Stephanie Bond
Nic gorszego się nie zdarzy
(Naughty or Nice)
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Fryzjerka wzięła w palce pasmo ciemnych włosów Cindy Warren i uniosła je do góry.
– Czy na pewno chce pani to zrobić? – zapytała, trzymając noŜyczki tuŜ przy głowie
swojej klientki.
Cindy przygryzła wargę. Długie włosy są prostsze w pielęgnacji. Łatwiej dają się
układać. Nie mówiąc juŜ o tym, podpowiadał głos rozsądku, Ŝe zawsze moŜna się za nimi
schować.
W tej samej chwili rozległo się znaczące chrząknięcie. To Jerry, ciemnoskóry stary
fryzjer, a właściwie chodząca instytucja w hotelu Pod Kryształowym Pająkiem, wyraził swój
pogląd na sprawę. Potem ostentacyjnie naciągnął czapkę Świętego Mikołaja na łysą głowę i
zajął się siedzącym w fotelu klientem. Jerry bowiem kategorycznie odmawiał marnowania
własnego talentu i nie zajmował się kobiecymi fryzurami.
PrzecieŜ to moje włosy! pomyślała Cindy i zerkając na identyfikator fryzjerki, spytała:
– Jak długo pracuje pani w naszym salonie, Beo?
– Trzy... Nie. Cztery dni, wliczając w to dzisiejszy. Dopiero dwa tygodnie temu
skończyłam szkołę, proszę pani.
Cindy przełknęła informację w milczeniu. Wyprostowała się tylko i kątem oka patrzyła,
jak Jerry – takŜe bez słowa – odwraca fotel, Ŝeby od przodu przyjrzeć się efektowi swojej
pracy.
– NajwyŜszy czas na zmianę – mruknęła nie wiadomo do kogo. – W moim wieku nie
wypada juŜ nosić długich, prostych włosów. No, chyba, Ŝe jest się piosenkarką country.
– Zawsze moŜna zanucić kilka taktów – zaproponował Jerry.
– Dlaczego nie podobają się pani długie, proste włosy? – odezwał się klient Jerry’ego.
Cindy spojrzała na jego odbicie w lustrze i na moment zaparło jej dech w piersiach. W
fotelu obok siedział wysoki męŜczyzna o jasnoniebieskich oczach i wydatnym nosie i patrzył
na nią z lekko złośliwym uśmiechem. Spod popielatej peleryny, którą był owinięty,
wystawały długie kończyny, osłonięte nieskazitelnie odprasowanymi nogawkami spodni.
Ciemne, kręcone włosy dzięki kunsztowi Jerry’ego przylegały mu ciasno do głowy.
Przystojniak, uznała Cindy.
– Słucham? – wyjąkała.
– Spytałem, czego pani chce od długich, prostych włosów? – odparł.
Cindy nastroszyła się. Sprawiło to zarówno jego bezceremonialne zachowanie, jak i chęć
zduszenia dreszczu erotycznej emocji, o którą nigdy by siebie nie podejrzewała.
– Nie chcę wyglądać jak licealistka. – Wzruszyła ramionami.
– Większość kobiet skakałaby z zachwytu.
– Być moŜe. Mnie to nie dotyczy – rzuciła ostro, coraz bardziej zirytowana reakcją
swojego ciała.
Jerry nachylił się do klienta i obwieścił scenicznym szeptem:
– Stara się zrobić dobre wraŜenie.
– Jerry! – rzuciła Cindy ostrzegawczym tonem.
– Jasne, rozumiem. – Przystojniak ze zrozumieniem pokiwał głową do lustra. –
MęŜczyzna?
– Tak. – Jerry zdjął z niego pelerynę i dokładnie strzepał z niej włosy.
– Jerry, dość tego!
– Sympatia?
– Nie. – Jerry pokręcił głową ze smutkiem. – Panna Cindy nie ma czasu na randki. Dzień
i noc pracuje.
– Dzień i noc!? – MęŜczyzna jęknął ze współczuciem. – W takim razie, na kim to stara
się zrobić dobre wraŜenie?
– Na pewnym facecie z centrali. – Jeny westchnął i małą szczoteczką zaczął omiatać mu
kark i śnieŜnobiałą, wizytową koszulę.
– Jerry! Nigdy w Ŝyciu nie zrobiłam na nikim dobrego wraŜenia! – W tej samej chwili
Cindy zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała. – Miałam na myśli to, Ŝe nigdy nie starałam
się robić na kimś dobrego wraŜenia!
Stary fryzjer zignorował jej słowa.
– W przyszłym tygodniu przyjeŜdŜa tu tajny agent z centrali. Będzie nas sprawdzać. I
naturalnie, pannę Cindy teŜ.
– Z jakich powodów, poza oczywistymi – męŜczyzna znacząco prześlizgnął się wzrokiem
po sylwetce Cindy – miałby ktoś sprawdzać tę panią?
– Bo – Jerry kiwnął głową w kierunku przedmiotu ich rozmowy – to ona prowadzi cały
ten cyrk.
– Naprawdę? – Ostatnia wiadomość najwyraźniej zrobiła na tamtym wraŜenie.
– Naprawdę! – warknęła Cindy, omal nie zabijając wzrokiem Jerry’ego.
– Proszę pani – wtrąciła się Bea drŜącym głosem, – Niech pani tego nie robi. –
MęŜczyzna, kładąc ręce na miękkich oparciach fotela, wychylił się w przód.
Cindy czuła rosnącą irytację. Ale dlaczego ma się przejmować opiniami zupełnie obcych
facetów!
– Gdyby to zaleŜało od męŜczyzn – prychnęła – to wszystkie kobiety obowiązkowo
musiałyby mieć włosy do kolan.
Klient Jerry’ego podniósł palec do góry.
– Ja wolałbym do kostek, a ty, Jer?
– Święte słowa.
– Proszę pani! – błagała Bea. – Mdleją mi ręce. Cindy wyprostowała się, uniosła głowę i
obwieściła:
– Niech pani tnie. Zrobię sobie prezent świąteczny przed czasem.
– Kara za to, Ŝe było się niegrzecznym, tak? – Przystojniak zwrócił się znowu do
Jerry’ego.
– Kara za to, Ŝe było się zbyt miłym – sprostował fryzjer. Cindy miała dosyć tej
konwersacji. Parsknęła ze złością i skinęła na fryzjerkę.
– Proszę ciąć.
– Niech pani nie słucha! – MęŜczyzna z determinacją próbował przeciwstawić się
nieuniknionemu.
– Tniemy i juŜ. Chcę być całkiem inna. Przystojniak zwrócił ku Jerry’emu pytające
spojrzenie.
– Czy z tą panią jest coś nie w porządku?
– Jest trochę impulsywna, i tyle. Bea przełknęła głośno ślinę.
– Zostawię długość do ramion – oznajmiła i zamknęła oczy. Dopiero wtedy Cindy wpadła
w popłoch.
– Nie! – krzyknęła.
Za późno. Dokładnie w tej samej chwili rozległ się szczęk noŜyczek. Bea otworzyła oczy
i z przeraŜeniem spoglądała na ponad trzydziestocentymetrowe pasmo ciemnych włosów,
które trzymała w palcach. Jerry chrząknął z bólem, jego klient z niedowierzaniem zamrugał
oczami, a Cindy, patrząc na opadające na ramiona resztki włosów, z trudem opanowywała
panikę. Czuła, jak struŜki potu spływają jej po karku. W końcu uśmiechnęła się z trudem i
gestem zachęciła fryzjerkę.
MoŜe, myślała, starannie omijając wzrokiem lustro, moŜe ta kobieta zostanie u nas dłuŜej
niŜ siedem dni. Siedem dni było bowiem normą, którą poprzednie fryzjerki wytrzymywały w
pracy. Cindy na próŜno zachęcała swój personel do korzystania z usług hotelowego salonu
piękności. Jej dzisiejsza wizyta miała być przykładem dla wszystkich.
Jednak kiedy dwadzieścia minut później zobaczyła swoje odbicie, zrozumiała, dlaczego
jej współpracowniczki jak ognia unikają nie sprawdzonych fryzjerów.
– O mój BoŜe! – mruknął pod nosem Jerry i potrząsnął głową.
– Nie jest dobrze – potwierdził przystojniak.
– Nie podoba się pani, prawda? – zapytała Bea ze zrozpaczoną miną.
– N... nie, skądŜe – pospieszyła z zapewnieniem Cindy. – Muszę się tylko przyzwyczaić.
DrŜącą ręką przesunęła po cieniowanych warstwach prostych włosów, które jak ciasna
wełniana czapeczka oblepiały jej czaszkę. Potem wciągnęła powietrze i uśmiechnęła się
promiennie.
– Ciekawe, czy z taką głową uda się wywrzeć na nim dobre wraŜenie? – zastanawiał się
na głos klient Jerry’ego.
– MoŜe... Ale pod warunkiem, Ŝe nie będzie patrzeć na włosy szefowej.
– A moŜe byście tak panowie przestali?
Cindy zerwała się z fotela, zdarła z siebie pelerynkę i nerwowymi ruchami strzepnęła
włosy z rękawów bluzki. Kpiny Jerry’ego mogła jeszcze znieść. Ale ten... ten... arogancki,
kompletnie obcy facet, to juŜ było zbyt wiele! Nadchodzące święta i tak zszargały jej nerwy.
Nie miała zamiaru dodawać sobie stresów, Gwałtownie odwróciła się, Ŝeby wyjść jak
najprędzej z salonu, ale poślizgnęła się na kupce własnych włosów i pojechała kilka metrów
po marmurowej posadzce, machając rękami jak szmaciana kukiełka.
Byłaby upadła, gdyby nieznajomy jej nie przytrzymał. Wyprostowała się w jednej chwili.
Podniosła głowę i zobaczyła badawcze spojrzenie niebieskich oczu utkwione w swojej
twarzy. Gwałtownie wyrwała się z uścisku.
– Dziękuję – wymamrotała, płonąc ze wstydu.
– Najwyraźniej nowa fryzura zachwiała pani poczuciem równowagi – uśmiechnął się
lekko jej wybawca.
Cindy czuła się jak kompletna idiotka. Nie wdając się w dalsze rozmowy, szybko włoŜyła
zielony słuŜbowy Ŝakiet, zostawiła spłoszonej Bei szczodry napiwek i pospieszyła do drzwi.
Sytuacja była straszna: nie dość, Ŝe miała na głowie niepodobną do niczego sterczącą szopę
włosów, to jeszcze została upokorzona przez nieznajomego męŜczyznę, który na domiar złego
okazał się bardzo atrakcyjny.
Wiedziała, Ŝe musi wziąć się w garść. Nie wolno się rozklejać, kiedy ma się w
perspektywie kontrolę z centrali, świąteczny wyjazd do domu i dziesiątki spojrzeń
współpracowników, którzy przyjdą sprawdzić, co się stało z jej fryzurą. Wyprostowała się i
uniosła głowę. NiewaŜne! Ten człowiek niedługo wyjedzie. A Manny na pewno wymyśli, co
zrobić z jej włosami.
Gdy chwilę później stanęła przed recepcją, jej przyjaciel Manny oniemiał.
– O rany! – wykrzyknął po chwili. – Cindy, błagam cię! Powiedz, Ŝe to peruka.
– Peruka – zgodziła się słabym głosem.
– Kłamczucha. – Manny wyszedł zza kontuaru i z bolesnym wyrazem twarzy dotknął jej
głowy.
Manny Oliver pracował jako szef recepcji w hotelu Pod Kryształowym Pająkiem od roku.
Cindy uwaŜała, Ŝe zatrudnienie go było jej najlepszym posunięciem podczas całych czterech
lat kierowania hotelem. Jego obecność wśród reszty personelu – przedziwnych typów, które
odziedziczyła po poprzedniej dyrekcji – działała na nią jak powiew świeŜego powietrza.
Manny był przystojny, dobrze wychowany, pomocny i dowcipny. Nigdy jej nie zawiódł, a na
dodatek dobrze gotował. Dlaczego, westchnęła w duchu, wszyscy mili faceci muszą być
gejami?
– Chyba mi nie powiesz – przesunął palcami po jej włosach, jakby była kotem – Ŝe dałaś
się obsmyczyć tej rzeźniczce Bei!
– Znasz ją?!
– Wczoraj pocieszałem pewną damę, która nie mogła dojść do siebie po tym, jak wyrwała
się z jej łap. Musiałem postawić nieszczęsnej kolację.
– I teraz mi o tym mówisz? – Cindy była bliska łez.
– PrzecieŜ. wiesz, Ŝe nie zwykłem na nikogo donosić. A swoją drogą, co ci przyszło do
głowy, Ŝeby obcinać takie piękne włosy?
– Chciałam zachęcić personel do korzystania z usług naszego salonu.
– Świetnie! Jesteś teraz chodzącą reklamą umiejętności Bei!
– Manny, czy da się coś z tym zrobić? Manny uśmiechnął się szeroko.
– Jasne, Ŝe tak. Znam rewelacyjny mały sklep z kapeluszami. Tam na pewno...
– Manny!
– Dobrze, juŜ dobrze. Coś wymyślę. Przyjdę do ciebie wieczorem. Tylko dobrze nagrzej
lokówkę.
– Co to jest lokówka?
– NiewaŜne. – Popatrzył na nią z politowaniem. – Przyniosę własny sprzęt.
– Dobrze. – Cindy kiwnęła głową i ukradkiem rozejrzała się po holu. – ZauwaŜyłeś
kogoś?
Manny pochylił się lekko i wyszeptał z konspiracyjną miną:
– Melduję, Ŝe nie widziałem ani jednego faceta w prochowcu. – Parsknął śmiechem. –
Dlaczego myślisz, Ŝe Stanton ma zamiar pojawić się tutaj wcześniej?
– Bo będąc na jego miejscu, tak bym się zachowała.
– Szkoda, Ŝe nie wiemy, jak wygląda.
– Podejrzewam, Ŝe ma około pięćdziesiątki. Prawdopodobnie jest siwy, ale nie wiem. Na
pewno zamelduje się pod fałszywym nazwiskiem. MoŜe nawet jakoś się przebrać, dlatego
zwracaj szczególną uwagę na typy, których nigdy nie podejrzewałbyś o pracę dla centrali.
Miała minę Sherlocka Holmesa i doktora Watsona razem wziętych.
– Czy nie mogłabyś być trochę bardziej konkretna, Cindy? – W głosie Manny’ego
słychać było powątpiewanie.
– W porządku – westchnęła. – Masz rację. W takim hotelu niełatwo rozpoznać szpiega.
Ale miej oczy szeroko otwarte. Idę. Zobaczymy się później na zebraniu.
Przeszła do głównej recepcji. Kilkunastu eleganckich młodych ludzi, którzy zajmowali
się właśnie rejestracją gości, spojrzało na jej fryzurę z wyraźnym popłochem w oczach;
Podobnie zachowali się pracownicy techniczni rozwieszający świąteczne girlandy. Na
szczęście nikt nie odezwał się ani słowem.
W holu kłębiła się co najmniej setka wystrojonych kobiet. Wszystkie miały wyjątkowo
kunsztownie ułoŜone fryzury: to kosmetyczki przyjechały na konferencję zorganizowaną
przez producentów kosmetyków. Cindy odszukała Amy, swoją zastępczynię odpowiedzialną
za ruch gości.
– Wszystko w porządku? – zapytała.
– Oczywiście. – Szczupła brunetka uśmiechnęła się, ale zaraz potem zbolałym gestem
przyłoŜyła rękę do czoła. – Gdyby tylko nie bolała mnie głowa...
Cindy w Ŝaden sposób nie mogła zmusić się do współczucia. Amy była świetnym
pracownikiem, ale po całym hotelu krąŜyły legendy o jej hipochondrii.
– Prawdopodobnie przez te perfumy – rzuciła Cindy łagodnym tonem i głową wskazała
pachnący tłumek, stojący karnie wzdłuŜ aksamitnych sznurów przed recepcją.
Amy westchnęła cięŜko.
– Nie martw się, przeŜyję. Nie mam wyjścia. Kiedy juŜ rozmieszczę te wszystkie panie,
będziemy mieć pełne dwie godziny luzu. Nie więcej, bo później pojawi się cały tłum
Trekersów.
– Niech więc Moc będzie z tobą – powiedziała Cindy z pełną powagą.
– To wielbiciele „Star Treks”, nie „Gwiezdnych wojen”, Cindy. – Amy zaśmiała się
cicho.
– Szkoda. Ale moŜe mogę ci w czymś pomóc, zanim zacznie się zebranie personelu?
Amy spojrzała na nią z wdzięcznością i zgrabnie przecisnęła się do recepcji. Za chwilę
wynurzyła się zza kontuaru z deseczką do pisania i plikiem notatek.
– Pokój 620 narzeka na widok z okna. Pokój 916 nie Ŝyczy sobie kanału z filmami tylko
dla dorosłych, a pokój 1Ol0 chce przenieść się do części dla palących, ale za to z wielkim
łóŜkiem.
– Czy moŜemy zaproponować im inne lokum?
– Nie, nie i jeszcze raz nie! – Amy znacząco postukała ołówkiem w swoją listę.
– KaŜde „nie” oznacza osobiste spotkanie – skrzywiła się Cindy, biorąc od Amy
deseczkę.
– Oczywiście. – Amy uśmiechnęła się szeroko. – Wszyscy wiedzą, Ŝe taka jest praktyka
naszego naczelnego dyrektora.
– Trafiłaś w dziesiątkę.
– A tak na marginesie – Amy zmruŜyła oczy i przyjrzała się Cindy badawczo – co się
stało z twoimi włosami?
Cindy zesztywniała. Jedno jest pewne. Nie moŜe wdawać się w Ŝadne dyskusje. Ma zbyt
wiele do zrobienia.
– Zobaczymy się za pół godziny na zebraniu – rzuciła obojętnym tonem i odeszła.
W holu nawet najdrobniejszy szczegół nie uszedł jej uwagi. Szare marmury na podłodze
lśniły czystością, antyczne meble stojące w części wypoczynkowej świeŜo wypolerowano, a
brzuchate, miękkie kanapy wprost kusiły, Ŝeby na nich siadać.
W powietrzu czuło się juŜ zapach BoŜego Narodzenia. Cindy westchnęła. Ją i jej personel
czekają teraz dwa najcięŜsze tygodnie w roku. Kiedy wszyscy ludzie zajmują się zakupami i
planowaniem towarzyskich spotkań, oni mają najwięcej pracy. I w takim okresie naczelna
dyrekcja wymyśla kontrolę! Wszystko dlatego, Ŝe współwłaściciele hotelu planują jakieś
zmiany. Przez kilka tygodni wynajęty przez nich fachowiec będzie zaglądać jej przez ramię i
sprawdzać kaŜdy krok. Najgorsze jest to, Cindy poczuła dreszcz strachu, Ŝe nie przysyłają
Ŝ
adnego szeregowego pracownika, ale samego Stantona, który jest postrachem całej branŜy.
Nie rokowało to niczego dobrego hotelowi Pod Kryształowym Pająkiem. Podobno Stanton
jest bezlitosnym, bezkompromisowym facetem od czarnej roboty. Taki sztywniak jak on na
pewno nie zaakceptuje ekscentrycznych pomysłów jej szalonego personelu.
ś
eby uniknąć tłoku w windzie, Cindy podeszła do wysokich na trzy piętra, kręconych
schodów, z których rozciągał się imponujący widok na cały hol. Zawsze kiedy wchodziła po
wyłoŜonych ciemnozłotym chodnikiem stopniach, zatrzymywała się, Ŝeby spojrzeć na
olbrzymi Ŝyrandol, błyskający setkami kryształowych wisiorków. Przypominała sobie
wówczas opowieści dziadka o początkach tego hotelu i nazwie, którą mu nadał.
Ruch w holu nie ustawał. Wszyscy – od chłopców hotelowych po wytworne hostessy –
zwijali się jak w ukropie. Robotnicy dekorowali kolejne ściany zielonymi girlandami,
zawieszali coraz to nowe stroiki i zapalali migające światełka. Wesołe, świąteczne melodie
płynące z głośników dodawały wszystkim ducha. Niespodziewanie dla siebie samej Cindy
pomyślała z nadzieją o nadchodzącym roku. Był jak nie zapisana karta. Na pewno czekają ją
same korzystne zmiany: w hotelu, w relacjach z matką; kto wie – moŜe nawet w jej Ŝyciu
pojawi się jakiś sensowny męŜczyzna...
Wierzysz w cuda! skarciła siebie samą i pobiegła dalej. Na górze złapała windę, Ŝeby
pojechać na szóste piętro, i juŜ po chwili pukała do drzwi pokoju 620. W progu stanął
podstarzały męŜczyzna w grubych okularach. Miał na sobie zwyczajne spodnie, a do nich
koszulę z plisowanym gorsem i rozluźniony krawat. Pod pachą trzymał zeszyt, a w ręce
antyczną lampę naleŜącą niewątpliwie do wyposaŜenia pokoju. Cindy uniosła brwi, robiąc
ostentacyjnie zdumioną minę, potem przedstawiła się i poinformowała zagadkowego gościa,
Ŝ
e wprawdzie hotel dysponuje pokojem z lepszym widokiem na miasto, ale, jako Ŝe jest to
apartament, cena za jedną noc jest odpowiednio wyŜsza.
MęŜczyzna, marszcząc brwi, zsunął okulary na czubek nosa i zaczął głośno narzekać.
Cindy nie reagowała. Stała spokojnie ze wzrokiem wbitym znacząco w lampę. W końcu
starszy pan oznajmił obraŜonym tonem, Ŝe dotychczas zajmowany pokój mu odpowiada, i
zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Zanotowała sobie, Ŝeby następnego dnia przysłać mu
ś
liwkowe ciasto z hotelowej cukierni. Lokator pokoju 620 wyglądał na kogoś, kto ma kłopoty
z Ŝołądkiem.
Zawinięta w płaszcze kąpielowe para z pokoju 916 wyjaśniła, Ŝe zaszło nieporozumienie:
nie narzekają na dostęp do kanału z filmami tylko dla dorosłych. Wręcz przeciwnie! UwaŜają
tylko, Ŝe kanał ten powinien być bezpłatny. Cindy było przykro, Ŝe nie moŜe im pomóc, ale
wieczór przed telewizorem – nawet z płatnym programem – był i tak jedną z najtańszych
rozrywek, jakie oferuje gościom San Francisco.
ZbliŜając się do numeru 1010 uznała, Ŝe dzisiejsze pretensje gości są niczym w
porównaniu ze skargami, którym zwykle stawiają czoło ona i jej personel. DuŜo trudniej jest
na przykład przekonać centralę do zmiany starej, pomarańczowej wykładziny z kwiatowym
wzorem, który nieodmiennie przyprawiał ją o mdłości. Patrząc pod nogi, skrzywiła się po raz
nie wiadomo który i postanowiła, Ŝe tym razem nie da się zbyć i wymusi na nich pieniądze na
nowe dywany.
Zapukała lekko. Minęło zaledwie kilka sekund, kiedy ku jej ogromnemu zaskoczeniu w
drzwiach stanął przystojny nieznajomy z salonu fryzjerskiego. Cindy znowu znalazła się w
polu oddziaływania jego męskiej siły.
– A więc ponownie się spotkaliśmy – przywitał ją przyjaźnie i uśmiechnął się.
W kącikach oczu pojawiły mu się kurze łapki. Jest grubo po trzydziestce, skonstatowała
Cindy, walcząc z chęcią ucieczki.
– Hm, tak – mruknęła, zastanawiając się, czy aby nie zarzucić sobie Ŝakietu na głowę.
Spojrzała w notatki. – Pan Quinn, prawda?
– Tak, Eryk Quinn. – Wyciągnął rękę i mocno uścisnął jej dłoń.
– Jestem Cindy Warren i...
– ... prowadzi pani cały ten cyrk. Pamiętam.
Zaczerwieniła się lekko.
– Jestem tu dyrektorem. Chciałabym porozmawiać o zmianie pokoju, o którą pan prosi.
Eryk Quinn skrzyŜował ramiona na piersiach, oparł się o framugę i patrzył na nią z
lekkim uśmieszkiem.
– Czy osobiście zajmuje się pani wszystkimi skargami gości?
– Nie, ja...
– W takim razie czuję się zaszczycony.
Cindy uznała, Ŝe najwyŜszy czas wydostać się spod jego zniewalającego wpływu. Musi
sama kontrolować sytuację. Ten facet był irytująco pewny siebie.
– Trochę bez powodu. Moi pracownicy są teraz bardzo zajęci, więc przejęłam na pewien
czas ich obowiązki. Mamy w tej chwili wolny pokój dla palących, o ile to jeszcze pana
interesuje. Niestety, jest tam łóŜko zwykłych rozmiarów.
Quinn zmarszczył brwi i z namysłem potarł policzek.
Nie ma obrączki, zauwaŜyła Cindy, po czym natychmiast przywołała się do porządku.
Robisz się coraz bardziej podobna do swojej matki, ofuknęła siew myślach. Zresztą, brak
obrączki wcale nie znaczy, Ŝe męŜczyzna jest wolny, a ona, Cindy, nie będzie przecieŜ
polować na swoich gości! Nawet jeśli któryś z nich wprawia ją w dziwne zmieszanie... W tym
najtrudniejszym z zawodowego punktu widzenia okresie w roku człowiek jest bardzo podatny
na wszelkiego rodzaju emocje.
Tymczasem Eryk Quinn potrząsnął ponuro głową:
– Nie – powiedział. – Małe łóŜko nie wchodzi w grę. Bez papierosów jakoś wytrzymam,
ale bez snu nie. Jestem duŜym facetem, jak pani widzi – dodał zupełnie niepotrzebnie.
Cindy nie mogła się powstrzymać i – ó zgrozo – zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów.
Natychmiast poczuła, jak rumieniec zalewa jej szyję. Nerwowo strzelała metalowym
zatrzaskiem umocowanym na desce do pisania.
– W takim razie – Quinn wzruszył ramionami – zostaję tutaj. Wybieram przestronne
łóŜko.
– Auuuu! – rozległ się nagle wrzask.
To Cindy, bawiąc się coraz szybciej zatrzaskiem, nie cofnęła w porę ręki i mocny zacisk
przyciął jej palce. Quinn nie tracił czasu. Złapał za deskę i uwolnił z pułapki jej dłoń, zanim
jeszcze dotarło do niej, co się wydarzyło.
– Pani krwawi – powiedział i zacisnął jej palce.
– To nic – wyjąkała, przeraŜona bólem i krwią, która lała się z niewielkiego na pozór
skaleczenia.
Co takiego jest w tym męŜczyźnie, zastanawiała się, Ŝe kolejny raz zachowuję się jak
uczennica...
– Proszę wejść i włoŜyć rękę pod zimną wodę. – Wziął ją delikatnie pod ramię.
– Nie, nie – broniła się. – Mam tu swoje mieszkanie – dodała po chwili pauzy, podczas
której z trudem próbowała przypomnieć sobie, gdzie mieszka.
– Proszę zachowywać się rozsądnie, panno Warren. Zaraz zniszczy sobie pani ubranie.
Nie mówiąc juŜ o tym nadzwyczajnie pięknym dywanie. – Uśmiechnął się z przekąsem.
Gdyby nie ból, na pewno parsknęłaby śmiechem.
– MoŜe poŜyczę tylko wilgotny ręcznik.
– Jest pani u siebie. To pani hotel. – Quinn zrobił krok w tył i przytrzymał jej drzwi. –
Poczekam na zewnątrz.
– To nie potrwa długo. – Wchodząc znalazła się tak blisko niego, Ŝe widziała kaŜdy szew
na jego koszuli.
Miała wielką ochotę rozejrzeć się po pokoju, ale podeszła od razu do drzwi łazienki,
przeskakując przez porzucone na podłodze buty. Ich rozmiar siłą rzeczy przywodził na myśl
inne anatomiczne porównania. Przestań, idiotko, skarciła siebie samą. I nie rozpływaj się nad
męskim zapachem jego mydła i wody po goleniu. Nie ma powodu!
Chwyciła ręcznik i odkręciła kran. Strumień zimnej wody ochłodził jej obolałe palce.
Westchnienie ulgi przerodziło się w jęk rozpaczy, kiedy spojrzała w lustro. Sterczące jak
druty włosy... rozmazany makijaŜ. Przez otwarte drzwi łazienki widziała cień Quinna,
rysujący się na dywanie. Na pewno teraz śmiał się do rozpuku z jej nadzwyczajnych
autodestrukcyjnych Zdolności.
– W mojej saszetce z kosmetykami powinien być bandaŜ i plastry. Proszę ją otworzyć i
wziąć sobie wszystko, co trzeba.
Dopiero teraz zwróciła uwagę, Ŝe Quinn mówi z lekkim południowym akcentem.
Rozejrzała się z Wahaniem. Nie bardzo chciała grzebać w jego rzeczach, ale z drugiej
strony... Chodziło tylko o głupie bandaŜe! Kosmetyczka leŜała na wierzchu otwartej torby
podróŜnej. Znieruchomiała z ręką w powietrzu, kiedy zauwaŜyła wiszące obok jedwabne
spodnie od piŜamy. Wyobraźnia podsuwała jej takie obrazy, Ŝe zaczerwieniła się dzisiaj po
raz nie wiadomo który. Wiedziała jedno. Musi uciec stąd jak najprędzej. DrŜącą ręką sięgnęła
do małej kieszonki z boku kosmetyczki i wtedy deszcz nieduŜych płaskich pakiecików ze
srebrnej folii spadł na jej eleganckie czółenka. Prezerwatywy. Co najmniej tuzin. Kolorowe, o
róŜnych kolorach i fakturach.
O mój BoŜe, jęknęła i rzuciła się na kolana, Ŝeby jak najszybciej je pozbierać. Lekka
piŜama sfrunęła jej pod nogi. Zapominając o krwawiącym palcu, odrzuciła ją z drogi. I wtedy
na własne oczy przekonała się, Ŝe prawdą jest wszystko, co mówi się o znakomitych
właściwościach absorpcyjnych naturalnego jedwabiu. Bladoniebieski materiał nasiąkał krwią
szybciej niŜ gąbka. Odrzuciła spodnie, jakby parzyły. A niech to! mruknęła.
– Czy potrzebuje pani pomocy? – dobiegł ją głos z korytarza. – Czy znalazła pani
wszystko, co trzeba?
Z walącym sercem otworzyła następną przegródkę i spomiędzy tubek kremu do golenia,
pasty do zębów i szamponu Wyłowiła bandaŜe.
– T... taak – odpowiedziała z trudem.
DrŜącymi rękami obwiązała sobie palec i sięgnęła po piŜamę, Ŝeby sprawdzić rozmiar
szkód, jakie wyrządziła.
Dokładny odcisk jej dłoni odbijał się wyraźną czerwienią od tła. Zasłoniła ręką oczy.
Zupełnie jakby próbowała złapać kogoś za pośladki. Dlaczego zawsze muszę się tak
urządzić? myślała spanikowana. Dlaczego to ja mam takiego pecha?
– Czy wszystko w porządku? – usłyszała znowu głos Quinna.
Zrozpaczona oparła się o umywalkę. Powinna chyba odpowiedzieć, Ŝe poruszona do głębi
wielką liczbą prezerwatyw zniszczyła mu piŜamę! Zaraz, zaraz... Nic gorszego juŜ się nie
zdarzy. A gdyby tak zabrać spodnie i oddać je do czyszczenia? Na pewno przed wieczorem
udałoby się jej niepostrzeŜenie podrzucić je z powrotem. Poczuła się lŜej na duchu. Zwinęła
spodnie w kłębek i wepchnęła je pod bluzkę. Na szczęście miała na sobie Ŝakiet, który
wszystko maskował.
Wzięła głęboki oddech i na miękkich nogach wyszła z łazienki. Marzyła tylko o tym,
Ŝ
eby znaleźć się na korytarzu.
– Dziękuję. – Odebrała od Quinna deseczkę z notatkami.
– Nie ma sprawy. – Uśmiechnął się promiennie.
Cindy przywołała samą siebie do porządku. KaŜda kobieta powinna wiedzieć, Ŝe takich
donŜuanów naleŜy unikać jak ognia. PrzecieŜ dopiero co widziała dowody jego seksualnej
gotowości! Musi załatwić sprawę, z jaką tu przyszła, i wracać do zadań. Odchrząknęła i
spojrzała Quinnowi w oczy.
– Przykro mi z powodu pokoju. Mogę tylko zapewnić, Ŝe w głównym holu znajdzie pan
wygodne miejsca do palenia.
– A moŜe – wzruszył ramionami – skorzystam z okazji i zerwę ze złymi skłonnościami?
– śyczę szczęścia. – Cindy skinęła głową i odeszła z nadzieją, Ŝe gość nie zauwaŜył
wypukłości powstałej nagle tuŜ pod jej biustem.
Eryk stał na korytarzu i odprowadzał ją wzrokiem. Nie miał pojęcia, skąd wzięła się w
nim nieodparta chęć, Ŝeby droczyć się z tą kobietą. Niedługo przecieŜ Cindy Warren zobaczy
go w zupełnie nowym świetle. W końcu uznał, Ŝe właśnie z tego powodu lepiej być z nią w
przyjacielskich stosunkach. Zupełnie zapomniał, Ŝe nigdy wcześniej w podobnych
okolicznościach nie odczuwał potrzeby zaprzyjaźniania się. CzyŜby fakt, Ŝe Cindy obcięła
swoje piękne włosy, Ŝeby zrobić wraŜenie na inspektorze z centrali, tak na niego podziałał?
Z raportów dotyczących hotelu wiedział, Ŝe prowadzi go kobieta, ale nie miał pojęcia, Ŝe
jest to ktoś tak młody i piękny. Wystarczyło mu jednak kilka chwil w salonie fryzjerskim,
Ŝ
eby zrozumieć, czemu Cindy Warren zawdzięcza swoje wysokie stanowisko. Szczególny
błysk w oczach i stanowczy sposób, w jaki trzymała podbródek, charakteryzowały ją
jednoznacznie. Nawet koszmarna fryzura nie mogła nic tutaj zmienić.
Eryk wrócił do siebie i usiadł przy zabytkowym biurku, na którym wcześniej zdąŜył
rozłoŜyć swoje papiery. Stare krzesło było wyjątkowo wygodne, mógł więc bez problemów
skończyć zadanie – opis i ocenę pokoju, w którym zatrzymał się incognito jako biznesmen,
przybywający w interesach do San Francisco. Jeszcze raz ogarnął wzrokiem pokój.
Drewniane meble nie były w idealnym stanie, ale miały w sobie subtelny urok rzeczy
staroświeckich. W dodatku były to przedmioty o niezłej klasie artystycznej. Zarówno łóŜko,
jak i biurko oraz spora szafa na ubrania pachniały lekko cytrynowym środkiem do
konserwacji drewna. Pościel w stonowaną beŜowo-brązową kratę była idealnie dobrana do
wystroju całości. Wytarte miejsca na dywanie zostały sprytnie zakryte wełnianymi kilimami
wielkiej urody. Wszystkie elektryczne urządzenia działały nienagannie, a łazienka była
przestronna i czysta. Jedynie pakiecik landrynek, który znalazł na poduszce, uznał za
dziwaczną ekstrawagancję.
Dopisał kilka uwag i odłoŜył pióro ozdobione hotelowym logo. Z głową podpartą na
ramieniu próbował odtworzyć w wyobraźni kształt ramion Cindy Warren. Nagle uświadomił
sobie, jak niebezpieczny i niemoralny jest bliŜszy związek z osobą, która moŜe ucierpieć z
powodu zadania, jakie wykonywał dla korporacji.
Marzył o papierosie. śeby zająć czymś ręce, sięgnął po telefon. Po chwili w słuchawce
zabrzmiał znajomy głos:
– Lancaster. Słucham.
– Bill? Tu Stanton. Dzwonię, Ŝeby ci powiedzieć, Ŝe jestem dokładnie naprzeciwko.
– Świetnie. I jak znajdujesz hotel? Naprawdę jest do niczego?
– Jeszcze za wcześnie, Ŝeby o tym mówić. – Eryk bawił się pakietem słodyczy z łóŜka.
– Rozmawiałem dzisiaj z człowiekiem od Harmona. Jeśli w ciągu kilku następnych dni
uznasz, Ŝe Kryształowy Pająk nie pasuje do wizerunku ich firmy, nie będziemy nawet
przysyłać reszty zespołu.
– Niezbyt to uczciwe, – Quinn zmarszczył brwi, niezadowolony.
– Jestem niemal pewien, Ŝe Harmon chce się pozbyć tego hotelu.
– PrzecieŜ Kryształowy Pająk ma świetne wyniki finansowe.
– Właśnie dlatego. Chyba jakiś śmieszny starzec w ich radzie nadzorczej lubi to miejsce,
więc Ŝeby je sprzedać, muszą mieć dowody czarno na białym.
– I dlatego przyślesz tu cały zespół! Nie mam zamiaru oddawać raportów bez pokrycia.
To nie tylko sprawa mojej dobrej reputacji. – Eryk usiadł głębiej w krześle. – Tu pracuje
mnóstwo ludzi.
Usłyszał, jak jego zastępca parsknął śmiechem.
– Mnóstwo ludzi? Przepraszam, wydawało mi się, Ŝe rozmawiam z Erykiem Stantonem.
CzyŜby wakacje tak cię rozmiękczyły?
Eryk przypomniał sobie szarozielone oczy Cindy Warren.
– Nie, jestem chyba zmęczony.
– Widziałeś się juŜ z szefową hotelu?
– Tak.
– No i co? Masz coś na nią?
– Nie. – Eryk nie miał zamiaru mówić, Ŝe to raczej ona ma coś na niego.
ROZDZIAŁ DRUGI
Wchodząc do pokoju konferencyjnego, Cindy myślała tylko o jednym: jak wyrzucić z
głowy obraz Eryka Quinna. Zakładając, Ŝe w ogóle istnieje odpowiedni moment na flirty z
atrakcyjnymi gośćmi, ten człowiek pojawił się w czasie najgorszym z moŜliwych, kiedy
waŜyły się losy jej personelu.
Specyficzne warunki pracy w hotelu sprawiają, Ŝe bardzo prędko zaczyna się traktować
wszystkich jak rodzinę. Teraz, bardziej niŜ kiedykolwiek, Cindy czuła się odpowiedzialna za
ich przyszłość.
