0
Nicole Burnham
Piękność ze snu
Tytuł oryginału: One Bachelor To Go
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Emily! Idziesz ze mną do łazienki?
Emily Winters odstawiła kubek z poranną kawą i podeszła do biurka
Carmelli Lopez, asystentki ojca. Bez patrzenia na zegarek wiedziała, że
czternaścioro pracowników Wintersoftu zajmuje właśnie miejsca w sali
konferencyjnej na końcu korytarza. Zapewne schowali już palmtopy i wy-
łączyli telefony komórkowe w oczekiwaniu na cotygodniowe spotkanie
poświęcone strategii sprzedaży.
- Mam tylko minutę, Carmello. - Carmelli, jedynej kobiecie w firmie,
która znała wszystkie sekrety - i wszystkie plotki - rzadko kiedy
wystarczała jedna minuta.
- To ważne.
Emily spojrzała w głąb biura, gdzie jej ojciec, Lloyd Winters, prezes
Wintersoftu, rozmawiał właśnie przez telefon i sądząc po głosie, nadal
zmagał się z tym samym problemem co tydzień temu.
- Ale chyba to nie dotyczy naszych kłopotów dystrybucyjnych? -
spytała Emily, ściszając głos, żeby nikt oprócz Carmelli nie mógł jej
usłyszeć.
Ze spojrzenia przyjaciółki odgadła wszystko. Niestety, nie chodziło o
dystrybucję.
- Myślałam, że zrezygnowałyśmy już z naszego planu. -Emily
jeszcze raz zerknęła na ojca, żeby się upewnić, czy wciąż rozmawia przez
telefon. - Wiem, jak mojemu ojcu zalety na tym, żebym poślubiła kogoś z
firmy. Niewykluczone, że próbowałby namawiać moich firmowych
RS
2
kolegów, żeby umówili się ze mną na randkę, ale teraz, kiedy udało nam
się wyswatać wszystkich potencjalnych kandydatów...
- Z wyjątkiem Jacka Devona
- Z wyjątkiem Jacka Devona. Wiem. - Emily przewróciła oczami.
Nawet drobna wzmianka o tym człowieku wyprowadzała ją z
równowagi, nie mówiąc już o konieczności spotykania się z nim co dzień
w pracy. Mimo usilnych starań Emily i Carmelli nie udało się znaleźć dla
niego kandydatki na żonę. O tak, Jack wyróżniał się spośród wszystkich
mężczyzn pracujących w firmie. Nie tylko zajął czołowe miejsce w
rankingu pięćdziesięciu najatrakcyjniejszych kawalerów w Bostonie
ogłoszonym przez „Boston Magazine", ale na dodatek jego życie prywatne
otoczone było ścisłą tajemnicą.
Jednak Jack, mimo ewentualnych nacisków ze strony Lloyda, i tak
nigdy nie umówi się z córką szefa, więc nie ma potrzeby martwić się o
niego. W zeszłym miesiącu Emily przypadkiem usłyszała, jak rozmawiał z
jej ojcem o przyjęciu, które Lloyd urządził dzień wcześniej. Miał odwagę
nazwać ją „zepsutą panienką z bogatego domu"! Ojciec śmiał się i wcale
jej nie bronił, co nie pozostawiało złudzeń, jak bardzo zależy mu na tym,
żeby znaleźć jej męża. Trudno, Emily nie miała zamiaru ryzykować swojej
reputacji. Nie będzie się zajmować swataniem Jacka, nawet jeśli Lloydowi
uda się namówić go na randkę ze swoją córką.
- Musimy o tym porozmawiać, i to zanim pójdziesz na spotkanie -
szepnęła Carmella, po czym dodała głośniej: - Czy możesz mi pomóc,
Emily?
Brett Hamilton, szef jednego z działów Wintersoftu, mijał właśnie
biurko Carmelli.
RS
3
- Czego sobie życzysz? - spytał.
- Dziękuję. Emily mi pomoże - odparła Carmella, kręcąc głową.
Brett ruszył dalej, a Carmella uśmiechnęła się porozumiewawczo do
przyjaciółki.
Emily zerknęła znacząco na drzwi do sali konferencyjnej, żeby
przypomnieć -Carmelli o naradzie. Niezrażona Carmella skinęła na nią
ręką i raźnym krokiem ruszyła do holu. Minęły biurka asystentek
administracyjnych, po czym wślizgnęły się do damskiej toalety. Carmella
najpierw upewniła się, czy wszystkie kabiny są puste, po czym odetchnęła
z ulgą i powiedziała:
- Wiem, że nigdy nie byłaś zachwycona naszym planem, żeby
znaleźć partnerki - czy, jak się później okazało, narzeczone dla kawalerów
z Wintersoftu. Jednak Jack Devon to osobna historia.
- Nie lubię wtrącać się w czyjeś życie osobiste - odparła Emily. W
końcu miała inne ważne sprawy na głowie. Na przykład naradę w dziale
sprzedaży.
- Oczywiście, ale obie wiemy, dlaczego to było konieczne. -
Carmella pokazała palcem w kierunku gabinetu Lloyda. - Jeśli nie
zajęłybyśmy się tym same, kto inny by to zrobił. I nie byłabyś zadowolona
z rezultatów. Pamiętam, co się stało, gdy ojciec zmusił cię, żebyś
spotykała się ze wspaniale zapowiadającym się Toddem Baxterem. - W
oczach Carmelli pojawił się smutek. - Wyszedł z tego straszny dramat.
- W porządku. Nie miałyśmy wyboru - przyznała Emily. Oczywiście
wolałaby nie wykorzystywać poufnych informacji wyciągniętych dzięki
Carmelli z akt osobowych pracowników firmy, żeby znaleźć swoim
kolegom partnerki, zanim ojciec namówi ich na randki z córką. Bardziej
RS
4
zależało jej na własnym spokoju i reputacji - o reputacji ojca nie
wspominając.
Lloyd Winters był powszechnie szanowanym prezesem i
właścicielem Wintersoftu, ale zarówno Emily, jak i Carmella wiedziały, że
zupełnie tracił głowę, gdy w grę wchodziły sprawy jego córki. W
przeszłości zdarzało mu się niejednokrotnie postępować wbrew własnym
interesom, gdy sądził, że dzięki temu uszczęśliwi dziecko.
Nawet śmiał się, gdy ktoś nazywał jego jedynaczkę zepsutą
panienką!
Ale szukanie dla niej męża w Wintersofcie, w dodatku takiego, który
kochałby firmę tak samo jak ona, wcale nie przyniosłoby jej szczęścia.
Mimo usilnych starań Emily nie potrafiła wytłumaczyć tego ojcu, nawet
po katastrofie, jaką skończyło się jej małżeństwo z Toddem Baxterem.
- Przyznaję, że nasz plan okazał się bardzo szczęśliwy dla
wszystkich. Dzięki nam zawarto pięć małżeństw. - Emily przysunęła się
do drzwi, sprawdzając, czy nikt nie zbliża się do toalety. - Ale nasza rola
się skończyła, więc nie sądzę, żeby było jeszcze o czym rozmawiać. Jeśli
ktoś dowie się, co zrobiłyśmy...
- Dlatego tu z tobą przyszłam, Myślę, że właśnie Jack Devon się
dowiedział.
Emily postawiła kubek na zielono-czarnym granitowym blacie z
takim impetem, że wylała niemal połowę kawy. Tylko nie Jack!
- Naprawdę? Jak? Zauważyłam, że ostatnio dziwnie mi się
przygląda. Może podejrzewać, że ktoś grzebał w aktach osobowych, ale
przecież tak naprawdę nic nie wie!
RS
5
- Nie byłabym taka pewna. Twój ojciec zażyczył sobie, żebyś
przyszła dziś o dziewiątej do jego gabinetu. Dopytywał się, czy skończysz
już wtedy naradę. - W Oczach Carmelli pojawiła się panika. - Mówił, że to
ważne.
Emily spojrzała na zegarek i odetchnęła z ulgą. Na szczęście nie
spóźni się dużo na naradę. Zaledwie od roku stała na czele jednego z
działów i nie chciała, żeby ktokolwiek miał wątpliwości, czy powinna
zajmować tak ważne i odpowiedzialne stanowisko.
- Niepotrzebnie wpadasz w panikę, Carmello - powiedziała, biorąc
do ręki kubek z kawą. - Powinnaś najlepiej wiedzieć, że mój ojciec lubi
sam ustalać terminy spotkań. I zawsze uważa, że wszystko jest bardzo
ważne.
Carmella potrząsnęła energicznie głową, aż zafalowały jej siwiejące
włosy.
- Nie. Tym razem chodzi o coś innego. Jack przyszedł dziś do firmy
wcześnie rano, jeszcze zanim zjawiłaś się w pracy. Poszedł prosto do
gabinetu twojego ojca i tam na niego czekał. Potem dyskutowali z wielkim
ożywieniem. Jack powiedział coś, co sprawiło, że twój ojciec chce się z
wami jak najszybciej spotkać. Z tobą i z Jackiem. Na pewno coś się stało.
Emily próbowała zachować spokój.
- Słyszałam, jak tata rozmawiał dziś przez telefon z nowym
dystrybutorem. Może chodzi o coś, co ma związek z tą rozmową -
zastanawiała się głośno. Jack, jako szef działu zajmującego się rozwojem i
strategią, siłą rzeczy musiał być zaangażowany w ustalanie warunków
kontraktu, choć obie dobrze wiedziały, że dyskusja na ten temat nie mogła
dotyczyć Emily.
RS
6
- Zobaczymy. Mam złe przeczucia. - Zmarszczki na czole Carmelli
pogłębiły się. - Jeśli Jack powiedział twojemu ojcu, że ktoś grzebał w
aktach osobowych, rozpęta się prawdziwe piekło. Lloyd uparł się, żeby
znaleźć ci męża, któremu zależy na firmie tak jak tobie. Jeśli odkryje, że
maczałam w tym palce... Nawet nie wiesz, jak on mi ufa, Emily.
Umarłabym, gdyby.
- Wezmę całą winę na siebie. - Emily położyła rękę na ramieniu
zrozpaczonej przyjaciółki.
Od śmierci matki Carmella opiekowała się nią jak własnym
dzieckiem. Po dwudziestu pięciu latach pracy na stanowisku sekretarki
Lloyda - najpierw w banku inwestycyjnym, a przez ostatnich dwanaście lat
w Wintersofcie - Carmella była wtajemniczona we wszystkie rodzinne
sprawy. To oczywiste, że znalazłaby się w bardzo niezręcznej sytuacji,
gdyby Lloyd odkrył, że spiskuje za jego plecami. Nawet gdyby miała
najlepsze intencje.
- Bądź ostrożna - ostrzegła przyjaciółkę Carmella.
- Dobrze. - Jak mogło być inaczej, skoro przy rozmowie obecny
będzie Jack Devon?
- Usiądź, Emily. Jack przekazał mi właśnie bardzo interesujące
informacje.
Emily stała w drzwiach przestronnego gabinetu Lloyda, z którego
roztaczał się wspaniały widok na dzielnicę finansową Bostonu.
Lloyd spojrzał w bok, a potem znów utkwił wzrok w jej twarzy.
- Może zamkniesz drzwi, żebyśmy nie przeszkadzali Carmelli?
O, nie! Żołądek Emily ścisnął się ze strachu. Może jednak Carmella
miała rację?
RS
7
Odwróciła się, by wykonać polecenie ojca. Zobaczyła jeszcze, jak
Carmella uśmiechnęła się, żeby podtrzymać ją na duchu. Nie martw się na
zapas, mówiło spojrzenie przyjaciółki. Emily przywołała na twarz
sztuczny uśmiech, zrobiła parę kroków i przysunęła sobie skórzany fotel
stojący naprzeciw biurka ojca. Ponieważ wysoki i potężny Jack Devon
zajmował drugi fotel, zanim usiadła, odsunęła się w bok, najdalej jak
mogła.
Skóra jej cierpła, jak zawsze zresztą, gdy znajdowała się w pobliżu
tego mężczyzny.
Kiedyś obejrzała „Ostatniego Mohikanina" i szalenie spodobał jej się
Daniel Day-Lewis. Gdy tylko pojawiał się na ekranie, jego widok zapierał
jej dech w piersi. A Jack Devon był jeszcze bardziej fascynujący niż
Daniel Day-Lewis. Miał takie same kruczoczarne włosy i wystające kości
policzkowe, ale był wyższy i bardziej muskularny, a jego skóra miała
ciemniejszy odcień niż skóra Lewisa. No i to przenikliwe spojrzenie
szarych oczu. W dodatku otaczała go aura tajemniczości, a w jego aktach
osobowych nie było prawie żadnych informacji, które Emily i Carmella
mogłyby wykorzystać, przez co stawał się jeszcze bardziej tajemniczy.
Ale najgorsze było to, że Jack Devon nie był gwiazdorem filmowym,
którego można podziwiać z daleka. Był żywym człowiekiem, żyjącym w
realnym świecie, a w dodatku Emily co dzień spotykała go w biurze. Był
nie tylko najprzystojniejszym mężczyzną w Wintersofcie, ale i
najinteligentniejszym. Z jego akt dało się wyczytać jedynie to, że przez
cały okres studiów w Amherst otrzymywał stypendium, a uczelnię
ukończył jako jeden z najlepszych absolwentów.
RS
8
No i uważał ją, Emily, za zepsutą panienkę z bogatego domu. Nie
powinna o tym zapominać.
Emily odsunęła się jeszcze bardziej. Czy musi o nim tyle myśleć?
- Co to za informacje, tato? - spytała, modląc się w duchu, żeby tylko
ojciec nie powiedział, że ktoś szperał w aktach osobowych pracowników
firmy. Na przykład ona. Albo Carmella.
Lloyd wykonał gest ręką w stronę Jacka, który wychylił się w fotelu,
likwidując tym ruchem cały dystans, jaki Emily udało się stworzyć. Ale
zamiast oskarżycielskiego spojrzenia, którego się spodziewała, w jego
oczach zobaczyła podniecenie jak u dziecka, które nie może się doczekać,
żeby sprawić dorosłym niespodziankę.
- W przyszłym tygodniu odbędą się wielkie targi w Reno.
Przypuszczam, że o nich słyszałaś?
Oczywiście.
- Organizowane przez World Financial Services Organization, tak?
- Tak - wtrącił się Lloyd, stukając piórem w notatnik. -I Jack uważa,
tak samo jak ja, że oboje musicie się tam wybrać.
Oboje? Ostatnią rzeczą, jakiej spodziewałaby się po tym spotkaniu,
był bilet na wycieczkę w towarzystwie Jacka. Emily spojrzała na ojca ze
zdziwieniem.
- Wiadomość o targach otrzymaliśmy już wiele miesięcy temu.
Dzwoniłam tam, ale powiedziano mi, że wszystkie stoiska są
zarezerwowane od dwóch lat. Nie wiem, co możemy osiągnąć, jadąc tam
nieoficjalnie. Poznamy parę osób, i to wszystko.
- Byłem tego samego zdania - odparł Jack. - Ale kiedy wczoraj
wieczorem porządkowałem biurko, znalazłem te broszury i zadzwoniłem,
RS
9
żeby zarezerwować dla nas miejsce na przyszły rok. Wtedy okazało się, że
trzech tegorocznych uczestników odwołało przyjazd. Mamy bardzo mało
czasu na przygotowania, ale Acton Software wynajął przedwczoraj jedno z
wolnych stoisk. - Jack przeniósł wzrok na Lloyda. - Wiesz, co to oznacza?
Emily odwróciła głowę w kierunku ojca.
- Jeśli uda nam się wynająć stoisko, możemy przedstawić nową
wersję programu finansowego Wintersoftu, zawiadomić wszystkich, że
będzie w sprzedaży za parę miesięcy i może zdobyć nowych klientów -
albo przynajmniej utrzymać przy sobie dotychczasowych. Istnieje całkiem
realne niebezpieczeństwo, że przejdą do Actonu, kiedy ukaże się ich nowy
produkt.
- No właśnie. - Niebieskie oczy Lloyda błysnęły ożywieniem. Potem
postukał piórem w biurko. Emily wiedziała, że zawsze tak robi, gdy czuje
przypływ adrenaliny.
Acton Software, największy konkurent Wintersoftu, zaczął już
zbierać zamówienia na swój najnowszy program, oferując duże upusty
dotychczasowym klientom Wintersoftu. Jeśli Wintersoft nie pokaże, że
jego oferta jest lepsza, poniesie dotkliwe straty. Teraz nadarzała się okazja,
by temu zapobiec.
- Myślę, że powinniśmy tam wyskoczyć. - Głos Jacka był równie
entuzjastyczny jak głos Lloyda. - Jak wygląda twój kalendarz, Emily?
Strach i podniecenie uniemożliwiały Emily zebranie myśli. Za nic
nie mogła sobie przypomnieć, jakie ma plany na najbliższe dni.
- Dam sobie radę. To zbyt ważna sprawa, żeby ją zlekceważyć.
Oczywiście udział w targach oznaczał, że przez cały najbliższy
tydzień będzie musiała przesiadywać do późnego wieczora w biurze,
RS
10
przygotowując solidną prezentację. A zaraz potem czeka ją pięć dni
wytężonej pracy na ciasnym stoisku, ramię w ramię z Jackiem.
Dobrze, że nie pięć nocy Na szczęście co wieczór będzie mogła
schronić się w zacisznym pokoju hotelowym.
- Świetnie. Lloyd wstał i wystawił głowę przez drzwi. - Czy możesz
przyjść na chwilę, Carmello?
Kiedy Carmella weszła do gabinetu, Jacka zastanowiła jej dziwna
nerwowość.
Ale Lloyd nic nie zauważył. Zagłębił się w fotelu i wziął do ręki
materiały dotyczące targów.
- Zarezerwuj dwa bilety do Reno dla Em i Jacka - poprosił. - W
przyszłym tygodniu jadą tam na targi.
Carmella zanotowała polecenie, a Lloyd przeniósł wzrok na Emily i
Jacka.
- Przygotujcie na jutro listę potrzebnych środków audiowizualnych.
Carmella zadzwoni do hotelu i wszystko załatwi.
Emily od razu zaczęła się zastanawiać, czego będzie potrzebować.
Po chwili głos Jacka wyrwał ją z tych rozważań.
- Domyślam się, że „El Dorado" i „Silver Legacy", które mieszczą
się naprzeciw sali wystawowej, mają już komplet gości. Czy nie sądzisz,
że jednak lepiej zatrzymać się w mieście, nawet jeśli to będzie hotel
„Harrahs" albo jakiś inny?
Emily podniosła głowę. Lepiej niż co? Lloyd pokręcił głową, a jego
zaciśnięte usta natychmiast zaalarmowały córkę.
- Wiem, że nasz górski dom znajduje się aż trzy kwadranse jazdy
samochodem od Reno, ale za to ma kompletne okablowanie. W
RS
11
komputerze jest nowa wersja naszego programu i w razie potrzeby
będziecie mogli skorzystać z niej, przygotowując prezentację. Każdego
ranka przed wyjściem na targi możecie wysyłać mi maile. Poza tym nie
będę się martwić, jak was złapać w dwóch pokojach hotelowych, a wy nie
będziecie musieli korzystać z centrum biznesowego w hotelu, gdzie na
pewno będą się kręcić ludzie z Actonu.
Emily zamrugała z przerażenia.
- Ależ tato! Chcesz, żebyśmy zamieszkali w naszym górskim domu
w Tahoe? - Razem? Oczywiście, ojciec miał rację, że dom Wintersów był
wyposażony we wszystkie udogodnienia niezbędne biznesmenowi
podróżującemu w interesach. Ale mieszkać pod jednym dachem z
Jackiem... W ciągu dnia będą zajęci na targach, ale wieczorami... Nie uda
im się rozmawiać przez cały czas wyłącznie o interesach, to pewne.
Dziękuję, nie.
No i gdyby Jack rzeczywiście miał jakieś podejrzenia, że ona i
Carmella szperały w jego aktach osobowych, będzie mógł swobodnie
wypytywać ją bez świadków. A nawet jeśli niczego się nie domyślał, jak
ona wytrzyma przez pięć dni -i pięć nocy - o krok od tego
przyćmiewającego umysł mężczyzny? Już widziała, jak schodzi na dół we
flanelowej piżamie, żeby dołożyć do ognia na kominku i popatrzeć przez
okno na ośnieżone drzewa, a Jack skrada się za jej plecami.
Dawno temu przekonała się - w dużej mierze dzięki wysiłkom ojca,
starającego się znaleźć dla niej idealnego męża - że w jej wypadku
łączenie życia zawodowego i prywatnego jest absolutnie wykluczone.
Niestety, ojciec nie wyciągnął odpowiednich wniosków z nauczki,
jaką dał im jej były mąż i dawny pracownik Wintersoftu, Todd Baxter.
RS
12
Niedawno przyłapano go, jak próbował wykraść sekrety firmy. Emily
zastanawiała się, jak dalece upór ojca, żeby mieszkała z Jackiem w domu
nad jeziorem Tahoe, wynikał z wygody, a w jakim stopniu był
podyktowany nadzieją, że córka zakocha się w ostatnim nieżonatym
facecie zajmującym kierownicze stanowisko w Wintersofcie. Jack
doskonale nadawał się do roli syna, o którym zawsze marzył Lloyd.
Zwłaszcza po tym, jak wyszła na jaw prawdziwa natura Todda Baxtera.
Lloyd uśmiechnął się przepraszająco, potwierdzając domysły córki.
- W domu będzie wam o wiele wygodniej. Czy nie mówiłaś mi w
zeszłym tygodniu, że powinniśmy ograniczyć wydatki na podróże? A
dzięki temu zaoszczędzimy na opłatach za dwa pokoje przez tydzień, nie
mówiąc o kosztach korzystania z centrum biznesowego, telefonu i obsługi
hotelowej.
- W porządku - poddała się Emily, nie chcąc sprzeczać się z ojcem
przy świadkach. Poza tym Jack nie powinien się domyślać, że tak bardzo
boi się z nim zamieszkać. - Załatwisz nam podstawienie pikapu na
lotnisko, żebyśmy nie musieli wynajmować samochodu?
- Oczywiście. Jestem pewien, że Wilburowie wszystko zorganizują -
odparł Lloyd, mając na myśli małżeństwo, które pod jego nieobecność
opiekowało się domem w Tahoe. - Poproszę, żeby sprawdzili, czy jest
drewno do kominka, i uzupełnili zapasy w lodówce.
- Zawiadomię ich o przyjeździe Emily i Jacka - zapewniła Carmella.
Wracając do swego biurka, zerknęła znacząco na Emily. Dla niej
także było jasne, że Lloyd znów stara się odgrywać rolę Kupidyna.
RS
13
- W takim razie wszystko ustalone. Acton zdziwi się ogromem
swojej klęski, kiedy przedstawimy nowy produkt - powiedział Lloyd,
bębniąc piórem w biurko. - Wierzę, że świetnie sobie poradzicie.
Emily z powagą skinęła głową i wyszła. Myślała o czekającym ją
zadaniu. Za niecały tydzień po raz pierwszy wystąpi jako reprezentantka
firmy na targach. Quentin Kostador, który zajmował to stanowisko przed
nią, poświęcał zwykle od dwóch do trzech tygodni na przygotowania. Ale
Emily znała na pamięć wszystkie zalety nowego produktu i poświęciła już
wiele godzin na to, by dobrze poznać klientów Wintersoftu. Przedstawi im
zalety programu i jeśli Jack będzie chociaż w połowie tak charyzmatyczny
jak w biurze, grono ich klientów powiększy się.
Miała tylko nadzieję, że równie dobrze poradzi sobie wieczorami,
kiedy będzie sam na sam z Jackiem.
Tydzień z Emily Winters. Sam na sam.
Jack zamknął drzwi i zaklął pod nosem. Zupełnie zapomniał, że
Lloyd ma piękny dom niecałą godzinę drogi od Reno. Gdyby
przypuszczał, że zechce ulokować ich tam we dwoje z Emily, w ogóle nie
wspominałby o tych targach.
Z westchnieniem powiesił czarną marynarkę na wieszaku. Nie.
Wintersoft musi zaprezentować swoją najnowszą ofertę, inaczej dziesiątki
ich klientów mogą znaleźć się w Actonie, w tym także największe
instytucje finansowe świata. Jack przez cały rok przekonywał
najpoważniejszych inwestorów finansowych Wintersoftu, że nowa wersja
programu zaoszczędzi klientom nawet do kilkuset godzin pracy rocznie i
zrewolucjonizuje sposób prowadzenia interesów. W rezultacie, jak
dowodził, inwestorzy, którzy wnieśli wkład finansowy w firmę,
RS
14
umożliwiając jej rozwój, otrzymają większe zyski po wprowadzeniu
produktu na rynek.
Nie miał zamiaru zawieść ich nadziei. Czy mu się to podoba, czy też
nie, nikt inny, tylko on będzie najbardziej skuteczny w kontaktach z
potencjalnymi klientami.
No, może z wyjątkiem Emily Winters.
Wprawdzie jeszcze nigdy nie pracował z nią na targach, ale na
pewno była dobra. Jak inaczej mogłaby zostać szefem działu, mając
zaledwie trzydzieści jeden lat?
Oczywiście, była córką szefa. Kiedy Jack zaczynał pracę w
Wintersofcie, wiedział, że kiedyś będzie musiał pracować z córką Lloyda.
Żaden zdrowy na umyśle prezes firmy nie pominąłby swojej
wykształconej na Harvardzie córki przy obsadzaniu nowych stanowisk.
Ale Jack wiedział też, że Lloyd nikomu nie przyznałby awansu bez
powodu. Nawet własnej córce.
Mimo to, dopóki Jack nie przekona się, czy Emily radzi sobie tak
dobrze jak jej poprzednik, Quentin, nie może spuścić jej z oka. Podobnie
jak wtedy, gdy Quentin dopiero zaczynał pracę w firmie, Jack osobiście
zajmie się ważnymi klientami. Tak będzie bezpieczniej.
Sprawdził, czy nie ma nagranych wiadomości na sekretarce, po czym
odwrócił się do okna. Sprawy związane z pracą nie były jego największym
problemem. Nie miał ochoty poznawać bliżej Emily Winters, co będzie,
niestety, nieuniknione, jeśli zamieszkają razem w domu Lloyda. Instynkt
kazał mu mieć się na baczności. Emily i Carmella obserwowały go, a
nawet, jak sądził, zaglądały do jego akt osobowych. Nie miał pojęcia
RS
15
dlaczego. Zresztą to nieważne. Dawno temu postarał się, żeby w jego
teczce personalnej nie było nic istotnego.
Jeśli jednak jego podejrzenia były słuszne, Emily zechce
wykorzystać pobyt w Reno, by dowiedzieć się o nim czegoś więcej. A on
przez cały dzień będzie musiał patrzeć na jej długie nogi i pełne, zmysłowe
usta, a wieczorami pić z nią wino przy kolacji. I jak w takich warunkach
ma dotrzymać danej sobie kiedyś obietnicy, że zawsze będzie oddzielać
życie prywatne od interesów?
Musiał przyznać, że Emily Winters była wspaniała. Miała wszystko
to, co najbardziej podziwiał u kobiet: inteligencję, ambicję i fenomenalne
ciało. Ale i tak nie była dla niego. Nieudane pożycie rodziców zniechęciło
go skutecznie do małżeństwa, a Emily miała wypisane na twarzy, że nie
interesują jej przelotne związki.
Jack wyciągnął do góry ręce, a potem przegarnął palcami włosy. Co
też przychodzi mu do głowy? Pożądanie odbiera mu chyba rozum. Ile to
czasu już minęło, odkąd całował się z piękną kobietą? A z taką, która w
dodatku mu imponowała?
