Sherrilyn Kenyon
DARK HUNTER
Until Death We Do Part
Opowiadanie z antologii:
LOVE AT FIRST BITE
Tłumaczenie:
agnes_ka
1
2
PROLOG
Rumunia, 1476
Przyszedł po nią. Znała go. EspeRetta z domu Dracul nie mogła go usłyszeć w zimnej
ciemności. Był niewidzialny. Przerażający. Groźny.
I był coraz bliżej.
I bliżej.
Tak, blisko, że czuła jego oddech na swojej skórze. Zobaczyła jego diabelskie oczy,
poprzez noc, gdy on nieustannie ją nękał. Podczas odwrotu od niego, nadal miała nadzieję na
znalezienie sposobu na ucieczkę.
Chciał ją zabić.
- EspeRetta…
Była magia w tym głębokim, namiętnym głosie. To, że zawsze znalazł sposób, żeby
zostawić ją słabą. Ukołysać ją, aż do utraty przytomności. Ale nie mogła sobie teraz na to
pozwolić. Nie po tym, jak poznała go jako potwora, którym z resztą był.
Przez ciemność potknęła się, kiedy wydawało się, że mgła owinęła się wokół niej
spowalniając ją; ciągnąc ją z powrotem w kierunku, gdzie czekał, aby ją pożreć. Zawodzenie
wilków niosło się echem na wietrze, który przewiał przez jej brudną i poplamioną suknię i
płaszcz i zmroził jakby była naga w lesie.
Jej oddech był ciężki i bolesny, potknęła się i upadła przed murem z litej czarnej stali.
Nie, to nie była stal.
To był on.
Jej ręka zatrzymała się na przerażającym złotym herbie na jego zbroi, który przedstawiał
wijącego się węża, wyśmiewającego się z niej swoim jadem. Przerażona, z westchnieniem
spojrzała w górę na te głębokie, ciemne oczy, które zdawały się ją przenikać na wskroś. Ale to
nie było to, czego się przestraszyła. Przerażał ją fakt, że miała na sobie białą, grobową szatę.
Fakt, że pod ciężarem księżyca w pełni odnalazła wyjście z jej własnego grobu, by znaleźć się na
przykościelnym cmentarzu. Wtedy popatrzyła w dół na nagrobek, na którym wyryte było jej imię
i data jej śmierci, na prawie godzinę przed tym, zanim znalazła odwagę, aby opuścić to miejsce.
3
Nie była już dłużej w Mołdawii. Kiedy poszła spać była w małej miejscowości pod
Bukaresztem. W parafii zamku jej ojca, w której się urodziła. Konieczność zrozumienia, co się z
nią stało, zmusiła ją do wyruszenia w drogę powrotną do domu jej ojca, by znaleźć nawet gorszy
horror niż obudzenie się we własnym grobie.
Widziała swojego męża, który zabił jej ojca na jej oczach. Widziała jego radosną rękę
ścinającą głowę jej ojca dla jego Tureckich wrogów. Krzycząc uciekła od tego w noc. I uciekała
bez zatrzymywania aż do teraz.
Teraz była w ramionach mężczyzny, którego czarna zbroja była pokryta krwią jej ojca.
Człowieka, którego przysięgała kochać na wieki.
Ale to nie był ten człowiek, którego kochała. To był potwór o zimnym sercu. Kłamca. On
mógł mieć ten sam imponujący wzrost. Te same długie, czarne, falujące włosy i ostre,
arystokratyczne rysy twarzy, ale nie trzymał jej teraz Velkan Danesti.
To był diabeł wcielony.
- Puść mnie. - Warknęła wyrywając się od niego.
- EspeRetta posłuchaj mnie.
- Nie! - Krzyknęła odchodząc, kiedy próbował jej ponownie dotknąć. - Zabiłeś mnie.
Zabiłeś mojego ojca.
Wykrzywił się do niej i gdyby nie znała jego ciemnej strony, może nawet uwierzyłaby w
jego szczerość. On udawał.
- To nie tak jak myślisz.
- Widziałam. Jak. Go. Zabijasz.
- Ponieważ on zabił ciebie.
Pokiwała głową.
- Kłamiesz! Jesteś jedynym, który dał mi truciznę. Ty! Nie mój ojciec. On mnie kochał.
Nigdy by mnie nie skrzywdził.
- Twój ojciec przebił ci serce, kiedy zobaczył cię martwą, aby upewnić się, że nie udajesz.
Ciągle mu nie wierzyła. Kłamał, a ona o tym wiedziała. Jej ojciec nigdy nie zrobiłby
czegoś takiego. Kiedy Velkan dał jej środek nasenny, powiedział, że sprawi on, iż zaśnie tak
mocno, aby nikt nie poznał, że ona nadal żyje. Obiecał jej, że nikt jej nie pochowa, ponieważ to
od zawsze był jej największy strach. Razem mieli obudzić się ze snu i być wolni, pozostając
razem na zawsze.
4
Ale ona nie obudziła się w swoim łóżku. Obudziła się w swoim grobie.
Teraz już wiedziała, co on planował przez cały ten czas. Chciał zabić ją i jej ojca, aby
pomścić swojego własnego ojca i przejąć ich ziemię dla swojej rodziny. Velkan jej nie kochał.
On ją wykorzystał, a ona jak idiotka pozwoliła, aby pogrywał nią za cenę życia jej ojca.
Znowu pobiegła do lasu, starała się od niego uciec, ale Velkan znów ją wyprzedził.
Próbowała go odepchnąć, ale trzymał ją z zaciekłością.
- Posłuchaj mnie, EspeRetta. Ty i ja jesteśmy martwi.
Skrzywiła się do niego.
- Jesteś szalony? Nie jestem martwa. Ja tylko spałam, tak jak mi powiedziałeś. Do jakiego
szaleństwa próbujesz mnie przekonać?
- Nie szaleństwa. - Powiedział, a jego oczy wypalały się w niej. - Kiedy się pobraliśmy
związałem nasze dusze przy pomocy czarów mojej matki. Powiedziałem ci tamtej nocy, że nie
chcę żyć bez ciebie i rzeczywiście to miałem na myśli. Kiedy twój ojciec cię zabił,
poprzysięgłem zemstę przeciwko niemu i po tym jak mnie również zabił pojawiła się bogini i
zaproponowała mi układ. Sprzedałem jej swoją duszę, tak abym mógł pomścić cię, zabijając
jego. Dla ciebie. Tylko nie rozumiałem, że ubiłem interes z Artemidą, dotyczący również ciebie.
Ponieważ ja żyję, ty też żyjesz. Jesteśmy ze sobą związani. Na zawsze.
A potem zrobił najbardziej niewiarygodną rzecz ze wszystkich. Otworzył usta, aby
pokazać jej zestaw długich ostrych kłów.
Był upyri.
1
Jej serce waliło ze strachu. To nie mogło być prawdziwe. To nie był jej ukochany mąż, on
był przeklętym demonem.
- Jesteś w drużynie Lucyfera. Mój ojciec miał rację. Wszyscy z rodu Danesti są złem,
które musi być usunięte z tej ziemi.
- Nie złem, EspeRetta. Moja miłość do ciebie jest czysta i dobra. Przysięgam.
Zacisnęła wargi na jego słowa, kiedy próbowała się wyrwać z uścisku jego ramienia.
- A moja miłość do ciebie jest martwa jak mój ojciec. - Splunęła na niego zanim ruszyła,
aby ponownie biec przez mgłę.
Velkan zmusił się, by stać w miejscu i nie biec za nią ponownie. Jego oblubienica była
młoda i przeżyła szok dzisiejszej nocy. Ona wróci do niego. Był tego pewien. Z całej przemocy i
1
We wschodniosłowiańskim folklorze to wampir.
5
grozy w jego życiu ona jedyna była łagodna i dobra. Sama dotknęła jego długo martwego serca i
spowodowała, że znowu zaczął żyć. Zapewne nie chciała pozostać na niego zła. Nie, kiedy robił
wszystko, żeby ją chronić. Ona zobaczy prawdę i do niego wróci.
- Wróć do mnie szybko, moja EspeRetto. - A potem powiedział jedno słowo, które nigdy
wcześniej nie przeszło przez jego wargi. - Proszę.
6
ROZDZIAŁ 1
Chicago, 2006
- Tak z czystej ciekawości - może nieśmiertelnego udławić na śmierć obwarzanek?
Retta Danesti posłała bezwzględne spojrzenie swojej najlepszej przyjaciółce, kiedy
próbowała przełknąć kawałek, który utknął boleśnie w jej gardle.
Jako zmiennokształtna, która zaprzyjaźniła się z nią prawie czterysta lat temu, Franceska
była w pełni świadoma faktu, że mąż Retty sprzedał ich dusze bogini Artemidzie i nieumyślnie
zrobił z Retty nieśmiertelną.
A ostatnie informacje od Franceski oszołomiły Rettę tak bardzo, że zassała kawałek
precla w dół tchawicy, gdzie teraz palił jak ogień.
Franceska uderzała ją delikatnie między łopatki.
- No dalej, dziecinko, wiedziałam, że to cię wkurzy, ale nie chciałam cię zabić.
Retta sięgnęła po butelkę wody mineralnej i wreszcie odchrząknęła, choć jej oczy łzawiły
niemiłosierne.
- Zaraz, co właściwie mi powiedziałaś?
Franceska umieściła jej dłonie na kolanach i zrównała się z nią twarzą.
- Twój mąż, latem przyszłego roku otwiera park rozrywki „Drakula” w Transylwanii i
kluczową atrakcją będzie zmumifikowane ciało Vlada Tepesa - Drakuli we własnej osobie.
Podobno Velkan doszedł do tego, aby powierzyć ciało naukowcom, którzy mogą zweryfikować
poprzednie badania i udowodnią, że to naprawdę jest Palownik ze średniowiecznej legendy.
Każda cząstka Retty zawrzała.
- Ten pieprzony drań!
Skuliła się, gdy zdała sobie sprawę, że kilka głów w restauracji sklepowej galerii, w której
siedziały, odwróciło się do niej.
Francesca zniżyła głos i mówiła do niej osłaniając się ręką.
- On naprawdę nie ma zwłok twojego ojca, prawda?
Retta wzięła łyk wody w międzyczasie, życząc Velkanowi samych złych rzeczy. Łącznie
z zarazami i plagami, które doprowadziłyby do wyschnięcia i zgnicia pewnej części jego ciała.
7
- To możliwe. Właściwie Velkan jest tym, który go zabił i prawdopodobnie go pochował.
Chociaż wątpię, żeby miał głowę, ponieważ oddał ją wrogom ojca. - Ścisnęła swoją butelkę z
wodą nawet jeszcze bardziej. - W cholerę z nim. Najpierw dał Stokerowi
2
tę absurdalną książkę,
potem zaczyna oprowadzać wycieczki, a następnie otwiera hotel i restaurację „Dracula” i teraz
jeszcze to. Przysięgam, jak Bóg mi świadkiem, będę musiała wziąć siekierę i zabić go raz na
zawsze.
Jasnoniebieskie oczy Franceski popatrzyły na nią z niepokojem. Mimo, że była wilkiem w
swej zwierzęcej formie, teraz, kiedy była w ludzkiej postaci, te oczy były bardzo kocie. Jedynymi
ludzkimi rzeczami, które Franceska dzieliła ze swoją wilczą postacią, były jej gęste ciemno
kasztanowe włosy i szybki refleks.
- Uspokój się, Retta. Wiesz, że robi to tylko po to, żeby ci zaleźć za skórę.
- I to działa.
- No dalej, przecież wiesz, że nie chciał naprawdę tego zrobić.
- Żeby się do mnie dobrać? Tak, mógłby zrobić coś takiego. - Zazgrzytała zębami we
frustracji i kontynuowała sprowadzanie gniewu piekielnego na jego głowę. Przez wieki Velkan
nic nie zrobił tylko uderzał w nią i jej rodzinę.
- Nienawidzę tego człowieka z każdym włóknem mojej istoty.
- Więc dlaczego za niego wtedy wyszłaś?
To było coś, o czym nie chciała nawet myśleć. Nawet pięćset lat później nadal wyraźnie
w umyśle, mogła zobaczyć noc, w którą się spotkali. Ona była w drodze z klasztoru do domu na
wizytę u ojca, kiedy ich ludzie zostali zaatakowani przez Turków. Zabili wszystkich oprócz niej i
byli na dobrej drodze do zgwałcenia jej, ale nagle napastnicy zostali pozbawieni głów.
Zbyt przestraszona, żeby krzyczeć, leżała na ziemi skąpana w ich krwi, czekając na swoją
własną śmierć i wtedy spojrzała w górę na mężczyznę w zbroi, który rozgramiał kilku
niedobitków, którzy próbowali uciec.
Ubrany w czarną matową zbroję, którą zdobił herb ze złotym wężem, rycerz, który zabił
jej niedoszłych gwałcicieli szybko owinął ją w swój pokryty futrem płaszcz i podniósł z ziemi.
Bez słowa, Vekan zawiózł ją na grzbiecie swojego rumaka do jego domu, gdzie upewnił się, że
była dobrze traktowana i karmiona.
2
Bram Stoker – autor książki „Dracula”, napisanej w 1897 roku, pierwszej książki o wampirach, w której główny
bohater jest przystojnym hrabią, zmieniającym się w przerażającego Nosferatu.
8
Cięgle mogła przypomnieć sobie widok jego zaciętości, surowej mocy, która jakby
krwawiła z każdej jego części. Nosił czarny, metalowy hełm, który był ukształtowany, tak, żeby
przypominał drapieżnego ptaka, aby podsycać strach u jego wrogów. I to właśnie przestraszyło ją
do samego rdzenia jej duszy.
Nie miała pojęcia o zamiarach Velkana, dopóki później, tej samej nocy przyszedł, aby jej
doglądnąć. Ale to nie jego męskość czy siła ją urzekła, to była jego niepewność, roztaczająca się
wokół niej. Fakt, że ten człowiek był tak silny i nieustraszony przed Turkami, faktycznie drżał,
gdy próbował jej dotknąć.
To byłą miłość od pierwszego wejrzenia.
A przynajmniej tak myślała.
Jej serce zabolało na to wspomnienie, Retta zacisnęła wargi, kiedy próbowała odegnać od
siebie to wspomnienie i przypomnieć sobie, że w końcu Velkan ją zdradził i zabił jej ojca.
- Byłam młoda i głupia i nie miałam pojęcia, co mnie z nim czeka. Myślałam, że był
szlachetnym księciem. I nie zdawałam sobie sprawy, że niewiele się różnił od małpy. - Złapała
wydrukowaną stronę z wiadomości ze strony Yahoo, którą Franceska przyniosła podczas lunchu.
- Cofam to i głęboko przepraszam wszystkie naczelne na ziemi za znieważenie ich tym
porównaniem. On nie jest godny bycia nazywanym małpą. On jest oślizgłym, zimnym
ślimakiem.
Francesca zanurzyła swoją frytkę w ketchupie.
- Nie wiem, myślę, że to trochę słodkie, że on wciąż robi te sztuczki, żeby zmusić cię, byś
się z nim zobaczyła.
Tia, właśnie.
- To wcale nie dlatego on to robi. Próbuje się nade mną znęcać i wyżyć się na moim ojcu.
Tu nie chodzi o czułe uczucia. Chodzi o człowieka, który jest bezwzględny. Człowieka, który
nawet po pięćset latach nie może zostawić mojej rodziny spoczywającej w spokoju. On jest
zwierzęciem. - Wzdychając Retta rzuciła kartkę na stolik i sięgnęła do torebki po swój telefon
treo
3
.
- Co robisz?
- Rezerwuję bilet do Transylwanii, żebym mogła go zabić osobiście. Tylko tym
zatrzymam te wybryki raz na zawsze.
3
Firma produkująca telefony i palm topy.
9
Francesca parsknęła.
- Nie, nie lecisz.
- A właśnie, że tak.
- No to zarezerwuj dwa.
Retta miała, co do tego wątpliwości, ponieważ zmiennokształtni Zwierzo-Łowcy mogli
teleportować się z jednego miejsca do drugiego, ale z jakiegoś powodu Franceska zawsze wolała
podróżować z nią. Oczywiście gdyby Retta była mądra, poprosiłaby żeby Franceska
teleportowała też ją, ale nienawidziła podróżować w ten sposób, nawet jeśli był to sposób
niemalże natychmiastowy. Ona mogła być nieśmiertelna, ale Retta lubiła udawać, że jest
normalna, tak, jak to tylko możliwe. Poza tym, jeśli Zwierzo-Łowca nie znał obszaru i
przemieszczał się na niego, mógł uderzyć w drzewo lub pojawić się tuż przed czyimś nosem. Oba
doświadczenia miałyby paskudne skutki.
Przerwała wybieranie połączenia, by popatrzyć jak Francesca dolewa więcej ketchupu do
frytek.
- Dlaczego chcesz jechać?
- Po tych wszystkich latach słuchania twoich tyrad na temat Księcia Palanta chciałabym
go poznać osobiście.
- Dobra, ale pamiętaj, aby unikać jego wzroku. On wyssie z ciebie dobroć aż do szpiku
kości i zostawi cię moralnie upadłą, taką jak on jest.
Franceska gwizdnęła przeciągle.
- Cholera, przypomnij mi żebym cię nie wkurzała. Mam na myśli, naprawdę. Jak zły on
może być?
- Zaufaj mi. Ja nie stanę się gorsza pod jego wpływem. Ale ty musisz uważać, bo
zamierzasz zobaczyć piekło.
10
ROZDZIAŁ 2
Retta zapomniała o pięknie swojej ojczyzny. Ale kiedy podróżowały wąską ścieżką
poprzez przełęcz w kierunku hotelu, gdzie ona i Francesca miały się zatrzymać, stare
wspomnienia uderzyły w nią.
Nawet z szeroko otwartymi oczyma, Retta ciągle mogła zobaczyć tę ziemię, jak
wyglądała, kiedy nie było tu linii energetycznych i wysokich nowoczesnych budynków
szpecących ją. Nie było tu dróg z wyjątkiem tych polnych z kurzem unoszonym przez konie,
kiedy podróżnicy przemierzali krajobrazy Wołoszczyzny w drodze do wsi i Bukaresztu.
Boże, jak ona tęskniła za górami z jej dzieciństwa. Jako młoda kobieta spędzała wiele
godzin, patrząc na nie z okien jej klasztornego pokoju. Bez względu na porę roku widok zawsze
zapierał dech w piersiach - jakby kawałek nieba spadł na ziemię. Nigdy nie udawało się jej
uchwycić tego w wyobraźni i wizualizować jakby to było latać na górami i zwiedzać odległe
kraje.
Oczywiście w jej ludzkim życiu, które było nierealne jak sen. Od jej śmierci przemierzyła
cały glob, starając się uciec przed okrucieństwem Velkana.
Kiedy jechali taksówką, mijali wiele chat krytych strzechą, które wydawały się zagubione
w czasie. Mogłaby przysiąc, że niektóre były tu już pięćset lat temu, kiedy opuściła tę ziemię,
aby uciec od męża. Przysięgła tej nocy, że nigdy tu nie wróci. Ale tu była. I była tak samo
niepewna teraz jak była wtedy. Jej przyszłość w każdym calu była podejrzana. Jedyną rzeczą,
która trzymała ją przed zawróceniem była przyjaźń Franceski.
Francesca dołączyła do niej w Niemczech, kiedy Retta była w podróży z Wołoszczyzny
do Paryża. Spotkały się w małym zajeździe, gdzie Retta zatrzymała się na posiłek. Rozpętała się
wtedy straszna ulewa, która nadeszła nagle, kiedy jedli obiad. Na zewnątrz było tak źle, że
woźnica nie chciał jechać dalej aż nawałnica nie minie. Przez tą ulewę nie było wolnych pokoi w
hotelu nad restauracją. Francesca była na tyle uprzejma, żeby podzielić się pokojem z Rettą. Od
tamtej pamiętnej nocy były nierozłączne.
Nie było nic, co ceniłaby bardziej przez wieki niż inteligencja i lojalność Franceski.
- Wszystko w porządku? - Zapytała Francesca.
- Po prostu się zamyśliłam.
Francesca skinęła głową, gdy spojrzała przez okno.
11
- Czy to jest droga, którą pamiętasz?
Ona tego nie skomentowała, kiedy zdała sobie sprawę, że kierowca przyglądał im się w
lusterku wstecznym.
