Jeremy Belpois
Bezimienne miasto
Tej nocy mija dokładnie dziesięć lat
od chwili, kiedy ujrzałem ją po raz pierwszy, więc myślę,
że nadszedł już właściwy moment, aby o tym opowiedzieć.
Aby ujawnić wszystkie niewiarygodne zdarzenia, których byliśmy świadkami.
Turni Ishiyama, Ulrich Stern, Odd (Della Kobbia
i ja, Jeremy 13elpois. Ylo i oczywiście Aelita.
Nie ma dnia, żebym nie myślał o Aelicie.
Ta historia jest dla nich wszystkich, dla moich przyjaciół.
ale przede wszystkim jest dla ciebie.
Kto wie, czy jeszcze słuchasz...
Jeremy
WSTĘP
Jest rok 1985. Francja. Genialny profesor Waldo Schaeffer i jego żona Anthea pracują
przy ściśle tajnym międzynarodowym projekcie o nazwie Kartagina. Profesor
Shaeffer postanawia wycofać się z projektu, kiedy spostrzega, że jego celem jest
stworzenie nowej, śmiercionośnej broni. Ta decyzja ma nieodwracalne
konsekwencje.
Anthea Schaeffer zostaje porwana przez nieznanych sprawców. Profesor ucieka
razem z trzyletnią córeczką Ae-litą. Znajduje pracę jako nauczyciel przedmiotów
ścisłych w gimnazjum Kadic we Francji. Przybiera fałszywe nazwisko Franz Hopper
i na własną rękę, potajemnie prowadzi doświadczenia.
W podziemiach starej fabryki niedaleko od szkoły buduje superkomputer i tworzy
wirtualny świat, zwany Lyoko, który
♦ 7 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
ma służyć jako antidotum na Kartaginę. Jednak po kilku latach odnajduje go
organizacja, dla której pracował.
W 1994 roku Waldo Schaeffer wraz z ciężko ranną córką chroni się w świecie
wirtualnym Lyoko i wyłącza superkomputer. Aelita ma wtedy dwanaście lat.
Wiele lat później w gimnazjum Kadic uczy się Jeremy Belpois. Ma trzynaście lat,
mało przyjaciół i wrodzony talent informatyczny. Jeremy odkrywa starą fabrykę
połączoną z Kadic za pomocą podziemnych przejść. Odnajduje opuszczony
superkomputer i włącza go ponownie.
W ten sposób spotyka Aelitę, która przez te wszystkie lata była uwięziona w Lyoko i
ma nadal dwanaście lat. Przy pomocy swoich przyjaciół, Ulricha, Odda i Yumi,
Jeremy materializuje Aelitę w świecie realnym. Od tej chwili piątka przyjaciół
podejmuje zaciekłą walkę z Xaną, okrutną sztuczną inteligencją, która opanowała
Lyoko.
Po wielu trudach i niezwykłych przygodach w wirtualnym świecie Xana zostaje
pokonany dzięki poświęceniu Franza Hoppera, który żył wewnątrz Lyoko w formie
kuli energii.
Przyjaciołom nic już nie grozi. Albo przynajmniej tak im się wydaje.
♦ 8 ♦
♦ WSTĘP ♦
21 grudnia, kilka miesięcy po zwycięstwie nad Xaną i śmierci Hoppera, Aelita traci
nagle pamięć. Z tego powodu, zaraz po przerwie bożonarodzeniowej, jej przyjaciele
postanawiają zebrać się w willi o nazwie Pustelnia, w której Aelita mieszkała w
przeszłości, i pomóc jej odzyskać stracone wspomnienia.
Piątka nastolatków zaczyna badać tajemnice Pustelni i odkrywa tajny pokój.
Wewnątrz znajdują wiadomość nagraną przez profesora. Opowiada on częściowo o
swoich losach, pozostawiając jednak wiele tajemnic.
W nagraniu Hopper powierza Aelicie misję odnalezienia matki i prosi ją, aby strzegła
złotego medalionu. Był to podarunek,.który dostał od Anthei w dowód miłości.
Tymczasem Xana odzyskuje stopniowo siły i opanowuje dziewczynkę ze Stanów
Zjednoczonych, Evę Skinner.
Niedługo potem Eva pojawia się w Kadic.
Jeremy, Ulrich, Odd i Yumi postanawiają pomóc Aelicie w poszukiwaniu mamy.
Są bardzo pewni siebie. Myślą, że jako jedyni znają historię Hoppera i Lyoko.
Wierzą, że nie grozi im żadne niebezpieczeństwo i że Xana już nie istnieje.
Mylą się jednak.
♦ 9 ♦
PRDLDG TAJEMNICZE MIASTD
Widzi przed sobą miasto złożone z wysokich szczytów. Między nimi są ciemniejsze
miejsca, w których znajdują się kosmodromy. Kolorowe ulice wiją się między
wieżami. Koło budynków przelatują nieliczne statki. Jest spokój, nie widać nikogo.
W tym mieście nie ma ludzi.
Chłopiec pojawia się znikąd. Powietrze się zagęszcza, zamarza w określonym
miejscu i oto chłopiec już tu jest.
Składa palce i zaczyna lecieć, zwiększa prędkość i nurkuje w dół. Ląduje na jednej z
wielkich ulic, które prowadzą do Muru. Powierzchnia ulicy nieznacznie się ugina,
żeby złagodzić uderzenie.
Chłopiec zaczyna biec. Nie może się doczekać, kiedy pokaże swojej przyjaciółce
nowe miejsca, które odkrył. Uwielbia latać z nią po opustoszałych ulicach,
zapuszczać
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
się do parków i do pustych sklepików, w których mogą brać do ręki to, na co mają
ochotę i wymyślać sobie ciągle nowe zabawy.
Jego przyjaciółka mówi, że miasto wygląda super, ale jest puste. Chłopiec nie
rozumie, o co jej chodzi. Przecież jest on, są sztuczne inteligencje, jest Profesor.
Kogo jeszcze brakuje?
Myśląc o Profesorze, chłopiec czuje się trochę winny. Profesor nie chce, żeby
chłopiec przybierał ludzką postać, mówi, że to strata energii. Ale on chciałby choć
trochę przypominać swoją przyjaciółkę, która ma ludzki kształt. Potem może się
przekształci w jedno z tych małych stworzonek, które ją rozweselają. Ona nazywa je
„ptaszkami".
Ulica porusza się, przechylając w stronę chłopca. Chropowata powierzchnia staje się
gładka i przezroczysta jak szkło. Chłopiec ześlizguje się, zeskakuje na ziemię i
zaczyna biec.
Nagle wyrasta przed nim sztuczna inteligencja kontrolera ruchu ulicznego. Jest to
wysoka metalowa tyczka o trzech świecących oczach, które są ustawione na czubku.
Jedno z nich jest czerwone. Drugie żółte. Trzecie zielone.
Blokuje mu drogę kościstym ramieniem. Jej najwyżej położone oko świeci się na
kolor ciemnoczerwony. Kiedy rozpoznaje chłopca, zapala się żółte oko.
♦ 12 ♦
♦ PROLOG ♦
-
Pan przekracza dozwoloną prędkość - oznajmia sztuczna inteligencja. - Może
pan zwolnić?
Chłopiec potrząsa przed nią ręką: ODMOWA AUTORYZACJI. Oko kontrolera
natychmiast staje się zielone. Istota się odsuwa, żeby przepuścić chłopca.
-
W porządku. Proszę iść.
Chłopiec biegnie tak szybko, że aż budynki zaczynają się zlewać w jedną barwną
plamę. Skacze, pokonuje wielki most ze splątanych kabli, spada znowu na ulicę po
drugiej stronie. Widzi sztuczną inteligencję przenoszącą informacje. Przypomina ona
wielkie, zgniecione jajko i ślizga się z dużą prędkością. To musi być ważna sztuczna
inteligencja, która prawdopodobnie pracuje dla Profesora. Może ją wykorzystać.
Chłopiec wskakuje na nią i przez jego palce przepływa niewielki ładunek
elektryczny. Przytrzymuje się rękoma jej powierzchni, żeby nie spaść. Pierwsze
skrzyżowanie. Drugie skrzyżowanie. Chłopiec zeskakuje i przenosi się na sztuczną
inteligencję odpowiedzialną za utylizację odpadów. Jest trochę wolniejsza, ale idzie
w dobrym kierunku.
Mur sięga aż do samego nieba. Jest zbudowany z czarnych cegieł. Za każdym razem,
gdy chłopiec dotyka jego powierzchni, między opuszkami jego palców a Murem
poja-
♦ 13 ♦
♦ PROLOG ♦
- Pan przekracza dozwoloną prędkość - oznajmia sztuczna inteligencja. - Może pan
zwolnić?
Chłopiec potrząsa przed nią ręką: ODMOWA AUTORYZACJI. Oko kontrolera
natychmiast staje się zielone. Istota się odsuwa, żeby przepuścić chłopca.
-W porządku. Proszę iść.
Chłopiec biegnie tak szybko, że aż budynki zaczynają się zlewać w jedną barwną
plamę. Skacze, pokonuje wielki most ze splątanych kabli, spada znowu na ulicę po
drugiej stronie. Widzi sztuczną inteligencję przenoszącą informacje. Przypomina ona
wielkie, zgniecione jajko i ślizga się z dużą prędkością. To musi być ważna sztuczna
inteligencja, która prawdopodobnie pracuje dla Profesora. Może ją wykorzystać.
Chłopiec wskakuje na nią i przez jego palce przepływa niewielki ładunek
elektryczny. Przytrzymuje się rękoma jej powierzchni, żeby nie spaść. Pierwsze
skrzyżowanie. Drugie skrzyżowanie. Chłopiec zeskakuje i przenosi się na sztuczną
inteligencję odpowiedzialną za utylizację odpadów. Jest trochę wolniejsza, ale idzie
w dobrym kierunku.
Mur sięga aż do samego nieba. Jest zbudowany z czarnych cegieł. Za każdym razem,
gdy chłopiec dotyka jego powierzchni, między opuszkami jego palców a Murem
poja-
♦ 13 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
wiają się błyski światła. Mur, który otacza miasto, odpycha chłopca. Nie można
przelecieć nad nim ani przez niego.
W Murze jest tylko jedna brama, ale teraz jej wielkie skrzydła są zamknięte. Chłopiec
opiera o nie dłoń i na ekranie, który zjawia się znikąd, przez chwilę świecą się cztery
litery. Jest to imię chłopca, którego on nie zna.
Brama rozpada się na maleńkie okruchy. Chwilę wcześniej tu była, a teraz jej nie ma.
Za progiem chłopiec widzi długi zwodzony most, który niknie na horyzoncie. Unosi
się nad pustką, za miastem nie ma nic - ani fosy, ani doliny, ani drogi. Tylko most
zawieszony nad ciemnością.
Czasami chłopiec próbował sobie wyobrazić, że przechodzi po tym moście. Nigdy
jednak nie pomyślał, że naprawdę to zrobi. Nie zostało to zapamiętane w jego
instrukcjach.
Patrzy na most i wie, że jego przyjaciółka przyjdzie stamtąd, idąc dużymi krokami po
tym wiszącym łuku. Niedługo zobaczy jej delikatną sylwetkę. Wtedy on wzbije się w
górę. Potem zobaczy burzę czerwonych włosów. I ten jej uśmiech.
Jego przyjaciółka trochę się spóźnia, ale to nie szkodzi. Chłopiec może poczekać,
miasto poradzi sobie chwilę bez niego. W każdym razie inne części chłopca latają
teraz nad pagodami, zapuszczają się do kanałów, sprawdzają, czy
♦ 14 ♦
♦ PROLOG ♦
wszystko dobrze działa. Wszystko to bez wysiłku, tak, że on nie musi nawet
pamiętać, żeby to robić.
Teraz jego przyjaciółka jest już bardzo spóźniona i chłopiec zaczyna się niepokoić.
Co się stało? Zawsze przychodziła na spotkania punktualnie.
Czeka tak i czeka przed tym nieskończenie długim mostem. Co pewien czas zdaje mu
się, że ją widzi, że widzi w oddali jej rude włosy obcięte na pazia. Jego przyjaciółka
już więcej nie przyjdzie Ale on o tym jeszcze nie wie.
1
FACET
Z DWOMA PSAMI
Nie cierpiał tam być. Nie cierpiał przeprowadzek. Fakt, że praca zmuszała go do
przenoszenia się mniej więcej raz na tydzień, ani trochę tego nie zmieniał.
Grigory Nictapolus wcisnął pedał gazu i jego półcięża-rówka zwiększyła prędkość ze
stu sześćdziesięciu do stu osiemdziesięciu kilometrów na godzinę. Silnik wył, ale
mężczyzna wiedział, że może wciskać gaz aż do dwustu dwudziestu. Sam go
podrasował.
- Już niedługo dojedziemy, pieseczki - zasyczał półgłosem, słysząc za sobą cichy
warkot. Skręcił, nie zwalniając, na pierwszym zjeździe z autostrady. Była trzecia w
nocy i po drodze nikt nie jechał. Wybrał automatyczną bramkę i zapłacił gotówką,
wsypując garść euro do otworu. Zaczął wjeżdżać do miasta. Najpierw pojawiły się
pojedyncze do-
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
my, potem magazyny przemysłowe, a za nimi inne domy, budynki, dzielnice.
Samolot Grigory'ego wylądował po południu. Mężczyzna miał za sobą jedenaście
godzin lotu. Na lotnisku oczekiwał go jego łącznik, niepozorny typ, który trzymał na
smyczy dwa psy. Wręczył mu pęk kluczy. „To dla pana", powiedział ów człowiek.
Grigory bez słowa wziął klucze i smycz.
Jechał bez przerwy, zatrzymywał się tylko po to, aby pozwolić psom rozprostować
kości. Teraz był głodny i chciało mu się pić. Był śpiący.
- Potem - powiedział do siebie. - Najpierw skończmy robotę.
Doszedł do wysokiej i wąskiej willi z początku XX wieku. Otaczało ją drewniane
ogrodzenie. Ogród był pokryty śniegiem i wyglądał na zdziczały. Na bramie
znajdował się napis: „Pustelnia". Grigory cmoknął i pojechał dalej: wróci tu później.
Jechał wzdłuż ulicy, a potem dostał się na drugi brzeg rzeki. Na moście odwrócił się i
z zaciekawieniem spoglądał na wysepkę, na której stała opuszczona fabryka. Potem
zawrócił w kierunku wielkiego parku. Jechał wzdłuż ogrodzenia z prędkością
człowieka idącego na piechotę.
Między drzewami widział czarne dachy połączonych ze sobą budynków: klasy,
pomieszczenia administracyjne, internat.
♦ 18 ♦
♦ FACET Z DWOMA PSAMI ♦
To było gimnazjum Kadic. Wyglądało elegancko, jak elitarna szkoła. Na końcu
ogrodzenia znajdowała się wielka brama z kutego żelaza. Była zamknięta. Z boku
miała dwie kolumny, na których widniało godło.
Grigory Nictapolus uśmiechnął się i wraz z dwoma psami wysiadł z samochodu.
Oddalił się od niego na chwilę. Potem wsiadł z powrotem.
Gdy wracał, jeden z psów był tak niespokojny, że uczepił się zębami siedzenia
pasażera i odgryzł kawałek tapicerki.
Mężczyzna pogłaskał pysk zwierzęcia.
-
Zgoda, starczy tych oględzin.
Półciężarówka wyjechała z centrum na obrzeża miasta i zatrzymała się przed
odosobnionym budynkiem otoczonym przerdzewiałym kolczastym drutem. Dorośli
nie zauważali tego miejsca, a dzieci omijały je ze strachu.
-
Luksusów to tu nie ma - powiedział do siebie Grigory. - Mistrz mógł mi
znaleźć jakieś lepsze lokum.
Otworzył bramę kluczami, które dostał od łącznika na lotnisku, zaparkował wśród
wysokiej trawy i wypuścił psy.
Było to dwa ogromne, silne i agresywne rottweilery, wyszkolone, aby atakować na
rozkaz. Nazywały się Hannibal i Scypion.
Grigory Nictapolus potarł swoją pociągłą twarz, żeby ode-gnać zmęczenie. Potem
wziął walizki ze skrzyni ładunkowej i zaczął wyciągać sprzęt.
♦ 19 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
W pokoju w internacie było chłodno, ale pościel Aelity lepiła się od potu.
Dziewczynka obudziła się, słysząc szczekanie psów... takie samo jak w swoim śnie.
Może to początek szaleństwa.
Aelita wstała, dotknęła bosą stopą zimnej podłogi i zadrżała. Włożyła bluzę. Z okna
pokoju widać było park koło szkoły. Było jeszcze ciemno, ale na niebie pojawiły się
już pierwsze oznaki świtu. Przy odrobinie wyobraźni można było dostrzec zarysy
Pustelni - willi, która należała kiedyś do jej taty.
Czesała przed lustrem płomiennorude włosy. Przed sobą widziała dziewczynkę, która
miała trzynaście lat, ale wyglądała na młodszą. Miała oczy podkrążone od snu i
delikatną twarz, na której malował się strach. Przez mgnienie oka zobaczyła w lustrze
swoje odbicie, które wyglądało tak jak w jej śnie. Miało ono różowe włosy, spiczaste
uszy elfa i dwie pionowe kreski makijażu na policzkach. Kim była naprawdę? Aelitą
Schaeffer, córką Walda i Anthei, Aelitą Stones, podającą się za kuzynkę Odda,
uczennicą zapisaną do szkoły Kadic, czy też Aelitą, dziewczynką-elfem, mieszkającą
w wirtualnym świecie Lyoko?
„Przestań o tym myśleć. Lyoko już nie istnieje".
Dziewczynka wzięła z szafki nocnej komórkę i wybrała numer.
♦ 20 ♦
♦ FACET Z DWOMA PSAMI ♦
Po siódmym dzwonku usłyszała niewyraźny głos:
-
Yyy... Halo?
-To ja.
-
Aelita, co... - dziewczynka słyszała, jak Jeremy po omacku szuka na szafce
nocnej swoich okularów, odrzuca kołdrę, coś mu spada. - Która godzina?
-
Czy możesz przyjść do mnie? Proszę.
Jeremy nie odpowiedział. Po pięciu minutach już pukał do drzwi przyjaciółki.
Gorąca czekolada z dużą ilością cukru. Chłopiec poszedł najpierw do automatu z
napojami na parterze internatu i wziął dwie czekolady. Był uważny i troskliwy jak
zawsze.
Powoli skosztował swojego napoju. Wyglądał na zmartwionego. Miał blond włosy i
okrągłe okulary w czarnych oprawkach. Był ubrany we flanelową piżamę, na którą w
pośpiechu włożył za duży wełniany sweter. I miał taką minę...
-
Z czego się śmiejesz? - spytał.
Twarz Aelity się rozjaśniła.
-
Z twojej miny. Jesteś zawsze taki poważny.
-
Nieprawda! - zaprotestował Jeremy. - Tylko że w tej czekoladzie jest za mało
cukru! Wiesz - ciągnął po chwili milczenia - myślałem o tym i uważam, że powinnaś
się prze-
♦ 21 ♦
jr
\
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
nieść do dwuosobowego pokoju. Z koleżanką nie będziesz czuła się w nocy taka
samotna.
Aelita pod wpływem impulsu wzięła go za ręce i potrząsnęła głową.
-Nie.
-
Dlaczego? Odkąd wróciliśmy do Kadic, nie śpisz, a jeśli śpisz, budzisz się
wystraszona w środku nocy.
-
Przejdzie.
-
A koszmar? Znowu ten sam?
Aelita wypiła jednym łykiem pół czekolady.
-
Mniej więcej - wymamrotała. - Pamiętasz wideo nakręcone przez mojego ojca?
I zdjęcia domu, z którego okien widać było góry?
Jeremy przytaknął. Pod koniec ferii bożonarodzeniowych on, Aelita i ich przyjaciele
zebrali się w Pustelni, żeby spędzić wspólnie jeden dzień i pomóc Aelicie odzyskać
wspomnienia. Odkryli tajny pokój, znajdujący się w piwnicy willi, oraz tajemnicze
nagranie wideo zostawione przez profesora Hoppera, ojca Aelity. Chłopiec obejrzał je
przynajmniej ze sto razy.
Aelita ciągnęła dalej:
-
We śnie zawsze widzę ten dom. Tata pracuje poza domem, a mama jest w
swoim pokoju. Tylko że potem...
-
Twoja mama znika - dokończył za nią Jeremy.
♦ 22 ♦
♦ FACET Z DWOMA PSAMI ♦
-
Tak. Biegnę do niej i znajduję otwartą szeroko szafę, potłuczone szyby w oknie
i ubrania mamy rozrzucone po podłodze i podeptane. I czuję, że ktoś jest w domu
oprócz mnie. Jest blisko i głośno oddycha. Boję się, że mnie złapie, i...
-
Uspokój się, Aelito. Film twojego taty musiał tobą wstrząsnąć. To są tylko
fantazje.
-
Mylisz się - odpowiedziała dziewczynka, patrząc przyjacielowi prosto w oczy.
- To nie tak. To są wspomnienia, Jeremy. Wspomnienia, które wymazałam z pamięci.
A potem nagle w moim śnie pojawił się ogromny, czarny pies z zakrwawionym
pyskiem. Zaczął mnie gonić. Obudziłam się, zanim zdążył mnie ugryźć... i wydawało
mi się, że słyszę, jak psy szczekają w ogrodzie dokładnie pod moim oknem.
Jeremy wziął ją za rękę. Była zimniejsza od jego ręki. Aelita się zaczerwieniła.
-
No i co teraz? - zapytała.
-
Pójdziemy na śniadanie - odpowiedział ze śmiechem. -Ale najpierw muszę
skoczyć na chwilę do mojego pokoju.
-
Po co?
-
Nie możemy przecież pójść w piżamach.
Jeremy i Aelita ubrali się, poszli na śniadanie, a potem wspólnie udali się na szkolny
dziedziniec. Spotkali tam swoich najlepszych przyjaciół, którzy także znali tajemnicę
♦ 23 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Lyoko. To właśnie z nimi rozmawiali po nocach, kiedy nie mogli zasnąć. Odd Della
Robbia w dresie i z dziwacznie uczesanymi jasnymi włosami. Ulrich Stern, chudy i
żylasty, oparty o kolumnę. Yumi Ishiyąma o prostych kruczych włosach, bladej
twarzy i migdałowych oczach, ubrana jak zawsze na czarno.
Yumi była jedyną osobą z paczki, która nie mieszkała w internacie, tylko razem z
rodzicami i bratem w domu położonym niedaleko szkoły. Wrzucała właśnie monety
do automatu do kawy, a za jej plecami Odd i Ulrich chichotali, coś knując.
-
Z czego się śmiejecie? - zapytał Jeremy, podchodząc do nich z Aelitą.
-
Z niczego - odpowiedział Odd, tłumiąc śmiech. -Tylko że Sissi... Ulrich... Hej,
ale macie podkrążone oczy. Balowaliście do północy?
-
Tej nocy też mi się śniły koszmary - wyjaśniła pośpiesznie Aelita.
Yumi próbowała ją uspokoić.
-To przez ten tajny pokój z Pustelni. Film twojego ojca tobą wstrząsnął.
Wzięła z automatu swoje cappuccino i plastikową łyżeczką rozmieszała cukier.
Najwyższa z całej paczki, przewyższała Ulricha o parę centymetrów. Była tak
szczupła i wiotka,
♦ 24 ♦
♦ FACET Z DWOMA PSAMI ♦
że trudno było ją sobie wyobrazić w stroju wojowniczki. Mimo to odznaczała się siłą
i umiała walczyć. Ulrich nie mógł się oprzeć, żeby nie obserwować jej spod oka.
Yumi nigdy nie okazywała emocji i nie odzywała się za wiele, tak samo jak on.
Dlatego czuli się dobrze razem. Z tego powodu, a może jeszcze z innego.
Odwrócił wzrok.
-
Dobrze, że znaleźliśmy to nagranie. Teraz mamy wszystkie wskazówki i nowy
trop - powiedział.
-
Wszystkim śnią się złe sny, Aelita - dodał Odd. - Nie trzeba tylko ich brać na
serio. A teraz idealna pora na drzemkę, mamy historię!
-
Nie gadaj głupot, Odd - uciszył go Ulrich. - Szybko albo się spóźnimy.
-
Też muszę spadać, zostało mi zadanie z matematyki - zawtórowała mu Yumi,
która była od nich o rok starsza i chodziła do innej klasy.
-
To nara! - pożegnał ją Ulrich i się uśmiechnął.
Ulrich, Odd, Jeremy i Aelita spóźnili się na lekcję całe pięć minut i wbiegli do klasy,
gdy nauczycielka zamykała już drzwi. Szybko jednak zatrzymali się jak wryci przed
korpulentnym dyrektorem Delmasem, który obserwował ich zza szkieł okularów.
♦ 25 ♦
-J
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
O której to godzinie wchodzi się do klasy?
Jeremy próbował coś wyjaśnić, potem odwrócił się do Odda i zobaczył, że przyjaciel
wygląda, jakby w niego piorun strzelił. Ale nie patrzył na pana Delmasa. Patrzył na
kogoś, kto stał tuż obok dyrektora. Dziewczynka. Niezbyt wysoka, z krótkimi blond
włosami, opaloną twarzą i wielkimi niebieskimi oczami. Nie była z ich szkoły, bo
inaczej Jeremy by ją pamiętał. I wyglądało na to, że Odd zakochał się w niej od
pierwszego wejrzenia.
-
Della Robbia, co tak stoisz? - obudził go rozkazujący ton dyrektora. - Wszyscy
na swoje miejsca, migiem.
Dzieci znalazły się w swoich ławkach, nauczycielka zasiadła za katedrą. Pan Delmas
odchrząknął, tak jak przed oficjalnym wystąpieniem.
-
A zatem - zaczął - to przykre, że nie udało się jej przyjechać tydzień temu,
kiedy zaczęły się lekcje, ale lepiej późno niż wcale, prawda? No więc, dzieci, miło mi
przedstawić wam nową koleżankę, która będzie z wami chodzić do naszej szkoły.
Oto Eva Skinner.
-
Miło mi - wymamrotała dziewczynka, wpatrując się w jakiś punkt przed sobą.
-
To mnie jest miło! - krzyknął Odd na całe gardło, podczas gdy reszta klasy
milczała.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem i chłopiec zrobił się czerwony jak burak. Dyrektor
szybko uciszył dzieci.
♦ 26 ♦
♦ FACET Z DWOMA PSAMI ♦
-
Jestem przekonany, że będzie ci miło, Odd, dziękuję za wypowiedź. A więc
Eva dopiero przyjechała ze swoimi rodzicami ze Stanów Zjednoczonych. Z jakiego
miasta?
Dziewczynka bez słowa wpatrzyła się w dyrektora.
Pan Delmas uśmiechnął się pobłażliwie.
-
Chyba nie rozumie jeszcze dobrze naszego języka. Skąd jesteś, Evo? - zapytał,
wymawiając wolno każde słowo.
-
Ze Stanów Zjednoczonych - odpowiedziała Eva, nie patrząc na niego.
Mówiła po francusku z dziwnym akcentem. Jeremy spojrzał na Odda. Ten gapił się
na Evę jak osłupiały, z otwartą buzią i głupią miną. Ulrich, który siedział z nim w
ławce, musiał dźgnąć go łokciem w bok, żeby go sprowadzić na ziemię.
-
Cóż, zakładam, że później nam opowiesz o swoim mieście - teraz dyrektor
odwrócił się znowu w stronę uczniów. - Chcę, abyście przyjęli Evę z entuzjazmem.
Nie będzie nocować w internacie, jej rodzice mieszkają niedaleko, ale pamiętajcie, że
dzisiaj przyjechała nowa koleżanka, gotowa zacząć swoją długą podróż do krainy
wiedzy...
Odd zauważył, że Jeremy go obserwuje i porozumiewawczo wzniósł oczy. Jego
twarz mówiła: „Ona jest piękna!".
-
...krótko mówiąc, pomóżcie jej się zintegrować i bądźcie dla niej mili. Pan
Della Robbia niech pamięta, że nie może być za miły.
♦ 27 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Kolejny ogólny wybuch śmiechu.
Grigory Nictapolus nie posprzątał - nie miał na to czasu. Podłogę pomieszczenia
stanowił tylko goły beton, po którym przetaczały się dwa psy. Hannibal i Scypion,
rozrywając zębami surowe mięso, walczyły o ćwiartkę wołu.
Grigory złożył przywieziony sprzęt i zdążył nawet przespać się przez dwie godziny.
Salon zmienił wygląd. Na ścianach znalazły się teraz kable elektryczne, przyczepione
za pomocą czarnej taśmy klejącej. Na ziemi stały dwa wielkie monitory. Jeden z nich
miał czterdzieści dwa cale i był produkcji chińskiej. Wokół niego stało dwanaście
mniejszych monitorów. Poza tym na dachu Grigory założył dwie anteny
paraboliczne; zamontował je tak, żeby nie było ich widać z ulicy. Dwie mniejsze
anteny postawił w domu. Dalej - jedną antenę krótkofalową działającą na niskich
częstotliwościach, skaner do wychwytywania transmisji z radiowozów policyjnych,
komputer podłączony do monitorów, dwa inne oddzielne komputery, no i oczywiście
łącze internetowe.
Przyniósł te wszystkie rzeczy, a w półciężarówce zostały jeszcze trzy zamknięte
skrzynie. Dwie z nich wypełniały kamery wideo i aparaty podsłuchowe. Na trzeciej
skrzyni widniał znak zielonego Feniksa. Znajdował się w niej jego skarb: Machina,
archiwum kart pamięci. Grigory popatrzył
♦ 28 ♦
♦ FACET Z DWOMA PSAMI ♦
czule na skrzynię i nalał sobie filiżankę herbaty. Użyje Machiny we właściwym
czasie.
Na dywanie, obok klawiatury od głównego komputera, leżał karabin automatyczny.
Był to karabin szturmowy XM8, prototyp, który nigdy nie wszedł do produkcji. To
było coś. Grigory uważał, że broń nie będzie mu potrzebna, aby dokończyć akcję, ale
pomagała mu się skupić.
Usiadł na dywanie i obudził komputer ze stanu uśpienia. Z głośników rozbrzmiewał
głos dziewczynki: „Wspomnienia, które wymazałam z pamięci. A potem nagle w
moim śnie pojawił się ogromny, czarny pies z zakrwawionym pyskiem. Zaczął mnie
gonić".
Grigory nie musiał zaglądać do dossier, aby rozpoznać głos: była to Aelita Stones.
Albo Aelita Hopper. Albo Aelita Schaeffer.
Pies. Dziewczynka usłyszała zatem jego pieski. Musi być ostrożny.
Potem nastąpiła przerwa w nagraniu. Dwie, trzy sekundy.
„Pójdziemy na śniadanie". To był inny głos. Program do rozpoznawania głosów
wyświetlił na monitorze zdjęcie osoby mówiącej. Jeremy'Belpois.
Mikrofon kierunkowy działał dobrze, ale zasięg miał za mały. W ciągu dwudziestu
czterech godzin sypialnia dziewczynki zostanie objęta podsłuchem w stu procentach.
♦ 29 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Kiedy mężczyzna skończył pić herbatę, na głównym monitorze pojawiło się czarne
okienko: Szyfrowane połączenie z numeru zastrzeżonego jest aktywne. Stopień
bezpieczeństwa 1. Zastosować?
Grigory zatwierdził i na dwóch bliźniaczych monitorach pojawił się obraz
mężczyzny widzianego tylko do piersi. Ubrany był w szarą marynarkę, białą koszulę
z wydłużonymi rogami kołnierzyka w stylu lat siedemdziesiątych i niebieski krawat.
W klapie marynarki miał szpilkę w kształcie ptaka. Był to zielony Feniks, symbol
organizacji Green Phoenix. Był to jej szef. Nazywano go Hannibal Mag.
Mag bawił się komputerową myszką, pobrzękując przy tym pierścieniami, które miał
na palcach. Jego twarz była w półcieniu. Wielki kapelusz o szerokim rondzie
zakrywał oczy, policzki i nos. Widać było tylko kwadratową szczękę i wielkie usta,
uśmiechające się szyderczo i odsłaniające dwa złote zęby.
-
Grigory, dzień dobry.
-
Dzień dobry, szefie.
Głęboki głos Maga był zniekształcony przez urządzenia elektroniczne. Grigory
wiedział, że nigdy nie uzyska wiernego nagrania audio, bez względu na to, ile by nad
tym pracował.
-
Jak podróż?
♦ 30 ♦
♦ FACET Z DWOMA PSAMI ♦
-
W porządku, szefie - odpowiedział Grigory. - Baza już działa, myślę, że do
jutra ustawię w willi wszystkie aparaty.
Mag cmoknął z aprobatą.
-
Super. Ale pamiętaj, że monitorowanie jest tylko jednym z celów. Teraz, gdy
sygnał w szkole Kadic jest znów aktywny, najważniejsze, żebyś zebrał nowe
informacje.
-
Tak jest, szefie.
Grigory zmniejszył zdjęcie swojego pryncypała do wielkości miniatury i zaczął
grzebać w cyfrowym dossier.
-
Czy ma pan jakieś preferencje, szefie? Od kogo mam zacząć?
-
To mnie nie obchodzi, Grigory - głos Maga, mimo że zniekształcony, brzmiał
zimno. - Zależy mi jedynie, żeby nasz projekt posuwał się do przodu. Potrzebuję
tylko szpargałów podpisanych przez profesora. Potrzebuję kodu programu.
-Tak jest, szefie.
-
Ale przede wszystkim chcę potwierdzenia, że ten słynny superkomputer
naprawdę istnieje. Dziesięć lat temu jeden z naszych najbardziej zaufanych agentów
nas zdradził. To był ciężki cios. I chcę się odegrać. Jasne?
-
Jasne, szefie.
W okienku na monitorze pojawił się chłopiec o rozwichrzonych blond włosach. U
nogi miał pokracznego psa. Za nim
♦ 31 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
stało dwoje dorosłych, którzy wyglądali na bardzo szczęśliwych i zadowolonych.
Pod zdjęciem wyświetliło się imię: Odd... - Della Robbia. Zacznę od nich, szefie.
Mag zarechotał w odpowiedzi.
2
DOSSIER WA L D □ SCHAEFFERA
Odd włożył sobie łyżkę do buzi. Zupa była ciepła. Przełknął ją. Ulrich klepnął go po
plecach:
-
Hej, to przecież zupa jarzynowa!
-
Mhm - przytaknął chłopiec. Wzrok miał nieobecny. Kolejna łyżka.
-
Co się z nim dzieje? - wmieszała się zdziwiona Yumi.
-
Coś mu odbiło - wzruszył ramionami Ulrich. - Przecież on nie cierpi warzyw!
Odd nie widział talerza,, który miał przed sobą, stolika ani przyjaciół. Wpatrywał się
w drugi koniec stołówki. Znajdowała się tam Eva Skinner. Podeszła właśnie do
samoobsługowego bufetu. Po chwili wahania wzięła tacę, naśladując inne dzieci, ale
zapomniała o sztućcach i szklance. Podeszła do kucharki, uśmiechniętej kobiety w
wielkim, białym fartuchu.
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Jarzynka czy frytki?
Dziewczynka wpatrywała się w nią bez słowa.
-
Dobrze się czujesz? - spytała kucharka.
Ulrich, który także obserwował tę scenę, powiedział:
-
Co ona wyprawia? Nigdy w życiu nie była w stołówce?
-
I co z tego? - wymamrotał rozmarzony Odd. - Jest piękna.
-
Wygląda na to, że ta nowa ma kłopoty - zauważyła Sissi, która pojawiła się za
ich plecami.
Niektórzy uważali, że Elizabeth Delmas (zwana Sissi) to najpiękniejsza dziewczyna
w szkole. Wszyscy się zgadzali, że także najbardziej antypatyczna. Jako córka
dyrektora była jednak nietykalna. Sissi weszła do stołówki, jak zawsze w
towarzystwie swoich dwóch adoratorów, Hervégo i Nicolasa, i skierowała się od razu
w stronę nowej.
Wzięła tacę, położyła na niej widelec, postawiła szklankę, a następnie, uśmiechając
się złośliwie, wręczyła ją Evie.
-
Widzisz? - zawołała potem głośno, żeby wszyscy ją słyszeli. -To nie takie
trudne. Teraz możesz zamówić, co chcesz, potem usiądziesz i zjesz. Musisz używać
tego: nazywają się sztućce. Mogę ci pokazać, jak się ich używa. Biedactwo, pewnie
w Ameryce nie macie czegoś takiego.
Hervé i Nicolas zachichotali szyderczo.
♦ 34 ♦
♦ DOSSIER WALDO SCHAEFFERA ♦
Eva uśmiechnęła się anielsko.
-
Jesteś bardzo miła. Jesteś... kelnerką, prawda? Mogłabyś wziąć mój obiad i
zanieść go do stolika? Poproszę to zielone coś i kawałek tego tam. Dziękuję.
Sissi zaczerwieniła się ze złości.
-
Ja kelnerką? Jak śmiesz?\
Odd, Ulrich i inni zaczęli się głośno śmiać.
Rozwścieczona Sissi obróciła się na pięcie i ruszyła do drzwi.
-
Jeszcze nie zjedliśmy! - zaprotestował Nicolas.
-
Nie jestem już głodna - ostudziła go.
Cała trójka wyszła ze stołówki. Odd siedział z szeroko otwartymi ustami. Ulrich
wepchnął mu do nich kawałek chleba.
-
Jedno jest pewne! - stwierdził. - Nasza nowa koleżanka ma charakterek.
Jeremy zajmował jeden z nielicznych jednoosobowych pokoi dla chłopców. Nie było
w nim prawie nic poza ogromnym plakatem z wizerunkiem Einsteina i szerokim
biurkiem.
Dawniej trzy czwarte biurka zajmował komputer Jeremy'ego, który był zawsze
połączony z superkomputerem w opuszczonej fabryce. Od kiedy jednak Lyoko znik-
♦ 35 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
nęło na zawsze, chłopiec porzucił informatykę i zamknął wszystko w pudle
schowanym w szafie. W ten sposób chciał zatwierdzić zniknięcie wirtualnego świata.
Teraz na biurku znajdowały się tylko: telewizor, laptop do surfowania w Internecie,
trochę książek i pisemek.
-
Martwię się o Aelitę - westchnął Jeremy.
Cała paczka zebrała się w jego pokoju. Yumi i Ulrich siedzieli po turecku na ziemi.
Odd bawił się na łóżku z Kiwim, swoim psiakiem. Był to pies bez sierści, o pysku
nieproporcjonalnym w stosunku do reszty ciała. Kiwi wskakiwał na brzuch swego
pana i wyglądał na zadowolonego.
-
Cóż, w końcu to tylko koszmary - Odd próbował zbagatelizować problem.
-To nie są tylko koszmary. Aelita również w przeszłości miała szczególne sny,
pamiętacie? Może są one wskazówką, jak ma szukać swojej mamy. Wiemy, że ją
porwano, ale nie wiemy, kto to zrobił. Ani gdzie ona się teraz znajduje.
-
Minęło tyle czasu, Jeremy - zauważyła Yumi. - Aelita była wtedy bardzo mała,
nie pamięta nawet swojej mamy. Przez tyle lat Anthea mogła...
-
Nie dowiemy się tego nigdy, jeśli jej nie poszukamy -uciął Jeremy. -1 musimy
zdobyć więcej danych o profesorze Hopperze! Za każdym razem, kiedy znajdujemy
nowe informacje o nim, wszystko się bardziej komplikuje. Na przykład
♦ 36 ♦
♦ DOSSIER WALD SCHAEFFERA ♦
dlaczego stworzył Lyoko? I dlaczego potem pomógł nam je zniszczyć?
-
Wydaje mi się to proste: Xana - odpowiedział Ulrich. - Gdybyśmy nie
zdezaktywowali Lyoko, Xana mógłby opanować nasz świat.
Zdenerwowany Jeremy zacisnął pięści.
-Ale przecież Xana też został stworzony przez profesora Hoppera! Poza tym
pomyślcie: jak długo możemy udawać, że Aelita jest kuzynką Odda? W czasie ferii
policja o mały włos nie odkryła prawdy. Wtedy udało nam się jakoś z tego wywinąć.
Ale wcześniej czy później ktoś sprawdzi albo zadzwoni do państwa Della Robbia,
którzy powiedzą, że kuzynka Aelita Stones nigdy nie istniała.
Odd postawił Kiwiego na ziemi i podniósł głowę.
-
Streszczaj się. Masz już w głowie jakiś niezawodny plan albo coś w tym stylu.
Twoja mina to mówi.
-
Mniej więcej - potwierdził Jeremy z uśmiechem i poprawił sobie okulary na
nosie. - No więc, wiemy, że w 1985 roku Hopper z Aelitą ukrył się tu, w Kadic. Przez
pewien czas uczył przedmiotów ścisłych w naszej szkole.
Odd spojrzał na niego.z ukosa.
-
Zatem chciałbyś...
-
Porozmawiać z osobą, która przejęła jego obowiązki. Czyli z panią Hertz. To
ona zastąpiła Hoppera, możliwe, że coś wie.
♦ 37 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO
-
Ale Hertz jest taka strasznie sztywna - westchnął Ulrich. - Co ona może
wiedzieć o porwaniach, wirtualnych światach i tajnych agentach?
Jeremy potrząsnął głową.
-
Nie mamy innego wyboru.
Było popołudnie. Drzewa w parku przed szkołą Kadic rzucały coraz dłuższe cienie.
Robiło się coraz zimniej. Na ścieżkach i trawnikach nadal leżały zwały śniegu.
Aelita siedziała sama na ławce. Przesuwała w palcach złoty medalion, jedną z
nielicznych pamiątek po ojcu, Wal-do Schaefferze, w szkole znanym jako Franz
Hopper. W jej wspomnieniach roiło się od imion. Imion, które mówiły o tylu życiach,
które były jednym życiem - jej życiem. Płaski krążek medalionu wisiał na prostym
złotym łańcuszku. Na powierzchni były wyryte litery W i A oraz węzeł marynarski.
Aelita znalazła nieco informacji na ten temat i dowiedziała się, że ten węzeł
nazywano „węzłem podwójnym zderzakowym". Był stosowany, aby związać ze sobą
dwa różne sznury. Im mocniej ciągnęło się za sznury, żeby je rozwiązać, tym bardziej
węzeł się zacieśniał. Rysunek ten miał określone znaczenie: Waldo i Anthea,
związani na zawsze.
♦ 38 ♦
♦ DOSSIER WALDO SCHAEFFERA ♦
W rzeczywistości medalion nie wystarczył, żeby utrzymać ich przy sobie. Jej tata i
mama byli daleko od prawie dwudziestu lat. Dziewczynka potrząsnęła głową, jakby
chciała odpędzić myśl: tak naprawdę, jej tata i mama już na zawsze będą daleko od
niej. Tata nie żyje, a mama...
-
Czemu płaczesz?
Eva Skinner uśmiechała się dziwnie. Wyglądała, jakby była zakłopotana, a
jednocześnie myślami błądziła gdzieś daleko. Aelita otarła łzy rękawem kurtki. Eva
dopiero co przyjechała do Kadic, wszystko musiało być dla niej nowe. Tego
popołudnia miała na sobie tylko lekką bawełnianą bluzeczkę, ale zachowywała się
tak, jakby nie czuła zimna.
-
Nic mi nie jest - odpowiedziała nieśmiało Aelita, chowając pod swetrem cenny
medalion.
-
Jeśli chcesz, pójdę sobie - powiedziała Eva.
Aelita potrząsnęła głową.
-
Zostań, nie przeszkadzasz mi. No i nie ma sensu tracić czasu na płacz.
A widząc, że nowa się-nie odzywa, dodała po chwili:
-Wiesz, widziałam cię dziś w stołówce. Z Sissi. Nie przejmuj się nią, zawsze zgrywa
ważniaczkę.
-
Nie szkodzi - powiedziała Eva. - To dlatego, że jestem tą nową.
-
Tak, rozumiem cię - uśmiechnęła się Aelita.
♦ 39 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
W rzeczywistości, Aelita nie była wcale „tą nową". Chodziła do Kadic wiele lat temu.
Ale potem było Lyoko i nie przybyło jej lat. Gdy wróciła do świata rzeczywistego,
wszystko wydawało jej się takie dziwne. „Obce" - to było właściwe słowo.
Aelita poczuła, że Eva jest jej bliska. Nagle zdała sobie sprawę, że dziewczynka
mówi po francusku o wiele lepiej niż rano. Zrobiła niewiarygodne postępy.
Wydawało się, że Eva zna więcej słów. Również jej cudzoziemski akcent był mniej
słyszalny. Musiała być bystrą dziewczyną. Szybko się uczyła.
Aelita podała jej rękę.
-Jeśli czegoś będziesz potrzebować, nie krępuj się, możesz na mnie liczyć.
Chciała powiedzieć: „Zostaniemy przyjaciółkami?".
- Dobrze - uśmiechnęła się Eva i uścisnęła rękę Aelity.
Chciała powiedzieć: „Zostaniemy przyjaciółkami!".
Jeremy zamierzał zrealizować swój plan. Poczekał aż do szóstej wieczorem. O tej
godzinie pani Hertz zamykała się w swoim gabinecie, żeby poprawiać klasówki.
Gabinet pani profesor od przedmiotów ścisłych przypominał laboratorium alchemika.
Był mały i zapełniony dziwnymi przedmiotami, które zajmowały nie tylko biurko i
biblioteczkę, lecz także podłogę i parapet. Były tam ogniwa Volty i aparaty
♦ 40 ♦
♦ DOSSIER WALD SCHAEFFERA ♦
destylacyjne, serie probówek wypełnionych różnymi związkami chemicznymi,
sekstansy i oscylometry.
Pani profesor była drobną i szczupłą kobietą. Nosiła ogromne, okrągłe okulary. Na
głowie miała sięgającą ramion strzechę siwych włosów. Ubrana była jak zawsze w
fartuch laboratoryjny. Kiedy Jeremy wszedł do niej, przeglądała właśnie wielki zbiór
notatek.
-
Jeremy! - zdziwiła się na jego widok. - Co tu robisz o tej porze? Jakiś problem
z referatem o komórkach?
Chłopiec rozejrzał się za miejscem, gdzie mógłby usiąść. Nic nie znalazł. W końcu
usadowił się na rocznikach „Scientific American" z lat 1989-2004, które leżały przed
biurkiem.
Odkaszlnął, nie wiedząc, od czego zacząć.
-
Otóż pani profesor... yyy. Tak naprawdę szukam informacji o Franzu Hopperze,
profesorze, który uczył w Kadic przed panią.
Pani Hertz podniosła oczy znad papierów i Jeremy zrozumiał, że wpatruje się w
niego uważnie. Szybko jednak dostrzegł, że pani profesor przyjęła to, co powiedział,
bez entuzjazmu.
-
Dlaczego cię to interesuje? - zapytała, na pozór obojętnie.
-
Tak po prostu - próbował odwrócić jej czujność. -W szkolnej bibliotece
znalazłem książkę profesora Hoppera, wstęp do układów kwantowych...
♦ 41 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
...stosowanych w informatyce. Tak, znam tę pracę. Ale wydaje mi się, że jest
ona trochę za trudna dla chłopca w twoim wieku.
W głowie Jeremy'ego zapaliło się czerwone światełko: jeśli pani Hertz zna tę książkę,
to może się interesuje komputerami kwantowymi? Czy wie, że profesor Hopper
zbudował taki komputer w opuszczonej fabryce w pobliżu szkoły?
Nie chciał zmarnować okazji.
-
Zaciekawiła mnie postać profesora Hoppera. Chciałem powiedzieć, że skoro,
no, uczył tu, w naszej szkole, to może go pani znała?
-
Tak. Nie... Z widzenia. Zaczęłam uczyć w Kadic zaraz po tym, jak stąd
odszedł.
-
Ale jeśli się nie mylę, w tym czasie, chociaż jeszcze pani nie uczyła, była pani
asystentką w laboratorium - drążył Jeremy. - Pracowała pani razem z profesorem
Hopperem przez co najmniej dwa lata, prawda?
-
Jeremy - przerwała mu zniecierpliwiona pani Hertz. - Czy to przesłuchanie?
Tak, dziesięć lat temu byłam asystentką w laboratorium chemicznym, ale profesor
Hopper nie był zbyt zainteresowany tym przedmiotem. Mogłam go widzieć parę razy.
I to wszystko.
Jeremy przytaknął bez przekonania. Coś tu śmierdziało.
♦ 42 ♦
W0
♦ DOSSIER WALDD SCHAEFFERA ♦
Znów zaatakował:
-
Ale pani profesor wie, dlaczego odszedł? W 1994 roku opuścił szkołę, a potem
jakby się rozpłynął...
-
Przykro mi, nic nie wiem - ucięła. - A ty, zamiast myśleć o fizyce kwantowej,
lepiej byś się skupił na biologii. Czekam jutro na twój referat o komórkach. Jeśli to
już wszystko, to dobranoc.
Chłopiec wstał, potknął się o wielki elektromagnes i o mały włos nie przewrócił
pism, na których siedział. Nigdy dotąd pani profesor nie zbyła go tak pośpiesznie i
wymijająco.
Wychodząc, przymknął tylko drzwi. Na korytarzu było pusto, nie kręcił się żaden
nauczyciel. W końcu była to pora kolacji. Stał nieruchomo oparty o parapet,
nasłuchując odgłosów zza uchylonych drzwi.
Usłyszał, że pani profesor wzięła głęboki oddech, potem podniosła słuchawkę i
wykręciła numer.
-
Pan dyrektor? Tu Susan Hertz. Dopiero co był u mnie Jeremy Belpois - pauza.
- Szukał informacji o Franzu Hopperze. Tak, dziękuję. Już idę do pana.
Jeremy uciekł.
Plama na ścianie przypominała coś znajomego. Odd leżał na brzuchu w swoim
pokoju i próbował się skoncentrować: to jest... serce... usta Evy Skinner...
♦ 43 ♦
♦ DOSSIER WALDO SCHAEFFERA ♦
Znów zaatakował:
-
Ale pani profesor wie, dlaczego odszedł? W 1994 roku opuścił szkołę, a potem
jakby się rozpłynął...
-
Przykro mi, nic nie wiem - ucięła. - A ty, zamiast myśleć o fizyce kwantowej,
lepiej byś się skupił na biologii. Czekam jutro na twój referat o komórkach. Jeśli to
już wszystko, to dobranoc.
Chłopiec wstał, potknął się o wielki elektromagnes i o mały włos nie przewrócił
pism, na których siedział. Nigdy dotąd pani profesor nie zbyła go tak pośpiesznie i
wymijająco.
Wychodząc, przymknął tylko drzwi. Na korytarzu było pusto, nie kręcił się żaden
nauczyciel. W końcu była to pora kolacji. Stał nieruchomo oparty o parapet,
nasłuchując odgłosów zza uchylonych drzwi.
Usłyszał, że pani profesor wzięła głęboki oddech, potem podniosła słuchawkę i
wykręciła numer.
-
Pan dyrektor? Tu Susan Hertz. Dopiero co był u mnie Jeremy Belpois - pauza.
- Szukał informacji o Franzu Hopperze. Tak, dziękuję. Już idę do pana.
Jeremy uciekł.
Plama na ścianie przypominała coś znajomego. Odd leżał na brzuchu w swoim
pokoju i próbował się skoncentrować: to jest... serce... usta Evy Skinner...
♦ 43 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Uff, musi przestać rozmyślać i zacząć się uczyć: następnego dnia jest odpytka z
francuskiego, a on jeszcze nie otworzył książki. Wziął podręcznik do literatury, który
leżał na podłodze grzbietem do góry. Kiwi podgryzał jego okładkę. Pies zaszczekał,
zły, że mu zabrano przekąskę.
