Oni rządzą polską ulicą
Mają po kilkanaście lat, są dorastającymi żołnierzami mafii
Terroryzują całe miasta, biją, kradną, handlują narkotykami. Najmłodsi z nich zaczynają
bandycką karierę już w wieku 6 lat. Policyjne statystyki są zatrważające. Polska ulica coraz
częściej spływa krwią.
Bezsilne prawo, zuchwali bandyci
Najmłodsi przestępcy wiedzą, że prawo jest wobec nich bezsilne. I umiejętnie z tego
korzystają. 12-letni Artur K. z warszawskiej Pragi – Północ w minionym tygodniu został
zatrzymany za kradzież kieszonkową. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt,
że policjanci zatrzymali go już po raz czternasty od początku tego roku. Znaleźli przy nim
portfel z pieniędzmi, drogi zegarek i bransoletkę. Łączna wartość przedmiotów wynosiła ok.
2000 złotych.
Wszystko należało wcześniej do kobiety, która przyjechała do Warszawy w poszukiwaniu
pracy. Tym razem miała szczęście. Policjanci zidentyfikowali ją dzięki dokumentom z jej
portfela. Następnego dnia odebrała swoje rzeczy. Wychodząc z komendy, minęła się z…
Arturem K., którego zatrzymano za kolejną kradzież.
Problem nie do rozwiązania
Artur K. na razie nie poniesie kary. Wszystko dlatego, że nie ukończył jeszcze 13 lat. Ten
wiek polskie prawo określa jako dolną granicę odpowiedzialności karnej. Ten przepis
cynicznie wykorzystują "starzy" przestępcy – mówi Marcin Kaleciński – policjant pracujący
na co dzień z młodymi chuliganami. – Wynajmują dzieciaki do roznoszenia narkotyków czy
kradzieży kieszonkowych. A my nawet jeśli złapiemy takie dziecko to i tak nie możemy w
żaden sposób go ukarać. Jak zauważa Kaleciński, prawo daje tutaj wymiarowi
sprawiedliwości bardzo wąskie pole manewru. – Możemy kierować sprawę do sądu
rodzinnego, wnioskować o to, by niegrzecznym dzieckiem zajął się kurator. Ale nigdy nie
możemy wyciągać surowszych konsekwencji.
Ale najmłodsi przestępcy mają też dla gangów inną wartość. – Kiedyś rozpracowywaliśmy
szajkę złodziei samochodów działającą w centrum Warszawy – opowiada stołeczny policjant.
– Szefowie tej grupy, gdy spotykali się naradach w domach lub mieszkaniach, zawsze
wysyłali dzieciaki, aby donosiły, czy w pobliskich samochodach siedzą jacyś ludzie. I w ten
sposób zawsze wiedzieli o naszych ludziach, którzy obserwowali ich z ukrycia. Sytuacja była
więc patowa.
Droga do mafii
- Dzieci, które od najmłodszych lat współdziałają z gangami, z reguły same stają się później
bezwzględnymi bandytami – mówi Marcin Popowski – były rzecznik Stowarzyszenia
Detektywów Polskich i jeden z najbardziej renomowanych polskich detektywów. Jak
zauważa, są to w przeważającej większości dzieci z rozbitych lub patologicznych rodzin,
które od najmłodszych lat większość czasu spędzają na podwórkach, stykają się z przemocą,
używkami i gangami. Od najmłodszych lat uczą się przestępczego fachu jako jedynego
sposobu na życie.
Doskonałym dowodem tego jest Tomasz J., znany jako "Łapa", który odsiaduje dziś wyrok 25
lat więzienia za zabójstwo. Miał 6 lat, gdy po raz pierwszy trafił do policyjnych kartotek.
Powodem było to, że pobił i ukradł buty młodszemu o 1,5 roku koledze. Wcześniej dwaj
chłopcy pokłócili się na podwórku rozlatującej się kamienicy na warszawskiej Pradze.
Policjanci, których o bójce zawiadomił przypadkowy przechodzień, próbowali zająć się
sprawą, ale bezskutecznie. Matka małego chuligana nie przyjmowała żadnych argumentów.
Była zresztą znana jako prostytutka. Nie wiedziała, kto był ojcem jej syna. Wolny czas
spędzała w małym, rozwalającym się mieszkaniu w towarzystwie przypadkowo poznanych
mężczyzn. Synem mało się interesowała.
Tomek od początku wypełniał swój czas zabawami z kolegami poznanymi na osiedlu.
