0
Kathie DeNosky
Najwspanialszy dar
Rodzinna posiadłość 03
Tytuł oryginału Lonetree Ranchers: Colt
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
W sali zabiegowej Kaylee Simpson układała na stoliku paczki gazy i
rolki bandaży.
Kiedy umilkła nagle wrzawa widowni, jej serce ścisnął strach. Istniał
tylko jeden powód, dla którego nad areną rodeo mogła zapaść cisza - któryś
z zawodników musiał upaść w piach i leżał bez ruchu.
Zacisnęła powieki, wstrzymała oddech i czekała, by rozległ się aplauz
publiczności. Znaczyłoby to, że zawodnik podniósł się o własnych siłach.
Ale czekała na próżno. I gdy usłyszała tupot wielu stóp na korytarzu,
wiedziała już, co będzie dalej.
Boże, niech to nie będzie nikt, kogo znam! - pomyślała.
- Ciśnienie, szybko! - zażądał doktor Carson, wpadając do sali. Za nim
wbiegło kilku mężczyzn z noszami.
Drżącymi rękami Kaylee zgarnęła przyrządy i podeszła do
nieprzytomnego kowboja.
Popatrzyła mu w twarz i zbladła jak płótno.
- Colt - wyszeptała niemal bezgłośnie.
Mankiet do pomiaru ciśnienia krwi wysunął się z jej drżących dłoni i
upadł na podłogę. Lecz ona nawet tego nie zauważyła.
- Zna go pani? - spytał jeden z sanitariuszy. Podał jej upuszczoną
opaskę.
Najwyraźniej nie miał pojęcia, kim był ranny.
Ale ona wiedziała to doskonale.
RS
2
Nie była w stanie wydusić ani słowa. Zamknęła oczy i tylko pokiwała
głową.
Dorastała pośród większości zawodników Zawodowej Ligi Rodeo.
Jeszcze trzy lata wcześniej byli dla niej jak bracia.
Lecz ten, który leżał teraz przed nią bez przytomności, zawsze był
inny. Znała Colta Wakefielda od czasu, gdy miał szesnaście, a ona dziesięć
lat. Był najlepszym przyjacielem jej brata.
I był jej pierwszą miłością, która złamała jej serce.
- Kaylee, jeśli nie zamierzasz zmierzyć mu ciśnienia, odsuń się i
pozwól zrobić to komuś innemu - rzucił niecierpliwie doktor Carson,
obmacując ostrożnie głowę pacjenta.
Ostry ton lekarza przywołał ją do rzeczywistości. Nałożyła na ramię
Colta mankiet, napompowała go i wsłuchała się w stetoskop.
- Sto dziesięć na siedemdziesiąt - powiedziała po chwili.
- Dobrze. Pomóż mi rozebrać go trochę. Muszę go obejrzeć.
Kaylee głęboko nabrała powietrza. Drżącymi rękami rozpięła skórzaną
kamizelkę, a potem zapinany na rzepy ochraniacz na prawej ręce Colta.
Doktor Carson zrobił to samo z drugiej strony. Kiedy rozpięli
flanelową koszulę i ujrzała umięśniony brzuch, opadła ją fala wspomnień,
które przez ostatnie trzy lata tak starannie odsuwała. Nie mogła
powstrzymać się i pogłaskała go.
Ostatni raz widziała go bez koszuli w noc po śmierci Mitcha. Szukali
pocieszenia i wsparcia, a skończyli...
- Kaylee... ?
Na dźwięk jego głosu aż podskoczyła. Z trudem łapiąc oddech,
spojrzała w niewiarygodnie niebieskie oczy.
RS
3
- Cześć, Colt - wydusiła.
Kiedy przed czternastoma laty ujrzała go po raz pierwszy, zdał się jej
najpiękniejszym chłopcem na ziemi. A przecież dopiero kiedy dorósł, stał
się naprawdę przystojnym mężczyzną.
Jego kruczoczarne włosy i niebieskie oczy zawsze wprawiały ją w
zachwyt.
I, jak się okazało, nawet upływ czasu nie zmienił tego.
Postanowiła udawać, że nic się nie stało. Że w jej życiu nic się nie
zmieniło.
- Widzę, że wciąż powtarzasz wspaniały upadek przez głowę byka -
rzuciła.
Zaczerwienił się.
- A ty jesteś wciąż pyskatą smarkulą.
- I tu się mylisz, kowboju. - Uśmiechnęła się smutno. - Trzy lata temu
dorosłam bardzo szybko.
Colt poczuł się tak, jakby oberwał pięścią w żołądek.
Nie wiedział, czy miała na myśli śmierć Mitcha, czy też wracała
wspomnieniami do poranka po najbardziej niewiarygodnej nocy w jego
życiu.
Tak czy inaczej, poczucie winy, które dręczyło go przez ostatnie trzy
lata, teraz ponownie boleśnie ścisnęło mu gardło.
- Co u ciebie słychać, Kaylee? - Tylko to przyszło mu do głowy.
Obserwował, jak bawiła się swoimi włosami, szukając odpowiedzi.
- Jakoś przetrwałam. W zeszłym roku zrobiłam maturę.
- Dopiero teraz? - Zmarszczył brwi. - Kilka lat temu byłaś w
przedostatniej klasie.
RS
4
Wyraźnie unikała jego wzroku.
- Coś się zdarzyło i musiałam przerwać naukę. -Wilgotnym wacikiem
starła brud z jego policzka. -A co u ciebie, Colt?
Chciał wzruszyć ramionami, ale twarz wykrzywił mu grymas bólu.
Lewy bark... Jęknął przeciągle. I zaraz, zawstydzony, że Kaylee ogląda go w
takim stanie, zagryzł wargi.
- Wolałbym, żebyś nie stała nade mną jak kat nad dobrą duszą -
powiedział. I natychmiast tego pożałował. Nie chciał jej zranić. Lecz z jej
twarzy wyczytał, że to właśnie się stało.
- Wygląda na to, że oprócz drobnych skaleczeń ma pan złamany
obojczyk - powiedział doktor Carson. -Ale żeby się upewnić, muszę wysłać
pana do szpitala na prześwietlenie.
- Jak długo nie będę mógł startować w zawodach? - spytał.
- To zależy od złamania. Ale myślę, że osiem do dwunastu tygodni.
Rozpacz ogarnęła Colta. Był aktualnie na trzecim miejscu rozgrywek i
niewiele brakowało mu do mistrzostwa. Musiał więc mieć nadzieję, że zdoła
wrócić na arenę w listopadzie. Wtedy będzie jeszcze miał cień szansy.
- Zamówiłam już karetkę - usłyszał jak zza ściany głos Kaylee.
Wykorzystała okazję i odeszła na bok, kiedy rozmawiał z lekarzem.
- Kaylee?
Ujrzał pochylającego się nad nim sanitariusza.
- Chodzi panu o tę uroczą małą z wielkimi...
- Uważaj, koleś! - rzucił Colt gniewnie. - Tak się składa, że ta
dziewczyna jest siostrą mojego najlepszego przyjaciela.
Sanitariusz wzruszył ramionami. Wiedział, że ze strony Colta nic mu
nie groziło.
RS
5
- Zabawne - mruknął. - Jak dla mnie to ona wcale nie wygląda na
dziewczynę.
Colt zacisnął szczęki.
- A jak dla ciebie wygląda? - sapnął.
- Jak stuprocentowa kobieta. - Sanitariusz uśmiechnął się znacząco. -
Nie martw się, kowboju. Ona właśnie wychodziła, kiedy przyjechaliśmy. -
Wraz z drugim sanitariuszem przenieśli Colta na łóżko na kółkach. -Na
pewno spotkamy ją w szpitalu.
Colt nie odezwał się więcej. Doskonale wiedział, że Kaylee na pewno
tam nie zobaczy.
Po tym, co powiedział jej przed chwilą, będzie miał wielkie szczęście,
jeżeli ona jeszcze kiedykolwiek odezwie się do niego.
Minął miesiąc. A Kaylee wciąż nie mogła przestać myśleć o tamtym
wydarzeniu.
Colt był ostatnią osobą, z którą chciała się spotkać. A z jego
zachowania wynikało, że i on nie miał na to ochoty.
Z filiżanką kawy w dłoni poszła do swego małego saloniku i
przycupnęła w rogu kanapy.
Przypadkowe spotkanie przypomniało jej zdarzenia, które dawno
minęły.
Przez tamte wszystkie lata stało się tradycją, że kibicowała Coltowi i
swemu bratu, Mitchowi.
Tak było również tamtego feralnego dnia, trzy lata temu, podczas
zawodów w Houston. Sobotnia konkurencja ujeżdżana byków zaczęła się
zwyczajnie. Jak zawsze oklaskiwała gorąco dwóch mężczyzn, których
kochała ponad wszystko.
RS
6
Colt z powodzeniem skończył swój występ. Potem pomagał w
przygotowaniach Mitchowi. Lecz kiedy tylko wrota zagrody otwarły się,
Kaylee już wiedziała, że Mitch znalazł się w prawdziwych opałach. Już
pierwszy skok byka był wyjątkowo dziki i gwałtowny. Mitch uderzył twarzą
w kark zwierzęcia i spadł w piach areny. Poskramiacze rzucili się
natychmiast, żeby odwrócić uwagę byka.
Samo wspomnienie tamtych wydarzeń napełniło oczy Kaylee łzami.
Wciąż widziała, jak rozwścieczone zwierzę rzuca się w pogoń za
drażniącymi je ludźmi. Niestety, jedna z jego tylnych nóg uderzyła w klatkę
piersiową leżącego na ziemi Mitcha.
Nie bacząc na niebezpieczeństwo, Colt rzucił się na pomoc jej bratu. A
kiedy upewnił się, że zajęli się nim sanitariusze, odnalazł ją w tłumie.
Pojechał z nią do szpitala i czekał na wynik operacji.
Był z nią także później, kiedy powiedziano im, że jej jedyny brat... jej
jedyny żyjący krewny, zmarł na stole operacyjnym.
- Ma... mo! - usłyszała z głębi korytarza cienki głosik.
Poczuła ulgę. Jej córeczka zbudziła się z poobiedniego snu i wyrwała
ją z bolesnych wspomnień.
Odstawiła filiżankę i wstała z kanapy.
Idąc do pokoju Amber, otarła łzy. Musiała myśleć o córce. Nie miała
czasu na rozpamiętywanie przeszłości.
- Przyśniło cię się coś złego, kochanie? - Wyjęła dziewczynkę z
łóżeczka.
Amber sennie pokręciła główką, wetknęła palec do buzi i wtuliła twarz
w ramię mamy.
RS
7
- Już dobrze. Mamusia nie da cię skrzywdzić. - Kaylee mocno
przytuliła córeczkę.
Zamierzała pójść do salonu, posiedzieć z dzieckiem w fotelu na
biegunach, ale w pół drogi zatrzymał ją dzwonek u drzwi.
Włączyła stojący przy drzwiach magnetofon. Głośne, groźne
szczekanie psa wypełniło mieszkanie.
- Pewnego dnia - powiedziała z uśmiechem - mamusia kupi
prawdziwego psa z wielkimi zębami i olbrzymim apetytem na wszystkich
domokrążców. -Skrupulatnie sprawdziła łańcuch, głęboko nabrała powietrza
i sięgnęła do klamki. - Zobaczymy, jak prędko uda się nam spławić tego
gościa.
Colt cierpliwie czekał przed drzwiami do mieszkania na drugim
piętrze. Poprawił temblak, na którym wspierała się jego lewa ręka i rozejrzał
się dookoła. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Kaylee mieszkała właśnie tam, a
nie na swoim ranczu w Oklahomie.
Wracając do zdrowia po wypadku, miał dużo czasu na przemyślenia. I
doszedł do przekonania, że powinien odszukać Kaylee i spróbować
poukładać sprawy między nimi.
Potrząsnął głową. Wtedy gotów był rzucić się na sanitariusza za brak
szacunku dla niej, a przecież sam nie postąpił lepiej. Tylko dlatego, że była
świadkiem jego słabości.
Gdy wydobrzał nieco, pojechał na ranczo „Lazy S". I dowiedział się,
że Kaylee sprzedała je krótko po śmierci Mitcha i wyprowadziła się do
Oklahoma City.
Na szczęście w książce telefonicznej figurowały tylko trzy Kaylee
Simpson.
RS
8
Drzwi uchyliły się, trzymane łańcuchem.
- Nie potrzebuję niczego, cokolwiek pan sprzedaje. Nie chcę... -
Kaylee urwała gwałtownie. - Colt?
Colt popchnął ku górze rondo kowbojskiego kapelusza i,
uśmiechnięty, zakołysał się na piętach.
- Czy taka taśma naprawdę odstrasza domokrążców? - spytał.
Wpatrywała się weń przez wąską szparę.
- Co... ty tutaj robisz? - rzuciła oschłym tonem. Skrzywił się. Widać
było, żernie radowała się jego
widokiem. Ale przecież nie mógł jej za to winić. Uśmiechnął się do
niej szeroko.
- Ja też cieszę się, że cię widzę, mała. Możesz już wyłączyć
magnetofon. Już przekonałaś się, że to ja, a nie sprzedawca odkurzaczy.
Szczekanie umilkło.
- Przepraszam. Cześć, Colt.
- Zobaczyć... - rozległ się cieniutki głosik. A małe paluszki chwyciły
krawędź drzwi, usiłując otworzyć je szerzej.
Colt zmarszczył brwi.
- Masz towarzystwo? - spytał.
- Nie. Ale to naprawdę nie jest dobra pora... Dostrzegł panikę w jej
oczach i zaniepokoił się.
- Wszystko w porządku, Kaylee?
- Nic mi nie jest.
- Mamo, zobaczyć! - cienki głosik stał się bardziej stanowczy. -
Zobaczyć.
- Nie teraz, kochanie - powiedziała Kaylee łagodnie.
RS
9
Coltowi zabrakło tchu w piersi. Kaylee miała dziecko? Czyżby była
mężatką?
- Musimy porozmawiać - powiedział poważnie. Wmawiał sobie, że
Mitch chciałby, żeby sprawdził,czy u niej wszystko było w porządku. Ale
prawda była taka, że był po prostu ciekaw.
- Nie potrafię sobie wyobrazić, o czym mielibyśmy rozmawiać. -
Wzruszyła ramionami. Ale głos zdradził, że była okropnie zdenerwowana.
- Posłuchaj, Kaylee... - Spojrzał jej prosto w oczy. - Przejechałem
kawał drogi, żeby z tobą porozmawiać. Możesz przecież poświęcić mi pięć
minut.
Zawahała się. Widział, jak bardzo była spięta. Najwyraźniej coś się
działo.
- Kaylee?
Zamknęła drzwi, odpięła łańcuch i otwarła je szeroko.
- Przepraszam za bałagan. - Wskazała zabawki na dywanie. - Nie
spodziewałam się nikogo.
Colt zamierzał powiedzieć, że przywykł do widoku zabawek na
podłodze w domach swoich braci. Lecz głos uwiązł mu w gardle. I zastygł z
otwartymi ustami.
Kaylee trzymała na ramieniu dziewczynkę z kruczoczarnymi
loczkami. Dziecko wstydliwie schowało buzię za karkiem Kaylee. Lecz jej
widok i tak przyprawił Colta o palpitacje.
- To twoje? - spytał.
Zdawało mu się, że minęła wieczność, nim Kaylee powiedziała:
- Tak. To moja córka Amber.
RS
10
Słysząc swoje imię, dziewczynka uniosła głowę. Kiedy spostrzegła, że
wpatrywał się w nią intensywnie, wetknęła palec do buzi i znów schowała
się za ramieniem matki.
Ta krótka chwila wystarczyła, by Colt zauważył, że miała niebieskie
oczy. Właściwie błękitne. Jego szwa-gierki, Annie i Samantha, nazywały ten
kolor „błękitem Wakefieldów".
Serce waliło mu jak szalone. Z trudem chwytał powietrze.
Dziecko musiało być w tym samym wieku co Zach, młodszy syn jego
brata, Branta. Rachunek był prosty.
Z trudem przełknął ślinę.
- Ona jest moja, prawda, Kaylee?
Czekał. Znał odpowiedź, ale musiał usłyszeć ją od niej.
- Kaylee?
Głęboko nabrała powietrza.
- Tak, Amber jest także twoją córką.
RS
11
ROZDZIAŁ DRUGI
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zawołał Colt. Zdenerwowany,
oddychał szybko. - Nie pomyślałaś, że mam prawo wiedzieć o własnej
córce?!
- Nie. - Jej oczy zabłysły wściekłością. Zawahał się. Nigdy jeszcze nie
widział jej tak zagniewanej.
- Dlaczego nie? - On także z trudem hamował złość.
Dziewczynka mocniej przytuliła się do matki. Podniesione głosy
przestraszyły ją.
- Napijesz się soczku, kochanie? - spytała Kaylee łagodnie i pogłaskała
dziecko po plecach.
Mała kiwnęła główką.
- Muszę zająć się nią. - Głos Kaylee był łagodny, ale spojrzenie, które
posłała Coltowi, było zimne jak lód. - Później porozmawiamy.
- O, tak! Na pewno - mruknął. Patrzył za Kaylee, idącą do kuchni z
córką - z jego córką - na rękach.
Jego córka...
Po raz pierwszy w życiu doświadczył podobnego uczucia. Był ojcem
dwuletniego dziecka, dziewczynki podobnej do niego jak dwie krople wody.
Coś ścisnęło mu gardło.
Kiedy już oswoił się z nową sytuacją, pojawiły się pytania. Jak Kaylee
mogła mu to zrobić? Czemu nie powiedziała mu o ciąży?
Bardzo chciał poznać prawdę.
Zdjął kapelusz i położył go na półce przy drzwiach obok magnetofonu.
RS
12
Nie zamierzał wyjść, zanim Kaylee odpowie na wszystkie jego
pytania.
Kaylee minęła go bez słowa i posadziła dziecko na dywanie z
plastikową butelką w rączce.
- Zamierzałaś powiedzieć mi o niej kiedykolwiek? - spytał.
- Nie. - Kaylee zabrała ze stolika dzbanek do kawy. Wstrząśnięty,
chciał coś powiedzieć, lecz powstrzymała go. Gestem dłoni kazała mu iść za
sobą do kuchni.
Starał się nie dostrzegać jej bioder ciasno opiętych dżinsami.
Przełykając z trudem ślinę, przyjął podaną mu filiżankę kawy. Różowa
bluzeczka uniosła się nieco, odsłaniając kawałek brzucha.
Potrząsnął głową. Co się ze mną dzieje?! - pomyślał.
Wskazała malutki stolik. Usiedli naprzeciw siebie. Kaylee usadowiła
się tak, żeby mogła widzieć dziecko..
- Jeśli o mnie chodzi, nie musiałeś wiedzieć o Amber - powiedziała.
Gniew i zaskoczenie odebrały Coltowi mowę. Wiedział jednak, że jeśli
straci panowanie nad sobą, nie dowie się niczego.
- To z powodu ciąży miałaś przerwę w nauce, prawda? - Przypomniał
sobie jej wymijającą odpowiedź w sali zabiegowej.
- Tak.
- Powinnaś była mi powiedzieć. - Starał się nie podnosić głosu. -
Mogłem ci jakoś pomóc.
- Nie chciałam i nie potrzebowałam twojej pomocy.
- Jej głos drżał z emocji. - Nie chciałam, żebyś dowiedział się o
Amber.
RS
13
- Dlaczego, Kaylee? - Nie sądził, że potrafiła być aż tak uparta. Ale on
też to potrafił. - Jak mogłaś pomyśleć, że nie mam prawa dowiedzieć się, że
zostałem ojcem?
- Sam pozbawiłeś się tego prawa - powiedziała, nie patrząc na niego.
Jej głos złagodniał trochę, ale nie słowa.
Colt zaczął tracić panowanie nad sobą.
- Skąd, u diabła, taki pomysł?! - zawołał.
- Tamtego ranka, po pogrzebie Mitcha, dostałam sygnał jasny i
czytelny. - Jej spojrzenie zmroziło go.
- Nie chciałeś mieć ze mną nic wspólnego. I kiedy zorientowałam się,
że byłam w ciąży, zrozumiałam, że to uczucie może przenieść się również
na moje dziecko.
Poczucie winy, które dręczyło go przez ostatnie trzy lata, dało znać o
sobie ż dziesięciokrotnie większą siłą. Nie dość, że przespał się z siostrą
najlepszego przyjaciela zaraz po jego pogrzebie, to jeszcze pozbawił ją
dziewictwa. Wiedział, że postąpił wtedy obrzydliwie. Ale był tym tak
zawstydzony, że nie potrafił spojrzeć Kaylee w oczy.
- Kaylee, to nie było tak. Ja...
- Doprawdy? - przerwała mu gniewnie. - Ile razy w ciągu tych trzech
lat próbowałeś spotkać się ze mną, Colt?
Nie mógł już upaść niżej. Kaylee oceniała go niesprawiedliwie.
- Wiem, że gdyby istniała nagroda za najpaskudniejsze postępowanie,
dostałbym ją bez wątpienia. Ale teraz są powody...
- Zbyt słabe, zbyt późno. - Wstała. - Nie mam ochoty słuchać,
dlaczego wyszedłeś tamtego ranka, nie budząc mnie nawet, nie zostawiając
nawet jakiejś karteczki. - Wylała jego nietkniętą kawę do zlewu.
RS
14
- Zaraz, jeszcze nie skończyłem...
- Owszem, skończyłeś. - Podeszła do drzwi. - Będę wdzięczna, jeśli
już sobie pójdziesz. Chcę, żebyś zostawił Amber... i mnie w spokoju.
Głos jej zadrżał, zdradzając targające nią emocje. Colt poczuł niemal
fizyczny ból, że doprowadził ją do takiego stanu.
Nabrał głęboko powietrza i wstał. Potrzebował czasu. Żeby oswoić się
ze wszystkim, czego dowiedział się przed chwilą, i żeby zastanowić się, w
jaki sposób sprawić, by Kaylee zechciała go wysłuchać.
- Chyba będzie lepiej, jeśli wrócimy do tej rozmowy, gdy oboje...
- Nie, Colt! - Potrząsnęła głową. - Straciłeś swoją szansę, kiedy mnie
zostawiłeś tak bez słowa... Kiedy wyszedłeś, nie oglądając się za siebie.
Dostałeś, czego chciałeś, a teraz pozwól mi dostać to... czego ja chcę.
Pojedyncza łza spłynęła po jej bladym policzku.
- A czego chcesz, Kaylee?
Odetchnęła głęboko. Niecierpliwie otarła łzę i drżącą ręką wskazała
mu drzwi.
- Chcę, żebyś wyszedł... Jak trzy lata temu... I żebyś nigdy nie wracał.
- Nie mogę tego zrobić, kochanie. - Ostrożnie starł z jej policzka
kolejną łzę. - Wrócę tu jutro rano, kiedy oboje uspokoimy się trochę.
- Proszę... nie. - Rozpłakała się na dobre. - Najlepiej będzie... jeśli
wrócisz... na swoje ranczo w stanie Wyoming i zapomnisz... o mnie.
- To niemożliwe - powiedział łagodnie.
Włożył kapelusz. Popatrzył na zajętą zabawą Amber.
Przyglądała mu się z zaciekawieniem. Lecz kiedy spostrzegła, że
patrzył na nią, uśmiechnęła się wstydliwie i schowała buzię za pluszowym
misiem.
RS
15
W tym momencie pokochał swoją córkę bez pamięci.
- Do zobaczenia jutro. - Przez chwilę zapragnął pochylić się i
pocałować Kaylee w mokry od łez policzek. - Wszystko będzie dobrze,
kochanie. Obiecuję.
Następnego dnia zdenerwowana Kaylee siedziała przy kuchennym
stole w oczekiwaniu na Colta.
Bała się tego spotkania. Ale jednocześnie jakaś jej część wypatrywała
go z utęsknieniem. I to był jej największy problem.
Zakochała się w Colcie Wakefieldzie od pierwszego wejrzenia. Jej
matka uważała, że to tylko zadurzenie nastolatki, lecz lata płynęły, a jej
uczucie nie słabło. Przeciwnie.
Ale tamtego fatalnego poranka, kiedy zbudziła się sama, starała się
wymazać go z pamięci. Musiała to zrobić. Inaczej nie przetrwałaby
następnych lat.
I oto, ku swemu przerażeniu, przekonała się poprzedniego dnia, że jej
uczucie do Colta wciąż było żywe. Kiedy dotknął jej, poczuła znajomy
dreszczyk podniecenia.
- Mamusiu, patrz!
Amber zaśmiewała się, oglądając w telewizji tańczące i śpiewające
rysunkowe warzywa.
- Lubisz ten film, prawda? - Kaylee uśmiechnęła się do córki.
- Nie - powiedziała Amber. Jej loczki zatrzepotały, kiedy energicznie
kiwała potakująco główką.
Kaylee uśmiechnęła się.
Pewnego dnia Amber dorośnie na tyle, że słowa i gesty będą szły w
parze. Popatrzyła na małą, poruszona jej podobieństwem do Colta.
RS
16
Kiedy tylko ujrzał ją po raz pierwszy, natychmiast pojął, że mała jest
jego dzieckiem. Miała takie same czarne włosy i tak samo błękitne oczy jak
wszyscy Wakefieldowie.
Dzwonek wyrwał ją z zamyślenia, aż podskoczyła. A Amber ciasno
objęła ją za nogi. Nie przywykła do obcych.
Wzięła córkę na ręce. Tym razem nie włączyła taśmy ze szczekaniem
psa. Nie było potrzeby. Wiedziała, kto stoi za drzwiami.
- Cześć - powiedział Colt. Podniósł z podłogi wielką torbę sklepową. -
Przepraszam za małe spóźnienie, ale zatrzymałem się w sklepie z
zabawkami.
Słysząc głęboki baryton Colta, Amber schowała buzię za karkiem
Kaylee.
Kaylee poklepała ją uspokajająco po plecach.
