10 sposobów by przechytrzyć raka …
Posted on
13 Kwiecień 2015
by
nikablue1
Czas obalić mit, że „rak to geny”. Geny (na które tak chętnie lubimy zwalać winę) są jak
nabity pistolet: ktoś jeszcze musi pociągnąć za spust, sam z siebie nie wypali. Każdego
dnia tak na dobrą sprawę „dostajemy raka” i się go pozbywamy: miliardy naszych
zdegenerowanych komórek umiera i zostaje zastępowane przez komórki nowe. W czasie
kiedy czytasz to zdanie proces ten zajdzie w kilkudziesięciu tysiącach Twoich komórek.
Nowotwór stwierdzony dostępnymi dzisiaj nowoczesnymi metodami diagnostycznymi
ma już nie sto i nie tysiąc zdegenerowanych komórek, lecz setki milionów takich
komórek, a więc jest już nieźle… wyhodowany. Taki nowotwór jednym słowem to nie
katar i nie „dostaje się” go z dnia na dzień. Na to aby Twoje ciało wysłało rozpaczliwy
sygnał, który lekarz diagnozuje jako „rak” potrzebne są zatem tak naprawdę lata
pracy. Wczesne wykrywanie to nie prewencja, to diagnostyka. Prewencja to stała i
codzienna nad sobą praca, a nie pójście po latach wygodnego życia do gabinetu po
wyniki w których widnieje „wyrok”.
Wpływ naszego stylu życia na zaburzenia powstające w naszym systemie jest jak mówią
lekarze tak olbrzymi, że 3/4 przypadków raka udałoby się w ogóle uniknąć, gdyby
świadomość tego faktu była powszechna. Niestety nie jest. Oddziały onkologiczne
zamiast świecić pustkami nie nadążają z przyjmowaniem kolejnych pacjentów, którzy
swoim postępowaniem (ale i swoją niewiedzą) doprowadzili się do stanu niemiłej
diagnozy. I dotyczy to niestety coraz młodszych osób.
Oliwy do ognia dolewają media strasząc nas nadchodzącym w najbliższych latach
„tsunami nowotoworów”. Zamiast bać się panicznie raka i mówić, że i tak jesteśmy na
niego skazani – można nauczyć się żyć tak, aby do jego powstania nie doszło. Ten
problem nas nie będzie dotyczył gdy nie stworzymy warunków aby zaistniał. Oto 10
przykazań antyrakowych.
1. Antyrakowa dieta: pełna witamin, enzymów i mikroelementów
Oficjalne stanowisko tradycyjnej medycyny i dietetyki jest takie, że dieta w zasadzie na
nic większego wpływu nie ma i można jeść wszystko byle z umiarem. Rosnąca liczba
zachorowań na nowotwory nie potwierdza słuszności teorii umiaru w jedzeniu
wszystkiego jak leci.
Jeśli chcesz mieć umiarkowanie zdrowe życie – jedz złe (lub umiarkowanie odżywcze)
pożywienie z umiarem. Jeśli jednak chcesz mieć wspaniałe, zdrowe i witalne życie jedz
TYLKO I WYŁĄCZNIE wspaniałe pożywienie. Takie, które Twój organizm uzna za
wspaniałe czyli będzie czerpał z niego maksimum witalnych korzyści przy minimum
strat, starannie dobrane pod kątem walorów prozdrowotnych. Na dogadzanie
podniebieniu można sobie pozwolić od święta, natomiast robienie sobie świąt
codziennie poprzez spożywanie pokarmów oferujących przyjemność jedynie kubkom
smakowym lecz pozbawionym wartości odżywczych – zazwyczaj kończy się niemiło:
rozregulowaniem całego systemu, który ledwo zipie z przekarmienia i jednocześnie
niedożywienia i niedoborów: wskutek braku składników, które powinny być
dostarczone z zewnątrz, wiele przemian biochemicznych zostaje zaburzonych. Stąd już
tylko krok do poważniejszego załamania się całego systemu. Ktoś, kto powiedział, że
widelcem i nożem można sobie wykopać grób nie mylił się.
Umówmy się zatem co do jednego: dieta jako paliwo dla bilionów naszych komórek to
po prostu podstawa i bez niej ani rusz. Niech ktoś mówi co chce, ale skoro dba o to co
wlewa do baku swojego auta, to niech pomyśli też chwilę co wkłada do wnętrza swojego
doczesnego „pojazdu” jakim jest własne ciało i czym je zasila. Auto zawsze można kupić
nowe, natomiast ciało jest o tyle drogocenne, że jest posiadane w jednym egzemplarzu.
Niestety nie wszyscy o tym pamiętają i zasilają je czym popadnie, byle smakowało i
„wszystko z umiarem”. Też swego czasu należałam do tej grupy osób. Na szczęście w
porę się opamiętałam.
– fitozwiązki: flawonoidy, antyutleniacze itd. – gdzie natura je dla nas umieściła? W
pokarmach roślinnych, jest ich tam całe mnóstwo! Oprócz obfitujących w rozmaite
ochronne fitozwiązki świeżych warzyw i owoców, które powinny być podstawą menu
przewlekle zdrowego człowieka, warto na co dzień stosować również przyprawy i zioła o
wysokim wskaźniku ORAC , bogate w wymiatacze wolnych rodników czyli
antyoksydanty. Dodawaj je do potraw i napojów, gdzie tylko się da, choćby szczyptę.
Szczypta tu i szczypta tam, a przez cały dzionek mnóstwo tej dobroci się uzbiera. Miej
zawsze pod ręką słoiczki z kurkumą, cynamonem, goździkami, pieprzem cayenne,
majerankiem, oregano, kminkiem itd., świeże zioła jak mięta, bazylia, rozmaryn, szałwia
itp. można mieć na parapecie czy na balkonie. Kawa jest kiepskim źródłem
antyoksydantów i do tego wypłukuje magnez, dobrze jest pozbyć się tej używki z
codziennego menu, dużo lepszym źródłem antyoksydantów jest zielona i biała herbata
lub nie zawierające pobudzaczy herbatki ziołowe i yerba mate.
Cokolwiek bierzesz do buzi, niech to będzie zawsze pełne drogocennych fitozwiązków.
Masz do dyspozycji powiedzmy 2 tys. kcal dziennie – zużyj je z rozwagą, niech każda
kcal odżywia Twoje ciało rozmaitymi fitozwiązkami. Nieprzetworzone pokarmy roślinne
są ich przebogatym źródłem, przetworzone i zwierzęce uboższym.
Pieczywo ma stosunkowo mało antyutleniaczy (szczególnie białe). Mięso i nabiał też
(jeśli nie chcesz całkowicie zrezygnować z nich to przynajmniej stawiaj na wiejskie, a nie
od zwierząt hodowanych przemysłowo). Słodycze (ciastka, lody,gumy, słodzone napoje,
w tym „light”) jak również wszelka przemysłowo przetworzona sklepowa karma, są
świetnym źródłem wolnych rodników, czyli wrogów młodości, zdrowia i
długowieczności.