- Koza! - Retta krzyknęła po rumuńsku, kiedy zwierze wtargnęło na drogę wprost pod
koła. Kierowca gwałtownie przycisnął na hamulec, powodując ich upadek na przednie siedzenia.
Obydwie równo westchnęły „ała”, kiedy uderzyły w tył przednich siedzeń i straciły oddech.
Wymieniły głębokie spojrzenia, po czym poprawiły się na swoich miejscach.
Francesca zaczęła zapinać swój pas bezpieczeństwa.
Kierowca uśmiechnął się do nich we wstecznym lusterku.
- Jesteś jedną z nas, co? - Powiedział po rumuńsku. - Pomyślałem, że wyglądasz jak córka
tej ziemi.
Retta nie odpowiedziała. Jak mogła? Musiała umrzeć, żeby dowiedzieć się, jaką matką
była ta ziemia. Właściwie to był jej niesławny ojciec, dzięki któremu ten mały zakątek świata stał
się regionem turystycznym.
Ta myśl sprawiła jej ból. Gdy przypomniała sobie burzliwy czas jej śmiertelnych lat. Ta
ziemia była pokryta krwią jak po, bitwie, kiedy walka toczyła się między narodem rumuńskim a
Turkami. Między jej rodziną, a jej męża, gdyż rywalizowali o władzę polityczną.
Głupio myślała, że poprzez małżeństwo z Velkanem mogłaby załagodzić wojny i wrogość
między ich rodzinami, tak, żeby wspólnie mogli skupić się na najeźdźcach ich ziem.
To błąd i dobrze znana tragedia z ich życia, zainspirowała niejakiego Wiliama
Shakespeare’a, na przełomie XV wieku do napisania Romeo i Julii około sto lat później. I
podobnie jak jego para, ich małżeńskie sekrety doprowadziły do śmierci ich obojga. Ale
ponieważ jej mąż uprawiał czarną magię, to doprowadziła do ich zmartwychwstania i
nieśmiertelności. Niech go diabli wezmą.
Nawet po tych wszystkich minionych wiekach nadal nie mogła mu wybaczyć. Poza tym
parę razy, kiedy ona miękła, on zawsze robił coś, co odnawiało jej gniew.
Odepchnęła od siebie złe myśli, kiedy podjechali do hotelu. Wysiadła pierwsza, podczas
gdy kierowca podszedł wyciągnąć z bagażnika ich walizki. Retta spojrzała na wyjątkowy hotel z
łukowatym dachem jak i stylizowanym wykończeniem. Zaczynało się zmierzchać, kiedy wzięła
walizkę od starszego mężczyzny i zapłaciła mu za kurs.
- Dziękuję. - Powiedział.
12
Retta skinęła głową, podczas gdy ona i Franceska udały się ku hotelowym schodom z
czarnego drewna. Franceska zmarszczyła brwi, kiedy spojrzała na ulotkę, która wisiała na tablicy
ogłoszeń przed nimi. Była identyczna jak kilka innych, oprócz tego, że ta była napisana po
angielsku.
- Widzisz to? Wycieczka śladami Drakuli, zaczyna się za godzinę zaraz przy starym
kościele.
Retta zawrzała.
- Oby ospa obsypała jego oba jądra.
Franceska zaczęła się śmiać.
- To było okrutne.
- To prawda. Ale on zasługuje na dużo gorszy los. Łajdak.
- Czy mogę pomóc z bagażami?
Retta podskoczyła, kiedy głęboki, gruby, męski głos pojawił się nagle. Do diabła skąd on
pochodził? Obracając się napotkała wzrok przystojnego mężczyzny tuż przed trzydziestką, który
stał przed nią. Facet, który był podobny do Franceski jakby był jej bratem - miał ciemne
kasztanowe włosy i porażające niebieskie oczy.
- Jesteś w z obsługi hotelu?
- Tak, moja Pani. Nazywam się Andrei i będę służył ci, w jaki tylko sposób zapragniesz.
Franceska roześmiała się, ale Retta miała podejrzenie, że podwójne znaczenie jego słów
nie wynikało z nieudolnej próby porozumiewania się w innym języku. Wiedział doskonale, co jej
oferował.
- Dziękuję, Andrei. - Powiedziała szorstko, gdy podawała mu torbę. - My tylko musimy
się zameldować.
- Ja sobie życzysz... Pani?
- Ona jest Panią, a ja jestem Panienką. - Powiedziała Franceska, również podając mu
walizkę.
- Wiedziałam, że powinnam zostawić cię w Chicago. - Wymamrotała Retta, kiedy
Franceska mrugała zalotnie przed przystojnym Rumunem. Ona jeszcze nie zaczęła z nim
flirtować, za to Franceska zrobiła to jako rzecz priorytetową.
- Jestem pewien, że obie będziecie zadowolone z pobytu tutaj w Hotelu... - Przerwał dla
lepszego efektu, kiedy wypowiedział następne słowo z prawdziwym rumuńskim akcentem. -
13
Drakula. Mamy na dziś wieczór zaplanowane atrakcje. Krwisty stek, tarta z sosem z malin i
puree ziemniaczane z sosem ze zmielonego czosnku, który trzyma z daleka złe wampiry. - Był
diabelski błysk w jego oczach, ale Retta nie znalazła w nim nic czarującego czy zabawnego.
Raczej bardziej zaczynał ją wkurzać.
- Wyobrażam sobie, że czosnek trzyma o wiele więcej z dala, niż tylko wampiry, co,
Andrei? - Powiedziała sarkastycznie.
Nic nie mówił, gdy prowadził je w górę schodów do drzwi hotelu. Był tam rysunek,
przedstawiający szablonową, uskrzydloną, wampirzą głowę na każdych z podwójnych drzwi,
które otwierały się na krwisto-czerwony hol. Były tam wszędzie zdjęcia z różnych
Hollywoodzkich produkcji przedstawiające Drakulę, wiszące obok szkiców i obrazów ojca Retty.
A jej „ulubionym” przedmiotem był złoty puchar w gablocie, pod którą napis głosił, że jej ojciec
umieścił ten puchar na środku rynku w Tirgoviste. On wtedy ogłosił swoje ziemie wolnymi od
przestępczości, tak, że umieścił tam ten puchar, żeby kusić złodziei. Ludzie byli tak przerażeni,
że nigdy nikt nie miał śmiałości, aby go dotknąć. Puchar stał na rynku przez cały okres jego
panowania.
Zaraz obok niego było coś, co wydawało się być kołkiem z zaschniętą na nim krwią i
tabliczka, która mówiła, że tej rzeczy użył jej ojciec na powitanie mnicha, który go okłamał.
Wściekłość wzrosła w jej gardle.
- Czułaś kiedykolwiek w życiu, jakbyś przechodziła przez koszmar? - Retta zapytała
Franceski.
- Och, daj spokój. Zacznij się dobrze bawić.
Tia, racja. Jedyną rzeczą, jaka by ją ucieszyła, to kopnięcie Velkana w jaja, tak mocno,
żeby mu wyszły przez nos. Hmmm... Może jednak była córką swego ojca. Po raz pierwszy
zrozumiała głęboką potrzebę do torturowania swoich wrogów, jaką żywił jej ojciec.
Andrei przeprowadził je wzdłuż holu.
- Czy potrzebujecie bilety na dzisiejszą wycieczkę?
Retta przemówiła bez zastanowienia.
- Jak kolejnego otworu w głowie.
Skrzywił się na jej słowa.
- To amerykańskie określenie na „nie, dziękuję” - Franceska powiedziała szybko.
- Dziwne. Kiedy byłem w Nowym Jorku tym określeniem było „odwal się kurwa”.
14
- Byłeś w Nowym Jorku? Kiedy? - Zapytała Franceska zaskoczonym głosem.
- Jakiś rok temu. To było... Ciekawe.
Coś dziwnego przeszło między nimi. Retta potrząsnęła głową.
- To musiał być dość spory szok kulturowy dla ciebie.
- Minęło trochę czasu nim się przyzwyczaiłem, ale podobało mi się tam.
- Co sprawiło, że wróciłeś? - Spytała Retta.
Jego wzrok błądził po niej, jakby dokładnie wiedział, kim i czym była.
- Kiedy raz Transylwania wejdzie ci w krew, na zawsze tam pozostanie.
Retta zaprzeczyła.
- Powiedz mi Andrei czy znasz Viktora Petcu?
Zmarszczył przystojne brwi.
- A dlaczego chciałabyś z nim rozmawiać?
- Jestem starą znajomą.
- Jakoś w to wątpię, ponieważ znam wszystkich jego starych znajomych i zapamiętałbym
tak piękną kobietę z jego przeszłości.
Ktoś chrząknął. Retta odwróciła się od kontuaru, by zobaczyć kobietę, która stanęła przy
półce ze starymi księgami. Była koło czterdziestki i była ubrana w tradycyjną ludową rumuńską
bluzkę i luźne spodnie. Wysoka i dość charakterystyczna, była kimś, kogo Retta nie widziała
przez ponad pięćset lat. Z pewnością nie mogła być...
- To nie o Viktora jej chodzi, Andrei. - Powiedziała kobieta wskazując Rettę brodą. - Jest
tutaj dla Księcia Velkana.
- Raluca? - Retta westchnęła, gdy patrzyła z przerażeniem na kobietę.
Kobieta pochyliła się do niej.
- To dobrze, że znów jesteś w domu, Księżniczko. Witamy.
Szczęka jej opadła, Retta podeszła do kobiety powoli, tak, aby mogła przyjrzeć się jej
lepiej. Ona wyglądała tylko nieco starzej, niż kiedy Retta widziała ją po raz ostatni. Tylko że
wtedy Raluca była służką w domu jej ojca.
- Jak to możliwe?
Kobieta spojrzała na Andrei zanim odpowiedziała.
- Jestem Zwierzo-Łowcą, Księżniczko.
15
Zwierzo-Łowcy. Byli oni rodzajem, zbliżonym do wampirów lub Daimonów, takich, do
jakich zabijania został stworzony jej mąż. Daimoni byli kiedyś śmiertelnikami, Appolitami,
którzy zostali przeklęci przez gniew Greckiego boga Apolla. Grupa z nich zamordowała
kochankę boga i ich dziecko. W rezultacie Apollo ich przeklął i od tego czasu muszą pić krew,
aby żyć i wszystkich czeka śmierć w wieku dwudziestu siedmiu lat. Jedynym sposobem na to, by
żyć dłużej, było kraść ludzkie dusze. Mroczni Łowcy zostali stworzeni przez siostrę Apolla,
Artemidę, żeby zabijali Daimony i uwalniali ludzkie dusze.
Kilka tysięcy lat później starożytny król nieświadomie poślubił jedną z Appolickiej,
wyklętej rasy. Kiedy jego żona umarła w strasznych męczarniach w swoje dwudzieste siódme
urodziny, zrozumiał, że jego ukochanych synów czeka taki sam los, jak ich matkę. Żeby ich
ocalić, w magiczny sposób zaczął wiązać dusze Appolitów ze zwierzętami, aż w końcu znalazł
drogę, aby ich uratować. W ten sposób powstali Zwierzo-Łowcy. Zdolni, by naginać prawa fizyki
i posiadający wysoko rozwinięte zdolności psychiczne, zmiennokształtni mogli żyć przez wieki.
Ale do rzadkości należało, aby Zwierzo-Łowca przebywał blisko Mrocznego Łowcy, oni
nigdy im nie służyli. Mroczni Łowcy byli stworzeni, by zabijać Daimony ich kuzynów, więc
przeważnie Zwierzo-Łowcy unikali ich jak mogli.
Przeważnie.
Retta spojrzała przez ramię na Franceskę, która teraz nieprzyjemnie dreptała w miejscu.
Złe przeczucie przeszło przez Rettę, kiedy zdała sobie sprawę, że zaprzyjaźniła się z Franceską
kilka tygodni po tym, jak uciekła z Rumunii. Znały się od przeszło piętnastu lat, zanim Retta
zdecydowała się wyjawić Francesce prawdę swojego istnienia. Teraz miała podejrzenia, że się od
tego rozchoruje.
- Lycos? - Retta zapytała Ralucę. To był termin, którym Zwierzo-Łowcy nazywali ich
wilczą gałąź rodzinną.
- Raluca jest moją matką. - Franceska powiedziała cicho. - Andrei i Victor są moimi
braćmi - to dlatego nigdy nie używam nazwiska. Nie chciałam, byś zadała sobie sprawę, że
jestem jedną z tej rodziny.
Retta nie mogła oddychać, kiedy stała tam z emocjami w rozsypce. Gniew, ból, zdrada.
Wszyscy tam byli i wszyscy chcieli powrotu Retty i Franceski do domu, ale najbardziej chcieli,
żeby Retta wróciła do męża.
- Rozumiem.
16
- Proszę, Księżniczko. - Raluca powiedziała, kiedy patrzyła jej jasno-niebieskimi oczami,
które paliły z intensywnością. - Jesteśmy tutaj tylko, żeby pomóc.
- Więc zadzwońcie mi po jakąś taksówkę i zawieźcie z powrotem na lotnisko,
natychmiast!
Franceska pokręciła głową.
- Nie możemy tego zrobić.
Retta spojrzała na nią.
- Dobra, więc sama to zrobię. - Kiedy podeszła do telefonu na biurku, Raluca odebrała jej
go. Retta widziała sympatię w oczach Raluki, kiedy trzymała telefon przy piersi.
- Naprawdę mi przykro, ale nie możesz opuścić tego miejsca, Księżniczko.
- Och tak? Do diabła mogę i zamierzam. - Jak tylko Retta ruszyła do drzwi, Andrei
zablokował jej drogę.
- Jesteś w niebezpieczeństwie, Księżniczko.
Zmrużyła oczy patrząc na niego.
- Nie ja, stary. Ale ty jesteś, jeśli nie zejdziesz mi z drogi.
Franceska zrobiła krok w jej kierunku.
- Posłuchaj go, Retta, proszę.
Odwróciła się do Franceski z sykiem.
- Nie waż się nawet patrzeć na mnie. Myślałam, że byłaś moja przyjaciółką.
- Jestem twoja przyjaciółką.
- Gówno prawda! Okłamywałaś mnie. Oszukiwałaś mnie. Wiedziałaś jak się czuję w
sprawie Velkana i nigdy, nawet raz nie wspomniałaś mi, że mu służysz.
Franceska spojrzała na nią.
- Tak, Retta. Książę Velkan posłał mnie, bym czuwała nad tobą, ponieważ obawiał się, że
będziesz sama. Jak już wielokrotnie powtarzałaś na przestrzeni wieków byłaś młoda i naiwna.
Spędziłaś całe swoje śmiertelne życie za murami klasztoru. Ostatnią rzeczą, jakiej chciał, to byś
ponownie cierpiała, więc ja została posłana jako opiekunka. Czy to naprawdę zbrodnia po tym
wszystkim, co razem przeszłyśmy?
- Nie potrzebuję niańki. Jak mogłaś grać po dwóch stronach barykady, kiedy wiedziałaś
jak bardzo go nienawidzę.
Te niebieskie oczy odpowiedziały jej ze szczerością.
17
- Nigdy z nikim nie pogrywałam. Ok., więc nie wspomniałam, że on mnie pierwotnie
posłał, żebym z tobą została. Więc tak, jesteśmy przyjaciółkami.
- Aha. Przyjaciele się nie okłamują.
- A jak ja kłamałam?
- Powiedziałaś, że nigdy go nie spotkałaś.
- Ona naprawdę nigdy go nie spotkała. - Raluca wtrąciła się cicho. - Ja jestem tą, która
wysłała własną córkę za tobą, na żądanie Księcia. Ona była najbliżej ciebie, kiedy stąd
wyjechałaś. Ale Franceska nigdy nie spotkała Jego Wysokości. Ani raz.
To sprawiło, że Retta poczuła się lepiej niż chciała przyznać, ale to dalej nic nie wnosiło.
Oni wszyscy oszukali ją, a ona była zbyt zmęczona, by grać w tę grę.
- To nie ma znaczenia. Jadę do domu.
Andrei znów zablokował jej przejście.
- Jesteś w domu, Księżniczko.
- Jak cholera. - Udała, że idzie w prawo, by wyminąć go z lewej. Złapał ją w ramiona, nim
dotarła do drzwi. Nie chcę cię skrzywdzić, Andrei, ale jak mi będziesz przeszkadzał to zrobię to...
Zanim mogła dokończyć, Franceska podeszła do drzwi i zamknęła je na klucz.
- Nigdzie nie idziesz.
- Niech cię szlag trafi.
- Dobra, wściekaj się na mnie ile chcesz, ale musisz wiedzieć, dlaczego cię tu
sprowadziłam.
Retta skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Niech zgadnę, Velkan chce mnie widzieć?
- Nie. - Powiedziała Raluca dołączając do nich. - Jedyną rzeczą, jaką Jego Wysokość
chciałby w odniesieniu do ciebie zobaczyć, Księżniczko, to twoje wypatroszenie.
Teraz to ją zaskoczyło.
- A od kiedy to?
Andrei zabrał głos, by odpowiedzieć.
- Od około połowy XVI wieku, kiedy stało się oczywiste, że nie masz zamiaru wrócić.
Wtedy zaczął przeklinać twoje imię po wsze czasy.
- Zamierzam dodać, że stosunkowo głośno to robił. - Raluca przytaknęła skwapliwie.
18
Z jakiegoś powodu Retta nie chciała o tym myśleć, ale to zraniło jej uczucia. Zakładała,
że wszystkie próby oczernienia imienia jej ojca i jego reputacji, to był sposób na zmuszenie jej do
kontaktu z nim. Oczywiście nie miała w tym żadnego interesu kiedykolwiek to zrobić, kiedy
jeszcze była przekonana, że miał zamiar zabić ją tej nocy, kiedy dał jej swój eliksir snu.
- Dlaczego tu jestem?
Andrei wziął głęboki oddech zanim odpowiedział.
- Ze względu na Stephena Corwina.
Była zbita z tropu przez to imię. Jak u diabła mógłby on pasować do tego szaleństwa?
- Pośrednik inwestycyjny?
- Między innymi. - Powiedziała Franceska. - Pamiętasz jak mówiłam ci o dziwnym
przeczuciu, co do niego?
- Cały czas masz dziwne uczucia. Dziewięć na dziesięć jest zasługą zbyt dużej ilości pizzy
czy zepsutego piwa.
Franceska posłała jej rozbawione spojrzenie.
- Tia, racja. Pamiętasz jak powiedziałam ci, że niepokoi mnie jego zapach? Że nie mogę
go sklasyfikować? Przeprowadziłam małe dochodzenie i okazało się, że jest członkiem Zakonu
Smoka. Brzmi znajomo?
Retta przewróciła oczami. Zarówno jej ojciec jak i dziadek należeli do tej organizacji. Ich
epitafia na temat Drakuli wynikały z członkostwa.
- Zakon przestał istnieć niedługo po tym, jak Velkan zabił mojego ojca.
Raluca pokręciła głową.
- Nie, Księżniczko. Nie przestał. Oni po prostu zeszli do podziemia i chcieliby, żeby
reszta świata myślała, że nie istnieją. Był kuzynem Mathhiasa Corvinusa, który stracił żonę przez
Daimona. Przerażony przez demona, który twierdził, że zabrał jej życie i duszę, postanowił
oczyścić świat z nieumarłych. Poszedł na krucjatę przeciwko Daimonom i posłał po swoich braci,
by mu pomogli. Ale nie poprzestali na Daimonach. Równie łatwo zabijali naszych jak i
Mrocznych Łowców. Nie uwzględniając różnicy między nimi. Dla nich jeden nadprzyrodzony
był równy drugiemu i każdy powinien być tępiony. Nawet teraz wieki później, polują na nas bez
rozróżniania rodzaju, brutalnie zabijając wszystkich, którzy staną na ich drodze.
Retta poczuła się okropnie, ale to wciąż nie wyjaśniało, dlaczego chcieli, aby tu została.
- A co to ma ze mną wspólnego?
19
Tym razem Franceska wzięła głęboki oddech zanim odpowiedziała.
- Myślę, że Stephen został wysłany, żeby cię zabić.
Retta skrzywiła się na koleżankę.
- Jesteś szalona? Nie ma takiej opcji.
- Pamiętasz ten tatuaż na jego ramieniu, o którym mi mówiłaś? Ten z owiniętym smokiem
wkoło krzyża? To ich godło. On jest jednym z nich, Ret, zaufaj mi.
- Zaufać tobie? Po tych wszystkich wiekach, kiedy mnie okłamywałaś? Pomyśl raz
jeszcze. Stephen by mnie nie skrzywdził. Miał wystarczająco dużo czasu, aby próbować.
