background image

 

 

0 

 

Kathie DeNosky 

 

Najwspanialszy dar 

 

 

Rodzinna posiadłość 03 

 

 

 

Tytuł oryginału Lonetree Ranchers: Colt 

 

 

 

 

 

background image

 

 

1 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

 

W sali zabiegowej Kaylee Simpson układała na stoliku paczki gazy i 

rolki bandaży. 

Kiedy umilkła nagle wrzawa widowni, jej serce ścisnął strach. Istniał 

tylko jeden powód, dla którego nad areną rodeo mogła zapaść cisza - któryś 

z zawodników musiał upaść w piach i leżał bez ruchu. 

Zacisnęła powieki, wstrzymała oddech i czekała, by rozległ się aplauz 

publiczności. Znaczyłoby to, że zawodnik podniósł się o własnych siłach. 

Ale czekała na próżno. I gdy usłyszała tupot wielu stóp na korytarzu, 

wiedziała już, co będzie dalej. 

Boże, niech to nie będzie nikt, kogo znam! - pomyślała. 

- Ciśnienie, szybko! - zażądał doktor Carson, wpadając do sali. Za nim 

wbiegło kilku mężczyzn z noszami. 

Drżącymi  rękami  Kaylee  zgarnęła  przyrządy  i  podeszła  do 

nieprzytomnego kowboja. 

Popatrzyła mu w twarz i zbladła jak płótno. 

- Colt - wyszeptała niemal bezgłośnie. 

Mankiet do pomiaru ciśnienia krwi wysunął się z jej drżących dłoni i 

upadł na podłogę. Lecz ona nawet tego nie zauważyła. 

-  Zna  go  pani?  -  spytał  jeden  z  sanitariuszy.  Podał  jej  upuszczoną 

opaskę. 

Najwyraźniej nie miał pojęcia, kim był ranny. 

Ale ona wiedziała to doskonale. 

RS

background image

 

 

2 

Nie była w stanie wydusić ani słowa. Zamknęła oczy i tylko pokiwała 

głową. 

Dorastała  pośród  większości  zawodników  Zawodowej  Ligi  Rodeo. 

Jeszcze trzy lata wcześniej byli dla niej jak bracia. 

Lecz  ten,  który  leżał  teraz  przed  nią  bez  przytomności,  zawsze  był 

inny. Znała Colta Wakefielda od czasu, gdy miał szesnaście, a ona dziesięć 

lat. Był najlepszym przyjacielem jej brata. 

I był jej pierwszą miłością, która złamała jej serce. 

-  Kaylee,  jeśli  nie  zamierzasz  zmierzyć  mu  ciśnienia,  odsuń  się  i 

pozwól  zrobić  to  komuś  innemu  -  rzucił  niecierpliwie  doktor  Carson, 

obmacując ostrożnie głowę pacjenta. 

Ostry  ton  lekarza  przywołał  ją  do  rzeczywistości.  Nałożyła  na  ramię 

Colta mankiet, napompowała go i wsłuchała się w stetoskop. 

- Sto dziesięć na siedemdziesiąt - powiedziała po chwili. 

- Dobrze. Pomóż mi rozebrać go trochę. Muszę go obejrzeć. 

Kaylee głęboko nabrała powietrza. Drżącymi rękami rozpięła skórzaną 

kamizelkę, a potem zapinany na rzepy ochraniacz na prawej ręce Colta. 

Doktor  Carson  zrobił  to  samo  z  drugiej  strony.  Kiedy  rozpięli 

flanelową  koszulę  i  ujrzała  umięśniony  brzuch,  opadła  ją  fala  wspomnień, 

które  przez  ostatnie  trzy  lata  tak  starannie  odsuwała.  Nie  mogła 

powstrzymać się i pogłaskała go. 

Ostatni raz widziała go bez koszuli w noc po śmierci Mitcha. Szukali 

pocieszenia i wsparcia, a skończyli... 

- Kaylee... ? 

Na  dźwięk  jego  głosu  aż  podskoczyła.  Z  trudem  łapiąc  oddech, 

spojrzała w niewiarygodnie niebieskie oczy. 

RS

background image

 

 

3 

- Cześć, Colt - wydusiła. 

Kiedy przed czternastoma laty ujrzała go po raz pierwszy, zdał się jej 

najpiękniejszym  chłopcem  na  ziemi.  A  przecież  dopiero  kiedy  dorósł,  stał 

się naprawdę przystojnym mężczyzną. 

Jego  kruczoczarne  włosy  i  niebieskie  oczy  zawsze  wprawiały  ją  w 

zachwyt. 

I, jak się okazało, nawet upływ czasu nie zmienił tego. 

Postanowiła  udawać,  że  nic  się  nie  stało.  Że  w  jej  życiu  nic  się  nie 

zmieniło. 

-  Widzę,  że  wciąż  powtarzasz  wspaniały  upadek  przez  głowę  byka  - 

rzuciła. 

Zaczerwienił się. 

- A ty jesteś wciąż pyskatą smarkulą. 

- I tu się mylisz, kowboju. - Uśmiechnęła się smutno. - Trzy lata temu 

dorosłam bardzo szybko. 

Colt poczuł się tak, jakby oberwał pięścią w żołądek. 

Nie  wiedział,  czy  miała  na  myśli  śmierć  Mitcha,  czy  też  wracała 

wspomnieniami  do  poranka  po  najbardziej  niewiarygodnej  nocy  w  jego 

życiu. 

Tak czy inaczej, poczucie winy, które dręczyło go przez ostatnie trzy 

lata, teraz ponownie boleśnie ścisnęło mu gardło. 

- Co u ciebie słychać, Kaylee? - Tylko to przyszło mu do głowy. 

Obserwował, jak bawiła się swoimi włosami, szukając odpowiedzi. 

- Jakoś przetrwałam. W zeszłym roku zrobiłam maturę. 

-  Dopiero  teraz?  -  Zmarszczył  brwi.  -  Kilka  lat  temu  byłaś  w 

przedostatniej klasie. 

RS

background image

 

 

4 

Wyraźnie unikała jego wzroku. 

- Coś się zdarzyło i musiałam przerwać naukę. -Wilgotnym wacikiem 

starła brud z jego policzka. -A co u ciebie, Colt? 

Chciał  wzruszyć  ramionami,  ale  twarz  wykrzywił  mu  grymas  bólu. 

Lewy bark... Jęknął przeciągle. I zaraz, zawstydzony, że Kaylee ogląda go w 

takim stanie, zagryzł wargi. 

-  Wolałbym,  żebyś  nie  stała  nade  mną  jak  kat  nad  dobrą  duszą  - 

powiedział.  I natychmiast tego pożałował. Nie chciał jej zranić. Lecz  z jej 

twarzy wyczytał, że to właśnie się stało. 

-  Wygląda  na  to,  że  oprócz  drobnych  skaleczeń  ma  pan  złamany 

obojczyk - powiedział doktor Carson. -Ale żeby się upewnić, muszę wysłać 

pana do szpitala na prześwietlenie. 

- Jak długo nie będę mógł startować w zawodach? - spytał. 

- To zależy od złamania. Ale myślę, że osiem do dwunastu tygodni. 

Rozpacz ogarnęła Colta. Był aktualnie na trzecim miejscu rozgrywek i 

niewiele brakowało mu do mistrzostwa. Musiał więc mieć nadzieję, że zdoła 

wrócić na arenę w listopadzie. Wtedy będzie jeszcze miał cień szansy. 

- Zamówiłam już karetkę - usłyszał jak zza ściany głos Kaylee. 

Wykorzystała okazję i odeszła na bok, kiedy rozmawiał z lekarzem. 

- Kaylee? 

Ujrzał pochylającego się nad nim sanitariusza. 

- Chodzi panu o tę uroczą małą z wielkimi... 

-  Uważaj,  koleś!  -  rzucił  Colt  gniewnie.  -  Tak  się  składa,  że  ta 

dziewczyna jest siostrą mojego najlepszego przyjaciela. 

Sanitariusz wzruszył ramionami. Wiedział, że ze strony Colta nic mu 

nie groziło. 

RS

background image

 

 

5 

-  Zabawne  -  mruknął.  -  Jak  dla  mnie  to  ona  wcale  nie  wygląda  na 

dziewczynę. 

Colt zacisnął szczęki. 

- A jak dla ciebie wygląda? - sapnął. 

- Jak stuprocentowa kobieta. - Sanitariusz uśmiechnął się znacząco. - 

Nie martw się, kowboju. Ona właśnie  wychodziła, kiedy przyjechaliśmy. - 

Wraz  z  drugim  sanitariuszem  przenieśli  Colta  na  łóżko  na  kółkach.  -Na 

pewno spotkamy ją w szpitalu. 

Colt nie odezwał się więcej. Doskonale wiedział, że Kaylee na pewno 

tam nie zobaczy. 

Po tym, co powiedział jej przed chwilą, będzie miał wielkie szczęście, 

jeżeli ona jeszcze kiedykolwiek odezwie się do niego. 

Minął miesiąc. A Kaylee  wciąż nie mogła przestać myśleć o tamtym 

wydarzeniu. 

Colt  był  ostatnią  osobą,  z  którą  chciała  się  spotkać.  A  z  jego 

zachowania wynikało, że i on nie miał na to ochoty. 

Z  filiżanką  kawy  w  dłoni  poszła  do  swego  małego  saloniku  i 

przycupnęła w rogu kanapy. 

Przypadkowe  spotkanie  przypomniało  jej  zdarzenia,  które  dawno 

minęły. 

Przez tamte wszystkie lata stało się tradycją, że kibicowała Coltowi i 

swemu bratu, Mitchowi. 

Tak  było  również  tamtego  feralnego  dnia,  trzy  lata  temu,  podczas 

zawodów  w  Houston.  Sobotnia  konkurencja  ujeżdżana  byków  zaczęła  się 

zwyczajnie.  Jak  zawsze  oklaskiwała  gorąco  dwóch  mężczyzn,  których 

kochała ponad wszystko. 

RS

background image

 

 

6 

Colt  z  powodzeniem  skończył  swój  występ.  Potem  pomagał  w 

przygotowaniach  Mitchowi.  Lecz  kiedy  tylko  wrota  zagrody  otwarły  się, 

Kaylee  już  wiedziała,  że  Mitch  znalazł  się  w  prawdziwych  opałach.  Już 

pierwszy skok byka był wyjątkowo dziki i gwałtowny. Mitch uderzył twarzą 

w  kark  zwierzęcia  i  spadł  w  piach  areny.  Poskramiacze  rzucili  się 

natychmiast, żeby odwrócić uwagę byka. 

Samo  wspomnienie  tamtych  wydarzeń  napełniło  oczy  Kaylee  łzami. 

Wciąż  widziała,  jak  rozwścieczone  zwierzę  rzuca  się  w  pogoń  za 

drażniącymi je ludźmi. Niestety, jedna z jego tylnych nóg uderzyła w klatkę 

piersiową leżącego na ziemi Mitcha. 

Nie bacząc na niebezpieczeństwo, Colt rzucił się na pomoc jej bratu. A 

kiedy  upewnił  się,  że  zajęli  się  nim  sanitariusze,  odnalazł  ją  w  tłumie. 

Pojechał z nią do szpitala i czekał na wynik operacji. 

Był z nią także później, kiedy powiedziano im, że jej jedyny brat... jej 

jedyny żyjący krewny, zmarł na stole operacyjnym. 

- Ma... mo! - usłyszała z głębi korytarza cienki głosik. 

Poczuła ulgę. Jej córeczka zbudziła się z poobiedniego snu i wyrwała 

ją z bolesnych wspomnień. 

Odstawiła filiżankę i wstała z kanapy. 

Idąc do pokoju Amber, otarła łzy. Musiała myśleć o córce. Nie miała 

czasu na rozpamiętywanie przeszłości. 

-  Przyśniło  cię  się  coś  złego,  kochanie?  -  Wyjęła  dziewczynkę  z 

łóżeczka. 

Amber sennie pokręciła główką, wetknęła palec do buzi i wtuliła twarz 

w ramię mamy. 

RS

background image

 

 

7 

-  Już  dobrze.  Mamusia  nie  da  cię  skrzywdzić.  -  Kaylee  mocno 

przytuliła córeczkę. 

Zamierzała  pójść  do  salonu,  posiedzieć  z  dzieckiem  w  fotelu  na 

biegunach, ale w pół drogi zatrzymał ją dzwonek u drzwi. 

Włączyła  stojący  przy  drzwiach  magnetofon.  Głośne,  groźne 

szczekanie psa wypełniło mieszkanie. 

-  Pewnego  dnia  -  powiedziała  z  uśmiechem  -  mamusia  kupi 

prawdziwego  psa  z  wielkimi  zębami  i  olbrzymim  apetytem  na  wszystkich 

domokrążców. -Skrupulatnie sprawdziła łańcuch, głęboko nabrała powietrza 

i  sięgnęła  do  klamki.  -  Zobaczymy,  jak  prędko  uda  się  nam  spławić  tego 

gościa. 

Colt  cierpliwie  czekał  przed  drzwiami  do  mieszkania  na  drugim 

piętrze. Poprawił temblak, na którym wspierała się jego lewa ręka i rozejrzał 

się dookoła. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Kaylee mieszkała właśnie tam, a 

nie na swoim ranczu w Oklahomie. 

Wracając do zdrowia po wypadku, miał dużo czasu na przemyślenia. I 

doszedł  do  przekonania,  że  powinien  odszukać  Kaylee  i  spróbować 

poukładać sprawy między nimi. 

Potrząsnął głową. Wtedy gotów był rzucić się na sanitariusza za brak 

szacunku dla niej, a przecież sam nie postąpił lepiej. Tylko dlatego, że była 

świadkiem jego słabości. 

Gdy wydobrzał nieco, pojechał na ranczo „Lazy S".  I dowiedział się, 

że  Kaylee  sprzedała  je  krótko  po  śmierci  Mitcha  i  wyprowadziła  się  do 

Oklahoma City. 

Na  szczęście  w  książce  telefonicznej  figurowały  tylko  trzy  Kaylee 

Simpson. 

RS

background image

 

 

8 

Drzwi uchyliły się, trzymane łańcuchem. 

-  Nie  potrzebuję  niczego,  cokolwiek  pan  sprzedaje.  Nie  chcę...  - 

Kaylee urwała gwałtownie. - Colt? 

Colt  popchnął  ku  górze  rondo  kowbojskiego  kapelusza  i, 

uśmiechnięty, zakołysał się na piętach. 

- Czy taka taśma naprawdę odstrasza domokrążców? - spytał. 

Wpatrywała się weń przez wąską szparę. 

-  Co... ty  tutaj  robisz?  -  rzuciła  oschłym  tonem.  Skrzywił  się.  Widać 

było, żernie radowała się jego 

widokiem.  Ale  przecież  nie  mógł  jej  za  to  winić.  Uśmiechnął  się  do 

niej szeroko. 

-  Ja  też  cieszę  się,  że  cię  widzę,  mała.  Możesz  już  wyłączyć 

magnetofon. Już przekonałaś się, że to ja, a nie sprzedawca odkurzaczy. 

Szczekanie umilkło. 

- Przepraszam. Cześć, Colt. 

- Zobaczyć... - rozległ się cieniutki głosik. A małe paluszki chwyciły 

krawędź drzwi, usiłując otworzyć je szerzej. 

Colt zmarszczył brwi. 

- Masz towarzystwo? - spytał. 

-  Nie.  Ale  to  naprawdę  nie  jest  dobra  pora...  Dostrzegł  panikę  w  jej 

oczach i zaniepokoił się. 

- Wszystko w porządku, Kaylee? 

- Nic mi nie jest. 

-  Mamo,  zobaczyć!  -  cienki  głosik  stał  się  bardziej  stanowczy.  - 

Zobaczyć. 

- Nie teraz, kochanie - powiedziała Kaylee łagodnie. 

RS

background image

 

 

9 

Coltowi  zabrakło  tchu  w  piersi.  Kaylee  miała  dziecko?  Czyżby  była 

mężatką? 

-  Musimy  porozmawiać  -  powiedział  poważnie.  Wmawiał  sobie,  że 

Mitch  chciałby,  żeby  sprawdził,czy  u  niej  wszystko  było  w  porządku.  Ale 

prawda była taka, że był po prostu ciekaw. 

-  Nie  potrafię  sobie  wyobrazić,  o  czym  mielibyśmy  rozmawiać.  - 

Wzruszyła ramionami. Ale głos zdradził, że była okropnie zdenerwowana. 

-  Posłuchaj,  Kaylee...  -  Spojrzał  jej  prosto  w  oczy.  -  Przejechałem 

kawał drogi, żeby z tobą porozmawiać. Możesz przecież poświęcić mi pięć 

minut. 

Zawahała  się.  Widział,  jak  bardzo  była  spięta.  Najwyraźniej  coś  się 

działo. 

- Kaylee? 

Zamknęła drzwi, odpięła łańcuch i otwarła je szeroko. 

-  Przepraszam  za  bałagan.  -  Wskazała  zabawki  na  dywanie.  -  Nie 

spodziewałam się nikogo. 

Colt  zamierzał  powiedzieć,  że  przywykł  do  widoku  zabawek  na 

podłodze w domach swoich braci. Lecz głos uwiązł mu w gardle. I zastygł z 

otwartymi ustami. 

Kaylee  trzymała  na  ramieniu  dziewczynkę  z  kruczoczarnymi 

loczkami. Dziecko wstydliwie schowało buzię za karkiem Kaylee. Lecz jej 

widok i tak przyprawił Colta o palpitacje. 

- To twoje? - spytał. 

Zdawało mu się, że minęła wieczność, nim Kaylee powiedziała: 

- Tak. To moja córka Amber. 

RS

background image

 

 

10 

Słysząc swoje imię, dziewczynka uniosła głowę. Kiedy spostrzegła, że 

wpatrywał się w nią intensywnie, wetknęła palec do buzi i znów schowała 

się za ramieniem matki. 

Ta  krótka chwila  wystarczyła,  by  Colt  zauważył,  że  miała  niebieskie 

oczy. Właściwie błękitne. Jego szwa-gierki, Annie i Samantha, nazywały ten 

kolor „błękitem Wakefieldów". 

Serce waliło mu jak szalone. Z trudem chwytał powietrze. 

Dziecko musiało być w tym samym wieku co Zach, młodszy syn jego 

brata, Branta. Rachunek był prosty. 

Z trudem przełknął ślinę. 

- Ona jest moja, prawda, Kaylee? 

Czekał. Znał odpowiedź, ale musiał usłyszeć ją od niej. 

- Kaylee? 

Głęboko nabrała powietrza. 

- Tak, Amber jest także twoją córką. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

 

 

11 

ROZDZIAŁ DRUGI 

 

-  Dlaczego  mi  nie  powiedziałaś?  -  zawołał  Colt.  Zdenerwowany, 

oddychał  szybko.  -  Nie  pomyślałaś,  że  mam  prawo  wiedzieć  o  własnej 

córce?! 

- Nie. - Jej oczy zabłysły wściekłością. Zawahał się. Nigdy jeszcze nie 

widział jej tak zagniewanej. 

- Dlaczego nie? - On także z trudem hamował złość. 

Dziewczynka  mocniej  przytuliła  się  do  matki.  Podniesione  głosy 

przestraszyły ją. 

- Napijesz się soczku, kochanie? - spytała Kaylee łagodnie i pogłaskała 

dziecko po plecach. 

Mała kiwnęła główką. 

- Muszę zająć się nią. - Głos Kaylee był łagodny, ale spojrzenie, które 

posłała Coltowi, było zimne jak lód. - Później porozmawiamy. 

-  O,  tak!  Na  pewno  -  mruknął.  Patrzył  za  Kaylee,  idącą  do  kuchni  z 

córką - z jego córką - na rękach. 

Jego córka... 

Po raz pierwszy  w życiu doświadczył podobnego uczucia. Był ojcem 

dwuletniego dziecka, dziewczynki podobnej do niego jak dwie krople wody. 

Coś ścisnęło mu gardło. 

Kiedy już oswoił się z nową sytuacją, pojawiły się pytania. Jak Kaylee 

mogła mu to zrobić? Czemu nie powiedziała mu o ciąży? 

Bardzo chciał poznać prawdę. 

Zdjął kapelusz i położył go na półce przy drzwiach obok magnetofonu. 

RS

background image

 

 

12 

Nie  zamierzał  wyjść,  zanim  Kaylee  odpowie  na  wszystkie  jego 

pytania. 

Kaylee  minęła  go  bez  słowa  i  posadziła  dziecko  na  dywanie  z 

plastikową butelką w rączce. 

- Zamierzałaś powiedzieć mi o niej kiedykolwiek? - spytał. 

-  Nie.  -  Kaylee  zabrała  ze  stolika  dzbanek  do  kawy.  Wstrząśnięty, 

chciał coś powiedzieć, lecz powstrzymała go. Gestem dłoni kazała mu iść za 

sobą do kuchni. 

Starał  się  nie  dostrzegać  jej  bioder  ciasno  opiętych  dżinsami. 

Przełykając  z  trudem  ślinę,  przyjął  podaną  mu  filiżankę  kawy.  Różowa 

bluzeczka uniosła się nieco, odsłaniając kawałek brzucha. 

Potrząsnął głową. Co się ze mną dzieje?! - pomyślał. 

Wskazała  malutki  stolik.  Usiedli  naprzeciw  siebie.  Kaylee  usadowiła 

się tak, żeby mogła widzieć dziecko.. 

- Jeśli o mnie chodzi, nie musiałeś wiedzieć o Amber - powiedziała. 

Gniew i zaskoczenie odebrały Coltowi mowę. Wiedział jednak, że jeśli 

straci panowanie nad sobą, nie dowie się niczego. 

- To z powodu ciąży miałaś przerwę w nauce, prawda? - Przypomniał 

sobie jej wymijającą odpowiedź w sali zabiegowej. 

- Tak. 

-  Powinnaś  była  mi  powiedzieć.  -  Starał  się  nie  podnosić  głosu.  - 

Mogłem ci jakoś pomóc. 

- Nie chciałam i nie potrzebowałam twojej pomocy. 

-  Jej  głos  drżał  z  emocji.  -  Nie  chciałam,  żebyś  dowiedział  się  o 

Amber. 

RS

background image

 

 

13 

- Dlaczego, Kaylee? - Nie sądził, że potrafiła być aż tak uparta. Ale on 

też to potrafił. - Jak mogłaś pomyśleć, że nie mam prawa dowiedzieć się, że 

zostałem ojcem? 

- Sam pozbawiłeś się tego prawa - powiedziała, nie patrząc na niego. 

Jej głos złagodniał trochę, ale nie słowa. 

Colt zaczął tracić panowanie nad sobą. 

- Skąd, u diabła, taki pomysł?! - zawołał. 

-  Tamtego  ranka,  po  pogrzebie  Mitcha,  dostałam  sygnał  jasny  i 

czytelny. - Jej spojrzenie zmroziło go. 

- Nie chciałeś mieć ze mną nic wspólnego. I kiedy zorientowałam się, 

że byłam w ciąży, zrozumiałam, że to uczucie może przenieść się również 

na moje dziecko. 

Poczucie winy, które dręczyło go przez ostatnie trzy lata, dało znać o 

sobie  ż  dziesięciokrotnie  większą  siłą.  Nie  dość,  że  przespał  się  z  siostrą 

najlepszego  przyjaciela  zaraz  po  jego  pogrzebie,  to  jeszcze  pozbawił  ją 

dziewictwa.  Wiedział,  że  postąpił  wtedy  obrzydliwie.  Ale  był  tym  tak 

zawstydzony, że nie potrafił spojrzeć Kaylee w oczy. 

- Kaylee, to nie było tak. Ja... 

- Doprawdy? - przerwała mu gniewnie. - Ile razy w ciągu tych trzech 

lat próbowałeś spotkać się ze mną, Colt? 

Nie mógł już upaść niżej. Kaylee oceniała go niesprawiedliwie. 

- Wiem, że gdyby istniała nagroda za najpaskudniejsze postępowanie, 

dostałbym ją bez wątpienia. Ale teraz są powody... 

-  Zbyt  słabe,  zbyt  późno.  -  Wstała.  -  Nie  mam  ochoty  słuchać, 

dlaczego wyszedłeś tamtego ranka, nie budząc mnie nawet, nie zostawiając 

nawet jakiejś karteczki. - Wylała jego nietkniętą kawę do zlewu. 

RS

background image

 

 

14 

- Zaraz, jeszcze nie skończyłem... 

-  Owszem,  skończyłeś.  -  Podeszła  do  drzwi.  -  Będę  wdzięczna,  jeśli 

już sobie pójdziesz. Chcę, żebyś zostawił Amber... i mnie w spokoju. 

Głos jej zadrżał, zdradzając targające nią emocje. Colt poczuł niemal 

fizyczny ból, że doprowadził ją do takiego stanu. 

Nabrał głęboko powietrza i wstał. Potrzebował czasu. Żeby oswoić się 

ze wszystkim, czego dowiedział się przed chwilą, i żeby zastanowić się, w 

jaki sposób sprawić, by Kaylee zechciała go wysłuchać. 

- Chyba będzie lepiej, jeśli wrócimy do tej rozmowy, gdy oboje... 

- Nie, Colt! - Potrząsnęła głową. - Straciłeś swoją szansę, kiedy mnie 

zostawiłeś  tak  bez  słowa...  Kiedy  wyszedłeś,  nie  oglądając  się  za  siebie. 

Dostałeś, czego chciałeś, a teraz pozwól mi dostać to... czego ja chcę. 

Pojedyncza łza spłynęła po jej bladym policzku. 

- A czego chcesz, Kaylee? 

Odetchnęła  głęboko.  Niecierpliwie  otarła  łzę  i  drżącą  ręką  wskazała 

mu drzwi. 

- Chcę, żebyś wyszedł... Jak trzy lata temu... I żebyś nigdy nie wracał. 

-  Nie  mogę  tego  zrobić,  kochanie.  -  Ostrożnie  starł  z  jej  policzka 

kolejną łzę. - Wrócę tu jutro rano, kiedy oboje uspokoimy się trochę. 

-  Proszę...  nie.  -  Rozpłakała  się  na  dobre.  -  Najlepiej  będzie...  jeśli 

wrócisz... na swoje ranczo w stanie Wyoming i zapomnisz... o mnie. 

- To niemożliwe - powiedział łagodnie. 

Włożył kapelusz. Popatrzył na zajętą zabawą Amber. 

Przyglądała  mu  się  z  zaciekawieniem.  Lecz  kiedy  spostrzegła,  że 

patrzył na nią, uśmiechnęła się wstydliwie i schowała buzię za pluszowym 

misiem. 

RS

background image

 

 

15 

W tym momencie pokochał swoją córkę bez pamięci. 

-  Do  zobaczenia  jutro.  -  Przez  chwilę  zapragnął  pochylić  się  i 

pocałować  Kaylee  w  mokry  od  łez  policzek.  -  Wszystko  będzie  dobrze, 

kochanie. Obiecuję. 

Następnego  dnia  zdenerwowana  Kaylee  siedziała  przy  kuchennym 

stole w oczekiwaniu na Colta. 

Bała się tego spotkania. Ale jednocześnie jakaś jej część wypatrywała 

go z utęsknieniem. I to był jej największy problem. 

Zakochała  się  w  Colcie  Wakefieldzie  od  pierwszego  wejrzenia.  Jej 

matka  uważała,  że  to  tylko  zadurzenie  nastolatki,  lecz  lata  płynęły,  a  jej 

uczucie nie słabło. Przeciwnie. 

Ale  tamtego  fatalnego  poranka,  kiedy  zbudziła  się  sama,  starała  się 

wymazać  go  z  pamięci.  Musiała  to  zrobić.  Inaczej  nie  przetrwałaby 

następnych lat. 

I oto, ku swemu przerażeniu, przekonała się poprzedniego dnia, że jej 

uczucie  do  Colta  wciąż  było  żywe.  Kiedy  dotknął  jej,  poczuła  znajomy 

dreszczyk podniecenia. 

- Mamusiu, patrz! 

Amber  zaśmiewała  się,  oglądając  w  telewizji  tańczące  i  śpiewające 

rysunkowe warzywa. 

- Lubisz ten film, prawda? - Kaylee uśmiechnęła się do córki. 

- Nie - powiedziała Amber. Jej loczki zatrzepotały, kiedy energicznie 

kiwała potakująco główką. 

Kaylee uśmiechnęła się. 

Pewnego  dnia  Amber  dorośnie  na  tyle,  że  słowa  i  gesty  będą  szły  w 

parze. Popatrzyła na małą, poruszona jej podobieństwem do Colta. 

RS

background image

 

 

16 

Kiedy tylko ujrzał ją po raz pierwszy, natychmiast pojął, że mała jest 

jego dzieckiem. Miała takie same czarne włosy i tak samo błękitne oczy jak 

wszyscy Wakefieldowie. 

Dzwonek  wyrwał  ją  z  zamyślenia,  aż  podskoczyła.  A  Amber  ciasno 

objęła ją za nogi. Nie przywykła do obcych. 

Wzięła córkę na ręce. Tym razem nie włączyła taśmy ze szczekaniem 

psa. Nie było potrzeby. Wiedziała, kto stoi za drzwiami. 

- Cześć - powiedział Colt. Podniósł z podłogi wielką torbę sklepową. - 

Przepraszam  za  małe  spóźnienie,  ale  zatrzymałem  się  w  sklepie  z 

zabawkami. 