- Widzę, że za nic masz moje wczorajsze prośby, żebyś zostawił nas w
spokoju - powiedziała.
Uśmiechnął się. A jej serce zadrżało.
- Naprawdę myślałaś, że posłucham?
- Nie. - Westchnęła ciężko. Czy on musi być tak porażająco przystojny
i uroczy?
- Amber, coś ci przyniosłem - powiedział łagodnie.
- Ona nie jest przyzwyczajona do obcych - powiedziała Kaylee, gdy
mała wciąż chowała się za nią. -A zwłaszcza do mężczyzn.
Napotkała jego przenikliwe spojrzenie. Widziała, że zastanawiał się
nad czymś głęboko.
- Nie widywała wielu mężczyzn? - spytał w końcu.
- Raczej nie.
RS
17
W innych okolicznościach roześmiałaby się głośno. Przez ostatnie trzy
lata ani razu nie była na randce. Ale Coltowi nic do tego.
Jego twarz rozjaśniła się.
- Prędko przywyknie do mojego towarzystwa - powiedział.
Co takiego?!
Serce Kaylee ruszyło galopem.
Długo rozmyślała poprzedniego dnia. I doszła do przekonania, że nie
powinna odbierać Amber szansy poznania człowieka, który ponosił
odpowiedzialność za jej istnienie. Ale słowa Colta zdały się jej zbyt
obcesowe.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
- Dlaczego? - Poprawił temblak, na którym spoczywało jego lewe
ramię, i skrzywił się z bólu.
- Wciąż dokucza ci złamany obojczyk? - Próbowała zmienić temat
rozmowy.
- Nie bardzo. - -Zdjął kapelusz i położył na półce obok magnetofonu. -
Ale bardzo liczę, że zmieni się to, kiedy zacznę zabiegi rehabilitacyjne.
- Jeśli terapia będzie prowadzona prawidłowo, a ty nie będziesz
nadwerężać ramienia, nie powinieneś odczuwać żadnych dolegliwości. -
Poczuła, że kurczowy uścisk Amber zelżał. Najwyraźniej oswoiła się trochę
z obecnością Colta. Kaylee zaniosła ją więc do pokoju i posadziła na
dywanie przed telewizorem. - Kiedy zaczynasz zabiegi?
- Za tydzień, może za dwa - odparł Colt. - Na razie wykonuję tylko
proste ćwiczenia.
Usłyszała, że szamotał się z torbą z zakupami. Nie bardzo radził sobie
jedną ręką i szmaciana lalka zaplątała się w uchwyty torby.
RS
18
- Pozwól - powiedziała. Kiedy ich dłonie zetknęły się na ułamek
sekundy, odsunęła się gwałtownie. - A... Amber na pewno się spodoba.
Przyglądał się jej kilka długich sekund. Potem odchrząknął.
- Czy uważasz, że przestraszyłaby się, gdybym jej ją teraz dał?
Popatrzyła zdumiona na niego. Po raz pierwszy widziała Colta tak
niepewnego siebie.
- Może za kilka minut. Musi najpierw przywyknąć do twojej obecności
- powiedziała łagodnie. Czuła, że Colt bardzo chciał poznać Amber i starał
się, żeby jej nie przestraszyć. - Usiądźmy w salonie. Będziesz bliżej niej, ale
nie na tyle blisko, żeby się ciebie przestraszyła.
- Zgoda. Możemy w tym czasie porozmawiać. Kiedy szedł za nią,
czuła na plecach jego spojrzenie.
Zupełnie jakby jej dotykał. Usiedli.
Kaylee oddychała z trudem. Żeby nie patrzeć Coltowi w oczy,
spojrzała na Amber.
Dziewczynka przyglądała się im z zaciekawieniem.
- Wszystko w porządku, kochanie. Colt jest przyjacielem.
- Jestem twoim tatusiem - powiedział delikatnie. -Nie chciałbym, żeby
miała co do tego jakiekolwiek wątpliwości - powiedział stanowczo do
Kaylee.
Amber chyba nie zauważyła napięcia między dorosłymi. Powróciła do
oglądania telewizji.
- Colt, wiele myślałam o naszej sytuacji... - odezwała się Kaylee.
- Ja nie mogłem myśleć o niczym innym. Nie zdołamy chyba wyjaśnić
wszystkiego w jeden wieczór.
- To prawda. Na pewno zabierze nam to trochę czasu...
RS
19
- Cieszę się, że się zgadzamy. To bardzo ułatwi sprawę.
O co mu chodziło? I dlaczego stale jej przerywał?
- O co chodzi, Colt? - spytała.
- Obawiam się, że nie spodoba ci się to, co powiem... Chcę, żebyście,
ty i Amber, pojechały ze mną na ranczo „Pod Samotnym Drzewem".
- Nie mówisz poważnie? - Nie wierzyła własnym uszom.
- Jak najpoważniej, Kaylee. Zamierzam lepiej poznać moją córkę.
- Możesz poznawać ją tutaj - zaoponowała. Absolutnie nie mogła
zgodzić się na wyjazd do Wyoming.
- Nie. Nie mogę. - Odwrócił głowę w stronę bawiącej się Amber. -
Gdybym chciał robić to tutaj, stałbym się tylko chwilowym gościem,
którego zapomniałaby między wizytami.
- Wielu ojcom to wystarcza - upierała się Kaylee. - Tobie i Amber też
to wystarczy.
Colt pokręcił głową.
- Może gdybym był przy niej od początku, ale nie teraz. Zamierzam
być jej tatą, nie facetem, który tylko chce uchodzić za ojca.
- Nie mogę wziąć wolnego w szpitalu - Kaylee pokręciła głową - bo
stracę pracę.
- Nie, nie stracisz. - Uśmiechnął się z wyższością, aż ciarki przebiegły
jej po plecach. - Rozmawiałem już z twoim szefem.
- Co takiego?! - Z największym wysiłkiem zdołała powstrzymać się od
krzyku. Nie chciała przestraszyć Amber. - Nie mogłeś rozmawiać z nikim o
wolnych dniach dla mnie. Jest niedziela. Oddział rehabilitacyjny jest
zamknięty.
- Mam swoje sposoby - odparł swobodnie.
RS
20
- Co zrobiłeś?
Wyciągnął się wygodniej na kanapie.
- Skontaktowałem się z doktorem Carsonem i poprosiłem, żeby
dowiedział się, który szpital oddelegował cię na zawody w zeszłym
miesiącu. On też ustalił nazwisko i numer telefonu twojego szefa.
- Zatelefonowałeś do Brada do domu? - Arogancja Colta nie mieściła
się jej w głowie.
Pokiwał głową. Uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Kiedy wyjaśniłem mu sytuację... Krew odpłynęła jej z twarzy.
- Proszę, powiedz, że nie...
- Nie, kochanie. - Pogłaskał ją po głowie. - Nie opowiedziałem mu
wszystkiego. To tylko nasza sprawa. Nikomu nic do tego. Powiedziałem mu
tylko, że mamy problemy rodzinne i spytałem, czy mógłby zwolnić cię na
kilka miesięcy. - Uśmiechnął się. - Musisz tylko wpaść jutro do biura i
podpisać dokumenty.
- Jak śmiałeś?! - Gniew niemal odebrał Kaylee zdolność oddychania. -
Zerwała się na równe nogi i zaczęła nerwowo krążyć po małym saloniku. -
Co innego chęć bliższego zżycia się z moją córką, a co innego...
- Naszą córką - poprawił.
Przestraszona podniesionymi głosami, Amber zaczęła płakać.
Podbiegła do Kaylee i przywarła do jej nogi.
- Ma... mo!
Kaylee porwała małą na ręce i przytuliła mocno.
- Nie możesz postępować w taki sposób. - Wbiła w Colta twarde
spojrzenie. - Nie mogę pozwolić sobie na tak długi urlop. Muszę płacić
czynsz za mieszkanie i raty na samochód...
RS
21
- Zajmę się tym.
- O, nie, nic z tego! Nie chcę od ciebie niczego. Podszedł do niej.
- Bądź rozsądna, Kaylee. Jestem ci winien udział w utrzymaniu
dziecka za jakieś dwa lata. Poza tym chciałbym zatrudnić cię jako
rehabilitatntkę. Żebyś pomogła mi przygotować się do finałowych zawodów
w listopadzie. Będziesz mogła wrócić tutaj, kiedy przyjedziemy z Las
Vegas.
- Nie chcę twoich pieniędzy - warknęła. -I nie zamierzam pomagać ci
w powrocie na arenę, gdzie znów będziesz narażał życie, siedząc przez
osiem sekund na grzbiecie oszalałego byka.
- Jadąc po was jutro rano, zajrzę do administratora i załatwię sprawę
czynszu. I poproszę go, żeby wyłączył prąd i telefon - mówił, jakby w ogóle
jej nie słuchał. - Poza tym, Kaylee, jesteś mi to winna.
- Czyżby? A to dlaczego?
- Pozbawiłaś mnie kontaktu z Amber przez dwa lata. Teraz jesteś mi
winna możliwość poznania jej.
Kaylee zdało się, że świat wirował coraz prędzej. Prosto w ucho
krzyczało jej przestraszone dziecko. Colt stał tuż przed nią i usiłował
przewrócić całe jej życie do góry nogami.
- Nie rób mi tego, proszę - szepnęła słabo. Miała wrażenie, że znalazła
się w potrzasku.
Położył dłoń na jej policzku.
- Kocham Amber i chciałbym, żeby i ona mnie pokochała. Daj nam
szansę, proszę.
Brzemię winy przytłoczyło Kaylee. Choć niechętnie, musiała
przyznać, że ukrywając Amber przed Coltem, była nie w porządku wobec
RS
22
obojga. Poza tym od chwili, kiedy Colt ujrzał Amber po raz pierwszy,
wiedziała, że chociaż może chciałby za wszelką cenę zapomnieć o tamtej
nocy, na pewno będzie kochał swoją córkę i dbał o nią.
Łzy wypełniły oczy Kaylee. Z powodu własnych uczuć pozbawiłaby
Amber kontaktów z kochającym ojcem.
- I co, Kaylee? - spytał Colt, ocierając łzę z jej policzka. - Pojedziesz z
Amber do mnie?
Patrzyła na mężczyznę, którego kochała niegdyś całą duszą i całym
sercem.
Miał rację. Była winna jemu i Amber wspólny czas. Lecz obawiała się,
że nie zdoła zapanować nad własnymi uczuciami. I że znów ulegnie
magnetycznemu powabowi Colta. A na to nie mogła sobie pozwolić. Od
tego zależało jej przetrwanie.
- Sama nie wierzę, że to powiem - zaczęła ostrożnie.
- Pojedziecie? - spytał z nadzieją.
Nabrała głęboko powietrza, jakby zaczynała spacer po cienkiej linie.
Bez zabezpieczenia.
- Tak, pojedziemy z tobą. Ale zostaniemy na ranczu tylko do czasu,
kiedy będziesz przygotowany do zawodów finałowych. Amber i ja nie
pojedziemy z tobą do Las Vegas.
- To się jeszcze okaże.
Posłał jej uśmiech, po którym natychmiast zwątpiła w słuszność swojej
decyzji o spędzeniu następnych dwóch miesięcy na ranczu " Pod Samotnym
Drzewem".
RS
23
ROZDZIAŁ TRZECI
- Niech to szlag! - wymamrotał Colt wściekły, że wciąż nie był w
stanie posłużyć się lewą ręką. W takiej sytuacji zamontowanie w
samochodzie fotelika dla Amber stawało się niewykonalne.
- Jakieś problemy? - spytała Kaylee. Stanęła za nim z Amber na
rękach.
- Brakuje mi ręki, żeby zabezpieczyć fotelik - powiedział wściekły na
własną bezradność.
Kaylee postawiła Amber na ziemi.
- Zostań tu, kochanie. Mamusia pomoże Coltowi przy foteliku.
- Tatusiowi - poprawił. - Jestem jej tatusiem, Kaylee.
Po krótkim wahaniu kiwnęła głową.
- Pomogę... tatusiowi, Amber - powiedziała.
Wahanie Kaylee zraniło Colta. Ale zignorował to. Na ranczu będą
mieli dużo czasu na uporządkowanie wszystkich spraw. I odbudowanie
przyjaźni, na co miał wielką nadzieję.
Wspólne wychowywanie Amber na pewno będzie łatwiejsze.
Spojrzał w dół. Jego córka przyglądała mu się ciekawie.
Kiedy jednak poczuła na sobie jego spojrzenie, natychmiast schowała
się za nogą Kaylee.
- Jak myślisz, ile to potrwa, zanim mała przyzwyczai się do mnie? -
spytał. To samo pytanie dręczyło go także w związku z Kaylee.
- Nie jestem pewna. - Po chwili dodała: - To dla nas wszystkich
całkiem nowe terytorium. Przyzwyczajanie się musi trochę potrwać.
RS
24
Colt wiedział, że bardziej miała na myśli siebie niż córkę. Dlatego
postanowił nie naciskać.
- Jesteście gotowe? Chciałbym wyruszyć jak najprędzej. Przed nami
daleka droga. Chciałbym ujechać jak najdalej, nim staniemy na nocleg.
- Nocleg? Obrócił się. Ramieniem zawadził o pierś Kaylee.
- Ja... - musiał odchrząknąć. - Tak będzie chyba najlepiej dla Amber...
Jeśli rozłożymy podróż na dwa dni.
Kaylee oblizała wargi.
- Chyba masz rację - powiedziała. Podniosła dziecko i ruszyła do
domu. - Sprawdzę, czy zabraliśmy wszystko i wezmę torbę z zabawkami
Amber.
Dopiero kiedy zniknęła na schodach, Colt zdołał wykonać kolejny
wdech. Spuścił oczy. Kopnął kamień. Był zły, że musiał wzbudzić w Kaylee
poczucie winy, żeby zgodziła się pojechać z nim na ranczo.
Ale, do diabła, potrzebował trochę czasu, żeby zżyć się z Amber. I
żeby odbudować między nim i Kaylee to, co zrujnował trzy lata wcześniej.
Pomasował się po karku. Od tamtej niedzieli, kiedy dowiedział się, że
jest ojcem, wciąż czuł, że mięśnie miał napięte jak postronki.
Jak zdoła przekonać Kaylee, iż to nie ona była winna, że odszedł
tamtego ranka?
Jak miał wytłumaczyć jej, że czuł się winnym wobec swego
najlepszego przyjaciela, Mitcha?
I jak miał powiedzieć jej, że tak bardzo wstydził się tego, co zrobił, że
nie zdobył się przez te lata na to, by stanąć z nią twarzą w twarz.
- Gdyby rozdawano medale za głupotę, bez trudu dostałbyś złoty,
Wakefield - mruknął pod nosem.
RS
25
Nie bardzo wiedział, jak postępować dalej. Ale był pewien, że musi
naprawić sprawy z Kaylee.
Musiał to zrobić. Od tego zależała przyszłość jego, jej i Amber.
- Wyjść, mamo, wyjść! - zawołała niecierpliwie Amber, szarpiąc się z
trzymającym ją w foteliku pasem.
- Jeszcze minutkę, kochanie - powiedziała Kaylee, patrząc na
znikającego w wejściu do motelu Colta. -Colt... Twój tatuś musi wynająć
pokoje, żebyśmy mieli gdzie spać.
Amber zamrugała i pokręciła głową.
- Nie spać - powiedziała stanowczo.
- Wiem, że jeszcze nie chce ci się spać. - Kaylee uśmiechnęła się. - Ale
już niedługo.
Colt tymczasem rozmawiał z recepcjonistą. Postanowił zatrzymać się
na nocleg w Hays, w stanie Kansas, chociaż nie było jeszcze bardzo późno.
Dlatego, żeby nie męczyć Amber, jak oświadczył.
Ale Kaylee podejrzewała, że wciąż dokuczał mu złamany obojczyk.
Dla niego, jak i dla większości zawodowych zawodników rodeo, nie do
przyjęcia było okazanie słabości.
- Mamy pokoje na parterze czy na piętrze? - spytała Kaylee, kiedy
wrócił do auta.
- Na parterze. - Usiadł za kierownicą. - Pomyślałem, że tak będzie
wygodniej.
Nie spytała, co miał na myśli. Wiedziała. Zamierzał sam wnieść
wszystkie bagaże. Tak jak rano nie pozwolił pomóc sobie przy pakowaniu
rzeczy w samochodzie. A z unieruchomioną lewą ręką miał kłopoty na
schodach.
RS
26
- Zaniosę nasze torby do pokoju Amber i mojego - powiedziała
stanowczo, kiedy zatrzymali się na miejscu parkingowym.
- Do naszego pokoju.
Kaylee, zajęta odpinaniem Amber, znieruchomiała.
- Wziąłeś tylko jeden pokój?
- Tak.
- Nie mieli więcej wolnych? - Serce omal nie rozsadziło jej piersi.
- Nie wiem, ile mieli wolnych - odparł. - Nie pytałem.
Zamierzał wysiąść, lecz Kaylee chwyciła go za rękaw.
- Nie zamierzasz wyjaśnić mi, dlaczego wziąłeś tylko jeden pokój? -
Za wszelką cenę starała się nie podnieść głosu.
Przez czerwony rękaw jego koszuli poczuła, jak napięły mu się
muskuły. Natychmiast cofnęła rękę i otarła dłoń o spodnie.
Po raz pierwszy Colt sprawiał wrażenie zakłopotanego.
- Niechętnie, ale muszę przyznać, że chyba będę potrzebował twojej
pomocy dziś wieczorem i jutro rano.
- Przy temblaku? - spytała zaskoczona.
Nie sądziła, że zdobędzie się na takie wyznanie. Z doświadczenia
wiedziała, że jedna niesprawna ręka może być wielkim kłopotem. Ale
przecież mogła służyć mu pomocą, nie mieszkając w jednym pokoju.
Przytaknął skinieniem głowy.
- Wciąż mam kłopot z dopasowaniem go. - Minę miał nietęgą. - A
każda próba to ból jak...
Kaylee zakasłała gwałtownie.
- Pewne słowa chwyta szybciej niż inne - głową wskazała na Amber.
Jego uroczy uśmiech przyprawił ją o dreszcze.
RS
27
- Chciałem tylko powiedzieć, że to jest ból jak po uderzeniu.
- A ja myślałam...
- Źle myślałaś. - Wysiadł z samochodu. - Odkąd przyszły na świat
dzieciaki Morgana i Branta, nauczyliśmy się wszyscy uważać na to, co
mówimy.
- A co słychać u twoich braci?
- Stara bieda.
- Ile mają dzieci? - Uśmiechnęła się. Zawsze lubiła starszych braci
Colta.
- Morgan i Samantha mają dwóch chłopców. - Położył jej dłoń na
plecach i pokierował w stronę wejścia. - Brant i Annie mają syna. Ale jeśli
wierzyć wynikom USG, następny jest już w drodze.
- Kolejne pokolenie chłopców u Wakefieldów! -sapnęła.
- Ale teraz jest już też dziewczynka - powiedział, otwierając drzwi do
pokoju..
Powiedział to z tak głębokim uczuciem, że serce Kaylee napełniła
radość. Nieważne, co czuł do niej. Wiedziała ponad wszelką wątpliwość, że
kochał swoją córkę.
Znów poczuła ukłucie wyrzutów sumienia.
Tak długo ukrywała ją przed nim. Żeby zamaskować zmieszanie,
szybko weszła do pokoju. Z ulgą zobaczyła, że stały tam dwa łóżka.
- Które torby mam przynieść? - spytał Colt. Postawiła Amber na
podłodze.
- Sama je przyniosę.
- Nic z tego - rzucił.
RS
28
- Nie bądź śmieszny, Colt. - Ruszyła za nim. - Z ręką na temblaku nie
poradzisz sobie. A ja spokojnie mogę coś przynieść. Tak będzie roz...
Obrócił się na pięcie.
- Mogę potrzebować pomocy z tym pięknym temblakiem, ale nie
jestem całkiem bezradny - warknął gniewnie. - Sam mogę przynieść bagaże.
Które potrzebujesz?
- Czerwoną torbę - parsknęła.
- Cerwoną - powtórzyła Amber. Twarz Colta złagodniała natychmiast.
- Czy ona odezwała się do mnie? - spytał.
- Prawdopodobnie. - Kaylee nie miała serca rozczarować go. Nie
powiedziała mu więc, że dwuletnie dzieci często powtarzają słowa jak
papuga.
Colt pochylił się nad dziewczynką.
- Chcesz, żeby tatuś przyniósł czerwoną torbę?
Amber uśmiechnęła się do niego, ale zaraz schowała się za mamą.
- Widziałaś? - rzucił z niedowierzaniem. - Przez sekundę albo dwie
patrzyła na mnie.
Nietrudno było dostrzec, ile znaczyło dla niego to małe zdarzenie.
- Robisz postępy - powiedziała Kaylee.
- To dopiero początek - powiedział. I wyszedł. Kaylee wzięła Amber
na ręce.
- Colt jest jeszcze początkującym ojcem, ale świetnie sobie radzi,
prawda, kochanie?
Jakież było jej zdziwienie, gdy dziewczynka popatrzyła na nią bardzo
poważnie, a potem wskazała drzwi paluszkiem i potakująco pokiwała głową.
RS
29
Colt stał wsparty o stół i dyszał ciężko. Czoło i górną wargę pokrywała
mu gruba warstwa potu. Zaciskając zęby, powoli podnosił i opuszczał lewą
rękę. Wykonał już trzy nakazane przez lekarza serie ćwiczeń, ale uznał, że
lepiej będzie, jeżeli zrobi cztery, albo nawet pięć.
- Colt, ile zestawów ćwiczeń już zrobiłeś? - Kaylee wyszła z łazienki z
Amber na rękach.
- Cztery. - Nie spojrzał na nią.
Zamierzał skończyć, zanim będzie po kąpieli Amber. Ale, jak widać,
przeliczył się. Oczy Kaylee zwęziły się groźnie.
- Miałeś robić tylko trzy zestawy, prawda?
- Tak. Ale trzy zestawy dwa razy dziennie to za mało. - Zacisnął
szczęki. Odetchnął głęboko. Nie sądził, że ćwiczenia zmęczą go tak bardzo.
- Przestań natychmiast!
Słysząc jej ostry ton, znieruchomiał.
- Słucham?
- Jeśli będziesz robił więcej ćwiczeń, niż zalecił lekarz, narobisz
więcej szkód niż pożytku. - Posadziła Amber na środku łóżka. - Jesteś
uparty jak zawsze. Chcesz nadal nosić rękę na temblaku, czy wolisz, żeby
znowu wsadzili ci ją w szynę?
- Nienawidzę gipsu. - Ostrożnie, by nie urazić ręki,wyprostował się. -
Noszę ten piekielny temblak już dwa tygodnie. Wciąż nie mogę sobie sam z
nim poradzić. I mam już dość proszenia o pomoc Morgana lub Branta.
- Uznałeś więc, że sam możesz zdecydować, kiedy będziesz mógł
przestać nosić temblak, bez pytania o zdanie lekarza? - Spiorunowała go
wzrokiem. - Nosisz temblak przez cały czas. Próbowałeś chodzić bez niego?
RS
30
Zgiął lewy łokieć i przycisnął rękę do tułowia. Prawą ręką usiłować
rozpiąć koszulę.
- Zdejmuję go tylko wtedy, gdy idę pod prysznic. Podeszła, by mu
pomóc.
- Czy po zdjęciu szyny odczuwałeś jakiś ból?
- Nie. I teraz też nic mi nie dokucza. Przynajmniej nie za bardzo -
pomyślał.
- Tylko dlatego, że cię powstrzymałam - powiedziała Kaylee surowo.
Czuł, jak pod wpływem jej dotknięć wracało mu życie.
- Czy możesz mi powiedzieć, co robisz, Kaylee?
- Pomagam ci zdjąć koszulę przed kąpielą. Ostrożnie wyciągnęła mu
koszulę ze spodni. Musnęła przy okazji jego brzuch. A on drgnął, jak
porażony.
- Sam to mogę zrobić - powiedział przez zaciśnięte, szczęki.
- O, naprawdę? - Wbiła weń zaciekawione spojrzenie. - Czy to nie był
przypadkiem twój pomysł, żeby wziąć jeden pokój, bo potrzebna ci pomoc?
- No, tak, ale...
- No to przestań się kłócić i pozwól mi działać.
Rozpięła mankiet i zsunęła prawy rękaw. I znów jej delikatne dłonie
podziałały na niego jak gorące żelazo.
- Ja tylko... - Niespodziewanie wyschło mu w gardle
- ... potrzebuję pomocy przy temblaku. Zignorowała jego protesty i
rozpięła lewy mankiet.
- A zdejmowanie i wkładanie koszuli to łatwizna, prawda?
- Nie mówiłem... że to jest łatwe.
- Możesz mi coś powiedzieć? - Zsunęła mu koszulę z ramion.
RS
31
- Co... takiego? - Nie wiadomo czemu w pokoju zrobiło się nagle
okropnie gorąco.
- Dlaczego mężczyźni nie potrafią przyjąć pomocy, kiedy jej
potrzebują, ani czemu nigdy nie spytają o drogę, kiedy się zgubią? -
Powiesiła koszulę na krześle.
- My nie... - Urwał, gdy zaczęła odpinać mu pasek.
- C-co ty... robisz... ?
- Powiedziałeś, że potrzebujesz mojej pomocy. - Wyciągnęła pasek ze
szlufek. -I to właśnie robię.
Wydawała się zagniewana. Ale coś w jej głosie mówiło, że była
poruszona równie mocno jak on.
- Kaylee...
Nie wiedział, co chciał powiedzieć, ale powstrzymał go chichot
Amber. Popatrzył na nią z zachwytem.
- Uważasz, że to zabawne, kiedy mamusia krzyczy na tatusia? - spytał
z uśmiechem.
A Kaylee nie ustawała. Nim zorientował się, rozpięła mu guzik przy
spodniach. Żywy ogień popłynął przez jego żyły.
- Myślałem... - Głos załamał mu się, jakby przechodził mutację. -
Dalej już sobie poradzę.
