128
Rozdział
28
Nikt nie otwierał drzwi w domu Smallwood'ów. Podjazd był pusty, zasłony były zaciągnięte,
dom wyglądał na opuszczony.
- Może Caleba tu nie ma- powiedziała zdenerwowana Meredith.- Mógł pójść gdzie indziej
kiedy wyszedł ze szpitala?
- Czuję go. Słyszę jak oddycha- warknął Stefan.- Jest tam. Chowa się.
Matt nigdy nie widział tak zdenerwowanego Stefana. Jego zazwyczaj spokojne zielone oczy,
były teraz żądne zemsty, a kły niebezpiecznie wydłużone. Za każdym razem kiedy otwierał usta,
widać było ich ostro zakończone końce.
Stefan przyłapał Matta na gapieniu się na kły i zmarszczył brwi przesuwając po nich
językiem.
Matt spojrzał na Alarica, którego uważał za ostatnią normalną osobę w ich paczce, ale
Alaric przyglądał się Stefanowi raczej z czystą fascynacją niż z lękiem. W takim razie ten też nie jest
do końca normalny, pomyślał Matt.
- Możemy wejść do środka- powiedziała spokojnie Meredith.- Spojrzała na Alarica.- Daj mi
znać jeśli ktoś będzie szedł.- Skinął głową i ustawił się tak by widzieć chodnik. Meredith wepchnęła
jeden z końców swojej włóczni w szparę między frontowymi drzwiami i zaczęła na nią napierać.
Drzwi były zrobione z porządnego dębu i najwyraźniej miały dwa zamki i zasunięty od
środka łańcuch, dlatego opierały się Meredith. Meredith przeklnęła, a potem wymruczała:- No
dalej, no dalej- podwajając swoje wysiłki.
Nagle zamki i łańcuchy dały za wygraną i drzwi otworzyły się uderzając w ścianę za nimi.
- To by było na tyle jeśli chodzi o ciche wejście- powiedział Stefan. Przesunął się na bok
kiedy pozostali przeszli obok niego.
- Proszę, wejdź do środka- powiedziała Meredith, ale Stefan potrząsnął głową.
- Nie mogę- powiedział.- To działa tylko jeśli tu mieszkasz.
Meredith zacisnęła usta, obróciła się i wbiegła o schodach. Usłyszeli krótki okrzyk
zaskoczenia i głuchy dźwięk uderzenia. Alaric spojrzał nerwowo na Matta, a potem na schody.
- Powinniśmy jej pomóc?- Powiedział.
Zanim Matt zdążył odpowiedzieć- a był przekonany, że to nie Meredith potrzebowała
pomocy- wróciła, popychając Caleba przed sobą i schodząc po schodach. Wykręcała mu jedno
ramię i zacisnęła je na jego plecach.
- Zaproś go do środka- rozkazała Calebowi kiedy dotarli na do końca schodów. Caleb
potrząsnął głową, więc pociągnęła go mocniej za ramię. Zawył z bólu.
- Nie- powiedział uparcie.- Nie możesz wejść.- Meredith popchnęła go w stronę Stefana
zatrzymując go dopiero w progu frontowych drzwi.
- Spójrz na mnie- powiedział łagodnie Stefan i Caleb spojrzał mu w oczy. Źrenice Stefana
rozszerzyły się, zamieniając w czerń jego zielone tęczówki. Caleb gwałtownie pokręcił głową, ale
nie był w stanie odwrócić wzroku.
- Wpuść. Mnie. Do. Środka- rozkazał Stefan.
- W takim razie, wejdź- powiedział nagle Caleb. Meredith puściła go, a z jego oczu opadła
mgła. Odwrócił się i zaczął wbiegać po schodach.
Stefan przeleciał przez drzwi jak wystrzelony z procy i popędził w kierunku schodów. Jego
gładkie, pewne ruchy przypominały Mattowi drapieżniki- lwa i rekina. Matt zadrżał. Czasami
zapominał jak niebezpieczny był Stefan.
129
- Lepiej pójdę z nim- powiedziała Meredith.- Nie chcemy żeby Stefan zrobił coś czego
będzie żałował.- Zamilkła na chwilę.- W każdym razie nie zanim nie dowiemy się tego czego
chcemy. Alaric, ty najwięcej wiesz o magii, więc pójdziesz ze mną. Matt, miej oko na wszystko i daj
nam znać gdyby przyjechali Smallwoodowie.- Ona i Alaric podążyli za Stefanem po schodach.