Od kiedy dwa lata temu korporacja Harmona kupiła hotel Pod Kryształowym Pająkiem,
Cindy otrzymała niezliczoną ilość pisemnych uwag i wskazówek mających na celu jedno:
upodobnienie jej ukochanego hotelu do sztampy hoteli Harmona. Jak dotąd udawało się jej
ignorować wszystkie zarządzenia. Nikt z podwładnych nie wiedział o dyrektywach centrali –
podporządkowywali się jej poleceniom, nie zastanawiając się nawet, kto je wydaje. Wszystkie
prace były wykonywane bez zarzutu, a zadowoleni goście wracali do hotelu przy kaŜdej
nadarzającej się okazji.
– Dzień dobry! – Cindy, uśmiechając się szeroko, podeszła do długiego stołu, za którym
zasiadło juŜ sześciu jej zastępców oraz kierownicy poszczególnych działów.
Odpowiedział jej chór wesołych głosów. Wszyscy polowali właśnie na co lepsze ciastka,
które podano na stół. W pokoju mieszały się zapachy kawy i ziołowej herbaty, a w szklanym
dystrybutorze czerwienił się jakiś sok. Cindy nalała sobie filiŜankę czarnej kawy.
– Ooo! Masz nową fryzurę, Cindy. – Joel Cutter, odpowiedzialny za restaurację i bary,
odgryzł szybko kawałek pączka, Ŝeby ukryć uśmiech.
Wśród przyjaznych chichotów zebranych pracowników Cindy rzuciła Joelowi mordercze
spojrzenie. Nawet się nie stropił. I nic dziwnego – ceniony współpracownik i osobisty
przyjaciel Cindy nie zwykł przejmować się byle czym. Chyba Ŝe chodziło o serwowane w
hotelu jedzenie lub organizację przyjęć.
– Przysuńcie te pączki. – Cindy usiadła w wyściełanym krześle u szczytu stołu. – Dzięki,
Joel, za dobry początek. Co robić z salonem fryzjerskim? Masz jakiś pomysł, Amy?
Oczy wszystkich zwróciły się na zagadniętą kobietę, która wytrząsała właśnie małe
pastylki z jednej z czterech buteleczek ustawionych przed nią w równym szeregu
Podpowiedziała dopiero po przełknięciu całej porcji.
– Gdyby nie Jerry, odpowiedziałabym, Ŝe naleŜy zlikwidować salon, a na jego miejscu
otworzyć lodziarnię. Na razie udało mi się namówić fryzjerkę, Ŝeby została, ale nie wierzę, Ŝe
zostanie na długo. – Amy uśmiechnęła się z zakłopotaniem. – Jerry mówi, Ŝe odkąd szefowa
wyszła, Bea nie przestaje płakać.
Pokój zatrząsł się od śmiechu. Cindy podniosła dłoń, Ŝeby uciszyć towarzystwo.
– Ha! Ha! Ha! Bardzo śmieszne. Tylko Ŝe ja naprawdę chciałabym wiedzieć, dlaczego
wciąŜ nie udaje się nam zatrudnić fryzjerki z prawdziwego zdarzenia?
– Większość tych, z którymi rozmawiałam – Amy zmarszczyła brwi – nie chce marnować
swoich umiejętności na zwykłe strzyŜenie. Wolą pracować tam, gdzie mogą się wykazać.
Moim zdaniem, trzeba rozszerzyć zakres usług oferowanych przez nasz salon.
– Rozumiem. – Cindy zrobiła kilka notatek.
– Byłoby dobrze, gdyby Jerry... – zaczęła Amy.
– Wiem, wiem. Byłoby dobrze, gdyby Jerry zgodził się obsługiwać kobiety – skończyła
za nią Cindy. – Ale się nie zgodzi.
A jest za dobry, Ŝebyśmy mieli go stracić. On jest legendarną postacią w tym hotelu.
– Twoja fryzura teŜ – mruknął Joel w chusteczkę, prowokując nowe wybuchy śmiechu.
– Sam – Cindy postanowiła go zignorować – jak idą interesy?
– Nigdy nie szły lepiej. – Samanta Riggs, odpowiedzialna za rezerwację i sprzedaŜ
miejsc, miała na sobie kompletny kostium wojownika z serialu „Star Trek”. – Jeśli
wielbicielom Trekersów spodoba się u nas, następną konferencję mamy jak w banku. Tym
razem regionalny zlot Androidów.
Samanta z wdziękiem poprawiła metalowy łańcuch przewieszony przez ramię,
demonstrując przy okazji pomalowane na czarno paznokcie.
Cindy miała nadzieję, Ŝe nikt nie zauwaŜył jej zdenerwowania. Amatorzy gier
fabularnych stanowili tak liczną i lojalną grupę gości, Ŝe w niektórych kręgach hotel uznano
za ich kwaterę główną. Ostatnio doszły ją słuchy, Ŝe w centrali przemianowano nazwę Pod
Kryształowym Pająkiem na Ostatni Etap, a to juŜ brzmiało niepokojąco.
Tymczasem Samanta odliczała na palcach:
– Pod koniec tygodnia zjadą się wampiry, potem uzdrawiacze kryształami, a w przyszły
poniedziałek zaczynają się Targi zabawek dla dorosłych.
– Zabawki dla dorosłych od poniedziałku? – W głosie Cindy zabrzmiała zgroza.
– Czy to nie w poniedziałek przyjeŜdŜa ten gość z korporacji? – wtrącił od niechcenia
Joel, sięgając po następny pączek.
Cindy tylko kiwnęła głową. Czuła, Ŝe ogarnia ją panika. Nie widziała niczego zdroŜnego
w fakcie prezentowania produktów dla sex-shopów w swoim hotelu, ale trudno było
wyobrazić sobie gorszy termin Targów.
– Miejmy nadzieję, Ŝe facet ma poczucie humoru – oznajmiła Amy.
– Oraz jako takie Ŝycie seksualne – dodał Manny.
– O to się nie martw – nie ustępował Joel. – . Cindy i tak zmusi kaŜdego do celibatu.
Znowu rozległy się śmiechy. Wszyscy wiedzieli, Ŝe Joel z Ŝoną nieustannie swatają z
kimś Cindy, ale ich próby, jedna po drugiej, kończyły się całkowitą klapą.
– Jesteś dziś bardzo dowcipny, Joel. – Cindy wzruszyła ramionami i odwróciła się do
Samanty. – Niech będzie, ale postaraj się, Ŝeby Targi nie rzucały się zbyt w oczy, dobrze?
– Jeśli sobie Ŝyczysz, Ŝeby nie rzucały się w oczy, to nie będą. – Sam energicznie
pokiwała głową.
– Powiedziała kobieta w stroju wojownika – spuentował Manny.
– Nasz klient, nasz pan.
Cindy odszukała wzrokiem Williama Belka, swojego naczelnego inŜyniera, który nie
proszony odzywał się z rzadka.
– Jak idą poszukiwania choinki do głównego holu?
– W hodowli wciąŜ szukają czegoś, co by nas zadowoliło. – William z zakłopotaną miną
gniótł w rękach czapkę.
ś
ołądek Cindy ścisnął się ze zdenerwowania.
– A dni lecą. Mamy juŜ grudzień. – Z trudem zachowywała dobry humor. – Chciałabym
zobaczyć drzewko najpóźniej w poniedziałek, dobrze?
– Uhm, postaram się.
Zapisała w notesie, Ŝeby koniecznie zadzwonić do hodowli choinek, i przeszła do
omawiania bieŜących spraw administracyjnych i personalnych. Potem, uśmiechając się kątem
ust, zagadnęła Joela:
– Kolej na ciebie. A moŜe moja fryzura zbyt cię rozprasza?
– Muszę być silny i odwaŜny.
– No, to zaczynaj od bankietów.
– Do Nowego Roku zarezerwowane w dziewięćdziesięciu procentach.
– Świetnie. – Otworzyła szeroko oczy. – A restauracją?
– W ostatniej „Kronice” dali nam mierną ocenę. – Joel pchnął gazetę w jej kierunku.
– To i tak postęp. W zeszłym roku nie zostawili na nas suchej nitki. Coś jeszcze?
– Myślę, Ŝe nie ja jeden chciałbym dowiedzieć się czegoś o tym siepaczu, Stantonie.
W jednej chwili w pokoju zapadła cisza jak makiem siał. Cindy zwilŜyła wargi, wzięła
głęboki oddech i oparła łokcie na stole.
– Cieszę się, Ŝe sam zacząłeś. Miał to być następny punkt naszego spotkania. Jak
większość z was na pewno wie, Harmon wynajął specjalistyczną firmę, która ma
skontrolować wybrane hotele naleŜące do korporacji. My naleŜymy do szczęśliwców, których
prześwietlą na wylot. Planowana jest rewizja, ksiąg rachunkowych, sprawdzenie całego
systemu rezerwacji, sprzedaŜy oraz – co oczywiste – bezpośredniej obsługi gości.
Manny odchrząknął i zadał pytanie za wszystkich:
– Czy jest jakiś powód dla tak dokładnej kontroli?
– Być moŜe – Cindy zacisnęła dłonie – powodem kontroli jest to, Ŝe od dłuŜszego czasu
opieram się zmianom, które Harmon usiłuje narzucić.
– A moŜe fakt, Ŝe masz biust – mruknęła Amy.
– Nie, nie myślę, Ŝeby moja płeć miała tu jakiekolwiek znaczenie. Zresztą – dotknęła
palcem niewielkich wypukłości pod Ŝakietem – sprawa biustu jest dyskusyjna.
Wybuch śmiechu rozładował trochę napięcie panujące w pokoju.
– Chcą nas przerobić na swoje kopyto, tak? – podsumował Joel.
Cindy wiedziała, Ŝe musi starannie waŜyć słowa.
– Wydaje się, Ŝe centrala Ŝyczy sobie, Ŝebyśmy dostosowali się do ustalonego przez nich
profilu – zmusiła się do optymistycznego tonu. – Pan Stanton i jego współpracownicy
zapowiedzieli się na najbliŜszy poniedziałek, ale nie zdziwiłabym się, gdyby on sam pojawił
się tu wcześniej. Pod cudzym nazwiskiem oczywiście. Dajcie mi znać, jeśli zauwaŜycie kogoś
podejrzanego.
– Czy powinniśmy się czegoś obawiać? – Amy masowała sobie skronie. – Chyba będę
miała migrenę.
– Nie, raczej nie. – Cindy próbowała dodać współpracownikom odwagi. – Musimy tylko
mieć świadomość, Ŝe wszystko, co robimy, będzie wzięte pod mikroskop i dokładnie
sprawdzone. Oczywiście, zaraz po przyjeździe Stantona zwołam zebranie i przedstawię go
państwu. A na razie kończymy.
– Jedną chwilkę! – zawołał Joel. – Pamiętajcie, Ŝe jutro jest nasze świąteczne przyjęcie!
Cindy z trudem stłumiła jęk.
– Oczywiście, Ŝe pamiętamy.
– Myślę, Ŝe w związku z nieuniknionymi zwolnieniami powinniśmy przynieść ze sobą
własne kanapki – rzuciła ze śmiechem Samanta.
– Tym razem obejdzie się jeszcze bez kanapek, ale – tu Joel zrobił wymowną minę –
przyprowadźcie kogoś do pary dla Cindy.
– Oj, Joel, wszedłeś na grząski grunt – pogroziła mu Cindy. – Zebranie skończone.
Kiedy zebrani wyszli juŜ z pokoju, Cindy szturchnęła Joela w ramię.
– Nie bądź taki pewny, Ŝe przyjdę sama. MoŜesz się przeliczyć.
Wyraz niedowierzania na twarzy Joela sprawił, Ŝe Cindy za wszelką cenę postanowiła
przyprowadzić kogoś na to przyjęcie. Przed oczami stanął jej Eryk Quinn. Ale by zaskoczyła
wszystkich!
– Cindy, i tak nie masz kogo zaprosić! Wymień chociaŜ jednego męŜczyznę do wzięcia w
tym mieście, którego nie zraziłabyś swoją obojętnością. A widzisz! Nie przychodzi ci do
głowy Ŝadne nazwisko. Jeśli przyjdziesz z kimś jutro, to – zastanowił się przez chwilę,
szukając natchnienia – wezmę za ciebie całą środę.
No, no. Kusząca propozycja. Cindy miała mieszkanie na górnym piętrze hotelu i
właściwie rzadko kiedy wychodziła z budynku. Środa była ostatnią szansą zrobienia zakupów
przed boŜonarodzeniowym urwaniem głowy.
– I będziesz załatwiać wszystkie słuŜbowe telefony?
– Jasne.
A moŜe nawet kupi dla siebie jakieś ubranie na wyjazd do domu do Wirginii...
– Ale pager teŜ ci zostawię.
– Nie ma sprawy. Jeśli przyjdziesz sama, oddajesz mi swoje miejsce na parkingu. Na cały
miesiąc.
A torba? Jej torba podróŜna ma zepsuty zamek od czasu ostatniej podróŜy samolotem.
Nowa jest jej niezbędnie potrzebna.
– I zrobisz to wszystko, jeśli tylko przyjdę z jakimś facetem?
– Ale ma to być normalny facet – uściśliła Amy, podchodząc do nich.
– Racja. – Joel z powagą pokiwał głową. – Liczą się tylko osobnicy heteroseksualni.
– Więc oboje uwaŜacie, Ŝe nie umiem zorganizować sobie randki?
– Właśnie tak uwaŜamy – odpowiedzieli zgodnym chórem Amy i Joel.
– Zakład stoi!
– Mam parking dla VIP-ów. – Joel zacierał ręce z radości.
– JuŜ nie mogę się doczekać.
– A ja nie mogę doczekać się tego tajemniczego męŜczyzny.
– Z tymi słowami Amy wybiegła za Joelem.
– Ani ja – mruknęła do siebie Cindy, którą nagle zaczął boleć Ŝołądek ze strachu.
Eryk spędził następne kilka godzin, wędrując po całym hotelu i zaglądając wszędzie,
gdzie się dało. Gdy ktoś z pracowników hotelu proponował mu pomoc, udawał, Ŝe się zgubił,
albo mówił, Ŝe właśnie na kogoś czeka. Od czasu do czasu przystawał w jakimś kącie i
pospiesznie zapisywał coś na małych kartkach.
Tak naprawdę bardzo nie lubił tego etapu pracy. Nigdy nie miał kłopotów z
wyłapywaniem słabych punktów w pracy kontrolowanych przedsiębiorstw, ale zdecydowanie
wolał działać jawnie.
Dwa razy udało mu się zauwaŜyć zabieganą Cindy Warren, ale pomimo wielkiej chęci,
Ŝ
eby z nią znowu porozmawiać, trzymał się z daleka. Z doświadczenia wiedział, Ŝe
najwaŜniejsze wiadomości zdobywa się na początku. Poza tym nigdy nie mógł być pewien,
czy jego toŜsamość nie wyjdzie nagle na jaw, więc starał się zrobić jak najwięcej W
pierwszych dniach pobytu w nowym miejscu. I jeszcze jedno – traktował sprawę
ambicjonalnie. Jego informacje były podstawą działania grupy konsultantów, którzy zjawiali
się później, ale, jego zdaniem, przeszkadzali tylko . w pracy.
Po sprawdzeniu wszystkich pozycji, które miał na liście, podszedł do recepcji.
– Dzień dobry panu. Czy mogę w czymś pomóc? – Sympatyczny blondyn powitał go
profesjonalnym uśmiechem.
Erykowi wystarczyła jedna chwila, Ŝeby zorientować się, iŜ Cindy Warren wybrała
właściwego człowieka na właściwe stanowisko.
– Proszę mi poradzić, gdzie zjeść kolację.
– Czy ma pan na myśli jakąś określoną kuchnię?
– Nie. Zjadłbym dobry stek.
– Jeśli nie zaleŜy panu na zwiedzaniu miasta, powiem, Ŝe. szef naszej restauracji
przyrządza znakomitą polędwicę z grilla.
Eryk pomyślał, Ŝe nie pomylił się w ocenie blondyna.
– Świetnie. Spróbuję. A jaki jest tu bar?
– Dobre drinki, ale w poniedziałkowe wieczory nie dzieje się tam nic szczególnie
ekscytującego.
– Całkiem mi to odpowiada – zaśmiał się Eryk.
– Bardzo mi miło, Ŝe wybrał pan nasz hotel. Proszę dać mi znać, gdybym mógł coś dla
pana zrobić. Jestem Manny Oliver.
– Recepcjonista wyciągnął rękę.
– Eryk Quinn.
W tym momencie w odległym kącie holu pojawiła się Cindy. Eryk nawet nie zdawał
sobie sprawy, Ŝe nie spuszcza z niej wzroku, dopóki nie usłyszał chłodnego głosu Manny’ego:
– To Cindy Warren, dyrektorka hotelu. Eryk zmusił się do niezobowiązującego tonu.
– Spotkaliśmy się dziś rano u fryzjera. Muszę przyznać, Ŝe zrobiła na mnie wraŜenie
swoim profesjonalizmem.
ś
e nie powiem o nogach, dodał w duchu, obserwując, jak Cindy razem z jakimś krępym
męŜczyzną wchodzi po schodach i Ŝywo gestykulując, wskazuje mu coś na ścianach i suficie.
– Pierwszorzędna. Hotel wygrał los na loterii.
– Młoda, jak na takie wysokie stanowisko.
– Ma trzydzieści kilka lat – poinformował go Manny.
– Czy jest męŜatką? – Eryk ugryzł się w język, ale było juŜ za późno.
Zaskoczony Manny zesztywniał i przyjął postawę obronną. Eryk zaczął się zastanawiać,
czy aby nie łączy go z szefową jakiś romantyczny związek.
– Nie, pani Warren nie ma męŜa.
Eryk tylko kiwnął głową, chociaŜ miał szczerą chęć dać sobie kopniaka.
– Dziękuję panu bardzo za gastronomiczne rekomendacje – powiedział, sięgając po
portfel.
Nie zdąŜył jeszcze wyjąć banknotu, kiedy Manny powstrzymał go nieznacznym gestem
dłoni.
– Proszę nawet o tym nie myśleć. Moim obowiązkiem jest pomoc kaŜdemu naszemu
gościowi.
Przyjazny uśmiech bynajmniej nie maskował błysku ostrzeŜenia w oczach Manny’ego.
– I robi to pan znakomicie. – Eryk udał, Ŝe niczego nie zauwaŜa.
– Jestem najlepszy – zapewnił go Manny kpiąco i zajął się nowym gościem, który właśnie
podszedł do recepcji. – Mam nadzieję, Ŝe stek będzie panu smakować.
Eryk nie mógł się powstrzymać i jeszcze raz spojrzał na schody. Uznał, Ŝe los nagrodził
jego ciekawość. Cindy, wyciągnąwszy wysoko rękę, ustalała właśnie ze swoim
współpracownikiem sposób zawieszenia nowych świątecznych dekoracji, nieświadoma
zupełnie, Ŝe przy okazji odsłania oczom postronnych obserwatorów swoje zgrabne uda.
Eryk czuł, jak Manny wbija mu w plecy twarde spojrzenie. Z duŜym trudem oderwał oczy
od Cindy. Do kolacji zostało jeszcze mnóstwo czasu. Powędrował więc do baru, analizując po
drodze naturę swojego wyraźnego zauroczenia osobą pani dyrektor. Uznał, Ŝe wszystkiemu
winien jest przedświąteczny nastrój – to dlatego zachowuje się jak napalony nastolatek.
Bar „U Sama” był jednym z miejsc, do których Eryk nie zdąŜył zajrzeć podczas
przedpołudniowego myszkowania po hotelu. Pokonując dwa schodki w dół, nie spodziewał
się niczego szczególnego: wszystkie bary, jakie odwiedził w ciągu piętnastu lat pracy, były do
siebie podobne. Tutaj jednak czekało go miłe zaskoczenie. W sali królowało stare pianino, w
tej chwili niestety zamknięte. Z głośników sączyły się nastrojowe melodie. Przypomniał sobie
BoŜe Narodzenia spędzane w domu. To było przed wieloma laty... Miłe wspomnienie,
zmącone gorzką myślą, Ŝe po śmierci matki rodzinne zgromadzenia przestały mieć sens.
O tej porze bar był niemal pusty. Jedynie niewielka garstka przybyłych za wcześnie
Trekersów raczyła się w kącie piwem. Ku wyraźnemu zadowoleniu Eryka Jerry, ciemnoskóry
fryzjer, który siedział akurat na jednym z wysokich stołków i gawędził z atletycznie
zbudowanym barmanem, poznał go od razu.
– I kogóŜ tu widzimy! Pan Quinn we własnej osobie. – Jerry uśmiechnął się i poprawił
czapkę Świętego Mikołaja, którą nosił od rana. – Niech pan siada. Tony zrobi panu drinka.
– Mała przerwa, Jerry? – zagadnął Eryk, opierając łokcie o wypolerowany blat.
Fryzjer kiwnął głową i wydmuchał kłąb słodkawego dymu z grubego cygara.
– Mam’ dosyć. Nie mogę juŜ dłuŜej słuchać tych jęków.
– Co proszę? Czyich jęków?
– Tej kobiety, która załatwiła pannę Cindy. MaŜe się przez cały dzień.
– Właściwie twoja szefowa sama jest sobie winna. – Eryk parsknął śmiechem. – PrzecieŜ
ją ostrzegaliśmy.
– Zna pan Cindy? – odezwał się niespodziewanie Tony, mierząc go długim, twardym
spojrzeniem.
Nawet czerwone szelki w róŜnokolorowe dzwoneczki nie łagodziły wraŜenia, jakie robił
na ludziach.
Następny wielbiciel szefowej, domyślił się Eryk.
– Nie bardzo – odpowiedział lekkim tonem.
– Niech się pan nim nie przejmuje. – Jerry poczekał, aŜ barman zajmie się nowymi
gośćmi. – Od jakiegoś czasu Tony mianował się osobistym ochroniarzem panny Cindy. Atak
między nami – nie wzruszony niczym Jerry zaciągnął się cygarem – Tony siedział kiedyś w
San Quentin.
– Za co? – Eryk drgnął w popłochu.
– Nigdy go nie pytałem. – Fryzjer wzruszył ramionami. – Facet jest w porządku. No,
moŜe za bardzo chroni naszą damę.
– Panna Warren musi być popularną osobą.
– Jest dobrą osobą. ChociaŜ upartą. – Jerry pokiwał głową.
– Upartą jak sto diabłów.
– To znaczy, Ŝe nie jest dobrym dyrektorem, tak? – Eryk postanowił nie przepuścić
okazji.
– Co teŜ pan! Jest najlepsza. Ale kilka lat temu ten hotel został kupiony przez wielką
firmę, która od samego początku próbuje, wszystko tu zmienić. Panna Cindy ręce sobie
urabia, Ŝeby do tego nie dopuścić, chociaŜ przy okazji podcina gałąź, na której siedzi, bo tym
od Harmona to się nie podoba.
– Zawsze moŜna zmienić coś na lepsze. Na przykład poprą, wić skuteczność działania.
– Panie Quinn! Ludzie nie przyjeŜdŜają do hotelu Pod Kryształowym Pająkiem z powodu
naszej skuteczności. To moŜna znaleźć byle gdzie. Zresztą tuŜ za rogiem konkurencja
proponuje większe pokoje z lepszym widokiem za mniej pieniędzy.
– To dlaczego ludzie w ogóle przyjeŜdŜają do Kryształowego Pająka?
Jeny roześmiał się i pochylił do Eryka:
– My tutaj jesteśmy trochę dziwni. I dlatego lubią nas róŜni dziwacy. Choćby tacy jak oni
– wskazał na siedzących w kącie Trekersów. – Usługi dla takich wariatów to bardzo intratny
interes, ale panna Cindy nie moŜe przekonać o tym ludzi z centrali.
– I wszystko to sama ci powiedziała?
– SkądŜe. Ale ja znam ten hotel. Pracuję tu od trzydziestu lat. Poza tym znam się na
kobietach. Trzy razy byłem Ŝonaty.
– No, nie. To ostatnie nie jest dowodem znajomości kobiet. – Eryk ze śmiechem przełknął
następny łyk burbona.
– Kobiety, synu, są największym darem Boga. A ty? Stałeś juŜ kiedyś u ołtarza?
– Nie – odpowiedział.
– Ale panna Cindy jest ciekawą osobą, prawda? I atrakcyjną kobietą. – Stary człowiek
zmierzył Eryka wszystkowiedzącym spojrzeniem.
Zaskoczony Eryk znieruchomiał. Czy naprawdę było widać, Ŝe interesuje się Cindy
Warren i ma ochotę się z nią umówić? Wcale nie był tym zachwycony.
– Mało ją znam odpowiedział wymijająco.
Jerry przyglądał mu się uwaŜnie, wydmuchując małe chmurki ze swojego cygara.
– Taaak, ale ona ci się, synu, podoba.
Eryk sięgnął po kieliszek, Ŝeby ukryć zniecierpliwienie i zakłopotanie.
– Zostawiam to bez komentarza – mruknął.
– Hm, uznajmy, Ŝe się pomyliłem! – Jeny ryknął krótkim, podobnym do rŜenia śmiechem
i zmienił temat. – Jak długo zostaje pan w San Francisco?
Eryk wzruszył ramionami. Temat był bolesny, ale Jerry nie mógł przecieŜ o tym
wiedzieć.
– Kończę interesy za kilka dni, ale mam zamiar pokręcić się tu do Nowego Roku. MoŜe
pojadę obejrzeć rejon winnic...
Jerry wpatrywał się w rozŜarzony czubek cygara.
– Sam w BoŜe Narodzenie? A rodzina?
Eryk zastanawiał się, jakie kłamstwo wymyślić, dopóki nie zdał sobie sprawy, Ŝe
powiedzenie prawdy będzie prostsze.
– Po śmierci matki moje stosunki z ojcem bardzo się rozluźniły. Mam młodszą siostrę i
ona spędzi z nim BoŜe Narodzenie.
– A siostra? Wasze drogi teŜ się rozeszły? – Jerry nie był ciekawski ani niedyskretny. Po
prostu ustalał fakty.
– Nie, to nie tak. Alicja jest duŜo młodsza. Ma męŜa, dzieci...
– A jednak rodzina powinna trzymać się razem. – Jerry wyraźnie mu współczuł. –
Szczególnie o tej porze roku.
Eryk odwrócił się na krześle. Ogarnęła go fala tęsknoty za świętami, jakie pamiętał ze
swojego dzieciństwa. Prawdziwa choinka obwieszona łańcuchami, które robił z praŜonej
kukurydzy. Zapach domowego ciasta. Ojciec grający na pianinie...
Ale po śmierci Ŝony Gomas Stanton robił się coraz bardziej milczący i Eryk z wielkim,
trudem znosił święta w rodzinnym domu. W końcu w ogóle przestał tam jeździć. W tym roku
wszystko będzie jak zwykle – zadzwoni do ojca w Wigilię i wysłucha przemowy o tym, jak to
on, Eryk, przyczynia się do upadku amerykańskiego kapitalizmu.
Ojciec, przez trzydzieści trzy lata mistrz w hucie szkła, wierzył głęboko, Ŝe wkład
człowieka w rozwój świata polega na wytwarzaniu dóbr materialnych – czegoś, co moŜna
sprzedać, kupić i posiadać. Nie widział Ŝadnego sensu w pracy konsultanta, którą wybrał
Eryk. „Ludzie tacy jak ty – usłyszał raz od ojca – doprowadzają do upadku wszystkie
rodzinne przedsiębiorstwa. A przecieŜ Ameryka rozwinęła się dzięki takim właśnie małym
zakładom i ludziom, którzy w nich cięŜko pracowali”.
Ś
więta spędzone na Zachodzie wydawały się więc najlepszym wyjściem z sytuacji. Tym
bardziej Ŝe rysowała się moŜliwość nawiązania bliŜszej znajomości z Cindy Warren. Wielu
dyrektorów hoteli nie wyjeŜdŜa na ferie... MoŜe nawet uda mu się spędzić z nią sylwestra. O
ile, oczywiście, Cindy, która wydaje się ściągać na siebie wypadki, doŜyje do tego czasu.
– Kiedyś się, synu, ustatkujesz – ciągnął Jeny z zadumą, kopcąc cygaro. – Będziesz miał
swoją panią... Od razu zaczniesz inaczej traktować BoŜe Narodzenie. Miłość sprawia, Ŝe
kaŜde święta są szczególne. Zapamiętaj moje słowa, synu.
– Nie ma obawy. Wcale nie mam zamiaru się zakochiwać – parsknął Eryk. – Ani w
ś
więta, ani kiedy indziej.
– Ciekawe... – Fryzjer spojrzał na niego z ukosa. – Przyglądałem się wam dwojgu dzisiaj
rano. Przyciągacie się jak dwa magnesy. MoŜe jestem stary, ale na pewno nie jestem ślepy.
Eryk pokręcił głową i odsunął od siebie szklankę.
– Masz zbyt bujną wyobraźnię, Jerry. – Wstał i ukłonił się na poŜegnanie. – Do widzenia.
I dziękuję za towarzystwo.
– Ja tam bym uwaŜał – ostrzegł Jerry, nie podnosząc głowy.
– Nic się nie martw – rzucił Eryk nonszalanckim tonem.
– Nie mam zamiaru naraŜać się Tony’emu.
Fryzjer roześmiał się głośno.
– Panie Quinn, czy pan nie wie, Ŝe piękna kobieta jest dziesięć razy groźniejsza od
najgroźniejszego kryminalisty? – Wydmuchał dym z cygara i zakończył stanowczo: –
Przepadłeś, synu. Wesołych świąt.
ROZDZIAŁ TRZECI
– Kto jest tym szczęśliwym facetem? – zapytał Manny, nawijając pasmo włosów Cindy
na grubą lokówkę.
Cindy obserwowała w skupieniu jego zabiegi. Musiała wszystkiego się nauczyć. PrzecieŜ
włosy nie odrastają tak szybko.
– Jakim szczęśliwym facetem? – nie zrozumiała.
– Amy powiedziała mi, Ŝe umówiłaś się z kimś na jutrzejsze przyjęcie. Kto to jest?
– Czy w tym hotelu nie ma nic świętego?
– Myślę, Ŝe gdzieś mamy jeszcze butelkę święconej wody. Została od dnia poświęcenia
hotelu.
– Z nikim się jeszcze nie umówiłam – westchnęła Cindy.
– Zadzwonić do kogoś?
– Nie. To nie mogą być geje.
– Takich teŜ znam – oburzył się Manny. – Dwóch – dodał po chwili, ale zaraz zmarszczył
brwi. – Cholera, zapomniałem, Ŝe obaj są Ŝonaci. A jeden z nich to Joel.
– Czuję dym! – Zaniepokojona Cindy pociągnęła nosem. Manny podskoczył i
gorączkowo odłoŜył lokówkę. Włosy Cindy nie wyglądały lepiej, a nawet, chociaŜ
wydawałoby się to niemoŜliwe, były jeszcze bardziej proste niŜ przed kręceniem.
– Nic się nie stało – zapewnił. – Dziwne włosy. – Pokręcił głową z niedowierzaniem. –
Strasznie cienkie.
– Ładne rzeczy! – Cindy podniosła zabandaŜowaną rękę i próbowała jakoś poprawić
fryzurę.
– A to co? Co zrobiłaś z ręką?! Cindy zawahała się chwilę.
– MoŜe potem ci powiem. Spróbuj jeszcze raz. Tylko się pośpiesz.
– KaŜda fryzjerka powinna wiedzieć, Ŝe podobnych włosów nie da się wycieniować.
– To ja jej kazałam.
– W takiej sytuacji kaŜdy zawodowiec ma obowiązek się sprzeciwić!
– Manny, chyba powinieneś zatrudnić się w naszym salonie!
– Cindy, nie irytuj się. Robię, co mogę, Ŝeby ci pomóc. Ale muszę przyznać – dodał po
chwili, odwijając z lokówki kolejne pasmo włosów – Ŝe bez skutku.
– Moja mama dostanie zawału, kiedy pojawię się w domu z taką fryzurą.
– Nie przejmuj się mamą. W końcu będziesz w domu niecałe trzy dni. PrzeŜyjesz. Ona
tez.
– Cieszę się, Ŝe ze mną jedziesz! Tobie na pewno uwierzy, jeśli powiesz, Ŝe taka fryzura
to ostatni krzyk mody.
– O, nie. Jadę z tobą na pieczoną szynkę i domowe ciasto orzechowe. Nie mam zamiaru
być rozjemcą w sporach między paniami.
– Nie jesteśmy takie straszne. Uprawiamy tylko normalne przepychanki matka – córka –
zaśmiała się Cindy. – Ale wiesz, ona będzie przekonana, Ŝe ze sobą sypiamy.
– Czy to komplement? – Manny zmarszczył brwi.
– Jasne, Ŝe. tak. – Cindy dała mu kuksańca w bok. – I juŜ z góry ci dziękuję, Ŝe
oszczędzisz mi zwykłych tyrad na temat tego, Ŝe najwyŜszy czas ułoŜyć sobie Ŝycie.
– No właśnie! – Manny tapirował jej włosy i lekko spryskiwał je lakierem. – Dlaczego
tego nie chcesz?
– Czego? Tyrad mojej mamy?
– Nie. Związać się z kimś na stałe. Masz jakieś złe wspomnienia z przeszłości?
Cindy przygryzła policzek. No właśnie. Pytanie za sto punktów. A ona nie znała na nie
odpowiedzi.
– Nie przypominam sobie Ŝadnych traumatycznych przejść. Tak naprawdę, niczego
szczególnego sobie nie przypominam.
– Wzruszyła ramionami. – Jeszcze nie spotkałam męŜczyzny, który robiłby coś
niezwykłego. Ani takiego, który na co dzień uŜywałby słów typu „koincydencja” albo
„supremacja”.
Manny wpatrywał się w nią osłupiałym wzrokiem.
– W porządku – westchnęła. – Masz rację. MoŜe oczekuję zbyt wiele.
– Nie. – Manny zaczesał jej włosy za uszy i sprawdzał efekt.
– Nie związuj się z nikim na stałe, bo jeśli jesteś podobna do reszty moich przyjaciół, na
pewno wybierzesz partnera, który reprezentuje sobą wszystko to, czego nie znosisz.
– Oho, zmieniasz front – zaśmiała się.
– Wcale nie. Nawet nie wiesz, ile łez przelano na tej piersi. – Postukał palcem w klatkę
piersiową. – Mówię ci, nie warto.
– Mnie nie trzeba przekonywać. Ale dzisiaj muszę znaleźć partnera na przyjęcie,
choćbym miała wynająć go w agencji. Bardzo potrzebuję wolnego dnia.
– Agencja? MoŜe to jest wyjście – odpowiedział kpiąco Manny, wpatrując się w odbicie
Cindy. – Bardzo mi przykro. JuŜ lepiej tego nie zrobię. Na pocieszenie powiem ci, Ŝe dopiero
teraz widać twoje piękne oczy.
Cindy wpatrywała się w swoje odbicie. Myślała, Ŝe niczego gorszego nie da się zrobić na
jej głowie, ale myliła się. DłuŜsze kosmyki zwisały smętnie, a krótsze sterczały nad uszami
we wszystkie strony.
– Dziękuję za twoje dobre chęci, ale nie mogę pokazać się ludziom z taką fryzurą.
Pomyślą, Ŝe sypiam w rajstopach na głowie.
Udawała przed sobą, Ŝe nie chodzi jej wcale o męŜczyznę z pokoju 1010, na którego
moŜe wpaść przypadkiem.
– Powinnaś jutro pójść jeszcze raz do salonu i zdać się na instynkt fryzjerki. Tylko jej nie
mów, co ma robić. Kiedy klientki wiedzą za duŜo, zaczynają się kłopoty. – Manny popatrzył
na nią znacząco.
Cindy wstała, zrezygnowana.
– Wracam do pracy. Właściwie mam na głowie duŜo powaŜniejsze sprawy niŜ głupia
fryzura.
Na przykład zwitek jedwabiu pod bluzką, którym jeszcze nie miała czasu się zająć.
– Tylko nie zapomnij, Ŝe masz znaleźć kogoś na jutrzejszą randkę.
– Z takim wyglądem będzie mi potrzebną broń. Inaczej nikt się ze mną nie umówi.
– Cindy, gdzie jest szal, który kochana mama przysłała ci na urodziny?
– Ten Ŝółty? – Cindy wygrzebała z komody cienki kawałek jedwabiu. – Tutaj. A bo co?
– ZawiąŜ go na szyi, a końce spuść z tyłu. Odwróci uwagę od twoich włosów. – Manny
uśmiechnął się przepraszająco, ale okazało się, Ŝe ma rację – Martwisz się tym Stantonem,
prawda? – odezwał się zaniepokojonym tonem.
– Między innymi – kiwnęła głową.
– A ja juŜ zdąŜyłem polubić to zwariowane miejsce.
– Jeszcze nas nie wyrzucili – próbowała go pocieszać, ale nie brzmiało to zbyt
przekonująco. – Ciebie nie mogę okłamywać: Harmon zawsze traktował nas jak podrzutka.
Podejrzewam, Ŝe chce się nas całkiem pozbyć.
Manny zrozumiał, Ŝe musi zmienić temat.
– Wiesz, spotkałem dzisiaj pewnego faceta, który wyglądał, jakby chciał znaleźć cię pod
swoją choinką. Nazywa się Quinn.
– Eryk Quinn? – Serce Cindy zaczęło bić szybciej.
– Znasz go?
Cindy sięgnęła pod bluzkę i wyciągnęła stamtąd spodnie od piŜamy.
– W pewnym sensie. – Poczuła ulgę, Ŝe podzieli się z kimś swoim kłopotem.
– Cooo? – Manny’emu oczy niemal wyszły z orbit. – Ty uwodzicielko!
– To nie jest tak, jak myślisz.
– A co mam myśleć? CzyŜ to nie są męskie spodnie od piŜamy?
– Owszem, są. Ale nie zdobyłam ich w taki sposób, jak sobie wyobraŜasz.
– A co? Mam uwierzyć, Ŝe je ukradłaś? Cindy z zawstydzoną miną przygryzła wargi.
– Cindy! – Manny wpatrywał się w nią z ustami szeroko otwartymi ze zdziwienia. –
Ukradłaś je?! Zaczynam naprawdę martwić się o ciebie!
