SUZANNE CAREY
Pamięć gór
- 1 -
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tumany żółtych liści uderzały o przednią szybę wozu Kate McCullough.
Zachmurzone, szare niebo i opustoszały krajobraz Północnej Karoliny pasowały do jej
dzisiejszego nastroju. Miała wrażenie, że zawalił się właśnie cały jej świat. Zawiodła
się na kimś, kogo bardzo kochała. Z powodu niewierności jej przystojnego,
jasnowłosego męża, aktora Dana Greysona, ich krótkotrwałe małżeństwo zakończyło
się rozwodem. Tutaj, w ciszy gór, Kate pragnęła zapomnieć o przeżyciach ostatnich
tygodni.
Miała dwadzieścia cztery lata i pracowała jako asystentka producenta
filmowego, Jacka Northa. Zanim mogła oficjalnie rozpocząć urlop, musiała jeszcze
spełnić pewną misję dla Northa. Było to dosyć dziwne zadanie, którego powinien
podjąć się raczej sam North lub ktoś o podobnym darze przekonywania. Na końcu
stromej, górskiej drogi mieszkał mężczyzna, który zaszył się na tym odludziu cztery
lata temu, zrywając niemal wszelkie kontakty ze światem zewnętrznym.
Kiedy prosiła o urlop, Jack wspomniał mimochodem, że skoro wybiera się do
Północnej Karoliny, może przy okazji odwiedzić Davida Vine'a. North był ojcem
chrzestnym Kate, a ona córką sławnego niegdyś reżysera, Artura McCullougha. Nawet
dla niej jednak tego rodzaju luźna sugestia ze strony Jacka Northa znaczyła tyle co
rozkaz.
Peter Sullivan, zdobywca Nagrody Pulitzera, skończył właśnie scenariusz do
filmu opartego na motywach jego powieści „Pamięć gór". North uważał, że Vine, ze
swoim zamiłowaniem do górskiego stylu życia, nadaje się idealnie do roli głównego
bohatera. Był tylko jeden problem. Vine zniknął z hollywoodzkiej sceny cztery lata
temu po katastrofie samolotowej, w której zginęła jego żona, aktorka Sharon Lorrie, a
on sam stracił oko.
W wypadku Vine odniósł także inne obrażenia: miał połamane dwie nogi i
pękniętą szczękę. Najbardziej jednak bolesna musiała być rana w jego sercu, pomyś-
lała Kate ze współczuciem. Sharon Lorrie, symbol seksu i niezwykle utalentowana
aktorka, potrafiła równie dobrze grać role komediowe, jak i tragiczne. Ta jasnowłosa
R S
- 2 -
piękność była najważniejszą osobą w życiu Davida Vine'a. Razem tworzyli parę, która
budziła podziw i zazdrość. Sprawiali wrażenie idealnie dobranego małżeństwa.
Według słów Jacka, po wyjściu ze szpitala Vine podróżował przez pewien czas
po Europie, odrzucając wszystkie proponowane mu role. Wreszcie osiedlił się w
górach Północnej Karoliny. Żył teraz na wybranym z własnej woli odludziu,
utrzymując kontakty jedynie z mieszkającymi w sąsiedztwie góralami.
Pisał książkę o ulotności wszelkich związków w świecie filmu. Był to od dawna
jego ulubiony temat, jeszcze z czasów ich szczęśliwych dni z Sharon Lorrie.
North uprzedził Kate, że Vine'a nie będzie łatwo skłonić do przyjęcia roli.
Mogło się to okazać nawet zupełnie niewykonalne. Jack sądził jednak, że Kate, młoda
i niewinna, ma większe szanse powodzenia w tej misji niż on sam, którego Vine
zdecydowanie nie lubił.
Zrobiło się chłodno. Perłowoszary kostium, tak wygodny podczas porannego
lotu z Los Angeles do Atlanty, teraz w górskim krajobrazie jest zupełnie nie na
miejscu, zdecydowała Kate. Postanowiła zmienić strój, jeśli w Cabin Creek uda się jej
znaleźć stację benzynową.
Od czasów szkoły średniej była wielbicielką talentu Davida Vine'a. Choć
dawno już nie widziała Vine'a na ekranie, wciąż pamiętała dobrze jego wysoką postać,
szerokie barki, posępne spojrzenie.
Kto mógłby zapomnieć jego znakomitą kreację w podwójnej roli Charlesa
Darnaya i Sydneya Cartona w nagrodzonej na festiwalu współczesnej wersji „Opo-
wieści o dwóch miastach"? Następna rola w „Kłosach poranka" przyniosła mu nagrodę
Akademii. Był to ostatni film wyreżyserowany przez jej ojca i zarazem ostatni, w
którym zagrał Vine. Wkrótce potem katastrofa samolotowa na kalifornijskich
wzgórzach położyła kres karierze Vine'a. David powinien mieć teraz około trzydziestu
czterech lat, teoretycznie był więc u szczytu swoich aktorskich możliwości.
Kate postanowiła przekazać Vine'owi propozycję Northa, a potem jak
najszybciej odjechać. Za około półtorej godziny powinna dotrzeć do Szafirowej Doli-
ny, by tam w spokoju rozmyślać o swoim nieszczęściu przez najbliższe trzy tygodnie,
aż do powrotu z Europy cioci Jo.
R S
- 3 -
Kilka minut później przejechała przez rozchwiany mostek i znalazła się w
Cabin Creek. Kilka nie pomalowanych, skleconych byle jak chałup otaczało ponury
sklep o mało zachęcających witrynach. Przed nim stała pojedyncza, rdzewiejąca
pompa benzynowa.
Na werandzie sklepu siedział wielki Wyliniały pies i mały, może
dziewięcioletni chłopczyk. Chociaż bosy, chłopiec miał na sobie ciepłą wełnianą
kurtkę.
- Cześć! - zawołała Kate. Wychodząc z samochodu, drżała lekko. - Czy jest
tutaj damska toaleta?
Chłopiec powoli potrząsnął przecząco głową.
- Nie sądzę - odparł. Popatrzył na nią z namysłem. - Może zapyta pani
właściciela, pana Jenkinsa, czy pozwoli pani skorzystać ze swojej łazienki. A skąd
pani jest? - zapytał ciekawie. - Z Knoxville?
- Nie - odparła. - Z Kalifornii.
Patrzył na nią, jakby była istotą z, innego świata. Więcej jeszcze ciekawych
spojrzeń powitało ją wewnątrz, kiedy niepewnie podeszła do dwóch rozmawiających
przy ladzie mężczyzn.
- Chłopiec powiedział mi, że będę mogła znaleźć tutaj łazienkę. Chciałam
przebrać się w dżinsy i ciepły sweter - wyjaśniła, wskazując na trzymaną w ręku
płócienną torbę.
- Dokąd jedziesz? - zapytał ciekawie starszy z dwóch mężczyzn, nie przestając
żuć tabaki i całkowicie ignorując jej pytanie. Drugi, wysoki i łysiejący już, choć nie
wyglądał na więcej niż trzydzieści lat, nie odrywał od niej wzroku.
- W góry - odparła. - I zamarznę w tym ubraniu. Mężczyzna milczał przez
dłuższą chwilę.
- Możesz skorzystać z magazynu, jeśli chcesz - powiedział wreszcie z pewną
niechęcią w głosie. - Idź w prawo, a potem do końca korytarza. - Urwał na chwilę. -
Tam w górach niczego już nie ma. Jedynie opuszczona strażnica i dom Dave'a
Johnsona. Droga jest ciężka, a pogoda kiepska. Lepiej wracaj tam, skąd przyjechałaś.
R S
- 4 -
Kate zamykała drzwi magazynu z uczuciem niepokoju. Nie miała wątpliwości,
że jedzie we właściwym kierunku. Jeśli jednak ci ludzie tak zazdrośnie strzegli
prywatności Vine'a, wiedziała już, jakiego powitania może się spodziewać.
Wyjęła z torby flanelową, kraciastą koszulę, wytarte dżinsy i wydziergany
przez siebie wełniany sweter. Na wierzch nałożyła grubą kurtkę z kapturem. Stopy, w
dwóch parach wełnianych skarpet, wcisnęła w skórzane mokasyny. Odnalazła jeszcze
wełnianą czapkę i rękawiczki, starając się nie myśleć o tym, kiedy ostatni raz miała je
na sobie - podczas podróży poślubnej z Danem.
W przekrzywionym, maleńkim lustrze Kate zobaczyła swą potarganą fryzurę.
Powodowana impulsem, wyjęła spinki podtrzymujące upięty wysoko kok i jej lekko
falujące, kasztanowe włosy rozsypały się po ramionach.
Mężczyźni umilkli, kiedy ponownie pojawiła się w sklepie.
- Dziękuję raz jeszcze - powiedziała, starając się nie zwracać uwagi na ich
zaciekawione spojrzenia.
- Nie macie tu pewnie gorącej kawy?
- Owszem, mamy. - Właściciel napełnił papierowy kubeczek gorącym płynem.
- Trzydzieści pięć centów.
- Przyglądał się Kate z uwagą. - Teraz nie przypominasz już tak bardzo turystki,
ale lepiej byś pojechała szukać wrażeń gdzie indziej. Zanosi się na burzę, już zaczyna
padać.
- Zastanowię się nad tym. - Uśmiechnęła się nonszalancko i wyszła z kawą do
samochodu.
Silnik zapalił dopiero po dłuższej chwili.
Kolejny raz, odkąd wypożyczyła samochód w Atlancie, Kate poczuła
charakterystyczny zapach benzyny. Wydawało jej się jednak, że silnik pracuje
normalnie.
Z każdym kilometrem droga stawała się coraz bardziej stroma i wąska.
Pokonując ostre zakręty, Kate musiała zwalniać do minimalnej prędkości, za każdym
razem obawiając się, by nie zgasł silnik.
Doszła do wniosku, że nie musi wstydzić się za scenariusz, który wiozła dla
Vine'a. Peter Sullivan był dobrym pisarzem, a historia przedstawiona w scenariuszu
- 5 -
mówiła o odpowiedzialności i wyborach, przed którymi życie stawia każdego
człowieka. Scenariusz z dużą wrażliwością ukazywał całą złożoność sytuacji
bohaterów i w żadnym wypadku nie była to tania, szmirowata opowieść. Główna rola
wydawała się jakby napisana specjalnie dla Vine'a i było bardzo prawdopodobne, że
mogła mu ona przynieść kolejną nagrodę Akademii.
Nagłe zgrzyty silnika wyrwały Kate z zamyślenia. Ulewa rozpętała się na
dobre. Z jednej strony wąskiej, krętej drogi rozciągała się przepaść, z drugiej zaś
wysoka, skalna ściana. Było już za późno, by zawrócić. Silnik zgasł ostatecznie, kiedy
dotarła do niepozornej przecznicy. Ustawiony przy niej drogowskaz głosił: Strażnica
na Niedźwiedziej Górze.
Może ktoś tam będzie potrafił naprawić samochód i zechce podwieźć ją do
domu Vine'a. Szczęśliwie raz jeszcze udało się jej uruchomić silnik i ruszyła grząską
drogą w stronę schroniska.
Drewniany budynek sprawiał wrażenie opustoszałego. Najprawdopodobniej od
końca października, kiedy mijało niebezpieczeństwo pożarów, nikt tutaj nie mieszkał.
Będę musiała zostawić samochód i wrócić pieszo do Cabin Creek, kiedy przestanie
padać, pomyślała Kate. Albo też pójść dalej. Ostatecznie zdecydowała, że dom Vine'a
znajduje się bliżej niż rogatki Cabin Creek.
Rozejrzała się, na przeciwległym końcu podwórza dostrzegając dość obszerną
szopę. Kiedy zajrzała do środka, stwierdziła, że nadaje się ona doskonale do tego, by
zostawić w niej na jakiś czas samochód.
Scenariusz i skórzaną torbę Kate ukryła pod siedzeniem, zabierając ze sobą
jedynie pieniądze i pierścionek z diamentem, który otrzymała od Dana niespełna
osiem miesięcy temu podczas ich krótkiego okresu narzeczeństwa. Planowała zwrócić
Danowi pierścionek, na razie jednak uznała, że jest to klejnot zbyt cenny, by mogła tak
po prostu zostawić go w samochodzie.
Jeszcze tylko krótki, choć nieprzyjemny spacer, przekaże Vine'owi propozycję
Jacka, znajdzie jakiegoś mechanika i będzie mogła odjechać w stronę Szafirowej
Doliny. Idąc w zamyśleniu do drzwi, Kate nadepnęła na oparte o ścianę grabie i ich
trzonek uderzył ją mocno w głowę.
R S
- 6 -
Oparła się o samochód, masując obolałą skroń. Pociemniało jej w oczach i
przez chwilę sądziła, że zemdleje. Minęło kilka minut, zanim wreszcie wstała, wzięła
wiszące na ścianie żółte poncho i ruszyła w górę stromej ścieżki.
Krople deszczu spływały po jej twarzy niczym łzy. Dan, rozpaczała w duchu,
dlaczego ja ci nie wystarczyłam? Czy nasza przysięga małżeńska nie miała żadnego
znaczenia?
Teraz nie była już pewna, czy ona w ogóle go kochała. Może po prostu
potrzebowała kogoś bliskiego po śmierci ojca. Ciotka Jo wciąż podróżowała po
świecie i praktycznie do czasu ślubu z Danem Jack był jej jedynym krewnym. Skroń
bolała Kate coraz mocniej. Ogarniała ją senność, miała ochotę przytulić się do jednego
z kamiennych głazów, położyć głowę na miękkiej poduszce mchu. Szła jednak dalej
nękana wspomnieniami o Danie i Lindzie, całujących się w filmowym studio.
- Jeśli chcesz go zatrzymać, obawiam się, że będziesz musiała dzielić swego
męża z innymi kobietami - oznajmiła bezczelnie Linda, zanim jeszcze Dan zdołał
powiedzieć choć słowo. - Jest zbyt wspaniałym mężczyzną, byś mogła cieszyć się nim
sama.
Kate odwróciła się i uciekła, nie dość jednak szybko, by nie usłyszeć
gardłowego śmiechu Dana. Miała wrażenie, że słyszy go i teraz, wspinając się
kamienistą ścieżką. Zapadał zmrok i z coraz większym trudem rozróżniała w
ciemności drogę. Mężczyzna, do którego szła, musiał mieszkać o wiele dalej, niż
początkowo przypuszczała. Pośród gęstych drzew nie widziała w oddali blasku nawet
pojedynczego światełka, Davida... Davida... w tej chwili nie potrafiła sobie
przypomnieć jego nazwiska... mogło nie być w tej chwili w domu. Ma mu coś dać...
ale co?
Czuła w głowie całkowitą pustkę, skroń pulsowała boleśnie. Odwróciła się
nagle, słysząc za sobą warkot silnika. Światła oślepiły ją na moment, a zaraz potem
usłyszała pisk hamulców.
Trzask drzwiczek i po chwili silne ręce chwyciły ją za ramiona.
- Co tu robisz? Nie masz nawet latarki. Mogłem cię zabić i byłaby to wyłącznie
twoja wina.
Głęboki, męski głos docierał do niej jak ze snu.
R S
- 7 -
Oślepiona światłami samochodu nie widziała twarzy mężczyzny. Ubrany w
kurtkę z kapturem, wydawał się bardzo wysoki i barczysty.
- Muszę iść... w górę - powiedziała niepewnie. - Mam odnaleźć Davida...
Davida... Nie pamiętam...
- Nazywam się David Johnson, a to teren mojej posiadłości - odparł oschle. -
Czy mogłabyś powiedzieć mi przynajmniej, kim jesteś?
Kate zawahała się. Czuła, jak powoli ogarnia ją panika.
- Nie wiem...
Rysy Johnsona złagodniały trochę. Oślepiony reflektorami, pociągnął Kate na
bok, by przyjrzeć się jej twarzy. W jego oczach widziała niedowierzanie.
- Co to za gra? - zapytał ostro. Potrząsnęła głową, podnosząc dłonie do skroni.
- To nie gra - szepnęła, tłumiąc łkanie. - Chyba się zgubiłam. Boli mnie głowa.
Czy... mógłbyś mi pomóc?
Przyjrzał się Kate uważnie, dotykając delikatnie twardego zgrubienia na jej
skroni.
- Wygląda dosyć paskudnie. - Objął ją ramieniem. - Chodź, wysuszysz się u
mnie, a potem pomyślimy, co z tobą zrobić.
Chwilę później siedziała już obok niego w dżipie, podczas gdy mężczyzna
pokonywał sprawnie ostre zakręty górskiej drogi. Po kilku minutach zatrzymali się
przed surowo wykończonym drewnianym domkiem przytulonym do skalnej ściany.
David Johnson wyłączył silnik i obszedł samochód, by pomóc jej wysiąść.
Ogromny owczarek wybiegł im na spotkanie, szczekając radośnie.
- Cześć, Laurel - przywitał psa mężczyzna głębokim, dźwięcznym głosem. W
tym samym momencie złapał Kate, która potknęła się i oparła mocno o niego.
- Może lepiej zaniosę cię do domu - powiedział, biorąc ją na ręce. W jakiś
sposób David Johnson zdołał otworzyć ciężkie, dębowe drzwi domu, wciąż trzymając
ją w ramionach. W pokoju panowały nieprzeniknione ciemności. Odnajdując w mroku
drogę, mężczyzna doniósł ją do kanapy i tam usadził.
- Nie mam tu elektryczności - wyjaśnił. Usłyszała trzask zapałki, a potem
zapłonął ogień w dużym kamiennym kominku. Chwilę później David Johnson
R S
- 8 -
przyklęknął przy niej, pomagając Kate zdjąć ciężkie od wody poncho i przemoczone
buty.
- Muszę wyjść na moment do dżipa. Poczekaj tutaj i nie zasypiaj.
W blasku ognia widziała teraz wyraźnie wysoki pokój. Podłogę z drewnianych
desek przykrywały stare, orientalne dywany. Pośrodku stała olbrzymia,
ciemnogranatowa sofa, a w rzędzie czarnych teraz okien tańczyły cienie znajdujących
się w pokoju przedmiotów.
Próbując odegnać sen, Kate oglądała z zaciekawieniem każdy sprzęt.
Zauważyła wiele antyków, duży zegar z kukułką i ogromne biurko założone
książkami. Obok stały jeszcze dwa regały również wypełnione książkami. Na
skórzanym krześle leżał niewielki strunowy instrument przypominający lutnię.
Mężczyzna wnosił kartonowe pudła do drugiego pomieszczenia. Przez
uchylone drzwi Kate dostrzegła płomień naftowej lampy. Najprawdopodobniej tam
właśnie znajdowała się kuchnia.
Nagle znów wstrząsnął nią dreszcz. Mężczyzna nazywa się David Johnson, tak
jej powiedział. Wciąż jednak nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na jego pytanie: jak
brzmi jej własne nazwisko?
Zobaczyła pochyloną nad sobą twarz swojego gospodarza.
- David... - zaczęła, ogarnięta rozpaczą - panie Johnson. Czy widział mnie pan
kiedyś? Czy wie pan, kim jestem?
Potrząsnął głową.
- Mów do mnie po prostu: David - odpowiedział, ocierając łzę z jej policzka.
Delikatnie zdjął jej wilgotną czapkę i rękawiczki. Okrył Kate grubą, pikowaną kołdrą.
- Nie zasypiaj - poprosił. - Możesz mieć lekki wstrząs mózgu. Spróbuję przez
radio sprowadzić dla ciebie jakąś pomoc medyczną. Dowiem się też, czy ktoś nie
poszukuje zagubionej, przemoczonej dziewczyny z błyszczącymi złotem włosami.
R S
- 9 -
ROZDZIAŁ DRUGI
Mężczyzna zdjął kurtkę. Jego szerokie ramiona okrywał miękki, kaszmirowy
sweter. Podobnie jak Kate miał na sobie sprane, niebieskie dżinsy. Kiedy odwrócił się,
zauważyła jego piękne, jasnoniebieskie oczy pod zasłoną ciemnych rzęs.
Kruczoczarne włosy połyskiwały w ogniu nitkami srebrnej szarości.
- Tu David Johnson ze stacji Niedźwiedzia Góra do Wayah District. Odbiór -
powiedział, wciskając przycisk niewielkiej krótkofalówki.
Przez chwilę w pokoju słychać było jedynie trzaski.
- Ned Thornton - nadeszła wreszcie odpowiedź.
- Co mogę dla ciebie zrobić?
- Siedzi koło mnie młoda kobieta, która twierdzi, że się zgubiła i... nie pamięta
swojego nazwiska. Czy nie macie raportów o jakichś zaginionych osobach?
- O niczym nie słyszałem. - Głos ucichł na chwilę.
- Skontaktuję się ze stacją ratowników i dam ci znać. Czy ta kobieta potrzebuje
lekarza?
David Johnson zawahał się przez moment.
- Może mieć niewielki wstrząs mózgu - powiedział - jeśli jej historia z utratą
pamięci nie jest tylko mistyfikacją.
Kate poderwała się, a potem znów opadła na kanapę, czując nagły ból głowy.
Nie słyszała części rozmowy. Mężczyźni mówili coś o powodzi w Cabin Creek.
- Nie ma rannych, ale co najmniej do poniedziałku dziewczyna musi zostać u
ciebie. Jeśli uznasz to za konieczne, możemy wysłać po nią helikopter.
Mężczyzna w szarym swetrze milczał przez dłuższą chwilę.
- Będę o tym pamiętał - odpowiedział. - Skontaktuj się z ratownikami, proszę.
Będę wdzięczny. Bez odbioru.
David Johnson znów pochylił się nad Kate.
- Czy czujesz się trochę lepiej? - zapytał. W jego niebieskich oczach widziała
troskę, ale też niedowierzanie. Kiedy uniósł lekko brwi, dojrzała delikatną bliznę tuż
ponad jego lewym okiem.
R S
- 10 -
- Wciąż boli mnie głowa - odparła. - I naprawdę niczego nie pamiętam. - Jej
usta drżały leciutko. - Gdyby pan wiedział, panie Johnson, jaka jestem przerażona...
Jego rysy złagodniały.
- Davidzie - poprawił ją.
- Słyszałam o moście. Bardzo mi przykro, że stałam się dla ciebie takim
ciężarem. Gdybym tylko znalazła jakieś inne miejsce, gdzie mogłabym przeczekać
burzę...
Spojrzał na nią uważnie.
- To raczej ja powinienem cię przeprosić - powiedział z wahaniem. - Zdaje się,
że stałem się dosyć podejrzliwy w stosunku do obcych.
Przysiadł obok Kate na brzegu kanapy, roztaczając wokół zapach lasu i
mocnego tytoniu.
- Nie żałuję, że jesteś tutaj - powiedział, ujmując dłonią jej podbródek.
Delikatnie dotknął wargami ust Kate.
Mimo bólu głowy i złego samopoczucia jakaś cząstka jej duszy rwała się ku
niemu. Niemal bezwiednie objęła szyję Davida.
- Nieczęsto miewam takich gości - powiedział, a potem jego głos znów stał się
bezosobowy, jakby mężczyzna przypomniał sobie nagle okoliczności ich spotkania. -
Nie jestem chyba najlepszym gospodarzem. - Wciąż trzymał ją za brodę w ten
niepokojący sposób. - Czy masz mdłości? Widzisz podwójnie?
Potrząsnęła głową. Dotknął dłonią czoła Kate.
- Nie masz też gorączki, choć to prawdziwy cud. - Wyjął z kieszeni pudełko
zapałek i zapalił jedną z nich. - Patrz na płomień. Najpierw prawym okiem, potem
lewym.
Posłuchała go. Pokiwał głową.
- Źrenice jednakowej wielkości, nie powiększone.
Serce Kate wciąż biło niespokojnie i kiedy odezwała się, jej słowa zabrzmiały
bardziej ostro, niż tego chciała.
- Jeśli jesteś lekarzem - spytała - dlaczego sam nie mógłbyś udzielić mi pomocy
medycznej?
W jego spojrzeniu znów dostrzegła podejrzliwość.
R S
- 11 -
- Wiesz doskonale, że nie jestem lekarzem.
- Może powinnam to wiedzieć, ale nie wiem. I mówię prawdę. - W jej oczach
zalśniły łzy.
- Daj mi rękę - zażądał. Sprawdzał puls Kate, licząc po cichu.
- Trochę przyśpieszony - oznajmił. - Ale może to z powodu tego, co stało się
przed chwilą. - Kate zaczerwieniła się.
- Gdybym rzeczywiście był lekarzem, nie mieszkałbym na tym odludziu, lecz w
dolinie. Tam moja wiedza mogłaby się komuś przydać.
- Nie wątpię, że tak właśnie postąpiłbyś - odparła Kate, przypominając sobie ich
delikatny pocałunek.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu.
- Twoje ubranie przemokło całkiem mimo tego grubego poncha - przerwał ciszę
David. - Dam ci szlafrok, a twoje rzeczy wysuszymy przy ogniu. Wyjdę, żebyś mogła
się przebrać. Lepiej, żebyś nie chodziła zbyt dużo.
Zdejmując kurtkę, sweter i bluzkę, Kate czuła się lekko zawstydzona. Jej
gospodarz mógł wrócić w każdym momencie. Dopiero po dłuższej chwili zdecydo-
wała się zdjąć także dżinsy, skarpetki i atłasową bieliznę z koronkowym
obramowaniem, która dziwnie nie pasowała do jej prostego, sportowego stroju.
Owinęła się szlafrokiem przesiąkniętym zapachem Davida Johnsona i starannie
złożyła na stole swoje ubranie. Potem, przykryta kołdrą, patrzyła w ogień, rozmyślając
o tym, co się jej przydarzyło. Pośród innych rozważań najwyraźniejsze było
wspomnienie dotyku ust Davida Johnsona na jej wargach. Kiedy powrócił, Kate
zapadała już w lekką drzemkę. Podał jej emaliowany kubek.
- Wypij to - powiedział. - Podgrzałem dla ciebie whiskey z wodą i cukrem. Nie
chcę jednak, żebyś zasnęła.
- Dlaczego? - Jej wzrok przyciągały zmysłowe usta mężczyzny i jego
magnetyczne oczy. Zastanawiała się, czy pocałuje ją jeszcze raz. Byli sami na szczycie
góry. - Głowa boli mnie już znacznie mniej i jestem naprawdę bardzo zmęczona...
- Czasami ludzie ze wstrząsem mózgu zasypiają, a potem tracą przytomność. -
Uśmiechnął się, widząc jej przerażenie. - To na pewno nie przydarzy się tobie, ale na
wszelki wypadek nie zasypiaj, tylko rozmawiaj ze mną.
R S
- 12 -
Z posępną miną Kate wypiła kolejny łyk whiskey. Na chwilę powróciło do niej
wspomnienie kawy w papierowym kubku. Siedziała w czerwonym samochodzie... Po
chwili wszystko rozpłynęło się we mgle niepamięci.
- Czy przypomniałaś sobie cokolwiek? - zapytał, przyglądając się jej z uwagą.
Skinęła głową.
- Tak, lecz to był jedynie pojedynczy obraz. Nie wiem dlaczego ani gdzie to się
działo...
Pogładził jej ramię.
- Odpocznij. Niedługo wszystko sobie przypomnisz.
Whiskey miała mocny, nie znany jej smak i Kate szybko oddała Davidowi
kubek, zdając sobie sprawę, że z pewnością nie jest przyzwyczajona do picia alkoholu.
- I co teraz? - spytała.
Mężczyzna spojrzał na jej poskładane ubrania.
- Czy mógłbym przejrzeć twoje rzeczy? Może to naprowadzi nas na jakiś trop?
- spytał nieśmiało. - Możesz powiedzieć „nie", jeśli wolisz, bym tego nie robił.
W kieszeni kurtki znalazł pudełko zapałek i list bez koperty.
- Zapałki są z Rajskiego Zakątka, z Tahoe City w Kalifornii. Myślę, że to kurort
narciarski - powiedział. - Czy to niczego ci nie przypomina?
Potrząsnęła przecząco głową.
- A co z listem?
- Może lepiej sama go przeczytasz. - Podał jej kartkę.
Bezwiednie rozejrzała się wokół, a potem spojrzała bezradnie na Davida.
- Chyba używam okularów do czytania.
- Nie mogę uwierzyć, że te piękne oczy widzą tak słabo.
Kate spłoniła się zawstydzona.
- Przeczytaj sam, proszę.
David rozłożył podaną mu kartkę.
- Cóż - odezwał się po chwili. - Chyba nie będę już nazywać ciebie: „kobietą",
chociaż podoba mi się to określenie. Zakładając, że ten list adresowany jest do ciebie,
masz na imię Kate, nie Kathryn, Kathleen czy Kathy, lecz „Kate, najśliczniejsza Kate
w chrześcijańskim świecie, Kate, córka Kate Hall, najzgrabniejsza Kate..."
R S
- 13 -
Kate słuchała go w zamyśleniu.
- To Szekspir, prawda? - spytała, podnosząc na niego wzrok. - Kim jesteś?
- Wydaje mi się - odparł oschle David - że tego właśnie mieliśmy dowiedzieć
się o tobie. Czy mam przeczytać list?
List napisała do Kate dziewczyna o imieniu Tyke, najwyraźniej koleżanka ze
szkoły, która obecnie pracowała w agencji reklamowej w Chicago. Niestety w liście
nie było ani nazwiska dziewczyny, ani nazwy agencji. List wspominał o ich wspólnej
przyjaciółce Barbarze, a także o jakimś Danie. „Chcę koniecznie spotkać się z wami,
kiedy ty i twój blond supermen wybierzecie się wreszcie w te strony" napisała
entuzjastycznie Tyke.
David spojrzał uważnie na Kate.
- Kim jest Dan? - zapytał z udawaną swobodą.
- Nie mam pojęcia. - Wzruszyła ramionami.
Kiedy była tak blisko tego wspaniałego, ciemnowłosego mężczyzny, ktoś
nazwany w liście supermanem nie wydawał się pociągający. Prawdę mówiąc, ów Dan
jawił się jej jako krzepki osiłek, który nie mógł być zbyt interesującym człowiekiem.
- Możemy obdzwonić wszystkie agencje reklamowe w Chicago i sprawdzić,
czy ktoś tam ciebie nie zna - stwierdził David z lekko ironicznym uśmiechem.
- Zapłaciłbyś potem horrendalny rachunek telefoniczny - zauważyła Kate,
dopiero po chwili przypominając sobie, że David nie ma telefonu. Wyobraziła sobie,
jak na zmianę próbują skontaktować się z Chicago, korzystając z krótkofalówki.
Rozśmieszył ją ten pomysł.
- Co cię tak rozbawiło? - zapytał, a potem sam się uśmiechnął, kiedy Kate
powiedziała mu o swoim pomyśle.
- Wyglądasz prześlicznie, kiedy twoja twarz rozjaśnia się w ten sposób. Czy
wiedziałaś o tym, Kate? - spytał. - Zastanawiam się, kim jest Dan - dodał po chwili. -
Czy to twój narzeczony, a może tylko tak zwany „przyjaciel?
Kate znów się zaczerwieniła.
- Nie sądzę, że jestem zaręczona i nie uważam, by... to drugie było
prawdopodobne. To zdecydowanie nie w moim stylu - oświadczyła z naciskiem.
Chwilę później David znalazł w kieszeni dżinsów Kate brylantowy pierścionek.
R S
- 14 -
- Od Dana? - spytał, oglądając mieniący się w blasku ognia diament.
Kate niechętnie wzięła do ręki pierścionek.
- Może to pamiątka rodzinna.
- Wątpię. Nie znać na nim patyny czasu. - David spojrzał na nią z uwagą. -
Może masz męża, który niedługo sforsuje wpław rzekę, by ciebie odnaleźć.
- Nie sądzę. Chyba nie jestem mężatką. Przecież nie mam obrączki.
- Cóż, jeśli nie chcesz nałożyć pierścionka, możesz położyć go tutaj razem z
innymi rzeczami. - Wskazał na stojącą obok glinianą, ręcznie zdobioną misę.
- Zdaje się, że nie masz też portfela.
Kiedy przejrzał już jej rzeczy, podniósł się, by dołożyć do ognia kolejne polano.
Przez chwilę stał tyłem do Kate zagubiony we własnych myślach. Potem odwrócił się
do niej, jakby nagle podjął jakąś ważną decyzję.
- Chcę zaproponować coś niekonwencjonalnego i może nawet nieetycznego -
zaczął, patrząc prosto w oczy Kate. - Jest to jednak jedyne praktyczne rozwiązanie,
które pozwoli mi przespać się choć trochę dzisiejszej nocy.
