background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

345

 

 

 

 

**Meredith**  

 

         Do moich oczu zaczęły dobijać się promienie słoneczne świadczące 
o tym, że nastał nowy dzień, ale jakoś nie miałam nawet ochoty ich 
otwierać przewracając się jedynie leniwie na drugi bok. W tym momencie 
zaczynały powracać wspomnienia tego co się stało wczoraj. Nie tylko 
zabiłam człowieka, ale również pozwoliłam kierować się moim zmysłom 
w innych kwestiach. Nie ruszając się z miejsca otworzyłam pospiesznie 
oczy rozglądając się jedynie w zakresie mojego wzroku. 

Stojące na półkach stare księgi, wiszące na ścianie obrazy świadczyły        
o tym, że tym razem nie nocowałam u siebie. Na szczęście nikogo oprócz 
mnie nie było w pokoju. Czułam nawet nie wiem co, ale żałowałam, że tak 
łatwo dałam się podejść. Jednak skoro miałam porzucić to czym były 
ludzkie odczucia to nie mogłam zaprzeczać, że właśnie wczoraj tego nie 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

346

 

 

chciałam. Kierowałam się instynktami i kiedy czegoś chciałam to 
wiedziałam, że nie ma takiej możliwości bym tego nie dostała.  

Trzymając prześcieradło usiadłam na łóżku, a następnie owinęłam je 
wokół siebie. Nie wiem czego się spodziewałam, ale pokój wyglądał 
normalnie. W dalszej części ogromnego pomieszczenia stało ciemne 
wiśniowe biurko, kilka regałów z książkami, ale moją uwagę przykuł obraz 
wiszący na ścianie. Przedstawiał krajobraz, gdzie bujna zielona trawa 
porastała łąkę, a stojące po lewej stronie drzewo zachwycało swoim 
wyglądem. Miałam wrażenie, że widok jest tak realny jakbym mogła 
dotknąć tego wszystkiego przykładając jedynie swoje palce do płótna. 

- Piękne - powiedziałam po ciuchu  

Nie miałam czasu dłużej tego oglądać, ponieważ za wszelką cenę 
musiałam się stąd wydostać. Owinięta prześcieradłem pozbierałam swoje 
rzeczy leżące na podłodze, a następnie udałam się do łazienki 
doprowadzając się do porządku.  

Przestronna łazienka w kolorze łagodnej zieleni prezentowała się 
niesamowicie wytwornie. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.            
Po lokach na mojej głowie nie było już nawet śladu, za to każdy kosmyk 
zdawał się układać w różne strony. Przeczesałam włosy palcami,                
a następnie przebrałam się w swoje rzeczy. Skierowałam się w stronę 
drzwi wyjściowych, ale nigdzie nie mogłam odnaleźć swojej kurtki. 

W wampirzym tempie pokonałam parę kroków, by szybko znaleźć się      
w swoim pokoju. Nie mogłam przestać myśleć o tym wszystkim co się 
wczoraj stało. W jakiś sposób chciałam zagłuszyć w tej chwili swoje 
myśli. Ruszyłam do łazienki, a następnie odkręciłam wodę w prysznicu      
starając się skoncentrować jedynie na płynącej wodzie. Instynktownie 
ściągnęłam swoje ubranie pozwalając, by po minucie gorące strumienie 
popłynęły po mojej skórze. Przyniosło to niebywałe orzeźwienie, którego 
tak bardzo teraz potrzebowałam. Moje napięte mięśnie zaczęły powoli 
odpuszczać pozostawiając mnie rozluźnioną.  

Chwyciłam za ręcznik, który owinęłam wokół siebie. Z mokrych włosów 
woda skapywała na podłogę. Ścisnęłam za nie mocno starając się je 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

347

 

 

osuszyć. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Jedno było pewne, 
zmieniałam się czy tego chciałam czy nie. Damon zawsze wybierze Elenę 
niezależnie od tego ile razy go odtrąci, a ja już dużej nie byłam w stanie 
tego wytrzymać. Jeżeli ponownie wolał przerabiać to samo co z Katherine 
to nie chciałam być tego świadkiem. Zamknęłam oczy tak jakbym ostatni 
raz pozwalała sobie na właśnie takie odczucia. Policzyłam w myślach do 
trzech wyłączając ludzkie emocje. Prowadzenie się jedynie instynktami 
było czymś innym, czymś czego teraz potrzebowałam. 

Pewnym krokiem podeszłam do szafy wyciągając z niej chabrową bluzkę  
z długim rękawem oraz czarne jeansy. Przebrałam się i wysuszyłam włosy 
pozostawiając je tym razem proste. Doprowadziłam swój makijaż do 
porządku, po czym wyszłam z pokoju schodząc na parter. Wszystkie moje 
niepewności i jakiekolwiek zapytania o konsekwencje wczorajszego 
wieczora blokowałam w swoim umyśle odpychając je jak najdalej od 
siebie. 

W poszukiwaniu mojej kurtki ruszyłam do pokoju, w którym ostatni raz  
na pewno miałam ją na sobie. 

- Nareszcie! Już zaczynałam się martwić, ale w końcu ile można się 
ubierać albo myśleć?! - dopiero teraz zauważyłam Rebekah siedzącą 
wygodnie na kanapie i uśmiechając się złośliwie w moją stronę - Chodź, 
zaprowadzę cię do pokoju, w którym znajdują się trumny przynajmniej   
do czegoś się przydasz - rzuciła znudzona, a następnie wstała z siedzenia -    
A to chyba twoje?! - chwyciła za leżącą na kanapie kurtkę rzucając ją w 
moją stronę 

- Podziwiam twój optymizm Rebekah zważywszy na to co się stało 
podczas Balu Założycieli. Na twoim miejscu zastanowiłabym się czy Matt 
zgodził się na twoje zaproszenie z własnej woli, czy tylko po to, by 
odwrócić twoją uwagę?! - odparłam równie złośliwie, po czym uśmieszek 
zniknął z jej twarzy 

Chwyciłam za kurtkę i w ułamku sekundy ubrałam ją na siebie. Wkurzało 
mnie to kiedy miała nade mną przewagę. Wampirzyca już się nie 
odzywając ruszyła przed siebie, a ja posłusznie za nią długim korytarzem. 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

348

 

 

Nie mogłam dać znać, że dokładnie wiedziałam o położeniu trumien         
w rezydencji, inaczej przyznałabym się do tego, że w wolnych chwilach 
przeczesywałam każdy z pokoi. Dziwiło mnie, dlaczego to akurat Rebekah 
miała wszystkiego dopilnować?. Cały czas rozglądając się dookoła szłam 
za dziewczyną, która ponownie się odezwała. 