Kiedy w ogóle ostatnio całował się z kobietą?
Oparł czoło o chłodną szybę i spojrzał pięćdziesiąt pięter w dół, na
Milk Street. Potem uniósł głowę i przesunął wzrok na południe. Tam były
doki stoczni Quincy i wszystko to, od czego kiedyś uciekł.
Zrealizował swoje marzenia. Ale był sam. Nie szkodzi. Nie podda się
ani samotności, ani pożądaniu. Zbyt ciężko pracował na to, żeby mieć
gabinet w eleganckim biurze prężnej firmy zapewniającej mu stabilizację
finansową. Los dał mu możliwość odwdzięczenia się matce za wszystko,
co dla niego zrobiła, dlatego nie mógł sobie pozwolić na zainteresowanie
RS
16
kobietą, która z pewnością angażowała się tylko w poważne związki. No i
przede wszystkim nie mógł przecież pozwolić, żeby ktoś - nawet tak
atrakcyjna i inteligentna istota jak Emily Winters - wtrącał się w jego
sprawy osobiste.
Bo gdyby Emily dowiedziała się zbyt dużo, jego kariera zawodowa
szybko by się skończyła.
RS
17
ROZDZIAŁ DRUGI
Emily pewnym krokiem ruszyła w stronę stoiska Wintersoftu, gdzie
Jack kończył ostatnie przygotowania do wystawy.
Kilka godzin wcześniej przyjechali do Reno, ale zamiast pojechać do
domu, żeby zostawić bagaże i odświeżyć się po podróży, postanowili
najpierw sprawdzić, jak wygląda ich stoisko.
Emily chciała przede wszystkim odwlec moment, kiedy znajdzie się
sam na sam z Jackiem we wspaniałym domu ojca w górach. Jak się
okazało, jej gra na zwłokę uratowała ich od katastrofy. Pracownicy obsługi
źle podłączyli komputery, a tylna ściana stoiska została źle zamontowana i
chwiała się niebezpiecznie. Na szczęście usterkę szybko naprawiono,
dzięki czemu olbrzymie logo Wintersoftu wraz z ekranem nie spadło na
podłogę podczas prezentacji. Gorzej było z komputerami. Trzy godziny po
przyjeździe do Reno Emily i Jack dokonywali jeszcze ostatnich poprawek.
- Reklamówka firmy będzie wyświetlana na dużym ekranie i na
monitorach - powiedział Jack, wyjmując kabel z plastikowej torby, którą
wręczyła mu Emily. - Gdzie go kupiłaś?
- W sklepie komputerowym niedaleko stąd. To oni instalowali
komputery u nas w domu, więc wiedziałam, że będą mieli to, co trzeba. -
Zmarszczyła brwi, wpatrując się w stoły. - Nie mam pojęcia, co się stało z
kablem, który wysłała Carmella. Sama widziałam, jak go pakowała.
- Pewnie ktoś go pożyczył - wymamrotał pod nosem Jack.
Emily patrzyła, jak wczołguje się pod stół i nie bacząc na kurz,
przeciąga kabel.
Czekało ich pięć długich dni grzecznościowych rozmów o niczym...
RS
18
W samolocie z Bostonu do Chicago Jack spał, dzięki czemu nie
musiała się nim przejmować. W drodze do Reno rozmawiali wyłącznie o
tym, co pokazać na prezentacji i jak najkorzystniej przedstawić nowe
oprogramowanie na tle produktów konkurencji. Oboje wiedzieli, że
dodatkowe ustalenia nie są wcale konieczne, ale dzięki temu nie musieli
rozmawiać na tematy osobiste.
Zbliżała się pora kolacji i salon wystawowy opustoszał. Emily czuła
się teraz bardziej nieswojo, niż gdy siedziała obok Jacka na pokładzie
samolotu. Ale najdziwniejsze było to, że Jack, tak bezpośredni w
kontaktach z pracownikami firmy i - jak pisano w „Boston Magazine" - w
ogóle z kobietami, wydawał się równie skrępowany. Jeśli domyślał się, że
szperała w jego aktach osobowych, to powinien jej to powiedzieć i raz z
tym skończyć. Ale jeśli odczuwał taki sam pociąg fizyczny jak ona, to nie
chciała o tym wiedzieć. Nieważne, jak był przystojny. Romans biurowy -
przynajmniej dla niej - oznaczał same kłopoty.
- Chyba nareszcie w porządku - powiedział, wynurzając się spod
stołu. - Sprawdź.
Emily włączyła komputer i kliknęła na ikonę Wintersoftu. Potem
wpisała hasło i na tylnym ekranie oraz monitorach ukazała się reklama
nowego programu Wintersoftu.
- Fantastyczne! - zawołała. - Jeśli jutro o ósmej rand to wciąż będzie
działać, sukces murowany.
- Oczywiście - stwierdził Jack, otrzepując spodnie z kurzu. - Chyba
wszyscy już poszli - dodał, rozglądając się po sali.
- Świetnie się składa - rzuciła Emily, wyłączając komputer. - Mamy
okazję obejrzeć po cichu stoisko Actonu.
RS
19
Jack skinął głową. Choć stoisko konkurencji wyglądało bardzo
atrakcyjnie i jego obsługa wymagała zapewne większej liczby personelu,
oferta Wintersoftu była lepiej dostosowana do potrzeb klientów.
- Może przekąsimy coś w Reno, zanim pojedziemy do domu? -
zaproponował. - Zdaje się, że w pobliżu jest kilka niezłych restauracji.
Emily zastanawiała się przez chwilę. „Art Gecko" zawsze była
zatłoczona, a w pubie „Silver Legacy" będzie o tej porze gęsto od dymu
papierosowego. Najbliżej znajdowała się jej ulubiona restauracja „Roxy
Bistro", naprzeciwko hotelu „El Dorado". Ale tam było za bardzo
romantycznie. Lepiej zdecydować się na jazdę do domu.
- Już późno - odparła, siląc się na obojętność. - Wilburowie na
pewno przygotowali dla nas pełną lodówkę jedzenia. Poza tym pada śnieg
i bezpieczniej będzie jechać, zanim się ściemni. Przynajmniej się dobrze
wyśpimy. Jutro rano musimy być wcześnie na targach.
Jack skwapliwie przytaknął.
- Pewnie i tak większość restauracji znajduje się w kasynach -
powiedział, kierując się do wyjścia.
Jazda samochodem nie była na szczęście uciążliwa. Ponieważ Jack
nigdy nie był w Reno ani w okolicy Tahoe, Emily pokazywała mu po
drodze najważniejsze miejsca. Ale gdy zbliżali się do górskiego domu,
żołądek ścisnął się jej ze strachu. Jej azyl - dom, w którym ukryła się po
okropnych przejściach związanych z rozwodem, miejsce, gdzie ojciec
szukał pocieszenia po śmierci matki - nagle przestał być azylem. Obecność
Jacka wprowadzała przykry zgrzyt i denerwujący niepokój.
- Na pewno lubisz tu przyjeżdżać. - Jack gwizdnął z podziwu, gdy
Emily skręciła w zaśnieżoną polną dróżkę wijącą się przez gęste zarośla
RS
20
pokrytych lodem zimozielonych roślin w kierunku jeziora. Emily
zatrzymała samochód przed bramą, a potem opuściła szybę i wystukała
kod.
- To prawda. Zobaczysz, jaki tu jest cudowny widok. Z każdego
pokoju można patrzeć na jezioro Tahoe.
- Jest na pewno piękne.
Chwilę później weszli do środka. Emily wciągnęła w płuca zapach
skórzanych mebli i drewnianych, świeżo wypastowanych poręczy. Ileż
nocy spędziła nie w łóżku, ale właśnie w salonie, na jednej z brązowych,
skórzanych sof, popijając gorące kakao przy kominku, na którym trzaskał
ogień, i spoglądając w rozmarzeniu na jezioro?
- To więcej niż piękne - odezwał się za jej plecami Jack. Emily
odwróciła głowę, nie mogąc ukryć uśmiechu.
- Chcesz obejrzeć dom?
Jack z zapałem pokiwał głową.
- To hol wejściowy. Tam dalej są schody na dół. Jak widzisz,
weszliśmy od razu na pierwsze piętro, bo dom zbudowany został na
zboczu wzgórza.
Emily zrobiła parę kroków w prawo i otworzyła potężne drzwi z
wiśniowego drzewa. Ale nie weszła do środka. Przebywanie z Jackiem w
sypialni byłoby zbyt krępujące, mimo że przyjechali tu tylko w interesach.
- To twoja sypialnia. Obok jest łazienka, w szafie znajdziesz
dodatkowe prześcieradła, a na drzwiach wisi kąpielowy szlafrok.
Jack minął Emily, wszedł do pokoju i postawił walizkę na podłodze.
Potem zajrzał do łazienki.
RS
21
- Lepiej niż w „Ritzu" - powiedział z uznaniem, dotykając grubego,
białego szlafroka frotte.
Rozejrzał się po pokoju. Przez chwilę zachwycał się pięknym
biurkiem z wiśniowego drzewa i ogromnym łożem ustawionym naprzeciw
ściany okien, za którymi rozciągał się wspaniały widok na jezioro.
- A to mój pokój - powiedziała Emily, wskazując na wiśniowe drzwi
po drugiej stronie korytarza. Nie miała zamiaru pokazywać go Jackowi,
ale nim zdążyła zaprotestować, wziął jej walizkę i wniósł do środka.
- Jest bardzo podobny do twojego - powiedziała, stając w drzwiach. -
Reszta pomieszczeń znajduje się na dole.
Kiedy schodzili na dół, Jack podziwiał szerokie sosnowe schody i
rzeźbioną poręcz. Na parterze odchylił głowę do tyłu, wpatrując się w
dwupiętrowy, dwustronny kominek umieszczony w samym środku
otwartej przestrzeni. Z olbrzymich okien, sięgających od podłogi do sufitu,
rozciągał się oszałamiający widok. Po lewej stronie, obok schodów,
znajdowała się supernowocześnie wyposażona wąska i długa kuchnia z
wiśniowymi szafkami, nowoczesną kuchenką i lodówką. Beżowy
granitowy blat oddzielał kuchnię od jadalni, gdzie stał wiśniowy stół w
stylu kolonialnym i osiem krzeseł. Szklane drzwi prowadziły na balkon
dotykający niemal wierzchołków ośnieżonych drzew porastających zbocze
wzgórza.
- Architekt twojego ojca to prawdziwy geniusz - oznajmił Jack. -
Mam wrażenie, że jestem na dworze, tylko że nie czuję chłodu.
Z prawej strony, pięć schodków niżej, znajdował się salon, którego
skórzane sofy otaczały kominek. Bliżej okien stał hebanowy fortepian. Na
półce ustawione były zdjęcia Emily, jej rodziców, dziadków i
RS
22
najróżniejszych kuzynów, żeby goście siedzący obok mogli je podziwiać.
Na przeciwległej ścianie dominował umieszczony pośrodku regału z
wiśniowego drzewa komputer z ogromnym monitorem, a obok
zainstalowano najnowocześniejszy sprzęt audio i wideo.
- Teraz rozumiem, dlaczego twój ojciec nalegał, żebyśmy tu
zamieszkali - oznajmił Jack, wskazując głową sprzęt. - W hotelu z
pewnością nie zapewniono by nam takich urządzeń.
Emily nie zwracała uwagi na komputer. Najpierw spojrzała na
kominek, a potem wpatrzyła się w widok za oknem. Ta cała elektronika
była tylko pretekstem, żeby ich tu przysłać. Po drugiej stronie jeziora
wśród śniegu i zieleni zamigotały światełka. W górze różowe i fioletowe
chmury przeciągały wolno po pomarańczowym niebie. Jakież to ro-
mantyczne! I ojciec dobrze o tym wiedział.
- Wszystkie decyzje mojego ojca są zawsze dobrze przemyślane -
powiedziała, odwracając się od okna.
- Mam nadzieję - odparł Jack, unosząc brwi - że wobec tego
znajdziemy coś w lodówce. Ostatni mój posiłek to ta gąbczasta kanapka w
samolocie.
- Ja też jestem głodna.
Wcale by się nie zdziwiła, gdyby ojciec poprosił Wilburów, żeby
kupili szampana i truskawki w czekoladzie, na wypadek gdyby jego córka
i Jack zechcieli urządzić ucztę.
Emily otworzyła drzwi stalowej lodówki.
- Pani Wilbur, nasza najbliższa sąsiadka, zostawiła słoik domowego
sosu do spaghetti. O, przygotowała też zapiekankę.
RS
23
Obok wiązki szparagów, torby z jabłkami i butelki wina stał garnek z
przyklejoną karteczką. Emily uśmiechnęła się na widok znajomego
charakteru pisma.
- Pani Wilbur pisze, że wprawdzie miała tylko zrobić zakupy według
listy, którą przysłał jej mailem ojciec, ale nie mogła się oprzeć, żeby nie
zostawić nam trochę „prawdziwego" jedzenia.
Jack wszedł do długiej i wąskiej kuchni i oparł się o granitowy blat.
- Czy ona opiekuje się waszym domem, gdy jesteście w Bostonie?
- Tak. To wspaniała kobieta. I ma fantastycznego męża. Emily
podała Jackowi puszkę gazowanego napoju, celowo ignorując stojące w
lodówce wino. Pomyliła się, jeśli chodzi o szampana, ale nie tak bardzo.
To było Pinot Grigio, ulubione wino ojca. Mogłaby przysiąc, że nie
widziała tej butelki podczas ostatniej wizyty.
- Podgrzejemy zapiekankę? - spytał Jack.
- Chyba powinniśmy zostawić ją na jutro. Przyda się, gdy wrócimy
po całym dniu ciężkiej harówki. Ale jest sos, więc mogę zrobić spaghetti.
Oczywiście, jeśli masz ochotę.
Jack wydął usta z pogardą.
- Będziesz tu gotować? Co za arogancja!
- Oczywiście. I ty też. - Emily spojrzała na bagietkę leżącą w
koszyku na pieczywo. - Umiesz zrobić grzanki z czosnkiem?
- Chyba tak
Emily wzięła z półki paczkę makaronu i nalała wody do garnka.
Zastanawiała się, jak długo uda im się powstrzymać od rozmowy o
Wintersofcie - i aktach, w których myszkowała razem z Carmellą.
Na szczęście Jack chciał rozmawiać o czym innym.
RS
24
- Na pewno miałaś wspaniałe dzieciństwo - powiedział, krojąc bułkę
na grzanki.
Czy w jego głosie naprawdę zabrzmiał smutek?
- Dlaczego tak myślisz? - spytała Emily, stawiając garnek na
kuchence.
- Twój ojciec nie zbudowałby takiego domu, gdyby nie chciał
spędzać czasu z rodziną. Są tylko dwie sypialnie, twoja i rodziców. To nie
jest typowy wakacyjny dom, gdzie przyjeżdża się całą paczką, żeby
poszaleć na nartach. - Jack kiwnął głową w kierunku fortepianu. - Zdjęcia
w salonie też są bardzo wymowne. Większość ludzi nie zadaje sobie trudu,
żeby ich wakacyjne domy były przytulne. Traktują je po prostu jak hotele.
Emily pomyślała o innych domach w okolicy i nie mogła nie
przyznać Jackowi racji. Kiedy odwróciła się, żeby poszukać sitka,
zobaczyła, że Jack przestał kroić bułkę i wpatruje się w zdjęcia ustawione
na fortepianie.
- Masz szczęście - wyrwało mu się, a w jego szarych oczach pojawił
się dziwny chłód.
Emily poczuła potrzebę, żeby się wytłumaczyć.
- Kiedy byłam mała, ojciec pracował jako inwestor bankowy.
Harował od rana do wieczora. Nawet gdy spędzaliśmy wakacje na Cape
Cod, klienci oczekiwali, że na ich skinienie rzuci wszystko i przyjedzie do
Bostonu. Ale kiedy jednego roku przyjechaliśmy tu na narty, żaden klient
nie miał odwagi go niepokoić. Wtedy zrozumiał, że jeśli chce spędzać czas
ze mną i z matką, to właśnie tu musi zbudować dom, a nie na Cape Cod.
- No i nie zapominajmy, że tu naprawdę jest pięknie -dodał Jack,
machając ręką w kierunku okna.
RS
25
Emily uśmiechnęła się.
- Co roku spędzaliśmy tu Boże Narodzenie i przynajmniej tydzień w
lecie. Czasem ojcu udawało się wyrwać na dłużej. Oczywiście - dodała ze
śmiechem - musiał zgromadzić tu cały arsenał elektroniki. Nie mógłby żyć
bez tych swoich gadżetów.
Jack posmarował kromki pieczywa masłem czosnkowym i owinął
wszystko w aluminiową folię.
- Gotowe - rzucił, wstawiając grzanki do piekarnika. - Słynny chleb
czosnkowy mojej matki. Nie pozwól nikomu mówić, że Irlandka nie
potrafi przygotować włoskiego jedzenia. Albo nauczyć gotować swojego
syna.
Emily oparła się o blat. To dziwne. W biurze Jack mówił czasem o
muzyce, jakiej lubi słuchać, o drużynach sportowych i klientach
Wintersoftu, ale nigdy nie wspomniał ani słowem o rodzinie. W tej chwili
dowiedziała się o nim więcej niż podczas całych miesięcy śledztwa, które
prowadziła z Carmellą.
- Jesteś bardzo związany z matką? - spytała. Jack wzruszył
ramionami i zaczął myć ręce.
- Ona mieszka teraz na Florydzie.
- A kiedy byłeś mały?
- Mama była cudowna. Carmella mówiła mi, że twoja mama też była
wspaniała. Miała klasę.
- To prawda. - Choć matka zmarła ponad dziesięć lat temu, Emily nie
przestawała za nią tęsknić. W tym domu na każdym kroku wszystko ją
przypominało. Obraz tancerza flamenco, który kupiła podczas podróży do
Argentyny, misternie rzeźbiona półka na przyprawy... Chodniki, dywany i
RS
26
wszystkie meble komputerowe też wybierała matka. - A twój ojciec? -
spytała, zdając sobie sprawę, że Jack zmienił temat.
- Zmarł kilka lat temu.
- Och! Przepraszam.
- Nie szkodzi. Woda się gotuje - dodał Jack, spoglądając na
kuchenkę.
Emily odwróciła się i wrzuciła spaghetti do garnka. Zrozumiała. Jack
nie życzył sobie więcej pytań na swój temat.
Szkoda. Kiedyś chciała poznać jego przeszłość, żeby go wyswatać,
ale teraz ciekawił ją po prostu jako człowiek. Był bardzo związany z
matką, ale najwyraźniej miał problemy z ojcem.
Nie było w tym nic nadzwyczajnego.
Emily patrzyła, jak spośród wielu szklanek ustawionych w kredensie
Jack wybiera ulubioną szklankę Lloyda, wrzuca do niej lód i nalewa napój.
Ojciec na pewno uśmiechnąłby się na ten widok.
Emily wiedziała, że ojciec bardzo ją kocha, ale zawsze pragnął mieć
syna. Właśnie dlatego namawiał ją, żeby poślubiła Todda Baxtera. Todd
miał przed sobą bardzo obiecującą przyszłość w Wintersofcie i ojciec
zawsze stawiał go za wzór idealnego pracownika.
Westchnęła ciężko, mieszając spaghetti. Ojciec w żadnym razie nie
był uprzedzony do kobiet. Traktował ją tak samo jak każdego pracownika
w firmie. Awansowała wtedy, gdy sobie na to zasłużyła. Ale w głębi duszy
czuła, że marzył, by przekazać Wintersoft w męskie ręce. W ręce kogoś,
kto popijałby z nim wieczorem brandy i rozmawiał o interesach. Wymyślił
więc sobie, że jego córka wyjdzie za mąż za człowieka, który zastąpi mu
syna.
RS
27
Emily zastanawiała się, czy Jack domyślał się, jakie marzenia ma
jego szef. W końcu pracował już w firmie, gdy Emily wyszła za mąż, a
potem rozwiodła się z Toddem Baxterem. W zeszłym miesiącu brał także
udział w śledztwie, które dowiodło, że Todd wykradł pilnie strzeżone
informacje na temat nowego programu Wintersoftu, żeby sprzedać je i w
ten sposób zemścić się na byłej żonie i teściu.
Zerknęła z ukosa na Jacka. Zasłużyła się dla firmy, wprowadzając
nową strategię sprzedaży, z której ojciec był tak zadowolony, że przyznał
jej awans. Ale czy afera z Toddem nie wpłynęła negatywnie na ocenę jej
profesjonalizmu przez Jacka? Ojciec tak się starał, żeby znaleźć jej męża.
Czy Jack nie odniósł wrażenia, że Emily nie zasługuje na to, by przejąć
kiedyś zarządzanie Wintersoftem? Czy nie bał się, że nie poradzi sobie
jutro na targach?
- Może powinniśmy porozmawiać o jutrzejszych targach -
powiedziała, wyjmując grzanki z piekarnika.
Na czole Jacka ukazała się pionowa zmarszczka.
- Myślałem, że omówiliśmy wszystko w samolocie. Chyba że o
czymś zapomniałem.
- Nie. Ale przypomniała mi się jedna sprawa. Znasz Randalla
Wellingby'ego?
- Słyszałem o nim. Jest w zarządzie Allied Banking Group w
Wielkiej Brytanii.
- Tak. A ostatnio został dyrektorem biura w Nowym Jorku. Bardzo
możliwe, że przyjedzie na targi.
RS
28
- ABG korzysta z oprogramowania Actonu. - Jack wziął grzanki i
półmisek spaghetti i postawił na stole. - Myślisz, że mógłby przejść do
nas?
- Możliwe. W zeszłym roku odwiedziłam nasze biuro we Frankfurcie
i przy okazji przesiadki w Londynie spotkałam się z nim w centrum
biznesowym na Heathrow. Powiedział, że generalnie ABG jest
zadowolone z Actonu, ale... - Emily skrzywiła się, podając Jackowi
sztućce i serwetki. - Odniosłam wrażenie, że coś się między nimi nie
układa. Jeśli Wellingby pojawi się na targach, musimy koniecznie
zapoznać go z naszą ofertą. Może mu się spodoba. A skoro stosunki z
Actonem nie wyglądają zbyt różowo, niewykluczone, że zechce przenieść
ABG do Wintersoftu.
Kiedy siadali do stołu, ostatnie promienie słońca kryły się za
wzgórzami nad jeziorem.
- ABG to znakomity klient - zapalił się Jack. - Jak wygląda
Wellingby?
- Wysoki, przystojny blondyn, zawsze świetnie ubrany. Ma chyba
pod czterdziestkę, może trochę więcej. Na pewno go zauważysz, jeśli
przyjdzie na targi.
Jack zrobił dziwną minę. Czy popełniła błąd, mówiąc, że Randall jest
przystojny?
- Dobrze - odparł. - Jeśli go zobaczę, zaproszę go na stoisko i wręczę
mu demo.
- Może lepiej, żebym sama z nim porozmawiała? W końcu raz już się
z nim spotkałam. Nie powinniśmy zmarnować takiej okazji.
Jack włożył do ust porcję spaghetti.
RS
29
- Chyba masz rację - stwierdził po chwili.
Emily utkwiła wzrok w talerzu, w skupieniu owijając makaron
wokół widelca. Ton głosu Jacka nie wzbudzał zaufania. Czy sądził, że
Randall podoba jej się jako mężczyzna? A może bał się, że Emily jest zbyt
mało doświadczona, by podpisać umowę z ważnym biznesmenem?
Tak czy inaczej, wcale jej się to nie podobało. Ponieważ jednak Jack
nie powiedział nic, co mogłoby ją urazić, zignorowała jego minę i ton
głosu. Od czasu afery z Toddem zbyt przejmowała się tym, co inni ludzie
w firmie o niej myślą.
Jeśli Randall pojawi się na targach, za wszelką cenę musi go
przekonać, żeby przeniósł ABG do Wintersoftu. Jako przedstawicielka
działu sprzedaży globalnej będzie coraz częściej reprezentować firmę na
różnych wystawach, a Jack Devon nie może mieć cienia wątpliwości, że
zasłużyła na to stanowisko. Tak, była córką właściciela firmy, ale ten fakt
nie miał najmniejszego znaczenia. Podobnie jak to, że była kiedyś żoną
Todda Baxtera.
RS
30
ROZDZIAŁ TRZECI
Jack czekał na otwarcie targów, starając się nie patrzeć na zegarek.
Rejestracja na konferencję World Financial Services Organization zaczęła
się przed kwadransem, co oznaczało, że pierwsi goście zjawią się w sali
wystawowej lada moment.
Gdy włączył komputer i uruchomił program demonstracyjny, poczuł
gwałtowny przypływ adrenaliny. To była najbardziej ekscytująca część
jego pracy. Niecierpliwie czekał na pojawienie się pierwszego klienta,
któremu przedstawi najbardziej atrakcyjny produkt na rynku.
Ale dzisiaj oprócz zwykłego podniecenia czuł też niepokój. Do tej
pory na stoisku towarzyszył mu zawsze Quentin Kostador, barczysty,
łysiejący mężczyzna.
Jack westchnął, wpatrując się w monitor komputera. Celowo nie
zwracał uwagi na Emily, która stała z prawej strony. Kiedy rozkładała
materiały promocyjne z logo Wintersoftu, widział jedynie jej nogi
osłonięte do kolan wąską, czarną spódniczką.
Dlaczego nie włożyła spodni?
I dlaczego na litość boską tak go intrygowała?
W całej swojej karierze starał się oddzielać życie prywatne od
zawodowego. Trzymał się z dala od kobiet, bo nie chciał, by komukolwiek
przeszkadzało, że pracuje do późnej nocy. I nigdy nie pozwalał, żeby
jakakolwiek kobieta poznała jego przeszłość.
Do tej pory zawsze mu się udawało. Kobiety towarzyszyły mu
wyłącznie na imprezach korporacyjnych. Ale osiem miesięcy temu jeden z
jego dawnych kolegów z Amherst, pracujący obecnie jako redaktor w
RS
31
„Boston Magazine", spotkał go dwa razy w ciągu jednego tygodnia, za
każdym razem z inną kobietą. Raz, przed imprezą charytatywną na rzecz
dzieci, w której uczestniczył jako przedstawiciel Wintersoftu, jadł kolację
w towarzystwie pewnej blondynki, zatrudnionej na tej imprezie w
charakterze fotografa. Drugi raz, podczas lunchu w Cambridge, na który
zaprosił jakąś drobną brunetkę, dziewczynę, która pomagała mu zorgani-
zować przyjęcie wydawane przez firmę.
Miesiąc później dowiedział się, że ów kolega umieścił jego nazwisko
pod numerem dwunastym na liście najbardziej atrakcyjnych kawalerów w
Bostonie. W biurze od razu zawrzało od plotek.
O tego czasu randki z kobietami straciły urok, bo Jack zorientował
się, że nawet zwykłe wyjście do restauracji może zagrozić jego karierze.
Zaczął się bardzo pilnować. Od chwili ukazania się artykułu tylko
raz pokazał się w towarzystwie kobiety na przyjęciu u Lloydów, gdzie po
prostu nie mógł zjawić się bez partnerki. Ale nawet to nie przyniosło
dobrych skutków. Zaprosił wtedy pewną modelkę, która przelotnie bawiła
w mieście. Choć musiał z nią spędzić tylko jeden wieczór,zdążył się
zorientować, że dziewczyna jest mało interesująca i kompletnie
rozpieszczona przez bogatych rodziców. Lloyd potem nawet żartował na
ten temat w biurze. Jack zarzekał się, że nic go nie łączy z „zepsutą
panienką z bogatego domu". Bał się jednak, co szef może sobie pomyśleć,
zwłaszcza że widział na jego biurku egzemplarz „Boston Magazine" z
nieszczęsną listą najatrakcyjniejszych kawalerów.
