wracam. Może częściowo dlatego, że tu jest
moja rodzina? Nie ma takiej rzeczy, jakiej bym dla nich nie
zrobiła.
Rodzina była tkanką jej duszy, częścią społeczności,
widzeniemświata.
–Wiem.Dlanichstawiłaśczołoniedźwiedziowi.
Niedźwiedź. Mimo że minęło zaledwie kilka dni, przygoda
zgrizzlywydawałasięodległąprzeszłością.
–Mamwrażenie,żetobyłowiekitemu.
– Wiele się wydarzyło w bardzo krótkim czasie. – Royce
przyciągnąłNaomidosiebie.–Ojciecwyzdrowieje.Odprężsię
ipozwóldziałaćlekarzom.Amniepozwólbyćprzytobie.
– Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Przyzwyczaiłam się być
paniąsiebie,miećkontrolę…–Naomiwestchnęła.
–Kontrolęnadwszystkim?
– A ty nie? Chcesz, żebym ci zaufała, ale to działa w obie
strony. Przybraliśmy szybkie tempo. Jest wiele rzeczy, których
jeszczemusimysiędowiedziećosobie.
Royce napiął mięśnie, jak gdyby chciał się zmusić do
siedzenia na sofie. Naomi jednak już widziała, że jest
zdeterminowany,abytrwaćprzyniej,szczególnieżedooperacji
ojca zostało tak mało czasu. Wątpiła, aby poszedł i zostawił ją
samą.Tylkocobędziepotem?
–Nieobraziszsię,jeślizadamcikilkapytańociebie?
–Czegojeszczechceszsięomniedowiedzieć?
–Opowiedzmioswojejbyłejnarzeczonej.
Royce odwrócił głowę w jedną stronę, w drugą, potem zdjął
ramięzoparciakanapy.
–Mieszkałaposąsiedzku,byłazwyczajnądziewczyną,alejak
ja autsajderką. Oboje przeskoczyliśmy kilka klas, byliśmy
młodsiodkolegówikoleżanek,więcnaturalnietrzymaliśmysię
razem.Razemjedliśmylunch,polekcjachrazemwracaliśmydo
domu.
–Wspólnahistoria,wielewspomnieńi…wielkastrata.
Spojrzenie Royce’a stało się odległe, jak gdyby przeniósł się
winnemiejsce,winneczasy.
– Kiedy ona po poronieniu w końcu pozbierała i poskładała
w całość kawałki, na które rozpadło się jej życie, przecięła
wszelkie więzy łączące ją z przeszłością. Powiedziała, że była
zbyt uzależniona ode mnie. Za bardzo na mnie polegała. A ja,
jak na ironię, zawsze sądziłem, że to ona od samego początku
prowadziła mnie przez życie i nauczyła, jak poruszać się
wświecie.
–Straszniemiprzykro–rzekłaNaomi.
Poszukała jego wzroku, zanim zadała pytanie, które musiała
mu zadać. Odpowiedź była dla niej niezmiernie ważna. I bała
sięjąusłyszeć.
–Wciążjąkochasz?
– To nieistotne – odparł. – Od dziesięciu lat nie mieliśmy
zsobąkontaktu.Wyszłazamąż,matrójkędzieci.
Zauważyła,żewykręciłsięododpowiedzi.
– W porządku, ona zaczęła nowe życie, ale ja pytałam o coś
innego.Kochaszją?
–Niemogękochaćkogoś,ktoodwróciłsięodemnie.
–Tobardzoostrestwierdzenie.
– Jestem naukowcem. Obcuję z faktami. Jako prawniczka
kierującasięrozsądkiempowinnaśtozrozumieć.
–Wpracydostrzegamtyleniuansów,tyleodcieniszarości,że
nawettrudnojewszystkieokreślić.–Naomiziewnęła.
Zmęczenie po nocy spędzonej w szpitalu i dniu pełnym
wrażeń dało o sobie znać. Wiedziała, że Royce natychmiast
zauważył, że jest wykończona. Niemniej, już z oczami
wpółprzymkniętymi,oświadczyła:
–Chcępojechaćdoojca,alepóźniej,kiedyinniprzestanąmu
sięnaprzykrzać.
–Obudzęcię–obiecałRoyce.
Poddaniesięjegonadzorowiniebyłołatwe,leczciałoNaomi
odniosłozwycięstwonadwolą.
Narazie.
Royce wiedział, że Naomi potrzebuje chwili z ojcem przed
operacją,aleniepotrafiłzostaćwholuszpitalnym,kiedyNaomi
potrzebowała
jego
wsparcia.
Wybrał
więc
rozwiązanie
pośrednie. Stanął przy otwartych na korytarz drzwiach pokoju
chorego,podsłuchując.
Chociaż on wolał naukowe określenie: zbieranie danych.
Skoro nie może być w środku z Naomi, zdobędzie wiedzę, jak
postępować z tym żywiołem w pięknym ciele później, kiedy
Naomiwyjdziezpokoju.
Jack był obdarzony tubalnym głosem. Nawet chory
iwyczerpanyprzemawiałzmocąhuraganowegowiatru.
–Twójbratmidoniósł,żejesteśwciąży.Toprawda?
– Udomowienie zrobiło z niego paplę – prychnęła Naomi.
Stałaodwróconadoniegoplecami,leczRoycewyobrażałsobie,
jakwznosioczykugórze.–Prawda,tato.
Usiadłanakrześleobokłóżka.
– Przykro mi, że nie dowiedziałeś się tego ode mnie.
Zamierzałam powiedzieć ci dziś wieczorem. Chciałam, żebyś
usłyszałtęnowinęprzedoperacją.
– Ten facet, no ten naukowiec, co przyjechał z tobą, jest
ojcem?
Royce się skrzywił. Broderick mu nie powiedział, że nie
jestem ojcem? A może uderzenie w głowę zaburzyło pamięć
JackaSteele’a?
– Nie, tato. On nie jest ojcem. Zdecydowałam się na
zapłodnienie in vitro. Najważniejsze, że zostaniesz dziadkiem.
To dobra wiadomość. – Naomi uścisnęła dłoń ojca. – Nie tak
sobiewyobrażałam,żecitozakomunikuję,alecieszęsię,żety
sięcieszysz.
– Tak, córeczko. Jestem szczęśliwy. I zaskoczony. Trochę
wolno myślę, wybacz. Cieszę się twoją radością. Wszyscy się
cieszymy.
– Dzięki. – Zapadła cisza, a po chwili Naomi dodała: –
Przepraszam, że nie mogłam być konwencjonalną córką, jakiej
pragnąłeś.
SłowaNaomiuderzyłyRoyce’a.
–Och,niemówtak.
JackuniósłdrżącąrękęipoklepałNaomipopoliczku.
– Nie chciałam cię martwić. Odpoczywaj. – Pochyliła się
ipocałowałaJackawczoło.–Kochamcię,tato.
– Dla twojej wiadomości… Podoba mi się ten naukowiec.
AterazmożeszzawołaćtuJeannie?
Royce widział, jak Naomi aż się wzdrygnęła, słysząc imię
narzeczonejojca.
–Oczywiście–odrzekłazwymuszonymuśmiechem.–Powiem
jej,żeczekasznanią.
Wstała, poprawiła koński ogon, potem przerzuciła włosy
przez ramię. Usiłowała zachowywać się normalnie. Royce
jednak z wyrazu jej twarzy i z oczu wyczytał, że jest
rozczarowana niezbyt entuzjastyczną reakcją ojca na wieść
odziecku.
Mimowolnie pomyślał o przeprosinach, że jako córka nie
spełniajegooczekiwań.Zastanawiałsię,czywyprawadolasu,
abysięznimspotkać,niebyłazwiązanaztymkompleksem.
ROZDZIAŁJEDENASTY
Wiatrhulałpobalkonieszpitalnym,szczypiącNaomiwdłonie
i twarz. Owinęła się ciaśniej grubym zielonym swetrem
wwarkocze.
