background image

ROZDZIAŁ 3 

 

 
 

Nie obraziłam się, że Rurik i Shaya woleli wziąć ślub w Krainie Jarzębiny, a nie 

w  Krainie  Cierni.  Może  i  Kraina  Cierni  był  miejscem,  gdzie  się  w  sobie  zakochali 
pracując dla mnie, ale wiedziałam, że mało osób ze szlachty podzielało moją miłość dla 
niekończącego  się  gorąca  i  ogromnych  pustyń  mojego  najważniejszego  królestwa. 
Nawet ja musiałam przyznać, że znajdująca się pod moimi rządami Kraina Jarzębin, 
była cudowna. Był to rodzaj miejsca, które przywodziło na myśl pasterskie pikniki oraz 
idylliczne popołudnia. Obficie kwitły tu kwiaty, a niskie góry dawały piękny widok na tle 
horyzontu. Moim jedynym problemem z Krainą Jarzębin było to, że nie chciałam być 
jej królową. 
 

Ślub  odbył  się  na  rozległych  terenach,  rozciągających  się  poza  zamkiem 

monarchy. Wieża została zaprojektowana przez poprzednią królową Krainy Jarzębin, 
Katrice i wyglądała jak budynek z bawarskiej pocztówki. Magia koegzystowała tu z 
roślinnością,  kontrola  nad  naturą  była  wspólną  umiejętnością  szlachty  i  kilka  osób 
musiało ciężko pracować, by ozdobić to wszystko. Powiedziałam im, że mogą zrobić 
cokolwiek będą chcieli i dokładnie tak zrobili. Ogromne, kwitnące, wiśniowe drzewa, 
których nie było tam kilka dni temu, rosły wokół dziedzińca jak wartownicy, zasypując 
wszystko delikatnymi różowymi płatkami. Pnące się róże zostały ułożone w naturalny 
łuk  w  miejscu,  gdzie  młoda  para  złoży  sobie  przysięgę.  Kwitły  one  w  egzotycznych 
kolorach, których nigdy wcześniej nie widziałam na wolności. Nie było żadnych krzeseł 
dla  gości.  Powiedziano  mi,  że  to  była  tradycja,  by  stać  na  ślubach  szlachty, 
szczególnie, że uroczystość była podobno krótka. Po bokach służący postawili ozdobne 
drewniane  stoły  z  talerzami  pełnymi  jedzenia,  do  ucztowania.  Niebieskie  poranne 
powoje  wiły  się  w  górę  stołów,  na  których  stały  posiłki,  które  szlachta  magicznie 
utrzymywała gorące. 
 

Jeżeli  było  coś  co  mogło  zepsuć  tę  piękną  scenę,  to  ilość  żołnierzy 

patrolujących  obszar.  Łatwo  było  ich  zauważyć.  Goście  wlewali  się  na  dziedziniec, 
ubrani  w  rozmaitości  kolorów  i  tkanin  tak  kochanych  wśród  szlachty.  Ciężko  było 
odróżnić  cokolwiek,  ale  po  chwili  bardziej  dokładnego  badania,  mogłam  wyłowić 
uniformy  moich  własnych  żołnierzy  dwóch  królestw,  oraz  tych,  których  Dorian 
wypożyczył mi na tę okazję. Chociaż zostali oni rozstawieni wszędzie, to wokół mnie 

background image

zawsze było ich więcej niż gdzie indziej. Nie było to dla mnie żadnym zaskoczeniem, 
bo to ja byłam powodem tych dodatkowych środków bezpieczeństwa. Wiedziałam też, 
że  wszyscy  goście,  dygnitarze  i  szlachta  byli  dokładnie  sprawdzani  zanim  zostali 
dopuszczeni w pobliżu miejsca zaślubin. Czułam się temu trochę winna, że przez moją 
szczególną sytuację, ta radosna okazja musiała mieć zamknięty tryb uczestnictwa, ale 
Rurik i Shaya przyjęli to ze spokojem. 
 

-  Ta  sukienka  sprawia,  że  wyglądam  grubo.  -  powiedziałam  do  Jasmine,  gdy 

stałyśmy blisko tyłu tłumu i oglądałyśmy ostatnie minuty przygotowań. Spojrzała na 
mnie i moje wysiłki, by przestawić fałdki mojej długiej sukni. 
 

-  Jesteś  w  ciąży.  -  stwierdziła.  -  Wszystko  sprawia,  że  wyglądasz  grubo.  - 

Groźnie na nią popatrzyłam. 
 

-Myślę, że poprawna odpowiedź brzmi: „nie, nie wyglądasz grubo”. 

 

Jasmine wzruszyła ramionami, nie czując żadnych wyrzutów sumienia w całej 

jej tępej uczciwości. 
 

- Nie jest tak źle. I to tylko twój brzuch. - przyjrzała się mi krytycznie. - I być 

może jeszcze twoja klatka piersiowa. 
 