Wczorajsza kolacja z Emily, pobyt w jej domu, rodzinne zdjęcia - to
wszystko uświadomiło mu, jak puste jest jego życie.
RS
32
Odwrócił głowę. Kogo on oszukuje? Nawet jeśli uda mu się kolejna
randka, nigdy nie będzie miał szczęśliwej rodziny, kochającej żony i
dzieci.
Przeklęty ojciec zniszczył jego życie. Nieszczęście zaczęło się, gdy
Jack był jeszcze dzieckiem, ale widmo ojca prześladowało go do tej pory.
Nieważne, jak ciężko będzie pracować w Wintersofcie, żeby osiągnąć
finansową niezależność ani jak cudowną kobietę może kiedyś spotkać.
Wszystko, do czego dojdzie, w jednej chwili legnie w gruzach, gdy tylko
wyjdzie na jaw prawda o Patricku Devonie.
O ile sam nie zrujnuje wszystkiego, idąc w ślady ojca.
Jack zamknął oczy. Porównując dzieciństwo swoje i Emily,
odczuwał jedynie zazdrość. Codziennie widział w biurze, jak Lloyd
rozczula się nad córką, jak ją rozpieszcza. Dziewczyna awansowała, robiła
karierę. Jack zastanawiał się nawet, czy nie jest równie zepsuta jak ta
niemądra modelka.
Ale nie, już dawno się zorientował, że nie. Emily była bogata i ani
trochę nie zmanierowana. Najwidoczniej rodzice kochali ją mądrą
miłością. Jego matka mogłaby zapewnić mu takie samo uczucie, gdyby
ojciec nie zmusił ich do życia z dnia na dzień.
- Czy masz akta Metrogroup? - Głos Emily oderwał Jacka od
nieprzyjemnych wspomnień.
- Są w mojej teczce - odparł, nie odrywając rąk od klawiatury
komputera. - Z błękitną zakładką.
Emily szybko przejrzała folder. Pierwsza fala uczestników zaczęła
właśnie wlewać się do sali. Emily i Jack od razu zauważyli informatyka z
Metrogroup przechadzającego się wzdłuż stoisk.
RS
33
- Znajoma twarz. To Mike, prawda? — szepnął Jack.
- Tak. Mike Elliott. W zeszłym roku dwa razy dzwonił na naszą
infolinię dla klientów. Pytał o podstawowe rzeczy, więc bardzo szybko
udzieliliśmy mu pomocy. Powinien być zadowolony z naszego
poprzedniego programu. Nietrudno będzie namówić go na kolejny zakup.
Nie sądzę, żeby interesował się Actonem. Och, a jutro są jego urodziny.
Jack spojrzał ze zdumieniem.
- Czy to wszystko jest w aktach?
Emily skinęła głową, uśmiechając się do Mike'a, który zbliżał się
właśnie do ich stoiska.
- Aktualizowałam je przed wyjazdem.
- Całkiem nieźle - wymamrotał Jack pod nosem - Witaj, Mike.
Jestem Jack Devon - powiedział, wyciągając rękę do gościa. - Spotkaliśmy
się w zeszłym roku.
Zwalisty mężczyzna uścisnął wyciągniętą dłoń.
- Jack Devon, oczywiście. Cieszę się, że widzę tu Wintersoft.
- Czy dostałeś od nas informacje o nowym programie? - spytał Jack.
- W przyszłym miesiącu wprowadzamy na rynek nowy produkt, ale już
teraz można wypróbować demo. Zastosowaliśmy rozwiązania, które mogą
się bardzo przydać waszej firmie. Chciałbyś obejrzeć?
- Oczywiście. Nie przysłali mnie przecież do Reno, żebym grał w
ruletkę - uśmiechnął się Mike.
- A więc spędzisz tu swoje urodziny. To chyba w tym tygodniu? -
zauważył Jack
- Owszem - przytaknął Mike ze zdumieniem.
Jack uruchomił demo i gość wpatrywał się przez chwilę w ekran.
RS
34
- Czy wiecie, że Acton oferuje bardzo korzystne rabaty? - spytał w
pewnej chwili. - Możecie konkurować z nimi ceną?
- Nie jestem upoważniony do wypowiadania się na temat ceny -
oświadczył Jack. - Ale oczywiście dla tak potężnego klienta jak
Metrogroup postaramy się znaleźć korzystne rozwiązanie. Sądzę jednak,
że kiedy porównasz dokładnie nasz program i Actonu, sam zobaczysz, że
przejście do nich byłoby błędem niezależnie od rabatu.
Mike spoglądał z powątpiewaniem.
- W zeszłym roku dzwoniłeś tylko dwa razy na naszą infolinię -
dodał Jack, spoglądając na Emily. - Za każdym razem natychmiast
rozwiązywaliśmy twoje problemy. Dzięki temu twoja firma nie traciła
czasu na przestoje. A to oznacza oszczędność setek tysięcy dolarów. Nie
sądzę, żeby Acton mógł wam to obiecać.
Emily uśmiechnęła się pod nosem. Jack spisywał się znakomicie.
Odwróciła głowę i zaczęła przyglądać się zwiedzającym. Kilka osób
przystanęło, żeby obejrzeć demo na wielkim ekranie. Emily podeszła do
nich i zaczęła zachęcać do zadawania pytań. W ciągu paru godzin udało jej
się zdobyć nowego klienta i przekonać trzech dotychczasowych, żeby
zostali w Wintersofcie. Kiedy w żołądku zaczęło jej już burczeć z głodu,
zobaczyła blondyna zmierzającego w ich stronę.
- Miło cię widzieć, Randall - przywitała z uśmiechem gościa. -
Słyszałam, że jesteś teraz w Nowym Jorku. Gratuluję!
- Dziękuję, Emily - odparł mężczyzna z silnym brytyjskim akcentem.
- To cudownie znów cię widzieć. Bardzo miło wspominam nasze ostatnie
spotkanie w Londynie.
RS
35
Emily zarumieniła się. Ton głosu Randalla świadczył o tym, że mówi
szczerze. Naprawdę ucieszył się z ponownego spotkania.
- Mam nadzieję, że skoro tu jesteś, pomyślałeś o przejściu ABG do
Wintersoftu?
Randall pochylił się i wziął do ręki jedną z broszur promocyjnych.
- Może uda ci się mnie przekonać. - Przewertował kartki i zerknął na
umieszczony z tyłu wielki ekran. - Muszę przyznać, że mam na to ochotę.
Wasze stoisko wygląda kusząco - dodał, patrząc jej w oczy.
Emily uśmiechnęła się, przybierając oficjalną minę.
- Wprawdzie nie udało mi się przekonać cię w Londynie, ale może
teraz zechcesz obejrzeć naszą prezentację?
Ponieważ Jack odszedł od głównego komputera i zajęty był właśnie
rozmową z przedstawicielem Outland Systems,jednego z partnerów
biznesowych Wintersoftu, Emily podeszła z Randallem do monitora. W tej
samej chwili, gdy Randall zbliżył się do klawiatury, Emily poczuła na
sobie wzrok Jacka. Zerknęła przez ramię. Słuchał swego rozmówcy, ale
było oczywiste, że jest równie mocno zainteresowany tym, co robi ona.
Najwyraźniej wolałby sam załatwić sprawę z Randallem. No i co z
tego? Emily całkiem nieźle dawała sobie radę, a pozyskaniem ABG jako
nowego klienta udowodni Jackowi - i reszcie firmy - że zasłużyła na
awans.
Kiedy Randall oglądał demo, przedstawiła mu kilka scenariuszy, w
jaki sposób ABG mogłoby zaoszczędzić pieniądze, zamieniając Acton na
Wintersoft. Przy okazji spytała także, jak Randall czuje się po
przeprowadzce z Londynu do Nowego Jorku.
RS
36
- To naprawdę fantastyczne - powiedział Randall, gdy skończył
oglądać demo. - Mówisz, że wasza pomoc techniczna dyżuruje
dwadzieścia cztery godziny na dobę?
- Tak, i to przez siedem dni w tygodniu - zapewniła Emily. - Ale
mam nadzieję, że nie będziecie musieli z niej korzystać. Jak wiesz,
Metrogroup też jest klientem Wintersoftu, a ich potrzeby są zbliżone do
waszych. W zeszłym roku dzwonili do nas tylko dwa razy i zawsze w
ciągu godziny udawało nam się rozwiązać ich problemy. Nie chcę pytać,
ile razy wasz dział informatyczny rozmawiał z Actonem, ale jestem
pewna, że straciliście więcej czasu.
- Tylko dwa razy? - zdziwił się Randall. - To wprost niesłychane!
Emily uśmiechnęła się z dumą. Ojciec włożył wiele wysiłku w to, by
Wintersoft zdobył taką reputację.
- Mike Elliott z Metrogroup także przyjechał na targi. Możesz go
sam spytać. Albo jeszcze lepiej przyślij tu któregoś z waszych
informatyków. Niech spróbuje zepsuć coś w programie. Na pewno mu się
nie uda.
- Taka jesteś pewna? - roześmiał się Randall. - Powiem ci coś.
Miałaś rację wtedy w Londynie. Zdarzały się kłopoty z programem
Actonu. Wprawdzie nic wielkiego - to jest solidna, dobra firma - ale nie
jestem pewien, czy ich nowy program oferuje tyle możliwości co wasz. W
każdym razie na pewno nie usprawniłby w znacznym stopniu naszej pracy.
Randall ponownie otworzył broszurę reklamową i przyglądał się
wykresom porównującym oba konkurencyjne programy.
- Po naszym ostatnim spotkaniu zrobiłem mały rekonesans i
zastanawiałem się, czy powinniśmy do was przejść. To, co zobaczyłem
RS
37
dzisiaj, ostatecznie mnie przekonało. Oczywiście nie mogę sam podjąć
decyzji, ale w przyszłym tygodniu spotkam się z członkami zarządu w
Londynie. Wezmę od ciebie wszystkie materiały, żeby je tam pokazać.
- Bardzo się cieszę, Randall - odparła Emily, starając się ukryć
podniecenie. Ojciec będzie zachwycony, jeśli uda jej się pozyskać takiego
klienta. - Wyślę ci komplet materiałów, kiedy tylko wrócę do Bostonu.
Gdyby były jeszcze jakieś pytania, koniecznie do mnie zadzwońcie.
Na twarzy Randalla pojawił się uśmiech. -Wspaniale, dziękuję. Och,
zupełnie zapomniałem. Po wizycie w Londynie jadę na trzy dni do
Bostonu. Muszę odwiedzić kilka firm współpracujących z nami w
Massachusetts. Może zjedlibyśmy razem kolację? Opowiem ci, jak
wypadło spotkanie zarządu i przy okazji zwiedzę Boston.
Czyżby Randall proponował jej randkę? A może po prostu był
uprzejmy?
- Oczywiście, nigdzie nie wyjeżdżam, Zadzwoń do mnie. Moja
sekretarka umówi nas na spotkanie.
- Znakomicie. - Randall skinął głową w kierunku Jacka i zniknął w
tłumie ludzi przepływających przez salę wystawową.
Jack zjawił się przy niej w ciągu sekundy.
- Słyszałem, że ci się udało. Dobra robota.
- Chyba go mamy. - Emily nie mogła ukryć dumy. - Słyszałeś?
Randall zaproponuje zarządowi przejście do nas.
Jack skinął głową, ale znów miał taką dziwną minę jak poprzedniego
wieczoru przy kolacji, kiedy powiedział, że chce sam porozmawiać z
Randallem.
-Słyszałem. To wspaniale.
RS
38
Więc dlaczego tak dziwnie na nią patrzył?
- Z Mikiem Elliottem chyba też poszło dobrze, prawda? - spytała,
zmieniając temat. - A ten facet z Outland Systems? Rozmawiałeś z nim
także o współpracy marketingowej?
- Oczywiście. Nie ma żadnych przeszkód.
- W takim razie ojciec się ucieszy. Chciałby, żeby wszystko zostało
załatwione, zanim nowy produkt znajdzie się na rynku.
Jack kiwnął głową, ale potem szybko się odwrócił.
Emily miała wrażenie, że zrobiła coś nie tak, tylko nie wiedziała co.
Dlaczego tak bardzo zależało jej na tym, co myśli Jack?
Emily wjechała na drogę prowadzącą z Reno do Tahoe i nacisnęła
mocno gaz. Jack schował pióro i spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Trudno coś napisać, kiedy tak pędzisz.
- Chcesz poprowadzić?
- Wtedy też nie mógłbym notować.
Kiedy Emily nie odezwała się, odłożył dokumenty dotyczące
Outland Systems, w których zapisywał, co ma zrobić po rozmowie z ich
przedstawicielem. Nie podobało mu się zachowanie Emily po lunchu. Po
odejściu Randalla przyniosła kanapki z tuńczykiem, ale to wcale nie
poprawiło jej nastroju. Ani cztery puszki napoju, które pochłonęła po po-
łudniu. A teraz jechała jak pirat. Chyba nie będzie zbyt miła po powrocie
do domu.
- Świetnie się dziś spisałaś - powiedział, chcąc ja udobruchać.
- Jak na zepsutą panienkę z bogatego domu, pewnie tak. Jack omal
nie wypuścił z rąk papierów. Chyba się przesłyszał.
- Co takiego?
RS
39
- Myślałam o tym przez cały dzień. Wczoraj wieczorem nie podobało
ci się, kiedy powiedziałam, że chcę sama rozmawiać z Randallem. A
potem, gdy już prawie zdobyłam dla nas nowego klienta, miałeś taką minę,
jakbyś za chwilę miał się udusić.
Emily była wyraźnie zła, ale mimo to wcale nie podniosła głosu.
- Pewnie uważasz mnie za rozpieszczoną jedynaczkę i myślisz, że
awansowałam tylko dlatego, że mój ojciec jest właścicielem firmy.
Dlatego nieważne, jak bym się starała, nie będziesz darzył mnie
szacunkiem. Ani nie zechcesz powierzyć mi ważnych klientów.
- Nieprawda.
Jack już dawno zmienił zdanie na jej temat. Owszem, był
zaskoczony, gdy dowiedział się o awansie Emily. W końcu miała dopiero
trzydzieści jeden lat, a Quentin, który był asem w tej branży, miał
trzydzieści pięć lat, kiedy awansował.
Jednak przed odejściem z firmy zapewnił Jacka, że Emily będzie
równie kompetentna jak on. W końcu Lloyd nigdy nie nagradzał kogoś,
kto na to nie zasłużył. Emily cieszyła się świetną opinią. Jack nigdy nie
zauważył nic, co zaprzeczałoby słowom Quentina. Wprost przeciwnie,
wszyscy wyrażali się o córce Lloyda w samych superlatywach.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - spytał, gdy Emily nie odezwała się
ani słowem. - Nigdy tak nie powiedziałem.
-Ależ tak.
- Komu?
- Mojemu ojcu. To dziwne, że nie pamiętasz. Jack wyprostował się w
fotelu.
RS
40
- Teraz wiem, że żartujesz. Nawet gdyby to była prawda, przecież
Lloyd by mnie za to zabił. Może mi powiesz, o co naprawdę chodzi?
- Wcale nie żartuję. Wchodziłam do jego gabinetu, gdy powiedziałeś,
że jestem zepsutą panienką z bogatego domu. To twoje słowa. Wtedy mój
ojciec odparł, że imponuje mu, w jaki sposób wyrwałeś się z ubóstwa. Tak
chyba się wyraził. Byłam zbyt zdenerwowana, żeby zapamiętać wszystko
dokładnie. A, i dodał jeszcze, że na pewno zrobisz karierę w Wintersofcie.
- W porządku. Teraz rozumiem. - Jack przewrócił oczami. -
Doskonale pamiętam tę rozmowę i mogę cię zapewnić, że się mylisz. Nie
słyszałaś wszystkiego od początku. Rozmawialiśmy o tej głupiutkiej
modelce, z którą przyszedłem na firmowe przyjęcie. Byłem zakłopotany
jej zachowaniem i chciałem przeprosić twojego ojca. To wszystko.
Emily momentalnie zesztywniała.
- A więc nie mówiłeś o mnie?
- Nie.
- W takim razie - odparła po chwili milczenia - dlaczego tak dziwnie
patrzyłeś na mnie przy kolacji?
- Chyba ci się wydawało.
- Odniosłam wrażenie, że chciałeś sam rozmawiać z Randallem. Jeśli
tak bardzo ci na tym zależało, mogłeś mi otwarcie powiedzieć. Zresztą nie
wiedzieliśmy nawet, czy on na pewno przyjedzie na targi. Mam rację,
prawda?
- Tak - przyznał Jack. - Ale nie uważam cię za zepsutą panienkę z
bogatego domu.
- W takim razie o co chodzi?
RS
41
- Zajmujesz swoje stanowisko od niedawna. Zachowałbym się tak
samo, gdyby to dotyczyło kogokolwiek innego, kto po raz pierwszy
uczestniczy w targach. Nie możemy ryzykować utraty tak ważnego klienta
jak ABG.
Emily skrzywiła się z dezaprobatą.
- Mimo że rozmawiałam już wstępnie z Randallem w Londynie?
- Tak - Jack zerknął na nią z ukosa. - Nie mam nic przeciwko tobie,
Emily. Po prostu muszę pilnować, żebyśmy nie popełnili błędu.
Emily zabębniła palcami po kierownicy.
- Dlaczego mi tego nie powiedziałeś? Przez cały tydzień
przygotowywaliśmy się wspólnie do targów.
- Nigdy nie byliśmy sami w biurze. Nie rozumiesz, że nie mogłem ci
tego powiedzieć przy ludziach? A kiedy tu przyjechaliśmy... Sam nie
wiem. Jakoś nie wypadało. Nie chciałem, żebyś pomyślała, że kwestionuję
twoje umiejętności. To byłaby nieprawda.
- Zgoda - odparła Emily z westchnieniem. - Mój ojciec na twoim
miejscu zachowałby się pewnie tak samo. Nic dziwnego, że tak cię lubi.
Jack wzruszył ramionami.
- Lloyd lubi każdego, kto mu się nie naraził. Nie martwię się o
twojego ojca. - Poszukał wzrokiem jej spojrzenia. - Nie chciałem cię
urazić. Pracujesz naprawdę doskonale.
- W takim razie przepraszam. Niepotrzebnie się boczyłam. Wiesz co?
- dodała po chwili. - Wynagrodzę ci to zapiekanką.
- Dziełem rąk własnych pani Wilbur?
- Ale własnoręcznie ją podgrzeję. I sama nakryję do stołu.
Jack uśmiechnął się.
RS
42
- Wybaczyłaś mi?
- Na razie tak. - Emily zatrzymała samochód przed bramą domu i
wystukała kod.
Jack poczekał, aż zamknie okno i znów ruszy.
- Co to znaczy, na razie? Spodziewasz się, że znów popełnię jakąś
gafę?
- Mam nadzieję, że nie - odparła z uśmiechem.
Serce Jacka zabiło mocniej. Co takiego było w Emily Winters?
Nigdy nie zależało mu aż tak na opinii Quentina. I nie chodziło wyłącznie
o to, że Emily była bardzo atrakcyjną kobietą. Zawsze czuł się przy niej
trochę skrępowany.
- Ale chciałabym się dowiedzieć, dlaczego masz wątpliwości, czy
zawrzemy umowę z ABG - ciągnęła dalej. - Myślisz, że Randall nie jest
naprawdę zainteresowany naszą ofertą? A może ty rozmawiałbyś z nim
inaczej?
Emily wyraźnie oczekiwała rady. Nic dziwnego, przecież nie miała
doświadczenia w pozyskiwaniu klientów.
- Porozmawiamy o tym przy kolacji - zaproponował. -Przyjemniej
rozmawiać o interesach, gdy ma się w ręku kieliszek wina. Zauważyłem w
lodówce butelkę Pinot Grigio. - Uśmiechnął się, by ją przekonać, że bez
zastrzeżeń wierzy w jej profesjonalizm. - Jeśli twój ojciec nie weźmie nam
tego za złe.
-Myślę, że byłby nawet zadowolony - odparła Emily, marszcząc nos.
- Powinniśmy uczcić dzisiejsze sukcesy. Przecież spisaliśmy się dobrze,
prawda?
RS
43
Jack skinął głową. Emily wysiadła i ruszyła w stronę domu. Wolała
nie kontynuować rozmowy, stojąc w śniegu. Po za tym może rzeczywiście
z kieliszkiem wina w ręku łatwiej będzie wysłuchać tego, co Jack ma do
powiedzenia.
Emily obracała chłodny kieliszek w dłoni, a Jack przełykał ostatnie
kęsy zapiekanki. Przysmaki pani Wilbur zawsze były znakomite, a
świadomość, że pierwszy dzień targów zakończył się sukcesem,
potęgowała jeszcze dobry nastrój.
Ale co z Jackiem? Emily na szczęście źle zrozumiała jego
wczorajsze zachowanie. Tylko dlaczego prawie nie tknął wina? Przecież to
on zaproponował, żeby otworzyli butelkę.
- Nie smakuje ci zapiekanka? - spytała. - Na pewno nie powiem tego
pani Wilbur.
-Ależ nie. Jest wyśmienita - zapewnił, odkładając na bok widelec.
Zanim jednak zdążył wrócić do rozmowy o jedzeniu czy pogodzie, o
czym konwersowali przez cały wieczór, Emily postanowiła poruszyć
temat, który w tej chwili interesował ją najbardziej.
- Mówiłeś, że powinniśmy porozmawiać o Randallu. Myślisz, -że on
wcale nie ma zamiaru przenieść ABG do Wintersoftu?
Jack wypił powoli łyk wina.
- Ależ tak. Tylko że to nie jest jeszcze przesądzone.
- Przecież przyszedł do nas. I wydawał się bardzo zainteresowany
ofertą Wintersoftu.
- No właśnie. Nie zrozum mnie źle. - Jack westchnął głęboko. -
Wszystko się zgadza. Randall przyszedł na nasze stoisko i był bardzo
zainteresowany. Ale nie naszym programem, tylko... tobą.
RS
44
- Daj spokój, Jack! - zawołała z oburzeniem Emily. -Żartujesz sobie!
Jack uniósł rękę.
- Zastanów się. Czy zaprosił cię na kolację?
- Będziemy przygotowywać umowę, kiedy przyjedzie do Bostonu.
To oczywiste, że zechce porozmawiać o szczegółach. Jak zapewne wiesz,
takie rozmowy bardzo często odbywają się przy kolacji.
Jack odstawił kieliszek.
- Niby tak, ale z boku wasza rozmowa wyglądała nieco inaczej. Nie
zauważyłaś wszystkiego. Kiedy pokazywałaś mu demo, Randall dokładnie
ci się przyglądał. Interesuje się tobą.
- Chyba zwariowałeś. Ale możesz mieć własne zdanie. -Emily wstała
i zebrała ze stołu naczynia. Powoli przypominała sobie przebieg rozmowy
z Randallem. Może trochę z nim flirtowała, ale na pewno nie świadomie.
Była po prostu miła. Tak samo jak dla każdego innego klienta Wintersoftu.
Jack wszedł za nią do kuchni.
- Przepraszam, Emily. Po prostu nie jestem pewien, czy on nie
interesuje się bardziej tobą niż naszą firmą.
- Nigdy nie posunęłabym się do flirtu, żeby zdobyć klienta.
- Oczywiście. Dlatego nie chciałem o tym wspominać. Wiedziałem,
że weźmiesz to zbyt do siebie. Prawdę mówiąc, zrobiłaś wszystko jak
trzeba. No i Randall też nic złego nie zrobił.
Jack wstawił kieliszek do zlewu, a potem położył ręce na ramionach
Emily i odwrócił ją twarzą do siebie.
- Jesteś atrakcyjną kobietą, Emily. I piękną. Odnosisz sukcesy i w
przyszłości możesz prowadzić międzynarodową, dobrze prosperującą
firmę. Mężczyźni stale będą się kręcić wokół ciebie. Nie zawsze
RS
45
odgadniesz, jakie są naprawdę ich zamiary, choć będą rozmawiać z tobą
tylko o interesach.
To prawda. Przecież przekonała się już o tym po aferze z Toddem.
Emily wzięła głęboki oddech, starając się nie okazać zdenerwowania - czy
radości? - że czuje na ramionach dłonie Jacka. Stał tak blisko. Nie była z
żadnym mężczyzną od rozstania z Toddem. Przecież Marco Valenti się nie
liczył. Nawet jej się nie podobał. Spotkała się z nim parę razy tylko
dlatego, żeby uspokoić ojca. Jego pocałunki nie były nawet w połowie tak
podniecające jak ciepłe ręce Jacka na jej ramionach.
- Masz bardzo oryginalny sposób prawienia komplementów -
odparła, pragnąc jak najszybciej zmienić temat. - Może mylę się co do
Randalla, ale zaręczam ci, że ABG zostanie naszym klientem.
W oczach Jacka zamigotały iskierki rozbawienia.
- Przekonasz się, że mam rację - powiedział, muskając ustami jej
wargi.
Jack Devon już wcześniej wydawał się Emily pociągający, ale teraz
jego pocałunek sprawił, że zakręciło się jej w głowie.
RS
46
ROZDZIAŁ CZWARTY
Jack opuścił ręce. Nie powinien całować Emily. Ale miesiące
wstrzemięźliwości i jej delikatna, pociągająca uroda zniweczyły jego
obietnice.
Czy ta kobieta nie zdaje sobie sprawy, jaka jest wspaniała?
Może ten drań, który był jej mężem, sprawił, że zwątpiła w siebie?
Przez sekundę Jack rozkoszował się dotykiem jej zmysłowych ust, a
potem szybko położył ręce na jej biodrach, by ją od siebie odsunąć. Zanim
mogłaby odwzajemnić pocałunek i zanim zrozumieliby, że nie był to tylko
gest przyjaźni.
I wtedy Emily go pocałowała.
Czysta, nieskrępowana niczym żądza sprawiła, że wszystkie myśli o
pracy w jednej chwili znikły. Emily całowała z pasją. Żaden mężczyzna
nie mógłby się teraz powstrzymać. Objęła go w pasie, wzdychając z
pożądania. Jack czuł od niej zapach wina i rozkoszy.
Zapragnął mieć ją obok siebie w łóżku. A ogromne łoże z widokiem
na jezioro Tahoe było całkiem niedaleko.
Wyobraził sobie jej długie, smukłe nogi na pościeli i wsunął palce
pod kołnierzyk jej cienkiej, białej bluzki.
Jęknął, czując dotyk gładkiej skóry. Już chciał rozpiąć kołnierzyk,
gdy nagle się opamiętał.
Jeśli prześpi się z kobietą pracującą w firmie - i to w dodatku z córką
szefa - na pewno straci pracę.
Jeśli teraz rozepnie jeden guzik, nic go już nie powstrzyma.
Rozepnie też pozostałe. A potem zaniesie Emily do łóżka.
RS
47
Pomyślał o wszystkim, co dotąd osiągnął. Westchnął ciężko i zrobił
krok do tyłu.
- No widzisz? Czy cię przekonałem? Jesteś atrakcyjna. Jeśli ja
mogłem cię tak pocałować, to co dopiero Randall Wellingby.
Jej oczy otworzyły się szeroko ze zdziwienia. Jack specjalnie nie
patrzył na jej usta, które teraz zrobiły się kusząco różowe.
- Powinnaś mieć to na uwadze. On się tobą interesuje. Sam
widziałem.
