Rozdział XIX. Śnieżny Bal
Nie mogłam usiedzieć na miejscu przez resztę zajęć. Ani na algebrze, ani historii, geografii czy
angielskim, który przesiedziałam pod trybunami tworząc miłosne wiersze do Alexandra. Popędziłam
do domu i tańczyłam po całym moim pokoju. Przymierzyłam każde ubranie, które posiadałam,
wypróbowywałam milion połączeń, aż w końcu wybrałam idealne.
- Wszystko w porządku? – spytał Billy Boy, zerkając do mojego pokoju.
- Po prostu skaczę dookoła i tańczę, mój najcenniejszy braciszku. - promieniałam. Mocno go
przytuliłam całując w głowę.
- Czy ty jesteś chora psychicznie?
Westchnęłam głęboko. – Któregoś dnia zrozumiesz. Spotkasz pokrewną duszę. I wtedy
wszystko będzie ekscytujące i jednocześnie spokojne.
- Znaczy jak z Pamelą Anderson?
- Nie, jak z komputerowo-matematyczną dziewczyną.
Billy Boy zamyślił się. – Myślę, że to nie będzie tak źle, jeśli będzie wyglądać jak Pamela!
- Będzie wyglądać nawet lepiej! – powiedziałam mierzwiąc mu włosy. – Teraz spadaj. Mam bal.
- Idziesz na tańce?
- Tak.
- Cóż… - mogłam wyobrazić sobie jak się nakręca, by wyśmiać swoją starszą siostrę. – Cóż…
będziesz tam najładniejsza.
- Jesteś pewny, że nie naćpałeś się?
- Będziesz tam najładniejsza… z osób mających czarną szminkę.
- Teraz to brzmi bardziej w twoim stylu.
W końcu weszłam do kuchni. Miałam na sobie winylowe sięgające kolan buty na obcasie,
czarne kabaretki, czarną spódniczkę mini, czarny koronkowy bezrękawnik i metalicznie czarną
bransoletkę. Czarny kaszmirowy szalik zakrywał ranę po miłosnym ugryzieniu, a skórzane rękawiczki
bez palców odsłaniały mój połyskliwy lakier do paznokci- lśniący jak czarny lód, zgodnie z tematyką
Śnieżnego Balu.
- I myślisz, że gdzie pójdziesz tak ubrana? – spytała mama.
- Idę na tańce.
- Z Becky?
- Nie, z Alexandrem.
- Kim jest Alexander?
- Miłością mojego życia!
- Czy ja usłyszałem coś o miłości? – spytał tata, wchodząc do kuchni. – Raven, gdzie idziesz tak
ubrana?
- Powiedziała, że idzie na tańce z miłością jej życia. – powiedziała mama.
- Nigdzie nie idziesz tak ubrana! I kto jest miłością twojego życia? Chłopak ze szkoły?
- Alexander Steling. – oświadczyłam.
- Tak jak ci Sterlingowie, co mieszkają w Dworze? – spytał tata.
- Jedyni w swoim rodzaju!
- Tylko nie chłopak Sterlingów! – powiedziała zszokowana mama. – Słyszałam o nim straszne
historie! Spędza czas na cmentarzu i nikt go nie widział w dzień, jakby był wampirem.
- Myślisz, że poszłabym na tańce z wampirem?
Gapili się na mnie, ale nic nie powiedzieli.
- Nie bądźcie jak wszyscy inni w mieście! – krzyknęłam.
- Kochanie, słyszałam te historie od wszystkich w mieście! – mówiła mama plotkarskim tonem.
– Zaledwie wczoraj Natalie Mitchell mówiła…
- Mamo, komu wierzysz, mnie czy Natalie Mitchell? Ta noc jest dla mnie ważna. To też pierwszy
bal Alexandra. On jest taki cudowny i inteligentny! Zna się na sztuce, kulturze i…
- Cmentarzach? – spytał tata.
- On nie jest taki jak mówią ludzie! Poza tym, tato – jest najwspanialszym facetem w naszym
Układzie Słonecznym.
- Cóż, w takim razie, baw się dobrze.
- Paul!
- Ale nie w tym stroju. – dodał szybko. – Saro, jestem szczęśliwy, że idzie na tańce. Raven w
końcu idzie do szkoły bez przymusu. To jest najnormalniejsza rzecz jaką ostatnio zrobiła.