Słysząc  głęboki  baryton  Colta,  Amber  schowała  buzię  za  karkiem 

Kaylee. 

Kaylee poklepała ją uspokajająco po plecach. 

- Widzę, że za nic masz moje wczorajsze prośby, żebyś zostawił nas w 

spokoju - powiedziała. 

Uśmiechnął się. A jej serce zadrżało. 

- Naprawdę myślałaś, że posłucham? 

- Nie. - Westchnęła ciężko. Czy on musi być tak porażająco przystojny 

i uroczy? 

- Amber, coś ci przyniosłem - powiedział łagodnie. 

-  Ona  nie  jest  przyzwyczajona  do  obcych  -  powiedziała  Kaylee,  gdy 

mała wciąż chowała się za nią. -A zwłaszcza do mężczyzn. 

Napotkała  jego  przenikliwe  spojrzenie.  Widziała,  że  zastanawiał  się 

nad czymś głęboko. 

- Nie widywała wielu mężczyzn? - spytał w końcu. 

- Raczej nie. 

RS

background image

 

 

17 

W innych okolicznościach roześmiałaby się głośno. Przez ostatnie trzy 

lata ani razu nie była na randce. Ale Coltowi nic do tego. 

Jego twarz rozjaśniła się. 

- Prędko przywyknie do mojego towarzystwa - powiedział. 

Co takiego?! 

Serce Kaylee ruszyło galopem. 

Długo rozmyślała poprzedniego dnia. I doszła do przekonania, że nie 

powinna  odbierać  Amber  szansy  poznania  człowieka,  który  ponosił 

odpowiedzialność  za  jej  istnienie.  Ale  słowa  Colta  zdały  się  jej  zbyt 

obcesowe. 

- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. 

-  Dlaczego?  -  Poprawił  temblak,  na  którym  spoczywało  jego  lewe 

ramię, i skrzywił się z bólu. 

-  Wciąż  dokucza  ci  złamany  obojczyk?  -  Próbowała  zmienić  temat 

rozmowy. 

- Nie bardzo. - -Zdjął kapelusz i położył na półce obok magnetofonu. - 

Ale bardzo liczę, że zmieni się to, kiedy zacznę zabiegi rehabilitacyjne. 

-  Jeśli  terapia  będzie  prowadzona  prawidłowo,  a  ty  nie  będziesz 

nadwerężać  ramienia,  nie  powinieneś  odczuwać  żadnych  dolegliwości.  - 

Poczuła, że kurczowy uścisk Amber zelżał. Najwyraźniej oswoiła się trochę 

z  obecnością  Colta.  Kaylee  zaniosła  ją  więc  do  pokoju  i  posadziła  na 

dywanie przed telewizorem. - Kiedy zaczynasz zabiegi? 

-  Za  tydzień,  może  za  dwa  -  odparł  Colt.  -  Na  razie  wykonuję  tylko 

proste ćwiczenia. 

Usłyszała, że szamotał się z torbą z zakupami. Nie bardzo radził sobie 

jedną ręką i szmaciana lalka zaplątała się w uchwyty torby. 

RS

background image

 

 

18 

-  Pozwól  -  powiedziała.  Kiedy  ich  dłonie  zetknęły  się  na  ułamek 

sekundy, odsunęła się gwałtownie. - A... Amber na pewno się spodoba. 

Przyglądał się jej kilka długich sekund. Potem odchrząknął. 

- Czy uważasz, że przestraszyłaby się, gdybym jej ją teraz dał? 

Popatrzyła  zdumiona  na  niego.  Po  raz  pierwszy  widziała  Colta  tak 

niepewnego siebie. 

- Może za kilka minut. Musi najpierw przywyknąć do twojej obecności 

- powiedziała łagodnie. Czuła, że Colt bardzo chciał poznać Amber i starał 

się, żeby jej nie przestraszyć. - Usiądźmy w salonie. Będziesz bliżej niej, ale 

nie na tyle blisko, żeby się ciebie przestraszyła. 

-  Zgoda.  Możemy  w  tym  czasie  porozmawiać.  Kiedy  szedł  za  nią, 

czuła na plecach jego spojrzenie. 

Zupełnie jakby jej dotykał. Usiedli. 

Kaylee  oddychała  z  trudem.  Żeby  nie  patrzeć  Coltowi  w  oczy, 

spojrzała na Amber. 

Dziewczynka przyglądała się im z zaciekawieniem. 

- Wszystko w porządku, kochanie. Colt jest przyjacielem. 

- Jestem twoim tatusiem - powiedział delikatnie. -Nie chciałbym, żeby 

miała  co  do  tego  jakiekolwiek  wątpliwości  -  powiedział  stanowczo  do 

Kaylee. 

Amber chyba nie zauważyła napięcia między dorosłymi. Powróciła do 

oglądania telewizji. 

- Colt, wiele myślałam o naszej sytuacji... - odezwała się Kaylee. 

- Ja nie mogłem myśleć o niczym innym. Nie zdołamy chyba wyjaśnić 

wszystkiego w jeden wieczór. 

- To prawda. Na pewno zabierze nam to trochę czasu... 

RS

background image

 

 

19 

- Cieszę się, że się zgadzamy. To bardzo ułatwi sprawę. 

O co mu chodziło? I dlaczego stale jej przerywał? 

- O co chodzi, Colt? - spytała. 

- Obawiam się, że nie spodoba ci się to, co powiem... Chcę, żebyście, 

ty i Amber, pojechały ze mną na ranczo „Pod Samotnym Drzewem". 

- Nie mówisz poważnie? - Nie wierzyła własnym uszom. 

- Jak najpoważniej, Kaylee. Zamierzam lepiej poznać moją córkę. 

-  Możesz  poznawać  ją  tutaj  -  zaoponowała.  Absolutnie  nie  mogła 

zgodzić się na wyjazd do Wyoming. 

-  Nie.  Nie  mogę.  -  Odwrócił  głowę  w  stronę  bawiącej  się  Amber.  - 

Gdybym  chciał  robić  to  tutaj,  stałbym  się  tylko  chwilowym  gościem, 

którego zapomniałaby między wizytami.  

- Wielu ojcom to wystarcza - upierała się Kaylee. - Tobie i Amber też 

to wystarczy. 

Colt pokręcił głową. 

-  Może  gdybym  był  przy  niej  od  początku, ale  nie  teraz.  Zamierzam 

być jej tatą, nie facetem, który tylko chce uchodzić za ojca. 

- Nie mogę  wziąć wolnego  w szpitalu - Kaylee pokręciła głową - bo 

stracę pracę. 

- Nie, nie stracisz. - Uśmiechnął się z wyższością, aż ciarki przebiegły 

jej po plecach. - Rozmawiałem już z twoim szefem. 

- Co takiego?! - Z największym wysiłkiem zdołała powstrzymać się od 

krzyku. Nie chciała przestraszyć Amber. - Nie mogłeś rozmawiać z nikim o 

wolnych  dniach  dla  mnie.  Jest  niedziela.  Oddział  rehabilitacyjny  jest 

zamknięty. 

- Mam swoje sposoby - odparł swobodnie. 

RS

background image

 

 

20 

- Co zrobiłeś? 

Wyciągnął się wygodniej na kanapie. 

-  Skontaktowałem  się  z  doktorem  Carsonem  i  poprosiłem,  żeby 

dowiedział  się,  który  szpital  oddelegował  cię  na  zawody  w  zeszłym 

miesiącu. On też ustalił nazwisko i numer telefonu twojego szefa. 

- Zatelefonowałeś do Brada do domu? - Arogancja Colta nie mieściła 

się jej w głowie. 

Pokiwał głową. Uśmiechnął się z zadowoleniem. 

- Kiedy wyjaśniłem mu sytuację... Krew odpłynęła jej z twarzy. 

- Proszę, powiedz, że nie... 

-  Nie,  kochanie.  -  Pogłaskał  ją  po  głowie.  -  Nie  opowiedziałem  mu 

wszystkiego. To tylko nasza sprawa. Nikomu nic do tego. Powiedziałem mu 

tylko, że mamy problemy rodzinne i spytałem, czy mógłby  zwolnić cię na 

kilka  miesięcy.  -  Uśmiechnął  się.  -  Musisz  tylko  wpaść  jutro  do  biura  i 

podpisać dokumenty. 

- Jak śmiałeś?! - Gniew niemal odebrał Kaylee zdolność oddychania. - 

Zerwała się na równe nogi i zaczęła nerwowo krążyć po małym saloniku. - 

Co innego chęć bliższego zżycia się z moją córką, a co innego... 

- Naszą córką - poprawił. 

Przestraszona  podniesionymi  głosami,  Amber  zaczęła  płakać. 

Podbiegła do Kaylee i przywarła do jej nogi. 

- Ma... mo! 

Kaylee porwała małą na ręce i przytuliła mocno. 

-  Nie  możesz  postępować  w  taki  sposób.  -  Wbiła  w  Colta  twarde 

spojrzenie.  -  Nie  mogę  pozwolić  sobie  na  tak  długi  urlop.  Muszę  płacić 

czynsz za mieszkanie i raty na samochód... 

RS

background image

 

 

21 

- Zajmę się tym. 

- O, nie, nic z tego! Nie chcę od ciebie niczego. Podszedł do niej. 

-  Bądź  rozsądna,  Kaylee.  Jestem  ci  winien  udział  w  utrzymaniu 

dziecka  za  jakieś  dwa  lata.  Poza  tym  chciałbym  zatrudnić  cię  jako 

rehabilitatntkę. Żebyś pomogła mi przygotować się do finałowych zawodów 

w  listopadzie.  Będziesz  mogła  wrócić  tutaj,  kiedy  przyjedziemy  z  Las 

Vegas. 

- Nie chcę twoich pieniędzy - warknęła. -I nie zamierzam pomagać ci 

w  powrocie  na  arenę,  gdzie  znów  będziesz  narażał  życie,  siedząc  przez 

osiem sekund na grzbiecie oszalałego byka. 

- Jadąc po was jutro rano, zajrzę do administratora i załatwię sprawę 

czynszu. I poproszę go, żeby wyłączył prąd i telefon - mówił, jakby w ogóle 

jej nie słuchał. - Poza tym, Kaylee, jesteś mi to winna. 

- Czyżby? A to dlaczego? 

- Pozbawiłaś mnie kontaktu z Amber przez dwa lata. Teraz jesteś mi 

winna możliwość poznania jej. 

Kaylee  zdało  się,  że  świat  wirował  coraz  prędzej.  Prosto  w  ucho 

krzyczało  jej  przestraszone  dziecko.  Colt  stał  tuż  przed  nią  i  usiłował 

przewrócić całe jej życie do góry nogami. 

- Nie rób mi tego, proszę - szepnęła słabo. Miała wrażenie, że znalazła 

się w potrzasku. 

Położył dłoń na jej policzku. 

-  Kocham  Amber  i  chciałbym,  żeby  i  ona  mnie  pokochała.  Daj  nam 

szansę, proszę. 

Brzemię  winy  przytłoczyło  Kaylee.  Choć  niechętnie,  musiała 

przyznać,  że  ukrywając  Amber  przed  Coltem, była  nie  w  porządku  wobec 

RS

background image

 

 

22 

obojga.  Poza  tym  od  chwili,  kiedy  Colt  ujrzał  Amber  po  raz  pierwszy, 

wiedziała,  że  chociaż  może  chciałby  za  wszelką  cenę  zapomnieć  o  tamtej 

nocy, na pewno będzie kochał swoją córkę i dbał o nią. 

Łzy  wypełniły  oczy  Kaylee.  Z  powodu  własnych  uczuć pozbawiłaby 

Amber kontaktów z kochającym ojcem. 

- I co, Kaylee? - spytał Colt, ocierając łzę z jej policzka. - Pojedziesz z 

Amber do mnie? 

Patrzyła  na  mężczyznę,  którego  kochała  niegdyś  całą  duszą  i  całym 

sercem. 

Miał rację. Była winna jemu i Amber wspólny czas. Lecz obawiała się, 

że  nie  zdoła  zapanować  nad  własnymi  uczuciami.  I  że  znów  ulegnie 

magnetycznemu  powabowi  Colta.  A  na  to  nie  mogła  sobie  pozwolić.  Od 

tego zależało jej przetrwanie. 

- Sama nie wierzę, że to powiem - zaczęła ostrożnie. 

- Pojedziecie? - spytał z nadzieją. 

Nabrała  głęboko  powietrza,  jakby  zaczynała  spacer  po  cienkiej  linie. 

Bez zabezpieczenia. 

-  Tak,  pojedziemy  z  tobą.  Ale  zostaniemy  na  ranczu  tylko  do  czasu, 

kiedy  będziesz  przygotowany  do  zawodów  finałowych.  Amber  i  ja  nie 

pojedziemy z tobą do Las Vegas. 

- To się jeszcze okaże. 

Posłał jej uśmiech, po którym natychmiast zwątpiła w słuszność swojej 

decyzji o spędzeniu następnych dwóch miesięcy na ranczu " Pod Samotnym 

Drzewem". 

 

 

RS

background image

 

 

23 

ROZDZIAŁ TRZECI 

 

-  Niech  to  szlag!  -  wymamrotał  Colt  wściekły,  że  wciąż  nie  był  w 

stanie  posłużyć  się  lewą  ręką.  W  takiej  sytuacji  zamontowanie  w 

samochodzie fotelika dla Amber stawało się niewykonalne. 

-  Jakieś  problemy?  -  spytała  Kaylee.  Stanęła  za  nim  z  Amber  na 

rękach. 

- Brakuje mi ręki, żeby zabezpieczyć fotelik - powiedział wściekły na 

własną bezradność. 

Kaylee postawiła Amber na ziemi. 

- Zostań tu, kochanie. Mamusia pomoże Coltowi przy foteliku. 

- Tatusiowi - poprawił. - Jestem jej tatusiem, Kaylee. 

Po krótkim wahaniu kiwnęła głową. 

- Pomogę... tatusiowi, Amber - powiedziała.  

Wahanie  Kaylee  zraniło  Colta.  Ale  zignorował  to.  Na  ranczu  będą 

mieli  dużo  czasu  na  uporządkowanie  wszystkich  spraw.  I  odbudowanie 

przyjaźni, na co miał wielką nadzieję. 

Wspólne wychowywanie Amber na pewno będzie łatwiejsze. 

Spojrzał w dół. Jego córka przyglądała mu się ciekawie. 

Kiedy jednak poczuła na sobie jego spojrzenie, natychmiast schowała 

się za nogą Kaylee. 

-  Jak  myślisz,  ile  to  potrwa,  zanim mała  przyzwyczai  się do  mnie?  - 

spytał. To samo pytanie dręczyło go także w związku z Kaylee. 

-  Nie  jestem  pewna.  -  Po  chwili  dodała:  -  To  dla  nas  wszystkich 

całkiem nowe terytorium. Przyzwyczajanie się musi trochę potrwać. 

RS

background image

 

 

24 

Colt  wiedział,  że  bardziej  miała  na  myśli  siebie  niż  córkę.  Dlatego 

postanowił nie naciskać. 

-  Jesteście  gotowe?  Chciałbym  wyruszyć  jak  najprędzej.  Przed  nami 

daleka droga. Chciałbym ujechać jak najdalej, nim staniemy na nocleg. 

- Nocleg? Obrócił się. Ramieniem zawadził o pierś Kaylee. 

- Ja... - musiał odchrząknąć. - Tak będzie chyba najlepiej dla Amber... 

Jeśli rozłożymy podróż na dwa dni. 

Kaylee oblizała wargi. 

-  Chyba  masz  rację  -  powiedziała.  Podniosła  dziecko  i  ruszyła  do 

domu.  -  Sprawdzę,  czy  zabraliśmy  wszystko  i  wezmę  torbę  z  zabawkami 

Amber. 

Dopiero  kiedy  zniknęła  na  schodach,  Colt  zdołał  wykonać  kolejny 

wdech. Spuścił oczy. Kopnął kamień. Był zły, że musiał wzbudzić w Kaylee 

poczucie winy, żeby zgodziła się pojechać z nim na ranczo. 

Ale,  do  diabła,  potrzebował  trochę  czasu,  żeby  zżyć  się  z  Amber.  I 

żeby odbudować między nim i Kaylee to, co zrujnował trzy lata wcześniej. 

Pomasował się po karku. Od tamtej niedzieli, kiedy dowiedział się, że 

jest ojcem, wciąż czuł, że mięśnie miał napięte jak postronki. 

Jak  zdoła  przekonać  Kaylee,  iż  to  nie  ona  była  winna,  że  odszedł 

tamtego ranka? 

Jak  miał  wytłumaczyć  jej,  że  czuł  się  winnym  wobec  swego 

najlepszego przyjaciela, Mitcha? 

I jak miał powiedzieć jej, że tak bardzo wstydził się tego, co zrobił, że 

nie zdobył się przez te lata na to, by stanąć z nią twarzą w twarz. 

-  Gdyby  rozdawano  medale  za  głupotę,  bez  trudu  dostałbyś  złoty, 

Wakefield - mruknął pod nosem. 

RS

background image

 

 

25 

Nie  bardzo  wiedział,  jak  postępować  dalej.  Ale  był  pewien,  że  musi 

naprawić sprawy z Kaylee. 

Musiał to zrobić. Od tego zależała przyszłość jego, jej i Amber. 

- Wyjść, mamo, wyjść! - zawołała niecierpliwie Amber, szarpiąc się z 

trzymającym ją w foteliku pasem. 

-  Jeszcze  minutkę,  kochanie  -  powiedziała  Kaylee,  patrząc  na 

znikającego  w  wejściu  do  motelu  Colta.  -Colt...  Twój  tatuś  musi  wynająć 

pokoje, żebyśmy mieli gdzie spać. 

Amber zamrugała i pokręciła głową. 

- Nie spać - powiedziała stanowczo. 

- Wiem, że jeszcze nie chce ci się spać. - Kaylee uśmiechnęła się. - Ale 

już niedługo. 

Colt tymczasem rozmawiał z recepcjonistą. Postanowił  zatrzymać się 

na nocleg w Hays, w stanie Kansas, chociaż nie było jeszcze bardzo późno. 

Dlatego, żeby nie męczyć Amber, jak oświadczył. 

Ale  Kaylee  podejrzewała,  że  wciąż  dokuczał  mu  złamany  obojczyk. 

Dla  niego,  jak  i  dla  większości  zawodowych  zawodników  rodeo,  nie  do 

przyjęcia było okazanie słabości. 

-  Mamy  pokoje  na  parterze  czy  na  piętrze?  -  spytała  Kaylee,  kiedy 

wrócił do auta. 

-  Na  parterze.  -  Usiadł  za  kierownicą.  -  Pomyślałem,  że  tak  będzie 

wygodniej. 

Nie  spytała,  co  miał  na  myśli.  Wiedziała.  Zamierzał  sam  wnieść 

wszystkie bagaże. Tak jak rano nie pozwolił pomóc sobie przy pakowaniu 

rzeczy  w  samochodzie.  A  z  unieruchomioną  lewą  ręką  miał  kłopoty  na 

schodach. 

RS

background image

 

 

26 

-  Zaniosę  nasze  torby  do  pokoju  Amber  i  mojego  -  powiedziała 

stanowczo, kiedy zatrzymali się na miejscu parkingowym. 

- Do naszego pokoju. 

Kaylee, zajęta odpinaniem Amber, znieruchomiała. 

- Wziąłeś tylko jeden pokój? 

- Tak. 

- Nie mieli więcej wolnych? - Serce omal nie rozsadziło jej piersi. 

- Nie wiem, ile mieli wolnych - odparł. - Nie pytałem. 

Zamierzał wysiąść, lecz Kaylee chwyciła go za rękaw. 

-  Nie  zamierzasz  wyjaśnić  mi, dlaczego  wziąłeś  tylko jeden pokój?  - 

Za wszelką cenę starała się nie podnieść głosu. 

Przez  czerwony  rękaw  jego  koszuli  poczuła,  jak  napięły  mu  się 

muskuły. Natychmiast cofnęła rękę i otarła dłoń o spodnie. 

Po raz pierwszy Colt sprawiał wrażenie zakłopotanego. 

-  Niechętnie,  ale  muszę  przyznać,  że  chyba  będę  potrzebował  twojej 

pomocy dziś wieczorem i jutro rano. 

- Przy temblaku? - spytała zaskoczona. 

Nie  sądziła,  że  zdobędzie  się  na  takie  wyznanie.  Z  doświadczenia 

wiedziała,  że  jedna  niesprawna  ręka  może  być  wielkim  kłopotem.  Ale 

przecież mogła służyć mu pomocą, nie mieszkając w jednym pokoju. 

Przytaknął skinieniem głowy. 

-  Wciąż  mam  kłopot  z  dopasowaniem  go.  -  Minę  miał  nietęgą.  -  A 

każda próba to ból jak... 

Kaylee zakasłała gwałtownie. 

- Pewne słowa chwyta szybciej niż inne - głową wskazała na Amber. 

Jego uroczy uśmiech przyprawił ją o dreszcze. 

RS

background image

 

 

27 

- Chciałem tylko powiedzieć, że to jest ból jak po uderzeniu. 

- A ja myślałam... 

-  Źle  myślałaś.  -  Wysiadł  z  samochodu.  -  Odkąd  przyszły  na  świat 

dzieciaki  Morgana  i  Branta,  nauczyliśmy  się  wszyscy  uważać  na  to,  co 

mówimy. 

- A co słychać u twoich braci? 

- Stara bieda. 

-  Ile  mają  dzieci?  -  Uśmiechnęła  się.  Zawsze  lubiła  starszych  braci 

Colta. 

-  Morgan  i  Samantha  mają  dwóch  chłopców.  -  Położył  jej  dłoń  na 

plecach i pokierował w stronę wejścia. - Brant i Annie mają syna. Ale jeśli 

wierzyć wynikom USG, następny jest już w drodze. 

- Kolejne pokolenie chłopców u Wakefieldów! -sapnęła. 

- Ale teraz jest już też dziewczynka - powiedział, otwierając drzwi do 

pokoju.. 

Powiedział  to  z  tak  głębokim  uczuciem,  że  serce  Kaylee  napełniła 

radość. Nieważne, co czuł do niej. Wiedziała ponad wszelką wątpliwość, że 

kochał swoją córkę. 

Znów poczuła ukłucie wyrzutów sumienia. 

Tak  długo  ukrywała  ją  przed  nim.  Żeby  zamaskować  zmieszanie, 

szybko weszła do pokoju. Z ulgą zobaczyła, że stały tam dwa łóżka. 

-  Które  torby  mam  przynieść?  -  spytał  Colt.  Postawiła  Amber  na 

podłodze. 

- Sama je przyniosę. 

- Nic z tego - rzucił. 

RS

background image

 

 

28 

- Nie bądź śmieszny, Colt. - Ruszyła za nim. - Z ręką na temblaku nie 

poradzisz sobie. A ja spokojnie mogę coś przynieść. Tak będzie roz... 

Obrócił się na pięcie. 

-  Mogę  potrzebować  pomocy  z  tym  pięknym  temblakiem,  ale  nie 

jestem całkiem bezradny - warknął gniewnie. - Sam mogę przynieść bagaże. 

Które potrzebujesz? 

- Czerwoną torbę - parsknęła. 

- Cerwoną - powtórzyła Amber. Twarz Colta złagodniała natychmiast. 

- Czy ona odezwała się do mnie? - spytał. 

-  Prawdopodobnie.  -  Kaylee  nie  miała  serca  rozczarować  go.  Nie 

powiedziała  mu  więc,  że  dwuletnie  dzieci  często  powtarzają  słowa  jak 

papuga. 

Colt pochylił się nad dziewczynką. 

- Chcesz, żeby tatuś przyniósł czerwoną torbę?  

Amber uśmiechnęła się do niego, ale zaraz schowała się za mamą. 

-  Widziałaś?  -  rzucił  z  niedowierzaniem.  -  Przez  sekundę  albo  dwie 

patrzyła na mnie. 

Nietrudno było dostrzec, ile znaczyło dla niego to małe zdarzenie. 

- Robisz postępy - powiedziała Kaylee. 

- To dopiero początek - powiedział. I wyszedł. Kaylee wzięła Amber 

na ręce. 

-  Colt  jest  jeszcze  początkującym  ojcem,  ale  świetnie  sobie  radzi, 

prawda, kochanie? 

Jakież było jej zdziwienie, gdy dziewczynka popatrzyła na nią bardzo 

poważnie, a potem wskazała drzwi paluszkiem i potakująco pokiwała głową. 

RS

background image

 

 

29 

Colt stał wsparty o stół i dyszał ciężko. Czoło i górną wargę pokrywała 

mu gruba warstwa potu. Zaciskając zęby, powoli podnosił i opuszczał lewą 

rękę. Wykonał już trzy nakazane przez lekarza serie ćwiczeń, ale uznał, że 

lepiej będzie, jeżeli zrobi cztery, albo nawet pięć. 

- Colt, ile zestawów ćwiczeń już zrobiłeś? - Kaylee wyszła z łazienki z 

Amber na rękach. 

- Cztery. - Nie spojrzał na nią. 

Zamierzał skończyć, zanim będzie po kąpieli Amber. Ale, jak widać, 

przeliczył się. Oczy Kaylee zwęziły się groźnie. 

- Miałeś robić tylko trzy zestawy, prawda? 

-  Tak.  Ale  trzy  zestawy  dwa  razy  dziennie  to  za  mało.  -  Zacisnął 

szczęki. Odetchnął głęboko. Nie sądził, że ćwiczenia zmęczą go tak bardzo. 

- Przestań natychmiast! 

Słysząc jej ostry ton, znieruchomiał. 

- Słucham? 

-  Jeśli  będziesz  robił  więcej  ćwiczeń,  niż  zalecił  lekarz,  narobisz 

więcej  szkód  niż  pożytku.  -  Posadziła  Amber  na  środku  łóżka.  -  Jesteś 

uparty jak zawsze. Chcesz nadal nosić rękę na temblaku, czy  wolisz, żeby 

znowu wsadzili ci ją w szynę? 

- Nienawidzę gipsu. - Ostrożnie, by nie urazić ręki,wyprostował się. - 

Noszę ten piekielny temblak już dwa tygodnie. Wciąż nie mogę sobie sam z 

nim poradzić. I mam już dość proszenia o pomoc Morgana lub Branta. 

-  Uznałeś  więc,  że  sam  możesz  zdecydować,  kiedy  będziesz  mógł 

przestać  nosić  temblak,  bez  pytania  o  zdanie  lekarza?  -  Spiorunowała  go 

wzrokiem. - Nosisz temblak przez cały czas. Próbowałeś chodzić bez niego? 

RS

background image

 

 

30 

Zgiął  lewy  łokieć  i  przycisnął  rękę  do  tułowia.  Prawą  ręką  usiłować 

rozpiąć koszulę. 

-  Zdejmuję  go  tylko  wtedy,  gdy  idę  pod  prysznic.  Podeszła,  by  mu 

pomóc. 

- Czy po zdjęciu szyny odczuwałeś jakiś ból? 

-  Nie.  I  teraz  też  nic  mi  nie  dokucza.  Przynajmniej  nie  za  bardzo  - 

pomyślał. 

- Tylko dlatego, że cię powstrzymałam - powiedziała Kaylee surowo. 

Czuł, jak pod wpływem jej dotknięć wracało mu życie. 

- Czy możesz mi powiedzieć, co robisz, Kaylee? 

- Pomagam ci zdjąć koszulę przed kąpielą. Ostrożnie  wyciągnęła mu 

koszulę  ze  spodni.  Musnęła  przy  okazji  jego  brzuch.  A  on  drgnął,  jak 

porażony. 

- Sam to mogę zrobić - powiedział przez zaciśnięte, szczęki. 

- O, naprawdę? - Wbiła weń zaciekawione spojrzenie. - Czy to nie był 

przypadkiem twój pomysł, żeby wziąć jeden pokój, bo potrzebna ci pomoc? 

- No, tak, ale... 

- No to przestań się kłócić i pozwól mi działać.  

Rozpięła  mankiet i  zsunęła prawy  rękaw.  I  znów  jej  delikatne dłonie 

podziałały na niego jak gorące żelazo. 

- Ja tylko... - Niespodziewanie wyschło mu w gardle 

-  ...  potrzebuję  pomocy  przy  temblaku.  Zignorowała  jego  protesty  i 

rozpięła lewy mankiet. 

- A zdejmowanie i wkładanie koszuli to łatwizna, prawda? 

- Nie mówiłem... że to jest łatwe. 

- Możesz mi coś powiedzieć? - Zsunęła mu koszulę z ramion. 

RS

background image

 

 

31 

-  Co...  takiego?  -  Nie  wiadomo  czemu  w  pokoju  zrobiło  się  nagle 

okropnie gorąco. 

-  Dlaczego  mężczyźni  nie  potrafią  przyjąć  pomocy,  kiedy  jej 

potrzebują,  ani  czemu  nigdy  nie  spytają  o  drogę,  kiedy  się  zgubią?  - 

Powiesiła koszulę na krześle. 

- My nie... - Urwał, gdy zaczęła odpinać mu pasek. 

- C-co ty... robisz... ? 

- Powiedziałeś, że potrzebujesz mojej pomocy. - Wyciągnęła pasek ze 

szlufek. -I to właśnie robię. 

Wydawała  się  zagniewana.  Ale  coś  w  jej  głosie  mówiło,  że  była 

poruszona równie mocno jak on. 

- Kaylee... 