Franceska obdarowała ją głębokim, znaczącym spojrzeniem.
- Na pewno?
Retta zawahała się, a następnie znienawidziła się za to. Stephen nigdy nie dał jej powodu,
by myślała, że jest kimś innym niż tylko znajomym, który chciałby czegoś więcej od jej życia.
Ale ponieważ technicznie była mężatką i była nieśmiertelna trzymała go na dystans.
- Oczywiście, że jestem pewna.
- Więc dlaczego on węszył wkoło ciebie? - Franceska zapytała chłodno.
- Bo może mnie lubi?
- Albo próbował cię wykorzystać, żeby dobrać się do Księcia Velkana. - Powiedziała
Raluca. - To była moja teoria. To, dlatego Książę upewnił się, że wszystkie wzmianki o tobie i
twojej matce zniknęły z historycznych pism. Nie chciał, aby ktokolwiek dowiedział się, że Vlad
Drakula miał córkę, a najbardziej Książę nie chciał, aby się dowiedzieli, że go poślubiłaś.
Wiedział, że Zakon ścigałby cię aż na kraniec świata, gdyby kiedykolwiek dowiedzieli się o
twoim istnieniu.
- To ma sens. - Dodał Andrei. - Corvinuses i Danesti mają długą historię złej krwi między
nimi.
Cięgle jeszcze Retta mogła podważyć ich argumenty.
- To nie jest średniowiecze, ludzie. W przypadku jakbyście nie zauważyli, wojny się
skończyły.
- Nie. - Powiedział Andrei, patrząc za nią w kierunku drzwi. - Myślę, że wojna dopiero się
zaczyna.
20
Marszcząc brwi na jego dziwny ton głosu, odwróciła głowę, aby zobaczyć, co przykuło
jego uwagę. Jej serce przestało bić, gdy zobaczyła wysoką postać, ubraną w czarną zbroję wraz z
hełmem i herbem. I to był herb Velkana.
I rycerz szedł prosto na nią.
21
ROZDZIAŁ 3
Retta nie mogła oddychać, kiedy Raluca otworzyła drzwi, a Velkan zuchwale wszedł.
Wysoki na sześć stóp i cztery cale wydawał się gigantem, wtedy, kiedy była człowiekiem. I
znowu przypomniała sobie, jak go zobaczyła po raz pierwszy. Wtedy krew pokrywała tą czarną
zbroję. Krew tych, którzy chcieli ją zgwałcić i zabić. Wciąż mogła sobie przypomnieć dźwięk
skrzypiącej stali, kiedy się poruszał. I widok jego zręczności nawet, kiedy każdy centymetr jego
ciała był okryty zbroją.
Co więcej, przypomniała sobie piękno jego twarzy… Czułość dotyku jego rąk, gdy pieścił
jej nagą skórę. Sposób, w jaki ją trzymał, jakby była niewymownie cenna, jakby obawiał się, że
rozbije się w jego ramionach i ponownie zostawi go samego. Te wspomnienia kotłowały się i
zostały pogrzebane pod gniewem i nienawiścią, którą pałała do niego.
Teraz przez moment chciała wrócić do początku ich małżeństwa. Powrócić do dni, kiedy
żyła i umarła dla tego mężczyzny. Kiedy ufała mu bez pytania. On był wtedy całym jej światem.
Ale każdy z tych momentów uciekł z jej pamięci, kiedy podszedł do niej. I jakaś
zapomniana jej część chciała go objąć, po tych wszystkich stuleciach. Chciała rzucić mu się w
ramiona i po prostu czuć go ponownie.
Oczekiwała, że ją przeklnie albo ją pocałuje. Że będzie się na nią gapił, jakby nie mógł
uwierzyć, że tu była. Albo spróbuje ją udusić. Coś. Cokolwiek. Ale we wszystkich scenariuszach,
jakie sobie wyobrażała, nie było nic nawet zbliżonego do tego niż to, co on zrobił.
Przeszedł obok niej, jak gdyby w ogóle jej nie znał, chwycił Franceskę i gwałtownie
przytulił, zanim zaczął z nią tańczyć po pokoju.
Zmieszana Retta położyła ręce po bokach, gdy fala wściekłości przeszła przez jej ciało.
Jak śmiał chwycić inną kobietę, a jej nawet nie poznać!? Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale
została uciszona, gdy rycerz zaczął śmiać się głosem, którego nigdy nie słyszała u Velkana. Był
lekki i niemal chłopięcy.
- Och, moja mała siostrzyczka. Minęło tyle czasu odkąd cię widziałem. Jak się miewasz?
- Victor. - Raluca powiedział śmiejąc się. - Postaw Franceskę zanim ją zmiażdżysz.
Franceska ściągnęła ptasi hełm z jego głowy odsłaniając jego roześmiane oblicze w
przeciwieństwie do wiecznie poważnego oblicza Velkana. Z brązowymi włosami i przenikliwie
22
niebieskimi oczami Victor szybko wypełnił polecenie matki i postawił Franceskę na ziemi.
Śmiejąc się przytuliła go mocno, podczas gdy Retta wypuściła długi oddech.
To było blisko. Zbyt blisko rzeczywistości i właśnie zdała sobie sprawę, że nie chce
spotkać Velkana na jego warunkach. Musiała upewnić się, że ma kontrolę nad ich pierwszym
spotkaniem. Że jej ciało i emocje nie zdradzą jej ponownie.
- Tak dobrze cię widzieć. - Franceska śmiała się do brata. - Tęskniłam tak bardzo.
Te słowa szarpnęły sercem Retty, kiedy widziała uczucia swojej najlepszej przyjaciółki
dzielącej je z rodziną. Bracia Retty zmarli setki lat temu, tak jak ich cała linia rodzinna. To nie
był radosny powrót do domu dla niej. Bez rodziców. Bez męża. Nic.
To bolało najbardziej.
Viktor przerwał gdy zdał sobie sprawę, że nie byli sami.
- Księżniczka EspeRetta?
- Tak. - Raluca odpowiedziała za nią.
Panika zamigotała w jego niebieskich oczach.
- Musimy ją stąd zabrać, zanim Książe ją zobaczy.
Wreszcie ktoś, kto zobaczył powód. Raluca machnęła ręką na jego słowa.
- Nie przybędzie tu tak wcześnie.
Victor pokiwał głową zaprzeczając.
- Ona może zostać na noc, ale kiedy nadejdzie jutro, ona musi odejść, zanim on dowie się,
że ona tu jest.
Franceska zaczęła się z nim spierać.
- Przywiozłam ją tutaj dla ochrony. Ona musi tu zostać.
- Nie. - Powiedziała Retta coraz bardziej zmęczona sposobem, w jaki o niej rozmawiali,
jakby była zagubionym szczeniakiem, którego zostawiono w garażu.
- Przybyłam tutaj, bo Velkan planuje wystawienie mojego ojca na widok publiczny.
Kawałki układanki wskoczyły na swoje miejsce, kiedy Franceska z lekkim zakłopotaniem
odwróciła się. Absolutna wściekłość przeszła przez całą osobę Retty.
- Nawet mi nie mów, że skłamałaś.
Franceska skuliła się.
- Tylko troszeczkę. Wiedziałam, że jeśli ci tak powiem, to jest to jedyna rzecz, która
spowoduje, że opuścisz Chicago.
23
W całym swoim życiu Retta nie była bardziej wściekła.
- Niewiarygodne! Niewiary-kurwa-godne. Jak można zrobić coś takiego?
Franceska była kompletnie skruszona.
- Zrobiłam to, by cię chronić.
Retta chwyciła jej rękę, kiedy uczucie czystego wstrętu wypełniło ją.
- Dzięki, Frankie. To nie tak, że mam jakieś swoje życie, jak również klientów, którzy
mnie potrzebują.
- Nie można mieć klientów, kiedy jest się martwym. Poza tym Trish świetnie sobie
poradzi. Nawet nie będą za tobą tęsknić.
- Oszczędź mi tych bzdur. - Spojrzała na Victora. - Sprowadź mi taksówkę i spadam stąd.
Teraz.
Spojrzał na telefon.
- Victor. - Raluca powiedziała szorstko z akcentem na końcu. - Dotknij tego telefonu, a
będziesz tego żałować do końca swojego istnienia.
Uniósł w zdziwieniu brwi i zastygł w bezruchu.
- Ale mamo… Książę chciałby…
- Zajmę się Księciem. Musisz przygotować się do podróży. A teraz idź.
Retta mogłaby powiedzieć, że chciał się zacząć kłócić, ale nie miał odwagi. Zamiast tego
rzucił jej ponure spojrzenie, zanim postąpił zgodnie z nakazem matki.
- Gdzie jest Velkan? - Retta zapytała Ralucę.
- Nie bądź niepoważna, Księżniczko, on jest dokładnie tam, gdzie chce być.
- Nie powiesz mi?
Raluca zawahała się przed odpowiedzią.
- Nie pozwolę ci, żebyś go dopadła w jego domu, po tym ile wycierpiał przez ciebie,
Księżniczko. Wiem od mojej córki, co do niego czujesz.
- I wciąż jesteś po jego stronie?
Wzrok Raluki powędrował na ścianę, na której wisiały dwa ostrza.
- Będę chronić Jego Wysokość do ostatniego mojego tchnienia. I dla niego też dałabym
się wbić na pal.
I kiedy wypowiedziała te słowa odwróciła się i zostawiła Rettę samą z Franceską i
Andrei. Retta popatrzyła wyczekująco na chłopaka.
24
- On będzie później w Bloody Dungeon.
- W czym?
- To jest klub. - Wyjaśniła Franceska. - Jeden w tych, gdzie Daimony częściej wybierają
się po turystów, którzy chcą zobaczyć prawdziwe wampiry.
Cóż, czy to nie sprawiało, że było to sensowne?
- O której on tam będzie?
Andrei wzruszył ramionami.
- W każdym czasie od teraz aż do świtu.
- Jesteś taki pomocny, Andrei.
- Staram się, Księżniczko.
- I zawodzisz mnie z tak wielkim rozmachem.
Zignorował jej sarkazm. Wzdychając Retta spojrzała na Franceskę.
- Przypuszczam, że nie mogę cię namówić, byś mnie teleportowała do domu, prawda?
- Nie lubisz teleportu. To sprawia, że jesteś przewrażliwiona. Poza tym myślałam, że już
mnie nie lubisz.
- Jestem na granicy. Ale jesteś moją jedyną rodziną. Dobra czy zła, a teraz z pewnością
zła. Zabierz mnie do domu i ci wybaczę.
- Nie mogę tego zrobić, Retta. Przykro mi. Ale zaufaj mi, robię to dla twojego dobra.
W porządku. Kiedy nadejdzie ranek, wymknie im się tak czy inaczej. Spojrzała na Andrei.
- Jesteśmy w stu procentach pewni, że Velkan nie przyjdzie dziś w nocy do tego hotelu,
prawda?
- Och, nie mogę tego absolutnie zagwarantować. On nie chce mieć nic do czynienia z
twoją rodziną. I odwiedza to miejsce od wielkiego dzwonu.
Te słowa coś w niej rozgrzały i poruszyły.
- Więc dlaczego prowadzicie to miejsce?
Uśmiechnął się do niej.
- Pieniądze. Potrzebujemy ich do zabijania Daimonów.
Świetnie, po prostu świetnie.
- Nieważne. Idę do łóżka. Daj mi klucz i pozwól zostawić cały ten bałagan za sobą.
Franceska zmarszczyła brwi.
- A nie jesteś głodna?
25
- Nie. Po prostu muszę iść spać i zapomnieć o tym wszystkim, co się dzisiaj stało.
Andrei wszedł za kontuar, by ją zameldować.
- Czy chcesz apartament Drakuli?
Retta zmrużyła oczy patrząc na niego.
- Przeginaj dalej, Andrei, a ty i ja będziemy musieli zagrać w grę.
- A co to za gra, Księżniczko?
- Znajdź piłeczki w mojej ręce.
- Nie widzę tam żadnych piłeczek, Księżniczko.
- Och zobaczysz, jak tylko ścisnę twoje ciało.
Wzdrygnął się, a Franceska się roześmiała.
- Sprawdza cię, Andrei. Jej gadka jest zawsze ostrzejsza, niż jej ugryzienia.
Żałując, że nie zostawiła koleżanki w domu, Retta wzięła swoją kartę-klucz.
- Gdzie jest mój pokój?
- Na poddaszu.
Bez słowa Retta chwyciła swoją walizkę i udała się do windy. Weszła do niej i obróciła
się, by zobaczyć Franceskę i Andrei jak drażnili się nawzajem, podczas gdy drzwi się za nią
zamknęły. Ból przeciął jej serce. Jak bardzo chciała mieć swoją rodzinę z powrotem. Uwielbiała
swoich dwóch młodszych braci. Byli jedną z największych radości jej ludzkiego życia. I
przeszyło ją ukłucie winy, że przez nią Franceska została tego pozbawiona. Nienawidziła tego, że
zostali rozdzieleni na wieki. Ale to była decyzja Franceski, a nie jej.
Z westchnieniem wjechała windą na górę i poszła do pokoju. Ale jak tylko pchnęła drzwi,
poczuła nagłą potrzebę, by wrócić na dół i skrzywdzić Andrei i Ralucę. Żeby powiedzieć, że
miejsce jest lepkie, byłoby obrazą dla kleistości. Apartament był duży i przestronny z krwawymi
ścianami, które były ozdobione wszelkimi rodzajami rzeczy wykonanych w drewnie, mającymi
związek z palowaniem. Przewróciła oczami i udała się do sypialni w połowie drogi zamarła. W
odróżnieniu od salonu ten pokój był urządzony na czarno, biało i szaro i był identyczny z
pokojem w Bela Lugosi's Dracula, gdzie kiedyś przyjeżdżała.
- Wy, ludzie jesteście chorzy. - Powiedziała Retta wdzięczna, że przynajmniej tutaj nie
było żadnych pamiątek po jej ojcu.
Stawiając swoją walizkę, ściągnęła płaszcz, skopała buty z nóg i podeszła do łóżka.
Chciała się troszkę zdrzemnąć, bo była na skraju wyczerpania i chciała trochę pomyśleć o
26
wynajęciu samochodu, by wrócić na lotnisko. Tak czy inaczej miała zamiar wydostać się z tego
miejsca i wrócić do domu.
Odciągnęła narzuty i zagłębiła się w wielkim łóżku, które było miękkie jak chmura i
zanim się zorientowała smacznie spała. Śniła, ale sen był daleki od spokojnego. W swoim śnie
słyszała głos ojca nawołujący ją. Widziała Velkana zadającego śmiertelny cios, który zakończył
życie jej ojca i herb Velkana, węża dryfującego przez jej umysł i przez wszystkie obrazy. Jesteś
córką smoka. Śmiercią dla Danesti.
Obudziła się drżąc. Retta leżała cicho słuchając jak gwałtowny wiatr wieje za jej oknami.
Ale to nie było to, co ją zaniepokoiło. Czuła czyjąś obecność w pokoju. To było potężne i
przerażające. Odpowiadając czysto instynktownie, szybko skoczyła z łóżka na swoje nogi i
podeszła tam, gdzie czuła najsilniej tę obecność. Ale nic tam nie było oprócz powietrza.
Teraz uczucie tej obecności było za nią.
Ona zakręciła się, by stawić czoła intruzowi. Tylko nie spodziewała się, że stanie twarzą
w twarz z osobą, której się najmniej spodziewała.
Velkan.
Wpatrywał się w nią tak czarnymi oczami, że nawet nie mogła powiedzieć, gdzie
kończyła się źrenica, a zaczynała tęczówka. Ubrany był w czarne jeansy i obcisły, czarny
podkoszulek, a jego długie, pofalowane włosy ściągnął z tyłu w kucyk. Ciągle miał tą samą, ostro
rzeźbioną twarz. Ten sam dziki wygląd, który głosił światu, że był to mężczyzna, który nie tylko
mógł zabrać ci życie, ale który mógł rozkoszować się zabijaniem. Boże, był niesamowicie seksi.
Wysoki i dobrze zbudowany spowodował ogrzanie się każdej jej cząsteczki i pozbawił ją tchu.
I kiedy stanęła z nim tak, blisko że mogła czuć jego oddech na swojej skórze, widziała
obrazy w swoim umyśle. Jak ją trzyma w tych muskularnych ramionach, podczas gdy się z nim
kochała. I jak ją całuje tymi perfekcyjnymi ustami. I jak wodzi palcem przez jego bliznę biegnącą
od zewnętrznego kącika jego lewego oka aż do podbródka. Blizna, która w żaden sposób nie
umniejszała piękna jego męskiej twarzy. A nawet dodawała go. Nie mogła nawet myśleć, gdy
fala skumulowanych emocji zatrzymała ją w miejscu.
Velkan nie mógł oddychać, kiedy wpatrywał się w te oczy, tak niebieskie, że
przypominały mu letnie niebo, a których nie widział przez ponad pięćset lat. Jej zapach ciężko
drażnił jego nozdrza, przypominając mu o czasie, kiedy ta woń otulała jego ciało. Jej skóra nadal
była biała jak śnieżna polana. A jej włosy były tak kasztanowe jak futro lisa. Nawet raz przez
27
wieki nie zapomniał, jaka była piękna. Pamiętał jej zapach. Dźwięk jej głosu nawołującego go.
Dźwięk jej głosu przeklinającego go na śmierć.
To był błąd, że tu przyszedł. Wiedział o tym. Jednak nadal tu był, patrząc na kobietę,
którą desperacko chciał pocałować.
Kobietę, którą chciał zabić.
On dał jej wszystko, co miał, a nawet więcej, a ona w zamian splunęła na niego.
Nienawidził jej, a jakaś głęboko ukryta jego cząstka nadal ją kochała. On żył i umarł dla niej.
Zmarł śmiercią, która żaden człowiek nie powinien cierpieć. I za co? Za to, że mogła uciec od
niego i zaprzeczyć, że kiedykolwiek go kochała. Jego ojciec miał rację. Kobiety były
bezużyteczne poza sypialnią i tylko głupiec mógłby jednej z nich oddać swoje serce.
- Co robisz w moim pokoju? - Szepnęła, wreszcie przełamując niezręczną ciszę, która
szerzyła w nich negatywne uczucia.
Jego żołądek ścisnął się na dźwięk jej delikatnego głosu, który był tak podobny do tego,
który pamiętał, a jednocześnie był taki obcy. Ona już nie mówiła z rodzimym akcentem. Teraz
brzmiała jak kobiety w amerykańskiej telewizji, na które patrzył Victor.
Velkan cierpiał, gdyż chciał wyciągnąć rękę i jej dotknąć, ale szczerze mówiąc nie ufał
sobie, że nie udusiłby jej, gdyby się postarał. Gniew, pożądanie i czułość były w stanie wojny w
nim i nie miał pojęcia, które z nich mogłoby ostatecznie wygrać. Ale nic z tego nie wróżyło
dobrze dla kobiety stojącej przed nim.
- Chciałem zobaczyć na własne oczy, to że tu jesteś.
Podniosła ręce w sarkastycznym geście.
- Oczywiście, jestem tutaj.
- Oczywiście.
Odeszła krok w tył, nadal ostrożnie patrząc.
- No to możesz już iść. - Wskazała na drzwi.
Trudno mu było tak stać, gdy jedyne, co chciał zrobić, to porwać ją w ramiona i poczuć
smak tych szyderczych ust. Powietrze między nimi było wypełnione ich wzajemną nienawiścią.
Ich wzajemnym pożądaniem. On cięgle nie wiedział jak mogło do tego dojść. Jak mężczyzna
mógł tak desperacko kochać kobietę, jednocześnie ciągle chcąc ją zabić? To nie miało sensu.
Miliony myśli przewinęły się przez jego głowę. Chciał jej powiedzieć, że za nią tęsknił.
Chciał jej powiedzieć, że żałuje, że nie umarła. Że nigdy tak naprawdę jej nie skreślił. A przede
28
wszystkim chciał tu zostać i rozkoszować się jej pięknem, aż by się tym upoił. Był chorym
draniem. To była kobieta, która porzuciła go pięćset lat temu. Może nie miał za wiele w swoim
życiu, ale miał swoją godność. Powinien być ponownie przeklęty, jeśli pozwoliłby jej znowu
zbliżyć się do siebie. Z lakonicznym ukłonem cofnął się od niej i odwrócił się w kierunku okna,
by wyjść.
- Chcę rozwodu.
