Brad Steiger
Spotkania z obcymi
WSTĘP
W dniach, które otwierają erę podboju Kosmosu, różne media odnotowują wciąż wzrastającą liczbę doniesień od
ludzi, którzy stanęli twarzą w twarz z czymś, co przyniosło im powiew Nieznanego.Od dnia 24 czerwca 1947 roku,
w którym to dniu przemysłowiec Kenneth Arnold zaobserwował NOL-e w pobliżu góry Mont. Rainier w Górach Ka-
skadowych, badania opinii publicznej wskazują na to, że co najmniej 12 milionów Amerykanów potwierdza obser-
wację nieznanych powietrznych fenomenów. Wielu z nich poza tym stwierdza, że spotkało się z Istotami Poza-
ziemskimi, które pozostawały w ścisłym związku ze zjawiskiem NOL. doktor J. Allen Hynek – profesoresor astro-
nomii w Northwestern University w Edvanston,
, był przez prawie 12 lat cywilnym konsultantem ds. astronomii przy
PROJEKCIE BLUE BOOK
– oficjalnie zatwierdzonym i prowadzonym przez USAF. Uzyskany przezeń materiał
badawczy sprowokował go do dalszych studiów tego fenomenu.Niestety – wiele faktów kontaktów z Nimi zostało
zlekceważonych przez specjalistów z USAF, natomiast badania prowadzone przez „cywilne” organizacje były, w
odróżnieniu od prowadzonego przez USAF PROJEKTU BLUE BOOK, zbyt powierzchowne i skupiały się jedynie
na określeniu stabilności mentalnej świadków kontaktów. Niechęć naukowców do „Syndromu LGM bierze się – jak
to określił doktor Hynek – z tego, że: ...naukowcy po prostu nie lubią tego rodzaju informacji obalających ich świa-
topogląd i utarte teorie.
W swojej książce pod tytułem. „The UFO Experience” doktor Hynek prezentuje swą klasyfikację fenomenu NOL:
v Nocne
Światła – NL – kolorowe światła widziane nocą i manewrujące po niebie w sposób niemożliwy i nieosią-
galny dla jakiegokolwiek samolotu.
v Dzienne Dyski
– DD – metaliczne obiekty, które mogą być obserwowane także przy pomocy urządzeń radioloka-
cyjnych, wydające różne odgłosy i poruszające się z wielkimi prędkościami.
v Obiekty Radiolokacyjne
– RV – to obiekty, które są obserwowane przy pomocy urządzeń radiolokacyjnych lub
innych urządzeń technicznych, z ziemi i powietrza
v Bliskie Spotkanie Zerowego Rodzaju
– CE0 – to spotkanie z Istotami humanoidalnymi czy niehumanoidalnymi
bez udziału UFO.
v Bliskie Spotkania Pierwszego Rodzaju
– CE1 – to zbliżenie się do NOL-a bez jakichkolwiek fizycznych efektów.
v Bliskie Spotkanie Drugiego Rodzaju
– CE2 – to bliskie spotkanie z NOL-ami, kiedy następują zmiany w otoczeniu
– na przykład. lądowanie.
v Bliskie Spotkanie Trzeciego Rodzaju
– CE3 – to spotkanie z Istotami przebywającymi na pokładzie NOL-a.
v Bliskie Spotkanie Czwartego Rodzaju
– CE4 – to zaproszenie lub uprowadzenie świadka na pokład NOL-a przez
Istoty.
v Bliskie Spotkanie Piątego Rodzaju – CE5 – to psychiczny, telepatyczny kontakt z załogantami NOL-i.
v Bliskie Spotkanie Szóstego Rodzaju – CE6 – to spotkanie z NOL-ami i ich załogantami, w których świadkowie
doznają uszkodzenia ciała, psychiki lub obu łącznie, albo nawet ponoszą śmierć wskutek tego CE.
Zgodnie z doktor
Hynekiem, typy CE3, CE4, CE5 i CE6 są najbardziej nieprawdopodobnymi aspektami tajemnicy
spowijającej Nieznane Obiekty Latające. Ponadto doktor Hynek oświadczył w wywiadzie dla „UFO Report” nr
8/1976, że w jego Center for UFO Studies znajduje się ponad 800 meldunków i doniesień o CE3.
Wszystko to wskazuje na ogromne zainteresow
anie problematyką NOL w USA. Jak widać, ludzi fascynują niewi-
dzialne obszary Nieznanego oraz jego wpływ na naszą realną Rzeczywistość. Różnie się mówi o Przedstawicie-
lach tego niezwykłego świata, innego wymiaru Rzeczywistości, czy tylko świata lub nawet... wszechświata, kosmo-
su w innym sensie fizycznym. Takiego Kosmosu inaczej. I można rozpatrywać ten fenomen li tylko z psychologicz-
no-
socjologicznego punktu widzenia. Można także uznać Ich za byty istniejące realnie w naszej Rzeczywistości,
nie uciekając się do karkołomnych, psychologiczno-społecznych hipotez. Jedno jest pewne: Oni znają nas, a my
Ich już od dawna, czego dowodem może być (i jest – sic!) malarstwo jaskiniowe i najwcześniejsza ustna tradycja
naszego gatunku Homo sapiens (czasami ale nie zawsze) sapiens.
W tej książce mam nadzieję udokumentować fakty częstych CE3 i innych, a także udowodnić, że takie Spotkania
są jeszcze częstsze, niż kiedykolwiek w historii. Napisałem ja w celu i w nadziei, że książka ta pomoże nam wtedy,
gdy Oni rozpoczną odwiedziny na skalę masową. Ona pomoże nam się przygotować do tej konfrontacji.
19 lutego 1977 roku
ROZDZIAŁ 1 – Bliskie Spotkania z Humanoidami.
Odkąd człowiek stał się Człowiekiem, marzył o Innych Istotach – ludzkich w swym wyglądzie, albo o trochę od-
mienne
j, albo superludzkiej rasie, która w pewnym czasie wmieszała się w ewolucję Homo sapiens. Tych Innych
nazywaliśmy różnie: Aniołowie, Kosmici, Promieniści, Obcy, Nordycy, i tak dalej. – zaś w zależności od okoliczno-
ści: Szatanami czy Demonami – równie dobrze, jak Bogami czy Panami Kosmosu. Zresztą, jakiekolwiek nadaliby-
śmy Im miana, ten scenariusz objawień, spotkań, nawróceń, i tak dalej. pojawia się w każdej kulturze i jest przeka-
zywany z kultury na kulturę, z cywilizacji na cywilizację poprzez przepaście czasu. Tajemniczy goście przybywają w
ognistych rydwanach, tajemniczych kulach świateł i dziwnych napowietrznych wehikułach. Czasami ukazywani są
w oślepiających ogniach świateł, czasem zbliżali się do świadków, zbliżali do kierowców samotnie przemierzają-
cych drogi, ale i nie tylko do nich.
W tym stanie naszego śledztwa powinniśmy odrzucić wszelkie dogmaty, mające na celu identyfikację tych huma-
no
idalnych istot, nawet wtedy, gdy ludzie mają naturę kolekcjonerów i klasyfikatorów – mających swego rodzaju
mani
ę układania wszystkiego w szufladkach i fiszkach kartotek. Ale nawet taka postawa klasyfikatora może być
wielce użyteczną do zebrania hipotetycznych wyjaśnień CE3, które zostały stworzone przez ufologów, psycholo-
gów, psychiatrów i innych badaczy Nieznanego, które postaram się pokazać w tej książce. Każdy Czytelnik może
potem wyselekcjonować swoją ulubioną hipotezę lub hipotezy, która(e) docierają do niego najbardziej, albo dojdzie
do przekonania
– o ile po raz pierwszy usłyszy o ufozjawisku – że coś w tym jednak jest. A oto krótki przegląd hipo-
tez:
1. Hipoteza Pozaziemian
– Istoty z UFO są astronautami, którzy są wysłannikami jednej lub kilku Pozaziemskich
Cywiliza
cji, która obserwują Ziemię od wielu stuleci. Swoją działalność utrzymują w tajemnicy z niewiadomych
przyczyn;
2. Hipoteza tajemnicy wojskowej
– Ufonauci są jedynie Ziemianami, którzy prowadzą tajne badania nad nowymi
broniami lotniczymi, co wyjaśnia człekokształtny wygląd Przybyszów;
3. Hipoteza Alchemików – zasadzająca się do tego, że przed wiekami, tajne towarzystwo alchemików (Masonów,
Różokrzyżowców) rozwinęło zaawansowaną technologię, która pozwoliła im przetrwać w ukryciu we wnętrzu Ziemi
lub na dnie oceanów. Ludzie ci pomagają nam teraz w rozwoju, albo czekają na odpowiedni moment do zawład-
nięcia światem.
4. Hipoteza deluzyjna
– UFO i ich pasażerowie są niczym innym, jak czymś podobnym do projekcji holowizyjnej
lub efektem wywołującym złudę wzrokową, wytwarzaną przez nieznane siły (patrz Hipotezy 2 i 3) w nieznanych
celach i z nieznanych motywów.
5. Hipoteza nieznanej ziemskiej cywilizacji
– NOL-e są nieznanymi formami życia znajdującymi się w górnych
warstwach ziemskiej atmosfery. Są to być może formy czystej energii pochodzenia plazmatycznego, elektryczne-
go, elektromagnetycznego, i tak dalej.
6. Hipoteza Astronautów z Atlantydy – Ufonauci są potomkami antycznej cywilizacji, na przykład atlantydzkiej,
która posiadła technologię lotów kosmicznych, a której przedstawiciele od czasu do czasu odwiedzają swą starą
oj
czyznę.
7. Hipoteza Wędrowców w Czasie – Ufonauci są naszymi dalekimi potomkami, którzy studiują Ich przeszłość
(na
szą teraźniejszość), traktując ją jako żywe muzeum historyczne.
8. Hipoteza innego wymiaru
– Ufonauci przybywają do nas nie z innej planety, ale z innego continuum czaso-
przestrzennego, koegzystującego równolegle z nami (świat alternatywny), ale znajdującego się na innym „poziomie
wibracyjnym”.
9. Hipoteza planetarnego poltergeista
– Ufonauci mogą być rezultatem działania nieznanych nam praw fizyki,
które uruchomiono przypadkowo przez nasze działanie. To prawo czy też energia (na przykład psychiczna) nie
stanowią żadnej inteligencji, ale jest ona w stanie pochłaniać, odbijać czy imitować ludzką inteligencję.
10. Hipoteza psychoproteiny (ektoplazmy)
– Pisarz Michel Talbot twierdzi, że: One (NOL-e) są «białkowe», po-
nieważ są one częścią tego samego kameleonowego fenomenu, który odzwierciedla zmiany wiary w strukturę
czasu. Są one «psychoidem» w tym, że są one parapsychologicznym fenomenem i zależą od stanu psychicznego
obserwatora. Innymi słowy mówiąc, to sam obserwator generuje NOL-e przy użyciu swej wyobraźni i swego ekto-
plazmatycznego budulca.
11. Hipoteza psychicznej potrzeby (tulpoidu)
– A oto sugestia Jerome’a Clarka i Lorena Colemana: Zjawiska
tego rodzaju objawień świętych Pańskich czy NOL-i wynikają z naszego ludzkiego pragnienia ich ujrzenia. Są to
mate
rializacje archetypów wkodowanych w naszą pamięć, a które doświadczamy jedynie jako symbole i obrazy.
Arche
typy te są stare w tym sensie, że stanowią one część naszej psyche, a nowoczesne w tym, że przejęliśmy je
w kontekście idei umysłowych, które już osiągnęliśmy, jako ludzie. Innymi słowy – ludzie widzą to, co bardzo pra-
gną ujrzeć.
12. Hipoteza archetypiczna
– NOL-e i Ufonauci są jedynie wytworem, quasi-realnym bytem, powołanym przez
ludzi „kolektywnie nieświadomych” do życia. John White ukazuje jungowskie archetypy, jako „energetyczne pole
mentalne” osiągane dzięki i poprzez medytację, marzenia senne i odmienne stany świadomości, przy czym teore-
tyzuje, że może to być inny, wyższy jeszcze nierozpoznany wymiar naszej psychiki, w którym wyżej rozwinięte
istoty ist
nieją w wyższej parapsychicznej skali i mieszają się oraz prowadzą nasze, ziemskie sprawy.
13. Hipoteza pozaziemskiego kamuflażu – Nieznane pozaziemskie cywilizacje dokonują operacji dezinformują-
cych i maskujących prawdziwy cel swej działalności na Ziemi.
14. Hipoteza Teatru Absurdu (Magicznego Teatru)
– Manifestacje NOL-i są rezultatem machinacji różnego ro-
dzaju czarowników, szamanów i innych ludzi obdarzonych „magicznymi” zdolnościami, albo istniejących równole-
gle z nami Istot ziemskich. Manifestacje te mają na celu zasygnalizowanie nam Ich obecności.
15. Hipoteza nadprzyrodzonego pochodzenia UFO
– Ufonauci są niczym innym, jak opisanymi w „Biblii” i innych
świętych księgach innych religii wysłannikami boga(ów). Wysłannicy ci traktują swą działalność na Ziemi jako część
swej misji zbawienia Ludzkości.
16. Hipoteza gry intelektualnej
– Ufonauci prowadzą z Ludzkością intelektualną grę w celu podciągnięcia nas na
wyższy poziom świadomości.
Do tego należałoby dodać jeszcze ostatnie hipotezy z lat 90. DWUDZIESTEGO wieku i pierwszych lat DWUDZIE-
STEGO PIERWSZEGO
wieku, którą sformowali polscy ufolodzy wraz z ekologami, a jest nią:
17. Hipoteza Gai
– UFO i Ufonauci są wytworami lub narządami zmysłów naszej planety Ziemi, która jest ogrom-
nym, żywym organizmem.
18. Hipoteza Wielkiej Wojny Bogów-Astronautów – zakłada ona, że UFO i Ufonauci są pozostałościami po wiel-
kim konflikcie sprzed 12-15 tysiecy
lat, który to konflikt zdewastował Ziemię i jej cywilizacje, a my sami jesteśmy
teraz pilnowani przez Obcych, by nie powtórzyła się ta historia...
19. Hipoteza nekroewolucji
– zakłada ona, że UFO i Ufonauci są martwymi, ale ewoluującymi maszynami, które
pozostały po Konflikcie Bogów, a które obserwują rozwój życia na Ziemi w sobie wiadomych celach.
20. Hipoteza produkcji ubocznej
– UFO i Ufonauci są tworami sztucznymi ale niezamierzonymi, stanowiącymi
niejako produkcję uboczną działalności naszej lub którejś z poprzednich cywilizacji. Produkty te są obdarzone
zdolno
ścią do ewolucji i rozwijają się z upływem czasu...
W mej pracy
pod tytułem „Gods of Aquarius: UFO the Transformation of Man” (NY, 1976), przeprowadziłem do-
wodzenie oparte na 12-
letnich dociekaniach, iż w całej naszej historii jakaś pozaziemska cywilizacja przeprowadza
na nas badania naukowe, w celu być może przekazania nam podstawowych prawd. Odnotowałem także fakt ist-
nienia subtelnego związku pomiędzy Ludzkością a Ufonautami i to związku o charakterze symbiotycznym! Wierzę
w to, że Oni potrzebują nas tak samo, jak mu Ich... – aczkolwiek osobiście jestem zdania, że Oni są Przybyszami z
Innego Czasoprzestrzennego Continuum, jest jednak całkiem możliwe, że jedna albo obie rasy maja pozaziemskie
pochodzenie. I czuję, że biologiczna i umysłowa ewolucja na Ziemi zależy od stanu równowagi pomiędzy nami a
naszym
i kosmicznymi kuzynami. W tej pracy zamierzam przedstawić CE3 tak, jak przedstawiali je świadkowie tych
wydarzeń.
Chociaż intelektualny klimat staje się coraz bardziej przyjazny dla zagadnienia Kontaktu, a opinia publiczna nie
była nastawiona bardziej przychylnie, to istnieją wciąż tacy, którzy traktują opowieści o kontaktach z Nimi jako ro-
dzaj niedorzecznych bajeczek dla grzecznych dzieci
, halucynacje czy wręcz brednie.
doktor
Hynek może wyjaśnić to lepiej, niż ktokolwiek inny, dlaczego „poważni badacze” automatycznie odrzucają
raporty o spotkaniu z humanoidami, kiedy już takowe do nich dotrą:
Dzieje się tak dlatego, że ludzie odczuwają atawistyczny lęk przed Nieznanym lub rywalizacją z nieznaną cywiliza-
cją. Jest jeszcze jeden czynnik – to właśnie owa człekokształtność Pasażerów NOL-i, ich łatwość pokonywania
ciążenia i atmosfery. Może to oznaczać, że Oni są jedynie robotami czy cyborgami, albo istotami, których środowi-
sko jest bardzo zbliżone do naszego własnego.
Kto wie
– tak jak to zasugerowałem w „Gods of Aquarius...” – czy zamiast „my” i „Oni” nie powinniśmy mówić po
prostu „My” jako całość. Wszak wszyscy jesteśmy Dziećmi Wszechświata!...
Oczywiście wnioski i analizy końcowe wyciągnie każdy Czytelnik po przeczytaniu tej pracy, gdy przedstawione mu
zostan
ą znane fakty CE i zderzą się z jego własnym oglądem rzeczywistości. Dla każdego myślącego człowieka
lektura tego, co mam do powiedzenia zaobfituje w pytania, na które być może kiedyś uda się znaleźć odpowiedzi.
ROZDZIAŁ 2 – Oni zawsze byli wśród nas...
Wczesnym latem 1971 roku, otrzymałem od pewnej pielęgniarki zatrudnionej w wielkim szpitalu w Iowa City, IA,
następującą informację, jak to pewnego ranka jadąc do pracy zauważyła coś przypominającego klatkę zawieszona
na linie prowadzącej wprost w niebo. Gdy podjechała bliżej zauważyła całkiem dokładnie figurę człowieka ubrane-
go w lśniący, opięty kombinezon. Człowiek ten patrzył na ziemię bardzo intensywnie, jakby czegoś szukał. Kobieta
przyznała później, że ów człowiek znajdował się zbyt wysoko, by mogła podać szczegóły jego wyglądu czy ubioru.
Nasz świadek nigdy nie interesowała się ufologią i stwierdziła, ze nigdy nie interesowała się zjawiskiem NOL-i,
jednakże opowiedziała o tym wydarzeniu personelowi szpitala i pacjentom. Powiadomiła o tym swego zięcia, który
był policjantem w Iowa City. O całym tym incydencie dowiedział się również mój zaufany korespondent, który
wszczął natychmiast dochodzenie w tej sprawie. Tym korespondentem był Glen McWane, który dowiedział się o
tym wydarzeniu od roznosiciela gaze
t, a który z kolei na własne oczy widział Ufitę opuszczającego się z nieba w
tym samym czasie, co pielęgniarka. Kolejnym świadkiem tego samego incydentu był pracownik pralni, który także
widział tego Obcego. Zeznania świadków pokrywały się ze sobą w każdym punkcie. Obcy w zwisającym obiekcie
był osobnikiem o wielkiej klatce piersiowej, a jego ręce i nogi były proporcjonalne do niej. Summa summarum był to
osobnik przypominający (poza wymiarami) człowieka i niewiele od człowieka się różnił. Nikt nie zauważył rysów tej
dziwnej postaci, ale wszyscy byli zgodni, co do tego, że była ona ciemniejsza od kombinezonu. Istota ta znajdowa-
ła się w klatkowatym aparacie, którego konstrukcja składała się z pionowych sztab. Sama klatka miała kształt jaja.
Istota poruszała się w niej, i pielęgniarka miała wrażenie, że patrzy na nią. Lokalna policja tez otrzymała sporo
doniesień o zaobserwowaniu NOL-a tego ranka, i wykonała wszystko, co możliwe w celu zidentyfikowania tego
zjawiska. Tak zatem skontrolowała miejscowe lotniska, a zwłaszcza helikopterowiska z wynikiem negatywnym. O
tej porze i na tym terenie nie było żadnego helikoptera, czy innego śmigłowca należącego do tych lotnisk.
Jeżeli współcześni ludzie doznają uczucia nierzeczywistości na widok Ufity czy NOL-a wiszącego w powietrzu, to
co możemy powiedzieć o wyobrażeniach i interpretacjach tego zjawiska przez ludzi pierwotnych? Wiszący w po-
wietrzu NOL
– nawet bez Ufitów – być może zainspirował starożytnych Egipcjan do objaśnienia tego faktu tym, że
widzieli oni oko Horusa p
atrzące na nich. Z kolei Skandynawowie wiedzieli, że Odyn – ojciec bogów – miał tylko
jedno oko, które promieniując boską mądrością patrzyło poszukiwawczo na nich z góry!
Ludzkość od zawsze wierzyła w niewidzialny świat zaludniony przez niewidzialne stworzenia. I tak na przykład.
„Biblia” ugruntowuje tę wiarę, a co więcej – informuje nas o tym, że duchowy (niematerialny) świat istnienie i to w
bezpośredniej bliskości naszego – materialnego świata.
W obu Testamentach
– Starym i Nowym mówi się o tym, że te niewidzialne istoty są podzielone na dwie kategorie:
pierwsza z nich posłuszna Bogu i przyjazna ludziom zwana jest Aniołami, zaś druga lojalna wobec Szatana zwana
Demonami.
Powyższe przypomina nieco koncepcję Edgara Cayce’a dotyczącej wojny na Atlantydzie, toczonej pomiędzy
Dziećmi Prawa i złymi Synami Beliala. I tak à propos – imię Belial to po hebrajsku tyle, co: człowiek bezprawia i jest
używane w celu nazwania księcia czartów – Szatana lub Lucyfera.
Termin Anioł używany w „Biblii” (i nie tylko) jest raczej nazwą funkcji, a nie konkretnej osoby. Anioł jest po prostu
posłańcem, kimś, kto został wybrany w celu wykonania jakiejś misji. Każdy, kto studiował „Biblię” stwierdzi, że
Anio
łowie są istotami z krwi i kości, a nie duchami. Aniołowie spożywali posiłek z Abrahamem, wyprowadzili oni
rodzinę Lota z Sodomy. Nie byli czczeni przez ludzi jako bogowie – to ostatnie było zarezerwowane dla Jahwe.
Izraelska manna była anielskim chlebem lub chlebem wielkości.
Aniołowie pozostawali w takim stosunku do Boga, jak dworzanie do króla. Nie byli bogami, ale kategorią bytów
stworzonych przez Boga
– podobnie jak ludzie. Ludzie nie stawali się po śmierci Aniołami. Zgodnie z tradycją „Bi-
blii”, Anioły zostały stworzone o wiele wcześniej, niż ludzie z pyłu Ziemi. Chociaż Aniołowie są często nazywani
duchami, to w „Biblii” wielokrotnie mówi się o tym, że mają one ciała, ale na wyższym poziomie egzystencji, niż
ludzie. Św. Łukasz w swej Ewangelii (Łk 20,36) twierdzi, że w czasie Zmartwychwstania ci, którzy przez to przejdą
będą równi Aniołom. Innymi słowy mówiąc, człowiek dokona swoistego skoku rozwojowego (ewolucyjnego), równa-
jącego go do rzędu o wyższym statusie rozwojowym.
Jak długo Ziemia istnieje, Aniołowie zawsze okazują się być istotami wyglądającymi młodo, fizycznie pociągający-
mi, opanowanymi i opisuje się je terminami, jakimi posługują się kontaktowcy w celu opisania swych Kosmicznych
Braci. Aczkolwiek Aniołowie mogą być pomyleni ze zwykłymi ludźmi, to jednak ci, którzy się z nimi zetknęli bardzo
często odczuwali fizyczne efekty ich wielkości. Ich pojawienie się jest nagłe i towarzyszy im jaskrawe światło. Saul
Tarsyjski oraz strażnicy grobu Jezusa zostali oślepieni przez niezwykłe światło anielskie. Dotknięcie ręki anielskiej
sparaliżowało Jakuba. Zachariasza ogłuszyło anielskie słowo. Ludzie Daniela czuli drżenie przed głosami anielski-
mi, a pasterze zostali poderwani przez głosy anielskie towarzyszące narodzinom Chrystusa. Tak więc, kiedy kiedy-
kolwiek opisywano Aniołów używano przymiotników: silny, szybki, wspaniały, subtelny, delikatny jak wiatr, ela-
styczny jak światło. Nie było dla nich barier, ani wielkich odległości do pokonania. Aniołowie ocalili młodzieńców od
śmierci w piecu ognistym, a inni wybawili Daniela z jaskini lwów od śmierci w ich paszczękach. Aniołowie – podob-
nie jak Kosmiczni Bracia
– charakteryzują się wielkim humanitaryzmem.
Od czasu stworzenia (Genezis, Księga Rodzaju) Aniołowie manifestują swe wielkie zainteresowanie sprawami
Hominis sapientis. Księga Hioba (Hi 38,7) mówi nam, jak Synowie Boży głośno wołają, gdy Pan położył fundamen-
ty Ziemi nadając jej wymiary i stanowił jej filary na miejsce. Mojżesz przyjął prawa z rąk Aniołów (Ga 3,19), a Psal-
my (Ps 103,20 i 104,4) mówią nam o tym, jak to Aniołowie sprawują kontrolę nad zachowaniem praw Natury.
We wsz
ystkich świętych księgach ujęto jedną wskazówkę postępowania człowieka z Aniołami: Nie czcij ich. Św.
Jan
– autor Apokalipsy – ujrzał wizję Aniołów oddających cześć Bogu. Ale kiedy chciał oddać cześć Aniołowi, ten
rzekł: Bacz, abyś tego nie uczynił, bo ja jestem tym współsługą i braci twoich, co mają świadectwo Jezusa: Bogu
samemu złóż pokłon.(Ap 19,10). Tak zatem Aniołowie są braćmi człowieka, a nie jego bogami.
W. Raymond Drake
– pisarz i naukowiec w jednej osobie jest przekonany o tym, ze wielu klasycznych autorów
informuje nas w swych przekazach o tym, że przeżyliśmy jako gatunek wiele wizyt tych super-inteligentnych istot z
innych światów. W tym celu zanalizował on 50 prac antycznych autorów, w których odnalazł on wiele opisów nie-
bieskich fenomenów takich, jak: napowietrzne światła, tarcze, ogniste kule, dziwne statki oraz ludzi o wyglądzie
wojowników. W dodatku przytacza opisy dwóch i więcej „księżyców”, dwóch i więcej „słońc”, nowych „gwiazd”,
spadających świateł, nieznanych głosów, „bogów” zstępujących na Ziemię oraz „ludzi” wstępujących do nieba.
Drake pisze w magazynie „Fate”:
Nasi teologowie uważają starożytnych bogów za uantropomorfizowanie sił Natury, takich jak na przykład. błyskawi-
ce i pioruny! Jednak logika wskazuje, że antyczni bogowie Egiptu, Grecji, Rzymu, Skandynawii, Meksyku i innych
krajów byli czymś więcej, niż tylko zantropomorfizowanymi siłami Natury – byli astronautami z przestrzeni kosmicz-
nej. Wygląda na to, że po wielkich katastrofach pozostała w nas pamięć o bogach przekazana przez tych, którzy
przeżyli.
Pomiędzy setkami opisów, które Drake odnalazł i zbadał na uwagę zasługują następujące relacje:
1. Tytus Liwiusz
– „Historia”, tom 8, rozdz. 11 (około 325 roku przed naszą erą): ... tej nocy obaj konsulowie zostali
nawiedzeni przez cz
łowieka wyższego od posągu i bardziej majestatycznego...
2. Tytus Liwiusz
– „Historia”, tom 21, rozdz. 62 (około 214 roku przed naszą erą W Hadrii ujrzano ołtarz na niebie,
a obok postać ludzką odzianą w białe szaty...
3. Juliusz Obsequens
– „Prodigiorum Libellus”, rozdz. 66 (około 175 roku przed naszą erą... onego czasu zalśniły
trzy słońca na niebie. Tej nocy kilka gwiazd przepłynęło niebem nad Lanovium...
4. Józef – „Wojna żydowska” tom 61 (około 70 roku.): Na chwilę przed zachodem słońca w powietrzu nad całą
krainą ukazały się rydwany i zbrojne wojska przez powietrze lecące, otoczyły miasta...
5. Diodor Kasjusz
– „Historia Rzymu” (217 roku): ... w Rzymie ukazał się duch człowiekowi prowadzącemu osła w
stronę Kapitolu. ... aresztowano go i odesłano od Matermaniusa do Antoniusza. W czasie konwojowania rzekł: Idę
tam, gdzie każesz, ale nie ujrzę tego Cezara, lecz innego. A gdy doszli do Capui, człowiek ten znikł.
W przekonaniu Drake’a – Stary i Nowy Testament są pełne opisów kontaktów ludzi z Pozaziemskimi Istotami. Ba-
dacze przypominają nam, że rzymski bohater Romulus został uniesiony do nieba przez wir powietrzny, co jego
potomek Numa Pompiliusz określił jako magiczną broń, a co z kolei antyczni autorzy: Liwiusz, Pliniusz Starszy i
Juliusz Obsequens opisali
jako tajemnicze głosy, niebieskie trąby, a ludzie w białych szatach unosili się w statkach
powietrznych nad Ziemią i lądowali na niej.
To jest zasadniczy zwrot w ludzkim rozumowaniu
– pisze Drake – my czcimy teraz to, co zdarzyło się w starożytnej
Palestynie
– objawienia Boga. A przecież identyczne fenomeny miały miejsce w tym samym czasie także w innych
miejscach.
W roku 840 arcybiskup Lyonu
– Agobard – opisał egzekucję trzech mężczyzn i jednej kobiety, którzy zostali ujęci w
momencie opuszczania przez ni
ch statku, który przyleciał z nieba. Obcych wzięto w łańcuchy i następnego dnia
ukamienowano. Przyczyną było pomówienie ich o handel żywnością z miejscowymi chłopami.
W rozdziale 18, tomu 1. „Otio Imperalia” Gerwazy z Tilbury pisze o powietrznym statku, który zaczepił swą „kotwi-
cą” o stos kamieni w pobliżu Bristolu, około 1207 roku. Gdy jeden z pasażerów dziwnego statku wynurzył się w
niego w celu odczepienia kotwicy, został otoczony przez zdziwionych tym zjawiskiem mieszkańców miasta. I cho-
ciaż wykonał swe zadanie, to zginął uduszony gęstą atmosferą, a ciało jego spadło na ziemię. Zgodnie z relacją
Gerwazego z Tilbury
– kotwica, którą powietrzny żeglarz odciął był przed śmiercią – została przeniesiona do bazy-
liki i tamże wystawiona na widok gawiedzi...
Podo
bny incydent został opisany w staro-norweskiej księdze „King’s Mirror” – stanowiącej kompendium trzynasto-
wiecznej wiedzy
. Jej tłumaczenie na angielski sporządził w 1958 roku Albert C. Holland dla magazynu „Fate”, a
oto, c
o pisze się tam o pewnym dziwnym fakcie:
To, co wydarzyło się w Cloena Borough było czymś cudownym. W mieście owym jest kościół pod wezwaniem
świętego. Keraniusa. Pewnej niedzieli w czasie mszy rzucono z nieba kotwicę, która zahaczyła o łuk portalu. Ko-
twic
ę zrzucono z napowietrznego statku. Pospólstwo wypadło na zewnątrz kościoła i ujrzało owo dziwo. Statek
unosił się nad kościołem przymocowany doń kotwicą. Na jego pokładzie zauważono ludzi. I nagle zdumione po-
spólstwo ujrzało człowieka, który zanurkował w celu uwolnienia kotwicy... Gdy człowiek ten wreszcie do niej dotarł,
spróbował ja odczepić, jednakże gawiedź nań ruszyła i ujęła go. Obecny przy tym wydarzeniu biskup polecił uwol-
nić tego człowieka, a to dlatego, że sprawiał on wrażenie, jakby znajdował się pod wodą. Puszczono go więc wolno
i popłynął on w górę ku statkowi. Załoga odcięła linę i statek pożeglował dalej, znikając z oczu...
Godnym odnotowania jest fakt, że we wszystkich tych incydentach pasażerowie dziwnych statków opisywani są
jako zwyczajni
ludzie. Zarówno władze kościelne, jak i zwyczajni ludzie opisując podobne wydarzenia stosowali ich
własną interpretację, dostosowana do ich wiadomości o świecie i poziomu ich techniki, i dlatego opisy te są tak
groteskowe.
W czasie 10-
miesięcznego okresu pomiędzy listopadem 1896, a wrześniem 1897 roku, wielokrotnie opisywano
metaliczne, cygaro-
kształtne napowietrzne pojazdy nad terytorium Stanów Zjednoczonych A.P. Era samolotów
rozpoczęła się dopiero w grudniu 1903 roku, kiedy to Orville i Wilbour Wrightowie rozpoczęli próby ze swym mode-
lem samolotu.
Mówiąc o incydentach z NOL-ami w latach 1896-97, Charles Harvard Gibbs-Smith – historyk lotnictwa z Victoria
and Albert Museum w Londynie z całą pewnością orzekł, że jedynymi pasażerskimi pojazdami powietrznymi, które
mogły być widziane nad terytorium USA w tych latach były tylko wolno lecące kuliste balony.
Ale nie tylko o tych pojazdach mówiło setki zdrowych na ciele i umyśle, trzeźwych i solidnych obywateli. Wielu z
nich opowiadało także o spotkaniach i rozmowach z tajemniczymi lotnikami, którzy (uwaga!!!) opuszczali swe ta-
jemnicze pojazdy w chwili, gdy lądowały one na ziemi.
15 kwietnia 1897 roku, Adolph Winkle i John Hulls, dwaj robotnicy rolni na farmie w Springfield, IL, ujrzeli spoczy-
wający na ziemi statek powietrzny na polu, 2 mile na północ od miasta. Trójka podróżników (kobieta i dwaj męż-
czyźni) powiedziała im, że lądowali oni w celu dokonania naprawy instalacji elektrycznej. Przedstawiając się im,
jako ziemscy wynalazcy powiedzieli, że sporządzą pełny raport o swym wynalazku i prześlą go rządowi wtedy,
kiedy wyspa Kuba będzie wreszcie wolna. Po wojnie meksykańsko – hiszpańskiej pracownicy opisali wreszcie to
spotkanie, traktując ufonautów jako naukowców – ekscentrycznych, ale z zasadami.
21 kwietnia Jo
hn Braclay z Rockiand, TX, zdumiał się widząc statek powietrzny osiadający na pastwisku opodal
jego własnego domu. Powitał jednego z niezwykłych podróżnych z winchesterem w ręku, gdy ten zbliżył się do
jego domu. Braclay'a poproszono o odłożenie broni, bo lotnik nie miał złych zamiarów. - Nazywaj mnie Smith –
powiedział ufonauta - potrzebuję trochę oleju smarowego, parę przecinaków jeżeli możesz je dostać, oraz trochę
siarczanu miedzi. Sądzę, że dwa pierwsze artykuły dostaniesz w tartaku, a siarczan miedzi u telegrafisty. Masz tu
10 dolarów, idź i kup te rzeczy, a reszta dla ciebie za twoją fatygę. Brarclay’a zatkało ze zdumienia. Chciał zoba-
czyć statek, jednak powiedziano mu, że nie zezwala się na zwiedzenie go. Uspokoił się gdy podróżni powiedzieli
mu, że powrócą oni tu pewnego dnia i zabiorą go ze sobą w podróż pod warunkiem, że załatwi to co mu zlecono.
Potem powiedziano mu, że statek udaje się do Grecji, gdzie będzie następnego dnia.
Również tego samego dnia były senator z Harrisburga, AS, usiłował wyjaśnić naturę i pochodzenie statku po-
wietrznego, którego załoga ciągnęła wodę z jego studni ok. godz. 01:00 w nocy. Zgodnie z tym, co się ów senator
dowiedział od dziwnych lotników, konstruktor tego pojazdu złamał tajemnicę grawitacji i przekazał to odkrycie swe-
mu siostrzeńcowi, który, je wykorzystał w praktyce. Od 7 lat - jak rzekł Ufonauta - pracował on nad budową tego
pojazdu i wreszcie szczęśliwie dokonał pierwszego lotu. A teraz, po szczęśliwym osiągnięciu planety Mars, chce
go wystawić na widok publiczny.
Frank Nichols, wpływowy farmer mieszkający 2 mile na wsch. od Houston, TX, został także zaskoczony nagłą wi-
zy
tą gości, którzy gasili swe pragnienie u jego studni o północy. Ufonauci zaprosili Nicholsa do zwiedzenia swego
statku. Jeden z członków, załogi z dumą poinformował go, że rozwiązał problem powietrznej nawigacji. Pojazd
skonstruowano z nowo-
wynalezionego materiału, który miał właściwości „samoutrzymujące się w powietrzu”, a siłą
napędową jest "wysoko-skondensowana elektryczność". Zgodnie z oświadczeniem lotnika, 5 takich statków zbu-
dowano w jakiejś zapadłej mieścinie w stanie Iowa, później jednak to odkrycie będzie podane do publicznej wia-
domości. Od tego czasu zostanie utworzone przedsiębiorstwo, które będzie zajmowało się budową takich statków i
w ciągu roku te maszyny będą już w ogólnym użyciu.
Jak widać, w każdym z tych przypadków kontaktów ufonauci obrzydliwie kłamali swym rozmówcom. Kimkolwiek by
oni nie byli, to nie byli oni naszymi, ziemskimi wynalazcami. Kimkolwiek by oni nie byli wie
dzieli, że termin "wyna-
lazca" był bardziej przyswajalny dla ludzi niż termin anioł, a zwłaszcza dla mieszkańców USA w roku 1897.
Od 1947 r. do 1970, w którym to okresie czasu ludzie w maszynach cięższych od powietrza polecieli w Kosmos -
termin „kosmonauta” bardziej pasuje i przemawia do naszej wyobraźni niż „wynalazca”. My, ludzie doświadczeni
dwiema wojnami światowymi, przytłoczeni bombami jądrowymi, opadami radioaktywnymi, bombą populacyjną i
zanieczyszcze
niem środowiska naturalnego - znów patrzymy w niebo, szukając pomocy i to właśnie pomaga nam
uważać ufonautów za Kosmicznych Wędrowców, Większość poważnych ufologów klasyfikuje raporty o NOL i szu-
fladkuje je na trzy rodzaje:
1. Świadkowie widzą ufonautów i vice-versa, ale żadna ze stron nie podejmuje wysiłków w celu nawiązania jakie-
gokolwiek kontaktu.
2. Świadkowie dostrzegają ufonautów i próbują w minimalnym stopniu nawiązać werbalny lub wizualny (gesty)
kontakt.
3. Typowo "braterski" -
w którym obie strony roztrząsają problemy filozoficzne i inne, oraz w którym Przybysze
obiecują pomoc w ukierunkowaniu nas na bardziej psychicznie atrakcyjny poziom bytu.
0 ile pierwszy schemat spotkań jest ogólnie akceptowany z wiarygodnością, drugi z pewnym niedowierzaniem, to
trzeci jest niemal całkowicie pomijany przez ortodoksyjnych i nieortodoksyjnych ufologów (nawet w tym towarzy-
stwie zdarzają się twardogłowi!), jako coś pośredniego pomiędzy wygłupem a niesmacznym żartem - nawet nie-
zamierzo
nym! „Mamy tu kilka (opowieści kontaktowców), które jeżeli zostaną dobrze zbadane, mogą -zostać cał-
kowicie udowodnione jako prawda.” - stwierdził Jerome Clark, ufolog, który poświęcił wiele czasu wgryzając się w
tajemnicę kontaktów z ufonautami. „Niestety te opowieści potrzebują drobiazgowych szczegółów, aby mogły być
rozpracowane, -
ale nawet jeżeli nie są one kompletne, to i tak stanowią długo oczekiwany dowód, prowadzący do
złamania i rozwiązania tajemnicy Niezidentyfikowanych Obiektów La tających.”
W jego artykule „The Meaning of the Contact” („British Flying Saucer Review”, numer. z września i października
1965 r.)