Zazwyczaj chętnie przyjmowała wsparcie rodziny, lecz
ostatnio zaczynała rozumieć Royce’a i jego potrzebę
samotności. Poczekalnia była pełna ludzi, nie tylko członków
rodziny, przyjaciół i znajomych, ale i współpracowników.
Wszyscy trzymali kciuki za powodzenie operacji Jacka.
Niespodziewanie zjawił się nawet Birch Montoya. Zachowywał
taktownydystansipilnował,abywszyscymielikawę.
W głowie Naomi aż huczało, serce przepełniał strach
zmieszany z nadzieją. Wychodząc, upewniła się, że najbliżsi
będąwiedzieli,gdziejejszukać.
Wciągnęła haust zimnego powietrza w płuca. Ostry ból
przeszyłjejpierś.Musiałapobyćsama.KochałaAlaskęmiędzy
innymi z powodu jej przestrzeni. Niedostępnego krajobrazu.
Tutejszaprzyrodasprzyjałasamotnościiwolności.
Ategowłaśniepotrzebowałaterazbardziejniżkiedykolwiek.
Czekającnakomunikatlekarskiowynikuoperacji,miałanerwy
napięte do ostateczności. Pomyślała, że wczoraj po raz kolejny
zawiodłaoczekiwaniaojca.Niewiedziała,jakukoićból.Modliła
się,abynieumarł,abyzdążyłasięznimpojednać.
Drugim z powodów, dla którego uciekła z poczekalni, były
rozmowyojejciążyiukradkowespojrzeniaświadcząceotym,
że w mniemaniu rodziny jednak trochę przesadziła. Nic
dziwnego,żeniepaliłasiędoujawnieniaswojegosekretu.
Ich troskliwość ją przytłaczała, starała się jednak zrozumieć
rodzeństwo. Podejrzewała, że dawne przyzwyczajenia wzięły
górę, że skupiają się na jej zdrowiu i na zdrowiu ojca,
przerażeni, że śmierć znowu przedwcześnie zabierze kogoś
zrodziny.
Szelest otwieranych drzwi przerwał jej rozmyślania. Kątem
okazobaczyłaRoyce’aubranegowciepłąkurtkę,zzarostemna
brodzie.Nieodwróciłagłowy,dalejwpatrywałasięprzedsiebie
w pasmo górskie na horyzoncie nad ciemnoszafirową wodą
zatoki.
Była w rozterce. Pragnęła wtulić się w ramiona Royce’a,
odrzucić obawy, że chce nią kierować, i wierzyć, że jest tutaj,
abyjąwspierać.Wprzeciwieństwiedocałejresztyonjejsłucha
inieocenia.Oparłasięobalustradę,przygryzławargi.Dolęku
o ojca dołączył strach przed zbytnim uzależnieniem się od
Royce’a.
– Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem – odezwała się
zuśmiechem.
Miała nadzieje, że Royce nie wyczaruje z rękawa
pięciodaniowegoposiłku,cowłaściwiebyłobymiłymgestem.
– Zakładam, że kto jak kto, ale ty rozumiesz moją potrzebę
chwilispokoju.
–Masztukurtkę.
–Dziękuję.JaknaAlaskętociepłydzień,Teksańczyku.
– Skoro tak mówisz – odrzekł Royce bez przekonania. –
Jedzenie?Znajdęiprzyniosęwszystko,nacomaszochotę.
– Za bardzo się denerwuję, żeby myśleć o jedzeniu, ale
dziękuję za propozycję. – Widziała, jak stoi z jej kurtką, kiedy
nikomu z rodziny nie przyszło do głowy, że się przeziębi. –
Doceniamtwojewysiłki,aleniemożeszpoprostuwyluzować?
–Martwięsięociebie.Czytocośzłego?
Podszedł do balustrady, zostawiając w puszystym śniegu
ślady butów. Zatrzymał się przy niej, nachylił, oparł ręce na
poręczy.Jegotwarzznalazłasiętużprzyjejtwarzy.
Naomi znowu targnęły sprzeczne uczucia – pragnienie, aby
zostaćipokusa,abyrzucićsiędoucieczki.
– Miło z twojej strony, że troszczysz się o mnie – zaczęła –
jednak mojemu ojcu nie możesz pomóc. Ale twoja obecność
przynosiulgę.
– Wykończysz się. Najpierw szalona wyprawa podczas
śnieżycy,terazwypadekojca.
Wyciągnąłrękęizałożyłluźnepasmowłosówzajejucho.
W duchu przyznała mu rację, lecz jednocześnie jego
komentarzjązirytował.Zbuntowałasię.
– Jestem dorosła – zaczęła. – Jestem otoczona ludźmi, którzy
udzielająmiwsparcia.Bardzodużowsparcia.
Chociaż akurat teraz trochę ją zawiedli. Chciała myśleć, że
powodemjeststreswywołanywypadkiemioperacjąojca.Czas
pokaże,pomyślała.
–Zdajęsobieztegosprawę–odparłRoyce–niemniejwidzę,
że jesteś zmęczona i zestresowana. A tu jest lodowato. – Miał
rację, lecz sposób, w jaki mówił… – Co by było, gdybyś się
pośliznęłaiupadłainikomubyprzytobieniebyło?
–Royce,czymógłbyś…
Nie dokończyła, gdyż drzwi otworzyły się i na balkon
wtargnąłTrystanMikkelson.Jegozazwyczajsurowagburowata
twarzpromieniała.
–Próbowaliśmywysłaćciesemesa.
Naomipoklepałasiępokieszeniachswetra.Oczywiście!
–Musiałamzostawićtelefonwśrodku.
Jak mogła być taka rozkojarzona? Szykowała się na
najgorsze,mimożeuśmiechnatwarzyTrystanadawałpowody
do optymizmu. Royce przysunął się bliżej, ujął jej dłoń
iuścisnął.
– Domyśliłem się. Przynoszę dobre nowiny. Operacja
przebiegła bez problemów. Jack już opuścił salę operacyjną.
Porusza palcami stóp. Za mniej więcej pół godziny będziemy
mogligozobaczyć.
Wiatr się wzmógł. Gdyby nie Royce, Naomi pewnie nie
utrzymałabysięnanogach.
–Dziękuję,Trystanie–odrzekła.–Zarazdowasdołączymy.
Trystan kiwnął głową i cofnął się do środka. Naomi i Royce
znowuzostalisami.
Wystawiłatwarzdowiatru.Falaradościprzetaczałasięprzez
jejciałoisprawiała,żenieczułazimna.
–Boguniechbędądzięki–szepnęła.
Roycepogładziłjąpoplecach.
–Tobardzodobrawiadomość.
Dotyk Royce’a podziałał na nią obezwładniająco akurat
wchwili,gdymobilizowałasiły,abyzachowaćspokój.
– Powrót do zdrowia potrwa jakieś sześć tygodni, potem
ojciecprzejdzierehabilitację,aletooniebolepiejniżpółroku
leżeniawaparacieunieruchamiającymgłowę.
– Proponuję, żebyśmy czekając, aż nas wezwą, zeszli do
bufetuicośzjedli–powiedziałRoyce.
Naomi ugryzła się w język, aby nie odburknąć. Teraz, kiedy
napięcie wywołane czekaniem na wiadomość o przebiegu
operacji minęło, wróciło zmęczenie, a wraz z nim złość na
Royce’azato,żeujawniłjejsekret.
Kto mu dał prawo odebrać jej tę chwilę? Nie, nie odpuści,
pomyślała.Niepozwolimurządzićswoimżyciem.
Nie był to ani odpowiedni czas ani miejsce, aby mu o tym
powiedzieć,leczemocjewzięłygóręnadlogicznymmyśleniem.