Mama rzuciła mu gniewne spojrzenie.
- Ale nie w tym stroju. – powtórzył.
- Tato, to w Europie jest teraz najmodniejsze!
- Ale nie jesteśmy w Europie. Jesteśmy w cichym, małym mieści, gdzie modny jest golf, bluzki
zapięte pod kołnierz, długie rękawy i długie spódnice.
- Nie ma mowy! – ogłosiłam.
- Ten chłopak przez lata nie wychodził z pokoju a ty pozwalasz mu wyjść z twoją córką
wyglądającą tak? – spytała mama. – Paul, zrób coś!
Tata podszedł do szafy. – Masz, włóż to. – powiedział, dając mi jedną z jego sportowych
marynarek. – Jest czarna.
Gapiłam się na niego z niedowierzaniem.
- Wybieraj. Albo to albo mój czarny szlafrok. – powiedział.
Niechętnie wzięłam marynarkę.
- A spotkamy najwspanialszego faceta we wszechświecie kiedy przyjdzie po ciebie? – wtrąciła
się mama.
- Żartujesz? – spytałam zszokowana. – Oczywiście, że nie.
- Mamy do tego prawo, nawet nie wiedzieliśmy, że spotykasz się z nim. Nie mieliśmy pojęcia,
że idziesz na tańce.
- Chcesz go przesłuchać i zażenować. Nie wspominając już o mnie.
- Tylko odnośnie randki. Jeśli wytrzyma pytania i rodzicielskie zażenowanie, wtedy jest cały
twój. – dokuczał tata.
- To niesprawiedliwe! Chcesz też z nami iść?
- Tak. – odpowiedzieli oboje.
- To jest ohydne! To miała być największa noc w moim życiu, a wy to chcecie zepsuć!
Usłyszałam jak samochód zaparkował na podjeździe. – Już przyjechał! – krzyknęłam,
wyglądając przez okno. – Musicie być fajni! – powiedziałam, krążąc szalenie wkoło. – Przypomnijcie
sobie te hipisowskie czasy, dla mnie, proszę! Pomyślcie o miłosnych paciorkach
1
i o Joni Mitchell
2
.
Pomyślcie o rozszerzanych spodniach- dzwonach i kadzidłach, nie o spodniach do golfa i porcelanie. –
błagałam. – I żadnych cmentarzy!
Chciałam by ta noc była idealna, tak jakby to był mój ślub. Ale czułam się jak panna młoda,
która nagle zażyczyła sobie by uciec i pobrać się potajemnie.
Teraz rodzice poznają osobę, z którą się umówiłam, ręce zaczęły mi się trząść. Mam nadzieję,
że nie zwariuje, siedząc na ich żywych pastelowych meblach.
Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, rzuciłam się by przywitać go. Alexander wyglądał
niesamowicie. Miał na sobie lśniący, elegancki czarny trzyczęściowy garnitur i czerwony jedwabny
1
love beads – jedne z tradycyjnych akcesoriów hippisów.
2
Joni Mitchell, wł. Roberta Joan Anderson (ur. 7 listopada 1943 w Fort Macleod) – kanadyjska piosenkarka folk rockowa,
popowa i jazz rockowa oraz wokalistka jazzowa.
krawat. Wyglądał jak jeden z tych koszykarskich miliarderów, których widuję w telewizji. Trzymał
pudełko zawinięte w papier w kwiatki.
- Wow! – powiedział, przyglądając się mi. Tata kiwnął na mnie głową z naganą w oczach
podając mi sportową marynarkę. Zamiast włożyć położyłam ją na krześle.
- Powinienem założyć czapkę robioną na drutach lub buty na zimę. – powiedział niezręcznie. –
Nie trzymałem się tematu przewodniego.
- Zapomnij o tym! I tak będziesz tam najlepiej ubranym facetem. – pochlebiałam, popychając
go do salonu. – To są moi rodzice, Sarah i Paul Madison.
- Miło mi was poznać. – powiedział nerwowo Alexander, wyciągając rękę.
- Tyle o tobie słyszeliśmy. – promieniała mama, ujmując jego dłoń.
Posłałam jej chłodne spojrzenie.
- Proszę usiąść. – kontynuowała. – Napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję.
