Palmer Diana Long Tall Texans Most wanted 01 Mój cudowny szef (Harlequin Desire 314)

background image
background image

DIANA PALMER

MÓJ CUDOWNY SZEF

Gdyby Dane się nie pilnował, oszalałby na punkcie Tess. Jego ukochana była

kobietą z zasadami i on o tym wiedział. Nie mógł pójść z nią do łóżka, a potem o

wszystkim zapomnieć. Pozostało mu jedno wyjście: stłumić żądzę i ukrywać

prawdziwe uczucia. Postanowił traktować Tess tak, jak szef traktuje podwładną...

background image

PROLOG

Richard Dane Lassiter spoglądał na panoramę Houston z okna swego gabinetu

w eleganckim biurowcu. Patrzył nie widzącym wzrokiem na drobne krople deszczu

spływające po szybie. W zapadającym zmroku lśniły neony i latarnie. Dane

podświadomie usiłował odwlec nieuchronną konfrontację.

Lada chwila powinien przejść z gabinetu do poczekalni agencji

detektywistycznej. Musiał zbesztać sekretarkę, którą uważał niemal za swoją krewną.

Tess Meriwether była córką mężczyzny zaręczonego z jego matką. Nita Lassiter i

Wyatt Meriwether zginęli tragicznie na krótko przed ślubem. Ich dzieci nie stały się

wprawdzie powinowatymi, lecz mimo to Dane od paru lat czuł się za Tess

odpowiedzialny. Dlatego gdy dziewczyna straciła ojca, zatrudnił ją u siebie i czuwał

nad nią z daleka. Bolesne wspomnienia zawsze będą ich dzielić, ale uczucie

pozostało.

Można by je nazwać miłością, gdyby nie to, że Dane za wszelką cenę chciał

zachować dystans i świadomie zrażał do siebie Tess. Miał za sobą nieudane

małżeństwo. Został również ciężko ranny, gdy jako teksaski strażnik tropił

przestępców. Postrzał, który omal nie okazał się śmiertelny, spowodował w życiu

Lassitera wielkie zmiany. Dane odszedł z policji i założył własną agencję

detektywistyczną.

Skaptował do współpracy najlepszych miejscowych funkcjonariuszy. Jego

firma od początku cieszyła się dobrą opinią i zaufaniem klientów. Znacznie gorzej

układało się życie prywatne detektywa. Szczerze mówiąc, w ogóle go nie miał.

Została mu jedynie Tess, która unikała go jak ognia.

Lassiter odszedł od okna. Był wysoki i szczupły. Poruszał się zwinnie i lekko;

głowę nosił wysoko i patrzył na ludzi z góry. Wygląd i postawa detektywa pozwalały

się domyślać, że w jego żyłach płynie hiszpańska krew. Odziedziczył po przodkach

czarne oczy i włosy oraz ciemną karnację. Był przystojnym mężczyzną, ale nie zdawał

sobie z tego sprawy. Od lat unikał kobiet; nie obchodziło go, czy może się podobać.

Matka znienawidziła go, bo zbytnio przypominał ojca, który porzucił rodzinę,

kiedy Dane był małym chłopcem. Pragnął okazać matce, jak bardzo ją kocha, ale Nita

po prostu nie miała dla niego czasu. Obojętność matki pozostawiła głęboką skazę w

jego osobowości. Ożenił się, gdy pracował w policji Houston, jeszcze nim postanowił

zostać teksaskim strażnikiem. Jane poślubiła jednak nie człowieka, tylko twarzowy

background image

uniform; to ją w narzeczonym najbardziej pociągało. Wspólne życie nie układało się

dobrze. Dane nie mógł dać żonie tego, czego najbardziej pragnęła. Szybko doszła do

wniosku, że popełniła niewybaczalny błąd. Odsunęła się od męża, nie chciała z nim

sypiać, a w końcu uznała, że ma go dość. Gdy Dane został ranny, odeszła, zanim

opuścił szpital. Gdyby nie Tess, musiałby samotnie zmagać się z tamtym koszmarem.

Na ironię losu zakrawało, że Tess była w nim zakochana. Dane myślał o tym z

goryczą. Poznał ją jako nastolatkę; właśnie skończyła szkołę. Wyatt Meriwether

zaniedbywał córkę, podobnie jak Nita Lassiter swego syna. Oddał ją babci na

wychowanie, by mieć czas na liczne romanse. Niewinna i łagodna Tess pociągała

Dane'a bardziej niż jakakolwiek inna kobieta. Po dziś dzień wstyd mu było, że tak źle

ją potraktował w czasie swojej rekonwalescencji.

Siła uczuć, jakie dla siebie żywili, z niczym nie dała się porównać. Dane

usiłował zdusić je w zarodku. Nie lubił kobiet i nie miał do nich zaufania. A jednak

Tess znalazła drogę do jego serca. Nikt go dotąd tak nie kochał. Odrzucił ten dar,

ulegając nagłemu wybuchowi namiętności; tak bardzo przestraszył Tess, że od tej

pory trzymała się od niego z daleka.

Dane niecierpliwym gestem odgarnął ciemne włosy. Dość tych wspomnień.

Nic dobrego z nich nie wynika. śycie przynosiło nowe problemy. Tess umyśliła sobie,

ż

e zostanie prywatnym detektywem w jego agencji. Ta praca bywała niebezpieczna.

Dane niechętnie przydzielał ryzykowne zadania Nickowi oraz jego siostrze, Helen.

Jednym z nich była zasadzka na groźnego przestępcę, której Tess przez głupotę i

nieuwagę omal nie udaremniła. Trzeba jej za to porządnie natrzeć uszu. Niewiele

brakowało, by zdekonspirowała jego agentów. Nie można ryzykować kolejnej takiej

wpadki. Poza tym Tess musi się pożegnać z marzeniami o posadzie detektywa.

Ryzyko było zbyt wielkie. Helen uległa prośbom dziewczyny, nauczyła ją chwytów

skutecznych w samoobronie i pokazała, jak obchodzić się z bronią, chociaż Dane nie

ż

yczył sobie, by jego agencja przekształciła się w szkółkę dla początkujących

detektywów. Tess była tak uparta, że w końcu zrobił dla niej wyjątek. Drżał na samą

myśl, że mogłaby wykonywać

ryzykowną pracę detektywa. W biurze była

całkiem bezpieczna. Gdyby zmieniła posadę…

Na szczęście nic nie wskazywało na to, by do tego doszło.

Należało jak najszybciej załatwić sprawę niefortunnego zachowania się Tess

podczas zasadzki na podejrzanego.

Dane przypomniał sobie, jak po raz pierwszy ujrzał Tess w restauracji, gdzie

background image

Nita i Wyatt po zaręczynach umówili się na spotkanie z dwójką dorosłych dzieci.

Dane udawał, że poczuł niechęć do jasnowłosej nastolatki, która od pierwszej chwili

pociągała go jednak z wielką siłą. Dla dorosłego, żonatego mężczyzny był to powód

do niepokoju. Jane przyszła z nim na spotkanie, ale była tak uszczypliwa i arogancka,

ż

e odesłał ją taksówką do domu. Tess stanowiła jej przeciwieństwo. Była nieśmiała,

milcząca i wyraźnie nim zainteresowana.

Na samą myśl o tym Dane machinalnie napiął mięśnie.

Od pierwszej chwili pragnął Tess i mijające lata tego nie zmieniły. śył

samotnie. Miał ważny powód, dla którego nie pragnął trwałego związku, a tym

bardziej małżeństwa. Męska duma nie pozwalała mu rozpamiętywać tej sprawy.

Skrzywił się i podszedł do drzwi oddzielających gabinet od sekretariatu i

poczekalni. Nie można w nieskończoność odwlekać tej rozmowy. To byłby objaw

tchórzostwa, a tego nikt mu nie śmiał zarzucić. Obawiał się jednak, że nie będzie w

stanie patrzeć na smutną twarz bezlitośnie karconej dziewczyny. Nie chciał, by znów

przez niego cierpiała. Bóg jeden wie, ilu zmartwień przysporzył jej przez te wszystkie

lata.

Z drugiej strony jednak Tess powinna sobie uświadomić, że w ich pracy

obowiązują żelazne zasady, których trzeba przestrzegać. Jeśli raz przymknie oczy na

jej głupi postępek, kolejny błąd może kosztować ją życie. Nie wolno ryzykować.

Z ponurą miną położył dłoń na klamce i otworzył drzwi.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Tess Meriwether westchnęła ciężko. W napięciu zerkała na drzwi, czekając, aż

otrzyma zasłużoną karę. Dzisiejszy dzień trudno było zaliczyć do udanych. Po tym jak

omal nie zdekonspirowała pary detektywów, szef traktował ją jak powietrze. Miała

nadzieję, że zdoła się wymknąć ukradkiem, nim Dane wyjdzie z gabinetu, by zmyć jej

głowę.

Uporządkowała biurko, zerknęła na zegar ścienny i z ulgą sięgnęła po płaszcz.

Był to szykowny trencz - idealny strój dla detektywa. Była uradowana i dumna, kiedy

go kupiła. Spełniło się marzenie wielkiej miłośniczki kryminałów. Praca w agencji

Dane'a była interesująca, mimo że Dane uparcie odmawiał, ilekroć chciała pomóc w

wykonaniu zlecenia. Przysięgła sobie w duchu, że pewnego dnia zostanie detektywem

mimo protestów nadopiekuńczego szefa.

- Dokąd się wybierasz? - usłyszała nagle znajomy głos. Dane niespodziewanie

background image

stanął w drzwiach. W trzyczęściowym garniturze wyglądał jak główny bohater

kryminału. Niechętnie odwróciła wzrok. Wprawdzie przed trzema laty potraktował ją

okropnie, ale wciąż lubiła na niego patrzeć.

- Idę do domu - odparła. - Masz coś przeciwko temu?

- Owszem. - W milczeniu dał jej znak ręką, by poszła za nim do gabinetu.

Zamknął drzwi i stanął obok niej. Mimo woli spostrzegł, że napięła mięśnie, jakby

szykowała się do ucieczki. Ta reakcja była łatwa do przewidzenia. Zasłużył sobie na

niechęć Tess, ale wyrzuty sumienia nie łagodziły bólu.

- Zapowiedziałem ci, że podczas akcji masz się trzymać z daleka od naszych

ludzi - rzucił Dane tonem znacznie ostrzejszym, niż zamierzał.

- Nie zrobiłam tego umyślnie - odparła Tess, nawijając na palec kosmyk

jasnych włosów. - Zobaczyłam Helen i pomachałam jej ręką. Wiedziałam o

planowanej zasadzce, ale byłam przekonana, że zaczaicie się na podejrzanych

wczesnym rankiem w jakimś ustronnym miejscu. Nie przyszło mi do głowy, że para

detektywów zaszyła się na całe popołudnie w sklepie z zabawkami. Byłam pewna, że

Helen kupuje prezent bratankowi swego chłopaka. - Tess zerknęła na Dane'a. Miała

duże szare oczy. - Nie zdradziłeś mi żadnych szczegółów tej akcji. Powiedziałeś

tylko, że nie wolno mi się do tego mieszać. Miałam się trzymać z daleka. Z daleka od

czego? - perorowała z irytacją. - Houston to duże miasto. Zwykli ludzie, w

przeciwieństwie do teksaskich strażników, nie zastanawiają się nad tym, że może coś

im grozić. Trzeba jasno i wyraźnie określić, gdzie nie powinni chodzić!

Dane wysłuchał tyrady swojej sekretarki z kamienną twarzą. Nie odrywał od

niej ciemnych oczu. Nagle uśmiechnął się prowokująco. Stali nieruchomo. Rozległo

się ciche pukanie. Przez uchylone drzwi do gabinetu zajrzała brunetka w eleganckim

kostiumie. Była to Helen Reed. Zerkała z obawą na szefa.

- Czy mogę iść do domu? - zapytała cicho. Zapadło milczenie. Dziewczyna

dodała nieśmiało: - Minęła piąta.

- Weź magnetofon i pomóż bratu. Może coś nagracie. Nick sam nie znajdzie

dowodów przeciwko niewiernemu mężowi.

- Wykluczone! - odparła Helen. - Nie zamierzam tkwić z moim braciszkiem

pod drzwiami pokoju wynajętego na godziny, skąd będą do nas dochodzić jęki i

okrzyki wywołujące rumieniec na policzkach. Taka robota z Nickiem? Stanowczo

odmawiam! Kochany braciszek zbytnio działa mi na nerwy! Poza tym mam randkę z

Haroldem!

background image

- Miałaś uświadomić tej młodej darnie - mruknął Dane, ruchem głowy

wskazując sekretarkę - gdzie zastawiacie pułapkę na podejrzanego, żeby się tam nie

plątała.

- Moja wina! Przepraszam - jęknęła rozpaczliwie Helen.

- Przeprosiny to za mało. Pomóż Nickowi. To będzie pokuta. W przeciwnym

razie stracisz posadę.

- Jeśli mnie zwolnisz - stwierdziła nonszalancko Helen - zatrudnię się w

wydziale komunikacji, a wówczas lepiej nie składaj wniosku o rejestrację auta, bo i

tak niczego nie załatwisz. Po moim trupie!

- Czyżbyś zapomniała, że dwa lata przepracowałem w miejscowej policji i

mam tam wielu znajomych?

Helen z żałosnym westchnieniem podeszła bliżej, ostentacyjnie padła na

kolana i pochyliła się, zamiatając podłogę długimi ciemnymi włosami. Zrobiła to z

wdziękiem baletnicy. Nie na darmo brała lekcje klasycznego tańca.

- Na miłość boską! Przestań się wygłupiać. Idź do domu - rzucił

zniecierpliwiony Dane i dodał mściwie: - Mam nadzieję, że Harold zafunduje ci pizzę

z tuńczykiem.

- Dzięki, szefie. Tak się składa, że uwielbiam tuńczyka! - Helen z uśmiechem

pomachała Lassiterowi na pożegnanie. Zniknęła za drzwiami, nie dając mu czasu na

zmianę decyzji.

- Cóż za arogancja! Wkrótce usłyszę, że należy jej się urlop na Bahamach. -

Dane niecierpliwym gestem odgarnął włosy. Niesforny kosmyk opadł mu na czoło.

Tess pokręciła głową.

- Helen woli Jamajkę. Wiem, bo pytałam.

Dane chodził niespokojnie po gabinecie. Tess obserwowała go ukradkiem.

Miał sylwetkę kowboja - zwycięzcy rodeo: szerokie ramiona, wąskie biodra, długie

mocne nogi. Gdy był zmęczony, dawały o sobie znać rany odniesione podczas

strzelaniny sprzed trzech lat i wówczas lekko utykał. Teraz wydawał się znużony.

Po trzech latach znajomości Tess nadal trochę się go obawiała, ale potrafiła

ukryć łęk. Wiedziała, jak stawić czoło ukochanemu mężczyźnie. Raz jeden zapomniał

się przy niej i to wystarczyło, by straciła ochotę na upojne sam na sam.

Poczuła na sobie uporczywe spojrzenie. Miała wrażenie, że Dane czyta w jej

myślach. Na policzki wystąpiły jej rumieńce.

- Zawstydzona? - rzucił ironicznie. Jego taksujący wzrok wprawiał w

background image

zakłopotanie nawet starych policjantów.

- Zastanawiałam się, co bym czuła, gdyby przyszło mi złapać na gorącym

uczynku niewiernego męża - skłamała i mocniej ścisnęła torebkę. - Muszę już iść.

- Randka? Nie możesz się doczekać, kiedy padniesz mu w ramiona? - rzucił

obojętnie.

Tess unikała mężczyzn, ale nie chciała, żeby Dane o tym wiedział. Z

uśmiechem wzruszyła ramionami i wyszła.

Zapadł zmrok; było chłodno. Blask ulicznych latarni w niewielkim stopniu

rozpraszał mrok. Zimowy wieczór był mglisty, ponury i smutny. Tess zapięła płaszcz

i powlokła się w stronę stojącego na parkingu auta. Jeździła małym importowanym

samochodem. Dzisiejszy wieczór będzie taki sam jak inne. Miała go spędzić samotnie

w mieszkanku zwanym szumnie własnym domem. Urządziła je najlepiej, jak mogła:

mała kuchenka, łazienka, pokój z rozkładaną kanapą, stanowiący zarazem salon i

sypialnię. Wieczorami oglądała stare filmy, aż poczuła zmęczenie; wtedy szła do

łóżka. Kolejny wieczór będzie taki sam jak poprzedni. Zmieni się jedynie tytuł filmu.

Do niedawna mogła oglądać ulubione starocie w towarzystwie Kit Morris,

przyjaciółki i sąsiadki w jednej osobie, która pracowała w pobliżu agencji. Tak się

jednak złożyło, że szef Kit wyjechał na dwa miesiące w interesach, a sekretarka,

ciesząca się całkowitym zaufaniem, musiała towarzyszyć szefowi; była dyspozycyjna,

co miało znaczny wpływ na wysokość jej pensji. Tess bardzo tęskniła za nieco starszą

od niej przyjaciółką. Często się spotykały - także w pracy, bo agencja

detektywistyczna Lassitera dostawała od szefa Kit wiele zleceń, odkąd za jej

pośrednictwem znaleziono matkę milionera - szaloną kobietę skłonną do

ryzykownych eskapad.

Po wyjeździe sąsiadki Tess była osamotniona. Nie miała się komu zwierzyć.

Lubiła Helen i uważała ją za przyjaciółkę, ale nie mogła wyznać koleżance z pracy, że

Dane Lassiter złamał jej serce.

Zarzuciła torbę na ramię i wsunęła ręce do kieszeni płaszcza. Pomyślała, że jej

ż

ycie przypomina tę okropną noc: chłód, pustka, samotność.

Gdy zamknęły się za nią drzwi wejściowe biurowca, spostrzegła dwóch

elegancko ubranych mężczyzn rozmawiających w blasku ulicznej latarni.

Obserwowała ich z ciekawością, gdy dokonywali wymiany: otwarty neseser

wypełniony plastikowymi torebkami z białą zawartością za gruby pakiet banknotów.

Minęła nieznajomych, uśmiechnęła się z roztargnieniem, skinęła im głową i poszła

background image

dalej. Nie zdawała sobie sprawę, że wprawiła obu panów w osłupienie. Zmierzała w

stronę parkingu.

- Widziała? - zapytał jeden z mężczyzn.

- O rany! Pewnie, że tak! Za nią!

Tess nie słyszała tej rozmowy, ale zaniepokoił ją dobiegający z tyłu odgłos

kroków. Odwróciła się powoli i ujrzała biegnących mężczyzn. Miała wrażenie, że

chcą jej zrobić krzywdę. Krzyczeli coś. Osłupiała ze strachu. Nie była w stanie zrobić

kroku. Nagle blask latarni zalśnił na metalowym przedmiocie trzymanym przez

jednego z biegnących. Nim się zorientowała, że to świetlny refleks wypolerowanej

lufy pistoletu, rozległ się głośny trzask i coś uderzyło ją w ramię. Krzyknęła,

zachwiała się i upadła na asfalt.

- Zabiłeś ją! -krzyknął jeden z mężczyzn. - Ty idioto! Wsadzą nas za

morderstwo, a nie za handel kokainą!

- Zamknij się! Daj pomyśleć! Może nie zginęła na miejscu…

- Wiejmy stąd! Na pewno ktoś usłyszał strzały!

- O rany! Ta kobieta wyszła z budynku, w którym mieści się agencja

detektywistyczna - jęknął facet z pistoletem w dłoni.

- Coraz lepiej! Wspaniałe miejsce na sfinalizowanie transakcji. Wiejmy! To

syreny radiowozów!

Przestępca się nie mylił. Nadjechał patrol zaalarmowany przez wystraszonego

przechodnia. Radiowóz zablokował wyjazd z parkingu. W świetle reflektorów

policjanci ujrzeli dwóch mężczyzn pochylonych nad osobą leżącą nieruchomo na

asfalcie.

- O rany! - krzyknął jeden z przestępców. - Wiejmy!

Tess jak przez mgłę słyszała tupot kroków. Była w szoku. Daremnie

próbowała się podnieść. Asfalt pod jej policzkiem był wilgotny i chropowaty. Nic

więcej nie czuła.

- Kogoś postrzelili! - dobiegł ją nieznany głos. - Trzeba ich zatrzymać!

Usłyszała kilka wystrzałów. Stopy w czarnych butach przemknęły obok jej

twarzy. Dwaj policjanci ścigali eleganckich przechodniów.

- Tess!

W pierwszej chwili nie rozpoznała głosu Dane'a. Jej szef był zawsze

opanowany i chłodny. Rzadko się denerwował i mówił głośno.

Ostrożnym ruchem odwrócił zszokowaną dziewczynę. Patrzyła na niego nie

background image

widzącym wzrokiem. Czuła, że jej ramię staje się wilgotne, ciężkie i gorące. Chciała

opowiedzieć, co się stało, ale nie była w stanie wykrztusić słowa.

Dane od razu dostrzegł ciemną plamę na rękawie płaszcza. Tkanina szybko

nasiąkała krwią, płynącą obficie z rany.

- Boże! - jęknął rozpaczliwie, ale zachował kamienną twarz, nie ujawniając

swych obaw. Tylko oczy lśniące od gniewu płonęły jak dwie ciemne gwiazdy.

- Jest ranna? - zapytał jeden z policjantów, podbiegając z pistoletem w dłoni

do leżącej nieruchomo dziewczyny. Ukląkł obok Tess.

- Tak. Niech pan wezwie karetkę. - Dane na moment podniósł wzrok. -

Szybko. Dziewczyna bardzo krwawi.

Policjant ruszył pędem do radiowozu.

Dane nie tracił czasu. Zsunął płaszcz z ramienia Tess. Skrzywił się, widząc

rozdarty pociskiem rękaw bluzki. Krew płynęła obficie. Lassiter zaklął, oczyścił ranę

czystą chusteczką do nosa i mocno ucisnął, by zatrzymać krwawienie. Nie zwrócił

uwagi na okrzyk bólu, który wyrwał się z ust rannej.

- Cicho - próbował ją uspokoić. - Nie ruszaj się, maleńka. Jestem przy tobie.

Wszystko będzie dobrze.

Tess drżała. Łzy spływały jej po policzkach. Zaczęła odczuwać ból dopiero,

gdy Dane zrobił prowizoryczny opatrunek. Bardzo cierpiała. Krzyknęła, gdy owinął

ranę chusteczką i mocno zacisnął opaskę. Lassiter zdjął płaszcz i przykrył drżącą z

zimna dziewczynę. Wsunął jej torbę pod stopy, by zapobiec omdleniu. Potem zajął się

obficie krwawiącą raną. Tess zdawała sobie sprawę, że jej stan jest poważny, ale

miała świadomość, że znajduje się w dobrych rękach, i dlatego nie uległa panice.

Obecność Dane'a dodawała jej otuchy. Bywał okrutny, ale w potrzebie mogła na nim

polegać.

- Czy wykrwawię się na śmierć? - zapytała spokojnie.

- Wykluczone. - Dane spojrzał na jadący w ich kierunku radiowóz. Mamrotał

przekleństwa, których Tess do tej pory nie słyszała z jego ust. Zerwał się na równe

nogi i krzyknął do policjanta: - Nie czekamy na karetkę. Dziewczyna się wykrwawi,

zanim lekarz tu dojedzie. Niech mi pan pomoże umieścić ją w aucie.

- Przed chwilą dostałem wiadomość od kolegi. Złapał jednego z tych łobuzów

- oznajmił policjant, wraz z Dane'em przenosząc ranną na tylne siedzenie. - Jeśli nie

zjawi się tutaj, nim uruchomię silnik, będzie musiał piechotą wrócić na posterunek.

- Jasne. - Dane ułożył głowę Tess na swoich kolanach. - Ruszajmy.

background image

Gdy rozległ się warkot silnika, na parking wbiegł funkcjonariusz prowadzący

skutego kajdankami mężczyznę. Dane zacisnął pięści.

- Wezwałem patrol. Już tu jadą - zawołał siedzący za kierownicą policjant do

kolegi. - Mamy tu ranną dziewczynę. Dasz sobie radę?

- Pewnie! Zawieź ją do szpitala - usłyszał w odpowiedzi.

Kierowca prowadził z wyczuciem, którego Tess pewnie by mu pozazdrościła,

gdyby nie cierpiała tak bardzo z powodu bólu i mdłości.

Po kilku minutach radiowóz zatrzymał się przed izbą przyjęć szpitala

miejskiego. Ranna nie miała o tym pojęcia. Straciła przytomność.

Kiedy otworzyła oczy, było całkiem jasno. Zamrugała powiekami. Była lekko

oszołomiona. Całkiem przyjemne uczucie. Bark i ramię były spuchnięte i zbolałe.

Poruszyła się i dopiero wówczas spostrzegła, że jest podłączona do kroplówki i

aparatury medycznej.

- Uważaj - mruknął Dane siedzący na krześle przy szpitalnym łóżku. -

Podłączanie tych wszystkich rurek po raz drugi nie będzie przyjemne.

- Było ciemno… - wymamrotała sennym głosem, odwracając głowę w jego

stronę. - Gonili mnie tamci dwaj. Jeden z nich chyba mnie postrzelił.

- Zgadza się - odparł Dane. - To byli handlarze narkotyków. Co się właściwie

stało? Weszłaś przypadkiem między przestępców i policję? Była jakaś strzelanina?

- Nie - odparła z wysiłkiem. - Widziałam, jak tamci faceci finalizowali

transakcję. Wpadli w panikę, a ja byłam tak roztargniona, że początkowo nie

skojarzyłam, co się dzieje. Dopiero kiedy za mną pobiegli, doznałam olśnienia.

- Widziałaś, jak wymieniali narkotyki i pieniądze? - Dane znieruchomiał.

Znużona pacjentka pokiwała głową.

- Obawiam się, że miałam tę wątpliwą przyjemność.

- Jeśli dobrze ci się przyjrzeli i rozpoznali budynek, z którego wyszłaś… -

Dane gwizdnął cicho.

- Jeden zdołał uciec, prawda?

- Ten, który do ciebie strzelał - odparł ponuro. - Drugiego policja nie może

zbyt długo przetrzymywać w areszcie. Zbyt mało na niego mają. Złapali łobuza, ale

lada chwila wyjdzie za kaucją. Jeśli zdecydujesz się zeznawać, pójdzie do pudła za

handel narkotykami.

- Jego kumpel do mnie strzelał - przypomniała mu Tess. - To wspólnicy. Nie

można go oskarżyć o współudział?

background image

- Kto wie? Trudna sprawa. Nie potrafię się w tym wszystkim rozeznać.

- Na pewno sobie poradzisz - mruknęła sennym głosem. - Tylu przestępców

wpakowałeś już za kratki…

- Znam ich sposób myślenia - przyznał Dane, mrużąc ciemne oczy - ale tym

razem nie potrafię zebrać myśli, bo napadli na bliską mi osobę.

Tess miała wrażenie, że śni. Czyżby Dane się o nią martwił? Bezsensowne

mrzonki! Przecież był do niej uprzedzony. I cóż z tego, że, kierowany litością,

zatrudnił niedoszłą powinowatą, gdy straciła ojca? Wyjątek potwierdza regułę. Był

wrogo nastawiony do Tess, więc dlaczego miałby się o nią martwić?

- Jak się dzisiaj czujesz? - zapytał, pochylając się nad pacjentką, która mimo

woli podziwiała grę jego mięśni pod cienką koszulą.

- Lepiej niż ostatniej nocy. - Odruchowo dotknęła opatrunku. - Co ze mną

robili lekarze?

- Wyjęli kulę. Kaliber trzydzieści osiem, - Wyciągnął z kieszeni pocisk i

pokazał go Tess. - Pamiątka. Możesz go sobie umieścić w gablotce.

- Wolałabym, żeby policja umieściła za kratkami faceta, który mnie postrzelił -

odparła Tess. Dane kpiąco uniósł brwi.

- Przekażę tę odkrywczą uwagę miejscowym funkcjonariuszom.

- Czy mogę wrócić do domu?

- Jeszcze za wcześnie. Najpierw musisz odzyskać siły. Straciłaś dużo krwi.

Operowali cię pod narkozą.

- Helen będzie wściekła, gdy się dowie o tej przygodzie - powiedziała z

wymuszonym uśmiechem. - Jest prywatnym detektywem i ciągle ryzykuje, a

tymczasem bandyci wzięli na cel zwyczajną sekretarkę.

- O, tak - przyznał Dane. - Nasza urocza koleżanka pozielenieje z zazdrości. -

Długo nie odrywał zmrużonych ciemnych oczu od bladej twarzy otoczonej wijącymi

się jasnymi włosami.

- Pytałeś, jak się czuję. Zapewniam, że całkiem nieźle, choć nie wiem,

dlaczego cię to interesuje. Przecież mnie nienawidzisz - powiedziała sennym głosem,

by przerwać milczenie. Przymknęła powieki.

Głos Tess cichł z wolna. Musiała odpocząć. Dane pozostawił jej słowa bez

odpowiedzi, ale wyraz jego oczu dowodził, że byłby w rozpaczy, gdyby jedyna bliska

mu osoba straciła życie.

Za wszelką cenę starał się ukryć swoje uczucia, a zatem trudno się dziwić, że

background image

Tess przypisywała mu nienawiść. Udawał obojętnego, gdy go unikała. Ratował swoją

dumę udając, że celowo robi jej przykrości, żeby wreszcie się od niego odczepiła.

Ciche pukanie do drzwi wyrwało go z zadumy. Do separatki weszła

uśmiechnięta pielęgniarka. Sprawdzała odczyty na wskaźnikach aparatury medycznej.

- Miała szczęście, prawda? - rzuciła z roztargnieniem, spoglądając na

termometr. - Gdyby kula poszła trochę bardziej w bok, byłoby po niej.

Ta przypadkowa uwaga całkiem zbiła z tropu Dane'a. Mrugał powiekami,

spoglądając na śpiącą Tess. Gdyby jej zabrakło, zostałby na świecie sam jak palec.

Nie miałby nikogo.

Przerażony tą myślą, nie był w stanie usiedzieć w jednym miejscu.

Wymamrotał jakieś usprawiedliwienie i wybiegł ze szpitalnego pokoju. Ruszył w głąb

korytarza, patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem. Starał się myśleć tylko o

swoim białym mercedesie, który Helen na prośbę szefa zostawiła pod szpitalem, gdy

Tess była operowana. Przypomniał sobie, że obiecał wpaść do biura i przekazać

informację o stanie zdrowia rannej koleżanki. Spojrzał na zegarek; jego podwładni

zapewne są już w agencji. Potem zajrzy do siebie, żeby wziąć prysznic i zmienić

ubranie.

Wyszedł z budynku i odnalazł auto. Westchnął ciężko i wsiadł. Nie od razu

uruchomił silnik. Jego wzrok przykuła czerwona plamka na rękawie marynarki. Krew

Tess. Poprzedniego wieczoru patrzył bezradnie, jak uchodzi z niej życie. Niewiele

brakowało, by Tess umarła w jego ramionach.

Do niedawna była pogodną, zawsze uśmiechniętą dziewczyną, która za

wszelką cenę pragnęła sprawić mu radość. Nie ulegało wątpliwości, że była w nim

zakochana. Dane zacisnął powieki. Sam zabił tę miłość. Przeraził śmiertelnie Tess,

gdy jak ostatni gbur uległ żądzy silniejszej niż wszelkie skrupuły i próbował zdobyć tę

dziewczynę, nie zważając na jej opór. Chciał ją mieć; nie próbował zapanować nad

tym pragnieniem. Nie potrafił okazać czułości i śmiertelnie przeraził Tess. Nie zrobił

tego umyślnie, ale całkiem możliwe, że ujawnił się w ten sposób podświadomy lęk

przed dziewczyną, która mogła się stać najważniejszą osobą w jego życiu. Usiłował

zapobiec owemu uzależnieniu. Nieudane małżeństwo sprawiło, że był nieufny jak

skrzywdzone zwierzę. Z goryczą wspominał pierwsze spotkanie z Tess…

Po wieczorku zapoznawczym w restauracji, podczas którego ojciec Tess i

matka Dane'a czynili wysiłki, by stworzyć pozory rodzinnego szczęścia, nastolatka i

młody policjant widywali się tylko w święta. Dane i jego żona Jane byli coraz bardziej

background image

poróżnieni. Nita, nie bez złośliwej satysfakcji, oznajmiła synowi, że młodsza pani

Lassiter romansuje z innym mężczyzną. Można by pomyśleć, że niewierność Jane i

cierpienie syna sprawiły jej osobliwą przyjemność.