– Sama martwię się o siebie. – Na myśl o tym, co zrobiła, oblała się potem. – Ile razy
spotykam Eryka Quinna, robię coś idiotycznego. Poszłam do niego załatwić błahą skargę.
Następnie skaleczyłam sobie palec zatrzaskiem deski z notatkami i znalazłam się w jego
łazience, Ŝeby zatamować krew.
– MoŜe byś tak przeszła do rzeczy – ponaglił ją Manny.
– Potem zrzuciłam piŜamę, a kiedy ją podnosiłam... – Rozwinęła spodnie i pokazała mu
plamę.
– I wtedy zaproponowałaś, Ŝe oddasz spodnie do czyszczenia, tak?
– Nnie. – Cindy ukryła twarz w dłoniach. – Nie chciałam, Ŝeby pomyślał, iŜ objawiam
jakieś perwersyjne zainteresowanie jego garderobą, więc wzięłam spodnie, nic mu nie
mówiąc.
– Kierujesz wielkim hotelem i chcesz powiedzieć, Ŝe to był jedyny pomysł, który
przyszedł ci do głowy? – Manny sięgnął po wygniecione spodnie i uwaŜnie obejrzał plamę, a
potem dokładnie przeczytał metkę. – Nie chcę cię martwić, ale szansa wywabienia krwi z
jedwabiu, którego nie moŜna prać na mokro, jest raczej zerowa.
– I co teraz? – jęknęła.
– Pozostaje Beckwith. To męski butik, w którym sprzedają podobne rzeczy. Trzeba
przyznać, Ŝe ten facet nie liczy się z kosztami.
– Myślisz, Ŝe piŜamę moŜna odkupić? Naprawdę? – Twarz Cindy wypogodziła się w
jednej chwili. – Manny, czy przypadkiem nie mógłbyś... – zaczęła, wyjmując portmonetkę.
– Pobiec do sklepu i znaleźć duplikat? Jak rozumiem, to właśnie chciałaś zaproponować.
– Błagam cię na kolanach. – Cindy złoŜyła ręce jak do modlitwy.
Manny wydął usta i zrobił rozmarzoną minę.
– Wiesz, od pewnego czasu w oknie wystawowym Beckwitha wisi pewien krawat...
– Jest twój – wykrzyknęła i wręczyła mu kartę kredytową.
– Ale muszę mieć tę piŜamę jeszcze przed kolacją. I, Manny – podniosła ostrzegawczo
palec – ani słowa nikomu.
– Za kogo ty mnie masz – wydął usta obraŜony. – No, to lecę. Aha, byłbym zapomniał.
Amy prosiła, Ŝebyś do niej wpadła. Jest w głównej recepcji. Chyba udało się jej wpaść na trop
Stantona.
– Nie Ŝartuj!
– Nic więcej nie wiem. Amy powiedziała, Ŝe będzie rozmawiać tylko z tobą.
Zjechali razem windą. Mariny obiecał, Ŝe da znać, kiedy wróci z „towarem”, i wypadł na
ulicę. Cindy udała się na poszukiwania Amy. Była zła, Ŝe przed przyjazdem Stantona nie
udało im się ustawić choinki ani dokończyć dekoracji wnętrz.
W pokoju na zapleczu recepcji Amy z głową podniesioną do góry wpuszczała sobie
krople do oczu.
– Alergia? – zapytała Cindy.
– Myślę, Ŝe jestem uczulona na świerk.
– BoŜe Narodzenie musi być straszne, jeśli człowiek jest uczulony na świerk.
– Tak. Jest nawet gorsze niŜ Walentynki.
– A co? Masz alergię na czekoladę?
– Nie. Na penicylinę.
Cindy zamrugała oczami.
– A co ma penicylina... – zaczęła, ale machnęła ręką. – Manhy mówił, Ŝe zdemaskowałaś
Stantona.
– Tak myślę. Ale sprawdź sama. Tu mieszka. – Amy wyjęła z kieszeni małą karteczkę i
podała Cindy.
– Coś takiego! Przed południem rozmawiałam z nim o zamianie pokoju. Dlaczego
przypuszczasz, Ŝe to on?
– Po pierwsze – jest sam. Ma podobnie brzmiące nazwisko. Po drugie – chodzi po hotelu,
dopytuje się o nasze meble i robi notatki. Poza tym ma pokój zarezerwowany do Wigilii
włącznie i – tu Amy, która właśnie skończyła wycierać łzy z oczu, zniŜyła głos – depozyt za
pokój opłacił nie kartą kredytową, ale gotówką.
– Rzeczywiście podejrzane. – Cindy pokiwała głową. – Myślę, Ŝe wybiorę się do niego
jeszcze raz.
– Dobry pomysł, szefowo. Ale zanim do niego pójdziesz, odsłoń trochę nogi, dobrze?
– Amy! – Cindy całkiem osłupiała. – Naprawdę myślisz, Ŝe wykorzystam kobiece
wdzięki, Ŝeby wpłynąć na decyzję tego faceta?
Amy nie odpowiedziała, ale przez całą długą minutę wpatrywała się w Cindy, aŜ ta
skapitulowała. Westchnęła cięŜko, rozpięła Ŝakiet i rozglądając się, czy nikt nie widzi,
zawinęła pasek spódnicy.
– No dobrze. Ile odsłonić?
Chwilę później Cindy z uśmiechem przyklejonym do twarzy stała przed pokojem 620.
– Dzień dobry raz jeszcze.
– O co chodzi? – odezwał się niezbyt uprzejmie pan Stark, patrząc na nią znad grubych
okularów zsuniętych na czubek nosa.
Wyglądał identycznie jak przed południem. Trzymał nawet ten sam notatnik w rękach.
– Nazywam się Cindy Warren. Jestem dyrektorką, tego hotelu. Rozmawialiśmy dziś rano
o zmianie pokoju.
– Teraz pamiętam – odpowiedział opryskliwie. – JuŜ się tutaj rozlokowałem i nie
interesuje mnie zamiana.
– Rozumiem. – Cindy nie miała zamiaru wspominać, Ŝe apartament, który proponowała
mu rano, jest juŜ zarezerwowany. – Przyszłam przeprosić raz jeszcze w imieniu hotelu. Jeśli
jest coś, co moglibyśmy zrobić, Ŝeby uprzyjemnić panu pobyt, proszę dać znać mnie lub
komukolwiek z personelu.
– Liczę na kilka darmowych posiłków – rzucił bezczelnym tonem.
Cindy szybko przełknęła ślinę.
– Wydałam juŜ dyspozycje, Ŝeby przynoszono panu śniadanie do pokoju.
– Mam nadzieję, Ŝe będzie to coś więcej niŜ kawa i zwykły pączek.
– Tak. – Cindy zacisnęła usta, Ŝeby nie powiedzieć czegoś, czego później będzie Ŝałować.
– śyczę miłego pobytu.
Zanim zdąŜyła odejść, Stark zamknął jej drzwi przed nosem. Jeśli od tego złośliwego
człowieka zaleŜeć mają ich losy, przyszłość nie rysuje się zbyt róŜowo. Zatopiona w
ponurych rozmyślaniach stanęła przed lustrzanymi drzwiami windy. Kątem oka zauwaŜyła
swoje odbicie i jęknęła głośno. Potem przypomniała sobie o głupim zakładzie z Joelem i
jęknęła jeszcze raz. Z opuszczoną głową weszła do środka i oparła się o ścianę.
– Witam – usłyszała nagle głęboki, męski głos. Podniosła oczy. O krok od niej stał Eryk
Quinn i uśmiechał się miło. Przez kilka następnych sekund kontemplowała jego wygląd. W
luźnym, białym podkoszulku, spodniach do ćwiczeń i tenisówkach wyglądał równie
atrakcyjnie, jak rano. Miała nadzieję, Ŝe nie zauwaŜył braku piŜamy.
– Jakieś problemy? – zapytał.
– Nie, nie – zapewniła pośpiesznie i uśmiechnęła się. – Nie więcej niŜ zwykle.
– Chyba nie wyrządziła sobie pani następnej krzywdy?
– Nie. – Zaczerwieniła się i gorączkowo próbowała wymyślić inny temat rozmowy. – Czy
dobrze się panu u nas mieszka?
– Tak. Owocny pobyt – odpowiedział, wodząc wzrokiem po jej odsłoniętych nogach. – I
proszę mówić do mnie Eryk – dodał.
Co za spojrzenie! Cindy zaczęły drŜeć ręce, a tym razem nie miała przy sobie deseczki. Z
udawanym skupieniem obserwowała, jak wyświetlają się numery pięter. Zupełnie
zapomniała, dokąd jedzie.
– Czym się pan... czym się zajmujesz? – zapytała w końcu.
– SprzedaŜą.
– Co sprzedajesz?
– Takie tam... róŜne głupstwa.
Jego wymijające odpowiedzi bardzo ją zaskoczyły, ale przypomniała sobie o
producentach zabawek dla sex-shopów.
– Pewnie przygotowujesz się do przyszłotygodniowych targów.
Quinn kręcił się niespokojnie.
– Rzeczywiście, przygotowuję coś na przyszły tydzień. Tak. To wyjaśniałoby pełen
asortyment prezerwatyw w jego kosmetyczce. Cindy odwróciła oczy. Miała nadzieję, Ŝe tym
razem udało się jej ukryć rumieniec. Zawsze uwaŜała siebie za osobę liberalną, która nie
gorszy się byle czym. Kiedyś nawet poszła z Mannym do nocnego klubu na męski striptiz.
Dlaczego więc tak bulwersuje ją myśl, Ŝe ten człowiek sprzedaje plastikowe penisy i
samoprzylepne wisiorki na sutki?
– Czy jedziemy razem do podziemia? – zapytał nagle Eryk, wskazując jedyny
podświetlony guzik.
– Nie! – Nacisnęła gwałtownie literę P.
Niemal w tej samej chwili rozsunęły się drzwi i Cindy, z trudem utrzymując równowagę,
wypadła do holu. Zanim zdąŜyła się pozbierać, poczuła na szyi bolesne szarpnięcie. Zatoczyła
się do tyłu i zrobiła obrót o sto osiemdziesiąt stopni. PrzeraŜonym wzrokiem patrzyła, jak jej
jedwabny szal, przytrzaśnięty przez drzwi, wciągany jest w szyb windy. Wolała nie myśleć,
co by się stało, gdyby zawiązała go na mocniejszy węzeł. Przycisnęła ręce do czoła i
zamknęła oczy. Musiała się uspokoić.
– To on? – usłyszała głos Amy, która podeszła do niej, drapiąc się w ramię. – Pokrzywka
– wyjaśniła nie pytana. – Czy Stark jest człowiekiem, którego próbujemy znaleźć?
– MoŜe i tak – mruknęła Cindy. – Jest raczej nieuprzejmy.
– To znaczy, Ŝe jest nieczuły na widok kobiecych nóg. A jeśli – Amy wpadła na nowy
pomysł – on woli męŜczyzn? Powinnyśmy wysłać do niego Manny’ego.
– Dosyć, Amy. Daj lepiej znać całemu personelowi, Ŝe trzeba traktować wstrętnego
Starka jak zgniłe jajo.
– A gdyby tak – Amy strzeliła palcami – zaprosić go na nasze przyjęcie!
– Oszalałaś?!
– Dlaczego nie? Niechby się trochę pobawił.
– O, tak. I zobaczył bandę pijanych szaleńców.
– Rozumiem! – Amy zmarszczyła czoło.
– MoŜe i tak. Za to ty miałabyś partnera.
– Moim partnerem nie będzie facet, który przyjechał tu po to, Ŝeby zetrzeć nas na miazgę.
Mogę grać milutką kobietę, ale tylko do pewnych granic. Nie chcę, Ŝeby moi ludzie myśleli,
Ŝ
e za wszelką cenę chcę zachować stanowisko.
– Wycofuję się. Masz rację. – Amy, – drapiąc się w szyję, wróciła do recepcji.
Cindy pobiegła do podziemi z wątłą nadzieją, Ŝe jej szalik leŜy nietknięty gdzieś na
podłodze. Niestety. Prezent jej matki, wplątany w tryby, najprawdopodobniej niszczył teraz
najwaŜniejsze części napędowe windy.
Zerknęła na zegarek. Trzecia. Niedługo Manny powinien wrócić z piŜamą. Im szybciej,
tym lepiej. Łatwo będzie ją podrzucić, kiedy Eryk jest w siłowni. Wyobraźnia podsunęła jej
obraz ćwiczącego Eryka – tak sugestywny, Ŝe poczuła na czole krople potu. Wiedziała, Ŝe
musi natychmiast zająć się pracą.
Zatelefonowała do działu technicznego. Choinki wciąŜ nie dostarczono. Przeszła przez
salę, w której Trekersi urządzili kiermasz. Swoją drogą, ciekawe, czy w przyszłym tygodniu
Eryk osobiście zasiądzie za stołem, otoczony erotycznymi rekwizytami? Ona na pewno nie
pójdzie tego sprawdzić.
Kiedy o siódmej wciąŜ nie było śladu Manny’ego, Cindy postanowiła nie tracić czasu i
zjeść kolację. SłuŜbowymi schodami zeszła do restauracji i znalazła stolik, najgorszy w całej
sali, tuŜ przy toalecie, i z ulgą usiadła. Co za dzień! Na szczęście nic gorszego nie moŜe się
juŜ zdarzyć.
– Nie wierzę, Ŝe . ma pani zamiar jeść sama – usłyszała za plecami głos Eryka Quinna.
Siedział nieco dalej, ukryty za donicą dorodnej mimozy. Cindy znowu poczuła
pulsowanie w skroniach.
– Zupełnie mi to nie przeszkadza.
– PrzecieŜ nie ma s, ensu, Ŝebyśmy oboje siedzieli samotnie. Czy mogę się przysiąsć? –
Było to zwykłe pytanie, bez cienia dwuznaczności.
Zgódź się, mówiła sobie w duchu. To tylko miły sprzedawca erotycznych zabawek.
ś
adna praca nie hańbi. Poza tym będziesz miała go na oku, kiedy juŜ pojawi się Manny.
– Proszę – wskazała wolne krzesło naprzeciw siebie. – I proszę mówić do mnie Cindy.
– Z przyjemnością. – Eryk wziął swój kieliszek i podszedł jej stolika.
– Co polecasz?
Hm. Jedna z moich znajomych, męŜatka, naszkicowała mi kiedyś na serwetce pewną
pozycję, którą zawsze chciałam wypróbować, przypomniała sobie.
– Polędwicę z grilla – odparła, bojąc się, Ŝe słychać, jak głośno bije jej serce.
– To samo sugerował szef recepcji. – Eryk kiwnął głową. – Miły facet.
– Mówisz o Mannym? To moja prawa ręka. – Nie chodzi o to, Ŝe nie mam szansy
wypróbowania jej z kimś innym... Po prostu Ŝaden z męŜczyzn, z którymi się umawiałam, nie
umiał rozpalić we mnie ognia, pomyślała.
– W dzisiejszych czasach niełatwo o kogoś takiego.
– Szczególnie w naszym fachu. – Ale ty działasz na mnie jak rozŜarzona lawa.
– Cindy – powiedział nagle Eryk ze szczególnym błyskiem w oczach. – Jest pewna
sprawa, którą musimy załatwić.
Zrobiło się jej zimno. Koniec z nią. ZauwaŜył brak piŜamy. Wie, Ŝe tylko ona mogła
wynieść ją z pokoju.
– Ja... Jaka sprawa? – wyjąkała, sięgając po szklankę z wodą.
– Chodzi o pewien element garderoby.
Omal nie udławiła się wodą. W panice próbowała coś wymyślić.
– Ach, to. Wiesz, wytłumaczę...
– Ale tu nie ma czego tłumaczyć. – Uśmiechnął się, potrząsając głową. – Miałaś inne
problemy na głowie.
– Właśnie, ale...
– Myślę, Ŝe te wszystkie nieszczęśliwe wypadki są nawet zabawne.
– Miło, Ŝe się dobrze bawisz... – zaczęła zirytowana.
– Skonsultowałem się z pralnią pó drugiej stronie ulicy. – Eryk nie zwrócił wcale uwagi
na jej słowa. – Mam nadzieję, Ŝe nie weźmiesz mi tego za złe... – Sięgnął ręką do kieszeni.
– Właściwie.. Właściwie zamówiłam juŜ coś na wymianę. Nie musisz się martwić o ślady
krwi.
– Ślady krwi? – Eryk wlepił w nią zdumione spojrzenie. – Chcesz powiedzieć, Ŝe coś ci
się stało, zanim szalik się odwinął?
– Szalik?
– No, tak. – Z uśmiechem wyjął Ŝółty zwitek jedwabiu z małej papierowej torby. – A
myślałaś, Ŝe o czym mówię?
– Byłam pewna, Ŝe mówisz o... o szaliku, oczywiście. Bałam się, Ŝe mogą być na nim
ś
lady krwi z mojej ręki.
– Udało mi się wciągnąć go do windy – wyjaśnił. – Przy okazji trochę się zabrudził.
Postanowiłem pójść z nim do pralni. I tak zanosiłem tam swoje koszule.
– Dziękuję. To prezent od mojej mamy.
– Aha. Czy ona teŜ mieszka w San Francisco?
– Nie. W Wirginii.
– Naprawdę? Ja teŜ jestem z Wirginii.
W tej samej chwili w kieszeni Cindy zadźwięczał dzwonek. Z przepraszającym
uśmiechem wyciągnęła małą krótkofalówkę, sprawdziła numer i połączyła się z Amy.
– Tak, Amy?
– Przepraszam, Ŝe ci przeszkadzam, ale nasz gość specjalny z pokoju 620 narzeka na
temperaturę w pokoju.
Następny test, pomyślała.
– Za zimno czy za gorąco?
– Za gorąco.
– Idź tam osobiście, Amy, i sprawdź klimatyzator. I na wszelki wypadek weź ze sobą
wiatraczek. – Cindy odłoŜyła krótkofalówkę. – Na czym przerwaliśmy? JuŜ wiem –
uśmiechnęła się. – Z której części Wirginii?
– Okolice Manassas.
– A ja z Fredericksburga. Jaki ten świat jest mały. Pojawił się kelner. Ustalili, Ŝe wezmą
na spółkę butelkę wina, po czym zamówili kolację. Cindy trochę się rozluźniła, ale nie
opuszczała jej myśl o nieobecnym wciąŜ Mannym.
– Czy często bywasz w rodzinnych stronach?
Pokręcił głową, ale wydawało się, Ŝe cień smutku przemknął mu przez twarz.
– Rzadko. Bardzo się lubimy z moją młodszą siostrą, ale ojciec nie akceptuje
wykonywanej przeze mnie pracy.
Spojrzała na niego współczująco, ale w głębi ducha rozumiała ojca Eryka. Nikt chyba nie
byłby zachwycony faktem, Ŝe jego syn zaopatruje sex-shopy.
– A ty? Lubisz to, co robisz? – zapytał.
Nie zdąŜyła odpowiedzieć, bo znowu odezwał się dzwonek.
– Przepraszam bardzo.
– Cindy, nasz znajomy narzeka na hałas w sąsiednim pokoju – odezwała się zgnębiona
Amy.
– A co się tam dzieje?
– Nic. Cisza. Osobiście poszłam sprawdzić. Obrzydliwy facet.
– Wiem, ale sprawdź jeszcze raz. Pochodź chwilę po korytarzu, dobrze? – Cindy
rozłączyła się. – Bardzo lubię – odpowiedziała Erykowi. – ChociaŜ czasami kontakty z
ludźmi bywają frustrujące.
Przez chwilę rozmawiali w spokoju. Raz czy dwa, kiedy sięgali po wino, ich palce się
zetknęły. Cindy mogłaby przysiąc, Ŝe czuje iskry przelatujące między ich dłońmi.
Co za przystojny facet! myślała po raz setny. Na pewno nadaje się na partnera na
jutrzejsze przyjęcie – ma prezencję, jest dŜentelmenem i nie zostanie tu długo. Wzięła głęboki
oddech.
– Zastanawiam się czy zechcesz...
Następny dzwonek. Tym razem był to Manny.
– Mam to, o co prosiłaś. Spotkajmy się w recepcji, dobrze?
– Będę za dwie minuty – rzuciła w słuchawkę, po czym odwróciła się do Eryka. –
Potrzebują mnie w recepcji. Wrócę, zanim przyniosą nam kolację. Mam nadzieję, Ŝe nie
czujesz się uraŜony.
Wzięła do ręki szal. Musi ładnie wyglądać, kiedy będzie zapraszać Eryka na przyjęcie.
– Oczywiście, Ŝe nie – odpowiedział uprzejmie i wstał, kiedy odchodziła od stolika. –
Tylko nie daj się zaatakować Ŝadnej windzie.
Patrzył za nią i zastanawiał się, w czym tkwi jej sekret. Jest piękna, bez względu na to, co
ma na głowie. Silna i równocześnie bardzo. podatna na zranienie. Mieszanka, której nie
potrafił się oprzeć. Nie miał wątpliwości, Ŝe między nimi zaczyna się coś dziać.
A przecieŜ nie powinien się angaŜować. To nieetyczne w sytuacji, w jakiej się znalazł.
Musi najpierw skończyć kontrolę, wyjaśnić wszystko. Wtedy będzie mógł zagrać w otwarte
karty. Zerknął na zegarek. Trzeba zatelefonować do Lancastera. Powinien zdąŜyć, zanim
wróci Cindy. Taka rozmowa pomoŜe mu utrzymać dystans.
Wstał i informując kelnera, Ŝe zaraz wróci, szybko poszedł w kierunku swojego pokoju.
ROZDZIAŁ CZWARTY
– Dlaczego chcesz, Ŝebym poszedł z tobą? – protestował Manny, biegnąc korytarzem w
kierunku pokoju Eryka Quinna.
– W zamian za krawat wart dziewięćdziesiąt pięć dolarów, moŜesz chyba postać chwilę
na czatach, prawda? – Cindy nawet się nie obejrzała.
– W porównaniu ze spodniami od piŜamy, krawat był okazją. Cindy zatrzymała się tak
gwałtownie, Ŝe Manny omal na nią nie wpadł.
– Ile kosztowały?
– Trzysta pięćdziesiąt.
– Trzysta pięćdziesiąt dolarów? – Nogi ugięły się pod Cindy.
– Nic na to nie poradzę. Mówiłem ci, Ŝe facet nie liczy się z forsą. Swoją drogą, czym on
się zajmuje?
– Ma przedsiębiorstwo handlowe – odpowiedziała wymijająco.
Manny nie zadawał więcej pytań, gdyŜ właśnie stanęli przed pokojem 1010. Cindy
zarzuciła szal na ramiona, Ŝeby jej nie przeszkadzał, i włoŜyła klucz do zamka.
– Za coś takiego mogę wylecieć z pracy. – Manny był bardzo powaŜny.
– Wstawię się za tobą u twojej szefowej. A teraz daj mi te spodnie i uwaŜaj.
– Co będzie, jeśli pojawi się tutaj Quinn?
Cindy oblała się potem. O czymś takim lepiej nie myśleć.
– Jest teraz w restauracji i... czeka na mnie.
– Ho! Ho! Ho! Wspólna kolacyjka?
– Manny, nie zaczynaj!
– Skoro ty wyszłaś, on teŜ moŜe wyjść. I co wtedy?
– Nie wiem – westchnęła. – Śpiewaj albo wymyśl coś innego. Nie utrudniaj mi, Manny.
Nie umiem włamywać się do cudzych pokojów.
Serce waliło jej jak młotem, kiedy otwierała drzwi. Nie oglądając się na boki, wpadła do
łazienki, zapaliła światło i wyjęła obie pary spodni. Były naprawdę identyczne. Z jednym
wyjątkiem – te nowe były trochę... zbyt nowe. Błyskawicznie oderwała metkę, nie patrząc
nawet na przeraŜającą cenę, i delikatnie zgniotła gładki materiał. Potem trzęsącymi się rękami
podniosła zniszczoną parę. Pachniały dziwnie znajomą wodą kolońską.
Chwyciła kosmetyczkę i zanim zastanowiła się, co robi, zaczęła przeglądać jej zawartość
w poszukiwaniu wody toaletowej. Natrafiła palcami na coś szklanego. Tak. Tego szukała!
Wyjęła butelkę tradycyjnej English Leather. Coś podobnego! Eryk Quinn wydawał trzysta
pięćdziesiąt dolarów na piŜamę, a uŜywał wody kolońskiej za siedem! Takiej samej, jak jej
ojciec.
Nacisnęła rozpylacz i delikatnie skropiła nowe spodnie wodą toaletową. Powinno być
dobrze. Zadowolona odwiesiła je na drzwiach i sprawdziła czas. Sześć minut. Nieźle!
JuŜ miała wychodzić, kiedy na korytarzu rozległ się niepokojący hałas; Nadstawiła ucha.
CzyŜby ktoś śpiewał „Białe BoŜe Narodzenie”? Nagle zrozumiała. To Manny. Ostrzega ją!
Potykając się o własne nogi, rzuciła się do kontaktu i zgasiła światło. Manny przestał śpiewać.
Zza drzwi dobiegały słabe odgłosy rozmowy. BoŜe, spraw, Ŝeby to była pokojówka!
Nagle dotarło do niej, Ŝe ktoś wkłada klucz do zamka. Nie zrozumiała słów Manny’ego,
mimo Ŝe wyraźnie zaczął mówić głośniej. Mimo ciemności panującej w łazience, Cindy
zobaczyła w lustrze białka swoich oczu, szeroko otwartych z przeraŜenia. Nie było gdzie
uciekać. Rozejrzała się i bez namysłu wskoczyła do wanny. Potem szybko zaciągnęła zasłonę.
Skulona, myślała tylko o tym, Ŝe właśnie zrujnowała sobie karierę.
Słyszała, jak otwierają się drzwi. Słyszała kroki Eryka, a potem dźwięk wystukiwania
numeru i szmer jego głosu. A gdyby tak spróbować się wymknąć? Jeśli będzie poruszać się
cicho, nikt jej nie usłyszy, Ale Eryk moŜe przecieŜ niespodziewanie skończyć rozmowę. I co
wtedy? Złapie ją na gorącym uczynku. Postanowiła zostać w wannie.
Ciekawe, do kogo dzwonił? Do dziewczyny? A moŜe do Ŝony? Idiotko! skarciła siebie
zaraz. Co cię obchodzi, czy w Ŝyciu pana Quinna jest jakaś kobieta. W Ŝaden sposób nie
zmieni to twego losu, który w tej chwili wisi na włosku.
Drgnęła, bo rozległ się szczęk odkładanej słuchawki. Znowu usłyszała kroki i stało się to
najgorsze. „Eryk wszedł do łazienki. Fluorescencyjne światło zalało całe pomieszczenie.
Cindy przytknęła dłoń do ust, Ŝeby stłumić oddech. Co on zamierza teraz zrobić, zastanawiała
się przeraŜona.
Zgrzytnął rozsuwany suwak. Na pewno sięgnął do kosmetyczki. Prezerwatywy! CzyŜby...
CzyŜby ten człowiek sądził, myślała oburzona, Ŝe uda się mu zaciągnąć ją do łóŜka? Potem
do umywalni polała się woda. W tym samym momencie Eryk zaczął myć zęby z ferworem
godnym dentysty.
Cindy nie przyznałaby się nikomu, ale poczuła wtedy lekkie rozczarowanie. Eryk zaś,
najwyraźniej w świetnym humorze, podśpiewywał pod nosem. Cień jego sylwetki rysował się
na zasłonie coraz większy i wyraźniejszy. Nagle plastikowe kółka zastukały o szynę. I kiedy
Cindy była pewna, Ŝe to juŜ koniec, na szynie wylądował niedbale rzucony ręcznik. Potem
zgasło światło, stuknęły zamykane drzwi i zapadła cisza.
Siedząc na brzegu wanny, Cindy próbowała wziąć się w garść. Mięśnie, napięte do granic
moŜliwości, odmówiły jej posłuszeństwa. Minęły dwie długie minuty, zanim udało się jej –
wstać i podejść do drzwi. Wyjrzała przez dziurkę od klucza. Na korytarzu nie było nikogo.
Dopiero wtedy otworzyła drzwi.
– Nareszcie! – zachrypiał Manny gdzieś za jej plecami. Omal nie zemdlała.
– Umierałem ze strachu. Co się tam działo? Czy on cię nie zauwaŜył?
– Nie. – Cindy stanęła przed windą i nacisnęła guzik. – Schowałam się w wannie. –
Popatrzyła na Manny’ego zawstydzona.
– Nie do wiary! – Pokręcił głową z niedowierzaniem, a potem parsknął śmiechem. – Nie
słyszałaś przypadkiem, jaka jest dzisiaj średnia stawka szantaŜysty? Chciałbym to wiedzieć.
– Wracam na kolację z panem Quinnem. – Cindy oddychała cięŜko jak po długim biegu i
zupełnie nie miała ochoty na Ŝarty. Podała Manny’emu papierową torbę, którą ściskała w
spoconych dłoniach. – Wyrzuć to gdzieś, dobrze?
– Dobrze. A jak reszta?
– O co ci chodzi? – nie zrozumiała.
– O kolację z kwintesencją męskości.
– Dzięki wspólnej kolacji mogłam kontrolować ruchy Eryka Quinna, zanim ty wróciłeś
do hotelu.
– I nie doszło do łapania się za kolana pod stołem?
– Oczywiście, Ŝe nie – prychnęła obraŜona.
– Nie oburzaj się tak – zaprotestował Manny. – PrzecieŜ widzę, Ŝe ten facet ci się podoba.
Winda dojechała na parter. Wychodząc, Manny odwrócił się z wszystkowiedzącym
uśmiechem.
– No to cześć. Tylko nie zapomnij powiedzieć panu Quinnowi, Ŝe jutro na przyjęciu
obowiązują stroje wizytowe.
Cindy otworzyła usta, Ŝeby zaprotestować, ale drzwi zasunęły się i winda zjechała na dół.
Kiedy z pojawiła się w sali, Eryk wstał i odsunął jej krzesło.
– Przepraszam, Ŝe tak długo czekałeś. – Zmusiła się do uśmiechu, modląc się w duchu,
Ŝ
eby dotrwać do końca kolacji, nie robiąc Ŝadnego głupstwa.
– Mam nadzieję, Ŝe tym razem nic ci się nie stało? – zapytał wesoło.
– Nic.
Kelner wniósł półmiski nakryte kopulastymi pokrywami. Potrawy wyglądały pięknie, ale
Cindy zupełnie straciła apetyt. Przypatrywała się spod oka Erykowi, licząc na to, Ŝe zauwaŜy
w nim jakiś ślad pospolitości, wulgarność zachowania małego handlarza, i dzięki temu
wyrwie się spod jego uroku. Nic z tego. Widziała tylko wyjątkowo przystojnego, męskiego w
kaŜdym calu faceta, który z galanterią czekał, aŜ ona zacznie jeść.
Eryk teŜ ją obserwował, zachwycając się coraz bardziej jej klasyczną urodą, której nawet
koszmarna fryzura nie była w stanie zaszkodzić. Jakim cudem udało mu się nie wzbudzić w
niej podejrzeń? Tego nie mógł pojąć.
– Na czym skończyliśmy? – zapytał, odsuwając na bok przysmaŜone plasterki cebuli,
choć przecieŜ nie miał zamiaru z nikim się dziś całować.
– Mówiliśmy o Wirginii. Czy wciąŜ mieszkasz w Manassas?
– Nie! Mam kilka mieszkań, ale wszystkie daleko od rodzinnego domu.
Eryk zastanawiał się, jak zmienić temat. Na samą myśl o ojcu i ich kłótniach dostawał
niestrawności.
– Wybierasz się tam na BoŜe Narodzenie?
Oni chyba się uwzięli. Najpierw Jerry, teraz Cindy. Jak tak dalej pójdzie, uwierzy, Ŝe
wiedzą, kim jest, i próbują jakoś go rozmiękczyć. Miał tego dosyć.
– Nie. Ale zanim wyszłaś, chciałaś mnie o coś spytać.
– Chyba wypadło mi to z głowy. – Cindy sięgnęła po wino i przez chwilę bawiła się
kieliszkiem. – Czy mieszkałeś juŜ kiedyś Pod Kryształowym Pająkiem?
– Nie. Nigdy, chociaŜ co najmniej kilka razy w roku przyjeŜdŜam tu, nad Zatokę, w
interesach.
Cindy spojrzała na niego tak dziwnie, Ŝe po raz kolejny zaczął zastanawiać się, czy na
pewno nie wie, kim on jest. Nawet jeśli wie, nie pozostaje mu nic innego, tylko prowadzić tę
grę.
– Miłe miejsce – dodał.
– Dzięki. Ten hotel zbudowano w latach dwudziestych. Nieźle ucierpiał podczas dwóch
trzęsień ziemi, ale jakoś udawało się doprowadzić go do poprzedniej świetności. I na
szczęście dotrwał do dziś.
– Mówisz o nim jak o starym znajomym – zauwaŜył szczerze zdziwiony.
– Bo nim jest. Mój dziadek ze strony matki był jednym z jego pierwszych właścicieli.
– To niezwykłe. Czyli to nie przypadek, Ŝe prowadzisz ten właśnie... cyrk? – zaśmiałsię.
Ciekawe, dlaczego nikt nie poinformował go o osobistych związkach Cindy Warren z
tym hotelem.
– I tak, i nie. – Cindy podniosła do ust mikroskopijny kawałek łososia, udając, Ŝe coś je. –
Dziadek sprzedał swoje udziały lata całe przed moimi narodzinami. Ledwo go pamiętam –
uśmiechnęła się ciepło – ale mama twierdzi, Ŝe jestem do niego podobna. Zresztą to
niewaŜne. Studiowałam zarządzanie i hotelarstwo, potem kierowałam kilkoma małymi,
niezaleŜnymi hotelami, aŜ trafiłam tutaj.
Postanowił udać głupiego.
– To Kryształowy Pająk jest niezaleŜnym hotelem?
– Był, kiedy tu nastałam. Dwa lata temu kupiła go wielka korporacja z Detroit. Na
szczęście pozwolili mi dalej nim zarządzać.
– To znaczy, Ŝe mają do ciebie zaufanie. Wzruszyła ramionami.
– Nie chwalę się, ale ten hotel naprawdę jest wyjątkowym miejscem. I ma wyjątkowych
pracowników. Takich, którzy doceniają jego specyficzną atmosferę.
Cindy z uśmiechem wskazała grupę Trekersów w dziwacznych kostiumach, którzy
właśnie wchodzili do restauracji.
– Tu nigdy nie jest nudno – dodała.
Chciał dolać jej wina, ale powstrzymała go nieznacznym gestem dłoni.
Dziękuję, ale jeszcze przez całą godzinę jestem w pracy – wyjaśniła, a on patrzył, jak
pięknie wygląda z rumieńcem zaŜenowania na policzkach.
– A więc – spojrzał na Trekersów – tak wygląda wasza typowa klientela.
– O, nie! Nasi goście są duŜo bardziej niesamowici. Na przykład zaklinacze węŜy. Z
węŜami.
– O rany!
– Najuprzejmiejsi byli mistrzowie tatuaŜu, a najlepiej bawiliśmy się, kiedy były tu
wampiry. Muszę ci powiedzieć, Ŝe wszyscy czekają na ich następny zjazd.
– Wampiry, powiadasz.
– Nie martw się. Cały personel dostał surowicę przeciwtęŜcową z odpowiednim
wyprzedzeniem. Teraz spodziewamy się, hm... waszych ludzi.
A więc jednak wie. Poczuł ulgę, ale i coś w rodzaju zawodu. Powoli pokiwał głową.
– Myślę, Ŝe rozumiesz, dlaczego muszę działać dyskretnie – mruknął.
– Jasne.
– Kiedy ludzie znają prawdę, zaczynają inaczej cię traktować. Ja chciałbym tego uniknąć.
– Gdybym nie poznała cię wcześniej – Cindy spuściła oczy – prawdopodobnie
zachowałabym się jak wszyscy.
– Cieszę się, Ŝe moja praca nie wpłynęła na... na naszą znajomość.
– Jestem kobietą bez uprzedzeń.
Eryk zmartwiał. Co ona miała na myśli, zastanawiał się. Chyba nie dawała mu do
zrozumienia, Ŝe dzięki ich znajomości liczy na coś w rodzaju protekcji.
– Nie mówmy o pracy; Nigdy nie psuję sobie przyjemności rozmowami o interesach.
– Świetnie. – Cindy uśmiechnęła się miło i zaczęła jeść z duŜo większym apetytem.
Eryk z trudem krył zaskoczenie. Bał się, Ŝe moment konfrontacji moŜe być trudny, a
nawet niemiły. Mylił się. Cindy Ŝ całkowitym spokojem podchodziła do jego pobytu w
hotelu, bez względu na to, jaki był tego powód. Rozluźniony, doszedł do wniosku, Ŝe juŜ od
miesięcy nie trafił mu się taki miły wieczór.
Tymczasem Cindy odsunęła swój talerz i podniosła błyszczące oczy na Eryka. Potem
pochyliła się i powiedziała:
– Muszę ci się do czegoś przyznać – zaczęła, ale przerwał jej atak czkawki. –
Przepraszam – wyjąkała, zakrywając usta dłonią.
Eryk roześmiał się, zachwycony, Ŝe choć trochę przestała się kontrolować. Odsunął swój
talerz i rozlał resztkę wina do ich kieliszków.
– Do czego chcesz się przyznać?
Cindy podniosła kieliszek i wypiła duszkiem całe wino. Potem pochyliła się ku niemu i
odezwała niepewnym głosem:
– JuŜ wcześniej chciałam cię o coś prosić.
– Dobry wieczór, Cindy. – Przy ich stoliku pojawił się niespodziewanie elegancko ubrany
męŜczyzna z tacą, na której stały dwa brzuchate kieliszki i malutka butelka ozdobiona
czerwoną wstąŜką.
Cindy wyprostowała się natychmiast.
– Joel – powiedziała. – To pan Eryk Quinn, nasz gość. Panie Quinn, to jest Joel Cutter. W
naszym hotelu podlega mu wszystko, co wiąŜe się z jedzeniem i piciem.....
MęŜczyźni podali sobie ręce. To dobrze, pomyślał Eryk, Ŝe postanowiła nie ujawniać
jeszcze mojej toŜsamości całemu personelowi.
– Przepraszam, Ŝe państwu przeszkadzam – odezwał się Joel swobodnym tonem. –
Pomyślałem sobie, Ŝe być moŜe mielibyście ochotę spróbować cynamonowy likier, który
właśnie zamówiłem na święta.