Matt czekał aż zaczną się wrzaski, ale na górze panowała tajemnicza cisza. Cały czas
obserwując podjazd przez frontowe okna, Matt przechadzał się przez salon. Kiedyś on i Tyler byli
przyjaciółmi, a przynajmniej razem się włóczyli, bo oboje grali w pierwszej linii drużyny futbolowej.
Znali się od gimnazjum.
Tyler pił za dużo, za bardzo imprezował, był obrzydliwy i szowinistyczny względem
dziewcząt, ale było w nim coś, co Mattowi czasem się podobało. To jak potrafił angażować się w
sprawy, czy chodziło o zastosowanie podstępu względem rozgrywającego drużyny przeciwnej czy
zorganizowanie najbardziej szalonej imprezy na świecie. Albo wtedy kiedy byli w siódmej klasie i
miał obsesję na punkcie wygrywania w Street Fightera na PlayStation2. Każdego dnia zapraszał
Matta i resztę chłopaków. Godzinami siedzieli na podłodze w sypialni Tylera, jedząc chipsy, gadając
o głupotach i wduszając przyciski na kontrolerach dopóki Tyler nie potrafił wygrać każdej walki.
Matt westchnął ciężko i po raz kolejny spojrzał przez okno.
Z góry usłyszał głuchy odgłos uderzenia i zamarł. Cisza.
Kiedy wrócił do przechadzania się po pokoju, Matt zauważył pewne zdjęcie ustawione
pośród równego rzędu innych zdjęć na pianinie. Przemierzył pokój i podniósł je.
Musiało być zrobione podczas bankietu futbolowego w pierwszej klasie liceum. Na zdjęciu
Matt obejmował jednym ramieniem Elenę, z którą wtedy chodził, a ona uśmiechała się do niego.
Obok nich stał Tyler, trzymał za rękę dziewczynę, której imienia Matt nie pamiętał. Może Alison
albo Alicia. Była od nich starsza, z ostatniej klasy, kończyła wtedy szkołę i wyjeżdżała z miasta.
Wszyscy byli wystrojeni, on i Tyler mieli na sobie garnitury i krawaty, a dziewczyny sukienki
koktajlowe. Elena była ubrana w białą, na pozór prostą, krótką sukienkę. Wyglądała tak uroczo, że
Mattowi brakowało tchu.
Wtedy wszystko wydawało się takie proste. Rozgrywający i najładniejsza dziewczyna w
szkole.. Byli idealną parą.
A potem w mieście pojawił się Stefan, szepnął do niego chłodny, metaliczny głos, i wszystko
zniszczył.
Stefan, który udawał przyjaciela Matta. Stefan, który udawał człowieka.
Stefan, który ukradł Mattowi dziewczynę, jedyną dziewczynę, którą Matt tak naprawdę
kochał. I prawdopodobnie jedyną, do której był w stanie to czuć. Jasne, rozstali się zanim Elena
poznała Stefana, ale może Mattowi udałoby się ją odzyskać gdyby nie on.
Usta Matta wykrzywiły się i rzucił zdjęcie na podłogę. Szybka w ramce nie pękła i zdjęcie po
prostu sobie tam leżało. Matt z Eleną, Tyler z dziewczyną, której imienia nie pamiętał, uśmiechali
się niewinnie, nieświadomi tego co ich czeka, nieświadomi chaosu, który wybuchnie niecały rok
później.
Przez Stefana.
Stefan. Twarz Matta była gorąca od gniewu. Słyszał szum w głowie. Stefan zdrajca. Stefan
potwór. Stefan, który ukradł dziewczynę Matta.
Matt stanął na zdjęciu i przycisnął je piętą. Drewniana ramka pękła.
Uczucie potłuczonego szkła pod jego stopą było zaskakująco satysfakcjonujące.
Matt przemierzył pokój i skierował się w kierunku schodów. Nadszedł czas, by policzyć się z
potworem, który zrujnował mu życie.
130
- Przyznaj się!- Warknął Stefan, starając się użyć Mocy na Calebie. Ale był taki słaby, a Caleb
wciąż wznosił nowe mentalne mury. Nie było wątpliwości- chłopak miał dostęp do Mocy.