– probiotyki i prebiotyki: pamiętajmy, że zdrowie zaczyna się w jelitach. Zdrowe jelita
to rzecz niezbędna i codzienne dbanie o ich prawidłową florę bakteryjną jest
powinnością każdego przewlekle zdrowego człowieka. Kiszonki należy jadaćcodziennie,
a nie „jak mi się przypomni”. Porcja tyle co w garści – wystarczy. Zobacz jakie
śniadanko jada długowieczny i cieszący się wspaniałą jasnością umysłu
pan Antoni
Huczyński, lat 91
– kiszonki oprócz warzyw w różnych kolorach są obowiązkowe na jego
codziennym talerzu. Zamiennie może być też czasem kilka łyczków kwasu (z ogórków,
kapusty, buraków) – samo zdrowie! Jeśli nie lubisz pić kwasu a lubisz zupy, to ugotuj
zupę (barszcz, kapuśniak, ogórkowa) i dodaj kwas z żywymi laktobakteriami do lekko
przestudzonej już zupy, nie wlewaj go do gara gdy zupa jest gorąca, aby nie zabić
dobrych bakterii. I uwaga na solenie takiej zupy na początku gotowania, bo kwas jest z
reguły już sam w sobie słony. Lepiej dosolić na końcu (najczęściej wcale nawet nie
trzeba).
Jelita to fabryczka naszych witaminek z grupy B oraz m.in. serotoniny – hormonu
szczęścia. Serio! Mało kto o tym pamięta. Czyste, szczęśliwe i zdrowe jelita to zdrowy,
szczęśliwy i długowieczny człowiek
– dużo świeżej żywności: warzywa i owoce w stanie naturalnym i nieprzetworzonym
termicznie (a także zrobione z nich surówki, sałatki, koktajle, lody, desery czy soki)
powinny stanowić minimum połowę tego co zjadasz. To pokarmy witalnie odżywiające
ludzkie ciało, pełne witamin, enzymów, mikroelementów. Tylko tutaj znajdziesz też
wymiatający śmieci z jelit błonnik. Nie ma go w słodyczach, białym chlebie, makaronie,
białym ryżu ani w żadnego typu produktach odzwierzęcych. Pokochaj brąz! Brązowy
ryż zamiast białego, razowy chleb zamiast białego – to Ci wyjdzie tylko na zdrowie.
Zimą można jadać więcej owoców suszonych, w sezonie stawiajmy tylko na świeże.
Czipsy można zajadać cały rok bez ograniczeń, pod warunkiem, że chrupiemy
domowe
czipsy
jabłkowe lub warzywne.
– żadnej sklepowej karmy, żywności przetworzonej przemysłowo powiedz stanowcze
NIE. Zero słodyczy, napojów, przekąsek, pseudosoczków, pseudopłatków
śniadaniowych, chemicznie podrasowanej żywności „light”, margaryn, wędlin, białego
pieczywa na drożdżach, rafinowanych przemysłowo olejów „z pierwszego tłoczenia” i
pseudoowocowych jogurcików czy serków homogenizowanych, o mleku UHT, gorących
kubkach i śledziowych sałatkach z glutaminianem nie wspominając. Jeśli nie wiesz od
czego zacząć to na początek wywal z domu wszystko to co białe: biały cukier, białą
mąkę, białą rafinowaną sól i biały oczyszczony ryż.
Jeśli miałeś zamiar właśnie nauczyć się czytać etykiety, to zważ, że będzie dużo prościej,
zdrowiej i bezpieczniej po prostu zacząć kupować tylko towary nie posiadające żadnych
etykiet. W przeważającej mierze będzie też taniej. Nawet jak kupisz droższą wersję bio.
Wyjdzie to zawsze taniej niż choroba. Jeśli nie masz dostępu do bio – nie szkodzi,
możesz usunąć pozostałości oprysków domową metodą. Lepiej zjeść warzywo pryskane i
dokładnie w ten sposób umyte niż żadne.
– dobre tłuszcze: to nie tylko wyciskane na zimno naturalne oleje. To także pokarmy
bogate w dobre tłuszcze: siemię lniane, rozmaite orzechy, pestki, migdały, kokos,
awokado. W moim domu używa się trzech rodzajów oleju, każdy z nich jest kopalnią
cennych związków i różnych kwasów tłuszczowych: oliwa z oliwek extra vergine, olej
kokosowy oraz bogaty w kwasy Omega-3 olej lniany (nieoczyszczony, tzw. budwigowy).
Wszystkie nierafinowane, wyciskane na zimno. Tak jak natura stworzyła.
– dobre nawodnienie: czysta woda (nawet z kranu, przefiltrowana nie jest wcale gorsza
od niejednej butelkowanej) albo z dodatkiem cytryny. Cenne są też rozmaite herbatki
ziołowe, jednogatunkowe lub mieszane. Jeśli soki to jedynie te prawdziwe,na świeżo
wyciskane z jarzyn i owoców. Najlepiej za pomocą wolnoobrotowej wyciskarki, a nie
sokowirówki. Znakomicie gaszą pragnienie, a jednocześnie sycą dostarczając błonnika,
wszelkiego typu koktajle wykonane w blenderze. Ludzie przewlekle zdrowi nie
spożywają pseudosoczków ze sklepu, pitnych „owocowych” jogurcików, napojów
alkoholowych ani napojów gazowanych. Nawet gazowanej wody. Dwutlenek węgla jest
wydalany przez nasz system jako „odpad poprodukcyjny” i nie powinien być wtłaczany
tam z powrotem pod żadną postacią.
2. Post jest równie ważny jak dieta
Większość nastolatków słowo „post” skojarzy z blogiem lub z fejsbukiem. Większość
ludzi w dojrzalszym wieku natomiast skojarzy post z Wielkim Piątkiem lub wigilią
Bożego Narodzenia, kiedy to zamiast kanapki z wędliną zabiera do pracy kanapki z
serem. Większość ludzi kiedy dowiadują się na czym tak naprawdę powinien polegać
post (ten utrzymujący, a nawet przywracający zdrowie jak również wydłużający życie)
reaguje nerwowo: jak to… NIE jeść? Przecież się nie da! Poza tym głodówki są
szkodliwe, nie wolno NIE jeść!
A właśnie, że wolno, a nawet trzeba od czasu do czasu powstrzymać się od jedzenia. Post
ma tysiąclecia tradycji w różnych kulturach, niezależnie od wierzeń religijnych. Dzisiaj
uważany za „nienowoczesny”, a nawet szkodliwy. Niesłusznie!Tak jak od czasu do czasu
musisz wyłączyć swój komputer aby zrobić mu „reset”, tak i musisz od czasu do czasu
dać odpocząć Twojemu układowi pokarmowemu od ciągłej pracy i przestawić system
na tryb samoregeneracji i oczyszczania.