Znowu posłała mu jedno z tych spojrzeń, jakimi kobiety obdarzają
mężczyzn, kiedy chcą powiedzieć im, że są upartymi głupcami.
- Oj, daj spokój. Jestem wyszkoloną pielęgniarką. Rozbierałam już
setki ludzi. - Sięgnęła do suwaka. -Poza tym oboje wiemy, że ani ja na tobie,
ani ty na mnie, nie robimy żadnego wrażenia.
RS
32
Intensywna czerwień jej policzków, nieznaczne zawahanie, zadawały
kłam jej słowom. Colt zauważył to bez trudu. Ale nie miał czasu na
rozważania. Jeżeli nie powstrzyma jej diabelnie szybko...
Chwycił ją za rękę. Potrząsnął głową.
- Powiedziałem, że sam sobie poradzę.
- Proszę bardzo. - Wskazała krzesło. - Usiądź tu. Zdejmę ci buty.
- Sam... Uniosła brew.
- Ile czasu ci to zajmie?
- Poradzę sobie. - Wstydził się przyznać, że z butami zawsze miał
najtrudniejszą przeprawę.
- Siadaj i unieś nogę.
Usłuchał, rozbawiony jej kategorycznym tonem. Ale jego zadowolenie
prysło natychmiast. Kaylee zabrała się do ściągania buta, odwrócona tyłem
do niego.
Zacisnął powieki. Usiłował oczyścić myśli. Najlepiej nie myśleć o
niczym. A zwłaszcza o tym, jak bardzo myliła się, sądząc, że nie jest
atrakcyjna.
- Czy chcesz, żebym jeszcze coś dla ciebie zrobiła?
- Nie.
Chciał, i to jak! Ale na to nie mógł liczyć. Wstał.
- Kiedy się wykąpiesz, pomogę ci założyć temblak - powiedziała.
Podniosła Amber. - Powiedz tatusiowi dobranoc, kochanie.
Amber uśmiechnęła się, potrząsnęła główką i schowała twarz za
ramieniem mamy.
- Ale przynajmniej uśmiechnęła się do mnie - powiedział Colt.
RS
33
- To już coś - zgodziła się Kaylee. Colt zniknął w łazience. -Powoli
zdobywał zaufanie córki.
Gdyby jeszcze zdołał zdobyć przyjaźń Kaylee, może wszystko dałoby
się ułożyć.
Kaylee i Amber spały już od dawna.
Colt nie spał. Wciąż myślał o słowach Kaylee. O tym, że uważała, że
nie jest dla niego atrakcyjna.
Obrócił głowę na poduszce, by popatrzeć na kobietę i dziecko śpiące
na sąsiednim łóżku.
W delikatnej poświacie żarówki z łazienki widział zarysy dwóch
postaci.
Na samą myśl, że mógłby istnieć na świecie mężczyzna, któremu na
widok Kaylee serce nie zabiłoby mocniej, omal nie parsknął śmiechem.
Była inteligentna, dowcipna i tak pociągająca, że każda chwila w jej
towarzystwie była dla niego torturą.
Mimo upływu lat, dokładnie potrafił wskazać chwilę, kiedy spostrzegł,
że młodsza siostra Mitcha wyrosła na wspaniałą kobietę.
Było to cztery lata wcześniej, klika tygodni przed jej dwudziestymi
urodzinami. Jak zawsze, przyjechała z Mitchem za zawody do St. Louis.
Kiedy Colt ujrzał ją w hotelu, pomyślał, że widzi ją pierwszy raz w
życiu. Nie mógł oderwać od niej oczu.
Ale nigdy nie okazał, jakie na nim zrobiła wrażenie. Nie śmiał. Wszak
była siostrą jego najlepszego przyjaciela.
Teraz jednak wszystko się zmieniło. Mitch odszedł z tego świata... Za
wcześnie... A Colt miał dziecko z Kaylee... Zacisnął powieki.
Po stracie Mitcha zwrócili się ku sobie w poszukiwaniu wsparcia.
RS
34
On powinien był panować nad sytuacją... I nad sobą. A postąpił jak
ostatni głupiec.
Westchnął ciężko. Słusznie nim gardziła. Nie dość, że zabrał jej
dziewictwo, to jeszcze rankiem zostawił ją bez słowa. Jakżeż nienawidził się
za tę chwilę słabości.
Ale Kaylee wcale nie musiała o tym wiedzieć. Dla niej był tylko
człowiekiem podłym.
Chociaż nie dało się ukryć, że oboje wciąż siebie pożądali.
Niestety, jednego nie wiedział. Czy istniała przed nimi jakakolwiek
przyszłość. Mieli Amber. I tylko ona się liczyła.
Popatrzył na córkę i serce mu się ścisnęło. Była śliczna. I choć znał ją
dopiero kilka dni, kochał ją najbardziej na świecie.
Przeniósł wzrok na Kaylee.
Poczucie rozpaczliwej straty ścisnęło mu serce.
Każda nieudana próba przywrócenia przyjaźni między nimi mogła
tylko do reszty skomplikować przyszłość Amber.
Głęboko nabrał powietrza do płuc. Musiał poniechać takich planów.
Nie mógł pozwolić sobie na ryzyko.
A przecież, odpływając w sen, śnił o tym, że trzymał w objęciach
rozkoszne ciało Kaylee. Że wykrzykiwała w ekstazie jego imię. I że tak
będzie już zawsze.
RS
35
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Colt, czy to jest jakaś nowa droga? - spytała Kaylee, rozglądając się
dookoła. Była na ranczu kilka razy przed śmiercią Mitcha, ale nigdy nie
jechali tą drogą.
- Kochanie - uśmiechnął się z zadowoleniem. - Już od kwadransa
jesteśmy na terenie rancza „Pod Samotnym Drzewem".
- To wielka posiadłość.
Jej rodzinne ranczo nie było małe, ale „Pod Samotnym Drzewem" było
jedną z największych prywatnych posiadłości ziemskich w całych Stanach.
Większość równie wielkich majątków została sprzedana korporacjom
lub rozparcelowana.
Jednak po śmierci ojca bracia Wakefieldowie postanowili, że
zachowają ranczo w niezmienionym stanie i razem będą na nim pracować.
- Jeśli zastanawiasz się, czemu nie jedziemy do domu na północy, to
dlatego, że już tam nie mieszkam - wyjaśnił.
Kaylee poczuła ucisk w gardle. Liczyła na to, że będzie miała wsparcie
w Morganie i jego żonie.
- Gdzie w takim razie mieszkasz? - spytała niepewnie.
- Dwa i pół roku temu postanowiłem wybudować własny dom, trzy
kilometry na północny wschód od domu rodzinnego.
Gniew przyciemnił jej spojrzenie.
- Specjalnie pominąłeś ten drobiazg, kiedy mnie zapraszałeś.
Zmarszczył brwi.
- Uważałem, że gdybyś wiedziała, nie zgodziłabyś się zamieszkać ze
mną bez Morgana i Samanthy.
RS
36
- Słusznie. - Była naprawdę wściekła. - W porządku. Odwieź mnie i
Amber do najbliższego przystanku autobusowego. Wracamy do Oklahomy.
Colt zacisnął usta.
Jechali w milczeniu, póki ich oczom nie ukazała się prześliczna dolina.
- Tam jest mój dom - powiedział. Wspaniały widok odebrał Kaylee
dech.
Uroczy, piętrowy dom. Konie pasące się na pastwisku. A w osobnej
zagrodzie wspaniały, czarny ogier.
- Podoba ci się? - spytał.
- Podoba? To mało powiedziane. - Do śmierci Mitcha zawsze
mieszkała na ranczu. I wciąż tęskniła do takiego życia. - Tutaj jest po prostu
pięknie...
- Dzięki. - Był wyraźnie zadowolony. Powoli jechali wąskim,
wysypanym żwirem podjazdem. -W przyszłym roku chcę postawić jeszcze
szopę. Może też uda mi się zbudować krytą arenę do treningów.
Uśmiech Kaylee zniknął, kiedy wyobraziła sobie, że Colt wybuduje
przy domu arenę, na której będzie trenował jazdę na bykach.
Od śmierci brata całkiem straciła serce do tej dyscypliny sportu.
Colt zatrzymał auto przed domem i uśmiechnął się.
- Moje panie, witam w mojej części rancza „Pod Samotnym
Drzewem".
Amber zachichotała i schowała buzię w dłoniach.
- Podoba ci się dom tatusia? - spytał Colt.
Z zakrytą buzią potrząsnęła głową, nie przestając śmiać się.
- Dalszy postęp. - Colt uśmiechnął się jeszcze szerzej.
RS
37
Wielka miłość, jaką Kaylee zauważyła w spojrzeniu Colta, wzruszyła
ją głęboko.
Nie miało znaczenia, co zaszło między nią i Coltem. Była pewna, że
Amber ma już ojca, który kocha ją całym sercem.
Westchnęła w zadumie. Kiedyś marzyła o tym, by wrócić tu z Coltem i
z ich dzieckiem.
I, w marzeniach, była jego żoną i żyli długo i szczęśliwie.
Pokiwała głową nad własną głupotą. To było dawno. Wtedy nie
wiedziała jeszcze, że to tylko mrzonki.
- Kaylee? Dobrze się czujesz?
Wyrwana z zamyślenia, rozejrzała się dookoła.
Colt wysiadł z samochodu i trzymał otwarte drzwi po jej stronie.
- Wszystko w porządku - powiedziała. Rozpięła pas Amber i wysiadła
z córką. - Myślałam o tym, ile zmieniło się tu przez lata.
Colt uśmiechnął się smutno. Wiedział, że myślała o Mitchu.
- Zmieniło się to i owo, kochanie. Nie wszystko musi się nam podobać.
Ale nic na to nie poradzimy. - Spojrzał jej prosto w oczy. - Ale wiele
pozostało niezmienione. Chociaż może nie wygląda tak na pierwszy rzut
oka.
Nie zrozumiała, co miał na myśli, ale nie chciała psuć nastroju.
Postawiła Amber i wzięła ją za rękę.
- Czy dom wewnątrz jest równie uroczy, czy urządziłeś go w
nowoczesnym stylu?
Śmiejąc się, Colt poprowadził ją na ganek.
- Właściwie jest to mieszanka nowoczesności i starego stylu
Wakefieldów - powiedział.
RS
38
- Niech zgadnę - rzuciła Kaylee wesoło. - Ogołociłeś strych domu
rodzinnego?
- Tak. - Otwarł drzwi i puścił Kaylee i Amber przodem. - Ale mam
nowoczesny fotel i oszałamiający zestaw kina domowego.
- To jest ta nowoczesna część wystroju domu, tak? - Z otwartymi ze
zdumienia ustami rozglądała się po wnętrzu domu. - Colt, jak tu pięknie!
Ściany z grubych bali jaśniały ciepłą barwą miodu i złota. Przed
wielkim kominkiem stały fotele. Wprost zapraszały do chwili relaksu.
- Podoba mi się tu - powiedziała Kaylee.
- Bardzo dużo pomogły mi Samantha i Annie - powiedział,
zadowolony. - Annie kupiła nawet poradnik tapicera i to ona zrobiła nowe
obicia na krzesła i kanapę, które znaleźliśmy na strychu. I jeszcze zapędziła
do pomocy Branta i Morgana. Potem uszyła zasłony. Kiedy wróciłem do
domu z zawodów, nie mogłem go poznać.
- Spisali się wspaniale. Ale... - Rozejrzała się wkoło. - Zdawało mi się,
że mówiłeś coś o fotelu i zestawie hi-fi.
- Są w salonie, obok kuchni - powiedział i gestem wskazał drogę. - A
dalej jest siłownia.
Kaylee z zainteresowaniem ruszyła w tamtą stronę.
Pozostałe pokoje nie interesowały jej za bardzo. Za to kuchnia -
ogromnie. Uwielbiała gotować i zawsze uważała, że kuchnia jest sercem
każdego domu.
W kuchni Colta zakochała się od pierwszego wejrzenia.
Szafki z jasnego dębu, blaty z polerowanego czarnego marmuru i
terakota na podłodze. Było tu wszystko, co być powinno.
- Podoba ci się? - spytał Colt.
RS
39
- Jakiej kobiecie mogłoby się tu nie spodobać? -Uśmiechnęła się.
Niespodziewana myśl zgasiła jej uśmiech. Pewnego dnia jakaś kobieta
wejdzie do tego pięknego domu u boku Colta. I to nie będzie ona.
- Na rączki, mamo. Na rączki. - Amber piąstką tarła oczy.
- Już pora na spanie, prawda, kochanie? - Kaylee podniosła córkę.
Amber pokręciła główką i przytuliła się do ramienia matki.
- Ona chyba nie lubi przyznawać, że jest senna -powiedział Colt z
uśmiechem.
Kaylee pokiwała głową.
- Boi się, że ominie ją coś interesującego. Mogę ją tu gdzieś położyć?
- Myślę, że ta kanapa będzie najlepsza - powiedział z namysłem. -
Trzeba będzie zaraz pożyczyć od Morgana albo od Branta kilka tych
płotków, którymi zabezpiecza się schody przed dziećmi.
Kiedy Kaylee wyszła do drugiego pokoju, Colt z ulgą wypuścił
powietrze. Jakże się ucieszył, kiedy okazało się, że dom jej się spodobał. Nie
sądził, że aż tak bardzo zależało mu na jej opinii.
Musiał jednak koniecznie zadbać o bezpieczeństwo Amber. Dom nie
był przygotowany na obecność dziecka.
Odetchnął głęboko i poszedł do swojego gabinetu. Przez moment
zastanawiał się, do którego z braci zadzwonić.
Wybrał Branta. Uznał, że będzie mniej dociekliwy.
- Cześć, braciszku - powiedział. - Potrzebuję twojej pomocy.
Dwadzieścia minut później Colt zatrzymał samochód przed domem
Branta. Nie zdziwił się, że brat oczekiwał go na ganku.
- Cześć, braciszku! - zawołał Brant, gdy tylko Colt otworzył drzwi. -
Po co ci potrzebne te zabezpieczenia dla dzieci?
RS
40
- I ja ciebie witam, bracie - burknął Colt.
Obiecał bratu, że wyjaśni mu wszystko. Ale wcale nie miał na to
ochoty. Obaj bracia Colta bardzo lubili Kaylee. Znali ją niemal tak długo jak
on. I gdy tylko zorientowali się, że wpadł jej w oko, nie raz przestrzegali, by
jej nie skrzywdził. I patrząc teraz na brata, Colt był pewien, że to, co powie,
nie spodoba mu się.
Uznał, że najprościej będzie jednak wyznać prawdę.
- Potrzebuję tego płotka dla mojej córeczki Amber. Brant stał przez
moment osłupiały.
- Powoli... - odezwał się w końcu. - Chcesz powiedzieć, że masz córkę
imieniem Amber i że ona mieszka z tobą?
- Tak.
- Jej matka jest z nią? - spytał Brant ponuro.
- Właśnie układa Amber do snu. Dlatego muszę zabrać płotek i
wracać.
Brant potrząsnął głową.
- Nie pójdzie ci tak łatwo, braciszku. Pominąłeś olbrzymią ilość
ważnych szczegółów. Na przykład, ile lat ma Amber? I od kiedy wiesz o
niej? Jak nazywa się jej matka?
Czubkiem palca Colt przesunął kapelusz na tył głowy. Westchnął
ciężko i przysiadł na schodku.
- Lepiej i ty usiądź - powiedział.
- Nie podoba mi się to. - Brant usiadł obok niego.
- Ja też nie jestem szczęśliwy, że muszę ci to powiedzieć. - Zapatrzył
się w dal. - Amber jest o kilka miesięcy młodsza od twojego Zacha. O jej
istnieniu dowiedziałem się dopiero kilka dni temu.
RS
41
Brant gwizdnął przeciągle.
- To nie w porządku - powiedział ze zrozumieniem w głosie. - Przykro
słyszeć, że jakaś kobieta ukrywała prze tobą twoje dziecko. Znam ją?
- Tak. - Colt zerknął na brata kątem oka. - To Kaylee.
- Kaylee Simpson? - spytał Brant po bardzo długiej chwili.
Colt w milczeniu pokiwał głową. Spodziewał się dalszej indagacji. I
nie musiał czekać długo.
- Coś ty sobie myślał, do diabła?! Ostrzegaliśmy cię, ja i Morgan!
Colt masował zesztywniały kark. Usiadł wygodniej.
- Żadne z nas nie myślało zbyt wiele tamtej nocy. Zbyt byliśmy
poruszeni śmiercią Mitcha. - Odetchnął głęboko i spojrzał bratu prosto w
oczy. - Przysięgam, wcale nie zamierzałem iść z Kaylee do łóżka. Ale kiedy
tylko zobaczyłem moją małą dziewczynkę, zupełnie przestałem
czegokolwiek żałować.
Spojrzenie Branta złagodniało.
- To samo poczułem, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Zacha. Ale to
nadal nie wyjaśnia, czemu Kaylee nie powiedziała ci, że była w ciąży.
Ze wzrokiem wbitym w ścianę Colt wzruszył zdrowym ramieniem.
Nie miał czym się pochwalić i wcale nie był dumny z tego, co zrobił.
- Powiedzmy, że miała powody.
- Teraz rozumiem, dlaczego od śmierci Mitcha żaden z nas nie miał
wiadomości od Kaylee.
- Właśnie. - Colt westchnął rozpaczliwie. - To wyjaśnia też, czemu nie
odpowiedziała na list Morgana, w którym pytał, czy chciałaby uczyć
niepełnosprawne dzieci jazdy konnej na obozie Samanthy.
- Jak dowiedziałeś się o Amber?
RS
42
- Zaszedłem do Kaylee, by spytać, co u niej. Kiedy otworzyła drzwi,
zobaczyłem też Amber. - Colt spuścił wzrok. - Od razu wiedziałem, że jest
moją córką. Taka podobna...
- Jest podobna do Wakefiełdów?
- Ma takie same czarne włosy i niebieskie oczy.
- Ożenisz się z Kaylee? - spytał Brant po chwili. Colt gwałtownie
uniósł głowę.
- Startowałeś w zawodach w ostatni weekend?
Brant, jeden z najlepszych zawodowych zawodników rodeo,
uczestniczył w większości zawodów.
- Tak. - Brant nie potrafił ukryć zdziwienia. - Ale co to ma do...
- Musiałeś chyba upaść na głowę - rzucił Colt. - Jak możesz
przypuszczać, że Kaylee zechciałaby wyjść za mnie, jeżeli nie chciała nawet
powiedzieć mi, że była w ciąży?
- A pytałeś ją?
- Nie.
- To skąd wiesz, że nie zechciałaby? - spytał Brant poważnie.
- Po prostu wiem.
Od kiedy dowiedział się o Amber, nieraz myślał o tym, by poprosić
Kaylee o rękę. Ale bał się.
Gdyby bowiem coś w tym małżeństwie nie wyszło, Amber
ucierpiałaby na tym najbardziej. A takiej myśli nawet do siebie nie
dopuszczał.
- Ale zamierzasz poukładać wszystko między wami, prawda? - spytał
Brant.
RS
43
- Po to właśnie przywiozłem je ze sobą. Po pierwsze, muszę zburzyć
mur między mną i Kaylee.
- Dobry pomysł - powiedział Brant. - Nie wiem, co zaszło między
wami, ale znam Kaylee. Musiałeś zranić ją bardzo, jeśli nie powiedziała ci o
córce.
- Nie był to najbardziej chwalebny z moich postępków - przyznał Colt.
- Ale teraz, kiedy już zmądrzałem,chciałbym naprawić wszystko. Może
nawet znów moglibyśmy zostać przyjaciółmi? I muszę dogadać się z nią co
do dalszego losu Amber.
- No to masz wiele do zrobienia. Jak długo zostaną tutaj?
- Do końca października. - Colt wstał. - Muszę już jechać.
- No cóż, gratuluję córki, braciszku. - Brant także wstał. -I
powodzenia.
- Dzięki. - Weszli do domu. - Mam wrażenie, że będę potrzebował
sporo szczęścia.
W sypialni, którą dzieliła z Amber, Kaylee przyglądała się, jak Colt
jedną ręką usiłował rozstawić płotek.
- Wiem, że chcesz wszystko robić sam - powiedziała - ale zdaje mi się,
że przyda ci się pomoc.
- Chyba masz rację. - Nie był zadowolony. - Nie dam rady sam tego
zablokować.
- Przytrzymam, a ty pozamykaj zabezpieczenia.
- Cho... Choinka! - zawołał, wymachując ręką.
- Co się stało? - Podeszła i wzięła go za rękę. Uważnie obejrzała
przytrzaśnięty palec, udając, że nie czuje dreszczy biegnących wzdłuż
kręgosłupa. - Nie jest chyba skaleczony.
RS
44
- Przyciąłem go tylko. Psia... - Zerknął na Amber.
Dziewczynka zachichotała i mocniej przycisnęła lalkę, którą jej
podarował. Kiedy zauważyła, że patrzy na nią, schowała buzię za zabawką.
- Uważa chyba, że jesteś zabawny. - Kaylee uśmiechnęła się do córki.
- Uważasz, że tatuś jest zabawny? - Colt także uśmiechnął się do niej.
Dziewczynka zaniosła się śmiechem.
- Naprawdę rozbawiłeś ją - powiedziała Kaylee.
- Pamiętam czasy, kiedy potrafiłem rozbawić ciebie - powiedział Colt.
Kaylee spróbowała uwolnić dłoń, ale jego palce zacisnęły się jeszcze
mocniej.
- To było bardzo dawno - powiedziała.
- Nie aż tak bardzo, kochanie.
Spojrzała mu w twarz i jej serce zatrzepotało.
- Colt?
- Ciii. - Pochylił się ku niej.
I zanim zorientowała się, uwolnił jej dłoń, otoczył ramieniem i
przyciągnął do siebie. Dotknięcie jego ust, jego zapach i twarde ciało
zaczarowały ją.
Nie zdobyła się na jakikolwiek protest.
Zresztą, tak naprawdę, wcale nie chciała się opierać. Zacisnęła powieki
i lekko oparła dłonie na jego szerokiej piersi.
Colt wpił się w jej usta, mocno i głęboko. Dotknął językiem jej języka.
Serca obojga załomotały. Krew w żyłach zawrzała.
Kiedy przywarł do jej bioder, poczuła, jak bardzo jej pragnie. I
zaciskając w dłoniach przód jego koszuli, zastanawiała się, czy będzie
umiała zapanować nad sobą.
RS
45
- Mamusiu, na rączki. - Amber stukała piąstką w nogę Kaylee. - Na
rączki!
Kaylee szarpnęła się. Colt nie zwolnił uścisku.
- Wydaje mi się, że nasza mała myszka jest zazdrosna - mruknął po
chwili prosto w drżące usta Kaylee.
- Nie powinniśmy byli... - Kaylee cofnęła się o krok. Colt przyglądał
się jej bez słowa.
Miała wrażenie, że powoli pogrążała się w głębinach jego
niewiarygodnie niebieskich oczu.
- Może i tak, ale ani trochę nie żałuję - powiedział.
Kaylee schyliła się po córkę. Gdyby miała odrobinę zdrowego
rozsądku, natychmiast spakowałaby się i wróciła do Oklahoma City.
- Wiesz, Colt, nie sądzę...
- Ciii, kochanie. - Położył jej palec na ustach. Po chwili odwrócił się i
ruszył do drzwi. - Potrzebuję jeszcze twojej pomocy.
Na drżących nogach Kaylee ruszyła za nim.
Jak to dobrze, że Amber przerwała ten pocałunek. Czy całkiem
postradałam zmysły?
Jak w ogóle mogłam na to pozwolić?
Czy niczego nie nauczyłam się przed trzema łaty?
Colt jest człowiekiem, który złamał moje serce.
I może, jeżeli nie będę bardzo ostrożna, uczynić to ponownie.
- Chciałbym urządzić ten pokój dla Amber - powiedział, kiedy znaleźli
się po drugiej stronie domu, w kompletnie pustym pokoju. - Zrób, co tylko
zechcesz. Kup meble, jakieś ozdoby na ściany, zabawki... Co tylko może
być potrzebne.
RS
46
- Jesteś pewien, że wiesz, co mówisz? - Kaylee postawiła Amber na
podłodze. Zastanawiała się, co powinno się znaleźć w dziecięcym pokoju. -
To duży wydatek. Nie rozmawialiśmy nawet o tym, jak często będziemy
odwiedzały cię tutaj.
- Nie obchodzą mnie koszty. Chcę, żeby jej się tu podobało.
Kaylee spostrzegła spojrzenie, jakim wodził za małą. Być może Colt
Wakefield nigdy nie kochał jej, ale była pewna, że dla swojej córki gotów
był na wszystko. Emocje ścisnęły jej serce.
- Kaylee, dobrze się czujesz? - Usłyszała niepokój w jego głosie.
Ostrożnie starł samotną łzę z jej policzka. - Co się stało, kochanie?
Krew napłynęła jej do twarzy. Niecierpliwym gestem otarła oczy.
- Ja... To tylko taka chwila, kiedy matki uświadamiają sobie, jak
prędko rosną ich dzieci. - Miała nadzieję, że uwierzył jej. Cofnęła się. - Jeśli
nie masz nic przeciw temu... zobaczę, co mogę zrobić na kolację.
- Oczywiście. - Patrzył na nią, zdziwiony. - Zrób, na co tylko masz
chęć. Chciałbym, żebyście obie czuły się tutaj jak w domu.
- Jeść! - zawołała Amber.
- Mądra dziewczynka! - Colt roześmiał się głośno.
- Wie, co jest ważne. Myślisz, że zostanie ze mną, kiedy ty pójdziesz
do kuchni?
- Możliwe, - Wzięła małą za rękę. - Czy masz w telewizji kanał dla
dzieci?
- No pewnie. Mam tu antenę satelitarną i miliony kanałów. Na pewno
jest tam jakiś dla dzieci.
- Będziesz musiał oglądać filmy rysunkowe -ostrzegła go Kaylee,
schodząc po schodach.