Clark twierdzi, że ufonauci chcą przeprowadzić swe operacje w sekrecie i dlatego oni przebywają wielkie
odległości i lądują w miejscach odległych od ludzkich siedzib i ludzkich (jakże ciekawych) oczu. Obserwacje NOL-i i
ich załóg, które dane nam było sporządzić, są jedynie incydentalne i okazjonalne. To oczywiste - Oni nie życzą
sobie poznania ich prawdziwej natury i celu pobytu na Ziemi.
Clark przypuszcza więc, że kontaktowcy zostali wykorzystani w dwóch celach:
1. Kontaktowcy są narzędziem Kosmitów, użytym w celu odstraszenia Ziemian od NOL-i i ufonautów.
2.Wprowadzenie w błąd tych, którzy interesują się działalnością NOL-i i ich Pasażerów (załóg) na Ziemi, poprzez
propagowanie dezinformu
jących bredni. Vide opisane powyżej wydarzenia z 1896-1897 roku.
Krótko mówiąc kontaktowcy stanowią „kosmiczny straszak” oraz „kosmiczną zasłonę dymną” i zarazem „kosmiczną
bombę dezinformacyjną”. Cóż więc jest prawdziwym celem działalności ufonautów na naszej planecie? Clark wątpi
w to, że są oni najeźdźcami, choć musiał uczciwie przyznać tak jak większość ufologów, że Nie mamy pojęcia dla-
czego ten kontakt istnieje, ale to oczywiste że on jest!
ROZDZIAŁ 3 – Rozwijanie kontaktów z Obcymi Cywilizacjami.
W 1974 roku świat został zaszokowany informacją, podaną przez młodego szkockiego astronoma Duncana Luna-
na, który rzekomo rozszyfrował posłanie, wysłane do Ziemi z innego systemu słonecznego. Lunan nie puścił tej
sensacyjnej historii d
o prasy. Opublikował ją w biuletynie Brytyjskiego Towarzystwa Międzyplanetarnego, zwanym
"Space Flight". Zgodnie z hipotezą Lunana bezludny próbnik, który umieszczono na wokółksiężycowej orbicie po-
między 15 a 13 tysiącami lat temu, przekazywał to posłanie w okresie trudnym do określenia, gdzieś w latach 20-
tych naszego stulecia. Satelita ten został umieszczony stosunkowo niedaleko nas przez mieszkańców planety,
która jest z kolei satelitą gwiazdy, znanej nam jako Epsilon Booti (Wolarza) - e-Boo. Lunan zdeszyfrował depeszę
w ten sposób:
Początek tutaj. Nasz dom - Epsilon Booti, która jest gwiazdą podwójną. Żyjemy na szóstej planecie z siedmiu, li-
cząc od słońca, które jest większym od drugiego. Nasza szósta planeta ma jeden księżyc. Nasza czwarta planeta
ma trzy. Nasza pierwsza i trzecia planeta mają po jednym. Nasz próbnik jest na pozycji gwiazdy Arktur, umiesz-
czonej na naszej mapie.
Leonard Carter, sekretarz BTM podał do wiadomości, że Epsilon Booti znajduje się w odległości 103 milionów lat
świetlnych od Ziemi. Próbnik zaś znajduje się w odległości ok. 27.tysięcy kilometrów od Ziemi i został tam umiesz-
czony ok. 13.
tysięcy lat temu. Jak wszystkim wiadomo, radioecha przyjmowane są od lat 20-tych, ale nie wyjaśnio-
no całkowicie ich pochodzenia.
Oczywiście hipoteza ta spotkała się ze sprzeciwem nawet nieortodoksyjnych uczonych. Jego raport w „Space Fli-
ght” wskazuje na fakt, że próbnik transmituje fale wtedy, gdy jest trafiany falami radiowymi, wysyłanymi z Ziemi, o
szeroko-spektralnym zakresie.
Jeden z czo
łowych amerykańskich radioastronomów profesor doktor Ronald Bracewell powiedział, że odnosi się z
rezerwą do lunanowskiej interpretacji radiosygnałów, ale nie można jej całkowicie odrzucić. Bracewell wniósł po-
dobną teorię wyjaśniającą radioecha obserwowane w latach 1927, 1928 i 1934 dodając, że zamierza wymieniać z
Lunanem wyniki badań w ciągu paru lat.
W czasie Międzynarodowej Konferencji Naukowej w Biurakanie (Armenia), która zgromadziła wielu luminarzy nauki
w 1971 roku, spekulowano na temat ziemskiej in
terakcji w międzygwiezdne życie i vice-versa, co upodobniło kon-
ferencję do zjazdu pisarzy science-fiction. A oto tematyka tej konferencji, podana w formie pytań i zagadnień:
-
Czy nasze życie pochodzi z Ziemi, czy też z Kosmosu? Czy kiedykolwiek Ziemię skolonizowano przez istoty po-
zaziemskie? Czy moglibyśmy podobnie kolonizować inne planety?
-
Czy Ziemia stanowi „kosmiczne ZOO” z człekokształtnymi na wolności?
-
Czy komunikacja z nami jest zabroniona ze względu na naszą ekonomię, biologię, i tak dalej. i tym podobne.?
-
Czy jesteśmy tylko królikami doświadczalnymi w laboratoriach Innych?
Jednym z najbardziej intrygujących pytań było: Czy Oni także podejmują jakieś wysiłki w celu nawiązania z nami
kontaktu? Ależ tak! – pewne fakty wskazują na takie próby!
W
październiku 1973 roku, Samuel Kaplan z Uniwersytetu w Gorki zarejestrował serię zakłóceń radiowych, które
nie mogły pochodzić z żadnej ziemskiej radiostacji.
Amerykańscy astronomowie i radioastronomowie są nadzwyczaj ostrożni w formułowaniu takich sądów. Wskazują
oni na fakt, że jak dotąd nikt na terenie USA nie wyłapał żadnych radiosygnałów pochodzących z głębokiego Ko-
smosu. Gdyby takie sygnały były emitowane, to z całą pewnością nasza – to jest ziemska – sieć radioodbiorników
z łatwością by je wychwyciła. Z drugiej strony musiałyby to być bardzo silne radioźródła, bowiem słabsze sygnały
zostałyby z całą pewnością wytłumione przez nasze radiostacje. Chociaż z kolei wojskowi amerykańscy i rosyjscy
odrzucają wszelkie oskarżenia amerykańskich uczonych, obwiniających amerykańskie i rosyjskie satelity wojskowe
o „komunikaty z innych planet”. Ale tak czy siak, nikt nie wie, kogo winić o nieznany przekaz radiowy, który zakłócił
głos astronauty Gordona Coopera w czasie lotu w Faith-7, w dniu 15 maja 1963 roku, kiedy to Cooper dokonywał
swego 4. przelotu nad Hawajami. W tym miejscu transmisja
jego głosu została przerwana przez kogoś wołającego
coś w „nieznanym obcym języku”. A wszystko to na kanale łączności zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla perso-
nelu latającego i kosmicznego NASA., która zarejestrowała ten przekaz. Jak dotąd, nikt nie rozszyfrował jego treści
i nie zidentyfikował miejsca jego nadania...
John Keel stwierdził, że najbardziej masowy radiowy przekaz zarejestrowano w 1958 roku. Było to przyjacielskie
ostrzeżenie przed próbami jądrowymi oraz apel o odrzucenia wrogości między narodami. Keel pisze:
... 3 sierpnia 1958 roku radioamatorzy na całym terytorium USA zgłosili złapanie dziwnej radiostacji, która nadawa-
ła na międzynarodowym paśmie 75 metrów. Damski głos podający się za niejaką Decomę z planety Jowisz ostrze-
gał swoich słuchaczy, że amerykańskie próby jądrowe mogą sprowadzić na nasz świat okropne nieszczęścia.
Przemawiała ona przez 2,5 godziny po angielsku, niemiecku, norwesku i własnym języku, który opisano jako mu-
zykalne kwilenie. Był to najsilniejszy sygnał, jaki kiedykolwiek przechwycono. Słyszało go wiele osób. Telefonowa-
no i nim do krewnych przyjaciół w innych stanach. Wszędzie było to samo. A FCC zaprzeczyła wszystkiemu...
Jesienią 1956 roku pewien inżynier jednej z firm elektronicznych w Cedar Rapids, IA, zatelefonował do swego
przy
jaciela Ray’a Clarka i zapytał, czy może mu przynieść taśmę, którą nagrał poprzedniego wieczora. Ray rela-
cjonował:
Wyglądało to tak, jakby Ich szukacze (skanery) mogły wyłapać każdy sygnał z Kosmosu. Zrozumiałem to samo, co
ów inżynier, że Oni mówią do nas z miejsca położonego o setki tysięcy mil od Ziemi. Oni przemawiali do nas nie-
mal dwie godziny. Głos był bezpłciowy, bezosobowy, prawie mechaniczny. To, co on mówił było ciekawe i warto-
ściowe. Czasami przypominało to wersety z »Upaniszad« lub prozę przypominającą skojarzenie pomiędzy »Kahlil
Gibran« a »Bhagavadgitą«, co także zawierało uniwersalne prawdy. W parę nocy później znów zadzwonił do mnie
telefon. Znajomy inżynier powiedział, że znów odbiera tą dziwną audycję. I wtedy udało mi się dostrzec tego NOL-a
lecącego na niebie. Miał on średnicę około ⅓ średnicy Księżyca.NOL poruszał się zygzakiem od horyzontu po
horyzont -
widziałem, jak zrobił to on 6 razy, a potem gwałtownie przyspieszył i znikł z widoku. Następnego dnia
radio i gazety podały wiadomość, że poprzedniej nocy błądzący meteor spowodował zakłócenia w łączności telefo-
nicznej. Firma elektroniczna z Cedar Rapids śledziła go, jak również stacje radiolokacyjne w Omaha i Davenport.
Najdokładniej, jak to było możliwe ustalono odległość – wynosiła ona niemal 4.800 kilometrów od Ziemi. Oczywi-
ście nie napisano tego, że ten »błądzący meteor« był także »gadającym metapsychicznym meteorem«...
Cała ta afera jest reminiscencją tego, co napisał Lunan, że obce cywilizacje mogłyby umieścić swe satelity komuni-
kacyjne w pobliżu Ziemi wiele, wiele wieków temu. A z drugiej strony czy istnieje możliwość, że obce cywilizacje
umieściły swoje bazy na naszym naturalnym satelicie? Na zdjęciu zrobionym w dniu 22 listopada 1966 roku, przez
sondę Lunar Orbiter 2, a przedstawiającym fragment powierzchni Księżyca, zauważono dziwne iglice, których tam
przedtem nie było. Rzecznik NASA oświadczył, że na terenie o rozmiarach 250 x 170 metrów znajduje się 6 iglic,
których wielkość jest oceniana na 13-25 metrów wysokości i 17 metrów szerokości u podstawy. Jedna z nich wy-
gląda, jak pomnik Waszyngtona – oświadczył rzecznik NASA Jet Propulsion Laboratory w Pasadenie, CA, - zaś
niektóre z mniejszych przypominają stożek lodów. Są to małe, białe punkty, które rzucają długie cienie. Na zdjęciu
znaleźliśmy 6 takich punktów i cieni: dwa duże i cztery małe. Wyglądają, jak jakiś układ antenowy.
Jeżeli te dziwne formacje są masztami antenowymi, to oznaczałoby, że te konstrukcje są dowodem na działalność
inteligentnych istot na powierzchni Srebrnego Globu.
A jaki będzie wygląd naszych kosmicznych kuzynów? Jacy Oni będą??? Miliony pytań. Wydaje mi się, że na nie-
które z nich można dać odpowiedź. Naukowcy zgadzają się z tym, że inteligentne formy życia muszą odpowiadać
pewnym generalnym warunkom. A więc 10 – istota musi oddychać powietrzem atmosferycznym. 20 – istota taka
nie może być większa od człowieka, ale może być od niego o wiele mniejsza. Działa tutaj prawo stosunku objętości
do powierzchni ciała oraz jego masy. Działają tutaj prawa biologii i biofizyki – tak zatem rozrost ciała musi dopro-
wadzić do zwiększenia jego masy, a co za tym idzie, do wzmocnienia mięśni, kości szkieletu, i tak dalej.
I dalej: 30
– podstawowe prawa biologii eliminują trzyokie i pięciouszne istoty żywe. Tylko widzenie dwuoczne ma
największe szanse bytu na naszym świecie, bo pozwala na widzenie stereoskopowe – przestrzenne. Logika kon-
strukcji biologicz
nych nie znosi nadmiaru (vide casus dinozaurów), jak i niedomiarów (vide także dinozaury). To nie
jest taki paradoks, jak wygląda na pierwszy rzut oka – pomimo nadmiaru masy ciała, dinozaury miały niedomiar
inteligencji, co nie pozwoliło im na szybkie przystosowanie się do zmieniających się warunków życia w zmiennym
środowisku, co atoli nie wchodzi już w zakres tej pracy.
Dodatkowe oczy wprowadzałyby niepotrzebny „szum informacyjny” do mózgu. Podobnie sprawa wygląda z usza-
mi. Jedno ucho uniemożliwia zlokalizowanie źródła dźwięku, za to dwoje uszu działa jak pelengator. Pozwala to na
dokładnie namierzenie źródła dźwięku. Poza tym, wydaje się być oczywistym, że oczy i uszy powinny znajdować
się w czaszce lub innym „pojemniku mózgowym” istoty, a to ze względu na maksymalne skrócenie drogi dosyłu
impulsów nerwowych do mózgu, co ma ogromne, jak nie decydujące znaczenie w walce o byt.
Istota taka musi posiadać odpowiedniki naszych rąk i nóg. Wiadomo – musi w jakiś sposób się poruszać i wykony-
wać różne czynności. Para rąk z pięcio- lub wielostawowymi palcami jest na pewno bardziej użyteczna od macek,
pazurzastych łap czy innych potworności, którymi raczą nas pisarze science fiction.
Różne są poglądy na temat działalności NOL-i . Niestety, ufolodzy przestrzegają nas przed inwazją, niewolnictwem
i w ogóle dezintegracją Ludzkości. Inni zaś przypuszczają, że Oni przygotowują tutaj wielką czystkę i przygotowują
nas do tego. Sceptycy zaś pytają: dlaczego każdy Superintelekt miałby kłopotać się o naszą, najeżona broniami
ma
sowej zagłady, błotnistą kulę, zawieszoną gdzieś w Kosmosie na peryferiach Galaktyki?...
ROZDZIAŁ 4 – LGM – Ufonauci czy trędowaci?
Ciekawa sprawa: wielu z tych, którzy zaliczyli spotkanie z Ufonautami stwierdziło, że ci ostatni porozumiewali się
miedzy
sobą językiem, który brzmi jak chiński. Wielu innych stwierdziło, że istoty te mówią po angielsku (lub w
ojczystym języku delikwenta), lub mówią bardzo śpiewnie albo, według innych relacji – Ufici śpiewali do nich.
4.1. Kilku małych Chińczyków.
Dnia 17 li
pca 1967 roku, grupa francuskich dzieci wyszła z wioski Arc-Sous-Cicon, krótko po godzinie 15. na spa-
cer wśród pól poprzecinanych rzędami krzewów. Dzieci szły pod górę po łagodnym stoku w kierunku małego lasu
sosnowego, gdy naraz jedna z dziewczynek, która szła przodem, odwróciła się i pobiegła w stronę domu tak szyb-
ko, jak tylko mogła. Powiedziała matce, że przestraszyła się „kilku małych Chińczyków”, którzy siedzieli za krzaka-
mi, a jeden złapał ją za nogę z zamiarem porwania jej. W parę chwil później, dwie nastoletnie dziewczyny opowie-
działy o tym, jak jakaś dziwna istota uciekała przed nimi biegnąc od krzaka do krzaka. Stworzenie to było ubrane w
krótką kurtkę i poruszało się wyraźnie prędzej , niż zwykły człowiek w takich warunkach. Słyszały także, jak istota
mówiła coś w „dziwnym, śpiewnym języku”.
4.2. Przygoda Rosy Lotti.
40-
letnia Rosa Lotti mieszkała na małej farmie położonej w lesistej okolicy koło Cenniny, wsi w pobliżu miasteczka
Bucine, prowincja Arezzo, Włochy. W dniu 1 listopada 1954 roku, ta matka czworga dzieci miała spotkanie z dwo-
ma małymi istotami, które wyszły jej na spotkanie z niewielkiego pojazdu. Około godziny 06:30, Rosa niosła bukiet
kwiatów na ołtarz Madonny Pellegriny. Naraz zauważyła ona beczkowaty obiekt, który natychmiast przykuł jej
uwagę. Wyglądał on, jak dwa połączone ze sobą dzwony. Długość NOL-a wynosiła około 2 m. W pewnym momen-
cie z dziwnego pojazdu wynurzyły się dwie istoty. Wyglądały one, jak „mężczyźni, ale o wzroście dziecka”. Ubrani
oni byli w jednoczęściowe stroje koloru szarego, które szczelnie okrywały ich ciała, łącznie ze stopami. Do kołnie-
rzy mieli poprzypinane jakieś przyrządy z guzikami w kształcie gwiazdek. Twarze były widoczne, mimo okrywają-
cych głowy hełmów. LGM byli bardzo ożywieni i rozmawiali ze sobą językiem, który Rosa określiła jako podobny do
chińszczyzny, jako że padało tam wiele słów takich, jak : liu, lai, loi czy lau. Ludziki miały wielkie, inteligentne oczy.
Rysy twarzy, według jej oświadczenia, były „normalne”, ale ich górne wargi były uniesione lekko ku górze, co spra-
wiało wrażenie uśmiechu i odsłaniały one duże, szerokie zęby. Dla wieśniaczki, jaką była Rosa, te ich dziwne usta
wyglądały jak królicze. Ten, który wyglądał na starszego, usiłował nawiązać z nią kontakt. Wygląd i zachowanie
humanoid
ów przeraziły jednak Rosę, a zwłaszcza nagłe zniknięcie pojazdu i jego załogi, i nie tylko, ale o tym za
chwilę. Oczywiście Rosa opowiedziała całą historię wioskowemu karabinierowi, księdzu oraz ludziom, którzy znali
ja jako osobę zrównoważoną i „nie szerzącą głupich plotek”.
Po 18 latach, włoska grupa ufologiczna odwiedziła Rosę Lotti i w rezultacie tej wizyty sporządzono raport - w miarę
dokładny – w którym określono to zdarzenie jako typowe, wręcz klasyczne CE3.
Opisując ten incydent we „Flying Saucer Review” Sergio Conti stwierdza, że Rosa nie czuła strachu w czasie całe-
go CE. Przestrach odczuła potem, kiedy jedna z istot stworzyła przyrząd, który wydał się jej podobnym do aparatu
fotograficznego. Oczywiście nie chciała, by robiono jej zdjęcia. Conti dodaje, że Obcy wytworzyli stan uspokojenia
u Rosy
– trankwilizację – którą zaobserwowano również w czasie innych CE3. Wygląda na to, że atawistyczne lęki
manifestują się w nas wtedy i tylko wtedy, gdy widzimy obiekt (w tym przypadku NOL) z daleka. Psychiczne niepo-
koje znikają w czasie spotkania i kontaktu z „gośćmi” . Tak właśnie wyglądało w wielu przypadkach, na które powo-
łuje się Conti . W czasie lądowania NOL-a i „desantu” Obcych , świadkowie byli w stanie paniki graniczącej z szo-
kiem lub stuporem. Ale k
iedy istoty zbliżają się do delikwenta, świadek doświadcza stanu uspokojenia, zwłaszcza
gdy porozumiewają się z nim werbalnie lub telepatycznie. Kiedy istoty z powrotem oddalają się do NOL-a, świad-
kowie na powrót odczuwają lęk.
Taka sekwencja stanów emocjonalnych: lęk – spokój – lęk, leży w ścisłym związku z tym, że Ufonauci są w stanie
transmitować uczucie uspokojenia tylko w niewielkim zasięgu. Być może jest to uzależnione w większym stopniu
od aury (ciała astralnego)Przybyszów, niż kontaktu telepatycznego, który można nawiązywać na duże odległości.
Rosa Lotti przekazała także opis dziwnego pojazdu w czasie przeprowadzenia z nią wywiadu-ankiety w 20 lat póź-
niej: W szerszej części pojazd miał dwa iluminatory umieszczone po przeciwległych stronach środka, zaś w cen-
trum, pomiędzy nimi, znajdowały się małe drzwi (właz, luk), które były otwarte tak, że mogłam zajrzeć do środka.
Zauważyłam dwa małe foteliki umieszczone oparciami do siebie w ten sposób, że siedzący mieli te iluminatory
przed sobą.
Rosa zaprzeczyła temu, iż usta – a raczej wargi - tych istot były wywinięte, pamięta, że były one najzupełniej „nor-
malne”. Poza tym, wbrew doniesieniom prasowym, tajemniczy obiekt znikł nie w czasie ucieczki Rosy z miejsca
zdarzenia, a w momencie, gdy tylko odwróciła głowę na krótki moment. W tym właśnie króciutkim momencie obiekt
znikł tak, jakby się rozpłynął w powietrzu.
Conti pisze, że obecnie istnieje cała zintegrowana sieć zeznań naocznych świadków obejmująca zarówno najniż-
sze, jak i najwyższe warstwy społeczeństwa, od murarzy i studentów i robotników do urzędników sądowych, którzy
potwierdzają relację Rosy i fakt lądowania dziwnego obiektu w Cenninie krytycznego dnia, o godzinie 06:30.
4.3. Spotkanie z Obcymi na Réunion.
Wyspa Réunion znajduje się na Oceanie Indyjskim, pomiędzy Mauritiusem a Madagaskarem. W dniu 31 lipca 1968
roku, o godzinie 09:00 zaobserwowano tam przelot NOL-
a. Obserwuje się je codziennie na całym świecie i widzą
je tysiące (jak nie miliony) ludzi, co nikogo nie dziwi, ale w tym przypadku chodziło o coś naprawdę ekstra.
31-
letni rolnik M. Luce Fontaine oświadczył, że przebywając na małej polance w akacjowym lasku, gdzie zrywał
trawę dla swych królików, zauważył on owalny obiekt, który unosił się nad ziemią na wysokości 4-5 metrów i w
odległości 20 metrów od niego. Zewnętrzna krawędź tego, co można było nazwać „kabiną” czy „kokpitem” była
ciemnoniebieska, natomiast sama „kabina” wydawała się być jaśniejsza i błyszcząca, jak ekran. Obiekt posiadał
dwa metalowe wsporniki: powyżej i poniżej „kabiny”.
Fontaine jest ożeniony z nauczycielką, ma dzieci i znany jest jako osoba ciężko pracująca i uczciwa. Oświadczenie
Fontaine’a zawiera także jeden niezmiernie ciekawy punkt, a mianowicie – we wnętrzu „kabiny” dostrzegł on dwie
istoty zwrócone plecami do niego. W pewnym momencie ten siedzący po prawej odwrócił się i spojrzał na Fonta-
ine’a. Ten ostatni określił jego wzrost na 90 centymetrów. Istoty były ubrane w jednoczęściowe stroje i hełmy.
Tak więc obaj obrócili się plecami do mnie, a potem nastąpił błysk tak silny, jak od łuku elektrycznego. Wszystko
wokół mnie zbielało od błysku. Poczułem silne gorąco i silny podmuch wiatru, a w parę sekund później niczego tam
już nie było.
Po zniknięciu obiektu, Fontaine obejrzał sobie dokładnie teren, nad którym obiekt zawisł, ale nie znalazł żadnych
śladów pobytu NOL-a na ziemi, co zresztą nie było czymś dziwnym, bowiem obiekt wisiał na wysokości 4-5 metrów
nad gruntem.
Fontaine opowiedział wszystko najpierw swej żonie, a potem policji – ale nikt mi nie uwierzył - jak skomentował to
reporterowi z „Lumiéres dans la Nuit” – francuskiego czasopisma, którego reporterzy przeprowadzili z nim wywiad.
Nazajutrz rozpoczęło się formalne śledztwo, które prowadzili dwaj oficerowie: kapitan. Maljean (żandarmeria z
Sant. Pierre) i kapitan
. Legros (Obrona Cywilna), którzy przybyli na miejsce zdarzenia. Stwierdzono podwyższony
stopień radioaktywności na tym terenie oraz na odzieży Fontaine’a. Zgodnie z raportem kapitan. Legrosa, na miej-
scu zdarzenia znajdowało się 8 punktów, w których radioaktywność była wyższa od tak zwane. promieniowania tła
i wynosiła 16 mR/h – bardzo niewiele, co jednak wskazywało na to, że jednak „coś” tam było. Jedynym wytłuma-
czeniem tak niskiego poziomu radioaktywności było to, że pomiary przeprowadzono w 10 dni po tym CE, a poza
tym w ciągu tej dekady padały silne deszcze.
W tym czasie obserwowano także pojawienie się NOL-a na tym terenie oraz – a było to 11 sierpnia – nad Mauritiu-
sem. Opisywano ten obiekt jako CNOL, który wyglądał podobnie, jak ten z Réunion. Dla tych, którzy wierzą, że
NOL
–e mogą być tylko solidnymi, metalowymi pojazdami sugestia, iż NOL może po prostu zniknąć jest nie do
przy
jęcia. Jednak raporty o nagłym pojawieniu się i znikaniu NOL-i powtarzają się tak często, że musimy przyjąć
taką możliwość, iż NOL jest obiektem nie tylko materialnym. Jeżeli UFO pobiera energię z nieznanych źródeł, to w
konsekwencji tego NOL albo wisi w powietrzu, albo gotuje się do odlotu. Zawsze w takich przypadkach dostrzega
się delikatne świecenie. Światło to jest zbliżone do promieni UV, względnie innych, niewidzialnych dla nas, ale
dostrzegalne dla naszych aparatów fotograficznych, kamer wideo i innych przyrządów promieniowań – na przy-
kłads. X, IR czy g. Inną teorią, która tłumaczy ten pojawiający się bądź znikający fenomen jest używanie przez
NOL-e przestrzenno-
czasowego continuum, jako kanału transportowego, umożliwiającego odbywanie podróży na
wielkie odległości w zerowym czasie .
4.4. Spotkanie na narciarskim stoku.
Z wysp Oceanu Indyjskiego przenieśmy się do Finlandii. [...] zdarzenie to miało miejsce późnym popołudniem dnia
7 stycznia 1970 roku, w lesie, niedaleko wioski Imjärvi w południowej Finlandii. Krytycznego dnia dwaj świadkowie
zdarzenia: trzydziestoparoletni rolnik Esko Viljo oraz 36-
letni leśniczy Aarno Heinonen jeździli na nartach. Obu tych
ludzi scharakteryzowano jako atletycznych i zatwardziałych abstynentów. W czasie małej przerwy w jeździe usły-
szeli naraz dziwny, bzyczący odgłos i ujrzeli coś, co opisali jako bardzo silne światło na niebie. Bzyczenie stało się
intensywnym, zaś samo światło nagle się zatrzymało i naraz otoczyło się czymś w rodzaju mgiełki o kolorze jasno-
szarym. Mgiełka ta pulsowała w takt pulsacji światła. Ze szczytu utworzonej w ten sposób chmurki wydobywały się
kłęby dymu. Obaj świadkowie w zdumieniu obserwowali to zjawisko. Chmura opuściła się na wysokość około 150
metrów, co pozwalało dostrzec jej wnętrze. Obaj mężczyźni zauważyli tam metaliczny obiekt o około 3-metrowej
średnicy. Na dolnej części obiektu zauważyli oni trzy półkule i środkową tubę. Tymczasem ów NOL wisiał w powie-
trzu i wydawał dziwny dźwięk. Po pewnym czasie NOL opuścił się niżej i zawisł na wysokości 3-4 metrów nad po-
ziomem gruntu, i wtedy przestał bzyczeć. Był tak blisko – opowiadał Heinonen, - że mogłem dosięgnąć go kijkiem.
Nagle pojazd wyemitował z tuby promień światła, tworząc na ziemi krąg świetlny. Promień ten mierzył około 1 me-
tra
średnicy. W tym czasie na cały ten teren opuszczała się dziwna, szaro-czerwona mgła. Opowiada Heinonen:
Nagle poczułem, jak jakaś siła odciąga mnie do tyłu. Cofnąłem się o krok do tyłu i w tym samym czasie zobaczy-
łem tą istotę. Stała ona w strumieniu światła i trzymała w ręku czarne pudełko.
Później Heinonen powiedział, że pudełko to miało okrągły otwór, z którego wydobywało się żółte, pulsujące światło.
Istota ta miała około 90 cm wzrostu i bardzo cienkie ręce i nogi. Jej twarz była blada jak wosk. Nie zauważyłem jej
oczu, ale jej nos był dziwny – wyglądał jak haczyk, a nie nos.
W swej relacji stwierdza on także, iż jej uszy były bardzo małe i przyciśnięte do czaszki. Istota była ubrana w kom-
binezon w kolorze jasnej zieleni, a jej buty były ciemnozielone. Palce były zaciśnięte jak szpony wokół czarnego
pudełka. Zaś Viljo dodał, że istota stała w jasnym świetle i lśniła jak fosfor, ale jej twarz była bardzo blada. Jej ra-
miona były cienkie i chude jak u dziecka. Nie widziałem szczegółów jej ubioru, pamiętam tylko, ze był zielonkawe-
go koloru. Viljo także opisał tą istotę jako stworzenie raczej niskie, poniżej metra wysokości i bardzo chude.
W chwili, gdy dwaj ludzie obserwowali istotę, ta wycelowała otwór pudełka w Heinonena. Pulsujące światło było
bardzo jasne, prawie oślepiające. Jednocześnie mgiełka otaczająca NOL-a zgęstniała, a z oświetlonego kręgu
strzeliły wielkie iskry. Metrowe błyskawice miały kolor czerwony, zielony i purpurowy, które uderzyły w ludzi, czego
nie odczuli. Mgła zgęstniała i świadkowie stracili z oczu NOL-a i istotę z jej promieniem świetlnym. W czasie trwa-
nia tego incydentu obaj mężczyźni nie mogli mówić do siebie. I dalej relacja Vilio:
Nagle krąg światła na śniegu przygasł. Promień świetlny powędrował drżąc jak płomień w stronę tuby NOL-a. Jed-
nocześnie dziwna mgła się rozproszyła i powietrze znów było czyste.
Po dwóch minutach od rozproszenia się mgły, Heinonen poczuł, że prawa strona jego ciała stała się nieczuła do
tego stopnia, że kiedy chciał zrobić krok do przodu, to przewrócił się.
Byłem zwrócony prawą strona do światła. Miałem zraniona prawą nogę, ale nie czułem niczego od stopy w górę.
Nie mogłem się podnieść, chociaż próbowałem kilka razy – powiedział Heinonen. Odpiął narty, a Vilio pomógł mu
iść do wsi, do domu jego rodziców, gdzie powiedział, że nie czuje się całkiem dobrze. Heinonen z trudnością oddy-
chał, bolała go głowa, czuł bóle w plecach, ramionach i nogach. Później dostał silnych torsji. Wydalony przezeń
mocz miał kolor czarnej kawy. Wezwano lekarza – doktor Pauli Kajanoja, który stwierdził znaczny spadek ciśnienia
krwi, co wskazywało na szok, w związku z czym zaaplikował pacjentowi środki uspokajające i nasenne. Jednak
symptomy nie ustawały. Heinonen był tak osłabiony, że nie mógł chodzić. Poza tym odczuwał ustawiczne zimno,
chociaż nie gorączkował.
14 stycznia, doktor
Kajanoja odwiedził swego pacjenta po raz trzeci. Mimo uprawiania przez Heinonena ćwiczeń
polepszających krążenie, symptomy nie ustawały, wobec czego lekarz zabronił mu wykonywania jakichkolwiek
prac. W maju Heinonen wciąż czuł się źle – bolała go głowa, żołądek i kark. Wciąż nie mógł pracować. Opowie-
dział także, że kiedy powrócili na miejsce wydarzenia, to poczuli się jeszcze gorzej. Poza bólami, Heinonen miał
okresowe zaniki pamięci. Od czasu incydentu nie miał apetytu. Przed incydentem, Heinonen cieszył się końskim
zdrowiem i doskonałym wzrokiem, a teraz odkrył, że każdy silniejszy błysk światła powoduje łzawienie.
Viljo tez nie wyszedł cało z tego incydentu, chociaż nie odniósł tak poważnych obrażeń, jak jego towarzysz. W
godzinę po incydencie jego twarz ściemniała i poczerwieniała. Miał trudności ze złapaniem równowagi, stwierdził
ta
kże osłabienie mięśni nóg. 12 stycznia Viljo odwiedził okulistę w sprawie swych zapuchniętych oczu. W dwa dni
później udał się do internisty w Heinola, który przepisał mu lekarstwa na polepszenie krążenia. W trzy dni później,
Viljo odwiedził tego samego lekarza, który stwierdził, że jest on zupełnie zdrowy, aczkolwiek Viljo twierdził, że bę-
dąc w saunie stwierdził całkowite zaczerwienienie skóry na całym ciele. W maju Viljo napisał list do szwedzkiego
dziennikarza nadmieniając przy tym, ze ludzie, którzy odwiedzili to miejsce, też chorowali przez kilka dni. W swoim
raporcie o stanie zdrowia obu mężczyzn, doktor Kajanoja stwierdził, że:
...obaj moi pacjenci przeszli silny wstrząs. Esko Viljo był bardzo czerwony na twarzy i wyglądało to na opuchliznę.
Obaj spra
wiali wrażenie niepoczytalnych. Mówili dużo, szybko i bez sensu. Nie mogłem znaleźć jakichś patologicz-
nych zmian u Heinonena. Nie czuł się dobrze, ale była to być może reakcja żołądkowa na szok. Symptomy, które
on opisywał przypominały mi porażenie promieniste. Niestety, nie miałem przyrządów, by to stwierdzić. W jego
moczu najprawdopodobniej znajdowała się krew. W ogóle nie mogłem postawić diagnozy i przepisać właściwych
leków.
Kiedy szwedzki dziennikarz, fotograf i tłumacz wraz ze świadkami udali się na to miejsce w czerwcu, ręce obu
świadków i tłumacza stały się czerwone, a Heinonena rozbolała głowa. Dziennikarz znalazł także dwóch innych
świadków incydentu, którzy przyznali, że 7 stycznia, o godzinie 16:45, widzieli NOL-a nad dwoma narciarzami.
Jednym z
tych świadków była Edna Siitari, żona rolnika z Faistjärvi, wsi oddalonej o 15 kilometrów od miejsca in-
cydentu. Drugim świadkiem był mieszkaniec wioski Paaso, oddalonej o 10 kilometrów, który także widział światło.
Ale żaden z tych świadków nie kontaktował się z Obcymi
4.5. „Gleboznawcy” z New Jersey.
Było to pewnej, niezwykle ciepłej nocy styczniowej w roku 1975, kiedy to George O’Barski (lat 72) wracał do domu
z małego drug-store’u, którego był właścicielem. Gdzieś około godziny 02:00, O’Barski przejeżdżał przez North
Hudson Park, po newjersejskiej stronie rzeki Hudson. W pewnej chwili jego samochodowe radio zaczęło odbierać
dziwne zakłócenia atmosferyczne.
Zacząłem wsłuchiwać się w radio – opowiadał później O’Barski Tedowi Bloecherowi ankieterowi z MUFON – wy-
dobywały się z niego dziwnie wysokie głosy... Wzmocniłem trochę siłę głosu i wiesz co? Usłyszałem jakby dźwięk,
jakby ktoś coś drapał. A potem radio przestało działać! Niczego nie było słychać – rozumiesz?!
Szyby samochodu były częściowo opuszczone z powodu niezwykle ciepłej pogody. O’Barski zeznał później, że
słyszał buczący odgłos podobny do głosu pracującej lodówki i zobaczył coś, co podchodziło do lądowania: ten
przedmiot unosił się w powietrzu. Opisał on tego NOL-a jako coś okrągłego, mającego 10 metrów średnicy i 2-2,6
metrów wysokości z kopułką na wierzchu. Sam obiekt był ciemny, miał jednak kilka oświetlonych iluminatorów
umieszczonych wokół korpusu pojazdu. Każde okno miało rozmiary 30 x 120 centymetrów i przedzielała je przerwa
o szerokości 30 centymetrów. Poza tym O’Barski nie zauważył innych szczegółów poza świecącym pasem biegną-
cym dookoła pojazdu u podstawy kopułki.
NOL przeleciał nad samochodem O’Barskiego i wylądował w odległości około 30 metrów od niego. Określenie
„wylądował” nie jest tu za bardzo na miejscu, bowiem de facto NOL zawisł na wysokości 3 metrów nad ziemią, a
potem opadł na wysokość jakichś 1-1,2 metra nad gruntem. O’Barski nie był w stanie stwierdzić, czy NOL stoi na
jakichś podporach, platformie czy też wisi w powietrzu.
Na
raz otworzył się czworokątny właz i po stopniach zeszło w dół 9 lub 11 istot – jak dzieci schodzące po drabinie
przeciwpożarowej – oświadczył on. Ufonauci mieli 1-1,2 metra wzrostu i wydawało mu się, że byli oni ubrani w
dziecięce kombinezony noszone na śnieg. Każdy z nich nosił hełm, który był okrągły i w kolorze ciemnym, jak Ich
ubiór. Istoty miały także rękawice. Każdy z nich miał torebkę i coś przypominającego łopatkę. Każda torebka miała
przymocowany do niej uchwyt . Humanoidzi musieli dobrze znać swoją pracę, gdyż jak wszyscy znaleźli się na
ziemi, to od razu rozpoczęli kopanie...
Kopali Oni w kilku miejscach w sąsiedztwie NOL-a, a wykopana ziemię wsypywali do torebek. Cała praca trwała
nie dłużej, niż 2 minuty, a potem humanoidalne istoty wspięły się do luku wejściowego. Pojazd wystartował i znikł z
oczu O’Barskiego w ciągu 20 sekund.
W swej relacji O’Barski stwierdził, że Oni działali tak jak ludzie, a nie jak roboty. I chociaż nie widziały go, to czuł on
lęk przed Nimi. Po odlocie NOL-a radio i silnik auta zaczęły pracować normalnie. Podsumowując swój raport,
O’Barski stwierdził, że:
Odkąd mam swój sklep, w ciągu 30 lat niejednokrotnie widziałem ludzi z pistoletami czy nożami. Wielokrotnie od-
nosiłem rany, ale nigdy nie przeżyłem czegoś podobnego, na widok czego skamieniałem z wrażenia, jak tym ra-
zem...
Powinniśmy wreszcie rozważyć i tę myśl, że Ziemia jest odwiedzana przez wielu Przedstawicieli obcych cywilizacji.
Część z Nich zajmuje się badaniem naszej gleby, analizowaniem jej tak, jak nasze próbniki robią to na Księżycu,
Marsie i innych planetach. Inne zaś koncentrują swe zainteresowania na naszym duchowym rozwoju. Jeszcze inni
obserwują całokształt naszej działalności gospodarczej, naukowej, społecznej, i tak dalej. godnym podkreślenia
jest fakt, że opisy tych „gleboznawców” konsekwentnie mówią o typie małych istot, o wzroście 90-120 centyme-
trów. Istoty te kojarzą się z opowieściami czarowników mówiących o naszych rozumnych kuzynach leczących (od-
truwających) Matkę Ziemię. I znów podobnie jak u nas, w naszej kulturze istnieją podziały na specjalności. Du-
chowni zajmują się duszą, aptekarze - lekarstwami, synoptycy poświęcili się pogodzie, i tym podobne., tak iż moż-
liwe jest, ze różne rodzaje kosmicznych ras interesują się tylko we własnym zakresie naszą planetą.
4.6. Humanoidzi w Rockville, (VA).
To spotkanie miało miejsce w dniu 11 maja 1969 roku, około godziny 01:45.
24-
letni Mike Luczkowich właśnie wracał do domu w Rockville z randez-vous. Właśnie przejechał koło Rockville
General Store, kiedy w odległości 14-15 metrów od swego samochodu zauważył coś, co przypominało parę jeleni.