Westchnęłam, wiedząc, że część tego co powiedziała było prawdziwe. Byłam tak 

aktywna,  że  nie  przytyłam  więcej  niż  normalnie  tyje  się  podczas  ciąży.  I  tak, 
wiedziałam, że nie byłam jeszcze  zbyt gruba, ale tak stojąc tutaj, zwłaszcza obok 
szczuplutkiej Jasmine, znów przypomniałam sobie o tej twardej prawdzie, że już nie 
byłam jedyną odpowiedzialną za moje ciało. 
 

- Wasza Wysokość? 

 

Nowy  głos  wyciągnął  mnie  z  moich  rozmyślań  i  obróciłam  się,  by  zobaczyć 

kobietę-szlachtę w średnio-podeszłym wieku, stojącą obok mnie w aksamitnej sukni. 
Lekko  się  schyliła,  a  potem  wyprostowała  się  w  jednym  pełnym  wdzięku  ruchu.  Jej 
śniade włosy zostały zebrane w niemożliwie wysoką fryzurę, która mogłaby tylko być 
skutkiem magicznej pomocy. Rubiny lśniły w jej uszach i na szyi. 
 

- Mam na imię Ilania. Jestem ambasadorem jej królewskiego majestatu Varii, 

królowej Ziemi Cisów. Moja najłaskawsza i najbardziej wychwalona pani wysyła swoje 

background image

życzenia i gratulacje z okazji takiej radosnej okazji. 
 

Nie znałam Varii, ani Ziemi Cisów, ale obecność Ilanii tak naprawdę wcale mnie 

nie  zaskoczyła.  Prawdopodobnie  tylko  około  jedna  trzecia  ze  zgromadzonych  tutaj 
gości  była  przyjaciółmi,  albo  rodziną  szczęśliwej  pary.  Reszta  była  tymi,  którzy 
wiedzieli o moim szacunku dla Shaya’i i Rurika. Przyszli tutaj po to, by wejść ze mną w 
dobre stosunki, robiąc pokaz dyplomacji i przyjaźni. Niektórzy wspierali proroctwo 
Króla Burzy, a inni nie. Podsumowując, najwięcej z nich, szczególnie tych związanych z 
Maiwenn, chciało się upewnić, że nie byli po złej stronie. 
 

- Dzięki. - powiedziałam. - To miło z twojej strony. Obu z was. - poruszałam się 

po  omacku  podczas  dyplomatycznej  rozmowy  o  drobiazgach.  -  Mam  nadzieję,  że 
podróż nie była zbyt długa? 
 

Ilania lekceważąco machnęła ręką, pokazując, że to był nonsens. 

 

-  Żadna  podróż  nie  byłaby  zbyt  długa,  by  okazać  szacunek  mojej  pani.  Tak 

naprawdę, to ona poleciła mi przekazać tej cenny prezent na znak jej przyjaźni. 
 

Dwaj  służący  w  czymś,  co  musiało  być  uniformami  Krainy  Cisu  pokazali  się, 

niosąc  figurę  wykonaną  z  zielonego  marmuru  i  białego  kamienia.  Posąg  był  trochę 
niższy niż ja i przedstawiał jednorożca balansującego z rybą na jego nosie i motylem 
na jego rogu. Wyglądało to nieco dziwnie. 
 

- Dziękuję. Jestem pewna, że Shaya i Rurik znajdą  odpowiednie miejsce dla 

niego w ich sypialni. 
 

- Och, nie. - Ilania zachichotała. - To jest dla ciebie, Wasza Wysokość. Tak 

właściwie, to przynieśliśmy dwie takie, po jednej dla każdej z twoich ziem. Mam też 
jedną dla Króla Doriana. Bardzo ekscytowałam się poznaniem ciebie. Nie podróżujemy 
tutaj zbyt często, więc chcieliśmy cię zapewnić jak to tylko możliwe, że posiadasz 
naszą przyjaźń. Nie niepokój się. - dodała. - Każdy z posągów jest inny. Wszystkie są 
co  prawda  wykonane  z  damariańskiego  jadeitu,  ale  przecież  nie  nadalibyśmy  im 
wszystkim identycznych wzorów. To byłoby tandetne. 
 

-  Racja.  -  zgodziłam  się,  spoglądając  na  jednorożca  i  jego  przyjaciół.  -  Nie 

chcielibyśmy tandety. - Jej służący wydawali się niespokojni, więc skierowałam ich do 
wewnątrz, z instrukcjami, by znaleźć moich służących, którzy zabiorą posąg, a raczej 

background image

posągi. Oba moje zamki miały magazyny na prezenty takie jak te.  Jakiś czas temu 
nauczyłam  się,  że  nawet  jeśli  nie  miałam  zamiaru  pokazywać,  albo  używać  jakiegoś 
królewskiego prezentu, to zawsze było wskazane, by trzymać to w pobliżu na wypadek, 
gdyby dawca kiedykolwiek złożył mi wizytę. 
 

-Nie mogę się doczekać by zobaczyć, co zaoferujesz w zamian. - dodała Ilania. 

- Jestem pewna, że to będzie śliczne. 
 

