background image

Julianna Morris

Spotkanie pod jemiołą

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Shannon  O’Rourke  zaparkowała  przed  pocztą  i  złapała  kartki  świąteczne.  Zwykle 

wysyłała je z biura, teraz jednak, ku swojemu niezadowoleniu, przebywała na kilkudniowym 
urlopie.  Niechętnie  brała  wolne  od  swoich  obowiązków  dyrektora  działu  public  relations. 
Zauważyła, że z zaparkowanego nieopodal dżipa wysiada jej sąsiad. 

Jak  dotąd  spotkała  Aleksa  McKenziego  tylko  raz.  Oczywiście  dzięki  sąsiedzkim 

ploteczkom wiedziała już o nim co nieco. Był trzydziestoczteroletnim wdowcem, inżynierem 
z doktoratem, i wykładał w college’u. Był także niezaprzeczalnie przystojnym mężczyzną. 

–  Jeremy,  zostaw  Tibblesa  w  samochodzie  –  powiedział  do  syna,  odpinając  go  z 

dziecięcego fotelika. 

Chłopiec  jednak,  wysiadłszy  z  dżipa,  mocno  przycisnął  królika  do  piersi.  Shannon 

ścisnęło się serce, kiedy dojrzała wyraz jego oczu. Były pełne smutku i dziwnej dojrzałości, 
jakby nosił w sobie wspomnienie wielkiej tragedii. 

– Synku, daj spokój – powiedział łagodnie Alex. – Jestem pewien, że Tibbles z chęcią na 

nas poczeka. 

Jeremy przycisnął zabawkę jeszcze mocniej do siebie i potrząsnął głową. 
– W porządku... Zostań tutaj, a ja w tym czasie wypakuję paczki z samochodu. 
Po  chwili  Alex  z  trudem  manewrował  między  samochodami,  starając  się  jednocześnie 

utrzymać sporą ilość paczek i syna za rękę. 

Shannon podbiegła w ich stronę. 
– Doktorze McKenzie, pozwoli pan, że pomogę. 
Alex odwrócił się i zobaczył ognistowłosą piękność śpieszącą w jego stronę. Chyba już 

gdzieś ją widział. 

– Przepraszam, czy my się znamy? – zapytał. 
– Nazywam się Shannon O’Rourke i jestem pańską sąsiadką. 
–  Ach,  rzeczywiście!  –  To  było  przed  miesiącem.  Właśnie  wprowadzali  się  do 

dwupoziomowego  mieszkania,  kiedy  zobaczył  wjeżdżającą  na  podjazd  kobietę.  Była 
szczelnie  okutana w płaszcz,  jedynie spod kaptura  widać było  miedziane  włosy. Pomachała 
do niego ręką i wbiegła do mieszkania, uciekając przed deszczem. 

Dzisiaj jednak było znacznie cieplej i pogodniej. Shannon miała na sobie markowe dżinsy 

i kaszmirowy sweter, dzięki czemu mógł podziwiać jej wspaniałą figurę. 

Jedna z paczek wysunęła mu się spod ramienia. 
– Poniosę je. – Zręcznie złapała w locie pakunek i zabrała z rąk Aleksa kilka innych. –

Idzie pan? – Ruszyła szybkim krokiem. 

Alex  zdumiał  się nieco.  Jego sąsiadka  z  pewnością nie była  osobą  nieśmiałą.  Ujął dłoń 

Jeremy’ego i weszli do urzędu pocztowego. 

Ludzie mawiają, że po stracie ukochanej osoby najgorsze są samotne święta, jednak dla 

Aleksa  najtrudniejszym  zadaniem  było  stwarzanie  świątecznego  nastroju  ze  względu  na 
czteroletniego synka. Kim odeszła w styczniu, będzie to zatem pierwsze Boże Narodzenie bez 

background image

niej.  Jego  żona  pozostawiła  po  sobie  w  ich  życiu  ogromną,  bolesną  wyrwę.  Dodatkowo 
dręczył go fakt, że ze względu na swoją pracę musiał Jeremy’ego oddawać na kilka godzin do 
przedszkola, które, choćby i najlepsze, nie mogło chłopcu zastąpić matczynej opieki. 

Jego  przyjaciele  podkreślali,  jak  bardzo  oddanym  był  mężem,  chociaż  wiele  czasu 

spędzał  w  delegacjach,  bo  tego  wymagała  poprzednia  praca.  Przyznawał  im  rację,  potrafił 
docenić to, co go spotkało. Miał czułą, delikatną, kochającą żonę, która nigdy nie sprawiłaby 
mu  najmniejszej  przykrości.  Takiej  właśnie  kobiety  szukał,  pochodził  bowiem  z  domu,  w 
którym  rodzice  bezustannie  niszczyli  się  nawzajem,  jakby  cel  życia  znaleźli  w  kłótniach  i 
awanturach. 

Kochał Kim miłością ostateczną. Takie uczucie zdarza się tylko raz. 
Shannon przytrzymała drzwi biodrem, czekając cierpliwie, aż wejdą do środka. 
–  To  moje  zadanie  –  zaprotestował  Alex.  –  To  mężczyzna  przytrzymuje  drzwi  damie. 

Przypuszczam jednak, że jest pani kobietą nowoczesną i nie uznaje podobnych zasad. 

Shannon już chciała puścić ciętą ripostę, jednak powstrzymała się. Stanowczo twierdziła, 

że zawsze należy być sobą, niezależnie od tego, czy to się komuś podoba, czy nie. Tyle że już 
nie  była  pewna,  co  w  jej  przypadku  znaczy  „być  sobą”.  Chciała  od  życia  czegoś  więcej, 
kariera  przestała  jej  wystarczać.  Marzyła  o  miłości  i  małżeństwie,  ale  jej  życie  uczuciowe 
zionęło pustką. Teraz, kiedy już czterech z jej pięciu braci szczęśliwie się ożeniło, pragnienie 
posiadania własnej rodziny było jeszcze silniejsze. 

– Przeciwnie, nie mam nic przeciwko staroświeckim zasadom – odparła lekko. 
–  Świetnie.  Proszę  zatem  przodem,  panno  O’Rourke.  Kiedy  znalazła  się  blisko  niego, 

poczuła  się  nad  wyraz  przyjemnie.  Zły  znak.  Nie  wolno  jej  było  zapominać  o  tym,  co  jej 
siostry, Miranda, Kelly i Kathleen, zawsze podkreślały, a mianowicie że samotni ojcowie to 
ciężki  orzech  do  zgryzienia,  bo  motywy,  jakimi  kierują  się  wobec  kobiet,  są  niejasne  i 
pogmatwane. Spojrzała na smutną buzię Jeremy’ego i jej serce stopniało w jednej chwili. 

– Pani przodem – powiedział chłopiec. 
– Dziękuję. – Uśmiechnęła się do Jeremy’ego, zerknęła na Aleksa i ruszyła do kolejki. Na 

poczcie,  jak  to  przed  świętami,  panował  okropny  tłok,  zapowiadało  się  zatem  dłuższe 
czekanie.  Myśl  ta  ucieszyła  Shannon,  zaraz  jednak  zganiła  się  ostro.  Na  litość  boską,  facet 
tylko przytrzymał drzwi, po prostu jest uprzejmy, to wszystko!

Było jednak  w Aleksie  coś z  dżentelmena w starym  stylu,  podobnie jak  w jej braciach. 

Uciekała przed  takimi  gdzie  pieprz rośnie. Wystarczy, że  raz się zakochała  w szarmanckim 
chłopaku, który po jakimś czasie rzucił ją w całkiem bezpardonowy sposób, oświadczając, że 
szuka  kobiety  podobnej  do  swojej  matki,  takiej,  która  „stworzy  mu  prawdziwy  dom”,  a 
Shannon kompletnie się do tego nie nadaje. Miał  w tym sporo  racji. Na  przykład w kuchni 
radziła  sobie  rewelacyjnie,  oczywiście  jeśli  uznać,  że  gotowanie  polega  na  przemianie 
doskonałych produktów w niejadalną breję... Jednak złamane serce bolało do tej pory. 

Z zamyślenia wyrwał ją Jeremy, pociągając za sweter. 
– Pomogę ci. – Wskazał na paczki, które wciąż trzymała. 
–  Aha...  dobrze.  Weź  tę  paczuszkę,  a  ja  potrzymam  Tibblesa,  zgoda?  –  wymyśliła 

sprytnie. – Posiedzi na mojej torebce, odpocznie sobie. 

background image

Jeremy  przyglądał  jej  się  intensywnie  przez  dłuższą  chwilę.  Najwyraźniej  pluszowy 

królik  nie  był  zwykłą  zabawką,  którą  można  każdemu  powierzyć.  Shannon  ukucnęła  i 
spojrzała chłopcu w oczy. Było w nim sporo znanego jej smutku. Też tak patrzyła na świat, 
kiedy straciła ukochanego ojca. 

– Obiecuję, że  się nim  dobrze  zajmę  – przyrzekła solennie. Po  długim  namyśle  Jeremy 

wreszcie zgodził się wymienić Tibblesa na dwie małe paczki. Shannon usadowiła królika na 
swojej  torebce  w  taki  sposób,  żeby  chłopiec  miał  go  cały  czas  na  widoku.  Ze  zdziwieniem 
zauważyła ogromne zaskoczenie na twarzy Aleksa. 

– Coś się stało? – zapytała. 
–  Nie  wiem,  jak  pani  tego  dokonała.  Syn  nie  rozstaje  się  z  królikiem  od  śmierci  żony. 

Próbowałem  różnych  sztuczek,  ale  bez  skutku.  Puszcza  go  tylko  na  czas  kąpieli,  bo,  jak 
twierdzi, Tibbles boi się wody. Doskonale sobie pani radzi z dziećmi. 

–  Bardzo  lubię  dzieci.  –  Jej  trzy  siostrzenice  i  bratanek  byli  zabawni  i  rozkoszni. 

Zrobiłaby dla tych szkrabów wszystko. Z pewnością również chciałaby kiedyś zostać matką. 
Lecz tak naprawdę nic nie wiedziała o dzieciach. 

On  zaś  ze  zdumieniem  patrzył  na  syna,  który  właśnie  odmaszerował  do  rogu 

pomieszczenia,  żeby  podziwiać  pięknie  udekorowaną  choinkę.  Oczy  Aleksa  kryły  w  sobie 
smutek.  Shannon  z  przykrością  spoglądała  na  tego  przystojnego  mężczyznę,  którego  twarz 
naznaczona  była  cierpieniem.  Wdowiec,  samotny  ojciec...  a  właśnie  nadchodziły  święta, 
kiedy stratę najbliższych odczuwa się najboleśniej. Pamiętała pierwsze Boże Narodzenie po 
śmierci ojca... 

– To musi być bardzo trudne, szczególnie przed świętami – powiedziała prawie szeptem. 
–  Dzięki  Kim  dla  Jeremy’ego  były  to  magiczne  dni.  Lepili  gwiazdki  z  ciasta,  robili 

zabawki na choinkę i czekali na małego Jezuska. – Uśmiechnął się. – I na Świętego Mikołaja. 
Tak bardzo mu jej brak, a ja nie umiem temu zaradzić. 

Poruszyła  ją  ta  opowieść,  zarazem  jednak  nie  powinna  zaprzyjaźniać  się  z  kimś,  kto 

wciąż opłakuje śmierć żony. Gdyby zaangażowała się w jakikolwiek sposób, na pewno znów 
skończyłoby się to złamanym sercem. Poza tym jej związki nie trwały długo. Niezależnie od 
tego, czy mężczyzna był staroświecki, czy nowoczesny, zawsze okazywało się, że marzy mu 
się to samo: kura domowa o wyglądzie seksbomby. Cóż, nie nadawała się na kurę domową, 
choć  kto  wie?  Nieźle  poradziła  sobie  z  Jeremym,  może  więc  i  ona  mogłaby  się  stać 
udomowioną boginią seksu?

– Dlaczego ten królik jest tak ważny dla twojego synka?
– Próbowała podtrzymać konwersację, chociaż i ślepy by dostrzegł, że doktor McKenzie 

nie jest w najmniejszym stopniu nią zainteresowany. 

– Nie wiem, może pani się uda rozwiązać tę zagadkę? – Uśmiechnął się do niej nieśmiało. 
Niby  nic  nie  wiedziała  o  dzieciach,  jednak  straciła  ojca,  a  Jeremy  matkę,  i  to  bolesne 

doświadczenie wytworzyło  między  nimi  swoistą więź.  W  Shannon rodził  się bunt.  Dziecko 
nie powinno przechodzić przez taki koszmar!

–  Tak  mi  przykro.  Przeprowadzka  pewnie  też  nie  była  łatwa.  Gdybym  mogła w  czymś 

pomóc... – W ostatniej chwili powstrzymała się przed złożeniem propozycji opiekowania się 

background image

Jeremym podczas urlopu. 

–  Dziękuję  bardzo,  to  naprawdę  miło  z  pani  strony  –  odpowiedział  Alex  tonem,  który 

jasno wskazywał, że na pewno nie skorzysta z jej oferty. 

– Shannon, wszyscy tak  do mnie mówią, nawet dziennikarze, choć podczas konferencji 

prasowych stają się potwornie sztywni. 

– Często bierzesz udział w konferencjach prasowych?
–  To  należy  do  moich  obowiązków.  Jestem  dyrektorem  do  spraw  public  relations  w 

O’Rourke Enterprises. 

– No jasne, należysz do klanu O’Rourke’ów. 
Shannon  zmarszczyła brwi.  Być może  Alex  nie miał  niczego złego  na  myśli,  jednak  to 

stwierdzenie  zabrzmiało  pejoratywnie.  Najstarszy  z  jej  braci  był  wybitnie  uzdolnionym 
biznesmenem. Czego tylko się tknął, zamieniało się w złoto. Nie tylko w Seattle jej nazwisko 
było dobrze znane, u jednych wzbudzało szacunek, u innych zawiść. 

–  Przepraszam  –  zreflektował  się  Alex.  –  Pewnie  doprowadzają  cię  do  szału  ludzie, 

którzy tak mówią. 

– Zdarza się – odparła z uśmiechem. 
Alex  spojrzał  na  syna,  który  właśnie  do  nich  dołączył.  Przyjrzała  się  chłopcu  uważnie. 

Był taki mały, a już stracił matkę. Być może nawet dobrze jej nie pamiętał, jednak wciąż czuł 
się  porzucony.  Może  ją  obwiniał,  że  odeszła?  Może  nie  rozumiał,  że  wcale  nie  chciała 
umrzeć?  Zresztą  kto  potrafi  zrozumieć  śmierć,  jej  ostateczność...  Ileż  to  razy  słyszała  głos 
ojca i odwracała się, pewna, że go zobaczy... Westchnęła głęboko. 

– A więc jesteś inżynierem, tak? – zapytała, próbując odgonić od siebie czarne myśli. –

Mój brat, Kane, też chciał być inżynierem, ale musiał rzucić studia. 

– I zamiast tego został milionerem? – odparł szorstko. – To musiała być trudna decyzja. 
Oczy Shannon zwęziły się ze wściekłości. Jej bracia być może zachowywali się czasami 

jak jaskiniowcy, sama krytykowała ich za to, nieraz bardzo ostro, ale nigdy nie pozwalała, by 
ktoś  inny  to  robił.  Krytykowanie  Kane’a  wydawało  jej  się  szczególnie  niesprawiedliwe. 
Najstarszy  z  jej  braci  poświęcił  studia  dla  rodziny,  a  to,  że  tak  wiele  osiągnął,  dowodziło 
jedynie jego determinacji i inteligencji. 

–  Kane  jest  geniuszem  –  powiedziała  chłodno.  –  Zanim  się  ożenił,  pracował  po 

czternaście godzin dziennie. Trudno to nazwać beztroskim życiem rozpuszczonego bogacza. 
Po  śmierci  ojca  zapewnił  nam  godne  życie,  to  było  jego  celem.  Jestem  pewna,  że  byłby 
świetnym inżynierem, nie mógł jednak tego udowodnić. 

Alex  zdumiał  się.  Ognistowłosa  piękność  w  jednej  chwili  przemieniła  się  w  Królową 

Śniegu.  Choć  wciąż  piękna,  wyglądała  teraz  równie  sympatycznie  jak  bulterier.  Przed 
sekundą ciepła kotka, i nagle – wściekła tygrysica. O’Rourke’owie muszą być bardzo zżytą i 
solidarną rodziną. 

–  Nie  miałem  zamiaru  krytykować  twojego  brata.  Jeżeli  tak  to  zabrzmiało,  to 

przepraszam. 

– Jasne. – Odwróciła się od niego, Alex westchnął z irytacją. Kobiety w stylu Shannon 

O’Rourke,  czyli  zmienne  w  nastrojach,  nie  były  w  jego  typie.  Był  człowiekiem 

background image

prostolinijnym,  twardo  stąpał  po  ziemi.  Lubił  formuły,  wzory  i  schematy,  dlatego  został 
inżynierem. Życie było wystarczająco skomplikowane bez fundowania sobie atrakcji w stylu 
humorzastych piękności. 

– Teraz nasza kolej – powiedział Jeremy. 
–  Racja  –  odpowiedziała.  –  Bardzo  nam  pomogłeś.  A  teraz  daj  te  paczki,  położymy 

wszystko  na  wadze,  żeby  twój  tata  mógł  je  wysłać,  a  ja  zajmę  się  moimi  kartkami 
świątecznymi. 

– Dobrze – zgodził się pogodnie Jeremy. 
Alex  zaczął  nadawać  paczki  i  rzucił  okiem  na  kartki.  Miały  naklejone  znaczki, 

wystarczyło zatem wrzucić je do skrzynki pocztowej. Shannon wcale nie musiała stać z nimi 
w kolejce. 

– Oddaję ci Tibblesa. Na mnie już czas. – Podała chłopcu królika. 
Jeremy  złapał  zabawkę  niedbale,  bez  przekonania.  Alex  pocierał  ze  zdumieniem 

podbródek  i  podążał  wzrokiem  za  odchodzącą  szybkim  krokiem  Shannon.  Jego  synowi  nie 
zdarzyło się jeszcze nikogo zaakceptować tak szybko. 

– To proszę nadać priorytetem, zaraz  wrócę – powiedział  szybko, rzucając urzędnikowi 

kartę  kredytową.  Ze  strony  kolejki  odezwały  się  okrzyki  protestu,  ale  Alex  zupełnie  je 
zignorował. – Panno O’Rourke, Shannon! – krzyknął, dogoniwszy ją przy wyjściu. 

– Jak zwykle, doktorze, chce się pan zachować jak dżentelmen i przytrzymać mi drzwi? –

powiedziała sarkastycznie. – Doprawdy nie ma takiej potrzeby. Poradzę sobie sama. 

– Wiem, i nie o to mi chodziło – powiedział przepraszającym tonem. 
– Aha, więc wcale nie chciał mi pan otworzyć drzwi? – stwierdziła z urazą. 
Jęknął z rezygnacją. 
– Nie, oczywiście, że chciałem, tylko... – Dopiero teraz zauważył w jej zielonych oczach 

wesołe ogniki. Sprawiło mu to taką ulgę, że miał ochotę się roześmiać. Niewiele znał kobiet, 
które  tak  szybko  potrafiłyby  wybaczyć  nawet  niezamierzoną  obrazę.  Być  może  Shannon 
O’Rourke miała tysiąc wad, ale na pewno nie była pamiętliwa. 

– Co chciałeś? – zapytała. 
Szkopuł  w  tym,  że  Alex  sam  nie  wiedział,  jak  to  wyrazić.  Nie  chciał  niczego 

konkretnego,  pragnął  tylko,  ze  względu  na  Jeremy’ego,  pozostawać  ze  swoją  sąsiadką  w 
przyjaznych stosunkach, to wszystko. 

–  Po  prostu  chciałem  cię  przeprosić.  Naprawdę  nie  zamierzałem  cię  urazić.  Bardzo  ci 

dziękuję. Świetnie sobie radzisz z Jeremym. 

– Aha. 
Czyżby w zielonych oczach dojrzał pewne rozczarowanie? Być może myślała, że będzie 

chciał  się  z  nią  umówić,  lecz  nie  miał  takiego  zamiaru.  Przyjaciele  i  znajomi  twierdzili,  że 
znalezienie odpowiedniej kandydatki na żonę jest jedynie kwestią czasu. Przekonywali go, że 
jeżeli pierwsze małżeństwo było tak udane, to drugie pewnie będzie jeszcze lepsze, lecz tego 
nie kupował. Kim była darem od losu, prawdziwym cudem, ale to już się nie powtórzy, bo tak 
naprawdę nie nadawał się na męża. Pochodził z toksycznej rodziny, pełnej nienawiści i żalu. 
To w nim siedziało, tylko Kim potrafiła uśpić te upiory przeszłości. 

background image

– Proszę pana – krzyknął poirytowany urzędnik. – Kolejka czeka!
– Lepiej już idź. – Rzuciła w jego kierunku nieodgadnione spojrzenie i zniknęła, piękna, 

tajemnicza, intrygująca ponad wszelką miarę. 

Kim  nie  żyła  już  od  roku.  Nie  było  powodu,  dla  którego  powinien  się  czuć  winny, 

podziwiając tak wspaniałą kobietę. A jednak tak właśnie się czuł. 

Szybko uporał się z nadaniem paczek i wyszedł z Jeremym na zewnątrz. Shannon właśnie 

włączała się do ruchu. Malec z żalem odprowadził wzrokiem jej sportowego mercedesa. 

– Lubię ją, tato. 
– Wiem, synku, na pewno się jeszcze zobaczycie. Shannon to przecież nasza sąsiadka. 
– Tak... ale po co ją zdenerwowałeś? – Jeremy westchnął z dezaprobatą. 
Niestety  nie  dało  się  temu  zaprzeczyć.  Shannon  zareagowała  gwałtownie  na  uwagę  o 

swoim  bracie.  Chyba  nie  była  wybuchowa  z  natury,  ale  za  rodzinę  dałaby  się  pokrajać. 
Rozumiał  to,  choć  jego  najbliżsi...  Czy  raczej  tak  zwani  najbliżsi...  Wzajemna  nienawiść 
rodziców była wprost porażająca, po rozwodzie nawet się jeszcze nasiliła i zatruła relacje w 
całej  rodzinie.  Brat  Aleksa  pracował  w  rejonie  Morza  Arktycznego,  gdzie  badał  zjawiska 
związane z globalnym ociepleniem, a siostra mieszkała w Japonii. Tak naprawdę tyle mógł o 
nich  powiedzieć,  bo  rodzeństwo  kontaktowało  się  z  sobą  rzadko  i  niechętnie.  Rodzice 
natomiast  bezskutecznie  szukali  szczęścia  z  kolejnymi  partnerami,  swoim  dzieciom  mając 
tylko jedno do zaoferowania:

nieprzebrane pokłady jadu i frustracji z powodu nieudanego życia. 
– Shannon nie jest zła na ciebie, więc wszystko w porządku, Jeremy. 
– Ale  jest  zła  na  ciebie,  tato.  Ja  nie  chcę,  żeby  była  zła,  bo  jak  ktoś  jest  zły,  to  go  w 

środku bardzo boli. A ty zrobiłeś, że jest zła. 

Alex  potarł kark Ponieważ  wywodził się z toksycznej rodziny, panicznie  się bał, że  nie 

będzie  potrafił  właściwie  kochać  swojego  dziecka,  gdy  jednak  po  raz  pierwszy  ujrzał 
maleńkiego  synka,  oszalał  z  radości,  a  jego  serce  stopniało  jak  wosk.  Kochał  Jeremy’ego 
bezgraniczne i za nic nie chciałby sprawić mu przykrości. 

–  To  prawda.  Nie  martw  się,  jakoś  to  załatwimy.  –  Unikał  słów  „Wszystko  będzie 

dobrze”. Zbyt często je powtarzał, kiedy Kim zachorowała. Czuł się wtedy jak kłamca. Synek 
wierzył mu,  że  mama  wyzdrowieje,  i  dawał  się  utulić  w  ramionach, zasypiając  w  poczuciu 
bezpieczeństwa. 

Jeremy spojrzał na niego z wyrzutem, co mogłoby wyglądać komicznie, lecz malec tym 

razem nie żartował. 

– To trzeba załatwić, tato – stwierdził z powagą. – Może kupimy jej prezent na święta?
– Świetny pomysł, synku. Kupimy jej gwiazdę betlejemską. – Czyli po prostu kwiaty, i to 

w doniczce, do tego związane ze świętami. Prezent jak najbardziej neutralny, a o to chodziło 
Aleksowi. 

–  Żeby  tylko  przestała  być  na  ciebie  zła,  tato.  –  Chłopiec  odwrócił  tęsknie  głowę  w 

kierunku, w którym odjechała Shannon. Po raz pierwszy od roku nie przyciskał Tibblesa do 
piersi. Wypchany królik zwisał smutno, niedbale trzymany za łapkę przez Jeremy’ego. 

Alex westchnął głęboko. Trzeba być ostrożnym. Zbyt częste widywanie sąsiadki może się 

background image

skończyć tym, że jego syn uzna, iż są jakieś szanse na „nową mamusię”. 

Sam jednak nie mógł przestać myśleć o Shannon. Była tak zupełnie inna niż jego żona. 

Po śmierci Kim próbował się spotykać z różnymi kobietami, ale to była zwykła strata czasu. 
Żadna z. nich nie przypominała ani na jotę Shannon O’Rourke. 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Shannon  weszła  do  mieszkania,  włączyła  światełka  na  choince  i  z  wściekłością  rzuciła 

torebkę na sofę. Musiała chyba upaść na głowę. Przeszło  jej nawet przez myśl, że mogłaby 
Aleksowi zaproponować zaopiekowanie się Jeremym. Dobre sobie! Ona jako niania. Chyba 
oszalała!

Z  jednej  strony  była  na  siebie  wściekła,  z  drugiej  jednak,  kiedy  przypomniała  sobie 

smutne  spojrzenie  błękitnych  oczu  chłopca,  stwierdziła,  że  jest  to  solidny  argument 
usprawiedliwiający jej zachowanie. Miała przecież tylko osiem lat, gdy zmarł jej ojciec. Była 
co prawda starsza niż Jeremy, ale jej ból po stracie ukochanego taty był równie silny. Samo 
wspomnienie smutnej twarzyczki rozdzierało jej serce. 

– Nie jestem typem mamuśki – wymamrotała gniewnie pod nosem. 
Nie umiała gotować, nie wiedziała, kiedy dzieci wyrastają z pieluch. W jakim wieku jej 

siostrzenice  zaczęły  siadać  na  nocniku?  Zawstydziła  się,  że  tak  mało  wie  o  ukochanych 
bliźniaczkach i o dzieciach w ogóle. 

Istniał prosty sposób, żeby się przekonać. Wykręciła numer siostry. 
–  Cześć,  Kathleen,  ile  miały  Amy  i  Peggy,  kiedy  nauczyły  się  używać  nocnika?  –

wypaliła beż zbędnych wstępów. 

– Shannon? – usłyszała zdziwiony głos siostry. 
– Tak. To ile miały?
– Niecałe dwa lata. 
A  więc  Jeremy  już  na  pewno  nie  nosi  pieluch.  Oczywiście  ta  wiedza  i  tak  pewnie  do 

niczego  jej  się  nie  przyda.  Alex  McKenzie  nie  okazał  najmniejszego  zainteresowania  jej 
osobą, więc nie będzie go często widywać. Ani Jeremy’ego, niestety. W ogóle jej całe życie 
uczuciowe to jedno wielkie „niestety”. Inaczej mówiąc, prawdziwa katastrofa. Nie oczekiwała 
przecież  cudów.  Chciała  spotkać  odpowiedniego  faceta  i  związać  się  z  nim  do  grobowej 
deski. Tylko jaki miałby być ten „odpowiedni facet”?

– Co się dzieje, Shannon? – W głosie Kathleen zabrzmiał niepokój. 
– Do mieszkania obok mnie wprowadził się mały chłopiec. Jest uroczy, no i zaczęłam się 

zastanawiać,  co  wiem  o  dzieciach.  No  wiesz,  pieluchy,  zupki  i  tak  dalej.  Tak  z  czystej 
ciekawości. 

– Aha, z czystej ciekawości... 
–  Absolutnie.  –  Shannon  udawała,  że  nie  słyszy  nutki  złośliwości  w  głosie  siostry. 

Szybko  się  pożegnała  i  odłożyła  słuchawkę.  Znowu  była  na  siebie  zła.  Skąd  wzięło  się  to 
nagłe zainteresowanie dziećmi? Cóż, zegar biologiczny tyka... Tyka jak oszalały. Skończyła 
już  dwadzieścia  osiem  lat, nie  była  mężatką  i  nie  miała  na  to  żadnych  perspektyw.  Ani  się 
obejrzy, a dobry moment na zostanie mamą przeminie. 

By odegnać czarne myśli, przebrała się w dres i zaczęła biegać na bieżni. Miała wspaniałą 

rodzinę,  dobrą  pracę,  zarabiała  mnóstwo  pieniędzy  i  prowadziła  wygodne,  a  tak  naprawdę 
luksusowe życie. Świat się nie. zawali, jeśli nie spotka drugiej połowy. Nie zawali się i już... 

background image

Bo tak naprawdę jest szczęśliwa... 

A jednak ciężko pogodzić się z  samotnością, tym bardziej że  cała rodzina łatwo padała 

pod strzałami Amora. Nawet Neil, który porównywał małżeństwo z dżumą i cholerą, nie oparł 
się atakowi psotnego bożka i związał się z Libby. Najstarszy z braci, Kane, ożenił się z Beth i 
urodziła im się córeczka Robin. Żoną Patricka była Maddie, a owocem ich miłości był mały 
Jared. Zaś żona  Dylana,  Kate, spodziewała się dziecka.  Jedynie najmłodszy brat,  Connor, z 
nikim  się  dotąd  nie  związał.  No  i  siostry  Shannon  nie  były  jeszcze  mężatkami,  poza 
rozwiedzioną Kathleen. Tak... Zdarzały się jednak gorsze rzeczy niż życie singla. Shannon aż 
wzdrygnęła się na wspomnienie byłego męża Kathleen. Mąż, który zdradza ciężarną żonę... 
Koszmar. 

Pół  godziny  później  Shannon  wciąż  ćwiczyła  zapamiętale,  kiedy  usłyszała  dzwonek. 

Otarła twarz ręcznikiem, wyjęła z lodówki butelkę wody mineralnej i ruszyła w stronę drzwi. 

–  Kto  tam?  –  krzyknęła  ze  schodów,  nie  otrzymała  jednak  odpowiedzi.  Wyjrzała  przez 

wizjer. Przed drzwiami stali Alex i Jeremy. – Cudownie! – burknęła pod nosem. Twarz miała 
czerwoną jak burak, włosy potargane, na sobie rozciągnięty dres. Cóż, wyprostowała plecy i 
uniosła dumnie podbródek. Każdy może wyjść z twarzą z najgorszej sytuacji, musi się tylko 
zachowywać, jakby świat leżał u jego stóp. 

– Cześć – powiedziała, otwierając drzwi. 
– Witaj. – Aksamitny tembr głosu Aleksa sprawił, że poczuła się, jakby otarł się o nią kot. 

– Jeremy chciał się upewnić, że się na nas nie gniewasz. 

Ona  miałaby  się  gniewać?  Dopiero  po  chwili  dotarło  do  niej,  że  Alex  ma  na  myśli 

sprzeczkę  o  jej  najukochańszego  brata.  Już  dawno  mu  darowała,  a  już  jeśli  chodzi  o 
Jeremy’ego... 

Chłopiec patrzył na nią z niepokojem. 
–  Wcale  się  nie  gniewam.  –  Uśmiechnęła  się  do  malca.  Naprawdę  był  słodki.  Nic 

dziwnego, że obudził w niej instynkty macierzyńskie. 

– To dla ciebie. – Jeremy wręczył jej dorodną gwiazdę betlejemską, pięknie udekorowaną 

zieloną folią i złotą kokardą. 

– Możemy wejść? – zapytał bezceremonialnie. 
–  Jasne,  że  tak  –  odpowiedziała  Shannon,  nie  zważając  na  Aleksa,  który  próbował 

wytłumaczyć synkowi, że „to nie wypada”. 

– Dziękujemy. – W ustach Aleksa zabrzmiało to nieco sztywno. 
Chłopiec dziarsko wmaszerował do salonu i z jego piersi wydobył się okrzyk zachwytu 

na  widok  cudownie  udekorowanej  choinki,  stojącej  w  centralnym  punkcie  pomieszczenia. 
Alex  wcale  mu  się  nie  dziwił.  Drzewko  było  ogromne,  migotało  różnokolorowymi 
światełkami, a u jego podstawy stały miniaturowe dziewiętnastowieczne miasteczko i kolejka. 
Wagoniki poruszały się wokół góry pokrytej czapą śniegu, w maleńkich domkach świeciły się 
światła w oknach, zaś na miniaturowym lodowisku tańczyli łyżwiarze. Widok był doprawdy 
imponujący. 

– Przepraszam za swój wygląd, akurat ćwiczyłam trochę na bieżni. 
Aleksowi spodobało się, że Shannon nie przejmuje się swoim wyglądem. Zresztą nawet z 

background image

potarganymi włosami i wypiekami prezentowała się bosko. 

– Wyglądasz dobrze – odparł. 
W  delikatnym  świetle  choinkowych  lampek  jej  włosy  nabrały  kasztanowego  odcienia. 

Poczuł nieodpartą ochotę złapania za jeden z niesfornych kosmyków, żeby sprawdzić, czy są 
tak miękkie, na jakie wyglądają, i zaraz zganił się za takie niewczesne myśli. 

–  Dziękuję  za  piękny  kwiatek  –  dodała  Shannon,  stawiając  gwiazdę  betlejemską  przy 

kominku. – Sam wybierałeś? – zapytała Jeremy’ego. 

– Mhm... – potwierdził chłopiec, cały czas wpatrując się w choinkę. 
– Bardzo dziękuję, nigdy nie widziałam tak pięknej gwiazdy betlejemskiej. 
Jeremy rozpłynął się w szerokim uśmiechu. Alex patrzył na syna ze zdumieniem. Gdzie 

podział się ten mały nerwicowiec, przyciskający do piersi wypchanego królika?

– Tibbles powiedział, żeby ci ją kupić. 
– W takim razie ty i Tibbles macie świetny gust. Nie mam w domu za dużo słodyczy, ale 

znajdą się dropsy cytrynowe. Mogą być?

– Pewnie – uśmiechnął się znowu Jeremy. 
Zdjęła z  półki  nad kominkiem  puszkę  z  dropsami. Od chwili przekroczenia progu Alex 

czuł się jak bezwolny manekin. Mógł tylko obserwować, nic więcej. Jego syn już po chwili 
siedział swobodnie na podłodze i bawił się kolejką elektryczną, zajadając w najlepsze dropsy, 
a  przecież  zamierzał  tylko  wręczyć  Shannon  kwiatek  i  wrócić  do  siebie.  Wszystko  jednak 
potoczyło  się  inaczej.  Jeremy  nie  posiadał  się  z  radości.  Z  lokomotywy,  po  przyciśnięciu 
odpowiedniego guzika, buchała para, co podobało mu się najbardziej. 

Obawiał, że Jeremy zepsuje kolejkę, ale Shannon zaraz go uspokoiła:
–  Wszystko  w  porządku,  zabawka  służy  do  zabawy.  No  i  do  psucia.  Może  się  czegoś 

napijesz?

– Nie chcę sprawiać kłopotu. 
– Daj spokój. Gdybym nie miała dla was czasu, powiedziałabym o tym. 
Pewnie tak by było, bo Shannon nie wyglądała na kogoś, kto owija cokolwiek w bawełnę, 

tylko waliła prosto z mostu. Prawdziwy wulkan energii i emocji. Zawsze unikał takich kobiet, 
żywiołowych i nieprzewidywalnych. 

– Wiecie co – powiedziała – jeśli jeszcze nie jedliście obiadu, to możemy zamówić pizzę. 

Co wy na to?

Alex zamierzał odmówić, ale spojrzał na syna i zmienił zdanie. Jeremy był bliski ekstazy. 

Matka  zabraniała  mu  jeść  pizzy,  uważała  bowiem,  że  jest  niezdrowa  dla  dzieci.  Alex 
pomyślał,  że  jednak  Kim  przesadzała  ze  zdrową  żywnością  i  niechęcią  do  restauracji,  o 
daniach na wynos już nie wspomniawszy. 

– Zgoda, ale ja stawiam. 
–  Skoro  tak  sobie  życzysz.  –  Shannon  wzruszyła  ramionami.  –  Zamów,  a  ja  pójdę  się 

przebrać. 

– Masz jakieś preferencje?
–  Byle  nie  było  anchois.  –  Spojrzała  na  Jeremy’ego.  –  Co  byś  powiedział  na  pizzę  na 

słodko, z bitą śmietaną i czekoladą? – Gdy malec rozpromienił się, puściła do niego oko. 

background image

Po  wejściu  na  górę  próbowała  nieco  ochłonąć.  Serce  biło  jej  tak  mocno,  że  miała 

wrażenie, iż zaraz wyskoczy jej z piersi. Myślała, że po incydencie na poczcie jej kontakt z 
doktorem  McKenziem  ograniczy  się  do  poprawnej  wymiany  sąsiedzkich  uprzejmości,  teraz 
jednak Alex siedział w jej salonie, a ona... 

Wzięła  szybki  prysznic,  wciągnęła  na  siebie  dżinsy  i  sweter,  cicho  zeszła  na  dół  i 

przysiadła  na  schodach.  Obserwowała  ojca  i  syna,  którzy,  nie  zdając  sobie  sprawy  jej 
obecności, bawili się kolejką, leżąc na dywanie. Cała aranżacja została wykonana parę dni po 
Święcie Dziękczynienia przez jej siostrę Mirandę, która była dekoratorką wnętrz. W tym roku 
tematem przewodnim były „Wiktoriańskie święta”, a efekt okazał się powalający. 

–  Czu,  czu,  czu!  –  krzyczał  rozradowany  Jeremy,  a  wagoniki  znikały  w  tunelu 

wydrążonym w makiecie pokrytej sztucznym śniegiem góry. Chłopiec był przeuroczy, jednak 
jej  wzrok  zatrzymał  się  na  dłuższą  chwilę  na  Aleksie.  Szczupły,  silny,  zgrabny.  Nie 
przypominał profesorów z jej college u. Gdyby miała takich wykładowców, pewnie bardziej 
przykładałaby  się  do  nauki.  Dałaby  głowę,  że  na  jego  zajęcia  zapisuje  się  dużo  studentów, 
szczególnie dziewcząt. Nagle dała się ponieść fantazji i próbowała sobie wyobrazić, jak to by 
było być jego żoną. Szybko przywołała się jednak do porządku. Alex podkreślał, jak bardzo 
jego żona lubiła atmosferę świąt Bożego Narodzenia i jak potrafiła dzięki swoim wypiekom i 
zdolnościom  manualnym  stworzyć  nastrój  rodzinnych  świąt.  No  cóż,  dom  Shannon 
dekorował specjalista, zaś co do gotowania... 

Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek do drzwi. 
– To pewnie pizza – powiedziała swobodnie, udając, że właśnie zeszła na dół. 
Jedli, siedząc po turecku na dywanie przed choinką. 
– Mamusia nie pozwalała nam jeść pizzy – powiedział Jeremy, a z jego twarzy zniknął na 

chwilę uśmiech. 

– Naprawdę?
–  Aha.  –  Chłopiec  spojrzał  ze  skruchą  na  ojca.  –  Martwię  się,  bo  już  jej  dobrze  nie 

pamiętam. 

Alex  był  poruszony  tym  wyznaniem,  Shannon  przygryzła  wargę.  Jeremy  był  tak  mały, 

kiedy  matka  zmarła,  że  proces  zacierania  się  jej  wizerunku  w  pamięci  wydawał  się 
nieunikniony. 

Shannon dotknęła palcem jego piersi, podobnie jak robiła to jej matka, kiedy najmłodsza

siostra martwiła się, że zapomni tatę. 

–  Ona  zawsze  będzie  tutaj,  pamiętaj  –  zapewniła  z  mocą.  –  Najważniejsze,  że  zawsze 

będzie obecna w twoim sercu. Tylko to się liczy, więc nie ma się czego bać. 

Chłopiec rozważał słowa Shannon przez chwilę, potem sięgnął po ostatni kawałek pizzy i 

uśmiechnął się. 

– Tatusiu, a jakby Shannon była moją nową mamusią, to mógłbym jeść pizzę codziennie, 

prawda? – wypalił. 