- Czuj się jak u siebie w domu. – powiedział tata, kierując się w stronę sofy. Usiadł na swojej
beżowej leżance.
Taaak. Nigdy przedtem nie miałam chłopaka. Czułam, że tata to w pełni wykorzysta. „Cele”
przesłuchania. Modliłam się żeby szybko skończyli.
- Więc, Alexandrze, jak ci się podoba nasze miasto?
- Jest wspaniałe, odkąd poznałem Raven. – odpowiedział grzecznie uśmiechając się do mnie.
- Jak ją poznałeś skoro nie chodzisz do szkoły? Raven jakoś nie opowiedziała nam o tym.
O, nie! Zaczęłam wiercić się na krześle.
- Cóż, chyba wpadliśmy na siebie. To znaczy, to była jedna z tych sytuacji, kiedy jesteś w
odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze. Jak mówią, wszystko zależy od wyczucia czasu i
szczęścia. I mogę powiedzieć, że odkąd spotkałem waszą córkę, jestem bardzo szczęśliwy.
Tata popatrzył na niego gniewnie.
- O, nie, nie to miałem na myśli. – dodał Alexander.
Zwrócił się do mnie, jego blada twarz zaczęła rumienić się. Próbowałam nie zaśmiać się.
- Co dokładnie robią twoi rodzice? Nie bywają często w mieście, prawda?
- Mój tata jest handlarzem sztuki. Ma galerię w Rumuni, Londynie i Nowym Jorku.
- Brzmi bardzo ekscytująco.
- Jest świetny, ale nigdy nie ma go w domu. – powiedział Alexander. – Zawsze gdzieś leci.
Tata z mamą spojrzeli na siebie.
- Musimy iść, albo się spóźnimy! – wtrąciłam się szybko.
- Prawie zapomniałem. – powiedział Alexander, niezręcznie wstając. – Raven, to dla ciebie.
Podał mi zapakowane pudełko.
- Dziękuję! – uśmiechnęłam się zaniepokojona i rozdarłam opakowanie odsłaniając cudowny
bukiecik przypinany do sukienki zrobiony z czerwonych róż. – Jest piękny! – podałam go rodzicom
pokazując „Widzicie? Mówiłam wam”
- Jak słodko! – rozpływała się mama.
Przytrzymałam bukiecik ponad sercem, kiedy Alexander próbował przypiąć go. Majsterkował
przy nim nerwowo.
- Au!
- Ukłułem cię? – spytał.
- Ukłułeś mnie w palec, ale nic się nie stało.
Wpatrywał się intensywnie w krople krwi na koniuszku mojego palca.
Mama stanęła między nami z chusteczką, którą wzięła ze stoliczka.
- Nic się nie stało, mamo. To tylko małe ukłucie. Nic mi nie jest. – szybko wetknęłam ukłuty
palec w usta.
- Powinniśmy iść. – powiedziałam.
- Paul! – błagała mama.
Ale tata wiedział lepiej. Nie mógł nic zrobić. – Tylko nie zapomnij marynarki! – to było wszystko
co powiedział.
Chwyciłam marynarkę i rękę Alexandra i pociągnęłam go za drzwi, bojąc się, że mama spróbuje
ustrzec mnie przed nim robiąc znak krzyża.
Mogliśmy usłyszeć muzykę już gdy parkowaliśmy. Nigdzie nie było żadnego czerwonego
Camaro. Byliśmy bezpieczni- na razie.
- Nie zapomnij swojego żakietu. – przypomniał mi Alexander, kiedy wychodziłam z auta.
- Przy tobie nie jest mi zimno. – mrugnęłam, zostawiając marynarkę na tylnym siedzeniu.
Dwie cheerleaderki ubrane jak na arktyczne temperatury, gapiły się na nas z przerażeniem.
Poprowadziłam Alexandra aż zatrzymaliśmy się przed głównym wejściem. Alexander był jak
dziecko, dociekliwy i zdenerwowany. Patrzył z zainteresowaniem na budynek, jakby nigdy przedtem
nie widział szkoły.
- Nie musimy wchodzić do środka. – zaoferowałam.
- Nie, wszystko jest okej. – powiedział, ściskając mnie za palce.
Dwóch sportowców w korytarzu kiedy tylko nas zobaczyło natychmiast przestało rozmawiać.
Zaczęli się na nas gapić.
