background image

SALLY WENTWORTH 

BURZLIWA PODRÓś 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

Pół  tuzina  włączonych  wentylatorów  nie  przynosiło  orzeźwienia.  Zwisały  jedynie  z 

sufitu  i  mieszały  powietrze  cięŜkie  od  dymu  papierosów  i  zapachu  ostrych  potraw.  Nie 

chłodziły sali w lokalu nocnym, w którym temperatura przekraczała zapewne 35°C. 

Sara  tańczyła,  czując  jak  zalewający  ją  pot  wsiąka  w  skąpy  strój.  Ubrana  była  w 

obcisły,  elastyczny  kostium  z  cekinami,  które  zakrywały  intymne  miejsca,  i  z 

przytwierdzonymi z tyłu piórami. Gdyby nie postawiła na swoim i nie odmówiła Marcelowi - 

jej  ubiór  byłby  jeszcze  uboŜszy.  Ale  za  największymi  nawet  namowami  nie  zgodziłaby  się 

obnaŜyć piersi przed oczami miejscowych Arabów i marynarzy licznie odwiedzających lokal. 

Maxime, ich główna tancerka, występująca poprzednio w Paris Follies, zgodziła się na to bez 

skrupułów. Tańczyła jednak od dłuŜszego czasu i za swego obrońcę miała Marcela. Sara zaś 

była sama i dopiero co przyjechała z Anglii. 

Taniec  skończył  się  i  pięć  dziewcząt  wybiegło  ze  sceny,  aby  zmienić  stroje.  Ich 

miejsce  zajął  Marcel,  który  zaczął  śpiewać  starą  francuską  balladę.  Na  szczęście  kolejne 

wyjście  było  juŜ  ostatnim  punktem  w  programie  tego  wieczoru.  Był  to  „Karnawał”  -  ich 

wielki finał. Wbiegły na scenę w strojach zrobionych kiedyś dla Paris Follies, które Maxime 

kupiła parę lat temu. UŜywały ich potem róŜne dziewczyny, cztery razy dziennie, sześć dni w 

tygodniu, w lokalach, które zmieniały się w zaleŜności od pory roku. Nic więc dziwnego, Ŝe 

przy tak intensywnym uŜywaniu, kolorowe, pokryte piórami stroje były obszarpane. Tancerki 

wyglądały w nich jak wynędzniałe i wypłowiałe rajskie ptaki. 

Gdy  z  aktorskim  uśmiechem  na  ustach  wbiegały  na  scenę,  ze  strony  publiczności 

odezwały  się  tylko  nieliczne  brawa.  Goście  byli  znuŜeni,  albo  teŜ  niedostatecznie  pijani,  by 

zdobyć  się  na  entuzjazm.  Przyszli  raczej  gapić  się  na  dziewczyny  niŜ  na  ich  występ.  Sara 

starała się nie wyobraŜać sobie, co myślą wodzący za nią oczami męŜczyźni. Muzyka z taśmy 

nabrała tempa i w jej finalnym momencie dziewczęta zatańczyły kankana. 

Dochodziła trzecia trzydzieści nad ranem. Rozpoczął się ruch w garderobie. Sara i jej 

współmieszkanka,  Francuzka  Danielle,  przebrały  się  w  spodnie  i  bluzki.  Dwie  inne 

dziewczyny  załoŜyły  stroje  wieczorowe  i  powróciły  na  salę,  aby  dotrzymać  towarzystwa 

klientom. 

Rozległo się stukanie do drzwi i usłyszały zniecierpliwiony głos Marcela: 

- Jesteście gotowe? 

background image

ChociaŜ  według  zawartej  umowy  zobowiązany  był  odprowadzać  je  do  hotelu,  czynił 

to  z  wyraźną  niechęcią.  Wolał  przebywać  w  lokalu,  gdzie  czekało  na  niego  towarzystwo  i 

darmowe napoje. JednakŜe dwie młode dziewczyny nie mogłyby o tej porze przejść ulicami 

Oranu bez ochrony. 

Marcel  wyprowadził  je  tylnymi  drzwiami,  ponaglając  i  nie  dając  czasu  nawet  na 

zmycie makijaŜu, nie mówiąc juŜ o prysznicu. Powietrze na zewnątrz przyniosło prawdziwą 

ulgę.  Sara  zrobiła  kilka  głębokich  wdechów.  Poczuła  delikatny  powiew  od  strony  morza, 

który  napełnił  ją  dziwnym  uczuciem  wielkiej  tęsknoty.  MoŜe  to  pragnienie  przygody,  które 

tkwi  gdzieś  głęboko  w  mojej  duszy,  a  moŜe  to  po  prostu  tylko  z  braku  świeŜego  powietrza, 

pomyślała. 

Ich  hotel  mieścił  się  w  kompleksie  starych,  wysokich  budynków  blisko  nadbrzeŜa, 

którego  bliskość  była  dla  Sary  zaletą.  Hotel  był  stary,  głośny,  pełen  niemiłych  zapachów. 

JednakŜe z pokoju, który Sara dzieliła z Danielle, roztaczał się wspaniały widok na port. 

Widok  ten  fascynował  Sarę.  KaŜdego  dnia,  po  przebudzeniu,  siadała  na  krześle  przy 

oknie,  wspierała  głowę  na  rękach  i  obserwowała  zmieniającą  się  scenerię.  W  oddali  widać 

było oświetlone  gorącym słońcem statki ładujące i rozładowujące towary. Płynęły do Grecji 

lub  Turcji,  albo  jeszcze  dalej  przez  Kanał  Sueski  na  Morze  Czerwone.  Były  to  statki 

handlowe.  Oran  nie  był  na  tyle  atrakcyjny,  aby  przyciągnąć  liniowce  pasaŜerskie.  Wielka 

szkoda,  pomyślała  Sara  z  westchnieniem,  jeśli  tylko  udałoby  mi  się  znaleźć  pracę  na  statku 

pasaŜerskim, opuściłabym Oran bez zmruŜenia oka. 

Gdy  Sara  obudziła  się  i  wstała  z  łóŜka,  Danielle  wciąŜ  jeszcze  spała.  Było  juŜ  koło 

południa.  Podeszła  do  okna  i  otworzyła  okiennice.  Na  morzu  widać  było  w  oddali  kilka 

statków. Słońce odbijało się od fal tak mocno, Ŝe Sara musiała przymruŜyć oczy. Zaintrygo-

wał  ją  punkt  po  lewej  stronie  horyzontu.  Wpatrywała  się  weń  i  dostrzegła  zarys 

staroświeckiego statku Ŝaglowego, który pod pełnymi Ŝaglami płynął w kierunku portu. Gdy 

statek  się  przybliŜył,  włączono  silnik  spalinowy  i  Ŝagle  zostały  ściągnięte,  odsłaniając  trzy 

wysokie maszty. 

Sara  westchnęła,  ogarnięta  przypływem  nostalgii,  i  dalej  obserwowała  statek,  który 

manewrował  zręcznie  w  basenie  portowym,  omijając  inne  jednostki.  W  końcu  przybił  do 

brzegu w pewnym oddaleniu od głównych nabrzeŜy przeładunkowych. Danielle juŜ wstała i 

krzątała się po pokoju. Dziewczyny wzięły prysznic, ubrały się i wyszły coś zjeść. Następnie 

Danielle  udała  się  w  odwiedziny  do  swoich  francusko  -  algierskich  przyjaciół.  Sara  zaś,  po 

dokonaniu drobnych zakupów, poszła do portu, aby bliŜej przyjrzeć się Ŝaglowcowi. 

background image

Nazywał  się  „Duch  Wiatru”.  Zgrzana  po  długim  spacerze  Sara  oparła  się  o  mur 

otaczający  port  i  popatrzyła  na  statek  przycumowany  na  przystani.  Działo  się  tam  wiele 

rzeczy. Koło statku zatrzymała się karetka pogotowia i po trapie na dół znoszono człowieka 

na noszach. Umieszczono go w karetce. Zbici w gromadę członkowie załogi obserwowali, jak 

odjeŜdŜa, lecz prawie natychmiast zostali przywołani do pracy przez wysokiego męŜczyznę w 

czapce  Ŝeglarskiej  i  marynarce.  Był  jedynym  członkiem  załogi,  który  nosił  coś,  co 

przypominało  mundur.  Większość  ubrana  była  jedynie  w  krótkie  -  spodenki.  Następnie  do 

statku  podjechała  taksówka  i  wysoki  męŜczyzna,  który  wyglądał  na  szefa,  wsiadł  do  niej  i 

odjechał. Sara sądziła, Ŝe jego odjazd spowoduje zwolnienie tempa pracy, lecz ku jej zdziwie-

niu, inny z kolei męŜczyzna, niŜszy wzrostem, z kędzierzawą rudą brodą przejął jego funkcje, 

i  marynarze  pracowali  tak  Ŝwawo,  jak  przedtem.  Krzątali  się  przy  oŜaglowaniu  i,  podając 

sobie z rąk do rąk paczki oraz puste skrzynki, przenosili je ze statku na pomost. 

Jeden Ŝ członków załogi, młody człowiek o bielszej od innych cerze, który  wyglądał 

na  dwadzieścia  parę  lat,  zauwaŜył,  Ŝe  Sara  ich  obserwuje  i  pomachał  w  jej  stronę.  Ona 

zawahała się przez moment. Odpowiedziała mu skinieniem dłoni, a następnie odwróciła się i 

poszła  z  powrotem  do  miasta.  Po  drodze  wielu  przechodniów  przyglądało  jej  się  z 

zaciekawieniem.  Była  jedną  z  nielicznych  blondynek,  jakie  moŜna  było  spotkać  wśród 

przewaŜnie  czarnowłosych  i  ciemnoskórych  tutejszych  kobiet.  Ponadto  szła  sama.  JuŜ 

wcześniej  parę  razy  zaczepiano  ją  w  porcie.  Dlatego  teŜ  tak  rzadko  tu  zaglądała,  mimo,  Ŝe 

lubiła to miejsce pełne krzątaniny i gwaru. 

Danielle czekała na nią w umówionym miejscu i razem poszły do hotelu, a następnie 

do lokalu. Ten wieczór był taki sam jak inne. Pierwsze dwa występy oglądało niewiele osób. 

Sala wypełniła się dopiero około godziny jedenastej. Podczas trzeciego występu grupa sześciu 

męŜczyzn, których wczoraj nie widziała, zasiadła w jej rewirze. Byli na tyle blisko, Ŝe do nich 

to  właśnie  powinna  była  podejść  w  części  występu,  w  której  miała  udawać  flirt  z  kimś  z 

publiczności.  NaleŜało  wówczas  bardzo  uwaŜać,  aby  nie  wybrać  kogoś,  kto  był  pijany.  Tak 

łatwo moŜna było bowiem narazić się na nieprzyjemne objęcia albo dotyk. 

Podchodząc  do  stołu,  Sara  uśmiechnęła  się  profesjonalnie,  po  aktorsku,  i  rzekła  do 

najbliŜszego męŜczyzny: 

- Bonjour, cheri. 

W  odpowiedzi  męŜczyzna  uśmiechnął  się,  zaś  ktoś  siedzący  obok  niego  zawołał  po 

angielsku: 

- Halo, jak się masz. Czy mnie pamiętasz? Rozpoznała młodego marynarza ze statku 

Ŝ

aglowego. 

background image

- Jesteś z Anglii - uśmiechnęła się do niego zwyczajnie. - Ja równieŜ. 

Po  czym  odeszła  z  wdziękiem  do  następnego  stolika,  przy  którym  siedział  Arab  ze 

złamanym nosem i wpatrywał się w nią z poŜądaniem. Sara uciekła od niego szybko i wróciła 

z powrotem do tańca. 

Grupa  marynarzy  została  jeszcze  na  następny  występ  i  dołączyła  do  programu, 

ś

piewając  z  entuzjazmem,  choć  bez  specjalnej  umiejętności,  stare  londyńskie  piosenki.  Gdy 

było  juŜ  po  wszystkim  i  przebierały  się  w  garderobie,  nadszedł  Marcel.  Waląc  do  drzwi 

powiedział: 

-  Ktoś  z  publiczności  chce  się  napić  z  Sarą.  Taka  propozycja  nie  była  w  zwyczaju, 

toteŜ Sara uchyliła tylko nieco drzwi i chcąc się upewnić, czy nie pochodzi przypadkiem od 

młodego marynarza, zapytała: 

- Kto to? 

- Bardzo waŜna figura lokalna - rozwiał jej wątpliwości Marcel. 

Sara miała juŜ gotową odpowiedź, ale na wszelki wypadek zapytała z ciekawością: 

- A gdzie siedzi? 

- Po lewej. Drugi stół koło podium. Zapamiętała lubieŜne spojrzenie Araba ze złama-

nym nosem. Wzruszyła ramionami. 

- Znasz moją zasadę. Nie piję z klientami. 

-  CóŜ,  tym  razem  musisz  -  stanowczo  powiedział  Marcel,  zmieniając  się  kompletnie 

na twarzy. - Właścicielowi lokalu zaleŜy na dobrych stosunkach z tym facetem. 

-  Tym  gorzej  dla  niego.  Zgłosiłam  się  tutaj,  aby  tańczyć,  a  nie  po  to,  by  zaspakajać 

zachcianki klientów. Poproś Marię lub Elaine. 

- On nie chce Marii ani Elaine. Chce ciebie. 

- Powiedz mu, Ŝe się nie zgadzam. 

Sara chciała zamknąć drzwi, ale Marcel udaremnił to, wkładając but w szparę. 

-  Jeśli  się  z  nim  nie  napijesz,  moŜe  zaszkodzić  właścicielowi.  To  zaś  zaszkodzi  nam 

wszystkim.  Chcesz,  abyśmy  wszyscy  zostali  zwolnieni  z  pracy?  On  chce  się  tylko  z  tobą 

napić. 

- Nie! - odparła Sara stanowczo, wiedząc, Ŝe po kieliszku następują inne propozycje. - 

Zabierz swoją nogę, bo ci ją zgniotę! 

Marcel popatrzył na nią gniewnie. 

- Zwolnię cię, jak tylko kogoś znajdę. Nie potrzebuję dziewcząt, które nie umieją być 

miłe dla klientów. 

Sara nie pozostała mu dłuŜna. 

background image

- Nie jestem zdziwiona. Zajęcie alfonsa jest dokładnie na twoim poziomie! 

Szybko zatrzasnęła drzwi. 

Odegrał  się  natychmiast  i  nie  odprowadził  jej  i  Danielle  do  domu.  Musiały  więc 

wydać  część  swoich  cięŜko  zarobionych  pieniędzy  na  taksówkę.  Gdy  taksówka  ruszyła,  w 

ś

lad za nią zaczęła podąŜać duŜa limuzyna. Sara zauwaŜyła ją i obserwowała nerwowo cały 

czas. ZatrwoŜyła się powaŜnie, widząc, jak limuzyna zatrzymuje się za nimi przed hotelem. 

- Zapłać - powiedziała szybko do Danielle. - Biegnę do hotelu. 

Otworzyła drzwi taksówki i szybko przebiegła chodnikiem do drzwi wejściowych. Nie 

zwracała  uwagi  na  krzyk,  jaki  dobiegł  za  nią  z  limuzyny.  W  recepcji  ujrzała  właściciela 

hotelu.  Był  nim  olbrzymi,  dobrze  zbudowany  Francuz,  zwolniony  z  wojska  po  wypadku,  w 

wyniku którego doznał kontuzji nogi. Popatrzył na nią, gdy wbiegała. 

- Kłopoty? - zapytał. 

- Jakiś samochód nas śledził. 

Utykając  wygramolił  się  zza  lady.  Jego  potęŜna  sylwetka  dawała  poczucie 

bezpieczeństwa. Do hotelu weszła Danielle. 

- To Arab, który był w lokalu. Chce z tobą mówić. 

- Nie - powiedziała Sara zdecydowanie. 

- Zostawcie to mnie. Powiem mu. 

Właściciel pokuśtykał na zewnątrz, a dziewczyny udały się na górę do pokoju. 

- Przepraszam, Ŝe zostawiłam cię samą - powiedziała Sara, kiedy były juŜ bezpieczne 

w środku. 

Danielle wzruszyła ramionami. 

-  Powinnaś  była  z  nim  porozmawiać.  Tak  to  jedynie  wzbudziłaś  tylko  jego 

zainteresowanie i będzie ci się tak długo naprzykrzał, aŜ zdobędzie, co chce. 

- JeŜeli chce mnie, to nic z tego! - odpowiedziała Sara stanowczo. 

Danielle zaśmiała się. 

- MęŜczyźni tacy jak on, zawsze zdobywają to, co chcą. 

Ziewnęła. 

- Jestem zmęczona. Dobranoc. - I połoŜyła się, nie zmywając nawet makijaŜu. 

Sara  podeszła  do  okna.  Miasto  i  port  pogrąŜone  były  w  ciszy.  Patrząc  w  kierunku, 

gdzie  zacumowany  był  Duch  Wiatru,  dostrzegła  jakby  światełka  na  masztach.  Zastanawiała 

się, jak długo statek zatrzyma się w Oranie i czy go jeszcze zobaczy, gdy obudzi się rano. 

Był  na  swoim  miejscu.  Była  to  pierwsza  rzecz,  którą  Sara  sprawdziła,  gdy  rano 

otworzyła  okiennice.  Poczuła  niedorzeczną  przyjemność,  widząc  Ŝaglowiec  wciąŜ 

background image

zacumowany na przystani. Postanowiła, Ŝe pójdzie jeszcze raz zobaczyć go z bliska, jak tylko 

zrobi zakupy. Miała do odebrania od szewca parę butów. 

Zajście  zeszłej  nocy  było  nieprzyjemne,  lecz  Sara  nie  pamiętałaby  juŜ  o  tym,  gdyby 

nie właściciel hotelu, który zawołał ją, gdy zeszła na dół. 

-  MęŜczyzna,  który  podąŜał  w  ślad  za  panią  zeszłej  nocy,  zostawił  coś  dla  pani  - 

pokazał jej małe pudełeczko. 

Sara pokręciła przecząco głową. 

- Nie chcę nic od niego. Czy nie powiedział mu pan, Ŝe nie jestem zainteresowana? 

Zamiast  odpowiedzieć  jej  wprost,  właściciel  hotelu  odezwał  się  do  niej 

nieprzyjemnym, burkliwym głosem: 

-  Nazywa  się  Ali  Messaad.  Jest  właścicielem  ziemskim  i  bardzo  wpływową  osobą  w 

Oranie. 

Popatrzyła  na  niego  uwaŜnie,  zdając  sobie  nagle  sprawę,  Ŝe  nie  moŜe  juŜ  liczyć  na 

jego  pomoc.  Poczuła  się  jak  w  pułapce.  Następnie,  odpędzając  od  siebie  ponury  nastrój, 

pomyślała, Ŝe w końcu są w mieście inne hotele, do których mogłaby się przenieść. 

- Nie chcę tego. Proszę odesłać mu to z powrotem - powiedziała. 

- Poproszono mnie, aby pani pokazać. Otworzył pudełeczko, w którym znajdowała się 

para złotych, misternie wykonanych kolczyków. Pokręciła przecząco głową. 

- Proszę to odesłać. Nie jestem zainteresowana. 

Wyszła  z  hotelu.  Zatrzymała  się  na  chwilę  by  poprawić  okulary  słoneczne,  i 

zauwaŜyła,  Ŝe  w  cieniu  przeciwległej  bramy  jakiś  ubrany  w  białe  szaty  Arab,  drzemiący  na 

stojąco, nagle wyprostował się. Udała się szybko w kierunku dzielnicy handlowej, oglądając 

po  drodze  wystawy.  Gdy  przystanęła,  aby  przyjrzeć  się  jednej  z  nich,  w  odbiciu  szyby 

dostrzegła,  Ŝe  Arab  podąŜa  za  nią.  Skręciła  w  boczną  ulicę,  zastanawiając  się  co  robić. 

Dotarła  do  zakładu  szewskiego,  gdzie  musiała  chwilę  poczekać,  gdyŜ  szewc  kłócił  się 

zaŜarcie  z  jakąś  klientką.  Wreszcie  odebrała  buty  i  wyszła.  W  pierwszym  momencie  nie 

dostrzegła  śledzącego  ją  Araba.  Stał  w  pewnym  oddaleniu  na  krawędzi  ulicy  przy  czarnej 

limuzynie  i  rozmawiał  Ŝywo  z  kimś,  kto  siedział  wewnątrz.  Gestykulował  i  wskazywał  ręką 

na witrynę warsztatu szewskiego. Nie trzeba było wiele inteligencji, aby zgadnąć, kto siedział 

w  limuzynie.  Sara  skręciła  szybko  w  wąską  uliczkę,  dobiegła  do  ulicy  równoległej  i 

wskoczyła  do  autobusu  odjeŜdŜającego  w  kierunku  hotelu  i  portu.  Ukryła  się  w  tłumie 

pasaŜerów. 

background image

Po raz pierwszy poczuła się rzeczywiście nieswojo. Kimkolwiek był Ali Messaad, nie 

naleŜał  do  ludzi,  którzy  łatwo  dawali  za  wygraną.  Dojechała  autobusem  na  daleki  koniec 

portu i wyskoczyła z niego w momencie, kiedy miał właśnie odjeŜdŜać. 

Pewna,  Ŝe  zgubiła  pogoń,  podąŜyła  instynktownie  w  kierunku  znajomego  jej 

Ŝ

aglowca. Gdy spojrzała na statek z oddali, wydawało się jej, Ŝe na pokładzie nikogo nie ma. 

Dopiero po chwili dostrzegła dwóch członków załogi. LeŜeli i opalali się. 

Podeszła bliŜej do statku i zawołała: 

- Hej tam! 

Zza  burty  wychyliła  się  głowa.  Był  to  ten  sam  młody  marynarz,  którego  spotkała 

wczoraj. 

-  Cześć!  Poczekaj.  JuŜ  przychodzę  -  w  jego  głosie  dało  się  odczuć  wielkie 

zadowolenie, połączone z zaskoczeniem. 

Po  chwili  zszedł  po  trapie  i  podszedł  do  niej.  Miał  na  sobie  postrzępione  krótkie 

spodnie z dŜinsu i białą podkoszulkę z napisem „Duch Wiatru”. 

- Cześć! - powtórzył pozdrowienie. 

- Cześć! Przyszłam, Ŝeby obejrzeć statek. 

-  A  ja  myślałem,  Ŝe  przyszłaś,  Ŝeby  się  ze  mną  zobaczyć  -  powiedział  z  zabawnym 

wyrazem twarzy, po czym uśmiechnął się. - Powinienem był się tego spodziewać. Ten statek 

przyciąga kaŜdego. Chodź na pokład. 

- Czy moŜna? - Sara zawahała się. 

- Tak. Przyszłaś w dobrą porę. Jesteśmy tylko ja i Mack. Reszta poszła do szpitala w 

odwiedziny. Nasi kucharz jest chory. 

Sara przypomniała sobie scenę z karetką. 

- Co się z nim stało? - zapytała, gdy wchodzili po trapie burtowym. 

- Dostał zapalenia ślepej kiszki. Dlatego zawinęliśmy do portu. Nie mieliśmy tego  w 

planie,  ale  kiedy  zachorował,  kapitan  podjął  decyzję,  aby  jak  najszybciej  przekazać  go  do 

szpitala. Mieliśmy problemy z pogodą, ale daliśmy sobie radę. To wspaniały statek - dodał z 

dumą. 

- Wygląda na to - zgodziła się Sara, rozglądając się wokoło. 

- Oprowadzę cię. Nazywam się Tony, a jak tobie na imię? 

- Sara. 

Oprowadził  ją  po  pokładzie  Ŝaglowca,  pokazując  wszystko  i  objaśniając  z 

entuzjazmem  dziecka.  Był  miłym  chłopcem  i  z  pewnością  sprawiało  mu  przyjemność 

background image

oprowadzanie  ładnej  dziewczyny.  Przedstawił  ją  drugiemu  członkowi  załogi,  który  uścisnął 

jej rękę i zaprowadził pod pokład, pokazując kuchnię i kajuty marynarzy. 

Pomieszczenia dla załogi wydawały się bardzo zatłoczone. Jedynie kapitan i kucharz 

mieli  oddzielne  kabiny.  Inni  spali  na  piętrowych,  potrójnych  kojach.  Łącznie  z  kucharzem, 

było ośmiu członków załogi. 

- Jak długo będziecie stać w porcie? - zapytała Sara. Wzruszył ramionami. 

- Niedługo. Nie powinniśmy byli w ogóle tu zawijać. 

- Nie poczekacie, aŜ wyzdrowieje kucharz? Tony zaprzeczył głową. 

- Nie mamy tyle czasu. Będzie musiał sam wrócić do domu. Spieszymy się na Rodos, 

gdzie bierzemy udział w filmie. Thor nie moŜe się doczekać, kiedy tam będziemy. 

- Thor? 

- Thor Cameron. To nasz kapitan. 

Sara rozejrzała się po pokładzie, myśląc, jak cudownie byłoby popłynąć tym pięknym 

statkiem  przez  błękitne  wody  Morza  Śródziemnego.  Zwierzyła  się  z  tego  Tony'emu. 

Uśmiechnął się do niej. 

- To nie jest statek pasaŜerski. 

- A kiedy statek staje się pasaŜerski? próbowała się z nim przekomarzać. 

- Gdybym to ja wiedział. Chodźmy do kawiarni na kawę. 

Poszła, trzymając się blisko niego, aby wszyscy widzieli, Ŝe są razem. Uśmiechała się 

do  siebie.  Od  dawna  nie  miała  kontaktu  z  kimś,  kto  wydawał  się  tak  młody  i 

nieskomplikowany,  chociaŜ  przy  jej  dwudziestu  dwóch  latach,  mógł  być  przecieŜ  jej 

rówieśnikiem. Chyba się starzeję, pomyślała. 

W kawiarni prowokowała Tony'ego, aby mówił o sobie. Opowiedział jej, Ŝe rozpoczął 

studia na wydziale fizyki, ale zdecydował, Ŝe zrobi przerwę na kilka miesięcy. 

- Zarobki są niewielkie - zdradził w zaufaniu. - Ale co za wspaniałe przeŜycie znaleźć 

się na morzu, szczególnie wtedy, gdy się jest pod Ŝaglami. 

-  WyobraŜam  sobie  -  zaśmiała  się,  widząc  jego  entuzjazm.  -  UwaŜaj  tylko,  abyś  się 

zbytnio nie przywiązał. Inaczej lata studiów pójdą na marne. 

- Właściwie nie miałbym nic przeciwko temu - odpowiedział z melancholią w głosie. - 

Thor ma naprawdę klawe Ŝycie. 

- Kapitan? Czy jest teŜ właścicielem statku? Tony nachmurzył się. 

-  Nie  sądzę.  „Duch  Wiatru”  naleŜy  do  firmy,  która  ma  całą  flotyllę  Ŝaglowców. 

WypoŜycza je wytwórniom filmowym i telewizji. Trudni się teŜ reklamą. 

Rozmawiali jeszcze przez pewien czas, po czym Sara powiedziała: 

background image

- Muszę juŜ iść. 

- Czy pracujesz w nocnym lokalu? 

Skinęła głową i westchnęła. 

- Niestety, tak. 

- Nie lubisz swojej pracy? 

- Nie cierpię jej - powiedziała szczerze. 

- Dlaczego więc jej nie rzucisz? 

-  Zrobiłabym  to,  gdybym  tylko  mogła  odparła,  po  czym  opowiedziała  mu  swoją 

historię. 

- Wraz z koleŜanką wybrałyśmy się do turystycznej miejscowości Sousse w Tunezji, 

Ŝ

eby tańczyć w jednym z lokali rozrywkowych. Nie pracowałyśmy długo, gdyŜ mama Carol 

zachorowała i dziewczyna musiała wracać do domu. Miałyśmy tylko na jeden bilet lotniczy. 

Ona poleciała, ja zostałam. Wkrótce zwolniono mnie z pracy, bo byłam bez partnerki. Kiedy 

brakło  mi  juŜ  pieniędzy,  dowiedziałam  się  o  pracy  w  Oranie,  w  zespole  Marcela.  Marcel 

poŜyczył mi na bilet kolejowy. Tańczę co wieczór. Udało mi się juŜ zwrócić za bilet. Teraz 

zbieram na powrót do Anglii. 

-  MoŜe  ci  pomóc?  Mam  ze  sobą  kilka  funtów.  -  ..  Sara  szybko  wysunęła  dłoń  i 

dotknęła jego ręki. 

-  Dziękuję,  Tony.  To  bardzo  miło  z  twojej  strony.  Uzbierałam  juŜ  prawie  całą 

potrzebną kwotę. Zresztą i tak będę musiała wkrótce odjechać. Naprzykrza mi się jakiś Arab. 

- Czy będziesz wieczorem w lokalu? - spytał Tony. 

- Tak. Dziś wypłacają pobory. - Wstała i uścisnęła mu rękę. - Cieszę się, Tony, Ŝe cię 

poznałam. Dziękuję za pokazanie statku. Zazdroszczę ci. 

Tego  wieczoru  w  lokalu  pojawiło  się  znów  kilku  członków  załogi  Ŝaglowca.  Pośród 

nich  Sara  dostrzegła  wysokiego  blondyna  o  błękitnych  oczach,  który  wydał  się  jej  skądś 

znajomy.  Zorientowała się po chwili, Ŝe jest to ten sam męŜczyzna, który  kierował pracą na 

pokładzie, kiedy obserwowała statek po raz pierwszy. 

Załoga  usadowiła  się  po  drugiej  stronie  podium,  nie  miała  więc  tym  razem  Ŝadnego 

pretekstu, Ŝeby do nich podejść. 

Ali  Messaad  teŜ  był  obecny  na  sali.  Usiadł  przy  tym  samym  stoliku  co  wczoraj, 

dokładnie  w  jej  rewirze.  Cały  czas,  kiedy  Sara  tańczyła,  czuła  na  sobie  jego  lubieŜne 

spojrzenie. 

W  pewnym  momencie  występu,  ubrana  w  bardzo  obcisły  i  kusy  kostium  z 

błyszczącego materiału oraz słomkowy kapelusz, miała przejść między publicznością, udając, 

background image

Ŝ

e sprzedaje kwiaty. Próbowała ominąć Araba, lecz on schwycił ją boleśnie za przegub dłoni i 

przyciągnął  gwałtownie  ku  sobie.  Wymamrotał  coś,  czego  nie  zrozumiała,  włoŜył  jej  jakieś 

zawiniątko  za  stanik  i  pomacał  za  pierś.  Następnie  puścił  ją.  MęŜczyźni  wokół  niego  śmiali 

się  do  rozpuku,  podczas  gdy  twarz  Sary  zapłonęła  z  gniewu  i  wstydu.  Wyciągnęła  podarek 

zza  stanika  i  nie  patrząc  nań,  rzuciła  go  śmiejącemu  się  Arabowi  prosto  w  twarz.  Ten  gest 

rozgniewał go. W jego oczach zobaczyła wściekłość. 

Sara  oddaliła,  się  tańcząc  dalej.  Serce  jej  waliło  mocno.  Wiedziała,  Ŝe  zrobiła  źle. 

Trzeba to było wziąć i  grać na zwłokę, pomyślała, zamiast otwarcie okazywać mu wrogość. 

Widziała, jak Messaad wstał od stolika i podszedł do właściciela lokalu. Rozmawiali chwilę, 

wręcz kłócąc się i mocno gestykulując. Następnie, Arab i towarzyszący mu męŜczyźni wyszli 

z sali. Sara westchnęła z ulgą. 

Czując się znacznie lepiej po wyjściu Messaada, Sara włoŜyła w swoją partię znacznie 

więcej  energii  i  entuzjazmu.  Opuszczając  scenę  po  ostatnim  występie,  zamachała  wesoło  do 

stolika,  gdzie  siedzieli  marynarze.  Gdy  się  przebrała  i  była  gotowa  do  wyjścia,  dostrzegła 

brak  swojej  torebki.  Przeszukała  całą  garderobę,  lecz  na  nic.  Torebkę  ktoś  ukradł.  Blada  na 

twarzy powiedziała o tym Marcelowi. 

- Czy którejś z dziewcząt zginęła jeszcze torebka? 

- Nie, tylko mnie. 

Popatrzył na nią dziwnym wzrokiem, wzruszył ramionami i powiedział: 

-  Powiem  właścicielowi,  a  on  zawiadomi  policję.  Nie  daję  jednak  wielkich  szans  na 

odnalezienie. Miałaś w niej duŜo pieniędzy? 

- Nie. Ale była tam karta kredytowa, ksiąŜeczka czekowa oraz mój paszport. 

-  MoŜesz  sobie  zamienić  na  nowe  -  powiedział  szorstko.  -  A  teraz,  jeŜeli  jesteś 

gotowa, to idziemy. 

- A moja pensja? Marcel zmruŜył oczy. 

- Nie miałem czasu dzisiaj pójść do banku. Wypłacę ci jutro. 

- Banki są jutro zamknięte! - przypomniała Sara, nieco unosząc głos. 

- To zapłacę ci pojutrze. Idziesz czy nie? 

- Muszę mieć pieniądze na zapłacenie rachunku w hotelu. Nie mogę zapłacić czekiem, 

bo został skradziony. 

- To twoja sprawa - powiedział niecierpliwie i nie bez złośliwości. Odwrócił się. - Idę 

teraz odprowadzić Danielle, bez względu na to, czy idziesz z nami czy zostajesz. 

background image

Sara  nie  miała  wyboru.  Musiała  pójść  z  nim.  Nie  miała  juŜ  pieniędzy  nawet  na 

taksówkę. Szła obok niego w ponurym nastroju, powstrzymując gniew i domyślając się, Ŝe to, 

co ją spotkało, jest wynikiem podłej intrygi Ali Messaada. 

Myślała o zwróceniu się o pomoc do policji. Ale co by to dało, pomyślała, skoro ma 

do  czynienia  z  lokalną  grubą  rybą.  Policja  zignorowałaby  ją  jako  osobę  bez  znaczenia  i  nie 

dałaby  jej  ochrony.  Czy  w  Oranie  był  konsulat  brytyjski,  do  którego  mogłaby  się  zwrócić? 

Nie  wiedziała  i  nie  miała  pieniędzy,  Ŝeby  zadzwonić  i  dowiedzieć  się.  Ale  nawet  gdyby 

znalazła  konsulat,  sprawdzenie  jej  danych  osobistych  oraz  uzyskanie  nowego  paszportu 

zajęłoby wiele dni. A bez paszportu nie mogła pobrać pieniędzy z banku. 

Marcel zostawił je przy wejściu do hotelu. Gdy weszły do środka, właściciel zawołał 

je i poprosił, aby uregulowały rachunek. Nigdy tego wcześniej nie czynił. Danielle zapłaciła 

swoją część i udała się na górę. Sara zaś zaczęła tłumaczyć, Ŝe ukradziono jej torebkę. - JeŜeli 

nie ma pani pieniędzy, musi pani opuścić hotel - powiedział nieprzyjemnym tonem. 

- W porządku, spakuję się jutro rano. 

- Teraz. 

Popatrzyła na niego, ale odwróciła wzrok nie mogąc spojrzeć mu w oczy. 

- Nie moŜe pan wyrzucić mnie na ulicę w środku nocy. Nie pójdę! 

Opierając się o bok recepcji, pochyliła się do przodu i powiedziała po cichu szczerym 

głosem: 

-  Wiem,  Ŝe  zmuszono  pana  do  tego.  Ale  ma  pan  przecieŜ  córki.  Czy  wydałby  pan 

którąś z nich takiemu facetowi? 

Zafrasował  się  i  przyłoŜył  dłonie  do  twarzy.  Naciągnął  palcami  skórę  na  obwisłych 

policzkach. 

-  Zabiją  mnie,  ale  w  porządku,  moŜe  pani  zostać  do  jutra.  Lecz  jutro  rano  musi  pani 

odejść. 

Sara skinęła głową. Była prawie odurzona ulgą, której nagle doznała. 

- Dziękuję. 

Zawahała się przez chwilę, a następnie zapytała. 

- Czy mogę skorzystać z telefonu? 

Lecz tego było juŜ za wiele. W odpowiedzi usłyszała: „Jest zepsuty”. 

W  pokoju  zastała  Danielle.  Sara  zatrzymała  się  w  progu  ze  zdumieniem,  widząc,  Ŝe 

Danielle szybko pakuje swoje rzeczy. Weszła do środka i zamknęła drzwi. 

- Dokąd idziesz? 

- Odchodzę. Idę do przyjaciół. Nie chcę juŜ z tobą mieszkać. 

background image

-  Nie  moŜesz  mnie  przecieŜ  tak  zostawić  -  powiedziała  Sara  bardziej  zdziwiona  niŜ 

zagniewana. 

- Odchodzę, kiedy chcę - odpowiedziała Danielle z uporem. 

- Trudno. PoŜyczysz mi przynajmniej trochę pieniędzy? 

- Nie. Bo nigdy ich nie odzyskam. 

-  Zabierz  mnie  więc  do  swoich  przyjaciół,  choć  na  dwa  dni  -  błagała  Sara  -  zanim 

znajdę sobie inne miejsce. 

- Nie. Nie będą ciebie chcieli. 

-  Nie  moŜesz  mnie  oddać  w  ręce  tego  faceta.  Nie  opuściłabym  cię  w  ten  sposób, 

gdybyś mnie potrzebowała. 

Cokolwiek  jednak  Sara  by  powiedziała,  Danielle  pozostawała  głucha  na  jej  słowa. 

Spakowała swoje rzeczy i wyszła. 

Sara zastanawiała się co począć dalej. 

Ali  Messaad  musiał  być  wpływowym  człowiekiem,  jeŜeli  udało  mu  się  tak  szybko 

wszystko  zaaranŜować  w  akcie  zemsty  za  to,  Ŝe  odrzuciła  jego  podarunek.  Musiał  być 

mściwy i złośliwy. 

Sara  nagle  poczuła  strach.  Nawet  jeśli  spełniłaby  jego  Ŝyczenie,  na  tym  by  się  nie 

skończyło. Słyszała wiele przeraŜających historii o białych dziewczynach sprzedawanych na 

Wschód  do  domów  publicznych.  JeŜeli  coś  takiego  by  się  jej  zdarzyło,  jej  Ŝycie  byłoby 

skończone. 

Spojrzała tęsknie w kierunku, gdzie stał przycumowany „Duch Wiatru”. Na pokładzie 

byli  Anglicy,  którzy  mogliby  ją  obronić,  o  ile  udałoby  się  jej  do  nich  dotrzeć.  Ich  statek 

wkrótce miał odpłynąć z Oranu. 

JeŜeli tylko przedarłabym się na statek, myślała, kapitan mógłby zatrudnić mnie jako 

członka załogi i przewieźć do następnego portu. 

Serce Sary napełniło się nadzieją. Pewna, Ŝe znalazła wyjście, zaczęła się zastanawiać, 

jak dyskretnie opuścić hotel i dotrzeć do statku. Była wysportowana i szczupła. Bardzo to jej 

pomogło, gdy spuszczała się na dół z małego okienka hotelowego na parterze, z tyłu budynku. 

Kiedy  skoczyła  z  niewielkiej  wysokości  w  dół,  odszukała  po  omacku  zawiniątko,  które 

zrzuciła  najpierw.  Było  w  nim  parę  niezbędnych  ciuchów  i  buty  do  tańca.  Nie  odwaŜyła  się 

wziąć niczego więcej. 

Stała w mroku do chwili, aŜ oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Wydawało się jej, 

Ŝ

e u wylotu uliczki ktoś stoi. Ta droga była więc dla niej zamknięta. Tak wiele czasu spędziła 

wyglądając  przez  okno,  Ŝe  doskonale  pamiętała  rozkład  budynków  dookoła.  Trzymając  się 

background image

cienia,  przedostała  się  na  podwórko  sąsiedniego  domu  i  przechodząc  przez  płot,  dotarła  do 

równoległej uliczki. Jakiś kot umknął jej spod nóg, wywołując w niej paniczny strach. Stała 

cicho,  wsparta  o  płot  i  nadsłuchiwała.  Dopiero  gdy  była  pewna,  Ŝe  nie  zwróciła  niczyjej 

uwagi, ruszyła w dalszą  drogę bocznymi ulicami. Dochodząc do  głównej  ulicy, zarzuciła na 

siebie  jaszmak,  zasłonę  na  twarz  i  szyję  noszoną  przez  tutejsze  kobiety  arabskie.  Kupiła  ją 

sobie kiedyś na pamiątkę, nie spodziewając się, Ŝe kiedykolwiek jej uŜyje. 

Była  prawie  pewna,  Ŝe  Ŝaglowiec  jeszcze  nie  odpłynął,  gdyŜ  inaczej  załoga  nie 

przyszłaby  na  występ.  Odczuła  jednakŜe  wielką  ulgę,  gdy  zobaczyła  go  w  promieniach 

brzasku.  Wodziła  oczami  po  pokładzie,  wypatrując  osoby  stojącej  na  wachcie.  Następnie 

rozejrzała się dookoła i zbiegła schodkami z muru portowego na nabrzeŜe. Pędem ruszyła ku 

statkowi, bojąc się panicznie, Ŝe ktoś moŜe ją jeszcze zatrzymać.  Dotarła do trapu i wbiegła 

po nim na pokład. 

Strach  skierował  jej  kroki  do  schodków  biegnących  na  dół.  Nim  do  nich  dobiegła, 

zatrzymała  się  gwałtownie,  słysząc  „stop!”,  wymówione  tonem,  który  zmuszał  do 

posłuszeństwa.  Odwróciła  się  i  zobaczyła  wysokiego  męŜczyznę.  Był  to,  jak  prawidłowo 

zgadła, kapitan statku, Thor Cameron. Podszedł do niej, schwycił ją za ramię i sądząc, Ŝe ma 

do czynienia z miejscową kobietą, zapytał po francusku: 

- Co tutaj robisz? 

-  Jestem  Angielką  -  odpowiedziała  Sara  po  angielsku.  -  Proszę  mi  pomóc.  Jestem  w 

stra... 

- Kim pani jest? - przerwał jej gwałtownie. 

-  Nazywam  się  Sara  Beaumont.  Przyszłam  poprosić,  aby  zabrał  mnie  pan, 

dokądkolwiek pan płynie. Muszę natychmiast opuścić Oran. Jeden męŜczyzna... 

- Podejdźmy do światła. 

Pociągnął ją w kierunku latarni umieszczonej na górnej części trapu, lecz Sara opierała 

się, wciąŜ bojąc się, Ŝe zostanie rozpoznana. 

-  Proszę,  czy  moglibyśmy  pójść  do  kabiny?  Kapitan  zawahał  się  przez  chwilę,  po 

czym skinął głową. WciąŜ trzymając ją za ramię, poprowadził pod pokład do głównej kabiny 

i włączył światło. Sara zdjęła z siebie jaszmak, odwiązała chustkę i jej długie, złociste włosy 

opadły na ramiona. 

- Tak myślałem - powiedział. - Jest pani dziewczyną z lokalu nocnego. 

- Tak. To prawda, ja... 

Lecz on nie dał jej skończyć. Mięśnie na jego twarzy napięły się. 

background image

-  Nie  myśl  tylko  o  tym,  by  darmo  odbyć  podróŜ  naszym  statkiem.  Nie  przyjmujemy 

pasaŜerów. 

-  Ale  ja  z  chęcią  będę  pracować.  Wasz  kucharz  jest  w  szpitalu.  Mogłabym  zająć  się 

gotowaniem. Umiem gotować. 

Roześmiał się szyderczo. 

- Bardzo w to wątpię. Ale kto ci powiedział, Ŝe nasz kucharz jest w szpitalu. 

- Wiem od Tony'ego. Proszę mnie zabrać. Ja muszę się stąd wydostać. 

-  Nie  na  tym  statku  -  powiedział  tonem  nie  znoszącym  sprzeciwu.  -  I  w  przyszłości 

trzymaj się z dala od moich ludzi. Weź swoje rzeczy i zejdź na brzeg. 

- Ale pan niczego nie rozumie. Jeden z męŜczyzn, Arab, który nie naleŜy do tych, co 

łatwo dają za wygraną, napastował mnie w lokalu. Muszę stąd wyjechać. 

- A więc proszę wyjechać pociągiem, autobusem, albo polecieć samolotem. 

- Nie mam pieniędzy, ja... 

-  I  dlatego  pomyślałaś,  Ŝe  najłatwiej  będzie,  jeśli  popłyniesz  za  darmo  z  nami.  W 

Ŝ

adnym  wypadku.  Na  statku  są  sami  męŜczyźni  i  nie  chcę,  Ŝeby  jakakolwiek  kobieta 

wprowadzała tu zamęt. 

- Ale ja nie będę. Będę stosowała się do pana poleceń i wysiądę w pierwszym porcie - 

powiedziała błagalnie. 