Większość z nich pochodziła również z patologicznych rodzin. Gdy jego rówieśnicy
zdobywali wiedzę z matematyki, polskiego czy środowiska, on uczył się oszukiwać, kraść i
pić. Już w wieku 8 lat zaczął regularnie opuszczać szkołę. Zaczęły się problemy, chłopcem
zajął się kurator, potem regularnie zatrzymywała go policja. Sąd rodzinny również nie
poradził sobie ze sprawą. Prokurator zajął się Tomkiem po raz pierwszy, gdy chłopak miał 14
lat. Został wówczas zatrzymany za kradzież samochodu. Trafił na terapię, która nie przyniosła
oczekiwanych rezultatów. A jego kartoteka bardzo szybko się zapełniała. Można w niej
przeczytać o udziale w bójkach i pobiciach, znieważaniu funkcjonariuszy publicznych,
wyłudzaniu pieniędzy od innych, młodszych dzieci. Potem doszły poważniejsze występki:
kradzieże, rozboje, w końcu napad na sklep. "Łapa" miał charyzmę – opowiada
funkcjonariusz z warszawskiej Pragi.
Młodsi koledzy garnęli się do niego i z czasem stworzyli kilkunastoosobowy gang dziecięcy
pozbawiony wszelkich skrupułów. Tomasz miał niecałe 17 lat, gdy poznał Iwonę. Była pół
roku młodsza i uchodziła za najpiękniejszą dziewczynę w szkole. Spotykała się jednak ze
studentem pierwszego roku i nie była zainteresowana młodym bandytą. Ten, wściekły, napadł
na jej chłopaka i zadał mu sześć ciosów nożem. Student zmarł na miejscu. Tym razem
wymiar sprawiedliwości okazał się surowy. Tomek trafił do aresztu, a stamtąd na salę
sądową. Sędziowie zdecydowali, że będzie odpowiadał jak dorosły. Wyrok: 25 lat więzienia.
Odsiedział już cztery lata. Matka nie odwiedziła go ani raz. Koledzy też.
Coraz więcej przestępstw
Takich gangsterów jak "Łapa" jest coraz więcej. – W minionym roku 7,5 proc. wszystkich
przestępstw popełnionych zostało przez nieletnich – mówi Krzysztof Hajdas z Biura
Prasowego Komendy Głównej Policji, powołując się na oficjalne statystyki. Faktycznie
spośród ponad pół miliona osób, które w 2009 roku usłyszały zarzuty prokuratorskie, prawie
51 tysięcy nie ukończyło 17 roku życia. Z policyjnych statystyk wynika, że w 2009 roku
nieletni byli sprawcami 14 zabójstw, 137 gwałtów, 8546 kradzieży z włamaniem. Dopuścili
się również ponad 9 tysięcy kradzieży, rozbojów lub wymuszeń (najczęściej wyłudzenia
pieniędzy od młodszych). To najgorsza statystyka od czterech lat. Dla przykładu: w 2008
roku nieletni dokonali 9 zabójstw i 92 gwałtów.
Wadliwy system
W przypadku najcięższych przestępstw, sądy z reguły decydują się traktować ich jak
dorosłych. W efekcie zapadają surowe wyroki i młodociani przestępcy trafiają na wiele lat za
kratki. Najbardziej zdemoralizowani wędrują do zwykłych więzień i aresztów. Ze statystyk
Centralnego Zarządu Służby Więziennej wynika, że w 2009 roku w placówkach
penitencjarnych przebywało 17 nieletnich w wieku 15-16 lat. Większość trafiał do zakładów
poprawczych. Ich resocjalizacja jest znacznie trudniejsza niż w przypadku osób dorosłych –
zauważa Jerzy Książek – mediator i wieloletni pracownik zakładu poprawczego.
Nasi rozmówcy z policji i Służby Więziennej przyznają, że zakłady poprawcze i więzienia
często pełnią odwrotną rolę od zamierzonej. Zamiast pomagać młodocianym bandytom, stają
się dla nich szkołą przestępczego fachu, w której młodzi gangsterzy uczą się od bardziej
doświadczonych kolegów. I po wyjściu na wolność lub na przepustkę wracają na przestępczą
drogę. I błędne koło się zamyka.
Przestępczość nieletnich to w dużej mierze wina ludzi, którzy odbierają ojcom prawa do
karania swoich dzieci – przekonuje od lat Janusz Korwin-Mikke – prawicowy publicysta,
założyciel Unii Polityki Realnej, dziś kandydat na urząd prezydenta. – Jeżeli socjalistyczne
rządy wprowadzają przepisy pozwalające surowo karać lub nawet odbierać rodzicom dzieci
za wymierzenie klapsa, to nie ma się co dziwić, że wiele dzieci, oduczanych
odpowiedzialności, schodzi na przestępczą drogę. Korwin-Mikke jest jedynym politykiem w
Polsce, który proponuje przywrócenie kary chłosty.
– Historia wiele razy dowiodła, że młody człowiek ze strachu przed tą karą bał się łamać
prawo i nie wyrastał na przestępcę – przekonuje publicysta. Wśród innych koncepcji
rozwiązania problemu jest też "wychowanie przez pracę", organizowanie specjalnych
programów terapeutycznych i resocjalizacyjnych dla trudnej młodzieży. Te koncepcje
stanowią dziś tylko piękną teorię. Praktykę odzwierciedlają policyjne statystyki. A te nie
napawają optymizmem.