- Powiedz - odezwała się Emily zachrypniętym głosem.
- Czy w ten sposób załatwialiście z Quentinem interesy?
- Nigdy nie musiałem go przekonywać, że jest atrakcyjny - roześmiał
się Jack.
- To dobrze, bo mógłby się zdenerwować.
- Dziwię się, że ty przyjęłaś to tak spokojnie. Teraz ona wybuchła
śmiechem.
- Musiałam. Będziesz mi potrzebny jutro na targach.
- No właśnie. Trzeba o tym porozmawiać. - Jack oparł się o blat,
starając się przybrać obojętną minę. Ale po tym pocałunku?! - Może
powinienem porozmawiać jutro z Randallem. Zorientujemy się, czy
naprawdę myśli o naszym programie. Oczywiście, jeśli mi ufasz.
- Ufam ci. - Emily odwróciła się i zaczęła spłukiwać naczynia. Kiedy
otwierała zmywarkę, zerknęła na Jacka. - Nigdy nie podziękowałam ci za
to, że stanąłeś po mojej stronie, gdy przyłapaliśmy Todda, jak wykradał z
mojego komputera informacje dla Actonu. Próbował się bronić, opowiada-
jąc o mnie straszne kłamstwa.
RS
48
- Todd to łobuz. Zachował się po prostu skandalicznie. - Jack wyjął z
ręki Emily kieliszek i włożył do zmywarki. -Dla Quentina zrobiłbym to
samo.
- Nie wątpię - powiedziała Emily i trzepnęła go lekko ścierką. - Ale
mówiąc poważnie, Jack, naprawdę mam do ciebie zaufanie. Potrafisz
bezbłędnie rozszyfrować ludzi. Od razu wiedziałeś, o co chodzi, gdy Todd
przyszedł miesiąc temu do Wintersoftu, skarżąc się, że został zwolniony z
pracy.
- Ty też jesteś dobra - odezwał się Jack, kiedy wyszli z kuchni. - A
przecież od niedawna zajmujesz swoje stanowisko. Nie udałoby mi się z
Mikiem Elliottem, gdybyś mi wcześniej nie powiedziała, że z Metrogroup
dzwonili tylko dwa razy na naszą infolinię. I że Mike ma jutro urodziny.
To było genialne posunięcie.
Jego wzrok przesunął się po fotografiach stojących na fortepianie.
- Zawdzięczasz to pewnie studiom na Harvardzie - zażartował,
wskazując zdjęcie, na którym stała z ojcem ubrana w togę i biret.
- Nie patrz na to - jęknęła. - Miałam okropną fryzurę. Usiadła na
sofie i wskazała Jackowi krzesło.
Bardzo dobrze, pomyślał. Będziemy daleko od siebie. Wyjęła z
teczki dokumenty Metrogroup.
- Rozmawiałeś już z Mikiem Elliottem. Chyba widziałam nazwisko
Ethana Postona ma liście uczestników. On także ma dużo do powiedzenia
w sprawie wyboru oprogramowania. Dobrze byłoby się z nim jutro
spotkać.
- W porządku - odparł Jack, zadowolony, że znów rozmawiają o
interesach. Ale jego wzrok wciąż powracał do jej bluzki. A gdyby rozpiął
RS
49
ten guzik? Co by się stało? Czy leżeliby w łóżku, czy w salonie? W końcu
skórzane sofy były tylko o krok od kuchni, przy kominku...
- Może powinieneś porozmawiać z Ethanem - powiedziała Emily,
marszcząc brwi. - Oczywiście mogę to zrobić sama, jeśli zaplanowałeś już
spotkanie z jakimś innym klientem, ale Ethan kończył uniwersytet
Amherst, tak jak ty. I obaj dostawaliście stypendium. Macie ze sobą wiele
wspólnego.
Jack poczuł nagły skurcz żołądka.
- Skąd wiesz, że studiowałem w Amherst?
Emily wzruszyła ramionami, nie patrząc mu w oczy.
- Kiedyś się dowiedziałam. W każdym razie myślę, że ta rozmowa
jest niezbędna, bo...
- Nigdy ci o tym nie mówiłem. I na pewno nigdy nie wspominałem o
stypendium.
- Może dowiedziałam się o tym od Carmelli. Ona wie wszystko.
- Jej też nic nie mówiłem. - Jack pochylił się. Papiery,które trzymał
w ręku, upadły na stół. - Czytałaś moje akta osobowe, prawda?
Poznał to po jej twarzy. Nauczył się od ojca, jak odczytywać
zachowanie przeciwnika - małe tiki czy nerwowe skurcze, które zdradzają,
że ktoś ma asa w rękawie albo blefuje.
- Czytałaś. - Pokręcił głową z rozczarowaniem i ze złością. - Kiedy
ostatnio byłem w dziale personalnym, sekretarka nie mogła znaleźć mojej
teczki. Moje dokumenty i akta pięciu innych osób zostały przełożone w
inne miejsce, co wydaje się bardzo dziwne, bo prawie nikt nie ma do nich
dostępu. Początkowo myślałem, że to sprawka Todda Baxtera. Skoro
grzebał w naszych komputerach, mógł szperać i tu, ale nie mogłem
RS
50
zrozumieć, dlaczego interesowały go akta osobowe, skoro szukał
informacji przydatnych dla Actonu. Ale to nie on, prawda?
Emily przygryzła wargi.
- Przepraszam, Jack. Masz rację. Tylko to nie jest tak, jak myślisz.
- Sprawdzałaś nie tylko moje akta. Brakowało sześciu teczek.
Wszystkie dotyczyły kadry kierowniczej Wintersoftu. Matt Burke, Grant
Lawson, Brett Hamilton, Reed Connors i Nate Leeman - to nimi się
interesowałaś. Sekretarka nie mogła odnaleźć tych dokumentów. Jeśli
chodzi o Nate'a, to rzeczywiście mogła być sprawka Todda. W końcu Nate
zajmuje się oprogramowaniem. Ale co z pozostałymi?
Jack wstał i podszedł do okna. Nie mógł patrzeć na zmartwioną
twarz Emily i nie potrafił zignorować jej postępku. Musiał się dowiedzieć,
o co chodzi.
Odwrócił się.
- Dlaczego? - niemal krzyknął.
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Musisz! Przeglądałaś poufne informacje, które dotyczą mnie
osobiście.
Emily zbladła, ale nie poruszyła się.
- Wiem. Źle zrobiłam, grzebiąc w twoich aktach. Po raz pierwszy
Jack dostrzegł w jej oczach strach.
- Powiem ci tyle, ile będę mogła, ale najpierw musisz mi coś obiecać.
- O, nie! - potrząsnął głową. - Żadnych obietnic. Emily wstała i
popatrzyła na niego wyzywająco. Skąd brała się ta jej pewność siebie? W
końcu przyłapano ją na szperaniu w cudzych dokumentach.
- Co sądzisz o Carmelli Lopez?
RS
51
- Uwielbiani ją. Jak wszyscy. -A o moim ojcu?
- Bardzo dużo mu zawdzięczam. Nauczył mnie wszystkiego. - No,
prawie wszystkiego. Jego własny ojciec dał mu najbardziej gorzkie lekcje.
Nie był dla niego przykładem. Lloyd szybko stał mu się bliższy niż
rodzony ojciec.
- W takim razie musisz mi obiecać, że nie będziesz zły na Carmellę. I
nie pójdziesz na skargę do mojego ojca.
Jack wciągnął głęboko powietrze.
- Obiecuję, że nie będę się złościć na Carmellę, ale zastrzegam, że
mogę być zły na ciebie. I pójdę do twojego ojca, jeśli dobro firmy będzie
tego wymagać. Muszę być lojalny.
- Zgoda. - Emily opuściła ręce, ale jej spojrzenie pozostało nadal
nieufne. - Zaglądałyśmy do tych teczek razem z Carmellą. Obie jesteśmy
do tego uprawnione, więc formalnie nie zrobiłyśmy nic złego.
Realizowałyśmy bardzo ważny projekt. Gdybym mogła wyjaśnić ci
szczegóły, zrozumiałbyś, dlaczego musiałam to zrobić.
- Ale nie możesz. Emily pokręciła głową.
- To zaszkodziłoby mojemu ojcu zawodowo i prywatnie. I
naruszyłoby prywatność tych osób, do których teczek zaglądałam.
- To wszystko nie ma sensu - parsknął Jack.
- Wiem, jednak nie mogę powiedzieć nic więcej.
Jack odchylił głowę i przez chwilę wpatrywał się w sufit. To
niemożliwe, żeby Emily i Carmella przeglądały jego akta z jakichś niskich
pobudek. Poza tym w gruncie rzeczy był zadowolony, że to one, a nie
Todd Baxter. Oczywiście nie było tam żadnych informacji przynoszących
RS
52
ujmę jego ojcu, ale Todd Baxter nie był człowiekiem, któremu można
ufać. Co innego Carmella czy na przykład Emily.
- Nie rób tego nigdy więcej - powiedział, spoglądając na nią. -
Nieważne, z jakich powodów. Powinnaś najpierw przyjść do mnie. Mam
przecież prawo wiedzieć, kto czyta moje akta.
- W porządku. Powód, dla którego to zrobiłam, już nie istnieje.
- Czy to samo dotyczy innych teczek?
- Na pewno nie będę już do nich zaglądała. Ale nic więcej nie mogę
ci powiedzieć. Przepraszam. - Emily przełknęła ślinę, a potem wskazała na
papiery leżące na stoliku. - Musimy szybko przejrzeć te dokumenty.
Ojciec ma zadzwonić za niecałe pół godziny. Nie powinien się zorien-
tować, że między nami są jakieś scysje. Ani martwić się, że coś nie
powiedzie się na targach. Jack niechętnie skinął głową.
- W porządku. Przygotujmy się do jutrzejszego dnia.
- Dziękuję - odetchnęła z ulgą Emily.
Jack usiadł i przewertował jeszcze raz dokumenty Metrogroup.
Kiedy jednak Emily sięgnęła po teczkę ABG, złapał ją za rękę.
- Nie skończyliśmy tego tematu, Emily. Prędzej czy później dowiem
się, dlaczego szperałaś w moich aktach. Obiecuję ci to.
Jak mogła popełnić dwa poważne błędy w ciągu zaledwie jednej
godziny?
Emily wypiła łyk kawy, a potem sprawdziła, czy broszury
informacyjne są dobrze rozłożone na stoisku. To chyba nie była jej
ostatnia kawa tego dnia, jeśli się weźmie pod uwagę, jak bardzo źle spała
po tym, co zdarzyło się wczoraj wieczorem.
RS
53
Na szczęście ojciec w niczym się nie zorientował. Emily posłuchała
rady Jacka i powiedziała mu, że Randall był zainteresowany ich
programem, choć to jeszcze nic pewnego. Lloyd był wyraźnie
podekscytowany, że prawdopodobnie uda się utrzymać Metrogroup i
podpisać umowę z Outland Systems.
Potem spytał, jak im się mieszka. Jack entuzjastycznie pochwalił
wspaniałą architekturę domu i podziękował za troskliwość.
Ojciec nie zwrócił uwagi, że Jack nie wspomniał ani słowem o
Emily, ale w jego głosie wyraźnie wyczuwało się dziwny chłód.
Jak mogła do tego dopuścić? Przez całe miesiące udawało jej się
utrzymać plan wyswatania kawalerów z Wintersoftu w tajemnicy, a teraz
wszystko się wydało.
Drugi potężny łyk gorącej kawy sparzył jej gardło. No cóż, lepiej,
żeby Jack jej nie lubił, niż miałby ją całować. Ten pocałunek to jej drugi
kolosalny błąd.
W tej samej chwili Jack zderzył się z nią plecami, gdy przenosił
monitor na inne miejsce.
- Przepraszam - wymamrotał, nawet się nie odwracając w jej stronę.
- Nie szkodzi - odburknęła. Ona też nie będzie się nim przejmowała.
Nie ma mowy o następnym pocałunku.
Jack udawał, że nic się nie stało, ale ona wiedziała swoje. Nikt, komu
zależało jedynie na zademonstrowaniu czegoś, nie całował w ten sposób,
nawet taki demon seksu jak Jack Devon.
Oboje dobrze wiedzieli, że choć na pewno są sobą zainteresowani,
ich związek jest niemożliwy. Jack znał historię jej małżeństwa z Toddem.
Gdyby zaczął się z nią spotykać, mógłby stracić pracę.
RS
54
Ta myśl przygnębiała Emily i dlatego wolała się oszukiwać, że ich
pocałunek nic nie znaczył.
Na szczęście w tej samej chwili otworzyły się drzwi do sali
wystawowej i do stoiska zaczęli się zbliżać Mike Elliott i Ethan Poston z
Metrogroup. Zgodnie z umową Jack szybko zajął się Ethanem, pokazując
mu demo nowego programu. W tym czasie Emily musiała odpowiadać na
pytania pracownika obsługi targów, dzięki czemu mogła na cały ranek
uwolnić się od myśli o Jacku.
Dopiero w czasie lunchu sala wystawowa wyludniła się. Emily
dziękowała właśnie jednemu z klientów, że odwiedził ich stoisko, gdy
uświadomiła sobie, że Jack stoi tuż za nią.
Odwróciła się niechętnie.
- Wszystko w porządku? Jack skinął głową.
- Chyba przekonałem Ethana. Po dzisiejszej rozmowie podtrzymanie
umowy z Metrogroup nie powinno stanowić problemu. Miałem też okazję
porozmawiać z przedstawicielami jednej z firm inwestycyjnych.
- Zauważyłam. - Emily rozejrzała się po sali. Ze zdziwieniem
spostrzegła, że Acton i inni wystawcy zamykają swoje stoiska. - Co to
znaczy?
- Zapomniałaś? Po południu jest doroczne zebranie zarządu. Dlatego
dziś targi kończą się wcześniej.
- W takim razie zbieramy się?
Teraz zobaczyła, że Jack zdążył już powyłączać komputery -Tak
A więc wrócą do domu i będzie musiała spędzić z nim całe
popołudnie. On też miał taką minę, jakby się tego bał.
RS
55
- Przyszło mi do głowy, że mógłbyś wziąć z garażu samochód
mojego ojca - powiedziała Emily. - Byłbyś wtedy niezależny. Jestem
pewna, że ojciec chętnie by się na to zgodził.
Ale Jackowi wcale nie uśmiechało się jeździć po Tahoe przez całe
popołudnie.
- Nie mamy nic do roboty, więc może poszlibyśmy pograć do
kasyna? - zaproponowała. - „Silver Legacy" i „El Dorado" są o parę
kroków stąd. Do „Harrahs" też jest blisko. - Doskonałe rozwiązanie. On
usiadłby przy jednym automacie, ona przy drugim, i wcale nie musieliby z
sobą rozmawiać.
Jack milczał.
- Mogę dać ci kartę rabatową taty - zaproponowała. Na twarzy Jacka
pojawiło się zdumienie.
- Ty i twój ojciec chodzicie do kasyna?
- Oczywiście - odparła Emily, wzruszając ramionami. -Często
przyjeżdżamy do Nevady. Zamieniamy wygraną na kupony do restauracji i
bezpłatny pobyt w hotelach. Tata dał ostatnio Carmelli kupon na darmowy
pokój. Przyjechała z koleżanką i świetnie się bawiły.
Emily ugryzła się w język, ale było już za późno. Na dźwięk imienia
Carmelli Jack zesztywniał, przypominając sobie aferę z aktami
personalnymi, jednak nie powiedział ani słowa. Zebrał ze stołu broszury i
włożył je do pudła stojącego na podłodze.
- Wolałbym nie iść do kasyna. Ale nie mam też ochoty siedzieć w
domu ani jeździć samochodem twojego ojca. -Wyprostował się, spojrzał
jej w oczy i unosząc brwi, spytał: - Jeździsz na nartach?
- Oczywiście.
RS
56
- Ethan Poston był wczoraj w górach. Mówił, że warunki są
doskonałe i wcale nie jest zimno. Może wypożyczymy sprzęt i pojedziemy
do Heavenly?
Emily ożywiła się. Świetny pomysł! I wcale nie będą musieli ze sobą
rozmawiać.
- Heavenly jest fantastyczne, choć mamy bliżej do Diamond Peak.
Tam przyjeżdża mniej ludzi i są piękniejsze widoki. Ale zgodzę się na
wszystko. - Wszystko, byle nie zostawać sam na sam z Jackiem. Na
górskim zboczu pełnym studentów, którzy właśnie mają wiosenną
przerwę, nie grozi im powtórka wczorajszego błędu.
- Ty znasz tę okolicę. Pojedziemy tam, gdzie zechcesz. -Jack
wepchnął pudło z broszurami pod stół i wziął butelkę wody. - Wypożyczę
sprzęt.
- Z tym nie powinno być problemu. - Spojrzała na jego stopy. - Jaki
masz numer buta?
- Dwanaście.
- Tak jak ojciec. Możesz przymierzyć jego narty i buty. To
zaoszczędzi nam czasu.
Jack zerknął na nią z ukosa.
- Jesteś pewna, że Lloyd nie będzie miał nic przeciwko temu?
Przecież większość ludzi nie lubi pożyczać swojego sprzętu.
- Z ojcem jest inaczej - odparła, ruszając do wyjścia. Tobie by nie
pożyczył? - roześmiała się w duchu.
- Zobaczymy, co powie, jak mu porysuję narty.
Emily przygryzła wargi, żeby się głośno nie roześmiać. Jack mógłby
nawet połamać narty Lloyda, byle tylko chciał towarzyszyć jego córce.
RS
57
Ale wypad w góry był znacznie lepszy niż siedzenie w domu. Może Jack
zapomni choć na chwilę o tym, że szperała w jego aktach, no i przez cały
czas będą rozprawiać wyłącznie o trasach narciarskich i śniegu.
Przynajmniej taką miała nadzieję.
RS
58
ROZDZIAŁ PIĄTY
Kiedy tylko Jack włożył buty w eleganckie wiązania firmy
Rossignol, należące do Lloyda Wintersa, od razu zrozumiał, że podjęli z
Emily właściwą decyzję. Trochę szybkiej jazdy odświeży jego umysł i
pozwoli mu odpocząć. Dzień spędzony na targach w towarzystwie Emily
był niezwykle męczący.
Zirytowała go jej prośba, żeby nie miał jej za złe myszkowania w
jego dokumentach. Zwłaszcza po tym, co się zdarzyło w kuchni. Jak mógł
się nie wściekać, skoro jego prywatność została naruszona w oczywisty
sposób? Gdyby Emily nie była córką szefa i kobietą, która uznaje tylko
poważne związki, a więc to, na co on nie mógł sobie pozwolić, może
nawet wylądowałby z nią w łóżku. A przynajmniej nie zrobiłby nic, żeby
temu zapobiec. Czy popełniłby błąd?
Szanował jednak to, że zadbała, żeby nie mścił się na Carmelli. No i
nie prosiła o wyrozumiałość dla siebie.
Jack westchnął, zaciągając pod szyję zamek kurtki narciarskiej.
Złość wkrótce mu przejdzie. Nie był człowiekiem, który pielęgnuje
urazy. Poza tym Emily nie odkryła jego sekretu. Nie miała o niczym
pojęcia. Przez chwilę przyglądał się,jak wkładała rękawiczki. Instynkt
podpowiadał mu, że naruszając jego prywatność, nie działała z niskich
pobudek. Nie należała do tego rodzaju kobiet. Wprost przeciwnie. Na
przykład wzięła na siebie dodatkowe obowiązki, żeby Brett Hamilton
mógł udać się na dłuższy urlop z nowo poślubioną żoną Sunny.
RS
59
Jack był też przekonany, że Emily miała coś wspólnego z
odnalezieniem syna Reeda Connorsa. Czyż nie była prawdziwym
aniołem?
Skoro więc nie podejrzewała go o niejasną przeszłość, czego chciała
się dowiedzieć z jego akt?
Ruszył w dół do wyciągu, rozważając wszystkie możliwości. To była
prawdziwa zagadka. Dlaczego nie spytała po prostu zainteresowanych
osób?
Tych sześciu mężczyzn, których teczki przeglądała, musiało mieć z
sobą coś wspólnego.
- Ile czasu potrzebujesz na rozgrzewkę? - spytała, stając obok niego
w kolejce do wyciągu.
Uśmiechała się szeroko, spoglądając na drzewa i szczyty gór. Nigdy
nie przypuszczał, że tak lubi sport. Chłodne górskie powietrze zabarwiło
jej policzki na różowo i było jej z tym do twarzy. Tylko raz widział taki
kolor na jej ustach - kiedy ją pocałował.
Wzruszył ramionami, starając się zapomnieć o aferze z aktami.
Lepiej skoncentrować się na tym, dlaczego nie powinien jej polubić.
- Niewiele. Zresztą i tak niedługo się ściemni.
- To prawda.
Usiedli na szerokiej ławeczce i wyciąg ruszył w górę. Jack zamknął
oczy, pozwalając, by rześkie powietrze wypełniło jego płuca i usunęło
stresy z całego dnia. Kiedy ostatnio udało mu się wyjechać na wakacje?
Dawno temu. Miał nadzieję, że jeszcze nie zapomniał, jak się jeździ na
nartach.
RS
60
Zerknął na Emily. Siedziała daleko od niego, bo na ławeczce zwykle
mieściły się cztery osoby. Patrzyła w bok, na narciarzy mknących w dół po
zboczu.
Że też musiała być taka piękna! Nie mógł oderwać od niej wzroku.
Nigdy nie widział jej w sportowym stroju. Nawet po powrocie z targów do
domu nie wkładała dżinsów. Kiedy rano schodziła na śniadanie, była już
uczesana i ubrana jak do wyjścia. Dopiero ta wycieczka pozwoliła Jackowi
zobaczyć ją w całkiem nowym świetle.
O dziwo, dzisiaj bardzo szybko się przebrała. Może tak często
jeździła na nartach, że z zamkniętymi oczami wiedziała, co powinna wyjąć
z szafy. Albo chciała jak najszybciej wyrwać się z domu, żeby nie być z
Jackiem sam na sam.
Często bywała w Tahoe, a ze sprzętem narciarskim obchodziła się
niezwykle sprawnie. Z pewnością była dobrą narciarką.
Jack odwrócił głowę i popatrzył w dół. I tak nie pozwoli, by Emily
Winters wyprzedziła go na zboczu.
- Często jeździłeś na nartach, kiedy byłeś dzieckiem? Usłyszał
szelest jej kurtki, gdy odwracała się do niego,ale wciąż wpatrywał się w
dół.
- Nie. Nauczyłem się, dopiero gdy dorosłem.
Jack wychowywał się w cieniu doków w Quincy. Gdy był
dzieckiem, nie mieli pieniędzy na takie fanaberie. Narciarstwo, podobnie
jak golf i tenis, to dyscypliny sportowe zarezerwowane dla bogaczy. Matce
tylko raz udało się zaoszczędzić trochę pieniędzy, ale ojciec i tak
spożytkował je po swojemu. Jak zwykle.
- A twoi rodzice jeździli na nartach?
RS
61
- Nie. - Niestety. Może gdyby ojciec znalazł inne hobby, nie
zszedłby na złą drogę i pogodził się z matką. Wtedy Jack też miałby takie
rodzinne zdjęcia jak Emily.
Nie chciał o tym dłużej myśleć.
- Spójrz - powiedział, wskazując na narciarza szykującego się do
przejazdu przez muldy. - Całkiem nieźle, prawda?
Emily roześmiała się, a potem uniosła wysoko czubki nart.
- Lepiej patrzmy przed siebie. Jesteśmy już prawie na szczycie.
Kiedy tylko ich narty dotknęły śniegu, Emily natychmiast skręciła w
prawo, do trasy. Choć Jack przysiągł sobie, że nie będzie o niej myśleć,
serce ścisnęło mu się, gdy odwróciła się i puściła do niego oko. Potem
zsunęła gogle na oczy i poszusowała w dół. Jechał za nią, wpasowując się
zgrabnie w ślady jej nart. Kiedy odnalazł właściwy rytm i przyzwyczaił się
do zimnego powietrza szczypiącego w twarz, spojrzał przed siebie. Emily
szusowała pochylona do przodu. Jack widział jej zgrabne pośladki opięte
materiałem.
O, tak. Jazda na nartach na pewno sprawi, że jego złość wyparuje. I
pojawi się coś znacznie gorszego.
- Jesteś gotowy na trudniejsze zbocze? - spytała Emily na dole, stając
przed nim w kolejce do wyciągu.
- Oczywiście.
Kolejka przesuwała się szybko i już za chwilę oboje znów zbliżali się
do szczytu góry.
Zeszli z wyciągu i przejechali kawałek do drugiego, który miał ich
zawieźć na Diamond Peak.
RS
62
- Przygotuj się na to, że zobaczysz najpiękniejszy widok w Nevadzie
- oświadczyła Emily.
- Lepszy niż z okien domu?
- Nawet nie ma porównania.
Rzeczywiście, kilka minut później, gdy dotarli na szczyt, Jack jęknął
z zachwytu.
Emily przesunęła do tyłu gogle i przez chwilę w milczeniu
podziwiała widok. W dole rozciągało się jezioro Tahoe. Ze wszystkich
stron otaczały je porośnięte ośnieżonymi drzewami góry, promienie słońca
odbijały się od błękitnej tafli.
Jack jeszcze nigdy nie widział tak lazurowej wody.
- Piękne, prawda? - uśmiechnęła się Emily. - Teraz nie żałujesz
chyba, że mamy dzisiaj wolne popołudnie?
Jack roześmiał się. A więc i ona bała się tego? Poczuł się teraz
znacznie swobodniej. Emily w ciągu sekundy potrafiła go rozbroić.
- Och, nie. To chyba najpiękniejszy widok nie tylko w Nevadzie -
odparł z uśmiechem - ale pewnie na całym świecie.
- Zgadzam się, jednak nie chciałam się przechwalać. Jack odruchowo
położył rękę na jej ramieniu.
- Miałaś rację, Emily - powiedział. - Nie powinienem wątpić, że
załatwisz sprawę z Randallem i ABG. Czy mi wybaczysz?
- Tylko wtedy, jeżeli... - urwała, machając ręką. - Oczywiście. Już ci
wybaczyłam.
- Ja też ci wybaczam, Em - odparł, ściskając jej ramię. -Nie będę już
pytać o akta. - Pochylił się i strzepnął kijkiem śnieg z buta. - A teraz -
RS
63
dodał, puszczając do niej oko - zobaczymy, czy mi wybaczysz, że cię
prześcignę. Założę się, że tym razem będę pierwszy na dole.
-Na pewno nie!
Zanim Emily zdążyła opuścić gogle, Jack ruszył do trasy Crystal
Ridge. Wkrótce Emily wyprzedziła go, ale skrócił sobie drogę przez
muldy i za chwilę znów prowadził. Płatki śniegu spadały na jego twarz,
gdy przecinał zbocze na ukos, krążąc wokół Emily, która bawiła się
równie dobrze jak on.
Po chwili ruszył w kierunku trasy Diamond Back. Emily wyprzedziła
go, zręcznie pokonując serię muld, i zatrzymała się na otwartej przestrzeni.
Jack podjechał do niej, opryskując ją śniegiem i lodem.
- Bardzo zabawne - roześmiała się, sapiąc z wysiłku. -Widzisz tę
przerwę między drzewami? - spytała, wskazując kijkiem. - Tam jest szlak
prowadzący do trasy Battle Bom.
Jack ukłonił się, zataczając kijkiem koło.
- A więc prowadź, damo. Emily ruszyła.
Jack strzepnął śnieg z kurtki i uśmiechnął się. Tak właśnie powinno
między nimi być. Miło, wesoło, bez żadnej intymności.