Jego twarz przybrała nieubłagany wyraz. 

- Odpowiedź brzmi: nie. Weź swoje rzeczy i odejdź! A gdy Sara nie wykonała na te 

słowa Ŝadnego ruchu, podniósł z podłogi zawiniątko, wcisnął jej w ręce, a następnie chwycił 

za ramię i począł ją ciągnąć do drzwi. 

- Nie! Proszę! - Sara opierała się, bliska płaczu. 

- Słyszałaś mnie przecieŜ. Nie popłyniesz tym statkiem. 

Sara uczepiła się framugi i krzyknęła. 

- Tony! Na pomoc! 

- Dlaczego, ty mała... - Kapitan popchnął ją, podniósł i przerzucił przez plecy. 

- Wołałeś mnie, kapitanie! - Rozczochrana głowa Tony'ego wynurzyła się w przejściu. 

- Nie wołałem. Wracaj z powrotem do kajuty. 

- Tony, to ja! - zakrzyknęła Sara. - Nie pozwól mu wyrzucić mnie na brzeg. 

Sara próbowała się wyrwać z uchwytu kapitana, ale jego uścisk był zbyt mocny. 

- Sara, co tutaj robisz? 

- PomóŜ mi. Mam wielkie kłopoty. 

background image

- Twoje będą jeszcze większe, jeŜeli nie wrócisz do swojej kajuty - kapitan próbował 

postraszyć Tony'ego. Minął go i wyniósł Sarę na pokład. 

Sara biła go pięściami po plecach. Walczyła zaciekle. 

-  Nie  masz  prawa  tego  robić  -  krzyczała.  -  Jesteś  Brytyjczykiem.  Powinieneś  mnie 

bronić. 

JednakŜe,  nie  zwaŜając  na  jej  opór,  kapitan  przeniósł  ją  bezceremonialnie  na  płytę 

nabrzeŜa. 

- A teraz ruszaj się - powiedział. 

- Ty świnio! 

Sara kopnęła go mocno w łydkę. 

- Czy wiesz, na co mnie skazujesz? Podszedł do nich pośpiesznie Tony. 

- Kapitanie? - zapytał. - Co się dzieje? 

- Podaj jej rzeczy! 

Zdziwiony,  wykonał  polecenie.  Sara  wzięła  od  niego  jaszmak  i  pośpiesznie  się  nim 

okryła. Dniało i niedaleko stali ludzie. Niektórzy z nich przyglądali się im z ciekawością. 

- Nie rozumiem. Co tu się dzieje? - Tony dopominał się o odpowiedź. 

- Wracaj na pokład. 

- Lecz ja... 

Kapitan stanął tuŜ przed nim. 

- Powiedziałem, wracaj na pokład i trzymaj się z daleka od tej kobiety. 

Przez  chwilę  Tony  wahał  się,  w  końcu  jednak  kiwnął  głową  i  wrócił  z  powrotem  na 

statek. Kapitan zaś zwrócił się z kolei do Sary. 

- Jeśli spróbujesz jeszcze raz tutaj wejść, zadzwonię na policję i oni cię wyprowadzą. 

A teraz odejdź stąd. 

Odwrócił się i śladem Tony'ego wszedł na statek. 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

Sara  stała  na  brzegu.  Trzymała  zawiniątko  w  dłoniach  i  wpatrywała  się  w  sylwetkę 

Thora  Camerona,  stojącego  na  mostku  kapitańskim.  Nie  mogła  w  to  uwierzyć,  ze  tak 

brutalnie odrzucił jej błagania o pomoc. Podeszła z powrotem do muru portowego, oparła się 

o niego i nagle poczuła się kompletnie wyczerpana. 

Gdy w wielkim napięciu nerwowym uciekała z hotelu, wierzyła, Ŝe na statku czekają 

ocalenie.  Nigdy  by  nie  przypuszczała,  Ŝe  kapitan  moŜe  jej  odmówić.  A  teraz,  co  właściwie 

miała zrobić? 

Mogłaby  wrócić  do  miasta  i  dowiedzieć  się,  czy  znajduje  się  tu  jakieś 

przedstawicielstwo brytyjskie. Nie znała jednak arabskiego, po francusku takŜe mówiła słabo. 

Mogłaby udać się do następnego miasta. Powinna to zrobić jak najszybciej, póki nie odkryto 

jeszcze jej ucieczki z hotelu. 

Sara nachyliła się, aby podnieść zawiniątko i juŜ chciała odejść, gdy nagle dostrzegła 

w  jednym  z  iluminatorów  postać  Tony'ego.  Machał  do  niej  i  pokazywał  kartkę,  na  której 

wielkimi literami było napisane: „IDŹ DO KAWIARNI”. Sara kiwnęła znacząco głową, Tony 

zaś, podnosząc do góry kciuk, wyraził, Ŝe Ŝyczy jej powodzenia - i zniknął. 

Odrobina  nadziei  napełniła  jej  duszę.  Weszła  powoli  na  schodki  muru  portowego  i 

podąŜyła  w  kierunku  kawiarni.  Było  to  jedno  z  tych  miejsc,  które  nigdy  się  nie  zamykały. 

Stoły  stały  na  zewnątrz  pod  wystawionymi  juŜ  parasolami.  Poranne  powietrze  przesycone 

było zapachem świeŜej kawy. Aromatyczny zapach wzbudził w Sarze wielkie pragnienie. Nie 

miała jednak pieniędzy. Znalazła więc sobie miejsce w cieniu i czekała na przyjście Tony'ego, 

modląc się w duchu, aby przyszedł jak najszybciej i wymyślił coś, co mogłoby jej pomóc. 

Tony  zjawił  się  po  trzech  godzinach,  przetrzymany  na  statku  przez  kapitana,  jak  się 

domyślała. W ręku; trzymał jakieś listy. Stanął przed kawiarnią i zaczął się rozglądać. 

- Tony, tutaj! - zawołała Sara. Podszedł do niej Ŝwawym krokiem. 

-  Chyba  nie  czekałaś  na  mnie  cały  czas  w  tym  miejscu?  Dlaczego  nie  poszłaś  do 

kawiarni? - powiedział. 

- Nie mam pieniędzy. Bądź taki dobry i kup mi colę. Jestem bardzo spragniona. 

Weszli do środka i usiedli przy stole na samym końcu kawiarni, w miejscu, z którego 

mogli widzieć wszystkich wchodzących. 

-  Mówiłaś  wczoraj,  Ŝe  masz  wystarczającą  ilość  pieniędzy  -  powiedział  Tony, 

stawiając szklanki z napojami. 

background image

-  Tak  było,  ale  wczoraj  w  nocy  ukradziono  mi  torebkę.  Była  w  niej  moja  ksiąŜeczka 

czekowa i karta kredytowa. Bez nich nie mogę podjąć gotówki. 

- Zgłosiłaś to na policji? 

- Nie mogłam tego zrobić - odparła i zaczęła opowiadać mu całą historię. 

- Czy to ten Arab, który wczoraj w lokalu wciągnął cię na swoje kolana - przerwał jej 

w pewnej chwili. 

Gdy Sara kiwnęła głową potwierdzająco, powiedział: 

-  Widziałem,  jak  czymś  w  niego  rzuciłaś.  Nie  rozumiałem,  co  się  dzieje.  Wydaje  mi 

się, Ŝe mu się to nie podobało. 

- To prawda. Jestem pewna, Ŝe to za jego sprawą moja torebka została ukradziona, a ja 

wyrzucona z hotelu. 

- Do tego teŜ doprowadził? 

- Tak. 

Sara opowiedziała Tony'emu jak wydostała się z hotelu. 

-  Na  szczęście  miałam  jaszmak.  Dzięki  temu  przemknęłam  się  na  statek  nie 

rozpoznana. Przepraszam, Ŝe sprawiłam ci kłopot, ale naprawdę nie wiedziałam dokąd pójść. 

To było głupie z mojej strony, ale myślałam, Ŝe wystarczy jedynie poprosić, a kapitan zgodzi 

się,  abym  popłynęła  z  wami  do  najbliŜszego  portu.  Jesteśmy  przecieŜ  Brytyjczykami, 

prawda? 

- Czy powiedziałaś o tym wszystkim kapitanowi? 

- Próbowałam, ale on nie chciał mnie słuchać. Sądzę, Ŝe nie wierzył w to, co mówię. 

Tony wstał gwałtownie. 

-  Pójdę  i  porozmawiam  z  nim.  Kiedy  dowie  się  o  szczegółach  twojej  sprawy,  będzie 

musiał pozwolić ci popłynąć z nami. 

Sara połoŜyła mu rękę na ramieniu. 

- Dziękuję, Tony, ale to się na nic nie zda. Powie, Ŝe okłamałam cię i wymyśliłam tę 

całą historię. 

- CóŜ, moŜe mógłbym ci jakoś inaczej pomóc? Usiadł i zaczął się zastanawiać. 

- Pojedziemy taksówką na lotnisko. Zapłacę za twój bilet swoją kartą kredytową, a ty 

mi oddasz, kiedy twoja sytuacja finansowa się poprawi. 

Sara uśmiechnęła się, odzyskując znów wiarę w dobroć ludzką. 

-  Dziękuję,  Tony.  Jestem  ci  bardzo  wdzięczna.  Niestety,  nie  będę  mogła  z  tego 

skorzystać.  W  torebce  był  mój  paszport.  Nie  mając  paszportu,  nie  mogę  oficjalnie  opuścić 

tego kraju. Zdecydowałam się juŜ, Ŝe pójdę pieszo do następnego miasta. 

background image

- Nie moŜesz tego zrobić. - Tony przerwał jej ostro. - To kawał drogi. A nawet jeŜeli 

tam dotrzesz, będziesz samotna jak palec. 

-  Ale  jeŜeli  poŜyczyłbyś  mi  trochę  pieniędzy,  mogłabym  pojechać  autobusem  do 

Algieru. Zgłosiłabym się po pomoc do Ambasady Brytyjskiej. 

-  Znasz  arabski  albo  francuski?  -  Nie.  Ale  jakoś  sobie  poradzę.  Pokręcił  z 

niecierpliwością głową. 

- Poczekaj, niech pomyślę. 

Sara umilkła, odczuwając coraz dotkliwiej głód i zmęczenie po nieprzespanej nocy. Po 

chwili rozmyślań, Tony pochylił się nad stołem i zbliŜając się do niej, powiedział szeptem: 

- Będę musiał przeszmuglować cię na statek. Sara otworzyła szeroko oczy. 

Mógłbyś coś takiego zrobić? 

- Tak, mam pomysł. 

- Ale kapitan? 

-  Wyjdzie  na  brzeg  na  początku  wieczornego  przypływu.  Zanim  odpłyniemy,  musi 

załatwić sprawy w Kapitanacie Portu i w Urzędzie Celnym. 

Sara patrzyła na niego. Oczy jej zajaśniały nadzieją. 

- Czy jesteś pewien? Co będzie, gdy inni członkowie załogi mnie zauwaŜą? 

Tony zamyślił się znowu. 

-  Pod  jaszmakiem  masz  dŜinsy,  czy  nie?  JeŜeli  załoŜysz  luźny  sweter  i  schowasz 

włosy pod czapkę, będziesz mogła przemknąć się na statek podczas ostatniego załadunku. 

- Tony, jesteś genialny - powiedziała Sara z uznaniem. Oczy błyszczały jej z emocji. 

Ten nastrój udzielił się Tony'emu. Uśmiechnął się. 

- Myślę, Ŝe nam się uda. Sara nagle sposępniała. 

- Nie. To nie jest dobry plan. To wspaniałe, co zaproponowałeś, ale ja nie mogę na to 

pozwolić. Gdy kapitan się o tym dowie, będziesz miał powaŜne kłopoty. MoŜe nawet kazać ci 

odejść ze statku. 

Tony wciągnął brzuch i napiął mięśnie. 

- CóŜ, jest to ryzyko, które biorę na siebie. Przynajmniej będę ź tobą, gdy nas wyrzuci, 

i będzie to juŜ w innym porcie. Gotów jestem zaryzykować, jeśli jesteś na to gotowa. 

[ Sara uśmiechnęła się, dając za wygraną. 

- W porządku, zaryzykujmy. Przyrzeknij mi jednak, Ŝe gdyby mnie znaleźli, powiesz, 

Ŝ

e o niczym nie wiesz ostrzegła. - Nie ma sensu pakować się w niepotrzebne kłopoty. 

Omówili  szczegóły  dalszego  działania.  W  pobliskim  sklepie  Tony  kupił  jej  duŜy 

sweter i czapkę Ŝeglarską, a następnie wrócił na statek, bojąc się, aby kapitan nie podejrzewał 

background image

go przypadkiem o spotkanie z dziewczyną. Dał jej teŜ trochę pieniędzy. Sara kupiła sobie coś 

do jedzenia i wysłała jego listy.  Znalazła toaletę  damską bez obsługi. W  niej przeczekała  aŜ 

do wieczora. 

Było  juŜ  prawie  ciemno,  kiedy  Sara  opuściła  swoją  kryjówkę.  Zdjęła  jaszmak  i 

nałoŜyła sweter. Włosy podgarnęła pod czapkę. Przyciemniła nieco twarz i ręce, smarując je 

ziemią. Następnie zaś, z bijącym sercem, poszła wzdłuŜ muru do schodków na nadbrzeŜe. Na 

pokładzie  dostrzegła  kilku  ludzi,  między  innymi  Tony'ego  i  kapitana.  Nie  zauwaŜyła  jednak 

cięŜarówki  z  zaopatrzeniem.  StrwoŜona,  Ŝe  moŜe  cięŜarówka  juŜ  odjechała,  usiadła,  by 

jeszcze trochę poczekać. 

Rozległ  się  odgłos  silnika.  Wielka  cięŜarówka  z  plandeką  jechała  powoli  wzdłuŜ 

nadbrzeŜa.  Zatrzymała  się  koło  statku.  Natychmiast  kapitan  wydał  rozkaz  przeniesienia 

zapasów  do  ładowni.  Obserwował  początek  pracy.  Następnie  zaś  nałoŜył  kurtkę  i  zszedł 

trapem  w  dół.  Zamiast  jednak  udać  się  nadbrzeŜem  do  Kapitanatu  Portu,  poszedł  prosto  w 

kierunku  schodków  na  murze,  gdzie  ukrywała  się  Sara.  W  popłochu  rzuciła  się  do  ucieczki. 

Przebiegła kilkanaście metrów wzdłuŜ ściany i przywarła do ziemi. Słyszała, jak Thor Came-

ron wbiegł na kamienne schodki muru. Przez chwilę, będąc na ich szczycie, zastanawiał się, 

w którą stronę pójść, po czym skręcił w przeciwnym kierunku i szybko odszedł. 

Sara  odetchnęła  z  ulgą.  Zdawała  sobie  jednak  sprawę,  Ŝe  wciąŜ  czekają  najcięŜsze 

zadanie - musi przedostać się na statek. Okazało się to w końcu prostsze, niŜ sądziła. 

Korzystając  z  zapadających  ciemności,  zbiegła  niezauwaŜona  po  schodkach  do 

cięŜarówki.  Przeczekała  przy  niej  do  chwili,  kiedy  była  sama.  Narzuciła  sobie  na  plecy 

skrzynkę z czymś, co pachniało jak pomarańcze i wniosła ją na pokład, zasłaniając ramieniem 

twarz.  Tony  czekał  w  umówionym  miejscu.  Szybko  zaprowadził  ją  do  nieduŜej  kajuty  obok 

kuchni,  którą  poprzednio  zajmował  kucharz.  Zostawił  ją  tam  i  wrócił  do  pracy.  Jego  krótka 

nieobecność nie została zauwaŜona. 

W  kajucie  było  ciemno  i  wilgotno.  Sara  nie  odwaŜyła  się  jednak  zapalić  światła. 

Poruszając  się  po  omacku,  wsunęła  się  skurczona  pod  koję.  Dochodziły  do  niej  hałasy  z 

pokładu. Słyszała, jak odjeŜdŜa cięŜarówka. LeŜała w napięciu, chcąc, aby statek odpłynął jak 

najszybciej.  Nagle  otworzyły  się  drzwi  i  w  progu  stanął  ktoś,  oświetlony  z  tyłu  światłem  z 

korytarza. Nie był to kapitan. Na gęsto owłosionych nogach miał stare tenisówki. To musi być 

pierwszy oficer, pomyślała, człowiek, który opalał się wraz z Tony'm, kiedy po raz pierwszy 

odwiedziła  statek.  Próbując  opanować  strach,  skuliła  się  jeszcze  bardziej.  On  jednak, 

dokonując  zapewne  tylko  rutynowej  inspekcji,  rzucił  jedynie  okiem  do  wnętrza.  Zamknął 

drzwi i odszedł. Po chwili usłyszała odgłos pracujących maszyn. 

background image

Statek  płynął  poruszany  silnikiem  przez  około  pół  godziny.  Następnie  postawiono 

Ŝ

agle.  Słychać  było  skrzypienie  drzewców  omasztowania  i  fale  uderzające  o  burtę.  Podłoga 

przechylała się to w tę, to w tamtą stronę. 

Największe  napięcie  minęło  i  Sarze  nawet  udało  się  zasnąć.  Zbudził  ją  głód  i 

pragnienie.  Tony  mówił,  Ŝe  musi  pozostać  w  ukryciu  przez  co  najmniej  dwanaście  godzin. 

Potem za późno juŜ będzie na powrót do Oranu. Sara postanowiła jednak, Ŝe będzie ukrywać 

się  tak  długo,  aŜ  przybiją  do  następnego  portu,  i  tam  wymknie  się  dyskretnie  ze  statku.  Nie 

chciała naraŜać Tony'ego na nieprzyjemności. 

Zapewne  nie  spała  długo.  Na  zewnątrz  było  wciąŜ  ciemno.  Nie  mogąc  juŜ  dłuŜej 

znieść  niewygody,  wygramoliła  się  spod  łóŜka.  Otworzyła  ostroŜnie  drzwi,  przemknęła  z 

kajuty  do  kuchni,  chwyciła  puszkę  coca  -  coli  i  powróciła  z  nią  do  miejsca  swego  ukrycia. 

Czując się bezpieczniej, połoŜyła się na koi i twardo zasnęła. Gdy obudziła się ponownie, był 

juŜ dzień. 

Musiała koniecznie pójść do toalety. Wsłuchiwała się w odgłosy dochodzące z kuchni. 

Poczuła zapach gotowanego jedzenia. Po pewnym czasie zaczęła dolatywać woń spalenizny. 

Ktokolwiek  próbował  gotować,  nie  popisał  się.  Załoga  wydawała  się  potwierdzać  tę  opinię. 

Przez ścianę słyszała ich narzekania, kiedy przyszli spoŜywać posiłek. Gdy znów było cicho, 

Sara otworzyła drzwi i wyszła z kajuty. 

Kuchnia  była  pusta.  Przeszła  przez  nią  na  palcach  w  kierunku  pryszniców  i  ubikacji, 

które  znajdowały  się  w  przedniej  części  statku,  niedaleko  kuchni.  Na  szczęście  nie  musiała 

przechodzić obok innych kajut, aby do nich dotrzeć. Gdy Sara załatwiła juŜ swoją potrzebę, 

zamarzyła o kąpieli. Co tam, pomyślała i wskoczyła pod najbliŜszy prysznic, zostawiając swe 

ubranie na zewnątrz. 

Woda była zimna jak lód. W pierwszej chwili Sarze zabrakło tchu, ale zaraz odczuła 

wielką  przyjemność,  zmywając  swe  spieczone  słońcem  i  zakurzone  ciało.  Znalazła  mydło, 

którym  namydliła  się  od  stóp  do  głów.  Następnie  zamknęła  oczy  i  odchyliła  do  tyłu  głowę. 

Nagle usłyszała głos. 

-  CzyŜ  nie  wydałem  polecenia,  Ŝe  nie  mą  kąpieli  w  dzień?  Nie  wydaję  poleceń  dla 

Ŝ

artu. Ja... 

Kółeczka  kurtyny  zasłaniającej  prysznic  zabrzęczały  na  skutek  gwałtownego 

szarpnięcia.  Sara  znalazła  się  nagle  naprzeciw  kapitana,  który  zdumiony  wlepił  wzrok  w  jej 

nagie ciało. 

Sara gwałtownie wyrwała kurtynę, zasłoniła się nią, na ile mogła, i krzyknęła: 

- Odejdź stąd! 

background image

- Co, u diabła, tu robisz? - huknął kapitan. 

Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Wreszcie on przemówił pierwszy. 

- Mogłem się tego domyślić. Wyjdź stąd i ubierz się! 

- Nie w pana obecności! Parsknął szyderczo. 

- Jesteś juŜ nieco za stara, by zachowywać się pruderyjnie. 

Odwrócił się jednak i poszedł do kuchni. Sara zakręciła prysznic i stała jeszcze przez 

chwilę,  drŜąc  na  całym  ciele.  Modliła  się  w  duchu,  aby  przypadkiem  kapitan  nie  zawrócił 

statku i nie wysadził jej w Oranie. Usłyszała jego głos: 

- Pospiesz się! 

- JuŜ idę! 

Rozejrzała się wokoło. 

- Panie Cameron, kapitanie, czy ma pan moŜe ręcznik? 

Usłyszała jakieś przekleństwo, lecz po chwili przyszedł z ręcznikiem. 

- Teraz pospiesz się - rozkazał, mówiąc przez zaciśnięte zęby. 

W ciągu pięciu minut Sara wytarła się, ubrała i poszła z wahaniem do mesy. Patrząc 

na  tego  wysokiego,  opalonego  męŜczyznę  z  zadbaną  brodą  i  błękitnymi  oczami,  w  których 

malowała  się  złość,  Sara  odczuła  strach.  Jawił  się  w  jej  oczach  przez  chwilę  jak  groźny 

wiking,  oświetlony  promieniami  słońca  prześwitującymi  przez  szklany  dach  mesy.  Chcąc 

odsunąć od siebie ten obraz, Sara uśmiechnęła się do niego, na próbę, i powiedziała: 

- Cześć! 

Próba się nie powiodła. Spojrzał na nią jeszcze bardziej spode łba i powiedział: 

- Czy wiesz, jaka jest kara za nielegalne wdarcie się na statek? 

- Nie chciałam się wdzierać. To była pańska wina. Pan zmusił mnie do tego. 

Spojrzał na nią zdziwiony. 

- Ja ciebie zmusiłem? 

-  Tak.  JeŜeli  posłuchałby  pan  tego,  co  mówię  i  wziął  firnie  na  pokład  jako  członka 

załogi,  nie  musiałabym  prześlizgiwać  się  ukradkiem  na  statek  i  ukrywać  się  odpowiedziała 

Sara szczerze. 

-  Ze  wszystkich  bezczelnych  osób,  ty  jesteś  niezrównana  -  powiedział  ze  złością.  - 

Podejrzewam, Ŝe Tony przemycił cię na pokład za moimi plecami. Mam zamiar rozmówić się 

z tym chłopcem. 

-  Jest  pan  w  błędzie  -  wtrąciła  Sara.  -  Tony  mi  nie  pomógł.  Dostałam  się  sama  na 

statek podczas załadunku zapasów. 

- Czy chcesz, abym w to uwierzył? - kapitan roześmiał się. 

background image

- To prawda! - zaprotestowała Sara, krzyŜując palce za plecami. - Nie potrzebowałam 

Ŝ

adnej pomocy. To było proste. 

- Gdzie się ukryłaś, kiedy dostałaś się na pokład? Kapitan spoglądał na nią uwaŜnie i 

Sara wiedziała, Ŝe musi być ostroŜna. Nie chciała, aby Tony ucierpiał z jej powodu. 

- W kajucie kucharza. 

- Instynkt ci powiedział, gdzie się znajduje? 

-  Nie  -  odpowiedziała  zrównowaŜonym  tonem.  -  Byłam  na  statku  wcześniej.  Tony 

oprowadził  mnie.  Na  pokładzie  był  jeszcze  ktoś,  chyba  pierwszy  oficer.  MoŜe  pan  go  o  to 

zapytać, jeŜeli mi pan nie wierzy. 

-  To  dziwne,  ale  nie  wierzę.  Jak mogłaś  wiedzieć,  kiedy  przyjdzie  dostawa  zapasów, 

jeśli Tony ci nie powiedział? 

-  Byłam  w  porcie  cały  dzień,  czekając  na  odpowiednią  okazję  -  odpowiedziała  Sara, 

trzymając się prawdy tak blisko, jak tylko mogła. 

- JeŜeli dojdę do tego, kto pomógł ci dostać się na statek, wyrzucę go na ląd razem z 

tobą w najbliŜszym porcie. Jasne? 

Kiwnęła głową twierdząco, z uczuciem ulgi, Ŝe nie zawróci do Oranu. 

- Tak, dziękuję - powiedziała. Chyba odczytał jej myśli, gdyŜ rzekł: 

- Gdyby nie to, Ŝe straciliśmy juŜ cztery dni przez chorobę kucharza, z przyjemnością 

wróciłbym  do  Oranu,  aby  oddać  cię  w  ręce  władz.  Nie  wiem,  co  ci  się  tam  przytrafiło,  lecz 

mój statek nie jest przytułkiem dla przestępców. 

- Nie jestem przestępcą - zaprotestowała Sara. 

- A więc kim? Zwykłą dziwką? Jej twarz zapłonęła gniewem. 

- Jak pan śmie nazywać mnie w ten sposób! Nie ma pan prawa mnie obraŜać! 

Podszedł do niej i spoglądając na nią z góry, rzekł: 

- Na tym statku mam prawo mówić, co mi się Ŝywnie podoba. Nie zapominaj o tym. 

Twierdzę, Ŝe zawróciłaś w głowie Tony'emu, Ŝeby pomógł ci dostać się na statek. 

-  Nie  uwiodłam  go  -  Sara  zaprzeczyła  gwałtownie.  -  Ani  teŜ  mi  nie  pomógł.  Jedyną 

osobą, do której zwróciłam się o pomoc, był pan i pan nie dał mi tego, o co tak rozpaczliwie 

zabiegałam. 

Najlepszą metodą obrony jest atak, który i tutaj okazał się skuteczny. Wpatrując się w 

jej  rozgniewaną  twarz,  kapitan  cofnął  się  o  pół  kroku,  przyłoŜył  rękę  do  ust  i  pogładził  nią 

swoją krótką, zadbaną brodę. 

- W porządku. Muszę teraz zdecydować, co z tobą zrobić. Jak się nazywasz? 

- Sara, Sara Beaumont. 

background image

- Będziesz w kajucie kucharza - powiedział szorstko. - I radzę ci trzymać się z dala od 

załogi, a w szczególności od Tony'ego. 

- Tak, zrozumiałam. 

- Daj mi swój paszport. 

- Nie mam paszportu. Mówiłam, Ŝe... 

- Nie masz czego? - Popatrzył na nią niedowierzająco. 

-  Został  ukradziony  wraz  z  moją  torebką.  Były  tam  teŜ  pieniądze  i  karta  kredytowa. 

Próbowałam o tym wczoraj rano panu powiedzieć, ale pan nie chciał słuchać - powiedziała z 

goryczą. 

- Gdzie są twoje rzeczy? 

- W kabinie, lecz ja... 

Thor  Cameron  odwrócił  się  i  Ŝwawym  krokiem  podąŜył  korytarzem  do  jej  kabiny. 

Otworzył drzwi i wszedł do środka. Schwycił jej zawiniątko i wysypał zawartość na łóŜko. 

- Hej! - zaprotestowała Sara, widząc, jak rozrzuca jej rzeczy. - Proszę uwaŜać. To jest 

wszystko, co mi zostało. 

Kapitan  jednak  dalej  kontynuował  przeszukiwanie,  aby  sprawdzić,  czy  czegoś  nie 

ukryła. Kiedy skończył, odwrócił się do niej z ponurym wyrazem twarzy. 

- Czy zdajesz sobie sprawę, Ŝe bez paszportu moŜesz być uznana za bezpaństwowca. 

Bezpaństwowcom  nie  wolno  schodzić  na  brzeg.  Mogę  więc  mieć  cię  na  głowie  przez  całe 

lata, zanim sprawa się nie wyjaśni. 

Sara zarumieniła się, lecz z wysuniętym dumnie do przodu podbródkiem powiedziała: 

- Proszę, niech pan nie przedstawia tego aŜ w tak czarnych kolorach. Myśl o tym, Ŝe 

mogłabym  przebywać  z  panem  dłuŜej,  nie  pociąga  mnie  zbytnio.  Jak  tylko  dopłyniemy  do 

portu, z wielką przyjemnością opuszczę statek. 

- Ale tymczasem mam cię na głowie. 

- Tak - uśmiechnęła się z ulgą. - Przykro mi, ale na razie tak. 

Kapitan rzucił jej nienawistne spojrzenie i odwrócił się, aby odejść, gdy Sara spytała: 

- Przepraszam, a dokąd płyniemy? Zatrzymał się. 

- Tony na pewno ci powiedział. Płyniemy na Rodos. 

- Słyszałam o tym, ale jaki jest nasz pierwszy przystanek po drodze? 

-  Nie  ma  „przystanków”,  jak  je  nazywasz.  Straciliśmy  juŜ  tak  wiele  czasu,  Ŝe 

będziemy tam płynąć bez zawijania po drodze do jakiegokolwiek portu. 

background image

Po tych słowach odwrócił się i odszedł, aby, jak domyślała się Sara, znaleźć Tony'ego 

i poddać go przesłuchaniu. Miała nadzieję, Ŝe Tony nie złamie się. Na razie, poniewaŜ czuła 

się głodna, zrobiła sobie kanapkę i duŜą kawę. 

Po  posiłku  Sara  zdecydowała  się  wyczyścić  kuchnię,  która  zarzucona  była 

niedoszorowanymi  garnkami  i  brudnymi  patelniami.  Gdy  wszystko  było  juŜ  nieskazitelnie 

czyste, podeszła do schodów i zaczęła się zastanawiać, czy będzie w porządku, jeśli wyjdzie 

na  pokład.  Thor  kazał  jej  siedzieć  w  kajucie,  lecz  z  pewnością  nie  mógł  jej  skazać  na 

przebywanie  pod  pokładem  przez  cały  okres  podróŜy.  Decydując,  Ŝe  jeŜeli  ma  złamać 

przepisy, to lepiej od razu na początku, Sara wbiegła schodami na górę i wyszła na pokład. 

Popołudniowe  słońce  oświetlało  statek  długimi,  ciepłymi  promieniami.  Wiatr  był 

czysty  i  orzeźwiający.  To  zupełnie  odmienny  świat  niŜ  zaduch  i  nieznośne  gorąco  Oranu, 

pomyślała Sara. To zupełnie odmienne Ŝycie niŜ nocny lokal i groźby Ali Messaada. Zrobiła 

głęboki wdech. Pomyślała, Ŝe nigdzie indziej nie pragnęłaby obecnie się znaleźć. 

Tony powiedział jej, Ŝe członków załogi jest siedmiu. Wszyscy oni, oprócz kapitana, 

byli na pokładzie. Rozmawiali ze sobą i śmiali się, lecz zamilkli raptownie, gdy ją zobaczyli. 

Większość  z  nich  Sara  widziała  w  lokalu.  Podeszła  do  rudego  męŜczyzny,  który  był  pierw-

szym oficerem i wyciągnęła do niego rękę. 

-  Cześć,  jestem  Sara  Beaumont.  Mam  nadzieję,  Ŝe  nie  miał  pan  wielkich 

nieprzyjemności z powodu mojego pojawienia się na statku. 

Wahał się przez chwilę, wreszcie uśmiechnął się do niej kwaśno. 

- PrzeŜyłem juŜ większe awantury. Potrząsnął jej rękę. 

-  Jestem  James  Mackenzie,  lecz  nazywają  mnie  Mack  -  powiedział  ze  szkockim 

akcentem.  -  Tony  opowiedział  nam  o  twojej  historii.  Chodź,  poznam  cię  z  innymi  wilkami 

morskimi. 

Był tam mechanik, Ken, i drugi oficer, Arne Huss ze Szwecji. Obydwaj przywitali ją 

szerokimi uśmiechami. Podobnie uczynili Tony i dwóch innych marynarzy, Steve Johnson z 

Anglii i Pete Keats z Australii. Thor, Mack, Ken, Arne, Steve, Pete i Tony - powtarzając sobie 

imiona  członków  załogi,  Sara  poczuła  się  jak  Królewna  ŚnieŜka  wśród  siedmiu 

krasnoludków. 

MęŜczyźni  otoczyli  ją,  lecz  wkrótce  rozeszli  się  do  swoich  prac,  po  tym  jak  Mack 

powiedział ostrzegająco: 

- Kapitan. 

Thor Cameron wszedł schodami na pokład i podszedł do Sary. Wśród członków załogi 

wyróŜniał się olbrzymim wzrostem. 

background image

- Sądziłem, Ŝe mówiłem ci wyraźnie, abyś tu nie wchodziła - powiedział. 

-  Potrzebowałam  trochę  świeŜego  powietrza.  Chyba  nie  oczekiwał  pan,  Ŝe  będę 

przebywała cały czas w zamkniętym pomieszczeniu? - odparła spokojnym głosem, aby go nie 

prowokować. 

On jednak nachmurzył się i rzekł: 

-  Opracowałem  dla  ciebie  rozkład  dnia,  uwzględniający  kąpiel  pod  prysznicem  i 

gimnastykę. Chodź do mojej kabiny, to ci go dam. 

Kabina kapitana była nieduŜa, ale dobrze zagospodarowana i czysto utrzymana. Stało 

tam  starannie  zaścielone  łóŜko.  Przy  ścianie  działowej  stał  duŜy  stół  z  rozłoŜonymi  nań 

mapami  i  radiostacja  pokładowa.  Obok  wchodziło  się  do  wnęki  z  prysznicem.  Było  teŜ 

wąskie  biurko  z  umieszczonymi  pod  blatem  półkami  na  ksiąŜki.  Obok  łóŜka  znajdowały  się 

dwa fotele, gdzie kapitan mógł jeść posiłki, o ile chciał być sam. 

Thor  wziął  blok  papieru  z  biurka,  oderwał  pierwszą  stronę  i  wręczył  ją  Sarze. 

Przeczytała i zmarszczyła brwi. 

- Tylko jeden prysznic dziennie w takie gorąco? 

- Słodka woda to najcenniejszy artykuł na statku. Załoga bierze prysznic raz dziennie, 

i to samo dotyczy ciebie. 

- Rozumiem. 

Czytała  dalej,  dochodząc  do  miejsca,  gdzie  zostało  podkreślone,  Ŝe  nie  moŜe 

opuszczać kajuty podczas wacht nocnych. 

- Co to jest wachta nocna? - zapytała z ciekawością. 

- Czas na statku podzielony jest na wachty - wyjaśnił kapitan. - Jest to okres, podczas 

którego  pełni  słuŜbę  jedna  zmiana  załogi,  a  inni  odpoczywają,  jedzą  lub  śpią.  Na  naszym 

statku wachty są czterogodzinne. Po wachcie zmiana ma cztery godziny przerwy. 

- A więc kaŜdy pracuje dwanaście godzin dziennie? Skinął głową. 

- Słusznie. 

- A pan? 

- Ja stale jestem na wachcie - poinformował ją, mruŜąc nieco oczy. - Nie myśl więc, Ŝe 

moŜesz wślizgnąć się za moimi plecami do którejś z kajut zajmowanych przez załogę. 

Sara nerwowo zgniotła kartkę, którą trzymała. Powiedziała z gniewem: 

-  Ma  pan  kompletnie  błędne  wyobraŜenie  o  mnie.  JeŜeli  byłabym  łatwą  kobietą,  to 

dlaczego  miałabym  uciekać  z  Oranu?  Dałabym  Arabowi  to,  czego  chciał  i  problem  byłby 

zakończony. 

Thor popatrzył na nią sceptycznie, wciąŜ nie będąc przekonany. 

background image

- Twierdzisz więc, Ŝe jesteś niewinna? Sara oblała się rumieńcem. 

- Twierdzę, Ŝe się nie sprzedaję! Spojrzał na nią ironicznie. 

- Uwiodłaś Tony'ego, aby pomógł ci wślizgnąć się na statek. 

- Nie uwiodłam go. Wcale mi nie pomógł. 

Jego oczy, błękitne jak morze, wpatrywały się w nią badawczo przez dłuŜszą chwilę. 

Sara  próbowała  wytrzymać  jego  spojrzenie.  Lecz  w  końcu  zamrugała  oczami  i  spuściła 

wzrok. 

Zaśmiał się krótko, tak, jakby znajdując potwierdzenie dla swego przypuszczenia. 

- Będziesz musiała zapracować na swój przejazd - powiedział. 

- JuŜ się zaoferowałam. 

Nie zwracając uwagi na jej słowa, mówił dalej: 

- Jak jest napisane na kartce, co rano masz czyścić i ubikacje i prysznice, po tym, jak 

załoga  się  juŜ  wymyje  i  usiądzie  do  śniadania.  Po  śniadaniu  będziesz  codziennie  czyścić 

kuchnię. To samo po obiedzie i po kolacji. MoŜesz wyjść na pokład na jedną godzinę rano i 

jedną wieczorem. 

Sara  spoglądała  na  papier.  Zmarnował  czas  wypisując  to  wszystko,  pomyślała.  Nie 

zamierzała stosować się do tych zaleceń. Pracę wykona  chętnie, ale w Ŝadnym wypadku nie 

będzie pozostawać cały dzień w zamknięciu. 

- Zrobi się, wodzu - powiedziała z odrobiną ironii i zasalutowała. 

Thor zmarszczył brwi i ostrzegł ją z wyraźną złością: 

- Tylko uwaŜaj. Mogę bowiem uczynić twoje Ŝycie na tym statku bardziej nieznośne, 

niŜ było w Oranie. 

-  Przepraszam,  w  jaki  więc  sposób  powinnam  się  zwracać?  -  Powiedziała  Sara 

posłusznie. 

Zawahał się przez chwilę, po czym rzekł: „Tak jest, kapitanie”. 

Odwrócił się do biurka.  Wziął z niego notatnik i długopis, a następnie, zwracając się 

ponownie przodem do niej, powiedział: 

-  Chcę,  abyś  podyktowała  mi  dane  z  twojego  paszportu:  twoje  dane  osobiste,  imię  i 

nazwisko najbliŜszej osoby z rodziny i, o ile pamiętasz, datę i miejsce wydania paszportu. 

- W porządku - odpowiedziała. 

-  Dasz  mi  te  dane  jutro  po  śniadaniu,  a  ja  wyślę  je  przez  radio  do  Konsulatu 

Brytyjskiego na Rodos i poproszę ich o wydanie nowego paszportu. 

background image

Statek  kołysał  się  na  fali.  Nie  bez  pewnych  trudności  Sara  wydostała  się  wąskimi 

schodami  z  powrotem  na  pokład.  Myślała  o  tym,  by  porozmawiać  z  Tony'm,  a  i  on  myślał 

chyba podobnie, bo pod drzwiami znalazła karteczkę z notatką: 

„Trzymałem się naszej wersji i twierdziłem, Ŝe nic ci nie pomogłem. Był zły, ale nie 

zagroził mi zwolnieniem. Chyba nam się udało. Tony” 

Sara  podarła  kartkę  i  wyrzuciła  do  toalety.  Steve  walił  do  jej  drzwi,  oznajmiając,  Ŝe 

wszyscy  juŜ  skończyli  posiłek.  Gdy  weszła  do  kuchni,  zastała  ją  w  okropnym  stanie.  Ken, 

który  został  oddelegowany  w  zastępstwie  do  gotowania,  nawet  nie  zadbał,  aby  pozmywać. 

Jest  więc  przynajmniej  jedna  osoba  zadowolona  z  mojego  pobytu  na  statku,  rozmyślała  z 

uśmiechem Sara, kiedy sprzątała pomieszczenie. Następnie zrobiła sobie omlet. 

Myślała  o  tym,  by  pójść  na  pokład  i  popatrzeć  na  gwiazdy.  Zamiast  tego  wzięła 

czasopismo i usiadła, aby poczytać. Słyszała, jak ktoś z załogi poszedł do kuchni po kawę, po 

czym znów zapanowała cisza. Sara zgasiła światło i połoŜyła się na łóŜku, myśląc o tym, Ŝe 

właśnie dziewczyny w lokalu rozpoczynają drugi występ. 

Nie  odczuwała  tęsknoty  za  tańcem.  Świat  rozrywki,  do  którego  została  wepchnięta 

przez ambicje matki, wydawał się jej płytki i trywialny. Doszła do tego juŜ wcześniej, lecz nie 

miała  przed  sobą  innych  moŜliwości.  Obecnie  jednak  postanowiła,  Ŝe  gdy  wróci  do  Anglii, 

spróbuje czegoś sensowniejszego. 

Była  tak  zamyślona,  Ŝe  nie  usłyszała,  jak  z  tyłu  za  nią  powoli  otwierają  się  drzwi. 

Dopiero gdy doszło do niej światło z korytarza, odwróciła się i zawołała: 

- Tony! Co tutaj robisz? Zwariowałeś! 

- Znalazłaś moją karteczkę? 

- Tak. Postąpiłeś bardzo nierozsądnie, Ŝe zostawiłeś ją pod drzwiami. Wracaj do swej 

kajuty. 

-  Myślałem,  Ŝe  chciałaś  ze  mną  porozmawiać  -  powiedział  Tony  jakoś  nieskładnie.  - 

Co mówiłaś Thorowi? 

Usiadła. 

- To, co uzgodniliśmy, ale nie sądzę, by mi wierzył. MoŜe próbować ciebie zapędzić w 

kozi róg, a więc uwaŜaj. Pierwsza rzecz, idź lepiej do swojej kajuty. 

Po ciemku nie widziała jego twarzy. Czuła jednak pewne napięcie i zastanawiała się, 

czy przypadkiem koledzy nie namówili go, aby do niej poszedł. 

- Idź juŜ - powtórzyła. 

Zamiast  posłuchać,  Tony  usiadł  na  łóŜku  i  próbował  ją  objąć.  Zalatywało  od  niego 

whisky. 

background image

-  Chciałem  tylko  ucałować  cię  na  dobranoc  -  mamrotał,  próbując  przyciągnąć  ją  do 

siebie. 

Sara  usiłowała  go  odepchnąć,  lecz  on  obstawał  przy  swoim.  W  końcu  rozjątrzona 

powiedziała: 

- W porządku. Jeden pocałunek za twoją pomoc, ale obiecasz mi, Ŝe potem pójdziesz. 

Próbowała  ucałować  go  lekko,  lecz  Tony  objął  ją  oburącz  i  przegiął  na  poduszkę.  Z 

obawy, aby jej nie udusił, starała się go odepchnąć, aŜ nagle gwałtownie się od niej odsunął. 

Wciągnęła  głęboko  powietrze  i  usiadła.  Rozbłysło  światło  i  wtedy  dopiero  zauwaŜyła 

kapitana, który  ciągnął Tony'ego za kołnierz. Nic nie powiedział. Wyciągnął Tony'ego z ka-

juty i zatrzasnął drzwi. 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

Kapitan  trzymał  Sarę  w  zamknięciu  aŜ  do  rana.  Od  dłuŜszego  czasu  juŜ  nie  spała. 

Słyszała  przez  ścianę  głosy  marynarzy  jedzących  śniadanie.  Czekała,  siedząc  na  łóŜku,  aŜ 

kapitan  otworzy  drzwi,  i  denerwowała  się  coraz  bardziej.  Wreszcie  usłyszała  kroki  i  ktoś 

przekręcił  klucz  w  zamku.  W  drzwiach  stanął  Thor  Cameron.  Spojrzał  na  nią  zimno  i 

powiedział kategorycznym tonem: 

- W mojej kabinie za dziesięć minut! 

Odwrócił  się  i  wyszedł.  Sara  umyła  się  szybko  i  została  jej  jeszcze  minuta.  Czekała 

pod drzwiami kapitana. Obok niej stał Tony. Wyglądał okropnie. Miał podkrąŜone oczy. Jego 

twarz była blada i wynędzniała. Stał, opierając się o ścianę, tak jakby nie mógł utrzymać się 

na nogach. Włosy i ubranie miał zupełnie mokre. 

- Co się stało? - zapytał nieprzytomnie. - Nic nie pamiętam. 

-  Byłeś  pijany  -  powiedziała  Sara  bez  ogródek.  -  Musisz  chyba  pamiętać,  Ŝe  wczoraj 

piłeś. 

- Wypiłem tylko dwa piwa - zaprotestował Tony. 

- Plus whisky - powiedziała oschle. Spojrzał na nią oszołomiony. - Aleja nie... 

Przerwał  w  pół  słowa,  gdyŜ  drzwi  się  otwarły  i  kapitan  poprosił  ich  do  środka. 

Obserwował  w  milczeniu,  jak  wchodzą  i  stają  przed  biurkiem.  Jesteśmy  jak  niegrzeczne 

szkolne dzieci w gabinecie dyrektora, pomyślała Sara z oburzeniem. 