Nie  wiedział,  co  chciał  powiedzieć,  ale  powstrzymał  go  chichot 

Amber. Popatrzył na nią z zachwytem. 

- Uważasz, że to zabawne, kiedy mamusia krzyczy na tatusia? - spytał 

z uśmiechem. 

A  Kaylee  nie  ustawała.  Nim  zorientował  się,  rozpięła  mu  guzik przy 

spodniach. Żywy ogień popłynął przez jego żyły. 

-  Myślałem...  -  Głos  załamał  mu  się,  jakby  przechodził  mutację.  - 

Dalej już sobie poradzę. 

Znowu  posłała  mu  jedno  z  tych  spojrzeń,  jakimi  kobiety  obdarzają 

mężczyzn, kiedy chcą powiedzieć im, że są upartymi głupcami. 

-  Oj,  daj  spokój.  Jestem  wyszkoloną  pielęgniarką.  Rozbierałam  już 

setki ludzi. - Sięgnęła do suwaka. -Poza tym oboje wiemy, że ani ja na tobie, 

ani ty na mnie, nie robimy żadnego wrażenia. 

RS

background image

 

 

32 

Intensywna  czerwień  jej  policzków,  nieznaczne  zawahanie,  zadawały 

kłam  jej  słowom.  Colt  zauważył  to  bez  trudu.  Ale  nie  miał  czasu  na 

rozważania. Jeżeli nie powstrzyma jej diabelnie szybko... 

Chwycił ją za rękę. Potrząsnął głową. 

- Powiedziałem, że sam sobie poradzę. 

- Proszę bardzo. - Wskazała krzesło. - Usiądź tu. Zdejmę ci buty. 

- Sam... Uniosła brew. 

- Ile czasu ci to zajmie? 

-  Poradzę  sobie.  -  Wstydził  się  przyznać,  że  z  butami  zawsze  miał 

najtrudniejszą przeprawę. 

- Siadaj i unieś nogę. 

Usłuchał, rozbawiony jej kategorycznym tonem. Ale jego zadowolenie 

prysło natychmiast. Kaylee zabrała się do ściągania buta, odwrócona tyłem 

do niego. 

Zacisnął  powieki.  Usiłował  oczyścić  myśli.  Najlepiej  nie  myśleć  o 

niczym.  A  zwłaszcza  o  tym,  jak  bardzo  myliła  się,  sądząc,  że  nie  jest 

atrakcyjna. 

- Czy chcesz, żebym jeszcze coś dla ciebie zrobiła? 

- Nie. 

Chciał, i to jak! Ale na to nie mógł liczyć. Wstał. 

-  Kiedy  się  wykąpiesz,  pomogę  ci  założyć  temblak  -  powiedziała. 

Podniosła Amber. - Powiedz tatusiowi dobranoc, kochanie. 

Amber  uśmiechnęła  się,  potrząsnęła  główką  i  schowała  twarz  za 

ramieniem mamy. 

- Ale przynajmniej uśmiechnęła się do mnie - powiedział Colt. 

RS

background image

 

 

33 

-  To  już  coś  -  zgodziła  się  Kaylee.  Colt  zniknął  w  łazience.  -Powoli 

zdobywał zaufanie córki. 

Gdyby jeszcze zdołał zdobyć przyjaźń Kaylee, może wszystko dałoby 

się ułożyć. 

Kaylee i Amber spały już od dawna. 

Colt nie spał. Wciąż myślał o słowach Kaylee. O tym, że uważała, że 

nie jest dla niego atrakcyjna. 

Obrócił głowę na poduszce, by popatrzeć na kobietę i dziecko śpiące 

na sąsiednim łóżku. 

W  delikatnej  poświacie  żarówki  z  łazienki  widział  zarysy  dwóch 

postaci. 

Na  samą  myśl,  że  mógłby  istnieć na  świecie  mężczyzna, któremu  na 

widok Kaylee serce nie zabiłoby mocniej, omal nie parsknął śmiechem. 

Była  inteligentna,  dowcipna i  tak pociągająca,  że  każda  chwila  w  jej 

towarzystwie była dla niego torturą. 

Mimo upływu lat, dokładnie potrafił wskazać chwilę, kiedy spostrzegł, 

że młodsza siostra Mitcha wyrosła na wspaniałą kobietę. 

Było  to  cztery  lata  wcześniej,  klika  tygodni  przed  jej  dwudziestymi 

urodzinami. Jak zawsze, przyjechała z Mitchem za zawody do St. Louis. 

Kiedy  Colt  ujrzał  ją  w  hotelu,  pomyślał,  że  widzi  ją  pierwszy  raz  w 

życiu. Nie mógł oderwać od niej oczu. 

Ale nigdy nie okazał, jakie na nim zrobiła wrażenie. Nie śmiał. Wszak 

była siostrą jego najlepszego przyjaciela. 

Teraz jednak wszystko się zmieniło. Mitch odszedł z tego świata... Za 

wcześnie... A Colt miał dziecko z Kaylee... Zacisnął powieki. 

Po stracie Mitcha zwrócili się ku sobie w poszukiwaniu wsparcia. 

RS

background image

 

 

34 

On  powinien  był  panować  nad  sytuacją...  I  nad  sobą.  A  postąpił  jak 

ostatni głupiec. 

Westchnął  ciężko.  Słusznie  nim  gardziła.  Nie  dość,  że  zabrał  jej 

dziewictwo, to jeszcze rankiem zostawił ją bez słowa. Jakżeż nienawidził się 

za tę chwilę słabości. 

Ale  Kaylee  wcale  nie  musiała  o  tym  wiedzieć.  Dla  niej  był  tylko 

człowiekiem podłym. 

Chociaż nie dało się ukryć, że oboje wciąż siebie pożądali. 

Niestety,  jednego  nie  wiedział.  Czy  istniała  przed  nimi  jakakolwiek 

przyszłość. Mieli Amber. I tylko ona się liczyła. 

Popatrzył na córkę i serce mu się ścisnęło. Była śliczna. I choć znał ją 

dopiero kilka dni, kochał ją najbardziej na świecie. 

Przeniósł wzrok na Kaylee. 

Poczucie rozpaczliwej straty ścisnęło mu serce. 

Każda  nieudana  próba  przywrócenia  przyjaźni  między  nimi  mogła 

tylko do reszty skomplikować przyszłość Amber. 

Głęboko  nabrał  powietrza  do  płuc.  Musiał  poniechać  takich  planów. 

Nie mógł pozwolić sobie na ryzyko. 

A  przecież,  odpływając  w  sen,  śnił  o  tym,  że  trzymał  w  objęciach 

rozkoszne  ciało  Kaylee.  Że  wykrzykiwała  w  ekstazie  jego  imię.  I  że  tak 

będzie już zawsze. 

 

 

 

 

 

RS

background image

 

 

35 

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 

- Colt, czy to jest jakaś nowa droga? - spytała Kaylee, rozglądając się 

dookoła.  Była  na  ranczu  kilka  razy  przed  śmiercią  Mitcha,  ale  nigdy  nie 

jechali tą drogą. 

-  Kochanie  -  uśmiechnął  się  z  zadowoleniem.  -  Już  od  kwadransa 

jesteśmy na terenie rancza „Pod Samotnym Drzewem". 

- To wielka posiadłość. 

Jej rodzinne ranczo nie było małe, ale „Pod Samotnym Drzewem" było 

jedną z największych prywatnych posiadłości ziemskich w całych Stanach. 

Większość  równie  wielkich  majątków  została  sprzedana  korporacjom 

lub rozparcelowana. 

Jednak  po  śmierci  ojca  bracia  Wakefieldowie  postanowili,  że 

zachowają ranczo w niezmienionym stanie i razem będą na nim pracować. 

- Jeśli zastanawiasz się, czemu nie jedziemy do domu na północy, to 

dlatego, że już tam nie mieszkam - wyjaśnił. 

Kaylee poczuła ucisk w gardle. Liczyła na to, że będzie miała wsparcie 

w Morganie i jego żonie. 

- Gdzie w takim razie mieszkasz? - spytała niepewnie. 

-  Dwa  i  pół  roku  temu  postanowiłem  wybudować  własny  dom,  trzy 

kilometry na północny wschód od domu rodzinnego. 

Gniew przyciemnił jej spojrzenie. 

- Specjalnie pominąłeś ten drobiazg, kiedy mnie zapraszałeś. 

Zmarszczył brwi. 

- Uważałem, że gdybyś  wiedziała, nie zgodziłabyś się zamieszkać ze 

mną bez Morgana i Samanthy. 

RS

background image

 

 

36 

-  Słusznie.  -  Była  naprawdę  wściekła.  -  W  porządku.  Odwieź  mnie  i 

Amber do najbliższego przystanku autobusowego. Wracamy do Oklahomy. 

Colt zacisnął usta. 

Jechali w milczeniu, póki ich oczom nie ukazała się prześliczna dolina. 

-  Tam  jest  mój  dom  -  powiedział.  Wspaniały  widok  odebrał  Kaylee 

dech. 

Uroczy,  piętrowy  dom.  Konie  pasące  się  na  pastwisku.  A  w  osobnej 

zagrodzie wspaniały, czarny ogier. 

- Podoba ci się? - spytał. 

-  Podoba?  To  mało  powiedziane.  -  Do  śmierci  Mitcha  zawsze 

mieszkała na ranczu. I wciąż tęskniła do takiego życia. - Tutaj jest po prostu 

pięknie... 

-  Dzięki.  -  Był  wyraźnie  zadowolony.  Powoli  jechali  wąskim, 

wysypanym żwirem podjazdem. -W przyszłym roku chcę postawić jeszcze 

szopę. Może też uda mi się zbudować krytą arenę do treningów. 

Uśmiech  Kaylee  zniknął,  kiedy  wyobraziła  sobie,  że  Colt  wybuduje 

przy domu arenę, na której będzie trenował jazdę na bykach. 

Od śmierci brata całkiem straciła serce do tej dyscypliny sportu. 

Colt zatrzymał auto przed domem i uśmiechnął się. 

-  Moje  panie,  witam  w  mojej  części  rancza  „Pod  Samotnym 

Drzewem". 

Amber zachichotała i schowała buzię w dłoniach. 

- Podoba ci się dom tatusia? - spytał Colt. 

Z zakrytą buzią potrząsnęła głową, nie przestając śmiać się. 

- Dalszy postęp. - Colt uśmiechnął się jeszcze szerzej. 

RS

background image

 

 

37 

Wielka miłość, jaką Kaylee zauważyła w spojrzeniu Colta, wzruszyła 

ją głęboko. 

Nie miało znaczenia, co zaszło między nią i Coltem. Była pewna, że 

Amber ma już ojca, który kocha ją całym sercem. 

Westchnęła w zadumie. Kiedyś marzyła o tym, by wrócić tu z Coltem i 

z ich dzieckiem. 

I, w marzeniach, była jego żoną i żyli długo i szczęśliwie. 

Pokiwała  głową  nad  własną  głupotą.  To  było  dawno.  Wtedy  nie 

wiedziała jeszcze, że to tylko mrzonki. 

- Kaylee? Dobrze się czujesz? 

Wyrwana z zamyślenia, rozejrzała się dookoła. 

Colt wysiadł z samochodu i trzymał otwarte drzwi po jej stronie. 

- Wszystko w porządku - powiedziała. Rozpięła pas Amber i wysiadła 

z córką. - Myślałam o tym, ile zmieniło się tu przez lata. 

Colt uśmiechnął się smutno. Wiedział, że myślała o Mitchu. 

- Zmieniło się to i owo, kochanie. Nie wszystko musi się nam podobać. 

Ale  nic  na  to  nie  poradzimy.  -  Spojrzał  jej  prosto  w  oczy.  -  Ale  wiele 

pozostało  niezmienione.  Chociaż  może  nie  wygląda  tak  na  pierwszy  rzut 

oka. 

Nie zrozumiała, co miał na myśli, ale nie chciała psuć nastroju. 

Postawiła Amber i wzięła ją za rękę. 

-  Czy  dom  wewnątrz  jest  równie  uroczy,  czy  urządziłeś  go  w 

nowoczesnym stylu? 

Śmiejąc się, Colt poprowadził ją na ganek. 

-  Właściwie  jest  to  mieszanka  nowoczesności  i  starego  stylu 

Wakefieldów - powiedział. 

RS

background image

 

 

38 

-  Niech  zgadnę  -  rzuciła  Kaylee  wesoło.  -  Ogołociłeś  strych  domu 

rodzinnego? 

-  Tak.  -  Otwarł  drzwi  i  puścił  Kaylee  i  Amber  przodem.  -  Ale  mam 

nowoczesny fotel i oszałamiający zestaw kina domowego. 

- To jest ta nowoczesna część  wystroju domu, tak? - Z  otwartymi ze 

zdumienia ustami rozglądała się po wnętrzu domu. - Colt, jak tu pięknie! 

Ściany  z  grubych  bali  jaśniały  ciepłą  barwą  miodu  i  złota.  Przed 

wielkim kominkiem stały fotele. Wprost zapraszały do chwili relaksu. 

- Podoba mi się tu - powiedziała Kaylee. 

-  Bardzo  dużo  pomogły  mi  Samantha  i  Annie  -  powiedział, 

zadowolony. - Annie kupiła nawet poradnik tapicera i to ona zrobiła nowe 

obicia na krzesła i kanapę, które znaleźliśmy na strychu. I jeszcze zapędziła 

do  pomocy  Branta  i  Morgana.  Potem  uszyła  zasłony.  Kiedy  wróciłem  do 

domu z zawodów, nie mogłem go poznać. 

- Spisali się wspaniale. Ale... - Rozejrzała się wkoło. - Zdawało mi się, 

że mówiłeś coś o fotelu i zestawie hi-fi. 

- Są w salonie, obok kuchni - powiedział i gestem wskazał drogę. - A 

dalej jest siłownia. 

Kaylee z zainteresowaniem ruszyła w tamtą stronę. 

Pozostałe  pokoje  nie  interesowały  jej  za  bardzo.  Za  to  kuchnia  - 

ogromnie.  Uwielbiała  gotować  i  zawsze  uważała,  że  kuchnia  jest  sercem 

każdego domu. 

W kuchni Colta zakochała się od pierwszego wejrzenia. 

Szafki  z  jasnego  dębu,  blaty  z  polerowanego  czarnego  marmuru  i 

terakota na podłodze. Było tu wszystko, co być powinno. 

- Podoba ci się? - spytał Colt. 

RS

background image

 

 

39 

- Jakiej kobiecie mogłoby się tu nie spodobać? -Uśmiechnęła się. 

Niespodziewana myśl zgasiła jej uśmiech. Pewnego dnia jakaś kobieta 

wejdzie do tego pięknego domu u boku Colta. I to nie będzie ona. 

- Na rączki, mamo. Na rączki. - Amber piąstką tarła oczy. 

- Już pora na spanie, prawda, kochanie? - Kaylee podniosła córkę. 

Amber pokręciła główką i przytuliła się do ramienia matki. 

-  Ona  chyba  nie  lubi  przyznawać,  że  jest  senna  -powiedział  Colt  z 

uśmiechem. 

Kaylee pokiwała głową. 

- Boi się, że ominie ją coś interesującego. Mogę ją tu gdzieś położyć? 

-  Myślę,  że  ta  kanapa  będzie  najlepsza  -  powiedział  z  namysłem.  - 

Trzeba  będzie  zaraz  pożyczyć  od  Morgana  albo  od  Branta  kilka  tych 

płotków, którymi zabezpiecza się schody przed dziećmi. 

Kiedy  Kaylee  wyszła  do  drugiego  pokoju,  Colt  z  ulgą  wypuścił 

powietrze. Jakże się ucieszył, kiedy okazało się, że dom jej się spodobał. Nie 

sądził, że aż tak bardzo zależało mu na jej opinii. 

Musiał jednak koniecznie  zadbać  o bezpieczeństwo  Amber.  Dom  nie 

był przygotowany na obecność dziecka. 

Odetchnął  głęboko  i  poszedł  do  swojego  gabinetu.  Przez  moment 

zastanawiał się, do którego z braci zadzwonić. 

Wybrał Branta. Uznał, że będzie mniej dociekliwy. 

- Cześć, braciszku - powiedział. - Potrzebuję twojej pomocy. 

Dwadzieścia  minut  później  Colt  zatrzymał  samochód  przed  domem 

Branta. Nie zdziwił się, że brat oczekiwał go na ganku. 

- Cześć, braciszku! - zawołał Brant, gdy tylko Colt otworzył drzwi. - 

Po co ci potrzebne te zabezpieczenia dla dzieci? 

RS

background image

 

 

40 

- I ja ciebie witam, bracie - burknął Colt. 

 Obiecał  bratu,  że  wyjaśni  mu  wszystko.  Ale  wcale  nie  miał  na  to 

ochoty. Obaj bracia Colta bardzo lubili Kaylee. Znali ją niemal tak długo jak 

on. I gdy tylko zorientowali się, że wpadł jej w oko, nie raz przestrzegali, by 

jej nie skrzywdził. I patrząc teraz na brata, Colt był pewien, że to, co powie, 

nie spodoba mu się. 

Uznał, że najprościej będzie jednak wyznać prawdę. 

-  Potrzebuję  tego  płotka  dla  mojej  córeczki  Amber.  Brant  stał  przez 

moment osłupiały. 

- Powoli... - odezwał się w końcu. - Chcesz powiedzieć, że masz córkę 

imieniem Amber i że ona mieszka z tobą? 

- Tak. 

- Jej matka jest z nią? - spytał Brant ponuro. 

-  Właśnie  układa  Amber  do  snu.  Dlatego  muszę  zabrać  płotek  i 

wracać. 

Brant potrząsnął głową. 

-  Nie  pójdzie  ci  tak  łatwo,  braciszku.  Pominąłeś  olbrzymią  ilość 

ważnych  szczegółów.  Na  przykład,  ile  lat  ma  Amber?  I  od  kiedy  wiesz  o 

niej? Jak nazywa się jej matka? 

Czubkiem  palca  Colt  przesunął  kapelusz  na  tył  głowy.  Westchnął 

ciężko i przysiadł na schodku.  

- Lepiej i ty usiądź - powiedział. 

- Nie podoba mi się to. - Brant usiadł obok niego. 

- Ja też nie jestem szczęśliwy, że muszę ci to powiedzieć. - Zapatrzył 

się w dal. - Amber jest o kilka miesięcy młodsza od twojego Zacha. O jej 

istnieniu dowiedziałem się dopiero kilka dni temu. 

RS

background image

 

 

41 

Brant gwizdnął przeciągle. 

- To nie w porządku - powiedział ze zrozumieniem w głosie. - Przykro 

słyszeć, że jakaś kobieta ukrywała prze tobą twoje dziecko. Znam ją? 

- Tak. - Colt zerknął na brata kątem oka. - To Kaylee. 

- Kaylee Simpson? - spytał Brant po bardzo długiej chwili. 

Colt  w  milczeniu  pokiwał  głową.  Spodziewał  się  dalszej  indagacji.  I 

nie musiał czekać długo. 

- Coś ty sobie myślał, do diabła?! Ostrzegaliśmy cię, ja i Morgan! 

Colt masował zesztywniały kark. Usiadł wygodniej. 

-  Żadne  z  nas  nie  myślało  zbyt  wiele  tamtej  nocy.  Zbyt  byliśmy 

poruszeni  śmiercią  Mitcha.  -  Odetchnął  głęboko  i  spojrzał  bratu  prosto  w 

oczy. - Przysięgam, wcale nie zamierzałem iść z Kaylee do łóżka. Ale kiedy 

tylko  zobaczyłem  moją  małą  dziewczynkę,  zupełnie  przestałem 

czegokolwiek żałować.  

Spojrzenie Branta złagodniało. 

- To samo poczułem, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Zacha. Ale to 

nadal nie wyjaśnia, czemu Kaylee nie powiedziała ci, że była w ciąży. 

Ze  wzrokiem  wbitym  w  ścianę  Colt  wzruszył  zdrowym  ramieniem. 

Nie miał czym się pochwalić i wcale nie był dumny z tego, co zrobił. 

- Powiedzmy, że miała powody. 

-  Teraz  rozumiem,  dlaczego  od  śmierci  Mitcha  żaden  z  nas  nie  miał 

wiadomości od Kaylee. 

- Właśnie. - Colt westchnął rozpaczliwie. - To wyjaśnia też, czemu nie 

odpowiedziała  na  list  Morgana,  w  którym  pytał,  czy  chciałaby  uczyć 

niepełnosprawne dzieci jazdy konnej na obozie Samanthy. 

- Jak dowiedziałeś się o Amber? 

RS

background image

 

 

42 

- Zaszedłem do Kaylee, by spytać, co u niej. Kiedy otworzyła drzwi, 

zobaczyłem też Amber. - Colt spuścił wzrok. - Od razu wiedziałem, że jest 

moją córką. Taka podobna... 

- Jest podobna do Wakefiełdów? 

- Ma takie same czarne włosy i niebieskie oczy. 

-  Ożenisz  się  z  Kaylee?  -  spytał  Brant  po  chwili.  Colt  gwałtownie 

uniósł głowę. 

- Startowałeś w zawodach w ostatni weekend?  

Brant,  jeden  z  najlepszych  zawodowych  zawodników  rodeo, 

uczestniczył w większości zawodów. 

- Tak. - Brant nie potrafił ukryć zdziwienia. - Ale co to ma do... 

-  Musiałeś  chyba  upaść  na  głowę  -  rzucił  Colt.  -  Jak  możesz 

przypuszczać, że Kaylee zechciałaby wyjść za mnie, jeżeli nie chciała nawet 

powiedzieć mi, że była w ciąży? 

- A pytałeś ją? 

- Nie. 

- To skąd wiesz, że nie zechciałaby? - spytał Brant poważnie. 

- Po prostu wiem. 

Od  kiedy  dowiedział  się  o  Amber,  nieraz  myślał  o  tym,  by  poprosić 

Kaylee o rękę. Ale bał się. 

Gdyby  bowiem  coś  w  tym  małżeństwie  nie  wyszło,  Amber 

ucierpiałaby  na  tym  najbardziej.  A  takiej  myśli  nawet  do  siebie  nie 

dopuszczał. 

- Ale zamierzasz poukładać wszystko między wami, prawda? - spytał 

Brant. 

RS

background image

 

 

43 

- Po to właśnie przywiozłem je ze sobą. Po pierwsze, muszę zburzyć 

mur między mną i Kaylee. 

-  Dobry  pomysł  -  powiedział  Brant.  -  Nie  wiem,  co  zaszło  między 

wami, ale znam Kaylee. Musiałeś zranić ją bardzo, jeśli nie powiedziała ci o 

córce. 

- Nie był to najbardziej chwalebny z moich postępków - przyznał Colt. 

-  Ale  teraz,  kiedy  już  zmądrzałem,chciałbym  naprawić  wszystko.  Może 

nawet znów moglibyśmy zostać przyjaciółmi? I muszę dogadać się z nią co 

do dalszego losu Amber. 

- No to masz wiele do zrobienia. Jak długo zostaną tutaj? 

- Do końca października. - Colt wstał. - Muszę już jechać. 

-  No  cóż,  gratuluję  córki,  braciszku.  -  Brant  także  wstał.  -I 

powodzenia. 

-  Dzięki.  -  Weszli  do  domu.  -  Mam  wrażenie,  że  będę  potrzebował 

sporo szczęścia. 

W  sypialni,  którą  dzieliła  z  Amber,  Kaylee  przyglądała  się,  jak  Colt 

jedną ręką usiłował rozstawić płotek. 

- Wiem, że chcesz wszystko robić sam - powiedziała - ale zdaje mi się, 

że przyda ci się pomoc. 

- Chyba masz rację. - Nie był zadowolony. - Nie dam rady sam tego 

zablokować. 

- Przytrzymam, a ty pozamykaj zabezpieczenia. 

- Cho... Choinka! - zawołał, wymachując ręką. 

-  Co  się  stało?  -  Podeszła  i  wzięła  go  za  rękę.  Uważnie  obejrzała 

przytrzaśnięty  palec,  udając,  że  nie  czuje  dreszczy  biegnących  wzdłuż 

kręgosłupa. - Nie jest chyba skaleczony. 

RS

background image

 

 

44 

- Przyciąłem go tylko. Psia... - Zerknął na Amber. 

Dziewczynka  zachichotała  i  mocniej  przycisnęła  lalkę,  którą  jej 

podarował. Kiedy zauważyła, że patrzy na nią, schowała buzię za zabawką. 

- Uważa chyba, że jesteś zabawny. - Kaylee uśmiechnęła się do córki. 

- Uważasz, że tatuś jest zabawny? - Colt także uśmiechnął się do niej. 

Dziewczynka zaniosła się śmiechem. 

- Naprawdę rozbawiłeś ją - powiedziała Kaylee. 

- Pamiętam czasy, kiedy potrafiłem rozbawić ciebie - powiedział Colt. 

Kaylee spróbowała uwolnić dłoń, ale jego palce zacisnęły się jeszcze 

mocniej. 

- To było bardzo dawno - powiedziała. 

- Nie aż tak bardzo, kochanie. 

Spojrzała mu w twarz i jej serce zatrzepotało. 

- Colt? 

- Ciii. - Pochylił się ku niej. 

I  zanim  zorientowała  się,  uwolnił  jej  dłoń,  otoczył  ramieniem  i 

przyciągnął  do  siebie.  Dotknięcie  jego  ust,  jego  zapach  i  twarde  ciało 

zaczarowały ją. 

Nie zdobyła się na jakikolwiek protest. 

Zresztą, tak naprawdę, wcale nie chciała się opierać. Zacisnęła powieki 

i lekko oparła dłonie na jego szerokiej piersi. 

Colt wpił się w jej usta, mocno i głęboko. Dotknął językiem jej języka. 

Serca obojga załomotały. Krew w żyłach zawrzała. 

Kiedy  przywarł  do  jej  bioder,  poczuła,  jak  bardzo  jej  pragnie.  I 

zaciskając  w  dłoniach  przód  jego  koszuli,  zastanawiała  się,  czy  będzie 

umiała zapanować nad sobą. 

RS

background image

 

 

45 

-  Mamusiu,  na  rączki.  -  Amber  stukała  piąstką  w  nogę  Kaylee.  -  Na 

rączki! 

Kaylee szarpnęła się. Colt nie zwolnił uścisku. 

-  Wydaje  mi  się,  że  nasza  mała  myszka  jest  zazdrosna  -  mruknął  po 

chwili prosto w drżące usta Kaylee. 

- Nie powinniśmy byli... - Kaylee cofnęła się o krok. Colt przyglądał 

się jej bez słowa. 

Miała  wrażenie,  że  powoli  pogrążała  się  w  głębinach  jego 

niewiarygodnie niebieskich oczu. 

- Może i tak, ale ani trochę nie żałuję - powiedział.  

Kaylee  schyliła  się  po  córkę.  Gdyby  miała  odrobinę  zdrowego 

rozsądku, natychmiast spakowałaby się i wróciła do Oklahoma City. 

- Wiesz, Colt, nie sądzę... 

- Ciii, kochanie. - Położył jej palec na ustach. Po chwili odwrócił się i 

ruszył do drzwi. - Potrzebuję jeszcze twojej pomocy. 

Na drżących nogach Kaylee ruszyła za nim. 

Jak  to  dobrze,  że  Amber  przerwała  ten  pocałunek.  Czy  całkiem 

postradałam zmysły? 

Jak w ogóle mogłam na to pozwolić? 

Czy niczego nie nauczyłam się przed trzema łaty? 

Colt jest człowiekiem, który złamał moje serce. 

I może, jeżeli nie będę bardzo ostrożna, uczynić to ponownie. 

- Chciałbym urządzić ten pokój dla Amber - powiedział, kiedy znaleźli 

się po drugiej stronie domu, w kompletnie pustym pokoju. - Zrób, co tylko 

zechcesz.  Kup  meble,  jakieś  ozdoby  na  ściany,  zabawki...  Co  tylko  może 

być potrzebne. 

RS

background image

 

 

46 

-  Jesteś  pewien,  że  wiesz,  co  mówisz?  -  Kaylee  postawiła  Amber  na 

podłodze. Zastanawiała się, co powinno się znaleźć w dziecięcym pokoju. - 

To  duży  wydatek.  Nie  rozmawialiśmy  nawet  o  tym,  jak  często  będziemy 

odwiedzały cię tutaj. 

- Nie obchodzą mnie koszty. Chcę, żeby jej się tu podobało. 

Kaylee  spostrzegła  spojrzenie, jakim  wodził  za  małą. Być  może  Colt 

Wakefield nigdy nie kochał jej, ale była pewna, że dla swojej córki gotów 

był na wszystko. Emocje ścisnęły jej serce. 

-  Kaylee,  dobrze  się  czujesz?  -  Usłyszała  niepokój  w  jego  głosie. 

Ostrożnie starł samotną łzę z jej policzka. - Co się stało, kochanie? 

Krew napłynęła jej do twarzy. Niecierpliwym gestem otarła oczy. 

-  Ja...  To  tylko  taka  chwila,  kiedy  matki  uświadamiają  sobie,  jak 

prędko rosną ich dzieci. - Miała nadzieję, że uwierzył jej. Cofnęła się. - Jeśli 

nie masz nic przeciw temu... zobaczę, co mogę zrobić na kolację. 

-  Oczywiście.  -  Patrzył  na  nią,  zdziwiony.  -  Zrób,  na  co  tylko  masz 

chęć. Chciałbym, żebyście obie czuły się tutaj jak w domu. 

- Jeść! - zawołała Amber. 