Mrugnęłam. 

 

- Eee... Przepraszam, co? 

 

Zaśmiała się, rozbawiona. 

 

-  Pewnie  znasz  zwyczaje  naszych  ziem?  Wymieniamy  się  prezentami,  by 

podkreślać  naszą  przyjaźń.  Dumnie  zaprezentujemy  podarki  z  twoich  królestw, 
ponieważ wiemy, że ty zaprezentujesz nasze. 
 

-  Oczywiście.  -  powiedziałam, robiąc  w  pamięci  notatkę,  by  polecić  służącym 

przygotować  jakieś  zadowalające  prezenty.  Nadążanie  za  etykietą  szlachty 
nadwyrężało umysł. - Przygotujemy je dla ciebie, zanim wyjedziesz. 
 

Ilania  rozejrzała  się  konspiracyjnie  dookoła  nas,  a  później  podeszła  bliżej 

Jasmine i mnie. 
   

-  Moja  najłaskawsza  królowa  ma  jeszcze  dla  ciebie  inny  prezent,  a  raczej 

ofertę. 
 

- Naprawdę? - Spytałam ostrożnie. Szlachta lubowała się w gierkach, więc nie 

byłam zaskoczona, że prezent i oferta przyjaźni przynoszą również zobowiązaniami. 
 

Ilania pokiwała głową. 

 

- Moja królowa wie o twojej... sytuacji. - Posłała subtelne spojrzenie na mój 

brzuch,  chyba  na  wszelki  wypadek  gdyby  były  jakieś  niejasności  względem  tego  o 
czym mówi. - Jako królowa wielu królestw, królowa Varia nie ma żadnego interesu w 
spełnieniu się proroctwa... 
 

background image

-  Zaczekaj.  -  przerwałam.  -  Czy  ty  właśnie  powiedziałaś,  że  ona  rządzi  też 

innymi  królestwami?  Jak  wiele  przejęła?  -  zyskiwanie  kontroli  nad  królestwem  w 
Tamtym  Świecie  nie  było  małą  rzeczą.  Przejęcie  miało  miejsce  między  monarchą  i 
samą  ziemią,  a  to  wymagało  znacznych  sił  ze  strony  władcy.  Przejęcie  więcej  niż 
jednego królestwa było nie lada wyczynem, bo ostatnio inny monarcha oprócz mnie nie 
był  w  stanie  tego  dokonać.  Przynajmniej  tak  właśnie  mi  powiedziano.  Znalezienie 
kogoś, kto rzekomo rządził dodatkowymi królestwami, było niespodziewane. 
 

- Ona nie jest z nimi związana, nie w sensie dosłownym. - wyjaśniła Ilania. - Po 

prostu  ona  nimi  rządzi.  Ich  władcy  zgodzili  się  być  poddanymi  jej  królestwa. 
Technicznie ci władcy są związani ze swoją ziemią, ale oni uznają Varię jako ich wysoką 
królową. 
 

Spojrzałam na Jasmine. Wyglądała na tak samo zaskoczoną jak ja. Nigdy nie 

słyszałam  o  czymś  takim  jak  królestwo  chętnie  podporządkowujące  się  do  innemu. 
Kraina Cisów i jego sąsiedzi były położone daleko od moich własnych ziem, więc nie 
zaskoczyło  mnie  to,  że  takie  informacje  nie  dotarły  to  do  mnie  przedtem.  Jednak 
nadal było to dziwne. 
 

Ilania wydawała się brać ciszę, która zapadła po jej słowach, jako strach. 

 

- Z taka ilością sojuszników dookoła niej, teren mojej królowej jest ogromny i 

bezpieczny.  Wiemy,  że  jesteś  tutaj  w  stanie  ciągłego  zagrożenia,  nawet  w  twoim 
własnym królestwie. - zatrzymała wypowiedź, by pozwolić przejść kilku żołnierzom, 
udowadniając  swoje  racje.  -  Moja  królowa  chciałaby  rozciągnąć  jej  gościnność  na 
ciebie i dostarczyłaby ci bezpiecznej przystani, w której możesz mogła bezpiecznie 
urodzić  twoje  dzieci.  Jeżeli  tylko  sobie  tego  zapragniesz,  byłyby  one  tam  mile 
widziane,  by  pozostać  tak  długo  jak  tylko  będziesz  chciała.  Siła  i  władza  mojej 
królowej zapewniłyby ci, że nie stałaby się im żadna krzywda, ponieważ byłyby daleko 
od twoich wrogów. 
 

Było prawdą, że moi najwięksi wrogowie byli, też moimi najbliższymi sąsiadami. 

Nie lubiłam tej implikacji. Ilania zasadniczo mówiła, że moje własne zasoby były nie 
wystarczające by zapewnić bezpieczeństwo mnie i bliźniakom, w przeciwieństwie do 
jej królowej. 
 