- Możesz podnieść oczy z podłogi. – powiedziałam kiedy przechodziliśmy z Alexandrem koło
gapiów.
Alexander oglądał wszystko: plakaty mówiące o Śnieżnym Balu, ogłoszenia na tablicy ogłoszeń,
półkę z trofeami. Przesunął rękę na szafki szkolne, badając chłodny metal. – Jest tak jak w telewizji!
- Czy ty nigdy nie byłeś w szkole? – zdziwiłam się.
- Nie.
- Boże! Jesteś najszczęśliwszym facetem na świecie! Nigdy nie musiałeś jeść szkolnego
jedzenia. Twoje jelita muszą być w wspaniałej kondycji!
- Ale jeśli chodziłbym tu, spotykalibyśmy się częściej.
Przytuliłam go mocno pod tym samym plakatem Śnieżnego Balu, pod którym posprzeczałam
się z Trevorem poprzedniego dnia.
Monica Havers i Jodie Carter minęły nas ale odwróciły się jeszcze raz. Myślałam, że ich
wybałuszone oczy wyskoczą z ich pom- poniastych głów.
Byłam gotowa do walki jeśli powiedziały by coś. Ale nie mogłam nic powiedzieć, bo Alexander
trzymał mnie za przegub i chciał żebym pozostała cicho. Dziewczyny szepnęły coś do siebie i
zachichotały. Poszły na sale by puścić jakąś plotkę.
- Tutaj uczę się chemii. – powiedziałam, otwierając niezamknięte na klucz drzwi od
laboratorium chemicznego. – Zawsze zakradam się tutaj. Najłatwiej tu wejść.
- Przy okazji, zawsze chciałem wiedzieć dlaczego włamałaś się do…
- Spójrz na to! – przerwałam, wskazując na zlewki stojące na biurku. – Tutaj jest dużo
tajemniczych mikstur i zdarza się wiele wybuchów, ale to ci nie przeszkadza, co nie?
- Podoba mi się! – trzymał zlewkę tak jakby było w niej wyśmienite wino.
Pchnęłam go na biurko a potem napisałam jego imię na tablicy.
- Czy ktoś wie jaki symbol ma potas? Podnieście rękę.
Alexander podniósł wysoko swoją rękę. – Ja wiem.
- Tak Alexandrze?
- K.
- Poprawnie, przechodzisz do następnej klasy!
- Pani Madison? – powiedział, podnosząc rękę.
- Tak?
- Może pani tu na chwilę podejść? Myślę, że potrzebuję korepetycji. Myśli, pani, że może mi
pomóc?
- Ale już dałam ci szóstkę!
- Ale to bardziej z anatomii jest.
Podeszłam do niego. Pociągnął mnie na swoje kolana i pocałował delikatnie w usta.
Usłyszeliśmy przez otwarte drzwi jakieś rozchichotane dziewczyny idące korytarzem. – Lepiej
chodźmy. – zasugerował.
- Nie, jest okej.
- Nie chcę żeby wyrzucili cię ze szkoły. Po za tym, mieliśmy iść na bal. – powiedział, zmuszając
mnie bym wstała.
Szłam rękę w rękę z facetem z którym miałam najlepszą chemię w życiu. Jego imię dalej było
napisane na tablicy.
Kiedy zbliżaliśmy się do sali gimnastycznej mogłam poczuć chłodne spojrzenia utkwione w nas.
Wszyscy patrzyli się na Alexandra, jakby był z innej planety, a na mnie tak jak zawsze się patrzyli.
Pani Fay, moja wścibska nauczycielka algebry, zbierała bilety przy drzwiach. – Widzę, że
przyszłaś na bal punktualnie, Raven. Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego o algebrze. Nigdy nie
widziałam tego gentelmana w szkole. – dodała, przyglądając się Alexandrowi.
- Ponieważ on nie chodzi tutaj do szkoły. – po prostu zabierz te bilety, babo! Pominęłam
prezentację i pociągnęłam Alexandra do środka.
Byliśmy na Śnieżnym Balu. I nie wiem czy to dlatego, że byłam z Alexandrem, czy to, że to były
mój pierwszy bal, ale biały nigdy nie wyglądał tak wspaniale. Plastikowe sople lodowe i sztuczne
płatki śniegowe zwisały z sufitu. Podłoga została przysypana sproszkowanym śniegiem. Sztuczny
śnieg sypał się z sufitu. Wszyscy założyli świecące zimowe sukienki lub sztruksy i sweter, mitenki
3
,
szaliki i czapki. Przez klimatyzacje zrobiło mi się zimno.