Dane'a czekało wiele trudnych chwil. W dniu gdy Wyatt Meriwether i Nita

Lassiter ogłosili swoje zaręczyny, został poważnie ranny w strzelaninie, do której

doszło podczas napadu na bank. Jego życie wisiało na włosku.

Tess przyjechała do szpitala najszybciej, jak mogła. Przywiózł ją ojciec. Kiedy

zorientował się, że Nita siedzi w domu, a Jane jest nieuchwytna, postanowił się

ulotnić.

Tess została przez całą noc i następny dzień. Wyjaśniła pielęgniarkom, że

wkrótce będzie przybraną siostrą rannego, który nie ma innej rodziny. Pozwolono jej

czuwać przy nim na oddziale intensywnej terapii, Trzymała go za rękę, ocierała

spocone czoło i z lękiem obserwowała groźne rany na plecach, ramieniu i udzie. Kule

przeszły na wylot przez ciało.

- Będę chodzić? - dopytywał się Dane zbolałym głosem, ledwie odzyskał

przytomność.

- Oczywiście - zapewniła z uśmiechem. Dotknęła jego policzka i odgarnęła z

czoła potargane włosy. Czuła, że ma prawo do takich czułych gestów. Ranny

przymknął oczy.

- Gdzie jest moja matka? - jęknął. Po chwili dodał chrapliwym szeptem: - A

Jane?

Tess milczała, nie wiedząc, co odpowiedzieć.

- Sypia z moim najbliższym współpracownikiem - powiedział głucho Dane,

otwierając szeroko czarne oczy roziskrzone nienawiścią. - Sam mi powiedział…

Tess zmarszczyła brwi.

Ranny uśmiechnął się z goryczą i ponownie zapadł w sen.

Następne tygodnie przyniosły wiele przykrych niespodzianek. Jane przyszła do

szpitala tylko raz. Była zakłopotana, ponieważ zjawiła się jedynie po to, by oznajmić,

ż

e złożyła pozew o rozwód. Zamierzała powtórnie wyjść za mąż, gdy tylko rozprawa

dobiegnie końca. Matka rannego wpadła na moment. Uchyliła drzwi, zajrzała do

pokoju i stwierdziła, że syn nie zamierza przenieść się na tamten świat. Uspokojona

pojechała żeglować z Wyattem. Tess była wściekła na bliskich rannego; nie

odstępowała od szpitalnego łóżka.

Obojętność rodziny nie była ostatnim ciosem, jaki spadł na Lassitera. Okazało

background image

się, że postrzał w plecy będzie miał trwałe skutki, a zatem Dane nie będzie w stanie

pracować jako policjant w pełnym wymiarze godzin.

Na wieść o tym chory popadł w głębokie przygnębienie.

- I cóż ci przyjdzie z tego, że będziesz się zamartwiać? - tłumaczyła cierpliwie

Tess, zaniepokojona wyrazem twarzy chorego. Uklękła obok jego krzesła i przez kilka

minut mocno ściskała silną dłoń. - Nie wolno się poddawać, Dane - przekonywała. -

Nie jest wcale przesądzone, że będziesz musiał odejść z policji, chociaż trzeba się

liczyć z taką możliwością. Nie daj sobie odebrać nadziei.

- Jak? Najgorsze już się stało - odparł krótko i odwrócił wzrok. - Po co tu ze

mną siedzisz? Szkoda czasu.

- Wkrótce staniemy się rodziną - przypomniała mu. - Chcę, żebyś wyzdrowiał.

- Niepotrzebna mi smarkata siostrzyczka.

- Będziesz na mnie skazany, gdy nasi rodzice wezmą ślub - odparła z

pobłażliwym uśmiechem. - Dość tych ponurych min. Przecież jesteś twardzielem.

Teksaski strażnik nie poddaje się tak łatwo. Przez jakiś czas będziesz w gorszej

formie. I co z tego? Wierz mi, Dane, z twoim doświadczeniem w ściganiu

przestępców na pewno znajdziesz ciekawą pracę. Los wyrzuca cię drzwiami? Trudno,

wejdziesz oknem. Z pewnością szybko wpadniesz na dobry pomysł, jeśli tylko

zechcesz popatrzeć na swoją sytuację w takim świetle.

Dane milczał, ale z uwagą przysłuchiwał się wywodom swojej opiekunki.

Zmrużył lekko powieki i popatrzył jej prosto w oczy.

- Nie lubię kobiet - oznajmił.

- Tak sądziłam. Muszę przyznać, że nie miałeś do nich szczęścia.

- Ożeniłem się z Jane na złość matce. Nie będę się wypierał, że pragnąłem tej

dziewczyny. Ona chciała mieć dom i dzieci. To jej największe marzenie. - Odwrócił

twarz, jakby wspomnienie o nieczułości Jane sprawiało mu ból. - Odejdź, Tess. Dość

tej zabawy w siostrę miłosierdzia.

- Wykluczone. - Tess wzruszyła ramionami. - Jeśli odejdę, kto ci wybije z

głowy skłonność do użalania się nad sobą?

- Idź do cholery! - burknął i groźnie popatrzył jej w oczy. Uśmiechnęła się na

dowód, że trudno ją przestraszyć. Była uradowana, że otrząsnął się z apatii, w którą

popadł, kiedy mu powiedziała, że chyba będzie musiał zrezygnować z pracy.

- Znów jesteś sobą - rzuciła ironicznie. - Masz ochotę na filiżankę kawy?

Po chwili wahania z irytacją skinął głową, jakby miał dość tej ciągłej

background image

troskliwości. Tess zerwała się skwapliwie i wybiegła z pokoju do korytarza, gdzie stał

automat z kawą.

Do tej pory żadna kobieta nie zachowywała się tak wobec Lassitera. Był zbity

z tropu, bo Tess postanowiła się nim zaopiekować i okazała mu troskę. Nitę

interesowało jedynie to, co syn może dla niej zrobić, Jane okazała się jeszcze większą

egoistką. Tess była ulepiona z innej gliny. Dzieliło ich tak wiele, że Lassiter czuł się

zaniepokojony - tym bardziej że śliczna i miła dziewczyna wkradła się podstępnie do

jego serca. Odczuwał wobec niej nie tylko wdzięczność. Gdy ukradkiem zerkał na

zgrabną postać, pożądanie ogarniało go z nie znaną dotąd siłą. Pragnął jej bardziej niż

Jane, co mogło mu z czasem przysporzyć kłopotów. Tess miała zaledwie

dziewiętnaście lat. Z drugiej strony jednak podobnie jak większość jej rówieśniczek

zapewne miała już za sobą pierwsze doświadczenia erotyczne. W dzisiejszych

czasach to niemal oczywiste. Dane przymknął oczy. Pomyśli o tym jutro. Na wszystko

przyjdzie pora.

Posłuchał rady Tess i zastanawiał się, co mógłby robić w przyszłości. Zagryzł

usta i rozważał kolejne warianty. Uśmiechnął się, gdy przyszedł mu do głowy ciekawy

pomysł.

Przez kilka tygodni Tess przychodziła regularnie. Przesiadywała w jego

separatce, a później w mieszkaniu, bawiąc rekonwalescenta rozmową. Dane milcząco

zgodził się na te odwiedziny i przestał się mieć na baczności. Z wolna stawali się

sobie bliscy. Dane walczył z coraz silniejszym pożądaniem.

Nie mógł się pochwalić wielkimi sukcesami. Chroniczne napięcie usunęło w

cień potrzebę ciepła i życzliwości. Pewnego dnia był wyjątkowo podminowany.

Przewracał się w łóżku z boku na bok.

- Znowu ty? Czego chcesz, do jasnej cholery? - zapytał lodowatym tonem, gdy

Tess weszła do separatki.

- To proste. śebyś wyzdrowiał - odparła spokojnie. Przywykła do wybuchów

gniewu i nagłych zmian nastroju Dane'a.

- Wynoś się. - Dane opadł na poduszkę i zamknął oczy. - Uciekaj. Spóźnisz się

do szkoły.

- Zdałam już wszystkie egzaminy. Poza tym są wakacje.

- Idź do pracy.

- Zapisałam się na kurs dla sekretarek.

- A w ciągu dnia pracujesz?

background image

- W pewnym sensie.

- Jak to? - Zaciekawiony Dane odwrócił głowę ku Tess.

- Tata powiedział, że opieka nad tobą to ciężka praca. Moim najważniejszym

zadaniem jest teraz postawić cię na nogi.

Tess była nie tylko dobrą samarytanką, lecz także zakochaną dziewczyną.

Uwielbiała Lassitera. Odchudzała się i pracowała nad swoim wyglądem w nadziei, że

podczas długiej rekonwalescencji zyska jego względy. Jej starania przynosiły marne

efekty, ale nie traciła nadziei, że pewnego dnia dopnie swego.

- Zapewne jesteś dyplomowanym psychologiem z uprawnieniami terapeuty -

rzucił uszczypliwie Dane.

Tess nie zwracała uwagi na jego złośliwości. Wiedziała, że jej podopieczny

bardzo cierpi, znosiła więc owe docinki ze stoickim spokojem. Odłożyła torebkę i

pochyliła się nad chorym. Długie włosy związane w koński ogon spłynęły na szczupłe

ramię.

- Mój ojciec poślubi wkrótce twoją matkę. Będziemy rodziną. Musisz

przywyknąć, że będę się tobą opiekować - oznajmiła dziewczyna.

- Nie potrzebuję opieki. - Dane spojrzał na nią wrogo.

- Wręcz przeciwnie - odparła uprzejmie. Zmierzyła wymownym spojrzeniem

blizny na ramionach widoczne spod białej koszulki. Plecy Lassitera wyglądały jeszcze

gorzej. Tess widziała je, gdy ranny spał, lecz wolała mu o tym nie wspominać.

- Wiem, że bardzo cierpisz - powiedziała cicho i spojrzała na niego z

czułością. - Bardzo ci współczuję, Richardzie.

- Jestem Dane - burknął. - Nie używam pierwszego imienia.

- Rozumiem.

- Nie życzę sobie, by smarkata uczennica dorabiała sobie jako moja

pielęgniarka.

- Dlaczego matka tak rzadko cię odwiedza? - zapytała Tess, zmieniając temat.

Dane odwrócił wzrok.

- Nienawidzi mego ojca. Jestem do niego bardzo podobny.

- Ach, tak. - Podeszła bliżej. Po chwili dodała z przekonaniem, a zarazem

trochę niepewnie: - Dobrze jest mieć rodzinę, prawda? Najbliższa była mi babcia, lecz

i ona wychowywała mnie tylko dlatego, że nie miała innego wyjścia. Mama umarła,

kiedy byłam małą dziewczynką. - Tata… - Wzruszyła ramionami. - Rodzina niewiele

dla niego znaczy. Właściwie na nikim nie mogłam polegać. A ty… Wybacz, że o tym

background image

mówię, ale jesteś chyba w podobnej sytuacji. - Umilkła i objęła się ciasno ramionami.

- Moglibyśmy wspierać się nawzajem w trudnych chwilach.

- Nie potrzebuję żadnego wsparcia! - Dane zacisnął zęby i popatrzył na

dziewczynę ze złością. - Przestań się mną opiekować!

- Przywykniesz - odparła z wymuszonym uśmiechem, choć w głębi serca

bardzo przeżywała okrutne słowa. To jasne, czemu Dane nie chciał mieć z nią nic

wspólnego. Takich jak ona nikt nie potrzebuje.

Lassiter milczał uparcie. Nie zwracał uwagi na samozwańczą opiekunkę, która

ani myślała zostawić go na pastwę losu. Zjawiała się codziennie. Przynosiła książki i

taśmy z muzyką. Dokarmiała go domowym jedzeniem i długo z nim rozmawiała.

Kłóciła się z Dane'em i zachęcała go, by ćwiczył dla odzyskania pełnej sprawności. Z

czasem zakochała się w nim na śmierć i życie.

Nie zdawała sobie sprawy, że tak jawnie okazuje uczucia. Trudno się było nie

domyślić prawdy, skoro dziewczęca twarz promieniała na widok ukochanego. Tess

nie spostrzegła, że Dane często wodzi za nią pożądliwym spojrzeniem. W czasie

rekonwalescencji, mimo kłótni, bardzo się zbliżyli. Przywykł do obecności swej

opiekunki i polubił miłe towarzystwo. Bardzo pragnął Tess. Różniła się od kobiet

znanych mu do tej pory. Była łagodna i kochająca, delikatna i wrażliwa. Potrzebował

tej dziewczyny. Pochlebiało mu jej zainteresowanie. Z niecierpliwością czekał na

codzienne wizyty.

Mimo to z obawą myślał, że zbytnio się przywiązał do Tess. Po nieudanym

małżeństwie bał się trwałego związku jak diabeł święconej wody. Poślubił Jane na

złość matce, która nie pochwalała jego wyboru, ale początkowo żona bardzo go

pociągała. Był przekonany, że go kocha. Takie sprawiała wrażenie. Wkrótce po ślubie

zmieniła zdanie i nie chciała z nim sypiać. Czara goryczy dopełniła się, gdy wyszedł

na jaw szalony romans Jane z policjantem, który był dawniej najbliższym

współpracownikiem Lassitera. Zemściła się na mężu, który nie spełnił jej oczekiwań.

W nieudanym związku Dane odniósł rany znacznie groźniejsze od gangsterskich

postrzałów. Był przekonany, że Tess zwodzi go, jak to czyniły inne kobiety. Nie mógł

wykluczyć, że sprytna małolata chce go po prostu omotać. Współczucie i troska to

ś

rodek do celu. Pożądanie miało go uczynić bezbronnym, zdanym na łaskę i niełaskę

tej dziewczyny.

Podejrzliwość sprawiła, że Dane ulegał zmiennym nastrojom; był wrogo

nastawiony wobec Tess. Przy każdej sposobności odpychał ją złym słowem. Nie

background image

zrażała się jednak i nadal wierzyła, że w głębi ducha pragnie jej towarzystwa.

Dane stanął na własnych nogach i zaczął chodzić szybciej, niż oczekiwali

lekarze. Szybki powrót do zdrowia sprawił, że poczuł się mężczyzną, a w swojej

opiekunce dostrzegł ponętną kobietę, co miało dla nich obojga fatalne następstwa.

Pewnego dnia około południa Tess w białej letniej sukience z tęczowym

paskiem weszła tanecznym krokiem do jego mieszkania. Przyniosła domowe ciasto.

Dane chodził po pokoju na bosaka; miał na sobie dżinsy i białą koszulkę mokrą od

potu, bo przed chwilą pilnie ćwiczył, by odzyskać formę. Na widok Tess nogi się pod

nim ugięły. Poczuł dziwną słabość.

Pragnął jej szaleńczo. Nie panował nad żądzą. Od dawna nie miał kobiety.

Dosyć wegetacji w dobrowolnym celibacie! Postanowił zdobyć Tess. Nie miał

wątpliwości, że i ona go pragnie. Od dawna wodziła za nim rozmarzonym wzrokiem.

Tess nie zorientowała się, że Dane mierzy ją taksującym spojrzeniem; jego

oczy lśniły jak w gorączce. Postawiła pudełko z ciastem na kuchennym blacie i

zaczęła je otwierać.

- Co tam masz? - dopytywał się zmysłowym tonem, którego do tej pory nie

używał w ich rozmowach. Podszedł bliżej.

- Ciasto - odparła. Traciła głowę, ilekroć się do niej zbliżał. Krew coraz

szybciej pulsowała jej w żyłach. Tess z zachwytem wpatrywała się w ukochanego.

- Pomyślałam, że masz pewnie ochotę na coś słodkiego. Jak się czujesz?

Wyglądasz… lepiej. - Spuściła oczy. Była uszczęśliwiona i zakłopotana.

Dane nie zaprzątał sobie wcześniej głowy jej życiem erotycznym. W

przeciwnym razie, jako bystry obserwator, domyśliłby się od razu, że Tess

Meriwether jest wcieleniem niewinności. Pragnął tylko jak najszybciej zaspokoić

pożądanie.

- No proszę, sama słodycz - odparł cicho. Podszedł bliżej. Tess oparła się o

kuchenną szafkę. Dane przylgnął do niej całym ciałem. - Oboje mamy na coś ochotę.

Od dawna pożerasz mnie oczyma. Musiałbym być ślepy, żeby się nie zorientować, co

do mnie czujesz. Tego pragniesz, Tess? - zapytał namiętnym szeptem i zuchwale otarł

się biodrami o jej biodra, żeby poczuła, jak bardzo jej pragnie.

Spłonęła rumieńcem, ale zajęty sobą Dane w ogóle tego nie zauważył. Nie

odrywał wzroku od jej rozchylonych ust.

- Na litość boską, pragnę cię jak szaleniec!

Tess była tak wstrząśnięta i przerażona, że na moment straciła zdolność

background image

logicznego myślenia. Nim zdobyła się na odruch protestu, Dane zmiażdżył jej usta

namiętnym pocałunkiem. Mocne dłonie uniosły ją wyżej, by poczuła, jak bardzo jej

pragnie. Natarczywy język wślizgnął się między zaciśnięte wargi. Nawet czysta i

niewinna dziewczyna zrozumiałaby natychmiast, do czego zmierza oszołomiony

pożądaniem mężczyzna.

Tess Meriwether całowała się tylko parę razy - i to z chłopcami świadomymi

jej zahamowań. Pieszczoty namiętnego mężczyzny, jakim stał się nagle Dane, mogła

odwzajemnić jedynie doświadczona kobieta.

Tess zesztywniała i próbowała odepchnąć Lassitera, ale ten zaślepiony żądzą

nie zwrócił uwagi na jej wysiłki. Dłonią objął mocno pierś dziewczyny, a kolano

wsunął między jej nogi. Było oczywiste, do czego zmierza.

- Dane… nie! - jęknęła przerażona. Zlekceważył jej okrzyk.

- Tak - szepnął drżącym głosem, przyciskając ją mocniej. - Na miłość boską,

tak, tak… Pragniesz mnie, prawda, skarbie? - Poczuła gorące wargi na obnażonych

ramionach, szyi, ustach. Całował ją mocno i zachłannie. - Chcę cię mieć tu,

natychmiast - jęknął głucho. Silne dłonie objęły jej uda, nagie pod sukienką. Dane

uniósł drobną dziewczynę wyżej, by łatwiej w nią wejść.

Wstrzymała oddech zaskoczona intensywnością namiętnych pieszczot. Jęknęła

wystraszona zaborczymi pocałunkami.

- Tutaj - szeptał drżącym głosem Dane. - Wezmę cię na stojąco. - Czuła jego

gorące i natarczywe dłonie. śaden mężczyzna nie dotykał jej w ten sposób. Pożądanie

całkiem zamroczyło Dane'a. Tess czuła się jak przedmiot, którym zamierzał się

posłużyć, by zaspokoić swoje potrzeby.

Oddychając ciężko, uwolnił ją nagle z uścisku, aż Tess dotknęła stopami

podłogi. Uniósł głowę. Oczy lśniły mu jak w gorączce. Drżał na całym ciele. Silne

dłonie o długich, mocnych palcach ścisnęły piersi Tess. Pocałował ją zachłannie i

jęknął:

- Moje plecy. Kręgosłup mi wysiada. Chodźmy do łóżka, tam będzie nam

wygodniej…

Tess zorientowała się, że to jedyna szansa, by wyrwać się z męskich objęć i

uciec. Odepchnęła Dane'a i uskoczyła w bok. Na jej twarzy malował się tak wielki

strach, że nawet oszołomiony żądzą Dane wreszcie to spostrzegł. Tess bała się, że

weźmie ją siłą, nie okazując żadnej czułości. Płakała. Urywany szloch rozbrzmiewał

głośno w obszernym mieszkaniu. Szeroko otwarte oczy były pełne łez.

background image

- Nie podchodź! - krzyknęła, gdy zrobił krok w jej stronę. Rozpalone

pożądaniem oczy nadal lśniły jak w gorączce. - Odczep się ode mnie!

Dane zrozumiał wreszcie, że Tess się go boi. Do tej chwili był tak

oszołomiony pocałunkami i namiętnymi pieszczotami, że nie zwracał uwagi na żadne

protesty. Westchnął głęboko, próbując nad sobą zapanować. Całkiem się zapomniał.

To niewybaczalne.

Obserwował Tess pociemniałymi ze złości oczyma. Jego twarz odzyskiwała

powoli obojętny wyraz.

- Sama tego chciałaś - stwierdził ostro, próbując odzyskać spokój.

- Nie! - krzyknęła z rozpaczą.

- Pragnęłaś mnie - powiedział. - W przeciwnym razie po co byś mnie

nachodziła?

- Ja cię kocham! - szlochała, dygocząc na całym ciele. Objęła dłońmi

wstrząsane łkaniem ramiona, zasłaniając piersi przed jego zachłannym spojrzeniem.

- Ach, jest i miłość! - Czarne oczy ponownie zalśniły ogniem żądzy. Smukłe,

mocne ciało przebiegł dreszcz. Dane nadal był podniecony aż do bólu. - Wszystko

jasne. Skoro mnie kochasz, chodź tu i daj mi dowód, że nie rzucasz słów na wiatr, ty

mała kusicielko.

- Nie mogę. - Tess zrobiło się ciężko na sercu. Łzy płynęły jej po policzkach.

Po chwili milczenia dodała szeptem: - Przez ciebie wszystko mnie boli!

Jej obawy doprowadzały go do rozpaczy i wściekłości. Tak samo czuł się, gdy

Jane przestała z nim sypiać; kpinom i oskarżeniom nie było końca.

- Czyżby? - powiedział lodowatym tonem. - Skoro nie pójdziesz ze mną do

łóżka, to idź stąd. Chciałem się z tobą przespać. Na litość boską! - jęknął, gdy Tess

cofnęła się odruchowo. - Dlaczego ci się nie podobam? Czemu jestem gorszy od

innych, z którymi sypiałaś?

Tess otworzyła szeroko oczy i spłonęła rumieńcem. Przebiegł ją dreszcz. Dane

pojął wreszcie, że nie było w jej życiu innych mężczyzn. Nie patrzyłaby na niego w

ten sposób, gdyby miała choćby jednego kochanka.

- Tess, jesteś dziewicą? - zapytał, śmiertelnie przerażony własną głupotą.

Nie była w stanie patrzeć w rozszerzone strachem czarne oczy. Chwyciła

torebkę i wybiegła z mieszkania. Dane patrzył za nią. Nie pobiegł za uciekinierką; nie

usłyszała od niego przeprosin. Wmawiał sobie, że to najlepsze wyjście. Niech myśli,

ż

e go to wcale nie obeszło. Bardzo cierpiał, ale cóż mógł ofiarować tej dziewczynie?

background image

Najwyżej odrobinę życzliwości. Wrócił do kuchni. Chłód ścisnął mu serce, a ciemne

oczy spoglądały ponuro. Obiecał sobie, że nigdy więcej nie zaufa kobiecie - nawet

Tess. Istne wcielenie niewinności! Skąd miał wiedzieć? Oby tylko dzisiejsze

przeżycie szybko zatarło się w jej pamięci.

Dość wspomnień, skarcił się w duchu. Uruchomił mercedesa i pojechał do

biura. Cały personel czekał na wieści o zdrowiu koleżanki. Dane wcale się nie dziwił.

Tess była ogromnie lubiana.

- Co z nią? Wyjdzie z tego? - Helen odezwała się pierwsza. Patrzyła na niego z

obawą.

- Czuje się lepiej - zapewnił. - Nadal jest oszołomiona po narkozie, ale

wkrótce odzyska siły. Rana szybko się goi.

- Kiedy zostanie wypisana ze szpitala? - wypytywała niecierpliwie Helen. -

Mogłaby zamieszkać u mnie. Będę się nią opiekować.

- Zabiorę ją do siebie - oznajmił Dane. Był zaskoczony własną deklaracją.

Jego pracownicy nie kryli zdziwienia. - Pojedziemy na ranczo. Jose i Beryl mogą się

nią zająć, kiedy będę w agencji. - Zwrócił się do Helen. - Potrzebujemy sekretarki.

Znajdziesz jakieś zastępstwo?

- Już o tym pomyślałam. Ta dziewczyna wkrótce tu będzie - odparła. - Szybko

pisze na maszynie, znakomicie j stenografuje. Z referencji wynika, że potrafi trzymać

język za zębami.

- Świetnie. - Dane mimo woli popatrzył na biurko, przy którym siedziała

zwykle Tess. Dziś jej fotel był pusty.

- Orientujesz się w jej notatkach? - wypytywał zirytowany, rzucając Helen

badawcze spojrzenia. - Nie mam pojęcia, co mnie dzisiaj czeka. Jestem z kimś

umówiony?

- Masz zjeść obiad z Harveyem Barrettem - przypomniała Helen. - Chodzi o

wymuszenia. Po południu czeka cię spotkanie z małżeństwem poszukującym córki.

Nazywają się Addisonowie. Potem rozmowa z facetem, który chce, żebyśmy śledzili

jego żonę.

- Mam coś przed południem?

- Nic pilnego.

- Doskonale. Wstąpię do siebie. Potem będę w szpitalu. Stamtąd pojadę na

obiad z klientem.

- Sądziłam, że Tess czuje się lepiej. - Helen zmarszczyła brwi.

background image

Dane bez słowa ruszył ku drzwiom.

- Jeśli to będzie konieczne, szukajcie mnie telefonicznie w jej separatce. -

Podał numer do szpitalnego pokoju.

- Jasne, szefie. Powiedz tej biedulce, że za nią tęsknimy.

Dane z roztargnieniem skinął głową. Myślami był już przy Tess.

ROZDZIAŁ DRUGI

Tess nieświadomie jęknęła z bólu. Miała dziwny sen. Powoli wracała do

rzeczywistości. Zapewne śniła o ukochanym. Tylko on pojawiał się w jej wizjach. To

ś

mieszne, zważywszy, jak okrutnie ją potraktował.

Jakiś dźwięk wyrwał ją z sennego odrętwienia. Otworzyła oczy i ujrzała

Dane'a siedzącego na krześle przy łóżku.

- Dlaczego wróciłeś? - zapytała, odruchowo napinając mięśnie. - Powinieneś

być w pracy.

- Moja praca polega między innymi na zapewnieniu ci właściwej opieki -

odparł z kamienną twarzą.

Na dźwięk znajomych słów powróciły wspomnienia sprzed kilku lat, kiedy to

Dane był ranny. Zbyt dobrze pamiętała, co się później wydarzyło. Zamknęła oczy, by

łatwiej znieść ból.

- Odejdź, proszę - szepnęła.

Dane westchnął głęboko. Nie mógł patrzeć na jej wykrzywioną cierpieniem

twarz.

- Nie masz nikogo prócz mnie.

Tak rzeczywiście było. Babcia Tess umarła przed rokiem.

- Jesteś moim szefem, Dane - odparła z pozornym spokojem. Mówiła cicho i

patrzyła mu prosto w oczy. - To wcale nie oznacza, że masz się mną opiekować.

- Muszę cię o coś zapytać. - Dane usiadł na brzegu krzesła i oparł łokcie na

kolanach, obserwując uważnie chorą. - Powinienem zrobić to już dawno. Czy nadal

cierpisz z powodu… tamtego dnia? Jak bardzo to przeżyłaś?

- Nie wiem, o czym mówisz - odparła chłodno. Zarumieniła się i odwróciła

głowę.

- Czyżby? - odparł z kpiącym uśmiechem. - Od trzech lat unikamy tego

tematu. Byłaś wobec mnie tak chłodna i oficjalna, że nie mogłem z tobą normalnie

porozmawiać, a nawet przeprosić.

background image

- Dlaczego miałbyś zaprzątać sobie tym głowę? - powiedziała. - Przecież

chciałeś się ode mnie uwolnić. Dopiąłeś swego. Za żadne skarby świata nie będę

próbowała się do ciebie zbliżyć.

- Innych mężczyzn także będziesz unikała - dodał ponuro.

- Przestań mnie dręczyć. Znajdź sobie inną rozrywkę. - Tess naciągnęła wyżej

kołdrę i utkwiła spojrzenie w okiennej szybie.

- Zabieram cię na ranczo. Tam szybko odzyskasz siły.

Tess pobladła. Uniosła się na łokciu i patrzyła na niego oczyma wielkimi jak

spodki. Twarz miała nieruchomą jak maska.

- O Boże! - jęknął Dane. - Nie patrz na mnie w ten sposób.

- Nie pojadę - szepnęła, ściskając drżącymi dłońmi brzeg prześcieradła. - Nie

chcę u ciebie mieszkać. Wykluczone!

Dane zacisnął powieki. Nie był w stanie patrzeć na wystraszoną dziewczynę.

Poderwał się z krzesła i podszedł do okna.

- Tamtego dnia… nie miałem pojęcia, że jesteś dziewicą - rzucił ostro. -

Zorientowałem się poniewczasie, gdy byłaś już śmiertelnie przerażona. Sądzisz, że

nie wiem, czemu w ogóle nie spotykasz się z mężczyznami? - Odwrócił głowę i

popatrzył Tess prosto w oczy. - Nie waż się myśleć, że jestem bez serca. Zapewniam,

ż

e miałem i nadal mam wyrzuty sumienia.

- To przeszłość… - Westchnęła, przyglądając się uporczywie swoim dłoniom

zaciśniętym na pościeli.

- Nie dla mnie. Mam wrażenie, jakby to było wczoraj - odparł ponuro. - Na

miłość boską, nie odtrącaj mnie!

- Wcale tego nie robię.

Dane natychmiast podszedł do łóżka. Był równie blady jak ranna dziewczyna.

Popatrzył jej w oczy.

- Tess, zdaję sobie sprawę, że odczuwasz lęk, ilekroć się do ciebie zbliżam.

Tylko ślepiec by tego nie dostrzegł. Zapewniam, że z mojej strony nic ci nie grozi.

Chcę tylko, żebyś była pod dobrą opieką do czasu, aż wyzdrowiejesz.. Gdy wyjadę,

Beryl się tobą zaopiekuje.

- Nie znam Beryl. Helen powiedziała, że mogę u niej zamieszkać…

- Helen spędza dużo czasu w agencji, potem biegnie na lekcje tańca, a gdy ma

wolną chwilę, umawia się z Haroldem na pizzę. To oznacza, że całymi dniami

będziesz sama jak palec.

background image

- Nic nie szkodzi. Dam sobie radę.

- Posłuchaj mnie uważnie - rzucił Dane przez zaciśnięte zęby. Podszedł bliżej.

Z irytacją spostrzegł, że Tess skuliła się pod kołdrą. - Widziałaś, jak doszło do

sprzedaży narkotyków. Będziesz musiała zeznawać. Policji przy transakcji nie było,

prawda? Mają tylko poszlaki. Pamiętaj, że widziałaś na własne oczy tamto zdarzenie.

Jeden z gangsterów wciąż jest na wolności. Z pewnością zdążył się dowiedzieć, kim

jesteś. Rozumiesz, co to oznacza?

- Chyba nie spodziewasz się najgorszego - powiedziała z namysłem Tess.

- Do cholery! Nie bądź naiwna! Od dziesięciu lat mam do czynienia z takimi

łobuzami. Wiem, do czego są zdolni. Będziesz mogła czuć się bezpieczna dopiero

wtedy, gdy obaj przestępcy trafią za kratki. Do zakończenia procesu trzeba cię

chronić. Potrafię o to zadbać. Jeśli wyjadę, na miejscu będzie zarządca rancza, który

w latach czterdziestych sam był teksaskim strażnikiem. Strzela niemal tak celnie jak

ja.

Tess ukryła twarz w dłoniach. Nie chciała przystać na propozycję Lassitera. To

dla niej zbyt ciężka próba. Szczerze mówiąc, łatwiej byłoby stanąć oko w oko z

gangsterami.

- Możesz traktować mnie jak wroga, jeżeli ci to doda pewności siebie, tylko

jedź ze mną. Nie ryzykuj własnego życia.

- A co ja mam za życie? - mruknęła żałośnie Tess, odgarniając potargane

włosy. - Tylko praca i telewizja.

- Masz zaledwie dwadzieścia dwa lata - przypomniał Dane. - Za wcześnie na

cynizm.

- Miałam dobrego nauczyciela - rzuciła drwiąco i spojrzała mu w oczy. - Sam

dawałeś mi lekcje.

Wyraz twarzy Tess sprawił, że Dane poczuł się winny.

- Nie miałem w życiu nikogo bliskiego - tłumaczył. - Kiedy ojciec postanowił

odejść, byłem jeszcze chłopcem. Uwielbiałem tatę. Matka nie mogła na mnie patrzeć,

ponieważ byłem do niego podobny. Jane zaraz po ślubie twierdziła, że mnie kocha, a

potem zmieniła zdanie i odeszła. - Pochylił się nad Tess, która spojrzała w czarne

lśniące oczy. - Szczerze i otwarcie wyznałaś mi swoją miłość, a ja cię odepchnąłem.