Te słowa zatrzymały go w miejscu.
- Co?
- Słyszałeś. Chcę rozwodu.
Zaśmiał się gorzko, gdy spojrzał na nią przez ramię.
- Jak sobie życzysz, Księżniczko. Ale upewnij się, że zabierzesz kamerę do sądu, bo
chciałbym zobaczyć ich twarze, kiedy przedstawisz im nasze małżeństwo i cofniesz się do daty
jego zawarcia.
- To nie jest to, co miałam na myśli. - Powiedziała chłodno. - Chcę się uwolnić od ciebie.
Na zawsze.
Te słowa przedarły się przez niego jak gorące lance i spowodowały dwa razy takie
zniszczenia. Zazgrzytał zębami, kiedy patrzył przez okno w czarną noc, która była jego jedynym
pocieszeniem przez te wszystkie minione stulecia.
- Więc weź swoją wolność i odejdź. Nigdy więcej nie chcę widzieć twojej twarzy.
Retta nie wiedziała, dlaczego jego słowa połamały jej serce, ale tak się właśnie stało.
Nawet udało im się przynieść łzy do jej oczu, gdy patrzyła jak zmienił się w nietoperza zanim
wyleciał przez otwarte okno. Mimo wszystko chciała wezwać go ponownie, ale jej duma nie
pozwoliła jej na to. Tak było lepiej. Teraz oboje będę wolni...
Wolni, ale po co?
Była ciągle nieśmiertelna. I nieważne jak bardzo tego nienawidziła, nadal była zakochana
w swoim mężu. Łzy spłynęły po jej policzkach, kiedy zdała sobie sprawę z prawdy. Ona nigdy
nie powinna była tutaj wracać. Nigdy.
Ale teraz było już za późno. Po tym całym czasie, który upłynął, znała prawdę. Kochała
Velkana. Nawet ze wszystkimi jego kłamstwami i zdradą. On nadal posiadał jej serce w niewoli.
Jak ona mogła być taka głupia?
29
Zamykając oczy zobaczyła go, jakim był w dniu, w którym ją poślubił. To był malutki
klasztor w górach. Po raz pierwszy od czasów dzieciństwa i po to, aby oddać jej cześć, Velkan
nie założył swej zbroi, tylko prosty kubrak z czarnego aksamitu. Był niewybredny pomimo tego,
że był księciem. Pozwolił swoim długim włosom swobodnie opadać na ramiona. Ona została
ubrana w suknię z grubego, ciemnozielonego aksamitu, wykończoną sobolami, tak, że pasowała
do jej płaszcza.
To był tylko ten jeden raz, kiedy widziała go ogolonego na gładko. Jego ciemne oczy
spalały ją, kiedy na nią patrzył, wypowiadając słowa, które związały ich ze sobą przed Bogiem.
To, czego wtedy nie wiedziała, to to, że matka Velkana, była czarodziejką, która nauczyła
swojego syna magii. I gdy on i Retta złożyli święte śluby, on przywiązał ją do siebie za pomocą
czarnej magii. Nic jej o tym nie mówiąc.
To, co zrobił było niewybaczalne. Więc dlaczego część jej bólu mu wybaczyła?
Retta lekko przechyliła głowę, kiedy usłyszała słabe skrobanie do drzwi.
- Velkan? - Szepnęła.
Jej serce podskoczyło na myśl, że przyszedł do niej ponownie. Przed tym jak mogła się
powstrzymać, rzuciła się do drzwi i otworzyła je. Jej szczęka opadła na widok osoby, której się
na pewno nie spodziewała. Wysoki i jasnowłosy był zupełnie innej urody niż jej ciemny i groźny
mąż. I po raz pierwszy zdała sobie sprawę, że on wypadał strasznie blado w porównaniu z
mężczyzną, którego zostawiła.
- Stephen? Co ty tu robisz?
Jego jasnoniebieskie oczy były pełne współczucia.
- Moje imię nie brzmi Stephen, Retto. Brzmi Stefan.
Zanim mogła zapytać, o co mu chodzi, dmuchnął czymś w jej twarz. Retta cofnęła się
gwałtownie z powrotem, gdy jej zmysły zaczęły słabnąć. Wszystko zaczęło się przesuwać wokół
niej. Reagując instynktownie kopnęła nogą i trafiła go bezpośrednio między uda. Jego obraz
podwoił jej się przed oczami. Ale kiedy starała się zamknąć drzwi, jej wzrok stał się czarny i
upadła na podłogę.
30
ROZDZIAŁ 4
Velkan wylądował na balkonie swojej posiadłości w zlokalizowanej na uboczu, cichej
dolinie i powrócił do swojej ludzkiej postaci. Pięćset lat temu do tego miejsca można było się
dostać jedynie wiejską drogą, która prowadziła po zboczu góry, wprost na jego dziedziniec. To
była droga, którą zamknął jakieś dwieście lat temu i pozwolił, aby zarosły ją krzaki, kiedy zdał
sobie sprawę, jak często na nią patrzył, czekając na powrót EspeRetty.
Teraz droga była w całości pokryta jeżynami i winoroślą, ponieważ las pomału ją
wchłonął. Jedynymi sposobami, aby się tu dostać, były lot albo teleportacja. Dwie rzeczy, które
pomagały trzymać z daleka każdego, kto nie miał tu wstępu.
Velkan oparł się na balkonie o rzeźbiony kamień i spojrzał za siebie w kierunku miasta.
Już wyczyścił je z Daimonów, które przyjechały do miasta polować na turystów i wciąż miał
jeszcze kilka godzin do świtu. Jego dom nocą był całkowicie ciemny i cichy. Victor chciał zostać
z rodziną w hotelu - bez wątpienia w strachu przed nastrojem Velkana.
A ten człowiek miał wszelkie prawo, by się obawiać. Velkan nie lubił niespodzianek, a
przyjazd EspeRetty zdecydowanie kwalifikował się jako taka. Giermek powinien mu powiedzieć,
iż powinien się jej spodziewać. To, co oni mu zrobili było niewybaczalne.
Złocone, francuskie drzwi do jego pokoju otworzyły się cicho, kiedy wszedł, a potem
zamknęły się za nim. Dawno temu jego młoda żona była przerażona jego mocami. Teraz kpił
sobie z tego, że urodził się jako śmiertelnik. Wtedy był ograniczony do prostych przeczuć, klątw,
mikstur i zaklęć, które musiałby być opracowywane przy pomocy krwi i rytuału.
Teraz jego moce były naprawdę groźne. Telekineza, zmienianie kształtu i pirokineza. W
ciągu wieków stał się potworem, którego tak bardzo obawiała się EspeRetta. Wyciągnął rękę a
butelka Burbona przyfrunęła do niego. Odkorkowując wypił Burbon wprost z butelki, kiedy
przeszedł obok lustra, które nie pokazywało jego odbicia.
Roześmiał się na to. I śmiał się dopóki nie zbliżył się do kominka, gdzie wisiał portret
EspeRetty. Wygląd jej twarzy spowodował, że zastygł w miejscu. I jak zawsze zabrakło mu tchu.
Zlecił, aby namalowano go tuż przed ślubem. Wynajął Gentile’a Belliniego i praktycznie
został zmuszony do uprowadzenia tego człowieka z Wenecji, aby namalował portret. Ale Velkan
wiedział, że nikt inny poza tym artystą nie będzie w stanie uchwycić jej młodości i niewinności.
31
Bellini go nie rozczarował. Jeśli już, to on wyśmienicie wycelował we wszystkie
oczekiwania Velkana. EspeRetta była tak zdenerwowana w ten dzień. Z jasnymi, letnimi
kwiatami w jej ciemnych, kasztanowych włosach, ubrana w świetlistą, złotą suknię została
uchwycona w cudownej wizji. Bellini umieścił ją w ogrodzie przed rezydencją Velkana - ogród,
w którym teraz panował wstrętny bałagan przez zaniedbanie pracy nad nim. Ona wtedy kręciła
się niemiłosiernie, dopóki Velkan nie zaczął jej podglądać, siedząc na murze i pilnując jej.
Kiedy ich oczy się spotkały, musiał przyznać że wyszedł z tego najbardziej nieśmiały i
najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek zaszczycił twarz kobiety, który został złapany przez
artystę. Było to spojrzenie, które wciąż jeszcze powalało Velkana na kolana.
Warcząc na obraz zmusił się, by iść przed siebie z dala od niego. Powinien spalić go
przed wiekami. Wciąż nie był pewien, dlaczego tego nie zrobił. W zasadzie nawet teraz mógł
wysłać płomień i spalić go na popiół. ..
Jego ręka rozgrzała się w oczekiwaniu. Ale on zacisnął ją w pięść i opuścił swój pokój, po
czym zszedł po schodach na pierwsze piętro, gdzie Bram i Stoker czekali na jego powrót.
Wołając swoje dwa wielkie mastiffy Tybetańskie, udał się do swojego gabinetu, kiedy jego ogień
wrzał w nim, ale nie wybuchł. Strzelił płomieniem ognia w kominek, czym spowodował, że ten
zawrzał i obudził się do życia. To skąpało pokój w ciepłym pomarańczowym świetle i pobudziło
cienie do niesamowitego tańca wzdłuż kamiennych murów. Pogłaskał swoje psy z
zadowoleniem, kiedy powitały go w domu szczekaniem i lizaniem. Potem one położyły się obok
siebie u stóp jego wyściełanego fotela. Wzdychając Velkan zasiadł na nim, aby mógł wpatrywać
się w ogień, który wcale go nie ogrzewał. Jasne światło było bolesne dla jego oczu, ale szczerze
nie dbał o to. Spojrzał na psy po każdej swojej stronie, leżące mu pod nogami.
- Powinniście być zadowoleni, że was obu wykastrowałem. Też powinienem być takim
szczęśliwcem. - Ponieważ teraz jego ciało było twarde i obolałe dla jednej kobiety, która nigdy
nie pozwoli mu się dotknąć.
Jego gniew wzrastał. Wziął kolejny głęboki łyk Burbona i tylko przeklął nad faktem, że
alkohol nie mógł wyrządzić mu szkody. Jako Mroczny Łowca nie mógł nawet się upić. Nie było
ucieczki od jego bólu.
Warcząc rzucił butelką w palenisko, gdzie rozpadła się na tysiąc kawałków. Płomienie w
cichej konsumpcji pochłonęły alkohol. Psy podniosły głowy z ciekawości, podczas gdy Velkan
przeczesał ręką swoje włosy.
32
Czuł się tak źle, jak do tej pory, z tą różnicą, że teraz dzieliła ich taka mała odległość. Jej
zapach nadal go oplatał, czyniąc go jeszcze bardziej dzikim, niż był przedtem.
Powinien iść do niej i zmusić ją siłą, by do niego wróciła. Tak właśnie powinien postąpić
Mołdawski oficer wojskowy Velkan Danesti. Nigdy nie powinien pozwolić, aby kobieta
zawróciła mu w głowie.
Ale ten człowiek zmarł w tę noc, kiedy niewinna, młoda kobieta popatrzyła w górę na
niego oczami, tak niebieskimi, tak ufnymi, że od razu skradła mu serce. Być może była to kara za
jego brutalne, ludzkie życie. Pragnąc jedynej rzeczy, której nie mógł mieć. Miękkiego,
uspakajającego dotyku EspeRetty.
Bezsilny w walce ze swoimi myślami wstał z fotela. Bram też się podniósł, ale gdy zdał
sobie sprawę, że jego pan tylko chodzi po pokoju, usiadł z powrotem. Velkan starał się pozbyć
swoich wspomnień. Ale niestety nie było sposobu, aby wyrwać serce z jego piersi i dopóki tego
nie zrobi wiedział, że nigdy nie zdoła uciec z więzienia, na jakie skazała go jego żona.
Retta obudziła się z ostrym bólem głowy i zdała sobie sprawę, że jest przywiązana do
metalowego krzesła. W pomieszczeniu, które było przemysłowe, jakby jakiś stary magazyn czy
coś podobnego. Było tu ciemno i wilgotno z okropnym smrodem, który był podobny do tego, gdy
para starych przepoconych skarpet zmieszałaby się z wonią zgniłych jajek. Wszystko, co mogła
zrobić to wdychać ten smród, kiedy próbowała uwolnić nadgarstki z krępującej ją liny. Słyszała
też słaby głos, dobiegający z sąsiedniego pomieszczenia…
Starała się ich usłyszeć, ale wszystko, co złapała to cichy szept, a potem rozległ się głośny
huk.
- Śmierć Danestim!
Świetna przyśpiewka, zwłaszcza, że technicznie była jedną z nich. Prawda, że nie
przyznawała się do pokrewieństwa, ale na papierze...
- Obudziła się.
Retta odwróciła głowę, by zobaczyć wysokiego, chudego mężczyznę w drzwiach. Ubrany
w czarne spodnie i golf przypominał jej obślizgłego dilera narkotykowego, których widywała w
mieście, a jego wizerunku dopełniał złoty ząb. I patrzył na nią, jakby była niższą forma życia na
tej planecie.
33
- Dziękuję, George. - Powiedział starszy mężczyzna ubrany w czarne luźne spodnie i
niebieską koszulkę polo i sweter, kiedy do nich podszedł. Było coś z natury złego w starszym
mężczyźnie. Był zdecydowanie typem faceta, który jako dziecko wyrywał motylkom skrzydełka.
Tak dla zabawy.
A patrząc za nich, z tyłku stał jej „dobry przyjaciel” Stephen wysoki i jasnowłosy. Ona na
początku lubiła go, bo był zupełnym przeciwieństwem jej męża. Podczas gdy wygląd Velkana
był posępny i intensywny, Stephen był zdrowy i słodki. Przypominał jej młodego Roberta
Redforda.
Gdyby tylko wiedziała, że Stephen nie był miłym chłopcem z sąsiedztwa. Przynajmniej
dopóki nie mieszka się obok Potwornickich. Spojrzała na niego z każdą uncją nienawiści, jaką w
sobie miała.
- Gdzie ja jestem i co ja tu robię?
Starszy mężczyzna odpowiedział.
- Jesteś naszym zakładnikiem i jesteś w naszym... Eee, miejscu.
Boże, on zawsze był tak pomocny?
- Zakładnikiem, za co?
Odpowiedział jej Stephen.
- Abyśmy mogli dostać twojego męża, gdy po ciebie do nas przyjdzie.
Roześmiała się na absurdalność tego stwierdzenia.
- To jakiś żart?
- To nie jest żart. - Powiedział starszy mężczyzna. - Przez wieki moja rodzina poluje na
niego, próbując zabić, przeklęte, nienaturalne stworzenie, którym się stał.
- A teraz my polujemy na was oboje. - Powiedział Slim, kiedy przeszedł przez drzwi.
Starszy mężczyzna skinął głową.
- Ale zawsze albo ty, albo on na uciekaliście.
- Wow, to wiele mówi o twoich umiejętnościach, bo nawet nie wiedziałam, że na mnie
polujesz. - Ruszył do przodu jakby chciał ją uderzyć, ale Stephen go powstrzymał.
- Nie Dieter, ona tylko próbuje cię sprowokować.
- To świetnie jej to wychodzi.
Retta odchrząknęła sprowadzając uwagę z powrotem na siebie.
- A tak z czystej ciekawości, dlaczego na mnie polujecie?
34
Stephen podszedł bliżej do niej i obdarował ją zarozumiałym uśmiechem.
- Bo jesteś jedyną rzeczą o której wiemy, że wyciągnie Velkana na otwartą przestrzeń.
Nigdy nie dał się nabrać na żadne przynęty, które stosowaliśmy... Jak do tej pory.
- Tia, cóż, mam złe wiadomości dla ciebie, kolego. On po mnie nie przyjdzie.
Diater zaszydził z niej.
- Oczywiście, że przyjdzie.
Pokiwała głową.
- Niestety nie. Najnowsze wiadomości, chłopcy. Popełniacie przestępstwo bez żadnego
powodu. Widziałam się z mężulkiem wcześniej dzisiejszego wieczoru i on mi wyjaśnił, że nigdy
więcej nie chce mnie widzieć.
Mężczyźni wymienili zdziwione spojrzenia.
- Czy ona kłamie? - Starszy mężczyzna zapytał Stephena po niemiecku.
Retta nie miała siły, by powstrzymać się przed przewróceniem oczami. Na pewno nie
mogli być tacy głupi, żeby sądzić, iż ona nie umie mówić po niemiecku.
- Musi kłamać. - Powiedział Stephen nagle. - Dobry Boże, ten człowiek został przez nią
wbity na pal. Przez całe wieki, kiedy nasz rodzaj obserwował go, on nigdy nie był z inną kobietą,
którą moglibyśmy wykorzystać do dostania się do niego. Nie ma nawet jednego zapisu, by miał
choćby przygodę na jedna noc i ciągle trzyma zdjęcia EspeRetty. Prawda, że wilkołaki nigdy nie
poświęciłyby córki, żeby z nią została, jeśliby nie był absolutnie nieugięty, by ją chronić. To nie
są działania człowieka, który ją nienawidzi.
Slim się z nim zgodził.
- Wilkołak, którego torturowałem i zabiłem, wyznał, że on zachował jej pokój taki, jaki
opuściła pięćset lat temu. Nawet ma tam suknię, którą ona miała na sobie, kiedy się pobierali.
Jest też w jego sypialni jej portret, kiedy była człowiekiem i zdjęcia, które były wysyłane do
niego na dowód, że żyje i jest szczęśliwa. Patrzy na te zdjęcia, co noc. Nie ma szans, by nie była
dla niego wyjątkowa. Jeśliby ją nienawidzi, zniszczyłby wszelkie pamiątki po niej wieki temu.
- Podobnie. - Powiedział Stephen z nutką urazy w głosie. - Ona żyje jak zakonnica. I
nawet nie dostałem jednego buziaka od niej przez cały czas, przez jaki ją znam. Ona tylko stara
się go chronić. Jestem tego pewien.
Retta nie mogła oddychać, gdy słyszała te słowa. To była prawda. Ona nigdy nie dotknęła
innego człowieka. Nigdy nie była tym zainteresowana. Oczywiście, że sobie wmawiała, że
35
mogłaby, ale jest nieśmiała. I nie może iść na dobrą randkę, nie mówiąc już o wyjściu za mąż za
człowieka, który zacząłby się zastanawiać, dlaczego ona się nie starzeje. Oczywiście było dużo
sposobów na kłamstwo w temacie chirurgii plastycznej zanim zorientowałby się, że jest
nieśmiertelna.
Przez cały ten czas przekonywała siebie, że Velkan nie był jej wierny. Podczas ich życia
żadna kobieta, nigdy nie oczekiwała wierności od męża. To był absurd. Nawet jej ojciec, który
był fanatykiem w swym chrześcijaństwie i który wymagał wierności od swoich poddanych, był
znany jako kochanek. Więc ona sama była przekonana, że Velkan tak naprawdę nigdy nie był jej
wierny. Podejrzewała, że wziął ją jak chciał i wykorzystał, aby zabić jej ojca.
Czy mogło być możliwe, że Velkan naprawdę ją kochał? Że jej nie zdradzał? Jeśli to była
prawda, ona z całą pewnością zasłużyła na śmierć z ich rąk. Bo jeśli to była prawda, to
okazywało się, że karała męża przez wieki za żadną inną zbrodnię, prócz miłości. Nikt nie
powinien cierpieć z takiego powodu.
Z pewnością nie byłaby taka głupia. Czyżby?
Była z niej niezła suka. Nic dziwnego, że Velkan kazał jej spadać. Miała szczęście, że jej
nie udusił. Zaciskając zęby z bólu, który zagościł w jej sercu, starała się przypomnieć sobie jak
najlepiej, co powiedział, gdy opuszczała Rumunię. Mogła zobaczyć światło księżyca na jego
twarzy i krew na zbroi. On coś wtedy mówił, ale teraz nie mogła sobie przypomnieć niczego
innego, niż jej zmieszanie i lęk przed nim. Była absolutnie pewna, że chciał ją zabić przez
zakopanie w ziemi. Że kłamał na temat eliksiru nasennego, który jej dał. Ale czy naprawdę?
Proszę, nie zrozum mnie źle. Proszę.
- On po mnie nie przyjdzie. - Powiedziała Retta z zaciśniętymi zębami. - Wiem, że nie
przyjdzie.
Dieter zwęził spojrzenie, gdy na nią popatrzył.
- Zobaczymy. Z resztą to nie jest takie ważne. Tak czy inaczej i tak cię zabijemy.