-
Spokój - burknął Odd. - Później wezmę cię na spacer. Zaczął czytać. Stendhal
był najważniejszym pisarzem
z epoki Evy Skinner. Jego dziełem Eva kocha Odda była bez wątpienia Eva Skinner...
Hm, nie. Nie brzmiało to dobrze. Kiwi zaszczekał raz jeszcze.
-
Zamknij się wreszcie, dobrze? - zatrzasnął książkę do literatury i rzucił nią w
psa.
Kiwi zaskomlił i wybiegł z pokoju. Odd się ocknął.
-
Hej, piesku, gdzie, do licha, leziesz? Nie wolno... Wybiegł na bosaka na
korytarz i zobaczył, jak Kiwi pędzi
na dół po schodach, a następnie w stronę ogrodu.
-
Stój! - krzyknął. „Jeśli ktoś go zobaczy, to będzie wto-pa!", pomyślał.
W Kadic nie wolno było trzymać zwierząt. Ukrywał Kiwiego od prawie trzech lat,
ale w każdej chwili mogło się to wydać.
-
Odd, co jest, zgubiłeś buty? - spytała go Sissi, wyglądając zza drzwi swojego
pokoju.
♦ 44 ♦
♦ DOSSIER WALDO SCHAEFFERA ♦
-Tak, zwiały mi. Razem z twoim móżdżkiem. Jeśli je znajdziesz, daj mi znać -
odpowiedział i nie tracąc dalej czasu, popędził na dwór. Słońce już prawie całkowicie
zniknęło za budynkami i było naprawdę zimno.
Odd pobiegł w stronę boiska do piłki nożnej. Kiwi musiał zwiać gdzieś tam. Tylko że
boisko było obok sali gimnastycznej. A sala gimnastyczna znajdowała się we
władaniu...
-
O cholera, Jim! - zasyczał Odd.
Jim Morales był o wiele młodszy od pozostałych nauczycieli. Prawie wszystkie
dzieci zwracały się do niego na „ty" i traktowały jak starszego kolegę, a nie jak
nauczyciela. Nie był wredny, jeśli się go nie wkurzyło. Krępy i masywny, zawsze
nosił dres, co raczej nie jest dziwne u nauczyciela wuefu. Włosy miał związane
elastyczną opaską, a na policzku przyklejał wielki plaster. Uważał, że nadaje mu on
wygląd wojownika. Odd uważał, że Jim wygląda co najwyżej jak kretyn, który
skaleczył się przy goleniu, ale nigdy by mu tego nie powiedział.
Jim nachylił się nad Kiwim i pogłaskał go po brzuchu.
-
Hej, młody, co ty tu robisz? Zgubiłeś się?
Kiedy tylko pies zobaczył Odda, zerwał się na cztery łapy i pobiegł do niego.
Chłopiec wziął go na ręce.
-
Spokój, Kiwi - wymamrotał. - Wpakowałeś nas w ładny pasztet...
♦ 45 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
On nic nie zrobił! - oznajmił Morales, patrząc z góry na chłopca. -
Sympatyczny z niego psiak. Ale wiesz dobrze, że nie wolno trzymać zwierząt w
szkole.
Odd wzruszył ramionami.
-
To nie mój pies, nie wiem, czemu udaje, że mnie zna!
Kiwi polizał go po twarzy.
Nauczyciel uśmiechnął się sarkastycznie.
-
No widzę, widzę. Ciekawe, dlaczego zawołałeś go po imieniu! Teraz
pójdziemy do twojego pokoju, zostawimy psa i złożymy wizytę dyrektorowi, co ty na
to? Da ci zasłużoną karę.
W sali gimnastycznej Yumi i Ulrich trenowali kung-fu. Aelita stała w rogu i
obserwowała ich, słuchając muzyki.
Yumi wykorzystała chwilę nieuwagi spowodowaną wejściem Jeremy'ego i znienacka
złapała Ulricha za koszulkę. Po chwili obydwoje, splątani ze sobą, znaleźli się na
podłodze. Popatrzyli na siebie przez chwilkę, a potem wstali. Byli czerwoni na
twarzach, ale nie tylko ze zmęczenia.
-
No i? - spytał Jeremy'ego Ulrich, masując sobie obolałe plecy.
Aelita zdjęła słuchawki i wyłączyła MP3. Potem spojrzała pytająco na dwójkę
przyjaciół.
♦ 46 ♦
ł
♦ DOSSIER WALDO SCHAEFFERA ♦
-
No i CO?
Jeremy oblał się zimnym potem.
-
No więc... Wiem, że powinienem był ci to powiedzieć... Ale myśleliśmy, że...
W sumie...
-
Poszedł rozmawiać z panią Hertz, żeby dowiedzieć się czegoś o twoim tacie -
pospieszyła mu z pomocą Yumi. -Myśleliśmy, że uda się w ten sposób znaleźć jakiś
trop.
Aelita spojrzała na chłopca.
-
A ty, Jeremy, nic mi nie powiedziałeś? Wielkie dzięki.
Jeremy przełknął ślinę. „Gdyby się przekopać przez linoleum w sali gimnastycznej,
można by się dostać do wnętrza ziemi. Może spróbować?".
Aelita podeszła do niego.
-To było bardzo, bardzo... - nagle zmieniła ton głosu -miłe. Dzięki.
I pocałowała go w policzek.
Serce Jeremy'ego fiknęło koziołka.
-
Słyszę jakiś hałas na zewnątrz - burknął Ulrich.
Yumi westchnęła.
-
To tylko Jim jak zawsze się na kogoś wydziera.
-
Lepiej rzucić okiem, chyba słyszałem głos Odda. Kontynuujcie beze mnie.
Chłopiec wybiegł na zewnątrz, ale Jim już sobie poszedł.
♦ 47 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Uhm, nie przeszkadzam? - spytał Jim Morales tonem, którego rzadko używał.
Dyrektor Delmas rzucił mu zza okularów piorunujące spojrzenie.
-
Jim, musisz nauczyć się pukać - powiedział.
-
No, przepraszam.
Odd wyszedł zza pleców nauczyciela. W gabinecie dyrektora była również pani
Hertz. Wyglądała jeszcze poważniej niż zwykle.
-Teraz lepiej wrócę do pracy, panie dyrektorze - zakończyła. - Bardzo dziękuję.
-
Nie ma za co. Proszę informować mnie na bieżąco. Do widzenia.
Obydwoje wyglądali na bardzo zatroskanych. Pani profesor wyszła. Nawet nie
pożegnała się z Jimem. Dyrektor zamknął pospiesznie pożółkłą papierową teczkę,
która leżała otwarta na biurku.
Zanim Delmas schował ją do szuflady, Odd zdążył przeczytać napis na okładce:
Waldo Schaeffer. Tak naprawdę nazywał się Franz Hopper, zanim schronił się w
Kadic!
Odd przypomniał sobie, że właśnie tego popołudnia Jeremy miał rozmawiać z panią
Hertz. Jego mózg zaczął szybko pracować: Jeremy rozmawia z Hertz, Hertz biegnie
do dyra, dyro ma teczkę Waldo Schaeffera... Bardzo dziwne.
♦ 48 ♦
♦ DOSSIER WALDD SCHAEFFERA ♦
Tymczasem Jim opowiedział dyrektorowi o zajściu z Kiwim.
-
I gdzie zostawiłeś psa? - zapytał Delmas.
-
W pokoju chłopca.
Dyrektor zwrócił się do Odda groźnym tonem:
-
Trzymanie zwierząt w pokojach jest surowo zabronione. Muszę cię zawiesić na
kilka dni. A teraz chodźmy zabrać psa.
W miarę jak zbliżali się do pokoju, w którym Odd mieszkał z Ulrichem, chłopiec
kurczył się i robił coraz bardziej nieszczęśliwy. Zostanie zawieszony. W życiu bywają
gorsze rzeczy niż tydzień nieprzewidzianych wakacji, ale teraz do szkoły przyjechała
Eva. Taka cudowna dziewczyna zaczyna chodzić do klasy, a jego zawieszają? To nie
fair!
Otworzył drzwi na rozkaz dyrektora. Był to zwyczajny, stary, zabałaganiony pokój.
Na ścianie, po stronie, którą zajmował Ulrich, wisiał plakat ze zdjęciem jakichś
mistrzów wschodnich sztuk walki. Nad łóżkiem Odda wisiał kultowy plakat: Harry
Metal roztrzaskuje gitarę elektryczną o wzmacniacz. Na ziemi walał się podręcznik
do francuskiego.
-
No i gdzie jest ten pies? - spytał dyrektor, rozglądając się dookoła.
Zmieszany Jim podrapał się w głowę.
♦ 49 ♦
r
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Musiał gdzieś się schować. Czekajcie... - schylił się i zaczął szukać pod
łóżkiem.
Odd odprężył się nieco i zaryzykował:
-
Proszę pana, mówiłem Jimowi, że ten pies nie jest mój.
-
Na pewno tu jest... - wymamrotał wuefista, otwierając szafę i szuflady. Zaczął
nawet podnosić abażury od lamp na szafkach nocnych.
-Jim, wystarczy, nie wygłupiaj się. Wstawaj.
-
Panie dyrektorze - zaprotestował Odd. - Nie może mnie pan zawiesić za psa,
który nie istnieje!
-Akurat ci wierzę-odpowiedział pan Delmas.-Ale ponieważ psa tutaj teraz nie ma,
upiecze ci się i będziesz miał tylko dwa dni odosobnienia. Pan profesor będzie po
ciebie przychodził przed lekcjami, a potem odprowadzi cię do pokoju. I masz
ABSOLUTNY ZAKAZ opuszczania pokoju. Jasne?
Chłopiec opuścił głowę. Przynajmniej będzie spotykał Evę w klasie.
-
Tak - wymamrotał.
-
Aty, Jim, chodź ze mną. Musimy sobie ustalić, że nauczyciel od gimnastyki nie
powinien zawracać głowy dyrektorowi psami, które nie istnieją.
Hasło w komputerze w sekretariacie było bardzo proste: sissidelmas. Tak nazywała
się córka dyrektora. Jeremy od-
♦ 50 ♦
• ._
♦ DOSSIER WALDD SCHAEFFERA ♦
krył to już w pierwszym tygodniu pierwszego roku nauki w szkole.
Chłopiec włączył swojego starego laptopa i otworzył bazę danych z sekretariatu.
Zaczął od sprawdzenia akt nauczycieli. Wyglądało na to, że pani Hertz faktycznie
była asystentką w laboratorium w czasie, kiedy w szkole uczył Hopper. Było to
jednak laboratorium fizyczne, nie chemiczne! A więc pani Hertz go okłamała.
Niemożliwe, żeby widziała Hoppera tylko parę razy.
Jeremy zaczął szperać w archiwum, aż wreszcie znalazł dossier Franza Hoppera.
Było to tylko kilka linijek: data obrony pracy magisterskiej, tytuły niektórych
publikacji. Nawet zdjęcie było ciemne i nie do rozpoznania.
Zatrzymał się nad ostatnią linijką w dossier: 6 czerwca 1994 ztożył podanie o
zwolnienie. Patrz list w załączniku. Ale w załączniku nie było żadnego listu i Jeremy
był pewien, że Hopper nigdy go nie napisał. To był okres, w którym profesor
stworzył Lyoko, i razem z Aelitą schronił się w wymyślonym przez siebie wirtualnym
świecie. Zniknął właśnie 6 czerwca.
Jeremy zastanowił się. Hopper schronił się w Lyoko, bo ktoś go szukał. Było jasne,
że nie mógł złożyć podania o zwolnienie przed ucieczką: byłby to sygnał, że chce
uciec. A więc było to jedno wielkie oszustwo. Ale dlaczego? Kto
♦ 51 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
chciał zataić ucieczkę nauczyciela i kto pomógł mu wcześniej schronić się w Kadic?
A przede wszystkim dlaczego Hopper szukał schronienia w Lyoko, skoro wiedział, że
tam właśnie znajduje się jego wróg Xana?
Tyle rzeczy bez sensu, tyle pytań bez odpowiedzi.
W tym momencie lampka nad biurkiem wybuchła z suchym trzaskiem, aż się
wzdrygnął. Laptop wyłączył się i automatycznie włączył ponownie.
Jeremy odszedł od klawiatury. Miał szeroko otwarte oczy, jakby zobaczył potwora.
To był skok napięcia. Lampki wybuchały. Wyglądało to dokładnie jak jeden z ataków
elektrycznych, jakie Xana tyle razy przypuszczał na Kadic. Ale to nie było możliwe.
Sztuczna inteligencja została zniszczona, a Lyoko - wyłączone. Musiał to być zatem
przypadek.
Jeremy wyłączył na nowo komputer i położył się na łóżku.
Był naukowcem.
Nie wierzył w przypadki.
3
KIWI RANNY
Dom Yumi stał w spokojnej dzielnicy, w odległości dziesięciu minut na piechotę od
Kadic. Była to mała, elegancka willa z zadbanym miniaturowym ogródkiem. Według
Ulricha wyglądało to wszystko „zbyt japońsko". Teraz jednak chłopiec nie miał
czasu, żeby myśleć o roślinach.
Zadzwonił do drzwi, próbując ukryć Kiwiego pod kurtką. Miał nadzieję, że rodziców
Yumi nie ma w domu.
-
O, to ty - powitała go krótko przyjaciółka.
-
Co za entuzjazm... - skomentował Ulrich ironicznie. - Ja też się cieszę, że cię
widzę. Mogę wejść? Twoi starzy w domu?
-
Nie, jestem tylko ja i Hiroki - odpowiedziała, wpuszczając go.
Ulrich zdjął buty, zanim wszedł na parkiet. Rodzice Yumi mieszkali we Francji od
wielu lat, ale zachowali zwyczaje ze
♦ BEZIMIENNE MIASTD ♦
swojej ojczyzny. Nawet gościom nie wolno było nosić butów w domu. Chłopiec
poruszył palcami w skarpetkach. Miał nadzieję, że nie śmierdzą - całą drogę ze
szkoły biegł.
Mieszkanie było urządzone w stylu orientalnym. Oprócz krzeseł i stołu zwykłej,
europejskiej wysokości w salonie stał także niższy stolik, a wokół niego leżały
poduszki, na których można było usiąść na klęczkach. W pokojach zamiast łóżek
były futony, cienkie japońskie materace, które leżały bezpośrednio na tatami, macie
do przykrywania podłogi.
Hiroki, dziesięcioletni brat Yumi, siedział na stercie poduszek na podłodze w salonie.
Grał w grę wideo. Dźwięk podkręcił na cały regulator, a na ekranie całe wojsko
potworów znajdowało się w trudnym położeniu. Hałas był piekielny.
-
Możesz to ściszyć? - wrzasnęła do niego Yumi. Potem zwróciła się do Ulricha.
- No więc co tu robisz?
W tym momencie Kiwi wpadł na genialny pomysł, żeby oznajmić światu swoją
obecność. Wyskoczył spod kurtki i rzucił się w objęcia Hirokiego, brudząc po drodze
łapami elegancką podłogę w salonie państwa Ishiyama.
Ulrich obejrzał swoje ubranie. Wewnętrzna strona kurtki i koszulka były podrapane i
zaplamione błotem.
-
O, cholera...
-
I co on tu robi? - dodała Yumi.
Ulrich westchnął.
♦ 54 ♦
*
♦ KIWI RANNY ♦
-Wychodziłem z sali gimnastycznej i zobaczyłem, jak Jim ciągnie Odda za ucho, a na
ręku trzyma Kiwiego. Ten durny pies dał się złapać. Poszedłem za nimi. Jim zamknął
psa w naszej sypialni, a potem zaprowadził Odda do dyra. Udało mi się zabrać
Kiwiego, bo inaczej Odda by zawiesili.
Yumi podparła się pod boki.
-
Nie odpowiedziałeś mi. Co wy obaj robicie tul
-
Nie wiedziałem, gdzie go zostawić! Jesteś jedyną osobą z naszej paczki, która
nie mieszka w internacie... Więc skoro nie możemy go tam trzymać, przynajmniej na
razie... pomyślałem, że może ty mogłabyś się zająć Kiwim... tylko przez parę dni,
słowo! Dopóki się sytuacja nie uspokoi.
Yumi odpowiedziała mu lodowatym tonem:
-
Chyba ci odbiło? Nawet nie ma mowy. Co by powiedzieli rodzice?
-
A odkąd to tak cię obchodzi, co myślą twoi starzy? -spytał Ulrich z irytacją. -
Trzeba pomóc Oddowi.
-
I to ty, ty mówisz o rodzicach? Proszę cię! W każdym razie odpowiedź brzmi:
nie.
-
Hej! Uspokójcie się - wtrącił się mały Hiroki. - Zajmę się Kiwim. To mój
przyjaciel!
Pies potwierdził to, liżąc go po buzi.
-
Powiedziałam już, że nie ma mowy - zganiła go Yumi.
Ulrich zignorował ją i nachylił się w stronę Hirokiego.
♦ 55 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
- Wielkie dzięki, młody, Odd będzie ci bardzo wdzięczny. Okej, a więc w porządku.
Przepraszam, ale muszę spadać.
Po czym zrobił w tył zwrot i wyskoczył na zewnątrz. Włożył buty i ruszył alejką do
bramy.
Jego rodzice... Yumi nie powinna była poruszać tego tematu. Ulrich od dawna nie
dogadywał się ze swoimi starymi, zwłaszcza z ojcem, który był staroświecki i bardzo
surowy. Na pewno lepiej by było załagodzić ten konflikt, żeby było jak za dawnych
czasów, kiedy jego rodzina trzymała się razem i nie było ciągłego napięcia w domu.
Ale teraz wydawało się to już niemożliwe. Zaczął biec ile sił w nogach w stronę
Kadic, starając się o tym nie myśleć. Bo nie miał ochoty myśleć. Nie miał ochoty
myśleć o niczym.
Zdjęcie Ulricha: chłopiec śmieje się, ma zmrużone oczy, bo słońce świeci mu prosto
w twarz. Wokół wklejonego do pamiętnika zdjęcia dziewczynka narysowała małe
kwiatki.
Yumi westchnęła i ułożyła się wygodniej na łóżku. Zamknęła drzwi na klucz: nie
chciała, żeby Hiroki się dowiedział, że jego siostra pisze pamiętnik. I że rysuje w nim
kwiatki. Nabijałby się z niej bez końca.
Przewróciła kartkę. Byt na niej szkic Ulricha, wyglądającego jak w Lyoko - w postaci
samuraja. Na włosach miał białą opaskę, ubrany był w eleganckie kimono, a u boku
♦ 56 ♦
♦ KIWI RANNY ♦
zwisała mu katana, długi miecz wojownika. Yumi, gdy się przeniosła po raz pierwszy
do Lyoko, spostrzegła, że obydwoje nosili tradycyjne japońskie stroje. Ona wyglądała
jak gejsza. Była tradycyjnie umalowana i miała na sobie kimono przewiązane
szerokim pasem obi z kokardą na plecach.
Wróciła na początek pamiętnika, gdzie było kilka nabaz-granych notatek: opowieść o
ich pierwszym spotkaniu. Byłam w sali gimnastycznej na treningu sztuki walki i
walczyłam z takim jednym chłopakiem - ma na imię Ulrich, bardzo dobrze się rusza i
jest niezwykle zwinny. Za kilka lat może zostanie mistrzem. W końcu go pokonałam.
To było piękne.
Yumi westchnęła jeszcze raz. Dlaczego to wszystko jest takie trudne? Dalej w
pamiętniku zaczęły się pojawiać problemy. Problemy nazywały się William Dunbar.
William był w wieku Yumi i zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia, mimo że
ona... No właśnie, ona?
Dziewczynka wyciągnęła spod poduszki odtwarzacz MP3 i założyła słuchawki.
Wybrała listę wolnych piosenek, wyciągnęła się z pamiętnikiem na brzuchu i
zamknęła oczy. Chciała, żeby muzyka odegnała myśli, obrazy jej, Ulricha, Williama
w kąpielówkach. Ulricha, który uratował jej życie w czasie jednej z wielu bitew w
Lyoko. Williama z okrutnym wyrazem twarzy, który przybrał, kiedy jego umysł
został opanowany przez Xanę. Próbował wtedy ją zabić...
♦ 57 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
TRRACH\
Dziewczynka z okrzykiem strachu zerwała się na równe nogi.
-
Hej, wszystko w porządku, Yumi? - wołał Hiroki zza zamkniętych drzwi.
-
T-tak. Nic się nie stało, ja tylko...
Spojrzała na podłogę: odtwarzacz MP3 wybuchł. Zmienił się w kupkę ciemnego,
roztopionego plastiku. Śmierdziało spalenizną i dymiło.
-
Ty co?! - nalegał braciszek, waląc pięścią w zamknięte drzwi.
-
Potknęłam się, Hiroki, nic takiego. Spoko - próbowała go uciszyć.
-
Słyszałem wybuch! To na pewno był wybuch!
-
Mówię ci, że nie, wszystko w porządku. Idź sobie!
Słuchawki eksplodowały jej w uszach. Odtwarzacz MP3
spalił się doszczętnie. Wyglądało to zupełnie jak jeden z dawnych ataków
elektrycznych, za którymi stał...
Yumi potrząsnęła głową. Nie, to niemożliwe. To musi być przypadek.
Odd oglądał się w lustrze, przybierając różne pozy i miny. Potem nabrał na dłonie
jeszcze trochę żelu i rozsmarował go na włosach, układając je tak jak zwykle.
♦ 58 ♦
♦ KIWI RANNY ♦
Przeglądał się jeszcze chwilę, patrząc na siebie krytycznie. Włożył koszulkę z
napisem „Desparate", nazwą swojego ulubionego zespołu rockowego, i za luźne
dżinsy.
-
Przystojniak ze mnie - z zadowoleniem rzekł sam do siebie, patrząc na swoje
odbicie, i przybrał najbardziej czarujący uśmiech. Mógł już wyjść: wyglądał tak, że
żadna mu się nie oprze.
Zapomniał już o niemiłym zajściu z Kiwim. Ulrich zdążył go uratować. Wieczorem
będzie miał dużo czasu, żeby podrywać Evę Skinner. Aelita powiedziała, że
dziewczynka zje kolację razem z nimi w stołówce Kadic. Był pewien, że teraz kręci
się po szkole.
Odd wysunął głowę z łazienki i rozejrzał się po korytarzu internatu. Pusto. Super.
Wymknął się cichaczem na zewnątrz, nastawiając uszu, czy nie słychać kroków Jima.
Wyszedł przed drzwi wejściowe i przebiegł szybko dziedziniec.
Nauczyciele nie pilnowali parku: było za zimno, zlodowaciały śnieg nie zachęcał do
spacerów. Eva prawdopodobnie też wolała znaleźć sobie miejsce w środku, gdzie jest
ciepło, może w stołówce. Jeśli będzie miał trochę szczęścia, znajdzie ją samą.
Biedactwo, na pewno chce z kimś porozmawiać. Może z nim? W sumie nie byłoby w
tym nic dziwnego.
-
Szukasz kogoś?
♦ 59 ♦
♦ BEZIMIENNE MIAST ♦
Sissi! Dał się zaskoczyć. Również ona wyglądała zbyt elegancko jak na niewinną
przechadzkę. Miała na sobie czarny, wiązany na karku top bez rękawów i obcisłą
minispódniczkę. Skóra zsiniała jej z zimna.
-
Co tu tak cuchnie? - zauważył Odd, węsząc głośno. -Coś jakby zioła...
-
Cuchnie?! Zioła?! To moje perfumy, głupku! Szukam Ulricha. A ty kogo
szukasz?
-
Evy - odpowiedział Odd bez namysłu.
Potem pośpiesznie dodał:
-
Muszę poprosić ją o... notatki... bo lekcja...
-
Aha, i co jeszcze? - uśmiechnęła się złośliwie Sissi. - Widzę, że ktoś tu chce się
zaprzyjaźnić z piękną Amerykanką.
Kroki na ścieżce. Grubiański śmiech. Jim Morales? Odd instynktownie złapał Sissi za
rękę i pociągnął za krzak.
-
Co ty robisz? Puszczaj! - zasyczała.
-
Psst! - uciszył ją chłopiec, kładąc jej palec na ustach.
Przycupnęli za oszronionym krzakiem - tuż obok siebie, oddaleni tylko o kilka
centymetrów. Sissi się zaczerwieniła.
-
Co ty robisz, Odd? - szepnęła.
Kroki się oddaliły i chłopiec wyskoczył z powrotem na ścieżkę.
-
Że co? Nic nie robię! Co ci strzeliło do głowy?
♦ 60 ♦
Mjf
_
♦ KIWI RANNY ♦
Otrzepał sobie śnieg z ubrania. Musiał wymyślić wiarygodną wymówkę: na pewno
nie mógł powiedzieć córce dyrektora, że uciekł z internatu.
-
Ktoś się zbliżał i nie chciałem, żeby zobaczył nas razem - wymyślił na
poczekaniu.
Tak, taka wymówka miała sens. Odd uśmiechnął się i dodał:
-
Co ty sobie myślisz? Muszę bronić swojej reputacji! Jeszcze mnie ktoś
zobaczy w tym śniegu z tobą, jak jesteś taka odstawiona. A do tego jeszcze cuchniesz
tymi okropnymi perfumami!
Jego doskonała wymówka okazała się trochę niedelikatna, bo teraz Sissi wręcz
spurpurowiała... ze złości.
-
Przysięgam, zapłacisz mi za to, Della Robbia! - krzyknęła i uciekła.
Odd pożałował swoich słów. Sissi to głupia gęś, ale tym razem chyba przesadził.
Chłopiec wrócił do pokoju i rzucił się w milczeniu na łóżko. Po drugiej stronie
pokoju leżał Ulrich z otwartymi oczami i nogami opartymi o ścianę.
Odd kręcił się po szkole, ale nie trafił na żaden ślad Evy. O mało co nie wpadł
natomiast na dyra. To nie był szczęśliwy dzień. Wrócił do internatu jak zbity pies.
♦ 61 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Oj - westchnął. - Dzięki za to dzisiejsze. Myślę o Kiwim.
-
Nie ma za co - burknął Ulrich.
-
Ciężki dzień, co? - Odd spojrzał na przyjaciela z ukosa.
-
Mhm.
-
Wiem coś o tym! Powiesz mi, co jest?
-Nie.
Odd leżał w milczeniu. On też nie miał ochoty rozmawiać. Ale nie podobało mu się,
że przyjaciel jest taki przybity. Ulrich był upartym osłem, ale Odd go lubił. Czuł się
niezręcznie, gdy widział, że Ulrich jest smutny. Podniósł nagle z ziemi swój kapeć i
cisnął nim w głowę kumpla.
-Odbiło ci?!
-Juhuu!
Odd skoczył jak kot na łóżko przyjaciela, wywijając nad głową poduszką. Ulrich był
jednak szybszy, walnął w nią swoją poduszką i zatrzymał ją w powietrzu, a potem
rzucił w Odda butem.
Obydwaj zaczęli się śmiać.
Hau, hau, hau!
Kiwi był już na dwunastym okrążeniu Wielkiego Wyścigu wokół Pokoju. Nadal miał
przewagę nad peletonem, czyli
♦ 62 ♦
♦ KIWI RANNY ♦
Hirokim. Zakręcał na tatami i wskakiwał na biurko, przebiegał pod szafą, ocierał się
o drzwi i zaczynał od początku. Cały czas szczekał zajadle.
-
Kiwi! Stój! - krzyczał chłopiec.
-
Hiroki! - wrzasnęła Yumi z korytarza. - Przestaniesz wreszcie hałasować?
Dziewczynka otworzyła szeroko drzwi. Kiwi uznał, że bieg został ukończony i
nadszedł moment, by wskoczyć na podium. Prześlizgnął się między nogami Yumi i
wymknął na zewnątrz.
-
Do licha!
Chłopiec wybiegł za psem, ale poślizgnął się, niechcący podciął nogi Yumi i
obydwoje przewrócili się na ziemię.
-Aj! Hiroki!
-
Kiwi nam zwiewa! - wykrzyknął chłopiec.
-
A gdzie niby ma pójść? - sapnęła wściekle jego siostra.
Odpowiedź była prosta - na okno w kuchni.
Dzieci niedawno skończyły jeść. Jadły same, bo rodzice byli u przyjaciół. Yumi
sprzątnęła ze stołu, pozmywała naczynia i zostawiła otwarte okno, żeby w kuchni się
przewietrzyło. Kiwi wskoczył na kuchenkę, zrobił slalom między świeżo umytymi
palnikami i zeskoczył z parapetu na zewnątrz.
-
O, nie! Musimy go złapać! - zmartwił się Hiroki.
Zirytowana dziewczynka wzruszyła ramionami.
♦ 63 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Sam go złap. To ty chciałeś się zajmować tym psem. Ja tu zostaję.
Hiroki popatrzył na nią. Jego migdałowe oczy zwęziły się w dwie szparki.
-
No, Yumi, proszę!
-
Nie ma mowy! Ruszże się. Inaczej Kiwi gdzieś zwieje i nigdy go nie
znajdziesz.
Hiroki wybiegł na ulicę. Mroźne nocne powietrze przeszyło go dreszczem. Latarnie
oświetlały pustą ulicę, wzdłuż której ciągnęły się domy z ogródkami, a na chodniku
stały zaparkowane samochody. Było już późno i światła w większości domów były
zgaszone.
Hau, hau!
Tam! W głębi ulicy, po lewej stronie. Gdzieś tam był Kiwi.
W dzień miasto wyglądało spokojnie. Hiroki wolał je od Kioto w Japonii, w którym
się urodził. Ale do tej pory nigdy nie kręcił się po nim sam, gdy było ciemno i zimno.
Ulice, którymi codziennie chodził wraz z Yumi do szkoły, teraz wyglądały inaczej.
Na asfalcie widać było długie cienie, przypominające ciemne palce.
Goniąc Kiwiego, chłopiec dobiegł w okolicę gimnazjum. W głębi, po prawej, była
furtka od willi Pustelnia. Na ulicy panowała cisza. Słychać było tylko, jak puste
puszki, toczone przez wiatr, obijają się o ziemię.
♦ 64 ♦
♦ KIWI RANNY ♦
„Zgubiłem go", pomyślał Hiroki z rozpaczą. „Zgubiłem Kiwiego".
Nagle z ulicy, która przylegała do Pustelni, wyszedł mężczyzna. Miał na sobie
skórzaną kurtkę i był szeroki w barach. W słabym świetle latarni Hiroki zdołał
dojrzeć tylko niewyraźne zarysy jego twarzy. Postarał się, żeby mężczyzna go nie
zauważył. W jego wyglądzie było coś tak niepokojącego, że chłopiec aż się
wzdrygnął.
W tej samej chwili w ogrodzie koło willi zaczął szczekać Kiwi. Wkrótce do jego
głosu dołączyło się warczenie i ujadanie innych psów. Brzmiało tak, jakby były
rozzłoszczone.
Hiroki bez namysłu wspiął się na furtkę Pustelni i przeskoczył na drugą stronę. Był
mały i drobny, ale tak samo zwinny jak jego siostra. Gdy znalazł się na ziemi,
rozejrzał się dookoła. Kiwi już nie szczekał, ale pozostałe psy nadal warczały.
Chłopiec pobiegł w tym kierunku. Był zdenerwowany i nie zauważył, że w
rzeczywistości z boku Pustelni nie ma żadnej ulicy. Skąd więc wyszedł ten facet?
Mało istotny problem, ponieważ już sobie poszedł. A teraz Hiroki miał inne sprawy
na głowie.
Ogród koło willi był pusty. Hiroki szedł po omacku w ciemności, szukając Kiwiego.
Ujadanie umilkło i zapadła złowroga cisza. Chłopiec szedł po zmarzniętym śniegu.
W każdej
♦ 65 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
chwili mógł się poślizgnąć. Zbliżył się do garażu, niskiego budynku przylegającego
do willi. Wreszcie usłyszał popiskiwanie i szybkie dyszenie zwierzęcia, które nie
może nabrać powietrza do płuc. Odgłosy te dochodziły z ziemi.
To był Kiwi. Pokaleczony i zakrwawiony.
Grigory Nictapolus dobiegł do swojej półciężarówki, wskoczył do środka i zatrzasnął
drzwi.
Rozpoznał chłopca: to był Hiroki Ishiyama. I niewiele brakowało, a mały zobaczyłby
jego twarz.
Dzięki wyszkoleniu i posuniętej do granic absurdu ostrożności Grigory poradził
sobie, ale stało się to doprawdy w ostatniej chwili. Nie pilnował się wystarczająco,
chociaż wiedział, że te dzieciaki są bardzo sprytne. Musi bardziej uważać.
Mag płacił mu za przewidywanie rzeczy nieprzewidywalnych.
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
chwili mógł się poślizgnąć. Zbliżył się do garażu, niskiego budynku przylegającego
do willi. Wreszcie usłyszał popiskiwanie i szybkie dyszenie zwierzęcia, które nie
może nabrać powietrza do płuc. Odgłosy te dochodziły z ziemi.
To był Kiwi. Pokaleczony i zakrwawiony.
Grigory Nictapolus dobiegł do swojej półciężarówki, wskoczył do środka i zatrzasnął
drzwi.
Rozpoznał chłopca: to był Hiroki Ishiyama. I niewiele brakowało, a mały zobaczyłby
jego twarz.
Dzięki wyszkoleniu i posuniętej do granic absurdu ostrożności Grigory poradził
sobie, ale stało się to doprawdy w ostatniej chwili. Nie pilnował się wystarczająco,
chociaż wiedział, że te dzieciaki są bardzo sprytne. Musi bardziej uważać.
Mag płacił mu za przewidywanie rzeczy nieprzewidywalnych.
4
SZPIEG W CIENIU
W telewizji nic ciekawego. Odd rzucił pilota na łóżko i ziewnął.
-
Jeśli dalej tak pójdzie, to przecież zasnę. A jest dopiero północ!
Ulrich, który siedział w drugiej części pokoju, podniósł głowę znad podręcznika do
literatury.
-
No wiesz, mógłbyś też się trochę pouczyć...
-
Co? - przyjaciel spojrzał na niego z niesmakiem. - Tak dobrze rozwinięty mózg
jak mój nie potrzebuje nau...
W tym momencie komórka Ulricha zadzwoniła i przerwała wypowiedź Odda.
-
Halo? Uhm. Uhm. Okej. Idę.
Skończył rozmowę i zaczął wkładać buty. Odd zerwał się na równe nogi.
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Gdzie idziesz? Chyba mnie tu nie zostawisz?
-
Do Yumi. Czegoś się wystraszyła, prosi, żebym do niej wpadł.
-
Wystraszyła się? Ona? Czego?
Ulrich rzucił mu przelotne spojrzenie.
-
Nie powiedziała mi.
Odd też zaczął wkładać buty.
-
Nie chcę, żeby coś się stało Kiwiemu.
-
Pamiętaj, że masz karę i musisz uważać, rozwinięty mózgu - zastopował go
Ulrich.
Odd przemyślał to.
-
Racja. Ale tylko jeśli ktoś mnie zobaczy. Dziś po południu też wyszedłem i nic
mi się nie stało.
-
Nie możesz wytknąć nosa spoza pokoju, Odd! Chyba już narobiłeś dość
bigosu.
-
Jak chcesz, tato.
Ulrich uśmiechnął się z wyrazem rezygnacji i dwaj przyjaciele ruszyli razem do
drzwi.
Kiwi otulony kocem leżał na kolanach Hirokiego. Oddychał z trudem, a jego serce
biło bardzo szybko. Odd natychmiast podbiegł do swojego pieska.
Hiroki spojrzał na niego oczami pełnymi łez.
-
Przepraszam, Odd... Naprawdę się starałem...
♦ 68 ♦
♦ SZPIEG W CIENIU ♦
Odd delikatnie uchylił róg koca. Kiwi był cały pogryziony. Jedno ucho miał całkiem
oderwane. Dwa ugryzienia były bardzo głębokie. Pies trząsł się jak galareta. Chłopiec
pogłaskał go ostrożnie, tak aby nie dotknąć żadnego ze skaleczeń.
-
Co się stało?
Yumi, która otworzyła mu drzwi, a teraz przestępowała nerwowo z nogi na nogę,
wszystko mu wyjaśniła.
Ulrich spojrzał na nią wzrokiem, który przypominał dwa zimne promienie laserowe.
-
Gratulacje, Yumi. Nie dość, że nie chciałaś się zająć Kiwim, to jeszcze
pozwoliłaś mu uciec. A do tego jeszcze kazałaś Hirokiemu, żeby sam go szukał.
Wysłałaś swojego młodszego brata nocą samego na miasto!
-
Ja... - próbowała odpowiedzieć.
Ulrich nie dał jej dojść do słowa. Był wściekły jak nigdy.
-
Gdybyście byli razem, to może udałoby się wam znaleźć Kiwiego pięć minut
wcześpiej, zanim ten pies go zaatakował, i może nie byłby teraz ranny, i może...
Yumi nie należała do osób, które mogą spokojnie wysłuchać tylu oskarżeń, chociaż w
głębi duszy przyznawała Ulrichowi rację. Dlatego właśnie była tak zirytowana.
-
No dalej, oskarżaj mnie! - zawołała ze złością. - To umiesz robić najlepiej,
prawda? Perfekcjonista się znalazł...
-ZAMKNIJCIE SIĘ!
♦ 69 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Odd, purpurowy na twarzy, krzyknął tak głośno, że Hiroki podskoczył, a Kiwi
niemalże ozdrowiał.
-JEŚLI KTOŚ TU SKRZYWDZIŁ KIWIEGO, TO JA! TYLKO ŻE NIE
ROZUMIEM, CO SIĘ TU STAŁO!
Potem zrobił głęboki wdech, żeby się uspokoić, i ciągnął już spokojniejszym tonem:
-
Hiroki, gdzie go znalazłeś?
-Wtej willi... W Pustelni.
Nagle chłopiec przypomniał sobie mężczyznę, którego zobaczył od tyłu. Z boku koło
Pustelni nie było żadnej ulicy... czyli ten mężczyzna wyszedł z willi!
Hiroki, coraz bardziej zmieszany, jąkając się, opowiedział przebieg całego zajścia.
-
Nieznany mężczyzna... - skomentowała Yumi. - Może szukał Aelity?
-
Może miał coś wspólnego z Hopperem! - krzyknął Ulrich. -Trzeba iść to
sprawdzić.
Dziewczynka kiwnęła głową.
-
Ja zadzwonię do Aelity, a ty do Jeremy'ego. Spotykamy się wszyscy w
Pustelni. Musimy zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
Dziesięć minut wcześniej Jeremy spał sobie spokojnie w swoim pokoju w Kadic, w
ciepłym łóżku pod plakatem
♦ 70 ♦
♦ SZPIEG W CIENIU ♦
z Einsteinem. Dziesięć minut później, trzymając w ręku latarkę elektryczną, nachylał
się nad pokrytym śniegiem trawnikiem koło Pustelni. Miał na sobie piżamę, a na niej
grubą kurtkę.
Obok niego świeciły latarki jego przyjaciół. Hiroki został w domu, żeby zająć się
biednym Kiwim.
-Tu! - wykrzyknął nagle Jeremy. - Chodźcie bliżej i zobaczcie.
Na zmarzniętym śniegu nie było żadnych śladów, ale w jednym miejscu, koło garażu,
głęboka pokrywa śnieżna została zerwana. Na odsłoniętym błocie widać było
plątaninę psich śladów.
-
O kurczę, ale wielki! - zauważył Odd, przykładając dłoń do najbardziej
wyraźnego śladu. - Patrzcie, wydrapał wszystko pazurami! Co to musi być za bydlę,
całe szczęście, że Kiwi przeżył!
Jeremy zbadał dokładnie teren.
-
Ślady są pomieszane, ale według mnie były to co najmniej dwa psy tej samej
rasy. Jeden z nich był trochę lżejszy: widzicie ten mniej głęboki ślad?
-
Bezpańskie psy - zawyrokował Ulrich.
Jeremy potrząsnął głową.
-
A zauważyłeś to tutaj, naprzeciwko ściany garażu? - wskazał półksiężyc koło
odrapanego i pokrytego pleśnią muru. -
♦ 71 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
To są ślady butów. I mogę się założyć, że ten, kto je zostawił, był tu razem z psami.
Dokładnie tak, jak mówił Hiroki.
-
Psy... - wyszeptała Aelita. - Takie same jak te, które słyszałam zeszłej nocy,
takie same jak w moim śnie! Jeremy, boję się.
Jeremy chciał objąć ją mocno ramionami, ale się powstrzymał.
-
Nie bój się, Aelito. Zobaczysz, że jak będziemy razem, to nic nam się nie stanie
i wszystkiego się dowiemy. My będziemy cię bronić.
Odd przemykał się cichaczem oświetlonymi korytarzami internatu. Ulrich wrócił do
Kadic jakiś czas temu, bo nie chciał rozmawiać z Yumi. Odd zaś odprowadził
dziewczynkę do domu, żeby zobaczyć, jak się ma Kiwi.
Hiroki zdezynfekował i zabandażował skaleczenia, jak umiał najlepiej. Po
oczyszczeniu nie wyglądały już tak strasznie. Za parę dni piesek znów będzie wesoły
jak zawsze.
-
Odd Della Robbia!
Chłopiec podskoczył, a po plecach spłynął mu dreszcz. Odwrócił się.
-
Ji-Jim? Witaj, przyjacielu.
Jim Morales skrzyżował ręce na klatce piersiowej i nie wyglądał na zadowolonego.
♦ 72 ♦
♦ SZPIEG W CIENIU ♦
-
„Przyjaciel", i co jeszcze! Masz, zdaje się, szlaban.
Mózg Odda pracował na pełnych obrotach.
-
Wyszedłem sam, hm, na chwilkę. Żeby pójść do łazienki.
-
Aha, akurat! Łazienki są po drugiej stronie. Wyszedłeś ze szkoły, młody
człowieku. Nocą! Mimo kary! Donos okazał się prawdziwy, a więc...
Odd natychmiast nastawił uszu.
-
Donos? Jaki donos? Ktoś mnie śledził?
Jim poprawił kołnierzyk koszulki polo i kaszlnął.
-
Powiedziałem „donos"? Miałem na myśli przypuszczenie. Moja intuicja...
-
Jimbo - przerwał mu Odd. Nazwanie Moralesa tym zdrobnieniem zawsze
dawało pewien skutek, zwłaszcza jeśli wuefista był w kłopotach. - Kto ci powiedział,
że nie ma mnie w pokoju?
-
Nikt, bo ja...
Nagle Odd domyślił się prawdy: to była Sissi Delmas, która wśród zamarzniętych
krzaków w parku powiedziała: „Zapłacisz mi za to".
-
To Sissi, prawda?
-
Och, skoro tak mówisz - odpowiedział wymijająco nauczyciel. - W każdym
razie ona nie ma tu nic do rzeczy! - odzyskał nagle panowanie nad sobą. - To ty
złamałeś reguły. Najpierw przyniosłeś do Kadic zwierzę, a potem nocą
♦ 73 ♦
♦ SZPIEG W CIENIU ♦
-
„Przyjaciel", i co jeszcze! Masz, zdaje się, szlaban.
Mózg Odda pracował na pełnych obrotach.
-Wyszedłem sam, hm, na chwilkę. Żeby pójść do łazienki.
-Aha, akurat! Łazienki są po drugiej stronie. Wyszedłeś
ze szkoły, młody człowieku. Nocą! Mimo kary! Donos okazał się prawdziwy, a
więc...
Odd natychmiast nastawił uszu.
-
Donos? Jaki donos? Ktoś mnie śledził?
Jim poprawił kołnierzyk koszulki polo i kaszlnął.
-
Powiedziałem „donos"? Miałem na myśli przypuszczenie. Moja intuicja...
-
Jimbo - przerwał mu Odd. Nazwanie Moralesa tym zdrobnieniem zawsze
dawało pewien skutek, zwłaszcza jeśli wuefista był w kłopotach. - Kto ci powiedział,
że nie ma mnie w pokoju?
-
Nikt, bo ja...
Nagle Odd domyślił się prawdy: to była Sissi Delmas, która wśród zamarzniętych
krzaków w parku powiedziała: „Zapłacisz mi za to".
-
To Sissi, prawda?
-
Och, skoro tak mówisz - odpowiedział wymijająco nauczyciel. - W każdym
razie ona nie ma tu nic do rzeczy! - odzyskał nagle panowanie nad sobą. - To ty
złamałeś reguły. Najpierw przyniosłeś do Kadic zwierzę, a potem nocą
♦ 73 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
uciekłeś z internatu. Na mocy upoważnienia przekazanego mi przez... ehm, dyrektora
ogłaszam, że...
-
Ta dziewucha zapłaci mi za to - syknął Odd.
-
Siedź cicho i słuchaj! Ogłaszam, że masz karę! Przez cały TYDZIEŃ! A teraz
zmykaj do. pokoju albo z tygodnia zrobią się dwa!
Odd nie miał wyjścia, musiał posłuchać.
Podczas gdy przygnębiony Odd wracał do pokoju, w Stanach Zjednoczonych, w
mieście Waszyngton, była mniej więcej dziewiąta wieczór.
Z gabinetu nie było widać żadnego z wielkich zabytków tego miasta, takich jak
Kapitol albo posąg prezydenta Lincolna. Był to zwyczajny gabinet w jednym z wielu
anonimowych, szarych wieżowców na peryferiach miasta. Mimo to osoba, która
siedziała za biurkiem w pokoju, nie była kimś zwykłym.
Kiedy zadzwonił telefon, kobieta odezwała się sucho:
-Tak.
Z drugiej strony usłyszała Maggie, swoją sekretarkę.
-
Przepraszam, że przeszkadzam, ale jest telefon do pani. Z Francji.
Kobieta, która nosiła pseudonim Dydona, usadowiła się wygodniej na obracanym
krześle i zerknęła kątem oka na sze-
♦ 74 ♦
♦ SZPIEG W CIENIU ♦
reg zegarów zawieszonych nad drzwiami. Każdy pokazywał godzinę, która była w
tym czasie w jednej ze stolic. W tym momencie we Francji była trzecia w nocy. Jeśli
ktoś dzwoni o tej porze, to sprawa musi być pilna.
-
Przełącz, Maggie - powiedziała Dydona, wciskając przycisk na telefonie, który
sprawiał, że rozmowa nie mogła być rejestrowana.
Odezwał się głęboki męski głos. Czuć było w nim zakłopotanie.
-
Dobry wieczór pani...
-
Agent Samotny Wilk. Kopę lat.
-
Dopiero co rozmawiałem z ludźmi z działu informatycznego, proszę pani. Coś
się zdarzyło.
„Dział informatyczny" to była grupka niewolników komputera, którzy całymi dniami
i nocami sprawdzali wszystko, co wyszukiwano w Internecie we wszystkich krajach,
aby w ten sposób wykryć podejrzane słowa albo zdania. Była to praca ogromna,
ciężką i nielegalna. I zwykle bezużyteczna.
-
Niech pan mówi dalej. Jesteśmy na bezpiecznej linii.
-
Dzisiaj po południu ktoś szukał w lokalnej sieci informacji o Franzu Hopperze,
a potem o Waldo Schaefferze, czyli tej samej osobie...
Dydona westchnęła. Franz Hopper. Znów.
♦ 75 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Chociaż sprawa Hoppera była sprzed dziesięciu lat, kobieta nie musiała zaglądać do
dossier, żeby odświeżyć sobie pamięć. W tamtym czasie była młodą, obiecującą
urzędniczką, która dopiero zaczynała karierę. Sprawa Hoppera była jej pierwszą i
jedyną porażką.
-
Dziękuję za informację - powiedziała.
Mężczyzna odchrząknął.
-
Przepraszam, ale to nie wszystko. Poszukiwanie zostało przeprowadzone w
wewnętrznej sieci... gimnazjum Kadic.
Dydona uderzyła pięścią w biurko. Franz Hopper i Kadic: niebezpieczne połączenie.
Bardzo niebezpieczne.
-
Doskonale. Niech ktoś rozpracuje komunikację w Kadic. Rozmowy
telefoniczne, surfowanie po sieci wewnętrznej, surfowanie po Internecie. Wszystko.
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy do dziś. I proszę stworzyć mi zespół, który w
razie potrzeby będzie gotowy do akcji.
-
Tak, proszę pani.
-
Może to być zbieg okoliczności. Może chodzić o urzędniczkę, która chciała
coś znaleźć w archiwum, albo coś w tym stylu. Ale lepiej nie ryzykować.
-Tak, proszę pani.
Dydona rozłączyła się, nie mówiąc nic więcej, i znieruchomiała przy telefonie.
Minęło tyle lat, a jednak wciąż jeszcze miała trochę nadziei, że ta sprawa wróci. To
była
♦ 76 ♦
♦ SZPIEG W CIENIU ♦
okazja, żeby zmienić tę jedyną porażkę w wielki sukces. Ale z drugiej strony...
Następnego ranka Jeremy spotkał się z resztą paczki koło automatu do kawy.
Brakowało tylko Odda. Przeszedł tamtędy dwie minuty później, eskortowany przez
Jima Moralesa. Zdążył tylko rzucić przyjaciołom zrezygnowane spój rżenie.
„Wiedziałem, że go złapią", pomyślał Ulrich.
-
Czas iść, za chwilę mamy lekcję.
Jeremy stał koło Aelity. Obydwoje mieli oczy podkrążone ze zmęczenia.
-
Myślę, że nie ma innego wyjścia i musimy obserwować Pustelnię - stwierdził.
-
Chcesz zorganizować coś w stylu patrolu? - spytała Yumi.
-
Prawdę powiedziawszy, miałem na myśli kamery o obwodzie zamkniętym -
sprecyzował Jeremy. - Kamery mogę zrobić. Wczoraj w nocy wróciłem do starej
fabryki i sprawdziłem, że są tam wszystkie potrzebne części. Zamontujemy je koło
willi i będę mógł ją obserwować na komputerze w moim pokoju. Dzięki temu
zobaczymy, jak wygląda ten nieuchwytny, tajemniczy facet, jeśli zdecyduje się
przypadkiem wrócić. I będziemy mogli...
♦ 77 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTD ♦
-
Doprowadzić go na policję - dokończyła uradowana Yumi. - No nie?
Jeremy się zamyślił.
-
Mniej więcej.
Aelita też się uśmiechnęła.
-
Ale czy twój komputer nie jest zamknięty w pudle? Mówiłeś, że do odrabiania
lekcji będziesz używać tylko laptopa.
-
No, ja też to pamiętam! - zachichotał Ulrich. - „Skończyłem z informatyką, bo
nie ma Lyoko! Tak będzie lepiej...". I ojej, jakim uroczystym tonem to mówiłeś!
Jeremy się zaczerwienił.
-
Co to ma do rzeczy? To jest wyjątkowa sprawa! Dziś w nocy złożyłem
komputer. Jeśli ktoś bez naszej wiedzy grzebie w tajemnicach Pustelni, musimy
wykorzystać wszelką dostępną technologię, żeby go stamtąd wykurzyć i zrozumieć,
co jest grane.
Nie tylko Jeremy czekał w napięciu na początek lekcji u pani Hertz. Susan Hertz była
najbardziej lubianą nauczycielką, ponieważ nie ograniczała się do realizacji
programu szkolnego, ale rozszerzała go o różne zagadnienia naukowe: od DNA do
komputerów i statków kosmicznych. Posługiwała się przykładami i
doświadczeniami, które pobudzały wyobraźnię wszystkich uczniów. Każda lekcja
stanowiła nowe odkrycie.
♦ 78 ♦
♦ SZPIEG W CIENIU ♦
Tego dnia jednak wszystko wyglądało inaczej.
Nauczycielka nie powitała dzieci, usiadła za katedrą ze zmarszczonymi brwiami i
wyciągnęła z teczki podręcznik.
-
Dobrze. Otwórzcie książkę na stronie czterdziestej ósmej. Nicolas, możesz
zacząć czytać?
