background image

Hannah Howell 

Miód

background image

1

Francja, wiosna, 1458

Dlaczego   ją   tutaj   przyprowadziłeś?   Mocarny   sir   Bearnard 
uniósł muskularną rękę, chwycił omdlałą dziewczynę mocniej i 
ostrożnie zerknął na swego suzerena, sir Charlesa DeVeau.
-  Schwytałem ją podczas napadu - odpowiedział.
-  Nie wysyłałem was przeciwko Lucettom po to, żebyście łapali 
kobiety. Tu, w majątku, kreci się dość niewiast chętnych do 
zaspokojenia potrzeb każdego mężczyzny.
-   Zrobiliśmy wszystko, co nam nakazałeś, panie. Ale napot-
kałem   tę   kobietę,   gdy   opuszczaliśmy   już   płonące   ruiny 
twierdzy Lucettów, i pomyślałem, że mogę nią spłacić dług.
-  Jaki dług?- Sir Charles potarł brodę długimi upierścienionymi 
palcami lewej ręki, usiłując przyjrzeć się dokładniej
brance sir Bearnarda.                                  
-     Chodzi   mi   o   przegraną   w   zakładzie   z   sir   Cameronem 
MacAlpinem. - Sir Bearnard skrzywił sie, słysząc c.chy
- Po pierwsze, ta dziewka to jeszcze prawie dziecko, w dodat 
ku brudne i posiniaczone, a po drugie chyba zapommałeś. te 
nasz potężny szkocki rycerz złożył śluby czystości.
- Zauwżyłem, że nie zadaje się z kobietami, chociaż
sporo ich się przy nim kręci.
- Cóż, rób, jak uważasz, ale na pewno się przekonasz, że sir 
Cameron wolałby pieniądze.
- Może jeśli ofiaruję mu obie kobiety... - Obie? Przecież widzę 
tylko jedną.

background image

Druga   jest   jeszcze   mniejsza,   zupełne   dziecko.   Zabrał   ją   sir 
Renford.   bo   upodobał   sobie   takie   delikatniutkie.   Sir   Charles 
wzruszył ramionami.
Idź, próbuj szczęścia. Ten człowiek wkrótce nas opuści. Może 
będzie   podatny   na   jakieś   targi,   może   nawet   wiedzieć,   jak 
zamienić taką dziewkę na pieniądze. Tylko pamiętaj, jeśli będą 
z nią kłopoty, ty za to zapłacisz.
Avery poczuła, że jej ciemięzca skłania się lekko. Skręcało ją z 
wściekłości,   toteż   z   trudem   przychodziło   jej   udawanie 
bezwładnej, gdy sir Bearnard zakończył rozmowę z mężczyzną 
o lodowatym wzroku i skierował się do wyjścia z wielkiej sieni. 
Ten   brutal   dopiero   co   chciał   zniszczyć   jej   krewniaków   i 
wszystko,   co   im   drogie,   a   teraz   miał   zamiar   użyć   jej   do 
spłacenia jakiegoś długu.
Nie   mogła   uwierzyć   w   to,   jak   szybko   jej   urocza   wizyta   u 
rodziny matki zmieniła się w krwawe i tragiczne wydarzenie, 
flu   jej   kuzynów   zginęło   od   mieczy   rycerzy   DeVeau?   Czy 
wszystko zniszczyli? I gdzie jest jej kuzynka Gillyanne? Była 
jeszcze dzieckiem, miała zaledwie trzynaście lat. Wszystkie te 
pytania Avery miała na końcu języka, ale wiedziała, że bydlak, 
który ją niósł ku jej zgubie, na żadne z nich nie odpowie.
Sir   Bearnard   zatrzymał   się   w   końcu   przed   grubymi   drew-
nianymi drzwiami i począł w nie walić. Dziewczyna skrzywiła 
się; % każdym łomotem pulsujący ból w skroniach stawał się 
silniejszy. Zaklęła cicho gdy drzwi się otworzyły, i obiła sobie 
nogi   o   futrynę,   kiedy   mężczyzna   wciągał   ją   do   jakiegoś 
pomieszczenia.   Próbowała   coś   dostrzec,   lecz   rozczochrane 
włosy za słaniały jej wjdok. Gdy mężczyzna aucił ją na owcza 
skórę   przed   paleniskiem,   nagły   upadek   oszołomił   ją   i   tak 
spotęgował ból głowy, że omal nie zemdlała.
-  A co to? - rozległ się głęboki, dźwięczny głos.
-  Kobieta.

background image

-  To widzę. Ale czemu mi ją przyniosłeś?
-  Żeby spłacić dług - wyjaśnił sir Bearnard.
-   Nawet gdybym był skłonny do takiej wymiany -głos jego 
rozmówcy,   mówiącego   z   francuskim   akcentem,   był   zimny   i 
mocny - nie wydaje się warta nawet połowy tego, co jesteś mi 
dłużny.
Avery, usłyszawszy taką obelgę, zagryzła zęby i uznała, że już 
wystarczająco   długo   udawała   zemdloną.   Odgarnęła   włosy   z 
twarzy i omal nie krzyknęła z wrażenia. Mężczyzna, stojący 
obok sir Bcarnarda i spoglądający na nią groźnie, wydawał się 
olbrzymi i to nie tylko dlatego, że leżała na podłodze u jego 
stóp i patrzyła z dołu. Nosił buty z miękkiej jeleniej,skóry, a 
jego długie, zgrabne nogi opinały brązowe wełniane spodnie. 
Rozpięta biała, lniana koszula odsłaniała muskularny brzuch i 
szeroką, gładką pierś. Cerę miał ciemną, jak wielu Francuzów, z 
którymi   służył.   Avery   pomyślała,   że   przy   nim   nawet   ona 
uchodziłaby za bladą. Na ciemnej, szczupłej twarzy nieznajo-
mego   nie   malował   się   nawet   ślad   zainteresowania   ani   cień 
emocji. A jednak to oblicze, okolone gęstymi kruczoczarnymi 
włosami, opadającymi w  miękkich falach aż na szerokie ra-
miona,   było   niemal   piękne.   Miał   mocno   zarysowany 
podbródek, wystające kości policzkowe, długi prosty nos i usta, 
które nawet ona uznała za kuszące, choć zaciskał je tak, że 
tworzyły prostą kreskę. Ale najbardziej zwracały uwagę jego 
oczy: czarne jak węgiel pod ciemnymi, delikatnie wygiętymi 
brwiami,   okolone   nieprzyzwoicie   długimi   rzęsami.   Nie 
widziała   w   życiu   takich   ciemnych   źrenic   i   tak   twardo 
spoglądających. Nie wierzyła, te mogłaby w nich dojrzeć litość. 
Kiedy   mężczyzna   zauważył   wściekłość   branki,   jego   brwi 
nieznacznie sie uniosły.
-   Słyszałem, sir Cameronie, że ty i twoi ludzie niedługo nas 
opuszczacie - odezwał się sir Bearnard.

background image

-  Za dwa dni.
_ Obawiam się, że do tego czasu nie zdołam zebrać pieniędzy, 
które jestem ci winien.
-     Wiec   nie   powinieneś   się   był   zakładać.   Sir   Bearnard 
spurpurowiał.
-  Była to wielka nieostrożność z mojej strony. Ale może coś uda 
się uzyskać za tę kobietę. Wykorzystać ją, zażądać okupu albo 
sprzedać.
-  Pojmałeś ją w ataku na Lucettes?
-  Oui, tuż za bramą.
- A wiec może być zwykłą wieśniaczką i nikt nie da za nią 
okupu.
- Non, sir Cameronie, proszę popatrzeć na jej szaty. Wieśniaczki 
nie chodzą tak ubrane.
Kiedy sir Cameron schylił się, żeby z bliska przyjrzeć się sukni, 
Avery   okazała   całą   wzbierającą   w   niej   wściekłość.   Kopnęła, 
starając się trafić w brodę, ale był szybszy i chwy-ci! ją za łydkę. 
Spódnica   i   halki   zadarły   się,   odkrywając   nogi.   Przerażona 
dziewczyna stała przez chwilę bez ruchu, wresz-cie prychnęła z 
wściekłością, gdy uniósł spódnicę i zajrzał pod nią.
-  Pludry - mruknął. Na jego pięknych wargach pojawiło się coś 
na kształt uśmiechu.
Sir Bearnard zdołał zerknąć, nim sir Cameron opuścił suknię.
— Dziwny strój.
-   A  wiec nie naruszyłeś daru,  który  próbujesz  mi  wręczyć 
-powiedział Cameron.
-   Non, przysięgam. Wziąłem ją tylko po to, by spłacić dług 
wobec ciebie.
Sir Cameron wciąż siedział w kucki i prawą ręką trzymał ją za 
nogę, a lewą obmacywał. Avery kipiała z wściekłości; czuła się 
zupełnie bezradna. Ten człowiek traktował ją jak konia, którego 
ma zamiar kupić. Była spięta i przestraszona nie z powodu 

background image

urażonej   niewinności,   ale   z   obawy   przed   tym,   że   zostanie 
zdemaskowana.   Po   chwili   długie   palce   mężczyzny 
powędrowały   wyżej   i   natrafiły   na   nóż   w   pochwie, 
przywiązanej do uda. Dziewczyna zaklęła, a on spojrzał na nią 
z rozbawie-niem. Wpatrywała się w niego z dziką nienawiścią.
-  Wierzę ci, sir Bearnardzie - rzekł ar Cameron, przecią-gając 
głoski, po czym wyjął nóż z pochwy, oswobodził nogę branki i 
wstał.
- Merde. - Sir Bearnard pokręcił głową. - Nie przyszło mi do 
głowy, żeby szukać u niej broni. W końcu to tylko kobieta.
Avery chciała go kopnąć, ale się uchylił, więc szybko poprawiła 
suknię.   Sir   Cameron   tymczasem   ze   skrzywioną   twarzą 
przyglądał   się   broni.   Po   chwili   podszedł   do   niego   jakiś 
młodzieniec,   mniej   więcej   w   wieku   Avery,   osiemnasto-   czy 
dziewiętnastoletni.   Był   zupełnie   rudy,   wysoki   i   trochę   za 
chudy.
-     Cameronie,   to   jest...   -   odezwał   się   chłopak   po   angielsku, 
patrząc na sztylet, a potem szerokimi ze zdumienia oczyma na 
Avery.
-  Wiem o tym, Donaldzie -przerwał mu sirCameron w rym
samym języku.
-  Ona ma oczy jak kot-szepnaj młodzieniec wpatrując się
w dziewczynę.
-   Zaczynam podejrzewać, że jestrównie dzika, jakdrapieżne 
koty. - Cameron spojrzał groźnie w stronę drzwi, w które ktoś 
zaczął walić. - Stałem się nagie bardzo pożądanym towarzys-
twem - mruknął po francusku, zwracając się do sir Beamarda.
Bearnardzie, ty tłusty draniu! Wiem, że tam jesteś! -zaryczał 
ktoś grubym głosem.
- O, to do ciebie - rzekł sir Cameron. - Dowiedz się lepiej, czego 
chce ten człowiek.
- Czy uiściłem swój dług? - spytał sir Bearnard.

background image

-  Wciąż rozważam tę sprawę.
Sir   Bearnard   otworzył   drzwi   i   do   pomieszczenia   wkroczył 
potężny mężczyzna o kasztanowych włosach, ale Avery inte-
resowała tylko drobna i szczupła dziewczyna, którą za sobą 
ciągnął.
-   Gillyanne! -zawołała i chciała się ruszyć, lecz sir Cameron 
przytrzymał ją delikatnie, acz zdecydowanie, opierając obutą 
stopę o jej pierś.
-  Możesz sobie zabrać z powrotem tę małą dziwkę! - ryknął sir 
Renford i popchnął Gillyanne w stronę sir Beamarda. — Jest 
zarażona.
Rzuciwszy okiem na Gillyanne, sir Bearnard odsunął się od niej 
natychmiast,   wyciągając   przed   siebie   ręce,   aby   się   uchronić 
przed   przypadkowym   zetknięciem.   Nie   zwracając   na   nich 
uwagi, dziewczynka podbiegła do Avery. Zatrzymała się nagle 
i pisnęła ze strachu, gdy Cameron wyciągnął miecz i skierował 
w jej stronę.
-  Zabiłbyś dziecko?! - zawołała Avery, ze strachu o Gillyanne 
zapominając o tym, żeby milczeć albo udawać Francuzkę.
- Jest zarażona - odparł Cameron.
Avery   popatrzyła   na   kuzynkę   i   uśmiechnęła   się;   na   jasnej 
skórze dziewczynki widać było czerwone plamy i wysypkę, a 
oczy   miała   zaczerwienione   i   opuchnięte.   -   Truskawki?   - 
zapytała   małą.   -   Dał   ci   truskawki?   -   Nie   -   odpowiedziała 
Gillyanne. - Miał je w komnacie i kiedy nie patrzył, wrzuciłam 
kilka do ust.
Cameron zawahał się na moment, po czym wsunął miecz do 
pochwy.
-  Wiec to była sztuczka. - Zdjął stopę z piersi Avery i skrzywił 
się, gdy dziewczynka rzuciła się w jej ramiona. - Oszustwo.
- Więc uznałbyś za bardziej honorowe, gdyby pozwoliła siej 
zgwałcić tej francuskiej świni? - warknęła Avery.

background image

-  Przecież to jeszcze dziecko - wyszeptał Donald, patrząc na sir 
Renforda ze źle ukrywanym obrzydzeniem.
-     One   mówią   po   angielsku   -   zauważył   sir   Beamard,   gdy 
zamknął drzwi za przeklinającym sir Renfordem.
-  Na to wychodzi - odparł sir Cameron. - Może są ze Szkocji.
- Lucettowie mają tam krewną. Hmmm, czy to dobry pomysł, 
żeby to zarażone dziecko dotykało tej kobiety?
-  Boisz się, te straci na wartości? Nie obawiaj się. To, co dolega 
tej małej, nie zagraża nikomu innemu.
-  Weźmiesz więc je obie jako zapłatę?
-  Chyba nie mara wyboru. Jeśli nie będę miał z nich Ipożytku, 
mogę cię przecież zawsze odnaleźć.
Avery zdziwiła się nieco, gdy sir Beamard zbladł i gwałtownie 
skinął głową, mówiąc:
-  Niech Bóg cię prowadzi w podróży do domu, sir Cameronie.
-  Szkot - szepnęła GiUyanne, kiedy Cameron odprowadzał sir 
Bearnarda do drzwi. - Jesteśmy bezpieczne?
-  Nie jestem pewna- odparła również szeptem Avery,-Przyjął 
nas jako spłatę wygranego zakładu; To nie świadczy o nim zbyt 
dobrze. Nie wydaje mi się zupełnie niegroźny. Niepokoi mnie 
też nazwisko MacAlpin, ale nie potrafię powiedzieć dlaczego. - 
Drzwi   za   sir   Bearnardem   zamknęły   się,   lecz   Avery   zdołała 
jeszcze spytać, dotykając leciutko policzka kuzynki: - Czy to 
szybko przejdzie?
Tak, tylko trochę swędzi.
Nie odzywaj się. Ja będę z nim rozmawiać - powiedziała Avery, 
widząc, że sir Cameron zbliża się do nich.
Ten popatrzył na dwie istoty, które mu właśnie ofiarowano. 
Całą sprawę handlu kobietami uznawał za wstrętną, ale już 
dawno   uświadomił   sobie,   że   należy   do   wyjątków.   Nie   miał 
wiele   wspólnego   z   żołnierzami,   z   którymi   walczył   przez 
ostatnie trzy lam. On i jego ludzie wyraźnie izolowali się od 

background image

pozostałych, co wywoływało wystarczająco dużo problemów, 
więc   tym   bardziej   nie   chciał,   aby   na   drodze   stanęły   mu 
dodatkowe   przeszkody.   Marzył,   by   wreszcie   dotrzeć   do 
Szkocji, do domu, i mieć, jeśli Bóg da, trochę spokoju.
Dziewczyna, którą dostał pierwszą, wprawiała go w wielkie 
zakłopotanie.   Była   rozczochrana,   brudna   i   nie   miała   krzty 
dziewczęcej przyzwoitości. Nosiła pludry i miała sztylet przy-
wiązany   do   zgrabnego   uda.   Wydawała   mu   się   piękna   i   in-
trygująca, i to go niepokoiło. Znakomitą większość dwudziestu 
ośmiu   lat   życia   zabrało   mu   zrozumienie,   że   kobiety,   które 
wzbudzają   w   nim   pożądanie,   sprowadzają   same   kłopoty, 
Wcale   mu   się   nie   podobało,   że   ta   mała   złotooka   kobietka 
wznieca   w   nim   emocje,   które   tak   umiejętnie   kontrolował 
prawie przez trzy lata. W ciągu tych długich zimnych lat ani 
razu nie zachwiał się w swym postanowieniu celibatu, teraz 
jednak zaczynał się wahać.
Przypatrując się dokładnie dziewczynie, próbował znaleźć w 
niej   coś,   co   tłumaczyłoby   jego   napięcie   i   ból,   i   szybsze 
pulsowanie   krwi   w   żyłach.   Była   filigranowa,   sięgałaby   mu 
najwyżej   do   piersi.   I   smukła;   nie   taka   dorodna   jak   kobiety, 
którymi   interesował   się   w   przeszłości.   Miała   małe   sterczące 
piersi   o   kuszącym   kształcie,   szczupłą   talię   i   łagodnie 
zaokrąglone biodra. Wiedział też dobrze, że ma piękne, smukłe, 
zdumiewająco długie nogi. Całe jej ciało wydawało się leciutko 
pozłacane. Donald miał rację. Miała oczy jak kot. Nie tylko o 
bursztynowym kolorze, ale leciutko skośne, co podkreślała ich 
koci wygląd. Obramowane były długimi, ciemnymi rzęsami, 
nad nimi znajdowały się lekko wygięte brwi, a wszystko to 
prawie   wypełniało   niedużą,   trójkątną   twarz.   Mały,   prosty 
nosek, pełne usta, całość otoczona burzą złotokasztanowych, 
przetykanych czerwienią włosów, sięgających do bioder.

background image

Cameron   przeczesał   palcami   włosy,   rozmasował   karki   wes-
tchnął. Była to złota kobieta - od czubka głowy z rozszalałymi 
włosami po małe, zgrabne stopki. Nawet gdyby przekonywał 
sam   siebie   do   upadłego,   ze   to   nieprawda,   i   tak   musiałby 
przyznać, że jest rozkoszna. Jeśli ma dochować celibatu, tak jak 
sobie przysiągł, będzie musiał trzymać się od niej z daleka, co 
podczas podróży do Szkocji mogło się okazać niemożliwe,
-  Kim jesteś? - zapytał.
Avery przez moment miała ochotę skłamać, ale stwierdziła, że 
nie   ma   to   większego   sensu,   choćby   z   tego   powodu,   że 
Gillyanne jest za młoda i zbyt prostolinijna, aby długo kłamać. 
Jestem Avery Murray z Donncoil. To moja kuzynka, Gillyanne 
Murray, córka sir Erica i lady Bethii Murray z Dubhlinn.
Nie   rozumiała,   czemu   jego   wyraz   twarzy   w   mgnieniu   oka 
zmienił się; zdumienie przeszło w złość.
-  Cameron, czy to nie był jeden z Murrayów, który... -
zaczął Donald.
-   Tak, to był Murray -warknął Cameron, chwytając Ayery za 
szczupłe ramię i podnosząc ją z podłogi. - Znasz niejakiego sir 
Pay tona Murraya, panienko?
-   To mój brat -odpowiedziała, zastanawiając się, co takiego 
mógł   Payton   zrobić,   że   tak   rozwścieczył   tego   powieka. 
Odsunęła się o krok. a gdy w końcu sir Cameron uśmiechnął się 
zimno i przerażająco, poczuła w sercu ukłucie strachu.
Może rzeczywiście stary Bearnacd w pełni spłacił swój dług.
- Rodzina moja i Gillyanne zapłaci ci, panie, bardzo dobrze, za 
bezpieczne odprowadzenie nas do domu.
-   O   tak,   na   pewno   zapłacą.   Nareszcie   los   się   do   mnie 
uśmiechnął. Jakiś głupiec daje mi dziewczynę jako okup, a ona 
okazuje się siostrą tchórzliwego łajdaka, który zgwałcił moją 
siostrę.

background image

Avery wpatrywała się w mężczyznę, zdumiona jego obraźli-
wymi oskarżeniami, aż wezbrała w niej wściekłość. Wyzwała 
go   od   najgorszych,   po   czym   małą   piąstką   walnęła   w   usta. 
Zaklął   głośno,   ale   ten   nagły   atak,   na   który   był   kompletnie 
nieprzygotowany, sprawił, że zachwiał się, potknął o stołek, 
stracił równowagę i upadł, pociągając dziewczynę za sobą. Gdy 
tylko się na nim znalazła, złapała garść jego włosów obiema 
rękami zaczęła uderzać jego głową o podłogę. Wytrzymała, ile 
mogła, a gdy uchwyt jego rak na jej nadgarstkach stał się zbyt 
bolesny, natychmiast go puściła. Kiedy Cameron odruchowo 
zaczaj   rozcierać   obolałą   głowę,   Avery   natychmiast 
wykorzystała   chwilę   wolności.   Znów   uderzyła   go   w   twarz, 
zerwała się na równe nogi i rzuciła się do biegu. Złapał ją za 
spódnicę i mocno pociągnął. Upadła i z jej ust wymknęło się 
przekleństwo.   Szybko   obróciła   się   na   plecy   i   widząc,   że 
mężczyzna   chce   ją   przydusić   swym   ciałem,   kopnęła   go   w 
twarz. Zaklął, ale próbował dalej. Avery wykręcała się, kopała, 
waliła go pięściami, żeby tylko nie dać się przygwoździć do 
podłogi. Nagle kątem oka zobaczyła jakiś błyskawiczny ruch. a 
już   po   chwili   Gillyanne   siedziała   na   plecach   napastnika, 
zaciskając   chude   rączki   wokół   jego   szyi-Avery   jeszcze   raz 
uderzyła sir Camerona, jej kuzynka zaś starała się odchylić jego 
głowę do tyłu.
- Donald! - ryknął sir Cameron. - Zabierz ze mnie to szatańskie 
dziecko!
Donald szybko ściągnął małą przeklinającą Gillyanne z ple ców 
Camerona,   a   ten   jeszcze   szybciej   przygwoździł   do   podłogi 
Avery. Patrzyła na niego z wściekłością, chociaż zdawała sobie 
sprawę   z   tego,   że   robił,   co   mógł,   żeby   jej   nie   skrzywdzić. 
Postanowiła, że tym odkryciem zajmie się później.
-  Mój brat nie jest gwałcicielem - rzuciła.

background image

-  Moja siostra mówi, że jest - odpowiedział Cameron chłodnym 
głosem i trzymając ją jedną ręką za nadgarstki, poderwał na 
nogi.
-   I słuchałeś tego oszczerstwa, gdy służyłeś tym bandyckim 
świniom, DeVeau?
Sposób,   w   jaki   wypowiedziała   to   nazwisko,   jakby   to   było 
najstraszliwsze   przekleństwo,   bardzo   go   zainteresował,   ale 
postanowił odłożyć na później zaspokojenie ciekawości.
-  Kuzyn Iain, który pod moją nieobecność pełni funkcję pana 
Cairnmoor,   przekazał   mi   tę   wiadomość   przez   posłańca. 
Wypełnienie moich zobowiązań tutaj zajęło mi dwa tygodnie, 
ale w końcu mogę jechać do domu, by zająć się tą sprawą.
Nagle   Avery   przypomniała   sobie,   gdzie   spotkała   nazwisko 
MacAlpin. Widziała je w ostatnim liście, który dostała z domu. 
Matka   wspominała   w   nim   o   „drobnym   nieporozumieniu" 
miedzy MacAlpinami a Murrayami, które należało wyjaśnić. 
Ponieważ   matka   delikatnie   napomknęła,   że   może   obie   z 
Gillyanne   chciałyby   zostać   dłużej   u   francuskich   kuzynów, 
Avery   w   kolejnym   liście   zapytała,   cóż   to   za   „drobne 
nieporozumienie". Wtedy nastąpił atak bandy DeVeau. Teraz 
już wiedziała i rozumiała, dlaczego matka chciała, aby zostały 
w gościnie dłużej. Gwałt popełniony na krewnej szlachcica był 
poważnym przestępstwem, które mogło prowadzić do krwawej 
walki o plamę na honorze, co z kolei zapewne przywiodłoby do 
długotrwałej wendety.
-Czy spotkałeś kiedyś mojego brata lub kogoś z mojej rodziny? 
- spytała.
Spotkałem   raz   sir   Balfoura   Murraya   przy   dworze   -   od-
powiedział   Cameron   i   zaciągnąwszy   dziewczynę   na   łoże 
sięgnął po kajdanki, leżące obok na dużej skrzyni.
Avery   patrzyła,   jak   przypina   ją   za   ręce   do   grubego   drew-
nianego słupka.

background image

Kajdanki   przy   łóżku?   Masz   kłopoty   z   utrzymaniem   na   nim 
panien, co?
Donald   wydał   dziwny   odgłos,   a   po   twarzy   Camerona 
przemknął ciemny rumieniec. Avery zaczęła się zastanawiać, 
czy denerwowanie swego oprawcy było rozsądne.
-  Kupiłem je, żeby zabrać do Cairnmoor, bo są mocniejsze, ale 
też   delikatniejsze   od   tych,   jakich   tam   używamy   -   wycedził 
przez zaciśnięte zęby. Sam nie wiedział, dlaczego się tłumaczy 
przed tą bezczelną dziewczyną.
Wzruszyła ramionami i zaczęła rozważać oskarżenie jej brata o 
tak poważne przestępstwo.
-  A gdzie to niby mój brat miał popełnić tę ohydną zbrodnię 
przeciwko twojej siostrze i twojemu klanowi?
-     Na   dworze.   Iain   i   moja   ciotka   zabrali   tam   siostrę,   żeby 
zaaranżować dla niej małżeństwo.
-  To dlaczego nie rozwikłano tego problemu na miejscu, skoro 
był tam król i mógł pomóc?
-   Ponieważ dziewczyna nie powiedziała ani słowa, póki nie 
wrócili   z   powrotem   do   Cairnmoor.   Namawiali   ją,   żeby 
zaakceptowała   związek   z   sir   Malcolmem   Cameronem,   ale 
odmawiała. W końcu przyznała, że nie może poślubić żadnego 
mężczyzny, gdyż twój brat odebrał jej cnotę. Jakby tego było 
mało,   sądziła,   że   zostawił   ją   przy   nadziei.   Iain   próbował 
załatwić sprawę szybko i pokojowo, ale twój brat nie przyznaje 
się do winy i odmawia poślubienia mojej siostry.
- Z pewnością nie poznałeś mojego kuzyna Paytona - wtrąciła 
się Gillyanne. - On nie musi niczego dziewczynom zabierać na 
siłę.
-     Otóż   to.   Dlaczego   mężczyzna   miałby   się   kłopotać   i   silą 
zdobywać to, co samo do niego przychodzi, często i chętnie?
-  Tak? A dlaczegóż to dziewczyna miałaby się sama pohańbić 
takim kłamstwem?

background image

-  Tego nie wiem. Nie znam twojej siostry.
-   A ja myślę, że jesteś zaślepiona, jeśli idzie o twego brata. - 
Cameron schwycił Gillyanne za rękę i ruszył ku drzwiom.
-  Dokąd zabierasz moją kuzynkę? - Avery odruchowo zerwała 
się, żeby iść za nim, i zaklęła, kiedy powstrzymały ją kajdanki 
na przegubach rąk.
-     Zabieram   ją,   żeby   się   umyła.   Chodź   z   nami,   Donaldzie. 
Przyślę do ciebie kogoś z wodą, żebyś ty tez się umyła, i z 
czystą suknią- zwrócił się do Avery, patrząc na nią pogardliwie.
-  Jak mogę się wykąpać i przebrać, skoro jestem przywiązana?
- Wydajesz się bystrą panną, na pewno coś wymyślisz.
Gdy   tylko   wyszły   służki,   które   pomagały   jej   się   wykąpać   i 
przebrać, Avery oglądała swoją nową suknię. Była to cudna 
ciemnoniebieska   szata.   Avery   zastanawiała   się,   skąd   ten 
prostak Cameron wziął coś tak ładnego. Może kupił dla jakiejś 
kochanki lub krewniaczki?
Spoglądając na ciężkie kajdanki wokół przegubów, raz jeszcze 
spróbowała się uwolnić, ale ostre brzegi otarły jej naskórek. 
Łańcuch   przymocowany   z   jednej   strony   do   nadgarstka,   a   z 
drugiej   do   kolumienki   przy   baldachimie,   nie   miał   nawet 
długości   łoża,   więc   miała   naprawdę   niewiele   swobody. 
Uśmiechnęła się złośliwie. Był wystarczająco długi, aby mogła 
go   owinąć   wokół   szyi   tego   czarnookiego   łajdaka.   Kiedy   jej 
prześladowca wszedł do komnaty, Avery gładziła delikatnie 
ogniwa łańcucha, wyobrażając sobie, jak Cameronowi zsinieje 
twarz,   gdy   zaciśnie   mu   go   na   gardle.   Wiedziała,   ze   własna 
krwiozer-ezość   powinna   ją   przerażać,   ale   była   na   to   zbyt 
wściekła.
- Gdzie jest Gillyanne? - spytała ostro, kiedy ani kuzynka, ani 
młody giermek nie powrócili z sir Cameronem.
- Zostawiłem je z kobietami - odparł, zrzucił nakolanniki
i podszedł do stołu, na którym stała duża miednica z woda

background image

-  Jakimi kobietami?
-  Jest kilka kobiet, które podróżują z moimi ludźmi
. Żołnierskie dziwki? Zostawiłeś moją kuzynkę z żołnierskimi 
dziwkami?
-   To nie są dziwki. Dwie z nich to żony, a pozostałe dwie 
niedługo nimi będą.
-  A ja chcę, żeby była ze mną.
-  Obawiam się, że nie spełnię tej prośby.
Avery patrzyła, jak mężczyzna się myje, i żałowała, że łańcuch 
nie   jest   dostatecznie   długi,   żeby   podciągnąć   się   bliżej   i   go 
kopnąć. Jego głos brzmiał właściwie milutko, jakby żałował, że 
musi   odmówić,   ale   przez   tę   fałszywą   uprzejmość   przebijała 
złośliwa   nuta.   Nie   przypuszczała,   że   spotka   kiedyś   kogoś, 
komu tak bardzo będzie chciała zrobić krzywdę.
-  Będzie się bała i martwiła o mnie.
Gdy się wycierał, widziała z jego spojrzenia, że nie udało jej się 
wzbudzić w nim współczucia dla tego dziecka.
-  Kobiety o nią zadbają. Były zachwycone, że ją do nich
przyprowadzono.
Cameron obserwował dokładnie brankę, siadając na skraju łoża 
i ściągając buty. Nie ulegało wątpliwości, że jest wściekła. Złoto 
w jej oczach roztapiało się w gorącu tej wściekłości. Małe dłonie 
o długich palcach zacisnęły się, aż zbielały kostki. Gdyby miała 
swój sztylet, poderżnęłaby mu gardło; 
.Zdmuchnął świece, a potem wyciągnął się na olbrzymim łożu. 
Z rękami założonymi pod głowę patrzył, jak dziewczyna stoi 
wciąż   po   drugiej   stronie   łoża.   Kilka   świec,   które   paliły   się 
jeszcze   po   jego   stronie,   oświetlało   jej   postać,   podkreślając

otaczającą  ją aurę dzikości. Zauważył  związaną z boku 

rozdartą suknię i prawię się uśmiechnął. - Chodź do łoża - 
rozkazał.
- Gdzie? Obok ciebie? Potrząsnęła głową. - Nie, nie ma mowy.

background image

- Dobrze. - Przymknął Oczy. - Stój tu sobie bezradnie przez całą 
noc. Nie obchodzi mnie to.
Na   słowo   „bezradnie"   aż   warknęła.   Gdyby   łańcuch   był 
odrobinę   dłuższy,   użyłaby   go   jako   maczugi,   żeby   uderzyć 
Camerona. Avery upajała się przez moment tą myślą, po czym 
westchnęła. Bardzo wątpliwe, by leżał tak spokojnie i pozwoli | 
się bić do nieprzytomności.
Najbardziej złościło ją to, że miał rację, nazywając ją bezradną. 
Miał również rację, że głupotą byłoby sterczeć tak całą noc, 
choć   szczerze   żałowała,   że   tego   nie   zrobi.   Powoli   usiadła   i 
oparła się plecami o bok łoża. Głowę ułożyła na materacu; był z 
pierza i zdziwił ją taki luksus. Zastanawiała się, czy należy do 
Camerona, czy też gospodarze, DeVeau, tak się wzbogacili i 
dogadzają wynajętym rycerzom. Kusiło ją, żeby wsunąć się na 
łoże i zagłębić obolałe ciało w miękkim materacu, ale odsunęła 
od siebie tę pokusę. Byłoby największą głupotą położyć się koło 
nieznanego mężczyzny, który uważał, że ma słuszny żal do jej 
rodziny.
Zerknęła   na   jego   ciało,   rozciągnięte   na   posłaniu.   Nie 
powiadomił   jej   jeszcze,   jaką   planuje   zemstę,   jego   zdaniem, 
niewątpliwie sprawiedliwą. Wierzył, że jej brat zgwałcił jego 
siostrę, więc może chce odpłacić w podobny sposób. Jednak nie 
dotknął jej nawet, mimo że byli sami i że była skrępowana. 
Chociaż oskarżenie rzuciła jego siostra, powinien najpierw się 
upewnić, że to prawda. Zastanawiała się, jaką formę przybierze 
zemsta. Im dłużej jednak go obserwowała, tym mniej wyglądał 
na takiego, który zniżyłby się do gwałtu.
- Co masz zamiar mi zrobić? - spytała, nie mogąc dłużej znieść 
niepewności, choćby odpowiedź była przerażająca.
Cameron otworzył jedno oko i spojrzał na nią. Jej głowa ledwo 
sięgała poza krawędź łóżka. Mimo dorosłego wyrazu gniewu 
na   twarzy,   wyglądała   młodo,   delikatnie   i   zadziwiająco 

background image

niewinnie. Jakaś jego część brzydziła się tym, co planował. Z 
kolei   inna   część   była   pod   takim   wrażeniem   jej   urody,   że 
ciągnęło go do realizacji tego planu. Splatającej się z pożąda-
niem   chęci   zemsty   ani   nie   można   było   się   oprzeć,   ani   jej 
ignorować.   A   poza   tym   nie   miał   zamiaru   sprawić   bólu   tej 
dziewczynie. Postanowił potraktować ją znacznie delikatniej, 
niż zrobiłby to kto inny na jego miejscu.
-     Chcę   cię   uwieść  -   odpowiedział,  nieco   dotknięty   tym,   że 
wyraz zaciekawienia na jej twarzy zmienił się w zdumienie.
-  Doprawdy? -spytała, przeciągając głoski. -I spodziewasz się, 
że   padnę   u   twoich   wielkich   stóp,   bo   jesteś   taki   dzielny   i 
przystojny?
Powstrzymał się z trudem, żeby nie zerknąć na swoje wstrętne
Stopy.
-  Nie u moich stóp, panienko, i wolałbym, żebyś była
rozsądna.
-  A ja wolałabym, żebyś sczezł, ale nie możemy mieć
wszystkiego, czego pragniemy.
-  Takie okrucieństwo? Taka mała panienka jak ty nie powinna 
tak szybko zapowiadać uszkodzenia czyjegoś ciała
i morderstwa.
-  Dodaj jeszcze okaleczenie, bo i do tego mam pewne
ciągoty.
-  Widać trzeba cię poskromić. Jesteś zbyt rozbestwiona.
Teraz na mnie warczysz i syczysz, ale niedługo
będziesz mruczeć.                                                                      
- Co za arogancja.
Avery pisnęła ze zdumienia, gdy nagle rzucił się na łańcuch 
Walczyła zażarcie, ale udało mu się wciągnąć ją na łóżko Znów 
spróbowała uderzyć go w twarz, lecz przygwoździł ją do łoża 
swoim ciężarem.
- To prawda, kotku. - Omal się nie uśmiechnął.

background image

-   Nie   jestem   takim   chucherkiem   ani   dziwką,   żebym   uległa 
twoim zachciankom po jednym pocałunku i pogłaskaniu. O, 
nie, zwłaszcza że robisz to tylko dlatego, żeby pognębić mojego 
brata.
Avery   odkryła,   że   ten   mężczyzna,   gdy   się   uśmiecha,   jest 
stanowczo zbyt pociągający, nawet z tym aroganckim wyrazem 
twarzy.
Twój brat mnie zhańbił, i to bardzo nieszlachetnie.
Nawet jeśli Payton zrobił tak, jak twierdzisz, chociaż na pewno 
tego nie uczynił, to nie jest twoja hańba. To w ogóle nie jest 
niczyja hańba, tylko tego drania, który popełnił ten występek.
—  Moja siostra nie jest już cnotliwa... -A ty?
Avery chciało się śmiać, gdy patrzyła na jego minę. To nie to 
samo - odpowiedział, zastanawiając się, czy jej poglądy nie są 
równie dziwne jak uroda.
- I to mówi mężczyzna, który ciężko pracuje na to, żeby skraść 
dziewczynie cnotę, a później potępić ją za to, ze ją straciła. Jak 
tu mówić o hańbie, skoro szczytem niesprawiedliwości jest to, 
że jakaś biedna dziewczyna została siłą tej cnoty
pozbawiona.
W tym, co mówiła, było sporo prawdy, ale Camerona
bardziej interesował gniew, przebijający przez te słowa.
-  Bardzo się tym emocjonujesz. Ciekawe dlaczego?
-   Mojakuzynka została brutalnie pobita i zgwałcona. Sorcha 
starsza siostra Gillyanne. Pochwycili ją i inną moją kuzynkę 
wrogowie jej ojca. Zbili i zgwałcili biedną Sorchę i chcieli zrobić 
to samo z kuzynką Elspeth. Na szczęście wuj Erie, wuj Balfour i 
mój ojciec zdołali ich powstrzymać. Sorcha zostanie zakonnicą. 
Czy   sądzisz,   ze   mój   brat,   wiedząc   o   takich   okropnościach, 
mógłby dokonać czegoś podobnego?
Cameron   czuł,  że  musi  się  nad  tym  zastanowić,   ale  nic  nie 
powiedział.

background image

-     To,   że   ktoś   zna   jakąś   ofiarę   przestępstwa,   nie   musi   go 
powstrzymywać   przed   popełnieniem   tego   samego.   Zresztą, 
może moja siostra trochę przesadziła. Może to było uwiedzenie, 
a nie gwałt. Może tylko za późno zawołała „nie!". Teraz nie ma 
to znaczenia. Pozbawił moją siostrę cnoty i nie chce ratować jej 
honoru poślubiając ją. Więc za karę ja pozbawię niewinności 
ciebie.
-  Jakież to romantyczne - powiedziała z ironią, - Chyba zrobi 
mi się słabo od tych twoich słodkich słówek.-Zatrzepotała
rzęsami.
Cameron o mało się nie roześmiał, co go samego zdumiało. Nie 
był człowiekiem, którego łatwo rozbawić, a przede wszystkim 
nie   powinien  się   śmiać  z   tego,   co   mówi   siostra   sir   Paytona 
Murraya. Była tak drobna i delikatna, że nie chcąc jej zadusić, 
opierał się na łokciach, a ona próbowała zniszczyć go słowami, 
a także rzucała się na niego z pięściami, gdy tylko miała okazję. 
Uznał też, patrząc na jej usta, że miałby ochotę ją pocałować.
-  Nawet o tym nie myśl-powiedziala,dumna z lodowatego
tonu swego głosu, bo właściwie ona również pragnęła tego
pocałunku.                                                      
-  Ale myślę. - Dotknął ustami jej warg, poczuł obnażone zęby i 
ostrzegł: - Byłoby to bardzo nierozsądne, gdybyś mnie ugryzła - 
Spoczął na niej całym ciężarem, ujmując jej twarz
w dłonie- Mam bowiem zamiar zaspokoić twoją
ciekawość.   Nim   zdążyła   cokolwiek   powiedzieć,   przywarł 
wargami do jej ust. Avery nagle się ucieszyła, że jest tak mocno 
przygwożdżona dołożą. Niechciała, żeby wiedział, jak wielka 
ma ochotę otrzeć się o niego, dotknąć gładkiej śniadej skóry, 
poczuć pod palcami szerokie bary i silną pierś. Starała się ukryć 
swój przyspieszony oddech i szybkie bicie serca.

background image

Wzmagało   się   jej   pożądanie,   wzmagał   się   też   strach.   Nie 
potrafiła  tego  pojąć.   Ten  mężczyzna  chciał ją  zniesławić,  po 
czym oddać ją rodzinie, by jej hańba okryła ich wszystkich.
Oskarżył i obraził jej brata, zatem całą rodzinę i cały klan. Był jej 
zupełnie obcy, przyjął ją tylko jako zapłatę za przegrany zakład. 
Powinna odczuwać najwyżej obrzydzenie i strach.
Tymczasem wystarczył jeden pocałunek i cała płonęła. Miała 
ochotę zerwać z niego skórzaną przepaskę na biodra, dotykać 
każdego   centymetra   jego   mocnego   ciała,   chciała   go   czuć   w 
środku z siłą, która wywoływała w łonie ból.
Gdy w końcu uniósł głowę, miała oczy zamknięte. Jej matka 
zawsze   żartowała   z   ojca,   że   może   z   jego   oczu   wyczytać 
wszystkie grzeszne myśli, a ponieważ Avery też miała takie 
oczy, obawiała się, że sir Cameron ujrzy w nich namiętność.
—  Spójrz na mnie, Avery - zażądał.
Sam był zdziwiony siłą swego pożądania. W Avery Murray nie 
było   nic   takiego,   co   mogłoby   to   wywołać.   Była   zbyt 
impertynencka, zbyt szczupła, zbyt wybuchowa. Tłumaczenie, 
żęto   wynik   jego   długiej   wstrzemięźliwości,   brzmiało 
zdecydowanie fałszywie. Ta dziewczyna poruszała w nim coś 
bardzo głębokiego i chciał sprawdzić w jej oczach, czy i ona ma 
choć w części podobne odczucia. Wiedział już, że można w nich 
wszystko wyczytać, dlatego tak się domagał, aby je otworzyła.
-  Otwórz oczy - powtórzył.
-  Nie mogę - odparta. - Niedobrze mi z obrzydzenia. Cameron 
czułby się głęboko zraniony, gdyby nie fakt, że odezwała się tak 
namiętnym głosem. Cóż, jest bardzo uparta. Koniecznie trzeba 
użyć jakiegoś fortelu. Uniósł się nieco i odezwał, patrząc w 
kierunku drzwi.
-     Och,   Donaldzie,   dlaczego   przyprowadziłeś   tu   znów   tę 
panienkę?

background image

-     Gillyanne?   -   szepnęła   Avery,   ale   już   otwierając   oczy, 
wiedziała, że dala się wykołować. - Obrzydliwy, chytry łajdak 
-mamrotała,   gdy   trzymał   mocno   jej   brodę,   nie   pozwalając 
odwrócić wzroku.
-  Pewnie że tak - zgodził się niemal z radością. - Ale jestem też 
mężczyzną, którego pragniesz. Dlaczego nie możesz się do tego 
przyznać, panienko?
Mało się nie zakrztusiła, słysząc tę zdumiewającą bezczelność. 
Oczywiście, że go pragnęła, ale wstydziła się do tego przyznać 
nawet   przed   samą   sobą.   Był   niezwykle   przystojnym 
mężczyzną, wysokim, silnym i odrobinę niebezpiecznym. Poza 
tym istniała taka możliwość, jak by to bezpośrednio ujął jej brat, 
Payton,   że   „trzeba   jej   chłopa".   Należało   również   wziąć   pod 
uwagę   fakt,   że   całował   z   dużym   kunsztem   i   miał   zapewne 
wprawę w rozgrzewaniu panien do białości. Ale najbardziej 
zezłościło ją to, że bez ogródek mówił ojej pożądaniu i zakładał, 
że   podda   się   bez   oporu.   Czy   sądził,   że   jego   urok   jest   taki 
nieodparty, czy też że ona taka słaba?
-   Może wczołgałbyś się z powrotem  pod tę skałę, z której 
wypełzłeś? - spytała głosem tak słodziutkim, że chyba tylko 
cudem nie rozbolały jej zęby.                      
- I pomyśleć, że to te same usta, które mnie tak słodko
powitały.
-  Sam się oszukujesz.
-  Nie, ale myślę, że ty chcesz oszukać siebie.
Cameron zsunął się z niej, choć niechętnie rozstawał się ziej 
ciepłym i miękkim ciałem. Ułożył się na plecach i skrzyżował 
ręce   pod   głową.   Na   jego   ustach   wykwitł   uśmieszek,   gdy 
usłyszał, jak Avery odsuwa się w najdalszy kąt łoża.
Zaklął   pod   nosem,   żałując,   że   spotkali   się   w   tak   niesprzy-
jających okolicznościach. Były to niebezpieczne myśli. Nie tylko 
mógł   zacząć   się   wahać,   czy   dochodzić   sprawiedliwości   i 

background image

zadośćuczynienia,   ale   i   zapomnieć,   z   jakich   powodów   zde-
cydował się na życie w celibacie. Dostał już nauczkę, poznał 
zdradliwą naturę kobiet i nie chciał o tym zapomnieć przez 
jakaś chudzinę o kocich oczach. Niedługo zrezygnuje z wstrze-
mięźliwości, ale nie pozwoli sobie na zakochanie.
Avery   ułożyła   się   tak   blisko   krawędzi   łoża,   że   przy   naj-
mniejszym ruchu  mogła wylądować na podłodze. Miała na-
dzieję,   że   sir   Cameron   śpi   spokojnie.   Poprzez   przesłonięte 
rzęsami, przymknięte oczy oglądała mężczyznę, który z taką 
łatwością doprowadził do wrzenia jej krew. Ku jej zdziwieniu, 
miał   dość   ponury   wyraz   twarzy.   Nie   przypuszczała,   żeby 
specjalnie przeżywał fakt, że nie uległa jeszcze jego czarowi. 
Niestety, dała przeraźliwie zawstydzające sygnały, świadczące 
o   tym,   jak   łatwo   można   ją   uwieść.   Większość   mężczyzn 
wyglądałaby na zadowolonych, tymczasem on miał taką minę, 
jakby nadgryzł kwaśne jabłko. A może i on, tak samo jak ona, 
uznał namiętność, jaka między nimi zaiskrzyła, za kłopotliwą. 
Avery   była   przerażona,   bo   wiedziała,   że   Cameron   chce   ją 
wykorzystać   dla   własnych   celów.   Dla   niej   mogłoby   to   być 
zgubne, ale dla niego także, choć z innego powodu.  Gdyby 
połączyło   go   z   nią   silne   uczucie,   trudno   byłoby   mu 
skoncentrować się na zemście.
Przez   krótki   moment   rozważała   nawet,   jak   wykorzystać   to 
dzikie pożądanie przeciwko niemu, zmienić zwycięstwo w po-
rażkę, ale szybko odrzuciła tę myśl. Taka gra wymagała
umiejętności i doświadczenia, a ona tego zupełnie nie miała 
Wprawdzie orientowała się mniej więcej, co zachodzi między 
mężczyzną   a   kobietą,   wiedziała   nawet   to   i   owo   od   braci   i 
kuzynów, ale dopóki nie porwał jej ten czarny rycerz, nawet nie 
całowała się z żadnym mężczyzną. Całe doświadczenie, jakie 
miała, to kilka cmoknięć w wykonaniu kuzynów, które wcale 

background image

jej nic rozpaliły. Avery westchnęła i spróbowała wygodniej się 
ułożyć, podjąwszy postanowienie zdecydowanego oporu.
-  Jeśli nie masz chęci spać, możemy powrócić do poprzednich 
zabaw - zaczął Cameron.
-     Nie   sądzę,   ty   głupcze   —   odparowała.   -   Mam   kłopoty 
żołądkowe.
-  Jeżeli chcesz mieć jakieś szanse, powinnaś dokładniej poznać 
przeciwnika.
-  Czy to pogróżka?
-  Może.
-  Umieram ze strachu.
-  Nie posuwaj się za daleko, panienko.
-  Bo co? Zrobisz mi krzywdę? - Spojrzała na niego przez ramię 
i zauważyła, że trochę się zmieszał. - Skułeś mnie łańcuchem, 
znieważyłeś mój klan i masz zamiar mnie zniesławić, aby się 
zemścić na moim bracie. Wybacz, ale dalsze pogróżki nie robią 
na mnie wrażenia.
Cameron patrzył na jej smukłe, proste plecy. Nie wiedział, co 
dpowiedzieć na te rozsądne stwierdzenia, więc milczał. Leżał z 
zamkniętymi   oczami   i   zastanawiał   się,   w   jato   sposób 
onieśmielić tę kobietę. Postanowi, że zrobi to jutro z samego 
rana.

2

- Avery!
Wołanie   Gillyanne   przerwało   Avery   podziwianie   szerokich 
ramion   oddalającego   się   Camerona.   Chociaż   ucieszyła   się 
bardzo,   widząc,   ze   kuzyneczka   jest   w   dobrym   humorze,   to 
jednak   złość   jej   nie   przeszła.   Najpierw   przez   dwa   dni   była 
przykuta łańcuchem do łoża, a teraz, ze skrępowanymi rękami, 
przywiązana była do jego siodła. Skoro jest tak traktowana, to 

background image

po dotarciu do Szkocji nie będzie się sprzeciwiać, jeśli jej klan 
zechce przyjechać do Caimmoor i wyrżnąć wszystkich MacAl-
pinów co do ostatniego. Pewnie by ich nawet zachęcała.
-     Dobrze  się   czujesz,   Gillyanne?   -   zapytała  kuzynkę,   spog-
lądającą   najpierw   ze   zdumieniem   na   więzy,   a   potem   z 
wściekłością na Camerona. Chociaż kuzynka była za młoda i za 
słaba, żeby mogła pomóc, miło jej było, że ma kogoś po swojej 
stronie.
-  Tak - odparła dziewczynka. - Kobiety o mnie dbają, tylko nie 
chciały   mi   pozwolić,   żebym   tu   przyszła   do   ciebie.   Chyba 
pozwoliłyby   mi   na   wszystko,   poza   sprzeciwianiem   się 
rozkazom sir Camerona. Mężczyźni też. Chociaż nikt mi tego 
bezpośredni0   nie   powiedział,   podsłuchałam   i 
wywnioskowałam z różnych półsłówek, że nie wszyscy ludzie 
lorda popierają jego plany Ale każdy chce, żeby Payton zapłacił 
za swój grzech.
-  On tego nie zrobił.
-   Mnie nie musisz przekonywać o jego niewinności. Wiem o 
tym. Był jednym z nielicznych kuzynów, który żadnej z nas 
nigdy nawet nie trzepnąj w pupę, chociaż mu dokuczałyśmy. 
Mężczyzna, który tego nie zrobił nawet wtedy, kiedy w jego 
najpiękniejsze buty wrzucono świński nawóz, nie jest w stanie 
skrzywdzić kobiety.
-  A więc to byłaś ty? - Avery roześmiała się.
-  Zezłościł mnie wtedy, bo sobie ze mnie żartował przez cały 
dzień.   -   Gillyanne   zaśmiała   się   wraz   z   kuzynką,   po   czym 
przyjrzała się więzom na jej smukłych nadgarstkach. - Jak sobie 
radzisz?
-  Nieźle. Wścieka mnie to - Avery wskazała głową sznury -ale 
zobacz, że najpierw obwiązał mi ręce jedwabiem. Jak na takiego 
gbura, to się nawet stara, żeby mi nie zrobić krzywdy.
-  Ma zamiar cię uwieść i zhańbić.

background image

-  No właśnie. Jeszcze tego nie zrobił, jeśli o to się martwisz.
-  Tak. Musisz się trzymać od niego z daleka, póki rodzina nas 
nie uwolni.
Jakie to proste, pomyślała Avery i westchnęła. Cameron przy 
każdej   okazji   jej   dotykał,   rozpalał   gorącymi   słowami,   kradł 
pocałunki. Nie miała dość siły woli, żeby się przed nimi bronić, 
i bardzo ją to martwiło. Tylko złość na niego za to. że jest skuta 
lub związana, dodawała jej sił do walki. Gdyby ją puścił, złość 
by opadła i trudno byłoby oprzeć się pokusie.
-  Powiem ci prawdę, kuzynko. Nie wiem, czy zdołam walczyć 
tak długo. -Uśmiechnęła się smutno, widząc zdumienie
na twarzy Gillyanne. Dziewczynka odchrząknęła i powiedziała:
-  To bardzo przystojny mężczyzna;
Tak, chociaż ciemny jak grzech. I kusi mnie do grzechu. Masz 
prawie dziewiętnaście lat. Musieli cię i wcześniej kusić\ a jakoś 
się nie dałaś.
—  No, nie.
-  Kochasz go?
-  Gillyanne, ten człowiek przykuł mnie do łoża, przywiązał do 
swego konia, chce mnie wykorzystać, żeby zadać cios mojej 
rodzinie i zmusić Paytona do małżeństwa, przed którym się 
wzdraga. Musiałabym być idiotką, żebyś go pokochać.
-  Niezupełnie. Nie ma racji, ale zachowuje się tak, jak zrobiłoby 
wielu innych, bo jest przekonany o słuszności tego co robi. Ale 
nie   zmusi   cię   do   niczego   siłą;   Więc   jeśli   nie   jesteś   w   nim 
zakochana, to widocznie go pożądasz.
-     Wygląda   na   to,   że   tak.   -   Avery   westchnęła.   Gillyanne 
poklepała ją po ramieniu.
- Możesz tylko się starać. Nie będę cię potępiać, jeśli ci nie 
starczy siły. A może on któregoś dnia zrozumie, że jego siostra 
kłamie.

background image

-  Tak, a wtedy będzie się chciał zachować honorowo -mruknęła 
Avery.
-  Jeżeli do tego czasu będziesz w nim zakochana, to wszystlco 
dobrze się skończy.
-  Zależy, co on będzie wtedy czuł. O, idzie ta bestia. Cameron 
zauważył identyczne spojrzenia dwóch małych
kobietek Murrayów i omal się nie uśmiechnął. Miały więcej ikry 
niż niejeden mężczyzna. Gdyby im nie brakowało męskiego 
wzrostu i siły, byłby w poważnych opałach. Wyglądało na w, 
że obie mają ochotę zrobić mu krzywdę.
-   Wracaj do kobiet - rozkazał Gillyanne i z trudem stłumił 
śmiech, słysząc, jakimi barwnymi przekleństwami obdarza go 
pod nosem ta panienka, spełniając polecenie. - Kiedy ta mała - 
Bardzo dobrze - podsumowała Avery. - Będzie cenną nagrodą, 
a takiej nie powinno się dostawać zbyt łatwo.
-  Tak jak ja ciebie?
-  Owszem, rzucono mnie do twoich stóp. Bez trudu zdobyłeś 
broń, którą chcesz wykorzystać przeciwko mojej rodzinie. Ale 
ciężko się napracujesz, by nią władać.
-  Doprawdy?
Bliskość tej dziewczyny sprawiała, ze szybciej płynęła mu krew 
w żyłach. Jeśli dobrze odczytywał ciepły błysk w jej oczach, z 
nią działo się to samo. Bardzo chciał, żeby to była prawda.
Ostatnia zdrada, jaką przeżył, po której to postanowił wycofać 
się z gry zwanej miłością, osłabiła w nim pewność, że umie 
oceniać kobiety. Przedtem sądził, źe potrafi zrozumieć kobiece 
serce   i   że   tylko   on   może   je   rozpalić.   Kiedy   jednak   co   rusz 
zamiast miłości spotykał się ze zdradą i niewiernością, odsunął 
się od kobiet. Teraz wahał się, bo Avery Murray była inna od 
niewiast, jakie znał. Czy ogień, który widział w jej oczach, to 
pożądanie,  czy chęć  zaszlachtowania   go jak  prosiaka?  W jej 
przypadku mogło to być po trosze jedno i drugie.

background image

-   Tak, mój pięknisiu, będziesz musiał - odparła, wściekła na 
siebie za to, że jej ciało zdradza taką słabość.
-   A jednak czujesz siew obowiązku zwodzić mnie pochleb-
stwami.
Avery miała ochotę wybuchnąć śmiechem, ale także kopnąć go 
w przyrodzenie. Ochota do śmiechu bardzo ją niepokoiła, bo 
zawsze   podobali   jej   sic   mężczyźni,   którzy   mieli   poczucie 
humoru. Nim jednak zdołała na nim wyładować złość na samą 
siebie, usadził ją w siodle i sam z gracją
wspiął się za nią.                                                 . .
Ledwo rumak postawił pierwsze kroki, Avery zrozumiała, ze 
trudna to będzie podróż. Siedziała miedzy udami Camerona, 
jak   kochanka,   a   jego   ręce,   trzymając   cugle,   obejmowały   ją 
mocno. Przy każdym ruchu konia ich ciała ocierały się o siebie 
Jeszcze nie wyjechali dobrze poza bramy warowni DeVeau gdy 
zaczęła cierpieć z powodu tej bliskości.
Starała się odsunąć, ale przycisnął ją znowu silnym, lecz nie 
bolesnym   uchwytem.   Próbowała   siedzieć   sztywno,   nie-
ruchomo,   było   jej   jednak   bardzo   niewygodnie,   a   poza   tym 
mogli oboje spaść z konia. Widok Camerona tarzającego się w 
błocie byłby miły dla jej oczu, ale musiała też wziąć pod uwagę 
własne bezpieczeństwo. Była przytroczona do siodła liną, którą 
spętano   jej   również   ręce.   Jeśli   dobrze   pójdzie,   sama   może 
znaleźć się na ziemi i być ciągnięta | przez przerażonego konia. 
To   odebrałoby   jej   radość   z   upokorzenia   Camerona.   Prawie 
uśmiechnęła się do własnych; myśli.
—     Cieszę   się,   że   jesteś   w   lepszym   nastroju   -   powiedział, 
zauważywszy cień uśmiechu na jej twarzy.
— Tak, właśnie myślałam, jak wspaniale byś wyglądał, leżąc 
twarzą w błocie - odparła słodko.
—  Jeśli upadnę, ty polecisz wraz ze mną.
—  Wiero o tym i dlatego nie próbuję wykopać cię z siodła.

background image

—  Godna podziwu wstrzemięźliwość.
— Też tak uważam. Pilnie strzeżesz tyłu, co?
—  Tak, mimo że jesteś bezbronna i siedzisz przede mną.
—   Chodziło mi o to, czy pilnujesz się przed zgrają DeVeau? 
Wcale   by   mnie   nie   zdziwiło,   gdyby   ci   bandyci   próbowali 
odebrać ci pieniądze, które ci dali za milczenie. Albo gdyby 
uznali, że nie chcą, abyś miał szansę opowiedzieć o wszystkim, 
co widziałeś i robiłeś w ich służbie.
—  Widzę, że troszczysz się o moje bezpieczeństwo.
—     Co   za   próżność.   Jedzie   z   nami   moja   mała   kuzynka. 
Chciałabym, żeby wróciła do Szkocji cala i zdrowa. A poza tym 
-   dodała   twardym   tonem   -   jeśli   ktoś   ma   cię   zadźgać   to   ja 
powinnam mieć ten przywilej.
-  Jesteś twardą kobietą, Avery Murray. -Westchnął przesad-nie 
i spytał: - Dlaczego tak nienawidzisz tych DeVeau?
-  Bo to świnie i mordercy. Być może zamordowali wielu moich 
krewnych.
-   Być może, ale wydaje mi się, że ta nienawiść sięga o wiele 
dawniejszych czasów.
Przez moment Avery wahała się, czy mu nie powiedzieć, ze to 
nie jego interes, ale tylko przez moment. Długotrwała wendeta 
między   rodami   DeVeau   i   Lucettów   nie   była   tajemnicą.   Nie 
skrywano też, jakich problemów doświadczyła jej rodzina w 
przeszłości   z   powodu   rodu   DeVeau.   Może   jeśli   opowie   tę 
historię, to DeVeau nigdy już nie będą mieli na żołdzie nikogo z 
MacAlpinów, choćby im oferowali złote góry. Cieszyła się z 
całego serca, że z jakichś powodów Cameron i jego towarzysze 
nie brali udziału w ostatnim napadzie.
-  Zaczęło się od mojej matki - zaczęła. - Chociaż i w przeszłości 
nie dawali naszej rodzinie spokoju. Oni zawsze szukali ofiar 
słabszych i uboższych. Dla zyskania spokoju i z biedy rodzina 
zmusiła   moją   matkę   do   małżeństwa   z   lordem   Mićhaelem 

background image

DeVeau. Wszystkie okropne opowieści okazały się prawdziwe. 
Był   potworem,   brutalem   i   ciągle   ją   zdradzał.   Pewnej   nocy 
znalazła go skatowanego, z poderżniętym gardłem. Uciekła.
-  Dlaczego? Czy go zabiła?
W   głosie   Camerona   nie   usłyszała   potępienia.   Chociaż   nie 
opisała   całego   okropieństwa   pierwszego   małżeństwa   matki, 
widocznie wystarczyło to, co powiedziała. Cameron wiedział 
też zapewne, jacy są mężczyźni z rodu DeVeau.
-Nie, chociaż wiedziała, że wszyscy będą tak sądzić-odparła 
Avery. - Zwłaszcza że nieraz się odgrażała. Nikt nie wątpił w 
potworności,   jakich   doznawała   w   tym   małżeństwie,   a   ona 
często mówiła, że kiedyś nie wytrzyma i sama z tym skończy. 
Zanim mój ojciec pomógł jej uciec do Szkocji, przez rok się 
ukrywała. W końcu udało się znaleźć zabójców i matka była 
nareszcie   wolna.   Nowe   małżeństwo   nie   przyniosło   jednak 
pokoju, tylko spotęgowało nienawiść, bo nie wszyscy z rodu 
DeVeau   uwierzyli   w   jej   niewinność.   Po   prostu   chcieli   mieć 
wroga, żeby go nienawidzić i z nim walczyć.
- A może nie byli zadowoleni z tego, że wyszło na jaw, jakim 
potworem był jeden z nich?
— Tak, to możliwe. Nie podobało im się również to, że moja 
matka   tyle   po   mężu   odziedziczyła.   Było   to   naprawdę 
niewielkie zadośćuczynienie za to, co wycierpiała, i prawnie jej 
się należało, ale ród DeVeau nie lubi płacić.
—  Nawet żołdu najemnikom.
-  Waśnie.
-   Nic się nie bój. Już się tego domyśliłem. Dobrze pilnujemy 
tyłów.
Avery westchnęła. Tak bardzo chciała dowiedzieć się czegoś na 
temat   losów   swych   krewniaków.   Z   tego,   co   udało   jej   się 
usłyszeć w ciągu ostatnich dwóch dni, wynikało, że rzeź nie 
była aż tak okrutna, na jaką wyglądała. Miała nadzieję, że ktoś 

background image

wysłał do matki szczegółową informację o tym, jakie krzywdy 
wyrządzili DeVeau ich rodzinie. Nim Avery dowie się prawdy, 
mogą   minąć   miesiące,   ale   modliła   się,   żeby   były   to   dobre 
wiadomości i żeby wymazały z jej snów cały ten koszmar.
Nim zatrzymali się na południowy odpoczynek, uspokoiła się i 
nabrała   nadziei,   że   DeVeau   teraz   im   nie   zagrożą.   Poważne 
niebezpieczeństwo mógł jednak stanowić sir Cameron MacAl-
pin.   Podróżując   całe   przedpołudnie   w   jego   ramionach, 
uświadomiła sobie wyraźnie własną  słabość.  Z największym 
wysiłkiem woli powstrzymywała się, by nie przyznać, że się 
poddaje
i jest skłonna zademonstrować mu swą kapitulację, gdy tylko 
znajdą   jakieś   ustronne   miejsce.   Pocieszało   ją   jedynie 
przekonanie, że sir Cameron również cierpi. Przyciśnięta do 
niego przez całą drogę czuła twardy dowód jego pożądania.
Gdy rozwiązano jej ręce, szybko udała się na stronę. Nie było to 
łatwe, ale starała się nie zwracać uwagi na drepczącego obok 
niej olbrzymiego mężczyznę. Mały Rob był jej strażnikiem, ale 
sądząc po rumieńcu na jego twarzy, całą sytuacją był równie 
zażenowany jak ona.
Po   chwili   wróciła   do   reszty   podróżujących,   wypatrując 
Gillyanne. Uśmiechnęła się, widząc ją wychodzącą zza drzew, 
gdzie udała się niewątpliwie w tej samej sprawie. Również za 
nią   podążał   potężny   mężczyzna,   co   dziewczynkę   wyraźnie 
doprowadzało   do   wściekłości.   Zabawne   było   to,   że   strażnik 
Gillyanne   wydawał   się   mocno   onieśmielony,   jednakże   świa-
domość,   że   przy   próbie   ucieczki   trzeba   by   umknąć   dwóm 
potężnym mężczyznom, nie była zbyt wesoła.
-     Czy   masz   też   zamiar   słuchać   każdego   mojego   słówka? 
-warknęła Gillyanne do strażnika, podchodząc do starszej ku-
zynki.

background image

Avery nie mogła powstrzymać śmiechu, kiedy obaj mężczyźni 
cofnęli się o kilka kroków.
-  Gillyanne, oni tylko wykonują rozkaz swojego pana.
-  Wiem o tym. dlatego znoszę wszystko jak dama, którą jestem, 
i   nie   dałam   temu   idiocie   w   łeb   pierwszym   kijem,   jaki   się 
nawinął.   -   Dziewczynka   wzięła   kilka   głębokich   oddechów   i 
złożyła ręce na brzuchu. - Dobrze, już jestem spokojna.
-  To naprawdę działa?
-   Czasami,   jak   nie   jestem   za   bardzo   wściekła.   Jak   sarna 
powiedziałaś,   Colin   nie   jest   niczemu   winien.   Ate   niech   ten 
czarny diabeł, który cię przywiązuje do łoża i do konia, lepiej 
się do mnie nie zbliża. Więc jak ci się wiedzie?
-   Dość   dobrze   -   zaczęła   Avery,   biorąc   pod   ramię-kuzynkę 
Spacerowały   powoli,   a   za   nimi   dreptali   zdezorientowani 
strażnicy.
Na pewno? Bałam się, że może ci być ciężko. Takie miałam 
przeczucie. - Jesteś przewrażliwiona.
- Ciocia Maldie jest ze mnie bardzo zadowolona. Zresztą ty tez 
masz   swoje   przeczucia.   To   ty   wyczułaś   zbliżające   się 
niebezpieczeństwo   tego   dnia,   kiedy   nas   zaatakowali   ludzie 
DeVeau.
-  Niewiele z tego wynikło.
-     Żyjemy.   Gdybyśmy   zostały   kompletnie  zaskoczone,   mog-
łybyśmy   zginąć   w   tej   pierwszej   krwawej   rzezi.   I   udało   się 
ostrzec   naszych   krewnych.   Prawda,   ze   było   za   późno,   żeby 
zdążyli się przygotować do obrony, ale może jednak o kilku 
rycerzy więcej chwyciło za miecze. Przecież kiedy uciekałyśmy, 
słyszałyśmy efekt twojego ostrzeżenia,
-  Jaki?
-     Dźwięk   uderzających   o   siebie   mieczy,   a   nie   jęki   mor-
dowanych.
-  Ale później były i jęki.

background image

-  Niestety, tak. Jednak ten dźwięk ostrza uderzającego o ostrze, 
chociaż mrożący krew w żyłach, świadczy o rym, że ktoś zdołał 
przeciwstawić się ludziom DeVeau, choćby po to, żeby inni 
mogli uciec i przeżyć. Nie martw się już. Nie możemy zrobić 
nic  innego,  jak   modlić  się   za  dusze   zamordowanych   i  mieć 
nadzieję, że nie było ich zbyt wielu.
-  Robię to. Często - szepnęła Avery.
-  Musimy się skupić na naszych obecnych problemach. - Tak. 
Jak sprawić, żeby Payton pozostał wolny i żeby nikt go nie 
skrzywdził.
-   Racja   -   zgodziła   się   Gillyanne   i   uważnie   przyjrzała   się 
kuzynce. - A jak ulżyć twemu strapionemu sercu?
-  Czemu sądzisz, że jestem strapiona?
- Męczy cię pożądanie.
-  No, tak. - Avery potrząsnęła głową, - Skręca mi wnętrzności. 
Mam   tylko   nadzieję,   że   jemu   też.   -   Uśmiechnęła   się   do 
GiHyanne, ale szybko spoważniała. - Chyba nie starczy rai sił, 
by z tym długo walczyć.
-  Ojej!
-  No właśnie.
-   Więc musimy pomyśleć, jak mu zabrać trochę tej słodyczy 
zwycięstwa.
Avery skinęła głową.
-   Już się nad tym zastanawiałam. Po pierwsze, Payton musi 
wiedzieć, że cnota nie została mi odebrana siłą, że zrobiłam to z 
własnej   woli   i   chęci.   To   złagodzi   jego   ewentualne   poczucie 
winy.
-  I pokrzyżuje plany sir Camerona.
Avery patrzyła, jak ten zbliża się w ich stronę, i była na siebie 
zła, że na jego widok robi się jej gorąco. Nic w tym zresztą 
dziwnego,   był   przecież   niezwykle   przystojnym   mężczyzną. 
Musiała   w   jakiś   sposób   przemienić   słabość   w   siłę,   z 

background image

upokorzenia   uczynić   źródło   dumy.   Nie   będzie   to   łatwe, 
zwłaszcza że każde jego spojrzenie czy gest rozpalały ją do 
białości,
-     Ałe   najpierw   -   mruknęła   tak   cicho,   że   słyszała   ja   tylko 
GiHyanne - muszę sprawić, żeby ten człowiek cierpiał, żeby 
mnie pragnął tak bardzo, żeby w końcu, kiedy się poddam, 
zapomniał   zupełnie   o   zemście.   Chcę   go   doprowadzić   do 
szaleństwa.
Cameron zwolnił kroku, patrząc na uśmiechnięte promiennie 
dziewczyny Murrayów. Były drobne i zjawiskowo piękne.
Uśmiechały się ciepło i ich niezwykłe oczy błyszczały od tego 
śmiechu.   Takie   spojrzenia   każdemu   mężczyźnie   sprawiały 
przyjemność. Wziął Avery pod ramię i doprowadził do konia. 
Cały czas zastanawiał się, dlaczego  te piękne uśmiechy wy. 
zwalają w nim chęć do nałożenia pełnej zbroi.