- Mądra dziewczynka! - Colt roześmiał się głośno. 

- Wie, co jest ważne. Myślisz, że zostanie ze mną, kiedy ty pójdziesz 

do kuchni?  

-  Możliwe,  -  Wzięła  małą  za  rękę.  -  Czy  masz  w  telewizji  kanał  dla 

dzieci? 

- No pewnie. Mam tu antenę satelitarną i miliony kanałów. Na pewno 

jest tam jakiś dla dzieci. 

-  Będziesz  musiał  oglądać  filmy  rysunkowe  -ostrzegła  go  Kaylee, 

schodząc po schodach. 

RS

background image

 

 

47 

Za plecami usłyszała cichy śmiech. 

- Widzę, że znasz mnie dobrze, co? Wzruszyła ramionami i poszła do 

kuchni. 

- Kiedyś myślałam, że tak jest, ale okazało się, że byłam w błędzie. 

Podszedł do mej. 

- Kaylee, musimy porozmawiać o... 

-  Nie  teraz,  Colt.  -  Wzrokiem  wskazała  telewizor.  -  Zajmij  się  teraz 

odszukaniem kanału dla dzieci.  

Otwarł usta, jakby chciał zaoponować, ale zrezygnował z protestu. 

Włączył wielki telewizor i zaczaj przeglądać programy. 

Kaylee odetchnęła z ulgą. 

Nie była jeszcze gotowa do rozmowy o tamtej nocy sprzed trzech lat. 

Nie  była  nawet  pewna,  czy  chciałaby  poznać  powody,  dla  których 

odszedł wtedy bez słowa. 

Popatrzyła na Amber ochoczo idącą za Coltem i poczuła smutek. 

Nie powinna była przyjeżdżać z Coltem na ranczo. 

Przez  kilka  następnych  miesięcy  będzie  z  nim  dzień  i  noc.  Będzie 

musiała patrzeć, jak zacieśniają się więzi między nim i Amber. 

I  wciąż  będzie  rozpamiętywać,  jak  mogłoby  potoczyć  się  jej  życie, 

gdyby Colt pokochał ją tak, jak ona kochała jego. 

Skarciła się w myślach i zaczęła zaglądać do szafek w kuchni. 

Co się ze mną dzieje? - pomyślała. 

Wciąż  zastanawiała  się,  jak  zdoła  wytrwać  tych  kilka  miesięcy,  do 

reszty nie tracąc rozumu. 

 

 

RS

background image

 

 

48 

ROZDZIAŁ PIĄTY 

 

Colt uśmiechnął się. 

Okazało się, że po zdjęciu temblaka wcale nie odczuwał bólu. Prawie 

wcale. 

- Najwyższy czas - mruknął. 

Rzucił temblak na szafkę i wyszedł z sypialni. 

Najchętniej  pozbyłby  się  go  na  zawsze.  Ale  wiedział,  że  Kaylee 

natychmiast zmyłaby mu głowę. 

Chociaż i tak byłoby to lepsze niż milczenie, którym odgradzała się od 

niego przez ostatnie tygodnie. 

Wciąż utrzymywała dystans między nimi. Fizyczny i psychiczny. 

Nie miał pojęcia, co działo się w jej głowie, ale postanowił dowiedzieć 

się  tego.  Koniecznie.  W  korytarzu  pachniało  kawą  i  smażonym  bekonem. 

Colt przyspieszył kroku. 

Odkąd Kaylee i Amber zamieszkały z nim, jadał jak nigdy dotąd. 

Na dole schodów zatrzymał się i zamocował płotek. 

-  Dzień  dobry  -  powiedział  wesoło,  wchodząc  do  kuchni.  -  Coś  tu 

cudownie pachnie. 

- Dzień dobry. - Kaylee spojrzała nań przez ramię. 

- Gdzie jest twój temblak? 

-  Na  szafce  w  sypialni.  -  Usiadł przy  wysokim  bufecie  obok  Amber. 

Uśmiechnął się do córki i szepnął: 

- Myślisz, że mamusia nakrzyczy na tatę w twojej obecności? 

- Mamusia. - Amber paluszkiem wskazała Kaylee. 

RS

background image

 

 

49 

- Możesz powiedzieć: tatuś? - Wciąż nie tracił nadziei, że wreszcie to 

słowo usłyszy. 

Amber pokiwała główką i wróciła do jedzenia jajecznicy. 

Przebyli już długą drogę. Wciąż nie pozwalała mu się wziąć na ręce, 

ale nie chowała już buzi na jego widok. I śmiała się, kiedy do niej mówił. I 

od czasu do czasu coś do niego paplała. 

-  Nie.  Nie  będę  na  ciebie  krzyczała.  -  Kaylee  postawiła  przed  nim 

talerz i usiadła po drugiej stronie stołu. 

- Jeżeli cię nie boli, to pewnie możesz już chodzić bez temblaka. Ale 

jeżeli ból wróci, powinieneś natychmiast znów go założyć. W przeciwnym 

razie  usłyszysz  ode  mnie  to,  co  wszyscy  pacjenci,  którzy  głupio  próbują 

przyspieszać sprawy. 

Colt uśmiechnął się. Przecież o to mu właśnie chodziło. 

- Tak jest, madame - rzucił. 

- Tak, mama - powtórzyła Amber. 

Jej  śmiech  sprawił,  że  i  on  roześmiał  się  radośnie.  Amber  była  taka 

urocza. 

-  Czy  zechcą  urocze  panie  towarzyszyć  mi  dzisiaj  w  przejażdżce  po 

mojej części rancza? - spytał. 

Następnego dnia po ich przyjeździe zrobiło się zimno. 

Czuło  się  pierwsze  oznaki  nadchodzącej  zimy.  Ale  tego  dnia  było 

trochę cieplej. 

- Nie - powiedziała Amber, kiwając potakująco głową. 

Colt zaśmiał się i spojrzał pytająco na Kaylee. 

- Czy to oznacza zgodę, czy raczej sprzeciw?  

RS

background image

 

 

50 

Kaylee uśmiechnęła się ciepło. Colt poczuł się tak, jakby spędzali ze 

sobą  Boże  Narodzenie.  Był  to  jej  pierwszy  prawdziwy  uśmiech  od  wielu 

dni. 

- Myślę, że gdybyś spytał, czy chciałaby wyjść na dwór, otrzymałbyś 

bardziej zdecydowaną odpowiedź. 

-  Chciałabyś  pójść  z  mamusią  i  tatusiem  na  spacer  po  śniadaniu, 

Amber? 

- Spacer. Teraz! - zawołała Amber radośnie. 

- Nie, kochanie. Najpierw zjemy śniadanie - powiedziała Kaylee. 

Jedli w milczeniu. 

-  Czy  zdecydowałaś  już,  co  zamierzasz  zrobić  z  pokojem  Amber?  - 

spytał w pewnym momencie Colt. 

-  Jeszcze  nie.  Myślałam,  żeby  sprawdzić  w  Internecie,  co  jest 

dostępne. 

-  Świetny  pomysł.  -  Przełknął  ostatni  kęs  i  wstał.  Zebrał  naczynia  i 

zaniósł je do zlewu. Umył je i odstawił na suszarkę. - Możesz zadzwonić do 

Annie  i  Samanthy.  Jestem  pewien,  że  z  radością  wybiorą  się  z  tobą  do 

Larami na zakupy. 

-  Pomyślę  o  tym.  -  Kaylee  wytarła  buzię  Amber  i  wyjęła  ją  z 

wysokiego krzesełka. - O której chcesz wyruszyć? 

- Kiedy tylko będziecie gotowe. 

- Zejdziemy, gdy tylko ją ubiorę. 

Spoglądał za nimi, kiedy wchodziły po schodach. 

Chociaż Kaylee wydawała się być tego ranka w lepszym humorze, to i 

tak dostrzegał smutek w jej oczach i serce ściskało mu się boleśnie. 

Czuł się podle, gdyż wiedział, że to on był tego przyczyną. 

RS

background image

 

 

51 

Jak miał to naprawić? 

Jak mógł przywrócić uśmiech na twarz Kaylee? 

Nie  pozwoliła  mu  wytłumaczyć,  czemu  zostawił  ją  wtedy  samą.  Nie 

chciała go słuchać. I nawet nie mógł mieć o to do niej pretensji. 

Przez te wszystkie lata wyrzucał sobie, że wykorzystał ją. 

Czuł  się  tak,  jakby  zdradził  Mitcha.  Ale  prawdziwą  przyczyną  jego 

ucieczki było to, co poczuł- do Kaylee tamtej nocy. Nigdy przedtem nie czuł 

takiej więzi z inną osobą. I przestraszył się tego. 

Gwałtownie nabrał powietrza. Czyżby zakochał się w niej? 

Natychmiast  odrzucił  to  przypuszczenie.  Tamtej  nocy  oboje  ulegli 

emocjom. Zwrócili się ku sobie w poszukiwaniu pociechy. Kręcąc głową z 

dezaprobatą, poszedł do sieni. Zdjął z haka kapelusz. 

Musiał znaleźć sposób naprawienia wszystkiego. 

- Ile lat ma ten ogier? - spytała Kaylee.  

Przechodzili właśnie obok wybiegu, na którym pasł się czarny koń, na 

którego zwróciła uwagę pierwszego dnia. 

- Na wiosnę będzie miał pięć. 

Colt stał tak blisko, że niemal czuła jego ciepło. I zapach jego wody po 

goleniu. 

Z  rączką  Amber  w  dłoni  stanęła  przy  ogrodzeniu,  żeby  zwiększyć 

trochę dystans między nimi. 

- Bardzo brakuje mi koni - powiedziała cicho. 

- A co się stało z twoją bułaną klaczą? 

-  Musiałam  pozbyć  się  jej,  kiedy  sprzedawałam  ranczo.  -  Wciąż 

jeszcze samo wspomnienie powodowało bolesny skurcz serca Kaylee. 

Była to klacz, którą Mitch podarował jej na dwudzieste urodziny. 

RS

background image

 

 

52 

- Dlaczego sprzedałaś ranczo, Kaylee? - spytał miękko. 

-  Nie  stać  mnie  było  na  jego  utrzymanie  -  powiedziała  po  krótkim 

namyśle. 

Ta  posiadłość  przez  ponad  siedemdziesiąt  pięć  lat  należała  do  jej 

rodziny. Colt zmarszczył brwi. Oparł się o ogrodzenie, wyraźnie zmieszany. 

-  Ale  Mitch  mówił  mi,  że  od  śmierci  twoich  rodziców  inwestował 

wszystkie pieniądze zarobione podczas zawodów - powiedział. 

- I było tak. - Uśmiechnęła się smutno. - Wszystko, co miał, włożył w 

ranczo. 

-  Nie  zostawił  żądnych  oszczędności?  -  zapytał  Colt  z 

niedowierzaniem. 

- Nie. - Pokręciła głową. - Żeby rozpocząć hodowlę byków rasy Red 

Brangus, zlikwidował nawet konto w banku. 

- Był bardzo dumny z tej hodowli. 

- I słusznie. - Kaylee uniosła głowę. Powiodła wzrokiem za krążącym 

nad  nimi  orłem.  -  Ale  nie  powiedział  ani  tobie,  ani  mnie,  ani  nikomu 

innemu,  że  nie  tylko  pozbył  się  wszystkich  oszczędności,  ale  jeszcze 

obciążył hipotekę rancza. 

- Nie miałem o tym pojęcia, kochanie. - Pogłaskał ją po policzku. 

Każdy nerw jej ciała odebrał to dotknięcie jak ukłucie prądu. 

-  Ja  także.  Byłam  wtedy  w  szkole.  Dowiedziałam  się  o  wszystkim 

dopiero dwa tygodnie po jego śmierci. - Poczuła ucisk w krtani. Rozmowa 

stawała się dla niej coraz trudniejsza. - Wszystko byłoby w porządku, gdyby 

zdążył... - Łzy napłynęły jej do oczu. - A bez jego nagród nie byłam w stanie 

utrzymać posiadłości. 

- Bardzo mi przykro, kochanie. - Wziął ją w ramiona i przytulił. 

RS

background image

 

 

53 

Kaylee  mówiła  sobie,  że  powinna  odsunąć  się  od niego  natychmiast, 

zanim uczyni coś głupiego. 

Lecz  siła  jego  ramion  i  miarowe  bicie  serca  dawały  jej  poczucie 

bezpieczeństwa. 

- Mamusiu, na ręce. - Amber szarpała ją za rękę.  

Colt schylił się, lecz dziewczynka odepchnęła jego ręce. 

- Nie! Mamusia.  

Kaylee otarła oczy. 

Podniosła  córkę  i  przytuliła  mocno.  Amber  natychmiast  objęła  ją  za 

szyję i wtuliła twarz w jej ramię. 

-  Już  dobrze,  kochanie  -  szepnęła  Kaylee.  -  Mamusia  przez  chwilkę 

była małą dziewczynką i rozżaliła się nad sobą. 

- Kochanie, miałaś pełne prawo... 

- Chyba zabiorę Amber do domu - przerwała mu.  

Czuła na sobie jego wzrok. Pozostała jej już tylko duma. 

Potrzebowała czasu, by znów móc spojrzeć Coltowi w twarz. 

Przez  trzy  lata  starała  się  nie  skarżyć  na  los.  I  poczuła  wstyd,  że 

zobaczył ją w chwili słabości. 

Gdy drzwi zamknęły się za Kaylee, Colt zaklął szpetnie. 

Jak mógł zostawić ją samą z takimi problemami? 

Dlaczego  nie  zatelefonował  do  niej,  nie  spytał  nawet,  co  u  niej 

słychać? 

Chociaż  wiedział,  że  i  tak  nigdy  nie  przyznałaby,  że  potrzebowała 

pomocy. Nie przyjęłaby jej od nikogo. 

A zwłaszcza od niego. 

Potrząsnął głową. Kaylee była dumna i uparta jak mało kto. 

RS

background image

 

 

54 

- Coś ty sobie, do cholery, myślał, Mitch?! - rzucił półgłosem. 

Odpowiedział mu tylko ostry krzyk orła. 

Nie mógł zmienić przeszłości... 

Nie  mógł  przywrócić  życia  Mitchowi,  żeby  spytać  go,  dlaczego 

zostawił Kaylee bez środków do życia. 

Powinien skupić się na przyszłości. 

Powinien zadbać o Kaylee. 

I sprawić, by była choć trochę szczęśliwsza. 

Uśmiechnął się. Właśnie wymyślił to, od czego powinien zacząć. 

Wielkimi krokami wszedł do domu i nie zatrzymał się, póki nie dotarł 

do swego gabinetu. 

Podniósł słuchawkę i szybko wybrał numer brata. 

- Morgan, potrzebuję  waszej pomocy. Musicie znaleźć pewną bułaną 

klacz. 

- Colt, powiem to tylko jeden raz - powiedziała Kaylee surowo. - Jeśli 

nie  zaczniesz  stosować  się  do  zaleceń  lekarzy,  zostawię  cię  samego. 

Będziesz musiał znaleźć sobie inną terapeutkę. 

-  Kilka  dodatkowych  ćwiczeń  izometrycznych  wcale  nie  sprawia  mi 

bólu - warknął. - Przecież inaczej nie zdążę przygotować się do finałowych 

zawodów. 

-  Wcale  by  mnie  to  nie  zmartwiło.  Nie  pomagam  ci  po  to,  żebyś 

pojechał do Las Vegas i narażał się na kolejne urazy albo na coś gorszego. 

- Uspokój się, kochanie. - Zrobił krok w jej stronę. 

- Jestem absolutnie spokojna - skłamała. - Nie mam ochoty starać się, 

żebyś znowu narażał życie dla ośmiu sekund emocji. 

RS

background image

 

 

55 

-  Zawsze  wiedziałaś,  że  jestem  zawodnikiem  rodeo...  Że  ujeżdżam 

byki... - Popatrzył na nią badawczo. - Dlaczego nie chcesz, żebym wrócił na 

arenę, Kaylee? 

Przełknęła ślinę i cofnęła się jeszcze o krok. 

Jak miała mu powiedzieć, że chociaż wiedziała, iż nie było przed nimi 

żadnej przyszłości, nie miała pewności, czy byłaby  w stanie znieść, gdyby 

stało mu się coś złego? 

Nie zdążyła wymyślić żadnego wykrętu, gdy stanął tuż przed nią. 

Położył jej palec pod brodę i uniósł twarz. 

- To przez to, co stało się z Mitchem? Boisz się, że i mnie zdarzy się 

coś podobnego? 

- Tak... To znaczy, nie. - Potrząsnęła głową. - To wszystko nie tak. - 

Zamierzała odsunąć się, ale za plecami miała ścianę. 

- To jak to jest, Kaylee? - Zaglądał jej głęboko w oczy. - Czy przeraża 

cię myśl, że mógłbym zostać ranny? 

Zabrakło jej oddechu. Był stanowczo zbyt blisko. Rozpięta do ćwiczeń 

koszula  ukazywała  jego  muskularną  pierś,  która  połyskiwała  kropelkami 

potu. Był piękny. 

-  Wiesz,  co  myślę?  -  wyszeptał  jej wprost  do  ucha.  Pokręciła  głową. 

Nie potrafiła pozbierać myśli. 

- Myślę, że bardziej boisz się o mnie, niż chciałabyś przyznać. - Ciepło 

oddechu Colta musnęło jej szyję. - Czy ci się to podoba, czy nie, myślę, że 

gdybym został ranny, bardzo by cię to zabolało. - Musnął wargami skórę na 

jej karku. - Mam rację, kochanie? 

Zacisnęła powieki. Spróbowała odzyskać kontrolę nad zmysłami. 

RS

background image

 

 

56 

Jak miała odpowiedzieć, gdy jej serce pędziło jak pociąg ekspresowy, 

a miękkie kolana nie dawały oparcia? 

Kiedy objął ją, otworzyła oczy. Oparła się o jego pierś. Odepchnęła go. 

- Colt, ja... 

- Wszystko w porządku, kochanie - zdążył jeszcze powiedzieć, nim ich 

wargi się zetknęły. - Zamierzam tylko cię pocałować. 

W  mgnieniu  oka  Kaylee  przepadła.  Gdyby  została  jej  zdolność 

myślenia, być może zaprotestowałaby. Lecz ciepło jego objęć, twardość jego 

muskułów  pod  palcami  wystarczyła,  by  z  trudem  zdołała  przypomnieć 

sobie, jak miała na imię. 

Jej oczy zamknęły się same. 

Czuła,  że  grała  w  niebezpieczną  grę,  lecz  język  Colta  spotkał  się 

właśnie z jej językiem. 

Zapragnęła  znów  poczuć  jego  smak,  raz  jeszcze  przeżyć  taki 

pocałunek. 

Jej serce tłukło się jak szalone. 

Urywany oddech nie dostarczał tlenu płucom. 

Tyle lat na to czekała! 

Kiedy  ujął  w  dłoń  jej  pierś,  poczuła  w  żołądku  wielkie  stado 

trzepoczących motyli. 

Tylko Colt... Żaden inny mężczyzna nie potrafił dostarczyć jej takich 

doznań. 

Mocniej  wparł  się  w  nią  biodrami  i  wtedy  poczuła,  jak  bardzo  jej 

pożądał. Niemal tak jak ona jego. 

Uświadomiła siebie, że jeżeli natychmiast nie przerwie tej ryzykownej 

gry, znajdzie się w niebezpieczeństwie. 

RS

background image

 

 

57 

Ośmieszy się i skompromituje. 

Czyżby dotychczasowe doświadczenia niczego jej nie nauczyły? 

Odepchnęła go. 

- Proszę... Colt, puść mnie. 

- Musimy porozmawiać. - Zajrzał jej w oczy. Oswobodziła się z jego 

objęć. Pokręciła głową. 

-  Muszę  zajrzeć  do  Amber.  Na  pewno  już  się  obudziła.  Poza  tym 

Annie dzwoniła dziś rano, żebym pojechała z nią na zakupy. 

Chwycił ją za ramię. 

- Kiedyś będziesz musiała mnie wysłuchać, Kaylee. 

Wyrwała się. 

- Naprawdę nie ma o czym mówić, Colt. - Odwróciła się do drzwi. - 

Nigdy  nie  byliśmy  sobie  bliscy  i  bardzo  wątpię,  by  kiedyś  mogło  być 

inaczej. 

Colt patrzył, jak szła z wysoko uniesioną głową, dumna jak zawsze. 

Jak miał przekazać jej prawdę? 

Jak miał wytłumaczyć się z wydarzeń tamtej nocy przed trzema laty, 

jeżeli nie chciała go słuchać? 

Ciężko opadł na ławkę i zapatrzył się w dal. 

Musiał jakoś skupić na sobie jej uwagę. Tylko jak? 

Jedyne chwile, kiedy byli sami, to była pora drzemki Amber. 

Ale wtedy właśnie Kaylee zmuszała go do ćwiczeń. 

Kilka razy próbował podjąć z nią rozmowę podczas rehabilitacji, ale za 

każdym razem traktowała go jak sierżant rekruta. 

Musiałby zakneblować ją i związać. Nic innego nie przychodziło mu 

do głowy. 

RS

background image

 

 

58 

-  Wyglądasz  tak,  jakbyś  przebywał  w  myślach  miliony  kilometrów 

stąd.  Masz  jakieś  kłopoty?  -  Głos  jego  szwagierki  Annie  wyrwał  go  z 

zamyślenia. 

Zaczął już kręcić przecząco głową, ale w końcu przytaknął. 

- Mam kłopot - powiedział. - Na imię mu Kaylee. 

- Mogę w czymś pomóc? 

-  Nie  masz  czasem  przy  sobie  sznura  i  kawałka  szmaty?  -  rzucił  z 

rozpaczą. 

- Niestety, zwykle nie noszę takich rzeczy w torebce - odparła cierpko. 

Usiadła  obok  niego.  -  Chociaż  bywały  czasy,  kiedy  myślałam,  żeby  użyć 

ich, żeby zmusić twojego brata do wysłuchania mnie. 

- Straszny z niego uparciuch, prawda? 

-  Nie  większy  niż  ty  i  Morgan.  -  Annie  uśmiechnęła  się.  -  No  to  co 

mogę zrobić, żeby ci pomóc? 

- Macie, ty i Brant, jakieś plany na jutrzejszy wieczór? - spytał. 

- Nie. - Annie pokręciła głową. A Coltowi kamień spadł z serca. - W 

tym tygodniu Brant nie startuje w żadnych zawodach, zatem mamy wolne. 

Co mamy zrobić? 

- Pomyślałem, że zabrałbym Kaylee dokądś... Moglibyście przywieźć 

tu dzieci i popilnować Amber. A ja pojadę z Kaylee do Larami. 

-  Dobrze.  -  Annie  uśmiechnęła  się.  -  Zadzwonię  do  Morgana  i 

Samanthy,  żeby  zabrali  Timmy'ego  i  Jareda  i  też  przyjechali.  Chyba  już 

czas, żeby wszyscy młodzi Wakefieldowie się poznali. 

-  Mam  prośbę.  Nie  mów  nic  o  tym  Kaylee,  kiedy  pojedziecie  na 

zakupy. Chcę sprawić jej niespodziankę. 

RS

background image

 

 

59 

- Jesteś pewien? - Annie sceptycznie pokiwała głową. - Lepiej zostaw 

to mnie. Kobiety lubią mieć trochę czasu, żeby przygotować się do randki. 

- To nie będzie randka. 

Annie ze zrozumieniem pokiwała głową. 

- Niech ci będzie, Colt. - Usłyszawszy głosy Kaylee i Amber, wstała. - 

Dokąd chcesz ją zabrać? 

Dokąd chciał ją zabrać? 

- Pewnie pojedziemy coś zjeść - powiedział po chwili. -I może do kina. 

Szwagierka uśmiechnęła się szeroko. 

- Jeśli to nie jest randka, to jak to nazwać? 

- Ja... Nie wiem. Ale to na pewno nie będzie randka. Poszedł za Annie 

do salonu. 

- Jak dobrze znów cię zobaczyć. - Kaylee mocno uścisnęła Annie. 

- I ja się cieszę. A ty musisz być Amber. 

Z rozpromienioną buzią Amber pokiwała główką i wyciągnęła rączki, 

żeby Annie ją podniosła. 

Colt poczuł ukłucie zazdrości. On przez trzy tygodnie zdołał osiągnąć 

tyle,  że  Amber  śmiechem  kwitowała  każde  jego  słowo.  Ale  nigdy  nie 

pozwoliła mu wziąć się na ręce. 

Kaylee rozglądała się za torebką. 

Umawiały się z Annie, że po drodze zatrzymają się w sklepie „Świat 

Dziecka",  gdzie  Annie  chciała  obejrzeć  wyprawki  dla  spodziewanego 

potomka. 

Colt sięgnął do portfela. Wyjął kartę kredytową i podał ją Kaylee. 

RS

background image

 

 

60 

- Kup, co tylko uznasz za potrzebne - powiedział. A gdy spróbowała 

protestować, rzucił: - Jeśli zobaczysz gdzieś odpowiednie meble do pokoju 

Amber, kup je. Jutro pojadę do miasta i je przywiozę. 

Po krótkim wahaniu Kaylee wzięła kartę. 

- Może będzie wyprzedaż - powiedziała. 

Wzruszył ramionami. 

-  Koszty  nie  mają  znaczenia  -  powiedział.  -  Wybierz,  co  tylko 

zechcesz. 

Annie postawiła Amber. 

- Jesteś gotowa wydawać pieniądze tatusia, skarbie? 

-  Tatuś  -  powiedziała  Amber,  kiwając  główką  i  wskazując  go 

paluszkiem. 

Serce  omal  nie  rozsadziło  Coltowi  piersi.  Uśmiech  rozpromienił  mu 

twarz. Po raz pierwszy dziewczynka nazwała go tatusiem. I nie mógł wprost 

uwierzyć, jakie to było wspaniałe uczucie. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

 

 

61 

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

 

-  Colt,  nie  zginaj  łokcia.  Unoś  ramię  powoli,  aż  będzie  ustawione 

równolegle do podłogi. -  Kaylee podeszła bliżej. -  A teraz przesuń rękę  w 

prawo, aż do piersi. 

Ustawiła mu rękę we właściwym położeniu. Udając, że nie dostrzega, 

jak twarde miał bicepsy. I jak podniecająco działał na nią kontakt z nim. 

Prędko  podała  mu  koniec  cienkiej  gumowej  taśmy.  Trzymając  jej 

drugi koniec, ustawiła się z boku. 

-  Odsuwaj  teraz  wyprostowaną  rękę,  jak  tylko  się  da,  póki  nie 

poczujesz bólu - rozkazała. 

- Łatwizna - rzucił. 

Ale kiedy rozpoczął ćwiczenie, Kaylee dostrzegła grymas bólu na jego 

twarzy. 

-  Wystarczy  -  powiedziała.  -  Teraz  powoli  puszczaj.  Dobrze. 

Następnym razem nie odsuwaj ręki tak daleko. Nie chcę, żeby cię bolało. 

- Bez bólu nie ma zysku. - Ponownie naciągnął gumę. 

Krople potu wystąpiły mu na czoło. Zacisnął szczęki. Łagodnie wyjęła 

mu gumę z dłoni. 

- Wystarczy - powiedziała. 

-  Hej,  jeszcze  nie  skończyłem  -  zaprotestował.  -Powiedziałaś,  że 

powinienem wykonać to ćwiczenie dwukrotnie po dziesięć razy, a zrobiłem 

dopiero pierwszą siódemkę. 

- Powiedziałam także - stanęła tuż przed nim - że masz przestać przy 

pierwszej oznace bólu. 

- To wcale bardzo nie bolało. 

RS

background image

 

 

62 

Rozgniewała się. Podeszła bliżej i stuknęła go palcem w nagą pierś. 

-  Posłuchaj,  mój  ty  panie  bohaterski  kowboju,  powiedziałam: 

absolutnie żadnego bólu. Której części tego zdania nie rozumiesz? 

Colt sięgnął po ręcznik i wytarł spocone czoło. 

- Wszystko rozumiem doskonale. Po prostu nie zgadzam się. 

- W takim razie szukaj sobie innego terapeuty. -Odwróciła się i ruszyła 

do wyjścia. 

Złapał ją tuż przy drzwiach. 

- Nie chcę innego terapeuty. 

Popatrzyła  na  wielką  dłoń  Colta  zaciśniętą  na  jej  ramieniu.  Potem 

spojrzała mu prosto w oczy. 

- Nie pracuję z pacjentami, którzy nie słuchają moich poleceń. 

Przez kilka długich sekund wbijali w siebie twarde spojrzenia. 

Po chwili Colt kiwnął głową i puścił jej rękę. 

- Zgoda. Będę robił, co każesz, ale pod jednym warunkiem. 

- Ty chcesz mi stawiać warunki?! - Roześmiała mu się prosto w twarz. 

- Wielki z ciebie ważniak! 

Jego  olśniewający  uśmiech  sprawił,  że  jej  serce  ruszyło  galopem  jak 

szalone. 

- O, tak. Ale to zawsze ci się we mnie podobało. 

- Dosyć. - Wzniosła oczy ku niebu. - No, mów, co to za warunek? 

-  Chciałbym,  żebyś  dziś  po  południu  pojechała  ze  mną  do  Larami  i 

kupiła meble dla Amber. Wrócimy około piątej. 

Popatrzyła na zegarek. 

-  Nie  zdążymy.  Musisz  dokończyć  ćwiczenia.  Zamkną  sklep,  zanim 

dojedziemy. 