Cierpiałaś przeze mnie, odczuwałaś strach. Rozumiesz, do czego zmierzam, maleńka?

Ja po prostu nie wiem, czym jest prawdziwa miłość!

Umilkł widząc, że Tess mimo woli spogląda na niego z czułością. Po chwili

background image

zapytał śmiało:

- Czy na mój widok odczuwasz jedynie lęk? - Popatrzył na usta Tess, które

rozchyliły się lekko pod jego uporczywym spojrzeniem. Delikatnie musnął kciukiem

różowe wargi. Pieszczota była tak łagodna i czuła, że Tess wstrzymała oddech. - A

może pomimo złych doświadczeń sprzed lat nadal coś do mnie czujesz?

Dziewczyna odsunęła się na bezpieczną odległość. Zdawała się nie słyszeć

ostatnich słów Dane' a. Za wszelką cenę musiała przerwać czułe dotknięcie, które

przyprawiało ją o zawrót głowy. Oczy miała szeroko otwarte; serce kołatało

niespokojnie.

Dane popatrzył jej w oczy. Oddychał z trudem. Nie musiała niczego

tłumaczyć. Strach nie zabił uczucia, które do niego żywiła. Poczuł ulgę; daremnie

próbowała ukryć zmieszanie wywołane niewinną pieszczotą. Dane miał wprawdzie aż

trzydzieści cztery lata, ale po raz pierwszy w życiu dotknął kobiety tak czule i

łagodnie.

- Przyznaj się. Lęk to nie wszystko, prawda?

- Dane…

- Lekarz powiedział, że wypiszą cię rano. Nie przestrasz się, jeśli zobaczysz

pod drzwiami umundurowanego funkcjonariusza. Będzie cię pilnował, póki nic

wyjdziesz ze szpitala.

Tess popatrzyła z obawą na Dane'a, który długo obserwował ją w milczeniu.

- Dla ciebie chcę być czuły i delikatny. To duży postęp - wyznał cicho. - Jeśli

się postaram, może z czasem pozwolisz, żebym cię dotknął.

- Nie - odparła pospiesznie. Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. - Z

pewnością nie zgodzę się, abyś mnie potraktował tak… jak kiedyś.

- Zrozum, maleńka. Nie znałem do tej pory dziewczyny takiej jak ty. Jesteś

czysta i niewinna - powiedział, z trudem dobierając słowa. - Czułość była mi obca, ale

to nie usprawiedliwia tamtego postępku. Zachowałem się jak dzikus i bardzo tego

ż

ałuję.

- Nie chcę o tym rozmawiać, Dane - oświadczyła, spoglądając na splecione

dłonie. Sprawiała wrażenie znacznie starszej niż w rzeczywistości, - Zostaw mnie w

spokoju, Dane. Nie mam sił na sprzeczki.

Czemu nie domyślił się od razu, co dręczy Tess? Po wielu latach znajomości

w ogóle jej nie znał. To oczywiste, że poczuła się odrzucona, gdy ojciec oddał ją

babci na wychowanie, by mieć czas na niezliczone romanse. Ślub z matką Dane’a z

background image

pewnością spowodował dalsze rozluźnienie więzów między ojcem i córką. Tess

pragnęła obdarzyć kogoś uczuciem i wybrała fatalnie; trafiła na człowieka, który

niewiele wiedział o miłości, chował w sercu urazy i uprzedzenia, miał za sobą

nieudane małżeństwo, a jego ciało poznaczone było niezliczonymi bliznami.

Dane skrzywił się, gdy ujrzał wyraz twarzy Tess. Miał wrażenie, że ponosi

winę za wszystkie jej cierpienia. Z pewnością często przez niego płakała.

- Lubisz konie? - zapytał.

- Zawsze się ich bałam.

- Zapewne dlatego, że mało o nich wiesz. Gdy wyzdrowiejesz, nauczę cię

jeździć konno.

- Nie trzeba - odparła Tess drżącym głosem. - Daj spokój. Nie potrzebuję

litości.

Dane chciał odpowiedzieć, lecz daremnie szukał właściwych słów. Westchnął

głęboko.

- Wpadnę do ciebie jutro - rzucił na odchodnym. - Odpoczywaj.

Tess skinęła głową. Przymknęła oczy. Chciała o nim zapomnieć - choćby na

krótko. Nie pozwoli, by znów ją omotał. Tym razem zdoła się uchronić przed

niebezpiecznym urokiem tego mężczyzny.

ROZDZIAŁ TRZECI

Na swoim ranczu Lassiter hodował rasowe bydło. Jose Dominguez doglądał

zwierząt, Hardy był kucharzem. Dan, mąż Beryl, pracował jako zarządca; miał do

dyspozycji sześciu kowbojów oraz kilku fachowców niezbędnych do sprawnego

działania farmy.

Tess nie chciała opuszczać szpitala i jechać na ranczo szefa, ale brakło jej sił,

by z nim walczyć. Dane porozumiał się z lekarzem i z pomocą Helen spakował

wcześniej rzeczy chorej. Walizkę miał w bagażniku, gdy zajechał pod szpital.

Dopilnował, by wypisano Tess, zaprowadził ją do mercedesa i ruszył prosto do

Branntville.

Tess z obawą myślała o nadchodzących dniach, które miała spędzić w

towarzystwie szefa. Dane zachowywał się dziwnie. Niepokoiła się bardziej niż

zwykle.

Lassiter był na co dzień dość milczący. Jedynie podczas rozmów z klientami

ożywiał się trochę. Przez całą drogę do Branntville w aucie panowała martwa cisza.

background image

Pogrążona w zadumie Tess spoglądała w okno. Od czasu do czasu krzywiła się,

czując ból w ramieniu.

- To już ranczo? - zapytała, gdy wyjechali z miasteczka i ujrzeli biały płot

okalający posiadłość aż po horyzont.

Na bramie widniał znak farmy: stylizowana czarna ostroga. Dane ożywił się

nieco i zaczął opowiadać Tess o zamożnych rodzinach z sąsiedztwa. Było wśród nich

dwoje młodych ludzi, którzy wyraźnie mieli się ku sobie.

- Pewnie wezmą ślub i połączą dwie fortuny. Oby żyli długo i szczęśliwie -

stwierdziła Tess.

- Są jeszcze bardzo młodzi. Poza tym małżeństwo wcale nie gwarantuje

szczęścia - odparł z goryczą.

- Moim zdaniem ludzi decydujących się na trwały związek wiele musi łączyć.

- Na przykład? - zapytał zerkając na Tess.

- Wzajemny szacunek, podobne zainteresowania i doświadczenie życiowe.

- A łóżko?

- Bez tego nie byłoby potomstwa… - Tess poruszyła się niespokojnie i utkwiła

spojrzenie w przedniej szybie.

- Bywa, że ludzie nie mogą mieć dzieci. Czy to znaczy, że nie powinni razem

sypiać? - odrzekł ponuro Dane.

- Ależ nie. - Tess oglądała własne dłonie. - Silne więzi erotyczne to dla wielu

osób rzecz całkiem naturalna.

- Tess… - Dane szukał odpowiednich słów. - Chyba nie masz pojęcia, na czym

polegają te sprawy.

- Tak sądzisz? - Tess spłonęła rumieńcem.

Zerknął na jej profil i krew zaczęła szybciej krążyć w jego żyłach. Tess nie

miała pojęcia, jak to jest między kobietą i mężczyzną. Przez niego nabawiła się owych

zahamowań. Skrzywdził ją i przestraszył. Szkoda, że tak się stało. Gdyby potrafił

zdobyć się na odrobinę czułości… cudownie byłoby leżeć, trzymając w objęciach

ś

liczną kochankę i dzielić rozkosz jak tysiące innych par. Mięśnie Lassitera sprężyły

się natychmiast pod wpływem tej wizji. Gdyby Tess nadal go kochała…

Stłumił jęk. Pochopnie odrzucił bezcenny dar. Cóż za ironia losu! Przed laty

narobił głupstw, gdy po niebezpiecznym postrzale odzyskiwał zdrowie. Trzeba było

kolejnego nieszczęścia, by uświadomił sobie bezsens własnego postępowania.

- Jesteśmy na ranczu.

background image

Uśmiechnął się mimo woli. Zbliżali się do obszernego parterowego budynku

wzniesionego z drewna i pomalowanego na biało. Otaczały go kwietne rabaty i

wysokie drzewa.

- Jak tu pięknie! - wykrzyknęła Tess.

- Posiadłość należała do mojego dziadka - wyjaśnił Dane. - Zapisał mi ją w

testamencie.

- Cudowne miejsce - zachwycała się Tess. Ze wzruszenia brakło jej tchu. -

Jakie piękne rabaty! Idę o zakład, że wiosną masz tu istny dywan z kwiatów.

- To zasługa Beryl. Wie, jak upiększyć otoczenie. Jeśli zechcesz, pokaże ci

cały ogród.

- Uwielbiam rośliny - wyznała Tess. - Nie mam ich gdzie uprawiać.

Zastawiłam doniczkami wszystkie parapety w moim mieszkaniu. Gdy mieszkałam u

babci, zajmowałam się ogrodem.

- Widzisz? Nic o tobie nie wiem. - Dane podjechał do schodów prowadzących

na werandę, wyłączył silnik i obrzucił Tess badawczym spojrzeniem. - Nie mam

pojęcia, kim naprawdę jesteś.

- Dlaczego miałoby cię to interesować? - odparła wymijająco. - Spójrz! To

Beryl, prawda? - Na schody wybiegła niska, siwowłosa kobieta.

- Zgadłaś.

- Nareszcie jesteś! - gderała starsza pani. - Jak zwykle spóźniony. To ona? -

Beryl zmierzyła Tess taksującym spojrzeniem. - Blada i wychudzona, biedactwo.

Muszę ją odkarmić. Jak ramię, dziecinko? Wciąż boli?

- Znacznie mniej niż. przedtem. - Tess od razu poczuła się na farmie jak u

siebie w domu.

- Dość gadania - wtrącił Dane. - Trzeba zaprowadzić pacjentkę do pokoju.

Jeśli dłużej tu postoimy, na pewno się przeziębi.

- Wcale nie jest chłodno - stwierdziła Beryl. - Nim upłynie miesiąc, wszystko

tu zakwitnie!

Tess potrafiła sobie wyobrazić ten widok. Z żalem pomyślała, że go nie

zobaczy, bo wkrótce wyjedzie. Pozwoliła, by Dane objął ją ramieniem i wprowadził

po schodach, ale napięła mięśnie, jakby zamierzała uciec.

- Nie bój się - mruknął, gdy Beryl ruszyła przodem, wskazując drogę do

jednego z pokoi gościnnych. - Nie mam złych zamiarów.

- Dane… - Tess zarumieniła się mimo woli. Jej zakłopotanie wprawiło

background image

Lassitera w irytację.

- Przestań być taka spięta. Jesteś wśród przyjaciół.

- Siebie również do nich zaliczasz? - odparła chłodno.

- Skończyłem trzydzieści cztery lata - mruknął, gdy szli korytarzem. - Nie

przyszło ci do głowy, że mam dosyć samotności? Pamiętasz, jak powiedziałaś, że

oboje jesteśmy osamotnieni. Nie mamy bliskich.

- Twierdziłeś, że nikt ci nie jest potrzebny.

- Od czternastu lat jestem gliną. - Dane wzruszył ramionami. - Ludzie mego

pokroju z trudem zmieniają poglądy.

Na samą myśl o ryzykownym zajęciu Dane'a Tess ogarnął niepokój. Stanęli jej

przed oczyma handlarze narkotyków, których przyłapała na gorącym uczynku. Do tej

pory nie myślała o przestrogach Lassitera, który uświadomił jej, że jest w sprawie

nielegalnej transakcji jedynym świadkiem.

- Co się stało? - wypytywał Dane.

- Przypomniałam sobie, jak zostałam ranna. Tamci mężczyźni…

- Tu jesteś bezpieczna - oznajmił stanowczo. - Nic ci nie grozi.

- Jasne - odparła z wymuszonym uśmiechem.

Beryl pomogła gościowi rozpakować walizkę. Dane poszedł obejrzeć cielę,

które urodziło się po ich przyjeździe. Zniknął na kilka godzin. W tym czasie Beryl i

Tess zdążyły się zaprzyjaźnić. Gdy ponownie zajrzał do gościnnego pokoju, Tess

ledwie go poznała.

Miał na sobie roboczy strój kowboja - koszulę w niebieskie paski z długimi

rękawami, zapinanymi na metalowe guziki, wypłowiałe niebieskie dżinsy, długie

skórzane ochraniacze podtrzymywane szerokim paskiem ze srebrną klamrą, czarne

wysokie buty wyszywane błyszczące nicią i stary kapelusz z szerokim rondem

włożony na bakier. Tess patrzyła na niego jak urzeczona. Nie widziała go nigdy w

takim stroju.

- Wyglądasz, jakbyś uganiał się za cielakami po zaroślach - gderała Beryl.

- Strzał w dziesiątkę - odparł Dane. - Musieliśmy wypłoszyć stadko krów z

zagajnika. Sama wiesz, że to nie jest łatwa robota. - Zwrócił się do Tess: -

Rozpakowana?

Tess skinęła głową.

- Czemu tak mi się przyglądasz? - Dane uniósł brwi.

- Wyglądasz… inaczej - odparła, daremnie szukając właściwego słowa na

background image

określenie zmiany, która w nim zaszła.

- Tutaj nie muszę grad układnego człowieka interesów - powiedział,

uśmiechając się lekko. - Jestem u siebie. To mój dom.

Tess odwróciła wzrok. Dom… Miała własne mieszkanie, ale nie istniało na

tym świecie miejsce, gdzie czułaby się całkiem swobodnie. U babci było ładnie i

wytwornie, ale liczył się tylko efekt, a nie domowe ciepło.

- Co jest na obiad? - Dane popatrzył na Beryl. Zirytował się wyraźnie, gdy

Tess popadła w zamyślenie i przestała zwracać na niego uwagę.

- Wołowina - odparła Beryl i dodała z uśmiechem: - I ziemniaki. A czego się

spodziewałeś?

- Mnie to wystarczy. Zmienię ciuchy.

Tess obserwowała go ukradkiem. Jej oczy zdradzały więcej, niż sądziła.

Wspominała, jak wybił brutalnie z jej głowy uwielbienie dla wyśnionego bohatera.

Kochała go całym sercem, ale odrzucił tę miłość. Teraz próbował wszystko naprawić.

Czyżby nie rozumiał, że jest za późno? Minęło tyle lat.

- Ty się go boisz! - mruknęła Beryl, spoglądając na Tess z niedowierzaniem.

Przez chwilę obserwowała ją uważnie. - Kochanie, przecież Dane nawet muchy by nie

skrzywdził!

Zapewne, pomyślała z goryczą Tess. Cierpiała przez niego, ale za nic w

ś

wiecie nie wyznałaby starszej pani, co się stało.

- Nie przepadał za moim ojcem - odparła wymijająco. - Siłą rzeczy ja również

nie cieszę się jego sympatią. Bardzo mi pomógł, gdy zostałam ranna, lecz mimo to

wolałabym mieszkać na przeciwległym skraju miasta i spotykać mego szefa tylko w

biurze.

- W takim razie słabo go znasz. - Beryl nie dawała za wygraną. - Przyznaję, że

bywa szorstki i niecierpliwy, ale nigdy mściwy. Matka zatruła mu życie, gdy mąż ją

opuścił. Starałam się opiekować małym najlepiej, jak umiałam, bo Nita go

zaniedbywała.

- Mój ojciec miał tę samą wadę - oznajmiła Tess.

- Widzisz! Coś was łączy.

- Jasne. Oboje jesteśmy ludźmi.

Tess szybko oswoiła się z warunkami życia na ranczu. Wszystko ją ciekawiło.

Odzyskała spokój i poczucie wewnętrznej równowagi. Chętnie i często pomagała

Beryl. Ramię bolało ją czasami, ale wyjaśniła starszej kobiecie, że należy je

background image

koniecznie rozruszać, bo w przeciwnym razie nie odzyska dawnej sprawności.

Nakrywała do stołu i starała się odciążyć Beryl. Szybko zyskała sympatię

pracowników farmy.

Dane był rozczarowany, bo trzymała się od niego z daleka. Zawsze miała jakiś

powód, by wyjść z pokoju, gdy on tam wchodził. Jeżeli po obiedzie przesiadywał w

salonie, a nie w swoim gabinecie, Tess wymykała się do swego pokoju.

W biurze agencji utrzymywali wyłącznie kontakty służbowe. Tess

stenografowała, łączyła rozmowy telefoniczne i pilnowała, by wszystko szło według

planu. Teraz sytuacja się zmieniła. Ranczo stanowiło naturalne środowisko Lassitera;

stał się tam innym człowiekiem. Tess nie umiała sobie z tym poradzić. Nawet

wówczas, gdy był ranny, postępował według ściśle określonych zasad. Raz tylko - w

swoim mieszkaniu - całkiem się zapomniał. Ranczo było jego azylem. Mało kto mógł

je odwiedzić. Tess nie miała pojęcia o istnieniu posiadłości.

Tu, z dala od miasta, Dane odzyskiwał spokój i pewność siebie. Nie musiał

stale mieć się na baczności. Utykał nieco z powodu ciężkiej pracy. Częściej niż w

biurze dawało o sobie znać jego wybuchowe usposobienie, a mimo to wydawał się

bardziej zrównoważony i otwarty. Tess nie była tym zachwycona. Odczuwała

zakłopotanie, bo nikt się nimi nie interesował. Beryl zachowywała dystans; reszta

pracowników zajmowała się własnymi sprawami. Tess była zdana na towarzystwo

Lassitera, co oznaczało, że ma powody do niepokoju.

Dane szybko się zorientował, że Tess go unika; był na nią zły. Gdy po trzech

dniach nic się nie zmieniało, postanowił z nią poważnie porozmawiać. Wszedł do

obory, gdzie Tess karmiła osierocone cielę.

- Przestań mnie unikać - powiedział bez żadnych wstępów.

Tess spoglądała na niego z obawą. Miała na sobie dżinsy, niebieską bluzkę i

dżinsową kurtkę. Włosy zaplotła w warkocz. Nawet bez makijażu wyglądała bardzo

ładnie. Dane od razu to zauważył.

- Muszę nakarmić to biedactwo - oznajmiła, by zyskać na czasie. Wskazała

trzymaną w ręku butelkę. Cielę piło z niej, trzymając łebek na kolanach Tess.

- Nie zmieniaj tematu. - Dane pospiesznie zdjął kapelusz i ukląkł obok niej.

Popatrzył w szare oczy. - Od paru dni usiłuję ci powiedzieć, że strasznie żałuję

wszystkiego, co zrobiłem… tamtego dnia.

Tess natychmiast się zarumieniła. Serce kołatało w jej piersi coraz szybciej.

Wolała nie pytać, czemu tak się dzieje.

background image

- Gdybym wiedział, że byłaś niewinna, z pewnością nie rzuciłbym się na ciebie

jak dzikus.

- Już mi to mówiłeś - wykrztusiła.

- Wtedy nie chciałaś mnie słuchać. - Nerwowym ruchem odgarnął gęstą

wilgotną czuprynę. - Wiem, że kręci się wokół ciebie paru facetów. Chyba już wiesz,

ż

e czułe sam na sam nie jest regułą. Kochankowie bywają gwałtowni.

Tess w milczeniu patrzyła na cielaczka.

- I cóż? - Delikatnie uniósł jej twarz i zmusił, by spojrzała mu w oczy. -

Powiedz coś.

- Ja z nikim… - odparła wreszcie. - Nigdy…

Lassiter długo milczał.

- Na żadnej kobiecie nie zależało mi tak bardzo, abym troszczył się o jej

uczucia i potrzeby - wyznał szczerze. - Pragnąłem Jane. Byłem przekonany, że mnie

kocha, uznałem więc, że nie muszę za każdym razem grać roli czułego uwodziciela.

Tess westchnęła. Z nikim się dotąd nie kochała, ale o erotyce wiedziała chyba

znacznie więcej niż Dane.

- Nie możesz tak… - Zarumieniła się i dokończyła odważnie: - Musisz

zrozumieć, że potrzeby kobiet i mężczyzn są różne. My potrzebujemy czasu i

pieszczot.

- Skąd wiesz? - zapytał. - Przed chwilą dałaś mi do zrozumienia, że nie

straciłaś jeszcze dziewictwa.

- To wcale nie oznacza, że jestem tępą idiotką - odparła, rumieniąc się jeszcze

bardziej. Spojrzała mu w oczy. - Oglądam filmy, czytam książki. Orientuję się, w

czym rzecz, i wiem, co może odczuwać kobieta w ramionach ukochanego mężczyzny.

- Kochałaś mnie - stwierdził ponuro - a mimo to czułaś jedynie strach.

- To nie była miłość, tylko fatalne zauroczenie - wtrąciła, nie mogąc sobie

darować, że tak jawnie okazywała uczucia. Jako dziewiętnastolatka nie miała pojęcia,

ż

e należy ukrywać tajemnice swego serca. - Cierpiałam z twego powodu… i nie

chodziło jedynie o zranioną dumę.

- Nie zdawałem sobie z tego sprawy. Pragnąłem cię jak szaleniec - odparł z

wahaniem. Można by pomyśleć, że odczuwa ból. - Byłaś taka czuła i kochająca.

Pomyślałem… - Zaklął cicho i popatrzył jej w oczy. - Czy to ma znaczenie? I tak

mnie nie chciałaś.

- Byłeś zbyt natarczywy - szepnęła.

background image

Dane zacisnął w pięść rękę leżącą na kolanie.

- Nie potrafię inaczej postępować z kobietami! - odparł głucho. Zmrużył

powieki i spoglądał w szare oczy Tess. - Późno zacząłem. To chyba wina matki.

Nienawidziła mnie i dlatego straciłem pewność siebie. Unikałem dziewczyn. Stałem

się mężczyzną dopiero jako młody glina. Zapewne się domyślasz, że kobiety, jakie

spotykałem w miejskiej dżungli, były równie twarde i pozbawione sentymentów jak

faceci. Brałem je szybko, bez miłości. - Patrzył na Tess z niepokojem, jakby

oczekiwał wyroku. - Rzuciłem się na ciebie tak zachłannie… bo inaczej nie potrafię.

- Biedny Dane - szepnęła Tess, nie kryjąc współczucia. - Bardzo mi ciebie żal.

- Proszę? - mruknął z roztargnieniem, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.

Tess nie była pewna, czy Dane ma świadomość, jak wiele swych tajemnic

zdradził jej tym wyznaniem. Po raz pierwszy od wielu miesięcy śmiało wyciągnęła

rękę i pogłaskała go po policzku. Palce miała zimne.

- Nie lituj się nade mną, kochanie - mruknął i odsunął się nagle. Oczy lśniły

mu dziwnym blaskiem. - śadnej kobiecie nie pozwolę się nade mną użalać.

Wstał i ciężkim krokiem ruszył ku drzwiom. Zdumiona Tess odprowadziła go

wzrokiem.

Przez następne dwa dni z kolei Lassiter unikał Tess, jakby czuł się

zakłopotany nazbyt szczerym wyznaniem. Dziewczyna była znacznie mniej nerwowa

od chwili, gdy pojęła, że jego nastawienie wobec kobiet usunęło w cień potrzebę

czułości. Z zadowoleniem pomyślała, że wyniesiona z lektur wiedza teoretyczna o

związkach mężczyzn i kobiet przyda jej się teraz w życiu. Dane nie zaznał czułości i

dlatego nie potrafił jej okazać, ale to można zmienić.

Dane przerwał jej te rozważania. Oznajmił, że pora wrócić do agencji. Nie

mógł dłużej zaniedbywać swojej firmy. Tess postanowiła z nim jechać; odzyskała

siły, a ramię prawie już nie bolało.

Dane pospiesznie spakował walizkę i pożegnał się z Beryl. W drodze do

Houston był milczący i nieprzystępny.

- Będziesz miała ochroniarza. Ma wszędzie za tobą chodzie - stwierdził

chłodno, gdy po godzinnej podróży odniósł walizkę do mieszkania Tess.

- Nie potrzebuję takiego anioła stróża - odparła buntowniczo. - W razie

potrzeby mogę zadzwonić na policję.

- O ile zdążysz - odparł krótko. - Nie masz pojęcia, w co się wpakowałaś.

- Drogi panie superglino - powiedziała, rzucając mu drwiące spojrzenie. -

background image

Gotowa jestem się założyć, że nawet w czasie urlopu trzymasz spluwę pod poduszką,

by móc o każdej porze dnia i nocy stawić czoło przestępcom.

- Nie ukrywam, że lubię swoją pracę - przyznał Dane z uśmiechem, który

przyprawił Tess o drżenie serca. - Tylko w akcji i na ranczu naprawdę jestem sobą.

Przejście z policji do agencji detektywistycznej niewiele zmieniło, bo charakter pracy

jest podobny, szczególnie gdy mam do czynienia z kryminalistami.

- Adrenalina do krwi… i od razu czujesz się lepiej - mruknęła Tess. - Jesteś

uzależniony od ryzyka.

- Naprawdę?

- Dlatego nadal sam bierzesz najtrudniejsze sprawy, choć mógłbyś je zlecić

podwładnym. Szukasz mocnych wrażeń. - Spojrzenie szarych oczu przesunęło się po

muskularnej postaci. Tess pamiętała o bliznach na skórze okrytej ubraniem.

- To niezbyt przyjemny widok. Lepiej ci go oszczędzę. W przeciwnym razie

nabierzesz do mnie odrazy. - Dane był przenikliwym obserwatorem. Od razu

wiedział, co ją trapi.

- Myślałam o wypadku, a nie o twoim wyglądzie - oznajmiła stanowczo i

popatrzyła mu w oczy.

Ta uwaga trochę go uspokoiła, ale nadal był naprężony niczym struna. Zawsze

chodził prosto, jakby kij połknął. Nigdy sienie garbił i z góry patrzył na ludzi. Jego

postawa i charakter odznaczały się pewną wyniosłością. Był prostolinijny i

bezkompromisowy.

- Mniejsza z tym. I tak nie ma co marzyć, by ktoś mi zaproponował pikantną

rozkładówkę w „świerszczyku” dla pań - odparł z uśmiechem. - Zresztą przed

wypadkiem również daleko mi było do supermana.

- Nie miałam okazji zobaczyć cię w spodenkach kąpielowych - odparła,

wpatrując się w niego jak w obraz.

- Nie paraduję w takim stroju, zwłaszcza w miejscach publicznych. - Dane nie

odrywał spojrzenia od szarych oczu. Stał bez ruchu, z trudem chwytając powietrze. -

Chyba nie miałbym nic przeciwko temu, żebyś na mnie popatrzyła. Nikomu innemu

na to nie pozwolę.

- Dlaczego ja? - zapytała cicho.

- Bo nie próbujesz mnie upokorzyć - odparł szczerze. - Wiele kobiet chętnie

poniża swoich partnerów. To im daje poczucie wyższości. Gdy facet pozwoli sobie

wobec kobiety na podobne zachowanie, od razu jest nazywany męską szowinistyczną

background image

ś

winią. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.

- Wśród pań też bywają rozmaite charaktery.

Dane zrobił krok w jej stronę, wsunął palce w jasne włosy, objął palcami

szczupły kark i utonął spojrzeniem w szarych oczach.

- Naucz mnie - szepnął głucho.

- Czego? - spytała. Oddychała ciężko. Rozchyliła usta. Z bijącym sercem

wpatrywała się w Dane'a, który pochylił się i pożerał ją wzrokiem.

- Naucz mnie delikatności - szepnął z wargami przy jej ustach. Zdrętwiała, gdy

zaczął ją całować. Wdychała zapach wody kolońskiej, czuła siłę muskularnego torsu,

który niemal dotykał jej ciała. Usta Dane’a musnęły jej wargi. - Dobrze ci, Tess? -

szepnął. - Powiedz mi.

- Dane, nie powinniśmy - odparła drżącym głosem. Położyła dłonie na jego

piersi okrytej białą koszulą, wsunęła je pod tweedową marynarkę. Czuła ciepło jego

skóry i miękkie włosy porastające szeroką klatkę piersiową. Mimo woli rozchyliła

wargi, oszołomiona pocałunkami. Nogi się pod nią ugięły.

- Przecież… mnie nienawidzisz - odparła cicho.

- Mylisz się. Nienawidziłem matki - szeptał, wsuwając palce w jasne włosy. -

Znienawidziłem moją byłą żonę. Wściekałem się na cały świat, ale do ciebie nigdy nie

czułem nienawiści. - Zmarszczył ciemne brwi, jakby go coś zabolało. - Wierz mi,

Tess.

Zadrżał i pocałował ją zachłannie. Zamknął się wokół nich krąg ciszy

nabrzmiałej czułością i pożądaniem.

Przez chwilę Tess miała wrażenie, że czas się cofnął, ale tym razem nie czuła

lęku, gdy wziął ją w ramiona. Pieszczoty silnych dłoni były delikatne. Dane panował

nad sobą, nie spieszył się wcale i nie popędzał Tess, która doceniła to i zaufała mu

całkowicie. Wiedziała o nim znacznie więcej niż przed laty i to przesądziło o jej

decyzji. Oddała pocałunek. Poznawała smak zachłannych warg. W najśmielszych

marzeniach nie oczekiwała takiej przyjemności. Zmysłowe usta Dane'a miały smak

kawy. To było cudowne. Była tak oszołomiona, że nogi się pod nią ugięły. Była jak w

gorączce.

- Dane… - jęknęła spazmatycznie. Mężczyzna objął ją mocniej, wsunął język

między rozchylone wargi. Pieścił ją coraz śmielej, całował coraz bardziej

niecierpliwie.

Uniósł głowę, wsłuchując się w głośne uderzenia swojego serca. Długo patrzył

background image

w zamglone szare oczy, uradowany tym, co w nich zobaczył. Tess się go nie bała;

udało mu się rozbudzić jej uśpione zmysły. Nie mieściło mu się w głowie, że czułość

tyle między nimi zmieniła. Odczuwał rozkosz pocałunku silniej niż kiedykolwiek.

Przytulił mocno Tess, szepcząc jej do ucha, o czym marzy. Krzyknęła

podniecona tymi słowami, uniosła ramiona i zarzuciła mu je na szyję.

Niespodziewanie zadzwonił telefon. Tess odsunęła się nieco. Poczuła ból w

zranionym ramieniu. Dane jęknął, uniósł głowę i popatrzył w rozgorączkowane szare

oczy. Tess drżała, ale nie odepchnęła go, tylko przytuliła się znowu. Była podniecona.

Ta świadomość sprawiła, że serce mocniej zabiło mu w piersiach.

Tess ledwie stała. Kolana się pod nią ugięły.

- Bez obaw, kochanie - szepnął Dane, tuląc ją w ramionach. - Trzymam cię

mocno.

Wziął Tess na ręce, podszedł do fotela i usiadł, biorąc ją na kolana. Podniósł

słuchawkę hałaśliwego telefonu.

- Tak, wróciła. Czuje się nieźle. Nie możesz teraz z nią rozmawiać. Powiem,

ż

eby do ciebie zadzwoniła - rzucił oschle i zakończył rozmowę.

- Helen - mruknął, spoglądając w zamglone oczy. - Chciała sprawdzić, czy

jesteś do domu.

- Miło z jej strony.

- Owszem, ale zadzwoniła nie w porę - oznajmił zmysłowym szeptem i

musnął wargami jej usta. - Cieszę się, że mnie pragniesz, Tess. Udało mi się obudzić

twoje zmysły.

- Jesteś zarozumiały…

Nie pozwolił jej dokończyć. Całował rozchylone wargi. Przywarła do niego,

spragniona zmysłowej pieszczoty. Gdy w końcu podniósł głowę, długo wpatrywał się

w Tess, która spłonęła rumieńcem i przytuliła twarz do jego szyi. Z czarnych oczu

wyzierała czułość i żądza.

- śadnej kobiety nie całowałem w ten sposób - szepnął po chwili milczenia.

- Dla mnie to również całkowite zaskoczenie. - Zarumieniła się jeszcze

bardziej. - Słowa, które szeptałeś mi do ucha…

- Rozpaliły cię tak, że krzyknęłaś - powiedział. Oczy lśniły mu gorączkowym

blaskiem. - Innym kobietom tego nie mówiłem. Z tobą wszystko jest inaczej.

- Obejmowałeś mnie delikatnie. Nie czułam bólu.

Dane zacisnął zęby. Jak urzeczony wpatrywał się w rozchylone usta Tess.

background image

Pragnął jej i cierpiał w milczeniu. Trzeba wziąć się garść i rozumować trzeźwo, póki

jeszcze potrafi nad sobą zapanować.