- Nie ma go. Wyszedł dzisiaj rano załatwić na pewno coś bardzo ważnego, 
skoro cię zostawił, ale nie martw się wróci - powiedziała zatrzymując się 
przy drzwiach, które pchnęła przed siebie -, a tak na przyszłość to nie 
demolujcie domu. Nie jestem niczyją służącą, by zajmować się układaniem 
książek na półce - dodała  

Postanowiłam tym razem zignorować jej uszczypliwości ruszając przed 
siebie. Na środku ogromnego pokoju stały trzy zamknięte trumny. 
Pamiętałam, że ostatnim razem było ich tu cztery. Na Rebekah nie zrobiło 
to żadnego wrażenia, więc albo nie wiedziała, że jest czwarta albo była     
w to wszystko zamieszana. Dziewczyna podeszła w wampirzym tempie   
do stolika stojącego nieopodal okna, po czym podniosła srebrny sztylet 
oraz dwa klucze do góry.  

- Sama to zrobisz czy mam ci pomóc? - rzuciła stojąc cały czas na swoim 
miejscu 

- Co jeżeli mnie zaatakują? - spytałam dotykając lśniącego drewnianego 
wieka jednej z trumien  

- Przypominam ci, że przeleżeli w trumnach ponad 900 lat - odwróciłam 
się i obaczyłam Klausa opartego o futrynę drzwi - Jesteś szybsza i 
silniejsza - przeszedł obok mnie jak gdyby nigdy nic, a następnie 
odtworzył niezamkniętą trumnę  

Nie miałam innej możliwości niż otworzenia ich, ale to co miało się stać 
później najwyraźniej nie było już moim problemem. Pewnym krokiem      
z kamienną twarzą nie zważając na nic ani na nikogo podeszłam do 
Rebekah, a następnie wzięłam od niej sztylet i dwa klucze. 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

349

 

 

- Rozumiem, że jak otworzę trumny dostanę nareszcie księgę Petrovy? - 
zapytałam patrząc na trzymany w swojej dłoni sztylet z pełną 
świadomością ignorując otoczenie  

- Oczywiście jest twoja, zgodnie z umową - usłyszałam głos Pierwotnego 

Położyłam klucze na stoliku, a następnie chwyciłam za rękojeść srebrnego 
sztyletu, którego ostrzem rozcięłam wewnętrzną część swojej dłoni.        
Po normalnym cięciu rana powinna w ciągu paru sekund się zabliźnić,    
ale tym razem tak się nie stało. Widziałam, że proces leczenia przez mój 
organizm już się zaczął, ale trwało to znacznie dłużej niż przy innych 
ranach. Wzięłam dwa klucze, a następnie położyłam je na rozciętej ranie    
i zacisnęłam pięść. Nie miałam pojęcia czy to wystarczy, ale kiedy 
ponownie roztwarłam swoją dłoń klucze były poplamione moją krwią, 
która zaczęła w nie wsiąkać. Natomiast ich kolor zaczął się zmieniać 
przyjmując złotą barwę. 

- To działa - podeszła bliżej Rebekah, która najwidoczniej dopiero teraz 
zaczęła wierzyć, że to wszystko miało jakiś sens 

- Pozwolisz? - zapytał Klaus wyciągając swoją dłoń po klucze, a ja bez 
słowa podałam mu je 

Włożył pierwszy klucz do zamka przy jednej z trumien, a po chwili dało 
się słyszeć charakterystyczny dźwięk. Kłódka zwolniła swoje zapięcie. 
Wieko zaskrzypiało i moim oczą ukazało się pierwsze ciało zasuszonego 
wampira z wbitym sztyletem w piersi.  

- Kol przeleżał tutaj ponad pół wieku, a Finn ponad 900 lat. Czas wreszcie 
zjednoczyć rodzinę - ponownie odezwał się Klaus wyciągając z ciała 
swojego brata sztylet, a Rebekah zrobiła to samo z pozostałymi dwoma 
ostrzami po otworzeniu każdej z trumien 

Stałam cały czas na swoim miejscu patrząc jak wampiry zaczynają powoli 
ożywać. Nikt się w tym czasie nie odezwał, a ja czułam jak moja 
ignorancja zaczyna przeradzać się w wściekłość. Miałam wrażenie jakbym 
miała zaraz wybuchnąć albo rzucić czymś chcąc się w jakiś sposób 
rozładować.  

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

350

 

 

Minęło może jakieś kilka minut panującej ciszy, gdy usłyszałam jeszcze 
mi nieznany głos wyrywający z panującej we mnie wojny. 

- Szmat czasu bracie - odezwał się pierwszy z braci ubrany w czarną 
kamizelkę i jasną koszulę - Może teraz wytłumaczysz, dlaczego od ponad 
pół wieku gniłem w tej trumnie, a Finn od niewiadomo kiedy?! - zapytał 
coraz bardziej wkurzony 

- Chyba mamy dużo do obgadania - wtrącił Elijah stając koło swoich 
dwóch braci otrzepując marynarkę z kurzu 

- Ty nie możesz chyba narzekać prosiłeś, aby złączyć cię z rodziną           
to dałem ci to czego chciałeś - powiedział z całą pewnością Klaus  

Dopiero teraz zauważyłam, że Elijah zaczął mi się uważnie przyglądać. 