Nicolas spojrzał zmieszany na swojego przyjaciela Hervé-go, drugiego adoratora
Sissi, który siedział z nim w ławce. Hervé znał się na naukach przyrodniczych. I
zwykle w czasie lekcji pani Hertz wywoływała albo jego, albo Jeremy'ego, dwóch
najbardziej zdolnych uczniów, a Nicolasowi pozwalała spać spokojnie.
Pani Hertz odchrząknęła i spojrzała na Nicolasa z rozdrażnieniem.
-
Nicolas, masz jakiś problem?
Chłopiec się otrząsnął.
-
Nie, nie, wszystko dobrze - powiedział, po czym wstał, otworzył książkę i
zaczął czytać. - Na początku lat trzydziestych naukowcy uważali, że wiedzą dobrze,
czym jest materia. Wydawało się, że po odkryciu neutronów nie ma już więcej
tajemnic związanych z budową atomu...
-
Co się, u diabła, dzieje? - szepnął Jeremy do Aelity.
-
Bo co? - odparła, unosząc brwi.
-
Popatrz na psorkę. Wygląda jakoś dziwnie, jak tak siedzi. Od kiedy to pani
Hertz wystarcza, że jakiś uczeń czyta
♦ 79 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
podręcznik? Pani Hertz nigdy nie czyta z podręcznika, zawsze sama wykłada,
zawsze...
-
.. .zwiększył do czterech liczbę znanych cząstek elementarnych...
Nie tylko Jeremy czuł się wykołowany. Cała klasa była zdezorientowana.
Nicolas, bojąc się, że będzie musiał czytać przez całą lekcję, kopnął Hervégo pod
ławką. Ten odkaszlnął i wstał.
-Yyy, pani profesor?
-Tak, Hervé?
-
Przepraszam, że się spytam, ale... czy pani dobrze się czuje?
Nauczycielka z kamienną twarzą podniosła głowę znad książki.
-
Widzisz? - powiedział szeptem Jeremy do Aelity. - Jest dziwna.
-Czuję się bardzo dobrze, dziękuję, Hervé. A ty, Jeremy, bądź łaskaw nie rozmawiać z
koleżanką. Jeszcze słowo, a wyjdziesz z klasy.
Jeremy ukarany? Jeremy wyrzucony za drzwi? Coś podobnego jeszcze nie zdarzyło
się w historii Kadic.
-
Nicolas, czytaj dalej - zachęciła pani Hertz. - Dziękuję.
Nicolas wziął wdech i czytał dalej. Po pewnym czasie
z jednej z ławek podniosła się ręka.
♦ 80 ♦
♦ SZPIEG W CIENIU ♦
-
Tak, kochanie? - spytała pani Hertz bardzo słodkim tonem.
Eva Skinner wstała. Odd i większość chłopców utkwiła w niej wzrok.
-
Przepraszam, pani profesor - zaczęła dziewczynka. - Nie zrozumiałam dobrze,
czym są cząstki elementarne.
-
Oczywiście, kochanie - uśmiechnęła się pani Hertz. -Zaraz ci to wyjaśnię.
Jeremy był jeszcze poruszony groźbą, że zostanie wyrzucony z klasy, ale Aelita
szturchnęła go łokciem i powiedziała:
-
Słyszałeś? To ona jest dziwna, a nie pani Hertz. Wczoraj nie umiała wydusić
słowa, a dzisiaj nawet nie brzmi jak cudzoziemka. Mówi doskonale po francusku.
Jeremy kiwnął głową i zaczął z zaciekawieniem przyglądać się Evie.
Gdy lekcja się skończyła, pani Hertz zamknęła się w swoim gabinecie i oparła się
plecami o drzwi. Potem zdjęła okulary i przeciągnęła ręką po czole.
Nauczanie zawsze było trudne, wymagało zaangażowania i koncentracji. Teraz, kiedy
jej myśli krążyły wokół czegoś innego, stało się jeszcze bardziej skomplikowanym
zadaniem. Wszystko przez Jeremy'ego. W głębi duszy była zadowolona,
♦ 81 ♦
♦ SZPIEG W CIENIU ♦
-
Tak, kochanie? - spytała pani Hertz bardzo słodkim tonem.
Eva Skinner wstała. Odd i większość chłopców utkwiła w niej wzrok.
-
Przepraszam, pani profesor-zaczęła dziewczynka. - Nie zrozumiałam dobrze,
czym są cząstki elementarne.
-
Oczywiście, kochanie - uśmiechnęła się pani Hertz. -Zaraz ci to wyjaśnię.
Jeremy był jeszcze poruszony groźbą, że zostanie wyrzucony z klasy, ale Aelita
szturchnęła go łokciem i powiedziała:
-
Słyszałeś? To ona jest dziwna, a nie pani Hertz. Wczoraj nie umiała wydusić
słowa, a dzisiaj nawet nie brzmi jak cudzoziemka. Mówi doskonale po francusku.
Jeremy kiwnął głową i zaczął z zaciekawieniem przyglądać się Evie.
Gdy lekcja się skończyła, pani Hertz zamknęła się w swoim gabinecie i oparta się
plecami o drzwi. Potem zdjęła okulary i przeciągnęła ręką po czole.
Nauczanie zawsze było trudne, wymagało zaangażowania i koncentracji. Teraz, kiedy
jej myśli krążyły wokół czegoś innego, stało się jeszcze bardziej skomplikowanym
zadaniem. Wszystko przez Jeremy'ego. W głębi duszy była zadowolona,
♦ 81 ♦
♦ SZPIEG W CIENIU ♦
-
Tak, kochanie? - spytała pani Hertz bardzo słodkim tonem.
Eva Skinner wstała. Odd i większość chłopców utkwiła w niej wzrok.
-
Przepraszam, pani profesor-zaczęła dziewczynka. - Nie zrozumiałam dobrze,
czym są cząstki elementarne.
-
Oczywiście, kochanie - uśmiechnęła się pani Hertz. -Zaraz ci to wyjaśnię.
Jeremy był jeszcze poruszony groźbą, że zostanie wyrzucony z klasy, ale Aelita
szturchnęła go łokciem i powiedziała:
-
Słyszałeś? To ona jest dziwna, a nie pani Hertz. Wczoraj nie umiała wydusić
słowa, a dzisiaj nawet nie brzmi jak cudzoziemka. Mówi doskonale po francusku.
Jeremy kiwnął głową i zaczął z zaciekawieniem przyglądać się Evie.
Gdy lekcja się skończyła, pani Hertz zamknęła się w swoim gabinecie i oparła się
plecami o drzwi. Potem zdjęła okulary i przeciągnęła ręką po czole.
Nauczanie zawsze było trudne, wymagało zaangażowania i koncentracji. Teraz, kiedy
jej myśli krążyły wokół czegoś innego, stało się jeszcze bardziej skomplikowanym
zadaniem. Wszystko przez Jeremy'ego. W głębi duszy była zadowolona,
♦ ♦
♦ BEZIMIENNE MIAST ♦
że skrzyczała chłopca. To była jego wina, jego i tych rozmów o superkomputerze i
Franzu Hopperze. Na szczęście wpadła na pomysł, żeby wręczyć dyrektorowi dossier
Waldo Schaeffera. Znała dobrze Jeremy'ego i wiedziała, że nic go nie powstrzyma,
żeby dostać w ręce te papiery. A wtedy ona, Susan Hertz, może naprawdę wpaść w
kłopoty. Dyrektor Delmas znał ogólnie tę sprawę i będzie przechowywał teczkę w
bezpiecznym miejscu.
Pomimo to kobieta nie mogła się uspokoić: być może wszystko pokręciła. A ta
historia ciągnęła się już żbyt długo.
Puk, puk. Pani Hertz aż podskoczyła.
-
Kto to?
-
Ja - odpowiedział jej dziewczęcy głos, głos nowej uczennicy Evy Skinner.
-
Wejdź, kochanie. Chcesz ze mną porozmawiać? Zapraszam.
Drzwi się otworzyły i nauczycielka zmusiła się do uśmiechu. Sprawa Hoppera będzie
musiała jeszcze poczekać.
i
Pani Marguerite Della Robbia śpieszyła się do domu, trzymając w ramionach wysoki
stos paczek i toreb z zakupami, który mógł się w każdym momencie przewrócić.
Dzień był ciepły i słoneczny, w sam raz na spacer. Szkoda, że zostało jej tylko pół
godziny, a potem musi biec do pracy.
♦ 82 ♦
♦ SZPIEG W CIENIU ♦
Pani Della Robbia oparła się o stół i z lekkim niepokojem rozejrzała się dookoła. Coś
się nie zgadzało. Coś tu wyglądało inaczej niż godzinę wcześniej, kiedy wybiegła
pośpiesznie do supermarketu. Wystarczyła jej jedna chwila, żeby zrozumieć, co to
było - poduszki na kanapie leżały inaczej. Poprzedniego wieczoru ułożyła je tak, jak
zawsze leżały. Kiedy wychodziła z pokoju, obejrzała się ostatni raz, żeby sprawdzić,
czy zgasiła wszystkie światła i zamknęła okna. Poduszki były wtedy na swoim
miejscu. Miały poszewki w wesołych kolorach. Dobrze kontrastowały z obiciem z
ciemnej skóry, które tak podobało się jej mężowi.
Jej mąż. Może Robert wrócił już z pracy? Nie, skądże, przecież dałby jej znać. A
poza tym tego dnia ma zebranie i wróci do domu późno.
Mimo to Marguerite zapytała głośno:
-
Robert, to ty? Kochanie?
Nikt nie odpowiedział.
-
Idiotka ze mnie - wymamrotała półgłosem, wracając do zakupów.
Włożyła właśnie szpinak do zamrażarki, kiedy zadzwonił telefon. Druga dziwna
rzecz: nikt nie dzwonił do domu w porze obiadowej. Pobiegła piętro wyżej, żeby
odebrać. Może to Odd? Ale to byłoby dziwne. Jej syn nigdy nie dzwonił. Chyba że
wpakował się w kłopoty. Gdy dobiegła zdyszana
♦ 83 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
do łóżka, stojący obok na komodzie telefon jeszcze dzwonił. Podniosła wreszcie
słuchawkę i zawołała:
-
Halo? - i jeszcze raz - halo?!
Ktoś jeszcze był na linii, Marguerite słyszała w słuchawce szelest.
-
Co to za żarty? Cha, cha, bardzo śmieszne.
Ale w duszy nie czuła się wcale spokojna. Nie należała do kobiet, które
przejmowałyby się byle czym. Musiała taka być, skoro miała tak roztrzepanego męża
jak Robert i tak nieokiełznanego syna jak Odd. Ale zaniepokoił ją ten szelest i ten
tłumiony oddech w słuchawce.
Po chwili przypomniała sobie o poduszkach na kanapie. To nie były żarty. Ktoś
wszedł do jej domu!
Gwałtownie rzuciła słuchawkę na podłogę i pobiegła do drugiego pokoju. I zobaczyła
cień.
Cień się poderwał, wyskoczył przez otwarte okno salonu i zniknął w ogrodzie.
Krzyk pani Della Robbia odbił się echem po całym domu. Zakupy leżały rozrzucone
na podłodze w kuchni. Żółtka z rozbitych jajek rozlały się na kafelkach.
♦ 84 ♦
5
ŚRUBOKRĘTY, KAMERY
I NOWY SEKRET
-Aelita, podasz mi ten śrubokręt?
Ulrich wspiął się pod daszek garażu w Pustelni i teraz stał niepewnie na chwiejnej,
starej drabinie. Wziął narzędzie z rąk dziewczynki i przykręcił ostatnie dwie śruby,
które podtrzymywały kamerę. Była szara i miała wielkość piłeczki tenisowej z
czarnym otworem, który przypominał oko.
-
Ciekawe, czy to coś naprawdę działa!
-
Oczywiście, że działa! - odpowiedział Jeremy ze środka garażu i z rozmachem
otworzył uchylne drzwi.
Drzwi uderzyły w drabinę, Aelita ją puściła, a Ulrich runął do tyłu, prosto na
dziewczynkę.
-
Oj! Nic ci się nie stało?
-Jeśli wstaniesz, to nie.
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Sorki, nie zrobiłem tego specjalnie - usprawiedliwił się Jeremy.
Ubrany był w swój strój roboczy: ogromne ogrodniczki, w których wyglądał jak
klown. Ulrich zaczął chichotać, jednocześnie pomagając Aelicie wstać.
-
Z czego się śmiejesz?
-
Z tych jego ogrodniczek. Są bardzo... twarzowe.
Aelita zakryła usta rękami, tłumiąc śmiech, żeby Jeremy
nie zauważył, że się z niego nabijają. Chłopiec zdjął okulary, przetarł je rąbkiem
koszulki i założył z powrotem.
-
W każdym razie - mruknął - te kamery są naprawdę wypasione. Działają w
podczerwieni i przekazują sygnał bezpośrednio na mój komputer przy użyciu
szyfrowania SSL.
-
Okej, Einstein - przerwał mu Ulrich. - Najważniejsze, żeby robiły to, co do
nich należy.
-
Hej, wy tam! - zawołała Yumi. - Czy nie możecie przyjść mi pomóc zamiast
gadać?
Niewielki ganek przed drzwiami wejściowymi znajdował się kilka stopni nad
poziomem gruntu. Stał na nim stół i mała ławka-bujak z wytartymi poduszkami.
Yumi wspięła się na ten bujak i próbowała przykręcić drugą kamerę do futryny.
Ulrich podszedł do niej.
-
Poczekaj, zostaw, pomogę ci.
♦ 86 ♦
♦ ŚRUBDKRĘTY, KAMERY I NOWY SEKRET ♦
Wspiął się na bujak, stanął obok Yumi i sięgnął, aby przytrzymać małe urządzenie
Jeremy'ego. Przy tym niemalże obejmował dziewczynkę.
-
Prawie skończyłam - szepnęła Yumi.
-
Spoko, ja tu jestem.
„Okej, głupio mi się powiedziało - pomyślał - ale ostatnio zbyt często się z nią
kłóciłem".
Jeremy jednym susem przeskoczył trzy schodki na ganek.
-
Potrzebujecie śrubokręt?
Ulrich się odwrócił.
-
Jejku, nie podchodź tu, bo...
Ale ruch był zbyt gwałtowny i chłopiec znowu upadł - tym razem twarzą na
poduszkę bujaka. W ciągu paru minut drugi raz fiknął koziołka, a teraz w dodatku
właśnie w chwili, kiedy mógł być przez chwilę sam na sam z Yumi.
Ulrich usiadł i spojrzał na Jeremy'ego ponuro.
-
Przynosisz mi dziś pecha.
Aelita wyciągnęła się na łóżku, czytając książkę, którą pożyczyła jej Yumi. Na
dworze zrobiło się ciemno i wiatr z jękiem uderzał o ściany internatu Kadic.
Aelita zamknęła książkę i włączyła mały telewizor, który stał na biurku. W telewizji
leciał jakiś idiotyczny teleturniej. Ale może jej tata doceniłby ten program. On musiał
być
♦ 87 ♦
♦ BEZIMIENNE MIAST ♦
dobry w rozwiązywaniu zagadek i odpowiadaniu na pytania. A może też mama...
oczywiście jeśli jeszcze żyje.
Trzydziestoletni prezenter miał wypielęgnowaną brodę i śmiesznie uczesane,
wysmarowane żelem włosy. Na czubku głowy sterczał mu kosmyk w kształcie
banana. Ubrany był w zieloną marynarkę z brokatu. Wypinał klatkę piersiową, śmiał
się i zadawał pytania najładniejszej z zawodniczek.
-
No dobrze, drodzy widzowie! - wykrzyknął w pewnej chwili. - Jak wiecie, to
jest szczególny wieczór...
Kamera pokazała go na pierwszym planie. Widać było jego niebieskie oczy. Były one
tak jasne, że przypominały oczy psa husky. Miały kolor lodu.
-
...a więc z nami...
Aelita zapatrzyła się w te oczy. A potem, przez chwilę, miała wrażenie, że...
Dziewczynka otrząsnęła się. Nie, to niemożliwe. Oczy prezentera zaczęły wibrować,
źrenice zaczęły drżeć tak, jakby były zakłócenia. Pojawił się symbol - koncentryczne
pierścienie tworzące oko Xany.
-
Xana? - wymamrotała.
Telewizor wybuchł.
Aelita wrzasnęła ze strachu, spadła z łóżka i uderzyła łokciem o podłogę. Xana
wrócił! Odetchnęła głęboko dwa czy trzy razy, żeby się uspokoić. Potem wstała i
przeszła
♦ 88 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTG ♦
dobry w rozwiązywaniu zagadek i odpowiadaniu na pytania. A może też mama...
oczywiście jeśli jeszcze żyje.
Trzydziestoletni prezenter miał wypielęgnowaną brodę i śmiesznie uczesane,
wysmarowane żelem włosy. Na czubku głowy sterczał mu kosmyk w kształcie
banana. Ubrany był w zieloną marynarkę z brokatu. Wypinał klatkę piersiową, śmiał
się i zadawał pytania najładniejszej z zawodniczek.
-
No dobrze, drodzy widzowie! - wykrzyknął w pewnej chwili. - Jak wiecie, to
jest szczególny wieczór...
Kamera pokazała go na pierwszym planie. Widać było jego niebieskie oczy. Były one
tak jasne, że przypominały oczy psa husky. Miały kolor lodu.
-
...a więc z nami...
Aelita zapatrzyła się w te oczy. A potem, przez chwilę, miała wrażenie, że...
Dziewczynka otrząsnęła się. Nie, to niemożliwe. Oczy prezentera zaczęły wibrować,
źrenice zaczęły drżeć tak, jakby były zakłócenia. Pojawił się symbol - koncentryczne
pierścienie tworzące oko Xany.
-
Xana? - wymamrotała.
Telewizor wybuchł.
Aelita wrzasnęła ze strachu, spadła z łóżka i uderzyła łokciem o podłogę. Xana
wrócił! Odetchnęła głęboko dwa czy trzy razy, żeby się uspokoić. Potem wstała i
przeszła
♦ 88 ♦
♦ BEZIMIENNE MIAST ♦
dobry w rozwiązywaniu zagadek i odpowiadaniu na pytania. A może też mama...
oczywiście jeśli jeszcze żyje.
Trzydziestoletni prezenter miał wypielęgnowaną brodę i śmiesznie uczesane,
wysmarowane żelem włosy. Na czubku głowy sterczał mu kosmyk w kształcie
banana. Ubrany był w zieloną marynarkę z brokatu. Wypinał klatkę piersiową, śmiał
się i zadawał pytania najładniejszej z zawodniczek.
-
No dobrze, drodzy widzowie! - wykrzyknął w pewnej chwili. - Jak wiecie, to
jest szczególny wieczór...
Kamera pokazała go na pierwszym planie. Widać było jego niebieskie oczy. Były one
tak jasne, że przypominały oczy psa husky. Miały kolor lodu.
-
...a więc z nami...
Aelita zapatrzyła się w te oczy. A potem, przez chwilę, miała wrażenie, że...
Dziewczynka otrząsnęła się. Nie, to niemożliwe. Oczy prezentera zaczęły wibrować,
źrenice zaczęły drżeć tak, jakby były zakłócenia. Pojawił się symbol - koncentryczne
pierścienie tworzące oko Xany.
-
Xana? - wymamrotała.
Telewizor wybuchł.
Aelita wrzasnęła ze strachu, spadła z łóżka i uderzyła łokciem o podłogę. Xana
wrócił! Odetchnęła głęboko dwa czy trzy razy, żeby się uspokoić. Potem wstała i
przeszła
♦ ♦
♦ ŚRUBOKRĘTY, KAMERY I NOWY SEKRET ♦
nad rozbitym szkłem, które leżało na podłodze. Podniosła pilota, znad którego
unosiła się cienka smużka dymu. Oczywiście nie działał. Lampy w pokoju się
świeciły - prąd nie wysiadł.
Jeśli podobna rzecz wydarzyłaby się trochę wcześniej, Aelita z miejsca zadzwoniłaby
po przyjaciół. Byliby już na zewnątrz i biegliby pędem do opuszczonej fabryki, w
której znajdował się Podziemny Zamek. Było to tajne laboratorium, w którym stał
superkomputer. Weszliby do Lyoko, żeby zdez-aktywować jedną z wież.
Xana działał zawsze w podobny sposób: aktywował jedną z wież Lyoko i dzięki temu
mógł wywołać dowolną katastrofę w świecie realnym. Tylko Aelita była w stanie
przywrócić wszystko do normy. Musiała wejść do wieży i wykorzystać dar, który
otrzymała od ojca - kod Lyoko. Był to kod, który tylko ona mogła uaktywnić
wewnątrz wieży. Neutralizował on moc Xany.
Ale teraz wszystko się zmieniło. Xana już nie istniał, tata Aelity poświęcił życie,
żeby go pokonać. Eksplozja nie mogła zatem być spowodowana przez sztuczną
inteligencję. Nic się nie stało. Musi się uspokoić.
Aelita włożyła kapcie i po cichu wyszła z pokoju. Poszła w stronę automatu do kawy
na parterze. Musiała się napić czegoś ciepłego.
♦ 89 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Jeremy wyobrażał sobie czasami, że internat Kadic jest ogromnym, zwiniętym w
kłębek zwierzęciem, oswojonym potworem złożonym z szaf i łóżek, betonowych
ścian i jarzeniówek.
Czas w internacie miał ustalony rytm. Internat budził się wcześnie, zaczynały
wrzeszczeć dzieci, które biegły do łazienki, wszyscy się ubierali, a potem szli na
lekcje. Na czas lekcji internat zapadał w drzemkę, a ożywiał się ponownie po
południu. Na korytarzach było słychać wtedy krzyki i śmiechy.
Jeremy siedział w swoim pokoju. Słyszał, że potwór Kadic szykuje się do snu.
Dochodziły nieliczne głosy i kroki uczniów szybko przemykających korytarzem,
żeby nie wpaść na patrol w postaci Jima Moralesa.
Chłopiec siedział przed swoim starym komputerem, który zajmował dziewięćdziesiąt
procent miejsca na biurku. Na pozostałych dziesięciu procentach stał włączony
laptop. Na dwóch monitorach wyświetlał się obraz Pustelni, domu ojca Aelity. Przez
chwilę panował spokój.
-
Można? - zapytał ktoś z zewnątrz.
Ulrich, nie czekając na odpowiedź, wszedł szybko do środka i zamknął za sobą
drzwi.
-
Jim ma jakąś obsesję - parsknął zirytowany. - O mało co mnie nie capnął...
♦ 90 ♦
♦ ŚRUBOKRĘTY, KAMERY I NOWY SEKRET ♦
-
Co u Odda?
-
Siedzi w pokoju i ogląda na DVD jakiś zwariowany koncert. Jeszcze pięć
minut takiej muzyki i głowa by mi pękła. A ty co robisz? Co się dzieje w Pustelni?
Jeremy pokazał mu monitory.
-
Na razie spokój. Martwię się tylko, że trzeba będzie czuwać całą noc. Trudno
dłużej tak siedzieć.
Ulrich położył się na łóżku przyjaciela i wziął pismo, które otwarte leżało na
poduszce. Odłożył je natychmiast.
-
Fuj, protony. Jak możesz czytać coś takiego? W każdym razie mogę zostać dla
towarzystwa, jeśli chcesz. Odd będzie jeszcze długo słuchał tego łomotu.
-Co u Yumi?
Było to dziwne pytanie w ustach Jeremy'ego. Między nim, Ulrichem a Oddem
obowiązywało milczące porozumienie. Można było zerkać za dziewczynami i rzucać
komentarze na temat najładniejszych uczennic w Kadic, było to nawet mile widziane.
Ale nigdy nie rozmawiali poważnie o dziewczynach, które były dla nich naprawdę
ważne, tak jak Aelita dla Jeremy'ego, Yumi dla Ulricha i jakaś kolejna przelotna
fascynacja dla Odda.
Tym razem jednak Ulrich wyglądał na zupełnie załamanego, a jego przyjaciel nie
umiał się powstrzymać, żeby nie zapytać.
♦ 91 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
U Yumi wszystko dobrze, tak myślę - burknął Ulrich. -Ostatnio mało
rozmawiamy.
-
Zauważyłem - powiedział Jeremy. - Ale dlaczego?
Zazwyczaj Ulrich nie bywał rozmowny, ale tym razem
mieli czas. Jeremy szybko zauważył, że Ulrich ma głowę zaprzątniętą niewesołymi
myślami. Może potrzebował się komuś zwierzyć, wyrzucić coś z siebie, a może
usłyszeć mądrą radę.
Tak właśnie było. Co najdziwniejsze, Ulrich bardzo chciał mówić, a Jeremy słuchać.
Wkrótce Jeremy dowiedział się o sercowych problemach przyjaciela. O tym, co
Ulrich powiedział Yumi, kiedy odmówiła opieki nad Kiwim, o tym, co ona mu
odpowiedziała. O rzeczach, których nigdy nie potrafili sobie powiedzieć.
-
Paskudna historia - skomentował na koniec. - Ale wydaje mi się, że możesz
wszystko załatwić w prosty sposób.
Uśmiechnął się, widząc, że Ulrich wznosi oczy do nieba. Według niego pewne
sytuacje były patowe. A nawet jeśli było z nich wyjście, to było ono trudne. Jeremy
dobrze go znał.
-
No i cóż to za sposób? Słucham - mruknął Ulrich sceptycznie.
Jeremy wzruszył ramionami i spojrzał na podłogę.
-
Na przykład powiedzieć jej prawdę.
-
To znaczy? - przyjaciel rzucił mu kose spojrzenie.
♦ 92 ♦
♦ ŚRUBOKRĘTY, KAMERY I NOWY SEKRET ♦
Jeremy westchnął. Oto paradoks historii miłosnych. Jeśli to jest twoja historia i jesteś
zaangażowany, zwykle kompletnie nie kapujesz, o co biega. Z zewnątrz zaś wszystko
wydaje się jasne jak słońce.
-To znaczy-wyjaśnił-że masz dość udawania, że jesteście tylko przyjaciółmi, mimo że
obydwoje wiecie, że to coś więcej. Ile to już czasu minęło?
Ulrich zmrużył oczy.
-
Od czego?
-
Od kiedy Yumi powiedziała ci, że woli, żebyście zostali tylko przyjaciółmi.
Ulrich podrapał się w głowę, próbując sobie przypomnieć.
-
Chyba ze sto lat.
-
No właśnie. A w tym czasie nadal się w sobie buja... - Jeremy się zaczerwienił.
- Krótko mówiąc, ciągnęliście to dalej. Teraz ty już masz dość tego udawania, ale nie
masz odwagi porozmawiać.
Ulrich uśmiechnął się niewesoło.
-
Mądrala.
-
Zobaczysz, że to proste - odrzekł Jeremy, też się uśmiechając. - Wcale nie
trudniejsze od naprawy kwantowego superkomputera.
-
Więc muszę pójść z nią porozmawiać. Przynajmniej żeby przeprosić. Żeby
wyjaś... Jeremy!
♦ 93 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Co jest?
-
Popatrz na monitor! Co tam się dzieje?
Obydwaj przypadli do biurka. Na monitorze mężczyzna w długim płaszczu
przeskoczył przez furtkę Pustelni i szedł w stronę ganku.
-
Co to za jeden? - spytał niepewnie Ulrich.
-
Poczekaj, przełączę na drugą kamerę - powiedział Jeremy.
Obraz się zmienił. Z kamery, którą Yumi umieściła nad futryną, widać było intruza.
Mężczyzna był bardzo młody, miał ledwo widoczną bródkę, piegowaty nos i rude
włosy.
-
Nie wygląda groźnie, prawdę powiedziawszy - powiedział Ulrich, ale Jeremy
go nie słuchał.
Powiększył obraz i skierował na rudasa pozostałe trzy kamery, które były w tej
okolicy.
-Widzisz? Nie dzwoni do drzwi. Zachowuje się podejrzanie.
To była prawda. Rudy chłopak sprawdził, czy nikogo nie ma, a potem poszedł za
dom.
-
Za nim, Jeremy, za nim!
-
Staram się! Powinienem był pomyśleć o samobieżnych kamerach.
Na ekranie monitora widzieli, jak chłopak zatrzymuje się koło ściany garażu,
dokładnie w miejscu, gdzie znaleźli
♦ 94 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Co jest?
-
Popatrz na monitor! Co tam się dzieje?
Obydwaj przypadli do biurka. Na monitorze mężczyzna w długim płaszczu
przeskoczył przez furtkę Pustelni i szedł w stronę ganku.
-
Co to za jeden? - spytał niepewnie Ulrich.
-
Poczekaj, przełączę na drugą kamerę - powiedział Jeremy.
Obraz się zmienił. Z kamery, którą Yumi umieściła nad futryną, widać było intruza.
Mężczyzna był bardzo młody, miał ledwo widoczną bródkę, piegowaty nos i rude
włosy.
-
Nie wygląda groźnie, prawdę powiedziawszy - powiedział Ulrich, ale Jeremy
go nie słuchał.
Powiększył obraz i skierował na rudasa pozostałe trzy kamery, które były w tej
okolicy.
-Widzisz? Nie dzwoni do drzwi. Zachowuje się podejrzanie.
To była prawda. Rudy chłopak sprawdził, czy nikogo nie ma, a potem poszedł za
dom.
-
Za nim, Jeremy, za nim!
-
Staram się! Powinienem był pomyśleć o samobieżnych kamerach.
Na ekranie monitora widzieli, jak chłopak zatrzymuje się koło ściany garażu,
dokładnie w miejscu, gdzie znaleźli
♦ 94 ♦
♦ ŚRUBOKRĘTY, KAMERY I NOWY SEKRET ♦
ślady, opiera się o ścianę i przez chwilę stoi nieruchomo z zamkniętymi oczami.
-
Co on robi? - spytał Ulrich.
-
Nie wiem - odpowiedział Jeremy. - Ale się martwię.
-
Już sobie idzie. Patrz.
Chłopak poszedł w kierunku furtki. Wyjrzał na ulicę, żeby sprawdzić, czy nie ma
przechodniów, potem przeskoczył przez ogrodzenie i pobiegł chodnikiem,
wychodząc z zasięgu kamer Jeremy'ego.
Leżała od kilku godzin w łóżku, próbując zasnąć. Od czasu do czasu spoglądała na
spalony telewizor, który patrzył na nią groźnie z biurka. W końcu zapadła w
niespokojną drzemkę. Kiedy zadzwonił telefon, Aelita miała wrażenie, że wcale nie
spała.
-
Halo? Cześć, Jeremy. Coś się stało? - spytała po chwili.
-Tak, znaleźliśmy z Ulrichem intruza.
Aelita w panice podskoczyła na łóżku.
-
Co takiego?
-
Spokojnie - uspokajał ją Jeremy. - Już sobie poszedł. Był tylko chwilę i nie
wyglądał na groźnego. Jakiś całkiem młody gostek.
Aelita usłyszała, że Ulrich coś mamrocze do Jeremy'ego. Po chwili Jeremy dodał:
♦ 95 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-Tak, racja. Wyglądał na niezdarę. W każdym razie mieliśmy go cały czas na oku. I
dalej kontrolujemy wszystko.
Aelita nie mogła się uspokoić, słysząc, że ktoś w środku nocy kręci się po ogrodzie
Pustelni. Nawet jeśli tajemniczy facet był niezdarą, to jego psy niemalże rozszarpały
Kiwiego.
-
Zaraz u ciebie będę - postanowiła w końcu.
Jeremy myślał nad tym chwilę.
-
Daj spokój, idź spać. Ale chcę, żebyś coś dla mnie zrobiła. Wysłałem ci MMS-
a ze zdjęciem tego chłopaka. Przyjrzyj mu się uważnie i powiedz, czy go znasz.
-
Mhm - przytaknęła Aelita. - Zaraz oddzwonię.
Wiadomość przyszła w tym momencie. Dziewczynka
otworzyła ją i o mało nie zemdlała. To zdjęcie... ten nos, te oczy, te piegi. Wydawało
jej się, że zna tę twarz! Ale wtedy... Zrobiło jej się słabo i musiała się na chwilę
położyć. Potem wstała, otworzyła drzwi i pobiegła pędem do pokoju Jeremy'ego.
Był głodny jak wilk.
Kiedy miał do wykonania misję, Grigory Nictapolus jadł tylko tyle, żeby zachować
siły, ale nigdy do syta. Jedzenie osłabiało czujność. Dopiero gdy misja była
zakończona, szedł do restauracji, w której serwowano grube befsztyki
♦ 96 ♦
♦ ŚRUBOKRĘTY, KAMERY I NOWY SEKRET ♦
polane sosem barbecue, i opychał się mięsem. W ten sposób świętował.
Inspekcja w domu Della Robbiów, którą zrobił tego ranka, okazała się owocna, mimo
że właścicielka wróciła zbyt wcześnie. Nie ma się jednak czym przejmować. Zawsze
zdarza się coś nieprzewidzianego. Trzeba tylko umieć sobie z tym radzić.
Chłopak, który zakradł się do Pustelni, pojawił się jak na zawołanie. Dzieciaki będą
myśleć, że jest on tym samym mężczyzną, którego widział Hiroki. Nikt nie będzie
podejrzewał istnienia Grigory'ego.
Zerkając ciągle na kamery umieszczone w pokoju Aelity w Kadic, Grigory otworzył
archiwum wideo i cofnął film o kilka minut. No właśnie.
Obraz na komórce dziewczynki był zbyt rozmyty, żeby mógł rozpoznać twarz
intruza. Ale w ogrodzie Pustelni znajdowały się również kamery Grigory'ego, na
których obraz był o wiele wyraźniejszy.
Musi mieć na oku tego chłopaczka w okularkach, Jeremy'ego. W jedno popołudnie
zbudował instalację alarmową o obwodzie zamkniętym, która była o wiele lepsza od
wielu instalacji montowanych przez profesjonalne firmy. Sprzęt Grigory'ego był o
wiele bardziej nowoczesny. Grigory nawet przez chwilę nie pomyślał, że dzieci
mogłyby
♦ 97 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
odkryć jego mikropluskwy albo jego obecność w okolicy Pustelni.
Powiększył na monitorze obraz piegowatego chłopaka i otworzył swoje cyfrowe
dossier.
Wykorzystując jeden z programów, którymi posługiwała się policja, rozpoczął
poszukiwania na podstawie cech somatycznych twarzy chłopaka. Na zdjęciu pojawił
się ciąg czerwonych kropeczek, odpowiadających kościom jarzmowym, oczom,
podstawie nosa i ustom. Na drugiej połowie monitora zaczęły przesuwać się coraz
szybciej różne zdjęcia.
Po chwili komputer wyświetlił komunikat: NIE ZNALEZIONO PODOBIEŃSTWA.
Grigory mógłby podłączyć się do archiwum francuskiej policji albo FBI, ale to
zajęłoby dużo czasu. Dlatego rozpoczął nowe poszukiwanie w swoich wewnętrznych
archiwach. Za zmienną przyjął wiek. Jeśli w jego dossier jest zdjęcie młodzieńca jako
dziecka, to teraz się pojawi. Tak, komputer mógł to zrobić.
Po dziesięciu minutach pojawiło się to, czego szukał. Podanie o przyjęcie do Kadic z
1992 roku. Zdjęcie do legitymacji szkolnej, które było załączone do podania, nie
przypominało zbytnio młodzieńca kręcącego się po Pustelni. Komputer jednak
podawał, że podobieństwo wynosi 98 procent. Praktycznie miał pewność.
♦ 98
♦ ŚRUBOKRĘTY, KAMERY I NOWY SEKRET ♦
Imię i nazwisko: Richard Dupuis. Pieczątka w głębi dossier. Zapisany do klasy D.
Klasa D... to coś Grigory'emu mówiło. Potrzebował jedynie pięciu minut, żeby
stwierdzić, co mianowicie.
Zdjęcie klasowe. Dzieci ustawione w rzędach. Po lewej stoi młodziutki Jim Morales.
Po prawej profesor Franz Hopper.
W pierwszym rzędzie klęczy Aelita Hopper i uśmiecha się szeroko. Obok niej kuca
ten chłopiec, Richard, ze swoją charakterystyczną rudą czupryną.
Grigory obserwował Aelitę na dwóch monitorach podłączonych do kamer.
Dziewczynka wróciła do pokoju i zasnęła głęboko. Mężczyzna wykrzywił szyderczo
usta:
- Naprawdę go nie pamiętasz, mała? A powinnaś. Przez dwa lata chodziliście do tej
samej klasy. Dwa lata to całkiem dość czasu, żeby kogoś zapamiętać.
6
PUŁAPKA,
A MDŻE NAWET DWIE
W stołówce podano fasolę z mięsem po meksykańsku. Ulrich czuł ciężar w żołądku,
trochę z przejedzenia, trochę z niepokoju.
-
Mniam! - sapnął Odd, klepiąc się po brzuchu. - Tego właśnie potrzebowałem.
-
Mogłeś sobie darować trzecią dokładkę - zauważył Ulrich, rozglądając się
dookoła w poszukiwaniu Yumi.
-
Trzeba uczcić okazję, kiedy kucharka nie gotuje tego niesmacznego zdrowego
żarcia! A do tego mamy teraz dwie godziny plastyki. Po fasoli lepiej będzie mi się
spało.
-
Sorry, Odd, muszę spadać - uciął krótko Ulrich, zostawiając przyjaciela.
Zobaczył z okna, że przez park idzie Yumi w towarzystwie koleżanek.
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Może to nie był najlepszy moment na rozmowę, ale po tym, co mu tamtego wieczoru
powiedział Jeremy, nie mógł już czekać. Dogonił ją biegiem.
-Yumi! Masz może sekundkę?
Koleżanki zaczęły się śmiać. Według nich było to zabawne, że taka twardzielka jak
Yumi koleguje się z młodszym chłopakiem.
Yumi spiorunowała je wzrokiem.
-
Na razie! - pożegnała je, ale potem, gdy tylko została sama z Ulrichem, rzuciła
niecierpliwie:
-
O co chodzi? Za minutę muszę iść.
Zawstydzony chłopiec podrapał się w szyję. Miał wrażenie, że T-shirt zacisnął mu się
wokół gardła. Brakowało mu tchu. Odezwała się fasola w jego brzuchu.
-
Co, język ci ucięli? - ciągnęła zirytowana Yumi.
-
Mnie..., no, więc. Właśnie.
-
Gratulacje, piękna mowa. Długo nad nią pracowałeś? -rzekła Yumi z
politowaniem. Ale teraz się uśmiechała.
Ulrich spróbował raz jeszcze:
-
Ostatnio nie byłem dla ciebie zbyt miły, Yumi.
-
Powiedz to głośno.
-Tylko że... Właśnie. No. Ale chciałem przeprosić. Byłem niemiły - ciągnął.
-Tak.
♦ 102 ♦
♦ PUŁAPKA, A MOŻE NAWET DWIE ♦
-
Źle wychowany.
-
To też.
Nie ułatwiała mu zadania. A teraz była kolej na najtrudniejszą część mowy: „Yumi, ty
i ja nie jesteśmy tylko przyjaciółmi. Wiesz o tym. Chcesz... co chcesz? Chcesz.
Kropka. Yumi...".
-
Przykro mi, Yumi. Przepraszam. No, tak.
Wyciągnęła palce i musnęła mu policzek, który zaczerwienił się od tego delikatnego
dotyku.
-
Nic się nie stało. Ja też jestem trochę nerwowa. Udawajmy, że nic się nie stało,
okej?
Potem chciała odejść, ale Ulrich ją zatrzymał.
-
Czekaj, ja jeszcze nie skończyłem.
„Yumi, ty i ja nie jesteśmy tylko przyjaciółmi". Odwagi, to tylko jedno zdanie, czego
tu się bać?
W tym właśnie momencie podeszła do nich Sissi Delmas w towarzystwie swoich
nieodłącznych adoratorów, Hervśgo i Nicolasa. Śmiało objęła Ulricha za szyję i
przytuliła się do niego. Potem zlustrowała Yumi od stóp do głów.
-
Ojej, jaką masz ponurą minę! Nie powinnaś źle się obchodzić z naszym
Ulrichem. Wiesz, jest bardzo wrażliwy. Potrzebuje dziewczyny, która go zrozumie,
która się nim zaopiekuje...
-
Sissi! - wrzasnął Ulrich, naprawdę wściekły. - Rozmawiałem z Yumi!
♦ 103 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Fajnie, ale wiesz, ja już muszę iść na lekcję - spławiła go Yumi.
Ulrich próbował zaprotestować i coś dodać, ale Sissi wzięła go za rękę.
-
Hervé, Nicolas, idźcie przodem. Zaraz was dogonię. Ulrich, co ty na to,
żebyśmy się razem pouczyli dziś po południu? Musimy powtórzyć sobie biologię, a
ty jesteś z niej taki dobry!
-
Nigdy nie miałem nawet dostatecznego z biologii! - wybuchnął Ulrich. - Jeśli
potrzebujesz pomocy, idź do Jeremy'ego!
Yumi wzruszyła ramionami, pomachała ręką na pożegnanie i uśmiechnęła się lekko
do Ulricha. Chłopiec stał w miejscu, patrząc na jej długie czarne włosy.
Sissi uszczypnęła go w policzek.
-
Patrz, jesteśmy sami.
Może to była wina fasolki, ale chłopiec poczuł, że ma ściśnięty żołądek.
Pan Chardin założył ręce za plecy, przechadzał się między ławkami i głośno narzekał
na kino, ujęcia i tajemniczą rzecz zwaną découpage.
Aelita westchnęła. Dzisiaj po południu reszta paczki pójdzie do fabryki, żeby
przygotować pułapkę na intruza
♦ 104 ♦
♦ PUŁAPKA, A MOŻE NAWET DWIE ♦
z Pustelni. Ona zostanie, bo obiecała Tamii, że pomoże jej z audio do filmu. Tamiya i
Milly były redaktorkami szkolnej gazetki. Kręciły filmy wideo, które były
umieszczane na stronie internetowej gazetki. Dziewczynki męczyły Aelitę od dawna.
Nikt poza Sissi nie miał odwagi im odmówić.
Kiedy zadzwonił dzwonek, podeszła do Odda.
-
Co robisz, idziesz z resztą?
-
Idzie ze mną - burknął Jim Morales, pojawiając się w drzwiach klasy. - Za karę
dyrektor zlecił mu trochę prac społecznych. Pomoże mi porządkować salę
gimnastyczną.
Odd przewrócił oczami.
-
Cześć pracy, stary! - rzucił przechodzący obok Ulrich. - Do zobaczenia na
kolacji.
Jeremy i Ulrich pożegnali Aelitę, którą zaraz porwała Tamiya. Młoda dziennikarka z
tysiącem cienkich warkoczyków zebranych w kucyk z czegoś się śmiała. Aelita nie
miała pojęcia, dlaczego Tamii jest tak wesoło, ale też próbowała się śmiać... żeby nie
płakać.
-
Baw się dobrze! - krzyknął Ulrich, machając ręką.
-
Jesteś bez serca - parsknął Jeremy.
Chłopcy poszli przez park Kadic w stronę opuszczonej fabryki.
♦ 105 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Budowla znajdowała się niedaleko gimnazjum. Zajmowała całą wysepkę na rzece,
nad którą był przerzucony stary most. Po zamknięciu fabryki ulica, która prowadziła
do mostu, została przegrodzona. Obecnie można było się tam dostać na trzy sposoby.
Wszystkie drogi prowadziły pod ziemią: z Pustelni przez długi tunel zaprojektowany
i zbudowany przez Franza Hoppera, z kotłowni w szkole Kadic albo z włazu w
parku.
Chłopcy wybrali, jak zwykle, właz. Okropnie tam cuchnęło, ale kanał był
najbezpieczniejszym przejściem, bo nikt ich nie mógł zobaczyć. Razem rozgarnęli
śnieg, podnieśli ciężki żelazny krąg i weszli do kanału, zamykając za sobą klapę.
Zeszli po wąskiej pionowej drabinie, trzymając się uchwytów umocowanych w
betonie. Przed zejściem do cuchnących ścieków ostatni raz zrobili głęboki wdech.
Na pokrywie włazu i u dołu drabiny był dziwny symbol i tajemniczy napis: Green
Phoenix. Zielony Feniks. Jeremy nigdy nie zrozumiał jego znaczenia.
Gdy doszli do poziomego kanału, Jeremy złapał swoją hulajnogę, a Ulrich jedną z
deskorolek opartych o ścianę. Smród był tak silny, że prawie paraliżował. Z tego
powodu przynieśli tu te środki transportu - dzięki nim mogli szybciej opuścić to
wstrętne przejście. Jechali aż do drabinki prowadzącej do góry i wreszcie wyszli na
most.
♦ 106 ♦
♦ PUŁAPKA, A MOŻE NAWET DWIE ♦
-
Uff - sapnął Ulrich, kiedy znowu znaleźli się na świeżym powietrzu. -
Powinieneś wymyślić superdezodorant do kanałów. Jest coraz gorzej.
-
Perfumowane ścieki? To dopiero by było podejrzane, nie?
Most podtrzymywały dwie wysokie, zardzewiałe, żelazne kolumny, od których
odchodziły wielkie kable. Jeremy'emu przypominał on trochę zmniejszony i
zaniedbany most Brook-liński. Weszli do fabryki i zjechali na parter po starych linach
zawieszonych u sufitu. Betonowa hala była ogromna, z belkami i kwadratowymi
oknami o powybijanych szybach.
Chłopcy weszli do windy. Przypominała ona kontener. Zjeżdżała na dół, kiedy
wcisnął się guzik wielkiego, dyndającego przy ściance pilota.
-
Jest co wspominać, nie? - wymamrotał Ulrich.
Jeremy nie odpowiedział. Od czasu, gdy odkrył, że istnieje
przejście z Kadic do starej, opuszczonej fabryki, przebywali tę drogę wiele razy.
Zawsze się śpieszyli i zawsze myśleli o walce z potworami albo o ratowaniu
przyjaciół.
Wiele razy znajdowali się w niebezpieczeństwie, czasami nawet bardzo dużym. Ale
to była także ich wspaniała przygoda. Od czasu gdy wszystko się skończyło i
superkomputer został wyłączony, Jeremy miał wrażenie, jakby w ich życiu czegoś
brakowało.
♦ 107 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Na parterze znajdowało się ogromne laboratorium komputerowe oświetlone słabym
zielonkawym światłem. Na środku sali stało coś w rodzaju metalowego koła, które
wystawało trzydzieści centymetrów ponad poziom podłogi. Był to rzutnik
holograficzny, który pozwalał Jeremy'emu obserwować, co inne dzieci robiły w
Lyoko, i analizować ich położenie względem potworów. Przed rzutnikiem stał
obracany fotel z konsolami sterowania. Obok znajdowały się monitory i klawiatura
podtrzymywane przez mechaniczne ramię.
Chłopiec nie zwrócił uwagi na wyłączony i porzucony superkomputer. Otworzył
drzwi do schowka, w którym było wszystkiego po trochu. Zaczął wybierać metalowe
siatki i części do automatyki, schematy i kable.
Ulrich przykucnął obok i zaczął grzebać w tych rupieciach.
-
Nie jest ci przykro? - spytał.
-
Czemu? - Jeremy spojrzał na niego pytająco.
-
Że wyłączyłeś superkomputer.
Jeremy westchnął i poczuł, że pod grubymi szkłami okularów szczypią go oczy.
-
Staram się o tym nie myśleć. O tych wszystkich nocach, które spędziłem tu, na
dole, kiedy chciałem zmaterializować Aelitę w naszym świecie. I o wszystkich
momentach, kiedy próbowałem pomóc wam w Lyoko...
♦ 108 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Na parterze znajdowało się ogromne laboratorium komputerowe oświetlone słabym
zielonkawym światłem. Na środku sali stało coś w rodzaju metalowego koła, które
wystawało trzydzieści centymetrów ponad poziom podłogi. Był to rzutnik
holograficzny, który pozwalał Jeremy'emu obserwować, co inne dzieci robiły w
Lyoko, i analizować ich położenie względem potworów. Przed rzutnikiem stał
obracany fotel z konsolami sterowania. Obok znajdowały się monitory i klawiatura
podtrzymywane przez mechaniczne ramię.
Chłopiec nie zwrócił uwagi na wyłączony i porzucony superkomputer. Otworzył
drzwi do schowka, w którym było wszystkiego po trochu. Zaczął wybierać metalowe
siatki i części do automatyki, schematy i kable.
Ulrich przykucnął obok i zaczął grzebać w tych rupieciach.
-
Nie jest ci przykro? - spytał.
-
Czemu? - Jeremy spojrzał na niego pytająco.
-
Że wyłączyłeś superkomputer.
Jeremy westchnął i poczuł, że pod grubymi szkłami okularów szczypią go oczy.
-
Staram się o tym nie myśleć. O tych wszystkich nocach, które spędziłem tu, na
dole, kiedy chciałem zmaterializować Aelitę w naszym świecie. I o wszystkich
momentach, kiedy próbowałem pomóc wam w Lyoko...
♦ 108 ♦
♦ PUŁAPKA, A MOŻE NAWET DWIE ♦
-
Pewnie. Ty byłeś mózgiem, a my uzbrojonymi rękoma!
Ulrich wstał i udał, że zadaje cięcia kung-fu niewidzialnym mieczem. Jeremy
pamiętał wszystko, jakby to było wczoraj: Ulricha jako wojownika, jego
charakterystyczne cięcia, rywalizację z Oddem i Yumi o to, kto zabije najwięcej
potworów.
-
Miałem wrażenie, że po wyłączeniu superkomputera umarła jakaś cząstka mnie
- dokończył. - Ale nie mogliśmy zrobić inaczej. Było zbyt niebezpiecznie.
-
Od dawna już nie jest potrzebny...
Jeremy na chwilę przypomniał sobie popołudnie poprzedniego dnia, kiedy wybuchły
lampki w jego pokoju. Mimo to zmusił się, aby dopowiedzieć:
-
No właśnie. Od kiedy Xana... nie żyje.
Ale z jakiegoś powodu powiedział to drżącym głosem.
Odd był tego wieczoru sam w pokoju. Przez Jima bolały go plecy. Wuefista kazał mu
przenosić sztangi z jednego kąta schowka w drugi. Co trzydzieści sekund zmieniał
zdanie, w jaki sposób je ułożyć.
Odd czekał kolacji jak wybawienia. Strasznie chciał porozmawiać z przyjaciółmi.
Tymczasem tuż przed pójściem do stołówki dostał SMS od Uricha: Dziś w nocy
zastawiamy pułapkę. Zjemy w Pustelni. Pa.
♦ 109 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Krótko mówiąc, Odd był zmęczony i załamany. Gdyby tylko miał trochę więcej siły,
uciekłby do opuszczonej willi, do przyjaciół albo poszedłby do domu Yumi, żeby
przywitać się ze swoim Kiwim. Ale z trudem mógł podnieść nawet palec, żeby
zmienić kanał w telewizji.
„No i co ja będę robił przez cały wieczór", martwił się.
W tym momencie zauważył serię płyt DVD na łóżku Ulricha. Były częściowo
przykryte kocem. Czy było na nich coś ciekawego?
Wstał, nie zwracając uwagi na obolałe nogi, i wziął do ręki DVD. Jeremy podpisał je:
Monitorowanie Pustelni 1, 2, 3...
Były to filmy wideo nakręcone przez kamery zamontowane wokół willi poprzedniej
nocy. Nie był to film akcji, ale Odd przynajmniej będzie mógł zobaczyć twarz tego
nieuchwytnego tajemniczego chłopaka. Może Ulrich i Jeremy nie zauważyli czegoś,
a on to dostrzeże? Wyobraził sobie, że ma na sobie ciemny garnitur w stylu Jamesa
Bonda, czerwoną różę w butonierce i szczerzy zęby w uśmiechu. Przed nim, na ziemi
leżeli jego przyjaciele, których bohatersko uratował w ostatniej chwili. Eva
obejmowała go, nie mogąc się już oprzeć jego czarowi...