- Oczywiście. Nie chcę, żebyś cierpiała z mego powodu - odrzekł. Do tej pory

nie przyszło mu nawet do głowy, że pieszczoty mogą być delikatne i zmysłowe.

Dopiero Tess otworzyła mu oczy. Przy niej zdobył się na łagodność, którą do tej pory

uważał za objaw słabości. - Nie mógłbym cię skrzywdzić. To mi się nie mieści w

głowie.

Przyciągnął ją do siebie i na moment przytulił twarz do jej policzka. Była w tej

pieszczocie desperacka i zaborcza tkliwość. Potem odsunął się.

- Lepiej już pójdę. Zamknij starannie drzwi. Odpoczywaj. Jutro w biurze

omówimy plan pracy, o ile będziesz się czuła na siłach podjąć wszystkie obowiązki.

- Jasne - wykrztusiła. Włosy miała potargane, a usta nabrzmiałe od

pocałunków. Wpatrywała się w Dane'a, który drżącymi rękoma poprawiał krawat. Po

chwili zapytała: - Dlaczego…

- Może próbuję się zrehabilitować? - odparł nie czekając, aż skończy.

Uśmiechnął się drwiąco.

- Ach, tak. - Tess była zawiedziona i smutna. Dane cierpiał przez to równie

mocno, jak z powodu nie zaspokojonego pożądania.

- Do diabła! - Wybuchnął gorzkim śmiechem, westchnął głęboko i powiedział

ze złością: - Pamiętaj, że jestem samotnikiem. Nie zmienię poglądów z dnia na dzień.

Pragnąłem się przekonać, czy potrafię rozpalić w tobie namiętność. Chciałem, żebyś

przestała się mnie bać. Rozumiesz?

- I to wszystko?

- O, nie! Przecież wiesz… musisz wiedzieć, jak bardzo cię pragnę. To ponad

moje siły. Przez wzgląd na własne dobro nie pozwalaj mi więcej na taką poufałość. -

Odwrócił się do niej plecami. - Nie ma dla nas przyszłości. Chciałem sprawdzić, czy

warto być czułym. Teraz wiem, że to się opłaca.

- Czyżby?

Dane przystanął w progu. Nie odpowiedział na pytanie. Z rozpaczą popatrzył

na zasmuconą dziewczynę.

- Tess, jesteś kobietą z zasadami. Nie będziesz miała żadnego pożytku z

takiego gbura i brutala. Taki jestem. Do końca życia będę cię pragnąć, lecz nie chcę

się wiązać na stałe. Nie daj się uwieść. Dobrze ci radzę, zachowaj dystans.

Tess z trudem zdobyła się na uśmiech. Doceniała uczciwość Lassitera. Miała

background image

nadzieję, że kilka starych ran w jego sercu zabliźni się nareszcie po tym, co dziś

przeżyli.

- Rozumiem. Dzięki za pomoc i troskę. Byłeś przy mnie, kiedy tego

potrzebowałam.

- Zawsze możesz na mnie liczyć, skarbie - odparł cicho.

Niefortunne zdrobnienie sprawiło, że Tess poczuła się zakłopotana. Nie

potrafiła tego ukryć.

- Przypomniałaś sobie, że tak cię nazwałem tamtego dnia, prawda? -

powiedział cicho i dodał z brutalną szczerością: - Całowałem cię dziś delikatnie i

czule, ale w łóżku jestem gwałtowny i niecierpliwy. Trudno mi pojąć, czego pragnie i

potrzebuje niewinna dziewczyna. Nie jestem dla ciebie odpowiedni. - Westchnął z

ż

alem i skrzywił się ponuro. - Dajmy sobie z tym spokój. Dobranoc, Tess.

Wyszedł i zamknął drzwi. Tess podeszła do nich i musnęła klamkę opuszkami

palców, jakby metal zachował ciepło jego dłoni. Dziś po raz drugi wziął ją w ramiona,

ale tym razem w ogóle się nie bała. Mimo woli powróciła na dawne ścieżki życia i

powędrowała w głąb tajemniczej krainy, której na imię miłość.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Dane był nieustępliwy w kwestii ochroniarza dla Tess. Adams współpracujący

luźno z agencją podjął się chętnie tego zadania.

Gdy Tess pojawiła się w biurze, Helen powitała ją uśmiechem i z niewinną

minką zanuciła pierwsze takty piosenki zatytułowanej „Ja i mój cień”.

- Zamknij się, potworze - mruknęła Tess. - Dane ma obsesję. Jego zdaniem

gangsterzy mogą dokonać na mnie zamachu w biały dzień.

- Nie może ryzykować - odparła Helen przyciszonym głosem, znacząco

unosząc brwi. - Pomyśl tylko, jak ucierpiałaby reputacja jego firmy, gdyby

zatrudniając tylu znakomitych detektywów, nie potrafił upilnować własnej sekretarki.

- Całkiem ci odbiło, - Tess wybuchnęła śmiechem i uściskała serdecznie

koleżankę. - Miło znów być tu z wami.

- Tęskniliśmy za tobą - zapewniła Helen.

- Opowiesz mi, co się tu działo? Muszę nadrobić zaległości. - Tess włączyła

komputer. - Zniknęłam na kilka dni, a mam wrażenie, jakby upłynął miesiąc.

- Sprawy toczą się szybko. Jak ramię?

- Trochę dokucza. - Tess uśmiechnęła się do koleżanki. - Nie ma powodu do

background image

obaw. Jesteśmy przecież zawodowcami. Nawet kula gangstera nas nie zmoże.

- Cholera jasna! - zirytowała się Helen. - W tym biurze wszyscy prócz mnie

mają zaszczytne blizny od postrzału. Nawet sekretarce się udało, a ja chodzę po

ś

wiecie gładka jak tyłeczek niemowlaka.

- Nic na to nie poradzę. - Tess bezradnie uniosła ramiona. - Myślisz, że

sprowokowałam tych facetów do wyciągnięcia spluw, bo chciałam cię pognębić?

- Oczywiście! - Helen z komiczną miną wzięła się pod boki. - Zawsze mi

zazdrościłaś. Sekretarki mają to we krwi.

- Nie płacę wam za plotkowanie! - dobiegł je niski głos. Drzwi gabinetu

Lassitera otworzyły się niespodziewanie. Szef spoglądał z wyrzutem na podwładne. -

Bierzcie się do roboty.

- Słucham i jestem posłuszna - oznajmiła z udawaną pokorą Helen.

Tess odwróciła wzrok i usiadła przy biurku.

- Helen zamierzała mi właśnie opowiedzieć, co się tu działo, gdy wracałam do

zdrowia.

- To niech mówi, byle nie błaznowała - rzucił oschle Dane.

- Źle wyglądasz.

- Marnie spałem. - Nerwowym ruchem odgarnął ciemną czuprynę. - Gdy

zadzwoni Andrews, umów mnie z nim przed obiadem. Mam dla niego sprawę. Idę do

sali konferencyjnej. Zaplanowałem naradę z detektywami. Nie łącz żadnych

telefonów.

- Jasne, szefie.

Dane zmierzył taksującym spojrzeniem zgrabną sylwetkę w kremowym

kostiumie i czerwonej bluzce z niewielkim dekoltem. Tess miała dyskretny makijaż i

włosy upięte w kok.

- Jesteś dzisiaj bardzo elegancka. Masz randkę po pracy?

- Nie - odparła, stukając w klawiaturę. - Doszłam do wniosku, że mój

ochroniarz nie powinien się wstydzić. Pilnowanie szarej myszki to żadna

przyjemność. W przebraniu Maty Hari wyglądam znacznie bardziej interesująco.

- Mylisz pojęcia - kpił Dane, unosząc brwi. - Tu jest agencja detektywistyczna.

Mata Hari była szpiegiem.

- Gdybym włożyła stary trencz i wymięty kapelusz w stylu Indiany Jonesa,

wyglądałabym fatalnie.

- Czyżby? - Dane wcisnął ręce do kieszeni i z roztargnieniem popatrzył na

background image

Tess, która od razu spostrzegła, że szef jest zmartwiony.

- Co się stało?

- Schwytany gangster wyszedł z aresztu za kaucją. Rzecz jasna, natychmiast

zaszył się w jakiejś kryjówce. Gliniarze nie wiedzą, gdzie szukać tego drania.

- Adams od rana nie spuszcza mnie z oka - przypomniała Tess. Poczuła

dziwny chłód.

- Jest najlepszy w branży - stwierdził Dane, w zadumie kiwając głową. -

Problem w tym, że nie będzie cię pilnował przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Trudno wymagać, żeby u ciebie zamieszkał.

- Daj mi pistolet, naucz mnie strzelać.

- To się na nic nie zda. Trzeba mieć spore umiejętności, by poradzić sobie z

bronią w chwili zagrożenia - tłumaczył cierpliwie Lassiter. Wiedział, co mówi. Tess

wierzyła mu na słowo.

- Mogłabym przenieść się do Helen - powtórzyła sugestię sprzed kilku dni.

Dane wyjął ręce z kieszeni, oparł je na biurku i pochylił się ku Tess, żeby nikt

ze współpracowników nie usłyszał jego słów. Przyglądał się z uwagą zaskoczonej

dziewczynie.

- Nie zrozum mnie źle. To nie jest wcale niemoralna propozycja. Chcę, żebyś

wprowadziła się do mnie. Wrócisz do siebie, gdy obaj gangsterzy zostaną osadzeni w

areszcie.

- Mam z tobą zamieszkać? - powtórzyła z wahaniem.

Dane skinął głową.

- To najlepsze rozwiązanie. Zadbam o twoje bezpieczeństwo. Nie możesz

wprowadzić się do Adamsa, bo jego dziewczyna zatrułaby ci życie - stwierdził

ż

artobliwie, próbując zbagatelizować sprawę.

Wahała się, nie wiedząc, jak postąpić.

- Tess - dodał przyciszonym głosem - jeżeli sądzisz, że zachowam się tak

samo jak wczoraj wieczorem, to jesteś w błędzie. Wyrzekłem się stałego związku. Nie

będę próbował cię uwieść. Chyba nie wierzysz, że mógłbym wziąć cię siłą.

- Jasne, ale twoja propozycja jest dla mnie… krępująca - powiedziała cicho i

przygryzła wargę.

- Zadbam o twoją reputację. Tylko nasi pracownicy będą wiedzieli, gdzie

mieszkasz. Oni rozumieją, w czym rzecz. Przecież nie proponuję ci ognistego

romansu.

background image

- Wiem. - Tess oglądała różowe paznokcie. Kciuk był obgryziony. Schowała

go nerwowym ruchem. Dane delikatnie uniósł jej twarz.

- Przysięgam, że w czasie twojego pobytu nie będę paradować nago po

mieszkaniu ani oglądać rozgrywek sportowych w telewizji.

- Jesteś kibicem i nudystą? - Uśmiechnęła się mimo woli. Dane pokręcił

głową.

- Na szczęście sport mało mnie obchodzi, ale z chodzeniem nago po

mieszkaniu to prawda. Obiecuję kupić piżamę i szlafrok. Niech stracę.

- Lubię spać w piżamce.

- Przyjadę po ciebie o siódmej. Zmienię Adamsa.

Dzień minął spokojnie. Tess wyszła z agencji o piątej. Adams nie odstępował

jej na krok. Po powrocie do domu zapakowała do walizki rzeczy potrzebne na kilka

dni. Bez entuzjazmu odniosła się do przeprowadzki, ale nie miała innego wyjścia.

Punktualnie o siódmej Dane zadzwonił do drzwi Tess i wysłał Adamsa do

domu.

- Jesteś gotowa? - zapytał.

- Włożę tylko płaszcz - odparła, rozglądając się po mieszkaniu. W

przedpokoju stała walizka.

Zeszli na dół i wsiedli do mercedesa.

- Ta afera ma swoje dobre strony. Nabieram doświadczenia. Mam nadzieję, że

pozwolisz mi wreszcie robić to, na co mam ochotę. Lubię ryzyko.

Dane doskonale wiedział, że Tess pragnie zostać detektywem, ale udawał, że

nie rozumie.

- Do czego zmierzasz? Czyżbyś chciała ze mną sypiać?

- Milcz, pyszałku! - rzuciła z oburzeniem.

Dane uśmiechnął się chełpliwie.

- Pragniesz mnie. To pewne.

- Masz zielone światło - odrzekła, odwracając wzrok.

- Zmieniasz temat, moja droga - stwierdził, ruszając i dodał z komiczną

powagą: - Ostrzegam cię. Trzymaj się nocą z dała od mojego łóżka. Nie ulegnę,

choćbyś mnie błagała na kolanach. Zamknę się w sypialni na klucz, więc nie próbuj

mnie uwieść.

Tess gapiła się na szefa z niedowierzaniem. Od kiedy poważny detektyw gada

takie bzdury?

background image

- Będziesz rozczarowana - perorował Lassiter, unosząc brwi - ale zapamiętaj

sobie, że nie mam zwyczaju romansować.

- Dane, czy ty się dobrze czujesz?

- Oczywiście! Nie próbuj się do mnie przysunąć, udając, że chcesz sprawdzić,

czy mam gorączkę - rzucił ostrzegawczym tonem. - Ręce przy sobie, moja droga. I

zabierz dłoń z mego kolana. Nie jestem łatwy.

Tess parsknęła śmiechem, słysząc te wywody. Nie sądziła, że Lassiter ma

poczucie humoru. Zapewne ukrywał je przed ludźmi od lat.

- Czuję się jak niebezpieczna kusicielka - odrzekła Tess.

- Przeczucie mnie nie omyliło. Przed kobietami zawsze należy się mieć na

baczności - powiedział Dane. - Niewinne panienki spragnione mocnych wrażeń to

szczególne zagrożenie.

- Nie szukam mocnych wrażeń! - oburzyła się Tess.

- Skąd ta pewność? - Lassiter wjechał na parking obok kamienicy, w której

mieszkał. Zatrzymał samochód i rzucił Tess oskarżycielskie spojrzenie. - Wszystkie

kobiety skrywają w sercu zdrożne pragnienia. Na pewno nie jesteś wyjątkiem. Nie

dam sobie zamydlić oczu. Wiesz, jak to bywa: zarumieniona i płochliwa dzieweczka

zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, dyszy namiętnie i zdziera

ubranie z przyzwoitego mężczyzny.

- Przysięgam, że będę się starała zapanować nad… zdrożnymi pragnieniami -

obiecała Tess. W szarych oczach rozbłysły wesołe iskierki.

- Doskonale. Trzymam cię za słowo. Nie waż się mnie podglądać, gdy będę w

kąpieli - dodał ponuro.

Zabawna paplanina Dane'a sprawiła, że Tess przestała się obawiać. Gdy szła

po schodach na pierwsze piętro, była już całkiem spokojna.

Pokój wskazany Tess przez Lassitera urządzony był na niebiesko; tapeta,

dywan, zasłony - wszystko w różnych odcieniach tego koloru. Tess od razu poczuła

się tam jak u siebie. Podobnie było na farmie. Brakowało tylko wiecznie zatroskanej

Beryl.

- Jeśli chcesz, zajmę się gotowaniem - zaproponowała.

- Doskonały pomysł - odparł skwapliwie. - Umiem gotować, ale tego nie lubię.

Tess otworzyła zamrażarkę. Znalazła w niej mnóstwo zapasów. Lodówka

także była wypełniona jedzeniem.

- Czas przygotować kolację. Proponuję stek i sałatkę. Zgoda?

background image

- Jasne. - Dane zdjął buty, rozpiął marynarkę i opadł na kanapę.

Tess poszła do swego pokoju, by się przebrać w dżinsy i bawełnianą koszulkę.

Włożyła grube skarpetki. Lubiła chodzić po mieszkaniu bez kapci. Dane miał chyba

podobne upodobania.

Gdy wróciła do salonu, okazało się, że Dane poszedł za jej przykładem.

Prezentował się doskonale w spranych dżinsach i białym podkoszulku.

- Może napijesz się kawy? - zapytał z uśmiechem. Jej zachwycone spojrzenie

sprawiło mu wielką przyjemność.

- Tak.

- Zaraz przygotuję.

Kuchenka była zbyt mała dla dwu krzątających się osób. Tym zapewne można

wytłumaczyć fakt, że parząc obiecaną kawę, Dane ocierał się raz po raz o Tess.

Szybko zrobił swoje, ale nie wyszedł z kuchni. Trzymał się blisko

tymczasowej lokatorki. Był od niej znacznie wyższy. Sportowe ubranie podkreślało

muskularną sylwetkę.

- Jesteś zakłopotana - mruknął.

Chciała zaprzeczyć, ale po namyśle zmieniła zdanie. Dane niełatwo dawał za

wygraną; zmusiłby ją do powiedzenia prawdy.

- Tak - odparła szczerze.

Dane oparł się plecami o kuchenny blat, chwycił dłońmi jego brzeg i popatrzył

na Tess tak czule, że z wrażenia nogi się pod nią ugięły.

- Chodź do mnie. Razem coś na to poradzimy - kusił zmysłowo.

- Dane - rzuciła ostrzegawczym tonem. Nie odwróciła wzroku.

- Widzę, że drżysz - szepnął. Zmrużone oczy spoglądały na nią pożądliwie, -

Tracisz oddech. - Popatrzył znacząco na jej piersi sterczące pod bluzką. - Wyobraź

sobie, co byś czuła, gdybym uniósł brzeg koszulki i całował nagą skórę, objął

wargami sutki i pieścił, aż będą nabrzmiałe i twarde.

- Dane!

Dygotała jak w gorączce. Niemal umknęło jej uwagi, że Lassiter wyłączył

kuchenkę i odstawił patelnię, na której smażyła mięso. Ujął Tess za rękę i przyciągnął

do siebie. Objął szczupłą talię i wsunął dłonie pod cienką bawełnę. Patrzyli sobie w

oczy.

- Powoli, cal po calu - szeptał namiętnie Dane, unosząc koszulkę. - Bez

pośpiechu. Chcę dotknąć twojej nagiej skóry…

background image

Tess czuła, że lada chwila zemdleje od nadmiaru wrażeń.

- Przytul się do mnie, żebyś nie upadła - szepnął. Pochylił głowę i dotknął

wilgotnymi ustami nagiej skóry pod elastyczną taśmą biustonosza. Tess poczuła

delikatną pieszczotę ciepłego języka. Zacisnęła dłonie na muskularnych ramionach,

by utrzymać równowagę. Była tak oszołomiona rozkoszą, że łzy stanęły jej w oczach.

Marzyła, by pieścił ją dalej. Była uległa i chętna. Czekała…

- Tess! - rozległ się w ciszy głośny okrzyk. Dane wypuścił ją z objęć, podniósł

głowę i odetchnął głęboko. - Na miłość boską, wybacz mi…

Obciągnął podwiniętą koszulkę i wyszedł z kuchni, nie oglądając się za siebie.

Tess zamarła w bezruchu, wsparta o kuchenny blat. Miała wrażenie, że dobiega ją

szum wody, ale słyszała go jak przez mgłę. Po chwili mogła już stać o własnych

siłach. Zajrzała pod pokrywkę. Steki były usmażone jak należy. Co za szczęście, że

nie spaliła ich na węgiel.

Opanowała się na tyle, by nakryć do stołu. Podała kolację i przelała kawę do

dzbanka. Gdy wszystko było przygotowane, wrócił Dane. Był w koszuli zapiętej po

szyję. Włosy miał wilgotne, jakby przed chwilą wziął prysznic. Zapewne tak właśnie

było. Tess sama chętnie wskoczyłaby na chwilę pod strumień zimnej wody. Nadal

trawił ją płomień żądzy. Nie mogła się temu nadziwić. Jeszcze przed kilkoma dniami

odczuwała lęk przed mężczyzną, którego teraz pragnęła.

- Wszystko w porządku - powiedział cicho, gdy w czasie kolacji spostrzegł, że

Tess unika jego wzroku. - Nic się nie stało.

Nic? Mało brakowało, żeby krzyknęła to na głos. Nie mogła spokojnie patrzeć

na Dane'a zajętego posiłkiem.

- Doskonały stek - oznajmił, przerywając milczenie. - Nie potrafię tak usmażyć

mięsa. Wychodzi mi na pół surowe albo przypalone.

- Najważniejsza jest temperatura oleju - odrzekła. - Trzeba go rozgrzać, nim

przystąpisz do smażenia.

- Mogłabyś nauczyć mnie gotować, kiedy będziesz tu mieszkać.

- Chętnie.

- Czemu jesteś taka zakłopotana, Tess? - zapytał, spoglądając jej w oczy. Był

smutny. - Ledwie cię dotknąłem.

- Twoje słowa były śmielsze niż dłonie.

- Straciłem kontrolę. Sprawy zaszły za daleko. Trochę z ciebie zakpiłem -

przyznał z bolesną szczerością. Trudno było określić wyraz jego twarzy. -

background image

Niespodziewanie padłaś mi w ramiona i…

- Rozumiem - wtrąciła z pozoru obojętnie, jakby w ogóle jej to nie obeszło,

mimo że czuła się oszukana i odepchnięta. Podniosła wzrok. Zdziwił ją

nieodgadniony wyraz jego twarzy. - Czuję się współwinna.

- I słusznie. - Usiadł wygodnie na krześle i dodał, nie owijając w bawełnę: -

Jedno ci powiem, Tess, nim zaczniesz sobie wyobrażać Bóg wie co. Straciłem

panowanie nad sobą, ponieważ zbyt długo żyję, w dobrowolnym celibacie. Od

wypadku nie miałem kobiety. Jestem bardziej wyposzczony, niż sądziłem.

A więc tak się sprawy mają. Trudno zabić nadzieję, niemniej jednak Dane

jasno i wyraźnie dał Tess do zrozumienia, że nie jest w niej szaleńczo zakochany.

Była przygnębiona, ale ciekawość nie dawała jej spokoju.

- Dlaczego unikasz kobiet? – zapytała.

- Z powodu moich blizn - odparł szczerze, zaskoczony jej bezpośredniością.

- Nadal odczuwasz ból?

- Chodzi o to, jak wyglądam; Takie blizny budzą odrazę. - Zmarszczył brwi,

popatrzył jej w oczy i dodał z ociąganiem: - A także przez ciebie. Seks stracił dla

mnie wszelki urok po tym, jak uciekłaś tamtego dnia. Chyba przestałem wierzyć w

siebie.

- Wtedy byłeś zupełnie inny - odparła z wahaniem Tess. - Dzisiaj… Nie bałam

się ciebie.

- Zauważyłem - stwierdził krótko. Wpatrywał się w nią tak uporczywie, że.

spłonęła rumieńcem. - Nie powinnaś mi ufać, Tess. Będę z tobą szczery, Gdybym

dotknął twoich piersi i zaczął je całować, nie wiem, czym, by się to skończyło.

Rozumiesz, do czego zmierzam, maleńka? Pragnę cię. Szaleję za tobą!

- Gdyby nie mój brak doświadczenia…

- Dawno zostalibyśmy kochankami - dokończył ponuro. Zaklął półgłosem i

ukrył twarz w dłoniach. Oddychał z trudem. - Wychodzę. Muszę się przewietrzyć!

Tess odprowadziła go wzrokiem, drżąc z pożądania, które wybuchło nagłym

płomieniem. Nie mieściło jej się w głowie, że Dane tak bardzo jej pragnie. Od paru lat

udawał, że jest do niej wrogo nastawiony i trzymał się od niej z daleka. Nagle doznała

olśnienia: Dane był wobec niej szorstki, bo próbował ukryć, co naprawdę czuje.

Zależało mu na niej. I to bardzo. Bał się miłości, ale był zakochany. Tess wstrzymała

oddech, uświadomiwszy sobie, że Dane bardzo ją kocha. Dlatego tak się o nią

troszczył… dlatego próbował wzbudzić w sobie nie znaną dotąd czułość. To było

background image

jedyne wytłumaczenie.

Dane wrócił do mieszkania kilka minut później. Przybrał obojętny wyraz

twarzy. Tess postanowiła udawać, że niczego się nie domyśla.

- Napijesz się kawy? - zapytała uprzejmie.

- Bardzo chętnie.

Dane walczył z samym sobą, próbując zabić wielką miłość. Gdyby się nie

pilnował, oszalałby na punkcie Tess. Nie mógł do tego dopuścić. Jego ukochana była

kobietą z zasadami. Miała staroświeckie poglądy na życie i mężczyzn. Podzielała

opinie babci, która ją wychowała. Nie mógł pójść z Tess do łóżka, a potem

zapomnieć, co ich łączyło. Pozostało mu jedno wyjście: stłumić żądzę i ukrywać

prawdziwe uczucia. Serce mu krwawiło, ale musiał odepchnąć Tess, żeby nie odkryła

prawdy.

Obserwował ją z tęsknotą, ale gdy podniosła oczy, odwrócił wzrok, by się nie

zdradzić. Postanowił traktować Tess tak, jak szef traktuje podwładną. Uznał, że

potrafi się na to zdobyć.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Pobyt u Lassitera sprawił Tess wielką przyjemność. Nie przypuszczała, że tak

miło będzie oglądać z nim wieczorami telewizję. Lubił przesiadywać w salonie i

oglądać stare filmy. Rozparty w fotelu, ubrany w białą koszulkę, dżinsy i grube

skarpetki wolno sączył piwo. Odkąd uświadomiła sobie, co do niej czuje, przestała się

go obawiać. Lubiła łagodne i tkliwe spojrzenie czarnych oczu, kiedy się do niej

uśmiechał.

Z natury był odludkiem ukrywającym wiele zahamowań. Czuł się zakłopotany,

gdy mówił o własnych uczuciach. W rozmowach z Tess starannie unikał owych

tematów. Omawiali sprawy służbowe, plotkowali, dyskutowali o rozmaitych

problemach, unikając na mocy niepisanej umowy wszystkiego, co dotyczyło ich

znajomości.

Kilka dni po przeprowadzce Tess oglądała samotnie program o ciąży i

porodzie. Dane pracował w gabinecie. Niespodziewanie stanął w drzwiach. Zerknął

na ekran.

Sprawiał wrażenie zakłopotanego. Gdy ujrzał ludzki embrion, odwrócił się,

jakby chciał wrócić do siebie. Tess od razu to zauważyła i powiedziała skwapliwie:

- Jeśli chcesz, zmienię kanał i poszukam innego programu.

background image

Zawahał się i z ociąganiem spojrzał ponownie na ekran.

Kolejne fazy porodu sfilmowane zostały bez upiększeń, z reporterską

dokładnością.

- Nie muszę tego oglądać. - Tess za pomocą pilota wyłączyła telewizor i

dodała szczerze: - Byłam ciekawa, jak to wygląda. Mało wiem o sprawach płci. W

domu się o tym nie mówiło, a informacje wyniesione ze szkoły są dosyć ogólnikowe.

Chciałam uzupełnić swoją wiedzę o tym… skąd się biorą dzieci.

- Powiedziałbym raczej… jak się je robi - poprawił Dane, nie odrywając

spojrzenia od zarumienionej dziewczęcej twarzy. - Pewnie tego nie pokazali, co?

- Zgadza się - szepnęła Tess.

- Mam w bibliotece książkę na ten temat - odparł cicho. - Pewnie nie zechcesz

przeglądać jej ze mną. Radzę przeczytać. Jest bardzo ciekawa. Autor pisze o seksie

taktownie, bez niepotrzebnych emocji.

- Nie sądziłam, że mężczyzn interesują takie lektury. - Tess uważnie

obserwowała swego rozmówcę, który nagle odwrócił głowę. - Czyżbyś chciał się

czegoś dowiedzieć? Myślałam, że masz spore doświadczenie.

- Wiem, co to seks - odparł. - Nie mam pojęcia, jak się kochać. Zmieńmy

temat. Ta rozmowa nie ma sensu.

- Już się ciebie nie boję - powiedziała nagle Tess cichym głosem. - Jesteś

ogromnie pociągający. Gdy mnie całowałeś w kuchni, wcale nie chciałam, żebyś

przerwał.

- To ryzykowne wyznanie - szepnął Dane. Serce biło mu coraz mocniej. -

Wiesz, jak to się może skończyć.

- Dane, czy chciałbyś mieć dziecko? - zapytała cicho, patrząc z uwielbieniem

na ukochanego. Mężczyzna poczerwieniał i gwałtownym ruchem odwrócił głowę.

- Nie - odparł krótko.

- Naprawdę? - Tess nie dawała za wygraną.

- Właściwie nie ma powodu, żebym to przed tobą ukrywał - stwierdził po

chwili milczenia. Spojrzał z wahaniem na dziewczynę. - Jestem bezpłodny.

W pierwszej chwili nie pojęła, o co mu chodzi. Znaczenie usłyszanych słów w

ogóle do niej nie dotarło.

- Jane bardzo chciała zajść w ciążę - mówił z ociąganiem. - Miała na tym

punkcie obsesję. Być może dlatego w łóżku nie potrafiłem zdobyć się wobec niej na

delikatność. Robiła mi awantury, bo nie potrafiłem jej zapłodnić. Czułem się przy niej

background image

jak wykastrowany byk. W końcu postawiła na mnie krzyżyk i nie chciała dalej

próbować. - Westchnął ciężko. - Nie mogłem dać jej dziecka. Doszło do tego, że

zbliżenia dla nas obojga stały się koszmarem. - Dane popatrzył na Tess z rozpaczą. -

Moja chwilowa gwałtowność spowodowała znaczne spustoszenia w twojej psychice,

a zatem możesz sobie wyobrazić, jakie zahamowania spowodowało u mnie tamto

cierpienie.

Odwrócił się. Tess wstała z kanapy podeszła do niego.

- Wiele jest powodów, dla których kobieta nie może zajść w ciążę.

- Jane urodziła dziecko w dziesięć miesięcy po ślubie z drugim mężem -

stwierdził krótko.

W milczeniu zmierzył taksującym spojrzeniem szczupłą postać dziewczyny w

dżinsach i obszernej zielonej koszuli zapiętej pod samą szyję. Wyglądała ślicznie z

włosami niedbale związanymi w koński ogon.

- Nie igraj z ogniem - szepnął Dane, gdy Tess podeszła jeszcze bliżej. - Jeśli

ciebie dotknę, stracę panowanie nad sobą. Wiesz, czym się to skończy.

- Tak, Dane - odparła cicho, patrząc mu w oczy. Była zarumieniona. Jego

słowa i spojrzenie podniecały ją równie mocno jak pocałunki.

Dane zacisnął zęby. Oddychał nieregularnie.

Tess zmierzyła go spojrzeniem. To wystarczyło, by stracił kontrolę nad

własnym ciałem, chociaż za wszelką cenę próbował ją zachować. Tess nie odwróciła

wzroku. Z zachwytem obserwowała ukochanego. Świadczył o tym wyraz jej twarzy.

Spojrzała mu w oczy, świadoma własnych odczuć i pragnień. Była pewna, że Dane ją

kocha. Gdyby przekonał się, jak cudowne może być miłosne zbliżenie dwojga

zakochanych, na pewno zapragnąłby trwałego związku.

Dane szybko stracił głowę i poddał się namiętności, która ogarnęła go niczym

płomień. Wziął Tess na ręce i ułożył na kanapie. Wyciągnięte nad głową ramiona

dziewczyny spoczywały bezwładnie na beżowym obiciu. Usta były rozchylone, oczy

zamglone pożądaniem, ciało cudownie odprężone i uległe.

- Będzie trochę bołało - ostrzegł Dane.

- Wiem - szepnęła.

Ręce mu drżały, gdy zdejmował bawełnianą koszulkę. Rzucił ją na podłogę.

Na moment zamarł w bezruchu, starając się zapanować nad pożądaniem.

- Chyba rozumiesz, że gdy cię dotknę, będzie za późno, aby się wycofać.

Przestanę nad sobą panować.

background image

- Kocham cię, Richardzie - szepnęła, używając imienia, którym nikt poza nią

się nie posługiwał. - Kocham całym sercem. Nawet lęk nie zniszczył tej miłości.

- Tess…! - jęknął Dane.

- Bądź moim przewodnikiem i nauczycielem. Kochaj mnie - prosiła szeptem.

- Nie powinienem. - Przymknął oczy, drżąc na całym ciele. Zacisnął dłonie w

pięści. - Na miłość boską, przecież ty nigdy…

- Kocham cię - szepnęła znowu.

- Nie potrafię odwzajemnić tego uczucia, Tess - wyznał z goryczą, obejmując

dłońmi jej twarz.

Położyła mu palec na ustach. Wiedziała, że to wyznanie podyktowane jest

strachem przed wielką miłością. Wahanie i ostrożność więcej niż słowa mówiły o

jego prawdziwych uczuciach.