RS

background image

 

 

63 

Pokręcił głową. 

- Już tam dzwoniłem. W piątki zamykają dopiero o ósmej. 

- Naprawdę, powinnam zostać tutaj i... 

- Proszę? 

Tyle było nadziei w jego oczach, że nie potrafiła mu odmówić. 

- Zgoda. Ale pamiętaj: koniec targów! 

- Jakich targów? - Zmarszczył się. 

- Żadnego bólu. - Poklepała go po ramieniu. 

- A, to! - Rozpromienił się. - Nie ma sprawy. Zbyt prędko zgodził się - 

pomyślała.  Ale  w  tym  momencie  odbiornik,  który  miała  przy  pasku, 

zasygnalizował, że Amber zbudziła się i wstała z łóżeczka. 

-  Muszę  iść  do  Amber  -  powiedziała.  -  Zaraz  wrócę  i  dokończymy 

ćwiczenia. 

- Nie możemy już skończyć? 

- Ostatnie dziesięć minut zmarnowałeś, spierając się ze mną, a teraz w 

ogóle chcesz przerwać ćwiczenia? - Zmarszczyła groźnie brwi. - Czy ramię 

cię rozbolało? 

-  Nie.  Pomyślałem  tylko,  że  będziesz  chciała  przygotować  się  do 

wyjazdu. 

Zatrzymała się tak gwałtownie, że Colt wpadł na nią. 

I znów przebiegły ją dreszcze. Szybko się odsunęła. 

- Mamy tylko kupić łóżeczko, materacyk i jakąś szafkę. Przecież to nie 

randka. 

- Nie - pokręcił głową. - To na pewno nie będzie randka. 

- Jeśli to nie jest randka, Colt, to jak mam to nazwać? 

RS

background image

 

 

64 

Colt  zerknął  na  nią  kątem  oka  skupiony  na  prowadzeniu  samochodu 

autostradą do Larami. Nigdy jeszcze nie widział Kaylee takiej wściekłej. Ale 

przynajmniej znów się do niego odzywała. Lepsze to niż grobowe milczenie, 

które  panowało  między  nimi  od  przyjazdu  Branta,  Annie  i  Zacha.  W 

pierwszej chwili Colt był przekonany, że Kaylee odmówi wyjazdu. 

- To tylko wspólny wypad - odpowiedział. Może jednak Annie miała 

rację? 

Może kobiety faktycznie nie lubią niespodzianek? 

-  Uknułeś  to  wszystko,  prawda?  To  nie  był  zwykły  przypadek,  że 

Annie i Brant wpadli właśnie wtedy, kiedy szykowaliśmy się do wyjścia. 

Colt włączył automat utrzymujący prędkość i usiadł wygodniej. 

Do Larami mieli jeszcze ponad godzinę jazdy. 

- Nie chcę cię okłamywać - powiedział. - Zaplanowałem to wszystko. - 

Spojrzał  na  zegarek.  -  Właśnie  teraz  powinni dojeżdżać  do domu Morgan, 

Samantha i ich dzieci. 

- Dlaczego? 

- Ponieważ uważam, że należy cię się chwila oddechu - powiedział po 

prostu.  -  Wciąż  tylko  gotowałaś  i  zajmowałaś  się  moją  terapią...  Chciałem 

okazać  ci  wdzięczność.  I  dlatego  postanowiłem  zabrać  cię  na  kolację  i  do 

kina. 

-  Nie  pomyślałeś,  że  wypadało  najpierw  zapytać  mnie?  -  Chyba 

uspokajała się powoli. 

- Chciałem ci zrobić niespodziankę - bąknął. 

Nie  mógł  przecież  przyznać,  że  wiedział,  iż  inaczej  nigdy  nie 

zgodziłaby się wyjść z nim. 

RS

background image

 

 

65 

- Udało ci się. Tylko czemu mam wrażenie, jakbym została oszukana... 

- Odwróciła twarz ku szybie. - Czy możesz obiecać mi coś, Colt? 

- Co takiego, kochanie? - spytał niepewnie. 

- Proszę, nie oszukuj mnie, nie baw się mną. Nigdy nie umiałam radzić 

sobie z czymś takim. 

Powiedziała to na pozór spokojnie. Ale Colt wyczuł w jej głosie takie 

napięcie, że wyłączył automat, zjechał na pobocze i zatrzymał samochód. 

Odwrócił się ku niej. 

Siedziała z pochyloną głową, wpatrując się we własne dłonie. 

- Kaylee, spójrz na mnie. - Pokręciła głową. Ujął w dłoń jej podbródek 

i zmusił do spojrzenia mu w twarz. - Daję ci słowo, że nie oszukuję cię. Ani 

nie  bawię  się  tobą.  Tyle  wydarzyło  się  w  ostatnich  trzech  tygodniach... 

Pomyślałem,  że  należy  ci  się  odrobina  relaksu.  -  Czuł  pod  palcami 

aksamitną  skórę  jej  policzka.  Szybko  cofnął  rękę,  żeby  nie  chwycić  jej  w 

objęcia.  -  Dwoje  starych  przyjaciół  spotkało  się  dziś  wieczorem,  żeby 

pośmiać się i pobyć ze sobą. To wszystko. 

Przyglądała się mu przez chwilę. Potem z rezygnacją pokiwała głową. 

-  W  porządku.  Ale  chciałabym  wrócić  do  domu  wcześnie.  Wiem,  że 

Amber  cieszy  się,  że  jest  z  Annie  i  z  dziećmi,  ale  jest  przyzwyczajona 

zasypiać przy mnie. Jeśli nie wrócę, może się przestraszyć. 

- Oczywiście. - Uruchomił silnik i ruszył. Inaczej to sobie wyobrażał, 

ale  musiał  cieszyć  się  tym,  co  dostał.  -  Zabierzemy  meble  i  w  drodze 

powrotnej zatrzymamy się w Broken Spoke Steakhouse. 

- Czy to tam wszyscy przy stole jedzą za darmo,jeżeli ktoś zdoła zjeść 

ich największy stek? - spytała, wyraźnie uspokojona. 

RS

background image

 

 

66 

-  Tak.  To  jest  dziewięćdziesiąt  dekagramów  wyborowego  mięsa 

byków  rasy  Black  Angus.  Ale  podstęp  polega  na  tym,  że  musisz  zjeść  do 

tego  całą  górę  frytek.  Zawsze  wstępowaliśmy  tam  z  Mitchem,  kiedy 

wracaliśmy  do  domu.  -  Colt  zachichotał.  -I  za  każdym  razem  przegrywali 

zakład. 

-  Wcale  mnie  to  nie  zaskakuje.  Mitch  był  jak  worek  bez  dna.  Nie 

znałam nikogo, kto potrafiłby zjeść tyle, co on. 

- Zawsze zdumiewało mnie, że nie tył. 

-  Właśnie.  -  Roześmiała  się.  -  Zawsze  uważałam,  że  to  nieuczciwe. 

Mitch jadł dużo i nadal był szczupły. Ja wciąż pilnowałam diety, a mimo to 

tyłam. 

Colt zapatrzył się przed siebie. 

-  Przeżyliśmy  z  Mitchem  wiele  pięknych  chwil  -  powiedział  w 

zadumie. 

- On cię naprawdę uwielbiał - powiedziała. - Byłeś dla niego jak brat. 

Znów wrócił doń ten ból, który towarzyszył mu zawsze, gdy myślał o 

stracie najlepszego przyjaciela. 

- I ja miałem go za brata. Jechali w milczeniu. Colt bił się z myślami. 

Nie  wiedział,  czy  obrał  właściwą  drogę,  ale  musiał  spróbować 

naprawić to, co popsuł trzy lata wcześniej. 

- Kaylee, wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać... 

Ale  myślę,  że  powinniśmy  przestać  owijać  w  bawełnę.  Musimy 

porozmawiać o tym, co stało się tamtego ranka... i potem. - 

- Nie wiem, czy potrafię - odparła po chwili drżącym głosem. 

-  Musimy,  kochanie.  -  Wziął  ją  za  rękę.  -  Dla  dobra  naszej  małej 

dziewczynki. Od tego zależy jej szczęście. 

RS

background image

 

 

67 

Kaylee namyślała się tak długo, że zwątpił, czy się zgodzi. 

-  Dobrze  -  rzekła  w  końcu  i  westchnęła.  -  Co  chcesz  powiedzieć? 

Niech to już będzie za nami. 

Wbił wzrok w szosę przed nimi. Starał się poukładać myśli. 

-  Po  pierwsze,  chcę,  żebyś  wiedziała,  że  już  następnego  dnia 

żałowałem,  że  nie  umiałem  zapanować nad  sytuacją.  -  Odetchnął  głęboko. 

Pomyślał, że najlepiej będzie skorzystać z okazji i powiedzieć wszystko do 

końca. - Wyszedłem wtedy, nie budząc cię, ponieważ wstydziłem się tego, 

co zrobiłem. Nie potrafiłem spojrzeć ci w oczy,  Kaylee.  Wiem, że to było 

tchórzostwo, ale nie umiałbym znieść żalu czy nienawiści w twoich oczach. 

-  Skąd  przypuszczenie,  że  mogłam  tak  myśleć?  -Zdawała  się 

wstrząśnięta. 

- Bo przyszłaś do mnie po pociechę, a ja pozwoliłem, by sprawy zaszły 

trochę  za  daleko.  Powinienem  był  zareagować  inaczej,  zanim  wszystko 

wymknęło się nam z rąk. 

-  Słucham?  Czemuż  to  tylko  ty  miałeś  być  tym,  który  powinien  był 

panować nad sytuacją? - Potrząsnęła głową. - Coś ci powiem, kowboju. Nie 

byłeś sam w łóżku. I ja mogłam... 

- Nie, Kaylee. - Nie mógł pozwolić, by wzięła na siebie choćby cząstkę 

jego winy. - Mitch był moim najlepszym przyjacielem. A ja w pierwszą noc 

po jego pogrzebie pozbawiłem dziewictwa jego siostrę. - Potrząsnął głową. - 

Naprawdę uważasz, że jestem z tego dumny? 

- Colt... - Położyła mu rękę na ramieniu. 

- Gdybym mógł cofnąć czas i zmienić wszystko, przysięgam, Kaylee, 

zrobiłbym to. 

RS

background image

 

 

68 

-  Jest  coś,  czego  nie  chciałabym  zmienić,  nawet  gdybym  mogła  to 

zrobić - powiedziała cicho po chwili milczenia. 

- Co to takiego, kochanie? 

- Amber - powiedziała bez wahania. - Ona jest całym moim życiem. 

Colt poczuł ucisk w krtani. 

Kaylee wcale nie żałuje tego, że ma z nim dziecko! 

Czyżby nie żałowała także, że poszła z nim do łóżka? 

-  Muszę  spytać  cię  o  coś  i  chciałbym,  żebyś  odpowiedziała  całkiem 

szczerze. - Serce waliło mu jak młotem. 

- Myślę, że powinniśmy już... 

- Nie pytałbym, gdyby to nie było dla mnie bardzo ważne,  Kaylee.  - 

Ujął jej dłoń. 

Zdawało się, że odmówi, ale w końcu kiwnęła głową. 

- Zgoda. Co chcesz wiedzieć? 

-  Powiedziałaś,  że  nie  żałujesz,  że  masz  Amber.  -Głęboko  nabrał 

powietrza.  Stawiał  wszystko  na  szali,  ale  musiał  poznać  prawdę.  -  Czy 

kiedykolwiek żałowałaś tego, że kochałaś się wtedy ze mną? 

Kaylee milczała. Długo. W końcu westchnęła i pokręciła głową. 

- Nie. Nigdy nie żałowałam tego, co stało się tamtej nocy. 

Dwie godziny później wyszli z Broken Spoke Steakhouse i ruszyli  w 

drogę powrotną. Colt nieustannie myślał o wyznaniu Kaylee. 

Czy to możliwe, żeby mylił się przez tyle lat? 

Przez trzy lata przekonywał siebie, że na pewno ją wykorzystał. 

Ale czy tak było naprawdę? Czy Kaylee też, jak i on, szukała ukojenia 

po stracie Mitcha w objęciach kogoś, na kim jej naprawdę zależało? 

- Colt, dobrze się czujesz? 

RS

background image

 

 

69 

- Oczywiście. - Otrząsnął się. - Czemu pytasz? 

-  Przez  cały  wieczór  byłeś  jakiś  dziwny  -  powiedziała  z  troską  w 

głosie. - A przy jedzeniu wpatrywałeś się w stek, jakbyś spodziewał się, że 

zaryczy. Nigdy dotąd nie widziałam cię bez apetytu. 

- To fakt. Rzadko mi się to zdarza. 

- No właśnie. - Uśmiechnęła się. 

Od tego uśmiechu serce Colta załomotało gwałtownie. 

Była urocza, piękna... Ale obiecał sobie, że będzie ostrożny. Nie wolno 

mu znów popsuć wszystkiego. 

- Dobrze się bawiłaś? - spytał tonem swobodnej konwersacji. 

- Tak. - Zawahała się. - Ale jestem ci winna przeprosiny. 

- Za co? 

- Za moje wcześniejsze zachowanie - powiedziała cichutko. - Za to, jak 

zareagowałam na twoją niespodziankę. 

- Cieszę się, że miło spędziłaś czas, kochanie. 

-  Ale  nie  powinnam  była  reagować  tak  gwałtownie.  Starałeś  się  być 

miły i... 

- Myślę, że dzisiaj oboje dowiedzieliśmy się czegoś o sobie - przerwał 

jej. 

- Czego? 

-  Ja  nie  jestem  tak  nieszczery,  jak  sądziłaś.  -  Zwolnił  i  skierował 

samochód na podjazd przed domem. -A ty nie lubisz niespodzianek. 

-  To  nie  do  końca  prawda.  -  Pokręciła  głową.  -Wszystko  zależy  od 

tego,  jaka  to  niespodzianka.  -I  dodała  z  uśmiechem:  -  Czasami  może  być 

naprawdę urocza. 

RS

background image

 

 

70 

-  Przypomnę  ci  to,  kiedy  następnym  razem  zechcę  cię  czymś 

zaskoczyć - powiedział, otwierając jej drzwi. 

-  Następnym  razem?  -  Kaylee  powiedziała  to  z  uśmiechem,  ale  Colt 

wyraźnie wyczuł cień obawy w jej głosie. 

-  Oczywiście.  -  Kiedy  wysiadła  z  auta,  otoczył  ją  ramieniem  i 

poprowadził  do  domu.  -  Nie  wiedziałaś,  że  życie  jest  pasmem 

zdumiewających wydarzeń, przerywanych okresami monotonnej nudy? 

- To bardzo głęboka myśl, kowboju. - Roześmiała się głośno. 

-  Uważaj!  -  Szturchnął  ją  w  bok,  a  potem  przytulił  i  pocałował  w 

czubek głowy. - Wiedz, że miałem w szkole piątkę z filozofii! 

- Naprawdę uważałeś na lekcjach? - Zrobiła wielkie oczy. - Jestem pod 

wrażeniem. Zawsze myślałam, że ty i Mitch chodziliście do szkoły tylko po 

to, żeby spotykać się z dziewczynami. 

- No... to też. - Zachichotał. - Ale wiesz, zabawna sprawa była z tym 

stypendium za udział w szkolnej drużynie rodeo. 

- Co takiego? 

- Oni naprawdę chcieli, żebyśmy skończyli choć kilka klas. 

- No popatrz! 

Stanęli przed drzwiami. Colt obrócił ją twarzą do siebie. 

-  Wiem,  że  nie  lubisz  niespodzianek.  -  Jednym  palcem  przesunął 

kapelusz do tyłu. I objął ją. - Dlatego chyba lepiej będzie, jeśli powiem, że 

mam zamiar pocałować cię teraz, Kaylee. 

Wpatrywał się w nią w napięciu. Wtedy powiedziała: 

- Myślę, że nie mam nic przeciw temu. 

RS

background image

 

 

71 

Jeszcze kiedy pochylał głowę, nakazywał sobie w myślach, by był to 

tylko niewinny całus. Lecz kiedy ich wargi spotkały się, ogarnął ich gorący 

płomień namiętności. 

Przycisnął ją do siebie z całej siły i zachłannie wpił się w jej usta. 

Po chwili poczuł jej paznokcie na karku i krew w jego żyłach zmieniła 

się w płynny ogień. 

Jego  dłoń  zawędrowała  pod  kurtkę  Kaylee  i  nakryła  jej  krągłą  pierś. 

Nigdy dotąd nie pożądał kobiety aż tak bardzo. 

Zmusił  się  jednak  do  oderwania  się  od  jej  ust.  Pomału  ich  oddechy 

wracały do normy. 

- Colt... Ja... My... To nie powinno powtórzyć się już nigdy więcej. 

- Wszystko w porządku, kochanie. Nie bój się tego, co zaszło między 

nami. - Drżącą ręką pogładził jej jedwabiste włosy. - Nie musimy spieszyć 

się  do  niczego,  zanim  oboje  będziemy  gotowi.  Ten  raz  potraktujmy  jako 

pierwszy  krok...  Zobaczymy,  dokąd  nas  zaprowadzi.  -  Pocałował  ją  w 

czubek nosa. - No, chodźmy do środka. Posłuchamy zachwytów moich braci 

i ich żon nad naszą córką. I ich radości z tego, że mali kuzyni mogli poznać 

się wreszcie. 

Kaylee uniosła oczy. 

Jej uczucie do Colta było może nawet jeszcze silniejsze niż kiedyś. 

Przez  tyle  lat  przekonywała  samą  siebie,  że  całkiem  wyrzuciła  go  ze 

swego życia. 

Lecz  przyszła  pora,  by  przestała  się  okłamywać  i  stanęła  twarzą  w 

twarz z prawdą. 

Nigdy nie przestała kochać Colta... I nigdy nie przestanie. 

RS

background image

 

 

72 

Przerażona  tym  spostrzeżeniem,  zagryzła  wargi.  Lecz  nie  zdążyła 

zrobić nic ze swoim odkryciem, gdyż Colt wziął ją za rękę i otworzył drzwi. 

Szła  za  nim,  oszołomiona,  do  salonu.  Zatrzymała  się  w  drzwiach  i 

zobaczyła  Amber  obejmującą  rocznego  może  chłopca  i  całującą  go  w 

policzek. 

-  Dzidzia  -  powiedziała  z  uśmiechem  do  Annie  i  drugiej  kobiety 

siedzącej na kanapie. 

Kaylee domyśliła się, że jest to żona Morgana, Samantha. 

- Spójrz, kto przyszedł, Amber - powiedziała. 

- Mama! - zawołała Amber radośnie i rzuciła się ku niej biegiem. 

- Dobrze bawiłaś się ze swoimi kuzynami? - Kaylee wzięła ją na ręce. 

-  Nie  -  odparła  mała,  kiwając  potakująco  główką.  -  Puść.  -  Zaczęła 

wiercić się niecierpliwie. 

- Jak się masz, Kaylee. - Brant i Morgan wstali, by ją przywitać. - Jak 

dobrze znów cię widzieć. - Brant uścisnął ją. 

- I ja się cieszę - odparła. Brakowało jej spotkań z braćmi Colta. 

Zawsze traktowali ją i Mitcha tak, jakby byli członkami ich rodziny. 

Kiedy Brant uwolnił ją z uścisku, jego miejsce zajął Morgan. 

- Bardzo długo trzeba było czekać, Kaylee. Brakowało nam ciebie. 

- Brakowało wam kogoś, nad kim moglibyście pastwić się bezlitośnie - 

powiedziała ze śmiechem. 

-  Nic  się  nie  zmieniłaś.  -  Morgan  uśmiechnął  się.  Potem  wskazał 

kasztanowowłosą kobietę. - Kaylee, to moja żona, Samantha. 

-  Miło  jest  poznać  cię  wreszcie,  Kaylee.  -  Samantha  posłała  jej 

promienny  uśmiech.  -  Tak  wiele  o  tobie  słyszałam,  że  mam  wrażenie, 

RS

background image

 

 

73 

jakbym  znała  cię  od  wielu  lat.  Rozmawiałyśmy  właśnie  z  Annie,  żeby  w 

przyszłym tygodniu zabrać cię do Larami, na lunch i zakupy. 

-  Takie  babskie  popołudnie  w  supermarkecie.  -  Annie  rozpromieniła 

się. 

- Z przyjemnością wybiorę się z wami - powiedziała Kaylee. 

Kątem  oka  dostrzegła,  że  Brant  i  Morgan  mrugnęli  do  siebie  i 

uśmiechnęli się chytrze do swoich żon. Jakby łączył ich jakiś sekret. 

Nie  miała  jednak  czasu  zastanawiać  się  nad  tym.  Mały  chłopiec 

podszedł do nich i wyciągnął rączki do Colta. 

- Wujku, mam nowy zegarek. Jak komandosi z telewizji. 

- Rzeczywiście,  Timmy. - Colt uniósł chłopca i posadził go sobie na 

przedramieniu. 

- Nie! - usłyszeli cienki głosik Amber. 

Kaylee  przyglądała  się  swojej  córce,  zaskoczona  niezwykłą 

gwałtownością jej głosu. 

Mała podbiegła  do nich,  stanęła  przed  Coltem  i także  wyciągnęła  do 

niego ręce. 

- Na rączki, tatusiu - zażądała. - Na rączki. 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

 

 

74 

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

 

Serce Colta najpierw zatrzymało się na chwilę, a potem zaczęło walić 

jak oszalałe. 

Po raz pierwszy jego córka chciała, by wziął ją na ręce. 

Nie wolno mu było stracić takiej okazji. 

Niestety,  nie  był  w  stanie  podnieść  Amber  lewą  ręką.  A  na  prawej 

trzymał  Timmy'ego.  Gdyby  postawił  chłopca  na  podłogę,  mógłby  sprawić 

mu przykrość. A tego nie chciał. 

- Wezmę go. - Morgan zorientował się w sytuacji. 

- Dzięki. - Colt podał mu malca. Schylił się i podniósł córkę. 

Mała złapała go za szyję i mocno przycisnęła. Potem odwróciła się do 

Timmy'ego. 

- Mój tatuś - oświadczyła stanowczo. Coltowi brakło oddechu. 

Jakby  żelazna  obręcz  zacisnęła  mu  się  na  gardle.  Radość  wprost 

rozpierała  go.  Poczuł,  że  Kaylee  dotknęła  jego  łokcia.  Ostrożnie,  żeby  nie 

urazić chorej ręki, objął ją. 

Spojrzał na nią i poczuł, jakby oto trzymał w rękach wszystko, o czym 

marzył. 

Tylko Amber nie zdawała sobie sprawy, jak wielka to była chwila. 

Złapała rondo jego kapelusza i zaczęła szarpać. 

- Ja włożę. Ja. 

Niczego  nie  umiałby  jej  odmówić.  Zdjął  kapelusz  i  włożył  jej  na 

głowę, starając się, by nie zasłonił jej oczu. 

- Proszę, myszko. 

RS

background image

 

 

75 

-  Wygląda  na  to,  że  Amber  będzie  córeczką  tatusia  -  powiedziała 

Annie. I starła łzę z policzka. 

-  I  ja  też  tak  myślę  -  powiedziała  Samantha,  pociągając  nosem. 

Najmłodszy z kuzynów Colta, Jared, także zażądał, by matka wzięła go na 

ręce. - Żal przerywać tak uroczy wieczór, ale chyba powinniśmy już zabrać 

chłopców do domu. Pora spać. 

- Na nas też już pora - powiedziała Annie. - Zach też powinien pójść 

już do łóżka. 

- Chodź, kolego. - Brant chwycił syna i posadził sobie na ramionach. - 

Mamusia powiedziała, że już pora do domu. 

Z córką na ręce, Colt odprowadził gości do drzwi. 

-  Dziękuję,  że  opiekowaliście  się  Amber  przez  cały  wieczór  - 

powiedział. 

-  Cała  przyjemność  po  naszej  stronie  -  powiedziała  Samantha  i 

pocałowała Amber w policzek. - Pa, pa, Amber. 

Amber  pomachała  odchodzącym  rączką.  Potem  złożyła  głowę  na 

ramieniu Colta. I znów niezwykłe przeżycie niemal odebrało mu dech. 

- Masz słodką, uroczą córeczkę - powiedział Morgan. - Jeśli ten pajac 

będzie  sprawiał  ci  jakiekolwiek  problemy  -  zwrócił  się  z  uśmiechem  do 

Kaylee - nie wahaj się ani chwili i dzwoń do mnie. Natychmiast przywołam 

go do porządku. 

-  A  jeśli  nie  zastaniesz  Morgana,  dzwoń  do  mnie  -  dodał  Brant  z 

uśmiechem. 

- Dziękuję za zaufanie - burknął Colt. 

-  Zadzwonię  do  ciebie  jutro.  Umówimy  się  na  wyprawę  do  sklepu, 

Kaylee - powiedziała Annie. I posłała Coltowi dziwny uśmiech. 

RS

background image

 

 

76 

O co tu chodzi? - pomyślała Kaylee. 

Już  wcześniej  zauważyła,  że  obaj  bracia  Colta  i  ich  żony  uśmiechali 

się dziwnie, ilekroć ktoś wspomniał o wyprawie na zakupy. 

Nie zdążyła jednak dowiedzieć się niczego. 

Annie pomachała jeszcze Amber i już ich nie było. 

Colt  zamknął  drzwi,  odwrócił  się  i  napotkał  spojrzenie  Kaylee.  Była 

wyraźnie zdezorientowana. 

- Kaylee, ja... 

- Myślę, że młoda dama musi już się udać do łóżka - przerwała mu. - 

To był ciężki wieczór. 

Colt domyślił się, że bardziej mówiła o sobie niż o Amber. 

-  Śpij  słodko,  myszko.  -  Pocałował  córkę  w  policzek.  -  Potrzebujesz 

pomocy? - spytał Kaylee. 

Pokręciła głową. 

-  Nie  ma  z  nią  kłopotu  przy  zasypianiu.  -  Zatrzymała  się  przy 

schodach. - Strasznie jestem zmęczona. Chyba też już się położę. Dziękuję 

za wspaniały wieczór. Do zobaczenia rano. Dobranoc. 

- Dobranoc. 

Colt stał, kręcąc głową. 

Kaylee  potrzebowała  jeszcze  czasu,  by  dojść  do  tego,  do  czego  on 

doszedł już wcześniej. 

Nigdy nie będą... „tylko" przyjaciółmi. 

I im częściej o tym myślał, tym mocniejszego nabierał przekonania, że 

nigdy nie byli. 

Kaylee podała Coltowi mały ciężarek. 

RS

background image

 

 

77 

-  Zanim  zaczniemy  następny  etap  terapii,  muszę  cię  ostrzec,  że  nie 

będę  tolerować  żadnych  prób  podnoszenia  czegokolwiek  cięższego  niż  to. 

Zrozumiałeś? 

- Znacznie więcej mogę podnieść małym palcem - powiedział, ważąc 

ciężarek w dłoni. 

- Lepiej nie próbuj - ostrzegła go. 

Wiedziała, że jeśli na początku jasno nie ustali reguł, Colt gotów jest 

sam zwiększać obciążenie i zaszkodzić sobie. 

-  Oj, daj  spokój, kochanie.  Ja  wiem,  że  dam  radę podnieść dwa  razy 

więcej. - Jego olśniewający uśmiech przyprawił ją o bicie serca. - Możesz 

chyba pozwolić mi spróbować? 

Stanowczo pokręciła głową. 

-  Nie,  dopóki  nie  przekonamy  się,  że  napinanie  bicepsa  nie  będzie 

sprawiać ci bólu. 

- Nie będzie. 

- Zrób trzy zestawy ćwiczeń z tym ciężarkiem, wtedy porozmawiamy. 

Wpatrywał się w nią, jakby próbował ją zahipnotyzować. 

- Zgoda - powiedział po chwili. 

Kiedy wykonywał ćwiczenia, Kaylee obserwowała go w skupieniu. 

Wciąż  musiała  przypominać  sobie,  że  jest  tylko  pacjentem,  jakich 

wielu. Ale wiedziała, że okłamywała samą siebie. 

Colt nigdy nie będzie jednym z wielu. Nigdy! 

A gdyby nie wiedziała tego wcześniej, po ostatniej nocy nie mogła już 

mieć żadnych wątpliwości. 

Całował ją już, ale nigdy tak, jak po powrocie z Larami. 

RS

background image

 

 

78 

Kiedy dotknął ustami jej warg, kiedy wpił się w nie, miała wrażenie, 

że fajerwerki rozbłysły w jej duszy. 

A  gdyby  i  to  jej  nie  przekonało,  musiała  przypomnieć  sobie,  co 

powiedział jej później. Żeby nie bała się tego, co zaszło. 

I że nie muszą się spieszyć, zanim oboje będą gotowi. Zadrżała. 

W zawoalowany sposób Colt dał do zrozumienia, że chciałby pogłębić 

ich związek. 

Ale czy powinna przystać na to? 

Czy będzie w stanie przetrwać, jeżeli znów im nie wyjdzie? 

Trzy  lata  wcześniej  tylko  obecność  Amber  pozwoliła  jej  przeżyć 

śmierć brata i odejście Colta. 

Całą energię skupiła na jej wychowaniu. Chciała być najlepszą matką. 

I dzięki temu zapomnieć o przeszłości. 

Ale wszystko udało się przede wszystkim dlatego, że nie było przy niej 

Colta. Nic nie przypominało jej tamtych zdarzeń. 