– Oczywiście – odpowiedziała Cindy. – Co o tym sądzisz, Eryku?
– Brzmi interesująco.
Joel napełnił kieliszki czerwonawym płynem i odszedł, wyraŜając nadzieję, Ŝe likier
będzie im smakować. Cindy wpatrywała się przez chwilę w swój kieliszek. Nie była pewna,
czy powinna próbować. Chyba wypiła juŜ za duŜo wina.
– Czy wzniesiemy toast? – zapytał Eryk.
– Sama nie wiem.
– Tylko jeden łyk. – Doskonale rozumiał, dlaczego się waha, i nie chciał nalegać.
– W porządku. – Uśmiechnęła się, sięgając po kieliszek. – Za BoŜe Narodzenie.
– Za BoŜe Narodzenie – odparł i stuknęli się tuŜ nad płomieniem świecy, której światło
załamywało się w rubinowym płynie.
MoŜe oboje dostaniemy to, czego chcemy.
W tym momencie kieliszek wypadł Cindy z rąk i, przewracając świecę, potoczył się po
białej serwecie, w którą natychmiast wsiąkła cała jego zawartość. W jednej chwili alkohol, a
zatem i obrus, stanęły w płomieniach. Po minucie palił się cały stół. Eryk wyciągnął rękę i
odepchnął Cindy na bok. Przy okazji ogniem zajął się rękaw jego koszuli.
Zewsząd dobiegały przeraŜone okrzyki Ktoś domagał się gaśnicy. Na szczęście okazało
się to niepotrzebne, bo Eryk szybko zdarł obrus ze stołu i zwijając go pod pachą, zdusił ogień.
– Czy wszystko w porządku? – Podszedł do nieruchomej Cindy, która przeraŜonym
wzrokiem wpatrywała się w dymiącą serwetę. – Hej! – Wziął ją za łokieć i odwrócił do
siebie. – Wszystko dobrze się skończyło.
Zawstydzona, mrugała oczami.
– Podpaliłam cię.
– Nie. To stało się przypadkiem.
Eryk podniósł rękę, pokazując jej rękaw koszuli. Był wprawdzie czarny od dymu, ale nie
przepalony.
– Widzisz? – Potem rozpiął mankiet i zawinął rękaw. – śadnego śladu.
Cindy stała w milczeniu. Nigdy nie podejrzewała siebie o taki brak odpowiedzialności.
Najpierw piŜama, teraz koszula... A o mały włos – ręka.
– Cindy! Co się stało? – Zdyszany Joel stanął przy nich.
– Nic się nie stało – uspokoił go Eryk. – Wylany likier zapalił się od świecy.
– Joel – Cindy odzyskała głos – przepraszam za zamieszanie. Zechciej przysłać kogoś,
Ŝ
eby usunął cały ten bałagan. Sama zapłacę za obiad pana Quinna. Potem zawiozę go na
pogotowie.
– Nie ma sensu – zaczął Eryk, ale zamilkł, gdy Cindy rzuciła mu wymowne spojrzenie
typu „wiem lepiej, co się robi w takich sytuacjach”
Stanął z boku i przyglądał się jej z uśmiechem, od którego ugięły się pod nią, i tak
miękkie po niedawnym wypadku, kolana.. DrŜącą ręką podpisała rachunek, wciąŜ
rozpaczając w duchu nad własną głupotą.
– Nie przejmuj się tak bardzo – szepnął jej do ucha Joel. – Zaraz to posprzątają.
NajwaŜniejsze, Ŝe tobie nic się nie stało. Cindy – uśmiechnął się z zakłopotaniem – wiem, Ŝe
to nie czas ani miejsce, ale szukam ochotnika, który przebrałby się za Mikołaja na naszym
jutrzejszym przyjęciu.
– I chcesz, Ŝebym ja się zgłosiła – zaśmiała się Cindy.
– Wiesz, pomyślałem sobie, Ŝe to bardzo podniesie na duchu cały personel. Na widok
szefowej w świątecznym nastroju wszyscy poczują się lepiej przed kontrolą.
– No, dobrze – westchnęła cięŜko. – Załatw kostium. Wymknę się przed rozdawaniem
prezentów, Ŝeby się przebrać.
– Świetnie. Przyniosę coś ognioodpornego.
– Umiesz człowieka zagadać. – Pokręciła głową z niedowierzaniem.
Kiedy Joel odszedł, Cindy rozejrzała się za Erykiem. Stał niedaleko, zapewniając
wszystkich, Ŝe nic mu się nie stało. Nawet gdyby jakimś cudem zdobyła się teraz na
zaproszenie go na przyjęcie, byłby szalony, gdyby się zgodził. PrzecieŜ ona w kaŜdej chwili
jest zdolna go zabić. Wyszli razem.
– Znowu nabroiłam – odezwała się zawstydzona, kiedy juŜ stanęli pod windą.
– To był przypadek – powtórzył jeszcze raz.
ZauwaŜyła, Ŝe na policzku ma czarną smugę. Wyjęła z kieszeni chusteczkę i juŜ, juŜ
podnosiła rękę, Ŝeby zetrzeć sadzę, kiedy ich spojrzenia skrzyŜowały się. Zamarła w pół
ruchu, potem przełknęła ślinę i podała mu biały kwadracik materiału.
– Tu... Coś czarnego... – Dotknęła dłonią własnej twarzy i odsunęła się od niego.
Eryk uniósł się na palcach i próbował przejrzeć się w błyszczących panelach na ścianie
windy.
– Chyba powinniśmy wybrać piętro – mruknął, trąc chusteczką policzek.
Wybrać piętro? CzyŜby w ten sposób dawał do zrozumienia, Ŝe chce spędzić z nią noc?
Cindy stała bez ruchu, zastanawiając się, gdzie podziały się resztki jej godności. Nagle zapalił
się przycisk jego piętra.
– Na które jedziesz? – usłyszała obojętny głos Eryka.
– Na pie... piętnaste – wychrypiała.
Czuła się jak idiotka. Niczego nie dawał jej do zrozumienia. Wszystko sobie wymyśliła.
A on na pewno wraca do pokoju, Ŝeby dzwonić do swojego agenta ubezpieczeniowego...
– Chyba Ŝe masz ochotę wpaść do mnie na wieczornego drinka – zaproponował z
niepewnym uśmiechem i zerknął na zegarek. – Nie zadałaś mi jeszcze swojego pytania.
– Nie.
Dzisiaj nigdy bym się na to nie odwaŜyła, pomyślała spanikowana. Sufit spadłby mu na
głowę. Albo doznałby śmiertelnego poraŜenia prądem. A swoją drogą, ten Eryk Quinn ma
mocne nerwy. śeby bez mrugnięcia okiem zapraszać do pokoju podpalaczkę?
– Rozumiem. Dziękuję za miłe towarzystwo i kolację.
– Mimo poŜaru i strat cielesnych?
– Mimo poŜaru i strat cielesnych – roześmiał się.
– Mnie teŜ było bardzo przyjemnie.
– MoŜe nasze drogi jutro teŜ gdzieś się zejdą – powiedział, kiedy winda przystanęła na
jego piętrze. – Dobranoc, – MoŜe.
Drzwi zasunęły się bezszelestnie. Cindy oparła się cięŜko o ścianę i zapatrzyła w sufit.
BoŜe, niech ten dzień juŜ się skończy! Najpierw koszmarne przeŜycie u fryzjera, potem
poplamiona piŜama, następnie historia z szalikiem...
Szalik! Gdzie jest szalik? Miała go przy sobie, kiedy szła spotkać się z Mannym.
Zarzuciła go na ramiona, kiedy...
O, nie! Poczuła, Ŝe oblewa się zimnym potem. Nic gorszego nie mogło się wydarzyć:.
zgubiła go w pokoju Eryka! Na pewno. Prawdopodobnie jest w łazience, o ile nie w wannie.
Jeśli Eryk go znajdzie, domyśli się, Ŝe myszkowała w jego pokoju!
PrzeraŜona Cindy wybiegła z windy i popędziła w stronę schodów.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Cindy zbiegła pięć pięter z rekordową szybkością i tylko dwa razy wywinęła sobie
kostkę. Na szczęście pokój Eryka znajdował się w oddalonym od windy skrzydle, więc przy
odrobinie szczęścia miała szansę dogonić go, zanim wejdzie do środka.
Biegła korytarzem, skręciła raz, a potem drugi i wtedy go zobaczyła. Właśnie wkładał
klucz do zamka.
– Eryk!
Odwrócił się, zdziwiony. Cindy zwolniła nieco, Ŝeby uspokoić oddech.
– Co się stało?
Następny szok! PrzecieŜ w panice nie przygotowała sobie Ŝadnego wytłumaczenia!
– Ja... ja... Chcę odkupić ci koszulę – wyjąkała.
– Cindy! – Eryk był wyraźnie rozbawiony. – Przybiegłaś tutaj tylko dlatego, Ŝeby
powiedzieć, Ŝe chcesz odkupić mi koszulę!? Zapewniam cię, Ŝe nie ma takiej potrzeby. Nie
przywiązuję się do ubrań.
Szkoda, Ŝe nie wiedziała tego trzysta pięćdziesiąt dolarów temu!
– A jednak. Nalegam... Jeśli poŜyczysz mi... jeśli dasz mi kawałek papieru, zapiszę numer
i nazwę firmową.
– Dobrze. – śyczliwie wzruszył ramionami. – Skoro uwaŜasz, Ŝe dzięki temu poczujesz
się lepiej... A moŜe dam ci koszulę? – zaproponował. – Potrzebuję minuty na przebranie się.
– Świetnie, ale, Eryku.. – Cindy gorączkowo myślała, jak dostać się do środka. – Co do
tego pytania, które chciałam ci zadać, to...
– Tak? – Z jego twarzy nie schodził wyraz rozbawienia.
– To osobiste pytanie.
Tak jak się spodziewała, gestem zaprosił ją, Ŝeby weszła. Rozejrzała się po pokoju. Ani
ś
ladu przeklętego szala. Musi być w łazience.
– Czego się napijesz?
– Dziękuję, nie będę nic piła. Czy mogłabym pójść do łazienki? – wypaliła,
zdesperowana. – śeby się odświeŜyć – dodała szybko.
– Proszę bardzo. – Zerknął na nią ukradkiem.
Cindy szybko pobiegła do łazienki i zatrzasnęła drzwi za sobą. Przez chwilę widziała w
lustrze swoje odbicie. Koszmar! Przymknęła oczy. Okropne włosy i jeszcze gorsze
zachowanie. Co on sobie o niej pomyśli?
Rozejrzała się dookoła. Szal był w wannie. Mogła się tego spodziewać! Zawiązała go na
szyi i sprawdziła węzeł. Trzymał się mocno. Potem przeczesała palcami włosy, wymyła
kciukiem zęby i spłukała dłonie.
Nie udało się jej znaleźć następnego pretekstu do pozostania w łazience. Wzięła głęboki
oddech i udając spokój, wyszła do małego przedpokoju. Nie wiedziała, czego spodziewać się
w sypialni. Przez chwilę wyobraziła sobie nastrojowe światło świecy, Eryka wyciągniętego na
łóŜku z kieliszkiem w ręku.
Stanęła w progu i poczuła coś na kształt rozczarowania. W pokoju paliły się wszystkie
moŜliwe lampy, a on sam stał tyłem i patrzył w okno.
W dole rozciągało się rozświetlone San Francisco, dzięki świątecznym iluminacjom
wspanialsze niŜ zwykle. Eryk jednak wcale nie podziwiał widoków. Myślał o sytuacji, w
jakiej się znalazł. Dlaczego spośród tylu kobiet na świecie musiała spodobać mu się akurat ta?
Nie dość, Ŝe jest dyrektorką hotelu, który on kontroluje, to jeszcze ten akurat hotel ma zostać
zlikwidowany. W dodatku jego rękami.
I chociaŜ sama mu oświadczyła, Ŝe nie Ŝywi uprzedzeń do jego pracy, czuł się mało
komfortowo.
Czy Cindy nie pociągała go aby dlatego, Ŝe w głębi ducha wiedział doskonale, Ŝe to
właśnie z nią nic nie powinno go łączyć? A ona? Czy przypadkiem – świadomie bądź
nieświadomie – nie pragnęła wpłynąć na jego ostateczną decyzję dotyczącą Kryształowego
Pająka? PrzecieŜ w przeszłości zdarzyło mu się kilka razy być w sytuacjach, w których
sprawdzani pracownicy, szczególnie ci odmiennej płci, starali się jakoś na niego
oddziaływać...
Słysząc szmer za plecami, odwrócił głowę i zobaczył Cindy stojącą w progu. Na pewno
nie wyglądała jak ktoś, kto przyszedł go uwieść. Ani zostać uwiedzionym. Wydawało mu się
nawet, Ŝe jest trochę przestraszona.
– Wspaniały widok – powiedział.
– Uhm. Jeśli kiedyś w nocy będziesz miał czas, wjedź pod sam dach. Tylko wcześniej
zadzwoń na dół, Ŝeby recepcjonista otworzył ci drzwi przeciwpoŜarowe.
– Dzięki za radę. Zrobię tak. WłoŜyłaś szal – dodał, patrząc na nią z aprobatą.
– Tak. – Zgniatała w palcach jedwabne końce i nawet nie spojrzała w jego stronę. – Pójdę
juŜ. Ale przedtem podaj mi swoją koszulę.
Eryk poczuł podniecający dreszcz. Czy w ten sposób Cindy daje mu do zrozumienia, Ŝe
powinien zrobić pierwszy krok? Miał wielką ochotę zedrzeć z niej to nudne słuŜbowe ubranie
i sprawdzić, czy kocha z równą pasją, z jaką Ŝyje. Ale poniewaŜ szczycił się tym, Ŝe
erotyczne fascynacje nigdy nie wpływają na prowadzone przez niego prace, szybko rozpiął
koszulę, uśmiechając się pod nosem na widok Cindy, która z uwagą zaczęła kontemplować
obrazek zawieszony na najbliŜszej ścianie.
– Proszę. – Wręczył jej zniszczoną koszulę, zadowolony, Ŝe zastosował się do rad
swojego taty, który twierdził, Ŝe męŜczyzna powinien zawsze mieć na sobie podkoszulek.
ZauwaŜył, Ŝe Cindy poczuła wyraźną ulgę na widok jego zakrytego torsu.
– Dostarczę ci ekwiwalent jak najprędzej – powiedziała. Machnął ręką, widząc Ŝe
wszelka dyskusja jest bezcelowa.
Nagle zdał sobie sprawę, Ŝe bardzo jej pragnie.
– Cindy – zaczął.
W jej szarozielonych oczach dojrzał popłoch. A więc i ona była świadoma, Ŝe między
nimi coś się dzieje. Wyobraził sobie, Ŝe trzyma ją w ramionach i całuje w usta. Nie! Wcale
sobie tego nie wyobraŜał. Trzymał ją w ramionach! Czuł jej oddech, miękkość warg i
koniuszek języka, którym dotykała jego ust. Pragnął, aby ta chwila trwała jak najdłuŜej.
Pocałował ją mocniej. Odpowiedź Cindy była na tyle gwałtowna, Ŝe Erykowi wróciło
poczucie rzeczywistości.
Oderwał się od niej z trudem i łapiąc powietrze, próbował uspokoić urywany oddech.
Cindy przygryzła nabrzmiałe usta i cofnęła się pół kroku.
– Nie chciałem tego – zaczął niezgrabnie i schylił się, Ŝeby podnieść koszulę leŜącą u ićh
stóp. – Ale poniewaŜ przez cały dzień walczyłem z pragnieniem, Ŝeby wziąć cię ramiona, nie
mógłbym teraz szczerze powiedzieć, Ŝe jest mi przykro.
– Walczyłeś? – powtórzyła cicho. – Dlaczego? Jesteś Ŝonaty?
– Nie. Nie jestem ani Ŝonaty, ani zaręczony. – Uśmiechnął się, ale zaraz spowaŜniał i
dodał: – Ale wciąŜ mam skrupuły. Nie powinniśmy... hm... angaŜować się zbyt mocno ze
względu na charakter mojej pracy.
Cindy wpatrywała się przez chwilę w nadpalony rękaw koszuli, a potem powoli uniosła
głowę.
– Postaram się, jeśli i ty się postarasz.
Eryk nie wierzył własnym uszom. Nie był jej obojętny! Nigdy nie narzekał na brak
kobiecego towarzystwa, ale nie pamiętał, Ŝeby podobne wyznanie sprawiło mu kiedykolwiek
aŜ taką przyjemność. I zanim zorientował się, co robi, zaproponował:
– MoŜe zjedlibyśmy jutro razem kolację?
Stropił się, słysząc śmiech Cindy. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
– Eryku, czy wiesz, Ŝe pytanie, które chciałam ci zadać przez cały wieczór, brzmi: „Czy
zechciałbyś jutro towarzyszyć mi podczas świątecznego przyjęcia, które wydajemy dla
wszystkich pracowników?”
Najpierw poczuł się absurdalnie zadowolony, ale juŜ po chwili zaczął zastanawiać się nad
konsekwencjami takiego zaproszenia.
– Czy powiedziałaś twoim podwładnym, dlaczego tu jestem? Nie chciałbym, Ŝeby
zaczęły się plotki o szefowej.
Cindy spojrzała na niego spod oka.
– Jak dotąd, nie widziałam potrzeby dzielenia się z personelem informacjami tego typu.
– A jeśli wszystko wyjdzie na jaw?
– Powiesz prawdę – wzruszyła ramionami – i zobaczysz, co inni z nią zrobią.
Na takim przyjęciu, przekonywał siebie Eryk, spotkam ją i resztę pracowników hotelu na
nieoficjalnym gruncie. Nie mówiąc juŜ o tym, Ŝe to najlepsza okazja sprawdzenia, ile
pieniędzy przeznacza się tutaj na rozrywki.
– Świetnie. Obowiązują stroje wizytowe, jak rozumiem? Kiwnęła głową i podeszła do
drzwi.
– WypoŜyczalnia jest dwie przecznice stąd, ale pozwól, Ŝe ja zapłacę za wszystko. Tylko
to mogę zrobić.
– To bardzo miło z twojej strony, ale mam własny smoking.
– Aha! – Odwróciła się zdumiona.
– O której zaczyna się przyjęcie?
– O ósmej. W barze. Ma trwać do północy.
Eryk postanowił nie zwracać uwagi na ostrzegawcze sygnały, które podsuwał mu rozum.
– Przyjdę po ciebie za kwadrans ósma – uśmiechnął się.
– Trwała? – Cindy z powątpiewaniem wpatrywała się w swoje odbicie. – Jest pani
pewna?
– Jasne, Ŝe tak. – Kamelia, nowa fryzjerka, pokiwała głową z takim przekonaniem, Ŝe jej
koński ogon podskoczył pod sufit. – Są dwa sposoby, Ŝeby proste i cienkie włosy wydawały
się puszyste. Po pierwsze, moŜna je ścieniować. To juŜ pani przerobiła. Po drugie, zrobić
trwałą. Potrzymamy piętnaście do osiemnastu minut. Według mnie tyle będzie w sam raz.
– To potrwa niecałe dwadzieścia minut? – ucieszyła się Cindy.
– TeŜ coś! Co najmniej godzinę będę nawijać ten bałagan na wałki. Potem jeszcze
suszenie.
Cindy zerknęła na Jerry’ego, jakby szukając jego aprobaty, ale stary fryzjer był tak zajęty
goleniem klienta, Ŝe. nawet nie podniósł głowy. Zwróciła się niepewnie do Kamelii:
– I co z tego wyjdzie?
– Puszysta, śliczna fryzura. Coś w rodzaju grubych, swobodnie układających się loków.
Sama pani zobaczy.
– Zawsze chciałam mieć kręcone włosy – rozmarzyła się Cindy. – Wieczorem idę na
przyjęcie i zaleŜy mi bardzo, Ŝeby dobrze wyglądać.
– Na nikogo innego nie będą patrzeć. – Fryzjerka nie mogła się doczekać. – Zaczynamy.
Cindy postanowiła bez szemrania znieść bolesne szarpanie. Wąskie pasma włosów
zostały nawinięte na wałki tak ciasno, Ŝe uniosły się jej kąciki ust. Patrzyła na swoje odbicie,
pewna, Ŝe nigdy nie wyglądała gorzej. PodkrąŜone oczy – efekt nie przespanej po
wczorajszych niepowodzeniach nocy – dopełniały efektu.
Podczas bezsennych godzin prześladowały ją obrazy Eryka Quinna. Ostatnim razem
podobnych sensacji doznawała chyba w okresie dojrzewania, w podstawówce, po tym, jak
najprzystojniejszy chłopak w klasie puścił do niej oko na lekcji algebry. Wprawdzie w szkole
ś
redniej posunęła się kilka kroków dalej, a na studiach rzuciła się, raz czy dwa, na całkiem
głęboką wodę, ale zawsze prześladowało ją pytanie, czy to na pewno jest to.
Teraz teŜ gryzła się, co będzie później. Pragnęła Eryka, ale w głębi duszy przygotowana
była na wielkie rozczarowanie. I jeszcze jedno. Mimo Ŝe wstydziła się powiedzieć to sobie na
głos, wzdrygała się na myśl o jego pracy, całym tym erotyzmie na sprzedaŜ. Gdyby matka
dowiedziała się, czym zajmuje się wybranek jej córki, zmarłaby prawdopodobnie na zawał.
– Prawie gotowe – zaśpiewała jej nad uchem radosna Kamelia.
Potem polała jej głowę śmierdzącym płynem.
– Proszę poczekać, aŜ roztwór wsiąknie we włosy. Za kilka minut przyjdę sprawdzić skręt
włosów.
W tej samej chwili w kieszeni Cindy zabrzęczał dzwonek.
– Cindy? Tu Amy – odezwał się zaniepokojony głos. – Czy mogłabyś przyjść na chwilę
do holu?
Cindy spojrzała w lustro.
– Jest mi to trochę nie na rękę. Czy to coś pilnego?
– Chodzi o Starka – szeptała Amy. – Ten nieznośny facet awanturuje się, Ŝe w jego
pokoju jest szczur. Chce rozmawiać tylko z dyrektorem hotelu.
– Zaprowadź go do pokoju śniadaniowego i poczęstuj kawą. Bezkofeinową. Zaraz
przyjdę.
Cindy spojrzała na Kamelię z przepraszającym uśmiechem.
– Czy moŜe pani zawinąć mi głowę ręcznikiem? Muszę wyjść na chwilę do recepcji.
Kamelia zmarszczyła brwi.
– Tylko Ŝeby to nie trwało długo – upomniała Cindy surowo, zawijając jej głowę w
jaskrawozielony ręcznik.
– Dziesięć minut, nie więcej – przyrzekła Cindy.
Jedną ręką podtrzymując ręcznik, z oczami wbitymi w podłogę pobiegła do holu, licząc
na to, Ŝe przemknie się, nie zauwaŜona przez nikogo. Sekundę później wylądowała na pupie i
zanim zdołała się zatrzymać, przejechała dobre dwa metry po śliskiej, marmurowej podłodze.
Spojrzała na buty człowieka, z którym się zderzyła, i natychmiast rozpoznała ich właściciela.
Z trudem powstrzymała przekleństwo. Co sobie tym razem pomyśli o niej Eryk?!
– Dzień dobry – usłyszała nabrzmiały śmiechem głos.
– Cześć – mruknęła, nie patrząc w górę.
– Nic ci się nie stało?
Kiedy pokręciła głową, wałki zastukały o siebie głucho.
– Przepraszam, Cindy. Nie zauwaŜyłem cię, chociaŜ teraz zachodzę w głowę, jak to było
moŜliwe.
– KaŜdy z nas ma w sobie coś z klauna. Eryk przykucnął tuŜ obok.
– Czy pozwolisz sobie pomóc? – zapytał, kiedy juŜ jego twarz znalazła się na poziomie
twarzy Cindy.
– Chyba wolałabym oklaski – odpowiedziała z nieszczęśliwą miną.
Eryk roześmiał się, a ona poczuła znajomy ucisk w Ŝołądku. Prezentował się bez zarzutu
w popielatych spodniach i szaro-fioletowej koszuli.
– No, juŜ! – Chwycił ją za rękę i postawił na nogi. – Czy to jakieś dalekowschodnie
przebranie? – zapytał, mierząc wzrokiem jej turban.
Wolała nie myśleć o estetycznych walorach zestawienia zielonego ręcznika i jej
szkarłatnej ze wstydu twarzy. Jedno jest pocieszające, uznała. Nie moŜe juŜ mnie zobaczyć w
gorszym stanie!
– Wywołano mnie z salonu fryzjerskiego – wyjaśniła.
– Więc nie będę cię dłuŜej zatrzymywać. Widzimy się przed ósmą, tak?
– Tak. Chyba Ŝe się rozmyśliłeś.
– No, to do zobaczenia.
W pokoju śniadaniowym Amy skakała wokół nadętego pana Starka. Uciekła, kiedy tylko
pojawiła się Cindy.
– Dzień dobry panu. Nazywam się Cindy Warren. Jestem dyrektorką tego hotelu.
– Widzieliśmy się juŜ dwa razy. Czy uwaŜa mnie pani za głupca?!
– Przepraszam. Oczywiście, Ŝe nie miałam nic takiego na myśli. Podobno zauwaŜył pan
w pokoju, hm... gryzonia?
– Szczura. – Stark poprawił nijaki, bordowy krawat i spojrzał na nią karcącym wzrokiem.
– Co pani ma na głowie?
– Byłam właśnie w salonie fryzjerskim. – Cindy zastanawiała się, ile razy jej nazwisko
zostało juŜ wymienione w raporcie Starka.
MęŜczyzna podniósł krzaczaste brwi z triumfalną miną.
– Przesiaduje pani u fryzjera w godzinach pracy?
– Tak rzadko wychodzę z tego hotelu, Ŝe moŜna uznać, iŜ pracuję tu dwadzieścia cztery
godziny na dobę. Załatwiam swoje prywatne sprawy niezbyt często i tylko wtedy, kiedy trafi
się wolna chwila.
– Wygląda pani jak cała reszta tych półgłówków, którzy włóczą się w dzikich kostiumach
po tym hotelu.
Cindy zagryzła zęby, Ŝeby nie wybuchnąć potokiem przekleństw.
– Przykro mi, Ŝe irytują pana niektórzy nasi goście. Zapewniam, Ŝe gry fabularne to
zupełnie nieszkodliwe hobby. – Odetchnęła głęboko kilka razy. – A co do zwierzęcia w
pańskim pokoju... Zaraz przyślę kogoś z obsługi, Ŝeby się tym zajął. I najmocniej
przepraszam.
Stark wydął policzki.
– UwaŜam, Ŝe naleŜy mi się jakaś rekompensata.
Cindy z największym trudem zmusiła się do przyjaznego uśmiechu.
– Wydam odpowiednie zarządzenia w recepcji, Ŝeby od pańskiego rachunku odliczono
koszty pobytu za jedną noc. Mam nadzieję, Ŝe ten incydent nie zepsuł panu pobytu w naszym
hotelu.
– To się juŜ stało – chrząknął znacząco i włoŜył na głowę kapelusz – kiedy dostałem na
ś
niadanie zwykłą droŜdŜówkę.
– Stark wyszedł, nie zamykając za sobą drzwi.
Cindy zmarszczyła brwi. Tak! Zapomniała zadysponować, Ŝeby przynoszono mu do
pokoju angielskie śniadanie. Nagle przypomniała sobie o włosach i co sił w nogach popędziła
do salonu, gdzie Kamelia czekała na nią, przestępując niecierpliwie z nogi na nogę.
– Miała pani wrócić dziesięć minut temu.
– Czy zrujnowałam sobie włosy? – Cindy usiadła cięŜko w fotelu.
– Nie wiem jeszcze. – Fryzjerka zdjęła jeden wałek. – Na szczęście bez utrwalacza trwała
nie jest trwała.
Zachwycona Cindy patrzyła na skręconą spiralkę, która opadła jej na czoło. Poszukała
wzrokiem Jerry’ego i rzuciła mu do lustra triumfalne spojrzenie. Ale Jerry tylko pokręcił
głową.
– Skręt jest trochę za mocny – mruknęła Kamelia ze zmarszczonym czołem.
Nie dla Cindy! Nareszcie miała, to o czym zawsze marzyła: kręcone włosy.
– Mnie się to podoba! – wykrzyknęła.
– W porządku. – Kamelia odkręciła buteleczkę utrwalacza.
– Skoro mają być kręcone...
Kiedy Cindy otworzyła drzwi, Manny tylko wytrzeszczył oczy.
– O... mój BoŜe! – wyjąkał po dobrej chwili. Potwierdził tym najgorsze przeczucia Cindy.
– Tak źle? – spytała wybuchnęła płaczem. Manny objął ją i pogładził po plecach.
– Dobrze, juŜ dobrze. Nie jest aŜ tak strasznie. Co się stało tym razem?
– Dałam się namówić na trwałą – łkała Cindy. – Ale musiałam wyjść. I trzymałam
roztwór na głowie za długo. A potem okazało się, Ŝe podczas trwałej włosy mogą się
odbarwić. Moje się odbarwiły i są pomarańczowe.
– Co na to Jerry?
– W ogóle się do mnie nie odzywa. Widząc, jak Manny marszczy nos, dodała:
– Nie miałam pojęcia, Ŝe to tak cuchnie.
– Dziś wieczorem powinnaś trzymać się z dala od ognia, bo moŜesz się zająć.
– Z czego wnoszę – parsknęła – Ŝe słyszałeś o małym incydencie, który wydarzył się
wczoraj wieczorem w restauracji.
– Dziś rano nastawiłem radio na „Wiadomości” Joela – zaśmiał się.
– Przypaliłam Erykowi Quinnowi koszulę. Manny cmoknął karcąco.
– Cindy, wiem, jak bardzo chcesz zobaczyć tego faceta nago, ale zapewniam cię, Ŝe tym
celu wcale nie musisz niszczyć jego garderoby.
– Kto mówi, Ŝe chcę zobaczyć go nago?
– Dobrze, dobrze. MoŜe to moja nadinterpretacja, ale przyznasz sama, Ŝe ile razy facet
jest w pobliŜu, ty tracisz kontrolę nad sobą.
– Manny, miałeś mi pomóc, nie dokuczać.
– To nie będzie łatwe zadanie. – Dotknął jej nastroszonego afro.
– Jedno jest załatwione – rozjaśniła się Cindy. – Mam z kim pójść na przyjęcie, a więc
jutro mam wolny dzień. Co prawda – uśmiech zamarł jej na ustach – umówiłam się z nim
przed trwałą.
– Ale po podpaleniu. Przynajmniej wiemy, Ŝe facet nie da się tak łatwo przestraszyć.
Pamiętaj tylko, Ŝeby włoŜyć suknię od Donny Karan.
– Tak uwaŜasz? Ma za wysokie rozcięcie.
– Na twoim miejscu ciachnąłbym dobre kilka centymetrów więcej. Będzie pasowała do
fryzury.
– Nie robisz mi Ŝadnych nadziei? Manny próbował objąć dłońmi jej włosy.
– Na wieczór potraktuj je mocnym Ŝelem i zaczesz do tyłu. Teraz trzeba je zakryć. Gdzie
twój szal?
– Przypomnij, Ŝebym opowiedziała ci później o szalu. – Podała mu zwitek Ŝółtego
jedwabiu, który wyjęła właśnie z szuflady. – Go za historia! – westchnęła, przeczesując włosy
palcami. – Jakbym nie miała dosyć kłopotów.
– Co się dzieje?
– Słyszałeś juŜ, Ŝe Stark vel Stanton zgłosił obecność szczura w pokoju?
– A jest w tym jakieś ziarno prawdy?
– Obsługa znalazła pod kaloryferem nadgryzioną kanapkę, ale szczura nie było.
– Mógł sam podrzucić jedzenie.
– Jasne. Jestem juŜ zmęczona jego wyskokami. Poza tym choinki wciąŜ nie ma. W
hodowli zrobili nas na szaro. Nie zdziwię się, jeśli przyślą nam jakiegoś drapaka w okolicach
Nowego Roku.
– Co? – Zirytowany Manny wziął się pod boki. – Czy mogę skorzystać z twojego
telefonu, kochanie?
– Ten ma zepsutą słuchawkę. Zadzwoń z sypialni.
– Wracam za minutkę.
Podczas jego nieobecności Cindy próbowała na róŜne sposoby udrapować na głowie szal.
Bez skutku. Zrezygnowana uznała, Ŝe najlepiej będzie uŜywać go jako welonu. Przynajmniej
nikt jej nie pozna.
– Choinka będzie za godzinę – obwieścił od progu zadowolony z siebie Manny.
– Jak to zrobiłeś? – Cindy wpatrywała się w niego w najwyŜszym zdumieniu.
– Znajomości. – Wzruszył ramionami. – Zadzwoniłem do tych palantów z hodowli,
rzuciłem kilka nazwisk i powiedziałem, Ŝe jeśli dzisiaj nie dostarczą nam superdrzewka,
napuszczę na nich gejowską mafię i siądzie im cała hurtowa sprzedaŜ kwiatów.
– Manny, nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobiła!
– Ja teŜ nie. – Sczesał jej grzywę do tyłu i związał w gruby ogon. Potem sięgnął po szal. –
A teraz opowiedz mi o coś o facecie; który zrobił z ciebie taką galaretę.
– Zajmuje się handlem – odpowiedziała od niechcenia.
– To juŜ mówiłaś. Czym?
– Co czym? – udała, Ŝe nie rozumie.
– Czym handluje? – Wzniósł oczy do nieba.
Cindy zdecydowała, Ŝe powie prawdę, bo Manny i tak wszystkiego się dowiadywał w
sobie tylko wiadomy sposób. Chrząknęła cicho.
– Artykuły rozrywkowe tylko dla dorosłych.
– Cooo? Zabawki dla sex-shopów!?
– Wszystko potrafisz strywializować. Ktoś to musi robić, prawda? – broniła się
nieprzekonywająco.
– Rozumiem i jestem mu wdzięczny, ale to wcale nie znaczy, Ŝe mogę powierzyć mu
swoją najlepszą przyjaciółkę. A swoją drogą – uśmiechnął się szeroko – chyba odpali mi
jakieś darmowe próbki.
Cindy dała mu kuksańca w bok.
– Samanta przekazała mi do ocenzurowania wszystkie rzeczy, które będą na Targach dla
dorosłych. Pod moim łóŜkiem stoi pudło. Pobuszuj sobie w nim.
– Masz to jak w banku.
Eryk wszedł do „Sama”. Małe karteczki przyklejone do popielniczek obwieszczały, Ŝe
dzisiejszego wieczora bar będzie czynny tylko do godziny ósmej ze względu na prywatne
przyjęcie. U Tony’ego, który patrzył na niego z jeszcze większą niechęcią niŜ wczoraj,
zamówił kanadyjskie piwo. Sięgając po papierosa, zdał sobie nagle sprawę, Ŝe zaczął palić
dokładnie wtedy, kiedy uznał, Ŝe jest zbyt zajęty, by grać na pianinie.
Zaciągnął się głęboko. Fuj, skrzywił się. Naprawdę powinien to rzucić. Te cholerne
papierosy dawno przestały mu smakować. Siedzący obok męŜczyzna w średnim wieku
spojrzał na niego i pokiwał głową.
– Papierosy nas zabijają. – Odsunął wymięty kapelusz, który leŜał pomiędzy nimi na
barze. – Ma pan jeszcze jednego?
Eryk pchnął paczkę w jego kierunku.
– Proszę.
MęŜczyzna zamówił duŜą szkocką, zapalił papierosa i wyciągnął rękę.
– Dzięki. Reginald Stark.
– Eryk Quinn.
– Miło pana poznać. – Stark rozejrzał się dookoła z niesmakiem i wskazał na grupę
Trekersów, którzy oglądali właśnie swój serial. – Jesteśmy chyba jedynymi ludźmi w tym
hotelu, którzy nie są przebrani.
– Jestem tu wyłącznie w interesach – zaśmiał się Eryk. – A pan?
– W podróŜy słuŜbowej. Handluję antykami. Zawsze zatrzymuję się w starych hotelach i
mam oczy szeroko otwarte. Zdarza mi się natrafiać na cenne przedmioty, które kupuję za
bezcen. Oni na ogół nie wiedzą, Ŝe posiadają jakieś cenne rzeczy. – Stark wydmuchiwał dym
prosto w nos Erykowi.
– Znalazł pan tu coś ciekawego?
– E, nie. Mają zupełnie niezłe meble, ale dzisiaj meble mnie nie interesują. – Zaśmiał się
urywanym, niemiłym śmieszkiem. – To miejsce jest bezcenne z innego powodu. Odkryłem,
Ŝ
e jeśli dobrze ponarzekać, dają ci róŜne rzeczy za darmochę.
Eryk pomyślał ze współczuciem o całym personelu, który dniem i nocą musi mieć do
czynienia z takim człowiekiem’.
– Ma pan jakąś forsę, Quinn? – zapytał Stark po dokładnym rozejrzeniu się na boki.
Eryk sięgnął po portfel.
– Znajdę dziesiątaka, o ile to panu wystarczy.
– Nie, człowieku. Ja mówię o prawdziwej forsie. Jest pewien interes do zrobienia.
– Interesy typu: Kupno-sprzedaŜ mnie nie interesują.
– To nie jest tak, jak myślisz, Quinn. Przypadkiem wiem o wielkiej forsie, która tylko
czeka na kogoś mądrego, kto ją zgarnie.
Co za namolny typ. Eryk zgasił swojego papierosa i zamierzał odejść, kiedy Stark
odezwał się z tajemniczą miną:
– Powiem panu, bo wydaje mi się pan uczciwym facetem.
– Rozejrzał się podejrzliwie jeszcze raz. – Chodzi o Ŝyrandol.
– śyrandol?
– Tak, wielki, kryształowy pająk z głównego holu.
– I co z nim?
– Wart jest fortunę. – MęŜczyzna wyjął z kieszeni zmiętą kartkę wyrwaną z jakiejś
ksiąŜki. – Niech pan sam zobaczy.
– Pokazał czarnobiałe zdjęcie Ŝyrandola z obszernym podpisem.