– Nie jestem głodna – burknęła. Wsunęła dłonie w kieszenie
swetra. Czuła przenikliwe zimno, lecz nie chciała się do tego
przyznać. – Przepraszam, nie chciałam być nieuprzejma. Ale
jestem dorosła. Nie zamierzam spaść z balkonu. Nie
potrzebuję, aby ktoś mnie karmił, woził, podtrzymywał. Sama
potrafięzadbaćosiebie.
Royce wziął głęboki oddech, zaciął usta, a po chwili
stwierdził:
–Ibywaszlekkomyślna.
Naomiuniosłabrwi.
–Słucham?
Znowu nie udało jej się zapanować nad tonem. Logika,
rozsądek i spokój uleciały z wiatrem. Znowu ktoś się nad nią
trzęsie.Niedoczekanie.
–Orazimpulsywna.
–Możeodnosisztakiewrażenie,bosamjesteśmetodyczny…
–Urwała.–Zapomnijotejrozmowie.Wracamdorodziny.
Z tymi słowami wyminęła go i szarpnęła drzwiami balkonu.
Iwtedyziemiausunęłasięjejspodstóp.
Royce w ostatniej chwili zdążył ją złapać i ustrzec przed
upadkiem.
–Widzisz?Potrzebujeszmnie.Pomyślodziecku.
Złość w niej buzowała. Kochała swoje dziecko. Jak on śmie
insynuowaćcośprzeciwnego?
– Jesteś niesprawiedliwy. Zamierzasz trwać przyklejony do
mojegobokuprzeznastępnesiedemmiesięcy?
–Uspokójsię.Bądźrozsądna.
Obrzuciłagospojrzeniemwyćwiczonymwsalisądowej.
–Aha,jestemimpulsywnainierozsądna?
–Niebawsięwprawnika.Niełapmniezasłówka.
– Moim zdaniem to ty nie panujesz nad emocjami.
Wypaplałeś,żejestemwciąży.Pozbawiłeśmniejedynejwżyciu
szansypowiedzeniarodzinieomoimpierwszymdziecku.
–Niepokoiłemsięociebie.
–Niejestemtwojąnarzeczoną.
Kobietą, którą kochasz. Zazdrość paliła jej wnętrzności.
Oślepiała.
–Onanienależydoprzeszłości.
Royceażsięwzdrygnął.
–Tobyłciosponiżejpasa.
– Nic na to nie poradzę. Z uczuciami się nie dyskutuje.
Uważam, że wykorzystujesz nasz związek do pogodzenia się
zprzeszłością.Chceszzadośćuczynić…
– A ja uważam, że jesteś przeczulona. Nie potrafisz
zapomnieć, jak rodzina traktowała cię podczas choroby. Może
odpychasz mnie od siebie dlatego, że straciłaś dwie ukochane
osobyiboiszsięzaufaćprzyszłości?Niewiemtego.Niejestem
ekspertemodinterpretacjisłów,jakty.
– Ale robisz szybkie postępy. – Skrzyżowała ręce na piersi. –
Widaćwyraźnie,żepopełniliśmybłąd.Burzaminęła.
–Odpychaszmnieodsiebie.Towidaćwyraźnie.
– Skoro tak to widzisz. – Teraz Naomi położyła rękę na
poręczy.–Idęzobaczyćojca.Samawrócędodomu.
Wyminęła go i weszła do środka akurat w chwili, kiedy ojca
przewożononałóżkudojegopokoju.Półprzytomnyponarkozie,
wesołym tonem wyśpiewywał piosenki z lat pięćdziesiątych.
Innego dnia Naomi nagrodziłaby ten występ serdecznym
śmiechem.
Teraz jednak łzy napłynęły jej do oczu, serce wypełniło się
bólem. Nagle dotarło do niej, że lęk przed zbytnim
uzależnieniem od Royce’a, zazdrość o byłą narzeczoną mają
wspólneźródło…
Zakochałasięwmężczyźnie,któregoprzedchwiląwyrzuciła
zeswojegożycia.
Delaney biegła korytarzem szpitalnym. Chciała dogonić
Bircha, zanim wsiądzie do windy. Oczu nie spuszczała z jego
szerokich ramion, bojąc się, że zniknie w tłoku. W ostatniej
sekundzie wyminęła pielęgniarkę pchającą jakiś aparat
zmonitorem.
Wciążniemogłauwierzyć,żetuprzyszedł.
Z początku bała się, że zacznie nalegać, aby ujawnili ich
związek.Żewykorzystamoment,kiedyjestzbytzdenerwowana
iprzerażonainiemasiłysięopierać.Pomyliłasięjednak.Birch
nie zrobił najmniejszej aluzji do ich romansu, powiedział, że
przyszedł,bodarzyJackaszacunkiem.
Później, podczas długiego oczekiwania na wiadomości
ostanieojca,byłdlaniejogromnymwsparciem.Tylkochwilami
widziaławjegooczach,jakwielekosztujegotrzymaniesięod
niejnadystans.Niktpozaniątegoniedostrzegł.Onapoprostu
zbytdobrzegoznała.
Gdy tylko lekarz zawiadomił ich, że Jack został przewieziony
dosalipooperacyjnej,Birchsiępożegnał.Wzamieszaniu,jakie
powstało,kiedywszyscydawaliwyrazswojejuldze,zbytpóźno
zauważyła,żewyszedł.Ogarnęłojąpoczuciewiny.
Dopadła go już przy windzie. Lekko dotknęła jego dłoni, gdy
naciskał przycisk. Chciała, aby wyglądało to neutralnie, lecz
zależało jej na tym, aby mu podziękować za przyjście. Pod
wielomawzględamibyłdobrymczłowiekiem.
–Miłoztwojejstrony,żezajrzałeśdowiedziećsięostanojca
–powiedziała.
– Tak się zachowują ludzie, którym zależy na sobie – odparł
znaczącymtonem.
Delaney poczuła wyrzuty sumienia. Spojrzała na ludzi
czekających
na
windę,
pociągnęła
Bircha
za
łokieć
i zaprowadziła w kąt holu, gdzie stały dwa wolne krzesła. Na
szczęście się nie opierał. Gestem wskazał, aby usiadła
pierwsza,potemsamzająłmiejsce.
–Maszmicośdopowiedzenia?–zapytałprostozmostu.
– Wiem, że tam w poczekalni oczekiwałeś ode mnie czegoś
więcej, ale wydawało mi się, że to nie jest ani odpowiednie
miejsceanipora,żeby…
– Żeby co? – wpadł jej w słowo. – Żeby zakomunikować
wszem i wobec, że od ponad dwóch miesięcy jesteśmy razem?
Chociaż nie jestem pewny, jak najlepiej nazwać nasz związek.
Boczymjestto,conasłączy?
– Posłuchaj… Mój ojciec właśnie przeszedł operację ratującą
życie.Dajmichwilęwytchnienia.
–Właśniedlategoprzyszedłem.Żebycięwspierać.Chybanie
zamierzasz do końca świata trzymać naszej zażyłości
wtajemnicy?
–Oczywiście,żenie.
– W porządku. Pozwól mi zostać z sobą. Mogę przynieść ci
kawę, posiedzimy z twoją siostrą i Royce’em, pogadamy. –
Propozycja brzmiała bardzo kusząco. – Może Miller opracował
cudowny sposób zmodernizowania rurociągu, który nie
doprowadzifirmydobankructwa?
Delaneywiedziała,żeobracasprawęwżart,abyrozładować
napięcie,lecznadmiarwrażeńspowodował,żereagowałazbyt
impulsywnie.
Swoim żartem Birch właśnie zniweczył jej nadzieje, że
kiedykolwiekzrozumiejejargumenty.
–Jasne.
–Jesteśpewna?
Nuta sceptycyzmu w jego głosie zdradziła, że wyczuł fałsz
wjejzachowaniu.
–Znajdziemyodpowiednimoment.