Włożył pierwszą płytę do odtwarzacza i wcisnął start, a potem wyciągnął się na
łóżku. Były to tylko widoki ogrodu
♦ 110 ♦
♦ PUŁAPKA, A MOŻE NAWET DWIE ♦
koło willi. Ale rozrywka! Zaczął szybciej przewijać, potem włożył drugą płytę.
Trzecią płytę. I zasnął.
Zapach świeżych owoców, słodki jak wata cukrowa. Delikatna woń róż.
-
Kochanie... - szepnął Odd przez sen.
Obudził go perlisty, słodki i bardzo kobiecy śmiech.
Odd pomyślał, że jeszcze śpi.
Kilka centymetrów nad swoją twarzą zobaczył nachyloną Evę. Była ubrana w białą
koszulkę i jaskrawą, kolorową spódnicę. Na włosach miała przepaskę. Była piękna.
Nie, o wiele więcej niż piękna: boska, anielska, tak cudowna, że Odda coś ścisnęło za
gardło i zaczął się pocić.
-
Przepraszam, że ci przeszkodziłam - powiedziała dziewczynka tym swoim
bajecznym akcentem. - Pukałam, ale nikt nie odpowiadał. A słyszałam, że gra
telewizor, a więc ktoś jest w pokoju.
Eva pukała do jego pokoju? Eva go szukała? Och, marzenie stawało się
rzeczywistością!
-
Bardzo słusznie! - wykrzyknął Odd, siadając szybko. Przetarł oczy palcami. -
Siadaj, gdzie chcesz.
Dziewczynka zaczęła chodzić po pokoju. Otworzyła i zamknęła szafę, zlustrowała
biurko, obejrzała książki i płyty. Odd obserwował ją w zachwycie. Ależ ona jest
wyluzowana!
♦ 111 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Wiesz, u mnie w domu jest tak nudno - powiedziała Eva. - Starzy poszli już
spać.
-
Aha, rozumiem cię dobrze! - zgodził się Odd.
Od snu, zmieszania i bliskości Evy kręciło mu się w głowie. No i czy jemu coś się
przywidziało, czy też ona zajrzała również pod łóżko Ulricha?
-
Hm, ale wiesz, że nie powinno cię tu być, prawda? - wymamrotał nieśmiało. -
Dziewczynki mają zakaz wchodzenia do pokojów chłopców po kolacji...
-
Dopóki mnie nie złapią, nie ma problemu - parsknęła głośno Eva.
Oddowi to w zupełności wystarczyło.
Nocna zasadzka bywa rzeczą bardzo nudną. Jeremy pracował przez całe popołudnie,
żeby przygotować swoją pułapkę, a teraz był wykończony. Poza tym poprzedniej
nocy też prawie nie spał, bo chciał mieć Pustelnię na oku.
Aelita i Yumi zamówiły kilka pizz. Zjedli je w salonie, jednym okiem patrząc w
laptop Jeremy'ego, a drugim na film w telewizji.
-
Jeremy, jesteś pewien, że tej nocy chłopak wróci? -spytał Ulrich.
-
To bardzo prawdopodobne. Hiroki widział go przedwczoraj wieczorem, jak
wychodził z Pustelni. A wczoraj
♦ 112 ♦
♦ PUŁAPKA, A MOŻE NAWET DWIE ♦
wrócił. Nie wiem, co planuje. Na pewno jeszcze nie zrobił tego, co chciał, skoro
rozglądał się dookoła, a potem zwiał. A więc dziś wieczór się pojawi.
Wszyscy przestali przeżuwać pizzę. Aelita szepnęła:
-
Nie mogę się uspokoić...
Jeremy spróbował mówić bardziej żartobliwym tonem.
-
A powinnaś! Teraz na trawniku wokół Pustelni są trzy automatyczne siatki.
Zamocowałem aktywujące je czujniki laserowe. Możemy także uaktywnić siatki stąd,
jeśli zobaczymy chłopaka w kamerach. Nie może nam uciec.
-
Może przyjść od tyłu - zasugerował Ulrich.
-
Przejść przez mur i siatkę? Zbyt skomplikowane. Wczoraj wszedł furtką od
frontu, dziś zrobi tak samo. W każdym razie tam też mamy kamery. Nie ma jak uciec.
Natomiast wy możecie zrobić dla mnie jedną rzecz.
Przyjaciele spojrzeli na niego pytająco, gotowi do pomocy.
-
Podać mi drugi kawałek pizzy. Umieram z głodu.
Odd nie wiedział już, co myśleć. Eva nie tylko była najpiękniejszą dziewczyną, jaką
widział, lecz także najbardziej sympatyczną i inteligentną. Rozmawiali chyba z
godzinę. Nawet tego nie zauważyli. Ani na chwilę nie pojawiło się między nimi
uczucie skrępowania.
♦ 113 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Eva spytała go, czy lubi fotografię, a on przytaknął. Uwielbiał zdjęcia piosenkarzy w
pisemkach muzycznych, więc uznał, że nie kłamie. Ona była za to prawdziwą
profesjonalistką. Pokazała mu kilka zapierających dech w piersiach fotek z Ameryki.
Opowiedziała mu mnóstwo rzeczy o regulacji obiektywów i programach do obróbki
zdjęć. Cały czas siedziała obok niego. Widział jej piękne nogi, założone jedna na
drugą. Kilka razy musnęła mu rękę w czasie rozmowy.
-
Nie możesz tu zostać i się przespać? - spytał odważnie Odd, kiedy Eva zaczęła
wstawać.
Musiało mu odbić. Jeśli dyro by go złapał, na mur-beton by go wyrzucili ze szkoły.
Dziewczynka uśmiechnęła się lekko.
-
Byłoby to niestosowne, Odd. Ale bardzo bym chciała. Może któregoś wieczoru
zostaniesz u mnie? Moi starzy wyjeżdżają często służbowo. Znasz mój adres?
Zostawię ci też mój telefon.
Odd był tak poruszony, że zdołał tylko kiwnąć głową.
Eva zaśmiała się rozbawiona i wyjęła z torebki flamaster. Wzięła go za rękę i
napisała mu na dłoni adres i numer komórki.
-
No, masz. Dzięki za wspólny wieczór, Odd. Było mi naprawdę miło.
Odd zaczerwienił się jak burak.
♦ 114 ♦
♦ PUŁAPKA, A MOŻE NAWET DWIE ♦
-
Mnie... też. Nie będę mył tej ręki, przysięgam.
Eva zachichotała. Potem, niespodziewanie, kiedy Odd patrzył na nią z zachwytem,
podeszła do niego i pocałowała go. Pocałowała go w usta. W głowie Odda nastąpiło
zwarcie. Kiedy zdał sobie sprawę z tego, co się zdarzyło, Eva zdążyła już wyjść.
-
Fantastyczna laska... - wymamrotał oszołomiony. Tymczasem telewizor w jego
pokoju dalej wyświetlał
wideo z Pustelni nakręcone poprzedniego wieczoru przez Jeremy'ego i Ulricha. Nagle
Odd zauważył, że na filmie jest coś bardzo, bardzo dziwnego. Coś, czego nikt jeszcze
nie dostrzegł.
7
PRZESŁUCHANIE
Monitor komputera zaczął migać.
ALARM. WYKRYTO INTRUZA.
-
Zamknijcie się! - krzyknął Jeremy, stukając w klawiaturę laptopa. - Może już
go mamy!
Aelita wyłączyła telewizor, a Ulrich kopnął na bok puste opakowania po pizzach.
Dzieci stłoczyły się wokół komputera, na którym widać było chudego człowieka
ubranego w długi, szary prochowiec, taki jakiego w filmach używają szpiedzy albo
przestępcy:
-
Aha! - wykrzyknął tryumfalnie Jeremy. - Wszedł, przeskakując główną bramę,
dokładnie tak, jak mówiłem!
-
Ale nie ma psów. A przecież psy pogryzły Kiwiego -przypomniała wstrząśnięta
Yumi.
Jeremy wzruszył ramionami.
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Zostawił je w domu. Wczoraj wieczór też ich nie miał. W każdym razie
wkrótce będziemy mogli go sami o to zapytać.
Włączył zoom kamery i powiększył twarz intruza na cały monitor. Był to ten sam
rudy chłopak. Miał podkrążone, półprzymknięte oczy. Wyglądał na chorego.
Na widok tej twarzy Aelicie zakręciło się w głowie. Już gdzieś tego chłopaka
widziała. Bardzo dawno temu. Ale nie umiała sobie przypomnieć, kto to jest.
-
Co robimy, Jeremy? - spytał Ulrich, przerywając jej rozmyślania.
-
Przygotujcie wszystko. Uruchomię pułapkę, jak ten gostek wejdzie mi w
zasięg.
Ulrich skoczył do kuchni, gdzie zostawili pudło z materiałami do przesłuchania.
Podniósł je bez trudu i zaniósł do salonu, a potem zaczął rozdawać materiały swoim
przyjaciołom.
-
Nic z tego! - westchnął Jeremy. - Dlaczego on się nie rusza? Dlaczego nie idzie
w stronę ganku albo garażu?
-
Mogę wyjść - zaproponował Ulrich - i zwabić go w stronę naszej pułapki.
-
To zbyt niebezpieczne! - powstrzymała go Yumi. - Może być uzbrojony.
Jeremy uspokoił ich.
♦ 118 ♦
♦ PRZESŁUCHANIE ♦
- Nie trzeba, wreszcie się ruszył.
Pierwszy krok. Drugi. Chłopak na monitorze wyglądał na niezdecydowanego.
Podszedł w stronę ganku, tak jakby chciał zadzwonić do drzwi, potem zawrócił i
poszedł w lewo, w stronę garażu, krocząc niepewnie po zamarzniętym śniegu.
Jeremy przełączył obraz na drugą kamerę, umieszczoną dokładnie nad pułapką.
Chłopak tylko przejdzie pod nią i... trach\ Przygotował ją tak, aby mogła przesuwać
się w zależności od ruchów kamery.
Jeszcze kilka kroków...
Na monitorze widać było twarz chłopaka i nakładającą się na nią sieć linii. Cel. Oczy
chłopaka, teraz szeroko otwarte, błyszczały w ciemności.
Wszyscy wstrzymali oddech. Palec Jeremy'ego przesunął się na przycisk START.
Czas jakby stanął w miejscu, nawet liście przestały się poruszać. Chłopak szedł
ostrożnie w stronę ściany garażu.
Jeremy przygryzł dolną wargę i wcisnął przycisk.
Pułapka się uruchomiła.
Siedzący w pokoju Odd zatrzymał obraz na ekranie i cofnął o kilka klatek. Tak, tu
coś jest. Jeremy i Ulrich spędzili całą noc na pogaduszkach i mogli tego nie
zauważyć.
♦ 119 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Wziął komórkę i spróbował zadzwonić do Jeremy'ego: Abonent chwilowo
niedostępny. Spróbował zadzwonić do Ulricha. To samo. Poczuł, że ogarnia go
niepokój.
Zerwał się na nogi i wyciągnął spod łóżka wielkie kartonowe pudło, w którym
znajdował się laptop. Dostał go od rodziców. Jeremy przez kilka godzin instalował na
nim wszystkie możliwe programy, ale Odd użył go tylko kilka razy, żeby posłuchać
piosenek na MP3. Nie kręciła go technologia.
Czekał niecierpliwie, aż urządzenie się włączy (dlaczego to tyle trwa?), potem włożył
DVD i uruchomił program do obróbki wideo.
Co Eva mówiła o zdjęciach? Ach, tak. Kontrast, jasność. I krzywizny. Bawił się
trochę programem, aż znalazł funkcje, o których opowiadała. Był to rodzaj wykresu,
który stanowił ćwiartkę koła. Odd zobaczył, że ruszając myszką, może przesuwać,
deformować i zmieniać tę krzywą... tylko nie za bardzo wiedział, jak. Raz obrazek
stawał się jaśniejszy, potem ciemniał. Pojawiały się zwariowane kolory. Ale była to
właściwa funkcja.
Zaczął gorączkowo pracować. Był skupiony, wzrok utkwił w tej jednej klatce na
DVD. W pewnym określonym miejscu, między drzewami, piksele układały się
dziwnie - tak, jakby coś tam zostało wymazane.
♦ 120 ♦
♦ PRZESŁUCHANIE ♦
-
Cholera! - syknął. Przesadził z krzywą i obrazek zmienił się w groch z kapustą
o nierealnych kolorach. Anulował działanie i zaczął od początku.
O właśnie. Zarysy mocno umięśnionego mężczyzny o szerokich barach i wąskiej
talii. U jego stóp leżało coś, czego nie było dobrze widać.
Odd zapisał kopię obrazka, przesunął DVD o kilka klatek i powtórzył procedurę.
Tym razem mężczyzna był widoczny z profilu, na plecach miał wielki plecak. Na
wysokości jego pasa widać było...
-
Co to jest, u diabła? - krzyknął wstrząśnięty Odd. - Kucyki? Cielaki?
Oczywiście ani jedno, ani drugie. To były psy. Dwa wielkie, agresywnie wyglądające
psy. Były bez smyczy i obwąchiwały ziemię u stóp mężczyzny.
Oddowi przemknęły przez głowę dwie myśli. Po pierwsze: ten mężczyzna miał dwa
psy, a Kiwi został pogryziony przez dwa psy. Zatem chłopak, którego Jeremy i cała
reszta chcieli złapać, był niewinny. Polowali na niewłaściwą osobę. Po drugie:
mężczyzna z psami zdołał wykasować z DVD swój obraz. Mógł mieć tak
wyrafinowany sprzęt, że zakłócał kamery Jeremy'ego. Zatem był kimś bardzo
niebezpiecznym. A co gorsza, jego przyjaciele nie mieli o tym pojęcia.
♦ 121 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Odd zerwał się na nogi, złapał kurtkę i komórkę i wybiegł ze swego pokoju. Nawet
nie pomyślał, żeby wyłączyć komputer.
Ogród wyglądał jak puszcza przysypana śniegiem.
„Profesor Hopper mógłby odgarnąć śnieg ze ścieżek", myślał sobie Richard Dupuis.
Oparł się o drzewo i podniósł stopę, żeby poprawić mokrą wełnianą skarpetkę, która
zsunęła się w głąb buta i go uwierała.
Potem rozejrzał się dookoła. Oto już po raz drugi zakrada się do ogrodu koło
Pustelni. Zaczyna się zachowywać jak wariat. Tak naprawdę to chciałby zadzwonić
do drzwi, choć raczej nie tak, jak teraz, w środku nocy, i powiedzieć: „Dzień dobry,
panie profesorze. Jestem Richard Dupuis".
Wyobraził sobie poważną twarz otoczoną ciemną brodą i okulary o błyszczących
szkłach, które przesłaniały oczy profesora.
Nie, tak się nie da. Nie może podejść do profesora tak po prostu, bezpośrednio. No i
czy Hopper jeszcze tu mieszka? Richard pamiętał nagłówki gazet sprzed wielu lat:
Profesor z Kadic znika razem z córką...
Oczywiście, że wrócił. W przeciwnym wypadku dlaczego...
♦ 122 ♦
♦ PRZESŁUCHANIE ♦
Rozmyślając w skupieniu, Richard podszedł do garażu. Zamierzał okrążyć dom,
zobaczyć, czy pali się w nim światło. A potem... tym razem zdobędzie się na odwagę
i zadzwoni do drzwi.
Nagle usłyszał szum. Było to coś w rodzaju silnego podmuchu, który rozwiał mu
włosy na głowie. A potem usłyszał odgłos zwalnianego cyngla, albo raczej strzału.
To, co zdarzyło się potem, było jak atak niewidzialnych. Coś uderzyło go w plecy i
powaliło na śnieg. Przestraszony chłopak próbował się zerwać, ale był już oplątany
czymś w rodzaju metalowej siatki.
Naprężył nogi, żeby się wyprostować, ale siatka się poruszyła i przycisnęła go do
ziemi. Richard poczuł skurcz mięśni - było to porażenie prądem. Stracił przytomność.
Kiedy otworzył oczy, przez chwilę myślał, że jest naćpany albo zwariował.
Był nadal uwięziony w metalowej siatce. Nie znajdował się już jednak w ogrodzie,
ale w ciemnym pokoju o betonowej podłodze. Światło dochodziło jedynie ze
szczeliny pod drzwiami w głębi. Widać było trochę pudeł walających się w nieładzie
koło ściany. Wyglądały, jakby czekały na przeprowadzkę, która nigdy się nie odbyła.
Stopniowo, w miarę jak oczy Richarda przyzwyczajały się do ciemności, zaczął
dostrzegać cztery postacie, które siedziały
♦ 123 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
w półkolu kilka kroków od niego. Wyglądały na osoby niskiego wzrostu, może karły.
Znajdowały się w mroku i nie było widać ich twarzy. Richard potrząsnął głową: Co
się dzieje? Czy to sen? Koszmar? Dziwny film, z którego nic nie da się zrozumieć?
-
Jak się nazywasz? - zapytała pierwsza postać od lewej. Miała głęboki i
donośny głos, który brzmiał dość groźnie.
-
R-Richard. Richard Dupuis - wyjąkał.
-
Dlaczego byłeś w ogrodzie? - ciągnął głos.
Richard milczał przez chwilę. Mógłby skłamać, ale w gruncie rzeczy po co? Lepiej
opowiedzieć wszystko, jak było. I tak nie miał nic do ukrycia.
-
Szukałem profesora Hoppera - odpowiedział.
-
To dość dziwny sposób, żeby kogoś szukać - rzekła postać.
-
Wiem, że profesor zniknął ponad dziesięć lat temu.
-
Znałeś Hoppera? - zapytał go inny głos. Brzmiał jak głos jednego aktora z
telewizji, ale Richard nie umiał sobie nigdy przypomnieć jego imienia.
Chłopak przytaknął, na wszelki wypadek mrugając jeszcze znacząco, żeby dać
osobom siedzącym wokół niego wyraźniejszy znak potwierdzenia.
-Tak. Wiele lat temu. Zanim zniknął, byłem jego uczniem w gimnazjum Kadic.
Chodziłem do klasy z jego córką. Miała na imię Aelita.
♦ 124 ♦
♦ PRZESŁUCHANIE ♦
Jedna z postaci gwałtownie się poruszyła.
Richard podrapał się w czoło. Wszystko to było absurdalne i zaczynał się trochę bać.
Ale te dziwne karzełki nie wyglądały na szczególnie groźne.
Ciągnął dalej:
-
Miałem nadzieję, że spotkam Aelitę, bo ona mogłaby mi wytłumaczyć,
dlaczego... Nie, nie mogę mówić, jak trzeba, kiedy jestem związany! Muszę coś
wyjąć, pokazać wam.
Dziwaczna postać przed nim powalczyła z czymś. Oczka siatki, w której był
uwięziony, rozluźniły się, dając mu trochę przestrzeni i pozwalając mu się poruszyć.
Richard poszperał po omacku w prochowcu i wyciągnął z niego palmtop. Monitor
był niewiele większy od kartki pocztowej. Richard włączył go i na wyświetlaczu
pojawiła się seria liter i cyfr różnego rodzaju. Stopniowo wypełniły one cały ekran.
Po kilku sekundach wszystko zniknęło z monitora, a potem od nowa zaczęły się
pojawiać litery i cyfry.
-
Zaczęło się to dziesięć dni temu - wyjaśnił Richard. - Na początku myślałem,
że złapałem wirusa, ale potem zrozumiałem, że profesor Hopper ma z tym coś
wspólnego. Tak przynajmniej sądzę.
-
Dlaczego właśnie Hopper? - spytał głos.
Richard wysunął do przodu miniekran palmtopa.
♦ 125 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Ciąg liter, wielkich i małych, oraz cyfr układał się w niezrozumiały kod... Jedynie
pierwszych sześć wielkich liter w każdym wierszu miało sens: AELITA.
Na korytarzu świeciły się białe jarzeniówki. Odd biegł korytarzem na złamanie
karku, próbując dodzwonić się do któregokolwiek z przyjaciół: Ulricha, Yumi, Aelity
albo Jeremy'ego. Wszystkie trzy komórki były wyłączone. Musi do nich jak
najszybciej dotrzeć.
-
A ty dokąd? - zapytał Jim, wyskakując zza kolumny.
-Sorry, Jimbo, nie mam czasu! - odpowiedziałchłopiec,
starając się wyminąć Jima i dalej biec w stronę drzwi.
Ale chociaż przebierał nogami, wcale nie posuwał się do przodu. Wuefista podniósł
go za ramiona.
-
Na co nie masz czasu? Czy muszę ci przypominać, że masz szlaban?
Trzymając go ciągle w górze, Jim zakręcił nim jak workiem kartofli i popatrzył mu w
oczy.
-
No więc?
Odd starał się myśleć, mimo że był zdenerwowany. Nie może powiedzieć Jimowi, że
jego przyjaciele są w Pustelni. Zostaliby wyrzuceni ze szkoły za opuszczenie
internatu w środku nocy. Ale mógł jednak coś zrobić.
-
Okej, ale postaw mnie na ziemi.
♦ 126 ♦
♦ PRZESŁUCHANIE ♦
Gdy tylko dotknął stopami ziemi, pognał przed siebie jak zając. W biegu wyciągnął
komórkę i wstukał numer Evy Skinner, który miał napisany okrągłymi literami na
ręce.
-
Eva, to ja, Odd. Przepraszam, ale potrzebuję pomocy. Kojarzysz Pustelnię?
Zniszczoną willę za Kadic przy ulicy... właśnie.
Obejrzał się. Jim był tuż za nim. Odd zawrócił i pobiegł w dół schodów w stronę
części dla dziewczynek.
-
Nie mam czasu na wyjaśnienia. Idź tam, zadzwoń dzwonkiem trzy razy krótko
i raz długo. Musisz im powiedzieć, że rudy chłopak to nie ten, którego szukamy. To
całkiem inny facet. Chudy, ale umięśniony. Z dwoma psami. Jak dobrze obejrzą
wideo, to go znajdą.
Dziewczynka powtórzyła w skrócie otrzymane instrukcje. Mimo późnej godziny jej
głos nie brzmiał sennie.
-
Super - potwierdził Odd. - To bardzo ważne. Dzięki.
Potem skręcił do pierwszego pokoju, na który trafił. Przypadek chciał, że był to
akurat pokój Sissi Delmas.
Dziewczynka, widząc Odda i Jima tuż koło swojego łóżka, wrzasnęła tak, że cały
Kadic się obudził.
Zostawili Richarda w garażu i poszli do kuchni, żeby się naradzić, co robić. Krótkie
poszukiwanie w komputerze
♦ 127 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Jeremy'ego wykazało, że naprawdę istniał Richard Dupuis, który chodził do klasy z
Aelitą Hopper.
-
Ale ty go nie pamiętasz, prawda?
-
Nie. Ale ta twarz jest mi znana. W każdym razie... uwolnimy go, co nie? W
końcu nie zrobił nic złego.
Jeremy nie był do końca przekonany.
-
Pamiętałam, że go już kiedyś widziałam - ciągnęła Aelita. - No i teraz już wiem
czemu: chodził ze mną do klasy. Tylko że on w tej chwili jest ode mnie dziesięć lat
starszy. Dziwne, prawda?
-
Nie da się ukryć - kiwnął głową Ulrich. - Fakt, że w Lyoko kalendarz się dla
ciebie zatrzymał, sporo namieszał.
Jeremy wziął ze stołu urządzenie do zmieniania głosu, które sam zrobił. Wyglądało
ono jak ciemna, plastikowa kulka przywiązana do taśmy. Zamocował je sobie na szyi
i krzyknął głębokim głosem:
-
Nie. To mnie nie przekonuje. Dokończymy przesłuchanie.
-
Dobrze - zgodziła się Aelita, trzymając pod ręką swoje urządzenie do
zmieniania głosu.
-
Ej! - zaprotestował Ulrich. - Ja nie chcę zakładać tego wichajstra!
-
Przestań marudzić - uciszyła go Yumi i wręczyła mu przyrząd.
♦ 128 ♦
♦ PRZESŁUCHANIE ♦
Jeremy nachylił się szybko do nóg Richarda, który cały czas siedział w ciemnościach,
i zabrał mu palmtop. Przestraszony Richard podskoczył, ale chłopiec go zignorował.
Na monitorku wyświetlały się różne kody. Każdy był poprzedzony napisem AELITA.
Jeremy zaczął uważnie przyglądać się kodom, aż je rozpoznał. To był Hoppix, język
programowania wymyślony przez profesora Hoppera - „gramatyka", która pozwalała
na istnienie Lyoko.
-
Słuchajcie - powiedział wreszcie. - Nie wiem, co to takiego, ale jestem pewien,
że zostało wymyślone przez Hoppera.
W tym momencie usłyszeli w garażu stłumiony dzwonek do drzwi. Dryń, dryń. Dryń.
Drrrryyyyyyń.
-
Trzy razy krótko i raz długo. To sygnał - szepnęła Yumi.
-
AELIII-TAAA! - krzyknął dziewczęcy głos zza drzwi garażu. -To ja, Eva! Eva
Skinner! Przysłał mnie Odd i mówi, że to ważne. Otwórz! Jesteś tam?
Richard wyślizgnął się spod siatki i spróbował wyciągnąć rękę w ciemności.
-Aelita?! Czy tu jest Aelita? - odwrócił głowę w stronę Jeremy'ego. - To może ty?
♦ 129 ♦
♦ PRZESŁUCHANIE ♦
Jeremy nachylił się szybko do nóg Richarda, który cały czas siedział w ciemnościach,
i zabrał mu palmtop. Przestraszony Richard podskoczył, ale chłopiec go zignorował.
Na monitorku wyświetlały się różne kody. Każdy był poprzedzony napisem AELITA.
Jeremy zaczął uważnie przyglądać się kodom, aż je rozpoznał. To był Hoppix, język
programowania wymyślony przez profesora Hoppera - „gramatyka", która pozwalała
na istnienie Lyoko.
-
Słuchajcie - powiedział wreszcie. - Nie wiem, co to takiego, ale jestem pewien,
że zostało wymyślone przez Hoppera.
W tym momencie usłyszeli w garażu stłumiony dzwonek do drzwi. Dryń, dryń. Dryń.
Drrrryyyyyyń.
-
Trzy razy krótko i raz długo. To sygnał - szepnęła Yumi.
-
AELIII-TAAA! - krzyknął dziewczęcy głos zza drzwi garażu. -To ja, Eva! Eva
Skinner! Przysłał mnie Odd i mówi, że to ważne. Otwórz! Jesteś tam?
Richard wyślizgnął się spod siatki i spróbował wyciągnąć rękę w ciemności.
-Aelita?! Czy tu jest Aelita? - odwrócił głowę w stronę Jeremy'ego. - To może ty?
♦ 129 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Jeremy, nie wiedząc, co robić, odwrócił się w stronę przyjaciół. Stojąca za jego
plecami Aelita podeszła do drzwi garażu i nacisnęła włącznik. Zawieszona u sufitu
lampka na moment ich oślepiła.
Kiedy Richard zobaczył rude, przycięte na pazia włosy dziewczynki, zbladł jak
chusta.
-
To ty... Ale jesteś...
Nagle oczy wywróciły mu się białkami do góry i osunął się na podłogę.
-
Zemdlał? - zaciekawił się Ulrich, zdejmując urządzenie do zmieniania głosu.
-
Chyba widać? - odpowiedział sarkastycznie Jeremy. - Aelita chodziła z nim do
klasy, teraz powinna mieć dwadzieścia trzy lata, tak jak on. A ma trzynaście...
8
NIEZNAJDMY U DRZWI
- Skąd wiedziałaś, że tu jesteśmy?
Jeremy mówił groźnym tonem, ale Eva nie wyglądała na przestraszoną. Uśmiechnęła
się.
-
Powiedziałam już, Odd do mnie zadzwonił. Twierdzi, że rudy chłopak, czyli,
jak sądzę, on - wskazała Richarda -nie jest tym, kogo szukacie. Na wideo jest inna
osoba, która została wymazana.
-
Na jakim wideo? - spytał chłopiec oskarżycielskim tonem.
-
Na wideo z monitoringu Pustelni - wyjaśniła Eva i uśmiechnęła się. - Jeśli mi
je pokażecie, jestem pewna, że w mig znajdę właściwe miejsce.
Jeremy wzruszył ramionami. Informatyka była jego domeną i nie lubił, gdy ktoś się
wtrącał. Wrócił po chwili
♦ BEZIMIENNE MIAST ♦
z włączonym komputerem i wziął się do pracy. W ciągu pół godziny znalazł
wymazane miejsce. Zrobił wyraźny, powiększony obraz.
-
Mężczyzna, dwa psy. Ale odjazd.
-
Jak mogłeś tego nie zauważyć wcześniej? - skarcił go Ulrich.
Urażony chłopiec opuścił oczy.
-
Bo te klatki zostały zmienione.
-
Chcesz powiedzieć, że ktoś je zamalował, żeby wykasować tego drugiego
faceta z plecakiem?
-
Albo użył urządzeń pozwalających wykasować obraz. Sprzęt najnowszej
generacji.
Wstrząśnięci, milczeli przez chwilę. Były co najmniej dwie tajemnicze postacie.
Richard, który tymczasem odzyskał przytomność, był z pewnością niewinny. Stał
teraz w kącie i z wybałuszonymi oczami gapił się na Aelitę. Niebezpieczny był za to
mężczyzna z dwoma psami.
Eva znowu się uśmiechnęła. Yumi obserwowała ją ze zmarszczonymi brwiami: ta
dziewczyna nie umie robić nic innego, tylko się uśmiechać, i w dodatku zawsze w ten
sam sposób.
-
Możecie mi powiedzieć, co tu robicie w środku nocy? - spytała Eva. - I co tu
robią te wszystkie urządzenia, komputery, siatki elektryczne... Gdzie je znaleźliście?
♦ 132 ♦
♦ NIEZNAJOMY U DRZWI ♦
Ulrich chciał odpowiedzieć, ale Jeremy szturchnął go łokciem i odpowiedział za
niego:
-Ja... je... kupiłem w sklepie z instalacjami alarmowymi.
-
Po co? - spytała dziewczynka.
Jasne było, że nie mogą powiedzieć o Lyoko i o superkomputerze. Zanim zdążyli
wymyślić sobie jakąś historyjkę, odezwał się Richard:
-
Przyszedłem tu, bo chodziłem kiedyś do klasy z Aelitą. Ponad dziesięć lat
temu. A potem na moim komputerze zaczęły się pojawiać kody, zawierające słowo
„Aelita". Przypomniałem sobie wtedy swoją dawną koleżankę z klasy, która ma teraz
dwadzieścia trzy lata, choć wygląda na trzynaście, no więc...
Wszyscy zaczęli się śmiać. Wyjaśnienie Richarda było tak chaotyczne, że brzmiało
niewiarygodnie. Nawet Eva się zaśmiała i zauważyła ironicznie, że pozostali
najwyraźniej wolą zachować swój sekret.
-
Byłoby niebezpiecznie, gdybyśmy powiedzieli ci coś więcej - wyjaśnił Jeremy.
- Sytuacja i tak jest skomplikowana.
-
Ale ja też nic z tego nie rozumiem! - odpowiedział Richard. - Aelita jest...
jest...
-
Jestem chora - wymyśliła na poczekaniu dziewczynka. -Mam rzadką chorobę,
która spowodowała, że nie urosłam.
♦ 133 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
A teraz chodzi z nami do szkoły i nikt jej nie pamięta - dodała Yumi. - Ale to
jest tajemnica, jeśli rozumiesz, co mam na myśli.
Richard nie rozumiał i nadal potrząsał głową. Oświadczył, że nie wróci do miasta,
dopóki ktoś mu nie wyjaśni, o co naprawdę w tym wszystkim chodzi.
-
Innym razem! - uciął krótko Jeremy. - Teraz jest bardzo późno i musimy
szybko wrócić do Kadic, bo inaczej nas złapią.
-
Znajdziecie mnie w hotelu dworcowym, koło stacji kolejowej. Zostawię wam
numer mojej komórki. I jeśli się nie odezwiecie, przyjdę was szukać - zakończył
ponurym tonem.
Dzieci kiwnęły głowami.
Eva i Yumi poszły alejką i udały się do swych domów. Pozostałe dzieci wyszły z tyłu
willi, bezpośrednio do parku Kadic. Krótki spacer i dojdą do internatu.
Panowała cisza i księżyc oświetlał pokryte śniegiem sosny. Dzieci szły gęsiego, a z
ich ust ulatywała para.
-
Co za wieczór, nie? - wymamrotał po jakimś czasie Ulrich.
-
Racja. Richard, mój kolega z klasy sprzed tylu lat. Musiał być mocno
zszokowany, jak mnie teraz zobaczył.
♦ 134 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
A teraz chodzi z nami do szkoły i nikt jej nie pamięta - dodała Yumi. - Ale to
jest tajemnica, jeśli rozumiesz, co mam na myśli.
Richard nie rozumiał i nadal potrząsał głową. Oświadczył, że nie wróci do miasta,
dopóki ktoś mu nie wyjaśni, o co naprawdę w tym wszystkim chodzi.
-
Innym razem! - uciął krótko Jleremy. - Teraz jest bardzo późno i musimy
szybko wrócić do Kadic, bo inaczej nas złapią.
-
Znajdziecie mnie w hotelu dworcowym, koło stacji kolejowej. Zostawię wam
numer mojej komórki. I jeśli się nie odezwiecie, przyjdę was szukać - zakończył
ponurym tonem.
Dzieci kiwnęły głowami.
Eva i Yumi poszły alejką i udały się do swych domów. Pozostałe dzieci wyszły z tyłu
willi, bezpośrednio do parku Kadic. Krótki spacer i dojdą do internatu.
Panowała cisza i księżyc oświetlał pokryte śniegiem sosny. Dzieci szły gęsiego, a z
ich ust ulatywała para.
-
Co za wieczór, nie? - wymamrotał po jakimś czasie Ulrich.
-
Racja. Richard, mój kolega z klasy sprzed tylu lat. Musiał być mocno
zszokowany, jak mnie teraz zobaczył.
♦ 134 ♦
♦ NIEZNAJOMY U DRZWI ♦
-
Ale nie zapominajcie o tajemniczym człowieku i o nagłym pojawieniu się Evy
Skinner - dodał Jeremy. - Mam przeczucie, że sprawy coraz bardziej się komplikują.
Problem w tym, że profesor Hopper pozostawił wiele tajemnic. Na przykład
wszystko to, co dotyczyło Xany oraz wirtualnego świata Lyoko. Kto go szukał, kiedy
uciekł do Lyoko razem z Aelitą? Co się stało z mamą Aelity?
Aelita włożyła ukradkiem rękę pod sweter, żeby ścisnąć medalion: Waldo i Anthea.
Jeremy zaczął głośno myśleć:
-
Na wideo z sekretnego pokoju Hopper mówił o projekcie Kartagina. Jest
prawdopodobne, że byli w niego zaangażowani ludzie z rządu, ale oni zwykle nie
łażą z krwiożerczymi psami.
-
Więc? - spytał Ulrich.
-Więc chodzi albo o agencję rządową, która niezupełnie przestrzega prawa... albo jest
w to zamieszany jeszcze ktoś inny - westchnął chłopiec.
-
Na przykład kto? - spytała Aelita.
Jeremy rozejrzał się dookoła, a potem szepnął:
-
Ktoś, kto ma pieniądze, technologię i jest gotowy na wszystko. Musimy mieć
oczy szeroko otwarte.
-Jeśli chodzi o mnie, to zasypiam - ziewnął Ulrich. - Już po drugiej.
♦ 135 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Aelita zignorowała go.
-
Co proponujesz zrobić, Jeremy?
Chłopiec chciał najpierw obejrzeć dokładnie wideo z Pustelni, żeby zobaczyć, czy nie
ma na nim czegoś jeszcze. A potem mieli się spotkać, żeby ustalić plan. Wszyscy
zaczynali się niepokoić.
Ulrich uśmiechnął się z wysiłkiem.
-
No, możemy teraz pozwolić sobie na mały relaks. Jesteśmy na miejscu, tam są
drzwi do internatu. Będziemy musieli się rozdzielić, żeby nie wpaść na Jima.
-
Racja - zgodził się Jeremy. - Aelita, tylko żadnych koszmarów tej nocy!
-
Postaram się.
Znajdowała się w Lyoko. Przed nią rozciągał się płaski krajobraz - piaszczysta
równina. Gdzieniegdzie z ziemi wystawały podłużne skały, które nie rzucały żadnego
cienia. Niebo miało jednolity, ciemnoniebieski kolor, bez różnic odcieni. Aelicie
kręciło się w głowie, tak jakby jej oczy nie potrafiły dobrze ogniskować tych
obrazów. Było to wrażenie, którego doświadczała za każdym razem, gdy Jeremy
wysyłał ją nagle do Lyoko, żeby powstrzymała atak Xany.
„Ale on został pokonany, mój tata się poświęcił, żeby go zabić. I superkomputer
został wyłączony. To jest tylko sen".
♦ 136 ♦
♦ NIEZNAJOMY U DRZWI ♦
Dziewczynka przybrała wygląd elfa. Miała spiczaste uszy i różowe włosy. Ubrana
była w lekką sukienkę, różową u dołu, rajstopy oraz kozaki z miękką cholewką. Nie
patrząc w lustro, wiedziała, że na jej twarzy pojawił się makijaż w postaci dwóch
czerwonych, pionowych kresek na policzkach. Zaczynały się one pod oczami i
sięgały do kącików ust.
„To tylko sen..."
Podskoczyła, słysząc ujadanie psów za plecami. Były bardzo blisko i biegły szybko.
Zaczęła uciekać, poruszając się po piaskowej powierzchni. Piasek leżał twardą i zbitą
warstwą. Stopy wcale się w nim nie zapadały. Tak samo bywało nieraz w Lyoko. Psy
warczały. Doganiały ją.
Aelita z duszą na ramieniu uciekała dalej. Do groźne-go szczekania dołączył świst
laserowych promieni. Potrzebowała schronienia, ale w tej pustce nic takiego nie
mogło się przecież pojawić.
-
Tędy.
Znienacka wyłoniła się kula światła niewiele większa od jej głowy. Unosiła się ona w
powietrzu. W jej wnętrzu poruszały się prądy światła - białe, niebieskie i czerwone.
Aten głos... nigdy by go nie pomyliła z innym. Był to głos taty.
-
Dalej, córeczko, za mną. Nie mamy dużo czasu.
Kula zaczęła się przemieszczać i Aelita biegła za nią. Jej niewidzialni wrogowie
coraz bardziej się zbliżali (nie widziała
♦ 137 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
ich, nie odwróciła się ani razu, żeby ich zobaczyć, ale to nie miało znaczenia:
wiedziała, że są tuż za nią).
Kula obniżyła się, aż dotknęła ziemi, która się rozstąpiła. Powstała rozpadlina.
-
Skacz do środka, Aelito. Jesteśmy prawie na miejscu.
Przejście z pustyni do lodowej równiny było tak szybkie,
że aż zapierało dech w piersiach. Na miejscu sztucznego piasku pojawiła się śnieżna
przestrzeń, na której nie było odblasków. Nad nią rozciągało się ciemne, bezchmurne
niebo. Nie było widać żadnego punktu odniesienia aż po horyzont.
-
Musimy znaleźć kryjówkę! - krzyknęła Aelita.
-
Nie martw się, nie mogą tu przyjść. Przynajmniej przez jakiś czas. Moja
córeczko, muszę ci powiedzieć jedną ważną rzecz. Tajny pokój, ten, w którym
znalazłaś wideo...
Aelita przestała słuchać. Stłumione warczenie dochodziło zza jej pleców. Psy i tak ją
znalazły. Krzyknęła rozpaczliwie.
Obudziła się, zlana potem. Rozejrzała się dookoła i krzyknęła ponownie. Znajdowała
się w kanałach, a nie w swoim pokoju w internacie. Leżała w cuchnącym rynsztoku.
Jej koszula nocna była cała przesiąknięta ściekami.
-
Fuj\ - krzyknęła z obrzydzeniem, wstając.
Co się stało? Pożegnała Jeremy'ego i Ulricha i jak zawsze położyła się spać do
swojego łóżka. Musiała wstać przez sen i wyjść z internatu. Napad lunatykowania.
♦ 138 ♦
♦ NIEZNAJOMY U DRZWI ♦
Aelita przez chwilę stała bez ruchu. Wpatrywała się w gęste ciemności w kanale.
Pamiętała go. To było tajne przejście, które prowadziło z gimnazjum Kadic do
piwnicy Pustelni, willi jej taty.
Marguerite weszła do gabinetu i pan Robert Della Robbia podniósł głowę znad
laptopa.
-
Coś nie tak, kochanie?
Żona miała zmęczone oczy, a na jej ustach pojawił się wymuszony uśmiech. Robert
umiał go rozpoznawać.
-
Czymś się martwisz?
Podeszła i strzepnęła odruchowo kilka okruszków, które przyczepiły się do swetra
męża. Robert, jeśli musiał pracować wieczorem, uwielbiał chrupać ciasteczka.
-
To, co zdarzyło się wczoraj rano...
-
Zakupy rozrzucone na ziemi? Ależ kochanie, pewnie kot wszedł przez okno!
-
Okno było zamkniętel Widziałam uciekający cień! - zaprotestowała.
-
Może kot wszedł razem z tobą przez drzwi, przesunął poduszki i przewrócił
twoje zakupy, potem uciekł, a tobie wydało się, że twój cień jest większy niż w
rzeczywistości. Może okno nie było wcale zamknięte, a tylko przymknięte.
Marguerite potrząsnęła głową.
♦ 139 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Od kiedy to kręcą się tu koty? Wiesz, że pies pana Wan-kowiza płoszy
wszystkie koty. Mówię, że coś jest nie tak. Jestem tego pewna.
I zmieniając nagle temat, zapytała:
-
Dzwoniłeś do Odda?
-
Nie. Jestem bardzo zajęty, wieśz, że dziś upływa termin. Poza tym Odd nie lubi
gadać przez telefon. Dzwoni do nas, jak czegoś potrzebuje.
-
Dwa razy próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie odebrał ani razu.
-
Pewnie gdzieś jeździ na deskorolce, może ma na uszach słuchawki. Albo
podrywa jakąś ładną dziewczynę. Wiesz, jaki jest ten twój syn.
Tym razem Marguerite uśmiechnęła się cieplej.
-
Ejże, panie Della Robbia, Odd to także twój syn!
-
Oj, wiem o tym, kochanie, wiem. Idź już spać, przyjdę do ciebie, jak tylko
skończę. Dobranoc.
Robert został sam przed komputerem i spróbował się skupić. Miał do skończenia
nudne rozliczenie, które musiał sprawdzić na następny dzień. Oj, posiedzi nad tym
chyba pół nocy.
Po kilku minutach zadzwonił dzwonek do drzwi wejściowych. Robert Della Robbia
sapnął z irytacją: co za wieczór, po prostu nie dadzą człowiekowi popracować.
♦ 140 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Od kiedy to kręcą się tu koty? Wiesz, że pies pana Wan-kowiza płoszy
wszystkie koty. Mówię, że coś jest nie tak. Jestem tego pewna.
I zmieniając nagle temat, zapytała:
-
Dzwoniłeś do Odda?
-
Nie. Jestem bardzo zajęty, wiesz, że dziś upływa termin. Poza tym Odd nie lubi
gadać przez telefon. Dzwoni do nas, jak czegoś potrzebuje.
-
Dwa razy próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie odebrał ani razu.
-
Pewnie gdzieś jeździ na deskorolce, może ma na uszach słuchawki. Albo
podrywa jakąś ładną dziewczynę. Wiesz, jaki jest ten twój syn.
Tym razem Marguerite uśmiechnęła się cieplej.
-
Ejże, panie Della Robbia, Odd to także twój syn!
-
Oj, wiem o tym, kochanie, wiem. Idź już spać, przyjdę do ciebie, jak tylko
skończę. Dobranoc.
Robert został sam przed komputerem i spróbował się skupić. Miał do skończenia
nudne rozliczenie, które musiał sprawdzić na następny dzień. Oj, posiedzi nad tym
chyba pół nocy.
Po kilku minutach zadzwonił dzwonek do drzwi wejściowych. Robert Della Robbia
sapnął z irytacją: co za wieczór, po prostu nie dadzą człowiekowi popracować.
♦ 140 ♦
♦ NIEZNAJOMY U DRZWI ♦
Z sypialni, która znajdowała się koło gabinetu, dochodziło spokojne pochrapywanie
Marguerite. Musiała być wyczerpana po przeżyciach tego dnia. Dzwonek
zadźwięczał ponownie.
-
Idę, idę - mruczał. Kto to mógł być o tej porze?
W kapciach zszedł po ciemku po schodach i podszedł do drzwi wejściowych.
-Tak? - spytał.
Z drugiej strony odpowiedział mu męski głos:
-
Przepraszam, że niepokoję o tak późnej porze, ale zepsuł mi się samochód, a
mam rozładowaną komórkę. Chciałbym zadzwonić, jeśli można.
Robert otworzył drzwi. Przed sobą zobaczył wysokiego mężczyznę o pociągłej
twarzy, zapadniętych policzkach, krótko przystrzyżonych włosach i przenikliwym
wzroku. Miał on szerokie bary i wyglądał na osobę wysportowaną, która dysponuje
pokaźną siłą. Ubrany był w prochowiec.
-
A co się stało z samochodem? - spytał grzecznie pan Della Robbia.
Mężczyzna westchnął, ale na jego twarzy nie pojawił się wyraz prawdziwej ulgi.
-
Nagle mi stanął, spod maski poszło dużo czarnego dymu. I teraz nie chce
ruszyć. Nie mam pojęcia, co się mogło stać. Wie pan, ze mnie żaden mechanik.
♦ 141 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Robert przyjrzał mu się nieufnie.
-
Serio? Nie powiedziałbym.
-To znaczy?
-
Nie wiem, ale wygląda pan na kogoś, kto sam sobie naprawia auto.
Mężczyzna odpowiedział z wymuszonym uśmiechem:
-
Ale niestety, tak nie jest. Bar na rogu jest zamknięty, stacja benzynowa też, a ja
nie mam komórki, no i...
-
Cóż - rzucił Robert życzliwszym tonem. - W tej dzielnicy jest spokojnie w
nocy.
Oczy nieznajomego nagle rozbłysły.
-
Zechciałby pan pójść zerknąć na moje auto? Może pan zna się lepiej na
samochodach i uda nam się je razem uruchomić.
-
Tak, chętnie - uśmiechnął się Robert. - Nie jestem specjalistą, ale co dwie
głowy, to nie jedna, jak mówi przysłowie.
Nieznajomy zaparkował na początku dróżki prowadzącej do wejścia do domu
państwa Della Robbia. Stała tam sfatygowana półciężarówka. Koła miała ubrudzone
błotem.
Robert zauważył, że we wnętrzu coś się rusza, i zatrzymał się.
W okienku widać było psie pyski. Zwierzęta przyciskały zakrwawione zęby do szyby
i warczały.
♦ 142 ♦
♦ NIEZNAJOMY U DRZWI ♦
Psy? Ale jak to się stato, że pies pana Wankowiza nie zaszczekał? Zwykle wyczuwał
je z odległości kilometra.
Robert chciał się odwrócić i zapytać, ale coś go uderzyło mocno w głowę i stracił
przytomność.
Grigory wziął na plecy nieprzytomnego pana Della Robbię i położył go w skrzyni
ładunkowej półciężarówki. Otworzył drzwiczki samochodu, żeby uspokoić
Hannibala i Scypiona.
- Spokój, pieski... Już wystarczająco pobawiłyście się z psem sąsiada.
Dwa bydlaki posłuchały i położyły się na siedzeniach z pyskami na łapach.
Mężczyzna wziął walizeczkę, którą położył na przednim
«
siedzeniu. Wyjął z niej rękawiczki i miękki segregator pełen kart pamięci.
Rękawiczki były zwykłe, skórzane, ale wokół palców wiły się plastikowe kable
różnych kolorów, podłączone do elektrod umieszczonych na opuszkach palców. Na
grzbiecie dłoni umieszczone były mały, kolorowy wyświetlacz oraz wyłącznik.
W segregatorze przechowywał kopie wszystkich materiałów, jakie zebrał za pomocą
Machiny. To archiwum było bardzo cenne i nigdy się z nim nie rozstawał. Nikt nie
wiedział o jego istnieniu, nawet Mag. Z tym segregatorem wiązał nadzieje na
przyzwoitą emeryturę.
♦ 143 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Grigory wziął czystą kartę pamięci i zdjął z niej przezroczyste opakowanie. Potem
włożył ją do szczeliny pod wyświetlaczem na rękawiczkach.
W tym samym momencie Hannibal i Scypion wyskoczyły z samochodu i rzuciły się
do niego, szczekając i merdając ogonami. Nauczyły się już, że kiedy Grigory
wyciąga te rękawiczki, będzie się działo coś ważnego. Łeb Scypiona podbił
Grigory'emu rękę, Segregator uderzył
0
ziemię.
- Spokój! - wysyczał Grigory zachrypniętym głosem.
Pośpiesznie zebrał kilka kart pamięci, które leżały rozrzucone na ziemi, odłożył
segregator na miejsce, a potem odetchnął głęboko, żeby się uspokoić i odzyskać
panowanie nad sobą. Przez całe życie musiał walczyć z nieprzewidzianymi zbiegami
okoliczności. Te willowe dzielnice były bardzo niebezpieczne: wydaje się, że
wszyscy śpią jak zabici, a wystarczy byle co, na przykład staruszka, która przed snem
wygląda sobie przez okno, i zaraz już wszyscy są rozbudzeni
1
gotowi rzucić się na intruza.
Grigory Nictapolus włożył wreszcie rękawiczki i włączył je, wciskając czołem
wyłącznik. Podszedł do nieprzytomnego Roberta i musnął mu skronie czubkami
palców.
Na małym wyświetlaczu na rękawiczkach zaświecił się napis: POCZĄTEK
TRANSFERU WSPOMNIEŃ.
♦ 144 ♦
♦ NIEZNAJOMY U DRZWI ♦
W tym momencie zaczęły działać wyrafinowane urządzenia w zamieszkanej przez
Grigory'ego upiornej willi na peryferiach. Na komputerach pojawiły się obrazy
chłopczyka
0
krótkich blond włosach i beztroskim spojrzeniu, który biegł po trawniku. Ten
sam chłopczyk w czarnym fartuszku
1
niebieskim krawaciku był potem w szkole i spoglądał nieszczęśliwym
wzrokiem. Następnie pojawił się młody mężczyzna w marynarce i krawacie oraz jego
żona Marguerite w sukni ślubnej. Obydwoje byli bardzo młodzi i bardzo
podekscytowani. Potem gładko wygolony Robert i jego pierwszy dzień w pracy.
Robert czekający niecierpliwie w poczekalni szpitala, w którym jego żona rodziła ich
syna.
Obrazy zaczęły się zmieniać coraz szybciej, a komputer bez przerwy je rejestrował.
9
ZASZYFRDWA N A WIADDMDŚĆ
Odd wszedł do gabinetu dyrektora pod eskortą Jima Mora-lesa. Gdy tylko pan
Delmas podniósł głowę znad leżących na biurku dokumentów, chłopiec wyślizgnął
się z uchwytu wuefisty i wybuchnął:
-
Wczoraj wieczorem to nie była moja wina! Poszedłem tylko do łazienki i przez
pomyłkę wszedłem do pokoju pańskiej córki! Jestem niewinny!
Dyrektor pokiwał głową z poważną miną.
-Wiem, Odd.
-
Skąd pan wie?
-
Nie wezwałem cię z powodu twojej kary.
Odd uśmiechnął się, usiadł na jednym ze skórzanych foteli i założył nogę na nogę.
Jeśli jest niewinny, chętnie porozmawia z dyrem.
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Proszę mi wszystko powiedzieć. Potrzebuje pan mojej pomocy? A może rady?