Ciekawość zwycięŜyła. Eryk przyglądał się uwaŜnie zdjęciu, słuchając wyjaśnień Starka,
– Najlepszy francuski kryształ. Podobno wykonano trzy takie Ŝyrandole. Tutaj wspominają o
dwóch. Podejrzewam, Ŝe trzeci wisi właśnie tam – wskazał palcem hol. – Brakuje mu jedynie
centralnego fragmentu.
– Tu piszą, Ŝe wart jest siedemset tysięcy dolarów.
– To stara ksiąŜka. Według mnie, teraz moŜna za niego dostać równy milion.
– Co?! – Eryk próbował przypomnieć sobie wycenę wartości hotelu, którą oglądał u
Harmona. Nie było tam Ŝadnej szczególnie wysokiej pozycji. – Chce mi pan powiedzieć, Ŝe
nikt inny o tym nie wie?
– Na to wygląda. Ja widzę to tak: jeśli masz, człowieku, z pięćset paczek, składam im
ofertę kupna.
– Jeśli ja mam pięćset tysięcy? – Eryk wytrzeszczył oczy.
– Jasne. Znam ludzi zainteresowanych czymś podobnym.
Potrzebna mi forsa na zakup Ŝyrandola z pierwszej ręki. Potem podzielę się z panem
zyskiem. O, ty skunksie, pomyślał Eryk.
– Przykro mi – powiedział – ale nie wchodzę w to.
– Twoja strata, bracie. – Stark wstał, wziął kapelusz i rzucił pieniądze na bar. – Dzięki za
papierosa. Do widzenia gdzieś tutaj.
Eryk teŜ juŜ wychodził, kiedy w barze pojawił się człowiek, który poczęstował ich
wczoraj cynamonowym likierem.
– Joel Cutter. – Wyciągnął rękę do Eryka. – Spotkaliśmy się wczoraj. Pan Quinn,
prawda?
– Tak. – MęŜczyźni uścisnęli sobie dłonie. – Mam nadzieję, Ŝe dzisiaj obeszło się bez
wypadków.
– Dzień się jeszcze nie skończył – zaśmiał się Joel. – Słyszałem, Ŝe przychodzi pan z
Cindy na nasze przyjęcie.
Eryk kątem oka zauwaŜył, jak Tony drgnął i obrzucił go ostrym spojrzeniem. Na
szczęście w barze zadzwonił telefon, więc został sam na sam z Joelem.
– Cindy jest świetnym kumplem – odezwał się Cutter ciepło. – I kocha ten hotel.
Poświęca mu cały swój czas, kosztem Ŝycia osobistego – o ile rozumie pan, co mam na myśli.
Eryk kiwnął głową, zastanawiając się, czy przypadkiem Joel nie chwali szefowej dlatego,
Ŝ
e jakimś cudem odkrył jego prawdziwe nazwisko. To był następny element pracy, którego
nie znosił: musiał podejrzewać wszystkich i wszystko.
– Joel! – Tony odwiesił słuchawkę i zaczął szybko odwiązywać fartuch. – Problemy w
holu. Cindy potrzebuje wszystkich, natychmiast.
– CzyŜby przybył Stanton?
Eryk drgnął nerwowo, kiedy usłyszał swoje nazwisko. A więc Cindy jeszcze im nie
powiedziała! Wydaje się, Ŝe oni wszyscy bardzo obawiają się jego przybycia.
– Nie, to nie Stanton. – Tony wyszedł zza baru, napinając mięśnie. – To choinka. Utknęła
we frontowych drzwiach.
– A nie mówiłem, Ŝe dzień się jeszcze nie skończył. – Joel spojrzał na Eryka.
– MoŜe przyda się wam dodatkowy ochotnik? – Eryk zsunął się ze stołka.
– Niech pan idzie. Nigdy nie wiadomo, kto jeszcze moŜe się przydać – zawołał Joel od
drzwi.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
W głównym holu panował totalny chaos. Szczyt wielkiej, ponad czterometrowej choinki
znajdował się w holu, natomiast druga część leŜała na chodniku oraz blokowała jeden pas
ruchliwej jezdni przed hotelem. Goście, zachwyceni niespodziewaną atrakcją, fotografowali
całe widowisko.
Manny stał na zewnątrz, wymachując rękami i miotając gromy na brygadę transportową.
W środku pracownicy techniczni z bezradnymi minami i rękami w kieszeniach patrzyli
wyczekująco na Cindy, która gorączkowo próbowała coś wymyślić.
Najpierw wysłała na ulicę kogoś z ochrony, Ŝeby kierował ruchem samochodów, które
musiały objeŜdŜać pień choinki. Uczyniła to równieŜ ze strachu, Ŝe Manny z wściekłości
zrobi komuś krzywdę.
– Pani Warren, w jaki sposób mogę opuścić to miejsce? Cindy przymknęła oczy i z
trudem stłumiła złość. Potem odwróciła się w stronę zniecierpliwionego pana Starka.
– Przepraszamy za nieprzewidziane trudności – wycedziła. – Boczne wyjście jest z tyłu,
obok wind.
– Wychodzę kupić pułapkę na szczura. – Stark uśmiechnął się kwaśno.
Cindy westchnęła z ulgą, kiedy w jej polu widzenia pojawiła się Amy w białej,
antyalergicznej maseczce na ustach i nosie. Widać było, Ŝe nie jest zachwycona, kiedy
zorientowała się, dlaczego Cindy ją woła.
– Amy, bądź tak miła i zamów panu Starkowi taksówkę na koszt hotelu i podprowadź go
do bocznego wyjścia.
Mina Starka złagodniała nieco, ale nie na długo, gdyŜ Amy, odprowadzając go do drzwi,
zrobiła mu krótki wykład na temat fenomenu medycznego pod nazwą Christmasitis, którego
objawy zdefiniowano dopiero niedawno. Nadpobudliwość oraz przykre dla otoczenia
zachowanie ofiar tej przypadłości bierze się z ich fizjologicznej nadwraŜliwości na zapach
ś
wierka, Ŝele do włosów...
Cindy wolała dłuŜej tego nie słuchać.
– Co się stało? – Joel zahamował gwałtownie tuŜ przed jej nosem.
Byli z nim Tony, Samanta i – ku jej wielkiej konsternacji – Eryk Quinn.
– Pękła plastikowa siatka, którą obwiązana była choinka, i gałęzie rozłoŜyły się dokładnie
w drzwiach. Teraz nie da się jej przepchnąć ani w jedną, ani w drugą stronę.
– Pytam, co stało się z twoimi włosami.
Joel tak wytrzeszczał na nią oczy, Ŝe miała ochotę go uderzyć. – Są takie jakieś...
pomarańczowe.
– Wydaje ci się w tym świetle – rzuciła przez ściśnięte zęby.
– Masz jakiś plan? – włączył się Eryk z rozbawioną miną.
– RozwaŜam pomysł ostrzyŜenia się na łyso.
– Pytam o świerk. – Eryk popatrzył na niepewne miny Cindy i wszystkich jej
pracowników.
Podszedł do drzewka i za chwilę odwrócił się triumfalnie.
– Zadzwoń po głównego inŜyniera. MoŜe da się usunąć panele podtrzymujące drzwi.
– Świetny pomysł – zgodziła się. – Nie da się. ich usunąć. Wiem, bo juŜ do niego
dzwoniłam.
– W takim razie – rozłoŜył ręce – trzeba przeciąć świerk na pół.
– Minichoinka w tym ogromnym holu! Jak to będzie wyglądać?!
– Cindy, to tylko drzewko. Postoi tu nie dłuŜej niŜ trzy tygodnie, a potem i tak wyląduje
na jakimś śmietniku.
Co za bezduszny pragmatyzm! Najwyraźniej nie udało się jej ukryć swoich uczuć, bo
Eryk zaśmiał się pod nosem:
– Cindy, to tylko mój prywatny pogląd.
– Widzę, Ŝe potrzebujesz sporej dawki świątecznego nastroju. – Pogroziła mu palcem jak
małemu chłopcu. Potem odwróciła się energicznie i zawołała: – Joel, będą nam potrzebne
wszystkie robocze rękawice, jakie mamy w hotelu. Spróbujemy odginać gałęzie jedną po
drugiej i wpychać choinkę po centymetrze. Nawet z kilkoma połamanymi gałęziami będzie
lepsza niŜ przecięta na pół.
Rozbawione spojrzenie Eryka zalśniło niewiarygodnym błękitem. Zachwycona Cindy
przełknęła ślinę. Na szczęście pojawił się Joel z rękawicami. Cały personel i kilkoro gości
ustawiło się wokół świerka, słuchając wskazówek Manny’ego, który przepchał się do środka i
samowładnie obwołał się liderem grupy.
Eryk znalazł sobie miejsce naprzeciwko Cindy. Nie miała pojęcia, czy stało się to
przypadkiem, czy zrobił to celowo. Cały czas ukradkowo spoglądała w jego stronę, z trudem
koncentrując się na poleceniach Manny’ego.
– Nie pchajcie, dopóki nie powiem. Raz... Dwa... JuŜ!
Choinka przesunęła się o kilka centymetrów, a Cindy powróciła na swój punkt
obserwacyjny, podniecona myślą, Ŝe za sześć godzin spędzi wieczór z najseksowniejszym
męŜczyzną, jakiego kiedykolwiek znała. I nie tylko to. Eryk miał poczucie humoru, świetny
gust, przyzwoitą pracę.
– Uwaga! – krzyknął Manny. – Trzymać ją, Ŝeby się nie odwróciła.
No, moŜe „przyzwoity” nie było najstosowniejszym określeniem. Pewną pracę, brzmiało
odpowiedniej. Bo co na świecie moŜe być pewniejszego od seksu?
– Mamy ją!
Rozległ się zbiorowy okrzyk satysfakcji, a potem oklaski i wiwaty. Choinka leŜała na
marmurowej podłodze w holu!
– A teraz – roześmiał się Eryk – musisz rozdać wszystkim swoim robotnikom papierosy.
Powinien częściej się śmiać, uznała. Bardzo mu z tym do twarzy. Mimo gwaru i
rozgardiaszu dookoła, Cindy miała dziwne uczucie, Ŝe jest z nim sam na sam. Sam na sam z
męŜczyzną, który w alarmująco krótkim czasie poruszył jej uczucia, jak nikt dotąd.
– A nie lepiej rzucić palenie? – Nic lepszego nie przyszło jej do głowy.
– Nie muszę palić. Bylebym miał czymś zajęte ręce. Cindy wyprostowała się. Do diabła z
grzecznymi odzywkami. Właśnie teraz miała ochotę trochę poflirtować.
– A co zrobisz – ściszyła głos – jeśli ci powiem, Ŝe mam coś, co zajmie równocześnie
twoje ręce i twoje usta?
– Powiem, Ŝe jesteśmy w miejscu publicznym. – Rozejrzał się wokół.
– To trudno. Wracam do pracy, bo pojawili się dekoratorzy.
– Poczekaj! – zawołał, łapiąc ją za rękę. – Musisz mi powiedzieć, co to takiego!
– Powiem, Ŝe chodzą ci po głowie same brudne myśli – zaśmiała się, wyciągając z
kieszeni paczkę landrynek. – KaŜdy, kto rzuca palenie, powinien je mieć przy sobie. To znana
sprawa. – Podała mu słodycze. – Do zobaczenia wieczorem. I dziękuję za pomoc przy
choince.
– A ja dziękuję za potęŜną dawkę świątecznego nastroju. Kiedy Cindy była w pobliŜu,
wszystkie argumenty za tym, Ŝeby nie ciągnąć ich znajomości, brały w łeb. Chciał mieć ją
stale w zasięgu wzroku i zupełnie nie rozumiał, skąd brało się w nim to pragnienie.
Patrzył, jak odchodzi. W świetle kryształowego Ŝyrandola jej czerwonawe włosy rzucały
metaliczne blaski. Eryk popatrzył w górę i po raz pierwszy od dłuŜszego czasu pomyślał o
ojcu. Na pewno byłby zachwycony pracą rzemieślników, którzy obrabiali te kryształy. MoŜe
powinien wysłać mu pocztówkę ze zdjęciem Ŝyrandola i kilkoma serdecznymi zdaniami?
ś
eby wiedział, Ŝe syn o nim myśli. I Eryk, dziwnie rozradowany, powędrował do siebie.
Reszta popołudnia minęła Cindy w radosnym podnieceniu. Koniec kłopotów! Nic złego
nie moŜe juŜ się zdarzyć. Dekoratorzy – nieco ekscentryczni, choć mili – obiecali, Ŝe do rana
zamienią choinkę w prawdziwe dzieło sztuki. Pan Stark został namówiony na wieczorną
wyprawę do teatru – oczywiście na koszt hotelu – i nie było obawy, Ŝe zgorszy się
wieczornym przyjęciem dla personelu.
Kiedy zajrzała do baru, Joel przywitał ją wzniesionym do góry kciukiem. Na
podwyŜszeniu, na którym zwykle stało pianino, Jerry wieszał kolorowe lampki. Cindy
podeszła pod podium.
– Jerry! – Spojrzała w górę. – Nadal jesteś na mnie wściekły?
– To twoje włosy, nie moje – burknął, nie spojrzawszy nawet na nią.
– Nie martw się. Odrosną.
– O ile wcześniej nie wypadną.
– Wtedy wszyscy zobaczą, Ŝe mam ładny kształt czaszki.
– Nawet z głową jak szczotka klozetowa umiesz zwabić ptaszki z drzewa – roześmiał się
w końcu i zszedł z drabiny.
– Cieszę się, Ŝe mi nareszcie darowałeś. Co zrobiliście z pianinem?
– Stoi w sali obok. Znalazłem tam sztuczną jemiołę. Powieszę ją pod sufitem, dobrze?
– Broń BoŜe. W zeszłym tygodniu przyszedł faks z centrali. Odgórnie zabroniono
wieszania jemioły na pracowniczych przyjęciach.
– Do tej pory nie przejmowałaś się ich instrukcjami.
– NajwyŜsza pora zacząć. „Nie” dla jemioły.
– Powiedz prawdę: boisz się, Ŝe ktoś cię złapie pod jemiołą?
– Nie.
– Aha. Boisz się, Ŝe nikt cię nie złapie! – Uśmiechnął się szeroko.
– Jerry! Nie zniŜę się do odpowiedzi na takie pytanie.
– Przychodzisz dzisiaj Ŝ młodym Quinnem, tak?
– Jerry, on wcale nie jest młody. – Cindy popatrzyła na niego badawczo.
– Skąd wiesz?
– Kamelia powiedziała mi o tym z samego rana.
– Ale ja widziałam ją pierwszy raz w Ŝyciu dziś rano, kiedy robiła mi tę koszmarną
trwałą.
– Dowiedziała się od pucybuta.
– Nie do wiary. – Cindy pokręciła głową. – A zresztą niewaŜne. Grunt, Ŝe mamy
fryzjerkę.
Stary fryzjer popatrzył na nią z ukosa.
– A co? Nie mamy?
– Uciekają jedna po drugiej. Z twojego powodu. Przynosisz im pecha.
– I co zrobimy? Jerry, gdybyś tylko zgodził się czesać kobiety... Czy wiesz, jakie miałbyś
napiwki?
– Nie. MęŜczyzn łatwo zadowolić. Wystarczy machnąć noŜyczkami raz czy dwa,
wyrównać wąsy, usunąć włosy z ucha i juŜ są szczęśliwi. A kobiety? Nie, dziękuję.
– Muszę iść. Trzeba ściągnąć nową fryzjerkę.
– Cindy! – Jerry zerknął znacząco na zegarek. – Jeśli chcesz olśnić wszystkich facetów na
przyjęciu, powinnaś się zbierać.
– Myślisz, Ŝe trzeba mi aŜ tyle czasu? – udała obraŜoną. Zupełnie niespodziewanie Jerry
objął ją i powiedział powaŜnie:
– Daj sobie trochę czasu na odpoczynek, dobrze? Postaraj się raz nie myśleć o tym starym
hotelu. A wieczorem baw się dobrze z tym młodym człowiekiem. – Podnosząc wysoko
jemiołę, wyszczerzył białe zęby. – A ja juŜ znajdę odpowiednie miejsce, Ŝeby to powiesić.
– Ty naprawdę uwziąłeś się, Ŝeby ściągnąć na mnie kłopoty. – Dała mu kuksańca w bok.
– Do zobaczenia wieczorem.
Mimo rad Jerry’ego Cindy wylądowała w swoim mieszkaniu dopiero o szóstej. Zjadła
jabłko i powtarzając pod nosem wszystkie instrukcje Manny’ego, weszła do łazienki.
Rozwiązała włosy, które natychmiast stanęły na sztorc. Chyba dotykam nimi sufitu,
mruknęła, stając pod prysznicem. Manny kazał jej umyć głowę dwa razy, Ŝeby rozprostować
trwałą i usunąć wstrętny zapach. Później miała wetrzeć we włosy gęstą odŜywkę, którą jej
dostarczył.
Po kąpieli owinęła głowę ręcznikiem. Nie mogła się zdobyć, Ŝeby od razu usiąść przed
lustrem. Wtarła w skórę perfumowany balsam, znaleziony gdzieś na dnie szuflady, ogoliła
nogi i dopiero wtedy podeszła do lustra. DrŜącymi rękami odsłoniła głowę. Mocno skręcone
loczki sterczały na wszystkie strony. Nawet mokre, łyskały podejrzanie miedzianym kolorem.
Cindy jęknęła i otworzyła kosmetyczkę, równieŜ przyniesioną przez Manny’ego.
Wewnątrz znalazła całą masę spinek i Ŝeli, czarną siateczkę, która wyglądała jak mały hamak,
oraz kartkę z dokładną instrukcją. Westchnęła i zaczęła czytać.
Po trzydziestu minutach wytęŜonych starań udało się jej wyprostować większość loków,
które sterczały teraz wokół jej głowy jak dziwaczny, egzotyczny kapelusz. Powoli smarowała
je Ŝelem i zbierała w koński ogon. Zgodnie z rysunkiem dostarczonym przez Manny’ego
umocowała na ogonie siatkę i mocno zawiązała. Koniec, westchnęła z ulgą i uśmiechnęła się.
Nie wyglądało to wcale źle.
Teraz przyszła kolej na makijaŜ. „Musisz mocno podkreślić oczy!” polecił jej Manny
surowo. Posykując z bólu, wyrównała pęsetą linię brwi, a potem wzięła do rąk zalotkę. Oparła
łokieć o toaletkę i patrząc w powiększające lusterko, ostroŜnie chwyciła rzęsy w małe szczęki
i ścisnęła rączki. Nagle w sypialni odezwał się dzwonek. Cindy drgnęła przestraszona i łokieć
obsunął się jej z blatu. Poczuła ból tak ostry, Ŝe z oczu polały się jej łzy. Przyciskając dłonią
powiekę, pobiegła odebrać telefon.
– Cindy, to ja, Manny. Mam dla ciebie specjalną przesyłkę. Czy mogę przywieźć ją na
górę?
– Jaką przesyłkę?
– Niespodzianka.
Cindy spojrzała na zalotkę i jęknęła, tym razem z przeraŜenia, widząc przylepione do niej
dziesiątki wyrwanych rzęs.
– Dobra, przywieź.
Pełna najgorszych przeczuć wróciła do toaletki i przysunęła twarz do lustra. Jej lewa
powieka była niemal całkiem łysa. Dziwne, ale nigdy nie przypuszczałam, myśli w
zwolnionym tempie przelatywały jej przez głowę, Ŝe rzęsy tak bardzo wpływają na wygląd
ludzkiej twarzy...
Dopiero po Miku sekundach dotarło do niej, co się stało. Zakryła twarz rękami. Musi
zaraz zadzwonić do Eryka i wszystko odwołać. A zobowiązania wobec personelu? Trudno! Z
połową rzęs nie moŜe przecieŜ pokazać się nikomu!
Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, sprawdziła przez dziurkę od klucza, czy to na pewno
Manny.
Wszedł, trzymając w rękach mały wazon z piękną kompozycją róŜ i lilii, między które
wetknięty był bilecik.
– A to co? – krzyknęła.
– Nie czytam cudzych liścików, ale mogę się załoŜyć, Ŝe to bukiet od twojego
olśniewającego kawalera. – Manny poszedł za nią do pokoju. – Włosy wyglądają świetnie.
– Z twojego tonu wnioskuję, Ŝe nie bardzo wierzyłeś, iŜ coś da się z nimi zrobić –
powiedziała Cindy z nosem w kwiatach. – Podobasz mi się w smokingu – dodała.
– Dziękuję. I co? Miałem rację? – zapytał, widząc, Ŝe czyta bilecik.
„Zawczasu dziękując za miły wieczór. Eryk” napisał na karteczce wyrobionym,
pochyłym charakterem pisma. Cindy podniosła głowę z uszczęśliwioną miną.
– Cindy! Twoje oko! Co ty zrobiłaś z rzęsami? – wymamrotał Manny. – Zalotka, tak?
Kiwnęła jedynie głową. Dlaczego tylko jej przytrafiają się takie straszne rzeczy?
– Niebezpieczne narzędzie w rękach nerwowej kobiety – mruknął.
– Wcale nie jestem nerwowa.
– Nie? – Popatrzył na nią znacząco.
– Dobra. Trochę nerwowa. Drgnęła mi ręka, kiedy zadzwonił telefon. Co ja teraz zrobię?
– Odrosną.
– Mówię o dzisiejszym przyjęciu.
– Sztuczne.
– Jak to sztuczne? Przyjęcie?
– Sztuczne rzęsy!
– Nie mam.
– Kończ makijaŜ i ubieraj się. Oczu nie ruszaj. – Manny juŜ był przy drzwiach. – Zaraz
wracam.
Kiedy Cindy została sama, znowu zanurzyła twarz w kwiatach. Podobało się jej, Ŝe Eryk
jest tak uprzedzająco grzeczny. Oczywiście, musiał zdawać sobie sprawę, Ŝe Cindy jest nieco
skrępowana jego profesją, stąd to wszystko.
Powoli kończyła robić makijaŜ. Jeszcze tylko puder i szminka. Zdecydowała się na
najbardziej jaskrawy odcień, jaki udało się jej znaleźć w kosmetyczce. Malując wargi,
przypomniała sobie wczorajszy pocałunek. Przymknęła oczy, przywołując w pamięci smak
ust Eryka i drŜenie, które poczuła, kiedy ujął dłońmi jej twarz.
Jeszcze kilka dni temu mogłaby przysiąc, Ŝe nic nie zdoła oderwać jej od problemów
związanych z hotelem. I co? W tak trudnym czasie pozwoliła zawrócić sobie w głowie. I
bardzo dobrze! Dzięki temu nie wpadała w panikę na widok okropnego Starka Stantona, a
nawet skuteczniej pacyfikowała jego pretensje.
Spojrzała na zegarek. Prawie wpół do ósmej! Szybko włoŜyła czarną, wąską suknię.
Obejrzała w lustrze swoją górną połowę, a potem wdrapała się na łóŜko, Ŝeby obejrzeć dół.
– Muszę w końcu zainwestować w duŜe lustro – mruknęła, wkładając zamszowe pantofle.
Kończyła malować paznokcie, kiedy wrócił zdyszany Manny. JuŜ w progu wręczył jej
pudełeczko. ze sztucznymi rzęsami.
– Nie mam czasu ich przyklejać. – Machnęła ręką zrezygnowana. – Eryk będzie tu za
piętnaście minut.
– Jak chcesz. – Manny rozłoŜył ręce. – Ale pomyśl: nie będziesz miała czym zatrzepotać,
kiedy juŜ staniesz z nim twarzą w twarz u niego w pokoju.
– Chyba nie myślisz, Ŝe zaprosi mnie do siebie? Manny zaśmiał się i wskazał palcem
bukiet.
– Czy takie kwiaty mówią: „O pani, dobranoc. Do zobaczenia, do jutra. „? Czy moŜe
raczej „Mam ochotę schrupać cię całą, maleńka.”?
– Naprawdę tak uwaŜasz? – Poruszyła palcami, Ŝeby lakier szybciej wysechł. – W takim
razie zabieraj się do roboty.
– Daj mi pięć minut. – Manny wyjął z pudełka buteleczkę przezroczystego płynu.
Po chwili Cindy zatrzepotała na próbę rzęsami, próbując przyzwyczaić się do ich cięŜaru.
– Nigdy jeszcze nie nosiłam czegoś takiego – powiedziała.
– Szybko się przyzwyczaisz – pocieszył ją Manny i widząc jej zdziwione spojrzenie,
pośpiesznie dodał: – Tak mi przynajmniej mówiono.
Rozległo się pukanie do drzwi.
– Idź do sypialni i skończ makijaŜ. Ja zajmę się twoim panem Quinnem. Nie zapomnij
nałoŜyć swoich szklanych kolczyków.
– Jestem wrak – zaśmiała się nerwowo Cindy. – Twoja ostatnia rada?
Manny udawał, Ŝe się zastanawia.
– Postaraj się nie zniszczyć temu facetowi następnej części garderoby, kiedy będziesz
rozbierać go dziś w nocy – odpowiedział z powaŜną miną.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Pukając do drzwi na piętnastym piętrze, Eryk czuł się jak nastolatek, który zabiera na
randkę swoją pierwszą dziewczynę. Zdawał sobie sprawę, Ŝe Cindy pociąga go coraz
bardziej, a od czasu epizodu z choinką z trudem udawało mu się o niej nie myśleć.
Równocześnie jednak z kaŜdą wspólnie spędzoną minutą rosły jego rozterki.
Po południu z trudem zmusił się do pracy. Tym razem sprawdzał piętra, na których
znajdowały się pomieszczenia konferencyjne, i odkrył rzeczy nie bardzo licujące z powagą
hotelu. Na przykład trzy toalety na jednym z korytarzy oznaczone były napisami: „Panie”,
„Panowie” oraz „Inni”. Straszne. A sale posiedzeń, zamiast mieć normalne, stateczne nazwy,
odpowiadające randze miejsca, nazywały się Pokój Nadprzyrodzonych Zjawisk lub Komnata
Czwartego Wymiaru.
Sprawdził takŜe księgę inwentarzową. Wartość Ŝyrandola oszacowano na sensownie
brzmiącą sumę dwudziestu ośmiu tysięcy dolarów. Mimo to wysłał do ojca pocztówkę: Tato,
moŜe mógłbyś wyszperać dla mnie jakieś informacje o Ŝyrandolu, który jest na odwrocie?
Prawdopodobnie francuski, z lat dwudziestych. Zadzwonią niedługo. Pozdrowienia.
Drzwi się otworzyły i, ku swojemu zdziwieniu, Eryk zobaczył w progu Manny’ego.
Ogarnęło go nieracjonalne uczucie zazdrości, tym silniejsze, Ŝe na policzku Olivera dostrzegł
ś
lad szminki. CzyŜby tych dwoje rzeczywiście coś łączyło? Byłoby to co najmniej dziwne,
sądząc z reakcji Cindy na jego pocałunek. Chyba Ŝe z całą premedytacją próbowała go
wczoraj wykorzystać.
– Proszę wejść. Cindy będzie gotowa za minutę. – Manny z oficjalnym uśmiechem
zaprosił go do środka. – Świetny smoking – dodał.
– Dziękuję. Pański takŜe. – Zaległa cisza, którą na szczęście przerwało pojawienie się
Cindy.
– Jestem gotowa!
Erykowi zaparło dech w piersiach z zachwytu. Cindy miała na sobie wąską, czarną suknię
skromnie zakrywającą dekolt i ramiona, ale doskonale podkreślającą kształty, zamaskowane
dotąd zielonoszarym mundurkiem, który nosiła w pracy. JuŜ wcześniej domyślał się, Ŝe pod
Ŝ
akietem mogą kryć się nieodgadnione skarby. Przypuszczenia potwierdziły się z nawiązką:
szczupła talia, piękny biust i lekko zaokrąglone biodra były bez zarzutu. W wysokim
rozcięciu mignęła mu długa, zgrabna noga w błyszczącej, czarnej pończosze.
Popatrzyli na siebie. Cindy była piękna. Nowa fryzura uwydatniła delikatne rysy jej
twarzy i wielkie zielonoszare oczy ocienione grubymi rzęsami. Z małych uszu zwisały długie,
szklane kolczyki. Mrugnęła do niego niespodziewanie, a on uśmiechnął się, ale nie był w
stanie wyjąkać ani słowa.
– Cindy zachwyciła się kwiatami, które od pana dostała – zaczął Manny. – Kocha białe
róŜe, prawda, szefowo?
Nie odpowiedziała. Wydawało się, Ŝe nie usłyszała pytania. Eryk wpatrywał się w
błękitną Ŝyłkę pulsującą na jej szyi i nawet nie miał zamiaru otworzyć ust. Manny
odchrząknął.
– Chyba was tu zostawię, dzieci. Tylko nie zagadajcie się na śmierć.
Zamykane drzwi trzasnęły cicho, a oni wciąŜ patrzyli na siebie bez słowa.
– Cześć. – Eryk odezwał się pierwszy. – Wyglądasz wspaniale.
– Cześć. Ty teŜ. Dziękuję za piękne kwiaty oraz miły liścik.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Idziemy? Kiwnęła głową i odwróciła się, by sięgnąć
po torebkę. Eryk poŜerał wzrokiem nagie plecy Cindy, próbując wyobrazić sobie rozkosz,
jakiej doznałby, przesuwając palcami po jej skórze. Z wysiłkiem oderwał od niej oczy i
zmusił się do zachowania spokoju. Patrzył w drugą stronę, kiedy ona, równieŜ bez słowa,
mijała go w drzwiach. Dopiero w windzie napięcie między nimi zelŜało. Eryk gorączkowo
poszukiwał jakiegoś neutralnego tematu do rozmowy i ostatecznie zdecydował się załatwić
przynajmniej jeden z nurtujących go problemów.
– Cindy – zaczął. – Kiedy dzisiaj wciągaliśmy do holu choinkę, zauwaŜyłem wasz
niezwykły Ŝyrandol. Musi mieć sporą wartość.
– Dla wszystkich, którzy tu pracują, ma wielką wartość emocjonalną. – Ledwo
dostrzegalnie wzruszyła ramionami.
– Myślałem, Ŝe to cenny zabytek – próbował wyciągnąć od niej coś więcej.
– To kopia, ale prawdopodobnie moŜna juŜ uznać ją za zabytek.
– Kopia?
– Tak. Oryginał został przywieziony z Francji. Podobno do Ameryki w latach
dwudziestych trafiły trzy takie egzemplarze: do nas, do hotelu w Chicago oraz do
luksusowego domu towarowego w Beverly Hills. Niestety – uśmiechnęła się smutno –
podczas drugiej wojny wszystkie trzy zostały zastąpione zwykłymi szklanymi replikami, a
oryginały darowano na wspomoŜenie funduszu wojennego.
Winda zatrzymała się na parterze.
– Przykro mi, Ŝe musiałam przekłuć szklaną bańkę pańskich złudzeń, panie Quinn.
A więc wciąŜ w to grała... A moŜe nie uŜywała nazwiska Stanton w obawie, Ŝeby nie
usłyszał tego nikt z personelu?
– Panie Quinn? A gdzie podział się Eryk? – zapytał, biorąc ją pod ramię, gdyŜ stanęli
właśnie u wejścia do baru.
Ze środka dobiegał gwar i dźwięki muzyki.
– Pora wchodzić, Eryku. – Uśmiechnęła się.
Wszystkie głowy odwróciły się w ich stronę. Zdziwione spojrzenia i podniesione brwi
utwierdziły Eryka w przekonaniu, Ŝe nieczęsto widywano szefową w towarzystwie obcych
męŜczyzn. Wkrótce otoczył ich wianuszek ludzi. Wszyscy ściskali sobie ręce, Cindy
przedstawiano współmałŜonków, ona zaś przedstawiała swojego towarzysza po prostu jako
„Eryka”.
Eryk pod pretekstem pójścia po drinki opuścił towarzystwo i przepchał się do baru. Na
stołku przy barowej ladzie królował Jerry w ciemnoszarym garniturze i imponująco
czerwonym krawacie.
– Jesteś sam, Jerry? – zapytał Eryk, przekrzykując hałas.
– Tak.
– A mówiłeś, Ŝe jesteś Ŝonaty.
– Byłem Ŝonaty. Teraz mam okres pomiędzy Ŝonami – sprostował Jerry i spoglądając z
ukosa na oniemiałego Eryka, zapytał. – Pewnie pan i pani Cindy macie wielkie plany na
jutro?
– Na jutro? – Eryk zmarszczył brwi, zmieszany.
– Skoro dzięki panu ma dzień wolny, wyobraŜam sobie, Ŝe chcecie spędzić go razem.
– Dzięki mnie?
– Nie powiedziała panu? Joel Cutter załoŜył się, Ŝe Cindy nie znajdzie sobie partnera na
dzisiejsze przyjęcie. Obiecał, Ŝe jeśli ona przyjdzie z kimś, on zastąpi ją jutro w pracy. – Jerry
poklepał Eryka po plecach. – Musiała bardzo potrzebować wolnego dnia.
A więc Cindy wykorzystała go, Ŝeby wygrać zakład! Eryk poczuł się dotknięty.
– Nie martw się tak, synu. Jestem pewien, Ŝe ona trochę cię lubi.
Eryk zademonstrował najbardziej obojętną minę, na jaką mógł się zdobyć, wziął kieliszki
i zaczął znowu przepychać się przez tłum. Podchodząc do Cindy, poczuł falę podniecenia.
Dlaczego ma się bronić? Była piękna, inteligentna i bardzo seksowna.
I zakazana, mruknął pod nosem. Przełknął spory łyk zimnego rumu z colą, Ŝeby ostudzić
swoje zmysły. Pocieszał się myślą, Ŝe jeśli Cindy zaprosiła go, Ŝeby wygrać zakład, to nie
miała zamiaru podstępnie wpływać na jego decyzje dotyczące hotelu.
– Słyszałem historię o jakimś zakładzie – zagaił, wręczając jej kieliszek.
– Zakładzie? – Cindy zaczerwieniła się po korzonki włosów.
– Podobno jestem wart jeden wolny dzień – droczył się z nią.
– To była tylko zabawa między przyjaciółmi – wyjąkała zdesperowana.
– I o co się załoŜyliście?
– Jeśli wygram, Joel przejmuje jutro wszystkie moje obowiązki. Jeśli przegram, przez
miesiąc ma moje miejsce na parkingu.
– A ja myślałem, Ŝe mnie lubisz.
– Bardzo lubię – odparła spontanicznie i zaraz zaczerwieniła się znowu. – Kiedy cię
zapraszałam, nie pamiętałam wcale o zakładzie.
– W takim razie – wziął ją za rękę i poprowadził na parkiet – musimy porozmawiać o
jakiejś rekompensacie dla mnie.
Z głośników płynął wolny walc.
– Fatalnie tańczę – przyznała się.
– Po prostu daj się prowadzić.
ZadrŜała, czując jego rękę na swoich odkrytych plecach.
1 bojąc się, Ŝe zdradzi ją jej własne ciało, przez cały taniec utrzymywała między nimi jak
największą odległość, – A więc – odezwał się Eryk niskim głosem – porozmawiajmy o jutrze.
– O jutrze? – Cindy walczyła z pragnieniem oparcia głowy na jego ramieniu.
Pachniał tak pięknie. I tak pięknie się poruszał.
– Skoro to dzięki mnie masz jutro dzień wolny, uwaŜam, Ŝe mam prawo do jego części.
– Co masz na myśli? – udawała, Ŝe nie rozumie, chociaŜ w duchu gubiła się w słodkich
przypuszczeniach.
– Najpierw się wyśpimy... Zgubiła krok i nadepnęła mu na palec.
– Auu!
– Przepraszam. Ja naprawdę nie umiem tańczyć. Czy to miało znaczyć, Ŝe chce spać z
nią?!
– ... bo nie ma potrzeby wychodzić za wcześnie – ciągnął jakby nigdy nic.
– Ja mam zamiar kupić prezenty świąteczne. – Cindy udało się uspokoić oddech. –
Niezbyt ciekawe zajęcie:
– Ale za to w ciekawym towarzystwie. Zresztą nie będziesz robić zakupów przez cały
dzień.
– Nie. Myślałam o tym, Ŝeby przespacerować się mostem Golden Gate. To mi zawsze
dodaje energii. O tej porze roku nie ma mgły i widoki są naprawdę wspaniałe.
– Świetnie. Nigdy nie widziałem Golden Gate z bliska. Cindy poŜałowała nagle swoich
słów.
– Ale co do mgły, to nie ma pewności. Równie dobrze moŜesz niczego nie zobaczyć. A
most wcale nie jest złoty. Raczej brązowy od rdzy. Tak naprawdę, to nic specjalnego –
dokończyła szybko, denerwując się coraz bardziej.
– Coś mi się wydaje, Ŝe próbujesz się wymigać od spotkania. – Popatrzył jej głęboko w
oczy. – To bardzo brzydko z twojej strony, skoro to dzięki mnie jutrzejszy dzień moŜesz
poświęcić na głupstwa. – Eryk puścił do niej oko, kolejny raz tego wieczoru.
Walc zmienił się w szybkiego rock and rolla. Z kaŜdym obrotem Cindy czuła, jak alkohol
coraz głębiej wnika w jej krwiobieg. Rozluźniona, nadąŜała teraz za Erykiem bez deptania mu
po nogach. Ich ciała spotykały się i rozdzielały zgodnie z rytmem muzyki.
– Wydaje mi się, Ŝe jestem trochę wstawiona – zaśmiała się do niego.
– Jeśli przestaniemy teraz tańczyć, będę musiał znaleźć coś, czym moŜna zająć ręce.
Słysząc jego szept, Cindy miała poczucie – cudowne i groźne zarazem – Ŝe powoli
przestaje panować nad sytuacją. To było jak jazda na zjeŜdŜalni – ekscytujące i przyjemne. W
końcu pośród okrzyków i braw melodia się skończyła.
– Tańczysz naprawdę wspaniale – pochwaliła Eryka, kiedy schodzili z parkietu.
– Nie tańczyłem całe wieki. Dawniej szalałem w kuchni z moją małą siostrą, która zrobiła
sobie ze mnie worek treningowy.
Zamyślił się chwilę, najwyraźniej wracając myślami do przeszłości, ale szybko pozbierał
się i mrugnął do Cindy. Znowu!