Czekała w napięciu na jego dalsze słowa.
- Muszę obserwować cię przez cały czas, by zauważyć natychmiast, gdyby twój
stan miał się pogorszyć - mówił dalej. - Muszę być w pobliżu, na wypadek gdybyś
mnie potrzebowała. Nie mam jednak ochoty spędzić tej nocy siedząc na krześle.
- C-co więc proponujesz? - zająknęła się Kate.
- Żebyś przesunęła się trochę, zostawiając dla mnie kawałek miejsca. Obiecuję,
że będziesz przy mnie bezpieczna jak w kościele, nawet jeśli wolałbym, by było
inaczej.
Przez chwilę Kate rozważała jego propozycję. Nie miała na sobie niczego
oprócz welurowego szlafroka Davida, wiedziała też, że są tutaj zupełnie odcięci od
reszty świata.
- Zgoda, skoro uważasz, że to dobry pomysł - usłyszała własny głos. - Nie
chciałabym pozbawić cię możliwości odpoczynku.
- Często śpię tutaj przed kominkiem - powiedział David tym samym co
poprzednio tonem. Jego głos nie zdradzał żadnych emocji.
R S
- 15 -
Sofa była wyjątkowo szeroka. Kate odsunęła się na bok najdalej, jak tylko
mogła, lecz i tak czuła dotyk jego ciała.
- Możesz położyć głowę na moim ramieniu, jeśli chcesz - David odezwał się po
chwili. - Nie ma w tej propozycji nic zdrożnego, to tylko zwykły, opiekuńczy odruch.
Z głową opartą na barku Davida Kate słyszała bicie jego serca. David uścisnął
lekko jej rękę.
- Czy nie jest nam teraz lepiej, Kate? - zapytał głębokim, ciepłym głosem. - Czy
czujesz się bezpieczna?
- Tak - szepnęła. - Chociaż to takie dziwne, że dzielę łóżko z kimś, kogo
właściwie nie znam.
- Mnie zaskakuje coś innego. Zakłóciłaś moją samotność, a ja cieszę się z tego.
Jest mi naprawdę przyjemnie leżeć przed kominkiem, trzymając cię w ramionach.
Przez pewien czas leżeli w ciszy przerywanej jedynie tykaniem starego zegara i
szumem deszczu za oknem.
- Kim jest Dan? - spytał. Tym razem nawet beztroski ton głosu nie był w stanie
ukryć jego niepokoju.
Słowa Davida wyrwały Kate z zamyślenia.
- To ktoś, kogo niezbyt lubię - odparła z przekonaniem, a potem się zawahała. -
Przynajmniej wydaje mi się, że tak jest.
Milczał przez chwilę.
- Sądzisz, że pierścionek dostałaś od niego?
- Nie wiem - odpowiedziała cicho. - Ale nie ma to dla mnie znaczenia.
- Kiedyś także podarowałem pewnej osobie pierścionek z brylantem - David
mówił teraz równie cicho jak Kate. - Ale los nie był dla mnie łaskawy. Praw-
dopodobnie nigdy nie będę już w takiej sytuacji. Teraz jednak wybrałbym zupełnie
inny kamień... szmaragd z Północnej Karoliny.
Czy był żonaty, teraz lub kiedyś? Dom sprawiał na Kate wrażenie, jakby nie
mieszkała w nim żadna kobieta. Za oknem wciąż padał deszcz. Przytulona do Davida,
Kate zdała sobie nagle sprawę, że nękający ją ból głowy ustąpił niemal całkowicie.
R S
- 16 -
- Kiedy spotkaliśmy się na drodze - zaczął mówić David, odwracając się na bok
i obejmując Kate ramieniem - powiedziałaś, że idziesz na górę, by spotkać kogoś o
imieniu David.
Czuła na policzku jego ciepły oddech.
- Odniosłem wrażenie, że szłaś tu specjalnie, by spotkać się ze mną. Wciąż
zastanawiam się, po co.
Był tak blisko niej. W jego ramionach czuła się dobrze i bezpiecznie.
- Ale nie znasz mnie?
- Davidzie. - Tak przyjemnie było wypowiadać jego imię. - Przysięgam, że nie
próbuję cię oszukiwać. Może nie wiem, kim jestem, ale wiem, że nie potrafiłabym
postąpić w ten sposób. Kiedy tylko coś sobie przypomnę, powiem ci wszystko, czego
będziesz chciał się dowiedzieć. Obiecuję.
Potrząsnął lekko głową. Jego oczy wydawały się teraz ciemne i poważne.
- Wybacz mi, Kate. - W głosie Davida brzmiała skrucha. - W jakiś sposób
czuję, że mogę ci zaufać. Ale... tyle razy już się zawiodłem... Życie nauczyło mnie
ostrożności.
- Dobrze - odparła łagodnie Kate. - Nie rozumiem tego, ponieważ nie znam
twojej przeszłości, podobnie jak i swojej własnej. Widzę jednak, że nie ma to nic
wspólnego ze mną.
- Ależ ma, Kate, czyżbyś tego nie wiedziała?
Z niesłychaną delikatnością jego usta odnalazły jej wargi. Objął ją, przyciągając
mocno do siebie. Już po chwili namiętność wzięła górę nad innymi emocjami.
Przylgnęła do niego ciasno, odwzajemniając pocałunek z tą samą pasją. Potem
mężczyzna odchylił się do tyłu i spojrzał na Kate.
- Przepraszam - powiedział. - Obiecywałem sobie, że nie zrobię tego.
W oczach Kate zalśniły łzy.
- Nie... próbowałam cię powstrzymać. Kiwnął głową.
- Całowałaś mnie tak, jakbyś... podobnie jak ja nie potrafiła nad tym
zapanować.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, położył lekko palec na jej ustach.
R S
- 17 -
- Nie mów nic, Kate - powiedział. - To nie powtórzy się więcej. Przynajmniej
nie dzisiaj. Możesz wierzyć lub nie, ale jesteś ze mną bezpieczna. Najlepiej postaraj
się zasnąć.
ROZDZIAŁ TRZECI
Przez chwilę rozglądała się wokół, mając wrażenie, że wciąż jeszcze śni. Potem
wróciły do niej wydarzenia ostatniej nocy.
Miała na imię Kate, choć wciąż nie pamiętała swojego nazwiska, i spędziła noc
w ramionach Davida Johnsona. Mężczyzny, który całował ją tak, jak nikt dotąd.
Nagle zdała sobie sprawę, że poły jej welurowego szlafroka są lekko
rozchylone. Poprawiając go szybko, Kate zastanawiała się, jak wiele mógł zobaczyć
David Johnson, kiedy wstawał rano.
Owinąwszy ramiona kołdrą, usiadła, rozglądając się po pokoju. Jasne, sosnowe
deski podłogi odbijały promienie słońca. W jasnym świetle błyszczały też ciemne
meble, biurko, regały, kilka starych komód. Obok kominka, na starej, pięknie
rzeźbionej ławie, Kate zauważyła swoje starannie rozłożone ubrania. Na samym
środku suszyła się jej jedwabna bielizna. Pośpiesznie odrzuciła kołdrę i wstała, by
zebrać swoje rzeczy.
Po chwili w pokoju pojawiła się Laurel, machając radośnie ogonem, a tuż za nią
David Johnson.
- Nie mogę odejść od kuchni. Kiedy gotuje się na drewnie, nie wolno nawet na
moment zostawić ognia. Łazienka jest na górze - powiedział, po czym znów zniknął za
kuchennymi drzwiami.
Przez chwilę Kate stała w zamyśleniu. Potem ruszyła w górę stromych schodów
przykrytych ciemnogranatowym dywanem. Łazienka okazała się mała i niezwykle
czysta. Jedynym charakterystycznym akcentem w tym skromnie urządzonym
pomieszczeniu była ściana wyłożona kamieniem przypominającym mikę.
Kate wrzuciła swoją bieliznę do umywalki. Wyprała ją szybko, a potem
powiesiła na wieszaku obok ręczników. Prawdopodobnie nie pierwszy raz wiszą tutaj
R S
- 18 -
damskie figi, pomyślała. Znalazła szorstki ręcznik pozostawiony dla niej przez
Johnsona i kartkę przyczepioną do stojącej samotnie w szklance szczoteczki do
zębów: „Użyj jej, jeśli chcesz. Ja nie mam nic przeciw temu".
Zdecydowała się skorzystać z jego propozycji. Pożyczyła także grzebień swego
gospodarza, po czym przejrzała się w małym, zawieszonym nad umywalką lusterku.
Nie wyglądam na więcej niż osiemnaście lat, stwierdziła z niesmakiem Kate,
pamiętając, że, jak wynikało z listu Tyke, dawno już zdała maturę. Wczorajszy guz był
teraz wielkim, fioletowym siniakiem. Niezbyt zachwycona swoim wyglądem, szybko
ubrała się i wyszła z łazienki.
Śniadanie jest już zapewne gotowe, pomyślała, powinnam zejść na dół. Jednak
ogarnięta ciekawością skierowała się zamiast tego w stronę otwartych drzwi sypialni
Davida. Wystrój pokoju był iście spartański. Ogromne, mosiężne łóżko stało pod
kamienną ścianą, w której iskrzyły się drobinki miki. Gruba futrzana narzuta leżała
schludnie złożona w nogach łóżka. Każda rzecz znajdowała się na swoim miejscu i
Kate również tutaj nie zauważyła żadnych drobiazgów świadczących o obecności w
tym domu kobiety.
Zawstydzona własną ciekawością, szybko zeszła na dół. Smakowite zapachy
zwabiły ją do kuchni, ku jej zaskoczeniu bardzo funkcjonalnie urządzonej.
Półki z porcelaną, szkłem i słoikami zawierającymi przetwory zamontowano
wzdłuż wszystkich ścian. Na wprost drzwi wisiały proste w kształcie i najwyraźniej
często używane miedziane garnki i patelnie. Słoiki z makaronem, suszoną soczewicą i
ziołami zdobiły kamienny parapet.
Kate była najbardziej zaskoczona, widząc zawieszoną w oknie kraciastą
zasłonkę a na stole obrus o podobnym wzorze. Zdecydowanie kobiecy akcent,
pomyślała, lecz po chwili już nie była pewna, czy ma rację.
- Dzień dobry, Kate - powitał ją David, zdejmując z kuchennego piecyka
staroświecki z wyglądu imbryk do kawy. Zaprosił Kate do stołu, odsuwając dla niej
gięte krzesło z wiśniowego drewna. - Zaczekaj - poprosił, kładąc jej rękę na ramieniu.
- Obejrzymy najpierw twój guz.
- I jak? - spytała, czując na czole niezwykle przyjemny dotyk ciepłej dłoni
Davida.
R S
- 19 -
- Ma paskudny kolor, ale nie wygląda tak źle, jak wczoraj. - Zamilkł na
moment, wciąż nie zdejmując ręki z jej ramienia. - Właściwie, tak naprawdę, nie
przywitaliśmy się jeszcze. - Nieoczekiwanie pocałował delikatnie jej usta.
Kate ogarnęła panika. Czuła się tak bezbronna w obecności tego mężczyzny...
Nie potrafiła oprzeć się jego pieszczotom.
- Proszę - odezwała się. - Wolałabym, żebyś...
- Przepraszam. - Jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu. - Ale jestem tylko
człowiekiem. Nie mogę oprzeć się pokusie pocałowania ciebie, kiedy patrzysz na mnie
w ten sposób.
Jej policzki wciąż były jeszcze zaróżowione, kiedy David postawił na stole
półmisek ze stekami. Kate spojrzała na niego zdziwiona.
- Nie wiem jak ty, lecz ja nie jadłem wczoraj kolacji - wyjaśnił. - Poza tym dziś
jest niedziela. Jedz.
Przez pewien czas jedli w milczeniu. Kate musiała przyznać, że i steki, i jajka
były przyrządzone wyśmienicie, dokładnie tak jak lubiła. Zaskoczona stwierdziła po
chwili, że także kawa Davida smakuje doskonale.
- Skorupki jajka w dzbanku? - spytała.
- Tak. Ty także przyrządzasz kawę w ten sposób?
- Parzyliśmy ją tak w starym domu taty podczas wakacji w... - Zamilkła nagle. -
Och, Davidzie! - wykrzyknęła z rozpaczą. - Już niemal coś sobie przypomniałam, a
potem znów wszystko rozpłynęło się we mgle.
Zmarszczył na moment brwi, jakby nie do końca wierzył jej słowom, jakby
uważał, że tym razem to ona zapomniała się na chwilę. Potem jednak nakrył ręką jej
dłoń.
- Nie śpiesz się - powiedział łagodnie. - Wszystko sobie przypomnisz. Na razie
jest niedziela i musimy pójść na łąkę.
Spojrzała na niego zdumiona, lecz David nie chciał powiedzieć nic więcej.
- Zaczekaj, sama zobaczysz.
Po śniadaniu Kate pomogła Davidowi sprzątnąć i zmyć naczynia.
- A teraz - powiedział, biorąc z wieszaka kurtkę i leżący obok stary indiański
koc - lepiej nałóż sweter.
R S
- 20 -
David prowadził ją wąską, obsypaną sosnowymi igłami ścieżką. Szli w górę po
dywanie kolorowych liści strąconych jesiennym wiatrem. Gdzieniegdzie ścieżka
stawała się stroma i błotnista, czasem pod poszyciem liści wyczuwali stopami twarde,
ostre krawędzie głazów. Po kilku minutach droga stała się bardziej płaska, mogli więc
iść obok siebie, trzymając się za ręce.
- Ofiaruję ci bukiet kwiatów, pod warunkiem, że nie każesz mi ich zrywać. -
David zatrzymał się, wskazując dłonią rozciągające się poniżej zbocze góry.
Tam w plamie słońca pomiędzy pniami drzew Kate zauważyła różowe smukłe
kwiatki o długich, ostro zakończonych liściach i grubych, żółtych środkach.
- Są piękne - szepnęła.
- To astry. Za tydzień przekwitną. Najbardziej podobają mi się tutaj, gdzie jest
ich prawdziwe miejsce, a nie w czyimś wazonie czy ogrodzie.
Po następnych dziesięciu minutach wspinaczki dotarli do miejsca nazwanego
przez Davida łąką. W rzeczywistości, jak wyjaśnił, była to polana wykarczowana po
to, by zapobiec rozprzestrzenianiu się ognia w razie pożaru.
Właściwie nie było nic nadzwyczajnego w tej gęstwinie trawy i pni wyciętych
drzew. Jednak rozciągający się stąd widok zachwyciłby nawet największego znawcę i
miłośnika gór. David rozłożył na trawie koc i usiadł, opierając plecy o nisko ścięty
pień.
- Nie przyłączysz się do mnie? - zapytał, zapraszającym gestem wskazując
miejsce koło siebie.
Kate przysiadła nieśmiało obok Davida.
- Czy przychodzisz tutaj co niedziela?
- Kiedy tylko nie ma wielkiej ulewy lub śnieżnej zawiei.
- Dlaczego w niedzielę? Wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Może to miejsce jest dla mnie jak kościół, gdzie czuję się cząstką
wszechświata, gdzie wsłuchuję się w głos Stwórcy.
Przez długi czas siedzieli w milczeniu, podziwiając panoramę gór i słuchając
szumu wiatru. Może nie wiem, kim jestem, pomyślała Kate, opierając głowę na
ramieniu Davida, wiem jednak, że nigdy w życiu nie czułam się szczęśliwsza.
R S
- 21 -
- Podoba ci się tutaj, prawda? - zapytał wreszcie David, w ten
charakterystyczny, niepokojący sposób ujmując jej brodę.
- Jestem zachwycona.
David patrzył na nią przez chwilę.
- Tak bardzo pragnę cię pocałować - wyznał cicho.
Kate nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa. Jej serce biło gwałtownie.
Zwilżyła leciutko wargi.
Ten delikatny gest niczym iskra rozpalił w nim płomień namiętności. David
przechylił Kate, swoim ciałem przygniatając ją do wilgotnej ziemi. Wiedziona
instynktem dziewczyna przylgnęła do niego, rozchylając wargi. Zdawało się, że jakaś
niewidzialna, magnetyczna siła pcha tych dwoje ku sobie, kiedy David odsunął Kate
lekko do tyłu.
- Nie wiem, czy wolno nam tak postępować. - W jego oczach widziała ten sam
ogień, który przepalał jej ciało. - Nie chcę cię skrzywdzić ani wykorzystać sytuacji, w
jakiej się znaleźliśmy.
- Pozwól mi to osądzić - przerwała mu drżącym głosem. - Pragnę jedynie, byś
znów mnie pocałował.
- Ty nie jesteś bezstronnym sędzią, moja biedna, zagubiona Kate. - Musnął
delikatnie jej usta.
- Ty też to czujesz - powiedziała zdziwiona - ten magnetyzm, który pcha nas ku
sobie.
- Mój Boże, jakże mógłbym tego nie czuć! - David nagle wstał, pociągając ją za
sobą. Złożył koc, objął Kate w talii i ruszyli w kierunku domu.
- Nie miej do mnie żalu, Kate - powiedział łagodnie. - Dla mnie również jest to
bardzo trudne, ale nie możemy postąpić inaczej.
Dzieje się ze mną coś dziwnego, myślała Kate, schodząc tuż za Davidem po
wąskiej, leśnej dróżce. Poznałam Davida Johnsona zaledwie wczoraj, nie znam nawet
własnego nazwiska, a jednak czuję, że tylko krok dzieli mnie od zakochania się w tym
mężczyźnie.
Przez chwilę miała wrażenie, że on odczuwa to samo, lecz szybko
przypomniała sobie, że David Johnson jest po prostu doświadczonym, przyzwoitym
R S
- 22 -
mężczyzną. Przywykł zapewne do tego, że może mieć każdą kobietę, której zapragnie,
oczywiście pod warunkiem, że tego rodzaju znajomość nie pociąga za sobą żadnych
zobowiązań.
Wyobrażam sobie, co Johnson sądzi na mój temat, pomyślała. Wydaję mu się
zagubiona i godna litości. Niewinna, jak to wciąż powtarza. Może nawet atrakcyjna,
lecz z pewnością nie zechce podjąć ryzyka.
Do oczu Kate napłynęły łzy i dziewczyna potknęła się o wystający korzeń.
David natychmiast chwycił jej ramię, nie pozwalając Kate upaść.
- Uważaj - powiedział.
Nie chcę uważać, odparła w duchu. Ty jednak będziesz ostrożny za nas dwoje.
Kate ze smutkiem zdała sobie sprawę, że odtąd pocałunek każdego mężczyzny będzie
porównywać z dotykiem ust Davida Johnsona na swoich wargach. Wiedziała, że nigdy
już w niczyich ramionach nie będzie czuła się tak bezpiecznie.
Kiedy wrócili, David skierował się prosto do stojącej przy kominku komody z
mosiężnymi okuciami. Na półce stał odtwarzacz stereo. Nastawił płytę i Kate
rozpoznała natychmiast utwór Vivaldiego.
- Stereo jest niezbędne - wyjaśnił. - Specjalnie w tym celu jest tutaj
zainstalowany generator.
Potem David otworzył drzwiczki małej, staroświeckiej szafki i Kate zobaczyła
dobrze zaopatrzony barek. Mężczyzna nalał sobie kieliszek koniaku i spojrzał pytająco
na Kate.
- Wolałabym herbatę - odparła.
- Stoi na półce obok kuchenki. Jeśli słodzisz, znajdziesz obok słoik z miodem.
Zanim wróciła, David dołożył drewna do kominka, zapalił fajkę i zasiadł w
fotelu z grubą książką na kolanach. Kate zajęła miejsce w rogu sofy. Czuła się z jednej
strony samotna, z drugiej zaś obawiała się, że jest w tym domu intruzem.
- Nie mam, niestety, niedzielnej prasy - odezwał się David, zerkając na
dziewczynę. - Weź sobie którąś z książek, jeśli masz ochotę. Oprócz tych
oprawionych w skórę albumów stojących na biurku.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- To zakazany owoc - odparł po prostu, nie odrywając wzroku od lektury.
R S
- 23 -
Kate podeszła do półki z książkami. Nie wiem nawet, co mnie interesuje,
pomyślała z żalem. Przez chwilę miała nadzieję, że być może któryś z tytułów obudzi
wspomnienia, pomagając jej odzyskać pamięć.
Niestety, nie miała aż tyle szczęścia. Choć książki o teatrze, po które sięgnęła,
wydały się Kate dziwnie znajome, nie przypomniała sobie nic konkretnego.
Popijając w milczeniu herbatę, przerzucała powoli stronice książki. Wszystko
wokół Davida Johnsona, podobnie jak i on sam, jest tak pociągające i eleganckie,
przyznała w duchu. Sposób, w jaki pochyla głowę, układ dłoni trzymającej kieliszek,
zapach fajki. Cały dom, jego drewniane okna, za którymi rozciągał się widok
dostojnych gór, oryginalny kształt kominka, antyki, każdy szczegół wystroju wnętrza
świadczył o znakomitym guście Davida Johnsona. Kate ogarnął żal. Wiedziała, że
niedługo będzie jego gościem. Mężczyzna, który rozmawiał z Johnsonem przez radio,
powiedział, że do poniedziałku most w Cabin Creek powinien być naprawiony.
Wtedy Johnson najprawdopodobniej odwiezie ją do najbliższego miasta. Będzie
musiała skontaktować się z policją, może również odwiedzić miejscowego lekarza.
Nie przerażała jej niepewność sytuacji. Ku własnemu zdziwieniu Kate
stwierdziła, że najbardziej martwi ją perspektywa rozstania z Davidem. Będzie mu-
siała opuścić miejsce, które zdążyła pokochać.
- Nie wydaje się to zbyt prawdopodobne, byś mogła dotrzeć aż tutaj pieszo -
odezwał się nagle David. - Jeśli jednak miałaś samochód, musiałaś go gdzieś
zaparkować.
- Chyba... masz rację - potwierdziła Kate.
- Mogłaś mieć wypadek. To wyjaśniałoby, skąd wziął się ten guz na twojej
skroni i dlaczego nie widziałem żadnego samochodu po drodze. Mógł stoczyć się do
wąwozu...
Urwał na moment.
- Nie zatrzymałaś się w strażnicy, prawda?
Kate spojrzała na niego.
- Niestety, nie przypominam sobie takiego miejsca. David milczał przez chwilę.
R S
- 24 -
- Cóż, będziemy mogli sprawdzić to, jutro - powiedział wreszcie. - A jeśli most
będzie naprawiony, pojedziemy do Franklin dowiedzieć się, czy nie ma meldunków o
zaginionych osobach. Kupimy też jakieś ubrania dla ciebie.
- Sądzę, że najlepiej będzie, jeśli wynajmę tam pokój na pewien czas -
stwierdziła ponuro Kate. - Może uda mi się znaleźć jakąś pracę. Moje pięćset dolarów
nie wystarczy na długo.
David potrząsnął głową.
- Po piętnastym października niełatwo znaleźć jakiekolwiek zajęcie we Franklin
- odparł. - Z przyjemnością będę gościł cię u siebie do czasu, gdy dowiemy się, kim
jesteś.
Jej serce zabiło szybciej.
- Nie mogłabym... - powiedziała niepewnie. W jego wzroku dostrzegła pytanie.
- Czyżbyś się obawiała...?
- Ależ nie! - Na chwilę zawstydziła Kate własna spontaniczna reakcja. - Ufam
ci - ciągnęła już znacznie ciszej. - I nic nie obchodzi mnie, co myślą inni. Nie chcę po
prostu być dla ciebie ciężarem.
- Kate - zaczął bardzo łagodnie, jakby zwracał się do niezbyt pojętnego dziecka.
- Mówiłem ci zeszłej nocy, że cieszę się z twojego towarzystwa.
- Pamiętam. Pomyślałam tylko...
- Nie myśl o tym - przerwał jej. Siedząc w swoim głębokim skórzanym fotelu,
sprawiał wrażenie całkowicie zrelaksowanego. - I nie martw się. Wkrótce
przypomnisz sobie wszystko. To tylko kwestia czasu.
Tak więc spędzili popołudnie przed kominkiem. David czytał przez większość
czasu. Nie próbował też pocałować jej czy dotknąć w żaden szczególny sposób.
Zachowywał się tak, jakby podczas spaceru nic nie wydarzyło się pomiędzy nimi.
Na kolację zjedli potrawkę z krewetek, popijając ją białym winem. Siedzieli w
salonie, słuchając tym razem jazzu.
Potem David opowiadał Kate o sobie. Nie mówił jej jednak o swoich obecnych
planach czy marzeniach, nie opowiadał też o żadnych kobietach, z którymi był
kiedykolwiek związany. Wspominał dzieciństwo spędzone w odległej górskiej wiosce
w Zachodniej Wirginii.
R S
- 25 -
- Czy wszyscy w twojej rodzinie mają niebieskie oczy? - spytała nagle Kate, nie
potrafiąc już dłużej powstrzymać ciekawości.
- Wszyscy? - powtórzył zdziwiony. - Nie mam żadnej rodziny, Kate.
Wreszcie, kiedy wybiła ósma, David usiadł obok niej na kanapie. Nadal jednak
nie próbował jej objąć czy przygarnąć do siebie.
- Patrz w ogień, Kate - powiedział. - Kiedyś ludzie uważali, że w ogniu można
zobaczyć minione i przyszłe wydarzenia. Co widzisz?
- Nic poza tą chwilą - odparła. - Może nie chcę zobaczyć niczego więcej.
Przez resztę wieczoru David snuł wspomnienia z dzieciństwa, opowiadał o
swojej filozofii życia, mówił o ulubionych książkach i płytach. Kate chciała wiedzieć
o nim znacznie więcej, nie śmiała jednak zadawać żadnych pytań. Nie masz prawa
narzekać, napominała siebie w duchu. Sama nie możesz opowiedzieć o sobie niczego.
Nie zauważyli, kiedy zrobiło się późno. Z lekkim westchnieniem David położył
dłoń na kolanie Kate i pocałował delikatnie jej usta.
- Powinniśmy iść spać - powiedział. - Jutro, jeśli naprawią most, musimy
wyruszyć wcześnie. Niebieski szlafrok i kołdra leżą na stoliku za kanapą. Śpij dobrze.
Wstał, przeciągnął się i włożył kilka polan do płóciennej torby. Dziś w nocy
będę miała wiele miejsca na kanapie, pomyślała z żalem Kate. O wiele bardziej
wolałaby oprzeć głowę na twardym, silnym ramieniu Davida Johnsona.
R S
- 26 -
ROZDZIAŁ CZWARTY
Obudził ją głos rozmawiającego przez radio Davida.
- Ekipa remontowa pracowała całą niedzielę. Udało się im przerzucić przez
rzekę tymczasowy most - usłyszała odpowiedź mężczyzny na zadane przez Davida
pytanie. - Twój dżip powinien przejechać tamtędy bez kłopotów.
- To dobrze. - David napotkał wzrok Kate. - Czy nie ma żadnych nowych
meldunków o zaginionych osobach? - zapytał.
- Nic o tym nie wiem. A jak miewa się twój gość?
Chyba cały świat już wie, że tu jestem, pomyślała Kate. To cud, że nikt jeszcze
nie przyjechał po mnie. Nie czuła się jednak zmartwiona z tego powodu.
- Czuje się dobrze. Myślę, że nie był to wstrząs mózgu, a jeśli nawet, to bardzo
niewielki. Niestety, nie odzyskała jeszcze pamięci. Dziękuję za informacje. Bez
odbioru.
Wstając od stołu, David skierował się w jej stronę.
- Dzień dobry - powitał ją. - Śniadanie będzie gotowe za dwadzieścia minut.
Czuła, jak się czerwieni.
- Po co taki pośpiech? - spytała. - Dopiero ósma, a most będzie przejezdny
dopiero o dziesiątej.
- Musimy jeszcze rozejrzeć się po drodze za twoim samochodem i popytać
ludzi w Cabin Creek, zanim pojedziemy do Franklin.
- Och. - Kate spuściła wzrok.
- Dzisiaj nic nadzwyczajnego - stwierdził. - Jajka i owsianka. A teraz wstawaj!
Proszę.
- Tak jest!
Wymyta i uczesana Kate z niechęcią nakładała swoje dżinsy i wiśniowy sweter.
Nawet jeśli te pięćset dolarów miałoby okazać się wszystkim, co mam, część z nich
wydam na zakup nowego ubrania, pomyślała ze zdecydowaniem. Teraz i ona nie
mogła się już doczekać wyjazdu do Franklin. Musi sprawić sobie także porządne buty,
bardziej odpowiednie na górskie wyprawy. Po chwili przypomniała sobie, że mogą
R S
- 27 -
przecież znaleźć po drodze jej samochód i dokumenty. Również policja w Cabin
Creek lub Franklin mogła mieć jakieś informacje na jej temat.
Wówczas nie będzie jej tutaj w następną niedzielę, by powędrować wraz z
Davidem na łąki. Za tydzień może być setki lub tysiące mil stąd. Jeśli odzyskam
pamięć, pomyślała ze smutkiem Kate, nie będę miała żadnego pretekstu, by tu zostać.
Słońce wpadało do kuchni przez okno ozdobione zasłonką w biało-niebieską
kratkę. Na stole dymiła patelnia z jajecznicą i dwa talerze owsianki doprawionej solą i
odrobiną syropu klonowego.
- Świetnie gotujesz, czy wiesz o tym? - spytała Kate, pijąc jego pyszną kawę.
- Prawdę mówiąc, wiem. - David uśmiechnął się - Ale miło mi, że to mówisz.
Po śniadaniu szybko sprzątnęli naczynia, włożyli kurtki i wsiedli do dżipa.
Delikatny wiatr przynosił ze sobą zapach lasu i opadających liści.
Na błękitnym, bezchmurnym niebie świeciło słońce. Laurel podbiegła do
samochodu, szczekając głośno. Najwyraźniej miała nadzieję, że pan zabierze ją ze
sobą.
- Zostawisz Laurel samą? - spytała Kate, kiedy wyprowadził samochód na
żwirową ścieżkę.
- Tak. Czasem wyjeżdżam nawet na kilka dni. Pod gankiem, w mojej pracowni
garncarskiej, są dla niej specjalne drzwi. Ma tam przygotowany zapas jedzenia i wody.
Przez dłuższą chwilę Kate nie mówiła nic, zdziwiona wiadomością, że ten
wspaniały niebieskooki mężczyzna zajmuje się garncarstwem. Może jest artystą,
pomyślała. Naczynie, w którym zostawiłam pieniądze i pierścionek, jest na pewno
jego dziełem. Po powrocie postanowiła poprosić go, by pokazał jej swoją pracownię.
Kiedy pokonali kolejny ostry zakręt, David przerwał milczenie.
- Spotkałem ciebie mniej więcej w tym miejscu. Rozglądaj się, czy w jakimś
wąwozie lub parowie nie dojrzysz błysku metalu.
Po drodze nigdzie nie zauważyli jednak wraka samochodu. Wreszcie zatrzymali
się przed drogowskazem z napisem: „Strażnica Górska na Niedźwiedziej Górze".
- Czy to o tym miejscu wspominałeś? - spytała Kate.
Skinął głową.
- Mogłaś szukać tutaj pomocy - odparł. - Zajrzyjmy tam.
R S
- 28 -
Zmieniając biegi, David skierował wóz ku opuszczonemu o tej porze roku
budynkowi strażnicy leśnej. Przed drewnianym domem nie stał jednak żaden
samochód. Nigdzie w pobliżu nie zauważyli też śladów, które mogłyby świadczyć o
tym, że ktoś odwiedził ostatnio to miejsce.
- Czy wysiądziemy, by rozejrzeć się tutaj? - spytała Kate. Miała niejasne
poczucie, że powinna pamiętać ten drewniany budynek i stojącą obok wieżę.
David zastanawiał się przez chwilę.
- Sądzisz, że przejeżdżałaś tędy?
- Nie wiem. Być może. Niczego jednak nie pamiętam.
- Cóż, nie widzę śladów opon. Nie dostrzegam niczego, co mogłoby
naprowadzić nas na jakiś trop. Myślę, że nie warto zatrzymywać się tutaj.
Po drodze do Cabin Creek nie zauważyli żadnego szczegółu, który mógłby
stanowić dowód, że Kate kiedyś już pokonała tę trasę. Istnieje jeszcze możliwość, że
zrzucono mnie do lasu na spadochronie, zastanawiała się Kate, lecz wtedy
znaleźlibyśmy gdzieś świadczące o tym ślady. Gdyby to nie dotyczyło mnie samej,
uznałabym pewnie tę historię za dosyć zabawną.