Delmas i Jim spojrzeli na niego z politowaniem.
-
Wie pan, jestem dobrym słuchaczem, choć może nie wyglądam na takiego -
błaznował dalej Odd. - Jeśli ma pan problemy, może pan o nich ze mną
porozmawiać!
Dyrektor potrząsnął głową i znowu przybrał poważną minę, taką jaką miał chwilę
wcześniej.
-
Nie, Odd. Obawiam się, że stało się coś poważniejszego. Przed chwilą
dzwoniła do mnie twoja mama.
Chłopiec zerwał się na nogi, natychmiast zapominając o głupich żartach.
-
Czy coś się stało?
-
Wygląda na to, że tej nocy do twojego domu włamali się złodzieje. I
zaatakowali twojego tatę. Nie chcę cię martwić, ale w tej chwili on leży w szpitalu.
Odd zaczął coś bełkotać. Jim położył mu rękę na ramieniu, żeby go uspokoić.
Dyrektor kiwnął głową.
-
Twój tata nie jest ranny, ale jest w szoku. Zabrali go do szpitala na obserwację,
nic więcej. Jeśli chcesz, możesz pojechać go odwiedzić.
-
Pewnie, że chcę! - wykrzyknął natychmiast chłopiec.
♦ 148 ♦
♦ ZASZYFROWANA WIADOMOŚĆ ♦
-Tak myślałem, dlatego zadzwoniłem po taksówkę, zaraz przyjedzie. Jim zawiezie cię
na stację i pojedzie z tobą pociągiem. Twoja mama będzie na ciebie czekała.
Odd poczuł, że kręci mu się w głowie. To niemożliwe, żeby ktoś skrzywdził jego tatę,
najbardziej spokojnego i poczciwego człowieka na świecie. To był jakiś absurd.
Jim rozsiadł się w fotelu w superszybkim pociągu TGV i w mało elegancki sposób
skinął na Odda, żeby zajął miejsce koło niego. Nie był przyzwyczajony, żeby w
taktowny sposób zwracać się do uczniów. Wyglądał na raczej zakłopotanego.
Uśmiechnął się.
-
Nie przejmuj się, mm? Jimbo jest z tobą!
Chłopiec spojrzał na niego niepewnie.
-
Chciałbym zadzwonić do mamy.
Jim Morales pozwolił. Odd wyszedł na korytarz. Pociąg wyjechał z miasta,
stopniowo przyśpieszając. Za pół godziny Odd dojedzie do domu. Długie pół
godziny. Chłopiec wziął komórkę i zadzwonił do mamy. Mówiła poruszonym
głosem, choć starała się okazać spokój. Odd musiał długo nalegać, zanim
opowiedziała mu, co się stało. Czasami było strasznie trudno z nią rozmawiać.
-
Poszłam spać - mówiła - potem obudziłam się i usłyszałam dziwne hałasy: ktoś
zadzwonił do drzwi i twój tata zszedł
♦ 149 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
na dół otworzyć. Czekałam chwilę, ale nie wrócił na górę, więc się przestraszyłam.
Zeszłam na dół i zobaczyłam otwarte drzwi i półciężarówkę zaparkowaną przed
naszym domem. Kiedy wyszłam, jakiś facet wyrzucił twojego tatę ze skrzyni
ładunkowej i zwiał. A ja podbiegłam...
-
Co z nim? - spytał Odd i poczuł mrowienie na plecach.
-
Został tylko lekko podrapany, nic poważnego. Stracił przytomność, ten facet
musiał go walnąć czymś w głowę... Kiedy odzyskał przytomność, nic nie pamiętał.
Mama na chwilę przerwała, a potem jej głos zadrżał.
-
Och, Odd, wiedziałam, że coś się zdarzy! Już poprzedniego dnia czułam, że
ktoś mnie szpieguje w domu, potem była ta historia z otwartym oknem...
wysypanymi na podłogę zakupami...
Chłopiec zaczynał się naprawdę niecierpliwić. O czym ona mówi? Tata na szczęście
czuje się dobrze. Ale kto go napadł?
-
Mamo! - powiedział. - Spróbuj sobie przypomnieć. Opisz mi ten samochód.
-
Wydaje mi się, że był czerwony. Stary. Byłam zbyt przerażona, żeby myśleć.
Wydaje mi się, że w kabinie były dwa psy, które przyciskały pyski do szyby i
szczekały.
-
Psy\ - wrzasnął Odd. - Jesteś pewna?! Wezwałaś policję?!
♦ 150 ♦
♦ ZASZYFROWANA WIADOMOŚĆ ♦
-
Oczywiście, zrobią wizję lokalną w domu dzisiaj po południu.
-
Dobrze, ja już dojeżdżam.
Pomyślał chwilkę i dodał:
-
Kocham cię - a potem się rozłączył.
W czasie przerwy Jeremy zwykle wolał nie wychodzić na pogaduszki, tylko zostać w
klasie i spokojnie powtarzać materiał. W pustej klasie mógł się zrelaksować. Teraz
chciał przemyśleć wszystkie wydarzenia poprzedniego wieczoru. Richard, Eva. A
potem...
Zadzwoniła komórka. To był Odd. Osłupiały Jeremy wpatrywał się przez chwilę w
wyświetlacz, na którym widać było zdjęcie przyjaciela. Nie pojawił się w szkole tego
dnia.
-
Halo! - wykrzyknął.
Przez chwilę słuchał w milczeniu dziwnej historii. Usiłowano porwać ojca Odda!
Kiedy przyjaciel kończył mówić, w głowie Jeremy'ego zaświeciła się lampka
alärmowa.
-
Odd, posłuchaj dobrze. Wiesz, że nie wierzę w zbiegi okoliczności. Facet z
psami to ta sama osoba, która wymazała swój obraz z DVD. Jedź do szpitala i
wypytaj twoich starych, o co tylko się da. Zobacz, czy coś znaleźli, czy zauważyli
jakieś ślady... To może być ważne. My będziemy
♦ 151 ♦
♦ BEZIMIENNE MIAST ♦
tutaj prowadzić śledztwo w sprawie Richarda. I profesora Hoppera oczywiście.
Jeremy nie mógł zobaczyć Odda, ale usłyszał, że chłopiec stuknął się w czoło.
-
Zapomniałem! - powiedział głosem pełnym napięcia.
-
Co zapomniałeś?
-
Poprzedniego dnia, kiedy byłem w gabinecie dyra, zauważyłem, że na biurku
leży dossier Waldo Schaeffera. Możliwe, że Delmas coś wie!
Jeremy westchnął ze sceptycyzmem.
-
Ale sprawdziłem w szkolnym komputerze i informacje były...
-
To była duża teczka, Jeremy! Na okładce było napisane imię i nazwisko.
Naprawdę! Musicie je przeczytać. Jeśli znajdę coś ciekawego, też dam ci znać.
Muszę kończyć.
Jeremy wstał, schował komórkę do kieszeni i wybiegł z klasy.
Szpital, nowoczesna poliklinika, składał się z kwadratowych budynków o różnej
wysokości, które były otynkowane na biało i błyszczały w słońcu. Wokół tego
kompleksu rozciągał się wielki park. Wypielęgnowanymi alejami pędziły karetki.
Odd i Jim Morales wysiedli z samochodu Margu-erite, która przyjechała po nich na
stację. Wspólnie poszli
♦ 152
♦ BEZIMIENNE MIASTD ♦
tutaj prowadzić śledztwo w sprawie Richarda. I profesora Hoppera oczywiście.
Jeremy nie mógł zobaczyć Odda, ale usłyszał, że chłopiec stuknął się w czoło.
-
Zapomniałem! - powiedział głosem pełnym napięcia.
-
Co zapomniałeś?
-
Poprzedniego dnia, kiedy byłem w gabinecie dyra, zauważyłem, że na biurku
leży dossier Waldo Schaeffera. Możliwe, że Delmas coś wie!
Jeremy westchnął ze sceptycyzmem.
-Ale sprawdziłem w szkolnym komputerze i informacje były...
-
To była duża teczka, Jeremy! Na okładce było napisane imię i nazwisko.
Naprawdę! Musicie je przeczytać. Jeśli znajdę coś ciekawego, też dam ci znać.
Muszę kończyć.
Jeremy wstał, schował komórkę do kieszeni i wybiegł z klasy.
Szpital, nowoczesna poliklinika, składał się z kwadratowych budynków o różnej
wysokości, które były otynkowane na biało i błyszczały w słońcu. Wokół tego
kompleksu rozciągał się wielki park. Wypielęgnowanymi alejami pędziły karetki.
Odd i Jim Morales wysiedli z samochodu Margu-erite, która przyjechała po nich na
stację. Wspólnie poszli
♦ 152 ♦
♦ ZASZYFROWANA WIADOMOŚĆ ♦
w stronę budynku oddziału chirurgii, gdzie leżał tata Odda. Lekarze przewieźli go
tam, bo na ostrym dyżurze nie było wolnych łóżek.
Gdy szli, chłopiec zerkał ukradkiem na mamę. Czoło miała pocięte zmarszczkami i
patrzyła niewidzącym wzrokiem. Wyglądała na zdruzgotaną.
Instynktownie podszedł do niej i wziął ją za rękę:
-
Jesteś pewna, że tata czuje się dobrze?
-
Tak, tak, na pewno... Jest tylko w lekkim szoku. Ale to mu szybko przejdzie,
jestem pewna.
Gdy weszli do szpitala, poczuli zapach środków do dezynfekcji pomieszany z
delikatną wonią kawy z automatu. Marguerite zatrzymała się na chwilę w recepcji,
potem poprowadziła Odda i Jima do pokoju Roberta. W małej salce było gorąco i
duszno. Na dwóch pozostałych łóżkach leżeli staruszkowie w piżamach. Spali
głęboko i chrapali.
Odd podszedł do drzwi i wsunął głowę do środka. Jego tata nie spał i patrzył w s.ufit.
Jedno oko miał podbite. Głowa była zabandażowana, a na ramieniu, które wystawało
znad białej pościeli, widać było brzydką ranę. To były skutki upadku ze skrzyni
ładunkowej półciężarówki.
Chłopiec wszedł nieśmiało i podszedł do łóżka, starając się uśmiechnąć.
-
Jak się masz? - spytał.
♦ 153 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-Ty na szczęście czujesz się dobrze!
Chłopiec nie poznał tego wysokiego i lekko piskliwego głosu.
-
Oczywiście, że czuję się dobrze, tato. Nic mi się nie stało.
Robert się uśmiechnął.
-
Cieszę się. Walter zwolnił mnie i... Jak leci?
Odd nachylił się nad nim, szeroko otwierając oczy.
-
Walter? O kim mówisz, tato? '
-
Tu wszystko będzie dobrze, głowę daję. I mam ochotę na ciasteczka. Walter...
co za pech, ale jest jeszcze rozliczenie sprzedaży do zrobienia albo...
Jeszcze przez chwilę Robert bełkotał bezsensowne zdania, a potem zmęczony opuścił
głowę na poduszkę. Odwrócił twarz w stronę syna.
-
Chyba cię znam, chłopcze. Jak masz na imię?
-
Odd, tato. Jestem Odd.
-
Ładne imię. Po angielsku znaczy „dziwny", wiesz o tym? Jeślibym miał syna,
tak bym go nazwał. Ty też jesteś trochę dziwny. Co za fryzura!
Odd przytaknął, pocałował go w policzek i wrócił do mamy i Jima, którzy czekali na
niego na korytarzu.
-
Źle z nim - stwierdził poważnie.
Zakłopotany Jim kaszlnął. Mama złapała syna za ramię i przytuliła nerwowo.
♦ 154 ♦
♦ ZASZYFROWANA WIADOMOŚĆ ♦
-Ależ skąd, już ci mówiłam, jest w szoku. Lekarze twierdzą, że to przez uraz, jakiego
doznał, ale szybko wróci do siebie. Nie powinieneś się martwić.
Odd milczał przez chwilę. W tej chwili jedyne, co mógł zrobić, żeby naprawdę
pomóc swojemu ojcu, to odkryć, kim był napastnik. Musiał wypytać dokładnie
mamę, tak jak radził mu Jeremy.
-
Jim - poprosił - mógłbyś pójść do baru i przynieść nam gorącej herbaty?
Mamie na pewno dobrze by to zrobiło.
Nauczyciel od razu wykorzystał okazję, żeby dać nogę. W szpitalach czuł się
nieswojo.
Odd uśmiechnął się, widząc, jak odchodzi, potem wskazał matce dwa wolne krzesła
w poczekalni. W rogu pod sufitem wisiał mały telewizor. Leciał w nim program
kulinarny, tylko że bez dźwięku. Usiedli dokładnie pod telewizorem i Odd poprosił
mamę:
-
Opowiedz mi dokładnie o wszystkim, co zdarzyło się wczoraj. Co widziałaś?
Czy znalazłaś coś dziwnego?
Marguerite zaczęła mówić, ale nie pamiętała więcej niż to, co powiedziała przez
telefon. Półciężarówka, chyba czerwona, dwa psy. Samochód odjechał z piskiem
opon, gdy tylko wyjrzała z domu.
-
A, jest jeszcze to - dodała w końcu Marguerite. Pogrzebała w torebce i
wyciągnęła z niej brudny prostokątny
♦ 155 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
kawałek szarego plastiku. Wyglądał, jakby przejechał po nim samochód, może
właśnie ta półciężarówka.
Odd wziął go do rąk i obrócił w palcach.
-
Co to jest? Przypomina kartę pamięci do aparatu.
-
Znalazłam to koło taty, kiedy do niego podbiegłam. Mówisz, że powinnam
zanieść ją na policję? Może zgubił ją bandyta.
Karta pamięci... Bardzo dziwne. Odd włożył kawałek plastiku do kieszeni. Może
zawierał jakiś trop. Obejrzy go spokojnie.
-
Nie - skłamał. - Ta karta pamięci na pewno należy do taty. Są na niej służbowe
dokumenty albo coś w tym stylu. Powiedziałaś, że wczoraj nocą pracował, prawda?
W tym momencie przyszedł Jim, niosąc dwa jednorazowe kubki pełne wrzącego
płynu. Zobaczył ich i uśmiechnął się. Nie zauważył pielęgniarki, która szła szybkim
krokiem przez korytarz. Wpadł na nią i wylał wszystko na podłogę.
Odd uderzył się ręką w czoło.
-
Nic się nie stało! - krzyknął do nich Jim. - Już ja się tym zajmę, Jimbo naprawi
wszystko. Już idę po drugą herbatę dla was!
Ulrich westchnął. To jemu zawsze trafiały się najbardziej niewdzięczne prace.
♦ 156 ♦
♦ ZASZYFROWANA WIADOMOŚĆ ♦
Stołówka w Kadic była pełna dzieci. Rozmawiały i szukały wolnego miejsca, żeby
usiąść. Sissi siedziała obok swoich przyjaciół, Hervégo i Nicolasa, ale gdy tylko
zobaczyła, że Ulrich się zbliża, zepchnęła Hervégo z krzesła i uśmiechnęła się.
-
Co za miła niespodzianka, Ulrich! Szukałeś mnie?
-
Uhm, tak - burknął.
-
Siadaj, może zjesz ze mną? Hervé i Nicolas już właśnie sobie idą.
-
Ale my...
-JUŻ SO-BIE IDZIE-CIE-dokończyła Sissi tonem niezno-szącym sprzeciwu. Dwaj
chłopcy wzięli więc pełne jeszcze tace i poszli gdzie indziej.
Ulrich usiadł obok dziewczynki, która objęła go za szyję, przyciskając swój policzek
do jego policzka.
-
Mów więc.
-Ja... no... w sumie... Potrzebowałbym...
-Pomocy, ależ oczywiście - dokończyła łagodnie. - Więc potrzebujesz mnie.
Ulrich szybko rozważał to, co zasugerował mu tego ranka Jeremy po rozmowie z
Oddem. Łatwo powiedzieć: „Trochę przy-milania się, zgrabna historyjka i gotowe".
Ale czemu nie?
Trzeba było dostać się do gabinetu dyrektora Delmasa, żeby wziąć teczkę z dossier
Waldo Schaeffera. Ktoś musiał
♦ 157 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
odwrócić uwagę dyra. Najlepiej do tego celu nadawała się Sissi. Potrzebny był tylko
pretekst, żeby przekonać dziewczynkę. Kilka dni wcześniej pani Hertz postawiła
Ulrichowi niedostateczny z przedmiotów ścisłych. Mógł więc powiedzieć Sissi, że
chce zrobić psikusa pani Hertz, ale potrzebuje do tego klucza od jej gabinetu... klucza
strzeżonego razem z innymi kluczami w królestwie dyrektora Delmasa. Według
Jeremy'ego była to superściema.
Kiedy Ulrich skończył bełkotać, Sissi uśmiechnęła się pobłażliwie:
-
Wiedziałam, że pod tą maską twardziela kryje się coś, ale nie wiem, czy
mogę...
-
Chodźmy i pomóż mi. Potem będziemy mogli uczcić to razem - chłopiec
nabierał odwagi, w miarę jak mówił. Pamiętał wszystkie wskazówki Jeremy'ego. -
Razem przeprowadzimy misterny plan niebezpiecznej eskapady. Tak jak Cyklop i
Jean Grey.
-
Kto?
-
Jak d'Artagnan i Konstancja Bonacieux. Jak Robin Hood i lady Marion -
próbował Ulrich.
Wyraz niezrozumienia na twarzy dziewczynki zmienił się w szeroki uśmiech.
-
Lady! To mi się podoba!
-
No właśnie. A więc pomożesz mi?
158
♦ ZASZYFROWANA WIADOMOŚĆ ♦
-
Widzimy się o czwartej w moim pokoju. Przed pójściem będę mogła pokazać
ci moje nowe ciuchy.
Ulrich przytaknął, starając się ukryć niezadowolenie. Ciuchy! Ale w końcu to była
uczciwa cena za pomoc Aelicie w odnalezieniu jej mamy.
Wszedł do pokoju Sissi. Dziewczynka była umalowana i uśmiechała się szeroko.
Ubrała się w zielony, błyszczący top i w odblaskową, różową minispódniczkę. Ulrich
wzdrygnął się: jak można się tak odstawić?!
-
Podoba ci się? - spytała Sissi. - Tę spódniczkę wybrałam specjalnie dla ciebie.
Ulrich nie uznał tego za komplement. Dzielnie zniósł prawie półgodzinny pokaz
nowych strojów i wskazówki na temat mody, potem miał już dość i przypomniał
rozentuzjazmowanej Sissi, że robi się późno.
Zgodził się, żeby wzięła go pod ramię. Przemaszerowali przez internat i wyszli do
parku, a potem weszli do budynku administracji, gdzie znajdował się gabinet
dyrektora. O tej porze szkolne korytarze były prawie puste.
-
Załapałaś, co masz zrobić? - szepnął Ulrich, żeby przerwać nieznośną ciszę.
-Tak, tak. Ja odwrócę uwagę taty, a ty wejdziesz i weźmiesz klucze do pokoju pani
Hertz, a potem razem zwiejemy.
♦ 159 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Brawo.
Zatrzymali się przed ciężkimi drewnianymi drzwiami i Ulrich zapukał nieśmiało.
Cisza. Sissi otworzyła szeroko drzwi i wsadziła głowę do środka.
-
Nie ma taty - szepnęła konspiracyjnie. - Dawaj, wejdziemy i poszukamy
kluczy.
Ulrich zatrzymał ją.
-
Nie, poczekaj, a jeśli wróci? Wejdę sam, a ty zostaniesz i będziesz pilnować.
Jeśli przyjdzie twój tata, odwróć w jakiś sposób jego uwagę i odciągnij go daleko, tak
żebym mógł zwiać. Okej?
To był dobry plan.
Ulrich wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. W gabinecie pana Delmasa jak
zwykle panował porządek. Na biurku koło okna leżał tylko piórnik. Po lewej, na
ścianie, wisiał pęk kluczy do wszystkich drzwi w szkole Kadic. Po prawej, obok
dwóch foteli z czarnej skóry, znajdowało się wysokie metalowe archiwum.
-
Cholera - zaklął Ulrich. - Kawał roboty.
Archiwum oczywiście było zamknięte. Klucze zawieszone na murze nie miały
etykietek. Rety! W jaki sposób dyro znajdował właściwy klucz?
Chłopiec potrzebował dziesięciu minut, żeby otworzyć archiwum. Musiał kolejno
wypróbować wszystkie klucze. Oka-
♦ 160 ♦
Archiwum sprzętu detektywistycznego i szpiegowskiego agenta Grigory'ego
Nictapolusa. Materiały ściśle tajne.
Pozłacana szpilka organizacji Green Phoenix. Przedstawia lecącego Feniksa.
Noszona np. przez Hannibala Maga.
Pojazd Grigoiyego Nictapolusa. Podrasowany silnik (osiąga 220 km/godz.).
Nawigacja GPiT
połączona z mikropluskwą.
karta pamięci ze wspomnieniami roberta della robbii
rottweilery grigory'ego
Teczki z dossier!
, uczniów ¿-'i nauczycieli gimnazjum Kadic
podanie o przyjęcie do gimnazjum kadic
nożyce do drutu kolczastego
paralizator generujący prąd o wysokim napięciu
paszport grigory'ego nictapolusa
mikrokamera szpiegowska
urządzenie podsłuchowe rejestrujące fale radiowe
Model z siedmiostrzałowym magazynkiem. Lekki i łatwy w obsłudze, ukryty pod
ubraniem jest niewidoczny.
Digital Video Recorder - przenośny rejestrator cyfrowy. Służy do sterowania
kamerami z odległości i do rejestrowania obrazu, kiedy będzie taka potrzeba.
Taśma klejąca, nożyczki, śrubokręty, śruby z nakrętkami i klucze francuskie. Grigory
Nictapolus używał ich prawdopodobnie do składania komputera, zakładania
mikropluskw i przygotowywania bazy operacyjnej wyposażonej w wyrafinowane
urządzenia.
Prototyp wymyślony dla amerykańskiego wojska. Nigdy nie wszedł do seryjnej
produkcji. Nie wiadomo, w jaki sposób organizacja Green Phoenix zdołała wejść w
jego posiadanie. Model ma celownik o dużej precyzji działający w podczerwieni.
Walizeczka zawiera drugie dno chronione niewidocznym zabezpieczeniem
Zamek walizeczki Grigoryego. Jeślii nie zostanie otwarty we właściwy sposób, we
wnętrzu walizeczki rozlewa się silnie żrący kwas, który niszczy dokumenty,
materiały i urządzenia.
RĘKAWICZKI WYSYSAJĄCE WSPOMNIENIA ^ Pozwalają pobrać i
zarejestrować wspomnienia • jakiejś osoby i zapisać je na karcie pamięci ! albo
przesłać do komputera. Na opuszkach l palców zamieszczone są elektrody
podłączone l do wyświetlacza LCD z potencjometrem.
Dzięki dotykowemu ekranowi potencjometr pozwala wybrać wspomnienia, które
mają zostać zarejestrowane i wykasowane.
♦ ZASZYFROWANA WIADOMOŚĆ ♦
zało się, że tak jak to zwykle bywa, właściwy klucz był ostatni. W archiwum
znajdowały się wszystkie dokumenty dotyczące uczniów i nauczycieli z Kadic.
Otworzył szufladkę z naklejką P-Z i zaczął szukać. Była też teczka z jego dossier,
Ulrich Stern. Miał mało czasu, ale nie mógł się powstrzymać, żeby nie zajrzeć do
środka. Na pierwszej stronie przylepiona była karteczka pani Hertz, która napisała:
Chłopiec inteligentny, ale nie przykłada się do nauki. Ulrich potrząsnął głową i dalej
przeglądał archiwum wstecz: Stern, Stainer, Skinner, Salper... Nie było Schaeffera.
Może był pod W jako Waldo? Tam też nie. „Gdzie dyro wsadził tę teczkę?",
zastanawiał się, zamykając szufladę.
Sissi zapukała do drzwi i zerknęła.
-
Pośpiesz się, denerwuję się... Hej, co ty, do licha, robisz?
-
Nic, nie mogę znaleźć właściwego klucza.
-
Streszczaj się.
Ulrich, gdy został sam, zaczął krążyć po pokoju. Musiało to być gdzieś tu... Biurko!
Pod blatem były trzy szuflady-też zamknięte. Można je było dostrzec tylko z fotela
dyrektora, dlatego Ulrich nie zobaczył ich wcześniej. Gorączkowo wypróbował
kolejno wszystkie klucze, ale szuflady się nie otwierały. Zamek był trochę za mały.
Gdzie Delmas schował klucz do nich?
Sissi znowu zapukała do drzwi. Zaczynała się niecierpliwić. Zdesperowany Ulrich
schylił się, żeby zobaczyć, czy
♦ 161 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
nie ma klucza przyklejonego taśmą klejącą pod blatem. Nic. Na biurku był tylko
piórnik... No i jest klucz, schowany pod gumkami do wycierania!
W pierwszej szufladzie znajdowała się pożółkła teczka. Był na niej napis flamastrem:
Waldo Schaeffer. Udało się!
Wsadził teczkę za pasek spodni i przykrył ją koszulką, odłożył wszystko na miejsce i
otworzył drzwi.
-
Gotowe - powiedział do Sissi. - Wielkie dzięki.
W tym momencie w głębi korytarza pojawił się dyrektor Delmas.
-
Co tu robicie?
Ulrich poczuł, że serce przestaje mu na chwilę bić.
-
Przyszliśmy poszukać pana dyrektora - odpowiedział szybko. - Bo, yyy, Sissi
chciała z panem porozmawiać, a ja przyszedłem z nią dla towarzystwa. Ale teraz
muszę już iść, jest późno, a nie skończyłem pracy domowej. Do widzenia!
Popędził co sił w nogach wzdłuż korytarza.
Jeremy i Yumi zapukali do pokoju Aelity. Otworzył im Odd.
-
Co tu robisz? - spytali chórem. - Jak się czuje twój tata?
Chłopiec wpuścił ich do środka. Ulrich siedział na łóżku koło Aelity. Ręce
skrzyżował za głową.
Odd wzruszył ramionami.
♦ 162 ♦
♦ ZASZYFROWANA WIADOMOŚĆ ♦
-
Niby nieźle, ale jest w totalnym szoku. Nie pamiętał nawet, że jestem jego
synem... Moja mama rozmawiała z lekarzami. Powiedzieli, że po silnym uderzeniu w
głowę to normalne. Chciałem jak najszybciej tu wrócić. W pewien sposób to, co się
zdarzyło, to nasza wina...
-
Ej - powiedziała Aelita, biorąc go czule pod ramię. -To nie twoja wina.
Naprawdę!
-
Wiem. Ale to my możemy znaleźć wyjście z tej paskudnej historii.
Jeremy zauważył grubą teczkę na biurku i odwrócił się w stronę Ulricha.
-
Udało ci się? Znalazłeś dossier?
-
Tak. I uwolniłem się od Sissi. Ale chciałem na was poczekać z otwieraniem.
Jeremy z namaszczeniem wziął teczkę i wszyscy usiedli na podłodze, opierając się
plecami o łóżko. Chłopiec zdjął gumkę z teczki i przewrócił stronę okładki z żółtego
papieru. Na wewnętrznej stronie przyklejono dużą, zamkniętą kopertę, na której było
napisane: Dziękuję, że pan dyrektor zgodził się to przechować.
-
Pismo pani Hertz! - krzyknął Ulrich. No tak, równe rządki pisma pani Hertz
znali dobrze z jej komentarzy do swoich klasówek.
-
Co ona ma z tym wspólnego? - zapytała Yumi.
♦ 163 ♦
♦ BEZIMIENNE MIAST ♦
-
Po kolei - uciszył ich Jeremy. - Teraz otworzymy ją i zobaczymy, co jest w
środku.
Za pomocą nożyka rozciął kopertę i wyciągnął z niej stos kartek. Rozłożył je na
podłodze.
-
Co to znaczy? - powiedział Odd, przyglądając się maleńkim znakom. - Z tego
nie da się nic zrozumieć!
-
To musi być zaszyfrowana wiadomość - zasugerowała Yumi.
Jeremy potrząsnął głową, przekręcając kartki. Niezrozumiałe znaki, litery, które
wyglądały, jakby zostały umieszczone przypadkowo. Musiało być co najmniej trzysta
stron!
-To nie jest wiadomość - zawyrokował na koniec. - Ale to jest kod programu. W
języku programowania Hoppix. To język wynaleziony przez profesora Hoppera, żeby
stworzyć Lyoko.
Dzieci zaczęły mówić jedno przez drugie.
-
Chcesz powiedzieć, że pani Hertz zna Lyoko?
-
Skąd ma ten kod?
-
Czy to ten sam kod, który nam pokazał Richard na swoim komputerze?
-
Co on robi?
-
Ej, przystopujcie! - przerwał im Jeremy. - Tak, ten sam co na komputerze. Nie,
nie mam pojęcia, co może zrobić ten program.
Odd się uśmiechnął.
♦ 164 ♦
mW
♦ ZASZYFROWANA WIADOMOŚĆ ♦
-
Łatwo to sprawdzić! Wystarczy pójść do starej fabryki, odpalić superkomputer
i przepisać to coś, nie? Zobaczymy wtedy, co się stanie.
-
Nie można odpalić superkomputera - syknął Jeremy.
-
Na wideo mój tata kazał nam go zniszczyć - przypomniała Aelita.
-
Nie możemy tak tego ciągnąć, ta historia robi się coraz bardziej tajemnicza -
sprzeciwiła się Yumi. - Superkomputer to jedyny sposób, żeby się w niej połapać.
Również Ulrich wtrącił swoje trzy grosze:
-Zapomnieliście o Xanie? Został pokonany, ale nie wiem, co mogłoby się zdarzyć,
gdyby...
-
Xana to już wspomnienie - wybuchnął Odd. Jeszcze tego brakowało, żeby
wracały problemy, z którymi się już uporali.
-
Ale superkomputera i tak nie można odpalić! - wrzasnął Jeremy.
Słowo „Xana" przejmowało go nadal dreszczem. Czy program, który on i profesor
Hopper odpalili w Kartaginie, naprawdę był w stanie pokonać każdy pojedynczy
fragment tej złowrogiej sztucznej inteligencji? Profesor przecież podtrzymał ten
program, oddając swoją siłę witalną.
Odd zerwał się gwałtownie na nogi i z rozmachem otworzył drzwi. Do środka wpadła
Eva Skinner.
♦ 165 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Co tu robisz? - spytał zmieszany.
Dziewczynka uśmiechnęła się do niego ciepło.
-
Nic. Szukałam Aelity i chciałam zapukać, ale usłyszałam, że krzyczycie
superkomputer to, superkomputer tamto. O czym mówiliście?
-
O... o niczym - pośpiesznie odpowiedział Jeremy.
Odd spojrzał na niego z wyrzutem.
-
No, powiedzmy jej. Wczoraj nam pomogła, możemy jej zaufać. Może właśnie
jest okazja, żeby wyjaśnić jej trochę tajemnic.
Yumi wstała.
-
Ale obiecaj, Eva, że nie powtórzysz nikomu.
-
Obiecuję.
W willi na peryferiach Grigory Nictapolus podał kość Hannibalowi, który zaczął ją
gryźć, wyciągnięty na dywanie.
Mężczyzna znowu skupił się przed monitorami i zaśmiał szyderczo:
-
Macie zupełną rację, dzieciaki. Idźcie do superkomputera, ja też nie powiem
nikomu. Słowo harcerza.
10
ADRES
I KOSZMAR
Dzieci szły gęsiego przez park Kadic. Minęła piąta po południu i słońce już powoli
zachodziło, kryjąc się za wierzchołkami drzew.
-
Nie jest ci zimno, Evo? - spytał Odd. - Masz rozpiętą kurtkę.
-
Jestem zahartowana - uśmiechnęła się ciepło Eva.
-
Myślałem, że jesteś z gorącej Kalifornii.
Jeremy nakazał im gestem, żeby siedzieli cicho. O tej porze park Kadic był pusty, ale
nigdy nic nie wiadomo. Nikt nie może się dowiedzieć, że istnieje tajne przejście. Szli
w stronę Pustelni, aż zobaczyli między drzewami tylną ścianę opuszczonej willi.
Potem Jeremy wskazał miejsce, w którym pokrywa śnieżna była cieńsza.
-
Jesteśmy - powiedział. - Pomożecie mi odkopać?
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Odd wysunął się śmiało naprzód. Był gotowy na wszystko, żeby tylko zrobić
wrażenie na Evie. Stanął na szeroko rozstawionych nogach i zaczął szybko
rozgarniać śnieg dłońmi, jak pies, który kopie dołek.
-
Ostrożnie! - wrzasnął Ulrich, trafiony zmrożonym śniegiem.
Yumi i Aelita nie mogły powstrzymać się od śmiechu.
Odd wskazał metalową płytę od studzienki, znad której odgarnął śnieg.
Jeremy przyglądał mu się krytycznie.
-
Schodzimy? Odd, czy nie powinieneś wrócić do pokoju? Masz jeszcze szlaban.
-
Jim jest padnięty po podróży. Jak tylko przyjechaliśmy do Kadic, zmył się do
pokoju i poszedł spać. Luzik!
Yumi i Ulrich odsunęli na bok klapę.
-
Dobra, włazimy.
Dzieci zeszły w dół i poprowadziły Evę wzdłuż cuchnących ścieków. Od czasu do
czasu przemykał przed nimi szczur z obrzydliwym, różowawym ogonkiem.
Odd obserwował Evę spod oka. Wyglądało na to, że spacer kanałami nie robi na niej
specjalnego wrażenia. Ameryka musi być bardzo dziwnym krajem, skoro
dziewczynka nie brzydzi się wejść do kanału, w którym cuchnie i roi się
♦ 168 ♦
♦ ADRES I KOSZMAR ♦
od szczurów. Yumi, gdy zeszła tu po raz pierwszy, wzdrygnęła się z obrzydzenia. A
Eva nic.
Gdy tylko weszli na żelazny most, Odd położył rękę na ramieniu Evy.
-
Ładnie to wygląda, co? Patrz, ile śniegu leży na dachu fabryki.
-
Miejmy nadzieję, że nie spadnie on nam na głowę - odpowiedziała Yumi,
wskazując tabliczki ostrzegawcze umocowane na bramie, która zamykała drogę za
nimi. - Czy kiedykolwiek pomyśleliście, że te ostrzeżenia mogą być prawdziwe?
-
Służą one tylko do odstraszania nieproszonych gości -uspokoił ją Jeremy. -
Lepiej wejdźmy do środka, na dworze zaczyna się robić naprawdę zimno.
Oprowadzili Evę po fabryce i pokazali jej trzy podziemne kondygnacje.
Dziewczynka rozglądała się dookoła i poruszała z dziwnym spokojem, tak jakby była
tu już tysiąc razy. Kiedy podeszli do konsoli sterowania superkomputera, Jeremy
usiadł na fotelu, wskazał metalowy krąg na podłodze i wyjaśnił:
-To jest rzutnik holograficzny. Konstrukcja u góry służy do projekcji
trójwymiarowego obrazu Lyoko wraz z mapą. Dzięki temu urządzeniu mogłem
zobaczyć dokładną pozycję moich przyjaciół i potworów Xany.
♦ 169 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Xany? - spytała natychmiast dziewczynka.
-
Tak. No cóż, to długa historia... trafiłem w to miejsce przez przypadek,
zaciekawiło mnie i odpaliłem superkomputer. Odkryłem, że mieścił się w nim
wirtualny świat, Lyoko, a w tym świecie znajdowała się piękna elfka...
Aelita zaczerwieniła się i uszczypnęła go, a potem szepnęła:
-
To byłam ja.
-Tylko że Aelita nie była jedyną mieszkanką Lyoko - ciągnął Jeremy. - Był tam także
Xana, złośliwa istota, która potrafiła sterować potworami. Xana był bardzo potężny.
Wykorzystywał wieże w Lyoko i przedostawał się do naszego świata za pomocą
aparatury elektronicznej, żeby atakować ludzi.
Yumi wtrąciła:
-
Dlatego ja, Ulrich i Odd zaczęliśmy korzystać z kolumn--skanerów, aby
przenosić się do Lyoko. Stawaliśmy się tam cybernetycznymi wojownikami i
walczyliśmy z Xaną.
-
Udało się im uwolnić mnie z Lyoko i zrobić ze mnie znowu normalnego
człowieka - dopowiedziała Aelita.
-A potem dalej prowadziliśmy naszą walkę do momentu, aż pokonaliśmy Xanę raz na
zawsze - zakończył Odd. -1 wyłączyliśmy superkomputer.
-
A więc ten Xana nie był w sumie taki potężny, skoro udało się wam go
pokonać - Eva znów uśmiechnęła się ciepło.
♦ 170*
♦ ADRES I KOSZMAR ♦
-
Pewno, że nie - przytaknął Odd. - W gruncie rzeczy to był tylko głupi program
komputerowy.
Jeremy spojrzał na niego lodowato i wyjaśnił Evie:
-To wcale nie było takie łatwe. Bez pana Hoppera, taty Aelity i twórcy Lyoko, nie
udałoby się. No i Xana nieźle nam namieszał. Raz opanował mózg naszego kolegi,
Williama Dunbara, i zmienił go w potwora.
Oczy Evy rozbłysły.
-
Chcesz powiedzieć, że on mógł przejmować kontrolę nad ludźmi?
-
Mógł to robić dzięki wieżom - przytaknęła Yumi. - Ale na szczęście zawsze to
zauważaliśmy.
Tym razem Eva uśmiechnęła się dziwnie.
i
Yumi wyciągnęła się na łóżku i odwróciła w stronę Aelity i Jeremy'ego, którzy
siedzieli obok niej.
-
Widzieliście, jaką minę zrobiła? - zapytała, mając na myśli Evę.
-Trzeba ją zrozumieć—usprawiedliwiał koleżankę Jeremy. - W końcu w ciągu
godziny pokazaliśmy jej fabrykę i zrobiliśmy megastreszczenie ze wszystkich
naszych przygód. Musiała być zszokowana.
Yumi popatrzyła na niego w zamyśleniu.
-
Być może...
♦ 171 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Aelita postanowiła zmienić temat rozmowy.
-
A co zrobimy z plikiem, który znaleźliśmy w gabinecie dyra? Jeremy, musi być
jakiś sposób, żeby odkryć, co znaczy ten kod programowania, no nie?
Chłopiec przytaknął, podszedł do biurka i wziął jeszcze raz papierową teczkę. Zaczął
przeglądać kartki, jedną po drugiej.
-
To wcale nie takie proste. Hoppix jest niskopoziomowym językiem
programowania. Praktycznie jest to instrukcja obsługi sprzętu, a więc... - przyjrzał się
twarzom przyjaciół. -Innymi słowy, nie jest łatwo przewidzieć, co zrobi program, gdy
zostanie włączony. Jedyny sposób, żeby go wypróbować, to odpalić superkomputer, a
o tym nie ma nawet mowy... - zatrzymał się nagle, przeglądając jedną stronę, puścił
kartkę i drżącymi rękoma pokazał dziewczynkom pożółkłą ze starości karteczkę.
Yumi i Aelita otoczyły go ciasno.
-
To jest adres.
-
W Brukseli - dopowiedziała Aelita.
-
Napisany charakterem pisma pani Hertz. I ta karteczka była ukryta w dossier.
Jest tak mała, że nie zwróciłem na nią wcześniej uwagi - powiedział Jeremy.
Yumi wpatrzyła się w niego.
-
Co, waszym zdaniem, ona może znaczyć?
♦ 172 ♦
♦ ADRES I KOSZMAR ♦
Skonsternowani popatrzyli jedno na drugie.
-
Nie mam pojęcia - przyznał w końcu Jeremy.
-
Cóż - powiedziała Yumi. - Sądzę, że jeśli karteczka była w środku, nie mogła
trafić do tej teczki przypadkowo. Musi mieć coś wspólnego z tymi papierami i z
panem Hopperem, no nie?
-
Musimy to sprawdzić.
-
Dzisiaj jest piątek - przypomniała Yumi. - Ja i Ulrich możemy wyjechać jutro
rano i wrócić wieczorem. Mogę powiedzieć moim starym, że w ten weekend zostanę
w Kadic u koleżanki...
Jeremy spojrzał na nią zza okularów.
-
Chcecie pojechać sami aż do Brukseli? Do innego państwa? Yumi, chyba
pamiętasz, jak się skończyła nasza poprzednia podróż!
Ostatniego wieczoru przed końcem bożonarodzeniowej przerwy dzieci przejechały
pół Francji w poszukiwaniu tajemniczego mężczyzny, Philippe'a Broulet, od którego
dowiedziały się o istnieniu tajnego pokoju w Pustelni. Jedyny problem stanowiła
podróż powrotna. Pedantyczny konduktor
wezwał policję, ponieważ byli „nieletnimi podróżującymi bez
i
opieki". Paskudna historia.
-
Będziemy bardzo ostrożni - parsknęła Yumi. - A poza tym to tylko parę godzin
w pociągu. Wszystko będzie dobrze.
♦ 173 ♦
♦ BEZIMIENNE MIAST ♦
-
Czego się tam spodziewacie?
-
Za pierwszym razem odkryliśmy tajny pokój. Nie wiadomo, co będzie tym
razem, ale to może być bardzo ważne.
Tego wieczoru w stołówce Ulrich w milczeniu wysłuchał Yumi. Potem powiedział:
-Ty i ja będziemy podróżować sami?
-Tak.
-
Do Brukseli?
-Tak.
Ulrich uśmiechnął się, mając w pamięci przełomowe: „nie jesteśmy tylko
przyjaciółmi", które próbował wyznać dziewczynce zaledwie kilka dni wcześniej.
-
Jak dla mnie, super!
Odd, który właśnie kończył drugi kotlet z kurczaka, wybełkotał z pełnymi ustami:
-
To nie fair, ja też chcę jechać!
-
Masz szlaban - przypomniał mu Ulrich. - Przykro mi, ale możemy jechać tylko
ja i Yumi. Tylko my wyglądamy
na trochę starszych.
Uśmiechnął się od ucha do ucha. Jego marzenie się spełniało. Będą wreszcie we
dwoje i będą mieli trochę czasu na rozmowę. Zauważył, że Yumi też się uśmiecha.
Wstał od stołu.
♦ 174 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Czego się tam spodziewacie?
-
Za pierwszym razem odkryliśmy tajny pokój. Nie wiadomo, co będzie tym
razem, ale to może być bardzo ważne.
Tego wieczoru w stołówce Ulrich w milczeniu wysłuchał Yumi. Potem powiedział:
-
Ty i ja będziemy podróżować sami?
-
Tak.
-
Do Brukseli?
-Tak.
Ulrich uśmiechnął się, mając w pamięci przełomowe: „nie jesteśmy tylko
przyjaciółmi", które próbował wyznać dziewczynce zaledwie kilka dni wcześniej.
-
Jak dla mnie, super!
Odd, który właśnie kończył drugi kotlet z kurczaka, wybełkotał z pełnymi ustami:
-
To nie fair, ja też chcę jechać!
-
Masz szlaban - przypomniał mu Ulrich. - Przykro mi, ale możemy jechać tylko
ja i Yumi. Tylko my wyglądamy na trochę starszych.
Uśmiechnął się od ucha do ucha. Jego marzenie się spełniało. Będą wreszcie we
dwoje i będą mieli trochę czasu na rozmowę. Zauważył, że Yumi też się uśmiecha.
Wstał od stołu.
♦ 174 ♦
♦ ADRES I KOSZMAR ♦
-
Pozwólcie mi tylko zadzwonić do domu, nie rozmawiałem ze starymi od kilku
dni, a nie chcę, żeby dzwonili do szkoły akurat jutro, kiedy mnie nie będzie. Jeśli z
nimi dzisiaj pogadam, będę miał spokój na trzy albo cztery dni.
Wyszedł ze stołówki, ukłonił się Jimowi Moralesowi, który na korytarzu czekał na
Odda, żeby odprowadzić go do pokoju. Potem poszedł do pustego parku. Mimo że
nie miał na sobie kurtki, nie odczuwał przenikliwego zimna. Podróż z Yumi!
Przygoda z nią! O czym więcej mógł marzyć?
Wyjął komórkę i zadzwonił do domu.
-
Cześć, tato, to ja, Ulrich.
-
Ulrich. Jak w szkole? Dostałeś złe stopnie? - odpowiedział mu rozdrażniony
głos. Ojciec byt bardzo zirytowany. Widać w domu układało się coraz gorzej.
Chłopiec poczuł, że ze złości czerwienieją mu policzki. Tata zawsze tylko o jednym:
szkoła i stopnie. Nic więcej go nie interesuje.
-
W porządku - odpowiedział.
-
Co to ma znaczyć: „w porządku"? Dostałeś złe stopnie, czy nie?
-
Normalne stopnie, ta...
-
Czyli twoje normalne niedostateczne? Twoja normalna niezdolność do
uzyskania przyzwoitego stopnia, tak żeby cię nie oblali? Twoja...
175
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Ulrich usłyszał, że jego mama zaczyna wrzeszczeć:
-ZOSTAW GO W SPOKOJU! Nie rozumiesz, że za bardzo na niego najeżdżasz?
-JA NIE NAJEŻDŻAM NA NIKOGO! - wrzasnął jego tata, niemalże go ogłuszając.
- MAM PRAWO WIEDZIEĆ, CZY...
- Tato, przestań - szepnął chłopiec. - Wszystko w porządku. Kropka.
Ale rodzice już go nie słuchali.
-TO TWOJA WINA, ŻE NIGDY NIE DZWONI! - oskarżała mama.
-TO TWOJA WINA, ŻE NASZ SYN NIGDY NICZEGO NIE OSIĄGA!
Ulrich w milczeniu wysłuchał kłótni, która się stawała coraz bardziej ostra. Słyszał
odgłosy przesuwanych krzeseł i walącej w stół pięści. Westchnął i rozłączył się bez
pożegnania. Po tej „rozmowie w gronie rodzinnym" jego rodzice nie odezwą się
przez dłuższy czas.
Przynajmniej mógł spokojnie wyjechać.
Lyoko. Tym razem Aelita znajdowała się w sektorze lasu. Otaczały ją drzewa, które
niczym się od siebie nie różniły. Ich zielone wierzchołki odcinały się na tle żółtawego
nieba. Nie było słychać szelestu liści ani powiewu wiatru. Ona miała znowu postać
elfki i czuła się zdezorientowana, czego
♦ 176 ♦
♦ ADRES I KOSZMAR ♦
doświadczała za każdym razem, gdy przechodziła ze świata realnego do wirtualnego.
Obejrzała się. Zobaczyła Meduzę, potwora Xany. Przypominała ona ogromny
zamrożony stożek. Była przezroczysta. Składała się z substancji stanowiącej coś
pośredniego między szkłem a metalem. Wewnątrz pływał ohydny różowy mózg,
częściowo przysłonięty symbolem Xany. Na zewnątrz miała macki, które wyciągały
się w powietrzu w stronę dziewczynki.
Aelita zaczęła biec. Meduza była najbardziej niebezpiecznym stworzeniem, jakie
wróg był w stanie wysłać: wysysała wspomnienia. A Aelita nie chciała znowu stracić
pamięci, o nie, nie teraz.
Przyśpieszyła i wbiegła między drzewa. Szelest Meduzy zmienił się w stłumione
warczenie. Aelita obejrzała się, cały czas biegnąc. Potwór zmienił się teraz w psa,
ogromnego mastifa o rozdziawionym pysku i zakrwawionych zębach. .
Prawie ją doganiał, to była kwestia chwili.
Aelita spostrzegła, że nagle ziemia przed nią zaczęła znikać, zmieniając się w
cyfrowe morze tego samego żółtego koloru co niebo. Wpadła do niego, wrzeszcząc.
I otworzyła szeroko oczy - znowu koszmar! Była ubrana w piżamę, ochlapaną i
śmierdzącą ściekami. Ale nie znajdowała się w ściekach.
177
♦ BEZIMIENNE MIASTD ♦
Leżała w kałuży światła na betonowej podłodze. Padał na nią snop światła z lamp
zawieszonych u sufitu. Reszta tunelu tonęła w ciemności.
Wstała, drżąc, i przeszła kilka kroków. U jej stóp pojawiły się światła, a światła za jej
plecami zgasły. Szła dalej.
Czy to jest jeszcze sen, czy tym razem jest to już rzeczywistość? „A może ja znowu
lunatykowałam", pomyślała. Powoli tunel zaczął się zwężać, ściany stały się
kwadratowe i dziewczynka rozpoznawała to miejsce. Była w Pustelni.
Nie budząc się ze snu, weszła do tajnego przejścia, które prowadziło z Kadic przez
ścieki i dalej do domu jej taty. Ale dlaczego to zrobiła? I dlaczego psy, które
zaatakowały Ki-wiego, pojawiały się w jej snach razem z potworami Xany?
Aelita miała wrażenie, że ma to jakiś tajemniczy związek. Westchnęła i postanowiła
się zatrzymać. Nie chciała iść sama w nocy do Pustelni, zwłaszcza że kręcił się tam
obcy facet, który napadł na tatę Odda. O wiele lepiej wrócić bezpiecznie do łóżka.
Wracając, pomyślała, że po pierwsze powinna porozmawiać z Richardem.
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Leżała w kałuży światła na betonowej podłodze. Padał na nią snop światła z lamp
zawieszonych u sufitu. Reszta tunelu tonęła w ciemności.
Wstała, drżąc, i przeszła kilka kroków. U jej stóp pojawiły się światła, a światła za jej
plecami zgasły. Szła dalej.
Czy to jest jeszcze sen, czy tym razem jest to już rzeczywistość? „A może ja znowu
lunatykowałam", pomyślała. Powoli tunel zaczął się zwężać, ściany stały się
kwadratowe i dziewczynka rozpoznawała to miejsce. Była w Pustelni.
Nie budząc się ze snu, weszła do tajnego przejścia, które prowadziło z Kadic przez
ścieki i dalej do domu jej taty. Ale dlaczego to zrobiła? I dlaczego psy, które
zaatakowały Kiwiego, pojawiały się w jej snach razem z potworami Xany?
Aelita miała wrażenie, że ma to jakiś tajemniczy związek. Westchnęła i postanowiła
się zatrzymać. Nie chciała iść sama w nocy do Pustelni, zwłaszcza że kręcił się tam
obcy facet, który napadł na tatę Odda. O wiele lepiej wrócić bezpiecznie do łóżka.
Wracając, pomyślała, że po pierwsze powinna porozmawiać z Richardem.
11
PDTWÓR W D □ M U YUMI
r ............-
< D <w>
•
SL
Ulrich i Yumi wysiedli z pociągu i natychmiast porwał ich tłum ludzi. Wykończona
marmurem i szkłem stacja była ogromna, ale i tak panował na niej tłok. Wszędzie
kręcili się biznesmeni. Mieli na sobie marynarki i krawaty, a w rękach trzymali
komórki i skórzane teczki. Bruksela wyglądała na miasto ludzi poważnych i
zapracowanych.
-
Byłaś tu kiedyś? - spytał Ulrich.
-
Tak, wiele razy.
-
Super, bo ja nigdy. Co robimy?
-
Zjemy śniadanie - zaproponowała Yumi - a potem wsiądziemy w metro i
postaramy się dojechać do tej... jak się nazywa?
-
Rue Camille Lemonnier.
-
No to super.
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Stanęli w kolejce do dworcowego kiosku i kupili sobie dwa pachnące croissanty.
Potem, kierując się strzałkami, poszli na stację metra. Tam prześledzili dokładnie
trasę. Czekała ich przesiadka: linia żółta, a potem linia zielona. Ulrich o mało nie
zgubił Yumi, gdy patrzył na mapę. Tłum urzędników zaczął unosić dziewczynkę ze
sobą. Ulrich wyciągnął rękę i przytrzymał ją.
-Skąd tu tyle ludzi?