Tak nas bowiem natura zaprojektowała, że w czasie postu organizm zabiera się za
porządki. W ściśle hierarchicznej kolejności usuwa stare śmieciochy, rozmaite toksyny i
uzbierane szkodliwe złogi poutykane to tu, to tam: najpierw te najbardziej zagrażające
całemu systemowi, na końcu te najmniej ważne dla jego funkcjonowania. Na miejsce
zniszczeń odbudowuje tkanki nowe. W tym właśnie tkwi sekret zdrowia i
długowieczności, a także usuwania postem wielu zaburzeń do których się przyczyniliśmy
kulinarnie rozpasanym trybem życia. Od cellulitu i pryszczy począwszy, aż po bardziej
poważne problemy. W ciągu zaledwie kilku tygodni prawidłowo przeprowadzonego
postu ludzie chorzy zmieniają się w tryskających zdrowiem. Jeśli nie udaje się do końca
za pierwszą rundą, udaje się za którąś kolejną, ale za każdą następną jest wyczuwalne
polepszenie samopoczucia i powrót organizmu do stanu równowagi.
Już jeden dzień postu w tygodniu ma dobroczynne działanie. Post 40-dniowy (w
tradycji chrześcijańskiej: Wielki Post) również ma długie tradycje. Do czasów cara
Piotra I w czasie Wielkiego Postu pościła cała Rosja i podobno był to post ścisły: wodny
lub o chlebie i wodzie.
Post nie oznacza zmiany wędliny na ser czy rybę, nie oznacza też całkowitej głodówki.
Może to być post warzywno – owocowy zwany inaczej postem Daniela(najbardziej
polecany) lub posty o bardziej zaostrzonym reżimie – dla już zaawansowanych: post
sokowy, post o chlebie i wodzie lub nawet wodny dla wprawionych w postnych bojach
twardzieli. Im bardziej zaostrzony reżim tym większa wiedza o poszczeniu i
wychodzeniu z postu jest konieczna, możemy też potrzebować wsparcia fastoterapeuty,
zatem nie polecam rzucać się od razu na głęboką wodę, do samodzielnego wykonania w
domu dla osób nie będących aktualnie pod opieką lekarza (czyli nie przyjmujących
żadnych leków na receptę) nadaje się tylko warzywno-owocowy post Daniela i krótkie
posty sokowe.
Post warzywno- owocowy jest bardzo
skuteczny, choć łagodny. Nie odczuwa się na nim głodu (jeść można ile się chce, a potem
to już się nawet nie chce gdy nasz ośrodek głodu w mózgu samoczynnie się wyłącza), za
to nabywa się za każdym razem sporej energii i odzyskuje niesamowitą jasność umysłu.
Pierwszy post jest zwykle o tyle niemiły, że oznaki kryzysów ozdrowieńczych mogą dać
nam ostro w kość. Ale każdy kolejny post jest coraz przyjemniejszy i przynosi dużo
radości, a ciało dużo szybciej przechodzi na odżywianie endogenne. Post odnawia ciało i
umysł w sposób wręcz niewiarygodny. Genialnie też wzmacnia nasz system
odpornościowy.
Post to dar dla nas od Matki Natury i jako wielki dar należy go traktować. Nie jak
przymus, nie jak udrękę, ale właśnie jako wielki dar. Nie znam żadnego wymyślonego
przez człowieka sposobu aby uzyskać efekty odnowy biologicznej takie, jakie daje
regularne poszczenie. Perfekcyjny sposób na odnowę ciała, umysłu i ducha jest tylko
jeden i został zaprojektowany przez naturę. Nic mu nie jest w stanie dorównać.
Kiedyś się pościło w każdy piątek (post ścisły, ew. o chlebie i wodzie), dzisiaj tradycja ta
jest przestrzegana jedynie przez starszych ludzi, którzy dożyli „pięknego wieku” nie bez
przyczyny. Regularnie praktykowany postny piątek (czy inny wybrany dzień tygodnia)
w wersji warzywno-owocowej, sokowej czy nawet ścisłej – jeszcze do tej pory nikogo nie
zabił, więc i Ciebie nie zabije. A co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. Więc do dzieła – po
prostu spróbuj!
Optymalnie powinniśmy pościć 2 razy w roku po 40 dni (raz na wiosnę i drugi raz późną
jesienią) oraz w jeden wybrany dzień raz w tygodniu przez cały rok. Minimum to jeden
post dłuższy 40-dniowy raz w roku i kilka krótszych (lub wybrany postny jeden dzień w
tygodniu, cały rok z wyjątkiem świąt kiedy to można sobie pofolgować, bo od tego
właśnie są święta).
3. W razie potrzeby sięgnij po suplementy
Nie jestem generalnie zwolenniczką nadużywania suplementacji, zdrowy styl życia to w
moim mniemaniu rzecz nadrzędna i żadna suplementacja jej nie zastąpi, lecz żyjemy w
takiej rzeczywistości a nie innej: pogódźmy się z faktem, że są sytuacje, w których
suplementacja może okazać się potrzebna, czasem wręcz konieczna. Okresy
wzmożonego wysiłku fizycznego, infekcje lub okresy przewlekłego stresu w szczególności
powodują, że nasz system „spala” wszystkiego więcej i czasem może dojść do sytuacji, że
samą dietą nie jesteśmy już w stanie pokryć zapotrzebowania na witaminy, enzymy i
minerały.
Niektórzy mówią, że suplementacja nie działa, pieniądze wyrzucone w błoto. Są dwie
sprawy do wyjaśnienia: nic nie będzie działać, ani najbardziej wartościowe jedzenie ani
najdroższe suplementy jeśli nie wchłaniasz. Nie jesteśmy tym co bierzemy do buzi, lecz
tym co wchłaniamy. System zaburzony, zakwaszony, nieoczyszczony ze śmieci, zamulone
jelita, pasożyty, nieprawidłowa flora, życie w ciągłym stresie – to wszystko zaburza
wchłanianie. Większość z witamin i minerałów ponadto wchłania się optymalnie gdy
dostaje się do ustroju w ilościach małych ale częstych, o czym też wiele osób nie wie lub
zapomina.
Druga sprawa: aby witaminy czy minerały działały muszą być przyjmowane nie tylko z
odpowiednią częstotliwością, ale też i w odpowiednich dawkach: gdy masz niedobory
to RDA (dzienna zalecana dawka, Recommended DietaryAllowances) nie wystarczy,
będzie kroplą w morzu i wkrótce stwierdzisz „to nie działa”. Polizanie tabletki aspiryny
też nie powoduje obniżenia bólu czy gorączki. I tak należy na to patrzeć: witaminy i
minerały których nam brakuje specjaliści medycy ortomolekularnej zalecają uzupełniać
do nasycenia, czyli aż poczujemy odpowiedź ze strony organizmu, jednym słowem aż po
prostu poczujemy się lepiej.