Tak jest najbezpieczniej.
Odbił się i ruszył za nią.
Emily pochyliła się, szykując się do wjazdu do lasu.
Nagle, gdy jej uwaga skoncentrowana była na szlaku, jaskrawożółta
plama przecięła zbocze, kierując się wprost na nią.
- Em! - zawołał Jack, wiedząc, że nie może zrobić nic, by uchronić ją
od zderzenia.
RS
64
W ostatniej sekundzie snowboardzista zauważył Emily i zrobił ostry
skręt. W tej samej chwili Emily zrobiła unik, ale straciła równowagę i
przechylona na bok, z jedną nartą w powietrzu, znikła z pola widzenia
Jacka.
W ostatnim momencie uchyliła się i uniknęła zderzenia z pniem
drzewa, ale iglaste gałęzie następnego uderzyły ją prosto w twarz. Na
pewno nie uniknie upadku - pytanie tylko, jak bardzo będzie dramatyczny.
Głupi snowboardzista. Czy ten dzieciak naprawdę jej nie widział?
Wreszcie jedna narta, ta, która dotykała ziemi, natrafiła na wystający
korzeń i Emily wpadła głową w zarośla. Policzki szczypały ją od ostrych
igieł, ale w końcu Emily udało się zatrzymać między dwoma krzewami,
które natychmiast obsypały ją śniegowym puchem.
Roześmiała się z ulgą, otrzepując twarz. Dzięki Bogu, miękkie
lądowanie.
Emily przewróciła się na plecy, żeby złapać oddech. Teraz będzie
musiała wrócić na zbocze z jedną nartą i poszukać tej, którą zgubiła gdzieś
po drodze.
- Emily! - rozległo się wołanie Jacka.
Zarośla zaszeleściły nad jej głową. Ciekawe, czy znalazł gdzieś jej
nartę?
Zanim zdążyła odpowiedzieć na nawoływanie, Jack już był przy niej.
Lodowaty puder znów posypał się na jej głowę.
- Emily! Co ci się stało?
- Obsypałeś mnie śniegiem - powiedziała, podnosząc się na łokciu. -
Cieszysz się z mojego nieszczęścia?
- Myślałem, że ty...
RS
65
-Nic się nie stało. Tylko trochę się podrapałam. To wszystko. -
Uśmiechnęła się na widok jego zmartwionej miny. Co za zmiana od
dzisiejszego poranka. Teraz w Jacku nie było ani śladu złości. Wypad na
narty okazał się mimo wszystko świetnym pomysłem. Trochę relaksu i
wroga atmosfera ulotniła się bezpowrotnie.
Jack ściągnął rękawiczkę i dotknął policzka Emily.
- Nie wyglądasz dobrze. Skaleczyłaś się nad uchem.
- To nic groźnego. - Takie wypadki miała już wiele razy.
- Nie jestem ranna.
- Miałem zadziwić cię swoimi umiejętnościami - odparł, patrząc na
nią ze współczuciem - a teraz będę musiał tłumaczyć klientom, dlaczego
jesteś podrapana. Na pewno nic ci nie jest?
Naprawdę się o nią martwił!
Nagle zbliżył usta do jej warg. Kiedy właśnie miał ją pocałować,
grupka nastolatków przemknęła tuż obok, pokrzykując donośnie. Jack
momentalnie otrzeźwiał.
- Chyba powinniśmy wstać - powiedziała Emily i chcąc ukryć
zakłopotanie, zaczęła rozglądać się za drugą nartą.
- Nie widziałeś gdzieś mojej...
- Mam ją - powiedział, wyciągając deskę ze śnieżnego puchu.
Emily przypięła nartę do buta.
- Jedziemy do Battle Bom? - spytała.
- Jeśli masz ochotę - odparł bez entuzjazmu.
- Oczywiście. Nic mi nie jest. Naprawdę. - Wyciągnęła rękę w
kierunku zbocza. - Zresztą nie mamy innego wyjścia. Nie dostaniemy się
inaczej do wyciągu.
RS
66
Jeździli przez całe popołudnie, podziwiali jezioro z różnych stron,
śmiali się i rozmawiali. Ale prawdziwie beztroski nastrój już nie wrócił. I
Emily wiedziała dlaczego.
Z powodu pocałunku, do którego nie doszło.
RS
67
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Kiedy słońce zaczęło znikać za górami, a światła domów odbijały się
w lśniącej bieli śniegu tak, że były widoczne nawet z wysokiego zbocza,
ich wyprawa dobiegła końca. Trzeba wracać. Jack był chyba równie
wyczerpany jak ona, bo machając dłonią, dawał jej znaki, że nie zamierza
już ustawiać się w kolejce do wyciągu.
- Dobrze! - zawołała Emily.
Zapakowali narty na samochód, a potem usiedli na ławce, popijając
gorącą herbatę kupioną w bufecie.
- Jak ci się w tym jeździło? - spytała Emily Jacka, wskazując na
pożyczone spodnie i buty.
- Świetnie. Ale zauważyłem, że kulejesz.
- Odzwyczaiłam się od butów narciarskich.
- Albo nie chcesz się przyznać, że ten upadek nie był wcale taki
niegroźny.
Emily wzruszyła ramionami. Trochę bolała ją noga w kostce, ale do
rana ból na pewno przejdzie.
- Teraz wiem, że masz we krwi rywalizację. Chcesz zawsze wypaść
lepiej od przeciwnika.
- Nie jesteś moim przeciwnikiem, Emily.
- Jack...
- Miałaś ciężki dzień. Pozwól, że zawiozę cię do domu, a potem
zrobię ci gorącą czekoladę. Powinnaś położyć się z nogą do góry, żeby
kostka nie spuchła.
RS
68
Czyż on nie był uroczy? Miły i rycerski. Szkoda tylko, że nigdy nie
mówi o sobie. To doprowadzało ją do szaleństwa, a przy tym niepotrzebnie
podniecało.
- Chyba że chcesz wieczorem przejrzeć akta Goldmana Sachsa -
zaproponował. - Mógłbym ci powiedzieć, jak podejść ich
przedstawiciela...
- Bardzo zabawne. Kupmy po drodze pizzę i jakiś film wideo. -
Oglądając film, nie będą musieli rozmawiać. Ani myśleć o tym, co między
nimi zaszło.
- Zgoda.
Godzinę później Jack wyjmował talerze w kuchni, a Emily napełniła
szklanki i postawiła je na stole. Wyjęła z pudełka kasetę z filmem, który
wybrał Jack. Specjalnie pilnowała, żeby nie zbliżał się do półek z filmami
z Meg Ryan i Sandrą Bullock. Komedia romantyczna nie była dziś raczej
wskazana.
Kiedy pochyliła się, by włożyć film do magnetowidu, poczuła nagle
przeszywający ból w kostce. Omal się nie przewróciła.
- No proszę, wiedziałem, że to coś poważnego. - Jack złapał ją pod
ramię, a potem pomógł dojść do sofy.
Jakim cudem znalazł się tak szybko w salonie?
- Ależ to nic takiego. Po prostu źle stąpnęłam - zapewniła go z
uśmiechem Emily. - Ale dziękuję za pomoc, to miło z twojej strony.
Jack z niedowierzaniem zmarszczył brwi. Przyglądał się jej przez
chwilę, po czym odsunął na bok szklanki i serwetki.
- Co robisz?
RS
69
- Zamierzam się tobą zająć. - Zanim zdążyła zaprotestować, wziął jej
nogę i ułożył na stole tak ostrożnie, jakby była z porcelany.
- Naprawdę nic mi nie jest, Jack.
Nie zwracając uwagi na te zapewnienia, wsunął poduszkę pod stopę,
a potem ukląkł na podłodze, ściągnął skarpetkę i odsunął nogawkę spodni
aż do kolana.
- Jack!
Zignorował okrzyk protestu i delikatnie obmacał spuchniętą kostkę,
szukając obrażeń. Kiedy nic nie znalazł, spojrzał Emily głęboko w oczy.
- Dlaczego nie chcesz się przyznać do słabości? To przecież nic
strasznego. Za nic na świecie nie pozwolisz, żeby ktoś uznał cię za
pokonaną, prawda?
Gdyby wiedział, jak słaba się teraz czuła. Ze wszystkich sił starała
się nie myśleć o ciepłych palcach dotykających jej nagiej stopy.
- Nic mi nie jest, zapewniam cię.
- Kłamiesz.
- Dobrze, boli mnie trochę kostka, to wszystko. Nie raz zdarzały mi
się kontuzje, gdy jeździłam na nartach, i możesz mi wierzyć, że wiem
dokładnie, czym warto się przejmować. Jutro nie będę już o niczym
pamiętała, więc nie warto robić z tego dramatu.
- Nie myślałem o twojej kostce. Czyżby umiał czytać w jej myślach?
Emily sięgnęła po kasetę z filmem, żeby wreszcie zmienić temat.
Jack puścił jej nogę i usiadł na sofie.
- Czy to dlatego, że twój ojciec zarządza Wintersoftem? Boisz się,
żeby pracownicy firmy nie pomyśleli, że swój awans zawdzięczasz
związkom krwi z szefem?
RS
70
Emily oparła wygodnie głowę na poduszkach i wpatrzyła się w sufit.
- Zamierzasz bawić się w psychoanalityka, tak?
- Daj spokój. Mamy jeszcze trzy dni i byłoby o wiele łatwiej,
gdybyśmy nie zaprzątali sobie głowy zagadkami.
Emily wyprostowała się i spojrzała prosto w jego szare oczy.
- W tym wypadku masz rację. Czy nie pracowałbyś ciężej, gdyby
twój ojciec prowadził firmę? Gdyby twoja praca rzutowała na jego dobre
imię?
Jack odwrócił się i położył rękę na jej ramieniu.
- Na pewno. Ale chodzi o coś więcej. Jesteś spięta nawet wtedy, gdy
rozmawiasz z ojcem. To najwspanialszy człowiek, jakiego spotkałem, ale
ty jesteś przy nim skrępowana. Widziałem to wiele razy w biurze.
Dlaczego?
- Jeśli ci powiem, że to ma związek z aktami, które czytałam, i nie
mogę o tym rozmawiać, to dasz mi spokój?
- A jak myślisz?
Co za człowiek! Ale troska w jego oczach świadczyła, że nie myślał
o sobie. Ani o nieszczęsnych aktach.
- Obiecałeś, że nie będziesz o to pytać.
- Powiedz mi wreszcie, Em. Wiesz już chyba, że nie zrobiłbym nic,
co sprawiłoby przykrość twojemu ojcu. Albo tobie.
Jego głos był niski i spokojny. Do diabła, podniecał ją. Czy Jack
wiedział, że tak na nią działa?
Oparła się wygodniej, ocierając się o jego ramię. Dlaczego zwykłe
dotknięcie od razu mąciło jej umysł?
RS
71
- Pracowałeś u nas, gdy wyszłam za Todda - powiedziała,
przełykając nerwowo ślinę. - Wiesz, jak fatalnie skończyło się nasze
małżeństwo.
- Rozwód nigdy nie jest łatwy, nawet gdy nie ma innego wyjścia.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Mówisz o mnie?
- Moi rodzice powinni byli się rozwieść. Nie wnikajmy w szczegóły.
Miałaś rację, że rozwiodłaś się z Toddem Baxterem. Kiedy miesiąc temu
przyłapano go na wykradaniu służbowych tajemnic, zastanawiałem się
nawet, jak to możliwe, że taki łajdak zdołał cię poślubić.
- To przez mojego ojca - parsknęła Emily.
- Słucham?
Dlaczego miała ochotę mu się zwierzyć, temu mistrzowi sekretów?
Przecież to urągało wszelkiej logice. Nie powinna o tym mówić koledze z
firmy, zwłaszcza takiemu, który ją całował. A mimo to postanowiła mu
wszystko wyjawić.
- Ojciec bardzo mnie kocha - zaczęła, starannie dobierając słowa. -
Ale zawsze pragnął mieć syna. Kogoś, kto byłby kontynuatorem rodu i
przejąłby po jego śmierci firmę. Jednak rodzice nie mogli mieć więcej
dzieci. Cieszyli się, że ja się urodziłam.
Jack potrząsnął głową.
- Nie mogę uwierzyć, że twój ojciec tak pragnął mieć syna.
- Nigdy o tym nie mówił, ale... - Emily wzruszyła ramionami. -
Czasem coś staje się jasne bez słów. Ojciec bardzo marzył o synu. Niczego
więcej nie brakowało mu do szczęścia.
Jack pokiwał głową ze zrozumieniem.
RS
72
- Kiedy Todd Baxter zaczął pracować w Wintersofcie, byłam właśnie
na ostatnim roku studiów. Ojciec uważał, że Todd to wspaniały człowiek.
Młody, przystojny chłopak, tylko o kilka lat starszy od jego córki. W
dodatku ambitny i dobrze wykształcony.
- Jak syn, którego nigdy nie miał?
- Właśnie. Miły, inteligentny, z dobrej rodziny, spodobał się ojcu.
Idealny kandydat na zięcia. Kiedy ojciec poprosił mnie, żebym się
umówiła z Toddem, zgodziłam się. Potem wzięliśmy ślub.
Emily westchnęła, skubiąc skórzaną sofę. Starała się nie myśleć o
tym, że Jack wciąż obejmuje ją ramieniem.
- Wydawało mi się to całkiem naturalne. Miałam dwadzieścia trzy
lata, kiedy się zaręczyliśmy, a po roku narzeczeństwa byliśmy już
małżeństwem. Właśnie dostałam pierwszy w życiu awans, miałam
wspaniałą pracę w dziale sprzedaży, a wszystkie moje koleżanki
powychodziły za mąż wcześniej ode mnie. - Emily zacisnęła usta. - Ale od
początku wiedziałam, że postąpiłam źle.
Jack wziął ją za rękę i zaczął gładzić jej palce. Nie cofnęła dłoni,
tylko splotła swoje palce z jego.
- Musiałaś to długo znosić - powiedział Jack niemal szeptem.
- Osiemnaście miesięcy. Najtrudniejszy okres w moim życiu. Ale nie
chciałam zawieść ojca ani przyznać się przed sobą, że popełniłam straszny
błąd.
- Todd chyba wiedział, co czujesz?
- Nie sądzę. Chyba nigdy mnie nie rozumiał. Starałam się, jak
mogłam, ale nie da się na siłę utrzymać małżeństwa.
RS
73
Jack pochylił się lekko w jej stronę. Tylko odrobinę, jednak to
wystarczyło, żeby z wrażenia zrobiło się jej gorąco. I choć rozsądek kazał
jej się odsunąć, nie chciała tego zrobić. Nigdy nie skarżyła się nikomu -
nawet Carmelli - na swoje nieudane małżeństwo, a teraz tak bardzo
pragnęła zaufać Jackowi.
Mimo że on wcale jej nie ufał.
Czy naprawdę potrafi czytać w moich myślach? - zastanawiała się,
gdy padło następne pytanie.
- Wybacz, Emily, ale czy twoje małżeństwo ma coś wspólnego z
aktami osobowymi?
- Wiesz, że razem z Carmellą oglądałyśmy akta sześciu mężczyzn.
-Tak.
- Przypomnij sobie, co było pół roku temu. Co was wszystkich
łączyło?
- Zadawałem już sobie to pytanie. Nie mam pojęcia. -Jack wpatrywał
się w jej twarz, jakby tam chciał znaleźć odpowiedź. - Wszyscy należymy
do kadry kierowniczej, z wyjątkiem Reeda Connorsa, który pewnie
wkrótce do nas dołączy. Pół roku temu każdy z nas był kawalerem. Ale...
- No właśnie. To jedno „ale".
- Co to znaczy? - Jack otworzył usta ze zdziwienia, bo nagłe zaczął
się domyślać, o co chodzi. Wszyscy ożenili się albo zaręczyli w ciągu
ostatnich sześciu miesięcy. Wszyscy, oprócz niego.
- Ojciec koniecznie chce, żebym poślubiła kogoś z Wintersoftu.
Kogoś, kto będzie kochać firmę tak samo jak ja i przejmie kiedyś jej
zarządzanie. Miał zamiar namawiać was, żebyście się ze mną spotykali. To
byłoby okropne dla nas wszystkich. Nie mogłam na to pozwolić.
RS
74
- Dlatego ty i Carmella.
- Właśnie. - Emily czuła, że palą ją policzki. - Wiem, że zachowałam
się paskudnie. Nie cierpię wtrącać się w sprawy osobiste innych ludzi. To
nie w moim stylu. Ale po tym, co się stało z Toddem.
- Nie chciałaś, żeby ojciec cię swatał, więc pokrzyżowałaś mu szyki.
Zdobyłaś niezbędne informacje, a potem zaczęłaś wyszukiwać chłopakom
odpowiednie dziewczyny, żeby ojciec zostawił cię w spokoju.
Emily skrzywiła się.
- Tak to mniej więcej było. Przepraszam, Jack. Wiem, że zrobiłam
źle. Ale nie mogłam sobie z tym poradzić. We wrześniu Carmella
usłyszała, jak ojciec powiedział ciotce, że chce jak najszybciej wydać mnie
za mąż. Próbowałam z nim o tym porozmawiać, wytłumaczyć mu, że
jestem dorosła i mogę sama podejmować decyzje, ale nie chciał mnie
słuchać.
Ku jej zdziwieniu Jack wybuchnął gromkim śmiechem.
- Nareszcie rozumiem. Czy dlatego przyprowadziłaś we wrześniu
Stevena Hansena na bal?
- A więc wiedziałeś! Zauważyłam, że dziwnie na mnie patrzysz.
- Że Steven jest gejem? Oczywiście. Po pierwsze nie potrafi się
maskować, a po drugie widziałem go kiedyś na konferencji w Nowym
Jorku. Wiedziałem, że spotyka się z jakimś mężczyzną. Chyba miał na
imię Irving.
Emila oparła głowę o jego ramię i jęknęła.
- Ojej! Tak mi wstyd.
- Niepotrzebnie. Powiedz, czy z tego samego powodu
przyprowadziłaś Marca Valentiego na ostatnie przyjęcie?
RS
75
- On nie jest gejem.
- Nie, ale to drań. Przynajmniej w kontaktach z kobietami. Nie mogę
uwierzyć, że chciałaś się z nim spotykać.
- Wiem o tym - westchnęła. - Ale musiałam z kimś przyjść, a
przeczuwałam, że Steven zdemaskuje się, jeśli będzie przez cały wieczór
na przyjęciu. Gdybym nie miała towarzystwa, ojciec nie dałby spokoju
żadnemu samotnemu mężczyźnie z Wintersoftu. Nie mogłam dopuścić,
żeby zwrócił się do ciebie. A Marco był jedynym facetem, którego
odważyłam się poprosić w ostatniej chwili. Wiedziałam, że mi nie
odmówi.
Jack uścisnął jej rękę.
- Rodzice bywają czasami nie do zniesienia. Takie jest ich niepisane
prawo. Ale doceniam to, że starałaś się chronić nas przed ojcem. Nie
jestem pewien, czy któryś z nas potrafiłby mu odmówić.
Emily próbowała nie zwracać uwagi na ciepło promieniujące z dłoni
Jacka. Tymczasem on przysunął się bliżej i jego usta znalazły się o parę
centymetrów od jej twarzy.
- Z kim zamierzałyście mnie wyswatać?
- Może z Heidi Davis? - zażartowała Emily z nerwowym
uśmieszkiem.
Heidi Davis, stażystka świeżo po szkole, była prawie o połowę
młodsza od Jacka. Zawsze nosiła w torebce młodzieżowe magazyny i
zachwycała się młodymi aktorami.
- No tak, ona marzy tylko o jednym - szybko wyjść za mąż. Ale nie
sądzisz, że jestem dla niej trochę, hm, za wysoki?
- O, tak! Na pewno.
RS
76
- Przyznaj się, o kim naprawdę myślałaś? - Jack spojrzał jej w oczy,
oblizując wargi.
- O nikim - szepnęła. - Poddałyśmy się.
- Nie znalazłyście nic w moich aktach?
- Nie. I nie mogłyśmy wyobrazić sobie kobiety, która by do ciebie
pasowała. Jesteś bardzo wyjątkowym mężczyzną, Jack.
Jego twarz była tak blisko, że Emily miała ochotę odskoczyć w bok.
Albo pochylić się i pocałować go.
- A gdybym powiedział, że ty do mnie pasujesz?
- Przysięgłam sobie, że już nigdy nie umówię się z nikim z firmy.
Poza tym nic o tobie nie wiem.
-Nieprawda. Wiesz, że szybciej jeżdżę na nartach. -Musnął wargami
jej policzek Ale nie pocałował jej, tylko się droczył. - Wiesz, że szanuję
twoją pracę. I że umiem gotować.
- Powiedzmy. - Zaparło jej dech w piersiach, gdy jego wargi
przysunęły się do jej warg. - Widziałam tylko, jak robisz chleb czosnkowy.
-I wiesz, że ten pocałunek w kuchni wcale nie był eksperymentem.
Ty też mnie pocałowałaś i choć nie chcesz się do tego przyznać, sprawiło
ci to przyjemność. I masz ochotę to powtórzyć.
Emily zamknęła oczy, a usta Jacka dotknęły w końcu jej warg.
Poczuła, jak po jej ciele rozchodzą się rozkoszne fale ciepła. Ból nogi i
zmęczenie mięśni po narciarskim szaleństwie znikły bez śladu. Emily
miała coraz mniejszą ochotę, by powiedzieć Jackowi, że nie powinni tego
robić.
Jak on całował! Emily czuła w sobie żar. Zarzuciła mu ręce na szyję i
przyciągnęła go do siebie.
RS
77
Nie protestowała, gdy położył ją ostrożnie na sofie. Kiedy jego ciało
zbliżyło się do niej, poczuła, że zostali dla siebie stworzeni. Wdychała
jego zapach, a gdy jego ręka przesunęła się w dół po jej ciele, Emily
dotknęła jego jędrnych pośladków.
Jack jęknął, doprowadzając ją niemal do obłędu.
Marzyła o tym, żeby się z nim kochać.
Uniosła do góry jego granatowy sweter i T-shirt, który miał pod
spodem. Czując pod palcami ciepłą, gładką skórę, odrzuciła do tyłu głowę
i pozwoliła, by obsypał pocałunkami jej szyję.
- Jack - zamruczała z westchnieniem. Jego usta znieruchomiały.
- Mam przestać? - spytał ochrypłym szeptem.
Emily wyciągnęła rękę i przegarnęła palcami jego potargane ciemne
włosy.
- Zachowujemy się niemądrze.
Jack pragnął się z nią kochać. Widziała to, ale nie mogła pozbyć się
wrażenia, że coś go powstrzymuje. Inaczej pocałowałby ją naprawdę
jeszcze wtedy w kuchni. W tej chwili był bardzo podniecony, dlatego
zapomniał o ostrożności.
A zatem ona powinna okazać się rozsądniejsza. Jack potrzebuje
chwili refleksji, zanim zdecydują się na szaleństwo i zrobią coś, czego
oboje będą potem żałować.
- Chcesz, żebym przestał? - Jack uniósł głowę. - Mam nadzieję, że
twój ojciec nie zamontował tu kamer.
- Och, nie! - Do diabła z rozsądkiem. - Ani się waż przestawać!
RS
78
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Oczy Jacka pociemniały. Otworzył usta, jakby chciał spytać, czy jest
pewna tego, co mówi. Gestem dłoni uciszyła go, wiec zamknął oczy i
znów ją pocałował.
Jej ciało zapłonęło. I choć wiedziała, że postępują źle, musiała
przyznać, że jeszcze nigdy nie czuła się tak dobrze.
Jack wyjął jej spod głowy poduszki.
- Nie wiem, jak utrzymam jutro ręce przy sobie - szepnął. - Tak
cudownie jest cię dotykać.
- Nadrobimy jutrzejszy dzień - odparła, zupełnie tracąc głowę.
Przytaknął, pocałował ją lekko w ramię, a potem rozpiął jej bluzkę.
- Miałem ochotę zrobić to wtedy w kuchni - wyznał. -Ale
wiedziałem, że jeśli rozepnę choć jeden guzik, nie będę mógł przestać.
Emily westchnęła, gdy poczuła na swojej piersi jego ciepłą dłoń.
- A ja - powiedziała, z wrażenia tracąc oddech - wcale bym nie
chciała, żebyś przestał.
Zamknęła oczy. Kiedy była z Toddem, nigdy nie pragnęła go nawet
w połowie tak, jak teraz Jacka. Zanurzyła palce w jego ciemnych włosach i
położyła nogę na jego biodrze.
O, tak. Chciała się z nim kochać. Nieważne, co potem będzie z jej
sercem i karierą. Za tę jedną noc nieziemskiej rozkoszy...
Nagle rozległ się dzwonek telefonu.
- Nie zwracaj na to uwagi - szepnął Jack, zbliżając usta do jej twarzy.
Ale kilka sekund później z automatycznej sekretarki rozległ się głos
Lloyda Wintersa i miłosny nastrój ulotnił się bezpowrotnie.
RS
79
- Mam nadzieję, że dobrze się bawicie - powiedział Lloyd,
wybuchając salwą śmiechu. - Zostanę w biurze jeszcze pół godziny, a
potem możecie dzwonić na komórkę. Odezwijcie się jak najszybciej. Mam
nowe informacje na temat banku inwestycyjnego. Jutro mogą wam się
przydać.
Emily ciężko westchnęła. Jack z półotwartymi i zamglonymi oczami
przywarł czołem do jej czoła. Na jego twarzy malował się zmysłowy
uśmiech.
- Myślisz, że zadzwoniłby, gdyby naprawdę wiedział, co robimy?
- Na pewno nie. Jechałby tu już z sędzią, żeby jak najszybciej
połączyć nas węzłem małżeńskim. Tu, w Nevadzie, śluby bierze się bardzo
szybko. A mój ojciec jest zdesperowany.
Jack roześmiał się, po czym odsunął.
- Chyba powinniśmy do niego zadzwonić. Inaczej zacznie coś
podejrzewać. Zna nasz rozkład zajęć, więc wie, że dziś skończyliśmy dużo
wcześniej.
Emily pokiwała głową. Dobrze wiedziała, co ojciec zacząłby
podejrzewać.
- Zadzwoń do niego, a ja przygotuję pizzę i włączę wideo. - Nie
miała wcale ochoty na jedzenie ani na oglądanie filmu. Dużo bardziej
wolała poprzednie zajęcie, które tak brutalnie przerwał dzwonek telefonu.
Jack delikatnie masował jej łydkę.
- Jak kostka?
- Świetnie.
RS
80
Spojrzał na nią i podszedł do telefonu. Emily uśmiechnęła się pod
nosem, układając poduszki na sofie. Może później nadarzy się okazja
znów je porozrzucać. Przynajmniej taką miała nadzieję.
Jack skasował wiadomość na sekretarce i czekał na połączenie z
Lloydem. Emily zerknęła na niego. Miał takie muskularne ciało. Nie
mogła nie uśmiechnąć się z satysfakcją. Kiedy zauważył jej wzrok i
mrugnął do niej, zarumieniła się ze wstydu.
Chyba wcale nie miała racji, że tak go nie lubiła. Przez całą aferę z
Toddem mogła stracić szansę na udany związek. Todd Baxter ożenił się z
nią, żeby zaspokoić własne ambicje, a gdy ich małżeństwo się rozpadło,
usiłował zrujnować jej karierę. Ale Jack w niczym go nie przypominał.
Może powinna dać mu szansę. W przeciwieństwie do Todda, Jack ją
szanował. Z pewnością będzie traktować ją po partnersku i na pewno
zachowa dyskrecję. Jeśli zechce się z nią spotykać, to nie dlatego, że była
córką Lloyda Wintersa.