- Tu jest siedziba Komisji Europejskiej - odpowiedziała, biorąc go pod rękę. - Nic
dziwnego, że panuje taki bałagan.
Podróżowali metrem ściśnięci jak sardynki w puszce. Gdy wyszli na zewnątrz, tłum
jakby rozpłynął się w powietrzu. Panował spokój. Szli szerokimi ulicami i trzymali
się za ręce. Ulrich zapomniał, że odbywa tę podróż, aby pomóc Aelicie. To były
wakacje jego i Yumi. Byli sami w pięknym mieście. Czego więcej mógł pragnąć?
Rue Lemonnier była normalną ulicą o szerokich chodnikach ocienionych drzewami.
Niektóre budynki były nowoczesne, a inne sięgały czasów pierwszej wojny
światowej. Do tego drugiego typu należał dom, którego szukali. Była to kamienica o
niegdyś białej, a obecnie poszarzałej fasadzie i wysokich oknach. Prowadziły do niej
pancerne drzwi z ciężkiego metalu. Obok nich znajdował się domofon z potrójnym
rzędem przycisków.
♦ 180 ♦
♦ POTWÓR W DOMU YUMI ♦
-
Jakie nazwisko jest napisane na karteczce? - spytała Yumi.
-
Pani Lassalle. Może to jest przyjaciółka pani Hertz.
-
Lassalle to tu - powiedziała Yumi, wskazując nazwisko na domofonie. -
Spróbuję zadzwonić.
Nikt nie odpowiedział. Spróbowała znowu - bez odzewu.
-
Spróbuj zadzwonić do kogoś innego - zaproponował chłopiec. Po kolei
nacisnęli wszystkie przyciski, czekając na reakcję. I nic.
-
Chyba nie mamy szczęścia - szepnęła Yumi.
-
Hej, dzieciaki! - zawołał ktoś.
Odwrócili się gwałtownie. W ich stronę szedł staruszek ubrany w śmieszny brązowy
beret. Prowadził staroświecki rower, który był tak jaskrawo czerwony, że wyglądał
jak świeżo malowany.
-
Przepraszam, mówił pan do nas? - spytała Yumi.
-
Tak - powiedział starszy pan. Szedł dalej spokojnym krokiem, aż doszedł do
nich. - Nie ma sensu dzwonić, nikt wam nie odpowie.
-
Jak to? - skonsternowany Ulrich spojrzał na domofon pełen nazwisk. - Niech
pan popatrzy, ile osób tu mieszka! Szukamy tej pani, pani Lassalle...
Staruszek się zaśmiał.
♦ 181 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Młody człowieku, ja tu mieszkam od 1936 roku, widziałem, jak w czasie
wojny rue Lemonnier została zbombardowana i zmieniła się w kupę gruzów. Mogę ci
powiedzieć z całkowitą pewnością, że w tym budynku nikt nigdy nie mieszkał.
Kiedyś należał do rządu. Potem, po wojnie, kupiła go jakaś amerykańska firma. Ale
nikt nigdy nie przyjechał, żeby tu mieszkać albo pracować na stałe - czasem tylko
ktoś na parę tygodni.
-
Ale taki budynek musi kosztować majątek! - zdumiała się Yumi.
-
Masz rację, moja droga, ale... - staruszek ściszył głos, a oczy mu błyszczały,
tak jak wtedy, gdy się wyjawia szczególnie cenny sekret. - Moim zdaniem kupiła go
nie żadna firma, tylko służby specjalne - starszy pan chrząknął znacząco. -
Rozumiecie, co mam na myśli?
-
Służby specjalne?! - Ulrich nie lubił powtarzać cudzych słów, ale tym razem
musiał, bo naprawdę nie wierzył własnym uszom.
-
Wiem, wiem, wam zaraz przychodzi do głowy James Bond i tym podobni. Ale
służby specjalne istnieją naprawdę. W czasie wojny prowadziły aktywną działalność.
Yumi uśmiechnęła się.
-
Dziękujemy, proszę pana, bardzo miło z pana strony, że pan nam to powiedział.
Inaczej dzwonilibyśmy bez końca.
♦ 182 ♦
♦ PDTWÓR W DOMU YUMI ♦
-
Nie ma za co! Lubię od czasu do czasu z kimś pogadać - powiedział staruszek i
oddalił się, machając im na pożegnanie.
Ulrich zarechotał.
-
Według mnie jest trochę stuknięty.
-
Możliwe, ale pod jednym względem ma rację: nikt nam nie odpowiedział. I co
teraz robimy?
Café au Lait było nowoczesnym barem. Znajdował się w nim czarny, błyszczący,
prostokątny kontuar i trochę stolików ustawionych ciasno jeden obok drugiego.
Aelita nieco się spóźniła. Richard już siedział z palmtopem ustawionym na stoliku i
filiżanką gorącej herbaty. Miał smutną minę.
-
Długo czekałeś? - spytała. - Miałam trochę kłopotów, żeby wyjść z Kadic.
-
Spoko - odpowiedział z kwaśnym półuśmiechem. - Zamów sobie coś do picia.
Aelita zamówiła u barmana czekoladę i usiadła obok Richarda, tak żeby zerkać na
jego komputer. Był na nim nadal kod programu w języku Hoppix. Czy był to taki sam
kod, jak ten z koperty pani Hertz? A może stanowił drugą część tego programu?
Będzie musiała pamiętać i poprosić Jeremy'ego, żeby to sprawdził.
Podczas gdy próbowała skupić się nad monitorem, Richard obserwował ją uważnie.
Potem dotknął jej ręki.
♦ 183 ♦
_
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Czy mogę spytać, dlaczego chciałaś mnie widzieć?
-
Pomyślałam, że to jest minimum tego, co mogę zrobić - usprawiedliwiła się. -
Przecież przedwczoraj w nocy musiałeś przeżyć prawdziwy szok. W końcu byłeś
pewien, że spotkasz dziewczynę w twoim wieku. A tu...
-
Nie mogę uwierzyć, że ty... to ta sama Aelita, którą znałem. Oczywiście, że
jesteś identyczna, ale... - Richard ściszył głos. - To niemożliwe. Wszyscy dorastają!
Może to ja zaczynam tracić zmysły.
Aelita mocno uścisnęła długie, delikatne palce chłopaka.
-
Jest jedno dobre wytłumaczenie, Richard. Jestem Aelitą, tylko że nie urosłam.
Chciałabym wszystko ci opowiedzieć, ale nie wiem, czy mogę ci całkowicie zaufać, i
dlatego proszę cię, zrozum. Boję się.
Nadeszła chwila, żeby powiedzieć mu prawdę, dlaczego chciała tego spotkania. Otóż
w czasie ferii bożonarodzeniowych Aelita doznała dziwnej amnezji i wszystkie jej
wspomnienia z Lyoko zniknęły. Nikt nie potrafił tego wyjaśnić. Jeremy z
przyjaciółmi nakręcili pamiętnik wideo, żeby mogła sobie przypomnieć to wszystko,
co się wydarzyło od momentu, gdy Jeremy znalazł przypadkowo starą fabrykę.
Ale wcześniej? Aelita nie miała żadnych wspomnień z czasów, kiedy mieszkała z tatą
w Pustelni i chodziła do jednej
♦ 184 ♦
♦ POTWÓR W DOMU YUMI ♦
klasy z Richardem. Nie pamiętała nawet twarzy swojej mamy. Richard mógł jej
pomóc.
Chłopak był szczęśliwy, mogąc opowiedzieć jej wszystko po kolei. Zaczął najpierw
mówić o ich klasie i nauczycielach. Aelita przyjaźniła się wtedy z Richardem, tak jak
teraz z Jere-mym. Richard pamiętał masę szczegółów: długie popołudnia, kiedy pan
Hopper pomagał im odrabiać lekcje w wielkim salonie w Pustelni, wycieczki,
zabawy, powiedzonka.
-
Wtedy też byłaś dziwną dziewczynką - stwierdził w pewnej chwili. - Czasami
bez słowa wyjaśnienia znikałaś na całe popołudnia. Mówiłaś, że chodzisz pracować z
twoim tatą, ale jest to tajny projekt i nie możesz o nim powiedzieć nawet mnie. A
potem, w ostatnim roku, w którym chodziłaś ze mną do szkoły, zaczęłaś się spotykać
z nowym przyjacielem. Nazywałaś go Panem X. Mówiłaś, że jest bardzo
sympatyczny i bardzo samotny, i że tylko ty możesz mu pokazać, jaki jest świat.
Kiedy mówiłaś o nim, błyszczały ci oczy.
Richard zaczerwienił się.
-
Byłem wtedy w tobie po uszy zakochany. Nie masz pojęcia, jaki ja byłem
zazdrosny o tego Pana X! Wyobrażałem go sobie jako cudzoziemca, w którym się
bujasz... i dlatego masz mniej czasu na zabawę ze mną.
Z zażenowaniem potrząsnął głową i ciągnął dalej:
♦ 185 ♦
♦ BEZIMIENNE MIAST ♦
-
A potem twoje spotkania z Panem X stawały się coraz częstsze. Przez pewien
czas twój tata nie przychodził na lekcje, potem ty też przestałaś się pojawiać w
szkole. Aż wreszcie pewnego dnia zniknęłaś. Czekałem na ciebie, bo mieliśmy razem
przygotowywać się do klasówki, a ty nie przyszłaś. Tego popołudnia, gdy pobiegłem
do Pustelni, zobaczyłem zabarykadowane drzwi i okna.
Ten dzień to był 6 czerwca 1994 roku, dzień, w którym pan Hopper skończył pracę
nad projektem Lyoko i uciekł do wirtualnego świata, zabierając ze sobą swoją córkę.
I zgasił superkomputer, który pozostał wyłączony przez wiele lat, aż do czasu gdy
zjawił się Jeremy.
-
Od tego czasu już cię nie widziałem. Aż do przedwczoraj.
Aelita spojrzała na Richarda. Richard odwzajemnił spojrzenie. Na ekranie palmtopa
obok nich przesuwał się kod w języku Hoppix. Ktoś włączył alarm - dziewczynka
czuła, że ten kod był właśnie alarmem - po to, żeby Richard przyszedł do Pustelni i
im pomógł.
Jej tata musiał zatem uznać, że Richard to człowiek godny zaufania, który wesprze
jego córkę w trudnym momencie. Aelita wyczuta, że przebywa w towarzystwie kogoś
wyjątkowego, kogoś, kto może ją zrozumieć.
Zaczęła mu opowiadać o Lyoko.
♦ 186 ♦
♦ POTWÓR W DOMU YUMI ♦
Uff.
Hiroki Ishiyama leżał w swojej sypialni, ale już od kilku godzin nie spał. Na biurku
stał włączony telewizor. Leciała kreskówka, którą widział już wiele razy.
Jego siostra Yumi w ciągu tygodnia całe dnie spędzała w szkole, ale w weekendy
zwykle bawili się razem. Teraz chłopiec był sam. Ich rodzice leżeli jeszcze w łóżku.
W weekendy lubili wstawać trochę później. Kiwi, od czasu kiedy został pogryziony
przez psy, spał od rana do wieczora. Nie było naprawdę nic do roboty.
W tym momencie jednak usłyszał, że piętro niżej szczeka pies. Było to szybkie i
wściekłe ujadanie. Hiroki nadstawił uszu. Kiwi przeszedł na najwyższe tony, a potem
jego zajadłe szczekanie zmieniło się w przerażone skomlenie.
A potem pies nagle zamilkł. Hiroki zerwał się na równe nogi i podbiegł do drzwi. W
domu panowała cisza. Bezszelestnie opuścił klamkę - nauczył się tego, gdy robił
kawały Yumi - i oczekiwał skulony za drzwiami.
Usłyszał kroki, odgłos ciężkich butów. Ktoś wchodził po schodach. Nie byli to ani
jego rodzice, ani żaden z przyjaciół - oni zdjęliby buty. Nikt nie mógł wejść do
japońskiego domu w brudnych butach... poza złodziejem.
Hiroki wstrzymał oddech i zamarł w bezruchu. Nie miał odwagi wytknąć zza drzwi
nawet koniuszka nosa. Kroki
♦ 187 ♦
♦ BEZIMIENNE MIAST ♦
na schodach ucichły i zaczęły rozbrzmiewać na korytarzu. Ktoś przeszedł koło
pokoju Yumi, potem jego pokoju, a potem poszedł do sypialni rodziców.
Chłopiec usłyszał głos:
- Jak to, nie pamiętacie mnie? ■
I przestraszony krzyk mamy. A potem zapadła cisza.
Przerażony Hiroki wyszedł na palcach z sypialni i w pokoju w głębi korytarza
zobaczył wysoką, ubraną w prochowiec istotę z ogromnymi rękoma pełnymi
monitorów i światełek. Istota przytykała te łapska do głów jego rodziców. Byli oni
jeszcze w piżamach i wyglądali na nieprzytomnych.
Hiroki nie wiedział, czy jest to człowiek, czy potwór, ale zrozumiał jedno: że on,
Hiroki, potrzebuje pomocy, bo ta istota jest za wielka, żeby sam mógł stawić jej
czoła.
Zgięty wpół zszedł cicho po schodach. W salonie Kiwi leżał bez ruchu w swoim
koszyku. Oddychał. Tajemnicza istota musiała dać mu środek nasenny. Hiroki włożył
buty, wziął pieska na ręce, otworzył drzwi wejściowe i zwiał co sił w nogach.
Do kogo zadzwonić? Kto może mu pomóc?
Odd odłożył właśnie telefon. Mama zadzwoniła do niego, żeby powiedzieć, że tata
czuje się lepiej. Wypisali go ze szpitala i wrócił do domu. Całe szczęście. Chłopiec
zastanawiał się przez chwilę, czy położyć się spać.
♦ 188 ♦
♦ POTWÓR W DOMU YUMI ♦
Rozległo się pukanie do drzwi. Poszedł otworzyć i zobaczył brata Yumi, który
trzymał Kiwiego i patrzył przerażonym wzrokiem.
-
Hiroki! Co ty tu robisz? - krzyknął Odd, podczas gdy pies wyciągnął szyję i
lizał mu twarz. - Ej, spokój. Nie powinieneś był przynosić go tutaj, bo Jim... -
powiedział, zwracając się do chłopca, i wyjrzał na korytarz. Na szczęście nikogo nie
było.
Hiroki przez chwilę tylko przestępował z nogi na nogę. Potem nagle wybuchnął:
-
ODD, POTRZEBUJ ĘPOMOCYPOTWÓRZŁAPAŁMOI-CHRODZICÓW!!!
-
Hiroki, mów wolniej, powiedz, co się stało.
Chłopiec wybełkotał chaotyczne wyjaśnienia. Odd podrapał
się w czoło. Brat Yumi nie był kimś, kto dla zabawy wymyśla tego rodzaju bajki.
Poza tym to, co opowiedział, bardzo przypominało to, co nieco wcześniej przytrafiło
się jego ojcu.
-
Pójdziemy po Jeremy'ego i pobiegniemy do twojego domu.
-
Muszę do Yumi! - zaprotestował chłopczyk. - Gdzie jest moja siostra?
-To długa historia, zaufaj mi i chodź ze mną.
Młody geniusz siedział u siebie, studiując dossier Wal do Schaeffera. Odd i Hiroki
wpadli do jego pokoju niczym tornado. Odd krótko wyjaśnił, o co chodzi. Gdy
chłopcy biegli
♦ 189 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
korytarzem, rozdźwięczał się telefon Jeremy'ego. To Ulrich dzwonił z Brukseli.
-
Co powiedział Jeremy? - spytała Yumi.
Chłopiec wzruszył ramionami.
-
Radzi, żeby zrobić trochę zdjęć zamkom i przesłać mu je. Po południu albo
wieczorem powie nam, jakie narzędzia powinniśmy kupić, żeby się włamać.
-
Włamać się? Ale to przestępstwo! - zaprotestowała Yumi. - Tym razem
naprawdę możemy trafić do ciupy. Jeśli to jest naprawdę budynek służb specjalnych,
to ile tam musi być kamer i podsłuchów? I...
Ulrich przerwał jej z uśmiechem.
-To oznacza przede wszystkim, że będziemy musieli spędzić tu noc. Nie sądzę, żeby
dwójka niepełnoletnich mogła wynająć pokój w hotelu.
-
Zero problemu - odpowiedziała Yumi. - Nie mówiłam, że często przyjeżdżam
do Brukseli? Mieszka tu przyjaciółka mojej mamy. To fajna babka. Jestem pewna, że
nas przenocuje i nie nakabluje o tym rodzicom.
-
No to super - skinął głową Ulrich. - Wystarczy chyba zrobić dwa zdjęcia tym
cholernym zamkom i potem będziemy mieli dla siebie cały dzień.
Ten pomysł spodobał się obojgu.
♦ 190 ♦
♦ POTWÓR W DOMU YUMI ♦
Hiroki włożył klucze do drzwi swojego domu, otworzył je i położył palec na ustach,
nakazując, aby byli cicho.
Odd i Jeremy weszli za nim i zdjęli buty. Chłopiec położył Kiwiego na tapczanie w
salonie.
-
Czy mogę wam w czymś pomóc? - spytała mama Hiro-kiego, wychodząc z
kuchni.
Była starannie ubrana. Miała na sobie elegancką garsonkę, w której chodziła do
pracy. Zza przymkniętych drzwi widać było ojca ubranego w marynarkę i krawat.
Jeremy załamał ręce, zastanawiając się nad jakąś inteligentną odpowiedzią.
-
Czy mogę wam w czymś pomóc? - spytała pani Ishiy-ama, szeroko się
uśmiechając.
-
Mamo! - Hiroki rzucił się jej na szyję. - Mamo, dobrze się czujesz?
-
Oczywiście - odpowiedziała łagodnie. - Czy mogę wam w czymś pomóc?
Jeremy i Odd przywitali się nieśmiało z zapatrzonym w pustkę panem Ishiyamą,
który w odpowiedzi tylko uśmiechnął się w milczeniu.
-
Jeśli nic nie potrzebujecie, skończę gotować - rzekła mama Yumi spokojnym
tonem.
Skonsternowani chłopcy zostali sami w salonie.
-
Nie kłamię! - oznajmił Hiroki. - Naprawdę tu był potwór!
♦ 191 ♦
♦ POTWÓR W DOMU YUMI ♦
Hiroki włożył klucze do drzwi swojego domu, otworzył je i położył palec na ustach,
nakazując, aby byli cicho.
Odd i Jeremy weszli za nim i zdjęli buty. Chłopiec położył Kiwiego na tapczanie w
salonie.
-
Czy mogę wam w czymś pomóc? - spytała mama Hiro-kiego, wychodząc z
kuchni.
Była starannie ubrana. Miała na sobie elegancką garsonkę, w której chodziła do
pracy. Zza przymkniętych drzwi widać było ojca ubranego w marynarkę i krawat.
Jeremy załamał ręce, zastanawiając się nad jakąś inteligentną odpowiedzią.
-
Czy mogę wam w czymś pomóc? - spytała pani Ishiy-ama, szeroko się
uśmiechając.
-
Mamo! - Hiroki rzucił się jej na szyję. - Mamo, dobrze się czujesż?
-
Oczywiście - odpowiedziała łagodnie. - Czy mogę wam w czymś pomóc?
Jeremy i Odd przywitali się nieśmiało z zapatrzonym w pustkę panem Ishiyamą,
który w odpowiedzi tylko uśmiechnął się w milczeniu.
-
Jeśli nic nie potrzebujecie, skończę gotować - rzekła mama Yumi spokojnym
tonem.
Skonsternowani chłopcy zostali sami w salonie.
-
Nie kłamię! - oznajmił Hiroki. - Naprawdę tu był potwór!
♦ 191 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Och, wcale w to nie wątpię - odpowiedział mu Jeremy.
-
Powiedzcie, nie zauważyliście czegoś dziwnego?
Pozostali chłopcy potrząsnęli głowami i chłopiec wyjaśnił: -Wydaje mi się, że pani
Ishiyama nie poznała Hirokiego. No i nie zapytała nas o Yumi.
-
Zachowują się, jakby byli w szoku - powiedział Hiroki. Odd przytaknął.
-
Takie same objawy jak u mojego taty. Stracili pamięć i mówią dziwne rzeczy.
-
Rozejrzyjmy się trochę - zaproponował Jeremy. - Nie zwrócą na nas uwagi,
skoro są w takim stanie.
Weszli po schodach i wskoczyli do pokoju rodziców Yumi. Łóżko było posłane,
parkiet był umyty i lśniący. Zajrzeli wszędzie, nawet pod łóżko, ale nie znaleźli
nawet odrobiny kurzu.
Sprawdzili pośpiesznie pokój Yumi i Hirokiego, ale tam też wszystko było na swoim
miejscu.
-
Chodźmy do ogrodu - zaproponował Odd. Pożegnali się z państwem Ishiyama
i wyszli na dwór. Kiwi
szedł za nimi na chwiejnych łapkach.
-
Spróbuj opisać nam dokładnie tego tajemniczego faceta
-
powiedział Jeremy.
-
To był potwór, nie człowiek, mówię wam! - zaczął Hiroki.
♦ 192 ♦
♦ POTWÓR W DOMU YUMI ♦
Jeremy przerwał mu.
-
Zastanów się, Hiroki, skąd potwór w twoim domu? Oglądasz za dużo anime.
Prawdopodobnie był to człowiek, który wyglądał jak potwór.
Chłopczyk zamknął oczy, żeby się skoncentrować. Potem opowiedział o wysokiej
postaci w czarnym prochowcu i świecących rękawiczkach.
-
Kiwi zaczął szczekać, a potem nagle zasnął. Facet musiał użyć sprayu ze
środkiem usypiającym - zakończył.
-
Był dobrze przygotowany - zawyrokował Odd.
W tym momencie przerwało im ujadanie Kiwiego. Pies wąchał trawę w ogrodzie i
skowyczał przestraszony. Chłopcy podeszli do niego i zobaczyli ślady butów
odciśnięte głęboko w ziemi. Kajaki o grubej podeszwie. Obok nich splątane ślady
psich łap.
12
ZBYT WIELE TAJEMNIC
Wielki zegar, znajdujący się na szczycie głównego budynku szkoły Kadic, wybił
północ. Jeremy, który przebywał w swoim pokoju w internacie, usłyszał dwanaście
posępnych uderzeń i zapalił światło. Tej nocy nie da się zasnąć.
Wstał ubrany i w piżamie podszedł do biurka. Wziął kartkę papieru i zaczął na
spokojnie wynotowywać wszystkie problemy, jakie się pojawiły, i informacje, które
zebrali do tej pory.
1.
Co pani Hertz wie o profesorze Hopperze? Dlaczego przechowywała jego
dosgier? Co znaczy ten kod programu? Adres z Brukseli?
Westchnął. Tyle pytań... a dopiero zaczął.
2.
Kim jest facet z psami i czego chce? Dlaczego miał coś do rodziców Odda i
Yumi? Czy teraz kolej na resztą?
♦ 195 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Ta myśl go zmroziła. Kiedy Jeremy był mały, jego rodzice mieszkali w mieście, ale
przenieśli się, zanim zaczął chodzić do gimnazjum. Czy są bezpieczni, bo mieszkają
daleko... czy nie? W końcu również rodzice Odda mieszkali w innym mieście.
Postarał się o tym nie myśleć i kontynuował listę.
3.
Dlaczego na komputerze Richarda pojawił się kod? Czy to profesor Hopper go
wysłał? Dlaczego Aelita wpatruje się w Richarda jak w idola?
Jeremy sapnął i skreślił ostatnie zdanie. Nie miało ze sprawą nic wspólnego.
Powiedziała mu, że rano spotkała się z Richardem w kafejce, a on poczuł, jak krew
się w nim burzy... ale to nie było ważne, przynajmniej na razie.
4.
Co miał powiedzieć film wideo zostawiony przez prof. Hoppera? Co
powinniśmy zrobić, żeby pomóc Aelicie znaleźć jej mamę?
5.
Xana.
Przy tym punkcie Jeremy zatrzymał się z długopisem w ręku. Xana został pokonany,
przecież tego byli pewni. A może wcale nie?
Również Odd nie mógł zasnąć. W myślach widział przygaszone oczy pana Ishiyamy,
na które nakładał się obraz pustych i przymkniętych oczu jego taty.
Odd zawsze był wesołym i pełnym humoru chłopcem, ale ta historia nim wstrząsnęła.
Ktoś zadzwonił do drzwi domu
♦ 196 ♦
♦ ZBYT WIELE TAJEMNIC ♦
rodziców i podstępnie wywabił tatę do ogrodu, żeby coś mu zrobić. Chłopiec był już
pewien, że nie chodziło o porwanie. W przeciwnym razie taki sam los spotkałby
rodziców Yumi. Dlatego pytanie należało sformułować inaczej: czego chciał facet z
psami? Na pewno miało to coś wspólnego ze świecącymi rękawiczkami. A może z
umiejętnością wykasowania swojego obrazu z filmu wideo, nagranego przez kamery
Jeremy'ego w Pustelni?
Nagle przypomniała mu się dziwna karta pamięci, którą dała mu mama w szpitalu.
Wstał z łóżka i poszperał w kieszeniach kurtki, wyciągnął z niej kwadratowy kawałek
plastiku i przyjrzał mu się. Nie było na nim żadnych napisów. Z boku znajdowały się
tylko trzy albo cztery pozłacane znaki.
Odd sapnął. Sam nic nie kapował, ale Eva wyglądała na dość obeznaną z tym
tematem. W końcu to dzięki niej zobaczył obraz faceta z psami na filmach wideo z
Pustelni. Na pewno może mu pomóc odkryć, co znajdowało się na tym kawałku
plastiku o wielkości pół centymetra kwadratowego. Poza tym jutro jest niedziela,
czyli doskonała okazja, żeby odwiedzić ją w domu. Będzie mógł poznać jej rodziców
i pobyć trochę z nią... Cudownie!
Zaczął grzebać w rzeczach porozrzucanych na biurku, aż znalazł jakąś kartkę.
Przepisał na nią adres i numer telefonu
♦ 197 ♦
♦ ZBYT WIELE TAJEMNIC ♦
rodziców i podstępnie wywabił tatę do ogrodu, żeby coś mu zrobić. Chłopiec był już
pewien, że nie chodziło o porwanie. W przeciwnym razie taki sam los spotkałby
rodziców Yumi. Dlatego pytanie należało sformułować inaczej: czego chciał facet z
psami? Na pewno miało to coś wspólnego ze świecącymi rękawiczkami. A może z
umiejętnością wykasowania swojego obrazu z filmu wideo, nagranego przez kamery
Jeremy'ego w Pustelni?
Nagle przypomniała mu się dziwna karta pamięci, którą dała mu mama w szpitalu.
Wstał z łóżka i poszperał w kieszeniach kurtki, wyciągnął z niej kwadratowy kawałek
plastiku i przyjrzał mu się. Nie było na nim żadnych napisów. Z boku znajdowały się
tylko trzy albo cztery pozłacane znaki.
Odd sapnął. Sam nic nie kapował, ale Eva wyglądała na dość obeznaną z tym
tematem. W końcu to dzięki niej zobaczył obraz faceta z psami na filmach wideo z
Pustelni. Na pewno może mu pomóc odkryć, co znajdowało się na tym kawałku
plastiku o wielkości pół centymetra kwadratowego. Poza tym jutro jest niedziela,
czyli doskonała okazja, żeby odwiedzić ją w domu. będzie mógł poznać jej rodziców
i pobyć trochę z nią... Cudownie!
Zaczął grzebać w rzeczach porozrzucanych na biurku, aż znalazł jakąś kartkę.
Przepisał na nią adres i numer telefonu
♦ 197 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
dziewczynki: rue André René. Była już druga w nocy, ale mimo to postanowił
zadzwonić. Wystukał numer Jeremy'ego, który od razu odebrał.
-
O, też nie śpisz.
-
Nie. Zastanawiałem się, w jaki sposób Ulrich i Yumi mogą wyłamać zamek do
mieszkania.
-
Nasz haker zmienia się we włamywacza! - zaśmiał się Odd. - Chciałem ci tylko
powiedzieć, że jutro rano nie zobaczymy się, chciałem odwiedzić Evę.
Głos Jeremy'ego natychmiast spoważniał.
-
Co to za nowy pomysł?
-
Nic takiego - odpowiedział wymijająco chłopiec.
-
Odd, czy ty się czasem nie zabujałeś w Evie?
-A nawet jeśli? To równa dziewczyna! - nic nie powiedział o karcie pamięci. Jeśli
Jeremy by ją zobaczył, na pewno wiedziałby, co z nią zrobić, a jemu zniknąłby
pretekst, żeby pójść do Evy.
Przyjaciel westchnął.
-
Więc zamierzasz znowu wykiwać Jima Moralesa.
-
Możemy się założyć, że mi się uda, stary - powiedział Odd i się rozłączył.
W niedzielę rano niebo było pokryte gęstymi, ciemnymi chmurami. Zanosiło się na
deszcz, ale to nie zniechęciło Odda.
♦ 198 ♦
♦ ZBYT WIELE TAJEMNIC ♦
Rue André René była szeroką i długą ulicą. Rosnące wzdłuż niej platany uginały się
pod silnym wiatrem. Po obu stronach ciągnęły się schludne domki o czarnych
dachach i pomalowanych na biało drewnianych ścianach.
„Psia pogoda", pomyślał Odd i wstrząsnął nim dreszcz. Na niebie pojawiła się
błyskawica. Zagrzmiało. Wielka kropla deszczu spadła chłopcu na nos. Potem druga.
Zaczął biec wzdłuż ulicy. Mknął jak strzała pod nagimi konarami drzew, uważając,
żeby nie poślizgnąć się na chodniku, na którym leżało jeszcze dużo śniegu. Patrzył na
numery domów wypisane na skrzynkach pocztowych. Trzydzieści. Dwadzieścia
osiem. Zaczynało coraz mocniej padać. W ciągu dwudziestu sekund chłopiec
przemókł do suchej nitki. Mokre włosy kleiły się do twarzy, a ciężkie ubranie
utrudniało mu ruchy. Przyśpieszył bieg. Nie chciał pokazać się Evie w takim stanie,
ale w tym momencie nie miał wyboru. Nie mógł wrócić do Kadic w taką ulewę.
Osiemnaście. Jedynka i ósemka były wymalowane czerwonym lakierem na skrzynce
pocztowej. Odd przeskoczył niską furtkę i skręcił w alejkę wejściową. Doszedł do
drzwi osłoniętych małym daszkiem i zadzwonił. Zadzwonił jeszcze raz, a potem, na
wszelki wypadek jeszcze raz: Dryyyyyyyyyyyyyyń!
♦ 199 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Wreszcie drzwi się otworzyły. Wyszła Eva, ubrana w obcisły dres. Twarz miała
okoloną drobnymi loczkami.
-
Odd - powiedziała, uśmiechając się ciepło.
-
Cześć - odpowiedział chłopiec. - Przechodziłem tędy i wiesz, zaczęło padać... -
zdał sobie sprawę, że jest wpół do dziewiątej w niedzielę i wymamrotał
zaniepokojony:
-
Nie obudziłem ciebie albo twoich rodziców?
-
Jestem sama w domu. Moi starzy wyjechali... w delegację.
Wyjechali w delegację w niedzielę? Chłopiec wolał nie komentować.
-
Mogę wejść na chwilkę i się wysuszyć?
-
Wejdź - powiedziała łagodnie, wpuszczając go. - Jesteś cały mokry. Rozbierz
się.
Odd się zatrzymał. Chyba po raz pierwszy w życiu go zatkało. Rozebrać się? Czy
naprawdę poprosiła go, żeby... się rozebrał?
-
Uhm, czy nie mogłabyś mi pożyczyć ubrań twojego starego?
-Nie.
Chłopiec rozejrzał się dookoła. W domu Evy brakowało więcej rzeczy, nie tylko
ubrań. Praktycznie nie było w nim mebli. Z małego holu wchodziło się do całkiem
pustego salonu. Jedynym meblem był stojący na ziemi laptop. Tak samo
♦ 200
♦ ZBYT WIELE TAJEMNIC ♦
wyglądała kuchnia. Nie było w niej zlewu, szafek, kuchenki ani piecyka. Cztery
puste ściany, z których zwisały rury od gazu i wody. Na ścianie wisiał podgrzewacz
do wody.
-
Gdzie jest łazienka? - spytał skonsternowany Odd.
-
Tam - pokazała Eva - na końcu korytarza.
Do korytarza przylegały dwie puste sypialnie. Nie było w nich nawet łóżka. W jednej
z nich stała na podłodze różowa walizka na kółkach. Była otwarta i pełna ubrań. W
łazience nie było nawet umywalki. Odd wysuszył sobie włosy ręcznikiem.
Kurtkę, bluzę, spodnie i skarpetki miał całe mokre. Nie nadawały się do włożenia.
Koszulka nie zmokła, mógł więc w niej zostać. Odd rozebrał się, wyjął z kurtki kartę
pamięci, okręcił się w pasie ręcznikiem, żeby zasłonić majtki, i wrócił do salonu. Eva
siedziała na podłodze z laptopem na kolanach.
Dziewczynka spojrzała na niego krytycznym wzrokiem.
-
Jesteś prawie nagi - wymamrotała. - Nie sądzę, żeby było to zbyt wygodne.
-Ja też nie - zgodził się Odd. - Ale w mokrych ubraniach jeszcze złapię katar!
-
Poczekaj.
Eva wstała, zniknęła w jednym z pokoi i wróciła po minucie, niosąc jaskrawy,
różowy dres ze sztucznego weluru.
♦ 201 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Odd włożył go, wzdychając. Bluza była bardzo dopasowana, a spodnie za krótkie.
Nie mógł uchodzić za Jamesa Bonda. Eva będzie śmiała się z niego do końca życia.
Spróbował odwrócić od siebie uwagę.
-
Umeblowanie w twoim domu jest... uhm, bardzo proste, że tak powiem.
Ale natychmiast ugryzł się w język. W końcu, co wiedział
0
jej rodzinie?
-
Niedawno się przeprowadziliście, to normalne - próbował naprawić. - Ale
szkoda, że musisz mieszkać w takich warunkach. Mogłabyś zamieszkać w internacie
przez jakiś czas, dopóki nie przywiozą mebli, kuchenki, łóżek i całej reszty...
-
Dobrze mi tu - odpowiedziała zimno Eva.
-
No jasne, ja też się tu fajnie czuję!
Odd usiadł po turecku na podłodze obok dziewczynki
1
pokazał jej kartę pamięci.
-
Skoro już tu jestem, Eva, to chciałbym cię prosić, żebyś mi z tym pomogła.
Znalazłem to coś i nie wiem, jak tego użyć.
Eva położyła na dłoni małą kartę pamięci i oglądała ją przez chwilę. Oczy jej
zabłysły, tak jakby mogła widzieć, co jest w środku. Włożyła ją do komputera i
chwilę błyskawicznie uderzała w klawisze, a potem powiedziała:
-
Tu jest tylko film. Teraz go puszczę.
♦ 202 ♦
♦ ZBYT WIELE TAJEMNIC ♦
Odd wstrzymał oddech, gdy obraz zaczął pojawiać się na ekranie.
Zobaczył bardzo piękną kobietę ubraną w biały fartuch. Była przywiązana za ręce i
nogi do drewnianego krzesła. Na szyję spadała jej w nieładzie burza rudych włosów.
Męska ręka w czarnej rękawiczce zasłoniła obraz pierwszą stroną dziennika
„Detektyw". Data została podkreślona na żółto: 2 maja 1994.
Odd zakrył sobie usta ręką.
-
To wideo jest sprzed wielu lat! Zostało nakręcone tuż przed tym, jak Aelita i jej
tata weszli razem do Lyoko! A ta kobieta musi być...
Rude włosy, kształt nosa, wykrój oczu. Był pewien, że to jest Anthea, mama Aelity.
Uwięziono ją!
Z ekranu zniknął dziennik i pojawiła się znowu kobieta, która zaczęła mówić:
-
Waldo, czuję się dobrze. Nie martw się o mnie, przetrzymują mnie, ale
wszystko... - na jej twarzy pojawił się wielki smutek. Schyliła się i zaczęła płakać. -
Jak się czuje Aelita? Boże, nie widziałam jej już tyle lat... Teraz chodzi już pewnie do
szkoły. Bardzo urosła.? Tak bym chciała ją przytulić...
Kobieta zaszlochała, a męski głos spoza ekranu zakomenderował:
-
Kończymy. Mów, co wiesz, i wystarczy.
♦ 203 ♦
♦ BEZIMIENNE MIAST ♦
Anthea podniosła głowę, a w jej oczach widać było nienawiść do mężczyzny, który
mówił.
-
Waldo, ci faceci chcą, żebym ci powiedziała, że musisz dalej pracować i
zakończyć projekt Kartagina. Mówią, że jeśli to zrobisz, uwolnią mnie i będziemy
mogli być znowu razem, ja, ty i Aelita.
Kobieta podniosła gwałtownie głowę i zawołała:
-
Ale nie słuchaj tego! Nigdy mnie nie uwolnią, a ciebie będą chcieli zabić!
Zapomnij o Kartaginie i uciekaj jak najdalej!
Na ekranie pojawiła się postać mężczyzny odwróconego tyłem i zasłoniła Antheę.
Rozległ się odgłos policzka. Potem obraz rozpadł się na stos białych iskier i film się
skończył.
Odd zerwał się na równe nogi i o mało co nie przewrócił komputera Evy.
-
Musimy iść powiedzieć o tym Jeremy'emu i Aelicie, musimy pokazać im ten
film!
-
Nie - powiedziała najzwyczajniej w świecie Eva.
-
Nie kapujesz?! - zaprotestował Odd. - To była Anthea, mama Aelity, a teraz
wiemy, że żyje... że żyła dziesięć lat temu i była gdzieś przetrzymywana. Jeremy
mógłby przeanalizować ten film i coś odkryć!
-
Nie - powtórzyła Eva i wstała.
Odd spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami.
♦ 204
♦ ZBYT WIELE TAJEMNIC ♦
-
Można wiedzieć, co ci odbiło?
Dziewczynka włożyła rękę do kieszeni. Odd potrzebował kilku sekund, żeby
zrozumieć, co za przedmiot wyjęła i teraz ściskała w ręce.
To bez sensu! Dlaczego Eva miałaby trzymać nóż sprężynowy w odległości kilku
centymetrów od jego nosa?
-
Nigdzie nie pójdziesz, głupi człowieku.
Usta Evy się poruszyły, ale nie dochodził z nich głos dziewczynki. Był to męski,
głęboki głos. Był zniekształcony, tak jakby wydobywał się z głośników komputera.
Odd bardzo dobrze znał ten głos. To był głos ich śmiertelnego wroga - Xany.
13
REPLIKA
W
Ulrich i Yumi obudzili się wcześnie i zostawili karteczkę dla przyjaciółki państwa
Ishiyama. Ta sympatyczna osoba koło trzydziestki ubierała się trochę po hipisowsku,
w szerokie kwieciste spódnice i sznury koralików. Jej dom znajdował się w samym
centrum. Przyjęła ich, nie pytając o nic.
W nocy pogoda się popsuła. Niebo było pokryte ciemnymi chmurami, które w każdej
chwili groziły ulewą. Dzieci biegały od jednego sklepu z artykułami metalowymi do
drugiego, szukając części, które w e-mailu opisał im Jeremy. W końcu schroniły się
w Bois de la Chambre, parku znajdującym się blisko rue Lemonnier, i przystąpiły do
montażu.
- Sto dwadzieścia euro! - oburzył się Ulrich, wyciągając narzędzia z plecaka. - Mniej
by nas kosztował
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
powrót do Kadic, gdzie Jeremy złożyłby nam to urządzenie.
-
Zamiast narzekać, pomóż mi - poprosiła Yumi. - Instrukcje są skomplikowane.
Kupili śrubokręt elektroniczny, komplet igieł i cienkich, żelaznych wierteł, wiertarkę
udarową, baterie i dużo innych rzeczy. Teraz trzeba było zebrać wszystko, żeby
zrobić urządzenie nazwane przez Jeremy'ego „elektronicznym wytrychem".
-
Gdzie to nasz przyjaciel nauczył się robić takie rzeczy? - spytał Ulrich,
próbując odkręcić korpus wiertarki, żeby ją rozmontować.
-
Jeremy pisze, że bez problemu znalazł wszystko w Internecie - wyjaśniła Yumi.
- Zobacz: Igły zamocowane na sworzniach od zamknięcia zamka należy wprowadzić
w silne wibracje po to, żeby uruchomić mechanizm odbijający, działający na tej
zasadzie co w bilardzie, który...
-
Okej, daruj sobie, i tak nic nie kapuję. A przypadkiem nie pisze, jak włożyć ten
wichajster w to elektroniczne coś?
Yumi zaśmiała się.
-
Nie sądzę, aby Jeremy kiedykolwiek napisał „elektroniczne coś".
Siedząc na ławce, pracowali prawie do południa. Było przenikliwie zimno. Od czasu
do czasu Ulrich patrzył
♦ 208 ♦
♦ REPLIKA ♦
na skupioną Yumi, która siedziała obok niego. Poprzedniego dnia było tak pięknie, że
nie znalazł właściwego momentu, żeby porozmawiać z nią poważnie. Nie chciał, aby
ewentualna kłótnia popsuła tę magiczną atmosferę. Jeśli ona powiedziałaby mu „nie",
musieliby zostać na zawsze przyjaciółmi, a jemu byłoby smutno. Dlatego czekał. Nie,
jeszcze nie. Najpierw muszą uporać się ze śrubami i śrubkami. Później.
Yumi odgarnęła sobie włosy z czoła i wreszcie uznała:
-
Gotowe. Teraz wyciągnij zamek, który kupiliśmy, i przetestujemy nasze
urządzenie.
To również było napisane w instrukcjach Jeremy'ego: Używanie wytrychu
elektronicznego nie jest proste, poćwiczcie tak, żeby was nikt nie widział.
-
Dwadzieścia euro za zamek wyrzucone w błoto - burknął Ulrich, po czym
wyciągnął z plecaka nowy zamek i spróbował użyć elektronicznego urządzenia, żeby
go otworzyć.
Tak jak ostrzegał ich przyjaciel, nie była to wcale łatwa sprawa. Chłopiec poddał się
po półgodzinie bezowocnych prób.
-
Nie czuję już rąk, jest cholernie zimno. Moim zdaniem schrzaniliśmy coś przy
montażu. To się nigdy nie otworzy!
-
Poczekaj, ja też chcę spróbować.
♦ 209 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Yumi wzięta do rąk zamek i wytrych, wcisnęła włącznik i po chwili wykonała
delikatny obrót nadgarstkiem. Brzdęk! Tłoki wróciły na swoje miejsce i zamek był
otwarty.
-
Początkujący ma szczęście - mruknął Ulrich.
-
Cała sztuczka polega na przekręceniu tego we właściwej chwili - zaśmiała się
dziewczynka. - Teraz wiem, że jako włamywacz mam przed sobą przyszłość. No,
ruszmy się. Dziś wieczór musimy być z powrotem w Kadic.
Rue Camille Lemonnier była prawie pusta, nawet bar na rogu był zamknięty. Kiedy
doszli do numeru czternastego, Ulrich westchnął. Mniej ryzykowali, gdy nie było
ludzi na ulicy.
-
Pośpiesz się - powiedział, wręczając Yumi elektroniczny wytrych. - Jeśli ktoś
nas zobaczy i zadzwoni na policję, to znajdziemy się w prawdziwych opałach.
-
Już się robi - odpowiedziała. Włączyła urządzenie i po chwili rozległ się
metaliczny dźwięk otwierającego się zamka. Weszli do środka.
Znaleźli się w wąskim i wysokim holu, u podnóża marmurowych schodów o
delikatnej poręczy z kutego żelaza. Z boku były drewniane drzwi.
W powietrzu czuło się zapach stęchlizny.
-
Tu od dawna nikt nie mieszka - zauważył Ulrich.
Yumi przytaknęła.
♦ 210
♦ REPLIKA ♦
-
A zauważyłeś? Nie ma żadnych kamer. Może mimo wszystko właściciele nie
są agentami służb specjalnych.
Na zamkniętych drzwiach nie było tabliczki z nazwiskiem. Nie znajdował się obok
nich dzwonek. Po chwili namysłu dzieci postanowiły zacząć od ogólnych oględzin i
weszły na schody.
Budynek składał się z ośmiu pięter. Na każdym piętrze ciągnął się korytarz bez okien,
w którym znajdowały się szeregi identycznych drzwi bez tabliczek z nazwiskami.
Większość była zamknięta. Nieliczne otwarte prowadziły do całkowicie pustych
mieszkań.
Na trzecim piętrze Ulrich i Yumi zaczęli się niepokoić. Na szóstym poczuli rozpacz.
Wbiegli na ostatnie schody, prowadzące na ósme piętro. Byli gotowi poddać się i
wrócić do Kadic z niczym.
-
Tu też nic - wysapał w końcu Ulrich, łapiąc oddech. -I co teraz robimy?
Spróbujemy wyłamać wszystkie drzwi po kolei?
-
Czekaj, a czy te nie różnią się twoim zdaniem od pozostałych? - spytała Yumi,
wskazując drzwi znajdujące się trochę przed nimi.
Ulrich podszedł bliżej. Chociaż drzwi były pokryte ciemnym drewnem, tak jak
pozostałe, wyglądały na bardziej masywne i solidne. Zamek był chyba w jakiś sposób
wzmocniony.
♦ 211 ♦
♦ BEZIMIENNE MIAST ♦
Dzieci przyglądały im się przez chwilę, a potem postanowiły spróbować: może
intuicja trafnie podpowiada Yumi, że tutaj coś będzie. Aż trzy razy musieli
uruchamiać wytrych, ale w końcu zamek puścił i Ulrich otworzył szeroko drzwi.
Zaniemówili.
Mieszkanie składało się z jednego pokoju, który wyglądał na bardzo stare biuro. Na
podłodze leżała gruba, beżowa wykładzina dywanowa, a na ścianach była ohydna
tapeta tego samego koloru. Pośrodku pomieszczenia, na ogromnym stalowym stole,
stały dziesiątki monitorów i sprzęt elektroniczny. Dookoła rozstawiono wiele
gigantycznych komputerów wielkości szafy, które częściowo zasłaniały okno. Kiedy
Ulrich zrobił pierwszy krok, z wykładziny uniosła się gęsta chmura kurzu, aż zaczęli
kichać.
Chłopiec podszedł do stołu. Leżały tam kaski, które przypominały kaski
motocyklowe. W miejscu przyłbicy miały wbudowane dziwne urządzenia.
Znajdowały się tam też rękawiczki, podłączone do kabli, które były wetknięte do
najbliższego komputera-szafy. Obok Ulrich zobaczył pożółkłe klawiatury, które
miały co najmniej 20 lat, i wielkie monitory o lampach katodowych, które ważyły
chyba z tonę.
- Według mnie... - powiedziała Yumi.
♦ 212
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Dzieci przyglądały im się przez chwilę, a potem postanowiły spróbować: może
intuicja trafnie podpowiada Yumi, że tutaj coś będzie. Aż trzy razy musieli
uruchamiać wytrych, ale w końcu zamek puścił i Ulrich otworzył szeroko drzwi.
Zaniemówili.
Mieszkanie składało się z jednego pokoju, który wyglądał na bardzo stare biuro. Ńa
podłodze leżała gruba, beżowa wykładzina dywanowa, a na ścianach była ohydna
tapeta tego samego koloru. Pośrodku pomieszczenia, na ogromnym stalowym stole,
stały dziesiątki monitorów i sprzęt elektroniczny. Dookoła rozstawiono wiele
gigantycznych komputerów wielkości szafy, które częściowo zasłaniały okno. Kiedy
Ulrich zrobił pierwszy krok, z wykładziny uniosła się gęsta chmura kurzu, aż zaczęli
kichać.
Chłopiec podszedł do stołu. Leżały tam kaski, które przypominały kaski
motocyklowe. W miejscu przyłbicy miały wbudowane dziwne urządzenia.
Znajdowały się tam też rękawiczki, podłączone do kabli, które były wetknięte do
najbliższego komputera-szafy. Obok Ulrich zobaczył pożółkłe klawiatury, które
miały co najmniej 20 lat, i wielkie monitory o lampach katodowych, które ważyły
chyba z tonę.
- Według mnie... - powiedziała Yumi.
♦ 212*
♦ REPLIKA ♦
-Tak?
-
To jest prototyp superkomputera. Jest podobny do tego ze starej fabryki. Ate
kaski i rękawiczki mogą być przodkami skanerów...
Ulrich zaczął się śmiać.
-
Żartujesz? Chcesz powiedzieć, że według ciebie jest to... miejsce dostępu do
Lyoko?
-
Niezupełnie. Myślę, że to jest kopia Lyoko. Zdaje mi się, że technicznie
poprawnym terminem jest „replika".
Yumi przesunęła z biurka wielki stos papierów, który zakrywał czarne pudełeczko z
wielką soczewką z przodu.
-To przypomina rzutnik holograficzny, z którego korzysta Jeremy, żeby widzieć nasze
ruchy, kiedy jesteśmy w świecie wirtualnym. A ten drugi aparat...
Wskazała urządzenie złożone z luster i kabli podłączonych do kasku motocyklisty.
-
To wygląda na to elektroniczne coś, które jest zamontowane na kolumnach-
skanerach w fabryce.
Ulrich usiadł na ziemi z rękoma we włosach.
-To jakiś koszmar. Co proponujesz?
-To chyba jasne?-Yumi puściła do niego oko.-Odpalimy wszystko i zobaczymy, czy
mam rację.
-
Noo... - zawahał się Ulrich. - Bo jeśli to naprawdę jest replika, tak jak
mówisz... w środku może być też Xana.
♦ 213
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Moim zdaniem to niemożliwe - odrzekła Yumi. - Kiedy pan Hopper poświęcił
się jako kula energii, musiał zabić Xanę pod wszelką postacią, no nie? A poza tym
zawsze możemy wyjść ze świata wirtualnego i zniszczyć te urządzenia.
Brzmiało to przekonująco. Ulrich przytaknął.
W stołówce Kadic Aelita pośpiesznie dopiła szklankę mleka i wstała. Jeremy ciągle
jeszcze męczył się ze swoim obiadem.
-
Gdzie teraz lecisz?
Dziewczynka lekko się zaczerwieniła.
-
Richard czeka na mnie w kafejce, w której spotkaliśmy się wczoraj. Musimy
dokończyć rozmowę.
Jeremy poczuł, że coś ściska go w klatce piersiowej. I coś się w nim burzy.
-
Nie kapuję, co jest interesującego w tym chłopaku.
-
Jeremy, nie rozumiesz? Chodził ze mną do klasy! Znał mnie, zanim rozpoczęła
się ta cała historia z Lyoko i superkomputerem! Przychodził często do mojego domu i
wie wszystko o okresie, z którego nic nie pamiętam!
-Tak, no cóż, dobra, ale... - chłopiec próbował wysunąć zastrzeżenia.
Aelita uśmiechnęła się lekko, stojąc z pochyloną głową, podparta pod boki.
♦ 214
♦ REPLIKA ♦
-
Powiedz, czy nie jesteś trochę... tak tylko troszeczkę... zazdrosny?
-
Kto, ja? - Jeremy wykręcił się. - Żartujesz chyba? Zazdrosny o ciamajdę, który
ledwo umie włączyć komputer i który...
Aelita spojrzała poważnie.
-Teraz to już przesadzasz. Sorki, muszę naprawdę lecieć, nie chcę się spóźnić!
Rozwiane rude włosy... I już jej nie było. Będzie musiał skończyć posiłek w
samotności.
Dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, że Odd nie pojawił się na obiedzie, co
było bardzo dziwne. Kto jak kto, ale Odd nigdy nie opuszczał posiłków. Gdzie się
podział? W taką burzę chyba nie poszedł na miasto... ale w końcu Odd był trochę
zakręcony.