Zaczynała obawiać się, Ŝe jest pijany. Nie dosyć, Ŝe zajmuje się sprzedaŜą erotycznych
zabawek, to ma jeszcze problemy alkoholowe. Związek z kimś takim byłby najgłupszą rzeczą
na świecie! Ale zaraz! Kto tu mówi o związku? To ma być niezobowiązujący flirt, nie Ŝaden
związek.
Na chwilę zatrzymali się przy bufecie i z pełnymi talerzami przysiedli się do Manny’ego i
Samanty, która bawiła się dzisiejszego wieczora z jakimś Trekersem. Młodzieniec miał na
nogach lśniące nowością białe tenisówki. Najwyraźniej w ten sposób zrozumiał określenie
„stroje wizytowe”.
Manny wydawał się niewiarygodnie znudzony.
– Wyluzuj się – szepnęła do niego Cindy, kiedy Eryk poszedł po drinki.
– Dobrze ci mówić, skoro sama się wyluzowałaś mruknął. – Widzę, Ŝe zamierzasz się z
nim przespać.
– Wcale nie!
– Ale załoŜę się, Ŝe Quinn tak myśli.
– Tylko dlatego, Ŝe z nim tańczyłam?
– Nie. Dlatego, Ŝe co chwila puszczasz do niego oko.
– O czym ty mówisz?
– Sprawdź rzęsy.
– O BoŜe! Manny, masz rację. Mrugałam na niego bez przerwy. Musi myśleć, Ŝe nie
brakuje mi tupetu!
– Powiedziałbym, Ŝe jesteś trochę zbyt skromna, uŜywając w tej sytuacji słowa „tupet” –
prychnął Manny.
– Zamknij się. „Wraca.
– Cindy! – wtrąciła się Samanta, – Słyszałam, Ŝe udało ci się spacyfikować Starka.
– Przynajmniej dziś mamy spokój – westchnęła Cindy. – Na pewno nie będzie Ŝadnych
kuriozalnych skarg.
– Usłyszałem twoje ostatnie zdanie – włączył się Eryk, który wrócił z baru. – Jeśli mowa
o kuriozalnych skargach, chyba muszę coś dorzucić. Wiecie, brzmi to idiotycznie, ale ktoś
skradł mi z pokoju spodnie od piŜamy i podłoŜył nowe. Identyczne – kolor, firma
3
wszystko
się zgadza...
– Naprawdę? – Cindy bała się spojrzeć na Manny’ego, który trącił ją nogą pod stołem.
– Tak. Myślę, Ŝe to jakiś drobny zboczeniec. Chciał mieć coś uŜywanego. Tę piŜamę
dostałem w prezencie. Chyba musiała sporo kosztować, ale mnie na niej zupełnie nie
zaleŜało. Gdyby ten głupek to wiedział, zaoszczędziłby mnóstwo forsy.
I teraz to mówisz, jęknęła w duchu Cindy, zastanawiając się, jak zareagować na tę
rewelację.
– Eryku – zaczęła niepewnie – skoro spodnie są takie same, skąd wiesz, Ŝe to nie te same?
– Moje miały inicjały wyhaftowane na kieszeni.
– Twoje inicjały? – wymamrotała.
– No. – Eryk sięgnął po kanapkę. – Tylko chory człowiek robi coś takiego.
– Zgadzam się. – Manny kiwnął głową. – Chory, zdesperowany, z powaŜnymi
zaburzeniami...
Cindy walnęła go w Ŝebra.
– Eryku, jeśli jest coś, co hotel mógłby zrobić...
– Daj spokój. Nie chodzi mi o Ŝadne odszkodowanie. Po prostu chciałem wam
powiedzieć, Ŝebyście mieli oczy szeroko otwarte, bo na terenie hotelu moŜe grasować
zboczeniec.
– Dzięki. – Cindy uśmiechnęła się niepewnie.
Na szczęście więcej nie wracali do sprawy. Jedli, pili, tańczyli, a kiedy Cindy nie miała
juŜ sił, usiedli przy stoliku i opowiadali sobie dowcipy. Eryk był właśnie w połowie jakiejś
ś
miesznej historii, kiedy poczuł na nodze stopę Cindy. Przerwał i bezwiednie odwrócił się w
jej kierunku.
– Cindy – zawołał Manny surowo. – Rączki na stół, proszę. Wszyscy ryknęli śmiechem, a
Eryk, ku jej zdumieniu, lekko się zaczerwienił.
O wpół do dwunastej pojawił się Joel.
– Cindy! Pora na Świętego Mikołaja! – Widząc jej zaskoczoną minę, dodał: – Nie
pamiętasz? Obiecałaś mi, Ŝe przebierzesz się za Mikołaja. Wtedy, kiedy podpaliłaś stół w
restauracji.
Owszem, mówiła mu coś podobnego, ale wówczas była pewna, Ŝe na przyjęcie przyjdzie
sama. I znowu nie uda się jej zachować nawet resztek godności. Spojrzała na Eryka. Puścił do
niej oko.
Westchnęła cięŜko i poszła za Joelem.
– Nie ma mowy – powiedziała twardo, odrzucając kostium na bok. – Nie włoŜę tego.
Jeszcze dwie minuty temu była pewna, Ŝe nie zdarzy się nic jej gorszego niŜ bycie
Mikołajem. Nie doceniła swojego pecha.
– Mówiłeś o stroju Mikołaja. A to jest kusa minisukienka obszyta białym futerkiem.
– Ale jest czerwona. A tu są buty. – Pokazał jej czarne botki na wysokich obcasach. – I
czapka. Z pomponem.
– Joel, lepiej mi nie mów, kto wymyślił ten strój. I ciesz się, Ŝe wypiłam trochę, bo
inaczej nie miałbyś szans. Ale butów nie włoŜę – dodała. – A teraz spadaj.
Kostium okazał się za duŜy. Rękawy zakrywały niemal całą dłoń, dół sukienki wypadł
gdzieś pod kolanami, a za luźna talia znalazła się w okolicy bioder. Najwyraźniej
przeznaczony był dla wyŜszego Mikołaja z o wiele większym biustem. Cindy wypatrzyła
czarny plastikowy pasek, który leŜał obok butów, i ścisnęła się nim, Ŝeby trochę dopasować
kreację, ale efekt i tak był Ŝałosny.
– Nic nie mów – syknęła, widząc minę Joela, który pojawił się w pokoju z czerwonym
workiem wypchanym prezentami.
Eryk najpierw usłyszał ryk śmiechu, potem dopiero zobaczył, co jest jego powodem.
Dołączył do reszty wiwatującego towarzystwa i z podziwem patrzył, jak Cindy, robiąc dobrą
minę do złej gry, krąŜy wśród swoich pracowników i rozdaje im prezenty i uśmiechy. Widać
było, Ŝe jest lubiana i popularna.
Niestety, z jego długoletnich doświadczeń wynikało, Ŝe lubiany szef nie zawsze jest
skuteczny w działaniu – osobiste więzy zbyt mocno wpływają na jego decyzje. Dokładnie z
tej przyczyny, pomyślał, wypijając spory łyk wina z kieliszka, powinienem sam trzymać się
od niej z daleka, przynajmniej do zakończenia pracy w hotelu Pod Kryształowym Pająkiem.
– Dostajecie jednakowe prezenty! – Cindy stanęła właśnie przed nim i Mannym. –
Doceńcie, Ŝe nawet nie sprawdzam, czy byliście grzeczni – Spojrzała niepewnie na Eryka. –
Zaraz kończę. Czy poczekasz na mnie, czy moŜe uznałeś, Ŝe cię skompromitowałam?
– Jasne, Ŝe mnie skompromitowałaś – zaśmiał się głośno – ale i tak na ciebie poczekam.
Czuł, jak jego ciało nabrzmiewa oczekiwaniem.
– Cindy to prawdziwy klejnot – odezwał się szorstko Manny, przerywając jego fantazje.
Eryk spojrzał na niego, zaskoczony. Tymczasem Manny pochylił się ku niemu i popatrzył
mu badawczo w oczy.
– Cindy powiedziała mi, dlaczego jest pan tutaj. Na ogół nie obchodzi mnie, jak ludzie
zarabiają na Ŝycie, ale tym razem jest inaczej. Za parę dni pan zniknie, a ona będzie musiała
połknąć tę Ŝabę. Sama. Chcę, Ŝeby pan wiedział, iŜ Cindy jest kimś niezwykłym, a ja nie mam
ochoty patrzeć, jak ktoś ją rani.
Eryk powoli przecierał zaparowane okulary. Rozumiał, co mówi do niego Manny, ale nie
chciał pogodzić się z konsekwencjami.
– Tak samo jak pan nie chcę, Ŝeby ktoś ją zranił – odezwał się w końcu.
– Dobrze, Ŝe doszliśmy do porozumienia w tej sprawie. – Manny wstał od stołu. –
Dobranoc panu.
– Manny! – Eryk podniósł się nagle. – Mam do pana prośbę. Czy zechciałby pan zostać tu
jeszcze chwilę i przeprosić Cindy w moim imieniu? Chyba wrócę do swojego pokoju.
– Nie ma sprawy – odpowiedział Manny uprzejmie. – Wesołych świąt, panie Quinn.
ROZDZIAŁ ÓSMY
– Poszedł sobie? – Cindy przygryzła wargę, Ŝeby ukryć rozczarowanie.
– Mam cię bardzo przeprosić w jego imieniu.
– Trudno. – Skubnęła nerwowo rąbek dekoltu. – To przecieŜ tylko randka. śeby wygrać
zakład.
– Wpadł ci w oko, prawda?
– Sama nie wiem. – Zmarszczyła brwi. – Zarabiam na Ŝycie, wynajmując sale ludziom
typu Eryka, a potem gorszę się ich profesją. To hipokryzja, prawda? A jednak nie mogę się
przyzwyczaić, Ŝe robi pieniądze, sprzedając ludziom plastikowe fallusy. Jak taki człowiek
mógł trafić do tej’ branŜy?
– MoŜe grał kiedyś, w filmach porno? Jest całkiem przystojny.
– Jak to? – Oczy o mało nie wyszły Cindy z orbit. – BoŜe, mama padnie trupem, kiedy się
dowie.
– Cindy, nie spiesz się z tym pogrzebem. PrzecieŜ to tylko przypuszczenie.
– Gdyby nie to, byłby doskonały – westchnęła.
– śaden męŜczyzna nie jest doskonały, wierz mi.
– Ty jesteś. – Objęła go czule.
– Z wyjątkiem mnie, oczywiście. – Manny wyszczerzył zęby. – Odprowadzić cię na górę?
Rozejrzała się po opustoszałym barze.
– Nie. Sprawdzę jeszcze, co się dzieje na zapleczu. Skoro Eryk poszedł sobie, to
przynajmniej się wyśpię.
– Nie smuć się, mała. Jeśli ten facet złamie ci serce, ja złamię mu nos. Obiecuję.
– Nie ma obawy – zapewniła szybko.
A jednak, kiedy Manny odszedł, zaczęła natychmiast myśleć o Eryku.
Miała pecha. śeby pierwszy od wielu lat męŜczyzna, który poruszył jej zmysły, nie
poczuł do niej absolutnie nic! Westchnęła i podniosła z podłogi worek z resztą prezentów,
pomachała grupie sprzątaczy, którzy pojawili się, by doprowadzić bar do stanu uŜywalności, i
zaczęła powoli wchodzić po schodach. Uznała, Ŝe po pokonaniu piętnastu pięter będzie tak
zmęczona, Ŝe nawet nie pomyśli o Eryku Quinnie.
Nagle usłyszała muzykę. Nastawiła uszu. Ktoś grał na pianinie. Zaciekawiona ruszyła
korytarzem tam, skąd dochodziły dźwięki. OstroŜnie nacisnęła klamkę i na palcach weszła do
ś
rodka. Wielka sala tonęła w mroku, tylko na pianinie stojącym w odległym kącie paliła się
ś
wieczka.
Pianista nie słyszał jej, bo nawet nie odwrócił głowy. Grał – i to grał całkiem nieźle –
znany boŜonarodzeniowy standard. Z tej odległości nie mogła się zorientować, kim jest.
OstroŜnie zrobiła kilka kroków i...
– Eryk! – wyrwało się jej, kiedy rozpoznała jego profil.
Przestał grać i odwrócił się gwałtownie. Był w rozpiętej koszuli, jego smoking leŜał na
pianinie, a rozwiązana muszka zwisała przerzucona przez ramię.
– Usłyszałam muzykę – jąkała się. – Nie wiedziałam, Ŝe to ty... Nie miałam pojęcia, Ŝe
tak dobrze grasz.
Chrząknął zaŜenowany.
– Nie grałem od lat. Przypadkiem zauwaŜyłem pianino. Nie miałem zamiaru nikomu
przeszkadzać.
– Graj tak długo, jak chcesz. Dobranoc. – Odwróciła się, Ŝeby odejść.
– Cindy! – zawołał. – Przepraszam, Ŝe cię zostawiłem.
– Nie przejmuj się. Naprawdę nie masz czym.
– Bardzo dobrze się bawiłem. Dziękuję.
Przystanęła w pół kroku, bo miała wraŜenie, Ŝe Eryk chce jeszcze coś powiedzieć.
– MoŜe masz jakieś Ŝyczenie? – wskazał dłonią klawiaturę. – śebym miał czym zająć
ręce, wiesz?
– Zawsze bardzo lubiłam Blue Christmas. Co ty na to, Ŝeby wcielić się w Elvisa? –
Postawiła na podłodze worek z prezentami.
– Nie dajesz mi łatwych zadań.
– Graj. – Podeszła do pianina. – A ja zaśpiewam. Usiadła w bezpiecznej odległości
kilkunastu centymetrów od pianisty i zaczęła śpiewać. Po kilku chwilach Eryk przerwał i
popatrzył na nią z podziwem.
– Jesteś świetna.
– Wiem. Nie przerywaj. – Śpiewała dalej.
– Czekaj. Pomyliłaś słowa.
– NiewaŜne. To teŜ pasuje. Ty jesteś od grania. Od śpiewania jestem ja.
Po chwili przerwał znowu. Pokazała mu, Ŝeby grał dalej.
– Eryku, zagapiłeś się. Tu wchodzi chórek, pamiętasz? O tak: ooo-oo-oo.
Ryknął takim śmiechem, Ŝe aŜ zatrzęsły się ściany. Pomylił melodię. Cindy nie
wytrzymała i teŜ zaczęła chichotać. Dotknęli się ramionami. Poczuła na plecach dreszcz
oczekiwania, ale nie dała niczego po sobie poznać. Eryk cicho swingował i Cindy dośpiewała
piosenkę do końca. Potem zawołała:
– Wielki finisz. Cała sala śpiewa!
Eryk dołączył i zaśpiewali razem refren, za co nagrodziła go oklaskami i gwizdami.
– Jesteś naprawdę wspaniały. Machnął ręką lekcewaŜąco.
– śeby tak myśleć, trzeba chyba być w stanie upojenia alkoholowego.
– Naprawdę tak uwaŜam. Kto nauczył cię grać? Matka?
– Nie, ojciec. To on był wspaniały. – W głosie Eryka słychać było niekłamany podziw. –
Nie znał nut, ale umiał zagrać ze słuchu najbardziej skomplikowane utwory. Ja brzdąkałem
coś dla mamy i dla siostry. No i, oczywiście, Ŝeby zaimponować dziewczynom. Ojciec, był
wściekły, Ŝe się nie uczę. Chciał, Ŝebym był lepszy od niego.
– Kłóciliście się?
– Jasne. Miliony razy. – Eryk wciąŜ patrzył na swoje palce.
– Ja chciałem szybko zrobić pieniądze. I to duŜe pieniądze. Ani w głowie były mi lekcje
gry na fortepianie.
– Czy dlatego wasze drogi się rozeszły? – zapytała cicho.
– Częściowo tak. Ale przede wszystkim dlatego, Ŝe do furii doprowadza go to, co robię w
Ŝ
yciu.
Cindy trudno było nie zgodzić się z jego ojcem. Miała ochotę coś poradzić Erykowi, ale
wstrzymała się w ostatniej chwili. PrzecieŜ był dorosły i wiedział, co robi.
– Powinieneś do niego zadzwonić.
– Nasze rozmowy telefoniczne zawsze kończą się sprzeczką.
– Przestał grać, milczał chwilę, a potem zaczął mówić. – Wiesz, kiedy dostałem swoją
pierwszą prowizję pamiętam dokładnie, Ŝe to było cztery tysiące sześćset trzydzieści osiem
dolarów i dwadzieścia pięć centów – poszedłem do sklepu z instrumentami muzycznymi i za
całą sumę kupiłem fortepian. To był, prezent gwiazdkowy dla ojca.
– Niesamowite.
– MoŜe. Ale on go nie chciał. Zarzucił mi, Ŝe jestem materialistą i nie rozumiem, co w
Ŝ
yciu jest naprawdę waŜne. To było piętnaście lat temu. Ten przeklęty fortepian do dziś stoi w
kącie salonu. Ojciec nigdy na nim nie grał.
Cindy łzy zakręciły się w oczach.
– Kiedy widzieliście się ostatni raz?
– Na wiosnę były urodziny mojej siostrzenicy. Pojechałem do niej i wtedy wpadłem do
ojca na kilka minut.
– Musi cię bardzo kochać, skoro tak ostro zareagował, kiedy postanowiłeś zostać –
zawiesiła głos, szukając jakiegoś eufemizmu – biznesmenem, a nie muzykiem.
– MoŜna i tak na to spojrzeć. – Uśmiechnął się lekko, ale widać było, Ŝe chce zmienić
temat. – No, dobrze! Przyjmuję ostatnie Ŝyczenia.
– Zagraj swoją ulubioną piosenkę.
– Zgoda, ale pod warunkiem, Ŝe zaśpiewasz.
Słuchała chwilę, a potem dołączyła się ze śpiewem. Wesoła melodia sprawiła, Ŝe zaczęła
podskakiwać i klaskać do rytmu i juŜ po chwili kołysali się oboje, śmiejąc się i przytupując.
– Ale zabawa! – zawołała uszczęśliwiona, kiedy skończyli.
– Bardzo się cieszę, Ŝe przyszłaś na inspekcję. – Eryk zamknął klapę pianina i wziął do
ręki świecę, Ŝeby oświetlić drogę do drzwi. – No, no, no! – powiedział ze wzrokiem
utkwionym gdzieś wyŜej.
Cindy podniosła oczy i nagle jej serce zaczęło bić szybciej. TuŜ nad pianinem wisiała
jemioła. Dziękuję ci, Jerry, pomyślała, patrząc, jak Eryk powoli odkłada świecę.
– To wstyd tak marnować jemiołę, prawda? – Odwrócił się do niej z nieprzeniknioną
miną. .
– Straszny wstyd – kiwnęła głową. Pochylił się, spoglądając jej w oczy.
– Wyglądasz dzisiaj wyjątkowo pięknie.
– Tak naprawdę jest juŜ jutro. Leciutko dotknął jej warg.
– Wobec tego wyglądasz pięknie jutro.
– Czując jego ręce na skroniach, Cindy odchyliła głowę. Pachniał rumem, winogronami i
wodą kolońską. Zamknęła oczy dokładnie w chwili, gdy poczuła jego usta na swoich.
Całował ją czule, delikatnie, słodko... Przylgnęła do niego całym ciałem. Na skórze czuła
mrowienie, a w miała głowie pustkę.
Wyrwała się z jego objęć, dopiero gdy zabrakło jej tchu. I wtedy Eryk odsunął się od niej
i spojrzał gdzieś w bok.
– Chyba powinniśmy juŜ iść – powiedział.
Wstał, zarzucił na ramiona smoking i uniósł świecę. Poszła za nim na uginających się
nogach, niosąc czerwoną torbę z prezentami – Ŝeby mieć czym zająć ręce.
– Odprowadzę cię. – Wziął od niej worek, zdmuchnął świecę i odłoŜył ją na parapet okna
w holu.
– Nie musisz.
– Niech to będzie zadośćuczynienie za to, Ŝe zostawiłem cię samą na bankiecie.
– Widocznie miałeś swoje powody.
– Owszem. Bałem się, Ŝe skończę, prosząc cię, Ŝebyś spędziła ze mną noc.
Cindy potknęła się i Eryk szybko chwycił ją za ramię.
– Bałeś się, Ŝe powiem „nie”? – zapytała nerwowo.
– Bałem się, Ŝe powiesz „tak”.
Zgrabna odpowiedź, pomyślała. Dał mi kosza w pięknym stylu.
– Eryku – odwróciła się do niego, gdy wchodzili do windy – czy byłeś kiedyś związany z
przemysłem filmowym?
– Słucham? – Nie był pewien, czy się nie przesłyszał. – Z filmem? Nie. Dlaczego pytasz?
– Tak sobie – powiedziała z wyraźną ulgą.
Kiedy otworzyła drzwi do mieszkania, wstawił worek do środka i pocałował ją w
policzek.
– Dobranoc, Cindy. To był naprawdę cudowny wieczór. Chcąc przedłuŜyć chwilę
poŜegnania, Cindy z spojrzała na niego.
– Eryku – zaczęła z bijącym sercem. – Czy wyszedłeś z przyjęcia, bo wciąŜ boisz się, Ŝe
mam, hm... negatywny stosunek do wykonywanej przez ciebie pracy?
Zastanawiał się chwilę, zanim odpowiedział.
– Tak. Częściowo dlatego.
– Więc moŜe w ten sposób – zrobiła krok w jego stronę – uspokoję tę niepewną część.
Objęła go za szyję i pocałowała powoli, zmysłowo. Wahał się nie dłuŜej niŜ kilka sekund,
potem takŜe ją objął i przycisnął do siebie. Czuła, jak wzbiera w nim poŜądanie. Jej ciało
reagowało podobnie. Niech się dzieje, co chce, postanowiła. Od poniedziałku czeka ją
stresujący tydzień. Teraz moŜe pozwolić sobie na nieco zabawy.
– Eryku! – Spojrzała mu prosto w oczy. – Spędź tę noc ze mną. – Potem podniosła do
góry dłoń. – Jestem całkowicie świadoma tego, co mówię.
– Czy aby na pewno? – Przesunął ręką po włosach.
W odpowiedzi chwyciła go za klapy smokinga i wciągnęła do środka. To wystarczyło,
Ŝ
eby Eryk odrzucił na bok skrupuły i zapomniał o wszystkich powodach, dla których nie
powinien iść z nią do łóŜka. Zmysły zwycięŜyły nad rozumem.
Szli ciemnym korytarzem, potykając się i przystając co chwila, Ŝeby zerwać z siebie
kolejną część garderoby. Buty zostały w przedpokoju, marynarka w salonie, a spodnie na
progu sypialni. Cindy męczyła się z zamkiem błyskawicznym, ale kiedy w końcu czarna
suknia spłynęła z szelestem na podłogę, Eryk ledwo złapał dech z zachwytu. W świetle
padającym z okna stała piękna kobieta, naga od pasa w górę, szczupła, długonoga,
olśniewająca. Jej twarde piersi przypominały dwie brzoskwinie gotowe do zerwania.
Przyciągnął ją do siebie, a ona powoli zdjęła z niego podkoszulek. Poczuł dotyk jej skóry
na swoim torsie. Była gładka jak klawisze fortepianu. Potem wziął Cindy w ramiona i
delikatnie połoŜył na łóŜku.
DrŜącymi rękami zdjął z niej pończochy i zsunął czarne, maleńkie majteczki. Zagryzł
zęby, Ŝeby nie krzyczeć z rozkoszy, kiedy wygięła się w łuk, a jej napięte sutki celowały w
górę, ku niemu. Całował jej doskonałe piersi, pieścił palcami szyję i ramiona, dotykał
ciemnego gniazdka w dole brzucha.
Zamierzał kochać się z nią powoli i delikatnie, a tymczasem zachowywał się jak
podniecony nastolatek^ który chciałby mieć ją całą dla siebie, zaraz, natychmiast. Ale gdy
Cindy włoŜyła palce za gumkę jego bokserek, znieruchomiał. Z jękiem zawodu chwycił ją za
ręce i odciągnął od siebie.
– Coś nie tak? – szepnęła.
Owszem. Był tak pewien, Ŝe nie pozwoli sobie na Ŝadne intymne zbliŜenia z Cindy, Ŝe
zostawił w pokoju wszelkie zabezpieczenia. ZaŜenowany i skrępowany wymamrotał:
– Wiesz, jestem raczej nie przygotowany na...
– Mówisz o gumkach? – zrozumiała po chwili.
– Uhm... – Czuł się jak kompletny głupiec.
Dziwne. WyobraŜała sobie, Ŝe tacy ludzie noszą przy sobie prezerwatywy jak wizytówki.
Potem przypomniała sobie o pudełku z próbkami, które dostarczyła jej Samanta. Ale przecieŜ
nie będzie przeglądać jego zawartości przy Eryku! Skoro jednak on i tak zna wszystkie te
rzeczy na pamięć...
– Chyba coś znajdę. – Ześlizgnęła się z łóŜka, wyciągnęła pudło i zdjęła pokrywę.
– Nieźle! – gwizdnął zaskoczony, zaglądając jej przez ramię.
Trzęsącymi się rękami wyjmowała coraz to nowe przedmioty, Ŝeby pokazać mu, Ŝe wcale
nie jest taka niedoświadczona. Olejek kokosowy do ciała, prezerwatywy o róŜnej fakturze,
dziwny sprzęt z bateryjką w środku... Zapomniała się i spojrzała pytająco na Eryka.
Roześmiał się, patrząc na jej minę i wszystko się wydało. Wcale niebyła doświadczoną,
seksowną kocicą, za jaką chciała uchodzić.
– Cindy! – Pocałował ją w kark i wyjął z jej rąk pudło. – Czy nie uwaŜasz, Ŝe mamy dość
rzeczy na początek?
Uśmiechnęła się i objęła go za szyję.
– W takim razie zgaś lampę.
– Nie ma mowy. – Wciągnął ją do łóŜka. – Jesteś taka piękna. Muszę cię widzieć.
UłoŜył ją na poduszkach i pieścił kaŜdy centymetr jej skóry. Na piersiach czuła lekkie
łaskotanie jego włosów. Niezdolna wyjąkać choć słowo, odpowiadała pieszczotą na
pieszczotę i pocałunkiem na pocałunek. A kiedy wszedł w nią, niemal od razu odnalazła
wspólny z nim rytm. Trwali w uścisku, aŜ krzyknął w ekstazie i opadł głową na jej ramię.
Cindy westchnęła głęboko i przesunęła dłonią po jego plecach.
– Cieszę się, Ŝe zmieniłeś zdanie co do sposobu, w jaki spędzisz noc.
Zaśmiał się niskim, zmysłowym śmiechem.
– Ja teŜ. – Potem oparł się na łokciu i spojrzał na nią z błyskiem w oku. – A godzina
jeszcze wczesna.
– No więc – zmruŜyła oczy – moŜe opowiesz mi coś o tym dziwnym przedmiocie na
baterię?
Rano Cindy dłuŜszą chwilę trwała w cudownym stanie pół snu, pół jawy. Wspomnienia
upojnej nocy przepływały, jedno za drugim, przez jej głowę. Wyciągnęła siei poczuła
przyjemne zmęczenie w całym ciele. Powoli otworzyła oczy, zdziwiona nieco, Ŝe lewa
powieka nie bardzo chce jej słuchać.
Eryk leŜał obok. Spał. Nawet we śnie był piękny jak młody bóg. Przystojny, czuły,
zabawny, seksowny... Gdyby jeszcze miał... normalną pracę.
Stop. PrzecieŜ powinna być wdzięczna, Ŝe nie umie pogodzić się z tym, co Eryk robi.
Gdyby zajmował się czymś zwyczajnym, byłaby juŜ zakochana w nim po uszy.
Miłość? PrzecieŜ Manny ją ostrzegał... Czy wszystkie kobiety są takie głupie? Złapała się
ręką za głowę. W pierwszej chwili nie wiedziała, do kogo naleŜy ta sztywna, stercząca na
wszystkie strony strzecha.
Jak ja muszę wyglądać! jęknęła. OstroŜnie wysunęła się z łóŜka i sięgnęła po szlafrok.
Podchodząc do lustra, zaczerwieniła się lekko na widok podłogi zasłanej rekwizytami z
tekturowego pudła Samanty. Jeszcze bardziej szokujące było to, co zobaczyła w lustrze.
Meduza. Meduza ze sztucznymi rzęsami przylepionymi do czoła. Cindy zasłoniła twarz
rękami, zastanawiając się, czy iść pod prysznic, czy od razu uciekać gdzie pieprz rośnie.
Właśnie wtedy zadzwonił telefon. O wpół do dziewiątej! W dniu wolnym od pracy!
Zaniepokojona zerknęła na Eryka, który poruszył się lekko. Podniosła słuchawkę i odeszła tak
daleko od łóŜka, jak tylko sznur pozwalał.
– Dzień dobry – odezwał się Manny dziwnym głosem.
– Spróbowałby nie być – szepnęła niezbyt uprzejmie.
– Nie jesteś sama?’
– Tak się składa, Ŝe nie.
– I jak się domyślam, osobą, która ogrzewa twoją pościel, jest Quinn, tak?
– Nie twoja sprawa.
– Całkowicie się zgadzam, ale mam dla ciebie wiadomość, która powinna cię rozbudzić.
Cindy obejrzała się. Eryk juŜ nie spał. LeŜał na boku i przyglądał się jej z uśmiechem.
Koc zsunął się na podłogę, odsłaniając jego nagość, ale on najwyraźniej nic sobie z tego nie
robił. Ona zresztą teŜ. Natychmiast zatęskniła do jego ciała, którego cięŜar tak dobrze
pamiętała.
– Jaką? – Ciekawe, czy zaraz się dowie, Ŝe Eryk ma Ŝonę. A moŜe jest kryminalistą albo
ojcem siedmiorga dzieci w Iowa?
– OtóŜ – odchrząknął Manny – tak się składa, Ŝe nie wyrzuciłem wtedy jego spodni od
piŜamy. Myślałem, Ŝe taki jedwab moŜna pociąć na kawałki, zrobić z niego poszewki na
poduszki czy coś w tym rodzaju. No, w kaŜdym mam je.
– Wszystko mi jedno, co z nimi zrobisz – powiedziała słodkim tonem. – Ale wolałabym,
Ŝ
ebyś przeszedł do rzeczy.
– Znalazłem monogram i trochę powęszyłem. Facet przebywający w twojej sypialni
rzeczywiście nazywa się Eryk Quinn. Tylko Ŝe jego pełne nazwisko brzmi Eryk Quinn
Stanton!
Całe powietrze uszło jej z płuc. Nigdy w Ŝyciu nie czuła się tak upokorzona. Kłamał.
Bezczelnie kłamał. Ciekawe, co chciał osiągnąć? Podejść ją? Czy moŜe zaszantaŜować?
Powoli ogarniała ją zimna wściekłość. Miałaby ochotę ukręcić mu... Nie będzie mówić na
głos takich rzeczy. PrzecieŜ jest damą. Wypuściła z rąk słuchawkę i wstała.
– Cindy, jesteś tam?
Eryk, całkowicie skupiony na jej ruchach, nawet nie zauwaŜył, Ŝe dzieje się coś
dziwnego. Przed chwilą doszedł do wniosku, Ŝe oboje nadzwyczajnie do siebie pasują.
Mógłby przysiąc, Ŝe tej nocy przez kilka sekund kwitowali nad łóŜkiem.
– Dobrze spałeś? – zapytała.
Pokiwał głową.
– Nie odłoŜyłaś słuchawki.
– Wiem.
Widocznie nie chce, Ŝeby ktoś nam znowu przeszkodził, domyślił się z zadowoleniem.
– Trzeba przyznać, Ŝe jesteś naprawdę dobry... – Zrobiła krok w jego stronę.
Poczuł przypływ męskiej dumy.
– Wolałbym usłyszeć, Ŝe jesteśmy dobrzy razem.
– Tak, być moŜe część winy – a moŜe zasługi – za to, co się stało, spada na mnie. –
Kręcąc biodrami, podeszła jeszcze bliŜej.
– Co to jest? Jakaś gra? – W jej zachowaniu był tak ostentacyjny erotyzm, Ŝe Eryk
nareszcie zrozumiał, Ŝe coś jest nie w porządku.
– Jedyną osobą, która w coś tu gra, jest pan, panie Stanton. I najwyŜsza pora, Ŝeby pan
przestał!
– O czym ty mówisz? – Zamrugał oczami.
– Jesteś czy nie jesteś Stantonem? – warknęła, wyciągając zza pleców spray z czymś
Ŝ
rącym, jak naleŜało sądzić po nalepce Ŝ trupią czaszką.
– Oczywiście, Ŝe jestem.
– Nie kłam.
– Jestem Erykiem Stantonem! – Czy ona zwariowała?
– I nawet nie masz na tyle wstydu, Ŝeby spróbować mi zaprzeczyć?!
– Dlaczego miałbym zaprzeczać? PrzecieŜ niemal od początku wiedziałaś, kim jestem.
– Ja? Jak śmiesz! Przez cały czas wmawiałeś mi, Ŝe jesteś Erykiem Quinnem i handlujesz
produktami dla sex-shopów. A teraz wyłaź z mojego łóŜka i wynoś się do diabła! Ale to juŜ!
– Produkty dla sex-shopów?! Skąd ci przyszedł do głowy taki chorobliwy pomysł? –
pytał wolno i spokojnie, nie spuszczając z oka dyszy sprayu.
– Sam o tym mówiłeś, ty... ty... krętaczu.
– Ja!? – Eryk przeklinał w duchu swoją nagość. – Cindy, musimy to wyjaśnić. Tylko
odłóŜ spray.
– Na twoim miejscu”, Stanton, zaczęłabym juŜ wychodzić. Liczę do dziesięciu. Potem
obleję kaŜdy fragment twojego pięknego ciała. Dziesięć!
– Cindy, poczekaj. Muszę się ubrać.
– Dziewięć.
– Przestań! – Wyskoczył z łóŜka i w pośpiechu chwycił spodnie.
– Osiem. – Cindy deptała mu po piętach z kontenerem wycelowanym wprost w niego.
– Nic nie rozumiem – protestował, szukając reszty ubrań. – W nocy...
– Siedem.
– ... kochaliśmy się szaleńczo...
– Sześć.
– Nie jeden raz, zresztą...
– Pięć.
– ... a teraz.. – wybiegł do przedpokoju po koszulę.
– Cztery.
– ... jesteś gotowa – Eryk jak błyskawica przebiegł przez salon.
– Trzy.
– ... zrobić ze mnie kalekę! – Stanął przy drzwiach z naręczem ubrań. – Czy nie
moglibyśmy porozmawiać o tym spokojnie?
– Dwa. – Psiknęła w. powietrze na próbę. Eryk odwrócił się i zdjął łańcuch z drzwi.
– Jeden!
– Wychodzę! – wrzasnął i wypadł na korytarz głową do przodu.
Odgłosowi jego upadku towarzyszyło trzaśniecie drzwiami. Eryk pozbierał się po chwili.
Oba łokcie miał zdarte do krwi po jeździe po szorstkiej wykładzinie. W głębi korytarza stały
dwie siwe, starsze panie i przyglądały się mu z wyraźną dezaprobatą.
– Dzień dobry – ukłonił się im, podnosząc z ziemi smoking, bokserki i jedną skarpetkę.
Na widok ich szeroko otwartych oczu poczuł się jak zboczeniec. Poczekał, aŜ znikną za
zakrętem korytarza, i wrócił pod drzwi Cindy.
– Cindy! – wyszeptał w dziurkę od klucza. – Otwórz drzwi. Albo przynajmniej oddaj mi
buty.
Ale ona nie była tak Ŝyczliwa jak ostatniej nocy. A niech to, zaklął Eryk, kuśtykając boso
w kierunku schodów. Wtedy usłyszał skrzypienie uchylanych drzwi. Odwrócił się w samą
porę, Ŝeby zauwaŜyć lecący na niego but. Schylił się gwałtownie. Ale następny wylądował
dokładnie na jego plecach.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Po sporej dawce porannej kawy, którą udało się jej cudem zaparzyć, Cindy poczuła się,
jakby miała za chwilę umrzeć. Mocna kawa na pusty Ŝołądek, i to po dopiero co przeŜytym
wstrząsie, rozłoŜyła ją zupełnie. Siedziała, obejmując palcami kubek, aby ciepło przeniknęło
do jej ciała i przyniosło chwilowe ukojenie, którego nie dał jej nawet prysznic.
Mimo Ŝe stała pod strumieniem gorącej wody przez długą chwilę, nie udało się jej
spłukać wspomnień miłosnej nocy spędzonej z tym... z tym... męŜczyzną. Zacisnęła zęby i
bezskutecznie próbowała wyrzucić z pamięci wszystkie intymne wyczyny, których dokonali
wczoraj razem i oddzielnie. I pomyśleć, Ŝe jeszcze niedawno myślała, Ŝe moŜe się w nim
zakochać.
Zadręczało ją poczucie winy. Jak mogła być taka nierozsądna? Jak mogła zadać się z
człowiekiem, który pojawił się tu, Ŝeby sprawdzić jej personel, wziąć pod lupę całą
działalność hotelu, podać w wątpliwość jej profesjonalne umiejętności?
Czy jej pracownicy pomyślą, Ŝe ich zdradziła i zadała się z wrogiem? Plotki o tym
wydarzeniu na pewno dotrą do centrali. Sam Stanton moŜe poinformować jej zwierzchników,
Ŝ
e dyrektorka hotelu uwodzi gości. Pozostaje pytanie, kiedy to zrobi? A moŜe nie trzeba było
rzucać w niego butami?
Rozległo się ciche pukanie do drzwi. Wyjrzała przez dziurkę i ku swojej wielkiej uldze
zobaczyła, Ŝe to Manny.
– Nie udało mi się usłyszeć wszystkiego, ale z tego, co do mnie dotarło, domyślam się, Ŝe
nie było dobrze. Przykro mi, Ŝe to ode mnie dowiedziałaś się prawdy.
– Ach, Manny! Nawet w najgorszych snach nie wymyśliłabym czegoś podobnego! –
Cindy rozszlochała się głośno.
– Powinienem się był domyślić. – Manny objął ją i próbował uspokoić.
– To ja powinnam się domyślić! PrzecieŜ Eryk kręcił się po hotelu nie po to, Ŝeby
widywać się ze mną.
– Cindy, przestań się obwiniać. I nie zamartwiaj się rzeczami, których i tak nie da się
zmienić. Szkoda czasu.