Shannon zakrztusiła się kawałkiem pizzy. Przez moment spędzony na podnoszeniu rąk i 

ofiarnym  waleniu  jej  przez  Aleksa  w  plecy,  nie  musieli  na  szczęście  reagować  na  słowa 
Jeremy’ego. A niech to licho! Jak niby należało odpowiedzieć na takie pytanie?

background image

– Na nas już czas – powiedział Alex, kiedy Shannon doszła do siebie. – I tak już za długo 

zawracaliśmy pani O’Rourke głowę. – Wyraz jego twarzy był nieodgadniony. 

– Tatusiu, ale... 
– Idziemy, synku. 
Usta chłopca wygięły się w podkówkę, ale nic już nie powiedział. Kiedy wyszli, Shannon 

oparła  się  o  ścianę.  Wizyta  doktora  McKenziego  i  jego  syna  mocno  ją  wyczerpała.  Twarz 
Aleksa  przybrała  daleki  od  entuzjastycznego  wyraz,  kiedy  Jeremy  wpadł  na  pomysł,  żeby 
sprawić sobie nową mamusię. Pomijając całą niezręczność sytuacji, jego niechęć brała się nie 
tyle  z  tego,  że  chodziło  o  Shannon,  bo  znał  ją  zbyt  mało,  by  z  góry  wykluczyć  jej 
kandydaturę,  lecz  z  tego,  że  czuł  awersję  do  powtórnego  związku.  Może  czuł  się  winny 
wobec  zmarłej  żony,  może  rana  była  zbyt  świeża.  Nieważne,  przecież  chciała  pomóc  tylko 
Jeremy’emu, jego ojciec mało ją obchodził... 

A  jednak  wciąż  rozmyślała  o  Aleksie.  Mimo  złych  doświadczeń  nadal  pociągali  ją 

staromodni  mężczyźni.  Mogła  sobie  wmawiać,  że  potrzebowała  przebojowego  i 
nowoczesnego faceta, jednak żaden z nich nie wzbudzał w niej takich emocji jak Alex. Ani 
trochę.  Rozmarzyła  się...  i  zaraz  przywołała  się  do  porządku.  Mężczyźni  gustowali  w 
określonym  typie  kobiet.  O  ile  zdążyła  się  zorientować,  Kimberly  McKenzie  nie  była  ani 
trochę do niej podobna. 

–  Wracam  do  pracy  –  zakomunikowała  Kaneowi kilka  dni  później  podczas  obiadu  u 

matki. 

Shannon  musiała  przyznać,  że  szczęście  Kane’a,  Beth  i  małej  Robin  nieco  ją 

przygnębiało.  Oczywiście  cieszyła  się,  że  tak  dobrze  im  się  układa,  jednak  humor  psuła 
świadomość, że dla niej to niedostępna kraina. 

– Zostajesz na urlopie – odparł Kane twardo. 
– Ale ja chcę... 
– Jesteś zestresowana i musisz odpocząć. 
– Już odpoczęłam. 
– Przez ostatni rok pracowałaś jak szalona. Należy ci się relaks. 
Poniekąd miał rację, chociaż Kane przed ślubem praktycznie mieszkał w firmie. 
– Posłuchaj brata, kochanie. – Matka poklepała ją po ramieniu. 
–  Naprawdę  czuję  się  świetnie.  Ten  przymusowy  urlop  mnie  męczy.  –  Shannon  nie 

dodała,  że  mając  dużo  wolnego  czasu,  wciąż  myślała  o  Aleksie  i  jego  synu.  Wiedziała,  że 
sypialnie jej i Aleksa dzieliła zaledwie ściana, co jeszcze bardziej pobudzało wyobraźnię. 

Po  raz  pierwszy  od  dłuższego  czasu  tak  obsesyjnie  myślała  o  mężczyźnie.  Jej 

dotychczasowe  związki  nie  skłaniały  do  takich  fantazji,  okazały  się  bowiem  niewypałami. 
Teraz dopiero dostrzegła, że stała się oziębła, jakby broniła się przed następnym zranieniem. 

– Jesteś nadal na urlopie – stwierdził Kane łagodnie, ale stanowczo. Połaskotał córeczkę 

pod  bródką  i  uśmiechnął  się  do  siostry  porozumiewawczo.  Wyraz  niezadowolenia,  jaki 
pojawił się na twarzy Shannon, nie zrobił na nim najwyraźniej żadnego wrażenia. 

– Brak ci obiektywizmu, bo jestem twoją siostrą. 

background image

–  Daj  spokój.  Dostajesz  pensję,  jesteś  na  zasłużonym  urlopie,  a  jeszcze  się  wściekasz. 

Grozi ci wypalenie, uwierz mi. 

– Nie jestem wypalona, tylko... – Urwała nagle. 
– Hej, siostrzyczko, co jest nie tak?
Po  śmierci  ojca  postanowiła  być  silna.  Ukrywała  łzy,  światu  pokazywała  uśmiechniętą 

twarz, nawet kiedy chciała krzyczeć z rozpaczy. Dobrze radziła sobie z nauką, nieszczęśliwą 
miłość  obracała  w  żart.  Jeżeli  zdarzało  jej  się  płakać,  to  tylko  do  poduszki.  Teraz  też  nie 
zamierzała ujawniać swoich uczuć przed rodziną. 

–  Wszystko  OK.  –  Machnęła  ręką.  –  Wiesz,  zaczął  się  sezon  świąteczny  i  ludzie  są 

rozprężeni.  Kiedy  mnie  nie  ma,  w  biurze  nikt  nie  zapanuje  nad  tym  bożonarodzeniowym 
lenistwem. 

Kane przyglądał się jej sceptycznie, w końcu jednak uśmiechnął się. 
– Masz rację, tyle że obiecałem wszystkim w ramach prezentu pod choinkę odpoczynek 

od Smoczycy i muszę dotrzymać słowa. 

–  Smoczycy?  Wielkie  dzięki!  Zastanawiam  się,  czy  nie  jest  za  późno  na  anulowanie 

premii świątecznych. 

– Już są zaksięgowane, siostrzyczko – zaśmiał się Kane z satysfakcją. 
Przez  resztę  popołudnia  Shannon  próbowała  utrzymać  pozory,  że  jest  w  świetnym 

nastroju,  co  kosztowało  ją  wiele  i  mieszkanie  matki  opuszczała  z  ulgą.  Przejeżdżając  koło 
domu Neila, zwolniła. Kiedyś dałaby sobie rękę uciąć, że akurat ten z jej braci nigdy się nie 
ożeni. Neil jednak zakochał się w Libby i zmienił się nie do poznania. Zrezygnowała jednak z 
odwiedzin. Miała już dosyć oglądania szczęśliwych par. 

Kiedy  dojeżdżała  do  siebie,  słońce  chyliło  się  ku  zachodowi.  Gdy  zatrzymała  się  na 

podjeździe,  zauważyła  Jeremyego,  który  biegł  w  stronę  jej  samochodu.  Chłopiec  wariacko 
wymachiwał jedną ręką, a w drugiej trzymał Tibblesa. 

– Cześć, Jeremy! – powiedziała radośnie. 
– Cześć, Shannon!
W ciągu ostatnich paru dni kilka razy spotkała Aleksa i Jeremy’ego, jednak po wymianie 

grzeczności Alex natychmiast zabierał syna do domu. Tempo, w jakim otwierał drzwi, było 
nieomal obraźliwe. Teraz jednak obaj stali na zewnątrz na trawniku przed domem. 

– Co tu robicie? – spytała chłopca. 
– Zakładamy z tatą światełka. 
Zauważyła drabinę opartą o ścianę obok wejścia do apartamentu doktora McKenziego. 
– Super. 
– A tata się skaleczył i powiedział brzydkie słowo! – pośpieszył z informacją Jeremy. 
Z trudem zdławiła śmiech. 
– Naprawdę?
– Tak, powiedział... 
– Jeremy – przerwał mu pośpiesznie Alek – nie powinieneś tego mówić, a już na pewno 

nie w obecności damy. 

Chłopiec  ucichł  i  ze  spuszczoną  głową wymamrotał  przeprosiny, przyciskając  do  piersi 

background image

Tibblesa. Shannon zmierzwiła mu włosy. 

– Nie ma za co – odrzekła pogodnie. – Mam to szczęście, że los obdarzył mnie pięcioma 

braćmi  i  zawsze  któryś  z  nich  rozwiesza  świąteczne  lampki  przed  moim  domem,  więc  nie 
muszę się o nic martwić. 

Nie  dodała,  że  jej  bracia  byli  równie  mocno  wyczuleni  na  delikatność  uszu  „dam”  i 

postępowali  wobec  kobiet  bardzo  szarmancko,  jak  nauczył  ich  ojciec.  Ten  swoisty  kodeks 
rycerski O’Rourke’ów często doprowadzał panie z tej zacnej familii do szału. 

– Szkoda, że nie mam brata. 
Oby tylko, pomyślała Shannon, znów nie zaczął swatać ze mną ojca!
– Mam też trzy siostry – dodała szybko. – Mirandę, Kelly i Kathleen. Miranda i Kelly są 

bliźniaczkami. 

– A lubią grać w zbijaka? – chciał wiedzieć Jeremy. 
– Kiedyś tak, ale teraz już są dorosłe. 
– Szkoda. Chciałbym się nauczyć grać, ale starsze dzieci mówią, że jestem za mały. 
– Pewnie nie chcą, żeby ci się coś stało – podsunęła. 
Alex  ukrył  spuchnięty  kciuk  w  kieszeni  i  śledził  z  napięciem,  jak  jego  synek  znowu 

rozjaśnia się cały w obecności Shannon. Teraz zachowywał się jak większość dzieci w jego 
wieku, choć zwykle był znerwicowany i nieufny, unikał ludzi. Jeremy patrzył na Shannon z 
zachwytem, uśmiechał się  do niej cały czas. Alex  ostatnio  co nieco dowiedział  się o klanie 
O’Rourke’ów. Trudno by było znaleźć drugą równie szanowaną rodzinę. Znani i poważani w 
biznesie,  byli  również  bardzo  aktywni  w  działalności  charytatywnej,  pomagali  ludziom 
pokrzywdzonym przez los. Na przykład Shannon była członkinią zarządów trzech fundacji, a 
także  bardzo  się  zaangażowała  w  prowadzenie  domu  dla  bezdomnych.  Trudno  było  się 
dziwić,  że  tak  piękna,  urokliwa  i  obdarzona  silnym  charakterem  kobieta  potrafiła  załatwić 
każdą  sprawę  i  zyskać  przychylność  wpływowych  osób.  Jej  uśmiech  rozbroiłby  każdego. 
Mimo to niektórzy twierdzą, że jest chłodną, cyniczną bizneswoman. Chyba nie mają oczu, 
pomyślał  Alex.  Nietrudno  zgadnąć,  że  pod  grzeczną,  wypracowaną  powłoką  krył  się  żywy 
ogień. 

–  Witaj  –  powiedział,  lekko  zirytowany  jej  zupełnym  brakiem  zainteresowania  jego 

osobą. Kiedyś kobiety uważały go za całkiem przystojnego mężczyznę. 

Zaraz  potem  pomyślał,  że  nie  ma  przecież  żadnych  planów  wobec  Shannon.  Wolał 

podziwiać jej wdzięki z bezpiecznej odległości. 

– Cześć. Masz problemy z przyczepianiem światełek?
– Już nie. – Syknął, bo poruszył kciukiem. 
Spokoju nie dawała mu pewna sprawa. Otóż opiekunka z przedszkola dzwoniła do niego 

już  trzykrotnie,  domagając  się  namiarów  na  osobę,  z  którą  można  by  się  skontaktować  w 
przypadku, gdyby on był nieosiągalny. Tylko Shannon nadawała się do tej roli, bo tylko jej 
Jeremy ufał i czuł się z nią dobrze. Oczywiście nie przypuszczał, żeby nastąpiła taka awaryjna 
sytuacja,  musiał  jednak  podać  w  przedszkolu  czyjeś  personalia.  Jedyne,  co  go 
powstrzymywało,  to  świadomość,  że  taka  prośba  zmniejszyłaby  między  nimi  dystans,  na 
którym tak bardzo mu zależało. 

background image

– Jeżeli jesteście głodni, to zapraszam na tajskie jedzenie. 
Właśnie  zamierzałam  zamówić.  –  Gdy  Shannon  dostrzegła  wahanie  Aleksa,  dodała:  –

Potraktuj  to  jako  powitanie  nowych  sąsiadów.  Powinnam  przynieść  wam  ciasto  lub 
zapiekankę, ale..

–  Nie  zamierzała  zdradzać  im  swoich  antytalentów  kulinarnych,  zakończyła  więc  na 

owym „ale”, które mogło znaczyć cokolwiek. 

Alex już zauważył, że nieraz uciekała się do tej sztuczki, a domyślanie się, co Shannon 

miała na myśli, mogło każdego mężczyznę przyprawić o zawrót głowy. 

– Niestety straciłaś szansę wzięcia udziału w konkursie na danie powitalne – zażartował. 

–  Tami  Barton  zrobiła  zapiekankę,  Naomi  Hall  uraczyła  nas  gigantyczną  galaretką,  a  Lisa 
Steemple  upiekła  ciasto.  Dostaliśmy  też  ciastka  własnej  roboty,  roladę  migdałową  i  chleb 
domowego wypieku. 

– Niech zgadnę, że autorkami tych kulinarnych arcydzieł były kobiety niezamężne, panny 

lub rozwódki, jak Lisa, Tami i Naomi? – spytała słodziutko. 

Alex  zadumał  się.  Cóż,  Shannon  miała  rację.  Podobnie  było  w  Minnesocie,  gdzie 

uprzednio mieszkał. Już kilka dni po śmierci Kim sąsiadki zaczęły go nawiedzać. Przynosiły 
łakocie dla Jeremy’ego, smakołyki dla niego, a nawet kilkudaniowe obiady. Zachowywały się 
natrętnie,  ich  intencje  były  jednoznaczne.  Dlatego  między  innymi  bez  żalu  opuszczał 
Minnesotę. Był na siebie zły, że nie zauważył sposobu, w jaki patrzyły na niego Naomi i Lisa. 
Zupełnie nie zwrócił uwagi na ich zaloty, bo też flirty kompletnie nie były mu w głowie. 

Z  bólem  pomyślał  o  Kim.  Dzielnie  walczyła  do  końca,  chciała  żyć  dla  niego  i 

Jeremy’ego.  Nie  udało  się.  Kiedy  składali  przysięgę  „Dopóki  śmierć  nas  nie  rozłączy”, 
wydawało się, że czeka ich tak wiele wspólnie spędzonych lat... 

– Ale?
– Tak, wszystkie niezamężne – odpowiedział wreszcie. Spojrzała na niego z powagą. 
–  Też  jestem  niezamężna,  ale  na  pewno  nie  zrobię  dla  ciebie  ciasteczek  czy  rolady  –

obiecała solennie. 

–  A  także  zapiekanki  i  domowego  chleba.  –  Uśmiechnął  się  smutno.  Nie  wspomniał  o 

tym Shannon, ale te potrawy przypominały mu stypę po Kim. 

–  Będę  o  tym  pamiętać.  Oczywiście  nie  musisz  przyjąć  mojego  zaproszenia,  pamiętaj 

jednak, że choć jestem wolna, jednak nie poluję na ofiarę jak Lisa czy Naomi. 

– Co to znaczy „nie poluję na ofiarę”? – chciał wiedzieć Jeremy. 
Po chwili zaskoczenia Alex odparł swobodnie:
– To znaczy, że Shannon chce się z nami tylko przyjaźnić. 
– To prawda, chcę, żebyśmy byli tylko przyjaciółmi. 
Nacisk,  z  jakim  wypowiedziała  te  słowa,  zwarzył  Aleksowi  humor.  To  było  zupełnie 

irracjonalne  uczucie,  bo  przecież  niczego  bardziej  nie  pragnął  niż  tego,  żeby  traktowała  go 
właśnie w ten sposób. 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

– Lubię tajską kuchnię – stwierdził Alex – ale dla Jeremy’ego jest za ostra. 
– Nie ma sprawy, poproszę, żeby kurier kupił po drodze hamburgera i frytki. Co ty na to, 

Jeremy?

Chłopak  bardzo  się  ucieszył.  Uwielbiał  pizzę  i  hamburgery,  może  właśnie  dlatego,  że 

Kim nie pozwalała mu ich jeść. Alex starał się przestrzegać wprowadzonych przez żonę zasad 
zdrowej  kuchni,  ale  nie  było  to  łatwe,  przecież  pracował  i  nie  miał  czasu  systematycznie 
gotować, choć był całkiem niezłym kucharzem. 

–  To  dobre  rozwiązanie,  lecz  tylko  w  teorii.  Bo  niby  jak  namówisz  chłopaka,  który 

rozwozi jedzenie, do zrobienia dodatkowej rundki po hamburgera i frytki. 

– Chcesz się założyć? – Shannon uśmiechnęła się szelmowsko. 
Nie. Alex nie chciał się zakładać ani o to, ani o nic innego. Ta kobieta mogłaby namówić 

każdego  do  wszystkiego.  Najbliższy  przykład:  surowo  sobie  nakazał  zachowanie  dystansu, 
lecz oto znów zjedzą razem kolację! Jeśli to ma być dystans... 

–  Jeżeli  chcesz,  możesz  spróbować tajskiej  kuchni  –  powiedziała  do Jeremy’ego,  kiedy 

wchodzili do jej mieszkania. – Polecam kurczaka z orzechami. Jest przyrządzany na słodko i 
po prostu pyszny. 

– OK. – Chłopiec zgodziłby się na wszystko, co zaproponowała Shannon. 
Jego  syn  szczebiotał  wesoło.  Był  zachwycony,  że  znów  spędzi  wieczór  u  sąsiadki. 

Shannon  opowiadała  o  różnych  wschodnich  potrawach,  .  których  będzie  mógł  spróbować. 
Kim nie przepadała za egzotyczną kuchnią. Aleksowi wydawało się, że Jeremy tę niechęć po 
niej odziedziczył, jednak teraz widać było wyraźne, że dałby się namówić nawet do zjedzenia 
świerszcza w czekoladzie, oczywiście gdyby Shannon zapewniła go, że jest pyszny. 

– Masz jakieś preferencje? – zapytała Aleksa, wieszając płaszcz w garderobie. 
W  przeciwieństwie  do  utrzymanego  we  wzorowym  porządku  salonu,  garderoba  była 

zagracona, między innymi było tu mnóstwo sprzętu do uprawiania sportów zimowych. Alex 
miał  wrażenie,  że  jest  to  swoista  metafora  złożonej  osobowości  i  nieodgadnionej  natury 
Shannon. 

– Wszystko uwielbiam z tej kuchni, dlatego pytam o twój ulubiony smak – dodała. 
Chciał  odpowiedzieć,  że  przepada  za  tym,  co  ostre,  ale  mogłoby  to  zabrzmieć 

dwuznacznie. Shannon była niewątpliwie bardzo seksowną kobietą, lecz takich jest mnóstwo. 
Była też bardzo inteligentna i pełna temperamentu, a zarazem subtelna i delikatna. Mimo że 
otwarta i szczera, zarazem tajemnicza i intrygująca. A przez to bardzo niebezpieczna. Dlatego 
ją odrzucił. 

Teraz  jednak  postrzegał  ją  inaczej.  Przede  wszystkim  była  twardą,  bezwzględną 

bizneswoman. Tego był pewien, bo znów usłyszał o niej różne opowieści, tym razem z bardzo 
wiarygodnych źródeł. Jednak poza pracą wykazywała dużo ciepłych uczuć. Przejmowała się 
losem  ludzi  odrzuconych,  była  też  serdeczną  sąsiadką.  Cudownie  też  odnosiła  się  do  jego 
syna, po prostu ofiarowała mu serce. 

background image

Nie było w tym żadnej sprzeczności. Ludzie twardzi, a nawet bezwzględni w firmie, nie 

muszą być zimnymi draniami. Wyznają po prostu zasadę, że „praca to nie piknik”, nie ma tu 
miejsca na sentymenty, natomiast po pracy stają się inni, dopuszczają do siebie różne uczucia, 
pozwalają mówić sercu. By jednak być takim, nie można mieć kruchej i eterycznej natury. I 
Shannon taka nie była. 

–  Podobnie  jak  ja.  Wiele  lat  pracowałem  za  granicą,  dlatego  smakuje  mi  w  zasadzie 

wszystko. Jeżeli jednak chcesz, żeby i Jeremy czegoś spróbował, zamów też coś łagodnego. 

– Dobrze, powiem im, żeby mielone chili podali nam oddzielnie. 
Shannon  zamówiła  przez  telefon  cały  zestaw  różnych  dań,  a  także  z  niepojętą  maestrią 

(czy też nieodpartym wdziękiem) załatwiła hamburgera, frytki i mleko. 

– Chyba trochę przesadziłaś z zamówieniem – powiedział Alex. 
–  Nie  sądzę.  –  Uśmiechnęła  się.  –  Myślę,  że  masz  równie  monstrualny  apetyt  jak  moi 

bracia. 

– Musisz być bardzo z nimi związana? – spytał z ledwie skrywaną zazdrością. 
–  Bardzo.  Co  prawda  często  doprowadzają  mnie  do  szału,  bo  uwielbiają  wtrącać  się  w 

moje życie, a Kane za bardzo wziął sobie do serca rolę głowy rodziny. Jednak kiedy trzeba 
było rozprawić się z jednym czy drugim jaskiniowcem, zrobili to perfekcyjnie. 

– Jaskiniowcem?
–  Nie  uwierzyłbyś,  z  kim  się  spotykałam  jako  nastolatka.  Jednak  bracia  nieraz  mocno 

przesadzili. 

– To znaczy?
– Kiedy zaczęłam umawiać się na randki, Neil i Kane przez pierwsze pół roku chodzili za 

mną krok w krok. Dylan i Connor też nie byli zachwyceni, ale przynajmniej suszyli mi głowę 
w domu. Możesz sobie wyobrazić, jak się czułam? Marzę o pierwszym pocałunku, ale wiem, 
że za każdym krzaczkiem może kryć się braciszek, który marzy tylko o tym, by kochasiowi 
siostry spuścić łomot. 

Alex roześmiał się szczerze. Niby się skarżyła, ale w głębi duszy była zadowolona, że w 

każdej chwili mogła liczyć na braci. On i jego brat nie zapewnili tego swojej siostrze. Trzy 
osobne wyspy pod jednym dachem. 

–  A  miałaś  z  jakimś  chłopakiem  takie  kłopoty,  że  bez  pomocy  braci  byś  sobie  nie 

poradziła?

– Ja? Ależ skąd. Zawsze doskonale sobie daję radę sama. – Jej oczy błysnęły złowrogo. 
Jakaś  tajemnica,  pomyślał,  ale  nie  zamierzał  dociekać.  Intrygowało  go  natomiast,  czy 

Shannon  rzeczywiście  jest  taka  twarda,  na  jaką  wyglądała.  A  może  jednak  był  powód,  dla 
którego jej bracia wciąż ją chronili?

Widział swoją siostrę Gail raz w ciągu ostatnich trzech lat. Była twardą kobietą, nie miał 

jednak pewności, czy gdyby potrzebowała pomocy, zwróciłaby się właśnie do niego. 

To uczucie nie było przyjemne, a nie chciał już dłużej myśleć o nieprzyjemnych rzeczach. 

Usiadł obok Jeremy’ego, który znowu się bawił kolejką elektryczną. Tibbles siedział oparty o 
jedną z makiet wiktoriańskich domów. Alex pomyślał, że pluszowy królik wygląda, jakby był 
wstawiony. Jedną nogę miał nonszalancko przełożoną przez drugą, a ucho zasłaniało oko. Tak 

background image

naprawdę  nienawidził  tej  zabawki.  Była  ucieleśnieniem  wszystkiego,  czego  nie  chciał 
pamiętać. Synek przyczepił się do królika jak rzep. Po stracie matki izolował się od otoczenia. 
Dopiero kiedy pojawiła się Shannon, przestał tak histerycznie reagować na próby odebrania 
mu Tibblesa choćby na chwilę. 

– Czu, czu, czu! – wykrzykiwał radośnie. 
Alex  spojrzał  w  stronę  kominka,  gdzie  Shannon,  klęcząc,  dokładała  drewna  do  ognia. 

Wyglądała jak starożytna bogini z tą swoją aureolą kasztanowych włosów, pięknym profilem 
i niezwykle zgrabną sylwetką. 

– Dziwię się, że nie masz elektrycznego kominka, jest wygodniejszy w użyciu – zagadnął. 
– Wolę prawdziwy ogień. – Zapatrzyła się ma moment w tańczące płomienie. – Daje inne 

ciepło, a jego tajemniczy blask... – Uśmiechnęła się marzycielsko. – Co roku jeździmy z moją 
mamą do Irlandii. W domu, w którym się urodziła, jest kominek czy raczej palenisko, które 
zajmuje pół kuchni. Nad nim wiszą miedziane garnki i dzbanki, które odbijają ogień. Kiedy 
tam  jestem,  czuję  się  bezpieczna  i  radosna,  jakbym  miała  pewność,  że  zawsze  wszystko 
będzie dobrze i nic nigdy się nie zmieni na tym najlepszym ze światów. 

–  Wszystko  się  zmienia  –  skomentował  ostrzej,  niżby  chciał.  Niestety  życie  w  dość 

okrutny sposób nauczyło go tej prawdy. 

– Wiem... Doświadczyłam tego, będąc niewiele starsza od Jeremy’ego, a jednak miła jest 

świadomość,  że  moi  dziadkowie  mieszkają  wciąż  w  małym  domku.  Wprawdzie  Kane 
niejednokrotnie chciał im wybudować willę z wszelkimi wygodami w Seattle, oni jednak za 
nic nie chcą się zgodzić. 

– Dlaczego?
– Tyle pokoleń z woli Boga wyrosło w ich domu, czują się strażnikami tego miejsca. Nie 

ruszą się ze skrawka ziemi, który Bóg im ofiarował na cały ich żywot. Słyszałam to często od 
babci. 

– Pewnie nie była zadowolona z wyjazdu córki do Ameryki?
–  Nie  akceptowali  mojego  ojca.  To  znaczy...  Cóż,  mój  ojciec  był  przed  ślubem  trochę 

narwany, a oni byli bardzo tradycyjną rodziną. Mówili, że jest nieokiełznany, co w ich ustach 
nie było pochwałą. No i porwał ukochaną córkę za ocean. 

„Nieokiełznany?”
Alex uśmiechnął się pod nosem. 
– Jesteś podobna do twojego ojca, prawda?
–  Tak  –  odparła  z  dumą.  –  Chociaż  w  rodzinie  to  Patrick  ma  opinię  największego 

narwańca.  „Wykapany  tatuś”,  mawia  moja  mama.  Jednak  i  on  się  ustatkował,  ożenił  się 
niedługo po Kanie. 

–  Rozumiem,  że  w  twojej  rodzinie  małżeństwo  traktuje  się  jak  kotwicę,  która 

przytrzymuje szalonych O’Rourke ów, w bezpiecznej przystani?

– Można to tak ująć. – Roześmiała się. – Ze mną jednak to się nie uda. 
W  jej  zielonych  oczach  znowu  pojawił  się  jakiś  nieodgadniony  błysk.  Alex  raz  jeszcze 

poczuł,  że  Shannon  coś  ukrywa.  Z  jednej  strony  chciałby  się  dowiedzieć,  co  to  takiego,  z 
drugiej  jednak  w  głowie  zapalała  mu  się  ostrzegawcza  lampka.  Takie  kobiety  były 

background image

fascynujące, ale też zbyt skomplikowane dla wdowca z małym dzieckiem. Na próżno jednak 
powtarzał sobie, że nie powinien dłużej ciągnąć tego niebezpiecznego tematu. 

– Dlaczego? – Przysunął się do niej. 
–  To  proste.  Jestem  zbyt  niezależna,  lubię  postawić  na  swoim,  dużo  pracuję  i  nie  chcę 

tego zmieniać. Gdzie tu miejsce na udane małżeństwo?

Alex dałby głowę, że nie była to prawda, a przynajmniej nie cała. 
– Trudno w to uwierzyć. Lubisz dzieci i świetnie sobie z nimi radzisz. Wydaje mi się, że 

chciałabyś mieć rodzinę. 

–  Skąd  wiesz,  że  dobrze  sobie  radzę  z  dziećmi?  Z  Jeremym  po  prostu  się  lubimy,  stąd 

nasza zażyłość. 

– A dlaczego się lubicie? – zaśmiał się. – Bo masz dar do dzieci. 
– Nie o to chodzi. Rozumiemy się z twoim synem, bo mamy podobne przeżycia za sobą. 

Kiedy  mój  ojciec  zginął  w  wypadku,  miałam  osiem  lat.  W  jednej  chwili  byłam  pogodną, 
ciągle śmiejącą się dziewczynką, a w następnej... – Głos się jej załamał, oczy pociemniały. 

– Nie musisz kończyć – powiedział miękko. 
– Muszę ci to powiedzieć, bo może dzięki temu lepiej zrozumiesz Jeremy’ego. Wiem, co 

przeżywa  dziecko,  któremu  zawalił  się  świat.  Wiem,  co  to  znaczy  cierpieć  tak  bardzo,  że 
człowiek najchętniej wpełzłby do dziury, żeby nikt go nie mógł znaleźć i żeby nareszcie mógł 
się wypłakać i wykrzyczeć. – Mówiła szybko, z ulgą, jakby pozbywała się wielkiego ciężaru. 

Miał  wyrzuty  sumienia,  że  skłonił  ją  do  zwierzeń.  Jednego  mógł  być  pewien.  Shannon 

chciała  dla  Jeremy’ego  jak  najlepiej,  na  pewno  zatem  się  zgodzi,  żeby  podał  jej  numer  w 
przedszkolu. Przeczesał włosy nerwowym gestem. 

–  Chciałbym cię  poprosić  o  przysługę  –  powiedział  nieśmiało.  –  Chodzi  o  Jeremy’ego. 

Panie w przedszkolu prosiły, żeby podać awaryjny kontakt, gdybym akurat był nieuchwytny. 
Przepraszam,  że  cię  o  to  proszę,  ale  to  musi  być  ktoś,  kto  mieszka  niedaleko  przedszkola. 
Zrozumiem, jeśli odmówisz... 

– No co ty. – Wyjęła z torebki wizytówkę i napisała coś na odwrocie. – To mój numer do 

biura,  tu  domowy  i  na  komórkę,  a  także  telefon  mojej  asystentki.  Zawsze  wie,  gdzie  mnie 
szukać. Dzwoń, kiedy tylko będę mogła w czymś pomóc. 

Shannon  naprawdę  była  miła  i  bezpośrednia.  Wziął  od  niej  wizytówkę  i  zagapił  się  na 

moment w jej skrzące zielone oczy, a potem wzrok ześliznął mu się na jej apetyczne, pełne 
usta. I zaraz poczuł panikę. Nie chciał, by ta kobieta mu się spodobała. Nie chciał komplikacji 
i zawirowań. Potrzebował spokoju i stabilizacji. 

Dzwonek do drzwi wyrwał go z rozmyślań. 
– O, to pewnie nasza kolacja. 
Sięgnął po portfel, ale Shannon pokręciła głową. 
– Przecież to ja stawiam. 
– Ale... – Nie mógł pozwolić, by kobieta zapłaciła za kolację. Takie miał zasady. 
– Żadnych ale. – Zerwała się z podłogi. Wydostanie się spod spojrzenia Aleksa sprawiło 

jej pewną ulgę. Już  nie pamiętała, kiedy ostatnio  musiała włożyć tyle wysiłku,  żeby się  nie 
zaczerwienić. Jego spojrzenie było takie intensywne... Z niezadowoleniem myślała, że znowu 

background image

wpadł jej w oko ktoś, kto może tylko skomplikować jej życie. Nie miała szczęścia w miłości, 
ale czy musiał spodobać jej się akurat opłakujący śmierć żony wdowiec z małym synkiem?

– A jak tam w college’u? – zapytała, kiedy zasiedli do dużego stołu w salonie. Ten temat 

był  przynajmniej  zupełnie  neutralny.  Powietrze  wypełnił  zapach  egzotycznych  przypraw,  a 
Shannon rozkładała dymiące potrawy na talerze. 

–  Całkiem  nieźle.  Nie  wiedziałem  jednak,  że  wykładanie  podstaw  inżynierii  studentom 

pierwszego roku może być tak trudne. 

– Myślałam, że wykładasz już od wielu lat. 
–  Nie,  uczę  dopiero  pierwszy  rok.  Wcześniej  związany  byłem  z  różnymi  projektami 

budowlanymi.  Często  wyjeżdżałem,  pracowałem  w  wielu  miejscach  na  całym  świecie. 
Uznałem  jednak,  że  teraz,  kiedy  opiekuję  się  synem,  muszę  gdzieś  osiąść,  bo  dziecko 
potrzebuje stabilizacji. 

– No tak, małemu pewnie łatwiej było się zaadaptować, kiedy przemieszczaliście się we 

trójkę. 

– Nie, było inaczej. – Nieco się zmieszał. – Uwielbiam egzotyczne kraje, lecz Kim wręcz 

przeciwnie. Wolała mieszkać w naszym domu w Minnesocie, a ja dolatywałem, kiedy tylko 
mogłem. Tak było najlepiej. 

Ciekawe dla kogo, pomyślała Shannon. Nie mieściło jej się w głowie, że można pozwolić 

na tak długie rozstania. Alex jeździł tam, gdzie zdobył kontrakt, bo taką miał pracę, lecz Kim 
wolała zostać w wygodnym domu. Jakże bardzo różniła się od jej matki, która, gdy była taka 
potrzeba,  podążała  z  dziećmi  za  mężem,  który  też  znajdował  zatrudnienie  w  różnych 
miejscach. 

Oczywiście tę refleksję zachowała dla siebie. 
– Może powinieneś uczyć studentów z ostatnich lat, przed dyplomem? – zmieniła temat. 

– Byłoby ci łatwiej. 

– Przydzielą mi takie grupy w przyszłym roku. Wiesz, trochę brakuje mi wyjazdów, ale 

jeszcze  bardziej  twórczej  pracy  nad  projektami,  choć  w  sumie  nie  jest  źle.  Przekazywanie 
wiedzy przyszłym inżynierom to też ciekawe zajęcie. 

– Nie możesz zaczepić się gdzieś jako konsultant przy projektach? Taka dodatkowa praca 

mogłaby być atrakcyjna. 

–  Myślałem  o  tym,  ale  wiesz,  jak  to  jest  po  przeprowadzce.  Trzeba  najpierw 

uporządkować domowe sprawy. Teraz zacznę się za czymś rozglądać. 

Shannon  postanowiła  napomknąć  Kaneowi  o  doktorze  McKenziem.  Jej  brat  zatrudniał 

tylko najlepszych i najbardziej błyskotliwych specjalistów, a Alex z pewnością taki właśnie 
był.  Obawiała  się  jednak,  że  jak  tylko  napomknie  Kane’owi  o  sąsiedzie  inżynierze,  zaraz 
podda ją przesłuchaniu, na co nie miała najmniejszej ochoty. 

Gdy spojrzała na Jeremy’ego, zauważyła, że chłopiec ma niezadowoloną minę. Wcześniej 

Shannon  nie  zachęcała  go,  żeby  spróbował  tajskich  potraw.  Na  jego  talerz  nałożyła 
hamburgera i frytki, jednak najwyraźniej nie zapomniał o złożonej mu wcześniej propozycji. 

– Mówiłaś, że będę mógł spróbować – przypomniał jej z wyrzutem. 
– Jasne, czego chcesz spróbować najpierw? – Gdy wskazał na jej talerz, uśmiechnęła się. 

background image

– Świetny wybór. To jest właśnie ten pyszny kurczak, o którym ci mówiłam. Przyrządzony na 
słodko z orzeszkami i mlekiem kokosowym. – Nałożyła mu niewielką porcję. W zestawie był 
też świeży szpinak, ale akurat to wiedziała o dzieciach: prawie wszystkie nie cierpią zielonej 
mazi. 

Jeremy chwilę się wahał, spróbował, a już po chwili spytał z nadzieją:
– Mogę jeszcze trochę?
– Czy mogę prosić o dokładkę – poprawił go automatycznie Alex. 
Wpatrywał się w syna z osłupieniem. 
–  Czy  mogę  prosić  o  dokładkę  i  czy  tata  może  też  prosić  o  dokładkę?  –  wyrecytował 

Jeremy. 

Shannon  zaśmiała  się  serdecznie.  –  I  ty  możesz,  i  tata  też.  Możecie  prosić,  o  co  tylko 

zechcecie. 

To  niecałkiem  prawda,  pomyślał  Alex.  Między  tym,  czego  pragnął,  a  tym,  co  mógł 

otrzymać, istniała prawdziwa przepaść. Jego zainteresowanie Shannon było niewłaściwe. Nie 
był  to  ani  czas,  ani  miejsce  na  takie  uczucie.  Zarówno  ze  względu  na  Jeremy’ego,  jak  na 
niego samego trzeba to zainteresowanie ukryć jak najgłębiej. 

Właśnie  w  momencie,  kiedy  podjął  to  postanowienie,  Shannon  oblizała  usta  z  resztek 

sosu.  Zrobiła  to  w  sposób  tak  bezwiednie  erotyczny,  że  Alex  omal  nie  wypuścił  widelca  z 
dłoni. 

Pomyślał  z  rezygnacją,  że  zachowywanie  się  wobec  Shannon  w  sposób  obojętny  może 

być zadaniem niezwykle trudnym, kto wie, czy nieprzerastającym jego możliwości. 

Znacznie później, już we własnym mieszkaniu, po położeniu Jeremy’ego do łóżka, Alex 

zasiadł  wygodnie  w  salonie  i  oddał  się  rozmyślaniom.  Zawsze  lubił  seks.  Był  również 
niezwykle  czuły  na  kobiece  wdzięki.  Nieraz  miał  okazję,  szczególnie  podczas  swoich 
rozlicznych  wyjazdów,  przekonać  się,  jakie  wrażenie  robił  na  kobietach  i  często  odmawiał 
różnym  propozycjom.  Sama  myśl  o  tym, że  mógłby zdradzić  żonę,  była  mu  wstrętna.  Jego 
rodzice zdradzali się nawzajem i był to jeden z powodów, dla których ich życie, a także życie 
ich dzieci, zamieniło się w piekło. 

Jak by zareagowała Kim, gdyby mógł się jej teraz zwierzyć ze sposobu, w jaki myślał o 

swojej  sąsiadce?  Powiedziałaby  pewnie  coś  wyważonego  i  rozsądnego,  na  przykład:  „Te 
uczucia  są  zupełnie  naturalne.  Nie  obwiniaj  się”.  Tak,  Kim  miała  w  sobie  wręcz  buddyjski 
spokój,  co  czasami  go  irytowało.  Jednak  to  przecież  takiej  właśnie  kobiety  potrzebował. 
Spokój Kim działał kojąco na jego biorące się przeszłości rozdarcie. 

Kim  nigdy  nie  podnosiła  głosu,  nie  miała  zresztą  powodu,  bo  nic  nie  było  jej  w  stanie 

zdenerwować. 

Aleksowi znowu przyszła na myśl Shannon. Była nieocenioną pomocą, jeśli chodzi o jego 

syna,  ale  bał  się,  że  jeżeli  te  kontakty  się  zacieśnią,  Jeremy  nabije  sobie  głowę  myślami  o 
„nowej mamusi”. Ciężko mu było się do tego przyznać, ale bardzo mu się podobała i bardzo 
jej  pragnął.  Niestety  nie  było  możliwości,  żeby  romans  z  sąsiadką  nie  pociągnął  za  sobą 
istotnych zobowiązań. Poza tym Shannon z pewnością nie bawiła się w takie ulotne związki. 

background image

Mimo że starała się stwarzać pozory nowoczesnej kobiety, Alex wiedział swoje. Potarł kark z 
rezygnacją. Dlaczego jego życie nagle tak się skomplikowało?

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Shannon  sączyła  herbatę  i  z  zainteresowaniem  rozglądała  się  po  wypełnionej  do 

ostatniego miejsca kawiarni. Widziała głównie zakochane pary z czułością patrzące sobie w 
oczy.  Nie  wiedzieć  czemu  ten  widok  sprawił,  że  zaczęła  myśleć  o  Aleksie  McKenziem.  A 
właściwie,  musiała  przyznać,  wcale  nie  musiała  widzieć  przed  sobą  całujących  się 
zakochanych, żeby o nim myśleć... 

Westchnęła  głęboko  i  wyszła  z  kawiarni.  Na  ulicy  owionął  ją  chłodny  wiatr.  Liście 

tańczyły  w  powietrzu,  a  chodnik  lśnił  od  mrozu.  Znowu  westchnęła  i  sięgnęła  po  telefon, 
który właśnie zaczął dzwonić. 