Odtygodnistosowałatęsamątaktykęgrynazwłokę,chociaż
wiedziała,żekiedyśprzestaniebyćskuteczna.
– Śpimy z sobą od ponad dwóch miesięcy. – Oczy Bircha na
nowozapłonęłyogniem.–Znamysięznacznie,znaczniejdłużej.
– Umilkł i ujął dłoń Delaney. – Kiedy będzie odpowiedni
moment?
Delaney przełknęła ślinę, aby zdusić wzbierający w niej lęk.
Naprawdę pragnęła uwierzyć w obietnicę w jego spojrzeniu.
Wiedziałajednak,żetobybyłocoświęcejniżgłupota.Oblizała
wargi, dyskretnie się rozejrzała, czy nikt nie widzi ich
siedzącychrazemitrzymającychsięzaręce.
– Powiedz szczerze. Jak sobie wyobrażasz nasz związek przy
wszystkichróżnicach,jakienasdzielą?
Birchpuściłjejrękę.
–Chybawyraziłemsięjasno–odrzekł.Byłwyraźniespięty.–
Chcę, żebyśmy przestali się ukrywać. Chcę spotykać się ze
znajomymi, z rodzinami jako para. – Urwał. – Widzę jednak po
twojejminie,żeniejesteśtymzainteresowana.
Delaneypoczułauciskwżołądku,oznakępaniki.Niechciała,
aby ich romans kończył się w taki sposób, nie mogła jednak
okłamaćBirchairobićmunadzieinawspólnąprzyszłość.
–Niepotrafięsobiewyobrazić,jaknaszetakodmienneświaty
mogłybysięprzeniknąć.
– Rzucasz mnie, bo mógłbym postawić cię w kłopotliwej
sytuacjiprzedznajomymi?
Delaneyażsięwzdrygnęłanasłowo„rzucasz”.Wiedziała,że
ich romans nie będzie trwał wiecznie, lecz rozmowa o jego
zakończeniubyłatrudniejsza,niżsięspodziewała.
– Powiedziałam, że nie potrafię sobie wyobrazić, jak
pogodzilibyśmynaszetakskrajnieróżneprzekonaniaipoglądy.
–Innymisłowy,jeśliniezgadzamsięztobąwewszystkim,nie
możemybyćrazem,tak?SpójrztylkonatwojąsiostręiMillera.
–Toniejesttakieproste.Przynajmniejniedlamnie.
–Wyjaśnijmiwięc,ocochodzi.
–Ludziewzwiązkumogąsięzsobąniezgadzaćwkwestiach
mniejszej wagi. Ale my nie potrafimy się porozumieć co do
podstawowych wartości. – Złapała spojrzenie Bircha i z jego
oczu wyczytała, że nadal nie rozumie, o czym mówi. – Jak byś
zareagował,
gdybym
cię
poprosiła,
żebyś
zrezygnował
zudziałówwfirmach,któreniszcząśrodowiskonaturalne?
Woczekiwaniunaodpowiedźwstrzymałaoddech.Wiedziała,
żeBirchodmówi,chociaż…
–Janieprosiłbymcię,żebyśzrezygnowałazpracy.
Jegounikzirytowałją.Niemniejpodjęłakolejnąpróbę.
–Nieproszę,żebyśzrezygnowałzzawodu,tylkozczęściakcji
–wyjaśniła.
–Toniejesttakieproste.–Delaneyuderzyło,żepowtórzyłjej
słowa sprzed kilku chwil. – Ludzie powierzyli mi swoją
przyszłość – ciągnął. – Jeśli zrobię to, co sugerujesz, wywołam
niepokój wśród inwestorów, co może skutkować spadkiem cen
akcjinagiełdzie.
Spodziewałasiętakiegostanowiska.Niemniejrozczarowanie,
jakiego doznała, paliło znacznie mocniej, niż to sobie
wyobrażałazaledwiekilkatygodnitemu.
–Podejrzewam,żeprzytwojejinteligencjiznajdzieszsposób,
jakzapobiecpodobnejsytuacji.Jeślizechcesz.Widzęjednak,że
niemaszochoty.
Nie
mogła
zrezygnować
ze
swoich
zasad.
Obrazy
wyniszczonej
chorobą
i
drakońską
kuracją
siostry
prześladowałyjąażdodniadzisiejszego.Jejrodzinaprzeżywała
jedendramatpodrugim.NiemożeumożliwićBirchowizadania
im kolejnego ciosu. Nie, jeśli może temu zapobiec. I nie może
dłużejciągnąćtegoromansu.
Przez wgląd na Bircha. Przez wzgląd na swoje uczucie do
niego.Nadszedłczasrozstania.
Nawetzacenęzłamanegoserca.
PodrodzedopokojuojcaNaomizobaczyłaJeannie.Zwolniła.
Poczuła przemożną potrzebę zatrzymania się, porozmawiania,
pocieszenia
tej
kobiety.
Chyba
oszalałam,
pomyślała.
Najprawdopodobniej. Przecież Jeannie ma czwórkę własnych
dzieci,którechętniepotrzymająmatkęzarękę.
Było jednak w spojrzeniu Jeannie coś, co przyciągało Naomi
do przyszłej macochy. Coś, co budziło w jej sercu uczucie
podobnedotego,jakimzaczynaładarzyćRoyce’aMillera.
Chcąc zapanować nad łzami, jakie znowu napłynęły jej do
oczu,uniosłaręceipoprawiłaklamręspinającąwłosywkoński
ogon.Dwiegodziny,któreminęłyodoperacjiJacka,byłybardzo
poruszające,delikatniemówiąc.
Każdy członek rodziny Steele’ów wszedł na chwilę do
chorego, potem uczynili to po kolei wszyscy Mikkelsonowie.
Atmosferawpokojuprzepełnionabyłatroskązmieszanązulgą.
Naomi postanowiła poczekać u boku Jeannie aż do końca,
ponieważ Glenna pojechała przygotować dom na przyjazd
gości.Wszyscybyliskrajniewyczerpani.NawetDelaneygdzieś
zniknęła.
Byłjeszczejedenpodwód.Naomibałasięwracaćdopustego
loftu. Bała się, że pod wpływem wspomnień o chwilach
spędzonychtamzRoyce’emkompletniesięrozklei.
Jeannie dotknęła jej ramienia i przerwała rozmyślania.
Nachyliła się ku niej. Jasne włosy opadły na różowy sweter,
nadającjejznaczeniemłodszywygląd.Trzymałasiędzielnie.
–Dziękuję,żezostałaśzemną–powiedziała–iżejesteśdla
mnie taka miła. Naprawdę czuję się dobrze. – Urwała
iobrzuciłaNaomibadawczymwzrokiem.–Aty?Nicciniejest?
Ba!Pytaniezpodtekstem.
– Nie. Czuję się trochę zmęczona, to wszystko. W taki dzień
jakdziśtrzebasięcieszyć.
– Pełna zgoda. Udana operacja Jacka to jeden cud,
awiadomośćotwoimdzieckudrugi.Wiem,żeniktniezastąpi
ci matki, ale mam nadzieję, że ty wiesz, że jestem tutaj, aby
słuchać,gdybyśmniepotrzebowała.Rodzinajestpoto,żebysię
nawzajemwspierać.
Rodzina?Naomioniemiała.Powolidocierałodoniej,żefuzja
firm i połączenie dwóch klanów stanie się rzeczywistością
i nareszcie zaakceptowała ten fakt. Zanim pomyślała, z jej ust
padłopytanie:
– Jak dawałaś sobie ze wszystkim radę? Dzieci, praca,
szczęśliwemałżeństwo?
Jeannieroześmiałasięiprzewróciłaoczami.
–Ktopowiedział,żedawałamsobieradę?