3

Jesteśmy coraz bardziej pogodzone z losem - powiedziała 

Avery   do   kuzynki,   gdy   spacerowały   po   obrzeżach   obozu 
MacAlpina.
-  Czyżby? - Gillyanne zatrzymała się na moment i popatrzyła 
na mary biały kwiatek. - Ta pora roku sprzyja pogodzeniu z 
losem.
- To prawda, ale zachowujemy się tak, jakbyśmy zapomniały, 
że Cameron nas więzi i ma zamiar skrzywdzić Paytona.
-   Trudno pamiętać o takich nieprzyjemnych sprawach, kiedy 
grzeje wiosenne słoneczko. Ale dziwię się, że ty możesz o tym 
zapomnieć, skoro cały czas jesteś skrępowana więzami.
-  On robi to tak delikatnie i uważnie, żeby mnie nie zranić, że 
zaczynam się przyzwyczajać i złość mi przechodzi. I to mnie 

background image

niepokoi. Chodzę cały czas tak ogarnięta pożądaniem, że nie 
myślę o tym, dlaczego podróżujemy z MacAtpinami.
-  Podobno miałaś zamiar doprowadzić do tego, aby to on był 
ogarnięty pożądaniem. Tak mi mówiłaś trzy dni temu.
Avery westchnęła.
- Jestem tak skołowana, że już nie wiem, czy to działa. On ma 
coraz gorszy  humor,  ale nie wiem,  czy to dlatego,  że ja  g0 
dręczę, czy po prostu ma takie fumy. Czy to nieodwzajemnione 
pożądanie   tak   mu   psuje   nastrój,   czy   świadomość,   że   jego 
genialny plan nie daje się tak łatwo wprowadzić w życie, jak 
przypuszczał?
- Myślę, że to nieodwzajemnione pożądanie. Prawdę mówiąc, 
jesl niespełnione, a nie nieodwzajemnione, mam rację?
-   Niestety  tak. Zaczynam  się  obawiać,  że to  może  być  coś 
głębszego.
- Możesz zrobić to, co zrobiła nasza kuzynka Elspeth. - Ścigać 
go, aż on mnie złapie? - Avery zaśmiała się wraz z Gillyanne, 
po  czym  pokręciła  głową.  -Nie mam  jej  doświadczenia.  Nie 
mogę   po   jednym   pocałunku   określić,   czy   to   jest   ten   jeden 
jedyny.   Myślę,   że   może   być.   Jak   inaczej   wytłumaczyć   moje 
uczucia   do   niego,   skoro   zamierza   mnie   użyć   przeciwko 
mojemu   własnemu   bratu?   Oczywiście,   nie   ma   to   większego 
znaczenia.   To,   co   on   planuje,   wyklucza   wszelką   wspólną 
przyszłość.
-     Niekoniecznie.   -   Gillyanne   wzruszyła   ramionami.   -   Za-
kończenie tej historii może być mniej dramatyczne, niż sobie 
wyobrażasz.   Musisz   się   zdecydować,   czy   chcesz   spróbować 
zrobić wszystko, żeby pragną} cię bardziej niż czegokolwiek 
innego.   Jakkolwiek   by   na   to   spojrzeć,   droga,   którą   musisz 
podążać,   nie   jest   prosta,   ale   żaden   zakręt   nie   powinien   do-
prowadzić do klęski.

background image

—  Być może. W każdym razie uważam, że bardzo ułatwiamy 
zadanie naszym ciemiężycielom.
—  Avery, nie sądzę, żeby nam się udało zbiec. Ja też nie robię 
sobie na to wielkich nadziei, ale to nie znaczy, że nie; mamy 
próbować.   -   Gillyanne   spojrzała   przelotnie   na   kuzynkę   i 
uśmiechnęły się do siebie. - Czy za pierwszym razem będziemy 
sprytne, czy po prostu odważne? - spytała, zerkając

na 

strażników. - Mały Rob i Golin są dość daleko od nas i o coś się 
sprzeczają.
-   No, to tym razem bądźmy odważne. Liczymy do trzech?- 
Gillyanne   skinęła   głową   i   schwyciła   spódnicę,   gotowa   ją 
podnieść. Avery zrobiła to samo i policzyła: -Raz* dwa, trzy!
Ruszyła, a kuzynka podążyła za nią,
Cameron zaklął, gdy nad obozem rozległ się krzyk. Schował za 
koszulę   mapę,   którą   oglądał   wraz   ze   swym   kuzynem   Lear-
ganem, i skoczył na równe nogi. Jedyne, co go zdumiało, kiedy 
zobaczył, jak dziewczyny Murrayów próbują uciekać, to tempo, 
w jakim biegły.
-  Niech diabli wezmą tego Małego Roba i Colina - mruknął, i 
puścił się biegiem. - Mówiłem im, żeby dobrze pilnowali tych 
panien.
-   Nie możesz mieć do nich pretensji - odezwał się Leargan, 
dotrzymując mu kroku. - To dziewczyny i dotąd bardzo dobrze 
się zachowywały.
-   Właśnie dlatego powinniśmy byli uważać. Leargan zaśmiał 
się.
-  Mówisz o nich, jakby były niebezpiecznymi, przebiegłymi
przeciwnikami.
- Matka Avery ukrywała się przed żądnymi zemsty DeVeau 
przez rok, prawie sama. Potem ojciec Avery zdołał uciec z nią z 
Francji,   chociaż   prześladowcy   oferowali   za   nich   olbrzymią 
nagrodę Jej kuzynka poślubiła właśnie niejakiego sir Cormaca 

background image

Armstronga,   człowieka,   który   wymykał   się   Douglassom   co 
najmniej przez dwa lata.
-  O Jezu! - Leargan był pod dużym wrażeniem. - Wiec
mogły się tego i owego nauczyć.
- Tak. I w dodatku są potwornie szybkie. Ty biegnij za tą małą.
- Obie są małe.
-   Biegnij   za   Gillyanne.   Ja   pobiegnę   za   tą   drugą   błyskawicą. 
-Cameron zignorował śmiech Leargana.
Ucieczką Avery przejął się bardziej, niż się spodziewał, Może 
dlatego, iż nie chciał dopuścić do siebie myśli, że pożądanie 
bardziej   męczy   jego   niż   ją.   Chociaż,   z   drugiej   strony, 
podejrzewał,   że   dziewczyna   odczuwa   to   samo   co   on.   Może 
dlatego właśnie uciekła.
Gdy gonił ją po lesie, uśmiechał się radośnie. Nie miał zamiaru 
pozwolić jej na ucieczkę, gdy był już tak blisko celu, jaki chciał 
osiągnąć. Kiedy zatrzymali się na nocny postój, był pewien, że 
nią owładnęły takie same żądze, a podczas jazdy w ciągu dnia 
nieraz   odczuwał   wstrząsające   nią   dreszcze   i   słyszał 
wymykające się z jej ust westchnienia. Goniąc ją teraz po lesie, 
nie myślał o zemście, lecz o tym, by nie umknęła mu rozkosz, 
która była już tak blisko.
Avery dała Gillyanne znak, by skierowała się nieco w prawo, a 
sama   zboczyła   bardziej   na   lewo.   Trzymały   się   w   zasięgu 
wzroku, ale zmusiły pogoń do rozdzielenia się. Obejrzawszy 
się szybko przez ramię, zauważyła, że goni ich tylko dwóch 
mężczyzn: Cameron i jego przystojny kuzyn Leargan. Jeśli był 
ktoś   jeszcze,   to   bardzo   daleko.   Miała   zamiar   juz   właściwie 
kończyć   tę   zabawę,   bo   była   bardzo   zmęczona,   a   Cameron 
bardzo niedaleko, gdy usłyszała krzyk kuzynki. Natychmiast 
skręciła w kierunku Leargana, który schwytał Gillyanne. Miała 
drobną   satysfakcję,   widząc,   że   Cameron,   zmylony   jej 
zmianąkierunku.   potknął   się.   Bez   wahania   rzuciła   się   na 

background image

Leargana, który zaklął, puścił Gillyanne i upadł. Avery siadła 
mu   na   plecach,   złapała   go   za   włosy   i   zaczęła   uderzać   jego 
głową   o   ziemię.   Gdy   okrzyki   zachęty   ze   strony   Gillyanne 
przerodziły się w pisk. przerwała.
Obejrzała się i zobaczyła kuzynkę w mocnym uchwycie Ca-
merona. Avery wyrwała nóż Leargana z pochwy. Trzymając 
jedną   ręką   pęk   włosów   przeciwnika,   odwróciła   mu   głowę   i 
przyłożyła nóż do gardła.
-  Układ? - spytała.
-  Nie - odparł Cameron. -I tak nie zrobisz mu krzywdy.
- Jesteś pewny?
-  Mam nadzieję, kuzynie, że się nie mylisz. -Leargan jęknał.
-   Jestem zupełnie pewny. Nie zrobisz mu krzywdy, Avery, i 
nie uciekniesz bez tego dzieciaka.
-  Dzieciaka?! - wykrzyknęła GiUyanne z furią.
-  Nie, nie zrobię. - Avery westchnęła, puściła Leargana i wstała.
On również podniósł się, otrzepał i wyciągnął dłoń.
-  Proszę o mój nóż.
Avery zaklęła cicho i wcisnęła mu nóż do ręki. Gdy GiUyanne 
do   niej   podbiegła,   wzięła   ją   pod   ramię.   Nie   obawiała   się 
specjalnie kary, choć Cameron wyglądał na wściekłego. Mógł ją 
zalać potokiem wyzwisk i mocniej przywiązać, ale była całkiem 
pewna, że nigdy jej nie uderzy.
-     Naprawdę   myślałyście,   że   uda   wam   się   uciec?   -   spytał, 
prowadząc ją z powrotem do obozu.
-  Zawsze wolno marzyć - szepnęła.
-  A dokąd byście dotarły, bez koni i zapasów?
Dobre pytanie, pomyślała, lecz nie miałazamiaru informować 
go, że chciała go tylko trochę podenerwować, a tymczasem
wyszła na idiotkę.
-  Miałyśmy zamiar zdać się na łaskę najbliższego kościoła.

background image

-     Tak   -   potwierdziła   GiUyanne.   -   Chciałyśmy   prosić   o   za-
pewnienie nietykalności.
-   Naprawdę uważacie, że w to uwierzę? - Cameron zaklął, a 
dziewczęta   wzruszyły   tylko   ramionami.   Na   skraju   obozu 
spotkali obu strażników, więc zwrócił się do zaczerwienionych 
ze wstydu mężczyzn: — One są małe i ładne, ale nie dajcie sie 
więcej   wyprowadzić   w   pole.   -   Popchnął   uciekinierki   w   ich 
kierunku. - Są chytre i więcej z nimi kłopotu, niż pożytku.
- Zapewnienie nietykalności? - powtórzył Leargan, trzęsąc się 
ze śmiechu, gdy odchodził razem z kuzynem.
-  Nieznośne bachory - narzekał Cameron. - One coś knują. Są 
za mądre, żeby sądzić, że ucieczka się powiedzie. Wiedziały, że 
się nie uda. dlatego pobiegły z pustymi rękami.
-  Więc dlaczego w ogóle próbowały?
- Nie zdziwiłbym się, gdybym się dowiedział, źe tylko po to, 
aby mnie zdenerwować.
Myślisz,   że   rozszyfrował   naszą   grę?   -   spytała   Gillyanne 
kuzynkę,   gdy   siedziały   przed   namiotem   Camerona   przy 
wieczornym posiłku.
-   Mogło mu przemknąć przez głowę, że próbujemy tylko go 
zdenerwować - odpowiedziała Avery. - Ale nie uwierzy, że to 
był   jedyny   powód.   Będzie   próbował   doszukać   się   jakiejś 
perfidnej zdrady.
- Niezbyt ufa kobietom, prawda?
-  W ogóle nie ufa.
-   To ci nie ułatwi zadania* jeśli będziesz próbowała zdobyć 
jego serce,
-  Nie wiem, czy on w ogóle ma serce — mruknęła Avery.
-  Myślę, źe ma, bo inaczej nie byłoby tych kłopotów. Po prostu 
tego nie okazuje. Niektórzy mężczyźni tacy są.
-  A niektórzy nie chcą w ogóle niczego odczuwać do kobiet i 
szczelnie zamykają swoje serca.

background image

Gillyanne z namysłem skinęła głową.
-  Ale on cię pragnie.
-  Gillyanne, pożądanie to nie miłość,
-  Chciałabym, żeby mężczyzna, który w końcu przypadnie mi 
do serca, nie był tak trudny do zrozumienia.
-  Dla ciebie na pewno nie będzie.
-   Może, ale mam czasem kłopoty z wyczuwaniem różnych 
rzeczy w przypadku osoby, którą dobrze znam lub jest bliska 
memu sercu.
-   Oczywiście, wtedy chciałabyś, żeby taki dar był specjalnie 
doceniony.
Gillyanne zaśmiała się i skinęła głową.
-  Ciocia Maldie mówi, że mój dar wyczuwania może działać, 
tylko ja mu nie dowierzam wtedy, gdy chodzi o zaangażowanie 
sercowe. Myślę, że twoje serce jest zaangażowane.
Avery przez chwilę obserwowała Camerona, który chodził po 
obozie i rozmawiał z ludźmi.
-   Tak, chyba jest, a przecież nie znam tego człowieka nawet 
tygodnia i wcale mnie nie uwodzi. To w ogóle nie ma sensu. 
Rzuciłabym   się   na   niego   w   porywie   chutliwcj   żądzy,   ale 
powstrzymuje mnie to, że on chce wykorzystać moją słabość 
przeciwko mojej rodzinie.
-  Chutliwej żądzy?
-   Tak. Nie potrafię tego inaczej określić. - Avery patrząc, jak 
Cameron   wchodzi   wraz   z   kuzynem   do   pobliskiego   lasku, 
wlepiła wzrok w jego zgrabne pośladki. Az ją ręce Świerzbiły, 
żeby   go   po   nich   poklepać.   -   Kilka   razy   dziennie   chcę   go 
wykopać   z   siodła,  lecz  nie   dlatego,   żeby   się  śmiać  z   niego, 
unurzanego   w   błocie,   tylko   żeby   leżał,   a   ja   żebym   mogła 
skoczyć na niego i zacząć robić z nim to wszystko, eo pojawia 
sie w moich najbardziej szaleńczych snach.
-  No więc zrób to.

background image

-  Mówiłyśmy już o tym, jak popsuć jego plany zemsty, ale nic 
nie zmieni faktu, że jeśli mnie posiadzie, to właśnie z
zemsty.
Wierz mi, kuzynko, ostatnią rzeczą, o jakiej będzie myślą kiedy 
to   się   wreszcie   stanie,   będzie   jego   siostra,   Payton   i   zemsta. 
Musisz się tylko postarać, żeby wiedział, że to nie on wygrywa 
i bierze, lecz że to ty dajesz. Nie mówię, żebyś przed takim 
łajdakiem otwierała serce, ale musi wiedzieć, że robisz tylko to, 
co | chcesz i nie pozwolisz mu tego wykorzystać przeciwko 
twojemu   bratu   lub   klanowi.   Ponieważ   jest   mężczyzną, 
aroganckim jak cały ten gatunek, nie uwierzy, że chcesz go 
pozbawić   tego   oręża.   A   ty   wiesz,   że   potrafisz.   Niech   cię   ta 
pewność prowadzi.
- Tb takie ryzyko — mruknęła Avery.
-  Ale czy chcesz tej nagrody, jaką można wygrać, tak; bardzo, 
że jesteś skłonna je podjąć?
-  Och, tak.
-  Wiec kiedy się zgodzisz?
- Trudno powiedzieć. Będę go dręczyć tak długo, aż sama nie 
będę już mogła zdzierżyć. - Avery zaśmiała się, a Gillyanne jej 
zawtórowała.
Znów się śmieją- mruknął Cameron, zerkając na dwie pannice 
Murrayów,   gdy   wracał   z   Learganem   do   obozu.   Jego   kuzyn 
zachichotał i potrząsnął głową.
-  Niezwykłe dziewczęta.
-  Rozpuszczone bachory, którym największą rozkosz sprawia 
maltretowanie mnie.
- Wiec tak bardzo jej pragniesz?
-  Tego nie powiedziałem.
-  Nie musiałeś. Czuć to od ciebie.
Cameron   zwalczył   nagłą   pokusę   powąchania   samego   siebie. 
Spojrzał na kuzyna.

background image

- Ale to chyba dobrze. Trudno byłoby mi zdobyć się na zemstę, 
gdyby ta dziewczyna na mnie jakoś nie działała.
-  I nie zaczekasz, aż będziesz mógł dokładniej przypatrzeć się 
sytuacji w domu?
-  Moja siostra, citka, Iain wszyscy powtarzają tę samą historię. 
Po co mam tego słuchać jeszcze raz, czekać, aż będę na tyle 
blisko,   żeby   widzieć,   jak   poruszają   ustami?   Nie,   sir   Payton 
Murray zapłaci i zachowa się przyzwoicie wobec mojej siostry.
-  A jeśli tak zrobi, jak ty się zachowasz?
-  Jak to?
-  Chcesz uwieść jego siostrę, żeby go zmusić do małżeństwa z 
twoją. Jeżeli tak zrobi, wciąż zostaje jedna uwiedziona panna
- bez męża. Dziewczyna, która nie zrobiła ci nic złego.
-  Nie chcę żony. - Cameronowi nie spodobał się przedstawiony 
przez kuzyna slaby punkt tego planu.
-  Ale nie przyjmujesz do wiadomości, że sir Payton też może 
nie chcieć. Jesteś pokrętnym człowiekiem, kuzynie.
-  A ty będziesz wkrótce człowiekiem pokrytym siniakami, jeśli 
nie zostawisz tej sprawy w spokoju. - Cameron skinął głową z 
uznaniem, gdy kuzyn zamilkł, ale wiedział, ze spór został tylko 
odłożony   na   później.   -   Zaprowadź   tę   małą   Gillyanne   z 
powrotem do kobiet - rozkazał, gdy zbliżyli się do namiotu.
Leargan   i   Gillyanne   odeszli,   Cameron   usiadł   obok   Avery   i 
patrzył w ogień. Chciał wyrzucić z pamięci słowa kuzyna, ale 
wciąż tam tkwiły. Nie dało się zaprzeczyć, że w jego planach 
kryła się pewna niesprawiedliwość. Zażąda, by Payton Murray 
uratował honor jego siostry poprzez małżeństwo, a sam tego 
nie zaoferuje. Cameron jednak nie chciał się żenić.
Avery wstała i weszła do namiotu, a on sięgnął po bukłak z 
winem, który zostawiła, i wypił duży haust. Kusiło go, żeby się 
upić do utraty przytomności, zabić w sobie poczucie winy i 
pożądanie,   lecz   perspektywa   całodziennej   męczącej   podróży 

background image

nazajutrz uświadomiła mu, że tylko głupiec podejmowałby ją 
po całonocnej pijatyce.
W końcu, kiedy uznał, że Avery miała już dość czasu dla siebie, 
wstał i wszedł do namiotu. Widok jej, Jeżącej na jego prostym 
legowisku,   ścisnął   mu   wnętrze   palącym   pożądaniem   Chciał 
natychmiast   zerwać   z   niej   ubranie,   znaleźć   się   przy   tej 
dziewczynie   i   głęboko   w   niej.   Chciał   dotykać   i   smakować 
każdy   centymetr   jej   złoconego   ciała.   Chciał,   by,   drżąc   po 
spełnieniu, wykrzyczała jego imię.
Serce mu waliło, dłonie się pociły. Zaklął, rozebrał się aż do 
przepaski   na   biodrach,   pobieżnie   umył   i   położył   się   obok. 
Delikatnym płótnem przywiązał jej rękę do swojego przegubu, 
Czuł, że mu się przygląda.
-  Nie myślałaś chyba, że naprawdę uda wam się dzisiaj uciec, 
co? - spytał, przysuwając się bliżej, tak że dotykali się lekko. 
Gdy   poczuł,   jak   zadrżała,   uśmiechnął   się   ponuro.   Nie   miał 
zamiaru cierpieć sam.
-   Trzeba   korzystać   z   okazji,   kiedy   się   nadarza   —   odpowie' 
działa, przeklinając w myślach, kiedy zorientowała się, że nie 
nu gdzie się posunąć i musi znosić dotyk jego silnego ciepłego 
ciała.
-  Bez jedzenia, wody, okrycia i bez konia?
-     Tak.   Większość   tego   mogłybyśmy   znaleźć   po   drodze. 
Pominął milczeniem te przechwałki.
-  Na terenach, na których grasuje wasz stary potężny wróg?
-   Wydaje mi się, że w Szkocji też nie roi się od przyjaciół i 
sojuszników.
Przewrócił się na bok, przygniatając ją.
-  Nie jestem twoim wrogiem, Avery.
-  Nie, oczywiście, że nie. To z przyjaźni planujesz mnie zhańbić 
i użyć tego przeciwko mojej rodzinie.

background image

-   A   gdyby   ktoś   skrzywdził   kogoś   z   twojego   rodu,   przeba-
czyłabyś wszystko i nic nie robiła, tylko pomodliłasię za niego?
- Nie wykorzystywałabym niewinnych do ukarania winnego. 
Nie znaczy to, że mój brat jest winny, oczywiście.
Cameron   westchnął   i   pocałował   ją.   Zdumiał   się,   te   tak 
gwałtownie zareagowała. Poczuł jej stwardniałe sutki, przycis-
nęła się do jego piersi, jakby błagała, żeby próbował dalej. Jej 
drobne ciało wyprężyło się, a on dyszał jak koń po długim 
biegu, gdy oderwał się od niej i uniósł się na łokciach. Spojrzał 
na   nią   i   z   pewną   satysfakcją   zauważył,   ze   i   ona   z   trudem 
oddycha. Wiedział, ze teraz mógłby ją wziąć, jej pożądanie było 
oczywiste.   Szaleństwem   było   rezygnowanie   z   tego,   ale 
postanowił jednak zrezygnować. Chciał usłyszeć z jej ust „tak". 
Jak możesz nie zauważać tego, co rozpaliło się między nami? — 
spytał, opadając na plecy.
-  Między nami jest tylko twoja żądza zemsty.
-  To nie z zemsty pocę się i drżę, jak człowiek z febrą. Albo jak 
ty.
-   Ja? Jestem chłodna i spokojna  jak górskie jezioro w  letni 
wieczór. - Nie zwracała uwagi na jego pogardliwe pry chnięcie. 
-Nie będziesz mnie używał do skrzywdzenia moich krewnych.
-  Tylko jednego, Paytona.
-   Będę tak walczyć o uratowanie mojego brata, jak ty twojej 
siostry.   Dobrej   nocy,   sir   Cameronie-   dodała,   gdy   się   nie 
odezwał. Potem próbowała ochłonąć, żeby wreszcie zasnąć*
-  Poddasz się, Avery - powiedział po chwili. - To jest za silne, 
żebyś mogła z tym długo walczyć.
-  Może - zgodziła się. - Ale i tak nie pozwolę się wykorzystać 
przeciwko bratu.
Cameron nie mógł uwierzyć, że tak bardzo podnieciło go słowo 
,,może".   Nie   była   to   zgoda,   ale   jednak   znacznie   więcej,   niż 
dotąd   proponowała.   Zamknął   oczy,   starając   się   uspokoić   i 

background image

zasnąć. Jutro wzmoże wysiłki w celu przełamania jej oporu, 
będzie naciskał, póki „może" nie zmieni się w „tak". Modlił się 
tylko, żeby przez ten czas nie oszaleć.
Miała swobodne ręce. Avery nie mogła w to uwierzyć. Minęły 
dwie noce, odkąd wraz z Gillyanne zmusiły Camerona, żeby je 
gonił, i, jak należało się spodziewać, stał się bardziej czujny. Te 
dwie noce były długie i męczące, pełne wyrzeczeń. Dni były nie 
lepsze. Oboje byli już  zmęczeni tą walką. I pewnie dlatego, 
pomyślała Avery, miała niezwiązane ręce. Cameron był chyba 
zbyt zmęczony i roztargniony, żeby ją porządnie skrępować. 
Jak to dobrze, że zawsze sprawdzała więzy.
Rozejrzała   się   i   w   końcu   wśród   innych   kobiet   zobaczyła 
Gillyanne. Gdyby kuzynka zwróciła na nią uwagę, mogłyby 
teraz spróbować ucieczki. Tym razem miała przy sobie zapasy, 
a   Gillyanne   umiała   w   biegu   wskoczyć   na   konia.   Avery 
zastanawiała się, dlaczego jeszcze siedzi, zamiast pogalopować 
w stronę kuzynki. Odpowiedź była prosta: Cameron.
Jakby przywołany jej myślami, pojawił się obok swego konia. 
Dotknął ręką nogi Avery i zaczaj ją głaskać. Arogancki wyraz 
jego twarzy, błysk spodziewanego zwycięstwa w oczach dały 
jej impuls do ucieczki. Uśmiechnęła się do niego i pomachała 
ręką.   Zdumienie   malujące   się   na   jego   twarzy   sprawiło   jej 
satysfakcję- Kopnęła go w twarz, aż się przewrócił na ziemię, 
po  czym   popędziła  konia  do  galopu,   wołając  Gillyanne.  Na 
szczęście   kuzynka   zareagowała   natychmiast,   wiec   Avery 
musiała   tylko   odrobinę   zwolnić,   żeby   wskoczyła   za   nią   na 
siodło. Gdy odjeżdżały, słyszała ryk Camerona.
Zerwał   się   na   równe   nogi,   przeklinając   głośno   i   dosadnie. 
Wcale go nie zdziwiła swoboda, z jaką Avery radziła sobie z 
jego   olbrzymim   rumakiem,   ani   łatwość,   z   jaką   jej   kuzynka 
wskoczyła na pędzącego konia. Chyba już nic w wykonaniu 
tych dwóch panien nie było w stanie go zadziwić, zwłaszcza 

background image

jeśli ich celem było zdenerwowanie go. Wykrzykując rozkazy, 
zobaczył, że kuzyn spieszy już z dwoma osiodłanymi końmi.
-   Czy to nie ty mówiłeś, że trzeba ich pilnie strzec?-zadrwił 
Leargan, gdy wsiadali na konie.
-     Jeszcze   jedno   słowo   i   odetnę   ci   język   -   rzucił   Cameron, 
ruszając galopem.
Leargan nie przejął się tą pogróżką i jadąc obok niego, mówił 
dalej:
-     Nie   sądzę,   żebyś   je   dogonił.   Twój   koń   jest   szybszy   od 
naszych, a te panny są dobrymi jeźdźcami.
-  Nie znają okolicy, nie wiedzą, dokąd jechać.
-  Może nie, ale muszą tylko trzymać się z dala i ukrywać.
I   tego   właśnie   Cameron   obawiał   się   najbardziej.   Jeśli 
dziewczęta   nie   miały   żadnego   celu,   nie   wiadomo,   w   którą 
stronę   Pojechały.   To   oznaeza,   że   wkrótce   będą   mogli   tylko 
szukać ich śladów, a to jest czasochłonne i dające uciekinierkom 
dużą Przewagę. Co gorsza, wcale by się nie zdziwił, gdyby 
potrafiły zacierać ślady. Panny Murray posiadały umiejętności, 
jakimi nie mogły się pochwalić inne dobrze urodzone panienki. 
Był jednak zdecydowany nie dać się pokonać dwóm drobnym 
dziewczętom, nawet gdyby miał szukać ich śladów aż do wrót 
Donncoill.
Było   już   południe,   gdy   Avery   uznała,   że   mogą   odpocząć 
Ześlizgnęły   się   z   konia,   pojękując   cicho.   Polanka,   którą 
znalazły,   była   wspaniała.   Ocieniona,   chłodna,   z   małym 
strumyczkiem i świeżą trawą dla konia. Gillyanne pomogła jej 
wytrzeć  rumaka,  napoić  go  i  spętać.  Później obie runęły  na 
trawę. Dopiero po chwili miały na tyle sił, żeby poszukać w 
sakwach czegoś do jedzenia i picia. Ku swej radości, Avery 
znalazła   również   mapę   Camerona,   którą   zaczęła   studiować, 
gdy wraz z kuzynką pogryzały owsiane placuszki i popijały 
winem.

background image

-  Trudno się zorientować, dokąd jechać, jak nie wiemy, gdzie 
jesteśmy   -   zauważyła   Gillyanne,   oparłszy   się   o   gruby   pień 
drzewa i przymknąwszy oczy.
- Racja, ale gdy tylko zorientujemy się, gdzie jesteśmy, ta mapa 
nam bardzo pomoże. — Avery ułożyła się obok niej.
- Myślisz, że Cameron długo będzie nas ścigał?
- Dłużej, niżbyśmy sobie życzyły. To uparty osioł.
-  I skradłyśmy mu konia. Avery roześmiała się.
-   No tak. Ale będzie nas ścigał głównie z powodu urażonej 
dumy, że pokonały go dwie dziewczyny.
Gillyanne skinęła głową.
-  To na pewno plama na męskim honorze.
-  A Cameron bardzo go sobie ceni.
- Trochę się zdziwiłam, że tak szybko uciekłaś.
- Nie tak szybko. - Avery westchnęła. - Wahałam się. Ale potem 
on na mnie tak spojrzał...
- Jak spojrzał?
-   Jakby   chciał   powiedzieć:   „Wiem,   że   wygrywam".   Więc 
kopnęłam   go   w   twarz.   -   Avery   uśmiechnęła   się   słabo,   gdy 
bizynka zachichotała. - Właściwie to jego wina. Gdyby tak me 
patrzył, gdyby nie był taki pewny siebie, to chyba jeszcze bym 
lam   siedziała,   zastanawiając   się   nad   ucieczką.   Właściwie 
chciałam tam zostać, przy nim. Jedyne, o czym ciągle myślałam 
to jak będę mogła żyć, jeśli go już nigdy nie zobaczę.
-  Nie obwiniaj się lak. - Gillyanne poklepała ją po ręce. -Biorąc 
pod   uwagę   twoje   uczucia   do   tego   człowieka.   Payton   by   to 
zrozumiał.
-   Na pewno tak, ale nie jestem pewna, czy to zmniejszyłoby 
moje   poczucie   winy.   To   grzech,   ale   najbardziej   żałuję,   że 
chociaż raz nie uległam, zanim uciekłem.
-  Też bym żałowała.
-  Naprawdę?

background image

-  Naprawdę. Taka prawdziwa namiętność to rzadka rzecz. Tak 
nam   mówili   rodzice,   tak   nam   mówiła   Elspeth.   Namiętność 
połączona   z   miłością.   Ty   masz   na   to   szansę.   -   Gillyanne 
mrugnęła   do   kuzynki.   -   Możesz   się   pocieszać,   że   z   winy 
Camerona   nie   wiesz,   czy   ta   namiętność   była   zaczątkiem 
miłości.
-   U mnie tak - szepnęła Avery, próbując powstrzymać łzy. - 
Masz rację, to wszystko wina tego idioty. I jego siostry. Może 
rzeczywiście   dobrze,   że   uciekłyśmy,   bo   gdybym   spotkała 
oskarżycielkę Paytona, mogłabym ostro zareagować. - Wstała i 
otrzepała   się.   -   Lepiej   jedźmy   dalej.   Teraz   już   możemy 
podróżować wolniej.
-  Jesteś pewna? - spytała Gillyanne, idąc za nią w stronę konia.
-   Nie widziałyśmy Camerona ani Leargana już dość długo. 
Muszą tropić nasze ślady, więc posuwają się wolniej. - Wska-
kując na konia, Avery zauważyła przez drzewa jakiś błysk. -A 
niech   to!   Niemożliwe,   żeby   już   nas   znalazł!   -   Za   moment 
zobaczyła, że błyska słońce, padające na zbroje, ale znacznie 
więcej, niż dwie. - To nie oni!                                    .
Gillyanne   objęła   kuzynkę   w   pasie,   gdy   ta   popędziła   konia 
Poprzez strumyk w gęstwinę drzew po drugiej strome. - Kto 
to?
-  Nie wiem. Wyglądają na jakieś wojsko. Ukryjmy się.
-  Ukryć? A nie lepiej szybko odjechać?
Są   na   tyle   blisko,   te   jeśli   teraz   szybko   ruszymy,   to   nas 
usłysząlub zobaczą -szepnęła Avery, popychając wierzchowca 
w chaszcze i skrywający go cień. - Myślę, że powinnyśmy się 
zorientować, kto jeszcze wędruje po tych lasach.
Wysunęła się na tyle, żeby taymać dłoń na pysku konia, gotowa 
zakryć   mu   nos,   gdyby   chciał   prychnąć.   Przez   gęste   gałęzie 
drzew   zobaczyła   niewielki   oddział,   który   zatrzymał   się.   by 
napoić   konie.   Jeden   z   rycerzy   trzymał   proporzec,   na   widok 

background image

letórego Avery poczuła, że zastygła jej krew w żyłach. Był na 
nim   herb   DeVeau.   Nie   miała   wątpliwości,   że   oznacza   to 
kłopoty i nieszczęścia.
-  Avery? - odezwała się Gillyanne pytającym tonem.
-   Ciii.   Jest   na   tyle   spokojnie,   że   może   usłyszę   kilka   słów   i 
dowiem się, dlaczego te dranie tu są
Dopiero po kilku minutach uznała, że dowiedziała się dosyś. 
DeVeau chciał odzyskać swoje pieniądze i nie dbał o to, czy 
przy   okazji   wyrżnie   wszystkich   MacAlpinów.   Głupotą   było 
sądzić, że ten człowiek pozwoli, aby tyle pieniędzy przeleciało 
mu koło nosa. Patrząc, jak odjeżdżają, Avery wiedziała, że musi 
podjąć   trudną   decyzję.   Czy   mają   wraz   %   Gillyanne   dalej 
uciekać,   czy   wrócić   i   ostrzec   MacAlpinów?   Westchnęła, 
wiedząc,   że   decyzja   została   podjęta   w   momencie,   gdy 
dowiedziała się o zagrożeniu.
-  Ci DeVeau ich zabiją - stwierdziła Gillyanne.
Wiem o tym, - Avery pokiwała głową. - Ale myślę, że tym 
razem może nam się udać.
- Wracamy ich ostrzec?
- Jak tylko się zorientuję, którą drogą jechać, żeby nie wpaść w 
łapy DeVeau.
Wiedziałam, że tak postanowisz.
-   Dlaczego? Cameron planuje wykorzystanie nas przeciwko 
naszemu   klanowi,   przeciwko   Paytonowi.   Ma   zamiar   wziąć 
okup za ciebie, a mnie zhańbić. On i jego ludzie nie zaatakowali 
naszych   francuskich   krewniaków,   ale   byli   najemnikami 
DeVeau Powinnyśmy życzyć DeVeau szczęścia i gnać do portu. 
-Avery skierowała konia z powrotem do strumyka.
-   Pewnie powinnyśmy i nikt by nas nie potępił, ale tak nie 
zrobimy.
-     Nie,   nie   zrobimy.   Nadstawimy   nasze   smukłe   karczki, 
próbując uratować własnych porywaczy. Chociaż Cameron i 

background image

jego ludzie działają niewłaściwie, nie zasłużyli na to, by ich 
wymordowano.
-  Nie, nie zasłużyli - zgodziła się Gillyanne. - Myślisz, że uda 
nam się dotrzeć do obozu prędzej niż tym psom DeVeau?
-     Możemy   spróbować.   Nie   wygląda   na   to,   żeby   im   się 
specjalnie spieszyło.
-  Może nie wiedzą, gdzie się znajduje obóz Camerona.
-  Mogą nie wiedzieć dokładnie, ale chyba wiedzą, do którego 
portu Cameron zmierza. - Pognała ogiera do truchtu, wracając 
tą samą drogą, którą przybyły, tylko na skróty. -Może zgadli, a 
może   któryś   z   ludzi   MacAIpina   coś   wypaplał.   Ty   wypatruj 
jakichś śladów MacAlpinów i pilnuj, żebyśmy nie zbliżyły się 
zanadto do DeVeau, a ja skupię się na tym, żeby jak najszybciej 
dotrzeć z powrotem do obozu.
Po drodze Avery modliła się, żeby się udało. Mimo sytuacji, w 
jaką ich wciągnął Cameron, i zarzutów przeciwko jej bratu, nie 
chciała, aby go zabito czy zraniono ani żeby stała się kzywda 
komukolwiek   z   jego   ludzi.   Chyba   byłoby   tak   samo   nawet 
wtedy,   gdyby   nic   nie   czuła   do   tego   idioty.   Choć   znała   ich 
krótko, polubiła drużynę MacAlpinów i nie chciała, by stan się 
ofiarami zdrady i chciwości DeVeau.
Jezu,   popatrz   tam   -   powiedział   Leargan,   ściszając   głos   ze 
zdumienia i ostrożności.
Cameron spojrzał we wskazanym kierunku i zaklął. Ucieszył U 
niezmiernie, widząc Avery i jej kuzynkę tak blisko, że można 
było je pochwycić, ale zdumiało go, dlaczego tu są. Udało im 
się uciec, sprytnie zacierając za sobą ślady, a tym. czasem były 
tutaj i jechały wprost do obozu swoich ciemię-
życieli. - Sądzisz, że się zgubiły? - spytał, sam w to nie wierząc.
-  To byłoby za proste - odparł Leargan.
-  Wiec dlaczego wracają do obozu?
- Może uznały, że jesteśmy mniejszym złem. Ktoś je goni,

background image

kuzynie.
Cameron zaklął i popędził rumaka, widząc dwóch jeźdźców 
galopujących   za   Avery.   Na   szczęście   Gillyanne   coś 
wykrzyknęła,   żeby   ją   ostrzec.   Avery   przyśpieszyła,   ale   było 
widać,   że   ma   małe   szanse.   Cameron   dał   znak   Lear-ganowi, 
żeby schwytał jeźdźca po lewej, a on zajmie się tym z prawej.
Avery poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła, gdy kuzynka 
krzyknęła.   Zauważyła   zbliżających   się   szybko   dwóch   ludzi 
DeVeau   i   pognała   konia.   W   tym   wyścigu   należało   być 
pierwszym w obozie MacAlpinów, ale nie była pewna, czy to 
jej przypadnie w udziale zwycięstwo.
Po chwili Gillyanne znów krzyknęła. Avery spojrzała za siebie i 
przeraziła się, że pościg jest tak blisko. Gdy jednak rozpoznała 
dwóch jeźdźców, którzy doganiali ludzi DeVeau, odetchnęła z 
ulgą, że są uratowane, choć uznała, że trzeba gnać dalej.
-  To Cameron i Leargan! - krzyknęła Gillyanne.
- Wiem.
-  Czy nie możemy teraz się zatrzymać?
- Nie. Ci DeVeau sa znacznie bliżej, niż się spowdziewałam, a 
Cameron żądałby ode mnie jakichś wyjaśnień - Jak daleko?
-  Dziesięć, może piętnaście minut w tym tempie
- Więc pędź, kuzynko.
- Taki mam zamiar.
Cameron   patrzył,   jak   człowiek,   którego   właśnie   zabił   wy-
ślizguje się z siodła, po czym szybko złapał wodze jego konia 
Zobaczył, że Leargan robi to samo. Zaklął, widząc, że Avery 
dalej pędzi w kierunku obozu.
-  Dlaczego ona wciąż jeszcze ucieka? - spytał Leargan, gdy obaj 
gonili znów panny Murray.
-     Powinniśmy   chyba   zadać   pytanie,   dlaczego   te   świnie. 
DeVeau są tak blisko? - mruknął Cameron.
- Jesteś pewien, że to są oni?

background image

-  Całkowicie. Rozpoznałem tego, którego musiałem zabić.
-  Atak?
- Obawiam się, że tak.
Leargan przez chwilę barwnie przeklinał.
-* Przecież one chcą nas ratować.
Cameron skinął głową. Mogły z tego wyniknąć kłopoty. Avery 
i Gillyanne zrezygnowały z udanej ucieczki, aby ostrzec jego i 
jego   ludzi.   Naraziły   się   na   niebezpieczeństwo,   żeby   tego 
dokonać. Jego ludzie uznają, ze dziewczętom należy się wobec 
tego   nagroda.   Cameron   usiłował   sam   siebie   przekonać,   że 
Avery   robi   to   wyłącznie   z   jednego   powodu   -   dla   zdobycia 
wolności - ale mu się to nie udawało. Mimo całego swojego 
cynizmu nie potrafił w ten sposób jej oceniać.
Jednak   postanowił,   że   dalej   będzie   postępował   zgodnie   ze 
swoim   planem.   Sprawa   jego   siostry   musi   być 
pierwszoplanowa,   Wykorzystanie   Avery   było   najlepszym 
sposobem odpłacenia za obrazę Katherine i zdobycia dla niej 
męża. Nie uspokajała

go sumienia myśl, że dziewczyna na 

pewno to zrozumie. Nigdy nie da mu zapomnieć długu, jaki u 
niej zaciągnął, ale jednak zrozumie, dlaczego nie mógł jej dać 
wolności.
Atak!   •   zawołała   Avery,   wpadając   galopem   do   obozu 
MacAIpinów   i   zatrzymując   nagle   konia.   -   Ludzie   DeVeau 
nadciągają w waszą stronę!
- Ale oni nie są naszymi wrogami - odezwał się Mały Rob.
-   Teraz już są! - krzyknął Cameron, zeskakując z konia, nim 
zwierzę się zatrzymało. - Chcą z powrotem swoich pieniędzy.
-   Jak blisko są od nas? - spytał któryś. Cameron spojrzał na 
Avery.
- Tamci ludzie to byli wysłańcy?

background image

-     Tak.   Wątpię,   żebyśmy   z   Gilly   zdobyły   jakąś   znaczną 
przewagę   nad   głównymi   siłami   DeVeau.   Dosłownie   kilka 
minut - Zsiadła z konia i pomogła zejść kuzynce.
-  Albo mniej — dodała Gillyanne, wskazując na chmurę kurzu.
Dziewczęta   zostały   odsunięte   wraz   z   innymi   kobietami   na 
ubocze. Po drodze zbierały naczynia i zapasy, które zdołały 
unieść.   Towarzyszyło   im   trzech   giermków   i  dwóch   rycerzy, 
prowadzących konie. Zatrzymali się w pewnej odległości od 
obozu,   osłonięci   drzewami.   Ich   smulnym   obowiązkiem   było 
obserwować   i   uciekać,   jeśli   walka   przybierze   niekorzystny 
obrót   dla   ich   mężczyzn.   Tylko   jeden   mały   giermek   miał 
pozostać   i   ukrywać   się,   aż   będzie   po   wszystkim,   po   czym 
przekazać ostateczny wynik i dać im znać, czy należy zabrać 
jakichś rannych. Avery nie zapytała, czy będą też grzebały lub 
zbierały zabitych.
Obserwując   siły   Camerona,   przygotowujące   się   do   odparcia 
ataku   sił   dwakroć   większych,   jaką   było   zadawanie   się   z 
DeVeau. Modliła się, żeby ludzie DeVeau nie chcieli poświecić 
zbyt   wielu   istnień   dla   odzyskania   pieniędzy   swego   pana. 
Modliła się też, by w wypadku gdyby doszło do najgorszego, 
wraz   z   kuzynką   nie   znalazła   sie   znów   w   rękach   swego 
największego wroga.
Atak był ostry, szybki i głośny. Avery zachwiała się, jakby to 
ona osobiście odebrała pierwsze uderzenie. Wokół niej rozległ 
się   cichy   jęk   i   wiedziała,   że   nie   jest   odosobniona   w   tych 
dziwnych reakcjach. Trudno było ustać spokojnie wobec takiej 
demonstracji siły.
Cameron i jego ludzie uplasowali się na niedużym wzniesieniu. 
Było   na   tyle   wysokie,   że   dawało   im   pewnąprzewagę,   a   w 
każdym   razie   niwelowało   różnice   między   nimi   a   ludźmi 
DeVeau na koniach. MacAlpinowie utworzyli zwarty krąg, z 
paroma   doborowymi   łucznikami   w   środku.   Plan   Camerona 

background image

miał szansę powodzenia i w sercu Avery zaświtała iskierka 
nadziei.
Wkrótce   obserwacja   wszystkich   miejsc   bitwy   stała   się   nie-
możliwa, więc skierowała wzrok na Camerona. Wstrzymywała 
dech   za   każdym   razem,   gdy   zbliżał   się   do   niego   któryś   z 
DeVeau, i wypuszczała powietrze, gdy skutecznie się obronił. Z 
okrzyków, dochodzących wokół, orientowała się, że niektórzy 
jego   ludzie   padają,   ale   nie   odrywała   wzroku   od   Camerona. 
Modliła się za duszę człowieka, który padł, mając nadzieję, że 
powaliła go uleczalna rana, a nie śmierć.
Chociaż wydawało jej się, że stała tak, modliła się i patrzyła 
godzinami, wiedziała, że były to raczej minuty, w ciągu których 
szala przechyliła się na korzyść MacAlpinów. Obóz pokryty był 
ciałami zabitych i rannych DeVeau i wróg chyba zdał sobie 
sprawę z tego, ile go ta bitwa kosztowała. Jeden z ludzi pomógł 
rannemu towarzyszowi usunąć się z pola walki, potem drugi 
zrobiło to samo i jeszcze jeden, aż nastąpił pośpieszny odwrót.
Avery   musiała   uruchomić   całą   siłę   woli,   aby   pozostać   na 
miejscu,   póki   wszyscy   DeVeau   nie   zniknęli   wśród   drzew 
Wtedy zobaczyła, jak Cameron opada na kolana. Gdy ruszyła w 
jego stronę, podążyły za nią inne kobiety, aż wszystkie biegh w 
kierunku swoich mężczyzn. Przy każdym kroku modliła się by 
Cameron   był   cały,   najwyżej   lekko   ranny,   żeby   to   tylko 
zmęczenie powaliło go na kolana, a nie ciężar śmierci.

Powoli, ze wzrokiem utkwionym w chmurę pyłu po zni-

kających DeVeau, Cameron opadł na kolana. Miał jeszcze tyle 
siły, by polecić jednemu ze swych ludzi śledzenie wroga, zęby 
się upewnić, że odwrót jest ostateczny, po czym upadł. Walka 
była krótka i ostra, ale czuł się tak, jakby trwała cały dzień. 
Obok niego sapał Leargan, wiec nie było wątpliwości, że kuzyn 

background image

żyje. Cameron postanowił przez moment zebrać siły, a potem 
sprawdzić, jakie ponieśli straty.
Delikatny dotyk na ramieniu wyrwał go z otępienia. Zobaczył 
Avery, wpatrzoną w niego z zatroskaniem w pięknych oczach. 
Ogarnęło   go   poczucie   winy.   On   i   ci   z   jego   ludzi,   którzy 
przeżyli, jej zawdzięczali ocalenie. Powinien ją puścić wolno, 
ale wiedział, że tego nie zrobi. Będzie się kierował pożądaniem 
potrzebą załatwienia spraw siostry.
- Czy jesteś ranny? - spytała dziewczyna, przyglądając mu
się uważnie.
- Nie jestem pewien - odpowiedział i począł wraz z mą
szukać ran na ciele.                                           
- Wygląda na to, że masz tylko płytkie skaleczenie na ręku.
-  A inni? - spytał, wystawiając rękę, żeby mogła opatrzyć ranę.
-   Jeden   martwy,   jeden   umierający,   trzech   rannych,   ale   nie 
śmiertelnie, jeśli się nimi odpowiednio zaopiekuje. - Obejrzała 
ranę, umyła i posmarowała ją maścią. Zaczęła ją bandażować, 
mówiąc: - Mogłabym ci ją zszyć, jeślibyś chciał. Byłaby mniejsza 
blizna.
-  Niech będzie większa.
Jego odpowiedź nie zdziwiła Avery. Mężczyźni, którzy rzucali 
się   w   wir   walki,   patrzyli   w   oczy   śmierci   i   cierpieli   bez 
zmrużenia   oka,   załamywali   się   wobec   perspektywy   zszycia 
rany. Nigdy jej to nie przestawało bawić. Zebrała swoje rzeczy i 
wstała, by pójść pomagać innym rannym. Odruchowo nachyliła 
się i pocałowała Camerona w usta. Widok zdumienia na jego 
twarzy   sprawił,   że   oceniła   swą   chwilę   słabości   jako   bardzo 
opłacalną.
-     Wygląda   na   to,   że   jesteś   bliższy   wygranej,   niż   myślałem 
-zakpił Leargan.
Cameron   zamrugał,   patrząc   na   kuzyna,   i   dopiero   po   chwili 
odzyskał kontenans.

background image

-  Ty jeszcze tutaj?
Leargan prychnął, powoli wstał, a później pomógł kuzynowi.
- Równie dobrze mógłbym być leżącym tu kamieniem, i tak
wam parka by mnie nie zauważyła. Chociaż muszę przyznać,
ze dziewczyna przynajmniej rzucała na mnie okiem, czy nie
jestem ranny.
-  Chyba zna się trochę na leczeniu.
- Obie się znają.- Leargan wskazał głową w kierunku Gillyanne, 
pomagającej kuzynce. - Mówią, że jedna z Mur-
rayów, chyba żona lorda Botofla, jest słynną
uzdrowicielką.   -   Oczywiście   -   Cameron   pokręcił   głową.   - 
Niedługo uwie-rzę, że nie ma niczego, czego Murrayowie nie 
potrafią..
Irytujące.
Leargan zaśmiał się, lecz po chwili spoważniał. _ Uratowały 
nam życie.
- Tak, to prawda.
-  Zrezygnowały z szansy udanej ucieczki. Cameron westchnął 
ciężko.
- To prawda, ale dwie panny, samotnie wędrujące, mogłyby się 
narazić również na sporo kłopotów i niebezpieczeństw.
-  Nie masz zamiaru zrezygnować, co?
- Nie mogę.
-  Z powodu siostry?
- Tak. Avery Murray może być niewinna, miła i oddana jak 
zakonnica,   ale   jednak   to   zrobię.   Moim   obowiązkiem   jest 
zwrócenie   czci   siostrze.   Avery   Murray   jest   najpewniejszym 
rozwiązaniem. Tak jak ja nie mogę się odwrócić od siostry, tak 
sir Payton Murray nie może odwrócić się od swojej. Będę się 
jednak starał kontrolować własne działania.
- Nie pozbawisz czci tej dziewczyny?
-  Tego nie mogę obiecać.

background image

-   No nie, nie sądzę, żebyś mógł. - Leargan pokręcił głową. 
-Naprawdę cuchniesz tą żądzą.
-     Więc   zatkaj   nos   -   mruknął   Cameron   i   rozejrzał   się.   -Nie 
możemy tu zostać, ale nie możemy też odjechać zbyt daleko. 
Nie chcę ryzykować życia rannych.
-  Powiem ludziom, żeby zaczęli zwijać obóz, a potem pojadę 
szukać nowego miejsca.
Cameron po odejściu Leargana zwrócił całą uwagę na swych 
ludzi. Trupy DeVeau były już odarte z kosztowności, a teraz 
ciągnięto je do lasu, gdzie zostaną porzucone. Jego drużyna 
Pisała się dziarsko, stwierdził, podchodząc do czterech leżą-
cych. Jeden był już zawinięty w całun, jeden leżał przeraźliwie 
Pokojny i blady, dwóch marudziło głośno, gdyż panny Murray
opatrywały ich rany. Był pewien, że ci dwaj na pewno przeżyją, 
więc nachylił się nad ciężko rannym.
Był   lo   Peter,   młodzieniec   najwyżej   osiemnastoletni,   który 
wybrał się z nimi do Francji w poszukiwaniu przygód i bogac-
twa. Za młody, żeby umierać, pomyślał Cameron, i to z tak 
błahego powodu. Nie była to walka za króla i ojczyznę, tylko 
atak   nieuczciwego   głupca,   który   nie   chciał   się   rozstać   z 
pieniędzmi wypłaconymi najemnikom.
—  Może przeżyje - powiedziała Avery, patrząc na Petera.
—   Tak? - Cameron przyłożył palce do tętnicy na szyi mło-
dzieńca i wymacał stały, choć bardzo słaby puls. - Nie wygląda 
na to, żeby mógł daleko podróżować.
—     Nie,   nie   teraz.   Na   szczęście   nie   ma   uszkodzonych 
wnętrzności.   Ale   bardzo   krwawił,   więc   to   go   osłabiło. 
Krwawienie ustało; jeśli nie powróci i nie pojawi się gorączka, 
może  szybko  dojść  do siebie. W  każdym razie do  stanu,  w 
którym będzie mógł zostać przewieziony.
—  Kiedy będziesz mogła to powiedzieć?
— Za dwa dni. Może szybciej.

background image

Avery nawet nie mrugnęła, kiedy Cameron bluznął. Słyszała 
już gorsze przekleństwa.
—   Przeniesiemy się do nowego obozu, jak tylko Leargan coś 
znajdzie. - Spojrzał na zawinięte ciało. - Kim był ten zmarły? 
Wiesz?
—  Jedna z kobiet powiedziała, że na imię miał Adam.
Aha. - Cameron zawstydził się swego poczucia ulgi, że nie jest 
to żaden krewny ani przyjaciel. - Przyłączył się do nas, gdy tu 
podróżowaliśmy, najemnik, który uznał, że ma większą szansę 
zarobić w naszej grupie niż sam. Dlaczego wróciłaś? - spytał 
nagle. Patrzył jej w oczy, wzrok Avery był nieprzenikniony,
- Chcę odzyskać wolność, ale nie kosztem życia innych.
- A ja myślałem, że to dla moich pięknych oczu - Twoje oczy są 
prawie   tak   piękne   jak   bezksiężycowa   nor   Uniosła   Petera 
ostrożnie, aż oparł głowę ojej ramie, i powlli podawała mu jakiś 
napój, gładząc go delikatnie pięknymi palcami po szyi, żeby 
przełknął.                                 J
-  Czym poisz tego chłopaka? - spytał Cameron.
-  Napój z ziół, który go wzmocni i pomoże odnowić utracona 
krew.
_ innym tego nie dawałaś.
-  Nie, nie są tak poważnie ranni. Jęczą głośno, a to najlepsza 
oznaka szybkiego powrotu do zdrowia.
Cameron wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-     Więc   kiedy   Peter   zacznie   głośno   jęczeć,   uznasz   go   za 
wyleczonego?
-   Tak.   -   Delikatnie   ułożyła   rannego   z   powrotem   na   derce. 
-Człowiek stojący w obliczu śmierci nie narzeka na skurcze, 
swędzenie i okropny smak lekarstw. Jeśli ma odrobinę świa-
domości i siły, by pomyśleć czy coś powiedzieć, zwykle stara 
się przypomnieć sobie grzechy, jakie popełnił, martwi się, co go 
czeka po śmierci, i błaga o rozgrzeszenie.

background image

- Widziałaś wielu umierających, co?
- Zbyt wielu - odpowiedziała bardzo cicho, po czym wstała i 
odeszła.
Godzinę   później   przenieśli   obóz.   Nieco   ponad   milę   dalej 
znajdowała   się   mała   polanka,   z   wodą   i   trawą   dla   koni.   W 
pobliżu   był   wzgórek,   który   świetnie   się   nadawał   na   punkt 
obserwacyjny.   Żaden   DeVeau   nie   zdołałby   się   zbliżyć 
niezauważony.
Nim rozłożono obóz, Cameron umył się, zjadł i gotów był do 
spania.   Zaczaj   się   rozglądać   za   Avery.   Zirytowało   go,   że 
wracały z Gillyanne od strumyka, prawie niestrzeżone. Gdy 
zatrzymała się przy rannych, złapał ją za rękę inie zwazając na 
pomruki ludzi, zawlókł ją do swego namiotu. Najwyraźniej nie 
miał już poparcia dla swego planu. Widząc to, zastanawiał się, 
jak mogli tak szybko zapomnieć o tym, co spotkało jego siostrę. 
O obrazie, jaka dotknęła jego i cały klan. Wepchnął dziewczynę 
do namiotu, wszedł za nią i nalał sobie wina,
-   Więc moje rycerskie i odważne przyjście wam na ratunek 
niczego nie zmienia? — powiedziała Avery, siadając na stosie 
futer, służących Cameronowi za łoże, i zaczęła ściągać buty.
-     Nie   może-   odpowiedział,   siadając   na   wielkim   kufrze 
podróżnym.—Jesteś potrzebna, abym zmusił twojego brata do 
spełnienia obowiązku wobec mojej siostry, dziewczyny, którą 
zhańbił.
- Dlaczego nie spróbujesz po prostu schwytać jego? Zaciągnąć 
go   przed   ołtarz   samemu,   zamiast   używać   mnie   do   przy-
pieczętowania jego losu?
-  Iain powiedział mi, że próbował tak zrobić, ale się nie udało. 
Twój brat unika wszelkich pułapek.
- No pewnie. Nauczył się dobrze tej sztuczki.
- Ma zwyczaj uwodzić młode dziewczęta, tak?

background image

-  Nie, ty zapity chamie -powiedziała słodziutko, rozbierając się 
do bielizny.
Początkowo Avery rozważała możliwość spania w ubraniu, ale 
stwierdziła,   że   ma   po   dziurki   w   nosie   zachowywania 
skromności.   Lniana   koszula   i   delikatne   lniane   pludry,   które 
sobie   uszyła,   były   wystarczające   skromne.   Żałowała,   że   nie 
starczyło   jej   odwagi,   żeby   spojrzeć   na   minę   Camerona,   gdy 
zdjęła   suknię.   Na   pewno   był   zdumiony.   Nagła   cisza,   która 
zapadła w namiocie, sprawiła jej dostateczną satysfakcję, gdy 
mościła się wygodnie na twardym posłaniu i owijała pledem.
Cameron był zdumiony, kiedy rozebrała się do koszuli i tej 
dziwnej bielizny z takim spokojem, jakby był jej bratem albo 
służką.   Jakby   był   mężczyzną,   którym   nie   trzeba   się 
przejmować, pomyślał z irytacją. Nieźle mu szło uwodzenie jej, 
drżała z pożądania wzdychała, więc powinna się przejmować i 
to bardzo- Wściekł się jeszcze bardziej, gdy dotarło do niego,
jak się odezwała.                                                         
- Dobrze byłoby, panienko, żebyś zwracała się do mnie nieco 
milej - warknął, zły na siebie, że nie jest w stanie zapanować 
nad podnieceniem.
- Wydawało mi się, że byłam miła - odpowiedziała. Musiał 
przyznać,   że   tak.   Ton   jej   głosu   był   słodki   jak   gęsty   miód. 
Postanowił  wrócić   do   rozmowy   na   temat   jej   brata.   Avery   z 
pewnością się z nim pokłóci, a to ostudzi mu krew wrząca w 
żyłach. Chyba nie powinien jej uwodzić dzisiejszej nocy. Po 
tym wszystkim, czego dokonała, należy jej się wypoczynek.
-  Nazwałaś sir Paytona przystojnym, eleganckim, uprzejmym, 
honorowym,   odważnym,   mądrym   mężczyzną,   za   którym 
panny szaleją. Czy do tego prowadzi się jak mnich? Nie używa 
tych   wspaniałych   przymiotów,   by   wciągnąć   dziewczęta   do 
swego łoża? - Cameron zauważył, że jego drwina bardzo ją 

background image

poruszyła, i prawie się uśmiechnął. Teraz już mógł liczyć na 
kłótnię, o którą mu chodziło.
-     Nie   musi   wciągać   dziewcząt   do   łoża   -   odpaliła   Avery. 
-Przeciwnie, często musi je wykopywać.
Byłoby dziwne, gdyby przy takiej siostrze sir Payton nie był 
okazem próżności, pomyślał Cameron.
- Pewnie się potyka o te pannice, kłębiące się u jego stóp?
-  Prawie. Sam zobaczysz.
- Jedyne, co chcę zobaczyć, to plecy twojego brata klęczącego 
przed ołtarzem, aby poślubić moją siostrę i zwrócić jej dobre 
imię.
-  A ja ci powtarzam, że mój brat nigdy nic nie zabrał siłą żadnej 
dziewczynie,   bo   nie   musiał.   Gdyby   był   w   łożnicy   z   twoją 
siostrą, toby nie zaprzeczał. Payton nie jest święty, ale trzyma 
się z dala od dziewic. Wątpię, żeby twoi krewniacy

robili 

tajemnicę z tego, ze szukają męża dla twojej siostry, a Payton 
zawsze unika takich panien.
-  Więc nie ma ochoty na żonę.
Ponieważ Cameron właśnie się rozbierał, aż pozostał w prze-
pasce na biodrach, Avery trudno było rozmawiać. Trudno jej 
również było ukryć podziw dla jego smukłego, ciemnego ciała. 
Choć nie było to łatwe, zmusiła się, by powrócić do rozmowy 
na ważny temat: obrażanie Paytona.
-     Oczywiście,   że   chce   mieć   żonę...   kiedyś.   Nie   ma   nic 
przeciwko małżeństwu, ale nie pod przymusem, z dziewczyna, 
której nie chce.
- Jeżeli nie chce mojej siostry za żonę, nie powinien był iść z nią 
do łoża.
Gdy znów związał ich ręce i ułożył się przy niej na plecach* 
Avery miała ochotę ze złości okładać go pięściami. Tłumaczyła 
sobie, że dobrze o nim świadczy to, że tak wierzy siostrze, chce 
jej bronić i ochraniać. Inna sprawa, że źle ulokował to zaufanie. 

background image

Przekonywanie go w tej kwestii, to jak walenie głową w mur, 
ale Avery i tak wciąż będzie broniła brata przed zarzutami. 
Chciała   wbić   Cameronowi   w   głowę   wszystkie   swoje 
argumenty. Chciała również zasiać w nim ziarno wątpliwości 
przed spotkaniem  z siostrą.  Może w końcu  zrozumie,  że ta 
kłamie.
-     Kiedy   ostatnio   ją   widziałeś?   -   spytała   niespodziewanie. 
Cameron skrzywił się.
-  Zanim tu przyjechałem, ponad dwa lata temu.
-  A ja widziałam Paytona kilka miesięcy temu. -I co?
- Wydaje mi się, że znam lepiej brata, jestem z nim bliżej niż ty 
z siostrą.
- Żadna dziewczyna nie mówiłaby o stracie swej cnoty. gdyby 
to nie była prawda - rzekł, ale w duchu przyznawał Avery 
trochę racji. Wcale nic był pewien, czy tak dobrze zna siostrę. 
Avery prychnęla.
-   Dlaczego nie, jeśli myśli, że coś w ten sposób  zdobędzie 
Zgadzał się z tą opinią w zupełności, wiec nie próbował
polemizować.
-     A   twój   święty   braciszek   jest   tą   cudowną   nagrodą   do 
zdobycia?
- Jest młody, silny, przystojny, jest dziedzicem sporego gruntu i 
ma pękatą sakiewkę.
A   więc   ma   to,   czego   szuka   większość   panien,   pomyślał   z 
goryczą.   Jego   plan   nie   przebiegał   tak,   jak   się   spodziewał. 
Argumenty Avery były bardzo rozsądne. Wciąż miał poczucie 
winy,   że   nie   zrezygnował   ze   swych   zamiarów,   chociaż 
uratowała życie jemu i jego ludziom.
- Więc będzie doskonałym mężem dla mojej siostry, chociaż jest 
rozpustnikiem.
Avery zaklęła. - Głupi baran.
- To niemądre, żeby obrażać swego stróża, panienko.

background image

-   Nie liczyłam na to, że zakończysz tę grę z wdzięczności za 
uratowanie twojego nędznego życia.
-   Przez   chwilę   brałem   to   pod   uwagę.   Potem   jednak   po-
stanowiłem   odrobinkę   zmienić   swój   plan:   nie   wykorzystam 
tego, co między nami nastąpi, żeby cię zhańbić.
- Chciałeś splamić moje imię? -spytała, dusząc się z wściek-
łości.
-  Rozważałem to. Twój brat splamił dobre imię mojej siostry. 
Ale teraz zachowam to dla siebie.
- Jestem zaszczycona twoją szczodrobliwością Odwróciła się do 
niego   plecami.   Zabolało   ją,   że   planował   jej   hańbę   uczynić 
powszechnie   znanym   faktem,   ale   tłumaczyła   sobie,   że   nie 
powinna   być   taką   idiotką.   Uważał,   że   jego   siostra   została 
zhańbiona,   i   utrata   jej   niewinności   nie   była   sekretem,   więc 
chciał,   żeby   i   Payton   doświadczył   bólu   z   powodu   wstydu 
siostry.   Należało   jednak   wziąć   pod   uwagę   jedną   rzecz.   Nie 
planował już wykorzystać tego, co może między nimi zajść, na 
szkodę   jej   rodziny.   Teraz   byłoby   łatwiej   stępić   ostrze   jego 
miecza.   Musiała   tylko   zdecydować,   czy   chce   zaryzykować 
wszystko, by zdobyć serce Camerona.
-  Spij dobrze. Avery - mruknął.
-  Koszmarnych snów - odwzajemniła się, wzdychając, gdy się 
zaśmiał.
Zamknęła   oczy   i   czekała   na   kojący   sen.   Jej   przyszłość   była 
niepewna, ale niespanie z tego powodu niczego nie załatwiało. 
Musiała   podjąć   ważną   decyzję   i   chciała   być   wypoczęta,   ze 
świeżym umysłem, gdy będzie ją podejmować.

4

background image

Krew się w niej gotowała. Płonący w jej wnętrzu ogień 

rozpalały gorące usta i męskie dłonie. Wstrząsnął nią dreszcz 
pożądania i Avery całkiem się obudziła. Przycisnęła do siebie 
lezącego na niej mężczyznę, jęcząc z zachwytu. Wygłodniała i 
obolała,   ocierała   się   o   niego   całym   ciałem   i   słuchała   jego 
westchnień.
Ten głęboki, ochrypły głos pożądania przebijał się przez mgłę 
uczuć, spowijającą Avery. Cameron ją uwodził, a ona żywo 
reagowała. Chciała tego, ale walczyła ze sobą o zachowanie 
resztek zdrowego rozsądku. Wolała nie podejmować decyzji, 
która   groziła   jej   pozostaniem   samej   ze   złamanym   sercem. 
Złapała Camerona za ręce, czując się jednocześnie zadowolona i 
przygnębiona, że natychmiast
przestał ją pieścić.
'i   Jesteś   podstępnym   hultajem,   Cameronie   MacAlpin   -   po-
wiedziała   niepewnym   głosem,   usiłując   zapanować   nad 
pożądaniem, wciąż pulsującym w jej żyłach.
- Czy oznacza to, że mam przestać? - spytał.
-Tak.
-  Dlaczego? Przecież mnie chcesz. - Przeciągnął kciukami po jej 
twardych sutkach i patrzył, jak drży.
Ten dotyk przeniknął ją aż do szpiku kości.
- Bezczelny głąb! Złaź!
Cameron zawahał się na moment, po czym zaklął i zsunął 'się z 
niej.   Rozwiązał   łączące   ich   dłonie   więzy   i   wstał   z   łoża. 
Wiedział,   że   jeżeli   się   od   niej   nie   oddali,   i   to   szybko,   jego 
namiętność spowoduje, że zlekceważy jej „nie". Uwodzenie jej 
we śnie było już wystarczająco podstępne, ale nie chciał staczać 
się niżej, by zdobyć to, czego pragnął. Zauważył jednak, jak 
szybko reagowała i jak zwlekała z tym „nie".
Fakt,   że   Cameron   był   tak   blisko,   prawie   rozebrany,   mocno 
podniecał Avery. Odetchnęła z ulgą, gdy zaczął się ubierać. 

background image

Oddychała powoli i głęboko, starając się uspokoić, żeby nie 
widział, jak bardzo go pragnie. Ból ściskający jej wnętrze nie 
ustąpi   tak   prędko.   Ody   minęło   kilka   minut,   a   on,   nic   nie 
powiedziawszy, szykował się do wyjścia z namiotu, zawołała:
- Dąsamy się, tak?!
-   Nie.   Chcę   na   chwilę   wyjść,   zapomnieć   o   tym,   że   należy 
szanować   wolę   dziewczyny,   która   mówi   „nie",   i   szybko   tu 
wrócić.
Usiadła powoli. Zdała sobie sprawę z tego, że widząc ją lezącą, 
Cameron odbiera to jak zaproszenie. Jego spojrzenie stanowiło 
pokusę,   której   mogłaby   się   nie   oprzeć.   Zamiar   szybkiego 
oddalenia się od niej był słuszny, ale jego arogancja wymagała 
reakcji.
- Ale i tak powiem „nie".
*  — Czyżby? Może  rzeczywiście  twoje  usta  wypowiedzą  to 
słowo, ale reszta będzie głośno wołać „taki" Tak jak to było 
przed chwilą,
-  Bezmyślna reakcja ciała na umiejętny dotyk. Tylko dlatego, że 
spałam.
Uświadomiła sobie właśnie, że prowokowanie go nie jest zbyt 
rozsądne   kiedy   podszedł   do   niej   nagle,   wziął   w   ramiona   i 
pocałował tak, że poczuła to aż w palcach stóp.
Cameron dyszał ciężko, gdy postawił ją z powrotem na noei 
Głupio zrobił, ze dał się sprowokować. Już panował nad żądza! 
a   teraz   znów   go   opanowała.   Nie   chciał   jednak,   by   reakcja 
dziewczyny była wyłącznie efektem jego umiejętnego dotyku 
Chciał, żeby była pożądaniem jego, tylko jego, jako mężczyzny! 
pocieszał się, że to tylko próżność.
-Pragniesz   mnie,   panienko-   powiedział,   przypinając   miecz.   - 
Może   już   niedługo   przyznasz,   że   odmawianie   sobie   tej 
przyjemności, jaką możemy dzielić, nie jest warte bólu, z jakim 
pozostajesz.

background image

Avery   nabrała   powietrza,   żeby   odpowiedzieć,   ale   już   wy-
chodził. Wpadli na siebie z młodym Donaldem, który właśnie 
nadszedł,   by   pomóc   mu   się   ubrać.   Gdy   Cameron   wyszedł, 
dziewczyna odetchnęła. Ten człowiek rozgrzewał cały namiot.
Kiedy   się   umyła   i   ubrała   w   starą,   wiele   razy   reperowaną 
suknię, zaczęła się zastanawiać, jaki zrobić następny krok. Nie 
chciała,   żeby   Cameron   wciąż   jej   powtarzał,   jak   bardzo   go 
pragnie, bo wiedziała o tym sama, odkąd drania zobaczyła. 
Problem w tym, aby z jego strony było to coś więcej niż zwykłe 
pożądanie.   Elspeth   jej   mówiła,   że   niektórym   mężczyznom 
kobieta   musi   dać   wszystko,   co   ma   do   ofiarowania,   zęby 
objawiły się ich prawdziwe, głęboko skrywane uczucia.
Zapamiętałby   ją   na   pewno,   rozmyślała   Avery,   gdyby 
pozostawiła   go   z   najcięższym   przypadkiem   niespełnionego 
pożądania,   jaki   kiedykolwiek   spotkał   mężczyznę.   Niestety, 
takie wspomnienie mogłaby szybko zatrzeć jedna czy druga 
noc   z   doświadczoną   kochanką.   Musi   go   pozostawić   ze 
słodszymi i gorętszymi wspo-mnieniami. Jeśli ma cierpieć po jej 
odejściu,   niech   cierpi   i  tęskni   za   tym,   co   stracił   i  czego   nie 
znajdzie nigdzie indziej.
Tylko   jak   dać   mu   to,   czego   chce,   ale   tak   żeby   nie   czuł   się 
całkowitym zwycięzcą? Może go uwieść. Dopiero byłby zdzi-
wiony,   gdyby   to   ona   stała   się   agresywna,   zamiast   tylko 
reagować na jego amory, a potem się wycofywać. Plan wydał jej 
się atrakcyjny. Poza tym od początku byłoby jasne, że to, czego 
oboje tak pragnęli, Avery daje z własnej, nieprzymuszonej woli; 
on niczego nie zdobywa, nikogo nie podbija.
Gdy   wyszła   z   namiotu,   zobaczyła   Gillyanne,   która   wraz   z 
innymi   kobietami   przygotowywała   dla   wszystkich   posiłek, 
więc   prędko   do   niej   podeszła.   Wkrótce   pochłonięta   była 
różnymi zajęciami, łącznie z karmieniem rannych. Bawiło ją, że 
trzy spośród kobiet, Joan, Marie i Therese, wyglądały niemal 

background image

identycznie: były niskie, pulchne, o kasztanowych włosach i 
brązowych oczach. Tylko Annę, żona jednego z najstarszych 
żołnierzy Camerona, była inna, i to z wielu powodów. Była 
wysoka, ciemna, hoża, wygadana i bardzo energiczna. Tamte 
trzy potrzebowały przywódczyni, bo choć miłe, nie były zbyt 
rozgarnięte. Ody Avery wraz z Annę doglądały zdrowiejącego 
Petera,   kobiety   sprzeczały   się   ze   sobą   w   zadziwiającej 
mieszance   francuskiego,   galijskiego   i   angielskiego   z   obcym 
akcentem,   o   to,   która   robi   najlepsze   placki   owsiane.   Avery 
popatrzyła na Annę i uśmiechnęły się do siebie, a roześmiały 
się   jeszcze   bardziej,   gdy   usłysz-   ły,   jak   Gillyanne   usiłuje 
uspokoić całe to zamieszanie.
-     Zastanawiam   się,   jak   one   mogą   się   zrozumieć.   -   Avery 
pokręciła głową.
Annę odparła z rozbawieniem:
-   Kiedy są rozgorączkowane, to gadają jak stado hałaśliwych 
gęsi.   Francuzki   bardzo   szybko   uczą   się   angielskiego.   Mała 
Therese potrafi już nawet powiedzieć coś po galijsku. Jeśli te 
dwie   Francuzeczki   potrzebują   czegoś,   żeby   przeżyć   albo 
poprawić swój los, są całkiem sprytne. Znajdą swoje miejsce w 
Cairnmoor.
Widząc, że Peter zasnął. Avery przypatrywała się Ann, przez 
chwilę, wreszcie spytała bez ogródek:
-  Znasz siostrę Camerona?
- No. niezbyt dobrze. Jestem przecież tylko żoną skromnego 
żołnierza.
-  Aha, więc jaka ona jest?
-   Nie powinnam źle mówić o siostrze mojego pana. - Annę 
westchnęła i pokręciła głową. - Ale zawdzięczamy życie tobie i 
malej Gilly. Ponieważ nasz pan nie ma zamiaru wynagrodzić ci 
tego wolnością, to może chociaż ja ci opowiem, czego możesz 
się spodziewać w Cairnmoor. - Wstała i pociągnęła za sobą 

background image

dziew-czynę.-   Nalejemy   sobie   trochę   wina,   usiądziemy   w 
cieniu i pogadamy.
Kiedy już siadły pod wysokim drzewem, Avery nie zwlekała z 
zadaniem pytania.
-   Czy jest coś, co powinnam wiedzieć o siostrze Camerona? 
Zresztą nie zmieni to chyba zasadniczo mojej sytuacji.
-  Z pewnością nie zmieni - zgodziła się jej rozmówczyni. — Ale 
może   ci   wyjaśnić   niektóre   sprawy.   Należy   ci   się,   żebyś   coś 
wiedziała   na   temat   dziewczyny,   której   słowa   spowodowały 
twoje kłopoty.
-  Jej kłamstwa. Annę skrzywiła się.
-   Nie wypada siostry swego pana nazywać oszustką. Ale są 
wśród nas tacy, którzy uważają, że może się... no. mylić w tych 
oskarżeniach. - Uśmiechnęła się lekko. - Dziewczyna nie miała 
właściwie matki, bo ta umarła, kiedy ona była malutka. Stary 
lord zmarł wkrótce potem. Ma ciotkę, ale jeśli uważasz, że te 
trzy kobiety z waszego obozu sa niezbyt
mądre,to znaczy, że nie widziałaś kochanej cioci Agnes.
Miła, dobra kobieta, ale nigdy nie odróżni prawdy od
kłamstwa. Sir Iain kuzyn naszego pana, to dobry człowiek, lecz 
nie ma pojęcia o wychowywaniu młodej panny. Nasz pan robił, 
co mógł, ale sam był tylko młodym chłopakiem.
- A wiec Cameron był jej bratem i ojcem i pewnie czuje się 
winny, że z żadnej roli nie wywiązał się dobrze.
-     Na   pewno.   Katherine   bardzo   rozpuszczono.   Jest   ładną 
dziewczyną, a w każdym razie była, gdy wyjeżdżaliśmy. Miała 
ledwie szesnaście lat i wielu chłopaków, którzy tracili dla niej 
głowę. Jeśli czegoś chciała, dostawała. Ciotka i brat niczego jej 
nie odmawiali.
-  A teraz chce mojego brata. - Avery zmarszczyła brwi i łyknęła 
wina.   -   Ale   rozpuszczanie   siostry   wymaga   pieniędzy. 
Myślałam, że... skoro Cameron zaciągnął się jako najemnik...

background image

-  Że jest ubogi? Nie. Chciał wyjechać ze Szkocji na jakiś czas. 
Mówią,   że   przeżył   jakiś   zawód   sercowy.   Dlatego   ślubował 
czystość.
Avery zdumiała się, ale przypomniała sobie coś, co słyszała w 
dniu swego porwania.
-  A kiedy złożył to ślubowanie?
-     Prawie   trzy   lata   temu.   O   ile   wiem,   to   go   dotrzymał. 
Dziewczynę ogarnęło ją rozczarowanie. Czy Cameron dlatego
tak bardzo jej pożądał, że nie miał kobiety już od tak dawna? 
Instynkt mówił jej, że nie, lecz straciła pewność siebie. Patrzyła 
ze zdumieniem, gdy Annę poklepała ją po ręce.
-  To nie dlatego nasz pan tak do ciebie wzdycha, panienko.
-  Jesteś pewna?
-   Tak. Dotychczas nie zwracał uwagi na żadne dziewczęta, 
chociaż niektóre za nim bardzo latały. Na ciebie tylko rzucił 
okiem   i   prysła   cała   jego   siła   woli.   No,   pewnie,   że   jako 
mężczyzna uważa, że to długi celibat tak działa, ale chyba sam 
nie   jest   do   końca   o   tym   przekonany.   Pożąda   ciebie,   a   nie 
jakiejkolwiek kobiety. Nic przypuszczam, żeby zmienił zamiar 
co do przehandlowania cię za twojego brata, chyba że wcześniej 
odkryje kłamstwo Katherine-
-   Więc   uważasz,   że   ona   Warnie?   GiUyanne   myślała,   że   wy 
wszyscy chcecie, aby mój brat drogo zapłacił za zhańbienie tej 
panny.
-   Z   poczatku   tak   było,   ale   teraz   nie   każdy   jest   o   tym 
przekonany. Takie oskarżenie trzeba przemyśleć, a im wiecei 
się nad tym zastanawialiśmy, tym mniej byliśmy pewni czy 
nasz pan ma prawdziwe wiadomości. - Annę uśmiechnęła się 
słabo. - A jak poznaliśmy już ciebie i małą GiUyanne, trudno 
nam   uwierzyć,   że   macie   takiego   brata.   Ale   Uczy   się   to,   co 
uważa pan, a jeśli idzie o Katherine, nie jest bezstronny.

background image

- Nie jest, lecz teraz wiem dlaczego. - Avery wróciła myślami 
do   celibatu   Camerona.   -   Powiedziałaś   „zawód   miłosny"? 
Zwykle mężczyźni nie przeżywają tego tak długo i boleśnie.
-   Nie, on nie usycha z żalu, chyba nawet nie był zakochany. 
Chodzi o zdradę, i to kolejny raz. Ten chłopak ma talent do 
wybierania niewłaściwych dziewcząt.
-  Znam ten typ. Blond włosy, niebieskie oczy, pełne kształty. 
Takie, co to się uśmiechają, trzepoczą rzęsami i starają się, żeby 
te wszystkie okrągłości kołysały się i podskakiwały. Myślą, że 
dzięki   swojemu   sprytowi   i   westchnieniom   zachwytu   każdy 
poczuje   się   przy   nich   prawdziwym   mężczyzną.   -   Avery 
uśmiechnęła się, gdy Annę się roześmiała. - Ale sądziłam, że
Cameron jest na to za mądry.
-  Żaden niejestnato za mądry,dopókisięsam nie przekona,
że Uczy się to, co w sercu. A nawet jak zrozumie, to chociaż
jest   wierny,   i   tak   się   będzie   oglądał   za   taką   z   dużymi 
niebieskimi
oczami, złotymi lokami i dużymi piersiami.                 
-  Idioci - westchnęła Avery, wstając i strzepując spódnicę,
Wracamy do roboty.                                          
-  Czy masz zamiar oddać się naszemu panu.- spytała
Annę, również wstając.
-  Oddać? To brzmi jak poddać się. Murrayowie się nie poddają. 
No, w każdym razie niezbyt często. - Avery uśmiechnęła się i 
mrugnęła do Annę. - Nie, mam zamiar omamie i ogłupić jego 
lordowską mość.
-  Wydaje mi się, że jesteś na najlepszej drodze.
-     Ale   teraz   nadszedł   czas   na   ostateczny   cios.   Skoro   się 
przyzwyczaił do mojego „nie" i do tego, że go obrażam, stanę 
się słodziutka i przystąpię do ataku.
Annę śmiała się z całego serca, słuchając o tych planach.

background image

Avery udało się unikać Camerona przez cały dzień. Nie było to 
zbyt   trudne,   gdyż   zajęty   był   zabezpieczaniem   obozu   przed 
atakiem.   Pomagała   w   zajęciach   gospodarskich   i   doglądała 
młodego   Petera,   dzięki   czemu   chłopak   zdrowiał   w 
zadziwiającym tempie. Zorientowała się, że ludzie Camerona 
już nie w pełni popierają plany swego pana w stosunku do niej, 
uznając, że wraz z Gillyanne za uratowanie im wszystkim życia 
powinna odzyskać wolność. Gdyby dziewczęta teraz chciały 
uciec, prawie nikt by ich nie gonił. Problem w tym, że Avery 
wcale nie miała na to ochoty.
Wiedziała, że to nielojalne wobec Paytona. Gdyby uciekły, nie 
byłby   zmuszony   do   małżeństwa,   którego   nie   chciał. 
Wprawdzie brat nie miałby do niej żalu, gdyby słuchała głosu 
serca, ale ona miałaby żal do siebie. Jeśli wygra w walce o serce 
Camerona, sprawa będzie prostsza, bo wówczas on nie zgodzi 
się na jej odejście ani na wymianę. Nie wiedziała tylko, czy
\ma   prawo   podjąć   tę   grę,   skoro   i   w   przypadku   przegranej 
ucierpieć   mógł   Payton?   -   Czemu   jesteś   taka   zmartwiona?   - 
spytała Gillyanne, siadając przy  kuzynce  przed namiotem.  - 
Myślałam, że zjem kolację w milszym towarzystwie. - Przyszło 
mi właśnie do głowy, że teraz mogłybyśmy znacznie łatwiej 
uciec, a jednak nie chcę tego zrobić – wyjaśniła Avery. - A 
potem pomyślałam sobie, jakie to niesprawiedliwe
i nielojalne w Stosunku do Paytona. On wyraźniej nie chce tej
Kathrine,   która   jest   zepsutą   kłamczucha,   a   przecie   jesli   tu 
zostanę, będzie zmuszony do małżeństwa.
- Możliwe, tyle że to nie twoja wina. _ Ależ moja,
- Tylko częściowo, bo przecież kochasz tego idiotę, Camerona, i 
masz szansę, aby i on pokochał ciebie. Payton by to zrozumiał. 
Zresztą próbowałyśmy uciec, dwa razy.
-  Nie wiem, czy ten pierwszy raz się liczy.

background image

-  Zapominasz o jednej rzeczy, gdy się tak spierasz sama ze sobą 
-   powiedziała   cicho   Gillyanne   i   włożyła   do   ust   kawałek 
kruchutkiej sarniny.
- O czym?
- Jesteśmy tu tylko dwie. Pewnie mogłybyśmy uciec. Ostatnim 
razem   prawie   nam   się   udało.   Ale   nawet   gdybyśmy   uciekły 
Cameronowi,   same   musiałybyśmy   dotrzeć   stąd   do   jakiegoś 
francuskiego   portu,   tam   zdobyć   miejsce   na   statku,   a   potem 
przejechać przez Szkocję do Donncoill. Nie sądzę, by Payton 
chciał,   żebyśmy  aż   tak   ryzykowały   po   to,   by   mógł  umknąć 
małżeństwa z Katherine. A pomyśl, jak okropnie by się czuł, 
gdyby coś nam się stało podczas tej ucieczki.
Avery   zaniemówiła.   Logika   wywodów   kuzynki   była   pora-
żająca.   Przez   chwilę   zastanawiała   się,   czy   nie   dlatego   tak 
szybko ją zaakceptowała, że pasowała do jej planów, uznała 
jednak, że jednak Gillyanne ma rację. Payton  na pewno  me 
Uczyłby sobie takiego ryzyka. Małżeństwo zawiera się wpraw-
dzie na zawsze, ale nie grozi śmiercią                       j
- Masz rację - powiedziała w końcu i też zabrała się oo jedzenia.
Gillyanne roześmiała się.                                  
- Muszę chyba gdzieś odnotować ten cudowny moment.
-  Bezczelne dziecko.
- Jesteś pewna, że kochasz sir Camerona, prawda? - Och, tak, 
nawet jak chcę go uderzyć w głowę czymś
twardym i ciężkim. -To nie jest taka ślepa, ogłupiająca miłość
I nie mam nadziei, że wszystko będzie dobrze tylko dlatego że 
go kocham.                                                            
-Powinno być. Miłość to bardzo cenny dar.
-  Tak, i na pewno jest wiele radości w dawaniu jej i w tym że 
przepełnia ci serce. Ale to, że ją dajesz, nie oznacza, że dostajesz 
z powrotem.

background image

Mężczyźni   to   czasem   takie   głupie   stworzenia-   powiedziała 
poważnie Gillyanne, kręcąc głową, - Tak bym chciała, żebyś 
była szczęśliwa.
- Ach, bede choćby na krótko. I nawet jeśli nie zdobędę jego 
serca, jakaś część mnie będzie szczęśliwa, że kiedyś go miałam. 
Pozostaną mi słodkie wspomnienia.
Widząc   zbliżającego   się   w   ich   stronę   naburmuszonego   Ca-
merona, Gillyanne mruknęła:
-     Nawet   jeśli   mówisz   tylko   o   wspomnieniach,   określenie 
„słodki" nie pasuje mi do tego mężczyzny.
Zaśmiały się obie, a kiedy z powodu ich rozbawienia Cameron 
naburmuszył się jeszcze bardziej, Avery roześmiała się głośniej. 
Wciąż bawił ją fakt, że taki duży, silny mężczyzna uważa jn i 
Gilly za zagrożenie.
Kiedy kuzynka odeszła, Avery posłała Cameronowi promienny 
uśmiech, czym wprawiła się go w zdziwienie i niepewność. A 
to   dopiero   początek,   pomyślała   z   satysfakcją.   Wkrótce   cen 
biedny człowiek będzie zupełnie skołowany. Mogliby zostać 
kochankami już dzisiejszej nocy, ale chciała mieć nad tym pełną 
kontrolę,   żeby   Cameron   nie   mógł   przypisywać   zwycięstwa 
sobie.