Nawet rockowy zespół, The Push-ups, pasował ze swoimi długimi czapkami i butami na zimę.
Poczęstunek został rozłożony pod tablicą wyników- rożki lodowe, jabłecznik i gorąca czekolada.
3
Rękawiczki bez palców.
Słyszałam szepty, śmiechy i sapania gdy przechodziliśmy koło ciepło ubranych uczniów. Zespół
też patrzył na nas.
- Chcesz trochę gorącej czekolady zanim seniorzy doprawią ją alkoholem? – spytałam, próbując
odciągnąć uwagę Alexandra.
- Nie chcę mi się pić. – odpowiedział, obserwując tańczące osoby.
- Z tego co pamiętam, mówiłeś, że zawsze jesteś spragniony.
Zespół zaczął grać elektryczną wersję „Winter Wonderland”.
- Mogę prosić do tańca? – spytałam, wyciągając rękę.
Uśmiechałam się z radości, kiedy szliśmy przez sztuczny śnieg w stronę parkietu do tańca.
Byłam w niebie. Moją najlepszą randką był Śnieżny Bal- nie było na nim nikogo wspanialszego
od Alexandra. Tańczył jak marzenie. Zapomnieliśmy, że należeliśmy do outsiderów i ruszaliśmy
ciałami tak jak stali klienci nowoczesnego klubu. Tańczyliśmy jeden utwór po drugim bez przerwy-
„Cold as Ice”, „Ice Cream”, „Frosty The Snowman”.
Zespół zaczął śpiewać „I Melt with you”. W Sali gimnastycznej wirowały małe płatki śniegu;
delikatnie spadały na nas. Razem z Alexandrem krzyknęliśmy ze śmiechem, kiedy potknęliśmy się o
jakiegoś pijanego snoba leżącego na podłodze. Kiedy muzyka przestała grać, uścisnęłam Alexandra
jak szalona, tak jakby to był nasz własny prywatny bal. Ale oczywiście nie byliśmy sami. Jakiś znajomy
głos przypomniał mi o tym.
- Szpital psychiatryczny wie, że uciekłaś? – spytał Trevor, stając koło Alexandra.
Prowadziłam Alexandra do stołu z przekąskami. Wzięłam dwa wiśniowe rożki lodowe.
- Opiekunka wie, że tu jesteś? – powiedziałam, zasłaniając Alexandra swoim ciałem.
- Oh, czy Narzeczona Frankensteina ma PMS
4
?
- Trevor, wystarczy! – nie mogłam zobaczyć reakcji Alexandra, ale poczułam jego rękę na moim
ramieniu, ciągnącą mnie do tyłu.
- Ale to jest dopiero początek, Raven, dopiero początek! Nie macie lochów do tańca? Musisz
biedaku przychodzić do szkoły by potańczyć. – powiedział do Alexandra. – Ale zgaduję, że w Piekle nie
ma żadnych zasad.
- Zamknij się! – powiedziałam. – Gdzie jest osoba z którą jesteś umówiony? A może przyszedłeś
z Mattem? – spytałam sarkastycznie.
- Bardzo dobrze. Jest cwana. – powiedział do Alexandra. – Ale nie aż tak cwana. Nie, moja
partnerka jest tam. – odpowiedział, wskazując na wejście.
4
Zespół Napięcia Przedmiesiączkowego.
Rozejrzałam się i zobaczyłam Becky, nerwowo stojącą w drzwiach. Miała na sobie długą
plisowaną spódnicę, blado różowy sweter i białe długie skarpety z mokasynami.
Moje serce stanęło. Było mi niedobrze.
- Poddałem ją małej przemianie. – chełpił się. – Ale to nie wszystko, kochanie.
- Jeśli chociaż ją tkniesz, zabiję cię! – krzyknęłam, popychając go.
- Nawet jej nie dotknąłem, jeszcze. Ale jest jeszcze czas. Bal dopiero się zaczął.
- Raven, co się dzieje? – zapytał Alexander, odwracając mnie do siebie.