Nota bene RDA inaczej nazywane jako GDA (Guideline Daily Amount) nie jest w istocie
rzeczy wcale żadną tam dawką „zalecaną” lecz… minimalną. Wielkości te opracowane
zostały w latach 30-tych ubiegłego wieku. Nie wiem kto wymyślił w latach 30-tych
ubiegłego wieku tak mylącą nazwę, ale był to albo kompletny idiota, albo wyrachowany
cwaniak. Albo jedno i drugie. Zatem RDA czy GDA to nie „zalecana” lecz
MINIMALNA dawka witamin czy minerałów dla przeciętnie zdrowego dorosłego
człowieka. Tak jak minimum socjalne: poniżej tego nie przeżyjesz godnie, nawet jeśli nie
od razu umrzesz. Warto wiedzieć, że podczas choroby lub w stresie zapotrzebowanie
systemu na witaminy i minerały może przekraczać RDA dziesiątki, a nawet setki razy,
aby nadal zapewnić prawidłowy przebieg reakcji biochemicznych w ustroju.
Strażnikiem naszego zdrowia jest nasz system odpornościowy. Gdy on jest silny to nie
tylko żadna infekcja ale też i żaden rak nam nie zagrozi. Dbajmy o gęstą odżywczo dietę
i zdrowy styl życia na co dzień, a w sytuacjach podbramkowych uzupełniajmy
powstające niedobory suplementacją (doustną lub transdermalną, przez skórę).
4. Odpowiednia ilość i jakość snu
Na czym polega prawidłowe spanie? Na tym, że:
– senność ogarnia nas codziennie mniej więcej o tej samej porze.
– po przytknięciu głowy do poduszki niebawem zapadamy w mocny i doskonale
regenerujący nasze ciało sen, trwający nieprzerwanie do rana.
– po otworzeniu oczu rano czujemy momentalnie wspaniały przypływ radości życia i
niesamowitej energii, nie ma potrzeby sięgania po kawę czy inny stymulant aby „się
dobudzić”. Po tym między innymi poznać człowieka przewlekle zdrowego: rytualna
poranna kawka jest mu zwyczajnie niepotrzebna, jego mitochondria pracują bowiem
dla niego radośnie już od momentu otworzenia rano oczu
Kawę warto generalnie traktować jako pokarm rekreacyjny, a nie codzienny: można raz
od wielkiego dzwonu owszem wypić sobie w razie konieczności (np. jazda nocą) lub
nawet dla przyjemności (najlepiej dodając doń antyoksydantów, np. cynamonu czy
kakao), ale pobudzanie się nią codziennie prowadzi douzależnienia, niszczy florę
jelitową, wypłukuje też minerały (głównie magnez) czyli zakwasza organizm. Kawa
sama w sobie posiada przy tym bardzo mierne ilości antyutleniaczy. Kiedyś należałam
do tej (wcale niemałej) grupy ludzi, którzy jakiekolwiek swoje antyoksydanty czerpali
głównie z tego źródła, wierząc w takie niusy jak „filiżanka kawy dziennie zapobiega
rakowi piersi”. Całe szczęście w porę poszłam po rozum do głowy: jeśli zapobiegnę kawą
rakowi piersi to równie dobrze pijąc ją codziennie mogę niebawem zejść na raka
żołądka, dla którego kawa jak wiadomo obojętna nie jest. Bezpieczniej jest czerpać
antyoksydanty z innego źródła, a nie z kawy lub równie medialnego czerwonego wina.
Osobiście mój romans z kawą zakończyłam: przestawiłam się na kawę zbożową, która
zamiast wypłukiwać magnez dostarcza go i nie powoduje szkody dla żołądka i jelit.
– po obudzeniu pamiętamy z reguły swoje sny, których doświadczamy kilka podczas
całej nocy – zdrowy człowiek je pamięta, najczęściej ten ostatni tuż przed
przebudzeniem. Jeśli przez długi czas masz okresy całkowitego nie pamiętania snów to
oznacza, iż brak Ci witamin z grupy B, szczególnie B6.
Dr Abram Hoffer stwierdził, że pacjenci cierpiący na depresję, lęki czy napady paniki
najczęściej nie pamiętają swoich snów: brakuje im witamin z grupy B (głównie niacyny,
B3 oraz pirydoksyny czyli B6).
Każdy kto pościł potwierdzi, że po zakończeniu postu nasze fizjologiczne
zapotrzebowanie na sen zmniejsza się, jak również wstajemy dużo bardziej wypoczęci i
gotowi do działania. Kto zatem podobnie jak ja kiedyś „spałby za pieniądze” i wstaje
zamulony, od razu sięgając po sztuczny stymulant (kawę), a potem musi w ciągu dnia
poprawić Red Bullem, to znaczy, że ma ciało pełne toksyn (i jeszcze ich sobie dorzuca
pijąc stymulanty). Zdrowy i czysty system nie potrzebuje dużo snu (a już na pewno nie
więcej jak 7-8 godzin), zaś po przebudzeniu jest w pełni zregenerowany: ciało jest pełne
energii, a umysł jasny i radosny.
5. Ruszaj się!
Ruch to życie. Bezruch to śmierć i zgnilizna. To co żyje znajduje się zawsze w ruchu.
Nasze ciała zostały zaprojektowane do życia i do ruchu. Siedzący tryb życia jeszcze
nikomu zdrowia nie przyniósł. Ruch jak najbardziej.
Najwięcej walorów zdrowotnych ma ruch umiarkowany. Odkwasza organizm, dotlenia,
powoduje wydzielanie się hormonów szczęścia. Po odpowiedniej dawce zdrowego,
umiarkowanego ruchu po prostu jest nam dobrze, nic nas nie boli, nie mamy zakwasów,
możemy być lekko spoceni (ustrój wraz z potem usuwa rozmaite substancje toksyczne),
ale szczęśliwi. Ruch natomiast związany z nadmiernym wysiłkiem przeciążającym
organizm czyni coś wręcz odwrotnego.
Długowieczny Bernardo LaPallo (rocznik 1901) zaczyna swój dzień odpółgodzinnego
spaceru po okolicy, krokiem żwawym, marszowym, po powrocie ze spaceru zabiera się z
apetytem za śniadanie. Zawsze kiedy tylko to możliwe wybierz pójście na piechotę
zamiast samochodu czy środka komunikacji miejskiej. A może nie lubisz spacerów, a
wolisz np. tańczyć, jeździć na rowerze albo pływać? Bardzo polecane jest skakanie na
trampolinie, które jednocześnie pobudza system limfatyczny. Krew pozostaje zawsze w
ruchu dzięki sercu stanowiącemu „pompkę” , natomiast inny ważny płyn ustrojowy
jakim jest limfa wymaga już naszej aktywności.