- Może w takim razie załatwimy to inaczej chyba, że nie znasz innej 
sztuczki niż zamykanie swojej rodziny w tych pudłach - powiedział Kol 
podchodząc coraz bliżej w naszą stronę, a ja w tym czasie stanęłam po 
lewej stronie Klausa 

Nie mogłam tego zrozumieć, dlaczego tak się właśnie działo i dlaczego 
atak na niego odbierałam jak atak na mnie. Nie mniej pamiętałam co się 
stało, kiedy na Pierwotnego założyli pułapkę Damon ze Stefanem i kiedy 
to wszystko odbijało się rykoszetem we mnie. 

- A to kto?! Znalazłeś kogoś nowego do rozstawiania po kątach?! - rzucił 
Kol, po czym przeniósł swój wzrok ponownie na mnie - Nie wiem co ci 
naobiecywał mój brat, ale sądzę, że dziewczyna taka jak ty powinna mieć 
stosowniejsze towarzystwo - odparł chłopak podchodząc pewnym krokiem 
w moim kierunku 

- Nie radzę - odezwał się Klaus 

- Zatrzymaj swoje rady dla siebie! - rzucił pospiesznie w stronę swojego 
brata - Ale wybacz najlepiej będzie jeśli zaczniemy od początku,          
mam na imię Kol, a tobie jak na imię kochana? - podszedł do mnie bliżej 

- Powtarzasz ten sam błąd co wszyscy - powiedziałam pozwalając sobie   
w jakiś sposób na rozładowanie swoich emocji, po czym w ułamku 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

351

 

 

sekundy znalazłam się przy nim wykręcając mu rękę do tyłu i nie 
pozwalając się wyrwać - radzę ci mnie nie bagatelizować i nie jestem 
twoim kochaniem - rzuciłam na głos, a później zwolniłam uścisk - 
Faktycznie zaczyna mi się to podobać - rzuciłam uśmiechając się 
zdecydowanie i czując siłę jakiej nie miałam nigdy wcześniej 

- Kol przestań pajacować i zostaw dziewczynę swojego brata - rzuciła 
Rebekah znowu mnie ignorując, a ja jedynie przewróciłam oczami           
ze znudzenia - Bądź co bądź to tylko dzięki jej krwi nie siedzisz już          
w tym pudle - dodała cytując swojego brata 

- Droga siostro przynajmniej ciebie dobrze zobaczyć - odparł Kol 
podchodząc do Rebekah  

- Jeśli myślisz, że zamierzam tu zostać to się grubo mylisz! - rzucił Finn 
przechodząc obok Klausa, po czym po chwili obrócił się raz jeszcze w 
naszą stronę - Dziwię się, że pomimo tego wszystkiego ty ciągle z nim 
trzymasz Rebekah, ile to razy ciebie zasztyletował tego to raczej wolisz  
już chyba nie pamiętać! - pokręcił przecząco głową 

- Może lepiej zaczniesz cieszyć się swoją wolnością gdzie indziej. Psujesz 
mi humor, ale zawsze w końcu możesz wrócić na swoje miejsce jak ci się 
nie podoba otoczenie - rzucił Klaus mierząc wzrokiem swojego brata,        
a następnie wyszedł z pokoju  

Nie miałam ochoty dłużej przebywać w tym pomieszczeniu, a po drugie 
chciałam dostać to co mi obiecano. Ruszyłam w stronę gabinetu, w którym 
ostatni raz widziałam księgę. 

- Chyba zapomniałeś o czymś? - stanęłam w progu widząc Klausa 
przeglądającego jakieś papiery leżące na biurku w gabinecie 

Nie odezwał się do mnie, a jedynie podszedł do półki z książkami szukając 
tomu Petrovy. Stanęłam w tym czasie przy oknie opierając się o framugę   
i spoglądając na okazały ogród na zewnątrz. 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

352

 

 

- I tak niczego ciekawego tu nie wyczytasz. Jest napisana bardzo starym 
językiem, ale jeśli potrzebowałabyś pomocy... - podszedł bliżej mnie,      
po czym podał mi księgę 

- Obejdzie się - odparłam zabierając pospiesznie tom Petrovy z jego ręki  

- Wyglądasz na zdenerwowaną - stwierdził opierając się o sąsiednią 
futrynę stojąc zaledwie metr ode mnie 

- Nie jestem zdenerwowana, a raczej poirytowana. Wykorzystałeś wczoraj 
to wszystko co mi się przydarzyło! - rzuciłam spoglądając w jego stronę  

- To ty zaczęłaś, a ja jedynie pomogłem ci rozładować emocje, ale 
następnym razem... - zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć 

- Bardzo zabawne, ale nie będzie następnego razu - ścisnęłam mocniej 
księgę i ruszyłam w stronę wyjścia 

- Ile to już razy słyszałem?. Pierwszy chyba z grą na fortepianie, jak dobrze 
pamiętam - usłyszałam zatrzymując się w połowie drogi i obracając w jego 
stronę  

- To nie jest to samo - rzuciłam, a następnie pewnym krokiem wyszłam     
z gabinetu 

Musiałam mieć choć chwile czasu dla siebie, by móc zacząć czytać księgę. 
Próbowałam znaleźć coś na temat pierwszej Petrovy, ale miałam wrażenie 
jakby nic przydatnego tutaj nie było. Musiałam się dowiedzieć w jaki 
sposób jestem połączona z Tatią i czy w jakiś sposób mogę zerwać więź 
łączącą nas obydwie.  

W głównym salonie pomimo panującego gwaru w całej rezydencji była 
cisza. Usiadłam bokiem na kanapie opierając się o jej oparcie. Pospiesznie 
przekartkowałam pierwsze strony.  