5

Coś   knuła.   Cameron   był   tego   pewien.   Miała   w   oczach 
podejrzany błysk i była zbyt słodka. Ponieważ nie istniała teraz 
możliwość ucieczki, gdyż byli już w namiocie i mieli układać 
się do snu, nie był w stanie zgadnąć, jaką grę prowadzi Avery, i 
bardzo   go   to   niepokoiło.   Może   czegoś   chciała   i   próbowała 
kobiecych sztuczek, by to dostać, chociaż nie było to do niej 
podobne.   Skrzywił   się,   bo   przypominał   sobie,   że   wszystkie 
kobiety   rodzą   się   z   umiejętnością   takich   gierek.   Lecz   Avery 
wkrótce przekona się, że on się na to nie nabierze.

background image

Gdy zaczęła się powoli rozbierać, poczuł, jak jego pożądanie 
natychmiast wzrasta. Pewien był, że kusi go świadomie. Żadna 
kobieta nie jest tak naiwna, by sądzić, że może zrzucać przed 
mężczyzną, ubranie i nie wzbudzać jego zainteresowania. Po 
długich   i   męczących   dniach   i   nocach,   które   spedziłna 
uwodzeniu   jej.   nie   mogła   mieć   wątpliwości,   jakie   reakcje 
wywoła   takie   zachowanie.   Dręczyła   go   i   dobrze   o   tym 
wiedziała,   ta   mała   zołza-   Dobrze,   jeśli   ona   ma   ochotę,   on 
zastosuje się do reguł tej jgry.
Zaczął powoli ściągać ubranie, a Avery zdała sobie sprawę, te 
jej słabość do niego będzie bardzo utrudniać sprawę. Krew w 
niej zawrzała na widok jego smukłego, mocnego ciała, chciała 
go dotykać, smakować, owinąć się wokół niego. Miała braci i 
kuzynów, więc nieraz widziała rozebranych mężczyzn, ale nie 
wiadomo czemu, na widok Camerona ezuła słabość w kolanach 
i kręciło jej się w głowie. Odwróciła głowę. To ma być jej gra, jej 
uwodzenie i nie pozwoli, by zniweczyła to jej słabość.
Gdy rozebrała się do koszuli i pludrów, zabrała się do mycia, 
Nie mogła się zdecydować, jaki ma być jej następny krok, nie 
miała   pojęcia,   jak   należy   uwodzić,   brakowało   jej 
doświadczenia. Nigdy nikogo nie pożądała ani nikt nie pożądał 
jej.   Jeśli   nawet   jakiś   mężczyzna   spojrzał   na   nią   kiedyś   z 
zainteresowaniem,   natychmiast   mu   ono   przechodziło,   gdy 
pojawiła się jakaś piersiasta dziewczyna o mlecznobiałej cerze. 
Mężczyźni zdecydowanie woleli takie, którym podskakiwały 
piersi i kołysały się biodra przy chodzeniu. Podejrzewała, że 
ona   nigdy   nie   będzie   miała   takich   ponętnych   kształtów. 
Dlatego   wyraźne   zainteresowanie   Camerona   jej   smukłym 
ciałem sprawiało, */e jeszcze trudniej było jej się oprzeć.
Czując, że jej się przygląda, rozwiązała nieco koszulę. Wilgotną 
szmatką   umyła   się   pod   pachami,   obmyła   piersi.   Oddech 
Camerona   stał   się   szybszy,   nierówny.   Rozluźniła   pludry   i 

background image

wsunęła rękę z myjką, żeby obmyć dolne rejony. Czuła na sobie 
żar jego Spojrzenia. Nucąc cichutko, powoli myła ręce i nogi; 
Nie   widziała,   czy   taka   nudna   czynność   może   podniecić 
mężczyznę,   ale   była   pewna,   że   Cameron   jest   podniecony-
Prawie ezuła rosnący w nim głód.
- Czy chcesz mnie doprowadzić do szaleństwa? -dopytywał się, 
widząc,   że   ta   niewinna   panienka   instynktownie   wie,   co 
wzbudza w mężczyźnie obłędne pożądanie.
Jego głęboki głos zdawał się przenikać do jej żył i rozpalać" 
krew.
- Próbuję zmyć z siebie woń brudu całego dnia, żeby ni iść z nią 
spać. - Wcale nie cuchniesz.
-  Może mój nos jest trochę bardziej wrażliwy od twojego - A 
może mnie drażnisz?
Avery   związała   troczki   majtek,   ale   koszulę   pozostawiła 
niedopiętą,   i   odwróciła   się   do   niego.   Powstrzymała   chęć 
sprawdzenia, ile można  zobaczyć, i wtedy poczuła na sobie 
jego wzrok. Oczy mu błyszczały, pierś unosiła się i opadała w 
głębokich oddechach, pięści się zacisnęły. Świadomość tego, że 
ona,   drobna,   szczupła   Avery   może   doprowadzić   do   takiego 
stanu   tego   pięknego   mężczyznę,   była   oszałamiająca.   Z 
najwyższym trudem poskromiła ochotę, by rzucić mu się w 
ramiona. Przypomniała sobie, że przecież ma go tylko uwodzić, 
a nie poddać mu się.
-  Drażnię cię? Przecież nie powiedziałam ani słowa.
-     Powiedziałaś   więcej,   niż   trzeba,   panienko,   chociaż   nie 
wymówiłaś ani słowa. Nie jesteś przecież aż tak naiwna, by 
sądzić, że możesz się tak przy mnie zachowywać i nie wywołać 
reakcji. Nie, żadna dziewczyna nie może być tak beznadziejnie 
naiwna i być taka. ignorantką w sprawach mężczyzn.
-   Niewinna,   ignorantką   i   naiwna.   Brzmi   to   jak   potrójne 
przekleństwo.

background image

-   Zaczynam   podejrzewać,   że   to   ja   jestem   przeklęty.   Avery 
uznała, że jej opór był zbyt wyraźny i Cameron nie
zauważył, że w jej podejściu nastąpiła wyraźna zmiana. Uwie-
dzenie go nie będzie łatwe, jeśli każde jej posunięcie będzie 
tłumaczył naiwnością, niewinnością czy ignorancją. Usiłowała 
sobie przypomnieć, co mężczyźni w jej rodzinie mówili o tym, 
co lubią. i co sama zaobserwowała. Odetchnęła głęboko, żeby 
się uspokoić, i podeszła do niego bliżej. Położyła rękę na jego 
szerokiej, gładkiej piersi.
Cameron zlał się potem. Patrzył na te małą, delikatną, rączkę, 
czując koniuszki długich palców jak piętno na
skórze-   W   cudnych   oczach   Avery   widział   niewinność   i 
ciekawość. ale był w nich również błysk wyzwania. Czy kusiła
go   by   dał   upust   pożądaniu,   żeby   potem   go   odrzucić?   Miał 
nieszczęście doświadczyć już takich gierek: rozkosze najpierw 
niedostępne,   potem   zaoferowane,   wreszcie   zabrane   póki   nie 
obiecał   nagrody.   Jednak   instynkt   mówił   mu,   że   Avery   nie 
posunęłaby   się   do   takich   sztuczek,   również   dlatego,   że   po 
prostu   nie   miała   pojęcia,   jaką   władzę   może   mieć   nad 
mężczyzną i jaką ma nad nim. Wobec tego nie był pewien, co 
dziewczyna robi.
-   Przeklęty, tak? -pytała cichym, ochrypłym głosem. -Czy j 
jakieś złe wróżki rzuciły na ciebie urok?
-     Zaczynam   tak   uważać-   mruknął,   ale   nie   mogąc   się 
powstrzymać, położył rękę na jej dłoni, i przytrzymał ją. -Ale ta 
męczarnia jest jak klątwa.
-  Różnie mnie nazywano, ale męczarnią jeszcze nigdy.
-  Więc mężczyźni z okolic Donncoill są ślepi lub kompletnie 1 
głupi-
-  To pochlebstwo, Cameronie? A więc zdarzył się cud.-Wolną 
ręką objęła go w pasie, jakby od niechcenia, jakby chcąc się 
podeprzeć, bo druga leżała pod jego dłonią.

background image

-     Jesteś   bezczelną   dziewczyną   -   Westchnaj   szybko,   gdy 
pogładziła go po boku. - Igrasz z ogniem. Prawdę mówiąc nie 
jestem pewien, do czego zmierzasz.
-  A kto mówi, że do czegoś zmierzam?
Jej palce wędrowały po jego brzuchu. Ścisnął jej rękę i zadrżał. 
Zdumiało ją, że może tak działać na tego mężczyznę. ale zaraz 
przywołała się do porządku. Po prostu łatwo się podniecał i był 
wyposzczony,   pomyślała.   Annę   zapewniała,   że   Cameron 
pożąda   właśnie   jej,   Avery   Murray,   ale   takie   przekonanie 
wydało   jej   się   świadectwem   nadmiernej   próżności   Nie, 
pomyślała, teraz me wolno mi się wycofać. Może nie wyjdzie z 
tej   pierwszej   próby   jako   zdobywczyni,   będzie   jednak   miała 
satysfakcję,   że   to   ona   zbliżyła   się   pierwsza,   dotknęła   go. 
wzbudziła jego pożądanie. Będzie miała zaszczyt być pierwszą 
kobietą,   którą   trzymał   w   ramionach   po   trzech   latach   postu. 
Wykonała jednym palcem kółeczko wokół jego pępka i poczuła, 
jak pod jej dotykiem napina mięśnie.
- Jezu, jeszcze trochę i nie będę zważał na żadne „nie", które 
miałabyś zamiar wypowiedzieć - ostrzegł.
-  A może go nie wypowiem.
2 trudem powstrzymała pisk zdumienia, gdy nagłe porwał ją w 
ramiona, jednym ruchem rzucił na łóżko i znalazł się na niej. 
Dobrze   było   czuć   na   sobie   jego   ciężar,   jego   ciepło,   które   ją 
przenikało. Znikła ta odrobina strachu, która się gdzieś czaiła. 
Tego chciała. Wiedziała, że teraz trudno byłoby jej panować 
nad   tym,   co   ma   się   wydarzyć,   ale   cokolwiek   by   potem 
wspominał, będzie wiedział, że się nie poddała, tylko oddała 
się z własnej chęci.
Cameron cicho jęknął, a potem ją pocałował. Był to drapieżny 
pocałunek. Oplotła go ramionami i z pasją oddała pocałunek. Ją 
również   przeszedł   dreszcz.   Zastanawiała   się,   czy   taka 
gwałtowność   jest   wskazana   przy   pierwszym   razie,   ale   gdy 

background image

Cameron przeciągnął kciukiem po koniuszku jej stwardniałego 
sutka, przestała już w ogóle myśleć.
Próbował rozwiązać jej koszulę, jednak tak mu się trzęsły ręce, 
że   robił   to   strasznie   niezdarnie.   Pocieszał   się   tylko   rym,   że 
Avery jest równie zdesperowana i nie zwróciła na to uwagi. W 
końcu wsunął ręce pod haftowany obrąbek cienkiej koszuli i 
zaczął ją  podciągać w górę, żeby zdjąć  przez głowę  .Każdy 
odkryty kawałeczek jej ciała pokrywał pocałunkanu, pieszczotą 
języka, delikatnymi ugryzieniami. Gdy nareszcie odkrył pier-si, 
chwilę   trwało,   nim   otrząsnął   się   z   wrażenia   i   przypomniał 
sobie, że trzeba zdjąć koszulę do końca.
Odrzucił  ten  fragment   stroju  na  bok  i  przyglądał  się  swojej 
zdobyczy, przytrzymując delikatnie jej ręce, którymi chciała się 
zakryć.   Piersi   miała   nie   takie   duże,   jak   mu   się   dotychczas 
podobały, ale uznał je za doskonałe: twarde, sterczące, okrągle 
jak   jabłuszka,   zakończone   sutkami   w   apetycznie   różowym 
kolorze.   Starając   się   uspokoić   nieco   emocje,   przyglądał   się 
reszcie smukłego ciała. Jej skóra miała ciepły, jasnozłoty odcień. 
Nagle, zirytowany tymi dziwnymi majtkami, jednym ruchem 
zerwał ostatnią część jej garderoby. Ze zdumieniem patrzył na 
kształtne   biodra   i   zdumiewająco   długie,   smukłe,   ale   mocne 
nogi.   Potem   jego   wygłodniały   wzrok   padł   na   trójkącik 
złotokasztanowych loczków u zbiegu pięknych ud i aż jęknął 
Tam czekała go niebiańska rozkosz, ale wiedział, że musi się, 
opanować,   że   ona   jest   dziewicą   i   potrzebuje   delikatności   i 
przygotowania.
Wolną ręką ściągnął swoją przepaskę z bioder i ostrożnie ułożył 
się na Avery. Dotyk jej jedwabistego ciała zaparł mu dech w 
piersi. Nigdy jeszcze nie pragnął kobiety tak bardzo jak tej. 
Nawet   jej   zapach,   mieszanina   lawendy,   czystej   skóry|   i 
kobiecego podniecenia, doprowadzał go do szaleństwa. Widząc 

background image

niepewność w rozgorączkowanych oczach dziewczyny, puścił 
jej ręce i pocałował ją mocno. Natychmiast go objęła.
Myślała,   że   będzie   się   zwijać   ze   wstydu,   gdy   całe   jej   ciało 
zostanie   obnażone,   lecz   gorące   spojrzenie   Camerona   stopiło 
wstyd i niepewność. Tak oczywisty zachwyt jej ciałem sprawił, 
że poczuła się niemal piękna.
Chociaż pragnęła go aż do bólu, nie chciała, aby jej pierwszy 
raz   był   pośpieszny   i   taki   szaleńczy,   lecz   gdy   dotknął 
delikatnymi, gorącymi ustami jej piersi, zwątpiła, czy starczy jej 
sił, aby zwolnić tempo. Rozkosz .jaką odczuła, kiedy przesunął 
językiem po koniuszkach piersi, była tak ogromna, że Avery 
krzyknęła Trzymała się jego silnych ramion, a on wsysał się 
coraz mocniej w sutek. Jakiś ból w dole brzucha spowodował te 
musiała zacząć ocierać się o Camerona, a czując jego erekcję 
stała się wprost nienasycona. Wsunęła rękę miedzy ich ciała i 
uchwyciła   coś   bardzo   twardego,   pokrytego   jedwabistą, 
delikatną skórą. Odsunął się i odciągnął jej rękę.
_   Nie,   panienko,   trzymaj   rączki   przy   sobie,   bo   zakończę   tę 
zabawę, zanim zdążysz mieć z tego jakąś przyjemność.
Avery nie była pewna, czy rozumie, o co mu chodzi, lecz wtedy 
pogładził ją dużą dłonią po brzuchu i wsunął ją między jej nogi. 
Czując   męskie   stwardniałe   palce   w   najbardziej   intymnym 
miejscu, obawiała się szarpiących nią doznań, a jednocześnie 
pragnęła ich gorąco.
-     Dziewczyno,   już   jesteś   wilgotna   na   moje   powitanie 
-wyszeptał zachrypniętym głosem.
- Masz zamiar dyskutować czy coś z tym zrobić? - Nie zdziwiła 
się, że ma zmieniony głos, ale że w ogóle jeszcze mogła się 
odezwać i dowcipkować.
Cameron   roześmiał   się,   gdy   rozsuwał   jej   nogi   i   układał   się 
między nimi.
-  Za pierwszym razem będzie cię bolało.

background image

-  Bardziej by mnie bolało, gdybyś teraz przestał.
-  Nic nie jest w stanie mnie powstrzymać, kotku.
Gdy w nią wchodził przez chwilę była przerażona, ze jest za 
wielki, nie pasuje, rozerwie ją, ale pokonała lek. Był ogromny, 
wypełniał ją, zarówno nieprzyjemnie, jak i bardzo przyjemnie. 
Gdy się zatrzymał, wiedziała, że dotarł do błony dziewczej, i 
starała się rozluźnić, w oczekiwaniu na ból.
-   Kotku,   możemy   się   w   to   zabawić   tak,   żebyś   nie   straciła 
dzewictwa -powiedział Cameron. - Delikatnie. Nie za głęboko..
- To gdzie byłaby ta przyjemność? - zapytała, owijając jedną, a 
potem drugą nogę wokół jego talii.
Rekami i nogami przyczepiła się do niego. Na moment ból przy 
utracie   dziewictwa   osłabił   jej   namiętność,   lecz   zaraz   potem 
zaczęła   się   zachwycać,   jak   są   wspaniale   połączeni,   jak 
mężczyzna i kobieta, którzy nie mogą już być bliżej siebie.
Cameron   zaczął   się   poruszać,   szepcząc   coś   do   niej   czule. 
Przywarła do niego, naśladując rytm jego ruchów. Przyciskała 
rękami jego pośladki, jakby pilnując, żeby jej teraz nie opuścił 
Rosło w niej jakieś napięcie i choć domyślała się, co to oznacza, 
trochę ją przerażało.
-  Cameronie! - krzyknęła, żałując, że tak obnażyła swą słabość.
—   Nie, kochanie, nie walcz z tym. - Powoli wsunął rękę w 
miejsce, gdzie byli połączeni. - Bądź ze mną.
Dotykał ją, gładził długimi, zręcznymi palcami i Avery czuła, 
że rozpada się na kawałki. Przywarła do niego, a on nagle wbił 
się   głębiej,   ściskając   jej   biodra   prawie   do   bólu,   jakby   stracił 
kontrolę   nad   własnym   ciałem.   Poczuła   gdzieś   w   głębi 
wpływające   w   nią   gorące   nasienie   i   zadrżała,   ledwo 
zauważając, że Cameron klnie ze zdumienia i zachwytu.
Doszła do siebie dopiero wtedy, gdy obmył ich oboje i położył 
się znów u jej boku. Czuła się zbyt słaba, żeby się poruszyć, ale 
kiedy wziął ją w ramiona, znów wróciło w nią życie. Cóż za 

background image

zachłanność,   pomyślała   i   uśmiechnęła   się   słabo,   ocierają   się 
policzkiem o jego pierś.
Nie zachowała wprawdzie panowania nad sytuacją, ale była 
zadowolona. Cameron nie mógł wątpić, że z własnej ochoty 
rzuciła mu się w ramiona i z radością oddała mu cnotę. Nawet 
się   zawahał,   czy   przyjąć   ten   dar,   co   było   sympatyczne. 
Niezależnie od tego, co się teraz stanie, czy czeka ich jakaś 
wspólna  przyszłość,  czy  nie,  wiedziała,  że  nigdy  nie  będzie 
żałować, że
została jego kochanka. Może była niewinna, i na swój sposób 
taka   pozostała,   lecz   w   głębi   serca   wiedziała,   że   prawdziwe 
uczucie zdarza się tylko raz w życiu. To miłość, pomyślała i 
westchnęła   ze   smutkiem,   gdyż   była   to   miłość 
nieodwzajemniona. Obiecała sobie, że mimo wszystko będzie 
czerpać   z   niej   radość.   Cameron   usłyszał   jej   westchnienie   i 
poczuł ukłucie winy.
- Żałujesz?
- Może lepiej nie omawiajmy wszystkich „dlaczego" i "jeżeli" - 
powiedziała cicho, gładząc napiętą skórę na jego umięśnionej 
piersi. - Mógłbyś powiedzieć coś, co by mi sprawiło przykrość.
-   I wróciłabyś do mówienia mi „nie"? - Cameron chwycił ją 
mocniej, jakby nie chcąc do tego dopuścić.
-     Nie,   wtedy   wydłubałabym   ci   serce   tępą   łyżką   i   twoim 
ludziom mogłoby się to nie spodobać.
Zachichotał i pogładził ją po plecach, od smukłego ramienia do 
zgrabnego tyłeczka. Dobrze jej było w jego objęciach. Zdumiała 
go   namiętność,   jaką   w   niej   wzbudził.   Tyle   ognia   w   małej 
delikatnej   kobietce.   Przysunęła   się   do   niego,   subtelnie 
zapraszając, a jej sutki znów stwardniały, gdy otarły się o jego 
skórę. Nie miał już wątpliwości, że bardzo trudno będzie się z 
nią   rozstać.   Będzie   musiał   bardzo   się   pilnować,   żeby 
doprowadzić do końca swój plan i zawsze mieć na uwadze 

background image

interes   siostry.   A   poza   tym   pomyślał,   drżąc,   gdy   poczuł   jej 
język na piersi, będzie musiał trzymać uczucia na wodzy. Zbyt 
często już wychodził nagłupca z powodu namiętności, a ta była 
najsilniejsza, jaką kiedykolwiek odczuwał, a więc najbardziej 
niebezpieczna. Jeśli Avery sądziła, że uda jej się odwieść go od 
wcześniejszych planów, zobaczy, że tak łatwo nie można nim 
manipulować.   Jednak   gdy   zsunęła   rękę   po   jego   brzuchu   i 
zacisnęła wokół jego męskości, uznał, że byłby głupcem, gdyby 
nie pozwolił jej spróbować.
-     Powinnaś   odpocząć   -   powiedział,   zamykając   oczy   i 
rozkoszując się tym, co się z nim działo. — Jutro rano będziesz 
obolała.
-  Nie więcej, niż byłam, jeżdżąc cały dzień na koniu, a jednak 
następnego   dnia   znów   wdrapywałam   się   na   siodło.   -   Przez 
chwilę przeczesywała palcami gęste włosy w jego pachwinie, 
potem   schwyciła   miękki   woreczek   u   nasady   członka   i 
delikatnie ścisnęła.
Roześmiała się ze zdumienia, kiedy Cameron nagle ją złapał, 
przewrócił na plecy i znalazł się na niej.
-  Jesteś szybki, jak na takiego dużego mężczyznę. Przeciągnęła 
stopami po jego mocnych łydkach. — Nie lubisz być dotykany?
- Za bardzo lubię. - Uszczypnął lekko stwardniałe sutki, po 
czym polizał je po kolei, uśmiechając się z zadowolenia, gdy 
zaczęła się pod nim wiercić. - Może za tydzień czy dwa będę 
mógł znieść więcej niż jeden dotyk tych ślicznych rączek.
Jego pocałunek przyjęła z ulgą, nie zadając kłopotliwych pytań 
o to, w jakiej odległości będą wtedy od Cairnmoor i czy wciąż 
jeszcze będzie chciał ją odesłać. Nie chciała, by te zmartwienia 
odebrały jej rozkosz, którą czuła w jego ramionach. Obiecała 
sobie jednak pamiętać, że nie wszystko jest w porządku. Będzie 
się cieszyła rajem, jaki znalazła w jego objęciach, i modliła o to, 

background image

żeby   Cameron   przejrzał   na   oczy   i   zechciał   zachować   ich 
szczęście.

6

Avery zachwiała się lekko, wstając. Pomagała właśnie Peterowi 
zjeść owsiankę. Czulą się trochę obolała, chociaż nie cierpiała z 
bólu.   Odkryła,   ze   przy   uprawianiu   tej   gimnastyki   z 
Cameronem ćwiczy się nieużywane na co dzień mięśnie. Kiedy 
się   obudziła,   był   już   głęboko   w   niej,   ale   dopiero   teraz 
odczuwała pewien dyskomfort Najchętniej wymoczyłaby się w 
ciepłej   wodzie,   lecz   postanowiła   czekać   z   tą   kąpielą   do 
wieczora. Miała wrażenie, ze gdyby zrobiła to teraz, prawie 
wszyscy odgadliby przyczynę.
Kiedy Annę poprosiła ją o zebranie chrustu na ognisko, z chęcią 
podjęła się tego zadania. Zabrała wózek, w którym wożono 
drewno, i ruszyła do lasu, a wraz z nią Gillyanne i ich strażnicy. 
Dawało   to   wytchnienie   od   unikania   ludzkich   spojrzeń,   bo 
wydawało jej się, że każdy się domyśla, co zrobiła. Mime jakiś 
czas, nim przywyknie do roli kochanki Camerona, czuta się 
tym bardziej niezręcznie, że wszyscy wiedzieli, iż dla niego jest 
to tylko rozrywka.                                    
~   Więc   jak   to   jest   czuć   się   kobietą?   -   spytała   Gillyanne, 
wrzucając chrust do wózka.
Skąd wiesz, że to zrobiłam? Mam jakiś znak na czole? Gillyanne 
zaśmiała się i pokręciła głową.
Nie, nie wyglądasz inaczej i jestem trochę rozczarowana' Nie, 
po prostu mówiłaś mi, ze chcesz się poddać, a nie wierzę, żeby 
ten twój chłop odmówił, kiedy usłyszał „tak":
No nie, nie odmówił. Ale czuję się dziwnie. Kiedy byłam w jego 
objęciach, było oszałamiająco, ale teraz czuję się... niewyraźnie. 
Zastanawiam  się, ile osób   wie, co  zrobiłam,  i  czuję  nie  tyle 

background image

wstyd, ile zawód, że moja osobista sprawa nie jest tak osobista, 
jak bym chciała.
-  To chyba ci przejdzie. Nie sądzę, żeby ktokolwiek z tych ludzi 
mniej   cię   cenił   z   tego   powodu.   -   Gillyanne   wzruszyła 
ramionami. - Prawdę mówiąc, niejeden tutaj zastanawia się, czy 
ta historia z siostrą trochę mu nie zamieszała w głowie.
-   Cameron nie byłby zadowolony, gdyby się o tym dowie-
dział. Ale może się chwilę zastanowi.
-  Nad czym?
-  Nad tym, że drogo zapłaci za porzucenie mnie - odparła cicho 
Avery.
-     Może   trzeba   go   porządnie   stuknąć   w   łeb   -   wysapała 
Gillyanne, taszcząc wielką gałąź.
Jej kuzynka zaśmiała się.
-  No, może.
-  A co zrobisz, jeśli nie pojmie, że cię potrzebuje, i nie zechce 
cię zatrzymać?
Uschnę, pomyślała Avery. Rozpadnę się na sto kawałeczków. 
Odpowiedziała jednak:
_ Przeżyję. -I była zadowolona, gdy Gillyanne, przyjrzawszy się 
jej bacznie, powróciła do zbierania drewna.
Czy   muszę   pytać   dlaczego   jesteś   w   takim   Wspaniałym 
nastroju?   -   zagadnął   Leargan,   gdy   wraz   z   kuzynem   siodłał 
konie, szykując się na polowanie.
-     Niektóre   sprawy   nie   powinny   cię   interesować-   odparł 
Cameron, zaciskając popręg.
- No, jeśli nie chcesz, żeby cały obóz wiedział, że w końcu 
zdobyłeś tę nagrodę, nie możesz patrzeć na tę dziewczynę tak... 
ciepło.
- Myślałem, że patrzę tak na nią od wielu dni.
- Tak, ale trochę się to spojrzenie zmieniło. Teraz jest w nim 
wiedza o tym, czego możesz po niej oczekiwać.

background image

Cameron   wsiadł   na   konia,   spojrzał   na   obóz   i   westchnął. 
Leargan zapewne ma rację. Przedtem wyglądał tylko na chęt-
nego, teraz na chętnego i świadomego. Wyglądał zapewne na 
mężczyznę, który wie, że będzie mile widziany w ramionach 
kobiety, której pożąda. I rzeczywiście pożądał Avery Murray. 
Tylko siłą woli wyrwał się z jej objęć dzisiejszego poranka.
-     Nie   powinno   to   dla   nikogo   stanowić   niespodzianki 
-powiedział Cameron. - Taki był mój plan od samego początku. 
Ale w dalszym ciągu uważam, że to nie twój interes. To jest 
sprawa tylko między mną a Avery.
Leargan wskoczył na konia i ruszył za kuzynem.
-  Nie mój? Wszyscy jąi tę jej pyskatą małą kuzynkę bardzo
lubią. Uratowała nam tycie, pomaga kobietom, leczy rannych, 
dzięki niej młody Peter będzie żył. Twoi ludzie są lojalni i pójdą 
za tobą, ale to nie znaczy, że w ogóle nie myślą Uważają, że nie 
zasłużyła   na   to.   żeby   być   wykorzystana,   zhańbiona   i 
porzucona.
- Czy zapominasz o losie Katherine?
-  Nie, lecz to nie Avery zawiniła. Popieralismy twój
plan' dopóki nie poznaliśmy, którą się chcesz posłużyć Teraz 
nie   wydaje   nam   sie,   żeby   to   było   w   porządku.   Mogłeś   ją 
zostawić w spokoju. Powinieneś był odstąpić od tego uwie-
dzenia, tylko wymienić ją za sir Paytona.
-  Tak, powinienem był, ale nie możecie mnie obwiniać. Zeszłej 
nocy to ona mnie uwiodła. - Cameron spojrzał z wy-rzutem na 
kuzyna, gdy ten parsknął śmiechem. - Naprawdę. Zresztą, nie 
musiała   używać   zbyt   wielu   sztuczek.   Było   wiadomo   od 
początku, jak jej pragnę, lecz ostatnio zacząłem myśleć nad rym 
swoim planem. Doszedłem do wniosku, że nie chcę dodawać 
do tego spraw łoża. Ale to ona przyszła do mnie. Nawet w 
pewnym momencie proponowałem, że nie pozbawię jej cnoty, 
zadecydowała jednak sama.

background image

-     No,   przystojniaku*   niewątpliwie   doprowadziłeś   biedną 
dziewczynę   do   szaleństwa.   -   Leargan   spojrzał   na   kuzyna, 
uśmiechnął się od ucha do ucha, po czym spoważniał. - Ożeń 
się z nią.
-  Byłoby bardzo trudno wymienić Avery na sir Paytona. gdyby 
była moją żoną.
-  To wymień Gillyanne.
-  Gdyby Avery była moją żoną, żadne pogróżki wobec tej małej 
nie   wchodziłyby   w   grę.   Murrayowie   nie   uwierzyliby,   że 
mógłbym   skrzywdzić   takie   dziecko.   Poza   tym   miałbym   do 
czynienia z własną żoną. Zresztą nie chcę mieć żony.
-  Każdy mężczyzna potrzebuje dziedzica.
-  Ja nie. Mam ciebie i kilkunastu innych kuzynów.
-  I nie ufasz żadnej kobiecie?
-   Dziwisz się? Zdradliwe plemię. Słodziutkie, kiedy czegoś 
chcą, a jak im się odmieni albo znajdą bogatszego, gotowe ci 
wsadzić nóż w plecy. Teraz Avery jest słodka i uległa, ale to nie 
potrwa długo.
Leargan pokręcił głową.
-  Oskarżasz tę biedną dziewczynę bez powodu. Czy nie ufasz 
wszystkim   mężczyznom   dlatego,   że   kilku   okazało   brak 
honoru? Nie. A plujesz na honor Wszystkich kobiet z powodu
kilku niewiernych.                                                  
- Więcej niż kilku - mruknął Cameron, lecz trudno było
zaprzeczyć temu, co mówił kuzyn. - Jedyne, co jest ważne
i   o   czym   nie   można   zapomnieć,   to   fakt,   że   Katherine   musi 
poślubić   człowieka,   który   ją   uwiódł.   Jeśli   jest   brzemienna, 
dziecko   potrzebuje   ojca.   Dlatego   potrzebna   mi   jest   Avery   i 
Gillyanne.
-  Uparty z ciebie człowiek, kuzynie.
-  Dlaczego? Bo jestem bardziej lojalny w stosunku do własnej 
rodziny   niż   jakiejś   dziewczvnv,   którą   mi   rzucą   pod   nogi? 

background image

Siostry człowieka, który zhańbił moją siostrę. Gdyby sytuacja 
była   odwrotna,   Avery   odczuwałaby   to   sar   .   Stałaby   murem 
przy rodzinie. I oczekiwałaby, że to zrozumiem.
-   Ale   to   sugerowałoby,   że   ma   jakieś   poczucie.   lojalności   i 
honoru, a ty podobno nie wierzysz, że jakakolwiek kobieta to 
posiada - wycedził Leargan, po czym popędził konia, oznaj-
miając tym samym koniec dyskusji.
Cameron zaklął i ruszył za kuzynem. Zaczynał pojmować, że 
jego teoria na temat kobiet nie do końca jest spójna, wciąż się 
jednak   bronił   przed   zmianą   swojej   postawy.   Cynizm   i   brak 
wiary w kobiety służył mu za tarczę obronną przed urokiem 
Avery i postanowił nie pozbywać się tej tarczy.
Cieszył się, że zakończyli dyskusję na temat Avery, bonie miał 
ochoty   wysłuchiwać   sugestii   Leargana,   aby   ją   poślubił. 
Perspektywa była kusząca, nader kusząca. Teraz, gdy zobaczył, 
jaka dziewczyna jest namiętna, chciałby ją mieć w swoim łożu 
zawsze, kiedy tylko zechce. Ku swej rozpaczy potrafił sobie 
wyobrazić przyszłość z nią, nawet dzieci, które mogliby razem 
wychowywać.   Nie,   nawet   nie   powinien   wypowiadać   słowa 
"małżeństwo".   Avery   zostanie   odesłana.   To,   co   jest   między 
nimi, to przelotne zauroczenie. Dla własnego dobra i dla dobra 
Katherine nie może pozwolić, by było to cokolwiek innego.
Avery westchnęła z rozkoszą, układając się w wannie z gorącą 
wodą,   pachnącą   ziołami.   Trocheja   bawiło,   że   Cameron 
przytargał tę wielką wannę oraz swój materac z pierza, chociaż 
była za to bardzo wdzięczna. Ponieważ rozbili obóz na dhitó 
niż   jedną   noc,   kazał   rozpakować   te   sprzęty.   Wyraźnie   lubił 
takie wygody. Poza tym nie przewidywał widocznie kłopotów 
w podróży, z czego się bardzo cieszyła.
Gdy   tak   pławiła   się   w   wannie,   a   ciepło   łagodziło   wszelkie 
napięcia, myślała o tym, jak dalej postępować z Cameronem. 
Został już jej kochankiem i trudno byłoby to zmienić, nawet 

background image

gdyby   chciała.   Był   uparty   i   postanowił   ją   wykorzystać,   aby 
doprowadzić do małżeństwa Paytona z (Catherine. Poza rym 
nie ufał kobietom. Stało więc przed nią trudne zadanie, aby go 
przekonać, że potrzebuje właśnie jej. Uratowała życie jemu i 
jego ludziom, dba o nich, by byli nakarmieni i ubrani, kuruje 
rannych.   Teraz   jeszcze   ogrzewa   jego   łoże   i   bez   przesadnej 
skromności   musiała   przyznać,   że   robi   to   wyśmienicie. 
Właściwie niewiele więcej mogłaby zrobić.
Rozważała,   czy   mu   powiedzieć,   co   jej   leży   na   sercu,   ale 
porzuciła tę myśl. Pomyślałby, że do czegoś zmierza. Uznałby 
jej słowa miłości za próbę uzyskania czegoś, a to by bolało, i to 
bardzo.   Pozostawało   uczucie.   W   każdym   jej   pocałunku,   w 
każdym dotyku i westchnieniu* chociaż pewnie tego jeszcze nie 
czuł, była miłość, która powinna skruszyć jego serce. Poza tym 
będzie   się   zachowywała   jak   dotychczas   i   może   Cameron   w 
końcu   zrozumie,   że   nie   wszystkie   kobiety   są   takie   jak   te, 
których zdrady tak go zabolały.
Nagle pojawił się przy wannie, nagi i uśmiechnięty. Czuto że 
wpatruje się w niego idiotycznie, gdy gramolił się do wanny, 
ale nie mogła nic na to poradzić. Był pięknym mężczyzną i sam 
jego widok rozpalał jej zmysły. Zaskoczyło ją również to, iż tak 
była pogrążona w rozmyślaniach, że niesłyszała, kiedy wszedł 
do namiotu i rozebrał się.                  
-  Jesteś pewien, że zmieścimy się tu oboie?- sytała gdy powoli 
zanurzał się w wodzie, spychając Avery w sam koniec.
_ Tak. chociaż może będę tego żałował. - Nabrał garść wody, 
powąchał i skrzywił się. - Moi żołnierze uznają, ze za ładnie 
pachnę. Dobrze chociaż, że to nie róże. Na szcześciejak potem 
się zgrzeję i spocę, to trochę ta woń zniknie.
-   A co będziesz robił, że się tak zgrzejesz i spocisz? -spytała, 
chociaż   z   jego   rozognionego   spojrzenia   mogła   łatwo   się 

background image

domyślić,   o   co   mu   chodzi.   -   Polował?   Ćwiczył   żołnierzy? 
Zapasy?
- Zapasy. Z tobą. Całą noc - dodał, biorąc od niej mydło i myjkę. 
- Odwróć się, to ci umyję plecy.
Odwracając się, mruknęła:
-  Już prawie skończyłam się kąpać.
- Ale pleców jeszcze nie myłaś, prawda?
- No. nie - odpowiedziała, przekonana, że miał na myśli coś 
więcej niż tylko pomoc w kąpieli.
Zadrżała lekko, gdy zaczął jej myć plecy, i zezłościła siej na 
siebie. Nie wykonał jeszcze żadnego uwodzicielskiego gestu. 
Właściwie nie dotknął jej nawet ręką, ale sposób, w jaki ocierał 
myjką jej plecy, już ją rozpalał. Czuła, że me ma na to żadnego 
wpływu. Teraz, kiedy już wiedziała, co to rozkosz, jej słabość 
do   niego   wzrosła   dziesięciokrotnie.   -   Wstań,   żebym   mógł 
dokończyć -powiedział Cameron Poznała po głosie, że i on jest 
podniecony, stanowiło to
jakąś pociechę, ale istniało też pewneniebezpieczeństwo, że
oboje będą walczyć zeswoją słabością, aby nie stać się
bezsilnymii ofiarami własnego pożądania, i zmarnują ten czas
jaki mogą przeżyć razem.
Zaparło jej dech, gdy Zaczaj myć z tyłu jej nogi i pośladki. Teraz 
jego dotyk się zmienił. Namydlał ją rękami, gładził, Kiedy zmył 
mydło, odetchnęła, sądząc, że skończyła się ta udręka. Omal nie 
upadła na kolana, kiedy nagle poczuła dotyk jego ust w dole 
pleców. Zaciskała pięści, gdy pocałunki
schodziły coraz niżej.
-   Odwróć się, kochanie -  zarządził, chwytając  ją mocno  za 
biodra i łagodnie zmuszając do posłuszeństwa.
Avery   nie   była   pewna,   czy   zaczerwieniła   się   bardziej   ze 
wstydu,   czy   z   powodu   rosnącego   pożądania.   Czuła   się   tak 
strasznie obnażona, a jednocześnie jego gorące spojrzenie nie 

background image

pozwalało jej się zasłonić. Kiedy zaczął ją myć między nogami, 
musiała chwycić go za głowę, bo bała się, że upadnie, tak jej się 
zrobiło słabo w kolanach. Drżała, nim zmył mydło, ale gdy 
chciała się cofnąć, przytrzymał ją. Krzyknęła z wrażenia i z 
rozkoszy, gdy ucałował miękkie loczki, które przed chwilą tak 
delikatnie mył.
-  Nie, Cameronie - zaprotestowała.
- Tak, Avery. Tak.
Kilkoma   ruchami   języka   uspokoił   jej   wstydliwe   protesty. 
Zamknęła oczy i poddała się całkowicie przyjemności. Wkrótce 
nie obchodziło jej już, co Cameron widzi i co robi, byle tylko nie 
przestawał. Jego palce i usta doprowadzały ją do szaleństwa, 
do ostateczności, potem znów się cofały. Drażnił ją i męczył, aż 
chciała tylko tego, by już zakończył tę udrękę.
Powstrzymując się przed połączeniem z nią, doprowadził ją do 
kulminacji samymi pocałunkami. Drżała jeszcze, gdy po-sadził 
ją sobie na kolanach, oparł o swoje ramię i głodnymi ustami 
przyssał się do piersi. Złapał ją za biodra, przez chwilę poruszał 
się rytmicznie, a kiedy tym razem krzyknęła szczytując
przeżyli   to   razem.   Po   dłuższej   chwili,   kiedy   Avery   wciąż 
jeszcze   była   oszołomiona,   wyciągnął   jąz   wanny   i   wytarł   do 
sucha.   Wtedy   doszła   do   siebie   i   ona   z   kolei   zabrała   się   do 
wycierania go Potem ptzyklękła, oparta ręce o jego biodra i 
wzięła do ust napiętej członka. Cameron zaciskał pięści, żeby 
panować   nad   sobą   ale   wiedział,   ze   długo   nie   wytrzyma   tej 
rozkoszy, w końcu, z okrzykiem jednocześnie przyjemności i 
rozczarowania,  schwycił  ją pod  ręce i zaniósł na  legowisko. 
Chciał się tłumaczyć  że nie daje jej czasu na dostrojenie do 
siebie, ale kiedy zanurzył się w niej, wiedział, że jest tak samo 
gotowa   jak   on.   Rozpaliło   go   to   jeszcze   bardziej,   Avery   zaś 
dotrzymywała   mu   tempa   i   kiedy   wstrząsnął   nim   ostatni 

background image

dreszcz po tej nieopisanej rozkoszy, sekundę później poszła w 
jego ślady.
Zupełnie wykończony, opadł w jej ramiona. Bał się,źe jest za 
ciężki,   ale   nie   miał   siły   się   ruszyć.   Po   chwili   poczuł,   jak 
dziewczyna wierci się pod nim, wiec zdołał odwrócić się na 
plecy   i   przygarnąć   ją   do   siebie.   Pomyślał,   że   jeśli   będą   się 
oddawać wspólnej pasji z taką gwałtownością, wniosą go do 
Cairnmoor na noszach. Nagle uświadomił sobie, że dotarcie do 
domu będzie oznaczało rozstanie z Avery, lecz szybko oddalił 
od siebie tę myśl. Nie chciał się nad tym zastanawiać, gdy jego 
ciało wciąż czuło rozkosze, jakich właśnie doświadczyli.
-  Myślę, że powinniśmy trochę uważać, panienko - powiedział, 
składając leniwy pocałunek na jej czole. -Jeszcze więcej takiej 
zachłanności i nie będę mógł siedzieć na koniu.
-  Nie ma się już tej energii co za młodych lat, prawda? -
mruknęła, delikatnie gładząc go po biodrze.
- Bardzo zabawne. Powinnaś już być za bardzo wykończona
na takie impertynencje.
-  Szybko odzyskuję siły. -Ziewnęła i otarła się policzkiem
o jego pierś. - Czy to było... normalne?
Cameron zaśmiał się cicho.                            
- Boisz się, że możesz zostać wyklęta czy coś takiego? -
Pogładził   ją   po   plecach,   po   pośladkach;   nie   mógł   się 
powstrzymać przed dotykaniem jej. - Gdybyś się z tego spowia-
dała, dostałabyś pokutę, bo Kościół uważa każdą przyjemność 
za   grzech.   Grzechem   nie   jest   tylko   płodzenie   dzieci,   i   to 
najlepiej w ubraniu. Nie martw się tym. Nie robiliśmy niczego, 
czego nie robi większość ludzi, i nie sądzę, żeby diabeł cię do 
tego nakłaniał.
Nie diabeł, tylko moje lędźwie, pomyślała i pokiwała głową. Z 
tego, co podsłuchała z rozmów mężczyzn w swojej rodzinie, 
wszyscy oddawali się takim przyjemnościom, gdy nadarzała się 

background image

okazja.   Jeśli   to   miało   grozić   ogniem   piekielnym,   nie   będzie 
osamotniona, gdyż większa część rodziny smażyłaby się obok 
niej.
-  Hmmm, przez ciebie jestem cała spocona- mruknęła, patrząc 
w kierunku wanny.
-  Chcesz, żeby ci umyć plecy? - zaoferował z uśmiechem, gdy 
gramoliła się nad nim-.
Podeszła do wanny. Spiorunowała go wzrokiem, umyta się w 
chłodnej już wodzie, owinęła ręcznikiem i wróciła do łóżka. 
Kiedy przykrywała się kocami, Cameron zdjął z niej ręcznik i 
sam   poszedł   się   umyć.   Pisnęła   ze   zdumienia,   gdy   po   kilku 
minutach wszedł na posłanie i wziął ją w ramiona.
-  Cameron, jesteś zupełnie zimny - zaprotestowała.
-     Wiem   o   tym   —   odpowiedział,   przytulając   się   mocniej. 
-Ogrzejesz mnie.
Wsunął   rękę   na   jej   brzuch   i   między   uda.   Jej   westchnienie 
przeszło w pomruk zadowolenia-, a szybka i słodka reakcja na 
jego pieszczoty była dla niego największą rozkoszą, jaką znał. 
Przełożył sobie jej nogę przez biodro, aby pełniej czuła jego 
dotyk.
- Teraz jest mi znacznie cieplej - mruczał jej do ucha. Avery 
zadrżała.
- Myślałam, że chcesz powstrzymać nasze chucie. Westchnęła, 
gdy obrócił ją na plecy, a jego pełna erekcja mówiła sama za 
siebie. 
- Pomyślałem, że teraz moja gorączka opadła na tyle, że mogę 
się nie spieszyć. - Przesunął językiem po jej sutku - Mogę cię 
smakować, bawić się z tobą, zatrzymać się na każdym
cudownym kawałeczku ciebie.
-     Martwiłeś   się,   że   nie   będziesz   mógł   siedzieć   na   koniu   - 
przypomniała.

background image

- Pójdę pieszo albo może Leargan mnie poniesie. Ucałował jej 
biodra. Gdy umościł się miedzy jej nogami i całował wnętrza 
ud, szepnęła:
-  Chcesz mnie doprowadzić do kompletnego szaleństwa, tak? 
Zarzucił sobie jej nogi na ramiona, wsunął ręce pod pośladki i 
pocałował loczki na łonie.
-  O matko - jęknęła. To było ostatnie zrozumiałe słowo, jakie 
wydobyło się z jej gardła.

7

To   znowu   DeVeau.   Cameron   spojrzał   na   Leargana   z 
niedowierzaniem i cicho zaklął. Choć wraz z kuzynem jechali 
na   czele,   żeby   mieć   pewność,   że   szlak   jest   bezpieczny,   nie 
spodziewał się kłopotów. Pokonywali drogę do portu w bardzo 
dobrym czasie, do tego stopnia, że nadrobili te cztery dni, kiedy 
czekali,   aż   ranni   wydobrzeją.   Prawdę   mówiąc,   wymagał   od 
ludzi większego wysiłku, niż było to niezbędne, i słyszał trochę 
narzekań. Działał chyba niezupełnie Świadomie, ale wydawało 
mu się, że jeśli nie będzie się śpieszył, wszyscy pomyślą, że nie 
chce się rozstać z Avery. Ponieważ tak właśnie było, starał się 
zachowywać   dokładnie   odwrotnie.   W   obecnym   stanie 
uczuciowego zamętu zupełnie nie miał ochoty na spotkanie z 
drużyną DeVeau.
-  Po tym, jak stracili tylu ludzi w ostatnim ataku, można było 
się   spodziewać,   że   już   zrezygnują—dziwił   się.   —   Przecież 
wcale nam tyle nie zapłacił. Teraz dopiero będzie płacił, żeby 
nająć następców tych, co zginęli.
-  Rzeczywiście, to zupełnie bez sensu. Chyba powinniśmy ich 
trochę poszpiegować. Może wcale nas nie szukają.
Cameron rozważał tę propozycję przez chwilę, po czym skinął 
głową.   Podjechali   w   pobliże   obozu   Francuzów   ż   koni   i 

background image

przywiązali je. Przemykając miedzy drzewami, doszli jak mogli 
najbhzej, i przycupnęli w cieniu. Z namiotu kilka metrów od 
nich wysunęła s.ę znajoma postać. Sir Charles DeVeau.
Obserwowali, gdy nakrywano mały stolik. Rozłożono delikatny 
lniany obrus, postawiono bogate naczynia, puchar. Cameron 
mało   nie   chrząknął   z   obrzydzenia,   gdy   przed   stołem 
postawiono miękko wymoszczone krzesło. Sir Charles zasiadł, 
a   mały   -   nerwowy   człowieczek   podał   pierwsze   z   wielu 
zapewne dań. Cameron wątpił, żeby jego przeciwnik karmił 
swoich żołnierzy równie dobrze.
Sir Charles był już przy trzecim daniu i Cameron uznał, że 
niepotrzebnie wraz z Learganem tracą czas, gdy pojawił się 
jakiś żołnierz.
-     Gdzie   są   MacAlpinowie?   -   spytał   jego   pan,   otarłszy   usta 
wykończoną koronką serwetką,
- Niedaleko stąd, panie.
-  A nagroda, której poszukuję?
- Wkrótce powinna tu być. Mieliśmy szczęście. Zdobyliśmy ją 
bez wzbudzenia uwagi całego obozu.
Cameronowi   przeszedł   dreszcz   po   plecach.   Wiedział,   że   nie 
mówią o pieniądzach. Te były schowane w bagażu, w samym 
środku obozu, i wyciągniecie ich było niemożliwe bez zaalar-
mowania   wszystkich.   Jego   niepokój   wzrósł,   gdy   przemyśał 
każdą   inną   możliwość   i   znów   powrócił   do   tej   pierwszej, 
DeVeau posłał swych ludzi, by kogoś porwali, a biorąc pod 
uwagę starą nienawieść Murrayów i Lucettów, nabierał
mrożącej   w   w   żyłach   pewności,   o   kogo   może   chodzić. 
Popatrzył na Leargana i w jego spojrzeniu nie znalazł pociechy.
Było jasne, że kuzyn doszedł do tego samego wniosku.
Cameron spytał go po cichu:
- Zostajemy?

background image

Leargan skinął głową. Próbując za wszelką cenę się uspokoić, 
Cameron   czekał,   modląc   się   w   duchu   o   to,   żeby   jego 
przewidywania się nie sprawdziły.
Avery   oddaliła   się   na   moment   na   stronę.   Prawie   się 
uśmiechnęła,   gdy   jej   strażnik,   odwracając   się   dyskretnie, 
sprawdził, że Gillyanne jest w obozie, po czym zają] się swymi 
sprawami. Strażnicy najwyraźniej uważali, że kiedy dziewczęta 
nie są razem, na pewno nie będą próbowały ucieczki. Kusiło ją, 
żeby jednak spróbować i po prostu wywołać małe zamieszanie, 
ale Cameron pewnie by nie uwierzył, że to tylko żart.
Po   całym   dniu   na   koniu   musiała   trochę   rozprostować   nogi, 
więc spacerowała po lesie, i chociaż nie zawsze widziała obóz, 
mogła   wszystko   słyszeć.   Już   od   tygodnia   podróżowali   w 
kierunku   portu,   z   którego   mieli   popłynąć   do   Szkocji. 
Wydawało   się,   że   Cameron   bardzo   ich   popędza.   I   chociaż 
rozumiała, że Spieszy się do domu, by załatwić sprawy siostry, 
a może po prostu tęskni za Szkocją, przykro jej było z powodu 
tego pośpiechu. Sądziła, że wciąż miał zamiar się jej pozbyć, 
gdy tylko dotrą do Cairnmoor, i była to myśl bolesna.
Zastanawiała się często, jak można rozwikłać problem siostry 
Camerona, nie wykorzystując jej ani Gillyanne. Gdyby można 
było   udowodnić   dziewczynie   kłamstwo,   sprawa   byłaby 
rozwiązana, ale wątpiła, by to  się udało. Z informacji,  jakie 
zdołała zebrać na temat Katherine, wynikało, że ta dziewczyna 
zawsze dostaje to, czego chce, a teraz chciała Paytona. Szansa 
na to, że jej kochanek, jeśli w ogóle taki był, sam się zgłosi, 
gotów   ponieść   konsekwencje,   była   nader   niewielka.   Avery 
marzyła, że Cameron się w niej zakocha, nie będzie się mógł z 
nią   rozstać   i   wymyśli   inne   rozwiązanie   sprawy   siostry,   ale 
miała na to coraz mniejszą nadzieję.                                  
Nagle zauważyła dojrzale jagody i postanowiła ich nazrywać 
Byłyby miłym dodatkiem do ich jadłospisu, składającego się 

background image

głównie z mięsa i owsianki. Zebrała już pełną zapaskę, gdy 
nagle poczuła dreszcz niepokoju. Popatrzyła w las, ale niczego 
nie zauważyła. Chciała się obejrzeć za siebie, gdy wielka dłoń w 
rękawicy zakryła jej usta.
Dziewczyna puściła spódnicę i jagody rozsypały się na ziemię. 
Próbując odsunąć tę łapę, wydała przytłumiony okrzyk, gdy 
wtem ktoś złapał ją za ręce, wykręcił je do tyłu i związał. Łapa 
zakrywająca jej usta znikła, ale natychmiast zastąpił ją knebel i 
Avery nawet nie zdążyła złapać oddechu ani zawołać pomocy. 
Choć się wyrywała, czyjeś silne ręce zarzuciły ją sobie na plecy. 
Obijała się boleśnie o drzewa, gdy mężczyzna, który ją porwał, 
biegł przez las, uciekając jak najdalej od obozu MacAlpinów.
Po chwili, prawie bez tchu, została przerzucona przez siodło. 
Koń mszył galopem, Avery starała się walczyć z mdłościami, 
próbując zobaczyć, kto ją porwał, ale zauważyła tylko, że jest to 
trzech mężczyzn, sądząc po ubiorze i koniach -rycerzy albo 
majętnych najemników.
Dopiero gdy dojechali do jakiegoś obozowiska, zorientowała 
sie, w jakich jest opałach. W głowie jej szumiało, brzuch miała 
Poobijany, gdy została ściągnięta z konia i brutalnie postawiona 
na   ziemi.   Wtedy   zobaczyła   proporzec   rodu   DeVeau.   Kiedy 
wepchnięto ją do ozdobnego namiotu, zaczęła się modlić, żeby 
Sir   Charles   porwał   ją   tylko   dla   odzyskania   pieniędzy   bez 
dalszych strat w ludziach, a nie dlatego, że poznał kim jest . 
Gdy   przed   nim   stanęła,   zdjęto   jej   szmato   zakrywającą   i 
napojono winem.
- To już się staje nudne - powiedziała w końcu, patrząc mu w 
oczy. - Czy znowu masz, panie, jakiś dług do zapłacenia? A 
może myślisz, że sir Cameron zapłaci, by mnie odzyskać?
-   Sir   Cameron   nie   będzie   miał   szansy   cię   odzyskać   -   od 
powiedział sir Charles, przyglądając się jej, gdy piła wino.

background image

- Dlaczego? Nie uważałeś, abym była dość cenna na spłacenie 
długu sir Beamarda, a teraz moja wartość wzrosła?
-  O, tak, bardzo. Nazywasz się Murray.
Avery zapanowała nad ogarniającym ją panicznym strachem i 
spytała niewinnie:
-  Jak?
-   Świetnie odegrane. — Sir Charles prawie się uśmiechnął, 
-Szkoda mojego i twojego czasu na te gierki. Twoi krewniacy, 
Lucettowie, domagali się oddania ciebie i twojej kuzynki. Nie 
wierzą, że nie mam żadnej z was.
-     A   cóż   cię,   panie,   obchodzi,   czego   chcą   czy   w   co   wierzą 
Lucettowie?
-  Nic mnie to nie obchodzi prócz lego, że skoro im tak zależy, 
możesz mi się przydać.
-  W jaki sposób? - Modliła się, żeby chodziło tylko o zwykły 
okup czy wymianę jeńców, lecz jego odpowiedź ją załamała.
-  Nie jestem jeszcze pewien. Na razie planowałem wydostać cię 
ze szponów sir Camerona. Skoro tego już dokonałem, muszę 
rozważyć wszystkie możliwości. Przypuszczam, że ten Szkot 
już z tobą spał?
-     Sir   Cameron   złożył   przyrzeczenie   celibatu.   Odwozi   mnie 
tylko do mojej rodziny.
-  Ach tak, do tej morderczyni i jej kochanka, który pomógł jej 
umknąć sprawiedliwości.
- Moja matka nikogo nie zabiła. Dowiedziono jej niewtn-ności, a 
prawdziwi mordercy zostali osądzeni i powieszeni.
- Może Lucettowie tylko tak mówią. Wszystko jedno. To stara 
zbrodnia, chociaż ta suka nieźle na tym wyszła. - Prze-krzywił 
lekko głowę. - Zastanawiam się, z jaka sumą lady Gisele byłaby 
skłonna s.ę rozstać, by odzyskać córkę?

background image

- Myślę, że wasz król nie byłby zadowolony, te zmuszasz ją do 
rezygnacji   z   tego,   co,   zdaniem   jego,   a   przedtem   jeso   ojca, 
prawnie należy do mej i rodu Lucettów.
Sir Charles wstał i powoli obszedł dziewczynę dookoła. Skuliła 
się, gdy pogładził jej potargane włosy, poklepał japo siedzeniu 
apotem   z   przerażającym   chłodem   położył   bladą   rękę   na   jej 
piersi Starając się nie okazać obrzydzenia, patrzyła mu zimno w 
oczy.
-   Ciekaw jestem, jak poczuliby się twoi rodzice, gdybym cię 
odesłał   brzemienną,   z   moim   bękartem?   -   powiedział   sir 
Charles, wracając na miejsce, żeby łyknąć wina.
-  A ja radzę sobie przypomnieć, jak zginął twój kuzyn, Michael, 
panie.
-  Chcesz mnie wykastrować?
-  Gdybym mogła, już bym to zrobiła.
-  Cóż za ogień. Interesujące będzie sprawdzić, jak ogrzejesz mi 
łoże. - Skinął ręką na strażnika. - Przywiąz ją w moim namiocie, 
Anton. I sprawdź, żeby nie było tam żadnych ostrych narzędzi,
Avery nie broniła się, gdy ją prowadzono, gdyż wiedziała, że 
byłaby   to   niepotrzebna   strata   sił.   Pokręciła   głową   z   niedo-
wierzaniem,   znalazłszy   się   w   namiocie,   który   wyglądał   jak 
elegancka sypialnia. Strażnik rozwiązał jej ręce, a giermek sir 
Charlesa przywiązał ją za rękę i nogę do olbrzymiego łoża.
Gdy   mężczyźni   wyszli,   zapatrzyła   się   na   ogień   na   środku 
olbrzymiego   namiotu,   próbując   się   uspokoić   Musiałai   mieć 
jakąś   iskierkę   nadziei,   żeby   zachować   siły.   Cameron   po   nią 
przyjedzie. Martwiło ją tylko to. że nie zrobi tego z sympatii do 
niej.   tylko   dlatego,   że   tak   mu   każe   honor   i   konieczność 
załatwienia   spraw   siostry.   Potem   powiedz.ała   sobie,   że   nie 
powinna być taką idiotką. Jego motywy nie były w tej chwili 
istotne. Ważne, żeby się zjawił. Zaczęła się tylko modlić, by 
ratowania   jej   nie   przypłacił   zbyt   drogo   i   żeby   nastąpiło   tu 

background image

wcześniej, niż sir Charles będzie miał szansę pohańbić ją swym 
dotykiem.

Cameron   odetchnął   głęboko   kilka   razy,   by   się   uspokoić,   po 
czym skinął głową Learganowi, że może już go puścić. Kiedy 
zobaczył, że przyprowadzono Avery i usłyszał, jakie sir Charles 
ma wobec niej plany, oślepiła go wściekłość. Tylko szybka akcja 
kuzyna uratowała go przed wtargnięciem do obozu DeVeau i 
obcięciem   sir   Charlesowi   ręki,   która   dotknęła   Avery.   Teraz 
ostrożnie wycofywali się do koni.
-   Muszę ją odzyskać - powiedział wreszcie, gdy stanęli przy 
wierzchowcach, po czym chwycił wodze, wciąż jeszcze kipiąc z 
wściekłości.
-  Oczywiście, że musisz — przyznał Leargan. - Ciekaw jestem, 
jak   zmarł   jego   kuzyn   Michael?   -   spytał,   pragnąc   odwrócić 
uwagę Camerona, żeby się uspokoił.
-     Podobno   obcięli   mu   członek,   wsadzili   do   ust,   a   potem 
poderżnęli gardło.
-  Boże - szepnął Leargan. - Skąd to wiesz?
-   Pytałem, dlaczego sir Charles chciał zaatakować Lucettów i 
sporo   się   dowiedziałem   o   tej   wendecie.   Poza   tym   Avery 
opowiadała mi historię swej matki. - Cameron wsiadł na konia. 
- Będziemy potrzebowali kilku ludzi.
Leargan   przez   jakiś   czas   jechał   za   nim   powoli,   bo   dopiero 
oddaliwszy się od obozu DeVeau, mogli popędzić konie do 
galopu.
- Łatwo zbliżyć się do ich obozowiska, a namiot sir Charlesa jest 
na skraju, bardzo nierozsądnie.
- Potrzeba kilku, żeby wzniecić zamieszanie z drugiej strony, i 
kilku, żeby wpaść do namiotu.                   
- Tak, to powinno wystarczyć.

background image

-   Wszyscy muszą zwijać obozowisko i ruszać dalei Nie ma 
sensu siedzieć tu i czekać, aż DeVeau będzie chciał z powrotem 
odebrać swoją nagrodę. Chyba będę musiał zabić sir Chariesa 
-dodał ciszej Cameron, popędzając konia, nim Leargan zdołaj 
powiedzieć, co o tym sądzi.
W  obozowisku   panowało   zamieszanie,  bo  odkryto   już   znik-
niecie Avery. Cameron zwalczył w sobie chęć wyładowania się 
na Małym Robie. Kazał mu pilnować, żeby Avery nie uciekła, i 
Rob   wykonał   swoje   zadanie.   Nikt   przecież   nie   mógł   się 
spodziewać, że dziewczyna zostanie porwana. Było to bardzo 
nierozsądne.   Cameron   wiedział   o   dawnych   zatargach   i 
zemstach rodowych między DeVeau i Murray ami. Mógł był 
przewidzieć możliwość, że DeVeau zorientuje się, kogo porwał 
sirBeamard, i będzie chciał odzyskać dziewczęta. Dobrze, że 
przynajmniej Gillyanne jest bezpieczna, pomyślał, patrząc jej w 
oczy i odczuwając wyrzuty sumienia.
-  Jesteś pewien, że sir Charles wie, kim jest Avery? -
spytała dziewczynka.
-  Niestety, tak - odparł. - Sam słyszałem, jak to mówił. Byliśmy 
z Learganem tak blisko, że słyszeliśmy każde słowo.
-  Boże - szepnęła i zadrżała przerażona. - Skrzywdzi ją.
-  Nie, dziecko, tego możesz być pewna -skłamał Cameron,
chcąc ją uspokoić.                                              
-     Nie,   nie   mogę,   ale   dzięki   za   pocieszające   kłamstwo. 
Mężczyźni z rodu DeVeau potrafią krzywdzić kobiety. 0ni tak 
Postępują, Zastanawiam się tylko, dlaczego Avery nie wyczuła 
niebezpieczeństwa. - Zmarszczyła czoło.
- pewnie zaczaili się i ją zaskoczyli.
- To nie ma znaczenia. Musiała być rozkojarzona. -
Uśmiechneta się leciutko, patrząc na zmieszanego Camerona. - 
Avery jest bardzo dobra, jeśli idzie o wyczuwanie zbliżającego 
się niebezpieczeństwa. Ostrzegła nas, gdy DeVeau napadli na 

background image

naszych   krewniaków.   Nie   ma   zwykle   zbyt   wiele   czasu   na 
działanie   po   jej   ostrzeżeniu,   ale   tyra   razem   wystarczyło,   bv 
Lucettowie zdążyli stanąć do walki, zamiast być ofiarami rzezi 
Widocznie to nie zawsze działa.
- Potrafi wyczuć niebezpieczeństwo?
-  Tak. Czasem potrafi je wywąchać w powietrzu. Jej ojciec też 
to potrafi. To wspaniała umiejętność, nawet gdy nie zawszę 
zadziała, jak to było tym razem. - Gillyanne zauważyła gro-
madzących się wokół rycerzy. — Uratujesz ją?
-   Taki mam plan. Nie sądzę, żeby jej życie było w niebez-
pieczeństwie - dodał, żeby ją uspokoić.
-  Jeśli nie będzie próbowała zabić sir Charlesa - powiedziała, 
nim oddaliła się w stronę kobiet, by pomóc im zwijać obóz.
Cameron poprowadził swych ludzi w kierunku obozu DeVeau. 
Starał się odsunąć od siebie ostatnie słowa dziewczynki; ale nie 
potrafił.   Avery   nie   była   kobietą,   która   pokornie   zaakceptuje 
swój los, będzie cicho siedzieć, płacząc i modląc | się, żeby ją 
ktoś   wyratował.   Nie   wiedział,   co   jedna   mała,   nieuzbrojona 
kobietka może zrobić sir Charlesowi, ale zdawał sobie sprawę, 
że   niebezpiecznie   jest   go   zdenerwować.   Na   moment   zaczaj 
nawet żałować, że zabrał Avery nóż, ale odrzucił te żale. Dzięki 
temu, że była nieuzbrojona, istniała szansa, że zastanie ją żywą.
-  Twój pomysł, jak ją uwolnić, jest bardzo dobry -zapewnił go 
Leargan. - Oswobodzimy dziewczynę.
i - Tak, jeśli nie zrobi czegoś głupiego i nie będzie próbowała 
uwolnić się sama.
-  A, tego nie brałem pod uwagę. Sir Charles rozkazał dobrze
- Wprawdzie myśl, że ta świnia trzyma ją zwiana i bez-bronną, 
jest nu wstrętna, ale byłoby najlepiej dla niej, żeby tak
zrobił.
- Chyba już się do tego przyzwyczaiła?

background image

Cameron ucieszył się, że jest już na koniu, bo inaczej kuzyn 
oberwałby za tę uwagę. A po prawdzie Leargan nie zasłużył 
sobie na to, gdyż po prostu stwierdził fakt. Cameron mógł mieć 
nadzieję, że Avery nie zauważy podobieństwa między tym, co 
planował dla niej sir Charles, a jego postępowaniem. Wiedział, 
że sam by jej nie skrzywdził, na pewno nie fizycznie. Problem 
w tym, czy ona o tym wiedziała.
- Miejmy nadzieję, że on też złagodzi ucisk sznurów i podłoży 
jedwab - mruknął, czując, że musi się jakoś wytłumaczyć. -1 że 
wciąż jeszcze je kolację.
-  Myślisz, że to była poważna pogróżka? Że planuje, aby nosiła 
w łonie jego bękarta?
- Nie sądzę, żeby już wiedział, co z nią zrobi, ale z tonu jego 
głosu   można   było   wywnioskować,   że   mu   się   ten   pomysł 
podoba.
Na myśl o tyra, że sir Cameron mógłby dotknąć Avery, mógłby 
ją posiąść, Cameron robił się chory z wściekłości. Avery była 
jego. To, że miał zamiar ją odstawić do domu, jak również fakt, 
że   czuł   do   niej   tylko   pożądanie,   nie   małe   baczenia.   Był 
pierwszym mężczyzną, który doświadczył jej namiętności, więc 
dopóki jej nie porzuci, chce być jedynym, który będzie się nią 
cieszył.   Jeśli   sir   Charles   Avery   wkrótce   uzna   śmierć   swego 
kuzyna

 

Michaela

 

za

 

wyjątkowo

 

lekką, 

.
Zostawili konie w pewnej odległości od obozu DeVeau pod
opieką   dwóch   ludzi   i   zaczęli   się   podkradać.   Gdy   Cameron

zobaczył,   że   sir   Charles   już   nie   siedzi   na   zewnątrz,   z 

trudem Opanował chęć wtargnięcia do jego namiotu. Po cichu 
nakazał czterem ludziom przedostać się na drugą stronę obozu 
i wywołg tam jakieś zamieszanie. Zosta) z Leargancm, Majym 
Robem i Colinem. Teraz nie mógł, niestety, zrobić nic innego, 
tylko1 czekać.

background image

-     Chyba   nie   zabierze   im   to   za   dużo   czasu,   żeby   odwrócić 
uwagę wszystkich? — szepnął Leargan.
—   Przestań mnie pocieszać, kuzynie — odparł równie cicho 
Cameron, zastanawiając się, jak musi wyglądać, skoro Leargan 
uważa za konieczne wciąż go uspokajać.
-   Wyglądałeś przed chwilą, jakbyś miał chęć zaatakować ten 
namiot z mieczem u pasa i okrzykiem wojennym na ustach.
—  To chwilowy napad.
— Może powinieneś zadać sobie pytanie, dlaczego masz takie 
napady. W końcu to tylko Avery Murray, dziewczyna, którą 
masz zamiar oddać z powrotem rodzinie, kiedy dotrzemy do 
Cairnmoor. Masz jeszcze na wymianę małą Gillyanne.
-  Jeżeli natychmiast się zamkniesz, to może jeszcze uratujesz
język i sprawisz przyjemność jakimś dziewczynom.
Leargan przewrócił oczami, ale zamknął usta. Cameron znów 
wpatrywał się w namiot, denerwując się, że nie może zajrzeć do 
środka ani powiadomić Avery, że jest w pobliżu. Na razie mógł 
tylko rozmyślać i przeklinać w duchu.
Nie   powinien   tak   się   wściekać,   że   inny   mężczyzna   dotknął 
Avery. Nie powinien być taki zły, przecież tylko pożądał tej 
dziewczyny. A jednak...
Była zabawna, potrafiła go rozśmieszyć, co mu się nie zdarzało 
przez kilka ostatnich lat Była bardzo sympatyczna dziewczyną, 
o dużym uroku i ciepłym poczuciu humoru. Mimo wyższego 
urodzenia, potrafiła nie tylko pomagać żonom jego rycerzy, ale 
nawet się z nimi zaprzyjaźnić. Była chętna do

pomocy 

rannym .chorym. Podróż poprzez Francję była trudna, nawet 
wyczerpująca,   ale   ona   nigdy   nie   narzekała.   W   mówiąc, 
jedynym tematem, na który nie mogli spokojnie rozmawiać, 
była sprawa zarzutów jego siostry w stosunku do jej brata.
Cameron   uznał,   że   lubi   Avery,   lubi   jej   towarzystwo.   Zdu-
miewało go to, ale wcale nie było mu trudno myśleć o niej jak o 

background image

przyjacielu, nie tylko kochance. W dodatku on i jego ludzie 
zawdzięczali   jej   życie.   To   wystarczające   powody,   aby 
zaryzykować i jej pomóc, pomyślał, odrzucając ten słaby głos, 
który mówił mu, że znów się oszukuje.
Ku   zadowoleniu   Camerona,   jego   ludzie   wywołali   już   za-
mieszanie, o jakie chodziło, w drugim krańcu obozu: dwa małe 
wozy   zaczęły   się   palić.   Żeby   zwiększyć   rozgardiasz, 
rozpuszczono   też   konie,   które   rozbiegły   się   po   obozie. 
Uśmiechając   się   ponuro,   Cameron   skierował   się   na   tyły 
namiotu sir Charlesa.

8

N ie było to łatwe, ale Avery spróbowała ukryć strach, gdy sir 
Charles wszedł do namiotu. Kiedy spojrzał na nią, ułożoną na 
jego łożu jak jakaś starożytna ofiara, a następnie się uśmiechnął, 
natychmiast   zaczęła   żałować,   że   nie   ma   noża.   Zabicie   tego 
człowieka,   o   czym   w   tej   chwili   marzyła,   przyniosłoby   jej 
niewątpliwie szybką śmierć, ale w tym momencie wydawało 
się tego warte.
-  Czy tak cię trzymał przy sobie twój szkocki kochanek? -spyta) 
sir Charles.
-  Nie - odpowiedziała i uświadomiła sobie, że musi mówić po 
francusku.   -   Tylko   jedną   rękę   przywiązywał   do   łoża.   Był 
odważniejszy niż ty. - Ledwo powstrzymała pisk strachu, gdy 
nagle wyciągnął miecz i ostrym, zimnym końcem dotknął jej
gardła.
-  Powinnaś hamować swoje humory, dziewczyno, zwłaszcza
biorąc pod uwagę swą sytuację.
-  Poplamisz tę piękną pościel, panie.
-  A tak, rzeczywiście, muszę na to uważać.

background image

Avery   wstrzymała   oddech,   gdy   zaczaj   powoli   rozcinać 
sznurowanie jej sukni.. Ten DeVeau był z pewnością równie 
zimny
i szlony jak ten, zktórym miała do czynienia jej matka.
Biorąc pod uwagę, jak długo musiała znosić takie chłodne,
wykalkulowane szaleństwo, fakt, ze była teraz taka pogodna i 
szczęsliwa,   napawał   Avery   zdumieniem.   To   również 
wyjaśniało przyczynę, dla której matka tak rzadko przyjeżdżała 
do swego innego kraju.  Mimo że bardzo lubiła krewnych z 
rodu Lucettów, Avery wiedziała, że jeśli uda jej się wyjść cało z 
tej przygody, ona również nie będzie miała specjalnej ochoty na 
przyjazd do Francji.
_   Czy   zamierzasz   mnie   oddać   mojej   rodzinie   nagą?-spytała, 
dumna ze spokoju, jaki udało jej się zachować, podczas gdy on 
starannie rozcinał wiązanie.
-     Nie,   nigdy   nie   byłbym   tak   nieelegancki   -   odpowiedział. 
-Odzieję cię w piękne szaty, godne dziwki DeVeau. Podobne do 
tych, jakie mój kuzyn Vachel dał twojej matce wiele lat temu.
- A jakże się miewa drogi sir Vachel? Mam nadzieje, że martwy. 
- Zadrżała, gdy rozciął jej suknię czubkiem miecza.
- Zupełnie martwy. - Podszedł bliżej do łoża i pogładził jej nogi.
Avery spróbowała nie cofnąć się przy jego dotyku, ale znacznie 
trudniej było jej opanować mdłości.
- Czy zmarł spokojnie w swym łożu?
- Tak, w łożu. A czy spokojnie? Obawiam sie, że nie. Było to 
wiele   lat   temu.   Jakiś   zdrajca   podał   mu   szczególnie   okrutną 
truciznę. Umierał przez wiele dni. w męczarniach.
Po tonie głosu sir Charlesa zorientowała się, że jeśli to nie on 
zabił sir Vachela, wie, kto to zrobił i dlaczego.
Niewątpliwiesporo zyskał na tej śmierci. Był naprawdę
hipokrytą, oskarżającjej matkę, którą uznano za niewinną,
skoro sam na pewno był winien śmierci jednego z DeVeau.

background image

Widocznie DeVeau uważali zabicie członka swej rodziny
za osobisty przywilej.
Kiedy   schował   miecz   do   pochwy   i   zaczął   rozwiązywać   jej 
koszulę, Avery powstrzymała się z trudem, żeby nie błagać go 
o łaskę. Nie da mu tej satysfakcji. Dziwne jednak było to, że nie 
zauważyła żadnych objawów pożądania z jego strony nawet w 
spojrzeniu, i przerażało ją to bardziej niż jego dotyk. Robił to 
wyłącznie po to, by ją upokorzyć, i ta świadomość zmroziła ją 
do szpiku kości. Wiedziała już, że będzie się nią bawił bardzo 
długo,   prawdopodobnie   tak   długo,   że   oszalała   ze   wstydu   i 
strachu, sama będzie go błagać, żeby ją zgwałcił i żeby miała to 
już za sobą.
Sir Charles rozchylił jej koszulę i patrzył na piersi. Skrzywił się 
lekko i postukał się długim palcem w brodę. Avery żałowała, że 
nie może uwolnić jednej nogi i kopnąć go w twarz.
-  Masz trochę za małe piersi - mruczał. - Zawsze podobały mi 
się pełniejsze kształty.
-     Gdybym   wiedziała,   że   będziesz   je   oglądał,   może   po-
starałabym się trochę przytyć.
-  Za to brodawki są idealne - ciągnął, nie reagując na jej ironię. - 
Duże, w pięknym odcieniu różu. Chyba dobrze posłużą mnie i 
mojemu   bękartowi.   Położył   dłonie   na   jej   piersiach   i   potarł 
kciukami sutki. - Jakoś nie reagują.
-  Chcesz reakcji? Przybliż się. Na pewno zwymiotuję.
vJmal nie krzyknęła, gdy uderzył ją w twarz. Zrobił to z takim 
samym zimnym spokojem, jak wszystko inne. Wyda-wato jej 
się, że to jest jakiś koszmarny sen. Przecież człowiek nie może 
być   tak   kompletnie   pozbawiony   uczuć,   złych   czy   dobrych. 
Uniósł obrębek jej koszuli. W innych okolicznościach miałaby 
satysfakcję, widząc zdumienie na jego twarzy na widok majtek, 
bo najwyraźniej tego człowiekanic nie poruszało. Teraz jednak 

background image

myślała   tylko   o   tym,   jak   niewiele   dzieli   go   od   jej 
najintymniejszych zakątków.
-   Myślałaś,   że   taka   część   garderoby   ochroni   cię   przed 
mężczyzną ? - spytał, wyjmując nóż zza pasa.          
-   Są   ciepłe   -   odpowiedziała   bezbarwnym   tonem,   a   wstvd   i 
strach zastąpiła zimna wściekłość.                            
Sir Charles przeciął jedną nogawkę i odsunął resztę materiału 
ukazując jej ciało.
- Jesteś cała złota. Ciekawe. I wydajesz się bardzo czysta. To mi 
się podoba.
- Zabiję cię.
- Teraz? Nie sądzę, żebyś mogła sobie pozwolić™ pogróżki.
- Potrafię być bardzo cierpliwa, kiedy trzeba. Jutro. Pojutrze. Za 
dwa lata. Nie ma znaczenia. Kiedy pojawi się możliwość, a na 
pewno kiedyś się pojawi, zabiję cię w taki sposób, że Śmierć sir 
Michaela i Vachela wyda ci się przyjemnością.
Nim sir Charles zdołał odpowiedzieć, w obozie rozległy się 
krzyki.
-     Pójdę   zobaczyć,   co   ci   idioci   wyprawiają,   a   kiedy   wrócę, 
możesz   mnie   zabawiać   opisami   wszelkich   sposobów   zabicia 
mnie.   -   Pogłaskał   ją   powoli   między   nogami   zimną   ręką   i 
wyszedł.
Avery   wzięła   kilka   głębokich   oddechów,   aby   się   uspokoić. 
Czuła się chora i nie wiedziała, czy to ze złości, czy od dotyku 
jego   lodowato   zimnych   palców.   Pod  maską   wściekłości   wy-
czuwała   również   strach   przed   krzywdą,   jakąchciał   jej 
wyrządzić   sir   Charles.   Jednak   wolała   wściekłość,   wiec 
postanowiła się jej trzymać.                                                       
Nagle   jej   myśli   przerwał   jakiś   dziwny   dźwięk,   jak   powolne 
darcie czegoś. Odwróciła głowę, ale nie mogła sięgnąć wzro-
kiem w miejsce, z którego dochodził szelest. Kiedy pojawili się 
przy niej Cameron i Leargan, poczuła taką ulgę, że nie

background image

wstydziła się nawet swej nagości.
- Gdzie jest sir Charles? - spytał Cameron, przecinając
jej więzy podczas gdy jego kuzyn taktownie się
odwrócił. - Wyszedł zobaczyć, co się dzieje- wyjaśniała
Avery rozcierając nadgarstki i czekając, aż Cameron rozetnie
więzy na jej stopach.                                                                
- Do diabła, chciałem go zabić. Leargan, pilnuj drania na..