Nie zmuszaj się do jakiejś aktywności fizycznej jeśli dany jej rodzaj nie przypadł Ci do
gustu. Wybierz zawsze taki rodzaj aktywności jaka sprawia Ci autentyczną frajdę i
sprawiaj sobie tę przyjemność codziennie, a wkrótce zobaczysz zadziwiające
efekty. Wiek nie jest przeszkodą! Można zacząć regularną aktywność fizyczną w
każdym wieku. Wspomniany pan Antoni Huczyński zaczął regularne ćwiczenia dopiero
po osiemdziesiątce, gdy zaczął podupadać na zdrowiu. Dzięki ćwiczeniom i zdrowej
diecie szybko wrócił do formy, a nawet czuje się lepiej teraz niż gdy był dużo młodszy!
Najstarszy maratończyk świataFauja Singh zaczął biegać również po osiemdziesiątce, a
karierę maratończyka zakończył niedawno, w wieku 101 lat. Jeśli jeszcze masz jakieś
wymówki wyrzuć je w tym momencie do śmietnika.
6. Pożegnaj stres
– śmiej się
– śpiewaj
– trenuj uważność
– nie zaniedbuj codziennej modlitwy (lub medytacji)
Śpiewanie i śmiech czynią cuda: redukują stres, dotleniają, alkalizują, przedłużają życie,
poprawiają wybitnie humor i stymulują układ immunologiczny. Zdrowy człowiek to
człowiek szczęśliwy. Nie możemy zmienić niektórych rzeczy (np. przeszłości) ale możemy
zmienić nasze myślenie o nich. Zresztą… czy warto w ogóle poświęcać swój czas na
myślenie o czymś czego nie można zmienić? Było, minęło… co było a nie jest, nie pisze
się w rejestr, a będzie i tak zawsze co ma być i z pewnością będzie to dla nas jedynie to,
co najlepsze pod warunkiem, że właśnie tego co najlepsze będziesz się zawsze spodziewać
dla samego siebie. W 99,9% przypadków tworzymy czarne scenariusze, które potem
nigdy w życiu nie mają miejsca. Warto na to tracić cenne zapasy naszych witamin i
minerałów? Stanowczo nie warto! Ciesz się tym co jest.
Wszystko co się zdarza, zawsze przydarza się z jakiegoś powodu i dzieje się w jakimś
celu, nawet jeśli czasem kręcimy nosem. bo nam się chwilowo nie podoba i wydaje się
niefajne. Tymczasem właśnie to niefajne jest najbardziej wartościowe i
potrafi zainspirować nas i doprowadzić do wielkich pozytywnych zmianw naszym życiu.
Gdyby nie to, że wcześniej całymi latami prowadziłam niefajny (choć powszechnie przez
większość społeczeństwa uskuteczniany i akceptowany) tryb życia, który moje zdrowie
doprowadził z czasem do ruiny, to nigdy by ta witryna nie powstała. Coś negatywnego
zamiast mnie zniszczyć obróciło się w coś bardzo pozytywnego i mam zaszczyt teraz
dzielić się tym doświadczeniem z innymi ludźmi – w nadziei, że nie powtórzą moich
błędów (lub naprawią te, które popełnili), a dzięki temu jakość ich życia diametralnie
zmieni się na lepsze – tak jak stało się to w moim przypadku.
Ucząc się panowania nad stresem warto trenować uważność: obserwować poczynania
naszego umysłu, który jest bardzo wielką gadułą. Gdy jego gadulstwo zagłusza wszystko
inne (nawet głos serca), to zaczynamy żyć na autopilocie. Czyli nieświadomie. Kierując
się wdrukowanymi w umysł przekonaniami, które przez całe nasze życie próbowali nam
narzucić inni: szkoła, rodzice, rząd, różne instytucje, media, reklama, przyjaciele. Nasze
własne myśli zaczynają nas z czasem przytłaczać ponieważ się z nimi utożsamiamy nie
zdając sobie sprawy, że są to tylko… myśli, a szczególną tendencję do osaczania naszego
serca mają te negatywne. Jedynym sposobem na to by się ich pozbyć jest obserwować
je – na tym polega uważność. Im bardziej obserwujesz swoje negatywne myśli
(kwestionujesz je tym samym, zamiast utożsamiać się z nimi) tym bardziej rozpływają
się one w nicości.
Pozytywne myśli wręcz przeciwnie: im bardziej je obserwujesz, tym rosną w siłę i stają
się bardziej radosne. Osławione „pozytywne myślenie” jest tak naprawdę guzik warte:
możesz bez ustanku mechanicznie powtarzać w myślach pozytywne stwierdzenia i nic z
tego nie wyniknie. To jak plasterek naklejany na wierzch. Dołącz do tego akt obserwacji
myśli, dopiero wtedy zobaczysz efekty.
Nasza świadomość działa w następujący sposób: konieczny jest akt obserwacji, aby coś
zaistniało. Zrób małe ćwiczenie: poproś jakąś osobę aby rozejrzała się uważnie dokoła
przez 10-15 sekund i zanotowała w swym umyśle wszystkie przedmioty w kolorze
czerwonym. Kiedy minie 10-15 sekund zapytaj czy już ma wszystkie te przedmioty
zapamiętane, a następnie poproś o odpowiedź na pytanie: ile wokół siebie
zaobserwowała przedmiotów w kolorze niebieskim. Z reguły żadnego.
Tak działa nasza świadomość: to co obserwujesz i na czym skupiasz uwagę staje się
Twoją rzeczywistością, to zaś czego nie obserwujesz – Twoją rzeczywistością na dany
moment nie jest. Jeśli będziesz zawsze spodziewać się w życiu jedynie pozytywnych i
radosnych rzeczy i skupisz na nich swoją uwagę – będziesz je w istocie zauważać,
one naprawdę zaczną istnieć. Jeśli natomiast te negatywne – to one staną się Twoją
jedyną aktualnie istniejącą rzeczywistością. Zwracaj uwagę na co zwracasz swoją
uwagę
Uważnie słuchaj nie tylko tego co mówisz do innych, ale przede wszystkim tegoco
mówisz do samego siebie. Jeśli np. dopadnie Cię choroba nie mów „Nie chcę być już
chory”, zastąp to słowami „Chcę być zdrowy”. Wbrew pozorom to nie to samo. Zauważ,
że w drugim stwierdzeniu jest przesłanie pozytywne („chcę” i pozytywnie brzmiące
„zdrowy”) w przeciwieństwie do pierwszego (negacja „nie” i negatywnie brzmiące
„chory”). To w jaki sposób do siebie mówimy jest bardzo ważne: determinuje naszą
rzeczywistość.