Była prawie piąta rano, gdy Velkan znalazł się sam w swojej sypialni. Z resztą zawsze był
sam w swojej sypialni. Boże, on był taki głupi. Który człowiek wart był jego cierpienia, trzeba
było znaleźć chętną kobietę i zaspokoić ból do kobiecego ciała panujący w jego biodrach. Ale
Velkan odmawiał, powołując się na przysięgę, którą związał się z EspeRettą. Ślubował przed
Bogiem jego ojca na jej honor, by być jej wiernym i dotrzymywał tej przysięgi. Mimo, że
36
nienawidził siebie za to. Istniała tylko jedna kobieta, która zasługiwała na jego uwagę i to dlatego
tak bardzo pogardzał nią. Zostawiła go z niczym. Wliczając w to jego męskość. Niech ją szlag.
Nagle ktoś zapukał.
- Mówiłem zostaw mnie w spokoju, Victror. - Warknął myśląc, że to jego Giermek.
- To nie Victor. - Raluca odpowiedziała z drugiej strony drzwi.
Niezbyt było normalne, żeby przychodziła do niego przed świtem. Nie, żeby świt miał na
nią jakiś wpływ, ale normalnie o tej porze Velkan kładł się spać. Marszcząc brwi podszedł do
drzwi i otworzył je z myślą, że znajdzie ją tam stojącą i załamującą ręce. Tymczasem jej synowie
i Franceska stali za nią i wszyscy, podobnie jak ich matka wyglądali na zmartwionych. Jego
żołądek skurczył się.
- Co się stało?
Raluca przełknęła nim odpowiedziała.
- Zabrali ją.
Wiedział dokładnie, że mówiąc „ją” miała na myśli EspeRettę.
- Kto?
- Zakon Smoka. - Powiedział Andrei, głosem zabarwionym gniewem. - Gdy powiadomili
nas, że ją przetrzymują, próbowaliśmy ją uwolnić, ale...
- Ale? - Niecierpliwił się Velkan.
Franceska podeszłą krok do przodu.
- Trzymają związaną ją w klatce. Elektrycznej. Nie ma sposobu, abyśmy dostali się do
niej bez uszczerbku na naszych ciałach.
Velkan obdarował ich ostrzegawczym spojrzeniem.
- Dobrze, niech ją tam potrzymają myśląc, że bardzo mi na niej zależy. Kiedy słońce
zajdzie pójdę po nią.
Victor spojrzał nerwowo, zanim Raluca przemówiła.
- To nie jest takie proste, mój Książę. Oni umieścili ją na małym stołeczku bez podpór. A
stołek stoi na podłodze pod napięciem. Jeśli ona postawi stopy na podłodze albo spadnie z
krzesełka, to może zabić ją to na miejscu.
Franceska przytaknęła głową.
- Mają tak wysokie napięcie na tej podłodze, że mogliby zasilać całe miasto Nowy York.
37
Chciał jej powiedzieć, że nie dba o to, ale strach w jego sercu zdradziłby kłamstwo.
Zanim zdarzył zrobić cokolwiek, Raluca była przy jego boku z ręką na jego ramieniu.
- Ty wiesz, że też nie możesz iść, prawda?
Zmrużył na nią oczy.
- Nie boję się ich.
- Jest zbyt blisko do świtu. - Podkreśliła Raluca. - Skończysz jak Illie, jeśli pójdziesz.
Znają twoje słabości.
Velkan wziął jej rękę w swoją i ścisnął delikatnie. Illie był jej partnerem, który zginął z
rąk Zakonu. Pięć lat temu został złapany i jeden z nich użył na nim tasera.
4
Energia elektryczna
strzeliła poprzez komórki jego ciała, zmieniając go raz po raz w człowieka i wilka. Była to jedna
z niewielu rzeczy, które mogły unieszkodliwić Zwierzo-Łowców. Zbyt dużo elektryczności
mogło ich zabić. A jeśli Zakon miał EspeRettę, to już znali jego słabości.
- Czy chcesz jej śmierci? - Zapytał Ralucę.
Widział litość na jej twarzy. Była pielęgniarką EspeRetty przed tym, jak jego żona została
oddana do klasztoru.
- Nie z wyboru, ale lepiej ona niż ty.
- Mamo! - Franceska pękła. - Bez obrazy, ale ja wybieram Rettę. Ona jest niewinną ofiarą.
Jej matka odwróciła się do niej z warczeniem.
- A Książę strzeże nas od wieków. Ale dla niego mogłabym umrzeć nawet teraz, tak samo
jak twoi bracia.
- Marnujemy czas. - Velkan je rozdzielił. - Chcę, abyście zabrali mnie do niej, żebym
mógł ją uwolnić nim wzejdzie słońce. - Widział zastrzeżenie w oczach Raluki. - To, dlatego
przyszłaś do mnie, prawda?
Potrząsnęła głową.
- Przyszłam tylko dlatego, bo wiedziałam, że byłbyś zły, jakby wyszło na jaw, co się
stało, a my przyglądalibyśmy się biernie.
Miała rację. Nigdy nie stałby i nie patrzył na cierpienie EspeRetty - nawet, jeśli jej
nienawidził.
- Nie bój się. Możesz mnie tam teleportować i mogę wyłączyć pole elektryczne tak, że wy
będziecie mogli teleportować nas oboje, na długo przed wschodem słońca.
4
Taser – paralizator elektryczny.
38
- To nie jest takie proste. Przełącznik jest w klatce. Zostaniesz nim porażony starając się
go wyłączyć.
Westchnął na myśl, że to nic nie zmienia. Chciałby być zdolnym do wykorzystania
telekinezy na wyłączniku. Ale energia elektryczna była jedyną rzeczą, na którą nie miał wpływu
jego umysł. To natura życia powodowała, że było to wysoce nieprzewidywalne, a on mógł
przypadkowo zranić lub zabić kogoś, próbując manipulować psychicznie przy tym. Będzie
musiał ręcznie go wyłączyć.
- Dobra. To mnie nie zabije.
Będzie tylko bolało jak diabli.
- Jest jeszcze coś. - Victor powiedział cicho.
Wprost nie mógł się doczekać, by to usłyszeć.
- Co tym razem?
- Są zaopatrzeni w generator i drugi przełącznik, który jest w innej klatce elektrycznej.
Jeśli go wyłączysz to i tak nie da nam wystarczająco dużo czasu, by wydostać ją zanim nas nie
usmażą, w przeciwieństwie do ciebie my jesteśmy żywi.
Raluca przytaknęła.
- A oni mają ją na dziedzińcu. Należy przejść obok ściany, do której przytwierdzone są
lustra, odbijające promienie słońca, tak że trzeba bezpośrednio do nich podejść. Ich intencją jest,
żeby żadne z nas tego nie przetrwało.
I zrobili naprawdę dobrą robotę, ustawiając te pułapki.
Velkan wypuścił zmęczony oddech rozważając to, co ma się wydarzyć. Ale to nie miało
znaczenia.
- Moja żona jest w niebezpieczeństwie. Zabierzcie mnie do niej.
Retta zgrzytała zębami, bo każdy mięsień jej nóg bolał, gdy trzymała nogi przykurczone,
by nie dotknąć podłogi. Wysiłek ukazał się małymi łzami w jej oczach. To musiał być najbardziej
rozdzierający ból, jaki kiedykolwiek doświadczyła. Szczerze nie wiedziała ile tego jeszcze zniosą
jej nogi, zanim będą musiały odpocząć. Suchy szum elektryczności był zimnym
przypomnieniem, co się stanie, jeśli ona nie będzie trzymać ich nad podłogą...
- Możesz to zrobić. - Szepnęła.
39
Ale co dobrego można było zrobić w tej sytuacji? Byli zdecydowani, by zabić ją bez
względu na to, co by zrobiła. Właściwie, dlaczego ona walczyła z nieuniknionym? Powinna po
prostu postawić stopy na podłodze i skończyć to. Skończyć z jej nieszczęściem. Velkan po nią
nie przyjdzie. Franceska nie mogła. To był koniec. Nie było potrzeby, by opóźniać nieuniknione,
a jednak Retta nie mogła się poddać. Po prostu, to nie leżało w jej naturze.
- Co jest z tobą i tym krajem, że wciąż znajdujesz się w niebezpieczeństwie, gdy tu jesteś?
Gwałtownie podniosła głowę w górę, gdy usłyszała głęboki, dźwięczny głos, który
przeszedł w dół jej kręgosłupa, jak delikatna pieszczota.
- Velkan?
Wyszedł z cienia i zbliżył się do krawędzi podłogi, która była podłączona do prądu i
oddzielała ich oboje. Jego twarz była spowita cieniami, co sprawiło, że był w jej oczach jeszcze
przystojniejszy.
- Czy jest ktoś jeszcze na tyle głupi, by tu być?
Spojrzała w niebo, które z każdą upływającą sekundą robiło się coraz jaśniejsze.
- Nie możesz tu zostać. Musisz uciekać.
Nic nie odpowiedział, kiedy zmienił się w nietoperza i podleciał w jej kierunku. Jej serce
waliło, gdy patrzyła jak zbliżał się do klatki, ale kraty były za ciasne, by mógł się przez nie
przecisnąć do środka. Mogła przysiąc, że słyszała przekleństwa, gdy z powrotem zmieniał się w
człowieka. A gdy to zrobił działanie prądu odrzuciło go o dobre dziesięć metrów na trawę. Tym
razem nie mogła pomylić zapalczywości jego przekleństw.
- Zapomnij o tym. - Powiedziała patrząc w niebo. Było zbyt blisko do świtu. - Nie ma
potrzeby, abyśmy oboje umierali.
Potrząsając głową podbiegł do klatki i złapał drut. Retta skuliła się na dźwięk smażącej
się skóry, gdy go zdjął. Jego całe ciało było potrząsane siłą prądu elektrycznego. To musiało być
nie do zniesienia. I ciągle go trzymał, ciągnąc go do siebie aż go przerwał. Zaskoczona jego siłą i
odwagą płakała do czasu, kiedy urwał przełącznik i wyłączył prąd.
- Jest jeszcze jeden... - Ale zanim zdążyła powiedzieć napłynęło więcej prądu. Szarpnęła
nogi w górę, kiedy tysiąc przekleństw przyszło jej do głowy na ludzi, którzy uzbrajali to cholerne
miejsce.
Velkan chwycił zamek w klatce i warknął zanim puścił i uderzył prosto w metalową
podłogę. Dwie sekundy później wyciągnął z pod niej gruby drut i przerwał go. Przestało buczeć
40
gdy prąd ponownie zniknął. Zbyt przestraszona, by w to uwierzyć, czekała, aby wrócił. I jak
mijały poszczególne sekundy a smażący prąd Velkana zniknął, ulga przepłynęła przez nią.
Dokonał tego. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku i wdzięczność rosła w sercu. Mimo, że nie
było warto, on po nią przyjechał. I w tym momencie pamiętała, dlaczego tak mocno kochała tego
człowieka. Przypomniała sobie wszystkie powody, dlaczego chciała spędzić życie u jego boku.
Velkan sięgnął do niej, ale światło słoneczne przecięło jego ciało. Sycząc cofnął się,
odruchowo zasłaniając twarz. Potem zrobił kolejny krok w jej kierunku, ale jeszcze więcej luster
odwróciło się do niego. Nawet wtedy nie przestał się do niej zbliżać, podczas gdy Stephen i inni
kierowali lustra na niego. Przez to nie mógł uwolnić jej związanych rąk.
Retta szybko się oswobodziła i wydostała z klatki. Jej wściekłość wzrastała, kiedy
próbowała się owinąć wokół ciała swojego męża, ale nie była wystarczająco duża, by zakryć go
przed zabójczymi promieniami, które wywoływały gotujące się pęcherze. Całe jego ciało
zaczynało się tlić, kiedy próbował przycisnąć się do ściany, gdzie wciąż był cień. Zatoczył się w
tym samym czasie, kiedy Stephen i inni wychodzili z budynku. Oni przyszli, by wykończyć
Velkana, ale byłaby przeklęta, gdyby dostali go bez walki z nią. Retta stanęła na ziemi, gotowa
do walki, ale poczuła, że ktoś ją od tyłu złapał. Odwróciła się, by zaprotestować, ale zatrzymała
się, gdy zobaczyła przyjazną twarz.
- To ja. - Powiedziała Franceska, kiedy teleportowała je z dziedzińca.
W jednej sekundzie Retta była o włos od śmierci, a w drugiej była w pokoju, którego nie
widziała od wieków... Sypialni Velkana.
Serce Retty biło ze strachu.
- Nie możemy go zostawić.
- Nie zostawiliśmy.
Rozejrzała się po pokoju, podczas gdy Velkan teleportował się z pomocą Victora i upadł
na podłogę między Andrei a Victorem. Horror wypełnił ją, kiedy patrzyła na to, co z niego
zostało. Był zakrwawiony i poparzony, prawie spalony. Zapach spalonych włosów i spieczonej
skóry dotarł do jej zmysłów, czyniąc ją lekko drażliwą. Ale to jej nie obchodziło.
Przerażona, że Velkan umiera, ruszyła do niego i złapała go z boku i przycisnęła do
siebie. Łzy napłynęły jej do oczu, kiedy uważnie się przyjrzała, jakie szkody poniósł.
- Velkan?
Nie odezwał się. On tylko patrzył na nią i mrugał.
41
Odpychając ją na bok Victor i Andrei podnieśli Velkana z podłogi i przenieśli go do
łóżka.
- Powinnaś wyjść. - Victor powiedział zimno, gdy Andrei walczył, aby oderwać spalony
t-shirt od ciała Velkana, który zdawał się być z nim stopiony. - Już wyrządziłaś wystarczająco
dużo złego.
- On jest moim mężem.
Victor zmrużył swoje zimne niebieskie oczy.
- I zostawiłaś go na pięćset lat. Pamiętasz? Zrób mu przysługę i spraw, by historia się
powtórzyła.
- Victor! - Franceska warknęła. - Jak śmiesz?
- Wszystko w porządku. - Powiedziała Retta, uspokajając koleżankę. - On tylko wykonuje
swoją pracę.
Wtedy Retta przesunęła się, tak, aby stanąć obok Victora. Tym razem, gdy mówiła
obniżyła głos i pozwoliła, aby jej surowe emocje znaczyły każdą sylabę.
- Jeszcze raz stań na mojej drodze, chłopcze, a nauczysz się, że w tej rodzinie nie tylko
Velkan ma kły. - Kiedy to powiedziała odsunęła się od niego i podeszła do łóżka, gdzie leżał
Velkan.
Nie była pewna czy był przytomny, aż mu się nie przyglądnęła. Jej żołądek skurczył się
na widok jego poparzonej i pokrytej pęcherzami skóry. W jego oczach był ból, który odebrał jej
oddech. Mimo, że część jej chciała uciec od tego okropnego obrazu, wyciągnęła rękę i położyła
na nieuszkodzonym fragmencie jego policzka. Zamknął oczy, jakby smakował jej dotyk.
- Dziękuję ci, Velkan. - Szepnęła.
Wziął głęboki oddech, jakby chciał jej odpowiedzieć, ale zanim mógł to zrobić, stracił
przytomność. Victor przysunął się do niej.
- Masz zamiar tak stać i patrzeć na niego, czy może zechciałabyś nam pomóc?
Spojrzała na Victora, na którego twarzy malowały się wszystkie urazy z jego głosu.
- Jesteś takim strasznym dupkiem, Victor.
Otworzył usta by odpowiedzieć, ale Franceska zakryła mu je dłonią.
- Odpuść młodszy braciszku. Oni oboje sporo dzisiaj przeszli.
Zagryzając wargi przeniósł się na drugą stronę łóżka, gdzie Andrei próbował zdjąć t-shirt.
Retta pomogła rozebrać Velkana, ale kiedy zobaczyła paskudną bliznę na środku jego klatki
42
piersiowej, tuż nad sercem, przerwała. Nie miał jej, kiedy był śmiertelny. Wyglądała, jakby ktoś
przebił go kołkiem prosto w serce.
- Co do diabła? - Powiedziała cicho, przesuwając po niej palcem. Była przynajmniej sześć
cali szeroka i cztery głęboka. - Jak to się stało?
Victor posłał jej zabawne spojrzenie.
- Nie możesz sobie poradzić ze śladem po dziele twojego ojca?
Skrzywiła się do niego.
- O czym ty mówisz?
- O bliźnie. - Powiedział jeszcze ciszej Andrei. - To jest miejsce, gdzie wierzchołek
opuścił jego ciało, po tym jak twój ojciec kazał go wbić na pal.
Retta szarpnęła swoją rękę z powrotem, nie chcąc w to uwierzyć.
- Nie łapie twojego poczucia humoru.
- Nie żartuję.
Nudności wypełniły ją, kiedy popatrzyła na poparzoną twarz Velkana. Potem spojrzała na
Ralucę która potaknęła ponuro.
- Nie rozumiem. - Wyszeptała Retta.
Oczy Raluki patrzyły na nią.
- Po tym jak twój ojciec zabił cię, Księżniczko, zwrócił się z zawziętością do Velkana.
Torturował go przez tygodnie, aż w końcu kazał go wbić na pal, na rynku w Tirgoviste. W ten
sposób umarł i był w stanie stać się Mrocznym Łowcą.
Mimo to nadal trudno było jej w to uwierzyć. Jej ojciec naprawdę ją kochał. Czy on mógł,
nawet w gniewie ją zabić? Mógł nienawidzić świata, ale dla niego jego dzieci były święte.
- Dlaczego Velkan nic mi nie powiedział.
Victor parsknął.
- Och nie wiem. Może, dlatego, że uciekłaś od niego, kiedy próbował i nie przestałaś
uciekać do teraz.
- Victor! - Raluca warknęła.
- Wszyscy przestańcie mi tu „Victorować”. Tylko mówię prawdę, której wy boicie się
wypowiedzieć. Ona powinna zrozumieć, co on przeszedł, żeby była bezpieczna. Co wycierpiał
jako człowiek. Dla niej. - Victor odwrócił się w kierunku Retty. - On nie unikał własnej śmierci -
On to planował. To ty go zniszczyłaś. On poddał się twojemu ojcu, wiedząc, że ten łajdak wbije
43
go na pal. Uważał, że poprzez to, że dał ci do wypicia eliksir nasenny, twój ojciec zobaczy cię
ubraną w żałobna szatę i zostawi cię w spokoju. Jego plan był taki, że moja matka miała cię
zabrać do Niemiec, gdzie żyła Franceska i zapewniłaby ci ochronę, podczas gdy twój ojciec
torturowałby go. Nigdy nie przypuszczał, że twój ojciec zamierza przebić ci serce, kiedy leżałaś
martwa.
To nie był plan, który przekazał jej Velkan. Oni mieli leżeć obok siebie, jakby martwi, a
następnie obudzić się, gdy jej ojciec odszedłby, przekonany o ich śmierci. Velkan miał ją zabrać
do Paryża, gdzie mogliby być razem, bez obawy, że jej ojciec poweźmie zemstę na Velkanie.
Mieli być wolni od wojny, która toczyła się między ich rodzinami.
Spojrzała na Frnaceskę w poszukiwaniu prawdy, ale chociaż raz jej przyjaciółka stała
oniemiała.
- Velkan poddał się memu ojcu?
- A co myślisz, że miał zrobić? - Victor zapytał gniewnie.
- Powiedział mi, że oboje wypijemy napój, i wtedy mój ojciec miał zobaczyć nas
martwych i odejść i zostawić nas w spokoju.
Victor przytaknął.
- A ty wypiłaś pierwsza.
- Oczywiście. I potem zobaczyłam, że on też pije zaraz po mnie.
Victor pokręcił głową.
- On nigdy tego nie połknął. Jak już byłaś nieprzytomna wypluł to i zostawił cię w stanie,
w którym można cię było oglądnąć. On obawiał się, że jeśli oboje bylibyście nieprzytomni, twój
ojciec oboje was pozbawiłby głów. Więc pozostał przytomny i powiedział twojemu ojcu, że
zmarłaś w wyniku choroby. Twój ojciec obiecał mu, że jak raz cię zobaczy będzie
usatysfakcjonowany i zostawi Velkana w spokoju. Velkan przystał na to i był zmuszony patrzyć
jak on cię zabija.
A ona od niego uciekła.
Ponownie jej wzrok pobiegł do Franceski w celu weryfikacji.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Franceska popatrzyła smutno i westchnęła.
- Nie chciałaś słuchać. Jeśli kiedykolwiek próbowałam stanąć po jego stronie krzyczałaś
na mnie, więc nauczyłam się unikać tego tematu.