Później zorientował się, że obserwuje dwie postacie o niskim – 90-120 centymetrów – wzroście. Stworzenia te
miały na głowach kuliste hełmy, które przypominały piłki do koszykówki. Hełmy te otaczały bladozielone pasy, które
odbijały światła samochodu. Początkowo Istoty te były nieruchome, ale rychło poruszyły się i oddaliły szybkim bie-
giem na lewo od świadka. Gdy dwie pierwsze Istoty znikały z pola widzenia, z prawej strony pojawiła się trzecia,
która dołączyła do poprzednich.
Luczkowich oświadczył, że Istoty te były ubrane w jasnobrązowe kombinezony, które były nieco ciemniejsze u dołu
na rękach i na nogach. Nie zauważył on rysów twarzy, a to dzięki baniastym hełmom. Spotkanie to było dlań
wstrząsem, więc nie mówił o nim nikomu aż do niedzieli. W poniedziałek wraz z trzema innymi osobami udał się na
miejsce CE. Odnaleźli oni ślady Istot w postaci ścieżki wydeptanej na zaoranym polu, a także połamanych gałązek
żywopłotu. Ankieterzy NICAP przybyli następnego tygodnia, ale na nieszczęście, ślady te zostały zatarte przez
upływ czasu. Szkoda, że żaden z 4 mężczyzn nie sfotografował śladów, bądź nie udokumentował ich w inny spo-
sób.
Tego samego dnia, to jest
. 11 maja, około północy wracając do domu, 18-letnia Debbie Payne widziała owalny,
świecący obiekt unoszący się nad jej domem. Niestety, jej towarzysz nie zauważył go, ale bliskość czasoprze-
strzenna tych dwóch wydarzeń może wskazywać na istnienie związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy trzema
małymi humanoidami, a NOL-em unoszącym się nad domem Payne’ów.
4.7. Incydent w Ohio.
W burzliwą noc 30 marca 1967 roku, David Morris jadąc samochodem do domu w południowej części stanu Ohio
przeżył swego rodzaju koszmar. Gdzieś około godziny 02:30, Morris osiągnął szczyt niewielkiego wzgórza i ujrzał
stojący wielki i stożkowaty obiekt w odległości 25-30 metrów od szosy, po jej lewej stronie. Zwolnił więc do prędko-
ści 50 kilometrów na godzinę i obserwował dziwny obiekt stojący w polu. Miał on 8 metrów wysokości i około 4
metrów szerokości u swej podstawy. Naraz uwagę Morrisa przykuło coś, co się działo na szosie. W poprzek szosy
przebiegało 4-5 jakichś istot wyraźnie widocznych w świetle świateł samochodu, ubranych w rodzaj pomarańczo-
wych kombinezonów. Morris zahamował, ale nie zatrzymał całkiem samochodu, wskutek czego uderzył zderza-
kiem jednego „ludzika”. Samochód wpadł w poślizg na mokrej od deszczu jezdni, przejechał ślizgiem około 3 me-
trów i wreszcie się zatrzymał. Morris złapał za klamkę drzwi, bo jego pierwszym impulsem było udzielenie poszko-
dowanemu pierwszej pomocy, ale nagle błysnęła mu w mózgu myśl: Jeżeli zabiłem jednego z Nich, to Oni zabiją
mnie!!! Dodał zatem gazu i uciekł z miejsca zdarzenia. Później badający to miejsce ankieter oświadczył, że:
Wszystko wskazuje na to, że Dave Morris mówił prawdę. Od pewnego czasu przyjęliśmy wiele doniesień, raportów
i relacji o nocnych spotkaniach z pomarańczowymi światłami różnych typów, kształtów i rozmiarów, a zwłaszcza po
incydencie Morrisa. Obecnie przyjmujemy analogiczne doniesienia o NOL-ach w kolorze czerwonym... Ciekawy
jestem, jak to się skończy?...
4.8. Obcy na skraju drogi.
20 marca 1967 roku, o godzinie 22:45 EST, mężczyzna określany przez Roberta A. Schmidta – sekretarza Pitts-
burgh UFO Research Institute
– panem Ribblesem poprosił swą córkę Joan o towarzyszenie mu w wycieczce od-
bywanej domowym VW do przedmieścia miasta Butler, PA, w nadziei ujrzenia „powietrznych świecących fenome-
nów” – czyli NOL-i, które tam obserwował onegdaj. Odtąd mieszkał tylko o milę od prywatnego lotniska i czekał
ponownie na Bliskie Spotkanie.
Krytycznego dnia zaparkowali samochód na jednej z dróg dojazdowych raczej mało uczęszczanej i po kilku minu-
tach oczekiwania ujrzeli dwa k
uliste światła. Świecące obiekty początkowo wydawały się być dwoma samolotami
lecącymi ponad lotniskiem, ale w taki sposób, jakby zamierzały lądować na szosie, co potwierdziło się w chwilę
później, gdy oba światła zniżyły się nad nią i zaczęły zbliżać się do Ribblesów z prędkością około 50-60 kilometrów
na godzinę. Ribblesowie oczekiwali nieuchronnej kolizji, ale nie doszło do niej. Tak czy owak – zdębieli ze zdumie-
nia, a mieli po temu powód.
Światła przekształciły się w półkole pięciu postaci, które stały w odległości 5 metrów od VW. Oboje wyskoczyli z
samochodu i zza niego przyjrzeli się humanoidom. Schmidt podaje taki opis Istot wedle relacji Joan Ribbles:
... Wyglądali zupełnie jak ludzie, ale Ich twarze były zupełnie wyprane z uczuć... Ich oczy – o ile można je tak na-
zwać – miały wygląd poziomych szczelinek... Nie widziałam białek czy tęczówek, tylko te szczelinki. Ich nosy były
wąskie i wydatne, nie takie jak ludzkie. Usta tak jak oczy przypominały wąskie szpareczki.
Joan określiła wzrost tych Istot na 167 centymetrów, z tym, że jedna z nich była niższa od pozostałych czterech i
mierzyła 150 centymetrów. Wszystkie Istoty nosiły płasko zakończone nakrycia głowy. Włosy czterech z nich były
długie do uszu, natomiast włosy niższej były długie do ramion, co nasunęło Joan myśl o tym, ze była to Istota ro-
dzaju żeńskiego. Cała piątka była ubrana w identyczne szarozielone bluzy i spodnie. Skóra Ich twarzy i rąk miała
kolor „przypalonej skóry”. Joan przyznała potem, że to półkole obserwujących ich Istot „napędziło jej stracha”.
-
Nie słyszeliśmy żadnych odgłosów – zeznała potem badającemu to wydarzenie ankieterowi. Robblesowie dopadli
do samochodu, zapalili silnik i uciekli z miejsca zdarzenia.
Istniała możliwość zapomnienia pewnych szczegółów tego zdarzenia, tak jak w wielu przypadkach tego rodzaju,
biorąc pod uwagę to, że świadkowie znajdują się w stanie stresu a nawet szoku. Jednakże Joan zapamiętała coś,
co może być szczególnie ważną rzeczą, a mianowicie: kiedy światła zbliżały się do auta, to słyszała ona „chór gło-
sów” sączący się bezpośrednio do jej mózgu, a nie uszu.
... Głosy powtarzały: «Nie ruszaj się, nie ruszaj się»! – a kiedy uruchomiliśmy silnik głosy zawyły: «NIE RUSZAJ
SIĘ!!!» Kiedy światła znikły za nami, głosy wreszcie umilkły. Mój ojciec nie słyszał tego tak, jak ja to słyszałam, ale
nie jestem tego taka pewna...
4.9. Humanoid w belgijskim ogrodzie.
Od 1947 roku zanotowano wiele incydentów z NOL-ami i humanoidami. Teraz przedstawię jeden z rzadkich w
Belgii incydentów z humanoidami. Bohaterem tego wydarzenia jest pewien 28-letni Belg, którego inicjały brzmią
V.M. i który mieszka w Vilvorde, kilka kilometrów na północny-wschód od Brukseli.
Pewnej grudniowej nocy 1973 roku, pan V.M. obudził się o godzinie 02:00 i udał się do toalety, znajdującej się na
małym podwórku za kuchnią. Nie chcąc budzić żony nie zapalał światła, tylko wziął latarkę i wyszedł z sypialni.
Gdy doszedł do kuchni, usłyszał dziwny hałas, brzmiący jak upadek jakiejś łopaty czy szufli. Jednocześnie ujrzał
zielonkawe światło sączące się z kuchni. Wyjrzał przez okno i stwierdził, że jego ogród – zazwyczaj ciemny o tej
porze
– jest oświetlony jakimś dziwnie zielonkawym światłem przywodzącym na myśl akwarium. Źródłem tego
zielonkawego światła był mały humanoid, a raczej jego ubiór. Miał on normalnie wyglądające ręce i nogi, ogólnie
proporcjonalne do reszty ciała. Ubiór tej istoty wyglądał na metalizowany, natomiast głowę przykrywał mu hełm z
przewodami biegnącymi do czworokątnego pojemnika (?), umieszczonego na plecach, od barków do pasa tego
stworzenia. Ubiór ten nie miał guzików ani eklerów. Wokół bioder Przybysza znajdował się pas, który emitował
czerwone światło z niewielkiego pudełka umieszczonego tam, gdzie zazwyczaj znajduje się klamra. Znajdujący się
w ogrodzie humanoid obsługiwał urządzenie przypominające odkurzacz lub detektor min. poruszał tym urządze-
niem nad kupą liści, wykonując wahadłowe ruchy od i do siebie. Obserwując go V.M. odniósł wrażenie, że Istota ta
ma trudności z poruszaniem się – zataczała się i uginały się pod nią kolana.
Nagle V.M. skierował nań strumień światła z latarki, humanoid odwrócił się – widocznie nie mógł skręcać szyi i
musiał obracać swe całe ciało, by zobaczyć, co ma za sobą. Wtedy V.M. zobaczył, że humanoid ma ciemną karna-
cję skóry – poza tym nie widział on ani nosa, ani ust, a jedynie oczy – które były owalne – oraz małe, punktowe
uszy. Oczy humanoida były wielkie i jasne, z zielonymi obwódkami. Źrenice były również owalne i czarne. Stali tak
twarzą w twarz. Humanoid podniósł swą drugą rękę i zrobił znak „V” utworzony przez środkowy i wskazujący palec.
Następnie podszedł do ogrodowego muru i wszedł nań jak mucha – to jest. cały czas prostopadle do podłoża – i
znalazł się na drugiej stronie. Po kilku chwilach ukazała się silna biała aura po drugiej stronie ogrodu. Pomimo
wiatru rozległ się silny odgłos i spoza muru podniósł się wolno kulisty obiekt, który wisiał kilka chwil w powietrzu, a
potem odleciał, wydając dźwięk podobny do brzęczenia owada.
V.M. opisując górną część NOL-a porównał ją do kopułki lśniącej pomarańczowo-czerwonym światłem. Dolna
część świeciła czerwienią, na tle której można było zauważyć trzy inne światełka: czerwone, zielone i niebieskie.
Na platformie okalającej NOL-a V.M. zauważył także dziwny emblemat: czarne koło przekreślone skośnie żółtym
znakiem przypominającym błyskawicę. Odlatując NOL pozostawił po sobie świecący ślad, który rozpadł się na
małe plamki.
V.M. nie nawiązał żadnego – werbalnego czy telepatycznego – kontaktu z Istotą, ani nie odczuwał lęku. Nie od-
czuwał także żadnych psychofizycznych dolegliwości czy sensacji po kontakcie. Następnego dnia przeszukał cały
ogród, ale nie znalazł żadnego fizycznego śladu odwiedzin nocnego Gościa. Potem już nigdy nie był trapiony noc-
nymi odwiedzinami.
4.10. Człowiek-roślina.
To zdarzyło się pewnego pięknego dnia w czerwcu 1968 roku. Jennings Frederick polował na ptaki przy pomocy
łuku i strzał. Nie ustrzeliwszy niczego wracał z próżną torbą do domu. Głęboko zamyślony usłyszał naraz głos jak-
by szybko puszczonej do tyłu taśmy magnetofonowej. Zgodnie z tym, co napisał Gray Barker – głos ten zdawał się
mówić: Nie musisz się mnie bać. Chciałbym się z tobą porozumieć. Przybywam jako przyjaciel. My wiemy o was
wszystko. Przybywamy w pokoju. Potrzebuję opieki lekarskiej. Potrzebuję pomocy.
Kto, czy
co nadawało tę wiadomość? Czy Frederick słyszał to oczami czy mózgiem? Nagle ukazało się coś pół-
ludzkiego, długouchego i żółtookiego. To coś miało ręce o trzech palcach o długości 18 centymetrów. Ciało tego
czegoś przypominało łodygę rośliny zarówno w kolorze, jak i w kształcie – było zielone.
Początkowo Jennings sądził, że skaleczył sobie rękę o ciernie, ale później zorientował się, że ten humanoid (???)
zranił jego rękę i wysysał z niej krew! W pewnym momencie oczy stworzenia stały się czerwone i przypominały
rotujące wściekle pomarańczowe koła. Jennings zahipnotyzowany tym stał jak skamieniały. Transfuzja trwała około
minuty, poczym Istota
– roślina-wampir puściła go i oddaliła się szybko na szczyt wzgórza, robiąc przy tym kroki o
długości 8 metrów! Jennings wyprowadzony z transu znów poczuł ból ramienia i udał się do domu. Wkrótce usły-
szał buczący dźwięk, który nasunął mu myśl, że człowiek-roślina być może startuje swym latającym talerzem czy
innym pojazdem, w którym tu przybył. Oczywiście w domu powiedział, że poranił rękę na ostrokrzewach. Historię o
swym CE0 z Obcym opowiedział dopiero po paru miesiącach swemu przyjacielowi o nazwisku Barker.
NOL-
e nie były czymś obcym dla rodziny Fredericków. Matka Jenningsa miała też spotkanie w czasie, kiedy on był
w szkole. Po wyprawieniu męża do pracy i dzieci do szkoły myła talerze po śniadaniu. Od czasu do czasu wygląda-
ła przez kuchenne okno i naraz ujrzała – jak się to jej wydawało – dziecko bawiące się na polu pod wzgórzami.
Pomyślała, ze dzieciak może dotknąć elektrycznego ogrodzenia dla bydła i zdecydowała się ostrzec dziecko przed
niebezpieczeństwem. Gdy zbliżyła się do niego, to zauważyła, iż nie jest to dziecko, a mała czarna lub ciemnozie-
lona Istota, która zrywała trawę i wkładała ją do torebki. Nieco dalej znajdował się talerzopodobny pojazd z wysię-
gnikiem dotykającym gruntu. Istota była przymocowana do NOL-a czymś, co przypominało kabel. NOL miał 3 me-
try
średnicy i 1,6 metra wysokości. Był on koloru biało-srebrzystego. Poniżej kopułki znajdował się rząd okienek.
NOL wirował w kierunku zgodnym z kierunkiem ruchu wskazówek zegara i wydawał buczący dźwięk. Istota wyda-
wała się być bardziej zwierzęciem, niż człowiekiem. Była ona naga, miała małe uszy stojące jak u zwierzęcia i
ogon, co sprawiało wręcz sataniczne wrażenie. Nie dostrzegła rysów twarzy tej istoty.
Pani Frederick pobiegła do domu, wskoczyła do łóżka i nakryła głowę kołdrą, mając nadzieję, że cokolwiek to było
– zniknie. W parę minut później znów wyjrzała przez okno i zauważyła, że Istota wlazła do NOL-a, który wystarto-
wał. Buczenie nasiliło się, gdy NOL wzleciał w powietrze „tak lekko jak piórko”.
Pani Frederick nie mówiła o tym nikomu, aż jej syn Jennings powrócił ze szkoły. Gdy matka opowiedziała mu o tym
wydarzeniu, natychmiast udał się na pastwisko, gdzie znalazł ślady wgniecenia gruntu. Na podstawie wielkości
śladu doszedł do wniosku, że NOL ważył około tony. Znalazł tam także dziwne pazurzaste ślady i doszedł do wnio-
s
ku, że Istota ważyła około 20 kilogramów, a potem Jennings wysłał dokładny opis znalezionych śladów do USAF.
Znalezione ślady wgniecenia i łap (???) potwierdzały to, że jego matka nie uległa halucynacji. Gray Barker pisze,
że USAF zaserwowały im proste wyjaśnienie – BALON METEOROLOGICZNY. (!!!)
Ale to jeszcze nie koniec wydarzeń. Pewnego dnia – a raczej poranka, pomiędzy godziną 01:00 a 04:00 – Jen-
nings został obudzony silnym błyskiem czerwonego światła. Odruchowo sięgnął pod poduszkę po swój rewolwer
kalibru .38 i zaczął poszukiwać przyczyny błysku. Początkowo sądził, że źródłem światła był piecyk gazowy, ale
później zauważył mały pojemnik wielkości jabłka toczący się po podłodze pokoju. Nagle poczuł jak złapała go czy-
jaś ręka i uczuł ukłucie igły w lewe przedramię. Stanął twarzą w twarz z trzema facetami ubranymi w czarne golfy i
c
iemne spodnie. Na twarzach mieli gogle. Jeden z nich powiedział:
-
Psy są bardzo agresywne, więc wszystkie uśpiono.
-
A co będzie z nim? – zapytał drugi.
-
Wkrótce zaśnie, jest już na wpół śpiący – padła odpowiedź, i do Jenningsa – Nie obawiaj się tej igły, ramię poboli
cię przez dzień czy dwa i to wszystko...
Gdy pojemnik był w zasięgu ręki Jenningsa, ludzie ci nałożyli maski przeciwgazowe i ostatnią rzeczą jaka on za-
pamiętał było to, że jeden z nich włożył ten przedmiot do kieszeni. Zgodnie z relacją Jenningsa, faceci rozciągnęli
coś nad jego twarzą i rozpoczęli wypytywanie go o UFO i o to, co on o nich sądzi. Wypytywali go o to, co sądzi on
o czasach współczesnych i o przyszłości. W tym miejscu Jennings stracił przytomność i nie pamiętał niczego, co
działo się z nim potem. Nikt w domu nie mówił mu o dziwnych wydarzeniach tej nocy, więc sądził, że użyty przez
niezwykłych „gości” gaz obezwładnił ich także.
Barker tak wypowiedział się na temat wywiadu z Jenningsem:
Być może to on był jednym z Nich. Być może to on prowadził wywiad ze mną, a mnie się tylko wydawało, że to ja
prowadzę wywiad z nim.
Gray Barker odrzucił później tą myśl, jednakże doszedł później do wniosku, że Jennings jest człowiekiem opęta-
nym nie przez chorobę umysłową czy diabła, ale przez tajemnicę UFO.
4.11. Trolle, skrzaty i Ukryty Lud.
W oryginale tytuł tego podrozdziału brzmi „The Hidden Ones: Puck and the Wee People”. A rzecz będzie o tych,
którzy towarzyszyli nam od dzieciństwa w bajkach i legendach opowiadanych nam przez naszych dziadków, rodzi-
ców i opiekunów…
W roku 1962, kilku przedsiębiorczych Islandczyków zamieszkałych w małej wiosce postanowiło zbudować prze-
twórnię rybną. Zgodnie z islandzkimi tradycjami, każdy właściciel musi złożyć część swych dóbr materialnych jako
ofiarę przeznaczona dla tajemniczego Hidden lub Gömmde Folket -Ukrytego Ludu, i dlatego kilku wieśniaków wy-
tknęło przedsiębiorcom to, że każda część powinna być budowana zgodnie z tradycjami. Biznesmeni odpowiedzieli
śmiechem. Sprowadzili najnowsze maszyny, materiały budowlane, materiały wybuchowe i specjalistów do opero-
wania nimi. Sadzili, że jakieś tam głupie wsiowe zabobony nie zatrzymają postępu. Aliści do czasu. Super-
wytrzymałe świdry łamały się jeden po drugim jak zapałki. Pewien stary farmer twierdził i ostrzegał, że wtargnęli na
terytorium Ukrytego Ludu, ale robotnicy wykształceni i oświeceni zbyli go śmiechem. Nie mogli zrozumieć, skąd na
nowoczesnej Islandii wziął się taki stary głupiec. A świdry wciąż się łamały. W końcu dyrektor przedsiębiorstwa,
chociaż niewierzący w te opowieści, zgodził się z sugestią starego farmera i udał się do miejscowego jasnowidza w
celu nawiązania kontaktu z Ukrytym Ludem i dojścia z nim do porozumienia. Jasnowidz w transie oznajmił dyrekto-
rowi, że na miejscu tym znajduje się jedna, ale super-silna Istota, która wybrała to miejsce na swe mieszkanie.
Jednakże Istota ta nie była nieprzejednana. Gdy jasnowidz wyjaśnił jej, że biznesmen potrzebuje tego terenu, zgo-
dziła się przenieść się na inne miejsce. Ów troll poprosił o pewien czas na znalezienie sobie nowego miejsca. Po 5
dniach znów zapuszczono świdry w grunt i okazało się, że interes został ubity. Żaden ze świdrów się już nie zła-
mał...
W wielu tradycjach
– szczególnie na Wyspach Brytyjskich i w Skandynawii – brzmią echa starych legend o istotach
zamieszkujących magiczne królestwo , znajdujące się pod powierzchnią ziemi – Asgard lub Asgård. Legendy te
wskazują na istnienie Istot będących pośrednim ogniwem pomiędzy człowiekiem a Aniołem. Ten dziwny lud wciąż
miesza się w nasze ludzkie sprawy, czasami nam szkodząc, czasami pomagając...
Kilku specjalistów-biblistów doszukuje się w tych Istotach zbuntowanych aniołów, których wyrzucono z Nieba po
próbie rebelii Lucyfera. Ci „zdegradowani” aniołowie, czy jak kto woli – demony – obrali sobie nowe miejsce życia
na Ziemi, zmieszali się z ludźmi i utworzyli nowy gatunek – coś pośredniego pomiędzy ludźmi a aniołami. Czymś
takim
– a bardzo interesującym przykładem wspólnym dla wielu kultur – może być słowo Pukwadżin. Jest to słowo
wspólne dla wszystkich kultur amerykańskich, a oznacza dosłownie mali znikający ludzie. Europejczycy maja swo-
je elfy, które można porównać właśnie do Pukwadżinów. „Słodki Puck” Williama Szekspira kpiąco śmieje się z na-
szej głupoty. Słowo Puke jest znane w dialektach teutońskich i skandynawskich – w tych ostatnich występuje rów-
nież słowo Spok – a oznacza to małego duszka, coś w rodzaju polskiego krasnoludka (bożątka) albo ducha (wid-
mo). Puke kojarzy się z niemieckim słowem Spuck – zły i brzydki demon, kobold, i holenderskim Spook – duch, a
także z irlandzkim Pooke i kornwalijskim chochlikiem Pixie. Sufiks -dżin w słowie Pukwadżin kojarzy się automa-
tycznie z arabskim słowem al-ğinn albo dżin – baśniową istotą zamieszkującą magiczne lampy... Zadziwiające jest
rozpowszechnienie w
ystępowania tego słowa czy jego fragmentów. Wygląda na to, że zjawisko małych znikają-
cych ludzików jest uniwersalne dla całego świata.
W ciągu stuleci wielu ludzi usiłowało udowodnić ich istnienie, no i nazywano Ich różnie. Pomawiano o różne brzyd-
kie rzecz
y, takie jak m.in. namawianie i kuszenie ludzi do złego, porywanie dzieci i dorosłych do podziemnego kró-
lestwa, i wiele innych różnych psot. Z drugiej strony duszki te czasem były posłuszne woli ludzi i nawet pomocne.
Ochraniały dzieci, przy których porodzie asystowały.
Najciekawszym jest to, że wszystko wskazuje na niewątpliwy związek pomiędzy Ufitami a tymi Istotami. Co więcej
– Oni wchodzą w nasze najintymniejsze sprawy. Wiele przykładów CE3 i CE4 wskazuje na to, że Oni chcą doko-
nać skrzyżowania naszych gatunków – stąd często mówi się o porywaniu mężczyzn, kobiet i dzieci przez NOL-e.
Opowieści i relacje wspominają też, że widziano NOL-e nad pokładami różnych minerałów. LGM kopią dziury w
ziemi w ich poszukiwaniu. A co się dzieje z ludźmi, którzy nieopatrznie wejdą Im w paradę? Ano właśnie – opo-
wiem teraz historię, która jeszcze 400 lat temu uchodziłaby za bajkę.
4.12. Przypadek Rivalino da Silvy.
17 sierpnia 1962 roku, Rivalino da Silva
– górnik z Diamantiny w Brazylii, „nakrył” dwóch dziwnych ludzików na
kopaniu dołu. Ludziki te miały około 120 centymetrów wzrostu, a widząc nadchodzącego da Silvę uciekły w krzaki.
Zanim górnik otrząsnął się ze zdumienia, obiekt w kształcie kapelusza uleciał z dużą prędkością w niebo. Gdy na-
stępnego dnia opowiedział o tym kolegom z kopalni – ci wyśmiali go. Ale na tym się wcale nie skończyło!
Wczesnego ranka, dnia 20 sierpnia, jego 12-
letni syn Raimunda został obudzony przez obce głosy. Przysięgał
potem, że słyszał wyraźnie kogoś, kto mówił: Rivalino jest tutaj – musi być zniszczony! Raimunda zobaczył cień
kogoś, kto nie wyglądał jak istota ludzka, niewysokiego, kto raczej wpłynął a nie wszedł do pokoju. Nagle jego oj-
ciec zaczął poruszać się jak w transie. Otworzył drzwi i poszedł w kierunku dwóch wielkich kul światła, które unosiły
się około 2 metry nad ziemią. Obiekty buczały i błyskały światełkami. Raimunda krzyknął do ojca, by ten wracał, ale
on wciąż szedł w kierunku świecących obiektów. Zanim chłopiec zdążył podbiec i pociągnąć ojca za rękę do tyłu,
jedna z kul wyemitow
ała ciężki, żółty obłok dymu, który dokładnie zakrył jego postać. Gdy obłok rozwiał się, świe-
cące kule znikły tak, jak i Rivalino da Silva...
Raimunda wraz ze swymi braćmi Fatimo i Dircen pobiegli na policję i tam złożyli sensacyjne i niewiarygodne
oświadczenie. Policja natychmiast zaczęła śledztwo. W pobliżu domu da Silvy znaleziono dziwną, wymiecioną z
pyłu i kurzu przestrzeń o średnicy 5,5 metra. Nie znaleziono żadnych śladów stóp, czy pojazdu kołowego. Policjan-
ci znaleźli jedynie kilka kropli krwi w odległości 55 metry od domu, ale nie udało się jej zidentyfikować. Później usi-
łowano udowodnić chłopcu, że to on zamordował ojca, ale rychło okazało się, że był on psychicznie niezdolny do
mordu. W dodatku pewien rybak oświadczył, że widział kule świetlne okrążające dom da Silvy wieczorem, 19
sierpnia. Tymczasem jego koledzy opowiedzieli policji o jego spotkaniu z dwoma LGM... No cóż – sprawę jak w
takich przypadkach
– umorzono i odłożono ad acta.
4.13. PrzygodaVillas-Boasa.
Kolejnym klasycznym przykładem zapisanym w annałach ufologii jest historia młodego Brazylijczyka – Antonia
Villas-Boasa
Ten młody rolnik mieszkał w pobliżu miasta Francisco de Sales w stanie Minas Gerais. W dniu 15
października 1957 roku, został on porwany na pokład wielkiego, jajowatego NOL-a z trzema podporami. Jego pa-
sażerowie byli niemal takiego samego wzrostu, co porwany – 160 centymetrów. obezwładnionego wciągnęli na
pokład UFO, rozebrali do naga i poddali badaniom przy pomocy igieł i innych aparatów. Potem wrzucili go do po-
mieszczeni
a, w którym znajdowała się zupełnie naga kobieta, należąca do „obcej” rasy. Jej rysopis był następują-
cy: oczy duże i niebieskie, nos prosty, wysokie kości policzkowe, usta niemal pozbawione warg oraz ostro zaryso-
wany podbródek. Ta młoda kobieta musiała być bardzo „gorąca”, bowiem Antonio wyszedł z tej przygody z... obja-
wami lekkiej choroby popromiennej. (!!!) Jakie to romantyczne! Czyżby był to przykład na to, że Oni zawsze byli i
są wśród nas, mało tego – koegzystują z nami i manipulują nami na tysiące sekretnych a subtelnych sposobów?
Czy w mitach i legendach znajduje się racjonalne jądro, które przetrwało przez stulecia? Wydaje się, że tak!
ROZDZIAŁ 5 – Reperacje NOL-i.
W trakcie prowadzenia śledztwa w sprawie istnienia Nieznanych Obiektów Latających ufolodzy się nim zajmujący
doszli do wniosku, że jesteśmy nawiedzani – lub jak kto woli odwiedzani - przez pozaziemskie, w pewnych momen-
tach boskie Istoty, które nam pokazują swoje graniczące z cudami możliwości. Istnieje jednak pewna kategoria
doniesień o stwierdzonych faktach zaobserwowania gorączkowych i ręcznych napraw tych urządzeń przez Pasa-
żerów NOL-i. takie doniesienia rzucają więcej światła na zagadnienie pochodzenia nieznanych Istot i ich cel pobytu
na Ziemi.
W swej wcześniejszej pracy pod tytułem. „Gods of Aquarius” zasugerowałem, że takie zdarzenia mogłyby nasunąć
nam taką myśl: Skoro wytwory naszej (czy innej) kultury się psują, to nasza czy inna kultura wymaga natychmia-
stowej naprawy...
5.1. Ufonauci przybywają na wezwanie.
Pan Jones i troje dzie
ci już spali, a pani Jones oglądała program „The Tonight Show” z Johnnym Carsonem. Kiedy
pani Jones weszła do kuchni, by się czegoś napić, jej uwagę przykuło coś, co przypominało helikopter unoszący
się nad linią wysokiego napięcia, która przebiegała na północ od domu. Helikopter wisiał nad tą linią w odległości
ćwierć mili na wschód od domu. NOL zmierzał bardzo wolno w kierunku domu i naraz pani Jones uświadomiła
sobie, że to wcale nie jest helikopter.
Usiłowała obudzić męża, ale się jej to nie udało. Powróciła więc do kuchni. Pojazd wisiał już w odległości zaledwie
4 metry
od domu, i wtedy zauważyła ona „ludzi” we wnętrzu pojazdu – mężczyznę i dwie kobiety. Ów mężczyzna
wpatrywał się w panią Jones. Później zeznała ona, że: ...Ich kształty były podobne do naszych... Sam pojazd przy-
pominał swym wyglądem planetę Saturn. „Ludzie” na pokładzie NOL-a wyglądali jak sylwetki wycięte z czarnego
kartonu. Pani Jones nie była w stanie dostrzec żadnych kolorów, a jedynie kształty zdradzały Ich płeć.
Gdy mężczyzna wbił w nią swój prawie hipnotyzujący wzrok, pani Jones poczuła lęk. Patrzyła tak przez pół minuty,
i w końcu udało się jej oderwać odeń swój wzrok. Obserwowała Ich jednak kątem oka. „Człowiek” ów stał przed
czymś, co wydawało się być pulpitem kontrolnym czy tablicą rozdzielczą i pilotował pojazd, który poruszał się bar-
dzo wolno. Potem znów spróbowała – zresztą bezskutecznie – obudzić swego męża. Tymczasem jedna z kobiet
podała coś mężczyźnie – To było niewielkie coś, przedmiot przypominający filiżankę kawy. Mężczyzna był bardzo
muskularny, ale cała trójka wyglądała miło i przyjaźnie, i była ładnie i harmonijnie zbudowana. Ich głowy i ciała
wyglądały na ludzkie. Wprawdzie pani Jones nie pamięta, czy mieli włosy, ani nie widziała Ich ciał poniżej pasa, ale
było dla niej oczywiste, że są to normalni ludzie. Ich pojazd miał kolor albo biały, albo srebrzysty.
W chwilę później NOL odleciał wzdłuż linii wysokiego napięcia i dopiero wtedy zobaczyła ona kolorowe światełka
umieszczone na „pierścieniu” NOL-a. poza tym NOL pozostawiał za sobą mglisty ślad, który szybko się rozwiał.
Światełka były koloru czerwonego, zielonego i niebieskiego. Tej nocy pani Jones nie mogła zasnąć, zaś jej mąż
spał spokojnie do rana.
5.2. „Monterzy” NOL-a z Montany
Incydent ten, w którym NOL był najprawdopodobniej naprawiany przez swą załogę został zrelacjonowany przez
panią Leonę Nielson z miejscowości Walla-Walla , (WA).
Według jej relacji, w lutym 1970 roku jechała ona z dwoma innymi kobietami do swego domku w Montanie, w po-
bliżu Glacier Park. Trzy przyjaciółki podziwiały piękno okolicy w świetle Księżyca, a zwłaszcza refleksy świetlne na
śniegu otulającego Flat River. Ciszę zimowego wieczoru zakłócał jedynie trzask płonących smolnych polan na
kominku.
Około godziny 01:00 panie udały się na spoczynek, ale pani Nielson nie mogła zasnąć. Naraz okno jej sypialni
rozjaśnił silny blask, jakby od reflektorów samochodowych, ale okno jej pokoju wychodziło na rzekę. Wstała i wy-
szła na zewnątrz. Ujrzała długi przedmiot z kopułką i platformą umieszczoną poniżej jej. Obiekt ten był najwidocz-
niej naprawiany przy użyciu aparatury spawalniczej, bowiem odskakiwały odeń potężne iskry, które przelatywały
przez rzekę i upadały na jej brzeg, przy domku.
Jedna z przyjaciółek dołączyła do świadka i obie kobiety obserwowały to przez pół godziny. Nagle iskry zgasły i
dziwny pojazd znikł. Pani Nielson zrelacjonowała, że widziały tam dwóch ludzi biegających wokół platformy tego
pojazdu. Opisywały Ich wygląd jako mężczyzn mających 170 centymetry wzrostu, odzianych w kombinezony nar-
ciarskie. Ich głowy nie były odkryte. Poruszali się jak ludzie. Platforma, po której się poruszali miała 2 metry szero-
kości, zaś cały pojazd miał średnicą 16-17 metrów.
-
Ani moja przyjaciółka, ani ja nie wpadłyśmy w panikę i nie uciekałyśmy – oświadczyła pani Nielson. – Sama nie
wiem, dlaczego?...
5.3. Incydent w New Berlin (NY).
Podobny incydent wydarzył się w stanie Nowy Jork, w dniu 25 listopada 1964 roku, w okolicy miejscowości New
Berlin. Po raz pierwszy od 4 lat niebo było tam jasne i bezchmurne. Była piękna, księżycowa noc, jedna z tych,
kiedy można do woli napawać się widokiem wygwieżdżonego nieba – myślała Marianne. Oboje wraz z mężem
Richardem
– inżynierem-chemikiem przebywali u swych rodziców w Dzień Dziękczynienia. Zatrzymali się u rodzi-
ców Richarda, którzy mieszkali o milę na południe od New Berlin. Richard wraz z ojcem udali się na polowanie.
Marianne choć zmęczona, nie mogła zasnąć, więc zdecydowała się na mały spacer. Po wyjściu z domu spojrzała
w niebo i zauważyła tam meteor, który wykonał regularny łuk na sferze niebieskiej i upadł poza wschodnim hory-
zontem. Potem ukazał się drugi, ale ten widocznie nie miał zamiaru przestrzegać praw fizyki, jak zwykły to robić
zwyczajne meteory, które bardzo często widoczne są w listopadzie. Meteor ten leciał w dół po linii prostej, w ślad
za pierwszym, ale wyglądało na to, że opada ponad autostradą, trochę bardziej na wschód – na okolicę Five Cor-
ners.
Marianne zorientowała się, że nie patrzy na meteor – jego światło było zbyt intensywne i zbyt jasne – jak od lampy
kwarcowej. Nigdy w życiu nie widziała czegoś podobnego. I wtedy usłyszała niskie buczenie.
Marianne zawołała teściową, by przyszła i zobaczyła to dziwne zjawisko. Później przejechał koło niej jakiś samo-
chód, potem drugi – którego pasażerowie na widok świetlistego zjawiska zjechali na pobocze. Tymczasem NOL
zmierzał w kierunku Marianne. Na ten widok, kierowca dodał gazu i zwiał z miejsca incydentu. Marianne miała
zamiar zrobić to samo, ale właśnie w drzwiach domu ukazała się teściowa. Wtedy obiekt zatrzymał się. Początko-
wo teściowa zamierzała wciągnąć Marianne do domu, ale potem zmieniła zdanie i chciała się przyjrzeć zjawisku.
Tymczasem NOL zawisł nieruchomo nad drogą, kilkadziesiąt metrów od domu.
-
Czułam się zdenerwowana – powiedziała później Marianne do indagującego ją ankietera. Pies matki Richarda
stał teraz przy nodze swej pani trzęsąc się i piszcząc ze strachu. Kierowca trzeciego samochodu postąpił dokładnie
tak, jak dwaj poprzedni
– przydusił gaz do dechy i uciekł.
Tymczasem NOL wol
no ruszył z miejsca, przeleciał nad małym strumieniem i osiągnął grzbiet wzgórza w odległo-
ści około 1.300 metrów od domu i tam wylądował. Marianne nie słyszała odgłosu pracy jego silników, ale wciąż
widziała jasne światło płynące od obiektu.
Było bardzo zimno, więc teściowa wyperswadowała jej, by weszła do domu, skąd w dalszym ciągu kontynuowała
obserwację z okna przy pomocy lornetki. Była godzina 01:00. lornetka niewiele jej pomagała z powodu silnego
światła bijącego od NOL-a, tym niemniej udało się jej zaobserwować jakiś ruch koło niego, wywołany obecnością
człekopodobnych Istot. Światło wydobywało się z dolnej części NOL-a, który spoczywał na podporach. Marianne
obserwowała człekokształtne Istoty, które nosiły coś w rodzaju skrzynek narzędziowych. Nie jest pewna, ile tych
Istot było – 2 czy 3. Skrzynki te były umieszczone na piersiach humanoidów. Wzrost tych Istot oszacowała ona na
180-210 centymetry
, zaś średnica oświetlonego przez NOL kręgu na 3 metry.
Marianne dała lornetkę swej teściowej, by ta też przyjrzała się NOL-owi i Ufitom. Zgodnie z oświadczeniami obu
kobiet, Istoty te były ubrane w rodzaj ściśle przylegających do ciała kombinezonów, przypominających skafandry
dla płetwonurków o rozmiarach 5-6. Ubiory te były ciemne, zaś dłonie tych Istot jaśniejsze od nich. Ogólnie rzecz
biorąc Oni wyglądali jak ludzie, tylko byli wyżsi.
-
Pracowali przy tym pojeździe tak, jak mój ojciec przy maszynach rolniczych – oświadczyła Marianne. – Posługi-
wa
li się narzędziami jak ludzie, gdy zepsuje się im jakaś maszyna – dodała.
W pewnym momencie pojawił się drugi NOL i wylądował w pobliżu pierwszego. Wysiadło z niego 4 czy 5 Istot,
które przyłączyły się do tych, które pracowały przy pierwszym UFO. Istoty te przybyły w chwili, kiedy ci pierwsi usu-
nęli coś, co przypominało silnik czy inne źródło napędu z centrum NOL-a, wtedy „nowi” dołączyli do tamtej załogi i
podjęli z nimi wspólną pracę. Marianne zeznała potem, że ci ludzie pocięli coś, co przypominało kabel na równe
części użyli ich do naprawy statku. Istoty te klęczały lub półleżały w czasie pracy. Było ich tam 10 czy 12. Kilku z
Nich coś wyjmowało z pojazdu, a inni coś wmontowywali do niego. Marianne oświadczyła, że nie mogła zobaczyć
dokładnie tych Istot bez lornetki, ale przez nią widziała je doskonale. Obie kobiety czuły lęk, jednak najbardziej bał
się pies, który bez przerwy trzymał się swej pani. Tym niemniej obie zdecydowały się czekać i patrzeć, co będzie
dalej.