Słuchaj dużo muzyki wprawiającej Cię w dobry nastrój, jak najwięcej przebywaj wśród
ludzi, którzy dobrze Ci życzą, unikając kontaktu z osobnikami toksycznymi, uczęszczaj
do miejsc w których dobrze się czujesz, przywołuj w pamięci miłe wspomnienia zamiast
niemiłych (na te drugie połóż krzyżyk raz na zawsze: odczuj za nie wdzięczność,
przebacz… i nie wracaj), każdego dnia nie zapomnij zadbać o siebie i sprawić sobie
choćby drobnego aktu przyjemności (relaksująca kąpiel, gęsty odżywczo posiłek, dobra
książka, kontakt z bliskimi itd.) jak też i zadbać o innych (czynienie dobra, działania
charytatywne, wybaczenie i pogodzenie się z kimś itd.).
Jeśli nieszczęścia chodzą parami, to szczęścia… stadami. Ale tylko dla tych, którzy
potrafią je przywołać do swojej rzeczywistości. Nauczenie się tego jest tak naprawdę
bardzo łatwe, jedyne czego wymaga to konsekwencji w kierowaniu swojej świadomości
na rzeczy piękne, pozytywne i dające moc.
Warto słuchać co mają do powiedzenia najlepsi trenerzy życia (ang. life coach) i
nauczyciele duchowi: Anthony Robbins, Byron Katie, Jim Rohn czy Eckhart Tolle.
Mało osób zdaje sobie sprawę z faktu, że życia pozbawionego stresu (bez względu na
okoliczności) można się zwyczajnie NAUCZYĆ, tak jak gry na pianinie czy robienia
szalików na drutach. I warto to zrobić, bo od tego zależy nasze zdrowie. W zdrowym
ciele zdrowy duch, ale i odwrotnie!
7. Unikaj toksycznych chemikaliów i promieniowania
– konwencjonalne kosmetyki i środki czystości: po prostu wywal je z domu i zapomnij,
że istnieją. Jeśli wydaje się to niemożliwe to pomalutku, sztuka po sztuce zastępuj je
domowymi specyfikami lub tymi organicznymi, opartymi na bazie naturalnych
składników roślinnych i z jak najmniejszą ilością składników podejrzanych. Na
pierwszy rzut dobrze jest wyrzucić wszelkie blokujące dobroczynne dla nas wydzielanie
potu antyperspiranty,konwencjonalny dezodorant i konwencjonalną pastę do zębów i
najlepiej zastąpić zdrowym, śmiesznie tanim i do tego niezwykle skutecznym
dezodorantem magnezowym oraz domową pastą do zębów. Domowe porządki można
zrobić bardzo skutecznie za pomocą sody oczyszczonej i najtańszego octu, bardzo
skuteczny i nietoksyczny jest też płyn enzymatyczny ze skórek po cytrusach , które i tak
wyrzucasz.
– leki (przeciwbólowe, antykoncepcyjne,
antybiotyki, na zgagę, na trądzik i na miliony innych rzeczy) – stosuj jedynie w
ostateczności, jako remedium ostatniej szansy lub w sytuacjach zagrożenia życia, a nie
jako pierwsza rzecz po jaką automatycznie z przyzwyczajenia sięgasz. To, że żyjemy w
erze „pigułki na wszystko” dostępnej nawet w pobliskim kiosku, nie jest żadnym
usprawiedliwieniem. Każdy niemal lek można zastąpić nietoksycznym odpowiednikiem.
Ludzie cierpią na rozmaite dolegliwości najczęściej z powodu złego stylu życia,
niedoborów witamin i minerałów oraz toksemii, a nie dlatego, że w ich organizmach
zabrakło statyn, aspiryny, ibuprofenu itd. Żaden lek nie jest obojętny dla ustroju, nawet
ten leżący w kiosku obok codziennej gazety.
Prawidłowym pytaniem jakie powinno się sobie zadać gdy coś nam dolega jest
„dlaczego moje ciało wysyła mi taki sygnał?” zamiast „jak mogę się tego szybko
pozbyć?”. Sięgaj do przyczyny, wtedy rozwiążesz problem. Stosując zagłuszacze sygnału
pomagamy sobie tylko doraźnie. Nie mówiąc już o tym, że każdy z nich ma na ulotce
wypisaną całą litanię skutków ubocznych. W wielu przypadkach preparaty są nie
zawsze do końca zbadane pod kątem wpływu na powstawanie nowotworów. Szczepionki
również nie były badane pod tym kątem i do dzisiaj nie wiemy czy i jaki mają/mogą
mieć wpływ na późniejsze skłonności do nowotworzenia.
– telefony komórkowe, urządzenia Wi-Fi, mikrofalówki itd. – jeśli nie możesz bez nich
się obejść to ogranicz ich użytkowanie do niezbędnego minimum. Nie siedź blisko
urządzeń Wi-Fi. Nigdy nie trzymaj komórki blisko ciała: na smyczy, w kieszeni, w
staniku itd. Nie dawaj dziecku do zabawy. Nie kładź jej pod poduszką gdy idziesz spać.
Moi znajomi już wiedzą, że należy do mnie dzwonić dwa razy: pierwszy raz abym mogła
wygrzebać telefon z czeluści torebki, drugi raz abym mogła odebrać
Ponieważ w
dzisiejszym świecie trudno jest nie być wystawionym na działanie promieniowania –
należy codziennie sięgać po naprawiające ewentualne uszkodzenia daru natury ,
chroniące nasze DNA przez skutkami szkodliwego promieniowania.
8. Nie pij i nie pal
Te dwie używki: papierosy i alkohol, są w stanie „wyciągnąć” z nas mnóstwo witamin i
minerałów i produkują olbrzymie ilości wolnych rodników, same nie posiadając
żadnych antyoksydantów, ani pikograma. Przy nich nawet taka niezbyt w sumie zdrowa
i równie uzależniająca używka jak kawa jest jedynie niewinnym przyzwyczajeniem.
Jeśli pijesz alkohol lub palisz przypomnij sobie smak pierwszego łyka i pierwsze
zaciągnięcie: to wcale nie było przyjemne, prawda? Szczerze mówiąc obrzydliwe,
szczypiące i przyprawiające o mdłości. Podobnie jak pierwszy w życiu łyk kawy:
obleśny, gorzki i na długo pozostawiający niesmak w ustach.
Natura nas wyposażyła w mechanizmy obronne przed rzeczami mogącymi nam szkodzić
lub nas uzależnić. Gdy próbujemy takich rzeczy odbieramy je z natury rzeczy
negatywnie: nasze kubki smakowe lub płuca buntują się. A jednak większość ludzi
przełamuje te naturalne bariery obronne. Powodem są upodobania społeczne i
powszechnie akceptowane normy. Łamiąc naturalne bariery obronne mało kto zdaje
sobie sprawę, że wpada w pułapkę: używka jest w stanie wpędzić nas w uzależnienie na
długie lata. I długie lata będzie nam odbierać zdrowie i witalność, będąc dostawcą
wolnych rodników i złodziejem cennych witamin i minerałów.