44
To był prawda i Retta o tym wiedziała. Mogła winić za to tylko siebie. Serce Retty
zabolało, kiedy pomyślała o tym jak wiele lat... Nie, wieków pozbawiła szczęścia siebie i
Velkana, ponieważ była głupia i bezlitosna. Nic dziwnego, że Victor jej nienawidził. Zasługiwała
na to.
Zaciskając zęby spojrzała na obraz nad kominkiem, który był jej portretem ślubnym. Łzy
pojawiły się w jej oczach, kiedy przypomniała sobie dzień, w którym został namalowany. Widok
Velkana siedzącego na murze, przyglądającego się jej z twarzą wyrażającą nic innego poza
uwielbieniem. Zamrugała odganiając łzy przed tym, gdy spojrzała na łóżko, w którym leżał jej
mąż.
- Musimy mu pomóc się uzdrowić.
- Dlaczego? - Zapytał Victor.
- Żebym mogła go przeprosić.
Jednak spowodować uzdrowienie Velkana, było lepiej powiedzieć niż zrobić. Słoneczne
poparzenie było trudne do wyleczenia nawet dla nieśmiertelnych. Nie wspominając, że ciągle
groził im Zakon, pragnący ich śmierci. Przynajmniej tutaj, w domu Velkana, Zakon nie mógł ich
dostać.
- Powinnaś odpocząć.
Retta spojrzała w górę, podążając za głosem Raluki. Starsza kobieta stała w drzwiach z
napominającym wyrazem twarzy. Retta przeciągnęła się w fotelu, rozciągając ścierpnięte
mięśnie. Ona siedziała przy Velkanie przez cztery ostatnie dni, podczas gdy on spał. Początkowo
jego uzdrawiający sen poważnie ją niepokoił, ale Victor i Raluca zapewnili ją, że to naturalne, że
Mroczni Łowcy tak śpią, gdy są ranni. To umożliwiało jego ciału uzdrowienie. Była prawda w
ich słowach, bo z każdym dniem skóra Velkana wydawała się lepsza niż wcześniej. Teraz
wyglądał jakby się poparzył na słońcu, ale spalenizna i siniaki zniknęły.
- Czuje się jakbym odpoczywała. - Powiedziała Retta cicho.
- Ledwo, co jesz lub śpisz.
- To nie tak, że mogę zachorować i umrzeć.
Raluca spojrzała na nią ostro i mruknęła.
45
- Dobra. Przyniosę ci jedzenie tutaj, ale zaufaj mi. Jeśli Książę się obudzi będzie
wdzięczny, że nie ma mocniejszego zmysłu węchu.
Urażona Retta powoli się obwąchała, żeby sprawdzić czy nie śmierdzi.
- Spokojnie. Ona się tylko drażni.
Jej serce przestało bić, kiedy usłyszała głęboki głos.
- Velkan? - Szybko wstała z fotela i podeszła do łóżka, by zobaczyć czy on ma otwarte
oczy. - Myślałem, że do tego czasu już cię nie będzie.
Przełknęła ciasny węzeł zalegający jej w gardle.
- Raczej nie. Mam tu wiele do zrobienia.
- Na przykład?
Retta znowu przełknęła gulę w gardle zanim odpowiedziała.
- Na przykład powinnam cię przeprosić.
- Dlaczego miałabyś to zrobić?
- Bo jestem głupia i uparta. Pamiętliwa. Patrząca stereotypowo. Nie ufająca… Wiesz,
możesz mnie powstrzymać przed wygłaszaniem tego w każdej chwili.
Jeden z kącików jego ust podniósł się nieznacznie.
- Dlaczego miałbym przerywać? Całkiem dobrze ci idzie. A poza tym pominęłaś
najgorsze cechy.
- I to jest?
- Impulsywna.
- I mówi to jeden w was?
- Jak to?
- Pamiętasz czasy, kiedy wrzuciłeś buty do ognia, ponieważ miałeś kłopot z założeniem
ich?
Velkan skrzywił się na jej słowa.
- Nigdy tak nie zrobiłem.
- A właśnie, że zrobiłeś. Oddałeś również swoje ulubione siodło stajennemu, bo wbijało ci
się w nogi, jak zsiadałeś z konia i powiedziałeś, że może go sobie zatrzymać, ale osobiście byś go
podpalił.
To akurat pamiętał dobrze. Wciąż posiadał bliznę od tego. Ale co zadziwiło go to to, że
ona to pamiętała.
46
- Myślałem, że wymazałaś te wszystkie wspomnienia ze swojej pamięci.
Spojrzała na niego głupkowato.
- Bóg mi świadkiem, że próbowałam, ale strasznie ciężko cię zapomnieć.
Kiedy popatrzyła na niego, ich spojrzenia się spotkały i zatrzymały.
- Byłam taka głupia, Velkan. Na prawdę mi przykro.
Leżał zupełnie oszołomiony emocjami płynącymi prosto z serca w jej głosie. Bywały
czasy, kiedy modlił się o takie słowa płynące z jej ust. I czas, kiedy wizualizował ten moment.
- Czy kiedykolwiek mi wybaczysz? - Zapytała.
- Mógłbym ci wybaczyć wszystko, EspeRetto, ale nie umiałbym ci zaufać ponownie.
Retta skrzywiła się na jego słowa.
- Co masz na myśli?
- Kiedy odeszłaś i nie wracałaś, udowodniłaś mi tym samym, że nie wierzysz we mnie
jako w mężczyznę i męża. Byłaś tak podejrzliwa w stosunku do mnie, że myślałaś, iż
rzeczywiście mógłbym cię zabić. Oczywiście mieliśmy wiele problemów w naszym małżeństwie,
o których najwidoczniej nie wiedziałem.
- To nie prawda.
- Więc dlaczego nie wróciłaś do domu?
Ponieważ myślała, że on ją zabił. Naprawdę była o tym przekonana.
- Byłam młoda. Żyliśmy w trudnych czasach. Nasze rodziny spędzały pokolenia na
zabijaniu się nawzajem...
- I myślałaś, że jedynym powodem, dlaczego się z tobą ożeniłem, to bo chciałem cię
zabić? - Pokiwał głową. - Wiesz tak dobrze, jak ja, że moja rodzina się mnie wyparła, kiedy
dowiedzieli się, że bierzemy ślub.
To była prawda. Jego rodzina zwróciła się przeciwko niemu. Jego ojciec wysłał armię do
pilnowania swojego domu, by upewnić się, że Velkan nigdy nie wprowadzi się do niego
ponownie. Ale najgorsze, co zrobił jego ojciec, to spalił wszystkie rzeczy, które przypominały
mu o synu. Nawet księga rodu Danesti została spalona i odtworzona nowa, bez śladu urodzenia
Velkana.
- Myślałam, że masz już dosyć uciekania przed wojną między naszymi rodzinami. A
oboje wiemy, że wróciłbyś do domu w chwale, po zabiciu mnie i mojego ojca. Twój ociec
powitałby cię z otwartymi rękami.
47
Te ciemne oczy spalały ją.
- Podjąłem swoję decyzję, kto zasługuje na moją lojalność, w dniu, w którym się z tobą
związałem EspeRetto. Znałem koszt i ból, jaki nasz związek wywoła w mojej rodzinie i nadal
uważam, że było warto. Splunęłaś na mnie i splunęłaś na miłość, jaką chciałem ci dać.
- Wiem, że cię skrzywdziłam.
- Nie. - Szepnął. - Nie skrzywdziłaś mnie. Ty mnie całkowicie zniszczyłaś.
Łzy pojawiły się w jej oczach.
- Tak bardzo przepraszam.
- „Przepraszam” nawet nie zaczyna naprawiać pięciuset lat.
Miał rację, a ona o tym wiedziała.
- Dlaczego związałeś nasze dusze bez mówienia mi tego?
Jego oczy płonęły ze smutku.
- Nie chciałem żyć bez ciebie... Ani w tym życiu, ani w następnym. I miałem zamiar
powiedzieć ci, co zrobiłem, ale twój ojciec zaprowadził nas do ziemi, zanim miałem okazję. Nie
wiedziałem, że kiedy sprzedam dla chęci zemsty swoją duszę Artemidzie, twoja dusza pójdzie z
moją.
To, czego nie powiedział głośno, to to, że skazała go na cierpienie nad jedyną rzeczą,
której on chciał uniknąć… Życie spędzone bez niej.
W tym momencie nienawidziła siebie za to, co zrobiła. I nie winiła go za to, że jej nie
przebaczył. On dałby jej świat, a ona tym wzgardziła. Nie zdolna znieść błędu, jaki popełniła,
wstała.
- Jesteś głodny?
- Tak.
- Zaraz zorganizuję ci coś do jedzenia. Trzymaj się. - Retta zatrzymała się w drzwiach, by
spojrzeć na wielkie łóżko, na którym leżał. To było miejsce gdzie straciła dziewictwo. Mogła
nadal zobaczyć tę noc tak jasno.
Była wtedy przerażona i podekscytowana. Velkan w całej swojej bezwzględności opuścił
ją nietkniętą i zamknął w pokoju na końcu korytarza. Obiecał zabrać ją następnego ranka do ludzi
jej ojca i wypuścić ją. A to była ostatnia rzecz, jakiej chciała. Jej ojciec odesłałby ją z powrotem
do klasztoru, by żyła modlitwą i pracą - nie żeby coś z tego było złe. Ale ona już zdążyła się
zakochać w jej mrocznym rycerzu i nie chciała wracać bez małego dowodu przyjaźni. Jej
48
zamiarem był tylko mały pocałunek. Ale w chwili, gdy ich usta spotkały się, Velkan porwał ją w
swe ramiona, a ona została w nich chętnie - nawet bardzo chętnie, żeby spróbować jak to jest,
gdy on ją posiądzie. Zamykając oczy mogła nadal przypomnieć sobie, jak to było czuć go w
sobie, kiedy oplotła nogami jego biodra, a on wszedł w nią głęboko. „Nigdy nie pozwolę ci
odejść, EspeRetto.” Tak zaciekle szeptał jej do ucha. A potem pocałował ją tak gorąco, że jej usta
ciągle drżały od tego. Jak ona mogła kiedykolwiek zrezygnować z tego? Pojedyncza łza spłynęła
po jej policzku, zanim otarła ją i zeszła schodami do kuchni. Pogłaskała Brama po głowie, kiedy
minęła gigantyczne zwierze, które bardziej przypominało krowę niż psa.
- Dobrze cię widzieć poza sypialnią. - Powiedziała Raluca, kiedy wypełniała tacę
jedzeniem.
- Jestem tu tylko dlatego, że Velkan się obudził i jest głodny.
Franceska parsknęła, kiedy weszła za nią do kuchni.
- A ty jesteś tutaj przygotowując żywność? Jakiego rodzaju głupkiem ty jesteś? Na twoim
miejscu byłabym z nim teraz w łóżku.
- Frankie! - Rzuciła Raluca. - Proszę cię. Jestem twoją matką.
- Sorry. - Powiedziała, ale jej ton w ogóle nie był przepraszający.
Retta westchnęła, wyprostowała kwiat w wazoniku położonym na tacy przez Ralucę.
- To nie ma znaczenia, co ja chcę. Zawaliłam sprawę z nim dawno temu.
Franceska pokiwała głową.
- Nie możesz spieszyć sprawy z kimś, kto cię tak bardzo kocha.
- Ośmielę się stwierdzić, że się mylisz. Chciałabym tylko, żebyście pozwolili mi wrócić
do domu.
- Zakon będzie teraz przy tobie przez cały czas, kiedy już się upewnili, że żyjesz
naprawdę. Nigdy już nie będziesz mogła wrócić do domu.
I nie mogła tu zostać. Jak cudowne to było?
Raluca obdarowała ją sympatycznym uśmiechem.
- On cię kocha, Księżniczko. On cierpi, ale pod spodem jest człowiek, który przeszedł
przez los gorszy niż śmierć, próbując cię uratować. Nie pozwoli, aby coś tak zimnego jak duma
trzymało cię z dla od niego.
- To nie jest duma, Raluca. To nadszarpnięte zaufanie. Jak można to naprawić?
- To zależy od ciebie, Księżniczko. Musisz mu pokazać, że chcesz z nim zostać.
49
- A jak mam to zrobić?
- Zamknij swoje biuro i pozwól Andrei i Victorowi przynieść wszystkie twoje rzeczy
tutaj.
- A co jeśli on mi nie pozwoli?
- A jakże on może cię zatrzymać? Jesteś Lady Danesti. Ten dom jest w połowie twój.
Retta uśmiechnęła się, kiedy to sobie uświadomiła. Ale żeby tu zostać, musiała porzucić
wszystko inne. Nie, nie poddać się. Przecież mogła być adwokatem rozwodowym w Rumunii. I
tak już dłużej nie byłaby w stanie utrzymać swej praktyki. Niektórzy ludzie już robili się
podejrzliwi odnośnie tego, że się nie starzała.
Rozejrzała się wokół po kamiennych ścianach, które jakimś cudem wydały jej się ciepłe i
przytulne. Zostanie tu, z Velkanem… Jakoś to było tak przerażające jak powinno być. Ale
jednak, by zostać musiała odzyskać serce jej męża i sprawić, aby zbliżył się do niej.
Dalej Ret, robiłaś straszniejsze rzeczy niż to. I tak też było. Ona nie odejdzie od niego
ponownie. Ale jak Raluca powiedziała, ona musiała znaleźć jakiś sposób, by pokazać swojemu
mężowi, że była poważna.
50
ROZDZIAŁ 5
Velkan cierpiał bólem, który był drugi zaraz po palowaniu. Jego moce Mrocznego Łowcy
powinny go do tej pory uleczyć… To tylko mówiło, jak poważne musiały być obrażenia, iż nadal
przez nie cierpiał. Odwrócił głowę, gdy usłyszał otwierane drzwi.
To była EspeRetta i na sekundę wrócił pięćset lat wstecz, kiedy dzielili ten pokój razem,
kiedy jeszcze z chęcią spała w tym łożu z nim co noc.
Kiedy odnowił ten dom po swojej śmierci, z wielkim trudem zrobił jej pokój na końcu
korytarza, żeby wyglądał dokładnie tak samo, jak wtedy kiedy w nim mieszkała. Ale choć jej
rzeczy osobiste tam były, ona nigdy nic tam nie używała. W ich wspólnie spędzonym czasie,
dzieliła z nim sypialnię do spania… i innych rzeczy, o których jak sobie przypomniał, rozgrzały
go całkowicie.
Sięgając pamięcią wstecz, mógł jeszcze sobie wyobrazić sposób, w jaki jej zapach
trzymał się pościeli i poduszki… Sposób, w jaki trzymał się jego skóry.
Bądź silny, Velkan. Musiał być. Ostatnią rzeczą, jakiej chciał, to żeby zraniła go bardziej
niż już to zrobiła.
Podeszła do przodu trochę niepewnie stawiając tacę z jedzeniem na stoliku przy łóżku. Jej
długie włosy były ściągnięte do tyłu w kucyk i wyglądała na bardzo zmęczoną. A jednak
udawało się jej być najpiękniejszą kobietą, jaką widział.
- Czy nadal lubisz stek podany z cebulką i duszonymi jabłkami?
Jej pytanie zaskoczyło go. Nie sądził, że ona pamięta takie rzeczy. Skinął głową i patrzył
jak ściąga srebrną pokrywę z talerza, a następnie kroi cebulę.
- A ty nie jesz? - Zapytał, kiedy podała mu talerze.
- Ja po prostu wezmę trochę chleba. Naprawdę nie jestem głodna.
Pokręcił na nią głową.
- Przynieś talerz z chlebem i podziel się tym ze mną.
- Nie, musisz to zjeść.
- Będę żył i mogę znieść więcej. Teraz przynieś mi talerz. - Zmarszczyła czoło na jego
ostry ton. - Proszę. - Dodał zmiękczając nieco głos.
51
Retta zatrzymała się na te słowa. To był człowiek, który był przyzwyczajony do
wydawania poleceń. Wiedziała, że on nigdy wcześniej nie wypowiedział słowa „proszę”. Jej
serce zmiękło, kiedy podniosła talerz i zrobiła, co jej kazał.
- Dziękuję. - Powiedziała, kiedy przerzucił połowę swojego jedzenia na jej talerz. - A tak
przy okazji mam z tobą na pieńku.
- A bo to raz.
Uśmiechnęła się mimo woli.
- W tej chwili.
- Więc nie mogę się doczekać, żeby to usłyszeć. - Powiedział zanim spróbował stek.
- Bram i Stoker?
Zaśmiał się głęboko i dźwięcznie.
- Myślałem, że to było słuszne.
Retta warknęła na niego, ale nie wspomniała o jej pokoju, który widziała po przyjeździe.
To usiało być niesamowite wspomnienie ich przeszłości i wnosiło do domu miłość, jaką Velkan
ją kochał. Nawet, jeśli temu zaprzeczał znała prawdę. Wszystko było tak przygotowane, jakby on
oczekiwał jej powrotu lada moment. Kiedy to zobaczyła usiadła na podłodze i płakała nad własną
głupotą.
Zmuszając się do odsunięcia tej myśli odchrząknęła.
- Czy dałeś temu człowiekowi tę okropną książkę o moim ojcu?
Wzruszył tymi swoimi szerokimi ramionami, przed tym jak otarł usta.
- W tym czasie stacjonowałem w Londynie i strasznie się nudziłem. On pracował nad
książką i nazwał głównego bohatera Radu - co bez obrazy dla twojego wujka - nie jest tak
pasjonującym imieniem jak Vlad Dracula. Poza tym to nie moja wina, że książkę zabrano.
Zapomniałbym o tym całkowicie, gdyby nie film kilka dekad później.
Zmrużyła na niego oczy podejrzliwie.
- Słyszałam, że do tego też przyłożyłeś rękę.
- To jest plotka, w której jestem całkiem bezpodstawnie posądzany i jestem niewinny.
- Acha. - Mruknęła, mimo, że nie była na niego zła. A przynajmniej nie teraz. Wieki temu
chciała oderwać mu głowę od ramion, ale co najdziwniejsze nadal była tutaj i czuła dziwny
rodzaj spokoju. To było takie dziwaczne.
Odstawiła talerz na bok.
52
- Masz zamiar to wyrzucić?
- Nie jestem właściwie głodna.
Jednym problemem było to, że umierała z pragnienia... Ale nie do jedzenia. To, czego
naprawdę chciała, to spróbować jego cudownych ust. Były grzeszne i dekadenckie. Zawsze były
takie i sporo czasu upłynęło od ich ostatniego pocałunku.
Velkan ledwie mógł zapanować nad swoim ciałem, które spalało się, by spróbować swoją
żonę. To było okrutne, że była tak blisko i on nie mógł zaspokoić potrzeby, która tak wściekle
płonęła w jego wnętrzu.
Pogrzebała widelcem w swoim talerzu, po czym sięgnęła, by wziąć jego talerz. A kiedy to
zrobiła, odwróciła się, aby na niego popatrzeć. To był jednak błąd.
Nie mógł się powstrzymać, zagrzebał rękę w jej miękkie, kasztanowe włosy i przyciągnął
ją do siebie. Oczekiwał, że go odepchnie.
Ale tego nie zrobiła.
Zamiast tego skosztowała jego ust z niewysłowiona pasją. Tak, jakby chciała go zjeść.
Velkan warknął na jej entuzjazm. To była ostatnia rzecz, jakiej się po niej spodziewał. Ale dobry
Boże, jak ona świetnie smakowała. To była najbardziej niesamowita chwila w jego życiu i
wszystko, o czym mógł myśleć, to o przyciągnięciu jej nagiego ciała do swojego.
Retta nie mogła się nim nasycić, kiedy wtuliła się w jego ramiona. Przynajmniej do czasu,
kiedy chętnie wodziła dłońmi po jego żebrach i poczuła, że musiał cierpieć, bo miał poważne
obrażenia skóry.
- Przepraszam. - Szepnęła cofając się.
Ale nie pozwolił jej się daleko odsunąć. Przyciągnął ją z powrotem i pocałował tak, że w
środku roztopiła się całkowicie. Z delikatnym śmiechem przygryzła jego wargi.
- Ciągle jesteś ranny.
- Jesteś warta odrobiny bólu. - Szepnął przed tym, jak ponownie pochwycił jej usta.