„Wszystko co wydarzyło się w przeciągu ostatnich lat było jedynie 
początkiem zgubnego końca. Ona w końcu odkryje prawdę, ale tak rola 
czarownicy, by dbać o równowagę w przyrodzie bez względu na 
konsekwencję swoich czynów.”  

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

353

 

 

Pierwsze słowa jakie były zapisane na głównej stronie potwierdzały 
jedynie fakt, że czarownice musiały pominąć informację o tym, że Biała 
Moc
 w jakiejś części została Tati odebrana. Najwidoczniej ona sama nie 
miała o tym zielonego pojęcia skoro zgodziła się na to, by to z jej krwi 
został zapoczątkowany ród Pierwotnych wampirów. 

Kolejne strony faktycznie pisane były czymś znacznie starszym niż tylko 
łaciną, a na jednej z nich był dziwny rysunek rąbu. Górna część 
zamalowana była na czarno, a druga pozostawała biała. Kompletnie nic     
z tego nie rozumiałam.  

Moją uwagę zwróciło jednak to, że niektóre strony były grubsze od 
poprzednich. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że część stron musiała 
zostać celowo sklejona. Powtarzało się to co dziesięć stron i chyba właśnie 
to miało odwrócić uwagę zwykłego czytelnika. Starałam się powoli 
rozkleić dwie pierwsze strony, gdy usłyszałam skrzypienie kilku desek     
w podłodze. 

- Sądzę, że niewłaściwie zaczęliśmy - spojrzałam przed siebie                     
i zobaczyłam Kola siadającego na drugiej kanapie tym razem ubranego     
we współczesne rzeczy, a nie te z początku ubiegłego wieku 

- Nie mam zamiaru dostarczać ci rozrywki, jakbyś zauważył jestem zajęta - 
odparłam próbując go zignorować 

- Po prostu jestem ci wdzięczny, że dzięki tobie znowu mogę cieszyć się... 
życiem - dodał na końcu jakby szukał odpowiedniego słowa dobrze się 
przy tym bawiąc 

- To może w takim razie zaczniesz się nim cieszyć z dala ode mnie - 
rzuciłam  

- Dlaczego miałbym to zrobić? - zapytał z uśmiechem rozsiadając się 
wygodnie na kanapie - Jest niesamowita - spojrzałam ponownie na niego   
i dopiero teraz zauważyłam, że patrzy na Klausa siadającego na 
przeciwległej kanapie 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

354

 

 

- Już sama nie wiem, który z was jest bardziej wkurzający - zamknęłam 
księgę, a następnie wstałam z kanapy ruszając w kierunku wyjścia 

- Dokąd idziesz cukiereczku, jest jeszcze tyle rzeczy, których chciałbym 
się o tobie dowiedzieć! - krzyknął za mną głośniej Kol  

Musiałam się stąd wynieść na kilka godzin. Postanowiłam udać się do 
Grilla licząc na to, że przynajmniej tam będą miała odrobinę spokoju. 

 

**Damon**  

 

 

Po popołudniowym śniadaniu z torebki zszedłem na dół do 

głównego salonu, gdzie zobaczyłem Stefana czytającego jakąś gazetę. 

- Wyglądasz na zmartwionego, czyżby sprzedaż akcji nie szła pomyślnie? - 
zapytałem podchodząc do barku z whisky i nalewając alkoholu do dwóch 
niewielkich szklaneczek - Napij się dobrze ci to zrobi - rzuciłem 
podsuwając mu szklankę, ale całkowicie mnie zignorował - Jak sobie 
chcesz, nie wiesz co tracisz - dodałem wypijając zawartość jednej z nich 

- Nie podzielam raczej twojego wesołego humoru zważywszy na to,         
że wczoraj znaleziono cało jakiegoś chłopaka pozbawionego krwi - 
powiedział pocierając skronie 

- Ofiary poboczne na każdej wojnie się zdarzają. Powiedziałem, że się tym 
zajmę - dodałem szybciej 

- Ciekawe jak?!. Dołączysz do tego rozlewu krwi?!. Bo raczej to co teraz 
robisz nie pomoże w tym wszystkim - wstał z kanapy podchodząc do mnie 
i zakładając ręce na piersiach - Klaus zabije każdego mieszkańca nie 
cofając się przed niczym. Skąd wiesz czy to dopiero nie początek? - 
zapytał cały czas stojąc koło mnie i coraz bardziej psując mi mój dobry 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

355

 

 

humor - Wiesz co się stanie jak Meredith otworzy trumny? - spojrzałem  
na niego 

- Nie otworzy - powiedziałem wypijając jednym łykiem zawartość drugiej 
szklanki do końca 

- A co jeśli to zrobi?. Wystarczy, że Klaus jej zagrozi, a zgodzi się na 
wszystko, by nas ochronić?! - zaczął wyrzucać z siebie kolejne pytania  

Chwyciłem za moją skórzaną kurtkę nie odpowiadając nic mojemu 
młodszemu bratu, a następnie odstawiłem pustą szklankę na stolik              
i ruszyłem w kierunku wyjścia. 

- A ty dokąd? - zawołał za mną - Damon! - krzyknął, kiedy się nie 
odezwałem 

- Do Grilla obmyślać kolejny nieudany plan. Wybacz, ale nie jesteś 
najlepszym kompanem do tego - rzuciłem wychodząc na dwór i nie 
czekając na jego ripostę 

Wsiadłem po chwili do swojego auta. Starałem się pomyśleć, ale Stefan 
miał rację, że jeżeli czegoś nie wymyślimy to Meredith faktycznie otworzy 
trumny, a wtedy nasze szanse zmaleją do zera. Zapaliłem silnik 
pogłaśniając muzykę w radiu i ruszyłem w kierunku Grilla. 