- Nie wiem o czym mówisz- powiedział Caleb, przyciskając się plecami do ściany, jak gdyby
chciał nimi wydrążyć tunel. Jego oczy nerwowo spoglądały od wściekłej twarzy Stefana do
Meredith, która trzymała obiema rękami swoją włócznię, gotowa uderzyć. Ponownie spojrzał na
Stefana.- Jeśli zostawicie mnie w spokoju, nie pójdę na policję. Nie chcę żadnych kłopotów.
Caleb wyglądał na bledszego i niższego niż zapamiętał Stefan. Miał siniaki na twarzy, jedno
ramię w gipsie wisiało na temblaku. Pomimo wszystko, Stefan przez chwilę czuł się winny.
On nie jest człowiekiem, przypomniał sobie.
Chociaż... Caleb nie wyglądał też zbyt wilczo jak na wilkołaka. Nie powinno być w nim
czegoś bardziej zwierzęcego? Stefan nie znał wielu wilkołaków, ale u Tylera prym wiodły wielkie,
białe zęby i prawie niepowstrzymywana agresja.
Stojący obok niego Alaric, mrugnął do rannego chłopaka. Przewracając głowę z boku na bok
i badając go, pomyślał to samo co Stefan. Zapytał sceptycznie:- Jesteś pewny, że on jest
wilkołakiem?
- Wilkołakiem?- Powiedział Caleb.- Oszaleliście?
Ale Stefan dokładnie obserwował Caleba i zobaczył mały błysk w jego oczach.
- Kłamiesz- powiedział zimno Stefan, po raz kolejny spróbował dosięgnąć go Mocą. W
końcu udało mu się znaleźć lukę w obronie Caleba.- Wcale nie uważasz, że oszaleliśmy. Jesteś po
prostu zaskoczony, że wiemy o tobie.
Caleb westchnął. Jego twarz nadal była biała i napięta, ale zniknął z niej pewien fałsz po
słowach Stefana.
Zwiesił ramiona, opuścił głowę i odszedł kawałek od ściany.
Meredith napięła się gotowa do skoku kiedy ruszył do przodu. Zatrzymał się i podniósł
ręce.- Nie będę niczego próbował. I nie jestem wilkołakiem. Ale tak, wiem, że Tyler jest i zdaje się,
że wy też to wiecie.
- Masz gen wilkołaka- powiedział mu Stefan.- Też możesz być wilkołakiem.
Caleb wzruszył ramionami i spojrzał Stefanowi prosto w oczy.- Prawdopodobnie. Ale mi się
to nie przytrafiło. Przytrafiło się Tylerowi.
- Przytrafiło się?- Zapytała oburzona Meredith.- Wiesz, co Tyler musiał zrobić żeby stać
się wilkołakiem?
Caleb spojrzał na nią z rezerwą.- Co musiał zrobić? Tyler nie musiał niczego robić. Po prostu
dopadła go rodzinna klątwa.- Jego twarz była mroczna i zaniepokojona.
Stefan odkrył, że mówi do Caleba łagodniejszym tonem niż by chciał.- Caleb, musisz kogoś
zabić żeby stać się wilkołakiem, nawet jeśli masz gen. Jeśli nie zostaniesz sam ugryziony przez
wilkołaka, są pewne rytuały, które muszą być wykonane. Rytuały krwi. Tyler zamordował niewinną
dziewczynę.
Kolana Caleba ugięły się i ześlizgnął się na podłogę. Wyglądało na to, że zrobiło mu
się niedobrze.- Tyler by tego nie zrobił- powiedział, ale ton jego głosu był niepewny.
- Tyler był dla mnie jak brat po tym jak zmarli moi rodzice. Nikogo by nie zabił. Nie wierzę
ci.
- Zabił- potwierdziła Meredith.- Tyler zamordował Sue Carson. Wynegocjowaliśmy jej
powrót, ale to nie zmienia faktu, że ją zabił.
W jej głosie słychać było niezaprzeczalną prawdę i Caleba całkowicie opuściła chęć do
walki. Oparł czoło na kolanach.- Czego ode mnie chcecie?
Wyglądał na tak wątłego i sponiewieranego, że mimo pilności ich misji, Stefan był
rozkojarzony.- Nie byłeś wyższy?- Zapytał.- Większy? Bardziej... umięśniony? To znaczy, kiedy
widziałem cię po raz ostatni.