Jeremy uznał, że nie ma ochoty siedzieć dłużej w stołówce sam ze swoimi myślami.
Włożył do kieszeni jabłko, które wziął na deser, i wrócił do swojego pokoju. Chciał
jeszcze przyjrzeć się dziwnemu językowi Hoppix. Jeśli się przyłoży do pracy, może
zrozumie, do czego on służy.
Chłopiec wszedł do swojego pokoju i stanął jak skamieniały.
Dossierl Na jego biurku nie było już dossień Aon nie zrobił nawet kopii.
Sprawdził zamek w drzwiach. Żadnych śladów włamania. Biurko pokryte warstwą
kurzu jak zwykle - z wyjątkiem
♦ 215
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
czystego prostokąta w miejscu, w którym wcześniej leżała teczka. Kto mógł wejść do
jego pokoju?
Pani Hertz zwykle spędzała weekendy w szkole, zamknięta w swoim gabinecie. Pod
koniec tygodnia budynek nauczycieli stawał się pusty i panowała w nim cisza. Mogła
studiować w spokoju.
Szkoda, że tego dnia nie mogła się wcale skupić. Po głowie chodziły jej wspomnienia
związane z Franzem Hopperem i jego przeszłością. Czy dobrze zrobiła, wręczając
dyrektorowi teczkę z materiałami dotyczącymi Hoppera, czyli Waldo Schaeffera? W
tamtym momencie uznała to za najlepsze wyjście. Pan Delmas mniej więcej wiedział,
co się zdarzyło, a nauczycielka miała do niego absolutne zaufanie. I dobrze znała
Jeremy'ego. Wiedziała, że jeśli naprawdę chce odkryć jakąś tajemnicę, nic go nie
powstrzyma.
Jej papierzyska były zbyt niebezpieczne... Pomyślała o sekretnym mieszkaniu w
Belgii. Wizja, że dzieci je znajdą, tak ją przerażała, że wolała nawet o tym nie
myśleć.
„Przestań o tym myśleć, głupia", zganiła się, „gdzie się podziała twoja zimna krew?
Kiedy miałaś dwadzieścia lat, nazywano cię »Nieubłagana«, a teraz boisz się
trzynastolatków?"
Nie było sensu dłużej się dręczyć, jedyne, co mogła zrobić, to zacząć działać. Pani
Hertz wstała z krzesła i zamknęła
♦ 216
♦ REPLIKA ♦
podręcznik do fizyki, który bezowocnie próbowała czytać. Wzięła kopię kluczy do
gabinetu dyrektora, których strzegła w szufladzie, i wyszła z pokoju.
Rzuci tylko okiem, sprawdzi, czy dossier leży na swoim miejscu. Należy zawsze
wątpić, wątpić we wszystko. Kiedy była młodsza, ta prosta zasada wiele razy ocaliła
jej życie, a teraz już trochę o niej zapomniała...
Skręciła w korytarz, który prowadził do gabinetu dyrektora, i znalazła się oko w oko
z Evą Skinner, nową uczennicą, która przyjechała z Ameryki. Może się myliła, ale
miała wrażenie, że dziewczynka wyszła właśnie z gabinetu pana Delmasa.
Eva uśmiechnęła się szeroko i zaczęła mówić:
-
Szukałam pana dyrektora, zapukałam, ale nikt mi nie odpowiedział - jej
amerykański akcent całkowicie zniknął. .
-
Myślę, że gdzieś poszedł ze swoją córką. A czy ty nie powinnaś być w domu
razem z rodzicami? - spytała pani Hertz.
Dziewczynka wzruszyła ramionami.
-
Przyszłam, żeby się pouczyć razem z moimi nowymi przyjaciółmi na klasówkę
u pani profesor we środę.
Pani Hertz patrzyła za oddalającą się korytarzem Evą. Gdy dziewczynka zniknęła jej
z oczu, nacisnęła klamkę. Drzwi były otwarte. Czy Delmas zapomniał zamknąć?
♦ 217*
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Wnętrze wyglądało tak, jakby wszystko było w porządku. Wiedziała, gdzie dyrektor
przechowywał teczkę - w szufladzie w biurku. Klucz leżał w piórniku pod gumkami
do wycierania. Serce podskoczyło jej do gardła, gdy spostrzegła, że w szufladzie nic
nie ma.
-Jak to...?
Nie tracąc ducha, otworzyła wielkie metalowe archiwum, znajdujące się pod ścianą.
Sprawdziła gorączkowo katalog, aż znalazła. Oto jest, nienaruszona teczka z dossier
Waldo Schaeffera. Zatem dyrektor po prostu postanowił ją przełożyć.
Pani Hertz odetchnęła z ulgą.
Niebieskie iglice i okrągłe dachy, takie jak w chińskich pagodach. Ulice, które
unosiły się w powietrzu jak kolorowe wstążki, wijąc się wokół bardzo wysokich wież
o niewidocznych szczytach.
-
To wcale nie jest Lyoko - zauważył osłupiały Ulrich, potrząsają głową.
-
Ale popatrz na nas.
Stojąca obok niego Yumi była ubrana w strój gejszy, który nosiła zawsze w Lyoko.
Twarz miała upudrowaną na biało, włosy upięte szpilami, eleganckie kimono
starannie przewiązane w talii pasem obi. Również Ulrich wyglądał jak samuraj. Miał
krótkie kimono, a na nogach skarpety i tradycyjne geta,
♦ 218 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Wnętrze wyglądało tak, jakby wszystko było w porządku. Wiedziała, gdzie dyrektor
przechowywał teczkę - w szufladzie w biurku. Klucz leżał w piórniku pod gumkami
do wycierania. Serce podskoczyło jej do gardła, gdy spostrzegła, że w szufladzie nic
nie ma.
-Jak to...?
Nie tracąc ducha, otworzyła wielkie metalowe archiwum, znajdujące się pod ścianą.
Sprawdziła gorączkowo katalog, aż znalazła. Oto jest, nienaruszona teczka z dossier
Waldo Schaeffera. Zatem dyrektor po prostu postanowił ją przełożyć.
Pani Hertz odetchnęła z ulgą.
Niebieskie iglice i okrągłe dachy, takie jak w chińskich pagodach. Ulice, które
unosiły się w powietrzu jak kolorowe wstążki, wijąc się wokół bardzo wysokich wież
o niewidocznych szczytach.
-
To wcale nie jest Lyoko - zauważył osłupiały Ulrich, potrząsają głową.
-
Ale popatrz na nas.
Stojąca obok niego Yumi była ubrana w strój gejszy, który nosiła zawsze w Lyoko.
Twarz miała upudrowaną na biało, włosy upięte szpilami, eleganckie kimono
starannie przewiązane w talii pasem obi. Również Ulrich wyglądał jak samuraj. Miał
krótkie kimono, a na nogach skarpety i tradycyjne geta,
♦ 218 ♦
♦ REPLIKA ♦
coś pośredniego między chodakami a japonkami. Chłopcu brakowało tylko katany.
-
Chyba nie mamy broni - stwierdził.
-
I to mi się wcale nie podoba, jeśli mam być szczera -odpowiedziała mu Yumi.
Zniekształcony i metaliczny głos dziewczynki dochodził przez kask motocyklowy.
Znajdujące się w mieszkaniu proste urządzenia nie pozwalały wejść naprawdę do
świata repliki. Ich ciała zostały w świecie rzeczywistym, w pokoju pełnym
komputerów.
-
Cóż, jeśli zrobi się gorąco, możemy zawsze wrócić z powrotem, prawda? -
pocieszył się Ulrich.
-
Spróbuj - zachęciła go dziewczynka.
Ulrich dotknął rękoma szyi w miejscu, gdzie znajdowała się sprzączka kasku.
Odniósł wrażenie, że opuszkami palców dotyka gładkiej skóry i że nie ma nic na
głowie. Spróbował potrzeć o siebie ręce, żeby zdjąć rękawiczki, ale nie udało mu się.
Dla Ulricha, który był wewnątrz repliki, te przedmioty nie istniały. Nie mógł ich
dotknąć.
-
Miejmy nadzieję, że będzie dobrze. Wyczaiłaś, jak tu się trzeba poruszać?
-
Przyciśnij kciuk do palca wskazującego prawej ręki, potem rusz ręką w
kierunku, w którym chcesz się poruszać - wyjaśniła Yumi. I poleciała szybko jak
strzała w stronę nieba.
♦ 219
♦ BEZIMIENNE MIAT ♦
Ulrich spróbował ją naśladować, opuścił rękę i uderzył z całej siły twarzą w ziemię.
-
Aj, boli! - wrzasnął.
Yumi z elegancją szybowała koło niego.
-
Jak to możliwe? Tu nie jest jak w Lyoko, my nie jesteśmy tu naprawdę. Nasz
ciała są bezpie.czne w mieszkaniu.
-
Być może, ale ja czuję, że nos mam rozbity. Może w kaskach są umieszczone
czujniki bólu albo coś w tym stylu. Przydałby nam się Jeremy.
Przez chwilę chłopiec pożałował, że nie zadzwonił do przyjaciela, zanim włączyli
replikę. Teraz było już za późno, aby o tym myśleć. Za drugim razem udało mu się
polecieć bez wypadków. Yumi poszybowała za nim ponad miastem.
To fantastyczne, orientalne miasto było zrujnowane. Fragmenty ulic biegły w nim jak
kolorowe strumienie. Ściany pagód były zniszczone, a ziemia pełna dziur, tak jakby
dopiero co skończyło się bombardowanie. Miasto wyglądało, jakby nie było w nim
żywej duszy.
Minęli parki porośnięte dziwnymi, szklanymi drzewami, które zasłaniały wszystko -
altanki, ścieżki i przezroczyste mostki przerzucone nad suchymi rzekami. W końcu
dotarli do muru.
Była to jedyna rzecz tu, w środku, która była nowa i w doskonałym stanie. Mur
składał się z matowych, czarnych cegieł. Sięgał aż do nieba. Nie było widać żadnego
z je-
♦ 220
♦ REPLIKA ♦
go końców. Yumi i Ulrich lecieli prosto do góry, dotykając brzuchami tej
gigantycznej konstrukcji, ale po dziesięciu minutach nadal nie było widać jego końca.
Chłopiec zatrzymał się w połowie drogi, dotknął palcami powierzchni muru i przez
opuszki palców przepłynął mu mały ładunek elektryczny.
-
Tu nie ma przejścia - stwierdził. - Według mnie ten mur nie ma końca.
-
Nieskończony mur? To niemożliwe!
-
W świecie realnym być może, ale nie tu. Całe miasto jest chronione przez tę
barierę. Nie możemy przez nią przejść.
-
O ile nie ma gdzieś drzwi.
Opuścili się na ziemię i zaczęli szukać. Po jakimś czasie znaleźli wejście wysokie na
dwa metry i zamknięte szerokimi, zapieczętowanymi wrotami o dwóch skrzydłach.
Nie było widać zamka ani klamki, żeby można je było otworzyć. Nie drgnęły nawet,
mimo że Ulrich i Yumi naciskali na nie ze wszystkich sił.
W końcu poddali się i usiedli oparci plecami o mur, żeby złapać oddech.
-
Świat jest wirtualny - sapnął Ulrich - ale można się w nim zmęczyć jak w
prawdziwym.
-
Masz... - „rację", chciała powiedzieć Yumi, ale nagle-niebieski, błyszczący
promień trafił ją w klatkę piersiową.
♦ 221 ♦
♦ REPLIKA ♦
go końców. Yumi i Ulrich lecieli prosto do góry, dotykając brzuchami tej
gigantycznej konstrukcji, ale po dziesięciu minutach nadal nie było widać jego końca.
Chłopiec zatrzymał się w połowie drogi, dotknął palcami powierzchni muru i przez
opuszki palców przepłynął mu mały ładunek elektryczny.
-
Tu nie ma przejścia - stwierdził. - Według mnie ten mur nie ma końca.
-
Nieskończony mur? To niemożliwe!
-W świecie realnym być może, ale nie tu. Całe miasto jest chronione przez tę barierę.
Nie możemy przez nią przejść.
-
O ile nie ma gdzieś drzwi.
Opuścili się na ziemię i zaczęli szukać. Po jakimś czasie znaleźli wejście wysokie na
dwa metry i zamknięte szerokimi, zapieczętowanymi wrotami o dwóch skrzydłach.
Nie było widać zamka ani klamki, żeby można je było otworzyć. Nie drgnęły nawet,
mimo że Ulrich i Yumi naciskali na nie ze wszystkich sił.
W końcu poddali się i usiedli oparci plecami o mur, żeby złapać oddech.
-
Świat jest wirtualny - sapnął Ulrich - ale można się w nim zmęczyć jak w
prawdziwym.
-
Masz... - „rację", chciała powiedzieć Yumi, ale nagle-niebieski, błyszczący
promień trafił ją w klatkę piersiową.
♦ 221 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Dziewczynka potoczyła się na bok, a Ulrich zerwał się na nogi. Rozejrzał się dookoła
i zobaczył mantę, jednego z potworów Xany, z którymi walczyli w Lyoko. W
odróżnieniu od ryb, od których wywodziła się jej nazwa, manta używała ogromnej
płetwy-skrzydła, żeby latać. Strzelała laserowymi promieniami z końca cienkiego
ogona.
-
Szybko, spadamy stąd! - krzyknął Ulrich.
Wzbili się szybko w powietrze, a potwór ich gonił. Kolejne promienie laserowe
przeleciały niedaleko od nich, rozświetlając powietrze.
-
Kiedy mnie trafiła, nie straciłam punktów życia! - zauważyła Yumi.
-
To znaczy, że jesteśmy nieśmiertelni?
-
Oby! W przeciwnym razie, bez Jeremy'ego, nie mamy szansy się obronić. A
jeśli zginiemy...
To było absurdalne. W żadnym razie nie mogło zdarzyć się nic złego. Kiedy ginęli w
Lyoko, wracali natychmiast do świata realnego i pojawiali się w kolumnach-
skanerach w starej fabryce. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Ale Ulrich
rozbił sobie nos i bolało go. Nie mieli zielonego pojęcia, jak działa replika.
Chłopiec zauważył dwie kolejne manty, które leciały w ich kierunku po przejrzystym
niebie nad miastem.
-
Zejdź na dół, Yumi! - wrzasnął, nurkując w kierunku ziemi.
♦ 222 ♦
♦ REPLIKA ♦
Wylądowali na gładkich dachówkach dachu jakiegoś budynku, ześlizgnęli się na
ulicę, która schodziła szeroką spiralą na ziemię. Potem zaczęli biec co sił w nogach.
Ulrich rzucił się w stronę bramy opuszczonego parku porośniętego szklanymi
drzewami.
-
Jeśli są potwory... to może tu być także Xana! -krzyknął.
Yumi potrząsnęła głową.
-
Nie zauważyłeś? Manty nie mają jego symbolu. Nie mają oka Xany, tak jak w
Lyoko!
-
Być może, ale strzelają tak jak zawsze!
Dzieci przebiegły przez żelazną bramę i zaczęły lecieć na niskiej wysokości między
pokrzywionymi, kolczastymi, zielononiebieskimi drzewami.
Nagle Yumi się zatrzymała i Ulrich wpadł na nią, przewracając ją na ziemię. Szybko
się podnieśli.
-
Co ci się stało? Zobaczyłaś ducha? - Yumi nie odpowiedziała, ale wskazała
palcem przed siebie. Ulrich otworzył ze zdziwienia usta. - Profesor Hopper!
-
Nie-szepnęła dziewćzynka. - To nie może być naprawdę on. To na pewno jego
kopia. Replika.
Profesor stał przed nimi. Miał ciemną brodę i wielkie okulary na nosie. Tata Aelity
wydawał się przezroczysty. Można było patrzeć przez niego jak przez szkło. Trzymał
ręce
♦ 223
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
w kieszeniach fartucha laboratoryjnego. Kiedy ich zobaczył, uśmiechnął się szeroko.
-
Wreszcie są dzieci. Od tak dawna czekam, aż przyjdą tu do mnie dzieci... -
skinął im głową, a potem zniknął za skamieniałym krzakiem.
Yumi i Odd podążyli za nim, ale kiedy dolecieli za krzak, duch już zniknął. W tej
chwili laser odciął gałąź nad ich głowami i szklane liście z brzękiem rozbiły się o
ziemię. Dzieci się rozejrzały, znowu wzbiły się w powietrze i pomknęły nad parkiem.
Było teraz przynajmniej ze dwadzieścia mant. Leciały, zataczając szerokie kręgi nad
miastem. Gdy tylko zobaczyły dzieci, rzuciły się w ich stronę.
Ulrich spojrzał na Yumi z lękiem.
-
Co teraz?
-
Boję się, że...
Nie dokończyła zdania. Manty otworzyły ogień.
14
FACECI W CZERNI
Wyczerpany Ulrich runął na ziemię. Miał nudności i bolało go wszystko, tak jakby
ktoś go pobił. Dookoła było ciemno i cicho.
-Ulrich!
-Yumi, słyszę cię tak, jakbyś była gdzieś daleko...
-
Bo masz kask. Wróciliśmy do realu. Zdejmij go, teraz powinno ci się udać.
Ulrich posłuchał i zdrętwiałymi palcami zdjął nakrycie głowy. Znowu wyczuwał
materiał wokół rąk i ciężar kasku. Mocował się chwilę z paskiem, aż w końcu zdjął
urządzenie z głowy.
Yumi siedziała na wprost niego na podłodze i dyszała.
-
Jak się czujesz? - spytał ją.
-
Kiepsko. Tak jakby te promienie laserowe naprawdę mnie trafiły.
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
No, ja podobnie - chłopiec wstał i zaczął robić ćwiczenia na rozciąganie, żeby
rozluźnić obolałe mięśnie. - Co teraz robimy? - spytał w końcu. - Myślisz, że
powinniśmy wrócić, żeby skończyć robotę?
-
Żeby polować na ducha Hoppera? Wątpię, czy to dobry pomysł -
odpowiedziała.
-
No więc... - zaczął mówić Ulrich, ale Yumi nagle mu przerwała.
-Cii. Poczekaj. Posłuchaj.
Ulrich skupił się. Zza okien dochodził rytmiczny, regularny dźwięk, coś w rodzaju
pow, pow, pow.
Śmigła helikoptera. Chłopiec wskazał okno, ale Yumi potrząsnęła głową. Odgłos, o
którym mówiła, dochodził zza drzwi - ze schodów. Były to kroki.
Ktoś zauważył, że replika została aktywowana, i już szedł, żeby sprawdzić to na
miejscu.
Otworzyli drzwi i wypadli na korytarz, na którym panował półmrok. Usłyszeli męski
głos:
-
Szefie, tam są.
Szli po schodach!
Ulrich chciał od razu puścić się w dół po schodach i próbować przemknąć między
ścigającymi ich mężczyznami, ale Yumi nakazała mu gestem, żeby się nie ruszał.
Przycupnęli
♦ 226 ♦
♦ FACECI W CZERNI ♦
koło balustrady tak, żeby nie było ich widać, i wstrzymali oddech. Dwóch wysokich,
krótko ostrzyżonych mężczyzn w okularach przeciwsłonecznych i długich, czarnych
płaszczach wspinało się po schodach i przeszło obok nich.
Ulrich i Yumi rzucili się w dół. Dłoń pierwszego z mężczyzn zaledwie musnęła bark
dziewczynki.
-
Hej, wy, stójcie, nie wiecie, w jakie kłopoty!... - krzyknął mężczyzna, widząc,
że nie zdoła jej zatrzymać.
-
Na ziemię, jesteście aresztowani! - zawtórował mu drugi, który w dziwny
sposób wymawiał literę r.
Ani myśleli go słuchać. Nogi ślizgały się im po stopniach w czasie szaleńczego
biegu. Wystarczy, że stracą równowagę na ułamek sekundy, a spadną na dół i zostaną
złapani.
-Jesteśmy uzbrojeni, dzieci, nie pogarszajcie swojej sytuacji! - krzyknął jeszcze raz
mężczyzna z wadą wymowy.
Drugi ńatomiast nadawał przez krótkofalówkę:
-Tu Łasica i fetka, chciałem powiedzieć Fretka, do Samotnego Wilka. Zaraz będą. Są
na czwartym piętrze.
-
Jest jeszcze trzeci facet - syknął Ulrich do Yumi, ale dziewczynka dała mu
znać, że usłyszała.
Gdy zbiegli na pierwsze piętro, zobaczyli wchodzącego po schodach Samotnego
Wilka. On też był ubrany na czarno, a w ręce ściskał wymierzony w nich gigantyczny
pistolet z połyskliwej, chromowanej stali.
♦ 227
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Dobra, dzieciaki, tu jest meta!
Ulrich i Yumi nie posłuchali go. Skręcili w korytarz i rzucili się w stronę ostatnich
drzwi w głębi z taką siłą, że je otworzyli. Znaleźli się w pustym pomieszczeniu,
podobnym do tego, z którego wyszli. Była w nim tylko wykładzina i ta ohydna
tapeta. W kącie stało kilka starych krzeseł.
Ulrich zatrzasnął drzwi, złapał krzesło i zablokował nim klamkę.
-
Co teraz zrobimy? Jesteśmy w pułapce! - krzyknęła Yumi.
Ulrich wskazał jej okno.
-
Zanim weszliśmy, przyjrzałem się dobrze fasadzie tego budynku. Jest tu
gzyms. I są rynny.
-
Nie damy rady! To nie jest kreskówka! - zaprotestowała Yumi.
-
Masz lepszy pomysł? Bo te drzwi długo nie wytrzymają
-
Ulrich podbiegł do okna, otworzył je i wyszedł na gzyms.
-
Dalej, poradzimy sobie!
W rzeczy samej, nie była to kreskówka, w której gzymsy są zawsze wystarczająco
szerokie, aby dało się po nich spokojnie chodzić w tę i z powrotem. Ten gzyms był po
prostu występem o szerokości dziesięciu centymetrów. Można było oprzeć o niego
tylko koniuszek buta. Najbliższa rynna znajdowała się w odległości kilku metrów, ale
w tamtej
♦ 228
♦ FACECI W CZERNI ♦
chwili wydawało się im, że jest bardzo daleko. Spojrzeli na ulicę i zobaczyli wielką,
czarną limuzynę zaparkowaną prostopadle pod drzwiami budynku. Drzwiczki miała
otwarte. Nieco dalej jakiś chłopak zaparkował skuter w dziwacznym, pomarańczowo-
zielonym kolorze i wyjmował pizzę z ogromnego, sztywnego pudła przyczepionego
do bagażnika.
Drzwi zablokowane przez krzesło ustąpiły z trzaskiem i Samotny Wilk wpadł do
pokoju. Nie było czasu do namysłu.
Dzieci weszły na gzyms. Opierały się o ścianę, a twarze przyciskały do szorstkich
kamieni. Palce stóp miały skurczone, żeby szukać punktu zaczepienia.
Ulrich wysunął się, jak mógł najdalej, i złapał palcami żelazną rynnę, uczepił się jej
desperacko i wyciągnął drugą rękę, żeby pomóc Yumi.
Tymczasem Łasica i Fretka wyszli z budynku i podeszli do swojego samochodu.
Teraz patrzyli na dzieci, zadzierając głowy do góry.
-
Ostrożnie, nie zróbcie sobie krzywdy, dzieci. Dość tej ucieczki!
-
Wypchaj się - szepriął Ulrich.
Powoli opuszczał się po cienkiej, długiej rynnie, a za nim Yumi. Gdy znaleźli się w
połowie drogi, kilka metrów nad ziemią, faceci w czarnych płaszczach podeszli do
końcówki rynny, uśmiechając się szyderczo.
♦ 229*
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Yumi, musimy skakać - szepnął Ulrich.
-
A potem? Co dalej?
Ulrich spojrzał szybko do dołu, szukając pomysłu. Znalazł go.
-
Pożyczymy skuter od dostawcy pizzy.
-
Zwariowałeś?! - wykrzyknęła.
-
Myślę, że nie mamy innego wyboru. Skaczemy na trzy. Raz. Dwa... Trzy!
Skoczyli i spadli na Łasicę i Fretkę. Natychmiast wstali, nie przejmując się tym, że
ich przygnietli. A może nawet któregoś kopnęli. Fretka zaklął, wymawiając dziwnie
literę r.
-Yumi, spadowa! - krzyknął Ulrich i rzucił się w stronę skutera.
Motocykl miał kluczyki w stacyjce. Wystarczyło tylko wcisnąć przycisk rozrusznika,
żeby uruchomił się z warkotem.
Yumi usiadła za chłopcem i Ulrich ruszył na pełnym gazie. Z budynku wybiegł
Samotny Wilk i razem z pozostałymi dwoma mężczyznami wskoczył do limuzyny.
Nie mieli kasków i dopiero co ukradli skuter, którego nie mieli prawa prowadzić. Ale
z drugiej strony włamali się także do mieszkania i ścigał ich wielki, ciemny wóz, w
którym siedziało trzech uzbrojonych facetów. „Gorzej być nie może", pomyślał
Ulrich, próbując skoncentrować się na drodze przed sobą.
♦ 230 ♦
♦ FACECI W CZERNI ♦
-
Co za dzień, no nie?! - krzyknął, śmiejąc się prawie histerycznie.
Dojechał do końca rue Lemonnier, wjechał z ronda na avenue Molière. Zgiął się przy
tym wpół, szorując o jezdnię podpórką skutera, aż poleciały iskry.
Yumi wrzasnęła i objęła go mocniej w pasie.
-
Tylko nas nie zabij!
-
Obejrzyj się i powiedz, czy nas doganiają.
Limuzyna zbliżała się coraz bardziej. Jechali szeroką
ulicą, gdzie wielka limuzyna miała przewagę nad motocyklem z dwiema osobami,
zwłaszcza że nie było praktycznie ruchu.
-
Kapuję. Jedziemy zaułkami - stwierdził Ulrich i skręcił w prawo w najwęższą
ulicę, a potem zaraz w lewo.
Jechali pod prąd jednokierunkową ulicą i stara ciężarówka, która zmierzała w
przeciwnym kierunku, minęła ich o włos, włączając klakson.
-
Tu nie mogą nas gonić! - wrzasnął chłopiec tryumfalnym tonem.
-
A jednak mogą.
Yumi wskazała do góry, na helikopter przypominający czarną, brzęczącą muchę. Nie
stracił ich z oczu, odkąd wyjechali z rue Lemonnier.
-
Zapomniałem, że mają wsparcie z powietrza. Dojedźmy
♦ 231 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
do parku, w którym byliśmy dzisiaj rano, tam powinniśmy im uciec.
Ulrich skręcił kilka razy na pełnym gazie. Tylna opona zostawiała długie, czarne
smugi na asfalcie. Potem wjechał w szeroką avenue de Diane, która otaczała park.
Czarna limuzyna wyjechała zza zakrętu, o mało co nie potrącając starszego pana z
gazetą pod pachą. Znowu ich doganiali!
Chłopiec zjechał skuterem na szeroki chodnik, wzdłuż którego ciągnęło się długie,
żelazne ogrodzenie. Zaczął gwałtownie wciskać klakson, żeby ostrzec nielicznych
pieszych, aby zeszli z drogi.
-
Tędy, tam jest wejście! - wrzasnęła Yumi, wskazując punkt, w którym była
przerwa w ogrodzeniu u wylotu alejki w parku. Skuter przejechał przez nią z
łatwością. Samochód natomiast wyłamał część ogrodzenia. Spod kół uniosły się w
górę dwie fontanny żwiru i koła utraciły przyczepność.
-
Uważaj na pana! - krzyknęła Yumi. -1 na panią z wózkiem!
Helikopter leciał cały czas nad nimi i limuzyna znowu
się zbliżała.
Wyglądało to jak film sensacyjny i byłoby zabawnie... gdyby nie było tak strasznie.
-
Potrzebujemy czegoś, żeby odwrócić ich uwagę! - krzyknął Ulrich.
♦ 232 ♦
♦ BEZIMIENNE MIAST ♦
do parku, w którym byliśmy dzisiaj rano, tam powinniśmy im uciec.
Ulrich skręcił kilka razy na pełnym gazie. Tylna opona zostawiała długie, czarne
smugi na asfalcie. Potem wjechał w szeroką avenue de Diane, która otaczała park.
Czarna limuzyna wyjechała zza zakrętu, o mało co nie potrącając starszego pana z
gaźetą pod pachą. Znowu ich doganiali!
Chłopiec zjechał skuterem na szeroki chodnik, wzdłuż którego ciągnęło się długie,
żelazne ogrodzenie. Zaczął gwałtownie wciskać klakson, żeby ostrzec nielicznych
pieszych, aby zeszli z drogi.
-
Tędy, tam jest wejście! - wrzasnęła Yumi, wskazując punkt, w którym była
przerwa w ogrodzeniu u wylotu alejki w parku. Skuter przejechał przez nią z
łatwością. Samochód natomiast wyłamał część ogrodzenia. Spod kół uniosły się w
górę dwie fontanny żwiru i koła utraciły przyczepność.
-
Uważaj na pana! - krzyknęła Yumi. -1 na panią z wózkiem!
Helikopter leciał cały czas nad nimi i limuzyna znowu
się zbliżała.
Wyglądało to jak film sensacyjny i byłoby zabawnie... gdyby nie było tak strasznie.
-
Potrzebujemy czegoś, żeby odwrócić ich uwagę! - krzyknął Ulrich.
♦ 232 ♦
♦ FACECI W CZERNI ♦
-
Czego? Tu są tylko pizze!
-
To je weź.
-
Że co?
Ulrich ominął chłopczyka, który grał w piłkę. Spróbował uśmiechnąć się do niego,
żeby go nie przestraszyć, i znowu przyśpieszył na żwirowej alejce.
-
Rzuć nimi!
Yumi obróciła się na tylnym siodełku skutera, przez chwilę mocowała się z
pojemnikiem od pizz i wyciągnęła pierwszą porcję pocisków.
-
Capricciosa, sądząc po zapachu. Ale jestem głodny.
-
Akurat znalazłeś sobie moment! Przygotuj się, kiedy wyceluję... Ognia!
Ulrich zwolnił, żeby limuzyna mogła się do nich zbliżyć. Fretka otworzył okno od
strony pasażera i wychylił się do połowy, ściskając pistolet. Kiedy samochód był
kilka metrów za nimi, Yumi rzuciła pierwszą pizzę i trafiła agenta prosto w twarz.
Okulary przeciwsłoneczne spadły mu z nosa, a mozzarella i pomidory przyozdobiły
jego włosy i czarne ubranie.
-
Przeklęte smarkacze! - wrzasnął Fretka.
-
Marinara! Ouattro fromaggi! Diavola! - krzyknęła Yumi, ciskając pizze jedną
po drugiej prosto w przednią szybę. Z plaśnięciem przykleiły się do szkła. Limuzyna
zjechała na bok i włączyła wycieraczki, ale za późno.
♦ 233 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Zza zasłony pizz kierowca nie był w stanie zauważyć pustej ławki. Samochód
uderzył w nią i zatrzymał się nagle, a z chłodnicy wydobył się biały dym. Trzej
mężczyźni wyskoczyli z auta.
-
Hej, ale masz cela! - powiedział Ulrich z uznaniem.
Yumi i Ulrich zaparkowali skuter koło stacji metra Albert. Czarny helikopter
obserwował ich cały czas. Schowali kluczyki w schowku pod siodełkiem i dołożyli
do nich pięćdziesiąt euro - wszystkie pieniądze, jakie im zostały.
Ulrich darowałby sobie ten wydatek, ale Yumi spojrzała na niego zimno.
-
Postarajmy się zrobić dzisiaj przynajmniej jedną dobrą rzecz. Zapisałam numer
do pizzerii, do której należy motor. Gdy tylko dotrzemy na stację, zadzwonię do nich,
żeby im powiedzieć, że mogą przyjechać i zabrać go sobie...
Weszli do przejścia podziemnego i wreszcie złapali oddech.
-
Udało się. Tu helikopter nie może nas śledzić, a sieć metra jest zbyt wielka.
Założę się, że nie zgadną, gdzie wyjdziemy.
Ulrich przytaknął i popatrzył na nią. Policzki Yumi były zaróżowione, włosy
rozczochrane przez wiatr. Wargi wyginał jej krzywy uśmiech. Wyglądała na
zmęczoną i podekscytowaną. Nigdy nie wydawała mu się tak piękna jak w tym
momencie.
♦ 234 ♦
♦ FACECI W CZERNI ♦
Przypomniało mu się zdanie: „Nie jesteśmy tylko przyjaciółmi". Jaka inna okazja
mogłaby być lepsza od tej, żeby jej to powiedzieć?
Wymamrotał:
-Yumi, nie wiem, czy pamiętasz... Kilka dni temu, w Kadic. Kiedy chciałem z tobą
porozmawiać i przeszkodziła nam Sissi...
Yumi uśmiechnęła się łagodnie i położyła mu palec na ustach.
- Pamiętam bardzo dobrze, ale teraz musimy iść. Możemy o tym porozmawiać
później. Mamy całe życie przed sobą.
Zbliżyła się do niego i lekko ucałowała go w policzek. Jej usta były miękkie i
pachniały wiatrem. Przez chwilę Ulrich poczuł, że kręci mu się w głowie. To była
prawda, mieli czas.
Wziął ją za rękę i pobiegli przejściem w kierunku peronu metra. Muszą wrócić do
Kadic z prędkością światła i opowiedzieć Jeremy'emu i reszcie o swoim odkryciu.
W Waszyngtonie była ósma rano, ale w biurze wszyscy
już pracowali. W pewnych zawodach nie istnieją soboty ani niedziele. Dydona
przyjechała punktualnie o siódmej, jak każdego dnia. Wypiła kawę, przeglądając
gazety i porównując je z tajnymi informacjami, które dostała w nocy. Zadziwia-
♦ 235 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
jące, że dziennikarze mogą pisać wszystko... ani razu nie wyjaśniając czytelnikowi,
co zdarzyło się naprawdę.
Dydona włączyła komputer i zaczęła czytać raporty, kiedy zadzwonił telefon.
-
Połączenie z Belgii - oznajmiła sekretarka Maggie.
Na czole Dydony pojawiła się głęboka zmarszczka. To był
nieprzewidziany telefon. Nieprzewidziane telefony nigdy nie oznaczały dobrych
wiadomości.
-
Przełącz.
Coś trzasnęło, gdy Maggie łączyła. Potem męski głos powiedział:
-Tu Samotny Wilk.
Agent dzwonił z miejsca publicznego, słychać było głosy dzieci i rozzłoszczonych
staruszków. Ktoś mówił:
-
To ośle salami jest wyborne!
Potem jakaś kobieta krzyknęła:
-Złodzieje i kanalie! Wezwę policję!
Dydona zaczęła się niecierpliwić i bębniła upierścienionymi palcami po biurku.
-
Samotny Wilku, mam nadzieję, że zdaje sobie pan sprawę, że ta rozmowa jest
wbrew wszelkim regułom bezpieczeństwa.
-
Tak, Dydo... proszę pani. Ale to wyjątkowa sprawa. Dzieciaki znalazły
mieszkanie przy rue Lemonnier.
♦ 236 ♦
♦ FACECI W CZERNI ♦
No i proszę. Oto wiadomość, która mogła jej zepsuć cały dzień.
Zapytała:
-
Czy znaleźli replikę?
-Tak, proszę pani, i uruchomili ją. Przyjechaliśmy na miejsce dziesięć minut po tym,
jak włączył się alarm. Nie byliśmy przygotowani na czerwony alarm tu, w Brukseli.
-Ty durniu! Przecież kazałam trzymać ekipę w pogotowiu! Daliście się zaskoczyć! -
wykrzyknęła Dydona.
Samotny Wilk kaszlnął:
-
Owszem, ale prawdopodobnie nie udało się im wejść do repliki. Tak samo jak
nam.
Dydona zaczęła wrzeszczeć do słuchawki, nie zdając sobie sprawy, że podniosła głos:
-To są dzieciaki\ Nie wiemy, co się zdarzy, jeśli spróbują to zrobić dzieciaki! Niech
mi pan opowie dokładnie, co się zdarzyło. Natychmiast.
-
No więc był alarm. Pojechaliśmy na miejsce. Ja, agent Łasica i agent Fjetka.
Przepraszam, Fretka. Pomagali nam agenci Kuna i Lis w helikopterze. Dzieciaki
zwiały nam, były uzbrojone, proszę pani...
-
Uzbrojone? - spytała tonem pełnym wątpliwości.
Głos w tle:
-
No proszę, powiedz, że te pizze były śmiercionośną
♦ 237*
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
bronią...
-
Starczy, nie chcę więcej tego słuchać - rzekła Dydona chłodno. - Gdzie są teraz
te dzieciaki?
-
Helikopter ze wsparcia śledził je, dopóki nie weszły do metra. Nie sądzę, aby
to był poważny problem. Na pewno biegną właśnie na stację, będą chciały wrócić do
domu. Możemy ścigać je aż do Kadic i tam złapać.
Dydona westchnęła. Nie cierpiała pracy z ludźmi pozbawionymi zdolności.
-
Narobiliście już wystarczająco kłopotów. Postarajcie się, żeby ludzie nie
zadzwonili na policję. Jeszcze tego brakuje, żeby nasz rząd musiał się tłumaczyć
przed lokalnymi służbami porządkowymi. Potem wróćcie do mieszkania przy rue
Lemonnier i zabezpieczcie je. Chcę, żeby trzech facetów stało przed wejściem w
dzień i w nocy aż do odwołania. Skontaktuję się z naszym agentem w Kadic. Będzie
musiał znaleźć wyjście z tej sytuacji.
-
Agent w Kadic? Ale, proszę pani, on jest w stanie spoczynku od...
-
Nasz agent nigdy nie jest na emeryturze i nigdy nie przechodzi w stan
spoczynku, Samotny Wilku. Od nas się nie da uciec, jak pamiętasz.
Dydona rzuciła gwałtownie słuchawką o stół. Westchnęła. Podniosła z powrotem
słuchawkę.
♦ 238
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
bronią...
-
Starczy, nie chcę więcej tego słuchać - rzekła Dydona chłodno. - Gdzie są teraz
te dzieciaki?
-
Helikopter ze wsparcia śledził je, dopóki nie weszły do metra. Nie sądzę, aby
to był poważny problem. Na pewno biegną właśnie na stację, będą chciały wrócić do
domu. Możemy ścigać je aż do Kadic i tam złapać.
Dydona westchnęła. Nie cierpiała pracy z ludźmi pozbawionymi zdolności.
-
Narobiliście już wystarczająco kłopotów. Postarajcie się, żeby ludzie nie
zadzwonili na policję. Jeszcze tego brakuje, żeby nasz rząd musiał się tłumaczyć
przed lokalnymi służbami porządkowymi. Potem wróćcie do mieszkania przy rue
Lemonnier i zabezpieczcie je. Chcę, żeby trzech facetów stało przed wejściem w
dzień i w nocy aż do odwołania. Skontaktuję się z naszym agentem w Kadic. Będzie
musiał znaleźć wyjście z tej sytuacji.
-
Agent w Kadic? Ale, proszę pani, on jest w stanie spoczynku od...
-
Nasz agent nigdy nie jest na emeryturze i nigdy nie przechodzi w stan
spoczynku, Samotny Wilku. Od nas się nie da uciec, jak pamiętasz.
Dydona rzuciła gwałtownie słuchawką o stół. Westchnęła. Podniosła z powrotem
słuchawkę.
♦ 238 *
♦ FACECI W CZERNI ♦
- Maggie? Znajdź mi numer telefonu agenta z Miasta Żelaznej Wieży we Francji. To
bardzo pilne.
15
POCAŁUNEK
EVY SKINNER
Jeremy nalegał, żeby dobrze się ukryć, skoro mężczyzna z psami kręci się po Pustelni
i koło domów ich rodziców. Najmniej będą rzucać się w oczy, gdy będą dobrze
widoczni. Dlatego spotkali się około piątej po południu w Café au lait zamiast w
Pustelni albo w internacie. Na spotkanie przyszli Jeremy i Aelita, Richard, a także
Ulrich i Yumi, którzy dopiero co wrócili z podróży do Brukseli. Brakowało tylko
Odda i Evy.
-
Czy ktoś ich widział? - spytał Ulrich.
Jeremy wzruszył ramionami.
-
Mieli spotkać się dziś rano, ale nie wiem, co potem. Znacie Odda, zapewne jest
u Evy i robi do niej słodkie oczy.
-
Próbowałeś zadzwonić do niego?
-
Tak, nie odebrał.
♦ 241 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Aelita potrząsnęła głową z niedowierzaniem. Ulrich i Yumi, którzy do tej pory się nie
odzywali, wybuchnęli.
-
Nie chcecie wiedzieć, co nam się przydarzyło?! Znaleźliśmy replikę!
-
I był tam duch...
-
I faceci w czarnych płaszczach...
-
I doskonała pizza...
-
Spokojnie, spokojnie - powstrzymał ich Jeremy. - Jesteśmy tu, żeby was
wysłuchać. Ale po kolei. Udało wam się zrobić elektroniczny wytrych?
Na przemian, spierając się, kto ma mówić, Ulrich i Yumi opowiadali wszystko, co
zdarzyło się w Belgii, aż do szaleńczej ucieczki na koniec. Potem Jeremy
poinformował ich o tym, co zaszło podczas ich nieobecności - o tajemniczym
człowieku w domu Yumi i całej reszcie. Gdy skończył, dziewczynka zakryła rękami
twarz, Richard patrzył zmieszany w monitor swojego palmtopa, z którym nigdy się
nie rozstawał, a Jeremy chodził po lokalu w tę i z powrotem z rękami założonymi na
plecach.
-
Już wiem - powiedział w końcu. - Możemy dowiedzieć się czegoś naprawdę
ważnego o Hopperze i o superkomputerze.
-
Co masz na myśli? - spytał Ulrich.
-
Jeśli wydawało wam się, że widzicie w replice Franza Hoppera... - wyjaśnił
Jeremy.
♦ 242 ♦
♦ POCAŁUNEK EVY SKINNER ♦
-
Nie wydawało nam się - przerwał mu Ulrich. - On naprawdę tam był.
-
...a więc znaczy to, że replika została stworzona przez samego Hoppera. I że
umieścił on w replice swoją kopię po to, aby dać nam jakąś wskazówkę.
-
Chcesz powiedzieć, żeby dać wskazówkę facetom w czerni - skrzywiła się
Yumi. - Oni mogli z łatwością tyle razy obserwować to tajemnicze miasto i
rozmawiać z panem Hopperem.
-Tak, ale chciałbym wiedzieć, co ma do tego pani Hertz. Coś mi się widzi, że pojawia
nam się już nić przewodnia: najpierw mamy kod programu w komputerze Richarda,
potem kod programu w papierach w kopercie, w końcu ta replika. Tak jakby pan
Hopper zostawił cały szereg śladów, za którymi musimy iść.
Aelita westchnęła.
-
Może chodzi o wskazówki, jak odnaleźć moją mamę...
-
Racja - powiedział Jeremy. - To bardzo prawdopodobne, że twój tato chciał
rozwiązać kwestię, która najbardziej leżała mu na sercu - odnaleźć twoją mamę.
Problem jest tylko w tym, że koperta z kodem programu zniknęła i nie mam pojęcia,
kto mógł ją wziąć ani dlaczego.
-
Może to pani Hertz ją wzięła... - wtrącił się Richard.
-
Psorka nie wchodzi do pokojów uczniów. Nie, to musiał być ktoś inny.
♦ 243*
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Tym razem włączył się Ulrich. Chłopiec dopił swoją czekoladę i zauważył:
-
Zapominacie wszyscy o jednej sprawie. Nie tylko my bawimy się w szukanie
skarbów, ale mamy dwóch wrogów, których prawie nie znamy. Z jednej strony są
faceci w czerni, którzy mają broń i helikoptery, samochody i kto wie, jakie jeszcze
diabelskie wynalazki. A do tego jest jeszcze facet z psami, który kręci się po mieście i
próbuje porwać naszych rodziców.
-
Może facet z psami jest jednym z facetów w czerni -zasugerowała Yumi.
Jeremy potrząsnął głową.
-
To niemożliwe, działają w zupełnie inny sposób. Facet z psami działa sam,
wykorzystuje supernowoczesną technologię i gwiżdże na przepisy. Faceci w czerni
wyglądają na agentów rządowych albo coś w tym stylu. Czy wiecie, ile trzeba mieć
pozwoleń, żeby móc latać helikopterem nad samym centrum miasta? Policja ich zna i
zostawia im wolną rękę. Dlatego Ulrich ma rację. Oprócz nas jest jeszcze dwóch
rozgrywających.
Jeremy usiadł znowu. Wyglądał na wyczerpanego.
-
Musimy pomyśleć, zanim zrobimy jakikolwiek krok, albo nigdzie nie
dojdziemy. Sprawa jest zbyt skomplikowana. Według mnie po pierwsze musicie
pójść poszukać Odda.
♦ 244
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Tym razem włączył się Ulrich. Chłopiec dopił swoją czekoladę i zauważył:
-
Zapominacie wszyscy o jednej sprawie. Nie tylko my bawimy się w szukanie
skarbów, ale mamy dwóch wrogów, których prawie nie znamy. Z jednej strony są
faceci w czerni, którzy mają broń i helikoptery, samochody i kto wie, jakie jeszcze
diabelskie wynalazki. A do tego jest jeszcze facet z psami, który kręci się po mieście i
próbuje porwać naszych rodziców.
-
Może facet z psami jest jednym z facetów w czerni -zasugerowała Yumi.
Jeremy potrząsnął głową.
-
To niemożliwe, działają w zupełnie inny sposób. Facet z psami działa sam,
wykorzystuje supernowoczesną technologię i gwiżdże na przepisy. Faceci w czerni
wyglądają na agentów rządowych albo coś w tym stylu. Czy wiecie, ile trzeba mieć
pozwoleń, żeby móc latać helikopterem nad samym centrum miasta? Policja ich zna i
zostawia im wolną rękę. Dlatego Ulrich ma rację. Oprócz nas jest jeszcze dwóch
rozgrywających.
Jeremy usiadł znowu. Wyglądał na wyczerpanego.
-
Musimy pomyśleć, zanim zrobimy jakikolwiek krok, albo nigdzie nie
dojdziemy. Sprawa jest zbyt skomplikowana. Według mnie po pierwsze musicie
pójść poszukać Odda.
♦ 244 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Tym razem włączył się Ulrich. Chłopiec dopił swoją czekoladę i zauważył:
-
Zapominacie wszyscy o jednej sprawie. Nie tylko my bawimy się w szukanie
skarbów, ale mamy dwóch wrogów, których prawie nie znamy. Z jednej strony są
faceci w czerni, którzy mają broń i helikoptery, samochody i kto wie, jakie jeszcze
diabelskie wynalazki. A do tego jest jeszcze facet z psami, który kręci się po mieście i
próbuje porwać naszych rodziców.
-
Może facet z psami jest jednym z facetów w czerni -zasugerowała Yumi.
Jeremy potrząsnął głową.
-
To niemożliwe, działają w zupełnie inny sposób. Facet z psami działa sam,
wykorzystuje supernowoczesną technologię i gwiżdże na przepisy. Faceci w czerni
wyglądają na agentów rządowych albo coś w tym stylu. Czy wiecie, ile trzeba mieć
pozwoleń, żeby móc latać helikopterem nad samym centrum miasta? Policja ich zna i
zostawia im wolną rękę. Dlatego Ulrich ma rację. Oprócz nas jest jeszcze dwóch
rozgrywających.
Jeremy usiadł znowu. Wyglądał na wyczerpanego.
-
Musimy pomyśleć, zanim zrobimy jakikolwiek krok, albo nigdzie nie
dojdziemy. Sprawa jest zbyt skomplikowana. Według mnie po pierwsze musicie
pójść poszukać Odda.
♦ 244*
♦ POCAŁUNEK EVY SKINNER ♦
Wczoraj powiedział mi, że chce się zobaczyć z Evą, ale nie chciał mi nic więcej
zdradzić. Zanim ustalimy, co mamy zrobić, potrzebujemy jak najwięcej danych.
Musimy być razem.
-
Powiedziałeś „musicie pójść", a nie „musimy pójść". Ty nie idziesz? - spytał go
Richard.
-
Nie, ja chcę pożyczyć twojego palmtopa, jeśli można. Trzeba przyjrzeć się
kodowi tego programu. W pokoju mam dużo notatek dotyczących tej sprawy i
chciałbym pomyśleć nad tym sam. Znajdziecie Odda, a potem spotkamy się wszyscy
razem w szkole. Co wy na to?
Ulrich przytaknął.
-
Zgoda, szefie. Idziemy szukać tego lenia Odda.
Jeremy został i patrzył, jak przyjaciele wybiegają z kafejki, potem zapłacił
barmanowi rachunek i wyszedł na mroźne, styczniowe powietrze. W rzeczywistości
chłopiec nie miał zamiaru zamykać się w swoim pokoju... przynajmniej nie od razu.
Szedł bez celu ulicami. Kiedy znalazł się przed Pustelnią, zrozumiał, że tak naprawdę
tu właśnie chciał przyjść.
Otworzył furtkę, wszedł do ogrodu i minął willę, przeszedł przez dziurę w płocie z
tyłu ogrodu i znalazł się w parku koło szkoły.
♦ 245 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Ulewny deszcz, który padał tego ranka, roztopił śnieg. Na ziemi było błoto i zwiędła
trawa.
Chłopiec doszedł do studzienki i odsunął klapę na bok, potem spuścił się do kanału.
Przeszedł na piechotę odcinek wzdłuż ścieków, potem po żelaznym moście dostał się
na wysepkę i wszedł do starej, opuszczonej fabryki. Wsiadł do windy i zjechał trzy
piętra na dół, do najważniejszego pomieszczenia.
W środku było ciemno i cicho. Obok drzwi widać było właz, przez który wszedł,
kiedy odnalazł to tajemnicze miejsce. Pamiętał dobrze zagadkę, którą musiał
rozwiązać, żeby otworzyć ten właz: hasło brzmiało delenda, a odzew - Carthago. Gra
słów pochodziła z łacińskiego powiedzenia „Kartagina musi zostać zniszczona".
Dopiero później pan Hopper za pośrednictwem filmu wideo, który znaleźli w tajnym
pokoju w Pustelni, wyjaśnił im, czym naprawdę jest jego Kartagina, jaki potwór w
niej się kryje i dlaczego musi zostać zniszczona.
Jeremy podszedł do ogromnego cylindra, jedynego przedmiotu znajdującego się w
pomieszczeniu. Metalowa kolumna sięgała aż do sufitu. Była całkiem gładka i zimna.
Wystawał z niej tylko wyłącznik.
Gdyby opuścił dźwignię, pokój natychmiast zalałoby światło, na cylindrze
pojawiłyby się tysiące kolorowych ży-
♦ 246
♦ BEZIMIENNE MIAST ♦
Ulewny deszcz, który padał tego ranka, roztopił śnieg. Na ziemi było błoto i zwiędła
trawa.
Chłopiec doszedł do studzienki i odsunął klapę na bok, potem spuścił się do kanału.
Przeszedł na piechotę odcinek wzdłuż ścieków, potem po żelaznym moście dostał się
na wysepkę i wszedł do starej, opuszczonej fabryki. Wsiadł do windy i zjechał trzy
piętra na dół, do najważniejszego pomieszczenia.
W środku było ciemno i cicho. Obok drzwi widać było właz, przez który wszedł,
kiedy odnalazł to tajemnicze miejsce. Pamiętał dobrze zagadkę, którą musiał
rozwiązać, żeby otworzyć ten właz: hasło brzmiało delenda, a odzew - Carthago. Gra
słów pochodziła z łacińskiego powiedzenia „Kartagina musi zostać zniszczona".
Dopiero później pan Hopper za pośrednictwem filmu wideo, który znaleźli w tajnym
pokoju w Pustelni, wyjaśnił im, czym naprawdę jest jego Kartagina, jaki potwór w
niej się kryje i dlaczego musi zostać zniszczona.