Szybko   zasznurował   jej   koszulę,   a   potem   zerwał   kilka 

pasków z pięknego prześcieradła. — Czy on cię zgwałcił? - 
zapytał   gdy   zdejmowała   rozdarte   majtki;   schowała   je   do 
kieszeni, a on związał jej suknię,
-     Nie.   Chyba   chciał   mnie   jakiś   czas   dręczyć   i   straszyć   tą 
perspektywą.
-  Boże, jak bym go chętnie zabił.
-  Nie możesz.
-  Teraz to wiem, ale...
-  Bo ja go zabiję - powiedziała, chwytając za nóż, który położył 
na łóżku, i maszerując do wyjścia z namiotu.
Schwycił ją natychmiast, ale miotała się w jego ramionach jak 
dzikie zwierzątko. Starała się jednak nie zranić go nożem, więc 
uznał, te nie do konea postradała zmysły. Tracili cenny czas. 
konieczny   do   ucieczki.   W   końcu,   gdy   Cameron   postanowił 
działać, podszedł do nich Leargan, wymruczał przeprosiny i 
celnym ciosem uderzył Avery w szczękę. Straciła przytomność i 
opadła w ramiona Camerona, który zarzucił ja sobie na
plecy. - Przepraszam, kuzynie. - Leargan zabrał nóż
i skierowali się na tył namiotu.
-   Nie   miałeś   wyboru-   powiedział   Cameron,   podchodząc   do 
pozostałych mężczyzn, którzy śpieszyli w stronę koni. -
Prawdę mówiąc,  chciałem właśnie zrobić to samo.  NIe było 
czasu   na   przekonywanie   jej.   I   chociaż   ja   też   marzę,   żeby 
zobaczyćstarego DeVeau martwego, lepiej, że go nie zabili-

background image

śmy. Cała ta zwariowana rodzinka deptałaby nam po piętach.
- Tak, teraz musimy się martwić tylko tym, jak bardzo
zależiy mu na Avery.                                   
-   Ten człowiek nigdy nie podróżuje ze swymi żołnierzami, a 
tym razem był z mmi.                                   
-   Wiec   nakładamy,   że   bardzo.   Czy   zgwałcił   tę   biedną 
dziewczynę? - spytał cicho Leargan, trzymając Avery a, gdy 
kuzyn wspinał się na konia.                                        
-     Nie   -   odparł   Cameron,   biorąc   ją   znów   w   ramiona.   -   Jak 
powiedziała,   chciał   ją   przez   jakiś   czas   dręczyć   tą   groźbą. 
Nieustanne obrażanie jej i grożenie. Nic dziwnego, że chce go 
widzieć martwego.
Gdy   wszyscy   byli   na   koniach,   spiaj   rumaka   do   galopu   i 
wyprowadził   z   obozu   DeVeau.   Teraz   czeka   ich   wyścig   do 
portu. DeVeau nie pogodzi się z utratą branki, zwłaszcza że 
została odbita z taką łatwością i że wyszedł na durnia. Można 
tylko mieć nadzieję, że, czy to ze wstydu, czy z chciwości, nie 
zapędzi całej swej niezupełnie normalnej rodziny do pościgu.
Po   jakimś   czasie   dogonili   resztę   swych   ludzi.   Cameron 
wyznaczył kilku do zacierania śladów. Zatrzymał się tylko na 
moment,   by   zapewnić   zmartwione   Annę   i   Gillyanne,   że   z 
Avery   wszystko   w   porządku.   Postanowił   jechać   szybko,   a 
potem rozbić obóz, gdyż mimo tego, co powiedział kobietom, 
bał się trochę o Avery.
Leargan   nie   uderzył   jej   mocno,   ale   wciąż   jeszcze   była 
nieprzytomna. Uwierzył jej słowom, że nie została zgwałcona, 
teczbyła   tak   wściekła,   jak   jeszcze   żadna   kobieta,   którą 
kiedykolwiek   widział,   a   i   mężczyzn   niewielu   widział   tak 
rozjuszonych. Co jej zrobił sir Charles? Czy obudzi się, wciąż 
zła,   z   prag-niem   zamordowania   tego   człowieka,   czy   bedzie 
zszokowana,   przerażona?   Była   naga,   ubranie   miała   pocięte, 
więc   musiał   ją   w   jakiś   sposób   upokorzyć.   Chociaż   było   to 

background image

egoistyczne, Cameron zastanawiał się, czy po tych przeżyciach 
osłabnie jej namiętność i będzie inaczej na niego reagowała.
Nim   zatrzymali   się   na   nocleg,   Avery   się   ocknęła,   ale   była 
jeszcze   słaba.  Cameron   zsiadł  z   konia  i  trzymając   ją   mocno 
polecił Learganowi rozłożyć mniejszy namiot. Donaldowi kazał 
wyjąć prowizoryczne posłanie z futer i koców i jedną zmianę 
odzieży. Resztę chciał trzymać spakowaną, żeby rano, szybko 
wyruszyć.
- Muszę się wykąpać - powiedziała Avery, gdy Annę i Gil-
lyanne podeszły ją powitać.
W jej tonie było coś takiego, że Cameron bał się odmówić, ale 
się zawahał.
-  Właściwie nie chciałem rozpalać ognia... - zaczął.
-     Wszystko   mi   jedno,   jaka   będzie   ta   woda,   może   być 
roztopiony lód, ale muszę się wykąpać.
—     Jest   tu   w   pobliżu   woda   -   wtrąciła   się   Annę.   -   Mały 
strumyczek. Możesz się tam wymyć. Ja i Gillyanne pójdziemy z 
tobą. - Gdy Avery skinęła potakująco głową, zwróciła się do 
Gillyanne:   -   Zaprowadź   ją   tam,   dziecko.   Zaraz   przyjdę   z 
mydłem, czymś do wytarcia i czystym ubraniem. Idźcie już. - 
Gdy odeszły, spojrzała na Camerona. - Czy była zgwałcona?
—  Nie, powiedziała, że nie, i z tego, co widziałem, można
jej wierzyć. - Skrzywił się i przeczesał rękami włosy. - Była
jednak rozebrana. Chciała go zabić, walczyła ze mną, żeby go
gonić, aż w końcu Leargan musiał ją ogłuszyć. To oznacza,
że coś jej ten człowiek zrobił. Nie jestem tylko pewien co.
-  Nastraszył ją- powiedziała cicho Annę, wzdychając
-   Tak, na pewno. I dlatego jest taka zła, że chciała go za .-Ja 
bym była.
Cameron   tak   się   zdziwił,   że   nie   odpowiedział.   Nie   mającj 
pwności, czy Avery nie będzie chciała się wymknąć; aby jednak 
poderżnąć gardło sir Charlesowi, wysłał za nią Małego

background image

Roba.
-  Annę i  mała  Gilly zadbają  o  nią -  pocieszył  go  Learean  i 
pokręcił   głową.   -   Nie   widziałem   nigdy   jeszcze   dziewczyny 
która byłaby tak chętna do rozlewu krwi.
-     Annę   mówi,   że   DeVeau   musiał   Avery   bardzo   nastraszyć 
-wyjaśnił Cameron.
- No tak, to jej się nie spodobało.
-  Ale mimo wszelkich pogróżek mnie nie próbowała zabić.
- Nie, bo ciebie się nie boi.
- Wiele kobiet bało się mnie, a ja w pewien sposób zagrażam jej 
i jej klanowi.
- Jesteś ciemnym, ponurym diabłem, to prawda, mógłbyś się też 
wysilić   i   trochę   częściej   uśmiechać,   nigdy   jednak   jej   nie 
przerażałeś. Może powinieneś trochę powarczeć.
-  Zamknij gębę, Leargan.
-  Gęba już zamknięta. A właściwie będzie, za chwilę.
-     Leargan   -   ostrzegł   Cameron,   skrzywiwszy   się   nieco,   gdy 
zobaczył minę kuzyna.
-  Nie mam zamiaru cię drażnić tym razem. Chodzi o Avery i o 
to,  co   jej  się  przydarzyło.  Możesz   być  twardym   mężczyzną, 
kuzynie, ale teraz ta dziewczyna będzie potrzebowała twojej... 
delikatności. -Leargan zaklął i przeczesał włosy palcami. Nie 
jestem pewien, co chcę powiedzieć, prócz tego, że... me oczaruj, 
że   wróci   znad   strumienia   odmieniona.   Będzie.potrzebowała 
współczucia, sympatii. Ten człowiek musiał jej coś zrobić, skoro
tak się wściekła,i trudo jej będzie o tym zapomnieć.
- Jej kuzynka Sorcha została zgwałcona - powiedział cicho
Cameron. - Starsza siostra Gillyanne.
- A niech to dibli! To częściow wyjaśnia sprawę.
- Może tak. Odejdź, Learganie - powiedział Cameron,

background image

zmierzając   w   kierunku   namiotu.   -   Moge   nie   wiedzieć,   jak

ukoić zdenerwowaną dziewczynę, ale wiem, że nie mogę 

jej zostawić samej.
-  Nie, oczywiście, że nie,
- W końcu może uciec, żeby zabić tego człowieka.
Czy   teraz   jesteś   spokojniejsza,   dziecko?   -   spytała   Annę, 
pomagając wyszorowanej Avery włożyć czyste ubranie.
-     Troszkę   -   odparła   dziewczyna.   -   Ciągle   chcę   zabić   tego 
drania,   ale   szaleństwo   mi   minęło.   -   Zdołała   uśmiechnąć   się 
słabo   do   Gilłyanne,   która   rozczesywała   jej   wciąż   wilgotne 
włosy. -1 muszę się jakoś zemścić na Learganie za to, że mnie 
uderzył.
- Skrzyw się raz i drugi, schwyć się za obolałą szczękę, a biedny 
chłopak   będzie   kicał   na   czterech   łapkach,   błagając   o 
przebaczenie.
Avery zaśmiała się lekko.
-   Nie wiem, czy chcę go aż tak dręczyć. - Zadrżała lekko i 
objęła się rękoma. - Myślałam, że kąpiel zmyje ze mnie dotyk 
jego rak, ale wciąż czuję ich zimno.
-   Biedna dziewczyna. - Annę ją uścisnęła. - Na szczęście nie 
wszedł w ciebie. Niech cię to pocieszy.
-     Postaram   się.   Jego   dotyk   był   jednak   tak   lodowaty,   że 
zastanawiam   się,   czy   gdyby   mnie   zgwałcił,   zmroziłby   moje 
wszystkie wnętrzności.
-  Takie myśli musisz koniecznie wyrzucić z pamięci -mruknęła 
Gilłyanne,   kończąc   zaplatanie   włosów   kuzynki.   Zerknęła   w 
stronę lasu. - A co tu robi ten głupek, Mały Rob?
-     Myślę,   że   zostaj   wysłany,   żeby   mnie   pilnować   -   odpo-
wiedziała Avery,
-  Chyba Cameron nie uważa, że będziesz próbowała uciec po 
rym, co wydarzyło się dzisiejszego wieczoru?

background image

- Nie, ale chyba się obawia, że mogę porwać miecz i po-pędzić 
do obozu DeVeau, żądna krwi - A very objęła Anne i Gillyanne, 
wdzięczna za ich milczącą pociechę. - Lepiej
wrócę do Cmerona i powiem mu, że wrócił mi juz rozsądek.
Teraz wiem, że gdybym zabiła tego drania, lasy i drogi Francji 
zaroiłyby   się   wkrótce   od   krewnych   DeVeau,   szukających 
zemsty, lub ich żądnych zarobku najemników. Tak się stało z 
moją biedną matką, która przecież była niewinna. Gillyanne 
skinęła głową i dodała cicho:
-  A może Cameron trochę cię ogrzeje, gdy cię obejmie?
-   Może   mu   się   uda.   Mogę   do   czegoś   wykorzystać   tego 
wielkiego   draba,   -   Avery   roześmiała   się,   a   przyjaciółki   jej 
zawtórowały.
Dopiero   szykując   się   do   spania,   zauważyła,   jak   czujnie 
Cameron jej się przygląda. Ubrana tylko w koszulę, odwróciła 
się   i   spojrzała   na   niego.   Leżał   rozłożony   na   swojej   części 
posłania, pięknie, bezwstydnie nagi. Cieszyła się, że nie zmienił 
swego zachowania z powodu tego, co się wydarzyło. W pewien 
sposób pomniejszało to wagę postępków sir Charlesa.
- Jeśli czekasz, aż będę miała pianę na pysku, złapię miecz i 
polecę   w   noc,   będziesz   musiał   długo   czekać   -   powiedziała, 
moszcząc się na futrach obok niego.
- Mogłoby to być zabawne.
-   Gdybym   była   naga   i   pomalowana   na   niebiesko,   jak   nasi 
przodkowie. - Kiedy nic nie odpowiedział, popatrzyła na niego 
i zauważyła, że pochyla się nad nią z uśmiechem. - Myślisz, że 
to zabawne?                                                     
-   Właśnie   zacząłem   się   zastanawiać,   gdzie-znaleźć   jakieś 
ustronne miejsce, w które moglibyśmy się udać, i gdzie znaleźć
niebieską farbę.
-   Wstrętny   typ   -   westchnęła,   bez   nagany   w   głosie,   z   ulgą 
wtulając się w jego ramiona, gdy ją objął.

background image

-  Co ten drań ci zrobił, Avery? - spytał cicho.
- Prócz tego, że przywiązał mnie do łoża, pociął moje, ubranie i 
straszył, że zostawi mi bękarta?
Tak,   prócz   tego,   chociaż   i   to   wystarczy,   żebym   chciał   mu 
wyciąć serce.
Tylko wtedy, jeśli będę mogła ci pomóc. - Pogładziła jego pierś, 
rozkoszując się ciepłem męskiego ciała. - Dotykał mnie. Sposób, 
w   jaki   to   robił,   i   to,   co   mówił,   doprowadziło   mnie   do 
szaleństwa. Był zimny, pusty, a jego słowa były równie zimne, 
jak   jego   dotyk.   -   Wpatrywała   się   w   pierś   Camerona   i 
powtarzała   słowa   sir   Charlesa.   -   Chyba   aż   do   dzisiaj   nie 
rozumiałam,   z   jakim   szaleństwem   miała   do   czynienia   moja 
matka.
-     Jest   na   pewno   odważną   i   rozsądną   kobietą   -   powiedział 
Cameron, starając się zwalczyć wściekłość, jaka go opanowała 
po tym, co usłyszał.
Avery   pocałowała   jego   pierś   i   natychmiast   poczuła   reakcję, 
chociaż   wyraźnie   starał   się   kontrolować.   Nie   mogła   na   to 
pozwolić,   ale   doceniała   jego   wrażliwość.   Teraz   jednak   po-
trzebowała jego namiętności, jego ciepła. Chciała, żeby się z nią 
kochał i rozpędził koszmary dotyku sir Charlesa. Pragnęła, aby 
ostatnim wspomnieniem dnia była gorąca rozkosz, jaką mogła 
znaleźć w ramionach Camerona.
-  Nie pocałujesz ranie na dobranoc? - spytała, ocierając stopę o 
jego łydkę.
-  Och, kotku, jeśli cię pocałuję, nie poprzestanę na tym. Teraz, 
kiedy znam już twój temperament, wiem, jak trudno jest oprzeć 
się pokusie.
Objęła go za szyję, przyciągnęła bliżej i dotknęła wargami jego 
ust.
-   Och,   Cameronie,   zmaz   ze   mnie   ten   chłód.   Przez   moment 
przypatrywał   się   jej   twarzy,   po   czym   ją   pocałował.   Avery 

background image

poddała   się   całkowicie   jego   miłosnym   zapędom,   każdemu 
dotykowi rąk, zetknięty ust, rozkoszowała
się ciepłem ich pożądania. Przylgnęła do niego gdy ją
posiadł, nie puszczała, gdy już oboje starali się uspokoić
po wzniesieniu na szczyty. Gdy Cameron w końcu opadł na 
plecy,
nie czekałaaż ją przyciągnie do siebie, tylko sama skuliła sie 
przy
nim. W jego ramionach było nie tylko ciepło, ale i bezpieczne
- Czy to pomogło, dziecino? - spytał, całując ją w czubek głowy.
-  Och tak, naprawdę znikło to zimno. - Próbowała ukryć ręką 
ziewanie.
-  Odpocznij trochę, kochanie, już niedługo świt.
- Myślisz, że będziemy musieli gnać do portu? Że pośle za nami 
pościg? - Gdy zwlekał z odpowiedzią, powiedziała: -Nie, nie 
wymyślaj żadnego kłamstwa na pociechę. Wiem, że to zrobi, 
choćby dlatego, że może mnie wykorzystać, aby zdobyć trochę 
ziemi i bogactwa, jakie zyskała moja matka poprzez pierwsze 
małżeństwo.
-   Tak, to prawda. Ale nie martw się, kochanie, nie pozwolę, 
żeby ten łajdak cię dostał.
Avery wydało się to nieco dziwne, żeby człowiek, który chciał 
użyć   jej   dla   okupu,   tyle   ryzykował,   by   uratować   ją   przed 
innym, który też ją chciał dla okupu, postanowiła jednak nie 
poruszać tego tematu. Cameronem nie powodowała chciwość. 
Nigdy jej nie skrzywdzi, nie celowo. On może jej złamać serce, 
natomiast sir Charles DeVeau mógłby zniszczyć jej duszę.
- Teraz jesteśmy kwita - mruknąć
-  Kwita? - spytała.                                      - Tak. Ty uratowałaś 
życie nam, a my tobie. Dług wyrównany. Teraz wszystko jest 
tak jak na początku.
Avery uznała, że jest po prostu zbyt zmęczona, żeby g uderzyć.

background image

9

Gdy zbliżali się do rzeki, którą musieli przekroczyć, Avery 

poczute   się   niewyraźnie.   Rozejrzała   się.   ale   nie   widać   było 
żadnego niebezpieczeństwa.
Nikt inny też niczego nie zauważył, jednak poczucie, że coś jest 
nie w porządku, nie opuszczało jej.
-  Czy coś cię niepokoi, Avery?
Spojrzała   na   kuzynkę,   siedzącą   za   nią.   Zdziwiła   się,   że 
Cameron posadził je obie na tym sainym koniu, ale zauważyła, 
że   przez   cały   czas   jego   ludzie   okrążali   jąi   Gillyanne.   Nie 
chodziło   jednak   o   to,   by   przeszkodzić   im   w   ucieczce,   lecz 
ochronić przed napadem DeVeau, więc tolerowała tę ochronę. 
Był   to   najlepszy   sposobna   zapewnienie   im   bezpieczeństwa. 
Cameron   zorientował   się,   że   sir   Charles   wie   również   o 
Gillyanne, i że ją także trzeba chronić.
-  Ta rzeka jest trochę za głęboka i za szybka - odpowiedziała 
Avery, gdy zbliżyli się do brzegu.
- Ale chyba da się ją przejechać.
-     Pewnie   tak,   w   każdym   razie   w   tym   miejscu.   Ale   jestem 
noche,.. niespokojna. -Avery znów się rozejrzała, nie zobaczył" 
jednak żadnego niebezpieczeństwa.
- Ludzie DeVeau są daleko za nami, a jeśli nie znają jakejś, 
krótszej drogi do portu, pozostaną w tyle.         
- Pewnie masz rację. To ta ucieczka przed nimi przez ostatnie 
trzy dni tak mnie nastawiła, że widzę wszedzie cienie chociaż 
ich nie ma. Ale zblżamy się do Szkocji znacznie szbciej niż bez 
ich pościgu. Do Szkocji, potem do Cairnmoore, a potem okaże 
się, co z tego wszystkiego wyniknie
-     No   tak,   tracisz   czas,   w   którym   miałaś   udowodnić   temu 
posępnemu lordowi, jaka jesteś dla niego ważna. Uratował cię 

background image

od sir Charlesa, a teraz bardzo się stara, żeby znów cię nie 
porwał.
-  Potrzebuje mnie... to znaczy... nas, żeby zmusić Paytona do 
poślubienia swej siostry.
- Tak, ale myślę, że tak naprawdę chodzi mu o coś innego. 
Avery westchnęła.
- Ja czasami też, lecz nieważne, co my myślimy, tylko co uważa 
Cameron.
Gillyanne pokiwała głową.
- Mężczyźni myśląinaczej niż kobiety. Może jednak przejrzy na 
oczy,   i   to   nie   za   późno,   żeby   wszystko   naprawić.   Czasem 
mężczyzna musi myśleć, że wszystko utracił, nim zda sobie 
sprawę, jakie to cenne.
-   Obawiam się, że jeśli Cameron mnie jakoś ceni, odepchnie 
mnie  jeszcze  dalej.  Czasem   myślę,  że  wybrałam   mężczyznę, 
który pilnuje swego serca tak sumiennie, jak nas teraz.
-  Nikt nie jest w stanie zupełnie ustrzec swego serca.
-  Nie będę się tym teraz martwić. - Avery zmarszczyła czoło, 
gdy wszyscy zebrali się na brzegu, gotowi do przeprawy. _ 
Przydałby się most.
- Ta rzeka naprawdę cię niepokoi.            
- Nie wiem, czy rzeka, czy przeprawa, ale nie mogę pozbyć 
niepewności. - Patrząc z niepokojem, jak Donald wdrapuje się 
na   wóz,   przewożący   ich   dobytek,   Avery   zwróciła   się   do 
Camerona: - Może Donald powinien przeprawić się na koniu?
-     Nic   chłopakowi   nie   będzie   -   uspokoił   ją,   wzruszony,   że 
troszczy się o bezpieczeństwo jego giermka. - Na wozie ma się 
czego przytrzymać.
-  Masz rację - zgodziła się, ale była bardzo zdenerwowana, gdy 
wóz   wjechał   w   rzekę,   a   Mały   Rob   usiłował   uspokoić 
zaniepokojonego konia.

background image

Odwróciła się, żeby powiedzieć coś do Camerona, lecz juź go 
nie było. Zaklęła cicho i znów spojrzała na rzekę. Przekonuję 
samą siebie, że przesadza, ruszyła do przodu, by wraz z innymi 
przedostać się na drugi brzeg. Spojrzała jeszcze raz na wóz i 
serce podskoczyło jej do gardła, bo przechylił się niebezpiecznie 
na jedną stronę. Zapewne tylne prawe koło ugrzęzło w dziurze, 
i to tak nagle, że Donald z krzykiem zsunął się do wody, a 
bystry prąd pognał go w dół rzeki.
Nikt nie rzucił się na pomoc, co utwierdziło ją w przekonaniu, 
że wśród MacAlpinów nikt nie umie pływać. Kilku mężczyzn 
usiłowało wjechać do wody, ale na tej głębokości konie były 
bezużyteczne. Dwóch jeźdźców omal nie podzieliło losu Donal-
da, jednak zdołali w porę cofnąć się na miejsce, w którym konie 
złapały grunt, Avery zaklęła i pognała konia do wody.
-  Ty zostań w siodle! - krzyknęła do Gillyanne, ściągają buty i 
zrzucając z siebie ciężką pelerynę.
Cameron   pośpieszył   w   jej   kierunku.   Chyba   chciał   ją   po 
wstrzymać, ale była pewna, że tylko ona jest w stanie uratować 
biednego Donalda. Obróciła się bokiem w siodle, podciągnęła 
spódnicę i zaczepiła w pasie. Cameron już miał ją złapać, gdy 
wskoczyła do zimnej wody i zaczęła płynąć w stronę Donalda.
-     Colin,   niech   wszyscy   ustawią   się   w   poprzek!   -   ryknąlł 
Cameron,   pędząc   konia   na   brzeg.   -   Leargan,   za   mną!   Ta

idiotka się zabije! - mruczał, jadąc wzdłuż brzegu i nie 

spusz-czajac wzroku z Avery i Donalda.                   
- Avery świetnie pływa! - krzyknęła Gillyanne, jadąc tuż za 
nim.                .
Zaklął,   widząc   ją   za   sobą,   bo   przecież   powinna   była   wraz 
innymi przekraczać teraz rzekę.
-   To   widzę!   -   odkrzyknął.   -   Ale   jak   możepłynąć,   trzymając 
przerażonego chłopaka, który jest większy od niej?
Niestety, nie doczekał się odpowiedzi na to pytanie.

background image

Avery starała się nie zwracać uwagi na zimno, które przenikało 
ją do szpiku kości. Ciężkie ubranie niebezpiecznie odbierało jej 
siłę. Płynąc, wpatrywała się uparcie w Donalda. Był tuż przed 
nią, rzucając się dziko, co jednak pomagało mu utrzymać głowę 
na powierzchni i opóźniało pęd do przodu. Kiedy napotkał jej 
wzrok,   wiedziała,   że   ją   poznał,   ale   wciąż   był   potwornie 
przerażony. Avery zbliżyła się do niego ostrożnie, zdając sobie 
sprawę,   że   wystraszony   człowiek   stanowi   wielkie 
niebezpieczeństwo dla ratującego.
t Donald! - zawołała, nie dotykając go jeszcze, póki nie była 
pewna, że pozwoli sobie pomóc.
-     Avery,   ja   nie   chcę   się   utopić   -   wysapał,   po   czym   zaczął 
kaszleć, bo zachłysnął się wodą.
- Nie utopisz się, jeśli będziesz robił wszystko, co ci każę.
Potrafisz to, Donaldzie? - Tak
- Więc ostrożnie, bo podpływam bliżej i nie chcesz mnie chyba 
uderzyć?
-  Nie. Tu jest zimno, Avery.
- A tak, rzeczywiście.                                    
Podpłynęła do chłopaka od tyłu, szybko wsunęła rękę pod
jego ramię i oplotła wokół piersi.                       
-  Leż na plecach, spokojnie. - Zdziwło ją, że jest tak posłuszny. 
Widocznie   miał   do   niej   pełne   zaufanie.   -   Łagodnie   machaj 
nogami. O; tak. Jeszcze delikatniej. Tak, tak. -Zauwa-żyła kilka 
gałęzi zahaczonych o kamień na samym środkaj rzeki. - Teraz 
poczujesz,   jak   wpływam   pod   ciebie.   Bardzo   delikatnie   dalej 
ruszaj   nogami.   -   Mimo   że   posłusznie   wyko-j.   nywał   jej 
polecenia,   wiedziała,   że   nie   starczy   jej   sił   na   długo   bo 
wykonywała pracę za nich dwoje. - Podpłyniemy do tamtych
gałęzi.
-  Nie powinniśmy kierować się do brzegu? - spytał.

background image

-  Gałęzie są bliżej i możemy się ich przytrzymać, póki ktoś nie 
rzuci nam liny. Jesteś trochę większy ode mnie, Donaldzie, i 
chociaż mogę nas utrzymać na wodzie, nie mara sił ciągnąć cię 
tak daleko.
- Widzę pana - wyjąkał.
-  Dobrze. Zaraz nam rzuci linę.
Gdy dotarli do małej tamy z drewna, Avery upewniła się, że 
Donald mocno się jej uchwycił, i puściła go. Słyszała, jak głośno 
szczękają jej zęby. Przytrzymała się gałęzi i spojrzała na brzeg. 
Z ulgą zauważyła Camerona, Leargana i Gillyanne. Cameron 
trzymał w ręku grubą linę.
-   Ja złapię linę, kiedy nam rzucą - powiedziała do Donalda. 
-Nie   puszczaj   tego   drzewa,   nawet   jeśli   zacznie   się   chwiać   i 
odpłynie.   Nie   bój   się.   Dogonimy   cię.   To   jest   solidny   kawał 
drewna i utrzyma cię na powierzchni, póki cię nie złapiemy-
-   Ale możesz potrzebować mojej pomocy, żeby się obwiązać 
liną- zaprotestował.
- Ty będziesz pierwszy. Nie, nie kłóć się - powiedziała, gdy 
chciał zaprotestować. - Ja umiem pływać, a ty nie.
Dopiero za drugim razem udało jej się schwycić linę. Kamień 
który Cameron przywiązał na końcu, uderzył ją mocno w
ramię. Będzie kolorowy siniak, pomyślała, chociaż zapewne
miała ich już tyle, że jeden więcej nie robił różnicy.
- Kiedy będę obwiązywać linę, masz głęboko nabierać powie-
trza,   potem   powoli   wypuszczać   -radziła   Donaldowi,   gdy 
zaczęła   owijać   linę.   modląc   się,   żeby   udało   jej   się   zimnymi 
palcami   zawiązać   mocne   węzły.   -   Jak   zawołam:   "juz",   weź 
najgłębszy oddech jaki możesz, i nie wypuszczaj powietrza.To 
będzie   ostra   jazda,   ale   szybka.   To   powietrze   ci   pomoże. 
Zrozumiano?
- Tak, miilady - szepnął.

background image

-  Kiedy poczujesz pierwsze szarpnięcie liny, postaraj się opaść 
na plecy. Będzie łatwiej, jeśli ci się uda. Już!
Avery ucieszyła się, że chłopak nabrał powietrza, gdy oderwał 
się   od   gałęzi.   Jego   jazda   do   brzegu   była   rzeczywiście   im-
ponująco   szybka   i   pewnie   trochę   przerażająca.   Dziewczyna 
próbowała   zginać   palce,   czując,   jak   bardzo   zesztywniały,   i 
czekała   na   następny   rzut   liną.   Kiedy   palce   odmówiły   po-
słuszeństwa, niepokój przeszedł w strach.
- Ona nie może utrzymać liny. - Gillyanne pośpiesznie ściągała 
buty.
-     Następnym   razem...   -   zaczął   Cameron,   patrząc   z 
przerażeniem, jak dziewczynka zdejmuje suknię.
-  Będzie miała coraz zimniejsze ręce i będzie coraz trudniej.
- Dziecko, nie myślisz chyba płynąć do niej?
-   Właśnie   to   mam   zamiar   zrobić   -   warknęła   Gillyanne. 
rozbierając się do koszuli. - Czy starczy tej liny, żeby obwiązać 
wokół mnie i żeby zostało na przywiązanie do mnie Avery?
-  Nie mogę ci na to pozwolić.
-  Musisz. Żaden z was nie umie pływać, a skoro Avery już ma 
zimne ręce, żeby złapać linę, za chwilę będą za zimne, żeby 
utrzymać się tych gałęzi.                               
Mrucząc przekleństwa z powodu braku innych mozliwości i 
braku   czasu   na   lepszy   pomysł.   Cameron   owijał   linę   wokół 
drobnej talii Gillyanne, zostawiając jeszcze sporo na przywią-
zanie Avery.
- Jeśli tylko będzie mi się wydawało, że ci coś grozi, ściągnę cię 
z powrotem.
- W porządku - zgodziła się i z gracją wskoczyła do wody.
-    Jezu  -szepnął  Leargan,  który   owijał  kocem  trzęsącego  się 
Donalda. -Chyba do długiej listy tego, co umieją dziewczyn, 
Murrayów, musimy dołączyć pływanie. - Kręcił z podziwem 
głową, patrząc, jak Giliyanne długimi, równymi uderzeniami 

background image

przedziera się przez spienioną wodę w stronę kuzynki. - Może 
niektórzy z nas też powininni się nauczyć.
Cameron tylko skinął głową, wpatrzony w Avery. Rozumiał, 
dlaczego rzuciła się za Donaldem, cieszył się, że chłopak nie 
utonął, i czuł głęboki respekt dla odwagi obu dziewcząt. Ale 
jeżeli Avery to przeżyje, chyba ją udusi.
-  Gilly - szepnęła Avery, gdy kuzynka była już przy niej,-Nie 
powinnaś tak ryzykować.
Obwiązując linę wokół jej talii, Giliyanne potrząsnęła głową.
-  Ty też nie.
-  Woda okazała się zi mniejsza, niż myślałam.
-     Pewnie   spływają   tu   topniejące   śniegi.   Gotowa?   -   spytała 
Giliyanne, sprawdzając węzeł.
-  Tak.
Ledwie Avery zdołała wziąć głęboki oddech, jej kuzynka dała 
znak   Cameronowi.   W   okamgnieniu   Avery   znalazła   się   na 
plecach,   w   chudych   ramionkach   Giliyanne,   i   obie   zostały 
przeciągnięte   na   brzeg   w   zdumiewającym   tempie.   Kiedy 
uderzyły o ziemię, Avery wypuściła powietrze.
Nikt się nie odezwał, gdy wyciągnięto je z wody i owinięto 
kocami. Mimo zimna i krańcowego wyczerpania, Avery od-
czuwała złość do Camerona, który trzymał ją w ramionach, gdy 
jechali   za   resztą   grupy.   Powinien   jej   podziękować   za 
uratowanie życia Donaldowi, pomyślała obrażona, ale potem 
zrobiło   jej   się   tak   zimno,   że   marzyła   tylko   o   tym,   żeby   się 
osuszyć i zagrzać, a nie przejmować się jego humorami. Jeżeli
chce na nia krzyczeć, musi zaczekac az odpocznie.
Gdy   została   przekazana   pod   opiekę   Annę,   właściwie   spała. 
Anna i pozostałe kobiety szybko wytarły mokre dziewczyny i 
ciepło   je   ubrały.   Milczący   Cameron   umieścił   je   w   wozie 
bagażowym i otulił grubym futrem. Avery słyszała, jak Donald 

background image

coś opowiada, wiec uznała, że chłopak jest znacznie silniejszy 
niż się wydawało.
- Nie potrzebuję odpoczynku - protestowała Gillyanne, kiedy 
Cameron ją okrywał.
- Masz pomóc tej swojej głupiej kuzynce się zagrzać. Avery 
jakoś zdołała otworzyć oczy. Widząc, że Gillyanne
robi miny za plecami Camerona, uśmiechnęła się słabo.
- Trochę mi zimno, Gilly.
Kuzynka odwróciła się na bok, plecami do niej, i powiedziała:
-   Więc przytul te swoje chude członki do mnie. To pomoże. 
Ten twój złośnik ma rację. A nie wydawałaś się taka zimna 
-mruczała, gdy Avery przywarta do niej.
-   W   środku   czuję   zimno.   Z   wierzchu   Annę   tak   mnie   wy-
kasowała, że mało się nie zapaliłam.
- Chciała, żeby krew ci znów płynęła, tak mówiła.
-  Płynie, ale wydaje się zupełnie zimna, jak kości. Ale Donald 
chyba jest w dobrym stanie.
- Tak. Nie wszyscy są wrażliwi na zimno jednakowo. On
tak skakał i ruszał się, że się zagrzał. Wprawdzie Avery już 
trochę się rozgrzała, ale czując, ze
zaraz gaśnie, spytała: - Ciekawe, dlaczego Cameron jest taki 
zły.
-  No, gdybym myślała tak jak ty. uważałabym, że z obawy
o swój cenny fant, który mógł utonąć. Ale ponieważ jestem
dużo mądrzejsza, więc ci powiem: dlatego, że omal nie stracił 
ukochanej, i wcale w tej chwili nie myślał o siostrze. Jest zły, bo 
podjęłaś   wielkie   ryzyko,   a   on   sam   pewnie   nie   mógłby 
Donaldowi   pomóc.   Mężczyźni   nie   lubią   być   bezradni.   nie 
znoszą tez, żeby to kobiety pędziły na ratunek.
Tyle ludzi nie umie pływać - mruknęła Avery, zbyt zmęczona, 
żeby odpierać cięte uwagi kuzynki. Gillyanne ziewnęła.
-  Mnie chyba moje pływanie też trochę zmęczyło.

background image

-  Jeżeli w ten sposób chcesz mnie namówić na odpoczynek to 
nie musisz się wysilać, bo już zasypiam.
Po  chwili  Gillyanne  zauważyła,  że  kuzynka   śpi  kamiennym 
snem. Zasnęła chyba natychmiast, jak skończyła zdanie. Gil-
lyane już chciała się odwrócić i też przespać, kiedy podjechał 
Cameron, nachylił się i dotknaj dłonią policzka Avery. Trochę 
się zawstydził, kiedy zobaczył, że jej kuzynka zauważyła ten 
delikatny, pełen troski gest.
-  Już nie jest taka lodowata.
-   Nie, ale mówi, że zimno  jej od środka — odpowiedziała 
Gillyanne,   odwracając   się   nieco,   żeby   jej   się   wygodniej   roz-
mawiało.
-  Kto was nauczył tak pływać?
-   Te osoby z rodziny, które się nauczyły, uczyły z kolei nas. 
Nasi ojcowie umieli i uważali, że dobrze będzie nas nauczyć. 
Moja matka też umie pływać. Kiedyś uratowała mojego ojca. - 
Spojrzała na Avery, znów na Camerona i pragnąc zaoszczędzić 
kuzynce   późniejszych   kazań,   powiedziała:   -Wiedząc,   że   ma 
szansę   uratować   Donalda,   nie   mogła   po   prostu   siedzieć   i 
czekać, aż go rzeka zabierze.
Cameron odetchnął, wypuścił powietrze, a wraz z nim
uszła część niepokoju o Avery.
Nie,   oczywiście,   że   nie.   To   byłoby   poniżej   godność   kobiety 
Murrayów, żeby się nie rzucać w szalejącą rzekę na ratunek 
chłopakowi, którego ledwie znała.
- Nie była szalejąca. Może płynęła ciut szybciej, niż po-
winna.
-   Jesteś   bezczelnym   bachorem,   który   nie   był   odpowiednio 
krótko trzymany.                                                         
- Tak mówią. Nawet mój ojciec czasem to powtarza, ale mnie 
rozpuszcza.   Mówi,   że   jestem   podobna   do   matki,   a   ją   też 
rozpuszcza.

background image

- A do kogo jest podobna Avery? Do brata?
- Nie, do swojego ojca, mojego stryjaNigela. Payton podobny 
jest   do   obojga   rodziców.   Jest...   no,   piękny.   Jakaś   służąca 
powiedziała   kiedyś   naszej   kuzynce   Elspeth,   że   jak   on   prze-
chodzi, wszystkie kobiety wzdychają, stare i młode. - Gillyanne 
zaśmiała się, widząc minę Camerona. -Tak mężczyźni reagują 
na podobne głupstwa. Ale Payton naprawdę jest piękny. Jedyni 
równie przystojni mężczyźni, jakich znam, to mój ojciec i mąż 
mojej kuzynki Elspeth, Cormac.
Cameron był wściekły na własną ciekawość, ale czuł, że musi 
spytać.
-  A dlaczego właściwie jest taki piękny?
- Ma cudne włosy: idealną mieszankę czerwieni i złota, gęste i 
miękkie jak jedwab. Jasną, złotawą skórę, prawie jak Avery. Nie 
jest   taki   wysoki   i   potężny   jak   ty,   ale   dość   wysoki,   smukły, 
zgrabny. Ma prawie idealne rysy i piękne oczy: ciepły brąz z 
iskierkami szmaragdowej zieleni. - Wzruszyła ramionami. - Jest 
moim kuzynem. Dostrzegam jego urodę, ale me tak, jak widzą 
ją inne kobiety. -Popatrzyła na niego znacząco i dodała: - Jak 
twoja siostra, która chciałaby go mieć za wszelką cenę. 
Cameron patrzył na nią przez chwilę, po czympolecił:
- Pilnuj, czy nie ma objawów goraczki. - I odjechał.
Chociaż próbował pogrążyc się w pracy, doglądając ludzi
i szukając miejsca na nocny biwak, nie mógł zaponieć słów
Gillyanne. Obie twierdziły, że Payton nie musi uwodzić dziew-
czyn, bo jest taki przystojny. Chociaż Cameron nie znał aż tak 
dobrze damskich gustów, mógł jednak być pewien, że Payton 
Murray ma znakomitą większość pożądanych cech.
Czy mogło się tak zdarzyć, że Katherine go zobaczyła i uznała, 
że   musi   go   mieć?   Nawet   on   nie   mógł   zaprzeczyć,   że   była 
rozpieszczona i przyzwyczajona do dostawania wszyst-kiego, 
co chce. Może Payton nie odwzajemnił jej zaintereso-wania, a 

background image

ona   z   zemsty   go   oskarżyła?   Może   się   nie   spodziewała,   ze 
sprawy tak się skomplikują, i teraz nie wie, jak się wycofała
Cameron   miał   do   siebie   żal   za   te   myśli,   które   uznał   za 
nielojalne.   Gdyby   dalej   rozumował   tym   torem,   zrobiłby   z 
siostry osobę, która zdobywa, co chce, nawet po trupach. Nikt z 
jego rodziny nie mógł być taki.
Musiał jednak zmienić swe zarzuty w stosunku do sir Paytona. 
Nie   był   w   stanie   uwierzyć   w   opowieść   o   gwałcie,   a   nawet 
bezduszne uwiedzenie wydało mu się mało prawdopodobne. 
Tę   zmianę   opinii   zawdzięczaj   poznaniu   Avery   i   Gillyanne. 
Choć w każdej rodzinie znajdzie się czarna owca, jakoś trudno 
mu   było   wyobrazić   sobie,   żeby   mogły   tak   zażarcie   bronić 
gwałciciela czy choćby uwodziciela.
Pozostawała   wciąż   możliwość,   że   Payton   i   Katherine   mieli 
romans. Nie zgadzało się to z przekonaniem Avery, że jej brat 
nie mógłby uwieść dziewicy, a później odmówić małżeństwa. 
W tym przypadku Katherine i tak wyszłaby na kłamczuchę 
oskarżającą kogoś o gwałt, ale mogła spanikować, gdy sprawa 
wyszła na jaw. Można by jej było to wybaczyć, zwłaszcza jeśli 
przypuszczała, że jest brzemienna.
Pokręci   głową   i   ruszył   znów   w   kierunku   wozu,   na   którym 
jechały   Gillyanne   i   Avery.   Niezależnie   od   tego,   jaka   była 
prawda,   jego   siostra   potrzebowała   męża.   Niemożliwe,   żeby 
wszystko   wyssała   z   palca.   Payton   musiał   spędzić   noc   z 
Katherinei będzie musiał się z nią ożenić. Cameron uznał, ze 
powinien jak najwięcej się o nimdowiedzieć, żeby wiedział jak 
się wobec niego zachować W końcu n.e opłaca się za barto 
obrażać czy rozgniewać kogoś, kto ma zostać szwagrem
Gdy dojechał do wozu i zobaczył Annę i Gilyanne pochylone 
nad Avery, zapomniał o problemach siostry.
- Coś się stało? - spytał, starając się, żeby w jego głosie nie było 
przerażenia, jakie odczuwał.

background image

-  Będziemy musieli się zatrzymać, panie- powiedziała
Annę.
-  Tak? - rzucił w panice. - Co jej jest?
Po   wyrazie   twarzy   Anne   widział,   że   powie   coś,   czego   na 
pewno nie chciał usłyszeć.
-   Gorączka, panie - wyszeptała słowo, od którego krew mu 
zamarła w żyłach.

10

- Gorąco.
-   Tak,   kochanie,   wiem.   -Cameron   zanurzył   szmatkę   zim-nej 
wodzie i delikatnie otarł twarz Avery tak, jak robił to przez 
ostatnie trzy dni. - To przejdzie.
Dziewczyna usłyszała ten głęboki męski głos i otworzyła oczy.
-   Cameron? Za gorąco mi. - Usiłowała skupić wzrok na jego 
twarzy.
-   Masz gorączkę, kochanie. - Zaczął obmywać jej ramio-na. - 
Od tego pływania dostałaś gorączki.
-  Gorączki. Aha, to umrę.
-  Nie, zwyciężysz ją.
Nie, jestem za bardzo zmęczona. Gdzie jest moja mama i ciocia 
Maldie? Ciocia Maldie to wyleczy.
Cameron zasępił się, rozczarowany, ze nie jest tak przytomna,
jak przypuszczał. Chociaż nie była już zupełnie w malignie, jak
bywała od czasu, gdy dostała gorączki, wszystko jej się myliło.
Wziął trochę naparu ziołowego, który przygotowała Gillyanne
usiadł obok Avery i uniósłszy ją nieco, usiłował napoić
Przeraziło go gorąco jej ciała. Nic nie pomagało na tę gorączkę , 
Wątpił, aby taka delikatna, dobra dziewczyna wytrzymała to 
jeszcze dłużej. Był wręcz zdumiony, że wciąż jeszcze walczy. - 

background image

Czy   to   zrobiła   ciocia   Maldie?   --pytała   Avery,   gdy   ją   znów 
ułożył.
-   Nie, kochanie, cioci tu nie ma. Jesteśmy wciąż we Francji- 
-Zaniepokoił się, widząc jej przerażenie.
-  DeVeau! - jęknęła. - Nie pozwól, żeby mnie dotknął Schwycił 
ją za ręce.
-  Nigdy w życiu. Będę go trzymał z dala od ciebie. Przysięgam! 
-   Westchnął,   gdy   spojrzała   na   niego   ze   łzami   w   oczach. 
-DeVeau nigdy cię nie będzie miał. Nie pozwolę na to.
_ Ale chcesz mnie zostawić.
-  Nie, kochanie, zostanę tu i będę cię strzegł.
- Teraz. A potem mnie zostawisz. Nie miałam dość czasu. Nie 
zdążyłeś mnie zapragnąć.
Cameron ucałował jej czoło.
-     Oczywiście,   że   cię   pragnę.   Czyż   nie   okazywałem   tego 
wystarczająco często?
- Do parzenia, ale do niczego innego. Potrzebuję czasu, lecz go 
nie mam. - Zamknęła oczy, a po chwili wyszeptała: -Już nie ma 
wiele czasu, zanim mnie zostawisz. Nie pokochałeś mnie tak, 
jak ja ciebie. To niesprawiedliwe. Blspeth wygrała. Dlaczego ja 
nie   mogę?   Jeżeli   kogoś   kochasz,   czy   nie   powinien   tego 
odwzajemniać? Tak byłoby sprawiedliwie.
-  Tak, kochana, to byłoby sprawiedliwe -powiedział cicho. ale 
ona już znowu spała.                                       
Powoli   wstał,   nalał   sobie   wina   i   wypił.   To   przez   gorączkę 
Umączył sobie, jak za każdym razem, gdy mówiła o miłości Jo 
niego. Pogrążona była w snach i wspomnieniach, może nawet 
myliła go z kimś innym. Sama świadomość, że mogłaby tak 
mówić do kogoś innego, choćby tylko do mężczyzny ze snów, 
aż   go   skręcała.   Ale   nawet   to   było   lepsze,   niż   wiara   w   jej 
wyznania. Wprawdzie mySl, że Avery mogłaby go kochać była 
kusząca,   lecz   stawiała   go   wobec   wielu   problemów   i   wąt-

background image

pliwości. Żeby pomóc  siostrze, musi wymienić Avery na  jej 
brata   i   zmusić   go   do   małżeństwa.   Wątpił,   żeby   nawet 
zakochana kobieta łatwo coś takiego wybaczyła.
-  Jeśli wykorzystasz jej słowa przeciwko niej, to ci utnę
język.                                
Cameron   nie   zdziwił   się   specjalnie,   kiedy   odwróciwszy   się, 
zobaczył   małąGillyanne,   choć   groźny   wyraz   jej   ładnej 
twarzyczki był dość zaskakujący.
-  Avery majaczy, wszystko jest wytworem gorączki. Nic biorę 
poważnie tego, co mówi.
- Jeśli jest ci wygodniej tak myśleć, nie będę się z tobą spierała.
-    To  bardzo  uprzejmie   z  twojej  strony.   —  Czasami  trudno 
pamiętać,   pomyślał,   że   ma   się   do   czynienia   nie   z   dorosłą 
kobietą, ale zaledwie trzynastoletnią dziewczynką.
Gillyanne  położyła   drobną   rączkę  na   czole  Avery   i  głęboko 
odetchnęła, żeby się uspokoić.
-  Te zioła chyba nie działają.
-  Nie jest gorzej.
-  Nie, ale miałam nadzieję, że teraz nastąpi wyraźna po-prawa. 
Annę przygotowała zimną kąpiel. Zanurzymy ją całą
-  Myślisz, że to rozsądne?
-  Ciocia Maldie uważa, że to pomaga.
Cameron wiedział, że nie należy się sprzeczać- Od czasu gdy u 
Avery   pojawiła   się   gorączka,   wszystko,   cokolwiek   ciocia 
Maldie   twierdziła   w   sprawach   leczenia,   uznawane   było   za 
prawdy  objawione.  Ponieważ  jednak  wiedza pochodząca   od 
niej dotąd trzymała dziewczynę przy życiu, musiał przyznać że 
ciocia   Maldie   chyba   coś   wie.   Nie   był   jednak   pewien,   czy 
zanurzanie jej w lodowatej wodzie, co przecież było przyczyną 
choroby,   jest   dobrym   pomysłem   na   pozbycie   się   gorączki 
Leargan przygotowuje się do wyjazdu na zwiad, czy nie

background image

kręcą się gdzieś DeVeau - powiedziała mu Gillyanne z tym 
swoim przenikliwym spojrzeniem, od którego robiło mu  się 
czasami   niewyraźnie.   -   Na   pewno   się   ucieszy   z   twojego 
towarzystwa, a my jut będziemy po wszystkim, jak wrócicie
-   Chyba   chciałaby   mieć   umyte   włosy   -   przypomniał   i   za-
rumienił się, gdy dziewczynka obdarzyła go uśmiechem.
-  Na pewno. Zajmiemy się tym.
Cameron   powiedział   sobie,   że   to   śmieszne,   żeby   czuł   się 
nieswojo w obecności dziewczynki, która była bardziej dziec-
kiem   niż  kobietą.   Nie   mógł  się   jednak  pozbyć   wrażenia,  że 
Gillyanne widzi ludzi na wskroś, przenika zewnętrzne osłony i 
dociera do ich wnętrza. Kusiło go, żeby zapytać, co zobaczyła, 
kiedy spojrzała na niego.
Odpowiedział krótko na pytanie Leargana o zdrowie Avery i 
odjechali   na   zwiady.   Zadanie   poszukiwania   jakichś   Śladów 
DeVeau nie pomogło Cameronowi oderwać myśli od Avery i 
przez   całą   drogę   był   podekscytowany.   Myśl   o   tym,   że 
dziewczyna może umrzeć, wprawiała go w przerażenie. Zro-
zumiał, że słabo się bronił i pozwolił dojść do głosu nie tylko 
pożądaniu, ale i głębszemu uczuciu. Chyba już nie uda mu się 
wycofać,   w   każdym   razie   emocjonalnie.   Nie   potrafi   też 
zrezygnować z jej uścisku, jej dotyków. Będzie musiał jakoś 
skutecznej się bronić.
-   Ten   drań   albo   zrezygnował   z   pogoni,   albo   będzie   na   nas 
czekał w porcie - oświadczył Leargan.
- Wiem o tym. Straciliśmy przewagę. -Cameron westchnął
i ruszyli w drogę powrotną do obozu.
- Nic na to nie poradzimy. Będziemy musieli bardzo
uważać podjeżdżając do portu i wsiadając na statek.
- Racja. W dodatku może to potrwać jeszcze wiele dni nim
będziemy mogli wyruszyć, nawet jeśli gorączka ustąpi. Avery

background image

musi   wypocząć,   poza   tym   będziemy   podróżować   bardzo 
powoli
- Wszystko to jest niezbędne, wiem doskonale, tylko że
DeVeau będzie miał jeszcze więcej czasu, żeby się przygotować
na nasz przyjazd.
-   Wiec może będę nareszcie miał przyjemność go zabić Ona 
wciąż   o   tym   majaczy,   boi   się   -   powiedział   cicho.   -   Kiedyś 
spytałem   głośno,   co   mógłbym   zrobić,   żeby   zmniejszyć   ten 
strach, a wtedy jej krwiożercza mała kuzyneczka zapropono-
wała, że pojedzie go upolować i przywiezie Avery jego głowę. 
-Cameron   uśmiechnął   się   lekko,   gdy   Leargan   parsknął.   - 
Wstręt-ny   bachor.   Co   gorsza*   sądzę,   że   mówiła   w   jakimś 
stopniu poważnie.
-  Pewnie w dużym. Kilka razy, kiedy wsponiała o DeVeau, w 
jej głosie brzmiała zimna i dojrzała wściekłość. To z powodu 
zgwałcenia jej siostry. Murrayowie nie mają ani odrobiny litości 
dla gwałcicieli.
Cameron skinął głową.
-   Wiem o tym i przestań już mnie pouczać. To prawda, że 
zacząłem wątpić w gwałt na mojej siostrze, kiedy poznałem 
Avery i Gillyanne. Z ich opowieści wynika, że Payton to po 
prostu anioł, a nie sądzę, żeby go broniły tak zawzięcie, gdyby
źle traktował kobiety.
-     A   jeśli   Katherine   skłamała   w   tej   sprawie,   to   czy   rnogła 
wymyślić i resztę?
-  Któż to może wiedzieć na pewno. Muszę z nią poroz-mawiać. 
Nawet jeśli był to przelotny romans, który zakończył się, gdy 
sir Paytonowi się znudziło, jej nazwisko zostało skalane. I on 
musi to naprawić. A jeśli nosi w sobie jgo dziecko, musi to 
zalegalizować. - Uniósł rękę, by kuzyn mu nie przerywał. - Nie 
ma sensu zajmować się kłopotami Katherine. Bez względu na 
to, jaka jest prawda, została zhańbiona

background image

i potrzebuje męża. Sir Payton jest równie dorbry, jak każdy
inny, a nawet lepszy, i mam możliwość go pozyskać.
- Ale żeby zdobyć tę nagrodę dla Katherine, musisz zrezyg-
nować   z   Avery,   a   teraz   nie   przyjdzie   ci   to   tak   łatwo,   jak 
myślałeś na początku.
- Żaden mężczyzna nie odesłałby chętnie dziewczyny która mu 
tak wspaniale grzeje łoże, jak Avery mnie. - Cameronowi wstyd 
było, że w ten sposób o niej mówi, ale tłumaczył sobie że musi 
tak robić, by zachować dystans.
-  Oczywiście - odpowiedział drwiąco Leargan, nie wierząc mu 
zupełnie.
- Taka uczta po trzech latach postu może człowiekowi zawrócić 
w   głowie.   Kiedy   wszystko   już   załatwię,   znajdę   sobie 
doświadczoną nałożnicę.
- Tak, jestem pewien, że płatna dziwka pomoże ci zapomnieć o 
Avery.
Cameron uznał, że kuzyn stał się już zbyt nachalny jako jego 
głos sumienia.
- A mocne walnięcie w łeb pomoże ci trzymać gębę na kłódkę. 
Leargan przewrócił oczami, lecz milczał. Gdy wjechali do
obozu, Cameron zobaczył wszystkich ludzi przed swoim na-
miotem.
- Umarła - szepnął, tak przerażony tym, co mógłby usłyszeć czy 
zobaczyć, że nie zsiadł nawet z konia.
- Albo wyzdrowiała - powiedział Leargan, zsiadając. -Jest tylko 
jeden sposób, żeby się dowiedzieć.
Była to ostatnia rzecz, jaką Cameron chciał zrobić, ale zeskoczył 
z konia i ruszył w stronę namiotu. Zatrzymał się nagle, krok od 
tłumu. Wiedział, że gapi się zdumiony, lecz spojrzał na kuzyna 
i zobaczył, że nie jest w tym odosobniony
Ktoś   śpiewał.   Słowo   to   nie   było   jednak   wystarczające   dla

opisania dźwięku, wydobywającego  się z jego namiotu. 

background image

Ten   głos,   jego   siła,   perfekcja   intonacji   i   głębia   uczucia 
sprawiały,   że   było   to   coś   więcej   niż   śpiew.   Rozumiał   teraz, 
dlaczego   ludzie   są   jak   oczarowani.   Cameron   odczuwał 
podobną fa-scynację.
Pieśń była dość popularna. Francuska ballada o nieszczęśli-
wej miłości, którą uważał zawsze za niewiele więcej wartą od 
podśpiewywania   minstreli.   Teraz   nie   mógł   z   niej   kpić. 
Rozumiał,   dlaczego   Mały   Rob   łka   i   nikt   nie   wyśmiewa 
olbrzyma z tego powodu. Gdy pieśń się skończyła, przez klapy 
namiotu wysunęła się ręka i pomachała kilka razy. Leargan i 
Cameron   zostali   niemal   stratowani,   gdy   wszyscy   zaczęli   się 
pośpiesznie  wyco-fywać.   Mimo   zamieszania  Cameron   złapał 
Donalda.
-  Kto to śpiewał? - zapytał chłopaka.
-  Gillyanne - odpowiedział.
-     To   jest   głos   małej   Gilly?   -   spytał   Leargan,   nie   kryjąc 
zdumienia.
-   Nie wiem, gdzie ona go ukrywa. Mały Rob zawsze wtedy 
płacze.
- Dlaczego ja tego nigdy nie słyszałem? - zdziwił się Cameron,
- Ponieważ robi to dopiero od czasu, gdy Avery zachorowała, i 
wtedy, kiedy jesteś, panie, z dala od obozu. Annę mówi, że to 
uspokaja   Avery,   ale   mała   Gilly   się   wstydzi.   Więc   Annę 
powiedziała,   że   nie   będziemy   już   więcej   namawiać   jej   do 
śpiewania; Musieliśmy obiecać, iż nie będziemy na nią zwracać 
uwagi, ale ona chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie to 
piękne. Udajemy, że nie słyszymy.
-Aha, więc to Anne wystawiła rękę z namiotu. Dała wam znak, 
ze   dziewczynka   skończyła   i   macie   odejść.   -   Kiedy   Donald 
przytaknaj   i   spojrzał   nerwowo   w   stronę   namiotu   Cameron 
prawie się uśmiechnął. - Więc biegnij, chłopcze.
Przynieś mi coś do jedzenia i wody do mycia. Będę w

background image

swoim   namiocie.   Gdy   Donald   odszedł,   Leargan   spytał:   - 
Myślisz. że ta dziewczyna wie, jak śpiewa? - Pewnie nie. Mozę 
wie, ze ładnie, ale pewnie nie wie dlaczego dorośli mężczyźni 
wtedy płaczą. To trudno wyjaśnić, bo wszelkie pochwały będą 
brzmieć jak płaskie komplementy.
-  Racja. Więc ja też się oddalę i będę udawał, ze nie słyszałem, 
jak anioł śpiewa.
Cameron uśmiechnął się i wszedł do namiotu, gdy Giłlyanne 
zbierała   się   do   wyjścia.   Zarumieniła   się   lekko,   więc   pewnie 
przypuszczała, że ją słyszał. Ciekawe, że ktoś, kto ma taki dar, 
tak się go wstydzi.
- Jak Avery? - spytał. - Czy zimna kąpiel jej pomogła? -Podszedł 
do łoża i dotknął jej policzków. - Wydaje się trochę zimniej sza.
- Tak - zgodziła się Annę. - Jeśli to naprawdę pomogło, możemy 
to zrobić jeszcze raz, chociaż jej się to wcale nie podobało.
-  Była na tyle przytomna, żeby protestować?
-  A tak, a jakich wyrazów używała na tych, co ją wkładali do 
zimnej wody. - Annę zaśmiała się, biorąc Giłlyanne za rękę - Ta 
dziewczyna zna ciekawe przekleństwa.
-     Była   w   gorączce   -   tłumaczyła   Giłlyanne,   gdy   Annę   wy-
prowadzała ją z namiotu. - Nie można mieć pretensji do osoby, 
majaczącej w gorączce, prawda? To byłoby bardzo głupie.
Patrząc,   jak   dziewczyna   wychodzi   wraz   z   Annę   z   namiotu, 
Cameron   z   trudem   opanował   chęć   trzepnięcia   jej   w   pupę. 
Kiedy   wreszcie   stanie   się   kobietą,   przysporzy   jakiemuś 
biednemu mężczyznie sporo kłopotów. Chciałby to zobaczyć, 
ale to
nigdy   nie   nastąpi.   Chociaż   zamierzał   zmusić   sir   Paytona 
Murraya
do poślubienia swej siostry, nie przypuszczał, żeby miał być 
przyjmowany w jego domu jako członek rodziny.

background image

Gdy skończył posiłek, który przyniósł mu Donald, umył się i 
tęsknym   wzrokiem   popatrzył   na   posłanie.   Odpakował   swój 
Wspaniały   materac   z   pierza   dla   Avery.   Anne   ochraniała   go 
przed wilgocią naoliwionym kawałkiem materiału, bo wciąż się 
moczył   przy   obmywaniu   chorej.   Na   miękkim   łożu   było   dla 
niego dość miejsca, ale zastanawiał się, jak długo uda mu się 
pospać tym razem. Odkąd Avery zachorowała, miewał tylko 
krótkie chwile odpoczynku, bo często się budziła i majaczyła w 
gorączce.   Uznał   jednak,   że   lepszy   krótszy   wypoczynek   niż 
żaden,   i   wsunął   się   na   posłanie   obok   niej.   Leżał   na   boku, 
przyglądając się jej i obejmując ją w pasie. Była za gorąca, nie 
spało się przy niej dość wygodnie, ale chciał pilnować, żeby 
przypadkiem   nie   wstawała.   Zauważył,   że   wyostrzyły   jej   się 
rysy, jak człowiekowi wygłodzonemu. Rosołki, które czasem 
udało się wlać jej do gardła, nie wystarczały, aby wyrównaj to, 
co traciła w walce z chorobą.
-   Nie   umrzesz,   Avery   -   szepnął,   całując   ją   w   policzek.   Raz 
nareszcie   może   się   poddać   rozdzierającym   go   uczuciom, 
zwłaszcza   strachowi,   że   dziewczyna   umrze.   Wprawdzie   nie 
mógł planować zatrzymania jej przy sobie, ale chciał, aby żyła i 
była szczęśliwa. Oczywiście nie przy boku innego mężczyzny. 
ale na przykład w gronie rodzinnym. Nie mógł znieść myśli. że 
ta pełna życia, inteligentna dziewczyna mogłaby zostać ofiarą 
zimnej, milczącej śmierci. Byłoby niesprawiedliwe, żeby Avery 
umarła, nim naprawdę zaczęła żyć.
-   Nie,   kochanie,   nie   możesz   pozwolić,   żeby   ta   przeklęta 
gorączka wygrała. Muszę wiedzieć, że gdzieś żyjesz, śmiejesz 
się,   kłócisz   i   przygadujesz   jakiemuś   głupkowi,   który   na   to 
zasłużył.   Nawet   świadomość,   że   jakiś   zawadiaka   będzie   cię 
tulił, poślubi cię, będzie miał z tobą dzieci, jest lepsza niż ta że 
twój ogień zgaśnie na zawsze i zginie pod zimna ziemią. Więc 
żyj. Avery Murray, choćby po to, żeby moje życie było nędzne.

background image

Cameron   złożył   pocałunek   na   jej   wyschniętych   od   gorączki 
ustach, położył się na poduszce i zamknął oczy. Potrzebował 
snu  tak samo  jak  Avery  ale trudno   było  mu  się  zmusić do 
odpoczynku, bo bał się, że ona odejdzie, kiedy będzie spał
Zbudziło go ze snu uczucie wilgoci. Skrzywił się, obawiając że 
to Avery się zmoczyła, ale zauważył zaraz, że wilgoć pochodzi 
z jej skóry. Serce biło mu, pełne nadziei, gdy zapalał świecę 
stojącą na skrzyni obok łoża. Nie zdziwił się, że drżała mu ręka, 
gdy dotykał jej czoła. Przymknął oczy z wrażenia, bo skóra 
Avery była chłodna. Chłodna i spocona.
Wygrzebał się z posłania, owinął pledem i poszedł po pomoc. 
Gillyanne i Annę spały w pobliżu jego namiotu, żeby można 
było szybko je sprowadzić, gdyby były potrzebne. Obudziły się 
natychmiast   i   zaraz   przyszły,   ale   kazały   mu   czekać   na 
zewnątrz, gdy zajmowały się Avery.
-   Teraz już możesz wejść! — zawołała Annę, kiedy właśnie 
miał zamiar wtargnąć do swego namiotu i sprawdzić, co tam 
robią.
-  Miło, że mnie zapraszasz - rzucił, wchodząc do środka.
- Ooo, obudziłeś się w złym humorze, co? - zapytała Gillyanne, 
owijając kocem spokojnie śpiącą kuzynkę.
-  Zimno tam. - Spojrzał na Annę. - Czy gorączka już naprawdę 
opadła?
- Tak. Obudziła się na tyle, że zdążyła wypić trochę
rosołu i lekarstwo. Obmyłyśmy ją i włożyłyśmy ciepłą koszule.
Jestem pewna, że najgorsze minęło. Teraz potrzebuje po-
żywienia i odpoczynku, żeby odzyskać stracone siły.
Gdy   obie   kobiety   wyszły,   Cameron   zrzucił   z   sibie   koc, 
zdmuchnął świece i położył się na posłaniu. Przytulił do siebie 
Avery,   ciesząc   się,   że   nie   jest   już   taka   rozpalona.   Powinna 
trochę utyć, ale mimo utraty wagi, była wspaniała. Jak dobrze 
było czuć ją w ramionach. Piękną. Żywą. Pocałował ją w rękę

background image

-  Cameron?
-   Nie, to Leargan - mruknął, całując ją w ucho, niezdolny do 
opanowania radości z jej ozdrowienia.
Ach tak? Nie wiedziałam, że jesteś taki włochaty jak Cameron.
Nie jestem włochaty. - Nie mógł sobie odmówić przyjem-ności 
uściśniecia   jej,   zadowolony,   że   już   znów   dowcipkuje,   co 
świadczyło o powrocie do zdrowia.
-  Oczywiście, że nie. - Westchnęła. - Byłam chora, prawda?
-  Walczyłaś z gorączką przez trzy długie dni, lecz wydaje się, 
że wygrałaś tę walkę.
-     Dobrze   to   usłyszeć,   ale   skoro   leżałam   przez   trzy   dni,   to 
pewnie nie ujechaliśmy daleko?
-  Nie, i chyba zostaniemy tu jeszcze kilka dni, póki Annę nie 
powie, że podróż ci nie zaszkodzi.
- Więc przegraliśmy wyścig z DeVeau.
- Nie przejmuj się tym, kochanie.
-     Łatwiej   powiedzieć,   niż   zrobić.   Cameron   pocałował   ją   w 
policzek.
-   Opoczywaj,   Avery.   Teraz   tego   ci   trzeba.   Odpoczynku   i 
jedzenia. O tej świni porozmawiamy później, kiedy będziesz
silniejsza. Uważamy na niego i sądzimy, że może na nas czekać 
w porcie. To wszystko, co na razie możemy zrobić. Wiec śpij.
-   Chciałabym   się   z   tobą   posprzeczać,   ale   jestem   za   bardzo 
zmęczona. - Ziewnęła i przytuliła się do niego.
-   Chętnie   się   z   tobą   pokłócę,   jak   będziesz   mocniejsza. 
-Uśmiechnął się, gdy odpowiedziała sennym chichotaniem.
Czując,   jak   spokojnie   zasypia   w   jego   ramionach,   zaczaj   sę 
zastanawiać, czy podchodzi właściwie do problemu Avery i 
swych uczuć. Było mu z nią dobrze, więc może powinien po
prostu cieszyć się tym i nie zwalczać tych uczuć. Po tym, jak 
swych uczuć. Było mu z nią dobrze, więc może powinien się 
cieszyć   tym,   a   nie   zwalczać   tych   uczuć?   Prawie   ją   stracił   i 

background image

uciekło   im   tyle   wspólnego   czasu,   którego   mieli   tak   mało, 
głupotą   było   wynajdywanie   problemów.   Po-stanowił   to 
przemyśleć, ale najpierw musiał się dobrze wyspać.

11

Avery z uśmiechem patrzyła, jak Cameron się myje, a potem 
ubiera. To miał być ostatni dzień spędzony w obozie, Przez nią 
stracili   tydzień,   bo   najpierw   cierpiała   w   gorączce,   a   potem 
musiała nabrać sił przed podróżą. Gdzieś tam w głębi duszy 
kusiło  ją, by przedłużyć chorobę,  udać nawrót  gorączki, ale 
zwalczyła tę pokusę. Tak naprawdę nic by jej to nie pomogło, a 
nawet   mogło   pogorszyć   sprawę,   gdyby   Cameron   odkrył 
oszustwo.
Poza tym oznaczałoby to więcej nudy, bo trzymano ją w łożu, 
więcej   obrzydliwych   wywarów   do   picia   i   mniej   czasu 
spędzanego   z   Cameronem.   Jakby   to   w   ogóle   było   możliwe, 
pomyślała, opierając się na poduszkach. Wychodził wcześnie 
rano i wślizgiwał się do łoża późno wieczorem. Miała szczęście, 
jeśli zajrzał do namiotu raz czy dwa razy dziennie. Chociaż w 
nocy czuła jego podniecenie, nie przestawała się martwic; że 
podczas przymusowego celibatu w trakcie jej choroby Cameron 
przestał się nią interesować.
Kiedy podszedł do łoża po koszulę, którą Donald tam ułożył, 
popatrzyła na jego sprężysty brzuch. Uśmiechnęła się leciutko, 
widząc pod pępkiem znamię w kształcie gwiazdki,
częściowo   zakryte   przez   rosnące   tam   włosku   Za   każdym 
razem, gdy je widziała, miała ochotę je pocałować.                    

background image

Była to silna potrzeba, której nie potrafiła sobie wytłuma-czyć. 
Przecież nie miała zwyczaju  całować  mężczyzn po  brzuchu. 
Nagle   wydała   przytłumiony   okrzyk   zdumienia,   kiedv 
przypomniała sobie moment całowania brzuszka małego chłop-
czyka. Tak wyraźnie, jakby to było teraz, a nie ponad rok temu, 
zobaczyła   siebie,   roześmianą   wesoło,   i   małego   chłop-czyka, 
wiercącego się i gruchającego, kiedy głośno pocałowała znamię 
w kształcie gwiazdki na jego okrągłym brzuszku. Mały śniady 
chłopczyk   z   gęstymi   czarnymi   włoskami   i   tajemniczymi 
czarnymi oczkami. Mały Alan, pomyślała, patrząc na Came-
rona.   Cameron   był   jak   dorosły   mały   Alan.   Jej   zdumienie 
odmalowało się pewnie na twarzy, bo spojrzał na nią z niepo-
kojem.
-  Czy dobrze się czujesz, Avery? - zapytał, dotykając jej czoła. - 
Jesteś blada i jakaś niespokojna.
-  Nic takiego — odpowiedziała. - Czy możesz przysłać do mnie 
Gillyanne?
- Oczywiście.
Trochę   było   jej   wstyd,   bo   pewnie   pomyślał,   że   potrzebuje 
pomocy   kuzynki   w   jakichś   osobistych   sprawach,   ale 
postanowiła to wykorzystać. Patrzyła na swoje ręce, póki nie 
wyszedł.   Tym   razem   byłą   zbyt   zmartwiona,   żeby   mieć 
pretensję,   żerne   Pocałował   jej   ani   nawet   nie   dotknął   na 
pożegnanie.   Ledwo   opadła   znów   na   poduszki,   głośno 
przeklinając, pojawiła sie Gillyanne.
-  Potrzebujesz pomocy? - spytała.                               - Nie. - 
Avery wstała, machając rękami w obronie przed
wszelką pomocą. .Daj mi chwilę na poranne ablucje, a potem
musimy porozmawiać.
Gillyanne siadła na posłaniu, jej starsza kuzynka zaś
weszła za rozwieszony w namiocie koc, pełniący funkcję

background image

parawanu   -   Mizernie   wyglądasz.   Jesteś   pewna,   że   nie 
zaczynasz
znów chorować?
-  Nic mi nie jest. Przeżyłam tylko mały szok.
Avery gramoliła się z powrotem do łóżka, kiedy wszedł Donald 
z   porannym   posiłkiem.   Niestety,   był   bardzo   rozmowny   i 
czekał, aż Avery zje. Nie mogła się już doczekać pogaduszk z 
Gillyanne.
Teraz   z   kolei   jesteś   zaczerwieniona   -   powiedziała   kuzynka. 
dotykając jej twarzy.
Avery odsunęła jej rękę.
-   Bo zaczynam się denerwować. Przeżyłam szok, Gillyanne. 
Chyba odkryłam coś bardzo ważnego, ale przedtem muszę ci 
zadać kilka pytań. Czy pamiętasz małego Alana, to dziecko, 
które Elspeth i Cormac znaleźli i przygarnęli?
-  Tak, biedne maleństwo. Aż się wierzyć nie chce, że ktoś mógł 
zostawić   w   lesie   dziecko   i   skazać   je   na   śmierć.   Za   każdym 
razem,   jak   o   tym   pomyślę,   chce   mi   się   płakać.   Ale   miał 
szczęście, że nasza Elspeth wzięła go pod opiekę.
-  On jest bardzo ciemny, prawda?
- Tak, bardzo ciemny. Czarne włosy, oczy jak węgielki, śniada 
cera. - Mówiąc to, Gillyanne zrobiła wielkie oczy.-Nie...
-  I ma dziwne małe znamię, prawda? Gillyanne skinęła głową.
-  Maleńką gwiazdkę, nisko na brzuszku. - Do diabła! - Avery 
opadła na poduszki. - Myślę, że
znalazłam ojca małego Alana.
-  Cameron? Jesteś pewna?
Nie   zważając   na   rumieniec   kuzynki,   Avery   wyjaśniła.   jak 
doszła do tego zdumiewającego wniosku.
- Czy pamiętasz dokładnie, jak wygląda znamię małego Alana? 
- Oczywiście. Większość takich znamion to poprostu kropki
czy plamy, ale bardzo rzadko zdarza się takie, które wygląda

background image

jak coś konkretnego Jeśh Cameron ma takie samo, poznam je. 
Chcesz, żebym obejrzała jego brzuch?
-  Nie wiem, czego chcę.
-  Avery, trzeba mu powiedzieć. On chciałby wiedzieć. -A co z 
Elspeth, Cormakiem i małym Christopherem?
Kochają to dziecko. Alan jest już na tyle duży, że uważa ich za 
rodzinę.
- To smutne, ale oni też wiedzą, że nie jest ich. Wiedzą, że 
gdzieś ma ojca. - Gilłyanne westchnęła i pokręciła głową. -To 
będzie bolesne, oczywiście, ale i oni przyznaliby, że trzeba to 
powiedzieć Cameronowi, ma prawo wiedzieć o Alanie. Jestem 
tego pewna i ty także.
Chociaż   Avery   miała   ochotę   zaoponować,   wiedziała,   że 
kuzynka ma rację.
-  Dobrze, idź zobaczyć, czy ten idiota jeszcze jest w obozie, i 
przyprowadź   go   tutaj.   Najlepiej   zrobię   to   od   razu,   nim   mi 
przejdzie odwaga.
- Czy myślisz, że Cameron będzie chciał zabrać tego chłopca?
- Tak, będzie chciał swojego syna. Boję się tylko, że będę mu 
musiała powiedzieć o jeszcze jednym kłamstwie, o oszustwie, o 
którym nigdy nie wiedział.
- O Boże!
- No właśnie. Ta wiadomość spotęguje jego dawną gorycz i 
nieufność. Mogę się tylko modlić, by to było chwilowe. Kiedy 
Gillyanne wyszła, Avery wypiła nieco w nadziei, że doda sobie 
odwagi. Już pomyślała, że lepiej byłoby, gdyby kuzynka go nie 
znalazła, ale po chwili weszli oboje do namiotu, Uznała więc, że 
najlepiej załatwić sprawę od razu.
- No dalej, Gilly - powiedziała, nalewając Camerono-
wi puchar wina, a kuzynka zaczęła podciągać mu koszulę.
- Zaraz, o co chodzi? - dopytywał się, obciągając koszu-
lę z powrotem. Na jego twarzy pojawił się wyraz zdumienia

background image

i cień rumieńca.
-   Cóż za skromność. Chcę, żeby Gillyanne zobaczyła twoje 
znamię.
-  Panna nie powinna oglądać brzucha mężczyzny.
-   Matko Boska - mruknęła Gillyanne, próbując odsunąć jego 
rękę. - Podróżuję z wojskiem i chociaż twoi ludzie są bardzo 
przyzwoici, jak na żołnierzy, widziałam już prawie wszystkie 
brzuchy. Mam również więcej kuzynów i braci niż jakakolwiek 
inna panna. Nie zemdleję. Pozwól mi zobaczyć.
-     Cameronie,   czy   możesz   na   chwilę   mi   zaufać?   To   bardzo 
ważne, żeby ona spojrzała. - Avery wręczyła mu napój.
-  No, nie bądź taki nieśmiały. — Gillyanne znowu uniosła mu 
koszulę. - Ładny brzuch.
- Wredna zołza - mruknął, ale uśmiechnął się słabo i wypił łyk 
wina.
Kiedy   Gillyanne,   milcząc,   patrzyła   na   jego   brzuch,   Avery 
dopiła wino i spytała:
-  Takie samo?
-  Dokładnie takie samo.
Łącznie z tym dziwnym niebieskawym kolorem.
Patrzyły   przez   chwilę   na   siebie,   a   potem   spojrzały   na   Ca-
merona. Poprawił koszulę, ale czuł się nieswojo. Był pewien że 
coś mu chcą powiedzieć i że nie będzie to miłe. Skończył wino i 
wyciągnął   puchar   po   dolewkę.   Avery   napełniła   go   i   nalała 
sobie, co go tym bardziej zaniepokoiło. Nigdy nie piła dużo 
więc   skoro   potrzebowała   takiego   wsparcia,   musiała   to   być 
bardzo poważna sprawa.
- To, co chcesz mi powiedzieć, nie będzie dla mnie zbyt miłe, 
prawda?-  Widząc,że obie pokręciły głowami, zdecy-dował: - 
Więc zaczynajcie.                              
- Musze ci na początek zdać kilka pytań. - Avery saczyła wino, 
bo wciąż zasychało jej w gardle. - Musimy sprawdzić jedną czy 

background image

dwie   rzeczy,   żeby   się   upewnić,   że   mamy   racje.   Czy   znałeś 
przed wyjazdem ze Szkocji niejaką Annę Seaton?
Wyraz   zimnej   złości,   jaki   pojawił   się   na   twarzy   Camerona, 
wystarczył jej za odpowiedź.
- Tak, była moją kochanką przed wyjazdem do Francji.
-  Długo czy krótko przed wyjazdem?
Miała   przez   moment   nadzieję,   ze   powie,   iż   było   to   bardzo 
dawno temu. Alan był ślicznym dzieckiem i Avery wiedziała, 
że Cameron byłby dla niego dobrym ojcem. Bała się powiedzieć 
mu,   że   został   ofiarą   znacznie   większej   zdrady   niż   ta,   która 
uraziła jego dumę. Cała historia była bardziej obrzydliwa niż 
postawa   kobiety,   która   odmawia   mężczyźnie   prawa   do 
dziecka. Avery bała się również, że chociaż na to nie zasłużyła, 
będzie cierpiała za zbrodnie tamtej kobiety, bo w Cameronie 
odżyją
wszystkie dawne urazy.
-  Krótko - odpowiedział. -Zostawiłem ją, kiedy znalazłem ją w 
łożu z innym mężczyzną, i w ciągu miesiąca wyruszyłem do 
Francji.
- I ta Annę Seaton mieszkała w małej wiosce w pobliżu miejsca, 
gdzie często zjeżdża król ze swym dworem?
-  Kupiłem tej dziwce mały domek tuż za wsią. O co chodzi w 
tym wszystkim, Avery?                              
- Proszę cię o jeszcze trochę cierpliwości, Cameronie.-wzięła 
głęboki   oddech,   żeby   się   uspokoić,   bo   nie   chciała   usłyszeć 
odpowiedzi na następne pytanie, ale wiedziała, że to ważne. - 
Powiedziałeś, że odwiedziłeś ją i stałeś z innym mężczyzną, a 
więc nie spałeś z nią wtedy?
- Właśnie zakończyłem rano wizytę u niej, spałem z
nią i pojechałem na dwór. Zapomniałem czegoś i musiałem
wrócić   do   jej   domku.   Ten   idiota,   z   którym   leżała   w   łożu, 
musiała

background image

czekać na mój odjazd.
- Czy byłeś ostrożny, kiedy zniąspałeś? - spytała Gillyanne Szok 
Camerona, spowodowany bezpośrednim pytaniem takiej
młodej panny, szybko minął, gdy uświadomił sobie, że istnieje 
tylko jeden powód pytania, czy stosował jakieś zabezpieczenie 
gdy spał z tą kobietą po raz ostatni. Patrzył na poważne twarze 
dziewcząt i modlił się, żeby się mylił, ale nie znalazł w nich, 
pociechy.
- Nie - rzucił szybko. - Mówiła mi, że jest bezpłodna.
-  Ale nie była bezpłodna - powiedziała cicho Avery.-Urodziła 
syna.   Małego   chłopczyka   z   czarnymi   włoskami,   czarnymi 
oczkami,   ciemną   skórą   i   maleńkim   znamieniem   w   kształcie 
gwiazdki, nisko na brzuszku. - Była zdumiona, że Gillyanne tak 
spokojnie   wpatruje   się   w   Camerona,   bo   ona   na   widok   jego 
rosnącego   gniewu   czuła   się   nieswojo.   -   Ten   ostatni   raz   był 
niewątpliwie owocny.
-  Skąd to wszystko wiesz? Skąd wiesz, kim jest Annę Seaton?
-     Nie   znam   jej,   dowiedziałam   się   tego   niedawno.   To   moja 
kuzynka Elspeth dowiedziała się wszystkiego o tej kobiecie, ale 
flikt   nie   wiedział,   kto   jest   ojcem   dziecka.   Wydaje   się,   że 
jedynymi osobami z całej wsi, które cię widziały, była Anne, 
mężczyzna,  od  którego   kupiłeś  domek,  no  i  ten  przerażony 
nieszczęśnik,   którego   znalazłeś   w   jej   łożu.   Moja   kuzynka 
została porwana przez sir Colina MacRae i była przez jakiś czas 
więziona w tym domku.
- To jakiś kuzyn Annę, bardzo daleki, ale lubiła się chwalić tym 
pokrewieństwem z kimś z wysokiego rodu, żeby udowod-nić, 
że jest lepsza niż reszta wsi. Chyba uważała, że dzięki tej
odrobinie lepszej krwi będę skłonny się z nią żenić. Myślicie,
że trzyma tego małego i myśli że ożenię się z nią ze względu
a niego? Nie sądziłem, zęby była tak głupia, ale jest próżna. - 
Cameronie, ona nie żyje. - Nie zauważyła na jego twarzy bólu, 

background image

tylko szok i zmieszanie. - Została powieszona, a potem spalona 
jako   czarownica.   Elspeth   uważa,   że   pewnie   koleiny   mąż 
zdradził z nią żonę i miarka się przebrała, a poza tym nie była 
wcale skruszona. Chociaż nie była wcale czarownicą, wkrótce 
okazało  się, że kara  jej  się  należała. W  ogrodzie  za domem 
znaleziono ciała dwóch mężczyzn i trojga niemowląt. Zdaje się, 
że   jeśli   nie   mogła   pozbyć   się   płodu,   uśmiercała   dzieci   po 
urodzeniu.
-  Jezus Maria - szepnął Cameron i niedobrze mu się zrobiło na 
myśl, że z taka kobietą łączyły go intymne stosunki. -A moje 
dziecko?
- Pozwoliła mu żyć, chociaż trudno powiedzieć, jak długo by to 
trwało. Myślała, że do niej wrócisz. Była na ciebie bardzo zła. Z 
zemsty nie ochrzciła ani nie dała chłopcu imienia, sądząc, że 
jeśli umrze, będzie cię dręczyła wyrzutami, że twój syn zmarł w 
grzechu   pierworodnym.   Powiedziała   to   księdzu.   -   Avery 
czekała, kiedy wybuchnie nagromadzona w Cameronie złość.
-    Występna  suka.  -   Zmrużył  oczy,  wpatrując  się  w   Avery. 
-Jeszcze coś, prawda?
Avery skinęła głową i z wdzięcznością spojrzała ma Gil-lyanne, 
która wzięła ja za rękę, dodając otuchy.
-   Reszta   nie   ma   nic   wspólnego   z   Annę   Seaton,   chociaż   jest 
skutkiem   jej   postępowania.   Po   jej   egzekucji   ludzie   ze   wsi 
wysłali twojego chłopca do lasu, porzucili go samego,
nagiego zostawiając na śmierć. Elspeth i Cormac go znaleźli.
Zabrali go do domu. ochrzcili i nazwali Alan.                     
- Więc i o niego poproszę, kiedy będę wymieniał
Gillianne za waszego brata.
To przypomnienie, że w jego planach jest niczym więcej jak 
fantem,   omal   nie   doprowadziło   Avery   do   łez,   ale   się 
opanowała.   Miała   swoja   dumę,   poza   tym   musiała   mieć   na 
uwadze Alana. Cameron powinien zrozumieć, że nie może tak 

background image

po prostu odebrać dziecka, jak jakąś zapomnianą pelerynę. z 
miejsca schadzki. Musi wziąć pod uwagę, że Alan jest za mały, 
żeby   zostać   nagle   zabrany   od   ludzi,   którzy   byli   dla   niego 
jedyną znaną mu rodzimi-
-  Nie możesz tego zrobić - powiedziała i wcale jej nie zdziwiło, 
że część buzującej w nim wściekłości skupiła się na niej.
-  Jest moim synem—rzekł, skończył wino i cisnął pucharem na 
drugi koniec namiotu. - W przeciwieństwie do tej dziwki, która 
go urodziła, nie masz najmniejszego prawa decydować o jego 
losie. Nie pozwolę, żeby jeszcze jakaś kobieta grała jak w fanty 
moim potomkiem z krwi i kości. Będę miał mojego syna.
-   Nie zabierzesz go tak po prostu - odpaliła, coraz bardziej 
wściekła. - Postaraj się pomyśleć jeszcze o czymś, oprócz twojej 
urażonej   godności   i   ambicji.   Alan   jest   malutkim   dziec-kiem. 
Nim wrócisz do Szkocji, będzie ponad rok, jak jest z Elspeth i jej 
mężem. Zna tylko ich. Są jego rodziną.
-  Ja jestem jego rodziną.
- Tak, ale on jest za malutki, żeby to zrozumieć. Nie możesz 
wkroczyć   w   jego   życie   i   egzekwować   swoich   praw,   nie 
zważając na niego.
-     A   dlaczego   twoja   kuzynka   chciałaby   zatrzymać   mojego 
bękarta?
-     Obrażasz   ją   i   nas   swoimi   podejrzeniami.   Myślisz,   że 
potrzebuje twojego bękarta? Ma już bękarta swojego męża a 
teraz  własną  córeczkę.  Wzięła  twojego   syna  z  dobroci  serca 
podobnie   jak   jej   mąż.   Gdyby   ojciec   Alana   się   nie   znalazła 
wychowaliby   go   w   miłości.   Nie   zapomnieli,   że   gdzieś   jest 
ojciec, który kiedyś może się zgłosić, ale nie pozwolą ci tak
po prostu wyrwać go z jedynej rodziny, jaką do tej pory miał.
Będą się spodziewali, że zrozumiesz, jaka to dla nich krzywda.
To trzeba zrobić powoli, ostrożnie.                       

background image

- I oczywiście w ogóle nie zauważą, że mają w rękach fant, 
który   mogą   wykorzystać,   kiedy   będę   chciał,   żeby   twój   brat 
zachował   się   właściwie   wobec   mojej   siostry-   powiedzia   z 
ironią- - Uważasz mnie za idiotę?
-  W tej chwili tak.
Popatrzył   na   nią   przez   moment,   po   czym   wymaszerował   z 
namiotu.   Avery   zaklęła   i   opadła   na   poduszki.   Gillyanne 
siedziała pogrążona w myślach, jej kuzynka zaś leżała, starając 
się uspokoić. Była urażona i zła. Wprawdzie nie powiedział 
wielu  raniących  słów,  ale cała jego postawa  była obraźliwa. 
Spodziewała   się   wprawdzie,   że   ta   opowieść   odnowi   jego 
dawną gorycz i nieufność, ale nie sądziła, że aż do tego stopnia 
skierowana będzie na nią. Wydawało jej się, że dostatecznie mu 
udowodniła,   że   jest   inna,   a   jednak   pomyślał,   że   mogłaby 
wykorzystać jego syna przeciwko niemu. A więc wzbudzała w 
nim jedynie pożądanie, a to może być przemijające.
- Dzień zapowiada się coraz lepiej - mruknęła, gdy do namiotu 
wpadł pełen furii Leargan.
-   Coś  ty zrobiła Cameronowi,  na miły Bóg? Wyleciał stad, 
jakby go goniły jakieś potwory.
- Ty mu powiedz, Gillyanne. - Avery westchnęła.- Ja chyba 
trochę poleżę i pocierpię.                                   
Mimo   silnej   pokusy,   żeby   oddać   się   cierpieniu,   Avery   ob-
serwowała Leargana podczas rozmowy z jej kuzynką. Zmiany, 
zachodzące na jego twarzy, były fascynujące. Kiedy Gillianne 
skończyła, przeciągnął ręką po włosach i wymamrotał cały
ciąg przekleństw.                                        .
- Ta diabelna suka dosięgła go jeszcze zza grobu - mruknął.
- Czy on się wtedy bardzo nią interesował? - spytała Avery - 
Nie. Tak, trochę. Na tyle, na ile zwykle mężczyzna interesuje się 
ładną, doświadczoną kochanką.

background image

I ufał, że będzie mu wierna, skoro ją utrzymywał, a tym-czasem 
ona go ośmieszyła. Leargan skinął głową,
Kiedy znalazł ją w łóżku z mężczyzną zaledwie kilka godzin po 
swym   wyjeździe,   było   wystarczająco   źle.   Potem   podczas 
rozmowy,   wyraźnie   bawiła   się   nim,   o-   powiadając,   że   nie 
można   jej   ufać   nawet   przez   jeden   dzień.   Nie   dosyć,   że 
zabawiała się ze wszystkimi mężczyznami w promieniu kilku 
mii, ale byli też wśród nich jego przyjaciele. Z nimi zaśmiewała 
się, opowiadając, jaki to z Camerona naiwny głupiec. Przyznała 
się, że skłamała, mówiąc, że jest bezpłodna, i że pozbyła się jego 
dziecka. Wtedy jej nie uwierzył, ale teraz... - Pokręcił głową. - 
Pewnie obawia się, że jedno z tych pogrzebanych w ogrodzie 
dzieci jest jego. Brzydzi go to, że wystrychnęła go na dudka 
taka   kobieta.   Nie   chodzi   o   to,   że   była   niewierną   suką.   ale 
morderczynią własnych dzieci. Najgorsze zło.
-  Oj, tak - zgodziła się Gillyanne. - Chyba bardzo jest załamany, 
że zadawał się z taką suką.
-  Ja bym był - przyznał Leargan.
-  Więc pewnie gdzieś tam zmywa z siebie tę plamę, chociaż to 
sprawa sprzed trzech lat - rzekła Avery.
Leargan   patrzył   na   nią   przez   moment,   po   czym   potrząsnął 
głową,
-     To   jest   bardzo   niepokojące.   Myślałem,   że   już   się   z   tego 
wszystkiego   wyleczył,   zapomniał   o   przeszłości   i   odzyskał 
równowagę.   Tymczasem   przez   tę   wiadomość   wszystko   po-
wróciło.
-  Tak mi się wydaje - przyznała Avery.
-  Przykro mi, panienko.
- Mnie też, Leargame. Idź teraz poszukać tego idioty. Sam sobie 
nie poradzi.                                                 

background image

- Może to chwilowy szok i nie potrwa zbyt długo. - Może, ale 
nie musi trwać długo, żebym straciła szansę na zmianę w jego 
uczuciach.
Zawahał się, otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale pokręcił 
głową i zgodził się: - Dobrze, pójdę i go znajdę. Kiedy wyszedł. 
Gillyanne popatrzyła na kuzynkę.
-  Nie poszło to zbyt dobrze, prawda?
-  Nie- zgodziła się Avery, popijając wino. - Nie poszło dobrze.
-     On   chyba   sam   nie   wierzył   w   te   oskarżenia,   które   tu 
przedstawiał. Po prostu przemawiała przez niego złość. Męż-
czyźnie trudno jest pogodzić się z tym, że dal się tak łatwo 
ogłupić   i   wziąć   na   piękne   uśmieszki.   Cameron   na   pewno 
uważa, że powinien być ponad to, powinien być odporniejszy i 
mądrzejszy.   Skoro   się   dowiedział,   że   zbrodnie   Anne   Seaton 
znacznie   przekraczają   zwykłą   głupotę   i   niewierność,   ma   do 
siebie jeszcze większe pretensje.
-  I dlatego jest jeszcze bardziej wściekły.
- Właśnie, ale to minie. Ile czasu może przeżywać coś takiego?
-   Gilly,   to   zdrada   Annę   Seaton   spowodowała,   że   Cameron 
°dwócił się w ogóle od kobiet, wyjechał do Francji i złożył śluby 
czystości.
- Ale to wszystko zdarzyło się trzy lata temu!
-  Tak, tyle że on jest uparty i nie zapomina tak szybko.
- O, Boże.
-  No, właśnie.