Kiedy dojechali do Cabin Creek, Kate znów miała wrażenie, że powinna
pamiętać to niezbyt sympatyczne miasteczko. Gdy wchodzili po schodach do raczej
ponurego sklepiku z szyldem: „Jenkins, Artykuły Spożywcze i Przemysłowe"
odprowadzały ich ciekawe spojrzenia stojących przed wejściem osób.
David ujął Kate za rękę. Skinieniem głowy pozdrowił kilku klientów
oglądających zgromadzone w sklepie towary. Potem zwrócił się do stojącej za ladą
szpakowatej kobiety w spranej sukni i rozciągniętym swetrze.
- Dzień dobry, Hallie - pozdrowił ją uprzejmie. - Czy noga mniej ci dzisiaj
dolega?
Surowa twarz kobiety rozpogodziła się nieznacznie.
- Sam wiesz, jak mogę czuć się po deszczu, Davidzie - odparła kobieta, przez
cały czas nie odrywając wzroku od dziewczyny.
- To Kate - przedstawił ją David. - Gdzie Bert?
- W kościele. Układa środowe kazanie.
R S
- 29 -
Kate zdała sobie sprawę, że powinna włączyć się do rozmowy. Starsza kobieta
wciąż jedynie przyglądała się jej uważnie. Zdaje się, że wiem, jakie ma zdanie na mój
temat, pomyślała Kate.
- Kazanie? - spytała głośno.
- Jenkins jest właścicielem tego sklepu, a także pastorem kościoła baptystów w
Cabin Creek - wyjaśnił cicho David. - Czy Bert nie wspominał przypadkiem, by Kate
przejeżdżała tędy w sobotę, Hallie?
Pani Jenkins zawahała się.
- Mówił coś o kobiecie, która zatrzymała się tutaj, by zmienić ubranie i wypić
kawę. - Spojrzała na Kate.
- Miała na sobie jakiś cudaczny kostium i pantofle na wysokich obcasach.
Twierdziła, zdaje się, że jedzie dalej w góry.
Pozostali klienci sklepu przysłuchiwali się im z zaciekawieniem. David spojrzał
na Kate, a potem znów na panią Jenkins.
- Czy Bert widział jej samochód? Może zauważył też, czy ktoś jej towarzyszył?
Hallie Jenkins popatrzyła badawczo na Davida.
- Z tego co wiem, Bert nie interesował się tym - odparła. - Możesz zapytać go
sam. Wydaje mi się jednak, że zmarnujesz jedynie czas. - Wskazała na Kate. - A ona
nie wie, z kim była i gdzie jest jej samochód?
Kate czuła, że jej policzki pokrywa rumieniec. Usta
Davida zacisnęły się w cienką linię. Potem, najwyraźniej chcąc uniknąć
niepotrzebnych plotek, wyjaśnił:
- Nigdzie nie możemy znaleźć jej samochodu. Uderzyła się w głowę i na razie
niczego nie pamięta.
Kobieta raz jeszcze przyjrzała się Kate.
- Zapytaj Berta - odparła wreszcie, opierając rękę na biodrze.
- Czy możemy wejść na chwilę do twojego magazynu? - spytał David bardzo
opanowanym głosem. - Jakiś szczegół może przywołać wspomnienia...
Hallie Jenkins wzruszyła ramionami.
- Oczywiście. - Jej zielone oczy zwęziły się w cienkie szparki. - Nie jest
zamknięty. Znasz drogę.
R S
- 30 -
Składzik o betonowej podłodze, na której poustawiano mnóstwo tekturowych
pudeł, wydał się Kate dziwnie znajomy.
- Mam... wrażenie, że byłam tu kiedyś - powiedziała niepewnie. - Nie pamiętam
tego dokładnie. Jestem jednak przekonana, że kiedyś stałam już w tym miejscu.
- A więc poczekajmy chwilę. Może przypomnisz sobie coś więcej. - Głos
Davida brzmiał bardzo łagodnie i uspokajająco.
Kate przystanęła, przyglądając się teraz pękniętej okiennej szybie.
- Wydaje mi się, że... miałam do spełnienia jakąś misję - powiedziała
niepewnie. - Coś, co chciałam mieć szybko za sobą, a potem... potem... Nie wiem.
Zakryła twarz rękami.
- Czuję się taka zmęczona - szepnęła. David objął ją natychmiast.
- Już dobrze - powiedział. - Chodź, porozmawiamy z Bertem.
Do kościoła baptystów pojechali dżipem. Bert
Jenkins słyszał, jak nadjeżdżają, i wyszedł ich przywitać.
- Hallie dzwoniła do mnie. - Spojrzał na Kate.
- Nie pamięta mnie pani, młoda damo?
- Nie - odparła Kate.
- Zatrzymała się pani w sklepie, zmieniła ubranie i wypiła kawę - pastor zwrócił
się do Davida. - Ostrzegałem ją, żeby nie jechała w góry, bo zanosi się na burzę.
- I co odpowiedziała?
- Nie pamiętam dokładnie. Zdaje się, że obiecała to przemyśleć. Sprawiała
wrażenie zdecydowanej. To zapamiętałem.
- Czy widziałeś jej samochód? - dopytywał się David. - Nie zwróciłeś uwagi,
czy była sama?
Bert Jenkins potrząsnął głową.
- Słyszałem warkot silnika, to wszystko - odparł.
- Nie wyglądałem za nią przez okno.
David spojrzał na niego z uwagą.
- Nie pamiętasz nic więcej. Może ktoś mówił coś na jej temat? - spytał.
Jenkins raz jeszcze pokręcił przecząco głową.
R S
- 31 -
- Cóż - odezwał się David - dziękuję. Przepraszam za kłopot. Daj mi znać,
proszę, jeślibyś się o czymś dowiedział.
- Dobrze. Czy ona mieszka teraz u ciebie? David skinął głową.
- Dopóki nie dowiemy się, kim jest. Pastor-sklepikarz przez chwilę przyglądał
się badawczo Kate.
- Mogłaby zatrzymać się u nas - zaproponował wreszcie, jakby przyjmując na
siebie niezwykle ciężki, chrześcijański obowiązek.
Kate spojrzała błagalnie na Davida. Przez chwilę miała wrażenie, że David chce
uśmiechnąć się do niej porozumiewawczo.
- Dziękuję za dobre chęci - zwrócił do Berta.
- Powinienem sobie poradzić.
Pastor spoglądał na nich surowo.
- Módlmy się, by Bóg przywrócił jej pamięć.
W drodze do Franklin oboje zaśmiewali się do łez.
- Pomimo moich starań twoja reputacja jest zrujnowana.
Również Kate była teraz w pogodnym nastroju.
- Prawdopodobnie sądzi, że najgorsze już się stało - stwierdziła. - Pewnie
dlatego tak łatwo dał za wygraną. - Potem urwała, patrząc uważnie na Davida.
- Dlaczego nie spytałeś nikogo więcej?
- Miasteczka w rodzaju Cabin Creek żyją plotkami - odparł David. - Zaś Bert i
Hallie zawsze są najlepiej o wszystkim poinformowani.
Po drodze do Franklin prawie ze sobą nie rozmawiali. Jechali wzdłuż
malowniczej doliny. Podziwiając krajobraz, Kate co chwila odwracała głowę w stronę
Davida. Cieszyło ją towarzystwo tego przystojnego i eleganckiego mężczyzny. Jego
mocne dłonie na kierownicy, ciemne włosy przyprószone delikatnie srebrem...
- W sklepie, w Cabin Creek, napomknęłaś o jakiejś misji - zaczął cicho. - Nie
mogę oprzeć się wrażeniu, że ta sprawa mogła dotyczyć mnie.
Patrzyła w jego oczy, wspominała słodki smak ust Davida i zastanawiała się,
czy rzeczywiście jechała wtedy, by się z nim spotkać.
- Czasami wydaje mi się, że powinnam cię znać.
R S
- 32 -
- W jej głosie David wyczuł nutę desperacji. - Nic jednak nie potrafię sobie
przypomnieć.
Pogładził jej dłoń.
- Nie martw się, Kate. Obiecuję, że kiedy będziemy mieli już za sobą wizytę na
komisariacie policji we Franklin i spotkanie z doktorem Allenem, postaram się, byś
spędziła miły dzień.
A więc chciał, by porozmawiała z lekarzem. Z pewnością był to bardzo
rozsądny pomysł.
- Jesteś dla mnie taki dobry, Davidzie - zaczęła cicho. - Nie wiem, jak będę
mogła ci się odwdzięczyć...
- Z przyjemnością dowiem się, że jesteśmy ze sobą w jakiś sposób powiązani.
Pod warunkiem, że nie okażesz się moją bardzo bliską krewną.
Zaśmiała się, kiedy David objął ją w talii, przyciągając do siebie.
Na posterunku policji we Franklin, kiedy Kate wypełniła już odpowiednie
formularze, przejrzeli listy osób zaginionych. Niestety, nie znaleźli tam niczego, co
mogłoby pomóc Kate w odzyskaniu pamięci. Młody, sympatyczny sierżant zrobił Kate
zdjęcie i obiecał zawiadomić Davida, gdyby policja stanowa wiedziała coś na jej
temat.
- Nasz kolejny przystanek to gabinet doktora Allena - oznajmił David, kiedy
znaleźli się już na parkingu. - Musimy mieć pewność, że nic ci nie jest. Może Allen
coś nam zasugeruje.
Przyjaciel Davida był mężczyzną po sześćdziesiątce, miał miękkie siwe włosy i
wesołe oczy. Kiedy usłyszał, jaki jest powód odwiedzin Davida, postanowił przyjąć
ich przed innymi pacjentami. Niewiele mógł im jednak pomóc. Przyjrzał się guzowi
Kate, zbadał jej oczy, zmierzył ciśnienie i tętno, a potem znów zaprosił Davida do
gabinetu.
- Wydaje mi się, że Kate miała lekki wstrząs mózgu - oświadczył. -
Opiekowałeś się nią jednak tak dobrze, że teraz nie grozi jej już żadne
niebezpieczeństwo.
- A co z amnezją, doktorze?
Herbert Allen wzruszył ramionami. Jego okulary przesunęły się na czubek nosa.
R S
- 33 -
- Cóż, może to trochę potrwać, w normalnych okolicznościach zwykle około
tygodnia. Oczywiście, jeśli na przeszkodzie nie stoją czynniki natury psychologicznej.
Ale to już twoja dziedzina.
Kate zerknęła na Davida.
- Przygotowuję właśnie doktorat z psychologii - wyjaśnił bez entuzjazmu. - Na
uniwersytecie w Pensylwanii.
Ogarnęło ją nagle niezwykle silne poczucie, że na zawsze, do końca życia, ten
mężczyzna pozostanie dla niej tajemnicą.
- Czy w żaden sposób nie możemy pomóc jej w odzyskaniu pamięci? - spytał
David.
- Hipnoza mogłaby okazać się skuteczna. Ale o tym też pewnie wiesz. Zwykle
jest jakaś drobna, przypadkowa rzecz, która przywołuje cały łańcuch wspomnień.
Oczywiście w normalnych okolicznościach. Kate jednak sprawia wrażenie osoby
wystarczająco zdrowej i normalnej.
Kate podziękowała doktorowi Allenowi i wyszła pierwsza z gabinetu. Stała na
parkingu z rękoma opartymi na biodrach, spoglądając w zamyśleniu na widoczną w
oddali panoramę gór. Nie bądź głupia, napomniała surowo samą siebie. Nie płacz.
Chwilę później nadszedł David.
- Dlaczego nie wsiadasz do samochodu? - spytał.
- Co się stało?
Odwróciła wzrok.
- Może chciałbyś jeszcze raz przemyśleć swoją propozycję - odparła. - To może
potrwać jeszcze tydzień, dwa, lub nawet dłużej. A jeśli w grę wchodzą jakieś
uwarunkowania psychologiczne... - zawiesiła głos. - Może jestem szalona, ale nie chcę
odzyskać pamięci.
- Kate. - W głosie Davida słyszała troskę i uczucie, którego nie potrafiłaby
nazwać. Objął ją i przygarnął do siebie. Dotykał policzkiem jej jasnych włosów, przez
które przeświecało słońce.
- Kate, jak możesz myśleć w ten sposób? - zapytał łagodnie.
Starsza kobieta wysiadała właśnie z zaparkowanego obok samochodu.
Uśmiechnęła się do nich z pobłażaniem.
R S
- 34 -
- Badania krwi czy testy ciążowe?
- Jedno i drugie - odpowiedział David, patrząc jej prosto w oczy.
Kate wybuchnęła śmiechem, kiedy tylko kobieta oddaliła się nieco.
- Och, Davidzie! - Jej oczy błyszczały radośnie. - Czy widziałeś minę tej pani?
Uśmiechnął się.
- Warto było ją zaszokować, jeśli dzięki temu odzyskałaś dobry humor. Czy
wiesz, że pięknie się śmiejesz?
Stali tak blisko siebie. Kiedy spotkały się ich usta, była w tej pieszczocie
namiętność i pasja. Kate czuła w tym pocałunku ten sam żar, jak podczas ich pobytu
na łące. Teraz jednak David starał się panować nad swymi emocjami.
Nie chcę jedynie przelotnego romansu, pomyślała Kate, gdy powoli David
odsunął się od niej. Wręcz przeciwnie, zdaje się, że zaczynam pragnąć o wiele więcej.
Obejmując ramieniem jej talię, David pomógł Kate wsiąść do dżipa. Kiedy
zapalał silnik, dziewczyna patrzyła na niego z uśmiechem.
Kilka minut później David stał z boku, podczas gdy Kate z zapałem przeglądała
półki, wieszaki i kartony pełne swetrów, spódnic, czapek i bluzek.
David skinął głową z aprobatą, kiedy pokazała mu wybrane przez siebie dwie
pary dżinsów, szerokie, sztruksowe pumpy, kilka kraciastych koszul i granatowy
sweter o grubym splocie. Zdecydowała się także na parę wełnianych spodni, zapas
skarpet i zwykłej, bawełnianej bielizny.
Instynktownie sięgała po rzeczy w rozmiarze dziesiątym. Kiedy w przebieralni
włożyła sztruksowe pumpy i granatowy sweter, okazało się, że pasują idealnie.
- Wyglądasz jak licealistka. - David uśmiechnął się do jej odbicia w jej lustrze. -
A co powiedziałabyś na solidne, traperskie buty?
Odwróciła się do niego. Czuła się tak radosna i szczęśliwa.
- To wspaniały pomysł - odparła.
Kate zapłaciła za ubrania i parę skórzanych butów na grubej podeszwie, po
czym David zaniósł jej zakupy do samochodu w dwóch ogromnych, papierowych
torbach.
- Co teraz? - zapytała Kate, wsiadając do dżipa.
- Sklep spożywczy. Musimy kupić kiełbasę, ser i dzbanek wina jabłkowego.
R S
- 35 -
Oczy Kate zalśniły radośnie.
- Piknik?
David zerknął na zegarek.
- W tej chwili jest wpół do pierwszej. Powinniśmy dotrzeć przed drugą do
mojego ulubionego płaskiego kamienia w Little Pigeon. Na pewno ci się tam spodoba.
Urwał na moment.
- Może powinienem najpierw zapytać ciebie o zdanie - ciągnął. - Często daję się
ponieść emocjom, zapominając, że inni mogą mieć zupełnie odmienne życzenia.
Kate nie odpowiadała.
- Bardzo chciałbym pokazać ci park, dotrzeć do Newfound Gap, zjeść piknik na
skale. Musielibyśmy przenocować w Gatlinburgu w motelu.
Spojrzał na nią. Kate wciąż się nie odzywała. W milczeniu rozważała jego
propozycję.
- Dziś wieczorem moglibyśmy pójść na koncert jakiegoś lokalnego zespołu, a
jutro powędrować do wodospadu czy nawet do Clingman's Dome - dodał.
Jeśli za chwilę się nie odezwę, pomyślała Kate, David ruszy z powrotem do
Cabin Creek. Zmarnuję piękny dzień, a w jego domu będę czuła się nie mniej samotna
niż tutaj. Byłaby tylko jedna różnica: jeśli odrzucę tę propozycję, okażę mu brak
zaufania. Powinnam już wiedzieć, że David nie będzie nastawał na moją cnotę, a
przynajmniej nie zrobi tego bez mojego przyzwolenia.
Podniosła wzrok.
- Brzmi to niezwykle zachęcająco, Davidzie - powiedziała. - Jedźmy.
Uśmiechnął się radośnie.
- Gatlinburg jest zwykle zatłoczony do czasu, kiedy nie opadnie z drzewa
ostatni liść, myślę jednak, że jeśli zadzwonię z Bryson City, powinniśmy jeszcze
dostać pokój w River Inn.
W Bryson City David kupił wino i jedzenie na piknik. Zapakował też trochę
lodu do specjalnego pojemnika, który, jak twierdził, zawsze wozi w bagażniku dżipa.
Zarezerwował dla nich w Gatlinburgu dwa sąsiadujące pokoje z kominkiem i
widokiem na rzekę.
- Muszą być bardzo drogie - zauważyła Kate. David się uśmiechnął.
R S
- 36 -
- To prawda - odparł - ale stać mnie na to.
Jechali dosyć szybko aż do Cherokee, miasteczka położonego w rezerwacie
Indian na skraju parku Narodowego Wielkich Gór Mglistych. Nagle droga zapełniła
się samochodami, przyczepami turystycznymi i furgonetkami, które z żółwią
prędkością posuwały się wzdłuż szpaleru sklepów z pamiątkami i przekąskami.
Wreszcie, kiedy minęli już granicę parku, pozostawili za sobą kolorowe
reklamy i głośną muzykę. Teraz, jadąc w długiej kolumnie samochodów, mogli w
ciszy podziwiać piękno gór.
- Wygląda na to, że lunch zjemy o wiele później, niż sądziłem - zauważył David
tonem usprawiedliwienia.
Wiedziona impulsem, Kate położyła rękę na jego kolanie.
- Byłoby cudownie - powiedziała łagodnie - mieć tę drogę całą dla siebie. Jadąc
wolno, możemy jednak cieszyć się pięknem krajobrazu, który inaczej dawno już
zostawilibyśmy w tyle.
Po chwili Kate zdała sobie sprawę, jak intymny mógł wydać się Davidowi jej
impulsywny gest, i chciała cofnąć rękę.
- Nie - zaprotestował, przytrzymując jej dłoń. - To przyjemne. - Nakrył jej dłoń
swoją ręką.
David opowiadał o górach, podawał nazwy poszczególnych łańcuchów i
szczytów. Wyjaśniał Kate, że skały wystające na stromych zboczach liczą naj-
prawdopodobniej zaledwie dwa miliony lat, choć pod nimi znajduje się granit, w
którym odnaleziono najstarsze kopalne skamieliny.
Pokazywał jej smukłe pnie topól o żółtych liściach, połyskujących w
promieniach słońca.
- W Górach Mglistych - mówił - rośnie więcej gatunków drzew niż w całej
Europie. Kiedy jesteś na górze, słychać niemal, jak las oddycha.
- Jak tu cudownie. - Kate z zachwytem rozglądała się dokoła. - Chciałabym,
żebyśmy poszli tak wysoko, że wokół nie byłoby już żadnych ludzi i moglibyśmy
słuchać szumu drzew.
Uścisnął lekko jej dłoń.
- Jutro.
R S
- 37 -
Na parkingu w Newfound Gap było tłoczno. Tłumy turystów przyjechały tu
wykorzystać ostatnie pogodne dni jesieni. Rozciągająca się przed nimi panorama gór
wydała się Kate jeszcze piękniejsza niż widok z okien domu Davida.
- Chcesz zabawić się w turystkę? - spytał David. - Zaczekaj, zrobię ci zdjęcie.
Ustawił Kate na tle wysokiej skały u wylotu parkingu. Nastawił obiektyw, a
potem poprosił przechodzącego starszego pana, by zrobił im zdjęcie. Sam zaś stanął
obok Kate, obejmując ją ramieniem. Oddając aparat Davidowi, mężczyzna patrzył na
niego z zaciekawieniem.
- Ma pan taką znajomą twarz - zwrócił się do Davida. - Czy przypadkiem...
- Niestety, nie jestem nikim sławnym - David przerwał mu z uśmiechem. -
Dziękuję za pomoc.
- Nie ma za co. - Mężczyzna dołączył do stojącej obok żony. Kobieta
rozpromieniona spoglądała w ich stronę.
- Szczęśliwego miodowego miesiąca! - zawołała z uśmiechem.
Kate podziękowała jej serdecznie.
- Z pewnością będziemy szczęśliwi.
Kiedy starsi państwo odeszli, David przyciągnął Kate do siebie.
- Kiedy mamy już za sobą badania krwi i testy ciążowe, możemy wreszcie
rozpocząć podróż poślubną - wyjaśniła Kate z powagą. - Czy nie mieliśmy podziwiać
gór?
Siedzieli na skale odwróceni plecami do parkingu. Trzymając się za ręce, przez
długą chwilę spoglądali bez słowa przed siebie. Tutaj musieli wypoczywać kiedyś
Indianie, pomyślała Kate, na długo zanim pojawili się w Tennessee turyści, ich aparaty
fotograficzne i przyczepy kempingowe. Jakie to wspaniałe, że przez tyle lat góry
trwają nie zmienione.
David wreszcie przerwał milczenie.
- Jestem głodny - oświadczył. - Chodźmy poszukać mojego ulubionego
kamienia i zjedzmy coś.
Jechali teraz wzdłuż rzeki wąską asfaltową szosą. Nie minęło więcej niż
dziesięć minut, kiedy David zaparkował dżipa na szerokim, trawiastym poboczu.
R S
- 38 -
- Jesteś mi potrzebna - oświadczył, wyjmując z bagażnika prowianty. - Sam nie
zabiorę tego wszystkiego.
Kate sięgnęła po dzbanek z winem.
- Gdzie jest twój ulubiony kamień? - spytała.
David wyciągnął rękę w stronę strumienia. Woda wartkim nurtem opływała
porosłe mchem głazy. Na środku, tuż za łagodnym zakrętem, Kate zauważyła
ogromny płaski kamień. Spojrzała na Davida.
- Chyba zdejmę buty. Potrząsnął głową.
- Niesiesz wino, nie pozwolę ci upaść.
Zeszli nad wodę stromym brzegiem. David ujął mocno rękę Kate i rozpoczęli
przeprawę po wilgotnych kamieniach. Raz lub dwa Kate poślizgnęła się i krzyknęła
głośno, przerażona perspektywą wpadnięcia do lodowatej wody, nawet jeśli nie
sięgałaby ona wyżej niż do kolan.
Rozłożyli koc i usiedli obok siebie. David pokroił ser i kiełbasę, a potem wyjął
z kieszeni dwa trochę pogniecione papierowe kubeczki.
- Wznoszę toast - oświadczył, kiedy nalał już wino. - Za naszą podróż poślubną
- powiedział, uśmiechając się do niej porozumiewawczo.
Kate uniosła kubeczek, starając się, by David nie zobaczył, jak silne wrażenie
wywarły na niej jego słowa.
- Jak do tej pory, jest naprawdę cudownie. - Jej słowa zabrzmiały beztrosko.
Nie chciała, by domyślił się, jak bardzo pragnie, by ich miodowy miesiąc nie był tylko
żartem.
- Cóż, wiesz, jak zwykle kończą się miodowe miesiące - odparł.
Potem spoważniał nagle. Położył się na plecach, podkładając ręce pod głowę, i
spoglądał w niebo.
Znów zamyka się w sobie, pomyślała ze smutkiem Kate. Możliwe, że pragnie
mnie w pewien sposób, nawet jeśli nie jestem tak elokwentna jak inne znane mu
kobiety - a może właśnie dlatego. Zdecydowanie jednak nie chce zaangażować się w
żaden poważny związek.
R S
- 39 -
Jeśli tak jest, niewiele mogę na to poradzić. Nie będę wymuszać na nim
zobowiązań, których on się obawia, pomyślała, chociaż każdy nerw mego ciała drży w
oczekiwaniu następnego pocałunku.
Czuła się szczęśliwa po prostu będąc tutaj z nim, szczęśliwa, że przypadek
pozwolił się im spotkać. Wiedziała, że kiedy powróci już do swego normalnego życia,
nigdy nie zapomni chwil spędzonych z Davidem.
Z cichym westchnieniem dopiła resztę wina i ułożyła się wygodnie na kocu.
Słuchała szumu rzeki i wiatru. Było zimno i Kate postawiła kołnierz swojej grubej,
pikowanej kurtki. To raj, pomyślała, mam wrażenie, że nigdy nie żyłam w ten sposób.
- Wiesz, Kate - zaczął David z namysłem. - Jest coś, co lubię w tobie.
- Tylko jedna rzecz? - spytała.
- Nie żartuj, mówię poważnie.
Odwróciła głowę, by spojrzeć na niego, lecz David wciąż patrzył w niebo.
- Podoba mi się, że nie jesteś ciekawska, nie interesujesz się prywatnym życiem
innych... na przykład: moim. Kiedy u doktora Allena musiałem powiedzieć ci, że
pracuję nad doktoratem, nie zadałaś żadnych pytań.
- To nie moja sprawa - odparła.
- Jeśli chcesz, możesz mnie o to zapytać.
- Dobrze. Czy masz zamiar otworzyć potem praktykę? Wtedy musiałbyś
pewnie zrezygnować z obecnego stylu życia.
- Jeszcze nie zdecydowałem - powiedział David. - Chyba nie. Zarobiłem już
dość pieniędzy. Zrobię doktorat... - wzruszył ramionami. - I pewnie na tym się
skończy. Są inne przyczyny...
Milczał przez chwilę.
- Kilka lat temu w moim życiu... wydarzyła się tragedia - mówił dalej. -
Straciłem kogoś, na kim mi zależało... Omal sam wtedy nie zginąłem. Byłem
zmęczony życiem, jakie prowadziłem. Dawno temu, kiedy mieszkałem jeszcze w
górach Zachodniej Wirginii, byłem rozdarty pomiędzy... tamtą karierą a pracą
naukową.
Urwał na moment.
R S
- 40 -
- Wreszcie zdecydowałem się ukryć w górach przed ludźmi i zrealizować
porzucone niegdyś marzenia - zakończył z uśmiechem.
Kate milczała. Powiedział jej tak wiele o sobie, nie mówiąc właściwie nic
konkretnego. Jaką karierę porzucił? O jakiej mówił tragedii? Mogę być pewna tylko
jednego: nie było to z pewnością nic wstydliwego. Nie wierzę, by ten człowiek miał
cokolwiek do ukrycia.
- Kate - przerwał ciszę David. - Proszę, porozmawiaj ze mną.
- O czym?
Oparł się na łokciu. Patrzył prosto w jej oczy, jego usta były teraz tak blisko jej
twarzy.
- Powiedz, co czujesz, kiedy cię całuję.
Wstrzymała oddech. Była pewna, że David słyszy, jak gwałtownie bije jej
serce.
- Przecież wiesz - szepnęła.
- Czujesz to, co ja? - zapytał.
- A... co ty czujesz?
- Wiesz doskonale, co czuję, Kate - odparł David. Przygarnął ją do siebie,
odnajdując wargami jej usta.
R S
- 41 -
ROZDZIAŁ PIĄTY
Leżeli na rzecznym kamieniu. Ponad nimi, autostradą, ciągnął nieprzerwany
sznur samochodów, lecz Kate słyszała jedynie szum rzeki i czuła na ustach namiętne,
rozpalone wargi Davida. Po raz pierwszy dotknął jej piersi i sutki Kate stwardniały
spragnione jego pieszczoty.
Wreszcie zatrąbił na nich jakiś kierowca, potem drugi. Ktoś krzyknął coś w ich
stronę. David podniósł głowę ze śmiechem.
- Turyści - powiedział. - Są przekleństwem nowożeńców.
- Cóż, widok okazał się jeszcze ciekawszy, niż się spodziewali - zauważyła
Kate, mając nadzieję, że jej głos brzmi równie spokojnie jak głos Davida. Zaczęła
zbierać ich rozrzucone rzeczy.
- Nie masz ochoty obracać w żart tego, co stało się przed chwilą - powiedział
nagle David, nie dając się zwieść jej pozornie beztroskim słowom.
- Nie - przyznała, z trudem powstrzymując łzy. David westchnął cicho.
- To, co stało się między nami, dla mnie także nie jest zabawą - mówił z
wahaniem. - Lecz jeśli nie obróciłbym tego w żart, jeśli nie cofnąłbym się teraz,
później mógłbym nie być już w stanie tego zrobić.
Kate spojrzała na niego. Może wcale nie chcę, byś się cofnął, pomyślała.
- Nie wiesz nawet, co czuję, kiedy dotykam twoich ust - powiedział David.
- A ja... - Kate przerwała mu z rozdrażnieniem - nie wiem, co się ze mną dzieje.
Zupełnie tracę kontrolę nad tym, co robię.
Oboje roześmieli się głośno.
- Nie złość się na mnie, Kate. Później będziemy mogli porozmawiać o tym
wszystkim. Teraz jest już prawie wpół do czwartej, a chciałbym, żebyśmy zdążyli do
Gatlinburga przed zamknięciem sklepów.
Kate spojrzała na niego pytająco, lecz David jak zwykle powiedział tylko:
- Poczekaj, zobaczysz.
Gatlinburg było miasteczkiem eleganckich domków o stromych dachach.
Położone w malowniczej dolinie, podobnie jak Cherokee, miasto utrzymywało się z
R S
- 42 -
turystyki, chętnie odwiedzane przez ludzi z dużymi pieniędzmi. Prowadząc wóz
wąskimi, zatłoczonymi uliczkami, David znów musiał zwolnić.
Wreszcie udało się im zaparkować tuż przed wejściem do ekskluzywnego
sklepu z ubraniami. Wewnątrz powitała ich nastrojowa muzyka, pluszowe dywany i
manekiny w eleganckich strojach.
- David! - zawołała szczupła, przystojna kobieta z opadającą na ramiona
kaskadą blond włosów. Uścisnęła serdecznie ręce swego gościa. - Co tutaj robisz, mon
cher? - zawołała. W jej głosie brzmiały ciepłe, intymne nuty. Zerknęła na
towarzyszącą Dawidowi dziewczynę.
- To Kate - wyjaśnił David. - Jesteśmy przyjaciółmi. Kate, to Monique d'Orlet.
- A więc coś dla Kate? - spytała Monique, unosząc wysoko swe pięknie
zarysowane brwi. W jej słowach brzmiał wyraźny francuski akcent.
- Och, nie - odparła szybko Kate.
- Oczywiście, że tak - przerwał jej David. - Ja płacę. - A potem znów zwrócił
się do Monique:
- Chciałbym coś ładnego i zwiewnego jak sama Kate, lecz dostatecznie
wytwornego na wieczór - oświadczył.
- Czy znajdziemy u ciebie coś takiego?
Francuzka przez chwilę przyglądała się uważnie dziewczynie.
- Mam dokładnie to, czego potrzebujesz - oznajmiła wreszcie. - Chodźcie za
mną.
- Davidzie, proszę! - szepnęła Kate błagalnie, kiedy wspinali się po stromych
schodach. - Wiesz przecież, jak to musi wyglądać...
- Sądziłem, że nie przejmujesz się takimi rzeczami. - Uśmiechnął się do niej
przekornie. - Mówiłem już, że zarobiłem w życiu trochę pieniędzy. Zrób mi tę
przyjemność i pozwól sprawić sobie prezent.
Kate nie protestowała więcej. Speszona i zagniewana stała z boku,
przysłuchując się, jak Monique i David dyskutują na temat kilku długich sukien,
szczegółowo omawiając ich fason i kolor.
- Jestem pewna, że mój pierwszy wybór okaże się najlepszy - powiedziała
wreszcie Monique tonem, w którym pobrzmiewały władcze nuty. Kate musiała
R S
- 43 -
przyznać, że wybrana przez Monique suknia okazała się rzeczywiście piękna. Jest
profesjonalistką i nie będzie próbowała oszpecić mnie jakimś niemodnym bublem,
nawet jeśli podoba się jej David, pomyślała Kate. A może po prostu nie widzi we mnie
rywalki.
Suknia była w rzeczywistości długą, kaszmirową tuniką w najjaśniejszym
odcieniu bieli. Wysoko rozcięte wąskie boki odsłaniały szczupłe uda Kate. Prze-
wiązana w talii miedzianym łańcuszkiem, kreacja ciasno przylegała do jej figury.
- Przymierz ją, Kate - poprosił David. W jego głosie zabrzmiały nagle ciepłe,
łagodne nuty, które z pewnością nie umknęły uwagi Monique.