-  Dlaczego  ona  zaoferowałaby  mi  coś  takiego?  -  spytałam  podejrzliwie,  nie 

chcąc wierzyć w taką dobroć szlachty. 

background image

 

- Moja królowa też jest matką i jest przerażona widząc te stałe ataki na ciebie 

i  twoje  nienarodzone  dzieci.  Uważa,  że  twoi  wrogowie  są  tchórzliwi  i  źli.  -  Ilania 
uśmiechnęła się słodko. - I, jak mówiłam, moja pani jest zadowolona z jej własnych 
ziemi.  Nie  interesuje  jej  proroctwo  z  jego  obietnicą  zdobywania  ludzkiego  świata. 
Jednakże  jest  zainteresowana  utrzymaniem  przyjaznych  relacji  z  inną  kobietą 
obdarzona mocą i władzą. To dla niej bardzo smutne, że ma tak mało sobie równych, by 
rozmawiać z nimi. 
 

-  Mogę  to  sobie  wyobrazić.  -  zamruczałam.  Dookoła  nas  udręczeni  służący 

próbowali  organizować  nagromadzony  tłum.  -  Słuchaj,  ślub  zaraz  się  zacznie,  więc 
muszę zająć swoje miejsce. Odeślij moje podziękowania twojej królowej, ale powiedz 
jej,  że  jestem  szczęśliwa  i  chcę  pozostać  tam,  gdzie  jestem  teraz.  Zrobiliśmy 
dotychczas kawał ładnej pracy w trzymaniu mnie bezpiecznej. - odłożyłam przygodę w 
Ohio na bok. 
 

Ilania  dygnęła  ponownie.  -  Jak  sobie  życzysz,  Wasza  Wysokość.  Moja  pani 

nakazała  mi,  aby  ci  powiedzieć,  że  jej  oferta  będzie  aktualna  pomimo  twojej 
odpowiedzi. 
 

Ponownie powtórzyłam moje podziękowania i pośpieszyłam z Jasmine na przód 

tłumu. 
 

- To było niesamowite. - zauważyła Jasmine. 

 

- Oferta nie tak bardzo. - powiedziałam. - Wszyscy tutaj zawsze manipulują dla 

pozycji. Ale te rzeczy o innych królestwach? To jest dziwne. 
 

Nie  miałam  czasu,  by  zastanowić  się  nad  propozycją  królowej  Krainy  Cisów, 

ponieważ  rzeczy  ruszyły  naprzód.  Jako  przewodnicząca  królowa  miałam  miejsce  w 
pierwszym rzędzie. Dorian stał obok mnie, zarówno ze względu na jego rangę, jak i na 
to, że byliśmy parą. Oboje państwo młodzi pierwotnie służyli jemu i przeszli do mnie, 
kiedy  przejęłam  kontrolę  nad  Krainą  Cierni.  Inni  monarchowie  zostali  odpowiednio 
rozmieszczeni w złożonym systemie pozycji, za którym całkowicie nie nadążałam, a 
nawet planiści cierpieli męczarnie przez tygodnie. Jasmine, jako moja krewna, ale nie 
panująca królowa, była kilka rzędów dalej. Stojący obok mnie Dorian posłał mi jeden z 
jego łobuzerskich uśmiechów i ciężko było nie uśmiechnąć się do niego. Jakikolwiek żal 
istniał między nami, łatwo było odłożyć go na bok dla tej okazji, szczególnie, że minął 

background image

prawie tydzień od naszej walki w Ohio. Poza tym, jeżeli ktoś może dać mi odpowiedzi o 
królowej Krainie Cisów i podbitych przez nią królestwach, to byłby ta osobą właśnie 
Dorian. 
 

O religii szlachty nigdy nie zdołałam się zbyt dużo dowiedzieć. Z tego, czego się 

nauczyłam,  szlachta  wierzyła,  że  była  politeistyczna  i  ukierunkowana  na  naturę,  z 
określonymi  praktykami  i  doktryną,  która  zmieniała  się  w  zależności  od  regionu. 
Dzisiaj przewodniczył duchowny jakiegoś rodzaju, ale powiedziano mi, że on był tu 
głównie,  by  być  autorytetem  jako  świadek,  a  religia  odgrywała  małą  rolę  w 
uroczystości. 
 

Inny zwyczaj szlachty stał się oczywisty, jak tylko ukazała się młoda para. Nie 

było  żadnego  wydawania  panny  młodej  za  mąż,  ani  nawet  nie  szła  sama  przejściem 
między rzędami. Shaya i Rurik razem szli przez tłum, ręka w rękę, torując sobie drogę 
do łuku róż, jak równy z równym. Mało szlachty w ogóle martwiło się ślubami, ale ci, 
którzy to robili, traktowali to jako okazję do wielkiej radości i nie sądzili, żeby biel 
była  radosnym  kolorem.  Shaya  nosiła  jedwabną  suknię  w  kolorze  głębokiego  różu  i 
zrezygnowała  z  jej  zwykłych  warkoczy,  by  nieść  swoje  długie,  czarne  włosy  luźno 
rozpuszczone na plecach. To kontrastowało dramatycznie z jasną osobowością Rurika, 
ale ich szczęście było połączeniem doskonałym. 
 