Thor  zaczął  krąŜyć  po  pokoju.  Z  pogardą  spoglądał  to  na  Sarę,  to  na  Tony'ego. 

Zamiast poprosić ich o wyjaśnienie, zaatakował bez pardonu: 

 

- Pewne jest, Ŝe oboje kłamaliście. PrzeraŜająco zimnym wzrokiem spojrzał na Sarę. 

-  Nie  mogłaś  sama  dostać  się  na  pokład  i  Tony  udzielił  ci  pomocy,  tak  jak  się  tego 

wcześniej domyślałem. Wysadzę was oboje ze statku, jak tylko dopłyniemy do Rodos. 

- To nieuczciwe - zaprotestowała Sara. - Tony był... 

Thor rzucił jej tak chłodne spojrzenie, Ŝe przerwała. 

-  Nie  obchodzi  mnie  -  powiedział  -  kto  zbałamucił  kogo.  Nie  chcę  was  obojga  na 

moim statku. Nie potrzebuję, Ŝeby „Duch Wiatru” przesiąknął plugastwem takim jak wy. 

Słowa  te  były  tak  obraźliwe,  Ŝe  Sara  aŜ  zbladła  i  otworzyła  oczy  ze  zdziwienia. 

Ogarnęła ją fala gniewu. Zrobiła krok naprzód i z piorunami w oczach krzyknęła: 

background image

-  Chwileczkę!  Kim  ty  u  diabła  jesteś,  Ŝeby  nas  sądzić.  To,  Ŝe  jesteś  kapitanem  tej 

łajby, nie czyni cię jeszcze Wszechmocnym Bogiem, nawet jeŜeli sądzisz, Ŝe tak jest. 

- Saro! - Tony schwycił ją za ramię i próbował powstrzymać. 

Thor  osłupiał.  Prawdopodobnie  przez  lata  nikt  do  niego  w  ten  sposób  nie  mówił. 

Najbardziej  jednak  dotknęła  go  uwaga  o  statku.  Pochylił  się  do  przodu,  oparł  na  biurku  i 

spoglądał na Sarę z wściekłością. 

- Ten statek jest jednym z najlepszych Ŝaglowców na świecie. Jedynie taki włóczykij 

jak ty moŜe nie dostrzegać piękna, gdy je widzi. 

Nie panując nad oburzeniem, Sara odcięła się natychmiast: 

- A jedynie taki chłopiec pokładowy jak ty moŜe nie rozpoznać prawdy, gdy ją słyszy. 

-  Saro!  -  Tony  jęknął  i  próbował  odciągnąć  ją  do  tyłu,  lecz  ona  odepchnęła  go 

zdecydowanie. 

- Chłopiec pokładowy! Ty... - Thor wyszedł zza biurka i miał juŜ podejść do niej, gdy 

rozległo się głośne pukanie i Mack, pierwszy oficer, wszedł do środka. 

- Czego u diabła chcesz? - zapytał Thor ze złością. 

- Przepraszam, kapitanie, ale jest coś, o czym powinieneś wiedzieć. 

- Potem. 

OdwaŜnie łamiąc rozkaz, Mack powiedział: 

- To dotyczy Tony'ego. Odkryłem, Ŝe dodano mu wczoraj whisky do piwa. 

Thor odwrócił się do niego i zmarszczył brwi. 

- Jesteś tego pewien? 

- Tak. Tony nie ma zwyczaju się upijać, przeprowadziłem więc dochodzenie. 

- Kto to zrobił? 

- Wolałbym nie mówić. Miał to być kawał. 

- Nie powiesz? 

Thor wpatrywał się w niego przenikliwie, aŜ w końcu dał za wygraną. 

- W porządku, przyjdź za pół godziny. 

-  Tak  jest,  kapitanie!  -  Mack  odwrócił  się  i  odszedł,  starając  się  nie  patrzeć  na 

Tony'ego i Sarę. 

Thor  przez  chwilę  stał  przy  oknie  i  spoglądał  w  morze.  Było  to  prawdziwe 

kwadratowe okno, a nie jeden z okrągłych iluminatorów, które umieszczone były w kajutach 

załogi.  Sara  poczuła  odrobinę  nadziei.  Kiedy  odwrócił  się  do  nich  z  powrotem,  nie  było  juŜ 

wściekłości na jego twarzy. Patrząc na Tony'ego powiedział: 

background image

- Wydaje się, Ŝe dwukrotnie padłeś ofiarą. Najpierw podstępu tej dziewczyny, potem 

humoru  swoich  kolegów.  PoniewaŜ  jednak  okłamywałeś  mnie,  więc  to,  czy  wysadzę  cię  w 

Rodos,  czy  nie,  zaleŜeć  będzie  wyłącznie  od  twojego  dalszego  zachowania.  Tymczasem 

dostaniesz najcięŜsze prace do wykonania na pokładzie. Masz coś do powiedzenia? 

- Nie - Tony westchnął z ulgą. - Przepraszam, kapitanie. Nie będzie juŜ powodu, Ŝeby 

na mnie narzekać. 

- Tak byłoby najlepiej. W porządku. MoŜesz odejść. Tony zawahał się, spoglądając na 

Thora i na Sarę. 

- Kapitanie, to nie była wina Sary. Ona... 

- Powiedziałem, Ŝe moŜesz juŜ iść! - odparł Thor rozkazująco. 

- Tak jest, kapitanie! - Tony odwrócił się i odszedł. Thor stanął za biurkiem i spojrzał 

na  Sarę,  która  juŜ  przeczuwała,  Ŝe  teraz  nastąpi  atak.  Miała  rację.  Odezwał  się  do  niej  z 

gniewem: 

-  Od  samego  początku  wiedziałem,  Ŝe  będzie  z  tobą  kłopot.  Dlatego  teŜ  odmówiłem 

wzięcia cię na pokład. I nie myliłem się. Nie upłynęły dwa dni, a juŜ postawiłaś całą załogę 

na nogi. 

- To nie była moja wina. Ja... 

-  Oczywiście,  Ŝe  to  twoja  wina!  -  wrzasnął  na  nią,  aŜ  podskoczyła.  -  Jesteś  kobietą  i 

jesteś pociągająca. To wystarczy dla kogoś tak młodego i zielonego, jak Tony. Nie zwalajmy 

więc winy na niego. 

Zamilkł,  patrząc  na  nią  przenikliwie,  lecz  Sara  nie  miała  juŜ  nic  do  powiedzenia. 

Część  z  tego,  co  powiedział,  było  prawdą.  Będąc  w  rozpaczliwej  sytuacji,  musiała  posłuŜyć 

się Tony'm. Siedziała naprzeciw kapitana w milczeniu, zachowując postawę pełną dumy. 

-  Będziesz  się  trzymała  harmonogramu  i  listy  twoich  obowiązków,  który  ode  mnie 

otrzymałaś - powiedział kapitan. - W nocy będziesz zamknięta w kajucie. 

Sara wciągnęła z lekka powietrze. 

- Tak nie moŜna. A co będzie, jeŜeli zachoruję albo coś podobnego? 

- Trudno. 

- A co się ze mną stanie, jeŜeli statek będzie tonął? . Zaśmiał się ironicznie. 

- Obiecuję, Ŝe wyratuję cię wówczas wraz z kotem okrętowym - powiedział z drwiną 

w  głosie.  -  A  teraz  idź  juŜ  i  pamiętaj,  jeŜeli  dokonasz  następnego  wykroczenia,  będziesz 

zamknięta  w  kajucie  do  końca  podróŜy.  I  nie  myśl,  Ŝe  nie  jestem  zdolny  do  tego  -  dodał  w 

momencie, kiedy Sara otwierała usta. - Na tym statku mogę robić to, co mi się podoba. 

background image

Czując  jego  niewzruszoną  wolę,  Sara  zrezygnowała  z  dalszej  dyskusji  i  opuściła 

kabinę. W kuchni oczekiwał na nią Tony. 

- Co powiedział? - zapytał. 

Na twarzy Sary pojawił się grymas. 

- A  co sądzisz? Będzie mnie zamykać na noc  w mojej kajucie,  abyście  nie mogli się 

do mnie dostać, Ŝeglarze rozpustnicy. Będę się czuć jak zwierzę w klatce. 

Tony zaczerwienił się. 

- Przepraszam, Saro. JeŜeli nie namówiliby mnie do picia, nie miałbym... sama wiesz. 

- Nie odwaŜyłbyś się - zakończyła za niego i zaraz poŜałowała tych słów, widząc, Ŝe 

boleśnie go nimi dotknęła. - No, nie martw się juŜ - powiedziała. - To nie była twoja wina. 

Tony usiadł na ławce i przyłoŜył dłonie do skroni. 

- BoŜe, czuję się strasznie - westchnął Ŝałośnie. 

- Masz kaca? 

Przytaknął z wyrazem boleści na twarzy. 

- Głowa mi pęka. Sara uśmiechnęła się. 

- A moŜe chciałbyś śniadanie? 

- Nie mógłbym teraz niczego zjeść. 

- Nonsens - odpowiedziała Ŝywo. - Po jedzeniu poczujesz się znacznie lepiej. 

Przyrządziła  omlety  z  serem  i  podała  je  wraz  z  lekko  przypieczonym  chlebem 

razowym. Kiedy ustawiała talerz przed Tony'm, nagle odzyskał apetyt. Sara usiadła przy stole 

naprzeciwko i juŜ miała wziąć się do jedzenia, gdy do kuchni wszedł Mack. 

- Jest kawa? 

- Zrobię ci - zaofiarowała się Sara. 

-  Dziękujemy  za  wybawienie  nas  -  powiedział  Tony  Ŝywo.  -  -  Inaczej  na  Rodos 

kapitan wysłałby mnie do domu. 

Mack skinął głową i popatrzył na talerze. 

- To wygląda znakomicie. 

Skosztuj mojego - zaproponowała dyplomatycznie Sara. - Mogę sobie zrobić następny 

omlet. 

Nie  musiała  go  zachęcać.  W  mgnieniu  oka  zjadł  omlet  i  do  sucha  wytarł  chlebem 

talerz. 

-  To  najlepszy  posiłek,  odkąd  wypłynęliśmy  z  Oranu.  Wszyscy  jesteśmy 

beznadziejnymi kucharzami, a Ken chyba najgorszym. 

Spojrzał na nią. 

background image

- Nie chcesz przypadkiem zająć się gotowaniem? 

- Zaproponowałam to kapitanowi - odpowiedziała Sara, siadając przy stole. Przed sobą 

ustawiła  talerz  z  nowym  omletem.  -  Kapitan  powiedział:  „Nie”.  Nie  mogę  się  mu 

przeciwstawiać. 

-  Nie,  nie  chcielibyśmy  tego  -  Mack  przyłoŜył  rękę  do  policzka,  a  następnie  zaczął 

gładzić brodę. 

- Mam więc pomysł. Kiedy Ken będzie gotował, moŜesz mu pomagać. Co ty na to? 

-  Pomyślane  bardzo  dyplomatycznie.  -  Sara  uśmiechnęła  się  i  spojrzała  na  niego 

niewinnie. - MoŜe jednak byłoby lepiej, gdyby Ken w dalszym ciągu przyrządzał posiłki dla 

kapitana? 

-  O  tak.  Rozumiem,  co  masz  na  myśli  -  powiedział  Mack  z  wahaniem  i  wzruszył 

ramionami. - Zobaczymy, jak to się ułoŜy - dodał i wyszedł z kuchni na pokład. 

- Chyba powinienem juŜ pójść do pracy  - powiedział Tony bez  entuzjazmu. - Muszę 

wyczyścić zęzy. 

- Czytałam o tym, to ohydne. 

- W istocie - powiedział Tony. 

- MoŜe to chyba poczekać z dziesięć minut. Napijmy się jeszcze kawy. 

Nalała jemu i sobie. 

- Jak długo jesteś na statku? 

- Tylko dwa miesiące. Wcześniej byliśmy we Francji i pracowaliśmy nad reklamą dla 

telewizji komercyjnej. Teraz płyniemy, aby wziąć udział w filmie kręconym na Rodos. 

- Powiedz mi coś o kapitanie. 

- Jest kapitanem od wielu lat. Czasami dowodzi innymi jednostkami, które naleŜą do 

naszego przedsiębiorstwa. Nie znam go jednak dobrze. Powinnaś zapytać Macka. On zna go 

najlepiej. 

- Cameron - Sara zadumała się. - To nie jest typowe angielskie nazwisko. 

- Nie jest Anglikiem. Ojciec jego był Szkotem, a matka Dunką. 

- Rozumiem. To wszystko wyjaśnia - powiedziała Sara, mając na myśli wzrost Thora i 

jego blond włosy. 

- Jego pewność siebie i autorytet... o to ci chodzi? - zapytał Tony. 

Sara  pomyślała,  Ŝe  Thor  zapewne  mógł  mieć  te  cechy,  lecz  przez  większość  czasu 

widziała go w złości, i dlatego nie mogła ich dostrzec. 

- Czy go lubisz? - zapytała z ciekawością. Tony zawahał się z odpowiedzią. 

background image

-  Naturalnie.  Zna  się  na  swojej  pracy  i  jest  z  niego  porządny  facet.  Wiem,  Ŝe  go  nie 

lubisz, ale na statku kapitan musi być surowy. 

- Surowość nie powinna przeszkadzać mu postępować po ludzku. 

-  Jest  ludzki  przez  większość  czasu  -  odpowiedział  Tony.  Uśmiechnął  się.  -  A  moŜe 

jest mizoginistą? 

- Wcale nie byłabym zdziwiona - odrzekła Sara. - Nie jest Ŝonaty? 

-  Nikt  z  nas  nie  jest.  Mack  był,  lecz  jego  Ŝona  rozwiodła  się  z  nim,  poniewaŜ  ciągle 

przebywał na morzu. 

- Dlaczego więc nie porzucił pracy na statku? Tony wzruszył ramionami. 

- Morze wciąga. Wchodzi ci w krew. 

- A więc dlatego jesteś taki mokry! Uśmiechnął się. 

- Stroisz sobie ze mnie Ŝarty, a ja czuję się tak fatalnie. 

Westchnął. 

- Idę się przebrać i zabieram się za te zęzy. 

Wstał od stołu i wyszedł. 

Po zrobieniu porządku w kuchni, Sara spojrzała na listę swoich obowiązków. NaleŜało 

wysprzątać  wszystkie  kajuty  i  zmienić  pościel.  Czy  równieŜ  w  kabinie  kapitana?  - 

zastanawiała  się.  Dochodząc  do  wniosku,  Ŝe  lepiej  będzie  trzymać  się  od  niego  z  daleka, 

rozpoczęła pracę od dwóch kajut z przodu statku. 

W  pomieszczeniach  panował  zaduch,  więc  Sara  otworzyła  iluminatory.  Pościel, 

ręczniki i wszystkie walające się części garderoby zaniosła do prania. Śpiwory wzięła ze sobą 

na pokład, aby się wywietrzyły. 

Australijczyk,  Pete  Keats,  który  właśnie  stał  przy  sterze,  pozdrowił  ją  uniesieniem 

ręki.  Na  szczycie  grotmasztu,  w  bocianim  gnieździe,  siedział  Steve  Johnson.  Niebo  było 

prawie bezchmurne. Otaczało ich bezkresne morze. Nie było widać skrawka lądu ani Ŝadnych 

innych jednostek. 

- Sądziłam, Ŝe na morzu zobaczę wiele statków. Tak duŜo było ich w porcie w Oranie 

- powiedziała Sara, gdy podeszła do Pete'a ze śpiworami. 

- Mają silniki i idą prostym kursem - odpowiedział Pete. - My zaś musimy Ŝeglować, 

dostosowując się do wiatru i prądów powietrznych. 

- Jak długo zajmie nam podróŜ na Rodos? 

- Około trzech tygodni, przy dobrej pogodzie i korzystnym wietrze. 

Sara wprost nie mogła uwierzyć. 

- Tak długo?! 

background image

Wziął jej okrzyk za wyraz zniecierpliwienia. 

- Nie martw się. Wkrótce znajdziesz się na suchym lądzie. Poruszamy się z szybkością 

pięciu węzłów. To nieźle jak na „Ducha Wiatru”. 

Trzy  tygodnie,  pomyślała  Sara.  PodróŜ  morska  w  słońcu  i  przy  orzeźwiającym 

wietrze. Niestety, ten idylliczny stan zakłócała postawa kapitana. Gdyby zobaczył, jak przed 

chwilą  rozmawiała  z  Pete'm,  gotów  byłby  pewnie  ją  posądzić  o  próbę  uwiedzenia  równieŜ  i 

jego. 

Rozejrzała  się  po  pokładzie.  Szukała  miejsca  do  rozwieszenia  śpiworów.  W  końcu 

zdecydowała się powiesić je na linie pomiędzy dwoma masztami. Przewiesiła linę podwójnie 

i umocowała je dobrze, tak aby nie porwał ich wiatr. Następnie, zadowolona z siebie poszła 

na dół, Ŝeby dokończyć sprzątanie kabin. 

Mniej więcej godzinę później Sara usłyszała pełen wściekłości głos kapitana i od razu 

domyśliła  się,  Ŝe  znowu  czekają  ją  kłopoty.  Miała  rację.  Za  chwilę  pojawił  się  Mack,  który 

oznajmił, Ŝe kapitan woła ją na górę. Wydawało się jej, Ŝe z trudem powstrzymuje śmiech. 

Thor  spacerował  nerwowo  po  pokładzie.  Większość  członków  załogi  kręciła  się  w 

pobliŜu,  udając  obojętność.  Kapitan  obrócił  się  na  pięcie  i  w  chwili  gdy  Sara  wchodziła  do 

góry schodami, popatrzył na nią przenikliwie. 

- Co to jest, u diabła! - wykrzyknął, wskazując ręką. 

- Śpiwory - odparła spokojnie. 

Thor podszedł bliŜej, oparł ręce na biodrach i spojrzał na nią z drwiną. 

- Wiem, co to jest. Ja... 

- Dlaczego więc pan mnie pyta? - przerwała mu Sara. 

- Słuchaj. - ZmruŜył groźnie oczy. - Co, u licha, robią tu na pokładzie! 

- Sądziłam, Ŝe to oczywiste. Wietrzą się. 

- Wietrzą? 

- Tak. One śmierdzą. Kajuty teŜ. Cała łódka śmierdzi. 

-  Statek,  nie  łódka!'  -  poprawił  ją  Thor,  wyraźnie  zaskoczony  jej  zdecydowanym 

tonem. 

Ktoś z załogi roześmiał się głośno. Thor spojrzał w tamtą stronę. 

- JeŜeli nie macie nic do roboty, wkrótce coś wam znajdę. 

MęŜczyźni  odsunęli  się  na  bezpieczną  odległość  i  kaŜdy  z  nich  chwycił  się  jakiegoś 

zajęcia. Thor obrzucił ich uwaŜnym spojrzeniem i ponownie odezwał się do Sary. 

- Co dokładnie masz na myśli? 

- W kabinach panuje okropny zaduch. 

background image

- Chcesz przez to powiedzieć, Ŝe marynarze nie utrzymują ich w naleŜytej czystości? 

Zdając sobie sprawę, Ŝe wszyscy się im przysłuchują, Sara odparła wymijająco: 

-  Kabiny  są  małe  i  nie  mają  właściwej  wentylacji.  Suszą  się  w  nich  mokre  ubrania. 

Potrzebują odświeŜenia i to wszystko. 

- Kobieca ręka - odezwał się Thor ironicznie. 

- Co w tym złego? - odparła Ŝywo. 

- Nic. Nie spodziewałem się tego po kobiecie, która nie naleŜy do gatunku gospodyń 

domowych. 

Sara odgadła ukrytą aluzję i oblała się rumieńcem. 

- Korzysta pan z kaŜdej okazji, Ŝeby mi ubliŜyć. 

- Czego się spodziewasz, jeśli prowadzisz takie Ŝycie? 

Czuła w sobie narastający gniew, lecz postanowiła nie dać się sprowokować. 

-  Chce  pan  więc,  abym  wysprzątała  kajuty,  czy  nie?  -  powiedziała  głosem 

zdradzającym napięcie. 

Kapitan przypatrywał się jej przez chwilę w milczeniu, następnie skinął głową. 

-  Wysprzątaj  je,  lecz  najpierw  zabierz  stąd  te  śpiwory.  Nie  urządzaj  mi  pralni  na 

pokładzie. 

- A więc jak mam je przewietrzyć? Spojrzał na nią z wściekłością. 

- Rusz głową. A jeśli to będzie za trudne, poproś o pomoc pierwszego oficera. 

Odwrócił się i zszedł schodami w dół. Do Sary podszedł Mack. 

- Daj, zwinę za ciebie linę - powiedział, uśmiechając się od ucha do ucha. 

- Co w tym takiego śmiesznego? - zapytała. 

- Wybacz mi - Mack próbował przybrać powaŜny wyraz twarzy, ale nie mógł. - WciąŜ 

mam przed oczami twarz kapitana, kiedy zobaczył śpiwory zwisające na linie. 

- Mam wraŜenie, Ŝe cię to rozbawiło. 

- No cóŜ. Jesteś na statku zaledwie dwa dni, a juŜ udało ci się oŜywić naszą podróŜ. 

Westchnęła. 

- Wydawało mi się, Ŝe w dzisiejszych czasach statki mają mieszane załogi. 

- Niektóre tak, ale kapitan Ŝyczy sobie teraz, aby na naszym byli sami męŜczyźni. 

- Teraz? - Sara zapytała z zaciekawieniem. - Czy były przedtem kobiety na statku? 

Mack zawahał się, a następnie kiwnął potwierdzająco głową. 

- W przeszłości spotkały go pewne kłopoty. 

- Naprawdę? Co się stało? Mack wzruszył lekko ramionami. 

- Nie byłem z nim wówczas w rejsie. Lepiej zejdź na dół i zajmij się juŜ pracą. 

background image

Sara  posłuchała  go,  zeszła  pod  pokład  i  powróciła  do  sprzątania.  Myślała  o  tym,  Ŝe 

chociaŜ Mack mógł nie być podczas rejsu z Thorem, na pewno wiedział o jego „kłopotach”. 

Cokolwiek  by  to  nie  było,  musiało  mocno  dotknąć  kapitana,  skoro  odtąd  zabronił  kobietom 

wstępu  na  pokład.  Zaintrygowana,  postanowiła  dowiedzieć  się  o  tym  czegoś  więcej,  od 

Macka lub innego członka załogi. 

Sara skończyła sprzątanie kabiny, która pachniała juŜ lepiej i której  wygląd znacznie 

się poprawił. Porozrzucane wszędzie ubrania poukładała starannie w szafie ściennej. KsiąŜki i 

czasopisma  ułoŜyła  na  półkach.  Buty  postawiła  równo  obok  siebie.  Płaszcze  i  sztormiaki 

porozwieszała  na  wieszakach.  Z  dumą  popatrzyła  na  wynik  swojej  pracy,  a  następnie  udała 

się do kuchni, gdzie zaczęła przygotowywać kanapki dla załogi. Kiedy juŜ prawie kończyła, 

do kuchni wpadł zziajany Ken. Gdy zobaczył talerze napełnione po brzegi kanapkami, wydał 

z siebie westchnienie ulgi. 

- Wspaniale wykrzyknął. Pracowałem cały czas przy silniku i nie zauwaŜyłem, Ŝe jest 

juŜ tak późno. Zaniosę kanapki do mesy. 

- Poczekaj! - powiedziała Sara. Masz przecieŜ przyrządzić posiłek Thorowi. 

-  Aha!  -  Na  jego  twarzy  pojawił  się  grymas  niezadowolenia.  -  MoŜesz  zrobić  to  za 

mnie? 

- Nie. Znasz przecieŜ naszą umowę. 

- W porządku więc. Podaj mi chleb. 

Wziął  od  niej  bochenek  i  rozpoczął  krajanie  nierównych  kromek.  Jedną  z  nich 

posmarował  obficie  masłem,  połoŜył  na  niej  kawał  sera,  który  musiał  waŜyć  chyba  ze  sto 

gramów, przyłoŜył go drugą kromką, a następnie wszystko umieścił na malutkim talerzyku. 

- Czy to jest właśnie to? Sara patrzyła z niedowierzaniem. 

Jej  kanapki,  choć  słusznych  rozmiarów,  wydawały  się  delikatne  w  porównaniu  z 

dziełem Kena. 

- Czy twoje kanapki zwykle wyglądają w ten sposób? 

- Spieszyłem się odparł. Wziął puszkę piwa i tackę. 

- Idę zanieść to kapitanowi - powiedział i wypadł pędem z kuchni. 

Marynarze,  którzy  nie  mieli  wachty  na  pokładzie,  zeszli  na  obiad  do  mesy.  Na  stole 

zastali rozłoŜone talerze, kubki, półmiski wypełnione surówkami i inne przystawki. Wiecznie 

głodni, rzucili się na jedzenie. Wkrótce przyłączył się do nich Ken. 

- Saro, gdybym był kapitanem, zawarłbym z tobą długoletni kontrakt - powiedział ze 

swym cięŜkim, szwedzkim akcentem Arne Huss, drugi oficer. 

background image

Siedzieli  w  mesie  i  rozmawiali  wesoło.  Następnie  Sara  zrobiła  świeŜe  kanapki  dla 

drugiej  zmiany.  Najpierw  przyszedł  Tony.  Był  brudny  od  pracy  przy  czyszczeniu  zęz.  Sara 

kazała  mu  się  umyć  i  przebrać.  Spojrzał  na  nią  niechętnie,  lecz  nie  odwaŜył  się  odmówić. 

Zadowolony zasiadł przy stole, widząc jak stawia przed nim talerz z kanapkami. 

Sara  zostawiła  marynarzy  siedzących  w  mesie  i  poszła  sprzątać  następną  kajutę. 

Zatrzymała  się  w  progu  tej,  którą  niedawno  wysprzątała  i  ogarnęło  ją  zdumienie.  Mieszkali 

tam Steve i Tony. Niedługo po tym jak ją wyczyściła, Tony wszedł do kajuty. Rzucił na pod-

łogę swoje brudne ubranie robocze. W poszukiwaniu czystych rzeczy wyrzucił z szafki róŜne 

części  garderoby.  ZdąŜył  juŜ  zostawić  ślady  rąk  na  białej  poduszce  i  czystym  ręczniku.  Do 

tego jeszcze porozrzucał równo ustawione buty na podłodze. W ciągu kilku minut zrujnował 

pracę, której poświęciła cały ranek. Sara stała w progu oniemiała. Dlaczego, pomyślała, męŜ-

czyźni, szczególnie młodzi, wolą Ŝyć w bałaganie? 

- Miałaś przecieŜ wysprzątać tę kajutę. Jest zaświniona! 

Sara  usłyszała  głos  kapitana  za  plecami  i  nie  mogła  uwierzyć  własnym  uszom. 

Odwróciła się i czując się pokrzywdzona jego uwagą, powiedziała: 

- Wysprzątałam ją do czysta pół godziny temu. 

- Kobieca ręka - powtórzył pogardliwie. - Wyczyść ją, ale tym razem zrób to dobrze! 

Odszedł, pozostawiając Sarę kipiącą gniewem. Nie miała jednak wyboru, jak tylko się 

uspokoić i wysprzątać kabinę od nowa. Potem zabrała się z kolei za kajutę naleŜącą do Macka 

i Arne'a. Kiedy skończyła sprzątać swoją, trzeba juŜ było zabrać się za kolację. Dzięki pracy 

uspokoiła  się  i  w  pogodnym  nastroju  zasiadła  wraz  z  innymi  do  stołu.  Posiłek  Thora  przy-

gotował, jak zwykle nieudolnie, Ken, i zaniósł kapitanowi do kabiny. Patrząc na jego dzieło, 

Sara  pomyślała,  Ŝe  nie  musi  obmyślać  lepszej  zemsty,  skoro  kapitan  zmuszony  jest 

codziennie do spoŜywania takich posiłków. 

Po  kolacji  marynarze  odpoczywali  w  mesie.  Sara  wysprzątała  kuchnię  i  przyłączyła 

się do nich. Grali w pokera. 

- Chcesz popatrzeć? - zapytał Arne i zrobił jej miejsce na ławce. 

- Zagrałabym, ale nie mam pieniędzy. 

- Umiesz grać w pokera? 

Sara uśmiechnęła się i skinęła głową. 

- To niesamowite, czego moŜna się nauczyć w przerwach między przedstawieniami. 

- PoŜyczę ci trochę - Arne przesunął w jej stronę kilka monet. 

- Nie będę mogła ich zwrócić, gdy przegram. Wzruszył ramionami. 

- MoŜe będziesz miała szczęście. 

background image

Włączyli ją do gry i rozdali karty. Sara zauwaŜyła, Ŝe Arne uŜywał szwedzkich monet, 

Pete  -  australijskich,  Steve  i  Ken  -  brytyjskich.  Gdy  stawiali  zakłady,  mieszali  wszystkie 

monety razem. Sara lubiła grać w karty. Przyglądała się twarzom graczy, próbując odgadnąć, 

kto  blefuje.  Wkrótce  dostrzegła,  Ŝe  Ken  pocierał  ręką  nos,  jeŜeli  przytrafiła  mu  się  dobra 

karta. Pete zaś zdradzał  się, przybierając z pozoru obojętny  wyraz twarzy. Arne i Steve byli 

bardziej opanowanymi graczami i na podstawie ich mimiki trudno było odgadnąć, co mają w 

kartach. Stawki były bardzo niskie. Sara zaczęła wygrywać i powoli zgromadziła przed sobą 

stos  monet  -  znacznie  więcej,  niŜ  poŜyczyła  od  Arne'a.  Nie  miało  to  jednak  większego 

znaczenia, nie chciała bowiem wziąć od nich tych pieniędzy i planowała zwrócić im wszystko 

po zakończeniu gry. 

-  Ty  masz  szczęście!  -  wykrzyknął  Ken,  gdy  znów  go  przebiła.  -  Udało  ci  się  w  ten 

sposób po raz czwarty. 

- Niezupełnie. To dlatego, Ŝe ty... - przerwała, widząc, jak Thor wkracza do mesy. 

Kapitan zatrzymał się na chwilę, popatrzył na nich i poszedł do kuchni. Sara słyszała, 

jak  otwierał  drzwi  od  lodówki.  Z  satysfakcją  pomyślała,  Ŝe  szuka  czegoś  godziwego  do 

zjedzenia. 

Kolejne  rozdanie  naleŜało  do  Sary.  ZauwaŜyła,  Ŝe  Ken  pociera  ręką  nos.  Skupiła  się 

na  kartach  i  nie  dostrzegła  Thora,  który  stanął  za  jej  plecami  i  począł  obserwować  grę.  Ken 

rzucił karty na stół i wydał jęk, widząc, Ŝe Sara znów wygrała. 

-  To  niesamowite  -  wykrzyknął.  -  Wygrywasz  ze  mną  za  kaŜdym  razem.  -  Popatrzył 

na  zmniejszającą  się  przed  nim  ilość  pieniędzy.  -  JeŜeli  nie  dopisze  mi  szczęście,  wkrótce 

znajdę się poza grą. 

-  Wyjdź  z  kuchni,  jeŜeli  jest  ci za  gorąco  -  zadrwił  z  niego  Steve,  a  następnie  dodał, 

gdy Sara zbierała wygraną: 

- Zawsze wiesz, kiedy ma dobrą kartę. Musisz być doświadczonym graczem. 

Sara roześmiała się. 

- Niezupełnie. To raczej tobie i Kenowi brakuje wprawy. Czy wiesz, Ŝe... 

Przerwała,  czując  dotknięcie  ręki  na  swoim  ramieniu.  Obróciła  głowę  i  zobaczyła 

stojącego nad nią Thora. 

- Chcę z tobą porozmawiać. Chodź na pokład - rozkazał krótko. 

Trzymając karty w ręku, Sara popatrzyła na niego i zaczęła zastanawiać się, o co teraz 

mu  chodzi.  Obecność  marynarzy  w  mesie  dawała  jej  poczucie  bezpieczeństwa,  którego  nie 

chciała  się  pozbyć.  Otworzyła  usta,  aby  zapytać  „dlaczego?”,  lecz  zanim  coś  powiedziała, 

Thor ponaglił: 

background image

- Ruszaj się. 

OdłoŜyła karty i wstała natychmiast. Thor szedł za nią schodami na górę. Gdy dotarli 

na pokład schwycił ją za ramię i poprowadził na dziób, daleko od miejsca gdzie stał sternik. 

Obrócił ją twarzą ku sobie i powiedział z wściekłością: 

- Odkrywasz przed nami swe nowe zdolności, jeŜeli je tak moŜna nazwać. 

- Nie wiem, o co chodzi - zaprotestowała Sara. 

- Poza tym boli mnie ramię. 

- W porządku. - Schwycił ją jeszcze mocniej. 

- Do twoich występków dodać moŜna oszukiwanie w kartach. 

Wstrzymała oddech ze zdziwienia. 

- Niech pan nie Ŝartuje. 

-  Nie?  A  więc  jak  mogłaś  wygrać  tyle  razy,  i  to  z  kartą,  z  którą  nikt  przy  zdrowych 

zmysłach nie odwaŜyłby się zagrać? Nie zaprzeczaj. Obserwowałem cię z tyłu. 

- Blefowałam Kena i to wszystko. On... 

- Kłamiesz! Rozdawałaś karty i wiedziałaś, co ma. Jesteś nędzną dziwką, a w dodatku 

oszustką. 

- Nie jestem oszustką - odparła Sara z furią. 

-  Tu  na  pewno  nie  będziesz  miała  takiej  okazji.  Nie  uda  ci  się  wystrychnąć  mnie  na 

dudka. 

Popchnął ją. 

-  A  teraz  idź  na  dół  i  oddaj  wszystkie  pieniądze,  a  jeśli  zatrzymasz  coś  dla  siebie, 

poŜałujesz. 

Nie  było  sensu  się  sprzeczać.  Sara  spojrzała  na  niego  z  nienawiścią,  odwróciła  się  i 

odeszła  najdostojniejszym  krokiem,  na  jaki  moŜna  było  się  zdobyć  na  pokładzie 

rozkołysanego statku. Zatrzymała się na chwilę na schodach, aby odzyskać spokój, po czym 

weszła do mesy, gdzie wszyscy nadal siedzieli przy kartach. 

Zmienionym głosem oznajmiła: 

- Jestem zmęczona. Pójdę juŜ. Przesunęła na środek stołu całą swą wygraną. 

- Podzielcie to między siebie. 

- Ale tak nie moŜna - zaprotestował Pete. - To nie jest w porządku. 

- Wiem, ale to wasze pieniądze. Nie miałam zamiaru ich zatrzymać. Dobranoc. 

Odeszła,  zanim  ktoś  zdąŜył  coś  powiedzieć.  Przed  udaniem  się  na  spoczynek  wzięła 

prysznic. W kilka minut po tym, jak wróciła do kajuty, rozległo się głośne stukanie do drzwi. 

- Tak! - powiedziała. 

background image

Thor nie odpowiedział jej jednak. Przekręcił jedynie klucz w zamku i odszedł. 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

Przez  następne  dwa  dni  udało  się  Sarze  uniknąć  spotkania  z  Thorem.  Od  Tony'ego 

dowiedziała się, jak wygląda jego rutynowy  rozkład zajęć. Starała się przebywać tam,  gdzie 

go  akurat  nie  było.  Kapitan  codziennie  dokonywał  drobiazgowej  inspekcji.  W  towarzystwie 

Macka przeglądał wszystkie części jednostki, od bocianiego gniazda do maszynowni, patrząc, 

czy  wszystko  znajduje  się  w  naleŜytym  porządku.  Sprawdzał,  jak  utrzymane  są  kajuty, 

prysznice, no i oczywiście kuchnia. Wiedział więc, Ŝe Sara  wykonuje zleconą jej pracę. Nie 

spotkał  jej  jednak,  gdyŜ  wymykała  się  przed  nim  jak  duch.  Znikała  na  jednych  schodach, 

podczas gdy Thor schodził drugimi na dół. 

Zadowolona, Ŝe znalazła sposób na trzymanie się z dala od kłopotów, Sara skierowała 

swą uwagę na inny palący problem, mianowicie, w co się ubrać. Wzięła ze sobą jedynie kilka 

rzeczy  i  nosiła  codziennie  dŜinsy,  które  pobrudziły  się  i  straciły  fason  na  skutek  ciągłego 

uŜywania.  Były  takŜe  zbyt  ciepłe.  Tony  dał  jej  podkoszulkę,  nie  musiała  więc  cały  czas 

chodzić  w  swetrze.  Miała  teŜ  ze  sobą  zmianę  bielizny.  Ciągłe  chodzenie  w  dŜinsach  nie 

dawało jej jednak spokoju. Z zazdrością patrzyła na pięknie opalone ciała marynarzy, którzy 

mieli  na  sobie  zazwyczaj  tylko  slipki  kąpielowe  lub  krótkie  spodenki.  ZauwaŜyła,  Ŝe  nawet 

kapitan,  będąc  na  pokładzie,  zdejmował  swą  białą  koszulę  z  krótkimi  rękawami.  W 

przeciwieństwie do kolorowo ubranych marynarzy nosił zawsze nieskazitelnie białe spodnie. 

Pewnego  gorącego dnia, Sara zgrzała się tak bardzo podczas pracy, Ŝe zrobiło się jej 

wręcz niedobrze. 

Zrozpaczona  zaczęła  gorączkowo  poszukiwać  lŜejszego  ubrania  i  natknęła  się  na 

szafkę, w której schowane były flagi sygnalizacyjne. Przebierając między nimi, znalazła jedną 

właściwego rozmiaru i szybko przerobiła ją na majtki typu bikini, z końcami zawiązanymi na 

biodrach.  Ulga  była  olbrzymia.  Sara  odetchnęła  z zadowoleniem  i  wrzuciła  dŜinsy  do  pralki 

Pete zagwizdał na jej widok. Tony i Steve równieŜ spojrzeli na nią z uznaniem. 

Na  jej  nieszczęście,  następnego  dnia  Thor  zaczął  inspekcję  statku  godzinę  wcześniej 

niŜ zazwyczaj. Wraz z Mackiem wszedł do kuchni, kiedy zajęta była gotowaniem. Ubrana w 

fartuch  zawiązywany  w  pasie,  Sara  przygotowywała  jarzyny  do  obiadu.  Odwróciła  się  z 

uśmiechem  w  odpowiedzi  na  pozdrowienie  Macka.  Lecz  widząc  stojącego  obok  niego 

kapitana,  z  wraŜenia  wypuściła  z  rąk  torebkę  z  mroŜonym  groszkiem.  Torebka  pękła  i 

ziarenka rozsypały się po całej kuchni. 

background image

Thor  rzucił  jej  takie  spojrzenie,  jakby  była  skończonym  niedorajdą.  Podniósł  brwi  i 

widząc, Ŝe jeszcze stoi w miejscu, powiedział: 

- Nie stój tak. Schyl się i pozbieraj wszystko. 

- Zro...bię to za chwilę. Pil...nuję, Ŝeby nie wyparowała woda. 

Thor zmruŜył oczy. 

-  Mówię,  zrób  to  teraz.  Nie  chcę,  Ŝeby  ktoś  pośliznął  się  na  grochu  i  złamał  sobie 

nogę. 

Sara skinęła głową. Szafka, w której była miotełka i śmietniczka, znajdowała się z tyłu 

za  nią.  Nie  było  więc  moŜliwości  wydostania  ich,  bez  odwracania  się  tyłem  do  kapitana. 

Wiedząc, Ŝe nie uniknie kolejnej awantury, podeszła do szafki i pochyliła się, aby wyciągnąć 

miotełkę i śmietniczkę. Przez chwilę panowała cisza, po czym Mack nie wytrzymał i parsknął 

gromkim śmiechem. Sara odwróciła się szybko. Dostrzegła Macka opierającego się o ścianę i 

ś

miejącego  się  do  rozpuku.  Nawet  Thor  miał  wielki  uśmiech  na  twarzy.  Starała  się  nie 

poddawać temu nastrojowi i patrzeć na nich z powagą. Thor takŜe robił  wysiłki, aby się nie 

ś

miać. Odwrócił się gwałtownie i wyszedł z kuchni. Za nim podąŜył Mack. 

Kompletnie  zdezorientowana  Sara  nie  wiedziała,  co  ma  o  tym  wszystkim  myśleć. 

Powinna  być  zadowolona,  Ŝe  Thor  nie  zrobił  dziś  awantury.  Nie  podobało  się  jej  jednak,  Ŝe 

się  z  niej  śmieje.  Odwróciła  głowę,  aby  zobaczyć,  co  mogło  ich  tak  rozbawić.  Bikini  było 

jednak w porządku. Przeklinając brak duŜego lustra na statku, Sara poszła do łazienki, gdzie 

stary miednice, a nad nimi umieszczone były lustra. Stanęła na skrzynce, odwracając się tak, 

aby obejrzeć się z tyłu. Jedna skrzynka nie wystarczała. Ustawiła na pierwszej kolejną. Kiedy 

się obracała, próbując zobaczyć swoje odbicie, do łazienki wszedł Tony. 

- Co ty wyprawiasz? 

- Czy jest coś śmiesznego w moim bikini? 

Tony rzucił na nią okiem ze wszystkich stron, a następnie rzekł: 

- Nie widzę nic szczególnego. 

- Nic szczególnego, lecz coś szczególnie śmiesznego. Tony spojrzał raz jeszcze. 

- Nie. Wszystko wydaje się w porządku. 

- Dlaczego więc, u licha... 

Przerwała w pół zdania, gdyŜ do łazienki wszedł Thor. 

Jego  twarz  przybrała  wyraz  zupełnej  obojętności,  gdy  zobaczył  ją  stojącą  na 

skrzynkach. San była przekonana, Ŝe znów powstrzymuje się od śmiechu. Spojrzała na niego 

z oburzeniem. Tony wymknął się tchórzliwie z łazienki. 

- Co w tym takiego śmiesznego? - zapytała. 

background image

-  Czy  poświęciłaś  flagę,  Ŝeby  zmienić  ją  w  tę  rzecz?  -  odpowiedział  pytaniem  na 

pytanie. 

Jego  słowa  były  ostre,  lecz  wypowiedział  je  bez  złości.  Sara  była  przekonana,  Ŝe 

walczy  ze  śmiechem.  Było  to  dla  niej  niespodziewane  odkrycie,  Ŝe  Thor  ma  poczucie 

humoru. 

- Jedynie to znalazłam. Musiałam się w coś ubrać. Nie mogłam juŜ wytrzymać w tych 

dŜinsach. 

Wyraz rozbawienia znikł z jego twarzy. 

- Nie masz innych ubrań? 

- Nie. Musiałam wszystko zostawić, kiedy uciekałam z hotelu w Oranie. 

- PoniewaŜ nie zapłaciłaś za hotel? 

-  Mówiłam  juŜ.  PoniewaŜ  ukradziono  mi  torebkę  i  nie  mogłam  pobrać  pieniędzy  z 

konta. 

Było  jasne,  Ŝe  Thor  w  dalszym  ciągu  jej  nie  wierzy.  Nie  skomentował  jednak  tym 

razem jej wypowiedzi, lecz rzekł: 

- Zobaczę, czy nie znajdę czegoś dla ciebie. Umiesz szyć? 

- Owszem - odpowiedziała. 

Wyciągnął do niej rękę, tak, jakby chciał jej pomóc zejść ze skrzynek, lecz szybko ją 

cofnął. Zeszła sama. Odwrócił się i chciał odejść. Sara zatrzymała go jednak. 

- Kapitanie! 

- Tak? 

- Co było takiego śmiesznego? Jego usta zadrŜały. 

- Musisz się nauczyć odczytywać flagi sygnalizacyjne. 

Odwrócił się i odszedł. 

Mniej więcej w godzinę później do kuchni przyszedł Mack i przyniósł dla niej rzeczy. 

-  Prezent  od  kapitana  -  powiedział.  -  Kilka  ubrań  będzie  na  ciebie  pasować.  Jest  teŜ 

materiał, z którego moŜesz coś uszyć. UŜyj maszyny, którą Arne reperuje Ŝagle. Poproś, aby 

pokazał ci, jak się ją obsługuje. 

- Wspaniale. 

Sara  wzięła  rzeczy  i  zaczęła  je  przeglądać.  Były  tam  materiały  w  kolorze  białym  i 

niebieskim, dwa podkoszulki z wydrukowaną nazwą statku, sarong i letnia damska sukienka. 

- Kapitan pozwolił ci przerobić te rzeczy, jeśli zechcesz. 

- W porządku. Dziękuję. Mack? Ty umiesz chyba odczytywać flagi sygnalizacyjne? 

Mack uśmiechnął się. 

background image

- Tak, ale tobie nie powiem. 

- Mack! To nie jest fair. Roześmiał się głośno. 