RS
47
Za plecami usłyszała cichy śmiech.
- Widzę, że znasz mnie dobrze, co? Wzruszyła ramionami i poszła do
kuchni.
- Kiedyś myślałam, że tak jest, ale okazało się, że byłam w błędzie.
Podszedł do mej.
- Kaylee, musimy porozmawiać o...
- Nie teraz, Colt. - Wzrokiem wskazała telewizor. - Zajmij się teraz
odszukaniem kanału dla dzieci.
Otwarł usta, jakby chciał zaoponować, ale zrezygnował z protestu.
Włączył wielki telewizor i zaczaj przeglądać programy.
Kaylee odetchnęła z ulgą.
Nie była jeszcze gotowa do rozmowy o tamtej nocy sprzed trzech lat.
Nie była nawet pewna, czy chciałaby poznać powody, dla których
odszedł wtedy bez słowa.
Popatrzyła na Amber ochoczo idącą za Coltem i poczuła smutek.
Nie powinna była przyjeżdżać z Coltem na ranczo.
Przez kilka następnych miesięcy będzie z nim dzień i noc. Będzie
musiała patrzeć, jak zacieśniają się więzi między nim i Amber.
I wciąż będzie rozpamiętywać, jak mogłoby potoczyć się jej życie,
gdyby Colt pokochał ją tak, jak ona kochała jego.
Skarciła się w myślach i zaczęła zaglądać do szafek w kuchni.
Co się ze mną dzieje? - pomyślała.
Wciąż zastanawiała się, jak zdoła wytrwać tych kilka miesięcy, do
reszty nie tracąc rozumu.
RS
48
ROZDZIAŁ PIĄTY
Colt uśmiechnął się.
Okazało się, że po zdjęciu temblaka wcale nie odczuwał bólu. Prawie
wcale.
- Najwyższy czas - mruknął.
Rzucił temblak na szafkę i wyszedł z sypialni.
Najchętniej pozbyłby się go na zawsze. Ale wiedział, że Kaylee
natychmiast zmyłaby mu głowę.
Chociaż i tak byłoby to lepsze niż milczenie, którym odgradzała się od
niego przez ostatnie tygodnie.
Wciąż utrzymywała dystans między nimi. Fizyczny i psychiczny.
Nie miał pojęcia, co działo się w jej głowie, ale postanowił dowiedzieć
się tego. Koniecznie. W korytarzu pachniało kawą i smażonym bekonem.
Colt przyspieszył kroku.
Odkąd Kaylee i Amber zamieszkały z nim, jadał jak nigdy dotąd.
Na dole schodów zatrzymał się i zamocował płotek.
- Dzień dobry - powiedział wesoło, wchodząc do kuchni. - Coś tu
cudownie pachnie.
- Dzień dobry. - Kaylee spojrzała nań przez ramię.
- Gdzie jest twój temblak?
- Na szafce w sypialni. - Usiadł przy wysokim bufecie obok Amber.
Uśmiechnął się do córki i szepnął:
- Myślisz, że mamusia nakrzyczy na tatę w twojej obecności?
- Mamusia. - Amber paluszkiem wskazała Kaylee.
RS
49
- Możesz powiedzieć: tatuś? - Wciąż nie tracił nadziei, że wreszcie to
słowo usłyszy.
Amber pokiwała główką i wróciła do jedzenia jajecznicy.
Przebyli już długą drogę. Wciąż nie pozwalała mu się wziąć na ręce,
ale nie chowała już buzi na jego widok. I śmiała się, kiedy do niej mówił. I
od czasu do czasu coś do niego paplała.
- Nie. Nie będę na ciebie krzyczała. - Kaylee postawiła przed nim
talerz i usiadła po drugiej stronie stołu.
- Jeżeli cię nie boli, to pewnie możesz już chodzić bez temblaka. Ale
jeżeli ból wróci, powinieneś natychmiast znów go założyć. W przeciwnym
razie usłyszysz ode mnie to, co wszyscy pacjenci, którzy głupio próbują
przyspieszać sprawy.
Colt uśmiechnął się. Przecież o to mu właśnie chodziło.
- Tak jest, madame - rzucił.
- Tak, mama - powtórzyła Amber.
Jej śmiech sprawił, że i on roześmiał się radośnie. Amber była taka
urocza.
- Czy zechcą urocze panie towarzyszyć mi dzisiaj w przejażdżce po
mojej części rancza? - spytał.
Następnego dnia po ich przyjeździe zrobiło się zimno.
Czuło się pierwsze oznaki nadchodzącej zimy. Ale tego dnia było
trochę cieplej.
- Nie - powiedziała Amber, kiwając potakująco głową.
Colt zaśmiał się i spojrzał pytająco na Kaylee.
- Czy to oznacza zgodę, czy raczej sprzeciw?
RS
50
Kaylee uśmiechnęła się ciepło. Colt poczuł się tak, jakby spędzali ze
sobą Boże Narodzenie. Był to jej pierwszy prawdziwy uśmiech od wielu
dni.
- Myślę, że gdybyś spytał, czy chciałaby wyjść na dwór, otrzymałbyś
bardziej zdecydowaną odpowiedź.
- Chciałabyś pójść z mamusią i tatusiem na spacer po śniadaniu,
Amber?
- Spacer. Teraz! - zawołała Amber radośnie.
- Nie, kochanie. Najpierw zjemy śniadanie - powiedziała Kaylee.
Jedli w milczeniu.
- Czy zdecydowałaś już, co zamierzasz zrobić z pokojem Amber? -
spytał w pewnym momencie Colt.
- Jeszcze nie. Myślałam, żeby sprawdzić w Internecie, co jest
dostępne.
- Świetny pomysł. - Przełknął ostatni kęs i wstał. Zebrał naczynia i
zaniósł je do zlewu. Umył je i odstawił na suszarkę. - Możesz zadzwonić do
Annie i Samanthy. Jestem pewien, że z radością wybiorą się z tobą do
Larami na zakupy.
- Pomyślę o tym. - Kaylee wytarła buzię Amber i wyjęła ją z
wysokiego krzesełka. - O której chcesz wyruszyć?
- Kiedy tylko będziecie gotowe.
- Zejdziemy, gdy tylko ją ubiorę.
Spoglądał za nimi, kiedy wchodziły po schodach.
Chociaż Kaylee wydawała się być tego ranka w lepszym humorze, to i
tak dostrzegał smutek w jej oczach i serce ściskało mu się boleśnie.
Czuł się podle, gdyż wiedział, że to on był tego przyczyną.
RS
51
Jak miał to naprawić?
Jak mógł przywrócić uśmiech na twarz Kaylee?
Nie pozwoliła mu wytłumaczyć, czemu zostawił ją wtedy samą. Nie
chciała go słuchać. I nawet nie mógł mieć o to do niej pretensji.
Przez te wszystkie lata wyrzucał sobie, że wykorzystał ją.
Czuł się tak, jakby zdradził Mitcha. Ale prawdziwą przyczyną jego
ucieczki było to, co poczuł- do Kaylee tamtej nocy. Nigdy przedtem nie czuł
takiej więzi z inną osobą. I przestraszył się tego.
Gwałtownie nabrał powietrza. Czyżby zakochał się w niej?
Natychmiast odrzucił to przypuszczenie. Tamtej nocy oboje ulegli
emocjom. Zwrócili się ku sobie w poszukiwaniu pociechy. Kręcąc głową z
dezaprobatą, poszedł do sieni. Zdjął z haka kapelusz.
Musiał znaleźć sposób naprawienia wszystkiego.
- Ile lat ma ten ogier? - spytała Kaylee.
Przechodzili właśnie obok wybiegu, na którym pasł się czarny koń, na
którego zwróciła uwagę pierwszego dnia.
- Na wiosnę będzie miał pięć.
Colt stał tak blisko, że niemal czuła jego ciepło. I zapach jego wody po
goleniu.
Z rączką Amber w dłoni stanęła przy ogrodzeniu, żeby zwiększyć
trochę dystans między nimi.
- Bardzo brakuje mi koni - powiedziała cicho.
- A co się stało z twoją bułaną klaczą?
- Musiałam pozbyć się jej, kiedy sprzedawałam ranczo. - Wciąż
jeszcze samo wspomnienie powodowało bolesny skurcz serca Kaylee.
Była to klacz, którą Mitch podarował jej na dwudzieste urodziny.
RS
52
- Dlaczego sprzedałaś ranczo, Kaylee? - spytał miękko.
- Nie stać mnie było na jego utrzymanie - powiedziała po krótkim
namyśle.
Ta posiadłość przez ponad siedemdziesiąt pięć lat należała do jej
rodziny. Colt zmarszczył brwi. Oparł się o ogrodzenie, wyraźnie zmieszany.
- Ale Mitch mówił mi, że od śmierci twoich rodziców inwestował
wszystkie pieniądze zarobione podczas zawodów - powiedział.
- I było tak. - Uśmiechnęła się smutno. - Wszystko, co miał, włożył w
ranczo.
- Nie zostawił żądnych oszczędności? - zapytał Colt z
niedowierzaniem.
- Nie. - Pokręciła głową. - Żeby rozpocząć hodowlę byków rasy Red
Brangus, zlikwidował nawet konto w banku.
- Był bardzo dumny z tej hodowli.
- I słusznie. - Kaylee uniosła głowę. Powiodła wzrokiem za krążącym
nad nimi orłem. - Ale nie powiedział ani tobie, ani mnie, ani nikomu
innemu, że nie tylko pozbył się wszystkich oszczędności, ale jeszcze
obciążył hipotekę rancza.
- Nie miałem o tym pojęcia, kochanie. - Pogłaskał ją po policzku.
Każdy nerw jej ciała odebrał to dotknięcie jak ukłucie prądu.
- Ja także. Byłam wtedy w szkole. Dowiedziałam się o wszystkim
dopiero dwa tygodnie po jego śmierci. - Poczuła ucisk w krtani. Rozmowa
stawała się dla niej coraz trudniejsza. - Wszystko byłoby w porządku, gdyby
zdążył... - Łzy napłynęły jej do oczu. - A bez jego nagród nie byłam w stanie
utrzymać posiadłości.
- Bardzo mi przykro, kochanie. - Wziął ją w ramiona i przytulił.
RS
53
Kaylee mówiła sobie, że powinna odsunąć się od niego natychmiast,
zanim uczyni coś głupiego.
Lecz siła jego ramion i miarowe bicie serca dawały jej poczucie
bezpieczeństwa.
- Mamusiu, na ręce. - Amber szarpała ją za rękę.
Colt schylił się, lecz dziewczynka odepchnęła jego ręce.
- Nie! Mamusia.
Kaylee otarła oczy.
Podniosła córkę i przytuliła mocno. Amber natychmiast objęła ją za
szyję i wtuliła twarz w jej ramię.
- Już dobrze, kochanie - szepnęła Kaylee. - Mamusia przez chwilkę
była małą dziewczynką i rozżaliła się nad sobą.
- Kochanie, miałaś pełne prawo...
- Chyba zabiorę Amber do domu - przerwała mu.
Czuła na sobie jego wzrok. Pozostała jej już tylko duma.
Potrzebowała czasu, by znów móc spojrzeć Coltowi w twarz.
Przez trzy lata starała się nie skarżyć na los. I poczuła wstyd, że
zobaczył ją w chwili słabości.
Gdy drzwi zamknęły się za Kaylee, Colt zaklął szpetnie.
Jak mógł zostawić ją samą z takimi problemami?
Dlaczego nie zatelefonował do niej, nie spytał nawet, co u niej
słychać?
Chociaż wiedział, że i tak nigdy nie przyznałaby, że potrzebowała
pomocy. Nie przyjęłaby jej od nikogo.
A zwłaszcza od niego.
Potrząsnął głową. Kaylee była dumna i uparta jak mało kto.
RS
54
- Coś ty sobie, do cholery, myślał, Mitch?! - rzucił półgłosem.
Odpowiedział mu tylko ostry krzyk orła.
Nie mógł zmienić przeszłości...
Nie mógł przywrócić życia Mitchowi, żeby spytać go, dlaczego
zostawił Kaylee bez środków do życia.
Powinien skupić się na przyszłości.
Powinien zadbać o Kaylee.
I sprawić, by była choć trochę szczęśliwsza.
Uśmiechnął się. Właśnie wymyślił to, od czego powinien zacząć.
Wielkimi krokami wszedł do domu i nie zatrzymał się, póki nie dotarł
do swego gabinetu.
Podniósł słuchawkę i szybko wybrał numer brata.
- Morgan, potrzebuję waszej pomocy. Musicie znaleźć pewną bułaną
klacz.
- Colt, powiem to tylko jeden raz - powiedziała Kaylee surowo. - Jeśli
nie zaczniesz stosować się do zaleceń lekarzy, zostawię cię samego.
Będziesz musiał znaleźć sobie inną terapeutkę.
- Kilka dodatkowych ćwiczeń izometrycznych wcale nie sprawia mi
bólu - warknął. - Przecież inaczej nie zdążę przygotować się do finałowych
zawodów.
- Wcale by mnie to nie zmartwiło. Nie pomagam ci po to, żebyś
pojechał do Las Vegas i narażał się na kolejne urazy albo na coś gorszego.
- Uspokój się, kochanie. - Zrobił krok w jej stronę.
- Jestem absolutnie spokojna - skłamała. - Nie mam ochoty starać się,
żebyś znowu narażał życie dla ośmiu sekund emocji.
RS
55
- Zawsze wiedziałaś, że jestem zawodnikiem rodeo... Że ujeżdżam
byki... - Popatrzył na nią badawczo. - Dlaczego nie chcesz, żebym wrócił na
arenę, Kaylee?
Przełknęła ślinę i cofnęła się jeszcze o krok.
Jak miała mu powiedzieć, że chociaż wiedziała, iż nie było przed nimi
żadnej przyszłości, nie miała pewności, czy byłaby w stanie znieść, gdyby
stało mu się coś złego?
Nie zdążyła wymyślić żadnego wykrętu, gdy stanął tuż przed nią.
Położył jej palec pod brodę i uniósł twarz.
- To przez to, co stało się z Mitchem? Boisz się, że i mnie zdarzy się
coś podobnego?
- Tak... To znaczy, nie. - Potrząsnęła głową. - To wszystko nie tak. -
Zamierzała odsunąć się, ale za plecami miała ścianę.
- To jak to jest, Kaylee? - Zaglądał jej głęboko w oczy. - Czy przeraża
cię myśl, że mógłbym zostać ranny?
Zabrakło jej oddechu. Był stanowczo zbyt blisko. Rozpięta do ćwiczeń
koszula ukazywała jego muskularną pierś, która połyskiwała kropelkami
potu. Był piękny.
- Wiesz, co myślę? - wyszeptał jej wprost do ucha. Pokręciła głową.
Nie potrafiła pozbierać myśli.
- Myślę, że bardziej boisz się o mnie, niż chciałabyś przyznać. - Ciepło
oddechu Colta musnęło jej szyję. - Czy ci się to podoba, czy nie, myślę, że
gdybym został ranny, bardzo by cię to zabolało. - Musnął wargami skórę na
jej karku. - Mam rację, kochanie?
Zacisnęła powieki. Spróbowała odzyskać kontrolę nad zmysłami.
RS
56
Jak miała odpowiedzieć, gdy jej serce pędziło jak pociąg ekspresowy,
a miękkie kolana nie dawały oparcia?
Kiedy objął ją, otworzyła oczy. Oparła się o jego pierś. Odepchnęła go.
- Colt, ja...
- Wszystko w porządku, kochanie - zdążył jeszcze powiedzieć, nim ich
wargi się zetknęły. - Zamierzam tylko cię pocałować.
W mgnieniu oka Kaylee przepadła. Gdyby została jej zdolność
myślenia, być może zaprotestowałaby. Lecz ciepło jego objęć, twardość jego
muskułów pod palcami wystarczyła, by z trudem zdołała przypomnieć
sobie, jak miała na imię.
Jej oczy zamknęły się same.
Czuła, że grała w niebezpieczną grę, lecz język Colta spotkał się
właśnie z jej językiem.
Zapragnęła znów poczuć jego smak, raz jeszcze przeżyć taki
pocałunek.
Jej serce tłukło się jak szalone.
Urywany oddech nie dostarczał tlenu płucom.
Tyle lat na to czekała!
Kiedy ujął w dłoń jej pierś, poczuła w żołądku wielkie stado
trzepoczących motyli.
Tylko Colt... Żaden inny mężczyzna nie potrafił dostarczyć jej takich
doznań.
Mocniej wparł się w nią biodrami i wtedy poczuła, jak bardzo jej
pożądał. Niemal tak jak ona jego.
Uświadomiła siebie, że jeżeli natychmiast nie przerwie tej ryzykownej
gry, znajdzie się w niebezpieczeństwie.
RS
57
Ośmieszy się i skompromituje.
Czyżby dotychczasowe doświadczenia niczego jej nie nauczyły?
Odepchnęła go.
- Proszę... Colt, puść mnie.
- Musimy porozmawiać. - Zajrzał jej w oczy. Oswobodziła się z jego
objęć. Pokręciła głową.
- Muszę zajrzeć do Amber. Na pewno już się obudziła. Poza tym
Annie dzwoniła dziś rano, żebym pojechała z nią na zakupy.
Chwycił ją za ramię.
- Kiedyś będziesz musiała mnie wysłuchać, Kaylee.
Wyrwała się.
- Naprawdę nie ma o czym mówić, Colt. - Odwróciła się do drzwi. -
Nigdy nie byliśmy sobie bliscy i bardzo wątpię, by kiedyś mogło być
inaczej.
Colt patrzył, jak szła z wysoko uniesioną głową, dumna jak zawsze.
Jak miał przekazać jej prawdę?
Jak miał wytłumaczyć się z wydarzeń tamtej nocy przed trzema laty,
jeżeli nie chciała go słuchać?
Ciężko opadł na ławkę i zapatrzył się w dal.
Musiał jakoś skupić na sobie jej uwagę. Tylko jak?
Jedyne chwile, kiedy byli sami, to była pora drzemki Amber.
Ale wtedy właśnie Kaylee zmuszała go do ćwiczeń.
Kilka razy próbował podjąć z nią rozmowę podczas rehabilitacji, ale za
każdym razem traktowała go jak sierżant rekruta.
Musiałby zakneblować ją i związać. Nic innego nie przychodziło mu
do głowy.
RS
58
- Wyglądasz tak, jakbyś przebywał w myślach miliony kilometrów
stąd. Masz jakieś kłopoty? - Głos jego szwagierki Annie wyrwał go z
zamyślenia.
Zaczął już kręcić przecząco głową, ale w końcu przytaknął.
- Mam kłopot - powiedział. - Na imię mu Kaylee.
- Mogę w czymś pomóc?
- Nie masz czasem przy sobie sznura i kawałka szmaty? - rzucił z
rozpaczą.
- Niestety, zwykle nie noszę takich rzeczy w torebce - odparła cierpko.
Usiadła obok niego. - Chociaż bywały czasy, kiedy myślałam, żeby użyć
ich, żeby zmusić twojego brata do wysłuchania mnie.
- Straszny z niego uparciuch, prawda?
- Nie większy niż ty i Morgan. - Annie uśmiechnęła się. - No to co
mogę zrobić, żeby ci pomóc?
- Macie, ty i Brant, jakieś plany na jutrzejszy wieczór? - spytał.
- Nie. - Annie pokręciła głową. A Coltowi kamień spadł z serca. - W
tym tygodniu Brant nie startuje w żadnych zawodach, zatem mamy wolne.
Co mamy zrobić?
- Pomyślałem, że zabrałbym Kaylee dokądś... Moglibyście przywieźć
tu dzieci i popilnować Amber. A ja pojadę z Kaylee do Larami.
- Dobrze. - Annie uśmiechnęła się. - Zadzwonię do Morgana i
Samanthy, żeby zabrali Timmy'ego i Jareda i też przyjechali. Chyba już
czas, żeby wszyscy młodzi Wakefieldowie się poznali.
- Mam prośbę. Nie mów nic o tym Kaylee, kiedy pojedziecie na
zakupy. Chcę sprawić jej niespodziankę.
RS
59
- Jesteś pewien? - Annie sceptycznie pokiwała głową. - Lepiej zostaw
to mnie. Kobiety lubią mieć trochę czasu, żeby przygotować się do randki.
- To nie będzie randka.
Annie ze zrozumieniem pokiwała głową.
- Niech ci będzie, Colt. - Usłyszawszy głosy Kaylee i Amber, wstała. -
Dokąd chcesz ją zabrać?
Dokąd chciał ją zabrać?
- Pewnie pojedziemy coś zjeść - powiedział po chwili. -I może do kina.
Szwagierka uśmiechnęła się szeroko.
- Jeśli to nie jest randka, to jak to nazwać?
- Ja... Nie wiem. Ale to na pewno nie będzie randka. Poszedł za Annie
do salonu.
- Jak dobrze znów cię zobaczyć. - Kaylee mocno uścisnęła Annie.
- I ja się cieszę. A ty musisz być Amber.
Z rozpromienioną buzią Amber pokiwała główką i wyciągnęła rączki,
żeby Annie ją podniosła.
Colt poczuł ukłucie zazdrości. On przez trzy tygodnie zdołał osiągnąć
tyle, że Amber śmiechem kwitowała każde jego słowo. Ale nigdy nie
pozwoliła mu wziąć się na ręce.
Kaylee rozglądała się za torebką.
Umawiały się z Annie, że po drodze zatrzymają się w sklepie „Świat
Dziecka", gdzie Annie chciała obejrzeć wyprawki dla spodziewanego
potomka.
Colt sięgnął do portfela. Wyjął kartę kredytową i podał ją Kaylee.
RS
60
- Kup, co tylko uznasz za potrzebne - powiedział. A gdy spróbowała
protestować, rzucił: - Jeśli zobaczysz gdzieś odpowiednie meble do pokoju
Amber, kup je. Jutro pojadę do miasta i je przywiozę.
Po krótkim wahaniu Kaylee wzięła kartę.
- Może będzie wyprzedaż - powiedziała.
Wzruszył ramionami.
- Koszty nie mają znaczenia - powiedział. - Wybierz, co tylko
zechcesz.
Annie postawiła Amber.
- Jesteś gotowa wydawać pieniądze tatusia, skarbie?
- Tatuś - powiedziała Amber, kiwając główką i wskazując go
paluszkiem.
Serce omal nie rozsadziło Coltowi piersi. Uśmiech rozpromienił mu
twarz. Po raz pierwszy dziewczynka nazwała go tatusiem. I nie mógł wprost
uwierzyć, jakie to było wspaniałe uczucie.
RS
61
ROZDZIAŁ SZÓSTY
- Colt, nie zginaj łokcia. Unoś ramię powoli, aż będzie ustawione
równolegle do podłogi. - Kaylee podeszła bliżej. - A teraz przesuń rękę w
prawo, aż do piersi.
Ustawiła mu rękę we właściwym położeniu. Udając, że nie dostrzega,
jak twarde miał bicepsy. I jak podniecająco działał na nią kontakt z nim.
Prędko podała mu koniec cienkiej gumowej taśmy. Trzymając jej
drugi koniec, ustawiła się z boku.
- Odsuwaj teraz wyprostowaną rękę, jak tylko się da, póki nie
poczujesz bólu - rozkazała.
- Łatwizna - rzucił.
Ale kiedy rozpoczął ćwiczenie, Kaylee dostrzegła grymas bólu na jego
twarzy.
- Wystarczy - powiedziała. - Teraz powoli puszczaj. Dobrze.
Następnym razem nie odsuwaj ręki tak daleko. Nie chcę, żeby cię bolało.
- Bez bólu nie ma zysku. - Ponownie naciągnął gumę.
Krople potu wystąpiły mu na czoło. Zacisnął szczęki. Łagodnie wyjęła
mu gumę z dłoni.
- Wystarczy - powiedziała.
- Hej, jeszcze nie skończyłem - zaprotestował. -Powiedziałaś, że
powinienem wykonać to ćwiczenie dwukrotnie po dziesięć razy, a zrobiłem
dopiero pierwszą siódemkę.
- Powiedziałam także - stanęła tuż przed nim - że masz przestać przy
pierwszej oznace bólu.
- To wcale bardzo nie bolało.
RS
62
Rozgniewała się. Podeszła bliżej i stuknęła go palcem w nagą pierś.
- Posłuchaj, mój ty panie bohaterski kowboju, powiedziałam:
absolutnie żadnego bólu. Której części tego zdania nie rozumiesz?
Colt sięgnął po ręcznik i wytarł spocone czoło.
- Wszystko rozumiem doskonale. Po prostu nie zgadzam się.
- W takim razie szukaj sobie innego terapeuty. -Odwróciła się i ruszyła
do wyjścia.
Złapał ją tuż przy drzwiach.
- Nie chcę innego terapeuty.
Popatrzyła na wielką dłoń Colta zaciśniętą na jej ramieniu. Potem
spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie pracuję z pacjentami, którzy nie słuchają moich poleceń.
Przez kilka długich sekund wbijali w siebie twarde spojrzenia.
Po chwili Colt kiwnął głową i puścił jej rękę.
- Zgoda. Będę robił, co każesz, ale pod jednym warunkiem.
- Ty chcesz mi stawiać warunki?! - Roześmiała mu się prosto w twarz.
- Wielki z ciebie ważniak!
Jego olśniewający uśmiech sprawił, że jej serce ruszyło galopem jak
szalone.
- O, tak. Ale to zawsze ci się we mnie podobało.
- Dosyć. - Wzniosła oczy ku niebu. - No, mów, co to za warunek?
- Chciałbym, żebyś dziś po południu pojechała ze mną do Larami i
kupiła meble dla Amber. Wrócimy około piątej.
Popatrzyła na zegarek.
- Nie zdążymy. Musisz dokończyć ćwiczenia. Zamkną sklep, zanim
dojedziemy.
RS
63
Pokręcił głową.
- Już tam dzwoniłem. W piątki zamykają dopiero o ósmej.