Uroczystość była tak krótka i słodka jak mi powiedziano, że będzie. Była to 

głównie recytacja przysięgi małżeńskiej. Widok tej dwójki razem nadal był dla mnie 
niesamowity,  bo  wiedziałam  jak  bardzo  się  od  siebie  różnili.  Shaya  zawsze  była 
zdystansowana  i  odpowiedzialna,  a  Rurik  arogancki  i  prymitywny.  Jednak,  jakoś 
sprawili, że to zadziałało i dotarli do tego punktu. 
 

- Co się stało, Eugenie?- zapytał Dorian, kiedy ślub dobiegł końca, a tłum zaczął 

wiwatować - Czy ty łzawisz? Nigdy nie uważałem cię za osobę sentymentalną. 
 

-  Nie.  -  pstryknęłam  palcami,  ocierając  pośpiesznie  dłonią  oczy.  -  To  tylko 

hormony. Przez nie robię głupie rzeczy. 
 

- Racja. - powiedział tonem, który wyraźnie mi powiedział, że zupełnie w to nie 

uwierzył. 
 

- Wasze Wysokości. 

 

background image

Shaya i Rurik stanęli przed nami, kłaniając się nisko. Zwyczaj mówił, że nowy 

mąż i żona przedstawiają siebie ich lennej pani, zanim będą mogli pójść dalej do ich 
rodziny i przyjaciół. Skłonili się jakby bardziej Dorianowi, ponieważ wciąż uważali go w 
pewnym stopniu za swojego władcę. Pomyślałam sobie, że ten zwyczaj był trochę głupi. 
Dlaczego niby młoda para powinna przyjść do nas po błogosławieństwo? Tu przecież 
chodziło o nich. Nie mieliśmy z tym nic wspólnego. Mimo wszystko pamiętałam, by nie 
walczyć z etykietą szlachty i zaskoczyłam Shayę mocnym przytuleniem. 
 

- Tak bardzo cieszę się twoim szczęściem. - powiedziałam. Shaya miała małe 

róże schowane we włosach i ich zapach otoczył mnie. Czereśniowe drzewa zwiększyły 
produkcję  płatków  poprzez magię  i  teraz spadały  wokół  nas  jak  konfetti.  -  Pięknie 
wyglądasz. 
 

- Dziękuję. - powiedziała, rumieniąc się na pochwałę. 

 

Ku zaskoczeniu nas obu, ścisnęłam również Rurika. - Cieszę się nawet z twojego 

powodu. Chociaż nie jestem całkowicie pewna, czy na nią zasługujesz. - drażniłam się. 
 

Pokiwał głową. - Więc jest nas dwoje. 

 

- Życzę wam wiele lat radości i urodzajności. - powiedział Dorian, wyrażając na 

swoje twarzy pierwotną przyjemność. Zawsze nosił uśmieszek jakiegoś rodzaju, więc 
te momenty czystego i uzasadnionego zachwytu były rzadkie. 
 

- Czy jedziecie na coś w rodzaju miesiąca miodowego? - spytałam, rozumiejąc, 

że  to  było  coś  o  czym  powinnam  się  dowiedzieć  wcześniej.  Tak  wiele  nacisku  było 
włożone w przygotowania do ślubu i jego bezpieczeństwa, że nigdy tak naprawdę nie 
myślałam  dużo  o  tym  co  będzie  później.  Moje  pytanie  spotkało  się  z  trzema 
zaintrygowanymi spojrzeniami. 
 

-  Miesiąc  miodowy,  Wasza  Wysokość?  -  spytała  Shaya,  wyraźnie 

niezaznajomiona z tym wyrażeniem. 
 

Zostałam zaskoczona przez ich zdziwienie. 

 

-  Eee,  tak.  To  jest  jakby  podróż...  którą  odbywasz  po  ślubie.  Wyjeżdżasz 

gdzieś na tydzień albo dwa. 
 

background image

- W jakim celu? - spytał Dorian z małym, ciekawym zmarszczeniem brwi. 

 

Wzruszyłam ramionami. - Cóż... żeby pobyć tylko we dwoje i... no... wiesz... 

 

Zrozumienie zalało ich twarze. Shaya potrząsnęła głową. - Jesteśmy w stanie 

wojny,  Wasza  Wysokość.  Moglibyśmy  sobie  tylko  pomarzyć  o  robieniu  czegoś  tak 
frywolnego. 
 

Typowa  szlachta.  Nie  mieli  żadnych  problemów  z  uprawianiem  publicznego 

seksu, ale pomysł prywatnej, romantycznej wycieczki był już dla nich „frywolny”. 
 

-  Poza  tym  -  dodał  Rurik,  mrugając  okiem  -  dlaczego  mielibyśmy  wyjechać? 

Mamy mnóstwo miejsca, by zrobić to wokoło tutaj. I w Krainie Cierni. 
 

- Och. - powiedziałam, gdy odeszli już daleko. - Jak, u licha, on ją zdobył? 