Jeremy podszedł do ogromnego cylindra, jedynego przedmiotu znajdującego się w
pomieszczeniu. Metalowa kolumna sięgała aż do sufitu. Była całkiem gładka i zimna.
Wystawał z niej tylko wyłącznik.
Gdyby opuścił dźwignię, pokój natychmiast zalałoby światło, na cylindrze
pojawiłyby się tysiące kolorowych ży-
♦ 246
♦ POCAŁUNEK EVY SKINNER ♦
tek włączanych obwodów. Stara fabryka ożyłaby, kolumny skanerów na drugim
piętrze pod ziemią by się uaktywniły, a konsola sterowania włączyłaby się sama.
Powrót Lyoko... ale czy tylko tego? Czy też Xany, istoty, którą, jak myśleli,
zniszczyli na zawsze?
Nie zdając sobie z tego sprawy, Jeremy oparł rękę na dźwigni. Zacisnął palce tak,
jakby chciał z całej siły pociągnąć dźwignię w dół i włączyć superkomputer na nowo.
„Czy ktoś tu jest? - Zaczął głośno oddychać. - To tylko wrażenie, za bardzo się
przejmuję - myślał nerwowo. - Jestem w fabryce sam, nikt nie mógł przyjść za mną".
- Xana? - wymamrotał Jeremy.
Nikt mu nie odpowiedział.
Odd leżał związany i zakneblowany w salonie dziewczynki, którą jeszcze niedawno
uważał za swoją szczególną przyjaciółkę.
Eva poradziła sobie z nim bardzo szybko. Chłopiec znalazł się na ziemi, zanim
zdążył otworzyć usta. Ręce i nogi miał związane grubym sznurem, który wrzynał mu
się w skórę. Musiał wyginać plecy do tyłu, żeby sznur nie wpijał mu się w ciało aż
tak bardzo. Knebel zawiązany na ustach utrudniał mu oddychanie. Gdzie ta
dziewczyna nauczyła się robić takie węzły?
♦ 247*
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Nie, to nie była dziewczyna, musi wbić to sobie do głowy. Eva to wróg. Eva to Xana.
W tym momencie siedziała na ziemi naprzeciw Odda. Na kolanach trzymała laptop i
analizowała szereg zdjęć i plików: wideo z mamą Aelity, kilka zdjęć pani Hertz,
artykuły naukowe. Od czasu do czasu odrywała się od pracy i otwierała na
komputerze serię obrazów, które wyglądały na zrzuty ekranu z gry komputerowej.
Widać było tam fantastyczne miasto w lekko orientalnym stylu - niebieskie dachy
pagód, przezroczyste i kolorowe ulice, które wiły się wpkół wież. Eva patrzyła i
wzdychała, ale kiedy Odd mruknął, próbując zadać jej pytanie, po prostu go
zignorowała.
W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Eva położyła na ziemi komputer i
wstała.
- Bądź cicho - nakazała Oddowi. - W przeciwnym razie będę musiała skrzywdzić
tego, kto przyszedł zawracać mi głowę. Jestem pewna, że byłoby ci bardzo przykro.
Mówiąc do domofonu, przybrała szorstki głos mężczyzny w średnim wieku.
-Tak, kto tam?
-Yyy, dzień dobry-zaskrzeczał głośnik. - Jestem Ulrich, chodzę z Evą do jednej klasy.
I są ze mną przyjaciele. Czy Eva jest może w domu?
Odd zaczął się miotać, gdy usłyszał głos Ulricha. Musi
♦ 248 ♦
♦ POCAŁUNEK EVY SKINNER ♦
spróbować pełznąć po podłodze, dotrzeć do drzwi, zawołać, ostrzec ich!
Eva odpowiedziała męskim głosem:
-
Przykro mi, moja córka wyszła z kolegą. Wydaje mi się, że ma on na imię Odd.
-Tak, oczywiście, tylko że...
-
Przykro mi, dzieci, ale jestem bardzo zajęty. Do widzenia - przerwała Eva,
odłożyła domofon i z uśmiechem odwróciła się w stronę Odda.
-
Widzisz? - powiedziała swoim zwykłym głosem. - Byłeś grzeczny. Nikomu nic
się nie stało.
Zerknęła przez okno, żeby sprawdzić, czy dzieci odeszły od willi. Potem podeszła do
Odda. Jej spokój i uśmiech miały w sobie coś przerażającego. Zręcznymi ruchami
palców rozwiązała knebel, który nie pozwalał mu mówić. Odd się rozkaszlał.
-
Moi przyjaciele... - wykrztusił.
Popatrzyła na niego.
-
Nie cieszysz się? Pozwoliłam im pójść, nie zrobiłam im krzywdy. Wydawało
mi się, że chciałeś coś powiedzieć. Słucham.
-
Czy... mógłbym... dostać... wody? Ten twój knebel mnie dusił.
Eva zaśmiała się, a w tym śmiechu jej dziewczęcy głos
♦ 249*
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
mieszał się z głębokim i zniekształconym głosem drugiej istoty, która mieszkała
wewnątrz niej.
-
Sam możesz sobie wziąć wodę, chłopcze. Czy to nie wy mówiliście, że Xana
został pokonany?
To był koszmar. Odd znał Xanę, walczył z nim wiele razy, a raz widział już osobę
opanowaną przez sztuczną inteligencję, która mieszkała w Lyoko. Ale teraz było
zupełnie inaczej. Eva wyglądała na zwykłą dziewczynkę, jeśli chodzi o głos i
mimikę. Kiedy William Dunbar został opanowany przez Xanę, w jego źrenicach
pojawił się symbol potwora, oko. U niej nie było żadnego znaku.
Ale z drugiej strony potwór już nie mieszkał w Lyoko. Lyoko zostało wyłączone. Co
zatem się zdarzyło? Ich wróg zmienił się, przeszedł ewolucję? Jak to możliwe, że
żadne z nich niczego nie zauważyło?!
-
Co chcesz zrobić? - spytał Odd.
-To proste: zniszczyć was. A potem każdego człowieka, który stanie mi na drodze -
odpowiedział lodowaty głos Xany.
-
Ale dlaczego?
Eva nie wyglądała już na Evę. Głos komputerowy, twarz bez wyrazu.
-
Bo wy, ludzie, musicie zapłacić za wasze błędy. Uważacie się za panów świata.
Szybko się przekonacie, że się myliliście. Mam już doskonały plan.
♦ 250 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
mieszał się z głębokim i zniekształconym głosem drugiej istoty, która mieszkała
wewnątrz niej.
-
Sam możesz sobie wziąć wodę, chłopcze. Czy to nie wy mówiliście, że Xana
został pokonany?
To był koszmar. Odd znał Xanę, walczył z nim wiele razy, a raz widział już osobę
opanowaną przez sztuczną inteligencję, która mieszkała w Lyoko. Ale teraz było
zupełnie inaczej. Eva wyglądała na zwykłą dziewczynkę, jeśli chodzi o głos i
mimikę. Kiedy William Dunbar został opanowany przez Xanę, w jego źrenicach
pojawił się symbol potwora, oko. U niej nie było żadnego znaku.
Ale z drugiej strony potwór już nie mieszkał w Lyoko. Lyoko zostało wyłączone. Co
zatem się zdarzyło? Ich wróg zmienił się, przeszedł ewolucję? Jak to możliwe, że
żadne z nich niczego nie zauważyło?!
-
Co chcesz zrobić? - spytał Odd.
-To proste: zniszczyć was. A potem każdego człowieka, który stanie mi na drodze -
odpowiedział lodowaty głos Xany.
-
Ale dlaczego?
Eva nie wyglądała już na Evę. Głos komputerowy, twarz bez wyrazu.
-
Bo wy, ludzie, musicie zapłacić za wasze błędy. Uważacie się za panów świata.
Szybko się przekonacie, że się myliliście. Mam już doskonały plan.
♦ 250*
♦ POCAŁUNEK EVY SKINNER ♦
Eva wróciła do laptopa stojącego na ziemi i wcisnęła przycisk. Na monitorze
pojawiło się zdjęcie. Był to mężczyzna o twarzy częściowo zakrytej kapeluszem. Z
rozchylonych ust przeświecały ohydne złote kły.
-
Wykorzystam tego faceta, którego ty zapewne jeszcze nie znasz. Potem
posłużę się tą nieużyteczną dziewczynką, Evą - Xana spojrzał na Odda, który po raz
pierwszy poczuł się naprawdę wystraszony. - A potem posłużę się tobą, Oddzie Della
Robbia. Bardzo mi pomożesz.
Dziewczynka schyliła się i dotknęła rękami twarzy chłopca, czemu nie mógł w żaden
sposób przeszkodzić. Jej palce były lodowate jak u nieboszczyka. Twarz Evy zbliżyła
się do jego twarzy. Dziewczynka miała lekko rozchylone usta.
-
Proszę cię... - wyszeptał.
Ich usta złączyły się w pocałunku.
Gęsty dym przeszedł z ust dziewczynki do ust Odda. Potem zrobiło się ciemno.
Wszystko się zmieniło.
Eva wstała i szybkimi ruchami rozwiązała sznury, które krępowały chłopca.
-
Jestem...
-
...gotowy - dokońćzył Odd. Jego głos zadrżał, przez chwilę był lekko
zniekształcony, ale potem znów zabrzmiał normalnie. Chłopiec zaśmiał się głośno. -
O wiele łatwiej przejąć kontrolę nad tym chłopcem niż nad dziewczynką.
♦ 251 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Ma on, na szczęście, prosty mózg. Czuję się tu o wiele lepiej.
Eva mrugnęła do niego.
- A więc pora na nas. Smarkacze będą się zastanawiać, co się z nami dzieje.
Dwunasta trzydzieści, biuro w Waszyngtonie.
Dydona została sama. Dała Maggie kilka godzin wolnego. Tamta ucieszyła się,
złapała torebkę i pobiegła na obiad z przyjaciółkami.
.
Znajdujący się na peryferiach budynek z pozoru wyglądał na zwykły biurowiec. Za
szarą fasadą kryły się jednak najnowsze dostępne na rynku technologie i systemy
zabezpieczające. Mimo to Dydona była przekonana, że czasami najpewniejsze są
stare metody. Na przykład wystarczy drobna uprzejmość, żeby nawet najbardziej
zaufana sekretarka nie była w stanie podsłuchać jej rozmów telefonicznych.
Zapaliła papierosa. Denerwowała się. Do niedawna myślała, że sprawa Hoppera
została już dawno zamknięta, przekazana do zapieczętowanego archiwum - materiały
ściśle tajne - tylko dla upoważnionych. To była z pewnością porażka, ale nie aż tak
wielka, a poza tym sprzed dziesięciu lat. W międzyczasie życie poszło do przodu, tak
samo jak kariera Dydony. Nie myślała już więcej o profesorze ani
♦ 252 ♦
♦ POCAŁUNEK EVY SKINNER ♦
0
jego nowoczesnych komputerach. Teraz jednak ta stara historia powracała z
siłą bomby atomowej.
Dydona użyła trzech kluczy, które przechowywała w trzech różnych miejscach
pokoju, i otworzyła szufladę w biurku, z której wyciągnęła stary notes zapisany
kodem programu. Włączyła komputer i otworzyła skorowidz, wpisała kilka długich
haseł tworzących pozornie bezładny ciąg liter i cyfr. Komputer odwdzięczył się i
pokazał potrzebny jej numer telefonu. Zanim zadzwoniła, włączyła wszystkie
zabezpieczenia antypodsłuchowe.
Jej rozmówca odebrał, gdy telefon zadzwonił po raz trzeci. Jego głos był
zniekształcony. Nie stanowiło to problemu - również głos Dydony był w podobny
sposób zniekształcony.
- Ileż to już lat, droga pani. Linia jest bezpieczna, prawda?
-Oczywiście, Hannibalu.
Dydona zamknęła oczy i wyobraziła sobie mężczyznę, z którym rozmawia: oczy
rozbiegane jak u jaszczurki, szerokie usta, złote kły. Spuchnięte ręce pokryte
pierścionkami. Hannibal zawsze miał szczególną skłonność do klejnotów
1
błyskotek. Dydona pamiętała o tym dobrze, mimo że spotkali się tylko trzy
razy. Było to aż nadto. Ten facet przyprawiał ją o mdłości.
♦ 253 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Czemu zawdzięczam pani telefon? - zapytał spokojnie mężczyzna.
-
Sieć we Francji zrobiła się znowu gorąca, Hannibalu -odrzekła Dydona. - I od
razu stwierdziliśmy, że na miejscu jest jeden z twoich ludzi. Sądząc ze stylu,
podejrzewam, że chodzi o Grigory'ego Nictapolusa.
Mężczyzna o złotych zębach zaśmiał się.
-
Myślę, że ta informacja jest... tajna.
-
Nietrudno zgadnąć - Dydona pozostała poważna. - Zawsze kiedy jest
nieprzyjemna robota, wysyłasz tego faceta i jego wstrętne psy.
-
A więc?
-
A więc chcę wiedzieć, dlaczego on jest w Mieście Żelaznej Wieży. Co się za
tym kryje, co planujesz, Hannibalu? - spytała wprost.
Po drugiej stronie zapadła długa cisza. Potem mężczyzna o złotych zębach odezwał
się ponownie:
-
To, co zrobiliście dziesięć lat temu, nie podobało nam się, droga Dydono.
Fabryka i Lyoko były nasze, zostały stworzone za pieniądze Feniksa! A wy
zmusiliście Waltera, żeby wszystko zniszczył. Być może nadszedł moment, aby
nadrobić straty. Zaczęła się nowa tura tej rozgrywki, a my mamy w ręku parę
pewnych kart. Doskonałe karty, tyle powiem.
♦ 254 ♦
♦ PDCAŁUNEK EVY SKINNER ♦
-
Mówisz o Anthei Schaeffer? Wiemy, że jest w waszych rękach.
-
Chyba pani nie myśli, że się przyznam. Przynajmniej nie na tym etapie
negocjacji.
Dydona skinęła głową. Hannibal był szczwanym lisem. Nie złapałby się w tak prostą
pułapkę. Nie bez powodu nazywano go „magiem": ten pozbawiony jakiejkolwiek
ogłady mężczyzna, syn ubogich rolników, zdołał wspiąć się na sam szczyt jednej z
najstarszych na świecie organizacji mafijnych i zostać jej bossem.
Dydona wiedziała, że nie wolno jej nie doceniać przeciwnika. Hannibal Mag był
naprawdę bardzo przebiegły.
-
Czego chcesz? - spytała w końcu.
-
Green Phoenix chce brać udział w operacji i mieć z tego konkretne zyski. Oto
moja propozycja: raz na zawsze puścimy w niepamięć tamtą historię... a wy w
zamian pozwolicie nam przyjrzeć się planom tego starego komputera porzuconego w
fabryce.
„Mowy nie ma", chciała powiedzieć Dydona, ale nie zdążyła.
Hannibal się rozłączył.
♦ 255*
16
□ STATNIA TAJEMNICA
PUSTELNI
Aelita obudziła się nagle około trzeciej nad ranem. Czy śnił się jej kolejny koszmar i
lunatykowała? Najwidoczniej tak, skoro nie wie, gdzie jest. Ale tym razem sen był
naprawdę nieprzyjemny. Facet z psami i jej tata biegali po fantastycznym mieście w
Lyoko. Koszula nocna, którą miała na sobie, była przepocona. Dziewczynka czuła, że
ma gorączkę. „Co się ze mną dzieje?", pomyślała.
Wstała i zamrugała oczami, próbując się zorientować w sytuacji. Obudziła się za
szafką, na której stał stary telewizor. W pokoju znajdował się poza tym tylko tapczan
i małe drzwiczki po przeciwnej stronie. Były one tak niskie, że można było przez nie
przejść tylko na czworakach.
To był tajny pokój w Pustelni. Znaleźli go dzięki mapie, którą narysował jej tata
atramentem sympatycznym w swoim
L
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
notatniku. Jeśli doszła aż tu, oznaczało to, że we śnie przemierzyła całe przejście,
które prowadziło z Kadic do piwnicy willi.
Przestraszona przyglądała się białej ścianie, którą miała przed sobą. Była ona
podrapana tak, jakby jakieś zrozpaczone zwierzę próbowało ją przebić. W tym
momencie Aelita zobaczyła swoje ręce: paznokcie miała brudne od tynku, a opuszki
palców były podrapane i zakrwawione. To ona drapała mur przez sen. Ale dlaczego?
Przyłożyła ucho do ściany i zapukała. Zapukała raz jeszcze. W głowie zapaliła się jej
lampka alarmowa: za ścianą była pustka! Musi natychmiast przebić się przez nią i
zobaczyć, co jest z drugiej strony!
Potem kręciła się po podziemiach Pustelni, zapalała światła i rozglądała się dookoła.
Potrzebowała czegoś, jakiegokolwiek narzędzia, żeby przebić się przez ścianę.
Weszła do schowka, w którym razem z Jeremym znaleźli worki z cementem z
adresem firmy Broulet. To pomogło im odnaleźć tajny pokój. Schowek był ciasny,
pełen kafelków, brudnych wiader i innych narzędzi murarskich. W kącie przy ścianie
stał stary, trochę zardzewiały kilof. Tego właśnie potrzebowała.
Zaniosła kilof do tajnego pokoju, potem odsunęła szafkę z telewizorem daleko od
ściany, żeby się nie zniszczyła. Po-
♦ 258 ♦
♦ OSTATNIA TAJEMNICA PUSTELNI ♦
ciła się i dyszała z wysiłku, musiała robić wszystko sama, a kilof był bardzo ciężki.
W tym momencie jednak nie czuła zmęczenia.
Pustelnia kryła jeszcze jedną tajemnicę. Sen pomógł jej ją odkryć.
Podniosła narzędzie i uderzyła nim w ścianę. Drewniany trzonek prześlizgnął się jej
w rękach. Kilof tylko zarysował tynk. Trzeba uderzyć jeszcze raz. Złapała dobrze
trzonek, wstrzymała oddech, podniosła z trudem narzędzie i uderzyła ze wszystkich
sił. Mur nagle puścił. Była to tylko cienka warstwa płyty kartonowo-gipsowej. Aelita
zaczęła kasłać od kurzu.
Ktoś celowo zbudował tę ścianę tak, aby łatwo było ją zburzyć. Jej tata chciał, żeby
odkryła tajny pokój zbudowany za pierwszym tajnym pokojem.
Przypomniała sobie słowa Philippe'a Brouleta, murarza, który wykonywał dla jej ojca
te nietypowe prace: „Minęło już dziesięć lat, ale pamiętam dobrze. Hopper poprosił
mnie o osobistą przysługę: miałem wrócić do Pustelni i wybudować mały fragment
domu w taki sposób, aby był on niewidoczny z zewnątrz".
Powiedział „fragment domu", a nie „pokój". Mieli rozwiązanie tuż przed nosem od
samego początku i nie zauważyli tego.
♦ 259 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Aelita wykuta w murze okienko, około trzydzieści na trzydzieści centymetrów.
Wytarła zaczerwienione od pyłu oczy i spojrzała przez otwór. Zaniemówiła. Wzięła
kilof i użyła go, aby powiększyć szczelinę, tworząc przejście wystarczająco szerokie,
aby można było przedostać się na drugą stronę.
Telefon! Musi natychmiast zadzwonić do Jeremy'ego. Nie miała jednak ze sobą
komórki, bo przyszła tu przez sen w koszuli nocnej. Odwróciła się i pobiegła z
powrotem.
Tej nocy Jeremy zasnął momentalnie. Był wykończony, tyle było pracy i wrażeń w
ostatnim czasie. Gdy jednak usłyszał pukanie do drzwi, od razu otworzył oczy i
zawołał:
-
Kto tam?
-
To ja, Aelita - szepnął głos zza drzwi. - Mogę wejść?
Chłopiec pośpieszył otworzyć. Wyglądała tak, jakby dopiero co widziała ducha:
miała podpuchnięte oczy, a rude włosy w nieładzie. Ubrana była w parę dżinsów z
kolorowymi łatkami i wielką bluzę.
Chłopiec próbował oprzytomnieć.
-
Aelita, ale... Która godzina? Co tu robisz?
-
Rusz się. Musimy się śpieszyć.
-Ale co...?
-
Szybko, wkładaj spodnie. To ważne.
♦ 260
♦ OSTATNIA TAJEMNICA PUSTELNI ♦
Po chwili razem z Aelitą przeszli przez puste korytarze w internacie, wyszli do parku
Kadic i skierowali się w milczeniu między pogrążone w mroku drzewa. Doszli do
dziury w siatce i weszli do Pustelni.
Dziewczynka nie powiedziała nawet słowa, dopóki nie znaleźli się w piwnicy.
Wskazała tajny pokój, a potem wymamrotała:
-
Przygotuj się na miłą niespodziankę, Jeremy.
Dzieci wspólnie uruchomiły mechanizm, który otwierał tajny pokój. Jeremy wszedł
pierwszy, zobaczył dziurę w przeciwległej ścianie... i również zaniemówił.
Aelita znalazła nowy pokój, większy od poprzedniego. Był on oświetlony wielką
jarzeniówką zawieszoną u sufitu.
Na środku pokoju stała kolumna skanera, która była bardzo podobna do tej z
opuszczonej fabryki, ale wyglądała na starszą. Na panelu przesuwanych drzwi
świecił się napis: Uwaga, niebezpieczeństwo! Nie zaleca się korzystania osobom
powyżej 18 lat.
Obok skanera stał wielki komputer-szafa, oparty o ścianę i połączony z kolumną.
Obok kolumny Jeremy zauważył stanowisko sterowania. Była to bardziej
prymitywna wersja konsoli z podziemi fabryki.
-
Aelita... - szepnął, kiedy otrząsnął się z szoku. - Znalazłaś... Lyoko!
♦ 261 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Jego replikę - odpowiedziała dziewczynka. - Podobną do tej, którą Yumi i
Ulrich widzieli w Brukseli, albo coś w tym stylu. Chciałabym zaraz wejść do skanera
i zobaczyć, co to takiego.
Chłopiec potrząsnął głową i poprawił na nosie okrągłe okulary.
-
Nie możesz tego zrobić sama. Musimy zadzwonić po Yumi, Ulricha i Odda. To
może być niebezpieczne! Musimy...
Aelita zbliżyła się do Jeremy'ego i położyła mu ręce na ramionach. Była tak blisko,
że chłopiec mógł wyczuć jej delikatny zapach. Spojrzała mu w oczy.
-
Zawołałam cię, bo chciałam, żebyś siedział przy komputerze i go kontrolował.
Ale to ja powinnam wejść do środka. Mój tata zaprowadził mnie aż tu w serii snów.
Wiem, że chciałby, żebym to ja zwirtualizowała się w replice. Pomożesz mi?
Jeremy potrząsnął głową jeszcze raz, zaczerwienił się, w końcu uścisnął Aelitę.
-
Dobra. Możesz na mnie liczyć.
Ciało Aelity pojawiło się znikąd. Promienie światła wokół niej zagęściły się, a potem
dziewczynka wylądowała na ziemi, robiąc mały podskok. Przybrała postać elfa.
Krajobraz wokół wyglądał jak sektor lasu w Lyoko... ale nim nie był. Niebo
♦ 262
♦ DSTATNIA TAJEMNICA PUSTELNI ♦
wyglądało jak jednolita, gładka, niebieska powierzchnia, trawa jak jednolity, zielony
dywan. Przez chwilę dziewczynka poczuła zawrót głowy, związany z wirtualizacją.
Przed nią znajdowały się trzy wielkie dęby. Widać było je ze wszystkimi
szczegółami: brązowe pnie i rozłożyste korony, które rzucały cień na ziemię. Nie
było nic więcej oprócz tych trzech drzew - tylko płaska, zielona powierzchnia i błękit
aż po horyzont.
-
Wszystko w porządku? - spytał Jeremy ze stanowiska kontrolnego. Aelita
usłyszała jego głos w środku głowy, tak, jakby chłopiec zmienił się w trolla
usadowionego w jej małżowinie usznej.
-
Tak - odpowiedziała. - Trochę się boję, ale czuję się dobrze.
-Zastanawiam się, co znaczy napis na skanerze, że to niebezpieczne dla osób powyżej
osiemnastu lat... - dodał zatroskany Jeremy.
-
Cóż, mam mniej lat niż osiemnaście, wszystko będzie dobrze. Poza tym
wygląda na to, że nie ma tu potworów ani żadnego miasta. Tylko trzy drzewa.
Aelita zrobiła kilka kroków w ich kierunku, potem wzięła głęboki oddech i podbiegła
do nich. Zdyszana podeszła do pierwszego z wielkich pni i usłyszała znowu
Jeremy'ego:
\
♦ 263 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Na moim komputerze wyświetlił się komunikat. Mówi on, że na drzewie
numer jeden jest data - 1985 rok i napis: Koniec projektu Kartagina.
Dziewczynka dotknęła pnia przed sobą. Otworzyła się przed nią podłużna szczelina.
Drewno cofnęło się i odsłoniło dziuplę. Aelita przyglądała jej się przez chwilę. Potem
weszła do środka.
-
I co dalej? - spytała przyjaciela.
-
Nie mam zielonego pojęcia.
Aelita znajdowała się w wielkim, opuszczonym laboratorium. Nie było w nim okien.
Pomieszczenie wypełniały stalowe stoły maszyny, wielkie mikroskopy i komputery,
ale nie było w nim ani jednego krzesła. Seria lamp oświetlała pokój tak, że było w
nim jasno jak w dzień.
-
O, to ty - powiedział ktoś i Aelita gwałtownie się odwróciła.
Nad mikroskopem pochylał się jej tata, Franz Hopper. Miał na sobie biały fartuch.
Obok niego stała piękna kobieta
0
długich rudych włosach. Była także ubrana w fartuch.
-Tato, mamo! - krzyknęła dziewczynka, biegnąc w ich kierunku, żeby ich objąć.
Przeszła przez nich tak, jakby byli duchami
1
uderzyła się o stół z mikroskopem. Szybko wstała i spróbowała znów ich objąć
i zawołać, ale nie zdołała nawet ich dotknąć.
♦ 264
♦ STATNIA TAJEMNICA PUSTELNI ♦
Jeremy ostrzegł ją:
-
Spokojnie, Aelito! Na moich ekranach pojawiło się wiele komunikatów. To, co
widzisz, jest symulacją albo raczej trójwymiarowym nagraniem tego, co zdarzyło się
bardzo dawno temu... w 1985 roku. Twoi rodzice nie są prawdziwi, nie możesz ich
dotknąć, a oni nie mogą cię usłyszeć.
Dziewczynka zacisnęła dłonie w pięść i walnęła z całej siły w stół, a na jej twarzy
pojawił się grymas frustracji.
-
To nie fair, Jeremy!
-
Wiem, ale jeśli twój tata chciał ci pokazać pewne rzeczy, to musisz uważnie
słuchać, nie sądzisz?
W tym właśnie momencie profesor podniósł się znad swojego mikroskopu i odwrócił
się w stronę kobiety. Na jego brodatej twarzy pojawił się uśmiech.
-
Antheo, jestem bardzo zmęczony.
-
Wiem, skarbie. Na czym stanąłeś?
-
Już niewiele brakuje. Dwa, może trzy miesiące, potem projekt Kartagina
wejdzie w życie. Udało się. Będzie to wielki dzień w historii świata.
Na te słowa w oczach Anthei pojawił się cień smutku.
-
Kochanie - powiedział Hopper - co jest nie tak?
-Znalazłam dokumenty, których szukaliśmy... Nie było
to wcale łatwe.
-
No więc?
♦ 265 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Niestety, nasze obawy były uzasadnione. Kartagina nie ocali świata. Wręcz
przeciwnie, może posłużyć do jego zniszczenia. Wewnątrz Pierwszego Miasta
umieścili ciemną strefę, której nie możemy kontrolować. Zmieni ona Kartaginę w
śmiercionośną broń.
Hopper zacisnął pięści. Laboratorium, Anthea i cały świat zapadły się wokół Aelity i
zniknęły."
Dziewczynka znalazła się w przytulnym pokoju. Był to salonik z małą kanapą,
czerwonym dywanem w kwiaty i wysokimi, sięgającymi sufitu regałami z książkami
przy wszystkich ścianach. Jej tata siedział na kanapie z głową między rękoma. Jej
mama siedziała obok i obejmowała go. Na podłodze bawiła się trzyletnia
dziewczynka o krótkich płomiennorudych włosach, ubrana w śmieszną różową su-
kieneczkę. Trzymała lalkę w kształcie elfa.
-
Moja ulubiona przytulanka! - krzyknęła na jej widok Aelita.
Jeremy uśmiechnął się.
-
Tak, zdaje mi się, że widziałem już ją na filmie wideo twojego taty... na tym,
który znaleźliśmy w tajnym pokoju w Pustelni. A więc to ty jesteś tą dziewczynką z
przeszłości. Ależ byłaś słodka.
Anthea szeptała coś do ucha ojca Aelity, który nagle podniósł głowę.
♦ 266
♦ DSTATNIA TAJEMNICA PUSTELNI ♦
-
Nie! Na ten projekt poświęciliśmy całe życie. Nasza córeczka urodziła się w
bazie wojskowej, nie widzimy się z nikim od miesięcy. A wszystko to po co? Żeby
stworzyć nową broń? Nie pozwolę na to.
-
Mów ciszej, kochanie - zganiła go Anthea. - W pokoju mogą być podsłuchy.
Nie możemy być już niczego pewni.
-Co mnie to obchodzi! Niech słyszą! Stworzyłem Kartaginę, żeby zrobić coś dobrego
dla świata, a nie żeby go zniszczyć. Kontrolowanie linii elektrycznych miało służyć
dostarczaniu tanich usług dla wszystkich ludzi, również tych, którzy żyją w trudnych
warunkach, w krajach Trzeciego Świata. Nie obchodzi mnie, czy ci ludzie to
Rosjanie, czy Amerykanie. Wszyscy są ludźmi! Wszyscy są sobie równi. Ale ci
szaleńcy chcą użyć Kartaginy jako broni w czasie ich głupiej wojny.
Anthea objęła go.
-
Zgadzam się z tobą, ale co teraz możemy zrobić? Na tym etapie mogą
dokończyć projekt bez naszej pomocy. I nie zapominaj o Aelicie: jeśli nam coś się
stanie, kto się nią zaopiekuje?
Milczeli przez długi czas, patrząc na bawiącą się na dywanie dziewczynkę, która
śmiała się i przytulała swoją zabawkę. Potem Hopper wymamrotał:
-
Możemy uciec. Nie wiem jak, ale uda nam się. Jeśli stworzyliśmy Kartaginę,
kiedy wszyscy myśleli, że to szaleń-
♦ 267
♦ BEZIMIENNE MIAST ♦
stwo, to możemy zrobić wszystko. Zniszczymy to, co stworzyliśmy. Zostaną na
lodzie, a my uciekniemy razem z Aelitą. I zabierzemy wszystkie wyniki badań -
kiedyś znajdziemy sposób, żeby dopracować projekt gdzieś indziej i stworzyć nową
Kartaginę!
Hopper wyciągnął rękę, żeby pogłaskać po głowie roześmianą córeczkę.
-
Podoba ci się ten pomysł, maleńka? Stworzymy nową Kartaginę i nazwiemy
ją... Lyoko. To ładna nazwa.
Aelita nagle znalazła się na wielkim trawniku na wprost drzewa.
-
Koniec? - spytała Jeremy'ego.
-Tak, nagranie musiało się skończyć. Ale tam są jeszcze dwa drzewa, prawda?
Według mojego komputera najbliższe zawiera okres 1985-88 i nosi tytuł Życie
incognito.
Dziewczynka przebiegła kilka kroków, które dzieliły ją od drugiego dębu,
wyciągnęła rękę i pień się otworzył, wpuszczając ją.
Tym razem znalazła się na środku dziedzińca w bazie wojskowej. Było bardzo zimno,
betonowe koszary pokrywał śnieg, promienie wielkich reflektorów-szperaczy kręciły
się w koło, rozcinając ciemności i oświetlając fragmenty muru i zwoje drutu
kolczastego. Po dziedzińcu biegali mężczyźni z wielki-
♦ 268 ♦
♦ DSTATNIA TAJEMNICA PUSTELNI ♦
mi psami na smyczy, startowały helikoptery, zaczynały wyć syreny alarmowe,
wprawiając wszystkich w poruszenie.
Aelita zauważyła parę, która pośpiesznie szła przez dziedziniec w stronę jeepa.
Wysoka, szczupła kobieta i krępy mężczyzna. Obydwoje byli ubrani w obszerne
płaszcze wojskowe i czarne kominiarki dla ochrony przed zimnem. Czy byli to jej
rodzice? Dziewczynka nie chciała ryzykować. Dobiegła do jeepa przed nimi i usiadła
na tylnym siedzeniu.
Po chwili kobieta usiadła za kierownicą i zdjęła kominiarkę, a mężczyzna usiadł
obok. Nadal był dobrze zasłonięty.
Aelita zasłoniła rękami usta. To nie była jej mama, lecz młoda dziewczyna o gęstych,
kręconych, czarnych włosach i długim nosie. Znała tę twarz, wydawało się jej, że
gdzieś już ją widziała... ale gdzie? Nie mogła sobie przypomnieć.
-
Profesorze Schaeffer - syknęła czarnowłosa, uruchamiając silnik. - Niech pan
będzie spokojny i pozwoli mi działać. Nie zatrzymają nas, zobaczy pan.
Mężczyzna kiwnął głową, a w tym momencie jego szeroki płaszcz rozchylił się na
piersi i wyjrzała spod niego ruda główka. Hopper osłonił ją dłonią i wepchnął z
powrotem pod połę szerokiego ubrania.
-
Bądź grzeczna, Aelito. Nikt nie może wiedzieć, że tu jesteś, więc nie rób
swoich zwykłych numerów. Bądź grzeczna, a niedługo położymy cię spać,
zobaczysz.
269
♦ BEZIMIENNE MIAST ♦
-
Musiałaś być niezłym ziółkiem! - zachichotał Jeremy do ucha dziewczynki,
która obserwowała całą scenę. Aelita potrząsnęła ręką, chciała słuchać.
Jeep ruszył, przejechał przez dziedziniec, aż dotarł do punktu kontrolnego, gdzie
metalowa wartownia strzegła opuszczonej do dołu podwójnej zapory. Był to wyjazd.
Dwóch żołnierzy wyszło z budki wartowniczej z karabinami maszynowymi
przewieszonymi przez ramię. Jeden z nich wycelował karabin w pasażerów jeepa, a
drugi podszedł do okienka i przywitał kobietę za kierownicą:
-
Bry-wieczór, major Steinback.
-
Spocznij. I otwórzcie bramę, bardzo się śpieszę.
-
Przykro mi, pani major, ale dziś w nocy zapora zostaje w dole. Zostały
naruszone normy bezpieczeństwa i pułkownik...
Kobieta za kierownicą wychyliła się w stronę żołnierza i warknęła:
-
Pułkownik osobiście kazał mi wyjechać z bazy w misji o absolutnym
priorytecie! Widzisz tego faceta obok mnie? Myślisz, że zasłonił sobie twarz z obawy
przed zimnem? Mam tu dokument, który daje mi pełnię uprawnień, i obiecuję, że
jeśli zapora nie podniesie się w ciągu dziesięciu sekund, od jutra przez resztę służby
nie będziesz robił nic innego, tylko od rana do wieczora czyścił kible.
♦ 270 ♦
♦ OSTATNIA TAJEMNICA PUSTELNI ♦
Żołnierz zamarł na chwilę, a potem gwałtownie zasalutował.
-
Tak, proszę pani, już otwieram.
Profesor w jeepie uśmiechnął się do kobiety.
-
Pozwolenie od pułkownika?
-Znam tych naiwniaków, profesorze, proszę się nie martwić - szepnęła.
Jeep przejechał przez zaporę i zaczął sunąć po oblodzonej drodze w ciemności. Baza
znajdowała się na szczycie wzgórza otoczonego brzozami, które ciągnęły się aż po
horyzont.
Hopper znowu zaczął mówić:
-
Jak mogę się nie martwić? Ja i Aelita się uratowaliśmy, ale Anthea...
-
Odnajdziemy ją, profesorze, ma pan moje słowo. W projekcie mam swoje
wtyczki, które już zaczęły pracować. Szybko się dowiemy, kto ją porwał i dlaczego.
Pomożemy jej uciec. Na razie najważniejsze było to, żebyście wy stamtąd uciekli
razem z dokumentami. Dali mi pseudonim „Nieubłagana", nie pamięta pan? Nie
zawiodę.
Aelita spadła z tylnego siedzenia jeepa prosto na trawnik. Zmiana otoczenia była tak
nagła, że zakręciło się jej w głowie. Teraz znajdowała się na słońcu w ogrodzie koło
prostego domku otoczonego przez inne takie same domki. W tle widać było pokryte
śniegiem góry.
♦ 271 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
Jej tata, ubrany w marynarkę i krawat, trzymał skórzaną walizeczkę. Szedł ulicą,
zatrzymał się przy furtce i otworzył ją kluczem. W tym momencie uchyliły się drzwi
domu i czarnowłosa kobieta, która wcześniej kierowała jeepem, wyszła do ogrodu.
Była ubrana w wojskowy, szarozielony mundur z dystynkcjami na ramieniu.
-
Pani major - przywitał ją pan Hopper.
-
Niech pan wejdzie do środka, to będziemy mogli chwilę porozmawiać.
Aelita poszła za nim do domu. Wewnątrz było tylko trochę starych mebli, które nie
pasowały do wystroju. Pomieszczenie wyglądało jak miejsce, które jest
wynajmowane na krótki okres i nikt nie zostawia w nim śladów swojej osobowości.
Hopper podstawił krzesło pani major i podszedł do kuchenki przygotować kawę. Pani
major zapytała:
-
Jak się czuje Aelita?
-
Została z opiekunką. Niedługo będę musiał zapisać ją do przedszkola, jest już
dość duża i powinna przebywać z innymi dziećmi.
Major Steinback potrząsnęła głową.
-
Przykro mi, profesorze, ale za mniej niż miesiąc będziecie się musieli znowu
przenieść.
-
A już zaczynałem się przywiązywać do tego, że jestem urzędnikiem, panem
Henrim Zopfim.
♦ 272 ♦
# *
♦ OSTATNIA TAJEMNICA PUSTELNI ♦
-
Damy panu inną tożsamość i inną pracę.
-
Znowu...?
Pani major wzięła filiżankę kawy, którą trzymał Hopper, wypiła łyk i powiedziała:
-
Wie pan, dlaczego pan tu jest. Mam dla pana nowiny.
Oczy Hoppera zabłysły za szkłami okularów:
-
Odnaleźliście Antheę?
-
Niestety, nie - odpowiedziała kobieta ze smutkiem. - Ale skończyliśmy
śledztwo i wiemy, kto odpowiada za porwanie: żołnierz, który zdezerterował zaraz po
zniknięciu pańskiej żony.
-
Chcę zobaczyć jego dossier.
-
Tak sądziłam. Przyniosłam je panu, ale proszę nie robić głupstw i zostawić mi
dochodzenie. Facet nazywa się Mark James Hollenback, lat dwadzieścia. Wstąpił do
wojska jako szesnastolatek. Od roku przebywał w bazie, w której był realizowany
projekt. Nie wiemy jeszcze, dlaczego postanowił zrobić podobną głupotę, ale
trafiliśmy na jego ślad.
-
Znajdziecie go?
-
Może się pan założyć.
Aelita powtórzyła w myślach to nazwisko: Hollenback. Mark Hollenback. Facet,
który porwał jej mamę. Potem scena znów się zmieniła.
♦ 273 ♦
♦ BEZIMIENNE MIAST ♦
Dziewczynka znalazła się przed gankiem Pustelni. Był mroźny, zimowy ranek. Albo
przynajmniej powinno być zimno, sądząc z koloru nieba i drzew, które uginały się
pod
podmuchami wiatru, ale Aelita nic nie czuła. Nad drzwiami
domu ktoś przyczepił tabliczkę z napisem, że jest do wynajęcia, a potem dopisał niżej
flamastrem: Sprzedano.
Ciężarówka dojechała, sapiąc, zaparkowała przed Pustelnią i wysiadła z niej mała
Aelita. Miała teraz sześć lat i była już bardzo podobna do większej dziewczynki,
która z ganku wejściowego patrzyła na swojego sobowtóra.
-
Tato, jesteśmy na miejscu? - spytała mała Aelita.
-
Tak - odpowiedział jej ojciec, wysiadając z ciężarówki.
Za kierownicą siedziała major Steinback, która też wysiadła. Tym razem była ubrana
w cywilny strój, w czerwoną kurteczkę i dżinsy.
-
To jest twój nowy dom. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, będziesz mógł tu trochę
zagrzać miejsce i zapisać Aelitę do szkoły.
Stojąca na ganku dziewczynka-elf uśmiechnęła się, słysząc, że w międzyczasie tych
dwoje zaczęło się zwracać do siebie na „ty". Ile lat minęło od ich ucieczki z projektu
Kartagina? Co najmniej dwa albo trzy.
Dorośli zaczęli wyładowywać i wnosić do domu pudła, a dziewczynka biegała po
trawniku.
♦ 274 ♦
♦ DSTATNIA TAJEMNICA PUSTELNI ♦
-
Kim będę od dziś? - spytał profesor.
-
Nowa tożsamość bardzo ci się spodoba: Franz Hopper, nauczyciel
przedmiotów ścisłych w pobliskim gimnazjum Kadic. Ja też będę pracować w tym
gimnazjum pod fałszywym nazwiskiem, więc będę mieć was na oku.
Obydwoje się zaśmiali. Potem Waldo Schaeffer, od tej chwili oficjalnie Franz
Hopper, dodał stanowczo:
-
Zależy mi, żeby jak najszybciej podjąć na nowo moje badania. I odnaleźć
Antheę.
-
Nawiązałam już kontakty z lokalnym przemysłowcem. Ma fabrykę położoną
niedaleko stąd. Można przebudować podziemną część i zmienić ją w laboratorium.
Właściciel da nam znać za kilka dni, ale był bardzo zainteresowany naszymi
badaniami.
-A jeśli chodzi o Hollenbacka? - spytał tata Aelity z nutą niepokoju w głosie.
-
Niestety, od jakiegoś czasu nie mam o nim wiadomości. Od kiedy zmienił
nazwisko i wstąpił do tej organizacji przestępczej, zatarł za sobą ślady. Myśleliśmy,
że to półidiota, ale to prawdziwy czarnoksiężnik.
Hopper położył na ziemi wielką skrzynię i wyciągnął spod swetra medalion. Aelita
znała go dobrze. Były na nim wyryte litery W i A.
♦ 275 *
♦ DSTATNIA TAJEMNICA PUSTELNI ♦
-
Kim będę od dziś? - spytał profesor.
-
Nowa tożsamość bardzo ci się spodoba: Franz Hopper, nauczyciel
przedmiotów ścisłych w pobliskim gimnazjum Kadic. Ja też będę pracować w tym
gimnazjum pod fałszywym nazwiskiem, więc będę mieć was na oku.
Obydwoje się zaśmiali. Potem Waldo Schaeffer, od tej chwili oficjalnie Franz
Hopper, dodał stanowczo:
-
Zależy mi, żeby jak najszybciej podjąć na nowo moje badania. I odnaleźć
Antheę.
-
Nawiązałam już kontakty z lokalnym przemysłowcem. Ma fabrykę położoną
niedaleko stąd. Można przebudować podziemną część i zmienić ją w laboratorium.
Właściciel da nam znać za kilka dni, ale był bardzo zainteresowany naszymi
badaniami.
-
A jeśli chodzi o Hollenbacka? - spytał tata Aelity z nutą niepokoju w głosie.
-
Niestety, od jakiegoś czasu nie mam o nim wiadomości. Od kiedy zmienił
nazwisko i wstąpił do tej organizacji przestępczej, zatarł za sobą ślady. Myśleliśmy,
że to półidiota, ale to prawdziwy czarnoksiężnik.
Hopper położył na ziemi wielką skrzynię i wyciągnął spod swetra medalion. Aelita
znała go dobrze. Były na nim wyryte litery W i A.
♦ 275*
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
-
Anthea żyje i jest zdrowa. Mówi mi o tym ten medalion. Będę szukał jej dniem
i nocą, dopóki jej nie odnajdę.
-
Pomogę ci. Anthea była moją najlepszą przyjaciółką, obiecałam, że
przyprowadzę ją do ćiebie i waszej córki, bez względu na wszystko.
Aelita znalazła się znowu przed pustym w środku drzewem na dziwnym pustkowiu w
replice.
Przebywanie w świecie wirtualnym zawsze stnowiło wysiłek i często przyprawiało ją
o zawrót głowy, ale tym razem było jeszcze gorzej. Co chwilę zmieniała się sceneria.
Do tego te opowiadania, jej tata i porwanie jej mamy, major Stein-back, która
pracowała dla wojska i o której Aelita nigdy nie słyszała...
-
Szybciej - ponaglił ją Jeremy. - Przed nami trzecie drzewo.
-
Co tym razem mówi komputer? - spytała dziewczynka.
Zmęczony chłopiec ziewnął.
-
Nie jest to zbyt jasne. Jest tu napisane, że stąd można przejść do nowego
poziomu repliki. I jeszcze: Możesz wejść, jeśli twoje serce jest gotowe.
-
Jestem gotowa! - oznajmiła Aelita. - Idę.
Usłyszała, że chłopiec znowu ziewa.
♦ 276*
♦ STATNIA TAJEMNICA PUSTELNI ♦
-
Jeśli mogę ci coś doradzić... to nie jest dobry pomysł. Jest piąta rano, nie spałaś
i tej nocy miałaś dużo niespodzianek. Ta replika nie ucieknie, lepiej wrócić do niej z
innymi, kiedy będziemy gotowi i wypoczęci. To prawda, nie spotkaliśmy do tej pory
potworów, ale nie wiemy, co może się kryć na nowym poziomie tego dziwnego
pamiętnika.
Zaczął coraz głośniej ziewać i Aelita też nagle poczuła się bardzo zmęczona.
-
Może... może... masz rację.
-
Super, to ściągnę cię z powrotem do siebie. Materializacja!
Dziewczynka patrzyła, jak jej ciało się dematerializuje: ręce i nogi stawały się
przezroczyste, aż rozpłynęły się w powietrzu. Mrugnęła oczami i spostrzegła, że
znajduje się w kolumnie skanera w tajnym pokoju w Pustelni.
Drzwiczki kolumny odsunęły się na bok i Jeremy podszedł, aby ją objąć.
-
Jak się czujesz? - spytał ciepło.
-
Doskonale. Ale muszę się trochę przespać.
Obydwoje się zaśmiali.
EPILOG
- Jesteś wreszcie, Odd! - krzyknął Ulrich, widząc przyjaciela idącego korytarzem
ramię w ramię z Evą.
Para trzymała się za ręce. Odd miał zawadiacki uśmiech na twarzy. Yumi
uśmiechnęła się kpiąco:
-
O, więc to dlatego wczoraj nie można było ich znaleźć. Nawiązał się romans.
-
Odd, co z tobą?- spytał Ulrich, kiedy para zbliżyła się do grupki. - Co
wykombinowałeś?
-
Nic specjalnego - odrzekł chłopiec beztrosko. - Poszedłem tylko na mały
spacer.
W tym momencie zbliżyli się do nich Jeremy i Aelita. Widać było po nich, że w ogóle
nie spali. Ulrich wzruszył ramionami.
-
Można wiedzieć, co was wszystkich dziś naszło?
♦ 279 ♦
EPILOG
- Jesteś wreszcie, Odd! - krzyknął Ulrich, widząc przyjaciela idącego korytarzem
ramię w ramię z Evą.
Para trzymała się za ręce. Odd miał zawadiacki uśmiech na twarzy. Yumi
uśmiechnęła się kpiąco:
-
O, więc to dlatego wczoraj nie można było ich znaleźć. Nawiązał się romans.
-
Odd, co z tobą?- spytał Ulrich, kiedy para zbliżyła się do grupki. - Co
wykombinowałeś?
-
Nic specjalnego - odrzekł chłopiec beztrosko. - Poszedłem tylko na mały
spacer.
W tym momencie zbliżyli się do nich Jeremy i Aelita. Widać było po nich, że w ogóle
nie spali. Ulrich wzruszył ramionami.
-
Można wiedzieć, co was wszystkich dziś naszło?
♦ 279 ♦
♦ BEZIMIENNE MIASTO ♦
l
Jeremy poprawił sobie okulary.
-
Mamy ważne wiadomości. Aelita odkryła wczoraj nowy tajny pokój w piwnicy
Pustelni.
-
Czadowo! - powiedział Odd. -J co jest w środku?
Dzieci stanęły w kółku i Aelita zaczęła opowiadać o wydarzeniach poprzedniego
wieczoru. Często przerywały jej pytania innych.
Pod koniec Eva, która stała oparta o ścianę ze szklanką gorącej herbaty w ręku,
mruknęła:
-
Chyba zaczyna się nowa przygoda.
-
A może to stara przygoda jeszcze się nie skończyła. Tam jest tyle tajemnic... -
stwierdził Ulrich.
-
...ale wspólnie je rozwiążemy! - dokończył Jeremy.
Nikt z nich nie zauważył, że obok nich szła właśnie, kierując się w stronę klas, pani
Hertz w białym fartuchu i z teczką z niebieskiego płótna pod pachą.
Profesorka usłyszała ostatnie zdanie swojego ulubionego ucznia i uśmiechnęła się.
-
Nie wiem, czy zdążycie rozwiązać je wszystkie, Jeremy. Na dzisiejszą lekcję
przygotowałam naprawdę trudne zadania. Pośpieszcie się, trzeba wejść do klasy.
Yumi machnęła im ręką na pożegnanie i pobiegła do swojej klasy. Odd i Ulrich
spojrzeli na siebie trochę przygnębieni: zaczyna się kolejny dzień nauki!
♦ 280
♦ EPILOG ♦
Aelita została z tyłu i przyjrzała się dwóm chłopcom, którzy wchodzili do klasy,
potem Evie, wreszcie pani Hertz, która trzymała rękę na ramieniu Jeremy'ego.
Pani Hertz... Przez chwilę próbowała ją sobie wyobrazić jako trochę młodszą, z
krótkimi włosami i bez okularów, w mundurze majora. Czy to możliwe?
Nagle parsknęła śmiechem i szybko zasłoniła sobie buzię. No nie, co jej przyszło do
głowy. Pani profesor nie może być tajną agentką!
Aelita szybko weszła do klasy i cicho zamknęła za sobą drzwi.
SPIS TREŚCI
Wstąp...............................................................................7
Prolog - tajemnicze miasto.........................................11
1.
Facet z dwoma psami...................................................17
2.
Dossier Waldo Schaeffera...........................................33
3.
Kiwi ranny .....................................................................53
4.
Szpieg w cieniu ............................................................67
5.
Śrubokręty, kamery i nowy sekret ..............................85
6.
Pułapka, a może nawet dwie.....................................101
7.
Przesłuchanie .............................................................117
8.
Nieznajomy u drzwi....................................................131
9.
Zaszyfrowana wiadomość .........................................147
10.
Adres i koszmar..........................................................167
11.
Potwór w domu Yumi .................................................179
12.
Zbyt wiele tajemnic....................................................195
13.
Replika.........................................................................207
14.
Faceci w czerni ...........................................................225
15.
Pocałunek Evy Skjnner ..............................................241
16.
Ostatnia tajemnica Pustelni .....................................257
Epilog...........................................................................279
KOD LVOKQ
Tom pierwszy: Podziemny zamek Stara, opuszczona fabryka. Paczka przyjaciół,
którzy zagłębiają się w jej czeluście. Superkomputer, którego nie powinno się
ponownie włączać...
Stephen M. M>
SrlesCarrolI, a.b. Brunswiri.
'erguson Frankli
SZKOŁA KADIC