- Naprawdę, powinnam zostać tutaj i...
- Proszę?
Tyle było nadziei w jego oczach, że nie potrafiła mu odmówić.
- Zgoda. Ale pamiętaj: koniec targów!
- Jakich targów? - Zmarszczył się.
- Żadnego bólu. - Poklepała go po ramieniu.
- A, to! - Rozpromienił się. - Nie ma sprawy. Zbyt prędko zgodził się -
pomyślała. Ale w tym momencie odbiornik, który miała przy pasku,
zasygnalizował, że Amber zbudziła się i wstała z łóżeczka.
- Muszę iść do Amber - powiedziała. - Zaraz wrócę i dokończymy
ćwiczenia.
- Nie możemy już skończyć?
- Ostatnie dziesięć minut zmarnowałeś, spierając się ze mną, a teraz w
ogóle chcesz przerwać ćwiczenia? - Zmarszczyła groźnie brwi. - Czy ramię
cię rozbolało?
- Nie. Pomyślałem tylko, że będziesz chciała przygotować się do
wyjazdu.
Zatrzymała się tak gwałtownie, że Colt wpadł na nią.
I znów przebiegły ją dreszcze. Szybko się odsunęła.
- Mamy tylko kupić łóżeczko, materacyk i jakąś szafkę. Przecież to nie
randka.
- Nie - pokręcił głową. - To na pewno nie będzie randka.
- Jeśli to nie jest randka, Colt, to jak mam to nazwać?
RS
64
Colt zerknął na nią kątem oka skupiony na prowadzeniu samochodu
autostradą do Larami. Nigdy jeszcze nie widział Kaylee takiej wściekłej. Ale
przynajmniej znów się do niego odzywała. Lepsze to niż grobowe milczenie,
które panowało między nimi od przyjazdu Branta, Annie i Zacha. W
pierwszej chwili Colt był przekonany, że Kaylee odmówi wyjazdu.
- To tylko wspólny wypad - odpowiedział. Może jednak Annie miała
rację?
Może kobiety faktycznie nie lubią niespodzianek?
- Uknułeś to wszystko, prawda? To nie był zwykły przypadek, że
Annie i Brant wpadli właśnie wtedy, kiedy szykowaliśmy się do wyjścia.
Colt włączył automat utrzymujący prędkość i usiadł wygodniej.
Do Larami mieli jeszcze ponad godzinę jazdy.
- Nie chcę cię okłamywać - powiedział. - Zaplanowałem to wszystko. -
Spojrzał na zegarek. - Właśnie teraz powinni dojeżdżać do domu Morgan,
Samantha i ich dzieci.
- Dlaczego?
- Ponieważ uważam, że należy cię się chwila oddechu - powiedział po
prostu. - Wciąż tylko gotowałaś i zajmowałaś się moją terapią... Chciałem
okazać ci wdzięczność. I dlatego postanowiłem zabrać cię na kolację i do
kina.
- Nie pomyślałeś, że wypadało najpierw zapytać mnie? - Chyba
uspokajała się powoli.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę - bąknął.
Nie mógł przecież przyznać, że wiedział, iż inaczej nigdy nie
zgodziłaby się wyjść z nim.
RS
65
- Udało ci się. Tylko czemu mam wrażenie, jakbym została oszukana...
- Odwróciła twarz ku szybie. - Czy możesz obiecać mi coś, Colt?
- Co takiego, kochanie? - spytał niepewnie.
- Proszę, nie oszukuj mnie, nie baw się mną. Nigdy nie umiałam radzić
sobie z czymś takim.
Powiedziała to na pozór spokojnie. Ale Colt wyczuł w jej głosie takie
napięcie, że wyłączył automat, zjechał na pobocze i zatrzymał samochód.
Odwrócił się ku niej.
Siedziała z pochyloną głową, wpatrując się we własne dłonie.
- Kaylee, spójrz na mnie. - Pokręciła głową. Ujął w dłoń jej podbródek
i zmusił do spojrzenia mu w twarz. - Daję ci słowo, że nie oszukuję cię. Ani
nie bawię się tobą. Tyle wydarzyło się w ostatnich trzech tygodniach...
Pomyślałem, że należy ci się odrobina relaksu. - Czuł pod palcami
aksamitną skórę jej policzka. Szybko cofnął rękę, żeby nie chwycić jej w
objęcia. - Dwoje starych przyjaciół spotkało się dziś wieczorem, żeby
pośmiać się i pobyć ze sobą. To wszystko.
Przyglądała się mu przez chwilę. Potem z rezygnacją pokiwała głową.
- W porządku. Ale chciałabym wrócić do domu wcześnie. Wiem, że
Amber cieszy się, że jest z Annie i z dziećmi, ale jest przyzwyczajona
zasypiać przy mnie. Jeśli nie wrócę, może się przestraszyć.
- Oczywiście. - Uruchomił silnik i ruszył. Inaczej to sobie wyobrażał,
ale musiał cieszyć się tym, co dostał. - Zabierzemy meble i w drodze
powrotnej zatrzymamy się w Broken Spoke Steakhouse.
- Czy to tam wszyscy przy stole jedzą za darmo,jeżeli ktoś zdoła zjeść
ich największy stek? - spytała, wyraźnie uspokojona.
RS
66
- Tak. To jest dziewięćdziesiąt dekagramów wyborowego mięsa
byków rasy Black Angus. Ale podstęp polega na tym, że musisz zjeść do
tego całą górę frytek. Zawsze wstępowaliśmy tam z Mitchem, kiedy
wracaliśmy do domu. - Colt zachichotał. -I za każdym razem przegrywali
zakład.
- Wcale mnie to nie zaskakuje. Mitch był jak worek bez dna. Nie
znałam nikogo, kto potrafiłby zjeść tyle, co on.
- Zawsze zdumiewało mnie, że nie tył.
- Właśnie. - Roześmiała się. - Zawsze uważałam, że to nieuczciwe.
Mitch jadł dużo i nadal był szczupły. Ja wciąż pilnowałam diety, a mimo to
tyłam.
Colt zapatrzył się przed siebie.
- Przeżyliśmy z Mitchem wiele pięknych chwil - powiedział w
zadumie.
- On cię naprawdę uwielbiał - powiedziała. - Byłeś dla niego jak brat.
Znów wrócił doń ten ból, który towarzyszył mu zawsze, gdy myślał o
stracie najlepszego przyjaciela.
- I ja miałem go za brata. Jechali w milczeniu. Colt bił się z myślami.
Nie wiedział, czy obrał właściwą drogę, ale musiał spróbować
naprawić to, co popsuł trzy lata wcześniej.
- Kaylee, wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać...
Ale myślę, że powinniśmy przestać owijać w bawełnę. Musimy
porozmawiać o tym, co stało się tamtego ranka... i potem. -
- Nie wiem, czy potrafię - odparła po chwili drżącym głosem.
- Musimy, kochanie. - Wziął ją za rękę. - Dla dobra naszej małej
dziewczynki. Od tego zależy jej szczęście.
RS
67
Kaylee namyślała się tak długo, że zwątpił, czy się zgodzi.
- Dobrze - rzekła w końcu i westchnęła. - Co chcesz powiedzieć?
Niech to już będzie za nami.
Wbił wzrok w szosę przed nimi. Starał się poukładać myśli.
- Po pierwsze, chcę, żebyś wiedziała, że już następnego dnia
żałowałem, że nie umiałem zapanować nad sytuacją. - Odetchnął głęboko.
Pomyślał, że najlepiej będzie skorzystać z okazji i powiedzieć wszystko do
końca. - Wyszedłem wtedy, nie budząc cię, ponieważ wstydziłem się tego,
co zrobiłem. Nie potrafiłem spojrzeć ci w oczy, Kaylee. Wiem, że to było
tchórzostwo, ale nie umiałbym znieść żalu czy nienawiści w twoich oczach.
- Skąd przypuszczenie, że mogłam tak myśleć? -Zdawała się
wstrząśnięta.
- Bo przyszłaś do mnie po pociechę, a ja pozwoliłem, by sprawy zaszły
trochę za daleko. Powinienem był zareagować inaczej, zanim wszystko
wymknęło się nam z rąk.
- Słucham? Czemuż to tylko ty miałeś być tym, który powinien był
panować nad sytuacją? - Potrząsnęła głową. - Coś ci powiem, kowboju. Nie
byłeś sam w łóżku. I ja mogłam...
- Nie, Kaylee. - Nie mógł pozwolić, by wzięła na siebie choćby cząstkę
jego winy. - Mitch był moim najlepszym przyjacielem. A ja w pierwszą noc
po jego pogrzebie pozbawiłem dziewictwa jego siostrę. - Potrząsnął głową. -
Naprawdę uważasz, że jestem z tego dumny?
- Colt... - Położyła mu rękę na ramieniu.
- Gdybym mógł cofnąć czas i zmienić wszystko, przysięgam, Kaylee,
zrobiłbym to.
RS
68
- Jest coś, czego nie chciałabym zmienić, nawet gdybym mogła to
zrobić - powiedziała cicho po chwili milczenia.
- Co to takiego, kochanie?
- Amber - powiedziała bez wahania. - Ona jest całym moim życiem.
Colt poczuł ucisk w krtani.
Kaylee wcale nie żałuje tego, że ma z nim dziecko!
Czyżby nie żałowała także, że poszła z nim do łóżka?
- Muszę spytać cię o coś i chciałbym, żebyś odpowiedziała całkiem
szczerze. - Serce waliło mu jak młotem.
- Myślę, że powinniśmy już...
- Nie pytałbym, gdyby to nie było dla mnie bardzo ważne, Kaylee. -
Ujął jej dłoń.
Zdawało się, że odmówi, ale w końcu kiwnęła głową.
- Zgoda. Co chcesz wiedzieć?
- Powiedziałaś, że nie żałujesz, że masz Amber. -Głęboko nabrał
powietrza. Stawiał wszystko na szali, ale musiał poznać prawdę. - Czy
kiedykolwiek żałowałaś tego, że kochałaś się wtedy ze mną?
Kaylee milczała. Długo. W końcu westchnęła i pokręciła głową.
- Nie. Nigdy nie żałowałam tego, co stało się tamtej nocy.
Dwie godziny później wyszli z Broken Spoke Steakhouse i ruszyli w
drogę powrotną. Colt nieustannie myślał o wyznaniu Kaylee.
Czy to możliwe, żeby mylił się przez tyle lat?
Przez trzy lata przekonywał siebie, że na pewno ją wykorzystał.
Ale czy tak było naprawdę? Czy Kaylee też, jak i on, szukała ukojenia
po stracie Mitcha w objęciach kogoś, na kim jej naprawdę zależało?
- Colt, dobrze się czujesz?
RS
69
- Oczywiście. - Otrząsnął się. - Czemu pytasz?
- Przez cały wieczór byłeś jakiś dziwny - powiedziała z troską w
głosie. - A przy jedzeniu wpatrywałeś się w stek, jakbyś spodziewał się, że
zaryczy. Nigdy dotąd nie widziałam cię bez apetytu.
- To fakt. Rzadko mi się to zdarza.
- No właśnie. - Uśmiechnęła się.
Od tego uśmiechu serce Colta załomotało gwałtownie.
Była urocza, piękna... Ale obiecał sobie, że będzie ostrożny. Nie wolno
mu znów popsuć wszystkiego.
- Dobrze się bawiłaś? - spytał tonem swobodnej konwersacji.
- Tak. - Zawahała się. - Ale jestem ci winna przeprosiny.
- Za co?
- Za moje wcześniejsze zachowanie - powiedziała cichutko. - Za to, jak
zareagowałam na twoją niespodziankę.
- Cieszę się, że miło spędziłaś czas, kochanie.
- Ale nie powinnam była reagować tak gwałtownie. Starałeś się być
miły i...
- Myślę, że dzisiaj oboje dowiedzieliśmy się czegoś o sobie - przerwał
jej.
- Czego?
- Ja nie jestem tak nieszczery, jak sądziłaś. - Zwolnił i skierował
samochód na podjazd przed domem. -A ty nie lubisz niespodzianek.
- To nie do końca prawda. - Pokręciła głową. -Wszystko zależy od
tego, jaka to niespodzianka. -I dodała z uśmiechem: - Czasami może być
naprawdę urocza.
RS
70
- Przypomnę ci to, kiedy następnym razem zechcę cię czymś
zaskoczyć - powiedział, otwierając jej drzwi.
- Następnym razem? - Kaylee powiedziała to z uśmiechem, ale Colt
wyraźnie wyczuł cień obawy w jej głosie.
- Oczywiście. - Kiedy wysiadła z auta, otoczył ją ramieniem i
poprowadził do domu. - Nie wiedziałaś, że życie jest pasmem
zdumiewających wydarzeń, przerywanych okresami monotonnej nudy?
- To bardzo głęboka myśl, kowboju. - Roześmiała się głośno.
- Uważaj! - Szturchnął ją w bok, a potem przytulił i pocałował w
czubek głowy. - Wiedz, że miałem w szkole piątkę z filozofii!
- Naprawdę uważałeś na lekcjach? - Zrobiła wielkie oczy. - Jestem pod
wrażeniem. Zawsze myślałam, że ty i Mitch chodziliście do szkoły tylko po
to, żeby spotykać się z dziewczynami.
- No... to też. - Zachichotał. - Ale wiesz, zabawna sprawa była z tym
stypendium za udział w szkolnej drużynie rodeo.
- Co takiego?
- Oni naprawdę chcieli, żebyśmy skończyli choć kilka klas.
- No popatrz!
Stanęli przed drzwiami. Colt obrócił ją twarzą do siebie.
- Wiem, że nie lubisz niespodzianek. - Jednym palcem przesunął
kapelusz do tyłu. I objął ją. - Dlatego chyba lepiej będzie, jeśli powiem, że
mam zamiar pocałować cię teraz, Kaylee.
Wpatrywał się w nią w napięciu. Wtedy powiedziała:
- Myślę, że nie mam nic przeciw temu.
RS
71
Jeszcze kiedy pochylał głowę, nakazywał sobie w myślach, by był to
tylko niewinny całus. Lecz kiedy ich wargi spotkały się, ogarnął ich gorący
płomień namiętności.
Przycisnął ją do siebie z całej siły i zachłannie wpił się w jej usta.
Po chwili poczuł jej paznokcie na karku i krew w jego żyłach zmieniła
się w płynny ogień.
Jego dłoń zawędrowała pod kurtkę Kaylee i nakryła jej krągłą pierś.
Nigdy dotąd nie pożądał kobiety aż tak bardzo.
Zmusił się jednak do oderwania się od jej ust. Pomału ich oddechy
wracały do normy.
- Colt... Ja... My... To nie powinno powtórzyć się już nigdy więcej.
- Wszystko w porządku, kochanie. Nie bój się tego, co zaszło między
nami. - Drżącą ręką pogładził jej jedwabiste włosy. - Nie musimy spieszyć
się do niczego, zanim oboje będziemy gotowi. Ten raz potraktujmy jako
pierwszy krok... Zobaczymy, dokąd nas zaprowadzi. - Pocałował ją w
czubek nosa. - No, chodźmy do środka. Posłuchamy zachwytów moich braci
i ich żon nad naszą córką. I ich radości z tego, że mali kuzyni mogli poznać
się wreszcie.
Kaylee uniosła oczy.
Jej uczucie do Colta było może nawet jeszcze silniejsze niż kiedyś.
Przez tyle lat przekonywała samą siebie, że całkiem wyrzuciła go ze
swego życia.
Lecz przyszła pora, by przestała się okłamywać i stanęła twarzą w
twarz z prawdą.
Nigdy nie przestała kochać Colta... I nigdy nie przestanie.
RS
72
Przerażona tym spostrzeżeniem, zagryzła wargi. Lecz nie zdążyła
zrobić nic ze swoim odkryciem, gdyż Colt wziął ją za rękę i otworzył drzwi.
Szła za nim, oszołomiona, do salonu. Zatrzymała się w drzwiach i
zobaczyła Amber obejmującą rocznego może chłopca i całującą go w
policzek.
- Dzidzia - powiedziała z uśmiechem do Annie i drugiej kobiety
siedzącej na kanapie.
Kaylee domyśliła się, że jest to żona Morgana, Samantha.
- Spójrz, kto przyszedł, Amber - powiedziała.
- Mama! - zawołała Amber radośnie i rzuciła się ku niej biegiem.
- Dobrze bawiłaś się ze swoimi kuzynami? - Kaylee wzięła ją na ręce.
- Nie - odparła mała, kiwając potakująco główką. - Puść. - Zaczęła
wiercić się niecierpliwie.
- Jak się masz, Kaylee. - Brant i Morgan wstali, by ją przywitać. - Jak
dobrze znów cię widzieć. - Brant uścisnął ją.
- I ja się cieszę - odparła. Brakowało jej spotkań z braćmi Colta.
Zawsze traktowali ją i Mitcha tak, jakby byli członkami ich rodziny.
Kiedy Brant uwolnił ją z uścisku, jego miejsce zajął Morgan.
- Bardzo długo trzeba było czekać, Kaylee. Brakowało nam ciebie.
- Brakowało wam kogoś, nad kim moglibyście pastwić się bezlitośnie -
powiedziała ze śmiechem.
- Nic się nie zmieniłaś. - Morgan uśmiechnął się. Potem wskazał
kasztanowowłosą kobietę. - Kaylee, to moja żona, Samantha.
- Miło jest poznać cię wreszcie, Kaylee. - Samantha posłała jej
promienny uśmiech. - Tak wiele o tobie słyszałam, że mam wrażenie,
RS
73
jakbym znała cię od wielu lat. Rozmawiałyśmy właśnie z Annie, żeby w
przyszłym tygodniu zabrać cię do Larami, na lunch i zakupy.
- Takie babskie popołudnie w supermarkecie. - Annie rozpromieniła
się.
- Z przyjemnością wybiorę się z wami - powiedziała Kaylee.
Kątem oka dostrzegła, że Brant i Morgan mrugnęli do siebie i
uśmiechnęli się chytrze do swoich żon. Jakby łączył ich jakiś sekret.
Nie miała jednak czasu zastanawiać się nad tym. Mały chłopiec
podszedł do nich i wyciągnął rączki do Colta.
- Wujku, mam nowy zegarek. Jak komandosi z telewizji.
- Rzeczywiście, Timmy. - Colt uniósł chłopca i posadził go sobie na
przedramieniu.
- Nie! - usłyszeli cienki głosik Amber.
Kaylee przyglądała się swojej córce, zaskoczona niezwykłą
gwałtownością jej głosu.
Mała podbiegła do nich, stanęła przed Coltem i także wyciągnęła do
niego ręce.
- Na rączki, tatusiu - zażądała. - Na rączki.
RS
74
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Serce Colta najpierw zatrzymało się na chwilę, a potem zaczęło walić
jak oszalałe.
Po raz pierwszy jego córka chciała, by wziął ją na ręce.
Nie wolno mu było stracić takiej okazji.
Niestety, nie był w stanie podnieść Amber lewą ręką. A na prawej
trzymał Timmy'ego. Gdyby postawił chłopca na podłogę, mógłby sprawić
mu przykrość. A tego nie chciał.
- Wezmę go. - Morgan zorientował się w sytuacji.
- Dzięki. - Colt podał mu malca. Schylił się i podniósł córkę.
Mała złapała go za szyję i mocno przycisnęła. Potem odwróciła się do
Timmy'ego.
- Mój tatuś - oświadczyła stanowczo. Coltowi brakło oddechu.
Jakby żelazna obręcz zacisnęła mu się na gardle. Radość wprost
rozpierała go. Poczuł, że Kaylee dotknęła jego łokcia. Ostrożnie, żeby nie
urazić chorej ręki, objął ją.
Spojrzał na nią i poczuł, jakby oto trzymał w rękach wszystko, o czym
marzył.
Tylko Amber nie zdawała sobie sprawy, jak wielka to była chwila.
Złapała rondo jego kapelusza i zaczęła szarpać.
- Ja włożę. Ja.
Niczego nie umiałby jej odmówić. Zdjął kapelusz i włożył jej na
głowę, starając się, by nie zasłonił jej oczu.
- Proszę, myszko.
RS
75
- Wygląda na to, że Amber będzie córeczką tatusia - powiedziała
Annie. I starła łzę z policzka.
- I ja też tak myślę - powiedziała Samantha, pociągając nosem.
Najmłodszy z kuzynów Colta, Jared, także zażądał, by matka wzięła go na
ręce. - Żal przerywać tak uroczy wieczór, ale chyba powinniśmy już zabrać
chłopców do domu. Pora spać.
- Na nas też już pora - powiedziała Annie. - Zach też powinien pójść
już do łóżka.
- Chodź, kolego. - Brant chwycił syna i posadził sobie na ramionach. -
Mamusia powiedziała, że już pora do domu.
Z córką na ręce, Colt odprowadził gości do drzwi.
- Dziękuję, że opiekowaliście się Amber przez cały wieczór -
powiedział.
- Cała przyjemność po naszej stronie - powiedziała Samantha i
pocałowała Amber w policzek. - Pa, pa, Amber.
Amber pomachała odchodzącym rączką. Potem złożyła głowę na
ramieniu Colta. I znów niezwykłe przeżycie niemal odebrało mu dech.
- Masz słodką, uroczą córeczkę - powiedział Morgan. - Jeśli ten pajac
będzie sprawiał ci jakiekolwiek problemy - zwrócił się z uśmiechem do
Kaylee - nie wahaj się ani chwili i dzwoń do mnie. Natychmiast przywołam
go do porządku.
- A jeśli nie zastaniesz Morgana, dzwoń do mnie - dodał Brant z
uśmiechem.
- Dziękuję za zaufanie - burknął Colt.
- Zadzwonię do ciebie jutro. Umówimy się na wyprawę do sklepu,
Kaylee - powiedziała Annie. I posłała Coltowi dziwny uśmiech.
RS
76
O co tu chodzi? - pomyślała Kaylee.
Już wcześniej zauważyła, że obaj bracia Colta i ich żony uśmiechali
się dziwnie, ilekroć ktoś wspomniał o wyprawie na zakupy.
Nie zdążyła jednak dowiedzieć się niczego.
Annie pomachała jeszcze Amber i już ich nie było.
Colt zamknął drzwi, odwrócił się i napotkał spojrzenie Kaylee. Była
wyraźnie zdezorientowana.
- Kaylee, ja...
- Myślę, że młoda dama musi już się udać do łóżka - przerwała mu. -
To był ciężki wieczór.
Colt domyślił się, że bardziej mówiła o sobie niż o Amber.
- Śpij słodko, myszko. - Pocałował córkę w policzek. - Potrzebujesz
pomocy? - spytał Kaylee.
Pokręciła głową.
- Nie ma z nią kłopotu przy zasypianiu. - Zatrzymała się przy
schodach. - Strasznie jestem zmęczona. Chyba też już się położę. Dziękuję
za wspaniały wieczór. Do zobaczenia rano. Dobranoc.
- Dobranoc.
Colt stał, kręcąc głową.
Kaylee potrzebowała jeszcze czasu, by dojść do tego, do czego on
doszedł już wcześniej.
Nigdy nie będą... „tylko" przyjaciółmi.
I im częściej o tym myślał, tym mocniejszego nabierał przekonania, że
nigdy nie byli.
Kaylee podała Coltowi mały ciężarek.
RS
77
- Zanim zaczniemy następny etap terapii, muszę cię ostrzec, że nie
będę tolerować żadnych prób podnoszenia czegokolwiek cięższego niż to.
Zrozumiałeś?
- Znacznie więcej mogę podnieść małym palcem - powiedział, ważąc
ciężarek w dłoni.
- Lepiej nie próbuj - ostrzegła go.
Wiedziała, że jeśli na początku jasno nie ustali reguł, Colt gotów jest
sam zwiększać obciążenie i zaszkodzić sobie.
- Oj, daj spokój, kochanie. Ja wiem, że dam radę podnieść dwa razy
więcej. - Jego olśniewający uśmiech przyprawił ją o bicie serca. - Możesz
chyba pozwolić mi spróbować?
Stanowczo pokręciła głową.
- Nie, dopóki nie przekonamy się, że napinanie bicepsa nie będzie
sprawiać ci bólu.
- Nie będzie.
- Zrób trzy zestawy ćwiczeń z tym ciężarkiem, wtedy porozmawiamy.
Wpatrywał się w nią, jakby próbował ją zahipnotyzować.
- Zgoda - powiedział po chwili.
Kiedy wykonywał ćwiczenia, Kaylee obserwowała go w skupieniu.
Wciąż musiała przypominać sobie, że jest tylko pacjentem, jakich
wielu. Ale wiedziała, że okłamywała samą siebie.
Colt nigdy nie będzie jednym z wielu. Nigdy!
A gdyby nie wiedziała tego wcześniej, po ostatniej nocy nie mogła już
mieć żadnych wątpliwości.
Całował ją już, ale nigdy tak, jak po powrocie z Larami.
RS
78
Kiedy dotknął ustami jej warg, kiedy wpił się w nie, miała wrażenie,
że fajerwerki rozbłysły w jej duszy.
A gdyby i to jej nie przekonało, musiała przypomnieć sobie, co
powiedział jej później. Żeby nie bała się tego, co zaszło.
I że nie muszą się spieszyć, zanim oboje będą gotowi. Zadrżała.
W zawoalowany sposób Colt dał do zrozumienia, że chciałby pogłębić
ich związek.
Ale czy powinna przystać na to?
Czy będzie w stanie przetrwać, jeżeli znów im nie wyjdzie?
Trzy lata wcześniej tylko obecność Amber pozwoliła jej przeżyć
śmierć brata i odejście Colta.
Całą energię skupiła na jej wychowaniu. Chciała być najlepszą matką.
I dzięki temu zapomnieć o przeszłości.
Ale wszystko udało się przede wszystkim dlatego, że nie było przy niej
Colta. Nic nie przypominało jej tamtych zdarzeń.
I oto zmieniło się wszystko. Colt wiedział już o ich córce. I Kaylee
musiała liczyć się z jego częstymi odwiedzinami.