12

- Czy wciąż się boczy?
Avery  uśmiechnęła  się, gdy  Gillyanne wdrapała  się na  wóz 
obok niej. Choć po tygodniu podróży mogła już jechać konno, 
zmuszono   ją   do   pozostania   na   wozie.   Większość   czasu 

background image

spędzała, patrząc na plecy Camerona. Rzadko przychodził do 
namiotu. nigdy nie spał przy jej boku i prawie się do niej nie 
odzywał.   Właśnie   odjechał   z   Learganera   na   przeszpiegi   w 
porcie, do którego zmierzali, i nawet nie miała okazji życzyć 
mu szczęś-liwej drogi.
- Tak -odparła. - Tylko rzuca wściekłe spojrzenia, chrząka i śpi 
na zewnątrz, ze swymi ludźmi.
- Co za idiota. Dobrze, że Leargan n ie ma nowych siniaków. 
Może to znaczyć, że Cameronowi trochę się poprawia nastrój-
Biedny   Leargan,   pomyślała   Avery   i   znów   się   uśmiechnęła. 
Znalazł wtedy kuzyna kapiącego się w rzece, jak przewidzia-
ła. Gillyanne. Nigdy się pewnie nie dowie, kto komu co powie-
dzieła dość, że rozpoczęła się bójka. Istniała nawet
możliwość, że Leargan wywołał ją celowo, bo Cameronowi
było to potrzebne. Nie wiadomo dlaczego, ale mężczyźni
mają czasem potrzebę   takiego   rozładowania   frustracji.   Ci 
dwaj   wrócili   wtedy   po-krwawiem   i   posiniaczeni,   ale   gniew 
Camerona wyraźnie opadł Wciąż jednak był zamyślony i Avery 
zastanawiałasię,   czy   i   tego   nastroju   me   dałoby   się   z   niego 
wybić.   Wkrótce   chyba   sama   spróbuje.   Ich   wspólny   czas   się 
kurczył, a on spędzał go
na rozmyślaniu o wydarzeniach sprzed trzech lat. Dobrze
byłoby parę razy rąbnąć go w łeb maczugą, rozmarzyła się, 
patrząc, w którą stronę pojechał.
-   Jesteś pewna, zety nie rozmyślasz bezsensownie? -spytała 
Gilllyanne.
-   Nie,   w   każdym   razie   nie   cały   czas.   Teraz   na   przykład 
zastanawiałam się, czy rąbniecie w głowę przywróciłoby Ca-
meronowi rozsądek.
Gillyanne zaśmiała się i potrząsnęła głową

background image

- Nie, ale ty byś się lepiej poczuła. On po prostu głęboko to 
wszystko przeżywa, a nie chce tego. Chciałby być jak kamień, 
lecz jest bardzo uczuciowy.
-  Byłoby miło, żeby część tych uczuć skierował na mnie.
-     Myślę,   że   tak   jest.   Tyle   że   on   wierzy,   że   wytworzenie 
dystansu między wami pozwoli mu zabić wszelkie tęsknoty i 
potrzeby.
- Czasem myślę, droga Gilly, że wszystkich mężczyzn uważasz 
za niezbyt bystrych.                                           .
-   Jeśli   idzie   o   uczucia,   miłość,   sprawy   sercowe,   mężczyźni 
Potrafią być ślepi i ograniczeni. Kobiety zresztą tez, choć nie * 
często.  Kłopot   z mężczyznami polega  na tym,  że miłość  do 
kobiety uznają za słabość. Pomyśl tylko, Avery. Jeśli mężczyzna 
może być tak zraniony i zły z powodu  zdrady utrzymanki, 
której nawet nie kochał, to z pewnością jest człowiekiem, który 
ma serce. Wielkie serce.
- Rozważałam tę możliwość. I? - Czy ja powiedziałam „i"?
-  Nie, ale usłyszałam to w twoim głosie. I?
- I może siedzenie i czekanie, aż przestanie się dąsać,
nie jest najlepsze. Masz tak mało czasu, więc nie daj się
tak ignorować. To niesprawiedliwe, żebyś miała cierpieć za
czyny innych kobiet, ale nie pomoże sprawie, jeśli będziesz
unosiła się dumą. I pamiętaj, że Cameron wkrótce dowie się o
oszustwie jeszcze jednej bliskiej kobiety, siostry.
-  Wiem o tym -jęknęła cicho Avery. - To go może dobić.
-   Nie, jeśli będzie miał w pamięci ciebie i twoją miłość. Jeśli 
będziesz   w   jego   ramionach,   w   życiu,   pozostaniesz   w   jego 
myślach. Będzie musiał pamiętać, że ty go nigdy nie oszukałaś, 
byłaś lojalna wobec swego brata, uratowałaś życie ludzi Ca-
merona,   mimo   takich   nieprzyjemnych   planów   co   do   twojej 
osoby, powiedziałaś mu prawdę o jego synu. Przypomni sobie 
również twoją namiętność.

background image

-     Więc   mam   się   rzucić   na   niego,   zamiast   rzucić   w   niego 
kamieniem?
Gillyanne zaśmiała się i skinęła głową. - Tak, ja bym tak zrobiła.
-   Zrobię tak, gdy tylko wróci z przeszpiegów, czy gdzieś w 
mieście nie czai się DeVeau.
-  Myślisz, że DeVeau czeka gdzieś na nas?
-  Jestem tego pewna - odparła Avery. - Przecież prawie czuję 
go węchem.
-  Czy wyczuwasz jakieś niebezpieczeństwo?
-  Nie, i modlę się, żeby to był dobry objaw.

Cameron zaklął i przykleił się do ściany domu przy

małej uliczce, gdzie ukrywał się wraz z Learganem.
Wiedział, że DeVeau będzie na nich czekał, ale miał
nadzieję, że może mu się to już znudziło. Wiadomo było,
że DeVeau ma szpiegów w całym mieście i ze trudno będzile 
niepostrzeżenie dostać się na statek. Cameron dziwił się, że 
wogóle   znalazł   sie   kapitan   gotów   zabrać   ich   wszystkich. 
Wprawdzie miał zaufanie, że kapitan nie zawiadom. DeVeau, 
ale   nie   wiedział,   jakim   cudem   przetransportować   na   statek 
swoich ludzi, konie i cały dobytek tak, aby nikt me zwrócił na 
to uwagi.                       
- Będziemy musieli zredukować liczbę jego ludzi -powie-dział 
Leargan, opierając się o mur naprzeciwko Camerona.
-  Tak. - Cameron popatrzył na gospodę, w której zatrzymał się 
DeVeau. - Wybierz trasę, a potem zamknij oczy i ruszaj.
-  I zrób to tuż przed odpłynięciem statku, żebyśmy nie musieli 
za długo na ciebie czekać. - Leargan spojrzał tam, gdzie padł 
wzrok kuzyna, i uśmiechnął się słabo. - Obawiam się, że nie 
zdążysz wślizgnąć się tam i poderżnąć mu gardła.
-  Nie planowałem dla niego takiej łatwej śmierci.
-  Wciąż masz żal, że dotykał dziewczyny, którą przez

background image

tydzień ignorujesz?
- Źle zrobiłem, łamiąc śluby czystości.
-  Oczywiście.
-   Ponieważ  wkrótce   będziemy  w Cairnmoor  i będę  musiał 
wymienić   Avery   na   jej   brata,   uznałem,   że   najlepiej   będzie 
zakończyć ten romans teraz, zlikwidować całe to zamieszanie.
-  Jeśli tak uważasz...
Cameron spojrzał na kuzyna z wściekłością.
- Słyszę w twoim głosie wyraźne potępienie.
Leargan wzruszył ramionami.                      
- Jesteś zbyt uparty i tępy, żeby korzystać z błyskot-liwych rad. 
Skoro chcesz, żeby przeszłość rzucała cień na całe twoje życie, 
to cóż mogę zrobić? Ale rezerwuję sobie
prawo do dania ci w zęby za obrazę lady Avery przez
porównanie jej, chocby przelotnie, do zdradliwych
dziwek, z którymi miałeś kiedyś do czynienia.
- Masz prawo - rzucił Cameron. - Tak samo, jak ja
będę miał prawo dać ci w pysk za to, że jesteś męczący
jak wrzód na tyłku.
-  Zgoda.
-   A teraz wróćmy lepiej do obozu. Trzeba wszystko dobrze 
zaplanować.
Avery   słuchała   z   przerażeniem   wieści   o   tym,   że   w   całym 
mieście kręcą się ludzie sir Charlesa. Pomysł, żeby przerzedzić 
ich   liczbę   w   tym   czasie,   gdy   reszta   będzie   próbowała 
bezpiecznie   wślizgnąć   się   na   statek,   wydawał   się   dość 
ryzykowny.   Wpraw-dzie  MacAlpinowie  mieli  teraz  wszelkie 
prawo uważać DeVeau za wrogów, ale prawdą było również, 
że   to   ona   była   powodem   obecnego   konfliktu.   Już   miała 
zaproponować,   żeby   oddali   ją   sir   Charlesowi,   kiedy   nagle 
odezwała się Gillyanne.
-  Trzeba odwrócić jego uwagę.

background image

-  To by pomogło, dziecko - zgodził się Cameron - ale ponieważ 
użyliśmy już tej sztuczki przy uwalnianiu Avery, DeVeau na 
pewno będzie ostrożny.
-   Tak, jest jednak nastawiony na zwykły żołnierski fortel, jak 
popędzenie   koni   czy   podpalenie   wozu.   Potrzebne   jest   coś 
takiego,   czego   nie   skojarzy   z   wami.   Może   coś,   co   pozwoli 
ludziom wejść na statek i wnieść cały dobytek tuż przed jego 
nosem.
Cameron zrobił wielkie oczy i skinął głową.
-  Bardzo dobry pomysł, tylko nie wiem zupełnie, co by mogło 
być.
-     Wiele   ludzi   odbywa   pielgrzymki   do   świętych   miejsc   w 
Anglii,
-  Gilly, jesteś czasami zdumiewająco mądra - stwier-
dziła Avery, uśmiechając się, gdy kuzynka się zarumieniła.
- Przyznaję, że czasami mam dosyć dziwne pomysły - mruknęła 
dziewczynka, patrząc na Camerona. -Musisz mieć jakichś ludzi, 
którzy me są zbyt znani sir Charlsowi i jego żołnierzom. Takich, 
co to wystarczy im jakaś peleryna,
i przejdą nierozpoznani.

- Mała grupka - ciągnęła Avery. - Sześciu ludzi, jeden 

obładowany wóz i kilka zwykłych koni. Jedna kobieta i Gil-
lyanne.
- Ja? - pisnęła dziewczyna.
- Nie! - krzyknął Cameron.
-   Tak.   Mała   grupka   pielgrzymów   nie   wzbudzi   na   dłużej 
zainteresowania, ale dziewczyna, która ślubowała Śpiewać całą 
drogę do świętego miejsca, zwróci uwagę prawie całej wsi.
Gdyby Gillyanne śpiewała całą drogę, idąc przez miasto, nawet 
nikt   na   statku   nie   zauważyłby   wślizgujących   się   ludzi.   To 
byłoby dopiero odwrócenie uwagi. Niestety, mogło to również 
narazić ją na niebezpieczeństwo.

background image

-     Nie   mogę   narażać   dziewczynki   -   powiedział   Cameron, 
ignorując   pomruk   rozczarowania,   który   rozległ   się   ze 
wszystkich stron.
-     A   ja   nie   mogę   śpiewać   przed   takim   tłumem   ludzi 
-zaprotestowała.   -   1   niby   dlaczego   to   miałoby   przyciągnąć 
czyjąś uwagę na dłużej?
-   Gilly,   wiesz,   że   ludzie   lubią   słuchać   twojego   głosu 
-Powiedziała   Avery.   -   A   dla   większości   z   nich   szansa   na 
usłyszenie   dobrej   śpiewaczki   jest   tak   rzadka,   jak   na   gorący 
dzień w Szkocji. - Popatrzyła na Camerona. - Nie sadzę, żeby 
Gillyanne   była   w   ten   sposób   bardziej   narażona   na   niebez-
pieczeństwa,   niż   gdyby   miała   się   wślizgnąć   na   statek   pod 
czujnym okiem żołnierzy DeVeau.                 
Jak więc argument Camerona się nie ostał. Rzeczywiście,
Gillyanne   byłaby   w   większym   niebezpieczeństwie, 
przekradając się na pilnie strzeżony statek. Cameron wraz z 
kilkoma swoimi ludźmi nie był w stanie zamknąć na wieki 
oczu wszystkimi strażnikom DeVeau. Zgodził się więc na plan 
pod
warunkiem, że wśród „pielgrzymów" będzie kilku mężczyzn
zdolnych do walki, gdyby zaszła taka potrzeba.
Kiedy Avery pomagała w przygotowaniach Anne, która miała 
być w grupie pielgrzymów, a także kuzynce, żałowała że nie 
weźmie udziału w tej przygodzie. Ranald, mąż Anne i trzech 
innych żołnierzy o dość pospolitym wyglądzie mieli pójść w tej 
grupie.   Donald   będzie   odgrywać   chorego   chłopca,   którego 
pielgrzymka   ma   uzdrowić.   Cameron   i   Leargan   szybko 
pakowali konie i wóz, żeby zmieścić tam jak najwięcej. Wielka. 
ilość   bagażu,   jaką   mieli   pielgrzymi,   dawała   się   łatwo   wy-
tłumaczyć. Ofiary, pokuty i błogosławieństwa nie są tanie.
-   Teraz żałuję, że to wymyśliłam - marudziła Gillyanne, gdy 
Avery upinała jej włosy.

background image

-  Gilly, to był wspaniały pomysł.
-  Tak, bo miałaś zaproponować, żeby cię oddali tej świni;
-     Skąd   wiesz,   że   chciałam   tak   zrobić?   -   Avery   musiała 
przyznać, że dar kuzynki jest czasem niepokojący.
-     Widać   było,   że   myślisz:   „To   wszystko   moja   wina".   Wie-
działam, że Cameron  nie zgodzi się na to, ale nie chciałam 
kłótni.   1   co   mam   w   nagrodę?   Muszę   śpiewać   przed   bandą 
obcych luda.
-  Ciii, dziecko, to jeszcze nic w porównaniu z tym, co ja mam 
zrobić   -wtrąciła   Annę,   przypinając   czepeczek.   -   Z   trudem 
powstrzymuję  się  od śmiechu  na  samą  myśl o  tym,  że mój 
chłop będzie odgrywał księdza.

 Przecież zna wiele modlitw i błogosławieństw - rzekła Avery.

 

- A po francusku mówi tak, jakby się tu urodził.
Annę   wzruszyła   ramionami.   Takie   już   ma   zdolności.   Ten 
człowiek pamięta
każde słowo, jakie w życiu usłyszał, i jest niezłym mimem.
Ale   granie   świętoszka   będzie   dla   niego   bardzo   meczące 
-Zaśmiała się wraz z Gillyanne i Avery, po czym wyprostowała 
się   gładziła   prostą   brązową   suknię   -No,   to   ruszajmy.   Im 
wcześniej zaczniemy, tym szybciej skończymy.
-   Gdzie   Ranald   zdobył   te   wszystkie   rzeczy   księdza?-spytała 
Avery, lecz Annę nic nie odpowiedziała, tylko wzięła Gillyanne 
pod rękę i pośpieszyła w stronę reszty pielgrzymów
Avery   dołączyła   do   grupy,   która   miała   wejść   do   miasta   z 
przeciwnej   strony   niż   pielgrzymi.   Już   prawie   skończyli 
opróżnianie wozów, które miały zostać. Swoje rzeczy i zapasy 
popakowali na konie i na własne plecy. Z wierzchowcami będą 
największe   kłopoty,   pomyślała   Avery,   mocując   z   pomocą 
Therese swój bagaż na plecach. Koń nie potrafi wczołgać się po 
cichu na pokład ani schować się tak sprawnie jak człowiek. 
Cameron chciał szybko je w porcie rozkulbaczyć i wprowadzić 

background image

je mieli w ostatniej chwili rzekomi handlarze koni. Pomysł był 
dobry, ale jednak obecność zwierząt mocno ją niepokoiła.
Była zawiedziona, że nie miała okazji zamienić kilku stów z 
Cameronem, nim wraz z Learganem, Małym Robem, Colinem i 
jeszcze dwoma mężczyznami wymknął się do miasteczka, żeby 
uciszyć tylu ludzi DeVeau, ilu się da. Szybko pomachały sobie z 
GiUyanne, kiedy ich grupy udały się w różne strony. Przez całą 
drogę do miasteczka Avery modliła się, żeby plan okazały się 
skuteczny. Gdyby wszystko zawiodło, nie dość, że ona znów 
skończyłaby w rękach sir Charlesa, ale wpadłaby w nie również 
Gillyanne.
Cameron   zaciągnął   zabitego   człowieka   w   ciemniejszą   część 
uliczki i tutaj zostawił. Nie lubił tak zabijać, skradając się za 
ofiarą   i   uderzając   bez   ostrzeżenia.   Większość   strażników 
ogłuszył mocnym uderzeniem w głowę, po czym zosta-
wił   ich   związanych   i   zakneblowanych.   Ten   jednak   zobaczył 
któregoś z jego ludzi, wkradających się na statek, i już chciał
podnieść alarm, więc trzeba było szybko zażegnać niebezpie-
czeństw. Cameron wolał męską walkę twarzą w twarz niż
podrzynanie gardła, ale nic nie mógł na to poradzić.
I   wtedy,   jakby   dla   ulżenia   jego   duszy,   powietrze   przeciął 
niezwykły głos Gillyanne. Uśmiechnął się, gdy wszystko nagle 
zamarło. Nie zdziwiłby się, gdyby szukające resztek psy nagle 
usiadły i zaczęły słuchać. Miał tylko nadzieję, że jego ludzie są 
już przyzwyczajeni do tego śpiewu i będą robili swoje, chociaż 
tego głosu nie dawało się słuchać bez pełnego zainte-resowania. 
Było w nim coś takiego, co chwytało za serce i mocno trzymało.
Nie spuszczając z oka małej grupki z Gillyanne i pilnując,
czy jeszcze gdzieś nie pojawi się człowiek sir Charlesa, którego
trzeba uciszyć, Cameron ruszył w kierunku portu. Czasem
widział któregoś ze swoich, jak wchodzi na statek, i mógł tylko
modlić się o to, żeby wszyscy byli na pokładzie, kiedy on

background image

i grupa „pielgrzymów" dotrą tam wreszcie. Jakaś szara postać
zbliżyła się do niego, ale odetchnął z ulgą, poznając kuzyna.
- Prawie wszyscy są już na pokładzie - zameldował Lear-
gan. - Za chwilę będą ładować konie. Ta mała zajęła sobą
wszystkich. Jakby byli zaczarowani. Nawet ten drań, którego
chcesz zabić - dodał, wskazując głową na gospodę.
Cameron   podążył   za   wzrokiem   kuzyna   i   cicho   zaklął.   Sir 
Charles wydawał się oczarowany, ale spojrzenie, jakim mierzył 
Gillyanne   i   całą   grupę,   mocno   go   zaniepokoiło.   Nie   był   do 
końca   pewien,   czy   sir   Charles   nie   rozpozna   kogoś,   Istniało 
również niebezpieczeństwo, że będzie chciał porwać Gillyanne 
aby posiąść ten cudowny głos na własność.
Avery stała obok krępego kapitana, który oparty o reling,
zydychał z zachwytem, słuchając śpiewu Gillyanne.
Wydawało się, że wszystko idzie dobrze, ale wciąż nie
była pewna, czy może ufać instynktowi. Ostatnio jej
zdolność wyczuwania niebezpieezeństwa bywała zawod-
na. Było to zapewne wynikiem uczuciowych zawirowań,
jakim podlegała. Kiedy Gilliyanne zamilkła, Avery uśmiechnęła
się do kapitana, który ocierał łzy z policzków.
- Moja kuzynka śpiewa jak anioł, prawda?-spytała, klepiąc' go 
po ręce. - Jej ojciec, sir Eric Murray, lord Dubhlinn, jest z niej 
bardzo dumny.
- Sir Eric Murray? Czy on jest spokrewniony z MacMil-lanami z 
Bealachan?
- Tak, jest ich siostrzeńcem. Dali mojej kuzynce w wianie trochę 
ziemi, tak bardzo ją lubią.
-  Jestem więc jej dalekim kuzynem.
Ponieważ nazywał się MacMillan, podejrzewała juz możliwość 
jakichś koneksji, ale udała zdumienie.
- To mnie bardzo pociesza, że będziemy przebywać te wody 
pod dowództwem krewniaka. - Westchnęła i pokręciła głowa. 

background image

-Mam tylko nadzieję, że moja kuzynka dotrze bezpiecznie na 
pokład.
-  A dlaczego nie? Czy coś jej grozi?
- Nie jestem pewna, ale człowiek, który poszukuje mnie dl,a 
własnych korzyści, może próbować schwytać ją zamiast mnie. 
Może również pozbawić Szkocję tego pięknego głosu i trzymać 
ją w niewoli dla rozrywki.                
- Podli Francuzi- mruknął kapitan i dał znak swoim
ludziom. Avery z trudem powstrzymała uśmiech, gdy wszyscy
członkowie załogi złapali za broń.           
Żołnierze Camerona stali przy relingu z łukami i
strzałami. Teraz doszło do nich jeszcze kilkunastu
uzbrojonych marynarzy.
Dobrze, że kapitan w ogóle zgodził się przyjąć ich na statek i 
nie   wydał   DeVeau,   a   teraz   w   dodatku   był   skłonny   o   nich 
walczyć.
Avery   patrzyła,   jak   przyjechał   Cameron   ze   swymi   ludźmi 
Ludzie wślizgiwali się na pokład, podczas gdy on i Leargan 
pomagali   Annę   i   reszcie   załadować   na   statek   wóz   i   konie. 
Gilłyanne stała na kei, słodko śpiewając, a Ranald błogosławił 
morze i statek. Avery już się uspokoiła, gdy nagle tuż za jej 
kuzynką pojawił się sir Charles z czterema ludźmi. Nim Ranald 
zdołał go powstrzymać, schwycił dziewczynę i przyłożył jej nóż 
do   gardła.   Ranald   stał   naprzeciwko   niego   z   wyciągniętym 
mieczem, ale nie mógł nic zrobić. Cameron i Leargan stali przy 
rampie, z uniesionymi mieczami, równie bezradni.
-     Myślisz,   lady   Avery,   że   dam  się   nabrać  na   tę  sztuczkę?! 
-zawołał sir Charles.
-  Jak się domyśliłeś? - spytała, dziwiąc się spokojowi w swoim 
głosie.
-  Sir Renford - skinął na człowieka stojącego obok -rozpoznał 
dziewczynę. Mężczyzna często pamięta kobietę, na którą ma 

background image

ochotę, a której nie udało mu się mieć. A teraz proponuję, żeby 
twoja słodka osóbka znalazła się tu na dole, jeśli chcesz, by ten 
ptaszek wydobył jeszcze z siebie jakiś dźwięk.
Gdy Avery ruszyła się, jakby chciała posłuchać rozkazu, Mały 
Rob stanął za nią, przytrzymał jej ręce i przycisnął do relingu. 
Nie   odrywając   wzroku   od   sir   Charlesa,   Cameron   dal   znak 
swoim   ludziom,   którzy   stali   z   naciągniętymi   łukami, 
wymierzonymi   wprost   w   sir   Charlesa.   Również   marynarze 
mieli   przygotowaną   broń   -   niektórzy   łuki,   inni   miecze   lub 
maczugi. Nawet sir Charles, mimo całej pewności siebie, musiał 
wiedzieć, że będzie martwy, gdy tylko zrani Gillyanne i pojawi 
się choćby jedna kropla jej krwi. Avery modliła się żeby nie był 
tak szalony i nie uznał, że uda mu się jakoś
uciec lub, co gorsza, zabrać z sobą dziewczynkę dla
jakiejś pokretnej zemsty. Stała w napięciu wystraszona,
przytrzymywana przez Małego Roba, podczas gdy towarzysze
sir Charlesa prowdzili z nim rozmowę.
-   Puść   dziewczynę,   DeVeau   -powiedział   Cameron   po   fran-
cusku- - Nie wygrasz.
- Moi ludzie... - zaczaj sir Charles, powoli odsuwając nóż od 
szyi Gillyanne.
- Większość z nich jest martwa albo związana. Wątpię, czy uda 
ci   się   znaleźć   więcej   niż   czterech   nowych   chętnych   spośród 
tchórzy, ukrytych za twoimi plecami.
- Nie lubię przegrywać - powiedział sir Charles, ale po-pchnął 
Gillyane w kierunku Ronalda, który złapał dziewczynę za rękę 
i pobiegł na statek.
Sir Charles ukłonił się Avery.
- Do następnego spotkania.
-Sądzę, że widziałam już Francję- odpowiedziała i uwolniwszy 
się z uchwytu Małego Roba, pośpieszyła do Gillyanne.
Cameron stał przy relingu, patrząc na sir Charlesa, gdy statek

background image

wypływał z portu.
- To był prawie cud.                                             
- Tak - zgodził się Leargan, stajać przy nim. -Na szczęście sir 
Charles bardziej kocha siebie, niż lubi zwyciężać. - Zerknął na 
Avery i Gillyanne pogrążone w rozmowie z kapitanem. -Czy 
wiedziałeś, że nasz kapitan jest jakimś krwniakem małej
Gillyanne?
- Dopiero od paru minut. - Cameron mocniej uchwycił się
barierki, gdy statek nabierał szybkość. - Myślisz, że dzew-czyny 
poproszą go o pomoc w zorganizowaniu ucieczki?
Leargan również trzymał się mocno relingu, a twarz robiła mu 
się coraz bardziej szarozielona.
. Sądzę, że przyszło im to do głowy, ale wiedzą równieą że ktoś 
mógłby zostać ranny, a tego by nie chciały.
Czując,   że   oblewa   go   nieprzyjemny   zimny   pot,   i   wiedza   te 
wygląda   przynajmniej   tak   samo   jak   jego   kuzyn,   Cameron 
zaśmiał się niewyraźnie.
_ Chyba jednak nie bylibyśmy w stanie walczyć.
Jedyną odpowiedzią kuzyna był śmiertelny jęk, a za moment 
taki sam jęk wydał Cameron.

13

O, widzę, że ta podróż nie będzie romantyczną przygodą, 

o jakiej marzyłam.
Cameron spróbował się odwrócić, żeby spojrzeć na Avery, ale 
tylko się skrzywił.
-  Mam ręce przywiązane do balustrady.
Tak. - Przyklęknęła przy nim i pomyślała, że nigdy jeszcze nie 
widziała   mężczyzny   tak   chorego.   -   Mały   Rob   bał   się,   że 
wypadniesz za burtę razem z zawartością swojego żołądka.

background image

-   A   gdzie   jest   Leargan?   -   Cameron   rozejrzał   się,   lecz   nie 
zobaczył kuzyna.                                                       
- Annę i Gillyanne już go odwiązały i zaprowadziły do koi.
- Jak mu to może pomóc? Przecież koja też się rusza.
-  Racja, ale mamy napój, który pomaga. Zrobiłyśmy go bardzo 
dużo, bo prawie połowa twoich ludzi zachorowaia.
Zauważył,   że   Avery   wygląda   bardzo   atrakcyjnie,   osmagana 
wiatrem i opalona, i wzbudziło to jego zawiść.
- A ty piłaś tę miksturę?                  
- Nie. - Odgarnęła mu z czoła posklejane włosy i uznała, że 
oprócz lekarstwa potrzebne mu mycie.
- Pewnie, że nie - marudził. - Nie powinno mnie dziwić źe 
dziewczyny Murrayów są doświadczonymi żeglarzami.
Avery rozwiązała mu ręce.
- Właściwie Gillyanne i ja wiele nie żeglowałyśmy. Tylko ta 
jedna podróż do Francji.
-  Wcale nie jest mi przez to przyjemniej.
-     No   wiesz,   i   to   po   tym,   jak   Mały   Rob   i   ja   tyle   sie   na-
pracowaliśmy, żeby wlewać ci lekarstwo do tego nieszczęsnego 
gardła.
Cameron przypomniał sobie mgliście, jak ktoś wlewał w nie-go 
obrzydliwie smakujący płyn, po czym stwierdził, że jest po raz 
pierwszy przytomny, odkąd statek rozwinął żagle.
-  Jak długo byłem przywiązany do tego relingu?
-  Od wczorajszego poranka - odpowiedziała, obejmując go w 
pasie, żeby mógł wstać.
Patrzył na czubek jej głowy, gdy go prawie ciągnęła w stronę 
swej kabiny.
-  Nie powinnaś trzymać się tak blisko mnie. Na pewno cuchnę.
-  Oczywiście, ale dlatego w mojej kajucie jest gotowa kąpiel.
-  Czy nie mam własnej kajuty?

background image

-  Nie. Jest tylko kilka i kapitan dał je kobietom, chociaż teraz są 
zapchane chorymi mężczyznami. - Z trudnością utrzy-mywała 
go jedną ręką, drugą otwierając drzwi do maleńkiej kajuty. - 
Teraz ty będziesz zapychał moją-
Cameron   chciał   zaprotestować,   ale   był   zbyt   słaby,   żeby   się 
kłócić.   Stał   niepewnie,   gdy   wręczyła   mu   puchar   jakiegoś 
ziołowego naparu i zaczęła ściągać z niego ubranie. Rujnowała 
w ten sposób jego plan, by się od niej trzymać z daleka. Potem| 
uznał, ze jest na pewno zbyt chory, żeby wpaść w pułapkę 
własnego pożądania, i odprężył się.
Napój   smakował   obrzydliwie,   lecz   wypił   do   końca   i   z 
wdzięcznością   przyjął   wino,   które   mu   dała,   żeby   poprzwić 
sobie smak
Gdy zanurzył się w gorącej wodzie, z westchnieniem zadow-
olenia stwierdził, że od jakiegoś czasu nie odczuwa skurczów
żołądka.   Mikstura   smakowała   ohydnie,   ale   naprawdę 
pomagała.
- Ten twój napój chyba rzeczywiście działa - przyznał gdy myła 
mu włosy.
- Zwykle pomaga  po czwartej dawce - odpowiedziała i od-
chyliwszy mu głowę, spłukała czystą wodą z dzbanka. - Ty 
właśnie połknąłeś szóstą.
- Ma tak obrzydliwy smak. Aż się dziwię, że nie jest mi bardziej 
niedobrze.
Avery zaśmiała się cicho, szorując mu plecy. Zostawiając go na 
dwa dni na pokładzie, zrobiła jedną z najtrudniejszych rzeczy 
w życiu. Był tak strasznie chory, a ona nie mogła nic zrobić, 
tylko wlewać mu wywar do gardła i czekać, aż zacznie działać. 
Teraz   jednak   widziała   pewne   korzyści   z   tego,   że   najgorszy 
okres spędził poza kajutą. Mieli przynajmniej czyste, pachnące 
miejsce, w którym mógł odzyskiwać siły.

background image

A w dodatku, pomyślała, uśmiechając się, byl teraz poniekąd 
na   jej   łasce.   Gilly   miała   rację.   Głupio   było   pozwolić   mu   na 
utrzymywanie dystansu między nimi. Jeśli to miał być koniec, 
nie da sobie ukraść tej odrobiny czasu, jaki im został. Musi mieć 
co   wspominać.   Wyraźne   ślady   podniecenia,   jakie 
zaobserwowa-ła,  kończąc  go  kąpać, upewniły  ją,  że  wciążjej 
pożąda, i najwyz-szy czas, żeby przestał uciekać przed tym, co 
może ich połączyć.
- Chyba jut wydobrzałem na tyle, żeby się samemu wy-trzeć - 
powiedział, wychodząc z wanny.                        
Wręczyła mu ręcznik i poszła otworzyć drzwi, do których ktoś 
zapukał. Weszło dwóch mężczyzn, którzy ustawili na małym 
stoliczku tacę z jedzeniem iwytaszczyli wannę. Nim
wyszli Cameron włożył szatę, którą mu przygotowała, usiadł
przy stole i ostrożnie patrzył na jedzenie.
-  Możesz coś zjeść - powiedziała. Podeszła do dużej mied-nicy 
z ciepłą wodą i zaczęła zdejmować suknię. -Nie zaszkodzi ci, 
ale radzę powoli. Twoje wnętrzności są obolałe.
- Niewątpliwie - szepnął, gdy jej koszula opadła do stóp a zaraz 
po niej majtki.
Żuł   groby   kawał   chleba,   patrząc,   jak   dziewczyna   się   myje 
Widok   jej   pięknych,   smukłych   pleców   rozpalał   go   do   bólu. 
Jestem już w znacznie lepszej formie, pomyślał, popijając wino, 
które wcale nie chłodziło gorącej krwi.
Zachowywała się tak, jakby wciąż byli kochankami. Było to 
zupełnie   niezrozumiałe,   bo   cały   tydzień   ją   ignorował.   Może 
powinien jej wprost powiedzieć, że ich romans się skończył?
Patrzył na nią, gdy siadła do stołu, ubrana tylko w lekką szatę. 
Jej   gęste   ciemnozłote   włosy   wiły   się,   spadając   na   smukłe 
ramiona. Uśmiechała się słodko. Z sobie tylko znanych powo-
dów miała zamiar potraktować jego zachowanie z ubiegłego 
tygodnia jako wynik złego humoru. Obserwował ją dalej, gdy 

background image

jedli. i czuł, jak pożądanie ściska całe jego ciało, a oczekiwanie 
słodyczy,   jaką   mógłby   poczuć   w   jej   ramionach,   poruszało 
każdy   nerw.   Im   dłużej   na   nią   patrzył,   tym   bardziej   rosła 
namiętność i coraz częściej myślał, jaki z niego idiota, że sam 
rezygnuje z tego, co mu tak chętnie oferuje.
-     Do   czego   ty   zmierzasz?   -   spytał   w   końcu,   zdziwiony   jej 
dobym nastrojem po tym, co musiała znosić z jego strony przez
ostatnie dni.
-  Do czego? - spytała, zakładając nogę na nogę. Nie po-prawiła 
szaty, która się rozchyliła, ukazując jej nogi do polowy uda. - 
Dlaczego uważasz, że w ogóle do czegoś zmierzam?
Z   trudem   oderwał   wzrok   od   jej   szczupłych   nóg,   walcząc   z 
pokusą obsypania ich pocałunkami'.
-   Bo   po   tym,   jak   się   zachowywałem   cały   miniony   tydzień. 
dziewczyna   z   twoim   temperamentem   powinna   mieć   ochotę 
walnąć mnie w łeb. A ty tymczasem kurajesz mnie w
chorobie, myjesz, karmisz, uśmiechasz się i kusisz.               
-   Zachowywałeś   się   tak   specjalnie,   prawda?   Myślałam   po 
prostu sie dąsasz.                                      
- Nie dąsałem się.
- Nie? Wiec jak byś to nazwał?
- Po prostu przypomniała mi się zdradziecka natura kobiet Nie 
zdziwił go wyraz gniewu na jej twarzy.
- Gdybym była niegrzeczna, powiedziałabym, że jak ktoś się 
zadaje tylko z dziwkami i cudzołożnicami, to musi być idiotą, 
spodziewając się honoru i uczciwości.
- Mocno bijesz, panienko.
- Dziękuję.
Uświadomił sobie, że jej słowa go nie zezłościły, bo już sam 
doszedł do takiego samego wniosku. Myśl, że mogła uznać go 
za idiotę, ukłuła go ostro, ale się z tym pogodził. Kobiety i 

background image

mężczyźni od zawsze robili z siebie idiotów, a on przynajmniej 
wyciągnął naukę z doświadczeń.
- Nie wszystkie były dziwkami i cudzołożnicami - poczuł się w 
obowiązku wyjaśnić. - Jedna to była dziewczyna, z którą byłem 
zaręczony, dobrze urodzona, miłego usposobienia i po-dobno 
cnotliwa.
-  Byłeś  żonaty?   -  Avery  zastanawiała  się,  dlaczego   skoro  w 
miarę   spokojnie   przechodziła   do   porządku   nad   jego   byłymi 
kochankami, to myśl o zaręczynach czy małżeństwie jest jej
tak przykra.
- Nie, tylko zaręczony. Wydawała się chętna do małżeństwa 
Dwa tygodnie przed ślubem przyjechała do Carinmoor ze
swą matką, służbą, jakimiś krewnymi, wśród nich z dalekim
kuzynem   imieniem   Jordan.   -   I?   -   zachęcała,   gdy   zamilkł   i 
zapatrzył się ponuro w swój kielich. - Byli kochankami, ona i 
ten Jordan?
-   Tak,   i   on   nie   był   żadnym   kuzynem.   Był   synem   starego 
zatwardziałego wroga mojego ojca. Chcieli wykorzystać uro-
czystość   zaślubin   do   tego.   żeby   wpuścić   swoich   ludzi   do 
mojego zamku i go przejąć. Moja rodzina, służba i oczywiście 
ja, zamroczony pan młody, mieliśmy zostać zabici. Wpuścili juz 
do mojego domu kilkoro swoich ludzi i Zaczęli rzeź Sześciu 
moich ludzi nie żyło, nim się zorientowałem, że coś jest nie w 
porządku. Później znaleźliśmy ich ciała, obciążone kamieniami, 
na dnie fosy.
I masz pretensje do siebie za każdą z tych śmierci, pomyślała 
Avery, żałując, że nie może zdjąć z niego tej winy.
-  Jak się zorientowałeś, że coś takiego planują?
-   Szedłem do jej komnaty sypialnej, gdy zobaczyłem wkra-
dającego się tam Jordana, i przyłożyłem ucho do drzwi.
_ i okazało się, że ci, którzy podsłuchują, nigdy nie usłyszą o 
sobie nic dobrego? Uśmiechnął się leciutko.

background image

-   Racja. Usłyszałem, jakie mają plany i co się stało z moim 
zaginionymi ludźmi. Usłyszałem również, że moja narzeczona 
jest   bardzo   zadowolona,   że   wszystko   zostanie   załatwione 
zanim   będzie   musiała   mnie   poślubić   i   spędzić   ze   mną   noc 
poślubną.   Była   przerażona,   że   ten   ciemny,   ponury   diabeł 
mógłby dotknąć jej jasnego ciała, zanim zostanie zabity-
-     Och,   pewnie   wolała   jasnowłosych   pięknisiów,   młodych 
rycerzy, którzy podrzynają gardła gospodarzom, goszczącym 
ich w swych domach. -Ucieszyła się, widząc, że się uśmiechnął 
z   jej   drwiny.   -   Trudno   jest   czasem   dojrzeć   prawdę   poprzez 
uśmiechy i słodkie słówka. Pochlebstwa są tak miłe, że chętnie 
się w nie wierzy. A co ty zrobiłeś?                              
-   Zamknąłem bramy, zebrałem zdrajców, a kiedy jego ludzie 
nadjechali, powywieszałem tamtych na blankach. Od-jechali.
Było to okrutnr, ale wiedziała, że dał im łagodniejszą
śmierć, niż zrobiliby to inni.                                   
- A twoja narzeczoną?
- Nastraszyłem ją i jej baby i odesłałem do domu. - Cameron 
przypatrywał się Avery w milczeniu, po czym nagle spytał: -A 
kto ciebie oszukał?
-   Och,   po   prostu   taki   chłopak.   Przed   wyjazdem   do   Francji 
rodzice zabrali mnie na dw6r królewski. Mieli pewnie nadzieję, 
że   znajdę   tam   narzeczonego.   Powiedzmy   sobie   szczerze,   że 
chłopcy nie pchali się do mnie tłumem, żeby ucałować czubek 
mojego   pantofelka.   Był   jednak   taki   jeden,   który   wykazał 
zainteresowanie mną, a ponieważ nikt przedtem nie prawił mi 
komplementów   i   nie   przymilał   się,   byłam   pod   wrażeniem. 
Słyszałam, że uwodzi panny i je zostawia... taki łajdak, który 
więcej czasu spędza w damskich objęciach niż przy jakiejkol-
wiek pracy. - Wzruszyła ramionami. - Wmawiałam sobie, że 
większość młodych chłopaków korzysta z takich rozrywek,
nim się ustatkuje i ożeni.

background image

Cameron wiedział, jak się ta historia skończy, i z trudem się 
powstrzymywał,   żeby   jej   nie   przerwać.   Uważał,   że   nie   ma 
jakiegoś dziwacznego gustu, więc nie mógł zrozumieć, czemu 
inni nie zauważają jej urody, nie widzą w tym smukłym ciele 
obietnicy   gorącej   namiętności.   Czuł   wielką   ochotę   spotkania 
tego młodego człowieka i pobicia go dotkliwie. Po wypadkach 
z sir Charlesem był nastawiony do Avery bardzo opiekuńcza
-  A z tym chłopakiem tak nie było? - spytał.
-   Może   będzie,   ale   nie   ja   byłam   tą   dziewczyną,   która   go 
nawróciła. Nie był zbyt dyskretny. W tym samym
czasie, gdy się do mnie zalecał, miał romans z pewną
młodą mężatką. Przez przypadek nakryłam ich na
schadzce w ogrodzie. Wyrażała zazdrość z powodu uwagi, jaką 
mi poświęcał. Potem okazało się,
że   jego   zauroczenie   tą   zbyt   chudą   dziewczyną   z   dziwnymi 
oczami"   wynikało   z   zainteresowania   jej   posagiem. 
-Uśmiechnęła się, gdy on się lekko skrzywił. - Nie chciałam 
zostać dłużej na dworze.
- I oczywiście był jasnowłosy i bardzo ładny.
Zaśmiała się cicho.
- Miał czarne włosy, skórę białą jak mleko i niebieskie oczy. 
Odkryłam wtedy, że na jasnej skórze najłatwiej powstają siniaki 
- mruknęła. - Gdy wróciłam z ogrodu do wielkiej sieni, mąż tej 
damy zapytał mnie, czy jej gdzieś nie widziałam.
-   Złośliwa   dziewczyna.   -   Cameron   podniósł   puchar,   jakby 
wznosił toast.
-   Tak, chociaż nie powinnam była dać się ponieść urażonej 
dumie. Ten mąż mógł był zabić ich oboje. Chłopak i tak nieźle 
oberwał, bo nie był ani wysoki, ani mocny,
-  Dziwne. Kobiety zwykle wolą wysokich i silnych.
-     Ale   z   tego,   co   wtedy   usłyszałam,   miał   co   innego,   co   ją 
zainteresowało. Jego kochanka powiedziała, że ma bardzo

background image

dużego...
-  Avery - ostrzegł, patrząc na nią karcąco, chociaż chciał
się roześmiać.
-  Nie bój się, nie spojrzałam, żeby potwierdzić jej opinię.
-   Bardzo grzecznie się zachowałaś. Nie jesteś za chuda, a te 
twoje oczy może i mają dziwny kolor, ale są piękne.
-  Dziękuję, łaskawy panie - odpowiedziała lekko i żartobli-wie, 
a lekki  rumieniec  zabarwił jej  policzki. -  I mam  prawdziwą 
słabość   do   ciemnych,   przystojnych   rycerzy.   -   Mrugnęła   do 
niego-
Wyciągnął do niej rękę. Poczuł się niebezpiecznie dobrze, gdy 
podała   mu   dłoń.   2   westchnieniem,   które   było   wyrazem 
rezygnacji, posadził ją sobie na kolanach.
-  Lepiej się czujesz, co? - spytała i głos zadrżał jej trochę gdy 
Cameron zaczął gładzić jej nogi.
-  Znacznie lepiej - odpowiedział i pocałował ją w szyję
- I nie będzie już dąsów?
Odchylił się, westchnął i potrząsnął głową,
-   Nie.   Nie   możesz   oczekiwać,   że   człowiek   dobrze   przyjmie 
wiadomość, że ukryto przed nim jego dziecko. Biedaczek nie 
został nawet nazwany ani ochrzczony.                         
Avery uznała, że próbuje jej wyjaśnić swoje zachowanie Innych 
przeprosin me mogła od niego oczekiwać
-  Tak, to było okrutne. Ale jeszcze gorsze było to, co znjbfli ci 
ludzie, którzy zostawili go w lesie, skazując na śmierć
-     Ponieważ   był   ciemny   jak   diabeł,   z   czarnymi   oczami   i 
włosami, musiał być dzieckiem diabła, a to znamię na brzuszku 
potwierdzało podejrzenia. -Głos Camerona był szorst-ki, pełen 
goryczy, której nie potrafił ukryć.
-   Widocznie   jestem   wielką   grzesznicą   -   mruknęła   -   bo   za 
każdym razem, jak widzę ten znaczek na twoim brzuchu, mam 
ochotę go pocałować.

background image

Poczuła, jak zadrżał pod dotykiem jej rąk, które położyła mu na 
piersi. Musiał odchrząknąć, nim się odezwał.
-   Nigdy nie odmawiam mojej pani tego, czego sobie życzy. 
Podobał jej się sposób, w jaki powiedział „mojej panf.
Wstała  z  jego   kolan  i uklękła  między  jego  długimi  nogami. 
Chciała, żeby tak o niej myślał, kiedy już ją odeśle. Moja pani, 
przy której miękną mu kolana. Moja pani, która przy każdym 
dotyku i pocałunku okazuje rozkosz, jaką jej sprawia jego duże, 
mocne   ciało.   To   będzie   miłe   wspomnienie,   marzyła 
przesuwając usta po jego nodze coraz wyżej. Będzie słodkim, i 
miłym wspomnieniem, gdy odeśle ją już do Donncoill, i może 
będzie próbował znaleźć sposób na zdobycie jej z powrotem. 
Gładziła i całowała jego nogi. aż poczuła, jak przeszywa go 
dreszcz. Uniosła się na kolanach i rozwiązała mu kaftan.
Całowała jego twardy brzuch, biodra, żebra, wszędzie, tylko
nie tam, gdzie chciał najbardziej. W końcu pociągnął ją lekko za 
włosy, zamruczał coś i zrozumiała, że nie może już znieść jej 
delikatnych tortur. Zaśmiała się i dała mu to,
czego chciał.
Cameron ściskał oparcie fotela i patrzył, jak Avery pieści go 
ustami.   Robiła   to   coraz   lepiej,   wiedząc   instynktownie,   jak 
doprowadzić go na skraj słodkiego szaleństwa. Najwyraźniej 
dawanie sprawiało jej olbrzymią przyjemność i wzmagało to 
jego   rozkosz.   Chciał   wytrzymać   jeszcze   dłużej,   ale   po   paru 
chwilach wiedział, że musi ją powstrzymać.
Avery wydała cichy okrzyk zdumienia, gdy wstał, wziął ją pod 
pachy   i   usadził   na   fotelu.   Mruczała   z   przyjemności,   gdy 
rozsunął jej szatę i przywarł do piersi. Jego dłonie i usta stały 
się   narzędziami   zmysłowej   tortury.   Dopiero   gdy   przed   nią 
ukląkł, zawstydziła się.
-     Nie,   to   za   śmiałe   -   protestowała   słabo,   gdy   delikatnie 
powstrzymywał ją przed zsunięciem nóg.

background image

-     Ja   ci   nie   odmówiłem   żadnej   części   siebie   -   powiedział, 
wtulając się we wnętrze jej ud.
-  Ale mężczyźni są bardziej bezwstydni.
-   Och, jaka jesteś piękna tutaj. Złoto, jedwab i słodki miód. 
Wystarczyło kilka ruchów jego długich palców i jeden czy dwa 
pocałunki, aby wyzbyła się wszelkiego wstydu. Doprowadził ją 
na szczyt w zdumiewającym tempie. Szybko zorientowała się, 
że zrobił tak specjalnie, żeby mógł się nią bawić, jak chciał. 
Zamknęła oczy i usiłowała zapanować nad sobą jednak jego 
pieszczoty,   chociaż   bezwstydne   i   lubieżne,   bardzo   jej   się 
podobały. Jeszcze raz doprowadził ją na szczyt, do jakiego dążą 
wszyscy kochankowie. Kiedy wydawało jej się, że ma zamiar 
zrobić to po raz trzeci, zaprotestowała. Było to cudowne, ale 
chciała go poczuć w sobie, marzyła o połączeniu ich ciał. Nie 
miała ochoty znów przeżywać tego sama.
Cameron złapał ją w talii i uniósł z fotela. Powoli usadził ją na 
sobie, moszcząc się w niej, jakby mu się wcale nie spieszyło, 
jakby oboje nie drżeli z niecierpliwości. Avery patrzyła na
niego, przytuliła się do jego szerokich ramion. Miał zarnkniete 
oczy i odrzuconą głowę. Na jego twarzy malowali wyraz takiej 
rozkoszy, ze jej namiętność też osiągnęła wyżyny. Nim poszył 
do   końca   ich   ciała,   poczuła,   te   powoli   zbliża   się   już 
rozładowanie. Po kilku szybkich ruchach był już wraz z nią w 
raju.
Avery   opadła   w   jego   ramiona   i   wcale   się   nie   zdziwiła,   że 
rozciągnął się na plecach na podłodze. Była tak wykończona, że 
zdumiewał ją nawet fakt, że może oddychać, jeżeli jej rodzice 
zajmowali się czymś takim ponad dwadzieścia lat, to cud, że 
jeszcze żyją. To wyjaśniało sprawę jej dużej rodziny i gorące 
spojrzenia,   po   których   rodzice   gdzieś   znikali.   Nagle   mocne 
pukanie   wyrwało   Avery   z   rozmyślań.   Spojrzała   na   drzwi 
przerażona; nie pamiętała, czy zasunęła zasuwkę.

background image

-  Avery!- zawołała Gillyanne.- Chodź i popatrz na gwiazdy.
Słysząc, że kuzynka odeszła, nie czekając na odpowiedz, Avery 
znów opadła w objęcia Camerona.
- Chyba właśnie je zobaczyłam -szepnęła i uśmiechnęła się.
Wtedy i on się roześmiał.                                             
-   Chodź, panienko - powiedział wstając. - Chcę tam wyjść i 
wypróbować ten twój napój.
Ubierając się, Avery rzekła:                               
- Nie ma znaczenia, w którym miejscu na statku będziesz
stał. Pij ten napój trzy razy dziennie, póki nie dotrzemy na ląd
a powinieneś się dobrze czuć.                        
-   Masz dosyć tych ziół na taką ilość wywaru? Mówiłaś, że 
prawie połowa moich ludzi choruje.                  
- Z garstki ziół można przygotować bardzo dużo, a nie wszyscy 
byli tacy chorzy jak ty i Leargan. Niektórzy po dwóch dniach 
przyzwyczaili się do kołysania. Wystarczyła im jedna lub dwie 
dawki.
- To wstrętne lekarstwo - mówił już ubrany, pomagając Avery 
zasznurować suknię - ale jeszcze gorsza jest ta choroba. -Splótł 
lekko jej włosy i związał wstążką, którą mu podała.-Chodź, 
pójdziemy   zobaczyć,   dlaczego   Gillyanne   uważa,   że   należy 
popatrzeć na te gwiazdy.
Wziął ją za rękę i wyprowadził z kajuty. Znów był namiętny, 
wesoły,   nawet   przyjacielski.   Przestał   się   dąsać   i,   jeśli   miał 
zamiar utrzymać dystans między nimi, wyraźnie mu się tonie 
udawało.   Nie   było   to   łatwe,   ale   Avery   trzymała   język   za 
zębami. Duma burzyła się przeciwko takiemu pozwalaniu mu 
na odrzucanie jej i przywracanie do łask, zależnie od humoni, 
lecz zmusiła się do zachowania spokoju. Obiecała sobie jednak, 
że jeśli będą kiedyś razem, nauczy go, że wyjaśnienia i prze-
prosiny nic nie bolą i nie zostawiają blizn. A kobiety, które nie 
dostają ich od swych mężczyzn, zawsze bardzo cierpią.

background image

14

Nie   zdawałam   sobie   sprawy   z   tego,   jak   bardzo 

tęsknię za Szkocją - powiedziała Avery, stojąc obok kuzynki na 
skalistym wzgórzu i obserwując krajobraz. - Wystarczy jeden 
dzień tutaj i będę się ezuła zupełnie inaczej.                       
-  Hmmm, zimno - jęknęła GiUyanne i otuliła się ciaśniej
peleryną.
-  Nie masz w duszy ani trochę romantyzmu.
- Mam, tylko nie lubi być mrożony północnym wiatrem
-     Przydałoby   ci   się   trochę   tłuszczyku   na   tych   drobnych 
kostkach.
Gillyanne przewróciła oczami.                          
- I kto mi to radzi? Dziewczyna, którą przewróci silniejszy
wiatr.
- Wciąż stoję, mimo tej wichury. - Avery założyał sobie za ucho 
kosmyk włosów, który wymknął się spod wstążki. -
Myślę, te utyłam kilka funtów.                   
- Ach tak, gdybym nie wiedziała, że podczas choroby miałaś 
swoją miesięczną przypadłość, mogłabym pomyśleć, że jesteś 
przy nadziei, taka się zrobiłaś gruba.
-  Wiesz co? Gdyby ktoś został zepchnięty z tego wzgórza, to 
chyba   mogłaby   mu   się   stać   krzywda.   -   Avery   spojrzy   na 
kuzynkę złowrogo, ale ta się tylko roześmiała. - Szkoda, że nie 
jedziemy   do   Donncoill   -   dodała   cicho,   patrząc,   jak   MacAl-
pinowie rozkładają obóz.
-  Wiem o tym. - Gillyanne chwyciła ją za rękę. - Najpierw
ruszamy do Caimmoor.

background image

Avery kiwnęła głową i siłą powstrzymała się od płaczu.
-  Nie odmieniłam jego zamiarów.
-   Jeszcze możesz, i dobrze o tym wiesz. On myśli, że jego 
siostra została skrzywdzona i że zrobił to nasz Payton. Jeśli 
Payton   sam   nie   przyjedzie   jej   poślubić,   zostaniesz   użyta   do 
sprowadzenia   go   tutaj.   Tak   zrobiliby   nasi   ojcowie   i   bracia, 
wszyscy nasi krewni zrobiliby tak samo. Jedyna różnica polega 
na tym, że ona kłamie. Wykorzysta poczucie honoru i miłość 
brata,   żeby   dostać   naszego   Paytona.   Nie   chcę   wciąż   ci 
przypominać tej okrutnej prawdy, ale inaczej będziesz cierpiała 
jeszcze bardziej.
-  Więc po co tak bardzo się staram, żeby mnie pokochał?
-     Bo   ty  go   kochasz.   Żeby  mu   otworzyć   serce  i  oczy,   żeby 
zobaczył, że jego siostra kłamie. Żeby chciał jechać za tobą, 
niezależnie od tego, co wydarzy się między jego Katherine
a Paytonem.
-  To będzie bolało - szepnęła Avery.
- No, pewnie tak - zgodziła się Gillyanne i lekko ścisnąła rękę 
kuzynki w odruchu współczucia- - Powtarzaj sobie, że chociaż 
się nacierpisz, możesz w końcu znaleźć szczęście, jakie
spotkało twoich rodziców. Ja mam zamiar takie znaleźć.
-  Zasługujesz na to. Modlę się, żebyś nie miała tyle kłopotu co 
ja ze zdobyciem tej nagrody.
-  A jak często wielka nagroda przychodzi bez walki?
Jak   myślisz,   co   one   tam   knują?   -   spytał   Cameron   kuzyna, 
obserwujac obie dziewczyny stojące na wzgórzu.
- Szukają wielkiego kamienia, żeby ci go spuścić na łeb -
odpowiedział Leargan. Uśmiechnął się, widząc
zdegustowane spojrzenie Camerona.
-   Jesteś   w   zdumiewająco   dobrym   nastroju   od   chwili,   gdy 
wczzoraj przybiliśmy do brzegu.                                 

background image

- Nie wiedziałem, że tak bardzo tęskniłem za tym krajem Za 
wrzosami, wzgórzami, skalami.
- Ostami, zimnem, deszczem. Leargan zaśmiał się.
-  Daj spokój, przyznaj się. Cieszysz się, że wróciłeś. Też za tym 
tęskniłeś.
Cameron uśmiechnął się słabo,
- Tak, tęskniłem. Dobrze będzie znów zobaczyć Caim-moor. - 
Skrzywił się, patrząc znów na Avery i jej kuzynkę. Co najmniej 
jeden cień przesłoni radość powrotu.
-   One   chyba   niczego   nie   planują,   Cameronie.   Może   też   po 
prostu tęskniły za Szkocją.
-   A   może   próbują   ustalić,   gdzie   leży   Donncoill   albo   zamek 
któregoś z ich rozlicznych krewniaków?
- Martwisz się, że twoje plany mogą doprowadzić do wojny?
- Nie, pod warunkiem, że będę miał te dwie dziewczyny do 
wymiany za chłopaka. I nie grożę mu śmiercią, tylko zmuszam 
do małżeństwa z Catherine.
-  Dla niektórych młodzieńców to może być gorsze, To znaczy 
w ogóle małżeństwo - dodał szybko Leargan - a nie
akurat z Catherine.                                              
To   prawda.   -   Cameron   wzruszył   ramionami.   --   Nie   sadzę 
jednak,   żeby   Murrayowie   czy   ich   krewniacy   mieli   z   tego 
powodu doprowadzać do rozlewu krwi.                      
- Nie, prawdopodobnie nie. Ale przecież wiesz, że choć możesz 
zmusić   chłopaka   do   małżeństwa,   nie   sprawisz,   żeby   było 
udane.                                                                
-   Wiem,   lecz   coś   musiało   miedzy   nimi   zaiskrzyć,   jeśli   byli 
kochankami. A na pewno bardzo piękny, bardzo dobry, uwiel-
biany   przez   wszystkich   sir   Payton   Murray   może   być   tylko 
doskonałym mężem. Leargan zaśmiał się.
-  Wydajesz się prawie zazdrosny, kuzynie.
-  Doskonałość potrafi być szalenie irytująca.

background image

-     A   właściwie   ile   lat   ma   to   uosobienie   rycerskich   cnót? 
Cameron uniósł brwi.
-   Nie wiem. Został pasowany na rycerza przed kilkoma laty, 
wiec musi być w naszym wieku.
-  Mógł być wtedy bardzo młody.
-   O, proszę. Boże, nie — narzekał Cameron, zmierzając do 
swego   namiotu.   -   Jeśli   się   dowiem,   że   został   rycerzem   w 
młodym wieku za jakiś wyjątkowo bohaterski czyn, to chyba 
zwymiotuję.
Avery usiadła obok Camerona i patrzyła, jak śpi. Jeżeli pogoda 
będzie dobra, a trasa bezpieczna i bez przeszkód, mogą być w 
Cairnmoor za cztery dni. A wtedy, pomyślała smutno, wymieni 
ją na Paytona i wyrwie jej serce. Chyba tego iw zniesie.
Nie mogła do końca zrozumieć, jak on to będzie mógł zrobić-
Sprawa   dumy,   honoru,   lojalności   w   stosunku   do   siostry...to 
rozumiała. Czasem Avery wydawało się, że stała mu się bliska 
Przecież nie można tak się kochać z kobietą, jak on z nią, i nic 
do niej nie czuć. A może po prostu czuł za mało.
Tego   się   bała.   Byłaby   gotowa   na   wymianę   za   Paytona   i 
zaakceptowałaby argumenty Camerona, z którymi jej rodzina 
również by się zgodziła, gdyby nie to, że opierały się na
kłamstwie.   Bała   się   tego,   że   ją   przehandluje   i   odeśle   bez 
żadnych   emocji,   jakby   przhandlował   konie.   Chciała,   żeby 
podejmowł te decyzje rozdarty, lecz obawiała się, że tak nie
będzie.
Ostrożnie wstała z posłania i zaczęła się ubierać Nie może tu 
zostać i patrzeć jak on zbruka wszystko, co ich łączyło. Nie 
może pozwolić na to, by zniszczył piękno jej wspo-mnień.
Spakowała szybko mały worek z ubraniami i trochę zapasów i 
wyczołgała się z namiotu. Nikt nie stał na straży, bo nikt się nie 
spodziewał,   że   może   uciec   z   łoża   Camerona.   Było   kilku 
strażników   pilnujących   ich   przed   złodziejami   czy   innymi 

background image

chętnymi   do   bitki   czy   grabieży,   ale   wiedziała,   gdzie   stoją. 
Oddychając   głęboko,   żeby   się   uspokoić,   weszła   w   cień 
otaczającego ich lasu.
Odwróciła się i spojrzała na obóz. Przykro jej było zostawiać 
Gillyanne,   ale   wiedziała,   że   kuzynka   to   zrozumie.   Nie   było 
sposobu, żeby ją też wydostać z obozu, a nie wiedziała, czy w 
ciągu najbliższych dni trafi im się jeszcze szansa ucieczki. Była 
przekonana, że nikt nie skrzywdzi Gillyanne, która o tym wie, 
więc na pewno nie będzie się bała.
Avery ruszyła szybkim krokiem, zastanawiając się, jak daleko 
zdoła   zajść   przed   świtem.   Jeśli   Cameron   się   przedtem   nie 
obudzi, jej nieobecność nie zostanie odkryta aż do rana. Miała 
około trzech godzin albo trochę więcej. Może to wy-starczy, 
jeśli zmierzała we właściwym kierunku.
Kiedy   dotrze   do   swej   rodziny,   powie   im.   że   Gillyanne   jest 
bezpieczna i bez względu na to, co Cameron będzie mówił na 
pewno jej nie skrzywdzi. Avery wiedziała, że gdyby nawet
w złości chciał coś zrobić, jego ludzie mu nie pozwolą.
Serce mówiło jej, że nie skrzywdziłby kobiety ani dziecka.
Ta wiedza da Pytonowi jakiś wybór dalszych działań. Avery 
chciała zwierzyć, że Cameron nie potraktuje jej ucieczki jako 
dalszego ciągu długiej listy kobiecych zdrad.

Co to znaczy, że nie możesz jej znaleźć?