I  oto  zmieniło  się  wszystko.  Colt  wiedział  już  o  ich  córce.  I  Kaylee 

musiała liczyć się z jego częstymi odwiedzinami. 

A  jeśli  uda  się  im  poukładać  wszystko  między  nimi,  co  wtedy?  Czy 

będzie umiała pogodzić się z przeszłością? 

Śmierć Mitcha na arenie pozbawiła ją ostatniego krewnego. I dla niej 

samej oznaczała prawie koniec życia. 

Czy zdoła więc przeżyć, jeżeli coś zdarzy się Coltowi? 

Już sama myśl przeraziła ją tak mocno, że zadrżała. - Kaylee, dobrze 

się czujesz? Podniosła oczy i ze zdumieniem spostrzegła stojącego przed nią 

Colta. 

RS

background image

 

 

79 

-  T-tak.  Wszystko  w  porządku.  Ja  tylko...  zastanawiałam  się  nad 

dalszym ciągiem twojej terapii... 

Patrzył na nią przez moment. Potem potrząsnął głową. 

- Nieprawda. - Pogłaskał ją po policzku. Posłał jej łagodny uśmiech. - 

Oboje powinniśmy przestać ukrywać nasze prawdziwe myśli, Kaylee. Tylko 

całkowita szczerość da nam szansę poukładania wszystkiego. - Pochylił się i 

musnął  jej  usta  pocałunkiem.  -  A  mnie  na  tej  szansie  bardzo  zależy, 

kochanie. 

Dotyk jego dłoni wywołał w niej dreszcz. 

- Naprawdę, ja tylko... 

Urwała. Zajrzała mu głęboko w oczy. Przecież miał rację. 

Jeżeli  mieli  związać  się  w  jakikolwiek  sposób,  musieli  być  wobec 

siebie absolutnie szczerzy. 

Już dawno przyznała się przed samą sobą, że nadal Colt wiele dla niej 

znaczył. Teraz musiała odważyć się podjąć ryzyko. 

- Czego pragniesz, Kaylee? - spytał cicho. - Powiedz mi, co naprawdę 

dzieje się w twojej ślicznej główce. 

Doskonale wiedziała, czego pragnęła. 

- Ale ja... boje się, Colt. 

Porwał ją w ramiona i przycisnął do szerokiej piersi. 

-  Kochanie,  ja  wiem,  że  to  straszne...  Ale  wszystko,  co  cenne,  warte 

jest  ryzyka.  -  Głaskał  ją  tak  delikatnie  i  czule,  że  poczuła  łzy  pod 

powiekami. - Nigdy nie dowiemy się, co możemy razem osiągnąć, jeżeli nie 

spróbujemy. 

Zamknięta  w  jego  silnych  ramionach,  wsłuchana  w  bicie  jego  serca, 

poczuła w sobie dość siły i odwagi, by wyznać mu, co kryła w sercu. 

RS

background image

 

 

80 

-  Sama  myśl  o  porażce  przeraża  mnie...  Ale  gdy  pomyślę,  że 

mogłabym  nigdy  nie  dowiedzieć  się,  co  moglibyśmy  mieć  razem,  strach 

wprost  mnie  poraża.  -  Nabrała  głęboko  powietrza  i,  patrząc  mu  prosto  w 

oczy,  powiedziała:  -  Tak,  Colt.  Chcę  przekonać  się,  dokąd  nas  to 

zaprowadzi. 

Colt  siedział  przed  telewizorem  z  Amber  na  kolanach  i  przełączał 

kanały. 

- Midor! - zawołała dziewczynka radośnie. 

- Chcesz to oglądać? - spytał. 

Na ekranie animowany pomidor ganiał za ogórkiem. 

- Tak, tak, tak - odparła, zawzięcie kręcąc przecząco główką. 

- Dobrze, myszko. - Pocałował ją w głowę i rozsiadł się wygodnie w 

fotelu. - Popatrzymy sobie, dopóki mama nie powie, że pora do łóżka. 

W  skupieniu  oglądał  śpiewające,  tańczące  i  żartujące  jarzyny.  Filmy 

rysunkowe bardzo się zmieniły, pomyślał pewnym niezadowoleniem. 

Ale kilka minut później śmiał się głośno. 

- Świetny film, myszko. 

Rozradowana Amber wdrapała mu się na kolana i dała mu całusa. 

- Jak sobie radzicie? - spytała Kaylee, wchodząc do pokoju. 

- Teraz rozumiem, dlaczego w pokoju Amber jest tyle dekoracji z tymi 

postaciami - powiedział Colt. - Ona naprawdę je uwielbia. 

-  Tak  się  śmiałeś,  że  chyba  i  ty  staniesz  się  ich  miłośnikiem  - 

powiedziała. I uśmiechnęła się do niego. 

Colt przełknął ślinę. 

Jak  miał  trzymać  ręce  przy  sobie,  jeżeli  nadal  będzie  obdarzała  go 

takimi zabójczymi uśmiechami? 

RS

background image

 

 

81 

Po porannej rozmowie uznał, że była to sprawa najważniejsza. 

Nic na siłę, pomyślał. Bez pośpiechu. 

Oboje  potrzebowali  czasu  na  to,  by  ich  uczucie  mogło  wzrosnąć, 

umocnić się. 

Żeby żadne z nich nie żałowało, gdy będą się kochać. 

Ale  on  sam  z  wolna  zaczynał  wątpić,  czy  wytrwa.  Każde  słowo 

Kaylee, każdy jej ruch, gest, były takie podniecające. Czuł, że i on nie był 

jej obojętny. I świadomość tego wprawiała go w stan nieustannej ekscytacji. 

- Colt, czy ty mnie słuchasz? Potrząsnął głową. 

- Przepraszam, myślałem o czymś... co mam do zrobienia. 

-  Pytałam,  czy  zechcesz  zaopiekować  się  Amber  w  poniedziałkowe 

przedpołudnie. Pojechałabym wtedy z Annie i Smanthą na zakupy. 

-  Oczywiście.  -  Wyłączył  telewizor  i  wstał.  -  Wydawało  mi  się,  że 

planowałyście wyjazd na któreś popołudnie. 

Kaylee skinęła głową. 

-  Owszem.  Ale  Annie  ma  rano  wizytę  u  lekarza.  Zaproponowała, 

żebyśmy wybrały się na zakupy zaraz potem. A później zjemy lunch. 

- Chcesz moją kartę kredytową? - Ruszył za nią po schodach. 

- Nie. 

- Zaczekaj. - Przytrzymał ją za ramię. Wyjął z kieszeni portfel. - Kup 

jeszcze coś do pokoju Amber. 

- Co? - Wzięła od niego kartę.  

Wzruszył ramionami. 

-  Zabawki,  pluszowe  zwierzątka,  ubranka,  wszystko,  co  tylko  będzie 

się  jej  podobało.  -  Pocałował  Amber  w  policzek.  -  Śpij  słodko,  myszko.  - 

Musnął wargami usta Kaylee. - Zejdź na dół, kiedy położysz ją do łóżka. 

RS

background image

 

 

82 

W tym momencie zadzwonił telefon. 

- Odbierz. Ja zajmę się Amber - powiedziała i ruszyła na górę. 

Colt  wymruczał  jakieś  przekleństwo  pod  adresem  intruza.  Wiódł 

oczyma  za  wchodzącą  po  schodach  Kaylee.  Natrętny  dźwięk  telefonu 

sprawił, że poszedł do swojego gabinetu. 

- Słucham - warknął. 

- Przeszkodziłem ci w czymś, braciszku? - To był Morgan. 

-  Mówił  ci  już  ktoś,  że  potrafisz  dzwonić  nie  w  porę?  -  sapnął  Colt 

gniewnie. 

Morgan zarechotał. 

-  Przypominam  sobie,  że  coś  takiego  powiedział  Brant,  kiedy  po  raz 

pierwszy przywiózł Annie na ranczo. 

-  No  i  miał  rację  -  powiedział  Colt,  już  trochę  spokojniej.  -  O  co 

chodzi, braciszku? 

- Mam informacje o tej bułanej klaczy, której kazałeś nam szukać. 

Colt natychmiast się ożywił. 

- Czy jest do kupienia? 

-  Już  nie.  -  Głos  Morgana  wibrował  zadowoleniem.  -  Chyba  że  ty 

zechcesz ją sprzedać. 

- Za nic. - Uśmiechnął się rad, że klacz Kaylee odnalazła się. - Gdzie ją 

znaleźliście? 

-  Hen,  hen,  w  Teksasie.  Kiedy  pośrednik,  który  zajmował  się 

sprzedażą  rancza  Kaylee,  powiedział  nam,  że  kupiec  pochodzi  z  Teksasu, 

Brant zadzwonił do swojego kumpla z rodeo, Coopera Adama. Nie minęły 

dwie godziny, a już  wiedzieliśmy, kim jest nowy  właściciel i za ile gotów 

jest ją sprzedać. 

RS

background image

 

 

83 

- Zawsze lubiłem Coopera - powiedział Colt. -Kiedy będę mógł po nią 

pojechać? 

- Nie musisz - odparł Morgan radośnie. - Siostra Coopera, Jenna, i jej 

mąż,  Flint,  wybierają  się  do  Denver  na  aukcję  koni.  Załadują  klacz  do 

przyczepy i przywiozą ze sobą. W poniedziałek wybieramy się z Brantem, 

żeby ją przywieźć. 

Colt nie musiał pytać o nic więcej. 

- Jestem waszym dłużnikiem - powiedział. 

- Cieszę się, że mogliśmy ci pomóc. Wiemy, że to Mitch dał Kaylee tę 

klacz i że dużo dla niej znaczyła. 

- Dzięki, Morgan. 

Colt rozłączył się i przeskakując po dwa stopnie, pobiegł na górę, do 

pokoju Amber. 

Musiał jak najszybciej powiedzieć Kaylee o koniu. 

- Kaylee, muszę ci coś powiedzieć! 

W pokoju panował półmrok. Kaylee siedziała w fotelu na biegunach z 

Amber na kolanach. Przyłożyła palec do ust, by go uciszyć. 

- Właśnie zasnęła - wyszeptała. 

- Przepraszam - bąknął. 

Stanął  za  jej  plecami.  Z  zachwytem  patrzył  na  matkę  tulącą  śpiące 

dziecko. 

Kaylee chciała wstać. Colt wyciągnął ręce i podniósł dziecko. 

- Powiedziałam ci dzisiaj rano, że wolno ci dźwigać jedynie ciężarek 

do ćwiczeń - skarciła go Kaylee. 

-  A  ja  powiedziałem  ci,  że  tyle  mogę  unieść  jednym  palcem  - 

powiedział cicho. 

RS

background image

 

 

84 

Nie  zamierzał  wspominać  jej  o  delikatnym  bólu,  który  poczuł.  Nie 

było to przecież nic poważnego. 

Ułożył Amber w łóżeczku i uśmiechnął się do Kaylee. 

- Dziękuję, kochanie - powiedział. 

- Za co? - spytała, zdziwiona. Zamknął ją w objęciach. 

-  Za  najwspanialszy  dar,  jaki  kobieta  może  dać  mężczyźnie...  za 

dziecko. 

Kaylee oparła głowę na jego piersi, objęła go w pasie. 

- To ja powinnam dziękować tobie - powiedziała cicho. - Amber jest 

moim  największym  skarbem.  Od  pierwszej  chwili,  kiedy  tylko  zaczęłam 

podejrzewać, że jestem w ciąży. 

To ciche wyznanie wstrząsnęło nim do głębi. Większość kobiet byłaby 

niezadowolona z niechcianej ciąży. A ona była szczęśliwa. 

-  Dlaczego,  Kaylee?  -  Musiał  poznać  prawdę.  -  Dlaczego  byłaś 

szczęśliwa, kiedy dowiedziałaś się, że będziesz miała dziecko? 

Uniosła głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Nabrała powietrza. 

- Ponieważ wiedziałam, że to twoje dziecko. 

 Serce Colta stanęło na moment, a potem ruszyło galopem. 

Nie spodziewał się, że ta prawda znaczyła dla niego tak wiele. Pochylił 

się i pocałował ją. Tylko tak mógł okazać jej swoje uczucia. 

Całował ją mocno i namiętnie. 

I czuł, jak z każdą chwilą krew w jego żyłach zmieniała się w płynny 

ogień. 

Głaskał ją, ostrożnie i powoli. Po chwili nakrył dłońmi jej piersi. 

Zareagowała cichym westchnieniem. Wprost w jego usta. To sprawiło, 

że jego namiętność wzięła górę nad dobrymi intencjami. 

RS

background image

 

 

85 

Powiedział  jej  kiedyś,  że  powinni  powoli  budować  ich  związek.  Że 

powinni  dać  szansę  wzrosnąć  uczuciom,  zanim  wykonają  następny  krok. 

Ale przecież minęły trzy długie lata, odkąd kochał się z nią. 

Nie był już w stanie panować na swymi pragnieniami. 

Oderwał się od jej ust. Uniósł głowę. Popatrzył na śpiące dziecko, na 

kobietę w jego ramionach. 

- Chcę kochać się z tobą, Kaylee. Pragnę być z tobą tak blisko, żeby 

nie  było  wiadomo,  gdzie  kończę  się  ja,  a  zaczynasz  ty.  -  Odgarnął  jej  z 

policzka niesforny kosmyk. - Czy ty też tego chcesz? 

Zmieszała się. Przypuszczał, że powie, iż nie jest jeszcze na to gotowa, 

ale ona zamknęła oczy i pokiwała głową. 

- Nigdy w życiu niczego nie pragnęłam bardziej, Colt, niż być kochaną 

przez ciebie. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

 

 

86 

ROZDZIAŁ ÓSMY 

 

Widziała,  jak  pociemniały  niebieskie  oczy  Colta.  Uwolnił  ją  z  objęć. 

Zrobił krok w tył i wziął ją za rękę. 

- Chodźmy do mojego pokoju, kochanie.  

Tysiące  małych  motyli  zatrzepotało  skrzydełkami  w  jej  brzuchu.  Jej 

kolana zmiękły i zaczęły drżeć. Kiedy szli przez korytarz, zaczęła się bać. 

Czy nie popełniała największego błędu w życiu? 

Ale czuła w sercu pewność, że właściwie i tak nigdy nie miała wyboru. 

Od chwili, kiedy po raz pierwszy ujrzała Colta Wakefielda czternaście 

lat temu, kochała go. 

Kiedy znaleźli się w jego pokoju, zapalił nocną lampkę. 

- Kaylee, nie chcę, abyś miała wrażenie, że cię zmuszam. - Łagodnym 

gestem ujął jej twarz w dłonie. - Jeśli nie jesteś gotowa, powiedz mi to. Nie 

chciałbym, żebyś kiedykolwiek żałowała, że kochałaś się ze mną. 

Odetchnęła głęboko i, patrząc mu prosto w oczy, powiedziała: 

- Nie będę żałowała, że kochałam się z tobą, Colt. 

Wpatrywał  się  w  nią  przez  nieskończenie  długie  sekundy.  Potem 

przyciągnął ją do siebie. 

Poczuła  dreszcz,  który  przebiegł  przez  jego  ciało.  Usłyszała,  jak 

głośno westchnął. 

- Nie potrafisz nawet wyobrazić sobie, ile to dla mnie znaczy, kochanie 

- powiedział. 

Nie  zdążyła  odpowiedzieć.  Colt  całował  ją.  A  motyle  w  jej  brzuchu 

oszalały. 

RS

background image

 

 

87 

I kiedy przesunął po jej wargach czubkiem języka, każda komórka jej 

ciała zaczęła dygotać. 

Przyciskał  ją  do  siebie  tak  mocno,  że  wyraźnie  czuła,  jak  był 

podniecony. 

Kolana  zaczęły  jej  drżeć.  Musiała  objąć  go  mocno,  żeby  się  nie 

przewrócić. 

Jego  pocałunki  zawsze  robiły  na  niej  wrażenie.  Ale  tym  razem  efekt 

był niewiarygodny. 

Czuła, że jego pasja ogarniała i ją coraz mocniej. 

Uniósł głowę. Oddychał z trudem. 

-  Postaram  się  nie  spieszyć  -  powiedział.  -  Ale  jeszcze  nigdy  żadnej 

kobiety nie pragnąłem tak bardzo jak ciebie. 

- I ja ciebie pragnę - szepnęła. 

- Zażywasz pigułki, kochanie? - spytał.  

Policzki  Kaylee  oblały  się  rumieńcem.  Rozmowa  o  sprawach  tak 

intymnych krępowała ją. 

-  Ja...  hm...  nie  musiałam  przejmować  się  antykoncepcją  -  odparła 

drżącym głosem. 

- Wiem, Kaylee, że nie mam prawa pytać, ale... 

- Nie było nikogo od tamtej nocy z tobą - powiedziała cicho. 

Colt  poczuł,  jakby  żelazna  obręcz  ścisnęła  mu  pierś.  Z  trudem  łapał 

powietrze. Trzy lata wcześniej Kaylee była dziewicą. A on był jej jedynym 

kochankiem. 

Zacisnął powieki. Po chwili spojrzał prosto w jej oczy. 

-  Przyrzekam,  że  tym  razem  nie  musisz  bać  się  niczego,  kochanie.  - 

Pocałował ją i schylił się. 

RS

background image

 

 

88 

Zdjął buty jej i sobie. Potem wyciągnął jej koszulkę ze spodni, którą 

następnie ściągnął przez głowę. 

- Sam zadbam o ochronę ciebie - powiedział. 

Posłał jej uśmiech, od którego zrobiło się jej gorąco. 

Drżącymi palcami zaczęła rozpinać mu koszulę. Kiedy zsunęła mu ją z 

ramion i oparła dłonie na jego piersi, wydało mu się, że przytknęła mu do 

skóry dwa rozpalone żelaza. 

-  Czy  kiedykolwiek  powiedział  ci  ktoś,  jakie  masz  wspaniałe  ciało, 

kowboju? - Jej dłonie pomału zsuwały się w dół. 

-  Kochanie,  wiele  razy  mówiono  o  mnie,  ale  nie  pamiętam,  żeby 

pojawiało się tam słowo „wspaniały" - powiedział ze śmiechem. 

Zamierzał  mówić  jej,  jak  bardzo  była  piękna.  Ale  ponieważ  w  tym 

właśnie momencie ścisnęła lekko jego sutki, zdołał tylko jęknąć głucho. 

- Mam przestać? - Zastygła w bezruchu. 

Struny  głosowe  odmówiły  mu  posłuszeństwa,  więc  potrząsnął  tylko 

głową. I w milczeniu przyglądał się jej zabiegom. 

Kiedy  kochali  się  poprzednio,  oboje  byli  niecierpliwi...  W  desperacji 

szukający ukojenia po śmierci Mitcha. 

Tym razem było inaczej. Poznawali się, badali swoje reakcje i szukali 

sposobów dawania partnerowi jak największej rozkoszy. 

Colt nie chciał już i nie mógł wstrzymywać się dłużej. 

Sięgnął  na  jej  plecy  i  rozpiął  staniczek.  Zsunął  go  z  jej  ramion  i 

odrzucił. 

Dłonie drżały mu trochę, kiedy kładł je na jej piersiach. I kiedy zaczaj 

masować sztywniejące sutki. 

- Mmm... 

RS

background image

 

 

89 

- Dobrze? - spytał. 

- T-tak. 

Schylił się i pocałował koralowy pączek. Potem ścisnął go wargami i 

zaczął ssać. 

Zachwiała  się.  Objął  ją  w  pasie,  podtrzymał  i  wrócił  do  przerwanej 

pieszczoty. 

Po  chwili uniósł  głowę.  Pocałował  ją  w  czoło,  potem  w  powieki  i  w 

czubek nosa. 

- Słodka. Cudowna. 

Zaczęła ściągać mu koszulę z ramion. 

- Chyba masz na sobie za dużo ubrań, nie sądzisz? 

-  Już  niedługo  -  powiedział  i  zaczął  rozpinać  pasek.  Ku  jego 

zadowoleniu pokręciła głową i odsunęła jego ręce. 

- Pozwól, że ja się tym zajmę - powiedziała. 

-  Kiedy  ostatni  raz  rozpinałaś  mi  pasek,  byłaś  na  mnie  wściekła.  - 

Przypomniała mu się noc w motelu w drodze na ranczo. 

-  Zasługiwałeś  na  to.  Narażałeś  na  uszkodzenie  obojczyk,  bo 

próbowałeś robić zbyt dużo i zbyt wcześnie. 

-  Ale  teraz  nie  jesteś  na  mnie  zła?  -  spytał  z  szelmowskim 

uśmieszkiem. 

Pokręciła głową i rozpięła guzik przy jego spodniach. 

- Złość jest ostatnim uczuciem, jakie teraz czuję -powiedziała. 

Pogłaskała  go  po  podbrzuszu.  Odetchnął  głęboko  i  sięgnął  do  jej 

paska. 

Szybko uporał się z nim, rozpiął jej dżinsy i zsunął w dół jej smukłych 

nóg razem z białymi majteczkami. 

RS

background image

 

 

90 

Patrząc mu prosto w oczy, sięgnęła do suwaka przy jego spodniach. 

Wstrzymał oddech. 

A kiedy  wsunęła palce  za gumkę jego bokserek i  wraz  ze spodniami 

ściągnęła je w dół, poczuł, że lada moment straci zmysły. 

Kaylee cofnęła się o krok, jakby straciła pewność siebie. 

Popatrzył  za  jej  spojrzeniem  i  posłał  jej  uspokajający  uśmiech. 

Przyciągnął ją do siebie. 

Była  taka  drobna  i  delikatna.  Z  trudem  zapanował  nad  gwałtownym 

pożądaniem. 

- Jesteś taka piękna... - wydusił przez zaciśnięte zęby. 

- Colt... 

Jej policzki płonęły. 

- Ufasz mi, Kaylee? 

- Tak. 

Uśmiechnął się. 

- Wszystko będzie dobrze. 

- T-to było tak dawno. 

-  Wiem,  kochanie.  Ale  przyrzekam,  że  tym  razem  to  nie  będzie 

przykre.  -  Pocałował  ją  w  czoło.  -  Tym  razem  dopilnuję,  żeby  to  była  dla 

ciebie tylko prawdziwa rozkosz. 

Chwycił  ją  za pośladki i przycisnął do  siebie.  Zacisnął  zęby  i  modlił 

się, by starczyło mu wytrwałości. 

- Chcę, żebyś wiedziała, że jesteś atrakcyjna - powiedział po chwili. -I 

że wciąż bardzo cię pragnę. 

RS

background image

 

 

91 

Poczuł  drżenie  jej  ciała.  Kaylee  bez  słowa  wzięła  go  za  rękę  i 

poprowadziła  do  łóżka.  Odsunęła  narzutę,  położyła  się  i  uśmiechnęła  do 

niego. 

- Zaraz wrócę, kochanie - powiedział. 

Wrócił  po  chwili,  wsunął  pod  poduszkę  garść  foliowych  opakowań  i 

położył się obok niej. Objął ją i obsypał pocałunkami. 

-  Chciałbym,  żebyś  powiedziała  mi,  co  daje  ci  najwięcej  rozkoszy  - 

powiedział. 

Jego dłonie nie próżnowały ani chwili. 

Każde jego dotknięcie zostawiało na jej skórze płonące ślady. 

Krew w jej żyłach zaczynała wrzeć. 

Gwałtowna żądza ścisnęła jej trzewia, gdy poczuła jego wargi sunące 

od szyi ku piersiom. A kiedy ścisnął wargami jej sutek, roztrzepotane serce 

omal nie wyskoczyło jej z piersi. 

Wplotła  palce  w  jego  włosy  i  przycisnęła  go  do  siebie.  Koleje  fale 

rozkoszy oszałamiały ją. 

Kiedy  kochali  się  po  raz  pierwszy,  w  bólu  i  żałości  po  pogrzebie, 

wszystko  odbyło  się  w  gwałtownym  pośpiechu.  Tym  razem  mieli  dużo 

czasu. Mogli zaspakajać pragnienia, które pchnęły ich ku sobie. 

Colt uniósł głowę. I to, co ujrzała w jego oczach, odebrało jej oddech. 

- Kochanie, pragnę cię aż do bólu - szepnął. Pocałował ją. A jego ręka 

zsunęła  się  w  dół.  Kaylee  zagryzła  wargę,  lecz  nie  zdołała  stłumić 

gwałtownego jęknięcia. 

A  kiedy  poruszył  dłonią,  miarowo  i  powoli,  wyprężyła  się,  wyszła 

naprzeciw jego palcom. 

- Czego pragniesz, Kaylee? - szepnął jej wprost do ucha. 

RS

background image

 

 

92 

-  Pragnę...  ciebie,  Colt  -  wydusiła  urywanym  głosem.  Dotknęła  go 

delikatnie. Zapragnęła oddać mu te same rozkosze. - Tylko ciebie. 

Poczuła,  jak  pod  wpływem  jej  dotknięcia  jego  muskularne  ciało 

wyprężyło się i zadrżało. 

Z cichym stęknięciem wpił się ustami w jej szyję. Chwycił jej rękę i 

położył sobie na piersi. 

-  Kochanie,  jeśli  będziesz  tak  robić,  nie  doczekam  nawet  ośmiu 

sekund. 

- No to kochaj mnie, Colt - zażądała.  

Pocałował ją i sięgnął pod poduszkę po prezerwatywę. 

Spojrzał prosto w jej oczy. 

Tyle  było  pragnień  w  jego  spojrzeniu,  że  Kaylee  poddała  się  im  bez 

reszty. 

Ale gdy po chwili byli już jednym ciałem, zesztywniała i wstrzymała 

oddech. 

- Spokojnie, kochanie - powiedział. 

Zakołysał się. Zacisnął szczęki w niewiarygodnym wysiłku panowania 

nad sobą. 

Drżącymi palcami dotknęła jego policzka, przyciągnęła go ku sobie i 

pocałowała. 

- Colt, potrzebuję... 

Otworzył oczy i spojrzał na nią tak, że jej serce jeszcze przyspieszyło. 

-  Kaylee,  chciałbym,  żeby  to  trwało  wiecznie.  Ale  czekałem  tak 

długo... A ty jesteś taka cudowna... 

Nie  umiała  znaleźć  słów,  by  powiedzieć  mu,  że  myślała  tak  samo. 

Oplotła go więc nogami i przyciągnęła do siebie. 

RS

background image

 

 

93 

- Kocham cię... 

Wplótł palce w jej włosy i pocałował Kaylee. Namiętnie i zachłannie. 

Kołysał się powoli, potem coraz szybciej. Po chwili ich ciała odnalazły 

wspólny rytm, od wieków niosący kochanków ku ich przeznaczeniu. 

- Kaylee! - zwołał. - Jestem z tobą, kochanie...  

Gwiazdy rozprysnęły się w jej duszy olśniewającym gejzerem. A cały 

świat zmalał, zamknął się w objęciach jej mężczyzny. 

Spazmy rozkoszy  wstrząsały ich ciałami. By po chwili mogli dotrzeć 

do radosnego spełnienia. 

Pomału wracała do rzeczywistości. Miłość przepełniała jej serce, a łzy 

cisnęły się pod powieki. Nie wiedziała, czy była przed nimi jakaś wspólna 

przyszłość. Ale na pewno zawsze będzie kochała go z całego serca. 

Pokochała go, mając dziesięć lat. Niewinną, dziecięcą miłością. W wieku lat 

dwudziestu czterech kochała go nadal. I czuła, mimo wątpliwości, że to nie 

zmieni się nigdy. 

- Musimy wpaść w jeszcze jedno miejsce, zanim ruszymy do domu - 

powiedziała Annie. 

- Zawsze zostawiamy to sobie na koniec. - Samantha kiwnęła głową z 

radosnym uśmiechem. 

Kiedy  wychodziły  z  restauracji,  Kaylee  zauważyła  znaczące 

uśmieszki,  które  wymieniły.  Takie  same,  jak  tamtego  wieczora,  kiedy 

zostały z Amber. 

- O co chodzi? - Spoglądała to na jedną, to na drugą. - Czy jest coś, o 

czym powinnam wiedzieć? 

- Och, nic takiego. - Samantha pokręciła głową. - Annie i ja musimy 

kupić trochę nowej... bielizny. 

RS

background image

 

 

94 

Kaylee parsknęła śmiechem. 

- Od kiedyż to kupowanie bielizny to takie ważne wydarzenie. 

-  Wszystko  zależy  od  tego,  gdzie  się  ją  kupuje  -  zawołały  chórem 

Annie i Samantha. 

Kaylee zmarszczyła brwi. 

- Gdzie wy... - Stanęła jak wryta. - O mój Boże! Kupujecie w... 

- W butiku „Bielizna Śmiałej Damy" - dokończyła Annie, śmiejąc się 

radośnie. 

Ale Samantha zmieszała się. 

- Kaylee, ja, hm... to znaczy... Nie wiemy, co łączy cię z Coltem, i to 

nie nasza sprawa. Jeśli nie chcesz kupować bielizny, zrozumiemy. 

- Oczywiście - dodała Annie.  

Kaylee zagryzła wargę. 

Przypomniała sobie wyraz twarzy Branta i Morgana, kiedy usłyszeli o 

wyprawie na zakupy. Nie byli w stanie ukryć radości. 

-  Nigdy  nie  nosiłam  niczego...  specjalnego  -  powiedziała  cicho.  I 

zaczerwieniła się. - Nie chciałabym być wścibska, ale czy waszym mężom 

naprawdę podoba się to, co kupujecie? 