A jeśli uda się im poukładać wszystko między nimi, co wtedy? Czy
będzie umiała pogodzić się z przeszłością?
Śmierć Mitcha na arenie pozbawiła ją ostatniego krewnego. I dla niej
samej oznaczała prawie koniec życia.
Czy zdoła więc przeżyć, jeżeli coś zdarzy się Coltowi?
Już sama myśl przeraziła ją tak mocno, że zadrżała. - Kaylee, dobrze
się czujesz? Podniosła oczy i ze zdumieniem spostrzegła stojącego przed nią
Colta.
RS
79
- T-tak. Wszystko w porządku. Ja tylko... zastanawiałam się nad
dalszym ciągiem twojej terapii...
Patrzył na nią przez moment. Potem potrząsnął głową.
- Nieprawda. - Pogłaskał ją po policzku. Posłał jej łagodny uśmiech. -
Oboje powinniśmy przestać ukrywać nasze prawdziwe myśli, Kaylee. Tylko
całkowita szczerość da nam szansę poukładania wszystkiego. - Pochylił się i
musnął jej usta pocałunkiem. - A mnie na tej szansie bardzo zależy,
kochanie.
Dotyk jego dłoni wywołał w niej dreszcz.
- Naprawdę, ja tylko...
Urwała. Zajrzała mu głęboko w oczy. Przecież miał rację.
Jeżeli mieli związać się w jakikolwiek sposób, musieli być wobec
siebie absolutnie szczerzy.
Już dawno przyznała się przed samą sobą, że nadal Colt wiele dla niej
znaczył. Teraz musiała odważyć się podjąć ryzyko.
- Czego pragniesz, Kaylee? - spytał cicho. - Powiedz mi, co naprawdę
dzieje się w twojej ślicznej główce.
Doskonale wiedziała, czego pragnęła.
- Ale ja... boje się, Colt.
Porwał ją w ramiona i przycisnął do szerokiej piersi.
- Kochanie, ja wiem, że to straszne... Ale wszystko, co cenne, warte
jest ryzyka. - Głaskał ją tak delikatnie i czule, że poczuła łzy pod
powiekami. - Nigdy nie dowiemy się, co możemy razem osiągnąć, jeżeli nie
spróbujemy.
Zamknięta w jego silnych ramionach, wsłuchana w bicie jego serca,
poczuła w sobie dość siły i odwagi, by wyznać mu, co kryła w sercu.
RS
80
- Sama myśl o porażce przeraża mnie... Ale gdy pomyślę, że
mogłabym nigdy nie dowiedzieć się, co moglibyśmy mieć razem, strach
wprost mnie poraża. - Nabrała głęboko powietrza i, patrząc mu prosto w
oczy, powiedziała: - Tak, Colt. Chcę przekonać się, dokąd nas to
zaprowadzi.
Colt siedział przed telewizorem z Amber na kolanach i przełączał
kanały.
- Midor! - zawołała dziewczynka radośnie.
- Chcesz to oglądać? - spytał.
Na ekranie animowany pomidor ganiał za ogórkiem.
- Tak, tak, tak - odparła, zawzięcie kręcąc przecząco główką.
- Dobrze, myszko. - Pocałował ją w głowę i rozsiadł się wygodnie w
fotelu. - Popatrzymy sobie, dopóki mama nie powie, że pora do łóżka.
W skupieniu oglądał śpiewające, tańczące i żartujące jarzyny. Filmy
rysunkowe bardzo się zmieniły, pomyślał i pewnym niezadowoleniem.
Ale kilka minut później śmiał się głośno.
- Świetny film, myszko.
Rozradowana Amber wdrapała mu się na kolana i dała mu całusa.
- Jak sobie radzicie? - spytała Kaylee, wchodząc do pokoju.
- Teraz rozumiem, dlaczego w pokoju Amber jest tyle dekoracji z tymi
postaciami - powiedział Colt. - Ona naprawdę je uwielbia.
- Tak się śmiałeś, że chyba i ty staniesz się ich miłośnikiem -
powiedziała. I uśmiechnęła się do niego.
Colt przełknął ślinę.
Jak miał trzymać ręce przy sobie, jeżeli nadal będzie obdarzała go
takimi zabójczymi uśmiechami?
RS
81
Po porannej rozmowie uznał, że była to sprawa najważniejsza.
Nic na siłę, pomyślał. Bez pośpiechu.
Oboje potrzebowali czasu na to, by ich uczucie mogło wzrosnąć,
umocnić się.
Żeby żadne z nich nie żałowało, gdy będą się kochać.
Ale on sam z wolna zaczynał wątpić, czy wytrwa. Każde słowo
Kaylee, każdy jej ruch, gest, były takie podniecające. Czuł, że i on nie był
jej obojętny. I świadomość tego wprawiała go w stan nieustannej ekscytacji.
- Colt, czy ty mnie słuchasz? Potrząsnął głową.
- Przepraszam, myślałem o czymś... co mam do zrobienia.
- Pytałam, czy zechcesz zaopiekować się Amber w poniedziałkowe
przedpołudnie. Pojechałabym wtedy z Annie i Smanthą na zakupy.
- Oczywiście. - Wyłączył telewizor i wstał. - Wydawało mi się, że
planowałyście wyjazd na któreś popołudnie.
Kaylee skinęła głową.
- Owszem. Ale Annie ma rano wizytę u lekarza. Zaproponowała,
żebyśmy wybrały się na zakupy zaraz potem. A później zjemy lunch.
- Chcesz moją kartę kredytową? - Ruszył za nią po schodach.
- Nie.
- Zaczekaj. - Przytrzymał ją za ramię. Wyjął z kieszeni portfel. - Kup
jeszcze coś do pokoju Amber.
- Co? - Wzięła od niego kartę.
Wzruszył ramionami.
- Zabawki, pluszowe zwierzątka, ubranka, wszystko, co tylko będzie
się jej podobało. - Pocałował Amber w policzek. - Śpij słodko, myszko. -
Musnął wargami usta Kaylee. - Zejdź na dół, kiedy położysz ją do łóżka.
RS
82
W tym momencie zadzwonił telefon.
- Odbierz. Ja zajmę się Amber - powiedziała i ruszyła na górę.
Colt wymruczał jakieś przekleństwo pod adresem intruza. Wiódł
oczyma za wchodzącą po schodach Kaylee. Natrętny dźwięk telefonu
sprawił, że poszedł do swojego gabinetu.
- Słucham - warknął.
- Przeszkodziłem ci w czymś, braciszku? - To był Morgan.
- Mówił ci już ktoś, że potrafisz dzwonić nie w porę? - sapnął Colt
gniewnie.
Morgan zarechotał.
- Przypominam sobie, że coś takiego powiedział Brant, kiedy po raz
pierwszy przywiózł Annie na ranczo.
- No i miał rację - powiedział Colt, już trochę spokojniej. - O co
chodzi, braciszku?
- Mam informacje o tej bułanej klaczy, której kazałeś nam szukać.
Colt natychmiast się ożywił.
- Czy jest do kupienia?
- Już nie. - Głos Morgana wibrował zadowoleniem. - Chyba że ty
zechcesz ją sprzedać.
- Za nic. - Uśmiechnął się rad, że klacz Kaylee odnalazła się. - Gdzie ją
znaleźliście?
- Hen, hen, w Teksasie. Kiedy pośrednik, który zajmował się
sprzedażą rancza Kaylee, powiedział nam, że kupiec pochodzi z Teksasu,
Brant zadzwonił do swojego kumpla z rodeo, Coopera Adama. Nie minęły
dwie godziny, a już wiedzieliśmy, kim jest nowy właściciel i za ile gotów
jest ją sprzedać.
RS
83
- Zawsze lubiłem Coopera - powiedział Colt. -Kiedy będę mógł po nią
pojechać?
- Nie musisz - odparł Morgan radośnie. - Siostra Coopera, Jenna, i jej
mąż, Flint, wybierają się do Denver na aukcję koni. Załadują klacz do
przyczepy i przywiozą ze sobą. W poniedziałek wybieramy się z Brantem,
żeby ją przywieźć.
Colt nie musiał pytać o nic więcej.
- Jestem waszym dłużnikiem - powiedział.
- Cieszę się, że mogliśmy ci pomóc. Wiemy, że to Mitch dał Kaylee tę
klacz i że dużo dla niej znaczyła.
- Dzięki, Morgan.
Colt rozłączył się i przeskakując po dwa stopnie, pobiegł na górę, do
pokoju Amber.
Musiał jak najszybciej powiedzieć Kaylee o koniu.
- Kaylee, muszę ci coś powiedzieć!
W pokoju panował półmrok. Kaylee siedziała w fotelu na biegunach z
Amber na kolanach. Przyłożyła palec do ust, by go uciszyć.
- Właśnie zasnęła - wyszeptała.
- Przepraszam - bąknął.
Stanął za jej plecami. Z zachwytem patrzył na matkę tulącą śpiące
dziecko.
Kaylee chciała wstać. Colt wyciągnął ręce i podniósł dziecko.
- Powiedziałam ci dzisiaj rano, że wolno ci dźwigać jedynie ciężarek
do ćwiczeń - skarciła go Kaylee.
- A ja powiedziałem ci, że tyle mogę unieść jednym palcem -
powiedział cicho.
RS
84
Nie zamierzał wspominać jej o delikatnym bólu, który poczuł. Nie
było to przecież nic poważnego.
Ułożył Amber w łóżeczku i uśmiechnął się do Kaylee.
- Dziękuję, kochanie - powiedział.
- Za co? - spytała, zdziwiona. Zamknął ją w objęciach.
- Za najwspanialszy dar, jaki kobieta może dać mężczyźnie... za
dziecko.
Kaylee oparła głowę na jego piersi, objęła go w pasie.
- To ja powinnam dziękować tobie - powiedziała cicho. - Amber jest
moim największym skarbem. Od pierwszej chwili, kiedy tylko zaczęłam
podejrzewać, że jestem w ciąży.
To ciche wyznanie wstrząsnęło nim do głębi. Większość kobiet byłaby
niezadowolona z niechcianej ciąży. A ona była szczęśliwa.
- Dlaczego, Kaylee? - Musiał poznać prawdę. - Dlaczego byłaś
szczęśliwa, kiedy dowiedziałaś się, że będziesz miała dziecko?
Uniosła głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Nabrała powietrza.
- Ponieważ wiedziałam, że to twoje dziecko.
Serce Colta stanęło na moment, a potem ruszyło galopem.
Nie spodziewał się, że ta prawda znaczyła dla niego tak wiele. Pochylił
się i pocałował ją. Tylko tak mógł okazać jej swoje uczucia.
Całował ją mocno i namiętnie.
I czuł, jak z każdą chwilą krew w jego żyłach zmieniała się w płynny
ogień.
Głaskał ją, ostrożnie i powoli. Po chwili nakrył dłońmi jej piersi.
Zareagowała cichym westchnieniem. Wprost w jego usta. To sprawiło,
że jego namiętność wzięła górę nad dobrymi intencjami.
RS
85
Powiedział jej kiedyś, że powinni powoli budować ich związek. Że
powinni dać szansę wzrosnąć uczuciom, zanim wykonają następny krok.
Ale przecież minęły trzy długie lata, odkąd kochał się z nią.
Nie był już w stanie panować na swymi pragnieniami.
Oderwał się od jej ust. Uniósł głowę. Popatrzył na śpiące dziecko, na
kobietę w jego ramionach.
- Chcę kochać się z tobą, Kaylee. Pragnę być z tobą tak blisko, żeby
nie było wiadomo, gdzie kończę się ja, a zaczynasz ty. - Odgarnął jej z
policzka niesforny kosmyk. - Czy ty też tego chcesz?
Zmieszała się. Przypuszczał, że powie, iż nie jest jeszcze na to gotowa,
ale ona zamknęła oczy i pokiwała głową.
- Nigdy w życiu niczego nie pragnęłam bardziej, Colt, niż być kochaną
przez ciebie.
RS
86
ROZDZIAŁ ÓSMY
Widziała, jak pociemniały niebieskie oczy Colta. Uwolnił ją z objęć.
Zrobił krok w tył i wziął ją za rękę.
- Chodźmy do mojego pokoju, kochanie.
Tysiące małych motyli zatrzepotało skrzydełkami w jej brzuchu. Jej
kolana zmiękły i zaczęły drżeć. Kiedy szli przez korytarz, zaczęła się bać.
Czy nie popełniała największego błędu w życiu?
Ale czuła w sercu pewność, że właściwie i tak nigdy nie miała wyboru.
Od chwili, kiedy po raz pierwszy ujrzała Colta Wakefielda czternaście
lat temu, kochała go.
Kiedy znaleźli się w jego pokoju, zapalił nocną lampkę.
- Kaylee, nie chcę, abyś miała wrażenie, że cię zmuszam. - Łagodnym
gestem ujął jej twarz w dłonie. - Jeśli nie jesteś gotowa, powiedz mi to. Nie
chciałbym, żebyś kiedykolwiek żałowała, że kochałaś się ze mną.
Odetchnęła głęboko i, patrząc mu prosto w oczy, powiedziała:
- Nie będę żałowała, że kochałam się z tobą, Colt.
Wpatrywał się w nią przez nieskończenie długie sekundy. Potem
przyciągnął ją do siebie.
Poczuła dreszcz, który przebiegł przez jego ciało. Usłyszała, jak
głośno westchnął.
- Nie potrafisz nawet wyobrazić sobie, ile to dla mnie znaczy, kochanie
- powiedział.
Nie zdążyła odpowiedzieć. Colt całował ją. A motyle w jej brzuchu
oszalały.
RS
87
I kiedy przesunął po jej wargach czubkiem języka, każda komórka jej
ciała zaczęła dygotać.
Przyciskał ją do siebie tak mocno, że wyraźnie czuła, jak był
podniecony.
Kolana zaczęły jej drżeć. Musiała objąć go mocno, żeby się nie
przewrócić.
Jego pocałunki zawsze robiły na niej wrażenie. Ale tym razem efekt
był niewiarygodny.
Czuła, że jego pasja ogarniała i ją coraz mocniej.
Uniósł głowę. Oddychał z trudem.
- Postaram się nie spieszyć - powiedział. - Ale jeszcze nigdy żadnej
kobiety nie pragnąłem tak bardzo jak ciebie.
- I ja ciebie pragnę - szepnęła.
- Zażywasz pigułki, kochanie? - spytał.
Policzki Kaylee oblały się rumieńcem. Rozmowa o sprawach tak
intymnych krępowała ją.
- Ja... hm... nie musiałam przejmować się antykoncepcją - odparła
drżącym głosem.
- Wiem, Kaylee, że nie mam prawa pytać, ale...
- Nie było nikogo od tamtej nocy z tobą - powiedziała cicho.
Colt poczuł, jakby żelazna obręcz ścisnęła mu pierś. Z trudem łapał
powietrze. Trzy lata wcześniej Kaylee była dziewicą. A on był jej jedynym
kochankiem.
Zacisnął powieki. Po chwili spojrzał prosto w jej oczy.
- Przyrzekam, że tym razem nie musisz bać się niczego, kochanie. -
Pocałował ją i schylił się.
RS
88
Zdjął buty jej i sobie. Potem wyciągnął jej koszulkę ze spodni, którą
następnie ściągnął przez głowę.
- Sam zadbam o ochronę ciebie - powiedział.
Posłał jej uśmiech, od którego zrobiło się jej gorąco.
Drżącymi palcami zaczęła rozpinać mu koszulę. Kiedy zsunęła mu ją z
ramion i oparła dłonie na jego piersi, wydało mu się, że przytknęła mu do
skóry dwa rozpalone żelaza.
- Czy kiedykolwiek powiedział ci ktoś, jakie masz wspaniałe ciało,
kowboju? - Jej dłonie pomału zsuwały się w dół.
- Kochanie, wiele razy mówiono o mnie, ale nie pamiętam, żeby
pojawiało się tam słowo „wspaniały" - powiedział ze śmiechem.
Zamierzał mówić jej, jak bardzo była piękna. Ale ponieważ w tym
właśnie momencie ścisnęła lekko jego sutki, zdołał tylko jęknąć głucho.
- Mam przestać? - Zastygła w bezruchu.
Struny głosowe odmówiły mu posłuszeństwa, więc potrząsnął tylko
głową. I w milczeniu przyglądał się jej zabiegom.
Kiedy kochali się poprzednio, oboje byli niecierpliwi... W desperacji
szukający ukojenia po śmierci Mitcha.
Tym razem było inaczej. Poznawali się, badali swoje reakcje i szukali
sposobów dawania partnerowi jak największej rozkoszy.
Colt nie chciał już i nie mógł wstrzymywać się dłużej.
Sięgnął na jej plecy i rozpiął staniczek. Zsunął go z jej ramion i
odrzucił.
Dłonie drżały mu trochę, kiedy kładł je na jej piersiach. I kiedy zaczaj
masować sztywniejące sutki.
- Mmm...
RS
89
- Dobrze? - spytał.
- T-tak.
Schylił się i pocałował koralowy pączek. Potem ścisnął go wargami i
zaczął ssać.
Zachwiała się. Objął ją w pasie, podtrzymał i wrócił do przerwanej
pieszczoty.
Po chwili uniósł głowę. Pocałował ją w czoło, potem w powieki i w
czubek nosa.
- Słodka. Cudowna.
Zaczęła ściągać mu koszulę z ramion.
- Chyba masz na sobie za dużo ubrań, nie sądzisz?
- Już niedługo - powiedział i zaczął rozpinać pasek. Ku jego
zadowoleniu pokręciła głową i odsunęła jego ręce.
- Pozwól, że ja się tym zajmę - powiedziała.
- Kiedy ostatni raz rozpinałaś mi pasek, byłaś na mnie wściekła. -
Przypomniała mu się noc w motelu w drodze na ranczo.
- Zasługiwałeś na to. Narażałeś na uszkodzenie obojczyk, bo
próbowałeś robić zbyt dużo i zbyt wcześnie.
- Ale teraz nie jesteś na mnie zła? - spytał z szelmowskim
uśmieszkiem.
Pokręciła głową i rozpięła guzik przy jego spodniach.
- Złość jest ostatnim uczuciem, jakie teraz czuję -powiedziała.
Pogłaskała go po podbrzuszu. Odetchnął głęboko i sięgnął do jej
paska.
Szybko uporał się z nim, rozpiął jej dżinsy i zsunął w dół jej smukłych
nóg razem z białymi majteczkami.
RS
90
Patrząc mu prosto w oczy, sięgnęła do suwaka przy jego spodniach.
Wstrzymał oddech.
A kiedy wsunęła palce za gumkę jego bokserek i wraz ze spodniami
ściągnęła je w dół, poczuł, że lada moment straci zmysły.
Kaylee cofnęła się o krok, jakby straciła pewność siebie.
Popatrzył za jej spojrzeniem i posłał jej uspokajający uśmiech.
Przyciągnął ją do siebie.
Była taka drobna i delikatna. Z trudem zapanował nad gwałtownym
pożądaniem.
- Jesteś taka piękna... - wydusił przez zaciśnięte zęby.
- Colt...
Jej policzki płonęły.
- Ufasz mi, Kaylee?
- Tak.
Uśmiechnął się.
- Wszystko będzie dobrze.
- T-to było tak dawno.
- Wiem, kochanie. Ale przyrzekam, że tym razem to nie będzie
przykre. - Pocałował ją w czoło. - Tym razem dopilnuję, żeby to była dla
ciebie tylko prawdziwa rozkosz.
Chwycił ją za pośladki i przycisnął do siebie. Zacisnął zęby i modlił
się, by starczyło mu wytrwałości.
- Chcę, żebyś wiedziała, że jesteś atrakcyjna - powiedział po chwili. -I
że wciąż bardzo cię pragnę.
RS
91
Poczuł drżenie jej ciała. Kaylee bez słowa wzięła go za rękę i
poprowadziła do łóżka. Odsunęła narzutę, położyła się i uśmiechnęła do
niego.
- Zaraz wrócę, kochanie - powiedział.
Wrócił po chwili, wsunął pod poduszkę garść foliowych opakowań i
położył się obok niej. Objął ją i obsypał pocałunkami.
- Chciałbym, żebyś powiedziała mi, co daje ci najwięcej rozkoszy -
powiedział.
Jego dłonie nie próżnowały ani chwili.
Każde jego dotknięcie zostawiało na jej skórze płonące ślady.
Krew w jej żyłach zaczynała wrzeć.
Gwałtowna żądza ścisnęła jej trzewia, gdy poczuła jego wargi sunące
od szyi ku piersiom. A kiedy ścisnął wargami jej sutek, roztrzepotane serce
omal nie wyskoczyło jej z piersi.
Wplotła palce w jego włosy i przycisnęła go do siebie. Koleje fale
rozkoszy oszałamiały ją.
Kiedy kochali się po raz pierwszy, w bólu i żałości po pogrzebie,
wszystko odbyło się w gwałtownym pośpiechu. Tym razem mieli dużo
czasu. Mogli zaspakajać pragnienia, które pchnęły ich ku sobie.
Colt uniósł głowę. I to, co ujrzała w jego oczach, odebrało jej oddech.
- Kochanie, pragnę cię aż do bólu - szepnął. Pocałował ją. A jego ręka
zsunęła się w dół. Kaylee zagryzła wargę, lecz nie zdołała stłumić
gwałtownego jęknięcia.
A kiedy poruszył dłonią, miarowo i powoli, wyprężyła się, wyszła
naprzeciw jego palcom.
- Czego pragniesz, Kaylee? - szepnął jej wprost do ucha.
RS
92
- Pragnę... ciebie, Colt - wydusiła urywanym głosem. Dotknęła go
delikatnie. Zapragnęła oddać mu te same rozkosze. - Tylko ciebie.
Poczuła, jak pod wpływem jej dotknięcia jego muskularne ciało
wyprężyło się i zadrżało.
Z cichym stęknięciem wpił się ustami w jej szyję. Chwycił jej rękę i
położył sobie na piersi.
- Kochanie, jeśli będziesz tak robić, nie doczekam nawet ośmiu
sekund.
- No to kochaj mnie, Colt - zażądała.
Pocałował ją i sięgnął pod poduszkę po prezerwatywę.
Spojrzał prosto w jej oczy.
Tyle było pragnień w jego spojrzeniu, że Kaylee poddała się im bez
reszty.
Ale gdy po chwili byli już jednym ciałem, zesztywniała i wstrzymała
oddech.
- Spokojnie, kochanie - powiedział.
Zakołysał się. Zacisnął szczęki w niewiarygodnym wysiłku panowania
nad sobą.
Drżącymi palcami dotknęła jego policzka, przyciągnęła go ku sobie i
pocałowała.
- Colt, potrzebuję...
Otworzył oczy i spojrzał na nią tak, że jej serce jeszcze przyspieszyło.
- Kaylee, chciałbym, żeby to trwało wiecznie. Ale czekałem tak
długo... A ty jesteś taka cudowna...
Nie umiała znaleźć słów, by powiedzieć mu, że myślała tak samo.
Oplotła go więc nogami i przyciągnęła do siebie.
RS
93
- Kocham cię...
Wplótł palce w jej włosy i pocałował Kaylee. Namiętnie i zachłannie.
Kołysał się powoli, potem coraz szybciej. Po chwili ich ciała odnalazły
wspólny rytm, od wieków niosący kochanków ku ich przeznaczeniu.
- Kaylee! - zwołał. - Jestem z tobą, kochanie...
Gwiazdy rozprysnęły się w jej duszy olśniewającym gejzerem. A cały
świat zmalał, zamknął się w objęciach jej mężczyzny.
Spazmy rozkoszy wstrząsały ich ciałami. By po chwili mogli dotrzeć
do radosnego spełnienia.
Pomału wracała do rzeczywistości. Miłość przepełniała jej serce, a łzy
cisnęły się pod powieki. Nie wiedziała, czy była przed nimi jakaś wspólna
przyszłość. Ale na pewno zawsze będzie kochała go z całego serca.
Pokochała go, mając dziesięć lat. Niewinną, dziecięcą miłością. W wieku lat
dwudziestu czterech kochała go nadal. I czuła, mimo wątpliwości, że to nie
zmieni się nigdy.
- Musimy wpaść w jeszcze jedno miejsce, zanim ruszymy do domu -
powiedziała Annie.
- Zawsze zostawiamy to sobie na koniec. - Samantha kiwnęła głową z
radosnym uśmiechem.
Kiedy wychodziły z restauracji, Kaylee zauważyła znaczące
uśmieszki, które wymieniły. Takie same, jak tamtego wieczora, kiedy
zostały z Amber.
- O co chodzi? - Spoglądała to na jedną, to na drugą. - Czy jest coś, o
czym powinnam wiedzieć?
- Och, nic takiego. - Samantha pokręciła głową. - Annie i ja musimy
kupić trochę nowej... bielizny.
RS
94
Kaylee parsknęła śmiechem.
- Od kiedyż to kupowanie bielizny to takie ważne wydarzenie.
- Wszystko zależy od tego, gdzie się ją kupuje - zawołały chórem
Annie i Samantha.
Kaylee zmarszczyła brwi.
- Gdzie wy... - Stanęła jak wryta. - O mój Boże! Kupujecie w...
- W butiku „Bielizna Śmiałej Damy" - dokończyła Annie, śmiejąc się
radośnie.
Ale Samantha zmieszała się.
- Kaylee, ja, hm... to znaczy... Nie wiemy, co łączy cię z Coltem, i to
nie nasza sprawa. Jeśli nie chcesz kupować bielizny, zrozumiemy.
- Oczywiście - dodała Annie.
Kaylee zagryzła wargę.
Przypomniała sobie wyraz twarzy Branta i Morgana, kiedy usłyszeli o
wyprawie na zakupy. Nie byli w stanie ukryć radości.
- Nigdy nie nosiłam niczego... specjalnego - powiedziała cicho. I
zaczerwieniła się. - Nie chciałabym być wścibska, ale czy waszym mężom
naprawdę podoba się to, co kupujecie?