- Dobrze - odparła Kate z rezygnacją.
Suknia wyglądała na niej wspaniale. Jednak na bosaka, z opadającymi na
ramiona włosami, Kate miała wrażenie, że wygląda raczej jak nastoletnia panienka niż
dojrzała, atrakcyjna kobieta. Rozglądając się z rozpaczą po przymierzalni, spostrzegła
na podłodze kilka rozrzuconych spinek. Podniosła je i bezwiednymi niemal ruchami
upięła włosy do góry.
Wspinając się na palce, Kate postanowiła wreszcie wyjść z przymierzalni. W
oczach właścicielki sklepu dostrzegła podziw i zazdrość.
- Masz piękną figure - zauważył David, jakby zapominając, że nie są sami.
- Dziękuję - odparła Kate. - Ale nie uważasz, że potrzebne są mi również buty?
W tej sukni i kamaszach mogę wyglądać dość zabawnie.
David roześmiał się.
- Och, kobiety, wszystkie jesteście próżne. Nawet ty, Kate.
- Mamy pantofle w miedzianym odcieniu - wtrąciła cicho Monique.
- A co z płaszczem? - zapytał David. - Widzę ją w miękkiej wełnianej pelerynie
ściągniętej w talii szerokim paskiem.
- Właśnie takie płaszcze dostaliśmy dzisiaj - odparła Monique z uśmiechem.
Kiedy ostatecznie skompletowali jej strój, Kate
zostawiła Davida na chwilę samego, by w sklepie po przeciwnej stronie ulicy
kupić pończochy, trochę kosmetyków i kilka niezbędnych drobiazgów, między innymi
szczoteczkę do zębów, o której zapomniała w Cherokee. David czekał na nią przy
samochodzie.
R S
- 44 -
- A więc w drogę, do River Inn. Będziemy mogli wziąć tam prysznic, odpocząć,
przebrać się...
Nagle na twarzy Kate odmalowało się przerażenie.
- Och, nie! - zawołała, wyraźnie przestraszona.
- Co się stało? - W głosie Davida słychać było szczere zatroskanie.
Kate zachichotała.
- Już wyobrażam sobie nasze wejście do tego eleganckiego hotelu - wyjaśniła
rozbawiona - gdy zamiast bagażu wniesiemy plastikowe torby z zakupami!
David roześmiał się.
- Jeśli to twoje jedyne zmartwienie...
Szybko włączyli się do ruchu i niecały kwadrans później David zaparkował
wóz przed potężnym, kamiennym gmachem stylizowanym na gotyk. Hotel stał tuż nad
brzegiem rzeki w otoczeniu wysokich topól.
- A teraz - zaczął David, pomagając Kate wysiąść - zobaczmy, czy możemy coś
zaradzić w sprawie toreb z zakupami.
Z bagażnika dżipa David wyjął ukrytą pod indiańskim kocem walizę z cielęcej
skóry i znacznie mniejszą elegancką torbę podróżną z błyszczącego materiału.
- Nie sądziłaś chyba, że wystąpię w starych dżinsach, kiedy ty będziesz
wyglądała tak pięknie? - zapytał z przekornym błyskiem w oku.
- Zaplanowałeś... to wszystko? - W jej głosie brzmiało niedowierzanie.
- Przypuszczałem, że możemy gdzieś się wybrać. - Wzruszył ramionami. - To
był taki piękny dzień...
David starannie układał w walizce jej rzeczy obok swoich. Zupełnie jakbyśmy
byli małżeństwem, pomyślała Kate, jakby to naprawdę był nasz miodowy miesiąc.
Odniosła wrażenie, że recepcjonista zna dobrze Davida.
- Och, pan... - zaczął, lecz David przerwał mu bardzo szybko.
- Witaj, Jerry. To moja kuzynka, Kate... Vine, z Kalifornii.
Mężczyzna uśmiechnął się do niej serdecznie.
- Panno Vine, niezwykle miło mi panią poznać.
- Kate widziała, że Jerry zastanawia się, dlaczego David zarezerwował dwa
pokoje.
R S
- 45 -
Bezceremonialnie odwracając się do Kate plecami, David dopełnił formalności,
po czym zapłacił za hotel kartą kredytową.
- Sami zaniesiemy bagaże - oświadczył, kierując się wraz z Kate do windy. -
Niech Armand zarezerwuje dla nas stolik. Na nazwisko: Johnson.
Recepcjonista skinął głową z porozumiewawczym uśmiechem.
- Czy często tu przyjeżdżasz? - zapytała Kate, kiedy wysiadali z windy na
trzecim piętrze.
- Nie wiem... trzy, może cztery razy w roku...
Otworzył drzwi jednego z pokoi. Na środku stały dwa ogromne łóżka, solidne
meble z klonowego drewna, a w szerokim, kamiennym kominku płonął ogień. Z
balkonu, oddzielonego od pokoju szklanymi, rozsuwanymi drzwiami, słychać było
szum rzeki.
- Pierwsza klasa - oświadczyła z uznaniem Kate.
- Zasługujesz na to. - Stając za plecami Kate, objął ją, przygarniając do siebie.
Trwali tak przez kilka minut, nie mówiąc nic, spoglądając jedynie przed siebie na
połyskującą w zachodzącym słońcu rzekę.
- Idę do swojego pokoju wziąć prysznic - powiedział wreszcie David. -
Mogłabyś zrobić to samo, a potem zdrzemnąć się trochę. Ja mam taki właśnie zamiar.
Na razie, do zobaczenia.
David zamknął za sobą drzwi łączące ich dwa pokoje i Kate została sama.
Walizka i torba podróżna Davida leżały na jednym z łóżek jak bagaże męża.
Jak mam traktować Davida, zastanawiała się Kate. Mam nadzieję, że nie jestem
niczyją żoną ani narzeczoną, bo naprawdę mogłabym mieć kłopoty z dotrzymaniem
wierności.
Ciepły prysznic odświeżył ją, ale poczuła się również senna. W samej tylko
jedwabnej bieliźnie położyła się pod kocem na stojącym przy oknie łóżku i
natychmiast zasnęła.
Obudził ją cichy głos Davida.
- Przepraszam, ale zostały tutaj moje ubrania - usprawiedliwił się. - Jest siódma.
Nie sądzisz, że powinnaś już wstać i także się ubrać?
R S
- 46 -
Przez chwilę Kate była zupełnie zdezorientowana. Potem przypomniała sobie,
jak niewiele ma na sobie.
- Jeśli każesz mi wyskoczyć teraz z łóżka - ostrzegła go - będę krzyczeć.
- Dobrze - odparł ze śmiechem David. - Wychodzę. Do zobaczenia za
dwadzieścia minut.
Kiedy David zniknął za drzwiami, Kate wstała, upięła włosy, tym razem
znacznie staranniej niż w sklepie Monique d'Orlet, zrobiła sobie delikatny makijaż i
natarła perfumami szyję, skronie i ręce.
Potem naciągnęła jedwabne pończochy, obcisłą miękką suknię i stanęła przed
lustrem. Co powie David, zastanawiała się. Czy mu się spodobam?
W tej samej chwili usłyszała delikatne pukanie.
- Czy wyglądasz przyzwoicie?
- Wejdź - odparła.
To będzie prawdziwa randka, pomyślała Kate, z uznaniem przyglądając się jego
smukłej, barczystej sylwetce. Szerokie ramiona Davida okrywała beżowa sztruksowa
marynarka, a stroju dopełniały doskonale skrojone brązowe spodnie.
David nie mówił nic. Patrzył na nią bez słowa, a Kate nie potrafiła wyczytać w
jego spojrzeniu żadnych emocji.
- A więc? - pierwsza przerwała milczenie Kate. - Czy warto było mnie ratować?
David nie odpowiadał przez chwilę.
- Jesteś piękna - powiedział wreszcie. - To cudowne ciało i wdzięk
niewinności...
- Davidzie. - Rozchyliła usta. Nie zwracał uwagi na jej słowa.
- Chciałbym widzieć cię bez żadnego ubrania - mówił - z kosmykami włosów
rozsypanymi wokół twarzy jak w tej chwili, siedzącą na moim ulubionym rzecznym
kamieniu niczym rusałka...
- Och, mój Boże, Davidzie - szepnęła.
Ujął jej dłonie. Stał teraz bardzo blisko Kate, patrząc jej w oczy.
- Nie obraziłem cię?
- Jak mogłabym się obrazić, kiedy powiedziałeś to tak pięknie? - spytała. - Czy
chcesz, żebym zdjęła suknię?
R S
- 47 -
David odetchnął głęboko. Mocno ścisnął jej dłonie.
- Kate. - W jego głosie słyszała teraz drżące nuty.
- W jednej chwili jesteś niewinnym dzieckiem, w następnej kobietą pełną
pożądania. Pamiętaj, by nie zadać mi tego pytania, kiedy wrócimy tutaj wieczorem.
Armand, szef hotelowej restauracji, o którym wspomniał wcześniej David,
powitał ich bardzo serdecznie. Cała sala zalana była miękkim światłem, zaś gości
obsługiwali ubrani na biało, niezwykle uprzejmi kelnerzy.
- Ma pan bardzo piękną kuzynkę, panie Johnson - zauważył Armand, wręczając
im menu.
Natychmiast pojawił się obok nich młody, bardzo taktowny kelner z pytaniem,
czego chcieliby się napić.
- Chyba czerwonego wina - odparł David, spoglądając pytająco na Kate. -
Lafitte Rothchild - dodał po namyśle. - Najlepszy rocznik.
- Tak jest!
Kiedy zostali sami, David uśmiechnął się do Kate.
- Podaj mi rękę - poprosił. - Tego wieczoru chcę trzymać twoją dłoń jak
najdłużej.
Kate posłuchała Davida, spoglądając na niego z czułością. Czuła się przy nim
tak dobrze i bezpiecznie. Wystarczyłoby jednak jedno nieprzyjazne spojrzenie jego
jasnoniebieskich oczu, by zadać jej ból.
Dziś wieczorem, postanowiła nagle, nie będę próbowała oszukać własnego
serca, nie będę próbowała odepchnąć miłości.
- Wiesz, Kate - odezwał się nagle David. - Rozmawiamy ze sobą, choć żadne z
nas nie wypowiedziało nawet jednego słowa. Twoje orzechowe oczy mówią tak wiele.
- Być może - odparła - ale mam nadzieję, że nie mówią wszystkiego.
W jego oczach dojrzała pytanie, w tej samej jednak chwili kelner przyniósł
wino, by David ocenił jego smak. David podał najpierw kieliszek Kate.
- Chyba domyśliłeś się już - powiedziała - że niespecjalnie znam się na
alkoholu.
Skinął głową.
R S
- 48 -
- Tak sądziłem. Dodaje ci to jedynie uroku. To jednak szczególne wino i musisz
go spróbować, by sprawić mi przyjemność.
Posłusznie wzięła do ręki kieliszek.
- Zaczekaj chwilę - poprosił David, sam również podnosząc kieliszek. - Chcę
wznieść toast. Za nas, Kate. Żeby spełniły się nasze marzenia.
- O, tak - szepnęła.
Wino, wystarczająco drogie, by wzbudzić podziw i szacunek kelnera, było
wytrawne, aromatyczne i eleganckie.
- Niezłe - oceniła Kate. - Myślę, że nietrudno byłoby mi polubić ten smak.
David zamówił kolację dla nich obojga. Wybrał tournedos Louis, niewielkie,
delikatne steki z dodatkiem sosu bernaise, pieczonych grzybków i bostońskiej sałaty.
Obok pojawił się na ich stole również mały bochenek ciepłego jeszcze chleba
domowego wypieku i biało-niebieska porcelanowa miseczka z masłem.
Kiedy skończyli jeść, David zamówił dla siebie koniak, a potem rozsiadł się
wygodnie na krześle, by wypalić fajkę.
- Jest cudownie - stwierdziła Kate, popijając kawę ze śmietanką. Czuła się z
nim tak szczęśliwa.
- To prawda - powiedział David w zamyśleniu. - Moglibyśmy na zawsze
pozostać przyjaciółmi, nie sądzisz?
Po kolacji postanowili przespacerować się wzdłuż głównej ulicy Gatlinburga.
Trzymali się za ręce. Kate, okryta białym płaszczem, spoglądała na witryny sklepów,
zarys ciemnych, dostojnych gór w oddali i niezwykle czyste tej nocy, usiane
gwiazdami niebo.
Potem wjechali wyciągiem krzesełkowym na szczyt góry, by spojrzeć stamtąd
na obsypaną światłami domów dolinę. David objął Kate, kiedy stali tak w ciszy nocy,
patrząc w dal.
Gdy znaleźli się z powrotem na dole, David zaprowadził Kate do małego,
przytulnego baru na jednej z bocznych ulic. Sympatyczna para w średnim wieku
zabawiała tam gości, śpiewając piosenki country przy dźwiękach cymbałów i
mandoliny. Kate przypomniała sobie teraz, że takie właśnie owalne cymbały widziała
w domu Davida.
R S
- 49 -
Kiedy wychodzili około wpół do jedenastej, Kate nuciła cicho piosenkę, która
szczególnie się jej spodobała. W myśli powtarzała słowa ballady: „Czarne są włosy
mego kochanka. Jego usta... są cudowne..."
David objął ją mocniej.
- Lubisz czarnowłosych mężczyzn, Kate? - spytał. - Czy też uważasz, że są źli i
skryci, jak to się czasami słyszy?
Och, pomyślała Kate, milknąc nagle. David nie marnuje czasu.
- Jeśli chciałeś spytać, czy lubię ciebie - odparła, zaskoczona własną śmiałością
- odpowiedź brzmi: tak. Bardzo.
Potrząsnął głową.
- Co za szczerość - zdziwił się, muskając wargami jej ucho. - Wróćmy do
hotelu... Chciałbym jeszcze zatańczyć dzisiaj z tobą.
W sali dancingowej o nazwie Le Club panował dyskretny półmrok. Powietrze
pachniało papierosowym dymem, a na maleńkim parkiecie tłoczyło się wiele
eleganckich par, poruszając się w takt romantycznych jazzowych melodii. Kate
zastanawiała się, czy będzie tam dla nich miejsce.
Jednak dla Davida szybko znaleziono zaciszny stolik w rogu sali. Zamówił dla
siebie wódkę z tonikiem, a dla Kate wodę mineralną.
- Chodź, Kate - powiedział. - Grają naszą melodię.
- Tak? - zdziwiła się.
- Oczywiście. - Poprowadził Kate na parkiet, trzymając dłoń na jej karku. -
Dzisiaj każda melodia jest naszą melodią.
Przytulona do Davida, Kate szybko rozpoznała muzykę, przy której tańczyli.
Była to wzruszająca piosenka o pierwszym spotkaniu, pierwszym pocałunku i
pierwszym miłosnym zbliżeniu, bardzo popularna kilka lat wcześniej.
Taniec z Davidem był jak jego pocałunki. Wiedziała, że z nikim innym nie
przeżyje czegoś równie cudownego. Był znakomitym tancerzem. Prowadził ją z
elegancją i wdziękiem. Nawet kiedy przygarniał ją do siebie, ich ciała wciąż poruszały
się jednym rytmem.
Delikatnie oparł dłoń Kate na swoim barku, muskając policzkiem jej włosy.
Czuła, jak jej piersi naciskają na jego tors. Ich uda dotykały do siebie, wzbudzając w
R S
- 50 -
Kate drżenie pożądania. David gładził jej kark, jakby rozkoszując się miękkością
kaszmiru i jedwabistym ciepłem jej skóry wokół linii dekoltu.
- Boże, Kate, jak cudownie jest trzymać cię w ramionach - szepnął, wciąż
przytulając ją do siebie jeszcze chwilę po tym, jak ucichła muzyka. - Może lepiej
usiądźmy i napijmy się czegoś.
Przez następną godzinę spędzili jednak bardzo niewiele czasu przy swoim
stoliku. Znacznie bardziej woleli kołysać się w takt muzyki, obejmując się nawzajem,
nawet jeśli tańczyło obok nich jeszcze wiele innych par.
Kate była odurzona zapachem jego ciała, dotykiem rąk, cudownym ciepłem
jego ramion, kiedy mocno przygarniał ją do siebie. Chciała, by ten wieczór nigdy się
nie skończył.
Wtulona w niego, pragnęła, by stali się sobie jeszcze bliżsi. Wreszcie, gdy
orkiestra zagrała szczególnie piękną miłosną piosenkę, David pocałował ją delikatnie.
- Chodźmy na górę - szepnął.
Kate drżała, kiedy wychodzili z lokalu spleceni w ciasnym uścisku. Kiedy
drzwi windy zamknęły się za nimi, David pocałował ją raz jeszcze.
- Wiesz, jak bardzo pragnę kochać się z tobą - powiedział głosem ochrypłym i
namiętnym.
- Tak, Davidzie...
Czuła się tak zagubiona, niewiele wiedziała nawet o sobie samej. Jednego była
jednak pewna. Pragnęła tego mężczyzny. Nie wiem, czy potrafię powiedzieć mu „nie",
pomyślała. Nie sądzę nawet, bym tego chciała.
Potem zdała sobie sprawę, że choć słyszała w głosie Davida namiętność, choć
przepalało ją spojrzenie jego niebieskich oczu, obejmujące ją ramiona wydawały się
delikatne i cudownie opiekuńcze.
- Pożądam cię tak bardzo, że czuję się, jakby przepalał mnie wewnętrzny ogień
- wyznał. - Ale nie wezmę cię, nawet gdybym otrzymał twoje przyzwolenie. W tych
okolicznościach to nie byłoby uczciwe.
- Uczciwe? - szepnęła przerażona. - Co masz na myśli?
- Nie wiesz nawet, kim jesteś, moja śliczna Kate. I, choć wiem, że jesteś
namiętna, ten żar może należeć się komuś innemu...
R S
- 51 -
W jego głosie Kate słyszała drżenie, sama zaś nie była w stanie wypowiedzieć
ani słowa.
- Możesz mieć gdzieś męża - wyjaśnił - który miałby prawo...
Drzwi windy otworzyły się na ich piętrze, a potem znów zamknęły ponownie,
zanim którekolwiek z nich zdążyło się poruszyć.
David odetchnął głęboko i raz jeszcze dotknął przycisku windy.
- Moglibyśmy przebrać się w dżinsy - zaproponował już normalnym tonem,
kiedy stanęli pod drzwiami swojego apartamentu - i zobaczyć, czy w telewizji nie ma
jakiegoś nocnego filmu.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Podobnie jak poprzednio weszli do pokoju Kate. Dziewczyna odwróciła od
Davida twarz, by nie mógł dojrzeć jej łez.
- Przebiorę się, kupię dla nas coca-colę i wrócę za kilka minut - oznajmił,
kierując się do swego pokoju. - Do licha - usłyszała po chwili. - Zdaje się, że nie mam
drobnych.
- Ja chyba mam. - Wysypała kilka monet z kieszeni sztruksów i podała mu
pieniądze przez drzwi.
David jednak nie dał się tak łatwo oszukać. Podszedł do Kate i delikatnie otarł
jej mokry od łez policzek.
- Nie płacz, Kate - poprosił. - Wierz mi, to nie dlatego, że cię nie pragnę.
Potem znów wyszedł. Kiedy Kate była pewna, że David odszedł już dość
daleko, wyładowała swoją złość, ciskając po pokoju leżące na łóżkach poduszki.
Gdy David wrócił, wszystko leżało znów poukładane na swoich miejscach, zaś
Kate, siedząc na kanapie w sztruksach i wełnianym swetrze, trzymała na kolanach
złożoną gazetę z programem telewizyjnym. David, jak zauważyła z cichą rozpaczą,
nałożył miękką niebieską koszulę, która podkreślała jeszcze kolor jego oczu.
David odnalazł szklanki i po chwili wręczył Kate colę z lodem, po czym usiadł
na sąsiednim łóżku.
R S
- 52 -
- Co w telewizji? - zapytał.
Kate otworzyła posłusznie program, by zobaczyć, jakie filmy są zaplanowane
na dzisiejszą noc.
- A więc tak - powiedziała głosem, w którym nie wyczuwało się żadnych
emocji. - Jest program rozrywkowy, stary film z Bogartem i jakiś współczesny film
„Kłosy poranka". Ten film zebrał podobno wiele nagród...
- Pokaż mi program. - David wyjął z jej ręki gazetę, a potem znów wyciągnął
się na łóżku.
- „Kłosy poranka" widziałem więcej razy, niż mógłbym zliczyć - odezwał się
po chwili. - Zaś film z Bogartem to „Casablanca". Zawsze bardzo go lubiłem.
Obejrzymy go?
Kate wzruszyła ramionami.
- Nie mam nic przeciwko temu - odparła, podciągając wysoko kolana.
Spoglądała przed siebie, obiema rękami obejmując szklankę z colą.
Czuła na sobie uważne spojrzenie Davida. Zwrócił na nią wzrok, słysząc jej
nowy, bezosobowy ton. Potem wstał i włączył telewizor. Z przyzwyczajenia bardziej
niż dla stworzenia romantycznego nastroju rozpalił ogień w kominku i wyłączył
stojące przy łóżkach lampy. Przez długi czas patrzyli w milczeniu w ekran telewizora.
Nie wcześniej niż w połowie filmu, przy scenie, w której Bogart żegna się z
Ingrid Bergman, Kate, po raz pierwszy od czasu ich rozmowy w windzie, spojrzała na
Davida.
Obserwował ją, ukryty w cieniu, tak jak podczas ich pierwszego wieczoru w
górskim domku. To było zaledwie dwa dni temu, pomyślała z niedowierzaniem.
- Kate - zaczął. Jego słowa brzmiały szczerze i żarliwie. - Nie wiem, co mogę
jeszcze zrobić...
- Możesz usiąść tutaj koło mnie - ze zdziwieniem usłyszała własny głos. -
Będziemy udawać, że to łóżko jest kanapą, i nie będę próbowała cię uwieść.
Już po chwili był przy niej. Otoczył ją ramieniem tak, by Kate mogła oprzeć
głowę na jego barku.
- Tak jest o wiele przyjemniej - odparła, przytulając się do niego.
R S
- 53 -
- Proszę, uwierz, że nie jest mi wcale łatwiej. Nie chcę cię wykorzystać - mówił
- i nie chcę, byś odeszła. Wierz mi, Kate, niewiele wiesz o sobie i niewiele również
wiesz na mój temat. Nie mogę zapomnieć o tym wszystkim i postąpić tak, jak
chciałbym. To bardzo trudna dla mnie sytuacja, kochanie.
Kochanie! Kate objęła go mocniej. W ten sposób mógł zwracać się mężczyzna
do kochanej kobiety. Na razie to jej wystarczy.
Dużo później David próbował ją obudzić, by obejrzała słynną scenę pożegnania
na lotnisku. Kate jednak nie miała ochoty otworzyć oczu.
- To zbyt smutne - mruknęła, a potem dodała: - śpię.
Słyszała szum silników, muzykę, a potem David wstał, by wyłączyć telewizor.
- Dobranoc, Kate - powiedział z czułością, delikatnie całując jej czoło.
Kate otworzyła oczy, obejmując go za szyję.
- Nie odchodź - szepnęła.
- Chcesz, żebym został?
- Proszę, Davidzie.
- Dobrze.
Zdjął koszulę, pasek, skarpety i położył się obok Kate w samych tylko
dżinsach, przykrywając kocem ich oboje.
- Dobranoc, Kate - szepnął raz jeszcze, przygarniając ją do siebie.
Obudził ją szum wody za ścianą i promienie słońca przedzierające się do
pokoju przez szczeliny w niezbyt dokładnie zaciągniętych zasłonach.
Spędzili razem noc, uświadomiła sobie nagle, w ubraniach, półleżąc, oparci o
wysoko podłożone poduszki.
Z przestrachem zdała sobie sprawę, jak niezbędny stał się David, by mogła czuć
się szczęśliwa i bezpieczna. To nieuczciwe obarczać go taką odpowiedzialnością.
Odpowiedzialnością, o którą nie prosił.
Tak bardzo go jednak pragnę, nie obchodzi mnie nawet to, czy w moim życiu
jest ktokolwiek inny.
Kiedy David mówił jej „dzień dobry", zauważyła delikatne cienie pod jego
oczami.
R S
- 54 -
- Chętnie wybrałbym się dzisiaj na Niedźwiedzią Górę, po to tylko, by
przewietrzyć głowę i pogimnastykować ciało - oświadczył, rozprostowując ramiona.
Po lekkim śniadaniu w hotelowej restauracji wyszli od razu na spacer.
Postanowili przejść dzisiaj łatwym szlakiem do wodospadów Laurel. Kate pragnęła
nie myśleć o niczym, chciała słuchać tylko szumu spadającej wody i czuć na twarzy
delikatną, wilgotną mgiełkę.
Tego ranka spory tłum turystów pokonywał już tę samą co oni trasę. Dzieciaki z
piskiem i śmiechem bawiły się na mokrych kamieniach. Kate zauważyła, że David
włożył ciemne, lustrzane okulary, które sprawiały, że nawet twarz tak
charakterystyczna jak jego nabierała cech anonimowości.
- Naprawdę nie podobają mi się twoje okulary - stwierdziła stanowczo.
- Przepraszam - odparł zupełnie niewzruszony. - Boli mnie głowa.
Dotarcie do najwyższego punktu widokowego parku zajęło im około
dwudziestu minut. Szli lasem świerkowo-sosnowym, który, według słów Davida, był
bardziej typowy dla Kanady niż gór południowo-amerykańskich. Ze szczytu widzieli
lśniącą w oddali taflę jeziora Fontana za spowitymi mgłą wzgórzami, rozciągającymi
się aż do granic Północnej Karoliny.
- Na tych wzgórzach, nawet w lecie, rośnie niewiele roślin poza paprociami -
powiedział David, wskazując ręką przed siebie. - Za to wiosną, wzdłuż szlaku, którym
szliśmy do wodospadów, muszą rosnąć miliony kwiatów. Kiedy... to znaczy... jeśli...
przyjedziesz kiedyś tutaj ze mną...
Umilkł, nie kończąc zdania. Trzymając się za ręce, wracali bez pośpiechu do
dżipa. Potem jechali, wciąż nie mówiąc nic, przez park i Cherokee do Franklin. Minęli
po drodze słynną Dolinę Cowee, w której kopalniach i strumieniach turyści szukali
rubinów.
- Któregoś dnia, Kate - powiedział David - jeśli będziemy się jeszcze
kontaktowali, chciałbym zabrać cię do prawdziwej kopalni. Znajduje się ona na
wschód od Asheville, na szczycie góry w pobliżu Małej Szwajcarii. Moglibyśmy
poszukać tam szmaragdów.
- Byłoby cudownie - odparła, zaciskając palce na jego dłoni. - Jak myślisz, co
nas czeka, Davidzie?
R S
- 55 -
Przez chwilę przyglądał się jej w zamyśleniu.
- Sam chciałbym to wiedzieć.
- Przepraszam - powiedziała. - To było niemądre pytanie.
Niedługo potem minęli Cabin Creek i jechali drogą na szczyt Niedźwiedziej
Góry.
- Czy mogłabyś rozpakować rzeczy? - poprosił David, kiedy zatrzymali się
przed domem. - Chciałbym porąbać trochę drewna.
Kate widziała wcześniej ogromny zapas przygotowanych na zimę drewnianych
szczap, nie powiedziała jednak ani słowa. Skinęła głową i weszła do domu.
Na wierzchu walizy, obok swoich rzeczy, zauważyła nie widziane wcześniej
białe, damskie spodnie i kremowy, kaszmirowy sweter... Poczuła niepokój, a zaraz
potem wstyd. Domyśliła się, że te ubrania są prezentem Davida dla niej.
Zaniosła rzeczy Davida do jego pokoju, swoje zaś ułożyła na półce w salonie.
Na chwilę zatrzymała się przy wiszących na ścianie cymbałach. Dotykała delikatnie
ich strun, kiedy David, stojąc na progu kuchni, oznajmił, że idzie na spacer.
Nie miała do niego o to żalu. Jest przyzwyczajony do samotności, pomyślała.
Po chwili doszła do wniosku, że jej samej również dobrze zrobiłby spacer. Włożyła
grubą kurtkę, rękawiczki, czapkę i wyszła.
Będę szła drogą i nie odejdę zbyt daleko, postanowiła. W ten sposób na pewno
się nie zgubię. Wrócę, zanim David zdąży zauważyć moją nieobecność. Może
przypadkiem natrafię na ślad mojego samochodu.
Przez długi czas szła, nie zastanawiając się właściwie nad tym, dokąd idzie.
Niebo zasnuły ciemnoszare chmury zwiastujące śnieżycę. Zastanawiała się nad
problemem swojej tożsamości. Nie była pewna, czy rzeczywiście pragnie odzyskać
pamięć.
Jak długo jej przeszłość pozostaje tajemnicą, może mieszkać z Davidem,
pomyślała. Nie mogła jednak oczekiwać, że pozwoli jej przebywać tutaj w nieskoń-
czoność.
Z drugiej strony David zdecydowany był nie dotknąć jej, dopóki nie przekona
się, kim jest Kate. Jego pieszczot zaś pragnęła teraz ponad wszystko.
R S
- 56 -
Westchnęła. Jest mi tutaj tak dobrze, pomyślała. David również powiedział
zeszłej nocy, że nie chce się z nią rozstać. Poza tym dokąd miałaby pójść?
Rozglądając się wokół, Kate stwierdziła nagle, że zaszła zbyt daleko. Była już
prawie przy drodze prowadzącej do strażnicy służby leśnej. Zawróciła szybko. David
mógł zaniepokoić się jej tak długą nieobecnością.
W tym momencie usłyszała zgrzyt żwiru, a zaraz potem pisk hamulców.
- Kate! - zawołał ostro David. - Myślałem, że ode mnie uciekłaś.
- Mam wrażenie, że weszło ci to w nawyk - zauważyła Kate. - Kolejny raz omal
mnie nie zabiłeś, jadąc jak szalony...
- Wsiadaj - przerwał jej David. Skręcił i zatrzymał się na moment. - Dom bez
ciebie wydał mi się taki pusty - wyznał. - Jeszcze tydzień temu nie uwierzyłbym, że
coś podobnego może mi się przydarzyć.
Przez długą chwilę patrzyli na siebie bez słowa. Potem David ruszył, jakby nie
oczekiwał żadnej odpowiedzi.
- Dokąd szłaś? - zapytał po pewnym czasie.
- Spacerowałam. Nie tylko ty masz problemy, nad którymi potrzebujesz
zastanowić się czasami w samotności.
David nic nie odpowiedział.
- Chciałam podziękować ci za spodnie i sweter - ciągnęła cicho. - Znalazłam je
przy rozpakowywaniu walizki. Nie powinieneś ich kupować, ale... są cudowne.
Wzruszył ramionami.
- To tylko przejaw mojego egoizmu.
Tego wieczoru David przyrządził potrawkę z królika, która mogłaby stać się
ozdobą najwykwintniejszego stołu.
Jedli znów przy blasku ognia na kominku i w świetle naftowej lampy. Kate
przebrała się do kolacji w białe spodnie i kremowy sweter.
- Po Gatlinburgu to miejsce wydaje się jeszcze cichsze i spokojniejsze, nie
sądzisz? - odezwał się David po chwili dłuższego milczenia. - Pomyśl, jak musiałby je
ocenić ktoś z tak dużego miasta jak Los Angeles czy Nowy Jork. Ty zapewne
mieszkasz w dużym mieście, Kate.
R S
- 57 -
- Ta cisza rzeczywiście wydaje mi się czymś zupełnie nowym - powiedziała
Kate po namyśle - odmiennym od tego, do czego jestem przyzwyczajona.
- Lecz nie wyobrażam sobie, bym gdziekolwiek mogła być szczęśliwsza niż
właśnie tu, dokończyła w myśli.
- Nie wyobrażam sobie, że mogłabym mieszkać tutaj sama - powiedziała głośno
- chociaż bardzo podoba mi się twój dom. Zapewne w takiej samotni można lepiej
poznać samego siebie.
- Chyba masz rację - odparł. - Teraz jednak nie jestem już tak pewien swoich
racji. Twoje pojawienie się w tym domu zmieniło tak wiele.
- Nie pojawiłam się w tym domu, zostałam do niego wniesiona - przypomniała
mu.
Jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu.
- To prawda. Zauważyłem, że kiedy mnie nie było, dotykałaś cymbałów.
Potrafisz na nich grać?
- Niestety, nie. Przyglądałam się im tylko. Tak bardzo podobała mi się wczoraj
ta piosenka...