- Poproś Arne'a, Ŝeby ci pokazał, jak działa maszyna. 

Gdy  odszedł,  Sara  zabrała  rzeczy  do  swej  kajuty.  Zastanawiała  się,  skąd  na  statku 

wzięła się letnia sukienka. Przymierzyła ją, lecz była za duŜa. NaleŜało ją zwęzić. Ubrała się 

więc w sarong i ściągnęła z siebie flagę, która posłuŜyła jej jako bikini. Popatrzyła na nią ze 

wszystkich  stron,  próbując  odgadnąć,  co  moŜe  oznaczać,  lecz  nie  była  nawet  pewna,  czy 

patrzy z właściwej strony. 

Zazwyczaj  Thor  jadł  sam  w  swojej  kabinie.  Tego  wieczoru  jednak  przyszedł  na 

kolację do mesy. Musiał powiedzieć coś Kenowi na temat przypalania posiłków, gdyŜ ten tym 

razem podał kapitanowi zraz wieprzowy, tak niedopieczony, Ŝe miał barwę jasnoróŜową. Na 

deser otrzymał zrobiony przez niego budyń. Reszta załogi rzuciła się z apetytem na duszoną 

wołowinę  z  jarzynami  i  młodymi  ziemniakami  oraz  na  budyń  z  bitą  śmietaną,  przyrządzoną 

przez Sarę. 

Kapitan  patrzył,  jak:  Sara  odniosła  do  kuchni  pusty  półmisek  po  mięsie.  PoniewaŜ 

przez  dłuŜszy  czas  nie  wracała,  zawołał  ją.  Przyszła  szybko,  spodziewając  się,  Ŝe  zada  jej 

jakieś pytanie dotyczące jedzenia. On jednak zwrócił się do niej wyjątkowo uprzejmie: 

- Nie widzę przy stole miejsca przygotowanego dla ciebie. 

- Jem zazwyczaj dopiero wtedy, gdy wszyscy skończą - odparła. 

- To, Ŝe wślizgnęłaś się na pokład „Ducha Wiatru”, nie czyni z ciebie naszej słuŜącej. 

Jak długo więc jesteś na statku, masz prawa członka załogi i jesteś na równi z innymi. Idź po 

talerz i siadaj z nami. 

- Tak jest, kapitanie! - powiedziała Sara i wykonała jego polecenie. 

Na ławce było miejsce obok Thora, lecz Sara wślizgnęła się między Tony'ego i Pete'a. 

- Muszę być blisko kuchni - oznajmiła na swoje usprawiedliwienie. 

Sądziła,  Ŝe  obecność  kapitana  podziała  na  załogę  onieśmielająco.  Oni  jednak 

rozmawiali i Ŝartowali jak zwykle. Gdy jedli, Sara zauwaŜyła, Ŝe statek zaczyna kołysać się 

bardziej  niŜ  zazwyczaj.  Z  trudem  udało  się  jej  zachować  równowagę,  gdy  obchodziła  stół, 

podając  bitą  śmietanę.  W  pewnym  momencie  „„Duch  Wiatru”„  przechylił  się  i  trochę 

ś

mietany  spadło  na  stół.  Popatrzyła  na  kapitana,  oczekując  uwagi  na  temat  jej  niezdarności, 

lecz on nic nie powiedział, tylko nadal wpatrywał się w budyń, który przygotował mu Ken. 

W  pewnym  momencie  odsunął  od  siebie  miseczkę,  nie  tknąwszy  budyniu,  i  odezwał 

się do Macka: 

- Wiatr się wzmaga. Chyba zbliŜa się do nas burza, którą zapowiadali. 

background image

- Mam stanąć przy sterze, kapitanie? 

-  Nie,  jest  jeszcze  wiele  czasu.  Skończ  jedzenie.  Patrzył,  jak  Mack  oblewa  obficie 

swój budyń bitą śmietaną i spojrzał na Kena. 

- To nie ty zrobiłeś bitą śmietanę - odezwał się surowo. 

Ken przełknął łyk kawy. 

-  O...  nie.  Pozwoliłem  Sarze.  Potrzebuje  praktyki.  Paru  męŜczyzn  zachichotało  na  te 

słowa. Inni próbowali ukryć uśmiech. Thor popatrzył na Kena z ironią. 

- Wydaje się, Ŝe praktykuje z wielkim sukcesem. 

Jak  zwykle  taktowny,  Mack  zmienił  temat  rozmowy,  zadając  kapitanowi  pytanie  o 

aktorów mających grać w filmie, w którym i oni mieli wziąć udział. 

- Sądzę, Ŝe tacy sami jak zwykle - odparł Thor. - Mają dokonać paru zmian na statku i 

upodobnić  go  do  szesnastowiecznej  jednostki.  Zajmie  to  kilka  dni.  Musimy  uwaŜać  na 

stolarzy, aby niczego nie zniszczyli. 

- O czym będzie ten film? - zapytała Sara z ciekawością. 

-  Zdobycie  Rodos  przez  Sulejmana  Wspaniałego  -  odparł.  -  Będzie  to  chyba  historia 

rycerzy, którzy bronili się przed nim w fortecy. 

Jego szklanka przesunęła się wzdłuŜ stołu, w chwili, gdy statek podskoczył na kolejnej 

fali. Złapał ją i wstał z miejsca. 

- Przepraszam, ale nadszedł czas, Ŝebym wyszedł na pokład. 

Na  rozbujanym  statku  posprzątanie  mesy  i  kuchni  zmieniło  się  niemalŜe  w  zabawę. 

Sara  napełniła  tackę  naczyniami  i  czekała,  aŜ  statek  przechyli  się  w  jedną  stronę,  wpadła 

ś

lizgiem do kuchni i szybko połoŜyła tackę, zanim nastąpił przechył w stronę przeciwną. 

MęŜczyźni,  którzy  nie  byli  na  wachcie,  siedzieli  w  mesie,  wśród  nich  Tony,  który 

wyraźnie pobladł na twarzy. 

- Myślałem, Ŝe nie ma burz na Morzu Śródziemnym - powiedział. 

Mack roześmiał się. 

- To jeszcze nie burza, a jedynie lekkie kołysanie. Powinieneś przeŜyć z nami jeden ze 

sztormów na Atlantyku. 

Podniósł się i połoŜył dłoń na jego ramieniu. 

- Nie martw się. Wkrótce przyzwyczaisz się do kołysania. 

Popatrzył, jak Sara uwija się z tacką. 

- Wygląda na to, Ŝe nauczyłaś się kroku marynarskiego. 

Roześmiała się: 

- Wolałabym, Ŝeby burza poczekała, aŜ zbiorę naczynia. 

background image

Statek  przechylił  się  znowu.  Tony  jęknął  i  trzymając  się  ściany  poszedł  do  toalety. 

Sara patrzyła w ślad za nim z sympatią. Była po raz pierwszy na morzu i nie wiedziała, czy 

nadaje się na Ŝeglarza. Z przyjemnością stwierdziła, Ŝe chyba tak. 

Gdy  skończyła  sprzątanie  kuchni,  postanowiła  udać  się  na  pokład  pod  pretekstem 

wyrzucenia  śmieci.  Nie  było  jeszcze  wcale  późno,  lecz  niebo  stało  się  tak  szare  i 

zachmurzone, Ŝe zrobiło się prawie zupełnie ciemno. Wiatr był silny i porywisty. Nie padało 

jednak i nie było zimno. 

Kiedy  Sara  wyszła  na  pokład,  postanowiła  dostać  się  najpierw  do  nadburcia. 

Oszacowała siłę wiatru i oparła się o poręcz, aby wyrzucić zawartość wiadra w morze. W tym 

momencie  czyjeś  ręce  objęły  ją  w  pasie  i  pociągnęły  gwałtownie.  Tracąc  równowagę, 

znalazła się prosto w ramionach męŜczyzny. 

W  pierwszej  chwili  myślała,  Ŝe  to  Mack,  lecz  po  wzroście  męŜczyzny,  o  którego  się 

opierała,  odgadła,  Ŝe  jest  nim  Thor.  Postawił  ją  na  ziemi,  lecz  wciąŜ  mocno  trzymał  ją  za 

ramię. 

- Niemądra. Mogłaś wypaść za burtę - próbował przekrzyczeć wycie wiatru. 

Pociągnął  ją  za  sobą  i  przez  główny  luk  weszli  na  pokład  do  pomieszczenia 

nawigacyjnego, które mieściło się między kuchnią a jego kabiną. 

- Czy nie masz rozumu w głowie, Ŝeby przechylać się przez poręcz w czasie porywów 

takich,  jak  teraz?  Nie,  oczywiście,  Ŝe  nie  masz.  Powinienem  był  przewidzieć,  Ŝe  moŜesz 

zrobić coś tak głupiego. Nie wychodź więcej na pokład. 

-  Nie  mogę  ciągle  siedzieć  na  dole  -  zaprotestowała  Sara.  -  Potrzebuję  świeŜego 

powietrza. 

- W czasie burzy nie potrzebujesz - ofuknął ją. 

- Pozwalasz być na pokładzie męŜczyznom. 

- To inna sprawa. Są członkami załogi. 

Widząc przed sobą moŜliwość argumentacji, Sara rzekła zwycięsko: 

-  Ale  w  czasie  kolacji  powiedziałeś,  Ŝe  będę  traktowana  jak  członek  załogi,  i  na 

równej stopie. 

- Typowa kobieta - odparł. - Daj jej palec, a poprosi o rękę. 

- Ale przecieŜ sam to powiedziałeś. 

-  To  dotyczyło  wyłącznie  posiłków.  Zrozum,  marynarze  zostali  przeszkoleni,  jak 

zachowywać  się  na  pokładzie  Znają  kaŜdy  Ŝagiel,  kaŜdą  część  omasztowania  i  olinowania. 

Wiedzą takŜe, jak przywiązać się do statku w czasie burzy. Powiem brutalnie. JeŜeli wypad-

background image

łabyś za burtę, nie byłoby dla ciebie ratunku. Nie zdąŜylibyśmy spuścić łodzi i znaleźć cię na 

czas w takich warunkach. 

- Przepraszam - powiedziała. - Chciałam tylko wyrzucić śmieci prosto do morza, aby 

wiatr nie porwał ich z powrotem na pokład. 

- Kto cię tego nauczył? Uśmiechnęła się. 

- DuŜo wiem na temat Ŝaglowców. Przeczytałam wiele ksiąŜek Ŝeglarskich. 

Thor wydawał się rozbawiony tą odpowiedzią. 

- Teoria i praktyka są oddalone od siebie o dwieście lat. Nie znasz reguł, Saro, a więc 

musisz... 

-  Niech  więc  mnie  pan  nauczy  -  przerwała mu  głosem pełnym zapału - i  pozwoli mi 

rzeczywiście być częścią załogi. Nie choruję, tak jak Tony. Mogłabym zastąpić go na wachcie 

- próbowała argumentować. 

On jednak zdecydowanie pokręcił przecząco głową. 

-  Jesteś  tylko  dziewczyną.  Nie  masz  siły,  by  sprostać  sile  wiatru,  a  co  tu  mówić  o 

ciągnięciu liny. A poza tym - przerwał, aby podkreślić wagę swych słów - po cóŜ miałbym cię 

szkolić. Wysadzę cię na brzeg, jak tylko dopłyniemy do Rodos. 

Zapał znikł z twarzy Sary. Spuściła oczy. 

- Tak, oczywiście. 

Miała juŜ wyjść, gdy Thor powiedział: - Saro! - Tak? 

Podniosła głowę, mając  cichą nadzieję, Ŝe zmienił zdanie, lecz on spoglądał na nią z 

drwiną w oczach. 

- Co zrobiłaś z wiadrem? 

- Z wiadrem... Och! - zarumieniła się. - Musiało mi wypaść za burtę. 

- Wiesz teraz, co mam na myśli - zadrwił z niej wyraźnie. 

Rozgniewała się. 

-  To  twoja  wina.  Wypadłoby  kaŜdemu,  kogo  byś  schwycił  w  taki  sposób.  Proszę 

odliczyć je z moich poborów - powiedziała wyniośle i wyszła. 

Czterej marynarze grali w mesie w karty, ale Sara nie miała ochoty przyłączać się do 

nich, nawet gdyby jej zezwolono. Poszła prosto do swojej kajuty i połoŜyła się na koi. 

Nie  wiedziała  dokładnie,  dlaczego  prosiła  kapitana,  aby  ją  nauczył  rzemiosła 

Ŝ

eglarskiego, ale czuła, Ŝe to ma jakiś sens. 

W nocy burza przybrała  na sile. Następnego ranka mocno padało. MęŜczyźni, którzy 

przyszli  na  śniadanie,  mieli  na  sobie  sztormiaki  i  rzuciliby  je  na  podłogę,  gdyby  Sara  nie 

background image

kazała im zawiesić ich pod prysznicami. Tony nie pojawił się na śniadaniu. Sara znalazła go 

w kajucie, gdzie leŜał na koi i uŜalał się nad sobą samym, Ŝałując, Ŝe się zaciągnął na statek. 

- Pomyśleć, Ŝe mógłbym być w domu pod opieką mamy - powiedział Ŝałośnie. - Nie 

chciała, bym wypływał w morze. 

- Ach, pleciesz dyrdymałki - powiedziała Sara nieprzyjemnym tonem. - ZałoŜę się, Ŝe 

jesteś jedynakiem. 

Poczuł się dotknięty. 

- Tak, jestem. A ty? Sara skinęła głową. 

- Tak. Na moje nieszczęście. Tony spojrzał na nią ze zdziwieniem. 

- Nie mam nic przeciwko byciu jedynakiem. ChociaŜ jestem, być moŜe, rozpieszczony 

- dodał z zadumą w głosie. - Chciałabyś mieć brata albo siostrę? 

-  JeŜeli  oznaczałoby  to,  Ŝe  moja  matka  mogłaby  na  kogoś  innego  przenieść  swoje 

niespełnione ambicje, to tak, chciałabym. 

- A co powiesz o swym ojcu? 

- Opuścił dom, kiedy byłam jeszcze bardzo mała i nawet go nie pamiętam. 

Tony spojrzał na nią ze zdumieniem. 

- Nie masz więc z nim Ŝadnego kontaktu? 

Sara zrobiła przeczący ruch głową, czując, Ŝe on nie jest w stanie tego pojąć. 

- Nie, nigdy go nie widziałam ani teŜ nie miałam od niego wiadomości od tego czasu. 

Błyskawicznie zmieniła temat rozmowy. 

- Chcesz pójść na śniadanie? 

Wzmianka o jedzeniu przypomniała mu o mdłościach. Jęknął. 

-  Nie.  Po  stokroć  nie.  Pozostanę  tu  do  końca  burzy  i  zejdę  ze  statku  natychmiast  po 

dopłynięciu do portu. 

-  Spędzisz  więc  tutaj  długi  czas.  Słyszałam,  jak  Mack  mówił,  Ŝe  burza  moŜe  trwać 

nawet tydzień. - Sara naigrywała się z jego niedołęstwa bez litości. Następnie zostawiła go w 

kajucie i poszła zająć się swoją pracą. 

Jak  dotąd,  sprzątała  pomieszczenia  wszystkich  członków  załogi  z  wyjątkiem  kabiny 

kapitana. Domyślała się, Ŝe naleŜy zająć się i nią, lecz czuła do tego wyraźną niechęć. Kabina 

kapitana wydawała się jej czymś bardzo prywatnym. Nie chciała czuć się w niej jak intruz i 

wchodzić  bez  zezwolenia.  Chcąc  nie  chcąc,  musiała  więc  odnaleźć  Thora,  Ŝeby  spytać  go  o 

zgodę. 

Kapitan  był  na  pokładzie.  Stał  obok  Arne'a,  który  sterował.  WzdłuŜ  statku  zostały 

rozpięte liny. Marynarze mogli się do nich przywiązać, co zabezpieczało ich przed zmyciem 

background image

przez  falę.  Pamiętając  o  wczorajszej  naganie,  Sara  przepasała  się  nylonową  liną  i  przymo-

cowała  do  jednej  z  lin  biegnących  przez  pokład.  Od  Tony'ego  poŜyczyła  Ŝółty  sztormiak. 

Jedynie twarz i ręce miała odsłonięte. 

Przez  kilka  minut  stała  na  pokładzie.  Przyglądała  się  chwiejącym  się  masztom,  które 

wyglądały  tak,  jak  gdyby  miały  w  kaŜdej  chwili  zostać  wyrwane  przez  wiatr.  Statek 

podskoczył i wielka fala przelała się przez pokład, zbijając ją niemal z nóg. Sara schwyciła się 

kurczowo liny i roześmiała się. Pasjonowała ją siła i piękno Ŝywiołu. W sztormiaku było jej 

ciepło  i  sucho.  Popatrzyła  na  szare,  spienione  morze,  które  jeszcze  dwa  dni  temu  było 

spokojne i intensywnie niebieskie. Fale znów uderzyły z furią. Statek, który wydawał się jej 

przedtem  całkiem  duŜy,  teraz  był  jak  łupinka  na  bezkresnym  i  głębokim  morzu.  Sara 

odwróciła się i zgięta, aby sprostać sile wiatru, udała się na mostek kapitański. 

- Kto to? - Thor nachylił się i krzyknął jej do ucha. - Sara? Co, u diabła, tutaj robisz? 

- Jestem przywiązana na linie. Skinął głową. 

- W porządku. Czego chcesz? 

- Czy mogę posprzątać twoją kabinę? 

-  Przyszłaś  tutaj,  aby  o  to  zapytać?  -  Pokręcił  głową  ze  zdziwieniem,  -  Tak, 

oczywiście. 

Skinęła głową i miała juŜ odejść, zatrzymał ją jednak gestem ręki. 

- Czy dobrze się czujesz? Nie chorujesz? 

-  Czuję  się  świetnie  -  krzyknęła  w  odpowiedzi  i  niespodziewanie  posłała  mu  piękny 

uśmiech. 

Kabina Thora była utrzymana we wzorowym porządku. Tylko kilka jego rzeczy leŜało 

na  wierzchu:  przybory  do  mycia  i  golenia  w  jego  prywatnej  łazience  oraz  kilka  tomów 

powieści, które stały na półce obok podręczników Ŝeglarskich. Nie miał na półkach Ŝadnych 

fotografii.  Obrazy,  które  wisiały  na  ścianach,  przedstawiały  Ŝaglowce.  Człowiek 

zaangaŜowany

w swoją pracę, kochający ją, a jednocześnie bardzo samotny, pomyślała Sara. 

Wszyscy  inni  członkowie  załogi  umieszczali  na  ścianach  kajut  podobizny  swoich 

najbliŜszych lub przynajmniej kolorowe plakaty dla ozdoby. U kapitana nie było niczego, co 

wykraczałoby  poza  Ŝycie  zawodowe,  tak,  jakby  nie  miał  innego  Ŝycia.  Zastanawiała  się,  co 

robi, gdy „Duch Wiatru” wraca do macierzystego portu. Schodzi na ląd czy teŜ dalej mieszka 

na  statku?  Próbowała  wyobrazić  go  sobie  prowadzącego  normalne,  miejskie  Ŝycie,  ale  nie 

mogła. Udawało się jej jedynie wyobrazić Thora takim, jakim go znała, stojącego na mostku i 

prowadzącego statek bezpiecznie przez burzę. 

background image

Sara  wzięła  się  za  sprzątanie.  Była  na  kolanach,  wycierając  kurz  pod  łóŜkiem,  gdy 

nagle statek przechylił się tak gwałtownie, Ŝe straciła równowagę i potoczyła się po podłodze, 

zatrzymując się dopiero na biurku. Schwyciła rozpaczliwie za rączkę jednej z szuflad, aby nie 

upaść,  gdy  nastąpił  przechył  w  drugą  stronę.  Na  nic  się  to  nie  zdało.  Kolejny  przechył 

pociągnął ją za sobą wraz z szufladą, której zawartość wysypała się na podłogę. 

Sara westchnęła z przeraŜeniem i szybko zaczęła wkładać przedmioty z powrotem do 

szuflady.  Byłoby  to  straszne,  pomyślała,  gdyby  Thor  wszedł  do  kabiny  właśnie  teraz  i 

posądził ją, Ŝe grzebie mu w jego rzeczach. Na podłodze leŜały koperty, blok do pisania, stare 

księgi okrętowe. Był tam teŜ stos korespondencji. Podnosząc listy z podłogi, Sara zauwaŜyła, 

Ŝ

e  zaadresowane  były  kobiecym  pismem  i  miały  duński  znaczek.  UłoŜyła  wszystko  z 

powrotem w szufladzie i wsunęła ją do biurka. 

Od kogo mogły być te listy, rozmyślała. Pamiętała, Ŝe matka Thora była Dunką, toteŜ 

listy  mogły  być  od  niej.  Próbowała  walczyć  z  ogarniającą  ją  pokusą.  W  końcu  nie 

wytrzymała. Wysunęła szufladę i wzięła z niej jeden z listów. Napisany był w obcym języku, 

prawdopodobnie po duńsku. Podpis był nieczytelny, nie przypominał jednak w niczym słowa 

„mama”.  Usłyszała  głosy  na  korytarzu.  Szybko  wsunęła  list  z  powrotem  i  zatrzasnęła 

szufladę. Chwyciła za miotełkę i śmietniczkę, i pobiegła do kuchni nie oglądając się za siebie. 

Burza ściągnęła ich z kursu. Thor rozkazał włączyć silnik, co oznaczało, Ŝe Ken zajęty 

będzie  w  maszynowni.  Sara  przygotowała  tosty  z  kiełbaskami  i  poprosiła  Arne'a,  Ŝeby 

zawiadomił kapitana, Ŝe obiad jest juŜ gotowy Wkrótce potem kapitan przyszedł do mesy. Był 

ubrany w lekki sweter z podwiniętymi rękawami, który nałoŜył na koszulę. Patrząc na niego, 

Sara pomyślała, Ŝe wyglądał dokładnie tak, jak w jej wyobraŜeniach musieli wyglądać kiedyś 

wikingowie. 

Tony nie przyszedł na obiad. Znaczyło to, Ŝe czuje się wciąŜ źle. Tylko choroba mogła 

powstrzymać  go  od  jedzenia.  Ken  był  na  dole  przy  swoich  ulubionych  maszynach.  Arne  i 

Steve  poszli  odpocząć.  Mack  i  Pete  pełnili  wachtę  na  pokładzie.  Sara  została  więc  w  mesie 

sama z Thorem Kapitan jadł tosta w milczeniu i Sara nie przerywała mu posiłku. 

- Chcesz jeszcze jednego? - zapytała, kiedy skończył. 

-  Proszę.  Robisz  dobre  kanapki  -  powiedział.  -  Wysprzątałaś  teŜ  ładnie  moją  kabinę. 

Dziękuję. 

Sarze zadrŜały ręce i omalŜe nie upuściła kiełbasek. Na szczęście była odwrócona do 

niego tyłem i nie zauwaŜył, jak oblała się rumieńcem. 

- Jak... jak długo trwać będzie jeszcze burza - próbowała coś powiedzieć. 

background image

-  Co  najmniej  dwanaście  godzin  -  odpowiedział.  -  Rzadko  kiedy  trwa  tak  długo. 

Mamy  jednak  zwariowaną  pogodę  tego  lata.  -  Uśmiechnął  się.  -  Przynajmniej  odstraszy 

krąŜące po morzu statki wycieczkowe. 

-  Czy  masz  coś  przeciwko  statkom  wycieczkowym?  Thor  zrobił  minę  wyraŜającą 

dezaprobatę. 

-  To  nic  innego,  jak  pływające  hotele  i  kasyna  gry,  gdzie  męŜczyźni  chorują  z 

przejedzenia  i  przepicia,  kobiety  zaś  ubierają  się  szałowo,  aby  pozować  do  zdjęcia  na  balu 

kapitańskim. 

Sara uśmiechnęła się, słysząc ten opis i przewróciła kiełbaski na drugą stronę. 

- Domyślam się, Ŝe nie chciałby pan zostać kapitanem jednego z nich. 

- BoŜe broń! - odparł. - Najlepiej czuję się na Ŝaglowcu. 

-  W  tej  chwili  uŜywamy  silnika  -  zauwaŜyła  Sara.  Thor  zorientował  się,  Ŝe 

powiedziała to z odrobiną Ŝartobliwej przekory i jego oczy rozbłysły. 

-  Rzeczywiście.  Jesteśmy  jednak  juŜ  spóźnieni  na  spotkanie  na  Rodos  i  musimy 

wrócić na właściwy kurs. Co z Tony'm? 

- Ma się lepiej. Musiał zjeść coś, co mu zaszkodziło - powiedziała Sara taktownie. 

- Nasz wilk morski jest  więc chory - powiedział  Thor krótko. -  I, jak sądzę, w ogóle 

Ŝ

ałuje,  Ŝe  zaciągnął  się  na  ten  statek.  ZłoŜę  mu  wizytę  później.  Czas,  aby  wstał  i  wrócił  do 

pracy. Potrzebuję trzech ludzi na kaŜdej wachcie. 

- Mogę go zastąpić - powiedziała z zapałem Sara i ugryzła się w język. Wiedziała juŜ 

przecieŜ,  co  Thor  sądzi  o  jej  pomyśle  i  naraŜała  się  w  ten  sposób  na  kolejną  bezwzględną 

odmowę. PołoŜyła swoją kanapkę na talerzu i spuściła wzrok. 

Thor spojrzał na nią uwaŜnie. 

- CzyŜbyś naprawdę tak bardzo chciała? Pokręcił przecząco głową. 

-  Spotkałem  dziewczyny,  które  pragnęły  tak  samo  gorąco  jak  ty,  lecz  nie  dały  rady. 

Zbaczały z kursu. 

- Och! W jaki sposób? - spytała zaintrygowana Sara. Spojrzał na nią z ironią. 

-  Zakochiwały  się,  flirtowały  z  marynarzami  i  doprowadzały  do  niesnasek  między 

członkami załogi. 

- Czy dlatego właśnie nie chcesz kobiet na statku? 

- To jeden z powodów. 

Sara zastanawiała się, jakie mogą być inne powody. 

- JeŜeli dam gwarancję, Ŝe nie będę flirtować ani Ŝe się nie zakocham, to pozwolisz mi 

zastąpić Tony'ego do czasu, kiedy poczuje się lepiej? 

background image

Thor roześmiał się głośno. 

- śadna kobieta nie moŜe tego zagwarantować. Za chwilę ściągnę Tony'ego z łóŜka. 

Thor skończył jeść i poszedł do kajuty, gdzie leŜał Tony. Zawołał stamtąd Sarę, Ŝeby 

przyniosła mu apteczkę. 

- Z nim jest rzeczywiście źle - powiedział do niej. - Dam mu zastrzyk, który powinien 

pomóc.  Będzie  musiał  jednak  leŜeć  tak  długo,  aŜ  wiatr  się  uspokoi.  Czy  mogę  cię  prosić?  - 

spojrzał na nią pytająco. 

- Tak, oczywiście. 

- W porządku. Trzymaj równo rękę Tony'ego. Tony był tak chory, Ŝe nie zwracał juŜ 

uwagi na to, co się wokół niego dzieje. Thor zawiązał mu przepaskę na ręce i szukał Ŝyły, aby 

zrobić zastrzyk. Nie było to łatwe zadanie na kołyszącym się statku. 

- W porządku, stary - powiedział do Tony'ego dobrotliwie. - Wkrótce znów będziesz 

na nogach. 

Thor wstał i zwrócił się do Sary: 

-  Opatul  go  porządnie.  Kropla  koniaku  teŜ  mu  dobrze  zrobi.  Idę  do  pomieszczenia 

nawigacyjnego ustalić naszą pozycję i wysłuchać najnowszej prognozy pogody. 

Sara  zadbała,  Ŝeby  Tony'emu  było  ciepło.  Dała  mu  się  napić  łyk  koniaku  z  butelki, 

którą  znalazła  obok  apteczki  w  kabinie  Thora.  Gdy  odnosiła  butelkę,  zerknęła  do 

pomieszczenia nawigacyjnego. Kapitana tam juŜ nie było. Wyszedł na pokład. 

SłuŜba na pokładzie była tak męcząca, Ŝe wachty zostały skrócone do dwóch godzin. 

Gdy Mack i Pete zakończyli swoją wachtę, zeszli do kuchni na kubek kawy z rumem i poszli 

natychmiast spać do swych kabin. 

Sara ugotowała gęstą zupę z ostrymi przyprawami i postawiła ją w wazie, aby kaŜdy 

mógł  sobie  nałoŜyć.  Poza  tym  nie  miała  w  tym  momencie  niczego  do  roboty.  Od  czasu  do 

czasu zachodziła do Tony'ego. Dbała teŜ o to, Ŝeby w łazience czekały na przychodzących z 

pokładu męŜczyzn suche ręczniki. 

Pomieszczenie  nawigacyjne  mieściło  się  zaraz  obok  kuchni  i  w  pewnej  chwili 

usłyszała stamtąd jakiś dźwięk. Gdy otworzyła drzwi, zobaczyła migające światło neonówki. 

Radioodbiornik wydawał długi pulsujący sygnał świetlny i dźwiękowy. Nie znała się w ogóle 

na radiu. Pomyślała, Ŝe jakiś statek jest  w niebezpieczeństwie i wysyła sygnał SOS. Szybko 

pobiegła obudzić Macka. 

- Pędź do kapitana - rozkazał Mack. 

Sara nałoŜyła znowu sztormiak Tony'ego i wyszła na pokład. Fale przelewały się bez 

przerwy  przez  pokład.  Niebo  było  szare  i  wokół  panowała  ciemność.  Jedynie  na  masztach 

background image

ś

wieciły się światełka pozycyjne. Thor wspiął się kilka metrów w górę po grotmaszcie. Zszedł 

natychmiast, gdy zobaczył Sarę. 

- Posyła mnie Mack. Ktoś próbuje połączyć się z nami przez radio. 

- W porządku, juŜ idę. 

Popatrzył  na  Pete'a  stojącego  u  steru  i  spojrzał  na  nią  tak,  jakby  nie  miał  innego 

wyjścia. 

- Nie mogę zostawić go samego - krzyknął, - Zostaniesz z nim na chwilę? 

Skinęła energicznie głową. 

- Czy mam wejść na maszt? 

-  Broń  BoŜe!  Bądź  w  pobliŜu  na  wypadek,  gdyby  chciał  posłać  po  mnie.  Niedługo 

wracam. 

Pobiegł  na  dół,  utrzymując  się  pewnie  na  nogach  nawet  na  śliskim  i  chybotliwym 

pokładzie.  Sara  stanęła  obok  Pete'a.  Była  bezpiecznie  przepasana  liną  i  na  wszelki  wypadek 

trzymała się stermasztu. NiemoŜliwa była obserwacja morza z pokładu przy takiej pogodzie. 

Raz  statek  unosił  się  do  góry  na  grzbiecie  fali;  raz  opadał  na  dół  pod  kątem  chyba 

dziewięćdziesiąt  stopni  i  rozbijał  się  w  dolinie  między  falami.  Oglądanie  tego  widowiska 

napawało  Sarę  grozą,  a  z  drugiej  strony  było  pasjonujące.  Przylgnęła  do  masztu  i 

wstrzymywała  oddech,  kiedy  wydawało  się,  Ŝe  juŜ  idą  na  dno,  by  za  chwilę  w  cudowny 

sposób się wynurzyć. 

Wielka  fala  uderzyła  w  statek  z  ogromną  siłą.  Masy  wody  przelały  się  przez  pokład. 

Pete stracił równowagę i woda porwała go kilka metrów za sobą. Koło sterowe wypadło mu z 

rąk. Zaczęło się nagle tak szybko obracać, jak koło ruletki. Statek drgnął i zaczął wykonywać 

zwrot.  Sara  podbiegła  do  steru.  Zanim  udało  się  jej  złapać  jedno  z  ramion  koła  sterowego, 

odczuła  potęŜne  uderzenie  po  plecach.  W  końcu  chwyciła  ster,  ale  nawet  wtedy  nie  była 

pewna, w którą stronę ma nim pokręcić. 

- Wszystko z tobą w porządku? - krzyknęła do Pete'a. 

Powoli  jakoś  się  podniósł.  Był  lekko  zamroczony.  Podszedł  do  niej  na  kołyszących 

nogach.  Miał  zgiętą  prawą  rękę.  Przyciskał  ją  kurczowo  do  piersi.  Pracując  razem,  on  lewą 

ręką, ona prawą, udało im się znów naprowadzić statek na właściwy kurs. 

W  chwilę  potem  na  pokładzie  pojawił  się  Thor.  Zorientował  się  od  razu  w  sytuacji  i 

odesłał Pete'a na dół. 

-  Oddaj  mi  ster  -  popatrzył  na  Sarę  powaŜnie.  -  Obawiam  się,  Ŝe  będę  musiał  cię 

poprosić, abyś została ze mną na pokładzie. 

Wytarła sól zasychającą jej na rzęsach. 

background image

- Czy to był sygnał wzywający pomocy? 

- Tak. Zajął się tym inny statek. My moŜemy dalej trzymać się kursu. 

Sara skinęła głową i zajęła miejsce po jego lewej stronie. Gdy tylko lekko się obróciła, 

mogła  zobaczyć  ostro  zarysowany  profil  jego  twarzy.  Stał  przy  sterze  walcząc  z  groźnym 

Ŝ

ywiołem  i  całkowicie  panował  nad  sytuacją.  Dziwne  uczucie  zadowolenia  ogarnęło  Sarę. 

Uśmiechnęła się. Było to jakby nie na miejscu. Burza wciąŜ szalała wokół nich. 

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 

Burza,  która  wydawała  się  jednym  długim,  wściekłym  i  nie  mającym  końca 

wybuchem  Ŝywiołu  nagle  ucichła,  tracąc  jakby  całą  swą  moc.  Deszcz  ustał.  Szare  niebo 

poczęło  się  rozjaśniać,  ale  Ŝe  zbliŜał  się  juŜ  wieczór,  znów  pociemniało.  Nadeszła 

bezchmurna i gwiaździsta noc. 

- Mamy to za sobą - z zadowoleniem rzekł Thor, spoglądając na niebo. - Zejdź na dół i 

kaŜ  Mackowi  przysłać  tutaj  dwóch  ludzi  do  postawienia  Ŝagli.  Kenowi  powiedz,  Ŝeby 

wyłączył maszyny. 

- Tak jest, kapitanie! - Sara poczęła odczepiać linę, którą była przepasana. 

- Lepiej miej ją na sobie - poradził Thor. - Pokład jest wciąŜ śliski. Saro! 

-  Słucham?  -  Oparła  rękę  o  maszt  i  odwróciła  się  do  niego  twarzą,  drugą  ręką 

usuwając sól zaschniętą na rzęsach. 

- Spisywałaś się dzielnie - rzekł prawie szorstko. - Idź na dół i spróbuj wypocząć. Na 

pewno jesteś zmęczona. 

- Ty równieŜ - odparła. - Od początku burzy nie zmruŜyłeś oka. 

Thor wzruszył lekko ramionami. 

- Jestem do tego przyzwyczajony. Poproś Macka, Ŝeby zobaczył, jak się ma Pete i daj 

mi znać, co się z nim dzieje. 

- W porządku. 

Sara  z  przyjemnością  podąŜyła  na  dół.  Burza  podnieciła  jej  zmysły.  Ale  teraz,  kiedy 

było  juŜ  po  wszystkim,  czuła  się  wyczerpana.  W  pomieszczeniu  nawigacyjnym  spotkała 

Macka, który nasłuchiwał radia. 

-  Czy  statek,  który  był  w  niebezpieczeństwie,  został  uratowany?  -  zapytała.  Skinął 

głową. 

- Załoga musiała go opuścić. Zostali wyłowieni przez jakiś drobnicowiec. Czy kapitan 

mnie potrzebuje? 

-  Tak.  Chce,  abyś  wysłał  dwóch  ludzi  do  postawienia  Ŝagli  i  chce  wiedzieć,  jak  się 

czuje Pete. 

-  Pete  ma  uszkodzoną  rękę.  Nie  wiem,  czy  to  jest  złamanie.  śeby  się  czegoś 

dowiedzieć, musimy poczekać, aŜ dopłyniemy do Rodos. 

- AleŜ to okropne! Powinniście mieć na statku doktora - wykrzyknęła Sara. 

Mack roześmiał się. 

background image

- Nie starczyłoby lekarzy na kaŜdy statek, który wypływa w morze. 

Wyłączył  radio,  a  następnie  udał  się  na  poszukiwanie  pomocnika  do  stawiania  Ŝagli. 

Sara zrzuciła z siebie mokrą pelerynę i poszła przekazać Kenowi polecenie kapitana. 

W kuchni nie było juŜ zupy, ale przynajmniej została jeszcze kawa w ekspresie. Sara 

nalała trochę do kubka i szybko wypiła. Od razu poczuła się lepiej. Następnie sprawdziła, co 

się dzieje z Tonym i Pete'em. Zastała ich obu śpiących. Pete spał z ręką na temblaku. Tony, 

rozmyślała, poczułby się teraz lepiej, wiedząc, Ŝe burza juŜ ucichła. Pete zaś nie przestanie się 

niepokoić o swą rękę, dopóki jej nie prześwietli i nie upewni się, Ŝe nie jest złamana. 

UsmaŜyła  jajecznicę  na  szynce  i  zaniosła  do  kabiny  Thora.  Zapukała.  Jego:  „Proszę 

wejść!” było wypowiedziane głosem niecierpliwym, w którym dało się odczuć wyczerpanie. 

Siedział przy biurku i pisał coś w dzienniku okrętowym. 

- Sądziłam, Ŝe moŜesz być głodny - powiedziała. - Nic nie jadłeś od obiadu. 

Uniósł brwi na znak zdziwienia. 

- Dziękuję, to bardzo ładnie z twojej strony. 

Zrobił miejsce na biurku, a Sara pochyliła się, aby postawić tam kawę. Musiał dopiero 

co wziąć prysznic. Pachniał świeŜo i ładnie. Jego jasne włosy błyszczały. Sara poczuła nagłe, 

dokuczliwe  pragnienie,  aby  pogłaskać  pasmo  skręconych  włosów,  które  opadały  na  czoło, 

musnąć palcami delikatne wargi... 

Wyprostowała  się  gwałtownie,  zaskoczona  tym  nagłym  odkryciem.  Trzymając  przy 

sobie zaciśnięte dłonie, powiedziała: 

- Tony i Pete śpią. 

-  Tak,  wiem  -  odparł.  -  Byłem  u  nich.  Ty  teŜ?  Sara  skinęła  głową,  przełknęła  ślinę  i 

matowym głosem wyrzekła: 

- No cóŜ, dobranoc, kapitanie. 

- Dobranoc, Saro, i jeszcze raz dziękuję. 

Za co on mi dziękuje, za posiłek? - pomyślała, udając się do swojej kajuty. A moŜe za 

to,  Ŝe  wytrwałam  na  pokładzie  podczas  burzy?  Z  pewnością  jednak  nie  podziękowałby  mi, 

gdyby wiedział o namiętności, która tak nagle mnie ogarnęła. 

Rozmyślała  o  nim.  PoŜądanie,  które  nagle  się  w  niej  obudziło,  przywiodło  ją  do 

męŜczyzny,  który  wcale  nie  był  nią  zainteresowany.  Z  całej  załogi  najprzystojniejszy  był 

chyba  dobrze  ułoŜony,  czarnowłosy  i  czarnooki  Pete.  Na  nią  podziałała  jednak  męska  i 

niepospolita  uroda  Thora.  Ale  moŜe  to  nie  było  to.  MoŜe  przyciągała  ją  ku  niemu  jego 

nieprzystępność?  MoŜe  zaintrygowało  ją  jego  niechętne  nastawienie  do  kobiet?  Fakt,  Ŝe  jej 

background image

nie lubił i szorstkość w stosunku do niej stały się wyzwaniem dla jej kobiecości. Pochłonięta 

myślami o Thorze, zasnęła natychmiast. 

Następnego dnia niebo było bezchmurne, lazurowe. Morze wydawało się tak spokojne 

i ciche, jak gdyby burzy nigdy nie było. 

Sara  spała  głęboko  i  zbudziła  się  dopiero  wówczas,  kiedy  słońce  prześwitując  przez 

okienko  kajuty  padło  na  jej  twarz.  Jej  pierwszą  myślą  było  przygotowanie  śniadania  dla 

załogi, lecz kiedy się ubrała i udała do kuchni, spotkała juŜ tam Macka, smaŜącego jajecznicę. 

- Spóźniłam się. Przepraszam. 

- Nic nie szkodzi - powiedział swobodnie. - KaŜdy z nas przyrządza dziś śniadanie dla 

siebie. Czy dobrze się czujesz? 

- Tak, oczywiście. 

-  Kapitan  był  zadowolony  z  twego  zachowania.  Kazał  ci  powiedzieć,  Ŝe  moŜesz 

chodzić na pokład, kiedy tylko zechcesz. 

- Doprawdy? - Twarz Sary zarumieniła się. - Miło mi - odparła zdawkowo. 

- Czy chcesz jajecznicy? 

- Proszę. Ale czy starczy dla Tony'ego i Pete'a? 

- Są jeszcze w swoich kajutach. MoŜesz zrobić im śniadanie później. 

Dosłownie w tej samej chwili wynurzył się Tony. śołądek przestał mu juŜ dokuczać, 

gotowy do nadrobienia strat. Mack poszedł do Pete'a, Ŝeby pomóc mu się ubrać i wkrótce on 

teŜ był na śniadaniu. 

- Co z twoją ręką? - spytała Sara. 

-  Jeszcze  poŜyję  -  odparł  w  swym  australijskim  dialekcie.  -  Nie  bardzo  mnie  boli, 

sądzę,  Ŝe  nie  jest  złamana.  Kapitan  powiedział,  Ŝeby  na  wszelki  wypadek  załoŜyć  temblak  i 

nie  wykonywać  Ŝadnych  prac.  -  Uśmiechnął  się  od  ucha  do  ucha.  -  Tak  więc,  będę  się 

wylegiwał na pokładzie i patrzył jak wy, przyjaciele, wykonywać będziecie wszystkie prace. 

Na te słowa posypało się kilka uszczypliwych uwag i kiedy juŜ wszyscy śmiali się, do 

mesy  Ŝwawym  krokiem  wkroczył  Thor.  Nie  było  po  nim  widać  śladu  wczorajszego 

zmęczenia.  Uśmiechnął  się  widząc  Tony'ego  i  Pete'a,  Sara  pragnęła  go  znowu  zobaczyć, 

postanawiając  jednocześnie  nie  okazywać  swoich  uczuć  ani  teŜ  ciekawości.  Wytrzymała  w 

tym stanie przez trzydzieści sekund - do czasu, kiedy się uśmiechnął. Wtedy jej serce zabiło 

mocno i musiała szybko się odwrócić, udając, Ŝe jest bardzo zajęta gotowaniem. 

1  Tego  ranka  Sara  wykonała  drobne  prace  porządkowe,  a  potem  wypoŜyczyła 

maszynę  do  szycia,  aby  zwęzić  letnią  sukienkę  i  uszyć  dwuczęściowy  kostium  plaŜowy  - 

biustonosz oraz krótkie spodenki z materiału, który otrzymała od Thora.  Po obiedzie wyszła 

background image

w  nowym  ubraniu  na  pokład.  Załoga  była  w  doskonałym  nastroju.  Wszyscy  przebywali  na 

pokładzie, usadowieni koło sternika. Ci, którzy  mieli słuŜbę, wykonywali drobne prace. Inni 

wygrzewali  się  na  słońcu  zadowoleni,  Ŝe  przeszli  przez  burzę  bez  większych  strat  i  szkód. 

Mack zobaczył Sarę na schodach i pomachał jej ręką. 

-  Zróbcie  miejsce  dla  Sary!  -  wykrzyknął.  W  zwinnych  rękach  trzymał  postrzępioną 

linę, którą właśnie naprawiał. 

Oczy  męŜczyzn  zwróciły  się  ku  Sarze  i  niektórzy,  a  w  szczególności  Tony, 

przypatrywali  się  jej  przez  chwilę.  Wkrótce  jednak  przyzwyczaili  się  do  jej  obecności  i 

poczęli  ją  traktować  jak  członka  załogi.  Wszyscy  wiedzieli  o  jej  odwadze,  jaką  wykazała  w 

czasie burzy, i to spowodowało, Ŝe stała się jakby członkiem załogi. 

- Jak nazywają się poszczególne Ŝagle? - zapytała naiwnie i natychmiast znalazło się 

pół tuzina ekspertów gotowych do udzielenia jej lekcji. 