Usłyszawszy echo swojego wrzasku, roznoszące się po dziwnie 
cichym   obozie,   Cameron   wziaj   głęboki   oddech,   żeby   się 
uspokoić. Gdy się obudził i nie znalazł jej w to pomyślał, że 
wymknęła się cicho za potrzebą. Wprawdzie był rozczarowany, 
że nie rozpocznie dnia, kochając się z nią, ale jej nieobecność nie 
wzbudziła   jego   podejrzeń.   Dopiero   gdy   się   ubrał   i   Donald 
przyniósł śniadanie, zaczął się martwić. W lesie czyhało tyle 

background image

niebezpieczeństw. Jednak teraz, po godzinie poszukiwań, nie 
tylko się martwił, ale był pode-jrzliwy i zły.
-     Nie   ma   niektórych   jej   rzeczy   -   oświadczyła   cicho   Anne, 
wychodząc z namiotu Camerona.
Spojrzał na Giilyanne.
-  Nie uciekłaby bez ciebie. Dziewczynka wzruszyła ramionami.
-     Od   ostatniego   razu,   kiedy   próbowałyśmy   razem   uciec, 
jesteśmy bacznie obserwowane, gdy jesteśmy razem. A w nocy 
jestem otoczona innymi ludźmi. Nie mogłaby mnie obudzić nie 
budząc innych.
-  Dokąd mogła pójść?
-  Do Donncoil.
-  Nie wie, jak stąd trafić.
-  Rozmawiała długo z kapitanem MacMilanem. Myślę, że mógł 
jej opowiedzieć, jak iść.                                        
Tej   możliwości   nie   przewidział   i   teraz   przeklinał   swoją 
krótkowzroczność. - Nie przejmujesz się specjalnie tym, że cię 
zostawiłą. -
Cameron   musiał   ze   sobą   walczyć,   by   nie   unikać   bystrego 
spojrzenia dziewczynki.                               
- Nie zrobisz mi krzywdy. - z każdego słowa Gillyanne
przebijała pewność siebie. - MNie nie grozi niebezpieczeństwo.
- Jej też nie groziło. Nigdy bym jej nie skrzywdźł.
-   Zależy,   co   nazywasz   krzywdą.   -Przez   uśmiech   Gillyanne 
przebijał smutek. - Myślę, że biedna Avery uznała, że nie chce 
tu siedzieć i czekać, aż wszystko zepsujesz.
Nie był pewien, co chciała przez to powiedzieć, ale nim zdołał 
spytać, podszedł Leargan i zameldował:
- Nie brakuje żadnego konia. Jest pieszo.
-   Wiec   będzie   łatwo   ją   znaleźć   -   powiedział   Cameron, 
zmierzając w kierunku koni. Przystanął, gdy zobaczył idącego 
za nim kuzyna. - Pojadę sam.

background image

- Jesteś pewien, że to rozsądne? -spytał Leargan, pomagając mu 
osiodłać konia.
- Nie wiem, ale pojadę sam. Dopilnuj, żeby wszyscy rszyli trasą, 
którą wybraliśmy. Kiedy znajdę te głupią pannice, po-szukam 
was.
-  Dlaczego nie pozwolisz jej odejść? Po co ci ona?
-   Jeśli   jakimś   cudem   dotrze   do   któregoś   ze   swoich   krew-
niaków, poinformuje ich, żeby nie zwracali uwagi na żadne 
moje groźby dotyczące Gillyanne.
- A jeśli ją znajdziesz, a potem przywieziesz do
Carnmoor złamiesz jej serce.                                        
- Znała moje plany od początku- odpowiedział oschle
Cameron, wsiadając na konia. - Nigdy jej nie oszukiwałem
- Może nie słowami - zauważył jego kuzyn, po czym
pokręcił głową i odszedł od konia.                    
- Pomyśl, Learganie. Stąd do Donncoill są trzy dni ostrej
jazdy. Bóg jeden wie, ile czasu trzeba iść. Samotna panienka
całymi   dniami   w   drodze   może   być   narażona   na   znacznie 
większe   niebezpieczeństwo   niż   kiedykolwiek   ze   mną.   Ktoś 
może ją spotkać i wyrządzić większą krzywdę niż zranienie jej 
serduszka.
Cameron popędził konia. Jechał w kierunku Donncoill w na-
dziei,   że   Avery   rzeczywiście   kierowała   się   wskazówkami 
kapitana MacMillana. Wtedy, kiedy prawie uciekła we Francji 
potrafiła wrócić do obozu na tyle sprawnie i szybko, żeby ich 
ostrzec   przed   DeVeau,   więc   niewątpliwie   ma   wyczucie 
kierunku.   Trudno   będzie   znaleźć   drobną   dziewczynę   na 
wielkim   obszarze,   z   tyloma   miejscami   na   kryjówkę,   nawet 
gdyby posuwała się właściwą drogą. Jeśli się zgubi, będzie to w 
ogóle niemożliwe.
„Nie   chciała   siedzieć   i   czekać   spokojnie,   aż   wszystko   ze-
psujesz".

background image

Chociaż się przed tym bronił, Cameron rozmyślał nad słowami 
Gillyanne i zaczynał rozumieć, co miała na myśli. Avery nie 
była   ciepłą   wdówką,   cudzołożną   żoną   ani   wpraw-ną 
kurtyzaną.   Była   młodą,   dobrze   urodzoną   dziewczyną. 
Dziewicą.   Takie   kobiety   nie   wdają   się   w   łatwe,   szybko 
zapominane romanse. A większość takich romansów kończy się 
dlatego,   pomyślał,   że   wygasa   namiętność,   a   nie   dlatego.   że 
kochanek przehandlował cię za męża dla swojej siostry. Mimo 
swego   cynizmu   i   konieczności   trzymania   uczuć   na   wodzy, 
musiał   przyznać,   że   to,   co   przeżyli   z   Avery,   było   piękne. 
Rozumiał, że nie chciała zakończyć tego tak, jak planował on, 
że przy swoim romantycznym usposobieniu, wolała uciec.
Był jeszcze jeden powód, dla którego próbowała dotrzeć do
Donncoill. Chciała uratować brata. Avery miała zamiar powia-
domić rodzinę, że mogą się nie przejmować jego pogróżkami,
bo Gillyanne i tak nic nie grozi.                                        
Wszystko   pasowało.   Zdradzi   go   dla   rodziny.   Może   nawet

wykorzysta   ich   romans   przeciwko   niemu,   odmaluje   go 

jako winnego takiego samego przestępstwa, o jakie on oskarża 
jej brata. Zdał sobie sprawę z tego, że nie ma pojęcia, jakie
informacje mogła zebrać na temat jego, jego klanu i Camerona

Mogła   powiedzieć,   że   zagrożenie   jest   znacznie 

większe niż jego plany znalezienia męża dla siostry. 
Zaklałi pokręcił głową. Może jest idiotą, ale nie aż takim żeby w 
to wszystko uwierzyć. Nie wątpił, ze jeśli uda jej siędouićdo 
fodziny, będzie się starała w miarę możliwości przeszkodzie 
jego planom wydania Katherine za Paytona, ale nie można tego 
nazwać zdradą. Miała prawo chronić brata tak samo jak on 
siostrę. Wiedział w głębi serca, że nie zrobi nic więcej, że będzie 
jedynie próbowała uchronić Paytona od małżeństwa, którego 
chłopak nie chce. W końcu, gdyby Avery chciała skrzywdzić 

background image

jego i jego ludzi, po prostu odjechałaby wtedy, gdy odkryła, że 
DeVeau szykają atak na obóz.
Jedyne,   co   było   teraz   ważne,   to   odnalezienie   Avery.   W   tej 
chwili żadne inne sprawy pomiędzy nimi się nie liczyły. Była 
bezbronną dziewczyną, zupełnie samą. Czy zdawała sobie z 
tego   sprawę,   czy   nie,   niebezpieczeństwa,   na   jakie   się   wy-
stawiała, były niezliczone. Musiał ją odnaleźć, nim spotka ją coś 
złego.
Dochodziło już prawie południe, nim ją w końcu znalazł, i do 
tego czasu był tak spięty niepokojem o nią, że nie wiedział, 
czego chce bardziej: pocałować ją czy udusić. Gdy wjechał na 
wzgórek, zobaczył ją siedzącą nad małym potokiem. Ściągnąła 
buty i pończochy i moczyła nogi w wodzie. Z całego ciała biła 
ulga jaką przynosi stopom chłodna woda. Dobrze, pomyślał, 
schodząc   z   konia   i   przywiązując   go.   Mam   nadzieję,   że   ma 
pęcherze.
Z   największą   ostrożnością,   jakby   chodziło   o   śmiertelnego 
wroga, zaczął się skradać.
Avery   powoli   zanurzyła   w   wodzie   obolałe   stopy.   Zimno 
zaskakiwało, ale i koiło. Maszerowała długo, więc nie wiadomo 
dlaczego, dziwiła się, że ją bolą nogi. Kiedy sobie uświadomiła 
jak daleko jest jeszcze do Donncoill. przeraziła się, że dotrze 
tam na zakrwawionych kikutach zamiast stóp.
-  Może powinnam była zabrać któregoś konia - mruknęła.
-    Wtedy  można  by  cię  powiesić  jako  złodziejkę.  Właściwie 
wcale jej tak bardzo nie zaskoczył ten głęboki,
znany głos, tuż za nią. Oczekiwała przybycia Camerona z każ-
dym krokiem. A może po prostu wyczuła, że jest w pobliżu. 
Nie uznała tego w tej chwili za dobry objaw. Nie chciała być z 
nim tak blisko związana.
-     Nie   mógłbyś   przehandlować   moich   zwłok   za   Paytona?-
odpowiedziała, nie odwracając się do niego.

background image

Postanowił   nie   zwracać   uwagi   na   tę   odpowiedź,   bo   musiał 
jakoś wyładować złość.
-  Czy chociaż na chwilę się zatrzymałaś, żeby pomyśleć, nim 
odeszłaś od mojego posłania?
-  Och, biedaczek, rozdrażniony, bo nie mógł się rozkoszować 
porannym parzeniem.
Pisnęła z zaskoczenia, gdy złapał ją za rękę, postawił na ziemi i 
obrócił twarzą w swoją stronę. Jeden rzut oka wystarczył, by się 
przeraziła. Cameron był wściekły.
-   Po  pierwsze,  nigdy  nie nazywaj   tego,  co robimy,  "parze-
niem". - Dlaczego uznał, że to jest najważniejsze polecenie, sam 
nie wiedział. - Po drugie, nigdy więcej nie odchodź nigdzie 
sama.
-  Nie wracam z tobą.
Pohamował się, choć bardzo chciał jej wbić trochę rozumu do 
głowy.
-   Choćbym miał cię związać i przerzucić sobie przez siodło 
jedziesz ze mną. - Przeczesał palcami włosy. - Przecież nie  
jesteś głupia, a co zrobiłaś? Mogłoby ci zabrać tydzień albo
i dwa, zanim doszłabyś do Donncoill. Byłabyś szczęściarą,
gdybyś w ogóle dotarła tam żywa. Watpię, czy doszła-
byś cało. Nie tak dawno wyleczyłaś się z gorączki,
a pogoda w Szkocji może być różna. Nie zabrałaś dość
jedzenia, najwyżej na dzień czy dwa. Są też dzikie zwierzęta,
a ludzie, których mogłabyś spotkać, nie zawsze byliby mili.
Mogłabyś się zranić i nie miałabyś nikogo do pomocy.
-   Dosyć-   ucięła   cicho,   ale   zdecydowanie.-   Nie   musisz   mnie 
dobijać i wymieniać wszystkich niebezpieczeństw, jakie istnieją 
w   lasach   i   na   polach.   -   Skrzyżowała   ręce   na   piersiach   i 
wpatrywała się w swoje zmęczone stopy. -Może rzeczywiście 
nie rozważyłam wszystkiego tak starannie, jak powinnam.

background image

Nie   było   sensu   wyjaśniać   swojego   postępowania.   Avery 
wątpiła, czy Cameron zrozumiałby powody jej ucieczki nawet 
wtedy, gdyby otworzyła przed nim duszę i serce. Jeśli nie czuł 
tego   co   ona,   nie   zrozumiałby,   jak   bardzo   raniły   ją   jego   po-
czynania i jak bardzo chciała uniknąć tego bólu. Naiwnością 
było uciekanie w nocy, podejmowanie takiej podróży samotnie, 
ale   nawet   gdyby   wzięła   pod   uwagę   wszystkie   zagrożenia, 
chyba i tak zdecydowałaby się na ucieczkę.
- Mam teraz brudne nogi - mruknęła.
Cameron omal się nie roześmiał, mimo bólu w sercu. Avery 
była   smutna   i   obrażona.   Chociaż   nie   zastanawiał   się   nad 
swoimi uczuciami do niej, wiedział, że sprawia jej. ból, a me 
chciał jej ranić.                                                      
Mieszkający w nim cynik próbował go uspokajać. W końcu nie 
chciał od Avery niczego innego prócz cielesnych rozkoszy. Nie 
obiecywał jej niczego więcej. Jeśli wyobraziła sobie.
łączy ich coś, to jej sprawa.                    
Westnął. Po chwili dziewczyna siedziała na trawiastym brzegu, 
a Cameron własnymi rękami obmywał jej stopy. To prawda, że 
nie chciał niczego więcej, prócz uciech cielesnych, ale musiał 
przyznać, że dostawał więcej, znacznie więcej. Nie chciał jej 
krzywdzić,   ale   obowiązek   i   honor   rodziny   nakazywał   mu 
kontynuowanie   planów.   Wiedział   też,   że   jest   skończonym 
samolubnym draniem, który chętnie wszystko od niej będzie 
brał aż do chwili, gdy ją odeśle.
Gdy wytarł jej stopy skrajem swojej peleryny, zdjął ją i rozłożył 
na   ziemi.   Ich   spojrzenia   się   spotkały,   lecz   Avery   nie 
zaprotestowała, gdy zaczaj ją rozbierać. Kochał się z nią powoli, 
delikatnie, zważając na każde westchnienie. Popatrzył na nią, 
gdy ich ciała się połączyły. Chciał zatrzymać to uczucie ciasno 
otaczającego go gorąca, wyraz radości na jej twarzy.

background image

-     Nie   będziesz   smutna   -   powiedział,   gdy   zaczynał   w   nią 
wchodzić.
-     Czy   to   przykazanie   numer   trzy?   -   spytała,   obejmując   go 
nogami i rękami.
-  Tak. Nie pozwolisz, żebym cię zasmucił.
Wpiła palce w jego gęste włosy i przyciągnęła jego głowę.
- Jak sobie życzysz, mój rycerzu, czarny jak grzech. Kiedy łączy 
nas taka rozkosz, jak mogę być smutna? - szepnęła i pocałowała 
go, wznosząc się z nim na szczyty rozkoszy-
Gdy opadły już emocje, Avery poczuła, że smutek powraca, 
chociaż starała się go nie okazywać, gdy się ubierali. Nic by to 
nie   dało,   a   jedynie   przyćmiło   to,   co   mogli   przeżyć   w   tym 
krótkim   czasie,   jaki   im   pozostał.   Cameron   niewątpliwie 
domyślił sie, że czuje do niego więcej niż pociąg fizyczny. Skoro 
nie chciał, żeby była smutna i nie chciał jej ranić, musiał też 
żywić do niej jakieś uczucie. Niczego to nie zmieniało, lecz było 
jakąś pociechą.
Zaprowadził ją do swojego konia i posadził na niego Pocałował 
ją w udo, nim poprawił jej spódnicę, i usiadł za nią Popędził 
wierzchowca w kierunku Cairnmoor. Gdy Avery oparła się o 
niego, uśmiechnął się słabo i pocałował ją w czubek głowy. 
Miał nadzieję, że pogodziła się z losem, a przynajmniej
tak to wyglądało.
- Zrozumiem, jeśli uznasz, że nie możesz już dzielić ze mną 
łoża. -Zdecydował,  że musi  tak  powiedzieć, chociaż  było  to 
kłamstwo.
Avery   parsknęła   cicho,   zamykając   oczy.   Czuła,   z   jakimi 
oporami   to   mówił,   ale   doceniała,   że   w   ogóle   to   zrobił. 
Uświadomił   sobie,   że   sprawy   zaszły   za   daleko,   zbyt   się 
skomplikowały,   i   próbował   jakoś   to   wyprostować.   Jednak 
zakończenie tego romansu teraz nic by nie dało. Oznaczałoby 
tylko, że rozstając się z nim, będzie miała nie tylko złamane 

background image

serce, ale będzie żałować każdej straconej okazji na spędzenie 
jeszcze jednej nocy w jego ramionach.
-  Nie ma odwrotu, Cameronie.
-   Nie,   chyba   nie.   -   Westchnął   z   ulgą,   że   pozostanie   jego 
kochanką, ale, zasmucony, że będzie ją to kosztowało utraconą 
dumę i dodatkowy ból. - Zmieniłbym wszystko, gdybym mógł, 
ale muszę zrobić, jak nakazuje honor i obowiązek.
Nie   odpowiedziała,   tylko   skinęła   głową   i   Cameronowi   wy 
dawało się, że czuje jej rozczarowanie. A może swoje.
Caimmoor był olbrzymi. Avery wpatrywała się z osłupie-niem, 
gdy podjeżdżali bliżej. Wydawało się, że wyrasta ze skały, na 
której został zbudowany. Z jednej strony graniczyło z zamkiem 
małe   jezioro,   a   z   pozostałych   otaczała   go   szeroka   fosa, 
wypełniona   wodą   z   jeziorka.   Twierdza   była   ciemna   i 
niedostępna, jak jej pan. Nawet gdyby rodzinie Avery przyszła 
do głowy szalona myśl odbicia jej i Gillyanne, jeden rzut oka na 
to miejsce sprowadziłby ich na ziemię.
Jej uwagę odwróciły teraz dźwięki radosnych powitań, które
towarzyszyły Cameronowi i jego grupie, gdy wjeżdżali do
zamku. Było oczywiste, że ludzie z Cairnmoor nie boją się
rządów ciemnego rycerza. Widzieli w nim mocarnego pana
który zapewnia im bezpieczeństwo, a sądząc po tym, jak
wyglądali, również dobrą strawę i ciepłe odzienie. Kiedy
znaleźli się na wewnętrznym dziedzińcu i Cameron pomógł
jej zsiąść z konia, ludzie ją odepchnęli, bo tłoczyli się,
żeby go powitać. Poczuła się mniej samotna, gdy podeszła
Gillyanne i wzięła ją za rękę. Cieszyła się z radości
witających, ale zatęskniła za swoją rodziną. Widząc łzy w
oczach kuzynki.
Domyśliła   się,   że   ta   czuje   to   samo.   Nawet   świadomość,   że 
spotkanie   z   rodziną   oznacza   utratę   ukochanego,   nie   koiła 
tęsknoty, którą nagle zaczęła odczuwać.                  

background image

Do   Camerona   zbliżył   się   wysoki,   elegancko   ubrany   pan 
uśmiechając   się   radośnie.   Tylko   odrobina   siwizny   w   jego 
czarnych  włosach   i zmarszczki  na  twarzy   odróżniały  go  od 
Camerona.   Nie   zdziwiła   się,   że   został   powitany   jako   kuzyn 
Iain. Była nieco spięta, gdy gospodarz podprowadził kuzyna, 
żeby mu ją przedstawić. Trudno było przewidzieć, jak ludzie w 
Cairnmoor oceniają oskarżenia pod adresem jej brata.
-  Och, czyżbyś nareszcie znalazł sobie żonę, chłopcze? -spytał 
Iain, całując w rękę najpierw Avery, a potem Gillyanne.
Cameron   poczuł,   że   się   rumieni   i   spojrzawszy   najpierw   na 
dziewczęta, identycznie, sztucznie uśmiechnięte, powiedział:
-   Kuzynie, pozwól, że przedstawię lady Avery Murray i jej 
kuzynkę, łady Gillyanne. Drogie panie, to mój kuzyn, sir Iain 
MacAlpin.
- Murray? - Iain skrzywił się lekko, ale w jego spojrzeniu nie 
było złości. - Jak sir Payton Murray?
- Tak - odparł Cameron. - Avery jest jego siostrą.
-  Aha. Myślę, że usłyszę jakieś opowieści, a Katherine czeka na 
ciebie   z   niecierpliwością,   Cameronie.   Czy   panie   życzą   sobie 
zostać zaprowadzone  teraz do swoich komnat, a może tobą 
przynieść ciepłej wody? - spytał Iain.
- Nie, uprzejmie dziękujemy, łaskawy panie - odparła Ave-ry - 
ale   zatrzymaliśmy   się   pół   godziny   jazdy   stąd,   żeby   się 
doprowadzić do porządku. Myślę, że wszyscy chcieli wyglądać 
jak najlepiej na spotkanie z bliskimi.                
Ian   skinął   głową.   Dziewczęta   weszły   za   nim.   Cameron   i 
Learganem do zamku.                                 
- Tatwierdza jest olbrzymia - szepnęła Gillyanne. - Widać,
że ta gałąź klanu MacAlpinów umie sobie radzić         
Wchodząc   do   wielkiej   sieni   i   patrząc   na   bogate   arrasy   na 
ścianach, Avery musiała się z tym zgodzić. Usadzon je po lewej 
ręce   Camerona,   naprzeciwko   Iaina   i   Leargana.   Avery 

background image

częstowała się chlebem, serem, owocami i zimnym mięsiwem 
które przyniesiono, gdy pan zamku opowiadał kuzynowi swoje 
historie.   Kilka   momentów   bardziej   osobistych   pominął,   ale 
bystre   spojrzenie   Iaina   powiedziało   jej,   że   prawdopodobnie 
domyśla się tego, czego mu nie powiedziano.
Kiedy chciał już zadać jej jakieś pytanie, przy drzwiach rozległo 
się   ciche   westchnienie,   na   które   wszyscy   zwrócili   uwagę. 
Cameron szepnął „Katherine" i Avery wiedziała, że za chwilę 
pozna   kobietę,   która   miała   zamiar   usidlić   Paytona. 
Przypatrywała się, jak z gracją siostra pośpieszyła do brata, a 
gdy wstał, padła mu w objęcia.
Katherine była wysoka, o pełnych kształtach i takich samych 
gęstych, czarnych włosach, jak brat. Miała skórę barwy kości 
słoniowej,   jaką   wysławiają   poeci,   i   ciemnoniebieskie   oczy. 
Zerknęła parę razy i Avery dostrzegła w tych spojrzeniach nie 
tylko   zrozumiałą   ciekawość,   ale   widziała   w   nich   również 
wyrachowanie.   Co   gorsza,   mimo   że   czułe   powitanie   mogło 
wynikać z głębokich siostrzanych uczuć, Avery odniosła wra-
żenie, że było na pokaz. Szybkie spojrzenie na skupiony wyraz 
twarzy Gillyanne nie uspokoiło jej podejrzeń.
-   Chodź, siostro, usiądź z nami przy stole - zaproponował 
Cameron,   zastanawiając   się,   dlaczego   gorące   powitanie   Ka-
therine wcale go nie rozgrzało.
-     Ale   ta   kobieta   siedzi   na   moim   miejscu   -   zaprotestowała 
Katherine, wskazując na Avery.
-     Katherine-   powiedział,   Cameron,   zdumiony   tym   nie 
grzecznym odezwaniem. - Możesz usiąść obok Leargana.
- Mogę się przesunąć - zaoferowała się Gillyanne. - Mam jeszcze 
siłę się ruszyć mimo długiej podróży, którą musiałam znieść. 
Avery też może przesunąć swe utrudzone ciało o jedno miejsce. 
A wtedy lady Katherine będzie mogła usadzić swą piękną du...

background image

-   Gillyanne   -przerwał   jej   Cameron,   po   czym   rzucił   szybkie 
spojrzenie na kuzynów, którzy o mało nie wybuchli głośnym 
śmiechem.   -   Katherine   usiądzie   obok   Leargana.   -   Wskazał 
siostrze   miejsce.   -   Nie   jest   to   tak   daleko,   żeby   nam   miało 
utrudnić rozmowę.
-   Dzięki Bogu, że nie kazał jej usiąść obok mnie -mruknęła 
Gillyanne.
-   Chciałaś   coś   powiedzieć,   Gilly?   -   spytał   Cameron,   mrużąc 
oczy, jakby udzielał jej ostrej nagany.
Avery szybko włożyła kuzynce do ust kawałek jabłka i po-
wiedziała:
-     Nie,   tylko   chwaliła   jedzenie.   -   Żałowała,   że   stół   jest   taki 
szeroki, bo miała ochotę kopnąć Leargana, żeby się przestał tak 
uśmiechać.
-   Więc   kim   są   te   kobiety,   Cameronie?   -   chciała   wiedzieć 
Katherine,   siadając   obok   Leargana   i   wpatrując   się   z 
wściekłością w Gillyanne.
Cameron przedstawił sobie panie. Sposób, w jaki Avery i jej 
kuzynka  kiwnęły  głowami   w stronę  Katherine  i  jak  ona  się 
odwzajemniła,   nie   pozostawiał   wątpliwości:   topór   wojenny 
został wykopany. Cameron westchnął. Choć nie rozmawiał już 
z Avery o  oskarżeniach wobec jej brata, było jasne, że obie 
dziewczyny   Murrayów   uważają,   iż   Katherine   kłamie. 
Obserwując chłodny, zadowolony z siebie wyraz twarzy siostry 
uświadomił sobie, że nie ma do niej tak wielkiego zaufania, jak 
te dwie dziewczyny do Paytona. Była dla niego obcą osobą, 
piękną młodą kobietą, której wcale nie znał. Zrobiło mu się 
smutno i poczuł się winny. Jesli byli sobie obcy, to z jego winy. 
Kiedy przebywał w Cairnmoor, miał za mało czasu, żeby się 
nią zajmować, a potem uciekł do Francji, powierzając ją opiece 
innych. Teraz, gdy wróci! \ może powinien wszystko naprawić 
i nawiązać więź, jaka powinna łączyć rodzeństwo.

background image

Czy wobec tego są spokrewnione z moim Pay tonem? - spytała 
Katherine, choć jej ton sugerował, że domyśla się odpowiedzi.
-  Tak, Avery jest jego siostrą - odpowiedział Cameron.
-  Doprawdy?
Było to tylko jedno słowo, ale jego brzmienie i wyraz twarzy 
Katherine powiedziały Avery wszystko, co nie zostało wypo-
wiedziane,   tylko   pomyślane.   Jak   takie   chude,   dziwnie   wy-
glądające stworzenie może być spokrewnione z pięknym sir 
Paytonem?   Cameron   skrzywił   się,   spojrzawszy   na   siostrę,   i 
Avery zaczęła się zastanawiać, czy usłyszał to samo co ona.
- Tak. - Przypatrywał się siostrze dokładnie, zadając pyta-nie: - 
Katherine,   czy   nadal   twierdzisz,   że   sir   Payton   Murray   cię 
uwiódł?
Patrzyła na brata, uniósłszy jedną brew.
-  Wydaje mi się, że powiedziałam „zgwałcił"?
Kątem   oka   Cameron   zobaczył,   jak   Avery   kładzie   rękę   na 
ramieniu Gillyanne, aby ją zatrzymać na miejscu. - To poważne 
oskarżenie.   Jesteś   tego   pewna?   Katherine   wytrzymała   przez 
chwilę wzrok  brata, a potem  odwróciła się i wydała głośne 
westchnienie. Wyciągnęła z kie-szeni obszytą koronką lnianą 
chusteczkę i przyłożyła do nagle mokrych oczu. Potem znów 
spojrzała na Camerona spod opuszczonych rzęs. Jej pełne usta 
lekko drżały.
-  Może niewłaściwie nazwałam to przestępstwo - powie-działa 
łamiącym   się   głosem.   -   W   swej   rozpaczy,   że   zostałam   tak 
niecnie wykorzystana i porzucona, mogłam działać na oślep, 
chcąc go zranić lak głęboko, jak on zranił mnie.
Po lewej ręce Camerona rozległ się jakiś przytłumiony dźwięk, 
lecz nim spojrzał na panny Murray, Avery delikatnie poklepła 
po plecach kuzynkę która ocierała usta serwetką Wyglądały 
podejrzanie niewinnie.                        
- Coś się stało?

background image

-   Kawałeczek   jabłka   utkwił   Gilly   w   gardle   -   odpowiedziała 
Avery-                            
Cameron zwrócił się znów do siostry:
- Współczuję ci z powodu twojego cierpienia, Katherine.
- To nie twoja wina - odpowiedziała. - Miałam nadzieję, że 
przeboleję mój wstyd i ból, ale - wygładziła suknię na brzuchu, 
prezentując   wyraźne   zaokrąglenie   -   obawiam   się,   że   mój 
perfidny kochanek zostawił mnie brzemienną.
-    Do  diabła  -  szepnęła  Gillyanne,  gdy  Katherine  siąkała  w 
lnianą szmatkę. - To wygląda na prawdziwe.
- Tak - zgodziła się po cichu Avery. - Ale obie wiemy, że to nie 
Paytona.   Nigdy   nie   wyrzekłby   się   własnego   dziecka,   co 
oznacza, że jej nie chce, bo jest absolutnie pewien, że to nie jego.
-  A więc należy odpowiedzieć na pytanie, czyje może być?
-   Najpierw   musimy   się   dowiedzieć,   jak   ciąża   jest   zaawan-
sowana, a potem, kiedy Katherine była na królewskim dworze.
- A jeśli się okaże, że została brzemienna podczas pobytu na 
dworze?
-   Będziemy   musiały   się   dowiedzieć,   kogo   tam   widywała. 
Możemy tylko mieć nadzieję, że nie należy do kobiet, wobec 
których służące są bez względnie lojalne, bo to one mogą nam 
dostarczyć potrzebnych odpowiedzi.
Cameron przerwał tę szeptaną konferencje.
- Czy coś was niepokoi?                    
Upewniwszy się, że Katherine zakończyłą wypłakiwanie swojej 
historii zdrady i złamanego serca, Avery popatrzyła na
niego i pokręciła głową.
- Nie, moja kuzynka i ja dzieliłyśmy się po prostu opinia na 
temat   smutnego   losu   kobiet   wykorzystanych   i   porzuconych 
przez kochanka.
Cameron poczuł, że się rumieni, i spiorunowai wzrokiem
Gillyanne, która wydawała się rozbawiona jego zmieszaniem.

background image

- Nie będziesz cierpieć z jego powodu - powiedział do
Katherine, dając znak paziowi. - Przynieś mi pióro i papier -
rozkazał chłopakowi. - Napiszę do sir Paytona.
-  To miłe z twojej strony, Cameronie - powiedziała Ka-therine. - 
Ale   to   nic   nie   pomoże.   On   zdecydowanie   odrzucił   nasze 
prośby.
-     Tak,   nie   miałaś   jednak   innych   argumentów,   prócz   twej 
miłości i urody, które tak niemądrze odrzucił. - Cameron był 
pewien,   ze   usłyszał   pomrukiwanie   Avery   na   temat   mar-
nowania komplementów dla osób próżnych, ale postanowił nie 
zwracać na to uwagi. Gdy paź ustawił przed nim ma-teriały 
piśmienne, wziął do ręki gęsie pióro. - Wolałbym, żeby to się 
odbyło w inny sposób, ale wiem, Katherine, jak zmusić twojego 
kochanka do zachowania się tak, jak nakazuje honor. - Skrzywił 
się, gdy Avery i Gillyanne wsta-ły tak nagle, że ich krzesła 
uderzyły o podłogę, i zdał sobie sprawę z tego, że niechcący 
zrobił im przykrość. -Avery?
-  Pragnęłabym teraz zostać zaprowadzona do mojej kom-naty 
— powiedziała, wpatrując się w Iaina.
Cameron schwycił ją za rękę.
-  Wiedziałaś, że miałem to zrobić, że muszę to załatwić.
-  Tak. -Wyrwała rękę. -Wiedziałam, ale nie spodziewałam się, 
że będę musiała na to patrzeć. - Spojrzała na Iaina. -Gdzie moja 
komnata?
-   Umieść   ją   w   komnatach   mojej   matki,   a   małą   Gilly   obok 
-Cameron   patrzył,   jak   kuzyn   odprowadza   Avery,   po   czym

przeniósł   wzrok   na   Gillyanne,   Która   bacznie   się   mu 

przypa-
trywał. - Gilly?
- Mam nadzieję, że wydłubiesz sobie oko tym piórem rzuciła.
- Gilly! -zawołała Avery, stajac w drzwiach. - Co robiłaś? - 
spytała, gdy kuzynka przybiegła do niej.

background image

-   Dziękowałam   sir   Cameronowi   za   wspaniały   posiłek 
-odpowiedziała.
Gdy tylko zamknęły się drzwi za Iainem i pannami Murray, 
Cameron   odetchnął,   lecz   kiedy   spojrzał   na   Leargana,   który 
zaśmiał się cicho, spytał.
- Coś cię rozbawiło?
Kuzyn dotknął listu, który Cameron zaczynał pisać.
- Nie, to nie, ale Gilly. Rozkoszna smarkula. Gdybym nie miał 
dwa razy tyle lat co ona, zaczekałbym, aż dorośnie i ożenił się z 
nią.
-   Ależ, Learganie, ona ma każde oko inne. - Katherine była 
zbulwersowana. - I ma rozczochrane włosy.
-  Katherine, doskonałość nie zawsze tak pociąga, jak oryginal-
ość!- Leargan powiedział to takim tonem, jakby chciał nauczyć 
tępe dziecko. Pokręcił głową, bo patrzyła na niego, jakby to on 
był nierozumny. - Cameronie, czy masz zamiar prosić też o 
swego syna? - spytał, odwracając się od Kateine.
- Jakiego syna?-zapytała. - Niechcesz chyba powiedzieć że ta 
chuderlawa dziwka twierdzi, że dała ci syna.
- Obrażasz lady Avery. - Głos Camreona był twardy i zimny
- Doprawdy? Czy umieściłeś ją w komnacie obok
swojej, żebyś mógł jej lepiej pilnować? Katherine nagle
zaparło dech i położyła rękę na piersi. - O, braciszku,
robisz to dla mnie? Tak jak ja zostałam skrzywdzona i
zhańbiona, tak samo będzie z nią. To wielkie poświęcenie dla
mnie. Chociaż tłumaczył sobie, że siostra ma prawo nie być 
uprzejma dla nikogo z Murrayów, to wcale nie stłumiło to jego 
wściekłości.
- To, co się dzieje lub nie między lady Avery a mną, nie ma nic 
wspólnego z tobą, Katherine. To nie twoja sprawa i byłbym 
bardzo niezadowolony, gdyby ktokolwiek się w to wtrącał. - 
Wytrzymał jej pełen złości wzrok, póki nie skinęła głową, że 

background image

rozumie. Po chwili, spokojniejszym Jak sądził, tonem, wyjaśnił: 
-   Chłopiec,   o   którym   wspomniał   Leargan,   jest   bękartem, 
którego   urodziła   kobieta   będąca   jakieś   trzy   lata   temu   moją 
kochanką. Dziwnym dziełem przypadku kuzynka Avery i jej 
mąż,   sir   Cormac   Aramt-rong,   znaleźli   porzucone   dziecko   i 
wzięli je.
To miłe z ich strony. Odciążyli cię w ten sposób. Powi-nieneś 
im chyba jakoś podziękować?
Cameron   patrzył   na   nią,   mrugając,   po   czym   spojrzał   na 
Leargana. Ku jego uldze, kuzyn wyglądał na równie zasko-
czonego.   Nie   bardzo   wiedział,   jak   rozumieć   zdumiewająco 
nieczułe podejście siostry  do jego  syna.  Był  wprawdzie nie-
ślubnym, ale jednak jej krewnym, bratankiem. Uznał, że naj-
lepiej będzie skupić się na odpowiedzi Learganowi i ułożeniu 
listu do sir Paytona Murraya.
-  Jeśli idzie o małego Alana, Learganie - powiedział - uwa-żam, 
ze po prostu napiszę o tym, jak Avery i Gilłyanne przedstawi-ły 
mi   prawdopodobną   historię,   że   może   to   być   mój   syn. 
Uprzejmie, ale stanowczo podkreślę, że sprawa chłopca musi 
być   rozpatrzona   starannie   i   w   żaden   sposób   nie   może   być 
związana z innymi.'
-     Masz   zamiar   wziąć   to   dziecko?   -   spytała   zdumiona   Ka-
therine.   Popatrzywszy   przez   moment   na   siostrę,   Cameron 
uznał, że jest teraz zbyt zaabsorbowany własnymi problemami, 
żeby próbować ją zrozumieć.
- Myślę, że powinnaś iść odpocząć, Katherine. Dziec-
ko i wydarzenia dzisiejszego dnia zepsuły twój dobry nastrój 
Porozmawiamy później. Może na uczcie dziś wieczorem.
Gdy tylko  siostra  wyszła zajął  się  układaniem  pisma  do sir 
Paytona Murraya. Wiedział, ze Leargan czeka, by coś powie-
dzieć, ale nie zwracał na niego uwagi. Kiedy skończył, zawołał 
do siebie Małego Roba i Colina i polecił im zawieźć list do 

background image

Donncoill.   W   końcu,   rozparłszy   się   na   krześle,   wypił   pełen 
puchar wina i zastanawiał się, dlaczego nie poczuł się lepiej nie 
odczuwał   ulgi,   ze   coś   załatwił.   Ponownie   napełnił   puchar   i 
popatrzył na kuzyna.
-  A więc zrobione - mruknął Leargan.
-  Tak,  zrobione.  -  Cameron  sądził,  że  powinien   choć  trochę 
triumfować, bo właśnie wykonał istotny krok, który ma przy-
wrócić honor jego siostrze. Czuł się jednak pusty i miał wielką 
ochotę upić się do nieprzytomności.
_ Może powinieneś był trochę zaczekać.
-  Dlaczego?
-  Chyba jest oczywiste, że Katharine kłamała, oskarżając go o 
gwałt.
-  Więc mogła też kłamać w innych sprawach? - Cameron zaklął 
cicho, gdy Leargan przytakną*. - Mogła. Jednak wciąż twierdzi, 
że sir Payton był jej kochankiem i jest ojcem dziecka, które nosi 
pod sercem.
- Jeśli kłamie w sprawie gwałtu, może też kłamać w kwestii 
ojcostwa. Może powinieneś dokładniej rozważyć oświadczenie 
sir Paytona, że dziecko nie jest jego.
-  Może powinienem - zgodził się Cameron - ale nie mo-

gę. Muszę przyjąć, że Katherine mówi prawdę w tej

sprawie. Jest moją siostrą. Już widać jej zaokrąglone
kształty, więc nie ma czasu do stracenia. Ona wskazuje
palcem na sir Paytona, a ja muszę działać według jej
wskazówek lub skazać ją na hańbę.
Miałam nadzieję, że lady Katherine kłamała,
mówiąc o dziecku - powiedziała Avery, rozciągając się na
olbrzymim łożu w komnacie, którą jej przydzielono.
-   Ale   Warnie   w   innych   sprawach   -   stwierdziła   Gillyanne 
siadając w nogach łoża.

background image

-  Wiem o tym. Payton stanowczo zaprzecza, ze dziecko może 
być jego, a skoro jest tego tak całkowicie pewien to znaczy, że 
nigdy   z   nią   nie   spał.   Ale   Cameron   nie   zna   go,   a   o   naszej 
rodzinie wie tylko to, czego dowiedział się od nas a nas uważa 
w tej kwestii za nieobiektywne.
-  Ale on nawet tego nie przemyślał. Przywitał się z siostrą i od 
razu wysłał swoje żądania do Paytona.
A to bolało, Avery starała się ukryć ból, lecz było jej ciężko. 
Cameron zrobił dokładnie to, co zapowiadał. Najbardziej bolało 
ją, że zrobił to przy niej, choć w jakimś stopniu nawet to była w 
stanie   zrozumieć.   Właśnie   upewnił   się,   że   jego   niezamężna 
siostra jest przy nadziei. Trudno się dziwić, że w tej sytuacji 
oszczędzanie uczuć kochanki nie było dla niego najważniejsze.
-  Gilly, kochanie, jego jedyna siostra jest brzemienna i urodzi 
bękarta.
-  To niesprawiedliwe. - Gillyanne oparła się o kolumienkę łoża. 
- Payton będzie musiał przyjąć dziecko, które nie jest jego, a 
jeśli   urodzi   się   syn,   uczynić   go   swoim   dziedzicem.   A   ty   i 
Cameron   zostaniecie   rozdzieleni.   A   wszystko   dlatego,   że 
piękna Katherine rozłożyła nogi dla jakiegoś biednego chłopca 
stajennego czy kogoś w tym rodzaju, a za męża chce naszego 
Paytona.
-     Mogłabyś   to   sformułować   mniej   dosadnie   -   zwróciła   jej 
uwagę Avery, ale rozumiała w pełni wściekłość kuzynki.
-     Nie,   nie   mogłabym.   Czy   myślisz,   że   Payton   zdołałby   się 
później jakoś wycofać z tego małżeństwa?
- Może byłby jakiś sposób, ale nie można opierać się na tej 
nadzieji   .   Katherine   nie   jest   dzewicą,   nie   można   też 
stwierdzićzadnego pokrewieństwa.
czyna będzie się trzymać swego kłamstwa, choćby miała

background image

przysięgać na święte relikwie.

&>   pokrewieństwa.   A 

przeczucie   -^Sjj*   -na   będzie   się   trzymać   swego   kłamstwa, 
cWhvTT
zysięgać na święte relikwie.                       noćby "*
- Ja też tak czuję. Jest bezwzględna.
-   Och.   tak   -   westchnęła   Avery.   -   życie   Paytona   będzie 
nieszczęściem. Może go doprowadzić do tego, te będzie szukał 
szczęścia   w   ramionach   innej   kobiety   i   jeśli   nawet   znajdzie 
miłość,   będzie   cierpiał,   że   łamie   przysięgę   małżeń   ską. 
Wybaczyłabym jej to, gdyby go kochała, ale ona go przecież nie 
kocha.   Jestem   przekonana,   że   zachowuje   się   tak   z   powodu 
urażonej dumy i próżności. Po prostu chce mieć przystojnego, 
bogatego męża, którego wszystkie kobiety będą jej zazdrościć.
Pukanie   do   drzwi   przerwało   milczenie,   jakie   zapadło   po 
słowach   Avery.   Widząc   Annę   i   Therese,   była   nieco   zawie-
dziona, że to nie Cameron, ale potem uznała, że może to i lepiej. 
Niech minie trochę czasu, nim się do siebie odezwą.
Gdy Therese wyprowadziła Gillyanne, Avery przypatrzyła sie, 
pięknym   złotym   i   zielonym   sukniom,   przewieszonym   przez 
ramię Annę.
- To dla mnie? - spytała.                                
- Tak. - Anne rozłożyła szaty nałóżku. -Nasz pan pomyślał, że 
chciałabyś się przystroić na dzisiejsze ucztowanie.
- O, będzie uczta?                                  
-   Tak,   żeby   świętować   nasz   szczęśliwy   powrót.   Będziesz 
pięknie wyglądała w tej złotej. To są suknie Katherine. - Ona 
jest trochę większa ode mnie. - avery spojrzała na
swoje małe piersi. - I to w różnych miejscacach. - Nie była, 
kiedy to nosiła.
- Tylko mi nie mów, jaka wtedy była młodziutka.
I tak jestem w ponurym nastroju.

background image

Annę   westchnęła,   usiadła   obok   dziewczyny   i   objęła   ją,   - 
Słyszałam, co się stało. Ten człowiek jest głupcem.
-   Tak   i   nie.-   Avery   wstała   i   Anne   zdjęła   jej   suknię.   -Jest 
opiekunem   niezamężnej   siostry,   spodziewającej   się   dziec-ka. 
Jeśli nie znajdzie jej męża, ona będzie zhańbiona. Męż-czyźni w 
mojej rodzinie też by tak zareagowali. Jedyna różnica polega na 
tym, że Katherine kłamie. Wprawdzie uważam, że Cameron 
jest głupcem, wierząc jej, ale to jego siostra.
-  Miałaś nadzieję, że znajdzie jakieś rozwiązanie i nie odeśle cię 
do domu.
Avery skinęła głową.
-     Prawdę   mówiąc,   nie   wierzyłam,   że   Katherine   jest   przy 
nadziei. Jeśli Cameron nawet myślał kiedyś o zmianie planów, 
to na widok jej zaokrąglonego brzucha, musiał o wszystkim 
zapomnieć.
-  Widzę, że umieścił cię w komnacie obok siebie.
-   Tak, połączonej z jego komnatą wielkimi niezamknięty-mi 
drzwiami. Niezbyt subtelne z jego strony. - Avery spo-jrzała na 
Annę, która właśnie skończyła jej wkładać ciemno-złotą suknię. 
- Czy myślisz, że powinnam... zamknąć te drzwi?
-  Ja bym tego nie zrobiła. Jeśli kochasz tego człowieka trzymaj 
się go do końca, póki nie wsadzi cię na konia. Kochała-bym go 
tak   mocno,   że   pierwszego   wieczoru,   kiedy   przyjdzie   do 
pustego łoża, wciąż jeszcze by czuł mój zapach na poscieli I na 
swojej skórze, choćby się nie wiem jak szorował. Zrobiła-bym 
wszystko, żeby nie mógł mnie zapomnieć nawet na chwilę, aż 
przyszedłby po rozum do głowy i przywiózł
mnie z powrotem.
Avery uśmiechnęła się.
- Właąnie taki miałam plan.
- Bardzo dobrze. Suknia pasuje całkiera nieźle. Kilka szwów
przy piersiach i w pasie i będzie idealnie. - Anne Sciągnęła

background image

z dziewczyny złotą suknię i pomogła włożyćzieloną. Z tą tak 
samo. Będziesz ją miała na jutro.                             -
Kiedy Anne zdjęła z niej tę i usiadła na łożu, żeby natychmiast 
poprawić ciemnozłotą, Avery przyjrzała się przyjaciółce pode-
jrzliwie.
-  Katherine jest zdumiewająco hojna.
- Tak - mruknęła Annę, nie podnosząc wzroku znad szy-cia. - 
Mam jeszcze inne suknie, które mogą się równać z tą zieloną. 
Będziesz miała kilka pięknych szat do noszenia podczas pobytu 
tutaj.
-     Annę,   czy   ona   naprawdę   dała   mi   te   suknie,   czy   tylko 
pożyczyła?
- No, nie. Dała jedną, bo brat jej kazał, brzydką, brązową. Ale jej 
służka   pokazała   mi,   gdzie   ta   rozpuszczona   pannica   ma 
spakowane   stroje,   z   których   wyrosła.   Therese   i   ja   same   się 
obsłużyłyśmy.   Gillyanne   też   będzie   bardzo   elegancko   wy-
glądała.
- To miłe, ale niekonieczne.
-  Ależ jest konieczne. - Annę popatrzyła na Avery. -Jesteś damą 
z urodzenia, tak samo jak mała Gilly, więc musicie być
ubrane jak damy.
-  Żeby zaimponować Katherine?
- Właśnie.                                                
-  Nie sądzę, żebym zrobiła na niej wrażenie, choćbym była od 
stóp do głów obwieszona najwspanialszymi klej-
notami.
-     Pewnie   nie,   ale   jej   uwagi   nie   będą   takie   przykre,   jeśli 
będziesz, wiedziała, że pięknie wyglądasz.
Avery pokiwała głową ze zrozumieniem.
-     To   będzie   tarcza,   która   pomoże   mi   spokojnie   ignorować 
wszelkie przycinki na temat mojego wyglądu.

background image

-  I żeby nasz pan pamiętał, kim jesteś - podsumowała Annę. - 
Jesteś damą, panną szlachetnego rodu,  z którą spał. Pięknie 
mówi o ratowaniu dobrego imienia siostry, więc niech sobie 
przypomni, że i ty masz dobre imię.
-  Nie chcę, żeby do mnie przychodził z poczucia honoru. Chcę. 
żeby przyszedł dlatego, że nie może znieść tęsknoty za mną 
przez kolejną noc, że nie może przeżyć następnego dnia beze 
mnie.
-  Och, na pewno przyjdzie do ciebie z tego powodu. Nikt z nas, 
którzy   was   obserwowali   razem,   nie   wątpi  w   to   ani   przez  I 
chwilę. Ale mężczyźni to dziwne stworzenia. - Anne uśmiech-
nęła się przelotnie i Avery też się roześmiała. - Boją się mówić 
otwarcie o swoich uczuciach. No, ale jeśli chodzi o honor, to 
potrafią   się   zachowywać   bardzo   odważnie   i   o   tym   mogą 
rozprawiać   bez   końca.   Wiec   dziewczyna   musi,   kiedy   są   we 
dwoje, domagać się, żeby mówił o czymś więcej, a nie tylko o 
tym, jak się rycersko zachował.
-  Ą jeśli ona nie sądzi, że za jego czynami stoi coś więcej niż 
honor?
-  Avery, przykro mi, że teraz ani ty tego nie widzisz, am ten 
idiota, ale wierz mi, że stoi coś więcej. Żaden mężczyzna nie 
mógłby zachowywać się tak jak on wobec dziewczyny i nic do 
niej nie czuć.
-   Wiec myślisz, że jeśli przyjdzie do mnie, nie powinnam się 
najeżać   ani   go   unikać,   jeśli   będzie   mówił   o   honorze   i 
obowiązku? Mam schować dumę do kieszeni i udawać, że w to 
wierzę? - Avery westchnęła, widząc, że Annę skinąła głową. - 
Ponieważ to ja będę tęskniła i cierpiała tak, jak bym chciała, 
żeby cierpiał on, pewnie muszę tak zrobić.
- Tak, a kiedy będziesz z nim sama, schowaj dumę do kieszeni, 
aż wypowie słowa, które chcesz usłyszeć. Avery zaśmiała się.
- Posłucham twojej rady, Anne. A teraz, z takim planem,

background image

muszę się modlić, żeby mimo tego, co nastąpi w ciągu
najblizszych tygodni, los był dla mme łaskawy i żeby
wszystko dobrze się ułożyło.                                             

15

One żyją?

- Tak, mamo. Są całe i zdrowe.
Payton uśmiechnął się lekko, obserwując rodziców, ciotki
i wujów. Kobiety płakały i ściskały się, a potem biegły do
mężczyzn po następne uściski. Ocierając ich łzy, mężczyźni
z trudem opanowywali wzruszenie. Payton nie zdziwił się, te
wszyscy poświęcali sporo czasu i uwagi ciotce Bethii. Podziwiał
postawę tej kobiety, która po tym, co przeżyła jej córka Sorcha,
dzielnie znosiła ciężar tych tygodni, kiedy nie znała losu
drugiej córki. Musiała to być dla niej nieustanna tortura,
a jednak dopiero teraz ciotka Bethia omal nie zemdlała. Była
to miła, drobna kobieta, ale niewątpliwie znacznie silniejsza.
niż przypuszczał. Cieszył się jednak, że pozostawił posłańców
z   żołnierzami   i   sam   pojechał   do   rodziny   przekazać 
wiadomości-.
-  Gdzie są? - dopytywał się ojciec.                            .
-   W Cairnmoor, pod pieczą niejakiego sir Camerona MacAl-
pina - odparł Payton.
- Dlaczego nie odesłał ich do domu? - spytała matka.
-  Bo coś za nie chce.
Okup? Ile chce? - spytał sir Eric. - Nie jestem zwolen-nikiem 
ulegania naciskom, ale... - Spojrzał na żonę, na jej zacisnięte 
ręce, i ucałował je. - Zrobimy wszystko, żeby odzyskać nasza, 
małą Gilly.
- Oraz twoją siostrę - zgodził się sir nigel, patrząc bacznie
na syna. - Ile?                                       

background image

baczni

-Nie chodzi o to ile, ale kogo - odpowiedział cicho 

Payton.
-   Kogo? - Matka na moment skupiła się, po czym szeroko 
otworzyła   oczy.   -   MacAlpin.   Merde.   To   ta   wstrętna   dzie-
wczyna, tak?
-   Gisele,  czy jest  coś,  o  czym zapomniałaś  mi powiedzieć? 
-Nigel starał się mówić spokojnie, ale widać było rosnący w 
nim| gniew Spojrzał bacznie na żonę.
- Nie, mamo, ja wyjaśnię - włączył się Payton. - Kiedy ostatnio 
byłem we dworze, przebywała tam młoda dziewczyna, która 
usiłowała   wypróbować   na   mnie   swój   czar.   Ponieważ   była 
panną z dobrej rodziny, przywiezioną dla znalezienia męża, 
starałem się jej unikać. Było kilka sytuacji, w których musiałem 
jej okazać swoją niechęć trochę dobitniej, i wtedy stało się dla 
mnie zupełnie jasne, że ta panna nie jest przyzwyczajona do 
tego, żeby jej czegokolwiek odmawiać. Wróciłem do domu i 
uznałem,   że   mam   z   nią   spokój.   A   potera   dostałem   od   jej 
opiekuna wiado-
mość,   że   rzekomo   ją   zgwałciłem.   -   Payton   uniósł   rękę,   by 
przyci-
szyć gwałtowne protesty, choć sprawiły mu oprzyjemność.
- Żądał, żebym przybył natycłrniiast do Cairnmoor poslubić
pannę, którą zhańbiłem, niejaką lady Katherine MacAlpin.
Nigel zaklął.
- Teraz rozumiem nasz problem.
-  Mój problem -powiedział Payton i ciągnął swoą historię: -
Odpowiedziałem, że ona kłamie, i spytałem się czy odważy się. 
przedstawić mi jakichś świadków, którzy to potwierdzą.
- Niezbyt delikatnie.
- Nie, ale nie sądziłem, że muszę być wobec niej zbyt uprzejmy. 
Potem   nadeszła   informacja,   że   w   dodatku   zostawiłem   ją 

background image

brzemienną. Temu też zaprzeczyłem. W końcu dali mi spokój. 
Sądziłem, że prawda wyszła na jaw, i przestałem o tym myśleć, 
choć czasem przypominałem sobie, że właściwie powinni mnie 
przeprosić. - Spojrzał na list, który trzymał w ręku. - Wygląda 
na   to,   że   opiekun   tej   panny   czekał   na   powrót   jej   brata,   sir 
Camerona. - I teraz sir Cameron oskarża cię o gwałt? - Coś się 
musiało wyjaśnić, bo o to już mnie nie oskarża jednak Katherine 
wciąż utrzymuje, że byłem jej kochankiem i jestem ojcem jej 
dziecka. Jeśli pojadę do Cairnmoor i poślubię jego siostrę, sir 
Cameron odda nam Avery i Gillyanne.
- Jak on je pojmał?
-   Był w służbie u niejakiego sir Charlesa DeVeau. - Payton 
uśmiechnął się, wyobrażając sobie, jak matka klnie w duchu. 
-Odmówił   udziału   w   ataku   na   Lucettów   i   był   gotów   do 
wyjazdu, bo miał dosyć DeVeau i Francji. Nasze dziewczęta 
podarowano mu jako zapłatę za dług karciany. Mówi, że jest 
więcej do opowiadania, ale zrobią to one same, kiedy wrócą do 
domu.
-  Pewny siebie drań — mruknął Nigel.
-  Dlaczego nie? Ma nas czym szantażować.
- Myślisz, że mógłby je skrzywdzić? - spytała Bethia.
-  Nie - pocieszył ją Payton. - Sposób, w jaki pisze, na przykład 
nazywając naszą Giłlyanne „małą Gilly", świadczy o tym, że nie 
zrobi   im   krzywdy.   Prawdę   mówiąc,   nie   ma   tam   żadnych 
pogróżek. Ale zapewnia, że ich nie odda.
—   Więc może powinniśmy po prostu pojechać i je odebrać ~ 
zaproponował Nigel, lecz poprzez jego śmiałe słowa przebija 
nutka wahania.
—     Myślę,   że   gdybyśmy   zaczęli   przelewać   krew   jego   klan 
-mogłyby się pojawić pogróżki, które by zrealizował - ostrzegł 
Payton. - Nie, pojadę do Cairnmoor.

background image

Gisele wyciągnęła rękę nad stołem i dotknęła dotknęła syna. - 
Ale on ci każe poślubić tę kobietę, a ty jej nie kochasz Twój 
pierworodny nawet nie będzie twojej krwi.
- To prawda, me mogę jednak zostawić Avery i Gillianne które 
są tam uwięzione Kto nas może zapewnić, że w końcu pogróżki 
się nie pojawią? Albo że on nie zgłosi się z tą sprawa do króla? 
Pojadę, ale to wcale me oznacza, ze ożenię się z tą kłamczuchą. 
Może z niej wyciągnę prawdę. Siedząc tutaj, nie mogę zrobić 
nawet   tego.   Jest   jeszcze   jedna   sprawa,   o   której   pisze   sir 
Cameron. -Popatrzył na swego stryja Balfoura i ciotkę Maldie. - 
Twierdzi,   że   Avery   i   Gillyanne   powiedziały   mu   coś   bardzo 
dziwnego: że on może być ojcem małego Alana.
-   O   Boże   -szepnęła   Maldie.   -Elspeth   będzie   równocześnie 
zadowolona i bardzo zmartwiona.
-   Jeśli   chce   tego   chłopca...   -   zaczęta   Gisele,   ale   nerwowo 
przygryzła wargę.
- Nie, mamo - powiedział Payton. - Sir Cameron prosi, żebyśmy 
nie wciągali chłopca do tego układu i sprawę tę chce rozwiązać 
osobno   i   bardzo   delikatnie.   Oczywiście,   ta   możliwość   jest 
bardzo   kusząca,   bo   ja   nie   chcę   się   żenić   z   Katherine.Aby 
wykorzystać małego Alana dla zdobycia przeze mnie wolności, 
musielibyśmy go zabrać Elspeth. Nie mogę tego zrobić. Jeśli sir 
Cameron jest ojcem Alana, to ma do małego prawo, ale to musi 
być przeprowadzone z największą ostrożnością.
- Wiem o tym. Tyle że to małżeństwo będzie takie
fatalne, oparte na kłamstwie, a ta Katherine wydaje się oxropną
dziewuchą.
- Payton poklepał matkę po ręku.           
- Masz rację, ona należy do osób pieknych tylko z wierzchu.
Nie martw się jednak. Potrafię przekonywać. Wydobędę z niej 
prawdę. - Powoli się rozpogodził. - Na ile znam moją siostrę i 
małą Gilly, już ciężko pracują, żeby z nej tę prawdę wydusić.

background image

Gdy tylko Avery i Gillyanne opuściły wielką sień, Cameron 
opadł na krzesło i napił się wina. Jego siostra wyszła tuż przed 
nimi   i   chociaż   miał   poważne   podejrzenia,   że   nastąpi   jakaś 
konfrontacja   między   damami,   stchórzył   i   postanowił   nie 
wtrącać się do tego. Każda chwila spędzona z nimi trzema była 
spraw-dzianem   jego   wytrzymałości,   więc   nie   miał   zamiaru 
pchać się w to z własnej woli. Niech to same załatwiają. Będzie 
czekał i modlił się, żeby się nie polało za wiele krwi.
Minął zaledwie tydzień od wysłania żądań do sir Paytona, lecz 
Cameronowi wydawał się on najdłuższym tygodniem w życiu. 
Oczekiwał, że przyjazd sir Paytona nastąpi za dzień czy dwa i 
dom   przestanie   wreszcie   przypominać   pole   bitwy.   Zarazem 
wszystko   to   oznaczało   zbliżanie   się   dnia,   w   którym   utraci 
Avery.
Dziewczyna   tymszasem   uprawiała   jakąś   niepojętą   dla   niego 
grę.   Wprawdzie   umieścił   ją   w   sąsiedniej   komnacie,   ale   nie 
byłby   zdziwiony,   gdyby   przed   nim   zabarykadowała   drzwi. 
Tymczasem   Avery   przyjmowała   go   z   uśmiechem   i 
temperamentem,   jakiego   każdy   mężczyzna   mógłby   mu 
pozazdrościć. Ubrana była zawsze tak, że stanowiła ucztę dla 
oka, a zachowywała się tak, jakby nic złego się między nimi nie 
wydarzyło i jakby nie zbliżał się koniec ich romansu. Zawsze 
była w miłosnym nastroju, | niczego mu nie odmawiała. Musiał 
być w tym jakiś podstęp. Nie mógł tylko wymyślić, co chciała w 
ten sposób zyskać.
-     Czy   te   dziewczęta   tak   cię   wyprowadzają   z   równowagi, 
chłopcze, że musisz tyle pić? - zapyta Iain.
—  Niewykluczone — wymamrotał Cameron i uśmiechnął się 
smutno. - Za każdym razem, kiedy siadamy do posiłku, boję 
się, że rzucą się na siebie i poranią nożami.
Iain skinął potakująco.

background image

- Jedzenie w atmosferze takiej damskiej furii może czło-wieka 
przyprawić o niestrawność.
-   Jest   bardzo   męczące.   -   Tak,   wyglądasz   na   zmęczonego, 
chłopcze. Leargan zaśmiał się i potrząsnął głową. - Nie tylko 
unikanie   naszych   walczących   dam   tak   go   męczy.   Jeśli   nie 
ucieka przed nimi, pokłada się z...          
-   Leargan   -   warknął   Cameron   zdumiony,   że   kuzyn   mógłby 
powiedzieć coś niemiłego o Avery.                  
-  Och, kuzynie, wiesz, że nigdy nie obraziłbym Avery Zawiść 
przeze mnie przemawia. Oddałbym mojego najwspanial-szego 
konia   bojowego   za   taką   ciepłą   i   słodką   dziewczynę,   i   taką 
chętną. Widać, że to kochanie sprawia jej wielką przyjemność. 
-Leargan mrugnął. - W każdym razie tak to brzmiało dziś po 
południu w stajni.
Roześmiał się wraz z Iainem, widząc, że Cameron zarumienił 
się lekko.
-   Powinienem   być   trochę   bardziej   dyskretny   -   przyznał 
Cameron   i   postukał   palcami   o   drewniane   poręcze   krzesła. 
-Właśnie myślałem o tym, że Avery coś knuje,
- Na miłość boską- mruknął Leargan. - A co by to mogło być? 
Wykończenie cię tak, żebyś nie miał sił na żadną inną kobietę 
jeszcze parę lat po jej odjeździe?
Cameron postanowił nie zwracać uwagi na tę ironie.
- Jest zbyt przymilna. Przecież chcę ją odesłać. Zmuszam jej 
brata   do   małżeństwa   z   kobietą,   której   nie   chce.   Chyba   nic 
dziwnego, że zastanawiam się, dlaczego się zachowuje
jakby się nic nie stało, dlaczego się nie złości, nie kłoci,
dlaczego do diabła, wciąż mnie wpuszcza do swgo łoża?
Avery jest dumną dziewczyną, z ostrym temperamentem.
Dlaczego jest taka miła?

background image

-   Dla   Katherine   miła   nie   jest   -   zauważył   Ian   -   To   prawda. 
Zastanawiam się czasem, czy nie postawić przy nich starażnika, 
Zeby się nie pozabijały. -
Cameron przeciągnął ręką po włosach. - Spodziewałem się, że 
część   tej   złości   ba,   nawet   większość,   skieruje   na   mnie. 
'
- Może Avery rozumie, że nie miałeś wyboru - zasuge-rował 
Iain.
- Tak, ale czasem czuję, że oczekiwała, iż znajdę jakieś inne 
rozwiązanie tego problemu.
- Pewnie tak było, zanim zobaczyła, że Katherine naprawdę 
będzie miała dziecko.
-   Przecież   Avery   upiera   się,   że   nie   jest   to   dziecko   jej   brata 
-przypomniał mu Cameron.
-   Ale zostałeś postawiony w określonej sytuacji: zobaczyłeś 
niezamężną siostrę z brzuchem. Nie ma czasu sprawdzać, kto 
ma   rację,   a   kto   nie,   i   czy   może   ktoś   nie   kłamie.   Katherine 
potrzebuje męża, dziecko potrzebuje ojca, a ona wskazuje na sir 
Paytona. Nie masz wyboru, musisz jak najprędzej doprowadzić 
tego człowieka do ołtarza. Cokolwiek Avery czuje, jest na tyle 
mądra,   że   wie:   zostałeś   postawiony   pod   ścianą.   -Leargan 
pociągnął  spory  łyk  wina  i dodał  ciszej:  -   Skupia  gniew   na 
osobie, która was w to wpakowała, a która, jej zdaniem, kłamie.
-  A ty myślisz, że Katherine kłamie, Iain? - spytał Cameron w 
nadziei, że skoro przyjaciel spędził z nią więcej czasu, może 
wiedzieć lepiej.
-     Nie   potrafię   odpowiedzieć.   Po   prostu   nie   wiem.   Ale   jest 
zdolna do kłamstwa.
Tak, zauważyłem to przez ten tydzień, odkąd jestem w domu. - 
Cameron pokręcił głową. - Zawiodłem tę dziewczynę. 
W   pewnym   sensie   my   wszyscy   też,   ale   nie   mam   poczucia

winy.   Owszem,   rozpieszczaliśmy   ją,   jednak   dziecko 

background image

powinno się uczyć z dobrego przykładu. Wydaje mi się, że 
wszyscy dawaliśmy jej dobry przykład. Może nie doskonały, 
lecz dobry na pewno tak. A jednak... - Ian wzdrygnał się. - Jest 
nie tylko zepsuta, lecz w dodatku próżna i z tego, co
widziałem, niezbyt miła dla tych, których uważa za
stojących niżej od niej.

                                                                      

-   Nie   widzę   tu   nikogo,   kto   mógłby   ją   nauczyć   próżności   i 
snobizmu.
- Nie mogła się nauczyć takiej postawy ani od ciebie ani od 
ciotki Agnes, a to wy oboje mieliście największy udział w jej 
wychowaniu. Czy spotkałeś kiedyś tego chłopaka, sir Paytona?
- Tylko przelotnie, potem czasami gdzieś mi mignął.
-  Słyszałem, że jest przystojny. Iain uśmiechnął się.
-   Bardzo,   w   każdym   razie   tak   twierdzą   wszystkie   panny. 
Prawdę mówiąc, i mnie się tak wydawało. Dziewczęta pchają 
się do niego. Sądzę, że nawet jak idzie do wychodka, czeka na 
niego jakaś dziewczyna i proponuje pomoc.
- Jest aż tak źle?
- Tak. A jednak nie słyszałem o nim nic złego. Trochę narzekań 
od jakichś zazdrośników, i tyle. Nawet nie to, żeby nadmiernie 
wykorzystywał   okazje,   kiedy   mu   się   te   dziewczęta   Pchają 
drzwiami   i   oknami.   Byłem   zdziwiony,   kiedy   Kathenne 
wskazała na niego, ale musiałem jej uwierzyć.
Cameron skinął głową.                                     
- Nie miałeś wyboru. Czy wierzyłeś, kiedy zarzucała mu
gwałt

-   Niezupełnie.   Nie   tylko   dlatego,   że   nie 

przypuszczałem, żeby ten chłopak musiał cokolwiek brać siłą, 
ale też dlatego, że Katherine nie zachowywała się jak kobieta, 
którą mężczy-
zna posiadł wbrew woli. Znałem jedną czy dwie ofiary gwałtu

background image

i   chociaż   były   dość   twarde,   żeby   jakoś   przeżyć   tę   tragedię 
pozostały w nich blizny, widoczne w ciągu następnych tygodni 
i miesięcy. Katherine zachowywała się tak jak zwykle, a jednak 
obstawała przy swoim. To mogło być najwyżej uwiedzenie, w 
którym pozwoliła na zbyt wiele.                           
- Tylko sama Katherine mogłaby to wyjaśnić, ale ona wciąż 
obstaje przy wersji o uwiedzeniu i porzuceniu. Zaczynam się 
zastanawiać, czy nie zostaję wykorzystany, aby
jej zdobyć męża, jaki jej się podoba, a nie człowieka, który
powinien ją poślubić.
- Więc nie przynaglaj za bardzo z tym małżeństwem-poradził 
Leargan.
—  Nie mogę zwlekać.
—  Tydzień czy dwa nie sprawią wielkiej różnicy.
—  To prawda. Jestem wściekły na siebie, ale zaczynam jej nie 
wierzyć. Tłumaczę sobie, że mam własne powody, żeby tak 
było,   ale   nic   nie   pomaga.   Do   licha,   doszło   do   tego,   że 
podsłuchuję   pod   drzwiami,   prowadzę   długie   rozmowy   z 
Katherine i rozważam każde jej słowo. Nie chcę wierzyć, że 
mogłaby uknuć taką intrygę, a z drugiej strony nie mogę oprzeć 
się wrażeniu, że właśnie tak jest. Usiłuję udowodnić, że moja 
siostra Warnie, ale chyba niezbyt mi się to udaje.
—  Więc zostaw to dziewczętom.
—  Myślisz, że to właśnie próbują zrobić?
—  Och tak, nie ma wątpliwości.
—    Cóż,   jeśli   odkryją   prawdę,  a   Katherine  dalej   będzie   ob-
stawać przy swojej wersji, w dalszym ciągu będę stał pred
problemem: albo uwierzę pannom, które chcą pomóc sir pay-
tonowi, albo będę lojalny wobec siostry i uwierzę jej.
_ Wiec dalej podsłuchuj, chłopcze - powiedział Iain - i miej-my 
nadzieję, że usłyszysz prawdę, nim będzie za późno.
Czy wy nie możecie pójść gdzie indziej?

background image

Katherine znad swej robótki, patrząc z wściekłością na Avery i 
Gillyanne.                                                       
- Nie - odpowiedziała Avery, siadając naprzeciwko. Rozejrzała 
się po świetlicy. Było to piękne pomieszczeni jaszcza w ciągu 
dnia, gdy promienie słoneczne wpadały przez okna. Mógłby to 
wprawdzie   być   słaby   punkt,   gdyby   jakiś   napastnik   zdołał 
pokonać   wszystkie   inne   wspaniałe   konstrukcje   obronne 
Camerona, podejrzewała jednak, ze zostało to uwzględnione i 
prawdopodobnie   jakoś   zabezpieczone.   Spojrzała   na   ciotkę 
Agnes i zauważyła, że pulchna, siwa kobieta śpi w fotelu przed 
kominkiem. Avery wątpiła, żeby ta raiła dama mogła pełnić 
rolę prawdziwej przyzwoitki Katherine. Gdy Gillyanne usiadła 
na tapicerowanej ławie tuż obok Kaiherine, Avery o mało się 
nie roześmiała. Gillyanne wiedziała, że Kaiherine jej nie znosi i 
czuje się przy niej niepewnie, wiec postanowiła
to wykorzystać.
- Słyszałam, że jak kłamca wypije wodę święconą, tomu język 
czernieje,   gnije   i   odpada   -   powiedziała,   podając   Kaiherine 
puchar z zimną wodą.
-     Wiejskie   przesądy-   mruknęła   obdarowana,   ale   Avery 
zauważyła,   że   nie   tknęła   wody.   -   Co   ty   wyprawiasz.   -   Ka-
therine trzepnęła Gillyanne w rękę, gdy ta dotknęła jej brzucha.
- Sprawdzałam, czy to czasem nie poduszka.
-  To jest dziecko sir Paytona, wiesz o tym.
-  Nie, nie jest.
-Poprostu nie możecie pogodzić się z tym, że wasz krewny
jest uwodzicielem bez serca, że mógłby wykorzystać  dziew-
czynę i rzucić ją, jak każdy inny mężczyzna. Myślicie, że on jest 
Świety.
- Payton nie jest święty - powiedziała Avery, starając się mówić 
spokojnie i skrywać gniew, bo wiedziała, że to złość Katherine. 

background image

-Jednak   ani   nie   uwiódłby   dziewicy,   ani   nie   wyparłby   się 
własnego dziecka.                                                    
Twierdzisz,   że   nie   byłam   dziewicą?!   -   krzyknęła   Katherinc, 
rzucając robótkę.
Avery zdziwiła się, że siostra Camerona tak szybko uznał ten 
zarzut, choć nie padł bezpośrednio. Przedtem nie przyszło jej 
do   głowy,   że   Katherine   mogła   mieć   więcej   niż   jednego 
kochanka,   ale   patrząc   teraz   na   pochrapującą   ciotkę   Agnes, 
nabrała przekonania, że jej podopieczna miała po temu sporo 
okazji. Avery zaczęła się zastanawiać, czy to nie ktoś z Caim-
moor, ale odrzuciła tę myśl. Katherine była za sprytna, a tu 
trudno byłoby utrzymać sekret i uchodzić za niewinną i po-
rzuconą.
-     Nie,   nie   obrażałabym   cię   tak   —   odpowiedziała   Avery. 
-Powiedziałam tylko, że uwodzicielem nie był mój brat.
-  Więc dlaczego miałabym chcieć za niego wyjść?
-     Bo   jest   przystojny,   niebiedny   i   większość   kobiet   by   ci 
zazdrościła. Podejrzewam, że twojemu kochankowi brakowało 
paru rzeczy, których potrzebujesz, na przykład pieniędzy.
-   Więc teraz mi zarzucasz, że ległam z jakimś obszarpanym 
żebrakiem?
-   Wielu wspaniałych panów nie ma pełnej sakiewki, dlatego 
często muszą ją poślubić.
-  Ja mam duży posag. Nie muszę się martwić, czy mężczyzna 
jest bogaty, czy nie.
-  Więc dlaczego nie wyjdziesz za tego, z którym będziesz miała 
dziecko, zamiast ciągnąć do ołtarza tego, który cię nie chce?
-  Czy tak trudno ci uwierzyć, że twój brat mógł mnie pożądać? 
- spytała Katherine, lekko wykrzywiając usta w wy-muszonym 
uśmieszku. - Wielu chłopcom zawróciłam w głowie.
- Nie wątpię, że tak, bo jesteś bardzo piękna – mruknęła Avery.- 
Payton   mógł   rzucić   na   ciebie   łakome   spojrzenie,   ale   nie 

background image

poszedłby z tobą do łoża. Wiedział, że jesteś tam po to, żeby 
złapać   męża,   a   on   nie   chce   żony,   jeszcze   nie   teraz.   To 
wystarczyłoby,   żeby   ostudzić   żądze,   które   mogłaś   w   nim 
wzbudzić.
- Może uczucie, jakie w nim wzbudziłam, było zbyt gorące zbyt 
kuszące,   żeby   mógł   się   oprzeć.   -   Katherine   spojrzała   na 
Gillyanne, która wydała jakieś niezbyt uprzejme parsknięcie. 
-Ja przynajmniej mam to, co trzeba, żeby mężczyzna miał na co 
spojrzeć.
- Mam nadzieję, że Gillyanne tego nie ma, bo jest zbyt młoda, 
żeby   wzbudzać   zainteresowanie   mężczyzn—   oświad-czyła 
Avery. - A ty, Katherine, powinnaś być na tyle sprytna, żeby 
wiedzieć, że prawda wcześniej czy później wyjdzie najaw.
- Jeśli będę już żoną tego wspaniałego, pięknego rycerza, nikt 
tego nie zmieni. - Katherine wstała nagle, podeszła do ciotki i 
obudziła ją dość obcesowo.- Musimy iść, ciociu Agnes. - Stanęła 
przed Avery, podczas gdy ciotka zbierała swe rzeczy. - Jeśli 
myślisz,   że   parząc   się   z   moim   bratem,   zapobieg-niesz   temu 
małżeństwu, to jesteś idiotką.
Avery powstrzy mała ręką Gillyanne, która chciała się rzucić na 
Katherine.                                                         
- Może nawet wyjdziesz za Paytona, ale to małżeństwo będzie 
oparte na kłamstwie i zdradzie. On ci tego nigdy nie
wybaczy. Co to za szczęście?
- Takie, jakie przyjdzie z poślubienia pięknęgo mężczyzny,
uznanego rycerza, majętnego, z ziemią we Francji i wysoko
postawionymi znajomymi we dworze, łacznie z królem. -
Katherine chwyciła za rękę zaspaną ciotkę i ruszyła do drzwi. -
Może mną pogardzać, ale to i tak 1epsze niż jakiś drobny
szlachcic z sześcioma starszymi braćmi.
Avery aż drgnęła, gdy trzasnęły drzwi. Patrzyła przez chwilę 
na dębowe kasetony. Nigdy tak bardzo nie chciała

background image

kogoś uderzyć, jak teraz Katherine. Ta dziewczyna była
zepsuta próżna i samolubna nie do opisania. Trudno
uwierzyć że ona i Cameron byli rodzeństwem. 
- Kłamie - oświadczyła Gillyanne, podchodząc do kuzynki.
- Oczywiście -zgodziła się Avery. -Zresztą sporo ujawniła.
Po   pierwsze,   uważam,   że   świetnie   się   bawiła   na   dworze   i 
pewnie
się raz czy drugi pokotłowała z jakimś jurnym młodzieńcem
nim tu wróciła.
Myślisz, że mógłby to być któryś z chłopaków tu, w Caim-
moor?
-   Wątpię.   Za   duże   prawdopodobieństwo,   że   mogłoby   się 
wydać. A nawet jeżeli taki jest, to się nie przyzna, że pokładał 
się   z   siostrą   pana.   Nie   mamy   czasu,   żeby   go   szukać,   bo 
trzymałby to w wielkiej tajemnicy.
-     Ale   miała   co   najmniej   jednego   kochanka   na   dworze 
królewskim, prawda?
-     Z   całą   pewnością.   A   nas   powinien   interesować   ubogi 
szlachcic.
-  Z sześcioma starszymi braćmi.
-  Właśnie. Oczywiście nie wiemy, kto był we dworze, gdy ona 
tam gościła. Nie sądzę, żeby nam starczyło czasu, aby się tego 
dowiedzieć.   Już   minął   tydzień,   jak   Cameron   wysłał   list   do 
Paytona. Mój brat powinien tu być lada dzień.
-  Przykro mi, Avery.
-     Daj   spokój.   Teraz   najważniejsza   sprawa   to   pomóc   Pay-
tonowi. Nie możemy pozwolić, żeby ożenił się z tą kobietą.
Gillyanne wstrząsnęła się przesadnie.                          
-   Absolutnie nie możemy. Ona go unieszczęśliwi. - Zamyś-
lona, potarła palcem brodę. - Najlepiej byłoby znać nazwisko 
ale tylko ona je zna.
-  Tak, możemy jednak zebrać jeszcze jakieś informacje.

background image

Payton spędza dużo czasu na dworze. Jeśli mu powiemy
odpowiednio dużo o ty młodzieńcu, będzi wiedział, kto to
jest. Może nawet widział, jak ten rozmawiał z Katherine.
- Tak, ale czy Cameron będzie na to zważał, nawet jeśli
mu   poda   nazwisko?   Czy   Payton   zdoła   namówić   go,   żeby 
chociaż spróbował dowiedzieć się prawdy?
- Mysie, że tak - odpowiedziała Avery. - Ostatno zauwa-żyłam 
w   jego   spojrzeniu   coś,   co   mi   mówi,   że   zaczyna   wątpić   w 
zeznania siostry.
-  A jednak ciągnie Paytona do ołtarza.
- Z powodu dziecka i dlatego, że nikt mu nie zaproponował 
innego   pana   młodego.   Pierwszą   osobą,   z   którą   musimy 
porozmawiać, jest pokojówka Katherine.
-   Ona   nas   unika   -   stwierdziła   Gillyanne,   idąc   do   drzwi   za 
kuzynką.
-  Jeszcze raz same spróbujemy ją przyprzeć do muru, a potem 
poprosimy o pomoc Anne.
Na korytarzu wpadły na Camerona i Leargana.
- Szukasz nas? - spytała Avery, przeciskając się obok niego i 
ciągnąc za sobą kuzynkę.
- Tak - odparł Cameron, przyglądając jej sic bacznie.
- Ojej, zobaczymy się chyba później, dobrze? Teraz koniecz-nie 
musimy coś zrobić.                                   
Patrzył, jak dziewczęta oddalają się niemal biegiem, po
czym spojrzał na kuzyna.                                  
- Chcesz mi powiedzieć, że one niczego nie knują?