Trevor dał sygnał Becky, żeby podeszła. Nawet nie spojrzała na mnie, kiedy nas mijała. Trevor
chwycił ją za rękę i pocałował delikatnie w policzek. Wzdrygnęłam się i miałam ochotę zwymiotować.
- Odwal się od niej! – chwyciłam ją za rękę i próbowałam odciągnąć od niego.
- Raven, czy to ten facet, który ci dokuczał? – spytał Alexander.
- To znaczy, że on mnie nie zna? Nie wie o nas? – spytał wyniośle Trevor.
- Nie ma żadnych ‘nas’! - Próbowałam to wyjaśnić. – Wkurzyłam go, bo jestem jedyną
dziewczyną w szkole, która uważa, że nie jest seksowny. Więc, teraz nie chce mnie zostawić w
spokoju. Ale Trevor, jak mogłeś wciągnąć w to Becky i Alexandra!
Becky stała z oczami wpatrzonymi w podłogę.
- Myślę, że to czas by zostawić Raven w spokoju, kolego. – powiedział Alexander.
- Kolego? Teraz jestem twoim pieprzonym kolegą? Mamy razem spędzać czas i grać w piłkę?
Sory, ale tu panują pewne zasady. Zero kłów i peleryn. Wracaj na cmentarz.
- Trevor, wystarczy! Zaraz cię kopnę! – zagroziłam.
- W porządku, Raven. – powiedział Alexander. – Chodź potańczyć.
- Becky, uciekaj od niego! – krzyknęłam, nie ruszając się. – Becky, powiedz coś! Powiedz coś w
końcu!
- Już powiedziała coś. – ogłosił Trevor. – Powiedziała i to dużo. To zabawne ile ludzie w tym
mieście mówią i nie mogą się zamknąć kiedy nagle pola ich tatusiów mogą spłonąć od upuszczonego
papierosa. – powiedział Trevor, patrząc prosto na mnie.
Odwrócił się do Alexandra. – Nauczysz się kto jest plotkoholikiem prędzej niż myślisz!
Spojrzałam na Becky, która wgapiała się w swoje mokasyny. – Przykro mi, Raven. Próbowałam
się ostrzec przed przyjściem tutaj dziś wieczorem.
- O czym on mówi? – spytał Alexander.
- Chodźmy. – powiedziałam.
- Mówię o wampirach! – ogłosił Trevor.
- Wampirach! – krzyknął Alexander.
- Zamknij się, Trevor.
- Mówię o plotkach!
- Jakich plotkach? – spytał Alexander. – Przyszedłem tu by pobyć ze swoją dziewczyną.
- Dziewczyną? – spytał zaskoczony Trevor. – Czyli to już oficjalne. Zamierzacie spędzić razem
wieczność?
- Bądź cicho! – rozkazałam.
- Powiedz mu dlaczego włamałaś się do jego domu! Powiedz mu co widziałaś!
- Wychodzimy stąd! – powiedziałam, odwracając się do wyjścia. Ale Alexander się nie ruszył.
- Powiedz mu dlaczego się na niego rzuciłaś. – kontynuował Trevor.
- Nic więcej nie mów, Trevor!
- Powiedz mu dlaczego poszłaś na cmentarz.
- Powiedziałam ‘zamknij się’!
- I dlaczego zemdlałaś.
- Zamknij się!
- I dla czego co godzinę patrzysz się na siebie w lustrze.
- O czym on mówi? – żądał Alexander.
- I powiedz mu o tym. – powiedział, wyciągając zdjęcie mojego ugryzienia.
Alexander wziął zdjęcie i obejrzał je. – Co to jest?
- Wykorzystała cię. – powiedział Trevor. – To ja puściłem śnieżno-balową plotkę. Wszyscy w
mieści wierzą, że jesteś wampirem. A zabawne jest, że twoja droga, kochana Raven, wierzy bardziej w
tą plotkę niż inni!
- Zamknij się! – krzyknęłam i rzuciłam moim topniejącym rożkiem lodowym w twarz Trevora.
Trevor śmiał się kiedy wiśniowy lód spłynął mu w dół policzka. Alexander gapił się na zdjęcie.
- Co się dzieje? – spytał pan Harris, podchodząc do nas.