Za każdym razem, gdy na niego spoglądała, jej serce aż
podskakiwało. To niesamowite, że mogła ich łączyć taka chemia.
Ale ojciec nie powinien dowiedzieć się za wcześnie. Muszą uważać.
Najpierw trzeba się upewnić, że ten związek nie jest tylko kaprysem.
Jeszcze raz spróbuje przekonać ojca, że nie potrzebuje męża, żeby czuć się
pełnowartościową kobietą.
Jack dodzwonił się wreszcie do Lloyda i zapisywał coś w notatniku
przy telefonie. Po chwili wrócił do Emily. Uśmiechnął się tajemniczo i
usiadł obok na sofie. Objął Emily jednym ramieniem, a talerz z pizzą
postawił sobie na kolanach.
- No i co? - spytała niecierpliwie.
RS
81
- Dobrze, że dałyście sobie spokój z Carmellą, bo nigdy nie
siedzielibyśmy tak jak teraz, obok siebie. Pewnie uciekałbym przed Heidi
Davis, która koniecznie chciałaby zaciągnąć mnie na bal z okazji
zakończenia roku akademickiego.
Na ekranie pojawiły się już napisy, gdy Jack wybuchnął nagle
śmiechem.
- Wyobraziłem sobie, jak mnie namawiasz, żebym porozmawiał z
Heidi, a ja udaję, że jestem zbyt zajęty, żeby odbierać telefony od niej.
- Chyba nie mogłabym tak cię dręczyć. - Emily nałożyła sobie na
talerz kawałek pizzy, a potem przysunęła się bliżej, aż jej biodro dotknęło
biodra Jacka. - Poza tym Heidi należy do kobiet, których jedynym celem
jest zdobycie męża. Kiedy będzie trochę starsza, zrozumie, co oznacza
niezależność. Jeśli pomyślisz chwilę o tych związkach, które
zaaranżowałyśmy z Carmellą, to przyznasz, że nie było w nich
zdesperowanych kobiet.
Jack ugryzł kawałek pizzy, a potem pokręcił głową.
- Nie musiałabyś się martwić o mnie i o Heidi. Żebyście nie wiem
jak się starały, i tak nie udałoby się wam zaaranżować tego mariażu. Nie
nadaję się do małżeństwa. Już dawno temu doszedłem do takiego wniosku.
Nagle Emily zrobiło się bardzo przykro, choć wciąż czuła rękę Jacka
na swoim ramieniu.
- Już nie pamiętam, kiedy ostatnio tak siedziałem przed telewizorem.
O nartach nawet nie wspomnę. Dziękuję, Emily.
- Nie ma za co - odparła, siląc się na beztroskę. W jednej chwili
wszystkie jej marzenia o przyszłości rozwiały się jak dym. Jak mogła być
taka głupia?
RS
82
Miała trzydzieści jeden lat i znała się na mężczyznach wcale nie
lepiej niż dziewiętnastoletnia Heidi. Oczywiście, dla Jacka to tylko flirt.
Niezobowiązujący flirt. Przecież miała w ręku tamten numer „Boston
Magazine". Tak, ale po cudownych pocałunkach i popołudniu spędzonym
na górskim zboczu zapomniała, że Jack unika zaangażowania.
Gryzła pizzę, prawie nie czując jej smaku. Nie mogła winić Jacka za
beztroskę. Przecież zdradziła mu swój sekret, wyznając przy tym, że nie
interesuje jej małżeństwo. Więc czemu się dziwi? Jackowi musiał
odpowiadać taki romans, który wykluczał poważne zobowiązania.
Tak, ale w głębi serca Emily pragnęła wyjść za mąż. Marzyła, by
mieć dom na przedmieściach, a nie maleńkie mieszkanko w Beacon Hill.
A przede wszystkim chciała mieć kochającego męża, mężczyznę, który by
ją inspirował i wspierał jej karierę. Kogoś bliskiego, kogo kochałaby ca-
łym sercem. I przez jedną krótką chwilę wyobraziła sobie, że to mógłby
być Jack Devon.
- Musimy sobie coś obiecać - powiedział Jack kwadrans później, gdy
na ekranie czarny charakter skradał się za dwojgiem głównych bohaterów
tak zajętych sprzeczką, że nie zauważali niebezpieczeństwa. - Postarajmy
się żyć w zgodzie. Ocenialiśmy się przez wiele miesięcy, a może nawet lat,
podświadomie rywalizując ze sobą, podczas gdy tak naprawdę byliśmy
sobą zafascynowani, tylko nie wiedzieliśmy, jak sobie z tym poradzić.
- To prawda - przyznała Emily. - Popisywaliśmy się, żeby zwrócić na
siebie uwagę, działając sobie przy tym na nerwy.
Ileż to razy składała ojcu sprawozdania, wkraczając w kompetencje
Jacka. Za wszelką cenę chciała udowodnić, że córka może być tak samo
wspaniała jak syn, a jednocześnie pokazać Jackowi, jak bardzo jest
RS
83
inteligentna. Oboje często zostawali w biurze do późnej nocy nie po to, by
wykonać pilną pracę, a tylko dlatego, że żadne z nich nie chciało wyjść z
firmy pierwsze.
Jack dobrze wiedział, o co chodzi Emily.
- A więc od tej chwili działamy razem? Odwróciła się, puszczając do
niego oko.
- Zgoda - odparła i wyciągnęła rękę.
Razem - ale tylko zawodowo, nie prywatnie. Wzajemna fascynacja -
nawet utrzymująca się dłuższy czas - nie gwarantowała jeszcze wspólnej
przyszłości. Zwłaszcza gdy jedna ze stron nie marzyła o założeniu rodziny.
Emily wstała i poszła do lodówki po coś do picia. Bardzo dobrze, że
Jack był szczery i przyznał, że nie myśli o małżeństwie. Gdy wróciła do
salonu, usiadła na krześle, wymawiając się bolącą nogą.
Dopiero po dłuższej chwili, gdy na ekranie rozgrywała się
zapierająca dech scena z efektami specjalnymi, spojrzała ponownie na
Jacka. Dużo by dała, gdyby mogła wiedzieć, co on naprawdę myśli.
Ale Jack spał.
Emily wyłączyła wideo, a potem położyła się do łóżka. Nie chciała,
żeby Jack zobaczył jej łzy.
Jack przyglądał się, jak Emily rozmawia z przedstawicielem wielkiej
firmy ubezpieczeniowej, przekonując chudego, łysiejącego mężczyznę
tymi samymi argumentami co czterech innych klientów chwilę wcześniej.
Potem zapatrzył się na jej nogi, które jak zawsze prezentowały się
wspaniale. Emily była ubrana w rdzawoczerwoną spódnicę i czarne
szpilki. Choć byli na targach prawie od ośmiu godzin, wciąż wyglądała
świeżo i promiennie.
RS
84
Jak ona to robi?
On miał tak obolałe nogi, że już ledwo się na nich trzymał.
Wprawdzie wczoraj czuł się świetnie, ale za to dziś, dwie doby po
narciarskim szaleństwie, jego mięśnie zdecydowały się zgłosić oficjalny
protest.
Od lat nie był w górach i zapomniał, jak wyczerpująca jest jazda na
nartach. Zwykłe ćwiczenia na siłowni nie zapewniały odpowiedniego
przygotowania do szusowania po stoku. Ale najbardziej zaszkodził sobie
szybką jazdą bez odpowiedniej rozgrzewki. A wszystko dlatego, że chciał
zaimponować Emily.
Z drugiej strony popisy opłaciły się. Emily i on mogli się lepiej
poznać, a pieszczoty na kanapie - choć nie chciał się do tego przyznać -
przyprawiły go o zawrót głowy. Jej ciało było jakby dla niego stworzone.
To odkrycie zdumiało go. Jeszcze nigdy nie czuł się tak wspaniale z żadną
kobietą.
A potem, gdy Emily przesiadła się na krzesło, wymawiając się bólem
kostki, czuł się tak bardzo rozczarowany i zawiedziony. Ale jeszcze
bardziej żałował wczorajszego wieczoru. Oboje byli tak wyczerpaniu po
całym dniu spędzonym na stoisku wystawowym, że nawet nie zjedli kola-
cji ani nie przejrzeli dokumentów, tylko od razu położyli się spać.
Choć prawdę mówiąc, to bardzo dobrze, że po rozmowie z Lloydem
Emily przeniosła się na krzesło. Kto wie, co mogłoby się zdarzyć, gdyby
została na sofie, obok Jacka. Mówił całkiem poważnie, że nie nadaje się do
małżeństwa, ale jeśli istniała na świecie kobieta, która zdołałaby go
skłonić do zmiany zdania, to była to właśnie Emily Winters. Nikt inny nie
RS
85
umiałby go przekonać, że jego małżeństwo mogłoby okazać się
szczęśliwsze niż związek jego rodziców.
A jutro rano będą siedzieć w samolocie do Bostonu. Dzisiejszy
wieczór to ostatnia szansa, żeby wyjaśnić, co właściwie ich łączy. Potem
nie będzie już okazji do rozmowy sam na sam. Jest tylko jeden warunek -
Jack musi zachować pełną kontrolę nad sobą i nad sytuacją.
Tak, bezpieczny, kontrolowany związek.
Z Emily mógłby być najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. To
piękna, inteligentna kobieta, wzbudzająca pożądanie, a przy tym nie
zamierza ciągnąć go do ołtarza.
Jack odwrócił się i utkwił wzrok w ekranie komputera. Emily nie
powinna się zorientować, że wprost pożera ją wzrokiem. Dziś rano, kiedy
weszła do kuchni wypoczęta, z promiennym uśmiechem na twarzy i
poinformowała go, że ból w kostce całkowicie ustąpił, zapragnął dotknąć
jej nogi, i nie tylko. Natychmiast poczuł ucisk w gardle.
Ciekawe, czy ona też miała takie myśli?
Chciał tego, choć wiedział, że romans z Emily to potencjalne
zagrożenie dla jego kariery.
Kiedy rozmawiał z jednym z klientów Wintersoftu i ładował
program do kolejnej demonstracji, zerkał co chwila na zegarek. Ile czasu
musi minąć, zanim znajdą się wreszcie w domu? I nie chodziło mu o to,
żeby położyć się na sofie i uśmierzyć aspiryną ból głowy. Chciał wreszcie
zostać sam na sam z Emily.
Tymczasem Emily z promiennym uśmiechem witała kolejnego
klienta. Jack przypomniał sobie, jak powiedział, że będzie mu trudno
utrzymać ręce przy sobie.
RS
86
Pomylił się. Nie było mu trudno, tylko bardzo trudno. Za to Emily
wyglądała na zupełnie zrelaksowaną. Może kontrolowany związek nie był
takim dobrym pomysłem...
- Jesteś zmęczony, Jack? - spytał klient.
Jack uśmiechnął się z przymusem, klikając myszką.
- Dziś ostatni dzień targów. Chyba wszyscy są już zmęczeni.
Przez następne półtorej godziny Jack starał się za wszelką cenę nie
patrzeć na Emily. O siódmej wieczorem, gdy zamknięto salę wystawową i
ostatni uczestnicy targów udawali się do wyjścia, Emily wciąż wyglądała
świeżo i uroczo.
- Ile kaw dzisiaj wypiłaś? - zażartował Jack.
- Za dużo - odparła, unosząc ostrożnie parujący kubek. - Mike Elliott
był tak miły, że przyniósł mi jeszcze jedną. Potrzebowałam czegoś na
wzmocnienie. Chyba w ogóle nie zasnę.
- A ja tak - powiedział Jack. No, chyba że zechcesz, żebym położył
się koło ciebie, pomyślał.
Wyłączył komputer i zebrał dokumenty potrzebne do wysyłki
sprzętu do Bostonu. Na szczęście Carmella zorganizowała wszystko
wcześniej, więc musieli tylko podpisać formularze.
- Nie mogę się doczekać, kiedy położę się wreszcie na sofie. Albo
wezmę gorącą kąpiel. - Spojrzał znacząco na Emily, jakby chciał dać jej
do zrozumienia, że potem chętnie kontynuowałby to, co zaczęli dwa dni
temu.
- Mam lepszy pomysł.
- Jaki? - spytał z ożywieniem.
RS
87
- Najpierw trzeba zadzwonić do ojca i powiedzieć mu, jak nam
dzisiaj poszło. Pamiętaj, że w Bostonie jest dużo później. Chcę
porozmawiać z tatą, zanim położy się spać, a potem możemy zająć się
własnymi sprawami.
Czemu nie? Tylko co właściwie Emily ma na myśli?
Lloyd nie przestawał mówić. Kiedy skończyli wreszcie
telekonferencję, Emily spojrzała na zegarek i jęknęła. Ależ to długo
trwało, dłużej niż przypuszczała.
- No więc, o jakim to wspaniałym pomyśle mówiłaś wcześniej? -
Podniecony głos Jacka nie pozostawiał wątpliwości, że ich myśli krążyły
wokół tego samego. No, może prawie tego samego.
Emily była zdecydowana spędzić z Jackiem wesoły wieczór. Chciała
pokazać mu, że jest towarzyską, wyluzowaną kobietą, ale nie zamierzała
pozwolić, by znów zaczął ją całować.
Gdyby do tego doszło, wpadłaby w poważne tarapaty. Nie chciała się
zakochać, nie mając pewności, czy mężczyzna odwzajemnia jej uczucie.
- Tylko zajrzę na chwilę do mojego pokoju - powiedziała,
wychodząc szybko z salonu.
Dziesięć minut później wróciła ubrana w czarne spodnie i zalotną,
niemal przezroczystą niebieską bluzkę, przez którą prześwitywał stanik.
Jack z aprobatą uniósł brwi, ale nie odezwał się ani słowem.
- Powinniśmy wybrać się do miasta - oznajmiła. - Oto mój plan.
Zaczniemy od „El Dorado", potem możemy zjeść kolację w „Roxy
Bistro". - To przyjemne miejsce, ale nie tak romantyczne, żeby
przypadkowo spotkani uczestnicy targów mogli posądzić ich o randkę. -
Tuż obok jest „Silver Legacy", gdzie pokażę ci moje ulubione automaty.
RS
88
Byłam tam mnóstwo razy z tatą i mogę ci powiedzieć, na których
najłatwiej wygrać. Na koniec wrócimy do „El Dorado". Tam najlepiej gra
się w kości. Nie musimy od razu grać. Samo kibicowanie jest
wystarczająco podniecające.
W szarych oczach Jacka pojawił się cień. Czyżby powiedziała coś
nie tak?
- A może nie chcesz iść? Jesteś zmęczony?
- Nie, ale... - Jack wzruszył ramionami i spojrzał przez okno. Na
dworze było ciemno i tylko po drugiej stronie jeziora od czasu do czasu
błyskało jakieś światełko. - Lepiej wymyślmy coś innego. Może
wypożyczymy nowy film? Albo pojeździmy nad jeziorem? - Przesunął
ręką po twarzy, a potem odwrócił się do Emily. Teraz w jego oczach po-
jawił się błysk pożądania. - Najchętniej zostałbym z tobą w domu.
Emily poczuła panikę. Dlaczego ten mężczyzna jest tak pociągający?
I tak dla niej niebezpieczny?
- W takim razie pójdźmy na kompromis - zaproponowała. -
Pojedziemy do Reno okrężną drogą i zobaczymy, jak wygląda jezioro
nocą. A film możemy obejrzeć w każdej chwili.
Oddech Emily był przyspieszony, choć bardzo się starała zachować
spokój. To wykluczone, żeby miała zostać z nim w domu. Ostatnie dwa
dni zupełnie ją wykończyły. Najpierw nie mogła oderwać od niego oczu,
kiedy załatwiał interesy z klientami na targach, a wczoraj wieczorem,
kiedy myślał, że poszła już spać, z ciemnego kąta salonu obserwowała, jak
ubrany tylko w spodnie od piżamy skrada się na palcach do kuchni, żeby
wziąć coś na ząb przed snem.
RS
89
Teraz wpatrywała się w jego twarz, a jej serce ściskało się z żalu.
Czuła strach. Sądząc po minie, Jack z całą pewnością nie miał
najmniejszej ochoty wychodzić z domu, ale oboje wiedzieli, co by się
stało, gdyby znaleźli się zbyt blisko siebie. Tym razem na pewno by się
nie powstrzymali. W dodatku nie mogli już Uczyć, że telefon Lloyda i tym
razem ściągnie ich na ziemię. Kto wie, czy w ogóle usłyszeliby dzwonek.
Wystarczyłoby jedno dotknięcie, jeden pocałunek. Gdyby Emily miała
okazję znów położyć ręce na ramionach Jacka albo - tak jak się jej ostatnio
śniło - dotknąć jego twardego jak skała brzucha, byłaby zgubiona.
I co wtedy? Jack potrafił czytać w jej myślach, więc zorientowałby
się, że ona pragnie się z nim związać. Wyobraziłby sobie życie rodzinne,
barbecue w weekendy, mecze piłki nożnej z dziećmi... I uciekłby, gdzie
pieprz rośnie. Stosunki w pracy jeszcze by się pogorszyły, a Emily miała-
by złamane serce.
W dodatku wszyscy w biurze by się dowiedzieli i rozpętałoby się
prawdziwe piekło. Już słyszała te plotki w windzie i toalecie. Podniecone
rozmowy o tym, że córka szefa wdała się w romans z Jackiem Devonem,
ale nic z tego nie wyszło. Znowu. Cały szacunek, który próbowała zdobyć
ciężką pracą po rozstaniu z Toddem, siedzenie po nocach w biurze,
wszystkie jej osiągnięcia stałyby się od razu nieważne. Nie tylko dla
kolegów, ale i dla ojca. Lloyd ostatecznie utwierdziłby się w przekonaniu,
że tylko syn, a nie córka, powinien kierować firmą, gdy on przejdzie na
emeryturę.
Jack wypadłby na tym tle jak łajdak lub cyniczny playboy. Nie
wiadomo, co gorsze.
RS
90
Jack zrobił kilka kroków w stronę Emily. Przestronny salon wydał
się jej nagle bardzo ciasny. W kącikach oczu Jacka ukazały się małe
zmarszczki. Emily starała się nie poruszyć, gdy wyciągnął rękę i odgarnął
jej za ucho pasmo włosów.
- Wolałbym nie iść do kasyna - powiedział.
A co innego można robić w Reno nocą? Oprócz tego, co Jack
najwyraźniej miał na myśli. Zebrawszy wszystkie siły, Emily odwróciła
się i wzięła torebkę ze stolika.
- Daj spokój. Będzie wspaniale, zobaczysz. - Miała nadzieję, że jej
słowa zabrzmiały beztrosko. - Jedzenie w „ Roxy" jest fantastyczne. Dam
ci nawet dziesięć dolarów na automaty. Co masz do stracenia?
Była już w połowie schodów, gdy zauważyła, że Jack nie ruszył się z
miejsca.
Odwróciła się, chcąc zachęcić go, by z nią poszedł, ale zimne
spojrzenie szarych oczu powstrzymało ją.
- Nie, dziękuję - rzucił stanowczo. - Nie mam najmniejszej ochoty
spędzić choćby jednej minuty w zadymionym kasynie, gdzie ludzie
pozbywają się ostatnich pieniędzy.
Czy on żartował? Zmieszana Emily nie wiedziała, co odpowiedzieć.
Jack minął ją na schodach i zatrzymał się w drzwiach do swojego pokoju.
- Kiedy wymyślisz coś innego, wiesz, gdzie mnie szukać. Nie
zamknął drzwi, wyraźnie zapraszając ją do środka.
Nie mogła uwierzyć w to, czego była świadkiem. I ten potępiający
ton! Co mu się stało? Czy naprawdę aż tak bardzo chciał zostać w domu,
że gotów był pognębić ją, byle tylko nie iść do kasyna?
RS
91
A może to jakiś test? Czy Jack chciał sprawdzić, do jakiego stopnia
kontroluje sytuację?
Emily przez chwilę wpatrywała się w drzwi do jego sypialni. Jakże
łatwo byłoby tam po prostu wejść, spędzić noc w niebie i nie czuć żalu aż
do powrotu do Bostonu.
Zamknęła oczy, wciągając głęboko powietrze. Przed oczami stanął
jej Todd. Oparty o drzwi jej gabinetu cedził z pogardą, że jest oziębła i
potrzebna mu była tylko po to, by mógł awansować w firmie. Twierdził,
że jako ukochana córeczka tatusia nie zasługuje na szacunek kolegów, bo
wszystko, do czego doszła, zawdzięcza ojcu.
Kiedy po chwili otworzyła oczy i spojrzała na drzwi do sypialni
Jacka, po jej policzku spłynęła łza. Otarła ją natychmiast.
Nigdy w życiu nie pozwoli, żeby jakiś człowiek - nieważne, czy
ojciec, czy Todd, czy nawet Jack - dyktował jej, co ma robić. Miała dość
mężczyzn, którzy starali się kontrolować jej życie.
Pokonała kilka ostatnich schodów i stanęła na podeście. Potem
spojrzała po raz ostatni na drzwi do sypialni Jacka. Nie miała żadnych
wątpliwości. Wzięła z wieszaka klucze do samochodu i powiedziała na
tyle głośno, żeby Jack mógł ją usłyszeć:
- Samochód ojca stoi w garażu. Możesz jechać nad jezioro. Ja jadę
do Reno.
Potem, nie oglądając się za siebie, wyszła.
RS
92
ROZDZIAŁ ÓSMY
Emily przywołała kelnerkę w „El Dorado". Zamówiła wódkę z
tonikiem i przysunęła stołek do migającego światełkami automatu do gier.
Wrzuciła trzy monety w otwór, nie zwracając uwagi na zbyt obcisłą bluzkę
kelnerki i jej prawie niewidoczne szorty.
Może trochę alkoholu, nawet tak rozwodnionego, jak zazwyczaj
oferuje się grającym w kasynach, pomoże łatwiej znieść odmowę Jacka.
Dlaczego on jest taki głupi?
Ale z drugiej strony, przecież sama była wszystkiemu winna.
Nacisnęła klawisz, żeby uruchomić maszynę, a potem patrzyła, jak
przesuwają się obrazki. Automat zwolnił i zatrzymał się z głośnym
stukotem. Zero.
Emily westchnęła, wyjęła z plastikowego kubeczka jeszcze trzy
dwudziestopięciocentówki i wrzuciła do maszyny. Tym razem wygrała
dolara.
Grała dalej, trzymając na kolanach kubeczek z logo kasyna. Przez
cały czas kontrolowała wydatki, żeby nie przekroczyć wyznaczonego
sobie limitu w wysokości czterdziestu dolarów. Wciąż myślała o Jacku.
Przypominała sobie, jak ją obejmował, jak patrzył na nią zachęcająco, a
potem ten lodowaty wzrok, gdy zaproponowała wyprawę do miasta.
Kelnerka wróciła z drinkiem i Emily wypiła duży łyk wódki z
tonikiem, oczekując, że chłodny napój uspokoi nerwy. Nie pomogło.
Znów wcisnęła klawisz maszyny, z której wytoczyły się błyskawice i
ogniste kule.
RS
93
Lodowate spojrzenie Jacka nie mogło wynikać ze zwykłego faktu, że
zamierzała zagrać w kasynie. Jack też lubił ryzyko i gdy chciał pozyskać
nowego klienta, stawiał wszystko na jedną kartę. Tak samo było na
nartach. Bez wahania zjeżdżał z najtrudniejszych zboczy tylko po to, żeby
jej dorównać. A przecież nie uprawiał regularnie narciarstwa. To było o
wiele bardziej niebezpieczne niż pójście z czterdziestoma dolarami do
kasyna. Co za różnica, kasyno czy seans w kinie z popcornem i dwoma
puszkami coli? Jedno i drugie to najzwyklejsza w świecie rozrywka.
- Mężczyźni! - wymamrotała pod nosem Emily, obserwując
wybuchające na ekranie bomby, rakiety i ogniste kule.
Jack po prostu był przyzwyczajony do kobiet, które chciały
zatrzymać go w domu, gdzie mogły rozkoszować się jego pieszczotami.
Zgrzytnęła zębami ze złości, a potem wypiła kolejny łyk drinka.
Jack najwyraźniej nie akceptował słowa „nie". A przecież nawet nie
powiedziała mu „nie"! Chciała po prostu cieszyć się jego towarzystwem, a
jednocześnie mieć trochę czasu, żeby zastanowić się, co robić dalej. Nie
mogła popełnić po raz drugi takiego samego błędu jak z Toddem.
Po kolejnej przegranej odeszła od automatu i zaczęła przechadzać się
bez celu po kasynie. U mijającej ją kelnerki zamówiła drugiego drinka -
tym razem tylko wodę z lodem.
W końcu zatrzymała się przy stole, gdzie grano w kości, i w ciągu
paru minut dała się wciągnąć w ożywioną grę. Mimo że tylko kibicowała -
bo nie znała dobrze zasad -z przyjemnością obserwowała, jak wszyscy
zamierają tuż przed rzutem. Wypiła wodę, zamówiła kolejną i razem ze
wszystkimi cieszyła się z dobrych rzutów, krzyczała i syczała, gdy były
niepomyślne.
RS
94
Mężczyzna stojący obok niej poprosił, by dmuchnęła na szczęście na
kostkę. Zgodziła się. Dlaczego nie? Właśnie to było jej potrzebne -
odpoczynek od stresującej pracy, mały relaks i chwila próżnowania. W
kącie sali orkiestra szykowała się do gry. Jeśli Jack nie chciał przy tym
być, to jego sprawa.
- Wygrałaś coś?
Głos za jej plecami był taki cichy, że ledwo go usłyszała. Odwróciła
się ze zdumieniem.
- Randall! Jeszcze nie poleciałeś do Nowego Jorku?
- Mam samolot jutro rano - odparł, kręcąc głową. - No więc jak? -
Wskazał gestem stół. - Wygrywasz?
Emily podniosła do góry kubek z dwudziestopięciocentówkami.
- Nie gram w kości. Ja lubię automaty.
- Wcale się nie dziwię. - Randall spojrzał na obity zielonym pluszem
stół, gdzie krupier przyjmował zakłady i ustawiał żetony w odpowiednich
miejscach. - Nigdy nie rozumiałem tych zasad.
- A ja myślałam - droczyła się Emily - że lubisz liczby.
- Nie - odparł Randall, śmiejąc się seksownie. - Zdecydowanie wolę
kobiece nogi.
No tak, Jack miał rację. Randall rzeczywiście z nią flirtował.
- Powinieneś bywać tu częściej. Nigdy nie widziałam krótszych
szortów, niż noszą te kelnerki.
Jak na zawołanie u boku Randalla pojawiła się blond dziewczyna.
Zamówił dla siebie martini, a Emily poprosiła o następną wodę z lodem.
- Tak. Nie wydaje mi się, żeby kelnerki gdziekolwiek ubierały się tak
jak tu, w Reno - powiedział, gdy blondynka nie mogła już usłyszeć. - No,
RS
95
może z wyjątkiem Las Vegas. To drugie miasto w Ameryce, które muszę
poznać. - Odchrząknął, ciągnąc dalej z silnym brytyjskim akcentem: - Ale
nie mogę się doczekać naszego spotkania w Bostonie. Mam nadzieję, że
zarząd przyjmie moją rekomendację.
- Ja też. - Emily uśmiechnęła się na myśl o interesach. -Naprawdę
uważam, że ABG zaoszczędzi na tym sporo pieniędzy. Szybko
zobaczycie, że to się opłaca.
Randall położył rękę na jej ramieniu.