-     No,   nie   -   odparł   ze   śmiechem   Leargan.   - 

Zdecydowanie
coś knują. Dokąd idziesz? - spytał, gdy Cameron ruszył z po
wrotem do wielkiej sieni.                       
- Ide się napić. I to sporo. I nie przestane pić, póki nie
słyszę głośnego krzyku.

background image

16

Czy   ktoś   widział   Avery?   —   spytał   Cameron,   wchodząc   do 
świetlicy.
Rozejrzał się i aż skurczył się w środku. Była to piękna komnata 
i   bardzo   lubił   tu   siedzieć,   ale   teraz   iskrzyło,   tyle   było   tu 
napięcia i nienawiści.
Gillyanne siedziała obok Anne i udawała, że szyje, lecz głównie 
wpatrywała   się   w   Katherine.   Cameron   znał   to   spojrzenie   i 
wiedział, ze człowiek czuje się pod nim nagi. Anne spokojnie 
szyła, ale miała na oku Gillyanne i Katherine, która od czasu do 
czasu przerywała szycie, rzucając na Gilly wściekłe spo-jrzenie. 
Ciotka   Agnes   w   słodkiej   nieświadomości   przysypiała   przed 
kominkiem. - Zgubiłeś swoją kochanicę? - spytała Katherine. 
Już   chciał   podejść   do   siostry   z   wymówką,   kiedy   usłyszał 
charakterystyczne   świśniecie.   Rozejrzał   się,   bo   sądził,   że   to 
Avery, ale zorientował się, że zrobiła to Gillyanne. Posłał jej 
Karcące spojrzenie, czym się absolutnie nie przejęła, po czym 
zwrócił się do Kamerine.
- Popraw mnie jeśli się mylę - powiedział cichym i zimnym 
głosem - ale czy to nie ty siedzisz tu, niezamężna i brzemien-
na? - Skinął głową, gdy się zaczerwieniła. Więc trzymaj język 
na wodzy, jeśli idzie o Avery. A teraz pytam jeszcze raz: czy 
ktoś wie, gdzie ona jest?                  
-  W ogrodzie -  odpowiedziała  Gillyanne,rpo  czym,  zapytała 
badawczo   się   w   niego   wpatrując:   -   Czy   miałeś   jużjakąś 
wiadomość od naszych rodzin?
-   Wiesz, że człowiek bardzo się denerwuje, kiedy tak robisz, 
panienko?
- Ale ty, kawał chłopa, chyba się tego nie boisz? -Uśmiech-nęła 
się i mrugnęła.

background image

Ramiona Annę zatrzęsły się ze śmiechu. Cameron miał ochotę 
zrobić to samo, lecz przypomniał sobie, z czym tu przyszedł.
- Sir Payton przyjedzie jutro rano.
-  O Boże, nie spodziewałyśmy się, że tak szybko.
-   Tak,   nie   tracił   czasu.   Zaledwie   osiem   dni   temu   wysłałem 
moich ludzi do Donncoill. - Westchnął i ruszył do drzwi. -Pójdę 
lepiej poszukać Avery i jej powiedzieć.
- Cameron! - zawołała Katherine, gdy już zamykał drzwi.
-  Co? - Zawrócił.
- Powiedz tej bezczelnej smarkuli, żeby przesiała tak na
mnie   patrzeć.   Westchnął.   Wiedział,  jak   trudno   jest  znieść  te 
spojrzenia.
-  Gillyanne, przestań patrzeć na Katherine.
Wyszedł, nim siostra zauważyła, że dziwczynaka nie obiecała, 
że przestanie, a on nie uległ pokusie i nie zapytał, co też
takiego widzi, wpatrując się w jego siostrę.
Avery wyrwała chwast, rzuciłą na kupkę kompostu i zaczęła
się zastanawiać, dlaczego praca w ogródku z ziołami jej nie 
pomogła, chociaż zawsze tak było. Poźniej uświadomiła sobie, 
że nigdy tak naprawdę nie cierpiała z powodu złamanego serca 
Nigdy przedtem nie miała kochanka. Nie musiała się martwić
że brat zostanie przymuszony do małżeństwa, w którym będzie 
nieszczęśliwy.   Pielenie   nie   mogło   rozwiać   jej   obaw   i   wąt-
pliwości. nawet na chwilę.
Pomyślała,   ze   gdyby   była   mądra,   zamknęłaby   drzwi   przed 
Cameronem, wykopałaby drania z łoża. Wciąż nie usłyszała od 
niego miłosnych zapewnień ani obietnic wspólnej przyszło-ści. 
Miała wszelkie prawo odwrócić się od niego. Wiedziała jednak, 
że   tego   nie   zrobi.   Brzydziła   ją   trochę   własna   słabość   ale 
zdawała   sobie   sprawę,   że   się   z   niej   nie   wyleczy.   Poza   tyra 
wyrzucenie go z łoza zniszczyłoby plan takiego rozkochania go 
w   sobie,   żeby   marzył   o   jej   powrocie.   Chciałaby   tylko   mieć 

background image

jakikolwiek   znak,   że   poruszyła   jego   serce,   jakąś   iskierkę 
nadziei, której mogłaby się trzymać.
Patrząc w niebo, zorientowała się, że nie ma wiele czasu na 
umycie się i przebranie do wieczerzy. A bardzo tego potrzebo-
wała, stwierdziła, gdy wstała i przyjrzała się sobie. Odwróciła 
się, żeby wracać do zamku, i omal nie wpadła na Camerona. 
Właśnie   szłam   umyć   się   przed   wieczerzą   -   powiedziała, 
wycierając ręce o spódnicę, która wcale nie była czystsza.
-  Czy zostało jeszcze choć trochę ziemi w tym ogrodzie? -spytał 
z uśmiechem.
-     Pieliłam,   a   ponieważ   chwasty   nie   rosną   nawet   na   moją 
imponującą wysokość, musiałam się schylić do ziemi
-  Oczywiście.                                                           
-  Czy masz mi coś do powiedzenia, czy po prostu przyszedłeś 
mnie obejrzeć, kiedy okropnie wyglądam?
-  Och, wyglądasz cudownie. Gdy nachylił się bliżej i skrzywił, 
przyglądając się jej
twarzy, spytała:
-  Czy coś się stało?
-   Nie,   po   prostu   szukałem   czystego   miejsca,   żeby   cię   po-
całować.
-   Potwór.   -   Wyminęła   go   i   szybkim   krokiem   zmierzała   do 
zamku. - Czy masz mi coś do powiedzenia?
- Twój brat przyjeżdża jutro rano - rzekł cicho. Zauważył, że 
zmyliła krok.                                              
-   I   zostanę   odesłana?-   Avery   była   dumna   ze   swojego 
spokojnego tonu.
Weszli do zamku i skierowali się ku schodom.
- Tak, ty i Giliyanne odjedziecie z bardzo dużą. jak słysza-łem, 
eskortą Murrayów.
- Ale nie ma rodziców moich ani Gillyanne?

background image

- Nie. To dobrze, że twój brat przyjechał sam. Wjedzie tutaj 
tylko z Małym Robem i Colinem, a ty i Gillyanne zostaniecie] 
odesłane do mężczyzn Murrayów.
Stanęła u stóp schodów i wreszcie na niego spojrzała.
- Chciałabym mieć chwilę, żeby przywitać się z bratem i krótko 
z nim porozmawiać, nim opuszczę Cairnmoor. Nie widziałam 
go   od   kilku   miesięcy,   a   biorąc   wszystko   pod   uwagę,   może 
znów nie zobaczę go przez długi czas.
- Racja.
Avery odwróciła się, by wejść po schodach, i natknęła się na 
schodzącą   Katherine,   która   odsunęła   się,   parząc   na   nią   z 
przerażeniem. Ona zapewne nigdy się nie ubrudala, pomyślała 
Avery.                                                         
- Czy wytarzałeś swoją zabawkę w błocie, bracie? - spytała
Katherina.                                           
Avery poczuła, jak Cameron zesztywniał. Nim się oezwał,
wzięła   twarz   Katherine   w   obie   dłonie,   ucałowała   ją   w   oba 
policzki i mocno do siebie przycisnęła.Pusciła ją, gdy
uznała, że już dość ją ubrudziła.             
-   Będę   za   tobą   tęsknić,   Katherie   -   powiedziała,   przeciągąjąc 
głoski i dziwiąc się nieco dosadnemu przekleństwu jakie padło 
z ust tamtej, nim wbiegła na schody. - Hm, widzę, że to uczucie 
jest nieodwzajemnione. - Spojrzała na Camero-na i zobaczyła, 
że się śmieje. - Nie mogłam się powstrzymać - Och, żebyś nie 
była wciąż tak brudna jak gusta, pocałował-bym cię. Idź się 
umyć. - Popatrzył, jak wchodzi na schody i zapytał ciszej: - 
Avery, czy chcesz ze mną zjeść wieczerzę w mojej komnacie?
Był tylko jeden powód, dla którego mu na tym zależało. Chciał, 
żeby tę ostatnią noc spędzili razem, kochając się ile się da, do 
upadłego. Avery wiedziała, że powinna posłać go do diabła, ale 
spokojnie powiedziała:
- Dobrze, spotkamy się tam za godzinę.

background image

Pogrążona w rozmyślaniach, odpowiedziała na pukanie 

Annę do drzwi i wymamrotała zaproszenie. Miała to być jej 
ostatnia noc z Cameronem. Próbowała nawet nie myśleć o tym, 
że   to   "na   zawsze",   ale   ta   myśl   gdzieś   się   kołatała.   Musiała 
jednak   mieć   jakąś   iskierkę   nadziei   na   przyszłość,   bo   inaczej 
spędziłaby   tę   noc,   wypłakując   się   Cameronowi   na   jego   im-
ponującej piersi. Bardzo chciała pokazać mu się w czymś innym 
niż koszula, którą widział już nie wiadomo ile razy.
-  Nie, nie to - powiedziała Annę, wyjmując jej z rak koszulę i 
rzucając na łoże. - Nie dziś wieczór.
-   A   dlaczego   dzisiejszy   wieczór   miałby   być   taki   ważny?" 
spytała Avery, podejrzewając, że Annę już wie.
To twoja ostatnia noc tutaj, przynajmniej, zanim wrócisz.
-  Jaki optymizm. Annę zbyła tę uwagę.
-   Do   sypialni   pana   zaniesiono   wspaniały   posiłek.   Zapalono 
świece i rozpalono ogień. Nie będziecie wieczerzać w wielkiej
sieni.
- Nic się tu nie ukryje.
-   Owszem,   niewiele,   i   muszę   przyznać,   że   większość   z   nas 
bardzo interesuje się tym co się, dzieje miedzy tobą a naszym 
panem.- Annę uśmiechnęła się, widząc rumieniec dzew-czyny, 
-   Lubimy   cię   i   myślimy,   że   nasz   pan   byłby   z   tobą   bardzo 
szczęśliwy. - Podała jej nocną koszulę i wierzchnia narzutkę. - I 
to też.
Avery wydała stłumiony okrzyk i ostrożnie dotknęła. Była to 
koronkowa szata, prawie przezroczysta. I koszula, i narzutka 
miały intensywny złoty kolor, a przyozdobione były czarnym 
haftem i koronką. Były nieprzyzwoite, coś takiego mogły nosić 
tylko nałożnice wielkich panów.
- Gdzie znalazłaś takie bezwstydne wspaniałości? -spytała.

background image

- Pamiętasz, jak zrobiłaś uwagę, że Katherine może wcale nie 
być   taką   skrzywdzoną   dziewicą,   za   jaką   chce   przed   nami 
uchodzić? Myślę, że miałaś rację. - Annę rzuciła fatałaszki na 
łoże. -To nie jest nocna bielizna,jaką noszą cnotliwe panienki.
-  Katherine? Ho, ho, ciekawe rzeczy znajdujesz w jej sypialni. 
Ale mężczyzny jeszcze nie znalazłaś?
- Niestety, nie. Nawet jeśli dzieliła łoże z którymś z tutej-szych 
młodzieńców,   to   teraz,   gdy   pan   jest   w   domu,   są   barozo 
ostrożni.   -   Annę   pociągnęła   za   ręcznik,   którym   owinęła   się 
Avery - Chodź, ubierzemy cię w to.           - No nie wiem, Annę. 
Są piękne ale czułąbym się naga.
A jeśli należały do Katherine, nie będą na mnie pasować.
-     Będą   -   zapewniła   Annę,   wkładając   na   dziewczynę   nocną 
koszulę. - Na Katherine byłaby pewnie zupełnie otwarta po 
bokach, gdzie się zawiązuje, a na tobie będzie się schodzić. Jesli 
szata będzie luźna, to nie szkodzi. NIe jesteś dużo niższa od 
Katherine, więc nie będzie się specjalnie wlokła po ziemi. 
Spojrzała   w   dól   w   tym   samym   momencie   co   Avery.   -   No, 
wygląda na to, że miaio być widać nogi w kostkach i stopy. 
Bezwstydna.                                                              
Kompletnie - zgodziła się Avery i uśmiechnęła się wraz z Annę. 
- No, dobrze. Spróbuję sobie wyobrazić, ze skoro mam koszulę i 
wierzchnią narzutkę, to nie jestem naga. Zastanawiam się, co 
sobie pomyśli Cameron?
- Dziecko, jedno spojrzenie na ciebie w tym stroju i zapewniam 
cię, że w ogóle nie będzie myślał.

Cameron popijał wino, spacerując po komnacie. Rozważał, 

czy   powinien   zostać   w   dziennym   ubraniu,   czy   raczej   się 
przebrać; czy lepiej stać, czy usiąść. Zupełnie jakby to miał być 
ich pierwszy raz, a przecież byli kochankami od wielu tygodni.

background image

Boże, to już ostatni raz, pomyślał i przytrzymał się kolumienki 
łoża, bo aż się zachwiał. Znów łyknął wina. Najlepsze, co mógł 
zrobić,   to   przestać   o   tym   myśleć.   Jeśli   Avery   mogła   się 
zachowywać,   jakby   nic   się   nie   działo,   to   i   on   też   może.   I 
wszystko będzie w porządku, powiedział sobie twardo,
Drzwi między ich komnatami otwarły się i Cameron chciał ją 
powitać, ale dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało i zamknęła 
za sobą drzwi. Nie rozumiał, jak ona może wyglądać nieśmiało 
w takim stroju, a właściwie prawie bez niczego.
Gdy podchodziła bliżej, światło świec i ognia ukazywało, jak 
cienką miała koszulę i nocną  szatę, podkreślającą wspaniała 
linię jej ciała. Fakt, że było ją widać tak wyraźnie, chociaż miała 
na sobie ubranie, działał na niego bardziej podniecająco niż 
cokolwiek dotąd. Nie był pewien, czy uznałby ją za równie 
ponętną,   gdyby   weszła   zupełnie   naga,   ale   wolał   tego   nie 
sprawdzać.
- Skąd to masz?- spytał, dotykając prześwitującej przez materiał 
brodawki i czując, jak twardnieje.         
-   Anne   mi   przyniosła.   -   Jego   pożądliwe   spojrzenie   tak   ją 
rozpalało, że w jej głosie zabrzmiał jakiś nowy ton.
- Ciekawe, gdzie to znalazła. - Dotknął cienia drugiej brodawki 
i uśmiechnął się, gdy też stwardniała.
- Jesteś z siebie obrzydliwie zadowolony, kiedy tak się dzieje. - 
Skrzyżowała ręce na drżących piersiach.
-   Dlaczego mężczyzna miałby nie być zadowolony, gdy jego 
dotyk rozgrzewa taką piękną dziewczynę?
Zadrżała lekko z przyjemności. Jego niski, nieco ochrypły glos 
był jak pieszczota, sięgająca głęboko w jej duszę. Ten oczywisty 
dowód jej słabości do tego mężczyzny zachwycał ją i przerażał.
-     Dziewczyna   jeszcze   bardziej   by   się   rozgrzała,   gdyby 
zaoferował   jej   coś   z   tej   wspaniałej   uczty,   ustawionej   przed 
kominkiem.

background image

Zaśmiał się i zaprowadził ją do fotela, po czym zawahał się.
- Zdejmij tę szatę, kochanie- powiedział delikatnie.
Avery zarumieniła się. - Niewiele pod nią jest.
- Wiem o tym. Chcę się doprowadzić do szaleństwa, kiedy
będziemy wieczerzać.                                        
-   Dziwne życzenie - mruknęła, ale pamietając, ze ma to być 
noc, którą oboje długo będą wspominać, zdjęła szatę
Cameron przypatrywał się jej, od rumieńca na policzkach do 
palców u nóg, i głęboko westchnął.
-  Och, tak. Tak będzie dobrze.
- A może ty też zdejmiesz ubranie.
- Chcesz, żebym siedział tu nagi?              
- Ty masz swoje życzenia, a ja mam swoje - powiedziała, gdy 
siadali.
Poczuł   się   bardzo   onieśmielony,   sięgając   do   wiązania   swej 
szaty.   Było   to   takie   dziwne   uczucie,   że   natychmiast   zrzucił 
ubranie, by prędzej pokonać swój opór. Kiedy siadł naprzeciw 
niej,   pogratulował   sobie   w   duchu,   że   wydał   pieniądze   na 
wyścielenie krzeseł. Rozpalenie ognia w kominku też nie było 
złym   pomysłem,   uznał,   zabierając   się   za   posiłek.   Niewiele 
mówili,   jedząc.   Od   czasu   do   czasu,   w   żartach,   karmili   się 
Cameronowi trudno było oderwać wzrok od jej postaci w prze-
zroczystej   koszulce.   Zauważył,   że   i   ona   przygląda   mu   się 
głodnym wzrokiem.
-  Wiesz - powiedział, rozpierając się na krześle i popijając wino 
-   kiedy   widzę,   jak   na   mnie   patrzysz,   zaczynam   uważać,   że 
wcale nie jest tak źle być takim potężnym, ciemnym diabłem.
Avery wstała i obeszła stół.
-  Och, Cameronie, jesteś piękny - powiedziała, stając mię-dzy 
jego długimi nogami.  —Taka siła — pogładziła rękami jego 
piersi - taka doskonałość formy. Jesteś wielki i ciemny, ale dla 
mnie to jest cudowne i bardzo kuszące. - Zaczęła go całować, 

background image

zaczynając od wgłębienia nad obojczykiem. - Masz taką gładką 
i ciepłą skórę. - Uklękła przed nim, by gładzić i całować jego 
długie nogi. — Jak taka siła może nie imponować kobiecie? - 
Zerknęła na niego w górę, zaciskając palce na jego członku. - 
Nawet on jest urodziwy - szepnęła, czując, że zadrżał, gdy go 
tam pocałowała.
-  Och, Avery, jakie to cudowne uczucie - odezwał się Cameron, 
stawiając kielich na podłodze. - Szkoda, że nie mogę czuć tego 
dłużej, ale zaraz poproszę cię, żebyś prz-stała.
-  Zawsze muszę przestawać -mruczała, z twarzą przytuloną do 
wnętrza jego uda.
Na samą myśl, że mogłaby nie posłuchać, prawie jękną.
- Brzydziłabyś się, gdybyś nie przestała. - Ale chciałbyś, żebym 
robiła to dalej?
- Tylko ja... - Musiał odchrząknąc, żeby mówić dalej. -
Ja jeszcze nigdy...
- Nigdy? - Spytała, całując jego twardy brzuch. Zaintry-
gowała ją myśl, że mogłaby dać mu coś, czego jeszcze żadna
inna nie dała nie dała.
-   Nigdy.   -   Przeczesał   palcami   jej   włosy,   gdy   popatrzyła   na 
niego.   -   Tak   naprawdę,   ten   mały   był   tylko   raz   czy   dwa 
pocałowany, a i to z łaski. Słyszałem, jak niektórzy mówili, że... 
no... - Zawahał się, nie wiedząc, jak skończyć.
-     To   jest   noc   spełniania   życzeń   i   marzeń   -   powiedziała   i 
pocałowała jego pierś. - Noc, która przyniesie wspomnienia do 
zachowania na zawsze.
-   Och, bo jutro... - zrobił zdziwione oczy, gdy położyła mu 
palec na ustach.
-   Nie, nie mów tego. Ta prawda będzie kierowała naszym 
każdym krokiem tej nocy, ale spróbujmy nie zwracać na nią 
uwagi.   Po   prostu   bierzmy,   co   chcemy,   i   jak   często   chcemy. 

background image

Prawda przyjdzie wraz ze świtem. Niech nie psuje na razie tej 
n°cy marzeń, życzeń i wspomnień.
-   Życzeń i marzeń? - spytał, a gdy sie uśmiechnęła, skinął 
głową i szepnął: - No, więc nie przestawaj.
O mało się nie rozmyślił, gdy znów zaczęła go całować od pasa 
w dół. Bał się, że będzie zbrzydzona i że przez to może im się 
nie udać reszta ostatniej wspólnej nocy. Wtedy poczuł dotyk jej 
języka. Przymknął oczy i uznał, że Avery
wie co robi.                                      
Żeby   to   znieść,   musiał   przytrzymywać   się   oparć   fotela. 
Wiedziała, kiedy się zatrzymać, żeby dać mu odetchnąć. Gdy 
myślał, że jeszcze trochę ta rozkosz potrwa, poczuł, że na jego 
rozgrzane jądra spływa coś chłodnego i wilgotnego. Popatrzył 
na nią i ujrzał, że polewa go miodem. Gdy zaczęła go starannie 
wylizywać, znów przymknął oczy i ostatecznie oddał się tej 
rozkoszy.   Nim   skończyła,   już   się   niemal   wił,   a   gdy 
doprowadziła   go   do   momentu   ulgi,   opadł   w   fotelu,   jak   ze-
mdlony, rozkoszując się każdym momentem tej przyjemności.
Kiedy nareszcie mógł się ruszyć, spojrzał na Avery. Przytuliła 
głowę do jego uda, gładząc mu nogę. Jej ciepłe usta od czasu do 
czas dotykały jego skóry, więc zapewne nic jej nie zbrzydziło. 
Złapał ją pod pachy i postawił przed sobą. Nagle miał znów w 
głowie   wszystkie   fantazje   związane   z   tą   dziewczyną,   każdą 
sztuczkę miłosną, o jakiej kiedykolwiek słyszał, i zapragnął je 
wypróbować.
- Weź poduszkę z łóżka, kochanie - powiedział, obserwując jej 
każdy krok. — Wyglądasz w tym ślicznie — mruknął, biorąc od 
niej poduszkę - ale czas to zdjąć.
- Po co ci poduszka? - spytała, gdy rozwiązywał jej koszulę.
- Żebyś sobie nie posiniaczyła pleców o podłokietniki krzesła. - 
Ściągnął z niej nocną koszulę, przytrzymał za smukłe biodra i 
obejrzał ją dokładnie. — Jesteś taka piękna, że dech

background image

mi zapiera.
Uniósł Avery i posadził sobie w poprzek kolan. Głowę i plecy 
oparte   miała   o   poduszkę,   nogi   ułożone   na   drugim 
podłokietniku.   Zaczerwieniła   się,   gdyż   poczuła   się   zbyt 
wystawiona na jego widok, niemal bezbronna. Jej rumieniec 
stał się jeszcze ciemniejszy, gdy wsunął rękę między jej uda i 
głaskał, nie spuszczając z niej oka.
-   Cameron, nie uważam... - Urwała, bo pocałował ją szybko, 
żeby się uciszyła,                                                       
-   Chcę zobaczyć twoją przyjemność. Chcę zobaczyć, jak się 
zaczyna, rośnie, jak cię całą ogarnia.
-Widzisz za każdym razem, kiedy się kochamy.
-   Nie,   niezupełnie.   Troszkę   tu,   troszkę   tam.   Pożądanie 
przeszkadza mi skupić się wyłącznie na tobie.
Uniósł ją nieco i przyłożył usta do jej piersi. Lizał, ssal, aż były 
obolałe,   a   ona   zaczęła   zapominać   o   wstydzie.   W   końcu 
widywał ją już naga, powiedziała sobie, zamykając oczy
-Chcę widzieć każdy rumieniec - mamrotał ogladając wilgotne, 
twarde   sutki,   gdy   znów   układał   ją   niżej.   -   Chcę   widzieć   te 
piękne   piersi,   jak   będziesz   oddychać   coraz   prędzej.   Chcę 
widzieć ten piękny brzuszek, jak się napina, gdy ogarnia cię 
podniecenie.   Czułem   to   cudowne   drżenie   twoich   ud,   kiedy 
mnie oplatają. Teraz chcę to zobaczyć.
Kiedy ją pieścił, a śmiałe słowa rozgrzewały jej krew, przestała 
się pilnować, czekając na jego dotyk. Rozsunął trochę bardziej 
jej nogi.
-  Nie, Cameronie... — zaczęła protestować.
- Tak, kochana, pozwól mi. Pamiętasz? Noc marzeń i życzeń?
W   taką   noc   trzeba   zapomnieć   o   wstydzie,   pomyślała   i 
postanowiła   tylko   czuć,   nie   myśleć.   Długo   trzymał   ją 
balansującą na krawędzi, nim doszło do rozładowania. Czuła 

background image

się cudownie słaba, gdy ją uniósł, odwrócił twarzą do siebie i 
jednym szybkim ruchem połączył się z nią.
-     Słyszałem,   że   można   pocałunkami   osiągnąć   rozkosz   - 
powiedział, dotykając wargami jej ust.
- Gdzie ty słyszysz takie rzeczy?
- Mężczyźni o tym rozmawiają.
-  Nie jestem pewna, czy to działa.
- Będziemy musieli spróbować.                   
Spróbowali. I działało. Kiedy Avery doszła do siebie,
Cameron podtrzymywał ją jedną ręką, a drugą wycierał. Nawet
nie zauważyła, że wcześniej ją umył, taka była oszołomiona. 
Owinął ją ręcznikiem i podał jej puchar pełen miodu pitnego.
Wypiła połowę, nim stwierdziła, że szybko jej uderza do
głowy.
- Mocny ten miód: - Cameron roześmiał się, gdy skinęła głową. 
- Na razie spełniamy tylko moje życzenia. Ty
chyba też jakieś masz?
- tak, przeżyć do rana, kochając się z tobą całą noc.

17

Głośne pukanie do drzwi i donośny głos Leargana nie były 

najmilszym sposobem wyrwania ze snu. Cameron przy-tulił się 
do jedwabistego, ciepłego ciała Avery i poczuł, że znów budzi 
się w nim zainteresowanie tym ciałem. Uśmiech-nął się. Po tylu 
godzinach   spędzonych   na   uprawianiu   miłos-nych   gier 
powinien być nasycony, wręcz przejedzony. A jed-nak, gdyby 
tak jej śliczną nóżkę przerzucić przez jego biodro....
-  Do diabła, Cameron, rusz tyłek z tego łóżka!
-   Wynoś  się,   Leargan!   -  odwrzasnął   i  zdziwił   się  trochę,   że 
Avery przez sen mruknęła coś na temat hałasu, po czym spała 
dalej. Wymęczyłem ją, pomyślał z dumą.

background image

-   Niejaki sir Payton oczekuje cię w wielkiej sieni. Wszelkie 
wspomnienie ciepła opuściło Camerona. Powoli
oderwał się od Avery, choć wszystko w nim chciało przy niej 
zostać. Przypomniał sobie, że Katherine jest brzemienna i po-
trzebuje męża. Dało mu to siłę do wstania z łóżka, choć mu-
siał stoczyć ze sobą ostrą walkę.
Wzywały go obowiązki. Był przecież nie tylko bratem, ale i 
panem dpmostwa
Nie miał wyboru. Uchylił drzwi, robiąc małą szparę,
i powiedział Learganowi, że będzie na dole za chw-
ilę. Potem przystąpił do porannych ablucji, usiłując
zmyć z siebie wszelkie oznaki długiej wyczer-pującej nocy z 
Avery.   Niestety,   obudziła   się   nim   się   ubrał.   Było   to 
tchórzowskie, ale miał nadzieję, że uda
mu się wymknąć. Bo co w końcu miał powiedzieć?
- Payton już jest- powiedziała, siadając i odgarniając z twarzy 
potargane włosy.                                       
- Tak, czeka na mnie w wielkiej sieni - odpowiedział Cameron, 
zaciskając pieści, żeby jej nie dotknąć.
Wygrzebując się łoza, Avery owinęła się kocem.
-  Czy pozwolisz mi się z nim zobaczyć na chwilę, nim wyjadę?
-Tak.
-   Dobrze. Dziękuję. Zaczekam na niego w mojej komnacie. 
Patrzył, jak dziewczyna podchodzi do drzwi, ciągnąc koc
po podłodze.
- Avery?
Zatrzymała się, ale nie spojrzała na niego. - Chyba już nie ma 
nic do powiedzenia, prawda? Nie, chyba nie. - Potarł pierś, 
dziwiąc się, że czuje taki ucisk. - Chciałbym... - Zawahał się.
-  Och, Cameronie, ja też, ale zastanawiam się, czy chcemy tej 
samej rzeczy.

background image

Dźwiękzamykanych   drzwi   spowodował,   że   podskoczył. 
chociaź zamknęła je bardzo cicho. Rozejrzał się po komna-
cie, po czym zmusił się do skupienia wzroku na na drzwiach
do sieni. Podchodząc do nich , pomyślał, że ktoś będzie musiał
dokładnie posprzątać, nim tu wroci.
Grupka kobiet zebrała się przy drzwiach do wielkiej sieni.
Zaglądały   do   wnętrza   i   wzdychały.   Camerona,   który 
przepychał się między nimi, zaczęło ogarniać złe przeczucie. 
Zatrzymał się przy wejściu i usłyszał szelest ich spódnic, gdy 
przesuwały   się   tak,   żeby   móc   zerknąć   zza   niego.   A   obok 
Leargana, popijając
wino i rozmawiając z nim przyjacielsko, stał ten, do którego 
wszystkie wzdychały.                                                          
Sir   Payton   Murray   jest   naprawdę   przystojny,   pomyślał 
Cameron z irytacją. Nie był specjalnie wysoki ani szeroki w 
barach, ale Cameron był pewien, że zwycięża prawie w każdej 
walce. Miał smukłość i mocne rysy najbardziej rasowego konia. 
Był   dobrze   ubrany,   a   każdy   jego   ruch   prze-pełniał   wdzięk. 
Taki,   jak   go   Gillyanne   opisała.   Wyglądał   bardzo   młodo. 
Cameron pomyślał, że nie jest wiele starszy
od Avery.
- Ile właściwie masz lat? - zapytał, zbliżywszy się do
przybysza.
-   Za   miesiąc   będę   miał   dwadzieścia   jeden   -   odpowiedział 
spokojnie Payton.
-  Ale jesteś już „sir" od kilku lat?
-     Tak,   oddałem   drobną   przysługę   królowi,   gdy   miałem 
siedemnaście lat, i zostałem pasowany na rycerza.
Ocalił królewskiego syna od utonięcia - oznajmił radośnie
Leargan.
- Oczywiście. - Cameron nalał sobie trochę wina z dzba-na na 
stole, ale wstrzymał się, widząc, jak uśmiechnięty

background image

kuzyn wpatruje się w niego. - Chcesz coś powiedzieć, Lear-
ganie?
- Patrzyłem, kiedy zaczniesz się dławić. Nasz gość pomyśli, 
żeśmy tu wszyscy poszaleli.
-   Sam   się   o   to   postarałeś,   bez   mojej   pomocy.   Sir   Paytonie 
Murrayn, oto nasz pan, sir Cameron MacAlpin.
Cameron   odwzajemnił   skiniecie   głowy   gościa.   Leargan   miał 
racja. Zachowuje się jak wariat. Musi się
wziąć w garść i skupić myśl na jednym celu: zdobyć ojca dla 
dziecka Katherine.
- Payton, kochanie!                                    
Szybko rzucił okiem w kieruknu drzwi i zobaczył siostrę,
przepychającą   się   miedzy   kobietami.   Spojrzał   na   Paytona.   - 
Moja siostra, Katherine. Rozumiem, że się znacie.
-  Przelotnie - odpowiedział wolno gość.
Młodzieniec   ma   prezencję,   uznał   Cameron   i   obserwował 
uważnie, jak siostra podbiega do niego. Przez twarz Katherine 
przemknął grymas, gdy Payton mruknął uprzejme powitanie i 
przelotnie   pocałował   ją   w   rękę.   Cameron   nie   zauważył   ani 
śladu fascynacji u żadnego z nich. Jeśli coś takiego istniało,
już dawno minęło.
-     Odsuńcie   się.   Do   licha,   można   by   pomyśleć,   że   nigdy 
przedtem nie widziałyście rudzielca.
Na dźwięk tego głosu Katherine zaklęta cicho.
- Myślałam, że ten bachor jest jeszcze w łóżku.
Payton rzucił jej ostre, zimne spojrzenie i wpatrzył się w drzwi.
- Gilly, kochana! - zawołał. - Walcz!
W tym momencie Gilly zdołała przebić się przez wianuszek 
kobiet i wpadła do wielkiej sieni.
-   Payton,   jesteś   diabelnym   zagrożeniem   dla   dziewcząt-
mruknęła i rzuciła się w otwarte ramiona kuzyna.

background image

Uściskał   ją   i   ucałował,   po   czym   postawił   na   podłodze   i 
przyjrzał się jej.
- Wyglądasz bardzo dobrze, mała.
- Tak. - Mrugnęła do niego. - Moja uroda nie ucierpiała,
mimo wielu trudności i niebezpieczeństw.
- Masz rację, kochanie. Została uwypuklona.
- Pięknie to powiedziałeś.
- Dziękuję, staram się. - Myślałam, że wyjeżdżasz - powiedziała 
Katherine, patrząc
z wściekłością na Gillyanne.                                   
-   Będziesz   za   mną   tęskniła?   -   Nim   Katherine   zdołała   od-
powiedzieć, dziewczynka popatrzyła na Camerona. - Myślę,
że ona nie zaprosi mnie na ślub. A kiedy ta ceremonia ma się
odbyć?                                                                           
Cameron miał uczucie, że za tym pytaniem kryje się coś
więcej nit zwykła ciekawość.
-  Za tydzień. Może dwa.
-  Ależ Cameronie - zaprotestowała Katherine. - A co z mo-im 
dzieckiem?
-  Co ma być? Nie ucieknie.
Katherine była zszokowana. Payton i Leargan patrzyli w swoje 
kielichy,   usiłując   zachować   powagę.   Gillyanne   oparła   się   o 
Camerona, chichocząc. Westchnął, objął jej szczupłe ramionka i 
uściskał.
-   No, Cameronie - Gillyanne zaśmiała się - ty chyba nawet 
masz poczucie humoru.
-  Muszę. Jeszcze cię nie udusiłem.
-  Wszystkim się przymilałaś, jak zwykle, kotku? - zażar-tował 
Payton.
- Tylko niektórym - odpowiedziała. - Gdzie Avery?
-     Właśnie,   gdzie   moja   siostra?   -   spytał   Payton,   patrząc   naj 
gospodarza.

background image

Twardy   wyraz   w   jego   spojrzeniu   bardzo   Cameronowi   za-
imponował.   Młodzieniec   był   przystojny,   miał   dworskie 
maniery, ale mógł bez wątpienia być ostrym przeciwnikiem. 
Jak dotąd, nie znalazł żadnej wady u sir Paytona Murraya, a co 
najdziw-niejsze, nie bardzo go to irytowało. - Avery chciała się 
z tobą na krótko zobaczyć, nim opuści
Cairnmoor - odparł Cameron. - Czeka w swojej komnacie.
- Zaprowadzę cię tam! - zawołała Gillyanne, biorąc kuzyna
za rękę. - Zabiorę swoje rzeczy i zniosę na dól. Możesz
powiedzieć Avery, że będę tu na nią czekała. - To nie będzie 
długa   wizyta,   kochanie   -   uprzedził   Payton.   -Bowen 
powiedział,|że będzie czekał dwie godziny. Jedna
już minęła. Wiesz, jak on jest, kiedy ci, których
pilnuje, nie pokazują się na czas.
- Dobrze, gdy będzie się kończyła druga, podejdę do bram i 
powiem   mu.   że   nic   mi   nie   jest,   żeby   chwilkę   poczekał. 
-Gillyanne   spojrzała   na   Camerona,   odchodząc   z   kuzynem.-
Bowen jest bardzo opiekuńczy w stosunku  do mnie. Po ich 
odejściu Cameron zwrócił się do Leargana:
- Iluu Murrayów siedzi za moimi murami?
-   Dwudziestu   kilku,   może   trzydziestu.   Przypuszczam,   że 
powiedziano nam subtelnie, że jeśli dziewczęta się nie pojawią 
po   upływie   dwóch   godzin,   wzbudzi   to   podejrzenia.   Lepiej, 
żeby się to nie zdarzyło.
- Tak - zgodził się Cameron. - Ostatnie, czego mi trzeba, to 
zamieszanie.
-  Ależ, Cameronie, nie wezmą Cairnmoor z taką liczbą ludzi - 
wtrąciła się Katherine. - Nie ma powodu do zmar-twienia.
- Chyba nie chcesz, żebym wyrżnął ludzi sir Paytona, zanim 
będziesz szczęśliwie zamężna.
Zacisnęła usta w wąską, cienką kreskę.

background image

- Widzę, że jesteś w złym humorze. Zostawię cię z tym. Gdy 
wyszła,   przesunął   się   do   szczytu   stołu   i   opadł   na   krzesło. 
Obudziła się dalej niż godzinę temu, a dzień już wydawał mu 
się   za   długi.   biorąc   pod   uwagę   to,   co   się   jeszcze   miało 
wydarzyć, mogło być tylko gorzej.
Avery siedziała na łożu, patrzyła na mały sakwojaż ze
swymi   osobistymirzeczami   i   starała   się   me   płakać.   Anne   i 
Therese   przestały   jej   życzyć   szczęśliwej   podróży.   Obie   były 
oewne, że wróci. Avery chciałaby podzielać te pew-ność, ale 
wtej   chwili   myślała   tylko   o   jednym:   ani   razu   ze   strony 
Camerona   nie   padły   tadne   słowa   miłości.   nim   razu,   w 
najgorętszych momentach, nie usłyszała niczego, co suge-
rowałby, że nie jest to koniec.
Spojrzała   na   dzrzwi.   Otwarły   się   i   stanął   w   nich   Payton. 
Obecność  brata  była jednocześnie radosna  i bolesna.  Bardzo 
gpo kochał i zawsze cieszyła sie na spotkanie z mm. Niestety, 
tym razem ta wizyta oznaczała jej powrót do domu, z dala od 
Camerona. Udało jej sie jednak uśmiechnąć, gdy wstała na
powitanie brata.
-  Dał ci wspaniałą komnatę - powiedział Payton, rozglą-dając 
się.
- Niezbyt subtelne z twojej strony, drogi braciszku - mruk-nęła.
Payton   zrobił   zdziwioną   minę,   przeczesał   palcami   włosy   i 
spytał:
- Jesteście kochankami?
- Tak. I nie rób takiej miny. Wpadłam w jego ramiona z własnej 
woli.
-  Nie uwiódł cię z zemsty?
-  Na początku miał taki plan. Powiedziano mu, że zgwałciłeś 
jego   siostrę,   i   nie   było   nikogo   prócz   Gillyanne   i   mnie,   kto 
mówiłby mu co innego. Poza tym, że byłyśmy we Francji
w czasie rzekomego przestępstwa, to trudno nas było uznać za

background image

bezstronne.
-  Ale już w to nie wierzy?
- Nie. Nie jestem pewna, kiedy to się zmieniło, lecz się
zmieniło. Zmieniły się też jego plany w stosunku do mnie. Od 
zamiaru   zhańbienia   mnie,   tak   jak   została   zhańbiona   jego 
siostra, poprzez wywołanie konfliktu między rodzicami, do... - 
zarumieniła się - propozycjia uszanowania mojego
dziewictwa, w kulminacyjnym momencie. - Pod badawczym 
wzrokiem Paytona, zarumieniła się jeszcze bardziej.
-Wstrętna   dziewucha   -   rnruknał   i   zaśmiał   się,   nim   znowu 
spoważniał.-Kochasz go?
-  Beznadziejnie - przyznała, wzdychając. -A jednak cię odsyła.
-   Pewnie nie zna innego sposobu na załatwienie tej sprawy. 
Nim   przyjechaliśmy   do   Cairnmoor,   chyba   się   wahał,   potem 
zobaczył,   że   Katherinc   naprawdę   jest   przy   nadziei   i   wciąż 
wskazuje na ciebie jako na sprawcę.
- To dziecko nie jest moje.
-   Nie   musiałeś   mi   tego   mówić.   Gdy   tylko   powiedział,   że 
zaprzeczasz, wiedziałam, że nie jest twoje. I zrozumiałam, ze 
jest tylko jeden powód, dla którego możesz być tego pewien: 
nigdy nie byłeś w łożu z Katherine.
- Ale twój kochanek uważa, że jest inaczej.
-  Tak i nie. Ma wątpliwości. Jestem tego pewna, Gillyanne też.
Payton   zaklął   pod   nosem   i   przez   chwilę   spacerował   po 
komnacie.
- Jednak zmusi mnie do poślubienia jej.
Ma siostrę, która jest niezamężna i brzemienna. Came-ronowi 
udało się ją zmusić do przyznania, że jej nie zgwał-
ciłeś, tylko uwiodłeś i porzuciłeś, ale dziewczyna wciąż
sie upiera, że to ty jesteś ojcem jej dziecka. Co innego
może zrobić?
- Nic - szepnął Payton, po czym dodał bardziej stanowczo: -

background image

Zupełnie nic, i rozumiem to, oczywiście. Ale jestem
przerażony, że będę musiał się z nią ożenić.
Avery znów go uściskała
- Kiedy masz ją poślubić?
-   Za   tidzień,   może   dwa.   Dlaczego   jesteś   z   tego   taka 
zadowolona?
- Bo to dowodzi, te nie jest pewien- Splotła ręce na
piersiach - Och, Paytonie, on ma wątpliwości, i to niemałe.
Daje ci czas. Czas, abyś udowodnił, że ona kłamie. Daje go
też sobie. Prawdę mówiąc, daje ci czas, żebyś się od niej
uwolnił.                                                            
- Ja też tak uważam, ale podejrzewam, że nie będę mógł
opuszczać Cairnmoor, wiec dojście do prawdy będzie bardzo 
utrudnione. Machnęła na to ręką.
-   Wydobedzłesz   z   niej   prawdę.   Nie   mam   wątpliwości.   - 
Chciałbym mieć twoją pewność.
-     Musisz   się   tylko   postarać,   żeby   nie   być   jedynym,   który 
usłyszy,   gdy   wydobedziesz   od   niej   nazwisko.   Uważam,   że 
Cameron będzie chciał porozmawiać z tym mężczyzną. A to, co 
usłyszałyśmy z Gillyanne, może pomóc.
Payton roześmiał się.
-     Jestem   pewien,   że   obie   ciężko   pracowałyście,   żeby   się 
dowiedzieć prawdy. Dlatego prosiłaś o spotkanie ze mną?
-   Tak,   a   poza   tym   chciałam,   żebyś   zrozumiał,   dlaczego   ja   i 
Cameron   zostaliśmy   kochankami.   W   Cairnmoor   nie   jest   to 
tajemnicą, więc i tak byś się dowiedział. Z pewnością Katherine 
cię o tym powiadomi w nadziei, że uda jej się mnie pogrążyć i 
narobić   kłopotów   swemu   bratu.   Kocham   tego   człowieka. 
Poszłam do jego łoża z własnej woli. Chciałam się upewnić, że 
to zrozumiesz.
- Czy myślisz, że kiedy sprawy jakoś się ułożą, będzie chciał cię 
odzyskać   i   ożenić   się   z   tobą?   -   Nie   wiem   -   odparła   cicho, 

background image

walcząc z napływającymi łzami. - Wszyscy uważają, że wrócę, 
ale nie słyszałam od
niego żadnych słów otuchy. Żadnych słów miłości.
Pożąda mnie i chyba w jakiś sposób mu na mnie zależy. Miał
zranione serce. Paytonie, i wiem o tym dostatecznie wiele, żeby
sporo zrozumieć imu współczuć. Ale nie ze wszystkim
mogę sie pogodzić. Jednak w tej chwili to nie ma znaczenia.
Najpilniejsza jest twoja sparwa.
- Zwłaszcza że naszymi ludźmi dowodzi Bowen. Dał nam dwie 
godziny, które już prawie minęły.
-   Ojej,   dobrze.   Z   tego,   co   wypsnęło   się   Katherine   i   co 
wycisnęłyśmy z jej służki, wynika, że szukamy szlachcica. Jest 
przystojny, wysoki i dość silny. Rude włosy i brązowe oczy. 
Jest biedny i ma sześciu starszych braci. Widząc za-myślenie na 
twarzy Paytona, spytała: - Znasz takiego męż-czyznę?
-   Coś   mi   świta.   Przypomni   mi   się.   To   dużo   na   początek. 
-Chwycił siostrę pod rękę, wziął jej rzeczy i wyszedł z komnaty. 
-Teraz musimy się śpieszyć, zanim  Bowen zacznie forsować 
bramę.
Gillyanne, jeśli nie przestaniesz się we mnie wpatrywać,
zarzucę ci obrus na głowę - narzekał Cameron, robiąc groźną
minę do dziewczynki, siedzącej po jego lewej ręce. Zaśmiała się.
-  Będę za tobą tęskniła, Cameronie.
- Dziwne, ale wydaje rai się, że będę na tyle głupi, żeby też za 
tobą tęsknić.
- Och, słyszę Paytona i Avery. Czas iść. - Wstała, nachyliła się i 
pocałowała go w policzek. - Nie rozpamiętuj.
Pomyśl i posłuchaj. W końcu wyjdzie na dobre, ale pod
warunkiem, że uwolnisz się od przeszłości.
Leander stanął obok niej, obął jej ramiona i odprowadził do
drzwi.
- Och, dziewczyno,gdybyś była trochę starsza, a ja troszecz-

background image

kę młodszy, nie pozwoliłbym ci tak wyjechać. Bylibyśmy,
świetną parą.
- Pochlebca. Doprowadziłabym cię do szaleństwa.             
- Tak ale byłoby to słodkie szaleństwo. - Pocałował w policzek i 
skierował do Avery, która właśnie stanęła w drzwiach wielkiej 
sieni. - A ty, piękna Avery, za tobą też będę tęsknił. -Utulił 
zdumioną Avery w ramionach i pocałował
ją czule. W tym momencie rozległ się dźwięk spadania czegoś 
na
podłogę wielkiej sieni.
Gdy   Leargan   się   odsunął,   Avery   Odwróciła   się   i   zobaczyła 
Camerona,   który   stał   kilka   kroków   dalej,   rzucając   wściekłe 
spojrzenia.   Zza   niego   wyszedł   paź   i   z   powrotem   ustawiłł 
przewrócone krzesło. Avery spojrzała na uśmiechniętego Lear-
gana i syknęła:
-  Koniecznie chcesz ryzykować posiniaczenie tej pięknej buźki? 
- spytała cicho.
-   Nie tak bardzo. Mój koń jest osiodłany i zaraz ruszam na 
polowanie.
Już miała się roześmiać, ale spojrzała na Camerona. Nie ruszył 
się, żeby podejść, pożegnać się i zostawić jej na pamiątkę jakieś 
miłe słowa, chociaż wyglądał na zmartwionego. Chciała mieć 
jakąś nadzieję, a on wyraźnie nie miał zamiaru jej tego dać.
Dygnęła w milczeniu, on się odkłonił i odeszła.
Przywitały się z ludźmi Marrayow, ale zwlekały trochę
z odjazdem. Bowen usciskałobie dziewczyny i długo nie chciał
wypuścić Gillyanne z objęć. Gdy w końcu siadły na konie.
Avery musiała walczyć z pokusą, żeby się
obejrzeć, i zrobiła to dopiero wtedy, kiedy byli tak
daleko, że nie widać było ani śladu Cairnmoor.
- Musi ci być smutno- powiedziała Gillyanne, podjechawszy
do niej.

background image

- Nie powiedział ani słowa - odparła Avery.
-   Nie   byliście   sami,   poza   tym   problem   Katherine   i   Paytona 
wciąż pozostaje nie rozwiązany.                                  
-   To   prawda,   ale   może   po   prostu   nie   miał   mi   nic   do 
powiedzenia.   Może   uznał,   że   milczenie   jest   najłagodniejszą 
formą pożegnania.                                                        
Avery popędziła konia do szybszego biegu, zostawiając
kuzynkę w tyle.
Gdzie jest Leargan? -spytał Cameron, gdy Payton podszedł do 
stołu i siadł po jego lewej ręce.
-   Pojechał   na   polowanie   -   odpowiedział   gość,   częstując   się 
jedzeniem wystawionym na poranny posiłek.
- Bardzo mądrze z jego strony.
-  To był tylko pocałunek.
- Trzeba go było powstrzymać, żeby nie spoufalał się z twoją 
siostrą.
- Avery nie miała chyba nic przeciwko temu. - Payton wzruszył 
ramionami.   -   Nikt   inny   nie   zdobył   się   na   to,   żeby   ja   czule 
pożegnać.
Cameron przyglądał się młodzieńcowi, który jadł w spokoju, 
chwilami tylko zerkając na gospodarza. W tych spojrzeniach 
zawarta była złość, ale również błysk rozbawienia. Cameron
zastanawiał się, co Avery mu powiedziała. Samo wspomnienie 
jej   imienia   powodowało   jakiś   dziwny.   ściskający   ból   w 
piersiach. Tłumaczył sobie, że to po prostu żal. W jej smukłych 
ramionach znalazł najsłodsze rozkosze i każdemu mężczyźnie 
byłoby żal, gdyby stracił coś takiego. Za jakiś czas, gdy zblakną 
wspomnienia,   weźmie   sobie   kochankę   i   zapomni   o   Avery 
Murray. Łyknął wina, rozzłoszczony tym
cynicznym planem.
- Powiedziałeś, że ślub odbędzie się za tydzień, może nawet 
dwa?- spytał Payton, rozsiadając się wygodniej i popijając

background image

jabłecznik.
-   Tak.   Muszę   przywieźć   księdza,   trzeba   wiele   rzeczy   zor-
ganizować.   Tydzień   to   może   być   za   mało   na   wszystkie 
przygotowania, więc ustalam datę za dwa tygodnie od dzisiaj. 
Cameron  zmarszczył czoło, widząc, jak dwie służące skaczą 
koło gościa, póki nie udało mu się ich odpędzić. - Zawsze tak 
jest?
-  Jestem tu nowy. To przejdzie.
-     Wielu   mężczyzn   dałoby   wszystko,   żeby   wzbudzać   takie 
zainteresowanie.
- To jest płytkie, przelotne i nieważne. Mój stryj Erie miał ten 
sam problem. Właściwie wciąż ma. Ale, jak sam mówi, to, co 
podziwiają, to tylko trochę ciała i kości ukształtowanych tak, że 
są   miłe   oku.   Może   zostać   zranione,   zeszpecone,   chore, 
obrzydliwe.   Nie   wiedzą,   jaki   jestem:   może   chrapię   tak,   że 
można ogłuchnąć, mam maniery wieprza, jestem kompletnym 
tchórzem   albo   beznadziejnym   kochankiem.   Jak   tylko   gdzieś 
uznam, że staję się próżny, wracam do domu. Tam mnie uczą 
pokory, zwłaszcza Avery.
Cameron wydukał jakieś tłumaczenie, wstał i wyszedł z sali. 
Payton pokręcił głową, obserwując, jak gospodarz odchodzi.
Ten człowiek staczał ciężką walkę, prawdopodobnie sam ze 
sobą. Avery pokochała rzeczywiście niespokojnego człowieka.
Payton wątpił, czy Cameron MacAlpin wie, jak przyjąć taki dar 
i na pewno walczył z sobą, żeby go nie odwzajemniać.
Trzeba jak najszybciej rozwiązać sprawę z
Katherine, i to nie tylko dla własnego dobra. Cameron
musi wiedzieć, co mógłby przeżyć z Avery, nim uzna, że
jej wcale nie potrzebje.
- Poszrdł? -spytał Leargan, podchodząc ostrożnie do gościa.
- Tak - Payton uśmiechną! się, patrząc, jak rycerz siada
przy stole i zabiera się do jedzenia. - Myślałem, że pojechałeś

background image

na polowanie.
- Przypomniałem sobie w porę, żeby przerwać post. Nie
mogę polować z pustym żołądkiem. Wiesz wszystko, prawda?
- Nie martw się. Nie zabiję go. Avery go kocha.
-   Tak, biedna dziewczyna. - Leargan uśmiechnął się. -Mam 
tylko nadzieję, że ten idiota zmądrzeje na tyle, żeby ją
ściągnąć z powrotem.
- Może trzeba go będzie trochę popędzić. A przedtem wyjaśnić 
sprawę mojego ewentualnego małżeństwa z Ka-therine.
Leargan westchnął.
- Nie jesteś ojcem tego dziecka, co?
-   Nie,   ale   myślę,   że   wiem,   kto   nim   jest.   Czy   potrafisz 
podsłuchiwać i nie zostać przyłapany?
-   Tak,   Jeśli   wybaczysz   mi   brak   skromności,   jestem   w   tym 
bardzo dobry. Dlaczego?
-   Gdziekolwiek   będę   z   moją   umiłowaną   oblubienicą,   chcę, 
żebyś słuchał.
- Myślisz, że przyzna się do kłamstwa?
-Jak, ale to ja jestem złapany w pułapkę. Moje słowo
przeciwko jej słowu. Potrzebuję poparcia kogoś, do kogo
Cameron ma zaufanie. Pomożesz mi?
- Chętnie - zgodził się Leargan. - Oczywiście, udowod-nienie, 
że własna siostra go oszukała, nie bardzo się Cameronowi
spodoba.
- Nie martw się. Połączę go z Avery.                
- Tak? Myślisz, że masz tak wielką siłę perswazji? - Mogę mieć, 
ale moją najlepszą bronią będzie Avery. Kocha tego idiotę. Jakiż 
śmiertelnik mógłby się temu długo
opierać.

18

background image

Cameron wciągnął buty, wstał i zauważył, że stoi przed 

krzesłem. Chociaż wciąż powtarzał sobie, że to tylko mebel, 
potrafił stać przed nim godzinami, patrzeć i wspominać. Co 
rano. od tygodnia, budził się z postanowieniem, że go spali. A 
potem   patrzył,   drżąc   od   wspomnień,   targany   gorącymi 
uczuciami, których nie chciał. Co noc męczył się, nie mogąc 
zasnąć sam w pustym łożu.
Przez dwa dni usiłował złagodzić ból piciem, wypełnić pustkę 
winem. Kiedy obudził się z pijackiego snu na tym krześle, z 
imieniem Avery na ustach, uznał, że alkohol to nie lekarstwo. 
Nawet   nie   chciał   myśleć   o   tym,   co   mógł   wygadywać 
Learganowi, który  nieraz musiał go kłaść do łóżka. A teraz 
mów przezywał, pogrążony w myślach. Wcale tego nie chciał,
bo była tam Avery. Jej uśmiech, głos, mina. Zastanawiał
się, co mógł zrobić inaczej. Te słowa miłości, które wymknęły
się z jej ust, gdy trawiła ją gorączka. Była pierwszą kobietą,
przy której poczuł się przystojnny. I byłem najlepszym na
świecie kochankiem, pomyślał, czując znajomy ucisk w
pachwinach. Poskromiwszy chęć kopnięcia krzesła, wyszedł z
sypialni.
Porzebna mu była ciężka praca, taka. po której zapomniałby. 
jak delikatna i słodka jest skóra Avery. Wszedł do wielkiej sieni, 
w której Laeargan i Payton pożywiali się i rozmawiali jak starzy 
przyjaciele. Burknął coś na powitanie i chciał przejść na swoje 
miejsce, lecz zatrzymał się nagle, spoglądając na garnuszek z 
miodem, ustawiony przy bułeczkach. Miód... Zaklął, zdjął go ze 
stołu,   rzucił   nim   o   ścianę   i   wyszedł.   Leargan   patrzył   na 
potłuczone naczynie i miód, spływający
ze ściany.                                                               
- Chyba nie chcę wiedzieć, dlaczego to właśnie wprawiło
go w taki nastrój.
- Ja też nie.

background image

- Jest coraz gorzej.
- Chyba źle śpi w nocy. Dobrze, że przynajmniej nie pije.
- Racja, chociaż szkoda, że nie upił się jeszcze raz, bo może bym 
się   dowiedział,   dlaczego   tak   go   denerwuje   krzesło   w   jego 
komnacie sypialnej. — Leargan spojrzał na Paytona i obaj się 
zaśmiali.
-   Och nie, nie powinniśmy się śmiać. Ten biedny człowiek 
cierpi.
-   Rzeczywiście, i chyba już niedługo przyzna się przed sobą 
dlaczego.
Leargan   przyglądał   się   rozmówcy   przez   chwilę,   po   czym 
spytał:
-  A ty go zaakceptujesz, jeśli poślubi twoją siostrę?
- Tak - odpowiedział Payton. - Przyznam, że nie wiem,
dlaczego ona kocha tego czarnookiego smętnego olbrzyma, ale
go kocha i tylko to się liczy dla mnie i naszego klanu.
- Myślisz, że Avery wciąż będzie chętna, kiedy on w końcu 
zmądrzeje?
- Tak. Złość i ból trzeba będzie ukoić, ale nie zdąży jeszcze 
przestać kochać. Prawda jest taka, że moja siostra nie potrafi
- Ta przestać. My, Marrayowie, jak się z kimś związu-
jemy, to na całe życie, a ona zapewne uznała, że
Cameron jest dla niej takim partnerem. Dopilnuj,
żeby go miała. I to szybko. - Szybko? Jestes już tak blisko
prawdy? 

które   jeździły   z   Katherine   do   dworu,   i   były   bardzo 

pomocne.   -Uśmiechnął   się   kiedy   Leargan   wzniósł   oczy   do 
nieba. - Od-wiedziłem również dwa razy ciotkę Agnes.
Ciotkę Agnes? To poczciwina, ale nie przypuszczałem, żeby 
można było z nią sensownie porozmawiać.

background image

- Trzeba po prostu wiedzieć, jak oddzielić ziarno od plew. Za 
tymi   pogaduszkami   kryje   się   sporo   faktów.   Długo   trzeba 
byłoby szukać lepszej przyzwoitki dla Katherine.
_   Oczywiście.   Wiec   uważasz,   że   dowiedziałeś   się   już   do-
statecznie dużo, żeby wyciągnąć od niej prawdę? Payton skinął 
głową,
-  I posłuchałem rady Gillyanne, którą mi szepnęła na ucho, nim 
stąd wyjechała. Poradziła mi, żeby Katherine zezłościć, bo jak 
jest zła, nie myśli, co mówi. Podpowiedziała mi, jak wzbudzić 
w niej złość. Trzeba jej zaprzeczać.
- Przecież już to robiłeś - mruknął Leargan.
-   Przedtem   tak,   ale   Katherine   uważa,   że   już   mnie   usidliła. 
Myśli,   że   udało   jej   się   wszystkich   oszukać.   Miała   swojego 
chwackiego,   ale   biednego   kochanka,   a   teraz   brat   dopilnuje, 
zęby dostała bogatego męża. Gillyanne ma rację. Czas powie-
dziieć Katherine, że nie wygrała ani mnie w swoim łożu, ani 
wizyt w moich francuskich posiadłościach i francuskich dwo-
rach, gdzie jestem ostatnio w łaskach, ani mojej kiesy.
Jedynym miejscem, gdzie będzie mogła prezentować
swoją wygraną, pozostanie Cairnmoor albo Donncoill. - Będzie 
wściekła. - Właśnie -odpowiedział Payton i wstał. - Chcę, żeby

w odpowiedzi na to zaczęła mi urągać i opowiadać, jakie 

odniosła zycięstwa nad naszym głupim rodzajem męskim.
-   Kiedy   masz   zamir   to   rozegrać?   -   spytał   Leargan,   również 
wstając. Skinął głowa, na powitanie Annę i Therese, które
własnie weszły.
- Dziś wieczorem. Myślę, że spacer w ogrodzie.
-   Dobry   pomysł.   Dużo   różnych   miejsc,  w   których   mogę  się 
ukryć- odpowiedział Leargan, gdy zbierali się do wy-
jścia.
- A co to za bałagan! - zawołała Anne, wiec obaj się odwrócili. - 
Miód! - Obejrzała się na nich. - Czy wyście to

background image

zrobili?
-  Nie, pani - odpowiedział Payton. - To twój pan.
Annę pokręciła głową.
-     Nie   rozumiem.   Myślałam,   że   lubi   miód,   a   to   już   drugi 
garnczek zmarnowany.
-  Drugi? - zdziwił się Payton.
-  Tak. Tego dnia, kiedy przyjechałeś, sir Paytonie. Therese i ja 
sprzątałyśmy pana komnatę sypialną. Cały garnczek wy-rzucił. 
Jak to mężczyzna, złapał, co pod ręką, żeby to wytrzeć. Taki 
piękny, mięciutki ręcznik. Już na nic. Na szczęście plamy na 
pościeli i szatach nie były takie wielkie. Były nawet na krześle. - 
Zdziwiła się, gdy obaj patrzyli na nią przez chwilę, po czym 
wybuchnęli takim śmiechem, że wyszli, zataczając się.
-   Mężczyźni to dziwne stworzenia - powiedziała, patrząc na 
Therese,   dumającą   nad   tym   bałaganem.-   Co   to   jest?-Anne 
myślała nad wszystkim, co powiedziała, i przypominała sobie 
widok twarzy obu panów, nim zaczęli się Śmiać. - Nie,
możliwe.
- Tak - poweidziałaTherese. - Myślę, że ktoś się bawił
jedzeniem. Dla zabawy. Gra miłosna.
- Proszę, proszę, i to ta mała Avery z taką słodką buźką.-
Anne znów popatrzyła na Therese. - Ja to lubię gęstą
śmietanę, a mój Ranald szaleje za mną.
- Ja lubię miód. Mój mąż też.
Zostawiły miód, żeby ktoś inny go sprzątnął. Podeszły do
stołu i zaczęły wybierać smakołyki. Gdy wychodziły z wiel-
kiej sieni, natknęły sie na Katherine. Chowając pod spódni-
cami skradzione skarby, uciekły, chichocząc jak młode
dziewczęta.
Cameron patrzył na puchar z winem i rozważał, czy się znowu 
nie   upić.   Ciężka   praca   niewiele   pomogła.   Popatrzył   na 
Leargana, Paytona i Katherine, potem na ciotkę Agnes i kuzyna 

background image

laina; towarzystwo przy stole nie będzie w stanie go rozerwać. 
Payton i Leargan rozmawiali jak starzy przyjaciele, a siostra 
siedziała obrażona, ze ją ignorują. Kuzyn Iain musiał znosić 
jedną   z   wielu   długich   opowieści   ciotki.   Cameron   tęsknił   za 
Avery.   Tęsknił   za   nią   od   chwili,   gdy   odeszła,   i   nic   się   nie 
zmieniało. Właściwie było coraz gorzej.
-   Cameronie - odezwała się Katherine głośno, by przerwać 
pytonowi i Learganowi. -Myślę, że powinieneś porozmawiać ze 
służącymi.
- Dlaczego? - Wiedział, że zabrzmiało to niegrzecznie, ale ona 
wciąż miała jakieś skargi, zupełnie błahe.
-  Kradną jedzenie. I słabo sprzątają.
- Ta komnata wygląda czysto, a kradzież jest przestępstwem, 
więc   uważaj   na   słowa,   zanim   kogoś   oskarżysz.   -   Teraz   jest 
czysto, ale rano na ścianach było pełno miodu i długo nikt tego 
nie sprzątał.
- Miód jest trudny do usunięcia - mruknął Cameron, dumny
ze swego spokoju.
- Zwykle najlepiej go zlizać - powoli powiedział
Leargan. - Był na ścianie-warknęła Katherine i potrząsnęła
głową.
Cameron zaczął się czuć niewyraźnie, zwłaszcza gdy zoba-czył 
roześmiane oczy Leargana i Paytona. - Teraz już nie ma. A co z 
kradzieżą? - Kiedy zeszłam na dół się posilić, na stole nie było
śmietany i dżemu malinowego do moich bułeczek i ow-
sianki.
- To nie znaczy, że zostały skradzione.
-   Nie?   Jestem   pewna,   że   widziałam,   jak   Anne   i   Therese 
ukrywały coś w fałdach spódnic, gdy stąd wychodziły.
- Annę i gęsta śmietana - mruknął Leargan do Paytona. -
Ranald to uwielbia.

background image

- Wiec pewnie Hugh, mąż Therese, jest pies na dżem malinowy 
- odpowiedział mu Payton.
Cameron upił duży łyk wina. W jakiś sposób ktoś odkrył jedną 
z   gier   miłosnych,   jakie   uprawiał   z   Avery.   Powinno   mu 
pochlebiać, że inni go pośpiesznie naśladują. Przedtem nie był 
takim   wyrafinowanym   kochankiem.   Nic   dziwnego,   że   taka 
przyjemność musi trochę kosztować.
- A potem w południe chciałam sobie wziąć do chleba miód. - 
Katherine skrzywiła się nieco, gdy brat jęknął, słysząc kolejną 
skargę.   -   Paź   powiedział,   że   nie   ma.   Pomyślałam,   że   to 
kłamstwo, więc poszłam do kuchni.
- Dziwię się, że w ogóle wiesz, gdzie to jest - zażartował Payton.
Pominęła to milczeniem.
- Kucharka powiedziała mi, że nie ma, ale przed nią na stole 
stała kamionka z miodem. Tłumaczyła się, że jest zepsuty. więc 
mi go nie da. Nie sądzę, żeby mógł się zepsuć.
Uznając, że nie ma już co udawać, bo jego sekret się
wydał,   Cameron   spojrzał   na   Paytona   iLeargana,   kręcących 
głowami .
- Widocznie mógł. Kucharka lepiej się na tym zna.
- Więc mi wyjaśnij, dlaczego kiedy wyszłam potem
zanieść jabłko mojej klaczy, zobaczyłam, że praczka, Maude,
śpieszy do swego domku z tym samym garneczkiem miodu?
Camerion   ujrzał   w   wyobraźni   Maude,   kobietę   prawie   jego 
wzrostu i dobrych parę kilogramów grubszą. Potem
wyobraził sobie jej niskiego, chudego męża. Jeden rzut
oka na twarze Paytona i Leargana wystarczył, żeby
wiedzieć, że wyobrazili sobie to samo. Nie miał zamiaru
tłumaczyć siostrze, jaki był zapewne los miodu.
- To dzięki tym ludziom mamy jedzenie, więc me możemy im 
żałować, jeśli czasem sobie pofolgują - rozstrzygnął Ca-meron. - 
Jeśli będzie się to zdarzało częściej, porozmawiam

background image

z nimi.
- A ja będę stał murem przy tobie - obiecał Leargan,
któremu oczy błyszczały od śmiechu.
Wiedział,   że   kuzyn   nigdy   nie   będzie   rozmawiaj;   ze   swymi 
ludźmi na ten temat Co miałby powiedzieć? Nie bawcie się w 
gry miłosne moim jedzeniem? Miał tylko nadzieję, że za pare 
dni to podkradanie się zmniejszy. Pomyślał o tych szelmach. 
Ranaldzie i Hugh, i ich urodziwych żonach, i uznał, że trzeba 
pilnować zapasów śmietany i miodu.
-   Doskonały   posiłek,   sir   Cameronie,   jak   zwykłe   -powiedział 
Payton, wstając odstołu i kłaniając się lekko. -Prawdę mówiąc, 
tak się objadłem, że byłoby dobrze przejść się po ogrodzie, żeby 
mi się wszystko ułożyło.
- Och wspaniały pomysł! - zawołała Katherine, stając u jego 
boku.
- Tak, rzeczywiście - mruknął, wyprowadzając ją z wielkiej
sieni.
Cameron zauważył, że Payton niewiele robi, by ukryć niechęć
do Katherine. Chciał na ten temat porozmawiać z Learganem,
gdy zauważył, że kuzyn wymkął się zaraz za tą parą. Było w 
jego ruchach ruchach coś podejrzanego, więc Cameron
poderwał się by iść za nim.
-   Nie   muisz   chodzić   do   ogrodu   z   parą   zakochanych 
-powiedziała ciotka Agnes, gdy przechodził obok niej. -Leargan
ich popilnuje.
- Wiec po to poszedł?
- Tak zawsze za nimi chodzi. Taki dyskretny chłopiec, nie rzuca 
im się w oczy, ale jest na tyle blisko, żeby interweniować jak 
zajdzie potrzeba. Możesz sobie odpocząć. Tak ciężko dziś
pracowałeś.
Agnes nabrała powietrza, by zacząć jakaś dłuższą przemo-we, 
ale Cameron siedział jak na szpilkach. Nie chciał urazu ciotki, 

background image

jednak musiał się dowiedzieć, co knują Leargan z Pay-tonem. 
Potem Iain spytał Agnes, jak jej smakowało wino, podane do 
kolacji.   Ciotka   wzięła   głęboki   oddech,   by   odpowiedzieć,   a 
Cameron przez ten czas uciekł. Wszyscy wiedzieli, ze nie wolno 
ciotki o to pytać, bo wtedy rozpoczyna opowieści, porównując 
to   wino   ze   wszystkimi   innymi,   jakie   w   życiu   piła,   mówiąc, 
gdzie   je   piła   i   jak   były   podawane.   Iain   wpadł   na   długie 
godziny. Cameron przysiągł sobie, że musi mu się odwdzięczyć 
za to poświęcenie.
Najciszej,   jak   się   dało,   wszedł   do   ogrodu   -   chluby   i   dumy 
najpierw jego matki, a potem Agnes - zajmującego spory teren 
za   murami   obronnymi.   Zobaczył   Paytona   opartego   o   cem-
browinę  studni, wokół której  rozplanowano  cały ogród.  Ka-
therine stała przed nim; z jej postawy przebijała rosnąca niechęć 
do   narzeczonego,   którego   sobie   wybrała.   Na   końcu   ogrodu 
mignęła   mu   w   ciemności   jakaś   sylwetka   i   wiedział,   ze   to 
Leargan. Cameron podkradł się w pobliże studni i usiadł na 
kamiennej ławeczce, ukrytej wśród krzewów. Wprawdzie bał
się, że usłyszy coś okropnego, ale zmusił się do podsłuchiwania
tak, jak to robił jego kuzyn.
- A więc kochany, nie sądzisz, że dość długo już byłeś
obrażony?                        
- Nie - odparł Payton. -Uważam, że jeszcze co najmniej
przez   rok   będę   przeżywał   tę   niesprawiedliwość.   -   Co   za 
bzdura. Dlaczego nie możesz pomyśleć o wszystkim,
co nas połączy, co będziemy robić i budować razem? Z tego
małżeństwa może wynikąć wiele dobrego.
- Na przykład?                              
- Cóż możemy zostać kochankami. Może między nami
rozkwitnąć namiętność -powiedziała cicho, kuszącym głosem.
-Nie.
Jej śmiech zabraniał odrobinę niepewnie.

background image

-  Nie? Przecież będziemy małżeństwem, więc przyjdziesz
do mojego łoża.
- Nie, nie przyjdę. Nawet gdyby mnie skręcało z pragnienia 
kobiety, nie dotknę cię, na pewno nie, póki nie będziesz miała 
tego dziecka.
- Tak? Myślisz, że dziecko nie będzie podobne do ciebie?
-  Nie jestem jego ojcem, więc to bardzo możliwe.
-  A co ci z tego przyjdzie, że nie będziesz ze mną sy-piał? We 
dwobrze będziemy uznawani za męża i żonę, może nawet na 
francuskim dworze, bo słyszałam, że bę-dziesz musiał niedługo 
tam pojechać.
- Doprawdy? Zadałaś sobie sporo trudu, żeby się takich rzeczy 
o   mnie   dowiedzieć,   bo   nie   są   to   wiadomości   powszechnie 
znane -Pochlebia mi to. Ale dlaczego sądzisz, że będziesz ze 
mną jeździła do dworu?
- Będę twoją żoną.
- Żebym mógł z nią robić co zechcę. A ja nie zechcę ciągać
cię z z sobą.
Zapadła   cisza   tak   ciężka,   że   Cameron   prawie   odczuwał   ten 
ciężar. Wiedział, o co Pytonowi chodzi, musiał przyznać, że 
plan jest chytry- Niestety, Katherine wyraźnie ujawniała, że nie
z powodu miłości ani nawet pożądania chciała go za męża.
Pragnęła jego ciała, prestiżu, sakiewki. Chciała fruwać z dworu 
dwór, pławić się w zaszczytach i rozkoszować zawiścią innych 
kobiet. I w głębi serca Cameron wiedział, że dowie się więcej 
takich   brzydkich   rzeczy   o   siostrze,   bo   im   więcej   Payton   jej 
odmawiał, tym bardziej była wściekła. A kiedy Katherine się 
wściekła, waliła na oślep. Będzie się starała urazić Paytona, a 
jedną   z   możliwości   było   teraz   odkrycie   prawdy,   żeby   się 
przekonał, w jaką wpadł pułapkę i jak pozwolił zrobić z siebie
idiotę.
- Musisz mnie ze sobą zabierać - oświadczyła w końcu.

background image

głosem drżącym ze złości. - Będę twoją żoną, A dokąd mam 
jechać, jak ty będziesz podróżował z dworu na dwór?
-     Cóż,   możesz   siedzieć   tutaj,   z   bratem.   Jest   również   moja 
rodzina w Donncoill.
-  Nie możesz tego zrobić.
-   Mogę   zrobić,   co   zechcę   -odpowiedział   lodowatym   tonem 
Payton.   -   Będziesz   żoną,   moją   własnością.   Przynajmniej   do 
czasu, gdy dziecko przyjdzie na świat, a potem, mam nadzieję, 
będę mógł cię odprawić.
-  Nie, nie zrobisz tego.
-  To dziecko nie jest moje.
-   Będzie wystarczająco podobne do mnie lub wystarczająco 
podobne do ciebie, żeby twoje stwierdzenia, że nie jesteś ojcem, 
były uważane za dowcip.
-  Ach, rzeczywiście świetnie to zaplanowałaś. Znalazłaś sobie 
kochanka z rudymi włosami i brązowymi oczami. Widziałem 
go i rzeczywiście wyglądamy jak krewni. I okazał się pełen 
wigoru, co? Popełniłaś jednak zasadniczy błąd, Katherine.
-   Nie,  to   ty   popełniłeś  błąd,   Paytonie.   Nie  trzeba  było   mną 
wzgardzać. Teraz nie będziesz mógł, bo będę twoją żoną. I jeśli 
uważasz, że uda ci się usunąć mnie z zasięgu
twojego wzroku,, lepiej to jeszcze przemyśl. Mój
brat nie pozwoli na takie traktowanie mnie.
- Zanim dziecko się urodzi albo zaraz potem, twój brat
będzie wiedział, że sama się okryłas hańbą, że go okłamałaś
i wykorzystałaś go. Wszystkich nas wykorzystałaś, kierując się 
swym bezwzględnym egoizmem.
-   Nie   wiem.   dlaczego   uważasz,   ze   to   dziecko   cokolwiek 
rozstrzygnie.   Będzie   miało   włosy   czarne   albo   rude,   oczy 
niebieskie albo brązowe. Będzie podobne do mojej rodziny albo 
do kogoś z tej bandy, którą nazywasz swoimi krewniakami.

background image

- Tak, Malcolm Saunders ma rude włosy i brązowe oczy. Ma 
również znamię na pośladku.
-  Nie, nie ma.
- Tak, ma, i ty to powinnaś wiedzieć najlepiej, ale chyba nie 
zauważyłaś   tego   czy   owego   u   swojego   kochanka.   Może 
parzyłaś się z nim tylko po ciemku albo nigdy nie miałaś czasu 
przypatrzyć   mu   się   dokładnie.   Był   przecież   tylko   ubogim 
szlachcicem. Nie miałaś zamiaru  z nim zostać, używałaś  go 
tylko dla przyjemności. Był częścią planu.                          
-     Malcolm   nie   ma   żadnego   znamienia!   -   Katherine   prawie 
krzyczała. - Zresztą, skąd mógłbyś coś takiego wiedzieć?
- Mój giermek widział go raz, jak razem pływali. Gil przysięga, 
że znamię wyglądało jak zamek Sterling. Zakrywa prawie cały 
lewy pośladek. Może twój wzrok skierowany był gdzie indziej, 
bardziej interesowała cię jego męskość. Podobno imponująca.
- Twój Gil widzi i słyszy dziwne rzeczy, w każdym razie jak na 
mężczyznę.
- Och, Prawie wszyscy na dworze szepcą, jak hojnie młody
Malcolm   jest   obdarowany   przez   naturę.   To   prawda?   - 
Zazdrosny? Słyszałam, że możesz sie z nim równać.
- Nigdy się o tym nie przekonasz. Nie
znajdę się między twoimi nogami, póki
dziecko się nie urodzi, a potem będę
miał dowód.
- Niech cięv licho, to dziecko może w ogóle
znamienia.   Jeśli   w   ogóle   to   znamię   istnieje.   Myśle,   że 
oszukujesz
- Nie. Wierz mi lub nie, Katherine, ale prawda czasem bardziej 
popłaca niż kłamstwa  i oszustwa.  Znamię, które wszystkich 
przekona, będzie. Ma je każdy pierworodny
Saunders. - Malcolm jest siódmym synem. - W głosie Katherine
zabrzmiały triumf i ulga.

background image

-     Tak,   ale   jest   pierwszym   synem   z   trzecią   żoną.   Cameron 
pochylił się i ukrył twarz w dłoniach. Siostra
skłamała, wykorzystała go. Oszukała ich wszystkich. Moż-liwe 
nawet, że zastawiła tę pułapkę na sir Paytona. gdy tylko ją 
odrzucił. Podejrzewał już wcześniej, że dziewczyna kłamie, ale 
nie spodziewał się, że prowadzi tak skompli-kowaną i ohydną 
grę. I przez to egoistyczne, zepsute dziec-ko odesłał kobietę, 
którą kocha. Nie mógł już temu za-przeczać - kochał Avery z 
całego serca. Wstał i wyszedł z ukrycia.
-   To   nie   ma   znaczenia   -   powiedziała   Katherine.   -   Mój   brat 
uwierzy mnie. Nie pozwoli, żebyś mnie zostawił.
-  Ależ tak, pozwoli - odezwał się Cameron, stając obok Paytona 
i patrząc na siostrę, która się nieco przeraziła. - W tej chwili sam 
mam   ochotę   cię   wyrzucić.   -   Kątem   oka   zobaczył 
nadchodzącego Leargana.
- On mnie oszukuje, Cameronie, stosuje różne sztuczki,
żebym mówiła coś, co nie jest prawdą - protestowała Katherine.
Cofnęła się, widząc wściekłość na twarzy brata. - To nie jest
tak, jak słyszałeś.
- Zamilcz. Miałem wątpliwości, przyłapałem cię
nawwt na małych kłamstewkach, ale staarałem się wierzyć,
że   masz   jakieś   uczicia   dla   tego   młodzieńca.   Nawet,   że 
przelotnie
byliście   kochankami,   chociaż   gdy   poznałem   sir   Paytona, 
zacząłem
w   to   wątpić.   Ale   ani   razu,   rozważając                     wszelkie 
możliwości, nie
podejrzewałem takiej prawdy. Łudziłem się, że masz w sercu
jakieś uczucia. Ty chyba w ogóle nie masz serca, prawda?

oodeirzew^m   takiej   prawdy.   Łudzrfem   się,   te   masz   w 

sercu
- Cameronie, pozwól mi wszystko wyjaśnić.

background image

- Co wyjaśnić? Że nie obchodzi cię, kogo  krzywdzisz, czyje 
życie   niszczysz,   żeby   tylko   dostać   to,   czego   chcesz?   Boże, 
zaczęłaś  od  oskarżenia  tego  chłopaka  o  gwałt.   Mogło  go   to 
kosztować   życie.   Kiedy   się   zorientowałem,   że   to   kłamstwo, 
powinienem był zakończyć tę historię od razu. - Wziął głęboki 
oddech, żeby się uspokoić. - Teraz zejdź mi z oczu i nie pokazuj 
się, póki nie sprowadzimy młodego Malcolma Saun-dersa do 
Caimmoor, żeby cię poślubił.
- Ale on jest nikim, tylko szlachcicem bez ziemi, bez pieniędzy.
-   Nie   będzie   taki   biedny,   jak   dostanie   twój   posag.   Idź, 
Katherine, i to szybko. - Odetchną} z ulgą, gdy go posłuchała, 
bo   bał   się,   że   ulegnie   pokusie   i   ją   uderzy.   -   Wy   obaj   spis-
ywaliście, żeby tak zakończyć sprawę, przez cały tydzień, tak? - 
spytał, patrząc na Paytona i kuzyna.
-   Tak   -   odparł   Payton,   a   Leargan   po   prostu   wzruszył   ra-
mionami. - Avery i Gillyanne przekazały mi kilka wskazówek 
przed   odjazdem.   Ja   dogrzebaiem   się   jeszcze   innych.   Ale, 
szczerze mówiąc, Malcolm Saunders to domysł. Uzasadniony, 
lecz domysł.
- Boże! - Cameron pokęcił głową. - I pewnie nie ma też
żadnego znamienia w kształcie zamku w Sterling?
- Nie. Z tego, co Gil kiedyś poweidziała, jeśeli jest, nie widać
go w gęstwinie jasnorudych włosów.
Gdyby nie to, że było mu ciężko na sercu, Cameron zapewne
by się roześmiał.
- Ale jest dobrze wyposażony.
- Zwisa mu jak u ogiera, tak mówią.
- Dobrze jesteś wolny. A ty, Learganie, pojedziesz odszukać
tego ogiera i przywieziesz go tutaj, żeby ożenił się z Kathenne.
Biorąc   pod   uwagę   jej   urodę,   pokaźny   posag   w   ziemi   i   w 
gotówce.
nic powinieneś mieć specjalnego kłopotu.

background image

-  Cameronie, musimy porozmawiać - odezwał się Payton, gdy 
ten już odchodził.
-  O czym? - Cameron stanął i nachmurzył się.
-  O Avery.
Cameron omal się nie zakrztusił. Potrząsnął głową.
-  Myślę, że dzisiaj już nic więcej nie zniosę - powiedział cicho i 
odszedł,   zamierzając   upić   się   do   nieprzytomności.   Może   to 
tylko krótkotrwałe lekarstwo, ale w tej chwili go potrzebował.
-  Biedak - mruknął Leargan. - To musiało być straszne
odkrycie.
-Tak   -   zgodził   się   Payton.   -   Co   gorsza,   ma   jeszcze   jedno 
zmartwienie oprócz perfidii Kathenne
- Myślę że nasz lord się upije i będzie to trwało przez jakiś
czas.   A   póki   droga   katherine   nie   zostanie   mężatką   i   nie 
wyjedzie, będzie unikał wszelkich rozmów na temat Avery.