- Wiesz
– powiedziała Marianne – mogłyśmy zawołać kogoś, ale sądzę, że przeszkodzilibyśmy Im w naprawie,
zwłaszcza gdyby ktoś użył broni. Marianne była przekonana, że Ufonauci wiedzieli o tym, że nie ma ona zamiaru
wzywać pomocy czy policji było to dla niej oczywiste, że Oni ją obserwowali tak, jak ona obserwowała Ich.
Minuty urastały zwolna w godziny, i o 04:30 Istoty zamontowały „silnik” w dolną część UFO. Ale zrobili to widocznie
niedokładnie, bo wymontowali „to” z powrotem. Znowu powtórzyło się cięcie kabli i wmontowywanie ich na właści-
we miejsce. Wszystko powtórzyło się po raz trzeci i w końcu udało się Im poskładać to wszystko prawidłowo. Istoty
pozbierały narzędzia i powróciły do swych NOL-i. o godzinie 04:55 pierwsze UFO wystartowało i odleciało. W mi-
nu
tę później znikł także drugi NOL. – To była bardzo długa noc – skomentowała Marianne.
Już za dnia Marianne z mężem postanowili pójść na miejsce lądowania obu NOL-i, by poszukać jakichś śladów
materialnych Ich lądowania i pobytu. Po przybyciu na miejsce znaleźli 3 miejsca z trójkątnymi wgłębieniami, głębo-
kimi na 45 c
entymetrów, co wskazywałoby na to, ze spoczywało tam coś wyjątkowo ciężkiego. W czasie przeszu-
kania terenu Marianne znalazła coś, co wydawało się być krótkim odcinkiem kabla, który ona opisała jako rurkę o
średnicy 1 cala owiniętą w papieropodobny materiał. Rurkę zrobiono z metalu o wyglądzie glinu, ale o wiele mięk-
szego od niego.
Po powrocie do domu rodziców Richarda, jego matka schowała ten „kabel” – ale kiedy ankieterzy zaczęli badać tą
historię, rychło wyszło na jaw, że ów „kabel” znikł. Nie można go było znaleźć. Sceptycy orzekli, że go nigdy nie
było. Optymiści zaś orzekli, że po prostu się zdezintegrował czy zdematerializował, jak to często bywa w takich
przypadkach.
ROZDZIAŁ 6 – Roboty i androidy.
W odpowiedzi na ludzkie pragnienie posiadania jak największej ilości wolnego czasu, nauka zamierza zwiększyć
możliwości robotów i przystosować je do trudnych, niebezpiecznych i co tu ukrywać – brudnych robót. [...] Podob-
nie może być z innymi, wyżej zaawansowanymi cywilizacjami. W każdym razie, choć wygląda na to, że Ufonauci
są humanoidalnymi istotami, to jednak wiele raportów o CE0 – CE4 wskazuje na to, że załogi owych tajemniczych
pojazdów wydają się być bardziej „robotoidalne” niż humanoidalne. Jeden z takich przypadków miał miejsce w dniu
9 stycznia 1976 roku, w okolicy Saint Jean-en-Royans we Francji:
6.1. Przygoda Jeana Doleckiego.
Bohaterem tego incydentu jest Jean Dolecki, który krytycznego dnia prowadził swą półciężarówkę po bocznej dro-
dze. Około godziny 19:00 Dolecki ujrzał naraz świetlistą kulę na ciemnym niebie. Ponieważ był to piątkowy wie-
czór, a Doleckiemu śpieszyło się do domu po całotygodniowej harówce, więc początkowo nie zwrócił na nią uwagi.
Ale kiedy NOL zwolnił i zaczął tracić wysokość jednocześnie zbliżając się do niego, Dolecki zwolnił i przyjrzał się
temu bliżej. Obserwował to z dokładnością, jakiej nauczył go pewien stary bałtycki marynarz.
Odniosłem wrażenie, że jest to bardzo wielka kula, która świeciła tak, jakby była owinięta cynfolią. Sądziłem, że
«to» leci wprost na mnie.
Dolecki zahamował gwałtownie i stanął po prawej stronie drogi. Zafascynowało go światło płynące od obiektu. Wy-
łączył światła w samochodzie, by mieć lepszy widok.
Świetlista kula wylądowała na polu w odległości około 100 metrów od niego. Dolecki ocenił jej średnicę na 13-16
metrów. Górna część NOL-a była wyraźnie większa od dolnej. Nie sądzę, by ten obiekt wylądował na ziemi –
oświadczył potem ankieterowi – bowiem spód UFO emitował oślepiające światło, które jednak nie rozchodziło się
dookoła. Dolecki przyznał, że odczuwał strach, ale nie schował się za ciężarówką tylko cofnął się o kilka kroków w
tył. Widocznie ciekawość była silniejsza od strachu.
Następnie zobaczył on otwierające się drzwi w górnej części sferoidy. Ich wysokość wynosiła jakieś 2 m. W otwar-
tym luku ukazały się trzy Istoty odziane w srebrzyste stroje. One nie były ludźmi! Daję na to słowo! To były roboty!
Wielkie roboty! Tak wysokie, jak te drzwi! Ich ruchy były sztywne, bez płynności, jak opuszczali NOL-a. zauważy-
łem, że miały one małe nóżki, a ich ramiona wyciągały się teleskopowo, jak wędka. Głowy robotów były kwadrato-
we. Ale niestety Dolecki nie potrafił o nich powiedzieć czegoś więcej. Te trzy roboty oddzieliły się od NOL-a, ale na
krótki dystans. Poruszały się jak mechaniczne zabawki, urywanymi skokami, równoważąc ramionami swe kroki.
Nie poruszałem się, nie mogłem zrobić wdechu! Pomyślałem, że światła postojowe mojego wozu przyciągną ich
uwagę, ale nie – one mnie nawet nie dostrzegły – oświadczył Dolecki. Po około 10 minutach roboty ponownie we-
szły na pokład NOL-a. drzwi zamknięto i pogasły światła z wyjątkiem jednego na samym czubku sferoidy. NOL
wystartował w górę z fantastyczną prędkością.
Powróciłem do kabiny mojego wozu i tam przeżegnałem się. Trzęsło mną solidnie i nie mogłem zapalić silnika.
Była tylko jedna rzecz, której pragnąłem – jak najszybciej znaleźć się w domu – przyznał Dolecki.
Dolecki wreszcie dotarł do domu, gdzie jego żona i córka jadły kolację. Opowiedział im całą historię. Pomimo ich
sceptycyzmu zadzwonił na policję donosząc o niezwykłym spotkaniu. Dyżurujący inspektor okazał się o wiele
mniejszym sceptykiem, niż żona i córka. Nie robił głupich uwag na temat NOL-i, które uważał za rzecz realną od
1974 roku, kiedy to dwóch jego podwładnych zobaczyło tajemniczy obiekt latający nad Sant. Nazaire-en-Royans.
Dolecki
– jak wykazało dochodzenie – miał opinie człowieka niepodatnego na sugestie i halucynacje oraz niezdol-
nego do płatania głupich żartów.
Dochodzenie wykazało także, że byli inni świadkowie tego wydarzenia – rolnicza rodzina Alphonse’a Carrusa. Te-
goż wieczora, rodzina Carrusów oglądała program TV, w czasie którego kilkakrotnie na ekranie przesuwały się
pasma liter i cyfr, zaś w pewnym momencie obraz w ogóle znikł. Obydwa te wydarzenia – obserwacja Doleckiego i
dziwne zachowanie się telewizora Carrusów pozostawały ze sobą w ścisłej koincydencji. Jednakże inna rodzina
farmerska mieszkająca w pobliżu nie stwierdziła żadnych sensacji. I na tym kończy się sprawa Doleckiego, ale
tylko dla niego, bowiem istnieje cała masa doniesień o pojawianiu się UFO nad tym regionem Francji.
6.2. Gigant z Domene.
Jedną z tego rodzaju spraw był przypadek, który wydarzył się w nocy 5/6 stycznia tego samego roku. Jego bohate-
rem był 10-letni Jean-Claude Silvente, mieszkający w okolicach Domene we Francji. Chłopiec opowiadał o „gigan-
cie”, który ubrany był w jednoczęściowy strój polśniewający kolorowymi światełkami, który wyszedł z tajemniczego
pojazdu. Chłopiec oczywiście przeraził się przybysza. „Gigant” ruszył na chłopca, który uciekł co sił w nogach. Nie
był on jedynym świadkiem incydentu, jako że „gigant” w maszynie pojawił się ponownie w nocy 6/7 stycznia i to
dokładnie w tym samym miejscu, co poprzednio. Tym razem świadkami była matka Jean-Claude’a, jego siostra
Elaine i jej szkolny kolega Marcel Solvini
– lat 20. Opisali oni NOL-a jako kulę, która wyglądała jak wielki czerwony
reflektor, zstępujący z nieba prosto na nich. Świadkowie uciekli z tego miejsca i zameldowali władzom o ukazaniu
się NOL-a i jego dziwnego Pasażera.
6.3. Cylindryczni humanoidzi z Long Prairie, (MN).
19-
letni Tomas Townsend, pracownik radiostacji KEYL w Long Prairie, MN, jechał na zachód autostradą I-29. Zda-
rzenie to miało miejsce w dniu 23 października 1965 roku, o około 19:15 w odległości około 7 kilometrów od Long
Prairie. W momencie, kiedy młodzieniec z dużą prędkością pokonał zakręt i wyszedł na prostą, z przerażeniem
dostrzegł stojący na środku drogi wysoki obiekt. Przerażony Townsend przydusił pedał hamulca do oporu. Samo-
chód z poślizgiem zatrzymał się w odległości 4 metry od czegoś, co później opisał on jako „statek rakietowy”. Sil-
nik, światła i radio samochodu przestały działać, ale pomimo tego pole widzenia było oświetlone. „Rakietowy sta-
tek” wyglądał jak cylinder zaślepiony z jednej strony i Townsend ocenił jego wymiary na 3 na 10 metra. Był on prze-
rażony możliwością kolizji z tym przedmiotem usiłował uruchomić silnik, ale bezskutecznie. Wyszedł zatem z auta i
podszedł do obiektu, który wydawał się całkiem opuszczony. W pewnej chwili zdębiał, bo od „rakietowego statku”
oddzieliły się trzy nieprawdopodobne postacie – były to trzy małe cylindry, które poruszały się na pajęczych nóż-
kach, nie grubszych od ołówka. Aczkolwiek nie miały one żadnych cech zewnętrznych, to ich ruchy były bardziej
ludzkie, niż robocie – maszynowe...
Townsend nie pamięta, jak długo stał twarzą w twarz z dziwnymi obiektami, istotami (???). Po pewnym czasie po-
wrócił do samochodu, a trzy „roboty” wycofały się także do swego pojazdu, gdzie znikły w jaskrawym promieniu
światła, który wyemitowano z dolnej sekcji statku. Townsend obserwował tą scenę przez przednią szybę swego
wozu. Światło przybrało na mocy, jak i buczący dźwięk, który boleśnie wwiercał się w jego uszy. Gdy „rakieta” wy-
startowała, snop światła był tak jasny, że okolica była oświetlona a giorno. Będąc już w powietrzu, NOL zgasił świa-
tło z jego spodniej części. W tym samym momencie silnik, radio i światła wozu zaczęły pracować normalnie. Sa-
mochód, który dotąd stał (zatrzymany przez Townsenda) samoczynnie ruszył z miejsca. Townsend powiedział
później, że był pewien, że kluczyk w stacyjce był na pozycji zerowej – STOP – albo MAR. W każdym razie nie na
AVV.
Zdenerwowany do ostateczności zawrócił i pojechał z powrotem do Long Prairie, gdzie od razu udał się do biura
szeryfa i opowiedział mu o tym, co wiedział. Szeryf James Bain z policjantem Luvernem Lubovitzem z trudnością
uspokoili młodzieńca, który musiał być porządnie przestraszony, i jak opisali później obaj stróże prawa – był on
podekscytowany, nerwowy i roztrzęsiony, a Lubitz dodał, że także ... był straszliwie zdenerwowany.
Pierwszą rzeczą, którą Townsend oświadczył obu policjantom było: nie jestem wariatem, pijakiem ani ignorantem.
Policjanci zgodzili się z nim, chociaż jeszcze nie wiedzieli, dlaczego Townsend tak powiedział. Wszyscy, którzy go
znali, określali go jako ciężko pracującego, zrównoważonego abstynenta. Townsend był bardzo religijny i całe lato
spędził jako doradca duchowy na obozie biblistów. Policjanci wysłuchali całej historii i zadziałali bezzwłocznie i
chociaż Townsed nie miał ochoty na powrót na miejsce CE, policjanci namówili go do tego, by wskazał im to miej-
sce.
Po przyjeździe na miejsce tego CE3, wszyscy trzej mężczyźni widzieli pomarańczowe Nocne Światło (NL) porusza-
jące się po północnej stronie nieba. Lubitz sądził, że było ono bardziej żółto-białe niż pomarańczowe, rozbłyskujące
i przygasające, ciągnące za sobą rodzaj smugi.
Bliższe zbadanie miejsca lądowania odkryło trzy ślady jakiejś oleistej substancji w formie długich smug pozosta-
wionych na chodniku. Miały one wymiary 100 na 10 centymetrów. Lubitz powiedział potem, że nigdy w swej poli-
cyjnej karierze, nie spotkał się z takimi śladami. Pokręcili się jeszcze po terenie, a potem powrócili do Long Prairie.
Szeryf Bain nie mógł określić przyczyny powstania tych śladów. Jedynym logicznym wytłumaczeniem była niewia-
rygodna historia opowiedziana przez Townsenda...
6.4. Lśniące roboty i wibrujący dźwięk.
Wieczorem, dnia 18 października 1963 roku, kierowca ciężarówki Eugenio Douglas prowadząc swój trak został
oświetlony bardzo jasnym światłem. Było to na autostradzie w pobliżu Monte Maix, Argentyna. Relacje o tym prze-
kazali reporterzy gazet „El Diario” i „O Journal”, którzy przeprowadzili wywiad z bohaterem incydentu.
Jadąc drogą, Douglas został naraz znienacka oślepiony ostrym białym światłem. Miał on niewiele czasu nad za-
stanawianiem się nad jego źródłem. W chwilę później poczuł silną wibracje całego ciała spowodowana dziwnym
dźwiękiem. Stracił panowanie nad kierownicą i omal nie wylądował z ciężarówką w rowie. Wtedy dopiero zdał so-
bie sprawę z tego, że światło wydobywa się ze lśniącego dysku o średnicy 8 metrów blokującego autostradę. Gdy
trochę ochłonął z pierwszego szoku, zauważył zbliżające się do niego trzy „niemożliwe do opisania istoty”, które
porównał do „lśniących metalowych robotów”. Przerażony do ostatnich granic wyskoczył z kabiny ciężarówki i czte-
rokrotnie wypalił z rewolweru w stronę zbliżających się „potworów”, poczym uciekł przez pola. Wreszcie kiedy za-
trzymał się, by złapać oddech, odwrócił się i zauważył trzy „roboty” embarkujące się na pokład NOL-a. strzały z
broni palnej nie wywarły na nich żadnego wrażenia. Zanim dysk odleciał, to wykonał kilka przelotów nad przerażo-
nym kierowcą, i to lotem koszącym.
Za każdym takim przelotem – oświadczył Douglas – odczuwałem falę strachu, uderzenie gorąca i nieprzyjemne
sensacje.
Douglas pobiegł do Monte Maix. Gdy przybył na policję, był w stanie niemalże histerii. Na poparcie swej niewiary-
godnej historii pokazał niezwykłe oparzenia skóry, które po obejrzeniu przez lekarza zmusiły go do wydania nastę-
pu
jącej opinii: Tak niezwykłych oparzeń jeszcze nigdy w życiu nie widziałem...
Z kolei reporterzy dziennika „Acción” opublikowali wywiad z tym lekarzem, który dodał do powyższego stwierdzenia
także i to, że nie jest on w stanie podać zadowalającego wyjaśnienia powstania tychże oparzeń...
6.5. Policjant kontra metalowy robot.
Jeff Greenshaw
– szef policji w Falkville, (AL) oświadczył, iż przyjął telefoniczne powiadomienie o tym, że w okolicy
pojawił się NOL z oślepiającymi światłami. Po przyjeździe na miejsce zobaczył nie NOL-a, ale „metalowe stworze-
nie” stojące na środku drogi.
Wyskoczyłem z radiowozu i mówię: «Cześć dziwaku!» – ale on nic nie powiedział. Wtedy cofnąłem się, wyjąłem z
wozu aparat fotograficzny i pstryknąłem kilka zdjęć. Greenshaw dodał, że ta dziwna Istota uciekła, kiedy włączył
światło stroboskopowe na dachu radiowozu... Wskoczyłem do samochodu i puściłem się za nim w pogoń, ale nie
mogłem jej dogonić – biegła szybciej, niż każda żywa istota, która widziałem!!!
Greenshaw opisał istotę jako robotopodobną, milczącą, bez rysów twarzy i z czubkiem na głowie.
Rzecz dziwna
– po tym incydencie Greenshaw został dotknięty serią niepowodzeń osobistych, włączając w to
zniszczenie swego domu przez pożar. Skomentował to w ten sposób, że Ktoś pragnie zmusić go do opuszczenia
Falkwille, ale on tego nie zrobił. Obecnie święcie wierzy w to, że zdjęcia, które zrobił, przedstawiają istotę z innej
planety.
6.6. Robot na poboczu drogi.
Pani Robinson jechała właśnie z Huntswille (AL) do Tifton (GA) po południu, dnia 19 października 1973 roku. Za-
trzymała się tylko na stacji benzynowej, gdzie uzupełniła zapas paliwa i dokonała przeglądu technicznego auta, po
czym pojechała dalej z dużą prędkością. Gdy do Tifton pozostało jej jakieś 20 minut jazdy drogą międzystanową I-
75, silnik jej samochodu zgasł bez żadnej przyczyny. Miało to miejsce o godzinie 15:30, o ile dobrze pamięta.
Przez parę minut samochód bezwładnie toczył się po szosie. Pani Robinson udało się zjechać na pobocze auto-
strady i tam samochód zatrzymał się.
I wtedy zaczęła ona doświadczać czegoś, co określiła jako „dziwne uczucie”, a mianowicie niejasne poczucie za-
grożenia, a kiedy spojrzała w boczne okno, to ujrzała to – niewielkiego – na 120 centymetrów - ludzika z banią na
głowie, na której to „bani” nie widziała żadnych rysów twarzy poza szczelinami na oczy. Istota stała tak blisko wo-
zu, ze gdyby opuściła szybę, to mogłaby dotknąć ją wyciągniętą ręką.
Tymczasem dziwna Istota obeszła samochód dookoła i... znikła! Pani Robinson utrzymuje, że wszystko trwało
jakieś 5-6 minut. czuła, że ta Istota jest bardziej robotem, niż czymś żywym, a to ze względu na mechaniczne ru-
chy, jakie wykonywała.
Badający sprawę ufolodzy stwierdzili, że pani Robinson nie pije alkoholu, nie używa narkotyków lub trankwilizato-
rów.
Kied
y było dla niej oczywiste, że „robot” sobie poszedł, wyszła z samochodu przeświadczona, że może on w każ-
dej chwili eksplodować. Uniosła maskę wozu – z silnika wydobywał się dym... Gdy Pomoc Drogowa zaholowała jej
samochód do garażu, co miało miejsce półtorej godziny później, stwierdzono, że gorąco pod maską było tak inten-
sywne, iż blok silnika został niemal w całości stopiony! Dopiero po następnych 90 minutach silnik ostygł na tyle, że
można było przy nim pracować!...
6.7. Obcy z aparatem fotograficznym.
Ma
rzec 1965 roku był miesiącem szczególnej aktywności Obcych na Florydzie. 2 marca radio opublikowało historię
pewnego mieszkańca Florydy, zamieszkałego w okolicy Weeki Wachee Springs (FL), który miał swe zdjęcie zro-
bione przez „kosmonautę”. Bohaterem tej historii jest John Reeves , 66-letni ex-nowojorczyk, mieszkający samot-
nie w domku na plaży. Lubił on odbywać długie spacery nad morzem i rozmyślać o różnych rzeczach. W czasie
jednaj z takich wędrówek zauważył on NOL-a leżącego na polu. Ostrożnie, pod osłoną krzaków, zbliżył się do nie-
go starając się czynić jak najmniej hałasu. Był już w odległości 50 metrów od NOL-a, gdy z krzaków znajdujących
się 30 metrów od niego wynurzył się humanoid. Reeves ocenił jego wzrost na 150 centymetrów. Od tego czasu
Reeves zam
arł w bezruchu i obserwował humanoida, którego ciało było pokryte srebrno-szarym, metalicznym ma-
teriałem. Ta Istota miała na głowie hełm, ale jej ludzka twarz nie była nim osłonięta. Oczy Istoty były wąskie, kości
policzkowe wydatne.
Istota wyczuła obecność Reevesa i zbliżyła się do miejsca jego ukrycia. Reeves także zaczął się zbliżać do niej.
Podeszli i zatrzymali się w odległości jakichś 5 metrów od siebie. Wtedy humanoid sięgnął do swego boku i w jego
ręce ukazał się przedmiot o długości 15-17 centymetrów. Gdy Obcy uniósł ten przedmiot do oka, to Reeves zrobił
„w tył zwrot” i uciekł w obawie (a oglądał wiele filmów SF), że Istota wycelowała w niego jakąś morderczą broń
promienistą, która zamieniłaby go w kupę galarety, i nie miał najmniejszej ochoty zapoznać się z jej działaniem.
Przekonanie to umocnił fakt, że zanim Reeves „podał tyły”, przedmiot trzymany przez humanoida rozbłysnął ja-
skrawym światłem. Potem jednak doszedł do wniosku, że dziwny turysta nie z tej Ziemi zrobił mu po prostu... zdję-
cie! Obcy
nie ścigał go, ale obserwował jego ucieczkę. Reeves zatrzymał się, a wtedy przedmiot błysnął po raz
drugi. Obcy odwrócił się i poszedł do NOL-a, do trapu opuszczonego z jego dolnej części w lśniącym cylindrze,
który został wciągnięty po wejściu humanoida na pokład NOL-a. rozległ się ryczący głos, który przeszedł w świsz-
czący pisk. W ciągu sekundy NOL zniknął z widoku...
Po upewnieniu się, że UFO nie wróciło na to samo miejsce, Reeves udał się w miejsce lądowania w celu znalezie-
nia czegoś, co posłużyłoby, jako dowód na bytność NOL-a i Obcego dla innych ludzi. Udało mu się znaleźć ślady
stóp i głęboki dół wybity przez silnik hamujący NOL-a. w czasie oglądania śladów stóp, których rozmiar Reeves
ocenił na męską „ósemkę”, dostrzegł on zwinięty kawałek papieru. Rozwinął go i wtedy okazało się, że są to dwa
kawałki papieru pokryte niezrozumiałymi znakami.
Nazajutrz Reevers udał się do Brooksville i opowiedział wszystko personelowi radia WFFB, po czym wraz z dzien-
nikarzami i żołnierzami – skrawki papieru oddał wojskowym z Mac Dill AFB – powrócił na miejsce incydentu. Foto-
reporterzy gazetowi obfotografowali dziwne ślady i wgłębienie spowodowane pracą silników hamujących. Reeves
poddał się badaniom przy użyciu „detektora kłamstw”. Badanie wykazało, że Reeves jest prawdomówny, czyli że
jego relacja była prawdziwa. W dwa miesiące później USAF zwróciły mu dwa skrawki papieru z opinią, że jest to
jedynie czyjś głupi żart. Dekryptaż przeprowadzony przez speców z USAF potwierdził tą tezę, bowiem clair brzmiał
tak: Planeta Mars
– czy przybędziecie później – czekamy bardzo na was – dlaczego pozostaliście tam tak długo.
Reeves był zdumiony i rozczarowany oskarżeniem USAF o hoax, i dlatego stwierdził potem, że nie były to te same
skrawki papieru, które przekazał USAF w dniu 3 marca.
A zatem sytuacja meksykańskiego pata. Czy 66-letni człowiek mógł przygotować i wprowadzić w czyn ten hoax
kompletując i sporządzając dziwne odciski butów, silników NOL-a, sporządzić inskrypcję, zaszyfrować ją i wreszcie
stworzyć nowy, nieznany gatunek papieru? A może ten hoax jest tylko przygotowanym dla Johna Reevesa i całej
Ludzkości posunięciem, w prowadzonej przez Obcych grze w rzeczywistość ???
ROZDZIAŁ 7 - Obrzydliwości.
Nasza świadomość posiada ciekawą właściwość. Gdy jesteśmy w stanie szoku, nie jesteśmy w stanie zapamiętać
dobrze tego, co obserwujemy i co więcej – zdarzenie przedstawia się nam w zgoła w innym świetle, niż to było w
rzeczywistości. Doskonałym przykładem na powyższe są relacje świadków i ofiar wypadków lub zbrodni. Prowa-
dzący śledztwo niejednokrotnie gubią się w gmatwaninie zeznań do tego stopnia, że trudno im jest ustalić rzeczy-
wisty przebieg wydarzenia.
7.1. CE2 z Bigfootem.
W ufologii takim ekstremalnym przykładem są CE0, CE3 i CE4, w czasie których dochodziło do spotkań z grote-
skowymi potworami, które czasami znajdowały się w pobliżu przyziemionego NOL-a. Najczęstszym powodem mil-
czenia na ten temat był strach i obrzydzenie – co jest zrozumiałe. Dobrze ilustruje to poniższa historia 70-letniego
Williama Bosaka z miejscowości Frederick (WI), który milczał na temat tego, co widział osobiście i dopiero po paru
tygodniach odważył się opowiedzieć o tym wydarzeniu reporterowi lokalnej gazety „Pionier Press” ze Sant. Paul
(MN), a było to tak:
Pewnego grudniowego wieczoru 1974 roku, pan
Bosak wracał ze spotkania z kooperantami. Była godzina 22:30.
Wieczór był mglisty, po jezdni sunęły szerokie pasma mgieł, spowodowane przez strumienie ciepłego i wilgotnego
powietrza, stykającego się z chłodnym gruntem. Bosak jechał powoli, uważnie wpatrując się w drogę, którą oświe-
tlał światłami mijania, a nie drogowymi czy jodami. Kiedy zbliżył się na pół mili od domu, zobaczył coś na poboczu
drogi i zatrzymał się. W odległości kilku stóp zobaczył coś bardzo dziwnego – jakąś Istotę w niezwykłym pojeździe.
Bosak powiedział później naszemu reporterowi:
-
Ta dziwna istota w pojeździe trzyma ręce w górze, jakby chciała pokazać, że nie ma broni lub złych zamiarów. Jej
oczy były przerażone!
Według Bosaka Istota ta miała porośniętą włosem głowę po obu stronach twarzy, z tym, że twarz ta była bezwłosa.
Włosy sterczały jej jak kolce jeża. Nie mógł niczego powiedzieć o jej ubraniu, bowiem porastały ją włosy o kolorze
czerwono-
brązowym. Jej uszy przypominały uszy cielaka i odstawały od czaszki na jakieś 6-8 centymetra. Istota ta
mogła mieć około 180 centymetrów wzrostu, co nie jest takie pewne, jako że pojazd unosił się 60 centymetrów
ponad ziemią. Bezwłosa twarz, długie uszy i zjeżone włosy nadawały jej przerażający wygląd – powiedział Bosak.
Ręce Istoty pokrywało również futro – jak resztę ciała.
-
Gdy zrównałem się z prawą stroną obiektu, który był odległy o 2 metry ode mnie, ta Istota obserwowała mnie
bacznie. W momencie mijania NOL-
a wydawało mi się, że NOL ruszył w moją stronę i w samochodzie zrobiło się
ciemno.
NOL wystartował, gdy Bosak go wyminął – rozległ się świszczący głos, a obiekt niemal otarł się o auto.
Na pytanie, czy Istota ta wyglądała bardziej na zwierzę czy na człowieka, Bosak odparł, że na człowieka. Nie mógł
niczego powiedzieć o jego oczach, ale stwierdził, że były one ludzkie w kształcie. Szyja była średniej długości,
głowa wielkości głowy dorosłego człowieka. Nie pamięta rysów twarzy. Ogólnie rzecz biorąc, opis tego stworzenia
nie odbiega daleko od opisów istot w rodzaju Yeti, czy jego amerykańskiego odpowiednika – Bigfoot.
NOL mierzył około. 2 metrów średnicy. Z powodu mgły Bosak nie mógł precyzyjnie określić, czy NOL leżał na zie-
mi, czy wisiał nad gruntem. Mgła zasłaniała jego dolną część. W ogóle NOL przypominał laboratoryjny szklany
dzwon. Nie
posiadał swego oświetlenia, a oświetlały go jedynie światła samochodu.
Inne przypadki napotkania „szklanych dzwonów” z „prawie ludzkimi” pasażerami były również opisywane na ła-
mach prasy ufologicznej. Rok wcześniej, w październiku 1973 roku, podobny incydent zdarzył się w Cincinatti
(OH), gdzie pani Reafa Heitfield poinformowała prasę o przerażającym stworze zamkniętym w czymś w rodzaju
szklanego dzwonu.
„Canadian UFO Report” numer 21/1975 zamieszcza raport pp. Wymanów z Columbia Falls (MT), którzy zaobser-
wowali i udokumentowali fotograficznie spotkanie z dziwną istotą zamkniętą w szklanym dzwonie. Czy ta „metoda
szklanego dzwonu” jest używana przez Ufonautów w celu zrzucania dziwnych istot na Ziemię? A może jest to me-
toda podróżowania z innego czasoprzestrzennego wymiaru do naszego? Czy tajemnica potworków w szklanym
dzwonie jest częścią tajemnicy NOL-i? Być może kiedyś się tego dowiemy – a kto wie, czy nawet może wcześniej,
niż się tego spodziewamy?
7.2. Potworek w bańce
Nocą 21 października 1973 roku, 48-letnia rozwódka i jej trzej synowie spali twardo w swym domu na kołach. Pani
R.H. obudziła się około godziny 02:30 i wstała z łóżka, by się czegoś napić. Zauważyła światło płynące zza zacią-
gniętych zasłon, a gdy je odsłoniła, to zauważyła rządek świateł uformowanych w łuk, znajdujący się nie dalej, niż
1,8 metra od jej okna.
-
Każde światło było tej wielkości, że można je było nakryć rozczapierzoną dłonią – zeznała później przesłuchują-
cemu ją Leonardowi Stringfieldowi, ufologowi współpracującemu ze „Skylookiem”. Te sześć świateł znajdowało się
na wysokości 1,3 metra nad ziemią i świeciły różnymi kolorami – od soczyście niebieskiego do srebrzystego – Były
piękne jak światełka na choince. Wydawały się być podświetlone od wewnątrz i nie rzucały światła na powierzchnię
gruntu.
W chwili, gdy „światełka choinkowe” wisiały na zewnątrz, jej uwagę przyciągnął daleki, silny strumień światła na
parkingu oddalonym znacznie od jej przyczepy, w zachodnich dzielnicach Cincinatti. W strumieniu światła stał sa-
mochód zaparkowany na chodniku. W jego pobliżu pani R.H. zauważyła naraz jakąś małpopodobną istotę. Mimo
przerażenia obserwowała ją przez jakieś 2-3 minuty. Istota ta stała przy samochodzie i pomyślała ona, że coś przy
nim majstruje. Wbiegła do pokoiku jej syna Carla i próbowała go obudzić – bezskutecznie. Powróciła więc do okna
i stwierdziła, że Istota przeszła tymczasem na inne miejsce, oddalone ok. 12 m od domu, gdzie znowu znalazła się
w strumieniu światła lub bańce świetlnej, która wg pani R.H. przypominała damską parasolkę spływająca z jej ra-
mion. Jaskrawe światło zawierało się w granicach określonych przez tą parasolkę. Istota ta była wyraźnie widoczna
i pani R.H. była w stanie opisać ją dość dokładnie. Stwór ten nie miał szyi, za to był szeroki w pasie. Twarz była
pozbawiona znaków szczególnych. Świadek utrzymuje, że ta „bańka” miała jakieś 210 centymetrów średnicy, i była
dostatecznie wielka dla kilku Istot, jak ta, którą obserwowała. Chociaż nie widziała żadnych narzędzi czy maszyn w
środku „bańki” widziała, jak Istota wykonywała rękami jakieś ruchy sugerujące prowadzenie jakiejś manipulacji. W
chwili, gdy pani R.H. zdecydowała się wezwać policję i spróbowała to uczynić, dziwny „stwór w bańce” znikł.
Czy stwór widziany przez nią był tego samego pochodzenia, co Yeti i Bigfoot? Być może czas i dalsze obserwacje
powiedzą nam coś więcej.
7.3. ...a poznacie Ich po zapachu...
Niemal integralną częścią zjawisk związanych z obserwacjami „potworów” jest nieprzyjemny, często mdlący odór.
Coś takiego przydarzyło się dwóm młodym małżeństwom pewnej księżycowej nocy w styczniu 1967 roku w Elfers
k./New Port Richey (FL). Wracali oni z potańcówki i zamierzali zatrzymać się na parkingu. Na krótko przed zatrzy-
maniem się, jedna z kobiet zaczęła uskarżać się na nieprzyjemny smród. Jej towarzysze początkowo docinali jej ze
śmiechem, że jest to naturalny zapach lasu, ale ona uparła się, ze ten zapach jest zupełnie inny. Później przestali,
bo też poczuli ten zapach, który przybrał na sile i stał się mdlący. Zanim jednak zbadali tą sprawę, to ujrzeli stwo-
rzenie wielkości małej małpy, które wskoczyło na maskę samochodu. Cała czwórkę ogarnęła panika. – To stwo-
rzenie wyglądało jak małpiatka – oświadczyło jedno z nich – ale było szare z płonącymi, zielonymi oczami.
Kierowca zapalił silnik, a „małpiatka” zeskoczyła z maski i pognała w las. Czwórka naszych bohaterów zawróciła na
tańce i tam opowiedziała tę historię funkcjonariuszowi policji, który miał tam służbę. Oględziny maski samochodu
przyniosły rezultat w postaci śladów zielonkawej lepkiej wydzieliny, którą można było zebrać zwykłym scyzorykiem.
Ufolodzy, którzy badali tę sprawę stwierdzili, że cała czwórka zeznaje niemal słowo w słowo to samo, co inni
świadkowie. Takie zdarzenia nie są czymś niezwykłym na terenach przyległych do rzeki Anclote. W samej rzeczy –
niejednokrotnie meldowali lokalnej policji o czymś, co nazywano „odrażający” czy „przerażający człowiek piasku”.
Wielokrotnie spotykali go turyści, myśliwi i plażowicze. Wielu z nich opisywało go/ją/to (???) jako istotę o wzroście
180-210 c
entymetrów, ciężką, szarą pokrytą długim włosem i wydzielającą niemożliwy do zniesienia smród. W y-
gląda na to, że nasza czwórka widziała młodego osobnika tego gatunku.
Nieco wcześniej – w dniu 30 listopada 1966 roku, w godzinach 21:00-22:00 pewna kobieta wymieniająca oponę w
okolicach Brooksville (FL), poczuła dziwny, nieprzyjemny zapach. Jednocześnie usłyszała trzask gałęzi krzaków
rosnących po obu stronach autostrady. Odwróciła się i ujrzała ogromne, porośnięte długim, szarym włosem stwo-
rzenie zmier
zające w jej stronę. Na szczęście potwór interesował się bardziej rozmontowanym kołem, niż nią sa-
mą. Opowiedziała ona potem ankieterom, że istota ta była wyprostowana jak człowiek i obserwowała z zaintereso-
waniem jej czynności. Kobieta była zbyt przestraszona, by krzyknąć, zamarła w przerażeniu i modliła się tylko, by
podjechał ktoś. Niebiosa wysłuchały jej modlitwy, bowiem po krótkim czasie pojawił się jakiś samochód, a dziwna
istota dała nura w krzaki. Pani owa opisała potem ja jako małpoluda z płonącymi, zielonymi oczami, pokrytego
szarym włosem.
Gazety na Florydzie wielokrotnie podawały relacje o spotkaniu z „Sandmanem”, jak je nazwano, ale nikt jak dotąd
nie zabił jej czy złapał żywcem...
Pani Eula Lewis, zamieszkująca od dłuższego czasu w okolicach Brooksville, powiedziała ankieterowi i badaczom
tego fenomenu, że jest na tropie tego stworzenia, od czasu, kiedy po raz pierwszy zauważyła je w 1964 roku, krót-
ko po incydencie Johna Reveesa z NOL-
em, który miał miejsce w tym samym rejonie. Wg pani Lewis, ślady pozo-
stawione przez te stworzenia przypominają ślady bosych ludzkich stóp , ale w żadnym przypadku nie są to ślady
niedźwiedzia. W czasie swego spotkania z tym humanoidem pani Lewis nie czuła żadnego zapachu, ale przyznała,
że stała na nawietrznej stronie od Sandmana
7.4. Druga tajemnica Yeti.
Przenieśmy się teraz do Turcji. 14 maja 1964 roku miało tam miejsce zadziwiające wydarzenie, którego bohaterem
był Ismir Bey i jego żona, którzy jadąc drogą zauważyli na niebie srebrny dysk, który był wielki jak dom.
Nagle dysk gwałtownie „spadł z nieba” i uderzył w grunt w wybuchu płomieni. Jest to jeden z wielu raportów o ka-
tastrofach NOL-
i, ale to, co później nastąpiło jest już zupełnie nietypowe. Ze szczątków rozbitego dysku wynurzył
się wielki włochaty stwór i zbliżył się do Bey’ów. Bey wyskoczył z auta i starł się z dziwnym stworem, który uderze-
niem łapy pozbawił go przytomności. Pani Bey powiedziała potem, ze stwór uciekł do pobliskiego lasu i nie wyrzą-
dził im już żadnej krzywdy.
Inny raport o obserwacji „monstrum” napłynął z drugiej strony Atlantyku, z miejscowości Dalles (OR).
7.5. Monstrum z Dalles.
Było to w maju 1971 roku, a bohaterem tego wydarzenia był Joe Madeiros, który podlewając kwiaty przed swym
biurem ujrzał stworzenie, które opisał w biurze szeryfa w następujący sposób: ... było ono wysokie na 3 m, owło-
sione szaro, a jego ramiona były długie do kolan. Było ono podobne do małpy i jestem pewien, że nie był to niedź-
wiedź.
Nazajutrz Joe oraz trzej portlandzcy biznesmeni jadąc na konferencję zauważyli coś stojącego w polu, obok wiel-
kiego głazu narzutowego. To „coś”, wedle ich relacji, zeszło z erratyku i poszło polami w stronę samotnego drzewa,
którego wysokość wynosiła 240 centymetrów, a gdy zrównało się z nim, to wzrost humanoida przewyższał jego
wysok
ość o jeszcze 2 stopy, czyli wynosił 3 m! Joe początkowo nie mówił niczego nikomu o humanoidzie z obawy,
że zostanie wyśmiany. Dopiero następnego dnia „puścił farbę”.
W tej samej części miasta odnotowano więcej doniesień o zaobserwowaniu tajemniczego potwora. Dwie noce
później, nauczyciel muzyki w miejscowej szkole średniej – Richard Brown wracając ze swą żoną do domu, w świa-
tłach reflektorów samochodu dojrzał zarys sylwetki stojącej obok samotnego dębu pośród pól. Była mniej więcej
godzina 21:30. Brown za
trzymał samochód i z bagażnika wydobył sztucer z 4-krotnym celownikiem optycznym.
Stworzenie stało nieporuszenie przez 5 minut, dając Brownowi sposobność przyjrzenia mu się przez celownik.
Opis stworzenia był identyczny z opisem podanym przez Medeirosa. I tak, jak w tamtym przypadku – Humanoid
ulotnił się z tego terenu i nic więcej o nim nie można było powiedzieć.
Takie raporty o tego rodzaju spotkaniach nie są niczym nowym. Te datowane sprzed 1947 roku (pierwsza obser-
wacja NOL-
i) mają wiele tradycji w różnych częściach świata. I tak w Tybecie i Himalajach mówi się o Yeti czy Mi-
go lub Mi-tenh
– czyli „odrażającym Człowieku Śniegu”, w USA i Kanadzie słyszy się o Bigfoot (dosłownie: „Wiel-
kostopy”) czy o Sasquatch. Parę lat temu obserwowano w stanie Missouri potwora zwanego tam MoMo.