– Masz rację – westchnęła głęboko i uniosła brodę. – Lepiej zacisnąć zęby i zrobić
rachunek strat.
– Dzielna dziewczynka.
– Zastanówmy się, co Stanton wie o hotelu i o mnie. Manny spojrzał na zegarek, usiadł i
nalał sobie kawy.
– Dobrze. Mam jeszcze chwilę przerwy. Po pierwsze wie, Ŝe wciąŜ brakuje nam
personelu w salonie fryzjerskim. Po drugie: po twoim wypadku z deską i z szalem oraz po
poŜarze, który spowodowałaś, moŜe uznać, Ŝe jesteś niezrównowaŜona.
Cindy słuchała ze zmarszczonym czołem.
– Dalej: przy nim przepychaliśmy przez drzwi choinkę. A wczoraj na bankiecie mógł
sobie do woli poobserwować, jak upija się personel i jak dyrektor hotelu wygłupia się w
kostiumie hm... Mikołaja z Playboya. Wie, Ŝe coś stało się z jego piŜamą. I nie zapominaj –
Manny machnął ręką w stronę sypialni – o tym.
Po ostatnich słowach Cindy zapadła się w fotel.
– A swoją drogą, jak było? – zapytał lekkim tonem. Spuściła oczy, zastanawiając się, czy
powiedzieć prawdę.
– Niewiarygodnie. Chyba zrzuciłam co najmniej kilogram.
– A niech to!
– Tym bardziej przykro, Ŝe okazał się oszustem i szpiegiem węszącym za kaŜdym
pretekstem; który moŜe zostać uŜyty przeciwko mnie.
– A dziś rano? Było mu choć trochę przykro?
– Nie. Odegrał scenę całkowitego zaskoczenia. Twierdził, Ŝe znałam jego prawdziwe
nazwisko.
– To nie on powiedział ci, Ŝe zajmuje się zaopatrywaniem sex-shopów?
– Oczywiście, Ŝe on! – odparła natychmiast, ale po chwili znieruchomiała. Odtworzyła
sobie rozmowę w windzie^ – Wyraził się, Ŝe sprzedaje „róŜne głupstwa”.
– I ty dopowiedziałaś sobie, Ŝe chodzi o erotyczne zabawki.
– Manny zmarszczył czoło.
– Nie, nie. Zapytałam teŜ o Targi. Mruknął coś o przygotowaniach na przyszły tydzień.
– A co, moŜe nie? Przygotowywał grunt na przyjazd swoich hunwejbinów.
– A fakt, Ŝe jego ojciec nie aprobuje jego pracy?
– To mogło dotyczyć kaŜdego innego zajęcia.
– A prezerwatywy... – Zamilkła, zawstydzona, ale widząc wzrok Manny’ego,
opowiedziała historię o znalezisku w łazience.
– Interesujące, ale niekoniecznie obciąŜające.
– I jeszcze powiedział, Ŝe jest zadowolony, Ŝe znam prawdę i ze rozumiem, Ŝe musi
zachować pełną dyskrecję:
– Bingo! To znaczy, Ŝe naprawdę myślał, iŜ wiesz, kim jest! Cindy otworzyła usta,
całkiem zaskoczona.
– Ale gdybym wiedziała, Ŝe to Stanton, po co zapraszałabym go na przyjęcie?
– śeby się mu przypodobać, upić go. MoŜliwości jest wiele.
– O BoŜe. – Cindy pobladła nagle. – Kiedyś ucieszył się, Ŝe jego praca „nie wpływa” na
naszą znajomość, a ja wtedy...
– Zasłoniła oczy dłonią.
– Co?
– Powiedziałam, Ŝe jestem kobietą bez uprzedzeń!
– No to wiemy jedno! – podsumował Manny. – Nie przespał się z tobą pod fałszywym
pozorem, Ŝe jest kimś innym. Był pewien, Ŝe wiesz, co robisz. Pewnie nie pierwszy raz
zdarzyło mu się coś podobnego.. – Manny wzruszył ramionami i wstał. – Wracam do pracy.
Dekoratorzy powinni niedługo odsłonić choinkę. Zobaczymy się później?
– Tak. Jak tylko zrobię coś z włosami, zwołam krótkie zebranie całego kierownictwa.
– Do zobaczenia. Cindy – powiedział jeszcze, zatrzymując się w drzwiach – nie ma sensu
nosić sztucznych rzęs w dzień. Nie masz jakichś okularów do czytania?
– Poszukam. Dobry pomysł na sińce pod oczami. Manny otarł kciukiem łzę, która
spłynęła jej z oka.
W swoim pokoju Eryk próbował uporać się w myślach z wydarzeniami sprzed kilku
godzin. Wycierając włosy, zastanawiał się, jakim cudem Cindy mogła przypuszczać, Ŝe on
handluje zabawkami dla dorosłych. Poza tym, Ŝe powiedział kiedyś, iŜ sprzedaje róŜne
głupstwa, nie dał jej Ŝadnego pretekstu do podobnych domysłów!
Nie miało to zresztą teraz Ŝadnego znaczenia. Istotne było to, Ŝe spali ze sobą, mimo Ŝe
on, Eryk, od początku wiedział, Ŝe kaŜde zbliŜenie doprowadzi do konfliktu interesów. Nie
zachował się jak profesjonalista, za jakiego uwaŜał się od zawsze.
Dlaczego dał się wciągnąć do łóŜka Cindy Warren? Nie raz i nie dwa zdarzyło mu się
dostawać podobne propozycje od kobiet piękniejszych albo bardziej zdeterminowanych, ale
nigdy jeszcze, będąc w pracy, nie uległ pokusie. Musi wszystko jej wyjaśnić. Ale co? śe
uwaŜał ją za kobietę, która śpi z nim, Ŝeby wpłynąć na treść jego raportu? Tak by to
wyglądało. Zaklął pod nosem.
Wcale nie powinien szukać jej towarzystwa! Być moŜe pasowali do siebie w łóŜku, ale
jeśli chodzi o interesy, dzieliło ich wszystko. Ona prowadziła hotel dla dziwaków i
odmieńców, ignorując całkowicie polecenia centrali i, co gorsza, stroiła sobie Ŝarty z czegoś,
co było własnością korporacji. A on reprezentował interesy jej przełoŜonych.
Mimo to przez cały czas przelatywały mu przez głowę strzępy wspomnień nocy
spędzonej z Cindy. Ta kobieta poruszyła w nim uczucia, których istnienia nie podejrzewał w
sobie od dawna. Czułość. Namiętność. I poczucie winy.
Kończył ubieranie, kiedy nastąpił stopą na coś twardego. Rozległ się cichy trzask. Schylił
się i wyjął spod buta pęknięty na pół kolczyk. Prawdopodobnie zaczepił się o smoking
podczas ich szalonego wyścigu do łóŜka. Kolejna strata... Przyjrzał się dokładnie szklanej
łezce. Fragmenty pasowały dokładnie i nie było Ŝadnych odprysków. MoŜe jubilerowi uda się
je skleić?
Z małym pakiecikiem w kieszeni zszedł do holu. Na jego widok Manny wyprostował się
sztywno.
– Dzień dobry – powiedział, a kiedy Eryk przechodził obok jego kontuaru, nachylił się i
szepnął: – Powinienem teraz dać ci w pysk, Stanton!
– Nie wtrącaj się do cudzych spraw, Oliver.
– Myślałem, Ŝe wczoraj wieczorem ustaliliśmy pewne sprawy.
– Cindy zrobiła pierwszy krok.
– Nie wiedziała, z kim ma do czynienia!
– Byłem pewien, Ŝe wie.
– A zatem, to pańskie standardowe postępowanie – powiedział Manny z pogardą.
– Przejdę do porządku nad tą uwagą, bo wiem, jak bardzo panu na niej zaleŜy – rzucił
Eryk przez zaciśnięte zęby. – Chciałbym zamienić z nią słowo. Gdzie mogę ją znaleźć?
– Ma dzisiaj dzień wolny.
– Czy jest jeszcze w hotelu? Manny zacisnął tylko usta.
– Czym mogę panu słuŜyć, panie Stanton?
Eryk odwrócił się gwałtownie. Cindy stała kilka kroków za nim. Wydawała się duŜo
spokojniejsza niŜ on w tej chwili. W dŜinsach, białym golfie i zgrabnej sportowej kurtce w
kratę wyglądała jak uczennica. Kilka kosmyków czerwonawych włosów wymknęło się jej
spod zielonej czapki z daszkiem i opadło na zabawne, druciane okularki, w których –
zauwaŜył od razu – było jej bardzo do twarzy.
I pomyśleć, co to uosobienie niewinności wyczyniało z nim ostatniej nocy!
– Czy mogę w czymś pomóc? – powtórzyła zimno. Podszedł do niej, pilnując się, Ŝeby
zachować odpowiednią odległość, i odezwał się najbardziej obojętnym tonem, na jaki mógł
się zdobyć:
– Cindy, chciałbym prosić o chwilę prywatnej rozmowy.
– Dobrze. – Zaskoczyła go tą odpowiedzią. – Ale dopiero po zebraniu, które zaczynam za
chwilę. Za piętnaście minut będę do dyspozycji. – Uśmiechnęła się uprzejmie, potem skinęła
na Manny’ego i oboje udali się w stronę windy.
Eryk zapragnął usłyszeć jej śmiech. Patrzył, jak Cindy odchodzi korytarzem, i nagle
poczuł się, jakby coś utracił. Zakaszlał i klepnął się kilka razy po piersi. Tak. Zdecydowanie
nie powinien palić na pusty Ŝołądek. Od razu ma kłopoty z sercem.
... Dwadzieścia cztery, dwadzieścia pięć, dwadzieścia sześć... Cindy liczyła kroki. Potem
zaczęła liczyć sekundy do przybycia windy. Liczenie zawsze pomagało się jej uspokoić.
Za pięć minut stanie przed swoimi pracownikami i powie im, Ŝe swoim nierozwaŜnym
zachowaniem ułatwiła Stantonowi wgląd w sprawy hotelu. O tym, co mu jeszcze ułatwiła,
wolała teraz nie myśleć.
– Dzień dobry. – Reginald Stark z walizką w ręku przystanął obok.
Zwalczyła w sobie złość i zmusiła się do uśmiechu.
– WyjeŜdŜa pan?
– Tak. Trochę wcześniej, niŜ zamierzałem. Dziękuję za wczorajszy bilet do teatru. I
pomijając incydent ze szczurem, muszę przyznać, Ŝe to zupełnie przyjemny hotel.
– Miło mi to słyszeć.
Wręczył jej wizytówkę.
– „Reginald Stark – Antyki. Kupno. SprzedaŜ. Wycena” – przeczytała z gorzkim
uśmiechem.
– Gdyby zamierzała pani kiedyś przerobić ten hotel, proszę zadzwonić. Mogę odkupić
niektóre z waszych rupieci.
– Będę o tym pamiętać. Do widzenia. – W windzie natychmiast zgniotła wizytówkę.
– Jestem z ciebie dumny. – Manny poklepał ją po ramieniu, kiedy zostali sami. – Nie
dałaś Stantonowi poznać, jak się czujesz. Świetne przedstawienie.
– Dzięki. Ale to nie koniec nieszczęść. Zgubiłam kolczyk. Szukałam wszędzie i nie ma.
To chyba najgorszy tydzień w moim Ŝyciu. Manny, jak myślisz? – Pokazała palcem pokój
konferencyjny. – Czy oni mnie ukamienują?
– Nie martw, się teraz kolczykiem. MoŜe Tony znajdzie go w barze. A co do
ukamienowania – darują ci, kiedy zorientują się, Ŝe ten łajdak wystrychnął cię na dudka.
– Nie darują, jeśli jego raport będzie dla nas niekorzystny. Manny, nie wiem, co się ze
mną dzieje. Nie miałam pojęcia, Ŝe jestem zdolna do takich idiotyzmów, kiedy on jest w
pobliŜu.
W sali konferencyjnej byli juŜ wszyscy. Cindy postanowiła rozmawiać z nimi na stojąco.
Tak będzie łatwiej, uznała.
– Ciekawe, co się stało? – zawołał rozbawiony Joel. – PrzecieŜ po tym, jak
przyprowadziłaś na przyjęcie prawdziwego faceta, naleŜał ci się dzień prawdziwych wakacji!
Wolała nie przypominać sobie, jak bardzo prawdziwym męŜczyzną okazał się Eryk. Ani
tego, co czuła rano. Zmusiła się do czegoś w rodzaju uśmiechu.
– Zamierzam wyjść na zakupy za chwilę, ale najpierw muszę poinformować was o
pewnej... prywatnej sprawie.
Amy, z przyklejonym do czerwonego nosa plastrem ułatwiającym oddychanie, rzuciła jej
uwaŜne spojrzenie.
– Cindy! Wszystko w porządku?
Cindy kiwnęła głową, potem spojrzała na Manny’ego, jakby szukając u niego pomocy, i
wzięła głęboki oddech.
– Większość z was poznała wczoraj człowieka, który towarzyszył mi na przyjęciu...
– O rany! – Samanta aŜ podskoczyła. – Eryk ci się oświadczył!
– Wychodzisz za mąŜ? – Joel zaczął radośnie pohukiwać.
Cały pokój napełnił się gwarem podnieconych głosów. Cindy, niemal na granicy histerii,
wyciągnęła ręce, próbując uspokoić towarzystwo. I wtedy w drzwiach stanął Eryk Stanton.
Manny włoŜył dwa palce do ust i gwizdnął. Poskutkowało. Wszyscy gapili się na Eryka, który
podszedł do stołu.
– Przepraszam, Ŝe przeszkadzam. Pukałem. Jestem tutaj, bo mam wraŜenie, Ŝe to zebranie
zostało zwołane z mojego powodu.
– Proszę usiąść. – Cindy nie udało się podnieść oczu.
– No to jak? Pobieracie się w końcu, czy nie? – Zdezorientowany Joel rozejrzał się
dokoła.
Cindy najchętniej rzuciłaby w niego czymś cięŜkim. Chwyciła się blatu stołu z taką siłą,
Ŝ
e zbielały jej kostki.
– W najbliŜszej przyszłości nie zamierzam wychodzić za mąŜ. – Wskazując Eryka,
powiedziała: – Pozwólcie, Ŝe przedstawię wam pana Eryka Quinna Stantona.
Eryk wstał.
– Dzień dobry. Na zlecenie korporacji Harmona ja i mój zespół przeprowadzamy
rutynową kontrolę działalności hotelu. Większość z państwa poznałem juŜ wczoraj. Witam
nowe twarze.
Wszyscy wytrzeszczyli oczy, a potem kaŜdy z pracowników zwrócił ku Cindy pełne
wyrzutu spojrzenie.
– Chciałem dodać, Ŝe panna Warren dowiedziała się, kim jestem, dopiero... – Eryk nie
mógł powiedzieć „dziś rano”, Ŝeby nie zabrzmiało to dwuznacznie – ... chwilę temu.
– Zespołu pana Stantona moŜemy oczekiwać w sobotę, a nie, jak ustalono wcześniej, w
poniedziałek. Zgodnie z moimi informacjami panowie spędzą u nas pięć dni. Proszę
wszystkich o udzielanie im wszelkiej moŜliwej pomocy – dodała Cindy. Spojrzała na zegarek
i wzięła ze stołu zeszyt z notatkami. Zebranie było skończone.
– Proszę jeszcze, Ŝeby wszyscy ci, którzy nie poznali pana Stantona, zechcieli mu się
przedstawić.
Wychodziła juŜ, kiedy usłyszała, Ŝe Eryk ją woła.
– Mieliśmy porozmawiać po zebraniu.
– Będę w holu – warknęła i wybiegła, nie czekając na jego odpowiedź.
– Tak mi przykro, szefowo. – Amy czekała na nią na korytarzu. – Gdyby nie mój głupi
pomysł, Ŝe to Stark jest szpiegiem, moŜe zaczęłabyś podejrzewać Eryka, zanim...
Jak to? PrzecieŜ tylko Manny wiedział, z kim spędziła noc!
– ... zaprosiłaś go na przyjęcie – dokończyła Amy. – Nie powinnaś siebie obwiniać.
Wykorzystał cię, Ŝeby nas podejść.
Inni teŜ próbowali ją pocieszać. Tylko Joel zrobił ruch, jakby chciał uciec, ale właśnie
wtedy rozległ się brzęczyk jego krótkofalówki.
– Joel? – odezwał się zniekształconym głosem Manny. – Mamy kłopoty z choinką.
Przyjdź tu szybko. I przyprowadź Cindy.
Nie czekali dłuŜej i oboje pobiegli w stronę schodów.
– Co to jest?! – śadne z nich nie zdołało wyjąkać ani słowa więcej.
Srebrny świerk udekorowany był na czarno. Od góry do dołu obwieszono go czarnymi
kokardami, czarnymi łańcuchami i czarnymi girlandami. Nawet gwiazda na czubku była
czarna. Goście i pracownicy hotelu przystawali zdumieni.
– Czy oni zwariowali? – wymamrotał Joel.
– Natychmiast zdejmijcie całą dekorację. Jeszcze chwila – wskazała ręką na grupki ludzi
gromadzących się na chodniku – i będziemy mieć tu pikiety wszystkich organizacji
religijnych w mieście.
– Stantonowi by się to spodobało – mruknął Joel.
– Wrócę po niego i wyprowadzę stąd tylnym wyjściem.
– Ale z ciebie komandos! – Joel uśmiechnął się z uznaniem.
– Ale ze mnie idiotka, powiedz lepiej! – Cindy odwróciła się na pięcie i juŜ jej nie było.
Znowu znalazła się w niezłych tarapatach. Szybko oceniła sytuację i wybrała strategiczną
pozycję obok windy. W samą porę! Kiedy drzwi się rozsunęły, zobaczyła Eryka, który
wydawał się ucieszony jej widokiem. Triumf zwycięzcy, pomyślała gorzko, ale natychmiast
odrzuciła nędzne resztki dumy, Ŝeby zaproponować mu z uśmiechem:
– Pewnie nie zdąŜyłeś jeszcze nic zjeść. MoŜe wyskoczymy do baru na śniadanie? Przy
okazji moglibyśmy porozmawiać na osobności.
– Dobrze. – Zrobił krok w stronę wyjścia.
– Nie tędy – powiedziała, kierując go do bocznych drzwi.
– Proszę o szynkę, smaŜone ziemniaki z cebulą, dwie grzanki, sos i zieloną sałatę. –
Cindy oddała menu kelnerce. – Umieram z głodu.
Rozbawiony Eryk ledwo wierzył własnym uszom. ChociaŜ, prawdę mówiąc, oboje mieli
prawo być głodni.
– Dla mnie to samo – oznajmił.
Niepewny, jak zacząć rozmowę, podniósł do ust filiŜankę z kawą. W drodze do
restauracji Cindy nie odzywała się wcale, mimo Ŝe kilka razy próbował wciągnąć ją w
niezobowiązującą pogawędkę.
– Cindy, powinniśmy pogadać... – Chrząknął.
– Ja pierwsza – odezwała się bez uśmiechu. – Chciałabym, Ŝeby pan wiedział...
– Jestem Eryk, nie pamiętasz?
Patrzył na dobrze znajome palce zaciskające się kurczowo na filiŜance.
– Być moŜe... Ale wtedy brałam pana za kogoś innego. – Wyprostowała się i zaczęła
jeszcze raz. – Chciałabym, Ŝeby pan wiedział, Ŝe spoufalanie się z gośćmi nie jest moim
zwyczajem... Ta noc – spuściła wzrok – to był pierwszy taki incydent. Nie mam dla siebie
Ŝ
adnego wytłumaczenia, ale – podniosła oczy i dokończyła mocnym głosem – liczę na to, Ŝe
moje poŜałowania godne zachowanie w Ŝaden sposób nie wpłynie na ocenę podlegającego mi
personelu.
Eryk przygryzł wargi. PoŜałowania godne?
– Rozumiem, Ŝe jest pan zobowiązany poinformować o tym wydarzeniu moich
zwierzchników. Proszę jednak – zawahała się chwilę i powtórzyła dobitniej: – bardzo pana
proszę, Ŝeby zrobił to pań po oddaniu raportu o stanie hotelu. Gdybym teraz została usunięta z
funkcji dyrektora, ucierpiałaby nie tylko dobra opinia Kryształowego Pająka, ale i morale
moich pracowników. Nie mówiąc o tym, Ŝe na pewno odbiłoby się to na ich noworocznych
premiach.
Naprawdę troszczyła się o ludzi, którzy z nią pracowali... Nie próbowała osłaniać siebie...
Jego szacunek do niej wzrósł gwałtownie.
– Nie mam zamiaru informować nikogo u Harmona o tej... hm... niezręcznej sytuacji. Nie
ukrywam jednak, Ŝe przyszło mi do głowy, Ŝe pani zechce to zrobić. Choćby po to, Ŝeby
obronić się przed następną moŜliwością wykorzystania partii.
– Posunąłby się pan do szantaŜu?
Eryk Ŝałował, Ŝe nigdy nie obserwował ludzkich reakcji. MoŜe wtedy zrozumiałby
emocje kryjące się w tych zachmurzonych, zielonych oczach.
– Nie – odpowiedział cicho. – Nigdy nie posunąłbym się do szantaŜu, Ŝeby wskoczyć do
pani łóŜka.
Zapadła cisza.
– Bardzo przepraszam, Ŝe wprowadziłem panią w błąd co do tego, kim jestem. Nigdy
celowo nie oszukuję ludzi, nawet jeśli działam incognito. I jeszcze jedno – chciałbym, Ŝeby
pani wiedziała, iŜ po raz pierwszy w ciągu całej mojej pracy pozwoliłem sobie na podobny
związek.
– Nie mówmy o tym – przerwała mu. – Wolałabym wiedzieć, jak cała sytuacja wpłynie
na przeprowadzaną przez pana kontrolę.
Skoro własnymi rękami wznosi między nimi mur... Trudno.
– Są dwie moŜliwości – zaczął. – Albo zupełnie się wycofam...
– Podoba mi się takie rozwiązanie.
Eryk westchnął z rezygnacją. Rozumiał, Ŝe Cindy moŜe być zła, ale nie powinna dawać
ponosić się emocjom. To mogło być groźne dla przyszłości hotelu.
– Tyle Ŝe wtedy Harmon przyśle tu kogoś innego. Młodego sępa, który z czystej Ŝądzy
awansu zniszczy pani hotel.
– Dlaczego? – zawołała z gniewem. – Mamy świetne wyniki. Harmon zgarnia nasze zyski
i nie daje prawie nic na rozwój ani remonty.
– Dlatego, Ŝe hotel ma złą opinię – powiedział bez ogródek. – Od dawna pani wie, Ŝe cała
strategia Harmona skierowana jest na ludzi biznesu. Korporacji nie podobają się wasi goście.
– To niech sprzedadzą nas komu innemu!
– Cindy! – Eryk z trudem powstrzymał się, Ŝeby nie wziąć jej za rękę. – Harmon na
pewno nie sprzeda hotelu w całości. Oni zrobią to po kawałku – najpierw antyczne meble,
potem urządzenia techniczne, na końcu sam budynek. I nie jest wykluczone, Ŝe ktoś kupi go
tylko ze względu na wartość samej parceli i zrówna z ziemią, nie oglądając się na nic.
Oddychała cięŜko, przeraŜona wizją, która w ogóle nie przyszła jej do głowy.
– Jaka jest druga moŜliwość?
– Zostaję i kończę pracę. Harmon dostanie uczciwe sprawozdanie. Jeśli wasze wyniki
finansowe są rzeczywiście takie dobre, przedstawię im nowy biznesplan. Wiem, Ŝe to nie
powstrzyma ich przed sprzedaŜą, ale utrudni pozbycie się własności.
– Na pewno?
– Nie mogę niczego obiecywać – powiedział uczciwie.
– A jeśli zostanę oszukana?
– Cindy, rujnowanie czyjegoś Ŝycia naprawdę nie jest moim powołaniem. Musisz mi
zaufać.
– Mówi się o panu coś wręcz przeciwnego. – Wstała powoli, blada i napięta. –
Przepraszam, ale nie zostanę dłuŜej. Straciłam apetyt. Skoro będziemy musieli widywać się w
ciągu kilku najbliŜszych dni, skorzystam z okazji, Ŝeby zrezygnować z pańskiego
towarzystwa w tej chwili.
– Cindy... – PołoŜył dłoń na jej ramieniu.
Odwróciła głowę i popatrzyła zimno na jego rękę.. Cofnął ją po kilku sekundach. A ona
zarzuciła sobie torbę na ramię i odeszła.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
– Bardzo mi przykro. – Jubiler pokręcił głową. – Tego nie da się skleić.
– Ale dwa dni temu mówił pan...
– Przepraszam. Nie zorientowałem się, Ŝe to nie szkło, ale najczystszy kryształ.
Eryk z trudem hamował irytację. Od dwóch dni wyobraŜał sobie, jak wręcza Cindy
kolczyk. Liczył, Ŝe to pomoŜe mu naprawić napięte stosunki panujące między nimi. Kupując
fortepian dla ojca, teŜ tak myślałeś! wytknął sobie z pogardą.
– Wielka szkoda. – Jubiler miał zmartwioną minę. – Są piękne. Wyglądają, jakby
zrobiono je z kawałków starego Ŝyrandola. I to nie byle jakiego.
– śyrandola?!
Eryk chwycił rozłupane fragmenty i wypadł ze sklepu. Znalazł budkę telefoniczną.
Nakręcał numer bardzo powoli.
– Tato? Tu Eryk.
– Domyślam się – usłyszał znajomy głos. – Nie mam więcej synów.
Eryk ugryzł się w język. Tym razem nie da się sprowokować.
– Jak się masz?
– Śmiertelnie znudzony. Dostałem twoją kartkę z San Francisco. Kogo teraz likwidujesz?
– Tato – postanowił sobie, Ŝe będzie cierpliwy. – Czy miałeś szansę dowiedzieć się
czegoś o tym Ŝyrandolu?
– Oczywiście. Znalazłem odpowiednią ksiąŜkę. Francuski. Z lat dwudziestych. Wzór
nazywa się La Merveille. Trzeba miesięcy, Ŝeby zrobić coś tak finezyjnego. Do Ameryki
trafiły zaledwie trzy oryginalne egzemplarze, więc podejrzewam, Ŝe to kopia, ale bardzo
dobra kopia. Na zdjęciu widać, Ŝe brakuje mu jednego elementu.
– Tato! – Erykowi pulsowały skronie. CzyŜby elementu brakowało, bo ktoś zrobił z niego
kolczyki? – Opowiedz o tym brakującym kawałku.
– Spiralny wisiorek w samym środku.
– Ile byłby dzisiaj wart taki Ŝyrandol?
– Ponad milion trzysta dolarów. A kopia – około trzydziestu tysięcy. Niby nie tyle samo,
ale teŜ nieźle. Skąd to twoje nagłe zainteresowanie Ŝyrandolami?
– Próbuję ocenić jego wartość. Tato, czy mógłbyś przysłać mi tę ksiąŜkę?
– BoŜe Narodzenie jest za kilka dni. Sam ją sobie weźmiesz.
– Jest mi potrzebna juŜ teraz. Jeszcze jedno, tato... Nie przyjadę w tym roku do domu na
ś
więta.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– W porządku, jeśli chodzi o mnie – odpowiedział ojciec powoli i bardzo wyraźnie. – Ale
Alicja i dzieci będą rozczarowane. Na jaki adres mam wysłać ksiąŜkę?
– Co to jest? – zapytała Cindy, kiedy Manny wręczył jej plastikową torbę.
– PiŜama Stantona. Nie mogę zdobyć się na wyrzucenie takiego kawałka szlachetnego
jedwabiu, więc przyniosłem go tobie.
– Jakbym miała mało zmartwień! – WłoŜyła torbę pod pachę. – Idę sobie. Umówiłam się
na wizytę u fryzjera. Tylko nic nikomu nie mów.
Marzyła o chwilce spokoju. Pobyt w salonie da jej szansę na oderwanie się od myśli,
które od kilku dni kłębiły się jej w głowie.
– O rany! Trwała rzeczywiście odbarwiła pani włosy. – Matylda, nowa fryzjerka,
pokiwała głową. – Spróbuję odcienia dwadzieścia osiem B, kawa z czekoladą. – Widząc
zdziwione spojrzenie Cindy, dodała: – Ciemny brąz.
– Świetnie. Mój naturalny kolor. Ale czy moŜna farbować włosy tuŜ po trwałej?
– Wiem, co zrobić, Ŝeby się udało. Znam się na tym.
Jerry pokręcił głową i cięŜko westchnął, ale Cindy postanowiła zignorować jego dąsy.
Bardzo chciała mieć normalne włosy na czas przybycia ekipy Stantona. Przymknęła oczy.
– Pora na płukanie – usłyszała po chwili.
Matylda zmyła jej z głowy lepką maź i z zadowoloną miną włączyła suszarkę. Wtedy w
salonie zgasły wszystkie światła. W przylegających pomieszczeniach teŜ było ciemno.
– Zrobiłam spięcie? – Fryzjerka rozglądała się spłoszona.
– Nie. Ktoś musiał włączyć urządzenie pobierające duŜo więcej energii niŜ suszarka –
zaczęła Cindy z namysłem. – Choinka! – krzyknęła i rzuciła się pędem do holu.
Eryk stał u szczytu schodów z małą lornetką przyłoŜoną do oczu i wychylony przez
poręcz, lustrował Ŝyrandol. Kiedy w hotelu zgasło światło, natychmiast zaczął się
zastanawiać, co tym razem zbroiła Cindy. Na myśl o niej poczuł lekkie ukłucie w sercu.
Poczucie winy, powiedział do siebie.
Na dole panował rozgardiasz. Ktoś krzyczał do robotników pracujących na rusztowaniu
przy choince, Ŝeby się nie ruszali. Tu i tam zapaliły się słabe światła awaryjne.
Jak się spodziewał, Cindy pojawiła się w holu niemal natychmiast. Mokre włosy i
plastikowa pelerynka na ramionach zdradzały, Ŝe była w trakcie kolejnego eksperymentu z
włosami. Patrzył z uznaniem, jak sprawnie zarządziła ewakuację robotników z rusztowania,
uspokajała ludzi i telefonowała równocześnie.
W tej samej chwili w drzwiach wejściowych stanęła grupa nowo przybyłych gości –
sześciu powaŜnych męŜczyzn w garniturach i z walizkami na kółkach. Jego
współpracownicy. Nie mogli wybrać gorszej chwili!
Eryk zszedł do holu, Ŝeby się z nimi przywitać. Potem podprowadził ich do Cindy. Z
ociekającymi włosami i wielkimi zielonymi oczami przypominała świeŜo wyłowionego z
wody kota.
– Dyrektor naczelny hotelu, Cindy Warren – przedstawił ją. – Panno Warren, proszę
poznać mój zespół. Przez kilka następnych dni panowie będą określać wartość całej
nieruchomości.
Zbladła lekko, ale zachowała przytomność umysłu.
– Przepraszam za nieprzewidziane kłopoty – powiedziała z szerokim uśmiechem. – Zaraz
dostaną panowie latarki... O, juŜ są.
Przywołała gestem młodego człowieka, który wręczał wszystkim gościom latarki. Eryk
spojrzał na podłuŜny przedmiot, który dostał do ręki, i zmarszczył brwi ze zdumienia. W tej
samej chwili z głośników popłynął głos Samanty:
– Panie i panowie. Dzięki uprzejmości firmy „Bądź gotowy” moŜemy rozdać wszystkim
państwu zestaw „Latarka plus wibrator. Dwa w jednym”. Do zestawu dołączona jest
zapasowa bateria. Firma „Bądź gotowy” zaprasza wszystkich na Targi zabawek dla
dorosłych, które rozpoczną się w poniedziałek w salach na drugim piętrze. Wstęp wyłącznie z
dokumentem toŜsamości opatrzonym zdjęciem. W imieniu pracowników hotelu przepraszamy
za chwilowe niedogodności spowodowane awarią sieci elektrycznej.
Eryk, z trudem hamując śmiech, spojrzał na Cindy. Szerokimi ze zdziwienia oczami
przyglądała się opisanemu przez Samantę zestawowi.
– Panno Warren – starał się mówić powaŜnie. – Mam nadzieję, Ŝe zje pani z nami kolację
dziś wieczorem? Na dole w restauracji, o siódmej. Do tego czasu awaria na pewno zostanie
usunięta.
– Fioletowe! – wykrzyknęła Cindy, patrząc w lustro.
– Powiedzmy: bakłaŜan. Brzmi bardziej dystyngowanie. Ostatnio bardzo modny kolor –
wyjaśnił Manny.
– Dlaczego to mnie zawsze przytrafia się coś takiego?!
– To na pewno jakiś spisek. Co powiedziała fryzjerka?
– Nie wiem. Jeny zdąŜył wysłać ją do domu.
– Co powiedział Jerry?
– Podał mi papierową torbę, Ŝebym zakryła głowę. Lepsza byłaby plastikowa.
Przynajmniej moŜna popełnić samobójstwo.
– Wiesz, mnie się to nawet podoba. – Manny pokiwał głową. – Mnóstwo ludzi
zapłaciłoby majątek za podobny kolor.
– Manny! Dzisiaj wieczorem idę na kolację ze Stantonem i jego ludźmi. Nie mogę
wyglądać jak jedna ze Spice Girls.
– Słyszałem, Ŝe ci faceci pojawili się dokładnie wtedy, kiedy zgasło światło.
– Jasne. Kiedy moŜe wydarzyć się coś złego, na pewno się wydarzy. Musiałam zrobić na
nich niezłe wraŜenie swoim wyglądem. śe nie wspomnę o wibratorach, które Samanta kazała
wręczać Wszystkim gościom.
– Przynajmniej wiesz, Ŝe nic gorszego nie moŜe się juŜ zdarzyć.
– Proszę, nie mów tego głośno, bo zapeszysz. Manny, czy mogę iść na kolację w mojej
zielonej czapce?
– Nie ma mowy. – Przyjrzał się uwaŜnie jej włosom. – Cindy, wydaje mi się, Ŝe masz
sukienkę dokładnie w takim kolorze?
– Mam.
– WłóŜ ją. I zamotaj coś na głowie. Najlepiej coś niebieskiego.
– Nie mam niebieskiej chustki. Manny wydął usta.
– Wiem! – wykrzyknął po chwili. – Gdzie jest ta piŜama? Rozejrzał się i znalazł torbę
leŜącą na sąsiednim krześle.
– Oszalałeś! Nie pójdę na kolację z Erykiem w jego spodniach od piŜamy na głowie! W
dodatku w spodniach, które sama wykradłam mu z pokoju.
Manny nie zwracał na nią uwagi, tylko na róŜne sposoby zawijał niebieski materiał.
– Pomyśl, Ŝe to szal za trzysta pięćdziesiąt dolarów. Wystarczy podwinąć gumkę, ukryć
plamę i proszę! – Przewiązał jej włosy i zaciągnął ją do lustra.
Cindy otworzyła oczy ze zdziwienia. Szeroka jasnoniebieska opaska pięknie
kontrastowała z kolorem włosów, zsuniętych teraz z czoła i spiętrzonych z tyłu.
– Do diabła, Manny! Jak na to wpadłeś?
– Prawo ostatniej deski ratunku.
– A jeśli je rozpozna?
– Gdyby był gejem, nie zaryzykowałbym. Ale zwyczajny facet? W dodatku głodny i
napalony na ciebie? Bądź spokojna. Poza tym nikomu nie przyjdzie na myśl, Ŝe moŜna mieć
na głowie spodnie.
– Mam złe przeczucia – mruknęła Cindy do lustra.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Eryk pomachał ręką swoim współpracownikom wychodzącym z restauracji. To dziwne,
ale nigdy dotąd nie zauwaŜył, Ŝe są aŜ tak niewiarygodnie nudni. Kolacja dłuŜyła mu się
strasznie, bo Cindy wybrała najodleglejsze miejsce przy stole i nie miał okazji zamienić z nią
choćby słowa.
– Dziękuję, Ŝe zgodziłaś się na chwilę rozmowy. MoŜe poszlibyśmy na dach? Przy okazji
zobaczyłbym ten wspaniały widok. Nie mówiąc o tym, Ŝe marzę o papierosie.
Wahała się, więc szybko dodał:
– Nie chciałbym, Ŝeby ktoś podsłuchał, o czym mówimy.
– Wydawało mi się, Ŝe rozmowa ma dotyczyć spraw hotelowych... – Przyglądała mu się
zmruŜonymi oczami.
– Tak, ale lepiej, Ŝeby wszystko zostało między nami.
– Skoro tak mówisz... – Odeszła od stołu i zanim zdąŜył ją powstrzymać, podpisała
rachunek za kolację.
Eryk odprowadzał ją wzrokiem. Podziwiał jej biodra rysujące się znajomą linią pod
cienką, bordową sukienką. Cindy znowu wyglądała pięknie, nawet z włosami w tym
przedziwnym kolorze.
MoŜna się do nich przyzwyczaić, uznał. Przyzwyczaić? O czym on myśli? PrzecieŜ nie
zamierza być tu na tyle długo, Ŝeby przyzwyczajać się do czegokolwiek! Wspólnie spędzona
noc będzie jedynie miłym wspomnieniem, i tyle.
– Zrobiłaś doskonałe wraŜenie na moich ludziach – powiedział, i była to szczera prawda.
– Nie dziwię się – zaśmiała się krótko. – Po pierwszym spotkaniu nie mogłam juŜ spaść
niŜej w ich oczach.
– Powiedziałem im, Ŝe przywykną do ciebie...
– Piękne dzięki.
– ... bo zawsze jesteś tam, gdzie coś się dzieje.
– Sam pan wie, Ŝe na tym polega moja praca. – Jej chłód był nie do przewalczenia.
Zachowywała się wobec niego jak obca osoba. Ale w międzyczasie zostali przecieŜ
kochankami... Nienawidził sytuacji, w jakiej znaleźli się teraz.
Winda wywiozła ich na samą górę. Cindy porozumiała się z ochroną, polecając wyłączyć
urządzenie alarmowe na drzwiach, po czym wyszli na dach. Widok rzeczywiście zapierał
dech w piersiach. Rozświetlone
1
miasto i zatoka, Ŝyjąca własnym Ŝyciem. Dokoła panował
spokój. Ciszę zakłócały jedynie słabe odgłosy ruchu ulicznego i szum chłodnego,
grudniowego wiatru.