– Od lat słyszałam o tym legendy, w pismach ilustrowanych
czytałam artykuły. – Jako nastolatka oglądała zdjęcia
Mikkelsonów i zastanawiała się, jak wyglądałoby ich życie,
gdyby matka nie zginęła w wypadku. – Miałaś wszystko,
ikarieręzawodową,irodzinę.
– Charles i ja kochaliśmy się, ale zdarzały się kłótnie –
odrzekła Jeannie. – Wszystkie pary się kłócą. W pracy
popełniałam błędy. Bóg jeden wie, ile rzeczy chciałabym móc
zrobić drugi raz inaczej, szczególnie jako matka. Zwolnić
tempo,bardziejtroszczyćsięorodzinę.
–Niktniejestideałem.
– Właśnie, moja droga. Nikt nie jest ideałem. Przestań
wymagaćdoskonałościodsiebie.IodRoyce’a.
Naomipochyliłasiędoprzodu.
–Bojęsię,żesięniesprawdzę.
Lęk przed sprawieniem zawodu zawsze jej towarzyszył. Lęk
przed niedoskonałością. Lęk, że rozczaruje rodzinę. Że
przysporzyjejdodatkowychzmartwień.Wiedziała,żenowotwór
toniczyjawina,leczwidokrozpaczyojcatakszybkopostracie
ukochanejżonyicórki…
Jako nastolatka żyła z poczuciem winy. Coś z tego musiało
pozostać w jej psychice. Może właśnie stąd bierze się ta chęć
wynagradzania,kompensowania?
Jeannie kiwnęła głową. Zastanawiała się chwilę nad tym, co
powiedziała.Milczeniesięprzedłużało.
Wkońcurzekła:
–Rezygnacjazpróbjestbardziejprzerażająca.
– Może jesteśmy bardziej do siebie podobne, niż mi się
wydawało?–odparłaNaomi.
Bała się, że się nie sprawdzi. Ale co z Royce’em? Dla niego
wartostawićczołolękom.Naglezrozumiała,żecałądusząchce
oniegozawalczyć.Gdybytylkopotrafiławymyślićstrategię,jak
goodzyskać.
Strategia jednak przydaje się w sali sądowej, pomyślała,
wsprawachsercalepiejkierowaćsięintuicją.
ROZDZIAŁDWUNASTY
Royce spędził blisko godzinę za kierownicą SUV-a. Chciał
przewietrzyć umysł po wczorajszej scysji z Naomi. Alaska,
podobniejakTeksas,obfitowaławnieskazitelnedrogi,idealnie
nadającesiędotegocelu.Jechałwięcprzedsiebieirozmyślał.
Nie wiedział, z której strony podejść do problemu. Nie
istniałametodanaukowa,którąmógłbysięposłużyć.Wszystkie
elementy zmienne i ruchome czyniły z sytuacji łamigłówkę nie
dorozwiązania.
Zawszeszczyciłsięswojązdolnościąanalitycznegomyślenia,
leczwobecNaomiczułsiębezradny.
W końcu znalazł się przed bramą rezydencji Steele’ów. Miał
pretekst, musiał odebrać Tessie, lecz w istocie nie chciał
rozstawaćsięzNaomiwniezgodzie.
Wysiadł z samochodu i ruszył w kierunku domu. Czuł się
przytłoczony jego ogromem. Może z powodu zdenerwowania?
Wszystko strasznie się zagmatwało. Wsunął rękę do kieszeni
izacząłsiębawićbrelokiemzliczydłem.
WpewnejchwilinatknąłsięnaTrystanaMikkelsona.Młodszy
syn Jeannie, ranczer, miał na sobie buty jeździeckie, specjalną
ciepłąkurtkędojazdywkażdychwarunkachpogodowych,ana
głowiekowbojskikapelusz.SkinąłnaRoyce’a,abyszedłzanim.
–WeźmiemydwakoniezestajniSteele’ów?
–Dlaczegonie?
Wmilczeniuprzeszlidostajninadwadzieściaboksów,dużego
budynku z czerwonej cegły ozdobionego łupkiem. Trystan był
znany z szorstkich manier, w rodzinie odgrywał rolę ważną,
chociaż zakulisową. Po drodze minęli kilku Steele’ów
i Mikkelsonów już kierujących się w stronę górskich tras. Na
przedzie mniejszej grupy jechał Marshall. Naomi z nimi nie
było.NiechBógmawopiecetego,ktoośmieliłsięzasugerować
jej,abywciążyniewsiadałanakonia,pomyślałRoyce.
–Jeździsz,prawda?–upewniłsięTrystan.
Rondostetsonarzucałocieńnajegoposępnątwarz.
–PochodzęzTeksasu.–DlaRoyce’abyłooczywiste,żekażdy
Teksańczyk potrafi jeździć konno. – Mieszkam na Alasce.
Jeżdżę.
–Wtakimrazieosiodłajmykonie.
–Nielepiejpojechaćsamochodem?PowypadkuJackachyba
niktniepalisię,abywsiąśćnakonia.
Royce spojrzał na rząd boksów, z których konie rozmaitej
maści
wychyliły
łby.
Stajnię
wypełniało
ciche
rżenie.
Zastanawiałsię,którywierzchowiecnależydoNaomi.Spojrzał
dalejizobaczyłsanki,rzędynart,anawetsaniekonne.
–Końniezawinił.Tobyłwypadek.Mógłsięzdarzyćpodczas
jazdy samochodem, spaceru po górach, łowienia ryb. Nie
możemy dopuścić do tego, żeby wypadki powstrzymywały nas
odżycianaszymżyciem.
TrystanwyprowadziłzboksukasztanarasyQuarterHorseze
strzałką na pysku, klepnął go w szyję i przekazał lonżę
Royce’owi.
–PoznaliśmysięjużzPhantomem–oznajmił.–Niepowinien
cięzrzucić.
–Dziękizawotumzaufania–odparłRoyce.
Pozwolił kasztanowi obwąchać swoją rękę. Wąsy wałacha
łaskotałymudłoń.
ObejrzałsięnaTrystanaizobaczył,jakwyprowadzazboksu
szaregojabłkowitegokoniadlasiebie.
NastępnieTrystanwyciągnąłdwagrzebienieidwazgrzebła.
Royce energicznymi okrężnymi ruchami zaczął czyścić
imasowaćmuskularnełopatkiorazbokiPhantoma.
– Kiedy sytuacja z Jackiem się unormuje, chciałbym
zorganizować wspólne spotkanie obu rodzin – powiedział. –
Żebytylkoporozmawiać.
– Naomi potrafi być przekonująca, co? To negocjatorka
pierwszaklasa.
Po oczyszczeniu koniom kopyt przeszli do klimatyzowanej
siodlarni. Trystan wybrał dla Royce’a misternie wykonane
siodłokowbojskie,podkładkęiuzdę.
– Miałem okazję zobaczyć was wszystkich razem i byłem
świadkiem, jak rodziny się do siebie zbliżają. Pomyślałem, że
chciałbymdowiedziećsięczegoświęcejowaszejdziałalności.
Rozważał taki krok od chwili, kiedy przyjechali z Naomi do
Anchorage,aleterazsytuacjasięzmieniła.
Jeśli on i Naomi nie zostaną parą, trudno im będzie się
pracowałowjednejfirmie,nadodatekfirmierodzinnej.
Kiedy opuszczali siodlarnię, Royce położył dłoń na pośladku
Phantomanaznak,żejestprzynim,potemwprawnympłynnym
ruchem zarzucił mu na grzbiet podkładkę i siodło i zapiął
popręg.Nakonieczałożyłkoniowiuzdę.
–Przejedźmysięipogadajmy–rzekłTrystan.
Pierwszy wyszedł ze stajni. Jego jabłkowity wierzchowiec
zarżał,kiedymijaliRoyce’azPhantomem.
– To jakiś sprawdzian? Rozmowa kwalifikacyjna? – zapytał
Royce. – Jeśli tak, to czy nie powinniśmy znajdować się w sali
posiedzeńzarządu?