- Nie musisz mnie przekonywać, Emily. Jesteś bardzo przywiązana
do firmy, prawda?
Zachichotała, przyglądając się, jak kolejny gracz rzuca kostką.
- Trudno, żeby było inaczej, skoro mój ojciec jest jej właścicielem.
- Baw się dobrze - powiedział Randall. - Tak jak ja.
- Oczywiście - odparła, wręczając krupierowi dwie rolki
dwudziestopięciocentówek, żeby zamienić je na żetony. - Dziękuję.
Jack wzdrygnął się, słysząc, jak Emily zatrzaskuje drzwi.
- Do diabła! - zaklął głośno, gdy uruchomiła samochód. Potem rzucił
się na łóżko, waląc pięścią w materac.
Emily! Jak ma sobie z nią poradzić? Podobała mu się jak żadna inna
kobieta na świecie, ale wiedział, że nie nadaje się na męża i dlatego w
chwili szaleństwa pozwolił jej odejść.
Dlaczego ciągnęło ją do kasyna? Poszedłby z nią wszędzie - do
restauracji, na kręgle, nawet do nocnego klubu. Wszędzie, tylko nie do
kasyna.
Pół jęcząc, pół stękając, zwlókł się z łóżka. Wszedł do łazienki i
energicznie wyszorował zęby. Chce odejść? Świetnie. Bardzo szybko o
RS
96
niej zapomni. Zapomni, że po raz pierwszy w życiu miał ochotę naprawdę
związać się z kobietą.
Dwie godziny później znów jęknął i przewrócił się na drugi bok.
To nie Emily była jego problemem, tylko jego własna przeszłość.
Kłopoty małżeńskie rodziców i nałóg ojca.
Jack spojrzał na zegarek. Już prawie północ. O wiele za późno, żeby
dzwonić do matki na Florydę. Tak bardzo chciał usłyszeć jej głos, choćby
po to, by upewnić się, że jest szczęśliwa i że ojciec nie zmarnował jej
życia na zawsze. Prawdę mówiąc, chciał zaczerpnąć od niej trochę jej siły
wewnętrznej, żeby łatwiej mu było przetrwać noc.
Usiadł na łóżku i wciągając dżinsy, bezustannie powtarzał sobie
słowa matki: Jack, nie jesteś taki jak ojciec.
Bardzo pragnął w to uwierzyć, ale w głębi duszy wiedział, że miał tę
samą żądzę sukcesu co ojciec. Nigdy nie zrobiłby tak szybkiej kariery w
Wintersofcie, gdyby nie wrodzony pęd do rywalizacji. Zawsze chciał być
lepszy od innych i z roku na rok ustawiał sobie coraz wyżej poprzeczkę.
Jeśli ojciec upadł tak nisko, choć był tak bliski celu, to, dlaczego jego
nie miałoby spotkać to samo?
Jaką miał pewność, że nie zacznie traktować wybranej kobiety - czy
to będzie Emily, czy ktoś inny, choć pragnął, żeby to była właśnie ona -
jak powietrze? Ojciec z pewnością nie traktował matki nawet w połowie
tak dobrze, jak na to zasługiwała.
Do diabła! Przynajmniej pod tym względem powinien się pilnować.
Jack włożył czarny golf i wyszedł z pokoju. Wziął płaszcz, a potem
odnalazł na wieszaku klucze do samochodu Lloyda. Może odziedziczył po
RS
97
ojcu niszczycielski instynkt, ale na pewno nie będzie traktować Emily tak
bezlitośnie, jak jego ojciec matkę.
Nawet jeśli to przez nią pójdzie jednak do tego przeklętego kasyna.
Prawie godzinę później, gdy szedł przez dolne sale „Silver Legacy",
przyglądając się rzędom graczy okupujących automaty, czuł, że zrobił
dobrze. Poradzi sobie. Nie będzie się zatrzymywać przed maszynami. Nie
będzie słuchać naganiaczy stojących przy drzwiach i windach, oferujących
kupony na bezpłatną grę albo dwa darmowe żetony na ruletkę.
Nagle po bordowym dywanie potoczyła się
dwudziestopięciocentówka i zatrzymała się u stóp Jacka. Podniósł monetę
i podał ją kobiecie, która siedziała na czerwonym winylowym stołku przed
maszyną opatrzoną entuzjastycznym napisem: „Bogactwo! Bogactwo!
Bogactwo!"
- Dziękuję, skarbie - powiedziała nieznajoma z miłym uśmiechem,
poprawiając siwe włosy. - Tak ciężko mi się schylać. Założę się, że ten
pieniążek przyniesie mi szczęście.
-Mam nadzieję - odparł Jack, myśląc jednocześnie: Przecież to
zupełnie zwyczajna kobieta. Żadna pijaczka czy awanturnica.
Nie wszyscy gracze to straceńcy, Devon.
Minął jeszcze kilka rzędów, ale nigdzie nie znalazł Emily. Wszedł na
ruchome schody i przesadzając po dwa stopnie, wjechał na pierwsze
piętro. W holu minął ogromną fontannę ozdobioną monumentalną postacią
Posejdona powożącego rydwanem unoszącym się na falach, kierując się w
stronę drzwi restauracji. Podszedł do stanowiska hostessy i po minucie
wiedział już, że Emily nie ma też w „Roxy Bistro".
RS
98
Spojrzał na przyćmione światła w środku i zaklął pod nosem. Jak
mógł zrezygnować z wieczoru w towarzystwie Emily w takim miejscu?
Nawet jeśli nie byłoby tak intymnie jak na sofie w domu Lloyda, to i tak
panował tu bardzo romantyczny nastrój.
Szybko zbiegł po schodach prowadzących do kasyna „El Dorado".
Czuł wciąż narastające pożądanie.
Czy Emily też pragnęła go tak bardzo?
Czy mógł zaryzykować związek z tą kobietą?
Przyjrzał się rzędom graczy siedzących przy automatach
ustawionych podobnie jak w „Silver Legacy". Ludzie z kubeczkami
pełnymi monet wędrowali po sali, szukając maszyny, która przyniosłaby
im szczęście. Inni, z rękoma pełnymi żetonów, zbierali się w hałaśliwe
grupki wokół stołów z ruletką i kartami. Atmosfera zabawy i podniecenia
wypełniała całą salę.
Jack wziął głęboki oddech.
Poszedł tylko raz do kasyna, kiedy był jeszcze nastolatkiem. Spędził
tam kilka godzin. Dobrze pamiętał gęsty dym papierosowy i nastrój
desperacji, które wywołały jego przygnębienie.
Teraz, jako dorosły człowiek, zrozumiał wreszcie, na czym polega
atrakcyjność tego miejsca. Ale on potrafił się temu oprzeć. Należało tylko
traktować hazard jak zwyczajną rozrywkę, a wtedy była to taka sama
zabawa jak kino czy mecz. I pewnie zdecydowana większość dzisiejszych
gości kasyna miała do gier właśnie taki stosunek.
Nie, Jack nie był taki jak ojciec. Nigdy nie zmarnowałby tutaj życia,
podobnie jak Emily.
RS
99
Szedł lekkim krokiem wzdłuż rzędów automatów, wypatrując, czy
nie dostrzeże gdzieś jej jasnobrązowych włosów albo seksownej, błękitnej
bluzki.
Nagle usłyszał znajomy śmiech. Przystanął, po czym odwrócił się i
przepychając się przez zatłoczone przejścia, ruszył w kierunku stołów,
gdzie grano w kości.
W duchu modlił się, żeby Emily mu wybaczyła. Może wtedy raz na
zawsze zapanuje między nimi zgoda.
Gdy ją zobaczył, serce zabiło mu mocniej ze szczęścia. Emily,
trzymając szklankę z drinkiem, pochylała się nad stołem. Obok stał
Randall Wellingby i opierał rękę na jej ramieniu.
Emily właśnie straciła cały stos żetonów.
- Emily!
Na dźwięk jego głosu odwróciła się.
Jack wyglądał tak, jakby ktoś siłą wyciągnął go z łóżka.
- Jack? - spytała ze zdziwieniem. - Myślałam, że ty... -W ostatniej
chwili przypomniała sobie o Randallu i zmieniła zamiar. -... pracujesz. Co
się stało?
- Nic takiego - odpowiedział, choć jego znękany wygląd wyraźnie
wskazywał, że to kłamstwo. - Po prostu chciałem się trochę rozerwać.
Mam nadzieję, że dobrze się bawisz? - dodał, zwracając się do Randalla.
Choć w jego oczach i głosie nie było ani cienia zazdrości, Emily
czuła, że to tylko maska. Ale czy po wieczornej sprzeczce naprawdę
wiedziała, jak odczytać zachowanie Jacka? Zresztą i wcześniej nie było to
nigdy całkiem proste.
RS
100
- Oczywiście - roześmiał się Randall, nie zdając sobie sprawy z
napięcia między Emily i Jackiem. - Emily zamieniła właśnie dwadzieścia
dolców na czterysta.
- Ale teraz straciłam sto - powiedziała Emily, przewracając oczami.
-I tak jesteś do przodu - podsumował Randall, spoglądając na jej
kubek, po czym nieoczekiwanie pocałował ją w policzek. - Muszę iść.
Wcześnie rano mam samolot. Zadzwonię do ciebie, jak się dowiem, kiedy
jadę do Bostonu albo jak otrzymam wiadomość od zarządu.
- Dziękuję, Randall. - Emily skinęła głową, w pełni świadoma, że
Jack czujnie ją obserwuje. Wiedziała, co sobie myśli. Przecież już jej
wytknął, że Randall się do niej zaleca. No i nie mylił się. - Mam nadzieję,
że wkrótce znów się zobaczymy.
Kiedy tylko Randall zniknął w tłumie, Jack schwycił Emily za rękę.
- Chodźmy stąd.
- Pod jednym warunkiem.
Jack uniósł brwi, ale nie puścił jej ręki.
-Tak?
- Jesteś mi winien przeprosiny. Ku jej zdumieniu pokiwał głową.
- Zgoda. Ale nie tutaj.
Wyszli. Emily nawet nie miała ochoty zamieniać żetonów na
pieniądze. Zrobi to jutro przed wyjazdem na lotnisko albo da je ojcu.
Lloyd za parę tygodni wybierał się do Reno.
Kiedy wyszli na parking, zorientowała się, że na przeprosiny
przyjdzie jej trochę poczekać. Jack przyjechał samochodem ojca i
zaparkował obok jej auta.
- Spotkamy się w domu?
RS
101
- Jesteś na tyle trzeźwa, żeby prowadzić? - spytał niepewnie.
- Wypiłam tylko jedną słabą wódkę z tonikiem. Na samym początku,
potem piłam już tylko wodę.
Jack skinął głową z ulgą.
Emily nie mogła doczekać się wyjaśnień. Kiedy znaleźli się w domu,
szybko zrzuciła płaszcz i spojrzała Jackowi prosto w twarz.
- Czy wytłumaczysz mi w końcu, o co chodzi? Obiecuję, że
wysłucham cierpliwie wszystkiego, co masz mi do powiedzenia - dodała,
widząc jego przygnębioną minę.
Jack też zdjął płaszcz i niedbale rzucił go na krzesło. Potem wziął
Emily za rękę i poprowadził na dół, do salonu. Emily przygryzła wargi. Co
to za niezwykła sprawa, że Jack jest taki poważny?
Usiedli na sofie.
Emily spojrzała na ich splecione dłonie.
- Nie powinienem tak się upierać, że nie wyjdę z domu - powiedział
Jack i też spojrzał na ich złączone ręce. - Obiecaliśmy sobie, że będziemy
żyć w zgodzie, ale hazard to coś, czego nienawidzę. Oczywiście, nie
mogłaś o tym wiedzieć. To moja wina, że nic ci nie powiedziałem.
Zacisnął rękę na jej dłoni, błagając wzrokiem, by mu wybaczyła. Po
chwili przysunął się i delikatnie pocałował ją w policzek.
- To się już nigdy nie powtórzy, Emily. Obiecuję. Poczuła na twarzy
jego ciepły oddech. Jakże chciała dotknąć ustami jego ust. Ale nie mogła.
Jeszcze nie.
- Dlaczego tak nienawidzisz hazardu, Jack?
Z głębokim westchnieniem oparł się o kanapę.
- Byłem pewny, że o to spytasz.
RS
102
- Nie chcę być natrętna, ale po prostu nie rozumiem, co się między
nami dzieje. O co w tym wszystkim chodzi? -Spojrzała mu prosto w oczy.
- A wydaje mi się, że powinnam wiedzieć. Powiesz mi?
To nic, że jej słowa zabrzmiały idiotycznie. Najważniejsze, by w
końcu wszystko stało się jasne.
Jack cofnął rękę.
- Mój ojciec był hazardzistą. Matka nazywała to elektroniczną
morfiną. Odczuwał nieustającą pokusę, żeby wrzucić jeszcze jednego
dolara do automatu albo obstawić jakiegoś konia lub wynik meczu.
- Jak narkoman, który potrzebuje kolejnej działki - westchnęła
Emily. Teraz rozumiała, dlaczego Jack był zdenerwowany. Jak bardzo
musiało go to boleć. Ale jednocześnie cieszyła się, że sam nie był
uzależniony od hazardu. - Większość ludzi nie traktuje hazardu poważnie,
jednak zanim zaczęliśmy tu przychodzić, mój ojciec przykazał mi, że
przed wejściem do kasyna muszę wyznaczyć sobie limit i nigdy nie wolno
mi go przekroczyć. I każdy powinien się trzymać tej zasady, inaczej
hazard go zgubi. Tata nie ukrywał, że uprawianie hazardu może się źle
skończyć. Niejedna rodzina rozpadła się z tego powodu - dodała z troską.
- To prawda.
Emily zmarszczyła brwi.
-I nie mogłeś mi tego powiedzieć? Rozumiem, wolałeś nie poruszać
przykrego tematu, ale skoro się uparłam, trzeba było mi to wyjaśnić. Nie
masz się czego wstydzić. Nic przez to nie straciłeś w moich oczach.
- Nie chodzi o ciebie. Po prostu nigdy nikomu o tym nie mówiłem. -
Jack przegarnął ręką krótkie, ciemne włosy, a potem spojrzał jej w oczy. -
Mój ojciec i ja byliśmy bardzo podobni do siebie. On był równie ambitny i
RS
103
uparty. Nie miał słodkiego życia. Nie skończył nawet szkoły średniej, bo
musiał ożenić się z moją mamą. Ale dostał pracę w stoczni i harował
najpierw za minimalną płacę, a potem awansował na kierownicze
stanowisko. Uczył się po nocy, żeby skończyć szkołę średnią. Odkładał
nawet pieniądze na studia. Chciał, żebyśmy z mamą mieli lepsze życie.
- Z tego, co mówisz, wynika, że był bardzo pracowity. I bardzo cię
kochał.
- Tak było do pewnego momentu. Któregoś dnia znalazł w skrzynce
pocztowej zaproszenie na bezpłatną kolację w nowym kasynie w
Connecticut. Jego koledzy też dostali takie zaproszenia. Ponieważ jeden z
nich właśnie miał brać ślub, postanowili pójść i spędzić za darmo
kawalerski wieczór.
Emily zrobiło się żal Jacka.
- I tak się zaczęło? jack skinął głową.
- Mój ojciec pokochał kasyno od pierwszego wejrzenia. Po prostu
uwielbiał tam chodzić, tak jak dzieci uwielbiają Disneyland, gdzie mogą
dostać bezpłatne kupony na lody. Tylko że dziecko nie może zjeść za dużo
lodów, a mój ojciec nigdy nie miał dosyć. Po paru miesiącach obstawiał
już zakłady u bukmacherów. Mecze piłkarskie, wyścigi psów. Przegrał
pieniądze odłożone na studia, ale w swoim szaleństwie wierzył, że uda mu
się wszystko odzyskać. I dalej grał. W Massachusetts kasyna były
nielegalne, więc kiedy nie mógł jechać do kasyna podczas weekendu,
grywał w pokera. Miał do tego talent. Co gorsza, czasem udawało mu się
odegrać, więc uznał, że jeśli będzie obstawiać wyżej, więcej wygra.
Domyślasz się chyba, jak przykry był potem upadek.
- A co na to twoja matka?
RS
104
- Najpierw nic. Myślała, że ojcu przejdzie, że to skutek stresu
spowodowanego pracą. Ojciec był o krok od awansu. Miał kierować
swoim działem w stoczni. Marzył o tym od lat. Jednak z czasem przestało
mu zależeć na pracy. Wolał grać. A kiedy zaczął zadawać się z
prawdziwymi rekinami od pokera, stoczył się na dno - nie spłacał już
nawet rat za dom. Wtedy matka postanowiła interweniować, no i zaczął się
dramat. Kłócili się, potem godzili, próbowali nawet chodzić razem do
poradni.
-I nic nie pomogło? - spytała Emily. Jack nerwowo splatał i rozplatał
palce, jakby chciał zdusić w sobie żal i smutek.
- Nie. To trwało aż do śmierci ojca. Nie zrozum mnie źle, kochałem
go, ale kiedy umarł, matka nareszcie poczuła się wolna.
- To takie smutne, Jack. Ale teraz układa się jej dobrze, prawda?
- Ma apartament na Florydzie. W zeszłym roku wyszła po raz drugi
za mąż. Jej mąż jest wspaniałym człowiekiem i potrafi ją docenić. Tak,
naprawdę jest jej dobrze.
- Bardzo się cieszę. - Emily zawahała się przez chwilę. -
Przepraszam, że tak nalegałam na tę wyprawę do kasyna. Gdybym
wiedziała...
- Nie chciałem, żebyś się dowiedziała. Zrozum, Emily, jestem bardzo
podobny do ojca. Ambitny i uparty aż do przesady. Bałem się, żeby ktoś w
pracy nie dowiedział się, że mój ojciec nie potrafił zarządzać swoimi
pieniędzmi. Myślisz, że powierzono by mi zawieranie kontraktów wartych
wiele milionów dolarów?
Zanim zdążyła zaprotestować, pochylił się w jej stronę.
RS
105
- Lepiej tego nie sprawdzać, prawda? Dobrze, że poszedłem dzisiaj
do kasyna. Po raz pierwszy w życiu zdałem sobie sprawę, że nie muszę
grać na automatach ani kłaść mojego funduszu emerytalnego na stół. Nie
czuję takiej potrzeby. To może śmieszne, ale bałem się, że skłonności do
hazardu mogą być dziedziczne. Dzisiaj wieczorem, kiedy zobaczyłem, jak
spokojnie popijasz drinka chwilę po tym, jak straciłaś cały stos żetonów...
- Pomyślałeś od razu, że nie przykładam wagi do pieniędzy?
Jack skinął głową.
- Tak. Ale potem zrozumiałem, że masz nad sobą kontrolę. I nie
pijesz wódki ani ginu, tylko wodę. Nie czułem od ciebie zapachu alkoholu.
Choć oczywiście musiałem się upewnić, zanim usiadłaś za kierownicą. -
Pogładził palcem grzbiet jej dłoni.
- W takim razie już nigdy cię nie poproszę, żebyś poszedł ze mną do
kasyna.
Jack roześmiał się beztrosko.
- Chyba słusznie. Ale przykro mi, że ci zepsułem wieczór.
- Po pierwsze, wcale nie zepsułeś - poprawiła go Emily. - Nie
musiałam wychodzić z domu, trzasnąwszy drzwiami. Nie tylko ty działasz
czasem instynktownie. Ja też. Wiem, że nie mogę porównywać mojego
ojca z twoim, ale... - Westchnęła ciężko. - Kiedy mężczyzna próbuje
zmusić mnie, żebym coś zrobiła, tak jak Todd albo czasem mój ojciec, de-
nerwuję się i popełniam głupstwa. Na przykład kłócę się ze wspaniałym
człowiekiem.
- Rozumiem. Wolisz sama rządzić. Emily zachichotała.
- Oczywiście. Cieszę się, że mnie rozumiesz.
RS
106
Widząc błysk w jego oku, momentalnie zamilkła. Jack ujął jej brodę
i spojrzał w oczy.
- A jeśli jakiś mężczyzna, zupełnie niepodobny do Todda Baxtera,
poprosi cię, żebyś bez względu na to, co powiedziałby twój ojciec,
pocałowała go, co odpowiesz?
RS
107
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- No, jeśli poprosi, to zmienia całkowicie postać rzeczy. Jack
uśmiechnął się tak przebiegle, że Emily ścierpła skóra. Pochylił się ku niej
i jego usta znalazły się tuż obok jej ust.
- To znaczy, że nie odmówisz?
- Mhm - szepnęła, unosząc głowę.
Jack musnął jej powieki, a potem policzek.
Emily pomyślała o ojcu i o Toddzie, no i o tym, jak się martwiła, czy
Jack zechce zaangażować się w stały związek. Teraz jej niepokój ustąpił
miejsca pożądaniu.
- Czy chcesz mną rządzić? - spytała. - A ty?
- A więc znów rywalizacja, tak? Chyba ustaliliśmy, że nie będziemy
już ze sobą walczyć.
-Mhm - potwierdził, przytulając się do jej policzka i muskając ustami
jej czoło. - Może już pora zacząć inną rywalizację.
Emily chciała odpowiedzieć coś, co by go podrażniło, ale pocałunek
nie pozwolił jej zebrać myśli.
To nie był zwykły pocałunek. Jack całował ją tak, jakby chciał dać
jej do zrozumienia, że pragnie czegoś więcej.
Ułożył ją na poduszkach, choć opierała się lekko, żeby nie pomyślał,
że ma już nad nią pełną kontrolę. Ale jej opór ustąpił natychmiast, gdy
tylko poczuła na sobie ciężar jego ciała.
Znali się od tak dawna i tak długo zmagali się z fizycznym
pożądaniem, że gdy wreszcie ulegli swoim marzeniom, każde dotknięcie,
RS
108
każdy pocałunek i każde ciche westchnienie wyzwalało w nich fale
rozkoszy.
- Chcę mieć cię całą, Em - szepnął Jack tuż przy jej ustach, a gdy
odpowiedziała jeszcze gorętszym pocałunkiem, podciągnął do góry
błękitny top. Potem powoli opuścił głowę i zaczął obsypywać delikatnymi
pocałunkami jej brzuch. Lekki zarost łaskotał, potęgując uczucie rozkoszy.
Emily była gotowa zaryzykować wszystko, żeby czuć te pieszczoty do
końca życia.
- Zimno ci - szepnął między pocałunkami i wsunął ręce pod jej
stanik. - Chodź, rozgrzeję cię.
Podniósł się z kanapy
- Jest mi bardzo dobrze - zaprotestowała. Nie chciała, by się od niej
oddalił, choćby na moment.
- Rozpalę w kominku. To potrwa tylko chwilę. Kominek? Jack
naprawdę był wspaniały. Starała się nie myśleć o artykule w „Boston
Magazine" i nie dociekać, skąd brał te podniecające pomysły.
- Pomogę ci - powiedziała.
Po kilku minutach płomienie ogarnęły wielkie, kamienne palenisko,
momentalnie ogrzewając pokój. Jack pociągnął Emily na meksykański
wełniany dywan, który matka kupiła kiedyś w Acapulco.
- Czy tak jest lepiej? - spytał.
- O, tak! - Było bajecznie.
Oczy Jacka płonęły pożądaniem, a za jego plecami na kominku
trzaskał ogień. Ale długi, niespieszny pocałunek ogrzał Emily bardziej niż
płomienie. Żadne marzenia nie dorównywały rzeczywistości. Emily
RS
109
odrzuciła troskę o dzień jutrzejszy i zdecydowanym ruchem ściągnęła
czarny golf Jacka.
Widok jego opalonej, gładkiej skóry otworzył przed nią nowy
wszechświat.
- Jesteś cudowny - szepnęła z zachwytem. Na jego twarzy pojawił się
szeroki uśmiech.
- Przypomnę ci to, kiedy będziesz się ze mną kłócić, kto ma
rozmawiać z potencjalnym klientem. - Zanim zdążyła odpowiedzieć,
położył palce na jej wargach. -Musisz wierzyć w siebie, Emily. Może twój
ojciec chciał mieć syna - powiedział ochrypłym głosem, nie spuszczając z
niej wzroku - ale ja jestem szczęśliwy, że ma córkę.
I to nie dlatego, że chciałbym się wżenić w waszą rodzinę i kierować
firmą, tak jak Baxter. On na ciebie nie zasługiwał.
- Dziękuję - szepnęła Emily. - Cieszę się, że mnie tak dobrze
rozumiesz.
- Ale nie twierdzę, że na tym nie skorzystam - powiedział,
pochylając się, żeby ją znów pocałować.
Następnego ranka Emily otworzyła oczy, czując na nagim brzuchu
szorstki dotyk meksykańskiego dywanu. Nie miała pojęcia, jakim cudem
pod jej głową znalazła się poduszka z sofy. Jack leżał obok, obejmując ją
muskularnym ramieniem.
Uśmiechnęła się, widząc swoją błękitną bluzkę na podłodze, obok
spodni Jacka. Ona nie zdjęła spodni, a Jack pozostał w bokserkach. Jak na
dwoje dorosłych ludzi w romantycznej scenerii domu z bali przy płonącym
kominku, z zapierającym dech w piersi widokiem na jezioro Tahoe,
zachowali się nad wyraz skromnie i powściągliwie, choć posunęli się tak
RS
110
daleko, jak tylko mogli. Jakby niewidzialna siła powstrzymywała ich od
wykonania tego ostatecznego kroku.
Emily wiedziała, co to było. Kiedyś Todd wykorzystał jej zaufanie.
Nie była kobietą na jedną noc. Mogłaby kochać się z Jackiem Devonem,
gdyby wiedziała, że nie zechce już żadnego innego mężczyzny. Nie mając
tej pewności, wahała się. Przecież nie powiedział jej, że kłamał albo
zmienił zdanie i myśli teraz o małżeństwie.
Co go powstrzymywało? Wycofywał się w chwilach, kiedy mógłby
ją przekonać i pociągnąć za sobą. Rzucał wtedy jakiś dowcip albo wracał
do delikatnych, czułych pocałunków, w których był mistrzem. Nie mogła
tego pojąć, znając jego reputację. Instynkt podpowiadał jej, że pewnie nie
miał prezerwatywy i nie chciał podejmować ryzyka. Ale teraz, gdy leżała
przytulona do jego ciała, zastanawiała się, czy naprawdę był takim
podrywaczem, jak przedstawiono to w gazecie.
Może nie uprawiał z nią seksu, bo po prostu nie chciał? Wysunęła
rękę spod jego ramienia i zerknęła na zegarek. Za piętnaście szósta. O
dziewiątej mieli samolot. Pora wstać i zacząć się szykować. Nie może
zostawić bałaganu w domu. Droga na lotnisko też potrwa ze trzy
kwadranse.
Cichutko podniosła się z dywanu. Przykryła Jacka kocem i złożyła
jego ubranie w kostkę. Potem podniosła bluzkę i na palcach poszła na
górę, żeby wziąć prysznic. Jack może jeszcze trochę pospać.
Pół godziny później, kiedy wróciła, żeby zrobić kawę, Jacka nie było
już w salonie. Wełniany dywan leżał równo na podłodze, a koc i poduszki
znajdowały się znów na swoich miejscach. Nawet kominek był
uprzątnięty, popiół wymieciony i wyrzucony do kubła na śmieci.
RS
111
Emily jeszcze raz obrzuciła wzrokiem pokój. Serce zabiło jej
mocniej, gdy zobaczyła na granitowym blacie rozmrażające się na talerzu
bajgle. Nigdy w życiu nie pomyślałaby, że Jack jest takim domatorem.
O Boże! - westchnęła w duchu. W co ja się wplątałam?