Retta jęknęła, gdy dreszcz przeszedł przez nią, a jej ciało ogrzało się natychmiast. Minęło
dużo czasu odkąd byli razem. Zdążyła już zapomnieć, jakie to było fantastyczne uczucie. Jak
dobrze było czuć Velkana. Odchyliła się z nim do tyłu, aż jego waga przygniotła ją do łóżka.
Nadal jego wargi nie opuściły jej szyi, kiedy rozpinał jej bluzkę. Jego oczy były ciemne z głodu,
kiedy pieścił jej piersi, kiedy kciuk wsunął pod koronkę stanika, by dotykać jej skóry.
53
Ona zadrżała na jego gorący dotyk i zdjęła mu koszulkę przez głowę. Jego skóra nadal
była zaczerwieniona i nie wyglądała za dobrze, ale mimo to nigdy nie widziała czegoś bardziej
ekscytującego. Był szczupły i zgrabny widziała zarys każdego mięśnia na jego klatce piersiowej.
I przypomniała sobie, kiedy pierwszy raz widziała go nagiego. On nie był pewny, bojąc się jej nie
skrzywdzić. A ona była oszołomiona przez jego wielkość. Jego muskularne ciało kontrastowało z
jej. Gdzie ona była miękka, on był twardy. Gdzie jej skóra była gładka, jego była szorstka od
bitewnych blizn.
A jego zapach. Był ciepły, męski, obezwładniający.
Podnosząc się sięgnęła i rozpięła swój stanik, po czym pozwoliła mu spaść na podłogę.
Velkan ledwo mógł oddychać. Wciąż nie mógł uwierzyć, że pozwalała mu się dotknąć. Po tym
całym gniewie, który kierowała do niego. Tym całym obraźliwym zachowaniu, którym go
katowała od wieków. Gdyby był mądrzejszy kazałby jej się spakować. Ale jakby mógł? Bez
względu na gniew, on znał prawdę. Ciągle ją kochał. Ciągle jej pragnął. Była dla niego
wszystkim. I może ona zmieniła zdanie...
Te słowa były okrutne. Okrutne nawet dla córki Vlada Tepesa. Jej oczy ściemniały z
tęsknoty i pasji, podniosła się z łóżka, by sięgnąć do swoich spodni. Velkan pomyślał, że umrze,
kiedy dotarła do swoich majteczek. Jego oddech stał się krótki i ostry, kiedy oblizała wargi
drażniąc go i podniecając. Końcami palców odsunęła czarną satynową tkaninę.
- Chcesz, żebym sobie poszła? - Zapytała, gdy zawahała się, jak on czekał aż zdejmie ten
cholernie skąpy kawałek tkaniny.
Czy ona była szalona? Albo zupełnie zimna?
- Do diabła, nie. - Warknął.
Uśmiechając się ściągnęła majteczki w dół swoich nóg, aż mogła z nich wyskoczyć. W
tym momencie w Velkanie toczyła się walka, czy przejść do oglądania jej całej nagiej, czy zacząć
pieścić. Cholera, miała najgorętsze ciało, jakie kiedykolwiek bogowie mogli stworzyć. Właściwie
jej piersi nie były jakieś bardzo duże, a jej biodra były nieco szerokie, ale to nie miało dla niego
znaczenia. Nie było doskonalszej kobiety niż ona.
Retta uwielbiała moc jaką czuła, kiedy przyglądał się jej z półprzymkniętymi oczami.
Nawet teraz mogła powiedzieć jaki był chętny. Ale to było nic, w porównaniu do tego, jak bardzo
chciała go posmakować. Ściągnęła kołdrę z ciała Velkana, następnie ułożyła się z powrotem na
łóżku między jego nogami, podczas gdy nie przerwała kontaktu wzrokowego z nim. Jej usta
54
wyschły, kiedy w końcu jej spojrzenie zatrzymało się na wypukłości w jego spodniach od
piżamy. Mogłaby przysiąc, że słyszała jęki.
Ale nadal on się nie ruszał, a ona przeniosła rękę, tak aby mogła dotknąć go przez flanelę.
Syknął jakby to była czysta tortura, a przecież wywnioskowała gdy spojrzała na niego, że miał
ulgę wypisaną na twarzy i że cieszyło go to ogromnie. Ale to jeszcze nie wystarczało. Jej serce
waliło jak młotem, podczas gdy jak jej ciało płonęło dla niego. Zanurzyła rękę w szczelinie jego
spodni, by go pieścić. Jego skóra była gorąca i gładka, kiedy dotykała jego męskość. On już był
dla niej lekko wilgotny. Roztarła tę wilgoć na jego wierzchołku, powodując, że jego plecy
wygięły się w łuk, jakby był łamany na kole. Śmiejąc się z radości jego odpowiedzi, odsunęła
rękę od niego tak, że mogła spróbować jego słodko-słony smak.
Velkan zapłonął, kiedy patrzył jak oblizuje koniuszek swojego palca. Ale to było nic w
porównaniu do tego, co poczuł, gdy sięgnęła do jego, pasa by ściągnąć mu spodnie. Podniósł
swoje biodra, by ułatwić jej tę czynność, chociaż jej powolne ruchy zaczynały go wkurzać.
Chciał spróbować tego, a jednocześnie chciał już być w niej tak bardzo, że ledwie mógł się
powstrzymać. To wszystko, co mógł zrobić, by nie wykorzystać jej i nie umieścić pod sobą. Ale
jego cierpliwość opłacała się, bo wyrzuciła spodnie przez ramię, a następnie zanurzyła głowę
między jego udami, aby zabrać go w swoje usta.
Widok jej włosów falujących mu przy kolanach, podczas gdy ona go smakowała był
prawie wszystkim, co mógł ścierpieć. Podniosła wzrok na niego i ich oczy spotkały się i nic nie
było w jej spojrzeniu oprócz surowego głodu… Zgrzytał zębami, by zatrzymać swój orgazm. Ale
to było trudne. Nie chciał tego tak szybko.
Więc położył głowę do tyłu i patrzył w sufit, by odzyskać kontrolę nad sobą. Ale nawet
tak czuł niewyobrażalny żar, kiedy jej usta ślizgały się po nim od nasady po końcówkę. Retta
jęknęła głęboko, kiedy widziała jak Velkan kurczowo zaciska swoje pięści na poduszce. On
podniósł nogi i wsadził je między jej i kiedy jego udo dotknęło sedna jej kobiecości, ona prawie
doszła z czystej przyjemności jaką jej zaserwował.
Ale to nie było to czego chciała. Chciała mu zrekompensować wszystkie te stulecia, w
których pozwoliła, aby jej bezpodstawne obawy i głupota trzymały ich oddzielnie. Była mu
winna tak wiele i nie miała zamiaru mu odpuścić, dopóki nie przeprosi za to, co im obojgu
zgotowała.
55
Jej ciało pulsowało, gdy powoli całując wyznaczała drogę od jego członka do pępka.
Potem przeniosła się do jego sutka, tak aby mogła go drażnić zębami, podczas gdy Velkan zatopił
place głęboko w jej wnętrzu. Zamykając oczy mogła rozkoszować się jego dotykiem, kiedy
przesunęła się, tak aby móc okrakiem usiąść na jego biodrach.
Przeniósł rękę na jej twarz i delikatnie dotknął przed tym, jak ją pocałował. I w tym
momencie wszystkie złe myśli, które kiedykolwiek miała dla niego, stopniały i nie mogła sobie
przypomnieć, co w nim było takiego, że zdecydowała się uciec. Ponownie zamykając oczy
smakowała jego język i usta. Rozkoszowała się czuciem jego rąk na swojej twarzy zanim
obniżyła się na niego.
Velkan drżał, kiedy przyjęła go całego, aż do jego granic. On marzył o tej chwili przez
ostatnie pięćset lat. I wszystkie te marzenia zbladły w porównaniu do tego momentu. Wdychał
słodki zapach jej skóry, kiedy wolno i z łatwością zaczęła się na nim przesuwać.
To było wszystko czegokolwiek chciał w swoim życiu. EspeRetta w jego łóżku. Jego
ciało w jej. Warknął z głębi swojego gardła, kiedy kontynuowała ujeżdżanie go, dając im obojgu
przyjemność. Szczypała i lizała opuszki jego palców, kiedy on delikatnie wodził nimi po
krzywiznach jej warg. Z potrzeby dotykania jej opuścił ręce, tak, że mógł pieścić jej piersi i
delikatnie pocierać jej sutki kciukami.
Uniósł biodra, by mógł wejść w nią jeszcze głębiej. Retta uśmiechnęła się kiedy wzięła
dłoń Velkana w swoją, gdy dawała im obojgu, to czego potrzebowali. Wyraz przyjemności na
jego twarzy tylko dodał jej wrażeń. Czuła się tak dobrze, gdy była z powrotem z nim. Tak
naturalnie. Po raz pierwszy od wieków szczerze poczuła się jakby była w domu. I już nigdy nie
chciała go opuścić.
Ta myśl przeszła przez nią na chwilę przed tym, jak jej ciało zaczęło drżeć. W chwalebnej
powodzi ekstazy jej ciało się rozpłynęło. Jęcząc pochyliła się nad Velkanem, kiedy przyspieszył
pchnięcia nawet bardziej potęgując jej przyjemność.
A kiedy on doszedł wyszeptał jej imię, jakby odmawiał modlitwę. To dało jej więcej
nadziei, niż cokolwiek innego na to, że jej przebaczył. Jej serce waliło jak młotem, kiedy
położyła się na jego klatce piersiowej, podczas gdy on trzymał ją mocno w swoich ramionach.
Nie było słychać żadnego innego dźwięku w tym pokoju oprócz ich oddechów i dźwięku
bijącego serca tuż pod jej policzkiem. Zamknęła oczy i wdychała jego zapach i pieściła skórę
jego ramienia.
56
Velkan leżał cicho, kiedy czuł każdy cal jej ciała stykający się z jego. Kochał czuć jej
nagie ciało na swoim. Jej rękę ślizgającą się po jego ramieniu. Ale wiedział, że to nie może
trwać. Wiedział, że nie może jej ufać. Bez względu na to co teraz czuł, przeszłość nadal stała
twardo w jego umyśle. I to była przeszłość, której nie chciał przeżywać ponownie. Nauczył się
jak przeżyć każdy poszczególny dzień, podczas gdy żałosna część jego duszy ciągle spoglądała
na drogę, myśląc, nie, modląc się, żeby do niego wróciła. Ona może teraz była przy nim, ale mu
nie ufała. Ona nigdy nie zaufa. I to spalało go jak ostra trucizna.
- O czym myślisz? - Wyszeptała.
- Zastanawiam się, kiedy wsiądziesz do następnego samolotu i odlecisz stąd.
- Nie odejdę, Velkan.
- Nie wierzę ci. Masz firmę do prowadzenia i życie do odzyskania.
Retta ucichła na tę uwagę. Miał rację… I nie miał racji.
- Miałam inne firmy w przeszłości i z tą też mogę się pożegnać. Równie łatwo mogę ją
zamknąć jak tamte. Należę do tego miejsca, z tobą. - Nie powiedział nic, ale wątpliwości w jego
oczach przedzierały się przez nią. - Czy przynajmniej dasz mi jeszcze jedną szansę?
- Na co?
- Na bycie twoją żoną.
- Czy naprawdę myślisz, że to cię uszczęśliwi? Mam przydział stacjonowania tutaj, w
Rumunii. Na pograniczu świata, który rozumiesz. Nie byłabyś szczęśliwa bez wszystkich
udogodnień, do których przywykłaś. Poza tym Mroczni Łowcy nie mają żon. Oni nie powinni
mieć jakichkolwiek więzi emocjonalnych w ogóle.
- Więc możemy odzyskać nasze dusze i być wolnymi.
- A jeśli ja tego nie chcę?
Zaskoczyło ją to jego pytanie.
- Wolisz pozostać w służbie u Artemidy?
- Jestem nieśmiertelny i jestem zwierzęciem, pamiętasz? Żyję dla wojny.
- I mógłbyś wybrać to zamiast mnie?
Jego czarne oczy spalały ją.
- Wybrałaś znacznie mniej zamiast mnie.
57
Retta odwróciła wzrok zawstydzona. Miał absolutną rację. Z ciężkim sercem zsunęła się z
niego. Jej wzrok padł na miejsce, gdzie jego skóra błyszczała jeszcze pokryta pęcherzami po
akcji ratowania jej.
- Więc zgaduję, że nie ma dla nas przyszłości.
Wypuścił zmęczone westchnienie.
- Nigdy nie była nam pisana, EspeRetto.
Zazgrzytała zębami z frustracji.
- Więc to oznacza rozwód?
- A po co? Śmierć już nas rozdzieliła.
To nie prawda. Rozdzieliła ich głupota, nie śmierć.
Retta wstała z łóżka i pozbierała swoje ubrania, przed tym jak się ubrała, bez ani jednego
słowa skierowanego do niego. Nie wiedziała co powiedzieć.
- Więc czy to oznacza koniec?
- Właśnie tak.
Skinęła głową, kiedy otworzyła drzwi na korytarz. Zawahała się, gdy stanęła w nich.
- Muszę powiedzieć, że jestem zaskoczona.
- Przez co?
- Przez twoje tchórzostwo. Zawsze myślałam, że masz więcej odwagi niż to.
On odwrócił się w łóżku i pokazał jej plecy.
- Więc jesteśmy kwita.
- Jak to?
- Ja także źle cię oceniłem. Kiedyś myślałem, że warto było dla ciebie umrzeć.
Drzwi zatrzasnęły się jej na twarzy.
Retta stała wpatrzona w drewno z otwartymi ustami, jego słowa dzwoniły jej w uszach.
Spojrzała na drzwi niezdecydowana czy je kopnąć i wejść tam i go pobić. Ale nie chciała mu dać
tej satysfakcji.
W porządku. Jeśli tak chciał to rozegrać, to tak będzie. Ale daleko to było od jej
rozumienia. I jak on podkreślił, miała swoje życie w Ameryce. Podniosła brodę, odwróciła się i
poszła na koniec korytarza do swojego pokoju. Z każdym jej krokiem więcej łez napływało jej do
oczu, kiedy gniew zaczął ją wypełniać. Jej serce złamało się, gdy otworzyła drzwi i zobaczyła
Ralucę w jej pokoju, kręcącą z dezaprobatą głową.
58
Retta odchrząknęła.
- Nie patrz tak na mnie. Ja tego nie rozumiem.
- A ja rozumiem. - Raluca zmniejszyła dystans dzielący je, podchodząc z wyciągniętą
ręką. Chcąc poczuć się bezpiecznie, Retta chwyciła rękę Raluki i szlochała, kiedy ból zaczął się z
niej wylewać. Myślenie o tym, co zdarzyło się w tamtym pokoju było przerażające.
Usłyszała wiatr wyjący w jej uszach, jakby coś nawiedziło jej ciało. Podniosła rękę, by
ochronić swoje oczy, kiedy nagłe światło przebiło się przez ciemność. Już nie była w pałacu
odnalazła się w małej chatce, gdzie kiedyś chronili się z Velkanem, gdy ich rodziny dowiedziały
się o ich małżeństwie. Jego rodzina wydziedziczyła go, a jej ojciec obiecał Velkanowi, że będzie
patrzył na jego śmierć. I to jej ojciec znalazł ich pierwszy.
Całkowicie bezcieleśnie stała w kącie, gdzie mogła oglądać Velkana, który klęczał obok
jej ciała w śpiączce. Ponieważ się ukrywali on nie nosił zbroi rycerza. Ubrany był w prostą
tunikę i luźne spodnie. Co wzmocniło jej szok, to łzy w jego oczach, kiedy trzymał jej rękę w
swojej i całował jej palce. Nigdy nie widziała, żeby wyglądał tak mizernie.
- Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić. - Wyszeptał, odsuwając jej rękę od swojej twarzy.
- Raluca będzie pilnować cię dla mnie. Proszę nie bądź zła, że muszę cię zostawić. To jedyny
sposób jaki znam, aby cię uwolnić i byś żyła życiem, na jakie zasługujesz. - Podniósł się tak, że
jego usta były tylko o cal od jej. - Kocham cię, EspeRetto. Na zawsze. - I przycisnął wargi do jej,
zanim podniósł się gwałtownie z warkotem. Mimo to, mogła zobaczyć, że samotna łza spłynęła z
kącika jego oka w dół jego policzka. Ale starł ją zanim otworzył drzwi małego domku.
Przed nim stał jej ojciec ze swoją armią. Ubrany w zbroję, jej ojciec nie nosił hełmu, który
by zakrywał jego twarz i liczne blizny. Jego długie, czarne włosy opadały na ramiona, kiedy
zmrużył swoje czarne oczy patrząc na jej męża. Skrzywiła się na widok gniewnej twarzy ojca.
Ani razu nie widziała go z tej strony. Dla niej ojciec był zawsze kochający i wyrozumiały. Miły.
Velkan dobył miecza i stanął tak, jakby chciał ich wszystkich odeprzeć.
- Nie masz przewagi liczebnej, chłopcze. - Warknął jej ojciec. - Czy właśnie w taki
sposób chcesz zginąć?
- W bitwie tak. To jest to, co wybieram. - Velkan zerknął za siebie. - Ale obiecałeś mi, że
pozwolisz mojej służbie zabrać ciało EspeRetty do domu, dla godnego pochówku. Czy nadal
przysięgasz zrobić to?
Jej ojciec przygryzł wargi zanim przytaknął.
59
Velkan wbił ostrze miecza w ziemię obok swojej stopy.
- Więc poddaję się twojemu… - Przerwał zanim powiedział „miłosierdziu” z zaciśniętymi
zębami.
Dwóch mężczyzn zsiadło z koni zanim podeszli do Velkana. Jak tylko go trzymali ojciec
dołączył do nich. Podszedł do przodu pusząc się z gniewu.
- Ona nie żyje! - Krzyknął Velkan, próbując się uwolnić. - Zostaw ją w spokoju.
Jej ojciec wyśmiał go, kiedy wszedł do domu i stanął obok jej łóżka. Retta wstrzymała
oddech, gdy widziała ból w jego ciemnych oczach. Jego usta drżały nieznacznie, gdy patrzył w
dół na jej ciało. Podniósł rękę, by ścisnąć jej nos i usta tak, żeby odciąć dopływ tlenu.
- Powiedziałem wam. - Głos Velkana drżał ze złości. - Ona nie żyje.
Jej ojciec szarpnął sztylet zza swojego pasa i odwrócił się do Velkana z ostrym
przekleństwem.
- Ona nie jest niczym więcej, tylko dziwką Danesti!
A potem jej ojciec zatopił sztylet prosto w jej sercu.
Velkan zaczął płakać głosem tak udręczonym , iż spowodowało to, że każdy włos na jej
ciele stanął dęba, kiedy on wyrwał się ludziom, którzy go trzymali i chwycił swój miecz. Ale
zanim zdążył go użyć, dwie strzały wbiły mu się w plecy - jedna wbijając się w ramię, druga z
lewej strony kręgosłupa. Velkan przechylił się na bok, ale gdy nie udało zmusić się go do
upadku, kolejna strzała przeszyła jego nogę. Krzyczał upuszczając miecz. Aż kolejna strzała
została osadzona w jego ramieniu.
- Nie zabijaj go. - Krzyknął ojciec. - Jeszcze nie.
Kopnął miecz Velkana poza jego zasięg, zanim dopchnął strzałę w jego plecach, by
weszła głębiej w jego ciało. Velkan warknął starając się odsunąć, ale nic nie mógł zrobić.
Zamiast tego spojrzał tam, gdzie leżało wewnątrz jej ciało.
- EspeRetta. - Westchnął głosem, który był wypełniony tragedią i żalem.
Jej ojciec chwycił Velkana za włosy i odciągnął stamtąd.
- Ona jest najmniejszym z twoich problemów, draniu.
Velkan próbował walczyć ale był zbyt ranny, aby wiele zdziałać z rycerzami, którzy byli
lepiej uzbrojeni.
Nie zdolna tego znieść, Retta odwróciła się.
- Zabierz mnie stąd, Raluca. Teraz.
60
Ona mogła to zrobić, ale wciąż nie zabrała Retty do zamku. Zamiast tego Raluca zabrała
ją tam, gdzie jej ojciec torturował jej męża. Oddech Retty uwiązł w gardle, gdy widziała go
krwawiącego i posiniaczonego od tego, jak przykładali mu gorące pręty do skóry.
- Stop! - Krzyczała, zamykając oczy i zasłaniając uszy. - Zabierz mnie do domu. Teraz!
Dla jej natychmiastowej ulgi, Raluca posłuchała jej. Retta spojrzała na nią ze złością.