To samo dotyczy zresztą uzależniającego
lecz powszechnie akceptowanegonałogu spożywania cukru, który sam w sobie nie
zawiera kompletnie żadnych substancji mogących zdrowie poprawić, ale za to odbiera
nam substancje w zdrowiu nas utrzymujące.
W okresie przejściowym możesz zdecydować się na papierosa elektronicznego. Jego
przeciwnicy mówią, że nie znamy do końca jego szkodliwości, jednak biorąc nawet na
zdrowy rozum: jaka by ta szkodliwość nie była, będzie ona z całą pewnością mniejsza od
wdychania dymu zawierającego tysiące rakotwórczych substancji. Sama nikotyna
aczkolwiek trująca i silnie uzależniająca, jest w porównaniu z wieloma produktami
procesu spalania mało toksyczna. Na plus za e-paleniem przemawiają także wygoda
użytkowania dla siebie (palisz gdzie chcesz) i dla innych (brak smrodu i zatruwania
innych osób tysiącami związków pochodzących ze spalania) oraz to, że nie musisz
„palić” do końca: możesz pociągnąć raz czy dwa i odłożyć. No i koszty: wielokrotnie
niższe niż wysoko opodatkowane (Vat, akcyza) tradycyjne wyroby tytoniowe.
Najlepiej jednak wcale nie wdychać niczego i wbrew temu co głosi miejska legenda nie
jest do tego potrzebna wcale silna wolna, lecz silne przekonanie o tym, że zwyczajnie nie
potrzebujesz palić aby być spełnionym i szczęśliwym człowiekiem. Przydatna jest też
wiedza o tym, co dzieje się w Twoim ustroju za każdym razem gdy częstujesz go
wdychaniem obcych mu substancji (papierosy to prawdziwi złodzieje witamin, np. jeden
papieros kradnie 25 mg witaminy C z ustroju, alkohol natomiast kradnie olbrzymie
ilości niacyny mającej działanie m.in. antydepresyjne i regulujące poziom cholesterolu).
Jeśli jeszcze znajdujesz powody aby truć swoje ciało używkami (typu „to mnie
relaksuje” albo „sprawia mi to przyjemność”), przeczytaj koniecznie książki „Jak
skutecznie rzucić palenie” oraz „Jak skutecznie kontrolować alkohol” , których
autorem jest Allen Carr.
9. Nie bój się słońca
Daliśmy się ponieść „słońcofobii” dzięki uporczywym kampaniom uskutecznianym w
mediach: wywiady z „ekspertami” ostrzegającymi nas przed rzekomym rakotwórczym
działaniem słońca oraz reklamy okularów słonecznych czy chemicznych środków do
opalania o faktorze takim czy innym (czy nawet całkowity „sun block”) bombardują nas
już od wczesnej wiosny, niemal tak samo nachalnie jak reklamy środków na
przeziębienie i grypę puszczane codziennie już w połowie sierpnia.
Nie daj się im zwieść! Większość ludzi chorych na raka (ale także na miażdżycę,
nadciśnienie, depresję, łuszczycę, cukrzycę, artretyzm, choroby tarczycy, choroby nerek,
osteoporozę, schizofrenię, demencję, Parkinsona, Alzheimera i stwardnienie rozsiane)
ma dramatycznie niskie poziomy witaminy D i nie stało się to bez powodu. Jeśli nie
chcesz do nich któregoś dnia dołączyć, to korzystaj ze słońca póki jest sezon bo to jedyna
witamina jaka jest w sezonie całkiem za darmo, a zimą pij tran lub sięgnij po suplement.
Cały dzień siedzimy w pracy
w zacienionym biurze, potem wychodzimy do domu i natychmiast zakładamy okulary
słoneczne i smarujemy się filtrami. Słońcofobiajest tak powszechna, że nawet kremy na
dzień dla kobiet czy ich kolorowe kosmetyki (pudry, cienie, korektory i pomadki)
obowiązkowo mają „flitr UV”, bo wtedy po prostu… lepiej się sprzedają. Tak nam
reklama sprała mózgi: słońce to Twój najgorszy wróg, przed którym konieczna jest
ciągła, obowiązkowa ochrona w każdej możliwej formie! Tymczasem prawda jest
całkiem inna:większość ludzi ma spore niedobory witaminy D. A to nie wróży nic
dobrego (chyba że dla producentów Twoich przyszłych leków).
Ponadto wszystko co nakładamy na skórę wędruje do krwiobiegu w ciągu zaledwie
minut. A nowoczesne chemiczne środki antysłoneczne są pełne toksycznych substancji,
które NIE zostały przecież sprawdzone na poprzednich pokoleniach, są całkowicie
nowym wymysłem, w użyciu zaledwie od kilkudziesięciu lat. Gdyby były faktycznie
skutecznie jako profilaktyka antyrakowa, to zapadalność na raka skóry malałby zamiast
rosnąć. Należy zadać sobie zatem pytanie dlaczego tak się nie dzieje, skoro mamy takie
cud-środki antysłoneczne (ktoś kiedyś powiedział, że raka prędzej można dostać od tych
środków niż od słońca: obawiam się, że mógł mieć niestety rację).
Niskie poziomy witaminy D zaburzają prawidłowe działanie wielu układów, w tym
systemu odpornościowego i są wiązane z powstawaniem szeregu chorób cywilizacyjnych.
„Zalecane” RDA czyli marne 600 IU na dobę to jedynie ułamek tego ile nam
rzeczywiście witaminy D jest potrzebne. Bardzo dobrą książkę na ten temat napisał
endokrynolog, specjalista od witaminy D, dr Sarfraz Zaidi.
10. Przekazuj swoim dzieciom dobre wzorce
Można sobie uskuteczniać „walkę z rakiem” świętując specjalne światowe dni i
organizując marsze wstążek różowych czy żółtych, ale co to da skoro nie ma w
przeciętnej rodzinie edukacji? Nasi przodkowie nie chorowali na raka w takim stopniu
jak nasze pokolenie, więc kto miał nas nauczyć antyrakowego stylu życia? Nie
wynieśliśmy tego z domu. Tsunami nowotworów to zjawisko względnie nowe, kiedyś
chorowali jedynie ludzie starsi, dzisiaj mamy hospicja również dla dzieci i nikogo to nie
dziwi.