Spojrzał na nią uważnie.
- Ta o czarnowłosych mężczyznach? Skinęła głową.
- Jeśli chcesz, mogę nauczyć cię grać na tym instrumencie - zaproponował,
zbierając ze stołu talerze. - W ten sposób na pewien czas będziesz miała tutaj jakieś
zajęcie.
Mówił o jej pobycie w górach jak o czymś krótkotrwałym, jakby mieli się
niedługo rozstać. Pamiętała jednak, z jakim gniewem i żalem powiedział kilka godzin
temu: „Myślałem, że ode mnie uciekłaś".
Czekając na Davida, Kate zdjęła buty i wyciągnęła stopy do ognia. Od czasu
podróży do Gatlinburga równie dobrze jak David zdawała sobie sprawę, że coś musi
zmienić się pomiędzy nimi. Namiętność albo ich połączy, albo odepchnie od siebie.
Wkrótce David wrócił z kuchni i zdejmując ze ściany stary instrument, usiadł
obok Kate.
- Na tych dwóch cienkich strunach wygrywa się melodię. Dwie pozostałe służą
do akompaniamentu. To łatwe.
R S
- 58 -
Uderzając cienką pałeczką, David zagrał kilka nut piosenki, o której mówiła
Kate.
- Obawiam się, że nie jestem wybitnym cymbalistą. Chcesz spróbować?
Początkowo gra na cymbałach wydała się Kate łatwa, choć nie zawsze potrafiła
zachować właściwy rytm i tempo. Szło jej to jednak dosyć opornie, szybko zaczęły
boleć ją palce, którymi przytrzymywała cienkie struny.
- Z czasem skóra zgrubieje i przyzwyczai się do strun - pocieszył ją David. -
Trochę to jednak potrwa.
Potem usiadł obok niej i otaczając Kate ramieniem, pomógł jej grać. Kate
uderzała pałeczkami, David zaś szarpał struny. Potem pochylił się, by położyć in-
strument na ziemię.
Czuła na szyi jego ciepły oddech, delikatne muśnięcie warg. Czubkami palców
ugniatał jej ukryte pod swetrem piersi. Odnalazła dłońmi jego ręce, jakby chcąc go
ponaglić, ośmielić do dalszych pieszczot.
- Davidzie - szepnęła. - Och, Davidzie...
Zachwiała się, zupełnie zaskoczona, kiedy David nagle wzmocnił uścisk.
Czy znów mnie odtrąci, zastanawiała się w panice. Poprosi, żebym odeszła? Po
chwili znała już odpowiedź.
- Chcę z tobą zatańczyć. - Sięgnął po płytę, wciąż obejmując ją ramieniem.
Zaraz potem usłyszała miękkie dźwięki jazzowej trąbki grającej w rytmie lat
czterdziestych.
- Kto to gra? - zapytała. Z trudem potrafiła rozpoznać własny głos.
- Billy Butterfield - odparł, rozpinając jednocześnie koszulę.
Kate wstrzymała oddech. Jego pięknie umięśniony tors pokrywała czarna,
jedwabista gęstwina, połyskująca gdzieniegdzie srebrem.
Bezwiednie wyciągnęła rękę, by dotknąć jego piersi.
David podciągnął do góry jej sweter i przygarnął dziewczynę do siebie.
- Jesteś taka piękna, Kate.
- Och, Davidzie - szepnęła. Kołysali się wolno w takt muzyki przy blasku
ognia. - Nie wiesz nawet, jak to cudownie dotykać ciebie w ten sposób...
R S
- 59 -
- Nie wiem? Właśnie tego pragnąłem zeszłej nocy, kiedy w tańcu czułem ciepło
twojego ciała.
Kate ogarnęła go ramionami, wsuwając ręce pod koszulę Davida. Czuła mięśnie
pulsujące pod gładką, gorącą skórą mężczyzny.
- Mogłam zdjąć suknię - powiedziała cicho. - Wiedziałeś przecież.
- Chciałem cię o to poprosić.
Z cichym westchnieniem mocniej jeszcze przyciągnął ją do siebie. Czuła teraz
wyraźnie jego twardą męskość.
Bezwstydnie przylgnęła do niego, ocierając się o jego rozpaloną skórę.
- Tak bardzo cię pragnę.
- Nie mów tego - ostrzegł ją. - Nie będę mógł się opanować...
Całował ją przy migocącym blasku ognia. Obejmując Kate mocno, pieścił ją
każdym mięśniem swego ciała.
Nie potrafiłaby powiedzieć, czy tańczyli całą wieczność, czy jedynie kilka
minut. Czuła, jak ogarnia ją płomień pożądania.
Pragnęła jego bliskości, pragnęła odkryć przed nim sekrety swego ciała, oddać
się mu bez reszty i na zawsze.
Jakby odgadując myśli Kate, David odchylił się do tyłu, by spojrzeć w jej oczy,
a potem objął ją jeszcze mocniej.
- Boże przebacz mi - szepnął. Jego głos drżał od emocji. - Kate, nie mogę już
dłużej. Błagam cię, chodź ze mną na górę.
Nie potrafiła i nie chciała mu odmówić. Pozwoliła, by poprowadził ją do
krętych, żelaznych schodów.
Jego sypialnia była ciemna i chłodna. Jedynie blask księżyca wpadający przez
nie zaciągnięte zasłony oświetlał pokój. Mosiężny piecyk był niewyraźnym cieniem w
ciemności.
- Tu jest lodowato - powiedział David, gorącymi ustami całując jej szyję. -
Będziemy musieli schować się pod futrzaną narzutę, kochanie.
Kiedy zdejmował jej sweter, Kate leżała oparta na zimnych poduszkach. Wciąż
nie odrywając od niej wzroku, David rozpinał teraz jej białe, wełniane spodnie.
R S
- 60 -
- Och, tak, proszę... - David zsuwał bawełniane figi z jej wygiętych ku górze
bioder.
W pokoju panował przejmujący chłód, lecz Kate, rozpalona pożądaniem, nie
czuła zimna.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem. - Wędrował
dłońmi po nagich łukach jej bioder i ud, gładził płaski, napięty brzuch.
Potem zdjął szybko ubranie, odsłaniając wąskie biodra i mocne, smukłe uda.
Już po chwili leżał obok Kate, naciągając narzutę z lisiego futra na nich oboje.
Teraz wargi Davida podążyły śladem jego rąk. Kate jęknęła, wplątując palce w
jego gęste, czarne włosy.
Co on ze mną robi, pomyślała. Tak bardzo go kocham...
- Jeśli tym razem nie zechcesz mnie posiąść... - zaczęła, przerażona myślą, że
mógłby znów zostawić ją nie zaspokojoną i pragnącą jego pieszczot.
W odpowiedzi David przykrył sobą jej ciało.
- Jeśli sądzisz, że potrafiłbym się teraz cofnąć, nie znasz mnie, Kate.
R S
- 61 -
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Przekroczyli granicę, za którą nie było już powrotu. David całował Kate, a ona
odwzajemniała jego pieszczoty, pragnąc tego tylko, co dający jej rozkosz mężczyzna.
Chciała, by posiadł ją, by całe jej ciało stało się jego własnością.
Kierowała się doświadczeniem, a może jedynie kobiecym instynktem, bo w jej
pamięci nie było wspomnień miłosnych przeżyć.
- Och, Davidzie, należę tylko do ciebie - szepnęła, otwierając przed nim swe
ciało.
David zadrżał, odnajdując to, czego szukał.
- Kate. - Jego głos brzmiał chrapliwie. - A więc nie czujesz do mnie
nienawiści... po...
Objęła go z czułością.
- Nie potrafiłabym nienawidzić ciebie, Davidzie.
- A jeśli jesteś mężatką?
- Zaryzykuję - odparła.
Potem zamilkli, nie potrzebując więcej słów. Oplotła udami jego twarde,
umięśnione ciało. David poruszał się w niej, wciąż obsypując pocałunkami jej wargi,
powieki i ramiona.
Kate odwzajemniała pieszczoty. Obejmowała go mocno, pragnąc, by wypełnił
ją sobą. Więcej, błagała go bezgłośnie. Daj mi więcej. Pragnę ciebie całego, chcę czuć
całą twoją siłę i ciepło.
Żądza i rozkosz stopiła ich ciała w jedno, jakby kochając się, mieli poznać
tajemnicę wszechświata, sekret życia.
Nie będąc w stanie dłużej panować nad sobą, Kate poddała się fali rozkoszy. Jej
ciało pulsowało spełnieniem, a chwilę później także David dzielił jej ekstazę, swoim
zachwytem potęgując wspólną przyjemność.
Kate leżała wtulona w ramiona kochanka. W ich miłosnej komunii ofiarowała
mu całą siebie. Przyjął jej dar z radością. Jej przeszłość, nazwisko, wspomnienia nie
R S
- 62 -
miały już znaczenia. Była teraz zupełnie inną kobietą. Należała do Davida. Czuła się
jego częścią, nie istniało nic, co mogłoby ich rozdzielić.
Tak bardzo go kocham, pomyślała. Najchętniej zostałabym z Davidem na
zawsze, by dzielić z nim szczęście i rozkosz, by ta chwila cudownej jedności nigdy nie
musiała się skończyć.
Leżała z głową opartą we wgłębieniu jego barku, ich splecione ze sobą nogi
przykrywała futrzana narzuta. Koniuszkami palców błądziła po jego torsie, czuła
mocne, miarowe bicie jego serca.
- Kate - przerwał ich milczenie David. Objęła go mocniej.
- Tak, Davidzie?
- Żałujesz, że się kochaliśmy? Przylgnęła do niego mocno.
- Och, nie - odparła. - Nigdy. Było cudowniej niż w moich marzeniach. Ty też
nie żałujesz tego, prawda?
- Jak mógłbym?
Z ciężkim westchnieniem David musnął wargami jej włosy.
- Wciąż dręczy mnie obawa, że możesz mieć męża lub kochanka - szepnął.
Potrząsnęła głową.
- Nie. Nie sądzę, żeby był ktoś taki w moim życiu.
Obrócił Kate ku sobie, a potem obwiódł palcem kontur jej ust.
- Słodka Kate. - W jego głosie brzmiała czułość. - Skąd ta pewność?
Kate zawahała się tylko przez moment. Byli zbyt blisko, by mogła ukryć przed
nim swoje uczucia, choć nie śmiała wyznać mu wszystkiego. Jest tak piękny,
pomyślała. Wciąż nie mogę uwierzyć, że leżę w jego ramionach.
- Kiedy jesteś przy mnie - wyznała cicho - czuję, że nikt inny się nie liczy.
Przygarnął ją do siebie.
- Mów dalej, kochanie.
- Po tym, co stało się między nami... nie wyobrażam sobie, bym mogła pragnąć
kogokolwiek innego.
David milczał przez chwilę.
R S
- 63 -
- Ja także - wyznał. - Od czterech lat nie pragnąłem nikogo i niczego tak, jak
pragnę teraz ciebie. Jestem w tobie zakochany. Mógłbym poślubić ciebie, gdybym nie
obawiał się, że popełnimy bigamię.
Nieoczekiwanie Kate poczuła zawrót głowy.
- Nie mówisz tego poważnie. Znamy się zaledwie kilka dni...
Uciszył ją delikatnym pocałunkiem.
- Wiem, co czuję. A twoje słodkie ciało kłamało, jeśli nie czujesz tego samego.
Była tak bezpieczna w ramionach Davida, lecz nie potrafiła spojrzeć mu w
oczy. Powiedział, że jest w niej zakochany. Nie znaczyło to jeszcze, że ją kocha.
- Moje ciało nie oszukało cię - powiedziała tak cicho, że David musiał nachylić
się, by ją słyszeć.
- Więc powiedz to, Kate. Powiedz... że mnie kochasz, nawet jeśli mylisz się,
mówiąc, że nie ma nikogo w twoim życiu. Nawet jeśli miałbym twoim uczuciem
cieszyć się tylko przez krótki czas.
Być z Davidem choć przez kilka dni, kilka tygodni, słuchać z nim muzyki przed
kominkiem, a potem zasypiać w jego ramionach...
- Kocham cię, Davidzie - wyznała.
- Och, Kate... - Całował ją długo i czule, jakby tą pieszczotą chciał raz jeszcze
zapewnić ją o swojej miłości. - Może jesteśmy oboje szaleni - powiedział wreszcie,
spoglądając w jej niebieskie oczy. - Chociaż nie sądzę, by tak było, nawet jeśli nie
postępujemy zbyt rozsądnie. - Urwał na moment. - Wiesz, że teraz nie będziemy mogli
już mieszkać razem, nie będąc kochankami.
- Wiem.
- Nie chcę, żebyś odeszła. Może kiedy dowiemy się, kim jesteś...
Kate potrząsnęła głową. W jej oczach lśniły łzy.
- Próbuję sobie przypomnieć - powiedziała, nie potrafiąc opanować drżenia
głosu. - Lecz wciąż czuję w głowie jedynie pustkę.
- Kochanie, nie płacz. - Pocałował ją w czoło. - Mam pewien pomysł.
Porozmawiamy o tym rano.
R S
- 64 -
Kate miała niejasne przeczucie, że David znów zaproponuje jej seans
hipnotyczny. Chcę wiedzieć, kim jestem, pomyślała. Dlaczego więc tak bardzo się
czegoś obawiam?
Nie mogła jednak zastanawiać się nad tym zbyt długo. David znów zaczął ją
delikatnie pieścić. Pocałunkami próbował odegnać od niej smutek, kochając ją
jednocześnie namiętnie i czule. Kate, podobnie jak poprzednim razem, z pasją i
miłością odwzajemniała każdą jego pieszczotę.
Kiedy obudziła się rano, nie było przy niej Davida. Przez okno widziała szare,
zachmurzone niebo. Słyszała jedynie tykanie zegara i trzask palących się drewnianych
polan. Z kuchni nie rozlegało się tego dnia pogodne nucenie, nie słyszała miękkich
uderzeń łap Laurel.
Czy David wyszedł? Wstała i szybko naciągnęła na siebie białe spodnie i
kremowy sweter. W kuchni znalazła wiadomość od Davida.
Co teraz zrobić, zadała sobie pytanie.
Jest przystojny. To najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek
spotkałaś. Jeździ jak szaleniec. Twierdzi, że zarobił już wystarczająco dużo pieniędzy.
Zajmuje się pracą naukową, robi doktorat z psychologii... pisze...
Nagle przypomniała sobie jakąś sprawę związaną z Davidem. Miałaś mu coś
dać... jakiś skrypt...
Powodowana nagłym impulsem, wstała i podeszła do biurka Davida. Tam, w
metalowym pojemniku pod stertą kartek i notatników, znalazła maszynopis pracy
doktorskiej, o której wspominał David.
Przeczytała tytuł: „Ego a opinia publiczna: przyczyny krótkotrwałości
związków w środowisku filmowym". Tę pracę doktorską z dziedziny psychologii
napisał niejaki David Vine.
Zaskoczona, powtórzyła głośno nazwisko autora pracy. Vine, tak właśnie
przedstawił się recepcjoniście z hotelu w Gatlinburgu.
To nazwisko wydało się jej teraz dziwnie znajome. Jakby przeczuwała od
zawsze, że tak właśnie nazywa się David. Nie wiedziała, dlaczego przywodzi ono na
myśl kino, filmy, które oglądała jeszcze w czasach licealnych.
R S
- 65 -
Powodowana nieodpartym impulsem odłożyła rozprawę doktorską Davida i
podeszła do wiszącej obok biurka półki. Bez wahania sięgnęła po pierwszy z zaka-
zanych, oprawionych w skórę albumów. W środku znalazła wiele zdjęć. David na
plaży z piękną blondynką, David ubrany jedynie w szorty na pokładzie jachtu,
odrobinę za szczupły, lecz niewątpliwie bardzo przystojny.
Odwróciła kartkę. Na następnym zdjęciu dwóch mężczyzn rozmawiało, stojąc
w otoczeniu przedmiotów, które przywodziły na myśl dekoracje filmowe. David był
na tej fotografii znacznie młodszy, bez śladu siwizny we włosach, uśmiechał się
beztrosko w stronę obiektywu.
Drugi mężczyzna, około sześćdziesiątki, ubrany w niemodne szerokie spodnie,
miał na głowie postrzępiony słomkowy kapelusz...
Nie słyszała kroków Davida idącego po miękkim dywanie.
- Tata - powiedziała cicho.
- Co robisz? - usłyszała za plecami gniewny głos. Odwróciła się do niego. W jej
oczach było zdumienie. Nie czuła strachu.
- Skąd wziąłeś się na zdjęciu razem z moim tatą? - spytała.
Tym razem David wydawał się zaskoczony.
- O czym ty mówisz?
Nagle potrafiła mu odpowiedzieć. Wspomnienia wracały do niej. Były to
obrazy niepełne i wyrywkowe, ale powoli układały się w logiczną całość.
- O moim ojcu, reżyserze. Nazywał się Art McCullough - zaczęła. - Właśnie
przypomniałam to sobie. Co robisz na zdjęciu z...
Urwała. Nagle powróciło do niej kolejne wspomnienie, scena, którą skojarzyła
z przeczytanym wcześniej nazwiskiem.
- Jesteś aktorem Davidem Vine'em - oznajmiła bez cienia wątpliwości. - Nie
mogę uwierzyć, że nie rozpoznałam cię dotąd. Byłeś moim idolem albo jednym z
idoli, chociaż nigdy cię nie spotkałam. Ten wypadek, tuż przed śmiercią taty... Sharon
Lorrie...
Na wspomnienie katastrofy samolotowej, w której zginęła jego żona, twarz
Davida wykrzywił grymas bólu. Przez długą chwilę nie mówił nic.
R S
- 66 -
- Ty? - odezwał się wreszcie. W jego szorstkim pytaniu słyszała zdumienie. -
Jesteś córką Arta McCullougha? Na pewno nie spotkaliśmy się nigdy?
Potrząsnęła głową.
- Mama umarła, kiedy byłam bardzo mała, może to pamiętasz. Tata nie chciał,
żebym obracała się w świecie filmowym. Szkołę i studia kończyłam na Środkowym
Zachodzie.
David patrzył na nią jak na jakąś obcą, obojętną mu kobietę. Wyciągnął do niej
rękę.
- A więc - jego ton był teraz zupełnie spokojny i bezosobowy - witaj, Kate
McCullough. Miło cię poznać. Zawsze podziwiałem twojego ojca.
- Davidzie - powiedziała, przerażona nagle zimnym i obcym spojrzeniem jego
niebieskich oczu. - Nie czuj do mnie nienawiści.
- Nienawiści? - zdziwił się. Jego głos brzmiał teraz znacznie łagodniej. -
Dlaczego miałbym cię nienawidzić?
- Za to, że grzebałam w twoich rzeczach. Wiem, że powinnam była najpierw
poprosić o pozwolenie. Jednak po wczorajszej nocy tak bardzo chciałam poznać
wreszcie prawdę.
Przez chwilę nie mówił nic.
- Muszę się napić - oznajmił. - Czy tobie też czegoś nalać?
Kate potrząsnęła przecząco głową. Czuła się dziwnie bezradna, kiedy puścił jej
rękę i odszedł do stojącej przy oknie szafki.
- Naprawdę nie chcesz nic do picia? - upewnił się, trzymając w ręku kieliszek
whiskey.
Kate miała wrażenie, jakby ktoś położył na jej sercu ciężki kamień. Czuła
ogromny smutek. Usiadła w rogu aksamitnej kanapy, spoglądając z żalem w stronę
Davida.
Czy to, że go zna, było takie straszne? Czy stanie się to przyczyną ich
rozstania? Czy nie spędzi już następnej upojnej nocy w ramionach Davida? Przecież
pokochała go nie dla jego sławy, to nie nazwisko Davida zadecydowało o jej uczuciu.
- Davidzie, proszę. Usiądź. Usiądź przy mnie. Przechylił kieliszek. Patrzył na
Kate przez chwilę, jakby wahał się, czy nie wypić jeszcze jednego drinka.
R S
- 67 -
- Dobrze - odparł, odstawiając kieliszek. Zamknął drzwiczki barku, a potem
usiadł na przeciwległym końcu kanapy. Nie pytał o nic, Kate jednak pragnęła
powiedzieć mu wszystko, co wie.
- Dziś rano... zdecydowałam, że muszę postarać się przypomnieć sobie tak
wiele, jak tylko jest to możliwe - wyjaśniła, speszona lekko jego uważnym spojrze-
niem. - Wciąż miałam wrażenie, że coś musi łączyć nas dwoje.
David słuchał jej w milczeniu.
- Coś związanego ze skryptem... Potrząsnął głową.
- Dlaczego córkę Arta McCullougha miałaby interesować moja zakurzona
rozprawa doktorska? - zapytał.
- Ja... - zaczęła, nie potrafiła jednak odpowiedzieć na jego pytanie. - Tego nie
wiem - odparła.
David westchnął ciężko, Kate miała jednak wrażenie, że w jego głosie nie
słyszy już tego napięcia, które tak przerażało ją na początku ich rozmowy.
- Powiedz mi, co pamiętasz, Kate - poprosił.
Spędzili w ten sposób wiele godzin. Kate opowiadała Davidowi o swoich
rodzicach, dzieciństwie, latach spędzonych na uniwersytecie w Chicago.
Studiowała literaturę angielską, zaś jej praca magisterska dotyczyła teatru.
Pragnęła pisać scenariusze filmowe, był to jednak cel dosyć odległy. Przypomniała
sobie, że pracuje jako asystentka kierownika produkcji w studiu filmowym, w którym
pracowali kiedyś David i jej ojciec.
- Czy chciałaś mi przywieźć własny scenariusz?
- David spytał ją w pewnym momencie.
- Nie - odparła Kate. - Przynajmniej tak mi się wydaje.
W żaden sposób nie mogła jednak przypomnieć sobie wydarzeń ostatniego roku
lub kilku ostatnich miesięcy.
- A więc nie wiesz, kto podarował ci ten diament? - upewnił się David.
Nie pamiętała tego.
- Nie - powiedziała szybko, jakby nie chcąc zastanawiać się nad tym zbyt
długo.
R S
- 68 -
David, obserwując Kate uważnie, dostrzegł delikatną zmarszczkę na jej czole,
kiedy mówiła te słowa, wyczuł też w jej głosie nutę niechęci.
- A więc tu tkwi przyczyna - powiedział z przekonaniem. - To przez niego nie
możesz przypomnieć sobie ostatnich wydarzeń. Zastanawiam się, czy jestem mu
winien przeprosiny.
Gwałtownie podniósł się z kanapy i poszedł do kuchni zaparzyć kawę. Wrócił
szybko z dwoma dymiącymi kubkami i pudełkiem angielskich herbatników.
- Czy powinniśmy zawiadomić kogoś, że jesteś bezpieczna? - zapytał.
- Nie mam żadnych bliskich krewnych - odparła Kate - poza ciotką Jo. Ona
może być w tej chwili gdzieś pomiędzy Paryżem a Meksykiem, chociaż niedaleko
stąd, w Szafirowej Dolinie, znajduje się jej posiadłość. Mogłabym spróbować
zadzwonić do niej; może skontaktowałabym się również ze studiem.
- Nie możesz dzwonić z Cabin Creek, gdzie twojej rozmowy słuchałoby pół
miasta - zdecydował David. - W Rainbow Springs jest budka telefoniczna. Weź
płaszcz i szczoteczkę do zębów na wszelki wypadek. Jeśli nie wyjaśnimy wszystkich
wątpliwości, pojedziemy do Knoxville. Dziś wieczorem.
- Żebym mogła poddać się hipnozie? - spytała. Skinął głową.
- Jest tam psychiatra z Akademii Medycznej z Memphis w związku z
prowadzonymi na tamtym terenie badaniami. Możemy skorzystać z tej okazji.
- Czy musimy? - spytała niepewnie.
- Walczysz z tym, Kate. Wiemy, jak się nazywasz i kim jesteś, lecz wciąż nie
wiadomo, od kogo dostałaś pierścionek. Chcę kochać się z tobą bez wyrzutów
sumienia.
Kate spuściła wzrok.
- Dobrze - zgodziła się ostatecznie. - Jeśli chcesz, żebym spotkała się z
psychiatrą, zrobię to.
Zanim zebrała kilka najpotrzebniejszych rzeczy, David zdążył już zapakować
do walizki swoje ubrania, a także przygotować wodę i jedzenie dla Laurel.
- Czy to, że wiesz, kim jestem, zmieniło twoje uczucia wobec mnie? - zapytał,
kiedy stanęli w progu.
R S
- 69 -
- Jest teraz więcej rzeczy, za które mogę cię podziwiać - odparła. - Ale kocham
cię tak samo jak przedtem.
Po raz pierwszy tego dnia David przygarnął ją mocno do siebie.
Budka telefoniczna w Rainbow Springs znajdowała się w miejscu wietrznym i
zimnym, tuż przy ruchliwej autostradzie. Kate bała się prawdy, którą mogli poznać już
za kilka chwil. Kiedy David chciał odejść, by zostawić ją samą, zatrzymała go.
- Potrzebuję twojego wsparcia - powiedziała.
Nie pamiętała numeru Jo McCullough i musiała najpierw zadzwonić do
informacji. Nikt jednak nie odebrał telefonu w posiadłości ciotki Kate.
Pamiętała numer studia. Tam jednak wciąż nikt nie podnosił słuchawki.
- Czy mógłbyś wyjąć list Tyke z walizki? - poprosiła nagle Davida. - Zdaje się,
że pamiętam nazwę jej agencji, może więc zadzwoniłabym też i do niej.
- Dobry pomysł - zgodził się David.
Kiedy David odszedł do samochodu, Kate udało się połączyć ze studiem.
Dodzwoniła się bezpośrednio do biura Jacka Northa.
- Tu Kate McCullough - przedstawiła się, rozpoznając cienki głosik jasnowłosej
sekretarki Northa. - Czy jest Jack?
- Czyżbyś zapomniała, że wyjechał do Meksyku, kotku? - odparła sekretarka
niezbyt przyjaznym tonem. - Ty sama również miałaś, o ile dobrze pamiętam, być
teraz na wakacjach, prawda?
- Tak... ale... Chciałam porozumieć się z Jackiem w pewnej sprawie.
- Możesz zadzwonić w poniedziałek, skarbie - odparła kobieta, nie wykazując
najmniejszego zainteresowania problemem Kate. - Wtedy Jack już wróci. Muszę
odebrać następny telefon.
David znów pojawił się w budce.
- Poszczęściło ci się? - zapytał.
- Nie. Mój szef jest na urlopie. Ja podobno też.
Trzymając w ręku list Tyke, Kate wykręciła numer agencji Mason & Brown.
Kobiecy głos poinformował ją, że Tyke wyjechała na spotkanie z klientem do
Minneapolis. Kate nie dowiedziała się niczego.
R S
- 70 -
- Zadzwoń jeszcze pod swój numer - zaproponował David. - Może z kimś
mieszkasz.
- Nie sądzę. Mam dom w pobliżu studia, a poza tym często wyjeżdżam do
posiadłości ojca w Topanga. Ale oprócz nadzorcy i pomocnika do pracy w stajni nikt
więcej tam nie mieszka... przynajmniej nikogo sobie nie przypominam...
- Mogłabyś zadzwonić.
W domu Kate i w Topanga nikt jednak nie podnosił słuchawki.
- Zadzwonię do Karen - oznajmił David.
- Do kogo? - zdziwiła się.
- Do Karen Childers, mojej znajomej z uniwersytetu, psychiatry - wyjaśnił.
Kate wyszła z budki, by zaczekać na niego w samochodzie. Oczywiście, to
musiała być kobieta. Kobiety darzyły Davida wyjątkowo przyjaznymi uczuciami.
David wrócił po chwili.
- Powiedziałem, że pojawimy się u niej jutro z samego rana. Robi się późno i
będziemy musieli zatrzymać się gdzieś na noc. Czuję się bardzo zmęczony.
Kate westchnęła.
- Ja także - stwierdziła. - Ja także.
Obejmując Kate ramieniem, David przyciągnął ją do siebie. Przez chwilę trwali
tak bez słowa przytuleni.
R S
- 71 -
ROZDZIAŁ ÓSMY
W Maryville, około pięćdziesiąt kilometrów na południe od Knoxville, David
zatrzymał się i poprosił o jeden pokój w dość obskurnym i małym hoteliku o nazwie
„Przystań Zbłąkanych Serc".
W pokoju znajdowały się dwa szerokie łóżka i popsuty telewizor. To jednak nie
miało dla nich znaczenia.
Tego wieczoru David opowiedział Kate o swoim małżeństwie z Sharon Lorrie,
będącej symbolem seksu oraz utalentowaną i bardzo obiecującą aktorką.
Był bardzo zakochany.
- Głupio zakochany - powiedział. - Byłem chłopakiem z gór, któremu się
powiodło, ona zaś kobietą piękną, dowcipną, godną pożądania.
- Opowiedz mi o tym, jeśli chcesz. - Tym razem nadeszła jej kolej, by słuchać
wspomnień Davida.
Wzruszył ramionami.
- Nie ma wiele do opowiadania. - Kręcili wspólnie namiętną scenę miłosną, a
kilka tygodni później się pobrali.
Przez długi czas małżeństwo dwóch największych gwiazd Hollywoodu było
związkiem prawdziwie udanym i szczęśliwym. Z upływem miesięcy jednak pojawiły
się pierwsze problemy. Sharon piła odrobinę za wiele i chciała spędzać każdą wolną
chwilę na spotkaniach towarzyskich i przyjęciach. Oczywiście z Davidem u swego
boku.
Nienawidził tego. Sharon kochała go, lecz mimo to lubiła flirtować i
prowokować mężczyzn w sposób, którego nie znosił. Nie chciała mieć dzieci.
Zanim jeszcze wyjechał do Afryki na plan „Kłosów poranka", bardzo oddalili
się od siebie.
- Kręcenie tego filmu trwało niezwykle długo. Kiedy wróciłem, Sharon była w
ciąży. Oczywiście, z innym mężczyzną.
R S
- 72 -
- Och, Davidzie! - Kate chciała podejść i objąć go, lecz ją powstrzymał. - Nie.
Nie chcę, by twój dotyk w jakikolwiek sposób był związany z tym wspomnieniem -
wyjaśnił.
- A jak doszło do wypadku? - spytała po chwili.
- Ach, to... - Westchnął głęboko. - To stało się podczas kłótni. Sharon nie
chciała rozwodu, pragnęła jednak urodzić dziecko. Nie byłem pewien, czy potrafię
stawić czoło takiemu wyzwaniu, nie wiedziałem, czy jeszcze ją kocham.
Zastanawiałem się, czy byłbym dobrym ojcem dla tego dziecka.
David zamilkł na chwilę, a potem mówił znowu.
- Wiele lataliśmy razem. Sharon chciała koniecznie, byśmy także wtedy wsiedli
do samolotu i porozmawiali, patrząc na wszystko z innej perspektywy - ciągnął. -
Wywiązała się pomiędzy nami sprzeczka, Sharon chwyciła za drążki sterownicze,
zgasł silnik. Nie byłem w stanie go zapalić. Czasami zastanawiam się, czy ona nie
pragnęła, by tak właśnie się stało.
Kate zawahała się przez moment.
- Słyszałam, że miałeś kłopoty ze wzrokiem na skutek wypadku - powiedziała.
- Tylko przez pewien czas. Ta blizna - dotknął palcem widocznej nad lewym
okiem szramy - to jedyny ślad po wypadku.
Potem długo nie mówili nic. David w swoim łóżku po drugiej stronie pokoju
wydawał się oddalony od niej o tysiące mil. Kate wiedziała, że dzisiaj nie będą się
kochać. Zgasiła lampę.
- Dobranoc, Davidzie.
- Dobranoc, kochanie.
Czwartkowy ranek był szary i zachmurzony. Wchodząc do gabinetu doktor
Childers, Kate czuła jedynie strach. Zdumienie zupełnie odebrało jej głos, kiedy
zobaczyła przyjaciółkę Davida. Lekarka, kobieta około trzydziestki, była elegancką,
szczupłą blondynką. Kate rozpoznała w jej głosie niemiecki akcent.
- Matka Karen była niemiecką księżniczką - wyjaśnił David, jakby chcąc
sprawić, by Kate czuła się swobodniej. - Nazywała się Von Schatthauer. Potem wyszła
za mąż za amerykańskiego biznesmena.
R S
- 73 -
- Nie wiem, jak może pomóc Kate znajomość mojej biografii, Davidzie - Karen
uśmiechnęła się lekko, a potem zwróciła się do Kate. - Słyszałam, że odzyskałaś już
częściowo pamięć, jednak ostatnie miesiące wciąż pozostają niewiadomą, czy tak?