131
Caleb wymamrotał coś do swoich kolan. Dźwięk był tak zniekształcony, że nawet wampir
nie był w stanie wyłapać poprawnej wersji.
- Co?- Zapytał Stefan.
Caleb spojrzał do góry, jego twarz pokryta była łzami.- To był urok, ok?- Powiedział gorzko.-
Ulepszyłem się, bo chciałem się podobać Elenie.- Stefan pomyślał o rozświetlonej, zdrowej cerze
Caleba, jego wzroście, koronie jego złotych loków. Nic dziwnego, że wydawał się podejrzany.
Stefan podświadomie musiał wiedzieć, że to niemożliwe by normalny człowiek wyglądał jak
archanioł. Nic dziwnego, że wydawał mi się lżejszy niż się spodziewałem kiedy rzuciłem nim przez
cmentarz, pomyślał Stefan.
- Więc używasz magii, nawet jeśli nie jesteś wilkołakiem- powiedziała Meredith.
Caleb wzruszył ramionami.- Już to wiedzieliście- powiedział.- Widziałem, co zrobiliście z
moją pracownią w szopie. Czego jeszcze ode mnie chcecie?
Meredith ostrzegawczo podeszła o krok bliżej z włócznią w gotowości, a jej wzrok był czysty
i bezlitosny. Caleb odsunął się od niej.- Chcemy- powiedziała powoli i dobitnie- żebyś powiedział
nam jak przywołałeś upiora i jak możemy się go pozbyć. Chcemy odzyskać nasze przyjaciółki.
Caleb spojrzał na nią.- Przysięgam, że nie wiem o czym mówisz.
Stefan zaszedł Caleba z drugiej strony wyprowadzając chłopaka z równowagi tak, że jego
wzrok latał nerwowo między Meredith, a Stefanem.
Wtedy Stefan się zatrzymał. Widział, że Caleb jest szczerze zdezorientowany. Czy to
możliwe, że mówił prawdę? Stefan uklęknął żeby móc zajrzeć Calebowi głęboko w oczy. Spróbował
łagodniejszego tonu.- Caleb?- Zapytał wykorzystując resztki Mocy by nakłonić chłopaka do
mówienia.- Możesz nam powiedzieć jakiego rodzaju magii używałeś? Coś z różami, prawda? Co
miało zrobić to zaklęcie?
Caleb przełknął ślinę, jego jabłko Adama zaczęło się ruszać.- Musiałem się dowiedzieć, co
stało się z Tylerem- powiedział.- Więc przyjechałem tu na wakacje. Nikt nie wydawał się być
zmartwiony, ale ja wiedziałem, że Tyler nie zniknąłby tak po prostu. Tyler mówił o tobie, o was
wszystkich i o Elenie Gilbert. Tyler cię nienawidził, Stefan. Na początku lubił Elenę, ale potem ją też
znienawidził. Ale kiedy tu przyjechałem, wszyscy wiedzieli, że Elena Gilbert umarła. Jej rodzina
nadal ją opłakiwała. A ciebie nie było, Stefan. Wyjechałeś z miasta. Próbowałem to wszystko
poukładać- krążyły dziwne historie, a potem w mieście wydarzyło się wiele dziwnych rzeczy.
Przemoc, dziewczyny wariowały, dzieci atakowały swoich rodziców. A potem, nagle wszystko się
skończyło. Po prostu się skończyło i wydawało się, że tylko ja pamiętam co się wydarzyło. Ale
pamiętałem też normalne lato. Elena Gilbert była tu przez cały czas i nikomu nie wydawało się to
dziwne, bo nie pamiętali, że umarła. Tylko ja miałem dwa rodzaje wspomnień.
- Ludzie, którzy byli ranni- wzdrygnął się na to wspomnienie- a nawet ci martwi, znowu byli
cali i zdrowi. Wydawało mi się, że wariuję.
Caleb zabrał z twarzy swoje włosy w kolorze ciemnego blondu, podrapał się po nosie i wziął
głęboki oddech.