Trystan,
już
w
siodle,
nie
sprawiał
wrażenia
skonsternowanego.Uniósłdwapalcedokapelusza.
– Nie lubię posiedzeń – odrzekł. – Powiedzmy, że nasza
wycieczka to wyzwanie. – Royce milczał, spokojnie dosiadając
konia. – Albo rytuał przejścia… – Trystan zawiesił głos, spiął
obcasami konia. – Jeśli oczekujesz, że zostaniesz przyjęty do
naszejmenażerii.
–Wydajemisię,żeźlestawiaszsprawę–odparłRoyce.–Sam
zdecyduję,czychcędzielićsięswoimibadaniamizwasząfirmą
albojakąkolwiekinną.
Ścisnąłłydkamibokikonia.Phantomprzeszedłwkłus.
– Nie mówię o interesach. Mówię o tym, jak obie rodziny
dopasowująsiędosiebie.Możeniejestemtakimdyplomatąjak
cała reszta, ale skoro Naomi nie jest moją siostrą, raczej nie
strzelę cię w pysk. Dlatego zostałem wydelegowany, aby
wysondować,cozciebiezajeden.Uważam,żesięnadasz.
PotychsłowachTrystanruszyłpełnymgalopemprzedsiebie.
Wyzwanie.Niemaco!
Royce wykrzyknął komendę, Phantom puścił się w pogoń za
jabłkowitymijegojeźdźcem.Royceczuł,jakpędkoniaprzynosi
muodprężenie.Straszniedużoczasuminęło,odkądostatniraz
siedziałwsiodle.
Po przejechaniu ćwierci mili ubitym traktem między
drzewamikońTrystanaprzeszedłwkrótkigalop,potemzwolnił
do truchtu. Royce niechętnie – szybka jazda sprawiała mu
ogromną przyjemność – dostosował tempo do jego tempa. Był
ciekawy,cooznaczałkomentarzTrystana.
–Hm?–mruknął.
Aidennaskuterześnieżnymśmignąłoboknich.
– Co ty na to? – zapytał Trystan. – Nie masz nic do
powiedzenia?
–Nieusłyszałempytania–odparłRoyce.
Oczywiściebyłtozjegostronyuniktaktyczny.
Trystan obejrzał się za siebie na rodzeństwo swoje i Naomi,
którezostawiliwtyle,potempochyliłsiędoprzodu.
– Czy ty i moja przyszła siostra przyrodnia spotykacie się? –
zapytał.
Pytanie było jak cios. Royce’owi przypomniała się kłótnia
z Naomi, lęk przed utratą jeszcze jednej kobiety, kobiety
oczekującej dziecka, które już wzbudzało w nim uczucia
ojcowskie.
–Nie–odparłkrótko.
– Jesteś oszczędny w słowach. To lubię. Dla nas wszystkich
jestoczywiste,żecośwasłączy.
– Nie za późno na odgrywanie starszego brata? – zapytał
RoyceoschleipogładziłPhantomaposzyi.
TrystanzgłośnymśmiechemobejrzałsięnaRoyce’a.
–Widać,żeniemaszrodzeństwa.
–Boniemam.
– Jeśli się z sobą spotykacie albo planujecie znowu się
widywać,postępujzniąostrożnie.Długoobcujęzkońmiiwiele
sięodnichnauczyłem.Naomitylkoudajetwardzielkę,apodtą
maskąkryjesięosobabardzowrażliwa,ogołębimsercu.
–Zauważyłem.
–Ijestjeszczedziecko,czegonieomieszkałeśroztrąbić.
Royce podrapał się po karku. Pamiętał, jaką pretensję miała
do niego Naomi o to, że ujawnił jej tajemnicę, zanim była
gotowasamaprzekazaćnowinęrodzinie.
– Jestem inteligentnym facetem. Wszystko, o czym mówisz,
jestdlamnieoczywiste.
Albopowinnobyć.
– W porządku. Ale zanim się z nią zwiążesz, bądź pewny
jednego. Mój brat Chuck, ja i moi przyszli bracia przyrodni
mamy nad tobą przewagę liczebną. Pięciu na jednego. Że nie
wspomnęonaszejnajmłodszejsiostrze,którajestspokojna,ale
jeślitrzeba,potrafidowalić.
Do Royce’a dotarło nagle, że nie ma do czynienia z suchymi
danymianifaktami.Zaczynasłyszećsłowatak,jakgonauczyła
Naomi. Dostrzega niuanse. Odkrywa znaczenie formy, w jaką
ubranajesttreść.
„Przewaga liczebna” odezwało się echem w jego głowie.
Przewaga,czyliwidząwnimzagrożenie.Ajednocześniewciąż
traktują siostrę, dorosłą i samodzielną kobietę, jak nastolatkę
chorąnanowotwór.
Kierują nimi takie same szlachetne intencje co nim, kiedy
nalegał, aby jadła i odpoczywała. Nic dziwnego, że jej reakcja
była tak ostra i żywiołowa. Ciągle toczyła z rodziną walkę, by
przestali się nad nią trząść. Dusiła się w takiej atmosferze.
Chciałabyćtraktowanapoważnie.
Wiedziała,żejestsilnaipragnęła,abyonitowiedzieli.
Jak ją odzyskać? Jak udowodnić, że jest takim mężczyzną,
jakiegosilnakobietapotrzebujeipragnie?
Tym razem nie posłuży się liczbami i logiką. Musi sięgnąć
głęboko w siebie i wydobyć na powierzchnię to, co Naomi
pokazałamujakonajważniejsze,acojemuzawszeprzychodziło
zogromnymtrudem.
Bo Naomi to jego przyszłość. I jeśli chce ją zdobyć – a Bóg
świadkiem, że tak właśnie jest – musi zacząć kierować się
sercem.
Chodząc tam i z powrotem po swoim lofcie, Naomi
bezskuteczniezmagałasięzproblemem,któryodkilkugodzin
nie dawał jej spokoju. Dręczyło ją poczucie winy, że sprawy
z Royce’em przybrały taki obrót. Wspomnienie pełnego
pretensji tonu, jakim się do niego zwracała, rozdzierało jej
duszę. Warczała na niego, bo się zlękła, bo była przerażona
odkryciem,że…
KochaRoyce’a.
No tak. Miłość przepełniała jej serce. Powinna odczuwać
ulgę, a jednak jej potrzeba partnerstwa na równych zasadach,
bycia otoczoną opieką, lecz nie przytłoczoną troską, rodzi
konflikt. Jak naprawić stosunki i rozwiązać problem? Jak
sprawić,byRoycejązrozumiał?
Czyonwogólejestwstaniezrozumieć?
Wszystko zależy od niego. Czy zechce się z nią zobaczyć po
kłótni?
Kolejna runda po mieszkaniu nie przyniosła inspiracji. Jaki
ułożyć plan? Nic nie przychodziło jej do głowy. Usiłowała
wyobrazić sobie ich rozmowę, lecz wszystkie przeprosiny
brzmiałyokropniebanalnie.
Postanowiła zaczekać. Może później coś wymyśli? Nagle
zadzwoniłakomórka,którącałyczasściskaławdłoni.Spojrzała
nawyświetlaczisercezabiłojejmocniej.
Royce. Zapomniała, że wprowadził swój numer do jej
telefonu. Na dodatek to nie miała być zwykła rozmowa, ale
rozmowawideo.
Nicizdopracowaniajakiegośplanu.
Naomi wygładziła włosy, dla uspokojenia zrobiła głęboki
wdech, potem wydech, i dopiero po chwili dotknęła ekranu.
Spojrzałynaniąciemne,płonąceżaremoczyRoyce’a.
Natychmiastpożałowała,żeniezrobiławięcejuspokajających
oddechów.
–Cześć.Zostawiłeścośtutaj?–odezwałasiępierwsza.