- Tak - potwierdziła nieśmiało Kate. - David uważa, że nie chcę przypomnieć
sobie mężczyzny, od którego otrzymałam ten klejnot.
Z kieszeni dżinsów Kate wyjęła pierścionek z brylantem i podała go Karen.
- To piękny pierścionek - stwierdziła Karen obojętnym tonem, oddając Kate
klejnot. - Wspomniałeś o hipnozie - zwróciła się do Davida. - Można by zaaplikować
Kate amytal sodowy. Działa szybko i bez szkody dla pacjenta.
- Wydaje mi się, że hipnoza będzie skuteczniejsza - odparł David. - Zgodzisz
się na seans, Kate?
- Tak - potwierdziła niepewnie. - Jeśli muszę.
Karen popatrzyła na nią uważnie zimnym, obojętnym wzrokiem. Jej ciemne
oczy przysłaniały długie, czarne rzęsy.
- To się nie uda bez twojego współdziałania - powiedziała.
- Kate - szepnął David.
- Dobrze - zgodziła się bez entuzjazmu.
- Sądzę, że będzie lepiej, jeśli poczekasz na zewnątrz, Davidzie - zwróciła się
do niego Karen.
- A teraz - powiedziała do Kate, kiedy zostały już same - połóż się, proszę,
wygodnie na kanapie. Zdejmij buty, zegarek i wszelką biżuterię, która może ci
przeszkadzać w jakikolwiek sposób. Chcę, żebyś się całkowicie zrelaksowała.
Z dużą nieufnością Kate wykonała polecenia Karen. Słuchała jej łagodnego
głosu i liczyła do stu.
- Walczysz ze mną - stwierdziła po chwili Karen
- Nie ufasz mi?
- Nie - odparła Kate, zdziwiona własną szczerością. - Wydaje mi się, że kochasz
Davida i jesteś o mnie zazdrosna. - Czuła, jak jej policzki pokrywa rumieniec.
Karen odwróciła na moment głowę, a po chwili znów spojrzała na Kate. Jej
wzrok wydawał się znów spokojny i zimny.
R S
- 74 -
- W obu przypadkach masz rację - odparła. - Jesteś niezwykle spostrzegawcza.
Chcę cię jednak zapewnić, że przede wszystkim jestem lekarzem. Zrobię wszystko, co
w mojej mocy, by ci pomóc, zwłaszcza dlatego, że prosił mnie o to David.
Kate słuchała uważnie.
- Czy chcesz spróbować jeszcze raz? - spytała spokojnie Karen.
- Tak.
Tym razem ta sama co poprzednio technika zadziałała tak szybko, że Kate nie
zauważyła nawet, kiedy zapadła w sen.
- Kto dał ci diament? - zadała jej pytanie Karen. Siedziała w dużym, obitym
skórą fotelu na wprost Kate.
- Dan - odparła Kate. - Pamiętam.
- Mówiłam, że przypomnisz sobie. Czy pamiętasz jego nazwisko? Co łączy was
ze sobą?
- Dan Greyson - mówiła dalej Kate. - Jest aktorem. Nie... zależy mi już na nim.
Był moim mężem, lecz... oszukał mnie, a potem wyśmiał, kiedy odkryłam jego zdradę.
Później błagał mnie o przebaczenie. Nie chciał... wziąć z powrotem tego pierścionka...
- Dobrze. - Karen wydawała się zadowolona.
- W jaki sposób dotarłaś do domu Davida i dlaczego?
- Miałam doręczyć mu scenariusz. Jechałam do mojej ciotki, która mieszka w
Szafirowej Dolinie i... po drodze zepsuł mi się samochód. Zatrzymałam się w leśnej
strażnicy... coś uderzyło mnie w głowę.
Urwała.
- Co było potem, nie wiem - stwierdziła. - Nie pamiętam niczego do momentu,
kiedy znalazł mnie David.
Karen wzruszyła ramionami.
- To nieistotne. W ciągu tych dwudziestu minut czy pół godziny
najprawdopodobniej nie zdarzyło się nic istotnego i dlatego niczego nie pamiętasz.
- Z pewnością masz rację - zgodziła się Kate.
- A więc nie jestem mężatką - dodała po chwili.
- Na to wygląda - potwierdziła Karen. Jej głos nie zdradzał najmniejszego
wzruszenia.
R S
- 75 -
Kate wstała i włożyła buty.
- Czy to już koniec? - spytała. Karen Childers skinęła głową.
- Mam nadzieję, że tak, i życzę ci szczęścia.
- Czy nie miałabyś ochoty na kawę? - zapytał David, kiedy Kate wyszła z
gabinetu Karen. - Jesteś taka blada.
- Czuję się dobrze. - Kate zastanawiała się przez moment. - Chcę wrócić w
Góry Niedźwiedzie - powiedziała wreszcie. - Zdaje się, że zaparkowałam swój
wynajęty, psujący się samochód w szopie przy strażnicy leśnej.
David gwizdnął.
- I pomyśleć, że byliśmy tak niedaleko.
- Tak - potwierdziła Kate. - Pomyśl, ile rzeczy nigdy by się pewnie nie
wydarzyło, gdyśmy wcześniej znaleźli to miejsce.
Dotarli już prawie do Maryville, kiedy David zadał jej wreszcie pytanie, które
zapewne cały czas było dla niego najważniejsze.
- Od kogo dostałaś pierścionek, Kate? - zapytał głębokim, opanowanym
głosem.
- Dał mi go mężczyzna o imieniu Dan - odparła. - Ktoś, kogo nie kocham.
Byłam kiedyś jego żoną, ale to przeszłość. Oszukiwał mnie. - Przez kilka minut
opowiadała o Lindzie MacBeth i Danie, mówiła też o zdradzie i niewierności, o
zaufaniu. David jechał bardzo szybko, pragnąc czym prędzej odnaleźć szopę, o której
wspominała Kate, a potem wrócić do domu.
- Wciąż zastanawiam się nad tym, jak bardzo
Karen przypomina Sharon Lorrie - zauważyła Kate, zmieniając temat.
- To prawda - potwierdził David - choć jej oczy i sposób bycia są zupełnie inne.
Jest bardzo opanowana i pewna siebie, a Sharon nie była taka.
Z pewnością nie jest taka opanowana, kiedy się kochacie, pomyślała Kate,
czując nagle ogromną niechęć do samej siebie i do niego.
- Odniosłam wrażenie, że sypiacie ze sobą. W twarzy Davida odmalowało się
zdumienie.
- Ona ci to powiedziała?
- Nie musiała.
R S
- 76 -
- Cóż... - Wzruszył ramionami. - Rzeczywiście, czasami się to nam zdarzało,
zanim poznałem ciebie.
- Podejrzewam, że ona nie musiała nigdy spać na kanapie, podczas gdy ty
walczyłeś z wyrzutami sumienia - stwierdziła gniewnie Kate. - Nigdy też pewnie po
spędzeniu z nią upojnej nocy nie wychodziłeś na spacer po górach.
David zjechał na pobocze i zatrzymał wóz. Potem ujął dłonią jej brodę, tak jak
zrobił to podczas ich pierwszego spotkania.
- Ona nigdy nie była ze mną w górach, nigdy nie była w moim domu, Kate -
powiedział. - Chciała, ale nie pozwoliłem jej na to. Nigdy też nie wspominałem Karen
o małżeństwie, nawet w luźnych rozważaniach, ponieważ później z pewnością
wykorzystałaby moje słowa. Potraktowałaby je jako zobowiązanie z mojej strony.
Wiem o tym. Prawdopodobnie fakt, że jest tak podobna do Sharon, początkowo mnie
w niej pociągał. Lecz to również nie pozwala mi jej pokochać.
Delikatnie otarł dłonią łzy płynące po policzkach Kate.
- Ty w niczym nie przypominasz Sharon, moja najdroższa, najsłodsza Kate -
powiedział, całując ją. - Lecz to tylko jedna z rzeczy, które czynią cię tak
niebezpieczną.
Zapadł już zmierzch, kiedy dotarli do strażnicy leśnej. David wyjął latarkę i
ruszyli w stronę szopy.
Omal się nie przewrócił, nadepnąwszy na leżące na drodze grabie.
- To właśnie uderzyło mnie w głowę! - wykrzyknęła Kate, nagle przypominając
sobie wszystko dokładnie. - Stały oparte o ścianę, kiedy nadepnęłam na nie.
David odrzucił na bok pechowe grabie i otworzył drzwi szopy.
- Stał tutaj przez cały czas - powiedział, oświetlając czerwony samochód.
W tym czasie Kate wyjęła swoją torebkę i scenariusz ukryte pod siedzeniem.
Odnalazła kluczyki i podała je Davidowi.
Silnik zapalił, zawarczał i po chwili zgasł. W Szopie czuć było intensywny
zapach benzyny. David wysiadł i podszedł do przodu samochodu, by zajrzeć pod
maskę.
R S
- 77 -
- To pompa olejowa - oznajmił po chwili. - Najprawdopodobniej pęknięta
uszczelka. Będziemy musieli sprowadzić mechanika z Cabin Creek. Czy masz
dokumenty wozu?
- Tak sądzę - odparła. - Tak, są tutaj. Skinął głową.
- Dobrze. To wszystko może jednak poczekać do jutra, prawda?
- Tak - zgodziła się, siadając w dżipie obok niego. Przez chwilę nie zapalał
silnika.
- Powiedziałaś, że nie kochasz już swojego byłego męża - mówił powoli, jakby
oczekując bardzo upragnionego potwierdzenia.
- To prawda - przytaknęła. - Tak powiedziałam.
- Czy wiesz, co to znaczy? W milczeniu skinęła głową.
- Nic już nas nie dzieli. Nie muszę czuć wyrzutów sumienia, kochając się z
tobą. Jeśli chcielibyśmy zrobić coś szalonego, na przykład odnaleźć najbliższy urząd
stanu cywilnego, możemy to zrobić.
Wciąż nie podnosiła na niego wzroku. Powiedz to samo, kiedy przeczytasz już
scenariusz, który musiałam ci dostarczyć. A może niepotrzebnie się martwię. Może
tylko ciśniesz ten skrypt do kąta, mówiąc, że nie cierpisz Northa, a potem weźmiesz
mnie w ramiona.
- Czy to nie ma dla ciebie znaczenia? - spytał cicho.
- Wiesz przecież, jakie to dla mnie ważne - odparła. Patrzyła w jego oczy,
mając nadzieję, że w jej wzroku nie widać strachu, który czaił się w sercu. - Proszę,
Davidzie, wracajmy do domu.
- Oczywiście, kochanie. Jestem idiotą. To był dla ciebie taki męczący dzień. A
ja trzymam cię tutaj, w tym samym miejscu, w którym wydarzył się ten okropny
wypadek.
Laurel wybiegła im na spotkanie, szczekając radośnie. David otworzył szybko
drzwi, potem rozpalił ogień na kominku i wziął Kate w ramiona.
- Dom - powiedział. - Jesteśmy w domu, Kate. Wciąż trzymała przed sobą
scenariusz, który rozdzielał teraz ich dwoje. David zapalił naftową lampę.
- Podejdź tutaj - poprosił, siadając na kanapie. - Zobaczmy, co to jest. Kiedy
będziemy mieli to za sobą, zajmiemy się rzeczami naprawdę ważnymi.
R S
- 78 -
Bez słowa podała mu grubą kopertę. Rozpięła płaszcz, pozwalając, by upadł na
podłogę.
- „Pamięć gór" - przeczytał głośno. - Scenariusz oparty na motywach powieści
Petera Sullivana. Czytałem tę książkę, jest bardzo dobra.
Potem wyraz twarzy Davida zmienił się, tak jak się tego obawiała. W jego
wzroku widziała przerażenie, potem gniew. Gniew człowieka oszukanego przez
kogoś, komu ufał.
- Własność Jacka Northa, Studio Fairmount! - wykrzyknął. - Jack North!
Pracujesz dla Northa, Kate?
Skinęła głową bez słowa.
- O Boże. - Cisnął scenariusz przed siebie, zadrukowane kartki rozsypały się po
całym pokoju. - Że też on właśnie musiał przysłać do mnie tego anioła, fałszywego
anioła, bym się zakochał.
- Fałszywego? Och, Davidzie, Nie oszukiwałam ciebie. Jeśli mówisz, że
kochasz...
David nie słuchał jej.
- Należy ci się Oskar za to przedstawienie, Kate - powiedział. - Jeśli w ogóle
nazywasz się Kate McCullough. Ile North obiecał zapłacić ci za rozkochanie mnie w
sobie tak, bym zgodził się zagrać w jego filmie?
- Nie mówił nic o rozkochiwaniu ciebie - odparła zrozpaczona Kate. - To nie
było tak. Pracuję dla niego. Jest moim szefem, dawnym przyjacielem ojca. Podawał
mnie do chrztu.
- To z nim właśnie Sharon była w ciąży - oznajmił David w ciszy, która nagle
zapanowała w pokoju.
Kate usiadła na miękkim dywanie obok kanapy i ukryła w poduszkach
zapłakaną twarz. David nie podszedł do niej, nie pocieszył. Siedział rozparty
wygodnie w fotelu, sprawiał wrażenie zrelaksowanego, lecz Kate wiedziała, że to
tylko gra. Unosząc lekko głowę, zobaczyła, że David nie odrywa wzroku od ognia.
- Wasz plan był naprawdę znakomity - odezwał się wreszcie. - Chciałem cię
chronić, pomagać ci, cierpiałem, nie mogąc kochać się z tobą, dopóki nie
R S
- 79 -
rozwiązaliśmy tajemnicy twojej „tożsamości". Czy zgodziłabyś się także wyjść za
mnie? Czy dostałabyś premię, gdyby ci się to udało?
Kate poderwała się z kanapy, jej oczy płonęły gniewem.
- Jesteś szalony, jeśli sądzisz, że mogłabym grać, udawać miłość, nic do ciebie
nie czując - zawołała oburzona. - Jak śmiesz mówić do mnie w ten sposób?
- Och, zapewne wydałem ci się dość atrakcyjny. - W głosie Davida słyszała
zmęczenie. - Lecz osiągnąwszy cel, wróciłabyś szybko do swojego hollywoodzkiego
życia. Nie dla ciebie łąki.
Na chwilę oburzenie całkiem odebrało jej głos. David przyglądał się Kate
badawczo.
- A przy okazji, jak naprawdę się nazywasz? - zapytał. - Czy w nagrodę miałaś
także otrzymać rolę w „Pamięci gór"?
Wiedziona impulsem, uderzyła go w twarz. Sekundę później David chwycił jej
nadgarstek.
- Nazywam się Kate McCullough! - krzyknęła, wyrywając rękę z jego uścisku. -
Nie muszę wstydzić się niczego, co zrobiłam. Jack nie zatrudnił mnie, bym uwodziła
mężczyzn za pieniądze. - Odwracając się od niego, zaczęła zbierać swoje rzeczy.
- Możesz wykorzystać ten scenariusz do palenia w kominku, nie obchodzi
mnie, co z nim zrobisz - powiedziała - ani to, ile seksownych blondynek sypia w
twoim łóżku. Ja z pewnością nigdy więcej tego nie zrobię. I pomyśleć, że mogłeś
kochać się ze mną, a potem nazwać mnie... nazwać mnie...
Stała, trzymając przed sobą naręcze ubrań, a po jej policzkach płynęły łzy.
- Kate... - zaczął David, jakby zdając sobie teraz dopiero sprawę, o co ją
oskarżył.
- Nie zwracaj się do mnie w ten sposób! - zawołała. - Nie wierzysz nawet, że to
moje prawdziwe imię. Jesteś gorszy niż mój były mąż. On przynajmniej nie
przyrównywał mnie do ulicznicy!
Zmrużył oczy.
- Dokąd idziesz?
- Dokądkolwiek - odparła. - Jak najdalej stąd. Podwieziesz mnie czy mam iść
pieszo?
R S
- 80 -
Przez długą chwilę jego oczy błagały ją, by została. Potem usta Davida
zacisnęły się w wąską linię.
- Sama przyszłaś tutaj ze strażnicy leśnej. Nikt cię nie zapraszał. Możesz wrócić
tą samą drogą.
- Dobrze - odparła, nie czując nawet, że znów po jej twarzy potoczyły się łzy. -
Pójdę!
Zatrzaskując za sobą drzwi, ruszyła w dół. Nie odeszła daleko, kiedy usłyszała
za plecami warkot silnika, a potem pisk hamulców. David wysiadł i dogonił ją. Kate
nie zatrzymała się, David więc szedł obok, dotrzymując jej kroku.
- Kate, tak mi przykro, przepraszam - zaczął. - Ale North! Kiedy zobaczyłem to
nazwisko...
- Wciąż mi nie wierzysz - powiedziała, nie patrząc nawet w jego stronę. -
Zawsze będziesz zastanawiał się, czy to prawda. Podwieź mnie do strażnicy i zostaw.
Milczał przez chwilę.
- Na pewno chcesz odejść? - zapytał
Kate nie była w stanie mówić. Skinęła głową.
- Dobrze - odparł. - Odwiozę cię. Miałem rację, mówiąc, że nie dla ciebie łąki,
zwłaszcza teraz, kiedy wiesz już, kim jesteś.
Nie podjęła jego wyzwania. Dojechali w ciszy do strażnicy leśnej. Kate wyjęła
z wynajętego samochodu swoje walizki i włożyła tam resztę przyniesionych ubrań.
David nalegał, że odwiezie ją aż do Franklin, gdzie Kate mogłaby znaleźć
przyzwoity motel i kogoś, kto naprawi jej samochód.
Czy wystarczy jej pieniędzy?
- Nie sądzisz chyba, że wzięłabym od ciebie choćby pięć centów? - spytała z
pogardą Kate. - Kiedy dotrę do mojej ciotki, wyślę ci czek na pokrycie kosztów
mojego pobytu u ciebie. Zwrócę ci także wydatki poczynione w Gatlinburgu. Może
nawet zapłacę za twój trud i wyświadczone „usługi". Nie będziesz stratny.
David raz jeszcze miał uczucie, jakby otrzymał od Kate policzek.
- A więc tak mnie oceniasz, Kate - powiedział.
R S
- 81 -
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- Żegnaj - powiedziała do stojącego w progu Davida. Kiedy zajechali do
motelu, David zaniósł do pokoju walizki Kate, a potem stanął w drzwiach, jakby
czekając, by stało się coś, dzięki czemu znów staliby się sobie bliscy.
- Odejdź już - poprosiła - zanim zacznę płakać. Nie chciałabym wylewać łez z
powodu kogoś... kto myśli...
Z cichym jękiem ruszył przed siebie, jakby chciał wziąć ją w ramiona i całować
tak długo, aż zapomniałaby o wszystkich jego obraźliwych słowach.
- Nie - Kate cofnęła się. - Żegnaj. Proszę, zapomnij o mnie. Nigdy nie
powinniśmy byli się spotkać.
Kiedy zamknęły się za nim drzwi, Kate opadła na łóżko, kryjąc w poduszkach
zapłakaną twarz. Tak bardzo brakowało jej Davida. Jego pocałunków, pieszczot...
Powracały do niej wspomnienia wspólnie spędzonych chwil. Jedwabiste ciepło jego
skóry, zmysłowy dźwięk jazzowej trąbki, ich dwoje tańczących przy blasku ognia...
Następnego ranka, ukrywając opuchnięte oczy pod grubą warstwą makijażu,
Kate odwiedziła agencję wynajmu samochodów i wyjaśniła swój problem. Opisała
dokładnie szopę, w której zostawiła zepsuty wóz. Około południa pracownik biura
zajechał pod jej hotel czarnym mercedesem, z którym, oświadczył, nie powinna mieć
już żadnych kłopotów.
Droga prowadząca z gór do Szafirowej Doliny była niezwykle malownicza i
piękna, podobnie zresztą jak inne trasy przecinające park. Kate jednak spoglądała
przed siebie bez zainteresowania, mijane widoki nie wzbudzały w niej żadnych
emocji. Zatrzymała się po drodze w jednym z miasteczek, by kupić trochę jedzenia:
mleko, krakersy, rybę, puszkę wołowiny. Kiedy pakowała rzeczy do samochodu,
przypomniała sobie, że nie kupiła chleba, lecz nie wróciła po pieczywo. I tak wątpiła,
by w ogóle zjadła cokolwiek z zapasów, które zrobiła.
Sądziłam, że trudno będzie mi zapomnieć Dana, pomyślała. Był on jednak tylko
nic nie znaczącym epizodem. W ciągu tygodnia David stał się wszystkim, czego
kiedykolwiek pragnęłam i za czym tęskniłam.
R S
- 82 -
Mieszkanie ciotki Jo było niewielkie, lecz luksusowo urządzone. Znajdowało
się na drugim piętrze drewnianego, malowniczo położonego budynku, którego okna
wychodziły na jezioro.
Kominek był nowoczesną, stożkową bryłą. W mieszkaniu dominowały różne
odcienie błękitu, brązu i koloru pomarańczowego. Na ścianach wisiało kilka grafik
Picassa i pojedyncza litografia Salvadora Dali. Przed drzwiami wejściowymi stało
pudło pełne drewnianych polan, więc Kate rozpaliła ogień na kominku.
Wzięła ze sobą słoik śledzi i szklankę mleka, a potem usiadła przed kominkiem,
owijając się szczelnie wełnianym pledem. Mimo całego przepełniającego jej serce
żalu, Kate poczuła jednak głód.
Jej smutne rozważania przerwał nagle dzwonek telefonu. Odczekawszy chwilę,
Kate zdecydowała się wreszcie podnieść słuchawkę. To zapewne któryś z przyjaciół
ciotki, pomyślała.
- Halo? - odezwała się.
- Kate? - Natychmiast rozpoznała głos Davida.
- Przykro mi - odpowiedziała. - To pomyłka.
Po minucie telefon odezwał się ponownie. Po piątym z kolei sygnale Kate
wyciągnęła z gniazdka sznur telefonu. Teraz natrętny dźwięk telefonicznego dzwonka
rozlegał się w sypialni. Kiedy wreszcie zamilkł, Kate wyłączyła także tamten aparat.
Zastanawiała się, czy David dzwoni z Rainbow Springs, czy też pojechał do Knoxville
szukać pocieszenia u Karen.
Nie szkodzi, próbowała przekonać samą siebie. Wróciła pod koc, układając się
wygodnie na kanapie przed kominkiem. Ten mężczyzna nazywa się David Vine i nie
mogłabyś oczekiwać od niego stałości. Wróci kiedyś do świata filmu, znów stanie się
jednym z najbardziej popularnych aktorów.
Nawet gdyby David został w górach na zawsze, mógłby pojawić się ktoś w
rodzaju Karen Childers i oczarować go swoją urodą. Nie potrafiłabyś go zatrzymać,
przekonywała samą siebie Kate. Jesteś na to zbyt niewinna i zbyt naiwna.
W pewnej chwili, ku własnej rozpaczy, zdała sobie sprawę, że nuci piosenkę,
której nauczył jej David: „Czarne są włosy mojego kochanka..."
- Kate! - obudził ją rano głos ciotki Jo. - Śpisz na kanapie, w ubraniu!
R S
- 83 -
- Ciociu Jo! jak dobrze, że wróciłaś! - zawołała Kate, rzucając się w ramiona
starszej pani.
- Martwiłam się trochę o ciebie - powiedziała Josephine McCullough, kiedy
portier wtoczył już do jej sypialni wózek z bagażami i wyszedł. Pani McCullough
zamknęła drzwi, zdjęła płaszcz, kapelusz i przygładziła trochę swoje upięte do góry
kasztanowe loki.
- Martwiłaś się? - Kate była zdziwiona. W jaki sposób ciotka Jo dowiedziała się
o Davidzie?
- Twój list z Kalifornii, ten, który napisałaś po zerwaniu z Danem. Odniosłam
wrażenie, że jesteś w stanie załamania nerwowego.
Kate wydawała się zaskoczona.
- Ach, Dan - przypomniała sobie po chwili. - Tak, w swoim czasie to
rzeczywiście musiało być dość nieprzyjemne. Przyłapałam go na oszustwie. Nie chciał
wziąć z powrotem pierścionka, który od niego dostałam.
- Więc go zatrzymaj - poradziła ciotka Jo. - Chodź ze mną do kuchni. Zrobię
herbatę z koniakiem. W porównaniu z Rivierą tutaj jest dosyć chłodno. Muszę
przyznać, że nie sprawiasz wrażenia osoby szczególnie przybitej tą historią z
rozwodem.
Kate potrząsnęła głową, odgarniając do tyłu kosmyk włosów.
- Od tamtej pory zdążyłam raz jeszcze pokochać i przeżyć kolejny zawód.
- Hmm. - Ciotka Jo wspięła się na palce, by sięgnąć do półki z herbatą. -
Zachowaniem bardziej przypominasz mnie niż twojego ojca. Przez całe życie pozostał
wierny jednej kobiecie. Także po jej śmierci. Kim jest nieszczęśnik, który tym razem
stracił twoje względy?
Kate zawahała się.
- Ktoś, kogo znasz - odparła.
- Naprawdę? - Ciotka Jo odstawiła na bok pudełko z herbatą, całą uwagę
poświęcając teraz Kate. - Możesz mi powiedzieć, kto to?
- David Vine.
- Aktor? - W głosie starszej pani słychać było niedowierzanie.
- Niestety, tak. To długa historia...
R S
- 84 -
Jo McCullough potrząsnęła głową.
- Lepiej zaparzę od razu dwie filiżanki herbaty. I nie odmawiaj koniaku, nawet
jeśli jest dopiero dziesiąta rano. Wydaje mi się, że dobrze ci zrobi odrobina alkoholu.
Opowiedziana przez Kate historia wydała się starszej pani niezwykle
romantyczna.
- Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz, Kate? - spytała, kiedy dziewczyna
skończyła opowieść. - Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że plany Davida Vine'a są
całkiem odmienne od twoich.
- Wierzysz, że naprawdę ożeniłby się ze mną? - spytała Kate. - Na pewno nie.
Być może rzeczywiście mu się podobam, ale to zadurzenie nie trwałoby długo.
- Cóż... - ciotka Jo delikatnie wzruszyła ramionami. - Jeśli naprawdę chcesz
wiedzieć, co myśli na ten temat David, sądzę, że musisz wrócić do Cabin Creek i jemu
zadać te pytania. On zapewne nie próbował szukać ciebie tutaj?
Kate zarumieniła się.
- Zadzwonił, ale powiedziałam, że to pomyłka. Był uparty, więc wyłączyłam
aparat.
- Aha - odparła Jo McCullough. - Zastanawiałam się nad tym, co się stało.
Próbowałam dodzwonić się tutaj z lotniska w Asheville...
- Zaraz podłączę oba aparaty - dodała pośpiesznie zawstydzona Kate. - Lecz...
jeśli zadzwoni David... nie chcę z nim rozmawiać.
Kolejne dni mijały jednak bez żadnych wiadomości od Davida. Próbując
odsunąć od siebie smutek, Kate spędzała wiele godzin jeżdżąc konno i spacerując po
Szafirowej Dolinie.
Kiedy nadeszła sobota, Kate musiała z żalem przyznać się przed samą sobą, że
nie potrafi zapomnieć o Davidzie, a wspomnienia spędzonych z nim dni wciąż
sprawiają jej ból. Zapewne będę tęsknić za nim jeszcze długo po powrocie do
Kalifornii, pomyślała, opierając się o płot otaczający teren prywatnej stadniny ciotki
Jo.
- Kate - usłyszała za sobą głęboki, męski głos.
Zdumiona odwróciła się, by zobaczyć przed sobą smukłą sylwetkę Davida.
R S
- 85 -
- Czy nie masz zamiaru powiedzieć choćby „cześć"? - zapytał. - Nie chciałaś
rozmawiać ze mną przez telefon, postanowiłem więc pojawić się tutaj osobiście.
Ciotka Jo twierdzi, że to nie jest zabronione.
- Rozmawiałeś z nią? - zdziwiła się Kate, odruchowo spoglądając w stronę
domu Jo McCullough.
- Wczoraj wieczorem. Przywitaj się ze mną.
- Witaj, Davidzie.
- Już lepiej. - Obejmując Kate ramieniem, przyciągnął ją do siebie i pocałował.
- Witaj, Kate - powiedział, wciąż trzymając ją w ramionach. - Bez ciebie mój
dom wydaje się pusty i zimny. Nawet Laurel jest niezadowolona. I cymbały nie
brzmią już tak słodko jak kiedyś.
- Proszę, Davidzie, nie.
- Jeśli nie chcesz, bym stał tutaj, obejmując ciebie, przejdźmy się -
zaproponował, otaczając ramieniem jej talię. - Muszę cię przeprosić.
- Dobrze - zgodziła się. - Sądzę, że rzeczywiście należą mi się od ciebie
przeprosiny.
- Byłem takim głupcem, Kate. Pozwoliłem, by nazwisko Northa przesłoniło mi
wszystko, co w tobie dobre i piękne. Czy możesz mi wybaczyć?
- Już ci przebaczyłam - szepnęła.
Tak dobrze było znów czuć jego silne ramię, przytulać się do twardego,
ciepłego ciała Davida.
- Czy nie wiedziałaś wtedy w motelu, że wcale nie chcę odjeżdżać?
Skinęła głową.
- I że tęskniłem, kiedy dzwoniłem do ciebie z Rainbow Springs?
A więc telefonował do niej z tej maleńkiej budki, w której tłoczyli się kiedyś
we dwoje.
- Wiedziałam - powiedziała cicho.
- A więc dlaczego nie chciałaś ze mną rozmawiać? - zapytał.
- Wiedziałam, że choć mnie pragniesz, wciąż jeszcze nie wierzysz, że
powiedziałam ci prawdę. - Kate odwróciła wzrok, bojąc się spojrzeć mu oczy.
R S
- 86 -
- Masz rację - przyznał David. - Kiedy uzyskałem w informacji twój numer i
zadzwoniłem, wiedziałem, że nie kłamiesz. Wciąż jednak nie ufałem ci do końca.
- Co sprawiło, że zmieniłeś zdanie? - spytała, wciąż unikając jego wzroku.
- Potrzebowałem jakiegoś dowodu, czegoś, co dałoby mi pewność - powiedział.
- Karen...
- Twoja przyjaciółka! Wiedziałam, że wrócisz do Knoxville... - Ten wybuch na
moment zdradził jej emocje, lecz Kate bardzo szybko odzyskała panowanie nad sobą.
- Lecz nie zrobiłem tego - odparł spokojnie David. - I Karen nie jest moją
przyjaciółką. Ani kochanką, nie teraz. I to nie z Karen pragnę dzielić swoje łóżko.
Kate czuła, jak ogarnia ją gorąca fala pożądania. Gdybyśmy byli teraz u ciebie,
pomyślała, zrobiłabym wszystko, o co byś mnie poprosił.
- Zadzwoniłeś do niej? - spytała.
- Z Rainbow Springs, po tym, jak nie chciałaś ze mną rozmawiać. Nie ukrywała
swojej zazdrości, ale powiedziała mi prawdę. Zapewniła mnie, że byłaś szczera,
szczera jak łza.
Och, pomyślała Kate. Teraz nie mogę jej nawet nienawidzić. Ile jeszcze jest
takich Karen, które czekają na niego z otwartymi ramionami?
Chcę mieć z tobą dzieci, pomyślała. Starzeć się z tobą. Żyć razem... na łące lub
gdziekolwiek indziej, gdzie tylko zechcesz. To jednak jest niemożliwe.
David czekał.
- Miałem więcej niż jeden powód, by przyjechać do ciebie - oświadczył
wreszcie. - Zdecydowałem się zagrać w tym filmie.
- W „Pamięci gór"? - spytała Kate, zupełnie zbita z tropu. - Dla Northa?
Skinął głową, uśmiechając się szeroko.
- Jako profesjonalista stwierdziłem, że nie mogę odrzucić takiej propozycji.
Zwłaszcza że Arland Borg ma być reżyserem, a Lars Norgaard operatorem kamery.
Oni obaj są geniuszami w swojej dziedzinie. Myślałem, że porozmawiamy o tym przy
lunchu.
- Tak... pewnie moglibyśmy. - Kate raz jeszcze zerknęła w stronę domu Jo
McCullough.
R S
- 87 -
- Powiedziałem ciotce Jo, że będziesz ze mną. Zaparkowałem samochód
niedaleko stąd.
Kate rozejrzała się, nie widząc nigdzie tak dobrze znanego jej zielonego dżipa.