 

Dorian zachichotał. - Cóż, śmiem twierdzić, że wygrał również ciebie. Nie byłaś 

jego największą wielbicielką, kiedy go poznałaś. 
 

- To cholerna prawda. - powiedziałam. - Ale jest różnica między uczeniem się 

dogadywania z kimś, a ślubowaniem spędzenia z nim reszty twojego życia. 
 

- Myślę, że nie możesz mieć jednego bez drugiego. 

 

- To nie ma żadnego sensu.- sprzeciwiłam się. 

 

-  Miłość  rzadko  ma  sens.  To  magia  ponad  jakąkolwiek  inną  w  tym  świecie.  - 

przewróciłam  oczami,  a  on  objął  mnie  ręką.  -  Czy  powinniśmy  sprawdzić  co  leży  w 
zapasach między zakąskami? Pewnie jest tam coś, co nawet ludzka medycyna pozwoli 
ci spożyć. 
 

Nastrój był zbyt uroczysty, by dać mu twardą odpowiedź, więc pozwoliłam by 

poprowadził  mnie,  co  nie  było  dla  mnie  łatwe.  Każdy  kto  nas  mijał  chciał  nam  coś 
powiedzieć,  czy  to  były  proste  gratulacje,  czy  też  całkowite  deklaracje  wierności 
lenniczej. Musieliśmy kontynuować naszą rozmowę z przerwami. 
 

-  Czy  znalazłaś  innego  ludzkiego  lekarza,  z  którym  możesz  się  zobaczyć?  - 

spytał Dorian. - W nowej i bezpiecznej lokalizacji? 

background image

 

-  Jeszcze  nie.  -  powiedziałam.  Nie  przeoczyłam  jego  sformułowania.  Wyraził 

się, jakby karcił mnie za głupi pomysł, jak poprzednim razem. Wiedziałam, że to było 
dla niego wielkie ustępstwo i byłam skłonna, by coś mu dać. - Tak szczerze, to nie 
jestem  pewna,  czy  powinnam  szukać.  Wszystko  idzie  tak  dobrze...  z  ciążą.  Jak 
mówiłeś, pomoc jakiej by mi udzielił ludzki lekarz, nie jest warta ryzykowania mojego 
bezpieczeństwa, gdy opuszczę moje królestwa. 
 

Dorian pokiwał głową w zamyśleniu. - Wybierzesz to co najlepsze, jestem tego 

pewien. Być może Roland byłby w stanie coś ci zasugerować podczas swojej następnej 
wizyty. 
 

- Być może. - zgodziłam się. Moje spojrzenie podryfowało na przeciwną stronę 

dziedzińca i poczułam, jak mój uśmiech rośnie. - Wiem za to, że Pagiel pójdzie za mną, 
gdziekolwiek się wybiorę i będzie bronił mojego honoru. 
 

Dorian  powiódł  za  moim  spojrzeniem.  Pagiel,  uśmiechnięty  i  pełen  energii, 

trzymał kurczowo Jasmine za ręce i próbował namówić ją do tańca. Muzycy szlachty 
ukazali  się  w  kącie  i  zaczęli  grać  melodię.  Ona  potrząsnęła  głową,  ale  nawet  ja 
rozpoznałam  nieśmiałe  spojrzenie  kogoś  grającego  trudną  do  zdobycia.  To  było 
oczywiste, że potajemnie cieszyła się jego zalotami. 
 

- Czy to ci nie przeszkadza? - spytał Dorian. 

 

- Nie. - powiedziałam, gdy w końcu dotarliśmy do jedzenia. - On jest dobrym 

dzieckiem i przynajmniej jest  zbliżony do niej wiekiem. Poza tym nie muszę teraz 
niepokoić się, że będzie na siłę starała się zajść w ciążę jako pierwsza. - kiedy po raz 
pierwszy  spotkałam  Jasmine,  była  związana  z  martwym  obecnie  królem  szlachty 
nazywającym się Ajson, który podjudzał w niej spełnienie się proroctwa naszego ojca. 
Ona była jak Rurik, kimś, kto uległ zmianie na lepsze. 
 

Chciałam spytać Doriana o Krainę Cisów, ale nie było ku temu okazji. Oprócz 

bycia  rozpraszanymi  przez  stałe  zaczepianie  nas  ma  pogawędki,  byliśmy  również 
częścią uroczystości. Zarówno moje królestwa, jak również królestwo Doriana, żyły w 
napięciu przez ostatnie miesiące i było miłe, że mieliśmy przerwę od tego. Śmiałam się 
i  weseliłam  z  innymi,  kiedy  Rurik  wyciągnął  Shayę  na  parkiet  do  tańca  i  zaczął  ją 
obracać. Oglądałam jak Jasmine i Pagiel flirtują z młodzieńczą niewinnością. Nawet 
piłam  jakiś  rodzaj  słodkiego  nektaru,  o  którym  szef  kuchni  zapewnił  mnie,  że  był 

background image

bezalkoholowy. Został podany w pucharach zrobionych z tulipanów, przypominając mi, 
nie  pierwszy  raz,  że  moje  życie  naprawdę  było  teraz  bajką...  tylko  nie  zawsze 
szczęśliwą. 
 