Fakty rodzą pytania, a z pytań rodzą się hipotezy. Jedna z nich głosi, że potwory te są brakującym ogniwem po-
między małpą a człowiekiem, których Obcy używają jako swe zwierzęta doświadczalne lub domowe i desantują je
na Ziemię w celu zbadania tamtejszego środowiska przed mającą nastąpić inwazją. Natomiast inne hipotezy gło-
szą, że to właśnie one mają być samymi Obcymi.
7.6. NOL i małpolud z Pensylwanii.
18 maja 1975 roku, o godzinie 22:00, państwo Arlotta zajmowali miejsca w swym samochodzie gotując się do po-
wrotu do swego domu od swych krewnych w Gettysburgu (PA). Pani Arlotta zapaliła silnik wozu i naraz zauważyła
dziwny obiekt na niebie lecący nad nimi. Mąż poprosił ją o wyłączenie silnika, a gdy to zrobiła, to oboje usłyszeli
dziwny dźwięk. NOL poruszał się ze wschodu na zachód i opisali go jako wielki owal, który był jasnożółty na dole i
ciemniejszy na górze. W ciemniejszej części znajdowało się 6 okienek, oświetlonych od wewnątrz czerwonym
światłem. Okienka te były kwadratowe. Arlottowie obserwowali dziwny obiekt, a w minutę później zawołali swych
krewnych i później już 5 osób oglądało NOL-a, który zbliżał się do nich, lecąc na wysokości około. 200 metrów nad
ziemią. Nagle NOL wykonał gwałtowny zwrot pod kątem 90o w lewo i w tym czasie jego kolor zmienił się z żółtego
na pomarańczowy, jednocześnie NOL zaczął nabierać wysokości. Świadkowie pognali za nim samochodem, ale
stawał się on coraz bardziej pomarańczowy i mniejszy, a gdy skręcili na drogę numer 130, to stracili go z oczu.
Wszyscy zgodnie oceniali, ze widzieli tego NOL-a w czasie 4 minut.
Następnego dnia samotny kierowca jechał do swego domu w Jeanette. Gdy wjechał on na ten sam teren przyległy
do drogi nume
r 130, coś przykuło jego uwagę po lewej stronie szosy. Zatrzymał się i cofnął swój samochód. W
odległości kilkuset metrów zauważył on coś, co przypominało mu owczarka alzackiego, ale w chwilę później zorien-
tował się, że to „coś” było raczej małpą, a nie owczarkiem. Po paru sekundach stworzenie to stanęło na tylnych
nogach i jak człowiek pobiegło do pobliskiego lasu. Opis stworzenia wyglądał następująco: wzrost 210-240 centy-
metrów, pokryte było ono gęstą, czarną sierścią. Świadek, który był zatwardziałym sceptykiem i nie wierzył w opo-
wieści o Bigfootcie, teraz uwierzył w nie.
Obserwacja NOL-
a pierwszej nocy i obserwacja Bigfoota w drugą noc miały miejsce na terenach oddalonych od
siebie o ćwierć mili. Była to pierwsza obserwacja takiego stworzenia na tym terenie w czasie ponad jednego roku.
7.7. Ociężały gigant na Presque Isle.
31 lipca 1966 roku, wielu mieszkańców Erie (PA) poczuło naraz, że „coś” wylądowało na brzegu Presque Isle Pen-
ninsula Park. Około godziny 22:00, dwaj strażnicy – Robert Loeb jr. i Ralph E. Clark udali się samochodem w kie-
runku Szóstego Sektora Brzegowego. Tam znaleźli oni ugrzęzły w piasku samochód, w którym znajdowali się:
Douglas Tibbets (lat 18), Betty Jean
Elem (16) oraz Anita Haifley (22). Powiedzieli oni strażnikom, że czwarty czło-
nek ich grupy
– Gerard La Belle (26) udał się w poszukiwaniu pomocy, więc strażnicy nie muszą im jej udzielać.
Strażnicy odpowiedzieli, że wrócą tu za 40 minut, aby zobaczyć, czy samochód jest już uwolniony.
Kiedy powrócili oni znów na teren Szóstego Sektora stwierdzili, że La Belle jeszcze nie powrócił do zakopanego
samochodu, a w dodatku Doug Tibbets oświadczył, że stało się coś strasznego. Coś dziwnego wylądowało na
Siódmym Sektorze i wtedy pasażerowie usłyszeli jakiś dziwny dźwięk dochodzący stamtąd. Strażnicy poszli więc z
Tibbetsem we wskazanym kierunku i po przebyciu około 300 metrów plażą nie znaleźli źródła dźwięku. Chociaż
było ciemno i nie można było zidentyfikować żadnych śladów, ludzie postanowili zbadać kilka z nich. Nagle rozległ
się klakson ze strony zarytego samochodu. Gdy wrócili na miejsce, znaleźli obie dziewczyny w różnych stadiach
histerii. Clark uspokajał pannę Elem, która krzycząc usiłowała uciec plażą. Odtworzono później to wydarzenie, i wg
oświadczenia całej trójki przebiegło ono następująco:
Krótko po odjeździe strażników, parę minut po 22:00, automobiliści ujrzeli jasne światło „wielkie jak dom” opadają-
ce na Siódmy Sektor. Zgodni oni byli co do tego, że ów NOL miał kształt grzyba i miał szereg okienek w tylnej czę-
ści. Gdy NOL wylądował na brzegu, zmienił swój kolor na czerwony, natomiast ich samochód „zatrząsł się i zawi-
brował” wskutek uderzenia NOL-a o brzeg. Po wylądowaniu obiekt zaczął wydobywać z siebie dźwięk „taki jak
dzwonek telefoniczny”. Przerażeni świadkowie przycupnęli w samochodzie, gdzie zdjęci strachem obserwowali
„promienie świetlne” wydobywające się z UFO i omiatające plażę „tak, jakby czegoś szukały”. W tym momencie
ukazał się samochód patrolowy. Czerwone światło NOL-a rozbłysło, zaś „promienie świetlne” pociemniały. A w
czasie, kiedy Tibbets ze strażnikami przeszukiwali plażę na Siódmym Sektorze, panna Elem ujrzała „monstrum”.
Była to wysoka, wyprostowana sylwetka, która ja okropnie przeraziła. Wtedy nacisnęła klakson i trzymała go tak
długo, aż istota ta znikła w krzakach. Oczy panny Elem były jeszcze czerwone od płaczu, gdy na scenie pojawili się
dziennikarze. Szef strażników Parku Narodowego Dan Dascanio przesłuchał całe towarzystwo i oświadczył, że nie
ma on podstaw do podejrzeń ich o głupie żarty. Poza tym znaleźli się inni świadkowie, którzy widzieli także NOL-a i
przerażające światła krytycznego wieczoru.
Następnego dnia badacze odnaleźli na piasku kilka śladów, wskazujących na przypuszczalne miejsce lądowania
NOL-
a. znaleziono kilka trójkątnych wgnieceń i odcisków stóp, prowadzących od miejsca lądowania do punktu
odległego o 4 m od zarytego w piachu samochodu. Zdjęcia odcisków pazurzastych łap opublikowano szeroko w
krajowej prasie.
7
.8. Upiorki przy moście.
Poniższy raport pochodzi od Roberta Hunnicutta i dotyczy incydentu, który miał miejsce w marcu lub kwietniu 1955
roku. Raport ten został opublikowany w „Skylook”, w jego numerze listopadowym 1974 roku. A oto, co mu się przy-
darzyło:
Hunnicutt jechał drogą na trasie Madeira – Loveland Pike, gdy naraz zauważył on trzech ludzi stojących na pobo-
czu drogi, plecami do okalających drogę krzewów. Był on zmęczony, wracał z pracy, była godzina 03:30. w pierw-
szej chwili pomyślał, że mężczyźni modlą się na poboczu drogi. Zdumiony zatrzymał samochód i wtedy zrozumiał
swój błąd – to nie byli mężczyźni – to nie byli nawet ludzie! Postacie te były niewielkiego wzrostu i stały w równych
odstępach, patrząc na przeciwległą stronę drogi. Postać stojąca na skraju nagle uniosła ręce ponad głowę z czymś
w rodzaju pręta czy łańcucha w dłoniach. Wtedy Hunnicutt zobaczył białe i niebieskie iskry przeskakujące poniżej i
powyżej pręta, pomiędzy rękami.
Wydarzenie to miało miejsce na odludnym terenie. Na zachód od drogi znajdowały się duże obszary leśne. Istota
zniżyła pręt do swoich stóp i Hunnicuttowi wydawało się, ze przymocowała go do swych kostek. Naraz wszystkie
postacie wykonały zwrot w lewo, stając twarzą do Hunnicutta, który tymczasem wyszedł ze swego auta, i bez żad-
nego dźwięku ruszyły na niego. Świadek widział je doskonale, bowiem oświetlały je światła jego wozu. Postacie te
były wysokie na metr i ubrane w kombinezony o kolorze ich twarzy – czyli szarawe. - Byli Oni średnio brzydcy –
lapidarnie opisał Ich świadek.Ich twarze miały bezwargie usta i spłaszczone nosy. Oczy były normalne, choć bez
brwi. Górna część głowy była łysa i miała fałdę tłuszczową przebiegającą przez środek. Ich ciała były jeszcze
dziwniejsze: ręce były nierównej długości – prawa dłuższa od lewej. Po prawej stronie klatki piersiowej znajdowała
się wypukłość. Ubrania powyżej pasa były obcisłe i właściwie nie bardzo było wiadomo, gdzie kończy się ubranie a
gdzie zaczyna skóra, która była tego samego koloru, co ubiór. Poniżej pasa Stwory nosiły luźne spodnie. Biodra i
pasy tych Istot wyglądały ciężko.
Zdumienie odjęło Hunnicuttowi mowę i zarazem strach przed dziwnym trio. Stał on po lewej stronie auta, a potem
zaczął iść w kierunku zbliżającej się trójki. Opisując Ich chód użył on słowa «wdzięczny». W pewnym momencie
świadek wyczuł telepatycznie, że powinien stanąć. Obserwował on dziwne trio przez parę minut i w końcu posta-
nowił poszukać kogoś, kto byłby mu za świadka. Ale kiedy już dostał się do swego wozu, został uderzony falą sil-
nego zapac
hu «świeżo siekanej lucerny i migdałów». Gdy odjechał z miejsca CE, dopiero wtedy poczuł strach.
Była prawie 04:00 i Hunnicutt pełnym gazem pojechał do domu, skąd udał się do Johna K. Fitza – szefa policji w
Loveland. Tam opowiedział, co mu się przydarzyło. Fitz powiedział później, że Hunnicutt miał taki wygląd, jakby
zobaczył ducha i relacjonował zbyt gwałtownie. Policjant podszedł do niego i sprawdził, czy świadek jest trzeźwy.
Był trzeźwy i nie sprawiał wrażenia «naćpanego» narkotykami. Obiecał mu, że sprawdzi teren, a jemu samemu
polecił udać się do domu. Fitz ubrał się, zabrał aparat fotograficzny oraz pistolet i pojechał na poszukiwania. Prze-
jechał tą trasę 4 czy 5 razy, ale nie znalazł niczego podejrzanego. Skomentował to później, że czuł się jak nabity w
butelkę największy głupiec w Lovelandzie. Jednakże zapytany, co zrobiłby, gdyby spotkał tych trzech humanoidów
odpowiedział, że wysiadłby z auta i starał się z nimi dogadać. Zakonkludował: Zresztą ktoś musi to zrobić prędzej
czy później...
Strach jest
najgroźniejszy wtedy, kiedy ma ludzkie oblicze...
ROZDZIAŁ 8 – MIB: Ponura zagadka ufologii.
Średniowieczni alchemicy – jak nam każą wierzyć legendy i podania – byli odwiedzani przez tajemniczych nauczy-
cieli i magów ubranych na czarno. Termin „Men In Black” – Ludzie w Czerni – pojawił się we wrześniu 1953 roku,
kiedy to trzech MIB-
ów „uciszyło” Alberta K. Bendera, dyrektora International UFO Bureau. Ale sami MIB-owie
dzia
łali już znacznie wcześniej...
Sprawa Bendera polegała na tym, że udało mu się pozyskać zupełnie pewne dane dotyczące pochodzenia i celów
działalności NOL-i. Napisał więc zarys swych przemyśleń na ten temat i rozesłał je do swych znajomych. Gdy trzej
MIB-
owie przyszli do Bendera, to jeden z nich posiadał jeden z listów Bendera skierowany do przyjaciela. Poinfor-
mowano go, że jest blisko prawdy, ale w detalach jest ignorantem i powiedziano mu prawdę. Była ona tak wstrzą-
sająca, że Bender po prostu to odchorował... Wiedza ta mogła doprowadzić do poważnych zmian w ziemskich
układach społecznych. Populacja ludzka mogłaby poważnie ucierpieć wskutek masowej histerii, która by ją ogarnę-
ła, gdyby ta prawda wyszła na jaw. Albert K. Bender zgodził się porzucić swe badania.
W roku 1956, Gray Barker opublikował historię „uciszenia” Bendera, rzecz jasna bez rewelacji na temat UFO i do-
dał, że kilku ufologów również „wyciszono”, a szczególnie tych, którzy zbliżyli się do sedna tej Tajemnicy Tajemnic.
Kończąc swą pracę pod tytułem. „They Knew Too Much about Flying Saucers” Barker wypowiada następujące
słowa: Mam przeczucie, że któregoś dnia usłyszę Ich stukanie do moich drzwi. Oni także mogą zastukać do Two-
ich drzwi, jeżeli nie staniemy się mądrzejsi i pierwsi dowiemy się, kim naprawdę są Ludzie w Czerni.
W roku 1966, tuziny ufologów skarżyło się na niespodziewane wizyty, które były czasami połączone z aktami terro-
ru i przemocy ze strony MIB-
ów, o których zaczęto mówić jako o „zbrojnym ramieniu” lub „agenturze” strzegącej
tajemnicy NOL-
i. Po „fali” NOL-i w latach 1966/67 wzrosła również aktywność MIB-ów wprost proporcjonalnie do
ilości zaobserwowanych NOL-i.
Ufolog i dziennikarz John A. Keel skomentował fakty w sposób następujący: Ofiary MIB-ów są poddawane techni-
kom pewnego rodzaju prania mózgu, które wtrącają ją w stan mdłości, strachu, amnezji oraz innych dolegliwości
psychicznych, które mogą trwać do kilku dni. I dalej ostrzega – To zagrożenie nie pochodzi z nieba, jest ono na
naszej Ziemi i w tym momencie rozprzestrzenia się jak epidemia na nasz cały kraj, na cały świat! Mocne słowa!...
Dość powiedzieć, że telewizyjny serial „The Invaders” wywarł na ufologach dość paskudne wrażenie. A przecież ta
historia o człowieku, który usiłuje zaalarmować świat o inwazji Obcych, oparta jest o cienką otoczkę prawdy.
Gdy zmarł słynny pisarz Frank Edwards po napisaniu dwóch bestsellerów o tematyce ufologicznej, ziarna paranoi
posiane przez panikarzy i
– co tu ukrywać – zwykłych fantastów (nie ujmując w niczym pisarzom SF) przemieniły
się w huragan strachu. Nie przejmując się faktem, że Edwards zmarł na zwykły zawał serca, wielu MIB-omaniaków
przyjęło za pewnik absurdalną hipotezę, że MIB-owie dobrali mu się za mocno do skóry i zamordowali go, ponie-
waż ujawnił fakt Ich obecności, ingerencji w nasze sprawy i ciemne cele Ich niecnej misji. Autentyczni ufolodzy
znaleźli się w istnym Malstromie ostentacyjnej akcji terrorystycznej – wydawało się, że z każdego kąta wyzierają
ubrane na czarno postacie...
Fani ufologii byli przesłuchiwani przez ekscentrycznych „oficerów USAF”, zdjęcia NOL-i konfiskowali ciemnoskórzy
mężczyźni ubrani w czerń. Doszło do ciekawej sytuacji – ufomaniacy obrzucali błotem instytucje rządowe, te z kolei
rewanżowały się atakami wymierzonymi w nadgorliwe amatorskie, obywatelskie organizacje ufologiczne. Wreszcie
doprowadziło to do kompletnej paranoi – niemal wszyscy dziwili się, czy nie jest to czasem celowa robota Ich –
Obcych, Przybyszów z Kosmosu.
Szczytem wszystkiego było oświadczenie rzecznika prasowego Pentagonu, który przyznał, że po sprawdzeniu
kilkunastu raportów dotyczących spotkań z MIB-ami: ...nie można ich łączyć z USAF w żaden sposób, ani z żadną
ze służb specjalnych USA lub prywatnymi i półprywatnymi policjami i służbami bezpieczeństwa osób prywatnych i
koncernów. Przyznał także, że samo zjawisko czy fenomen MIB istnieje i jest znany ogółowi amerykańskiego spo-
łeczeństwa.
Aktywność MIB-ów wznowiła się krótko po „fali NOL-i” w październiku 1973 roku, a wraz z nią powróciła fala stra-
chu i chaosu. Wyglądałoby na to, że kimkolwiek MIB-owie by nie byli, znów prowadzą swą działalność ze zdwojoną
energią.
-
Brad! Nigdy nie uwierzyłbym, że coś takiego może przydarzyć się mnie! – głos w telefonie wibrował napięciem i
strachem. Młody człowiek wraz ze swą narzeczona przeżyli spotkania z MIB-ami.
- I co Sam
– odpowiedziałem – a trzy lata temu nie uwierzyłbyś w to, że coś takiego jest w ogóle możliwe. Ale wie-
rzysz teraz...
-
...teraz to ja już wiem! – odpowiedział Sam z emfazą.
Mówiąc krótko: MIB–owie są fenomenem w fenomenie. W kilku przypadkach ci ludzie, którzy zetknęli się z aktyw-
nością NOL-i, czy spotkali istoty-potwory w rodzaju Yeti czy Bigfoota albo fantomami, duchami, poltergeistami, i tak
dalej. i tym podobne
., cierpiały potem na szczególny rodzaj osobistych dolegliwości. W ich telefonach odzywały się
grożące głosy ostrzegające ich przed „puszczeniem farby”. Osoby, które robiły zdjęcia NOL-i były odwiedzane
przez dziwnych przybyszów, którzy konfiskowali te zdjęcia wraz z negatywami, często-gęsto firmując się jako pra-
cownicy agencji i instytucji rządowych.
W większości przypadków, ofiary agresji MIB-ów opisują swych inkwizytorów jako niskich ludzi, mierzących 150-
180 centymetrów
wzrostu, śniadych, o orientalnych rysach twarzy, co szczególnie wyróżnia się w kształcie skośnych oczu, jednakże
oczy te są osadzone inaczej, niż u ludzi Orientu. Wielu ludzi mówiło o odstających uszach, a także o tym, że MIB-
owie mają trudności z mówieniem, co wynika z bardzo krótkiego oddechu. Sprawia to wrażenie, jakby wszyscy byli
astmatykami...
John A. Keel w swej książce pt. „The Mothman Prophecies” podaje, że MIB-owie mają obsesję na punkcie... czasu!
Często rozpoczynając rozmowę z człowiekiem pytają go o godzinę. MIB-owie również bardzo często wykazują
swoistą „niepewność”, co do miejsca, w którym się zmaterializowali i często używają w rozmowie wielu śmiesznych
skrótów i zwrotów nie będących już w obiegu, co powoduje, że wydają się być bardziej śmieszni, niż groźni. Spra-
wiają wrażenie kiepskich aktorów, którym powierzono granie roli, która im absolutnie „nie leży”.
Ciekawe rzeczy dzieją się po „wizytach” dziwnych „gości”. Dzwonią telefony, w słuchawkach odzywają się nonsen-
sowne i mechaniczne głosy. Programy radiowe i TV są przerywane obcymi sygnałami. Sieci audio-video nadają
obrazy ulotnych postaci, które nakazują delikwentom milczenie na temat ujrzanego latającego spodka. W zamian
Istoty te obiecują im główne role w cudownych planach ulepszenia świata i uszczęśliwienia Ludzkości.
W latach 1966-
70 setki ufologów, kontaktowców i innych osób związanych z tą tematyką, było odwiedzanych przez
dziwnych „gości”, zazwyczaj trzech, ubranych na czarno, którzy zmuszali (czasem nawet siłą) ich do zaprzestania
badań ufologicznych lub wydania zdjęć, analiz, wyników badań czy artefaktów. Pogróżki często są przeplatane
frazesami o tym, że dobra współpraca z MIB-ami będzie korzystną dla twej rodziny, kraju i świata.
W marcowym wydaniu „New Atlantean Journal” (1974 rok.) Michael Talbot wskazuje na to, że wschodni mistycyzm
ma interesujące analogie do fenomenu MIB, którego tamtejszym odpowiednikiem są Bracia Cienia. [...]
Brzmi to wszystko, jak p
aranoiczne zwidy, ale ja dzięki osobistym kontaktom z ludźmi, którym MIB-owie dali się we
znaki wierzę, że fenomen ten istnieje naprawdę. Przykładem może być tutaj historia człowieka o imieniu Sam X.
Sam i Mary X. mieli pecha zaobserwować kilka niezwykłych stworzeń, w pewnym wschodnim stanie USA, gdzie
mieszkali. Potem zaczęły się kłopoty z dziwnymi odwiedzinami, snami i wpadaniem w trans, w czasie którego MIB-
owie przekazywali Mary pogróżki. W końcu sytuacja stała się nie do zniesienia, więc zdecydowałem się na pewien
rodzaj psychoterapii. Sam i Mary wierzyli we wszechmoc MIB-
ów i tylko zmiana tego nastawienia do problemu
mogła zaradzić najgorszemu. Poradziłem dać odpór psychicznemu naciskowi MIB-ów i udało się. MIB-owie prze-
stali ich nękać.
Wydaje mi się, że aktywność MIB-ów wzrosła od „fali NOL-i” w 1973 roku. Być może jest to jakiś cykl, o którym nie
mamy jeszcze pojęcia. Wygląda na to, że jest to jakiś rodzaj badania, sondażu naszej psychiki przy pomocy wła-
śnie tego fenomenu. Osobiście przeżyłem coś, co można by podciągnąć pod ten fenomen. A to było tak:
Pewnej nocy siedząc w biurze redakcji pociłem się nad maszyną do pisania mając w perspektywie zbliżający się
deadline, usłyszałem odgłos ciężkich kroków zmierzających ku szczytowi schodów. Rzuciłem okiem w tę stronę,
ale nie ujrzałem tam nikogo. W pewnej chwili ciężki portret Edgara Allana Poëgo z donośnym trzaskiem spadł na
podłogę. Zirytowałem się. W moją stronę poleciały papiery. Pojedyncze kartki fruwały w powietrzu. Miałem tego
dość. Podniosłem wzrok znad maszyny i skrajnie zdegustowany uniosłem go ku niebu.
-
Dość tego! – wrzasnąłem – wynoście się wszyscy do diabła!!!
Wszystko zamarło, a ja wróciłem do pracy, jakby poza nią nic nie istniało...
Każdy rodzaj inteligencji, obojętnie – wysoki czy niski, chce być dostrzeżony i nie znosi faktu, że jest ignorowany.
Ale ja nie zignorowałem jej, to raczej rozkazałem tym poltergeistycznym siłom się wynieść. Odrzuciłem ich sposób
widzenia rzeczywistości i moja własna zmiana odniesienia do tego zjawiska – od pasywnego strachu do gniewu,
spowodowała ten trick. Była to swoista próba, lekcja, egzamin, który udało mi się zdać. Czy ta obca Inteligencja
usiłowała mnie w ten sposób czegoś nauczyć?
Więc jest możliwe, że MIB-owie są swego rodzaju nauczycielami, którzy wskazują nam, że można zapanować nad
obcymi siłami jedynie siłą naszej woli. Oczywiście oni/one grożą nam, ale w starciu z ostrym odrzuceniem ich, lub –
jak w moim przypadku
– rozkazem, po prostu wycofują się. Wygląda na to, że ucząc nas używają prymitywnych
metod
– prowokując nas do działania lub zaniechania i rzucenia wyzwania naszemu własnemu losowi. Czy nie jest
to zatem lekcja
– o ile jest to w ogóle lekcja?...
Jak to rozważałem teoretycznie w pracy „Mysteries of Time and Space”, MIB-owie są znani całej naszej kulturze i
w innych ziemskich kulturach i mitologiach jako Eonowie. Eon bawi Ludzkość swymi kuglarskimi sztuczkami i żon-
glerskimi popisami, ale jednocześnie w tym samym czasie instruuje ją lub transformuje aspekty świata z korzyścią
dla jego ludzkich
uczuć. W większości kultur Eony są najstarszymi istotami tego świata – istotami, które powstały
tuż po stworzeniu go. Indianie określają Eony jako „starców”, ponieważ widzą w Nich istoty tak stare, jak Czas.
Najczęściej Eon jest super-naturalną istotą, która może dowolnie zmieniać kształty. Eony są istotami mądrymi, ale
czasami mogą swymi głupimi zabawami i psotami zatruć życia ludziom, którzy Im w jakiś sposób „podpadli”. Eon
może kłamać, oszukiwać, kraść i szkodzić bezkarnie. Czasami zdaje się, że jest on esencją amoralnego animizmu.
Carl Jung widział w Eonach personifikację sił świętości – Aniołów. Natomiast animalistyczny Eon mógłby być w tym
układzie ciemną stroną jasnego umysłu, doprowadzającego go do rozchwiania, co brzmi właśnie jak poltergeist czy
MIB. W większości kultur nie przypisywano Eonom roli Szatana, a raczej bożka zesłanego na Ziemię. Ukazuje się
go jako tego, który przyniósł ogień Ludzkości, a który jak w prometejskiej legendzie płaci za swój dar dla ludzi we-
wnętrznym bólem.
Douglas Hill k
reśląc sylwetkę Eona w swym artykule pt. „Man, Myth and Magic” pisze, że w postaci tej skupiły się
cechy Anioła i herosa, którego ewolucja odzwierciedla naszą własną, ludzką ewolucję w kierunku wyższego sta-
dium świadomości i rozwoju społecznego. Jest on rodzajem psychicznego katharsis na wyższym życiowym pozio-
mie, a poza tym jest nieśmiertelny – jest istotą żyjącą i działającą tak, jaką był w zamierzchłej przeszłości.
W mitologiach świata postać Eona pojawia się, jako postać herosa. Amerykanie, a raczej Indianie północnoamery-
kańscy personifikują go jako mądrego kojota lub sprytnego wojownika. Skandynawowie, Germanowie i Grecy wi-
dzą w nim psotnego czasem demonicznego, czasem pomocnego bożka, który oszukuje, omamia, kłamie, kradnie, i
tym podobne
. Czyż nie jest to przypadek, że postać super-agenta 007 w służbie JKILOMETRÓW – Jamesa Bonda
pojawia się akurat w szczytowym okresie terroru MIB? MIB-owie w swych czarnych ubiorach, mówiący po angiel-
sku z kiepskim akcentem, sprawiający zawsze wrażenie cudzoziemców, bez względu na narodowość ofiar pasują
jak ulał do członków tajemniczej organizacji SMERSH będącej super-przeciwnikiem brytyjskiego super-agenta
007...
Innymi słowy MIB-owie stali się modni, albo jako rezultat paranoidalnej wyobraźni, albo odwiedzania ludzi wcią-
gniętych w badania nad NOL-ami, dla których myśl o MIB-ach jest czymś oczywistym.
A teraz z innej beczki. Kim lub czym jest tulpa? W pojęciu joginów – tulpa jest wyekstrahowaną przez kontemplację
częścią naszego umysłu, która żyje własnym, samodzielnym życiem. Czyżby więc MIB-owie byli właśnie takimi
produktami naszej świadomości? A miałoby to działać na zasadzie sprzężenia zwrotnego – im więcej się boimy,
tym bardziej jesteśmy straszeni. Proste – nieprawdaż? A do tego wszystkiego w latach 70. doszedł jeszcze ele-
ment posi
adania, co zostało ukazane między innymi w filmie „Egzorcysta” Williama Friedkina. Ofiary wpadały w
trans, słyszały różne głowy, które nawoływały, by stała się ona „jedną z Nich”. Do tego na skórze ofiar pokazywały
się stygmaty w kształcie liter czy ezoterycznych symboli. Osoby te sprawiały wrażenie nawiedzonych przez demo-
ny. Działa ten sam niezawodny instrument – strach. Co nam to przypomina? Skądś to już znamy – prawda? I po-
zostaje ten sam problem
– wciąż aktualny w roku 1975, jakim był aktualny w 1475 – ustawiczna, bezlitosna, bez-
pardonowa walka pomiędzy egzorcystami i siłami ciemności, pomiędzy Dobrem a Złem. Nihil novi sub sole… Trze-
ba po prostu odwagi i siły woli, by krzyknąć: A wynoście się do diabła!...
A zatem zaczynajmy tą grę – w której mamy spore szanse wygrać – od zaraz. Ogień – ten prometeuszowski –
istniał od zawsze, bo był to ogień wiedzy, który On nam przyniósł. Osobiście jestem przekonany, że siły PSI – od-
powiedzialne za zjawiska teleportacji, telekinezy, telepatii, i tak dalej
. były w nas zawsze. To właśnie te siły usiłują
obudzić w nas Eony, chociażby fragmentarycznie. Tak czy owak wkrótce staniemy na placu wielkiej kosmicznej
sceny, na której przyjdzie nam odegrać następną rolę. A w chwili, kiedy to osiągniemy, spełnią się słowa W. F.
Robertsona:
Zło jest cieniem, który zawsze towarzyszy Dobru. Macie świat bez cienia, ale to będzie także świat bez światła –
szary świat zmierzchu. Gdybyście powiększyli siłę i ostrość światła, to zwiększycie także ciemność i głębię cieni – a
wtedy zobaczycie ostro kształt cienia towarzyszącego światłu.
ROZDZIAŁ 9 - Spotkanie z NOL-em może być niebezpieczne dla twojego zdrowia.
Wielokrotnie zadawałem sobie pytanie o przyczyny, dla których ludzie zostają wciągnięci w incydenty z NOL-ami.
J
ak to się dzieje, i co predestynuje te osoby do doznawania niezwykłych olśnień czy wizjonerstwa, podczas kiedy
inni ludzie widzą jedynie światełka na niebie? Co jest przyczyną tego, że jedni świadkowie nawiązują kontakt z
załogami NOL-i, a inni reagują na Nich strachem i zgrozą? Jest wiele przykładów , w których trudno określić, czy
ofiara Kontaktu „oblała kosmiczny test”, który mógł ją zaliczyć w szereg kontaktowców, lub mogłaby być poddana
jakiemuś perwersyjnemu doświadczeniu.
Don Worley z Connersville (I
N), przeprowadził onegdaj tasiemcowe dochodzenie w sprawie kobiety, która przez
wiele lat przeżywała niezwykłe, parapsychiczne doznania i sensacje mające związek z NOL-ami, a co doprowadzi-
ło ją na skraj psychicznego chaosu. Jednocześnie to, co ona przeżywała nie było li tylko psychiczną aberracją.
Kobieta ta przeżywała swoiste skupienie objawiające się silnym błyskiem światła i potworną gonitwą – istnym mal-
stromem myśli. Pozwolę sobie przytoczyć fragment wywiadu przeprowadzonego z nią przez Worley’a – jednego z
wielu, które przeprowadził w sprawie „nawiedzenia Ann Adams”:
Worley: Jak długo mieszkała pani w tym domu?
Adams: Trzy lata.
W.: Czy widziała pani występowanie tych sił także w innych miejscach zamieszkania, innymi słowy mówiąc – nie
tylko tutaj?
A.:
Tak, w każdym domu, w którym mieszkałam od 15 lat.
W.: W ilu domach pani mieszkała?
A.: O ile dobrze pamiętam, to w 7 – wszystkie wynajmowaliśmy, aż wreszcie kupiłam ten dom.
W.: Ten dom miał także swoją historię, czy wie coś pani na ten temat?
A.: Tak. Mi
eszkali tutaj państwo K. Pan K. zmarł w tamtym pokoju, zaś pani K. w krótkim czasie po nim w tym.
W.: Czy „straszyło” tutaj, zanim wprowadziliście się do tego domu?
A.: Nie, nasza sąsiadka, która zajmowała się państwem K. oraz ich domem po ich śmierci twierdzi, że nie zaob-
serwowała tutaj żadnych dziwnych zjawisk. Tym niemniej, tuz po naszej przeprowadzce poszłam do kobiety, która
była medium. To było ostatniego lata. Od tego czasu nie mogliśmy usnąć. Przez całą noc łomotały drzwi. Wciąż
otwierały się i zamykały okna. Rozlegały się kroki na szczycie schodów i w hollu.
W.: Czy pani mąż też słyszał te głosy?
A.: Ależ oczywiście! Pewnej nocy obudziłam się i poczułam, że pokój jest pełen silnego, duszącego zapachu per-
fum. Przez kilka lat mieliśmy z tym spokój, ale kiedy przeprowadziliśmy się na ulicę V., „to” znów się zaczęło. Pra-
wie od zaraz słychać było w domu upiorne jęki we dnie i w nocy. Słyszeliśmy to wszyscy, natomiast dzieci widziały
w nocy ludzi na podwórku, a kiedy chciały zobaczyć, kto to jest, postacie po prostu znikały... Pewnej nocy usłysza-
łam krzyk dziecka. Udałam się w kierunku, skąd dobiegał ten krzyk. Przemierzyłam pole i rzeczkę i weszłam do
niewielkiego lasku. Wtedy krzyk się urwał.Krótko po tym wydarzeniu mój brat i jego żona mieli dziecko, chłopczyka,
który przeżył jedynie kilka miesięcy. Tak zatem – jak sądzę – ów krzyk był swoistym „zwiastunem śmierci” mojego
bratanka...
W.: Czy zauważyła pani jeszcze coś innego, co zapisało się na trwałe w pani pamięci, jako coś bardzo ważnego?
A.: Tak. Widz
iałam coś, co nazywają trollem. To było na drodze opodal domu. Pewnego wieczoru szykowałam
właśnie kolację i rzuciłam okiem na drogę. Troll był ubrany w rodzaj koszuli i miał długie, siwe włosy opadające na
plecy. Był wysoki na metr. Gdy wyskoczyłam na dwór by go złapać, troll uciekł na wzgórze i znikł. Następne takie
wydarzenie miało miejsce na krótko przed śmiercią mej synowej, która zginęła w wypadku samochodowym. Od
tygodnia byłam zdenerwowana, jak zawsze w lecie, tj. w czerwcu, lipcu i sierpniu, gdy „te rzeczy” najczęściej się
przytrafiają. Tej ciepłej nocy, kiedy leżałam sobie na kanapie, coś kazało mi się z niej poderwać i podejść do drzwi i
czekać na to, co się stanie. Stałam tam przez krótką chwilę i miałam wizję policyjnego radiowozu podjeżdżającego
do naszego domu z włączonym sygnalizatorem koloru czerwonego. Słyszałam głos mężczyzny mówiącego coś o
śmierci. po tym wydarzeniu poczułam się źle i poszłam do dr K. Opowiedziałam mu o tym „fantomowym wozie
policyjnym” i jego czerwonym świetle. I chociaż widział czerwone obwódki wokół moich oczu – nie uwierzył w moja
opowieść. Posłał mnie do szpitala na terapię wstrząsową.
W.: Czy te czerwone obwódki wokół pani oczu powstały po spotkaniu z „fantomem” wozu policyjnego?
A.: Tak, to było w 1965 roku. One są tam właśnie od tego czasu. Lekarze i kuracja nie pomogły mi. Od tej pory
widzę czerwone błyskające światło, gdy poddaję się terapii. Gdy przewidziałam, że moja synowa odwożąc mojego
syna do pracy miała zginąć w wypadku, dr K. chciał mnie umieścić w szpitalu, ale 31 sierpnia tego roku synowa
zginęła w wypadku, gdy wracała do domu po odwiezieniu mojego syna do pracy.
W.: Jaka była reakcja pani rodziny na wieść o takiej prekognicji?
A.: Nie mówili o tym ze mną.
W.: A co może pani opowiedzieć o odgłosach kroków na schodach?
A.: Kroki rozpoczynały się holu i zmierzały ku szczytowi schodów. Sądzę, że brzmiały one jak męskie kroki.
W.: Czy zauważyła pani jakieś chłodne przeciągi, czy może odczuwała pani odczucie zimna?
A.: O tak! Ujrzałam także mężczyznę w swetrze wychodzącego po schodach. Najpierw sądziłam, że to mąż, ale w
chwile później usłyszałam jego głos dobiegający z łazienki na piętrze.
W.: Czy widziała pani jakieś światła?
A.: Tak, ostatniej nocy obudziło mnie silne światło.
Worley z panią Adams udali się do piwnicy, gdzie mogli porozmawiać z panem Adamsem. Worley potem tak sko-
mentował tę rozmowę:
Odniosłem wrażenie, że pan domu mógłby powiedzieć nam o wiele więcej, ale on wolał zajmować się pracą w
piwnicy, nie zwracając uwagi na rzeczy, których nie rozumie.
Pan Adams zapewnił Worley’a , że słyszał dwukrotnie krzyki, a bardzo często odgłosy kroków oraz trzaskanie
drzwiami i skrzypienie schodów.
Pani Adams: W każde Boże Narodzenie, które spędzaliśmy w tym domu, zawsze działo się coś dziwnego. Tak
właśnie było w ubiegłym roku. Wszyscy goście opuścili nasz dom i zostaliśmy sami z mężem. To była bardzo zim-
na noc i oczywiście wszystkie drzwi i okna były szczelnie zamknięte. W pewnym momencie poczuliśmy podmuch
lodowatego wiatru, ciągnącego od frontowych drzwi. Mąż odwrócił się do nich, ale ja byłam pewna, że są one
szczelnie zamknięte. Podmuch lodowatego wiatru przeleciał przez cały dom i pognał z powrotem. Z jakiegoś nieja-
snego dla mnie powodu rozpłakałam się i płakałam przez trzy dni. Wyglądało to na nadejście pewnego uczucia
„obecności”.
Worley zatelefonował do pani Adams 4 czerwca 1970 roku i dowiedział się, że od grudnia 1969 roku nie wydarzyło
się nic ciekawego, nie licząc odgłosów drapania pazurami psa lub kota, które słyszano kilkakrotnie przy drzwiach
na sz
czycie schodów. Pani Adams powiedziała Worley’owi, że teraz jest „bliżej Boga” poprzez czytanie Biblii i
zrzeszenie się z grupą fundamentalistów, którzy modlą się za nią.
8 września 1970 roku, Worley znów zatelefonował do niej. Dowiedział się, że obecnie w domu Adamsów panuje
względny spokój, ...jednakże sądzę, że wyczułem nutkę zaniepokojenia i smutku w jej głosie. Pani Adams modli się
i studiuje Biblię. Zadzwoni do mnie, kiedy znów zaczęły się jakieś trudności. Mam nadzieję, że jej modlitwy uwolniły
ja o
d kłopotów i pozwoliły jej odzyskać równowagę. Ten cytat pochodzi z ostatniego raportu Worley’a z dnia 13
czerwca 1971 roku.
9.2. Niewidzialny dusiciel z Croxdale.
Znanym nam jest fakt, że nasze uszy nie słyszą dźwięków infra i ultra emitowanych przez generatory oraz nie mo-
żemy zobaczyć wielu rodzajów promieniowań leżących poza skrajnymi widzialnymi dla nas pasmami widma. W y-
gląda na to, ze że podobnie jest z postrzeganiem naszej Rzeczywistości. Sądzę, że badając ją naszymi coraz bar-
dziej poszerzającymi horyzonty poznania narzędziami badawczymi, będziemy w stanie uchwycić ultra czułymi mi-
krofonami i kamerami niewidzialne ręce zostawiające ślady i niewidzialne stopy, pod którymi trzeszczą stopnie
schodów i drewniane parkiety. Być może pewnego dnia odpowiemy wreszcie na pytania dotyczące nauk leżących
na „pograniczu oficjalnej wiedzy”.