Często słyszy się ludzi mówiących, że „u nas w rodzinie wszyscy mają skłonności do
takiej czy innej przypadłości”. Tymczasem nie zwracamy uwagi na jeden podstawowy
fakt: oprócz genów dziedziczymy również (a może przede wszystkim) nasze upodobania
kulinarne i styl życia. Jeśli w rodzinie jadło się dużo, tłusto i słodko, a bez mięsa „to nie
jest obiad”, to i my z dużą dozą prawdopodobieństwa będziemy tak gotować w swoim
domu. Jeśli rodzina nie była w żadnym stopniu usportowiona i nie chodziło się nawet na
wspólne rodzinne spacery, to i my najprawdopodobniej nie będziemy pałali miłością do
aktywności fizycznej, upodobawszy sobie nieruchawy tryb życia.
Chyba, że stanie się coś, co nasze przekonania i nasze zwyczaje zmieni: to może być
szkoła promująca sport, obracanie się wśród ludzi o pewnym stylu życia, przykład
bliskiej osoby, której dany styl życia jednak się nie przysłużył, czy w końcu własne
podupadnięcie na zdrowiu, które zmusi nas do powiedzenia głośno„dosyć tego!”. Wtedy
przestajemy żyć „jak inni” albo jak nauczyli nas nasi rodzice („w zgodzie z tradycjami”)
i szukamy własnych odpowiedzi, własnych dróg i wypracowujemy sobie swoje własne
tradycje, dostosowane do czasów w jakich przyszło nam żyć.
W moim przypadku wpływ na zmianę miały dwa czynniki: doświadczenia na własnej
skórze oraz przedwczesna śmierć mojej Mamy, która odeszła na zawał serca w wieku
zaledwie 53 lat (miałam wtedy 31 lat). Inne przypadki chorób jakie wystąpiły w rodzinie
bliższej i dalszej to stwardnienie rozsiane, rak piersi, rak mózgu, cukrzyca, otyłość,
niedoczynność tarczycy, artretyzm, osteoporoza. Dziadkowie zarówno ze strony Mamy
jak i Taty cieszyli się dobrym zdrowiem całe życie i odeszli w słusznym wieku (wszyscy
po 80-tce). Ich dorastające już w powojennych czasach dzieci już gorzej, a dzieci ich
dzieci jeszcze gorzej. Pomimo powszechnych szczepień, dostępu do antybiotyków i wielu
innych nowoczesności, które miały je uchronić od zarazy, chorób i wszelakiego
nieszczęścia, zapewniając zdrowie i długowieczność. Nie zapewniły, z pokolenia na
pokolenie jest, mam wrażenie, coraz gorzej. Nowoczesność wychodzi nam bokiem gdy
nie umiemy korzystać z jej dobrodziejstw z rozwagą.
Co możemy zrobić? Zabrać się do dzieła! Tak jak zrobiłam to ja, tak jak to zrobiła też
Anette Larkins
:
wszystkie kobiety w jej rodzinie zapadały w coraz to młodszym wieku
na raka piersi. Ona sama powiedziała któregoś dnia „dość!”, stwierdziła bowiem, że
przekazany jej tradycjami rodzinnymi styl życia zdrowiu nie sprzyja bynajmniej, po
czym spokojnie dobiegła siedemdziesiątki i dalej cieszy się nieustającą witalnością i
wyglądem czterdziestolatki. Geny to jedno, ale styl życia jak widać jest ponad
wszystkim.
Dlatego zwracajmy uwagę na to, jakie wartości dotyczące stylu życia przekazujemy
swoim dzieciom. Gdyby wszystkie dzieci z domu wyniosły umiłowanie do świeżych
warzyw i owoców (bo tym byłyby karmione karmione od małego, zamiast sztucznymi
„owocowymi” kaszkami Nestle i „owocowymi” jogurtami), gdyby wiedziały, że słodycze
odbierają im zdrowie i osłabiają ich system odpornościowy, gdyby umiały odróżnić
prawdziwe jedzenie od tworu udającego jedzenie, prawdziwy sok marchewkowo-
jabłkowy od udającego go „napoju o smaku” – to nie musielibyśmy dzisiaj robić akcji
typu „Sklepiki szkolne – zdrowa reaktywacja”. Dzieci tak nauczone od małego, z natury
swej rzeczy z obrzydzeniem jak na całkowicie niejadalne artefakty patrzyłyby na
batoniki, ziemniaczane czipsy, gazowane napoje czy polane lukrem słodkie drożdżowe
bułki z białej mąki, a niesprzedane pseudosoczki właściciel sklepiku musiałby regularnie
wywalać na śmietnik przeterminowane, bo nikt ich nie kupił.
Rynek (w tym przypadku uświadomione zdrowotnie dzieci) wymusiłby na nim, aby w
sklepiku zamiast słodyczy, coli i smażonych pączków znalazły się świeże owoce, czipsy
jabłkowe, mieszanki orzechów i suszonych owoców, porcjowane sałatki warzywne i
owocowe czy też robione na miejscu soki i koktajle. Pamiętam z dzieciństwa pijalnie
soków, gdzie można było kupić świeżo wyciśnięte soki. Bardzo mnie cieszy, że coraz
więcej szkół (w tym szkoła mojego syna) uczestniczy w programie „Owoce w szkole”.
Jeśli do tego dołoży się działania edukacyjne w rodzinie, to stworzymy szansę by
następne pokolenie zamiast raka się bać, to będzie mu się prosto w nos śmiać.
Czy łatwo jest nauczyć dzieci miłości do warzyw i owoców? Nie jest łatwo, ale jeśli w
redukowaniu pokarmów niezdrowych będziesz rodzicem konsekwentnym, który w
dodatku dziecku zalety zdrowotne danego posiłku tłumaczy (dzieci uwielbiają słuchać co
takiego wkładają właśnie do brzuszka!), to wkrótce (w ciągu zaledwie paru tygodni)
będziesz miał w domu zamiast warzywnego niejadka prawdziwego wielbiciela zdrowego
jadła .
Mój synek z warzywnego niejadka
stał się klasowym ekspertem od zdrowego żywienia
Teraz to on poucza kolegów z
klasy, aby nie kupowali w szkolnym sklepiku słodyczy. A czym skorupka za młodu
nasiąknie…
Mnie w domu gdy marudziłam jako dziecko przy obiedzie (a niejadkiem przez pierwsze
lata życia byłam ponoć okrutnym) zawsze powtarzano: to zjedz tylko mięsko, a resztę
możesz zostawić. I wierzcie mi – gdybym wiedziała wtedy, że to ociekające tłuszczem
mięsko (między innymi, bo powodów było trochę więcej) zabierze mi tak wcześnie moją
Mamę, to prędzej zjadłabym z talerza surówkę, a resztę zostawiła. Problem w tym, że
nikt mnie tego wtedy nie uczył. Nikt mi nie powiedział, że to w tej surówce są błonnik,
antyoksydanty, enzymy, witaminy i minerały czyli wszystko to co mój organizm
potrzebuje do ochrony zdrowia. Ja już tego błędu nie popełnię na pewno.
/ Marlena
akademiawitalnosci.pl
/