Pochylił się, by ją pocałować. Wargi mu drżały. Rozchylił je lekko i objął

palcami smukły kark, unosząc głowę Tess, która poddała się pieszczocie ust i języka.

Uśmiechnęła się, czując łagodne dotknięcie. Dane obsypywał pocałunkami jej

twarz, jakby dopiero poznawał delikatne rysy. Tess zrobiło się ciepło na sercu.

Dane położył się obok dziewczyny i przyciągnął ją do siebie. Wsunął kolano

między smukłe uda. Jego pocałunki stawały się coraz bardziej zaborcze.

Tess wsunęła palce w ciemne włosy. Poczuła, że męskie dłonie wślizgują się

pod jej koszulę i gładzą nagie plecy. Całował chętne usta tak długo, aż nabrzmiały od

pocałunków. Bez pośpiechu zdjął dziewczynie koszulę i biustonosz, by pieścić

obnażone piersi. Pocierał dłońmi nabrzmiałe sutki. Tess oddychała nierówno. Była jak

w gorączce.

- Nie patrzyłem na ciebie, gdy cię po raz pierwszy dotykałem - szepnął Dane. -

Teraz mogę nadrobić zaległości.

Usiedli naprzeciwko siebie. Lassiter obejmował Tess, wolno przesuwając

wierzchem dłoni po jej sutkach. Dziewczyna drżała.

- To cudowne uczucie - wykrztusił Dane, patrząc jej w oczy. - Nie wiedziałem,

ż

e może tak być.

- Ja również - odparła szczerze.

- Chcę całować twoje piersi, Tess - szepnął zdławionym głosem i pochylił

głowę.

Wygięła się w łuk, gdy wilgotne usta objęły jej sutki. Miała wrażenie, że unosi

się w powietrzu. Płomień trawił jej wnętrzności. Krzyknęła, owładnięta nagłą

background image

rozkoszą.

- Tak - powtarzał, całując jej piersi. - Tak, maleńka. Jesteś najpiękniejszą

istotą, jaką kiedykolwiek widziałem.

- Ty również - odparła szeptem.

Rozebrali się pospiesznie. Wkrótce leżeli obok siebie na kanapie. Po latach

dobrowolnego celibatu Dane dygotał z niecierpliwości. Głaskał i okrywał

pocałunkami smukłe ciało.

- Pragnę cię, skarbie - powtarzał raz po raz, czując, jak Tess drży z pożądania,

rozpalona jego pieszczotami.

Wsunął się na nią. Delikatnie całował nabrzmiałe usta i ocierał się o Tess, by

wiedziała, jak bardzo jest podniecony.

- Otwórz usta - szepnął, muskając ustami jej wargi. Oszołomiło ją namiętne

dotknięcie języka. - Teraz!

Wszedł w nią i poczuła ból. Nie zważała na to. Z trudem mieściło jej się w

głowie, że można tak bardzo pragnąć mężczyzny…

Silne dłonie objęły uda dziewczyny i uniosły ją nieco.

Ból powrócił, ale nie zwracała na to uwagi, oszołomiona namiętnym

pocałunkiem.

- Wybacz, że muszę ci sprawić ból - szepnął, muskając oddechem jej usta.

Podniósł głowę i popatrzył na Tess oczyma płonącymi jak w gorączce.

- Chcę widzieć, jak stajesz się kobietą - szepnął, wpatrując się w nią i

poruszając rytmicznie biodrami.

Jęknęła. Oczy miała pełne łez. Dane scałował je delikatnie. Nagle ból ustąpił.

Poczuła na twarzy dotknięcie szorstkiego policzka, a potem łagodny pocałunek

wilgotnych ust. Wsłuchiwała się w słodkie słówka szeptane lekko schrypniętym

głosem. Otworzyła dłonie zaciśnięte na muskularnych ramionach.

- Teraz możemy się kochać, Tess - powiedział cicho. - Nie będzie bolało.

Kobieca intuicja podpowiedziała jej, że i dla niego to w pewnym sensie

pierwszy raz. Z żadną kobietą nie kochał się dotąd tak jak z nią. Przylgnęła do

ukochanego, łkając z rozkoszy. Obiecał jej cudowne przeżycie i dotrzymał słowa.

Błagała, żeby posiadł ją całkowicie. Dane poddał się namiętności, zapomniał o

skrupułach i obawach. Patrzył z uśmiechem na Tess, aż obezwładniająca rozkosz

zaćmiła mu wzrok i zmusiła do krzyku.

Gdy nieco ochłonęli, przytulił ją mocniej. Całował załzawione oczy delikatnie

background image

i czule, głaskał drżące ciało. Potem wstał i przyniósł z lodówki schłodzone piwo,

które wypili na spółkę. Nie myślał o jutrze, jakby mieli dla siebie jedynie tę noc.

Tylko dziś mogli dzielić rozkosz, przeżywać cudowne chwile i po słodkiej udręce

pieszczot zmierzać do całkowitego spełnienia.

- Będziemy się kochać raz jeszcze - szepnął, leżąc między jej rozsuniętymi

udami. - Będzie ci tak dobrze, że zaczniesz krzyczeć, tak jak ja przed chwilą.

- Kocham cię - szeptała jak w transie. Ich ciała zdawały się stworzone dla

siebie. Ledwie w nią wszedł, krzyknęła z rozkoszy.

- Teraz? - zapytał, poruszając się rytmicznie.

- Tak - jęknęła. - Tak, tak, tak...

Dane nie przeżył dotychczas równie wielkiego uniesienia. Zapomniał o całym

ś

wiecie, gdy spazmatyczny dreszcz wstrząsnął ciałem Tess, a z jej spierzchniętych

warg wyrwał się jęk zachwytu. Usłyszał go po raz drugi, trzeci… Nie mógł się

nadziwić, że stać go na taki wyczyn. Jego męskie siły były chyba niewyczerpalne. W

końcu jednak osłabł. Zasnął, nim dotknął głową poduszki.

Rano Tess obudziła go pocałunkiem. Otworzył oczy i ujrzał rozpromienioną

twarz dziewczyny. Jęknął cicho, delikatnie położył Tess na posłaniu i przylgnął do

niej całym ciałem.

- Nie - szepnęła pospiesznie. Jego pożądliwe spojrzenie sprawiło, że się

zarumieniła. Po chwili dodała, nie kryjąc rozczarowania: - Przykro mi. Trochę boli.

Dane odetchnął głęboko. Powoli odzyskał panowanie nad sobą. Objął dłonią

jej pierś.

- Wziąłem cię cztery razy - szepnął, zaglądając Tess w oczy. - To chyba nie

było przyjemne.

- Mylisz się - odparła, energicznie potrząsając głową. - Nie czułam bólu. Tylko

za pierwszym razem…

- Ale gdybyśmy się teraz kochali, byłoby inaczej?

- Obawiam się, że tak.

- Powinienem był to przewidzieć. - Dane westchnął i położył się na plecach. -

Jeszcze się chyba nie obudziłem. Pijemy kawę?

- Chętnie ją zaparzę.

Podniosła się z łóżka, spostrzegła, że jest naga, i wstydliwie okryła biust

prześcieradłem.

Nie uszło uwagi Dane'a, że Tess zerka na niego, próbując ukryć zakłopotanie.

background image

Mruknął coś niewyraźnie, siadł na łóżku, bez skrępowania włożył slipy, dżinsy i

skarpetki. Tess uważnie go obserwowała.

- Idę się ogolić. Możesz spokojnie włożyć ubranie - rzucił, nie patrząc jej w

oczy.

Odprowadziła go wzrokiem. W jej spojrzeniu była czułość. Chciała

powiedzieć, że go kocha, ale zdawała sobie sprawę, że nie usłyszy w odpowiedzi

podobnych słów, mimo że w nocy pieścił ją z wielką pasją i oddaniem. Nie miała

wątpliwości, że jest w niej zakochany. Patrzyła na niego z uwielbieniem.

- Pospiesz się - rzucił na odchodnym. - Wkrótce musimy jechać do agencji.

- Ach, tak. Racja.

Ani słowa więcej o tym, co między nimi zaszło. Dane zachowywał się jak

zatroskany szef poważnej firmy.

Tess przeczuwała, że Dane zamknie się w sobie. Uważał, że niebezpiecznie

jest zdradzać prawdziwe uczucia - nawet wobec niej. Wcale nie była tym urażona.

Szybko przygotowali się do wyjścia. Gdy podczas śniadania padła jakaś

wzmianka na temat minionej nocy, Dane natychmiast zapomniał o rezerwie i

ostrożności. Wyobraźnia płatała mu figle. Spoglądał pożądliwie na Tess.

Przestraszony tą reakcją, zerwał się na równe nogi i rzucił serwetkę na stół.

- Pora jechać - powiedział ostro.

Poszła za nim bez słowa. Marzyła o szczęśliwej przyszłości, bo czuła się

kochana. Wiedziała, że Dane będzie próbował zachować dystans. Przewidziała takie

zachowanie. Nie mógł się jednak opierać w nieskończoność; wobec miłości był

równie bezbronny jak Tess. Postanowiła dać czas ukochanemu. Nie zamierzała go

popędzać. Trzeba zdobyć się na cierpliwość. Stawką było jej szczęście.

ś

ałowała tylko, że nie mogą mieć dziecka zrodzonego z cudownych przeżyć

wspólnych nocy. Kochałaby je nad życie.

Gdy zjawili się w biurze, natychmiast wciągnął ich wir codziennych spraw.

Dane przyjął to z ulgą. Zniknął za drzwiami gabinetu, nie patrząc na Tess, która od

razu zajęła się przeglądaniem notesu i potwierdzaniem jego roboczych spotkań.

Kilka ostatnich dni minęło Tess niepostrzeżenie. W agencji wrzało jak w ulu.

Dziewczyna niemal zapomniała o feralnym wieczorze. Ramię prawie nie bolało, lecz

ostatniej nocy trochę je sforsowała. Zarumieniła się, wspominając z uśmiechem, jak

Dane całował jej blizny. Z równą delikatnością wodziła opuszkami palców po jego

ramieniu i udzie. Gdy się kochali, szeptała mu do ucha, że to blizny godne

background image

walecznego żołnierza. Te słowa wzmagały odczuwaną przez niego rozkosz.

Wspominała krzyk przechodzący niemal w łkanie i bezsilność wyczerpanego

mężczyzny, który po wysiłku opadał bezwładnie na posłanie.

Nadeszła pora obiadu. Detektywi wychodzili jeden po drugim. Tess pożegnała

uśmiechem znikającą za drzwiami Helen. Dane wcześniej poszedł coś zjeść. Tess

została w biurze całkiem sama. Zaaferowany szef prawdopodobnie tego nie

przewidział, gdy odmówił prośbie Helen, która chciała zabrać Tess do restauracji.

Opuszczona przez wszystkich sekretarka postanowiła wyskoczyć do kafeterii po

drugiej stronie ulicy i kupić porcję pieczonego kurczaka. To lepsze niż przymieranie

głodem.

Włożyła płaszcz, wyszła z biura i zamknęła drzwi na klucz. Była roztargniona,

bo nieustannie myślała o ukochanym. Nagle ktoś zatkał jej ręką usta. Znieruchomiała,

nie wiedząc, co się dzieje.

- Mam cię, ślicznotko - rzucił chrapliwie nieznajomy. - Udało się. Załatwimy

cię. Nie będziesz świadczyć przeciwko nam.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Tess była przerażona. Nigdy w życiu tak się nie bała. Napastnik wykręcił jej

rękę. Szli wolno ku frontowym drzwiom budynku, gdzie wspólnik gangstera czekał w

samochodzie z włączonym silnikiem.

To chyba jakiś koszmar, powtarzała w duchu dziewczyna. Takie sceny

zdarzają się tylko w filmach sensacyjnych. Wystarczyło, że poczuła nóż pod żebrami,

aby uwierzyła w realność niebezpieczeństwa. Poznała cierpki smak panicznego lęku.

Ś

mierć zaglądała jej w oczy.

Jeśli pozwoli napastnikowi, by wepchnął ją do auta, z pewnością nie wyjdzie z

opresji. Dane przewidział, że coś takiego może nastąpić. Poniewczasie przyznała mu

rację.

Błyskawicznie oceniła swoje położenie. Nikłe miała szanse na wyrwanie się z

rąk bandyty, ale sytuacja nie była wcale beznadziejna. Kiedy gangster podejdzie do

frontowych drzwi, będzie musiał sięgnąć do klamki tą samą ręką, w której trzymał

nóż. Jeśli Tess zachowa przytomność umysłu i będzie działać szybko, może zdoła

uciec.

Nie stawiała oporu przestępcy, który popychał ją ku wyjściu. Z oczyma

pełnymi łez błagała, by ją puścił. Miała nadzieję, że wygląda na typową ofiarę

background image

przemocy. W takim wypadku drań ją zlekceważy i przestanie się mieć na baczności.

W myśli powtarzała sekwencję gestów, które powinna wykonać, gdy nadejdzie

odpowiednia chwila.

Stało się. Ręka uzbrojona w nóż sięgnęła klamki. Tess uderzyła łokciem w

splot słoneczny napastnika. Gdy facet zgiął się wpół, uniosła kolano i kopnęła go w

nos; poczuła ciepłą krew. Energicznym szarpnięciem wyrwała się z morderczego

uścisku i wybiegła na ulicę. Było wczesne popołudnie. Chodnikami szło mnóstwo

ludzi. Bogu dzięki! Gangsterzy nie odważą się chyba ścigać jej w takim tłumie. Biegła

dysząc ciężko.

Wmieszała się w grupę przechodniów czekających na zielone światło. Kątem

oka dostrzegła samochód jadący szybko w jej kierunku. Nie odważą się, myślała

gorączkowo. Wykluczone…

- Tess!

Podniosła wzrok. To był mercedes. Za kierownicą siedział jej szef.

- Dane! - Przebiegła przez ulicę, wskoczyła do auta i rzuciła się w ramiona

ukochanego.

Objął ją mocno, zapominając na moment o całym świecie. Był wstrząśnięty.

Spieszył się bardzo, żeby wrócić do biura przed wyjściem detektywów. Nagle ujrzał

zdyszaną Tess i oddalające się auto. Musiał zdecydować, co jest ważniejsze -

bezpieczeństwo dziewczyny czy ściganie uciekinierów. Od razu wiedział, jaką

podejmie decyzje.

Pocałował Tess zachłannie. Niechętnie oderwał wargi od jej ust, uruchomił

silnik i włączył się do ruchu. Auta jechały wolno zatłoczoną ulicą. Lassiter myślał o

Tess. Nic więcej go nie obchodziło.

- Niewiele brakowało i byłoby po mnie - powiedziała, oddychając z trudem. -

Dałam się zaskoczyć, gdy wychodziłam z biura. Przyłożył mi nóż do pleców…

- O Boże! - jęknął Lassiter i ujął rękę Tess.

- Helen pokazała mi, jak się bronić, gdy napastnik atakuje od tyłu.

Zapamiętałam sobie jej nauki. Udało mi się obezwładnić faceta i uciec. - Gdy minęło

poczucie zagrożenia, Tess spojrzała na całą sprawę nieco inaczej. - To było

niesamowite przeżycie. Teraz rozumiem, dlaczego… Dane?

Lassiter zjechał na parking i zatrzymał samochód. Był blady jak ściana.

Drżącymi rękoma trzymał kierownicę. Utkwił wzrok w przedniej szybie.

- Wszystko się dobrze skończyło - powiedziała cicho Tess. Przysunęła się i

background image

objęła dłońmi jego twarz. Całowała usta, nos i przymknięte oczy ukochanego. Potem

objęła go i mocno się przytuliła. - Przestań siebie winić. Zapomniałeś po prostu, że

nie wychodzę z Helen. Nie pozwoliłeś nam iść razem na obiad.

- Wcale o tym nie zapomniałem - odparł drżącym głosem. - Sądziłem, że

wrócę, nim biuro opustoszeje. Niestety, utknąłem w korku.

- Dane - szepnęła.

- Przytul mnie, Tess - poprosił zbolałym głosem. - Nic nie mów. Obejmij mnie

tylko.

Popatrzyła na niego oczyma pełnymi miłości i tęsknoty.

Dane napotkał jej spojrzenie i poczuł się zakłopotany. Rzadko ujawniał

słabości. Pora wziąć się w garść. Tess nie powinna go widzieć w takim stanie ani

robić sobie poważnych nadziei z powodu jego gwałtownej reakcji. To bezsensowne. Z

drugiej strony jednak… Pochylił głowę i pocałował ją czule.

- Od tej chwili, ilekroć będę wychodzić z biura, upewnię się najpierw, z kim

zostaniesz. Wybacz mi, Tess.

- Już ci mówiłam, żebyś przestał się obwiniać. Lepiej mnie pocałuj.

- Za dużo tu ludzi - mruknął i odsunął się nieco. Wskazał przechodniów

mijających auto.

- W takim razie jedźmy do ciebie. Co ty na to?

- Lepiej nie. Po pierwsze: musisz dojść do siebie po szaleństwach poprzedniej

nocy - odparł cicho i dodał z ponurą miną: - Po drugie: od dziś śpisz we własnym

łóżku. Nie będziemy dzielić sypialni. Tamto nie może się powtórzyć.

- Dlaczego? - zapytała. Dane pogłaskał kciukiem jej policzek. Miał smutną

minę.

- Nie zamierzam się wiązać na stałe. Nie pragnę wielkich uczuć - przypomniał.

- Zawsze będę pamiętał, co czułem, będąc twoim pierwszym mężczyzną. Problem w

tym, że szukasz partnera na całe życie. Ja straciłem złudzenia.

- Postaram się na ciebie wpłynąć. Przy mnie stare rany się zabliźnią.

- Już wiele dla mnie zrobiłaś. Mimo to nie mogę się z tobą ożenić - odparł, nie

owijając niczego w bawełnę. - Posłuchaj uważnie, Tess. Jesteś przekonana, że mnie

kochasz, ponieważ brak ci w tych sprawach doświadczenia. Wszystkiego, co wiesz o

erotyce, nauczyłaś się ode mnie. Pewnego dnia seks przestanie ci wystarczać.

Zapragniesz dziecka.

- Kocham cię, Dane - odparła, nie siląc się na inne argumenty.

background image

Na policzki Lassitera wystąpiły ciemne rumieńce. Oczy rozjaśnił mu dziwny

blask.

- Nie wiesz, czym jest miłość - szepnął, daremnie próbując udawać, że jej

słowa nie zrobiły na nim wrażenia. - Sądzisz, że to rozkosz i fizyczna bliskość.

- Nas dwoje łączy znacznie więcej niż tylko chwilowa przyjemność. My się

kochaliśmy, Dane. Dzisiejsze przeżycia były tak cudowne, że wątpię, abym

kiedykolwiek pozwoliła się dotknąć innemu mężczyźnie.

Lassiter przymknął oczy. Jego odczucia były takie same, ale bał się do tego

przyznać. Jakiś wewnętrzny głos nakazał mu zachować je tylko dla siebie.

- To była cudowna noc - stwierdził chłodno. Popatrzył w oczy Tess z udawaną

obojętnością. - Masz szczęście, że jestem bezpłodny. W przeciwnym razie mogłabyś

mieć kłopoty.

- Tak bym tego nie nazwała - odparła z uśmiechem.

- Nie warto się teraz nad tym rozwodzić - odparł ze wzrokiem utkwionym w

przednią szybę. Uruchomił silnik auta. - Musimy jechać na posterunek policji i złożyć

zeznanie. Czynna napaść i usiłowanie morderstwa. Tak to wygląda. Nie spocznę, aż

tamci… - Dane użył kilku dosadnych określeń, jakimi chętnie posługiwali się

teksascy strażnicy - …wylądują za kratkami. Powinni się tam znaleźć przed zachodem

słońca. Tym razem nie dopuszczę, by wyszli za kaucją. Mam w tym mieście trochę

znajomości. Moi przyjaciele przekonają kogo trzeba!

Helen puszyła się jak paw, gdy usłyszała, że Tess ocalała dzięki kilku lekcjom

samoobrony, których jej udzieliła. Dane miał ponurą minę, ale zdobył się na

podziękowanie i kilka miłych słów. Nie przestawał myśleć o handlarzach

narkotykami. Chętnie udusiłby ich gołymi rękami. Po raz pierwszy w życiu ogarnęła

go żądza odwetu.

Polecił Adamsowi, żeby współpracował z policją. Sam nie odstępował Tess.

Gdy po męczącym dniu wrócili do jego mieszkania, natychmiast zdjął marynarkę.

Tess nie odrywała od niego wzroku. Spostrzegł, że pobladła.

- Co się stało? - zapytał cicho.

- Kiedy gangsterzy trafią do aresztu, natychmiast się wyprowadzę.

Dane zmarszczył brwi. Nie chciał się nad tym zastanawiać. Na samą myśl o

odejściu Tess czuł wewnętrzną pustkę. Dni spędzone we dwoje przypominały

cudowną baśń - nie tylko dlatego, że zostali wreszcie kochankami. Dane lubił

przebywać z Tess.

background image

- Z pewnością ucieszyła cię ta nowina - dodała z wymuszonym uśmiechem. -

Nie będzie damskiej bielizny suszącej się na sznurku w twojej łazience ani czółenek

pod kanapą…

- Nie masz racji - przerwał. - Będzie mi ciebie brakowało. Sądzę, że ty

również będziesz za mną tęsknić. Problem w tym, że oboje przywykliśmy do

samotności.

Tess objęła go i przytuliła twarz do muskularnego torsu. Przez białe płótno

koszuli czuła ciepło jego skóry. Nie odpowiedziała, bo słowa niczego by nie zmieniły.

Westchnęła, ciesząc się jego bliskością. Chciała zachować piękne wspomnienia.

- Czy mogłabym dzisiaj spać z tobą?

- Bardzo tego pragnę - odparł głucho - ale nie mogę się na to zgodzić. Jeśli za

bardzo się do ciebie przywiążę, rozstanie będzie udręką.

- Przypominasz mi kierowcę, który rezygnuje z prowadzenia samochodu, bo

na samą myśl o awarii ogarnia go niepokój.

- Chyba masz rację - przyznał, mimo woli parskając śmiechem. Po chwili

spoważniał i dodał: - Umacnianie tej więzi żadnemu z nas nie wyjdzie na dobre. I tak

będziemy bardzo cierpieć. - Tess chciała coś powiedzieć, ale Lassiter dotknął palcem

jej ust, nakazując milczenie.

- Jesteś głęboko przekonana, że mnie kochasz. Wiem o tym doskonale. Mimo

to sądzę, że zmienisz zdanie, gdy wrócisz do swego mieszkania i zaczniesz normalnie

ż

yć. Wszystko, co się teraz dzieje, uznasz za koszmarny sen.

- Z wyjątkiem ostatniej nocy - wtrąciła.

- Owszem. - Z czułością pocałował ją w czoło. - To była tylko jedyna noc. Z

czasem o niej zapomnisz.

- A ty?

Wypuścił ją z objęć i przeciągnął się, udając, że nie słyszy pytania.

- Kto przygotowuje kolację? Co jemy? - zapytał. - Mam ochotę na

hamburgera, a właściwie na kilka hamburgerów.

- Zaraz je usmażę - zaofiarowała się Tess.

- Za dużo czasu spędzasz w kuchni. To niesprawiedliwe.

- Wolę sama przygotować jedzenie. Twoje hamburgery… Spuśćmy na to

zasłonę miłosierdzia. Lepiej trzymaj się z daleka od patelni - mruknęła, idąc do

kuchni.

- Przecież istnieje równouprawnienie!

background image

- Dziwnie interpretujesz to pojęcie.

Lassiter, zirytowany jawną krytyką, westchnął ciężko i powlókł się do sypialni,

by zmienić ubranie.

Wkrótce usiedli do kolacji.

- Czy możemy pojechać na ranczo pod koniec tygodnia? - zapytała Tess, nie

robiąc sobie wielkich nadziei.

- Lepiej nie ryzykujmy - stwierdził Dane obrzucając Tess pełnym niepokoju

spojrzeniem.

- Rozumiem. Chodzi o gangsterów. - Dziewczyna pokiwała głową.

- Nie, Tess - odparł cicho. - Problem w tym, że zostaliśmy kochankami. Beryl

nie jest ślepa. Od razu się zorientuje. Wystarczy, że na nas popatrzy.

- Ach, tak…

- Beryl przestrzega pewnych zasad. - Skrzywił się, widząc rumieniec na

policzkach Tess. - Wiem, wiem, ty również. W pewnym sensie podzielam wasze

przekonania.

Zapadło kłopotliwe milczenie. Dane włączył telewizor. Z zainteresowaniem

obejrzeli razem film przyrodniczy firmowany przez National Geographic. Okazało

się, że oboje mnóstwo wiedzą o zwierzętach.

- Bardzo chciałbym objechać z tobą całe ranczo - wyznał z żalem, spoglądając

na nią czule. - Problem w tym, że Beryl może ci dokuczać.

- Czy w dzisiejszych czasach istnieją jeszcze pary żyjące razem długo i

szczęśliwie? - zapytała z goryczą.

Dane wpatrywał się uporczywie w pusty talerz.

- Zapewne tak. Niestety, trudno mi zapomnieć, że moje małżeństwo okazało

się pomyłką. Może od początku coś było w nim nie tak? Zaraz po ślubie oboje z Jane

byliśmy przekonani, że czeka nas świetlana przyszłość. Z czasem przestało nam na

sobie zależeć. Nie sposób przewidzieć, jak się sprawy potoczą. Gdybym mógł dać ci

dziecko, może zmieniłbym zdanie. Niestety, jest inaczej. Nie sądzę, żeby się nam

udało. Zrozum… to ogromne ryzyko.

- Uważasz po prostu, że jestem dla ciebie za młoda - westchnęła Tess,

spoglądając nieśmiało na ukochanego. - Sama nie wiem, czy to miły komplement, czy

też ukryta zniewaga. Pokochałam cię jako dziewiętnastolatka. Moje uczucie

przetrwało próbę czasu. - Uśmiechnęła się smutno. - Czy znasz lekarstwo na miłość,

Dane?

background image

Nie odpowiedział. Zapadło milczenie.

- Tess, przyjdź tu na chwilę - poprosił Dane następnego ranka, gestem dłoni

zapraszając Tess do swego gabinetu.

Siedział tam wysoki, przystojny blondyn nazwiskiem Nick Reed, brat Helen,

były agent FBI, którego udało się Lassiterowi skaptować do swojej agencji. Nick

uśmiechnął się do Tess, która usiadła na kanapie. Oboje czekali, aż Dane zamknie

drzwi i powie, o co chodzi.

- Musimy przejąć inicjatywę - stwierdził nagle Dane. - Nick skontaktował się z

paroma osobami. Zdobył informacje, które mogą się nam przydać. Szykujemy

zasadzkę na gangsterów, którzy cię postrzelili, a potem napadli. Opowiedziałem

Nickowi, jak wygląda twój plan dnia. Zostaniesz przynętą, skarbie. Nasi ludzie będą

cię obserwować z ukrycia.

- Piękna perspektywa - odparła z westchnieniem. - A ja, głupia, myślałam, że

kochasz mnie nad życie i gotów jesteś strzec swojej wybranki jak źrenicy oka.

Nick parsknął śmiechem, jakby usłyszał dobry żart. Dane zachował kamienną

twarz.

- Zadbamy o twoje bezpieczeństwo - tłumaczył. - Będą cię pilnować detektywi

z agencji i dwaj policjanci, którzy zgodzili się wesprzeć nas po służbie. Czas przejąć

inicjatywę i wykorzystać element zaskoczenia. Nie warto siedzieć i czekać, aż cię

znów napadną. To zbyt niebezpieczne.

- Co mam robić? - zapytała spokojnie.

Dane przedstawił w ogólnych zarysach plan zasadzki. Tess była

zdenerwowana i pełna obaw, ale powtarzała sobie raz po raz, że podczas napadu,

mimo ogromnego zdenerwowania, dała sobie radę. To dowód, że w trudnej sytuacji

potrafi zachować zimną krew. Ta świadomość dodała jej odwagi. Wszystko pójdzie

jak z płatka.

W sobotę rano Dane snuł się po mieszkaniu z kąta w kąt, nie mogąc sobie

znaleźć miejsca. Telewizja go nudziła.

- Trzeba się przewietrzyć - powiedział nagle. - Wkładaj ciuchy.

- Jestem ubrana - odparła Tess, wzruszając ramionami. Miała na sobie dżinsy i

bawełnianą koszulkę.

- Narzuć na siebie kurtkę i włóż sportowe buty. Mam ochotę na małą

przejażdżkę.

- Dokąd wyruszamy?

background image

- Na ranczo - mruknął. Widząc jej rumieniec, dodał pospiesznie: - Beryl ma

dziś wolne. Jeśli chodzi o innych, Helen nieświadomie dostarczyła nam alibi.

Poprosiła mnie, żebym przestał cię tyranizować i zadbał o twoje samopoczucie. Jest

przekonana, że cierpisz tu katusze.

- Coś w tym jest - odrzekła zaczepnie.

- Idziemy. - Dane odwrócił się i ruszył ku drzwiom. - Jeśli będziemy tu

siedzieć jak w klatce, nic dobrego z tego nie wyniknie.

Tess chwyciła dżinsową kurtkę, włożyła buty i pobiegła za Lassiterem.

Dzień był chłodny i ciepłe okrycie bardzo się przydało, gdy objeżdżali farmę.

Dane z uśmiechem obserwował Tess w czasie pierwszej lekcji jazdy konnej.

Dziewczyna zerkała ukradkiem na roześmianą twarz ukochanego. Wkrótce doszła do

porozumienia ze swoim wierzchowcem; wiekowa, cierpliwa klacz niejedno już w

ż

yciu widziała. Jazda konna okazała się znacznie przyjemniejsza, niż sądziła

wcześniej początkująca amazonka. Przyjemnie było patrzeć na świat z wysokości

końskiego grzbietu.

Z oddali dobiegł tętent kopyt. Dane zmrużył oczy ukryte w cieniu szerokiego

ronda.

- Mamy towarzystwo. Należało się tego spodziewać - mruknął, obserwując

dwóch postawnych jeźdźców.

- Co to za jedni? - zapytała Tess, osłaniając dłonią oczy.

- Właściciele farm sąsiadujących z moją, Cole Everett i King Brannt - odparł z

uśmiechem Dane. Domyślił się, że widzieli go z Tess i szukali pretekstu, by się jej

bliżej przyjrzeć. Wiedzieli, że Lassiter nie ma zwyczaju przywozić kobiet na ranczo.

- Ładny dzień - zagadnął Cole Everett, starszy z jeźdźców. Spoglądał

badawczo na zarumienioną Tess.

- Mamy dobrą pogodę - wtrącił King Brannt.

- To jest Teresa Meriwether - powiedział Dane, nie tracąc opanowania. -

Znajomi mówią do niej Tess. Jej ojciec zamierzał się ożenić z moją matką. Jak

wiecie, oboje zginęli w wypadku na krótko przed ślubem. Tess i ja w pewnym sensie

jesteśmy rodziną. Pracuje jako sekretarka w mojej agencji detektywistycznej.

- Niezła gadka - rzucił półgłosem Cole Everett, zsuwając na tył głowy jasny

kapelusz z szerokim rondem. - Miło poznać - dodał głośno z szerokim uśmiechem, w

którym nie było ani cienia złośliwości.

- Mogę się pod tym podpisać - wtrącił King Brannet. Był uprzejmy, ale trochę

background image

onieśmielał Tess.

- Mogę zapytać, w jakim celu się fatygowaliście aż tutaj? - zapytał Dane,

mierząc wzrokiem sąsiadów.

- Chcieliśmy cię prosić o wypożyczenie byka-medalisty. Już o tym

rozmawialiśmy - przypomniał Cole i uśmiechnął się do Tess. - Oczywiście, możemy

poczekać kilka dni.

Dane zachichotał. Bezczelność wścibskich sąsiadów całkiem go rozbroiła.

- Dobrze - odparł. - Przyjadę za tydzień i wszystko ustalimy.

Dane sądził, że do tego czasu gangsterzy będą już za kratkami, a Tess wróci do

swego mieszkania. Na myśl o tym zrobiło mu się smutno.

Sąsiedzi Lassitera wkrótce się pożegnali. Dane przypomniał, by pozdrowili od

niego swoje żony. Tess odprowadziła spojrzeniem dwóch postawnych jeźdźców.

Dane opowiadał z ożywieniem o ich rodzinach.

- Są żonaci od lat. Ich dzieciaki to nastolatki. Dzieciaki… - Zacisnął zęby. -

Wracajmy - powiedział cicho.

- Nie przejmuj się tak - szepnęła Tess, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Dzieci to

nie wszystko.