Na naszym obecnym poziomie wiedzy wygląda na to, że może to być niebezpieczne dla tych, którzy nie są przygo-
towani na CE-0, CE-TRZY i CE-IV lub wycieczki w Nieznane.
21 czerwca 1
975 roku, o godzinie 02:00, pani Gladys Worthington obudziła się z uczuciem nieznośnego ucisku
czyjejś ręki na swoim gardle. Jej mąż pracował na nocnej zmianie w elektrowni, ale jej cztery psy spały na dole
(!!!). Dlaczego jej nie ostrzegły?! Przerażona usiłowała przebić wzrokiem ciemności w nadziei ujrzenia swego mor-
dercy.
Nie mogłam dostrzec niczego – zeznała później - czułam, że coś przewala się po mnie od stóp do głowy. Chciałam
krzyknąć, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Ucisk minął równie szybko, jak się pojawił...
Pani Worthigton leżała na plecach. Prawdopodobnie trapił ją nocny koszmar, zbyt straszny dla niej, który ulotnił się
z jej pamięci. Ale na tym rzecz się nie skończyła, bowiem innym razem wraz z mężem widziała coś strasznego –
jakąś białą sylwetkę ducha! Działo się to w ich domu przy Salvin Street w Croxdale, hrabstwo Durham, Anglia.
Powróćmy jednak do krytycznej nocy. Pani Worthington jeszcze niespokojna, ale już zrelaksowana przymknęła
oczy. Zasypiała i naraz... Znów poczuła straszliwy ucisk ręki na swej szyi! I znowu nie widziała nikogo, mimo wysił-
ków! Całą resztę nocy przeleżała bezsennie nie mając ochoty na powtórkę. Następnego ranka tak oświadczyła
dziennikarzowi z Londynu: Wstałam z łóżka, z przekonaniem, że to był tylko zły sen. Ale kiedy podeszłam do lu-
stra, by zrobić sobie makijaż, przeżyłam straszliwy szok. Na mojej szyi znajdowało się pięć siniaków w kształcie
czterech palców i kciuka.
Jej lekarz zgodził się z tym, że siniaki zostały zrobione poprzez silny nacisk (jakby dłoni), ale nie przyjął do wiado-
mości jej opowieści o duszeniu jej przez „zjawę-dusiciela”.
9.3. Niewidzialni napastnicy.
Gdy 26-
letni Barry Lacy nie powrócił na lunch pewnego letniego dnia 1969 roku, jego żona poszła go szukać w
polu, które właśnie miał on orać. Lacy leżał w odległości około 200 m od traktora, (którego silnik wciąż pracował) z
poranioną głową. Butelka z kawą leżała stłuczona obok niego. Przewieziono go do Battle Hospital w Reading,
hrabstwo Berkshire, Anglia, gdzie stwierdzono rany tłuczone głowy, złamanie kości czaszki i w rezultacie tego pa-
ra
liż lewej strony ciała. W ostatnim raporcie medycznym stwierdza się, że młody rolnik został całkowicie sparaliżo-
wany i całkowicie stracił pamięć (amnezja), a więc nie znane są nadal okoliczności tego wypadku (???). Ta historia
stała się przyczyna wdrożenia policyjnego śledztwa oraz dochodzenia przeprowadzonego przez towarzystwo ase-
kuracyjne. Przyłączyli się do niego także koledzy i pracownicy, których Lacy zatrudniał. Mimo intensywnych czyn-
ności dochodzeniowo-śledczych, nikt nie potrafił wyjaśnić, co naprawdę wydarzyło się tego pięknego, letniego dnia.
Podobny przypadek zdarzył się w dniu 7 lipca 1973 roku, w pobliżu Port Angeles, (WA), 40-letniemu mężczyźnie,
którego znaleziono pobitego i nieprzytomnego. M.in. miał on złamaną rękę i nogę. Skutkiem tego pobicia była cał-
kowita amnezja. Nie znaleziono przy nim żadnych dokumentów, które ułatwiłyby jego identyfikację.
Najbardziej tajemniczą z tego rodzaju spraw jest klasyczna zagadka zamkniętego pokoju , z którą przyszło się
zmierzyć policji z Southall, hrabstwo Middlesex, Anglia, w dniu 27 września 1974 roku. 60-letni Aubrey Packham
został znaleziony w biurze został znaleziony w swym biurze przedsiębiorstwa autobusowego. Sekcja zwłok wyka-
zała, że Packham został okrutnie pobity i to właśnie było przyczyna śmierci. W biurze nie było żadnego śladu wła-
mania czy walki. Niczego nie skradziono. Nie znaleziono żadnego motywu tej zbrodni. Pozostała jedynie zagadka
zabitego w czterech ścianach człowieka, w zamkniętym i dobrze strzeżonym biurze.
Niewidzialne ręce zostawiają ślady na kobiecym gardle, paraliż młodego farmera z rozwaloną czaszką, pobity do
utraty pamięci kloszard i w końcu zabity ciosami niewidzialnych rąk urzędnik. W każdym z tych przypadków mor-
derca
– no bo jak można inaczej jego/ją/to (???) nazwać? – jest niewidzialny dla naszego oka i powoduje straszli-
we urazy ludzkiego ciała. Oczywiście parapsychologia zna uszkodzenia ludzkiego ciała znane jako stygmaty. Jed-
nakże nie prowadzą one do śmierci czy amnezji oraz rozległych uszkodzeń ciała, a są jedynie wyrazem głębokiego
przeżycia mistycznego.
I dalej.
Pani Santuzza Campbell była sama w chwili, kiedy niewidzialny ktoś (?) czy coś (?) zbił ją z nóg straszliwie silnym
ciosem w głowę, w chwili, gdy spacerowała brzegiem Bridlington Cliffs. Nie ma poszlak na to, że w tym czasie od-
dawała się medytacji czy innemu przeżyciu religijnemu. Nie znaleziono także innego motywu pobicia pani Cam-
pbell. Przypuszczano, że coś – co ją uderzyło – spadło z samolotu, ale w tym przypadku jej głowa byłaby roztrza-
skana...
W tej materii są dwie hipotezy usiłujące wyjaśnić te tajemnicze ataki. Pierwsza z nich zakłada istnienie niewidzial-
nej inteligencji, która zamieszkuje z nami naszą planetę. Druga zwala winę na pilotów i pasażerów NOL-i oraz
„stowarzyszonych” z nimi MIB-ów... Co kieruje nimi? Nienawiść? Wrogość?
Wrogość nie może być motywem tych ataków. Raczej może rodzaj... głupoty. Tak jak dzieci rzucają kamieniami w
żaby czy myszy, albo dręczą koty, by sprawdzić, czy mają one rzeczywiście dziewięć żyć, tak Oni mogą postępo-
wać z nami.
Mniej optymistyczny punkt widzenia zakłada, że Oni postępują z nami tak, jak badacz w laboratorium, który dzien-
nie uśmierca setki czy nawet tysiące królików doświadczalnych... Oczywiście w imię nauki!
9.4. Ta
kże i my strzelamy do Obcych!
Zresztą my sami też nie jesteśmy lepsi. My to także czynimy, i to nie tylko z myszkami, ale także z przedstawicie-
lami naszego gatunku, na których wypróbowujemy nasza własną prymitywną, ale jakże skuteczną broń... A prze-
cież strzelano także i do Przybyszy!
W grudniowym wydaniu magazynu „Fate” z 1970 roku, J. Russel Virden opisuje incydent, który zdarzył mu się,
kiedy miał 9 lat. Pewnej chłodnej listopadowej nocy w 1943 roku, Virden i jego babcia zostali wyrwani ze snu histe-
ryczn
ym krzykiem matki. Jego ojciec w tym czasie pełnił służbę w komisariacie policji niedaleko Hattiesburga (MS).
Pomimo wysiłków babci i chłopców matka nie mogła się uspokoić. Powtarzała wciąż: Jego twarz była zielona! Mó-
wię wam!... Zanim zdumieni chłopcy dowiedzieli się, czyja to twarz była zielona, usłyszeli grzmot wystrzału z „dwu-
nastki” sąsiada, którego zaalarmował krzyk w sąsiedztwie. Wybiegł on ze strzelbą w ręku i wypalił do czegoś, co
wydawało mu się być opryszkiem. Sądził on, ze udało mu się go trafić w plecy, tym niemniej domniemany opryszek
uciekł. Puściliśmy się w pogoń, ktoś przyniósł silny reflektor – pisze Virdan – Obcy dobiegł do drogi. I tam właśnie
na asfalcie zauważyliśmy wielkie plamy żółtej cieczy wyglądającej jak krew.
Pani Virden opowied
ziała później przebieg wydarzeń. Obudziło ją donośne walenie w drzwi frontowe. Gdy wstała
pytając, kto zacz, usłyszała walenie do tylnych drzwi. Wściekła podbiegła do nich i odsunęła zasłonę. Za szybą
ujrzała człekokształtnego stwora, którego twarz była jasnozielona. I ta twarz ją przeraziła. Zaczęła histerycznie
krzyczeć i to nas obudziło – kończy Virden. Dodał on także, że cała społeczność w której żyli uwierzyła w odwie-
dziny istoty nie z tego świata.
A wszystko to wydarzyło się na 4 lata przed pierwszą obserwacją NOL-i w okolicach szczytu Mt. Rainier w Górach
Kaskadowych, której dokonał Kenneth Arnold. Ciekawe, jak wiele takich zdarzeń i incydentów legło u podstaw
Syndromu LGM, zanim „oficjalnie” zaczęło się mówić o Wielkiej Tajemnicy w czerwcu 1947 roku?...
9.5. Nietypowe morderstwa NN ludzi.
Swoją droga ta Wielka Tajemnica może zabić człowieka w szczególnie wyrafinowany sposób. No bo jak nazwać
inaczej to, co się przytrafiło 11-letniemu Ianowi Saltowi, który zginął w do dziś dnia niewyjaśnionych okoliczno-
ściach?
Chłopiec ten opuścił swój dom w Solihull w celu pooglądania samolotów lądujących i startujących z lotniska w Bir-
mingham w Anglii. Później jego zwłoki znaleziono w stawie znacznie oddalonym od trasy dojazdowej do lotniska.
Ian w czasie swej pecho
wej wyprawy przemierzył świeżo zaorane pole. Dokładne badanie śladów wykazało, że
coś zmusiło go do biegu w panicznej ucieczce przez pola. Chłopiec przebił się przez żywopłot, a następnie wpadł
do stawu i utonął. Tyle wiemy na pewno. Nie znaleziono żadnego innego śladu człowieka czy zwierzęcia, przed
którym Ian uciekałby w panicznym strachu. A więc co mogło go tak wystraszyć? Czy spotkał on swojego zielonego
człowieka - LGM?
Mniej więcej 4 miesiące później znaleziono zwłoki Garneta Olivera leżące na głębokości 1,5 metra pod wodą w
studni Field Farm koło Partney w Lincolnshire, Anglia. Ten 85-letni rolnik jeszcze na godzinę przed śmiercią roz-
mawiał ze swym przyjacielem i nie nosił się z samobójczymi zamiarami. Studnię nakrywała ciężka betonowa po-
krywa, która usunięto. Koroner nie był w stanie znaleźć żadnych śladów wpadnięcia czy wepchnięcia go do tej
wąskiej studni. „Krakowskim targiem” zgodzono się na nieszczęśliwy wypadek, ale jego przyczyny są nadal niewy-
jaśnione. Do dnia dzisiejszego...
Wygląda na to, że stworzenia zamieszkujące angielskie i brytyjskie wody nie są najłaskawsze dla ludzi. Kilka dni
przed tajemniczą śmiercią Iana Salta znaleziono ciała dwóch kobiet leżące u ujścia rzeki Lossie w hrabstwie Mora-
ryshire. Człowiek, który je znalazł zauważył, że: przypływ wyrzucił je i pozostawił na plaży. Policja nie była w stanie
zidentyfikować tych zwłok.
W tydzień po wypadku Iana Salta trzech robotników rolnych znalazło zwłoki NN mężczyzny płynące w Bristol
Channel koło Lilstock k./Bridgewater w hrabstwie Somerset. Policja nie była w stanie zidentyfikować tych zwłok,
pomimo intensywnego śledztwa i ogólnokrajowych poszukiwań.
Identycznie było w przypadku ciała NN kobiety wyłowionego z Manchester Canal i NN topielca z Methly River koło
Leeds, w dwa tygodnie po
wypadku Iana Salta. Ten mężczyzna był gładko wygolony i dobrze ubrany oraz nosił
szkła kontaktowe zakupione u miejscowego optyka, ale to jest wszystko, co o nim wiadomo...
9.6. Napastnicy z Warminster.
Ufologom jest znanych kilka serii tajemniczych ataków, które nawiedziły wieś Warminster w Anglii. Niewidzialne siły
zaczęły prześladować przyjezdnych mieszczuchów od Bożego Narodzenia 1964 roku. Od tego czasu zaobserwo-
wano zwiększoną aktywność NOL-i na tym terenie – szczególnie były to obserwacje typu DD i NL.
Typowym przykładem jest raport Erica Payne’a – lat 19. Payne wracał z randki do domu. Było mglisto, szare tuma-
ny unosiły się z pól. Wtem:
... usłyszałem nad sobą niski brzęk. Nie pochodził on od drutów telefonicznych. Spojrzałem na górę i zdębiałem.
Wyo
braźcie sobie wielki cynowy talerz wypełniony orzechami też wielkimi i wiszący nad moją głową. Naraz poczu-
łem ulewę ostrych, kłujących uderzeń w głowę i policzki. Uderzenie wiatru potargało mi włosy i oślepiło. Jakaś siła
wgniotła mi głowę i ramiona. Usiłowałem odeprzeć ten niewidzialny atak. A przecież zanim to się stało, nie widzia-
łem w powietrzu żadnego samolotu, czy innego pojazdu powietrznego... Po pewnym czasie wyczołgałem się na
drogę. Byłem mokry od rosy, ale to mnie nie martwiło. Nie chciałbym się jeszcze raz spotkać z takim „czymś”.
Pani Madge Bye usłyszała podobny odgłos ponad swoją głową, kiedy szła do kościoła w poranek Bożego Naro-
dzenia w 1965 roku. Wbiegła ona na plac przykościelny ścigana niewidocznymi mackami dźwięku. Od tej pory
znajduje si
ę w stanie ciągłego wstrząsu.
Straszliwie silny terkoczący dźwięk sparaliżował małego pieska i wstrząsnął ramionami 19-letniej dziewczyny usiłu-
jącej wciągnąć go do domu.
Botanik, geolog i biolog David C. Molton opowiadał o tym, że widział stadko gołębi zabitych w locie bez żadnej
widocznej przyczyny. Zbadał te ptaki i stwierdził, ze zwłoki ich znajdowały się już w silnym stężeniu pośmiertnym w
chwilę po ich spadku na ziemię.
Wydarzenia w Warminster biegły swoim torem. Gdyby incydenty nie powodowały takiej psychozy strachu, to wiele
elementów pasowałoby do innych raportów o wrogich NOL-ach. Wiele fenomenów posiada aspekt manipulowania
przez Nich polami elektromagnetycznymi. Kombinacja pól elektrycznych, magnetycznych i mikrofalowych jest
czymś bardzo często związana z pojawianiem się NOL-i, a te czynniki są raczej niebezpieczne dla naszego zdro-
wia.
9.7. Obcy strzelają do nas!
Nie jest tajemnicą, że wiele rządów jest w trakcie prowadzenia programów naukowych, mających na celu badanie
wpływu różnych promieniowań na organizm ludzki, już to w celach militarnych, już to w medycznych i naukowych. I
tak stwierdzono n
a przykład., że mikrofale są w stanie pobudzić na odległość molekuły kwasu adezynotrójfosforo-
wego (ATP), który jest podstawą przemiany materii w komórkach mięśniowych. Urządzenie wysyłające takie mikro-
fale
– maser – jest w stanie porazić paraliżem każdą żywą istotę na Ziemi i w Kosmosie. Bron taka może także
zabić... – wszystko zależy od amplitudy i częstotliwości użytych mikrofal.
Nie twierdzę jednak, by Ufonauci mieli tak działającą broń i używali jej przeciwko nam. Sądzę, że te mikrofale, albo
infra-
czy ultradźwięki, pola elektryczne i magnetyczne, i tak dalej. i tym podobne. są jeno produktem ubocznym na
przykład. pracy silników (pędników) NOL-i, czy też efektem przechodzenia UFO z jednego wymiaru w drugi, tak jak
to jest z efektem supersonicznego big-
bangu w przypadku samolotu odrzutowego czy rakiety przekraczającej ba-
rierę 1 Maha.
Gregory Wells z Winston (OH), opowiedział o tym, że został zbity z nóg promieniem światła wyemitowanym przez
NOL-
a w chwili, gdy niósł on wiadro wody. Zgodnie z jego relacją, NOL ukazał się niespodziewanie i zawisł nad
wielkim drzewem, ok
oło. 10 metrów nad gruntem. Promień światła wystrzelił z obiektu, powalił Wellsa na ziemię,
zapalił na nim kurtkę oraz wypalił krąg trawy. Matka Wellsa ruszyła mu z pomocą, kiedy UFO odleciało. Młody
człowiek został trochę poparzony.
1 października 1968 roku, w okolicach Linz w Brazylii, operator buldożera zauważył OVNI o rozmiarach samocho-
du osobowego. Była wtedy godzina 06:00. Operator widział 3 humanoidalne istoty przez iluminatory NOL-a. zgod-
nie z jego oświadczeniem – z obiektu wystrzelił żółty promień i oślepił go, mimo tego zobaczył jak z NOL-a wycho-
dzą 2 istoty i niosą jakieś przedmioty. Gdy powrócili do obiektu, UFO wystartowało i odleciało z wielką prędkością.
19 sierpnia 1965 roku, w East Liverpool (OH), 4 chłopców przebywało na campingu, gdy nagle nad nimi ukazał się
wielki NOL i zawisł nad obozowiskiem. Chłopcy przerażeni rozbiegli się, ale jeden chciał zobaczyć, co będzie dalej
i zatrzymał się. Jego ciekawość została ukarana, bo naraz ze spodu UFO otworzył się właz, z którego wystrzelił
żółty promień trafiając go w skroń. Od tego wydarzenia nie mógł przez dłuższy czas słyszeć na jedno ucho...
Tego samego roku, dnia 7 września, 6-letni Barry Burns z Durand (WI) wrócił do domu opowiadając o „tej rzeczy”,
która pozbawiła go słuchu. Jego matka udała się na miejsce zdarzenia i ujrzała tam dziwny obiekt o długości 10
metrów, wiszący 120 centymetrów nad ziemią, pomiędzy jej domem a stodołą, która znajdowała się 70 metrów
dalej.
Niedzielnego wieczoru, dnia 17 września tegoż roku, Joe McFarland i Edward Alcorn (obaj po 17 lat), poszli do
lasu nazbierać kawałki drewna na szkolne prace ręczne. Było to w hrabstwie Rockcastle (KY). Usiedli, by odpo-
cząć na chwilę i od razu poczuli zmęczenie i senność. Później Joe tak zrelacjonował to wydarzenie w wywiadzie
dla „Signal” w Kentucky:
Ujrzeliśmy wokół nas krąg światła, które było bardzo jasne. Spojrzeliśmy w górę – jakieś 8 albo 9 metrów nad nami
wisiał krąg świetlny. Wyglądało to,. Jak lampa nad stołem operacyjnym i miało około 10 metrów średnicy. W ciągu
paru sekund krąg przygasł i znów było ciemno. Nie słyszeliśmy żadnego dźwięku.
Chłopcy zbiegli z pagórka, na którym siedzieli, i pobiegli w dół przedzierając się przez krzaki. U podnóża pagórka
natknęli się na brata i siostrę Alcorna oraz resztę kolegów, których pozostawili przed wejściem do lasu. Oni także
widzieli dziwne światło na niebie:
Widzieli
śmy także drugie mniejsze światło oraz jaśniejsze pomiędzy drzewami. To drugie światło błysnęło 3 razy.
Kiedy to większe przygasało, to mniejsze błysnęło 3-krotnie i także przygasło.
Mogę powiedzieć tylko tyle, że chłopcy opowiedzieli niezwykle ciekawą historię – oświadczył przesłuchujący ich
oficer policji stanowej.
– Sądzę, że powiedzieli prawdę, ale to, co widzieli jest co najmniej tajemnicze. Ciekawe jest
to, że w innych miejscach hrabstwa Rockcastle ludzie nie związani z nimi również widzieli dziwne obiekty i światła
na niebie.
Profesor
. Felipe Machado Carrington onegdaj omówił incydent, w którym wziął udział plantator kawy zdrowy na
ciele i umyśle, mieszkający w stanie Sao Paulo, Brazylia, który został uderzony strumieniem światła z nieba. Cho-
ciaż miało to miejsce w 1946 roku, to po raz pierwszy opublikowano to we francuskim „Phénomènes Spatiaux” z
1971 roku oraz marcowo-
kwietniowym FSR z 1973 roku. Zgodnie z oświadczeniem profesor. Carringtona, przebieg
wydarzeń przedstawiał się następująco:
40-letni
Jose Prestes Filho został oświetlony i powalony na ziemię tajemniczym promieniem światła w czasie do-
chodzenia do domu swej siostry, która wraz z licznymi znajomymi pospieszyła mu na pomoc. Naoczni świadkowie
zeznali policji, że Prestes nie nosił śladów obrażeń czy poparzeń, ale w godzinę po wydarzeniu żwawy plantator
dosłownie rozpadł się przed oczami przerażonych i zdumionych do ostatnich granic ludzi. Zdumienie ich było tym
większe, że nie sprawiał on wrażenia, jakby czuł jakikolwiek ból. Świadkowie opisali to w taki sposób:
... jego
– to jest. Prestesa – wnętrzności nagle znalazły się na wierzchu i wyglądały tak, jakby gotowano je przez
wiele godzin. Ciało zaczęło odpadać od kości. Płaty mięsa i skóry odpadały od szkieletu. Kawałki mięsa wisiały
gdzienieg
dzie uczepione ścięgnami do szkieletu... Tak, że po chwili został tylko goły szkielet...
Proces całkowitego rozkładu (???) czy rozpadu (???) zakończył się rzecz jasna śmiercią Prestesa, która nastąpiła
w 6 godzin po incydencie. Dezintegracja nastąpiła tak szybko, że nie można go było dostarczyć do szpitala, ale
umierając (???) Prestes opowiedział z detalami swoje przeżycia.
Policja przeprowadziła błyskawiczne śledztwo. Nie znaleziono żadnych śladów w miejscu, gdzie Prestes został
uderzony snopem światła, ale Carrington zauważa, że: ... wcześniej obserwowano nad tym terenem wiele OVNI o
niewyjaśnionym pochodzeniu. Światła te wykonywały nieprawdopodobne ewolucje na nocnym niebie.
9.8. Nie podchodzić do Ufitów!
Zbliżenie się do Ufonauty może także dawać fizjologiczne efekty, jednak nie tak okropne, jak w przypadku Preste-
sa.
1 września 1965 roku, peruwiański robotnik, o którym mówiono, że jest on bardzo odpowiedzialną osobą i nie wy-
myślającą takich historii - opowiedział, że owładnęło nim takie jakieś dziwne uczucie podniecenia, w czasie którego
poniosło go na teren lotniska, na którym właśnie pracował. Była 05:00 , gdy z nieba spłynął niewielki dysk i wylą-
dował opodal zdumionego robotnika. Wciąż sparaliżowany dziwnym uczucie ujrzał on Obcego, który wychodził z
g
łębi NOL-a. był on wzrostu tylko 90-100 centymetrów i wyglądał zupełnie jak człowiek, ale jego głowa była niepro-
porcjonalnie wielka w stosunku do reszty ciała. Humanoid usadowił się przed człowiekiem i usiłował się z nim po-
rozumieć gestami obu rąk i szczekliwymi dźwiękami. Po pewnym czasie zrezygnował, wstał i powrócił do pojazdu.
1 lipca 1965 roku, tym razem we Francji, na polu nieopodal Valensole, rolnik Maurice Masse ze zdumieniem ujrzał
obiekt przypominający kształtem piłkę do rugby wiszący pomiędzy roślinami. Gdy podszedł bliżej do NOL-a, który
potem porównał wielkością do samochodu Renault-Dauphine, ujrzał dwóch LGM, którzy badali jeden z jego krza-
ków lawendy. Pomimo niskiego wzrostu – 8-letniego dziecka, mieli Oni głowy 3-krotnie większe od głowy dorosłego
człowieka (sic!!!) i bezwargie usta. Monsieur Masse przyznał, że mieli Oni ludzki wygląd. Podszedł więc do Nich, by
porozmawiać, ale kiedy LGM zobaczyli go, to wycelowali w niego jakąś rurę i Masse znieruchomiał. I potem obaj
LGM spokojnie zabrali si
ę za badanie lawendy i rozmawiali miedzy sobą w jakimś nieznanym Francuzowi języku.
Przez ten cały czas Masse miał pewność, że Oni nic złego mu nie zrobią. Tymczasem obaj LGM wsiadły z powro-
tem do NOL-
a i wystartowali, a Masse’owi powróciła zdolność ruchu po upływie jakichś 15 minut. Po incydencie,
Masse powrócił na jego miejsce wraz z kilkoma szacownymi obywatelami i zbadał miejsce Lądowania, gdzie od-
kry
li tam 6 wgłębień pozostawionych przez NOL-a, a także kilka śladów pozostawionych przez Istoty. Masse cie-
szył się reputacją człowieka godnego zaufania i miejscowi żandarmi oświadczyli, że nie mieli podstaw posądzać go
o głupi żart.
13 sierpnia 1967 roku, o godzinie 16:00, Inacio de Souza wraz ze swą żoną Marią wracali do domu na farmę Santa
Maria, znajdującą się pomiędzy Crixas a Pilar de Goias w stanie Goias, Brazylia, gdzie był on dyrektorem przed-
siębiorstwa. Gdy przybyli na miejsce, zauważyli obiekt w kształcie odwróconej umywalki o średnicy 35 metrów.
Pomiędzy nim a domem znajdowały się trzy dziwne postacie. Inaciowi wydawały się one nagie, ale jego żona wy-
jaśniła mu, że były one ubrane w przylegające ściśle do ciała bladożółte dresy. Ich głowy były łyse. Gdy osoby te
ujrzały Inacia i Marię, to wycelowały w nich swe palce wskazujące i pobiegły ku nim. Inacio krzyknął do Marii, by
uciekała, a sam strzelił w stronę najbliższego intruza. W tej samej chwili promień zielonego światła uderzył go w
pierś. Inacio padł, a Maria powróciła, by go bronić. Ujęła strzelbę, ale humanoidzi uciekli do NOL-a, który wystarto-
w
ał ostro w górę z dźwiękiem przypominającym brzęczenie roju pszczół.
W ciągu następnych dwóch dni Inacio czuł mdłości (jak po skażeniu radioaktywnym) miał gorączkę, drżenie rąk, i
wreszcie trafił do szpitala w Goiania. Badający go lekarz orzekł, że są to objawy zatrucia alkaloidami z roślin trują-
cych. Inacio opowiedział lekarzowi o tym, co mu się naprawdę przydarzyło. Zdumiony lekarz zrobił mu wiele badań,
m.in. hemogram. Okazało się, że Inacio miał białaczkę i to w tak ostrej formie, że wedle osadu lekarza nie zostało
mu więcej, niż dwa miesiące życia. Inacio stracił na wadze i stał się przeraźliwie chudy. Przypominał obciągnięty
skórą szkielet. Jego skóra pokryła się bladożółtymi plamami. Poza tym odczuwał silne bóle. Kazał on spalić swe
łóżko i pościel po swej śmierci, co stało się w 60 dni po incydencie.
14 czerwca 1968 roku, Pedro Letzel właściciel motelu w Chile wracając do domu zastał swą 19-letnią córkę Marię
Estellę leżącą bez przytomności na podłodze. Gdy odzyskała przytomność, to opowiedziała taką oto niezwykłą
historię, a mianowicie – z sypialni wywabiło ją niezwykle jasne światło w holu ich domu. Zdumiona popatrzyła nań i
wtem... przed nią zmaterializowała się postać mężczyzny o wzroście około 180 centymetrów. Podniósł on prawą
rękę, a Maria poczuła senność. Istota ta była przyjacielska i zdawała się prowadzić z nią konwersację wydając
jakieś dźwięki, ale nie poruszając ustami. Istota ta prowadziła jednostronną rozmowę z nią, a potem znikła. Wtedy
Maria zemdlała.
W tym samym czasie, kiedy Maria L
etzlówna przyjmowała niezwykłego „gościa”, Catalicio Fernandez zaskoczył
Obcych ubranych w lśniąco-zielone ubrania, buszujących po jego domu w Buenos Aires. Istoty te były przyjaźnie
nastawione, ale Fernandez miał zawsze uczucie znużenia, kiedy którykolwiek z Nich kierował rękę w jego stronę.
Nie widziałem niczego w ich rękach – oświadczył potem – nie mieli w rękach ani na rękach żadnych pierścieni,
kulek czy kryształów, o których mówiło wielu innych ludzi...
Mary Geddis, 21-
latka z Albany (OH) opowiadała, że widziała wysoką „widmową” postać, kiedy wracała do domu z
zajęć na Ohio University, w dniu 16 października 1973 roku. W chwilę później ujrzała wielkie białe światło lecące
nad polem, na wysokości 8-10 metrów nad ziemią w jej bezpośredniej bliskości. Gdy później wieczorem przygoto-
wywała kolację, do jej domu przyszedł sąsiad opowiadając, że widział coś dziwnego na niebie. Przyjaciel Mary, Joe
rozpoczął dyskusję z nim na ten temat i naraz Mary zauważyła małego elektrycznego człowieczka gapiącego się
na nią zza półotwartych drzwi.
-
To wyglądało, jak „elektryczny człowieczek” używany do sygnalizacji. – oświadczyła ona George M. Eberhardtowi
– Ten „człowieczek” miał twarz i „antenki” na czubku i po bokach głowy.
Wzrost gnoma nie przekraczał metra. Mary nie widziała nóg, a później opisała Istotę jako „formę energii”.
Cóż zatem przydarzyło się Mary Geddis? Co mogłoby się jej przydarzyć, gdyby posłuchała Toma i wyszła na ze-
wnątrz. Czy skończyłoby się to jak w przypadku Pettera Aliranta, któremu spalono rękę? Wydarzenie to opisał Ta-
pani Kuningas w FSR numer IX-
X/1975. Według niego incydent ten przebiegł następująco:
Dwaj robotnicy leśni napotkali LGM ubranego w jednoczęściowy kombinezon z „kosmicznym” hełmem. Gdy ta
Istota szybowała w stronę otwartego włazu NOL-a, Aliranta złapał ją za cholewkę buta swą prawą, gołą ręką i jesz-
cze szybciej ją puścił, bowiem odniósł wrażenie, że jest ona z rozpalonego żelaza. Ręka bolała go jeszcze przez
kilka dni, tak iż nie mógł utrzymać w niej siekiery... Aliranta oświadczył później reporterowi, ze boi się chodzić sa-
motnie po lesie w obawie przed następnym takim spotkaniem. [...]
Jestem pewien, że każdy z nas mógłby się identyfikować z wypowiedzią tego młodego (21 lat) robotnika leśnego
po tak niezwykłym doświadczeniu życiowym. Swoja drogą Petter Aliranta może się tylko cieszyć, że wyszedł z tego
tylko z niewielkimi obrażeniami, a nie z paraliżem, który pozostawiłby go bezwładnego w lesie na pastwę losu, a
ludzie mówiliby o nim jako o jeszcze jednej ofierze tajemniczego ataku.
Z drug
iej strony słowa ofiara czy atak są jedynie zwrotami, które wyrażają czysto ludzki punkt widzenia. Jest oczy-
wiste, że ludzie poszkodowani w czasie CE znaleźli się w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie, a tylko z
naszego punktu widzenia mówimy o tym, jako o akcie przemocy czy zła. To tak, jak z elektrycznością – ci, których
poraził prąd twierdzą, że jest to koncentrat zła, ale nie myślą tak ci, którzy używają go na co dzień. Ci, którzy nie
zostali poparzeni czy porażeni prądem sądzą, że elektryczność jest dobra. A tymczasem elektryczność nie jest ani
dobra ani zła – to tylko pewna forma energii, którą można opanować. Sir Phillip Sidney powiedział kiedyś tak:
Nie ma nigdy prawdziwego zła. Ono jest w nas samych, a cała reszta jest albo naturalna, albo przypadkowa.
A swoja drogą, czy tylko? Przecież to podobno my jesteśmy tu u siebie...
Rozdział 10 - Przerwane podróże i kosmiczni kidnaperzy.
Kiedykolwiek w naszej historii badacze i naukowcy odwiedzali nowe lady, zawsze powracali do domu przywożąc
próbki roślin i zwierzęta zamieszkujące tamte regiony globu. Tak było zawsze – od Cezara i Kleopatry po naszych
współczesnych kosmonautów, astronautów i tajkonautów oraz nasze międzyplanetarne sondy, które przywiozły
nam próbki księżycowych skał i badały marsjańską glebę. Ludzkość od swego zarania lubiła nazywać odległe
miejsca dziwnie brzmiącymi nazwami – cóż, pragnienie obejrzenia i nazwania jest uniwersalne.
Sprawa Betty i Barney’a Hillów jest sztandarową i najbardziej znaną, jeżeli idzie o przypadki przerywania podróży i
kosmicznego kidnapingu. Dlatego też skupmy się na tych mniej znanych przypadkach tego rodzaju incydentów. [...]
10.1. Incydent na moście Le Martinet.
24-
letnia francuska urzędniczka Mlle. Hélène Giulana wracała do domu w Hustan z Valence, gdzie była w kinie,
drogą numer 531, w nocy 10 lipca 1976 roku. Była godzina 01:30, kiedy zgasły światła i silnik jej samochodu, cho-
ciaż zbiornik był prawie pełen benzyny. Samochód zatrzymał się na moście Le Martinet. Nagle zauważyła ona
dziwny, świecący pomarańczowym światłem obiekt stojący na jezdni o jakieś 5 metrów od przednich zderzaków jej
auta. Przerażona Hélène zamknęła wszystkie drzwi pojazdu i zakryła twarz rękami. Kiedy minął pierwszy strach,
odważyła się spojrzeć na drogę, ale NOL znikł. Z niedowierzaniem włączyła zapłon – silnik zaskoczył od razu. Do
domu dojechała w pół godziny. I tutaj przeżyła drugi szok – zegar wskazywał 04:30! Jak to było możliwe, że 30
minut rozrosło się naraz do 2 godzin!? I co stało się z nią w czasie tych 2 godzin? Hélène początkowo nikomu nic
nie mówiła o swej przygodzie z obawy przed ośmieszeniem, jednakże po pewnym czasie przełamała strach i zgło-
siła się do organizacji ufologicznej.
10.2. Monstrum z Pascagoula.
Październik jest miesiącem raczej nieciekawym, jeżeli idzie o nasilenie incydentów z NOL-ami, ale ten październik
1973 roku był wyjątkiem od wszelkich reguł, zważywszy doniesienie od dwóch rybaków z Missisipi, którzy oświad-
czyli władzom, że zostali porwani na pokład NOL-a przypominającego wielką rybę.
Charles Hickso
n, lat 45, wraz ze swym kolegą od wędki Calvinem Parkerem, lat 19, łowili ryby na starym pirsie nad
Pescaguola River, w pobliżu miasta Pescaguola (MS). Obaj obserwowali rybokształtny obiekt emanujący niebie-
skawym światłem, podchodzący do lądowania. NOL wylądował i obaj mężczyźni zostali zabrani na jego pokład
przez trzy odrażające Istoty, obślizgłe, z karbowanymi odnóżami i odstającymi uszami. Mężczyźni ostali zbadani i
wypuszczeni na wolność. Szeryf z Pescaguola – Fred Diamond oświadczył badaczom, ze obie ofiary tego CE-
cztery
były śmiertelnie przerażone i omal nie przypłaciły tego zawałem serca.
Powyższa historia zainteresowała w najwyższym stopniu doktor J. Allena Hyneka z Northwestern University w
Chicago, który był naukowym konsultantem w PROJECT BLUE BOOK oraz dr Jamesa Hardera z University of
California, który zahipnotyzował obu świadków. Tym sposobem odtworzono cały przebieg incydentu i podano go
prasie. [...]
W ślad za ich raportem, w Stanach Zjednoczonych ukazało się dosłownie tysiące meldunków i relacji o obserwa-
cjach UFO, i to nie tylko w USA, bo o zjawiskach związanych z działalnością UFO i USO donoszono z każdego
zakątka świata. Zaczęła się „październikowa fala UFO”.
Wracając do naszego incydentu w nocy 11 października, to inni mieszkańcy Pescaguoli też widzieli tego NOL-a, a
prawdopodobnie to samo UFO było widziane w Gulfport (MS). Ponadto w Tallahassee (FL) dwóch mieszkańców
widziało NOL-a przemierzającego nocne niebo nad okręgiem Léon. Poza tym widziano, jak 6 NOL-i przelatywało
ponad Buckeye
State k./Dayton (OH). Jakby tego było mało, 5 października, a więc na tydzień przed incydentem w
Pescaguola, strażnik parkowy w Tuelpo (MS) widział spodkowatego NOL-a, który świecił żółtymi, czerwonymi i
zielonymi światełkami stroboskopowymi.
10.3. Kosmiczni kidnaperzy.
16 września 1962 roku, pan Telemaco Xavier został uprowadzony przez Obcych. Ostatni raz widziano go idącego
w stronę swego domu wąską ścieżką w dżungli, po meczu w Villa Coneceicao w płn. Brazylii. Świadkiem porwania
był robotnik pracujący na plantacji drzew gumowych, który zeznał władzom, że zauważył okrągły, Niecący obiekt,
lądujący na przesiece. Z NOL-a wyskoczyło trzech ludzi (???), którzy dopadli mężczyznę idącego ścieżką i wcią-
gnęli go przemocą do UFO. Gazety w Rio de Janeiro zacytowały oświadczenie policji, której funkcjonariusze zna-
leźli "ślady bójki w miejscu, gdzie wg zeznania robotnika ta walka miała miejsce". Dla dziennikarzy brazylijskich
było jasne, że: Telemaco Xavier został porwany przez latający dysk. Pozostało pytanie, czy Brazylijczyka dołączo-
no do bogatej kolekcji istot z planety Ziemia, którą badają, analizują i wszechstronnie rozpatrują Obcy badacze w
swych laboratoriach?
13 sierpnia 1965 roku, w Renton (WA), dwie siostry Ellen i Laura Ryeson przybyły do pracy o 07:00 i rozpoczęły
zbieranie faso
li na polu należącym do Yasa Marity z Kentu. Ledwie obie siostry weszły na pole, zauważyły trzech
innych "robotników" znajdujących się już na tym polu. Po pewnym czasie zorientowany się, że ci trzej Obcy intere-
sują się bardziej nimi niż zbieraniem fasoli. W chwilę później obie nastolatki zauważyły, że Obcy nie są w ogóle
podobni do ludzi. Ich wzrost wahał się w granicach 155 -165 centymetrów. Włosy ich były białe, natomiast skóra
twarzy miała wielkie pory i była "szara jak "kamień". Obcy byli ubrani w purpurowe bluzy i białe koszule pod nimi.
Szczęśliwie dla dziewcząt, Obcy trzymali się raczej z daleka od nich i nie mieli przy sobie czegokolwiek co wyglą-
dałoby na broń. Siostry ostrożnie wycofały się do swego samochodu i odjechały, udając się na policję, gdzie złoży-
ły wyczerpujące wyjaśnienia.
W andyjskim miasteczku Santa Barbara zdarzył się bardzo dziwny przypadek, którego świadkiem był miejscowy
gubernator. W okolicach jeziora Geulacocha zauważył on dwóch ludzików, o wzroście około. 90 centymetrów, któ-
rzy szli przez wysokie śniegi. Naraz obaj Obcy znikli w oślepiającym błysku.