-  Jedynym  sposobem  nauczenia  Sary  jest  oprowadzenie  jej  po  statku  -  powiedział 

Mack.  Steve  i  Tony  podchwycili  tę  myśl,  organizując  dla  niej  zwiedzanie  statku  i  ucząc  ją 

nazw  poszczególnych  Ŝagli  i  masztów.  Pomimo  iŜ  z  entuzjazmem  i  najszczerszą  chęcią 

chciała przyswoić sobie tę porcję wiedzy, po chwili wszystko się jej poplątało. Nie wiedziała 

juŜ, który z Ŝagli to bramŜagiel, który sztaksel, a który spinaker. 

Po usłyszeniu tej ostatniej nazwy, zawołała: 

- Chyba sobie ze mnie Ŝartujecie! 

- Dlaczego mielibyśmy z ciebie Ŝartować - odpowiedział Steve uraŜonym tonem. 

- Chyba stroicie sobie ze mnie Ŝarty. Nie wierzę wam. 

-  Tym  razem  on  nie  Ŝartował.  -  Na  dobiegający  z  tyłu  głos  Thora,  Sara  szybko  się 

odwróciła. 

- Ten Ŝagiel rzeczywiście nazywa się spinaker. 

- Te nazwy wydają mi się takie niedorzeczne - odparła. 

-  Są  proste  do  zapamiętania.  Musisz  tylko  do  nich  przywyknąć.  MoŜe  pomogłoby  ci 

rzucenie  okiem  na  plan  Ŝagli.  Mam  go  chyba  u  siebie  w  kajucie.  Interesujesz  się  tym?  -  W 

jego głosie brzmiała autentyczna wątpliwość. 

- Tak. Chciałabym go zobaczyć. 

- MoŜesz poświęcić mi trochę czasu? - spytał. 

- Słucham, kapitanie? 

- Powiedz mi raz jeszcze, co przydarzyło ci się w Oranie. 

Rzuciła  mu  krótkie  spojrzenie,  zastanawiając  się,  dlaczego  o  to  pyta,  i  dlaczego 

właśnie teraz. Doszli do dziobu i zatrzymali się. Krótko powtórzyła swoją historię, trzymając 

background image

się głównych faktów. Patrzyła na morze, Ŝeby uniknąć jego wzroku. - Kiedy skończyła, Thor 

powiedział  Ŝywo:  -  Chcę,  Ŝebyś  napisała,  kiedy  ukradziono  ci  torebkę  i  dała  mi  dane 

dotyczące twojego konta bankowego oraz karty kredytowej. Czy zgłosiłaś kradzieŜ na policji? 

Sara zaprzeczyła. 

- Nie było sensu. Arab, który się mną interesował, sprawuje w mieście wysoki urząd. 

- Podaj mi jednak te dane, które pamiętasz. 

- Zgoda. Ale dlaczego chcesz je teraz, a nie dopiero po dopłynięciu do Rodos? 

-  PrzekaŜę  je  przez  radio  do  właściwych  władz,  a  kiedy  dopłyniemy,  przy  odrobinie 

szczęścia, juŜ będzie czekać na ciebie nowy paszport i nowa karta kredytowa. A nawet jeśli 

dokumenty nie zostaną jeszcze wystawione, przyśpieszy to całą procedurę. 

W ten sposób pozbędzie się mnie jak najszybciej, pomyślała Sara ze smutkiem. 

Lecz Thor mówił dalej. 

-  Wydaje  mi  się,  Ŝe  twoi  rodzice  nie  wiedzą,  Ŝe  opuściłaś  Oran  i  nie  zdają  sobie 

sprawy,  gdzie  jesteś!  Na  pewno  martwią  się  o  ciebie.  Jeśli  dasz  mi  swój adres,  przekaŜę  im 

wiadomość przez radio. 

Wychylając  się  lekko  za  burtę,  Sara  mogła  obserwować,  jak  statek  przecina 

połyskujące w słońcu grzebienie fal, zostawiając po sobie falujący, długi ślad. 

- To bardzo miło z twojej strony, Ŝe chcesz mi pomóc, ale nie ma potrzeby wysyłania 

wiadomości. - odpowiedziała po namyśle. 

- Nie masz rodziców? 

. - O tak. CóŜ... mam mamę. Sądzę jednak, Ŝe lepiej będzie, gdy się z nią skontaktuję 

dopiero po dopłynięciu do Rodos. 

- Czy nie będzie się niepokoić brakiem wiadomości od ciebie? 

Twarz Sary spochmurniała. 

-  Martwi  się  tylko  wówczas,  gdy  myśli,  Ŝe  porzuciłam  taniec.  Pewnie  wolałaby, 

Ŝ

ebym tańczyła w Oranie, bez względu na okoliczności, niŜ była tutaj na morzu. 

Niebieskie  oczy  Thora  przypatrywały  się  badawczo  jej  napiętej  twarzy.  Nie  odwaŜył 

się juŜ więcej pytać. 

- W porządku - powiedział. - Ale jeśli zmienisz zdanie, daj mi znać. Nie ma problemu 

z nadaniem wiadomości. 

Mówił tak, jakby chciał juŜ zakończyć rozmowę. JednakŜe Sara nie chciała, aby ta ich 

pierwsza swobodna rozmowa, została w ten sposób zakończona. Powiedziała więc szybko: 

- Zapewne objechałeś cały świat. 

Obawiała się, Ŝe Thor moŜe łatwo zbyć to pytanie. On jednak odparł: 

background image

- Tak. Byłem w wielu miejscach. 

- Na tym statku? 

- Na tym i na innych. 

- Ale jesteś z Bristolu? 

-  Tak,  z  Bristolu.  -  Uśmiechnął  się  lekko.  -  To  port  macierzysty  naszego  statku  i 

dlatego nazywam go domem. 

-  Myślałam,  Ŝe  moŜe  pochodzisz  z  Danii  -  napomknęła  Sara,  usiłując  zachować 

pogodny ton głosu. - Ktoś powiedział mi, Ŝe jesteś w połowie Duńczykiem. 

Thor połoŜył ręce na poręczy nadburcia i wpatrzony w horyzont, powiedział: 

- Tak. Moja matka była Dunką, ale ja nigdy tam na stałe nie mieszkałem. 

- Była? 

- Zmarła prawie dziesięć lat temu. - Wyprostował się. - Podaj mi teraz dane dotyczące 

twojego konta bankowego. 

- Oczywiście. Znaczy się... tak jest, kapitanie! - Sara odwróciła się i poszła na dół. 

Znalazłszy pióro i papier, usiadła przy stole w pustej mesie i zaczęła pisać, ale wkrótce 

jej  dłoń  zastygła  w  bezruchu.  Sara  wpatrywała  się  bezmyślnym  wzrokiem  w  papier.  Skoro 

matka  Thora  umarła  tak  dawno,  rozmyślała,  listy,  które  zobaczyła  w  jego  kabinie,  z  ze-

szłoroczną datą, nie mogły być od niej. MoŜe pochodziły od innego członka rodziny albo od 

dawnej  sympatii?  Sara  poczuła  nagle  taki  przypływ  zazdrości,  Ŝe  aŜ  sama  się  przestraszyła. 

Tak nie moŜe być! Pochyliła się nad papierem. 

Po  tej  historii  Sara  próbowała  unikać  Thora.  NiemoŜliwe  było  jednak  uniknięcie 

spotkania wieczorem, kiedy cała załoga zebrała się w mesie na kolacji. Wszyscy wiedzieli, Ŝe 

posiłek został przygotowany przez Sarę. Kenowi udała się jedynie naiwna mistyfikacja, kiedy 

po nałoŜeniu w kuchni potrawy na talerz podał ją następnie Thorowi. 

Thor zobaczywszy, Ŝe nie jest przypalona, uniósł brwi, oblizał się ze smakiem i rzekł 

do Kena oschle: 

- Coraz lepiej ci idzie. 

- To tylko kwestia praktyki - odpowiedział Ken wesoło. 

Thor zmierzył go ironicznym wzrokiem. 

- Sądzę, Ŝe równieŜ właściwej nauki. 

- Nie krytykuj, kapitanie - wtrącił się Mack. - Cieszmy się, Ŝe jest co jeść. 

Sara przyszła w końcu do mesy, Ŝeby im towarzyszyć. Przy stole było duŜo wolnego 

miejsca.  Thor  ruchem  ręki  zaprosił  ją  jednak,  aby  usiadła  przy  nim.  Wolno,  unosząc  swój 

background image

talerz,  wcisnęła  się  na  ławkę  obok  niego.  Thor  wyciągnął  z  kieszeni  plan  oŜaglowania  i 

pokazał go jej zgodnie z obietnicą. 

-  Popatrz  -  rzekł.  -  To  doprawdy  bardzo  proste.  Musisz  pamiętać,  który  maszt  jest 

który  i  do  nazwy  masztu  dodać  nazwę  odpowiednich  Ŝagli.  Tak  więc  masz  fokbramŜagiel, 

grotbramŜagiel, bezanbramŜagiel i tak dalej. 

- Ale ten? - zaoponowała Sara. - Nazywa się apsel. 

-  A  tak  -  przyznał  Thor,  uśmiechając  się.  -  Znalazłaś  wyjątek  od  tej  reguły. 

Technicznie powinien się nazywać bezansztaksel, ale zawsze nazywamy go apsel. - Rozejrzał 

się dookoła. - Czy wszyscy wiedzą dlaczego? 

KaŜdy twierdząco skinął głową i dyskusja na temat terminologii spotykanej na morzu 

potoczyła się dalej. Nie wiedząc nic na ten temat, Sara nie mogła uczestniczyć w rozmowach. 

Atmosfera  spotkania  spodobała  się  jej  jednak.  Poczuła,  Ŝe  została  zaakceptowana. 

Jednocześnie, starała się nie reagować na bliskość Thora, siedzącego tuŜ obok niej. Próbowała 

wstrzymać drŜenie dłoni, kiedy przypadkowo, sięgając w tej samej chwili co on po kawałek 

chleba, dotknęła jego ręki. 

- Przepraszam - powiedział Thor i popatrzył na nią, ale szybko odwróciła wzrok. 

Myśląc o tym, co mogłaby powiedzieć, rozejrzała się rozpaczliwie dookoła. W końcu 

rzekła: 

-  Wasze  brody  są  coraz  dłuŜsze.  Ciekawa  jestem,  jak  będziecie  wyglądać,  kiedy 

ogolicie się pod koniec podróŜy. 

-  Dlaczego  uwaŜasz,  Ŝe  je  zgolimy  zapytał  Pete.  -  Ja  swoją  zachowam.  -  I  pogładził 

rzeczywiście  atrakcyjnie  wyglądającą  brodę.  -  Dziewczyny  szaleją  za  brodatymi 

męŜczyznami dodał. 

-  Nie  sądzę,  Ŝeby  moja  matka  pozwoliła  mi  zachować  moją  -  zauwaŜył  Tony,  co 

natychmiast wywołało Ŝartobliwe uwagi. Nazwano go mamisynkiem. 

-  Ogolę  się  natychmiast  po  zakończeniu  filmu  -  powiedział  Ken.  -  Moja  dziewczyna 

twierdzi, Ŝe broda postarza. - Zwrócił się do Sary. - A ty co o tym sądzisz? 

- Co mogę powiedzieć?. Nie widziałam ciebie bez brody - zaprotestowała. 

- Nie o to chodzi. Miałem na myśli męŜczyzn w ogóle. 

Popatrzyła  dookoła  stołu,  wiodąc  wzrokiem  od  twarzy  do  twarzy.  Wszyscy  w 

skupieniu oczekiwali jej werdyktu. W końcu spojrzała na Thora, w którego oczach znać było 

wyraźne  rozbawienie.  Zatrzymała  wzrok  na  nim  dłuŜej,  niŜ  powinna.  W  końcu  zamrugała 

oczami i powiedziała wymijająco: 

- Wydaje mi się, Ŝe to zaleŜy od tego, co kryje się pod brodą. 

background image

Rozległ się gromki wybuch śmiechu, po czym wypowiedziano kilka uwag na temat jej 

taktownego  zachowania.  Sara  śmiała  się,  ale  wkrótce,  gdy  rozmowa  przeszła  na  inne  tory, 

znów  stała  się  cicha,  prawie  nie  słysząc,  co  się  wokół  niej  dzieje.  Myśli  miała  zwrócone  ku 

męŜczyźnie, który siedział tak blisko niej. 

Thor  opuścił  mesę  po  kolacji  i  nie  wrócił.  Sara  grała  w  karty  z  marynarzami,  którzy 

byli na słuŜbie. Wkrótce jednak ogarnęło ją zmęczenie i postanowiła udać się na spoczynek. 

Większość  załogi  chodziła  w  podkoszulkach  i  krótkich  spodenkach.  Oficerowie  zaś 

nosili białe mundury. 

Ubrani byli tak zawsze, z wyjątkiem dni, w których Tony zajmował się praniem. Miał 

wyjątkowy  talent  do  prania  ich  śnieŜnobiałych  ubrań  razem  z  czymś,  co,  jak  na  złość, 

farbowało. Prasował je później w ten sposób, Ŝe wszędzie pojawiały się załamki. Tym razem, 

chcąc uniknąć kłopotów, z przeraŜoną miną przyszedł w tej sprawie do Sary. 

- Popatrz na te ubrania. Nie mogę oddać ich w tym stanie kapitanowi i Mackowi. 

- Powinieneś prać je oddzielnie. 

- Ktoś pozostawił w pralce farbujący granatowy ręcznik - spojrzał na Sarę błagalnie. - 

Saro, mogłabyś mi pomóc? Kapitan będzie potrzebował munduru na jutrzejsze naboŜeństwo. 

- CóŜ, będziesz musiał prać je tak długo, aŜ odzyskają kolor, no i nie obejdzie się bez 

wybielacza. UwaŜaj jednak, Ŝeby do końca ich nie zniszczyć. 

- Nie dam sobie z tym rady. PomóŜ mi. Czy pamiętasz, jak pomogłem ci dostać się na 

statek? 

Sara obrzuciła go chłodnym wzrokiem. 

- Rzeczywiście, pomogłeś mi. Zgoda więc, ale niech to będzie ostateczne wyrównanie 

naszych rachunków. Nie próbuj mnie juŜ w ten sposób szantaŜować, dobrze? 

Twarz Tony'ego rozpogodziła się natychmiast. 

-  Dziękuję,  Saro.  Jesteś  wspaniała  -  powiedział.  Po  czym  pocałował  ją  w  policzek  i 

wręczył jej rzeczy do prania. 

-  Ach  ci  męŜczyźni!  -  powiedziała  do  siebie  cicho  Sara,  widząc,  jak  śpiesznie 

odchodzi. 

Doprowadzenie  mundurów  do  stanu  pierwotnego  zabrało  jej  dobrych  kilka  godzin. 

Było juŜ po północy, gdy wysuszone i uprasowane wisiały na wieszakach. NaleŜało je jeszcze 

odnieść  do  kajut.  Mack  był  na  pokładzie,  pełnił  wachtę.  Nie  było  więc  kłopotu  z  zo-

stawieniem  ubrania  w  jego  kajucie,  którą  dzielił  z  Arne'em.  Kajuta  Thora  była  jednak 

zamknięta,  co  oznaczało,  Ŝe  był  w  środku.  Sara  stała  przed  drzwiami,  zastanawiając  się,  co 

ma  zrobić.  Pod  progiem  nie  prześwitywało  światło,  kapitan  więc  prawdopodobnie  spał.  Nie 

background image

chciała  w  Ŝadnym  wypadku  go  obudzić.  Przy  sprzątaniu  poznała  rozkład  kajuty  i  pamiętała, 

Ŝ

e po drugiej stronie drzwi jest hak. JeŜeli uchyliłaby drzwi, mogłaby wsunąć do środka rękę i 

zawiesić ubrania na haku. Tak myśląc, wolno przekręciła klamką i powoli otworzyła drzwi. 

W  kabinie  panował  półmrok.  Zasłony  były  uchylone  i  prześwitujące  przez  okienko 

ś

wiatło  księŜyca  padało  na  śpiącą  postać.  Wstrzymując  oddech,  Sara  wyciągnęła  rękę,  aby 

sięgnąć  do  haka,  ale  znajdował  się  wyŜej,  niŜ  sądziła.  Sięgnęła  ręką  dalej,  otwarła  drzwi 

szerzej i zrobiła krok do przodu. Zabłysło światło. Thor poderwał się błyskawicznie i usiadł 

na łóŜku. 

- Co, u licha, tutaj robisz? - wykrzyknął. 

-  Przepraszam.  Nie  chciałam  cię  zbudzić.  -  Sara  zawróciła  do  drzwi.  W  obu  rękach 

trzymała  kurczowo  wieszak  z  ubraniem.  Policzki  poczerwieniały  jej  na  widok  jego  nagiego 

ciała. 

-  Czekaj!  Wejdź  i  zamknij  drzwi!  -  Thor  zdał  sobie  sprawę  ze  swojej  nagości.  -  A 

teraz  odwróć  się!  -  rozkazał.  Sara  zrobiła,  co  kazał.  Słychać  było,  jak  się  ubiera.  -  W 

porządku. MoŜesz się odwrócić. 

- A więc, co tu robisz, wślizgując się po ciemku? - zapytał surowym tonem. 

DrŜącą ręką Sara wyciągnęła przed siebie wieszak. 

- Przy... noszę uprany mundur. 

- Dlaczego ty? Dałem polecenie Tony'emu. - Tak. CóŜ... on jest teraz zajęty, no to ja 

przyniosłam. 

- O tej porze!? 

- Wiedziałam, Ŝe będzie potrzebny rano, więc ... Thor wpatrywał się w jej twarz. 

- Tony bał się pewnie, Ŝe otrzyma naganę, gdyby mundur nie był gotów na czas. Czy 

to z tego powodu przysłał ciebie tutaj? 

- Nie, nie. On nic nie wie. Ja ... - Sara przerwała, zdając sobie sprawę z pułapki, w jaką 

wpada. - To znaczy... poprosił mnie, Ŝebym przyniosła mundur wcześniej, ale zapomniałam. 

Kapitan spojrzał na nią przenikliwie. 

- A moŜe on sam zapomniał przynieść, a ty zrobiłaś to za niego, próbując mu pomóc? 

-  Wybuchnął  urywanym  śmiechem.  -  Z  pewnością  darzysz  Tony'ego  sympatią.  W  porządku 

więc.  Zostaw  mundur  i  nie  próbuj  się  tutaj  więcej  wślizgiwać  po  nocy.  śycie  na  morzu 

przyzwyczaiło mnie do bardzo lekkiego snu. Słyszę nawet najmniejszy hałas. Idź juŜ. 

- Przepraszam. Dobranoc! - Sara wypadła z kabiny Thora i pobiegła do swojej kajuty, 

chcąc  udać  się  na  spoczynek.  Podenerwowana  tym,  co  się  jej  wydarzyło,  długo  nie  mogła 

usnąć. 

background image

Następnego  dnia  była  niedziela  i  Thor  odprawiał  naboŜeństwo  na  pokładzie  dla 

wszystkich  chętnych;  Było  to  naboŜeństwo  uniwersalne,  nie  podporządkowane  Ŝadnemu 

określonemu  wyznaniu,  toteŜ  większość  załogi  brała  w  nim  udział.  Stanowiło  ono  nie-

wątpliwie  urozmaicenie  monotonii  podróŜy.  TuŜ  przed  naboŜeństwem  rozeszła  się 

wiadomość,  Ŝe  Tony  przefarbował  biały  mundur  kapitana  na  niebiesko.  JakieŜ  było 

zdziwienie  wszystkich,  kiedy  Thor  wyszedł  na  pokład  w  śnieŜnobiałym,  pięknie 

wyprasowanym  mundurze.  Rozległo  się  parę  gwizdów  wyraŜających  podziw  i  pomruk 

niezadowolenia. 

Thor uniósł brwi. Jego oczy obiegły zebranych, spoczęły na Sarze i zatrzymały się na 

Tony'm, który  stał obok  niej ze spuszczoną  głową. Na ustach kapitana pojawił się ironiczny 

uśmiech. Nie powiedział jednak nic i rozpoczął naboŜeństwo. 

Odgadł, pomyślała Sara. Raz tylko spojrzał na nas i juŜ wiedział. Była zaniepokojona 

myślą,  Ŝe  on  tak  łatwo  potrafi  czytać  z  twarzy.  Niepokoiło  ją  to  szczególnie  z  uwagi  na 

uczucia, które w stosunku do niego Ŝywiła i które pragnęła zachować w tajemnicy. Ze złością 

myślała  o  tym,  jak  pozbyć  się  tych  uczuć.  Gdyby  tak  rozpoczęła  flirt  z  kimś  innym,  z 

pewnością  zapomniałaby  o  Thorze  po  jakimś  czasie.  Kiedy  jednak  dokonała  w  myślach 

przeglądu  obecnych  męŜczyzn,  doszła  do  wniosku,  Ŝe  nie  ma  ochoty  na  nawet  najbardziej 

niewinny flirt z którymkolwiek z nich. 

Po  zakończonej  modlitwie  wszyscy  unieśli  głowy,  aby  zaśpiewać  hymn  „Dla  tych, 

którzy zginęli na morzu”. Większość znała hymn na pamięć, lecz Sara śpiewała  go z kartki, 

którą  podsunął  jej  Mack.  Niektórzy  śpiewali  naprawdę  dobrze.  Inni  zaś  wydzierali  się, 

kojarząc widocznie dobry śpiew z podnoszeniem głosu. Głos Sary utonął w ogólnym zgiełku. 

Ktoś potrącił ją z tyłu łokciem. Był to Tony, który w takt melodii hymnu powiedział: 

- Jak sądzisz, co się stanie w związku z mundurem? 

Zamiast udzielić odpowiedzi, Sara wzruszyła ramionami, wyraŜając zniecierpliwienie. 

Popatrzyła  do  góry  na  Thora.  Był  tak  wysoki,  Ŝe  nie  potrzebował  podium,  aby  go  dobrze 

widziano.  Stał  naprzeciwko  zgromadzonych.  Z  uwagi  na  naboŜeństwo,  nie  miał  na  głowie 

czapki.  Jasne  włosy  rozwiewał  mu  wiatr.  Był  pięknie  opalony.  Oczy  miał  tak  niebieskie  jak 

błękit morza. Wielki ból przeszył nagle serce Sary, gdy tak wpatrywała się w Thora. Ręce jej 

zadrŜały i głos zamarł. Ich oczy spotkały się na moment, który wydawał się wiecznością, po 

czym  Sara  spuściła  wzrok  na  kartkę  z  hymnem.  Nie  mogła  juŜ  dalej  śpiewać  ani 

skoncentrować  uwagi.  Doznała  nagłego  olśnienia.  To  nie  było  przelotne  zauroczenie  ani 

poŜądanie. To była miłość - wielka miłość, 

której dotąd jedynie czytała i o której marzyła, a 

teraz to się stało. Nawet jeśli podróŜ dobiegnie końca i nie spotka Thora więcej, jej Ŝycie nie 

background image

będzie  juŜ  takie  samo.  Nigdy  nie  zapomni  o  człowieku,  w  którym  tak  bez  reszty  się 

zakochała. 

Nie  zauwaŜyła,  Ŝe  naboŜeństwo  się  zakończyło.  Thor  rzekł  „Amen”, 

a

  następnie 

powiedział: 

- Tony, Sara, przyjdźcie do mojej kabiny. 

Stała nieruchomo, trzymając w ręku kartkę. Podszedł do niej Mack. 

-  Nie  martw  się,  dziewczyno  -  powiedział  wpatrując  się  w  jej  bladą  twarz.  - 

Porozmawiam z kapitanem. 

Sara nie mogła wydobyć z siebie słowa. 

-  Nie  musisz  iść,  Saro.  Powiem  kapitanowi,  Ŝe  to  była  moja  wina.  -  Zaproponował 

Tony. 

- Lepiej pójdźcie razem, skoro Thor wydał taki rozkaz - rzekł Mack. Spojrzał na Sarę 

z  niezadowoloną  miną  i  następnie  poprowadził  ich  schodami  na  dół  do  kabiny  kapitana. 

Drzwi były otwarte. Mack krótko zastukał i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. 

- Czy dobrze się czujesz? - zapytał Tony. - Nie wyglądasz najlepiej. 

-  Wszystko  w  porządku  -  odparła  bezwiednie  Sara.  Stała  oparta  o  ścianę,  marząc  o 

tym,  by  znaleźć  się  gdziekolwiek,  byle  tylko  uniknąć  spotkania  twarzą  w  twarz  z  Thorem. 

Chciała  być  sama,  aby  w  samotności  przeŜywać  to  wielkie  szczęście,  a  zarazem  niepokój, 

który napełniał jej duszę. 

Miała  wciąŜ  bladą  twarz,  kiedy  Mack  wyszedł  z  kabiny  i  Thor  ich  zawołał.  Kapitan 

patrzył przenikliwie. Zanim jednak cokolwiek powiedział, rozległ się głos Tony'ego: 

- To wszystko moja wina. 

Thor spojrzał na niego ironicznie. 

- Tak myślałem. Powiedz więc, co się siało? 

-  Ktoś  zostawił  niebieski  ręcznik  w  pralce.  Dlatego  mundury  się  zafarbowały. 

Poprosiłem Sarę, Ŝeby pomogła mi je odbarwić. 

- Rozumiem - rzekł Thor. - Ktoś zrobił to naumyślnie. Myślał, Ŝe będzie to zapewne 

dobry dowcip zostawić w pralce ręcznik, który farbuje. 

-  Tak?!  -  Tony  wydawał  się  zarówno  zdziwiony,  jak  i  rozgniewany.  Słowa  kapitana 

przyniosły mu jednak ulgę. 

Kapitan rzucił mu zimne spojrzenie. 

- PrzekaŜ załodze, Ŝe jeŜeli chcą płatać figle, to niech tego nie robią kosztem innych. 

Naprawa twojego błędu musiała Sarę kosztować wiele pracy. Odejść! 

- Tak jest, kapitanie! 

background image

Zmierzali do wyjścia, kiedy Thor powiedział: 

- Saro, poczekaj. 

Zwróciła  się  ku  niemu  powoli,  z  ociąganiem.  Obrzuciła  go  szybkim  spojrzeniem,  a 

potem spuściła wzrok. 

- Tak, kapitanie? Twarz Thora spowaŜniała. 

- Wyglądasz na zmęczoną. Powinnaś była wcześniej pójść spać. Nie pozwól Tony'emu 

juŜ więcej się w ten sposób wykorzystywać. 

- To nie z tego powodu jestem zmęczona. Nie spałam dobrze. 

Thor spochmurniał. 

- Mam nadzieję, Ŝe nie wprawiłem cię wczoraj w zakłopotanie? 

- O, nie! - Policzki Sary oblały się rumieńcem. 

-  Chyba  nie  obawiałaś  się  kary  z  mojej  strony  za  pomoc  Tony'emu.  Staram  się 

postępować uczciwie. Nie karzę nikogo, kto na to nie zasługuje. 

- Naprawdę? - Sara uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. 

-  Masz  na  myśli  to,  Ŝe  nie  uwierzyłem  w  twoją  historię,  kiedy  po  raz  pierwszy 

przyszłaś  ze  mną  porozmawiać?  -  Wzruszył  ramionami.  -  Tak.  Przyznaję,  Ŝe  źle  z  tobą 

postąpiłem. Ale jeśli postawisz się w mojej sytuacji, musisz przyznać, Ŝe... 

- W porządku - przerwała Sara gwałtownie. - Czy mogę juŜ odejść? 

-  Co  się  z  tobą  dzieje?  Gzy  mogę  ci  w  czymś  pomóc?  Wolałaby  raczej  zostać 

skarcona. Łatwiej było znieść jego gniew niŜ łagodność. 

-  Nie  -  odparła  zdecydowanie.  Roześmiała  się  krótkim,  ironicznym  śmiechem,  w 

którym pobrzmiewał ból. - W niczym nie moŜesz mi pomóc. Czy mogę juŜ odejść? 

Skinął głową i powaŜnym głosem powiedział: 

-  Pamiętaj.  Jestem  zawsze  tutaj.  Przyjdź,  jeŜeli  zmienisz  zdanie.  To,  co  mi  powiesz, 

zostanie między nami. 

Spojrzała mu prosto w oczy. Ciekawe, co by powiedział, gdybym wyznała mu prawdę, 

pomyślała.  Co  by  było,  gdybym  powiedziała  mu,  Ŝe  jest  dla  mnie  jedynym  męŜczyzną  na 

ś

wiecie  i  Ŝe  tylko  jego  będę  kochała.  Czy  śmiałby  się  ze  mnie  wówczas?  Czy  byłby 

rozgniewany albo teŜ zakłopotany? 

Sara  udała  się  do  swojej  kajuty  -  do  jedynego  miejsca  na  statku,  gdzie  mogła  być 

absolutnie  sama.  Siadła  na  łóŜku.  Podciągnęła  kolana  pod  brodę  i  ukryła  twarz  w  dłoniach. 

Próbowała  zachować  spokój.  Jeszcze  raz  analizowała  wydarzenia.  Romans  z  kimś  o  tak 

tajemniczej  osobowości  jak  Thor  mógłby  być  interesujący.  Sara  usiłowała  wyobrazić  sobie, 

jakich  to  kobiecych  sztuczek  uŜyłaby,  aby  wzbudzić  jego  zainteresowanie.  Gdyby  się  jej 

background image

udało, zabawa byłaby przednia; gdyby nie, nie byłoby wielkiej straty. Teraz jednak wszystko 

wyglądało inaczej. To juŜ nie była zabawa ani przygoda miłosna, lecz coś naprawdę waŜnego. 

Nie mogłaby znieść odtrącenia. MoŜe więc nie próbować? Lecz nie próbować i pozwolić na 

to,  aby  jej  Ŝyciowa  szansa  na  prawdziwe  szczęście  przeszła  obok  niej,  tego  jeszcze  bardziej 

nie mogłaby znieść. 

Targana  wewnętrznymi  sprzecznościami  i  nieco  oszołomiona,  Sara  rozpoczęła 

przygotowania do uroczystego, niedzielnego posiłku. 

ZałoŜyła  tego  dnia  letni  kostium,  który  otrzymała  od  Thora.  Była  pięknie  opalona. 

Miała  naturalnie  ciemne  brwi,  które  nie  wymagały  malowania.  Doskonale  kontrastowały  z 

jasnym kolorem jej włosów. 

Thor zasiadł na czołowym miejscu przy długim stole. Po obu stronach zajęła miejsce 

załoga. Tony pomógł Sarze wnieść przystawki, ona sama wniosła do mesy pieczeń na duŜym 

półmisku  i  postawiła  ją  przed  Thorem  do  pokrojenia.  Nie  patrzyła  na  niego.  Wiedziała,  Ŝe 

spogląda  na  jej  strój.  CzyŜby  myślał  o  dziewczynie,  do  której  poprzednio  naleŜał?  Sara 

próbowała  odsunąć  nękające  ją  myśli.  Zajęła  miejsce  daleko  na  drugim  końcu  stołu,  obok 

Pete'a, chcąc mu pomóc przy jedzeniu. 

Thor  odmówił  modlitwę,  a  następnie  umiejętnie  pokroił  i  podzielił  pieczeń.  Wkrótce 

wszyscy  zajęli  się  jedzeniem.  Sara  pomagała  Pete'owi  pokroić  mięso  na  drobne  kawałki. 

Poczuła jednak, Ŝe sama nie ma apetytu ani chęci włączenia się w rozmowę. 

- Nie jesteś głodna? - spytał Thor. 

Popatrzyła  na  niego  i  próbowała  się  uśmiechnąć.  Utrzymując  beztroski  ton  głosu 

powiedziała: 

- CóŜ, przygotowanie posiłku dla wszystkich moŜe zniechęcić do jedzenia. 

-  Zazwyczaj  nie  jesteś  zniechęcona  -  zauwaŜył  Pete,  ze  śmiechem.  -  Powiedziałbym, 

Ŝ

e masz zawsze bardzo dobry apetyt. 

- Ty równieŜ, szczególnie wtedy, gdy Sara przygotowuje jedzenie - odezwał się Mack. 

- Jesz jak wieprz. 

Sara  była  zadowolona,  Ŝe  ich  rubaszna,  a  zarazem  pogodna  konwersacja  pozwala  jej 

zachować milczenie. Kiedy skończyli pierwsze danie, posprzątała talerze i postawiła na stole 

wielką misę z ciepłym budyniem oraz dzban z bitą śmietaną. Następnie wyszła do kuchni, aby 

włoŜyć naczynia do zmywarki. Mack zawołał ją do stołu. 

-  Dziękuję,  jestem  na  diecie  -  odkrzyknęła.  Wymknęła  się  ukradkiem  z  kuchni  i 

wyszła na pokład. Przy sterze stał Arne. Steve stał obok masztu na wachcie. Słońce juŜ zaszło 

i o minionym dniu świadczyła jedynie złota poświata na zachodzie. Ten dzień zapamiętam na 

background image

całe  Ŝycie,  pomyślała.  Oparła  się  o  poręcz  nadburcia  przy  dziobie.  Stała  tak  oparta  przez 

chwilę,  pogrąŜona  w  myślach.  Znowu  zaczęły  nią  targać  sprzeczne  uczucia.  Przez  moment 

wydawała się pełna nadziei, aby za chwilę ulec rozpaczy tak wielkiej, Ŝe łzy napłynęły jej do 

oczu. 

Usłyszała za sobą kroki. Zanim zdąŜyła otrzeć załzawione oczy, stanął przy niej Thor, 

który delikatnie wymówił jej imię.. 

- Tak? - Musiała się odwrócić. Wpatrywał się w jej twarz. 

- Załoga dziękuje ci za posiłek. Była to najlepsza kolacja, jaką dotąd mieliśmy na tym 

statku. 

- Miło mi to słyszeć. Cieszę się, Ŝe smakowała. 

- Czy czujesz się dobrze, Saro? 

Skinęła potwierdzająco głową i usiłowała przybrać pogodny wyraz twarzy. 

- Tak, oczywiście. 

Thor uczynił gest wyraŜający zrozumienie, ale wyraźnie nie był przekonany. 

- Wspaniale przerobiłaś kostium - powiedział. 

- Dobrze w nim wyglądasz. 

Miał to być niewinny komplement, ale Sara odczuła to jako przykrość. Uniosła głowę 

i zapytała: 

- Do kogo naleŜał wcześniej? Twarz Thora wyraŜała zdziwienie. 

- Do dziewczyny, która kiedyś z nami podróŜowała - odpowiedział. 

- Jako pasaŜer czy jako członek załogi? 

- Oczywiście, Ŝe jako pasaŜer - roześmiał się. 

- Czy to była dziewczyna kogoś z załogi, czy moŜe twoja? 

Thor  spojrzał  na  nią  tak  zimnym  wzrokiem,  Ŝe  poczuła,  jak  ciarki  przebiegają  jej  po 

plecach. 

- Dlaczego tak bardzo się tym interesujesz? SkrzyŜowała ręce na piersiach i skuliła się. 

Podnosząc głos, powiedziała: 

-  Tak  sobie.  Chciałam  tylko  wiedzieć,  czyj  to  był  strój,  to  wszystko.  Przepraszam.  - 

Zerwała się, przebiegła pokład i schodami zbiegła w dół. 

Thor zaczął ją gonić, przeskakując po parę stopni. Kiedy znalazła się na korytarzu pod 

pokładem,  był  juŜ  tylko  kilka  kroków  za  nią.  Korytarz  był  pusty.  Załoga  wciąŜ  siedziała  w 

mesie. 

- Saro, poczekaj - powiedział. 

background image

Zatrzymała się i stanęła odwrócona do niego tyłem, ale on połoŜył jej rękę na ramieniu 

i  wolno  obrócił  twarzą  ku  sobie.  DrŜała  na  całym  ciele,  serce  waliło  jej  mocno.  Thor 

nachmurzył się. 

- Przepraszam, jeśli sprawiłem ci przykrość. Nie chciałem. 

Nie odpowiedziała. Stała patrząc na niego, miotana sprzecznymi uczuciami. 

-  Saro,  czy  ty  się  mnie  boisz?  -  spytał  nagle.  Przez  dłuŜszą  chwilę  nie  odpowiadała. 

Wpatrywała się w jego twarz błyszczącymi od łez oczami, a następnie rzekła: 

- Tak, boję się ciebie. 

- Nie potrzebujesz się mnie bać. - Aby ją uspokoić połoŜył dłonie na jej ramionach. - 

Kapitan musi być wymagający, ale nie chciałem cię przestraszyć. Naprawdę nie chciałem. 

Czuła ucisk jego dłoni na swoich ramionach. Pod wpływem tego dotyku poczuła nagły 

przypływ poŜądania. 

- Czy tak? - szepnęła rozchylając zmysłowo usta. 

-  Tak,  ja.  .  -  Thor  przerwał  nagle,  widząc  poŜądanie  w  jej  oczach.  Jeszcze  mocniej 

ś

cisnął ją za ramiona, ale była obojętna na ból. Pragnęła jego ust i z utęsknieniem czekała na 

pocałunek.  PrzybliŜyła  się  ku  niemu,  uniosła  ręce  i  połoŜyła  mu  je  na  piersiach.  Wciągnął 

głęboko  powietrze  i  juŜ  jego  rozpalone  usta  całowały  jej  usta,  dając  upust  nieskrępowanej 

namiętności.  Sara  wydała  z  siebie  pomruk  wyraŜający  rozkosz,  której  nagle  doznała.  Jej 

radość  sięgnęła  zenitu,  kiedy  obejmując  go  rękami  za  szyję,  przylgnęła  do  niego  całym 

ciałem. Nagle gwałtownym ruchem odepchnął ją od siebie. 

-  Ty  lisico!  -  wykrzyknął.  Wpatrywał  się  w  nią,  dysząc  cięŜko.  Zacisnął  pięści.  - 

Miałem  rację  co  do  ciebie  -  wykrzyknął  dzikim  głosem.  Zmieniony  na  twarzy  oddalił  się 

pospiesznie, zostawiając oszołomioną Sarę samą w jej nagle zdruzgotanym świecie. 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

Najłatwiej byłoby spędzić cały dzień w kajucie, udając chorobę. Sara była jednak zbyt 

dumna,  aby  tak  zrobić.  Wstała  o  zwykłej  porze  i  zabrała  się  do  przygotowywania  śniadania 

dla  załogi.  Na  jej  twarzy  malował  się  pogodny  nastrój.  Z  tego  powodu  nikt  nawet  nie 

zauwaŜył, Ŝe ma podkrąŜone oczy i nieco rozdraŜniony głos. 

Tego  dnia  nie  odwaŜyła  się  jednak  zanieść  śniadania  Thorowi.  Poprosiła  o  to  Kena. 

Czym  innym  było  bowiem  udawanie  przed  załogą,  Ŝe  nic  się  nie  stało,  a  czym  innym 

spotkanie twarzą w twarz z Thorem. Byłoby to ponad jej siły. 

Płynęli często uczęszczanym szlakiem. Thor towarzyszył sternikowi na pokładzie lub 

teŜ dokonywał obserwacji radaru w pomieszczeniu nawigacyjnym.  Dzięki temu natknęła się 

na niego dopiero po południu. Wyszła na pokład, aby wyrzucić za burtę odpadki z kuchni. W 

momencie, kiedy opróŜniała wiadro, statek zakołysał się na skutek zmiany kursu i zamiast za 

burtę resztki jabłek i pomidorów wysypały się na pokład. Sara schyliła się, aby je podnieść. 

Dostrzegła wówczas Thora, który stał obok niej. 

-  Nie  nauczyłaś  się  jeszcze  rozpoznawać,  z  której  strony  wieje  wiatr?  -  powiedział 

ostrym głosem. - Usuń te śmieci i wysprzątaj pokład. 

Sara  spojrzała  na  niego  i  natychmiast  zaczęła  wykonywać  polecenie.  Starała  się  nie 

przywiązywać  wagi  do  złośliwej  pogardy,  jaką  zobaczyła  w  jego  oczach.  Kiedy  juŜ 

posprzątała i zeszła na dół, podszedł do niej Steve. 

- Kapitan twierdzi, Ŝe nie wyczyściłaś dobrze pokładu. Musisz zrobić to jeszcze raz. - 

Spojrzał na nią wymownie. - Co do mnie, wydaje mi się w porządku. 

-  Musiałam  czegoś  nie  zauwaŜyć  -  powiedziała  Sara.  Następnie  wzięła  szczotkę, 

uklękła i powtórzyła całą pracę. 

Gdy  skończyła,  podszedł  do  niej  Thor.  UwaŜnie  spojrzał  na  pokład.  Nie  mogąc 

znaleźć niczego więcej, z niechęcią w głosie powiedział. 

- W porządku. Wystarczy. 

Tego wieczoru, przy kolacji, Thor znalazł sobie kolejny powód do narzekań. Placek z 

mięsem, który przygotowała Sara, przypominał raczej jedną z potraw Kena. Zapomniała takŜe 

na czas włoŜyć chleb do piekarnika. Nie był więc wystarczająco spieczony. Thor wytknął jej 

te przewinienia ze złością. Sara wysłuchała go w milczeniu. Siedziała przy stole z pochyloną 

głową, wpatrzona w swój talerz. 

background image

Po  kolacji  Thor  udał  się  do  kuchni.  Rozejrzał  się  dookoła  i  polecił  Sarze  zrobić 

porządek. 

-  Tu  jest  obrzydliwie  -  wykrzyknął.  -  Dziwię  się,  Ŝe  nie  dostaliśmy  jeszcze  bólów 

Ŝ

ołądka. Nie zakończysz słuŜby, zanim nie zniknie stąd ten brud. 

Siedzący w mesie członkowie załogi słyszeli, co powiedział Thor. Słyszeli takŜe jego 

uwagi podczas posiłku. Kiedy Thor udał się do swej kabiny, do kuchni weszli Tony i Pete. 

-  Co  się  dzieje  z  szefem?  -  zapytał  Pete.  -  Zachowuje  się  jak  niedźwiedź  z  bolącą 

głową. 

Sara wzruszyła ramionami. 

- Przypaliłam placek. 

-  Ken  przypalał  kaŜdy  posiłek,  a  kapitan  nigdy  nie  zwrócił  mu  uwagi  w  ten  sposób. 

Czym go tak ubodłaś? 

-  Skąd  mogę  wiedzieć  -  powiedziała  Sara  z  irytacją.  -  Pozwólcie,  Ŝe  zajmę  się 

sprzątaniem, bo jak tego nie zrobię, to znowu się do mnie przyczepi. 

- Pomogę ci - zaofiarował się Tony. 

Sara z trudem zdobyła się na uśmiech. 

- Dziękuję, ale to nie jest praca dla dwóch osób. Nie martw się, dam sobie radę. 

Zabrała  się  do  pracy.  Skrobała  i  czyściła  kuchnię,  aŜ  rozbolały  ją  ręce.  Kiedy 

skończyła  -  pomieszczenie  lśniło  czystością.  Spojrzała  dokoła  z  dumą  i  udała  się  na 

spoczynek. Praca miała jedną zaletę. Dzięki niej natychmiast zasnęła. 

Zbudziło  ją  walenie  do  drzwi.  W  półśnie  wstała  z  łóŜka. Jej  włosy  były  w  nieładzie. 

Jedwabny szlafrok, jaki miała na sobie, przylepiony był do spoconego ciała. Otworzyła drzwi 

i zapytała: 

- Co się dzieje? Toniemy? 

- Nie! 

Thor spojrzał na nią ponuro. 

- Kto ci pozwolił pójść do łóŜka przed zakończeniem pracy? - powiedział ze złością. 

- Wyczyściłam przecieŜ kuchnię - zaprotestowała. 

-  MoŜe  według  ciebie  jest  czysta,  ale  dla  mnie  nie.  Ubieraj  się.  Oczekuję  cię  za  pięć 

minut. 

Im dłuŜej patrzyła na niego, na jego twarde rysy twarzy, tym bardziej wzbierał w niej 

gniew.  Ogarnęło  ją  znów  uczucie  wyczerpania,  a  takŜe  współczucia  nad  swoją  niedolą. 

Podporządkowując się mu powiedziała: 

- W porządku. 

background image

- Co powiedziałaś? - wykrzyknął. 

- Powiedziałam, w porządku. 

Zatrzymała się w pół słowa. Nie patrząc mu w oczy, dodała: 

- Znaczy, tak jest, kapitanie! 

- Teraz lepiej - odparł. 

Wyciągnął patelnie z szafki i szuflady z piekarnika. Odsunął teŜ piecyk mikrofalowy, 

aby odszukać miejsca, o których zapomniała. 

-  Powiedziałem,  Ŝe  ma  tu  nie  być  śladu  brudu.  Do  roboty!  Przyjdę  jeszcze,  aby 

sprawdzić. 

Wachta  zmieniła  się  o  północy.  Marynarze,  którzy  przed  zmianą  przyszli  do  kuchni, 

aby napić się kawy, zastali ją skrobiącą brud za piekarnikiem. Steve natychmiast podszedł do 

niej i chciał wziąć szczotkę, którą trzymała. 

- Pozwól mi to zrobić - powiedział. 