Cindy drgnęła, kiedy Eryk zarzucił jej marynarkę na ramiona. Poczuła zapach znajomej
wody toaletowej i ciepło jego ciała bijące od jedwabnej podszewki.
– Dzięki – mruknęła, zastanawiając się z niepokojem, dlaczego chciał przyjść właśnie
tutaj.
Jeśli rozmowa miała dotyczyć ich nocy, musi mu powiedzieć, Ŝe nie ma na to ochoty.
Przygładziła ręką włosy i z niepokojem zauwaŜyła, Ŝe jej pseudo-szal nieco się rozluźnił.
– Pięknie! – Eryk odwrócił się do niej.
Ale jak mu to powiedzieć? ParaliŜowała ją świadomość, Ŝe Eryk stoi tuŜ obok, na
wyciągnięcie ręki. A ona poznała wszystkie intymne sekrety jego wspaniałego ciała!
– Chciałabym iść dzisiaj wcześniej spać – oświadczyła i nagle zdała sobie sprawę, jak
dwuznacznie zabrzmiały jej słowa.
– Sama – dodała szybko, pogarszając jeszcze sytuację. – Zacznijmy więc tę rozmowę.
Wyciągnął do niej rękę i dreszcz poŜądania przeszedł ją od stóp do głów. PrzeraŜona
bezwstydną reakcją – własnego ciała, uciekła w agresję.
– Jak śmiał pan zwabić mnie tutaj pod pozorem słuŜbowej rozmowy, skoro ma pan w
głowie tylko seks! CzyŜby nie robił pan jeszcze tego na dachu? – Chciała go zranić, Ŝeby
ukarać samą siebie. – Jak widzę, potrzeba panu specjalnych podniet! PrzecieŜ dałam juŜ panu
niezły materiał do męskich rozmów w siłowni.
Stała blada i wzburzona.
– W kieszeni znajdzie pani mały pakiecik. – Spokojnie wskazał na marynarkę. – To pani
własność. OstroŜnie – dodał, widząc, jak wyszarpuje zawiniątko z kieszeni.
Odwinęła serwetkę.
– Pęknięty – powiedziała cicho na widok szklanej łzy błyszczącej w świetle księŜyca.
– Przepraszam. Nastąpiłem na niego przypadkiem. Prawdopodobnie przyczepił się do
mojego smokinga i upadł nie zauwaŜony.
– Trudno – odparła, ale Eryk po głosie poznał, Ŝe było jej przykro.
– Jubiler powiedział, Ŝe nie da się go naprawić. To stary, cenny kryształ.
Jubiler? Co Eryk wie? zastanawiała się w panice. Napotkała jego uwaŜny wzrok i ugięły
się pod nią kolana.
– Tak, mówiono mi to. – Wepchnęła paczuszkę do torebki i podeszła do balustrady na
krańcu dachu.
– Jubiler twierdzi, Ŝe kryształ moŜe pochodzić z zabytkowego Ŝyrandola, który dzisiaj
miałby niezwykłą wartość – usłyszała stłumiony głos Eryka. Prawdopodobnie stał tyłem do
niej i patrzył w drugą stronę.
– Domyślam się. – ZwilŜyła wargi i wystawiła twarz na wiatr, Ŝeby jakoś dojść do siebie.
I wtedy pstry podmuch zrujnował całą pracę Manny’ego. Jedna nogawka piŜamy
wysunęła się spod opaski i powiewała na wietrze jak flaga. Cindy obiema rękami próbowała
wepchnąć ją pod gumkę spodni, ale śliski jedwab wciąŜ wymykał się jej z palców. Zerknęła
przez ramię. Eryk wciąŜ stał tyłem do niej.
Bała się jego następnego pytania. Bała się, Ŝe zaraz się odwróci i zobaczy, co ma na
głowie. Histerycznym ruchem szarpnęła zawój i zerwała go z głowy. Co dalej? Nie miała
kieszeni. Torebka była zbyt mała. Zwinęła materiał w kulkę i rozejrzała się bezradnie.
– Cindy! – usłyszała i niewiele myśląc, wyrzuciła piŜamę przez balustradę. – Czy ten
kolczyk pochodzi z Ŝyrandola wiszącego w holu?
– Nie wiem. To pamiątka rodzinna – wyjąkała.
– Ale mówiłaś, Ŝe twój dziadek był kiedyś właścicielem Kryształowego Pająka. – Eryk
podszedł i zajrzał jej w oczy. – Cindy, mój ojciec twierdzi, Ŝe to moŜe być oryginalny,
francuski La Merveille, wart teraz fortunę!
– Twój ojciec?
– Całe lata pracował w hucie szkła.
– Nie znam się na Ŝyrandolach – odezwała się Cindy nienaturalnie wysokim głosem. –
Ktoś w księgowości na pewno powie ci, jaka jest jego wartość.
– JuŜ sprawdziłem księgi inwentarzowe. Podejrzewam, Ŝe wpis dotyczący Ŝyrandola jest
fałszywy. Cindy! – Pochylił się ku niej. – Powiedz mi wszystko, co wiesz. Jeśli nie, będę
musiał powiadomić ludzi od Harmona o swoich podejrzeniach. Wtedy przyślą tu
rzeczoznawcę.
Cindy rozwaŜała wszystkie moŜliwości, włącznie z tą, Ŝeby skoczyć z dachu.
– Skąd mam wiedzieć, Ŝe i tak do nich nie zadzwonisz?
– Racja. Tego nie moŜesz wiedzieć. – Zacisnął usta. Oparła się łokciami o balustradę i
zapatrzyła w przestrzeń.
Stanął tuŜ przy niej.
– Mój dziadek kochał ten hotel – zaczęła powoli – a Ŝyrandol był dla niego kwintesencją
ś
wietności i wyjątkowości tego miejsca. To on wymyślił, Ŝeby zrobić kolczyki z
kryształowego wisiora, który wieńczył całość. Podarował je mojej babce, a ja odziedziczyłam
je po niej wraz z piękną historią o Ŝyrandolu, który podczas wojny sprzedano i zastąpiono
szklaną kopią, Ŝeby zasilić fundusz na dozbrojenie naszego wojska. Długo nie miałam
pojęcia, Ŝe ta historia jest nieprawdziwa.
– Kiedy zaczęłaś podejrzewać, Ŝe coś jest nie tak?
– Przypadkiem w Chicago zobaczyłam jedną z kopii. Była nieporównanie gorsza od
naszej. Specjalnie pojechałam do Hollywood – to samo. I obie miały ten centralny fragment,
którego brakowało w naszym Ŝyrandolu.
Potem zaczęłam przeglądać papiery po dziadku i w jego dzienniku znalazłam ostateczny
dowód. Kiedy kopia była juŜ gotowa, rozmyślił się. Zostawił oryginał, a kopię sprzedał na
czarnym rynku. Fundusz wojenny zasilił pieniędzmi z własnych oszczędności.
– Niesamowita historia! – Eryk pokręcił głową.
– I smutna. Suma przekazana na armię, znacznie zresztą przewyŜszająca ówczesną
wartość Ŝyrandola, tak uszczupliła jego zasoby, Ŝe był zmuszony sprzedać swoje udziały w
tym hotelu. Nikomu jednak nie powiedział, Ŝe w holu wisi oryginał. To była jego tajemnica.
– Dlaczego nikogo o tym nie zawiadomiłaś?
– Harmon natychmiast wystawiłby Ŝyrandol na licytację, – a nam zamówiłby jakąś
kiepską kopię albo zgoła nic. Ostatnia rozmowa z tobą utwierdziła mnie w tym przekonaniu.
– Cindy! Taki Ŝyrandol powinien wisieć w muzeum.
– Jego miejsce jest tutaj – upierała się.
– Nieprawda. Właściciele hotelu muszą wiedzieć, jaka jest prawdziwa wartość Ŝyrandola.
– I ty im o tym powiesz, tak?
– Nie wiem jeszcze, ale...
– A ja ci zaufałam! – Mimo starań nie mogła powstrzymać łez. – Uwierzyłam, Ŝe
zrozumiesz, co naprawdę liczy się w Ŝyciu.
Wyraz oczu Eryka nie zmienił się ani na jotę. Cindy odwróciła się zdruzgotana. Okazała
się taka słaba! To przez nią setki ludzi stracą pracę.
– Wszystko to moja wina – szepnęła do siebie. – Powinnam wypełniać polecenia
korporacji, bez względu na to, jak były głupie. Teraz nas sprzedadzą albo zamkną, a Ŝyrandol
i tak będzie stracony.
Zatkała ręką usta, Ŝeby stłumić szloch.
– EjŜe! Nie traktuj wszystkiego tak osobiście. – Eryk odwrócił ją do siebie. – PrzecieŜ
robiłaś to, co według ciebie było najsłuszniejsze. Jeśli Harmon zdecyduje, Ŝe sprzedaje
Kryształowego Pająka, nie będzie w tym twojej winy.
Bliskość Eryka i ciepło jego rąk, które czuła nawet przez marynarkę, nie pomagały jej się
uspokoić.
– Raczej powiedz: jeśli ty zdecydujesz, Ŝe Harmon sprzedaje hotel.
– Na tym polega mój zawód.
– I nie przeszkadza ci, Ŝe kilka twoich słów moŜe zmienić Ŝycie tylu Bogu ducha winnych
ludzi?
– Oboje mamy swoją pracę. Nie wolno pozwolić, Ŝeby emocje wpływały na interesy.
Dlaczego pociągają akurat taki człowiek?! Odwróciła głowę, Ŝeby nie widzieć jego ust,
których dotyk tak dobrze pamiętała.
– Mamy zupełnie róŜne poglądy, pan i ja. – Dumnie uniosła głowę. – Dla mnie hotel Pod
Kryształowym Pająkiem to coś więcej niŜ zwykłe zestawienie zysków i strat. I gdyby tylko
było mnie stać, kupiłabym go sama.
Twarz Eryka złagodniała. Wyciągnął rękę i odsunął kosmyk włosów z policzka Cindy.
– Gdyby mnie było stać, kupiłbym go dla ciebie – powiedział.
Wszystko, co nastąpiło potem, przypominało film odtworzony w zwolnionym tempie.
Eryk przyciągnął ją do siebie i mocno objął. Cindy zamknęła oczy i poddała się kojącemu
uściskowi, w którym oboje chcieli trwać jak najdłuŜej. On ujął jej twarz w dłonie i pochylił
głowę, szukając ustami jej ust. Oddychała szybko w oczekiwaniu długiego pocałunku. Kiedy
ich wargi zetknęły się w końcu, przylgnęła do niego całym ciałem i westchnęła głęboko.
Eryk wędrował dłońmi po jej ciele, a ona z rozkoszą poddawała się temu dotykowi.
– Cindy! – szepnął. – Przy tobie jestem zdolny do największych szaleństw. Chcę się z
tobą kochać, tu i teraz.
– Nie powinniśmy – wymamrotała nieprzytomnie, myśląc tylko o tym, Ŝeby oddać mu się
pod gołym niebem, w świetle gwiazd i przy wtórze szumu wiatru.
Namiętne szepty i westchnienia przeplatały się z chwilami napiętej ciszy.
Nagle niebo nad ich głowami przecięły smugi ostrego światła. Oboje drgnęli jak oparzeni.
Gwałtownymi ruchami próbowali doprowadzać do porządku ubrania.
– Co się dzieje, do diabła? – wyjąkał Eryk, którego twarz znalazła się nagle w zasięgu
reflektora.
Cindy wyjrzała przez balustradę. Na chodniku stał szef ochrony z tubą przy ustach.
Dookoła zaczynali juŜ gromadzić się gapie.
– Stop! – usłyszała. – Nie skakać. Zaraz będzie tu policja.
– Oni tam na dole myślą, Ŝe ktoś chce zeskoczyć z dachu – wyjaśniła Erykowi.
– Wierz mi – warknął – chętnie sam bym zeskoczył, Ŝeby złamać kark temu idiocie.
Cindy wychyliła się znowu.
– Pete! – zawołała przez złoŜone w trąbkę dłonie. – Nikt nie ma zamiaru skakać!
– Cindy! To ty?
– Jak widzisz.
– O rany! Co zrobiłaś z włosami?
Rozejrzała się, czy w pobliŜu nie leŜy jakaś cegła, Ŝeby rzucić nią w Pete’a. Na szczęście
dla niego dach był czysty.
– Zadzwoń na policję i powiedz, Ŝe to pomyłka. Zaraz schodzę.
– Dobra. – Pete był wyraźnie rozczarowany. Światła zgasły i dach pogrąŜył się w mroku.
– Muszę iść – oznajmiła Cindy. – W przeciwnym razie ktoś przyjdzie tu po mnie.
Wstydziła się za siebie. Zachowywali się jak zwierzęta. śadnych uczuć. Sam instynkt.
Przynajmniej z jego strony.
– Cindy – szepnął Eryk i szybko ją pocałował. – Czy wiesz, Ŝe jeszcze chwila i byłbym
na samym szczycie...
Wyrwała się z jego objęć i gwałtownym ruchem zerwała z siebie marynarkę.
– Muszę iść – powiedziała ostro.
– Co się dzieje? – Nie rozumiał jej zachowania.
– Nic – warknęła.
Nie mogła przecieŜ przyznać się głośno, Ŝe zakochała się w Eryku Stantonie – człowieku,
który reprezentował sobą wszystko to, czego ona nie znosiła. Manny wiedział, przed czym ją
ostrzega.
– Cindy! Wyrzuciłaś piŜamę Stantona z dachu?! – Manny patrzył to na Cindy, to na
plastikową torbę.
– Jak mogłam przypuszczać, Ŝe zaczepi się o okno? Przez cztery dni starałam się
wydostać ją od ochrony, nie wzbudzając podejrzeń.
– Wolę nie pytać, dokąd z nią teraz idziesz. – Manny patrzył na nią jak na pomyloną.
– Prosto do kotłowni. Dziś o czwartej Stanton pokaŜe mi gotowy raport, więc muszę
zminimalizować do zera prawdopodobieństwo katastrofy, którą na pewno bym wywołała.
– Przynajmniej choinkę masz z głowy. CóŜ moŜe być bezpieczniejszego od tradycyjnych
cukierków?
– TeŜ tak myślę. A teraz lecę, bo jestem umówiona u fryzjera.
– Coo? Dotychczasowe próby niczego cię nie nauczyły?
– Teraz będzie dobrze, zobaczysz.
Coś w jej głosie sprawiło, Ŝe Manny popatrzył na nią uwaŜnie.
– Denerwujesz się raportem? – zapytał.
– Jasne. – Głos jej zadrŜał, mimo iŜ bardzo się starała zachować spokój.
Manny poklepał ją po ręce.
– Wykonałaś tu wspaniałą robotę. Jeśli Stanton i jego ludzie tego nie zauwaŜyli, są nie
tylko ślepcami, ale kompletnymi głupcami.
– Dzięki.
– Nie znoszę tego człowieka za to, Ŝe przepuścił cię przez taką wyŜymaczkę.
– Nie wiń Eryka, Manny. Na wszystko sama zapracowałam. – Ze zgrozą czuła, Ŝe oczy
napełniają się jej łzami.
– O BoŜe! – Manny złapał się za głowę. – Tylko mi nie mów, Ŝe się w nim zakochałaś.
– Zakochałam się. I wcale nie jestem z tego powodu dumna. MoŜe mi przejdzie, kiedy
zobaczę raport.
– Będzie durniem, jeśli nie zauwaŜy, jakie ma szczęście!
– Jak to dobrze, Manny, Ŝe jedziesz ze mną do domu na święta.
– Ja teŜ się cieszę. Spotkamy się na lotnisku. Na razie cześć.
Cindy odetchnęła, widząc, jak płomienie pochłaniają pechowe niebieskie spodnie. Musi
pamiętać, Ŝeby wypisać później raport o zaginięciu ubrania naleŜącego do gościa hotelowego.
PrzecieŜ Eryk sprawdza wszystkie dokumenty...
Spojrzała na zegarek i pędem pobiegła do fryzjera. W progu salonu przetarła oczy ze
zdumienia. Zdyszana Matylda uwijała się wśród tłumu klientów. Na widok Cindy rozległy się
okrzyki, Ŝe to jest kolor, o jaki wszystkim chodzi.
– Przebój sezonu. – Matylda rozpromieniła się cała. – Zarobimy fortunę.
– Niesamowite. – Oniemiała Cindy przesunęła ręką po włosach. – To znaczy, bardzo się
cieszę.
– Jeny jest na zapleczu – poinformowała Matylda i z nowym wigorem zajęła się pracą.
Stary fryzjer czekał na Cindy. Posadził ją w fotelu i otulił zieloną peleryną.
– To mój prezent gwiazdkowy dla ciebie – mruknął. – Mimo Ŝe byłaś niegrzeczna.
– Jerry, nie wierz we wszystko, co ludzie mówią.
– A jeśli widziałem to na własne oczy? – Popatrzył na nią z czułością. – Ładna z was
para. Pasujecie do siebie, ty i Stanton.
JuŜ chciała protestować, ale przypomniała sobie, Ŝe nie warto, bo Jerry i tak nie zmienia
zdania.
– Jerry! – Nagle coś przyszło jej do głowy. – Ty wiedziałeś, Ŝe Quinn to Stanton, prawda?
– Od samego początku.
– Powiedział ci?
– Nie. Wiedziałem i tyle.
Westchnęła. Cały Jerry. Niczego nie da się przed nim ukryć. Rzuciła mu mordercze
spojrzenie, ale on zupełnie się tym nie przejął. Z cichym śmiechem wziął noŜyczki i zaczaj ją
strzyc.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Eryk przejrzał szczegółowe sprawozdania swoich współpracowników. Określenia
„niekonwencjonalny, ale skuteczny” pojawiały się w nich raz po raz. Wszyscy potwierdzali
jego opinię. Kryształowy Pająk działał sprawniej i dawał większe zyski niŜ niejeden z
wzorcowo prowadzonych hoteli naleŜących do korporacji.
Jego raport był w zasadzie gotowy. Pozostały jedynie wnioski i rozwiązanie problemu:
czy funkcjonowanie hotelu Pod Kryształowym Pająkiem pasuje do zaplanowanej przez
Harmona strategii działania?
Mimo Ŝe Eryk w raporcie napisał wiele zdań o korzyściach wynikających z posiadania
takiego hotelu, nie miał wątpliwości, jak brzmi odpowiedź na tak sformułowane pytanie.
Czasami jednak przypominał sobie błagalne spojrzenie Cindy i ogarniały go rozterki.
Nie chciał jednak narazić na szwank swojej dobrej reputacji. Jedyne co mógł, to
przekonać Harmona, Ŝeby sprzedać Kryształowego Pająka w całości. Powiedział Cindy, Ŝe
kupiłby dla niej ten hotel, gdyby było go na to stać. Nie był aŜ tak zamoŜny, ale przecieŜ znał
wielu inwestorów, których mógłby do tego namówić. Zachowałby wówczas twarz wobec obu
stron.
Ale korporacji chodziło tylko o prostą odpowiedź na proste pytanie. Dlaczego więc
komplikować całą sprawę? Dawno temu przysiągł sobie, Ŝe nie pozwoli Ŝadnej kobiecie
wtrącać się do swojej pracy, i dotrzymał słowa. Do dzisiaj. Z miłości do Cindy Warren musiał
stracić rozum.
Jak to z miłości?! opamiętał się. Kto tu mówi o miłości?
Usiadł przy biurku i w szalonym tempie dokończył pisania raportu. Nie miał ochoty
zakochiwać się w kobiecie, która jest ekscentryczna, nieprzewidywalna, ma zbyt miękkie
serce i koszmarną fryzurę. NIGDY wystukał wielkimi literami na ekranie komputera.
Cindy weszła do pokoju konferencyjnego kwadrans przed czasem. Musiała przygotować
się na spotkanie z Erykiem. Wybrała sobie miejsce naprzeciw drzwi i przez pięć minut
ć
wiczyła scenę: „Zajęta kobieta interesu wita interesanta, pewnie siedząc w fotelu”.
PodwyŜszyła siedzenie swojego krzesła i obniŜyła siedzenie krzesła stojącego po jej prawej
stronie, Ŝeby dosłownie pokazać swoją dominację nad Erykiem.
Kiedy usłyszała na korytarzu jego kroki, usiadła i udawała, Ŝe robi notatki na marginesie
jakichś dokumentów.
– Wolisz, Ŝebym przyszedł, kiedy skończysz? – Zatrzymał się w progu.
– AleŜ nie. – Powoli odłoŜyła pióro.
Na razie wszystko szło po jej myśli. NajwyŜszy czas odegrać przećwiczoną etiudę. Z
oczami utkwionymi pewnie w twarzy Eryka odchyliła się niedbale... Zapomniała tylko, Ŝe
podwyŜszając krzesło, powinna przykręcić oparcie do siedzenia. PrzeraŜony Eryk nie zdąŜył
jej przytrzymać. Runęła plecami do tyłu i uderzyła głową o podłogę.
– Nic mi nie jest – wyjąkała mimo bólu, który rozsadzał jej czaszkę. – Lepiej zacznijmy
od razu. – Podniosła się, zaŜenowana.
Przyglądał się jej przez chwilę, potem usiadł i wyjął z teczki raport. Cindy wystarczył
jeden rzut oka, Ŝeby z twarzy Eryka wyczytać to, co usłyszy za chwilę.
– W moim raporcie radzę korporacji, Ŝeby sprzedała hotel. Przykro mi, ale z
profesjonalnego punktu widzenia musiałem tak postąpić. Ja i wszyscy moi ludzie
podkreślamy, Ŝe Kryształowy Pająk jest znakomicie prowadzony. Błędem Harmona był
zakup hotelu, który całkowicie nie odpowiada prowadzonej przez nich polityce.
– Zakup? Raczej kradzieŜ. Dwa lata temu Harmon oszukał grupę starych inwestorów,
nabywając hotel za bezcen.
– Starałem się bardzo rzetelnie wycenić jego dzisiejszą wartość. I, jeśli cię to interesuje,
nie wspomniałem ani słowem o Ŝyrandolu. Uznałem, Ŝe powinienem zachowywać się tak,
jakbym nie znał jego historii.
– Ale ją znałeś! Opowiedziałam ci ją, Ŝebyś zrozumiał, Ŝe pewne wartości naleŜy chronić.
Likwidujesz hotel, który przynosi zyski!
– Na razie.
– Co przez to rozumiesz?
– Za kilka lat gry fabularne oraz wampiry wyjdą z mody i moŜecie stracić klientów.
Harmon wie, co robi, nastawiając się na grupę średnich i duŜych biznesmenów...
– Jak rozumiem, poznałam juŜ najwaŜniejsze załoŜenia pańskiego raportu – przerwała. –
Nie uwaŜam, Ŝeby dłuŜsza rozmowa mogła wnieść nowe aspekty do sprawy. Nasze spotkanie
jest skończone. – Cindy wzięła głęboki oddech i wstała, starając się, Ŝeby Eryk nie zauwaŜył,
ile ją to kosztuje.
Odwróciła się tyłem do niego, by nie widział łez w jej oczach. Słyszała, Ŝe odchodzi, ale
nawet nie drgnęła.
– Cindy! – odezwał się, stając przy drzwiach. – Przepraszam, Ŝe zepsułem ci BoŜe
Narodzenie.
– Panie Stanton! – rzuciła przez ramię. – Proszę sobie nie pochlebiać. Nie ma pan takiej
władzy nade mną.
Trafiła go. Poznała to po jego minie. I o to jej chodziło!
– Chciałbym powiedzieć, Ŝe mimo nieporozumień bardzo cenię sobie naszą współpracę. I
jeszcze jedno – dodał po chwili. – Masz śliczną fryzurę.
Zamknął za sobą drzwi. Cindy oparła głowę na rękach. Szkoda, Ŝe w ogóle spotkała tego
człowieka!
W tym momencie odezwała się jej krótkofalówka.
– Cindy – usłyszała zdyszany głos Manny’ego. – Czy zniesiesz jeszcze jeden kryzys
choinkowy?
– Chcesz powiedzieć, Ŝe pięć tysięcy zwykłych cukierków moŜe okazać się
niebezpieczne?
– Tak, jeśli do holu wedrze się tłum chuliganów, Ŝeby strząsnąć je z drzewka!
Eryk uznał, Ŝe naleŜy mu się łyk czegoś mocniejszego. Szedł właśnie do baru, kiedy
usłyszał szum dobiegający z holu. Zawrócił, Ŝeby sprawdzić, co się dzieje. Z sufitu sypał się
kolorowy grad. Czterech umięśnionych męŜczyzn potrząsało świerkiem, a ich towarzysze
łapali cukierki i wpychali je garściami do kieszeni i plastikowych toreb. Dolne gałęzie były
juŜ całkowicie ogołocone.
Jak naleŜało się spodziewać, Cindy natychmiast pojawiła się na placu boju. Eryk
obserwował z ukrycia, jak po raz kolejny udało się jej rozwiązać kryzys – szybko, skutecznie
i elegancko.
Szybko usunęła prowodyrów całego zajścia. Kazała ustawić rusztowanie. Cukierki
zostały zdjęte z choinki i w wielkich koszach wystawione na ulicę. KaŜdy chętny mógł się
nimi poczęstować. Pracownicy Cindy dwoili się i troili. Widać było, Ŝe zrobią dla niej
wszystko. Eryk nie miał co do tego Ŝadnych wątpliwości. Oni po prostu ją kochali.
On teŜ.
Pokochał niewłaściwą kobietę w niewłaściwym czasie. PrzecieŜ najbardziej cenił sobie
uporządkowane Ŝycie. Zawsze otaczał się ludźmi praktycznymi i reagującymi w łatwy do
przewidzenia sposób. Dlatego nie mógł porozumieć się z własnym ojcem –
niekonwencjonalnym człowiekiem o duszy artysty.
Eryk widział ze swojego kąta, jak Cindy powoli wchodzi po schodach. Przystanęła na
górnym podeście i zapatrzyła się w Ŝyrandol. Dałby wiele, Ŝeby dowiedzieć się, o czym
myśli. O dziadku? O długiej historii tego hotelu? Czy o przyszłości?
W holu panował spokój. Wielki świerk, całkowicie pozbawiony ozdób, stał pośrodku
lekko pochylony.
Pochylony?! Eryk wypadł z ukrycia. Cindy takŜe zauwaŜyła, Ŝe coś jest nie tak.
PrzeraŜona zbiegała po schodach.
– Uwaga! – krzyczała. – Choinka się przewraca!
Ogromne drzewo zachwiało się i z szumem upadło, pokrywając całą podłogę grubym
płaszczem igieł. Górne gałęzie zaczepiły o Ŝyrandol, który rozhuśtał się niebezpiecznie.
Kryształowe wisiorki uderzały o siebie z dźwięcznym stukotem. Eryk spojrzał w górę.
– Usunąć się! – wrzasnął.
Rozległ się zgrzyt metalu... śyrandol runął na ziemię i rozprysnął się na tysiące
kawałków.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Cindy przepłakała całą noc. Rano z trudem otworzyła zapuchnięte oczy. Jeszcze nigdy nie
czuła się tak przegrana. Po spotkaniu z Erykiem była pewna, Ŝe nic gorszego juŜ się nie
zdarzy, ale wypadek z choinką i Ŝyrandolem szybko rozwiał jej złudzenia. Wprawdzie gałęzie
ś
wierka osłabiły nieco siłę uderzenia, ale i tak Ŝyrandol rozpadł się na niezliczone kawałki.
Nie było pewności, czy kiedykolwiek uda się przywrócić mu dawną świetność.
Eryk razem z pracownikami hotelu zbierał rozsypane fragmenty i układał je do
dziesiątków pudeł, ale Cindy przez cały czas uwaŜała, Ŝeby nie znaleźć się blisko niego. Był
inny, niŜ sobie wyobraŜała. Nie umiałby kochać jej takiej, jaka jest. Nigdy by mu nie
zaleŜało, Ŝeby razem z, nią chronić ludzi, rzeczy i miejsca. On wolał niszczyć wszystko w
imię interesu jakiejś tam korporacji.
To była najgorsza Wigilia w jej Ŝyciu. Wstała z łóŜka, podeszła do telefonu i odruchowo
nakręciła numer.
– Mamo, wesołych świąt... – Łzy popłynęły jej po policzkach.
Eryk postanowił spędzić poranek w siłowni. Znalazł wolny przyrząd do joggingu i
dopiero wtedy zauwaŜył, Ŝe na sąsiednim urządzeniu ćwiczy Manny. Kiwnęli głowami na
przywitanie.
– Wcześnie pan zaczyna – rzucił Eryk.
– Za parę godzin mam „samolot. – Manny nawet nie starał się być uprzejmy.
– Do domu” na święta?
– Uhm, jadę z Cindy.
A więc jednak coś ich łączy. Dziwne, bo Manny nie wydawał się męŜczyzną, który...
Zresztą, co go to obchodzi. Przyspieszył prędkość ścieŜki, Ŝeby wyładować zazdrość –
uczucie, o które by siebie nie podejrzewał.
– Mam nadzieję, Ŝe spędzicie oboje miłe święta – mruknął.
– Z pańskiego tonu wnoszę – Manny nie zdejmował wzroku z monitora – Ŝe niezbyt się to
panu podoba.
Jego wrogość nie uszła uwagi Eryka.
– Nie zdawałem sobie sprawy – wzruszył ramionami – Ŝe pana i Cindy łączy intymny
związek.
– Cindy i mnie nie łączy intymny związek, panie Stanton – warknął Manny.
Eryk poczuł ulgę. Ale to nie była właściwa reakcja, kiedy człowiek rujnuje innym BoŜe
Narodzenie, uświadomił sobie nagle.
– Cindy pewnie powtórzyła panu, Ŝe poradziłem Harmonowi sprzedaŜ hotelu. Przykro mi,
ale na tym polega moja... Co jest, do cholery... – przerwał, bo Manny jednym pchnięciem
zrzucił go ze ścieŜki i stojąc obok, patrzył na niego z wyraźnym obrzydzeniem.
– Cindy powiedziała mi, Ŝe raport był pozytywny, palancie. Wygląda na to, Ŝe nie chciała
mnie martwić. Jesteś pętakiem i tchórzem, Stanton. Nie zasługujesz na nią. A ona juŜ na
pewno – nie zasłuŜyła na to, co jej zafundowałeś! Zawodowo i prywatnie. – Manny odwrócił
się na pięcie. – Proszę mi wybaczyć. Muszę stąd odejść, zanim dam panu w pysk i stracę
pracę.
Zaskoczony Eryk wpatrywał się w plecy odchodzącego Manny’ego. I nagle zrozumiał
wszystko. Naprawdę bał się okazywać uczucie ludziom, na których mu zaleŜało. Cindy i
ojciec byli tego najlepszym przykładem.
Jego mózg pracował teraz na najwyŜszych obrotach. Tak. JuŜ wiedział. Harmon dostanie
pieniądze za zniszczony Ŝyrandol od towarzystwa ubezpieczeniowego. Reszta ich nie
obchodzi. śyrandol moŜna zrekonstruować. Wprawdzie nie odzyska nigdy swojej poprzedniej
wartości, ale dla Cindy to akurat nie ma znaczenia. Jej zaleŜy na symbolu. Tak się
przypadkiem składa, Ŝe on zna znudzonego Ŝyciem eksperta od szkła, który z pewnością
podejmie się rekonstrukcji.
Kto wie, moŜe przy okazji uda mu się odbudować swoje pokręcone relacje z ojcem? Ale
najpierw musi odnaleźć Cindy. PrzecieŜ ona nie ma pojęcia o jego uczuciach! Szalona chwila
wymaga szalonych czynów, pomyślał.
– Oliver! – krzyknął i puścił się biegiem za Mannym. – Poczekaj!
– Zwariowałeś, człowieku – podsumował go Manny, słuchając jego niezbornej
wypowiedzi.
– Wiem! – Eryk wyrzucił ręce w powietrze. – Ale moje stosunki z Cindy od początku
były zwariowane. Ta sytuacja mnie przerosła – mówił nieskładnie, ale nie mógł nic na to
poradzić. – Jeśli się dobrze zastanowić, to cud, Ŝe nasze ścieŜki w ogóle się przecięły.
Nastąpiła jakaś niezwykła koincydencja wypadków...
– Koincydencja! – Manny wytrzeszczył na niego oczy...
– Koincydencja... No, zbieŜność... – Eryk się zaczerwienił.
– Wiem, co to znaczy koincydencja, tylko... Zresztą teraz to niewaŜne – westchnął
Manny. – Jeśli się nie uda, Cindy nam dokopie.
Cindy do ostatniej chwili zwlekała z wejściem na pokład samolotu. Manny’ego wciąŜ nie
było. W końcu, przełykając łzy zawodu, podniosła torbę i poszła do wejścia.
Nie spędzi świąt z kimś, kto był jej szczególnie bliski. Zamknęła oczy i próbowała wziąć
się w garść. Potrzebowała Manny’ego, mimo Ŝe cieszyła się na spotkanie z matką. Dzisiejsza
poranna rozmowa okazała się punktem zwrotnym w ich stosunkach. Mama wysłuchała jej
historii i umiała pocieszyć.
– Cześć – usłyszała znajomy głos.
Spojrzała w górę i zmartwiała.
– Eryk?! Go ty tutaj robisz?
– Mam miejsce obok ciebie. Zamieniłem się z Mannym. On leci teraz do Atlanty.
Pokiwała głową, ale było jej przykro, Ŝe Manny nic nie powiedział o zmianie planów.
– Ma tam wielu przyjaciół. A ty? Jedziesz do ojca? To znaczy, Ŝe musieliście rozmawiać.
– Tak, rozmawiałem z nim. – Eryk uśmiechnął się szeroko.
– Nie było to wcale takie straszne.
Kapitan poinformował, Ŝe start samolotu opóźni się o czterdzieści pięć minut. Cindy
jęknęła. Oznaczało to czterdzieści pięć minut przebywania dłuŜej z Erykiem.
– Będziemy mogli porozmawiać – powiedział spokojnie.
– Porozmawiać?
Wtedy sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął małe pudełko w srebrnym^, metalizowanym
papierze.
– To dla ciebie.
Cindy trzymała pudełko w drŜących dłoniach, niepewna, co robić.
– Dla mnie? – spytała, a potem rozwinęła papier.
W pudełku, na czarnym aksamicie, błyszczały dwie brylantowe łzy niezwykłej urody.
– Eryku, nie mogę tego przyjąć.
– PrzecieŜ zniszczyłem ci tamte kolczyki – Przez przypadek.
– I kocham cię.
– Są o wiele za drogie – ciągnęła. – Co ty powiedziałeś?
– Dopiero teraz dotarł do niej sens jego słów.
– śe cię kocham. Zmusiłem Manny’ego do odsprzedania mi biletu, Ŝeby spędzić z tobą
BoŜe Narodzenie. Nawet nie wiesz, jak się namęczyłem.
Pochylił się i pocałował ją w usta. Siedziała nieporuszona.
– Myślałem, Ŝe coś do mnie czujesz. – Rozczarowany i speszony zapadł się w fotel. –
Poza niechęcią, oczywiście.
Tymczasem Cindy próbowała uporać się z sama ze sobą. W jednym momencie
doświadczyła zbyt wielu wraŜeń: szczęście, strach, zmieszanie, niepewność ogarnęły ją jak
morskie tale.
– Eryku – zaczęła powoli – ja teŜ cię kocham. Ale sama miłość nie wystarczy. śeby Ŝyć
razem, trzeba czegoś więcej – wspólnych wartości, wspólnego celu, rodzinnych więzi... Nie
chcę, byś myślał, Ŝe jestem z tobą dlatego, bo niedługo zostanę bez pracy.
Chwycił ją za rękę i podniecony opowiedział jej o planach kupienia hotelu.
– A ty jesteś najodpowiedniejszą osobą do prowadzenia tego cyrku – zakończył. –
Oczywiście pod warunkiem, Ŝe nie będziesz spoufalać się z gośćmi płci męskiej.
Objął ją i tym razem Cindy zareagowała tak, jak tego pragnął. Widział, Ŝe mu ufa.
Całowali się długo.
– Eryku! – Uśmiechnęła się szelmowsko, kiedy skończyli.
– Czy ty myślisz, Ŝe skoro podarowałeś mi brylantowe kolczyki, muszę się od razu w
tobie zakochać?
– Jasne, Ŝe tak – parsknął śmiechem. – Sama przyznasz, Ŝe to działa, prawda?
– Masz całkowitą rację. Zachwycony wpatrywał się w jej twarz.
– Czy jesteś przygotowany na spotkanie z moją rodziną? – zapytała.
– Owszem. A ty z moją?
– Chyba tak. Zastanawiam się tylko, czy twój ojciec mnie polubi.
– Kobietę, dzięki której znowu zacząłem grać?! Nie mam Ŝadnych wątpliwości.
Cindy usiadła głębiej i przymknęła oczy. Najgorsza Wigilia w jej Ŝyciu zamieniła się w
Wigilię najszczęśliwszą.
– Cindy? – odezwał się Eryk. – Kiedy sprawdzałem dokumenty hotelowe, wpadł mi do
ręki raport o mojej skradzionej piŜamie. Czy wiesz coś o tym?
Zamrugała niepewnie oczami.
– Tak. Sama go wypełniłam.
– A skąd wiedziałaś, Ŝe była niebieska?
– Wisiała w łazience, kiedy opatrywałam sobie rękę. – Cindy udało się zachować spokój.
– A monogram? PrzecieŜ na pewno nie mówiłem, Ŝe jest wyszyty na kieszeni. – Patrzył
na nią z rozbawieniem w oczach.
– Z... zgadłam. – Jeszcze nie zorientowała się, Ŝe Eryk z niej Ŝartuje.
– A kolor? Kochanie, jakim cudem domyśliłaś się, Ŝe litery były popielate?
Cindy juŜ, juŜ miała wpaść w panikę, ale uniosła głowę i spojrzała na Eryka.
Uśmiechnęła się i uwodzicielskim gestem przesunęła palcem po jego ustach.
– Co byś powiedział na to, Ŝeby pójść do toalety? Moglibyśmy dokończyć rozmowę
zaczętą na dachu.
– Coś mi się wydaje, Ŝe próbujesz zmienić temat! – Chwycił jej palec i pocałował.
– Sam przyznasz, Ŝe to działa, prawda?
– Absolutnie tak!