- Oto mój wóz - oznajmił David, otwierając przed Kate drzwiczki
srebrnoszarego sportowego jaguara. Z prawdziwą przyjemnością obserwował jej
reakcję.
- Nie sądziłaś chyba, że gwiazdy filmowe podróżują starymi dżipami -
zażartował, siadając za kierownicą. Zgrabnie wymanewrował wóz, wjeżdżając na
prowadzącą do autostrady polną drogę. Uśmiechnął się do Kate.
- Trzymam go we Franklin. W garażu doktora Allena. Allen kazał cię
pozdrowić. Pytał też, kiedy przyjedziemy zrobić badania krwi.
Kate patrzyła na niego ze zdumieniem, zanim zdała sobie sprawę, że David
przekomarza się z nią.
- Wybacz, ale tego z pewnością nie powiedział.
- Powiedział, że razem mamy szansę na niezwykle urodziwe dzieciaki - nie
dawał za wygraną David. W jego oczach błyszczały iskierki rozbawienia.
- Davidzie, proszę, nie drażnij się ze mną. Roześmiał się.
- Kate, piękna Kate - powiedział. - Jesteś rozwódką, lecz zachowujesz się jak
niewinna panienka, nawet po tym, jak spędziłaś tydzień, mieszkając na szczycie góry z
mężczyzną niebezpiecznym i namiętnym. .
- To nie moja wina.
- To prawda. - Spoważniał nagle. - To moja wina. Zraniłem cię i obraziłem.
Wyjechałaś, czując do mnie ogromny żal. Chciałbym, żebyś wróciła teraz i pozwoliła
wynagrodzić sobie wszystkie te przykrości.
Potrząsnęła głową.
- Powiedz mi o scenariuszu - poprosiła. - Kiedy zdecydowałeś się przeczytać go
mimo wszystko?
- W piątek wieczorem. Po rozmowie z Karen. Cały czas na podłodze leżały
porozrzucane kartki. Poukładanie ich w kolejności zajęło mi dobre pół godziny.
- I?
R S
- 88 -
- Jest znakomity. Historia wydaje się wzruszająca, bohaterowie niezwykle
prawdziwi. Wiedziałaś, prawda, że Peter Sullivan, podobnie jak ja, pochodzi z
Zachodniej Wirginii?
- Nie - odparła. - Nie wiedziałam o tym.
- Czy czytałaś ten scenariusz?
- Oczywiście. Nie zgodziłabym się zabrać go do ciebie, gdybym nie uważała, że
jest dobry. Wayne Hawley, główny bohater, to ty, Davidzie.
Skinął głową.
- Opuściłem góry, by zostać aktorem. On chce wyjechać, by świat poznał i
docenił jego poezję. Gdzie North planuje kręcić ten film?
- W Cade's Cove, w parku.
- Tutaj? - W głosie Davida brzmiało niedowierzanie. - To znaczy, że będę mógł
mieszkać u siebie w czasie kręcenia filmu?
Uśmiechnęła się.
- Niemalże. Z wyjątkiem kilku scen studyjnych i nagrywania dubbingu. Jack
planuje na czas kręcenia zdjęć, za zgodą władz parku, założyć tutaj miasteczko
filmowe. Ale na pewno mógłbyś wyjeżdżać do domu na weekendy.
- Z tobą?
- Nie wiem... czy ja będę pracowała przy tym filmie.
- To mój warunek.
Jechali dalej, podziwiając zasnute mgłą góry w oprawie oszronionych gałęzi
drzew. Wreszcie David zatrzymał się przed dwupiętrowym budynkiem hotelu.
Było zbyt zimno, by ktokolwiek odpoczywał na tarasie, za to wielu gości
siedziało, rozmawiając, przy stolikach w hotelowej restauracji. Drewniane podłogi
doskonale harmonizowały z różowymi tapetami. Także obrusy i stroje kelnerów były
w tym samym kolorze, zaś na każdym stole stał wazon pełen świeżo ściętych górskich
astrów.
- Znacznie piękniej wyglądają na zboczach gór - zauważyła Kate, kiedy zajęli
już miejsca naprzeciw siebie.
Podczas lunchu rozmawiali o scenariuszu i kalendarzu zdjęć.
R S
- 89 -
- North chce rozpocząć kręcenie filmu w połowie marca, kiedy w górach jest
jeszcze trochę śniegu i zaczynają pojawiać się pierwsze kwiaty - Kate odpowiadała na
zadane przez Davida pytanie.
- A jakie są twoje plany? - chciał wiedzieć David.
- W piątek wracam do Kalifornii.
- Musisz?
- Mam pracę, której nie mogę tak po prostu porzucić. To moje źródło
utrzymania - wyjaśniła Kate.
Po lunchu David zapowiedział Kate niespodziankę. Pokierował wóz na północ,
a kiedy dojechali na miejsce, Kate rozpoznała natychmiast niewielki wodospad, który
mijała po drodze do Szafirowej Doliny i na którego piękno była wówczas zupełnie
obojętna.
Muskając leciutko ustami jej ucho, David wysiadł, by wrócić po chwili z
kieliszkami i butelką szampana zanurzoną w wiaderku z lodem.
- Davidzie! - wykrzyknęła zdziwiona.
- Zadbałem o to w hotelu. Czyżbyś zapomniała, że dzisiaj jest niezwykle ważny
dzień? Znamy się dokładnie dwa tygodnie.
Podał Kate kieliszek pełen musującego płynu.
- Żeby było ich więcej - David wzniósł toast.
- Więcej czego? - spytała Kate, sącząc wolno szampana. - Jubileuszy?
- Nie - odparł David z przekornym błyskiem w oku. - Miodowych miesięcy.
Kate wypiła kolejny łyk iskrzącego się trunku.
- I w tym się właśnie nie zgadzamy - powiedziała. - Ja nie chcę wielu
miodowych miesięcy. Może tylko jednego... kiedyś.
Jego niebieskie oczy spoważniały nagle.
- Może nie różnimy się tak bardzo, jak sądzisz. - David wyjął z ręki Kate
kieliszek. - Obawiałem się, że kiedy dowiesz się, kim jestem, zmieni to twój stosunek
do mnie. I rzeczywiście tak się stało. Jednak wciąż nie wiesz o mnie wszystkiego.
R S
- 90 -
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Potem otoczyły ją jego ramiona, mocno, lecz delikatnie. Poczuła na wargach
smak ust Davida. Przez długą chwile trwali połączeni w miłosnej pieszczocie,
pocałunku czułym i namiętnym zarazem, który sprawił, że nagle wszystko, prócz nich
dwojga, przestało mieć znaczenie.
Potem David oparł głowę na ramieniu Kate tak, że czuła na karku jego ciepły
oddech. Wciąż obejmował ją mocno.
- Wróć ze mną w góry - poprosił cicho.
Kate nie mówiła nic, rozdarta między pragnieniem serca a głosem rozsądku.
- Nie - powiedziała wreszcie.
Chcę być twoją żoną, nie kochanką. Gdybym pojechała teraz, nie myślałbyś o
małżeństwie, a nawet jeśli, nasz związek i tak nie przetrwałby próby czasu.
- Nie rozumiem - powiedział łagodnie - jak to możliwe, że pragnąc mnie tak
bardzo, nie chcesz pojechać ze mną. - Milczał przez chwilę, wciąż nie wypuszczając
Kate z objęć. - Zaplanowałem na dzisiaj coś całkiem innego, lecz skoro muszę, na
pewien czas pozwolę ci odejść, Kate.
Potem David zawrócił i wjechali znów na autostradę prowadzącą do Szafirowej
Doliny. Położył na swoim kolanie rękę Kate, przykrywając ją dłonią. Tak złączeni
przebyli całą drogę, aż do chwili zatrzymania się na parkingu przed domem ciotki Jo.
David wyłączył silnik i obrócił twarz w stronę Kate.
- To nie jest pożegnanie - powiedział.
- Oczywiście, że nie. - Kate starała się, by jej ton wydawał się pogodny i
beztroski. - Skoro tak na to nalegasz, spodziewani się, że już niedługo zobaczę cię
znowu w czasie kręcenia „Pamięci gór".
David zastanawiał się przez chwilę.
- W zimie będę musiał wpaść na kilka dni do Kalifornii, by spotkać się z
Borgiem - powiedział. - Czy będę mógł odwiedzić cię wtedy?
R S
- 91 -
- Oczywiście, Davidzie. - Tak bardzo ucieszyła ją ta wiadomość. Dlaczego
musiałam pokochać właśnie jego, pomyślała. Mężczyznę, którego nie będę potrafiła
zatrzymać przy sobie.
Kiedy wchodziła do mieszkania ciotki Jo, w jej oczach błyszczały łzy.
Josephine McCullough siedziała przy biurku, pisząc list. Kiedy usłyszała kroki
bratanicy, uniosła głowę znad kartki.
- Nie wierzę - powiedziała z lekkim wyrzutem w głosie - że pozwoliłaś odejść
takiemu mężczyźnie.
W czwartek przyszedł list od Davida, a raczej krótka notatka załączona do
zdjęcia. Na fotografii Kate zobaczyła ich dwoje obejmujących się na tle skał w
Newfound Gap. Davidzie Vine, szepnęła z czułością, patrząc na piękne rysy jego
twarzy. Gdybyś miał na nazwisko Johnson, jak początkowo sądziłam, pewnie byłabym
teraz z tobą w górach, pomyślała z żalem.
Wiele jeszcze razy w drodze z Asheville do Atlanty czytała skreślone przez
Davida słowa. Wyobrażała sobie jego pochyloną przy biurku sylwetkę, trzask ognia w
kominku. Najchętniej wsiadłaby do lecącego w przeciwną stronę samolotu i wróciła
do drewnianej, górskiej chaty ukochanego.
Na lotnisku w Los Angeles było jak zawsze tłoczno. Czekając na odbiór
bagażu, Kate usłyszała nagle za plecami znajomy głos.
- Dan - zawołała zdziwiona, widząc przed sobą opaloną twarz swojego byłego
męża. - Co tutaj robisz?
- Twoja ciotka powiedziała, że przylecisz dzisiaj. - Urwał na moment. - Jeśli...
nie masz innych planów, chciałbym odwieźć cię do domu.
Kate milczała przez chwilę.
- Dobrze - zgodziła się wreszcie. - I tak jest coś, co muszę ci oddać.
Uśmiechnął się do niej czarująco.
- Mam nadzieję, że nie jest to to, o czym myślę. - Sięgnął po walizkę Kate. -
Mimo wszystko zaryzykuję. Bardzo tęskniłem za tobą, kotku. Nie mogę uwierzyć, że
już nie jesteśmy małżeństwem.
Kate nie odpowiedziała nic. Nie wiem, jak mogłam go kochać, zadała sobie w
duchu pytanie.
R S
- 92 -
Kiedy wyszli z hali lotniska, Dan uścisnął lekko jej ramię i poprosił, by
poczekała na niego przez chwilę. Po paru minutach powrócił, z piskiem hamulców
zatrzymując tuż przed nią swego bananowożółtego cadillaca. Jej walizki szybko
znalazły się w bagażniku, zaś Kate zajęła miejsce z przodu obok Dana.
- Powiedz, że nie zapomniałaś mnie - zażądał Dan, kiedy ruszyli już w stronę
Hollywood.
- Cóż - odparła Kate. - Na pewien czas rzeczywiście zapomniałam. Teraz
jednak pamiętam wszystko doskonale. Roześmiał się.
- Zawsze uwielbiałaś zagadki, Kate. To dodaje ci uroku - stwierdził.
Po kilku minutach dotarli do tłocznego La Cienega Boulevard, gdzie po obu
stronach ulicy zwracały uwagę przechodniów kolorowe witryny restauracji,
ekskluzywnych sklepów, galerii sztuki.
- Widziałeś się z Jackiem? - spytała. - Nie wiesz, czy wrócił z Meksyku?
Dan skinął głową.
- Wczoraj. Jest zachwycony, że udało ci się namówić Davida, by zagrał w
„Pamięci gór". Jak tego dokonałaś? Sądziłem, że na dobre zrezygnował z aktorstwa.
- To nie moja zasługa. - W głosie Kate nie słychać było żadnych emocji. -
Przekonał go sam scenariusz i nazwisko reżysera.
Dan spojrzał na nią badawczo.
- Odniosłem zupełnie inne wrażenie. North mówi, że podstawowym warunkiem
Vine'a było żądanie, byś ty również została przydzielona do pracy przy tym filmie.
Czyżby on zakochał się w tobie?
David dotrzymał więc obietnicy, pomyślała wzruszona. Serce Kate zabiło
szybciej, choć przecież doskonale zdawała sobie sprawę, że ta fascynacja jej osobą ze
strony Davida Vine'a nie będzie trwała długo.
- To nie twoja sprawa - odpowiedziała.
- To prawda - zgodził się. - Może cię jednak zainteresować to, że ja również
otrzymałem rolę w tym filmie. Mam grać Willie'ego...
Potem długi czas jechali w ciszy. Kate z niechęcią przyglądała się mijanym po
drodze klubom i restauracjom, nieprzerwanej paradzie kobiet i mężczyzn,
najwyraźniej nie pozostających ze sobą w żadnych formalnych związkach.
R S
- 93 -
Dojechali wreszcie do domu zakupionego wiele lat temu przez ojca Kate. Był to
niewielki parterowy budynek, niezwykle skromny w porównaniu z okazałymi willami
Beverley Hills, Westwood czy Laurel Canyon. Ojciec Kate bardzo lubił tę spokojną
okolicę. Kiedy zdobył sławę i pieniądze jako reżyser, Artur McCullough, zamiast
przenieść się do bardziej luksusowej dzielnicy, zakupił niewielkie ranczo na zachód od
Hollywood. Od tej pory każdą wolną chwilę starał się spędzać w Topanga z dala od
zgiełku miasta.
Dan wyjął z samochodu bagaże i podążył za Kate w stronę domu, idąc alejką
zacienioną palmowymi drzewami. Zatrzymali się na ganku.
- Czy nie masz zamiaru otworzyć drzwi? - zapytał.
- Nie oczekujesz chyba, że będę stał tutaj cały dzień, trzymając twoje walizki.
- Nie - odparła Kate. - Postaw je.
- Och - zdziwił się Dan. - Rozumiem. Chcesz, żebym cię pocałował, zanim
wejdziemy. - Odstawiając walizki, Dan otoczył Kate ramieniem. Dziewczyna
odwróciła twarz i wysunęła się z jego objęć.
- Nie, nie tego chcę - powiedziała stanowczo. Potem otworzyła torebkę i wyjęła
z niej pierścionek.
- Mówiłam, że mam coś dla ciebie. Przyjmij go tym razem, nie chcę być dłużej
odpowiedzialna za twoją własność.
Potrząsnął głową, jakby nie dowierzając słowom Kate.
- To twój pierścionek, nigdy nie przyjmę go z powrotem. Linda... nic dla mnie
nie znaczyła. Nie wiedziałem po prostu, jak się zachować, kiedy zastałaś nas... w
takiej sytuacji. - Urwał na chwilę. - Proszę cię o jeszcze jedną szansę.
Dan zamilkł, oczekując teraz z niepokojem na odpowiedź Kate.
- Możesz mieć w życiu jeszcze wiele szans - odparła spokojnie Kate - ale już
nie ze mną. Nie kocham cię i nie jestem pewna, czy w ogóle kochałam cię kiedykol-
wiek.
Dan wydawał się całkowicie zbity z tropu.
- Widzę, że wciąż jesteś na mnie zła. Ale ja nie mam zamiaru zrezygnować tak
łatwo - powiedział wreszcie. - Na pewno chcesz, żebym tak po prostu... odszedł?
Skinęła głową.
R S
- 94 -
- Żegnaj, Dan.
Kiedy wczesnym rankiem następnego dnia Kate pojawiła się w studio, zastała
tam już Northa. Siedział za biurkiem, popijając czarną kawę i paląc kolejnego tego
dnia papierosa. Kate stała przez chwilę w progu, przyglądając się temu siwiejącemu
mężczyźnie. Myślała o Sharon Lorrie. Jack niewątpliwie musiał wydawać się
kobietom atrakcyjny, jednak pomiędzy nim a Davidem nie mogło być nawet żadnego
porównania.
Czyżby Sharon miała nadzieję, że ten romans pomoże jej w karierze? Może
czuła się samotna, kiedy pomiędzy nią a Davidem pojawiły się tak poważne różnice
poglądów.
Jack uniósł głowę.
Pogratulował Kate świetnego wywiązania się z powierzonej jej misji, a potem
przeszedł do omawiania spraw organizacyjnych związanych z kręceniem „Pamięci
gór".
- Nie mogę uwierzyć, że naprawdę dokonałaś tego, Kate - zauważył w pewnym
momencie. - Prawdę mówiąc, David nienawidzi mnie.
Wzruszyła ramionami.
- Z pewnością ma po temu powody. North przyjrzał się jej z uwagą.
- Mam dziwne wrażenie, że David opowiedział ci o rzeczach, o których nigdy z
nikim nie rozmawiał.
- Być może - odparła obojętnym tonem. - Kto ma zagrać młodą żonę pastora?
- Mieliśmy z tym pewien problem. Wreszcie Borg, słysząc o decyzji Vine'a,
postanowił, że będzie to Susannah Will.
Kate poczuła dziwny ucisk w sercu, jakby ktoś przyłożył do jej piersi bryłkę
lodu. Susannah Will, wysoka, szczupła blondynka, była niekiedy nazywana nową
Sharon Lorrie.
Będę musiała patrzeć, jak David całuje tę kobietę w scenerii wyniosłych,
mglistoszarych gór. Może raz jeszcze parę pięknych aktorów połączy gwałtowne
uczucie nie tylko na ekranie, ale również w życiu...
R S
- 95 -
- Kate - w głosie Jacka brzmiało zniecierpliwienie - nie słuchasz. Będziesz
reprezentować mnie przy kręceniu tego filmu. Moja obecność mogłaby za bardzo
irytować Vine'a.
Spojrzał uważnie na Kate.
- Chciałbym, żebyś dokładnie przeczytała scenariusz razem z Mikiem Reidym.
Mam nadzieję, że jutro będziecie mogli przedstawić mi kalendarz zdjęć.
Jack dolał sobie kawy ze stojącego na biurku srebrnego imbryczka.
- W najbliższych dniach Borg będzie oglądał dawne filmy Vine'a. - North
obserwował uważnie twarz Kate. - Jeśli znajdziesz czas, może będziesz chciała mu
towarzyszyć.
Przez chwilę Kate nie wiedziała, jak powinna zareagować na propozycję Jacka.
- Dlaczego... dlaczego miałabym oglądać te stare filmy? - spytała niepewnym
głosem.
North Jack wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Wydawało mi się, że może cię to zainteresować. Poza tym, im
więcej będziesz wiedziała na ten temat, tym lepiej.
Była to więc jej wielka szansa. Miała reprezentować producenta przy kręceniu
filmu, z którym związane były wielkie nazwiska i wielkie pieniądze. Dlaczego to
wszystko wydaje się mi tak mało istotne, zastanawiała się Kate, czekając następnego
dnia przed drzwiami sali projekcyjnej na Arlanda Borga. Kiedyś miała już okazję
spotkać sławnego reżysera na jednym z przyjęć wydanych przez Artura McCullougha
w Topanga.
Borg natychmiast ją poznał. W jego oczach rozbłysły iskierki uśmiechu.
- Mam więc pracować z córką Arta - powiedział, wyciągając do niej dłoń. -
Będzie to dla mnie prawdziwa przyjemność. Wyrosłaś na piękną, młodą kobietę -
dodał.
- Jack mówił, że zdecydowałaś się oglądać ze mną dawne filmy Vine'a. Panna
Will również będzie nam towarzyszyć - oznajmił, wskazując Kate fotel koło siebie. -
Uważam, że to wyśmienity pomysł. Chciałbym, żebyś robiła notatki. Córka Artura
McCullougha ma z pewnością we krwi wyczucie kina.
R S
- 96 -
- Z przyjemnością - zgodziła się Kate, a potem wręczyła Borgowi
przygotowane poprzedniego dnia materiały: kalendarz zdjęć, listy aktorów
drugoplanowych, a także uaktualnione biografie odtwórców głównych ról.
Od bibliotekarza wytwórni dowiedziała się, że David mieszkał z Sharon w
starej hiszpańskiej willi przy Arden Drive w Beverly Hills. Po katastrofie samolotowej
sprzedał dom, wciąż jednak pozostał właścicielem niewielkiej posiadłości w Malibu,
blisko plaży i Topangi. Susannah Will mieszkała zaledwie kilka kilometrów dalej na
północ, w Marina del Rey.
- Oto i Vine - wyrwał ją z zamyślenia głos siedzącego obok Borga.
Oglądali jeden z wcześniejszych filmów Vine'a. David nie mógł mieć tutaj
więcej niż dwadzieścia cztery lata. Nie rozwinął wtedy jeszcze w pełni swego aktors-
kiego talentu, momentami wydawał się wręcz niezgrabny, jednak już wówczas grał z
wdziękiem i naturalnością, które sprawiały, że zwracał na siebie uwagę widza.
- Przyjrzyj się jego rękom - szepnął Borg. - Zaciska dłonie, a potem opuszcza je
swobodnie wzdłuż ciała, jakby zrezygnował z walki, zaniechał buntu. Jest w tle, to
nawet nie jego scena. Musimy dobrze wykorzystać tego rodzaju szczegóły.
Tydzień minął nie wiadomo kiedy. W nocy Kate śniła o Davidzie, w dzień
oglądała jego filmy. Przy każdej scenie miłosnej zamykała oczy, wyobrażając sobie,
że to ona znajduje się w jego ramionach.
W czwartek Borg oglądał film, w którym David występował wraz z Sharon
Lorrie, „Nakaz honoru". Była to historia żonatego polityka ubiegającego się o fotel
senatora, którego postanowiła uwieść córka bogatego i skorumpowanego biznesmena.
- Nie próbuj mnie oszukać - Kate usłyszała nagle tak dobrze znany jej głęboki,
ciepły głos. - Nie wiesz nawet, jak wiele ryzykuję i jak bardzo czuję się winny. Ale...
muszę cię mieć, Rito.
Potem kamera pokazała zbliżenie twarzy Sharon. Malowała się w niej
satysfakcja, triumf, lecz także pożądanie i jakby cień współczucia dla młodego,
ambitnego mężczyzny, który wpadł w jej pułapkę.
Kate wstała nagle, zbierając swoje rzeczy.
- Czy coś się stało? - spytał zdziwiony Borg.
R S
- 97 -
- Boli mnie głowa - szepnęła, odwracając wzrok. - Muszę też odebrać jeszcze
dzisiaj pewne umowy. Do jutra.
W domu czekał na nią list od Davida. Drżącymi palcami rozerwała kopertę, a
potem usiadła na stojącej na ganku huśtawce i zaczęła czytać.
Najdroższa Kate,
Najpierw muszę pewnie odpowiedzieć na krótki list, który przesłałaś mi w
imieniu wytwórni. Pozdrów Borga i przekaż Northowi, że warunki kontraktu są
zadowalające.
A teraz pozwól zadać sobie pytanie: czy napiszesz do mnie prawdziwy list?
Chciałbym wiedzieć, jak żyjesz i co czujesz.
W górach jest zimno, szaro i deszczowo. Za kilka tygodni spadnie śnieg. Siedzę
przed kominkiem, ucząc się roli i słuchając Billy'ego Butterfielda.
Gdybyś była ze mną, pojechalibyśmy do Murphy potańczyć w pewnym barze,
który dobrze znam. Mają tam szafę grającą ze wszystkimi przebojami country. Potem
wrócilibyśmy do domu, a zakończenie wieczoru spróbuj dopisać sama.
Tęsknię za tobą, Kate. Napisz.
Twój David.
R S
- 98 -
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Upłynęło kilka tygodni, zanim Kate odpisała na list Davida. Skreśliła parę zdań
o oglądanych z Borgiem filmach, o koncercie, na który zaprosił ją zatrudniony w
wytwórni od niedawna księgowy i o weekendach spędzanych w Topanga.
Nie wspomniała w liście ani słowem o swoich uczuciach ani o Danie, który
dzwonił do niej regularnie co drugi dzień i któremu kilka razy udało się zmusić ją, by
zjadła z nim lunch w kafeterii wytwórni.
W połowie grudnia David przysłał jej kartkę z widokiem zaśnieżonych gór. To
Cade Cove, przeczytała na odwrocie. Spaceruję tutaj z Wayne'em Hawleyem. Jest
dobrym towarzyszem. Z pewnością tęsknisz za mną, Kate, choć nie napisałaś o tym.
Zobaczymy się wcześniej, niż sądzisz.
Od Borga dowiedziała się, że wraz z Davidem zaplanowali spotkanie po
Nowym Roku, by omówić pewne szczegóły dotyczące filmu. Dwa dni przed Bożym
Narodzeniem Kate wyjechała do Cuernavaca, by spędzić święta wraz z ciotką Jo w
starym pałacu należącym do przyjaciół rodziny McCulloughów. Śpiewając kolędy w
słonecznej scenerii meksykańskiej plaży, Kate bezustannie myślała tylko o Davidzie.
Jeszcze tydzień i znów będą razem.
Po powrocie, ku swemu zdziwieniu i rozpaczy, znalazła w drzwiach napisaną
przez Davida kartkę.
Szkoda, że minęliśmy się, Kate. Pragnąłem zrobić ci niespodziankę. Miałem
nadzieję, że spędzimy razem święta. Kiedy wreszcie napiszesz do mnie? Bez ciebie
Kalifornia wydaje mi się równie smutna, jak wówczas, kiedy wyjeżdżałem stąd ostatni
raz. Przyjadę koło pierwszego lutego".
Kiedy usłyszała dzwonek telefonu, otarła łzy i pośpiesznie zaczęła szukać w
torebce klucza.
- Halo? - odezwała się po chwili, wciąż trzymając w ręku kartkę Davida.
- Kate! - usłyszała jego radosny głos. - Jesteś bardzo nieuchwytną kobietą...
- David! - zawołała. - A więc wciąż tu jesteś! Nie minęliśmy się!
Przez moment w słuchawce panowała cisza.
R S
- 99 -
- Dzwonię z Rainbow Springs - wyjaśnił. - To było głupie z mojej strony, że nie
zawiadomiłem cię wcześniej, ale chciałem sprawić ci niespodziankę i zobaczyć twoją
reakcję. Obawiałem się też, że mogę popsuć twoje plany.
- Och, nie - Kate zapomniała na moment, z jakim trudem starała się ostatnio
ukrywać przed Davidem swoje emocje. - Byłabym tak szczęśliwa, gdybyś przyjechał.
- Tak bardzo się cieszę, że to mówisz - odpowiedział David po chwili
milczenia. - Miałem wspaniałe plany. Pewnie wiesz, że posiadam Wciąż jeszcze dom
w Malibu z ogromnym kamiennym kominkiem i kolekcją płyt.
Kate poczuła nagle ogromne wzruszenie.
- Dlaczego musiałeś wracać tak szybko? - W jej głosie brzmiał żal i wyrzut.
- Prawdę mówiąc, jestem właśnie w drodze do Zachodniej Wirginii. Muszę
odwiedzić moją cioteczną babkę, która być może walczy właśnie teraz ze śmiercią.
- Och, tak mi przykro - szepnęła Kate.
- Niepotrzebnie. Miała niezwykle ciekawe życie i dobre serce. - Dalsze słowa
Davida zagłuszyły trzaski. Tak wiele spraw wciąż należało wyjaśnić. - Wrócę, gdy
tylko będzie to możliwe - usłyszała znów głos Davida. - Rozpalę dla ciebie ognisko na
plaży. Zgoda?
- Tak, Davidzie. - Co jeszcze mogła mu powiedzieć? - Uważaj na siebie.
Jeździsz tak szybko.
- Kate, piękna Kate. Chciałaś chyba powiedzieć, że zakochuję się zbyt szybko. -
W słuchawce słychać było jego śmiech. - Masz chyba powody, żeby tak twierdzić.
Czekaj na mnie, Kate.
Babka Davida zmarła w drugim tygodniu lutego, musiał więc zostać w Wirginii
jeszcze dłużej, by dopilnować pogrzebu i egzekucji testamentu. Borg rozpoczął próby
bez niego, zaś w roli Hawleya zastąpił go czasowo Bryant Keefe.
Kate, która nie znała wcześniej Susannah Will, musiała z niechęcią przyznać, że
młoda aktorka jest skromna, czarująca i niewątpliwie utalentowana. Ciekawe, dla kogo
David będzie rozpalał ognisko na plaży, pomyślała, przyglądając się, jak wiotka Su-
sannah rozczesuje przed lustrem lśniące blond włosy.
W próbach uczestniczył także Peter Sullivan. Ten nieśmiały mężczyzna o
ujmującym uśmiechu chętnie rozmawiał z Kate, co najwyraźniej niezwykle dener-
R S
- 100 -
wowało jej byłego męża. Dan znajdował wciąż nowe wybiegi i powody, by przebywać
w towarzystwie
Kate, choć dziewczyna dawała mu jasno do zrozumienia, że jego zaloty nie
sprawiają jej przyjemności.
Któregoś dnia Kate musiała wrócić do sali prób po notatki, które zostawiła tam
przez nieuwagę. W ciemnej i pustej sali zauważyła jedynie pojedynczą sylwetkę
mężczyzny, który siedząc w cieniu przeglądał scenariusz. Nagle tuż przed nią pojawił
się Dan, trzymając w ręku jej notatki.
- Właśnie zamierzałem je tobie przynieść - odezwał się ściszonym głosem.
Kiedy Kate podeszła bliżej, objął ją i przyciągnął do siebie.
- Nie - powiedziała Kate, rozwścieczona tupetem Dana. - Zabierz ręce i oddaj
mi notatki.
Dan roześmiał się, a potem pocałował Kate.
Kate stała bez ruchu, zupełnie zaskoczona zachowaniem swego byłego męża.
Słyszała za sobą ciche kroki mimowolnego świadka tej sceny, mężczyzny czytającego
w cieniu scenariusz; mężczyzna ów wyszedł teraz dyskretnie, zamykając za sobą
drzwi. W nagłym przypływie złości Kate uderzyła z rozmachem Dana w twarz,
wyrywając się z jego uścisku.
- Nie próbuj tego nigdy więcej - powiedziała z gniewem. - Nie chcę, by
myślano, że jestem twoją kochanką. Widział nas Peter Sullivan.
W głosie Dana Greysona brzmiała urażona duma i chęć zemsty.
- Peter Sullivan? - powtórzył drwiąco. - Mylisz się. Sądziłem, że będziesz
potrafiła poznać Davida Vine'a.
Z cichym okrzykiem Kate odwróciła się od Dana i wybiegła z sali, mając
nadzieję znaleźć gdzieś Davida. Zobaczyła go jednak dopiero o drugiej, kiedy zaczęła
się kolejna tura prób.
Skinął jej z daleka głową, kiedy cicho weszła do sali w trakcie wygłaszanej
przez Borga mowy powitalnej. Och, Davidzie, lamentowała w duchu, co też musiałeś
pomyśleć, widząc mnie w ramionach Dana? Skąd mogłeś wiedzieć, że pragnę tylko
ciebie?
R S
- 101 -
Po chwili zobaczyła, jak David wita się z Susannah Will, z uśmiechem mówiąc
do niej cicho jakieś miłe słowa.
Borg postanowił, że spróbują odegrać teraz scenę pierwszego spotkania
Wayne'a Hawleya i Elizy Frakes.
- Uwaga! - zawołał reżyser. - Proszę światła. Wyobraźmy sobie, że kamery
rejestrują wszystko.
David, zwrócony tyłem do widowni, przeliczał garść drobnych, przygotowując
należność za worek mąki. Tak znakomicie potrafił oddać ubóstwo owdowiałego
farmera, Wayne'a Hawleya: ojca gromadki osieroconych dzieci, poety, którego
wierszy nikt nie znał, mężczyzny, który pragnął miłości kobiety.
Potem Hawley odwrócił się, napotykając spojrzenie nieśmiałej Elizy.
Dziewczyna spuściła wzrok, podchodząc z wahaniem do lady.
- To wybranka pastora - wyjaśnił Dan, grający rolę szwagra Hawleya. - Nie
widziałeś jej jeszcze?
W tym czasie Susannah rozmawiała cicho z młynarzem, którego grał Bryant
Keefe. Zarumieniła się lekko, wciąż czując na sobie przepalające spojrzenie Davida.
- Nie - odparł krótko Hawley, nie patrząc nawet na Dana. - Czy jest jego żoną?