Alexander spojrzał na mnie z niedowierzaniem i zmieszaniem. Rozejrzał się bezradnie dookoła
kiedy gapiący się tłum czekał na jego reakcję. Wtedy gniewnie chwycił mnie za rękę i pociągnął na
zewnątrz. Zostawiliśmy za sobą spadający śnieg i wyszliśmy na mżący deszcz.
- Poczekaj! – krzyknęła Becky, podbiegając do nas.
- Co się dzieje, Raven? – spytał się Alexander, ignorując ją. – Skąd on wiedział, że włamałaś się
do mojego domu? Skąd wiedział o cmentarzu? Skąd wiedział, że zemdlałaś? I co to jest? – spytał się,
pokazując mi zdjęcie.
- Alexander, ty nic nie rozumiesz.
- Nigdy nie powiedziałaś mi dlaczego włamałaś się do mojego domu. – powiedział.
Wpatrywałam się w jego słodkie, głębokie, smutne oczy. Był niewinny. Poczuł się odtrącony. Co
mogłam powiedzieć? Nie mogłam kłamać. Więc nic nie powiedziałam tylko przytuliłam go z całej siły.
Zdjęcie wypadło z jego ręki. Odepchnął mnie.
- Chcę to usłyszeć od ciebie. – zażądał.
Łzy zaczęły zbierać mi się w oczach. – Poszłam by obalić plotki. Chciałam w końcu je zakończyć!
Żeby twoja rodzina żyła w spokoju.
- Więc byłem dla ciebie tylko jak historia o duchach, którą musiałaś sprawdzić?
- Nie! Nie! Becky, powiedz mu, że to nie było tak!
- Nie było! – krzyknęła Becky. – Mówiła o tobie przez cały czas!
- Myślałem, że jesteś inna, Raven. Ale wykorzystałaś mnie. Jesteś taka jak inni.
Alexander odwrócił się ale chwyciłam go za ramię.
- Nie odchodź! Alexander! – błagałam. – To prawda dałam się skusić plotkom, ale kiedy po raz
pierwszy zobaczyłam cię, wiedziałam. Nigdy nie czułam czegoś takiego do innej osoby. Właśnie
dlatego zrobiłam wszystko inne!
- Myślałem, że lubisz mnie takim jakim jestem- nie takiego, jakim, myślałaś, że jestem. Albo dla
tego kim możesz się stać.
Poszedł sobie.
- Nie odchodź! – krzyczałam. – Alexander…
Ale zignorował mnie. Odszedł, wrócił do odosobnienia w swoim pokoju na strychu.
Wściekła pobiegłam do Sali gimnastycznej. Zespół miał przerwę. Wszyscy patrzyli na mnie w
ciszy kiedy wkroczyłam na parkiet.
- Koniec. – ogłosił Trevor i zaczął klaskać. – Koniec! Piękne przedstawienie, jeśli mamy być z
tobą szczery.
- Ty! – krzyknęłam. Pan Harris widząc, że chcę rozlać krew, chwycił mnie za ramię. – Jesteś złem
wcielonym, Trevor! – krzyknęłam, wymachując rękami, bezskutecznie próbując wyrwać się z uścisku
trenera. – Trevorze Mitchell, jesteś potworem! – spojrzałam na twarze ludzi stojących dookoła mnie.
– Nie widzicie tego? Wszyscy odrzuciliście najbardziej hojną, miłą, łagodną, najbardziej inteligentną
osobę w mieście, a akceptujecie najnikczemniejszego, najpodlejszego, najgorszego potwora, tylko dla
tego, że ubiera się tak jak wy! Jedynie Trevor niszczy wam życie! Tylko patrzycie jak gra w piłkę i
imprezujecie z nim. Wyrzucacie anioła tylko dlatego, że ubiera się na czarno i uczy się w domu!
Łzy popłynęły mi po twarzy. Wybiegłam na zewnątrz.
Becky pobiegła za mną. – Przepraszam, Raven! Przepraszam! – krzyczała.
Zignorowałam ją i pobiegłam w stronę Dworu. Prześlizgnęłam nad bramą. Ogromne ćmy latały
wokół lampy, kiedy uderzałam kołatką w kształcie węża. – Alexandrze, otwórz! Otwórz!
W końcu światło zgasło i niezadowolone ćmy odleciały. Siedziałam na schodach i płakałam. Po
raz pierwszy nie znalazłam ukojenia w ciemności.