Po upływie parunastu minut zaparkowałem przed barem zatrzaskując za 
sobą głośno drzwi samochodu. Najwidoczniej dzisiaj wszystkie dzieciaki  
z okolicznego liceum miały jakiś sprawdzian skoro prawie nikogo tutaj  
nie było. Usiadłem przy stoliku barowym zamawiając u ślicznej kelnerki 
kieliszek whisky. Dziewczyna uśmiechnęła się w moją stronę lekko 
zmieszana. 

- Wiedziałem, że cię tu znajdę - usłyszałem za sobą głos Alarica, ale nawet 
nie obróciłem się w jego stronę - Chyba nie myślisz, że pozwolę ci pić 
samemu - powiedział i skinieniem ręki przywołał pracującą za ladą 
dziewczynę - Kawę - rzucił, a ona kiwnęła głową przyjmując zamówienie 

- To się nie liczy - odezwałem się spoglądając na kubek z zawartością 
gorącej i aromatycznej kawy postawionej po minucie na ladzie 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

356

 

 

- Czy ty mi powiesz co ty znowu kombinujesz?. Stefan do mnie dzwonił - 
powiedział lekko zdenerwowany siadając na stołku obok mnie 

- No tak mój świętobliwy brat jak zawsze musi trzymać rękę na pulsie        
i psuć dobrą zabawę, ale żeby od razu musiał dzwonić do ciebie?!          
Nie mam pięciu lat - spojrzałem na niego ze skwaszoną miną 

- Może i nie masz, ale czasem się tak zachowujesz jakbyś faktycznie miał - 
powiedział, a ja w tym czasie wypiłem łyka ze szklaneczki - Najwidoczniej 
liczy, że tylko ja mogę cię odwieść od tego co chcesz zrobić? A co w 
zasadzie zamierzasz? - zapytał 

- Coś wymyślę, ale nie teraz... jestem lekko zajęty - odparłem spoglądając 
na niego, kiedy zdałem sobie sprawę, że patrzy w kierunku drzwi 

Podążyłem za jego wzrokiem i zobaczyłem Meredith stojącą w drzwiach. 
Wyglądała jak jedna z uczennic pobliskiego liceum trzymając w ręku 
książkę z biblioteki. Wydawała mi się trochę zaniepokojona, a z drugiej 
zdenerwowana. W tym momencie nasze oczy się spotkały. Miałem 
wrażenie jakby mocniej zacisnęła szczękę i przycisnęła do siebie księgę 
ruszając w moją stronę.  

- Ty znowu tutaj, ale chyba nie powinnam być zdziwiona?! - zapytała 
znajdując się po chwili przy mnie 

- Zważywszy na to co wczoraj zrobiłaś?. Powinnaś się cieszyć, że jeszcze 
żyjesz - rzuciłem wkurzony spoglądając na nią 

- Jakbyś myślał, że zrobiłam to dla niego to byś ze mną w tym momencie 
nie rozmawiał - odpowiedziała wiedząc, że na pewno zostałem 
poinformowany przez Elenę, że śmierć Klausa była równoznaczna z jej 
śmiercią 

- Zgaduję, że Klaus nie wie, że to całe twoje oddanie wynika z pojawienia 
się pierwszej Petrovy w mieście? - stwierdziłem będąc całkowicie pewny 
swoich słów  

W tym momencie pojawiła się kelnerka przerywając naszą rozmowę. 
Zobaczyłem jak Meredith spojrzała w jej oczy prosząc o przyniesienie 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

357

 

 

kawy. Zahipnotyzowana dziewczyna od razu ruszyła po gorący dzbanek 
naparu.  

- Najwidoczniej twoja sytuacja nie wygląda za wesoło skoro jesteś tutaj, 
aby czytać - rzuciłem spoglądając na księgę, którą trzymała 

- Raczej powinieneś się martwić o siebie, a nie o mnie - odpowiedziała 
biorąc kubek gorącej kawy od kelnerki  

- Czy wy nie potraficie ze sobą normalnie rozmawiać? - wtrącił się Rick 

- Nie! - odpowiedzieliśmy w tym samym czasie i dopiero teraz zaczęło    
do mnie docierać co się działo, ale musiałem to potwierdzić 

- Myliłem się... - powiedziałem na głos, a ona spojrzała w moim kierunku 
lekko zdziwiona 

W tym ułamku sekundy zobaczyłem jej oczach strach, przerażenie,            
a z drugiej strony pewność i całkowitą wiarę w to co robiła, której już 
dawno nie widziałem.  

- Myliłem się myśląc, że tak po prostu się wyłączyłaś, ale prawda jest taka, 
że jesteś bardziej sobą niż ci się zdaje, choć tym razem się przeliczyłaś. 
Nie żyjemy w 1864 roku i ta sama sztuczka co wtedy ci się nie uda - 
rzuciłem spoglądając na nią 

- Nie wiem o czym mówisz - pokiwała przecząco głową - Zaakceptuj 
nareszcie to, że nie jestem tym kim byłam kiedyś i przestań mnie ratować, 
bo nie potrzebuję twojej pomocy - odparła, odchodząc ode mnie i siadając 
przy stojącym przy ścianie stoliku 

- Wiesz, że ją wkurzyłeś?. Chyba już zapomniałeś, że ona nad tym nie 
panuje - spojrzał na mnie Rick 

- W porównaniu do poprzedniego razu teraz przynajmniej wiem gdzie jest 
- odpowiedziałem mu podnosząc pusty kieliszek do góry i zamawiając 
kolejną whisky 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

358

 

 

- Czyżbyście coś oblewali? Też się chętnie napiję - spojrzałem w prawą 
stronę i zobaczyłem Klausa z dwoma hybrydami stojącymi za nim, które 
po skinieniu jego głowy zajęły miejsce w dwóch różnych końcach sali  

- Umówmy się tak, ty wyjedziesz zostawiając to miastu w spokoju,            
a ja zapomnę o tym, że wczoraj zabiłeś kolejnego mieszkańca tego jakże 
uroczego miasteczka - powiedziałem spokojniej chcąc rozładować 
atmosferę i wiedząc, że teraz nie miałem żadnych szans, by w razie walki 
wygrać 

- Chyba żartujesz i nie wiem o czym w ogóle mówisz.