19

Unosząc ostrożnie głowę, Cameron niepewnie spojrzał na 

napój, który ktoś przed nim postawił. Nie mógł uwierzyć, że 
pogrążył   się   tak   głęboko   w   rozczulaniu   nad   sobą   i   że   od 
czterech   dni   nie   trzeźwieje.   Rozejrzał   się   po   wielkiej   sieni, 
przypominając sobie, że jest już nie tylko po ślubie Katherine, 
ale i uczta weselna dawno się skończyła. Oprócz niego został 
tylko Leargan i Payton. Obaj bardzo mu współczuli, Payton w 
dodatku   zaoferował   ten   wywar.   Widząc   litość   w   oczach 
przyjaciół, Cameron wziął napój i wypił do dna.
-   Boże.   -Otrząsnął   się   i   przełknął   rozwodniony   jabłecznik. 
-Dlaczego lekarstwo nie może być smaczne?
-Też się często nad tym zastanawiałem - odpowiedział Payton, 
który siadł obok niego i postawił przed nim grubo pokrojony 
chleb. - Jedz. To wchłonie truciznę i pozwoli lekar-stwu działać.

background image

- Co ty tu jeszcze robisz? - zapytał Cameron, przeżuwając
chleb.
- Musiałem się przekonać, że Katherine wyszła za mąż i że z jej 
strony nic mi już nie grozi.
-   W   porządku,   wyszła,   nic   ci   nie   grozi,   możesz   wyjechać. 
Leargan dopilnuje, żeby pojechało z tobą ze dwóch ludzi, żebyś 
wrócił do Donncoill cały i zdrowy. Dwóch silnych mężczyzn, 
żeby odpędzali od ciebie panny i przecierali ci drogę do domu.
-     Cóż   za   miły,   uważający   gospodarz   -   mruknął   Payton, 
próbując zachować powagę. - Nie jestem jeszcze gotów do
wyjazdu.
-  Katherine chyba już tu nie ma? - spytał Cameron, sądząc, że 
Payton może chce być świadkiem jej klęski do samego
końca. - Nje - odpowiedział Leargan i uśmiechnął się, widząc.
z jaką ulgą Cameron opada na krzesło. - Wyjechała kilka godzin 
temu, narzekając,  że została wygnana  do takiego od-ległego 
majątku,   z   drobnym   szlachetką   jako   mężem.   Możesz   już 
przestać nasiąkać tym winem.
-  Czy poznałem w ogóle tego ogiera Malcolma?
-     Tak.   Jak   ci   się   przejaśni   w   głowie,   pewnie   sobie   przy-
pomnisz.   To   dobry   chłopak,   grzeczny   i   chyba   wkrótce   Ka-
therine się przekona, że jest na tyle bystry, żeby zorientować 
się, jaka ona jest naprawdę, i ma wystarczająco dużo silnej woli, 
żeby ją poskromić. Nie martw się, nie będzie jej bił ani nic w 
tym rodzaju. Był bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy. 
Z drobnego szlachcica bez nadziei na ziemię czy majątek został 
rycerzem   z   ziemią,   pieniędzmi,   piękną   zoną   i   dzieckiem   w 
drodze.
-  Kiedy pasowano go na rycerza?
-  Gdy jechaliśmy po Malcolma na dwór, zatrzymaliśmy się po 
drodze   u   jego   ojca,   by   powiedzieć,   jak   się   jego   synowi 
Poszczęściło - opowiadał Payton. - Na tę wiadomość sir Saun-

background image

ters   ruszył   się,   żeby   swemu   dziecku   w   wieku   dwudziestu 
trzecg lat załatwić pasowanie na rycerza. Malcolmowi się to 
należało - zapewnił Pavton - ale jego mistrz bardzo niechętnie 
trenuje nowych i odmawia nominacji, póki ktoś się
tego   głośno   nie   domaga.   Sir   Saunders   domagała   się   bardzo 
głosno, więc Malcolm przyjechał na ślub jako sir, ale jechał 
już na ślub jako brą, wiadomością.
Cameron uśmiechnął się.
- Może ten chłopak ma to, czego trzeba mojej siostrze.
-   I będzie miał do pomocy swoją mamę, potężną, rozsądną 
kobietę, która go uwielbia, i podobną do niej ciotkę Grizel. Aha, 
i jeszcze jej cztery córki.
-  I jednego z braci z żoną i jej siostrą.
- Boże, czy ten majątek, który im dałem, pomieści ich
wszystkich?                                      
- Tak - odpowiedział Leargan. - Katherine narzekała, że
nie będzie miała własnej komnaty sypialnej, skoro tylu jego 
krewniaków chce korzystać z majątku, który wniosła,
- Malcolm odpowiedział, że ten majątek dal jej brat, a zresztą po 
co jej oddzielna sypialnia, skoro wreszcie ma się do kogo w 
nocy przytulić.
Cameron trochę wątpił, czy takie słowa naprawdę padły, ale się 
roześmiał.
- Prawie żałuję, że mnie to wszystko ominęło.
- Nie straciłeś zbyt wiele. Byłeś pijany, ale nie zalany w pestkę, i 
trzymałeś się bardzo dobrze. Zrozumiałe, że piłeś, żeby jej nie 
stłuc tyłka. Malcolm powiedział, że to czasem jedyna rzecz, jaką 
mężczyzna   może   zrobić.   Jego   niania   zapewniła,   że   ona   już 
zadba o to, żeby ten miły i hojny lord Cameron nie miał więcej 
kłopotów. I że do-
pilnuje, żeby panna nauczyła się, jak być dobrą żną dla jej
kochanego panicza - ciągnął Payton. - Jego rodzinka zda-

background image

je sobie sparwę z tego, że mogłeś chłopaka zmusić do
małżeństwa i zostawić ich bez grosza. Nie spodziewali się takiej
darowizny.
- Nie chcę tu widzieć Katherine, lecz me mogłem jej
wyrzucić bez niczego - powiedział cicho Cameron.
-  Będą o nią dbali, chociaż z początku może jej się wydawać, ic 
spotkała ją krzywda. Więc wszystko jest załatwione i prawie 
wszyscy są szczęśliwi. Oprócz ciebie. I oprócz mojej siostry. I 
teraz o tym porozmawiamy.
Cameron   spojrzał   na   rozmówcę   i   uświadomił   sobie,   że   ten 
człowiek   jest   od   niego   o   osiem   lat   młodszy.   To   jednak   nie 
umniejszało wagi jego słów. Chciał mu powiedzieć, że to, co 
zaszło między nim a Avery, to nie jego sprawa, ale wiedział, 
żęto   kłamstwo.   Avery   była   jego   siostrą,   najbliższąrodziną. 
Wyrządził Paytonowi krzywdę, omal nie zniszczył mu życia. 
Musiał znieść rozmowę o Avery, choć był to dla niego bolesny 
temat.
-  Nie ma o czym mówić. - Bał się, że znów obudzą się uczucia 
przytłumione przez alkohol.
-  Nawet gdyby siostra nic mi nie powiedziała, powiedzieliby 
wszyscy inni w Caimmoor, a pierwsza Katherine. Dobrze, że 
Avery sama mi się zwierzyła. - Payton spojrzał na Camerona, 
uniósłszy   jedną   brew.   -   Niektórzy   bracia   w   takiej   sytuacji 
mieliby ochotę zrobić ci krzywdę. Jestem pewien, że mój ojciec 
najchętniej rozdarłby cię na kawałki, i to powolutku. Możliwe, 
że matka by mu pomogła.
- Jednak wciąż żyję - mruknął Cameron.- Skoro twój ojciec nie 
stara się przebić przez moje bramy, uważam, że Avery nic nie 
powiedziała.
-   Nie powie. Więc jak, chcesz moją siostrę? To bezpośrednie 
pytanie zaskoczyło Camerona.

background image

-  Tak. To, że ją odesłałem bez słowa, nic nie znaczy -powiedział 
cicho. - Wierzyłem w kłamstwo. Powinienem był..
- Nie -przewrwał mu Payton, unosząc dłoń. - To nie
ze mną masz rozmawiać o tym, co powinieneś był,
a czego nie. Z nią. - Nachylił się do Camerona.
- Chcesz się ożenić z Avery?
-Tak.
Cameron sam się zdumiał szybkoą odpowiedzią. Przecież
postanowił   się   nie   żenić.   Podjął   taką   decyzję   wtedy,   gdy 
zdradziła   go   narzeczona.   Od   tej   pory   żadna   kobieta   nie 
sprawiła,
żeby chciał zmienić ten zamiar. Do czasu Avery.
Codziennie usiłował wyrzucić ją ze swej pamięci i serca, ale 
bezskutecznie. Teraz jej brat proponował mu małżeństwo z nią 
Byłby skończonym głupcem, gdyby nie przyjął tej
oferty.
-  Ostatnie pytanie - powiedział cicho Payton. - Kochasz ją?
Patrząc   na   swój   puchar   z   jabłecznikiem,   Cameron   uznał,   ze 
winien jest temu człowiekowi chociaż moment absolutnej
szczerości.
- Tak - szepnął.
- Dobrze. - Payton znów usiadł w fotelu. - Oto mój plan.
Zadręczysz się.
Avery   odwróciła   się   od   okna,   przez   które   bezmyślnie   wy-
glądała, i uśmiechnęła się krzywo do kuzynki Elspeth. Przyszły 
do świetlicy w wieży, by pracować nad kobiercami. Elspeth 
Pracowała spokojnie, a Avery wpatrywała się w igłę i wełnę 
niewidzącym wzrokiem, wreszcie odłożyła robótkę i podeszła 
do okna. Wpatrzona w swą swą piękną kuzynkę, zastanawiała
się, czy Cameron starałby się ja, Avery, Zatrzymać, gdyby
miała choć część jej urody.
- Avery czy zrobiłam coś, co cię zmartwiło?

background image

Posiadanie w rodzinie ludzi, którzy lak łatwo odgadują czyjeś 
uczucia   i   myśli,   może   być   denerwujące,   pomyślała.   Nie   - 
odpowiedziała   zdecydowanie   i   usiadła   na   ławce   pod 
łukowatym oknem. -Myślałam o tym, jaka jesteś piękna z tymi 
amvmi włosami i dużymi zielonymi oczyma.  Jesteś bardziej 
podobna do mojej matki niż ja. - Avery skrzywiła się. -Byłam 
trochę zazdrosna, prawdę mówiąc. Piękny brat, piękne
kuzynki i ja.
- Jesteś piękna - odpowiedziała Elspeth. - To prawda, że nie 
reprezentujesz typu urody, jaki sławią poeci i bardowie. Ja też 
nie. Może nie podoba ci się kolor twoich włosów, ale pomyśl, 
jakie są gęste, miękkie i długie. Możesz uważać, że jesteś za 
szczupła, ale choć niektórym głupim mężczyznom podobają się 
pełne   piersi   i   krągłe   biodra,   ty   jesteś   silna,   zdrowa   i   pełna 
wdzięku. Masz gładką, miękką skórę, połyskującą zdrowiem i 
ciepłem.
-  I zdrowe zęby! Elspeth zaśmiała się.
-   To racja. Avery, tylko nieliczne kobiety mogą się równać z 
bohaterkami wierszy i pieśni. A widziałaś takich mężczyzn? 
Też nie.
-  No, Payton, twój Cormac, wuj Eric bliscy są męskiego ideału.
-  Za dużo czerwieni we włosach, chociaż dziewczętom nigdy 
to   nie   przeszkadzało.   Cormac   powiedział   mi,   że   pierw-szą 
rzeczą,   która   zwróciła   jego   uwagę,   był   mój   głos.   -   Els-peth 
wzruszyła   ramionami   i   pokiwała   głową,   widząc   zdumie-nie 
kuzynki. - Potem usta. Mówił mi też o innych rzeczach, ale 
chociaż jestem szczęśliwa, że mu się podobają, nie uwa-lani 
tego za pochlebstwo. Twierdzi na przykład, że mu się podobają 
moje włosy, bo zawsze wyglądają nieporządnie. cokolwiek 
robię. I uważą, że mam cudowne stopy.

background image

-   Zaśmiała   się   zAvery,   ale   szybko   spoważniała.   -   Ten 
mężczyzna nie poszedłby z tobą do lóża, gdyby nie uważał cię 
za piękną.
Nie bądź taka przerażona. Avery, to nie jest takie widoczne.
- Więc skąd to wiesz?
- Cos jest w tych twoich nastrojach... tęsknota dziewczyny,
którejbrak czegoś więcej niż pięknej twarzy. Czy twoja
matka się domyśliła?
- myślę, że tak. Próbuje... rozmawiać ze mną i przypatruje mi 
się   dokładniej.   Dlatego   postanowiłam   cię   odwiedzić.   Po-
wiedziałam jej. że może będziesz chciała dowiedzieć się czegoś 
o ojcu Alana. A tymczasem ty przyjechałaś tutaj.
-  Przepraszam. - Elspeth wzięła głęboki oddech i spytała cicho: 
- Będzie dobry dla mojego Alana, prawda?
-  Och, tak, chyba jut to pokazał. Przecież ma prawo po prostu 
zabrać chłopca,
- Toprawda. Zgodził się to zrobić powoli, więc dba o uczucia 
małego. W ten sposób  będzie mi trochę łatwiej, chociaż ten 
chłopiec zawsze będzie miał miejsce w moim sercu. A czy jest 
szansa, że ty zostaniesz panią Cairmoor?
- Nie wiem.
-  Ale sir Cameron miał cię w łożu,
Avery   oparła   się   o   zimny   mur.   Najostrożniej,   jak   umiała, 
opowiedziała Blspeth o czasie spędzonym z Cameronem, ojego 
początkowym   planie   zemsty   i   o   tym,   jak   się   zmieniał. 
Opowiedziała jej też o jego braku zaufania do kobiet i o tym, jak 
się to objawiało. Potem czekała, aż wszystko przemyśli.
- Hm, trzy lata celibatu - mruknęła w końcu Elspeth, kręcąc
głową.
- To może wyjaśniać jego pożądanie.
-   Nie, zwykłe parzenie zaspokoiłoby tę potrzebę. Z tego. co 
mówiłaś, było to coś znacznie więcej.

background image

-  Chciałabym, żeby tak było. Z mojej strony na pewno. A kiedy 
raz nazwałam to parzeniem, okropnie się zezłościł, przykazał, 
żebym nigdy tak nie nazywała tego, co jest
miedzy nami. - Och, Avery, na tych słowach możesz opierać 
nadzieję.
-  Naprawdę tak myślisz? - Avery uważała te słowa za ważne, 
ale nie ufała własnym odczuciom.
-  Tak myślę, i ty na pewno też tak sądzisz. Po prostu boisz się 
uwierzyć. Mężczyzna, który czuje tylko pożądanie, nie zwraca 
uwagi na to, jak dziewczyna nazywa ich stosunek, nie złości się 
z tego powodu.
-  A jednak mnie odesłał.
-  Musiał. Wiesz o tym. Po prostu łatwiej mu się tego trzymać, 
jeśli chce się nad sobą użalać. Trudniejsze będzie sprowadzenie 
cię z powrotem. Na pewno będzie większym problemem dla 
niego niż dla ciebie - mruknęła z namysłem Elspeth.
-   Po tym, jak zmusza mojego brata do poślubienia tej podłej 
dziewuchy, nic nie może być proste.
Elspeth uśmiechnęła się.
-  Bardzo dramatyczne. - Dziękuję.
-     Mówiłaś,   że   dał   Paytonowi   czas,   żeby   udowodnił,   że 
Katherine kłamie.
-   Dlaczego sam tego nie udowodni, skoro ma wątpliwości? 
rzuciła Avery.
-Wiesz dlaczego - upomniała ja Elspeth, ale w jej tonie brzmiało 
współczucie. - Tobie też byłoby trudno uwierzyć, że Ktoś z nas 
mógłby   się   tak   niegodnie   zachować.   Broniłabyś   go   do 
upadłego, tak jak on broni siostry.
- Wolałabym, żebyś już przestała.
-  Co mam przestać?
Elspeth wybuchnęła śmiechem, usiadła przy kuzynce i objęła
ją.

background image

- Kochasz go beznadziejnie, prawda?- Było to raczej
stwierdzenie niż pytanie.
- Och, tak - szepnęła Avery. - Czuję się tak, jakby mi
brakowowało jakiejś części ciała. Jeśli nie będę z Cameronem,
nigdy już nie będę mogła cieszyć się zyciem.
-  Znam to uczucie. A wiec jest dobrym kochankiem?
- Zepsuta Kobieta - zażartowała Avery i uśmiechnęła się. -Tak 
myślę. To dziwne, ale mam wrażenie, że on nie był tego
pewien. Elspeth skineja głową i ułożyła ręce na podołku.
- Jest w tych sprawach pomysłowy.
-   Naprawdę jesteś zepsuta. - Zdumiona Avery zaśmiała się 
głośno.
- Hmmm, mężczyźni rozmawiają o takich sprawach, dla-czego 
kobiety by nie mogły?
- Racja. Więc powiedz, czy bawiliście się kiedyś, używając, na 
przykład, miodu? - spytała Avery, uśmiechając się tajem-niczo. 
A kiedy kuzynka zrobiła wielkie oczy, już znała od-powiedź.
Avery   patrzyła   na   Ust,   który   dostała.   Dostarczono   go   jakąś 
godzinę temu. Zeszła z Elspeth ze świetlicy na wieży w trochę 
lepszymnastroju,   który   szybko   prysł   po   tej   tajemnej 
wiadomości
od Paytona. Po zjedzonym pospiesznie obiedzie wdrapała się z 
powrotem na wieżę, by ją przeczytać, ale dotąd nie zebrała się 
na   odwagę,   żeby   to   zrobić.   Sądziła,   że   każda   informacja   z 
Cairnnoor sprawi to samo: będzie odczuwała drżenie w sercu 
przypływ nadziei. - Przeczytaj to, na miłość boską!
-   Elspeth! - Avery położyła rękę na trzepoczącym się sercu i 
patrzyła ze złością na kuzynkę. - Nie mogę, kiedy tu
jesteś.
-  Dlaczego? - Elspeth siadła na ławeczce obok niej. - Nie
powiedziałam   nikomu,   że   dostałaś   ten   list.   Jeśli   chcesz,   nie 
powiem również, co w nim jest.

background image

-  Na pewno? Nawet jeśli jest od Paytona?
-   Tak. Przecież nie jest w prawdziwym niebezpieczeństwie. 
prawda? To, co może mu się przydarzyć, jest smutne, ate rue 
straszne.
Choć   Avery   przytaknęła,   wciąż   bała   się   przeczytać   list   Czy 
pisał,   że   wszystko   jest   w   porządku,   udowodnił   kłamstwo 
Catherine   i   był   wolny?   Wobec   tego   po   co   te   tajemnice? 
Dlaczego   po   prostu   sam   nie   przyjechał   do   domu?   A   może 
jednak został zmuszony do poślubienia tej dziewczyny? Jeżeli 
tak, to tajemny  liścik nie wróżył nic dobrego. Poza tym. że 
każda   informacja,   mogąca   mieć   związek   z   Cameronem, 
powodowała u niej niepewność, to tajemnicza aura wokół tego 
liściku   wyraźnie   ją   niepokoiła.   Mogły   to   być   tylko   złe 
wiadomości.
-  Boisz się, że jest tu coś o Cameronie, co może cię zaboleć? - 
spytała cicho Elspeth.
- Tak - odpowiedziała Avery. - Ale najbardziej niepokoi mnie ta 
tajemniczość.
-  Och, znasz Camerona i jego ludzi. Czy Paytonowi coś grozi w 
Cairnmoor?
-     Może   najwyżej   ogłuchnąć   od   zawodzenia   Katherine,   że 
odmówił jej wszystkiego, na co liczyła po tym ślubie. Tak mu 
pooradziła Gilly, przewidując, że  Katherine
w złości wygada prawdę.
- W trakcie napadu wściekłości? - spytała Elspeth, a Avery
potwierziła.   -   To   mogłoby   zadziałać.   -   Mogłoby.   Payton 
prawdopodobnie by to zrobił, nawet
gdyby nie był przekonany, czy to pomoże. Byłąby to słodka
zemsta za wszystko, co musiał przejść.
- Racja. Myślisz, że w tym liście jest coś, co pogrzebie
wszelką nadzieję na to, że będziesz kiedyś z Camerona?

background image

- To możliwe. Jeśli Payton jest juz ożeniony z Kathenne, będzie 
zły nie tylko on, ale i większość naszego klanu. Jak mogę być z 
Cameronem na przekór wszystkim? Jeżeli mój brat udowodnił, 
że Katherine kłamie, Cameron wyszedł na idiotę. W żadnym 
przypadku nie będzie się śpieszył do spotkania
ze mną.
- Poczucie winy i wstyd. Dwa bardzo silne uczucia, jakich nikt 
nie chce doświadczać, bo są okropnie bolesne. Czy mam ci to 
przeczytać? - spytała Elspeth, wyciągając rękę.
Było to tchórzostwo, ale Avery skinęła głową i podała kuzynce 
pismo.
-  Prawdę mówiąc, nie ma to znaczenia. Jeśli ślub się odbył,
Cameron będzie uważał, że nie możemy być razem. To samo
pomyśli, tylko z innych powodów, jeśli ślubu nie było.
- Bzdura- Zawsze jest jakieś wyjście. Może czas, żebyśmy o tym 
pomyślały.
- Co masz na myśli?
- Najpierw zobaczmy, co pisze Payton.
Avery zaciskała i rozluźniała palce, gdy Elspeth czytała list. Po 
jakimś czasie zaczęła się zastanawiać, czy kuzynka tak Powoli 
czyta, czy studiuje list kilka razy. Ta druga możliwość
wydała jej się złowieszcza, tak samo jak zmarszczka na czole 
Elsepth.
- Coś nie w porządku? - spytała w końcu Avery.
- Nie, ale dziwnie. Payton chce, żebyś przyjechała do niego, ale 
właściwie nie wyjaśnia dlaczego. Mówi, że ma to związek ze 
ślubem i pewnymi sprawami, które odkrył.
-  Myślisz, że potrzebuje mojej pomocy, aby dogrzebać się
do prawdy?
-  Może, ale uważam, że mógłby o to poprosić otwarcie każdego 
z nas.  Boże, mam  nadzieję,  że  nie  odkrył, że praw-dziwym 
ojcem   tego   dziecka   jest   ktoś   od   nas!   Wtedy   rzeczywiś   -cie 

background image

chciałby się skontaktować z tobą, bo wiedziałabyś najlepiej, o co 
pytać, czego szukać.
-  Jeśli byłby to ktoś od nas, najlepiej by zrobił, chroniąc się w 
Cairnmoor. W naszym klanie nie byłby mile widziany. Mama 
nie jest z tego wszystkiego zadowolona. Chyba muszę jechać, 
ale jak mam tam dotrzeć? To nie jest krótka podróż. Nawet 
gdybyśmy mieli się spotkać w pół drogi, nie byłoby mnie tu co 
najmniej trzy dni.
-   Jeśli   ślub   się   jeszcze   nie   odbył,   MacAlpinowie   nie   zechcą 
wypuścić   jedynego   mężczyzny,   jakiego   mają   dla   Katherine 
-rozważała głośno Elspeth.
-  Oczywiście, że nie - zgodziła się Avery.
-     Chce   się   z   tobą   spotkać   w   małym   kościółku,   niedaleko 
Cairnmoor. Prosi, żebyś się wykradła dzisiaj wieczorem. Będą 
na ciebie czekali ludzie, których dobrze znasz. Jakiś Leargan, 
jakiś Mały Rob, Colin, jego giermek Gil i dwóch ludzi Paytona, 
Jamie i Thomas. Ciekawe, jak do niego dołączyli w Cairnmoor?
Avery   zamyśliła   się.   Nie   chciała   zbliżać   się   za   bardzo   do 
Cairnmoor, zwłaszcza jeśli to nie Cameron po nią przysyłał. 
Pozostawał jeszcze problem, co ma powiedzieć rodzicom. Jeśli 
teraz zniknie na tydzień, będą szaleć
z niepokoju.
- Nie jestem pewna, czy mogę tak niepokoić rodzinę - wyznała
- Jest jeszcze wyznała - Jest drugi   list,   który   zostanie   im 
wręczony, jak zaczną, się o ciebie martwić. - Elspeth poklepała 
ją po zaciś-niętych dłoniach. - Jeśli będą się martwić, zrobię co 
mogę, żeby ich uspokoić. W razie czego opowiem im o tym 
liście,
zgoda?
- Zgoda. - Avery westchnęla i na moment ogarnął ją smutek. 
Starała   się   opanować   płacz,   bo   robiła   to   już   zbyt   często   od 

background image

powrotu z Cairnmoor. Miała nadzieję, że Payton napisze, jak 
bardzo Cameron za nią tęskni, albo że ma gotowy plan, jak ją
odzyskać.
-  Avery, minęło niewiele ponad tydzień i jasne, że spra-wy z 
Katherine wciąż nie są załatwione. Nie trać jeszcze nadziei.
- Staram się, lecz bez żadnych miłych słów i obietnic to bardzo 
trudne.
- Może nie szeptał ci do ucha czułych słówek, ale instynkt mi 
mówi, że jesteś dla tego człowieka bardzo ważna. - Elspeth 
pokiwała głową i uśmiechnęła się zachęcająco, gdy kuzynka na 
nią spojrzała. - Mężczyźni czasem nie umieją tak załatwiać tych 
spraw jak kobiety. Czy Gillyanne nie jest pewna, że będziecie 
razem? - Kiedy Avery skinęła głową, mówiła dalej: -wiesz, że jej 
instynktowi można wierzyć. Musisz też ufać własnemu sercu.
-   Moje   serce   jest   obolałe   i   panuje   w   nim   chaos.   -   Najpierw 
musisz się dowoeidzieć, czego chce Payton. -
Elsepth wstała i pociągnęła kuzynkę za sobą - Pomogę
ci się stąd wykraść. A później, zależnie od tego, co powie
Payton, możesz jechać dalej i spotkać się z tym swoim wielkim, 
ciemnym rycerzem.
-  I zmusić go do mówienia, do tego, żeby powiedział to,; czego 
mi nie powiedział, gdy opuszczałam Caimmoor?
-  Tak, ja bym tak zrobiła.
-  A rąbnęłabyś go w łeb przedtem czy potem?
Avery uśmiechnęła się blado, a Elspeth wybuchnęła śmie-chem. 
Obie wiedziały, że nie do końca żartowała.

20

Nigel usiadł na skraju loża i ostrożnie przypatrywał się 

żonie, nerwowo chodzącej po sypialni. Było późno i chciał spać, 
ale wiedział, że o odpoczynku nie będzie mowy, póki Gisele się 

background image

nie uspokoi. Nie wiedział dokładnie, dlaczego żona jest taka 
wściekła. Avery nic nie grozi, Payton ich o tym zapewnił w 
liście.   Ich   córka   nie   była   może   zadowolona   z   brata   i   sir 
Camerona, ale z pewnością nie będzie długo się złościć. Jeśli 
dobrze   ocenił   jej   smutek   od   powrotu   do   domu,   kochała   sir 
Camerona. Payton też tak uważał.
Moj syn jest wciąż wolnym człowiekiem, pomyślał Nigel, gdy 
żona mamrotała coś po francusku. Avery będzie wkrótce miała 
swego   czarnego   jak   grzech   rycerza,   jak   go   sama   nazywała. 
Jedyną chmurkę na horyzoncie stanowił fakt, że ktoś ukradł 
ostatni   garnczek   ciemnego   miodu,   który   Nigel   tak   lubił. 
Podejrzewał Elspeth, bo dziwnie szybko znikła wraz z mężem
w swej komnacie, gdy usłyszała narzekania Nigela, że miód
zniknął.                                                                
- Czy ty mnie słyszałeś? - przerwała Gisele, stając przed
mężem.
-  Właściwie nie.-I widząc zdumienie na jej twarzy, wyjśn-nił: - 
Zastanawiałem się, co się stało z ostatnim ganczkiem
ciemnego miodu.
-     Nasza   córka   została   wykradziona,   żeby   wyjść   za   tego 
czarnookiego łobuza, a ty martwisz się o miód?
-     To   był   mój   ulubiony.   Dziwne,   ale   myślę,   że   Elspeth   coś 
ukrywa. Myślę nawet, że może wiedzieć, co się z nim stało. 
-Nie zdziwił się, słysząc, jak Gisele zgrzyta zębami. -Kochanie, 
Avery nic nie grozi - powiedział cicho i przytula żonę, gdy 
opadła w jego ramiona.
-  On służył tym DeVeau - mamrotała na jego piersi
-  Ale szybko odkrył swój błąd. Nie walczył przeciwko twoim 
krewnym.
-   Ale to nie z powodu jego oporu tylu ludzi się uratowało, 
tylko dzięki ostrzeżeniu Avery. Chciał zmusić naszego syna do 
poślubienia swej siostry.

background image

-     Powiedziała   mu,   że   urodzi   dziecko   Paytona.   Ja   też   nie 
zachowałbym się inaczej.
-   Chciałam jej urządzić takie piękne wesele - szeptała Gisele 
przez łzy.
Nigel poklepał ją po plecach.
-   Będziesz mogła urządzić wspaniałe chrzciny jej pierwszego 
dziecka.
-   Jest przy nadziei?! - krzyknęła Gisele, patrząc na niego z 
przerażeniem.
-  Nie, nic takiego nie powiedziałem. Ale my, Murrayo-
wie, jesteśmy płodnym rodem, więc na pewno nie potrwa to
długo.
- Chcę pojechać i poznać tego człowieka.
-  Za dwa tygodnie.
- Dlaczego tak długo?
- Bo są młodą parą i potrzebują trochę czasu spę-
dzić sami. Mogą mieć jakieś problemy, które muszą rruędzy
sobą rozwiązać, a my moglibyśmy im w tym przeszkadzać. 
Ponie-
waż moje ojcowskie sumienie przejwia chęć do solidnego zbicia 
go, bo jestem pewien, że musiał już z nią spać,
ponieważ ty masz do niego żal, musi minąć trochę czasu,
żeby ci przeszło.
- Tydzień?
- Nie, dwa tygodnie.
- Och, jak chcesz. Ale nie będziemy czekać dwóch tygodni do 
wyjazdu. Wyjedziemy za dziesięć dni, więc przyjedziemy tam 
za dwa tygodnie.
- Zgoda.
- Dziękuję ci - powiedziała i zaśmiała się, kiedy ją pociągnął
na loże. - A że jesteś takim dobrym mężem, powiem ci, co
się stało z ciemnym miodem.

background image

-  Elspeth go wzięła? - Zmarszczył czoło, patrząc podej-rzliwie, 
gdy żona uśmiechnęła się i sięgnęła po mały garnczek, stojący 
na stoliku obok,
- Przyłapałam ją i zmusiłam, żeby mi powiedziała, dlaczego go 
wzięła. I muszę przyznać, że miała ważny powód. A ja wiem, 
ze ty bardzo lubisz też dżem truskawkowy.
Znacznie potniej Nigel słabym głosem przyznał, że naprawdę 
bardzo   lubi   dżem   truskawkowy,   i   zasypiając,   dziwił   się, 
dlaczego   żona   tak   się   śmiała,   kiedy   zaproponował,   że 
następnym razem spróbują jeżynowego.
Jesteś pewien, że za Avery nie przybędą twoi rodzice żądni
mojej krwi?
Payton westchnął, rozsiadając się w ławce z tyłu maleńkiego 
kościółka i obserwując Camerona, spacerującego tam i z po-
wrotem przed ołtarzem.                
-  Matka może by i chciała, ale ojciec ją powstrzyma. Cameron 
przestał spacerować i, zaniepokojony, spojrzał na
przyszłego szwagra.
-  Żenisz się z Avery. Nawet jeśli się domyśla, że ją miałeś w 
łożnicy, a pewnie się domyśla, to ślub go satysfakcjonuje. Avery 
prawdopodobnie chodziła smętna po Dormcoill i domyślił
się jej uczuć do ciebie.
Cameron   podszedł   do   drzwi   kamiennego   kościółka,   żeby 
wyjrzeć na zewnątrz, co już robił kilkadziesiąt razy, i spytał:
-  Czy jesteś zupełnie pewien uczuć Avery do mnie? Widząc, że 
przed kościołem czekają na nią wciąż ci sami ludzie, ruszył z 
powrotem  w stronę ołtarza, ale zatrzymał się przy klnącym 
cicho   Paytonie.   -   To   chyba   rozsądne   pytanie,   skoro   mam 
poślubić tę dziewczynę.
-   Rozsądne to ono było za pierwszym razem — stwierdził 
Payton. — Może jeszcze za piątym, ale teraz już dawno prze-
kroczyłeś rozsądną miarę.

background image

Mrucząc przekleństwo, Cameron usiadł naprzeciwko niego i 
przeczesał   ręką   włosy.   Chętnie   przystał   na   plan   Paytona, 
marząc, by odzyskać Avery i znów trzymać ją w ramionach. Od 
tego   czasu   minął   tydzień,   a   jego   niepewność   rosła.   Choć 
właściwie nie porywał Avery, żeby ją potajemnie poślubić, nuał 
bowiem   pełne   poparcie   jej   brata,   to   trochę   ją   oszukiwał, 
popychając do czegoś, na co nie wyraziła jeszcze zgody. Kiedy 
jednak wspominał wspólnie spędzone chwile, miał nadziejo, że 
nie odmówi.
Wspominał jej pożądanie i miłosne deklaracje, lecz z każdym 
upływającym   dniem   tracił   pewność   siebie.   Napotkawszy 
twardy wzrok Paytona, uznał, że ten człowiek nie pozwoliłby 
na akt szlachetnego poświęcenia.
Wiedział, że byli z Avery kochankami, że ona go kochała.
Teraz role się odwróciły. Teraz Payton robił, co mógł, by
zdobyć siostrze męża.
Przyszły szwagier był znacznie milszy i bardziej wyro-zumiały 
w tej roli od niego, ale Cameron czuł jego stalową determinację. 
Mógł zrobić tylko jedno, by to przerwać: powie-dzieć mu, że 
nie   chce   i   nie   kocha   Avery,   zupełnie   zaprzeczając   swym 
poprzednim deklaracjom. Niestety, nawet gdyby wy-krztusił 
takie   kłamstwa,   Payton   zapewne   by   mu   nie   uwierzył.   Co 
gorsza, gdyby uwierzył, doszłoby do pojedynku, gdyż młody 
Murray   uznałby,   że   musi   walczyć   o   honor   siostry,   żeby 
uwodziciel zapłacił za swój czyn.
-   Wiem,   że   większość   mężczyzn   denerwuje   się,   nim   złoży 
przysięgi małżeńskie - mówił Payton -  ale ty wyglądasz na 
udręczonego. Twierdziłeś, że jej pragniesz i kochasz ją. Z tego, 
co słyszałem, nie mogłeś utrzymać z dala od niej tych prze-
klętych łap. Więc w czym problem?
-  Nie chodzi o mnie - odparł Cameron. - Ale ona może myśleć 
inaczej.

background image

-  Przecież była z tobą w łożu. - Pożądanie.
-   Kobiety   z   mojego   klanu   ulegają   mu   do   woli,   ale   tylko   z 
jednym mężczyzną. Powiedziała mi, że cię kocha.
- Może chciała, żebyś nie miał do niej pretensji.
-  Moja siostra nie zostałaby twoją kochanką, gdyby nie czuła 
do ciebie czegoś więcej niż tylko pożądanie. To prawda,
ze kobiety z naszeego klanu nie należą do tych delika-
tnych, rumieniących się dzewic, którepodobno lubią
mężczyźni, ale mają zasady.
- nie mówiłem, że Avery nie ma zsad - rzucił Cameron,
zastanawiając się, czy Payton nie próbuje wszcząć
kłótni.
-   Naszym kobietom zdarza się, że idą z mężczyzną do łoża 
przed   ślubem,   ale   tylko   wtedy,   kiedy   zdecydują,   że   to   jest 
właśnie ten, którego wybrały.
-  Co?
_ Avery cię wybrała. To ona postanowiła, że jesteś jej
mężczyzną.  Jak   już   kobieta  Murrayów   wybierze  mężczyznę, 
dużo zniesie, żeby go mieć. Ciekawe, ale ci, których wybierają, 
nie zawsze doceniają, jakie mają szczęście, w każdym razie nie 
od razu. Avery ciebie wybrała, ciebie chce i mówi, że cię kocha. 
Więc jako kochający brat zrobię wszystko, co mogę, żeby cię 
miała.
-  Pomogłoby mi, żeby ona mówiła o takich rzeczach. Wszyst-
ko,   co   od   niej   kiedykolwiek   usłyszałem,   to   kilka   deklaracji, 
kiedy leżała  w  gorączce. Nigdy nie  mówiła  o swoich  uczu-
ciach.
-   Na twoim miejscu wierzyłbym bardziej w te gorączkowe 
wyznania. Ale podejrzewam, że nie zachęcałeś jej do zwierzeń. 
Czekała zapewne na jakiś znak od ciebie, a słyszała tylko o tym, 
że wkrótce wyjedzie.

background image

Nie da się zaprzeczyć, pomyślał Cameron smętnie, wiedząc, że 
wszystkie wątpliwości ma z własnej winy. Nie mógł się oprzeć 
jej bliskości w łożu, lecz trzymał ją na dystans we wszystkich 
innych   sytuacjach.   Biorąc   po   uwagę,   jak   niewiele   jej   dał   w 
zamian   za   jej   namiętność,   śmiech,   miłość,nie   zdziwiłby   się, 
gdyby teraz nie była chętna do poślubienia go.
-  Nie chciałbym wciągać jej w coś, czego nie chce -powiedział 
cicho.
-  Chce tego, chociaż przez jakiś czas może być taka zła, że ci 
tego nie powie. Nie wierzysz w nią?
- Wierzę- odparł Cameron bez wahania. - Jednak nie jestem 
przekonany, że tak należy to zrobić. Ty mówisz, że ona tego 
chce, ja słyszłem kilka wymamrotanych w
gorączce słów.
To zbyt mało, żeby na tym opierać małżeństwo.
- To jest najlepszy sposób- zapewnił go Payton. - Możesz
się do niej umizgać po ślubie. Jesteś taki obrażalski i powściąg-
liwy, że na odległośc tego nie zrobisz. A poza tym czeka cię
spotkanie z moimi rodzicami.
- I najlepiej będzie to zrobić, jak już się z nią ożenię -
dokończył Cameron, wstał i zaczął spacerować.
- Zwłaszcza że nie masz chyba odpoweidniego charakteru,
żeby   poradzić   sobie   z   rodzicami,   którzy   wiedzą,   że   jesteś 
kochankiem   ich   córki,   którą   później   odesłałeś,   a   do   tego 
próbowałeś mnie zmusić do małżeństwa ze swoją siostra. Są 
jeszcze te nieprzyjemne oskarżenia o gwałt.
- Zastanawiam się, czy wszystkie te panny, które uważają cię za 
takiego pieknisia, wiedzą, jaki potrafisz być irytujący.
- Nie, swoją prawdziwą irytującą naturę objawiam tylko
krewniakom.   I   to   może   być   wystarczający   powód,   żeby   się 
wahać, czy
wżenić się w taką rodzinę.

background image

-  Ale nie zawahasz się?
Cameron westchnął i pokręcił głową.
- Nie mogę, chociaż to oznacza uznanie ciebie i małej Gilly za 
powinowatych.
- Och, poznałeś dopiero małą część naszej rodziny.
- Bardzo zachęcające. Duża jest ta rodzina?
- Jeżeli doliczyć wszystkich powinowatych, to bardzo. Nawet 
nie zliczę tych, których nazywam bliskimi, jak bracia i siostry 
Cormaca, męża Elspeth. Jego rodzice byli niezwykle
płodni,   zwłaszcza   że   jest   wielu   nieślubnych   potomków.   Są 
jeszcze   krewni   mojego   stryja   Erica,   MacMillanowie,   którzy 
wciąż przyjeżdżają. Potem...
Cameron uniósł rękę.
-  Dosyć. Ja ci mogę zaoferować tylko Leargana. No i Ka-
therine.
Payton wykrzywił się przesadnie, po czym spoważniał i za-
pytali.                                                
-  Myślisz, że kiedyś będziesz mógł jej przebaczyć?
-   Może, jeśli wykaże prawdziwą skruchę i trochę się zmieni. 
Na razie najlepiej ją zostawić pod opieką męża i jego rodziny. 
Dowiedziałem się tego i owego na ich temat i myślę, że może 
im się udać taki cud. Przynajmniej nie muszę się martwić o jej 
dziecko. Malcolm i jego rodzina dobrze je wychowają. Żałuję 
tylko, że mnie nie udało się to z Ka-
therine.
-  Może mógłbyś zrobić dla niej więcej, ale nie powinieneś
winić się za to, co z niej wyrosło. Dałeś jej, co mogłeś, miała 
wokół kochających ludzi, Agnes i laina i innych. Czasem ktoś 
pójdzie własną drogą, z której nie można go zawrócić. Boże, 
nikt   nie   mógł   mieć   bardziej   beznadziejnych   rodziców   niż 
Cormac   Armstrong,   a   jest   takim   dobrym   człowiekiem.   Tak 
samo jego bracia i siostry, i ślubne, i nieślubne.

background image

-   I mój syn mieszka właśnie u tych Armstrongów? - spytał 
cicho Cameron.
-  Cormac, Elspeth i cała reszta traktują małego jak swojego. Bóg 
się do niego uśmiechnął, kiedy go postawił na drodze Elspeth.
Cameron z westchnieniem skinął głową.
-     Trochę   się   zastanawiam,   czy   to   sprawiedliwe,   zabierać 
stamtąd   chłopca.   Jeżeli   Avery   da   mi   syna,   Alan   nie   będzie 
moim dziedzicem. Mimo wszystko to moja krew.
Trochę   to   potrwa,   ale   będziesz   go   miał.   Elspeth   i   Cormac 
wiedzieli, że ma gdzieś ojca, który się po niego może zgłosić.
I będą szczęśliwi, że dom w którym w końcu
się znajdzie, będzie równieą domem Avery.
- Podobno jest do mnie bardzo podobny.
- Tak, ale nie jest taki ponury.
- Może wkrótce i ja nie będę.
Cameron sprężył się nagle, gdyż w dzrwiach pojawiła się Anne.
-   Jedzie   -oznajmiła.   -Napój   mam   gotowy.   Ty   przyprowadź 
księdza - przykazała, wychodząc.
-   Wciąż   nie   jestem   pewien,   czy   powinniśmy   dać   Avery   ten 
napój z miodem - mruknaj Cameron.
-   Nawet   jeśli   cię   kocha,   będzie   zła   za   ten   podstęp.   Zażąda 
wyjaśnień i obietnic. Naprawdę chcesz teraz tego słuchać?
Avery skrzywiła się, gdy podjeżdżali pod kościół. Była to długa 
podróż, ale dość przyjemna. Pogoda była ładna, a towarzystwo 
miłe.   Panowie   nie   byli   jednak   zbyt   rozmowni.   Wciąż   nie 
wiedziała, dlaczego Payton po nią posłał. Z każdą milą rosły jej 
podejrzenia, choćby nie wiadomo jak często powtarzała sobie, 
że nie ma ku temu powodu. Ci ludzie nie zasłużyli sobie na 
takie niedobre myśli, jakie przychodziły jej do głowy.
Widok Anne i Therese u drzwi kościoła bardzo ją ucieszył, ale 
również wzbudził podejrzenia. Nie rozumiała, co te kobiety tu 
robią, uśmiechnęła się jednak z prawdziwą radością, schodząc z 

background image

konia, a one podbiegły ją uściskać. Spragniona, chętnie przyjęła 
napój, który jej podały, lecz po pierwszym łyku lekko
się skrzywiła. - To jest trochę... dziwne - mruknęła.
-Podobne do miodu. Annę skinęła głową.
-  Jest w tym miód, ale nie za dużo, bo wiem, że ci uderza
do głowy.
_   Bardzo,   a   muszę   mieć   jasny   umysł,   żeby   porozmawiać   z 
Paytonem. Gdzie on jest? - spytała i wypiła jeszcze jeden łyk. 
Napój świetnie gasił pragnienie.
-  Czeka na ciebie w kościele. Powiedział, że najpierw możemy 
się na chwilę z tobą zobaczyć.
-   Miło z jego strony. - Uśmiechnęła się promiennie do obu 
kobiet. - Jak dobrze was widzieć. Tęskniłam za wami. -Zdziwiła 
się, widząc, ze Therese strzepuje jej kurz z sukni. Nie przejmuj 
się tym. Paytonowi nie będzie przeszkadzało trochę kurzu i 
brudu.
Therese zdjęła jej pelerynę i rzuciła uśmiechniętemu Lear-
ganowi.
-  Ale Panu Bogu będzie.
Avery nie od razu zrozumiała, co kobieta ma na myśli.
-  A, tak, trzeba wyglądać jak najlepiej, wchodząc do kościoła. 
Może mój brat mógłby się ze mną spotkać po prostu tutaj. - 
Skończyła napój i rzuciła puchar do Leargana, który go zręcznie 
złapał. Nie rozumiała, co ją opętało, że tak zrobiła.
-  Nie - powiedziała Annę, rozplatając jej długie włosy. -Musicie 
mieć trochę spokoju.
-  Czy Pan Bóg chce, żebym miała rozpuszczone włosy?
-     Wianek   będzie   wyglądał   ładniej,   jak   będziesz   miała   roz-
puszczone i wyszczotkowane włosy.
-  Oczywiście. To zrozumiałe.
Wcale   nie   było   zrozumiałe,   ale   Avery   nie   miała   zamiaru 
zawracać   sobie   tym   głowy.   Podawanie   w   wątpliwość   tego, 

background image

robiły Annę i Therese, mogłoby doprowadzić do niesnasek, a 
ona jakoś nie chciał wokół siebie ani cienia niezgody. Po raz 
pierwszy, odkąd opuściła Cairnmmoor, czuła się
szczęśliwa. Gdzieś na dnie czaił się niepokój, ale go odrzuciła.
- Czy tearaz wyglądam ładnie? - spytała, dotylając wianka
na głowie. - Och tak, pięknie - odpowiedziała Anne. - Cieszysz 
się
z tego?
- Bardzo. Dziwne, ale jestem szczęśliwa też dlatego, że świeci 
słońce.   I   że   jest   laki   piękny   dzień.   I   jak   ładnie   wygląda 
Leargam, kiedy się śmieje jak głupi. Czy powiedziałam o Lear-
ganie   „głupi"?   To   nieładnie.   Takie   słowa   prowadzą   do   nie-
zgody. Annę zaczęła ją ciągnąć w stronę kościoła.
- A nie chciałabyś dzisiaj żadnej niezgody, prawda?
- Nie, absolutnie nie. O, popatrz, Leargan wchodzi do kościoła 
przed nami. Czy on też będzie rozmawiał z Paytonem?
-  Na pewno zamieni z nim parę słów. Chodź, dziecko, możesz 
później obejrzeć te kwiaty.
- Ale są takie piękne.
- Bardzo ładne, lecz nie chcesz chyba przegapić tego, co cię 
czeka w kościele.
- Payton.
- Jeszcze coś.
-  Niespodzianka? Uwielbiam niespodzianki.
-  Cieszę się. Może dzięki temu nie będziesz potem chciała nas 
udusić - mruknęła Annę, ciągnąc dziewczynę do kościoła.
Już jest gotowa - oznajmił Leargan, wchodząc do kościoła
i przystając obok Camerona.
- Więc nie będzie żadnych problemów? - spytał Payton.
- Nie, jest radosna jak skowroneczek. Mówi, że nie chce
cienia niezgody.                         

background image

- Myślę, że schronię się w moim kącie, mm mnie zobaczy. W jtej 
obecnym nastroju kosztowałoby to nas za dużo cennego
czasu.
Cameron skrzywił się i przeciągnął ręką po włosach.
-  Wolałbym, żeby była przytomniejsza.
-   Byłoby milej,  ale ten chłopak ma rację,  że mogłaby mieć 
pretensje. Już zaczynała być podejrzliwa, jak to dojeżdżaliśmy.
-     Dlaczego   tu   jest   tyle   ludzi?   -   spytała   Avery,   gdy   Annę 
prowadziła   ją   przez   środek   kościoła.   -   Czy   wszyscy   będą 
rozmawiać z Paytonem?
Cameron znieruchomiał, gdy go w końcu ujrzała. Przez chwilę 
patrzyła zdumiona, po czym uśmiechnęła się tak, że zakłuło go 
w sercu. Chciałby, żeby go tak powitała na trzeźwo.
- Witaj, Cameronie, mój rycerzu czarny jak grzech. Podbiegła 
radośnie w jego kierunku. — Zdaje się, że powinnam się na 
ciebie gniewać.
Objął ją ramieniem i pocałował lekko w usta.
-  To może zaczekać na później, prawda, kochanie?
-     Och,   tak,   w   kościele   nie   powinno   być   żadnej   niezgody. 
-Avery zauważyła stojącego przed nimi księdza. — O Boże, czy 
przyprowadziłeś   mnie   na   ślub   Pay   tona   i   Katherine?To 
mogłoby wprowadzić element niezgody,
-  Nie, nie ślub Pay tona i Katherine — zapewnił, starając się; 
delikatnie skłonić ją, by uklękła wraz z nim przed księdzem.
-  A więc dalej mogę być szczęśliwa.
-   Mam   nadzieję   -   mruknął,   dając   znak   kapłanowi,   by   roz-
poczynał. - Naprawdę mam nadzieję.
Avery skrzywiła się, gdy ksiądz zaczaj coś mówić. Wszystko 
wydawało się znane, ale jakoś jej się mąciło w głowie. Radosny 
nastrój zachodził mgłą i chociaż mgła była też miła,
wolała, żeby wróciła jasność. Ksiądz spyał o coś, a ona spojrzała 
na

background image

Camerona.
- Powiedz "tak", kochanie - przynaglił.
Trochę się zawachała ale powoedziała "tak". Za każdym
razem, gdy kapłan patrzył na nią, ona spoglądała na CAmerona
i   powtarzała,   co   jej   kazał.   Jego   uśmiech,   gdy   robiła,   jak   jej 
kazano,   pomagał   pzrzwyciężyć   niepewność,   która   psuła   jej 
poczucie   całkowitego   zadowolenia.   Przypomniała   sobie,   że 
pytania mogą budzić niezgodę, wiec uśmiechnęła się znów do
Camerona.                          ..... ... . .
Gdy pomógł jej wstać, kręciło jej się w głowie i musiała się
o   niego   oprzeć.   Wyraziła   zachwyt,   gdy   ją   pocałował,   i 
skrzywiła
się, gdy skończył. Wszyscy coś mówili, ale wydawali się
bardzo zadowoleni, więc się tym nie przejmowała. Była pewna,
że kątem oka widzi uśmiechniętego Paytona, ale zaraz znikł
z jej pola widzenia.
Spojrzała na Camerona.
- Chyba przechodzi mi dobry nastrój.
- Może zrobimy coś, żeby powrócił? - spytał cicho.
-   Och,   masz   miód?   -   zapytała   i   usłyszała   czyjś   serdeczny 
śmiech.   Wydawało   jej   się,   te   to   głos   Leargana,   ale   gdy   się 
odwróciła, żeby go skarcić spojrzeniem, potknęła się i znów 
oparła się o pierś Camerona. - O Boże!
- Coś się stało, Avery? - zatroszczył się. Popatrzyła na niego, ale 
obraz jej się zacierał.
- Robi mi sie bardzo dziwnie, Cameronie.
Schwycił ją, gdy się osunęła. iwziął na ręce. Byli po ślubie, ale 
ona   nie   miała   o   tym   pojęcia.   Jeszcze   jedna   sprawa,   którą 
będzie ,usiał wyjaśnić i zapewne przepraszać. - Co Anne jej 
dała? - zapytał Leargana.
- Jakiś napar, którego używa na ukojenie bólu- wyjaśnił
kuzyn.

background image

-  Zmieszany z miodem pitnym.
-  Dla lepszego smaku.
Cameron spojrzał na nieprzytomną pannę młodą,
-   Mam nadzieję, że to szybko minie i nie będzie jej bolała 
głowa. Marzyłem o nocy poślubnej.

21

Avery otworzyła oczy i rozejrzała się. To z pewnością nie 

była jej sypialnia. Zrobiła wielkie oczy, napotykając wzrokiem 
znajome krzesło. Pamięć zaczęła jej powracać. Obróciła się i 
spojrzała   na   mężczyznę   stojącego   przy   łożu.   Cameron   był 
wyraźnie   zmieszany.   Gdy   napłynęło   więcej   wspomnień, 
uznała, ze ma on się czego bać.
-   Upiłeś mnie - zaczęła, siadając i patrząc na niego z wściek-
łością.
-     Nie   upiłem.   To   był   napar   przeciwbólowy   -   powiedział, 
wręczając jej puchar z jabłecznikiem. - Chcieliśmy, żebyś była 
bardziej... ugodowa.
Wyrwała mu go z ręki i powąchała, - nie wiem, czy wypiję 
jeszcze cokolwiek, co mi podasz. - To jest dobre, Avery. Chcę, 
żebyś   była   przytomna.   Sącząc   ostrożnie   napój,   doszła   do 
wniosku, że to zwykły jabłecznik, i wypiła do końca. Teraz 
dopiero znikł smak poprzedniego napoju, który wciąż czuła w 
ustach. Nim wręczyła mu kielich z powrotem, przypomniała 
sobie znacznie więcej. - Czy klęczeliśmy przed księdzem?
-  Udzielił nam ślubu - odpowiedział Cameron.
Tak  podejrzewała,  a  jednak  to   nią  wstrząsnęło.  Na  moment 
przepełniła ją radość, ale zaraz sobie uświadomiła, ze nikt jej 
nie pytał, czy chce go poślubić. Nie usłyszała od niego stów 
miłości, jakich pragnęła. Istniała możliwość, że ożenił się z nią, 

background image

bo honor tego wymagał. Kiedy zrozumiał swój błąd w sprawie 
paytona i Katherine, poczuł się winny i uznał, że wypada się
ożenić. - Wyraz twojej twarzy mówi mi, kochanie, że nie masz
zbyt miłych myśli.
-  Miłych? Mają być miłe, kiedy używasz podstępu, żeby mnie 
tu zwabić, wlewasz mi do gardła jakąś truciznę, żebym była 
nieprzytomna, a potem się ze mną żenisz, nawet nie pytając 
mnie o zgodę? - Westchnęła. - Payton brał w tym wszystkim 
udział, tak? Przypominam sobie, że go tam widziałam.
Cameron usiadł obok niej na łożu i próbował nie przejmować 
się tym, że się od niego odsunęła.
-  Avery, nie chcesz mnie? Będę dobrym mężem. Wsunął rękę 
pod jej spódnicę i gładząc jej nogę, pocieszał
się, że jednak drży od jego dotyku. Avery powiedziała sobie 
twardo, że odsunie jego rękę, ale zdołała tylko położyć na niej 
dłoń,   oddalając   ten   moment.   Ciepło   jego   ręki   na   jej   udzie 
uspokajało   słuszny   gniew   dziewczyny,   a   zamiast   niego   do-
chodził do głosu powstrzymywany od dawna głód. Nie wątpiła 
w   to,   że   go   pragnie,   ale   wiedziała,   że   nie   jest   to   właściwo 
Małżeństwo powinno się opierać na czymś więcej niż męskie 
poczucie honoru i pożądanie. Ona dawała znacznie więcej, ale i 
Cameron powinien wnieść głębsze uczucia, bo bez tego groziło 
jej wielkie rozczarowanie.
-  Ożeniłeś się ze mną, bo tak nakazał ci honor - mruknęła.
-  Nie - zaprotestował.
Ignorując go, ciągnęła:
- Wiedziałes, że nie zaakceptowałabym małżeństwa
wynikłego z poczucia obowiązku, wic mnie oszukałeś.
Popchnął ja na łoże i loekko przyciągnął.
- Nie. Ozeniłem się z tobą bo chciałem.
- Payton to zorganizował, prawda.
- Tak, to był jego plan.                              

background image

- Ponieważ uważał, że powinieneś się ożenić z jego siostrą,
skoro ją uwiodłeś.                
-   Dziewczyno,   nie   uwierzysz,   jeśli   powiem,   ze   to   me   miało 
żadnego znaczenia. -Próbował ostrożnie rozwiązać jej szatę. -To 
nie   jest   powód,   w   każdym   razie   nie   jedyny.   Boże,   Avery, 
oczywiście,   że   pragnę   cię   mieć   w   swoim   łożu.   Nigdy   nie 
chciałem, żebyś je opuszczała.
Ponieważ   mówił   szczerze,   pozwoliła   się   rozbierać.   Musiała 
przyznać, że stęskniła się za jego pieszczotami tak bardzo, że 
mógłby bez żadnych wstępów wziąć ją od razu, i nie miałaby o 
to pretensji. Teraz jednak nie należało mu przerywać. Może 
wreszcie powie coś, o czym tak marzyła.
- Więc chciałeś, żeby te namiętne chwile wróciły - powie-działa, 
drżąc lekko, gdy rozsznurował stanik sukni.
-  A ty za tym nie tęskniłaś?
Dotknął   jeżykiem   koniuszka   piersi,   zwilżając   płócienną 
koszulę. Avery zadrżała z pożądania. - Troszeczkę.
- Przysięgam, że nie ożeniłem się z tobą tylko dlatego, że
tak nakazywał honor. - Przytulił twarz do jej piersi i
przesunął rękę w górę uda, gdzie znalazł ciepłe powitanie, na
które tak czekał. - Avery, chcę porpamawiać, chcę ci powie-
dzieć, dlaczego zrobiłem pewne rzeczy. Chcę sprobować
powiedzieć ci, co czuję, ale chcę ciebie.
To obiecujące, pomyślała.
-  Teraz?
-  Tak, teraz, i cały czas od chwili, gdy opuściłaś Cairnmoor.
-  A potem porozmawiamy?
-  Tak.
-  Wiec zgoda.
Pomagała mu w szaleńczym zdejmowaniu  ubrań. Kiedy ich 
ciała się zetknęły, omal się nie rozpłakała, przejęta pięknem 
tego aktu. Chciała go dotykać wszędzie, tak jak on dotykał jej, 

background image

ale ich potrzeba była zbyt silna, zbyt nagląca. Gdy połączyli się 
do końca, wydała przytłumiony okrzyk przyjemności i ulgi, ale 
popatrzyła na niego zmieszana, kiedy się nie ruszył.
-  Cameronie? - szepnęła, zaciskając ciaśniej nogi wokół niego, 
aby go wciągnąć głębiej w siebie.
Wstrząsnął się.
-  Chciałem się rozkoszować tym uczuciem. Wydawało mi się, 
że nie doświadczyłem tego od niepamiętnych czasów. -Dotknął 
ustami jej warg i szepnął: - To jest jak powrót do domu.
Za   tymi   słowami   kryło   się   tyle   uczucia,   że   Avery   straciła 
wszelką   kontrolę   nad   emocjami.   Kochali   się   szybko, 
gwałtownie, chciwie i trochę brutalnie, ale dotrzymywała mu 
kroku.   Powracała   do   rzeczywistości,   gdy   Cameron   znów 
powrócił w jej ramiona.
-     Mój   koteczek   -   mruczał   wtulony   w   jej   szyję.   —   Czy   nie 
kochasz mnie chociaż troszkę?
Westchnęła i przeczesała mu włosy palcami. Teraz nie było juz 
odwrotu.   Byli   małżeństwem   i   jeśli   miała   być   wobec   siebie 
szczera, musiała przyznać, że nie pragnęła niczego innego. Nie 
wypowiedział  wprawdzie tych  słów,  o  których  marzyła,  ale 
było w nim tyle uczucia. Czuła je w jego dotyku, słyszała w 
jego   słowach.   A   może   jeśli   ona   będzie   z   nim   szczera,   on 
również zdobędzie się na to. Może jej jeszcze nie kocha, ale 
kiedy się dowie, że ona go kocha...
- Tak - powiedziała. - Nie tylko troszkę. Więcej niz na to
zasługujesz.
Przez jego ciało przeszedł dreszcz. Pocałował ją z taką
chciwością,że znów obudził w niej pożądanie. Nie zdołała
spojrzeć mu w oczy, bo ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi.
Gdyby go nie znała, mogłaby pomyśleć, że Cameron jest
nieśmiały.

background image

- Kiedy zrozumiałaś, że mnie kochasz? - spytał, okrywając jej 
szyję gorącymi pocałunkami.
-  Krótko przed tym, nim pozwoliłam się uwieść.
- O ile przypominam sobie tę noc, a pamiętam ją bardzo dobrte, 
to ty uwiodłaś mnie.
- Więc to powinno ci podpowiedzieć, że zupełnie dla ciebie
zgłupiałam.
-  Nie, kochanie. - Pieścił koniuszek jej piersi najpierw palcem, a 
potem   językiem.   -   Mam   nadzieję,   że   nigdy   nie   będziesz 
żałować, że mnie kochasz. Wiem, że robiłem rzeczy, które cię 
raniły - zaczął ostrożnie.
- Tak, ale nigdy nie prosiłeś mnie o miłość. To nie twoja wina, 
że się zakochałam.
- Może nie, ale wiedziałem już na początku się zakochałem, że 
jesteś   zupełnie   inna   niż   kobiety,   które   znałem   przedtem. 
Pragnąłem miłości, marzyłem o niej, ale z drugiej strony się jej 
bałem.   Okłamywałem   się   wiele   razy.   -   Teraz   głaskał   drugą 
pierś. -Wolałem, żeby to był tylko romans. Potem odesłałbym 
cię do domu i może pozostałby żal, ale by mina).
- Odesłałeś mnie.
- Odesłałem i żałowałem tego od chwili, gdy opuściłaś te
mury. Oczywiście, tłumaczyłem sobie jak głupiec, że to tylko
namiętność, która przejdzie. Mówiłem sobie, że to normalne.
że  tęsknię  za  tymi  pięknymi  piersiami.  -  Pocałował  każdą  i 
wsunął  rękę  miedzy  jej   uda.  -  Zresztą   który  mężczyzna  nie

zatęskniłby za tym miodem? - zapytał, głaszcząc ją powoli. 

-Albo tymi cichymi jękami zachwytu, gdy smakuję twoje gorące 
miejsce? - szepnął i przylgnąć do niej ustami                    
Spięła   się   na   moment,   po   czym   poddała   się   przyjemności. 
Dręczył  ją, a  ona  przyjmowała   to  z ochotą.   Kiedy w  końcu 
nastąpiła   ulga,   której   pragnęło   jej   ciało,   usłyszała,   jak 
wypowiada dwa słowa, od których wzleciała jeszcze wyżej.

background image

Dopiero   po   chwili  złapała  oddech  i  spojrzała   na   Camerona. 
Całował delikatnie jej brzuch. Avery chciała zaprzeczyć temu, 
co się stało, co właśnie usłyszała, ale nie mogła.
-  Czy powiedziałeś, że mnie kochasz? - spytała od nie-chcenia, 
żałując, że na nią nie patrzy.
-  Tak. - Znów delikatnie całował jej piersi.
-   Nie wiem, jak mogłeś to powiedzieć, w takim momencie. - 
Była wzruszona, ale miała też chęć do śmiechu.
-   Od czasu, kiedy wiedziałem, że cię kocham, chciałem ci to 
wyznać, przebywając w swoim ulubionym miejscu.
Avery   westchnęła   z   wrażenia,   zarumieniła   się   i   zaczęła 
chichotać.
-  Jesteś kawał łajdaka.
Ujął jej głowę i dotknął ustami warg.
-  Ale mnie kochasz.
-  Och, tak. Szaleńczo. Beznadziejnie. Żarłocznie.
-  To mniej więcej tak, jak ja kocham ciebie.
-  Kiedy? - zapytała, przewracając go na plecy.
-  Kiedy?
Cameron   patrzył,   jak   całuje   go   coraz   niżej.   Pewne 
niedogodności   warte   są  nagrody,   pomyślał,  czując   głaskanie 
długich, delikatnych palców w intymnym miejscu.
-  Kiedy zrozumiałeś, że mnie kochasz? - spytała, kusząc
go lekkimi, drobnymi pocałunkami wzdłuż twardej męskości.
 - Gdy odkryłem prawdę o Katherne. Siedziałem w ogrodzie
kiedy Payton wyciągnął z niej tę ohydną tajemnicę, i jedyną
myślą, jaka mi krążyłą po głowie, było:"I po to straciłem
kobietę, którą kocham." Co gorsza, nie widziałem żadnego
sposobu, by naprawić ten błąd. - Zamknął oczy, gdy poczuł,
że wypełnia jej usta wilgotnym gorącem. - Chcę być z tobą 
Avery   -   zdążył   powiedzieć,   nim   starcił   zdolność   mówienia. 
Bawiła się nim, póki nie zmęczył się pożądaniem. Wtedy

background image

go dosiadła i razem doszli do spełnienia.
- Co noc budziłęm się spocony i myślałem, że widzę cię,
tak   jak   teraz,   czuję   twoje   ciepło,   i   prawie   płakałem,   kiedy 
okazywało się, że to tylko sen. - Wsunął rękę w miejsce, gdzie 
byli połączeni, pogładził ją i patrzył, jak jej smukłe eiało drży
z rozkoszy.
-  Kocham cię, Avery.
- I ja cię kocham, mój rycerzu, czarny jak grzech. -Nachyliła się 
nad nim i delikatnie pocałowała w usta. - A teraz czekam na 
jazdę.
-Ostrą?
-  Bardzo ostrą.
Cameron otworzył oczy i zobaczył Avery lezącą jeszcze na jego 
piersi. Pogładził ją po plecach i poczuł, że dziewczyna lekko się 
porusza.   Będzie   to   długa   i   wyczerpująca   noc,   pomyślał   z 
uśmiechem.
-   Tyle   chcę   dla   ciebie   zrobić,   Avery   -   szepnął.   -   Robisz   mi 
wspaniałe rzeczy, Cameronie.
- Dziękuję. ale nie to miałem na myśli.
Oparła się na łokciach i uśmiechnęła do niego.
-To mi wystarczy do szczęścia.
Odsunął jej delikatnie włosy z twarzy i założył za uszy.
-   Chcę, żebyś była szczęśliwa, żebyś nigdy nie żałowała, te 
wyszłaś za takiego czarnego diabła. Dam ci wspaniałe suknie i 
wszystkie   skarby,   o   jakich   marzą   dziewczęta.   Obiecuję. 
Skrzywił się, gdy położyła mu palec na ustach.
-     Ciii   -   szepnęła.   -   Chcę   od   ciebie   tylko   czterech   rzeczy, 
Cameronie MacAlpin.
-  A jakich to?
-  Chcę, żebyś mnie kochał tak, jak ja kocham dębie.
-   Kocham, tylko pewnie nigdy nie pojmę, jak to się stało, że 
mam takie szczęście.

background image

-  Chcę, żebyś mnie potrzebował, jak ja potrzebuję ciebie:
-  Potrzebuję cię, jak potrzebuję jedzenia i powietrza. -Pogłaskał 
lekko jej szczupłe biodra. - Potrzebuję cię, żeby zaczynać nowy 
dzień   i   wiedzieć,   że   go   przeżyję.   Potrzebuję   cię   przy   moim 
boku, żebym mógł spać w nocy.
-  Tak samo jest ze mną - zapewniła go. - I chcę, żebyś mi ufał, 
jak ja ufam tobie, całym sercem, całą duszą, całym życiem.
Czuł,   że   ta   odpowiedź   jest   ważna.   Rozumiał   dlaczego. 
Wyraźnie manifestował swój brak zaufania do kobiet, nawet ją 
tym zranił. Wiedział, że ufa Avery już od dawna, zanim sobie 
zdał sprawę z tego, że ją kocha. Wiedział też, że nigdy jej tego 
nie powiedział.

-  Ufam ci. Ufam ci już od dawna.
Avery czuła, że za chwilę może rozpłakać się z radości, ale 
sądziła,   że   Cameron   nie   zrozumiałby   tego,   więc   tylko   się 
uśmiechnęła.
-  I chcę, żebyś mi dał dzieci.
-  To życzenie chyba zacząłem już spełniać.
-  Tak! - Grzmotnęła go w piersi. - Bardzo się wysiliłeś. A ja chcę 
słodkich czarnookich chłopców.
-   A ja ze dwie małe koteczki. - Przyglądał się jej badawczo, 
widząc, że ona chyba w życiu nie zrozumie, ile mu ofiarowała,
i modlił się, żeby nigdy tego nie żałowała. - I co jeszcze?
- Noo... - zaśmiała się cicho i delikatnie pociągnęła go za
nos   -   mały   garnczek   miodu   od   czasu   do   czasu   mogły   się 
przydać.
Obrócił ją na plcey i ułożył w jej ramionach.
- Ty jesteś dla mnie miodem.

Epilog

background image

Cameron!

To, że głos jego drobniutkiej żony był tak donośny, że dotarł z 
ich sypialni do wielkiej sieni, niebywale go zdumiało. Wybiegł i 
stanął  u  stóp   schodów,  jego   kuzynowie  zaś,  Leargan  i  Iain, 
stanęli równie zdumieni. Cameron wyjrzał zza nich i zobaczył 
Cormaca, zerkającego na wąskie schody i uśmiechającego się 
nieśmiało.
-     Nigdy   nie   przypuszczałem,   że   mała   Avery   może   tak 
hałasować - rzekł Cormac. - Gillyanne tak, ale nie Avery.
-   Może powinienem tam do niej pójść? —zapytał Cameron, 
Cameron, ty draniu!
-  E, nie. - Leargan schwycił go za rękę. - Nie jestem pewien, czy 
to bezpieczne.
-  Cóż w tym niebezpiecznego? Rodzi dziecko.
-   Moja   Oisele podczas  porodu   goniła  mnie  po  komnacie z 
kijem.
Cameron   zarumienił   się,   nieco   zawstydzony,   widząc,   że 
przyjechali rodzice Avery.
-  Dlaczego to zrobiła?
- Chciała mnie uderzyć parę razy w brzuch, żebym wiedział,
jak to jest. Popełniłem błąd, opowiadając jej dla uspokojenia 
różne głupstwa. Maldie wepchnęła ją na łóżko i wtedy
uciekłem.   -   Musisz   wszystkim   opowiadać   te   historie?- 
narzekała Gisele, zdejmując pelerynę i wręczając ją wyraźnie 
ogłupia-
łemu małemu Robowi. - Pomyślą, że jestem jakimś babskim po-
tworem- dodała i zwróciła się do zięcia: - Witaj, Cameronie. 
Skoro   dajesz   mi   wnuczę,   żebym   miała   kogo   rozpieszczać, 
muszę ci chyba wybaczyć.
-  To bardzo uprzejme, pani - odpowiedział, całując ją
w rękę.-Avery jest...
-  Czy moja mama już jest?

background image

-   Ależ   tu   głośno   -mruknęła   Gisele.   -   Tu   jestem,   maleńka! 
-krzyknęła zbliżając się do schodów. - Już do ciebie idę.
-   Zanim   tu   przyjdziesz,   czy   mogłabyś   ode   mnie   kopnąć 
Camerona?
-  No wiesz, Avery... - zaczaj Cameron i potem wrzasnął: -Auu! 
- Pocierając łydkę wpatrywał się w teściową, która uśmiechnęła 
się słodko i pocałowała go w policzek. - Nie mogę uwierzyć, że 
mnie kopnęłaś, pani.
-   Trzeba   robić,   co   się   da,   żeby   rodząca   była   zadowolona, 
prawda?- Ruszyła po schodach. - Już idę, Avery. - Stanęła w 
drzwiach komnaty,   gdzie córka  rodziła. -  Och, moje   maleń-
stwo, wyglądasz kwitnąco.
- Jestem gruba i spocona.
-  Ach, to dlatego bije od ciebie taki blask. Czy chcesz czegoś? 
- Tak, bardzo długi i bardzo ostry nóż, a jak to się skończy,
złapię Camerona i obetnę mu...
Cameron   odetchnął   z   ulgą,   gdy   nagłe   zamknięcie   drzwi 
sypialni przerwało tę groźbę. Kazał Małemu Robowi zadbać o 
jedzenie i picie i wysłał swych ludzi do wielkiej sieni.
Z jednej strony chciał być przy żonie, wspierać ją w tych
trudnych chwilach narodzin ich dziecka, ale z drugiej wiedział,
że dla harmonii ich związku lepiej będzie trzymac się z daleka.
Miał do pomocy Anne, Gillyanne, Elspeth i swoją matkę.
Mógł się nie obawiać, że zabraknie jej opieki.
- Nie martw się, chłopcze- powiedział Nigel nalewając sobie 
wina.   -   Większość   dziewcząt   z   naszego   klanu   we   w   takich 
razach   być   z   kobietami.   A   czasem   jest   bezpieczniejsi   dla 
mężczyzny przebywanie poza ich zasięgiem.
-   Mama Avery jest na ciebie zła, panie Cameronie? - spytał 
Alan, podchodząc do fotela ojca.

background image

-  Troszeczkę - odpowiedział Cameron, targając pieszczot-liwie 
gęste czarne loczki synka. - To jej przejdzie. Rodzenie dziecka 
troszkę boli, więc Avery musi pokrzyczeć, nic więcej.
-  Wiem. Mama Beth też tak robiła.
Popatrzył,   jak   Alan   wrócił   do   małego   Christophera.   dość 
wstrętnego kota imieniem Muddy i niani Agnes, siedzącej przy 
kominku. W ciągu dziewięciu miesięcy, które minęły od ślubu 
Camerona z Avery, mały był już u nich trzy razy, zawsze z 
Christopherem   i   Agnes.   Chłopiec   przyjął   do   wiadomości,   te 
nazywa się MacAlpin, ale niewątpliwie odsunięcie go chociaż 
trochę   od   przybranej   rodziny   zajmie   wiele   czasu.   Alan   naj-
wyraźniej chciał mieć obie rodziny. Cameron czuł, że chyba 
nigdy   nie   rozłączy   go   z   Christopherem.   Avery   miała   rację, 
między dwoma chłopcami, porzuconymi przez matki, istniała 
głęboka więź.
Wystarczyło, że zaakceptował go jako ojca, chociaż Cameron 
dzielił ten zaszczyt z Cormakiem. Ponieważ Connac i Elspeth
uratowali   ten   zaszczyt   z   Cormakiem.   Ponieważ   Cormac   i 
Elsepth
uratowali jego snowi życie, wychowali jak swojego i dalej
chcieli to robić, nie mogł mieć żalu o to, jakie miejsce zajmują
w   zyciu   i   uczuciach   chłopcach.   Obecna   wizyta   mogła   być 
obiecująca, gdyż tym razem Alan miał pozostać kilka miesięcy, 
Cameron bowiem rozpoczynał rycerskie ćwiczenie Christphera. 
Może teraz wzmocnią się więzi między nim a synem. Myśli o 
dzieciach i rodzinie znów skierowały jego wzrok ku schodom. 
Mimo zaufania do kobiet, doglądających
Avery,   nie   mógł   powstrzymać   obaw.   Jego   żona   jest   silna 
duchem,   lecz   ma   delikatną   budowę.   Patrząc   na   Cormaca   i 
Nigela, Ojca Avery, pocieszał się, że matki Elsepth i Avery też 
były   dobne.   a   przeżyly   narodziny   dzieci.   Gdyby   żona   go 
potrzebowała, postałaby po niego. Ponieważ tak naprawdę me 

background image

chciał widzieć jej,cierpienia, nie powinien czuć się urażony, że 
tego nie zrobiła.
Chyba   będę   musiała   przeprosić   Camerona   za   te   wszystkie 
obelgi i pogróżki - oświadczyła Avery, biorąc synka w ramiona, 
by go nakarmić.
- Nie rób tego - poradziła jej matka, całując w policzek najpierw 
ją, a potem dziecko.
- Byłam trochę... za ostra.
- Nieduża cena, jaką płacą mężczyźni za tę ciężką robotę, jaką 
wykonujemy. Radośnie zostawiają w tobie nasienie i w ogó-le o 
tym nie myślą, póki biedna kobieta nie zaczyna się męczyć i 
pocić, żeby to urodzić. - Gisele wymieniła uśmiechy z pozo-
stałymi kobietami, po czym poklepała maleństwo po pleckach. 
-Świetnie   sobie   poradziłaś,   Avery.   My,   kobiety   Murrayów, 
nadajemy się do rodzenia dzieci. Tylko pamiętaj...
- Wiem. Nie za dużo i nie za często. Myślę, że chciałabym
teraz zobaczyć się z mężem. Zanim zasnę.
Wkrótce po wyjściu kobiet przyszedł Cameron. Niemal
wbiegł do komnaty, gdzie stanął i dłuższą chwilę patrzył na
żonę. Zamknśł drzwi, oparł się o nie i wziął kilka głębokich
oddechów, nim podszedł do łóżka.
Avery poklepała miejsce koło siebie, zapraszając go. Usiadł tak 
ostrożnie, ze aż się
uśmiechnęła.                                             
-   Nie   mam   noża,   Cameronie   -   mruknęła,   ciesząc   się   z   jego 
uśmiechu. - No, popatrz na swojego syna. - Położyła mu go na 
kolanach i odwiązała zawiniątko. -Czyż to nie najpiękniejsze 
dziecko, jakie widziałeś?
Cameron patrzył na syna. Naprawdę bardzo chciał przytaknąć, 
ale dla niego niemowlę wyglądało jak staruszek z plamami, 
tylko mały. Ciemny staruszek, ze sterczącymi włosami, ciemną 
skórą   i   małą,   niebieskawą   gwiazdką   na   brzuszku.   Dziecko 

background image

miało wszystko, co potrzeba, zauważył, myśląc gorączkowo, co 
powiedzieć.   Później   usłyszał   śmiech   Avery,   a   gdy   na   nią 
spojrzał, była roześmiana od ucha do ucha.
-     Niedługo   będzie   śliczny   i   grubiutki   -   powiedziała.   Poca-
łowała   męża   w   policzek   i   zawinęła   maleństwo   w   powijaki. 
-Narodziny   są   dla   nich   trudne.   Prawdopodobnie   równie 
trudne, jak dla matek. Wierz mi, widziałam dostatecznie dużo 
noworod-ków, żeby wiedzieć, że ten jest doskonały.
-     Oczywiście,   matczyna   duma   nie   ma   tu   nic   do   rzeczy 
-zażartował.
-     Oczywiście,   że   nie.   —   Trzymając   dziecko   w   ramionach, 
przysunęła się bliżej męża. - Ma twoje czarne włosy. Nie mogę 
się doczekać, kiedy zobaczę, jaki będzie kolor jego oczu.
-  Są niebieskie. - Delikatnie dotknął włosków na główce synka. 
- Dziwnie niebieskie.
-  To są oczy noworodka. Zmienią się. Czy zdecydowałeś, jak 
mu damy na imię?
-  Tormand, po moim ojcu, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
- Nie, to ładne imię. - Uniosła głowę i pocałowała go w usta. - 
Dziękuję ci za syna, mężu.
Cameron objął ją ramieniem i przytulił.
-   Nie,   to   ja   ci   powinienem   podziękować.   W   końcu   miałem

przyjemniejszą rolę w jego stworzeniu. Ty zrobiłaś całą 

robotę. Na pewno dobrze się czujesz? - spytał łagodnie,
nareszcie wyrażajac swoje obawy.
- Tak, tylko jestem zmęczona. - Ziewnęła, ale dalej patrzyła na 
syna. - Myślę, że będzie podobny do ciebie i małego Alana.
-  Biedny chłopak.
-   O   nie,   mężu,   nigdy   za   wielu   czarnych   rycerzy,   żeby 
uszczęśliwiać dziewczęta.

background image

-   Jesteś   zaślepiona,   kochanie,   ale   codziennie   dziękuję   za   to 
Bogu.   -   Pochylił   się   nad   nią   i   powoli,   mocno   ją   pocałował. 
-Kocham cię, kotku.
Avery   wyciągnęła   rękę   i   pogłaskała   go   po   zarośniętym 
policzku.
-   Kocham cię, mój rycerzu czarny jak grzech. - Zachichotała, 
gdy nagle jęknął i ukrył twarz w jej włosach.
- Wiesz, co bym teraz chciał zrobić?
- Tak, na pewno nie bardziej niż ja, ale przez miesiąc nie wolno.
-  Miesiąc? - Kiedy zobaczył, że żona ziewa, ułożył ją wygodniej 
w swych ramionach.
-  Cały miesiąc. Cztery długie tygodnie - mruczała, nie mogąc 
już powstrzymać opadających powiek.
-   Myślę,   że   będę   musiał   to   potraktować   jak   czas   dobrze 
wykorzystany.
- Na co wykorzystany?
-Na   odnowienie   zapasów   miodu.   -   Uśmiechnął   się,   gdy 
zachichotała tuż przed zaśnięciem.
Kiedy był pewien, że jej nie obudzi, Cameron wstał z łoża.
Ostrożnie   wziął   syna   z   jej   ramion   i   zaniósł   do   kołyski. 
Pomyślał, iż Avery ma rację, mówiąc, żeTormand ma szanse 
być bardzo do niego podobny. Poczuł dumę, że odciska tak 
wyraźnie   piętno   na   swych   synach   i   wiedział,   że   tę   dumę 
zawdzięcza żonie.
Miłość Avery wyzwoliła go z wielu wątpliwości i przykrości, 
bo kiedy na niego patrzyła, czul się niezwykle przystojny.
-   Zdradzę   ci   mały   sekret,   syneczku   -   powiedział,   układając 
dziecko w kołysce i przykrywając. - To jest sekret szczęścia. 
Będziesz bardzo podobny do mnie, a niektórzy idioci uważają, 
ze to niedobrze. Nie słuchaj tych podszeptów diabła, że w czar-
nym   ciele   jest   czarna   dusza.   Rozglądaj   się   dookoła   siebie, 
chłopcze, aż znajdziesz panienkę, która będzie na ciebie pa-

background image

trzyła,   jakbyś   był   najpiękniejszy   w   całym   chrześcijańskim 
świecie.   Nie   zadowalaj   się   niczym   innym.   Poszukaj 
dziewczyny, która uśmiecha się do ciebie, kocha cię, chociaż 
zachowujesz się jak idiota, mocno tuli cię w nocy, a wtedy się 
przekonasz, że wcale nie jest tak źle być rycerzem czarnym jak 
grzech.   -   Głaszcząc   delikatnie   czarne   włoski   synka,   znów 
spojrzał   na   Avery.   -   Prawdę   mówiąc,   będziesz   współczuł 
wszystkim innym, bo wygląda na to, że my, czarni rycerze, 
potrafimy znaleźć raj.