Z kolei w Peru, setki chłopów z Huancavelica przeżyło momenty przerażenia, gdy piątka NOL-i wykonała swoisty
"nalot" na miasteczko. Nalot ten trwał trzy minuty.
W Argentynie w lutym 1965 r. społeczeństwo zostało wstrząśnięte wiadomością pochodzącą z wioski Torren koło
Santo Time, gdzie Ufonauci porwali mieszkańców małej fermy. A było to tak: Pewnej ciemnej nocy, na oczach wie-
śniaków wylądował na ziemi NOL. Dwie dziwne istoty o wzroście co najmniej 180 centymetrów wynurzyły się z
wnętrza pojazdu i udały się prosto do domku pewnego wieśniaka, którego usiłowały wyciągnąć przemocą z domu.
Nie udało im się dzięki obronie zorganizowanej przez przyjaciół. Ale następnej nocy, gdy NOL znów wylądował i
wyszło z niego dwóch „porywaczy”, zostali oni powitani skoncentrowanym ogniem ich farmerskich strzelb. Choć
wyglądało na to, że skafandry Kosmitów były kuloodporne, Obcy wycofali się i już nigdy więcej nie niepokoili
mies
zkańców wioski. Żadna ze stron nie była poszkodowana, jednak ci rolnicy, którzy przez dłuższy czas byli w
kontakcie z „porywaczami”, zapadli na dziwną chorobę skóry.
10.4. Cztery CE hiszpańskiego kierowcy.
Maxi Iglesias nie ma wielkiej wyobraźni. Jeżeli kłamie, nie czyni tego z przekonaniem. - to opinia Angela Gomeza
Escoriala, zawarta w jego artykule opublikowanym w magazynie "White and Black" opisującym aż cztery (!!!) CE
pewnego młodego hiszpańskiego kierowcy ciężarówki, z których to spotkań aż 2 były typu CE-TRZY!
Nocą 20 marca 1974 roku, 21-letni Maximiliano Iglesias Sanchez prowadził swoją ciężarówkę, wracając do Lagu-
nil
la. Gdy przejechał przez wieś Horacio, ujrzał bardzo silne światło, odległe o jakieś 600 metrów od jego wozu.
Początkowo sądził, że to światło jadącego z naprzeciwka samochodu. Ponieważ silne białe światło oślepiało go,
kilkakrotnie zamigotał światłami drogowymi, w celu zasygnalizowania kierowcy tamtego wozu by zmienił światła
drogowe na światła mijania, jednakże bezskutecznie. Siła tamtego światła nie zmieniła się nawet na jotę, więc Maxi
zjechał na pobocze drogi. Światło na drodze naraz przygasło i miało siłę jakieś 50 wat, więc Maxi ruszył w jego
kierunku. Gdy znalazł się w odległości 200 metrów od światła, stało się coś dziwnego. W jego samochodzie zgasły
światła i zatrzymał się silnik. Teren oświetlało jedynie światło na drodze, które pochodziło od nieznanego obiektu.
Sanchez opisał go jako dysk o konstrukcji wykonanej ze stali lub platyny, nie mający żadnych otworów, mierzący
10-12 m
etrów średnicy i spoczywający na trzech wysokich podporach na 100-120 centymetry. Czegoś takiego
jeszcze nie widziałem - stwierdził Sanchez. I wtedy zauważył drugi podobny „statek” stojący o 3 metry na prawo od
pierwszego. Naraz znikąd pojawili się dwaj Ufonauci przed stojącym na jezdni NOL-em. Spojrzeli w kierunku San-
cheza, a jeden z nich wskazał na niego palcem, wtedy jeden z nich odwrócił się i znikł po prawej stronie NOL, drugi
stał i obserwował Maxa. W chwilę później druga istota powróciła. Obaj ufonauci spojrzeli na siebie i znikli po prawej
stronie NOL, który uniósł się w powietrze i odleciał, wydając z siebie huczący głos.
Sanchez opisał ufonautów jako istoty humanoidalne, o wzroście 180 centymetry, noszące obcisłe kombinezony.
Materiał z którego je wykonano był tak lśniący jak dysk i wyglądał jak guma. Ruchy istot były płynne, tak jak ludz-
kie, również ludzkie były ich proporcje. Niestety Sanchez nie mógł opisać ich twarzy, bowiem znajdował się w od-
ległości 200 metrów od nich. Gdy pierwszy NOL zrównał się z drugim, oba obiekty zawisły nieruchomo w powie-
trzu. Silnik ciężarówki znów zastartował i Sanchez zdecydował się na dalszą jazdę. Ale gdy odjechał na małą odle-
głość od wiszących nieruchomo NOL-i, górę wzięła ciekawość. Zatrzymał wóz i wyszedł z niego, by przyjrzeć się
im bliżej. Zauważył, że oświetlony NOL zniżył się znów nad miejscem, na którym stał poprzednio. Wtedy po raz
pierwszy Sanchez poczuł strach. Wrócił do ciężarówki i wyduszając z silnika całą moc pognał do domu, gdzie na-
tychmiast położył się spać bez kolacji.
W ciągu kilku następnych dni Sanchez opowiadał swą historię sąsiadom, ale ci nie wierzyli mu na słowo. Jednak
gdy opowiedział o tym, co mu się wydarzyło synowi swego pracodawcy, ten uwierzył mu, bowiem słyszał już coś
podobnego od
pewnego komiwojażera, który przeżył podobnież takie spotkanie w okolicach Sewilli.
21marca, Sanchez pojechał do Piñeda z ładunkiem materiałów konstrukcyjnych, a także by odwiedzić swą narze-
czoną Anuncię Merino. Opowiedział o tym wydarzeniu jej i jej rodzinie i zamierzał przenocować u nich, bowiem bał
się wracać samotnie w nocy w tym terenie. Jednak zmienił swój plan i pojechał. Około godziny 23:15 przejeżdżał
przez miejsce,gdzie poprzedniej nocy spotkał humanoidów i NOL. I znowu ujrzał jasne światło na drodze. Historia
powtórzyła się z tym, że światło wydzielał nie jeden, ale aż trzy NOL-e!!! No i humanoidów było więcej, bo aż czte-
rech. Poruszali się w kierunku środkowego, spoczywającego na jezdni NOL-a, porozumiewając się gestami. Istoty
wskazywały na Sancheza i ruszyły w jego kierunku. Ten przerażony, rzucił się do ucieczki, udało mu się zmylić
pogoń. Istoty szukały go, ale on widział to ukryty w rowie. Chociaż humanoidzi znajdowali się czasami w odległości
nie większej niż 3-4 metry od niego, wciąż nie był w stanie ujrzeć ich twarzy. Wreszcie Istoty dały za wygraną i
przestały go poszukiwać. Sanchez poczuł się bezpieczny w swym ukryciu. Wyszedł z niego i udał się w kierunku
świateł wsi Horacio, które były odległe o 2 kilometrów. W pewnym momencie usiadł i zapalił papierosa, a następnie
zawrócił do porzuconego wozu. Sądził bowiem, że okolica jest już opuszczona przez Obcych. Mylił się jednak. Trzy
NOL-
e wciąż tam były!!! Znikli tylko humanoidzi. Gdy Sanchez dotarł do samochodu stwierdził, że zamknięto
ws
zystkie drzwi szoferki! A przecież pamiętał o tym, że zostawił je otwarte! Strach minął gdy stwierdził, że nikogo
nie ma w środku. Spróbował uruchomić silnik, ale bezskutecznie. Gdy zatrzasnął drzwi - na drodze pojawili się
znów humanoidzi. Znów było ich czterech i znów gestykulując zmierzali w jego kierunku. Tym razem jednak pode-
szli do NOL-a sto
jącego po prawej stronie drogi i wystartowali. Silnik samochodu zaskoczył. Odlotowi NOL-a towa-
rzyszył ten sam buczący odgłos. Wyglądało na to, że NOL usunął się Sanchezowi z drogi, i że może odjechać, co
uczynił niezwłocznie. I zwiałem stamtąd - oświadczył on przesłuchującym go specjalistom. Aliści chęć ucieczki
została pokonana i to po przejechaniu 200 metrów. Zatrzymał ciężarówkę i...zawrócił (już pieszo) do stojących na
asfalcie NOL-
i. Zboczył w przydrożne krzaki i ukryty za nimi obserwował najbliższego NOL-a, chcąc zobaczyć jak
humanoidzi wchodzą i wychodzą z niego. Pomimo wytężania wzroku widział wciąż, tylko burtę pojazdu. Żadnych
otworów, żadnych drzwi - nic. Potem obserwował istoty przy pracy. Używały one dwóch, rodzajów narzędzi, które
przypomi
nały podkowę i literę „T”. Wbijały to „T” w jezdnię i w powstały otwór wsuwały podkowę. Jednak nie wy-
glądało na to, żeby pobierały próbki roślin czy asfaltu. I znów nie mógł, mimo oświetlenia i niewielkiej odległości
ujrzeć rysów twarzy humanoidów.
Strach przed Nieznanym okazał się silniejszy od ciekawości i Sanchez na pełnym gazie wrócił do domu. Rano
zwierzył się ze wszystkiego swemu pracodawcy, który poradził mu udać się do Guardia Civil, co też zrobił. Towa-
rzyszył mu syn pracodawcy. Oficer dyżurny skontaktował się z centralą w Bejar i po 3 dniach wezwał Sancheza w
celu spi
sania jego zeznań. Śledczy udali się na miejsce incydentu, gdzie znaleźli ślady dziwnej działalności. Na
jezdni gdzie lądował NOL odnaleziono głębokie otwory w asfalcie, wywiercone bardzo twardym narzędziem, co
stanowiło potwierdzenie zeznań Sancheza. W kilka dni później z Madrytu przybyło dwóch ludzi podających się za
ufologów. Wyposażeni oni byli w różne instrumenty oraz licznik Geigera. Znaleźli oni także inne ślady m.in. trzy
koliska wygniecionej trawy oraz stwierdzili podwyższoną radioaktywność miejsc lądowania UFO. (!!!)
Na marginesie tego wydarzenia Sanchez stwierdził, że akumulator jego wozu był rano całkowicie wyładowany,
choć przecież udało mu się w nocy uruchomić silnik, mechanik, któremu Sanchez dał ten akumulator do nałado-
wania nie stwierdził w nim żadnych zmian.
Na tym się nie skończyło. 30 marca o godzinie 00:45 Sanchez wraz ze swą dziewczyną ujrzeli dwa wielkie jasne
światła na niebie. Przelatywały one nad terenem dwóch poprzednich incydentów.
Ostatnie i zarazem czwarte spotkanie z Nieznanym Sanchez przeżył wraz z Anuncią i jej wujem. Jechali właśnie do
Salamanki w celu zda
nia przez Sancheza egzaminu na pierwszą klasę prawa jazdy. O godzinie 18:30 Anuncia
ujrzała silne białe światło na niebie, które później znikło. Po przejechaniu kilku kilometrów tym razem wszyscy uj-
rzeli jasne światło, które leciało wprost na nich, grożąc czołowym zderzeniem, na szczęście światło uniosło się w
górę, przeleciało nad nimi i znikło.
Później Sanchez nie widywał już NOL-i czy humanoidów, a wkrótce po swych przejściach poszedł do wojska. W
wywiadzie radiowym wypowie
dział się tak w kontekście swych przeżyć: Nie mam potrzeby mówienia o odwadze.
Przedtem nie wiedziałem co to strach, ale teraz już wiem co to takiego.
10.5. Terror w Kentucky .
Ta noc -
6 stycznia 1976 roku na długo pozostanie w pamięci trzech kobiet z Kentucky, które wracając do domu po
spóźnionej kolacji zostały zbadane przez załogę NOL metodami, przypominającymi tortury. Tymi kobietami o któ-
rych mówiono że mają silne charaktery, były: Elaine Thomas lat 48, Louise Smith lat 48 i Mona Stafford lat 35.
Wszystkie mieszkały w lub koło Liberty (KY). Dwie z nich są babciami, a pani Stafford jest matką 17-latka. Żadna z
nich nie przypomina sobie wszystkiego z detalami, ale dzięki zastosowaniu przez doktor Leo Sprinkle’a hipnozy,
udało się odtworzyć przebieg zdarzenia.
O godzinie 23:30
wszystkie trzy panie jechały do swych domów ze Stanford (KY). Znajdowały się o milę na zachód
od Stanford gdy w ich polu widzenia ukazał się wielki dysk. Był tak wielki jak stadion piłkarski! - oświadczyła pani
Smith, która prowadziła samochód tej nocy.
D
ysk był metalicznie szary ze świecącą białą kopułką, rzędem czerwonych świateł dookoła krawędzi i 3 czy 4 żół-
tymi światłami w dolnej części. NOL najpierw zatrzymał się przed nimi, potem okrążył samochód i w tej chwili sa-
mochód przyspieszył jazdę do 130 kilometrów/h. Sam! Pani Smith nie miała nad nim jakiejkolwiek kontroli. Ta sa-
ma si
ła, która rozpędziła samochód, teraz rozpoczęła go cofać do tyłu. Wstrząs spowodował utratę świadomości i
wszystkie trzy kobiety były nieprzytomne przez następne 80 minut. To co się w tym czasie z nimi działo, zostało
odkryte dzięki zastosowaniu hipnozy.
Kobiety te zostały wciągnięte na pokład NOL i następnie poddane całkowitemu badaniu lekarskiemu. Elaine Tho-
mas opowiedziała, że leżała na plecach w długim, wąskim pomieszczeniu podobnym do inkubatora. Humanoidzi,
którzy ją otaczali wyglądali jak małe, ciemne figurki, których wzrost oceniła na 120 centymetrów. W jej pierś wci-
skano twardy, tępy instrument, który powodował silny ból. Wtedy także „coś” zaciskało się na jej gardle. Przy każ-
dej próbie mówienia przeżywała wstrząs. Pod hipnozą wydawała z siebie tylko ciche okrzyki. Czuła niewidzialną
dłoń zaciskającą się na gardle i widziała cienie postaci poruszające się wokół niej. Oni nie pozwalają mi ode-
tchnąć? Nie mogę się stąd ruszyć! - krzyczała.
Pani Smith znajdowała się w jakimś ciemnym i gorącym pomieszczeniu gdzie przymocowano jej coś do twarzy.
Poprosiła Ufonautów o światło, ale gdy zabłysło, w przerażeniu zamknęła oczy. To co ujrzała było nazbyt straszne i
dlatego nie mogła opisać tych istot. Boże! Pomóż mi! - krzyknęła. Później powiedziała ufologom, że wnętrze NOL
było bardzo ciemne i to ją bardzo przestraszyło. Prosiła by ją wpuszczono i pozwolono odejść. W końcu krzyknęła:
Jestem tak słaba, chcę umrzeć! Ostatnią rzeczą którą pamięta, był widok świateł ulicy.
Mona Stafford pamięta, że leżała na łóżku w pomieszczeniu przypominającym salę operacyjną. Jej prawe ramię
było unieruchomione jakąś niewidzialną siłą. Wokół siedziały trzy lub cztery istoty, ubrane w białe kitle, pomimo
tego, że nie czuła się torturowana, to jednak pamięta, że w pewnej chwili wyjęto jej oczy z oczodołów. Następnie
wzdęto jej brzuch jak balon. Potem wykręcono jej stopy. Nie wytrzymam tego dłużej - krzyknęła i straciła przytom-
ność.
Następną rzeczą którą zapamiętały była jazda do domu Louise. I jeszcze jedno. Jadąc z tamtego miejsca powinny
być tam o północy. Tymczasem było wpół do drugiej, prawie 80 minut ich życia zostało wyjęte z życiorysu. Szyja
Louise była zraniona, kiedy Mona oglądała to, dostrzegła dziwne czerwone znaki podobne do oparzeń, długie na 7
c
entymetrów, szerokie na 2,5 centymetra. Także i szyja Elaine nosiła ten sam rodzaj obrażeń, przerażone kobiety
wezwały na pomoc sąsiada Lowella Lee. On po wysłuchaniu całej historii umieścił każdą z kobiet w oddzielnych
pokojach i popro
sił o opisanie całego incydentu. Wszystkie opisy były bardzo podobne do siebie.
Chociaż dziwne znaki znikły po dwóch dniach, wszystkie trzy nie mogły podać racjonalnej przyczyny dziwnej utraty
czasu od chwili gdy
ich samochód został szarpnięty do tyłu w czasie zjawienia się po raz pierwszy NOL-a.
Po seansach hipnotycznych przeszły przez test wariograficzny, który wykonał inspektor James Young z policji w
Lexington. W zaprzysiężonym protokole Young oświadczył: Moim zdaniem, kobiety te wierzą w to, co przeżyły.
Dr Sprinkle wyraził opinię, że wszystkie trzy kobiety przeżyły specyficzne przeżycie, na co wskazuje fakt obserwacji
i badań poszkodowanych przez nieznane istoty. Ponadto nadmienił, że nie jest to pierwszy fakt utraty poczucia
czasu w tego rodzaju CE-TRZY i CE-IV. Podob
nych przypadków odnotował więcej. Analogiczną opinię wygłosił
szeryf okręgu Lincoln, Bill Norris dodając do tego, iż w styczniu tego roku otrzymał wiele doniesień o obserwacjach
NOL-i.
10 października 1976 roku, w „National Enquirer” ukazał się artykuł podpisany przez Boba Pratta, w którym autor
powołując się na dyrektora MUFON-u Lena Stringfielda, prowadzącego postępowanie wyjaśniające w tej sprawie
oświadcza że: Jest to jeden z najciekawszych, odnotowanych przez MUFON incydentów. A powyższy incydent nie
jest odosobniony. Osoby biorące w nim udział znane są ze swej religijności, rzetelności i uczciwości, dzięki której
cieszą się doskonałą opinią w swoim środowisku. W sumie, jest to tylko jeden więcej raport o CE-IV z humanoidal-
nymi istotami z innej sfery czasu czy przestrzeni.
Właściwie nie ma powodów do zdziwienia: czyż my nie jesteśmy dla Nich tak inni, jak Oni dla nas? Być może, ale
wyglądałoby na to, że Oni poznali nas lepiej dzięki swym możliwościom technologicznym, niż my ich i być może
mają więcej pytań niż my...
10.6. Wzięcia we śnie.
Od pewnego czasu otrzymuję informację od różnych ludzi, którzy przyznają, że zostali zabrani na pokład NOL-a w
czasie trwania tak zwane. efektu OBE (Out of the Body Sxperience -
dosłownie wyjście poza ciało), co sprawiało
wrażenie przeżywania dziwnego snu. Czy ludzie ci byli wciągnięci w incydenty tak jak w przypadku Betty i Bamey’a
Hillów? O ile incydent „Zeta Reticuli” czy ten z Kentucky były wypadkami czysto fizycznymi, to ten rodzaj CE można
by (i trzeba) nazwać CE psychicznymi lub lepiej parapsychicznymi. Osobiście jestem, przekonany, że taki związek
pomiędzy NOL a nami istnieje i ma miejsce w innym wymiarze naszej psychiki. Im więcej dowiadujemy się o NOL-
ach, tym bardziej poznajemy samych siebie jako pewną społeczność. Tak więc nasze spotkania z NOL-ami są
także, poza czysto fizycznym kontaktem z Innymi - kontaktem psychicznym, duchowym, który odbywa się nie tylko
poza czasem i przestrzenią, ale również nawet poza naszym ciałem fizycznym. Stąd bierze się właśnie pojęcie
„lotu astralnego”, „wędrówki dusz” czy bardziej uczenie - OBE. Być może OBE jest tym kluczem do zrozumienia
Ta
jemnicy Tajemnic? Czyżby więc OBE był najłatwiejszym środkiem kontaktu z parapsychicznymi istotami, zna-
nymi jako Ufonauci? Wszak wszystkie doniesienia które mówią o tym, że świadek został zabrany na pokład NOL-a
są opisywane bardziej jako mentalne, duchowe, a w każdym razie niematerialne, niż fizyczne, namacalne. Od
dawna byłem przekonany o tym, że ludzkość jest związana z Istotami z NOL-i już od czasu gdy pierwszy człowiek
wyprostował swe plecy i zaczął marsz w górę. Jest rzeczą pewną i jasną, że w ciągu całej swej ewolucji człowiek
opisywał swe spotkania z Nimi, posługując się znanym mu aparatem pojęciowym, wykształconym na bazie swej
dotychczasowej wiedzy.
A teraz zatrzymajmy się i porównajmy relacje o zjawiskach związanych z NOL-ami, z legendami narosłymi wokół
Starej Religii -
czarnoksięstwa w latach 1400-1500. Od stuleci Kościół rzymskokatolicki i w ogóle chrześcijaństwo
oficjalnie ignorowały praktyki tej starej tradycji, ale do czasu. Odkąd ludzie zaczęli na serio zastanawiać się nad
budową Wszechświata, cała kościelna hierarchia dostała jakiegoś obsesyjnego „bzika” na punkcie diabłów i kobiet-
wiedźm, latających na miotłach, W swej pracy „Anti-Christ and the Millenium” E. R. Chamberlin wspaniale pointuje
pewien problem, który jest analogiczny do dyskutowanego w tym rozdziale aspektu tajemnicy NOL-i. A brzmi to
tak: Jest czy
mś paradoksalnym to, że Kościół Chrystusowy, który ze i wszystkich sił zwalczał praktyki sataniczne i
satanistyczne, nadał tym praktykom swą formę. Było koniecznym zdefiniowanie satanizmu w celu prowadzenia z
nim skutecznej walki, przez co Kościół nadał mu kształt czegoś więcej niż tylko folkloru. Zdecydowana większość
elementów satanizmu, tworzących satanizm sensu largo, została niejako "zapożyczona" zza granic Europy, ale w
ciągu stuleci Kościół satysfakcjonował się odrzucaniem ich jako bzdur. Legenda o kobietach latających po nocach
na miotłach nie była traktowana poważnie. Głupcem jest ten kto wierzy w to, iż coś takiego jest możliwe dla ciała,
które zostało stworzone dla duszy. W końcu jednak społeczność została zmuszona do dania temu wiary w ros-
nącej fali religijnego fanatyzmu.
Cóż, opisując CE z NOL-ami używamy terminologii s-f, a Obcy jako produkty naszej wyobraźni robią to, czego się
po Nich spodziewamy. Jed
nym słowem, sprowadziliśmy całą naszą Tajemnicę do formatu „wojen gwiezdnych”.
Być może fałszywie to wszystko interpretujemy jako czysto fizyczne spotkania, które „zostały stworzone dla duszy”.
Innymi słowy, czy spotkania te odbywają się tylko i wyłącznie w naszej psychice? Co możemy powiedzieć na temat
zjawiska OBE? Dr Karlis Osis, dyrektor A
merican Society for Psychical Research /ASPR/ napisał tak: Od 2 lat De-
partament Badań ASPR zaangażował się w odnalezienie odpowiedzi na pytania: Czy człowiek, a raczej jego oso-
bowość jest w stanie przeżyć swą śmierć? Innymi słowy mówiąc - czy istnieje życie po śmierci? Czy „dusza” czło-
wieka może opuścić ciało czasowo (jak w OBE) czy na stałe (po śmierci)?
Dokonując przeglądu dokonanych eksperymentów, doktor Osis zsumował całą tę pracę ASPR oświadczając: Ba-
dania nad OBE okazały się być niewdzięcznym i trudnym zadaniem, głównie dlatego, że fenomen ten nie przejawia
się tak jak sobie tego życzymy. Nasze wyniki potwierdzają hipotezy tyczące OBE. Mamy nadzieję udowodnić ist-
nienie egzomatycznego istnienia.
Tysiące ludzi przeszło przez doświadczenia OBE w życiu codziennym, czego ślady znajdują się w gigantycznej
masie literatury, dotyczącej tego i fenomenu oraz w mistycznej i religijnej tradycji. W swej wcześniejszej pracy wy-
raziłem swą opinię, że spontaniczne OBE występuje ogólnie w 8 przypadkach:
1. w czasie snu;
2. w czasie porodu, operacji, ekstrakcji zęba z anestezją i tym podobne.;
3. w czasie wypadku samochodowego, lotniczego, i tym podobne., wskutek odniesie
nia bardzo silnych urazów
fizycznych, mechanicznych i innych
., gdy poszkodowany sprawia wrażenie umarłego; 4. w czasie doznawania
silnego bólu fizycznego;
5. w pewnych stanach chorobowych;
6. w stanie śmierci klinicznej;
7. w chwili śmierci, gdy umierający traci łączność z żywymi ludźmi, z którymi łączy go emocjonalna więź;
8. wskutek działania skoncentrowanej i ukierunkowanej woli człowieka.
Do tego możemy spokojnie dorzucić:
9. wskutek psychicznego "kidnapingu" istot latających w NOL. Porwany ma wrażenie, że znajduje się na pokładzie
latającego talerza.
Ciekawym przykładem takiego rodzaju spotkania z NOL-OBE jest przypadek CE, którego uczestnicy rozpoznali się
nawzajem już po spotkaniu w życiu codziennym:
Gdy otworzyłem drzwi ujrzałem przyjaciela i jakiegoś nieznajomego. Nowoprzybyły miał wyraz bezgranicznego
zdumienia na twarzy. Przez ca
ły wieczór uporczywie gapił się we mnie, aż w końcu dowiedziałem się dlaczego.
Opowiedział mi swój okropny sen o kimś, kogo wcześniej nie znał, a teraz rozpoznał tego nieznajomego. To byłem
ja! W swym śnie znalazł się w pomieszczeniu, w którym znajdowało się wielu ludzi. Ludzie ci sprawiali wrażenie
czekających na coś czy na kogoś. Nie znałem żadnego z nich, poza mną. Uśmiechnąłem się do niego, co sprawiło,
że stał się spokojniejszy. Podszedł do mnie. I naraz wszyscy spojrzeli w górę. Nad głowami mieli gwiaździste niebo
z bezgwiezdnym kręgiem w zenicie. Zauważył, że to był owalny obiekt opadający z nieba. Ledwo to dotarło do
niego, w NOL-
u ukazał się otwór, z którego wystrzeliły niebiesko-białe promienie. Poczuł lęk i rozejrzał się, by
stwier
dzić jak reagują inni na ten widok, ludzie lecieli jeden za drugim w kierunku tego otworu. W pewnym momen-
cie poczuł „black-out” i obudził się już w dziwnym kopułowatym pomieszczeniu. Inni ludzie też wracali z wolna do
przytomności. Każdy człowiek został umieszczony w jednym z foteli, których trzy rzędy stały pod ścianami. Na-
przeciw nich znaj
dowany się tablice rozdzielcze ze światełkami, przyciskami, wskaźnikami i tym podobne. W cen-
trum znajdowały się 2 fotele, umieszczone pod tymi panelami. Poza tymi urządzeniami lśniło jaskrawe światło.
Pośrodku, w geometrycznym centrum pomieszczenia była kolumna czy słup, łączący sufit z podłogą. Tą kolumnę
otaczała metrowej wysokości barierka. Mężczyźni i kobiety na których patrzył wyglądali równie wystraszeni jak on.
Poczuł, że myśli go opuściły. Naraz wszyscy spojrzeli na środek pomieszczenia. Stał tam człowiek odziany w sre-
brzysty, ściśle przylegający do ciała strój, przykrywający jego stopy i dłonie. Głowę pokrywał kulisty hełm, zasłania-
jący twarz. Witam na pokładzie - przyjaciele! powiedział i zdjął hełm. To byłem ja!
Brad -
ja wciąż śnię ten sam sen już od półtora roku. Po piątym czy szóstym razie miałem tego dosyć. Nie mogę
powiedzieć ile razy mi się to wydarzyło - już się w tym pogubiłem!
Przedyskutowałem to wydarzenie z moim korespondentem i wkrótce wyszło na jaw parę zaskakujących detali.
Zdarza się bowiem, że ktoś śni sen o spotkaniu kogoś, kogo zna z literatury. Ale my mówimy o sytuacji, w której
blisko tuzin mężczyzn i kobiet doświadcza tego samego snu, identycznego w najdrobniejszych szczegółach, spoty-
kających tego samego człowieka. Takie zmiany sytuacji w tym śnie są identyczne w każdym przypadku.
Mój Korespondent pisał:
Odnalazłem tych ludzi i poleciłem im naszkicować plan tego kopułowatego pomieszczenia. Pomimo różnych po-
ziomów artystycznych, wszyscy narysowali ten sam plan pomieszczenia. Potem poleciłem im oznaczyć swe miej-
sce siedzenia na jednym z trzech rzędów foteli, mając nadzieję, że wszyscy narysują znak tylko w jednym miejscu.
Ale nie! Wszyscy oznaczyli miejsce swego
siedzenia w różnych miejscach. Wobec tego poleciłem opisać im strój w
którym ja (Brad Steiger) się im ukazałem. Znów opisy były identyczne, tak jak opis każdego innego szczegółu to
które pytałem. Stwierdziłem pewien interesujący fakt: nikt nie pamiętał kiedy miał ten sen i nikt nie mógł sobie tego
przypomnieć. To ich dziwiło. Nie byli pewni tego czy to miało miejsce tydzień, dwa tygodnie czy miesiąc temu. Wi-
docznie nie były to normalne sny.
Mój korespondent zdecydował się opowiedzieć mi także inny „sen”, który przyśnił mu się w lecie 1959 roku:
Właśnie siedziałem, czytając w swoim ulubionym fotelu. W pewnej chwili poczułem niepokój i zdenerwowanie.
COŚ nie dawało mi spokoju, coś o czym zapomniałem, a powinienem pamiętać. Nagle rzuciłem okiem w kierunku
drz
wi. Wiedziałem, że ktoś za nimi, stoi. Odłożyłem książkę wstałem i podszedłem do nich, otworzyłem je nieco i
wyjrzałem. Stało tam dwóch facetów odzianych na czarno. Wyglądali jak jednojajowe bliźniaki, tak byli podobni do
siebie. Obaj mieli ciemną cerę ze wschodnim wykrojem oczu, ale nie byli orientalnymi typami ludzi. Pamiętam, że
to było w 1959 roku, na wiele wcześniej nim ludzie zaczęli mówić o MIB-ach, Ludziach w Czerni. Choć nie wyrzekli
ani słowa, usłyszałem w mózgu: Jesteś gotów? Nie wiem dlaczego, ale z tej czy innej przyczyny byłem gotowy do
drogi. Zdjąłem swój świąteczny strój i sięgnąłem po turystyczne szorty. Była to upiornie gorąca noc. I znów usły-
szałem we wnętrzu czaszki głos: To nie będzie potrzebne i tak cię nikt nie zobaczy. Dziwne, ale to mnie uspokoiło.
Wyszliśmy przez hali i naraz znaleźliśmy się na płaskim pagórku. Zdziwiła mnie ta nagła zmiana scenerii. Zauwa-
żyłem światła samochodu nadjeżdżającego ulicą i znalazłem się pomiędzy dwoma mężczyznami. Nie chciałem być
widziany w mym odświętnym ubraniu. Ktoś roześmiał się w mych myślach: Mówiłem tobie, że nikt cię nie zobaczy.
Spróbuj! Spróbowałem a jakże - samochód przejechał niemal potrącając mnie. Jego pasażerowie nawet nie spoj-
rzeli w moim kierunku. To było tak, jakbym był niewidzialny. To mnie zdumiało. Powróciłem do mych towarzyszy.
Patrzyli w górę. I to co nastąpiło później przypominało mój późniejszy sen. Spojrzałem w górę i ujrzałem coś, co
wisiało nad nami. W tym „czymś” otworzył się otwór, z którego bluznęło niebieskie światło. Uczułem nieważkość i
ujrzałem jak dom i grunt zapada się w dole. Unosiliśmy się w kierunku tego „czegoś”. Straciłem przytomność gdy
zbliżyłem się do otworu. Gdy przyszedłem do przytomności, leżałem na boku patrząc na ścianę. Przewróciłem się
na plecy, a
potem usiadłem. Znajdowałem się w pomieszczeniu o dziwnym kształcie. Wyglądało to jak wnętrze
pieroga w miejscu sklejenia -
to porównanie jest jedynym przychodzącym mi na myśl. Pomieszczenie było puste,
ogołocone z przedmiotów z wyjątkiem podestu lub czegoś w tym rodzaju, na którym siedziałem. Ściany, podłoga i
sufit wyglądały tak, jakby zrobiono je z niebieskawo-szarego materiału. To coś na czym siedziałem było miękkie,
natomiast ściany były twarde, choć na oko wykonane z takiego samego materiału. Pomieszczenie zalane było
spokojnym, miękkim bezkierunkowym światłem. Nie potrafiłem umiejscowić jego środka (źródła). Naraz usłyszałem
kobiecy głos mówiący: Właśnie się zbudziłeś. Rozejrzałem się w nadziei że ujrzę coś lub kogoś, ale nadaremnie -
tylko gołe ściany, nic więcej! Naraz otworzyły się drzwi i mogłem dostrzec część hollu, który choć był ciemny, widać
w nim było niebieskawą poświatę, dobiegającą jakby z wielkiej odległości. W drzwiach zamajaczyły dwa cienie. Nie
mogę nic powiedzieć o ich kształcie. Ich ruch był zbyt szybki i nieskoordynowany. Miałem wrażenie, że zbliża się
do mnie dwoje ludzi, kobieta i mężczyzna, niosący pojemnik pełen chirurgicznych narzędzi i strzykawek...
Naraz znalazłem się znów w mym domu, siedząc w fotelu i czytając książkę. Byłem straszliwie senny, poszedłem
więc spać, śmiejąc się ze swej rozigranej wyobraźni.
Mój Korespondent dodał, że po obudzeniu się następnego ranka uznał ten epizod jako zwykły koszmar. Ale gdy
sięgnął po książkę, którą odłożył poprzedniego dnia stwierdził, że książka... znikła! W ciągu 2 dni przeszukał cały
dom, ale bez rezultatu. Gdy sublokator mego ko
respondenta, pracownik FBI powrócił z podróży służbowej, poprosił
go o pomoc w poszukiwaniach. Obaj przewrócili dom do góry nogami: Zaczęliśmy od jednego końca - pisał – i
czyściliśmy, zmiataliśmy i woskowaliśmy wszystko co było na drodze do drugiego końca. Znaleźliśmy-wiele rzeczy
zapomnianych, zagubionych i takich, o których słuch zaginął, ale nie znaleźliśmy nawet śladu książki.
Po upływie tygodnia obaj przyjaciele znaleźli książkę, leżącą na krawędzi biurka, tam gdzie Korespondent ją pozo-
stawił: Jak to się stało że książka znikła na tydzień i znów się pojawiła? Nie mówiąc już o tym, jak powróciłem do
mieszkania którego drzwi zatrzaskują się automatycznie, nie mając klucza w kieszeni?!
Jeżeli to się zdarzyło naprawdę, to nasuwa się pewien ciekawy wniosek. To był rodzaj teleportacji: wszak po wyj-
ściu do hali u natychmiast znaleźliśmy się na szczycie wzgórza, to jasne. Jest tylko jeszcze małe „ale” - przecież
mogliśmy się teleportować wprost do wnętrza NOL. Widocznie jednak nie jest to możliwe. Być może NOL jest
chroniony jakimś rodzajem pola siłowego przed tekeportacją i potencjalnymi teleportantami. I jeszcze jedno - gdy
śpię, zazwyczaj wiem że śnię i we śnie wiem co mi się śni. Innymi słowy mówiąc wiem że to co przeżywam jest
snem. Tym razem jednak nie miałem tego wrażenia. To przeżycie było podobne do snu poprzez brak poczucia
upływu czasu. Poza tym nie miałem całkowitej kontroli nad sobą. We śnie działałem bardziej jak zdalnie sterowany
robot niż jak człowiek. Sądzę, że wielu z nas było i jest kontrolowanych telepatycznie przez ufonautów. To jest
właśnie to co czuję, ale nie mam dowodów. To jest właśnie problem całej ufologii, bowiem gros wydarzeń i incy-
dentów związanych z NOL leży na obszarach pogranicza oficjalnej nauki i paranauk.
Opracowując moje „Gods of Aąuarius: UFOs and the Transformation of Man” zamieściłem w nim wypowiedź doktor
Andrija Puharicha i jego asystentki Melanie Toyofuku na tema
t swych badań „cudownego dziecka” Uri Gellera,
który swego czasu zbulwersował cały świat swymi psychicznymi możliwościami i superwysokim IQ. Puharich ma
pewność, że takie dzieci mogą odwiedzać NOL-e w postaciach astralnych. To zabawne - powiada Puharich - jak
dwoje z nich spotkało się w jednym statku kosmicznym, to oboje zaczynali zmieniać zapisy. One były chłodne w
tonie.
Puharich opowiedział o interesującym zdarzeniu, jakie onegdaj miał w Meksyku. A mianowicie: zebrał szóstkę ta-
kich „kosmicznych dzieci” i rozpoczął drażnić ich porównaniami symboli, o których powiedział im, że nie są one „z
tej Ziemi”. Narysował więc kilka takich symboli i zapytał dzieci czy widzą jakieś podobieństwa (metoda przypomina-
jąca test Roschacha). Owszem - odpowiada jedno z nich - ale nie narysował pan tego poprawnie. Tam jest pewien
mały detal, który powinien być gdzie indziej. Ten dzieciak natychmiast wpadł na to - powiedział Puharich - w pół
godziny, a mam to na taśmie, te dzieci uporały się z problemem. Kiedy zapytałem je później, czy kiedyś rozwiązy-
wały coś podobnego, odparły że nie. Ale jakoś zapamiętały to albo dzięki treningowi na statkach kosmicznych, albo
doszły do tego wspólnie!
Jeżeli te efekty OBE są duchowymi, mentalnymi eksperymentami tamtych z NOL-i, to jaki cel mają one osiągnąć?
Czy niektórzy z nas są przeprogramowani lub kierowani przez Nich, by być naszymi mistrzami, mentorami, prze-
wodnikami i nauczycielami? Czy ludzie ci są tymi wybranymi do przetrwania czasów, zwanych przez Indian amery-
kańskich czasami Wielkiego Oczyszczania? Cokolwiek te OBE-NOL sny wskazują, są one wyrazem pewnego ro-
dzaju interwencji w nasze ludzkie sprawy, a NOL-
e są tego obecnym aktywizującym archetypicznym symbolem.
ROZDZIAŁ 11 - Aniołowie w skafandrach
Od kilku lat przyjmuję i gromadzę świadectwa, pochodzące od wielu poważnie myślących ludzi którzy twierdzą, że
spotkali się w swym życiu z anielskimi istotami lub - jak to się mówi współcześnie - Kosmicznymi Braćmi. W tych
oświadczeniach mówi się o tych, którzy otrzymali żywność w głodowej potrzebie, odzież gdy marzli i pieniądze w
czasie gdy gwałtownie ich potrzebowali. Ludzie ci mówili o materializacji tych, tak bardzo pożądanych przez nich
przedmiotów, a nie o splocie sprzyjających wydarzeń, które by zaspokoiły te potrzeby.
W mej kar
totece mam także oświadczenia ludzi, którzy zostali cudem uratowani z różnych opresji, jak na przykład
pożary, lawiny, bitwy militarne i tak dalej. poprzez manifestację anielskich istot i pozaziemskich sił, A także kore-
spondencję od tych, których życie zostało zmienione w "jednym mgnieniu oka" poprzez zetknięcie się z tymi Isto-
tami, lub wskutek dodatniej interakcji ich inteligencją z tą wyższą Inteligencją, reprezentowaną przez Nich - Braci z
Kosmosu. I wiele innych oświadczeń, informacji i meldunków o istotach, znanych jako Anioły-Stróże.
Anielskie istoty wydają się być czymś w rodzaju fenomenu para-psychofizycznego, zarazem materialnego i niema-
terialnego, manifestującego swą obecność w pewnych sytuacjach, już to jako rodzaj wewnętrznej siły duchowej
człowieka, już to jako istota z krwi i kości.