 Widzisz, dostałem 

to, czego chciałem i ty też, choć jesteś za głupi, żeby zdać sobie sprawę     
z tego. A ponieważ jestem wielkoduszny twojemu bratu również daruję 
życie. Mam wrażenie, że zyskaliście nowego wroga, którzy zapewni wam 
trochę rozrywki - kończąc spojrzał w kierunku Meredith 

- Myślałem, że nie ma niczego gorszego od ciebie, ale ona jest o stokroć 
gorsza i sądząc po tym, że jest bardziej sobą niż ci się wydaje to szybko  
się przekonasz do czego jest zdolna - rzuciłem wkurzony wstając z 
barowego stołka 

- Sądzisz, że szukałbym kogoś nie dowiadując się o nim wszystkiego?      
Ja raczej powiedziałbym, że jest bardzo... impulsywna - uśmiechnął się    
na samo to słowo - Na szczęście mam całą wieczność, by nad tym 
popracować - powiedział, a ja czułem jak zaczyna mnie coraz bardziej 
denerwować 

Jeżeli wiedział o tym jaka Meredith była kiedyś to mógł wykorzystać to 
wszystko przeciwko nam, a co gorsza przeciwko niej samej. 

- Widzisz jej spojrzenie? Przesiąknięte jest smutkiem i tęsknotą to właśnie 
dostała od ciebie w ciągu paru ostatnich dni. Zdradzę ci coś, dziewczyna 
którą spotkałem w 1947 była pełna wiary w ciebie, a teraz ty sam jej to 
odebrałeś - rzucił potwierdzając moje przypuszczenia, ale zdziwiony 
byłem, dlaczego ona sama nic o tym nie wspomniała czyżby nie 
pamiętała? 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

359

 

 

**Meredith**  

 

 

Nie chciałam nawet słuchać o czym rozmawiali Damon z Klausem. 

W tym momencie spojrzałam na wiszący na ścianie telewizor, w którym 
leciały lokalne wiadomości. Mówili o ataku zwierzęcia, które znowu 
najwidoczniej zaczęło nawiedzać Mystic Falls. Pokazywali zdjęcie 
chłopaka zabitego przeze mnie oraz szkołę w jakiej się uczył, a stosy 
kwiatów leżały pod jego szkolną szafką.  

- To zbędne wyrzuty sumienia lepiej się ich pozbądź - spojrzałam przed 
siebie i zobaczyłam Klausa siedzącego przy moim stoliku 

- Moje sumienie zostaw w spokoju, potrafię sobie z tym radzić, a czy ty  
nie powinieneś być raczej w domu i zajmować się swoim rodzeństwem  
niż siedzieć tutaj teraz ze mną? - zapytałam spoglądając na niego 

- To nie mnie na nich zależało tylko Rebekah. Chciała mieć powrotem 
swoich braci to niech się teraz nimi zajmuje - odpowiedział - Za dużo 
myślisz - spojrzał ponownie na mnie  

- Ze względu na to, co stało się wczoraj wieczorem, wątpię, żebyś miał 
prawo zarzucać mi, że za dużo myślę - odparłam nie zważając na to,        
że na pewno cała rozmowa była podsłuchiwana przez Damona 

- Dobrze, że wracasz do tego, ale bardziej interesuje mnie co cię tak 
zdenerwowało?! - dalej drążył ten temat 

- Zostawiłeś mnie! - wyrzuciłam z siebie to co dręczyło mnie cały dzień 

- Musiałem coś załatwić, a ty tak słodko spałaś, że nie było cię sensu 
budzić - odpowiedział jakby cała sytuacja go bawiła 

- Już mówiłam, że mnie to nie śmieszy - rzuciłam, a następnie wstałam      
z krzesła ruszając w stronę łazienki 

Przeszłam pewnym krokiem obok siedzącego przy barze Alarica i Damona 
nawet nie patrząc w ich stronę. Przekroczyłam próg łazienki odkręcając 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

360

 

 

wodę w umywalce. Przemyłam twarz zimna wodą, a następnie spojrzałam 
na swoje odbicie. 

  

**Damon**  

 

 

Przeszła obok mnie jak gdyby nigdy nic nawet nie patrząc w moim 

kierunku.  

- Zaraz wracam - urwałem ruszając za Meredith 

Pchnąłem mocno drzwiami po chwili znajdując się w środku przestronnej 
łazienki. Dziewczyna stała przy lustrze wycierając twarz papierowym 
ręcznikiem. 

- Wszystkiego mogłem się po tobie spodziewać, ale nie tego - rzuciłem 
podchodząc do niej bliżej  

- To wszystko twoja wina! - odparła z całym jadem w moją stronę coraz 
bardziej zdenerwowana - Jakby nie ty to nigdy, by się to nie wydarzyło 

- Ok. kombinuj dalej, zwal wszystko na mnie i może to, że podałem mu 
ciebie na tacy - krzyknąłem choć sam siebie uspakajając, aby nikt tego    
nie usłyszał 

- Za każdym razem traktujesz to co do ciebie czuje za pewnik, ale ja        
też mam swoje granice. Ja już tak dłużej nie mogę - wyrzuciła z siebie 

- O czym ty znowu mówisz? - nie miałem zielonego pojęcia do czego 
zmierza 

- Że w jednej chwili mówisz mi, że mnie kochasz, a później całujesz się     
z Eleną u niej na ganku, a może coś pomieszałam?! - zapytała pewna tego 
co widziała 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

361

 

 

Dotarło do mnie, że tamtego wieczora to nie był zwykły powiew wiatru,    
a moje zmysły mnie nie myliły i faktycznie ktoś tam był, a tym kimś była 
ona widząc to czego nie powinna. 