– Shannon, tu Alex. 
– Cześć – powiedziała zaskoczona. 
– Czy ci nie przeszkadzam? – Był zdenerwowany, spięty. 
–  Nie,  właśnie  skończyłam  świąteczne  zakupy.  Czy  coś  się  stało?  –  zapytała  z 

niepokojem. 

– Nic wielkiego. Jeremy chce, żeby go wcześniej odebrać z przedszkola. Mówi, że źle się 

czuje. To chyba nic poważnego, ale mam w pracy kryzysową sytuację i nie mogę teraz wyjść. 
Głupio mi cię prosić, ale... 

– Daj spokój – przerwała mu. – Zabiorę go do siebie, na pewno sobie poradzimy. – Po 

drugiej stronie zaległa cisza. 

– Alex, jesteś tam?
– Tak, przepraszam. Jestem ci bardzo wdzięczny. Powinienem wrócić do piątej. 
Zamienili  jeszcze  kilka  słów,  a  gdy  skończyli  rozmowę,  Shannon  ogarnęła  panika.  Nie 

wiedziała, jak się zająć dzieckiem, i do tego chorym!

– Idiotko, nie chodzi o ciebie, tylko o Jeremy’ego! – zrugała się. – Weź się w garść. 
Chodziło  też  o  Aleksa.  Do  tego  jednak  wstydziła  się  przyznać  sama  przed  sobą.  Po 

drugiej  wspólnej  kolacji  liczyła  na  to,  że  stosunki  między  nimi  się  zacieśnią,  ale  Alex  czuł 
wyraźny dyskomfort,  gdy musiał ją o coś ją poprosić. To nie rokowało najlepiej. Sąsiedzka 
pomoc to przecież najnaturalniejsza rzecz w świecie... 

W przedszkolu przywitała ją starsza pani. 
–  Pani  Shannon  O’Rourke?  Witam,  nazywam  się  Helen  Davis.  Niestety  Jeremy  jest 

bardzo zdenerwowany. 

– Co się stało?
–  Powiedziałyśmy  mu,  że  pani  po  niego  przyjedzie  i  bardzo  się  ucieszył.  Jedna  z 

opiekunek zaproponowała, że zszyje mu pluszowego królika, z którym się nie rozstaje, i od 
tej chwili nie możemy sobie dać z Jeremym rady. 

– Czyżby opiekunka próbowała mu zabrać Tibblesa? – zapytała Shannon z niepokojem. 
– Niezupełnie... – odparła pani Davis z pewnym wahaniem. 
– Shannon! – usłyszała zapłakany głos Jeremy’ego. Chłopiec podbiegł do niej, a kiedy się 

do niego nachyliła, złapał ją za szyję i wtulił się z całej siły. 

background image

– Cześć, mały, co się dzieje? – zapytała miękko. 
– Ta pani chciała pokłuć Tibblesa! – krzyknął przez łzy. 
– To straszne, ale przecież już jest OK. Pojedziesz ze mną do domu?
–  Tak.  Tibbles  jest  bardzo  zmęczony.  Musi  się  położyć.  Biedny  maluch  wstydził  się 

przyznać,  że  jest  śpiący,  więc  zrzucał  winę  na  przyjaciela.  Shannon  odsunęła  mu  kosmyk 
ciemnych włosów z czoła. Wydało jej się zbyt ciepłe, ale dzieci zawsze są rozgrzane. 

– No to jedziemy. 
Zaniosła  go do samochodu,  a w  domu  ułożyła na  materacu na  wprost  choinki.  Otulony 

kocem  Jeremy  zwinął  się  w  kłębek,  przytulił  Tibblesa  i  ssąc  kciuk,  przyglądał  się  przez 
chwilę wiktoriańskiemu miasteczku, a po chwili zasnął. 

Alex gnał po autostradzie, znacznie przekraczając dozwoloną prędkość. Wciąż myślał o 

przerażonej  dziewczynie,  którą  pozostawił  w  klinice  uniwersyteckiej.  Rita  Sawyer, 
niepełnoletnia,  wybitnie  uzdolniona  studentka  pierwszego  roku,  przyszła  do  niego  z 
problemem.  Sytuacja  była  tak  poważna,  że  zdecydował  poprosić  Shannon  o  odebranie 
Jeremy’ego,  czego  za  wszelką  cenę  pragnął  uniknąć.  Z  wściekłością  zacisnął  ręce  na 
kierownicy.  Gdyby  tylko  zdołał  odkryć,  który  z  zawodników  uniwersyteckiej  drużyny 
futbolowej  wpędził  dziewczynę  w  kłopoty!  Od  razu  odechciałoby  się  gówniarzowi  takich 
zabaw! Niestety Rita była zbyt roztrzęsiona i przerażona, żeby wyjawić nazwisko tego, który 
był odpowiedzialny za jej stan. 

Podjechał pod budynek. Z apartamentu Shannon biły światło i ciepło. Z jego strony było 

ciemno  i  wiało  chłodem.  Prychnął  z  niezadowoleniem.  Czyżby  stawał  się  sentymentalny? 
Przecież  dom  to  tylko  cegły  i  cement,  nic  więcej.  Zamierzał  zapukać,  gdy  Shannon  mu 
otworzyła. 

–  Jeremy  śpi  –  powiedziała  szeptem.  –  Myślę,  że  ma  lekką  gorączkę,  ale  to  chyba  nic 

poważnego. 

– Chcesz powiedzieć, że jest chory? – Niemal ją odepchnął i wbiegł do salonu. Zobaczył, 

że chłopiec śpi spokojnie, przytulając królika do piersi. – Mój Boże. – Alex z zakłopotaniem 
potarł  kark.  –  Jeremy  od  kilku  dni  narzekał,  że  się  źle  czuje,  mówił,  że  go  boli  brzuch. 
Opiekunki z przedszkola twierdziły, że symuluje, żeby zostać w domu. 

Usiadła obok chłopca, odsunęła mu kosmyk włosów z twarzy. Czuły, spontaniczny gest. 

Aleksowi ścisnęło się serce. Shannon jako jedyna potrafiła dotrzeć do Jeremy’ego, a przecież 
tak bardzo różniła się od Kim. Nie potrafił tego zrozumieć. 

– Może złapał jakąś infekcję. Nie sądzę jednak, żeby to było coś poważnego. Napijesz się 

czegoś? Coli albo wina? Wyglądasz na zmęczonego. 

– Chętnie napiję się coli, dzięki. 
Gdy  zniknęła  w  kuchni,  Alex  ukląkł  przy  Jeremym  i  położył  mu  dłoń  na  czole.  Było 

cieplejsze niż zwykle, ale niewiele. Z poczuciem ulgi powrócił na wygodny, miękki fotel. Za 
kilka dni być może Jeremy nie będzie już pamiętał, że to Shannon odebrała go z przedszkola. 
Dzieci  szybko  zapominają.  Ile  razy  słyszał  to  zdanie?  Po  śmierci  Kim  wszyscy  mu 
powtarzali: „Czas leczy rany”. Radzono mu też, żeby zapisał się do jakiejś grupy wsparcia lub 

background image

skorzystał z pomocy psychologa. Jeremy również. 

On miał jednak pewność, że nie potrzebuje takiej pomocy. Wszystko, co chciał osiągnąć, 

to  pewność,  że  jego  syna  nie  spotka  już  nic  złego.  Alex  westchnął  ciężko.  Gdyby  częściej 
bywał w domu, być może Kim zdiagnozowano by wcześniej, a wtedy... 

– Alex? – Shannon ze zmarszczonym czołem stała w progu salonu. 
– Dziękuję ci za wszystko. 
– Przecież powiedziałam, że chętnie pomogę. – Wzruszyła ramionami. 
Jej bezinteresowność go zadziwiała. Rodzice nauczyli go, że ludzie zawsze czegoś chcą i 

nie robią nic tak po prostu, z dobroci serca. A jednak Shannon O’Rourke, za którą uganiał się 
pewnie  tłum  przystojnych  i  zamożnych  kawalerów,  nie  mogła  chcieć  niczego  od  wdowca 
obarczonego małym dzieckiem... 

Odkaszlnął, wziął od niej szklankę z colą. Powinien teraz szybko wymyślić jakąś zgrabną 

wymówkę i zabrać syna do domu. 

– Myślisz, że Jeremy symuluje chorobę, żeby zwrócić na siebie uwagę? – spytała. 
– Tak mi się zdawało, ale teraz już nie wiem, komu wierzyć. Może naprawdę źle się czuł? 

Zaczynam martwić się o jego zdrowie. 

– Niepotrzebnie. Dzieci często coś łapią, to normalne. – Shannon zadzwoniła do matki i z 

niepokojem  opisała  jej  stan  Jeremy’ego.  Mama  uspokoiła  ją,  a  potem  rozgadała  się  o 
dziecięcych przypadłościach. – Wszystkie dzieci wymyślają różne historyjki i fantazjują. To 
też całkiem normalne. 

– Skąd ta pewność?
–  Moja  najmłodsza  siostra  odstawiała  sceny  godne  Oscara.  Wprost  fantastycznie 

symulowała różne choroby, oszukiwała  nawet  lekarzy, na  szczęście moja  mama nie dawała 
się nabierać, bo inaczej pewnie zmarłaby na zawał. 

– A ty nie odgrywałaś Julii na łożu śmierci?
– Ależ  skąd, miałabym  kłamać?  – spytała ze  zgrozą.  – Zawsze słuchałam  się mamusi  i 

anioła stróża, byłam wzorowym dzieckiem. 

–  Akurat!  Przecież  ustaliliśmy  już,  że  odziedziczyłaś  nieokiełznaną  naturę  po  ojcu. 

Siwizna pani O’Rourke to twoja robota, przyznaj się. 

Uśmiech na jej twarzy zgasł nagle. 
–  Po  śmierci  ojca  przyrzekłam  sobie,  że  mama  nie  będzie  miała  ze  mną  żadnych 

kłopotów. Każdy z nas przeżywał tę śmierć inaczej, a ja postanowiłam być dzielna. Chciałam 
być dla matki podporą. – Jej piękne oczy zaszły mgłą. 

– Shannon, nie musisz o tym opowiadać – powiedział łagodnie. 
– Chcę... Mój ojciec zginął w wypadku, w tartaku, gdzie pracował. Od tamtego czasu nie 

okazuję bólu, nikt nie pozna, że zostałam zraniona. Nigdy i nikt. Obracam wszystko w żart, 
odgryzam się i udaję, że nic się nie stało. 

– W domu pełnym ludzi zawsze sama ze swym smutkiem... 
–  Najważniejsze,  że  najgorsze  już  za  mną,  no  i  udało  mi  się  nie  wyrosnąć  na  potwora, 

prawda?

– Udało się – odrzekł z uśmiechem. 

background image

–  Chcę  przez  to  powiedzieć,  że  Jeremy  dzięki  twojej  miłości  też  wyrośnie  na  dobrego 

człowieka. 

Nie  powiedziała  w  zasadzie  niczego,  czego  by  już  nie  wiedział,  ale  w  jej  ustach  słowa 

nabrały mocy. Przeżyła śmierć ojca, Jeremy doznał podobnej straty, więc jej zapewnienie, że 
„wszystko będzie dobrze”, brzmiało jak gwarancja. 

– Mówisz więc, że nie powinienem się martwić?
–  Ależ  skąd.  Zawsze  będziesz  się  martwił  o  Jeremy’ego.  Jesteś  jego  tatą.  Moja  mama 

twierdzi, że rodzic to taki ktc>ś, kto zawsze martwi się o dzieci do końca swych dni. 

Spodobało mu się, że nazwała go „tatą”, nie ojcem. Każdy mężczyzna może być ojcem, 

ale nie każdy jest tatą... Zaznał tego w dzieciństwie. 

–  Alex,  nie  jestem  ekspertem  w  wychowywaniu  dzieci.  Kiedy  Jeremy  zasnął, 

zadzwoniłam  do  mamy,  bo  z  kolei  ona  jest  ekspertem  co  się  zowie,  wychowała  całą  naszą 
dziewiątkę, i to z niezłym skutkiem. 

– Nie potrafię sobie nawet tego wyobrazić.  Jeden Jeremy spędza  mi  sen z  powiek, a tu 

taka gromada. 

– Mama twierdzi, że przy każdym kolejnym dziecku jest łatwiej. 
–  Dzielna  z  niej  kobieta.  Może  by  mi  doradziła,  jak  pomóc  niepełnoletniej,  wybitnie 

uzdolnionej studentce, która zaszła w ciążę? – Alex wciąż nie mógł zapomnieć przerażonych, 
zapłakanych oczu Rity. 

– Niepełnoletniej? – Shannon popatrzyła na niego z napięciem. 
– Tak. Członek uniwersyteckiej reprezentacji futbolowej uwiódł ją, ponieważ założył się 

o  jej  cnotę  z  kolegami  z  drużyny.  Rita  ma  do  mnie  zaufanie,  więc  mi  się  zwierzyła  po 
zajęciach.  Dlatego  prosiłem  cię  o  odebranie  Jeremy’ego.  Dziewczyna  była  strasznie 
roztrzęsiona. Nie mogłem jej zostawić w tym stanie. 

– Zabiję drania! – z furią syknęła oczy Shannon. 
– Spokojnie. 
– Podaj mi tylko jego nazwisko, a już dostanie za swoje!
– Chętnie sam bym mu dołożył, ale Rita nie chce wyjawić jego nazwiska. 
Alex patrzył zafascynowany na rozpalone wściekłością policzki Shannon. On zareagował 

na  tę  sytuację  w  sposób  rozumowy,  chłodny  i  logiczny, mimo  że  też  był  wściekły na  tego 
łajdaka. Ona jednak zupełnie dała się ponieść emocjom. Przez myśl przemknęła mu teoria o 
dopełniających  się  elementach  żeńskich  i  męskich.  Yin  i  yang,  dwie  połówki  jabłka, 
przyciągające się przeciwieństwa... Otrząsnął się, zerwał na równe nogi. 

– Dziękuję ci za wszystko, naprawdę. Jeżeli Jeremy rzeczywiście coś złapał, to nie chcę 

cię narażać. Mogłabyś się od niego zarazić. 

– A co z twoją studentką?
– Zostawiłem ją pod opieką psychologa w szpitalu uniwersyteckim. Pewnie niepotrzebnie 

wspomniałem o jej kłopotach, ale powinnaś wiedzieć, że miałem naprawdę ważny powód, by 
poprosić cię o pomoc. – Zabrzmiało to nieco niegrzecznie. Ponadto nie było w tym prawdy. 
Alex  chciał  się  z  kimś  podzielić  swoim  zmartwieniem.  Psycholog  w  przychodni 
przyszpitalnej  podszedł  do  sprawy  bez  emocji.  Rozmawiał  z  Aleksem  w  sposób  wysoce 

background image

profesjonalny  i  zupełnie  wyzuty  z  uczuć.  Alex  sam  uważał  się  za  osobę  zrównoważoną  i 
spokojną,  jednak  sprawa  Rity  wymykała  się  prostym  szablonom.  Na  tak  krzyczącą 
niesprawiedliwość należało raczej zareagować tak jak Shannon. 

– Pora już na nas, synku. – Nachylił się nad Jeremym. Gdy chłopiec wtulił się mocniej w 

poduszkę, Alex podniósł go delikatnie. 

– Nie, tatusiu, chcę zostać u Shannon. – Jeremy był bliski płaczu. 
Alex  oczywiście  rozumiał,  że  jego  syn  miał  tu  wiele  atrakcji.  Uwielbiał  kolejkę 

elektryczną  i  miniaturowe  miasteczko.  Kiedy  zaproponował  mu,  że  pójdą  razem  wybrać 
choinkę,  jego  syn  westchnął  tylko  głęboko  i  stwierdził:  „I  tak  nie  będzie  taka  fajna  jak 
choinka  Shannon”.  Jak  dziecko  może  zakochać  się  w  kimś  zupełnie  bez  pamięci  w  tak 
krótkim czasie? To było wręcz niepojęte. 

Zaniósł  syna  w  stronę  drzwi,  a  Shannon  podążyła  za  nimi,  trzymając  w  dłoniach 

kurteczkę  Jerem/ego.  Kiedy  odwrócił  się  do  niej,  żeby  się  pożegnać,  poczuł  ledwie 
zauważalny zapach jej perfum. Ten zapach był zarazem subtelny i głęboko erotyczny. Zatonął 
na moment w jej głębokich zielonych oczach. 

–  Eeee...  –  próbował  pokryć  zmieszanie.  –  Jeszcze  raz  wielkie  dzięki  za  wszystko.  –

Otulił  syna  kurtką  i  szybko  wyszedł,  nie  czekając  na  odpowiedź.  Shannon  sprawiała,  że 
wszystkie postanowienia brały w łeb. Jej obecność wzbudzała w nim sensacje, jakich wolałby 
nie  odczuwać.  To,  że  nie  potrafił  nad  sobą  zapanować,  wzbudzało  w  nim  przerażenie. 
Najlepszym sposobem na pozbycie się tego uczucia była zatem ucieczka. 

background image

ROZDZIAŁ PIATY

Upór Jeremy’ego stawał się trudny do zniesienia. 
– Nie zostanę z niańką!
–  Nie  ma  innego  wyjścia  synku.  –  Alex  westchnął  głęboko.  –  Musisz  z  kimś  zostać  w 

domu, dopóki nie upewnimy się, że jesteś zdrowy. Dopiero wtedy wrócisz do przedszkola. 

– Nie chcę do przedszkola! Chcę zostać u Shannon!
Alex  potarł  czoło  z  rezygnacją.  Całą  noc  siedział  przy  łóżku  Jeremy’ego,  sprawdzając, 

czy nie podskoczyła gorączka i czy synek spokojnie oddycha. 

Zrobiłby wszystko dla swojego dziecka, jednak  chodziło o Shannon... Bał się stąpać po 

kruchym lodzie. Wiedział, że można jej zaufać, jeśli chodzi o Jeremy’ego,  jednak sobie nie 
mógł zaufać. Musiał unikać pokus. 

Niestety Jeremy był święcie przekonany, że opiekunki w przedszkolu marzą tylko o tym, 

żeby zamordować szpilką Tibblesa... 

– Proooooszę, tatusiu! – Chłopiec błagalnie patrzył na ojca. – Tibbles lubi Shannon. 
Alex znowu westchnął głęboko. 
–  No  dobrze  –  poddał  się.  –  Porozmawiam  z  nią.  Uczucie,  jakby  znalazł  się  na 

trzęsawisku, opanowało go, kiedy tylko stanął pod drzwiami apartamentu Shannon. Zapukał. 
Po chwili stanęła w progu świeża i promienna jak jutrzenka. Patrząc na nią, poczuł się nijako i 
staro.  Przez  ponad  rok  walczył,  żeby  uporać  się  z  poczuciem  pustki  po  śmierci  Kim,  a 
jednocześnie starał się stworzyć namiastkę domu dla zrozpaczonego, osamotnionego dziecka. 
To  był  jego  smutny,  szary  świat,  natomiast  Shannon  była  taka  piękna,  rozjaśniona 
wewnętrznym blaskiem.  I  zupełnie  nieosiągalna.  Nie  powinien  nawet  marzyć  o  niej.  Lepiej 
pogodzić się z rzeczywistością. 

– Czy Jeremy dobrze się czuje? – zaniepokoiła się. 
– Trochę kaszle i ma katar, lekarz stwierdził zwykłe przeziębienie. W przedszkolu jednak 

panuje grypa i prosili, żeby poczekać, aż Jeremy zupełnie wyzdrowieje. Musi więc zostać w 
domu pod opieką niani, ale nie chce... 

– Jeżeli chcesz poprosić, żebym się nim zajęła, to nie ma sprawy – stwierdziła po prostu. 
–  Naprawdę?  Opieka  nad  chorym  dzieckiem  sąsiada  to  chyba  nie  najlepszy  sposób 

spędzania urlopu. – Uśmiechnął się przepraszająco. – No i martwię się, żebyś się nie zaraziła, 
gdyby to jednak była infekcja wirusowa. 

– Więc się zarażę, ale to mało prawdopodobne, bo nigdy nie choruję, jestem zdrowa jak 

koń. – Taka była prawda, lecz i tak poczuła lekką panikę. Opieka nad dzieckiem przez kilka 
godzin  to  nie  to  samo  co  zajmowanie  się  Jeremym  cały  dzień,  zwłaszcza  że  chłopiec  jest 
chory. 

– To świetnie. 
A jednak Alex był daleki od entuzjazmu, jakby decyzja pozostawienia syna pod jej opieką 

przychodziła  mu  z  trudem.  Zaczynał  ją  irytować.  Z  jednej  strony  coś  mówił,  a  z  drugiej 
zachowywał się tak, jakby chciał temu zaprzeczyć. Jeżeli nie chciał, żeby zajęła się Jeremym, 

background image

to po co ją o to prosił?

– Naprawdę chętnie spędzę z Jeremym cały dzień – zapewniła go. 
– Powinienem wziąć zwolnienie z pracy, jednak w przyszłym tygodniu zaczyna się sesja i 

nie jest to najlepszy moment, a Jeremy czuje się już znacznie lepiej – tłumaczył się. 

– Tu jest klucz do mojego mieszkania, czuj się u nas jak w domu. Jeżeli jednak wolisz, to 

możesz  zabrać  Jeremy’ego  do  siebie.  Aha,  jeszcze  wizytówka.  Są  na  niej  wszystkie  moje 
telefony. Komórkę zwykle wyłączam podczas zajęć, ale dzisiaj tylko wyciszę sygnał. 

Shannon  nagle  zapragnęła  obejrzeć  mieszkanie  Aleksa.  Ciekawiło  ją,  czy  wystrój  jest 

chłodny i wszystko ma swoje miejsce, czy też panuje rozgardiasz. Interesowało ją też, czy są 
na widoku jakieś pamiątki po matce Jeremy’ego i rodzinne zdjęcia. 

– Niech Jeremy zdecyduje, gdzie spędzimy ten dzień – powiedziała. 
– W porządku, tatusiu? – Spod ramienia Aleksa wychyliła się czarna główka. Chłopcu tak 

bardzo zależało na jej zgodzie, że nie wytrzymał w łóżku i przybiegł się upewnić, iż wszystko 
ułożyło się po jego myśli. 

– Tak. Wracaj szybko do łóżka! – powiedział groźnie Alex. 
– Nie, idę do Shannon – zakomunikował Jeremy, zręcznie przemknął obok ojca i już był 

za progiem. 

Instynktownie złapała go w ramiona i przytuliła. Poczuła się tak dobrze. 
Spojrzała  na  Aleksa.  Zalała  ją  fala  gorąca. Patrzył  na  nią  śmiało,  bezwiednie  emanując 

męskością. Poczuła się jeszcze lepiej... a w każdym razie bardzo dziwnie. 

– No to co... – Głos odmówił jej posłuszeństwa. Próbowała przywołać się do porządku. 

Alex  McKenzie  był  niezwykle  łakomym  kąskiem,  ale  nie  dla  niej.  Kłamczucha!  –  zrugała 
siebie. 

Niby po co ukrywała przed nim, że nie potrafi nawet ugotować jajek na twardo i nie ma 

pojęcia, jak zajmować się dziećmi? Próbowała sobie przetłumaczyć, że nic nigdy z tego nie 
będzie. Był spokojnym, rodzinnym facetem, a ona przebojową bizneswoman, lubili zupełnie 
inne  życie.  Jego  fascynowały  pierwotne  kultury  i  usuwanie  skutków  kataklizmów,  ona  zaś 
była  typową  kobietą  z  miasta.  Wyprostowała  się,  na  jej  twarz  wypłynął  wystudiowany
uśmiech. – Szykuj się do pracy. Damy sobie radę. 

– Dzięki. – Przeniósł wzrok z Shannon na syna. – Niedługo wrócę – obiecał, z wyraźną 

przykrością rozstając się z Jeremym. Odwrócił się i ruszył do swojego mieszkania. 

Shannon  poczuła  ulgę.  Im  mniej  czasu  spędzi  z  ojcem  Jeremy’ego,  tym  lepiej  dla  nich 

wszystkich. 

Po  lunchu  poczuła  się  wyczerpana,  ale  i  bardzo  zadowolona.  Zamówiła  dostawę  z 

lokalnego  sklepu.  Zjedli  z  Jeremym  „domowy  rosół”,  na  którego  etykiecie  widniało 
zapewnienie, że pomaga zwalczać objawy przeziębienia. Shannon udało się co prawda ocalić 
zupę  przed  wygotowaniem  w  ostatniej  chwili,  ale  i  tak  cieszyła  się,  że  nie  stało  się  nic 
poważniejszego.  Po  posiłku  Jeremy  rozłożył  się  z  kocem  naprzeciwko  choinki  i  bawił  się 
kolejką. Udało mu się jeszcze namówić Shannon, by zrobiła mu rozpuszczalne kakao. Około 
drugiej zadzwonił dzwonek do drzwi. 

background image

– Pewnie tata... – Jeremy spojrzał na Shannon nieco sennie. Przez zabawę zapomnieli o 

obowiązkowej poobiedniej drzemce. 

Rzeczywiście. W drzwiach stał Alex. 
–  Wszystko  w  porządku?  –  zapytał  podenerwowanym  głosem,  zupełnie  jakby  zostawił 

dziecko pod opieką bandy nieodpowiedzialnych hipisów. 

– Dlaczego miałoby być nie w porządku? – mknęła Shannon. – Zadzwoniłabym, gdyby 

coś się stało. 

Oczywiście  zarejestrował  jej  złość,  zbyt  jednak  zajęty  był  studiowaniem  jej  kształtów 

doskonale  widocznych  pod  ciemnozieloną  sukienką.  To  była  jedna  z  tych  sukienek,  które 
leżały na kobiecie jak druga skóra. Alex podświadomie szukał załamań świadczących o tym, 
że  Shannon  miała  pod  spodem  stanik,  nie  mógł  ich  jednak  znaleźć.  Z  niezadowoleniem 
znowu złapał się na myślach, do których nie chciał dopuszczać. Shannon była jego sąsiadką, 
nikim  więcej.  Poza  tym,  skoro  wciąż  myśląc  o  niej,  czuł  się  tak,  jakby  zdradzał  Kim,  to 
najwyraźniej  nie  pogodził  się  jeszcze  ze  stratą  żony  i  najpierw  musiał  dojść  do  ładu  z 
własnym życiem. 

– Jak minął dzień? – zapytał. 
–  Świetnie.  Przyniosłam  z  twojego  mieszkania  zabawki  i  książeczkę.  Bawiliśmy  się, 

trochę też czytałam Jeremy’emu. Myślę, że już się całkiem dobrze czuje. 

– Nie – zaprzeczył chłopiec gorliwie. – Nie czuję się lepiej, muszę tu zostać do jutra. –

Zakaszlał dość nieudolnie. 

Alex uśmiechnął się pod nosem. W jeszcze lepszy humor wprowadził go Tibbles, który 

porzucony  przez  Jeremyego  leżał  smętnie  na  podłodze.  Obawiał  się,  że  po  incydencie  w 
przedszkolu syn jeszcze bardziej histerycznie przywiąże się do pluszowego królika, którego 
Alex  szczerze  nie  znosił.  Wydawało  się  jednak,  że  jego  chłopiec  wreszcie  znalazł  lepsze 
towarzystwo. 

–  A  może  Shannon  nam  podpowie,  jak  ubrać  choinkę?  –  zapytał,  próbując  odwrócić 

uwagę syna od pomysłu pozostania w mieszkaniu sąsiadki na jeszcze jeden dzień. 

Jej twarz pokraśniała nieco. 
– Może podaruję wam swoją, tak będzie najłatwiej – zaproponowała całkiem poważnie. –

Razem z kolejką. 

Alex spodziewał się po niej różnych reakcji. Od entuzjastycznego zaoferowania pomocy 

po  chłodną  odmowę  z  powodu braku  czasu.  Złożona  jednak  przed  chwilą wspaniałomyślna 
oferta zupełnie go zbiła z tropu. 

– Nie możemy tego przyjąć. 
– Ale tato! – zaprotestował żałośnie Jeremy. 
–  Nie,  synku.  Nie  możesz  też  zostać  u  Shannon.  Wiem,  że  lubisz  tu  przebywać  ze 

względu na tę choinkę, ale masz też swój dom. 

W  milczeniu  obserwowała,  jak  Alex  zbierał  zabawki  Jeremy’ego.  Odprowadziła  ich  do 

drzwi  i  pożegnała  się  uprzejmie.  Dopiero  kiedy  została  sama,  jej  wzrok  się  zaszklił.  „Ze 
względu  na  choinkę”.  Jeremy’emu  rzeczywiście  podobała  się  jej  choinka,  ale  nie  był  to 
jedyny powód, dla którego chłopiec tak chętnie spędzał z nią czas. Polubił ją już wtedy, kiedy 

background image

spotkali  się  na  poczcie.  A  nawet  gdyby  było  inaczej,  Alex  nie  powinien  był  tego  mówić. 
Zachował  się  niegrzecznie,  wręcz  grubiańsko,  a  ona  niczym  na  takie  traktowanie  nie 
zasłużyła. 

Postąpiła impulsywnie, kiedy Alex poprosił ją o pomoc w udekorowaniu ich drzewka. Jej 

reakcja podyktowana była paniką. Teraz jednak miała inny plan. Pomaszerowała dziarsko do 
telefonu. 

– Miranda? Cześć, tu Shannon. Mam dla ciebie następne zlecenie. – Opisała, jakie. 

Niecierpliwie czekała aż do dziesiątej wieczorem i dopiero wtedy zaczęła przynosić pudła 

i ustawiać je pod drzwiami doktora McKenziego. Wiedziała, że Alex należy do sów, bo z jego 
mieszkania dobiegały odgłosy aż do pierwszej w nocy, a czasami nawet dłużej. Zależało jej 
na  tym,  żeby  Jeremy  już  spał.  Zapukała  delikatnie  do  drzwi,  jednocześnie  ziewając 
dyskretnie,  bo  z  kolei  należała  do  skowronków,  co  to  kładą  się  wcześnie,  za  to  wstają  o 
świcie. 

– Shannon? – zdziwił się Alex. – Czy coś się stało?
– Ależ skąd – mruknęła z irytacją. – Mam tu twoją choinkę. 
Patrzył na nią z osłupieniem, a ona zaczęła wnosić elementy sztucznego drzewka i pudła 

z ozdobami. Wszystko to dostarczyła jej siostra późnym popołudniem. 

– O czym ty mówisz?
–  Chciałeś,  żebym  ci  pomogła  z  choinką,  więc  właśnie  ją  przyniosłam  –  wyjaśniła 

chłodno. 

Niecierpliwie wsuwała coraz to nowe pudła do holu. Patrzył na nią, wciąż jeszcze nie do 

końca  rozumiejąc,  o  co  jej  chodzi.  Ledwie  co  uporał  się  z  Jeremym,  który  straszliwie 
marudził,  że  będzie  musiał  zostać  z  opiekunką  i  cały  czas  pytał,  czy  na  pewno  nie  może 
zostać z Shannon, zupełnie jak zepsuta płyta. Kiedy wreszcie zasnął i Alex zasiadł spokojnie 
w salonie, do jego domu wpadła jak burza Shannon i zaczęła wnosić jakieś pudła. Ubrana w 
czarne  obcisłe  dżinsy  i  takąż  bluzeczkę,  wyszywaną  srebrnymi  listkami  podkreślającymi 
kształt piersi, z burzą rudych włosów wyglądała niezwykle seksownie. 

– To dokąd mam iść? – zapytała. 
„Do sypialni” – miał ochotę odpowiedzieć, ale ugryzł się w język. 
– Prosiłem, żebyś pomogła nam udekorować drzewko, nie miałem jednak na myśli, żebyś 

je dla nas kupowała. Ile ci jestem winien?

– Nic nie jesteś mi winien. To prezent. 
– Nie mogę przyjąć... 
–  To  prawda,  nie  możesz,  bo  ten  prezent  nie  jest  dla  ciebie,  tylko  dla  Jeremy’ego  –

przerwała mu, a jej głos był ostry jak brzytwa. – Pozwolisz, że ustawię choinkę teraz? Jeremy 
będzie miał rano miłą niespodziankę. 

– Czy coś jest nie tak? – zapytał głupio, czując w jej głosie dziwne napięcie. 
– A dlaczego miałoby być coś nie tak? – rzuciła ze sztuczną swobodą. 
Miał wrażenie, że jest wściekła. I to wściekła na niego. 
Ale  co  on  takiego  zrobił?  Owszem,  pozwolił  sobie  na  cięte  uwagi  pod  adresem  jej 

background image

najstarszego brata, ale Shannon dawno mu już wybaczyła ten nietakt. Ponadto ze wszystkich 
sił  próbował  jej  unikać,  a  o  jej  pomoc  zwrócił  się  w  ostateczności,  co  pewnie  wystarczyło, 
żeby  poczuła  się  urażona.  Po  co  jednak  robiła  sobie  tyle  zachodu  z  choinką,  skoro  była  na 
niego zła?

W  milczeniu  pomagał  jej  wnosić  pudła,  a  potem  złożyli  sztuczną  choinkę.  Wciąż  bez 

słowa. 

– Wolę żywe drzewka, ale sztuczne są bardziej ekologiczne i bezpieczniejsze, szczególnie 

dla  dzieci  –  wreszcie  odezwała  się  Shannon.  –  Dzieci  lubią,  żeby  lampki  świeciły  się  cały 
czas, a przy żywym  drzewku  łatwo  o pożar.  –  Mówiła w taki  sposób,  jakby  cytowała jakiś 
poradnik. 

Udekorowanie choinki zajęło im sporo czasu, było jednak warto, bo drzewko wyglądało 

jak z bajki. Alex zauważył, że zostało jeszcze jedno pokaźne pudełko. Okazało się, że kryło w 
sobie kolejkę elektryczną, jeszcze większą od tej, która stała w salonie Shannon. 

– Nie – odmówił kategorycznie. – Naprawdę nie mogę tego przyjąć. Albo pozwolisz mi 

zapłacić, albo zwrócimy to do sklepu. 

– Mój brat dobrze płaci swoim pracownikom, mogę sobie pozwolić na prezenty – odparła 

hardo. 

– Ja też – odpalił. 
– Mówiłam ci już, że to prezent dla Jeremy’ego. Nie odmawiaj mi. 
– Dlaczego tak ci na tym zależy, przecież prawie nas nie znasz. – Chwycił ją delikatnie za 

ramię i odwrócił do siebie. Zauważył, że po policzku spływa jej łza. – Co się dzieje?

– Nie chcesz przecież, żeby twój syn mnie odwiedzał, prawda? Jeżeli będzie miał u siebie 

lepszą  kolejkę  i  jeszcze  ładniejsze  drzewko  niż  moje,  nie  będzie  miał  już  powodu  do  mnie 
przychodzić, a ty będziesz mógł udawać, że się nigdy nie spotkaliśmy – wyrzuciła z siebie.

Patrzył na jej oczy pełne wyrzutu. Dopiero teraz do niego dotarło, jak okropnie musiało 

zabrzmieć to zdanie, które wypowiedział wcześniej, chcąc, żeby Jeremy w końcu wyszedł z 
jej mieszkania. Daleki był  od sugerowania,  że  jego syn chciał odwiedzać  Shannon tylko ze 
względu  na  kolejkę  i  pięknie  udekorowaną  choinkę.  Nigdy  by  też  nie  przypuszczał,  że  ze 
swoim dumnym uśmiechem i zdystansowaną postawą do życia weźmie jego nieprzemyślane 
słowa tak bardzo do serca. A przecież wiedział, i to od niej, że niechętnie okazywała uczucia i 
głęboko chowała urazy. 

–  Nie  to  miałem  na  myśli...  To  nie  tak...  –  plątał  się.  –  Jeremy  naprawdę  cię  uwielbia, 

tylko jest jeszcze taki mały. Boję się, by za bardzo się do ciebie nie przywiązał i nie zaczął 
mieć nadziei, że coś między nami będzie. 

– A to by było straszne, prawda? – Z furią zaczęła składać kolejkę. 
Cholera, znowu powiedział coś, co zabrzmiało obraźliwie. Z drugiej strony musiał jednak 

przyznać, że w skrytości ducha łudził się, iż choinka i kolejka były głównymi powodami, dla 
których Jeremy chciał przebywać u Shannon. Spędził trzy lata przed zachorowaniem Kim na 
ciągłych rozjazdach. Niedawno dotarło do niego, że utracił te trzy lata bezpowrotnie. Chciał 
lepiej poznać własnego syna. A teraz Jeremy woli spędzać czas z sąsiadką niż z nim... Było w 
tym  coś  niewłaściwego,  nawet  jeżeli  tą  sąsiadką  był  ktoś  tak  wyjątkowy  jak  Shannon 

background image

O’Rourke. 

– Po prostu nie chcę się powtórnie żenić, to wszystko – mruknął pod nosem. 
– Jasne. 
Była urażona, zimna, niedostępna, lecz w każdej chwili mogła wybuchnąć. Alex kiepsko 

radził  sobie  w  rozszyfrowywaniu  kobiecych  emocji.  Nawet  z  Kim  nie  wychodziło  mu  to 
najlepiej, choć była wyjątkowo bezkonfliktowa i łagodna. Natomiast Shannon to jedna wielka 
zagadka. 

– Jesteś bardzo piękną kobietą. Przecież doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. 
– „Piękną” – powtórzyła za nim z pewnym zdziwieniem, jakby usłyszała to słowo po raz 

pierwszy w życiu. – A co to ma do rzeczy?

– Nic, wszystko... – plątał się. – Chciałem tylko wyrażać się jasno. 
Bardzo  jasno  i  przejrzyście,  niczym  błotniste  bajoro,  pomyślała  zgryźliwie.  Była  coraz 

bardziej zła. Do diabła, że też musiała zainteresować się facetem tak niezdecydowanym jak 
on!  Po  co  tyle  zachodu?  Na  jej  prośbę  Miranda  spędziła  kilka  godzin,  zbierając  ozdoby 
choinkowe, a teraz ona ubiera z nim tę cholerną choinkę. Nie wyjaśniła nawet siostrze, o co 
tak  naprawdę  chodzi.  Powiedziała  tylko,  że  to  dla  małego  synka  jej  nowego  sąsiada  i 
poprosiła, żeby nie zadawała żadnych pytań. 

Wiedziała jednak, że jej rodzinka już coś wymyśli, żeby wydusić z niej, co tak naprawdę 

się dzieje. Będą jej nad głową brzęczeć tak długo, aż wreszcie dla świętego spokoju odkryje 
przed nimi prawdę. 

Postanowiła,  że  tym razem  nie  pozwoli,  żeby ktoś  złamał  jej  serce. Nie  jest  już  młodą, 

naiwną dziewczyną, tylko twardą kobietą, która radzi sobie w życiu. 

Uśmiechnęła  się  sarkastycznie.  Powinna  jeszcze  wmówić  sobie,  że  tym  razem  Święty 

Mikołaj naprawdę zjedzie do niej przez komin... 

– Są jeszcze skarpety na prezenty do powieszenia na kominku – powiedziała. 
Na kominku nie stały żadne przedmioty. W ogóle mieszkanie Aleksa było dość surowe. 

Kilka  prostych  sprzętów,  a  jedynymi  kolorowymi  elementami  były  zabawki  i  książeczki 
Jeremy’ego.  Zawiesiła  dwie  skarpety  nad  kominkiem.  Kiedy  cofała  się,  żeby  dokładnie
przyjrzeć się swemu dziełu, wpadła na Aleksa. 

– Przepraszam... – Miała ochotę odskoczyć jak oparzona, tak gwałtownie zareagowała na 

jego dotyk. To się stawało nie do zniesienia. Zawiesiła jeszcze wieniec ze sztucznych gałęzi 
sosny i udekorowała półkę nad kominkiem ozdobnymi świecami. 

– No i jak to wygląda? – Gdy milczał, powiedziała: – Będę się zbierać. – Jej głos załamał 

się lekko. – Kolejkę złożycie z Jeremym. 

Szybko podeszła do drzwi  wejściowych. Bała się,  że  jeżeli  zostanie w tym mieszkaniu, 

zrobi coś głupiego, na przykład wybuchnie płaczem. Otworzyła drzwi, ale nie zdążyła wyjść. 
Dłoń  Aleksa  zatrzasnęła  jej  drzwi  przed  nosem.  Shannon  znalazła  się  w  pułapce,  wciśnięta 
między drzwi a jego ciało. 

Spojrzała do góry. Patrzył na nią ze złością i żalem. Jednak w jego oczach było jeszcze 

coś. 