Uśmiechnąłsiękącikiemust.
–Prawdęmówiąctak.
Serceprzestałojejbić.Ajużmiałanadzieję.
– Co to jest? – zapytała. – Powiedz, gdzie szukać, to znajdę
izostawięukogośzesłużbydoodebrania.
–Właściwietoniejestcoś,comożnazostawićdoodebrania.
Naomi wpatrywała się w twarz Royce’a. Kiełkowała w niej
nadzieja,leczbałasiępowiedziećzadużo.
–Niebardzorozumiem.
Uśmiech Royce’a, tym razem szeroki, sprawił, że serce jej
zamarło.
–Wyjrzyjprzezokno.
Przezokno?Naomipodeszładobalkonuioniemiała.
Royce stał na śniegu z Tessie u boku. Wysoki, przystojny, na
tle drzew lśniących w słońcu wyglądał jak na filmie. Przyszedł
do niej! Spojrzała na ekran i zastanawiała się, dlaczego nie
rozpoznaławidokuzwłasnegookna.Niemogłauwierzyć,żepo
tym, co między nimi zaszło w szpitalu, po tym, jak go
odepchnęła,jednakjesttutaj.
Tessie zaszczekała raz, potem drugi, wyrywając Naomi
zzadumyizmuszającdospojrzenianaekran.Pełnanadziei,że
odnajdąto,cowspólnieodkryliwigloo,zapytała:
–Zamierzasztamstaćczywejdziesznagórę?
– Miałem zamiar wejść, ale mam inną propozycję. Mogłabyś
zejść na dół, żebyśmy porozmawiali o tym, co zostawiłem
uciebiewmieszkaniu?Poszedłbymnagórę,alejestempewien,
że skończylibyśmy w łóżku, a są sprawy, które musimy
przedyskutować.
Jego szelmowski uśmiech świadczył, że to, co chce jej
powiedzieć,towłaśniesłowa,jakieonapragnieusłyszeć.
–Jużidę.
Potykającsięowłasnenogi,naciągnęłaparkę,ciepłebutydo
chodzenia po śniegu i grube rękawice na baranku. Zjechała
windąnadół,jaknaskrzydłachwybiegłazdomunaspotkanie
Royce’a.
Księcia z bajki. Na jej widok Tessie zamachała ogonem,
wzbijającwgóręśnieżnypuch.
Naomiprzechyliłagłowęizatoczyłarękąwokół.
–Gdziebyłeś?
– Tutaj. Przyjechałem po Tessie, ale wybrałem się
zTrystanemnaprzejażdżkękonną.Dziękitemuzyskałemczas
na przemyślenie wszystkiego i spojrzenie na wiele spraw
z nowej perspektywy. – Wyciągnął do Naomi rękę. – Masz
ochotęprzejechaćsięsaniami?Będziemymogliporozmawiać.
Radość rozsadzała jej serce. Magiczny pomysł, tym bardziej
zaskakujący,żewyszedłodnaukowcasamotnikatwierdzącego,
żesensemjegożyciajestpraca.
–Umieszpowozićsaniami?
Pytanieczystoretoryczne.Roycewzruszyłramionami.Zjego
oczubiłapewnośćsiebie.
– W Teksasie powoziłem wozem konnym. Mam nadzieję, że
zasada jest taka sama, a jeśli nie, liczę na moją towarzyszkę,
rodowitąAlaskankę,żemipokaże.
Mówi serio? Bał się, że spadnę z balkonu, a teraz daje mi
powozićsaniami?
– Naprawdę pozwolisz mi powozić? – zapytała, powoli
wymawiając słowa, jak gdyby chciał się upewnić, że Royce
rozumieukryteznaczeniepytania.
Onamusiałaczuć,żeRoycewierzywjejsiłęiumiejętności.
–Oczywiście.Starałemsiędaćcicośdozrozumienia,alena
wypadek, gdybyś tego nie zauważyła, wyjaśniam, że po sferze
uczućnieporuszamsiętakdobrzejakposferzenauki.–Znowu
wyciągnąłdoniejrękę.–Alepróbuję.
TymrazemNaomipodałamurękęirazemprzeszlidostajni.
Śniegskrzypiałimpodstopami.
Jużzdalekazobaczyłastaroświeckiesanieojcaizaprzęgnięte
do nich dwa konie pociągowe, Marsa i Jupitera. Wsiadła
i rozłożyła koc. Czekała, aż Royce odwiąże konie. Ogarniało ją
corazsilniejszepodniecenie.Sercebiłojejszybciej.
RoycewsiadłdosańzTessieprzyklejonądonóg.Oddałlejce
Naomi. Gdy cmoknęła, konie ruszyły. Sanie nabierały tempa,
sunącpoczystymśniegu.
Słońcechyliłosiękuzachodowi.Pięknokrajobrazuzapierało
dechwpiersiach.Domeknadrzewie,gdziejakodzieckobawiła
się z braćmi i siostrami, wywołał lawinę wspomnień. Głos
Royce’aprzywróciłjądorzeczywistości.
–Sąjakieświadomościoojcu?
–GodzinętemurozmawiałamzDelaney.Spałdobrze.Wyniki
maświetne.Ciśnieniekrwiwnormie.
Czegochciećwięcej?Rodzinabyładlaniejwszystkim,darem
niebios. Wkrótce przybędzie nowy członek, jej dziecko.
ARoyce?
Nasamąmyśloblałająfalagorąca.
–Toświetnewieści.Znakomite.
Mocniejścisnęłalejce.
– Przepraszam, że byłam dla ciebie taka nieuprzejma
wszpitalu.
– Nie masz za co przepraszać. Podczas przejażdżki
zTrystanemcośzrozumiałem.
–Mianowicie?
Naomi dwukrotnie szarpnęła lewymi lejcami, konie skręciły.
Terazjechalijejulubionatrasąprzezlas.
– Przybraliśmy tak szybkie tempo, że nie zdążyliśmy się
poznać, nie wyczuwamy, co kieruje naszym zachowaniem –
oświadczyłRoyceipołożyłrękęwrękawicynakolanieNaomi.
Odwróciła głowę i spojrzała na niego. Widząc, że nie może
skupić całej uwagi na kierowaniu saniami, pozwoliła koniom
zwolnić, aż same się zatrzymały. Tessie natychmiast dała susa
prostowgłębokiśnieg.
– W porządku, wiem, co chcesz powiedzieć – odrzekła,
siadając bokiem, aby móc patrzeć Royce’owi w oczy. – Czyli
rozumiesz,dlaczegowszpitalubyłamtakapodminowana?
– Rozumiem. – Ujął jej dłoń. – Powiedziałaś, że czułaś się
przytłoczona troską i opieką, jaką rodzina cię otaczała, ale ja
niesłuchałeminiewyciągałemwniosków.
–Zatozachowałeśsięrozsądnie.Teraztowidzę.Iwidzę,że
staraszsięuporaćzwłasnątraumązprzeszłości.
– Wiesz, przez co przeszedłem, tak samo jak ja wiem, przez
co ty przeszłaś. Ale w pełni zaufać sobie? Do tego potrzeba
czasu.
–Czytoznaczy,żechceszspróbować?
Pragnęła usłyszeć od Royce’a jasną deklarację, upewnić się,
że dobrze go zrozumiała. I chyba chciała również po prostu
delektowaćsięjegosłowami.
–Tak,właśnietopowiedziałem.
Słowa proste, ale szczere i bezpośrednie, takie jak on sam.
Pozostawałajeszczetylkojednakwestia.
–Mimożejestemwciąży?–zapytała.
– Tak. Pamiętam, że to ja ogłosiłem tę nowinę, chociaż ty
sama powinnaś to zrobić. Przepraszam, że pozbawiłem cię tej
radości. Nie bez powodu nazywają mnie odludkiem. Relacje
międzyludzkie, sztuka porozumiewania się, nie są moją mocną
stroną.