- Jaki był tego sens?
- Wyjaśnienie niezrozumienia.
- Ok., załapałam. Byłam gotowa do…
- Nie, nie dla ciebie. Wiem, że jesteś gotowa, by zacząć od nowa. Ale teraz wiesz już,
dlaczego Książę Velkan nie jest. Nie mogłaś nawet patrzyć na to, co twój ojciec mu zrobił, a nie
widziałaś nawet najgorszych rzeczy. - Oczy Raluki płonęły gniewem, kiedy spojrzała na nią. -
Jak myślisz, co by dostał, gdyby mógł po prostu zamknąć oczy i powiedzieć mi żebym go zabrała
do domu?
Retta przełknęła narastającą gulę w gardle. Raluca miała rację. On by przetrwał piekło dla
niej.
- Nie mogę cofnąć tego, co zrobiłam i on mi nie przebaczy. Jeśli chowasz jakieś magiczne
sztuczki w torbie, dałoby nam to wspólną płaszczyznę do zaczęcia wszystkiego od nowa. Ale w
tym momencie to nie ja jestem tutaj najbardziej uparta. I nie jestem tym, który musi przebaczyć.
Przeprosiłam i nic więcej nie mogę zrobić.
Raluca puściła jej rękę zanim dodała lakoniczny komentarz.
- Masz absolutną rację, Księżniczko. Wybacz mi.
I zanim Retta mogła nawet mrugnąć, Raluca zniknęła z pokoju.
Velkan spiął się, kiedy poczuł obecność za sobą. Obrócił się w swoim łóżku, by znaleźć
Ralucę, wpatrującą się w niego intensywnie i niepokojąco.
- Czy coś się stało?
- Tak. - Sięgnęła i dotknęła jego ramienia.
Velkan zassał gwałtowny oddech między zębami, kiedy jego pole widzenia zniknęło.
Nagle nie był w swoim pokoju. Był w kompletnej ciemności, czując jak ogromna masa naciska
61
na jego pierś. Było tam duszno i gorąco. Przerażająco. Coś pachniało jak zgnita ziemia. Wilgotna
i zimna. Zaczął się dusić. Nie mógł oddychać, kiedy horror przepłynął przez jego ciało.
Zdesperowany zaczął pchać rękami w ciemność. To się nie ruszało. Bardziej
zdesperowany niż poprzednio, użył więcej siły. Tylko tym razem coś na niego spadło. Kaszlał,
gdy cała jego twarz pokryła się ciężką, czarną ziemią. Waga tego była nie do zniesienia. Gruby,
ziarnisty smak wypełniał mu usta i panika, kiedy nie zaprzestał kopania próbując się uwolnić. On
nigdy nie czuł czegoś takiego. Z każdym ruchem było coraz gorzej. Z każdą sekundą słabł, kiedy
walczył o wydostanie się z więzienia. Wydawało mu się że minęła wieczność zanim się
wyswobodził.
Łapiąc powietrze i wymiotując ziemią, znalazł się, wygrzebując się z grobu, na którego
płycie widniał pojedynczy napis:
ESPERETTA D. 1476
Z konsternacją spojrzał na swoje ręce, które nie były jego. Były kobiece i podrapane i
zniszczone od kopania. Były EspeRetty.
Ciągle kaszląc, starał się wyjść z grobu, ale waga jego stroju pociągnęła go znowu w dół
do trumny. Bojąc się upadku zaczął kopać stopami, obsuwając brzeg i korzystając ze swoich
ramion spróbował się podciągnąć, by wyjść z grobu.
A gdy już leżał na ziemi, starając się usunąć z ust smak ziemi, myśli zaczynały mu się
kotłować.
Co się stało?
Będziemy razem EspeRetto. Zaufaj mi. Kiedy się obudzisz, ja będę u twojego boku.
Pojedziemy do Paryża, po prostu dwoje nas i zaczniemy nowe życie. Nikt nie będzie wiedział
kim jesteśmy.
Tylko, że oni nie byli razem. Nie było tu żadnych śladów Velkana. Panika zaczęła
wzrastać w EsapeRecie, kiedy rozglądnęła się po zimnym, opuszczonym cmentarzu. Gdzie on
mógł być? Fala strachu przeszła przez nią, kiedy zaczęła się o niego bać. Z pewnością nie był
martwy. Nie jej Velkan. On zawsze był taki silny. Taki zacięty.
- Proszę. - Błagała, kiedy łzy napłynęły jej do oczu. Musiała go znaleźć. Ostatnią rzeczą
jakiej chciała, to żyć bez niego. On znaczył dla niej wszystko. Niepewna gdzie miała się podziać,
poszła przed siebie w ciemną, zimną noc, w kierunku świateł miasta rozpaczliwie go poszukując.
62
Dopiero, gdy doszła do ulicy, zdała sobie sprawę, że nie była daleko od domu jej ojca. Dlaczego
tu była? Już dawno podjęła decyzję, że będzie z dala od tego miejsca. Z Velkanem.
Nie mając się gdzie udać, poszła w kierunku pałacu. Ale nigdy nie dotarła do drzwi. Przed
tym jak mogła wślizgnąć się za bramę, usłyszała dźwięk krzyżujących się mieczy. I wtedy
usłyszała krzyk ojca.
Bez zastanowienia pobiegła na przód, ku dźwiękom i poślizgnęła się, próbując się
zatrzymać, gdy zobaczyła ojca leżącego martwego u stóp Velkana. Jej usta chciały krzyczeć
bezgłośnie, gdy patrzyła na męża, który kopał ciało jej ojca i przeklinał go. Ale to nie było
najgorsze. Najgorsze pochodziło z pojedynczego uderzenia mieczem, które oddzieliło głowę jej
ojca od reszty ciała. Zimne zadowolenie na twarzy Velkana rozpaliło jej oczy, kiedy podniósł
głowę jej ojca za włosy i nabił ją na pal.
- Śmierć w domu Dracul. Niech was wszystkich piekło pochłonie.
Te słowa dzwoniły jej w głowie. Velkan był potworem! Tym razem krzyk pochodził z
głębi jej duszy.
Velkan wzdrygnął się, kiedy ten krzyk rozbrzmiał mu w pamięci. Próbował się uwolnić
od przymusowej podróży z Ralucą, ale nie chciała go puścić.
- Dosyć! - Ryknął. - Ja już nie chcę dłużej tego oglądać.
W końcu go uwolniła.
Oddech Velkana był urywany, gdy patrzył na Zwierzo-Łowczynię.
- Jak to zrobiłaś?
Założyła ręce na piersiach.
- Mój ojciec był Łowcą Snów. Odziedziczyłam kilka jego umiejętności, takich jak
manipulowanie rzeczywistością, żebyś mógł doświadczyć nocy EspeRetty.
- Ale dlaczego to zrobiłaś?
- Ponieważ straciłam partnera przez nienawiść Zakonu, który nigdy nie powinien istnieć.
Nic już nie mogę na to poradzić, ale wy dwoje straciliście siebie nawzajem przez pychę i upór, by
przyznać, że się pomyliliście.
- Jak mógłbym kiedykolwiek zaufać…
- Velkan! - Raluca parsknęła tonem, którego wcześniej nie słyszał i nazwała go po
imieniu. - Widziałeś tę noc jej oczyma. To nie była jej wina. Trzymałeś prawdę o jej ojcu z dala
od niej. Gdy była śmiertelna, nigdy nie dałeś jej poznać, jaki Vlad naprawdę był obłąkany. Nikt
63
tego nie zrobił. Dla niej on był przyzwoitym i troskliwym ojcem. Nigdy nie widziała jego
brutalności. Ale ciebie… Ciebie widziała. W noc, kiedy cię poznała, zdążyłeś obciąć głowę
człowiekowi, który na niej leżał. Była po prostu młodą kobietą, która została wychowana w
klasztorze. Możesz sobie to wyobrazić?
Odwrócił wzrok, kiedy przypomniał sobie, jak bardzo EspeRetta była przerażona. Jej całe
ciało drżało w jego ramionach przez całą drogę do domu i w końcu i tak była nawiedzana przez
koszmary przez miesiące. On przytulał ją w nocy i przysięgał, że nigdy nie pozwoli nikomu
innemu skrzywdzić jej ponownie. Do czasu, gdy jej ojciec zabił ją.
Ale to nic nie zmieniało. EspeRetta go nie kochała, a on nigdy nie narazi się na taki ból
ponownie.
- Prosisz o więcej niż mogę dać.
- Dobrze więc, ale pamiętaj. Księżniczka nie opuściła twojego boku, odkąd cię tu
przyniesiono. Ona mogła spróbować uciec, ale tego nie zrobiła. Stale czuwała nad tobą jakby
lwica strzegła swej dumy. I dolicz do tego pięćset lat poświęceń mojej córki i jej szczęścia, by
pilnowała EspeRetty dla ciebie. Mam tego dosyć. Jeśli Księżniczka odejdzie, odejdzie samotnie.
- Zabraniam.
- Jestem twoim sługą, Panie. Ale moja córka nie jest. Jeśli chcesz, aby Księżniczka była
strzeżona musisz to zrobić sam.
Velkan lekko zgłupiał na te słowa. Ona nigdy nie mówiła do niego w taki sposób. Nawet
raz.
- Nie mówisz poważnie.
- Och, jestem bardzo poważna. Franceska nie staje się coraz młodsza, a ja chcę wnuków.
Nadszedł czas, by odzyskała wolność i znalazła swojego partnera. Ty swoją partnerkę odrzucasz
z wyboru. Franceska też powinna dostać szansę, żeby być taka głupia, prawda?
Szczerze nie znalazł na to kontrargumentu. Co cóż mógł powiedzieć? Był głupcem. Ale
jak mógł zapomnieć o minionych stuleciach? A jak by nie mógł?
- Leż sobie, Książę w swoim łóżku samotnie. Ja idę zarezerwować lot dla Księżniczki.
Jest dużą dziewczynką. Pozwolimy jej odnaleźć własną drogę w okrutnym świecie.
I z tymi słowami Raluca zostawiła go samego.
- Dobre posunięcie. - Mruknął ponuro pod nosem, ale gdy tylko słowa opuściły jego usta
wiedział lepiej. Nie mógł pozwolić EspeRecie, aby opuściła to miejsce. Nie gdy Zakon polował
64
tam na nią. Nie była wystarczająco silna, żeby się obronić przed nimi. Oni byli przebiegli. On
powinien po prostu iść do niej i…
Błagać żeby została.
Wzdrygnął się na głos w swojej głowie. Nigdy o nic nie błagał - nawet o litość, gdy jej
ojciec go torturował. Bardziej mógł jej kazać, aby została. A ona… prawdopodobnie
roześmiałaby mu się w twarz.
Będzie musiał błagać.
- Wtedy może odejść. - Ale wiedział lepiej, że tak nie powinno być.
W rzeczywistości zaczął już wychodzić z łóżka. Jego emocje dręczyły go. Szybko ubrał
się w spodnie i w luźną koszulę. Kiedy podszedł do drzwi gwałtownie się otwarły i prawie go
uderzyły.
Zdziwiony patrzył jak Andrei i Victor szli niosąc między sobą duży bagaż. EspeRetta
weszła za nimi do pokoju. Był zaskoczony, że umieścili skrzynię przy łóżku.
- Co to jest?
Mężczyźni nie odpowiedzieli, właściwie unikając jego wzroku zaczęli opuszczać pokój.
- Mam jeszcze jeden kufer, który powinien też zostać wniesiony. - Powiedziała im
EspeRetta zanim wyszli.
Victor skulił się pod ciężarem spojrzenia Velkana, a następnie skiną głową.
- Tak, Księżniczko.
- Jaki kufer? - Zapytał Velkan, kiedy podszedł do swojej żony.
- Mój kufer. Wprowadzam się.
- Gdzie?
- Do mojego domu. Znaczy tutaj.
Kompletnie zdezorientowany i rozkojarzony najpierw zamknął, potem otworzył usta, bo
nie mógł wypowiedzieć słowa. EspeRetta podeszła do niego i położyła palec na jego wargach, by
z powrotem zamknąć mu usta.
- Wiem, że mi nie ufasz, ale mam to w dupie. - Popatrzył na nią jeszcze raz ze
zdziwieniem, bo nigdy wcześniej nie używała wulgaryzmów. - Bo to jest mój dom, a ty jesteś
moim mężem. Popełniłam błąd i przepraszam za to, ale kończę z byciem idiotką.
Odsunął się od niej znowu.
- Mroczni Łowcy nie mogą być żonaci.
65
- No cóż, ktoś powinien to powiedzieć Artemidzie zanim przystąpiła do negocjacji z tobą
i przywróciła mnie do życia, prawda? Zostałeś stworzony jako żonaty Mroczny Łowca. Nie sądzę
żeby ktoś teraz miał coś przeciwko.
No w tym punkcie miała rację.
- Ale…
Zamknęła mu usta pocałunkiem.
Velkan warknął, kiedy posmakował każdego centymetra jej ust i zatopił dłoń w jej
włosach.
- EspeRetta…
- Nie. - Wyplątując jego rękę ze swoich włosów. - Nie chcę słyszeć żadnych twoich
protestów.
Roześmiał się na to.
- Ja nie będę protestował. Chciałem ci tylko powiedzieć „witaj w domu”.
Oddech Retty przyśpieszył na jego słowa.
- Naprawdę?
Pokiwał głową, ale i tak nie mogła powiedzieć, że uwierzyła. Ale przynajmniej pozwalał
jej na pobyt tutaj. To był początek i to taki, który dał jej nadzieję.
Drzwi otworzyły się ponownie i Victor z Andrei wnieśli kolejny kufer.
Retta przytrzymała im drzwi.
- Czy mamy wrócić później? - Zapytał Andrei.
- Tak. - Odpowiedział Velkan. - Ale nie spieszcie się za bardzo.
Mężczyźni odwrócili się i odeszli. Retta śmiała się, aż Velkan pocałował ją ponownie.
Tak, właśnie to było to, czego potrzebowała, przynajmniej dopóki nie odsunął się od niej i nie
spojrzał na kufer.
- Przyjechałaś tutaj z tymi wszystkim bagażami?
Wygięła wargi nieśmiało.
- One są tylko symboliczne. - Mówiła. - Są prawie puste.
Zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła, że był ubrany.
- Gdzie się wybierasz?
- Nigdzie.
Podniosła brwi w zdziwieniu, kiedy podejrzana myśl zagościła w jej umyśle.
66
- Poważnie?
Widziała, że się wahał zanim odpowiedział głosem pełnym emocji.
- Szedłem znaleźć cię i prosić, żebyś nie odchodziła.
- Naprawdę?
- Ja nie chcę, żebyś odeszła EspeRetto.
- Jesteś gotów ponownie mi zaufać?
Zaczął powoli.
- Więc…
- Velkan!
Pocałował jej usta, topiąc jej gniew.
- Zaufam ci, jeśli obiecasz nigdy mnie ponownie nie opuścić.
Owinęła mu ręce wokół szyi i napotkała jego ciemny wzrok wbity w nią.
- Odejdę stąd tylko i wyłącznie z tobą. Obiecuję.
Potem potarła końcówką swojego nosa o jego nos, zanim zacisnęła usta na jego ustach w
obietnicy gorącego pocałunku.
67
EPILOG
Przez wszystkie wieki, Velkan nigdy nie poradził sobie z Zakonem. Zostawił ich w
spokoju, by zajmowali się sobą, bez jego ingerencji. Ale to wszystko miało się wkrótce
zakończyć.
Oni grozili EspeRecie i prawie ją zabili. Teraz, kiedy odzyskał żonę, nie pozwolił, aby
ktokolwiek mu ją odebrać.
Bez zbytniego trudu użył swoich mocy, aby otworzyć drzwi do domu Dietera. Velkan
kroczył przez drzwi, jakby był jego właścicielem. Dieter i Stephen, podobnie, tak jak pięciu
pozostałych mężczyzn i poparzyli na niego ze zdziwieniem. I zanim Velkan mógł zrobić krok,
strzała została wystrzelona w jego pierś. Złapał ją w pięść i rzucił na podłogę.
- Naprawdę nie próbuj tego ponownie. - Warknął.
- C-co ty tu robisz? - Zapytał Dieter, kiedy krople potu wystąpiły kropelkami na jego
czole.
Velkan popatrzył na każdego z członków wrogim spojrzeniem, które powinno ich
przerazić.
- Jestem tutaj, aby zakopać przysłowiowy topór. Gdzie go zakopię zależy wyłącznie od
ciebie. Mogę zakopać go w ziemi, co byłoby bardziej wskazane, a mogę też to zrobić w głowach
i sercach wszystkich tutaj zgromadzonych. Tak czy inaczej, od teraz przestaniecie prześladować
moją żonę i jej przyjaciółkę.
Dieter powiedział szorstko.
- Nie możesz tu tak po prostu wejść i nam rozkazywać.
Velkan wybuchł śmiechem, który prawie zwalił go z nóg.
- Bądź mądrzejszy. Przyjmij moją ofertę. Obiecałem EspeRecie, że nie będę już popełniał
barbarzyńskich czynów. Staram się wyjść z tej sprawy w cywilizowany sposób i pozwolić wam
żyć, nawet jeśli wojownik wewnątrz mnie chce się wykapać w waszych wnętrznościach.
- Przysięgaliśmy…
- Oszczędź mi tego. - Rzucił Velkan, by powstrzymać Dietera. - Byłem członkiem tego
Zakonu ponad pięćset lat temu i wiem jakie przysięgi należy złożyć. Ale ja złożyłem nową.
Każdy mężczyzna lub paranormalny stwór, który zagrozi mojej żonie albo moim
68
współpracownikom, nie będzie żył wystarczająco długo, by żałować takiej głupoty. Czy wszyscy
to zrozumieli?
Czekał aż każdy z mężczyzn skinął głową. Velkan wziął głęboki wdech.
- Dobrze. Mamy porozumienie, zostawię was teraz w spokoju.
Podchodząc do drzwi, Velkan dostrzegł coś kontem oka. Zanim zdążył zareagować huk
pojedynczego wystrzału rozdarł powietrze. Odrzucił głowę w kierunku rogu pokoju, gdzie stali
EspeRetta, Raluca, Franceska i Andrei. EspeRetta trzymała broń w ręku. Jej oczy były zwężone,
gdy patrzyła na ludzi w pokoju.
- Jeszcze ktoś ma ochotę zaatakować plecy mojego męża?
Velkan odwrócił się, by zobaczyć Dietera leżącego na podłodze z raną postrzałową w
klatce piersiowej. Oszołomiony Velkan napotkał wzrok EspeRetty. Nic nie powiedziała tylko
podeszła do przodu, wzięła go za rękę, a wilki zostały z tyłu.
- Panowie. - Powiedziała cicho. - Myślę, że większość chciałaby poznać rodzinę Illie’go i
wierzę, że chcielibyście zamienić z nimi kilka słów. Na osobności.
Stephen padł do jej stóp.
- Retta…
- Daruj sobie Stephen. Już zdążyłeś mi powiedzieć, to co chciałam usłyszeć.
Velkan nie był powinien, co powinien zrobić, ale kiedy EspeRetta wyciągnęła go z domu,
poszedł za nią. Jak tylko drzwi się za nim zamknęły, usłyszał krzyki mężczyzn. Wpatrywał się
oszołomiony w żonę.
- Myślałem, że chcesz ich oszczędzić.
- Nie jestem tą dziewczyną, z którą się ożeniłeś, Velkan. Jestem kobietą, która rozumie
jak ten świat działa. Oni nie przestaną nas ścigać. Nigdy. Frankie i jej rodzina mają u nich dług
krwi, za to, co Zakon zrobił z jej ojcem. Mówię im tylko „smacznego”.
Podeszła do niego i przytuliła się do jego klatki piersiowej, składając pocałunek na jego
policzku.
- Dziękuję.
- Za co?
- Za to, że starałeś się być dżentelmenem, kiedy wiem, że postępowałeś wbrew swojej
naturze.
Zabrał jej pistolet z ręki i wyrzucił go do lasu zanim wziął jej twarz w swoje wielkie ręce.
69
- Dla ciebie EspeRetto, wszystko.
Podarowała mu podejrzane spojrzenie.
- Wszystko?
- Tak.
- To chodź pobędziemy nago razem. Teraz.
Velkan śmiał się zanim pocałował jej usta. I po raz pierwszy z chęcią wykonał czyjś
rozkaz.
- Jak sobie życzysz, Księżniczko.