–  Działasz  na  mnie  –  usłyszała  nabrzmiały  pożądaniem  szept.  –  Przecież  o  tym  wiesz. 

background image

Jesteś bardzo seksowną kobietą, możesz doprowadzić faceta do szaleństwa. Jednak nie mogę 
mieć romansu z sąsiadką zza ściany. Nie mogę dopuścić, żeby mój syn na to patrzył. A nie 
planuję żadnego związku. Rozumiesz?

Napierał na nią całym sobą. Śmiało objęła go za szyję, wtuliła się całym ciałem. 
– Rozumiem  – wyszeptała,  chociaż nie była  to  prawda. Pocałował  ją  tak  drapieżnie, że 

niemal pozbawił oddechu. 

Zupełnie  straciła  nad  sobą  kontrolę.  Rozpiął  jej  bluzkę  i  stanik,  pieścił  piersi,  całował 

łapczywie, gdy nagle z góry dobiegło ich pokasływanie. 

– Tato? Czy mogę dostać szklankę wody?
– Już idę na górę. – Spojrzał na Shannon, która w panice uporządkowała ubranie i ruszyła 

do wyjścia. – Zostań, proszę. Musimy porozmawiać. 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Siedziała  na  podłodze  w  salonie.  Zupełnie  nie  mogła  się  pozbierać.  Jak  mogła  sobie 

pozwolić  na  taką  lekkomyślność?  Musiała  jednak  przyznać,  że  bardzo  pragnęła  tych 
pocałunków.  Ale  ze  mnie  idiotka,  przecież  nie  ukrywał,  że  nie  chce  żadnych  związków, 
myślała  ze  smutkiem.  A  ona  przecież  pochodziła  z  rodziny,  gdzie  ceniło  się  małżeństwo. 
Nawet  Neil  musiał  w  końcu  pogodzić  się  z  tym  faktem,  reszta  rodzeństwa  też  tego  nie 
uniknie. A ona znów będzie patrzeć, jak panny młode rzucają bukietami i ruszają ze swoimi 
oblubieńcami na miesiąc miodowy... 

Chciała  wierzyć,  że  gdzieś  czeka  na  nią  mityczna  połówka  jabłka.  Pragnęła  spotkać 

kogoś, kto by ją rozumiał i z kim dopełnialiby się wzajemnie. Kogoś, kto by ją kochał za to, 
jaka jest, nawet za to, że nie potrafi zrobić dobrej kawy. 

Alex  z  nieodgadnionym  wyrazem  twarzy  zszedł  po  schodach  i  usiadł  na  ostatnim  ich 

stopniu. Zebrała się w sobie, wyprostowała ramiona i spytała:

– Nie cieszysz się, że wreszcie mamy to za sobą?
– A rzeczywiście mamy?
Drwiąca nutka w jego głosie sprawiła, że Shannon zagotowała się ze złości. 
– Mógłbyś chociaż udawać!
– Po co? Wyrosłem w domu,  który rodzice zamienili na pole bitwy. Boję się, by to nie 

powtórzyło  się  w  moim  życiu.  Poszczęściło  mi  się  z  Kim,  ale  nie  zaryzykuję powtórnie  ze 
względu na Jeremy’ego. Nie narażę go na piekło na ziemi. Nigdy już się nie ożenię. 

– Czyżbym ci się oświadczyła? Przypomnij mi, jeśli tak – rzuciła drwiąco. 
– Wykluczam także romans. 
Shannon  spojrzała  na  niego  z  niedowierzaniem.  Nie  pierwszy  raz  miała  do  czynienia  z 

niepojętą wręcz męską arogancją i pychą, ale zawsze wprawiało ją to w osłupienie. 

–  Czyżbym  proponowała  ci  romans?  O  ile  dobrze  pamiętam,  właśnie  chciałam  wyjść, 

kiedy  rzuciłeś  się  na  mnie  jak  neandertalczyk.  A  może  coś  mi  się  pomieszało  w  tej  mojej 
małej główce? – Spojrzała na niego z jawną kpiną. 

– A może, jako człek prawy i niewinny, jesteś oszołomiony tymi pocałunkami i sam już 

nie wiesz, co mówisz? Ale zapewniam cię, kilka buziaków to po prostu nic, nie ma o co robić 
afery. 

– Oby się na nich skończyło... – Zaklął pod nosem. – Zrozum, nie uda się nam. Muszę 

myśleć o Jeremym. Co się z nim stanie, jeśli się do ciebie przywiąże, zacznie traktować jak 
kogoś bliskiego, a ty później znikniesz z jego życia?

– Ale co ma się nam nie udać? – dociekała. – Przecież stwierdziłeś dobitnie, że nie będzie 

ani ślubu, ani nawet romansu. Jakim więc cudem Jeremy miałby mnie uznać za nową mamę?

–  A  pamiętasz,  co  powiedział  podczas  naszej  pierwszej  wspólnej  kolacji?  „Gdyby 

Shannon  była  moją  nową  mamusią,  to  moglibyśmy  zamawiać  pizzę  codziennie”.  Mojemu 
synowi nie trzeba wiele, żeby nabrał nadziei... 

– Nie sądzę, żeby naprawdę miał to na myśli. Przypuszczam, że powiedziałby to samo o 

background image

dziewięćdziesięciopięcioletniej  staruszce,  gdyby  zamówiła  pizzę.  Dzieci  często  mówią 
rzeczy, których nie rozumieją. 

– Hm... dziewięćdziesięciopięcioletniej? – upewnił się z uśmiechem. 
–  Nie  sądzisz  chyba,  że  twój  syn  zdaje  sobie  sprawę,  na  czym  polega  małżeństwo  i 

dlaczego ludzie się pobierają. Przecież jest na to jeszcze za mały. 

– Mam nadzieję. W każdym razie jeszcze nie docieka, skąd się biorą dzieci. 
Roześmiała się szczerze. 
– Masz taką minę, jakbyś zobaczył wściekłego tygrysa. 
–  Bo  właśnie  pomyślałem, że  i  tak  będę  musiał  wyjaśnić  Jeremy’emu,  na  czym  polega 

seks. Praktykę mam, ale brak mi wiedzy z metodyki nauczania. 

– No wiesz, pszczółki, ptaszki i tak dalej. 
Napięcie wyraźnie spadło, teraz gawędzili jak przyjaciele. 
–  Nie  ma  się  z  czego  śmiać.  Też  będziesz  kiedyś  na  moim  miejscu  i  zobaczysz,  jak  ci 

będzie wesoło. 

– Może, kiedyś. 
– Ale chcesz mieć dzieci?
–  Może...  kiedyś  –  powtórzyła,  a  jej  uśmiech  zgasł.  Zajęła  się  składaniem  kolejki 

elektrycznej. 

Alex przyłączył się do niej i po chwili cała konstrukcja była gotowa. 
–  Miałem  ci  oddać  kolejkę,  tymczasem  siedzimy  tu  razem  i  ją  składamy.  –  Westchnął 

ciężko. 

– Potraktuj  to jako pożyczkę bezzwrotną.  – Uśmiechnęła się. – Nie potrzebuję przecież 

dwóch kolejek, prawda?

Starał  się  nie  patrzeć  na  Shannon,  ale  i  tak  o  niej  myślał.  Było  w  niej  coś  trudnego do 

zdefiniowania.  Im  lepiej  ją  poznawał,  tym  mniej  przypominała  wyrafinowaną  i  wyniosłą 
piękność,  którą  spotkali  z  Jeremym  przed  budynkiem  poczty.  Była  błyskotliwa,  czarująca, 
subtelna... i ogromnie pociągająca. 

Spodziewał  się,  że  skoro  pochodziła  z  tak  wpływowej  rodziny,  będzie  przypominała 

rozpuszczoną księżniczkę. Okazało się jednak, że jest prostolinijna, szczera i szczodra aż do 
przesady.  Czuł  się  zażenowany,  nie  tylko  wspaniałym  prezentem  dla  Jeremy’ego.  Shannon 
emanowała  czystą  dobrocią.  Przy  niej  czuł  się  kimś  niedoskonałym,  obarczonym  wieloma 
przywarami. 

Przekręciła główny włącznik w makiecie świątecznego miasteczka i w oknach wszystkich 

domków zapaliły się światła, wypełniając pokój poświatą. 

– No i jak? – spytała z satysfakcją. 
– Naprawdę pięknie. Widać, że masz do tego talent. 
– Hm... to sprawka mojej siostry. Miranda jest dekoratorką wnętrz i to ona stworzyła tę 

kompozycję. Potrafi zająć się wszystkim.

– Wszystkim? Nawet niewyparzoną gębą sąsiada? – Alex uśmiechnął się i potarł kark. –

Wybacz,  naprawdę  nie  chciałem  ci  zrobić  przykrości.  Prawda  jest  taka,  że  jestem  trochę 
zazdrosny. Jeremy jest moim całym światem, a jednak nie potrafię do niego dotrzeć tak jak ty. 

background image

–  Nie  martw  się,  twój  syn  cię  uwielbia.  –  Wyraz  bólu  na  twarzy  Aleksa  sprawił,  że 

Shannon ścisnęło się serce. 

– Wiem, ale to nie zmienia faktu, że nie potrafię nawiązać z nim kontaktu. Dlaczego mi to 

nie wychodzi?

Przypomniał się jej smutek w oczach Jeremy’ego i jego poczucie winy, kiedy wyznał, że 

boi się, iż zapomni, jak wyglądała jego matka. 

– Może chce cię chronić? – podsunęła nieśmiało. 
– Chronić? – spojrzał na nią ze zdziwieniem. Instynktownie czuła, że ma rację. 
–  Nie  ma  tu  żadnych  pamiątek  po  Kim,  nie  ma  jej  zdjęć,  rzadko  o  niej  mówisz  w 

obecności Jeremy’ego. Może myśli, że nie wolno mu mówić o matce, bo się wtedy smucisz? 
A jednak wciąż czuje pustkę. I musi się z tym borykać sam. 

– Przecież zajmuję się nim najlepiej, jak potrafię! To nie on ma mnie chronić, a ja jego!
–  Doceń  jego  miłość  i  troskę  o  ciebie,  Alex.  Po  śmierci  Kim  pewnie  mu  mówiono,  że 

musi  być  dzielny,  że  tata  go  potrzebuje,  żeby  nie  płakał...  Wziął  to  sobie  do  serca  i  nosi 
ogromny ciężar. 

– Tak samo było z tobą? – spytał cicho. 
–  To  okrutne,  gdy  ludzie  mówią,  żebyś  nie  płakał  i  był  dzielny,  kiedy  właśnie  odszedł 

ktoś bardzo kochany. Okrutne i bezmyślne... 

Westchnął ciężko. Słowa Shannon były trafne, ale zarazem bardzo bolesne. Jednocześnie 

zaczynał ją rozumieć. Choć nauczyła się nie okazywać emocji,  jednak to  była tylko maska. 
Shannon nieustannie przeżywała skrajne uczucia, to one kierowały jej życiem. 

Jego rodzice akurat w tym byli podobni do niej i zaprowadziło ich to na dno piekła. 
Jednak Shannon miała to, czego im brakowało: dobroć i szlachetność. 
Zaczynał rozumieć, jak ekscytujące mogą być silne uczucia. Uciekał od nich, starał się, 

by jego życie było nudne, uporządkowane, bez emocjonalnych huśtawek. I wiedział już, jak 
wiele stracił. 

Shannon miała w sobie tyle magnetyzmu, tyle cudownego szaleństwa. Mężczyzna, który 

się z nią zwiąże, nie będzie już potrafił od niej odejść. Najwyżej z łóżka do włącznika światła. 
i biegiem z powrotem. 

– O czym myślisz? – zapytała szeptem. 
Alex  oddychał  głęboko.  Wiedział,  że  nie  powinien  nawet  pozwalać  sobie  na  takie 

marzenia. Shannon rozpalała jego wyobraźnię, a to nie było bezpieczne. 

Zamknął oczy, próbował przywołać w pamięci obraz Kim. Jedyne, co poczuł, był nagły 

przypływ poczucia winy. 

Zacisnął  pięści  z  mocnym  postanowieniem,  że  ze  względu  na  pamięć  zmarłej  żony 

postara się zachowywać godnie. Nie musiał być rozpaczającym wdowcem, ale nie powinien 
tak łatwo zapominać o miłości swojego życia. 

–  Shannon,  zmieniliśmy  temat,  ale  chciałbym  do  niego  wrócić...  Nie  powinniśmy  się 

widywać.  Naprawdę  to  jest  tylko  mój  problem.  Jesteś  wspaniała,  ale  muszę  myśleć  o 
Jeremym. On jest dla mnie najważniejszy. 

Wbiła  wzrok  w  ziemię.  Bolało,  że  Alex  ją  odrzuca,  cierpiało  serce,  cierpiała  duma. 

background image

Najbardziej jednak żałowała, że nie będzie widywać się z Jeremym. 

– Rozumiem, że twój syn jest na pierwszym miejscu. Jednak sam mówiłeś, że potrafię do 

niego  dotrzeć,  i  chcesz  pozbawić  go  kontaktu  ze  mną?  Myślę,  że  można  to  rozwiązać.  Po 
prostu zostańmy przyjaciółmi i uważajmy, żeby nie robić twojemu synowi złudnych nadziei. 
Sąsiadka,  przyszywana ciocia,  to  bardzo  bezpieczne.  No  i  dbajmy o  to,  żebyśmy byli  tylko 
przyjaciółmi, kiedy zostaniemy sami – zakończyła twardo. 

Alex milczał długo, wreszcie powiedział:
– Mamy zostać przyjaciółmi, tak po prostu? Po tym, co się stało?
–  A  co  niby  się  stało?  –  prychnęła.  –  Kilka  buziaków  i  wszystko.  A  przyjaźń  między 

kobietą a mężczyzną jest możliwa – klarowała z zapałem. – Nie musi prowadzić do łóżka. Są 
na to dowody – dodała z mądrą miną. Przecież Dylan, jej brat, przyjaźnił się z Kate Douglas 
od piaskownicy. .. aż do ślubu. Hm, to zły przykład, ale były na pewno jakieś inne. – Musimy 
tylko trochę nad tym popracować, Alex. 

– Dobrze – stwierdził bez przekonania. 
–  Świetnie.  Wiesz,  jeszcze  jestem  na  urlopie,  więc  gdybyś  potrzebował,  zawsze  mogę 

posiedzieć z Jeremym. 

– To cudownie. Bardzo ci dziękuję. 
Wyciągnął do niej dłoń. Pożegnali się tak oficjalnie, że aż zachciało jej się śmiać, choć 

tak naprawdę wcale nie było jej do śmiechu. Już raczej do płaczu. Oczywiście w samotności. 

– No i co powiesz? Dobrze?
–  Ma  być  do  samej  góry.  –  Jeremy  podchodził  do  roli  kulinarnego  eksperta  bardzo 

poważnie. 

– W porządku. – Shannon dosypała mąki do miarki. – Teraz lepiej?
– Tak. 
Dodała mąkę do innych składników, które uprzednio znalazły się w misce, i spojrzała na 

mieszaninę  z  dziwnym  uczuciem.  Według  książki  kucharskiej  był  to  „niezwykle  prosty 
przepis  na  ciasteczka  imbirowe”.  Miała  jednak  wątpliwości,  czy  autor  książki  wziął  pod 
uwagę, że może z niej korzystać niejaka Shannon O’Rourke. 

Decyzja  o  tym,  że  będą  „tylko  przyjaciółmi”,  miała  przynajmniej  jedną  dobrą  stronę. 

Nawet jeżeli Alex odkryje, jaką ona jest ofermą w domowych sprawach, nie będzie to miało 
żadnego  wpływu  na  ich  dalszą  znajomość.  Może  marne  to  było  pocieszenie,  ale  zawsze. 
Mimo to nie paliła się do tego, żeby odkryć przed Aleksem prawdę, dlatego właśnie stała w 
jego kuchni i w asyście Jeremy’ego robiła świąteczne imbirowe ciasteczka. Kiedy Alex ją o to 
poprosił,  powinna  była  po  prostu  powiedzieć:  „Niestety,  nie  umiem”.  Nie  przyznała  się 
jednak, a teraz dzielnie starała się podołać zadaniu. 

Najgorsze,  że  robili  te  nieszczęsne  ciasteczka  w  nie  swojej  kuchni.  Drżała  na  myśl,  że 

zaraz coś stłucze czy zepsuje. Na całe szczęście Alex robił coś na górze i nie obserwował jej 
kompromitujących poczynań. Wiedziała  jednak,  że  kiedy  wreszcie zejdzie  na dół,  wszystko 
się wyda. 

Dobrze, że przynajmniej Jeremy był zadowolony. Jego policzki pokrywały smugi mąki, 

background image

uśmiechał  się  od  ucha  do  ucha.  Warto  było  zgodzić  się  na  nieunikniony  uszczerbek  na 
honorze, żeby zobaczyć taki uśmiech. Przyjemnie też było utwierdzić się w przekonaniu, że 
Jeremy  jest  dzieckiem  bardzo  inteligentnym.  Znał  już  takie  słowa  jak  „mąka”,  „cukier”,  a 
nawet „imbir”, zupełnie zadziwiający zaś był fakt, że znał się na jednostkach miar. 

Skoro  zaś  był  taki  bystry,  z  pewnością  doskonale  odróżniał  prawdziwą  chorobę  od 

symulowania.  Postanowiła  wykorzystać  okazję  i  uciąć  sobie  z  nim  teraz  umoralniającą 
pogawędkę. 

– Jeremy, znasz legendę o chłopcu, który wołał, że wilk jest we wsi?
– Nie. Opowiesz mi?
–  Pewnemu  pastuszkowi  polecono,  by  ostrzegał  wioskę,  jeśli  pojawi  się  wilk.  To  było 

bardzo odpowiedzialne i ważne zajęcie, bo w wiosce było dużo owiec i wilk mógłby je zjeść. 

– A jak ten chłopiec miał na imię?
– Bob – wymyśliła szybko. – Bob?
–  Tak,  Bobby.  No  więc  Bobby  bardzo  lubił  zajmować  się  owcami,  ale  czasami  mu  się 

nudziło. Wtedy wołał: „Wilk we wsi!” i robiło się ciekawie. Wszyscy rzucali swoją pracę i 
pędzili co sił w nogach, żeby przepędzić groźne zwierzę. A kiedy już się zleciała cała wioska, 
Bobby zaśmiewał się do rozpuku. 

– To nieładnie. 
–  Bardzo  nieładnie.  Niestety  Bobby  zrobił  taki  żart  kilka  razy  i  mieszkańcy  wioski 

przestali mu wierzyć. Aż pewnego razu wilk naprawdę przyszedł do wioski. 

–  I  co?  –  dopytywał  się  podniecony  Jeremy.  Shannon  pomyślała,  że  złagodzi  bajkę,  w 

której wilk pożarł wszystkie owce, bo dla czterolatka byłoby to zbyt drastyczne. A może nie? 
Musi to skonsultować z Aleksem. 

– Wołał i wołał, ale nikt z wioski się nie pojawił i sam musiał przepędzić wilka. Udało 

mu się, lecz niepotrzebnie naraził się na wielkie niebezpieczeństwo. 

– Mogło mu się nie udać... – Jeremy pokiwał smutno głową. 
–  Właśnie.  Rozumiesz,  dlaczego  to  takie  ważne,  żeby  Bobby  zawsze  mówił  prawdę?  –

zapytała, łagodnie strzepując mąkę z jego policzków. – Ty też mówisz, że źle się czujesz, a 
tak  naprawdę  po  prostu  nie  chcesz  chodzić  do  przedszkola  i  masz  nadzieję,  że  tata  też 
zostanie  w  domu,  choć  przecież  musi  pracować.  No  i  tata  już  nie  wie,  czy  naprawdę 
chorujesz, czy tylko udajesz. 

Jeremy wydął wargi, oparł się buntowniczo łokciami o stół. 
–  Ja  nie  lubię  przedszkola!  –  wyrzucił  z  siebie  gniewnie.  –  Dlaczego  mamusia  musiała 

umrzeć?

Przez długie lata też pytała sama siebie: „Dlaczego tata umarł?”. 
– Nie wiem – odpowiedziała miękko. – Wiem jednak, że na pewno nie chciała cię opuścić 

i  bardzo  cię  kochała.  –  Usiadła  obok  Jeremy’ego.  Pieczenie  ciasteczek  mogło  poczekać.  –
Opowiedz mi o swojej mamie. 

Alex stał pod drzwiami kuchni. Zasłyszany fragment rozmowy sprawił, że zatrzymał się 

w pół kroku. Walczyły w nim sprzeczne uczucia: wciąż jeszcze świeży ból po stracie Kim, 

background image

ogromna wściekłość na okrutny los i nadzieja, że dzięki Shannon Jeremy się otworzy. 

Stracił  dech  w  piersiach,  kiedy  jego  synek  z  szybkością  karabinu  maszynowego  zaczął 

opowiadać,  jak  mama  chodziła  z  nim  nad  staw,  żeby  puszczać  papierowe  łódki,  jak 
opowiadała mu bajki na dobranoc, jak piekli w kuchni ciastka i jak mama ślicznie śpiewała 
różne  piosenki.  Alex  myślał,  że  Jeremy  jest  za  mały,  żeby  to  wszystko  pamiętać,  a  jednak 
okazało się, że pamiętał niemal każdą chwilę. 

Spojrzał  na  wygrzebaną  na  strychu  fotografię.  Było  to  jedno  z  nielicznych  zdjęć,  które 

zachował.  Byli  na  nim  we  troje.  Pod  spodem  zaś  było  zdjęcie  Kim  z  dużym  brzuchem, 
uśmiechniętej i dumnej, na parę dni przed rozwiązaniem. 

Zastanawiał się, czy dotąd nie wyciągał tych zdjęć ze względu na siebie, czy chciał w ten 

sposób chronić Jeremy’ego. Jak długo jednak można zaprzeczać, że jakieś uczucia istnieją, po 
prostu nie mówiąc i ukrywając związane z nimi pamiątki?

–  To  musiało  być  bardzo  śmieszne,  kiedy  twoja  mama  tak  się  przebrała  –  usłyszał  z 

kuchni. 

– Tak, mama przypięła wąsy i poruszała nosem, a wąsy się ruszały jak u kotka. 
Głęboko poruszony słuchał, jak jego synek chichocze. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, 

jak  dawno  już  nie  słyszał  śmiechu  Jeremy’ego,  który  właśnie  opowiadał,  jak  Kim  się 
przebrała  na  ubiegłoroczny  Halloween.  Była  już  wtedy  bardzo  chora,  a  jednak  wykonała 
nadludzki  wysiłek,  żeby  Jeremy  mógł  się  cieszyć  jak  inne  dzieci.  Zawsze  przykładała 
ogromna wagę do tego, żeby różne święta były dla jej rodziny wyjątkowe. To był magiczny 
czas dla Kim i jej „mężczyzn”. 

Zmógł  w  sobie  wzruszenie  i  wszedł  do  kuchni.  Oczy  Jeremy’ego  lśniły,  policzki  były 

zaróżowione. Alex posłał Shannon spojrzenie pełne wdzięczności. Niestety zwrócił zarazem 
uwagę, jak pięknie i pociągająco wygląda. Przyjaźń z Shannon O’Rourke była ciężką próbą 
charakteru. 

A  jednak,  choć  nie  wierzył  w  ingerencję  sił  nadprzyrodzonych  w  ludzką  egzystencję, 

musiał przyznać, że wkroczenie Shannon w ich życie tak właśnie wyglądało. To nie mógł być 
ślepy traf, ktoś tam, na górze, dobrze to wymyślił... 

– Jeremy, znalazłem zdjęcia mamusi – powiedział. – Zobacz, na tym jesteś również ty. –

Podał mu fotografię Kim tuż przed rozwiązaniem. 

–  Nie,  tu  mamusia  jest  sama  –  powiedział  malec,  ale  wpatrywał  się  w  zdjęcie  z 

zachwytem. 

– Nieprawda. – Alex wskazał palcem brzuch Kim. – Jesteś tutaj. I dlatego mama się tak 

uśmiecha,  bo  czeka  na  ciebie.  Urodziłeś  się  za  parę  dni  i  to  był  najpiękniejszy  dzień  w  jej 
życiu. 

Podniósł wzrok znad główki syna i popatrzył na Shannon. Oprócz uczucia wdzięczności 

przepełniały go inne emocje, znacznie trudniejsze do zdefiniowania. Shannon w jakiś sposób 
sprawiła,  że  zmienił  swój  stosunek  do  ludzi.  To  dzięki  niej  tak  bardzo  zaangażował  się  w 
sprawę  wykorzystanej  studentki.  Nie  unikał  już  spojrzenia  pełnych  łez  oczu  Rity  i  ze 
wszystkich sił wspierał ją w samotnej walce. Dawniej zachowałby dystans, oczywiście jakoś 
by  pomógł,  gdyby  dziewczyna  go  o  to  poprosiła,  ale...  Także  postawa  Shannon,  obcej 

background image

przecież  osoby, wobec Jeremy’ego  zmieniła  jego spojrzenie  na  świat.  Zrozumiał,  czym  jest 
empatia, umiejętność przeżywania uczuć innych ludzi, i płynąca stąd szczera, bezinteresowna
chęć pomocy. 

–  Co  powiecie  na  pizzę  na  kolację?  –  zaproponował  lekko.  –  Może  pójdziemy  do  tej 

nowej włoskiej restauracji, którą wszyscy tak chwalą?

– Super! – wykrzyknął Jeremy. 
– Shannon?
– A co z ciasteczkami?
– Zostawcie to na później. Chyba że masz nas dosyć i chcesz sobie zrobić wychodne. 
– Wiesz przecież, że nie mam was dosyć. – Posłała mu nieodgadnione spojrzenie. 
– No to idziemy. Ubierzcie się, a ja włączę ogrzewanie w samochodzie. 
Na  zewnątrz  było  chłodno  i  dżdżysto,  chmury  szczelnie  zakrywały  niebo.  Dopiero  po 

kilku minutach wnętrze dżipa ociepliło się do odpowiedniej temperatury. 

– Nie wiem, czy to dobry pomysł – powiedział po powrocie do mieszkania. – Pogoda jest 

paskudna. 

– Mnie to nie przeszkadza – uśmiechnęła się Shannon. – W końcu już czas na świąteczną 

aurę. 

– Nie nazwałbym marznącej mżawki świąteczną aurą. – Też się uśmiechnął. 
–  Potrzeba  nieco  wyobraźni.  Tutaj  rzadko  się  zdarza  białe  Boże  Narodzenie,  ale  w 

powietrzu  unosi  się  zapach  palonych  w  kominkach  drew  i  choinek,  wszędzie  migoczą 
światełka jak malutkie klejnoty. 

Potrząsnął głową z niedowierzaniem, a jednak, kiedy szli do samochodu, poczuł zapach 

świeżej choinki i palonego w kominkach drewna. Na wszystkich domach migotały świąteczne 
dekoracje.  Specjalnie  przeprowadził  się  właśnie tutaj,  gdzie  nic  nie  przypominało  rodzinnej 
Minnesoty.  Tam  na  Boże  Narodzenie  zawsze  był  śnieg.  Jednak  tu  też  było  pięknie  z  tymi 
wszystkimi  przystrojonymi  świątecznie  sosnami  i  cedrami,  wypełniającymi  powietrze 
niepowtarzalnym zapachem lasu. No i była Shannon... 

Ta myśl go zdenerwowała. Fascynacja, pożądanie, to jedno, natomiast... Nie chciał znowu 

kogoś potrzebować. 

– Coś się stało? Posmutniałeś. 
Zdobył się na uśmiech. Shannon była bardzo dobrym człowiekiem i zrobiła wiele dla jego 

syna, ale przesadą byłoby myśleć, że jej potrzebuje. Stanowczo musi wziąć się w garść. 

– Nic takiego. Bardzo lubię śnieg, szczególnie w Boże Narodzenie. 
– Czasami i tutaj pada śnieg, ale na ogół dopiero w styczniu i szybko się topi. Chociaż, 

może nam się poszczęści i spadnie na nas arktyczna burza znad Kanady? – zażartowała. 

Z prawdziwą ulgą zaczął rozmyślać o śniegu, temacie raczej neutralnym. Zastanawiał się 

usilnie,  gdzie  schował  łopatę  do  śniegu.  Próbował  również  obliczyć  czas,  jaki  zajęłoby  mu 
odśnieżenie podjazdu jego i Shannon. 

Przecież  odśnieżyłby  podjazd  każdemu  zaprzyjaźnionemu  sąsiadowi,  a  Shannon  była 

zarówno jego sąsiadką, jak i przyjaciółką. 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Alex  z  wściekłością przeglądał plik  gazet  rozłożonych na  biurku  i  próbował  ignorować 

odgłosy  dochodzące  z  kuchni.  Jeremy  przypomniał  sobie  o  ciasteczkach  i  o  godzinie  piątej 
rano  domagał  się  od  nieprzytomnego  ojca  odpowiedzi  na  pytanie,  czy  może  zadzwonić  do 
Shannon i poprosić ją o pomoc w lepieniu „imbirowych człowieków”. 

– Mówi się „ludziki” – poprawił go mechanicznie. 
– Shannon mówiła „człowieki”. 
–  Nie,  na  pewno  powiedziała  „ludziki”,  a  nie  „człowieki” –  upierał  się  Alex,  chociaż 

ostatnią  rzeczą,  na  jaką  miał  ochotę  o  piątej  nad  ranem,  było  prowadzenie  semantycznej 
dyskusji z czteroletnim dzieckiem. 

– Shannon nie mówi „ludziki” – powiedział Jeremy płaczliwym tonem. 
– Niech ci będzie – ustąpił. Widocznie wszystko, co powiedziała Shannon, było absolutną 

świętością  i  podważanie  tego  nie  miało  najmniejszego  sensu.  W  końcu  chodziło  tylko  o 
ciastka. 

– To zadzwoń. – Jeremy podał mu słuchawkę. 
– Nie miałem na myśli, że możemy zadzwonić. Zgodziłem się tylko, że z ciasta robi się 

„imbirowe  człowieki”.  –  Alex  zastanawiał  się,  dlaczego  świat  musi  być  tak  urządzony,  że 
dzieci wstają wtedy, kiedy dorośli jeszcze w najlepsze śpią. 

– Nie możemy o tej porze dzwonić do Shannon. Na pewno chce się wyspać, jest przecież 

na urlopie. 

Jeremy nie oponował,  ale widać było,  że  ta informacja  go zasmuciła.  Już  po prostu nie 

mógł się doczekać. Nie miał zamiaru wracać do swojego łóżeczka, tylko wpełzł do łóżka taty 
i przez trzy bite godziny opowiadał mu o swojej rozmowie z Shannon. W efekcie Alex był 
zupełnie nieprzytomny. 

Kiedy  wreszcie  około  dziewiątej  zdecydował  się  zadzwonić,  miał  świadomość,  że 

wyglądali z  Jeremym  co  najmniej jak Śpioszek  i  Gapcio  z  bajki o siedmiu  krasnoludkach i 
sierotce Marysi. Poskładał papiery i zszedł do syna. Shannon już przyszła. Leżeli z Jeremym 
przed  choinką.  Alex  nieomal  ze  złością  zastanawiał  się,  jak  to  jest  możliwe,  że  ta  kobieta 
zawsze wyglądała tak, jakby właśnie wyszła z salonu spa. Promieniała świeżością i radością 
życia  od  samego  rana.  Nastawiła  płytę  z  kolędami  i  bawili  się  z  Jeremym  kolejką. 
Mimowolny uśmiech wypłynął Aleksowi na twarz. 

Shannon  leżała  na  brzuchu  i  poruszała  do  rytmu  odzianymi  w  dopasowane  dżinsy 

nogami.  Miała  bose  stopy  i  paznokcie  pomalowane  na  ciemny  róż.  Całości  dopełniała 
koszulka z napisem „Drogi Mikołaju, przynieś mi na święta gwiazdkę z nieba”. Wyglądała w 
tym  stroju  i  z  rozpuszczonymi,  nieco  potarganymi  włosami,  jak  zbuntowana  nastolatka, 
chociaż Alex domyślał się, że dobiegała już trzydziestki. 

Jeremy  leżał  obok  niej  i  śpiewał  „Jingle  Bells”,  mocno  zresztą  fałszując.  Tibblesa  nie 

było widać nigdzie w pobliżu. 

– Hej, myślałem, że pieczecie ciasteczka – przywitał ich szerokim uśmiechem. 

background image

– Ciasto musi postać trochę w lodówce przed rozwałkowaniem – wyjaśniła Shannon. – A 

ty nie powinieneś poprawiać prac semestralnych?

– Zrobiłem sobie małą przerwę. 
– Opracowałeś już pytania na egzamin?
– Tak, ale muszę jeszcze przygotować zestawy na egzamin poprawkowy. 
– To miłe,  że  dajesz  im  drugą szansę.  Większość  profesorów  niechętnie  się umawia na 

poprawki. 

– Każdy profesor dałby drugą szansę tak czarującej studentce jak ty. 
– Wszystko zawsze zdawałam w terminie – odparła, udając, że nie zauważa tonu flirtu w 

jego głosie. – Byłam idealną studentką. 

–  Idealnie  punktualną  czy  idealnie  obkutą?  Są  różni  studenci.  Na  przykład  niektórzy 

zakładają się i na golasa kąpią się w zimie w jeziorze Waszyngton. Ci z kolei są uwielbiani 
przez kolegów, którzy uważają ich za „idealnych kumpli”. 

– Nikt przy zdrowych zmysłach nie kąpie się w zimie w jeziorze Waszyngton – zaśmiała 

się  Shannon.  –  Co  prawda  jeden  z  moich  braci  się  wykąpał,  ale  on,  jak  to  mój  brat,  jest 
nienormalny, więc się nie liczy do statystyk. 

–  Co  to  znaczy  „na  golasa”?  –  dopytywał  się  Jeremy.  Alex  zaklął  w  myślach.  Wciąż 

zapominał, że przy bystrym czterolatku trzeba zważać na każde słowo. 

– „Kapać się na golasa” to znaczy pływać bez kostiumu czy spodenek. Niektórzy myślą, 

że to świetna zabawa, ale w rzeczywistości jest to coś strasznie głupiego, szczególnie kiedy 
jest zimno – pośpieszyła z wyjaśnieniem Shannon. 

– Aha. – Malec wrócił z zapałem do ustawiania na torach wagoników kolejki. 
Alex zachodził w głowę, jakim sposobem Shannon potrafiła tak szybko i prosto wszystko 

wytłumaczyć i rozwiązać problem, a jemu nastręczało to zawsze tak wielu trudności. 

Uśmiechnęła się do  niego  porozumiewawczo, odpowiedział  tym samym.  Obiecał sobie, 

że  spróbuje  się  odwdzięczyć,  kiedy  Shannon  będzie  miała  dzieci.  Jeśli  odziedziczą  po  niej 
charakter, z pewnością będzie musiała się borykać z odpowiedziami na znacznie trudniejsze 
pytania.  Nie  podzielił  się  z  nią  jednak  tym pomysłem.  Wiedział  już,  że  ten  temat  z  jakichś 
powodów jest dla niej niewygodny. Ostatnio, kiedy ją o to zaczepił, bardzo się zasmuciła. 

– Muszę zrobić sobie kawę – powiedział po chwili. – Też się napijesz?
– Tak, dzięki. 
Wiedziała, jak bardzo jest zmęczony. Na pewno Jeremy nie dawał mu się wyspać. Poza 

tym  doktor  McKenzie  musiał  również  do  późnej  nocy  oceniać  prace  semestralne,  a  nie  był 
chyba skowronkiem. 

Shannon  przeciwnie.  Wstała  o  szóstej  rano,  napisała  kilka  maili  i  przejrzała  raporty, 

zadzwoniła  też  do  Kane’a  z  informacją,  że  ma  zamiar  skorzystać  z  jego  propozycji  i 
wykorzystać  cały  urlop  za  kończący  się  rok.  To  oznaczało,  że  miała  jeszcze  prawie  dwa 
tygodnie wolnego. I zamierzała dobrze się bawić. 

Zachciało  jej  się  śmiać.  Do  tej  pory  zupełnie  inaczej  pojmowała  „dobrą  zabawę”.  Nie 

podejrzewała  siebie  o  to,  że  tak  dużo  radości  może  jej przynieść  opieka  nad  cudzym 
dzieckiem i pieczenie ciasteczek imbirowych. Nikt z rodziny czy znajomych nie uwierzyłby, 

background image

w  jaki  sposób  Shannon  spędzała  urlop.  Jej  nieudolność  w  kuchni  stała  się  wręcz 
przysłowiowa, na przykład w pracy miała zakaz wstępu do kuchni, wydany po tym, jak dwa 
razy doprowadziła tam do niegroźnego na szczęście pożaru. 

– Nie uśmiechaj się tak złośliwie, bo pomyślę, że to ja jestem przedmiotem tej złośliwości 

–  powiedział  Alex,  stawiając  dwa  kubki  z  dymiącym  napojem  na  stole.  Zaraz  potem  opadł 
ciężko na krzesło. 

– A skąd ten pomysł? – zapytała niewinnie. 
– Nie udawaj, snuję się po domu jak cień i wygaduję jakieś głupoty. 
– A spałeś w ogóle w nocy?
– Tylko trochę. Jeremy  wstał o piątej rano i uznał, że ja też się już wyspałem. Ponadto 

wiedliśmy  zajmujący  spór  o  to,  czy  ciasteczka,  które  robicie,  to  „imbirowe  ludziki”  czy 
„człowieki”. 

–  Powiedziałam  „człowieczki”,  bo  „ludziki”  są  zbyt  pospolite,  a  chciałam,  żeby  nasze 

ciastka były wyjątkowe. 

–  Aha,  w  takim  razie  następnym  razem  pozwolę,  by  Jeremy  ciebie  obudził  w  środku 

nocy, jak będzie chciał rozstrzygnąć jakąś istotną językową kwestię. 

– Piąta rano to nie jest środek nocy. 
– Aha, skowronek. 
– Aha, sowa. 
–  A  więc  należysz  do  tych  upiornych  dziwaków,  którzy  wstają  skoro  świt  i  tryskają 

radością życia. – Uśmiechnął się złośliwie. – Gdy zaś przyzwoici ludzie, jak Bóg przykazał, 
powoli  i  dostojnie  dochodzą  do  siebie  między  dziewiątą  a  dziesiątą  rano,  za  to  pracują  do 
pierwszej czy drugiej w nocy. – Upił solidny łyk kawy i przez moment miał taką minę, jakby 
chciał ją wypluć. – Gorąca! – krzyknął z takim wyrzutem, że Shannon aż się roześmiała. 

– Przecież sam ją zrobiłeś przed chwilą! Jaka niby miałaby być?
– I co, nie budzi się w tobie instynkt opiekuńczy? Nie biegniesz do lodówki po lód, by 

ratować mój poparzony język?

– Raczej nie chcesz, żeby ktoś ci matkował. 
– To prawda. 
– Więc już wiesz, dlaczego nie pędzę po lód. 
– Ładna z ciebie przyjaciółka. – W jego oczach zagościł nieodgadniony błysk. 
Shannon  umiejętnie  ukryła  uczucie  przykrości.  Alex  nie  musiał  na  każdym  kroku 

przypominać  o  ich  umowie.  Miała  też  niemiłą  świadomość,  że  jedynym  powodem,  dla 
którego  zgodził  się  na  taki  układ,  był  Jeremy.  Cała  historia  ich  znajomości  byłą  kolejnym 
dowodem  na  to,  że  związki  damsko-męskie  były  dla  niej  pasmem  katastrof.  Pijąc  kawę, 
dokonała  przeglądu  swoich  dotychczasowych  partnerów.  Niektórzy  chcieli  ją  wykorzystać, 
miała tylko otworzyć drzwi do gabinetu Kane’a, który dzięki swym wpływom i pieniądzom 
mógł tak wiele. Inni mieli alergię na małżeństwo, za to uwielbiali szybkie numerki. Jeszcze 
inni zaś marzyli o kurze domowej, która sterczy przy garach, zajmuje się dziećmi i nie zadaje 
niepotrzebnych pytań. 

Z  tej  ostatniej  grupy  najgorszy  okazał  się  chłopak,  który  był  jej  wielką  miłością  na 

background image

studiach.  Stwierdził  mianowicie,  że  Shannon  na  żonę  zupełnie  się  nie  nadaje,  nie  posiada 
bowiem najmniejszych talentów na polu zajmowania się domem i w ogóle jest mało kobieca. 
Przed zerwaniem zaś młodzian ten upewnił się, że wszyscy znajomi poznali jego opinię oraz 
powód rozstania z Shannon. O dziwo, znaleźli się tacy, którzy wcale nie uznali tego typka za 
humorystyczny relikt przeszłości... 