Wielebny Billy Graham, którego bestsellery kreują aniołów na "tajnych agentów Boga" twierdzi także, iż tylko
chrześcijanie mają wyłączny monopol na nich. Jednak poczynione przeze mnie badania wykazują, że istnieje uni-
wersalna (a więc niezależna od wyznawanej religii) więź fizyczno-mentalna pomiędzy rodzajem ludzkim, a Kimś
kogo często opisuje się jako „świetliste istoty”.
Istoty owe ukazywały się zawsze, w każdym miejscu i czasie. Nie ma na Ziemi społeczeństwa, którego losy nie
byłyby w jakiś sposób z Nimi związane. [...]
Kim Oni są naprawdę? Czy są Oni synonimem tego, co nazwaliśmy zjawiskiem, fenomenem Nieznanych Obiektów
Latających, albo czarnoksięskich, magicznych i nieznanych nam jeszcze mocy?
Wyznaję pogląd, że anielskie inteligencje komunikują się głównie z naszą podświadomością, ponieważ większość
przeżyć związanych z objawieniami aniołów wydarza się najczęściej i jest najbardziej efektywna, gdy człowiek
znajduje się w stanie pobudzenia podświadomości, lub wyłączenia świadomości, co w praktyce wychodzi na jedno.
Dlatego też wszystkie obserwacje NOL-i, duchów, skrzatów, trolli i Aniołów w relacjach o nich brzmią jak opowieści
z krainy snów, lub są snem samym w sobie. I właśnie incydenty z tymi Istotami zdarzają się najczęściej wtedy, gdy
uczestnik tego rodzaju CE znajduje się w stanie snu lub półsnu. W tym stanie zaćmienia świadomości informacje
przenikają bezpośrednio do podświadomości, wytwarzając rodzaj subwiedzy. Gdy uczestnicy relacjonują swe
przeżycia, to słuchacz tej relacji odnosi niejasne wrażenie, że coś bardzo ważnego w niej pominięto, zaś opowia-
da
jący sądzi, że opowiada najlepszą część swych nocnych doświadczeń. Dlatego też używamy hipnozy w celu
ogarnięcia całości niezwykłych spotkań. To spowodowane jest tym, że świadomość przypomina dziecko, które
mówi tylko o tym, co jest w stanie przetransformować na język intelektu, emocji i ducha, język obwarowany naka-
zami, zakazami, przesądami i przekonaniami danej jednostki, więc w sumie ubogi. Natomiast starsza i mądrzejsza
podświadomość ma bardziej kompletny obraz tego co niosło za sobą to spotkanie. I ten obraz wyzwala właśnie
hipnoza.
Doszedłem więc do wniosku, że ta „anielska” łączność w wielu przypadkach dotyczy naszego, wyższego Ja. Zresz-
tą, bez względu na to czy istoty te działają w obiektywnym czy też, w subiektywnym wymiarze naszej inteligencji,
cel działania pozostaje jeden: duchowy rozwój Ludzkości. Innymi słowy mówiąc, celem tym jest transformacja
człowieka myślącego, Homo Sapiens w człowieka uduchowionego - Homo Spiritualis, poprzez wyzwolenie w nim
wszystkich jego duchowych możliwości.
11.1. Kosmiczni Bracia z innego wymiaru
Było to 30 maja 1976 roku. Tego dnia Clarisa Bernhardt miała „najstraszliwszą wizję”: we śnie ujrzała wioskę ja-
kichś ludzi o ciemnej karnacji skóry, która to miejscowość pod wpływem potężnego wstrząsu rozleciała się w gruzy
jak domek z kart. Czuła jak na nią walą się tony błota, z których emanowała groza śmierci. Ujrzała ludzi ucieka-
jących w nieprzytomnej panice. Clarisa zrozumiała, że jest to prewizja trzęsienia ziemi: Miałam całkowitą pewność,
że to ma miejsce na wyspie w zachodniej części Pacyfiku - wspominała później - Drżącymi wargami spytałam
gdzie i kiedy to się wydarzy. I wtedy ujrzała wizję kalendarza, którego kartki załopotały gwałtownie i zatrzymały się
na czerwcu, którego 26 dzień był zakreślony.
W kilka sekund później przed moimi oczami błysnęła cyfra 7, więc wiedziałam już, że to trzęsienie ziemi będzie
miało siłę 7 stopni w skali Richtera.
31maj
a Clarisa powiadomiła o tym doktor Johna Derra, geofizyka koordynatora US National Earthquake Informa-
tion Service w Denver, że 26 czerwca 1976 roku w zachodniej części Pacyfiku będzie miało miejsce trzęsienie
ziemi o sile 7stopni Richtera. doktor Derr wimp
utował tę informację w komputer, ponieważ - jak powiedział: Bada-
my możliwości psychicznego przewidywania wstrząsów podziemnych. Clarisa przedstawiła również swą wizję dr
Davidowi Stewartowi, dyrektorowi Laboratorium Geofizycznego Uniwersytetu Północnej Karoliny.
Około godziny 04:00 w dniu 26 czerwca Nową Gwineę nawiedziło prawdziwe terremoto o sile 7,1 stopni w skali
Richtera.
Dokładność tej przepowiedni jest znacząca - powiedział dr Derr i dodał - to coś więcej niż ślepy traf. Jestem prze-
konany o tym, że psychika potrafi przewidzieć trzęsienie ziemi. Clarisa Bernhardt udowodniła to. Współczesna
technologia tego nie potrafi.
Ale to jeszcze nie wszystko. Clarisa przewidziała trzęsienie ziemi na Dzień Dziękczynienia (listopad 1974 roku) o
godzinie 15:00
w Hollister (CA), które miało siłę 5,2oR. Pomyliła się tylko o jedną minutę! Trzęsienie ziemi zaczęło
się o godzinie 15:01, w dniu 28.11.1974 roku.
Ponadto Clarisa przewidziała trafnie dwie inne katastrofy tego rodzaju, ich miejsca, czas i siłę wstrząsów w roku
1975: 26,05. Azory, 7,8°R (pomyliła się o 2 godz. 11 min.) oraz 29.11. Hawaje, 7,2°R (bezbłędnie!). Poza tym Cla-
risa potrafiła przewidzieć inne wydarzenia, zagrażające ludzkiemu życiu, a mające znaczenie w historii Ludzkości.
5 sierpnia miała wizję „czerwonego kaptura” wymierzającego pistolet w prezydenta Geralda Forda. Oczywiście
powiadomiła o tym FBI, że prezydentowi grozi niebezpieczeństwo ze strony morderczyni, noszącej na głowie
czerwoną kapturową czapkę i że będzie to miało miejsce 5 września 1975 roku. Dzięki temu udało się udaremnić
zamach Lynette Fromme. Clarisa przewidziała również trafnie czas i miejsce ujęcia Patty Hearst, którą ujęto fak-
tycznie 18 września 1975 roku.
W swoim programie radiowym „Exploration” przewidziała wielkie niebezpieczeństwo zawisłe nad królem Fajsalem
w czasie Wielkiego Tygodnia 1975 roku. Wiedziała jednocześnie, że niebezpieczeństwo to jest nieuniknione, po-
nieważ jej nie znano w Arabii Saudyjskiej i nikt nie brał tego całkiem poważnie, co sprawdziło się: król Fajsal zginął
w zamachu. Obecnie Clarisa współpracuje z lokalnymi federalnymi urzędami policyjnymi w celu zapobiegania
przestępstwom, zanim jeszcze zostaną dokonane.
Dokto
r Telemachos Grennias, psycholog zajmujący się badaniem paranormalnych fenomenów, pracujący dla
Episkopalnej Archidiecezji Kalifor
nii Północnej oświadczył, że: Clarisa przeprowadziła serię prywatnych przepo-
wiedni dla mnie, których trafność była zdumiewająco wysoka. Jestem przekonany, że jej możliwości nie mają rów-
nych sobie na świecie. Ona jest najciekawszym tego rodzaju odkryciem ostatnich czasów.
A teraz powstaje pytanie: co jest źródłem jej zdumiewających możliwości przewidywania wydarzeń? W czasie serii
dyskusji z nią i jej mężem Russem, które miały miejsce w Oklahoma City w czerwcu 1976 roku, doszedłem do
wniosku, że wiedza ta wynika wskutek spotkań z innymi niż ludzie Istotami. Pozwolę sobie przytoczyć fragment
wywiadu prze
prowadzonego z nią:
Clarisa: Oni kilkakrotnie „wyciągnęli” mnie. Nie chcę przez to powiedzieć, że fizycznie, bo moje ciało było nadal w
łóżku. Oni „wciągnęli” moją świadomość na pokład statku kosmicznego, W tym czasie Oni przekazali mi pewne
informacje na temat trzęsień ziemi w tym roku. Jak Oni wyglądali? W ogóle były tam trzy istoty o wzroście 160-170
centymet
rów ubrane w srebrzyste kombinezony. Na głowach nosili kuliste hełmy, przez co nie mogłam dostrzec ich
rysów twarzy. Ale czułam, że ich głowy były proporcjonalne do reszty ciała, innymi słowy mówiąc wyglądali jak
ludzie. Zapytałam ich kim Oni są. Odpowiedzieli mi, że mogę ich uważać za Kosmicznych Braci. Wielu z nich jest
na wyższym stopniu rozwoju duchowego. Powiedzieli także, że ludzie na naszej planecie (to jest. Ziemi) dowiedzą
się o Nich w bliskiej przyszłości, powiedzieli mi też nazwę swej planety, ale jest ona dla nas niewymawialna. Przy-
bywają z kilku galaktyk (???). Potrafią poruszać się tak samo dobrze w czasie jak i w przestrzeni. Oni są zaniepo-
kojeni tym co się dzieje na Ziemi. Obawiają się kierunku w którym dąży rozwój naszej energetyki jądrowej. Nasza
nuklearna samozagłada spowoduje wielkie zmiany we Wszechświecie. Przybywają więc z misją całkowicie poko-
jową, misją miłości i pokoju. Chcieliby powiadomić o tym każdego. W tym celu nawiążą z nami więcej kontaktów,
ale to wtedy, gdy człowiek wyrośnie z prymitywnego, emocjonalnego charakteru swej psychiki, dla nich myśl jest
rzeczą. Każdy człowiek na tej planecie powinien być odpowiedzialny za swoje myśli, powinien, kontrolować je i
kierować na lepsze, pozytywne tory. Gdy będziemy mogli to robić, wtedy ujrzymy ich w postaci fizycznej.
Steiger: Czy może pani przypomnieć sobie wygląd wnętrza tego statku kosmicznego?
C.: Pomieszczenie w którym się znajdowałam było tak wielkie jak blok mieszkalny. Oni „wciągnęli” mnie w miejsce,
gdzie członkowie załogi statku byli pogrążeni we śnie, leżeli w sześciu rzędach tak daleko, jak to mogłam zoba-
czyć.
S.: Czy porozumiewano się z panią werbalnie czy mentalnie?
C.: Mentalnie. Zawsze towarzyszyło temu światło płynące od przodu. Towarzyszyło ono zawsze wtedy, gdy poro-
zumiewano się ze mną w ten sposób.
S.: Jak brzmi
ał ten głos? Mechanicznie jak na przykład. z komputera, czy to był ludzki głos? Czy to był twój głos
wewnętrzny czy Ich?
C.: Oni mówili po angielsku i to nie był głos z komputera. Głos wydobywał się spoza światła, nie mam także wątpli-
wości co do tego, że mówili do mnie Oni.
S.: Jak pani myśli, dlaczego Oni przekazali pani informacje o mających nastąpić trzęsieniach ziemi?
C.: Powiedziano mi, że Oni chcą pomóc mi tak, jak ja starałam się pomóc ludziom. Mam pewne możliwości dzięki
memu własnemu rozwojowi duchowemu, (Oni powiedzieli mi, że moje studia metapsychiczne uwrażliwiły mnie),
więc to było przyczyną dla której mnie właśnie wybrali.
S.: Czy dano pani jakieś wskazówki co do tego, jak długo Oni będą chronić życie na Ziemi? Czy czuła pani Ich
obecność już wcześniej, lub czy domyślała się pani Ich obecności przed kontaktami z Nimi?
C.: Z tego, co zrozumiałam wynikało, że Oni czekają na rozwój duchowy, człowieka - to najlepszy sposób wyraże-
nia tego, c
o mi powiedziano. Odniosłam wrażenie, że Oni chcą przybyć do nas, ale nie w celach wojennych. Ich
wiedza mogłaby zdziałać na Ziemi wiele dobrego, mogłaby bardzo nam pomóc...
S.: Czy mówili coś na temat Boga?
C.: Nie. Zresztą to Oni mówili do mnie, a ja zadawałam mało pytań. Czułam, że Oni są od nas nieskończenie wyżsi
w rozwoju. Jestem pewna, że jest jeszcze wiele rzeczy we Wszechświecie, których jeszcze nie jesteśmy w stanie
objąć rozumem.
S.: Czy mówili o tym, że mają jeszcze jakieś inne plany w stosunku do nas, które zamierzają wprowadzi w życie?
C.: Główną dziedziną w której chcą nam pomagać jest poznawanie Wszechświata. Jeżeli okażemy się tego warci.
Poza tym pomogą nam w rozwoju naszych nauk.
Powyższy wywiad spowodował dłuższą rozmowę z dyrektorem Instytutu Badań PSI i Rozwoju Duchowego w
Oklahoma City Doktor docent
. Seanem Sterlingiem, w wyniku której przeprowadzono kolejny wywiad z Clarisą. Na
margine
sie dodam, że Instytut działa z ramienia PSI Seven, korporacji zajmującej się badaniem fenomenów pa-
rapsychologicznych i podawaniem o nich informacji do wiadomości publicznej. Po rozmowie z Bernhardtami dr
Sterling będąc hipnologiem i hipnofizjologiem wprowadził Clarisę w trans i zapisał na taśmie następujące sprawoz-
danie:
Sterling: Co zdarzyło się na drodze do San Jose? Co było pierwszą dziwną - rzeczą, którą ujrzałaś gdy opuściłaś
swój dom w tym dniu?
Clarisa: Spóźniłam się. Widzę, że na drodze nie ma wielu samochodów. Nie chcę się spóźnić, ale czuję się dziw-
nie, jakoś tak sennie choć nie ma po temu powodu. Jest tak... dziwniej...
S.: Co jest dziwniej?
C.: Dziwne uczucie, coś się dzieje z moim czołem. To owładnęło mną. Czuję się okropnie, tak jakbym wypadała z
ciała. Muszę prowadzić samochód! Mam nadzieję, że nie zemdleję!!!...
S.: Jak szybko pani jedzie?
C.: 55 mph. Teraz zwalniam, bo nie chcę spowodować wypadku lub wyjechać poza szosę, ale dzieje się coś, cze-
go nie mogę wyjaśnić... To coś jest w mym czole, rani w głowę. Jakieś głosy coś mówią.
S.: Co one mówią?
C.: (Unosząc się) One mówią do mnie: nie obawiaj się. Nie wiem czy umieram czy nie. Czekaj... czekaj... One mó-
wią do mnie, a ja nie mogę mówić... Słyszę ludzki głos. On mówi, że nazywa się Marisha. On mówi nie bój się, ale
ja się boję! (krzyczy). Nie wiem co się dzieje, nie mogę prowadzić wozu. To wygląda jak obłok ponad samocho-
dem. Chyba zemdleję...
S.: Co to za obłok?
C.: Mgła. Wygląda jak wielki przedmiot opadający na samochód. Nie wiem co to jest. Dobry Boże... Oni mówią
żebym się nie bała. Czekaj! Co to? Przede mną stoi 5 postaci...
S.:
Co widzi pani wokół siebie?
C.: Nie mogę... Coś słyszę... Nie bój się - to od przodu, od jednej z tych postaci, ale on nie mówi. To słyszę w my-
śli. On mówi, że jego imię brzmi Marisha – Jesteśmy z innego czasu i innego świata. Zrozum, nie chcemy zrobić ci
krzywdy. Musimy ci coś wyjaśnić.
S.: Co widzi pani w swym otoczeniu? Czy może pani coś widzieć wokół siebie?
C.: Stoimy jak gdyby w okrągłym budynku. Coś jakby arena z wielką ilością przyrządów. Jest tu także samochód.
W ogóle wygląda to, jak wielki garaż bez okien. To miejsce jest sterylnie czyste.
S.: Co Oni mówią teraz?
C.: Mówią mi, że powinnam o Nich myśleć jako o Kosmicznych Braciach. Przybyli tylko po to, by ze mną porozma-
wiać. Przepraszają za to, że mnie przestraszyli. Czuję się lepiej. Dwóch z Nich podchodzi do mnie. Wokół po-
mieszczenia znajduje się wiele świateł, wyglądają jak jakieś kontrolki. Sądzę, że to jest podobne do tablicy roz-
dzielczej jak w samochodzie czy samolocie, lub kontrolki komputera. Dzie
je się tu wiele rzeczy, wiele informacji...
S.: Co mówią ci Kosmiczni Bracia?
C.: Mówią, że dowiem się więcej o Nich. Przepraszają za mój strach, ale chcieli mi pokazać, że mają kontrolę (nad
ludźmi). Nie okazują tego, ale zrobili mi to po to, bym to zrozumiała. Będą ze mną w kontakcie przez kilka dni.
S.: Dlaczego Oni panią kontrolują? Dlaczego wybrali do tego właśnie panią?
C.: Nie ma takiej przyczyny, bo Oni kontrolują wszystkich, przy czym nikogo do niczego nie zmuszają. Chcieli mi po
prostu pokazać, że to jest możliwe. Jestem Im potrzebna do pomocy w wypełnieniu Ich misji. Przybyli w celach
pokojowych, nie chcą nam wyrządzić szkody. Oni martwią się o nas. Powiedzieli, że Ludzkość jest na krawędzi
sta
nu destrukcji. Jeżeli chcemy zniszczyć samych siebie - to dla nas oczywiście jest to bez znaczenia - ale nie dla
Wszechświata jako całości. Z tej przyczyny mogę Im pomóc w Ich pracy robienia innych bardziej wrażliwymi na
sprawy tego świata, ludzie nie są odpowiedzialni za swoje czyny i muszą dojrzeć do tego. Oni nie podlegają pra-
wom przemij
alności czasu, tak jak my, ale nauczymy się tego w przyszłości. Powiedzieli mi, że powrócą i będę
miała świadomość tego Spotkania z Nimi, a także że będą w kontakcie ze mną w przyszłości, i że nie będę się Ich
już obawiać.
Strasznie ciekawiło mnie co kryje wnętrze statku kosmicznego, bowiem był bardzo wielki. Powiedziano mi, że mo-
głabym odczuć rodzaj kontuzji. Oni kontrolują wielu ludzi, ale nie życzą sobie pokazywać mi to, jak to robią. Odnio-
słam wrażenie, że nie znają Oni uczucia wstydu czy innych emocji.
S.: Dlaczego pani tak sądzi?
C.: Oni byli dobrzy, ale tacy... chłodni...Tak to czułam... Oni mają zupełnie inne spojrzenie na życie. Być może wy-
nika to z Ich wysokiej wiedzy. Czuję, że mogę opuścić Ich i wrócić na Ziemię.
S.: Zanim pani odeszła, czy dali Oni pani jakieś formuły czy wiedzę służącą nam do pomocy?
C.: Tak. To wzór na nowe paliwo.
S.: Spróbuj go odtworzyć.
C.: Widzę pierwsze litery: coś jak Y, coś jak R i liczba.
S.: Jaka liczba?
C.: Coś jak 2 lub Z...Taki śmieszny znaczek, jak krzyżyk - #... Potem H, T i RHC. Znów 2, potem H, potem O,P,Y -
to wszystko nieuporządkowane... A ponad wszystkim R, dwa Y i V. To jest wszystko, co mogę ujrzeć teraz.
Oni mówią, że ten wzór jest ważny. To pomoże ludziom w problemach paliwowych. Mówi coś jeszcze, ale nie pa-
miętam wszystkiego... tylko dwa słowa... jedno jak „pluton”, a drugie jak „lit”. Coś łączy te dwie rzeczy, nie wiem co.
Coś dziwnie lśni, sądzę, że wracam. Oni mówią, że ślą tylko pozdrowienie miłości. Znów jestem senna... ale nie
boję się tym razem. Znów obłok mgły. Oni powiedzieli, że mogę niczego nie pamiętać, ale przypomnę to sobie po
pewnym cza
sie. Skontaktują się ze mną i będą przy mnie. Jestem senna i dzwoni mi w uszach, ale oddycham głę-
biej. Co się stało? Musiałam chyba zemdleć! Nie wiem gdzie jestem.
S.: Gdzie pani jest teraz?
C.: To straszne! W San Jose!
S.: A dokładnie?
C.: Nie wiem dokładnie. San Jose jest z tyłu - na drogowskazie pisze, że przede mną jest Oakland... Mój Boże, jak
się tu znalazłam?!
Niestety, Clarisa Bernhardt nie pr
zypomniała sobie tej formuły na cudowne paliwo. Być może przypomni sobie w
przyszłości...?
11.2. Aniołowie ostrzegają nas.
Clarisa przewiduje, że na początku marca 1978 roku zachodnie wybrzeże USA zmieni swą konfigurację. San Die-
go będzie wyspą. Na południe od Santa Barbara masyw kontynentalny przemieni się w archipelag wysp. Nie widzę
strat w ludziach, bowiem będą to zmiany stopniowe, umożliwiające szybką ewakuację ludności z zagrożonych re-
jonów... Nastąpi zmiana biegunowości Ziemi, ale też stopniowo, nie gwałtownie. Nowa konfiguracja biegunów bę-
dzie bardziej harmonijna i korzystniejsza dla Zie
mi. Imperiał Valley będzie znów dnem morza. Utworzy się nowa
zatoka, tworząca nową drogę wodną do Arizony.
Clarisa widzi liczbę 8 mającą związek z jej przewidywaniami przemian w tym rejonie Pacyfiku, które mają nastąpić
8 marca 1978 roku, i mają trwać przez 10 lat.Zatoka San Francisco stanie się morzem śródlądowym. Los Angeles i
San Diego będą wyspami na pełnym morzu, natomiast na oceanie powstanie nowy kontynent. Phoenix będzie
miastem portowym nowego Zachodniego Wybrzeża i zmieni nazwę na Port City of the West. Południowo-
zachodnie stany USA zmienią się w piękną Rivierę.
Bez względu na to, czy źródłem tej wiedzy są Kosmiczni Bracia czy jej, Clarisy, „intuicja nadświadomości”, nie mo-
żemy dłużej przechodzić nad jej przewidywaniami do porządku dziennego.
Sama koncepcja odwiedzin Ziemi przez przedstawicieli innych cywiliza
cji nie stała się wprawdzie częścią współ-
czesnej mitologii, odkąd George Adamski oświadczył, że wszedł w kontakt z pilotem „latającego spodka” pocho-
dzącego z Wenus, który to kontakt miał miejsce w pobliżu Desert Center (CA), 20 listopada 1952 roku. Adamski
porozu
miewał się z nim dzięki telepatycznemu transferowi myśli, z tak wielkim sukcesem, że kontaktowiec ten
opublikował 2 bestsellery swego życia: „Flying Saucers Have Landed” oraz „Inside the Space Ships”, i dzięki cze-
mu stał się najbardziej kontrowersyjną postacią zwłaszcza po swojej śmierci, niż za życia w szczytowych latach
swej misyjnej działalności czołowego piewcy na cześć Kosmicznych Braci. Dla tych, którzy tworzą „kult latającego
talerza” Adamski jest i pozostał na zawsze naszym pierwszym ambasadorem w Kosmosie. Dla sceptyków pozostał
szarlatanem, szalbierzem i bezczelnym naciągaczem. Dla badaczy, którzy biorą „na poważnie” całą sprawę NOL-i,
Adamski personifikuje kogoś, kto poważnie wziął się za problem tak skrzętnie pomijany i ignorowany przez orto-
doksyjnych naukowców.
Religioznawca pracujący dla United Press International (UPI) Louis Casses skomentował w sierpniu 1969 roku w
artykule prasowym o tych, którzy wierzą w to, iż Ziemia jest unikalnym miejscem we Wszechświecie, w którym stał
się jedyny w swoim rodzaju cud życia, powołany aktem woli Najwyższego, w polemice twierdzi on, że nie ma do-
wodów na to, że „cud” ten ogranicza się tylko i wyłącznie do naszej Ziemi.
Wielebny G. E. U. Nicholson, rektor kościoła pod wezwaniem świętej. Marii Dziewicy w Burfield (Anglia), opubliko-
wał swój zdumiewająco nie ortodoksyjny pogląd na temat NOL-i w kościelnym czasopiśmie. Według niego ufozja-
wisko ma charakter ogólnoświatowego fenomenu i stawia pytanie czy są one „rydwanami Boga” wymienionymi w
Biblii, czy też może są one instrumentami „satanicznie nastawionych ludzi na Ziemi”, przy czym jest tak ustosun-
k
owany do kontaktowców i ich przesłania: Kosmiczni Bracia są posłańcami Boga, a ich obecnym zadaniem jest
obserwować Ziemię i być z nami w Dniu Sądu Ostatecznego. To Oni będą odpowiedzialni za wniebowstąpienia
tych, którzy prawdziwie wierzą w Niego i będą z nimi w czasie gdy Ziemia będzie niszczona płomieniami ognia
niebieskiego.
Nicholson przypomina swe wcześniejsze wypowiedzi:
-
Jezus ukazuje nam niebo zamieszkałe przez swych Aniołów & Świętych, a gdy On powróci, Jego Aniołowie będą
zebrani wraz ze Świętymi z czterech stron świata, od jednego krańca niebios do drugiego;
-
św. Paweł zapewnia, że ci którzy żyją w wierze prawdziwej do czasu Dnia Sądu będą wzięci do Niebios i spotkają
się z Panem na wysokościach;
-
Przepowiednie Psalmów mówią o latających kulistych pojazdach w czasie trwania tego wydarzenia: Jest 20 tysię-
cy rydwanów, a w każdym tysiąc aniołów, a Pan jest pośród nich.
-
w tekście proroctw Izajasza jest fragment o wielkiej radości, która zapanuje na ziemi gdy zniknie wszelkie zło: Oto
nadejdzie
Pan w płomieniach wraz ze swoimi rydwanami jak huragany i zstąpi w płomieniach ognia na Ziemię. W
końcowej konkluzji wyraża wiarę w realność fenomenu NOL-i i jego możliwych powiązań z Biblią, a ściślej - z za-
wartymi w niej proroctwami.
Brytyjski kaznodzie
ja Kościoła Metodystów, lord Soper oświadczył publicznie, że we Wszechświecie mogą istnieć
istoty, które są dla człowieka niedostrzegalne: Oni mogą istnieć jako wiązki fal radiowych, lub jako coś jeszcze
bardziej dziwnego dla nas, w stosunku do czego nie
można użyć już antropomorficznych terminów. Poza tym nie
widział żadnej przyczyny, by nie uważać, że wiara w Boga przeszkadza w utwierdzaniu przekonania, że onegdaj
odwiedziły nas istoty z innego świata. - Jeżeli na planetach Epsilonu Eridani żyją istoty myślące, to mogą one mieć
własną inkarnację Boga - powiedział on. - Ten fakt nie stoi w jakiejkolwiek sprzeczności z naszym obrazem Boga i
Jego Syna. Chrystus jest ludzkim odbiciem Boga, tak więc istoty z innych światów mają swoje własne odbicie Bo-
ga, Najwy
ższej Istoty. Wynikało to by z tego, że każda istota w Kosmosie została stworzona na obraz i podobień-
stwo Boże...
Ojciec Lambert Bolphin, badacz z Instytutu Stanforda w Kalifornii oświadczył w tamtejszej prasie, co następuje: Te
wydarzenia zawiodły mnie do przekonania, że NOL-e są pozaziemskiego pochodzenia, pilotowane przez inteli-
gentne istoty. Ich pojawienie się jest kojarzone z drugim przybyciem Chrystusa.
Rabin Norman Lamm, żydowski teolog wystąpił z opinią, że judaizm i jego podstawa (Talmud) nie jest zagrożona
naukowymi odkryciami, iż człowiek nie jest jedyną istotą rozumną na Bożym świecie. I chociaż Biblia kładzie nacisk
na wyjątkową naturę człowieka, rabbi Lamm wskazuje na to, że taka informacja nie leży w sprzeczności z jej dok-
trynami.
W swej pr
acy „Gods of Aquarius” przytoczyłem, onegdaj przypadek Francie, kontaktowca i mistyczki Nowych Cza-
sów (New Age), która zrelacjonowała swoje pierwsze spotkanie z anielskimi istotami, które porozumiewały się z nią
dziwną, śpiewną mową:
Wszystko zaczęło się w chwili, gdy ojciec zaczął wbijać gwóźdź w ścianę po mojej prawej stronie. Firanki targane
były przeciągiem, okna były otwarte. Zasłony niemal dotykały moich nóg. Pamiętam te szczegóły mimo tego, że
miałam tylko 5 lat. Być może to Oni chcieli bym to zapamiętała.
W pewnej chwili ujrzałam postać opadającą wolno i stającą po mej prawej stronie. Postać ta przeniknęła przez sufit
i lśniła miękkim światłem. Nie jestem pewna czy ona dotykała podłogi. Na jej ramionach powiewała długa szata.
Włosy miała jasne i proste, opadające na kark. Oczy niebieskie, szeroko rozstawione. Uzębienie pełne, skóra gład-
ka bez zarostu. To akurat pamiętam, bo ojciec miał brodę...
...Nie wiem dlaczego przez te wszystkie lata sądziłam, że to był anioł. Zaczął on mówić do mnie, jego głos był bar-
dzo melodyjny, zaś jego mowa przypominała melorecytację. Krzyknęłam do ojca: Tato, patrz! W naszym pokoju
jest anioł!!! - po czym rzuciłam na niego okiem. Widziałam jego plecy i uniesioną do kolejnego uderzenia rękę
trzyma
jącą młotek. Nie poruszał się. Już chciałam okrzyknąć go, ale wtedy ujrzałam drugiego anioła wiszącego mu
nad głową. Powiedziałam do ojca: Jeżeli nie chcesz się odwracać, to spójrz w górę - masz jednego nad głową. Ale
tato się nie poruszał. Anioł nad jego głową był kobietą. Widziałam tylko jej twarz i głowę. Wyglądała jakby była z
innego miejs
ca niż męski anioł. Miała ciemniejszą skórę, oczy i włosy. Jej włosy były faliste i wisiały po obu stro-
nach jej drobnej twarzyczki, a tym
czasem mój anioł mówił do mnie. Zapamiętałam kilka fraz, ale nie rozumiałam
ich. Zawołałam matkę i ujrzałam kolejną kobiecą twarz w rogu pokoju. Rozejrzałam się - w pokoju były cztery anio-
ły...
...Zawołałam matkę jeszcze raz i dodałam, że w pokoju są anioły. Po chwili „mój” anioł zmienił głos. Nie był już
mel
orecytacyjny, ale niski, monotonny, mechaniczny: Nie wzywaj swych rodziców - rzekł. Matka odpowiedziała, że
nie ma czasu, bo jest zajęta. Anioł znów mówił do mnie i w pewnym momencie znikł tak, jak i pozostałe żeńskie
istoty. Ojciec wbijał gwóźdź... Nie zapamiętałam tego, co do mnie mówiono, poza paroma frazami, nie mówiąc już
o tym, że nic z tego nie zrozumiałam. Jeżeli jednak naprawdę Oni się pojawili w mym życiu to sądzę, że pozostał
po tym trwały ślad w mojej podświadomości. Dlaczego Oni pojawili się w swej postaci fizycznej? Równie dobrze
mogli skomunikować się ze mną telepatycznie.
Kilka lat temu sheffieldzkie gazety opublikowały wywiad z Phillippem Rodgersem zamieszkałym na sir William Hill
w Orindleford w Anglii. Wraz z nim wypowiadali się uczeni, astronomowie i inżynierowie. Powodem zaś przepro-
wadzenia tego wywiadu była taśma magnetofonowa, na której Rodgers utrwalił dziwne, straszne głosy, mówiące z
ostrym, nie
przyjemnym akcentem. Głosy te pochodziły od Istot z Kosmosu.
Phillipp Rodgers jest słynnym muzykiem, który w chwilach wolnych od zajęć zajmuje się wychwytywaniem i zapi-
sywaniem na taśmę magnetyczną głosów i odgłosów pochodzących ze statków kosmicznych lub Istot z innych
światów. Bez względu na to, czy są to pozdrowienia od istot z dalekich światów, czy cokolwiek innego, bez wzglę-
du na to czy jest to wa
da magnetofonu czy mediumistycznych właściwości Rodgersa, głosy rzeczywiście brzmią
dziwnie i „nieziemsko”.
Dłuższa wymiana korespondencji pomiędzy mną a Rodgersem odsłoniła kulisy jego przygody z „głosami z Kosmo-
su”:
Pewnego dnia, w październiku 1956 roku, wspinałem się na szczyt wzniesienia Sir William Hill, długą i prostą, błot-
nistą drogą biegnącą na wysokości 400 metrów nad poziomem morza. patrząc na Serpent Valley i wioskę Grindle-
ford
(Derbyshire), która znajduje się o jakieś 16 kilometrów od przemysłowego miasta Sheffield. Gdy schodziłem w
dół ujrzałem dziwne pulsujące światło, którego pochodzenia nie mogłem sobie wyjaśnić.
W parę tygodni później, gdy schodziłem ze wzgórza, zostałem oślepiony przez latający obiekt, który wisiał na
wprost mnie, świecąc na przemian to biało, to czerwono, a potem zniknął. Te dwa CE utwierdziły mnie w przeko-
naniu, że nie tylko NOL-e naprawdę istnieją, ale także Oni wiedzą coś o mnie. Poza tym oba te Spotkania były
czysto osobiste -
nikt poza mną w nich nie uczestniczył.
W ciągu następnego roku (1957), w okolicy Sheffield zaobserwowano wielokrotnie przeloty NOL-i. We wrześniu
miałem wiele razy okazję słyszeć masę dźwięków, emitowanych przez niewidzialne obiekty latające. Czasem były
to fragmenty jakiejś melodii, a czasami były to melodyjne, ale nierytmiczne dźwięki, które przypominały dźwięki
dzwonów. Będąc muzykiem byłem w stanie zapisać te dźwięki na pięciolinię. Pewnego razu wydobyłem ze swego
instrument
u nutę C przed 300 swymi szkolnymi dziećmi. Jeden z tych obiektów powtórzył to wysokie C, nie tylko
słyszane przeze mnie i dzieci, ale także przez innych kolegów i nauczycieli. Później dowiedziałem się, że kilku ludzi
w hrabstwie Rossocommon (Irlandia) s
łyszeli podobne dźwięki, więc nie były to dźwięki powstałe w mym mózgu.
24 listopada 1957 roku, wpadłem na pomysł zapisywania tych dźwięków na taśmę magnetyczną. W tym celu
umieściłem mikrofon swego Grundiga na parapecie okna saloniku, i włączyłem magnetofon, zbiegłem na dół i sta-
nąłem przy drzwiach wejściowych. Po paru minutach usłyszałem penetrujący przenikliwy dźwięk, wydobywający
się z pomiędzy drzew po przeciwnej stronie łąki. Pobiegłem na górę, przewinąłem taśmę z paskudnym przekona-
niem, że nic tam nie będzie. Ale byłem w błędzie, dźwięk był utrwalony czysto jak dzwon. Zauważyłem, że składał
się z dwóch podstawowych składowych nut, w zestawieniu zupełnie mnie nie znanym. To był pierwszy dźwięk po-
chodzący z Kosmosu, który udało mi się wychwycić. Podobne dźwięki udało mi się wychwycić w czasie Bożego
Narodzenia.
W lutym 1958 roku, także odnotowałem kilka tego rodzaju dźwięków w czasie silnej śnieżycy. Były to muzyczne
frazy, pomiędzy którymi mikrofon wyłapał słowo Howdy!, rodzaj pozdrowienia, nigdy nie używanego w naszym
rejonie. Sądzę, że dziewczynka, która je powiedziała, uczyła się angielskiego w zachodnich stanach USA.
Następne wydarzenie miało miejsce 21 marca, gdzieś koło południa. Mechaniczny, „komputerowy” głos powiedział
jasno i czysto: Lud
zie, statek jest prawdziwy!; zaś w tle słychać było odgłosy pracy maszyny do pisania. Było to
pierwsze posłanie od Nich, które zostało odnotowane na taśmie. Wydarzenie to utwierdziło mnie w przekonaniu, że
NOL-
e są prawdziwe i są pilotowane przez rozumne istoty. Sygnały te wyłapałem nie przez radio, a przez mikrofon
Golden Voice umieszczony pod oknem
mojej sypialni na wysokości około 4 metry od ziemi. Wszystkie te sygnały
były niesłyszalne dla mnie, słyszę je dopiero po cofnięciu i odtworzeniu taśmy.
Na k
rótko po opisanych wydarzeniach, udało mi się nagrać fantastyczną serię muzycznych sygnałów, granych na
instrumentach nieznanych na Ziemi: jeden z nich brzmiał jak skrzypce, ale bez struny G, zastąpionej wyższym B i
E w ziemskich skrzypcach. Pomiędzy dźwiękami zanotowałem pozdrowienia, a potem rozległy się dźwięki jakiegoś
instru
mentu przypominającego harfę, grającą dziwny, w nowoczesnym brzmieniu akord. Dokładnie sprawdziłem
czy w radio i TV nie były nadawane w tym czasie jakieś koncerty muzyki współczesnej. Nie było takich.
Z całym naciskiem muszę zaznaczyć, że moje zapisy są krótkie i fragmentaryczne, trwają 1-2 sekundy i nie dłużej.
Nie ma w nich posłań od Wenusjan czy Marsjan zakazujących wojen, zabraniających produkcji bomb wodorowych,
i tym podobne
. Jeżeli poskładamy je w jedną całość, to uzyskamy żywy obraz istot które je wytworzyły. Oni nie
chcą zrobić nam krzywdy i są nam życzliwi.
Jedno z najciekawszych nagrań udało mi się uzyskać w dzień Bożego Ciała ok. godziny 20:45. Później sprawdzi-
łem, czy jakieś dzieciaki nie bawiły się na polu po przeciwnej stronie domu. Nie było tam nikogo. Na taśmie były
głosy dzieci, które naśladowały głosy zwierząt, nuciły i śmiały się. Głosy te były poprzedzielane dźwiękiem jakiegoś
instru
mentu, wygrywającego nowoczesne frazy muzyczne, podobne nieco do fanfar. Mały chłopiec, który mógł już
mówić, powiedział: sputnik. Poprzedzone to było czymś w rodzaju wypowiedzi w jego własnym języku: Ja-du-
pardu! Dziewczynka w wieku 11 lat (ziemskich) powiedziała miękko: Alleluja! Poprzedzone słowami Hyanna-podo
wypowiedziane z włoską czystością.
W parę tygodni później znów zarejestrowałem chłopięcy głos, mówiący: Ya-ba hueseta, natomiast młody damski
głos odpowiedział mu: Mee-see-mar tonem brzmiącym jak czułe pozdrowienie. [...]
C
hoć jesteśmy istotami rozumnymi, bardzo szybko osądzamy innych. Wciąż nie możemy znaleźć motywów, które
kierują Innymi w dokonywaniu badań, obserwacji i analiz naszej własnej kultury.
Inwazja... dominacja... zajmowanie terytorium... konkwista... komercjal
na ekspaloatacja... Skąd my to znamy?
Gdyby powyższe leżało w planie tych Istot, to tą konfrontację mielibyśmy już dawno za sobą, bo Oni mają nad na-
mi tak wielką przewagę technologiczną, że nie musieliby nawet wdawać się z nami w walkę zbrojną. Więc ta „woj-
na światów” nie wchodzi w grę. Celem Ich badań jest po prostu nasze życie i życie na naszej planecie we wszel-
kich jej środowiskach. Znają naszą historię lepiej nawet od nas, bo i nie obowiązują ich prawa czasu i przestrzeni.
Powyższe dowodzi tylko jednego: Oni zawsze byli z nami i wśród nas. Poza tym wciąż przyspieszają swój program
interakcji. I to właśnie wydaje się być jedynym logicznym programem działania naszych kosmicznych kuzynów.
KONIEC
Robert K. Leśniakiewicz