Wyraźnie ulżyło im, że Kaylee nie poczuła się urażona. Roześmiały
się.
- Są cztery rzeczy charakterystyczne dla Wakefieldów - powiedziała
Annie. - Czarne włosy, niebieskie oczy, miłość do rancza „Pod Samotnym
Drzewem" i... wyjątkowa słabość do towarów ze sklepu „Bielizna Śmiałej
Damy".
- Mogę się założyć, że Colt nie różni się niczym od swoich braci -
powiedziała Samantha.
RS
95
- Ja... och, do diabła... - Kaylee zająknęła się i zarumieniła.
Czy wystarczy jej odwagi, żeby kupić seksowną bieliznę? Czy będzie
podobać się Coltowi w czymś prowokującym?
Coś jej szeptało w duszy, że na pewno.
- Może to był zły pomysł - odezwała się Samantha.
- Zapomnij o wszystkim, Kaylee. - Annie pokręciła głową.
Kaylee wykonała głęboki wdech. Potem uśmiechnęła się do
przyjaciółek.
- Właściwie... - Zachichotała nerwowo. - Chciałabym przekonać się,
czy Colt tak samo potrafi docenić seksowną bieliznę jak jego bracia.
Samantha roześmiała się głośno.
- No to chodźmy! Poszukajmy czegoś, co sprawi, że nasi chłopcy
wyskoczą z butów.
Godzinę później, kiedy opuszczały galerię handlową, Kaylee dźwigała
mnóstwo toreb z logo butiku „Bielizna Śmiałej Damy".
Colt dał jej swoją kartę kredytową, ale na bieliznę wolała wydać
własne pieniądze. Są sprawy zbyt osobiste, by dzielić się nimi z innymi.
- Bardzo mi się podoba to białe, koronkowe body, które kupiłaś -
powiedziała Annie. Ostrożnie przekładała naręcze toreb, żeby dostać się do
kluczyków do auta. - Kiedy tylko urodzę, wrócę tu i kupię sobie granatowe
body.
- A mnie podoba się ta szmaragdowa mantylka ze stringami - dodała
Samantha. - Przy twojej brzoskwiniowomlecznej cerze naprawdę robią
wrażenie, Kaylee.
RS
96
- Mam tylko nadzieję, że wystarczy mi odwagi, żeby się w to ubrać. -
Kaylee roześmiała się. - To jest zupełnie coś innego niż moje białe
bawełniane...
- Pantalony! - zawołały Annie i Samantha równocześnie.
- No cóż, nie tak zamierzałam je określić - Kaylee zarumieniła się
nieco. - Ale muszę przyznać, że to całkiem dobre określenie.
- Kiedy zamierzasz pokazać się Coltowi w nowym wydaniu? - spytała
Samantha, kończąc upychanie pakunków w samochodzie.
- Nie jestem pewna... Ale nie powinnam zwlekać zbyt długo. - Kaylee
poczuła ukłucie smutku. - Niedługo muszę wracać do swojej pracy.
- Nie zostaniesz tutaj? - Samantha była wyraźnie poruszona. - A ja
myślałam...
Kaylee wzruszyła ramionami.
Nigdy nie rozmawiali z Coltem, co będzie, gdy przyjdzie pora jej
powrotu do Oklahomy.
- To skomplikowana sprawa - bąknęła.
- Wybierasz się z Coltem na finałowe zawody? - spytała Annie.
- Ja... nie mogę. - Kaylee westchnęła ciężko. - Zwłaszcza po tym, co
przydarzyło się Mitchowi.
Annie objęła ją.
- Mam nadzieję, że we dwoje poradzicie sobie z tym - powiedziała.
- I ja też. - Teraz Samantha wzięła ją w objęcia.
- Chciałybyśmy, żebyś została na ranczu.
Kaylee z trudem powstrzymała cisnące się do oczu łzy.
Wsiadły do samochodu i ruszyły w drogę.
RS
97
Nie pragnęła niczego bardziej niż tego, by ona, Colt i Amber stanowili
rodzinę. I razem mogli żyć na ranczu „Pod Samotnym Drzewem".
Ale Colt był zawodnikiem rodeo, ujeżdżał byki. I chociaż nie byłaby w
stanie znieść, gdyby przytrafiło mu się coś złego, nie mogła prosić go, by z
tym skończył.
Byłoby to tak, jakby zażądała, żeby wyrzekł się samego siebie. A tego
zrobić nie mogła.
RS
98
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Colt z niecierpliwością czekał na Kaylee, która zaraz po powrocie z
zakupów poszła na górę, bo musiała zrobić pranie.
- Ta niespodzianka na pewno spodoba się mamusi - powiedział do
Amber, zapinając jej dżinsową kurteczkę.
Spojrzał w stronę schodów. Czemu to tak długo trwa? Powiedziała, że
zaraz przyjdzie. A minął już kwadrans.
W końcu przyszła. Radośnie uśmiechnięta.
- Strasznie jesteście z siebie zadowoleni - powiedziała. - Dlaczego
czekacie tu na mnie?
Colt przytulił ją.
- Bardzo stęskniliśmy się za tobą. - Pocałował ją gorąco.
- I ja za wami tęskniłam. - Uśmiechnęła się. - Co robiliście, kiedy mnie
nie było? Oglądaliście telewizję przez cały czas?
- Nie. Bawiliśmy się. Pojechaliśmy też na chwilkę do Morgana i
Branta...
- Wydawało mi się, że mieli opiekować się chłopcami. - Kaylee
zmarszczyła brwi.
- Poprosili Bettylou Milford, żeby ich zastąpiła, kiedy przywozili...
hm, oddawali mi małą przysługę. -Colt wzruszył nonszalancko ramionami,
starając się umniejszyć znaczenie tej wizyty.
- Piesek - powiedziała Amber z przejęciem.
- Widziałaś pieska? - spytała Kaylee.
- Tak. -I pokręciła przecząco główką. Coltowi kamień spadł z serca.
RS
99
Kaylee nie mogła domyślić się, że małej chodziło o konia, którego
przywieźli jego bracia. Ale wolał powstrzymać ją od zadawania kolejnych
pytań, dlatego powiedział szybko:
- Po powrocie od Branta i Morgana zjedliśmy kanapki z masłem
orzechowym i oglądaliśmy filmy rysunkowe.
- Midor. - Przytaknęła Amber. I wyciągnęła ręce, by Colt ją podniósł.
Colt posadził ją sobie na przedramieniu.
Z Kaylee u boku czuł się szczęśliwy i spełniony.
- Dlaczego Amber jest w kurtce? - spytała nagle Kaylee. - Wybieracie
się dokądś?
- Tak. - Nie zdołał powstrzymać szerokiego uśmiechu. -I ciebie
zabieramy ze sobą.
- Dokąd?
Colt mrugnął do Amber, postawił ją na podłodze
I wziął za rękę.
- A, tylko do stajni.
- Stania! - zachichotała Amber. - Piesek.
Wziął Kaylee za rękę i wyszli na ganek.
- Zamknij oczy, Kaylee.
- Kolejna niespodzianka? - Uniosła brwi.
- Tak, lecz tym razem spodoba ci się. Przyrzekam.
Uśmiechnęła się do niego uśmiechem, od którego poczuł miękkość w
kolanach.
- Taki jesteś pewien, co? - rzuciła.
- Tak. - Zakołysał się na piętach. - Zamknij oczy. I nie otwieraj, dopóki
ci nie powiem.
RS
100
- I na pewno nic na mnie nagle nie skoczy, prawda? - spytała
niepewnie.
- Prawda. Weszli do stajni.
Powoli zaprowadził je do dwóch osiodłanych koni uwiązanych przed
boksem.
- Dobrze, kochanie, teraz możesz otworzyć oczy. Przyglądał się jej z
radosną twarzą.
Ostrożnie otwarła jedno oko. Potem drugie.
Zamrugała gwałtownie.
Nie wierzyła własnym oczom.
- O mój Boże, Colt! - Zakryła usta dłonią. - Skąd... Jak ją znalazłeś...
?! - Głos jej drżał, a wielkie ze zdumienia oczy napełniły się łzami.
Zarzuciła mu ramiona na szyję i pocałowała w policzek. - Nie mogę
uwierzyć, że odnalazłeś mojego konia!
Objął ją w talii i przytulił.
- Chciałem zrobić ci niespodziankę.
- Och, Colt, dziękuję. - Pocałowała go i podeszła do klaczy.
- Piesek. - Amber wskazała konia.
Colt roześmiał się radośnie i wziął małą na ręce. Potem odwiązał klacz
oraz wałacha i podał Kaylee wodze.
- Nie, myszko. To są konie - powiedział. - I kiedy dorośniesz, tatuś
tobie też kupi takiego.
Nie mogę się doczekać, kiedy znów na niej pojadę. - Kaylee poklepała
klacz po szyi. Potem znów pocałowała Colta.
Pomyślał wtedy, że radość Kaylee warta była ceny, którą dał za
zwierzę.
RS
101
- No to, dalej, wsiadaj - powiedział. - A ja z Amber pojedziemy za
tobą.
Wskoczył na siodło, posadził córkę przed sobą i otoczył ją ramieniem.
Zebrał wodze i koń ruszył stępa. Amber roześmiała się radośnie.
- Lubisz taką jazdę z mamusią i tatusiem? - spytał Colt.
- Nie. - Amber energicznie pokiwała głową.
- Colt, czy mogłabym...
- Śmiało, kochanie. - Wiedział, na co Kaylee miała ochotę.
Kaylee natychmiast ruszyła galopem. Przez bramę, na łąkę, wzdłuż
strumienia. Była doskonałą amazonką. I Colt nie miał wątpliwości, że
sprawiało jej to ogromną przyjemność. Od śmierci Mitcha nie był taka
szczęśliwa.
Colt uśmiechnął się. Poczuł, że mógłby spędzić całe życie na robieniu
jej takich niespodzianek.
Nagle ściągnął wodze i zatrzymał konia.
Poczuł, że serce zaczęło mu łomotać, jakby chciało wyłamać mu żebra.
Zawsze lubił Kaylee.
A odkąd zauważył, że wyrosła na cudowną kobietę, zaczął jej pożądać.
Ale czy to może być miłość?
Znał Kaylee od wielu lat. I zawsze pragnął.
Lecz nigdy nie pozwolił dojść temu pragnieniu do głosu. Do tamtej
nocy, przed trzema laty.
Od tej pory wciąż czynił sobie wyrzuty, że tak tchórzliwie uciekł
rankiem. Gnany wstydem i poczuciem winy.
Ale czy naprawdę wykorzystał wtedy Kaylee?
RS
102
- Wiesz, Amber, twój tatuś był strasznym głupcem. - Pocałował małą
w główkę. - Ale teraz, kiedy przejrzał na oczy, nadrobi stracony czas.
Amber wskazała galopującą przed nimi Kaylee.
- Mamusia. Piesek - zaszczebiotała.
Colt roześmiał się. Jeszcze nigdy nie czuł się tak młody i szczęśliwy.
- Kiedyś kupię ci i konia, i psa, myszko. Ale teraz muszę znaleźć
odpowiedni moment, żeby powiedzieć twojej mamusi, jakim byłem idiotą i
jak bardzo chciałbym spędzić z nią resztę życia, powtarzając wciąż, jak
bardzo ją kocham.
- Nie do wiary, że straciłam formę aż do tego stopnia - mruknęła
Kaylee pod nosem.
Bolały ją wszystkie mięśnie. Ale cudowne wspomnienie przejażdżki
konnej nie opuszczało jej ani na moment.
Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak za tym przez te lata tęskniła.
Łzy napłynęły jej do oczu. Gest Colta rozczulił ją.
Wiedział, ile ten koń dla niej znaczył. To był ostatni prezent, jaki
dostała od Mitcha i którego z bólem serca musiała się pozbyć.
Teraz, kiedy klacz należała do Colta, może będzie mogła czasem
pojeździć na niej, jeśli od czasu do czasu będzie odwiedzać go na ranczu.
Myśl o zbliżającym się powrocie do domu ścisnęła jej serce.
Nie chciała tutaj przyjeżdżać, gdyż bała się, że znów pokocha Colta.
Prawie parsknęła śmiechem. Przecież, tak naprawdę, nigdy nie
przestała go kochać.
Gdyby zaś, jakimś cudem, Colt postradał zmysły i zakochał się w niej,
nie umiała wyobrazić sobie ich wspólnej przyszłości.
Przynajmniej dopóki wciąż będzie ujeżdżał byki.
RS
103
Kiedy tylko widziała w wyobraźni, jak leży ranny w piasku areny...
Zadrżała. Nie potrafiła wymyślić nic bardziej przerażającego.
Niespodziewanie znalazła się w uścisku pary krzepkich ramion.
- O czym myślisz, kochanie?
Zamknęła oczy, żeby odegnać złe myśli. Potem obróciła się ku niemu i
uśmiechnęła.
- O tym, jak wiele radości mi sprawiłeś, odnajdując mojego konia. I o
tym, jakie to cudowne uczucie, znów móc na nim jeździć. Nawet, jeśli moje
nogi uważają inaczej. - Skrzywiła się, gdy znowu poczuła ukłucie bólu w
łydkach.
- Boli, prawda?
- Czuję każdy mięsień. Nawet taki, którego istnienia nie
podejrzewałam.
- No to idź na górę i skorzystaj z jacuzzi. - Pocałował ją delikatnie.
Propozycja była kusząca.
- Chciałabym. Ale muszę położyć Amber.
- Może dzisiaj ja się tym zajmę? A ty sobie odpoczniesz? - Ty razem
pocałował ją w kark.
Wywołało to w niej dreszcz podniecenia.
- U-uważasz, że dasz sobie radę? - Myśl o zanurzeniu się w miękkiej
pianie urzekła ją. Ale Colt nigdy nie miał do czynienia z dwuletnią
dziewczynką. - Bywa, że kąpanie jej to prawdziwe wyzwanie.
- Hej, przecież zarabiam na życie ujeżdżaniem byków. Cóż może być
strasznego w ułożeniu do snu małej dziewczynki?
- Może to być dużo trudniejsze, niż ci się wydaje.
RS
104
- Udała, że nie dosłyszała uwagi o jego zawodzie. Nie chciała o tym
myśleć. Colt trzymał ją za rękę i nic więcej się nie liczyło.
- Na rączki, tatusiu.
Schylił się i podniósł córeczkę.
- Chodź, ułożę cię do snu. - Potem uśmiechnął się i powiedział do
Kaylee. - Potem tobie pomogę przy kąpieli.
Żar oblał jej policzki.
- Dobrze - rzuciła.
- Hej, to nieładnie, myszko - powiedział Colt, patrząc z wyrzutem na
wielką mokrą plamę na swojej koszuli.
- Tatuś mokry! - zawołała szczęśliwa Amber. Obiema rączkami
uderzyła o wodę.
Tym razem struga wody trafiła Colta w twarz.
- Kaylee!
- Jakiś problem?
Spojrzał przez ramię.
Stała oparta o framugę i uśmiechała się szeroko.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi nigdy, że nasza córka tak lubi sporty
wodne? - Sięgnął po ręcznik.
- Miałabym stracić taką przyjemność? Nie móc zobaczyć, jak Amber
uczy tatusia, na czym polega kąpiel dwuletniego dziecka? - Pokręciła głową.
- Za nic na świecie!
- Zawsze tak jest?
- Och, czasem bywa jeszcze gorzej.
Popatrzył na uszczęśliwioną córkę.
- Nie będziesz już więcej na mnie chlapać, prawda?
RS
105
W odpowiedzi Amber wierzgnęła nóżkami i uderzyła obiema rękami
w wodę.
- Dobrze, dobrze. Rozumiem - zwołał wesoło.
Kiedy na koniec wyjął z wanny swoją szczęśliwą córkę i podał ją
Kaylee, od pasa w górę był mokry.
- Jestem cały przemoczony - powiedział.
- Bardzo ci współczuję. A teraz muszę położyć ją spać. - Kaylee
zawinęła Amber w ręcznik i wycierała energicznie. - Może znalazłbyś sobie
jakąś suchą koszulę?
- Świetna myśl. - Pocałował Amber. - Dobranoc, myszko. - W
drzwiach odwrócił się i uśmiechnął do Kaylee. - Następnym razem ty
wykąpiesz naszą małą, a ja ją ułożę do snu.
Jeszcze w swojej sypialni słyszał głośny śmiech Kaylee. W jego
uszach brzmiał on jak najwspanialsza muzyka.
Zdjął koszulę i zaniósł do łazienki. Powiesił ją na wieszaku na
ręczniki.
Jego spojrzenie spoczęło na wielkiej wannie jacuzzi. Po co komuś taka
wielka wanna, jeśli nie dzieli jej z kimś innym? - pomyślał.
Nie wahał się. Pokręcił przełącznikiem i przyciemnił światło. Usiadł
na brzegu wanny i zdjął buty. Potem dżinsy, skarpetki i bokserki. Włączył
strumienie wody i ułożył się w wannie z westchnieniem rozkoszy.
Kilka minut później uśmiechnął się do siebie. Usłyszał Z sypialni
cichy głos Kaylee.
- Colt, gdzie jesteś?
- Tutaj, kochanie.
RS
106
Kiedy weszła do łazienki, zaprosił ją gestem, żeby przyłączyła się do
niego.
- Postanowiłem przygotować ci wodę - powiedział.
- Sądziłam, że to ja miałam dzisiaj korzystać z jacuzzi. - Od jej
uśmiechu temperatura wody podskoczyła do granicy wrzenia.
- Ja zawsze dotrzymuję słowa, kochanie - odparł z uśmiechem. -
Powiedziałem, że pomogę ci w kąpieli, i to właśnie mam zamiar zrobić.
Nerwowo zagryzła wargę.
Potem głęboko nabrała powietrza i wyciągnęła koszulkę ze spodni.
- Czy Morgan i Brant opowiadali ci o wypadach Samanthy i Annie na
zakupy? - spytała.
- Nie. Ale zawsze wyglądają na zadowolonych, kiedy dziewczyny je
planują. - Potrząsnął głową. - Ale nie chcę rozmawiać o...
Zaniemówił z wrażenia, kiedy Kaylee ściągnęła koszulkę i rzuciła ją
na bok.
Ilekroć rozbierał ją dotychczas, zawsze miała na sobie klasyczny, biały
staniczek. Bez ozdób i koronek. Tym razem miała na sobie najbardziej
skąpy kawałek czarnej koronki, jaki kiedykolwiek widział w życiu.
- Czy to... - zaniemówił -... kupiłaś dzisiaj?
Pokiwała głową.
- Podoba ci się?
- Jeszcze jak!
Chciał jeszcze powiedzieć, że jeszcze bardziej podobałby mu się,
gdyby go zdjęła, ale zrozumiał, że to nie był koniec przedstawienia.
Usadowił się wygodniej i patrzył, co będzie dalej. Nie musiał czekać
długo.
RS
107
Kaylee powoli rozpięła spodnie. Kiedy odsuwała suwak, oczy Colta
robiły się coraz większe. I gdy wreszcie opuściła spodnie, omal nie wyszły
mu z orbit.
Nigdy dotąd nie widział niczego równie prowokacyjnego.
Koronkowy trójkąt nie zakrywał nic zgoła. Wyprodukowany na pewno
po to, by każdego mężczyznę przyprawić o kłopoty z krążeniem.
- K-kochanie, gdzie to dostałaś? - wydusił po chwili, gdy odzyskał
głos.
- W butiku „Bielizna Śmiałej Damy".
- Już pokochałem ten sklep.
- Annie i Samantha twierdzą, że Brantowi i Morganowi bardzo
odpowiadają sprzedawane tam rzeczy. -Obróciła się dookoła, jak modelka.
- O, tak, i mnie odpowiadają. I to jak! - Ż trudem przełknął ślinę. -
Psiakrew, Kaylee, taki kawałek koronki jest jak zabójcza broń. Uśmiechnęła
się.
- Teraz już wiesz, czemu twoi bracia lubią, kiedy ich żony jeżdżą na
zakupy?
Pokiwał głową. Bo gwałtowny wzrost ciśnienia krwi odebrał mu
mowę.
A tymczasem ona sięgnęła do zapinki z przodu.
- Mam kilka nowych kompletów bielizny... - Rozpięła zapinkę.
Zsunęła z ramion cieniutkie ramiączka. W końcu cisnęła niepotrzebny
skrawek materii na podłogę. -... W różnych kolorach i fasonach.
Gdyby Colt był w stanie wydobyć z siebie głos, powiedziałby jej, jak
bardzo chciałby móc obejrzeć ją w każdym z tych zestawów.
Niestety, nie był w stanie.
RS
108
Ale gdy wsunęła palce za gumkę i powoli zsunęła majteczki, jęknął
głucho. A łomotanie jego serca słychać było chyba w całej okolicy.
Zacisnął powieki i rozpaczliwie starał się odzyskać oddech. Miał
wrażenie, że zaczyna się dusić.
- Powinno się ustanowić dla takich sklepów specjalną nagrodę - „Dla
najlepszego przyjaciela mężczyzny" - wysapał.
Kiedy poczuł, że Kaylee wśliznęła się do wanny, podniósł powieki i
pomógł jej usadowić się między swoimi nogami.
Objął ją, przytulił. Dotyk jej jedwabistej skóry sprawił, że zacisnął
szczęki i na moment wstrzymał oddech. Kaylee westchnęła.
- Być może butik „Bielizna Śmiałej Damy" jest największym
przyjacielem mężczyzn, ale moim najlepszym przyjacielem jest jacuzzi -
powiedziała.
Pocałował ją w kark i zaczął masować jej obolałe uda.
- Czy tak jest dobrze, kochanie? - spytał.
- Mmm...
Woda dodała jeszcze gładkości jej skórze. Bez trudu więc jego dłonie
zawędrowały na piersi Kaylee.
Czuł na sobie cudowny ciężar jej ciała. A twardnienie jej sutek
podniecało go jeszcze bardziej.
- Kaylee?
Obróciła ku niemu głowę, a on wpił się w jej usta.
Uwielbiał ją. I bardzo chciałby jej to powiedzieć. Ale w stanie, w
jakim się znajdował, nie potrafił znaleźć odpowiednich słów.
Czuł reakcje jej ciała, słyszał przyspieszony oddech. I świadomość, że
pragnęła go tak, jak on pragnął jej, rozpalała ich jeszcze mocniej.
RS
109
Powolnym ruchem przesunął jedną dłoń ku jej mokrym udom i wsunął
ją głębiej.
Cichy jęk rozkoszy wyrwał się z jej ust.
Krew w żyłach Colta zaczynała wrzeć. Pragnął znów kochać się z
Kaylee.
- Obróć się, skarbie - szepnął. - Chcę kochać się z tobą.
- Ale... Zachichotał.
- Zaufaj mi. To się da zrobić.
Nie wahała się dłużej. Pomógł jej znaleźć się we właściwej pozycji.
- Widzisz, to wcale nie jest takie trudne, jak myślałaś. - Pocałował ją.
W usta. Potem w policzek i szyję.
Kiedy dotarł do skraju jej piersi, zadygotała. Zarzuciła mu ramiona na
szyję i oplotła nogami w pasie.
Odchyliła głowę do tyłu, by ułatwić mu dostęp. Nie kazał jej długo
czekać i zacisnął wargi na sterczącym sutku.
Colt...
Uniósł głowę. Patrzył, jak pomału podnosiła powieki. Dostrzegł w jej
oczach tyle pożądania i miłości, że aż stracił oddech.
Bez słowa wpił się w jej usta.
Uniósł ją do góry i zjednoczył się z nią jednym, łagodnym ruchem. Ich
ciała szybko odnalazły wspólny rytm.
Kiedy dotknął jej, zastygła na mgnienie oka. Potem szepnęła jego imię,
a całe jej ciało zadygotało w kolejnych spazmach rozkoszy.
W tym momencie z głuchym jękiem i on dotarł do kresu spełnienia.
Pod magicznym działaniem strumieni wody z wolna wracali do
rzeczywistości.
RS
110
Nagle Colt przycisnął Kaylee z całej siły. Oto stała się rzecz
niewiarygodna. Nie do pomyślenia.
Zapomniał o zabezpieczeniu!
Nie przestawał pieścić jej i głaskać. I z każdą chwilą coraz mniej
żałował tego, co się stało.
Uświadomił sobie, że byłby najszczęśliwszym człowiekiem na świcie,
gdyby okazało się, że Kaylee nosi kolejne jego dziecko.
Niestety, jednego tylko nie był pewien.
Tego mianowicie, jak ona przyjęłaby taką wiadomość. Wszak nigdy
nie rozmawiali o przyszłości.
O wspólnej przyszłości.
Był pewien swojej miłości do niej.
Czuł, że i ona darzy go uczuciem. Lecz pamiętając, co zrobił jej w
przeszłości, czy zechce wyjść za niego?
- Kaylee?
- Tak?
- Czy wiesz, jak bardzo cię kocham? Poczuł, jak zesztywniała.
- K-kochasz mnie?
Pokiwał głową, uśmiechając się radośnie.
- Zawsze cię kochałem. Tylko byłem zbyt wielkim głupcem, by się do
tego przyznać.
Jej oczy zaszkliły się łzami.
- Och, Colt! Kocham cię od chwili, kiedy zobaczyłam cię po raz
pierwszy.
RS
111
Kamień spadł mu z serca. Wszystko będzie dobrze, pomyślał. Na
pewno. Tym razem był pewien, że niczego nie zepsuje. Pocałował ją w
ramię. Uśmiechnął się.
- Wyjdźmy już z tej wanny, kochanie. Musimy porozmawiać.
RS
112
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Chciałbym, Kaylee, żebyście, wraz z Amber, pojechały ze mną za
finałowe zawody do Vegas.
Kaylee siedziała na łóżku Colta.
Patrzyła mu w oczy i biła się z myślami. Miała ochotę powiedzieć, że
pojedzie z nim.
Zadrżała i szczelniej owinęła się szlafroczkiem.
Kochała go nad życie. Ale prosił o coś, czego zrobić nie mogła.