- Jeszcze nie. - W tonie Dana słychać było drwinę i niechęć. - Stary Rolfe
poślubi ją w sobotę. Czy ty zupełnie nie wiesz, co u nas się dzieje?
David w milczeniu przypatrywał się jasnowłosej dziewczynie. Eliza,
załatwiwszy już sprawę z młynarzem, podniosła oczy, by znów napotkać spojrzenie
Wayne'a. Wyczuwało się pomiędzy nimi coś nieuchwytnego, jakby potrafili wyczytać
w swoich oczach więcej, niż mogły wyrazić słowa.
- Jestem Wayne Hawley z Piney Ridge - przedstawił się. - A to Willie Long,
brat mojej zmarłej żony.
- Miło mi pana poznać - odparła nieśmiało Eliza, lecz na twarzy dziewczyny
widać było, że zrozumiała, co chciał jej powiedzieć ten mężczyzna o łagodnym
spojrzeniu jasnoniebieskich oczu.
Na koniec sceny rozległy się głośne, spontaniczne brawa. Z Davidem w roli
głównej ten film miał wszelkie szanse, by stać się prawdziwym arcydziełem.
R S
- 102 -
Tego popołudnia odegrali jeszcze wiele scen, zanim wreszcie Borg zarządził
koniec pracy.
- Chciałbym z tobą porozmawiać, Davidzie - powiedział reżyser, zabierając z
krzesła swoją popielatą, zamszową kurtkę. - Moglibyśmy zjeść razem kolację?
Kate poczuła na sobie wzrok Davida. Czy powinnam podejść do niego? Co
mam powiedzieć?
- Witaj, Davidzie - pozdrowiła go cicho, kiedy wreszcie pokonała dzielący ich
dystans.
- Witaj, Kate - odpowiedział.
- Oczywiście znacie się - zauważył Borg. - Czy chciałabyś dołączyć do nas,
Kate?
- Och, nie - odparła pośpiesznie. - Z pewnością macie wiele spraw do
omówienia. - Potem zamilkła, nie wiedząc, co jeszcze mogłaby powiedzieć.
- Co u ciebie, Kate? - zapytał David.
- Wszystko dobrze. A ty jak żyjesz?
- Dziękuję, nieźle.
Spojrzenie Davida było zimne i obce.
- Cieszę się... że już przyjechałeś - zaczęła niepewnie. - Chciałam tylko
powiedzieć, że to popołudnie... było zupełnie fantastyczne. Peter Sullivan też tak
sądzi.
Skinął głową.
- Dziękuję.
- Na pewno nie chcesz przyłączyć się do nas, Kate? - ponowił swą propozycję
Borg.
- Nie, nie mogę - zaprotestowała, unikając wzroku reżysera. - Muszę jeszcze
porozmawiać z Jackiem.
Przez następny tydzień David wciąż traktował Kate obojętnie, w miarę
możliwości unikając jej towarzystwa. Na planie zachwycał wszystkich swą grą, spra-
wiając, że pozostali aktorzy również starali się do maksimum wykorzystać swój talent
i umiejętności. W piątek Borg zdecydował, że w następnym tygodniu powinni
wyjechać do Tennessee.
R S
- 103 -
Kate była teraz zbyt zajęta, by często przyglądać się próbom. Widywała Davida
rzadko, czasem minęli się gdzieś na korytarzu, niekiedy David pozdrowił ją z daleka
uprzejmym skinieniem głowy. Nigdy jednak nie podchodził do niej, nie próbował
porozmawiać, nie dzwonił.
To już koniec, pomyślała ze smutkiem, pakując do walizki swoje rzeczy. Z
drugiej strony, choć Vine i Will tworzyli na scenie piękną parę, nie słyszała żadnych
plotek o zakulisowym romansie tych dwojga aktorów.
Ostatniego dnia przed wyjazdem do Tennessee, już po skończonym dniu pracy,
Borg nagle poprosił Kate, by wypiła z nim kawę.
- Naprawdę... powinnam iść już do domu - próbowała się wymówić. - Czeka
mnie jeszcze pakowanie i porządkowanie dokumentów.
- Kiedy reżyser mówi: kawa, wtedy pije się kawę - powiedział z uśmiechem
Borg, biorąc ją pod ramię.
Poszli do kawiarenki wytwórni.
- Co dzieje się pomiędzy tobą i Vine'em? - zapytał, kiedy usiedli już przy
stoliku. Czuła na sobie życzliwe spojrzenie ciepłych, szarych oczu Borga.
- Co... masz na myśli? - wyjąkała niepewnie. Borg wzruszył ramionami.
- W czasie świąt Bożego Narodzenia Vine potrafił mówić tylko o tobie,
oczywiście wtedy, kiedy nie rozmawialiśmy akurat o „Pamięci gór". Ty wydawałaś się
tak podniecona podczas projekcji jego filmów. Miałem wrażenie, że znasz na pamięć
każde wypowiadane przez Davida słowo, każdy gest. A kiedy Vine przyjechał
wreszcie do Hollywood, zachowujecie się, jakbyście się ledwie znali. Żadne z was nie
wydaje się szczęśliwe.
- To z pewnością nie wpłynie na grę Davida - odparła Kate, instynktownie
stając od razu w jego obronie.
Borg wypił łyk kawy.
- Wiem o tym - powiedział spokojnie - ale lubię was oboje. Jeśli nie chcesz mi
się zwierzyć...
Borg, oparty wygodnie w krześle, tak bardzo przypominał jej ojca. Nie żądał
zaufania, ale gotów był jej wysłuchać.
R S
- 104 -
- W Północnej Karolinie zostaliśmy kochankami - wyznała wreszcie Kate. -
David wspominał o ślubie, choć nie sądzę, by rzeczywiście myślał o tym poważnie.
Później pokłóciliśmy się, a potem znowu doszliśmy do porozumienia. Wydaje mi się
jednak, że... w pewien sposób bałam się pokochać go zbyt mocno, bałam się, że
mogłabym go stracić. - Urwała. - Wciąż bardzo mi na Davidzie zależy - dodała. Borg
słuchał jej w milczeniu.
- Dan Greyson jest moim byłym mężem - powiedziała, zauważając natychmiast
grymas zaskoczenia na twarzy reżysera. - W dniu, kiedy David przyjechał, zobaczył
nas całujących się w studio. Dan zwabił mnie w pułapkę, lecz David nie wie o tym.
Sądzi, że go zdradziłam... tak jak Sharon Lorrie.
Borg nie mówił nic przez kilka minut, najwyraźniej poważnie zastanawiając się
nad tym, co usłyszał od Kate.
- Jestem pewien, że to, co powiedziałaś mi o swoich uczuciach wobec
Greysona, jest prawdą. Nietrudno zauważyć, jak niemiłe jest ci jego towarzystwo. Zaś
jeśli chodzi o zachowanie Davida...
Milczał przez chwilę.
- Być może powinienem z nim porozmawiać - dokończył. - Zdobyłem jego
zaufanie i jestem pewien, że mnie wysłucha.
- Och, nie! - zawołała przerażona Kate. - Proszę - dodała. - Nawet jeśli
Davidowi zależy trochę na mnie, i tak nic by z tego nie wyszło. Taka rozmowa może
jedynie sprawić nam obojgu większy ból. Nie chciałabym tylko, by myślał, że go
zawiodłam. Bardzo pragnęłabym wyjaśnić to nieporozumienie. Obiecaj, że nie...
Borg delikatnie poklepał jej dłoń.
- Żadnych obietnic, młoda damo. Uważam, że twoja opinia o Davidzie może
być bardzo niesłuszną, a może nawet niesprawiedliwa.
Na dalsze protesty Kate Borg odpowiadał jedynie uśmiechem. Wreszcie dała za
wygraną.
Przez pół nocy Kate nie mogła potem zasnąć, zastanawiając się, co też reżyser
powie Davidowi i jak Vine na to zareaguje.
R S
- 105 -
Kiedy zmęczona i niewyspana wsiadała do samolotu następnego ranka, czuła
się, jakby wstępowała na szafot. Gdy tylko zajęła miejsce obok Mike'a Reidy'ego,
natychmiast zmorzył ją sen.
Po wylądowaniu w Knoxville David i Borg postanowili pojechać do Townsend.
Sami, jedną z czekających na ich zespół limuzyn. Będą więc rozmawiać po drodze,
pomyślała Kate. Wątpiła jednak, by cokolwiek mogło zmienić się pomiędzy nią i Da-
videm. Vine zawiódł się już raz i będzie mu niełatwo zaufać ponownie jakiejkolwiek
kobiecie. Z ciężkim westchnieniem Kate znów zamknęła oczy.
Ku swemu zdziwieniu następnego dnia zauważyła w zachowaniu Davida
zdecydowaną zmianę.
Jego pozdrowienie było serdeczne, choć może wciąż odrobinę oficjalne.
Zaprosił ją, by towarzyszyła im tego dnia na planie, zapominając, że i tak należało to
do jej obowiązków.
- Większość z tego, co nakręcimy dzisiaj, będzie niewiele warta - dodał. -
Jesteśmy jak zwierzęta wypuszczone z klatki. Nagle odkrywamy prawdziwy, piękny
świat i musimy się do niego przyzwyczaić.
Skinęła głową. Nie odrywała spojrzenia od jego zmysłowych ust wygiętych
teraz w lekkim uśmiechu, patrzyła w niebieskie, wyraziste oczy.
- Kilkoro z nas wybiera się wieczorem do Maryville, by trochę potańczyć -
mówił dalej David. - Nie miałabyś ochoty wybrać się z nami?
- Do Maryville? - Te słowa wymknęły się jej,
zanim zdążyła zastanowić się, co mówi. - Czy to nie tam...
- Tak. - Miała wrażenie, że znów słyszy w głosie Davida tak dobrze znajome jej
ciepłe nuty. - Było nam wtedy dosyć smutno, prawda? A więc, jaka jest twoja
odpowiedź?
- Dobrze - zgodziła się.
Serce Kate wypełniła radość. Dopiero teraz potrafiła w pełni podziwiać piękno
gór pokrytych białym całunem ostatniego śniegu. Wokół rozciągała się zachwycająca
dolina Cade Cove, otoczona pierścieniem niebieskich stoków, przez której środek
płynął srebrzysty, szemrzący strumień.
R S
- 106 -
Wzdłuż strumienia i krętej drogi przez grubą warstwę ubiegłorocznych liści
przebijały się pierwsze irysy, krokusy i konwalie. Niektóre kwiaty zdążyły już
zakwitnąć, zaś jeden z członków ekipy, miłośnik przyrody, zidentyfikował je jako
pierwiosnki i fiołki.
Przez całe popołudnie Kate obawiała się, że wszyscy natychmiast zauważą, co
czuje do Davida teraz, kiedy jego słowa na nowo obudziły w jej sercu nadzieję. Bała
się, że również jej zazdrość szybko stanie się dla wszystkich oczywista.
Kiedy przyszła na plan po zdaniu Northowi przez telefon szczegółowej relacji z
przebiegu dnia, kręcono właśnie scenę miłosną.
David siedział na skale przy strumieniu w pozie sugerującej, że czeka na kogoś.
Chwilę później na ścieżce pojawiła się Susannah Will. Wstał, widząc w ruchach
dziewczyny wahanie. Chwilę później Susannah biegła już w jego stronę boso po
nadbrzeżnym piasku.
David porwał ją w ramiona, całując z pasją i ogniem.
Kate oddychała z trudem, obserwując tę scenę, choć wiedziała, że jest to
jedynie gra. Może tutaj, wśród urzekających swym pięknem gór, David pokocha
wreszcie jasnowłosą gwiazdę firnową, pomyślała z żalem. Może właśnie dzięki temu
nowemu uczuciu, rozważała, tak swobodnie potrafił rozmawiać ze mną dzisiejszego
ranka.
Tylko czas mógł przynieść odpowiedzi na dręczące ją pytania. Tak jak
przewidywał David, pomimo wiarygodności sceny przy strumieniu, niewiele z na-
kręconego tego dnia materiału nadawało się do wykorzystania przy ostatecznym
montażu filmu.
Borg jednak, a także inni doświadczeni filmowcy zgadzali się, że nie było to
zmarnowane popołudnie. Kiedy obejrzeli już nakręcone tego dnia kadry, większość
zespołu zdecydowała się wyruszyć na wycieczkę do miasta. Kate siedziała w
furgonetce ściśnięta pomiędzy Davidem i operatorem kamery, Larsem Norgaardem.
Susannah Will zajęła miejsce z przodu obok Petera Sullivana. W ostatniej chwili,
kiedy szofer zapalił już silnik, dołączył do nich Dan. Och, nie, jęknęła w duchu Kate,
czując się skrępowana jego obecnością.
R S
- 107 -
W Maryville zamówili dzbany z piwem i zasiedli dokoła ogromnego stołu. Ktoś
kupił żetony do szafy grającej i w gospodzie zabrzmiały wesołe rytmy country. Choć
barman i David przywitali się serdecznie, ich grupa ściągała ku sobie ciekawe
spojrzenia stałych bywalców.
- To z pewnością nie jest Los Angeles - zauważyła Marlys Blake, młoda
aktorka, która przyjechała do Hollywood z Lubbock w Teksasie zaledwie rok wcześ-
niej.
- Podoba mi się tutaj - stwierdziła Susannah.
Potem Norgaard poprosił do tańca Susannah, a Peter Sullivan spojrzał pytająco
na Kate.
- Z przyjemnością - odpowiedziała z uśmiechem. Potem tańczyła z
Norgaardem, a David z Susannah. W połowie rzewnej ballady Dan położył rękę na
ramieniu Norgaarda.
Szwed spojrzał pytająco na Kate.
- Nie ma mowy - odparła stanowczo. - Usiądźmy.
Kate zamówiła colę, a potem sączyła wolno zimny napój, starając się nie
patrzeć w stronę objętych w tańcu Davida i Susannah. Odpowiadając bez entuzjazmu
na pytania Norgaarda, Kate żałowała teraz, że w ogóle zdecydowała się tutaj przyje-
chać.
Wreszcie muzyka ucichła i David z Susannah powrócili do stolika. Jak
doskonale wyglądają razem, pomyślała Kate, ogarnięta nagłą rozpaczą.
Rozległy się dźwięki kolejnej ballady, tym razem o miłości, która skończyła się
rozstaniem. Ku swemu zaskoczeniu Kate zdała sobie nagle sprawę, że David prosi ją
do tańca.
- Zatańczysz ze mną? - zapytał, stając przed nią z uśmiechem.
To było jak powrót do domu. Znów czuła dotyk jego twardego, mocnego ciała,
wdychała zapach tytoniu Davida i wody kolońskiej. Jego policzek ocierał się o jej
włosy.
Westchnął cicho.
- Tak bardzo tęskniłem za tobą, Kate - powiedział. - Wydajesz się tak krucha i
delikatna w moich ramionach...
R S
- 108 -
Bezwiednie mocniej jeszcze przytuliła się do niego, jej sutki dotykały teraz jego
piersi. Powróciło do niej wspomnienie tej nocy, gdy tańczyli przed kominkiem w
domu Davida.
- Davidzie - szepnęła, zapominając nagle o wszystkich swoich lękach. - Gdybyś
wiedział, jak bardzo brakowało mi ciebie...
Objął ją mocniej.
- Naprawdę, Kate? - W jego głosie brzmiała czułość. - Rzeczywiście tęskniłaś
za mną?
- Czyżbyś o tym nie wiedział? - odpowiedziała, nie potrafiąc dłużej ukrywać
przed nim prawdy. - Czy nie wiedziałeś, co czuję?
- Chodźmy stąd - szepnął David.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Czuła zawrót głowy, kiedy David ujął ją pod ramię i poprowadził w stronę
baru.
- Masonie - zwrócił się do barmana - czy ciężarówka Bobby'ego Lee wciąż jest
zaparkowana za gospodą? Czy mógłbym pożyczyć ją na kilka dni?
Barman był zbyt uprzejmy, by okazać zaskoczenie. Skinął tylko głową.
- Kluczyki są pod fotelem - odparł z uśmiechem. - Po stronie pasażera.
David uścisnął serdecznie jego dłoń.
- Odprowadzę wóz w sobotę - powiedział.
Wyszli tylnymi drzwiami. Ciężarówka pożyczona przez Davida rysowała się w
świetle księżyca jako duży, nieforemny kształt.
- To samochód syna tego barmana - wyjaśnił David, otwierając przednie drzwi,
by odnaleźć kluczyki. - Bobbie jest teraz w wojsku, w Niemczech.
Wsiedli. David włożył kluczyki do stacyjki i odwrócił się w stronę Kate. Znów
była w jego ramionach, mocno tuląc się do ukochanego.
Jego usta odnalazły jej wargi. Kiedy całował ją, Kate miała wrażenie, że jest
częścią Davida, tak cudowna pieszczota połączyła ich dwoje.
R S
- 109 -
Z cichym westchnieniem David odchylił się lekko do tyłu, a potem znów ich
wargi zetknęły się.
Delikatnie badał językiem głębię jej ust, palcami przesypywał włosy
dziewczyny. Potem dłonie Davida wsunęły się pod warstwy ubrań, by pieścić nagą
skórę piersi Kate.
Pod wpływem jego dotyku sutki dziewczyny stwardniały, całe jej ciało
przepełniła żądza, pragnienie, by znów stali się jednym.
Wsuwając ręce pod kurtkę Davida, otarła policzek o jego gęste, szorstkie włosy.
Potem, kiedy uwolnił wreszcie jej usta, obsypała szyję kochanka mnóstwem słodkich,
gorących pocałunków.
- Kate - szepnął David. - Jest tak samo jak kiedyś, prawda?
- Tak - odparła drżącym głosem. - Dokąd jedziemy?
Nie mówiąc nic, David zapalił hałaśliwy silnik ciężarówki.
- Zbliż się - powiedział, przyciągając ją do siebie.
Z cichym westchnieniem Kate przytuliła się do niego, opierając głowę na jego
twardym barku. Czuła na policzku ostrą wełnę grubego swetra Davida, gdy jej dłonie
wsunęły się pod warstwy ubrania, by gładzić teraz rozpaloną skórę torsu ukochanego.
Wydawało się jej, że czuje bicie jego serca.
Z charakterystycznym piskiem opon David cofnął samochód, a potem wyjechał
na drogę. Szybko wyminęli zaparkowaną przed gospodą limuzynę, która przywiozła
ich tutaj kilka godzin temu.
Przy wjeździe na autostradę David zawahał się przez moment. Potem zawrócił
wóz w stronę Townsend.
Kate nie starała się ukryć swego rozczarowania.
- Sądziłam, że pojedziemy do motelu - szepnęła.
- Doskonale odgadłaś moje zamiary, Kate, Ale przedtem musimy załatwić coś
ważnego.
Nie rozmawiali jednak wiele, jadąc z zawrotną szybkością wąską i krętą drogą.
David włączył radio i z głośnika popłynęła melodia rzewnej ballady country.
David zatrzymał samochód, odnalazł wargami usta Kate, spojrzał na drogę, a
potem raz jeszcze powtórzył pieszczotę. Dłonią znów gładził jej nagą skórę.
R S
- 110 -
Wreszcie dotarli do Townsend. Dozorca zaniepokojony widokiem nieznanej
ciężarówki wyszedł na drogę. Szybko poznał jednak Davida i pozwolił im wjechać na
teren obozowiska.
Kiedy zaparkowali, David wyłączył silnik i zwrócił się do Kate.
- To twoja przyczepa? - zapytał.
Skinęła głową. Niewielki domek na kółkach był ciasny i niezbyt przytulny.
Meble maleńkiej kuchenki pokrywała plastikowa imitacja skóry. Brakowało tu krzeseł
i stołu. David chciał porozmawiać, zaś podwójne łóżko widoczne przez nie zaciągnięte
zasłony niszy sypialnej wydawało się jedynym wygodnym sprzętem.
- Może nie powinniśmy - powiedział David, odgadując jej myśli. - Jeszcze nie.
Jest sporo rzeczy, o których powinniśmy porozmawiać.
W bladym świetle kuchennej lampki Kate spoglądała na wysoką postać Davida.
Nie chcę rozmawiać, pomyślała. Minęły cztery miesiące. Lekko oparła dłonie na jego
barkach.
- Będąc bez ciebie tyle czasu, do wielu spraw nabrałam właściwego dystansu -
powiedziała. - Nie potrzebuję słów. Pragnę tylko ciebie. Tak jak tamtej nocy w górach.
Jęknął cicho, obejmując ją mocno.
- Kate, słodka Kate - wyznał - wiesz, że nie potrafię się tobie sprzeciwić.
W jakiś sposób znaleźli się przy łóżku.
Kate zdjęła buty i żakiet. Objęci, z trudem mieścili się we dwoje w niewielkiej
sypialni. Nie mówiąc nic, Kate wsunęła dłoń pod sweter Davida, czubkami palców
dotykając miękkich włosów wokół jego pępka.
Pragnę cię, mówiły jej oczy, jeszcze zanim Kate zdjęła przez głowę sweter.
Kocham cię całym sercem.
Po chwili David stał przed nią obnażony do pasa, a delikatna gra świateł i cieni
podkreślała wspaniałą strukturę jego mięśni. David Vine, pomyślała, jakby wciąż nie
dowierzając, że to prawda. A chwilę potem: mój słodki David.
Jej palce powędrowały do guzików bluzki.
- Kate - szepnął, ujmując ją za ramiona. - Jest tyle spraw, o których powinniśmy
pomówić... mój styl życia, twoja kariera, przyszłość...
Potrząsając głową, Kate rozpięła kolejny guzik.
R S
- 111 -
- Nie martwię się o przyszłość - powiedziała. - Kiedyś tak, ale teraz już nie.
Wiem tylko jedno: bardzo za tobą tęskniłam.
Ostatecznie David pomógł Kate pozbyć się bluzki, a potem ukląkł, by zdjąć jej
dżinsy. Chwilę później także jego spodnie znalazły się na podłodze. Kate jęknęła
cicho, znów czując przy sobie gorące ciało ukochanego.
- Davidzie, Davidzie - szepnęła, nie bardzo nawet świadoma, że wypowiada te
słowa głośno. - Tak bardzo cię kocham.
- Wiem, skarbie. Ja też cię kocham.
Potem znów ich usta spotkały się w zachłannej pieszczocie. Naraziłam nas
oboje na tak wiele cierpienia, mówiąc nie, kiedy David prosił mnie wtedy przy
wodospadzie, bym z nim została. Teraz muszę mu to jakoś wynagrodzić.
Pragnęła oddać mu się bez reszty. Podała Davidowi swoje piersi do
pocałunków. Potem odwzajemniła pieszczotę, całując jego płaskie sutki, aż począł
jęczeć z rozkoszy, kiedy wplątała palce w ciemne włosy jego torsu. David wędrował
ustami po jej udach, a Kate znaczyła językiem miłosną drogę od jego piersi do
napiętego podbrzusza.
- Mój, Boże, tak bardzo cię pożądam - jęknął, pociągając ją ku sobie. - Tak
bardzo pragnąłem ciebie...
Kate otoczyła kochanka udami i po chwili znów byli jednym ciałem, złączonym
rytmem miłości i rozkoszy.
Potem leżeli objęci, ciesząc się swoją bliskością i poczuciem spełnienia.
- Wtedy przy wodospadzie nie powinnam była pozwolić ci odjechać - szepnęła
Kate. - Powiedz, że mi przebaczasz.
David nie odpowiadał tak długo, że Kate zaczęła zastanawiać się, czy jej
kochanek nie zasnął. Wtedy jednak zauważyła błysk rozbawienia w jego oczach
ukrytych pod zasłoną długich, czarnych rzęs.
- Po tym, moja słodka Kate, nie należy ci się przebaczenie, lecz pochwała. Mam
jednak nadzieję, że będziesz pamiętała o tym, co powiedziałaś przed chwilą, kiedy
poznasz moje plany.
Kate mocniej przytuliła się do niego.
- Opowiedz mi o nich - poprosiła.
R S
- 112 -
- Za chwilę. Najpierw chciałbym jeszcze raz cię pocałować.
Całował ją czule i delikatnie, kiedy usłyszeli nagle pukanie.
Podchodząc do drzwi, Kate zapinała szybko szlafrok i odgarniała rozsypane na
ramionach włosy.
W progu stał Borg.
- Zobaczyłem światło i domyśliłem się, że nie pojechałaś wraz z innymi do
Maryville - powiedział. - Popełniasz duży błąd...
David, już ubrany, stanął u boku Kate. Borg cofnął się zaskoczony.
- Wybacz - przeprosił. - Naprawdę nie wiedziałem...
- Wejdź - zaprosił go David. - I tak rozmawialiśmy tylko. A jest kilka spraw
związanych z jutrzejszym dniem, które chciałbym z tobą uzgodnić.
Kate podeszła do kuchenki, aby zaparzyć kawę, zaś Borg uległ wreszcie
namowom Davida i podążył za nim do środka przyczepy.
Tak bardzo go kocham, pomyślała Kate, po kilku minutach dołączając do
siedzących przy stoliku mężczyzn. Borg, wyraźnie zmieszany, spoglądał głównie na
własne ręce, od czasu do czasu jedynie przenosząc wzrok na Davida lub Kate.
- Dziękuję za kawę - powiedział, wstając, kiedy skończyli z Davidem rozmowę
o planowanych na następny dzień ujęciach. - Naprawdę muszę wracać...
- Odprowadzę cię - zaoferował się David ku rozpaczy Kate - jeśli tylko
zaczekasz na mnie chwilę.
Borg skinął głową, choć jego oczy mówiły, że wolałby nie skorzystać z
propozycji Davida. Potem wyszedł na zewnątrz, by zapalić papierosa. David wziął
Kate w ramiona.
- Dlaczego chcesz iść? - spytała, uchylając się od jego pocałunków. - Myślałam,
że spędzimy tę noc razem.
- Nie będzie mnie przez całe pięć minut - odparł, obejmując ją mocno. - Wyłącz
światło i czekaj na mnie. Nie chcę zrujnować twojej reputacji.
Czekała, leżąc pod kołdrą z wysoko podciągniętymi kolanami, kiedy usłyszała
w przyczepie ciche kroki Davida.
- Czy nie masz zamiaru wejść pod koc? - zapytała, gdy David usiadł obok niej
na łóżku.
R S
- 113 -
- Za chwilę - odparł, przyglądając się jej uważnie.
- Chcę z tobą o czymś porozmawiać, zanim znów zmusisz mnie do kompromisu
- dodał z uśmiechem.
Kate potrząsnęła głową.
- Nie rozumiem, o czym jeszcze chcesz rozmawiać. Borg powiedział ci prawdę
o Danie, a ja przyznałam, jak bardzo żałuję, że wtedy przy wodospadzie odrzuciłam
twoją propozycję. Co jeszcze mogłabym powiedzieć?
David milczał przez chwilę.
- Nie chcę od ciebie przeprosin, Kate - odezwał się wreszcie. - Chcę wiedzieć,
dlaczego sądziłaś przedtem, że nasz związek nie przetrwa próby czasu.
Wzruszyła ramionami.
- Dlaczego? - Kate wyraźnie nie miała ochoty odpowiadać na to pytanie. -
Może nigdy nie spodziewałam się, że z naszej wzajemnej fascynacji wyniknie coś
więcej niż tylko przelotny romans. Może bałam się rozczarowania, cierpienia przy
rozstaniu, po tym jak bylibyśmy razem przez rok... czy dwa. Ale teraz nie ma to już
znaczenia...
- Najdroższa Kate - przerwał jej. - Właśnie o tym chciałem pomówić. Wciąż
powtarzasz, że nie możemy kochać się wiecznie. Brzmi to tak, jakbyś sama tego nie
chciała. A ja...
- Nie chcę tego? - zawołała oburzona. Zacisnęła powieki, by powstrzymać
napływające do oczu łzy.
- Przecież kocham cię tak bardzo, że liczy się dla mnie tylko nasza miłość.
Marzę tylko o tym, by zamieszkać wraz z tobą na szczycie twojej góry. Chcę
zapomnieć o filmie, karierze i tylko kochać ciebie, wychowywać twoje dzieci i pisać
scenariusze. Och, przez ciebie mówię teraz jak prawdziwa wariatka!
- Kate, kochanie - szeptał, gładząc jej włosy i ocierając dłońmi łzy płynące po
policzkach dziewczyny - gdybyś tylko wiedziała...
- Nie chcę wiedzieć nic, poza tym, że mnie pragniesz.
Jakie miało znaczenie to, że David jest kimś znanym i sławnym i że kiedyś
nadejdzie dzień, kiedy spełnią się jej najgorsze obawy? Ja też cię pragnę, Davidzie,
powtarzała w myśli, obejmując go mocno. Wszystko inne nie ma znaczenia.
R S
- 114 -
- Mam nadzieję, że rano będziesz gotowa mnie poślubić - przerwał jej
rozważania David.
- Poślubić ciebie? - powtórzyła zaskoczona Kate. Spoglądała na niego
niepewnie.
- Zawsze tego pragnąłem. Po tym, co powiedziałaś, sądziłem, że ty też tego
chcesz. - Patrzył na nią uważnie. Jego oczy zwęziły się w cieniutkie szparki.
Poły szlafroka Kate rozchyliły się i David wsunął rękę pod miękki materiał, by
pieścić jej nagie ciało.
- Och, Davidzie - westchnęła - przecież wiesz, jak cię pragnę. Ale ty mógłbyś
mieć każdą kobietę.
- Kate. - W jego oczach błyszczało rozbawienie.
- Jeśli nie wiesz, dlaczego chcę właśnie ciebie, jesteś zdecydowanie zbyt
skromna. Czy naprawdę nie wiesz, jak bardzo cię kocham? Czy nie domyślasz się, że
zawsze marzyłem o tym, byś została moją najdroższą żoną?
Wzruszona, Kate przytuliła się do Davida.
- Lepiej odpowiedz mi wreszcie - zażądał David - ponieważ mam coś dla
ciebie. - Z kieszeni dżinsów wyjął maleńkie, obciągnięte aksamitem pudełeczko. W
środku leżał najpiękniejszy pierścionek, jaki Kate kiedykolwiek widziała. Lekko
przydymiony zielony klejnot błyszczał w delikatnej oprawie z białego złota.
- Och, Davidzie! - wykrzyknęła. - To szmaragd.
- Mam go od grudnia. - Wzruszył lekko ramionami. - Kiedy pierwszy raz
przyjechałem do Kalifornii, chciałem prosić ciebie, byś przyjęła ode mnie ten
pierścionek. Ciebie jednak nie było. Zaczekałbym, gdyby nie choroba ciotki.
Modliłem się, żebyś zechciała zamieszkać ze mną w górach.
Kate wciąż ze zdumieniem słuchała jego słów.
- Teraz, kiedy dzięki tobie pokonałem pewną barierę, zechcę na pewno zagrać
także w następnych filmach. Brakowało mi tej pracy bardziej, niż zdawałem sobie z
tego sprawę. Wciąż jednak jest we mnie dużo z Davida Johnsona.
- Uwielbiam Davida Johnsona - odparła Kate z uśmiechem, za co dostała
kolejnego całusa.
- A więc? - ponaglił ją David. - Nie każ mi dłużej czekać, powiedz „tak".
R S
- 115 -
- Tak, Davidzie. Och, tak, wyjdę za ciebie.
David przygarnął Kate do siebie, ich wargi spotkały się w cudownej
pieszczocie. Ta sama namiętność rozgorzała w nich obojgu, kiedy David zsunął z
ramion Kate szlafrok, a potem zdjął również swoje rzeczy.
- Jutro, po ślubie, spędzimy noc w górach - szepnął, zanim jeszcze przykrył
sobą jej nagie ciało.
- Tak - odparła Kate. - W naszym łóżku. Pod twoją wspaniałą, futrzaną narzutą.
- Nie wiesz nawet, co czuję, kiedy patrzysz na mnie w ten sposób - szepnął,
gładząc delikatnie jej policzek. - Twoje piękne, brązowe oczy...
- Moje oczy? - powtórzyła z niedowierzaniem. - Przecież w twoich oczach
przegląda się morze, niebo i cały wszechświat. Wszystko to, co kocham.
Ich usta znów spotkały się na chwilę.
- A dzieci? - zapytał czule. - Małe rudowłose urwisy, które będą buszować po
naszej łące? Och, Kate... jesteśmy chyba najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Przez
długi czas sądziłem, że nasze wspólne, szczęśliwe dni w górach pozostaną na zawsze
jedynie wspomnieniem. Teraz wiem jednak, że wkrótce już zamieszkamy razem w
miejscu, które oboje kochamy.
R S