-  Zostaw.  To  praca  dla  dziewczyny  -  powiedział  Thor,  który  nagle  wynurzył  się  zza 

jego pleców. 

- Sara ledwo się trzyma na nogach, kapitanie. 

-  JeŜeli  kiedykolwiek  zostaniesz  kapitanem  marynarki,  w  co  bardzo  wątpię,  będziesz 

mógł  wydawać  rozkazy.  Ale  teraz  to  ja  tu  rozkazuję.  Weźcie  kawę  i  opuśćcie  kuchnię  - 

ofuknął go Thor cierpko. 

- Co za diabeł wstąpił w kapitana? - powiedział Steve, kiedy Thor juŜ się oddalił. Nikt 

jednak nie odpowiedział. Sara zaś odwróciła wzrok i wzięła się do dalszej pracy. 

-  Dziękuję  ci  za  dobre  intencje  -  powiedziała.  Kiedy  Thor  zjawił  się  w  kuchni 

ponownie,  udało  mu  się  znaleźć  nieco  kurzu  koło  sufitu.  Patrząc  Sarze  prosto  w  oczy, 

rozkazał  jej  to  wyczyścić.  Nie  chcąc  niczym  go  sprowokować,  wspięła  się  bez  słowa  na 

skrzynkę, aby wykonać jego polecenie. Oczy zamykały się jej ze zmęczenia. W pewnej chwili 

statek  podskoczył  niespodziewanie  na  jakiejś  wysokiej  fali  i  Sara  spadła  ze  skrzynki, 

uderzając się dotkliwie łokciem o zlew. Przez kilka minut leŜała na podłodze w bólu. Powoli 

wstała i skończyła pracę lewą ręką. 

Gdy  Thor  przyszedł  ponownie  do  kuchni,  zastał  Sarę  opartą  o  ścianę.'  Stała  ze 

zgiętymi  rękami, podpierając lewą dłonią stłuczony łokieć. Jej twarz  wyraŜała determinację. 

Postanowiła  nie  ulec  słabości  i  wstrzymać  się  od  płaczu.  Thor,  pochylony,  dokonywał 

inspekcji  kaŜdego  centymetra  kwadratowego  kuchni.  W  końcu  wyprostował  się.  Nie  był 

zadowolony. Palniki i szuflady lśniły tak, Ŝe moŜna było się w nich przeglądać. Nie mógł juŜ 

więc do niczego się przyczepić. 

background image

- W porządku. MoŜesz iść. Pilnuj tylko, aby kuchnia była zawsze taka czysta. 

Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. 

- Powiedziałem, moŜesz iść - powtórzył. 

- Rozkazujesz mi? Skrzywił się szyderczo. 

-  Chyba,  Ŝe  chcesz  tu  pozostać  i  czyścić  od  nowa.  Nie  odpowiedziała.  Kiedy 

odchodził,  na  jej  twarzy  pojawił  się  smutny  uśmiech.  Skóra  na  obolałych  rękach  była 

popękana. Czuła dotkliwy ból w łokciu. Gdy dotarła do swej kajuty, nie miała juŜ siły zdjąć z 

siebie ubrania. PołoŜyła się na łóŜku i natychmiast zasnęła. 

W ciągu następnych dni Thor zachowywał się podobnie. Dopatrywał się uchybień we 

wszystkim,  co  robiła,  i  karał  ją  bezlitośnie.  Nakazywał  jej  powtarzać  tę  samą  pracę  po  dwa, 

trzy razy. 

Sara domyślała się, dlaczego był na nią tak zły. Wyładowywał całą swą złość i mścił 

się  za  swoją  słabość.  Czy  pocałunkiem  zdradził  kobietę,  którą  kochał?  Czy  była  to  kobieta, 

która pisała do niego z Danii? 

Gdy  marynarze  słyszeli,  co  Thor  do  niej  mówił  i  widzieli,  co  z  nią  czynił,  ogarniało 

ich  bezgraniczne  zdziwienie.  Nie  widzieli  go  jeszcze  w  takim  stanie.  Gdy  próbowali  pomóc 

Sarze, otrzymywali polecenie, by zostawić ją w spokoju. Napięcie na statku rosło. Atmosfera 

zmieniała się na coraz gorszą. 

Sara  ze  stoickim  spokojem  przyjmowała  wszystkie  prace,  jakie  narzucał  jej  Thor. 

JednakŜe,  z  powodu  braku  ochronnych,  gumowych  rękawiczek,  na  jej  delikatnych  dłoniach 

pojawiły się wkrótce zadrapania. Jej paznokcie krwawiły. Próbowała to ukryć. Któregoś dnia 

do  kuchni  niespodziewanie  wszedł  Mack  i  dostrzegł,  jak  próbowała  zabezpieczyć  ręce  za 

pomocą woreczków plastikowych. 

- Co u licha robisz? 

- Nic. - Sara ukryła dłonie za sobą. 

- PokaŜ. 

-  To  nic,  naprawdę  -  powiedziała,  próbując  się  uśmiechnąć.  -  To  zwykła  kobieca 

próŜność. 

On jednak chwycił ją delikatnie za rękę, odwrócił i popatrzył na jej dłoń. 

- O rety, Saro! - wykrzyknął. Twoje palce krwawią. Musisz je natychmiast przemyć i 

zabandaŜować. Poczekaj, ja... 

- Nie! Nic mi nie jest. 

- Mówisz głupstwa. Musi cię to strasznie boleć. Idź natychmiast do kapitana i... 

Przerwał, widząc przestrach w jej oczach. 

background image

-  Saro,  co  zaszło  między  tobą  a  kapitanem? Przez  ostatni  tydzień  traktuje  cię,  jakbyś 

była nikim. Co zrobiłaś, Ŝe jest na ciebie taki cięty? 

- To nie ma znaczenia - odparła. 

-  Z  pewnością  ma.  Nie  moŜe  cię  w  ten  sposób  traktować.  Pójdę  i  przemówię  mu  do 

rozumu - powiedział ze złością. 

Odwrócił się, aby odejść, lecz Sara chwyciła go za ramię. 

- Nie trzeba, Mack. Tylko pogorszysz sprawę. Będzie myślał, Ŝe cię wysłałam. 

- Ale tak dalej nie moŜe być! Nie wytrzymasz dłuŜej takiego traktowania! 

- Wytrzymam - odparła gwałtownie. - Wytrzymam wszystko. Nie poddam mu się. 

Mack popatrzył na nią. 

- A więc chodzi o związek miedzy wami. Czy to masz na myśli? 

- Myślę, Ŝe tak. 

Odwróciła  wzrok,  Ŝałując,  Ŝe  powiedziała  tak  duŜo.  Mack  jednak  musiał  wysnuć  z 

tego jakiś wniosek, gdyŜ powiedział krótko: 

- W takim razie musisz sama zdecydować. Tak dalej być nie moŜe. 

-  Do  końca  podróŜy  pozostało  mniej  niŜ  tydzień.  Do  tego  czasu  wszystko  się  samo 

jakoś ułoŜy. 

Zaśmiał się szyderczo. 

- Wątpię. Ale teraz musisz zrobić coś z rękami. Nie bój się, pójdę do kabiny kapitana 

po apteczkę. JeŜeli będzie się o coś pytał, powiem, Ŝe poparzyłaś sobie dłonie. 

Wrócił szybko z powrotem z apteczką. 

- Wszystko w porządku. Nie było go. Rozpoczął bandaŜowanie jej dłoni. 

- Nie jestem w tym dobry - powiedział. - Kapitan to prawdziwy ekspert. Tylko on zna 

się na medycynie na tym statku. 

-  Czuję  się  lepiej.  Dziękuję.  Czy  mógłbyś  mi  teraz  nałoŜyć  na  ręce  woreczki 

plastikowe? Muszę jeszcze wyczyścić ubikację i prysznice. 

- Nie powinnaś tego robić. 

-  Ktoś  musi.  Przymocuj  woreczki  taśmą  elastyczną.  Mack  uczynił  tak,  jak  prosiła, 

chociaŜ bez przekonania. 

- Woreczki długo nie wytrzymają. Spróbuję znaleźć ci coś lepszego. 

- Jesteś kochany. - Wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. 

- A więc to tak! 

Nagły skurcz przeszedł serce Sary, ale odetchnęła z ulgą, gdy ujrzała, Ŝe to tylko Pete. 

- Widzę, Ŝe romansujemy z oficerami - powiedział Pete rozbawionym głosem. 

background image

-  Sara  i  ja  tworzymy  towarzystwo  wzajemnej  adoracji,  dostępne  tylko  dla  wyŜszych 

szarŜy - odpowiedział mu Mack z uśmiechem. - A jak ma się twoje ramię? 

- Boli jak diabli. Saro, dlaczego masz worki na rękach? 

- To najnowszy krzyk mody - odpowiedziała. Pete westchnął. 

- Na głupie pytanie... 

Podszedł do ekspresu, aby nalać sobie kawy. 

- Ale juŜ tak na serio, dlaczego... 

Odwrócił się i momentalnie umilkł, widząc, jak Thor wkracza do kuchni. 

Oczy  kapitana  zatrzymały  się  natychmiast  na  apteczce,  która  wciąŜ  stała  otwarta  na 

stole. 

- Kto jest ranny? - zapytał Macka. 

- Nikt odpowiedział spokojnie Mack. - Sprawdzamy opatrunek Pete'a i to wszystko. 

Pete  otworzył  szeroko  oczy  ze  zdziwienia,  ale  udało  mu  się  zachować  powagę  na 

twarzy,  podczas  gdy  Sara  ukryła  dłonie  za  sobą.  Thor  skinął  głową.  Obrzucił  Sarę  zimnym 

spojrzeniem i rzekł: 

-  Sądziłem,  Ŝe  powiedziałem  ci  dosyć  wyraźnie,  abyś  wyczyściła  prysznice.  Idź  tam 

natychmiast, zamiast zabierać czas innym. 

Podszedł  do  ekspresu,  aby  nalać  sobie  kawy.  Sara  wzięła  wiadro  i  wymknęła  się  z 

kuchni za jego plecami. 

Reszta  dnia  upłynęła  raczej  spokojnie.  Było  tak  przede  wszystkim  dlatego,  Ŝe  Thor 

prawie nie wychodził. Posilał się zamknięty w swojej kabinie. W końcu jednak, pod wieczór, 

zdecydował się zejść do mesy na kolację. 

Sara  przyrządziła  w  tym  dniu  duszone  mięso  z  jarzynami.  Nie  chcąc,  aby  Thor 

zauwaŜył, Ŝe coś jej się stało z rękami, zdjęła opatrunki. Załoga skończyła zimną przekąskę i 

czekała,  aŜ  przyniesie  drugie  danie.  Gdy  zdejmowała  potrawę  z  palnika,  poczuła  prze-

szywający ból. Strumień gorąca przedostał się przez szmatkę, przez którą trzymała garnek, i 

poraził  jej  chore  palce.  Krzyknęła.  Garnek  z  mięsem  wysunął  się  jej  z  rąk.  Instynktownie 

próbowała go jeszcze złapać, pokrywka zsunęła się i gorąca potrawa wylała się na jej prawą 

dłoń.  Krzyczała  z  bólu,  podczas  gdy  męŜczyźni,  jak  jeden  mąŜ,  rzucili  się  do  kuchni  na 

pomoc. 

Sara  stała  oparta  o  szafkę,  próbując  walczyć  z  bólem.  W  kuchni  znalazła  się  prawie 

cała załoga. Nadszedł Thor. 

- Odejść! Nie ma tutaj miejsca dla was wszystkich - krzyknął. Spojrzał na Sarę. - A ty 

przyrządź nam teraz coś innego do jedzenia i posprzątaj to wszystko. 

background image

- Ale przecieŜ ona się poparzyła - oświadczył Steve. 

-  To  ją  nauczy  nie  być  taką  niedojdą  na  przyszłość.  Thor  odwrócił  się,  aby  pójść  z 

powrotem do mesy. 

Drogę jednak zastąpili mu męŜczyźni. Patrzyli na niego ze zdumieniem i ze złością. Z 

tłumu wyłonił się Mack. 

- Dlaczego, u diabła, nie znajdziesz sobie kogoś swojego wzrostu, kapitanie? A moŜe 

wyobraŜasz sobie, Ŝe ta bezbronna dziewczyna jest godnym ciebie przeciwnikiem? 

Odwrócił się nagle i schwycił Sarę za rękę, popychając ją jednocześnie do przodu. 

- Nie! - zakrzyknęła. Próbowała się opierać, ale on trzymał ją za nadgarstki i wykręcił 

jej ręce dłońmi do góry. 

-  Popatrz  na  jej  dłonie.  Ona  nie  jest  męŜczyzną.  Nie  nadaje  się  do  prac,  które  jej 

zlecasz.  Ale  ty  przyczepiłeś  się  do  niej  i  zrobiłeś  z  niej  swoją  ofiarę.  Nie  wiem  dlaczego. 

Zresztą  nie  obchodzi  mnie  powód.  Interesuje  mnie,  Ŝe  to,  co  z  nią  robisz,  przechodzi  juŜ 

wszelkie granice. 

Thor  słuchał,  wpatrując  się  w  dłonie  Sary.  Próbowała  wyrwać  się  z  uścisku  Macka. 

Była zdenerwowana i zła, Ŝe zaradził jej tajemnicę. 

- Nic mi nie jest - wyszeptała. 

-  To  nieprawda  -  odparł  Mack.  -  Sparzyłaś  się.  Twoje  dłonie  trzeba  jeszcze  raz 

zabandaŜować. Steve, przynieś szybko apteczkę - powiedział rozkazującym tonem. 

Steve  natychmiast  wykonał  jego  polecenie.  Thor  podniósł  głowę,  popatrzył  na  ludzi 

stojących w przejściu i na Macka. Jego twarz wydawała się dziwnie blada i wyczerpana. 

- Jest apteczka - zakomunikował Steve. Mack zaprowadził Sarę do mesy. 

- Usiądź - powiedział. - Zrobię ci opatrunek. Steve, znajdź maść na oparzenia. 

W tym momencie Thor wyciągnął przed siebie rękę, aby go powstrzymać. 

-  Ja  to  zrobię  -  powiedział.  -  Ken,  przyrządź  nam  coś  do  zjedzenia.  Reszta  niech 

wyczyści kuchnię. 

MęŜczyźni  popatrzyli  na  siebie  pytająco.  Nie  minęła  chwila,  a  było  juŜ  po  buncie. 

Zastosowali się do jego poleceń. 

Posłuchał  go  równieŜ  Mack.  Z  pewnym  wahaniem  odstąpił  mu  miejsce  przy  Sarze 

Stał jednak w pobliŜu i obserwował. 

- Powinnaś była opatrzyć je juŜ wcześniej - rzekł Thor ostro, spoglądając na jej dłonie. 

- Miała ręce zabandaŜowane, ale zdjęła opatrunek, abyś niczego nie zauwaŜył - wtrącił 

się Mack. - Jest dumna i uparta. JeŜeli chcesz znać moje zdanie, jesteście tak samo szaleni. 

background image

- Nie pytałem cię o zdanie - odpowiedział Thor. - Idź na pokład i obejmij dowództwo 

statku. 

Mack wahał się tym razem dłuŜej. W końcu rzekł do Sary, wyraźnie cedząc słowa: 

- Poślij po mnie, jeŜeli będziesz potrzebowała pomocy. Gdy Mack odszedł, Thor rzekł 

szorstko. 

- Niemądra, dlaczego mi nic nie powiedziałaś? Przez moment ich oczy spotkały się. W 

jego  oczach  widać  było  złość.  Gdy  tak  patrzył  na  nią,  stopniowo  zarysowało  się  w  nich 

zaciekawienie. 

-  Nie  rozumiem  cię  powiedział  krótko.  -  Czasem  zachowujesz  się  jak  łatwa 

dziewczynka.  Innym razem z kolei - popatrzył na jej spracowane ręce jesteś dumna i uparta 

do tego stopnia, Ŝe moŜesz doprowadzić się do takiego stanu. 

- Nawet łatwe dziewczynki mają swoją dumę - powiedziała Sara przekornie. 

- JeŜeli byłyby dumne, nie byłyby dziewczynkami - Thor zachmurzył się, zdając sobie 

nagle sprawę z tego, co powiedział. - Niczego juŜ więcej nie dodawaj. 

- MoŜe nie jesteś dobry z arytmetyki - powiedziała z odrobiną zuchwałości. 

Nadszedł Ken z koszykiem butelek. 

-  Udało  nam  się  ocalić  większą  część  kolacji  -  powiedział  radośnie.  -  Ziemniaki  i 

chleb są w porządku. MoŜemy rozpocząć posiłek, kapitanie. 

-  Na  razie  opatrunek  powinien  wystarczyć  -  powiedział  Thor.  -  Oparzenia  nie  są 

powaŜne. Nie mocz rąk w wodzie. Jutro zobaczę, jak się goją. 

- Dziękuję - odpowiedziała Sara machinalnie. 

Było to niełatwe zawieszenie broni. Sara nie musiała juŜ więcej wykonywać cięŜkich 

prac. Dzięki temu jej ręce zaczęły się goić. Nie była jednak pewna, czy poprawa ich stanu jest 

korzystna  dla  niej,  czy  nie.  KaŜdego  bowiem  ranka,  po  śniadaniu,  udawała  się  do  kabiny 

Thora, aby zmienić opatrunek. JuŜ na pół godziny przed tym zabiegiem ogarniały ją zmienne 

uczucia. Czekała z napięciem na te spotkania, a jednocześnie bała się. Dawały jej one szanse 

bycia z nim sam na sam. Mogła odczuć jego dotyk i bliskość. Z drugiej strony, Thor odnosił 

się do niej chłodno.  Z duŜą sprawnością smarował jej ręce maścią i opatrywał je bandaŜem. 

Nie  okazywał  przy  tym  śladu  Ŝadnych  uczuć.  Nie  mówił  do  niej  nic,  poza  tym,  co 

bezpośrednio wiązało się ze zmianą opatrunku. 

Pewnego dnia Mack przyniósł jej własnoręcznie zrobioną parę rękawiczek. 

-  Och,  Mack!  Dziękuję.  Bardzo  mi  się  przydadzą.  Ale  czy  przypadkiem  nie 

poświęciłeś na nie swojego sztormiaka? 

Mack pokręcił przecząco głową. 

background image

- Kapitan dał mi swoją zapasową kurtkę przeciwdeszczową. 

Sara wypowiedziała jedynie „och” i zaniemówiła, nie mogąc w pierwszym momencie 

pozbierać myśli. 

Zwolnienie  z  dotychczasowych  obowiązków  dawało  Sarze  duŜo  wolnego  czasu  na 

przemyślenie  wszystkich  spraw.  Większość  czasu  spędzała  na  pokładzie,  opalając  się. 

Usiłowała czytać ksiąŜkę, ale myślami była wciąŜ przy Thorze. 

.  Mijały  dni.  Godziny,  które  zostały  do  zakończenia  podróŜy,  stawały  się  coraz 

bardziej  drogocenne.  Thor  nie  ukrywał,  Ŝe  z  przyjemnością  wysadzi  ją  na  ląd,  gdy  tylko 

dobiją  do  Rodos.  Czasami  Sara  sama  pragnęła  juŜ  tam  być.  Widzieć  go  na  co  dzień,  a 

jednocześnie nie być z nim, to było dla niej bardzo bolesne. JednakŜe świadomość, Ŝe juŜ go 

nigdy więcej nie zobaczy, stawała się równieŜ nie do zniesienia. 

Pragnęła  wówczas,  aby  czas  się  zatrzymał.  Chciała  spoglądać  na  jego  pięknie 

zbudowane ciało i rozmyślać, co mogłoby się stać, gdyby ją pokochał. 

-  Nie  wiedziałem,  Ŝe  jest  ci  tak  samo  dobrze  z  góry,  jak  z  dołu  -  skomentował  Pete, 

rozciągnięty na pokładzie obok niej. Jego głos wyrwał ją z zamyślenia. 

-  Co  masz  na  myśli?  -  spytała  nieco  zakłopotana.  PrzybliŜył  się  do  niej  i  wziął  jej  z 

ręki ksiąŜkę. 

- Od dłuŜszego czasu czytasz ją odwróconą. 

- Och - zaczerwieniła się. - Musiałam się zdrzemnąć - powiedziała szeptem. 

- Jasne, Ŝe śnisz na jawie. Czy chcesz, Ŝebym posmarował ci plecy olejkiem? 

- Proszę. 

Sara miała na sobie bikini. Była pięknie opalona. Słońce śródziemnomorskie stawało 

się  jednak  coraz  silniejsze.  Musiała  więc  uwaŜać,  aby  się  nie  spalić.  Pete  zabrał  się  do 

smarowania  jej  pleców.  Wkrótce  jego  niezgrabne  zabiegi  i  fakt,  Ŝe  na  dwie  osoby  posiadali 

jedynie jedną zdrową rękę, rozbawiły ich oboje. Wybuchnęli śmiechem. 

W  pewnej  odległości  od  nich  stał  na  pokładzie  Thor,  który  pokazywał  Stevowi,  jak 

wyznaczyć  pozycję  statku  za  pomocą  sekstansu.  Ich  śmiech  wyprowadził  go  na  moment  z 

równowagi. Patrząc na nich, zapomniał nagle o wszystkim dokoła. Po chwili jednak odwrócił 

się gwałtownie i kontynuował pokaz. 

-  Szkoda,  Ŝe  nie  moŜesz  mi  się  odwzajemnić  i  nasmarować  mi  pleców  -  powiedział 

Pete ze śmiechem w głosie. 

- Nie potrzebujesz. Twoja skóra jest gruba, jak u hipopotama. 

- Aha. Dziękuję. 

Pete przyzwyczaił się, Ŝe z niego Ŝartowano i nawet to lubił. Zapytał Sarę: 

background image

- Co zrobisz, gdy dopłyniemy do Rodos? 

-  Gdybym  to  ja  wiedziała  -  odparła.  -  Mam  nadzieję,  Ŝe  otrzymam  nową  kartę 

kredytową. Dzięki temu będę mogła pobrać trochę gotówki z konta. Nie sądzę jednak, aby mi 

starczyło na powrót do  Anglii. Będę musiała znaleźć sobie pracę w Rodos. Mozę rozpocznę 

pracę w hotelu albo na statku pasaŜerskim. 

- Przyjedź do Australii! 

-  Do  Australii?  To  chyba  za  daleka  podróŜ  dla  samotnej  kobiety.  Poza  tym  nie  mam 

pieniędzy. 

- MoŜesz pojechać ze mną. 

Pete zdziwił Sarę tą nagłą propozycją. 

- PrzecieŜ ty nie musisz opuszczać statku. Kapitan zezwoli ci na dalszą słuŜbę, nawet 

jeŜeli twoja ręka okaŜe się złamana. Czy tak? 

-  Oczywiście.  Nie  zamierzam  jednak  zostawać  tu  na  zawsze.  Zaciągnąłem  się,  aby 

poznać kawałek Europy. W Australii czeka mnie praca na stacji mojego ojca. 

- Będziesz pracował na kolei? Pete roześmiał się. 

-  Nie,  głupia.  Na  stacji  hodowlanej.  Hodujemy  owce.  Na  pewno  będzie  ci  się  u  nas 

podobać. 

-  Ale  czy  zostanę  zaakceptowana?  -  powiedziała  Sara  z  uśmiechem.  -  Czy  artyści  i 

owce pasują do siebie? 

-  Wydaje  mi  się,  Ŝe  będzie  ci  się  powodziło,  gdziekolwiek  się  udasz.  Jesteś 

dziewczyną z ikrą. 

Jak na Pete'a był to prawdziwy komplement. Sara pochyliła się i dotknęła lekko jego 

obnaŜonych pleców, wyraŜając mu tym samym swoją wdzięczność. 

- Dziękuję, Pete. Ja... 

Padł na nich cień. Thor i Steve przybliŜyli się i stanęli w pobliŜu. Sara podniosła się z 

wdziękiem. 

- Przepraszam - powiedziała. - Muszę juŜ iść. Inaczej Ken przypali obiad. 

Odchodząc,  widziała,  jak  Thor  spoglądał  na  nią  szyderczo.  Z  łatwością  mogła 

odczytać, co myśli. Myślał, Ŝe teraz z kolei próbuje uwieść Pete'a. 

Upłynęły trzy tygodnie od dnia, w którym Sara dostała się na pokład, kiedy wpłynęli 

do  portu  na  wyspie  Rodos.  Było  to  nad  ranem.  Dopłynęli  do  wyspy  od  strony  zachodniej. 

Słońce oświetlało w pełni ich Ŝagle, tak, Ŝe przybrały barwę szczerozłotą. Thor wydał polece-

nie  wywieszenia  flag  narodowych  tych  państw,  które  były  reprezentowane  na  pokładzie. 

Dzięki temu statek wyglądał okazale. 

background image

Podpłynęli  do  wyspy  tak  blisko,  Ŝe  widać  juŜ  było  ludzi  machających  im  z  brzegu. 

Wreszcie ujrzeli potęŜny mur z wieŜami obronnymi i bramą fortecy Rycerzy Świętego Jana z 

Jerozolimy, która górowała nad portem. 

Sara była urzeczona widokiem. Statek wpływał do starego portu Madraki przez wąski 

przesmyk,  nad  którym  stał  ponoć  w  staroŜytności  legendarny  posąg  kolosa  z  Rodos. 

StaroŜytny port i szereg wiatraków tworzyły malowniczą linię brzegu. 

Przybili  zgrabnie  do  nadbrzeŜa  w  basenie  portowym,  gdzie  czekał  na  nich  juŜ  tłum 

ludzi. Opuszczono trap i na pokład wszedł kapitan portu oraz celnik. Gdy Sara ich zobaczyła, 

opuścił  ją  nagle  błogi  nastrój,  w  który  została  wprowadzona  wspaniałym  widokiem  portu. 

Thor  zaprosił  urzędników  na  dół,  do  swojej  kabiny  i  mogła  się  domyślać,  Ŝe  jednym  z 

punktów ich narady będzie sprawa wysadzenia jej na ląd. 

Widząc, Ŝe jest zasmucona, Tony zbliŜył się do niej i szturchnął dobrotliwie w plecy. 

- Nie martw się - powiedział. - JuŜ niedługo będziesz w domu. 

-  W  domu?  -  uśmiechnęła  się  gorzko.  -  Tak  naprawdę,  to  nie  mam  domu.  Nie  mam 

dokąd się udać i nigdzie mnie nie ciągnie. 

- Nam równieŜ przykro byłoby ciebie zostawić - powiedział Tony z sympatią w głosie. 

- Czy tak, przyjaciele? 

- Co się dzieje? 

ZbliŜyli się do nich Ken, Arne i Steve. 

- Mówiłem, Ŝe nie chcielibyśmy, aby Sara odeszła. 

-  Oczywiście,  Ŝe  nie  -  powiedział  Ken  stanowczo.  -  KtóŜ  zająłby  się  za  mnie 

gotowaniem? 

- Musielibyśmy znowu rozkoszować się twoimi daniami - z ust Arne wydarł się jęk. - 

Dlaczego  nie  poprosisz  kapitana,  aby  zezwolił  ci  na  pełnienie  obowiązków  członka  załogi 

podczas  naszego  postoju  na  Rodos?  W  ten  sposób  zarobisz  trochę  pieniędzy  i  pozostaniesz 

wśród przyjaciół. 

- Bardzo bym chciała. Ale to na nic się nie zda. Kapitan chce się mnie pozbyć. Moje 

bagaŜe są juŜ spakowane. Jestem gotowa do drogi. 

-  Tak  nie  moŜe  być  -  ostro  zareagował  Tony.  -  Chcemy,  aby  Sara  została.  Jest  tu 

potrzebna. Kapitan nie moŜe jej tak po prostu wyrzucić na ląd i nie troszczyć się o jej dalszy 

los. Nie moŜna pozwolić na to, by sama udała się w podróŜ samolotem do Anglii. 

- Pozwolił mi pozostać na pokładzie - powiedziała szybko Sara. - To wszystko, na co 

się zgodził. Od początku wiedziałam, Ŝe jak dopłyniemy, muszę opuścić statek. 

background image

- A więc to tak! - skomentował Arne. MęŜczyźni odeszli do miejsca, gdzie stali Mack 

i  Pete,  i  zaczęli  się  naradzać.  W  tym  momencie  na  pokładzie  pojawił  się  Thor  wraz  z 

miejscowymi urzędnikami. Podszedł wpierw do Pete'a i powiedział: 

- Załatwiliśmy ci prześwietlenie. Tu jest adres szpitala i pieniądze na taksówkę. JeŜeli 

ramię  jest  złamane  i  nie  będzie  cię  dłuŜej,  zadzwoń  do  Kapitanatu  Portu.  Prześlą  nam 

wiadomość. 

Pete wziął pieniądze i kartkę z adresem. 

- Tak jest, kapitanie. Dziękuję. Przebiorę się i wychodzę. 

Thor skinął głową i zwrócił się z kolei do Sary: 

-  Czy  moŜesz  udać  się  do  mojej  kabiny?  Próbując  stłumić  emocje,  Sara  podąŜyła  za 

nim. 

Weszli do środka. 

-  Rozmawiałem  ze  straŜą  graniczną  -  powiedział  nagle.  -  Twój  paszport  jeszcze  nie 

nadszedł. Będę musiał wybrać się do konsulatu brytyjskiego, by dowiedzieć się, co się stało. 

Mam za to dla ciebie list z banku. 

Wręczył Sarze list. Wzięła go, lecz nie otworzyła koperty. 

-  Wyjaśniłem  twoją  sytuację.  Powiedziano  mi,  Ŝe  jak  tylko  będziesz  miała  paszport, 

będziesz  mogła  opuścić  Rodos.  Niestety,  jak  długo  paszportu  nie  ma,  musisz  pozostać  na 

statku.  Myślę,  Ŝe  uda  się  wszystko  załatwić  jeszcze  dzisiaj  i  zejdziesz  na  brzeg.  A  teraz 

moŜesz iść. 

Głos Thora wydawał jej się teraz bardziej twardy i nieubłagany niŜ zazwyczaj. Prawie 

nie patrzył w jej stronę,  gdy do niej mówił. To nie była przecieŜ jej wina, Ŝe przez moment 

uległ  własnej  słabości  i  poddał  się  namiętnościom.  Z  podniesioną  głową  Sara  powiedziała 

wyraźnie: 

-  Powinnam  podziękować  ci  za  to,  Ŝe  pozwoliłeś  mi  pozostać  na  pokładzie.  Gotowa 

jestem opuścić statek, kiedy tylko zechcesz. 

Słysząc to, podniósł głowę i na moment twarz mu złagodniała. W jego oczach widać 

było  cierpienie.  Po  chwili  jednak  odwrócił  wzrok  i  tylko  napięte  mięśnie  zdradzały,  Ŝe  jest 

zdenerwowany. Skinął szybko głową. 

- Dam ci znać, kiedy przyjdzie twój paszport - powiedział. 

Sara  wyszła  z  kabiny  na  chwiejnych  nogach.  Weszła  do  mesy,  usiadła  i  spojrzała  na 

kopertę,  którą  trzymała  w  rękach.  Nawet  jeŜeli  Thor  czuł  coś  do  niej,  swoim  zachowaniem 

wyraźnie  pokazał,  Ŝe  nie  podda  się  swemu  uczuciu.  Nie  wiadomo  dlaczego  postanowił  nie 

angaŜować się w ten związek. Nie pozostawało nic innego, jak odejść i zapomnieć o nim. 

background image

Patrzyła pustym wzrokiem przed siebie, czując wyczerpanie. Siedziała tak do chwili, 

gdy pojawił się Pete. 

- Sara? 

Zamrugała oczami i popatrzyła na niego. 

- Tak? 

- Schodzę na brzeg i idę do szpitala - powiedział. - Przedtem chciałem się poŜegnać. 

Schodzisz takŜe? 

Sara pokręciła przecząco głową. 

-  Mój  paszport  jeszcze  nie  nadszedł.  Kapitan  powiedział,  Ŝe  odbierze  go  dzisiaj  po 

południu. Wtedy odejdę. 

- Chcesz odejść? 

Spuściła wzrok i wzięła ze stołu kopertę. Chwyciła ją tak mocno, Ŝe aŜ się pogniotła. 

- Będzie lepiej, gdy odejdę. Kapitan nie lubi kobiet na pokładzie. 

- Czy to list od matki? - zapytał Pete. 

- Ten? Nie, to z banku. 

Rozcięła  kopertę,  wyjęła  list  i  po  cichu  przeczytała.  Wybuchnęła  histerycznym 

ś

miechem. 

- Tylko tego mi brakowało! 

- Co takiego? 

Zanim zdąŜyła mu odpowiedzieć, Pete wziął list i przeczytał. 

- Piszą, Ŝe twoje konto jest puste. Wszystkie pieniądze zostały pobrane w Oranie. 

Sara zaśmiała się gorzko. 

-  W  ten  sposób  Alt  Messaad  odwdzięczył  mi  się  za  to,  Ŝe  nie  wpadłam  w  jego 

ramiona. 

- To wyjaśnia sytuację - wyszeptał Pete. - Nie moŜesz opuścić statku bez pieniędzy. 

- Oczywiście, Ŝe mogę. Sara wzięła od niego list. 

- Jestem obywatelką brytyjską. Pójdę do konsulatu, poŜyczę trochę pieniędzy i znajdę 

sobie pracę. Nie ma problemu. 

Pete otworzył usta, a ona dodała szybko: 

- Przypadkiem nie wpadnij na pomysł, aby mi coś poŜyczyć, Pete. Nie przyjmę. Jesteś 

moim przyjacielem. Od przyjaciół nie poŜyczam. 

Znowu otworzył usta. 

-  I  nie  mów  o  tym  kapitanowi.  Zaofiarował  mi  przejazd  i  to  wszystko.  Nie  mamy  w 

stosunku do siebie Ŝadnych długów. Chciałabym, aby tak pozostało. 

background image

Spojrzała na niego badawczo. 

- Przyrzeknij mi, Ŝe nic nie powiesz. 

Wstał. Na jego twarzy widać było wzburzenie. 

- Czy mogę teraz coś powiedzieć? JeŜeli chcesz tak postąpić, to twoja sprawa. Daj mi 

przynajmniej  znać,  gdzie  się  zatrzymasz.  Obiecujesz?  Byliśmy  dobrymi  kumplami.  Chcę, 

abyśmy byli w kontakcie. 

Uśmiechnęła się do niego ciepło. 

- Owszem, będziemy. Wyzdrowiej jak najszybciej. Puścił do niej oczko. 

- Sądzę, Ŝe to tylko zwichnięcie. 

Gdy  Sara  wyszła  na  pokład,  dowiedziała  się,  Ŝe  Thor  poszedł  się  spotkać  z 

producentem  filmu,  do  którego  statek  został  zaangaŜowany  Część  załogi  równieŜ  zeszła  na 

brzeg.  Sara  posmutniała,  Ŝe  nie  będzie  mogła  ich  poŜegnać.  Jednak  spokojnie 

przygotowywała obiad dla załogi. 

Na  głos  klaksonu  podeszła  do  iluminatora  i  wyjrzała  na  zewnątrz.  Zobaczyła 

taksówkę, którą przyjechał Pete. Był uśmiechnięty. Na ręce miał załoŜony temblak. Podniósł 

prawą  dłoń,  odwrócił  się  i  pomachał  w  kierunku  nabrzeŜa.  Sara  widziała  innych  męŜczyzn 

podąŜających  w  kierunku  statku.  Kiedy  wyjrzała  drugi  raz,  nadjechała  kolejna  taksówka,  z 

której  wysiadł  Thor.  Pełna  napięcia,  z  wypiekami  na  twarzy,  udała  się  na  górę,  aby  odebrać 

swój paszport. 

Thor odwrócił się, widząc, jak Sara wchodzi na pokład. 

- Idź na dół, do mojej kabiny - powiedział. Wtedy wystąpił do przodu Mack. 

- Chwileczkę, kapitanie. Sądzę, Ŝe wszyscy tutaj chcielibyśmy wiedzieć, co stanie się 

z Sarą. 

- To jej sprawa - odrzekł. 

- Nasza teŜ, jako załogi. 

Thor objął bacznym spojrzeniem stojących wokół ludzi. 

- Saro? To zaleŜy od ciebie - powiedział. Zaskoczona zaistniałą sytuacją, odparła: 

- Nie mam przed nimi Ŝadnych tajemnic. 

-  W  porządku  więc  -  Thor  wzruszył  ramionami.  -  Ambasada  w  Atenach  wyda  ci 

paszport po uzupełnieniu pewnych danych. JednakŜe udało mi się przekonać lokalne władze, 

aby wydały ci dokument tymczasowy, dzięki któremu moŜesz bez przeszkód zejść na ląd. Nie 

będziesz  mogła  na  razie  opuścić  Rodos  i  będziesz  musiała  meldować  się  codziennie  na 

policji. Zrozumiałaś? 

- Tak. Dzię... dziękuję. - Sara poczuła się nieco zamroczona. 

background image

- Chciałem podziękować ci za pracę, którą wykonałaś - dodał Thor niespodziewanie. - 

Przyjmij,  proszę,  zapłatę,  która  odpowiadałaby  twojemu  wynagrodzeniu,  gdybyś  była 

regularnym członkiem załogi. 

Podał jej pieniądze, a Sara spoglądała na nie, zastanawiając się, czy duma pozwala jej 

to wziąć. 

-  Chwileczkę,  kapitanie  -  Mack  wysunął  się  do  przodu.  -  W  dalszym  ciągu 

potrzebujemy kucharza. Dlaczego nie mielibyśmy zatrzymać Sary jako członka załogi? 

Odezwał  się  za  nim  pomruk  poparcia  ze  strony  stojących  męŜczyzn,  lecz  Thor 

przerwał krótko: 

- Zamierzam zatrudnić nowego kucharza. 

- Dlaczego zatrudniać kogoś nowego, skoro Sara świetnie sobie radzi? Robi najlepsze 

potrawy pod słońcem. 

- Mówiłem juŜ wam. Ja... 

- Faktem jest - przerwał Mack - Ŝe ludzie nie chcą nikogo innego. 

Thor zmarszczył brwi. 

- Co mówisz? 

-  Przeprowadziliśmy  małą  naradę  i  zdecydowaliśmy,  Ŝe  chcemy,  aby  Sara  pozostała. 

A jeŜeli rzeczywiście wolisz, aby odeszła... CóŜ, nie będzie dobrej strawy na statku, nic nam 

więc nie pozostanie, jak zejść na ląd na parę tygodni. 

- Nie muszę wam przypominać, Ŝe zawarliście umowę na czas kręcenia filmu. 

- W umowie jest mowa o właściwym wyŜywieniu. Sara chciała się wtrącić, ale Mack 

wzniósł rękę i powstrzymał ją. Następnie powiedział stanowczo: 

-  Tylko  do  końca  filmu,  kapitanie  Nie  moŜemy  pracować  bez  właściwego 

wyŜywienia. 

Jego  zimne,  niebieskie  oczy  obiegły  ich,  jednego  po  drugim.  Niektórzy  zbledli,  ale 

wszyscy wytrzymali jego wzrok. Wiedząc, kiedy naleŜy ustąpić, Thor rzekł krótko: 

- W porządku więc. Zostaje do końca filmu. 

- Dziękujemy, kapitanie. - Mack uśmiechnął się szeroko do Sary, a Thor odwrócił się i 

odszedł. 

Popatrzyła  na  Macka  z  wdzięcznością,  nie  mogąc  wykrztusić  z  siebie  słowa.  Wtem 

usłyszała  wołanie  Thora.  Stał  przy  schodkach  biegnących  z  pokładu.  Podeszła  do  niego.  W 

ręku trzymał pieniądze. 

- Twoja pensja. Wahała się, ale on nalegał. 

- Weź. 

background image

Powoli  wyciągnęła  rękę  i  wzięła  zapłatę.  Ich  oczy  spotkały  się.  Głosem,  w  którym 

moŜna było odczuć prawdziwy gniew, powiedział: 

- Czy juŜ nigdy się ciebie nie pozbędę? 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

- Saro! Co on ci powiedział? 

Wciągnęła  głęboko  powietrze  i  dzięki  temu  udało  się  jej  jakoś  utrzymać  siebie  w 

ryzach. Na jej bladej twarzy pojawił się uśmiech. 

- To bardzo ładnie z waszej strony, Ŝe chcieliście, abym została. Nie wypadało jednak 

stawiać Thora w takiej sytuacji. Będzie na was zły i... 

- Nie, nie będzie - odparł Mack. - A my wyłącznie przedstawiliśmy mu naszą sugestię. 

To prawda, Ŝe przywykliśmy do twojej obecności. 

- Jestem wam wdzięczna. 

- Myślimy wyłącznie o naszych Ŝołądkach - powiedział Pete i roześmiał się. 

- Czy w ten sposób podbiłam wasze serca? - odrzekła Sara z uśmiechem, który jednak 

szybko  zniknął  z  jej  twarzy,  gdy  tylko  męŜczyźni  odeszli.  Podeszła  do  poręczy  nadburcia. 

Ledwo mogła się utrzymać na nogach. 

- Co się z tobą dzieje, Saro! - podszedł do niej Mack. 

-  Mack,  to  wspaniale,  Ŝe  ty  i  reszta  załogi  mnie  poparła,  ale  mimo  to  powinnam 

odejść. On, to znaczy kapitan, nie chce mnie na pokładzie. 

- Dziewczyno, nie masz pieniędzy, ani dokąd się udać. Tu nie ma miejsca na fochy. 

- Poradzę sobie. 

Zezwolenie  na  dalszy  pobyt  na  statku  było  jednak  dla  Sary  olbrzymią  ulgą. 

Rozpakowała  bagaŜe  i  siedziała  na  koi.  Liczyła  pieniądze,  które  otrzymała  od  Thora. 

Nagrodził  ją  hojnie.  Starczyłoby  jej  na  zamieszkanie  w  hotelu  przez  parę  tygodni  lub  nawet 

dłuŜej  na  kwaterze  prywatnej.  Zastanawiała  się,  czy  Thor  wiedział,  Ŝe  została  okradziona. 

Prosiła  Pete'a,  aby  nikomu  nic  nie  mówił,  ale  Mack  juŜ  wiedział  i  zapewne  reszta  załogi 

równieŜ. Sara westchnęła, rozwaŜając, czy nie byłoby lepiej odejść. Z pewnością tak byłoby 

mądrzej, wiedziała jednak, Ŝe nie chce tego, bo nie miałaby szansy na bycie blisko Thora. 

Tak  się  złoŜyło,  Ŝe  przez  następne  parę  dni  prawie  go  nie  widziała.  Stolarze, 

dekoratorzy  i  inni  pracownicy  zespołu  filmowego  weszli  na  pokład  i  opanowali  statek, 

przekształcając go w turecki okręt wojenny z szesnastego wieku. Thor był na pokładzie przez 

cały  dzień,  pilnując,  aby  nic  nie  uległo  zniszczeniu.  Jednocześnie  zajmował  się 

przygotowaniem Ŝywności na podróŜ. 

Wytwórnia filmowa zatrudniła całą załogę na miesiąc, jako statystów. Znaczyło to, Ŝe 

oprócz wynagrodzeń wypłacanych przez armatora, kaŜdy otrzyma dodatkowe pieniądze. Sara 

background image

nie spodziewała się, Ŝe weźmie udział w filmie. Przedstawiciel wytwórni wpisał ją jednak na 

listę  wraz  z  innymi.  Powiedziano  jej,  Ŝeby  ukryła  włosy  pod  turbanem,  dano  luźny, 

maskujący piersi strój i powierzono rolę chłopca okrętowego. 

Działy  się  rzeczy  nowe  i  podniecające.  Podobnie  jak  reszta  załogi,  Sara  miała  wciąŜ 

pełno  roboty.  Chodziła  na  rynek,  gdzie  kupowała  świeŜe  owoce  i  warzywa.  Uzupełniała 

zapasy w spiŜarni i lodówce. Uczyła się, jak przyrządzać miejscowe potrawy, z których wielu 

wcale nie znała. Te zajęcia oderwały ją od jej problemów. Praca jest panaceum na wszystkie 

choroby, rozmyślała. Podczas tych dni miała zbyt mało czasu, aby zwiedzić wyspę, ale udało 

się jej napisać list do mamy, w którym oznajmiła jej, Ŝe znalazła pracę w filmie, chcąc ją w 

ten sposób zadowolić. 

Kiedy juŜ „Duch Wiatru” został przygotowany do odegrania swojej roli, wypłynięto w 

morze. Kamerzyści filmowali statek z motorówki. Cała załoga załoŜyła kostiumy. Większość 

marynarzy była obnaŜona do pasa i nosiła obszerne szarawary. Thor otrzymał strój wyŜszego 

oficera.  Miał  na  sobie  długi,  rozcięty  surdut,!  jedwabną  koszulę  i  spodnie.  Do  pasa 

przytwierdzono mu turecką szablę. Na głowie nosił turban. W tym stroju wywoływał gromki 

ś

miech  i  gwizdy  ze  strony  swoich  podkomendnych,  ale  w  oczach  Sary  prezentował  się 

wspaniale. 