Wyraźnie  ulżyło  im,  że  Kaylee  nie  poczuła  się  urażona.  Roześmiały 

się. 

-  Są  cztery  rzeczy  charakterystyczne  dla  Wakefieldów  -  powiedziała 

Annie. - Czarne włosy, niebieskie oczy, miłość do rancza „Pod Samotnym 

Drzewem"  i...  wyjątkowa  słabość do  towarów  ze  sklepu  „Bielizna  Śmiałej 

Damy". 

-  Mogę  się  założyć,  że  Colt  nie  różni  się  niczym  od  swoich  braci  - 

powiedziała Samantha. 

RS

background image

 

 

95 

- Ja... och, do diabła... - Kaylee zająknęła się i zarumieniła. 

Czy wystarczy jej odwagi, żeby kupić seksowną bieliznę? Czy będzie 

podobać się Coltowi w czymś prowokującym? 

Coś jej szeptało w duszy, że na pewno. 

- Może to był zły pomysł - odezwała się Samantha. 

- Zapomnij o wszystkim, Kaylee. - Annie pokręciła głową. 

Kaylee  wykonała  głęboki  wdech.  Potem  uśmiechnęła  się  do 

przyjaciółek. 

-  Właściwie...  -  Zachichotała  nerwowo.  -  Chciałabym  przekonać  się, 

czy Colt tak samo potrafi docenić seksowną bieliznę jak jego bracia. 

Samantha roześmiała się głośno. 

-  No  to  chodźmy!  Poszukajmy  czegoś,  co  sprawi,  że  nasi  chłopcy 

wyskoczą z butów. 

Godzinę później, kiedy opuszczały galerię handlową, Kaylee dźwigała 

mnóstwo toreb z logo butiku „Bielizna Śmiałej Damy". 

Colt  dał  jej  swoją  kartę  kredytową,  ale  na  bieliznę  wolała  wydać 

własne pieniądze. Są sprawy zbyt osobiste, by dzielić się nimi z innymi. 

-  Bardzo  mi  się  podoba  to  białe,  koronkowe  body,  które  kupiłaś  - 

powiedziała Annie. Ostrożnie przekładała naręcze toreb, żeby dostać się do 

kluczyków do auta. - Kiedy tylko urodzę, wrócę tu i kupię sobie granatowe 

body. 

- A mnie podoba się ta szmaragdowa mantylka ze stringami - dodała 

Samantha.  -  Przy  twojej  brzoskwiniowomlecznej  cerze  naprawdę  robią 

wrażenie, Kaylee. 

RS

background image

 

 

96 

- Mam tylko nadzieję, że wystarczy mi odwagi, żeby się w to ubrać. - 

Kaylee  roześmiała  się.  -  To  jest  zupełnie  coś  innego  niż  moje  białe 

bawełniane... 

- Pantalony! - zawołały Annie i Samantha równocześnie. 

-  No  cóż,  nie  tak  zamierzałam  je  określić  -  Kaylee  zarumieniła  się 

nieco. - Ale muszę przyznać, że to całkiem dobre określenie. 

- Kiedy zamierzasz pokazać się Coltowi w nowym wydaniu? - spytała 

Samantha, kończąc upychanie pakunków w samochodzie. 

- Nie jestem pewna... Ale nie powinnam zwlekać zbyt długo. - Kaylee 

poczuła ukłucie smutku. - Niedługo muszę wracać do swojej pracy. 

-  Nie  zostaniesz  tutaj?  -  Samantha  była  wyraźnie  poruszona.  -  A  ja 

myślałam... 

Kaylee wzruszyła ramionami. 

Nigdy  nie  rozmawiali  z  Coltem,  co  będzie,  gdy  przyjdzie  pora  jej 

powrotu do Oklahomy. 

- To skomplikowana sprawa - bąknęła. 

- Wybierasz się z Coltem na finałowe zawody? - spytała Annie. 

- Ja... nie mogę. - Kaylee westchnęła ciężko. - Zwłaszcza po tym, co 

przydarzyło się Mitchowi. 

Annie objęła ją. 

- Mam nadzieję, że we dwoje poradzicie sobie z tym - powiedziała. 

- I ja też. - Teraz Samantha wzięła ją w objęcia. 

- Chciałybyśmy, żebyś została na ranczu. 

Kaylee z trudem powstrzymała cisnące się do oczu łzy. 

Wsiadły do samochodu i ruszyły w drogę. 

RS

background image

 

 

97 

Nie pragnęła niczego bardziej niż tego, by ona, Colt i Amber stanowili 

rodzinę. I razem mogli żyć na ranczu „Pod Samotnym Drzewem". 

Ale Colt był zawodnikiem rodeo, ujeżdżał byki. I chociaż nie byłaby w 

stanie znieść, gdyby przytrafiło mu się coś złego, nie mogła prosić go, by z 

tym skończył. 

Byłoby to tak, jakby zażądała, żeby wyrzekł się samego siebie. A tego 

zrobić nie mogła. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

 

 

98 

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

 

Colt  z  niecierpliwością  czekał  na  Kaylee,  która  zaraz  po  powrocie  z 

zakupów poszła na górę, bo musiała zrobić pranie. 

-  Ta  niespodzianka  na  pewno  spodoba  się  mamusi  -  powiedział  do 

Amber, zapinając jej dżinsową kurteczkę. 

Spojrzał w stronę schodów. Czemu to tak długo trwa? Powiedziała, że 

zaraz przyjdzie. A minął już kwadrans. 

W końcu przyszła. Radośnie uśmiechnięta. 

-  Strasznie  jesteście  z  siebie  zadowoleni  -  powiedziała.  -  Dlaczego 

czekacie tu na mnie? 

Colt przytulił ją. 

- Bardzo stęskniliśmy się za tobą. - Pocałował ją gorąco. 

- I ja za wami tęskniłam. - Uśmiechnęła się. - Co robiliście, kiedy mnie 

nie było? Oglądaliście telewizję przez cały czas? 

-  Nie.  Bawiliśmy  się.  Pojechaliśmy  też  na  chwilkę  do  Morgana  i 

Branta... 

-  Wydawało  mi  się,  że  mieli  opiekować  się  chłopcami.  -  Kaylee 

zmarszczyła brwi. 

-  Poprosili  Bettylou  Milford,  żeby  ich  zastąpiła,  kiedy  przywozili... 

hm, oddawali mi małą przysługę. -Colt wzruszył nonszalancko ramionami, 

starając się umniejszyć znaczenie tej wizyty. 

- Piesek - powiedziała Amber z przejęciem. 

- Widziałaś pieska? - spytała Kaylee. 

- Tak. -I pokręciła przecząco główką. Coltowi kamień spadł z serca. 

RS

background image

 

 

99 

Kaylee  nie  mogła  domyślić  się,  że  małej  chodziło  o  konia,  którego 

przywieźli  jego  bracia.  Ale  wolał  powstrzymać  ją  od  zadawania kolejnych 

pytań, dlatego powiedział szybko: 

-  Po  powrocie  od  Branta  i  Morgana  zjedliśmy  kanapki  z  masłem 

orzechowym i oglądaliśmy filmy rysunkowe. 

- Midor. - Przytaknęła Amber. I wyciągnęła ręce, by Colt ją podniósł. 

Colt posadził ją sobie na przedramieniu. 

Z Kaylee u boku czuł się szczęśliwy i spełniony. 

- Dlaczego Amber jest w kurtce? - spytała nagle Kaylee. - Wybieracie 

się dokądś? 

-  Tak.  -  Nie  zdołał  powstrzymać  szerokiego  uśmiechu.  -I  ciebie 

zabieramy ze sobą. 

- Dokąd? 

Colt mrugnął do Amber, postawił ją na podłodze 

I wziął za rękę. 

- A, tylko do stajni. 

- Stania! - zachichotała Amber. - Piesek.  

Wziął Kaylee za rękę i wyszli na ganek. 

- Zamknij oczy, Kaylee. 

- Kolejna niespodzianka? - Uniosła brwi. 

- Tak, lecz tym razem spodoba ci się. Przyrzekam. 

 Uśmiechnęła się do niego uśmiechem, od którego poczuł miękkość w 

kolanach. 

- Taki jesteś pewien, co? - rzuciła. 

- Tak. - Zakołysał się na piętach. - Zamknij oczy. I nie otwieraj, dopóki 

ci nie powiem. 

RS

background image

 

 

100 

-  I  na  pewno  nic  na  mnie  nagle  nie  skoczy,  prawda?  -  spytała 

niepewnie. 

- Prawda. Weszli do stajni. 

Powoli zaprowadził je do dwóch osiodłanych koni uwiązanych przed 

boksem. 

- Dobrze, kochanie, teraz możesz otworzyć oczy. Przyglądał się jej z 

radosną twarzą. 

Ostrożnie otwarła jedno oko. Potem drugie. 

Zamrugała gwałtownie. 

Nie wierzyła własnym oczom. 

- O mój Boże, Colt! - Zakryła usta dłonią. - Skąd... Jak ją znalazłeś... 

?!  -  Głos  jej  drżał,  a  wielkie  ze  zdumienia  oczy  napełniły  się  łzami. 

Zarzuciła  mu  ramiona  na  szyję  i  pocałowała  w  policzek.  -  Nie  mogę 

uwierzyć, że odnalazłeś mojego konia! 

Objął ją w talii i przytulił. 

- Chciałem zrobić ci niespodziankę. 

- Och, Colt, dziękuję. - Pocałowała go i podeszła do klaczy. 

- Piesek. - Amber wskazała konia. 

Colt roześmiał się radośnie i wziął małą na ręce. Potem odwiązał klacz 

oraz wałacha i podał Kaylee wodze. 

-  Nie,  myszko.  To  są  konie  -  powiedział.  -  I  kiedy  dorośniesz,  tatuś 

tobie też kupi takiego. 

Nie mogę się doczekać, kiedy znów na niej pojadę. - Kaylee poklepała 

klacz po szyi. Potem znów pocałowała Colta. 

Pomyślał  wtedy,  że  radość  Kaylee  warta  była  ceny,  którą  dał  za 

zwierzę. 

RS

background image

 

 

101 

-  No  to,  dalej,  wsiadaj  -  powiedział.  -  A  ja  z  Amber  pojedziemy  za 

tobą. 

Wskoczył na siodło, posadził córkę przed sobą i otoczył ją ramieniem. 

Zebrał wodze i koń ruszył stępa. Amber roześmiała się radośnie. 

- Lubisz taką jazdę z mamusią i tatusiem? - spytał Colt. 

- Nie. - Amber energicznie pokiwała głową. 

- Colt, czy mogłabym... 

- Śmiało, kochanie. - Wiedział, na co Kaylee miała ochotę. 

Kaylee  natychmiast  ruszyła  galopem.  Przez  bramę,  na  łąkę,  wzdłuż 

strumienia.  Była  doskonałą  amazonką.  I  Colt  nie  miał  wątpliwości,  że 

sprawiało  jej  to  ogromną  przyjemność.  Od  śmierci  Mitcha  nie  był  taka 

szczęśliwa. 

Colt uśmiechnął się. Poczuł, że mógłby spędzić całe życie na robieniu 

jej takich niespodzianek. 

Nagle ściągnął wodze i zatrzymał konia. 

Poczuł, że serce zaczęło mu łomotać, jakby chciało wyłamać mu żebra. 

Zawsze lubił Kaylee. 

A odkąd zauważył, że wyrosła na cudowną kobietę, zaczął jej pożądać. 

Ale czy to może być miłość? 

Znał Kaylee od wielu lat. I zawsze pragnął. 

Lecz  nigdy  nie  pozwolił  dojść  temu  pragnieniu  do  głosu.  Do  tamtej 

nocy, przed trzema laty. 

Od  tej  pory  wciąż  czynił  sobie  wyrzuty,  że  tak  tchórzliwie  uciekł 

rankiem. Gnany wstydem i poczuciem winy. 

Ale czy naprawdę wykorzystał wtedy Kaylee? 

RS

background image

 

 

102 

- Wiesz, Amber, twój tatuś był strasznym głupcem. - Pocałował małą 

w główkę. - Ale teraz, kiedy przejrzał na oczy, nadrobi stracony czas. 

Amber wskazała galopującą przed nimi Kaylee. 

- Mamusia. Piesek - zaszczebiotała. 

Colt roześmiał się. Jeszcze nigdy nie czuł się tak młody i szczęśliwy. 

-  Kiedyś  kupię  ci  i  konia,  i  psa,  myszko.  Ale  teraz  muszę  znaleźć 

odpowiedni moment, żeby powiedzieć twojej mamusi, jakim byłem idiotą i 

jak  bardzo  chciałbym  spędzić  z  nią  resztę  życia,  powtarzając  wciąż,  jak 

bardzo ją kocham. 

-  Nie  do  wiary,  że  straciłam  formę  aż  do  tego  stopnia  -  mruknęła 

Kaylee pod nosem. 

Bolały  ją  wszystkie  mięśnie.  Ale  cudowne  wspomnienie  przejażdżki 

konnej nie opuszczało jej ani na moment. 

Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak za tym przez te lata tęskniła. 

Łzy napłynęły jej do oczu. Gest Colta rozczulił ją. 

Wiedział,  ile  ten  koń  dla  niej  znaczył.  To  był  ostatni  prezent,  jaki 

dostała od Mitcha i którego z bólem serca musiała się pozbyć. 

Teraz,  kiedy  klacz  należała  do  Colta,  może  będzie  mogła  czasem 

pojeździć na niej, jeśli od czasu do czasu będzie odwiedzać go na ranczu. 

Myśl o zbliżającym się powrocie do domu ścisnęła jej serce. 

Nie chciała tutaj przyjeżdżać, gdyż bała się, że znów pokocha Colta. 

Prawie  parsknęła  śmiechem.  Przecież,  tak  naprawdę,  nigdy  nie 

przestała go kochać. 

Gdyby zaś, jakimś cudem, Colt postradał zmysły i zakochał się w niej, 

nie umiała wyobrazić sobie ich wspólnej przyszłości. 

Przynajmniej dopóki wciąż będzie ujeżdżał byki. 

RS

background image

 

 

103 

Kiedy tylko widziała w wyobraźni, jak leży ranny w piasku areny... 

Zadrżała. Nie potrafiła wymyślić nic bardziej przerażającego. 

Niespodziewanie znalazła się w uścisku pary krzepkich ramion. 

- O czym myślisz, kochanie? 

Zamknęła oczy, żeby odegnać złe myśli. Potem obróciła się ku niemu i 

uśmiechnęła. 

- O tym, jak wiele radości mi sprawiłeś, odnajdując mojego konia. I o 

tym, jakie to cudowne uczucie, znów móc na nim jeździć. Nawet, jeśli moje 

nogi  uważają  inaczej.  -  Skrzywiła  się,  gdy  znowu  poczuła  ukłucie  bólu  w 

łydkach. 

- Boli, prawda? 

-  Czuję  każdy  mięsień.  Nawet  taki,  którego  istnienia  nie 

podejrzewałam. 

- No to idź na górę i skorzystaj z jacuzzi. - Pocałował ją delikatnie. 

Propozycja była kusząca. 

- Chciałabym. Ale muszę położyć Amber. 

- Może dzisiaj ja się tym zajmę? A ty sobie odpoczniesz? - Ty razem 

pocałował ją w kark. 

Wywołało to w niej dreszcz podniecenia. 

- U-uważasz, że dasz sobie radę? - Myśl o zanurzeniu się w miękkiej 

pianie  urzekła  ją.  Ale  Colt  nigdy  nie  miał  do  czynienia  z  dwuletnią 

dziewczynką. - Bywa, że kąpanie jej to prawdziwe wyzwanie. 

- Hej, przecież zarabiam na życie ujeżdżaniem byków. Cóż może być 

strasznego w ułożeniu do snu małej dziewczynki? 

- Może to być dużo trudniejsze, niż ci się wydaje. 

RS

background image

 

 

104 

- Udała, że nie dosłyszała uwagi o jego  zawodzie. Nie chciała o tym 

myśleć. Colt trzymał ją za rękę i nic więcej się nie liczyło. 

- Na rączki, tatusiu. 

Schylił się i podniósł córeczkę. 

-  Chodź,  ułożę  cię  do  snu.  -  Potem  uśmiechnął  się  i  powiedział  do 

Kaylee. - Potem tobie pomogę przy kąpieli. 

Żar oblał jej policzki. 

- Dobrze - rzuciła. 

- Hej, to nieładnie, myszko - powiedział Colt, patrząc z wyrzutem na 

wielką mokrą plamę na swojej koszuli. 

-  Tatuś  mokry!  -  zawołała  szczęśliwa  Amber.  Obiema  rączkami 

uderzyła o wodę. 

Tym razem struga wody trafiła Colta w twarz. 

- Kaylee! 

- Jakiś problem?  

Spojrzał przez ramię. 

Stała oparta o framugę i uśmiechała się szeroko. 

- Dlaczego nie powiedziałaś mi nigdy, że nasza córka tak lubi sporty 

wodne? - Sięgnął po ręcznik. 

- Miałabym stracić taką przyjemność? Nie móc zobaczyć, jak Amber 

uczy tatusia, na czym polega kąpiel dwuletniego dziecka? - Pokręciła głową. 

- Za nic na świecie! 

- Zawsze tak jest? 

- Och, czasem bywa jeszcze gorzej.  

Popatrzył na uszczęśliwioną córkę. 

- Nie będziesz już więcej na mnie chlapać, prawda?  

RS

background image

 

 

105 

W  odpowiedzi  Amber  wierzgnęła nóżkami i uderzyła obiema rękami 

w wodę. 

- Dobrze, dobrze. Rozumiem - zwołał wesoło. 

 Kiedy  na  koniec  wyjął  z  wanny  swoją  szczęśliwą  córkę  i  podał  ją 

Kaylee, od pasa w górę był mokry. 

- Jestem cały przemoczony - powiedział. 

-  Bardzo  ci  współczuję.  A  teraz  muszę  położyć  ją  spać.  -  Kaylee 

zawinęła Amber w ręcznik i wycierała energicznie. - Może znalazłbyś sobie 

jakąś suchą koszulę? 

-  Świetna  myśl.  -  Pocałował  Amber.  -  Dobranoc,  myszko.  -  W 

drzwiach  odwrócił  się  i  uśmiechnął  do  Kaylee.  -  Następnym  razem  ty 

wykąpiesz naszą małą, a ja ją ułożę do snu. 

 Jeszcze  w  swojej  sypialni  słyszał  głośny  śmiech  Kaylee.  W  jego 

uszach brzmiał on jak najwspanialsza muzyka. 

Zdjął  koszulę  i  zaniósł  do  łazienki.  Powiesił  ją  na  wieszaku  na 

ręczniki. 

Jego spojrzenie spoczęło na wielkiej wannie jacuzzi. Po co komuś taka 

wielka wanna, jeśli nie dzieli jej z kimś innym? - pomyślał. 

Nie  wahał  się.  Pokręcił  przełącznikiem  i  przyciemnił  światło.  Usiadł 

na brzegu wanny i zdjął buty. Potem dżinsy, skarpetki i bokserki. Włączył 

strumienie wody i ułożył się w wannie z westchnieniem rozkoszy. 

Kilka  minut  później  uśmiechnął  się  do  siebie.  Usłyszał  Z  sypialni 

cichy głos Kaylee. 

- Colt, gdzie jesteś? 

- Tutaj, kochanie. 

RS

background image

 

 

106 

Kiedy weszła do łazienki, zaprosił ją gestem, żeby przyłączyła się do 

niego. 

- Postanowiłem przygotować ci wodę - powiedział. 

-  Sądziłam,  że  to  ja  miałam  dzisiaj  korzystać  z  jacuzzi.  -  Od  jej 

uśmiechu temperatura wody podskoczyła do granicy wrzenia. 

-  Ja  zawsze  dotrzymuję  słowa,  kochanie  -  odparł  z  uśmiechem.  - 

Powiedziałem, że pomogę ci w kąpieli, i to właśnie mam zamiar zrobić. 

Nerwowo zagryzła wargę. 

Potem głęboko nabrała powietrza i wyciągnęła koszulkę ze spodni. 

- Czy Morgan i Brant opowiadali ci o wypadach Samanthy i Annie na 

zakupy? - spytała. 

-  Nie.  Ale  zawsze  wyglądają na  zadowolonych,  kiedy  dziewczyny  je 

planują. - Potrząsnął głową. - Ale nie chcę rozmawiać o... 

Zaniemówił  z  wrażenia,  kiedy  Kaylee  ściągnęła  koszulkę  i  rzuciła  ją 

na bok. 

Ilekroć rozbierał ją dotychczas, zawsze miała na sobie klasyczny, biały 

staniczek.  Bez  ozdób  i  koronek.  Tym  razem  miała  na  sobie  najbardziej 

skąpy kawałek czarnej koronki, jaki kiedykolwiek widział w życiu. 

- Czy to... - zaniemówił -... kupiłaś dzisiaj?  

Pokiwała głową. 

- Podoba ci się? 

- Jeszcze jak! 

Chciał  jeszcze  powiedzieć,  że  jeszcze  bardziej  podobałby  mu  się, 

gdyby go zdjęła, ale zrozumiał, że to nie był koniec przedstawienia. 

Usadowił się wygodniej i patrzył, co będzie dalej. Nie musiał czekać 

długo. 

RS

background image

 

 

107 

Kaylee  powoli  rozpięła  spodnie.  Kiedy  odsuwała  suwak,  oczy  Colta 

robiły się coraz większe. I gdy wreszcie opuściła spodnie, omal nie wyszły 

mu z orbit. 

Nigdy dotąd nie widział niczego równie prowokacyjnego. 

Koronkowy trójkąt nie zakrywał nic zgoła. Wyprodukowany na pewno 

po to, by każdego mężczyznę przyprawić o kłopoty z krążeniem. 

-  K-kochanie,  gdzie  to  dostałaś?  -  wydusił  po  chwili,  gdy  odzyskał 

głos. 

- W butiku „Bielizna Śmiałej Damy". 

- Już pokochałem ten sklep. 

-  Annie  i  Samantha  twierdzą,  że  Brantowi  i  Morganowi  bardzo 

odpowiadają sprzedawane tam rzeczy. -Obróciła się dookoła, jak modelka. 

-  O,  tak,  i  mnie  odpowiadają.  I  to  jak!  -  Ż  trudem  przełknął  ślinę.  - 

Psiakrew, Kaylee, taki kawałek koronki jest jak zabójcza broń. Uśmiechnęła 

się. 

- Teraz już wiesz, czemu twoi bracia lubią, kiedy ich żony jeżdżą na 

zakupy? 

Pokiwał  głową.  Bo  gwałtowny  wzrost  ciśnienia  krwi  odebrał  mu 

mowę. 

A tymczasem ona sięgnęła do zapinki z przodu. 

-  Mam  kilka  nowych  kompletów  bielizny...  -  Rozpięła  zapinkę. 

Zsunęła  z  ramion  cieniutkie  ramiączka.  W  końcu  cisnęła  niepotrzebny 

skrawek materii na podłogę. -... W różnych kolorach i fasonach. 

Gdyby Colt był w stanie wydobyć z siebie głos, powiedziałby jej, jak 

bardzo chciałby móc obejrzeć ją w każdym z tych zestawów. 

Niestety, nie był w stanie. 

RS

background image

 

 

108 

Ale  gdy  wsunęła  palce  za  gumkę  i  powoli  zsunęła  majteczki,  jęknął 

głucho. A łomotanie jego serca słychać było chyba w całej okolicy. 

Zacisnął  powieki  i  rozpaczliwie  starał  się  odzyskać  oddech.  Miał 

wrażenie, że zaczyna się dusić. 

- Powinno się ustanowić dla takich sklepów specjalną nagrodę - „Dla 

najlepszego przyjaciela mężczyzny" - wysapał. 

Kiedy  poczuł,  że  Kaylee  wśliznęła  się  do  wanny,  podniósł  powieki  i 

pomógł jej usadowić się między swoimi nogami. 

Objął  ją,  przytulił.  Dotyk  jej  jedwabistej  skóry  sprawił,  że  zacisnął 

szczęki i na moment wstrzymał oddech. Kaylee westchnęła. 

-  Być  może  butik  „Bielizna  Śmiałej  Damy"  jest  największym 

przyjacielem  mężczyzn,  ale  moim  najlepszym  przyjacielem  jest  jacuzzi  - 

powiedziała. 

Pocałował ją w kark i zaczął masować jej obolałe uda. 

- Czy tak jest dobrze, kochanie? - spytał. 

- Mmm... 

Woda dodała jeszcze gładkości jej skórze. Bez trudu więc jego dłonie 

zawędrowały na piersi Kaylee. 

Czuł  na  sobie  cudowny  ciężar  jej  ciała.  A  twardnienie  jej  sutek 

podniecało go jeszcze bardziej. 

- Kaylee? 

Obróciła ku niemu głowę, a on wpił się w jej usta. 

Uwielbiał  ją.  I  bardzo  chciałby  jej  to  powiedzieć.  Ale  w  stanie,  w 

jakim się znajdował, nie potrafił znaleźć odpowiednich słów. 

Czuł reakcje jej ciała, słyszał przyspieszony oddech. I świadomość, że 

pragnęła go tak, jak on pragnął jej, rozpalała ich jeszcze mocniej. 

RS

background image

 

 

109 

Powolnym ruchem przesunął jedną dłoń ku jej mokrym udom i wsunął 

ją głębiej. 

Cichy jęk rozkoszy wyrwał się z jej ust. 

Krew  w  żyłach  Colta  zaczynała  wrzeć.  Pragnął  znów  kochać  się  z 

Kaylee. 

- Obróć się, skarbie - szepnął. - Chcę kochać się z tobą. 

- Ale... Zachichotał. 

- Zaufaj mi. To się da zrobić. 

Nie wahała się dłużej. Pomógł jej znaleźć się we właściwej pozycji. 

- Widzisz, to wcale nie jest takie trudne, jak myślałaś. - Pocałował ją. 

W usta. Potem w policzek i szyję. 

Kiedy dotarł do skraju jej piersi, zadygotała. Zarzuciła mu ramiona na 

szyję i oplotła nogami w pasie. 

Odchyliła  głowę  do  tyłu,  by  ułatwić  mu  dostęp.  Nie  kazał  jej  długo 

czekać i zacisnął wargi na sterczącym sutku. 

Colt... 

Uniósł głowę. Patrzył, jak pomału podnosiła powieki. Dostrzegł w jej 

oczach tyle pożądania i miłości, że aż stracił oddech. 

Bez słowa wpił się w jej usta. 

Uniósł ją do góry i zjednoczył się z nią jednym, łagodnym ruchem. Ich 

ciała szybko odnalazły wspólny rytm. 

Kiedy dotknął jej, zastygła na mgnienie oka. Potem szepnęła jego imię, 

a całe jej ciało zadygotało w kolejnych spazmach rozkoszy. 

W tym momencie z głuchym jękiem i on dotarł do kresu spełnienia. 

Pod  magicznym  działaniem  strumieni  wody  z  wolna  wracali  do 

rzeczywistości. 

RS

background image

 

 

110 

Nagle  Colt  przycisnął  Kaylee  z  całej  siły.  Oto  stała  się  rzecz 

niewiarygodna. Nie do pomyślenia. 

Zapomniał o zabezpieczeniu! 

Nie  przestawał  pieścić  jej  i  głaskać.  I  z  każdą  chwilą  coraz  mniej 

żałował tego, co się stało. 

Uświadomił sobie, że byłby najszczęśliwszym człowiekiem na świcie, 

gdyby okazało się, że Kaylee nosi kolejne jego dziecko. 

Niestety, jednego tylko nie był pewien. 

Tego  mianowicie,  jak  ona  przyjęłaby  taką  wiadomość.  Wszak  nigdy 

nie rozmawiali o przyszłości. 

O wspólnej przyszłości. 

Był pewien swojej miłości do niej. 

Czuł,  że  i  ona  darzy  go  uczuciem.  Lecz  pamiętając,  co  zrobił  jej  w 

przeszłości, czy zechce wyjść za niego? 

- Kaylee? 

- Tak? 

- Czy wiesz, jak bardzo cię kocham? Poczuł, jak zesztywniała. 

- K-kochasz mnie? 

Pokiwał głową, uśmiechając się radośnie. 

- Zawsze cię kochałem. Tylko byłem zbyt wielkim głupcem, by się do 

tego przyznać. 

Jej oczy zaszkliły się łzami. 

-  Och,  Colt!  Kocham  cię  od  chwili,  kiedy  zobaczyłam  cię  po  raz 

pierwszy. 

RS

background image

 

 

111 

Kamień  spadł  mu  z  serca.  Wszystko  będzie  dobrze,  pomyślał.  Na 

pewno.  Tym  razem  był  pewien,  że  niczego  nie  zepsuje.  Pocałował  ją  w 

ramię. Uśmiechnął się. 

- Wyjdźmy już z tej wanny, kochanie. Musimy porozmawiać. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

 

 

112 

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

 

-  Chciałbym,  Kaylee,  żebyście,  wraz  z  Amber,  pojechały  ze  mną  za 

finałowe zawody do Vegas. 

Kaylee siedziała na łóżku Colta. 

Patrzyła mu w oczy i biła się z myślami. Miała ochotę powiedzieć, że 

pojedzie z nim. 

Zadrżała i szczelniej owinęła się szlafroczkiem. 

Kochała go nad życie. Ale prosił o coś, czego zrobić nie mogła. 