Szczęśliwy Dorian podziwiał tańczące pary i posłał mi znaczące spojrzenie. 

 
 

- Przypuszczam, że tracił bym czas prosząc cię do tańca? 

 

- Miałbyś więcej szczęścia z jednym z koni. - powiedziałam. 

 

Zachichotał. - Jesteś mniejsza niż myślisz. Poza tym zapominasz, jak piękna 

jest dla nas płodność... nie jak dla ludzi, którzy wydają się tym zawstydzeni. Spędziłaś 
między nimi zbyt dużo czasu. 
 

- To niedopowiedzenie. - drażniłam się. - Spędziłam z nimi większość mojego 

życia. Nie mogę tego zmienić, że myślę jak człowiek. 
 

- Wiem. - powiedział z udawanym smutkiem.  - To jest coś, co mam nadzieję 

będziesz rozprzestrzeniać. 
 

Odmówiłam  dalszym  zaproszeniom  Doriana,  by  potańczyć,  ale  później 

oglądając, jak kręci się dookoła z innymi kobietami, zrozumiałam, że ostatnie napięcie 
było  nie  tylko  między  naszymi  królestwami.  Czy  to  było  moje  oburzenie  na  to,  jak 
naciągnął  mnie  na  zdobycie  Żelaznej  Korony,  albo  po  prostu  dyskusje  o  tym  jak 
najlepiej chronić moich bliźniaków, wydawało się, że Dorian i ja kłóciliśmy się non-stop. 
To było miłe, by tego jednego wieczora, być w ze sobą w zgodzie. Przypomniałam sobie 
jak to wszystko wyglądało wtedy, gdy byliśmy parą. 
 

Było  już  po  północy, kiedy  w  końcu  wyszłam.  Zaczarowane  świetliki  zastąpiły 

płatki  wiśni,  oświetlając  tych  uczestników  libacji,  którzy  nadal  tam  pozostali. 
Wyślizgnęłam  się  bez  jakichś  dużych  pożegnań,  ponieważ  nauczyłam  się  jakiś  czas 
temu, że jeśli zrobiłaś to z jedną osobą, to od razu ustawiłaby się kolejka i trwałoby to 
godziny, zanim właściwie dostałabym się do łóżka. Tak, naprawdę, to tylko moja straż 
zauważyła moje wyjście i kilku z nich eskortowało mnie wewnątrz zamku. 
 

Kiedy dotarłam do moich pokojów, widziałam, że jakiś pomocny służący umieścił 

tam  posągi  Ilanii,  być  może  na  wypadek  gdybym  chciała  go  nimi  ozdobić.  Wraz  z 
posągiem  jednorożca,  który  widziałam  wcześniej,  był  też  jeden  z  pięcioma  rybami 

background image

zbalansowanymi wdzięcznie jedna na drugiej. Chciałam wysłać jeden do Kraju Cierni, 
bo wydawał się ironiczny jak dla pustynnego królestwa. Drugi posąg wstawię dopiero 
jutro do magazynu, by mieć szansę spytać Doriana o Krainę Cisów, bo byłam pewna, że 
zostanie tu na noc. Musiałam się również upewnić, że Varia dostanie jej symboliczne 
prezenty. Miałam tak wiele do zrobienia, ale byłam zbyt zmęczona, aby radzić sobie z 
tym właśnie teraz. 
 

Rozmyślanie  o  Dorianie  przypomniało  mi  o  komentarzu,  który  powiedział. 

Chociaż byłam gotowa, by rzucić się do snu, opóźniłam ten moment, by wezwać do mnie 
Volusiana. Pokój, który tego letniego wieczora, chwilę temu był ciepły i wesoły, stał się 
nagle zimny i groźny. Volusian ukazał się w najciemniejszym kącie, a jego oczy pałały 
czerwienią. 
 

- Moja pani wzywała. - powiedział jego niskim tonem. 

 

Stłumiłam ziewnięcie i usiadłam na łóżku, nagle czując, że się duszę przez długą 

sukienkę. - Potrzebuję, byś poszedł do Rolanda jak tylko będzie on na nogach rano. 
Poproś go, by przyszedł zobaczyć się tutaj ze mną, kiedy będzie miał chwilę czasu. Z 
naciskiem  na  „kiedy  będzie  miał  chwilę  czasu”.  -  ostrzegłam.  Ostatnim  razem,  gdy 
wysłałam Volusiana z prośbą do mojego ojczyma, duch po prostu powiedział: „Musisz 
przyjść teraz.” Roland praktycznie zabił się, próbując dostać się do Tamtego Świata, 
pewna, że właśnie umieram. Z Volusianem musiałam być bardzo szczegółową. 
 

- Jak rozkażesz, moja pani. - odpowiedział. - Czy coś jeszcze? 