– W tej chwili świetnie ci idzie. Gwoli sprawiedliwości, sama
źlezaczęłam,boniebyłamuczciwawobecciebie.–Teraz,kiedy
go lepiej poznała, szanowała, kochała, czuła jeszcze większe
wyrzuty sumienia. – Powinnam była być z tobą szczera. Ty
zachowałeś się wręcz wspaniałomyślnie w stosunku do mojej
rodzinyiwstosunkudomnie.Wybaczyłeśmi.
–Miałaśpowody,żebypostępowaćtak,jakpostępowałaś.Co
jakco,alelogikęrozumiemdoskonale.
Naomi roześmiała się cicho. Odczuła ulgę. Cieszyła się, że
mimo śnieżycy podjęła wyprawę do igloo w lesie, bo poznała
tegowspaniałegomężczyznę.
–Dzięki.Uczyniłeśmnieszczęśliwą.
– Tak łatwo uczynić cię szczęśliwą? – Royce zaczął się z nią
droczyć.
–Todobrypoczątek.–Ujęłajegodłonie.–Powiedz,cociebie
uszczęśliwia?
–Kochanieciebie.
Zamrugała powiekami, aby strząsnąć z rzęs płatki śniegu.
Zlękłasię,żesięprzesłyszała.Jeszczenigdyniktspozarodziny
nie powiedział jej, że ją kocha. A jeśli powiedział, to bez
romantycznego podtekstu. Już się nawet pogodziła z myślą, że
miłość nie będzie jej dana. A gdy samotnie jechała do kliniki
rozpocząćstaraniaodziecko,niewyobrażałasobiepodobnego
szczęścia.
Wzruszenie ją dławiło. Przełknęła ślinę i chcąc jeszcze raz
usłyszećjegowyznanie,zapytała:
–Copowiedziałeś?
– Powiedziałem, że cię kocham, Naomi. Od pierwszej chwili,
kiedycięzobaczyłemtrąbiącąnaniedźwiedzia,przysłoniłaśmi
świat. – Jego promienny uśmiech ją olśnił. – Wciąż usiłuję
rozpracować wiele szczegółów, jak się dopasujemy do siebie
jako para, ale wiem, że to, co nas połączyło, jest cudowne
i wyjątkowe. Pragnę, abyśmy budowali wspólną przyszłość.
Razemzdzieckiem.Nadążasz,czymówięzaszybko?
– Nie za szybko. W sam raz. – Naomi pogładziła go po
policzku.–Układałamlistęimion,alesięzastanawiam,czynie
zechceszzrobićtegozemną?
Roycepocałowałwnętrzejejdłoni.
– Bardzo tego chcę. – Spojrzenie, jakie jej posłał, było pełne
uczucia.Objąłjąiprzytulił.–Oczymmyślisz?
WobjęciachRoyce’aporazpierwszy,odkądsięgałapamięcią,
poczuławewnętrznyspokój.Jużniemusipędzić,niemusistale
miećsięnabaczności.Nie.Wjegoramionachjestbezpieczna.
Jakwdomu.
– Właściwie – zaczęła – żałuję, że nie przygotowałam dla
ciebie pięknej przemowy. W końcu przemawianie to moja
specjalność. Jedyne słowa, jakie mi przychodzą do głowy to że
jateżciękocham.
Roycepocałowałjejskrońiszepnął:
–Mnietowystarczy.
EPILOG
Dwatygodniepóźniej
Naomi Steele nie była naiwna. Życie nie szczędziło jej
trudnych doświadczeń, postawiło przed nią wiele wyzwań,
nauczyłomądrości,adziękiRoyce’owijużnienużyło.
Siedziała na kanapie w szklanym igloo, gdzie się poznali,
i przytulona do jego boku pisała na komputerze. Royce kupił
dlanichigloojakoschronienieodzgiełkurezydencjiSteele’ów.
Przezszklanydachwpadałodośrodkasłońce.
Naomi i Royce budowali swój związek i przyszłość. Badania
Royce’a okazały się bezcenne dla Alaska Oil Barons.
Poprzedniego dnia Royce towarzyszył Naomi podczas wizyty
kontrolnej w klinice i zadeklarował, że chce być obecny przy
najbliższym badaniu USG. Jego entuzjazm był szczery i Naomi
kochałagozatojeszczemocniej.
Pogładziłjejwłosy,potemobjąłramieniem.
–Jaksięczujesz?–zapytał.
– Mam wrażenie, że tyję z prędkością światła. – Podniosła
głowęznadklawiaturyiuśmiechnęłasiędoniego.–Alejestem
szczęśliwa.
–Ucieszyłemsię,jakzobaczyłemtwojegoojcajużnanogach.
JackSteelebyłniecierpliwympacjentem,alekarniepoddawał
się rehabilitacji. Jeannie podtrzymywała go na duchu. Delaney
równieżaktywniewłączyłasięwopiekęnadojcem.
NaomipogładziłaRoyce’apopoliczku.
– Mówiłam ci już, jak wiele dla mnie znaczy, że jesteś przy
mnie?
– Bycie przy tobie to nie aż taki ciężki obowiązek – odparł,
całującją.–Nadczympracujesz?
– Broderick przesłał mi zaproszenie, jakie nasza firma
otrzymała od organizacji ekologicznej. Chodzi o pozyskanie
funduszy na ochronę dzikiej przyrody. Latem planują dużą
imprezę. Chcą wiedzieć, kto będzie nas reprezentował, bo
ojciec jest wyłączony z powodu rehabilitacji, a Jeannie go nie
opuszcza.
– Na szczęście jest w kim wybierać i w waszej rodzinie,
i w rodzinie Mikkelsonów. Chociaż Aiden odpada, bo jest za
młody,aTrystanchybaniepalisiędotegozadania.
– Broń Boże! Świetnie zarządza ranczem, ale nie nadaje się
dopokazywania.
Przerwałjejdzwonekkomórki.Nawyświetlaczupojawiłosię
nazwiskolekarzazklinikiinvitro.
Naominacisnęłaprzyciskodbioruiwłączyłagłośnik.
–Tak?Słucham?
–PaniSteele?TusekretarkadoktoraOdella.
–Tak…?–UmysłNaomipracowałnanajszybszychobrotach.
–Cośniewporządkuzciśnieniem?
– Och, nie. Ciśnienie ma pani idealne. – W głosie kobiety
brzmiałaradosnanuta.–ChcielibyśmyzaprosićpaniąnaUSG.
Badaniekrwiwskazujeciążębliźniaczą.
–Ciążębliźniaczą?–Roycepowtórzyłjakecho.
Oszołomiona Naomi słowa z siebie wydobyć nie mogła.
Przełknęła ślinę i spojrzała na Royce’a. Uśmiechał się od ucha
doucha.
Naomipołożyłasobiedłońnabrzuchu.
–Bliźnięta–szepnęławkońcu.
Nie powinna być zaskoczona. Bliźnięta zdarzały się w jej
rodzinie,
a
przy
zabiegu
in
vitro
zawsze
istnieje
prawdopodobieństwociążymnogiej.
Pielęgniarkapodałajejterminwizyty,któryRoycezanotował
wtablecie.
–Musimytouczcić–oświadczyłposkończonejrozmowie.
OpuszkamipalcówprzesunąłporamieniuNaomi.Przebiegłją
dreszczpodniecenia.
–Maszpomysłjak?
Palce Royce’a powędrowały niżej, musnęły bok, pierś
izatrzymałysięnaudzie.
–Lody.
–Lody?
– Razem. W łóżku. Nago. Po dwie kulki, bo mamy dwa
powodydoświętowania.
–Uhm–mruknęła,poddającsiępieszczotom.–Prowadź.
–Całaprzyjemnośćpomojejstronie.
Roycewziąłjąnaręceiprzeniósłnałóżko.