-  Kocham  cię,  Colt.  Zawsze  będę  cię  kochała.  -  Popatrzyła  na  niego 

poważnie. - Ale nie mogę oglądać, jak ujeżdżasz była. 

Wziął ją za ręce. 

- Kochanie, wiem, że boisz się, że coś może mi się stać. Ale zawsze 

wiedziałaś, jak zarabiam na życie i to akceptowałaś. 

- Ale... to było kiedyś. - Wyrwała mu się i szybko wstała. Bała się, że 

ulegnie jego urokowi i się zgodzi. 

- Kochanie, jestem o krok od zwycięstwa - nalegał. - Nie mogę teraz 

się wycofać. 

- Nigdy nie prosiłam, żebyś przestał ujeżdżać byki. 

To jest twoja pasja... Taki właśnie jesteś. - Urwała. Z emocji zabrakło 

jej  tchu.  -  Ale  nie  byłabym  w  stanie  patrzeć,  jak  znoszą  cię  z  areny  jak 

Mitcha w tamtą noc w Houston. 

- Kaylee, wiesz, że zawsze jestem bardzo ostrożny. Dbam o siebie i... 

- Mitch też był  w świetnej formie i też zawsze był bardzo ostrożny - 

rzuciła  gwałtownie.  Wierzchem  dłoni  otarła  z  policzka  natrętną  łzę.  -I 

wiadomo, co się stało. 

RS

background image

 

 

113 

- Ale... Pokręciła głową. 

-  Colt,  nie  dam  rady  przeżyć  kolejnego  oczekiwania  na  szpitalnym 

korytarzu.  I  słuchania  zatroskanych  lekarzy,  tłumaczących  mi,  że  nie  są  w 

stanie  już  nic  zrobić,  by  uratować  ci  życie.  -  Zadygotała,  jakby  lodowaty 

ziąb  przeniknął  ją  do  kości.  -  Po  prostu  nie  mogę...  znów  przez  to 

przechodzić - wyszeptała. 

Zerwał się z łóżka, podbiegł do niej i ją objął. 

- Kaylee, w życiu nie ma żadnych gwarancji. Zawsze może mi się coś 

przytrafić. 

-  Ja...  wiem.  -  Ze  wszystkich  sił  starała  się  powstrzymać  szczękanie 

zębami. - Ale oboje wiemy, jaką najwyższą cenę przychodzi czasem płacić 

zawodnikom  rodeo.  -  Ciepło  jego  ciała  powinno  dodawać  jej  otuchy, 

uspokajać. Ale jej obawy nie zmalały ani trochę. 

- Najdroższa, kocham ciebie i Amber. Tak bardzo chciałbym, żebyście 

obie  były  ze  mną.  -  Łagodnie  głaskał  ją  po  plecach.  -  To  jest  dla  mnie 

bardzo ważne. 

-  Pocałował  ją  w  czubek  głowy.  -  Poza  tym  nie  będziesz  sama. 

Morgan, Samantha i Annie będą na widowni razem z tobą. A Brant będzie 

razem ze mną na arenie. 

Łzy popłynęły po jej policzkach szerokimi strumieniami. Wyrwała mu 

się i ruszyła do drzwi. 

- Colt, nie rozumiesz? Nie ma znaczenia, kto będzie obok mnie... ilu 

ludzi  tam  będzie.  I  tak  nikt  nie  zdoła  zapobiec  temu,  co  może  ci  się 

przytrafić. 

- Kaylee, kochanie, zaczekaj... 

RS

background image

 

 

114 

-  Nie.  -  Zatrzymała  się  w  drzwiach.  Miała  wrażenie,  że  za  moment 

nogi odmówią jej posłuszeństwa. 

- Zawsze miałam i zawsze będę miała do ciebie słabość. Kocham cię 

bardziej, niż potrafisz to sobie wyobrazić. Ale nie mogę przyglądać się, jak 

ujeżdżasz byki. 

-  Nabrała  głęboko  powietrza  i  szybko,  żeby  nie  rozmyślić  się, 

powiedziała:  -  Twoje  ramię  jest  już  w  porządku  i  już  mnie  nie 

potrzebujesz... 

- Zawsze będę cię potrzebował, Kaylee. - Zrobił ku niej krok. 

- Obiecałam, że pomogę ci odzyskać sprawność w ręce - powiedziała 

cicho.  -I  zrobiłam  to.  Powiedziałam  ci  także,  że  nie  będę  pomagać  ci  w 

przygotowaniach do finałowych zawodów. 

- Kaylee, nie rób tego. 

Była  pewna,  że  czuł,  co  zamierza  powiedzieć.  Ale  nie  mogła  tego 

poniechać. Od tego zależało przecież wiele rzeczy. 

- Jutro rano Amber i ja wracamy do Oklahoma City. Poproszę Annie i 

Samanthę, żeby odwiozły mnie na lotnisko. 

Nie zdążył nic powiedzieć. Odwróciła się na pięcie i wyszła. Wiedział, 

że jest uparta. Ale naprawdę nie miała wyboru. 

Miała  świadomość,  że  trudno  będzie  jej  znieść,  gdy  cokolwiek  złego 

przydarzy się Coltowi. 

Ale  gdyby  miała  być  tego  świadkiem,  gdyby  miała  patrzeć  na 

tragiczne wydarzenia, jak w przypadku Mitcha, nie przeżyłaby tego. 

A musiała przecież dbać o swoją córeczkę. Los Amber zależał od niej. 

Kaylee nie mogła jej zawieść. 

RS

background image

 

 

115 

Colt  stał  obok  zagród,  do  których  zamykano  byki  przed 

wypuszczeniem ich na arenę. 

Był ostatni dzień mistrzostw. 

Pozostał  mu  już  tylko  jeden  przejazd.  I  jeden  tylko  konkurent,  który 

mógł odebrać mu tytuł mistrzowski. 

Ale nie czuł radości. Bowiem od wyjazdu Kaylee i Amber nic już nie 

miało sensu. 

Całe jego życie nie miało sensu. 

-  Gotowy  jesteś  dokopać  wreszcie  Kamikaze,  pokonać  go  raz  na 

zawsze? - spytał Brant. 

Coltowi jeszcze nigdy nie udało się pokonać byka o tym imieniu. 

Wzruszył ramionami. 

- To tylko kolejna jazda - bąknął. Brant szykował się do startu. 

Dla rozluźnienia pomachał ramionami i podskoczył kilka razy. 

-  Głowa  do  góry,  braciszku  - powiedział.  -  Jutro  rano  będziesz  mógł 

wsiąść do samolotu do Oklahoma City i naprawisz sprawy z Kaylee. 

- Dlaczego myślisz, że wybieram się do Oklahomy? - warknął Colt. 

- Z dwóch powodów - powiedział Brant z wielką powagą. 

-  Z  jakich?  -  Wiedział,  że  i  tak  nie  powstrzyma  brata  przed 

powiedzeniem mu tego. 

-  Po  pierwsze,  dlatego,  że  odkąd  Kaylee  wyjechała,  zachowujesz  się 

jak ranny niedźwiedź. Mógłbyś już przestać i przyznać wreszcie, że nie ma 

nic ważniejszego, niż być z kobietą, którą się kocha. - Brant schylił się, by 

zapiąć ochraniacze. - Popatrz na mnie, braciszku. Jeśli nie pogodzisz się  z 

tym, twój nastrój będzie tylko coraz gorszy. 

RS

background image

 

 

116 

- Od kiedy to jesteś takim ekspertem w sprawach sercowych? - spytał 

Colt kpiąco. 

Brant uśmiechnął się szeroko. 

- Jeśli pamiętasz, sam przez coś takiego przeszedłem  z  Annie, zanim 

rozum mi wrócił. Byłem żałosnym durniem, dopóki nie pojąłem, że nie ma 

nic ważniejszego, niż być z nią. 

Colt patrzył na brata z uwagą. 

- To było coś innego - powiedział. - Tobie ubzdurało się, że nic między 

wami nie było. 

Brant uśmiechnął się i ciągnął dalej, jakby w ogóle nie słyszał Colta. 

-  A  drugi  powód,  dla  którego  jestem  pewien,  że  jutro  polecisz  do 

Oklahoma City, jest taki, że jeśli nie zrobisz tego z własnej woli, Morgan i 

ja siłą wsadzimy cię do samolotu. 

Nim  Colt  zdążył  powiedzieć  cokolwiek,  Brant  potruchtał  w  stronę 

areny. 

Colt  popatrzył  za  oddalającym  się  bratem  i  zamyślił  się  nad  jego 

słowami. 

Cierpiał, nie widując Kaylee i Amber. To właśnie było jego życie. 

I,  do  diaska,  po  stokroć  ważniejsze  niż  balansowanie  na  grzbiecie 

półtonowego zwierza. 

Kaylee  powiedziała,  że  rodeo  jest  dla  niego  wszystkim, a  on  zgodził 

się z nią skwapliwie. Oboje mylili się bardzo. 

Są sprawy ważniejsze. 

Zamiast  gonić  za kolejną nagrodą,  powinien  zastanowić  się,  kim  jest 

naprawdę. 

RS

background image

 

 

117 

A  jest  przecież  zupełnie  dobrym  farmerem,  ojcem  najwspanialszej 

dziewczynki  i  mężczyzną,  którego  Kaylee  Simpson  pokochała  całym 

sercem. 

Zerknął  na  grzbiet  stojącego  w  zagrodzie  Kamikaze,  swojego 

odwiecznego wroga. 

Próbował pokonać go już kilka razy. Zawsze bez skutku. 

Ostatni raz było to wtedy, gdy złamał obojczyk. 

- Jeśli o mnie chodzi, już mi nie zależy - mruknął pod nosem. Pojął, że 

ujeżdżanie byków nie jest warte utraty Kaylee. - Hej, Jim! 

- O co chodzi, koleś? - spytał Jim Elliot, sędzia zawodów. 

- Ja nie... 

- Colt. - Usłyszał z oddali znajomy, kobiecy głos. Stanął jak wryty. 

Nie powiedział, że zdecydował się zrezygnować ze startu. 

Obrócił się na pięcie i gorączkowo toczył wzrokiem po pełnych ludzi 

trybunach. 

Zaczął już myśleć, że się przesłyszał, gdy nagle dostrzegł Kaylee. 

Stała, trzymając Amber na rękach. 

Rzucił się ku nim pędem. 

- Co tu robisz, kochanie? 

- Tatuś. - Amber dotknęła go paluszkiem. 

- Masz rację, myszko. - Cmoknął ją w policzek. 

- Nie mogłam wytrzymać... - Kaylee uścisnęła go mocno. - Gdyby coś 

ci się stało, a mnie nie byłoby przy tobie, nie potrafiłabym dalej z tym żyć. 

Poparzył jej głęboko w oczy. 

- Już nie musisz się o mnie martwić - powiedział. Musnął wargami jej 

usta. Potem pocałował Amber w główkę. - Nie umiał powiedzieć, jak bardzo 

RS

background image

 

 

118 

je  kochał.  -  Właśnie  miałem  powiedzieć  Jimowi,  że  rezygnuję.  Nie  będę 

startował na Kamikaze. 

- Dlaczego? - spytała, wyraźnie zmieszana. 

- Bo cię kocham - odparł. - Ty i Amber znaczycie o wiele więcej niż 

cokolwiek innego. Wiem, że moje starty w rodeo są dla ciebie stresem. 

-  Colt,  i  ja  ciebie  kocham.  -  Pocałowała  go  z  pasją.  Potem  pokręciła 

głową.  -  Sama  nie  wierzę,  że  zaraz  to  powiem...  Nie  chcę,  żebyś 

rezygnował. Chcę, żebyś pokonał tego byka. 

Gapił się na nią w niemym zdumieniu. 

- Czemu zmieniłaś zdanie? 

-  Ponieważ  kocham  cię  i  nie  chciałabym,  żebyś  kiedykolwiek 

czegokolwiek  żałował.  Nie  chcę,  żebyś  się  zastanawiał, czy  mogłeś  zostać 

mistrzem, gdybyś był wystartował. 

- Wakefield, teraz twoja kolej - zawołał Jim. Colt uniósł rękę. 

-  Minutkę,  Jim.  -  Popatrzył  Kaylee  prosto  w  twarz.  -  Jesteś  pewna, 

kochanie? Powiedz tylko słowo, a wycofam się. 

Głęboko zaczerpnęła powietrza. Spojrzała mu prosto w oczy. 

-  Tak,  Colt.  Gdyby  Mitch  był  tu  teraz,  skopałby  ci  tyłek,  gdyby 

dowiedział się, że zamierzałeś się wycofać. 

- Ostatnie wezwanie, Wakefield! - doleciał ich krzyk Jima. 

Colt przez długą chwilę patrzył na Kaylee bez słowa. 

Potem pocałował ją i uśmiechnął się. 

- Zaraz wrócę, kochanie. 

Wspiął się na platformę startową. 

Wsunął do ust ochraniacz zębów i ostrożnie usadowił się na szerokim 

grzbiecie byka. 

RS

background image

 

 

119 

Starannie owinął liną dłoń w grubej rękawiczce. 

Kamikaze  napiął  mięśnie,  gdy  poczuł  go  na  swym  grzbiecie.  Dawał 

Coltowi do zrozumienia, że już za chwilę pożałuje, iż przyszedł na świat. 

Ale Colt nie zamierzał dać się zranić... Albo jeszcze gorzej. 

Kaylee liczyła na niego. I wolał raczej pójść do piekła, niż ją zawieść. 

Kiedy był gotów, mocniej zacisnął palce na linie. Wcisnął kapelusz na 

głowę. 

Głęboko nabrał powietrza w płuca i szybkim gestem dał znak, że jest 

gotów. 

Tak  jak  się  spodziewał,  kiedy  tylko  wrota  otwarły  się,  Kamikaze 

eksplodował. Wystrzelił na środek areny jak rakieta. 

Z lewą ręką uniesioną wysoko nad głowę, dla zachowania równowagi, 

Colt całą uwagę skupił na nadążaniu za dzikimi skokami zwierzęcia. 

Jak  to  miał  w  zwyczaju,  Kamikaze  wykonał  dwa  wysokie  podskoki, 

potem obrócił się dookoła. 

Każdy sus kilkuset kilogramów czystej furii niemal wyrywał Coltowi 

ramię ze stawu. 

Nie  było  czasu  na  rozmyślania.  Instynktownie  starał  się  przewidzieć 

następny ruch byka. 

Adrenalina zastąpiła krew w jego żyłach. Świat przestał istnieć. 

I kiedy dotarł do jego świadomości gwizdek oznaczający upływ ośmiu 

sekund, wiedział, że pokonał bestię. 

Zwolnił uchwyt na linie i zeskoczył z grzbietu wściekłego zwierzęcia. 

Kaylee  przycisnęła  Amber  do  piersi  i  z  zapartym  oddechem  patrzyła 

na zmagania Colta. 

RS

background image

 

 

120 

Modliła  się,  żeby  nie  zawisł  na  linie  owiniętej  wokół  dłoni,  kiedy 

zeskakiwał z byka. 

Na szczęście wszystko poszło dobrze. 

Colt zeskoczył bez trudu i szybko wybiegł z areny. 

Tymczasem inni mężczyźni zapędzali zwierzę do zagrody. 

Kaylee  patrzyła,  jak  Colt  zginął  w  objęciach  gratulujących  mu 

mężczyzn. 

Patrzyła  na  jego  radosną  twarz.  I  wiedziała,  że  dokonała  właściwego 

wyboru. 

Przez dwa długie tygodnie biła się z myślami, czy zostać w Oklahoma 

City, czy pojechać na finałowe zawody. 

Na  koniec  pojęła,  że  i  tak  nigdy  nie  miała  wyboru.  Kiedy  kocha  się 

kogoś  tak  mocno,  jak  ona  kochała  Colta,  akceptuje  się  go,  a  nie  próbuje 

zmieniać. 

Nie  wiedziała, jak zdoła obserwować Colta wsiadającego na grzbiety 

byków  przez  następne  lata,  ale  zrozumiała,  że  będzie  musiała  nauczyć  się 

żyć ze strachem za pan brat. 

I tak nie może to być gorsze niż perspektywa życia bez Colta. 

- Tatuś! - zawołała Amber. 

Colt zbliżał się do nich, otoczony tłumem gratulujących mu ludzi. 

Posadził sobie córkę na ramieniu. Drugim objął Kaylee. 

- Zrobiłeś to, Colt! Wygrałeś. - Kaylee poczuła łzy pod powiekami. 

Uśmiechając się szeroko, pokiwał głową. 

-  Jasne!  -  rzucił  z  dumą,  Dostrzegł  łzę  spływającą  po  jej  policzku  i 

spoważniał. - Kaylee, wszystko w porządku? 

Pokiwała głową. 

RS

background image

 

 

121 

- Jestem szczęśliwa, że wygrałeś i że nic ci się nie stało.  

-  Kaylee,  chciałbym  ci  coś  powiedzieć...  -  Z  głośników  usłyszeli 

spikera wywołującego jego nazwisko. - Niech to! Muszę... 

Pocałowała go w policzek. Uśmiechnął się i podał jej Amber. 

- Idź, odbierz swoją nagrodę. Zasłużyłeś na nią. Będziemy czekały na 

ciebie tutaj. 

- Kochanie, nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczy to, co powiedziałaś. 

Pocałował ją szybko i odbiegł. 

Kaylee przyglądała się ceremonii. 

Kolejni  zawodnicy  odbierali  nagrody,  puchary  i  olbrzymiej  wartości 

czeki. Dziękowali publiczności za wsparcie. 

W  końcu  spiker  wywołał  Colta.  Wręczył  mu  wielką,  złotą  zapinkę  i 

czek na znaczną sumę. 

Colt podziękował  wszystkim, po czym spytał trzymającego mikrofon 

mężczyznę, czy mógłby jeszcze coś powiedzieć. 

- Noo... Chyba tak... Czemu nie. 

- Spędziłem na rodeo wiele wspaniałych chwil - zaczął Colt. - Wiele w 

tym czasie osiągnąłem. Ten sezon nie mógł zakończyć się lepiej. - Kaylee, 

nieświadomie,  wstrzymała  oddech.  -  A  to  dlatego,  że  mogę  odejść  jako 

zwycięzca. Czas już odwiesić na kołek ochraniacze oraz ostrogi i odejść na 

emeryturę. 

Na  chwilę  nad  areną  zawisła  niezmącona  cisza.  A  po  chwili  tłum 

zaczął wiwatować. 

Tylko Kaylee straciła ostrość widzenia. Z powodu łez. 

Colt  pożegnał  się  z  karierą  zawodnika  rodeo.  Nie  będzie  już  więcej 

igrał ze śmiercią. 

RS

background image

 

 

122 

Kiedy  przedarł  się  do  niej  przez  rozentuzjazmowany  tłum,  wciąż 

dygotała. 

- Dlaczego, Colt? - zdołała wydusić. 

Uśmiechnął się. Objął ją i Amber. 

- Ponieważ wy dwie jesteście ważniejsze niż cokolwiek innego. 

- Proszę, nie rezygnuj ze względu na mnie. Nie chcę, żebyś kiedyś tego 

żałował. 

-  Nie  będę  żałował,  kochanie.  -  Wziął  od  niej  Amber,  otoczył  ją 

ramieniem  i  poprowadził  w  stronę  wyjścia.  -  Wygrywałem  wiele 

konkursów,  wiele  razy  pokazałem,  co  potrafię.  Nie  muszę  już  nikomu 

niczego  udowadniać.  Prócz  tylko  tego,  jak  kocham  ciebie  i  naszą  córkę.  - 

Pocałował  ją  w  policzek.  -  Poza  tym  nie  chciałbym  kiedykolwiek  dać  się 

poturbować tak bardzo, żebym przez resztę życia nie mógł kochać się z tobą 

co noc. 

- Przez resztę życia? - spytała. 

-  Tak.  -  Zatrzymał  się.  Obrócił  ku  niej.  Jego  twarz,  jego  niebieskie 

oczy pałały miłością. - Kaylee Simpson, czy  wyświadczysz mi ten honor i 

zostaniesz moją żoną? Czy zamieszkasz ze mną na ranczu „Pod Samotnym 

Drzewem"? Czy pozwolisz mi być prawdziwym tatusiem dla Amber i dać ci 

jeszcze więcej dzieci? 

- T-tak. - Zacisnęła powieki. Zachwiała się. 

- Kochanie, dobrze się czujesz? - zaniepokoił się i podtrzymał ją. 

-  Zakręciło  mi  się  w  głowie  -  powiedziała.  Zmarszczyła  brwi.  - 

Ostatnio przytrafiło mi się coś podobnego, kiedy byłam w ciąży. 

- Jacuzzi! - Colt uśmiechnął się. Chwycił ją w ramiona i pocałował. 

- Tatuś. Mamusia. - Amber mocno objęła ich za nogi. 

RS

background image

 

 

123 

- Chciałabyś mieć braciszka albo siostrzyczkę, myszko? - spytał Colt. 

- Tak - odparła Amber i potakująco kiwnęła główką. 

-  Widziałaś?  Zrobiła  to  dobrze.  -  Roześmiał  się.  Lecz  natychmiast 

spoważniał. - A co ty myślisz o kolejnym dziecku, Kaylee? 

Z  uśmiechem  popatrzyła  na  mężczyznę  i  dziecko,  których  kochała 

ponad wszystko. 

-  Z  radością  będę  miała  kolejne  dziecko  o  kruczoczarnych  włosach  i 

niebieskich oczach Wakefieldów. 

Uśmiech powrócił na jego wargi. 

- Poszukajmy kaplicy i weźmy ślub jak najszybciej. 

- Nie. 

-  Co  to  znaczy?  -  zaniepokoił  się.  -  Nie,  bo  zmieniłaś  zdanie  i  nie 

chcesz wyjść za mnie? Czy nie chcesz wziąć ślubu w Las Vegas? 

Pogłaskała go po głowie. 

- Nie chcę brać ślubu w Las Vegas. Jeśli nie masz nic przeciw temu, 

chciałabym, żeby nasz ślub odbył się na ranczu. Tam będziemy mieszkać i 

tam chciałabym zacząć nasze wspólne życie. 

- Podoba mi się to, kochanie. - Pocałował ją. - Kocham cię, Kaylee. 

I ja ciebie kocham. Bardziej, niż to sobie wyobrażasz. 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

 

 

124 

EPILOG 

 

Wigilia 

- Zaraz się uduszę - powiedział Colt i nerwowo przesunął dłonią pod 

kołnierzykiem koszuli. 

Brant zaśmiał się cicho. 

-  Teraz  masz  nauczkę.  Kilka  lat  temu  naśmiewałeś  się  ze  mnie  i 

Morgana,  kiedy  staliśmy  w  tym  samym  miejscu,  czekając  na  nasze  panny 

młode. 

- Czemu to tak długo trwa? - niecierpliwił się Colt. 

- Przypuszczam, że Annie i Samantha krzątają się wokół sukni Kaylee. 

Albo wokół jej fryzury. Albo wokół czegokolwiek, co ich zdaniem wymaga 

starań  i  zabiegów.  -  Brant  wzruszył  ramionami.  -  Kiedy  nabierzesz  już 

trochę  małżeńskiego  doświadczenia,  zrozumiesz,  że  kobiety  lubią  mieć 

wszystko dopięte na ostatni guzik. 

- Muszą mieć strasznie dużo czasu na przygotowania - powiedział Colt 

ponuro. 

Na wyraźne żądanie Annie i Samanthy, Kaylee spędziła ostatnią noc z 

nimi, a Colt w tym czasie gościł Branta, Morgana i kilku innych kuzynów u 

siebie. 

Chodziło  o  to,  żeby  pan  młody  zobaczył  pannę  młodą  w  stroju 

ślubnym dopiero przed ołtarzem. 

Colt nie znał tych wszystkich weselnych obyczajów. 

Po prostu tęsknił za Kaylee i nie mógł już doczekać się, kiedy znów ją 

zobaczy. 

RS

background image

 

 

125 

Gdy ujrzał Samanthę na szczycie schodów, trzymającą Amber za rękę, 

uśmiechnął się szeroko. Jego córeczka wyglądała ślicznie. 

- Tatuś - powiedziała mała, wskazując go paluszkiem. Kiedy znalazła 

się na dole, wyciągnęła rączki do Colta. - Na rączki, tatusiu. Na rączki. 

Nie wahał się ani chwili. 

-  Czy  pomożesz  mamusi  i  tatusiowi  wziąć  ślub?  -Pocałował  ją  w 

policzek. 

- Tak. - Pokiwała głową. 

-  Szykuj  się,  braciszku  -  powiedział  Brant,  kiedy  zobaczył  Annie.  - 

Nadchodzi chwila, kiedy dołączysz do grona żonkosiów. 

- Nigdy, przenigdy nie sądziłem,  że  to powiem, ale nie mogę już się 

doczekać - powiedział Colt. 

Samantha włączyła odtwarzacz. 

Potem  zagoniła  wszystkich  kuzynów  przed  wielki  kominek  obok 

choinki. 

Z głośników popłynęła piosenka o oczarowaniu ukochaną kobietą. 

Annie zeszła ze schodów i przyjęła ramię Branta. 

Podeszli do stojącego przed kominkiem pastora. 

- Mamusia. Ślicna - zawołała niespodziewanie Amber. 

Colt  uniósł  głowę.  I  zaniemówił.  Na  szczycie  schodów,  wsparta  na 

ramieniu Morgana, stała Kaylee. Była piękna. 

-  Tak,  Amber  -  powiedział.  -  Twoja  mamusia  jest  najśliczniejszą 

kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem. 

Morgan  sprowadził  Kaylee  na  dół,  pocałował  ją  w  policzek  i 

uśmiechając się radośnie, podał jej rękę Coltowi. Poklepał go po ramieniu. 

- Dbajcie o siebie - powiedział i wraz z Samanthą stanęli obok choinki. 

RS

background image

 

 

126 

- Jesteś gotowa zostać panią Wakefield? - spytał Colt. 

Uśmiech, którym Kaylee mu odpowiedziała, rozpalił go do białości. 

- Byłam gotowa na to przez całe życie. 

- To tak, jak ja, kochanie. - Twarz Colta pojaśniała. - Tylko przedtem o 

tym nie wiedziałem. 

Z Kaylee u boku, trzymając Amber za rękę, ruszył w stronę kominka, 

by pastor pobłogosławił ich związek. 

Minęły trzy godziny. 

Po położeniu Amber spać, Kaylee i Colt siedzieli w salonie na kanapie, 

obejmując się czule. 

Na  kominku  płonął  ogień.  Na  choince  świeciły  lampki.  W  pokoju 

panował półmrok. 

- Colt? 

- Słucham, kochanie? 

-  Mam  dla  ciebie  prezent  bożonarodzeniowy.  -  Wstała  i  wyjęła  spod 

choinki misternie zapakowane pudełko. 

-  Myślałem,  że  zaczekamy  z  prezentami  do  rana.  -  Colt  zmarszczył 

brwi. 

Kaylee pokręciła głową. 

- Lepiej, żebyś to dostał dzisiaj.  

Niezdecydowany, obracał pudełko w palcach. A Kaylee patrzyła nań, 

gryząc wargę. 

-  Leciutkie  -  powiedział.  Rozerwał  papier,  uniósł  wieczko  i 

znieruchomiał. - Co to jest? 

- Kopia obrazu z USG. - Nie mogła powstrzymać uśmiechu. - Wiesz, 

że byłam wczoraj u lekarza. 

RS

background image

 

 

127 

- Co powiedział? - Colt w skupieniu wpatrywał się w kawałek papieru. 

- Wszystko w porządku? 

Uśmiechnęła się. Pogłaskała go po głowie. 

- Powiedział, że jestem zdrowa jak koń. I dzieci też. 

- To wspa... - Urwał gwałtownie. - Jak to: dzieci?! 

 Kaylee roześmiała się głośno. 

- Doktor zrobił USG, ponieważ uznał, że jestem trochę  zbyt gruba. - 

Pocałowała go w usta. - Będziemy mieli bliźnięta. 

Twarz mu pojaśniała. 

Schylił się, chwycił ją za rękę i pocałował obrączkę na jej palcu. 

Poza 

małżeństwem, 

to 

jest 

najwspanialszy 

prezent 

bożonarodzeniowy, jaki kiedykolwiek dostałem. 

Trwali w czułym uścisku. 

- Jeśli te bliźnięta to chłopcy, jednego z nich nazwiemy Mitch, zgoda? 

- spytał Colt po chwili. 

Oczy  Kaylee  wypełniły  się  łzami.  Uniosła  głowę  i  spojrzała  mu  w 

oczy. 

- Kocham cię, Colt. 

- I ja ciebie kocham, najdroższa. 

- To jest najwspanialsze Boże Narodzenie w moim życiu. - Przytuliła 

się do niego. 

-  To  dopiero  początek  wyjątkowych  dni,  które  są  przed  nami.  - 

Pocałował  ją.  Namiętnie  i  zachłannie.  Wstał,  wyciągnął  ku  niej  rękę  i 

pomógł  jej  wstać.  -  Teraz  chodźmy  na  górę.  Pokażę  ci,  jakie  wyjątkowe 

noce nas czekają. 

Kaylee nie wahała się ani chwili. 

RS

background image

 

 

128 

Wprost  nie  mogła  się  doczekać,  gdy  zaczną  nowe  życie.  Jako  mąż  i 

żona na swojej części rancza „Pod Samotnym Drzewem". 

 

RS


Document Outline