Zawsze  sobie  żartowała  z  powodu  ich  zerwania,  ale  ból  i  upokorzenie  dawały  o  sobie 

znać do teraz. Nikt jednak nie miał pojęcia o tym, jak głęboko Shannon to rozstanie przeżyła. 
Była przecież mistrzynią w kamuflowaniu swych uczuć, szczególnie gdy chodziło o poczucie 
krzywdy, przykrości czy żalu. 

– Oj, coś mi się wydaje, że też jesteś trochę śpiąca. – Głos Aleksa wyrwał ją z rozważań o 

tak bardzo nieudanym życiu uczuciowym. 

Kofeina  najwyraźniej  zaczęła  już  działać,  bo  wydawał  się  znacznie  przytomniejszy  niż 

parę chwil temu. 

– Nie, ale twoja kawa z pewnością postawiłaby na nogi umarłego. 
– Aż taka mocna? Zawsze taką piję. 
Ze smutkiem pomyślała, że dla jej serca o wiele bardziej szkodliwe jest przebywanie w 

towarzystwie Aleksa  niż  kofeina. Za wszelką  cenę  musiała  zwalczyć to  uczucie,  bo  inaczej 
znowu czeka ją ból. 

– Powiedzmy, że nie jest to najsłabsza kawa, jaką piłam. 
– Myślałem, że ranne ptaszki nie potrafią funkcjonować bez sporej dawki kofeiny. Skądś 

się musi brać cała ta energia od świtu. 

– Ja mogłabym się obyć bez kawy, ale trudno mi wypowiadać się w imieniu wszystkich 

skowronków.  –  Kreśliła  dłonią  jakieś  figury  na  stole.  Dlaczego  wszystko  nie  może  być  tak 
proste  jak  jej  relacje  z  Jeremym?  Dopóki  Alex  nie  zszedł  na  dół,  leżeli  sobie  na  podłodze, 
bawili  się  kolejką,  podśpiewywali  kolędy,  a  ją  wypełniało  uczucie  radości  i  wewnętrzny 
spokój.  Dzieci  posiadają  magiczną  umiejętność  oddalania  trosk.  Działają  jak  balsam.  –  Nie 
przepadasz  za  tym,  żeby  ktoś  ci  matkował  –  powiedziała  z  zadumą.  Nosiła  się  z  pewnym 
pomysłem, mianowicie chciałaby zaprosić Aleksa i Jeremy’ego na święta do swojego domu 
rodzinnego,  a  Pegeen  O’Rourke  miała  w  zwyczaju  matkować  każdemu,  czy  sobie  tego 
życzył, czy nie. 

– Jestem dużym chłopcem, nie potrzebuję opieki. 
– Uważaj, żebyś się z tym nie wyrwał przy mojej matce, jak się poznacie. W głębi duszy 

zawsze  marzyła,  żebyśmy  nigdy  nie  dorośli,  jestem  o  tym  przekonana.  Od  kiedy  jednak 
pojawiły się wnuczęta, trochę nam odpuściła, za to je rozpieszcza bez umiaru. 

– Z tego, co opowiadasz, wydaje się bardzo miłą osobą. 
– Miła i serdeczna, wszyscy tak mówią. – Nie zapytała jednak o matkę Aleksa. Pamiętała, 

że wypowiadał się o rodzicach niezbyt pochlebnie. Po tym, co mówił o swoim dzieciństwie, 
decyzja  o  małżeństwie  musiała  być  dla  niego  wyjątkowo  trudna.  Kim  była  miłością  jego 
życia. Shannon poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Jej pewnie nie będzie dane zaznać takiego 
uczucia.  –  Myślę,  że  ciasto  wystarczająco  długo  postało  w  lodówce.  –  .  Podniosła  się 
dziarsko.  Nikt  by  się  nie  domyślił,  jak  wielki  smutek  gościł  w  jej  sercu.  –  A  ty  nie  masz 

background image

przypadkiem jakichś prac do sprawdzania? – zapytała Aleksa z uśmiechem. 

– Że też musiałaś mi przypomnieć! A było tak miło... 
– Od tego ma się przyjaciół, nieprawdaż?  Dbam o twoje interesy, nie chcę, żebyś  robił 

wszystko na ostatnią chwilę – odparła z nutką sarkazmu w głosie. 

–  A  co  do  tego  matkowania...  W  sumie  nie  mam  nic  przeciwko  temu,  jeżeli  nie 

przekracza  pewnych  granic.  Miałem  na  myśli  te  wszystkie  kobiety,  które  po  śmierci  Kim 
próbowały matkować nie tylko Jeremy’emu, ale również mnie. Aż się paliły, żeby zająć jej 
miejsce, to było wręcz niesmaczne. Wolę kobiety w twoim stylu. 

Zakrztusiła  się  kawą.  Co  on  znowu  miał  na  myśli?  Może  chciał  podkreślić,  że 

odpowiadają  mu  kumplowskie  stosunki?  A  może  niechcący  wyrwało  mu  się,  że  Shannon 
jednak mu się podoba?

– Wiesz, na pewno robiły to z dobroci serca, przynajmniej częściowo. – Zarazem skarciła 

się  w  duchu  za  podsycanie  w  sobie  nadziei  na  związek  z  Aleksem,  choć  sprawa  była 
przegrana. – To co, Jeremy, robimy imbirowe człowieczki?

Alex  kolejny już  raz  czytał  jedną z  prac  semestralnych, starając  się znaleźć  powód, dla 

którego  mógłby  autora  przepuścić  na  następny  semestr,  gdy  nagle  poczuł  ostry  zapach 
spalenizny. W tym samym momencie w mieszkaniu włączył się alarm przeciwpożarowy. 

Błyskawicznie ruszył na dół. 
– Shannon! – Chwycił gaśnicę i wpadł do kuchni. Całe pomieszczenie wypełniały gęste 

kłęby dymu. 

– Nie trzeba – powiedziała Shannon, zanosząc się od kaszlu. – Wszystko jest pod kontrolą 

–  dodała  z  przekonaniem,  wrzucając  kolejnego  zwęglonego  ludzika  do  zlewu  pod  strumień 
wody, a potem zaczęła wymachiwać zwilżoną ścierką, by pozbyć się dymu. 

Dla  pewności  Alex  popsikał  pianą  z  gaśnicy  na  piecyk  i  zlew,  potem  wyprowadził 

Shannon i Jeremy’ego z kuchni tylnym wyjściem na podwórko. 

– Zostańcie tu – nakazał im, a sam wrócił do kuchni, gdzie pootwierał wszystkie okna i 

włączył  wywietrzniki.  Kiedy  upewnił  się,  że  nic  się  nie  zapaliło,  zarzucił  kurtkę  na  alarm, 
żeby go trochę uciszyć. 

–  W  porządku,  możecie  wracać  –  powiedział,  otwierając  drzwi  na  podwórko.  Shannon 

przytulała Jeremyego,  próbując  go ogrzać,  sama  zaś  drżała z  zimna.  – Wejdźcie  do środka, 
już nie ma dymu. 

– Idź do kuchni, ogrzejesz się – powiedziała do chłopca, sama jednak się nie ruszyła. 
– A ty? – zapytał Alex. 
– Myślę, że lepiej będzie, jeśli już pójdę do domu – odparła łamiącym się głosem. 
– Dlaczego?
– Po prostu tak będzie lepiej – stwierdziła oschle, lecz po jej policzku spłynęła łza. 
Pomyślał ze złością, że nie wie, jak zareagować. Z jednej strony chodziło tylko o jakieś 

durne ciastka, z drugiej jednak czuł, że dla niej sprawa jest o wiele ważniejsza i jeśli pozwoli 
jej  teraz  wrócić  do  domu,  Shannon  zniknie  z  ich  życia.  A  to  dopiero  byłby  powód  do 
zmartwienia, znacznie poważniejszy niż kilka zwęglonych imbirowych ludzików. 

background image

– Dlaczego tak uważasz?
– Tak mi przykro, że spaliłam te ciastka. Powinnam była ci się od razu przyznać do mojej 

kulinarnej abnegacji, ale miałam nadzieję, że jak znajdę łatwy przepis i będę uważać, to nic 
się nie stanie. Jak widać, bardzo się myliłam. 

Ruszyła  szybkim  krokiem  przez  mały  trawnik  dzielący  ich  podwórka.  Alex  nie  znosił 

trudnych, zagmatwanych zagadek psychologicznych. Przecież Shannon nie płakała z powodu 
głupich ciastek. Wyraźnie trapiło ją coś więcej. 

– Proszę cię, nie idź – rzucił spontanicznie. 
Niestety  tylne  wejście  od  strony  podwórka  było  zamknięte,  musiała  więc  zawrócić  i 

jeszcze  raz  przejść  koło  Aleksa,  żeby  dostać  się  do  frontu  domu.  Pilnowała  się,  by  nie 
spojrzeć na niego. 

– Hej, wszystko w porządku – powiedział cicho, przytulając ją delikatnie. 
Jego miły i ciepły uśmiech sprawiał, że Shannon poczuła się bezpiecznie. Od czasu ich 

gorących pocałunków Alex często gościł w jej snach. Ale co z tego, skoro ją odrzucił?

Nie powinna się łudzić. Jego serce było okolone bardzo wysokim i mocnym murem. 
– Nic nie jest w porządku – powiedziała. – Łatwo ci tak mówić, bo mnie nie chcesz, więc 

ci wszystko jedno. Dla mnie to jednak ma znaczenie. 

– Shannon, to nie tak, że cię nie chcę... 
Och, dobrze znała ten ton! Delikatny, gładki, by nie zranić jej uczuć... 
–  Naprawdę  przestań  się  mną  przejmować.  To  mój  problem.  Nie  musisz  mi  niczego 

tłumaczyć. 

Chciała jak najszybciej  zostać sama. Nienawidziła poczucia, że  coś jej tak strasznie  nie 

wyszło. Musiała się uspokoić, skupić się na czymś innym. 

– Tylko że ja chcę z tobą rozmawiać i chcę się tobą przejmować. .. 
Ten ton również znała. Niski, nieomal koci pomruk... 
– Alex, to nie ma... 
Nie dokończyła, bo zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem. Przez moment próbowała 

się opierać, wiedziała bowiem, że kiedy fala namiętności minie, Alex będzie żałował, że dał 
się ponieść emocjom. A jednak się poddała... bo bardzo tego pragnęła. W głowie jej szumiało, 
traciła kontrolę nad własnym ciałem. Do czego ich to zaprowadzi? Może... 

Nagle rozległ się przeraźliwy pisk. 
– Miau – usłyszeli znowu. 
Shannon wspięła się na palce i spojrzała nad ramieniem Aleksa. Spod krzaka wyglądała 

główka  kociaka.  Ogromne  oczy,  wielkie  uszy  i  prawie  nic  poza  tym.  Spojrzał  na  nią  i 
zapiszczał żałośnie. 

–  Biedactwo!  –  Klęknęła  i  powoli  wyciągnęła  ku  niemu  dłoń.  –  Chodź  do  mnie.  –

Zwierzak  spojrzał  na  nią  nieufnie.  –  Chodź,  malutki,  nic  ci  nie  zrobię  –  zachęcała  go 
łagodnym głosem. 

Alex słuchał słodkiego głosu i zastanawiał się, czy ktoś w ogóle byłby w stanie nie zrobić 

tego, czego Shannon sobie życzyła. Cholera, jak to się mogło stać, że znowu się całowali? To 
nie jej wina. Chciała przed nim uciec, a kiedy zaczął ją całować, w pierwszej chwili opierała 

background image

się. 

Kociak zrobił kilka niepewnych kroków w stronę wyciągniętej dłoni. 
– Chodź, koteczku, no chodź... 
– Miau... 
– Tak, wiem, malutki. Wszystko już będzie dobrze, chodź do mnie. 
Gdy podniosła kotka i przytuliła do siebie, Alex westchnął mimowolnie. To był naprawdę 

piękny  widok,  gdy tak  tuliła  do  piersi  małego,  brudnego  zwierzaka...  Zaraz  jednak  zapaliło 
mu się w głowie ostrzegawcze światło. Takich uczuć powinien za wszelką cenę unikać. 

– Shannon, musimy porozmawiać o tym, co się stało. 
– Mój Boże! Przestań tak dramatyzować! – rzuciła niecierpliwie. – Byłam zdenerwowana 

i smutna, a ty mnie pocałowałeś. Chciałeś mnie pocieszyć jak prawdziwy przyjaciel. Dziwię 
się, że się ze mnie nie śmiałeś. 

– Dlaczego miałbym się śmiać?
– Nie pamiętasz już? Siwy dym wypełniający całą kuchnię i alarm przeciwpożarowy, a ja 

miotam się z wilgotną ścierką. Przecież musiałam wyglądać jak idiotka!

No tak, te nieszczęsne ciastka... Zdążył już zapomnieć o powodzie, dla którego Shannon 

uciekała  z  jego  podwórka.  Poczuł  pewną  ulgę,  że  nie  potraktowała  jego  pocałunków  zbyt 
serio. 

–  Nie  dramatyzuję.  Miałem  na  myśli  kota –  skłamał  gładko.  –  Co  masz  zamiar  z  nim 

zrobić?

– Wezmę go do domu, rzecz jasna. 
–  Jeśli  myślisz  o  tym,  żeby  podarować  go  w  prezencie  świątecznym  Jeremy’emu,  to 

wybij to sobie z głowy. 

– Mam zamiar go zaadoptować. Nie mam jednak ani kropli mleka, muszę więc skorzystać 

z sąsiedzkiej pożyczki. 

Przeszła  obok  niego  jakby  nigdy  nic.  Jakby  przed  kwadransem  nie  całowali  się  jak 

szaleni.  Alex  miał  dziwne  uczucie,  że  Shannon  nie  mówi  mu  czegoś  ważnego,  ponieważ 
jednak nie miał pojęcia, co to mogło być, skupił się na prawdziwych problemach. 

– Poczekaj tutaj. Jeremy zobaczy tego kociaka i będzie go chciał wziąć do nas. 
– Nie histeryzuj, wszystko mu wytłumaczę. 
– Mężczyźni nie histeryzują!
– Jasne, nigdy – odrzekła protekcjonalnym tonem i weszła do jego domu. 
Od kiedy spotkał tę niezwykłą kobietę, Alex czuł się jak na karuzeli. Miał wrażenie, że 

przestaje decydować o swoim i Jeremy’ego losie. 

– Koty zwykle wylizują sobie futerko po posiłkach – objaśniała Shannon siedzącemu na 

jej kolanach Jeremyemu. – Dlatego ten jest taki brudny, bo rzadko zdarzało mu się jadać. 

– Nic mu nie jest?
–  Chyba  nie.  Zawiozę  go  jutro  do  mojego  brata.  Connor  jest  doktorem  od  kotków  i 

piesków i dokładnie go zbada. 

– On się chyba boi. 
– Wiesz, dużo czasu błąkał się po ulicach. Na pewno chce być kochany, ale zajmie mu 

background image

trochę czasu, zanim komuś zaufa – wyjaśniała cierpliwie. 

– A jak ma na imię? – Jeremy umościł się wygodniej na kolanach Shannon, z zachwytem 

przyglądając się kotu. 

– Jeszcze nie wiem. Koty zdradzają swoje imiona tylko wtedy, kiedy komuś zaufają. Na 

pewno ci powie, jak będzie już gotowy. – Pocałowała Jeremy’ego w czoło. 

– Shannon, nie opowiadaj historyjek – ostrzegł  ją Alex  szeptem.  Bał się, że  syn będzie 

chciał zatrzymać kotka u siebie. – Za dużo w tym fantazji. 

Spojrzała na niego z wyrzutem. Dzieci uwielbiały różne zwariowane opowieści, same je 

tworzyły,  jeśli  nie  tłumiło  się  ich  wyobraźni.  Mały  Jeremy  wystarczająco  boleśnie  odczuł 
rzeczywistość. 

Poza  tym  była  na  Aleksa  zła.  Jego  z  trudem  skrywana  ulga,  kiedy  powiedziała,  że  ich 

pocałunek  był  jedynie  przyjacielski,  była  wręcz  obraźliwa.  I  ona,  i  on  przeżyli  chwile 
prawdziwej  namiętności,  on  jednak...  Cóż,  jeżeli  chodziło  o  nią,  Alex  stąpał  po  naprawdę 
cienkim lodzie. 

– Nic nie wiem o kotach. Myślałam, że tak się rozmawia z dziećmi, ale pewnie się mylę –

wypaliła. 

– OK – wycofał się szybko. 
Tak, była na niego wściekła. Przecież to on ją gonił po podwórku i przycisnął do ściany. 

A  teraz  udaje,  że  nic  się  nie  stało...  Była  wściekła,  bolała  urażona  duma.  Czy  miała  rację? 
Może  za  mało  starała  się  zrozumieć  Aleksa?  W  pierwszym  rzędzie  chodziło  mu  o  dobro 
synka, dopiero potem następowała cała reszta... Nawet gdyby Alex zdecydował się powtórnie 
ożenić,  pewnie  wybierze  na  matkę  Jeremy’ego  kogoś  bardziej  odpowiedniego  od  niej. 
Powinna  być  z  sobą  szczera.  Nigdy  nie  wygrałaby  konkursu  na  „matkę  miesiąca”. 
Uśmiechnęła się do siebie smutno. Pewne rzeczy po prostu należy przyjąć takimi, jakie są. 

Lekki zapach dymu wciąż wypełniał powietrze. 
–  Przepraszam,  że  spaliłam  nasze  ciastka  –  powiedziała  do  Jeremyego  i  zmarszczyła 

śmiesznie nos. – Nie jestem najlepszą kucharką. 

– Nie szkodzi! – Malec zarzucił jej łapki na szyję. 
–  Znam  świetną  piekarnię.  Na  pewno  można  u  nich  upiec  kilku  imbirowych 

człowieczków.  Jeżeli  twój  tata  pozwoli,  pojedziemy  tam  w  sobotę  –  powiedziała,  próbując 
powstrzymać łzy cisnące się do oczu. 

– Możemy jechać, tatusiu? – zapytał podekscytowany Jeremy. – Ty też możesz jechać –

dodał po chwili z poczucia przyzwoitości. 

Rozśmieszyło  to  Shannon,  ale  zdławiła  śmiech,  pamiętała  bowiem,  jak  bardzo  Aleksa 

bolał fakt, że jego syn wolał czas spędzać z nią niż z nim. 

Był naprawdę dobrym ojcem. Dbał o syna i martwił się o niego aż za bardzo, jednak jej 

zdaniem malcowi brakowało beztroskiej zabawy i desperacko szukał sposobu, żeby oderwać 
się od smutnych myśli. Alex zaś wciąż, zamiast patrzeć w przyszłość, oglądał się za siebie i 
grzebał w bolesnej przeszłości. 

Trochę jej przypominał małego kociaka, którego przygarnęła. Może chciał być kochany, 

ale nie potrafił nikomu zaufać i bał się cierpienia. 

background image

Patrzyła  na  przystojną  twarz  Aleksa.  Była  naznaczona  smutkiem  i  bólem.  Zapomniał 

beztroskiego  śmiechu,  zapomniał,  jak  się  cieszyć  błahostkami.  W  jego  oczach  powinien 
pojawić się blask. Powinien znowu żyć pełnią życia. 

Ona zresztą też. 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

– Wchodzimy, synku – powiedział Alex, kiedy we troje stanęli przed drzwiami piekarni. 

Wcześniej zdjął Jerem/ego z ramion. Chłopiec bardzo polubił, kiedy ojciec brał go na barana. 

Przyprawiające o  zawrót  głowy aromaty czekolady,  wanilii  i  świeżo  pieczonego chleba 

mieszały  się  w  powietrzu.  Mimo  iż  nie  był  to  jeszcze  Nowy  Rok,  Shannon  podjęła  w  tej 
właśnie chwili postanowienie, że nie będzie się oglądać za siebie, tylko cieszyć się chwilą. I 
żadnego zastanawiania się nad tym, czy coś będzie trwało jutro. Oczywiście postanowienie to 
nie dotyczyło Aleksa. Zaangażowanie się w przelotny flirt byłoby po prostu głupie. 

Teraz  jednak  czuła  się  tak,  jakby  przyszła  do  tej  piekarni  z  własną  rodziną.  Kiedy 

spacerowali pięknie udekorowaną światełkami ulicą i nieśli pakunki z idealnymi ciasteczkami 
imbirowymi w kształcie ludzików (z których część miała zawisnąć na choince, a część zostać 
zjedzona z mlekiem), nastrój był niemal idylliczny. 

Oczywiście  Alex  nie  pozwolił  jej  zapłacić  za  ciastka.  Jego  upór  był  uroczy.  Nie 

wspomniał  też  choćby  słowem  o  jej  kulinarnej  porażce.  Milczał  również  na  temat  zapachu 
dymu, który wciąż jeszcze unosił się w jego mieszkaniu. 

– Hu, hu, ha! – zakrzyknął Święty Mikołaj i zadzwonił potężnym dzwonkiem. 
Shannon  sięgnęła  do  torebki  i  wyjęła  z  portmonetki  drobne,  które  wrzuciła  do 

ustawionego na chodniku pudełka. 

– Dlaczego mu wrzuciłaś pieniążki? – spytał Jeremy. 
– Mikołaj pomaga ludziom. 
– Tata nie wierzy w Świętego Mikołaja. 
Spojrzała na Aleksa ze złością. Temu facetowi naprawdę należał się solidny wycisk. 
–  Powiedziałem  tylko,  że  Święty  Mikołaj  to  nie  osoba,  tylko  swoisty  stan  umysłu 

związany  ze  świąteczną  atmosferą.  Idea,  którą  można  wyrazić  materialnym  symbolem...  –
Pod wpływem spojrzenia Shannon jego głos tracił pewność, wreszcie zamarł w ogóle. 

– Filozof od siedmiu boleści – syknęła wściekle. Zatrzymali Się przed wystawą sklepu z 

zabawkami,  gdzie  pysznił  się  cudowny  domek  Świętego  Mikołaja.  Mikołaj  był  ubrany  w 
pasiaste podkolanówki i siedział sobie wygodnie w bujanym fotelu przed kominkiem, a przed 
domkiem  stała  para  dorodnych,  zaprzężonych  do  sań  reniferów.  Jeremy  przytknął  nos  do 
szyby i z zachwytem obserwował szczegóły wystawy. 

–  Trochę  fantazji  i  wyobraźni  jeszcze  nikomu  nie  zaszkodziło.  Dlaczego  odbierasz  mu 

nawet to? Co jest złego w Świętym Mikołaju, na litość boską? – spytała oburzonym szeptem. 

Odciągnął ją od wystawy, by Jeremy ich nie usłyszał. 
– Pozwalałem mu wierzyć, że wszystko będzie dobrze, kiedy jego matka była już ciężko 

chora i umierająca. Ufał mi, a ja go zawiodłem. 

–  Posłuchaj,  Alex...  Moja  mama  powiedziała  mi,  że  wszystko  będzie  dobrze  w  dniu 

pogrzebu mojego ojca. 

–  Wiesz  zatem,  o  czym  mówię.  Przecież  nic  nie  było  dobrze,  prawda?  Cierpiałaś, 

tęskniłaś za ojcem... 

background image

–  Nigdy  nie  przestaje  się  tęsknić  za  ludźmi,  których  się  kocha.  Minęło  sporo  lat,  nim 

zrozumiałam, co przekazała mi mama. Wiedziała, że nikt z nas nie zapomni taty, wiedziała, 
że  ból  pozostanie.  A  jednak...  a  jednak  życie  idzie  dalej.  Tata  nie  żyje,  lecz  pozostał  cały 
świat, z całym swym złem, ale i dobrem. A tata jest gdzieś tam w górze i w jakiś sposób nadal 
jest z nami. Był wspaniałym, dobrym człowiekiem... Właśnie to dobro jest wciąż z nami. To 
właśnie przekazała mi mama. I miała rację. Było przecież już tyle dobrych dni. 

– Dlaczego mi to mówisz? – gniewnie stwierdził Alex, zupełnie jakby burzyła mu jakąś 

koncepcję. 

–  Ponieważ  nie  chcę,  żeby  Jeremy  skrywał  uczucia  w  środku,  tak  jak  ja  to  robiłam  –

odpowiedziała szczerze. – Sądzę też, że jego matka również by chciała, żeby żył normalnie. 

Alex  aż  zamknął  oczy.  Ta  kobieta  stanowczo  za  wiele  wiedziała  i  była  po  prostu  zbyt 

idealna. Nie chciał już patrzeć na jej anielsko dobrą twarz i ciepłe spojrzenie, jakim obdarzała 
jego syna. Był na nią wściekły, że mimo usilnych prób nie udawało mu się o niej nie myśleć. 
Zdobywała sobie miejsce w jego sercu, mimo że nie chciał do tego dopuścić. 

Na  początku  wydawała  mu  się  wyniosła,  wyrafinowana  i  pewna  siebie,  teraz  jednak 

dostrzegał w niej każdego dnia coraz więcej zalet. Jej bezinteresowna dobroć zaskakiwała go 
na  każdym  kroku,  jak  i  jej  nieograniczona  wręcz  czułość.  Czekał  na  ich  spotkania. 
Fascynowało go, że nigdy nie wiedział, czego się może spodziewać. Ekscytowało go ciągłe 
odkrywanie  nowych  jej  cech.  Jednocześnie  jednak  to  właśnie  ta  fascynacja  i  ekscytacja  go 
przerażały.  Ciągle  też  zadawał  sobie  pytanie,  czy  dokonał  właściwego  wyboru.  Czy 
rzeczywiście po śmierci Kim w jego życiu nic już nie miało się wydarzyć? Czy czekało go 
tylko samotne ojcostwo? A jeżeli się mylił?

Może zdoła uciec od wspomnień swej przeklętej rodziny? Może to zależy tylko od niego? 

Może powinien o to walczyć, a nie wycofywać się rakiem?

Zamyślony  otarł  się  o  nowiuteńkiego,  lśniącego,  czarnego  jaguara,  który  był 

zaparkowany na chodniku. Natychmiast włączył się przeraźliwy alarm. 

– Co jest? – zdenerwował się Alex. – Przecież ledwie go musnąłem!
–  Nie  znoszę  alarmów!  –  przekrzykiwała  świdrujący  dźwięk  Shannon.  –  Są  tak  czułe, 

wystarczy chuchnąć na samochód, a już wyją. 

– Tatusiu, co się stało? – Jeremy rączkami zasłonił uszy. – Wyłącz to!
Zanim zdążył otworzyć usta, z pobliskiego sklepu wybiegł niewysoki, grubawy facecik i 

z groźną miną podbiegł do Aleksa. 

– Co pan robi?! – krzyknął z furią. 
– Oddycham sobie!
Shannon  roześmiała  się  głośno.  Zupełnie  nie  zwracała  uwagi  na  ciekawski  tłumek 

wietrzący dobrą zabawę. Alex jako dziecko wstydził się, kiedy rodzice kłócili się na ulicy i 
robiło się zbiegowisko, teraz jednak było to zupełnie coś innego. Właściciel jaguara podbiegł 
do swojego cacka i z zaaferowaną miną zaczął oglądać lakier. 

Shannon zaśmiała mu się w nos i niby przypadkiem musnęła jaguara nogą. 
–  Czy  wypada,  by  tak  zachowywała  się  pani  dyrektor  public  relations  w  O’Rourke 

Enterprises?  –  Alex  puścił  do  niej  oko.  –  Czy  w  ogóle  wypada  tak  się  zachować 

background image

przedstawicielce klanu O’Rourke ów?

– Jestem na urlopie, aha! – rzuciła psotnie. 
Na  urlopie  czy  nie,  i  tak  potrafiłaby  owinąć  sobie  właściciela  jaguara  wokół  palca.  Na 

koniec  facet  by  przepraszał,  że  wszystko  to  jego  wina,  bo  ustawił  alarm  na  zbyt  wysoką 
czułość. 

W centrum Seattle nikt by pewnie nie zwrócił uwagi na tak drobny incydent, jednak w tej 

małej i raczej cichej dzielnicy wszystko stawało się wydarzeniem. Ludzie wokół pytali, czy 
wszystko  w  porządku,  zjawił  się  nawet  policjant,  zwarty  i  gotowy  do  działania.  Shannon 
zagadała  go  przyjaźnie  i  obdarowała  imbirowym  ciasteczkiem,  które  od  razu  ze  smakiem 
zjadł. 

Coś,  co  mogło  się  skończyć  niezłą  awanturą,  zmieniło  się  miłą  uliczną  pogwarkę. 

Shannon  rozdawała  uśmiechy  i  ciasteczka.  Miała  niezwykły  dar  wydobywania  z  ludzi 
najlepszych cech. Cóż, nie była obojętna na bliźnich, akceptowała ich takimi, jakimi są, z ich 
wadami i zaletami. 

–  Musimy  dokupić  ciasteczek.  –  Pokazała  Aleksowi  puste  opakowanie,  kiedy  tłumek 

zaczął się z wolna rozchodzić. 

– Wracamy. Są pyszne – stwierdził Jeremy. 
Alex próbował zebrać się w sobie i podać jakąś wymówkę, z powodu której trzeba by już 

wracać  do  domu.  Nie  musiał  nawet  niczego  wymyślać.  Przecież  w  mieszkaniu  czekały  na 
niego prace semestralne. A jednak powiedział:

– Tak, dokupimy ciasteczek. No i koniecznie musimy wypić kakao. Trochę już wszyscy 

zmarzliśmy. 

Kiedy  wchodzili  do  piekarni,  pomyślał,  że  zbyt  się  angażuje.  Zaraz  jednak  przestał  się 

tym kłopotać, po raz pierwszy bowiem od długiego czasu czuł się naprawdę szczęśliwy. 

Shannon  podśpiewywała  pod  nosem  i  czytała  „Książkę  kucharską  dla  początkujących”. 

Nigdy  nie  przepadała  za  gotowaniem,  a  dowodów  na  to,  że  była  pozbawiona  wszelkich 
talentów  kulinarnych,  nie  trzeba  było  daleko  szukać.  Jednak  zawsze  z  ochotą  przeglądała 
książki kucharskie i śledziła programy kulinarne. 

Obserwowała  spod  oka  kociaka,  który  wśliznął  się  właśnie  do  salonu.  Stan  zwierzaka 

znacznie  się  poprawił,  ale  i  tak  wyglądał  pociesznie  z  tymi  ogromnymi  uszami  i  tygrysimi 
pasami na wciąż jeszcze wychudzonych łapkach. 

Wiedziała, że jeżeli będzie cierpliwa, kociak w końcu wskoczy jej na kolana. Tylko nic 

na  siłę.  W  nocy  było  to  samo.  Kładł  się  w  korytarzu,  a  kiedy  rano  się  budziła,  kotek  leżał 
zwinięty na jej brzuchu i rozkosznie pomrukiwał. 

Czy równie nieufny Alex też pewnego dnia się do niej przekona? Zaufa jej?
Odłożyła książkę, próbując odnaleźć wypracowywany w ostatnich dniach spokój. Znikła 

gdzieś nerwowość, która tak martwiła jej rodzinę, a także odbijała się na pracownikach. Nie 
oznaczało to jednak, ze Shannon już niczego więcej nie chciała od życia. 

Jej  uczucie  do  Aleksa  nie  było  jedynie  związane  z  czułością,  która  nawiedzała  ją  na 

widok  Jeremy’ego.  Nie  było  też  tylko  wynikiem  pożądania,  chociaż  sposób,  w  jaki  Alex 
działał na jej zmysły, był niezwykle intensywny. Tym, co naprawdę pociągało ją w Aleksie, 

background image

to  pracowitość,  inteligencja  i  miłość  do  syna.  Uwielbiała  również  jego  poczucie  humoru. 
Urzekała ją zaś najbardziej jego prawość, tak rzadka cecha w naszych zepsutych czasach. 

Tak łatwo i naturalnie byłoby się poddać tej miłości, ofiarować Aleksowi tę część siebie, 

której nikt jeszcze nie poznał. Zdała sobie sprawę, że uczucie, jakim obdarzała chłopaka na 
studiach, było zwykłym zauroczeniem. Jej duma została zraniona, rozczarowała się i straciła 
dziewczęce  marzenia.  Nie  był  to  jednak  wystarczający  powód,  żeby  nazywać  to  uczucie 
miłością. 

Poczuła, jak ciepły, mięciutki kotek otarł się o jej łydkę. Schyliła się i popatrzyła mu w 

oczy.  Wciąż  jeszcze  było  w  nich  wiele  nieufności.  Nadal  nie  wierzył,  że  może  się  poczuć 
bezpiecznie, że pełna miska i czułość pozostaną na zawsze. 

– Och, Alex... – westchnęła. 
Nie  znała  mężczyzny,  który  bardziej  potrzebowałby  miłości  niż  on.  Musiała  się  jednak 

pogodzić z faktem, że to nie ona będzie tą kobietą, od której przyjmie miłość.  Nawet jeżeli 
zdecyduje  się  na  małżeństwo,  wybierze  kogoś  podobnego  do  Kim.  Kogoś  o  wiele  bardziej 
nadającego się do prowadzenia domu dla dwóch mężczyzn. Nawet ze względu na Jeremy’ego 
taki  wybór  wydawał  się  najrozsądniejszy.  Tak,  Shannon,  żaden  skradziony  na  podwórku 
pocałunek tego nie zmieni, smętnie zakpiła z siebie w duchu. 

– Chciałabym z tobą zostać cały dzień, kochany – zwróciła się do kota, który wydawał się 

jej słuchać z uwagą, liżąc łapkę. Potem przeciągnął się i dotknął mimochodem jej dłoni, którą 
ku niemu wyciągnęła. Po chwili jednak zastrzygł uszami w stronę kuchni i rzeczywiście, za 
moment zabrzmiał dzwonek przy drzwiach wejściowych. 

Byli to oczywiście jej mili sąsiedzi, dwaj panowie McKenzie. Umówili się nią na lunch, 

choć nie podali dokładnej godziny, wybierali się bowiem na zakupy. 

– Shannon, pośpiesz się! – ponaglał ją Jeremy zza drzwi. 
– Już idę! Pewnie jesteście głodni jak wilki? – Wpuściła ich do środka. 
– Nie, raczej nam zimno. – Alex zatrząsł się. – Myślałem, że w Minnesocie jest zimno, 

ale tutaj marznę bardziej. 

– To przez wilgoć. Przywykniesz. 
– Jeżeli tu zostaniemy. 
Te słowa zmroziły ją bardziej niż lodowate powietrze, które przedostało z dworu. 
– Nie wiedziałam, że myślisz o wyjeździe – wydusiła z siebie z trudem. 
– Po prostu nie wykluczam takiej możliwości. 
– Kotku, kotku! – Jeremy wbiegł do holu, rozglądając się po wszystkich kątach. 
– Jeszcze się wszystkiego boi. Musisz być wobec niego bardzo cierpliwy – powiedziała 

Shannon. 

Była  to  świetna  rada  również  dla  niej.  Niestety  mężczyźni  tylko  do  pewnego  stopnia 

przypominali  koty,  a  już  na  pewno  nie  można  było  ich  do  siebie  przekonać  taką  łatwą 
sztuczką jak pełna miska i ciepłe miejsce do spania. Alex nie miałby z  pewnością z nią nic 
wspólnego,  gdyby nie  dogadywała się  tak  świetnie  z  Jeremym. Nie  było  to  miła  wieść,  nie 
mogła jednak jej ignorować. Nie zamierza przecież budować zamków na piasku. 

– Dzwoniliśmy, żeby zapytać, o której chcesz się umówić, ale cię nie było. – Alex stanął 

background image

blisko kominka. 

– Byłam w kościele. 
–  Aha.  –  Brak  zainteresowania  w  jego  głosie  potwierdził  tylko  to,  co  Shannon 

przypuszczała.  Miała  nawet  zamiar  zaproponować,  żeby  wszyscy  razem  wybrali  się  na 
nabożeństwo, ale domyślała się, że po niedawnych przeżyciach Alex zapewne odwrócił się od 
wiary. – Wezmę torebkę – powiedziała szybko. 

– Nie ma co się tak śpieszyć. – Alex przybliżył ręce do płomieni. – Tu jest tak ciepło, tak 

przyjemnie. 

Jego  dżinsy  opinały  muskularne  uda.  Shannon  zmusiła  się  do  odwrócenia  wzroku, 

starając się nie myśleć o tym, jak Alex ją całował. 

„Przyjaciele, tylko przyjaciele”, przypominała sobie gorączkowo. 
– Jestem gotowa! – Stanęła w drzwiach do salonu. 
– Dokąd się wybieramy? Masz może jakąś ulubioną restaurację?
– Wszystko mi jedno. 
Przypomniał  sobie  wczorajszy  wieczór,  kiedy  w  zwyczajnej  piekarni  zajadali  się 

ciastkami i pili kakao. Rozmawiali o wszystkim – od literatury i historii, po podróże i stosunki 
międzynarodowe.  Dużo  też  żartowali.  Aleksa  zdziwiły  przenikliwe  pytania  Shannon 
dotyczące jego inżynierskich dokonań. Była specjalistką w zupełnie innej dziedzinie, a jednak 
dzięki  licznym  i  różnorodnym  lekturom  zdobyła  bardzo  dużą  wiedzę  ogólną.  Szkoda,  że 
wśród jego studentów rzadko zdarzały osoby o tak bystrych i otwartych umysłach. Z wielkim 
zapałem  dyskutowała  również  o  Trzecim  Świecie,  gdzie  Alex  spędził  wiele  lat  na 
kontraktach,  i  miała  bardzo  zdecydowane  zdanie  na  temat  obowiązków  bogatej  Północy 
wobec biednego Południa. 

Nagle  zalało  go  poczucie  winy  wobec  Kim.  Zmarła  żona  była  cudowną  kobietą  i  Alex 

bardzo ją kochał, ale jej zainteresowania ograniczały się do spraw domowych i wychowania 
dziecka.  Zdejmowała  tym  samym  z  niego  mnóstwo  obowiązków  i  trosk,  lecz  teraz 
uświadomił sobie, że nigdy nawet nie próbował rozmawiać z Kim o swojej pracy. Po prostu 
nie  była  tego  ciekawa,  on  zaś  wcale  nie  czuł  potrzeby,  by  opowiadać  jej  o  konstrukcjach 
stalowych,  nowych  materiałach  i  technologiach,  a  także  o  polityce  wielkich  koncernów  w 
krajach zacofanych... Dlaczego w takim razie z tak wielkim zapałem rozmawia teraz o tym z 
Shannon? Nie znał, niestety, odpowiedzi na to pytanie. 

– Idziemy, Jeremy. A gdzie jest Tibbles? – zwrócił się do syna. 
Chłopiec po chwili zadumy wskazał na choinkę, pod którą siedział królik. 
– Shannon mówi, że Tibbles czasami ma ochotę zostać w domu. Jest z nim kotek, więc 

nie będzie czuł się samotnie. 

– To świetny pomysł. – Spojrzał na nią z wdzięcznością. Dokonała prawdziwego cudu. 

Miał  ochotę  ją  ucałować  i  z  pewnością  by  to  zrobił,  gdyby  nie  obecność  Jeremy’ego. 
Oczywiście chodziło mu tylko o przyjacielski pocałunek. – Shannon, czy mogę cię prosić na 
moment? – Ruszył w stronę holu. 

Gdy weszli do kuchni, Alex od razu się zorientował, że gotowano tu co najwyżej wodę w 

ekspresie. Poczuł wyrzuty sumienia, że poprosił ją o pieczenie ciasta z Jeremym, chociaż cały 

background image

czas wydawało mu się dziwne, że tamto zdarzenie tak bardzo ją przygnębiło. Shannon, poza 
gotowaniem, była świetna we wszystkim, skąd więc taka reakcja?

– Alex, czy coś nie... 
Przerwał  jej  pocałunkiem,  oczywiście  krótkim,  przyjacielskim.  Chociaż  może 

niepotrzebnie w usta, wystarczyłby policzek. 

– Dzięki za Tibblesa. 
– Ależ nic takiego nie zrobiłam. 
– Nieprawda, bardzo dużo. Masz niezwykły talent do dzieci. Nigdy dotąd nie spotkałem 

kogoś  takiego.  –  Gdy  uśmiechnęła  się  zadowolona,  dodał:  –  Włączę  ogrzewanie  w 
samochodzie. Zaraz wracam. 