- Cokolwiek się działo, wiedziałem, że ty i Elena byliście w centrum. Podpowiedziały mi to
różnice między wspomnieniami. I domyśliłem się też, że musicie być jakoś powiązani ze
zniknięciem Tylera. Albo coś mu zrobiliście albo wiedzieliście co mu się stało. Odkryłem, że gdybym
mógł was porozdzielać, coś by wypłynęło. Kiedy już bylibyście nastawieni przeciwko sobie, jakimś
sposobem udałoby mi się dowiedzieć o co chodzi. Może udałoby mi się sprawić, że Elena by się we
mnie zakochała albo inna z dziewczyn. Po prostu musiałem wiedzieć.- Patrzył na nich po kolei.-
Zaklęcie z różą miało sprawić, że zaczęlibyście się zachowywać irracjonalnie, zwrócilibyście się
przeciwko sobie.
Alaric zmarszczył brwi.- Chcesz powiedzieć, że niczego nie przywołałeś?
132
Caleb pokręcił głową.- Popatrzcie- powiedział wyciągając spod swojego łóżka grubą książkę
w skórzanej oprawie.- Zaklęcie, którego użyłem jest tutaj. Tylko to zrobiłem, naprawdę.
Alaric wziął książkę i zaczął przerzucać książki zanim nie natrafił na właściwe zaklęcie.
Przestudiował je ze zmarszczonym czołem i powiedział:- Mówi prawdę. W książce nie ma niczego o
przyzywaniu upiora. A zaklęcie, które tu jest doskonale pasuje do tego co widzieliśmy w pracowni
Caleba i do tego, co przeczytałem w jego notesach.
Zaklęcie z różą to proste zaklęcie niezgody: miało sprawić, że negatywna emocja, którą poczujemy-
nienawiść, złość, zazdrość, strach, żal- stanie się odrobinę silniejsza. Sprawi, że będzie bardziej
prawdopodobne, że zaczniemy obwiniać siebie nawzajem za wszystko co pójdzie nie tak.
- Ale połączone z mocami upiora, który tu krąży, zaklęcie stanie się katalizatorem, o którym
mówiła pani Flowers. Wzmocni nasze emocje i sprawi, że upiór będzie coraz potężniejszy-
powiedział powoli Stefan.
- Zazdrość- powiedziała z namysłem Meredith.- Wiecie, muszę przyznać, ale byłam
strasznie zazdrosna o Celię kiedy tu była.- Spojrzała przepraszająco na Alarica, a ten delikatnie
dotknął jej ręki.
- Ona też była o ciebie zazdrosna- powiedział prosto z mostu Stefan.- Czułem to-
westchnął.- I ja też czułem zazdrość.
- To może upiór zazdrości?- Powiedział Alaric.- Dobrze, to da nam podstawy do szukania
zaklęcia wypędzającego. Chociaż, ja w ogóle nie czułem się zazdrosny.
- Oczywiście, że nie- powiedziała dobitnie Meredith.- To o ciebie walczyły dwie dziewczyny.
Stefan nagle poczuł się tak wyczerpany, że zaczęły trząść mu się kolana. Musiał się pożywić,
natychmiast. Skinął na Caleba.- Przepraszam... za to, co się stało.
Caleb spojrzał na niego.- Proszę, powiedz mi co się stało Tylerowi- nalegał.- Muszę
wiedzieć. Dam wam spokój, jeśli po prostu powiecie mi prawdę. Obiecuję.
Meredith i Stefan spojrzeli na siebie i Stefan delikatnie uniósł brwi.- Tyler żył kiedy wyjechał
z miasta zeszłej zimy- powiedziała Meredith.- Przysięgam, że tylko tylo nim wiemy.
Caleb wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, a potem skinął głową.- Dziękuję-
powiedział.
Meredith skinęła energicznie głową, niczym generał na swoje oddziały i wyszła z jego
pokoju.
Właśnie wtedy usłyszeli głuchy, ucięty krzyk z dołu, a potem uderzenie o ziemię. Stefan i
Alaric pospieszyli za Meredith po schodach. Prawie na nią wpadli kiedy nagle się zatrzymała.
- Co jest?- Zapytał Stefan. Meredith odsunęła się na bok.
Matt leżał twarzą do podłogi u stóp schodów. Jego ramiona były rozrzucone. Meredith
szybko przemierzyła resztę schodów, podeszła do niego i delikatnie odwróciła.
Jego oczy były zamknięte, a twarz blada. Oddychał powoli, ale miarowo. Meredith zbadała
jego puls, a potem delikatnie potrząsnęła jego ramieniem.- Matt- zawołała.- Matt!- Spojrzała na
Stefana i Alarica.- Tak jak poprzednio- powiedziała ponuro.- Upiór go ma.