 

- Nie. To... 

 

- Co to jest? 

 

Wpatrywałam  się  w  niego  ze  zdziwieniem,  nie  z  powodu  samego  pytania,  ale 

dlatego iż mogłabym prawdopodobnie policzyć na palcach jednej ręki, ile razy Volusian 
kiedykolwiek mi przerwał. Dość wytrwale przestrzegał on swojej niewoli (tak długo, 
jak  miałam  władzę  by  go  utrzymać)  i  rzadko  oferował  coś  więcej,  niż  od  niego 
zażądałam. Równie rzadko zabiegał o informacje, które nie były mu niezbędne do jego 
zadań.  To  był  jego  sposób,  by  pokazać  mi,  jak  mało  troszczył  się  o  mnie  i  o  moje 
interesy. 
 

- O co ci chodzi? - spytałam, rozglądając się. 

background image

 

Wskazał na dwa posągi. - One - zadeklarował - są zrobione z damariańskiego 

jadeitu. 
 

Wróciłam myślami do mojej rozmowy z Ilanią. - Eee, tak, myślę, że właśnie tak 

nazwała ten materiał. 
 

- Ona? - dopytywał się. - Kim ona jest? I czy ona przebywa tutaj? 

 

-  To  ambasador  z  Krainy  Cisów.  -  powiedziałam,  nadal  nieco  zdziwiona  tą 

rozmową. - Przebywa tutaj w imieniu jej królowej, Varii. 
 

- Varia. - powtórzył. - Ona musi być córką Ganene. - coś oziębłego kryło się w 

sposobie, ja wypowiedział imię Ganene. Słowo to wymówił z jadem. 
 

- Nie wiem. - powiedziałam. - Ona tylko dostarczyła mi posągi i złożyła ofertę 

przyjaźni. 
 

- Tak, jestem pewny, że tak zrobiła. - odpowiedział enigmatycznie. - Oni w tym 

celują. 
 

Wstałam - Volusian, co o nich wiesz? Czy wiesz jak oni podbili te wszystkie 

królestwa? 
 

- Podbili królestwa? Nie wiem, ale twoje słowa są rozsądne, pani. Powinnaś je 

dobrze  przemyśleć.  -  Volusian  wycofał  się  w  ciszy,  jak  gdyby  nigdy  się  nie 
zdenerwował. Trudno było z nim rozmawiać. 
 

- Czy byłeś tam? - spytałam. - W Krainie Cisów? 

 

- Nie byłem od wielu, wielu wieków, pani. 

 

- Ale kiedyś tam byłeś? 

 

- Tak, pani. 

 

- Co wiesz o Varii? 

 

background image

-  Zupełnie  jej  nie  znam,  pani.  Tak  jak  wcześniej  powiedziałem,  nie  byłem  w 

Krainie Cisów od wielu wieków. Dużo niewątpliwie zmieniło się od tego czasu w tym 
nieszczęśliwym miejscu. - Jego czerwone oczy wpatrywały się w posągi. - Z wyjątkiem 
ich  odrażającego  smaku  w  sztuce.  Jeżeli  moja  pani  ma  taką  potrzebę,  to  chętnie 
zniszczyłbym te monstrualności i usunąłbym ich brzydotę z jej wzroku. 
 

- To bardzo miłe słowa. Dlaczego tak bardzo nienawidzisz Krainy Cisów? - zanim 

mógłby odpowiedzieć, przypomniało mi się inne pytanie. - Volusian, pochodzisz z Krainy 
Cisów? 
 

Długo  nie  odpowiadał.  Myślę,  że  gdyby  mógł,  nie  odpowiedziałby  mi  na  nie. 

Jednak więzi trzymały go zbyt mocno. 
 

- Tak, pani. 

 

Nie powiedział nic więcej. Mogłabym wymusić z niego więcej odpowiedzi, ale się 

rozmyśliłam. Volusian był bardzo starym duchem. Być może pochodzi z Krainy Cisów, 
ale z tego co wyznał, nie był tam ostatnimi czasy, ani też nie znał Varii. Domyślałam się, 
że to niechęć trzymała go z daleka od tego królestwa, więc jego zdanie o nim nie było 
dla mnie zbyt przydatne. Zaintrygowało mnie za to ta część, że zdobyłam pierwszy 
kawałek historii Volusiana. Zawsze wiedziałam, że coś strasznego spowodowało, iż stał 
się przeklęty i przemierzał świat bez spokoju. Teraz miałam przeczucie, gdzie jego 
kłopoty mogły się zacząć. 
 

- Czy chcesz czegokolwiek jeszcze, pani? - spytał, kiedy tak rozmyślałam. 

 

- Co? - zagubiłam się we własnych myślach. - Och, nie. To wszystko na tę chwilę. 

 

Volusian pokiwał głową w zrozumieniu i zaczął rozpływać się w ciemności. Przez 

chwilę  widać  było  jeszcze  jego  czerwone  oczy,  ale  one  również  szybko  zniknęły  w 
cieniach.