Gdy została sama, bezwiednie dotknęła ust. Ten pocałunek był podyktowany impulsem, 

którego z pewnością Alex będzie żałował, ale i tak był bardzo przyjemny. No i ta pochwała. .. 
Urlop  to  całkiem  fajna  rzecz,  pomyślała,  zwłaszcza  jeżeli  ma  się  szansę  zrobić  coś 
wyjątkowego. 

Kilka  dni  później  Shannon  jeszcze  bardziej  umocniła  się  w  przekonaniu,  że  urlop  to 

znakomity  wynalazek.  Zamiast  wyżywać  się  podczas  przedświątecznej  gorączki  na  swoich 
pracownikach,  od  dwóch  tygodni  po  prostu  świetnie  się  bawiła.  Miała  jednocześnie 
świadomość,  że  robi  coś  istotnego.  Zdawała  sobie  sprawę  z  tego,  że  po  długich  wakacjach 
trudno jej będzie powrócić do pracy, ale na razie starała się o tym nie myśleć. Poza tym Kane 
upierał się, by jej urlop  wciąż trwał i  trwał:  „Musisz  dobrze wypocząć,  siostrzyczko”. Cały 
Kane, szczodry ponad miarę. Uwielbiał rodzinę i gdy tylko mógł, a mógł wiele, obdarowywał 
ją ponad wszelką miarę. 

Martwiła się, jak Jeremy zniesie powrót do przedszkola. Może to był błąd, że pozwolili 

mu zostać w domu na cały czas jej urlopu? No, może nie pozwolili, była to bowiem decyzja 
Aleksa. Ona jest tylko zaprzyjaźnioną sąsiadką. 

Strugi  deszczu  zalewały  okna.  Zaczęło  padać  już  w  niedzielę  i  dotąd  nie  przestało. 

Meteorologowie  zapowiadali  lokalne  podtopienia.  Shannon  irracjonalnie  czuła,  że  wydarzy 
się coś złego. Wciąż zaglądała do pokoju Jeremy’ego. Wszystko było w porządku, ale i tak 
bardzo by chciała, by Alex już wrócił. Niestety tego popołudnia egzaminował ostatnią grupę 
studentów i na pewno nie skończy przed wieczorem. 

Tłumaczyła sobie, że nawet gdyby woda podtopiła ulice, Alex był bezpieczny w swoim 

solidnym  dżipie,  poza  tym  na  budowach  radził  sobie  w  znacznie  gorszych  warunkach.  A 
jednak  bardzo  się  niepokoiła.  To  lekkie  mrowienie  z  tyłu  szyi  nigdy  nie  kłamało,  zawsze 
zapowiadało  coś  złego.  Jej  pracownicy  z  niejakim  lękiem  odnosili  się  do  tych  proroczych 
zdolności  szefowej,  bo  właściwie  nigdy  się  nie  myliła  w  swych  kasandrycznych 
przewidywaniach. Zadzwoniła do swojego zastępcy. 

–  O’Rourke  Enterprises,  w  czym  mogę  pomóc?  –  W  zwykle  spokojnym  głosie  Chrisa 

można było usłyszeć nutę zdenerwowania. 

– Cześć, tu Shannon. 
– Gdzie byłaś? Dzwonię i dzwonię... 

background image

– Zostawiłam komórkę w domu. Co się dzieje?
–  Woda  zalewa  naszą  fabrykę  w  Bolton.  Nie  możemy  odnaleźć  dwóch  pracowników. 

Proszę cię, przyjedź do biura. Nie wiem, jak rozmawiać z ich żonami. 

Zamknęła oczy, w myśli zmówiła szybką modlitwę. 
– Zaraz będę w biurze. Czy wszystkie drogi w Seattle są przejezdne?
–  Tak,  sprawdzałem  przed  chwilą,  na  wypadek,  gdybym  musiał  poprowadzić  cię 

objazdami. 

– Dobrze. Opiekuję się synkiem przyjaciela, muszę zabrać Jeremy’ego z sobą. Niech ktoś 

po nas zjedzie do garażu i zajmie się małym. Chłopak jest dość lękliwy, więc niech będzie to 
ktoś,  kto  wie,  jak  postępować  z  dziećmi.  I  niech  się  dobrze  sprawi,  bo  inaczej...  –  Dobrze 
sobie radziła w sytuacjach kryzysowych, ale teraz miała jeszcze pod opieką Jeremy’ego. Mały 
nie mógł się niczego przestraszyć, bo źle reagował na stresy. Dopiero zaczynał wychodzić z 
traumy po śmierci matki. 

– Jeremy. – Uśmiechnęła się do niego. – Będziesz musiał dokończyć oglądanie tej bajki 

później. Musimy jak najszybciej jechać do mojego biura. – Na szczęście Alex zainstalował w 
jej mercedesie fotelik dziecięcy. 

– Czy możemy zamówić pizzę? – zapytał chłopiec z nadzieją. 
Znów się uśmiechnęła. Pizza stała się magicznym lekiem na wszystko. 
– Jasne! – Oby tylko pizzerie realizowały zamówienia w taką pogodę. 
Przez  całą  drogę  Jeremy  śpiewał  „Jingle  bells”.  Kiedy  podjechali  pod  biuro,  Shannon 

stwierdziła  z  niezbitą  pewnością,  że  kolęda  ta  została  napisana  przez  sadystę.  Na  parkingu 
podziemnym czekały na nią trzy osoby, w tym Chris. 

–  Wszystko  w  porządku!  –  zawołał  z  uśmiechem.  –  Właśnie  nadeszła  wiadomość,  że 

pracownicy się znaleźli. Odnieśli tylko drobne obrażenia. 

–  Cudownie!  –  Ze  stratami  materialnymi  firma  sobie  poradzi,  ale  najważniejsze  było 

ludzkie życie. – A teraz pozwólcie, że wam przedstawię Jeremy’ego. – Podniosła chłopca w 
ramionach. – To mój najlepszy przyjaciel. Jeremy uwielbia pizzę, więc musimy jej zamówić 
całe mnóstwo. 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Alex  skierował  się  na  podziemny  parking  O’Rourke  Enterprises  i  zatrzymał  się  przed 

bramą  wjazdową.  Z  budki  strażniczej  wyszedł  ubrany  w  elegancki  mundur  pracownik 
ochrony. 

– W czym mogę pomóc, proszę pana? – zapytał z uprzejmym uśmiechem. 
– Nazywam się Alex McKenzie. Mój syn jest... 
– Witam, panie doktorze. Oczekiwaliśmy pańskiej wizyty. Pani O’Rourke zaznaczyła, że 

będzie się pan śpieszył. Proszę się kierować białymi strzałkami. Dojedzie pan do wind na tym 
poziomie. Zaraz podniosę szlaban. 

–  Dziękuję!  –  Zaniepokoiła  go  nagrana  wiadomość,  że  Shannon  musiała  zabrać 

Jeremy’ego  do  biura.  Ufał  jej,  ale  wiedział,  jak  trudno  jego  syn  adaptował  się  w  nowych 
miejscach.  Gdy  jednak  wjechał  na  górę,  uspokoił  się  nieco,  bo  czekająca  na  niego  kobieta 
powiedziała:

–  Dzień  dobry,  panie  doktorze.  Niech  się  pan  nie  martwi,  Jeremy  czuje  się  dobrze.  –

Uśmiechnęła  się  serdecznie.  –  Nazywam  się  Claire  Hollings,  jestem  asystentką  pani 
O’Rourke. 

– Dziękuję. – Też się uśmiechnął. Już nie martwił się tak bardzo o syna. – Miło mi panią 

poznać. Czy może mi pani powiedzieć, co się stało w waszej fabryce?

– Chodzi o fabrykę odzieży w Bolton. Została podtopiona. Na miejscu jest już nasz sztab 

antykryzysowy. 

– Mam nadzieję, że nic się nikomu nie stało. 
– Na szczęście tylko dwie osoby są lekko ranne – odparła z ulgą. – Proszę tędy. 
Przechodząc długim korytarzem, Alex słyszał wielokrotnie imię Shannon, wypowiadane 

w różnych kontekstach. Ktoś wyraził ulgę, że już była z nimi, ktoś inny zastanawiał się, jak 
zareaguje  na  jakiś  pomysł.  Gdy  doszli  do  oszklonego  pokoju  na  końcu  korytarza,  Alex 
zobaczył  Jeremy’ego.  który  siedział  na  biurku  i  z  uwagą wpatrywał  się  w  monitor  laptopa. 
Kobieta, która  nad  nim  stała, coś  do niego  powiedziała.  Jeremy  uniósł  głowę, niecierpliwie 
pomachał do ojca i znów zaczął wpatrywać się w monitor. 

Alex nie wierzył własnym oczom. Jeszcze do niedawna był dla chłopca całym światem, a 

raczej jedynym ogniwem łączącym go z rzeczywistością. Jeremy miał zachwianą równowagę, 
był  pogrążony  w  swym  smutnym  świecie  i  bardzo  nieufnie  odnosił  się  do  obcych.  To 
Shannon zmieniła go w wesołego, ciekawego świata i ludzi czterolatka. 

– Pani O’Rourke jest na konferencji prasowej – poinformowała Claire, widząc, że Alex 

rozgląda się wokół. – Proszę spojrzeć. – Wskazała na telebim. Głos był wyciszony. Shannon 
mówiła  coś  do  licznych  mikrofonów,  na  których  widniały  logo  różnych  stacji  radiowych  i 
telewizyjnych. – Czy pogłośnić?

– Tak, proszę. 
– ... tylko wdzięczni, że obrażenia nie były bardziej dotkliwe – rozległ się głos Shannon. 
– A co z pracownikami fabryki? Na pewno sporo czasu zajmie wam usuwanie skutków 

background image

powodzi? – zapytał reporter dużej stacji telewizyjnej. – Święta to najgorszy moment w roku, 
żeby zostać bez wypłaty. 

– Nikt nie zostanie zwolniony, wszystkie pensje będą wypłacone w terminie, również za 

okres przestoju w produkcji – zapewniła Shannon. 

–  Podobno  podczas  powodzi  zniszczonych  zostało  również  kilka  domów.  Czy  któreś  z 

nich należały do waszych pracowników?

–  Niestety  tak.  W  Bolton  działa  nasz  sztab  antykryzysowy.  Zapewniamy  naszym 

pracownikom mieszkania zastępcze, a także niezbędną pomoc materialną i medyczną. 

Alex  wpatrywał  się  w  jej  twarz  z  fascynacją.  Shannon  nie  ukrywała  współczucia  dla 

poszkodowanych,  jednak  jej  głos  brzmiał  mocno  i  pewnie,  co  wzbudzało  zaufanie.  Była 
profesjonalistką w każdym calu, a mimo to nie traciła nic ze swojego ciepłego stosunku do 
ludzi. 

– Dobra jest, prawda?
Obok Aleksa stał postawny mężczyzna. 
– Jest świetna. 
– Kane O’Rourke. 
– Alex McKenzie. – Uścisnęli sobie dłonie. 
– Ach, to  pan!  Shannon  wspominała, że  jest pan  inżynierem. Może  udzieliłby pan nam 

konsultacji w sprawie tej zalanej fabryki?

– Nie wie pan nawet, czy mam odpowiednie kwalifikacje – odparł zaskoczony Alex. 
– Moja siostra twierdzi, że jest pan idealnym kandydatem, a nie zwykła rzucać słów na 

wiatr. – Uśmiechnął się szeroko. 

– Oczywiście dla formalności sprawdzimy pana referencje. 
– Przepraszam, panie O’Rourke, helikopter czeka – powiedziała Claire. 
–  Dzięki.  Cieszę  się,  że  pana  poznałem.  Lecę  na  spotkanie  z  pracownikami 

poszkodowanymi przez powódź, ale będziemy w kontakcie. – Odszedł szybko. 

Alex  z  niedowierzaniem  pokręcił  głową.  Praca  konsultanta  dla  O’Rourke  Enterprises 

wyglądałaby świetnie w CV, miał jednak wątpliwości, czy chce jeszcze bardziej wiązać swoje 
życie z Shannon. 

Wszedł do jej biura i pogłaskał syna po głowie. 
– Dziękuję, że się pani nim zajęła. – Uśmiechnął się do kobiety, która siedziała na krześle 

obok Jeremy’ego. 

– Nie ma za co, cała przyjemność po mojej stronie. Pański syn ma niezwykłą smykałkę 

do komputera. Do widzenia, Jeremy, mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. 

– Do widzenia. Tatusiu, ale jeszcze nie musimy iść? – spytał z nadzieją. 
– Obawiam się, synku, że na nas już czas. 
Gdy  zaczął  wkładać  Jeremy’emu  kurtkę,  w  biurze  pojawiła  się  Shannon  otoczona 

osobami, które koniecznie musiały z nią w tej chwili porozmawiać. 

– Przepraszam, że go tu przywiozłam. – Uśmiechnęła się do Aleksa. – Zrobiło się gorąco 

i musiałam się tu zjawić. 

– Oczywiście. Zresztą Jeremy świetnie się bawił – odpowiedział z uśmiechem. 

background image

Nie po raz pierwszy pomyślał, czy Jeremy byłby bardziej otwarty, gdyby Kim uczyła go 

większej  samodzielności.  Może  łatwiej  zniósłby  ból  po  jej  śmierci,  gdyby  miał  więcej 
kontaktów  z  innymi  ludźmi,  również  swoimi  rówieśnikami?  Kim  spędzała  z  Jeremym 
dosłownie  każdą  chwilę.  Nie  chciała,  żeby  chodził  do  przedszkola,  uważała  nawet,  że 
powinien uczyć się w domu. Czy taki cieplarniany chów odbije się na nim w przyszłości?

Znowu  poczuł  się  winny.  Kim  nie  mogła  już  bronić  swoich  racji.  Poza  tym  wszystkie 

decyzje podejmowała sama, bo on zwykle budował mosty i tamy na drugim końcu świata. 

–  Wrócimy  już  z  Jeremym  do  domu,  żebyś  mogła  spokojnie  dalej  działać.  Shannon, 

dziękuję  ci  bardzo,  tak  wiele  dla  nas  zrobiłaś,  szczególnie  dzisiaj,  kiedy  musiałaś  pogodzić 
kryzysową akcję z opieką na moim synem. Bardzo ci dziękuję – powiedział z głębi serca. 

–  Och,  nie  było  tak  trudno.  Jeremy  zjadł  pizzę,  potem  pograł  na  komputerze.  –  Na  jej 

twarzy pojawił się wyraz, który trudno było Aleksowi rozszyfrować. 

– Mimo wszystko dziękuję. 
Jeremy  uścisnął  ją  z  całych  sił  i  niechętnie  ruszył  za  ojcem  w  stronę  drzwi.  Było 

oczywiste,  że  dałby  wiele,  by  jeszcze  trochę  pobyć  z  Shannon.  Alex  uśmiechnął  się  pod 
nosem.  To  uczucie  nie  było  obce  i  jemu.  Ta  kobieta  działała  jak  magnes.  Spojrzał  na  nią  i 
spytał:

– Jak długo musisz tu zostać?
– Pewnie do nocy. Jednak jutro już nie będę potrzebna, więc mogę zająć się Jeremym. 
– Może po pracy wpadniesz do mnie na kawę? Kładę się późno, a po takim szaleństwie 

chwila relaksu dobrze ci zrobi. 

– Jasne, dzięki... – Zaskoczyła ją ta propozycja. 
Alex  wziął  Jeremy’ego  za  rękę  i  ruszył  w  stronę  wind  pod  obstrzałem  ciekawskich 

spojrzeń pracowników. Wszyscy się zastanawiali, kim jest i co go łączy z Shannon. Chętnie 
by im  odpowiedział,  sęk w tym, że  nie bardzo wiedział,  co miałby odpowiedzieć  na drugie 
pytanie. 

Shannon z  ciężkim  westchnieniem opadła na  krzesło.  Czuła  się dziwnie,  jak zawsze  po 

spotkaniu z Aleksem. 

– Miły dzieciak – zagadnęła Claire. – I miły tatuś – dodała z diabolicznym uśmiechem. –

Co za prezencja, no i to spojrzenie... A zbudowany! Jak... – Uśmiechnęła się z rozmarzeniem. 
– Jak moja ostatnia wakacyjna przygoda. 

– Jest wdowcem, Claire. Tylko się przyjaźnimy – stwierdziła Shannon tonem, który miał 

rozwiać wszelkie podejrzenia asystentki. 

– A co, wdowcy nie potrzebują seksu? – bez ogródek spytała Claire, znana z nad wyraz 

konkretnego podejścia do spraw męsko-damskich. 

Shannon  znowu  westchnęła.  To  nie  seks  był  problemem.  Przecież  czuła,  że  Alex  jej 

pragnął, a jednak odrzucał ją. Upierał się, że to nie ma nic wspólnego z jej osobą, lecz co z 
tego? Jego zachowanie bardzo ją bolało. 

– Wracaj do pracy. Chyba że już nie masz nic do roboty. 
– Zawsze coś się znajdzie – uśmiechnęła się złośliwie Claire. – Moja szefowa jest trochę 

background image

nie z tej epoki, najlepiej by się zrealizowała jako poganiacz niewolników. 

– Poganiacz niewolników? Już nie Smoczyca? – zaśmiała się Shannon. 
– Wiedziałam, że czeka nas obcięcie premii... – grobowym tonem stwierdziła Claire. 
– Nas? Raczej tylko ciebie. Wiem, że to ty wymyślasz wszystkie przezwiska, więc teraz 

drogo za to zapłacisz. No, znikaj już. 

Claire  poszła  do  swojego  biura,  a  Shannon  zakopała  się  w  raportach  dotyczących 

powodzi.  Kane  zlecił  dyrekcji  fabryki  oszacowanie  strat  i  zorganizowanie  pomocy  dla 
pracowników i naprawę zniszczeń. Sytuacja wydawała się w miarę opanowana. 

Shannon  odczuwała  swoistą  ulgę,  mogąc  zająć  się  pracą,  bo  dzięki  temu  nie  myślała 

obsesyjnie o Aleksie. Opieka nad Jeremym okazała się nadzwyczaj miłym zajęciem, jednak 
jego ojciec stanowił prawdziwą zagadkę. Cóż, znowu o nim myślała... 

Pięć godzin później Shannon wróciła do domu służbowym autem, bo Kane przekonał ją, 

że  kierowca  lepiej  niż  ona  poradzi  sobie  ze  skomplikowanymi  objazdami.  I  miał  rację,  bo 
dzięki Tedowi uniknęli kilometrowych korków. 

Spojrzała  w okna mieszkania  Aleksa.  Światła na  dole paliły się.  Jeremy  oczywiście już 

dawno spał, ale jego tata był wciąż na nogach. 

– Dziękuję, Ted. Dobranoc. 
– Nie, jeszcze odprowadzę panią do drzwi. 
– Naprawdę nie trzeba. Jest już późno. Wracaj do domu. 
– Otrzymałem polecenie, by... 
–  Dopilnuję,  żeby  pani  O’Rourke  trafiła  bezpiecznie  do  domu. –  Na  jej  podjeździe 

pojawił się Alex. 

–  Dajcie  spokój!  –  oburzyła  się.  –  Co  was  napadło!  Jakoś  zdołam  dojść  do  domu  bez 

waszej pomocy – zadrwiła z dżentelmenów. 

Spojrzeli  na nią z  urazą. Ted nie tylko otrzymał  polecenie od Kane’a,  ale  miał  również 

trzy  dorastające  córki,  nad  którymi  trząsł  się  nieustannie,  natomiast  Alex  był  równie 
staroświecki wobec dam jak jej bracia. 

– Nieważne. – Shannon uznała, że  są na tym świecie  ważniejsze  sprawy, o które warto 

walczyć. – Dziękuję, Ted. Alex mnie odprowadzi. Jest moim przyjacielem. 

Kierowca patrzył na  Aleksa  tak, jak policjanci przyglądają  się podejrzanym.  Shannon z 

trudem stłumiła śmiech. Biedny Ted chciał tylko dobrze wypełniać swoje obowiązki. 

–  Jak  sobie  pani  życzy.  Pani  samochód  zostanie  odstawiony  jutro  z  samego  rana. 

Dopilnuję  tego  osobiście  –  powiedział  wreszcie,  uznając,  że  Alex  nie  wygląda  ani  na 
zboczeńca, ani na płatnego zabójcę. 

–  Cieszę  się,  że  humor  cię  nie  opuszcza  –  powiedział  Alex,  kiedy  Shannon  wybuchła 

śmiechem, kiedy Ted zniknął w limuzynie. – Zalało pół stanu. To tutaj normalne? Jak sobie z 
tym radzicie?

– To proste, chodzimy po wodzie. Jeremy już pewnie śpi?
– Tak. Jadłaś coś?
– Kawałek zimnej  pizzy około  szóstej.  Chcieliśmy coś zamówić,  ale z  powodu korków 

background image

restauracje przestały dostarczać jedzenie. 

– W takim razie zapraszam na kolację. 
– Nie, dziękuję. – Równie dobrze mogłaby mówić do ściany. Ruszyła więc za nim mocno 

rozeźlona. – Czy ty w ogóle słuchasz, co się do ciebie mówi?

–  Nie.  To  taka  wada,  która  nieraz  bardzo  się  przydaje.  –  Gdy  znów  serdecznie  się 

roześmiała, rzucił kusząco: – Lubisz omlety?

– O rany, umiesz je robić?
–  Jasne,  to...  –  O  mały  włos  nie  powiedział,  że  to  łatwe,  jednak  przy  tak  niefortunnej 

kucharce musiał uważać na słowa. – No, jakoś mi wychodzą. 

Gdy  weszli  do  kuchni,  wyciągnął  mleko  i  jajka  z  lodówki  i  omal  nie  upuścił  ich  na 

podłogę, zobaczywszy, jak Shannon z głębokim ziewnięciem przeciąga się zmysłowo niczym 
kot. 

– Tylko przyjaciele – mruknął do siebie. 
Z sennym uśmiechem poszła do suszarni. 
– Hej, wracaj tutaj – powiedział stanowczo. – Miałaś odpoczywać. 
– Zaraz... O cholera!
Poszedł  zobaczyć,  co  się  stało.  Jakim  cudem  Shannon  wylała  całą  butlę  wybielacza  na 

kosz pełen jego dżinsów? Straszliwie go to rozśmieszyło, ale jej wcale nie było do śmiechu. 

Szybko  wrzucił  spodnie  do  pralki,  choć  nie  bardzo  wierzył,  by  zachowały  kolor.  To 

jednak nieważne. Naprawdę martwił się o to, by Shannon znowu nie odebrała tej sytuacji jako 
plamę na honorze. 

Siedziała  ze  wzrokiem  wbitym  w  ścianę  niczym  gradowa  chmura.  Alex  tylko  w  jeden 

sposób mógł jej pośpieszyć na ratunek. Objął ją. 

– Mam gdzieś te dżinsy. Ważne, że dzięki tobie mój syn zaczął się znowu uśmiechać. –

Ujął jej podbródek, spojrzał w oczy. 

– Okropna ze mnie niezdara. 
– Nieprawda. A zresztą, jakie to ma znaczenie? Można zapłacić komuś, żeby ugotował i 

posprzątał, natomiast to, co zrobiłaś dla Jeremy’ego, nie ma ceny. 

– Cytujesz reklamę karty kredytowej?
– Mówię szczerze. A wiesz, że w pewnych krajach zapach wybielacza uważa się za silny 

afrodyzjak? – Pocałował ją wnoś. 

– Nabierasz mnie. 
Jasne, że nabierał ją, ale przy Shannon wszystko mogło się stać afrodyzjakiem. Pocałował 

ją w usta. 

– Alex, a co z naszą umową?
– Przecież całuję cię po przyjacielsku... 
– Aha – zgodziła się z niejakim entuzjazmem. Tym razem pocałował ją śmielej. 
Przyjacielskie  pocałunki...  Alex  miał  ochotę  śmiać  się  sam  z  siebie.  Jeszcze  chwila,  a 

zaniesie ją po przyjacielsku do sypialni... 

Ledwie miesiąc temu nie uwierzyłby, że mógłby tak oszaleć na czyimś punkcie. Uważał, 

że nikt nie zastąpi Kim. I to prawda, nikt jej nie zastąpi. W zupełnie inny sposób pragnął innej 

background image

kobiety. 

–  Może  lepiej  już  pójdę robić  ten  omlet...  –  Bo  inaczej  będziesz  go jadła  na  śniadanie, 

dodał w duchu. 

Jednak  Alex  wiedział,  że  nie  jest  wart  Shannon.  Nie  z  tą  niezaleczoną  raną  w  sercu. 

Zasługiwała na kogoś innego, kto nie ma takich obciążeń. W innej sytuacji... 

W milczeniu poszedł do kuchni, po jakimś czasie postawił przed Shannon talerz. 
– Mój omlet z sosem salsa jest ostry jak diabli – ostrzegł. 
– Lubię ostre potrawy, mówiłam ci. Z zapałem zabrała się do jedzenia. 
– Ale byłam głodna – powiedziała po jakimś czasie, odstawiając pusty talerz. 
– Zimna pizza chyba nie smakuje najlepiej. 
–  Oj  nie,  niestety  mam  zakaz  wstępu  do  kuchenki  pracowniczej  –  wyznała  jak  na 

spowiedzi. 

Alex  próbował  utrzymać  twarz  pokerzysty.  Po  niedawnych  wyczynach  Shannon  z 

ciasteczkami świetnie rozumiał te restrykcje. A skoro już na nią spadły, honor nie pozwalał 
jej prosić innych choćby o podgrzanie pizzy. 

– Może przejdziemy do salonu? Wyciągniesz się wygodnie na kanapie?
– Muszę iść do domu – odpowiedziała z pewnym ociąganiem. – Biedny kot pomyśli, że 

go opuściłam. 

– Poczekaj, przyniosę tu Bezimiennego. 
– Bezimiennego?
– Skoro jeszcze nie wyjawił ci swojego imienia, na razie jest panem Bezimiennym. 
– Wariat! – Prawda była taka, że wcale nie chciało jej się wracać do domu... 
Prawie  zasnęła,  kiedy  Alex  położył  kota  obok  niej  na  kanapie.  Bezimienny  najpierw 

miauknął z wyrzutem, potem jednak zwinął się w kłębek i oparł głowę o uda Shannon. 

–  Był  wściekły,  że  na  tyle  czasu  został  sam.  –  Alex  uśmiechnął  się  do  niej,  potem 

delikatnie pogłaskał kota. 

Zwierzak  nie  był  już  tak  przeraźliwie  chudy.  Za  jakiś  czas  zamieni  się  w  dumnego, 

aroganckiego kocura, który wszystkich traktuje z góry, na razie jednak był słodką, szukającą 
ciepła drobiną. 

Alex podniósł stopy Shannon, położył je sobie na kolanach i zaczął delikatnie masować. 

Przeciągnęła się z rozkoszą, wymruczała:

– Alex... – Tak? – Nieważne... 
Pocałował ją. Jak to się stało, że mężczyźni, którzy przez te wszystkie lata obsypywali ją 

kwiatami, drogimi prezentami i zabierali do najlepszych restauracji, nie potrafili jej zdobyć? 
On zaś zdobywał ją kilkoma pocałunkami i omletem... 

Światełka  na  choince  migotały,  kot  mruczał  jednostajnie.  Powieki  Shannon  stały  się 

ciężkie, nadchodził sen. 

Po  raz  pierwszy  w  życiu  czuła,  że  jest  tam,  gdzie  powinna  być.  Jakby  po  długiej 

wędrówce znalazła nareszcie swoje miejsce na ziemi. 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Przeraźliwy  dzwonek  telefonu  wyrwał  Aleksa  z  mocnego  snu.  Była  szósta  rano.  Co  za 

pomyleniec dzwonił o tej porze?

– Tak, słucham... 
– Gdzie,  do cholery, jest  moja siostra, McKenzie?!  – nie tyle krzyknął,  co  zabulgotał z 

wściekłości Kane. – Nie mogę się do niej dodzwonić od wczoraj!

– Jest tutaj. – Alex pomyślał, że nim ją zdobył, już stracił pracę w O’Rourke Enterprises. 
Po  drugiej stronie słuchawki dał się słyszeć ciężki  oddech, zaś  w tle rozległ się damski 

głos:

– Daj spokój, Kane, twoja siostra jest dorosła, nie wtrącaj się. 
Alex pomyślał, że to całkiem dobra rada, a potem spokojnie wyjaśnił:
–  Shannon  zasnęła  u  mnie  na  kanapie.  Była  bardzo  zmęczona,  więc  nie  chciałem  jej 

budzić. – Ziewnął sugestywnie. 

– Aha... – Troskliwy braciszek wyraźnie złagodniał. 
– Czy chciał pan coś ważnego jej przekazać?
– Nie. Kane roześmiał się. – Chciałem tylko się upewnić, że wszystko jest OK. – Znowu 

w  tle  rozległ  się  kobiecy  głos.  –  Moja  żona  prosi,  żeby  pana  przeprosić  za  telefon  o  tak 
wczesnej porze. 

– A czy przeprosiłby mnie pan, gdybym powiedział, że Shannon leży obok mnie?
– Nie sądzę. 
Przynajmniej sytuacja była jasna. 
– Proszę chwileczkę zaczekać. Zejdę na dół i zobaczę, czy pana siostra już się obudziła. –

Po  chwili przekonał się, że  Shannon wciąż śpi  słodko z  Bezimiennym  w  objęciach. Kociak 
łypnął  na  niego  z  niezadowoleniem.  –  Przykro  mi,  panie  O’Rourke,  ale  Shannon  śpi  jak 
kamień. Kiedy się tylko obudzi, przekażę jej, że pan dzwonił. 

Wrócił do łóżka, ale nie mógł już zasnąć. Cóż, Kane O’Rourke z pewnością nie grzeszył 

uprzejmością, jednak jego szczere uczucie do siostry wzbudziło w nim poczucie winy. Alex 
nawet nie miał pojęcia, czy numer do Gail był jeszcze aktualny. Widział swoją siostrę ostatni 
raz  na  pogrzebie  Kim.  Przyjął  zdawkowe  kondolencje,  podczas  stypy  też  prawie  nie 
rozmawiali  z  sobą.  Policzył  szybko  różnicę  czasu,  jaka  dzieli  stan  Waszyngton  i  Japonię, 
wykręcił  numer  odgrzebany  w  kalendarzyku,  lecz  kiedy  usłyszał  sygnał  połączenia,  miał 
ochotę odłożyć słuchawkę. Jednak siostra coś powiedziała po japońsku. 

– Gail?
– Tak, tu Gail McKenzie. Z kim mam przyjemność? Nawet nie poznała jego głosu... 
– Cześć, tu Alex. 
Upłynęła nieznośnie długa chwila ciszy. 
– Witaj, Alex... 
– Co u ciebie słychać? – Wiedział, jak idiotycznie zabrzmiało to pytanie. 
– No wiesz, mam dużo pracy. 

background image

– Ja też, sprawdzam teraz testy i prace semestralne. 
Pełna skrępowania, zdawkowa rozmowa trwała jakiś czas, w końcu Gail powiedziała:
– Wybacz, ale muszę wracać do pracy. 
Przyjął  to  z  głęboką  ulgą.  Skąd  w  ogóle  wziął  mu  się  ten  pomysł,  żeby  zadzwonić  do 

siostry? Byli dla siebie jak obcy ludzie. To Shannon go sprowokowała swoim stosunkiem do 
rodziny i innych ludzi... 

Jeremy  wślizgnął  się  do  jego  pokoju,  ciągnąc  za  sobą  kocyk  Alex  ucieszył  się,  że 

przyszedł tu, a nie na dół, gdzie zobaczyłby Shannon śpiącą na wprost choinki, jakby Mikołaj 
przyniósł mu nową mamę. Szybko wyjaśnił synkowi:

– Shannon wpadła do mnie na chwilę, ale była tak zmęczona, że zasnęła, a ja nie miałem 

serca jej budzić. 

– Shannon tu jest?! Hurra! – Jeremy już pędził po schodach. 
Człowiek powinien mieć trochę spokoju we własnym domu, pomyślał Alex, kiedy jednak 

dom  ucichł,  i  tak  nie  zasnął.  Shannon  mu  nie  pozwoliła.  A  raczej  kolejne  jej  obrazy 
przesuwające  się  w  jego  pamięci.  Shannon  wesoła,  Shannon  smutna,  Shannon  błaznuje  z 
Jeremym, bawi się z kociakiem, zamyślona patrzy w okno... 

Po  śmierci  Kim  wiele  kobiet  starało  się  wkupić  w  jego  łaski,  matkowały  i  jemu,  i 

Jeremyemu, aż wreszcie Alex uciekł przed nimi z Minnesoty. 

Ze  złością  zrzucił  z  siebie  koc.  Było  mu  okropnie  gorąco.  Zwykle  spał  tylko  w 

bokserkach, ale ponieważ Shannon została na noc, włożył piżamę. Przez to to wszystko. 

Uśmiechnął się do siebie z politowaniem. Po co próbował się oszukiwać?

Shannon,  czytając  Jeremy’emu  bajkę,  przysłuchiwała  się  jednocześnie  odgłosom 

dochodzącym  z  piętra.  Dawno  już  tak  dobrze  się  nie  wyspała,  chociaż  kiedy  się  obudziła  i 
zobaczyła Jeremyego nad sobą, była zupełnie zaskoczona. Dopiero po chwili wszystko sobie 
przypomniała. Ten masaż stóp zdziałał cuda... Uśmiechnęła się do siebie pod nosem. 

– Dzień  dobry!  –  rzucił od drzwi  Alex.  – Dzwonił  twój  brat. Miał  ochotę  dać  mi  ostry 

łomot za to, że jego mała siostrzyczka spędziła u mnie noc. 

– A niech to! Żartujesz, prawda? Nie, ty nie żartujesz... 
–  Nie  było  cię  w  domu,  więc  zadzwonił  do  mnie.  Cóż,  śledczy  Kane  O’Rourke 

przesłuchał kierowcę, który wyznał, że zaginiona Shanon O’Rourke ostatni raz widziana była 
w towarzystwie niejakiego Aleksa McKenziego. 

– Jezu, przecież mówiłam mu, że jesteśmy tylko’ przyjaciółmi. – Miała ochotę schować 

się ze wstydu pod kanapę, a potem zamordować Kane’a. Lub w odwrotnej kolejności. 

– Na pewno nie miał nic złego na myśli – dodała słabo, bo przecież dobrze znała swojego 

braciszka. 

– Miał, miał, jednak jego żona tłumaczyła mu jak dziecku, że jesteś dorosła i masz własne 

życie, więc w końcu mnie przeprosił, choć raczej bez entuzjazmu. – Uśmiechnął się. – Masz 
ochotę zjeść śniadanie na mieście? Mam co prawda spotkanie na uniwersytecie, ale dopiero 
po dziesiątej. 

– Świetnie.  – Odetchnęła z  ulgą. Całe szczęście, że  Alex potraktował durny wybryk jej 

background image

brata z humorem. – Skoczę tylko do siebie, by wziąć prysznic i się przebrać. 

– Jasne. Ja umyję i ubiorę Jeremy’ego. 
Kiedy była już gotowa do wyjścia, zadzwonił telefon. 
– Cześć, siostrzyczko, co tam słychać? – niemal zaszczebiotał Kane. 
– Co tam słychać? – krzyknęła z oburzeniem. – Ty cymbale, jak śmiałeś dzwonić o świcie 

z awanturą do Aleksa?!

Mówiłam ci, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale nawet gdybyśmy byli kochankami, to nie 

twoja sprawa, jasne?! I siebie, i mnie wystawiłeś na pośmiewisko! Zrobiłeś idiotów z klanu 
O’Rourke’ów!

– Przepraszam, trochę przesadziłem. 
– Trochę? Ile już razy było tego „trochę”?! – Spojrzała na zegarek. – Masz coś ważnego, 

oczywiście  poza  przeprosinami?  –  rzuciła  drwiąco.  –  Śpieszę  się,  poza  tym  może 
zapomniałeś, ale jestem na urlopie. 

Nie zapomniał, sam ją na ten urlop siłą wysłał. 
– Pa, siostrzyczko – stwierdził pogodnie. – Zadzwonię później. 
Wybiegła na dwór i przez deszcz pomknęła do dżipa. Alex uśmiechnął się szeroko. 
– Bardzo ci dziękuję. 
– Za to, że tak szybko się wyszykowałam?
–  Za  to  też,  ale  przede  wszystkim  za  coś  innego.  Jeremy,  powtórz  Shannon  to,  co 

powiedziałeś mi przed chwilą. 

– Już nie będę zachowywał się tak, jak ten chłopiec z bajki o wilku i owcach – powiedział 

malec  z  powagą.  –  Tatuś  musi  pracować  i  nie  może  się  o  mnie  martwić.  Nie  ma  rady,  po 
świętach muszę wrócić do przedszkola. 

– Jesteś bardzo mądrym chłopcem. Jestem z ciebie dumna – powiedziała z głębi serca. 
Malec  aż  się  rozjaśnił  na  te  słowa,  natomiast  Alex  patrzył  na  nią  ze  szczerym 

uwielbieniem, co było dla niej największą nagrodą. Wprawdzie  niczego to  między nimi  nie 
zmieni, jednak cieszyła się, że ją doceniał. 

Gdy już siedzieli wszyscy troje przy kawiarnianym stoliku, powiedziała:
– Mam dla was pewną propozycję. Alex, jeśli potrafisz wybaczyć memu bratu ten głupi 

wybryk, może spędzilibyście z Jeremym święta z moją rodziną. 

– Hm... sam nie wiem... – Zachmurzył się nieco. 
– Tato, możemy? – nalegał podekscytowany Jeremy. 
W pierwszym odruchu chciał odmówić, jednak dla jego syna była to szansa na prawdziwe 

święta. Tyle że Jeremy zbyt wiele oczekiwał po znajomości z Shannon. 

–  Przepraszam  –  powiedziała  szybko.  –  Nie  powinnam  była  o  to  pytać  przy  Jeremym. 

Zrozumiem, jeżeli odmówisz. 

Nie mógł znieść jej smutku. ‘
– Nie mamy żadnych innych planów. Byłoby głupotą odrzucać tak wspaniałą propozycję 

– powiedział z uśmiechem. 

– Hurra! – krzyknął Jeremy. 
– Co mamy przynieść?  – Alex już żałował swojej decyzji.  I on, i Kim nie utrzymywali 

background image

bliższych  kontaktów  ze  swoimi  krewnymi,  nie  miał  więc  pojęcia  o  hucznych,  rodzinnych 
uroczystościach. 

–  Po  prostu  przyjdźcie.  Jak  zawsze  będzie  za  dużo  jedzenia,  za  dużo  ludzi,  za  dużo 

hałasu,  za  dużo  wszystkiego,  czyli  po  prostu  fantastycznie,  jak  to  w  święta.  –  Uśmiechnęła 
się. 

– Jeremy, moje dwie siostrzenice są w twoim wieku, na pewno się zaprzyjaźnicie. 
Aleksa  ucieszyła  ta  informacja,  bo  Jeremy  potrzebował  kontaktów  z  rówieśnikami. 

Opiekunki z przedszkola narzekały, że trzyma się z boku. 

Wiedział  też,  że  jeśli  pojawi  się  u  O’Rourke’ów  podczas  świąt,  dla  Kane’a  będzie  to 

widomy  dowód,  iż  z  Shannon  łączy  go  coś  więcej  niż  przyjaźń,  co  dawało  mu  złośliwą 
satysfakcję. 

I znów pomyślał o Kim. Musi... czuł taką potrzebę, by porozmawiać z Shannon o swoim 

poczuciu winy wobec zmarłej żony. Czy jednak ona zrozumie jego wewnętrzne rozdarcie?

– Musimy coś przywieźć – upierał się. 
–  Możecie  przywieźć  mnie.  Zawsze  zwożę  całą  górę  różnych  rzeczy,  które  świetnie 

zmieszczą się w twoim dżipie. 

– W takim razie jestem do twojej dyspozycji. 
– Cieszę się. Pojedziemy do mojej mamy w pierwszy dzień świąt i pozostaniemy tam aż 

do  wieczora.  Jeżeli  będziecie chcieli  wrócić  wcześniej,  na  pewno  ktoś  inny  mnie  odwiezie, 
więc o to się nie martw. 

Pozostała część posiłku upłynęła na miłej rozmowie o tym i owym. 
Kiedy szli w kierunku dżipa, Shannon myślała ze smutkiem, że im bardziej zachowywali 

się, jakby byli rodziną, tym bardziej nabierała przekonania, że nigdy prawdziwą rodziną się 
nie staną... 