Po  kilku  dniach  spędzonych  na  Rodos,  przyjemnie  było  znowu  wsłuchiwać  się  w 

uderzenia  fal  i  skrzypienie  masztów,  zamiast  słuchać  zgiełku  ulicznego  i  odgłosów  miasta. 

Tym razem Sara szybko przystosowała się do morskich warunków. Tak jak inni członkowie 

załogi  biegała  chyŜo  po  pokładzie  i  ciągnęła  za  szoty  podczas  zmiany  kursu.  MęŜczyźni 

próbowali przyzwyczaić się do swoich turbanów i luźnych spodni. Było z tego powodu wiele 

ś

miechu. Do Thora zaś jego strój pasował jak ulał. Sara wyobraziła sobie przez moment, Ŝe 

jest jego branką w odległych czasach i dreszcz podniecenia przebiegł jej po plecach. 

Zrobiono  przerwę  na  obiad.  Statek  zarzucił  kotwicę  w  cichej  zatoce  na  wschodnim 

wybrzeŜu  wyspy.  Motorówka  zespołu  filmowego  podpłynęła  do  burty  i  filmowcy  weszli  na 

pokład.  Sara  zeszła  na  dół,  Ŝeby  przygotować  zakąskę,  lecz  zanim  weszła  do  kuchni, 

zatrzymała się w mesie, aby zdjąć turban. Podniosła go do góry i włosy opadły jej na ramiona. 

Usłyszała jakiś dźwięk i odwróciła się szybko.  W przejściu stał Thor w koszuli rozpiętej do 

pasa.  Przez  kilka  sekund  patrzyli  na  siebie  wzrokiem  pełnym  tęsknoty  i  poŜądania.  Potem 

Thor, wydając z siebie głębokie westchnienie, odszedł szybkim krokiem. 

Pod  wpływem  tego  spotkania  odzyskała  znowu  iskierkę  nadziei.  MoŜe,  myślała,  jest 

jakaś  szansa.  MoŜe  spróbuję  go  przywabić.  W  końcu  co  mam  do  stracenia?  Thor  nie  moŜe 

background image

mnie juŜ bardziej zlekcewaŜyć niŜ przedtem. A moŜe jego wysiłki, aby się mnie pozbyć nie 

wynikały wyłącznie z pogardy, ale z tego, Ŝe nie wierzy sobie, gdy jestem w pobliŜu. 

Przygotowując  sałatę  i  chleb,  Sara  zaczęła  sobie  śpiewać,  po  raz  pierwszy  od  kilku 

tygodni.  Jeden  z  filmowców  wsunął  głowę  przez  drzwi.  -  Przepraszam,  czy  mogę  prosić 

trochę lodu? Odzyskany optymizm spowodował, Ŝe na jej twarzy pojawił się piękny uśmiech, 

na  który  z  pewnością  nie  zasłuŜył  pytający  filmowiec.  -  Tutaj  jest  wiadro.  Lód  jest  w 

lodówce. 

- Dziękuję. 

Podszedł i otworzył drzwi do lodówki. 

- Ma pani taki piękny głos. Obrzucił ją spojrzeniem. 

- Nie wygląda pani na galernika. 

- Z zawodu jestem tancerką. 

- Taak? Jak to się stało, Ŝe rozpoczęła pani pracę na statku? Jest pani Ŝoną któregoś z 

członków załogi? 

- Nie. To długa historia. 

Sara odwróciła się, Ŝeby wziąć talerze z szafki. 

-  A  więc  co?  Jest  pani  dziewczyną  kapitana?  Powiedział  to  zwyczajnym  głosem  i  z 

pewnością nie miał nic szczególnego na myśli. Sara wyprostowała się, próbując nie dopuścić 

do głosu emocji. Odwracając się ku niemu, powiedziała: 

- Nie, ja jestem... 

Zatrzymała się w pół słowa na widok Thora, który wrócił i stał za nieznajomym. 

- Jestem rozbitkiem dokończyła. - Rozbiłam się u brzegu Oranu, a kapitan był na tyle 

uprzejmy, Ŝe zgodził się wziąć mnie na pokład. 

Nieznajomy,  nie  zdając  sobie  sprawy  z  obecności  Thora,  obrzucił  ją  taksującym 

spojrzeniem. 

-  Taak?  Taka  ładna  dziewczyna  jak  ty?  ZałoŜę  się,  Ŝe  zaplanowałaś  sobie  podróŜ  w 

jego łóŜku. A moŜe masz układ z całą załogą? 

-  JeŜeli  wziąłeś  juŜ,  co  ci  potrzeba,  dlaczego  się  stąd  nie  zmyjesz  wraz  ze  swoimi 

głupimi insynuacjami? - rzekł Thor dobitnie, powodując, Ŝe filmowiec poderwał się z miejsca 

i opuścił kuchnię w pośpiechu, trzymając wiadro lodu w rękach. 

-  Przepraszam  -  powiedział  Thor  podobnym  tonem  -  JeŜeli  nadal  będzie  się 

zachowywał po chamsku, daj mi znać. 

- Tak, dzięki - patrzyła mu prosto w oczy. - Czy dlatego nie chciałeś, abym pozostała, 

bo ludzie mogliby w ten sposób myśleć? 

background image

Milczał przez chwilę. Na jego skroni widać było uderzający puls. Po czym powiedział: 

- Nie, to nie dlatego. 

- Cieszę się - odwróciła wzrok. 

-  Czy  ty...?  -  Thor  zawahał  się.  -  MoŜe  nie  powinienem  o  to  pytać,  ale  czy  często 

zdarza ci się usłyszeć coś podobnego? 

-  Dosyć  często  -  odparła.  -  MęŜczyźni  sądzą,  Ŝe  dziewczyna,  która  tańczy  w  lokalu, 

jest łatwa i Ŝe mogą jej  powiedzieć cokolwiek im się podoba. Myślą, Ŝe mają prawo mówić 

nieprzyzwoite dowcipy, dotknąć ją, objąć ramieniem bez jej przyzwolenia. 

Im  dłuŜej  mówiła,  tym  bardziej  ton  jej  głosu  stawał  się  gorzki,  na  skutek 

powracających, nieprzyjemnych wspomnień. 

W końcu jednak opamiętała się i podniosła głowę. 

- A właściwie, to po co przyszedłeś? 

-  Po  co?  Ach,  aby  powiedzieć  ci,  abyś  nie  przygotowywała  kolacji.  Otrzymaliśmy 

właśnie zaproszenie, przez radio na przyjęcie z udziałem reŜysera i producenta filmu. 

Skinęła głową. 

- W porządku, kapitanie. Thor zamilkł, a następnie rzekł: 

- Jesteś członkiem załogi, jesteś więc zaproszona. Zarumieniła się. 

- Dzięki. 

Wspaniałe  uczucie  towarzyszyło  jej  tylko  przez  chwilę.  Gdy  odszedł,  zdała  sobie 

sprawę, Ŝe nie ma co na siebie włoŜyć. Miała jednak pieniądze, które otrzymała od Thora, a 

sklepy na Rodos zamykano bardzo późno. 

Jak  tylko  przycumowali  do  brzegu,  wskoczyła  na  trap  i  pobiegła  do  miasta.  Były  tu 

piękne sklepy z odzieŜą, gdzie bogaci turyści mogli nabyć najnowsze fasony mody włoskiej i 

francuskiej.  Widziała  ubrania,  które  pasowałyby  jej  wspaniale.  Problem  w  tym,  Ŝe  były  za 

drogie. Czas upływał. Sara zatrzymała na ulicy bardzo elegancko wyglądającą, młodą kobietę 

i zapytała, gdzie moŜna nabyć niedrogą, ale dobrą odzieŜ. We wskazanym przez nią sklepie, 

na  bocznej  ulicy,  znalazła  dokładnie  to,  czego  szukała.  Był  to  prosty,  lecz  dobrze  skrojony 

kostium, w kolorze koralowym, Ŝakiet podkreślał talię i biodra, na których wspaniale układała 

się  długa  spódnica.  Strój  był  bardzo  kobiecy.  Oprócz  kostiumu  Sara  kupiła  jeszcze  parę 

pasujących do niego pantofli i pośpieszyła z powrotem. 

Na  przyjęcie  marynarze  ubrali  się  elegancko,  w  najlepsze  wyjściowe  ubrania. 

MęŜczyźni losowali, którzy z nich zostaną na statku. Los padł na Steve'a i Arne'a. 

-  Za  dwie  godziny  przyślę  Tony'ego  i  Pete'a,  aby  was  zmienili  -  przyrzekł  Thor  w 

chwili, gdy Sara weszła na pokład za jego plecami. 

background image

- Rety! 

Długim gwizdem Pete wyraził swój podziw. 

- Wyglądasz jak milionerka! 

Marynarze  obrócili  się  natychmiast  w  jej  stronę,  podczas  gdy  Thor  odwrócił  się 

wolniej, jakby pod presją. 

- Wyglądasz bombowo! - wykrzyknął Tony. 

- Swym wyglądem dodajesz nam splendoru - dorzucił Mack. 

Pozostali  takŜe  wypowiadali  swoje  komplementy.  Jedynie  Thor  milczał.  Wpatrywał 

się  w  nią.  Dostrzegł,  Ŝe  dobrze  zrobiony  makijaŜ  dyskretnie  podkreślał  jej  delikatną  urodę. 

Spoglądał na jej nową, bardzo oryginalną fryzurę, na jej zgrabną figurę o odznaczających się 

kobiecych kształtach i na jej delikatną, opaloną skórę na dekolcie. 

- Wszyscy wyglądacie wspaniale - Sara odwzajemniła się uśmiechem. 

- Czy wyruszamy, kapitanie? - Zapytał Mack pogrąŜonego w milczeniu Thora. 

- Tak, oczywiście. Zamówiłem dwie taksówki - powiedział niepotrzebnie, gdyŜ widać 

je było czekające na brzegu. 

Rozpoczęły  się  zawody  o  to,  kto  pomoŜe  Sarze  zejść  po  wąskim  trapie  na  wysokich 

obcasach i o miejsce przy niej w taksówce. W końcu, zajęła miejsce obok Tony'ego i Pete'a, 

podczas  gdy  Ken  i  oficerowie  pojechali  drugą  taksówką.  Przyjęcie  odbywało  się  w 

mieszczącym  się  na  północy  wyspy  hotelu,  w  całości  niemal  zajętym  przez  wytwórnię 

filmową. 

Gospodarze  przyjęcia  wyszli,  aby  ich  powitać.  Thor  przedstawił  wszystkich  po 

imieniu.  Nastąpiły  uściski  dłoni.  Przedstawiciele  biznesu  filmowego  zainteresowani  byli 

przede  wszystkim  spotkaniem  z  Thorem.  Zaprosili  go  wraz  z  Mackiem  na  spotkanie  z 

aktorami. Do pozostałych podszedł asystent reŜysera i zwrócił się jowialnie: 

- Czujcie się jak u siebie w domu. 

Było  to  wielkie  przyjęcie  w  sali  balowej  hotelu.  Szybko  zorientowali  się,  Ŝe  zostało 

zaproszonych wiele osób z Rodos. Podeszli do baru i wzięli kieliszki z napojami. 

- Myślałem, Ŝe to party tylko dla nas - zauwaŜył Tony. 

- Myślałeś, Ŝe pierwsza dama legnie u twych stóp - zaŜartował z niego Pete. 

Schwycił Sarę za rękę. 

- Chodź, zatańczymy. Mamy tylko dwie godziny do powrotu na statek. 

- Hola, ten taniec do mnie naleŜy - zaoponował Tony. - To ja pomogłem Sarze dostać 

się na statek. 

background image

Lecz Pete juŜ zdąŜył wciągnąć ją na parkiet i rozpoczął energiczne, choć pozbawione 

polotu obroty. 

-  Z  kim  po  raz  ostatni  tańczyłeś?  Czy  przypadkiem  nie  był  to  kangur?  -  powiedziała 

Sara, gdy po raz drugi nadepnął jej na nogę. 

Wkrótce  Pete  opadł  z  sił  i  poszedł  się  czegoś  napić,  a  Sara  tańczyła  z  Tonym,  a 

później z Kenem. Kiedy tańczyli podszedł do nich Mack i poprosił o następny taniec. 

- O ile nie będzie taki szybki. Na rock and roll'a jestem za stary - powiedział. 

Tak teŜ się stało. Tańczyli razem powoli, co dawało Sarze moŜliwość zerkania ponad 

ramieniem Macka w stronę Thora. Stał wraz z grupą osób w rogu sali, w miejscu dyskretnie 

wydzielonym  dla  aktorów,  dyrektorów  wytwórni  filmowej  i  innych  najwaŜniejszych 

osobistości. 

Mack pobiegł oczami za jej spojrzeniem i powiedział: 

- Nie wydaje się obcy w tym otoczeniu. 

-  Kto?  -  Sara  udała,  Ŝe  nie  rozumie.  -  Masz  na  myśli  kapitana?  Rzeczywiście,  chyba 

nie.  Patrzyłam  na  róŜne  waŜne  osobistości.  Dostrzegłam  kilku  znanych  aktorów.  Czy  nasz 

statek wziął udział w wielu filmach? 

-  W  kilku.  Mamy  za  sobą  takŜe  dwa  seriale  telewizyjne  i  wiele  produkcji 

reklamowych. Zapytaj się o to Thora. Powie ci więcej na ten temat. 

- Z niecierpliwością oczekuję, kiedy rozpoczną zdjęcia - powiedziała z entuzjazmem. 

- Ja nie. Filmowcy zachowują się wówczas tak, jak gdyby statek do nich naleŜał. 

- CóŜ, w końcu wynajmują go. Nie bądź taki... 

- Sara! 

Odwróciła  się  ze  zdziwieniem,  słysząc,  jak  kobieta  tańcząca  obok  wypowiedziała  jej 

imię. 

- Tina! Jak się masz? Co tu robisz? 

- Gram w  filmie. Jestem tancerką trzecią od lewej. Wykonujemy taniec  brzucha. Ale 

skoro  ty  równieŜ  jesteś  w  filmie,  to  jak  to  moŜliwe,  Ŝe  wcześniej  ciebie  nie  spotkałam? 

Myślałam, Ŝe poznałam juŜ wszystkie tancerki. 

- Nie, ja nie gram w filmie, przynajmniej jako tancerka - Sara zaśmiała się, - Robimy 

sztuczny tłok. Zobaczymy się przy barze. 

- KoleŜanka? - zapytał Mack. 

-  Kiedyś  byłyśmy  razem  w  chórze.  Potem  spotykałyśmy  się  od  czasu  do  czasu,  na 

przesłuchaniach wokalnych. 

- Co za przypadek to spotkanie! 

background image

- Z pewnością, chociaŜ tancerki to w sumie mała rodzina. W większości się znamy. 

Gdy  muzyka  ucichła,  Mack  poprowadził  ją  do  baru,  podał  jej  napój  i  zostawił  na 

plotkach  wraz  z  Tiną.  Po  pewnym  czasie,  podeszli  do  nich  Tony,  Pete  i  Ken.  Chcieli 

zatańczyć i poprosili, aby ich przedstawiła. 

- Oto moi koledzy ze statku - oświadczyła Sara. 

- Czy rzeczywiście pracujesz na statku? Nie mogę w to uwierzyć! - wykrzyknęła Tina. 

-  Przyjdź  do  portu,  oprowadzimy  cię.  Weź  ze  sobą  przyjaciół  -  powiedział  otwarcie 

Pete. 

- Mam przyprowadzić inne tancerki? Chcecie je poznać? 

Stół  z  zakąskami  był  ustawiony  w  pokoju  sąsiadującym  z  salą  balową.  Tina 

zaprowadziła  ich  tam  i  poznała  nie  tylko  z  innymi  tancerkami,  lecz  takŜe  z  niektórymi 

pracownikami  technicznymi,  pracującymi  w  filmie.  Stali  całą  grupą  jedząc,  pijąc, 

rozmawiając i dowcipkując. 

W pewnej chwili do pokoju wszedł Thor, stanął na progu i zaczął się rozglądać. Sara 

dostrzegła,  Ŝe  Tina  zwróciła  natychmiast  na  niego  uwagę.  Z  kolei  inna  dziewczyna 

uśmiechnęła się do niego ślicznie, widząc, jak zbliŜa się ku nim. Jej uśmiech wkrótce jednak 

przygasł,  gdy  Thor  podszedł  i  rzekł  krótko:  „Przepraszam”,  a  następnie  zwrócił  się  do 

Tony'ego i Pete'a: 

-  JuŜ  czas,  abyście  powrócili  na  statek  zmienić  Steve'a  i  Arne'a.  Weźcie  taksówkę  i 

powiedzcie, Ŝeby tu przyjechali. 

Thor uniósł brwi, ale zanim udało mu się odejść, Tina powiedziała: 

- Saro, czy mnie przedstawisz? 

-  Oczywiście.  Thor  Cameron,  kapitan  „Ducha  Wiatru”.  Kapitanie,  to  moja  stara 

przyjaciółka, Tina Tremaine. 

- Witam - Tina obdarzyła Thora pięknym uśmiechem. - Niezmiernie mi  miło poznać 

kapitana  prawdziwego  statku  Ŝaglowego.  Musi  pan  mieć  do  przekazania  wiele  ciekawych 

morskich opowieści. 

- Nie, ja... 

Tina przerwała, kładąc mu rękę na ramieniu. 

- Wygląda pan jak prawdziwy Ŝeglarz ze swymi błękitnymi oczami i wspaniałą brodą. 

Thor sprawiał wraŜenie złapanego w pułapkę. 

- Dziękuję. Prószę wybaczyć, ja... 

- MoŜe pan opowiedzieć mi o swych przygodach podczas tańca - rzekła Tina głosem 

pełnym powabu, patrząc mu prosto w oczy i uśmiechając się. 

background image

Och  nie,  pomyślała  Sara  ze  smutkiem.  Teraz  będzie  myślał,  Ŝe  wszystkie  tancerki 

zachowują się wyzywająco, gdy zobaczą męŜczyznę, który im się podoba. 

Lecz Thor zupełnie zaskoczył ją w tym momencie. 

- Przepraszam najmocniej powiedział - ale nadszedł czas, abym zatańczył z Sarą. 

Podniósł rękę w geście wyraŜającym zaproszenie i rzekł: 

- Zatańczymy? 

Nawet  podejrzewając,  Ŝe  to  tylko  pretekst,  aby  opędzić  się  od  Tiny,  Sara  nie  mogła 

obronić się przed taką pokusą. Uśmiechnęła się do swej koleŜanki. 

- Przyjdź nas odwiedzić na statku. Miło mi było znowu cię spotkać. 

Następnie pozwoliła Thorowi poprowadzić się do sali balowej. 

Parkiet  był  pełen  tańczących  par.  Miejscowi  greccy  urzędnicy  tańczyli  ze  swoimi 

Ŝ

onami  o  oliwkowej  karnacji  i  ciemnych  włosach.  Aktorki,  manikiurzystki  i  fryzjerki 

wyglądały na znuŜone lub podniecone, w zaleŜności od swego partnera. Aktorzy przytulali się 

do  swych  pięknych  i  pięknie  ubranych,  najnowszych  sympatii.  W  takim  tłumie  Thor  i  Sara 

pozostaliby niezauwaŜeni bez względu na to, czy tańczyliby czy nie. Zwracając się ku niemu, 

Sara powiedziała: 

- Wiem przecieŜ, Ŝe naprawdę to nie masz ochoty tańczyć, więc nie musisz... 

Na wysokich obcasach była znacznie wyŜsza niŜ zazwyczaj. Thor spojrzał jej prosto w 

oczy. 

- Jesteś w błędzie - powiedział dziwnym głosem. - Chcę z tobą zatańczyć. 

-  Och  -  wyszeptała  Sara,  nie  mogąc  znaleźć  słów  i  czując,  Ŝe  nagle  słabnie  w 

kolanach. Thor zaś wziął ją pod ramię i wprowadził na parkiet. 

Na  szczęście  pierwszy  taniec  był  powolny.  Thor  objął  ją,  a  ona  oparła  rękę  na  jego 

ramieniu. Trzymał ją delikatnie i zachowywał dystans. Sara uwaŜała, aby luźno trzymać rękę 

w jego dłoni. Oczy miała na wysokości jego ust. 

Jego  górna  warga  była  wąska  i  stanowcza,  dolna  miała  pełniejszy  kształt  i  zapewne 

wyglądałaby  zmysłowo,  gdyby  nie  broda.  Sara  była  zadowolona,  Ŝe  oprócz  brody  nie  nosi 

wąsów, których nie lubiła. Próbowała wyobrazić go sobie bez brody, myśleć o czymkolwiek, 

byleby tylko zagłuszyć emocje. 

Inna  para  przybliŜyła  się  do  nich  i  Thor  przyciągnął  ją  do  siebie,  aby  uniknąć 

zderzenia.  Ich  ciała  zetknęły  się  i  odczuła  gwałtowny  przypływ  tęsknoty,  któryś  napełnił  ją 

drŜeniem. Próbując to ukryć i nie mogąc pozbierać myśli, powiedziała: 

- Mam nadzieję, Ŝe Tina nie... 

- Kim jest twoja przyjaciółka? - zapytał jednocześnie Thor. 

background image

Sara odsunęła się nieco i udało się jej wziąć w garść. 

- Naprawdę to nie jest moją przyjaciółką. Poznałam ją kiedyś podczas występów. 

- Wydawała się bardzo przyjazna - powiedział z ironią. 

Popatrzył na nią i tym samym tonem rzekł: 

- Wyglądasz dzisiaj bardzo kobieco. 

Nie wiedząc, jak ma się do tego ustosunkować, zapytała: 

- To dobrze czy źle? 

Przelotny uśmiech rozpogodził mu twarz. 

- Po prostu inaczej niŜ na pokładzie, w koszulce i krótkich spodenkach. Inaczej niŜ w 

klubie nocnym w Oranie. Po prostu, inna Sara. Nie mogę cię poznać! 

- Ale przecieŜ ty nie znasz mnie dobrze. Podniósł brwi. 

- MoŜe rzeczywiście nie. 

- MoŜe nawet wyciągnąłeś na mój temat nieprawdziwe wnioski. 

Ale to juŜ było za duŜo. 

-  Wątpię  -  powiedział  chłodno.  -  Ty  i  twoja  przyjaciółka  wydajecie  mi  się  bardzo 

podobne. 

Sara cofnęła się o krok i odepchnęła go. W jej szarych oczach widać było gniew. 

- To nie jest fair i ty dobrze o tym wiesz. Znasz Tinę nawet mniej ode mnie. 

- Pokazała wyraźnie, jaką jest kobietą - odpowiedział Thor. 

-  Nie.  Pokazała  jedynie,  Ŝe  się  jej  podobasz  i  Ŝe  chciałaby  poznać  cię  lepiej.  Czy  to 

przestępstwo?  Nie  bądź  tak  bardzo  pruderyjny.  JeŜeli  dziś  kobiecie  podoba  się  męŜczyzna, 

jest  przyjęte,  Ŝe  moŜe  mu  to  okazać. W  końcu  męŜczyźni  czynili  tak  od  tysięcy  lat  -  dodała 

zjadliwie. 

Thor  rzucił  jej  zdziwione  spojrzenie  i  zdał  sobie  sprawę,  Ŝe  ludzie  wokół  patrzyli  na 

nich. Wziął ją pod ramię i poprowadził na skraj parkietu. 

-  Chcesz  powiedzieć,  Ŝe  uczyniłabyś  na  jej  miejscu  to  samo  i  Ŝe  pochwalasz  jej 

zachowanie? 

Spojrzała na niego z gniewem. Następnie jednak spuściła wzrok i pokręciła przecząco 

głową. 

- Nie, nie uczyniłabym tego, przynajmniej nie w ten sposób. Była zbyt nachalna. 

- Cieszy mnie, Ŝe się tutaj zgadzamy. Zastanów się, jeśli męŜczyzna zachowałby się w 

stosunku do ciebie w taki, nazwijmy to, natarczywy sposób, zatańczyłabyś z nim? 

Sara uśmiechnęła się lekko. 

background image

Ich  oczy  spotkały  się.  Przez  chwilę  myślała,  Ŝe  on  się  uśmiechnie,  lecz  w  końcu  z 

wyrazem zniecierpliwienia powiedział: 

- Mam dosyć tego przyjęcia. Idę na statek. MoŜesz tu zostać, jak długo tylko zechcesz. 

Ukłonił się z lekka i odszedł. 

Po  odejściu  Thora  przyjęcie  straciło  swój  blask.  Sara  wyszła  na  taras  wznoszący  się 

ponad  ogrodem.  Dochodził  tam  szum  morza.  Stojąc  w  półmroku,  zdała  sobie  sprawę,  Ŝe 

odgłos fal przybijających do brzegu jest jej milszy niŜ głośna muzyka zespołu rozrywkowego. 

Teren  hotelu  otoczony  był  wysokim  płotem.  Była  za  nim  droga,  rozjaśniona  nielicznym 

lampami,  a  potem  plaŜa  i  morze.  Świat  dzieli  się  na  to,  co  wewnątrz  i  co  na  zewnątrz  tego 

ogrodzenia,  pomyślała  Sara.  Wewnątrz  są  potrawy,  napoje,  muzyka  i  wykwintne,  lecz 

sztuczne  Ŝycie;  na  zewnątrz  zaś  prostota:  wiatr,  morze,  słońce  i  czas  rozciągający  się  w 

nieskończoność. Poczuła się jak w klatce. Zrobiła półobrót, aby wyjść na zewnątrz. W oddali 

dostrzegła  nagle  wysoką  postać  w  białym  stroju,  która  szła  w  poprzek  plaŜy.  Bez  wątpienia 

był  to  Thor.  Zatrzymał  się,  wpatrując  się  w  przybijające  fale,  a  następnie  poszedł  wzdłuŜ 

brzegu  w  kierunku  portu.  Gdy  zniknął  z  oczu,  Sara  odwróciła  się  i  weszła  z  powrotem  do 

hotelu. 

Arne  i  Steve  juŜ  byli.  Czekali,  aby  z  nią  zatańczyć.  Do  północy  więc,  kiedy  odeszli, 

Sara nie miała juŜ okazji być samotna. Towarzyszyła jej Tina i jeszcze kilką osób. 

- Chodźmy do lokalu - zaproponował ktoś. 

-  Znam  dobre  miejsce,  które  nazywa  się  Joker.  Jest  tam  muzyka  i  dzieje  się  wiele 

rzeczy. 

Wszyscy  przyjęli  propozycję  z  entuzjazmem,  z  wyjątkiem  Sary.  Podeszła  do  Macka, 

który obejmował czule jedną z manikiurzystek. 

- Czas, abym połoŜyła się spać, Mack. Wracam na statek. 

- Czujesz się dobrze? Chcesz, abym cię odprowadził? 

- Głowa mi pęka. MoŜe moglibyście mnie wysadzić w porcie. 

Kiedy  wysiadła  z  taksówki,  po  bulwarze  nadmorskim  spacerowało  jeszcze  wielu 

spóźnionych turystów. Było cicho. Sara pomachała na poŜegnanie i poszła w kierunku statku. 

Widok  portu  o  tej  porze,  a  przede  wszystkim  oświetlonych  z  rzadka  murów  starej  twierdzy, 

wywołał w niej wraŜenie podróŜy w głąb czasu. 

Na  statku  nie  zauwaŜyła  nikogo.  Dopiero  gdy  wdrapała  się  po  trapie  na  pokład  i 

stanęła w świetle lampy zwisającej na grotmaszcie, z cienia wynurzył się Thor. Był w białych 

spodniach i koszuli z krótkimi rękawami. - Jesteś sama? - Tak, reszta poszła do lokalu. - Nie 

poszłaś z nimi? Sara wzruszyła ramionami. 

background image

-  Mam  juŜ  na  całe  Ŝycie  dosyć  nocnych  lokali  -  wyznała  z  niezamierzoną  goryczą  w 

głosie. 

Thor zmarszczył czoło. 

- Pozwolili ci samej wrócić? 

- Nie. Podrzucili mnie do końca bulwaru. Powiedziałam im, Ŝe stamtąd sama pójdę do 

domu. 

- Do domu? Czy traktujesz statek jako swój dom? 

- spytał Thor ze zdumieniem. 

- Dlaczego nie. Naturalnie. A ty nie? 

Nie odpowiedział jej, lecz rzekł raczej oschle: 

- Powinni byli cię odprowadzić. 

Sara zrobiła parę kroków w kierunku zaciemnionej części pokładu i zapytała: 

- Gdzie są Pete i Tony? 

-  Pozwoliłem  im  pójść  spać.  Za  duŜo  wypili.  Nie  byłoby  z  nich  Ŝadnego  poŜytku  na 

wachcie. 

Kiwnęła głową i podeszła do schodów, aby zejść na dół. Usłyszała za sobą głos Thora. 

- Nie odchodź jeszcze... chyba, Ŝe jesteś zmęczona. 

- Nie jestem zmęczona - wolno odwróciła się ku niemu. 

Thor  podszedł  do  niej  i  przez  chwilę  wpatrywał  się  w  jej  twarz.  Wydawało  się,  Ŝe 

wałczy ze sobą. W końcu wyksztusił z siebie chropawym głosem: 

- Nie rozumiem cię. 

- A chciałbyś mnie zrozumieć? - serce Sary zabiło mocno. 

- Tak - rzekł po chwili. - Myślę, Ŝe chciałbym. 

- Czy zmieniłeś więc o mnie zdanie? 

-  Bez  przerwy  zmieniam  zdanie  o  tobie  -  powiedział  jakby  ze  skruchą.  -  Gdy  tylko 

dojdę do jakiegoś wniosku, ty robisz coś, co zmienia całe moje dotychczasowe spojrzenie. 

- Czy to cię dręczy? - Sara przybliŜyła się ku niemu. 

-  Tak  -  powiedział  zdławionym  głosem.  -  Nie  cierpię  mieć  fałszywych  opinii  o 

ludziach... Kiedy po raz pierwszy poprosiłaś mnie o schronienie na pokładzie, miałem cię za 

zwykłą  włóczęgę.  Kiedy  posłuŜyłaś  się  Tony'm,  by  wśliznąć  się  na  statek,  to  jedynie 

utwierdziło mnie w mojej opinii. Lecz potem twój wdzięk, twoje zachowanie, twoja odwaga 

podczas burzy.... 

Potrząsnął głową i schwycił dłonią zwisającą linę. 

background image

-  Zacząłem  cię  lubić,  więcej,  szanować  cię.  Myślałem,  Ŝe  się  w  stosunku  do  ciebie 

pomyliłem, Ŝe byłem niesprawiedliwy... 

Zamilkł na chwilę, a następnie kontynuował ochrypłym głosem: 

- BoŜe, ty nawet zaczęłaś mi się podobać! Pomimo tego, Ŝe kiedyś przysięgałem nigdy 

więcej nie zwrócić uwagi na kobietę! 

Zamilkł i pokręcił głową. 

- Zacząłem nawet rozmyślać, Ŝe moŜe z czasem... Zaśmiał się przeraźliwie głośno. 

-  Ale  ty  wówczas  dałaś  dowód,  Ŝe  jesteś  gotowa  juŜ  dziś!  Nawet  nie  wiesz,  jakie  to 

było  wielkie  rozczarowanie  wobec  tego,  w  co  zaczynałem  wierzyć.  Znów  pojawiłaś  się 

przede  mną  jako  włóczęga  i  strasznie  mnie  to  zgniewało.  Musiałem  ten  gniew  na  tobie 

wyładować. 

- Wymiar kary z pewnością nie odpowiadał skali przestępstwa - zauwaŜyła Sara. 

- Fakt, Ŝe tak to przyjmowałaś, Ŝe wykonywałaś moje polecenia bez słowa sprzeciwu, 

pomimo  Ŝe  twe  biedne  ręce  musiały  cię  nieznośnie  boleć,  spowodował,  Ŝe  znowu  zacząłem 

myśleć, Ŝe pomyliłem się w stosunku do ciebie. 

- A teraz - powiedziała Sara delikatnie, czując w sercu odrobinę nadziei. 

Ku jej rozczarowaniu, Thor potrząsnął głową i rzekł szorstko. 

-  Wolałbym,  abyś  była  włóczęgą.  Wolałbym  dalej  tobą  pogardzać  i  pragnąć,  abyś 

opuściła statek przy najbliŜszej sposobności. 

- Ale dlaczego? - powiedziała Sara równie szorstkim tonem. - Czy dlatego, Ŝe łatwiej 

jest nienawidzić mnie? Czy dlatego? 

- Tak. To byłoby o wiele prostsze. 

Thor popatrzył na nią. Jego twarz była napięta. Następnie połoŜył jej rękę na ramieniu. 

- Ale nie mogę! Wyglądałaś tak ślicznie dzisiaj. Kiedy tańczyliśmy, kiedy dotknąłem 

cię... 

ZadrŜał. Jego głos stał się głęboki i chropowaty. 

- Chcę ciebie. Pragnę cię juŜ od dawna. Próbowałem z tym walczyć, ale jest to jak ból, 

który głęboko tkwi w moim ciele, jak Ŝarzący się ogień, który nie chce zgasnąć. 

- Próbowałeś walczyć? Czy to dlatego, Ŝe miałeś mnie za włóczęgę? 

-  Częściowo  tak,  ale,  zdałem  sobie  równieŜ  sprawę,  Ŝe  moje  marzenia  są  dziecinne  i 

niemoŜliwe do zrealizowania. 

- Ale dlaczego? Dlaczego niemoŜliwe? 

Sara zawahała się przez chwilę i zapytała. 

- Thor, czy masz dziewczynę, narzeczoną? Czy to ona pisze do ciebie z Danii? 

background image

- Nie, to moja ciotka. Ale dlaczego pytasz? 

-  Myślałam,  Ŝe  masz  wyrzuty  sumienia,  poniewaŜ  pragnąc  mnie  naduŜyłeś  czyjegoś 

zaufania. 

Pokręcił przecząco głową. 

- Nie. NaduŜyłem jedynie zaufania do samego siebie. Złamałem postanowienie, Ŝeby 

juŜ  nigdy  się  nie  angaŜować.  Statek  nie  jest  miejscem  dla  kobiety,  a  morze  zawsze  zostanie 

częścią mojego Ŝycia. Oto powód. 

Wykonał nerwowy gest, tak, jakby chciał uwolnić się od tych myśli. 

-  To  zresztą  nie  ma  znaczenia.  Myślę,  Ŝe  chciałem  po  prostu  przeprosić  cię  za  złe 

traktowanie.  Straciłem  głowę  i  poczucie  sprawiedliwości.  Mój  gniew  na  siebie  samego 

skierowałem przeciwko tobie. 

- Tak, wiem. Dostrzegłam to. 

Sara spojrzała na jego bladą twarz, która  wydała  się chudsza i bardziej ascetyczna  w 

półmroku. 

- Ale dokąd nas to zaprowadzi? - zapytała. 

- Nie wiem - odpowiedział i wzruszył lekko ramionami. 

- Masz przecieŜ jakiś powód, Ŝeby mi to wszystko powiedzieć. 

- Aby ciebie przeprosić. 

-  I  powiedzieć  mi,  Ŝe  mnie  pragniesz?  Spojrzał  jej  w  oczy  wzrokiem  pełnym 

poŜądania. - Tak. 

Sara westchnęła i uśmiechnęła się. 

- Cokolwiek bym nie zrobiła, będzie źle, nieprawdaŜ? Jeśli powiem „nie”, pomyślisz, 

Ŝ

e chcę cię ukarać. Jeśli powiem „tak”, znów weźmiesz mnie za włóczęgę. 

Próbował coś powiedzieć, lecz Sara powstrzymała go gestem dłoni. 

- Czy ty sobie myślisz, Ŝe zaryzykuję i oddam ci się, a ty z kolei potraktujesz mnie, jak 

gdybym była nikim? 

Nigdy. Nie mam wiele, lecz mam jeszcze odrobinę dumy i honoru. 

Thor wyprostował się. .W jego twarzy widać było napięcie. 

- Zasługiwałem na to. Oczekiwałem, Ŝe tak będzie. Oczy Sary rozbłysły gniewem. 

-  Nieprawda,  wcale  tego  nie  oczekiwałeś.  Sądziłeś,  Ŝe  wpadnę  ci  w  ramiona.  Jesteś 

męŜczyzną, czy tak? Wszyscy jesteście tacy sami. 

Ku jej zaskoczeniu, roześmiał się. 

-  Wydaje  mi  się,  Ŝe  odnajduję  Sarę,  którą  kiedyś  znałem,  tę,  która  odesłała  mnie  do 

diabła. 

background image

Jego twarz zmieniła się. 

-  Dopiero  wtedy,  gdy  się  nie  broniłaś,  zacząłem  zdawać  sobie  sprawę,  Ŝe  cię 

krzywdzę.  Lecz  w  ten  sposób  przynajmniej  chciałem  wzbudzić  twoje  zainteresowanie.  Gdy 

więc mówiłem, Ŝe cię pragnę, miałem nadzieję, Ŝe powiesz „tak”. 

-  Nie.  usłyszysz  tego  -  powiedziała  i  odwróciła  się.  Jestem  zmęczona.  Idę  do  swojej 

kajuty. 

Nie zatrzymywał jej juŜ więcej. 

W  kajucie  było  gorąco  i  duszno.  Sara  wzięła  prysznic,  nałoŜyła  na  siebie  szlafrok, 

uczesała  włosy  i  połoŜyła  się  do  łóŜka.  Noc  była  cicha.  Nie  mogła  jednak  zasnąć.  Słyszała 

męŜczyzn  powracających  z  miasta.  Tony  i  Steve  wstali,  aby  objąć  wachtę.  Potem  na  statku 

znowu zapanowała cisza. 

Wstała.  Boso  przeszła  ciemnym  korytarzem  w  stronę  kabiny  Thora  i  delikatnie 

otworzyła drzwi. Nie spał. Usiadł na łóŜku i wyciągnął do niej dłoń. Sara zamknęła drzwi. I 

oddała mu się. Miłość zwycięŜyła dumę. 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 

Promień słońca, który padł na twarz Sary, zbudził ją późnym rankiem. Obróciła się na 

drugi bok, zastanawiając się, dlaczego czuje się tak błogo, a jednocześnie jest tak wyczerpana 

- i przypomniała sobie. Otworzyła szybko oczy i rozejrzała się wokoło, szukając Thora. Była 

jednak sama w swojej kajucie. Nie pamiętała nawet dokładnie, jak się tu znalazła. Wydawało 

się jej, Ŝe Thor, o brzasku, wniósł ją do kajuty na rękach. Tych kilka wcześniejszych godzin 

nocnych, pomyślała, pozostanie na zawsze w mojej pamięci. 

PołoŜyła  się  na  plecach,  spoglądając  w  sufit  i  oddała  się  wspomnieniom  cudownych 

chwil,  jakie  z  nim  spędziła.  ZbliŜenie  wywołało  w  nich  niesamowity  wręcz  przypływ 

namiętności. Tak wielka namiętność mogłaby ruszyć z posad cały świat, pomyślała. Czuła się 

szczęśliwa i w pełni zaspokojona.. 

LeŜała tak jeszcze chwilę, chcąc jak najdłuŜej zatrzymać się w zaczarowanym świecie, 

lecz  powoli  odgłosy  zwykłego,  powszedniego  dnia  zaczęły  dobiegać  do  jej  świadomości. 

Słychać  było  syrenę  promu,  który  wpływał  właśnie  do  portu  i  skrzypienie  dźwigów  por-

towych. Na statku rozpoczął się ruch. Ktoś pogwizdywał w kuchni. Rozległy się nagle jakieś 

stuki  i  huki.  Załadowywano  coś  na  pokład.  Powinnam  juŜ  wstać,  pomyślała  z  niechęcią. 

Jedynie  myśl,  Ŝe  gdy  wstanie,  zobaczy  znowu  Thora,  była  dla  niej  wystarczająco  silną 

motywacją, aby wyjść z łóŜka. 

Wzięła prysznic i nałoŜyła górną część kostiumu kąpielowego oraz szorty, w których 

chodziła zazwyczaj. Więcej czasu, niŜ zwykle, poświęciła toalecie. 

Dokładnie  uczesała  włosy,  zostawiając  je  rozpuszczone  i  zrobiła  makijaŜ.  Nie  mogę 

go  rozczarować,  pomyślała.  Kiedy  jednak  wreszcie  wyszła  na  pokład,  na  stanowisku 

dowodzenia  zamiast  Thora  zastała  Macka.  Podeszła  do  niego  i  powitała  radosnym 

uśmiechem. 

- Cześć! Wygląda na to, Ŝe przeszedł ci juŜ wczorajszy ból głowy - powiedział. 

Sara zaśmiała się. 

- Za to ty chyba dzisiaj na to cierpisz. 

Kiwnął niemrawo głową, tak jakby miał zbyt cięŜką, aby ją unieść. . - Kiedy poszłaś, 

to dopiero zaczął się ubaw. 

Rozejrzała  się  wokoło.  Steve  i  Tony  wtaczali  beczkę  z  paliwem.  Poza  nimi  nikogo 

więcej nie było na pokładzie. 

- Gdzie reszta? - zapytała, w głębi serca myśląc tylko o jednym z nich. 

background image

- Większość jeszcze śpi - odparł. Zarumieniła się. 

- Nawet Thor? 

-  O  nie.  Kapitan  zszedł  ze  statku  jakieś  dwie  godziny  temu.  -  Mack  popatrzył  na 

zegarek. - Chyba pójdę po Arne,  Ŝeby mnie zastąpił. 

- Czy mogę ci w czymś pomóc? A moŜe chciałbyś śniadanie? 

Wzruszył ramionami. 

- Dziękuję. Jedzenie to ostatnia rzecz, o której teraz myślę. 

Większość  załogi  czuła  się  podobnie.  W  związku  z  tym  Sara  nie  przygotowywała 

ś

niadania,  lecz  usiadła  na  pokładzie  i  zabrała  się  do  czytania  ksiąŜki.  Jednocześnie  pilnie 

obserwowała,  czy  nie  pojawi  się  na  brzegu  wysoka  postać  Thora.  Chciała  zobaczyć  go  jak 

najszybciej, choć czuła się jakoś dziwnie nieśmiała. Wszystko uległo tak gwałtownej zmianie. 

ZbliŜyli się do siebie tak, jak tylko kobieta i męŜczyzna zbliŜyć się mogą. śycie otworzyło się 

przed nią nagle, jak rozkwitający kwiat nadziei. 

Słonce  wzeszło  wyŜej.  Trudno  juŜ  było  przebywać  na  nieosłoniętym  pokładzie.  Sara 

zeszła  na  dół  i  rozpoczęła  przygotowywanie  obiadu.  Znajdowała  się  w  kuchni,  kiedy  Thor 

wreszcie  powrócił  na  statek.  Słyszała  jego  głos,  gdy  mówił  coś  do  Arne'a.  Po  chwili  weszli 

razem  do  mesy.  W  kuchni  był  wraz  z  nią  Tony.  Ken  wyjmował  piwo  z  lodówki.  Ona  sama 

zajęta  była  pracą.  Chwila,  na  którą  czekała,  stała  się  jedynie  przelotnym  spojrzeniem. 

Popatrzyli na siebie, w momencie kiedy Thor zajmował swoje miejsce przy stole. 

-  Otrzymałem  harmonogram  pierwszego  tygodnia  zdjęć  -  powiedział.  -  Grupa 

filmowców wejdzie na pokład jutro wcześnie rano. Popłyniemy z nimi do wyspy Symi, gdzie 

zbudowano kopię średniowiecznego portu. 

- Dlaczego budują kopię, skoro mają tutaj oryginał - spytał Mack. 

-  Nie  ma  hałasu,  gapiów  i  ruchu  -  odpowiedział  Thor  krótko  i  dodał:  - 

Prawdopodobnie wrócimy jutro wieczorem, ale moŜe się zdarzyć, Ŝe będziemy tam nocować. 

Spojrzał na Sarę wzrokiem, który nic nie wyraŜał, i rzekł: 

- Potrzebujemy zapasów na drogę. Zajmij się tym dzisiaj. 

- Tak jest, kapitanie! - odpowiedziała. 