- Przeciwnie, zwłaszcza jeżeli nie ma szansy na ich posiadanie - rzucił oschle.

Popatrzył na Tess z jawną niechęcią i dodał zaczepnie: - Nie próbuj mi wmówić, że

wyrzekniesz się dobrowolnie własnego potomka.

Nie odpowiedziała. Popatrzyła współczująco na ukochanego. Zmarszczyła

brwi, gdy przypomniała sobie o swoich lękach i obsesjach.

- Co się stało? - wypytywał z niepokojem, widząc jej zmienioną twarz.

- Pomyślałam o zasadzce na gangsterów.

Dane był trochę zaskoczony jej odpowiedzią. Sam unikał rozmyślań na ten

temat, bo wytrącały go z równowagi. Teraz musiał spojrzeć prawdzie w oczy. Lękał

się, że coś pójdzie nie tak. Westchnął ciężko. Długo milczał.

- Pamiętaj, że obaj z Nickiem dobrze znamy się na tej robocie - powiedział w

końcu. - Dopilnujemy, żeby nic ci się nie stało, maleńka. Dopadniemy tych drani.

- Jasne. - Tess zdobyła się na blady uśmiech.

Nadal była pełna obaw. Dane starał się o tym zapomnieć. Nie mógł pozwolić,

by lęk zmącił mu umysł. Wierzył, że plan ułożony wspólnie z Nickiem przyniesie

spodziewane rezultaty. Gdy przestępcy trafią do aresztu, trzeba będzie ostatecznie

rozmówić się z Tess. Jednego był pewny: nie ma dla niej miejsca w jego życiu.

background image

Powinien jej to uświadomić, póki jest w stanie to zrobić. Opór słabł z dnia na dzień.

Dla dobra Tess powinien jak najszybciej się z nią rozstać. Za bardzo mu na niej

zależało, by przystał na małżeństwo bez przyszłości. Tess odejdzie, choćby miał

umrzeć z rozpaczy.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Ciemność za oknami wydawała się przygnębiająca. Zaczęło mżyć. Na ulicy

było wilgotno i zimno. Tess objęła się ciasno ramionami. Miała na sobie ciemne

spodnie, bluzkę w szaroniebieski deseń i popielaty sweter, a mimo to odczuwała

chłód. Stojący za jej plecami Dane czekał na kolejne posunięcie ekipy detektywów.

Helen, Nick i Adams oraz dwaj najlepsi ludzie sierżanta Gavesa z pobliskiego

komisariatu przyczaili się już w swoich kryjówkach. Od pewnego czasu wiedzieli, że

biuro agencji jest obserwowane. Tego wieczoru postanowili zastawić na gangsterów

pułapkę. Tess i Dane zachowywali się tak, jakby mieli pracować w biurze do późnej

nocy. Reszta personelu opuściła budynek. Z pewnością zauważyli ich ukryci w

pobliżu obserwatorzy. Detektywi odjechali na bezpieczną odległość, zaparkowali

auta, podkradli się bliżej i zaczaili w umówionych miejscach, by w razie potrzeby

służyć pomocą pozostałej w budynku piątce współpracowników.

Dane zerknął na zegarek. Był niespokojny. Nie chciał tej akcji, ale

konieczność zmusiła go do jej przeprowadzenia. Tess nie powinna żyć w ciągłym

strachu. Wkrótce od niego odejdzie, ale będzie mu łatwiej żyć ze świadomością, że

jest bezpieczna.

- Boisz się? - zapytał cicho.

- Okropnie - wyznała, stając twarzą w twarz z szefem. - To chyba normalne,

prawda? Nie brak obaw, lecz umiejętność ich pokonywania czyni z ludzi bohaterów.

Trzeba robić, swoje mimo paraliżującego strachu.

- Masz rację. Parokrotnie uczestniczyłem w niebezpiecznych akcjach. Za

każdym razem odczuwałem strach, ale nie splamiłem się ucieczką.

- Poczucie zagrożenia powoduje dopływ adrenaliny do krwi, a to sprawia, że w

sytuacji zagrożenia działamy szybko i skutecznie - przypomniała Tess. - Energii

wystarcza jednak na krótko. Ledwie udało mi się wyrwać z rąk gangstera i uciec,

opadłam z sił i całkiem się rozkleiłam.

- Pamiętaj, że ryzyko uzależnia jak narkotyk - odparł cicho Dane, patrząc na

nią z lękiem. - Właśnie dlatego nie zgadzam się, abyś została detektywem. Bez

background image

wahania wystawiasz się na niebezpieczeństwo. Pewnie brałabyś najtrudniejsze

zlecenia.

- Sam tak robisz - odrzekła, patrząc mu prosto w oczy - i nie zamierzasz się

wycofać.

- Po mnie nikt nie będzie płakać - odparł z ponurym wyrazem twarzy. Tess

miała ochotę zaprotestować. - To nie jest zajęcie dla żonatych… ani dla mężatek.

Ś

wiadomość ciągłego zagrożenia może zniszczyć najbardziej udany związek. Jane

była wściekła, że pracuję jako teksaski strażnik. Byłem gościem w domu.

- Dane - wtrąciła Tess, spoglądając na niego czule - gdybyś naprawdę kochał

ż

onę, znalazłbyś sposób, żeby spędzać z nią więcej czasu, prawda?

- Pora zaczynać - stwierdził Dane, spoglądając na zegarek. Jego twarz niczego

nie wyrażała. Pominął milczeniem trudne pytanie. - Wiesz, co masz robić.

- Oczywiście.

Lassiter wziął z biurka aktówkę i podszedł do Tess. Nie krył, że dręczy go lęk.

- Unikaj ryzyka. Gdyby zaszło coś nieprzewidzianego, krzycz, zbij szybę, rób

co chcesz, byle tylko zwrócić na siebie uwagę. Nie zamierzam się zbytnio oddalać. Na

pewno usłyszę.

- Jasne. - Tess miała ściśnięte gardło i mokre od potu dłonie. Zrobiło jej się

sucho w ustach, a serce waliło jak młotem. Nie mogła wyznać Dane'owi, że okropnie

się boi. To by tylko pogorszyło sprawę.

- Będziemy w pobliżu. Jest nas spora gromadka - przypomniał jej Lassiter. -

Wszystko będzie dobrze. Wreszcie przestaniesz się bać.

- Mogą ich znów wypuścić za kaucją…

- Tym razem nie. Jeśli nawet sędzia podejmie taką decyzję, dopilnuję, żeby

ustalono niebotyczną kwotę. Nie będą jej w stanie zapłacić.

- Sytuacja się powtarza. Poza moim zeznaniem nie będzie żadnego dowodu

ich winy.

- Nieprawda. My również możemy świadczyć. Poza tym sam napad wykaże, z

kim mamy do czynienia. - Dane musnął palcem usta Tess. - Głowa go góry, kochanie.

- Pocałował ją zachłannie. Rozchyliła wargi, poddając się namiętności. Chciała objąć

Dane'a, ale odsunął się i ruszył ku drzwiom.

Została sama. W biurze zrobiło się nagle zimno i ponuro. Chodziła nerwowo z

kąta w kąt. Dane potrzebował kilku minut, by dotrzeć na parking, podejść do auta i

wrzucić aktówkę do bagażnika. Potem miał ostentacyjnie zapalić papierosa.

background image

Obserwator będzie przekonany, że szef wyszedł się przewietrzyć, ale wraca do

agencji, bo pamięta o niebezpieczeństwie grożącym Tess i wie, że nie powinna

zostawać sama na dłużej; ktoś mógłby dokonać na nią zamachu.

Gangsterzy skwapliwie wykorzystali chwilową nieobecność Lassitera. Przed

budynek zajechał ciemnobrązowy sedan. Wysiedli z niego dwaj mężczyźni. Kryjąc się

w cieniu, podbiegli do drzwi wejściowych. Rozglądali się niespokojnie. Dane mógł

lada chwila wypalić papierosa i ruszyć w stronę budynku.

Nie mieli pojęcia, że Lassiter od razu ich spostrzegł. Wrócił tylnym wejściem i

pobiegł do windy dla personelu. Wąski korytarz prowadził z niej do pomieszczeń

agencji. Wyciągnął automatyczny pistolet, kaliber 45. Broń była gotowa do strzału.

Widział, jak gangsterzy podchodzą do drzwi. Tess usłyszała cichy szczęk klamki;

odwróciła się natychmiast. Na widok wycelowanej w nią lufy pistoletu zamarła w

bezruchu. Pomyślała o ukochanym. Przemknęło jej przez głowę, że zginie z jego

imieniem na ustach.

- Padnij!

Komenda rzucona tonem nie znoszącym sprzeciwu wyrwała ją z odrętwienia.

Tess upadła na podłogę, nim kanonada przerwała krótkotrwałą ciszę.

Dane zranił w bark jednego z przestępców i skuł go kajdankami. Drugi z

gangsterów zdołał uciec.

- Łap go! - jęknęła Tess.

- Nick się nim zajmie. - Dane wyciągnął do niej rękę i pomógł wstać.

- Wezwijcie lekarza, do jasnej cholery! - krzyczał ranny. - To nieludzkie!

Przecież się wykrwawię!

- Teraz masz pojęcie, jak cierpiała Tess - odparł Dane i dodał kilka epitetów,

które sprawiły, że dziewczyna spłonęła rumieńcem.

- Zdrów i cały? - wypytywała niespokojnie, odruchowo dotykając jego torsu,

jakby szukała ran. - Trafił cię?

- Pół życia zeszło mi na unikaniu pocisków. - Dane rozchmurzył się nieco. Na

jego ustach pojawił się chełpliwy uśmieszek. - Za to mi płacili. A co z tobą? Dobrze

się czujesz?

- Teraz już tak - odparła i wtuliła się w ramiona Dane’a. Położyła głowę na

jego ramieniu. Kątem oka obserwowała leżącego na podłodze gangstera, który zwinął

się w kłębek i pojękiwał cicho. Marynarka eleganckiego garnituru pobrudzona była

krwią. Dane trzymał w ręku broń napastnika.

background image

- Tess! - Głos Helen odbił się echem w pustym biurze. Dziewczyna wybiegła z

windy. Nick deptał jej po piętach. - Słyszałam odgłos wystrzałów. - Umilkła, z

niedowierzaniem spoglądając na koleżankę i szefa. - Co się stało?

- Nic. Wyszliśmy z tego bez szwanku. A co z jego kompanem? - zapytał Dane,

ruchem głowy wskazując rannego przestępcę.

- Ludzie sierżanta Gravesa już się nim zajęli - wtrącił Nick, chowając broń do

kabury.

- Wezwij karetkę. Trzeba opatrzyć tego drania - mruknął Dane do Helen.

Podał jej automatyczny pistolet maszynowy, z którego strzelał przestępca.

- Nie dotykaj kolby - zrzędził Nick; patrząc na siostrę.

- Są na niej odciski palców.

- Wiem, jak trzymać broń. Sam mnie tego nauczyłeś - odparła z politowaniem

Helen. Zwróciła się do Tess: - Jak samopoczucie, kochanie?

- Nieźle - usłyszała w odpowiedzi.

- Cholerni detektywi! - wymamrotał ranny przestępca. Powtarzał te słowa raz

po raz.

- Wynośmy się stąd. - Dane uniósł brwi i mocniej przytulił Tess.

Minęło dużo czasu, nim wrócili do domu. Tess musiała złożyć zeznania.

Czekała, aż zostaną przepisane i przyniesione do podpisu. Ranny gangster pojechał

karetką na opatrunek; następnie odwieziono go do szpitala policyjnego. Drugi

przestępca został przesłuchany i odesłany do aresztu. Tess wreszcie odetchnęła z ulgą.

Wrócili do domu w środku nocy. Dziewczyna zasnęła jak kamień i nie miała

ż

adnych koszmarnych snów. Nie słyszała budzika. Gdy wstała, Dane już wyszedł, ale

zostawił kartkę. Napisał, żeby nie przychodziła do pracy; radził jej porządnie

wypocząć.

Zapewne miał rację, ale Tess nie miała czasu na odpoczynek. Z ponurą miną

uznała, że czas się pakować. Dane nie prosił jej, żeby się wyprowadziła; w ogóle

niewiele mówił poprzedniej nocy. Był uprzejmy i opiekuńczy, ale oschły. Gdy wrócili

do domu, kazał jej iść spać. Uznał, że Tess bardziej potrzebuje snu niż rozmowy.

Tess sądziła, że Dane ją kocha, ale będzie próbował zabić tę miłość i pewnie

mu się to uda. Uznała, że postąpi mądrze, usuwając się w cień na pewien czas. Nie

warto wszczynać sporu z mężczyzną, który sam nie wie, czego chce. Pora odejść;

niech Dane spokojnie wszystko przemyśli. Nie powinien odczuwać presji; zbyt silna

jest w nim potrzeba wolności. Z czasem nadarzy się okazja, by go przekonać, że

background image

mimo przeszkód mają przed sobą wspaniałą przyszłość.

Spakowała rzeczy i czekała na powrót Dane'a. Siedziała z opuszczoną głową

na kanapie, ubrana w szare spodnie i szeroki biały sweter. Włosy splotła w warkocz.

Płaszcz leżał na oparciu kanapy.

Usłyszała znajome kroki i podniosła wzrok. Dane zmarszczył brwi; patrzył z

niedowierzaniem na spakowane walizki.

- Sądziłam, że takie rozwiązanie najbardziej ci odpowiada - powiedziała cicho.

- śadnych sporów. śadnych kłopotów. - Wstała. - Czy mógłbyś odwieźć mnie do

domu?

Dane westchnął ciężko. Uznał, że Tess ma rację. To najlepsze wyjście. Z

ż

alem odrzucił marzenia. Łudził się, że zastanie Tess zwiniętą w kłębek na kanapie i

wpatrzoną, jak co wieczór, w ekran telewizora. Daremnie. Gdy uświadomił sobie, że

wraca do siebie, poczuł niemal fizyczny ból.

- Oczywiście. Ruszajmy - odparł chłodno. Popatrzył na nią z góry. - Dzięki.

Włożyła płaszcz i wyszła za nim z mieszkania, nie oglądając się ani razu.

Gdyby popatrzyła na znajome wnętrze, pękłoby jej serce.

Wkrótce dotarli na miejsce. Dane zapewnił Tess, że nie ma powodu do obaw.

Przestępcy działali na własną rękę i nie mieli żądnych zemsty popleczników. Po

chwili milczenia Tess stwierdziła:

- Wszystko już zostało powiedziane.

- Owszem - zgodził się Dane. Przez chwilę błądził wzrokiem po niewielkim

mieszkaniu. Po chwili spojrzał znów na Tess, ale natychmiast spuścił oczy. - Wpadnę

do ciebie rano.

- Dobrze - odparła, starając się powstrzymać łzy. Znieruchomiał, słysząc jej

zduszony szept, ale nie podniósł wzroku. To byłaby lekkomyślność.

- Dbaj o siebie.

- Jasne. Ty również. - Zawahała się na moment. - Dane?

- Tak?

- Dzięki. Uratowałeś mi życie. Gdyby nie ty, już by mnie nie było na tym

ś

wiecie.

Przymknął oczy. Poczuł mdłości. Nie był w stanie o tym myśleć. Cierpiał jak

potępieniec, ilekroć przypominał sobie, że dwukrotnie niewiele brakowało, by Tess

straciła życie.

- Dobranoc - rzucił pospiesznie. Wybiegł z mieszkania i zatrzasnął drzwi. Gdy

background image

znalazł się na ulicy, zimny wiatr ochłodził rozpalone policzki. Mdłości z wolna

ustępowały.

Dane wsiadł do mercedesa i ruszył przed siebie w nocny mrok.

Tess liczyła się z tym, że ukochany będzie ją traktował z rezerwą, ale

całkowita obojętność była dla niej sporym zaskoczeniem. Traktował ją niczym

bezduszną maszynę zaprogramowaną na wykonywanie poleceń służbowych. Domagał

się od niej informacji, przekazywał dane, a potem wychodził z biura, nie zaszczycając

swojej sekretarki pożegnalnym spojrzeniem. Poza pracą przestawała dla niego istnieć.

Przez kilka tygodni Tess bardzo cierpiała. Zmartwienia podkopały jej siły.

Nabawiła się niestrawności. Było jej niedobrze. Po pracy wróciła do domu i od razu

się położyła. Następnego ranka dostała torsji. Zadzwoniła do biura i poprosiła o wolny

dzień. Potem wróciła do łóżka. Zasnęła, wsłuchana w szum deszczu.

Dane wpadł po pracy, żeby sprawdzić, jak Tess się czuje. Była zdziwiona, że

tak się przejął. Dotychczasowe zachowanie dowodziło, że przestał sobie zaprzątać

głowę jej sprawami.

- Jak się czujesz? - zapytał bez wstępów, gdy otworzyła drzwi.

Była potargana i blada. Miała na sobie znoszoną koszulę nocną i gruby

czerwony szlafrok sięgający do bosych stóp.

- To chyba jakiś wirus. Adams miał ostatnio kłopoty z żołądkiem. Chyba się

od niego zaraziłam. Bądź tak miły i zastrzel tego drania. Będę ci za to dozgonnie

wdzięczna - mamrotała, chwiejąc się na nogach.

- Czego ci potrzeba? Chętnie ci pomogę.

- Dzięki. - Tess pokręciła głową. - Mam w lodówce jogurt, który mnie trzyma

przy życiu.

- Może wezwać lekarza? - zapytał, marszcząc brwi.

- Nie warto. Samo przejdzie. - Lekceważąco machnęła ręką. Nadal stali w

otwartych drzwiach. - Dane, muszę się położyć. Miło, że wpadłeś, ale nie ma się czym

przejmować. Za kilka dni wyzdrowieję. Zorganizuj jakieś zastępstwo.

- Mamy już kogoś na twoje miejsce - powiedział z ociąganiem. - Idealna

sekretarka. Stenografuje i pisze niemal tak szybko jak ty.

- Jeśli sobie życzysz, żebym odeszła, wystarczy powiedzieć - odparła cicho i

popatrzyła mu w oczy. Wyraz twarzy szefa potwierdził jej przeczucia. - Porozmawiaj

z tą dziewczyną i dowiedz się, czy zechce pozostać w agencji na stałe. Jeśli się

zgodzi, odejdę natychmiast…

background image

- Musisz najpierw znaleźć nową posadę - rzucił przez zaciśnięte zęby.

- Agencja detektywistyczna Shorta zatrudni mnie natychmiast.

Short był przystojnym wdowcem po czterdziestce; miał dobre maniery, nie

brakowało mu pewności siebie. Dane popatrzył na Tess, mrużąc oczy; łatwo można

przewidzieć, czym by się skończyła współpraca tych dwojga.

- Nie wydaje mi się… - zaczął.

- Dane, unikasz mnie - przerwała z irytacją. - Dość udawania. Odkąd się ze

mną przespałeś, chodzisz ponury jak chmura gradowa. Z trudem znosisz moją

obecność. Doskonale to rozumiem. Mnie również trudno jest z tobą pracować, bo

dobrze znam twoje nastawienie. Pozwól mi odejść. Dam sobie radę. - Oparła się o

ś

cianę i mimo woli popatrzyła na niego z czułością. - Łatwiej mi będzie o tobie

zapomnieć, jeśli przestaniemy codziennie widywać się w pracy.

- Wkrótce znajdziesz sobie kogoś innego - mruknął niechętnie.

- Zapewne - odrzekła, by uspokoić jego sumienie, chociaż wcale w to nie

wierzyła. Zdobyła się na słaby uśmiech. - Do widzenia, Dane.

- Skarbie, to nie miało sensu - powiedział tak czule i łagodnie, że Tess łzy

zakręciły się w oczach. - Od początku tak uważałem. Przecież wiesz, że nie chcę się

ż

enić.

- Jasne - odparła cicho. - Trudno.

- To wcale nie jest takie proste. - Dane westchnął ciężko. - Tęsknię za tobą.

Dokucza mi samotność. Przy tobie bardzo się zmieniłem.

- Proszę, idź już, bo zacznę płakać i wyjdę na kompletną idiotkę - błagała

Tess, patrząc na niego przez łzy.

- Wmówiłaś sobie tylko, że mnie kochasz! - jęknął rozpaczliwie. - Nie

rozumiesz? To młodzieńcze zauroczenie. Podobam ci się i nic więcej.

Nie była w stanie wykrztusić słowa. Szare oczy w bladej twarzy były smutne,

niemal tragiczne.

- Tak będzie dla ciebie lepiej. Kiedyś przyznasz mi rację. Wyjdziesz za mąż,

urodzisz dzieci… - Odwrócił się i wyszedł z obawy, że głos mu zadrży. Sama myśl o

Tess poślubionej innemu mężczyźnie i otoczonej gromadką cudzych bachorów była

dla niego torturą. Na odchodnym rzucił: - śegnaj, maleńka. Poproszę Helen, żeby

przyniosła ci dokumenty i pensję. Powiedz jej, że odchodzisz z agencji, ponieważ

biuro kojarzy ci się mimo woli z koszmarnymi przeżyciami ostatnich dni. To dobra

wymówka.

background image

- Owszem - wykrztusiła, zaklinając go w duchu, by wreszcie odszedł i

zostawił ją samą, zanim całkiem się rozklei. W głowie miała kompletny zamęt.

- Gdybyś potrzebowała mojej pomocy…

- Dziękuję. Dobranoc.

Wyszedł, nie oglądając się ani razu. Miał wielką ochotę raz jeszcze na nią

popatrzeć, ale zdawał sobie sprawę, że popełniłby niewybaczalne głupstwo.

Zza drzwi dobiegł go szczęk zamka. Z rozdartym sercem opuścił Tess, ale

musiał tak postąpić. Nie mógł jej ofiarować takiego życia, jakiego pragnęła. Wmawiał

sobie, że jej miłość to zwykłe urojenie. Podobał się tej dziewczynie; nic więcej.

Gdyby ożenił się z Tess, postąpiłby nieuczciwie. Powtarzał ten argument przez całą

drogę do domu.

Na próżno. Gdy wszedł do pustego mieszkania, zdał sobie sprawę, że jest na

ś

wiecie sam jak palec.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Short bardzo się ucieszył, że Tess chce u niego pracować. W poniedziałek

poczuła się trochę lepiej i poszła na rozmowę z przyszłym szefem.

Wysoki, przystojny mężczyzna przyjął ją w biurze, gdzie roiło się od

pracowników. Przypominał trochę Lassitera. Mimo to, w porównaniu z rygorem

panującym u Dane'a, dyscyplina w agencji Shorta była nieco rozluźniona. Tess nie

podobało się również, że detektywi Shorta zbyt często zdają się na przypadek. Była

jednak zdumiona i uradowana, kiedy się okazało, że nowy szef ma dla niej etat

detektywa, a nie sekretarki.

- Wspaniała niespodzianka! - zawołała.

- Doskonale pamiętam, jak pani narzekała u Lassitera - zachichotał. - Zajmie

się pani u mnie szukaniem zaginionych. Niebezpieczeństwo jest znikome, a praca nie

wymaga tyle czasu co w przypadku innych specjalności; za to satysfakcja

gwarantowana. Mam nadzieję, że będzie pani zadowolona.

- Nie wiem, jak się panu odwdzięczyć za tyle życzliwości.

- Znam dobry sposób. Proszę solidnie wziąć się do pracy i odnosić same

sukcesy. - Short wstał i uścisnął dłoń nowej pracownicy. - Proszę zostać, jeśli ma pani

czas. Mary wszystko pani wyjaśni i przedstawi współpracownikom. Do przyszłego

poniedziałku będzie się panią opiekować. Tydzień to aż nadto, by poznać sposób

działania naszej firmy i wdrożyć się do nowych obowiązków. Potem zacznie pani

background image

działać samodzielnie.

- Wspaniale - odparła z uśmiechem Tess. - Ogromnie się cieszę. Z pewnością

nie zawiodę pańskich oczekiwań.

- Ciekawe, dlaczego Dane zgodził się, by pani odeszła z jego firmy. Sporo was

łączy. W pewnym sensie jesteście rodziną - powiedział Short, nie kryjąc ciekawości.

- W ostatnim czasie dwukrotnie do mnie strzelano, raz przed budynkiem

agencji, a drugi w biurze. Koszmarne wspomnienia nie pozwalają mi spokojnie

pracować. Gdy tam wchodzę, cała się trzęsę - skłamała Tess.

- Rozumiem. - Short od razu spoważniał, a potem uśmiechnął się

współczująco. - Postaramy się, żeby nic podobnego pani tu nie spotkało.

- Dzięki - odparła cicho.

Mary Plummer chętnie zaopiekowała się nową koleżanką.

- Jesteś bardzo blada - zauważyła w czasie rozmowy. - Słyszałam, że ostatnio

chorowałaś. Czy aby na pewno czujesz się już lepiej?

- Oczywiście - zapewniła Tess.

Niestety, okazała się nadmierną optymistką. Przez kilka tygodni Tess nie

mogła dojść do siebie. W końcu uznała, że ma wrzód żołądka. Nic dziwnego, jeśli

wziąć pod uwagę, ile ostatnio przeszła: postrzał, napad, rozstanie z ukochanym,

zmiana pracy. Każdy by się rozchorował po takich przeżyciach.

Helen ciągle do niej wydzwaniała, prosząc o spotkanie. Tess odmawiała pod

byle pretekstem, ale w końcu uznała, że wszystko ma swoje granice, i umówiła się z

koleżanką na obiad.

- Marnie wyglądasz - stwierdziła Helen, nie owijając niczego w bawełnę.

- śyłam ostatnio w ogromnym napięciu - przypomniała Tess. - Tak wiele się

zmieniło w moim życiu, i to w bardzo krótkim czasie.

- Schudłaś. Jesteś blada jak ściana.

- To nerwy. Pan Short jest wspaniałym szefem. Nie mogę go zawieść, a muszę

się jeszcze wiele nauczyć.

- To prawda. - Helen nie wyglądała na przekonaną. Spoglądała podejrzliwie na

młodszą koleżankę. - Dane jest…

- Masz ochotę na deser? Może lody? - rzuciła Tess, pospiesznie zmieniając

temat. Helen zamilkła. Wkrótce pojęła, w czym rzecz.

- Jasne. Nie musisz niczego dodawać. Wszystko rozumiem. Niech będą lody.

Mam tylko jedną prośbę. Idź do lekarza. Zrób to dla starej przyjaciółki.

background image

Tess posłuchała dobrej rady i następnego dnia z samego rana wybrała się na

badania. Doktor Reiner leczył ją od dawna. Zbadał pacjentkę starannie i szybko

zorientował się, co jej dolega.

- Muszę zapytać, czy była pani ostatnio blisko związana z jakimś mężczyzną -

powiedział spokojnie i dobitnie.

- Tak - odparła pospiesznie Tess. Czuła niespokojne kołatanie serca. - Raz

się… Spędziłam z nim noc.

- I stało się - westchnął lekarz.

- Ale on jest… bezpłodny - wyjąkała. - Twierdził, że nie może mieć dzieci.

Nagle uświadomiła sobie, że comiesięczna kobieca przypadłość nie pojawiła

się we właściwym czasie. Powiedziała o tym lekarzowi.

- Przeprowadzimy testy ciążowe - stwierdził lekarz. - Postawmy sprawę jasno.

Prawdopodobnie jest pani w ciąży. Na to wskazują wszystkie symptomy.

Tess skuliła się, jakby została uderzona prosto w splot słoneczny. Z obawą i

niedowierzaniem spoglądała na swój brzuch.

- Ciąża to nie koniec świata - pocieszał ją lekarz. - Jest wiele możliwości…

- Nie! - Tess zbladła i osłoniła brzuch rękoma. - Proszę o tym nie mówić!

- A zatem chce pani urodzić dziecko?

- Oczywiście - szepnęła Tess. - To moje największe marzenie!

- Co z ojcem?

- Obawiam się, że nie uwierzy, gdy mu powiem - odparła ze smutkiem. - Tak

czy inaczej jest przeciwnikiem małżeństwa, więc nie będę zawracać mu głowy,

przynajmniej na razie, dopóki nie mam pewności. Kiedy otrzymam wyniki badań,

podejmę decyzję.

- Doskonale. Zaraz przyjdzie tu siostra Wallace i pomoże mi przeprowadzić

badania. Proszę się nie martwić. Wszystko będzie dobrze.

Wyniki miały być znane dopiero następnego dnia rano. Tess przez całą noc nie

zmrużyła oka. Nie wspomniała nikomu o podejrzeniach doktora Reinera. Siostra

Wallach zadzwoniła do biura. Tess omal nie zemdlała, słysząc spokojny głos

potwierdzający, że pacjentka jest w ciąży. Wymamrotała podziękowanie i odłożyła

słuchawkę. Zapomniała umówić się na kolejną wizytę i zapytać o adres dobrego

ginekologa-położnika. Uznała, że pomyśli o tym innego dnia.

Pracownicy agencji, zaniepokojeni bladością nowej koleżanki, wypytywali, co

się stało. Tess zbyła ich uprzejmymi półsłówkami i wsadziła nos w papiery dotyczące

background image

prowadzonej właśnie sprawy. Chciała spokojnie wszystko przemyśleć.

Koło południa wyrwał ją z zadumy głos szefa, który zatrzymał się przy biurku

nowej pani detektyw i zmierzył ją badawczym spojrzeniem.

- Rzadko spotykam się z podwładnymi poza biurem, ale dla pani chętnie

zrobię wyjątek. Może pójdziemy dziś razem na kolację?

Tess była zbita z tropu nieoczekiwaną propozycją. Rozstała się z Dane'em, ale

nosiła pod sercem jego dziecko. Randka z innym mężczyzną uchodziła w jej oczach

niemal za cudzołóstwo.

- Dzięki za zaproszenie - odparła uprzejmie. - Mam nadzieję, że nie poczuje

się pan dotknięty, jeśli odmówię. Nie jestem w nastroju. Dochodzę teraz do siebie

po… wielkim rozczarowaniu.

- Ach, tak. Rozumiem - odparł z uśmiechem. - Czas leczy rany. Ponowię

zaproszenie.

Tess w milczeniu skinęła głową. śadnej zachęty. Miała w życiu dość

kłopotów.

Tess chciała zadzwonić do Dane'a i przekazać mu radosną nowinę, ale nie

miała odwagi. Jej ukochany ciągle powtarzał, że nie chce trwałego związku i nie

pragnie ożenić się powtórnie. Gdyby mu powiedziała o dziecku, uznałby, że powinien

ją poślubić. Marzył o potomstwie, lecz mimo to mógł uznać jej telefon za próbę

moralnego szantażu. A jeśli - uchowaj Boże - stwierdzi, że to nie jego dziecko?

Przecież uważał się za bezpłodnego. Gotów powiedzieć, że spała z innym mężczyzną.

Druga przyczyna, która skłoniła Tess do milczenia, dotyczyła stanu zdrowia.

Niepokoiły ją uporczywe bóle i krwawienia. Lekarz był tego samego zdania i gdy

tylko opisała mu objawy, umówił ją z doświadczonym położnikiem. Skoro istniało

ryzyko poronienia i utraty dziecka, wciąganie Dane'a w tę sprawę byłoby

niewybaczalnym błędem.

Odetchnęła z ulgą, gdy Kit wróciła do domu po kilku miesiącach

nieobecności. Wreszcie miała bratnią duszę. Umówiły się na obiad. Kit wybrała

gwarną włoską restaurację, gdzie w dni powszednie chętnie wpadały coś zjeść. Tess,

która ostatnimi czasy zwykle przesiadywała w domu, czekała przy stoliku na

koleżankę, nerwowo rozglądając się po sali. Obawiała się przypadkowego spotkania z

Dane'em, mimo że do jego agencji było stąd dość daleko. Wreszcie ujrzała wysoką,

elegancką dziewczynę o gęstych, ciemnych włosach, twarzyczce elfa, błyszczących

niebieskich oczach i długich rzęsach. Tess była dość wysoka, ale Kit górowała nad nią

background image

wzrostem. Była także szczuplejsza; Tess zaczęła już tyć.

- Aleś ty pulchniutka! - mruknęła Kit, marszcząc brwi.

Ruchem głowy wskazała szeroki biały sweter Tess oraz jej szare spodnie, o

dwa numery większe niż te, które Tess nosiła do tej pory. Przyszła matka nie mogła

się już pochwalić talią osy. Twarz miała zaokrągloną, a zarazem dziwnie promienną.

- Trochę przytyłam - wyznała Tess. - W pobliżu mojej agencji jest dobra

włoska restauracja. Sama rozumiesz…

- Słyszałam, że pracujesz teraz jako detektyw. - Kit z zadowoleniem pokiwała

głową. - W końcu odważyłaś się przeciwstawić Dane'owi. Gdybyś nadal u niego

pracowała, nie miałabyś cienia szansy na awans. Ten facet jest nadopiekuńczy.