Około jedenastej Shannon zebrała się na odwagę i otworzyła pralkę. 
–  Cholera!  –  Wprawdzie  znoszone  dżinsy  nie  wyglądały  najgorzej,  po  prostu  stały  się 

jeszcze bardziej wyblakłe, ale nowe granatowe spodnie przedstawiały żałosny widok. Mimo 
to czuła dziwną przyjemność, gdy dotykała ubrań Aleksa. – Zupełnie mi odbija! – Pośpiesznie 
wrzuciła dżinsy do suszarki. – Z każdym dniem coraz bardziej. 

Uznała,  że  musi  zrekompensować  Aleksowi  straty  w  garderobie  i  zrobi  świąteczne 

porządki w jego mieszkaniu. To znaczy zapłaci za to. Wybrała numer firmy sprzątającej. 

Kiedy  Alex  podjeżdżał  wieczorem  pod  dom,  zauważył  furgonetkę  wykręcającą  z 

podjazdu  Shannon  z  logo  firmy sprzątającej.  Od  progu uderzył  go świeży  zapach  cytryny  i 
woń placka. Te aromaty skojarzyły mu się natychmiast z czasami, kiedy jeszcze żyła Kim. 

Wszedł do salonu, gdzie Shannon pakowała prezenty w ozdobny papier. 
– Co się dzieje, Shannon?
– Nic specjalnego. Jeremy uciął sobie drzemkę. Wezwałam firmę sprzątającą. Poprosiłam 

też te panie o upieczenie szarlotki, bo nie chciałam ryzykować kolejnego pożaru. 

– Mówiłem ci, że te sprawy nie mają dla mnie żadnego znaczenia. 
Opuściła głowę i z przesadną uwagą zaczęła odmierzać długość czerwonej wstążki. 

background image

– Dla większości mężczyzn mają. 
Alex  zamyślił  się.  Kiedy  był  z  Kim,  cieszył  się,  że  jego  żona  tak  świetnie  dba  o  dom. 

Można powiedzieć, wręcz obsesyjnie, przez co doprowadziła do tego, że w ogóle nie musiał 
troszczyć się o dom czy wychowanie syna. Kim zawłaszczyła te sfery całkowicie, on zaś bez 
słowa godził się na wszystko. Dlaczego tak postępowali, on i jego zmarła żona?

Już znał odpowiedź: uciekali od tragicznych wspomnień z dzieciństwa. Kim wychowała 

się  w  domu  dziecka  i  kiedy  założyła  rodzinę,  rekompensowała  sobie  tamte  stracone  lata, 
realizowała marzenia, które hodowała w sobie jako opuszczona przez wszystkich sierota. On 
zaś  wychował  się  wśród  kłótni  i  awantur.  Dlatego  nigdy  nie  sprzeciwiał  się  żonie,  nie 
prowokował dyskusji, które mogły przerodzić się w ostrą wymianę zdań. 

Kim  zajmowała  się  domem  i  dzieckiem,  on  pracą.  Nie  wchodzili  sobie  w  drogę,  nie 

kłócili się. I w jakimś sensie, choć łączyła ich prawdziwa miłość, żyli osobno. 

– Shannon, dlaczego uważasz, że dla mężczyzn to takie ważne?
– Po prostu wiem. 
– Na pewno związana jest z tym jakaś historia. – Wyjął z jej dłoni pięknie zapakowane 

pudło. – Chciałbym ją teraz poznać. 

– O nie, mój drogi. To nie działa w jedną stronę. Jeżeli mamy się wymieniać miłosnymi 

opowieściami, to ty zaczynasz. 

– Nie ma tego wiele. Zostawiałem żonę  na osiem miesięcy  w roku i  budowałem mosty 

oraz tamy, zamiast zająć się wychowaniem syna, to wszystko – stwierdził ostro. 

– Nie to miałam na myśli, przecież wiesz! – zaoponowała z urazą. 
– Wiem... i przepraszam. 
–  Alex,  zaufaj  mi  i  powiedz,  co  cię  boli.  –  Gdy  milczał,  dodała:  –  Z  tego,  co  mówisz, 

wynika,  że  Kim  była  idealną  panią  domu.  Nie  próbuję  zająć  jej  miejsca,  ale  mam 
świadomość,  jaka  ze  mnie  niezdara  na  tym  polu.  Wiesz,  nawet  odnosząca  sukcesy 
bizneswoman miewa kompleksy... – Uśmiechnęła się. 

Spojrzał na nią z wielką powagą. 
–  Jesteś  niezwykłą  kobietą,  Shannon.  Sprawiłaś,  że  mój  syn  zaczął  znowu  żyć  jak 

normalne  dziecko.  –  Sam  jednak  nie  żył  normalnie,  bo  po  śmierci  Kim  odgrodził  się  od 
uczuć.  Shannon  też  miała  swoje  tajemnice.  Gdyby  stali  się  sobie  na  tyle  bliscy,  by  mogli 
powierzyć  sobie  najtajniejsze  sekrety.  ..  Ale  cóż,  to  tylko  mrzonki.  Nie  zasługiwał  na  taką 
kobietę. – Posłuchaj... Mam gdzieś te wszystkie historie związane z prowadzeniem domu, ale 
nie  dlatego  ci  powiedziałem,  że  nie  chcę  się  znowu  ożenić.  Chodzi  o  to,  że...  No  cóż,  nie 
byłem najlepszym mężem. 

– Widziałam zdjęcia Kim. Wiem, że była z tobą szczęśliwa. Czy to nie znaczy, że byłeś 

dobrym mężem?

Spojrzał na nią z zastanowieniem. 
– Czy musisz już iść? – Nie... 
Wstał  i  wyłączył  wszystkie  światła,  zostawiając  tylko  lampki  na  choince.  Usiadł  koło 

Shannon na podłodze i przyciągnął ją mocno do siebie. 

–  Alex?  –  Ta  ich  „przyjaźń”  stawała  się  coraz  trudniejsza.  –  Nie  boisz  się,  co  pomyśli 

background image

Jeremy, jeśli nas zobaczy?

– Boję się wszystkiego i o wszystko się martwię. Jego poważny ton sprawił, że Shannon 

zaśmiała się. 

– Więc dlaczego wciąż tu siedzimy?
– Bo jest bardzo przyjemnie. Opowiedz mi, co słychać u pana Bezimiennego?
–  Wreszcie  zdradził  mi  swoje  imię.  Nazywa  się  Magellan,  bo  jak  ten  wielki  podróżnik 

chadza swoimi drogami. Bardzo się zmienił, choć wciąż jest nieufny i łatwo go przestraszyć. 
Ale wszystko idzie w dobrą stronę, bo ma ogromną potrzebę miłości. Tak wielką, że jest to aż 
wzruszające. 

Alex pomyślał, jakie szczęście miał ten kociak, że właśnie Shannon go znalazła. 
– Skoro jest taki lękliwy, pewnie nie śpi w twoim łóżku?
– Kiedy kładę się wieczorem, śpi w korytarzu, ale kiedy budzę się rano, Magellan chrapie 

wtulony  we  mnie.  –  Roześmiała  się.  –  Nie,  to  oszczerstwo,  on  nie  chrapie,  za  to  wtula  się 
słodko. 

Pomyślał, że wybrał zły temat do rozmowy. Kot, niby neutralny temat, a okazało się, że 

nadzwyczaj pobudza wyobraźnię. Trzy słowa: Shannon, łóżko, wtulanie się... 

I znów to poczucie winy. 
Zarazem jednak po raz pierwszy Alex pomyślał, że zmarła żona, jeśli widzi go z góry, na 

pewno nie życzy mu samotności. Pomyślał też o tym, co powiedziała mu Shannon. Że Kim 
była z nim szczęśliwa. Przed oczami przemknęły mu epizody z ich małżeństwa. Shannon się 
nie myliła. Dał swojej żonie szczęście. A to oznacza... 

– Alex, jak ci poszło spotkanie? – To pytanie zabrzmiało, jakby żona pytała męża „jak ci 

minął dzień”. 

Alex uśmiechnął się pod nosem. 
– Świetnie. Zatwierdziliśmy oceny za ten semestr. Jedni lepiej, inni gorzej, ale wszyscy 

zaliczyli, co nie zdarza się tak często. Aha, Rita, pamiętasz, ta studentka w ciąży, zwierzyła 
mi  się,  że  urodzi  to  dziecko.  Ciągle  jeszcze  nie  chce  powiedzieć,  kto  jest  ojcem,  ale  jej 
rodzice zadeklarowali się z pomocą. Nie będzie więc sama i mam nadzieję, że pogodzi studia 
z macierzyństwem. 

– Świetnie, ale i tak przyda się jej dodatkowa pomoc. Kane założył fundację opiekującą 

się  młodymi  matkami,  które  nie  chcą  rzucać  szkoły  czy  studiów.  Dam  ci  numer  telefonu  i 
uprzedzę dziewczyny, że Rita do nich zadzwoni. 

– Dzięki. 
Deszcz wciąż padał, lampki na choince dawały przyjemną poświatę. Kiedy tak siedzieli 

razem,  miał  złudzenie,  że  wszystko  będzie  dobrze,  i  dziwną  pewność,  że  wszystkie  błędy, 
które  popełnił  w  przeszłości,  można  jeszcze  naprawić.  Pomyślał,  że  przypomina  trochę 
Magellana. Podobnie jak ten kot, szukał ciepła i zrozumienia, tylko bał się komuś zaufać. 

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

–  Prooooszę!  –  Jeremy  od  ładnych  paru  minut  namawiał  Shannon,  żeby  była  w 

mieszkaniu  Aleksa,  jak  chłopiec  się  obudzi  w  pierwszy  dzień  świąt.  Wahała  się  jednak,  bo 
musiałaby u nich zanocować w Wigilię. Nie zasnąć przypadkiem na kanapie, ale świadome tu 
pozostać. 

– No pewnie – zachęcał ją Alex. – Będziesz spała w pokoju Jeremy’ego, a on będzie spał 

ze mną. 

Po  cichu  spytała  go,  czy  nie  boi  się,  że  Jeremy  uzna  ją  za  nową  mamusię,  on  jednak 

stwierdził, że przecież po Nowym Roku, kiedy ona wróci do pracy, a malec do przedszkola, 
nie będą już widywać się zbyt często, więc nie ma takiego zagrożenia. 

Shannon posmutniała. Przyzwyczaiła się do stałej niemal obecności chłopca. 
– Dobrze, ale pod warunkiem, że śpię na kanapie w salonie. 
Alex zmarszczył czoło. Gość miałby spać na niewygodnej kanapie?
– Shannon, śpij w moim pokoju – nalegał Jeremy. 
–  Nie  ma  mowy!  –  Uśmiechnęła  się.  –  Muszę  być  na  dole,  żeby  przyłapać  Świętego 

Mikołaja, jak wnosi prezenty. –  Zignorowała nerwowe sapnięcie Aleksa.  – Nigdy mi  się to 
nie udało, jak byłam mała, ale może wreszcie mi się poszczęści?

– Święty Mikołaj naprawdę tu przyjdzie? – z niedowierzaniem i nadzieją spytał Jeremy. 
–  Jasne.  Zostawimy  mu  ciasteczka  imbirowe  i  mleko  przy  kominku.  No  i  zapalone 

światełka na choince, bo staruszek inaczej nas nie znajdzie. 

– I przyjdzie tutaj? – entuzjazmował się malec. 
– Na pewno. Przecież wie, że jesteś dobrym i grzecznym chłopcem, a on przychodzi tylko 

do takich dzieci. 

– Tatusiu, to ja też będę spał na kanapie! Chcę zobaczyć Mikołaja. 
Masz ci los! Alex westchnął głęboko, a Shannon stłumiła chichot. 
– W porządku. Możesz spać na dole – poddał się. – Mikołaj umie jednak rozpływać się w 

powietrzu, więc nie licz na zbyt wiele. 

Pomyślała, że Alex to prawdziwy mistrz w psuciu dobrej zabawy. 
– Super! – ucieszył się niezrażony uwagą ojca chłopiec. – Mój tata to najlepsiejszy tata 

pod słońcem!

Alex, zniewolony radością synka, nie poprawił błędu językowego, a także odpuścił temat 

wiarygodności postaci Świętego Mikołaja, choć za jakiś czas do niego powróci. Nie lubił tych 
wszystkich bzdur związanych ze świętami, drażniła go wiara w cudowne zdarzenia. 

A  może  jednak  nie  miał  racji?  Ze  smutkiem  pomyślał,  że  kupowanie 

bożonarodzeniowych  prezentów  było  dla  niego  uciążliwym  obowiązkiem.  Dopiero  kiedy 
poznał  Shannon,  zrozumiał,  że  dawanie  może  być  przyjemne.  Kupił  Gail  złoty  łańcuszek, 
kierując  się  względami  praktycznymi.  Łańcuszek  był  lekki  i  łatwo  go  było  przesłać  do 
Japonii. Z przykrością pomyślał, że powinien był wybrać coś bardziej osobistego. 

– Ty jesteś najlepsiejszy. – Shannon pocałowała Jeremy’ego w głowę, wywołując lawinę 

background image

śmiechu.  –  Chodź,  pokażę  ci,  jakie  przyniosłam  gry.  –  Podeszli  do  ławy,  gdzie  Shannon 
postawiła swojego laptopa. 

Alex  zastanawiał  się,  jak  to  możliwe,  że  Shannon  tak  bardzo  wrosła  w  ich  życie.  Nie 

wyobrażał  już  sobie  dnia  bez  niej.  Kiedy  jednak  ona  wróci  do  pracy,  a  jemu  skończy  się 
przerwa świąteczna, ich kontakty ulegną znacznemu ograniczeniu. Nie jest na to gotowy. Bał 
się też, jak Jeremy zniesie koniec ferii. Twarz jego syna dosłownie rozjaśniała się na widok 
Shannon. On też będzie tęsknił... Nie chodziło tylko o to, że była tak piękna... Wiedział, że 
dzięki niej jego życie odmieniło się na lepsze. Zaczął, trochę wbrew sobie, rozważać pewne 
możliwości, których wcześniej nie brał nawet pod uwagę. 

Spokojna, łagodna Kim była dla niego idealną partnerką. Pełna energii i pasji Shannon też 

taką mogła się stać, bo miała w sobie mnóstwo ciepła i dobra. 

Może jest tą drugą szansą, jaką czasami zsyła los?

– Przyciśnij ten klawisz! – Jeremy błyskawicznie opanował zasady gry.
– Widzisz?
– Świetnie ci idzie. Pójdę na chwilę do kuchni. Zastała tam Aleksa, który powiedział:
–  Rozpuszczasz  go.  –  Jak  prawdziwa  sowa,  choć  wstał  przed  ponad  godziną,  jeszcze 

musiał pobudzać się kawą. 

–  To  są  gry  edukacyjne.  Nie  martw  się,  sprawdziłam  wszystkie  strony  dotyczące  gier. 

Kiedy Jeremy był u mnie w biurze, widziałam, z jaką fascynacją bawił się komputerem. Nie 
odgrodzisz go od tego, a gry edukacyjne na pewno go nie rozpuszczą. 

– Uhm – zgodził się z powątpiewaniem. 
Uśmiechnęła  się  do  siebie.  Kilka  dni  temu,  kiedy  Alex  poszedł  na  zakupy,  Shannon 

odebrała telefon. Dzwoniła Gail. Porozmawiały przez kilka minut. Alex zadzwonił do siostry 
kilka dni wcześniej, co sprawiło, że postanowiła przyjechać do Seattle na Boże Narodzenie. 
Shannon spontanicznie zaprosiła ją’ do swojej mamy na pierwszy dzień świąt. Gail nie była 
jednak pewna, czy uda jej się kupić bilet do Stanów tuż przed Gwiazdką, dlatego poprosiła o 
zachowanie dyskrecji. Shannon miała nadzieję, że siostra Aleksa jednak przyleci do Seattle. 
Rodziny powinny podczas świąt być razem. 

–  Przypuszczam,  że  powód,  dla  którego  tak  się  uśmiechasz,  to  ta  historia  ze  Świętym 

Mikołajem, co? – zagadnął ją Alex. 

– Daj spokój. Twój syn ma dopiero cztery lata. Kiedy przestałeś wierzyć w Mikołaja?
–  Nigdy  w  niego  nie  wierzyłem.  –  Wzruszył  ramionami.  Shannon  ogarnął  smutek.  Jej 

rodzice  opowiadali  legendy  i  bajki,  a  Święty  Mikołaj  był  wyczekiwanym  gościem.  W  jej 
domu  było  mnóstwo  miłości  i  radości.  To  był  kapitał,  który  teraz  procentował.  Wszyscy 
O’Rourke’owie  byli  otwartymi,  kochającymi  ludźmi.  Dla  niej  miłość  rodziców  była 
oczywista, jednak Alex miał bardzo smutne dzieciństwo. 

– Chodź – powiedziała nagle. – Wychodzimy. 
– A dokąd to? – Nie bardzo chciało mu się ruszać. 
–  Jest  dwudziesty  trzeci  grudnia  i  nareszcie  przestało  padać.  Trzeba  to  jakoś  uczcić.  –

Zawołała Jeremy’ego, a potem złapała Aleksa za dłonie, próbując podźwignąć go z krzesła. 

background image

–  Hej,  maleńka!  –  Ze  śmiechem  wykręcił  jej  nadgarstki  i  zmusił,  by  klapnęła  na  jego 

kolana. 

– Hej, to zły pomysł! – Mimo to marzyła, by ją teraz pocałował. 
– Owszem, zły. – Wzrok Aleksa zawisł na jej ustach. – Małe skrzaty mają wielkie uszy i 

oczy. 

– Zawsze jest suszarnia... 
Alex ochoczo pociągnął ją za sobą do ciemnego pomieszczenia. 
– Myślałem, że nie lubisz tego miejsca – szepnął. 
– Och, kobiety często zmieniają zda... – Nie dokończyła, bo Alex żarłocznie przywarł do

jej  ust.  –  To  tylko  przyjacielskie  pocałunki?  –  szepnęła  po  chwili,  kiedy  poczuła,  jak  jego 
dłonie zbliżają się do jej piersi. 

– Najszczerszy dowód przyjaźni...  że tak powiem... – Jego pieszczoty stawały się coraz 

śmielsze. 

– Tatusiu? – dobiegł do nich głos zza drzwi. – Shannon? Gdzie jesteście?
– Przyjaźń, że tak powiem – zadrwiła. – Przez takie przyjaźnie świat roi się od małych 

skrzatów. 

Alex przekląć pod nosem, Shannon wyszła z suszarni. 
–  Jeremy,  świetnie,  że  jesteś  już  gotowy  do  wyjścia  –  powiedziała.  –  Musimy  jednak 

jeszcze zaczekać na tatę – dodała złośliwie, wiedząc, że Alex ją słyszy. 

Z trudem łapał oddech. Kiedy był już pewien, że rumieńce znikły z jego twarzy, a serce 

zaczęło bić w miarę równym tempem, udał się do salonu. 

– Wszystko w porządku?
Zielone oczy Shannon spojrzały na  niego niewinnie. Za takie sztuczki  w średniowieczu 

spaliliby tę małą rudowłosą wiedźmę na stosie... 

– Tak... Dokąd idziemy?
–  Może  do  centrum  handlowego.  Obejrzymy  sklepy  z  zabawkami  i  słodyczami. 

Wstąpimy też do cukierni. 

– Jejku! – ucieszył się Jeremy. – Lubię czekoladę. 
– W takim razie twój tata na pewno kupi nam wielkiego czekoladowego Mikołaja. 
Poddał się z rezygnacją. Człowiek może walczyć z falą tylko tak długo, aż ta nie wciągnie 

go pod wodę. A Shannon była jak fala. Sprawiała, że tracił grunt pod nogami. 

Przypomniało  mu  się,  że  kiedyś,  gdy  był  chłopcem,  siedział  z  ojcem  na  plaży,  a  ten 

tłumaczył mu, że lepiej nie walczyć z falą, tylko poddać się jej, odnaleźć dno i odbić się w 
górę,  co  daje  szansę  na  ratunek.  Było  to  jedno  z  nielicznych  dobrych  wspomnień  z 
dzieciństwa. Rodzinne wakacje, słońce i plaża. 

– Widziałaś go, Shannon? – Jeremy obudził się bardzo wcześnie w świąteczny poranek. 

Był tak podekscytowany, że wiercił się całą noc. – Widziałaś Świętego Mikołaja?

– Niestety zasnęłam. – Ziewnęła szeroko. – A ty?
– Też, ale był tutaj, prawda?
Spojrzała na choinkę. Poukładała prezenty, kiedy upewniła się, że malec śpi, jednak przez 

background image

noc pakunków przybyło. Oczywiście położył je Alex, kiedy ona i Jeremy spali. 

–  Tak,  oczywiście,  że  był.  –  Poczuła  się  szczęśliwa.  Zdało  się  jej,  że  Święty  Mikołaj 

naprawdę  ją  odwiedził  w  tym  roku.  Spędzała  świąteczny  czas  z  mężczyzną,  który  zupełnie 
zawrócił jej w głowie, i z małym chłopcem, który stał się jej tak bliski, jakby był jej własnym 
dzieckiem. Nie chciała nawet myśleć o tym, co będzie, kiedy przerwa świąteczna się skończy. 
Jeszcze nie teraz. Nie chciała sobie psuć tych cudownych, magicznych świąt. 

– Muszę powiedzieć tacie – postanowił rozentuzjazmowany Jeremy. – Tato, tato!
– Co, synku? – Alex właśnie zszedł na dół. 
– Zobacz, był Święty Mikołaj! Zostawił prezenty i zjadł ciastka, i wypił całe mleko!
– To wspaniałe. Bardzo się cieszę. 
– Czy możemy już otworzyć prezenty, tatusiu? – zapytał Jeremy. 
– Jasne. – Alex ziewnął dyskretnie. Jeszcze nie całkiem się obudził. 
–  Pozwólmy  najpierw  twojemu  tacie  napić  się  kawy.  –  Napełniła  mu  kubek.  –  Masz 

ochotę na ciasteczka? – zapytała, upewniając się, że Jeremy ich nie słyszy. 

– Hm... ciasteczka... raczej nie. Uśmiechnęła się pod nosem. 
– Dzięki, że pamiętałeś, bo ja kompletnie zapomniałam. 
–  Oskarżasz  mnie,  że  zjadłem  poczęstunek  dla  Świętego  Mikołaja?!  –  oburzył  się.  –

Miałbym obżerać głodnego staruszka?

– Och, ty... Objął ją, przytulił do siebie. 
– Już czas otworzyć prezenty – powiedział Alex, a Jeremy klasnął z zapałem. 
Za  moment  cały  salon  usłany  był  ozdobnym  papierem  i  wstążkami  ku  wielkiej  uciesze 

Magellana, którego Shannon zabrała oczywiście z sobą. Na chwilę wstrzymała oddech, kiedy 
Alex  otwierał  prezent  od  niej.  Był  to  oryginalny  sekstans.  Alex  wspominał  kiedyś,  że 
fascynują go stare żaglowce, ale nie wiedziała, czy prezent mu się spodoba. 

–  Shannon,  jest  cudowny!  –  wykrzyknął,  wyjmując  przyrząd  z  eleganckiej  szkatułki.  –

Nie trzeba było, naprawdę... 

– Chciałam ci sprawić przyjemność. A zresztą, kto to mówi! – Patrzyła z zachwytem na 

piękny, zabytkowy miedziany dzbanuszek do herbaty. Alex najwyraźniej uważnie słuchał jej 
opowieści o starym domu w Irlandii. Dzbanuszek ten wyglądał wypisz-wymaluj jak te, które 
stały nad kominkiem jej dziadków. 

– A to  ode mnie, Shannon. – Jeremy wręczył zwinięty w rulonik papier  i  wpełzł jej na 

kolana. 

Ona dała mu dziecięcy teleskop, kilka książek i zabawki. Ale najbardziej ze wszystkich 

prezentów podobała mu się fotografia jego matki, którą Shannon oprawiła w ozdobną ramkę. 
Chłopiec się z nią nie rozstawał. 

Rysunek Jeremy’ego przedstawiał kota tańczącego na dwóch łapach. 
– Dziękuję ci, Jeremy! Wygląda zupełnie jak Magellan. – Pocałowała chłopca w czoło. 
Kiedy  rozmawiała  z  Jeremym  poprzedniego  wieczoru,  chłopiec  zdradził  jej  swoje 

marzenia.  Pragnął,  żeby  mamusia  zjawiła  się  z  nieba  i  pobyła  z  nim  choć  trochę.  A  potem 
zdradził  swoje  drugie  największe  marzenie:  żeby  Shannon  została  jego  nową  mamusią. 
Poczuła  się bardzo zakłopotana. Wyjaśniła Jeremy’emu, że  Mikołaj  nie może  nikomu  robić 

background image

takich prezentów, ale zapewniła, że mamusia będzie zawsze w jego sercu, natomiast dorośli 
muszą pewne sprawy ułożyć sami między sobą. 

– Musimy się już zbierać – powiedziała Shannon z pewną obawą. 
Zanosząc Magellana do domu, zastanawiała się, czy zaproszenie Aleksa i Jeremy’ego na 

święta  to  dobry  pomysł.  Alex  miał  fatalne  bożonarodzeniowe  wspomnienia  z  dzieciństwa  i 
tkwiło  to  w  nim  do  dziś.  Być  może,  jeśli  zjawi  się  Gail,  sytuacja  stanie  się  dla  niego 
łatwiejsza...  Nie  było  jednak  pewności,  czy  jego  siostra  przyleci  do  Seattle.  Jeżeli  tak,  to 
miała wypożyczyć samochód i pojechać prosto do mamy Shannon. 

Alex,  kąpiąc  Jeremy’ego,  starał  się  nie  myśleć  o  tym,  jak  Shannon  wyglądała,  kiedy 

zszedł na dół, aby ułożyć pod choinką prezenty. Wyciszona podczas snu, wyglądała jak anioł. 
Gdyby jego syn nie spał obok na materacu, na pewno by ją pocałował. 

Kiedy ubierał Jeremy’ego, powiedział z prawdziwą ojcowską dumą:
– Mój mały atleta. – Chłopiec rzeczywiście nabrał trochę ciała i nie był już tak chudy jak 

kilka miesięcy temu. 

Gdy wyszli z domu, Shannon właśnie pakowała pudła do samochodu. 
– Miałaś poczekać! – powiedział z wyrzutem i rzucił się z pomocą. 
– To nie jest nic ciężkiego. 
– Akurat. To pudło jest pełne butelek z winem musującym! Sama je dźwigałaś. 
– Nie wściekaj się. – Podała mu niewielką torbę wypełnioną malutkimi paczuszkami. 
Mimo  że  mówiła  mu  wcześniej,  żeby  ubrał  się  normalnie,  sama  włożyła  cieniutki 

sweterek i  aksamitną  spódniczkę.  W  rym  stroju  wyglądała wyjątkowo  uroczo.  Do  sweterka 
zaś  przypięła  plastikową  broszkę  wyobrażającą  kota,  którą  Jeremy  jej  podarował.  Kiedy 
zasiedli już w dżipie, zaczęła podśpiewywać różne kolędy. Wszystko było w jak najlepszym 
porządku, a jednak Alex odczuwał zdenerwowanie. Nie chciał zagłębiać się w naturę swoich 
uczuć. Łatwiej było mu przyjąć, że to, co ich łączyło, to zwykły pociąg fizyczny i... przyjaźń. 

Wkrótce  dojechali  na  miejsce.  Alex  nie  zastanawiał  się  wcześniej,  jak  może  wyglądać 

rodzinne  siedlisko  klanu  O’Rourke’ów,  jednak  drewniany  dom  bardzo  go  zaskoczył.  Jego 
architektura  była  bardzo  prosta.  Rezydencja  wyglądała  przytulnie.  Kiedy  podjeżdżali  pod 
główne wejście, na ganek wysypało się kilkanaście osób i rozległy się okrzyki:

– Wesołych świąt!
– Jesteście spóźnieni!
– Szkoda, że was wczoraj nie było!
– A co się działo wczoraj? – spytał szeptem Alex, kiedy przechodzili przez drzwi. 
–  W  Wigilię  Bożego  Narodzenia  moja  rodzina  je  wspólną  kolację,  a  potem  idzie  na 

pasterkę do kościoła. Nk się nie stało. Obiecałam Jeremy’emu, że zanocuję u was, więc nie 
mogłam go zawieść. 

Domyślił  się,  dlaczego  Shannon  nic  mu  nie  powiedziała  o  wczorajszym  wieczorze. 

Wiedziała, że nie będzie chciał iść na nabożeństwo. 

–  Boże  wszechmogący!  A  któż  to  taki?  Na  pewno  Jeremy!  –  powiedziała  starsza  pani, 

podchodząc do nich z ciepłym uśmiechem. 

background image

Malec  nieśmiało  przytaknął,  wciąż  jednak  kurczowo  ściskał  dłoń  Aleksa,  zaraz  jednak 

zaciekawiony  zajrzał  do  pełnego  kolorowych  ozdób  i  wypełnionego  po  brzegi  ludźmi 
przestronnego  salonu.  W  powietrzu  unosił  się  cudowny  zapach  świątecznych  aromatów, 
rozlegały się wesołe pogwarki i śmiechy. 

–  Jestem  Pegeen  –  powiedziała  starsza  pani  z  lekkim  irlandzkim  akcentem.  –  Mama 

Shannon. A pan to na pewno Alex. 

– Lubię Shannon – zadeklarował Jeremy, zanim jego ojciec zdążył otworzyć usta. 
–  Ja  również,  kochanie.  –  Pegeen  uśmiechnęła  się.  –  Chodź,  zapoznam  cię  z  moimi 

wnuczętami. Na pewno będziecie się świetnie bawić. 

Jeremy  jak  za  dotknięciem  czarodziejskiej  różdżki  rozjaśnił  się  w  uśmiechu  i  wypuścił 

dłoń ojca. 

–  Mogłem  się  domyślić  –  wymruczał  pod  nosem,  patrząc  z  niedowierzaniem,  jak  jego 

rozradowany  synek  ochoczo  idzie  poznać  nowych  przyjaciół.  Alex  nawet  zabrał  z  sobą  na 
wszelki wypadek Tibblesa, ale było jasne, że pluszowy królik już nie będzie potrzebny. 

– Czego powinieneś się domyślić? – spytała Shannon. 
– Twoja matka jest taka sama jak ty – odparł. – Z miejsca ją polubiłem. 
Z pełnym zadowolenia uśmiechem wprowadziła do salonu Aleksa, któremu mieszały się 

w  głowie  imiona  licznych  braci,  sióstr  i  bratowych.  Zaskoczyło  go,  że  Kane  O’Rourke, 
piastujący  na  ramieniu  małe  dziecko,  w  niczym  nie  przypominał  wielkiego  biznesmena  i 
milionera czy srogiego brata. Był teraz przede wszystkim kochającym mężem i ojcem. 

– Kto mi pomoże wnieść pakunki z samochodu? – Nie zdążyła skończyć zdania, kiedy jej 

pięciu braci wypadło na zewnątrz. 

– Zawsze przywozisz za dużo – stwierdził Kane, kiedy poustawiał prezenty pod choinką, 

a siatki pełne produktów spożywczych zaniesiono do kuchni. 

– Ależ ja tego wszystkiego nie kupiłam! O co chodzi, Alex?
– Nie chciałaś mi powiedzieć, co kupić, więc sam zdecydowałem. 
W tym momencie Connor objął siostrę, zerkając do jednej z toreb z jedzeniem. 
– Super! Umieram z głodu!
–  A  kiedy  nie  byłeś  głodny,  ‘żarłoku?  –  roześmiała  się.  Kiedy  bracia  O’Rourke’owie 

zagadnęli Aleksa, Shannon postanowiła porozmawiać z Pegeen. 

– Mamo – zaczęła, wchodząc do kuchni. 
– Tak, kochanie?
– Pamiętasz, co ci mówiłam o Aleksie? Jest tylko moim przyjacielem. Nic nas nie łączy. –

Nie było to  całkowite kłamstwo, ale na wszelki wypadek skrzyżowała  palce za  plecami, by 
unieważnić  grzeszny  uczynek  –  Sprawia  bardzo  dobre  wrażenie.  To  sympatyczny  młody 
mężczyzna. 

–  Nie  zapędzaj  się,  mamo  –  powiedziała  poważnie  Shannon.  –  Alex  nie  chce  się 

powtórnie żenić, wciąż to powtarza. Na pewno więc do niczego między nami nie dojdzie. 

– Kochanie, musisz mnie zrozumieć. Nigdy nie przyprowadziłaś tu mężczyzny na obiad, 

a już na pewno nie na obiad świąteczny. Nie pamiętam również, kiedy ostatnio widziałam cię 
tak promienną. 

background image

–  On  jest  wdowcem.  Minął  dopiero  rok.  –  Za  nic  nie  mogła  dopuścić,  by  jej  matka 

zaczęła ich swatać. – Błagam cię, nie napomykaj przy nim o małżeństwie. 

– Nic nie powiem, skoro tak chcesz. Jednak nie zapominaj, że bardzo cię kocham i leży 

mi na sercu twój los. – Pocałowała córkę w policzek – A teraz idź już, złotko, i o nic się nie 
martw. Przecież są święta. 

Gdy  wróciła  do  salonu,  Alex  i  jej  bracia  prowadzili  zażartą  dyskusję  na  temat  futbolu. 

Zobaczywszy ją, zrobił jej miejsce obok siebie na sofie. Shannon zawsze dziwiła łatwość, z 
jaką  mężczyźni  znajdowali  wspólny  język.  W  chwilach  takich  jak  ta  czuła  się  trochę  na 
uboczu, niemal jak odszczepieniec we własnej rodzinie. Panowie tworzyli kluby dyskusyjne, 
rozmawiali  o  polityce  i  sporcie,  natomiast  panie  gawędziły  o  kuchni  i  dzieciach.  Zupełnie 
jakby nic się nie zmieniło od czasów królowej Wiktorii. 

Westchnęła z rezygnacją. 
– A jak się miewa twój kociak? – zagadnął ją Connor, widząc zwarzoną minę siostry. –

Kiedy go badałem, był zdrowy, tylko potwornie wychudzony. 

– Connor musi leczyć wszystkie zwierzęta znoszone przez O’Rourke’ów  – zwróciła się 

do Aleksa. 

–  Rozumiem,  jedyny  weterynarz  w  rodzinie.  Gorzej  może  mieć  tylko  jedyny  lekarz  –

roześmiał się. 

– No właśnie – zawtórował mu Connor. 
Alex dziwił się swoim obawom przed tą wizytą. O’Rourke’owie byli wspaniałą, otwartą, 

pozbawioną  cienia  snobizmu  rodziną.  Gdyby  nie  wiedział,  jak  wielką  fortuną  dysponowali, 
nigdy by się tego nie domyślił. Z zadowoleniem patrzył też, jak Jeremy ugania się za piłką z 
dwiema uroczymi, podobnymi do siebie jak dwie krople wody dziewczynkami. 

Wciąż  zjawiali  się  kolejni  członkowie  klanu  O’Rourke’ów:  ciotki,  wujkowie,  kuzyni... 

Alex  nawet  nie  próbował  zapamiętać  ich  imion.  Dzieci  były  obsypywane  podarkami  i 
słodyczami, na stolikach porozstawiano tace z pysznymi przekąskami i napojami. Właściwa 
kolacja  miała  się  dopiero  rozpocząć.  Sądząc  po  aromatach  dobiegających  z  kuchni, 
przygotowano prawdziwe delicje. 

– Spróbuj tego – powiedziała Shannon, podając Aleksowi ciasto orzechowe. 
– Pyszne, ale jeżeli dalej będziesz mnie karmić, padnę podczas kolacji. 
–  Ciesz  się,  że  to  nie  moja siostra  szykuje tę  kolację  –  zakpił  Connor.  –  Musielibyśmy 

wszyscy jechać na płukanie żołądka. 

– Albo trzeba byłoby wzywać straż pożarną – dodał inny z braci. 
–  Hej,  podpalam  tylko  piekarniki  i  mikrofalówki,  a  nie  całe  domy!  –  rzuciła  lekkim 

tonem, jednak Alex widział, że usta jej drżały. Po chwili wyszła z salonu bez słowa. 

Zdumiał się, że żaden z braci nie zauważył, jaką przykrość wyrządzili siostrze. 
–  Gdybyś był  chociaż  w  połowie  tak  inteligentny  jak  Shannon,  nigdy byś  z  nikogo  nie 

żartował w ten sposób – powiedział szorstko do Connora i wyszedł, nie dbając o to, czy to, co 
powiedział, zabrzmiało obraźliwie. Ważna była tylko Shannon. Wybiegł za nią na ganek, po 
drodze chwytając płaszcz. – Ej! – krzyknął. – Zamarzniesz tutaj. 

– Jestem twardsza, niż na to wyglądam. Otulił ją swoim płaszczem. 

background image

– Twarda. Jasne. Cała się trzęsiesz i jesteś sina. Dlaczego nie powiedziałaś Connorowi i 

reszcie, żeby się wypchali?

– A po co? Wszyscy się świetnie bawili. 
Złapał delikatnie jej podbródek i zmusił, żeby na niego spojrzała. 
–  Oni  na  pewno,  ty  jednak  nie.  Udawałaś,  że  cię  to  nie  obchodzi,  ale  przede  mną  nie 

musisz grać. 

– Nie, naprawdę, przyzwyczaiłam się do tych żartów. – Jej oczy zalśniły od łez. – Tylko 

że dzisiaj wy tutaj jesteście. To znaczy... – pogubiła się lekko. – Wyjaśniłam im, że łączy nas 
tylko  przyjaźń,  więc  niby  takie  docinki  nie  powinny  mieć  znaczenia,  ale  wiesz,  jak  to  jest. 
Przecież i tak myślą swoje, nieważne, co się im powie. Tym bardziej więc jest to bolesne, że 
gdybyś jednak był moim facetem, mogliby mi zaszkodzić. 

– Ta złośliwa uwaga Connora... 
– No właśnie. Przecież nie wiedział, czy nie zaczniesz się zastanawiać nad związkiem z 

kobietą, która nie umie gotować, zwłaszcza że masz małe dziecko... 

– Tylko idiota mógłby brać coś takiego pod uwagę, mając do czynienia z taką kobietą jak 

ty!

– Nie myśl źle o moich braciach. Są naprawdę wspaniali, zawsze mogę na nich polegać, 

tyle tylko, że zdarzają się im durne wyskoki. 

– Więc nie będziesz się gniewać na Connora?
– Gniewać się? Moi bracia nic na to nie poradzą, że mają subtelność nosorożców. Tacy 

się po prostu urodzili, więc muszą z tym żyć. 

Roześmiał się, przytulił ją mocno. 
–  Jesteś  niezwykłą  kobietą,  Shannon.  Szkoda,  że  nie  możesz  siebie  zobaczyć  moimi 

oczami. Zrozumiałabyś wtedy, jaka jesteś cudowna. Gdyby tylko sytuacja była inna... 

Przez  jej  twarz  przebiegł  bolesny  grymas.  Tak  świetnie  się  rozumieli,  a  ona  tak  długo 

czekała,  żeby  spotkać  kogoś  takiego  jak  on.  Kogoś,  kto  zaakceptuje  ją  z  jej  wadami  i 
zaletami. Był dla niej wprost idealny, a jednak chciał, żeby pozostali tylko przyjaciółmi. Lecz 
taka przyjaźń nie mogła przetrwać, jak długo można bowiem balansować na cienkiej granicy 
między zwykłą znajomością a pożądaniem? To okaże się dla nich zabójcze... 

Lekki wietrzyk poruszył gałązkami sosny. Shannon ze smutnym uśmiechem pomyślała o 

jemiole,  którą  jej  matka  zawsze  wieszała  nad  frontowymi  drzwiami.  Spojrzała  do  góry. 
Jemioła wisiała jak co roku, przywiązana do desek jasnoczerwoną wstążką. Alex podążył za 
jej wzrokiem i zobaczył magiczną roślinę. 

– Shannon, chciałbym... 
– Nie mówmy już o tym – powiedziała szybko. – Cieszmy się chwilą. Są święta. 
– Tak... – Pocałował ją z wielką czułością, zaraz jednak lekko się odsunął. – Zdaje się, że 

mamy widownię. I to najgorszą z możliwych. 

Gdy  odwróciła  się,  zobaczyła  trzech  swoich  braci.  Wyglądali  przez  okno,  miny  mieli 

wściekłe, jakby Alex lubieżnie uwodził ich nieletnią siostrę. 

– No tak – zaśmiała się Shannon. – Może mają wrażliwość nosorożców, ale tak jak one 

zażarcie bronią stada!

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Wmaszerowała  do  domu,  złapała  Kanea  za  ramię,  wciągnęła  go  do  pustego  pokoju  i  z 

furią zatrzasnęła drzwi. 