- Popełniasz błąd niedoceniając mnie - rzuciła coraz bardziej wkurzona - 
Martwisz się o mnie? Lepiej martw się o Elenę, bo od dzisiaj jej 
największym problemem będę ja - stanęła pewna siebie, a w jej oczach 
widziałem tylko złość i wściekłość 

Alaric miał rację ona kompletnie nad tym nie panowała.  

- To ty wczoraj zabiłaś tego chłopaka? - zapytałem w ułamku sekundy 
przytrzymując ją za nadgarstki i przybijając do ściany  

- I zabije kolejnych czy to się tobie podoba czy nie. Chciałeś bym była 
wampirem to zobaczysz do czego mogę być zdolna - rzuciła coraz bardziej 
wściekła na mnie 

- Rób tak dalej, a osobiście cię zabiję i wyrzucę na dno oceanu - odparłem  

Powtarzała te same błędy, które ja robiłem. Im bardziej cierpiała tym 
szybciej się wyłączała, nie patrząc na konsekwencje wszystkiego co robiła.  

- Przeceniasz się - powiedziała, po czym wyrwała się z mojego uścisku 
stając po przeciwnej stronie łazienki pokazując przy tym swoje kły i oczy 
nabiegłe krwią 

Ruszyłem w jej stronę w wampirzym tempie, ale ona była szybsza. Zanim 
do niej dobiegłem chwyciła za kij od szczotki, który wbiła w mój bok. 
Opadłem z bólu do przodu, ale to tym razem ona mnie przytrzymała. 

- Obiecałam ci, że będę cie kochać do końca swojego życia i dotrzymałam 
słowa, ale jakbyś nie pamiętał teraz jestem martwa i to bardziej niż sobie 
wyobrażasz - szepnęła mi do ucha, a następnie pchnęła mną do tyłu i nie 
oglądając się za siebie wyszła z łazienki 

Upadłem na plecy ciężko oddychając, by po chwili wyciągnąć kij             
ze swojego boku. Rana po paru sekundach się zabliźniła, a ja wybiegłem 
za nią. Nie byłem pewien czy wyszła głównym wyjściem czy tylnim.   
Była zdenerwowana i wtedy robiła głupie rzeczy, a ja musiałem ją 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

362

 

 

powstrzymać. Ruszyłem w kierunki Ricka, żeby się dowiedzieć czy coś 
widział, ale kiedy dotarłem do niego nie zdążyłem zadać ani jednego 
pytania, ponieważ po dwóch moich stronach pojawiły się dwie hybrydy 
Klausa.  

- Chyba musimy porozmawiać - odezwał się pierwszy 

- Może dacie sobie na dzisiaj spokój i napijemy się whisky? - powiedział 
Rick starając się jakoś rozładować sytuacje widząc ślady krwi na mojej 
koszuli 

- Wybacz, ale nie z tobą rozmawiamy - odezwał się drugi sługus Klausa 

Porozumiewawczo na niego spojrzałem, aby odpuścił. 

- To nie prośba kolego - ponownie pospieszył mnie mieszaniec  

Obydwoje chwycili mnie w ułamku sekundy za ramiona nie pozwalając się 
ruszyć. Z racji tego, że było tu coraz więcej ludzi wszedłem razem z nimi 
tylnim wyjściem, po czym pchnęli mną na sąsiednią ścianę, o którą mocno 
uderzyłem. Przygwoździli mnie do niej przytrzymując po dwóch stronach  
i wtedy pokazał się Klaus. 

- Myślałem, że już sobie wszystko wyjaśniliśmy - podszedł do mnie bliżej 
- Darowałem ci życie, a ty uparcie sam się narażasz. Jednak chyba bardziej 
musiało boleć to, że dźgnęła cię twoja była dziewczyna, ale przejdźmy do 
sedna. Już chyba zapomniałeś kim jestem? - rzucił wściekły choć cały czas 
kontrolując sytuację 

- Mam to gdzieś jakbyś zauważył. Równie dobrze mógłbyś nalać mi 
whisky, bo chyba ostatnią szklankę wypiłem - odparłem ciężko oddychając 
i próbując się wyrwać 

- Lepiej uważaj kolego i pilnuj języka, bo inaczej ci go oderwę - odezwał 
się jeden z mieszańców 

- Mądrala z ciebie, ale jeszcze raz się do niej zbliżysz, a osobiście cię 
zabiję. Czy to do ciebie dotarło? - spojrzał na mnie, a później wydał 
kolejną komendę swoim hybrydą 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

363

 

 

- Dajcie mu nauczkę, aby lepiej zapamiętał tą rozmowę - powiedział           
i dopiero teraz zauważyłem, że trzymał tą samą księgę, z którą przyszła    
tu Meredith  

Klaus odwrócił się, po czym w ułamku sekundy zniknął tak samo szybko 
jak się pojawił.  

- Lekcja pierwsza - rzucił jeden, po czym uderzył mnie w brzuch 

Rana odniesiona po wbiciu przez Meredith kija we mnie była dość 
dotkliwa przez co straciłem sporo krwi, a tym samym sił. 

- Hej! - usłyszałem jak przez mgłę głos Alarica  

Dwie hybrydy włącznie razem ze mną spojrzały w tamtą stronę i dopiero 
teraz zauważyłem swojego przyjaciela z kuszą w ręce, którą wystrzelił 
prosto w serce mieszańca trzymającego w ręku ostry pręt. Jeden padł       
od razu, kiedy grot go przebił, a drugiemu ja sam wyrwałem serce z piersi 
zanim zdążył się zorientować co chciałem zrobić. 