- Kocham cię, Colt. Zawsze będę cię kochała. - Popatrzyła na niego
poważnie. - Ale nie mogę oglądać, jak ujeżdżasz była.
Wziął ją za ręce.
- Kochanie, wiem, że boisz się, że coś może mi się stać. Ale zawsze
wiedziałaś, jak zarabiam na życie i to akceptowałaś.
- Ale... to było kiedyś. - Wyrwała mu się i szybko wstała. Bała się, że
ulegnie jego urokowi i się zgodzi.
- Kochanie, jestem o krok od zwycięstwa - nalegał. - Nie mogę teraz
się wycofać.
- Nigdy nie prosiłam, żebyś przestał ujeżdżać byki.
To jest twoja pasja... Taki właśnie jesteś. - Urwała. Z emocji zabrakło
jej tchu. - Ale nie byłabym w stanie patrzeć, jak znoszą cię z areny jak
Mitcha w tamtą noc w Houston.
- Kaylee, wiesz, że zawsze jestem bardzo ostrożny. Dbam o siebie i...
- Mitch też był w świetnej formie i też zawsze był bardzo ostrożny -
rzuciła gwałtownie. Wierzchem dłoni otarła z policzka natrętną łzę. -I
wiadomo, co się stało.
RS
113
- Ale... Pokręciła głową.
- Colt, nie dam rady przeżyć kolejnego oczekiwania na szpitalnym
korytarzu. I słuchania zatroskanych lekarzy, tłumaczących mi, że nie są w
stanie już nic zrobić, by uratować ci życie. - Zadygotała, jakby lodowaty
ziąb przeniknął ją do kości. - Po prostu nie mogę... znów przez to
przechodzić - wyszeptała.
Zerwał się z łóżka, podbiegł do niej i ją objął.
- Kaylee, w życiu nie ma żadnych gwarancji. Zawsze może mi się coś
przytrafić.
- Ja... wiem. - Ze wszystkich sił starała się powstrzymać szczękanie
zębami. - Ale oboje wiemy, jaką najwyższą cenę przychodzi czasem płacić
zawodnikom rodeo. - Ciepło jego ciała powinno dodawać jej otuchy,
uspokajać. Ale jej obawy nie zmalały ani trochę.
- Najdroższa, kocham ciebie i Amber. Tak bardzo chciałbym, żebyście
obie były ze mną. - Łagodnie głaskał ją po plecach. - To jest dla mnie
bardzo ważne.
- Pocałował ją w czubek głowy. - Poza tym nie będziesz sama.
Morgan, Samantha i Annie będą na widowni razem z tobą. A Brant będzie
razem ze mną na arenie.
Łzy popłynęły po jej policzkach szerokimi strumieniami. Wyrwała mu
się i ruszyła do drzwi.
- Colt, nie rozumiesz? Nie ma znaczenia, kto będzie obok mnie... ilu
ludzi tam będzie. I tak nikt nie zdoła zapobiec temu, co może ci się
przytrafić.
- Kaylee, kochanie, zaczekaj...
RS
114
- Nie. - Zatrzymała się w drzwiach. Miała wrażenie, że za moment
nogi odmówią jej posłuszeństwa.
- Zawsze miałam i zawsze będę miała do ciebie słabość. Kocham cię
bardziej, niż potrafisz to sobie wyobrazić. Ale nie mogę przyglądać się, jak
ujeżdżasz byki.
- Nabrała głęboko powietrza i szybko, żeby nie rozmyślić się,
powiedziała: - Twoje ramię jest już w porządku i już mnie nie
potrzebujesz...
- Zawsze będę cię potrzebował, Kaylee. - Zrobił ku niej krok.
- Obiecałam, że pomogę ci odzyskać sprawność w ręce - powiedziała
cicho. -I zrobiłam to. Powiedziałam ci także, że nie będę pomagać ci w
przygotowaniach do finałowych zawodów.
- Kaylee, nie rób tego.
Była pewna, że czuł, co zamierza powiedzieć. Ale nie mogła tego
poniechać. Od tego zależało przecież wiele rzeczy.
- Jutro rano Amber i ja wracamy do Oklahoma City. Poproszę Annie i
Samanthę, żeby odwiozły mnie na lotnisko.
Nie zdążył nic powiedzieć. Odwróciła się na pięcie i wyszła. Wiedział,
że jest uparta. Ale naprawdę nie miała wyboru.
Miała świadomość, że trudno będzie jej znieść, gdy cokolwiek złego
przydarzy się Coltowi.
Ale gdyby miała być tego świadkiem, gdyby miała patrzeć na
tragiczne wydarzenia, jak w przypadku Mitcha, nie przeżyłaby tego.
A musiała przecież dbać o swoją córeczkę. Los Amber zależał od niej.
Kaylee nie mogła jej zawieść.
RS
115
Colt stał obok zagród, do których zamykano byki przed
wypuszczeniem ich na arenę.
Był ostatni dzień mistrzostw.
Pozostał mu już tylko jeden przejazd. I jeden tylko konkurent, który
mógł odebrać mu tytuł mistrzowski.
Ale nie czuł radości. Bowiem od wyjazdu Kaylee i Amber nic już nie
miało sensu.
Całe jego życie nie miało sensu.
- Gotowy jesteś dokopać wreszcie Kamikaze, pokonać go raz na
zawsze? - spytał Brant.
Coltowi jeszcze nigdy nie udało się pokonać byka o tym imieniu.
Wzruszył ramionami.
- To tylko kolejna jazda - bąknął. Brant szykował się do startu.
Dla rozluźnienia pomachał ramionami i podskoczył kilka razy.
- Głowa do góry, braciszku - powiedział. - Jutro rano będziesz mógł
wsiąść do samolotu do Oklahoma City i naprawisz sprawy z Kaylee.
- Dlaczego myślisz, że wybieram się do Oklahomy? - warknął Colt.
- Z dwóch powodów - powiedział Brant z wielką powagą.
- Z jakich? - Wiedział, że i tak nie powstrzyma brata przed
powiedzeniem mu tego.
- Po pierwsze, dlatego, że odkąd Kaylee wyjechała, zachowujesz się
jak ranny niedźwiedź. Mógłbyś już przestać i przyznać wreszcie, że nie ma
nic ważniejszego, niż być z kobietą, którą się kocha. - Brant schylił się, by
zapiąć ochraniacze. - Popatrz na mnie, braciszku. Jeśli nie pogodzisz się z
tym, twój nastrój będzie tylko coraz gorszy.
RS
116
- Od kiedy to jesteś takim ekspertem w sprawach sercowych? - spytał
Colt kpiąco.
Brant uśmiechnął się szeroko.
- Jeśli pamiętasz, sam przez coś takiego przeszedłem z Annie, zanim
rozum mi wrócił. Byłem żałosnym durniem, dopóki nie pojąłem, że nie ma
nic ważniejszego, niż być z nią.
Colt patrzył na brata z uwagą.
- To było coś innego - powiedział. - Tobie ubzdurało się, że nic między
wami nie było.
Brant uśmiechnął się i ciągnął dalej, jakby w ogóle nie słyszał Colta.
- A drugi powód, dla którego jestem pewien, że jutro polecisz do
Oklahoma City, jest taki, że jeśli nie zrobisz tego z własnej woli, Morgan i
ja siłą wsadzimy cię do samolotu.
Nim Colt zdążył powiedzieć cokolwiek, Brant potruchtał w stronę
areny.
Colt popatrzył za oddalającym się bratem i zamyślił się nad jego
słowami.
Cierpiał, nie widując Kaylee i Amber. To właśnie było jego życie.
I, do diaska, po stokroć ważniejsze niż balansowanie na grzbiecie
półtonowego zwierza.
Kaylee powiedziała, że rodeo jest dla niego wszystkim, a on zgodził
się z nią skwapliwie. Oboje mylili się bardzo.
Są sprawy ważniejsze.
Zamiast gonić za kolejną nagrodą, powinien zastanowić się, kim jest
naprawdę.
RS
117
A jest przecież zupełnie dobrym farmerem, ojcem najwspanialszej
dziewczynki i mężczyzną, którego Kaylee Simpson pokochała całym
sercem.
Zerknął na grzbiet stojącego w zagrodzie Kamikaze, swojego
odwiecznego wroga.
Próbował pokonać go już kilka razy. Zawsze bez skutku.
Ostatni raz było to wtedy, gdy złamał obojczyk.
- Jeśli o mnie chodzi, już mi nie zależy - mruknął pod nosem. Pojął, że
ujeżdżanie byków nie jest warte utraty Kaylee. - Hej, Jim!
- O co chodzi, koleś? - spytał Jim Elliot, sędzia zawodów.
- Ja nie...
- Colt. - Usłyszał z oddali znajomy, kobiecy głos. Stanął jak wryty.
Nie powiedział, że zdecydował się zrezygnować ze startu.
Obrócił się na pięcie i gorączkowo toczył wzrokiem po pełnych ludzi
trybunach.
Zaczął już myśleć, że się przesłyszał, gdy nagle dostrzegł Kaylee.
Stała, trzymając Amber na rękach.
Rzucił się ku nim pędem.
- Co tu robisz, kochanie?
- Tatuś. - Amber dotknęła go paluszkiem.
- Masz rację, myszko. - Cmoknął ją w policzek.
- Nie mogłam wytrzymać... - Kaylee uścisnęła go mocno. - Gdyby coś
ci się stało, a mnie nie byłoby przy tobie, nie potrafiłabym dalej z tym żyć.
Poparzył jej głęboko w oczy.
- Już nie musisz się o mnie martwić - powiedział. Musnął wargami jej
usta. Potem pocałował Amber w główkę. - Nie umiał powiedzieć, jak bardzo
RS
118
je kochał. - Właśnie miałem powiedzieć Jimowi, że rezygnuję. Nie będę
startował na Kamikaze.
- Dlaczego? - spytała, wyraźnie zmieszana.
- Bo cię kocham - odparł. - Ty i Amber znaczycie o wiele więcej niż
cokolwiek innego. Wiem, że moje starty w rodeo są dla ciebie stresem.
- Colt, i ja ciebie kocham. - Pocałowała go z pasją. Potem pokręciła
głową. - Sama nie wierzę, że zaraz to powiem... Nie chcę, żebyś
rezygnował. Chcę, żebyś pokonał tego byka.
Gapił się na nią w niemym zdumieniu.
- Czemu zmieniłaś zdanie?
- Ponieważ kocham cię i nie chciałabym, żebyś kiedykolwiek
czegokolwiek żałował. Nie chcę, żebyś się zastanawiał, czy mogłeś zostać
mistrzem, gdybyś był wystartował.
- Wakefield, teraz twoja kolej - zawołał Jim. Colt uniósł rękę.
- Minutkę, Jim. - Popatrzył Kaylee prosto w twarz. - Jesteś pewna,
kochanie? Powiedz tylko słowo, a wycofam się.
Głęboko zaczerpnęła powietrza. Spojrzała mu prosto w oczy.
- Tak, Colt. Gdyby Mitch był tu teraz, skopałby ci tyłek, gdyby
dowiedział się, że zamierzałeś się wycofać.
- Ostatnie wezwanie, Wakefield! - doleciał ich krzyk Jima.
Colt przez długą chwilę patrzył na Kaylee bez słowa.
Potem pocałował ją i uśmiechnął się.
- Zaraz wrócę, kochanie.
Wspiął się na platformę startową.
Wsunął do ust ochraniacz zębów i ostrożnie usadowił się na szerokim
grzbiecie byka.
RS
119
Starannie owinął liną dłoń w grubej rękawiczce.
Kamikaze napiął mięśnie, gdy poczuł go na swym grzbiecie. Dawał
Coltowi do zrozumienia, że już za chwilę pożałuje, iż przyszedł na świat.
Ale Colt nie zamierzał dać się zranić... Albo jeszcze gorzej.
Kaylee liczyła na niego. I wolał raczej pójść do piekła, niż ją zawieść.
Kiedy był gotów, mocniej zacisnął palce na linie. Wcisnął kapelusz na
głowę.
Głęboko nabrał powietrza w płuca i szybkim gestem dał znak, że jest
gotów.
Tak jak się spodziewał, kiedy tylko wrota otwarły się, Kamikaze
eksplodował. Wystrzelił na środek areny jak rakieta.
Z lewą ręką uniesioną wysoko nad głowę, dla zachowania równowagi,
Colt całą uwagę skupił na nadążaniu za dzikimi skokami zwierzęcia.
Jak to miał w zwyczaju, Kamikaze wykonał dwa wysokie podskoki,
potem obrócił się dookoła.
Każdy sus kilkuset kilogramów czystej furii niemal wyrywał Coltowi
ramię ze stawu.
Nie było czasu na rozmyślania. Instynktownie starał się przewidzieć
następny ruch byka.
Adrenalina zastąpiła krew w jego żyłach. Świat przestał istnieć.
I kiedy dotarł do jego świadomości gwizdek oznaczający upływ ośmiu
sekund, wiedział, że pokonał bestię.
Zwolnił uchwyt na linie i zeskoczył z grzbietu wściekłego zwierzęcia.
Kaylee przycisnęła Amber do piersi i z zapartym oddechem patrzyła
na zmagania Colta.
RS
120
Modliła się, żeby nie zawisł na linie owiniętej wokół dłoni, kiedy
zeskakiwał z byka.
Na szczęście wszystko poszło dobrze.
Colt zeskoczył bez trudu i szybko wybiegł z areny.
Tymczasem inni mężczyźni zapędzali zwierzę do zagrody.
Kaylee patrzyła, jak Colt zginął w objęciach gratulujących mu
mężczyzn.
Patrzyła na jego radosną twarz. I wiedziała, że dokonała właściwego
wyboru.
Przez dwa długie tygodnie biła się z myślami, czy zostać w Oklahoma
City, czy pojechać na finałowe zawody.
Na koniec pojęła, że i tak nigdy nie miała wyboru. Kiedy kocha się
kogoś tak mocno, jak ona kochała Colta, akceptuje się go, a nie próbuje
zmieniać.
Nie wiedziała, jak zdoła obserwować Colta wsiadającego na grzbiety
byków przez następne lata, ale zrozumiała, że będzie musiała nauczyć się
żyć ze strachem za pan brat.
I tak nie może to być gorsze niż perspektywa życia bez Colta.
- Tatuś! - zawołała Amber.
Colt zbliżał się do nich, otoczony tłumem gratulujących mu ludzi.
Posadził sobie córkę na ramieniu. Drugim objął Kaylee.
- Zrobiłeś to, Colt! Wygrałeś. - Kaylee poczuła łzy pod powiekami.
Uśmiechając się szeroko, pokiwał głową.
- Jasne! - rzucił z dumą, Dostrzegł łzę spływającą po jej policzku i
spoważniał. - Kaylee, wszystko w porządku?
Pokiwała głową.
RS
121
- Jestem szczęśliwa, że wygrałeś i że nic ci się nie stało.
- Kaylee, chciałbym ci coś powiedzieć... - Z głośników usłyszeli
spikera wywołującego jego nazwisko. - Niech to! Muszę...
Pocałowała go w policzek. Uśmiechnął się i podał jej Amber.
- Idź, odbierz swoją nagrodę. Zasłużyłeś na nią. Będziemy czekały na
ciebie tutaj.
- Kochanie, nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczy to, co powiedziałaś.
Pocałował ją szybko i odbiegł.
Kaylee przyglądała się ceremonii.
Kolejni zawodnicy odbierali nagrody, puchary i olbrzymiej wartości
czeki. Dziękowali publiczności za wsparcie.
W końcu spiker wywołał Colta. Wręczył mu wielką, złotą zapinkę i
czek na znaczną sumę.
Colt podziękował wszystkim, po czym spytał trzymającego mikrofon
mężczyznę, czy mógłby jeszcze coś powiedzieć.
- Noo... Chyba tak... Czemu nie.
- Spędziłem na rodeo wiele wspaniałych chwil - zaczął Colt. - Wiele w
tym czasie osiągnąłem. Ten sezon nie mógł zakończyć się lepiej. - Kaylee,
nieświadomie, wstrzymała oddech. - A to dlatego, że mogę odejść jako
zwycięzca. Czas już odwiesić na kołek ochraniacze oraz ostrogi i odejść na
emeryturę.
Na chwilę nad areną zawisła niezmącona cisza. A po chwili tłum
zaczął wiwatować.
Tylko Kaylee straciła ostrość widzenia. Z powodu łez.
Colt pożegnał się z karierą zawodnika rodeo. Nie będzie już więcej
igrał ze śmiercią.
RS
122
Kiedy przedarł się do niej przez rozentuzjazmowany tłum, wciąż
dygotała.
- Dlaczego, Colt? - zdołała wydusić.
Uśmiechnął się. Objął ją i Amber.
- Ponieważ wy dwie jesteście ważniejsze niż cokolwiek innego.
- Proszę, nie rezygnuj ze względu na mnie. Nie chcę, żebyś kiedyś tego
żałował.
- Nie będę żałował, kochanie. - Wziął od niej Amber, otoczył ją
ramieniem i poprowadził w stronę wyjścia. - Wygrywałem wiele
konkursów, wiele razy pokazałem, co potrafię. Nie muszę już nikomu
niczego udowadniać. Prócz tylko tego, jak kocham ciebie i naszą córkę. -
Pocałował ją w policzek. - Poza tym nie chciałbym kiedykolwiek dać się
poturbować tak bardzo, żebym przez resztę życia nie mógł kochać się z tobą
co noc.
- Przez resztę życia? - spytała.
- Tak. - Zatrzymał się. Obrócił ku niej. Jego twarz, jego niebieskie
oczy pałały miłością. - Kaylee Simpson, czy wyświadczysz mi ten honor i
zostaniesz moją żoną? Czy zamieszkasz ze mną na ranczu „Pod Samotnym
Drzewem"? Czy pozwolisz mi być prawdziwym tatusiem dla Amber i dać ci
jeszcze więcej dzieci?
- T-tak. - Zacisnęła powieki. Zachwiała się.
- Kochanie, dobrze się czujesz? - zaniepokoił się i podtrzymał ją.
- Zakręciło mi się w głowie - powiedziała. Zmarszczyła brwi. -
Ostatnio przytrafiło mi się coś podobnego, kiedy byłam w ciąży.
- Jacuzzi! - Colt uśmiechnął się. Chwycił ją w ramiona i pocałował.
- Tatuś. Mamusia. - Amber mocno objęła ich za nogi.
RS
123
- Chciałabyś mieć braciszka albo siostrzyczkę, myszko? - spytał Colt.
- Tak - odparła Amber i potakująco kiwnęła główką.
- Widziałaś? Zrobiła to dobrze. - Roześmiał się. Lecz natychmiast
spoważniał. - A co ty myślisz o kolejnym dziecku, Kaylee?
Z uśmiechem popatrzyła na mężczyznę i dziecko, których kochała
ponad wszystko.
- Z radością będę miała kolejne dziecko o kruczoczarnych włosach i
niebieskich oczach Wakefieldów.
Uśmiech powrócił na jego wargi.
- Poszukajmy kaplicy i weźmy ślub jak najszybciej.
- Nie.
- Co to znaczy? - zaniepokoił się. - Nie, bo zmieniłaś zdanie i nie
chcesz wyjść za mnie? Czy nie chcesz wziąć ślubu w Las Vegas?
Pogłaskała go po głowie.
- Nie chcę brać ślubu w Las Vegas. Jeśli nie masz nic przeciw temu,
chciałabym, żeby nasz ślub odbył się na ranczu. Tam będziemy mieszkać i
tam chciałabym zacząć nasze wspólne życie.
- Podoba mi się to, kochanie. - Pocałował ją. - Kocham cię, Kaylee.
I ja ciebie kocham. Bardziej, niż to sobie wyobrażasz.
RS
124
EPILOG
Wigilia
- Zaraz się uduszę - powiedział Colt i nerwowo przesunął dłonią pod
kołnierzykiem koszuli.
Brant zaśmiał się cicho.
- Teraz masz nauczkę. Kilka lat temu naśmiewałeś się ze mnie i
Morgana, kiedy staliśmy w tym samym miejscu, czekając na nasze panny
młode.
- Czemu to tak długo trwa? - niecierpliwił się Colt.
- Przypuszczam, że Annie i Samantha krzątają się wokół sukni Kaylee.
Albo wokół jej fryzury. Albo wokół czegokolwiek, co ich zdaniem wymaga
starań i zabiegów. - Brant wzruszył ramionami. - Kiedy nabierzesz już
trochę małżeńskiego doświadczenia, zrozumiesz, że kobiety lubią mieć
wszystko dopięte na ostatni guzik.
- Muszą mieć strasznie dużo czasu na przygotowania - powiedział Colt
ponuro.
Na wyraźne żądanie Annie i Samanthy, Kaylee spędziła ostatnią noc z
nimi, a Colt w tym czasie gościł Branta, Morgana i kilku innych kuzynów u
siebie.
Chodziło o to, żeby pan młody zobaczył pannę młodą w stroju
ślubnym dopiero przed ołtarzem.
Colt nie znał tych wszystkich weselnych obyczajów.
Po prostu tęsknił za Kaylee i nie mógł już doczekać się, kiedy znów ją
zobaczy.
RS
125
Gdy ujrzał Samanthę na szczycie schodów, trzymającą Amber za rękę,
uśmiechnął się szeroko. Jego córeczka wyglądała ślicznie.
- Tatuś - powiedziała mała, wskazując go paluszkiem. Kiedy znalazła
się na dole, wyciągnęła rączki do Colta. - Na rączki, tatusiu. Na rączki.
Nie wahał się ani chwili.
- Czy pomożesz mamusi i tatusiowi wziąć ślub? -Pocałował ją w
policzek.
- Tak. - Pokiwała głową.
- Szykuj się, braciszku - powiedział Brant, kiedy zobaczył Annie. -
Nadchodzi chwila, kiedy dołączysz do grona żonkosiów.
- Nigdy, przenigdy nie sądziłem, że to powiem, ale nie mogę już się
doczekać - powiedział Colt.
Samantha włączyła odtwarzacz.
Potem zagoniła wszystkich kuzynów przed wielki kominek obok
choinki.
Z głośników popłynęła piosenka o oczarowaniu ukochaną kobietą.
Annie zeszła ze schodów i przyjęła ramię Branta.
Podeszli do stojącego przed kominkiem pastora.
- Mamusia. Ślicna - zawołała niespodziewanie Amber.
Colt uniósł głowę. I zaniemówił. Na szczycie schodów, wsparta na
ramieniu Morgana, stała Kaylee. Była piękna.
- Tak, Amber - powiedział. - Twoja mamusia jest najśliczniejszą
kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem.
Morgan sprowadził Kaylee na dół, pocałował ją w policzek i
uśmiechając się radośnie, podał jej rękę Coltowi. Poklepał go po ramieniu.
- Dbajcie o siebie - powiedział i wraz z Samanthą stanęli obok choinki.
RS
126
- Jesteś gotowa zostać panią Wakefield? - spytał Colt.
Uśmiech, którym Kaylee mu odpowiedziała, rozpalił go do białości.
- Byłam gotowa na to przez całe życie.
- To tak, jak ja, kochanie. - Twarz Colta pojaśniała. - Tylko przedtem o
tym nie wiedziałem.
Z Kaylee u boku, trzymając Amber za rękę, ruszył w stronę kominka,
by pastor pobłogosławił ich związek.
Minęły trzy godziny.
Po położeniu Amber spać, Kaylee i Colt siedzieli w salonie na kanapie,
obejmując się czule.
Na kominku płonął ogień. Na choince świeciły lampki. W pokoju
panował półmrok.
- Colt?
- Słucham, kochanie?
- Mam dla ciebie prezent bożonarodzeniowy. - Wstała i wyjęła spod
choinki misternie zapakowane pudełko.
- Myślałem, że zaczekamy z prezentami do rana. - Colt zmarszczył
brwi.
Kaylee pokręciła głową.
- Lepiej, żebyś to dostał dzisiaj.
Niezdecydowany, obracał pudełko w palcach. A Kaylee patrzyła nań,
gryząc wargę.
- Leciutkie - powiedział. Rozerwał papier, uniósł wieczko i
znieruchomiał. - Co to jest?
- Kopia obrazu z USG. - Nie mogła powstrzymać uśmiechu. - Wiesz,
że byłam wczoraj u lekarza.
RS
127
- Co powiedział? - Colt w skupieniu wpatrywał się w kawałek papieru.
- Wszystko w porządku?
Uśmiechnęła się. Pogłaskała go po głowie.
- Powiedział, że jestem zdrowa jak koń. I dzieci też.
- To wspa... - Urwał gwałtownie. - Jak to: dzieci?!
Kaylee roześmiała się głośno.
- Doktor zrobił USG, ponieważ uznał, że jestem trochę zbyt gruba. -
Pocałowała go w usta. - Będziemy mieli bliźnięta.
Twarz mu pojaśniała.
Schylił się, chwycił ją za rękę i pocałował obrączkę na jej palcu.
-
Poza
małżeństwem,
to
jest
najwspanialszy
prezent
bożonarodzeniowy, jaki kiedykolwiek dostałem.
Trwali w czułym uścisku.
- Jeśli te bliźnięta to chłopcy, jednego z nich nazwiemy Mitch, zgoda?
- spytał Colt po chwili.
Oczy Kaylee wypełniły się łzami. Uniosła głowę i spojrzała mu w
oczy.
- Kocham cię, Colt.
- I ja ciebie kocham, najdroższa.
- To jest najwspanialsze Boże Narodzenie w moim życiu. - Przytuliła
się do niego.
- To dopiero początek wyjątkowych dni, które są przed nami. -
Pocałował ją. Namiętnie i zachłannie. Wstał, wyciągnął ku niej rękę i
pomógł jej wstać. - Teraz chodźmy na górę. Pokażę ci, jakie wyjątkowe
noce nas czekają.
Kaylee nie wahała się ani chwili.
RS
128
Wprost nie mogła się doczekać, gdy zaczną nowe życie. Jako mąż i
żona na swojej części rancza „Pod Samotnym Drzewem".
RS