– Co wy wyprawiacie?! – syknęła.
– Nic. – Kane bezczelnie patrzył jej w oczy. 
–  Nic?!  Dobre  sobie,  nic!  Podglądaliście  nas  jak  napaleni  smarkacze.  To  nie  wasza 

sprawa!

–  I  tu  się  mylisz,  bo  to  jak  najbardziej  nasza  sprawa  –  stwierdził  spokojnie.  –

Powiedziałaś przecież mamie, że on nie ma zamiaru się żenić. 

– Powiedziałam  jej, że nie zamiaru się żenić. Alex  jest wdowcem, dużo przeszedł  i  ma 

chyba  prawo  podejmować  decyzje.  To  jedno.  A  po  drugie,  drogi  braciszku  –  groźnie 
zmrużyła  oczy  –  zapomniałeś,  że  żyjemy  w  XXI  wieku  i  wolno  mi  robić  to,  na  co  mam 
ochotę?

– Nie, nie zapomniałem, ale nie chcę, żeby znowu ktoś cię zranił – powiedział łagodnie. 
Była  wstrząśnięta.  Przysięgłaby,  że  w  rodzinie  nikt  nic  nie  wie  o  jej  niefortunnym 

związku. 

–  Alex  stara  się  dopiero  wrócić  do  normalnego  życia.  Nie  jest  mu  łatwo  znowu 

zaryzykować.  Bardzo  bym  chciała,  żeby  zmienił  zdanie,  ale  nie  będzie  jego  żadnej  winy, 
jeżeli będę cierpieć. Zaangażowałam się w tę znajomość, mając świadomość, że nie ma ona 
przyszłości. 

– Mój Boże, Shannon... Jesteś pewna, że nie macie przed sobą żadnej przyszłości?
– Oszukiwałam siebie jakiś czas, ale teraz już jestem pewna. Dajcie mi więc spokój. Chcę 

po prostu spędzić święta z Jeremym i Aleksem, nie myśląc o tym, co przyniesie jutro. 

– W porządku – powiedział wreszcie z ociąganiem. – Powiem Patrickowi i Neilowi, żeby 

wzięli na wstrzymanie. 

–  O  nie!  –  Shannon  zdała  sobie  nagle  sprawę,  że  zostawiła  Aleksa  na  ganku  w 

towarzystwie  swoich  rozwścieczonych  braci.  Mogło  nawet  dojść  do  bijatyki,  bo 
O’Rourke’owie, gdy chodziło o ich siostrę, zachowywali się jak prymitywni jaskiniowcy. 

– Miałbyś może ochotę zagrać kiedyś z nami w piłkę? – uprzejmym tonem spytał Neil, 

lecz na tym  uprzejmość  się kończyła. Stał  tuż  obok Aleksa, niemal  dotykał go nosem, ręce 
skrzyżował na piersi, oczy błyszczały mu nieprzyjaźnie. 

Postawa Aleksa wyrażała podobną wrogość. 
–  Jasne.  Futbol  to  świetny  pomysł  –  powiedział  Patrick  z  miną,  która  pozwalała  się 

domyślać, że gra byłaby pełna fauli. 

– Dość tego! Żadnego futbolu! – powiedziała Shannon kategorycznie. 
– Tak jest – dodał Kane, wchodząc pomiędzy Aleksa  i  Neila. – Dajmy sobie  spokój ze 

sportami kontaktowymi. Shannon nie życzy sobie, żebyście grali. 

– Czy to prawda, Shannon? – zapytał Alex, a kąciki jego ust drżały lekko w uśmiechu. 
Uwielbiała go za to, że potrafił zachować dystans w każdej sytuacji. Wiedział już, że jej 

background image

bracia  to  banda  pomyleńców,  zarazem  jednak  ci  pomyleńcy  kochają  ją  jak  nikt  inny  na 
świecie.  Pamiętała,  co  Alex  opowiadał  jej  o  swoich  wiecznie  kłócących  się  rodzicach  i 
wiedziała, że unikał jak ognia konfliktów. Tym bardziej było jej miło, że w zaistniałej sytuacji 
nie złapał Jeremy’ego pod pachę i nie ulotnił się czym prędzej. 

Odwróciła się i zobaczyła, że całą scenę obserwują jej cztery bratowe. Ich miny wyrażały 

i miłość, i zakłopotanie. 

– Naprawdę nie umiecie sobie poradzić z tymi dzikusami? – sarknęła Shannon. 
– Wiesz, jak to jest. Pozwól, by macho trochę się wyszumiał, potem go przytul, a je ci z 

ręki – z rozbrajającym uśmiechem powiedziała Maddie, żona Patricka. – A teraz chodźcie na 
grzane wino, naprawdę jest pyszne. 

Nie minęła chwila, jak małżonki zaciągnęły swych mężów do salonu. 
– Czy nie  powinnaś mi  teraz powiedzieć, że  twoi  bracia są  kochani  i  nie  mieli  niczego 

złego na myśli? – Alex uśmiechnął się ironicznie. 

– Och, mieli mnóstwo złych myśli, ale i tak nie jestem na nich zła. 
–  Cóż,  w  sumie  rozumiem  ich  reakcję.  Irlandzki  klan  jest  jak  skała,  łączą  was 

nierozerwalne  więzy,  a  ja  według  twoich  braci  postępuję  wobec  ciebie...  –  Przerwał  na 
chwilę.  –  Bywacie  gwałtowni,  skaczecie  sobie  do  oczu,  ale  tylko  pozazdrościć  wam  tej 
miłości i lojalności. 

– Masz rację. Zdarza się, że mam szczerze dosyć wszystkich O’Rourke’ów, ale zaraz mi 

przechodzi. – Uśmiechnęła się do niego. – Cieszę się, że nie uciekłeś od tych dzikusów. 

–  Co  ty, miałbym odpuścić  tę  wspaniałą kolację?  Poza  tym Jeremy by  mi  nie  darował, 

gdyby musiał zrezygnować z zabawy z twoimi siostrzenicami. 

– Rzeczywiście, świetnie się bawi. 
–  Zupełnie  jak  jego  tata.  Chodź,  napijmy  się  wina.  Rzeczywiście,  dobrze  się  bawił. 

Zwariowana rodzina O’Rourke ów urzekła go swoją szczerością, ciepłem i miłością, a bracia 
walczący  o  szczęście  siostry  rozbawili  go  i  ujęli  zarazem.  Kiedy  ostatni  raz  czuł  się  tak 
dobrze? Chyba... chyba nigdy. 

Nadszedł  czas  otwierania  prezentów,  więc  wszyscy  zebrali  się  pod  choinką.  Na  koniec 

pozostała jedna paczka, którą Shannon dyskretnie podsunęła głębiej pod drzewko, pilnie przy 
tym nasłuchując. Kiedy rozległ się pomruk silnika wjeżdżającego na podjazd, podskoczyła na 
równe nogi. 

– Mam nadzieję, że będzie to najmilszy prezent – mruknęła, po czym pomknęła do drzwi 

wejściowych. Gdy wróciła w towarzystwie jakiejś kobiety, Alex zamarł. – Moi drodzy, to jest 
Gail, siostra Aleksa – powiedziała głośno. – Przyleciała do nas z Japonii. Gail, poznaj moją 
rodzinę,  choć  wiem,  że  i  tak  nie  zapamiętasz  wszystkich  imion  –  dodała  z  szerokim 
uśmiechem. 

Gail wyglądała na mocno stremowaną, ale rozluźniła się na tak ciepłe powitanie. 
– Mam nadzieję, że państwu nie przeszkadzam – powiedziała. 
–  Ależ  skąd,  moje  dziecko.  –  Pegeen  uścisnęła  ją  serdecznie.  –  Chodź,  kochana, 

wyglądasz na strasznie zmęczoną. 

Zakłopotany Alex spojrzał na siostrę. 

background image

–  Jeremy  –  zwrócił  się  do  syna  –  pamiętasz  ciocię  Gail?  Malec  nie  wyglądał,  jakby 

przypominał sobie ciotkę, ale tego dnia był już tyle razy wycałowany, że jeszcze jedne uściski 
nie robiły mu różnicy. 

Gdy Alex i Gail usiedli obok siebie, Shannon podała jej paczuszkę. 
– Dziękuję... to takie miłe z pani strony. – Gail zaczerwieniła się nieco. 
Alex  zacisnął  zęby.  Shannon  oczywiście  wiedziała  o  przyjeździe  jego  siostry,  ale  nie 

pisnęła o tym ani słowa. 

Po  chwili  Gail  rozluźniła  się  na  tyle,  by  przyłączyć  się  do  rodzinnego  chóru 

wykonującego  kolędy.  Shannon  przyglądała  się  Aleksowi  spod  oka,  a  on  czuł  się  jak 
wciągnięty  do  sieci.  Gail  już  wsiąkła  w  tę  rodzinę,  podobnie  jak  on  i  Jeremy.  A  przede 
wszystkim bardzo, i to z wzajemnością, polubiła Shannon... 

Był zły, lecz jakie pretensje mógłby mieć do Shannon? „Powinnaś mi była powiedzieć, że 

moja  siostra,  której  prawie  nie  znam,  przyjeżdża  na  święta”?  Nic  by  to  nie  dało  poza 
zepsuciem świątecznej atmosfery. 

Czuła,  że  coś  jest  nie  w  porządku.  Alex  odezwał  się  podczas  obiadu  może  dwa  razy. 

Zaraz zaś po tym, jak Gail udała się do hotelu (zdecydowała, że tam się zatrzyma, mimo że 
zaoferował jej nocleg u siebie), zaproponował, żeby wrócili do domu. 

– Jeremy już śpi – wyszeptała, kiedy jechali ostrożnie zamglonymi ulicami. 
– Tak. 
– Myślę, że się dobrze bawił. 
– Tak, świetnie. 
Odetchnęła  ciężko.  Trudno  rozmawiać  z  kimś,  kto  wyraźnie  nie  chciał  podtrzymywać 

konwersacji. Zastanawiała się, czy Alex jednak nie poczuł się urażony scysją z jej braćmi. 

Kiedy  dotarli  do  domu,  zaniósł  Jeremy’ego  na  górę,  a  ona  usiadła  ciężko  w  głębokim 

fotelu.  Nie  poszła  do  siebie,  musieli  bowiem  porozmawiać.  Co  się  stało?  Dlaczego  nagle 
wszystko straciło swój urok i zapanowała ciężka, nieprzyjazna atmosfera?

Po zejściu na dół Alex bez słowa poszedł do kuchni. Shannon udała się za nim i z miejsca 

zaatakowała:

– Nie wytrzymam tego dłużej. Mów, co jest nie tak. 
– Nic. – Brzmiała lakoniczna odpowiedź. 
– Kłamiesz!
– W porządku, masz rację, coś jest nie tak, ale nie chcę o tym rozmawiać. 
– Alex! Spojrzyj na mnie. Co się stało?
Odwrócił się do niej z wściekłym błyskiem w oczach. 
– Dlaczego mi nie powiedziałaś, że Gail przyjeżdża do Seattle? Skąd w ogóle wiedziałaś, 

że przyjeżdża?

– Zadzwoniła tu, kiedy cię nie było, i wspomniała, że być może przyjedzie, ale ponieważ 

nie miała pewności, prosiła, żeby ci o tym nie mówić. 

– Powinnaś była mi powiedzieć!
– Gail mnie prosiła, więc nie mogłam. Alex, na miłość boską, to przecież twoja siostra! 

background image

Myślałam, że się ucieszysz z jej wizyty. 

– Nie wiesz, jakie są układy w mojej rodzinie – stwierdził twardo. – Nie masz prawa się 

do tego mieszać. Powinnaś omówić ze mną jej zaproszenie na święta do twojej matki. 

– Spojrzał na nią. – Nie jesteś moją żoną. 
– Wiem o tym – odpowiedziała przez zaciśnięte gardło. – Jasno stwierdziłeś, że nigdy nią 

nie zostanę. Przestań się zachowywać, jakbyś był pępkiem świata. 

Z wściekłością ruszyła w kierunku drzwi. Nie mieściło się jej wprost w głowie, że Alex 

mógł  być  taki  okropny.  Nawet  jeżeli  nie  domyślał  się,  że  była  w  nim  zakochana,  musiał 
wiedzieć, że są jej z Jeremym bardzo bliscy. 

– Dokąd się wybierasz? – zapytał. 
– Do domu. 
– Odprowadzę cię. 
– Nie rób sobie kłopotu. 
Gdyby nie  to,  że  Jeremy  spał,  z  ochotą  trzasnęłaby drzwiami.  Miała  nadzieję,  że  minie 

jeszcze trochę czasu, zanim malec zorientuje się, że jego tata jest osłem. 

Choć  wyraziła  się  jasno,  Alex  wyszedł  na  zewnątrz  i  odprowadzał  ją  wzrokiem. 

Wprawiło ją to w jeszcze większą wściekłość. 

Drzwi swego domu zatrzasnęła już z niepohamowaną złością, potem padła na kanapę w 

salonie i gorzko się rozpłakała. 

Cały czas starała się utrzymywać przyjacielskie stosunki, jak sobie tego Alex życzył, lecz 

to on nieustannie łamał ten układ. Teraz jednak wymyślił sposób, jak wyrzucić ją ze swojego i 
Jeremy’ego życia. Po prostu wywołał tę awanturę. Nie spodziewała się, że mógłby być aż tak 
perfidny i okrutny. 

– Alex... – szepnęła. 
Wiedziała,  że  mogłaby  być  dobrą  żoną  i  matką,  i  wciąż  pozostać  sobą.  Cały  ten  czas 

spędzony z Jeremym i Aleksem utwierdził ją w przekonaniu, że nie na gotowaniu i sprzątaniu 
polega stworzenie prawdziwego domu. 

Alex nie miał rodziny, która by go wspierała i kochała. To prawda, O’Rourke’owie mieli 

swoje  wady,  jednak  zawsze  mogła  liczyć  na  pomoc  i  zrozumienie.  Alex  zaznał  tylko 
szczęścia  przy  Kim,  lecz  choroba  mu  ją  odebrała.  Być  może  jego  serce  nigdy  się  już  nie 
zagoi. Będzie cierpiał, a ona nic na to nie zdoła poradzić. 

– Miau? – Magellan spojrzał na nią z niepokojem i wskoczył jej na kolana. 
– Myślę, że to już definitywnie koniec, mój kotku... Magellan zlizał z jej dłoni łzę. 
Zadumała  się  głęboko,  wreszcie  uznała,  że  jest  jednak  coś,  co  może  zrobić,  żeby  mu 

pomóc.  Jeżeli  jej  się  uda,  Alex  przestanie  się  wreszcie  miotać.  Postanowiła  z  samego  rana 
zadzwonić do agenta nieruchomości i wystawić swoje mieszkanie na sprzedaż.

– Jesteś pewna, że nie możesz dłużej zostać? – Spytał Alex, kiedy z Gail czekali na jej 

samolot. 

–  Niestety  nie.  Nie  zaplanowałam  tego  wyjazdu,  wyrwałam  kilka  dni  wolnego  i  teraz 

muszę odrobić zaległości w pracy. 

background image

– Cieszę się, że przyjechałaś – wyznał szczerze. 
Naprawdę tak było, chociaż dwa dni wcześniej niespodzianka, jaką zrobiła mu Shannon, 

wyprowadziła go z równowagi. Teraz rozumiał, że miała jak najlepsze intencje. Wychowała 
się w rodzinie, w której wszyscy się kochali i byli sobie bliscy, była więc pewna, że wizyta 
siostry stanie się cudownym wydarzeniem. 

O’Rourke’owie  z  dziecięcym wręcz  entuzjazmem  obchodzili  święta,  ale  nie  zapominali 

też o głębszym wymiarze Gwiazdki. To Alex wspomniał Shannon, jak bardzo by chciał, żeby 
Jeremy  zrozumiał  atmosferę  świąt  i  poznał  radość  dzielenia  się  z  innymi,  sam  jednak 
zapomniał już, co to znaczy... 

Gdy  rozległ  się  komunikat  ponaglający  pasażerów  samolotu  Gail,  Alex  uściskał  siostrę 

serdecznie. 

– Koniecznie zadzwoń, kiedy już będziesz na miejscu – powiedział z naciskiem. 
– Jasne – odpowiedziała miękko. 
– Jeślibyś czegoś potrzebowała, daj mi tylko znać. Od razu wsiadam w samolot i lecę do 

ciebie. 

– Dobrze. 
– Do widzenia, ciociu Gail. – Jeremy cmoknął ją w oba policzki. – Obiecujesz, że znowu 

do nas przyjedziesz?

– Obiecuję – odpowiedziała z uśmiechem. 
Alex  wiedział,  że  mówiła  prawdę.  Dopiero  zaczęli  nawiązywać  z  sobą  kontakt.  Odbyli 

trudną,  ale  bardzo  potrzebną  rozmowę  na  temat  swojego dzieciństwa.  Gail  zaprosiła  ich  do 
siebie do Japonii, sama oczywiście zamierzała przyjeżdżać do Seattle, były też telefony. 

To  wszystko  wydarzyło  się  dzięki  Shannon.  Alex  wciąż  o  niej  myślał.  Podczas  kilku 

tygodni  zupełnie  odmieniła  jego  życie,  a  on  ją  zranił,  brutalnie  odtrącił,  jak  jej  narzeczony 
sprzed  lat,  a  faktycznie  zimny  drań.  Tak  bardzo  chciałby  naprawić  swój  błąd,  ale  nie  miał 
pojęcia, jak to zrobić. 

Kiedy  stanął  na  swoim  podjeździe,  zauważył  przed  domem  Shannon  tabliczkę 

informującą o tym, że mieszkanie jest na sprzedaż. Zaklął pod nosem. 

– Tatusiu, powiedziałeś brzydkie słowo  – zwrócił  mu uwagę Jeremy. – Możemy iść do 

Shannon? Stęskniłem się za nią. 

Jasne,  że  pójdą  do  Shannon,  i  to  zaraz,  pomyślał  Alex  z  wściekłością.  Miał  zamiar 

zamienić  z  nią  słówko.  Jedna  sprzeczka  i  już  się  chce  wyprowadzać!  Ta  kobieta  była 
niemożliwa. 

– Zostań w  aucie, Jeremy.  Pójdę  zobaczyć, czy jest  w domu.  – Po  kilku sekundach już 

walił w jej drzwi. – Shannon, co to ma znaczyć? – Gdy otworzyła mu wreszcie i spojrzała na 
niego bez słowa, wskazał oskarżycielko na tabliczkę. – Co to jest?

– Gdzie Jeremy? – zapytała, ignorując jego pytanie. Miał ochotę ją udusić. 
– W samochodzie. – Dostrzegł wyraźne smugi pod jej oczami. – Nic nie rozumiem. To 

prawda, zachowałem się jak cham, ale to chyba nie powód, żeby się wyprowadzać... znikać, 
zacierać ślady. Nie możesz jak zawsze zrzucić winy na moją naturę jaskiniowca?

– To nie takie proste – powiedziała zmęczonym głosem. 

background image

– Więc mi to wyjaśnij! Shannon, proszę, powiedz mi, o co chodzi... 
– Wiem już, co cię rani. Dopóki tu będę, nie będziesz odczuwał spokoju. 
– Nie, to nieprawda. 
–  Prawda.  Sprawiamy  sobie  nawzajem  tylko  ból,  a  ponieważ  nie  mam  dziecka  i  nie 

jestem zbyt przywiązana do tego miejsca, więc się wyprowadzam. 

W  jej  oczach  widział  miłość  i  determinację.  Kochała  go  tak  bardzo,  że  postanowiła 

poświęcić  się  dla  niego  i  jego  syna.  Patrzyła  na  niego  z  czułością  i  dobrocią.  Nigdy  nie 
zraniłaby go ani nie zrobiła niczego, co mogłoby mu zaszkodzić. Przeleciały mu przed oczami 
obrazy z  całego okresu ich znajomości. Jej troska o Jeremy’ego. Ciepły uśmiech. Namiętne 
pocałunki. Jej łzy. 

Musiał tylko odważyć się poczuć to, co oddalał od siebie aż tak długo. Musiał walczyć. 

Miał wszystko do stracenia i wszystko do zyskania. 

On też ją kochał. Stała mu się niezbędna do życia jak powietrze. Odrzucał tę miłość ze 

strachu i przez to okropne poczucie winy. 

– Kocham cię, Shannon. – Po tych słowach poczuł niewysłowioną ulgę. Odkrył wszystkie 

karty.  Koniec  ze  skrywaniem  uczuć,  koniec  z  udawaniem.  Teraz  wszystko  zależało  od  jej 
decyzji. – Wiem, że zachowałem się jak idiota, ale proszę, nie zostawiaj nas. Jeremy i ja nie 
damy sobie bez ciebie rady. 

– Nie, to jeszcze dla ciebie za wcześnie... 
– Nie, w samą porę. – Położył jej dłoń na swoim sercu. 
–  Całe  życie  bałem  się  uczuć.  Wyrosłem  w  okropnym  domu,  miałem  fatalne 

doświadczenia. Kim mnie kochała, ale i tak nie potrafiłem bez reszty przyjąć jej do mojego 
świata.  –  Patrzyła  na  niego  bez  słowa,  a  on  dalej  mówił  z  żarem:  –  Nie  chcę  drugi  raz 
popełnić tej samej pomyłki. Nauczyłaś mnie, że nie da się bezkarnie chować w sobie uczuć. 
Pokazałaś mi też, że nie żyłem naprawdę. A ja chcę żyć pełnią życia. Chcę żyć z tobą. 

Była pewna,  że  swoją  przeprowadzką  zdejmie  mu  problem z  głowy. Myślała  nawet,  że 

nie pożegna się z nią, tylko wydeleguje Jeremy’ego. A teraz Alex McKenzie stał w progu jej 
mieszkania i wyznawał miłość. 

– Jesteś pewien? – Tylko tyle zdołała z siebie wydusić. 
– Absolutnie. Pragnę ofiarować ci moją miłość, na dobre i na złe. Przyjmij ją, wyjdź za 

mnie i już na zawsze mnie kochaj. Pozwól, bym cię wspierał i opiekował się tobą. 

–  Alex...  –  Widziała  w  jego  oczach  uwielbienie,  a  także  siłę  i  uczciwość.  Z  takim 

człowiekiem warto iść przez życie. 

– Nigdy przed nikim nie otworzyłam się tak jak przed tobą. – Czuła bicie jego serca pod 

swoją dłonią. – Zaufałam ci jak nikomu na świecie. I pokochałam cię z całego serca. – Gdy 
przytulił ją, mruknęła: – Jeremy nas widzi... 

–  Och,  już  dawno  sobie  wymyślił,  że  będziesz  jego  mamą.  Chodź,  powiemy  mu.  –

Przebiegli  przez  trawnik  do  samochodu,  przez  którego  szybę  Jeremy  przyglądał  im  się  tak 
intensywnie,  że  aż  rozpłaszczył  na  niej  nos.  –  Mamy  dobre  wieści,  synku!  Mikołaj  ma  dla 
ciebie jeszcze jeden prezent. – Jaki?

– Shannon będzie twoją nową mamusią. Jeremy wyskoczył z auta i rzucił się jej na szyję. 

background image

– Martwiłem się już – powiedział jej do ucha – ale na święta moja mamusia powiedziała, 

że  wszystko  będzie  dobrze.  Zaśpiewała  mi  kołysankę  i  powiedziała,  że  tatuś  już  sobie 
poradzi. Nie wiedziałem, co to znaczy, ale powiedziała, że wszystko będzie dobrze. 

Łzy napłynęły jej do oczu. Zawsze głęboko wierzyła w to, że ludzie odchodzą, ale miłość 

pozostaje. 

–  Widzę,  że  prezent  się  podoba!  –  Alex  roześmiał  się,  potem  spojrzał  na  Shannon:  –

Zaufaj mi, najdroższa. 

Otoczyła ich ramionami w pełnym miłości, opiekuńczym geście. 

background image

EPILOG

– Udało ci się ją przekonać? – zapytał Alex, kiedy jego żona odłożyła słuchawkę. 
– Po prostu porozmawiałam z nią, to wszystko. Przecież wiesz, ze Gail jest uparta i lubi 

podejmować decyzje sama. – Uśmiechnęła się. – Rodzinne podobieństwo czy co? W każdym 
razie żadne naciski nie pomogą. 

– Ale jej firma otwiera oddział w Seattle. Dlaczego tak się waha? – Przez ostatni rok stali 

się z Gail bardzo sobie bliscy i wolałby, żeby mieszkała bliżej jego rodziny. – Gdyby się tu 
przeprowadziła,  mogłaby  spędzić  z  nami  święta,  nawet  mając  na  głowie  jakiś  idiotyczny 
projekt. 

Shannon  zaśmiała  się,  potem  roztarta  sobie  krzyż.  Dobrze  się  czuła  w  ciąży,  jednak 

rozmiar brzucha ostatnio  zaczął  jej doskwierać. Ubieranie i  rozbieranie  doprowadzało ją do 
szału, a wspinanie się po schodach liczącego ponad sto lat domu nieźle dawało się we znaki. 
Ale to  drobiazg. Z zadowoleniem  rozejrzała się po salonie. Początkowo napierała na kupno 
jakiejś  nowoczesnej  rezydencji,  kiedy  jednak  zobaczyła  ten  dom,  z  miejsca  się  w  nim 
zakochała. 

Alex był przy tym, widział zachwycony wyraz jej oczu – i natychmiast podjął decyzję. A 

raczej od razu zgodził się z wyborem żony. 

W salonie było wyjątkowo przytulnie, a świąteczne dekoracje dodały jeszcze urody temu 

miejscu. Shannon poustawiała gwiazdy betlejemskie  na parapetach i  udekorowała cały dom 
gałązkami sosny i bombkami. Kane wysłał ją na wcześniejszy urlop macierzyński, więc miała 
mnóstwo czasu, żeby się tym zająć. 

Wyprawiła też kilka przyjęć, na których Jeremy wraz ze swoimi kuzynkami i kuzynami 

wypiekał ciasteczka imbirowe i robił ozdoby choinkowe. Obecność w kuchni mamy, sióstr i 
bratowych gwarantowała, że tym razem Shannon niczego nie spali. 

–  Wszystko  w  porządku?  –  zapytał  Alex  z  niepokojem,  patrząc,  jak  żona  układa  sobie 

poduszkę pod plecami. – Powinnaś więcej odpoczywać. 

–  Przestań!  Nie  debiutujesz  w  tej  roli  i  dobrze  wiesz,  że  ciąża  to  nie  choroba.  –

Roześmiała się. – Czuję się naprawdę znakomicie. 

–  Debiutuję  w  tej  roli  jeśli  chodzi  o  ciebie  –  powiedział  z  naciskiem.  –  Zupełnie  nie 

słuchasz wskazówek lekarza. Można z tobą oszaleć. 

– Doktor mówił, żeby kilka razy dziennie kłaść się z nogami do góry. Nie przypominam 

sobie, żeby zakazał mi się ruszać. 

– Na pewno mówił, żeby się nie przemęczać. 
–  To  ty  się  przemęczasz  tym  ciągłym  zamartwianiem  się  o  mnie.  Masz  przerwę 

świąteczną, a wcale nie odpoczywasz. 

Alex zamknął jej usta pocałunkiem. 
– Czy mówiłem ci już dzisiaj, jak bardzo cię kocham? – zapytał szeptem. 
– Nie, ale ile razy można powtarzać to samo? – zaśmiała się. 
Cały  ten  rok  upłynął  jak  sen.  Najpierw  było  huczne  weselisko,  potem  skomplikowana 

background image

operacja sprzedaży domów i kupno nowego. Ciągle się sprzeczali i godzili, bo bardzo różnili 
się charakterami. Nie było to gładkie małżeństwo, ale zarówno Shannon, jak i Alex niczego 
innego się nie spodziewali. W każdym razie ona wolała związek, w którym wciąż iskrzy i o 
który warto walczyć, niż jakieś ciepłe kluchy lub, co najgorsze, obojętne przebywanie obok 
siebie.  Więc  wciąż  iskrzyło  i  wciąż  coś  się  działo,  i  było cudownie,  bo  mimo  że  tak  różni, 
kochali się bezgranicznie i świetnie nawzajem rozumieli. 

–  Jingle  bells, Jingle  bells... – Jeremy  wpadł  do  ich  pokoju  z  kolędą  na  ustach.  Bardzo 

urósł przez ten rok. Stał się też Shannon jeszcze bliższy, jeżeli to w ogóle było możliwe. 

– Mamusiu, kiedy będziemy śpiewać?
– Śpiewać, w twoim stanie? – Alex pogroził jej palcem. 
–  Przecież  dzisiaj  Wigilia,  więc  najpierw  wszyscy  pośpiewamy  kolędy,  a  potem 

pójdziemy  na  pasterkę.  Dla  Jeremy’ego  będzie  to  pierwszy  raz  w  życiu.  Pewnie  mu  się 
spodoba. 

Alex pomyślał, że „wszyscy” musiało oznaczać cały klan O’Rourke’ów. Shannon powoli, 

ale  skutecznie,  złapała  w  te  swoje  wnyki  miłości  nawet  Gail.  Pewnie  Sam,  kiedy  wreszcie 
wróci do kraju z misji badawczej w Arktyce, też ulegnie urokowi bratowej. 

Uśmiechnął się pod nosem. Nikt nie mógł się oprzeć rudowłosej wiedźmie. 
–  Kiedy  wreszcie  będę  miał  nowego  braciszka  albo  siostrzyczkę?  –  zapytał  Jeremy, 

wpatrując się z napięciem w wydatny brzuch Shannon. 

– Mikołaj nad tym pracuje. – Poprawiła sobie poduszki pod plecami. 
Alex popatrzył na nią z niepokojem. Minęło już kilka dni od terminu porodu. Uważał, że 

Shannon  nie  powinna  wychodzić  z  domu,  a  już  na  pewno  nie  do  zatłoczonego  i  dusznego 
kościoła.  Zachował  to  jednak  dla  siebie,  bo  wiedział,  że  Shannon  albo  go  ofuknie,  albo 
wyśmieje  za  „nieznośne  niańczenie”.  Musiał  więc  po  prostu  stale  nad  nią  czuwać,  nie 
odstępować na krok. Zrobiła ze mnie cerbera, pomyślał rozbawiony. 

To  wprost  niepojęte,  jak  bardzo  w  ciągu  tego  roku  odmieniło  się  jego  życie.  Alex 

odmówił  cicho  modlitwę  dziękczynną  za  wszystko,  co  go  spotkało  do  tej  pory,  i  poprosił 
Boga o opiekę nad maleństwem, które miało się urodzić. 

Kiedy  Shannon  otworzyła  oczy  w  świąteczny  poranek,  poczuła  się  jak  w  niebie. 

Magellan,  teraz  już  dorosły,  piękny  kocur,  mruczał  zwinięty  w  nogach  łóżka.  Tlący  się 
jeszcze wciąż ogień w kominku roztaczał wokół miłe ciepło. Ramię jej męża obejmowało jej 
plecy, a jego dłoń spoczywała na jej brzuchu. 

Alex  oczywiście  nadal  nie  lubił  zrywać  się  rano  z  łóżka,  ale  Shannon  potrafiła  go 

rozśmieszyć  nawet  o  bardzo  wczesnej  porze.  Przekręciła  się  lekko  i  skrzywiła,  odczuwając 
ostry ból w plecach. Pomyślała, że coraz trudniej będzie jej samej wstawać, czuła się bowiem 
bardzo  ociężała.  Spojrzała  na  Aleksa.  Jakby  tu  zażyć  tę  starą  sowę,  by  poczuła  się  jak 
skowronek?

– Mamo, tato, Mikołaj znowu przyszedł! – krzyczał Jeremy. – Zjadł wszystkie ciastka i 

wypił mleko. Zostawił nawet kartkę. Umiem przeczytać: „Dziękuję”. – Wrzucił kartkę przez 
drzwi i zbiegł po schodach z powrotem do salonu. 

background image

– Nieźle – wymruczał zaspany Alex. 
– To nie ja. To twoja działka. 
– Pewna jesteś, że  ich nie zjadłaś,  żarłoku? Przekomarzali się jakiś czas, docinali sobie 

wesoło. 

W pewnym momencie Alex powiedział:
–  I  tak  wiem,  że  wierzysz  w  Świętego  Mikołaja.  Kto  by  pomyślał,  dorosła  kobieta,  po 

studiach, żona i matka... 

– Tak, wierzę... 
Zadumała  się  głęboko.  Tylko  kochany  staruszek  z  siwą  brodą  mógł  jej  ofiarować  tak 

cudowny prezent. Rodzinę. To on sprawiał, że mimo zła i nieszczęść, tak wiele miłości było 
na świecie... i w jej domu. Trzeba wierzyć w Świętego Mikołaja, by mógł nieść dobro, trzeba 
wierzyć  w  cuda,  by  się  spełniały.  Dlatego  wierzyła  w  tego  śmiesznego  jegomościa  o 
szczodrym sercu i jego pracowite renifery. 

Alex przyglądał się jej w zamyśleniu, wreszcie szepnął cicho:
– Wiesz, kochanie... ja też wierzę. 

Po  obejrzeniu  prezentów  znalezionych  pod  ich  choinką,  udali  się  do  domu  jej  matki. 

Jeremy  przez  całą drogę  śpiewał  swoją  nową  ukochaną  kolędę,  w  tym roku  była to  „Cicha 
noc”. 

– Jest pewien postęp w stosunku do „Jingle bells”, ale nadal fałszuje – szepnął Alex do 

Shannon. 

Poklepała męża po dłoni. 
– Niestety, kochanie, odziedziczył słuch po tobie. Jeremy wybiegł z samochodu prosto w 

otwarte ramiona wujka Kane’a. 

– Jesteś pewna, że nie chcesz wrócić do domu? – zapytał żonę Alex. 
– Absolutnie. 
Jednak musiała się o niego oprzeć, kiedy wchodzili na schody prowadzące na ganek. Nie 

wspomniała  o  lekkich  skurczach,  które  czuła  od  rana.  Wiedziała,  że  nie  muszą  jeszcze 
oznaczać  niczego  poważnego,  a  miała  świadomość,  że  kiedy  tylko  o  nich  wspomni,  o 
świętowaniu Gwiazdki nie będzie nawet mowy, bo Alex choćby siłą zawiezie ją do szpitala. 
Wiedziała jednak, że dzieci w jej rodzinie mają zwyczaj pojawiać się na świecie w najbardziej 
kłopotliwych momentach. Obawiała się, że z jej maluszkiem może być tak samo, bo tradycja 
u O’Rourke’ów to rzecz święta, dlatego, mimo pozornego spokoju, uważnie wsłuchiwała się 
w swój organizm, by na czas zdążyć do szpitala. 

–  Niespodzianka  –  powiedziała  do  nich  Pegeen,  wprowadzając  do  salonu  Gail.  –

Spójrzcie, kto przyleciał do Seattle. 

– A mówiłaś, że na pewno nie dasz rady! – Alex serdecznie objął siostrę. 
–  Nie  chciałam  was  rozczarować,  gdyby  mi  się  nie  udało.  –  Gail  złapała  w  objęcia 

Jeremy’ego. – Pegeen to zaaranżowała. 

–  Nie  ma  mowy,  złotko,  masz  do  mnie  mówić  mamo,  tak  jak  wszystkie  moje  dzieci  –

stanowczo zażądała seniorka rodu. 

background image

Alex  zauważył,  jak  Gail  zaróżowiła  się  z  zadowoleniem.  Sam  najlepiej  wiedział,  jak 

bardzo siostrze przez te wszystkie lata brakowało rodziców. 

Tak  jak  w  poprzednim  roku,  pokój  pełen  był  śmiechu  i  cudownych  kulinarnych  woni. 

Grzane  wino  cieszyło  się  wielkim  powodzeniem,  dzieci  bawiły  się  wokół  choinki.  Przed 
kolacją Shannon weszła  do kuchni i  usiadłszy w  krześle, obserwowała krzątające się panie. 
Pegeen spojrzała na nią z niepokojeniem i spytała:

– Kiedy się zaczęło?
– Wiedziałam, że przed tobą nic się nie ukryje. Mam lekkie skurcze co trzydzieści minut, 

ale wody mi jeszcze nie odeszły, więc nie ma co się niepokoić. 

– Hm... W każdym razie dobrze, że Liam jest tutaj. 
Kuzyn  Liam  O’Rourke  był  lekarzem,  jednak  Shannon  stanowczo  wolałaby  rodzić  w 

szpitalu.  Mimo  rodzinnych  tradycji  w  tym  względzie,  tak  naprawdę  nie  dopuszczała  innej 
możliwości. 

– Wszystko będzie OK – zapewniła matkę. – Wiesz przecież, bo urodziłaś dziewięcioro 

dzieci. 

– Jasne. A niedługo znów zostanę babcią. 
–  Popatrz  tylko...  Nigdy  byś  nie  pomyślała,  że  to  ja  będę  następna.  –  Poklepała  się  z 

ukontentowaniem po wydatnym brzuchu. 

– Mylisz się, moja droga. – Pegeen pocałowała ją w czoło – Wiedziałam to od razu, kiedy 

zobaczyłam, jak Alex na ciebie patrzy. 

Dwie godziny później, kiedy Shannon siedziała na kanapie obok męża, uznała, że to już 

ta chwila. 

– Alex... 
– Tak, kochanie?
– Dobrze, gdybyś włączył ogrzewanie w dżipie – powiedziała spokojnie. 
– Czy ty... ? – Zerwał się na równe nogi. – Boże! Ty rodzisz!
– Jeszcze nie w tej chwili – zaśmiała się z trudem, odczuwając silny ból. – Ale dzidziuś 

już się zaczyna śpieszyć. 

Liam  zmierzył  jej  tętno,  po  chwili  Alex  wrócił  z  informacją,  że  w  dżipie  jest  ciepło. 

Pegeen  włożyła  Shannon  płaszcz,  zapewniając,  że  zajmie  się  Jeremym.  Alex,  mimo  jej 
protestów, chwycił żonę na ręce i w asyście Liama pognał do samochodu. 

– Wszystko będzie dobrze – uspokajał chyba bardziej siebie niż ją. – Dzieci się rodzą od 

początku świata. 

W szpitalu czekali na nich pielęgniarka i lekarz położnik, który prowadził ciążę Shannon. 

Minęła  godzina,  a  potem  jeszcze  jedna.  Alex  trzymał  żonę  za  rękę  i  liczył  oddechy w  taki 
sposób, w jaki ćwiczyli w szkole rodzenia. W końcu odeszły wody, a potem dziecko urodziło 
się w ciągu dwudziestu minut. 

Pielęgniarka wyszła do poczekalni, gdzie nieprzebrany tłum O’Rourke’ów czynił całkiem 

spory zgiełk, w czym uczestniczyła również Gail McKenzie. Gdy usłyszeli szczęśliwą wieść, 
najpierw rozległo się zbiorowe westchnienie ulgi, a potem radosny okrzyk Jeremy’ego:

–  Dostałem  od  Mikołaja  siostrzyczkę!  Hurra!  Wyczerpana,  ale  szczęśliwa  Shannon 

background image

patrzyła,  jak  Alex  przygląda  się  z  uwielbieniem  ich  małej  córeczce.  Dziewczynka  była 
drobniutka,  miała  rude  włoski  i  śliczną,  małą  buzię.  Shannon  pociekły  łzy  po  policzkach. 
Żałowała, że jej ojciec nie doczekał tej chwili. Wierzyła jednak, że nad nimi czuwa z góry i 
cieszy się tak samo jak ona. Alex z trudem oderwał wzrok od córeczki i spojrzał na żonę. 

– Co się dzieje? Dlaczego płaczesz?
– Myślałam o tatusiu. Szkoda, że nie ma go tu z nami. 
– A jednak jest... 
– Wiem. – Zamyśliła się na chwilę. – Alex... może Kimberly?
Poczuł ogromne wzruszenie. Shannon w cudowny sposób zaakceptowała fakt, że kiedyś 

był  szczęśliwy z  inną  kobietą,  a  w  Jeremym, choć  stała  się  dla  niego troskliwą  i  kochająca 
mamą, pielęgnowała pamięć o Kim. Powiedziała kiedyś do Aleksa: „Nie wolno wam o niej 
zapomnieć.  Kochała  was  i  z  tą  miłością  patrzy  teraz  na  was  z  nieba”.  Była  naprawdę 
wyjątkowym człowiekiem. 

–  Dzięki...  –  powiedział  z  trudem.  –  Kocham  cię,  Shannon  McKenzie.  –  Pocałował  ją 

czule. 

– Wiesz, Alex, a jednak cuda się zdarzają. – Uśmiechnęła się promiennie. 
– Wiem... ty mnie tego nauczyłaś.