Oto  jak  wygląda  rozmowa  kochanków!  Sara  uśmiechnęła  się  do  siebie  na  myśl,  jak 

mało  romantyczna  jest  codzienność  w  stosunku  do  marzeń.  Ale  na  szczęście,  snuła  myśli, 

nadejdzie  noc  i  znów  będą  razem.  Będą  leŜeli  blisko  siebie  na  wąskim  łóŜku,  w  kabinie 

Thora.  Oczami  poszukała  jego  wzroku,  lecz  on  zajęty  był  rozmową  z  Mackiem  na  temat 

przypływów i jutrzejszego rejsu. 

background image

Tego  popołudnia  Sara  zajęła  się  sprzątaniem.  Pod  pokładem  było  chłodno.  Była  to 

więc praca w sam raz, jak na upalny dzień. Sara pragnęła jednak jak najszybciej ją zakończyć, 

by móc znowu być na pokładzie. Gdy skończyła, sporządziła listę owoców i warzyw. Następ-

nie poszła szukać Thora, aby dał jej pieniądze na zakupy. Ale nawet wtedy, kiedy go spotkała, 

nie  miała  okazji  być  z  nim  sam  na  sam,  poniewaŜ  gościli  u  niego  w  kabinie  członkowie 

zespołu  filmowego.  Podał  jej  w  milczeniu  pieniądze  i  jedynie  ich  oczy  spotkały  się  przez 

ułamek sekundy po raz drugi. Opuściła jego kabinę sfrustrowana. 

Wieczorem dwóch filmowców przyszło na kolację. Opowiadali niestworzone historie 

o filmach, w których brali udział, anegdoty o znanych aktorach i dowcipy, tak prymitywne, Ŝe 

Sara  wyszła  do  kuchni,  aby  ich  nie  słuchać.  Pragnąc  być  z  Thorem,  o  dziesiątej  wyszła  z 

kuchni  i  przeszła  przez  mesę.  Powietrze  było  ciemne  od  dymu  papierosowego  i  pachniało 

piwem. Wszystko wskazywało na to, Ŝe filmowcy zadomowili się na dobre i będą jeszcze na 

statku  przez  parę  godzin.  Spojrzała  na  Thora  wymownie  i  dała  mu  znać  głową,  Ŝe  idzie  na 

górę. 

W  kilka  minut  później  Thor  wszedł  na  pokład.  Sara  z  trudem  powstrzymała  się  od 

rzucenia mu się na szyję. W pobliŜu, oparci o poręcz nadburcia, stali Arne i Ken. Zaśmiała się 

radośnie, gdy podszedł do niej i wyciągnęła ku niemu rękę. 

- Wreszcie! - powiedziała. Czekałam na ciebie przez cały długi dzień. 

- Nie jesteśmy sami - ostrzegł ją, ale podniósł jej rękę i ucałował. 

Sara roześmiała się. 

- W twojej czy mojej kabinie? - zapytała podnieconym głosem. 

Thor wyprostował się. 

- W Ŝadnej. Wysadzam cię na ląd. Zmarszczyła brwi, wyraźnie nie mogąc zrozumieć 

tego, co usłyszała. 

- Co masz na myśli? 

- Chcę, abyś spakowała swoje rzeczy. Znalazłem dla ciebie mieszkanie w mieście. 

- Ale dlaczego? - W jej głosie moŜna było odczuć strach i zdziwienie. 

Thor  połoŜył  jej  rękę  na  ramieniu  i  oddalił  się  wraz  z  nią  od  stojących  na  pokładzie 

marynarzy. 

- Wydawało mi się, Ŝe to jasne. 

-  Dla  mnie  nie.  Dlaczego  chcesz,  abym  odeszła  teraz,  kiedy  wreszcie  się 

odnaleźliśmy? 

-  Z  jednego  i  najwaŜniejszego  powodu.  Saro,  czy  nie  rozumiesz?  Nie  pozwalam 

chłopcom, Ŝeby przyprowadzali dziewczyny na pokład. Nie mogę więc sam łamać przepisów. 

background image

- Ale ja juŜ jestem na statku. Poza tym, moŜemy wszystko utrzymać w tajemnicy, o ile 

tego pragniesz. 

Roześmiał się krótko z ironią w głosie. 

-  Czy  wierzysz,  Ŝe  moŜna  zachować  tajemnicę  na  statku?  To  niemoŜliwe.  Jeśli 

wczoraj załoga nie byłaby zwalona z nóg, wiedzieliby juŜ dzisiaj. 

Podniosła dumnie głowę. 

- Nie boję się prawdy. Nie było między nami nic, czego musielibyśmy się wstydzić. W 

kaŜdym razie, nie było nic wstydliwego dla mnie. 

W jej głosie dawało się wyczuć zarówno wyzwanie, jak i prośbę. Thor podniósł dłoń i 

palcem począł gładzić delikatnie jej wargi. 

-  Dla  mnie  równieŜ  nie  ma  w  tym  nic  wstydliwego  -  powiedział  -  lecz  jako  kapitan 

muszę  stanowić  prawo,  a  nie  łamać  je.  Nie  wybaczyłbym  sobie,  gdyby  ktoś  dostrzegł  nas 

przemykających się w nocy z jednej kajuty do drugiej. 

- A więc schodzę na ląd. - Tak. 

- Odwiedzisz mnie? 

- Dobry pomysł. 

- Więc załoga i tak się dowie. 

- Tak, lecz w ten sposób zachowamy odrobinę dyskrecji. 

- Ale co z moją pracą na statku? Podpisałam kontrakt z wytwórnią filmową. 

- Nie musisz pracować, jeśli nie chcesz. Ten pomysł nie podobał się jej równieŜ. 

- Chcę pracować! 

- W takim razie przychodź na statek rano i pracuj jak poprzednio. 

- To wydaje się niemądre. Poza tym, lubię ten statek. Jest dla mnie domem. 

- Przepraszam, ale tak juŜ musi pozostać, o ile chcesz, abyśmy byli razem. 

- Wiesz, Ŝe chcę - powiedziała stanowczo. - Jak moŜesz w to wątpić. 

-  Dobrze  więc  -  Thor  pochylił  się  i  lekko  ją  ucałował.  -  Miałem  nadzieję,  Ŝe  to 

powiesz. Idź więc po swoje rzeczy, a ja odprowadzę cię na miejsce. 

- Czy zostaniesz ze mną? 

Uśmiechnął się szczerze jak dziecko, co spowodowało, Ŝe przez chwilę  wyglądał tak 

młodo jak Tony. 

- Spróbuj mi przeszkodzić. 

- A co powiesz innym? 

- Po prostu, Ŝe spędzę noc na brzegu. 

- Domyśla się. 

background image

- Sama powiedziałaś, Ŝe nie ma się czego wstydzić. 

- To prawda. Ale co z tobą? Będą o nas plotkować. Uśmiechnął się. 

- Będą z pewnością bardzo zazdrośni. Są takŜe pewne korzyści... . 

Powiedział to tak bardzo sugestywnie, Ŝe skłoniła głowę pytająco w jedną stronę. 

- Och. CóŜ to za korzyści? PołoŜył rękę na jej biodrze. 

- Będzie bardziej intymnie i łóŜko będzie szersze. 

- Polubiłam twoje łóŜko. 

- Trzeszczy. 

- Nie zwróciłam na to uwagi. Pochylił się nad nią i szepnął jej do ucha. 

-  Naprawdę,  to  jeszcze  niczego  nie  doznałaś,  pani.  Jego  głos  nabrał  barwy 

zdradzającej bliską zaŜyłość. 

Sara poczuła wzbierające w niej podniecenie. 

- Nie mogę się doczekać - szepnęła. 

- Ja równieŜ. Dlatego idź i spakuj rzeczy. Pójdę i przegonię to towarzystwo z mesy, bo 

inaczej gotowi są spędzić tam całą noc. Spotkamy się za dziesięć minut. 

Pakowanie  nie  zajęło  jej  duŜo  czasu.  Sara  nie  wyszła  jednak  od  razu  z  kajuty. 

Poczekała, aŜ filmowcy opuszczą statek, a załoga ułoŜy się do snu. Potem, gdy się uciszyło, 

wyszła  na  pokład.  Czekał  tam  juŜ  na  nią  Thor.  Ubrany  był  po  cywilnemu,  w  dŜinsy  i 

granatowy sweter. Wziął od niej torbę i zwrócił się do Arne'a. 

- Odprowadzam Sarę. Będzie odtąd mieszkała w mieście. 

- Tak jest, kapitanie - odparł Arne wyraźnie zdziwiony. 

-  Mam  sprawę  do  załatwienia.  Nie  będzie  mnie  do  rana  -  dodał  Thor  głosem  nie 

tolerującym sprzeciwu. 

-  O,  la  la!  -  wykrzyknął  Ken,  podczas  gdy  Arne,  lepiej  wychowany,  jedynie  skinął 

głową. 

Kwatera, którą Thor znalazł dla Sary, znajdowała się w starej części miasta, w bliskiej 

odległości  od  statku.  Było  to  niewielkie  mieszkanie,  składające  się  z  łazienki,  sypialni  i 

pokoju wychodzącego na plac z turecką fontanną. Do mieszkania wchodziło się po stromych 

schodach,  znajdujących  się  na  zewnątrz  budynku.  Na  stopniach  ustawione  były  doniczki  z 

kwiatami. Było juŜ zbyt ciemno, aby je rozpoznać. 

Thor przekręcił klucz w zaniku i zapalił światło. PołoŜył jej bagaŜ na podłodze, uniósł 

ją  na  rękach  i  ramieniem  otworzył  drzwi  do  sypialni.  Miał  rację,  pomyślała.  Stało  tam 

znacznie szersze łóŜko niŜ to trzeszczące w jego sypialni. 

background image

Ich  zbliŜenie  miało  tym  razem  inny  stopień  natęŜenia.  MoŜe  dlatego,  Ŝe  pierwszą 

miłością zaspokoili juŜ wstrzymywaną długo namiętność, a moŜe dlatego, Ŝe mieli przed sobą 

całą noc. 

Wczesnym rankiem Thor obudził ją pocałunkiem. Był juŜ ubrany. 

- Muszę wracać na statek - powiedział. - Wkrótce nadejdą ludzie z zespołu filmowego. 

Poleź jeszcze trochę. Nie wypływamy przed ósmą. 

- Która jest? 

- Piąta trzydzieści. Westchnęła. 

- Musisz juŜ iść? 

- Wiesz, Ŝe muszę. 

- Czy kapitanowie mają kiedykolwiek wakacje? 

- MoŜe będziemy mogli zrobić kilkudniową przerwę, jak skończymy zdjęcia. 

Sara objęła go za szyję, pocałowała i próbowała wciągnąć znowu do łóŜka. Roześmiał 

się. Opierał się jej, lecz był zadowolony z tych Ŝartów. 

- Zostań chociaŜ na chwilę - prosiła. 

- Saro, ja... Hej, przestań. Ty kokietko. 

W  końcu  udało  mu  się  wydostać  z  jej  uścisków.  Gdy  wyszedł,  Sara  wylegiwała  się 

jeszcze  przez  chwilę.  Potem  wstała,  wzięła  prysznic  i  ubrała  się.  Poczuła  straszny  głód.  W 

domu nie było jednak nic do jedzenia. Otworzyła drzwi na zewnątrz. Kwiaty, które tworzyły 

kolorową  kaskadę  na  schodach,  okazały  się  czerwonymi  pelargoniami.  Zamknęła  drzwi  i 

włoŜyła  klucz  do  kieszeni.  Zbiegła  schodami  w  dół  i  podąŜyła  ulicami  Rodos  w  kierunku 

portu.  Miała  na  sobie  letnią  sukienkę.  śycie  w  mieście  juŜ  się  rozpoczęło.  Ludzie,  których 

mijała, uśmiechali się, widząc radość na jej twarzy. 

Jej  radosny  nastrój  nieco  przygasał,  w  miarę  jak  zbliŜała  się  do  statku.  Ogarnął  ją 

niepokój.  Była  świadoma,  Ŝe  cała  załoga  juŜ  wie,  Ŝe  ona  i  Thor  są  ze  sobą.  Nie  miała  nic 

przeciwko  temu,  Ŝeby  wiedzieli.  Obawiała  się  tylko,  Ŝe  mogą  zacząć  inaczej  ją  traktować. 

Dotychczas, poza pierwszą nocą, kiedy Tony się upił, traktowali ją jak kumpla - jako jednego 

z nich. Teraz jednak mogą zmienić swój stosunek do niej. Decydując się, Ŝe najlepiej będzie 

zachowywać się wobec nich tak jak poprzednio, Sara weszła na pomost. 

Martwiła  się  na  zapas.  Obok  statku  stały  dwie  furgonetki.  Cała  załoga  była  zajęta 

przeładowywaniem na statek znajdującego się w nich sprzętu filmowego. Byli tak pochłonięci 

przenoszeniem  reflektorów,  kabli,  kamer  i  innych  urządzeń  potrzebnych  do  zdjęć,  Ŝe  poza 

zdawkowym „dzień dobry” nie mieli czasu odezwać się do niej słowem. Thor stał na mostku i 

background image

kierował  przeładunkiem.  Nie  zauwaŜył,  jak  weszła  na  pokład.  Sara  przemknęła  się 

niepostrzeŜenie do kuchni i podśpiewując zaczęła przygotowywać śniadanie. 

Tego  dnia  nie  zakończyli  zdjęć,  toteŜ  spędzili  noc  na  kotwicy  u  brzegów  Symi. 

Kobiety  spały  w  pomieszczeniu  gościnnym  na  dziobie,  a  męŜczyźni  na  rufie.  JeŜeli  ktoś 

przemykał się w nocy z kajuty do kajuty, to nie był to z pewnością Thor. Całą noc pozostał w 

swojej kabinie, tak jak się tego Sara spodziewała. Za to,  gdy wrócili do  Rodos, kaŜdej nocy 

przychodził  do  jej  nieduŜego  mieszkanka  na  starym  mieście.  Załoga  nie  wyraŜała  sądów  na 

ten  temat,  przynajmniej  do  Sary.  Tylko  Mack  zaskoczył  ją  raz  cierpką  uwagą:  „NajwyŜszy 

czas”. 

Był  to  najszczęśliwszy  czas  w  Ŝyciu  Sary,  a  poniewaŜ  była  szczęśliwa,  chciała,  aby 

inni  czuli  się  podobnie.  Gdy  więc  któregoś  dnia  Mack  wziął  ją  na  stronę  i  powiadomił  o 

zbliŜających  się  urodzinach  Steve'a,  zdecydowała,  Ŝe  to  świetna  okazja  dla  zorganizowania 

zabawy. 

- MoŜemy zaprosić tancerki z filmu i muzyków - powiedziała entuzjastycznie. 

- Myślałem tylko o torcie urodzinowym - Mack uśmiechnął się. 

- Nie. Zrobimy prawdziwą zabawę. 

- Lepiej zapytaj o to wpierw kapitana - ostrzegł. Sara roześmiała się, wiedząc, Ŝe Thor 

nie  odmówi  jej  takiej  drobnej  zachcianki.  I  rzeczywiście,  nie  odmówił.  Nie  był  juŜ  w  stanie 

odmówić  jej  czegokolwiek.  Grono  zaproszonych  gości  powiększało  się.  Według 

początkowych załoŜeń, mieli być obecni jedynie członkowie załogi, kilka dziewcząt i muzyk. 

W końcu jednak przyszła dodatkowo większość członków zespołu filmowego, pięcioosobowa 

kapela i wielu innych starych bywalców tego rodzaju imprez. Sara i jeszcze dwie dziewczyny 

przygotowały  program  artystyczny.  Zbierając  olbrzymie  brawa  wykonały  taniec,  w  którym 

Sara  występowała  wcześniej  w  nocnym  lokalu.  Potem  wykonały  jeszcze  jeden  taniec,  który 

przypominał balet współczesny. Dział dekoracji i kostiumów uszył im specjalnie na tę okazję 

odpowiednie  stroje.  Podczas  swego  drugiego  występu  dziewczyny  ubrane  były  w  czarne 

kostiumy, przylegające ściśle do ciała, ze złotymi nitkami, które podkreślały ich ruchy. 

- Byłyście wspaniałe! 

Zewsząd podchodzili ludzie, aby im pogratulować. 

-  To  najlepsze  urodziny,  jakie  miałem  -  powiedział  Steve  upojony  atmosferą  i 

alkoholem, po czym ucałował ją z dubeltówki. 

Sara poszła się przebrać do swojej starej kajuty, mając nikłą nadzieję, Ŝe przyjdzie do 

niej Thor. Nie przyszedł jednak, toteŜ wróciła na górę, aby odszukać go na pokładzie. Zabawa 

trwała  dalej.  Goście  niechętnie  opuszczali  statek,  lecz  byli  delikatnie  kierowani  na  pomost  i 

background image

do  taksówek  przez  Thora  i  Arne'a.  Kiedy  Sara  podeszła  do  Thora,  ten  spojrzał  na  nią 

przenikliwie. 

-  Idź  juŜ  do  domu.  Nie mogę  zejść  ze  statku,  zanim  nie  opuszczą  go  ostatni  goście  - 

powiedział. 

- Dobrze. Do zobaczenia wkrótce! 

Sara pojechała do domu taksówką i zasnęła, zanim Thor zdąŜył wrócić. Przytuliła się 

do  niego,  kiedy  połoŜył  się  obok  niej  w  łóŜku.  Pocałował  ją  delikatnie  i  oparł  głowę  o 

poduszkę. Nie próbował się z nią kochać. 

- Jesteś zmęczony? - szepnęła Sara. 

Objął  ją  ramieniem,  lecz  nie  odpowiedział.  Sara  zasnęła  wkrótce  znowu,  zbyt 

zmęczona,  aby  nad  czymkolwiek  się  zastanawiać.  Kiedy  obudziła  się  -  juŜ  go  nie  było, 

pomimo Ŝe tego dnia statek nie wypływał w morze. 

Wzięła  prysznic  i  powoli  się  ubrała.  Następnie  wyszła.  Nie  spiesząc  się  podąŜała  w 

kierunku  statku,  zatrzymując  się  tu  i  ówdzie,  Ŝeby  zrobić  zakupy.  Gdy  przyszła,  załoga 

powitała ją z entuzjazmem, dziękując za udaną zabawę. 

Tak  bardzo  ich  polubiła!  Czuła  się,  jak  gdyby  stanowili  jedną  wielką  rodzinę,  jak 

gdyby  miała  licznych  braci  -  no  i  jednego  kochanka.  Chciałaby,  Ŝeby  był  jej  męŜem,  lecz 

Thor  nie  wspominał  o  tym,  a  ona  zbyt  cieszyła  się  chwilą  obecną,  by  myśleć  o  przyszłości. 

Marzyła jedynie o tym, aby ta chwila trwała wiecznie. 

Wydarzenia tego dnia spowodowały jednak, Ŝe została zmuszona do zastanowienia się 

nad  przyszłością.  Dziewczyny,  z  którymi  tańczyła  poprzedniej  nocy,  zjawiły  się  na  statku, 

aby zabrać swoje kostiumy. Kiedy weszły do mesy, gdzie Sara popijała kawę wraz z Thorem i 

innymi członkami załogi, zaczęły mówić jedna przez drugą. 

- Saro, mamy dla ciebie wspaniałe wiadomości. Znasz Jonathana? Jest choreografem. 

Był wczoraj na przyjęciu i bardzo mu się podobał nasz nowy taniec. 

-  Tak  -  wtrąciła  druga.  -  Zaofiarował  się  popracować  nad  nim  trochę  z  nami  i 

powiedział,  Ŝe  jeŜeli  stworzymy  zespół  i  będziemy  trzymać  się  razem,  pomoŜe  nam znaleźć 

pracę po zakończeniu filmu. 

- Ciekawe, ale... - Sara próbowała coś powiedzieć. 

- To nie wszystko - nie dopuszczały jej do głosu. - Zaproponował tobie rolę w firmie. 

To praca tylko na dwa - trzy tygodnie, a z pewnością zarobisz duŜo więcej niŜ teraz. 

- Bardzo ładnie z jego strony - odparła Sara. - Ja jednak czuję się doskonale na statku. 

A jeŜeli chodzi o pracę z wami po zakończeniu filmu, to bardzo mi przykro, ale ja ... 

background image

- Myślę, Ŝe powinnaś wziąć tę rolę, Saro - wtrącił się Thor: - Przyda ci się dodatkowa 

suma pieniędzy po zakończeniu filmu. 

Sara popatrzyła na niego nieufnie. Jego głos i zachowanie wydawały się dziwne. 

- Tak sądzisz? zapytała. 

-  Tak  -  milczał  przez  chwilę,  po  czym  z  namysłem  dodał.  -  Dałyście  wczoraj  bardzo 

dobre przedstawienie. To chyba dobry pomysł, byście pracowały razem, kiedy powrócicie do 

Anglii. 

Sarę  zamurowało.  Mimo  to  udało  się  jej  uśmiechnąć  do  dziewcząt  i  powiedzieć 

dyplomatycznie: 

- Dziękuję, Ŝe przyszłyście mi o tym powiedzieć. Dam wam znać, jak się zastanowię. 

Wstała z miejsca. 

-  Przepraszam  na  moment.  Kapitanie,  czy  moŜemy  porozmawiać  przez  chwilę  na 

temat... na temat zapasów? 

Poszli razem na pokład. Odwróciła się do Thora i powiedziała: 

- Powiedz, co to wszystko miało znaczyć? 

- Myślałem o twojej przyszłości. Będziesz musiała pracować, kiedy wrócisz do domu. 

Popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami i czuła, jak ogarnia ją trwoga. 

-  Gdziekolwiek  ty  jesteś,  tam  jest  i  mój  dom.  Jego  wargi  zacisnęły  się  i  przybrały 

uparty wyraz, który miała juŜ okazję poznać. 

-  Wiesz,  jaki  jest  mój  pogląd  na  temat  kobiet  na  statku.  Gdy  opuścimy  Rodos,  nie 

popłyniesz juŜ dalej z nami. 

- Nie zaleŜy ci na mnie? 

- Wiesz, Ŝe tak - odpowiedział krótko. 

- Dlaczego więc, u licha, tak mówisz? Musisz zabrać mnie ze sobą. 

- Nie ma miejsca na kochankę na pokładzie. Rozwijając ten wątek, powiedziała: 

- A Ŝony, czy dla nich równieŜ nie ma miejsca? Thor połoŜył jej ręce na ramionach i 

popatrzył szczerze w oczy. 

- Statek to nie miejsce dla kobiety. A ślub z marynarzem to nie jest dla niej Ŝycie. 

- Dlaczego nie, na Boga? 

- PoniewaŜ męŜczyźni są na morzu przez długie miesiące. PoniewaŜ nie widują swych 

dzieci.  PoniewaŜ  ich  Ŝony  są  zmuszone  do  samodzielnego  prowadzenia  gospodarstwa  i  do 

polegania wyłącznie na samych sobie. W końcu - dodał z zastygłą twarzą - poniewaŜ kochają 

morze bardziej niŜ swoje kobiety. 

Sara poczerwieniała na twarzy. 

background image

-  Próbujesz  się  wymigać.  Zawsze  uwaŜałam,  Ŝe  zaszło  coś  w  twoim  Ŝyciu,  co 

zniechęciło cię do kobiet. Sądzę, Ŝe mam prawo o tym wiedzieć. 

Thor zdjął ręce z jej ramion i wyprostował się. W pierwszej chwili myślała, Ŝe jej nie 

powie, lecz on zawahał się chwilę i zaczął mówić: 

-  W  porządku,  a  więc  gdy  byłem  młody,  miałem  dziewczynę.  Byłem  wówczas 

zwykłym majtkiem. Widywałem ją za kaŜdym razem, kiedy wracałem z rejsu. Marynarze nie 

zarabiają  wiele,  toteŜ  obiecała  mi,  Ŝe  będzie  czekać  tak  długo,  aŜ  będę  w  stanie  się  z  nią 

oŜenić i załoŜyć rodzinę. Ale słowa nie dotrzymała. Wyszła za jakiegoś urzędnika. 

- I to zniechęciło cię do kobiet? - zapytała Sara z niedowierzaniem. 

Thor pokręcił przecząco głową. 

-  Tylko  na  pewien  czas.  Kilka  lat  temu  statek,  na  którym  pracowałem,  naleŜał  do 

dwóch  wspólników.  Jeden  z  nich  miał  córkę,  w  której  się  bardzo  zakochałem.  Przekonała 

ojca, aby pozwolił jej popłynąć ze mną w rejs. Był to pierwszy rejs pod moją komendą. Nie-

które kobiety - wycedził - na morzu zapominają o wszelkich hamulcach. A moŜe jedynie mi 

się  wydawało,  Ŝe  takie  posiadała.  Dosyć,  Ŝe  morze  podziałało  na  nią  jak  afrodyzjak.  Była 

jedyną  kobietą  na  statku.  Nikt  nie  mógł  się  obronić  przed  jej  urokiem.  Kiedy  staliśmy  w 

porcie,  pozwalała  sobie  nawet  zapraszać  obcych  męŜczyzn  na  pokład.  W końcu  wyrzuciłem 

ją ze statku. Naturalnie, udawała niewiniątko i poskarŜyła się swemu ojcu. Przez to straciłem 

pracę.  Niewiele  juŜ  zostało  Ŝaglowców,  toteŜ  bardzo  trudno  było  mi  potem  znaleźć  nową 

posadę. Wtedy to złoŜyłem przysięgę, Ŝe nie będzie juŜ więcej kobiet w moim Ŝyciu. 

W jego głosie odczuć moŜna było gorycz i złość. Sara mogła się jedynie domyślać, jak 

wiele lat cięŜkiej pracy  kosztowała go naprawa tej pierwszej, wielkiej poraŜki, którą odniósł 

w swym Ŝyciu zawodowym. To wiele tłumaczyło. On, który wydawał się tak bardzo pewny 

siebie  niemal  we  wszystkim  co  robił,  stawał  się  bezbronny  wobec  kobiety,  na  której  mu 

zaleŜało. 

- Thor - powiedziała Sara. Nie jestem nią, jestem sobą. Musisz juŜ chyba wiedzieć, Ŝe 

cię kocham i nigdy nie chciałabym cię opuścić. 

Patrzyli na siebie. Sara starała się, by jaśniejąca w jej oczach miłość przekonała go o 

jej szczerości. Zdała sobie jednak sprawę ze swojego niepowodzenia, kiedy szybko odwrócił 

wzrok. 

-  To  nie  dla  ciebie.  Masz  szanse  na  zrobienie  kariery  wraz  z  innymi  dziewczynami. 

Powinnaś z tego skorzystać. Pragnęłaś przecieŜ zawsze być tancerką. 

-  Nieprawda.  Moja  mama  tego  chciała.  Będę  szczęśliwa,  mogąc  spędzić  resztę  Ŝycia 

przy tobie, na statku. 

background image

- To nie miejsce dla kobiety - powtórzył uparcie. 

- Czy nie moŜesz zaryzykować i dać mi szansę? 

Pozostawał  niewzruszony.  Jego  twarz  była  jak  z  kamienia.  Sara,  wpadając  w  gniew, 

wykrzyknęła w końcu z goryczą w głosie: 

-  Nie  zasługujesz  na  mnie!  Idź  do  diabła!  Odwróciła  się  i  wybiegła  na  pomost.  Była 

zbyt dumna, by pozwolić sobie na to, Ŝeby oglądał ją we łzach. 

ś

ycie Sary wiele razy układało się okropnie, ale nigdy chyba przedtem nie czuła się aŜ 

tak  nieszczęśliwa.  Nie  zamknęła  drzwi  do  mieszkania,  mając  nadzieję,  Ŝe  Thor  jeszcze 

przyjdzie i Ŝe będą znów razem. LeŜała, nie śpiąc i czekając na niego przez pół nocy, ale nie 

przyszedł. Pragnęła związku z Thorem bardziej niŜ czegokolwiek innego  na świecie, ale nie 

umiała przezwycięŜyć jego uporu i rozczarowania kobietami. 

JeŜeli  jej  miłość  i  oddanie  nie  mogły  go  do  niej  przekonać,  to  co  mogłoby?  Musiała 

walczyć  z  jego  lękiem  przed  zaangaŜowaniem  się  i  z  jego  miłością  do  morza,  którą  zawsze 

będzie stawiał na pierwszym miejscu. Wiedziała, Ŝe nie jest w stanie jej pokonać. 

Następnego dnia powiedziała choreografowi, Ŝe przyjmuje rolę tancerki w filmie. Rola 

nie była trudna i nauka nie zajęła jej wiele czasu. Następnie udała się na statek. Nieco wysiłku 

kosztowało  ją  poinformowanie  wszystkich,  Ŝe  odchodzi.  Uściskała  kaŜdego,  z  trudem 

wstrzymując łzy. Spoglądali na nią ze zdumieniem, a zarazem ze współczuciem - zgadywali 

bowiem,  co  zaszło.  Kilku  kolegów  obrzuciło  gniewnym  spojrzeniem  Thora,  kiedy  podeszła 

do niego, stojącego samotnie na rufie. 

-  Chciałabym  zatrzymać  mieszkanie,  aŜ  do  końca  filmu  -  powiedziała.  -  Chyba  Ŝe 

chcesz, aby ktoś inny tam zamieszkał - dodała zgryźliwie. 

- Nie bądź niemądra - odpowiedział krótko. Uniosła głowę i popatrzyła mu w oczy. 

-  Drzwi  będą  zawsze  otwarte,  o  ile  zmienisz  zdanie.  Pobladł  na  twarzy  i  zacisnął 

wargi. 

- Wybacz, Saro. Chciałbym, abyś wiedziała, Ŝe był to najszczęśliwszy okres w moim 

Ŝ

yciu. 

Nie  odezwała  się  juŜ  do  niego,  chociaŜ  na  ustach  miała  oczywiste  pytanie:  „I  cóŜ  z 

tego?”. Skinęła jedynie głową i wyszła. 

Odzyskanie równowagi zajęło jej dwa, trzy dni. Po przemyśleniu wszystkiego podjęła 

decyzję, Ŝe nie da tak łatwo za wygraną. To jest zapewne, rozmyślała, moja ostatnia szansa na 

szczęście  i  ciąŜyć  będzie  na  mnie  przekleństwo,  jeŜeli  oddam  ją  bez  walki.  Kiedy  nie 

pracowała  nad  filmem,  spędzała  większość  czasu  na  myśleniu  o  sposobach,  za  pomocą 

których  mogłaby  przekonać  Thora,  Ŝe  moŜna  być  razem  nawet  na  morzu.  KaŜdego  dnia 

background image

wspinała  się  na  stary  mur  obronny  blisko  pomostu  i  z  oddali  spoglądała  na  statek.  Gdy 

patrzyła na niego z utęsknieniem w Oranie, symbolizował dla niej drogę ucieczki. Teraz stał 

się symbolem ziszczenia jej marzeń. 

Któregoś  dnia  wszyscy  członkowie  załogi  przyszli  do  niej  z  wizytą  i  prosili,  aby 

wróciła na statek. Nie pytała o Thora. Oni równieŜ nic nie powiedzieli konkretnego, odniosła 

jednak  wraŜenie,  Ŝe  jest  z  nim  coś  nie  w  porządku  i  Ŝe  znów  zaczyna  zachowywać  się  jak 

ranny niedźwiedź. 

Nie  widziała  go  juŜ  prawie  do  końca  pracy  nad  filmem,  kiedy  potrzeba  było  więcej 

statystów.  Tancerki  zostały  ucharakteryzowane  jako  branki  z  wyspy  opanowanej  przez 

Saracenów.  Siłą  miały  być  zmuszone  do  wejścia  na  turecki  statek  i  sprzedane  jako  nie-

wolnice.  Sara  przebrana  została  w  czarne  długie  szaty,  jakie  wciąŜ  nosi  wiele  kobiet  na 

południu wyspy Symi, i wraz z innymi dziewczynami przybyła na pomost. Odbyły kilka prób 

scen  przemocy  z  bijącymi  je  okrutnie  janczarami.  Po  czym,  po  przerwie,  nastąpiła  kolejna 

seria zdjęć. 

Był  to  jeden  z  tych  pechowych  dni,  w których nic nie wychodziło. Niebo chmurzyło 

się.  Zbierało  się  na  tropikalną  burzę.  Byli  gotowi  do  wypłynięcia  znacznie  później,  niŜ 

zaplanowali. „„Duch Wiatru”„ miał wypłynąć z portu w morze na odległość około dwóch mil. 

Wiatr  był  jednak  zbyt  silny.  Sara  słyszała,  jak  Thor  radził  asystentowi  reŜysera,  który 

kierował zdjęciami, aby odłoŜyć je do jutra. W odpowiedzi filmowiec wybuchnął: 

-  Jesteśmy  juŜ  dwa  tygodnie  spóźnieni.  W  porządku,  moŜe  nabawimy  się  choroby 

morskiej, ale wypływamy tylko na bliską odległość. Domagam się wypłynięcia w morze! 

Thor wzruszył ramionami, tak jakby mu na tym nie zaleŜało i odpowiedział. 

- W porządku, jeśli tego chcecie. 

Wydał rozkaz odwiązania lin cumowniczych i wypłynął tylko na niektórych Ŝaglach. 

Fale  uderzyły  w  nich,  gdy  tylko  opuścili  port.  Niebo  pociemniało  i  zrobiło  się  straszne. 

Załoga,  ubrana  w  kolorowe  kostiumy,  biegała  po  pokładzie  i  obsługiwała  Ŝagle,  próbując 

ominąć  po  drodze  zalegający  na  pokładzie  sprzęt  i  przestraszone  kobiety,  które  z  trudem 

utrzymywały się na nogach. 

Sara bała się, Ŝe sprzęt moŜe wypaść za burtę. Pomimo fali i wiatru dotarli jednak do 

scen, które reŜyser sfilmował. Thor wydał polecenie sternikowi, aby zmienił kierunek i Sara 

poczęła  juŜ  wierzyć,  Ŝe  wyszli  z  kłopotów  obronną  ręką.  Nagle  jednak  rozpoczęła  się 

prawdziwa  nawałnica.  Burza  wybuchnęła  niespodziewanie  z  niesamowitą  siłą,  gradem, 

przeraźliwymi grzmotami i piorunami. 

background image

-  Kobiety  pod  pokład!  -  Thor  próbował  przekrzyczeć  nawałnicę.  -  Arne,  schodź  na 

dół! - wołał do majtka siedzącego na bocianim gnieździe. Lecz Arne albo nie słyszał, albo teŜ 

uwaŜał,  Ŝe  schodzenie  po  maszcie  wśród  szalejącej  wichury,  na  podrzucanym  przez  fale 

statku moŜe być zbyt ryzykowne. 

Mack zszedł na dół, aby pokrzepić na duchu przestraszone kobiety. Sara zdjęła czarną 

woalkę,  która  zakrywała  jej  twarz,  i  stała  z  boku,  podekscytowana  sztormem  oraz 

zaciekawiona nagłą zmianą sytuacji. 

- Saro, co u licha, tu robisz? 

Wykrzyknęła mu coś w odpowiedzi, lecz nic nie było słychać, gdyŜ piorun z wielkim 

hukiem  uderzył  w  grotmaszt,  łamiąc  jego  wierzchołek  jak  zapałkę  i  wyrzucając  Arne'a  z 

bocianiego  gniazda  do  wody.  Sara  wrzasnęła  i  pobiegła  na  pokład.  Koła  ratunkowe  zostały 

usunięte  z  pokładu,  aby  upodobnić  statek  do  historycznego  Ŝaglowca.  Sara  schwyciła  więc 

linę,  rzuciła  jeden  z  jej  końców  w  morze,  drugi  zaś  przywiązała  do  poręczy  nadburcia. 

Zobaczyła, jak nagle jakaś postać wskoczyła na poręcz i wykonała skok do wody. 

- Thor! - krzyknęła z rozpaczą, lecz nic nie mogło go powstrzymać. 

- Spuścić szalupę! - rozkazał Mack. - Z drogi, Saro! 

Ale  ona  wdrapała  się  do  łodzi  wraz  z  innymi  i  to  ona  pierwsza,  wychylając  się  i 

wpatrując  w  rozkołysane  morze,  przesłonięte  strugami  deszczu,  dostrzegła  w  otchłani  wód 

dwie głowy. 

- Tam są, po prawej! 

Thor go odszukał. Dzięki Bogu! 

- Na prawo, chłopcy! Przygotować się! 

UŜywali  wioseł,  gdyŜ  silnik  był  prawie  nieuŜyteczny  w  takich  warunkach.  Mack 

ś

ciągnął Sarę w dół, toteŜ Thor jej nie zauwaŜył, gdy wdrapał się do łódki, pomógłszy wpierw 

wciągnąć  Arne'a.  ZbliŜyli  się  do  statku.  Sara  była  tak  wyczerpana  akcją  ratunkową,  Ŝe 

brakowało jej sił, aby samej wspiąć się na pokład. Wciągnięta została na linie. 

Przeczekali na pełnym morzu najgorszą nawałnicę. Z pomocą silnika rozpoczęli drogę 

powrotną  na  Rodos.  Powrót  pasaŜerowie  przyjęli  z  ulgą.  Wielu  z  nich  było  chorych.  Mack 

przyszedł na dół powiedzieć, Ŝe z Arne jest wszystko w porządku. Napił się tylko duŜo wody. 

Sara  skinęła  głową.  Zdjęła  z  siebie  mokry  strój  i  ubrała  się  w  szorty  oraz  koszulkę,  które 

poŜyczyła od Tony'ego. 

- Gdzie jest Thor? 

- W kabinie. 

- Dziękuję. 

background image

Z wyrazem zdecydowania na twarzy, Sara pomaszerowała w kierunku kabiny Thora. 

Mack, wielce zaintrygowany, popatrzył w ślad za nią. 

Weszła  do  kabiny  bez  pukania.  Thor  miał  na  sobie  suche  spodnie  i  zmieniał  właśnie 

koszulę, kiedy ją dostrzegł. Odwrócił się ze zdziwieniem, które przeszło w stan kompletnego 

zaskoczenia. 

- Sara! Co ty tu...? 

- Mam juŜ ciebie zupełnie dosyć! - krzyknęła na niego z wściekłością. - Nie dość, Ŝe 

jesteś  kompletnym  idiotą,  który  nie  wie,  co  dobre,  to  jeszcze  ryzykujesz  Ŝyciem!  A  co  by 

było,  gdybyś  utonął?  Mogłeś  przecieŜ  popłynąć  razem  z  nami  szalupą.  Lecz  nie.  Wolałeś 

udawać bohatera! 

Thor patrzył na nią wytrzeszczając oczy. 

-  Mam  ci  jeszcze  coś  do  powiedzenia  -  dodała  z  mocą.  -  Jesteś  ograniczony.  JeŜeli 

kochałabym  morze,  tak  jak  ty,  uczyniłabym  wszystko,  aby  stać  się  posiadaczem  własnego 

statku. Jesteś zaślepionym głupcem, gdyŜ nie widzisz, Ŝe moŜna kochać morze i kobietę, i Ŝe 

kobieta moŜe tak bardzo ciebie kochać, Ŝe zgodzi się na wszystkie twoje warunki. 

Sara uniosła głowę, w jej oczach widać było wzburzenie. 

- Miałam rację, kiedy powiedziałam, Ŝe nie zasługujesz na mnie. Nie jesteś dla mnie 

wystarczająco męskim facetem. Pielęgnuj swoje przesądy. Będzie ci z nimi ciepło i samotnie 

w łóŜku. 

Odwróciła  się  na  pięcie,  wymaszerowała  z  kabiny  i  wtedy  zorientowała  się,  Ŝe  na 

korytarzu  zgrupowała  się  cała  załoga  i  bezwstydnie  przysłuchiwała  się  temu,  co  mówiła. 

Przywitali  ją  uśmiechami  i  oklaskami.  Zagrodzili  drogę  Thorowi,  kiedy  wyskoczył  z  kabiny 

za nią. 

- Saro, poczekaj! 

Lecz ona odeszła z miną wyraŜającą oburzenie. 

Thor przyszedł wieczorem do jej mieszkania, lecz tam jej nie zastał. Nie było jej teŜ w 

hotelu, opuszczonym juŜ przez ekipę filmową. Tancerki nie wiedziały, gdzie jest. 

- Chyba juŜ wyjechała do Anglii. Wiele osób, które nie zdecydowały się na udział w 

zabawie poŜegnalnej, odleciało juŜ dzisiaj. 

- Zabawa poŜegnalna? 

-  To  wielkie  przyjęcie  na  cześć  zakończenia  pracy  nad  filmem.  Będzie  jutro 

wieczorem. Czy przyjdzie pan? 

- Sam nie wiem. Ale załoga na pewno będzie miała chęć przyjść. 

background image

Sceny  filmu  ze  statkiem  zostały  zakończone.  Marynarze  spędzili  cały  dzień  nad 

reperacją  masztu  i  przygotowaniem  statku  do  wyjścia  w  morze.  Pracą  kierował  Mack.  Thor 

spędził zaś cały dzień na poszukiwaniu Sary. Wrócił wczesnym ranem, czując się pokonany. 

Ze smętnym wyrazem twarzy siadł przy stole w mesie naprzeciw Macka, sączącego kawę. 

- Straciłem ją, Mack - wyznał. - Nie mogę jej nigdzie odszukać. 

- Zasługiwałeś na to - odpowiedział Mack bez współczucia. - Idziemy się bawić. 

Thor wyciągnął rękę i schwycił go za przegub dłoni. 

- JeŜeli tam będzie, obiecujesz, Ŝe dasz mi znać? Mack popatrzył na niego z wahaniem 

i odparł: 

- W porządku, jeśli tam będzie. Arne zostaje na wachcie. Nie ma dziś ochoty na picie. 

Wiadomość,  Ŝe  Sara  jest  na  przyjęciu,  nie  nadeszła,  i  o  północy  załoga  wróciła  na 

statek. „Duch Wiatru” odbił od nabrzeŜa i w nocy wypłynął z portu na pełne morze. Thor stał 

oparty  o  poręcz  1  obserwował,  jak  światła  portu  oddalały  się.  W  końcu  zupełnie  zmalały  i 

zniknęły. Powoli odwrócił się i cięŜkim krokiem poszedł do swej kabiny. 

Sara  leŜała  na  jego  łóŜku,  przeglądając  tygodnik  ilustrowany.  Podniosła  wzrok  i 

popatrzyła na niego, kiedy wchodził. 

-  Myślałam,  Ŝe  nigdy  juŜ  nie  przyjdziesz.  Popatrzył  na  nią  zdumiony  i  twarz  mu 

zajaśniała radością. 

- Jak długo tutaj jesteś? 

- W twojej kabinie czy na statku? 

- Byłaś tutaj cały czas? - zapytał z niedowierzaniem. 

- Naturalnie, a gdzie miałabym być? Thor zamknął drzwi. 

-  Czy  wiesz,  Ŝe  poszukując  ciebie  obszedłem  całe  Rodos?  Myślałem,  Ŝe  wróciłaś  do 

Anglii i Ŝe juŜ nigdy ciebie nie odnajdę. 

Usiadł na łóŜku. 

- Nie próbuj mówić, Ŝe dobrze mi tak. JuŜ to słyszałem. To prawda. 

Wziął tygodnik z jej rąk i odsunął na bok. W jego oczach malowało się nowe uczucie - 

nadzieja i ulga połączona z radością. 

- Czy mam przez to rozumieć, Ŝe znów jesteś pasaŜerem na gapę? 

- Owszem i muszę cię ostrzec, Ŝe jeśli spróbujesz mnie zabrać z powrotem na Rodos, 

załoga stanie po mojej stronie. 

- Dobrze mi tak. 

Uniósł koc i odkrył, Ŝe nie miała na sobie niczego. 

- Czy wyjdziesz za ślepego głupca, Saro? 

background image

- Tylko wtedy, jeŜeli sprawi sobie i Ŝonie swój własny statek. 

Thor uśmiechnął się. 

- Załatwiam właśnie sprawy związane z zakupem tego. 

- Naprawdę? 

Oczy Sary zajaśniały, ale próbowała dalej udawać obojętność. 

- To wyjaśnia sprawę. Kocham ten statek! 

- Bardziej niŜ mnie? 

Zaczął ją gładzić po plecach. Jego niebieskie oczy patrzyły pytająco. 

- Tak bardzo, jak bardzo kocham morze - odparła delikatnie i zagadkowo. 

- A więc nie tak bardzo, jak ja kocham ciebie - powiedział Thor z absolutną pewnością 

w głosie. 

Roześmiała się. 

- A więc wszystko w porządku. Dlaczego nie wejdziesz do łóŜka? 

- Natychmiast, pani. 

Momentalnie rozebrał się i połoŜył się obok niej. Natychmiast mocno ją przytulił. 

Sara westchnęła z radości i uniosła dłoń, aby delikatnie pogładzić go po twarzy. Nagle 

coś sobie przypomniała. 

Thor,  czy  pamiętasz,  jak  się  śmiałeś,  gdy  zrobiłam  sobie  bikini  z  flagi?  Dlaczego? 

Zachichotał. 

- Oznaczała: „Witamy na pokładzie!” Parsknęła śmiechem, a następnie przysunęła się 

do niego, aby go pocałować. 

- Jestem gotowa objąć stanowisko pod twoją komendą, kapitanie!