- Lekcja druga, nie atakuj wampira, którego najlepszym przyjacielem jest 
łowca wampirów - podszedł do mnie Rick rozglądając się dookoła 

- Musimy stąd iść - powiedział podając mi dłoń i pomagając wstać - 
Dobrze się czujesz? - zapytał widząc plamę krwi  

- Bywało lepiej - odparłem opierając się o ścianę  

- Sądząc po tej ranie i po tym, że Klaus nasłał na ciebie tych dwóch 
świadczy, że nie dogadałeś się z Meredith - powiedział spoglądając          
na nieruchome ciała leżące na betonowej posadzce  

- Po raz kolejny się myliłem, ale mam lepszy plan. Musimy wracać,        
ale najpierw trochę tu posprzątać - rzuciłem marszcząc brwi 

 

 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

364

 

 

**Meredith**  

 

 

Nie zważając na nic przebiegłam przez cały korytarz wychodząc 

głównymi drzwiami. Głęboko oddychając oparłam się o ścianę parę 
kroków od wejścia do Mystic Grill. Miałam wrażenie jakbym ze 
wściekłości wbijała paznokcie w mur. Spojrzałam przed siebie, a na 
drugim końcu ulicy pod drzewem zobaczyłam dziewczynę wyglądającą jak 
Elena tylko ze znacznie krótszymi włosami, która przecząco kiwała głową, 
a z drugiej strony była dumna i pewna siebie jakby bawiło ją to co w tej 
chwili przechodziłam. Byłam na tyle wściekła, że nie interesowało mnie             
po co przyszła i czego chciała, a ja jedynie pragnęłam ją zabić i nie widzieć 
nigdy więcej. Pewnym krokiem ruszyłam w jej stronę, gdy przede mną 
przejechał samochód dostawczy zasłaniając mi jej widok. Niestety, kiedy 
odjechał jej już nie było.  

- Chyba czegoś zapomniałaś - usłyszałam głos Klausa, po czym spojrzałam 
w jego stronę - powinnaś jej lepiej pilnować skoro jest dla ciebie taka 
ważna - dodał po chwili  

- Nienawidzę tego miasta, nie chcę tutaj być! - czułam jak krew coraz 
szybciej zaczyna płynąć w moich żyłach - Zabierz mnie stąd jak najdalej!  

Miałam wrażenie jakbym próbowała zblokować wyrzuty sumienia,      
które zaczęły się pojawiać w związku z tym jak zareagowałam w czasie 
rozmowy z Damonem.  

- Wsiadaj - ruchem ręki wskazał na swój czarny samochód stojący przy 
krawężniku  

W tej chwili byłam na tyle zdenerwowana, że kompletnie nie obchodziło 
mnie dokąd mnie zabiera i jak daleko. Damon miał rację w jakiejś części  
to kim byłam kiedyś nie pozwalało mi zapomnieć o przeszłości. Nie wiem 
nawet ile czasu jechaliśmy, ale samochód zwolnił i się zatrzymał.  

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

365

 

 

- Gdzie my jesteśmy? - zapytałam widząc las, przez który nieśmiało 
przebijały się promienie słoneczne zachodzącego już słońca 

- Wysiądź to zobaczysz - odpowiedział, po czym wysiadł z samochodu      
i oparł się o boczną stronę maski samochodu spoglądając przed siebie 

Opuściłam samochód zaraz po nim, a następnie ruszyłam w jego stronę. 

- Co my tu robimy? I gdzie mnie przywiozłeś? - wyrzucałam z siebie 
kolejne pytania rozglądając się dookoła 

- Powiedziałaś, że jest piękny - dodał po chwili, gdy stanęłam obok niego 

Podążyłam za nim wzrokiem i dopiero teraz dostrzegłam, że to był ten sam 
krajobraz co na obrazie w jego pokoju. W wampirzym tempie znalazłam 
się pod drzewem spoglądając w dal i patrząc na zachodzące słońce. Ten 
widok mnie uspokajał. Przywoływało to cudowne wspominania z Mystic 
Falls w 1864 roku, kiedy wszystko wydawało się znacznie prostsze.  

- W ciągu paru dni straciłam wszystko co miałam, wszystkich na których 
mi zależało - powiedziałam pozbawiona jakichkolwiek emocji - Damon 
nigdy nie odpuści. On wie kim jest i właśnie, dlatego nigdy nie pozwoli mi 
odejść - ciągnęłam dalej wpatrując się w krwawo zachodzące słońce 

- Nie zasługujesz na to co ci się przydarzyło, a w szczególności na to        
w jaki sposób traktuje cię Damon. Ja bym tak nie postąpił - powiedział,     
a ja obróciłam się w jego stronę  

- W jednym się nie myliłeś. Masz rację cenimy te same zasady: lojalność, 
nienawidzimy tego, gdy ktoś na zawodzi, a ja nienawidzę gdy ktoś łamie 
mi moje serce, ale przestań do mnie mówić tak jakbyś mnie znał - rzuciłam 
podchodząc kilka kroków w jego stronę, stojąc pomiędzy drzewem,           
a samochodem 

- A może właśnie to ty jesteś w błędzie i znam cię lepiej niż ci się wydaje - 
powiedział znajdując się przy mnie w wampirzym tempie i patrząc w moje 
oczy - To była naprawdę miła przejażdżka, ale myślę, że powinniśmy już 
wracać - dodał, a później odszedł w kierunku samochodu 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

V

II

I:

 Me

re

d

ith

 Pi

e

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a by 

mo

n

al

is

a0

0

 

366

 

 

To było nie możliwe żebyśmy się kiedyś spotkali, przecież pamiętałabym 
o tym. Sam nie mógł mi wymazać pamięci, a po drugie nie wypuściłby 
mnie skoro szukał mnie na przestrzeni tylu lat. Cały czas byłam pod opieką 
czarownic dbających o moje bezpieczeństwo i strzegących przed tym,     
by Klaus nigdy mnie nie odnalazł. Musiałam się dowiedzieć o co w tym 
wszystkim chodziło. 

Spojrzałam raz jeszcze na ten piękny widok za mną, a następnie ruszyłam 
do samochodu, aby ponownie wrócić nie tylko do Mystic Falls, ale i do 
wszystkich problemów, które mnie otaczały.  

  

Ciąg dalszy nastąpi...