Tess z uwagą przeglądała kartę dań. Kit rzuciła jej badawcze spojrzenie.

- Powiedz mi od razu, co się stało. Wiesz, że i tak w końcu to z ciebie

wyciągnę.

- Jestem w ciąży - oznajmiła drżącym głosem Tess.

Kit znieruchomiała i wstrzymała oddech.

- Dane? - zapytała w końcu i głośno westchnęła.

- Tak.

- On zapewne o niczym nie wie - stwierdziła z domyślnym uśmiechem Kit.

Popatrzyła współczująco na przyjaciółkę.

Tess skinęła głową, patrząc nie widzącym wzrokiem na menu. Kit pogłaskała

jej dłoń.

- W końcu będziesz zmuszona mu o tym powiedzieć.

- Oczywiście. Za jakiś czas.

- Kiedy?

- Pojawiły się niepokojące dolegliwości. Jutro idę do położnika. - Tess

skrzywiła się. - Pielęgniarka, z którą telefonicznie umawiałam się na wizytę, była

wyraźnie zaniepokojona moimi objawami: Przeglądałam również encyklopedię

medyczną. To się może skończyć poronieniem. Kit, co mam robić? Nie mogę stracić

tego dziecka! Tylko ono mi pozostało!

Kit udało się po chwili uspokoić przyjaciółkę. Tess opanowała się i

kontynuowała zwierzenia.

- Sama nie wiem, jak… - Urwała w pół słowa i zamrugała powiekami.

Pobladła, spoglądając ku drzwiom.

- Dane - rzuciła domyślnie Kit, odwracając się ku wyjściu. Otworzyła szeroko

background image

oczy. - Przecież on tu nie bywa!

Tym razem jednak przyszedł. Co więcej, lustrował spojrzeniem gości, jakby

kogoś szukał. Wreszcie dostrzegł Kit i Tess. Z kamienną twarzą ruszył w stronę ich

stolika.

- Nie - jęknęła Tess. - Nie powinien…

Dane był innego zdania. Zatrzymał się obok Tess, patrząc zachłannie na jej

twarz, jakby nie był w stanie oderwać od niej wzroku.

- Od kilku tygodni cię nie widuję - rzucił oschle. - Miałem nadzieję, że nas

odwiedzisz, żeby powiedzieć, co u ciebie słychać. Daremnie. Co z oczu, to z serca,

prawda?

Dziwne pytanie w ustach mężczyzny, który jeszcze niedawno traktował ją

niczym powietrze.

- Pracuję w odległej dzielnicy. Trudno mi się wyrwać.

- Tak. Słyszałem, że dostałaś posadę detektywa.

- Owszem. To pasjonujące zajęcie. - Uniosła dumnie głowę.

Dane patrzył uporczywie w szare oczy. Tess spostrzegła, że jest smutny, ale

nie wiedziała, czemu to przypisać.

- Uważaj na siebie - mruknął.

- Obiecuję - powiedziała Tess. Zmieniła temat. - Helen pewnie za mną tęskni.

Dane zacisnął zęby. Jego dłonie zwinęły się w pięści. Owszem, Helen czuła

się w agencji nieco osamotniona, gdy zabrakło młodszej koleżanki, ale dla niego

nieobecność Tess była prawdziwą torturą. Najgorsza okazała się zagadkowa

obojętność i uparte milczenie. Jak możesz, Tess, powtarzał w duchu. Dlaczego jesteś

taka nieczuła? Już zapomniałaś o naszej cudownej nocy?

Był świadomy, że sam dał Tess do zrozumienia, aby odeszła, ale to mu wcale

nie poprawiło humoru. Powtarzał jej ciągle, że nie chce się wiązać na stałe. Zmienił

zdanie, gdy przyszło mu stawić czoło samotności i żyć bez Tess. Nienawidził

powrotów do domu, bo jej tam nie było. Przeklinał własne życie, ponieważ zabrakło

w nim najważniejszej osoby. Westchnął i popatrzył z czułością na pochyloną głowę

dziewczyny, jakby chciał pogłaskać ją po włosach. Odepchnął Tess; nie można cofnąć

tamtych słów. Czuł się bezradny. Czyżby jego okrucieństwo zabiło miłość, jaką do

niego żywiła?

- Może chcesz się do nas przysiąść, Dane? - zapytała uprzejmie Kit,

przerywając kłopotliwe milczenie.

background image

- Nie, dziękuję - odparł z roztargnieniem. - Muszę wracać do pracy. Tess?

- Tak? - Podniosła wzrok, ale nie dała się zwieść pozornej serdeczności jego

głosu.

- Jak się czujesz? - zapytał, patrząc z niepokojem w jej twarz. - Wyglądasz,

jakbyś… - Daremnie szukał właściwego słowa. Czyżby chorowała? Może coś ją

trapi? - Masz kłopoty ze zdrowiem?

- Zimą trudno uniknąć przeziębienia - odparła wymijająco. Pobladła i

odwróciła wzrok. Nie była w stanie patrzeć dłużej na ukochanego. Nosiła pod sercem

jego dziecko, ale nie wiedziała, jak mu o tym powiedzieć, i dlatego cierpiała.

Wstrzymała oddech, czując nagły ból. Nie po raz pierwszy. Dlatego właśnie

postanowiła odwiedzić ginekologa-położnika.

- Tess!

Dane ukląkł obok niej i chwycił jej dłoń. Patrzył na nią ciemnymi, pełnymi

przerażenia oczyma.

- Co ci jest, maleńka? - wypytywał niecierpliwie. - Jak się czujesz?

- Chyba mam wrzód żołądka - odparła z wahaniem, oszołomiona czułym

dotknięciem. Przebiegł ją cudowny dreszcz. Spojrzała w oczy Dane'a i czas się

zatrzymał. Wpatrywała się w ukochanego z zachwytem, chociaż złamał jej serce.

- Tess… - jęknął boleśnie. Wyglądał jak człowiek porażony cierpieniem.

- Nic mi nie jest - szepnęła. Westchnęła ciężko. Z trudem oparła się

pragnieniu, by rzucić się w jego ramiona. - Już przeszło. Naprawdę, Dane.

Zapomnieli o całym świecie. Kit siedziała obok nich, jakby była niewidzialna.

Wolno piła kawę, nie przerywając dziwnej rozmowy.

- Idź koniecznie do lekarza - powiedział zdławionym głosem. - Nie wolno

lekceważyć tych objawów.

- Oczywiście - odrzekła cicho. - A co z tobą? Jak się czujesz?

- Jakoś leci - odparł nieco chrapliwie. Westchnął głęboko. Chciał poprosić

Tess, żeby do niego wróciła, ale walczył z tą pokusą. - Chyba tęsknię za tobą,

maleńka - dodał z kpiącym uśmiechem.

- Nie do wiary! Chyba śnię! - odparła pogodnie.

Dane wzruszył ramionami, nie wiedząc, co odpowiedzieć.

- Wrócisz do mojej agencji, jeśli dam ci posadę detektywa? - spytał z

wahaniem.

- Daj spokój, Dane - odparła po chwili namysłu. - To nie jest dobry pomysł.

background image

Doskonale mi się współpracuje z panem Shortem.

Dane zmarszczył brwi i zacisnął pięści. Przemknęło mu przez myśl, że Tess

flirtuje z Shortem i dlatego nie chce powrócić do jego firmy.

Kit uznała, że pora wziąć sprawy w swoje ręce. Ta rozmowa łatwo mogła się

zmienić w nieprzyjemną sprzeczkę. Tess nie miała na to sił.

- Zrobiło się strasznie późno - wtrąciła. - Muszę wracać.

- Ja również. Nie mogę się spóźnić - podchwyciła Tess, spoglądając znacząco

na Lassitera, który wstał z klęczek, patrząc na nią wrogo.

Short i Tess! Był wściekły. Miał wielką ochotę dać komuś po mordzie!

Kit uregulowała rachunek. Tess podniosła się z krzesła i powiedziała z

wahaniem:

- Cieszę się z naszego spotkania.

Zirytowany Dane bez słowa zmierzył ją taksującym spojrzeniem.

- Przytyłaś? - zapytał nagle.

- Trochę - odparła, unikając jego wzroku. - Jem za dużo pączków.

- I dobrze. Byłaś zbyt szczupła.

Rozmowa się urwała. Do Lassitera podszedł jakiś znajomy. Dziewczyny

wykorzystały moment, pożegnały się i wyszły.

- Dane tęskni za tobą - powiedziała Kit, gdy wsiadała do samochodu. - Nawet

ś

lepy by to zauważył.

- Tęsknota i miłość to dwie różne sprawy - westchnęła Tess.

- W każdym razie trochę mu na tobie zależy. Mniejsza z tym. - Kit uznała, że

pora zmienić temat. - Niepokoi mnie twój stan zdrowia. Podczas obiadu źle się

czułaś. Obiecaj mi, że pójdziesz do lekarza.

- Obiecuję. Dzięki za troskę. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką.

- To samo mogę powiedzieć o tobie.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Tess przyszła do gabinetu doktora Boswicka pół godziny wcześniej. Prawie

nie spała tej nocy. Atak bólu, który nastąpił w restauracji, bardzo ją przestraszył. Dane

ogromnie jej pomógł w trudnej chwili. Wziął ją za rękę i cierpienie minęło szybciej

niż zazwyczaj. Niesamowite; zupełnie jakby dziecko poznało głos rodzonego ojca i

postanowiło walczyć o przetrwanie. Tess sądziła, że medycy nie potwierdziliby owej

teorii.

background image

Doktor Boswick już przyjmował, więc nie czekała długo. Zbadał pacjentkę i

postawił niepokojącą diagnozę. Usiedli po przeciwnych stronach biurka. Lekarz

przeglądał wyniki przeprowadzonych wcześniej badań.

- Czy bardzo pani zależy na urodzeniu tego dziecka? - zapytał, odsuwając plik

wydruków i spoglądając na pacjentkę znad okularów. - Wiem, że jest pani osobą

samotną i utrzymuje się ze skromnej pensji. Proszę to rozważyć.

Tess nie rozumiała, co jej sytuacja osobista i finansowa ma wspólnego z ciążą,

nie potrzebowała jednak czasu do namysłu.

- Zrobię wszystko, by urodzić to dziecko - odparła spokojnie.

Lekarz nie ukrywał zadowolenia.

- To doskonale, że tak pani stawia sprawę, bo ciąża jest zagrożona. Nie ma

pewności, czy zdołamy ją utrzymać. - Usiadł na brzegu krzesła i położył dłonie na

blacie biurka. Nie zwracał uwagi na przerażoną minę pacjentki. - Bóle spowodowane

są nietypowym ustawieniem łożyska. Może dojść nawet do jego uszkodzenia.

Powtarzające się krwawienia mogą doprowadzić nawet do poronienia.

- Tylko nie to! - krzyknęła Tess. - Jak mogę temu zaradzić? Czy istnieje jakiś

sposób?

- Tak. Proszę rzucić pracę i siedzieć w domu, póki ciąża nie będzie na tyle

zaawansowana, by przewidzieć, jak ustawi się łożysko. Moim zdaniem w pani

przypadku należy się maksymalnie oszczędzać aż do porodu. Zakładam, że

rozwiązanie nastąpi w sposób naturalny. Nie wykluczam jednak cesarskiego cięcia.

Proszę jak najmniej chodzić. Szczerze odradzam wędrówki do pracy oraz biurową

krzątaninę. I jeszcze jedno: pod żadnym pozorem proszę nie zażywać aspiryny

podczas ciąży.

- Będę o tym pamiętać. - Wyraz twarzy dobitnie świadczył o determinacji

Tess. Miała niewielkie oszczędności. Dotychczas pensja umożliwiała regularne

spłacanie rat. Lekarz wyraźnie dał jej jednak do zrozumienia, że chodzenie do pracy

może spowodować poronienie.

- Czy ojciec dziecka nie mógłby się panią zaopiekować?

- On o niczym nie wie - odparła po chwili wahania i pokręciła głową.

- Proszę mu powiedzieć.

- Oczywiście, panie doktorze. - Nie zamierzała tego robić, ale obiecała dla

ś

więtego spokoju.

- To mi się podoba. Proszę umówić się na kolejną wizytę. Siostra Bertha

background image

wpisze jej termin do mego kalendarza. Musi mnie pani często odwiedzać. Proszę się

nie martwić rachunkami - dodał z uśmiechem. - Mam do pani zaufanie. Znajdziemy

wyjście korzystne dla obu stron. Zgoda?

- Tak, panie doktorze.

Tess zadała lekarzowi mnóstwo pytań, wychodząc z założenia, że w trudnych

sytuacjach wiedza popłaca, natomiast ignorancja przysparza kłopotów. Gdy wróciła

do domu, musiała najpierw odreagować napięcie; płakała tak długo, aż nos i oczy

zrobiły się czerwone.

- Dobrze, maleństwo - powiedziała wreszcie, kładąc ręce na brzuchu. - To

sprawa między tobą i mną. Sama nie dam sobie rady. Musisz mi pomóc. Chcę cię

urodzić, gdy nadejdzie pora - szepnęła z czułością. - Bardzo tego pragnę! Postaraj się

ż

yć. Zrób to dla mnie.

Następnego dnia złożyła wymówienie. Pan Short był zdumiony. Wyjaśniła, że

za radą lekarza nas kilka miesięcy przerywa pracę, by leczyć wrzody żołądka. Było jej

przykro, że musi oszukiwać życzliwych ludzi. Szef okazał zrozumienie i przyznał jej

sporą premię.

Przez kilka następnych dni Tess porządkowała swoje sprawy. Przede

wszystkim znalazła nową pracę. Telefonicznie zachęcała do kupowania rozmaitych

towarów. Dochód był skromny, ale regularny. Z posiadanych oszczędności zapłaciła

raty za trzy miesiące z góry, by przez jakiś czas mieć święty spokój i myśleć tylko o

dziecku.

Kłopoty i zmartwienia powodowały, że traciła apetyt i chudła. Kit wpadała od

czasu do czasu z różnymi pysznościami, by skłonić przyszłą matkę do racjonalnego

odżywiania się. Tess kazała jej przysiąc, że nikomu nie wspomni o dziecku. Przestała

odbierać telefony, by nie wygadać się przypadkiem przed znajomymi z agencji

Dane'a.

Daremnie się jednak łudziła, że w ten sposób uniknie pytań o przyczyny

nagłego odejścia z pracy. Gdy pewnego dnia wychodziła z łazienki osłabiona

porannymi mdłościami, niespodziewanie zabrzmiał dzwonek u drzwi. Na pasiastą

piżamę narzuciła gruby czerwony szlafrok. Była potargana; dawno powinna była

odwiedzić fryzjera. Wyglądała okropnie. Dzwonek odzywał się raz po raz.

Zirytowana, uchyliła drzwi i stanęła twarzą w twarz z Dane'em.

- O Boże! - wyjąkał na jej widok.

- Dzięki, jeżeli to miał być komplement - mruknęła. - Wejdź i zamknij drzwi.

background image

Muszę się położyć, bo inaczej zemdleję.

- Zaniosę cię do łóżka.

Wziął ją na ręce i mocno przytulił. Wszedł do sypialni. Zaprotestowała, gdy

chciał zdjąć jej szlafrok. Nie mogła pozwolić, by zobaczył jej zaokrąglony brzuch.

- Zostaw. Jest mi zimno - wykrztusiła.

- Dobrze. - Okrył ją starannie i usiadł na brzegu łóżka. Ciemne oczy rzucały

pytające spojrzenia. - Short powiedział, że odeszłaś z pracy. Bierzesz lekarstwa?

Tess słuchała z roztargnieniem, wpatrzona w Dane'a, który wyglądał bardzo

elegancko. Cóż za kontrast! Sama przypominała zabiedzonego kota.

- Jakie lekarstwa? - powtórzyła niepewnie. Skrzywiła się. Łzy stanęły jej w

oczach. - Po co? Lekarze zrobili już wszystko, co się dało.

- Wrzód jest zaleczony?

- To nie wrzód - odparła ponuro i przymknęła oczy.

- A co?

- Obawiam się, że na takie dolegliwości nie ma skutecznej pigułki. Dane,

zostaw mnie w spokoju. Jestem zmęczona…

- Jaka to choroba? - wypytywał z lękiem, którego nie potrafił ukryć. Tess

domyśliła się, co mu przyszło do głowy.

- Nie mam raka. Zapewniam, że śmierć mi nie grozi.

Dane odetchnął z ulgą.

- Okropnie mnie przestraszyłaś. Skoro to nie jest wrzód żołądka, jak mam

rozumieć twoje słowa? Co to znaczy, że na twoje dolegliwości nie ma lekarstwa?

Tess westchnęła głęboko i z ociąganiem popatrzyła mu w oczy.

- Dane… Jestem w ciąży.

- Słucham? - wyjąkał z niedowierzaniem.

- Będę miała dziecko.

Lassiter zmienił się na twarzy. Tess nie mogła na to patrzeć. Wyglądał jak

rekonwalescent po ciężkiej chorobie. Odwrócił głowę i badawczym spojrzeniem

zmierzył jej postać. Wolno odsunął kołdrę, rozwiązał pasek szlafroka i rozchylił jego

poły. Nim zdążyła zaprotestować, zsunął nieco spodnie od piżamy, odsłonił

zaokrąglony brzuch i patrzył jak urzeczony na delikatną wypukłość.

- Nie powiedziałaś mi - rzucił ostro.

- Gdy się rozstawaliśmy, jeszcze o tym nie wiedziałam.

Położył na jej brzuchu silne, ciepłe dłonie. Ten gest wyrażał szacunek i

background image

uwielbienie. Dane wstrzymał oddech i spojrzał Tess prosto w oczy. Twarz

poczerwieniała mu z przejęcia.

- Kiedy urodzisz?

- Za pięć miesięcy.

Zastanawiała się, czy powiedzieć mu całą prawdę. Patrzyła z uwagą na

rozpromienioną twarz. Dane nie potrafił ukryć radości; los zgotował mu wspaniałą

niespodziankę. Tess nie miała sumienia mówić ukochanemu, że ciąża jest zagrożona.

To nie był odpowiedni moment. Dane odzyskał niespodziewanie wiarę w siebie.

Niech się nią nacieszy. Tess musiała jednak znaleźć jakąś wymówkę, by

usprawiedliwić całkowitą bezczynność i niechęć do wychodzenia z domu. Zagryzła

wargi.

- Dane… - wykrztusiła. - Do czasu rozwiązania muszę siedzieć w domu. Nie

mogę pracować.

- Dlaczego? - zapytał krótko.

Zawahała się i mimo woli spojrzała na ojca swego dziecka z uwielbieniem. Za

bardzo go kochała, by przedwczesnym wyznaniem burzyć wielką radość. Nie chciała

pochopnie ujawniać całej prawdy. Lęk o potomka mógł go doprowadzić do

szaleństwa.

- Mam wyjątkowo silne mdłości - wyjaśniła.

- Rozumiem. - Dane odetchnął z ulgą.

Wstał z łóżka, odwrócił się i w zamyśleniu pocierał dłonią kark. Nie

widzącym wzrokiem spoglądał na wzorzyste tapety.

- Nie zaprzątaj sobie tym głowy - oznajmiła Tess.

- Nie mów bzdur. To moje dziecko. - Odwrócił się. Jego twarz rozświetlała

radość. - Moje dziecko - powtórzył, spoglądając na jej brzuch z łagodnym uśmiechem.

Spojrzał w szare oczy i spochmurniał. - Cholera! Wygląda na to, że w ogóle nie

zamierzałaś mi o tym powiedzieć!

Skuliła się, przestraszona ostrym tonem. Wybór miała niewielki; mogła

pozwolić, by nadal w to wierzył albo ujawnić całą prawdę i martwić się razem z nim.

Wspominała życiowe katastrofy, które w ostatnich latach dotknęły ukochanego:

ś

mierć matki, groźny postrzał, rezygnacja z pracy w policji. Ogarnęło ją współczucie.

Nie należy wtajemniczać Dane'a. Wystarczy, że ona się zamartwia. Podjęła decyzję i

to dodało jej sił. Uniosła dumnie głowę.

- Sam powiedziałeś, że nie chcesz się wiązać, pamiętasz? - przypomniała

background image

zimnym tonem. - Chciałeś, żebym usunęła się z twego życia. Gdybym wspomniała o

dziecku, uznałbyś, że zastawiam na ciebie pułapkę.

Dane poczuł się winny. Tess nie miała pojęcia, co do niej czuł.

- Wszystko się zmieniło - odparł spokojnie.

- Mam rozumieć, że ja się nie liczę, ale zależy ci na dziecku, tak?

Te słowa okropnie go rozzłościły.

- Jasne - rzucił z przewrotnym uśmiechem.

Tess patrzyła na niego z kamienną twarzą. Miała złamane serce, ale nie dała

po sobie poznać, jak bardzo cierpi.

- Zamierzałaś mi powiedzieć o dziecku? - Dane nie dawał za wygraną.

- Tak - odparła. - Prędzej czy później musiałabym to zrobić.

- Kiedy? - rzucił oskarżycielskim tonem. - Gdy nasz potomek szedłby do

szkoły? Nie musisz odpowiadać. - Dane wcisnął ręce w kieszenie i bez słowa patrzył

na Tess. Wziął się w garść. Czuł się oszukany, bo ukryła przed nim prawdę, chociaż

wiedziała, że bardzo cierpi z powodu bezpłodności. Sam nie był także bez winy, ale

jeszcze za wcześnie na przebaczenie i pojednanie. Mógł za to wiele zrobić.

- Zabiorę cię na ranczo - myślał głośno. - Beryl się tobą zaopiekuje.

- Wykluczone - mruknęła, odwracając głowę. - Nie mogę… tam jechać.

Dane zmarszczył brwi. Przypomniał sobie, co mówił Tess o starszej pani,

która z pewnością nie pochwalała istnienia nieślubnych dzieci.

Lassiter rozpromienił się nagle. Miał powód, żeby poślubić Tess, nie

ujawniając prawdziwych uczuć. Niech sądzi, że zrobił to przez wzgląd na dziecko.

- Coś wymyślimy. - Mrugnął do niej porozumiewawczo. Z roztargnieniem

popatrzył na zegarek. - Niedługo wrócę.

- Dane, musimy porozmawiać.

- Później.

Bez słowa wyjaśnienia opuścił sypialnię. Na odchodnym rzucił jej zaborcze

spojrzenie. Gdy zniknął za drzwiami, Tess opadła na poduszkę. Zaskoczył ją nagłym

zniknięciem. Była smutna, bo przyznał, że chodzi mu jedynie o dziecko. Czas

pożegnać się z nadzieją, że Dane kochają skrycie i pragnie jej powrotu. To zwyczajne

mrzonki.

Tess była zaskoczona, gdy rankiem stanęli oko w oko na progu mieszkania.

Trzy godziny później osłupiała na widok Lassitera, który przyprowadził do jej

mieszkania jakiegoś dziwnego jegomościa, a następnie podsunął jej pióro oraz

background image

zadrukowany arkusz papieru. Wskazał miejsce, gdzie powinna złożyć podpis, ale nie

dał jej czasu na przeczytanie tekstu. Rzucił dokumenty na stół, usiadł obok Tess i

wziął ją za rękę.

- Proszę zaczynać - zwrócił się do tajemniczego osobnika.

Mężczyzna wyciągnął niewielki tomik i odczytał formułę przysięgi

małżeńskiej. Tess była tak oszołomiona, że ledwie wykrztusiła sakramentalne „tak”,

gdy mężczyzna zwrócił się do niej. Poczuła, że ukochany wsuwa jej na palec

obrączkę, za dużą zresztą. Byli małżeństwem.

- Dane! - krzyknęła nagle.

Lassiter wstał, uścisnął dłoń mężczyzny, podsunął mu papiery do podpisania,

wręczył umówioną opłatę i odprowadził do drzwi, dziękując wylewnie za pomoc.

Gdy nieznajomy wyszedł, Dane wrócił do sypialni i popatrzył na Tess.

Należała do niego - ona i dziecko. Jego dziecko. Był dumny jak paw.

Tess z niedowierzaniem popatrzyła na obrączkę. Podniosła wzrok. Nie

potrafiła określić miny Dane'a ani powiedzieć, co oznacza jego badawcze spojrzenie.

- Trzeba co najmniej trzech… trzech dni, by załatwić przedślubne formalności.

- Wystarczy kilka godzin. Trzeba tylko przystawić urzędnikowi pistolet do

głowy - odparł chełpliwie. - Bądź spokojna, załatwiłem wszystko zgodnie z prawem. -

Zmarszczył brwi. - Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że zostanę oskarżony o

porwanie.

- Co ty mówisz?

- Urzędnik, który przed chwilą udzielił nam ślubu, nie miał pojęcia, po co tu

jedzie. Podstępnie zwabiłem go do samochodu i przywiozłem tutaj - wyjaśnił Dane.

Tess wybuchnęła śmiechem, a potem się rozpłakała. Nie spodziewała się po

ukochanym takiej spontaniczności. Lassiter zaklął cicho i zaczął się usprawiedliwiać.

- Wybacz, że cię nie uprzedziłem, ale miałem nóż na gardle - wymamrotał. -

Skoro jedziemy dziś na ranczo, musimy się tam zjawić jako małżeństwo.

- Nie ma powodu, żeby Beryl się o mnie troszczyła - szepnęła Tess. - Ty

również nie musisz być taki opiekuńczy.

- Nosisz pod sercem moje dziecko - przypomniał, spoglądając jej głęboko w

oczy. Musiał zmobilizować całą siłę woli, by wziąć się w garść. Pragnął objąć

ukochaną i scałować łzy z długich ciemnych rzęs. - Najważniejsze jest teraz nasze

maleństwo. Na nim trzeba się skupić. - Po chwili milczenia dodał: - Ubierz się.

Spakuję twoje rzeczy i ruszamy. Mam wrażenie, że poranne mdłości bardzo cię

background image

męczą.

- Tak - odparła wymijająco. - Jestem całkiem wykończona. Zaraz się ubiorę,

ale najpierw muszę wziąć prysznic.

- Masz dość sił?

- Nudności męczą mnie najbardziej z samego rana. Teraz czuję się lepiej.

- Pokaż, co chcesz zabrać. Sam wszystko spakuję. Zawołaj mnie, gdybyś

potrzebowała pomocy.

Tess nie mogła się nadziwić, że Dane tak szybko i sprawnie przejął kontrolę

nad jej życiem. Było jej z tym dobrze. Nie musiała się o nic martwić. Nareszcie ktoś

postanowił się nią zaopiekować. Była zbyt osłabiona, by zebrać myśli i troszczyć się o

swoje sprawy. Wolała nie pytać, dlaczego Dane stał się nagle taki opiekuńczy. Gdyby

to zrobiła, pewnie by się całkiem załamała.

Godzinę później gotowa do podróży Tess wsiadała do czarnego mercedesa.

Walizki przyszłej mamy leżały w bagażniku. Dane zdążył omówić z właścicielem

kamienicy warunki zawieszenia umowy najmu. Ciekawe, jakich użył argumentów.

Tess zastanawiała się przez całą drogę, jak przyjmie ją Beryl. Dane zabawiał

ż

onę rozmową, opowiadając o agencji, Helen i reszcie pracowników. Słuchała go

nieuważnie. Była przygnębiona i cudze sprawy w ogóle jej nie obchodziły.

Niepotrzebnie się martwiła. Gdy samochód stanął przed domem, a

pasażerowie wysiedli, Beryl otworzyła szeroko ramiona.

- Jakaś ty mizerna, dziecinko - gderała niczym troskliwa matka, otwierając jej

drzwi wejściowe. - Dość zmartwień. Wszystko się ułoży. Kiedy nie będzie tu Dane'a,

ja będę się tobą opiekować. Nic złego cię nie spotka.

Tego już było za wiele po tylu niezwykłych przeżyciach owego dnia. Tess

rzuciła się w objęcia Beryl i zaczęła szlochać.

- Uspokój się, Tess - mruknął Dane po dłuższej chwili. Przyciągnął ją do

siebie i wziął żonę na ręce. - Zaniosę cię do sypialni. Powinnaś odpocząć. Miałaś

ciężki dzień.

- Podgrzeję obiad. Filiżanka gorącego bulionu postawi cię na nogi. Musisz być

silna. Pamiętaj o dziecku. - Beryl mrugnęła porozumiewawczo do Tess i odeszła.

- Powiedziałeś jej? - zapytała Tess, spoglądając na Dane'a.

- Tak - odparł, patrząc jej w oczy. - Wszystko będzie dobrze. Przede

wszystkim musisz odpocząć.

Skinęła głową, chociaż zdawała sobie sprawę, że wspólne życie wcale nie

background image

będzie takie proste. Znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Ukochany mężczyzna

wydawał się tak bliski i taki daleki zarazem, a upragnionemu dziecku groziło wielkie

niebezpieczeństwo. Tess zadawała sobie pytanie, czy takie zmartwienia mogą

przyprawić kobietę o szaleństwo.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Dane zjadł popołudniowy posiłek w sypialni, gdzie Tess leżała wsparta na

poduszkach. Beryl pomogła jej zdjąć ubranie i przebrać się w piżamę. Zapakowała

dziewczynę do łóżka. Był to stylowy mebel z filarami oraz baldachimem. Starsza pani

pocieszała Tess zapewniając, że poranne mdłości w końcu przestaną jej dokuczać.

Tess czuła się winna, bo nie powiedziała Beryl i Dane'owi całej prawdy, ale gdyby się

im zwierzyła, wszyscy mieliby ponure miny; wolała martwić się sama.

Nie znała pokoju, do którego zaprowadziła ją Beryl. Jej dawna sypialnia leżała

w innej części domu. Nie miała odwagi zapytać, gdzie sypia Dane.

- Jedz - polecił Lassiter, widząc, że Tess bawi się łyżką, nie podnosząc jej do

ust.

- Przepraszam. Zapomniałam o jedzeniu. Co to za sypialnia?

- Moja - odparł krótko. Tess była zaskoczona.

Dane pokiwał głową.

- Wiele się zmieniło. Będziemy spać razem.

Popatrzyła na niego z obawą. Lekarz odradzał współżycie. W jej stanie to zbyt

duże ryzyko. Jak powiedzieć o tym Dane'owi, nie ujawniając prawdy o zagrożonej

ciąży?

Przełknęła łyżkę rosołu i zaczęła niepewnie:

- Dane…

- Wiem, że w twoim stanie wielkie namiętności tracą na znaczeniu. Nie będę

nalegać. Twoje zdrowie jest teraz najważniejsze. Nie chcę zostawiać cię samej na całą

noc. Będę na wyciągnięcie ręki, gdybyś mnie potrzebowała.

- Dzięki - odparła z ulgą. Była wzruszona jego troskliwością, lecz z żalem

uznała, że jako kobieta przestała być dla niego atrakcyjna. Dane również miał ponurą

minę, bo uznał, że Tess już go nie chce. Oboje ukrywali prawdziwe uczucia pod

maską chłodnej uprzejmości.

- Jedz rosół - przypomniał.

Wkrótce zrobiło się ciemno. Tess odpoczywała. Oboje byli zmęczeni i

background image

postanowili wcześnie iść spać. Dane rozebrał się przy zapalonym świetle. Tess

obserwowała go - początkowo ukradkiem, potem jawnie. Spłonęła rumieńcem, gdy

napotkała jego spojrzenie.

Uśmiechnął się lekko i zgasił lampę.

- Wkrótce przywykniesz do tego widoku - powiedział, udając, że nie dostrzega

jej zawstydzenia. - Gdy się przeniosłaś do mego mieszkania, zacząłem nosić piżamę,

ż

eby cię nie peszyć. Teraz jesteśmy małżeństwem, więc nie muszę niczego przed tobą

ukrywać. Tak mi będzie wygodniej. Od dzieciństwa sypiam nago.

- Nie mam nic przeciwko temu - odparła Tess, gdy wsunął się pod kołdrę. - To

przecież twoja sypialnia.

Przyjemnie było leżeć obok niego. Już tak kiedyś spali. Tamtej pamiętnej nocy

Tess była tak wyczerpana i oszołomiona, że natychmiast zasnęła w ramionach

kochanka. Teraz czuła się niepewnie, leżąc w ciemności obok ukochanego, który

dzielił z nią łoże bez większego entuzjazmu, jakby z obowiązku.

Nagle poczuła na brzuchu jego dłoń. Zdrętwiała ze strachu.

- Nie histeryzuj. Chciałem tylko sprawdzić, czy dziecko się porusza.

Tess miała ściśnięte gardło. Dotknięcie ciepłej dłoni było przyjemne i

niepokojące zarazem.

- Czasami się obraca. Wkrótce zacznie kopać - wykrztusiła z trudem.

- Chcesz karmić piersią, Tess?

Serce zabiło jej mocniej. Wiedziała, że to zdrowe dla dziecka. Wiele o tym

czytała.

- Tak, jeśli tylko będę miała pokarm.

Wstrzymała oddech. Miała nadzieję, że Dane ją przytuli.

Pragnęła zasnąć w jego ramionach, ukołysana czułym szeptem. Dane cofnął

dłoń i przesunął się na brzeg łóżka. Słyszała, jak układa się na boku, odwrócony do

niej plecami. Wspólna przyszłość nie wyglądała zbyt różowo. Tess poczuła niepokój.

Dane zamknął oczy, westchnął ciężko i zasnął.

Dni płynęły wolno. Lassiter z niepokojem obserwował żonę.

- Za mało się ruszasz - stwierdził pewnego wieczoru po powrocie z agencji. -

Wciąż siedzisz. Powinnaś spacerować. Zaczniesz od jutra. Nie warto protestować -

rzucił pospiesznie, gdy chciała wtrącić swoje trzy grosze. - Bezczynność może

zaszkodzić dziecku. Postaram się przyjechać wcześniej z pracy. Wybierzemy się na

spacer po ranczo.

background image

- Dane… - próbowała go zmitygować.

- Muszę dziś wrócić do miasta, bo planujemy małą zasadzkę. Jeszcze o tym

porozmawiamy. Nie siedź długo. To szkodzi dziecku.

Tess miała ochotę wrzeszczeć na całe gardło. Dane mówił tylko o dziecku.

Czuła się jak inkubator, w którym rośnie jego potomek. Martwiła się o upragnione

maleństwo, ale nie chciała być traktowana jak przedmiot. Kłamstwo ma krótkie nogi.

Nie powiedziała Dane'owi prawdy, a teraz musiała słuchać jego wymówek. Jak mogła

spacerować, skoro wszelka aktywność groziła krwotokiem i utratą dziecka?

Ś

ledztwo prowadzone przez Dane'a ciągnęło się w nieskończoność. Tess

odetchnęła z ulgą; zabrakło czasu na wspólne spacery. Dane rzucił się w wir pracy.

Coraz krócej przebywali razem. Jeździł po południu do miasta i wracał na ranczo

późną nocą, gdy Tess już spała. Zdarzały się im ostre sprzeczki. Kłamstwa i

niedomówienia nie służyły młodemu małżeństwu. Padały niesprawiedliwe oskarżenia

i złośliwe komentarze.

Tess czuła się zaniedbywana. Dane za wszelką cenę chciał ukryć, jak bardzo

mu na niej zależy. Unikał żony, bo coraz trudniej było mu zachować pozory

obojętności. Ilekroć odwróciła głowę, wpatrywał się w nią jak urzeczony, a jego

spojrzenie zdradzało głębię uczucia.

- Dlaczego w ogóle się do mnie nie odzywasz? - Tess często robiła mu

wymówki. - Coraz później wracasz do domu. W ogóle cię nie widuję.

- A o czym mamy rozmawiać? - odpowiadał wymijająco. - Uwiodłaś mnie,

pamiętasz? Nie protestowałem, bo też chciałem cię mieć. To pożądanie, rozumiesz?

Nic więcej. Przestań się nad sobą roztkliwiać. Teraz ważne jest dziecko.

Tess poddała się bez walki. Była zmęczona zabieganiem o jego względy.

- Tak. Masz rację. Doskonale to rozumiem.

Wyszła z pokoju. Oczy miała pełne łez. Daremnie się łudziła. Dane jasno i

wyraźnie dał jej do zrozumienia, co czuje.

Mijały tygodnie i miesiące. Dane i Tess żyli obok siebie jak obcy ludzie,

okazując uprzejmość i odrobinę troski. Lassiter namówił żonę, by przeniosła się do

innej sypialni pod pozorem, że nie chce jej budzić w środku nocy, gdy wraca z miasta.

Zgodziła się bez słowa. Jej milczenie i smutek coraz bardziej go niepokoiły.

Tess z trudem dźwigała duży brzuch. Stawała się coraz bledsza. Po kolejnej

wizycie u lekarza była tak wyczerpana, że położyła się do łóżka. Dane przestraszony

nie na żarty próbował dojść, co jej dolega.

background image

- Jak się czujesz? - wypytał, gdy późnym popołudniem dotarł na ranczo.

- Dobrze - odparła z kamienną twarzą. Nauczyła się ukrywać obawy. Ostatnio

znów krwawiła. Doktor Boswick był poważnie zaniepokojony. Niewiele mówił, ale

poznała to po jego minie. Strasznie się bała. Postanowiła wyznać Dane'owi całą

prawdę, ale nie miała sił na poważną rozmowę.

- Jestem bardzo zmęczona - dodała cicho. - Dodatkowe kilogramy dają mi się

we znaki.

- Uprzedzałem, że stracisz formę - tłumaczył cierpliwie Dane. - Wciąż siedzisz

albo leżysz. Powinnaś się więcej ruszać. Zaraz nabrałabyś energii. Jestem pewny, że

twój lekarz mówi to samo.

Tess coraz częściej jeździła na kontrolne wizyty. Beryl woziła ją do miasta.

Młoda pani Lassiter mydliła oczy starszej kobiecie twierdząc, że nie warto zaprzątać

tym głowy Dane'owi, który i tak ma dość kłopotów z prowadzeniem agencji i farmy.

Beryl przyznała jej rację. Tess cierpiała;, bo mąż okazywał jej tylko chłodną

uprzejmość, lecz nadal wolała mu oszczędzić zgryzot. Wystarczy, że ona się martwi.

Po co zadręczać się we dwoje? Niech przynajmniej jedno z nich radośnie oczekuje

narodzin dziecka. Wiedziała, jak ważne jest dla Dane'a to maleństwo. Doktor

Boswick wspomniał ostatnio, że prawdopodobnie urodzi chłopca. Dane byłby dumny

z syna.

Ułożyła się wygodnie na poduszkach. W ósmym miesiącu ciąży każda kobieta

potrzebuje odpoczynku. Tess z uśmiechem popatrzyła na Dane’a i rzuciła

pojednawczym tonem:

- Jutro pójdę na mały spacer, o ile samopoczucie mi dopisze. Jestem strasznie

ociężała. Chodzenie bardzo męczy.

Czuła na sobie podejrzliwe spojrzenie czarnych oczu. Dane spoglądał na nią z

troską i poczuciem winy.

- Jak to się dzieję, że w ogóle nie spacerujesz, gdy jestem na ranczo? - zapytał.

- Wygląda na to, że chodzisz po domu i ogrodzie jedynie wówczas, gdy nikt cię nie

obserwuje.

Tess bez słowa odwróciła wzrok.

- Wiem, że dźwigasz spory ciężar. Jesteś zmęczona, ale to nie usprawiedliwia

lenistwa - oznajmił stanowczo. - Mówię to dla twego dobra. Jutro musisz

pospacerować. Sam tego dopilnuję.

- Nie - odparła buntowniczo. Miała dość udawania. - Nie będę spacerować.

background image

Dane, muszę ci o czymś powiedzieć. Nie zrobiłam tego wcześniej… Och! -

Wstrzymała oddech, porażona bólem, który przeszył jej wnętrzności.

Usiadła na łóżku i zgięła się wpół. Krzyknęła głośno.

- Dziecko! - zawołał chrapliwie. - Tess, rodzisz?

- Tak! - Płakała z bólu. Skurcze następowały jeden po drugim. Czuła, jak

ciepły płyn spływa między udami okrytymi kołdrą. Zbladła jak chusta. - Wezwij…

karetkę! Zawiadom doktora Boswicka…

- To fałszywy alarm. Termin masz dopiero za miesiąc. Pojedziemy moim

samochodem - oznajmił, nieco zirytowany histeryczną reakcją żony. Bez pośpiechu

odsunął kołdrę.

Osłupiał na widok ciemnej plamy na prześcieradle. Zbladł, a oczy zabłysły mu

jak w gorączce.

- Boże miłosierny!

- Wezwij… karetkę! - krzyknęła Tess.

Chwycił słuchawkę, wiedząc, że czas nagli. Do sypialni wpadła Beryl, która

usłyszała krzyk Tess. Na pierwszy rzut oka zorientowała się w sytuacji i pobiegła po

ręczniki.

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności jedna ze szpitalnych karetek znajdowała

się w pobliżu farmy Lassitera i mogła tam przybyć za pięć minut. Nieco uspokojony

Dane wystukał numer telefonu doktora Boswicka.

- Dzieje się coś złego. Tess ma bóle i obficie krwawi - oznajmił drżącym

głosem. Starał się zachować spokój. - Wezwałem karetkę.

- Kłopoty z łożyskiem - stwierdził ponuro lekarz. - Badałem dziś pańską żonę i

uprzedziłem, że jej stan jest poważny. Jest szansa, że dziecko przeżyje, ale istnieje też

realne niebezpieczeństwo, że stracimy ich oboje. - Dane osłupiał. - Mam nadzieję, że

Tess położyła się zaraz po powrocie do domu.

- Tak. - Dane zacisnął dłoń na słuchawce.

- Bogu dzięki! Nie muszę panu chyba przypominać, że żona jest w poważnym

niebezpieczeństwie. Wszelki wysiłek stanowi dla niej wielkie zagrożenie. Jadę do

szpitala. Będę czekać w izbie przyjęć. Przygotujemy wszystko do porodu i transfuzji.

- Doktor w kilku słowach wyjaśnił Dane'owi, jak zatamować krwotok i dodał na

koniec: - Proszę uświadomić sanitariuszom, że każda chwila się liczy.

Dane odłożył słuchawkę i przekazał Beryl uwagi lekarza. Popatrzył z obawą

na Tess.

background image

- Od początku wiedziałaś, że mogą nastąpić komplikacje, prawda? To nie

poranne mdłości skłoniły cię do rezygnacji z pracy - powiedział zdławionym głosem.

Tess zagryzła wargi, by nie krzyczeć z bólu.

- Tak bardzo czekałeś… na to dziecko - szepnęła, oddychając z trudem. -

Chciałam… ci oszczędzić zmartwień. Nie wiń siebie!

- Postanowiłaś sama dźwigać wielki ciężar, a ja ci tego nie ułatwiłem. Byłem

podły. Och, Tess! - Głos mu się załamał. Drżącymi palcami dotknął policzka żony,

która płakała z bólu. - Gdzie ta cholerna karetka? - jęknął zrozpaczony. W tej samej

chwili usłyszał charakterystyczny dźwięk. -Wytrzymaj jeszcze trochę, maleńka.

Skinął na Beryl, która usiadła przy Tess. Wybiegł z pokoju. Był tak

przerażony, że dygotał na całym ciele. Ledwie mógł się porozumieć z sanitariuszami.

Droga do szpitala nie trwała długo. Gdy znaleźli się w izbie przyjęć, lekarze i

pielęgniarki natychmiast zajęli się rodzącą. Dane odciągnął na bok doktora Boswicka

i rzucił pospiesznie:

- Ratujcie Tess. Przede wszystkim ją - szepnął z rozpaczą. - Cokolwiek będzie

się działo, ona jest najważniejsza.

- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy - zapewnił lekarz.

W chwilę później Tess była już w sali porodowej. Dziecku spieszyło się na

ś

wiat. Oszołomiona i zbolała matka ledwie słyszała krzyk potomka. Dane przez cały

czas trzymał żonę za rękę i podtrzymywał ją na duchu.

- To chłopiec - szepnął. - Słyszysz mnie, najdroższa? Mamy synka.

Tess z trudem zrozumiała jego słowa.

- John Richard - szepnęła ostatkiem sił. Takie imię wybrali kiedyś dla synka.

Był to jeden z nielicznych wieczorów, który spędzili na rozmowie. Dane ostrożnie

musnął wargami usta żony i powtórzył: - John Richard. Jak się czujesz, kochanie?

Nie wierzyła własnym uszom. Czy to Dane przemawia do niej tak czule?

Wyczerpanie i środki znieczulające spowodowały pewnie halucynacje.

- Boli - jęknęła cicho.

- Zaraz dostaniesz zastrzyk - odparł Dane i dodał drżącym głosem: - Nasz

chłopczyk jest śliczny, Tess.

Mimo bólu otworzyła szeroko oczy i popatrzyła na męża.

- Kocham cię - powiedziała z trudem. - Cokolwiek się stanie, pamiętaj o tym.

Miał łzy w oczach. Tess widziała jego twarz jak przez mgłę, ale zdławiony

głos zdradzał wzruszenie.

background image

- Wyzdrowiejesz - zapewnił schrypniętym głosem. - Tak powiedzieli lekarze.

Nie mów głupstw!

Powieki ciążyły Tess jak ołów. Przymknęła oczy.

- Opiekuj się małym - szepnęła. - Marzyłeś… o dziecku.

- Marzę o tobie! - wyznał, dotykając wargami jej ucha. - Posłuchaj uważnie,

moja głupiutka dziewczynko. Kłamałem jak z nut. Byłem przekonany, że nie mogę

dać ci dziecka. Tylko dlatego nie chciałem się z tobą ożenić. W przeciwnym razie nie

zastanawiałbym się ani minuty! Chciałem, żebyś odeszła, bo przy mnie nie mogłabyś

ż

yć pełnią życia. Tak bardzo mi na tobie zależało. Na tobie! Boże miłosierny, omal

nie zwariowałem, gdy doktor Boswick powiedział mi prawdę. Otwórz oczy, Tess.

Błagam cię, spójrz na mnie!

Jego wołanie brzmiało jak krzyk rozpaczy. Tess uniosła ciężkie powieki i

popatrzyła na bladą niczym chusta twarz ukochanego.

- Nie waż się umierać! - rzucił Dane przez zaciśnięte zęby. - Musisz żyć.

Razem wychowamy nasze dziecko. Bez ciebie moje życie nie ma sensu! Nie zniosę

kolejnego rozstania! Ty stanowisz sens mego istnienia. Bez ciebie nic nie znaczę!

- Marzyłeś tylko… o dziecku - szepnęła z trudem.

- Nie.

Udręczona bólem Tess ledwie rozumiała, co się do niej mówi.

- Tak. Sam mówiłeś.

Dane pojął, że jego słowa nie docierają do świadomości żony. Musiał

natychmiast powiedzieć jej całą prawdę. Czas naglił.

- Popatrz na mnie, Tess. Otwórz szeroko oczy. Spójrz na mnie!

Ostatkiem sił uniosła powieki.

- Kocham cię - oznajmił Dane wolno i dobitnie. Oczy błyszczały mu jak w

gorączce. - Kocham cię.

Jakie miłe słowa, przemknęło jej przez myśl. Chciała odpowiedzieć, ale

zapadła w ciemną otchłań. Dźwięki zlały się w bezsensowny szum.

Tess zasnęła.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Dane nie spał przez całą noc. Czuwał przy łóżku żony. Nie chciał jej zostawić

ani na chwilę. Do synka postanowił zajrzeć rano.

Wpatrywał się uważnie w bladą twarz śpiącej Tess. Biedactwo, tyle się

background image

nacierpiała. Skąd miała wiedzieć, że jest mu taka bliska? Nie oszczędzał jej. Tyle

nieprzyjemnych słów od niego usłyszała. Kto wie, czy zechce mu to wybaczyć?

Najważniejsze, by przeżyła i wróciła do zdrowia. Inaczej być nie może.

- Dane? - szepnęła, unosząc powieki. - Moje dziecko…?

Dane wygląda okropnie - przemknęło jej przez myśl. Był nieogolony. Twarz

miał szarą. Zmęczenie i lęk odcisnęły na niej głębokie bruzdy.

- Chcesz zobaczyć maleństwo? - zapytał cicho, pochylając się nad żoną. -

Zaraz poproszę, żeby siostra je przyniosła.

Podniósł słuchawkę wewnętrznego telefonu i powiedział kilka słów.

Odpowiedział mu pogodny głos. Po chwili do pokoju weszła dyżurna pielęgniarka z

małym zawiniątkiem w objęciach.

- Oto śliczny synek pani Lassiter - oznajmiła pogodnie. - Nareszcie się pani

obudziła. Wszyscy byli bardzo wystraszeni. Proszę spojrzeć na to maleństwo.

Położyła dziecko obok Tess i odwinęła rogi kocyka. Ukazała się maleńka

twarzyczka. Tess przez chwilę obserwowała uważnie synka, a potem zerknęła na

Dane'a.

- Jest podobny do mego męża - szepnęła. - Dane, wygląda zupełnie jak ty!

Dane pochylił się nad łóżkiem i pogłaskał syna po główce.

- Ma twoje oczy, duże i łagodne - oznajmił stanowczo.

- Pójdę po butelkę - wtrąciła pielęgniarka.

- Nie - zaprotestowała Tess i popatrzyła na nią błagalnie. - Chcę go karmić

piersią. Doktor Boswick powiedział…

- Ależ oczywiście - przerwała z uśmiechem pielęgniarka. - Moim zdaniem

butelka także się przyda. Jest pani bardzo osłabiona. Straciła pani dużo krwi. Mimo

wszystko przyniosę butelkę. Nie wiadomo, czy będzie dość pokarmu dla tego

maluszka.

Gdy pielęgniarka wyszła, Dane pomógł Tess usiąść na łóżku. Wsparta plecami

o poduszkę trzymała dziecko w objęciach. Wstrzymała oddech, gdy zaczęło ssać.

Roześmiała się cicho i popatrzyła na męża, który obserwował ją z rumieńcami na

policzkach. Zagryzł wargę.

Tess nabrała otuchy. Wierzyła, że ojcostwo pomoże mu odzyskać duchową

równowagę i wiarę w prawdziwą miłość. Czuł się zagubiony, ale szczerze kochał

synka. Nie było w jego życiu innej kobiety, a zatem istniała uzasadniona nadzieja, że

pozostaną małżeństwem. Tess postanowiła wykorzystać tę szansę. Wierzyła, że

background image

pewnego dnia Dane ją pokocha.

Tess i mały John spędzili w szpitalu cały tydzień. Helen i Kit przyszły

odwiedzić młodą matkę i jej synka. Zachwytom nie było końca. Tess puchła z dumy.

Dane wpadał tak często, jak to było możliwe. Musiał wrócić do pracy.

Przekonująco grał rolę idealnego ojca, ale nieufna żona wolała zachować emocjonalny

dystans.

Po tygodniu cała rodzina wróciła na ranczo. Pewnego sobotniego popołudnia

Tess karmiła Johna w sypialni na górze. Dane wszedł do holu, ściskając w dłoni

rękawice. Miał na sobie roboczy strój. Szary kowbojski kapelusz jak zwykle włożył

na bakier. W agencji nic się nie działo, mógł więc popracować na ranczo. Gdy wszedł

do sypialni, wydawał się zirytowany.

Stanął w drzwiach i z wahaniem popatrzył na Tess, która siedziała w bujanym

fotelu z synkiem przy piersi.

- Musimy porozmawiać - rzucił krótko.

- Zaraz skończę - odparła.

Usiadł na brzegu łóżka, obserwując żonę i syna. Twarz z wolna mu się

wypogadzała. Przyglądał im się z dumą. Na jego wargach pojawił się radosny

uśmiech.

- Mógłbym na was patrzeć godzinami. Wydaje mi się, że to cudowny sen.

Pięknie razem wyglądacie.

- Zauważyłeś, jak mały John szybko rośnie? - powiedziała Tess, uśmiechając

się nieśmiało.

- Tess, jak długo zamierzasz karmić go piersią?

To zwyczajne pytanie bardzo ją zaniepokoiło. Podniosła głowę. Machinalnie

odsunęła niesforny kosmyk jasnych włosów. Wyglądała ślicznie. Miała na sobie

zieloną sukienkę w kratkę. Była taka delikatna i krucha.

- Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam - odparła. - Dlaczego pytasz?

- Póki karmisz małego, nie możecie się rozstawać na dłużej niż kilka godzin -

odparł z wahaniem.

Tess pobladła. Spojrzała na męża szeroko otwartymi oczyma.

- Chcesz, żebym się stąd wyniosła? - wykrztusiła niepewnie. - Wolałbyś, żeby

małego wychowywała niańka? Dlatego pytasz, czy zamierzam go nadal karmić?

Dane oniemiał na moment, a potem krzyknął:

- Na miłość boską! Nie!

background image

Tess drżała. Czuła jednocześnie ulgę i obawę.

Dane na moment zacisnął powieki. Otworzył szeroko oczy, wstał i podszedł

do okna. Uderzył rękawicami o dłoń i gapił się ponuro na jesienny krajobraz.

- Z pewnością masz podstawy, by sądzić, że zależało mi tylko na dziecku… że

ty się nie liczysz. Nie rozumiem jednak, dlaczego uważasz mnie za potwora zdolnego

rozłączyć matkę i dziecko. Zapewniam cię, że nigdy bym tego nie zrobił.

- Wiem - odparła krótko. Wstyd jej było, że przez moment podejrzewała go o

taką niegodziwość. Mały John przestał ssać i przymknął oczka. Tess trzymała go na

rękach przez dłuższą chwilę. Wreszcie podniosła się z fotela, położyła synka w

łóżeczku ustawionym pod ścianą i starannie okryła kocykiem. Poszła ku drzwiom i

skinęła na Dane'a.

- Tym razem nie pozwolę ci uciec - powiedział oschle i rzucił jej badawcze

spojrzenie. - Unikasz mnie, odkąd wróciłaś do domu.

- Chciałabym posiedzieć na werandzie - odparła wymijająco.

- Jest zbyt chłodno.

- Skądże. Poproszę Beryl, żeby dopilnowała Johna.

- Dobrze.

Dane czekał, aż kobiety ustalą, co i jak. Po chwili Tess wyszła na werandę,

która znajdowała się na tyłach wielkiego domostwa. Dane ruszył za nią. Usiedli ramię

przy ramieniu na kamiennych schodach nagrzanych promieniami słońca.

- Tess, od paru dni próbuję znaleźć odpowiedni moment, żeby cię przeprosić.

Powiedziałem wiele niepotrzebnych słów i byłem wobec ciebie okrutny, zanim

przyszedł na świat nasz synek. Nie mogę sobie tego darować.

- Nie miałeś pojęcia, co mi jest - odparła spokojnie. - Chciałam ci tego

oszczędzić. Nasze dziecko było dla ciebie cudowną niespodzianką. Tak bardzo się

nim cieszyłeś. Oszalałbyś ze strachu, gdybyś wiedział, że ciąża jest zagrożona.

- A ty, mała głupia dziewczynko? Byłaś przerażona, a na dodatek musiałaś

wysłuchiwać mojego gderania. Oskarżałem cię o nieczułość i lenistwo. Kazałem ci

spacerować! - Dane zerwał z głowy kapelusz i rzucił go na schody. Nerwowym

ruchem przeganiał ciemną czuprynę. - Dreszcz mnie przechodzi na myśl, jaki byłem

dla ciebie podły. Przysporzyłem ci tylko cierpień.

Tess spojrzała z czułością na męża, który patrzył na jesienny krajobraz.

- To nieprawda. Dałeś mi Johna.

Dane wolno odwrócił głowę i spojrzał jej prosto w oczy.

background image

- Mylisz się, jeśli sądzisz, że zależało mi wyłącznie na dziecku - powiedział

cicho. - Liczyłaś się przede wszystkim ty. Pragnąłem cię, chciałem być z tobą i

dlatego… postanowiłem w końcu błagać, abyś za mnie wyszła, choć byłem

przekonany, że nie mogę dać ci dziecka. Kiedy odeszłaś, moje życie straciło sens. Po

powrocie do pustego mieszkania zrozumiałem, że właśnie popełniłem największe

głupstwo w całym moim życiu. - Tamtej nocy… Wcześniej nie wiedziałem, czym jest

miłość. Bałem się tego uczucia. Sądziłem, że to zauroczenie, które szybko przeminie,

ale tak się nie stało. Moja miłość trwa i będzie trwała. Do śmierci nie przestanę cię

kochać, Tess.

Odwróciła wzrok. Nie śmiała uwierzyć w te zapewnienia. Dane łagodnym

ruchem dotknął jej policzka. Chciał, by na niego popatrzyła.

- Kocham cię - powtórzył. - Na ile sposobów, jak często będę musiał ci to

powtarzać, nim zechcesz mi wreszcie uwierzyć?

Tess zamrugała powiekami. Nieufnie zmrużyła oczy.

- To wcale nie musi być miłość.

- Jasne. Trudno czasem nazwać uczucia. Tym razem jednak nie masz racji i

doskonale o tym wiesz, mały tchórzu. - Z łobuzerskim uśmiechem pochylił głowę i

łagodnie musnął wargami usta żony. - Znajdę sposób, żeby cię o tym przekonać.

Całował ją delikatnie i czule, aż zaczęła oddawać mu pocałunki w ciszy

jesiennego popołudnia. Wstrzymał oddech, gdy objęła go za szyję i mocno się

przytuliła. Czuł, jak drży w jego ramionach. Zapomniała o lęku i poddała się

pieszczotom. Rozchyliła usta i poczuła, że ciepły jeżyk dotyka jej warg. Jęknęła i

przywarła do męża jeszcze mocniej.

Otarł się o nią biodrami, by wiedziała, jak bardzo jej pragnie.

- Chcę być z tobą - szepnął. - Możesz?

- Och… tak - szepnęła namiętnie wargami spuchniętymi od pocałunków. Dane

jęknął.

- Ale gdzie? - Uniósł głowę. Był tak zdesperowany, że Tess omal nie

wybuchnęła śmiechem. - Beryl jest na górze z małym.

Spojrzała znacząco na stodołę. Pokręcił głową.

- Nie - mruknął łamiącym się głosem. - To niezbyt rozsądne. Kurz, pył,

słoma…

- W powieściach kochankowie nie zwracają uwagi na takie drobiazgi.

- Czysta fikcja - szepnął, tuląc głowę do jej piersi. Potem zaczął ją znowu

background image

całować. - Nie chcę tarzać się z tobą na sianie przez krótką chwilę. Uwielbiam cię.

Pragnę się z tobą kochać długo i czule.

- Ja również - odparła szeptem.

Przytulił ją mocniej i całował zachłannie. Drżał ogarnięty wielką

namiętnością.

- Tess… - szeptał z ustami przy jej wargach. - Tess, bardzo cię kocham!

Drzwi otworzyły się nagle. Oboje podnieśli głowy. Na werandzie stała Beryl.

Miała na sobie ciepły sweter.

- John zasnął. Idę z wizytą do pani Jewell. Chyba nie macie nic przeciwko

temu. Wrócę za kilka godzin.

Tess miała ochotę uściskać starszą panią, która z pewnością wiedziała, że

młodzi małżonkowie chętnie spędziliby parę chwil sam na sam. Maleństwo śpiące w

dziecinnym łóżeczku z pewnością im nie przeszkodzi.

- Idź, Beryl. Damy sobie radę - odparła cicho Tess.

- Dzięki. Pani Jewell z pewnością się ucieszy, gdy wpadnę. To będzie miłe

popołudnie - stwierdziła starsza pani i odeszła, uśmiechając się tajemniczo.

Poczekali, aż Beryl wsiądzie do auta i odjedzie. Potem Dane w pośpiechu

zaprowadził żonę do sypialni i zamknął drzwi na klucz.

Wziął Tess na ręce i zaniósł do łóżka.

- Musimy być cicho, żeby nie obudzić małego. Kochana Beryl…

- Drzwi… - mruknęła znacząco.

- Już zamknąłem. Tess, tak długo czekałem! Prawie rok.

Całował ją zachłannie. Płomień żądzy rozpalił się w nich na dobre. Dane

pospiesznie zdjął ubranie. Tess patrzyła na niego bez wstydu - z ciekawością i

zachwytem. Mąż stał się jej ideałem. Była nim oczarowana.

Dane rozebrał ją powoli, nie szczędząc pocałunków i pieszczot. Tuliła się do

niego niecierpliwie.

- Poczekaj - szepnął. Sięgnął pod poduszkę. Zerknęła ukradkiem na mały

pakiecik, który trzymał w ręku. - Na razie wystarczy nam jedno dziecko. Po co

ryzykować?

- Nie ma obawy - odparła drżącym głosem. - Przytrafiła mi się bardzo rzadka

przypadłość. To się chyba nie powtórzy.

- Później o tym porozmawiamy. Nadal jesteś osłabiona. Za wcześnie na drugie

dziecko. Muszę dbać o swoją żonę - szepnął, całując ją czule. - Kocham cię do

background image

szaleństwa. Nie wolno mam teraz ryzykować. Wszystko trzeba przemyśleć.

Przylgnął mocno do Tess. Wszedł w nią bez pośpiechu, uważając, by nie

sprawić jej bólu.

Było wspaniale - tak samo jak tamtej nocy. Porażona rozkoszą Tess łkała w

objęciach ukochanego, gdy poruszali się w rytmie, który znała na pamięć.

Znieruchomiała i wstrzymała oddech, gdy poczuła cudowny dreszcz. W tej samej

chwili Dane krzyknął. Otworzyła oczy zdziwiona intensywnością doznań. Ujrzała z

bliska jego twarz, głowę odrzuconą do tyłu i napięte mięśnie ramion. Usłyszała

własny jęk…

Przeżyli rozkosz, która ich całkiem wyczerpała. Leżeli bezwładnie, mocno

przytuleni, wsłuchani w głośne bicie serc i urywane oddechy.

Długo odpoczywali. Nagle dobiegł ich płacz Johna. Mały darł się

wniebogłosy.

Tess wstała, narzuciła szlafrok i podeszła do łóżeczka. Okazało się, że pora

zmienić pieluszkę. Dane stanął obok żony. Gdy skończyła, ułożył synka na jednym

ramieniu, a drugim objął Tess. Patrzył z dumą na dwie istoty, które wielbił ponad

wszystko na świecie.

- John naprawdę jest do ciebie podobny - stwierdziła Tess.

- Do nas obojga - poprawił i mrugnął do niej porozumiewawczo. - Jesteś

szczęśliwa?

- Nie sądziłam, że istnieje tak wielkie szczęście. - Wspięła się na palce i

pocałowała go w policzek. - Nie żałujesz, że musiałeś się ze mną ożenić?

- Błąd w rozumowaniu - odparł, patrząc na nią z uwielbieniem. - Szukałem

pretekstu, żeby cię poślubić, nie ujawniając prawdziwych uczuć. Śledziłem cię.

Pamiętasz spotkanie we włoskiej restauracji? Byłem zdecydowany prosić cię o rękę.

Niestety, spotkałem znajomego, który pokrzyżował mi szyki…

- Kocham cię - szepnęła.

- Ja też cię kocham, maleńka. Z całego serca.

Oboje popatrzyli na dziecko.

- Gdy John pójdzie do szkoły, chciałabym wrócić do pracy.

- Chcesz być detektywem u Shorta?

- Nie. U ciebie.

- Wszystko zostanie w rodzinie, co?

- Jasne. Pójdę na emeryturę, gdy mały John przejmie agencję.

background image

Dane przytulił żonę i syna. Chętnie by odmówił, ale Tess już postanowiła.

Było dość czasu, by ją wszystkiego nauczyć. Jako jej szef miał także wpływ na dobór

zleceń. Ożenił się z kobietą o sporym poczuciu niezależności i potrafił ją docenić. Z

nadzieją patrzył w przyszłość.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Palmer Diana Long Tall Texans Most wanted 03 I tylko mi ciebie brak (Harlequin Desire 335)
Palmer Diana Long Tall Texans Most wanted 02 Samotnik z wyboru (Harlequin Desire 322)
Diana Palmer Long Tall Texans Most Wanted 01 Case Of The Mesmerizing Boss
314 Diana Palmer Most Wanted 01 Mój cudowny szef
Diana Palmer Most Wanted 01 Mój cudowny szef
314 Palmer Diana Most wanted 01 Mój cudowny szef
Diana Palmer Long Tall Texans Most Wanted 03 Case Of The Missing Secretary
Palmer Diana Long tall Texans 01 Lekcja dojrzałej miłości (Harlequin Kolekcja 42)
Palmer Diana Long tall Texans series 01 Lekcja dojrzałej miłości
Palmer Diana Long Tall Texans 01 Lekcja dojrzałej miłości
Palmer Diana Long tall Texans series 01 Lekcja dojrzalej milosci
Palmer Diana Long tall Texans series 04 W sercu gór
Palmer Diana Long tall Texans 03 Pustynna gorączka
Palmer Diana Long tall Texans 02 Biała suknia (Harlequin Kolekcja 43)
Palmer Diana Long Tall Texans 33 Osaczony

więcej podobnych podstron