I co będzie, kiedy wrócą do Bostonu?
W Bostonie było inaczej.
Jack przyłożył słuchawkę do ucha, patrząc przez okno niewidzącym
wzrokiem, i czekał na połączenie z działem kontraktów w Outland
Systems. Powinien skoncentrować się na negocjacjach z klientem, ale jego
głowę wypełniały myśli o Emily. Kiedy czuł zapach kawy, od razu
przypominał sobie śniadanie po wspólnie spędzonej nocy. Gdy szedł
korytarzem, nie potrafił się powstrzymać i nie zerknąć na jej drzwi.
Nie mógł spojrzeć Lloydowi i Carmelli w oczy. Spotkanie z szefem
godzinę po przylocie z Reno kosztowało go dużo nerwów. Jeśli ojciec
Emily potrafił - tak jak twierdziła - czytać w jej myślach, czy nie domyśli
się, że Jack spędził z jego córką noc na dywanie? W dodatku w jego
własnym domu! Czy będzie wiedział, że Jack obudził się, gdy poczuł brak
jej ciepła u swego boku?
Na szczęście spotkanie było krótkie, bo Lloyd spieszył się na
umówioną kolację. Ale Jack i Emily zostali w jego gabinecie, nie mając
pojęcia, co robić dalej.
Jack zamierzał właśnie zamknąć drzwi, żeby nikt im nie
przeszkadzał, kiedy spyta Emily, czy zechce umówić się z nim na randkę,
tym razem prawdziwą, z kolacją i kwiatami, gdy do gabinetu weszła
Carmella z raportem finansowym. Spojrzała na nich, zarumieniła się i
szybko wyszła.
RS
112
Jack zastanawiał się, jak dalece Carmella jest zorientowana w
sytuacji. Jeśli Lloyd nie wypytywał córki o szczegóły wyjazdu do Reno, to
Carmella na pewno sobie tego nie darowała. Była najbardziej opiekuńczą
kobietą na świecie. Musiała podejrzewać to, o czym Jack teraz dobrze
wiedział: że Lloyd chciał, by zamieszkali w jego domu, bo miał nadzieję,
że się dogadają.
A może Emily sama jej wszystko powiedziała? To tłumaczyłoby
zmieszanie Carmelli.
Jack obracał w ręku pióro. Gdyby wiedział, o czym myślała teraz
Emily, po weekendzie spędzonym z dala od niego. Jeśli opowiedziała
Carmelli, co się stało w Reno, czy będzie uważała też za konieczne
powiedzieć ojcu o finansowych machinacjach Patricka Devona? Gdyby te
informacje dotarły do prasy albo gdyby Lloyd dowiedział się o tym
z innych źródeł, miałby pretensje do Jacka, że nie powiedział mu o tym
osobiście.
Z drugiej strony, zwierzając się Lloydowi, Jack ryzykowałby utratę
pracy, na której tak mu zależało - dzięki niej mógł przecież zapewnić
utrzymanie matce, zanim powtórnie wyszła za mąż. Nadal pomagał jej
spłacać apartament zapisany na jej nazwisko. Oboje nie chcieli, by jeszcze
kiedykolwiek w życiu była zależna finansowo od męża.
- Devon? Jesteś tam? - rozległ się znajomy głos partnera z Outland
Systems, - Podpisujemy tę umowę czy nie? Chodzi o pięć milionów
dolarów.
Kupa forsy. W rękach syna hazardzisty.
Jack oderwał wzrok od linii horyzontu, za którą była stocznia
Quincy. Spojrzał na drzwi. O parę kroków stąd siedziała Emily.
RS
113
- Tak, ale najpierw uzgodnijmy parę rzeczy.
- Och, Emily! - westchnęła Carmella, zamykając za sobą drzwi do
gabinetu Emily. - Coś zaszło w Reno między tobą i Jackiem, prawda? Tak
się starałyśmy, a twój ojciec i tak okazał się lepszy. Czy Jack zaprosił cię
na randkę? Twój ojciec go do tego skłonił, bo ma nadzieję, że kiedyś się
pobierzecie.
Emily skrzywiła się, przewracając oczami.
- Nie gadaj głupstw, Carmello. Jack Devon nie ma zamiaru się żenić.
Właśnie dlatego wszystko było inaczej, gdy wrócili do Bostonu, od
chwili gdy wysiedli z taksówki przed budynkiem Wintersoftu, z walizkami
w ręku, spiesząc na spotkanie z Lloydem. I dlatego podniecające napięcie
między nimi w jednej chwili zmieniło się w trudny do zniesienia koszmar.
Niestety...
W Reno była zabawa, przynajmniej wtedy, gdy skrywali się w
zaciszu domu. Mogli flirtować, całować się, robić to, na co mieli ochotę, i
nie przejmować się.
W Bostonie czekała na nich praca. Poważna, na oczach wszystkich.
Układ podobny do małżeństwa.
Kiedy Emily uświadomiła sobie to wszystko, przypomniały się jej
słowa Jacka wypowiedziane wtedy, gdy leżeli na dywanie. Powiedział, że
jest szczęśliwy, że Lloyd nie ma syna, tylko córkę, ale nie zamierza wżenić
się w firmę. Podał przykład Todda i stwierdził, że nigdy nie postąpiłby tak
jak on. Początkowo Emily myślała, że chodzi mu o to, że nie nadużyłby jej
zaufania tak jak Todd. Ale powiedział też, że nie nadaje się do
małżeństwa. Czyżby to miała być delikatna aluzja, przez którą chciał jej
RS
114
dać do zrozumienia, że ich romans może mieć tylko przelotny, chwilowy
charakter?
Czy mogła się tym nie przejmować?
Emily westchnęła głęboko. A więc ich cudowny romans już się
skończył. Czy potrafi zapomnieć o tym, co ich łączyło? Bez przesady.
Przecież to, że Jack posprzątał dom, zrobił śniadanie i traktował ją jak
damę, nie znaczyło jeszcze, że chce z nią być przez całe życie.
- Ale coś między wami było? - Oczy Carmelli zrobiły się okrągłe ze
zdziwienia. — Jestem tego pewna. Widziałam, jak on na ciebie patrzy, a
ty...
- To nie tak, Carmello. - Emily nie mogła powiedzieć prawdy.
- To dlaczego popatrzył na mnie tak... - Carmella zakryła ręką usta, a
potem jęknęła: - O, nie!
Emily zaniepokoiła się.
- Co takiego?
- On wie! Wie o naszych planach, prawda? Że wyswatałaś pięciu
mężczyzn, a ja ci w tym pomogłam! Dlatego tak na mnie patrzył.
Wiedziałam! Wiedziałam o tym od dnia, kiedy Lloyd poinformował cię o
wyjeździe do Reno, a ja zaciągnęłam cię do toalety...
- Nie martw się, Carmello. - Emily podskoczyła do roztrzęsionej
przyjaciółki i posadziła ją na krześle. - Wtedy jeszcze nic nie wiedział. Coś
podejrzewał, ale nie był pewien. Dopiero ja mu powiedziałam.
Carmella spojrzała zranionym wzrokiem.
- Och, Emily! Dlaczego?
- To długa historia. Powiedzmy, że musiałam. Ale nic się nie stało.
On nikomu nie powie.
RS
115
Carmella nie słuchała.
- Lloyd dostanie szału. Zawsze mi ufał. Och, Emily! Nie wiesz
wszystkiego. Jeśli twój ojciec usłyszy...
- Jack nic nie powie ojcu, Carmello.
Carmella wzięła głęboki oddech, potem drugi, po czym
wyprostowała się i wstała z krzesła.
- Trudno. Już się stało. Mam nadzieję, że nie skończy się źle. -
Spojrzała na zegar wiszący na ścianie. - Czy wiesz, po co przyszłam?
Twój ojciec chce, żebyś zjawiła się jak najszybciej w jego gabinecie. W
przyszłym tygodniu zamierzamy wydać przyjęcie i potrzebna nam jest
twoja pomoc.
- Zamierzamy? Nic nie wiedziałam, Carmello... - Emily zrobiła
zaskoczoną minę.
Kobieta zaczerwieniła się.
- To znaczy twój ojciec chce wydać przyjęcie. Ja tylko pomagam w
przygotowaniach.
- Wiem, Carmello. Chciałam się tylko z tobą poprzekomarzać. Ale ty
też przyjdziesz?
- Oczywiście.
- To dobrze. Jak się domyślam, cała kadra kierownicza także
dostanie zaproszenia.
Carmella skinęła głową.
- W takim razie przekonasz się sama, że Jack nie piśnie ani słowem o
naszym spisku.
RS
116
- W porządku - powiedziała Carmella, podchodząc do drzwi. - Może
to nawet lepiej, że Jack wie, co knuje twój ojciec. Na pewno nie da się
namówić na randkę.
- Sama widzisz - przytaknęła Emily z uśmiechem. - Wychodząc,
zamknij drzwi. Dziękuję.
Kiedy Carmella znikła za drzwiami, Emily przekręciła klucz.
Dobrze, że zainstalowała zamek, żeby czuć się bezpieczniej, gdy
zamierzała pracować do późnej nocy. Potem usiadła przy biurku, ukryła
twarz w dłoniach i wybuchła szlochem.
- Przepraszam. Nie chciałam przeszkadzać. Przyjdę później. - Emily
zrobiła krok do tyłu. Powinna się wcześniej upewnić, czy ojciec jest sam w
gabinecie.
Oczywiście u Lloyda był Jack. Niepotrzebnie siedziała tak długo u
siebie i płakała, a potem straciła pół godziny, próbując się uspokoić i
pudrując czerwony nos.
- Nie. Właśnie skończyliśmy, Emily - odpowiedział ojciec,
wskazując jej krzesło obok Jacka.
Usiadła wyprostowana, starając się zachować jak największy
dystans.
- Musieliśmy ustalić parę spraw przed dzisiejszym spotkaniem z
bankierami - wyjaśnił Jack, unikając jej spojrzenia. - Ale wszystko jest już
załatwione.
Lloyd skinął głową.
- Zaprosiłem Jacka na piątkowe przyjęcie. - Spojrzał znad papierów.
- Możesz przyjść?
-Oczywiście.
RS
117
- Lista gości zawiera obecnie około czterdziestu nazwisk, więc to
będzie większe przyjęcie niż zwykle - powiedział Lloyd, zwracając się do
córki. - Chciałbym, żebyś przejrzała z Carmellą menu. Wprawdzie ona
zawsze spisuje się świetnie, ale tym razem powinno być coś ekstra.
- Cóż to za okazja? - spytała Emily, unosząc brwi. Ojciec często
zapraszał gości na kolację, ale zwykle było to dziesięć lub dwanaście osób,
nigdy czterdzieści. - Interesy czy przyjemność?
- Jedno i drugie, chociaż głównie przyjemność. Ale nic więcej nie
mogę na razie powiedzieć.
Emily potrząsnęła głową, widząc chytry błysk w jasnoniebieskich
oczach ojca. Uwielbiał robić niespodzianki i nie miała wątpliwości, że na
tym przyjęciu zdarzy się coś niezwykłego.
Po chwili poruszyła się niespokojnie. Wolałaby nie mówić o tym
przy Jacku, ale nie miała wyboru.
- Bardzo chętnie pomogę Carmelli, ale na przyjęcie mogę się
spóźnić.
- Jest jakiś ważny powód?
Przełknęła ślinę, nie mając odwagi spojrzeć na Jacka.
- Właśnie tego dnia przyjedzie Randall Wellingby z ABG.
Obiecałam już, że się z nim spotkam. Mam nadzieję, że przywiezie dobre
wiadomości.
- Naprawdę? - ożywił się ojciec. - W takim razie musisz go
przyprowadzić na przyjęcie. Carmella dopisze jego nazwisko do listy
gości. Skoro ma zostać naszym klientem, koniecznie chciałbym się z nim
spotkać.
RS
118
W tym momencie Carmella wetknęła głowę przez drzwi. - Bankierzy
czekają już w holu - powiedziała. - W sali konferencyjnej wszystko jest
przygotowane, więc można ich tam wprowadzić w każdej chwili.
Lloyd podziękował, wziął dokumenty i ruszył w kierunku drzwi.
- Czekam na ciebie, Jack - rzucił przez ramię.
Emily wstała i popatrzyła na Jacka, który zbierał swoje materiały.
- Jack?
Spojrzał na nią spode łba. Z jego oczu nie można było nic wyczytać.
-Tak?
- Co o tym sądzisz? - Nie powinna pytać, ale chciała po raz ostatni
spróbować dowiedzieć się, co on naprawdę czuje i myśli.
- Jestem przygotowany. Myślę, że bankierzy będą zadowoleni z...
Emily głośno wypuściła powietrze.
- Mówię o zaproszeniu Randalla na przyjęcie. Dobrze o tym wiesz.
Czy sądzisz, że powinnam go przyprowadzić?
- Wiedziała, że nie musi pytać Jacka o zgodę. Tb dobre posunięcie,
skoro Randall prawdopodobnie zostanie pośrednikiem w przyszłych
kontaktach między ABG i Wintersoftem, ale chciała, żeby Jack się
sprzeciwił. Pragnęła usłyszeć, że pragnie spędzić ten wieczór z nią.
Ale Jack wzruszył ramionami i wsunął ostatnie papiery do teczki. -
Jack?
- To bez wątpienia doskonała okazja, żeby Randall poznał lepiej
naszą firmę.
- Nie o to mi... - Emily nie dokończyła. Jack wstał i nie patrząc na
nią, wyszedł.
RS
119
Od chwili powrotu do Bostonu ani słowem nie wspomnieli o tym, co
wydarzyło się w Reno. Cóż, najwyraźniej nie było o czym mówić. Dla
Jacka to już przeszłość.
Emily westchnęła i przegarnęła palcami włosy. Musi odzyskać
równowagę. Jack nie miał dziedzicznych skłonności do hazardu, ale choć
zależało mu na niej i pragnął jej - przynajmniej podczas pobytu w Reno -
ciążyło na nim nieszczęśliwe małżeństwo jego rodziców. Obawiał się, że
w swoim związku będzie powielać fatalny wzór. Cóż, ona też wciąż nie
mogła się otrząsnąć po nieudanym małżeństwie z Toddem.
Zaklęła pod nosem, a potem sięgnęła po telefon. Połączyła się ze
swoją pocztą głosową. Randall zostawił w niej swój numer telefonu.
Jack nie miał powołania do małżeństwa. Nieważne. Dla niej liczy się
przede wszystkim firma. Dlatego na piątkowe przyjęcie przyjdzie z
Randallem. I nie będzie czuć się z tego powodu winna. To zwykły biznes.
Zresztą Jackowi najwyraźniej to odpowiadało.
RS
120
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Kiedy Emily wcisnęła klawisz odtwarzający nagranie na
automatycznej sekretarce, od razu wiedziała, że popełniła wielki błąd.
Otworzyła drzwi swojego mieszkania w Beacon Hill, kiedy
zamykano już pobliski bar „Cheers". Przez pół dnia dręczyła się myślami o
Jacku, a potem była zmuszona siedzieć po nocy, żeby odpisać na e-maile,
które przyszły podczas jej pobytu w Reno, i nadrobić zaległości w pracy.
Po spędzeniu ostatnich pięciu godzin w biurze, gdzie oprócz niej był
już tylko nocny stróż, serce zabiło jej mocniej, gdy weszła do ciemnego
mieszkania i zobaczyła migające na automatycznej sekretarce światełko.
Nowa wiadomość! Ktoś o niej pomyślał!
Może Jack zadzwonił, żeby ją przeprosić?
Wyszedł z biura wkrótce po spotkaniu z bankierami, nie dając jej
żadnej szansy na dokończenie rozmowy. Ale choć bardzo pragnęła z nim
porozmawiać o tym, co było w Re-no i co będzie teraz, wiedziała, że to on
powinien zwrócić się do niej pierwszy.
- O Boże! Żeby to był Jack! - wymamrotała, naciskając klawisz.
Ale męski głos nagrany na sekretarce miał silny brytyjski akcent.
„Emily! Dziękuję, że do mnie zadzwoniłaś. Cudownie było usłyszeć
twój głos zamiast głosu mojej ponurej księgowej".
O, nie! Randall był stanowczo zbyt wylewny.
„Wolałem porozmawiać z tobą osobiście i dlatego zadzwoniłem do
domu. Z radością przyjdę na przyjęcie, które wydaje twój ojciec.
Oczywiście miałem nadzieję, że spędzimy ten wieczór we dwoje, bo
sądzę, że będziemy wreszcie świętować podpisanie umowy, ale będę w
RS
121
Bostonie przez cały weekend, więc może spotkamy się w sobotę. Choć
oczywiście bardzo się cieszę, że poznam twojego ojca".
Randka. Randall chciał umówić się z nią na randkę. Tym razem
Emily nie mogła uznać jego słów za niewinny flirt. Zamknęła oczy,
wysłuchując nagrania do końca.
„Zadzwoń do mnie".
Emily otworzyła oczy i skasowała wiadomość, a potem rzuciła żakiet
na stołek barowy stojący przy granitowym blacie oddzielającym salon od
malutkiej kuchni.
Zegar nad mikrofalówką pokazywał drugą w nocy. Emily nie jadła
kolacji, ale nie miała siły nic gotować.
- Przez całe lata nie chodziłam na żadne randki oprócz tych, do
których zmusił mnie ojciec, a teraz mam dwóch kandydatów naraz -
powiedziała na głos, wyjmując z lodówki miskę z makaronem.
Jeden mężczyzna chciał się z nią spotykać, a ona z całego serca
pragnęła być z tym drugim.
Oparła się o stołek i zaczęła otwierać pocztę, drugą ręką wkładając
do ust makaron. Nie chciało jej się nawet wziąć widelca.
Poczta niestety nie była zbyt zabawna. Odsunęła listy na bok i
skończyła jeść makaron. Potem wytarła ręce w papierowy ręcznik i poszła
do sypialni, zrzucając po drodze buty.
Zaproszenie Randalla na przyjęcie było błędem. Odniósł mylne
wrażenie, że to prywatne spotkanie, choć oprócz niego miało być
czterdzieści innych osób. Poza tym Emily zrobiła to ze względu na ojca.
A teraz Randall uważał, że Emily się nim interesuje. Oczywiście był
atrakcyjny. Wysoki, szczupły, dobrze wychowany blondyn - i ten akcent!
RS
122
Jak można było go nie lubić? Ale po wycieczce do Reno Emily wiedziała,
że jej serce należy do Jacka. Czy tego chce, czy nie. I czy on chce, czy nie.
Co mogła na to poradzić?
Jack stał przed odnowionym domem z elewacją z piaskowca, w
którym mieścił się apartament Lloyda Wintersa. Ta rezydencja w Back
Bay była usytuowana parę kroków od Esplanade i zaledwie kilka
przecznic od Newbury Street z mnóstwem eleganckich butików. Warstwa
śniegu pokrywała wąski obszar między ulicą i budynkiem. Z wyższego
piętra dobiegał śmiech i gwar rozmów, choć wysokie okna domu były
szczelnie zamknięte w obawie przed zimowym chłodem.
Przyjęcie Lloyda zajmowało dziś najważniejsze miejsce w rankingu
bostońskiej elity. Jack przekonał się o tym, zerkając na listę gości leżącą
na biurku Carmelli. Prawie cała kadra kierownicza Wintersoftu, a także
długoletni przyjaciele i partnerzy w interesach. Wszyscy liczący się w
branży komputerowej w Bostonie i paru bywalców dla okrasy. Jack nie
mógł opanować podniecenia, jakie czuł zawsze, gdy wybierał się do
rezydencji Lloyda zajmującej dwa najwyższe piętra w domu z piaskowca.
Tym razem nie będzie musiał łowić nowego klienta ani przedstawiać
się bostońskiej elicie, by nawiązywać kontakty biznesowe dla firmy. Lloyd
wyraźnie powiedział, że to jedynie towarzyskie spotkanie.
A Emily będzie wsparta na ramieniu Randalla, nie jego.
Poczuł gwałtowny skurcz żołądka, gdy wyobraził sobie, jak Emily
spogląda w niebieskie oczy Randalla i śmieje się z jego suchych,
angielskich dowcipów. Jack tak pragnął, żeby uśmiechała się tylko do
niego. Powinien z nią dzisiaj porozmawiać. Nie trzeba było zwracać uwagi
na Carmellę i wyjaśnić wszystko od razu po powrocie do Bostonu. Ostatni
RS
123
tydzień był najtrudniejszym okresem w jego życiu. Mijali się w holu
dziesiątki razy dziennie, nie zamieniając z sobą ani słowa, choć nie raz
miał ochotę zatrzymać ją i wyznać, jak bardzo jej pragnie.
Ale czy ona odwzajemniała jego uczucia? Jeśli tak, to dlaczego po
tym wszystkim, co było w Reno, zgodziła się przyjść dziś z Randallem?
Bo nie powiedziałeś jej, że ją kochasz, idioto!
Jack wzruszył ramionami i poprawił nerwowo dwurzędową wełnianą
marynarkę. Nie ma wyboru. Musi im wszystkim stawić czoło. Nawet
gdyby wyznał Emily swoje uczucia, i tak pewnie by się z nim nie
umówiła. Łączyła ich jakaś nieziemska siła - wiedział, że Emily też to
czuje - ale po tym, co przeżyła z Toddem, uciekłaby od niego, gdzie pieprz
rośnie, gdyby przyznał się, że ją kocha. Nie chciała mieć romansu z kimś,
kto pracował w tej samej firmie.
Niełatwo mu będzie spotkać się z Emily, ale nie miał też pewności,
czy to nie jego ostatnie przyjęcie u Lloyda. Jeśli Emily zakocha się w
Randallu, to biorąc pod uwagę jej lojalność wobec ojca i brak
zainteresowania Jackiem, może bez przeszkód zdradzić Lloydowi
wszystko, co wie o przeszłości Jacka.
Pal diabli karierę! I tak nie żałował, że opowiedział Emily o
wszystkim. Ciężko mu było żyć z tą tajemnicą. Dopóki nie opowiedział
głośno o tym, jak jego ojciec stoczył się na dno i jak bolesne było to dla
niego i matki, nawet nie zdawał sobie sprawy, jaki wielki smutek nosi w
sobie. A Emily zrozumiała, wysłuchała go spokojnie, nie okazała litości
ani potępienia. Rozumiała jego strach, że on też może być obciążony
skłonnością do hazardu.
Ale to było w Reno.
RS
124
- Jack! - rozległ się charakterystyczny męski głos. - Chyba nie
zabłądziłeś, co?
Jack odwrócił się. Matt Burke, jeden z szefów Wintersoftu,
opiekuńczym gestem obejmował swoją niedawno poślubioną żonę.
Jack zmusił się do uśmiechu, choć w głębi serca poczuł zazdrość.
Sarah przez wiele lat była sekretarką Matta. Przez cały ten czas skrzętnie
ukrywali, że są sobą zainteresowani. I nagle jesienią ubiegłego roku
postanowili się pobrać. Z daleka widać było, jak są szczęśliwi.
On mógł być tak samo szczęśliwy z Emily.
Przez chwilę wyobrażał sobie, co by było, gdyby oświadczył się jej i
nie zmarnował swego szczęścia.
Spojrzał w rozgwieżdżone niebo. Przysiągłby, że z górnego piętra
słyszy śmiech Emily.
Oczywiście akta Matta były wśród tych, do których Emily zaglądała
z Carmellą, więc to małżeństwo było poniekąd jej zasługą.
- Dawno tu nie byłem. Poza tym ten piaskowiec w zimie wygląda
wszędzie tak samo - odpowiedział wreszcie Jack. - Wolałem się dobrze
przyjrzeć, zanim wejdę.
- Lloyd mówił mi, że planuje coś specjalnego na dzisiejszy wieczór.
Nie mogę się doczekać - powiedziała z uśmiechem Sarah, zbliżając się do
drzwi z metalu i szkła.
Przy wejściu czekał już portier gotowy, by wskazać gościom drogę
do windy.
- Domyślasz się, co to może być? - spytał Matt, gdy jechali na górę.
RS
125
- Nawet się nad tym nie zastanawiałem - przyznał zgodnie z prawdą
Jack. Jego myśli przez cały czas krążyły wokół Emily. - Ale jestem
pewien, że wkrótce dowiemy się wszystkiego od Lloyda.
Kiedy drzwi windy otworzyły się na trzecim piętrze, które zajmował
Lloyd, Jack cofnął się, żeby Sarah i Matt mogli wysiąść, pierwsi.
Tak jak przypuszczał, natychmiast otoczyły ich inne pary małżeńskie
z Wintersoftu. Grant Lawson i jego żona Ariana, której Emily pomagała w
ostatnim okresie ciąży, podeszli pierwsi do Sarah i Matta i cała czwórka
zaczęła rozprawiać o nowo narodzonych bliźniakach Ariany. Nate Leeman
i Kat Sanderson, którzy byli już zaręczeni, stali obok z Brettem i Sunny
Hamiltonami. Jack zauważył ich porozumiewawcze uśmiechy, gdy Ariana
opowiadała o dzieciach. Reed Connors i jego żona Samantha machali do
nich z głębi pokoju, a kiedy zaczęli przepychać się przez tłum, Jack
wymknął się niepostrzeżenie do kuchni. Szczęście kolegów potęgowało
jego poczucie straty, więc chciał poprawić sobie humor drinkiem lub
filiżanką kawy, zanim spotka się z Emily i Randallem.
Wszedł do kuchni i stanął oko w oko z Lloydem i Carmellą, którzy
wyglądali na jeszcze szczęśliwszych niż zaproszeni goście.
Co gorsza, tuż za nimi stała Emily. Była w przepięknej czerwonej
sukni podkreślającej jej zgrabną figurę. Marzenie każdego mężczyzny.
Jack przeniósł wzrok na jej ojca.
- Dziękuję za zaproszenie, Lloyd. Cieszę się, że tu jestem -
powiedział, choć wolałby być zupełnie gdzie indziej. Jeśli będzie musiał
bawić się z Emily i jej partnerem na przyjęciu wydanym przez swego
szefa, to powie, że ma jeszcze pilną robotę na dzisiaj.
RS
126
-I ja się cieszę, Jack. Wiesz, że mój dom zawsze stoi przed tobą
otworem. - Lloyd poklepał Jacka przyjaźnie po ramieniu. - Weź drinka i
baw się dobrze.
- Dziękuję. Bardzo chętnie. Emily skrzywiła się, widząc rękę ojca na
ramieniu Jacka
To trwało tylko ułamek sekundy, ale Jack po raz pierwszy zrozumiał,
ile bólu sprawia jej fakt, że ojciec traktuje go jak syna.
Tak samo było z Toddem.
Lloyd cofnął rękę i nalał sobie whisky. Potem spojrzał na gości
wypełniających jego wykwintny salon i jadalnię.
- Wiesz, Jack, to chyba będzie najlepsze przyjęcie w moim życiu.
Przyszli wszyscy ludzie, którzy są dla mnie ważni.
- Zmarszczył brwi, przez sekundę rozglądając się dokoła. -To
dziwne. Jeszcze tak niedawno wiele z tych par nie myślało o ślubie. Nawet
się nie spotykali. Nigdy wcześniej nie przyszło mi to do głowy, ale
wszyscy kawalerowie z kadry kierowniczej Wintersoftu ożenili się w ciągu
ostatniego roku. Wszyscy z wyjątkiem ciebie. Czy to nie dziwne?
Jack zerknął na Emily. W jej oczach zobaczył panikę. Nic dziwnego,
że była zmuszona przechytrzyć ojca i znaleźć narzeczone dla jego
pracowników. Lloyd zbyt dobrze orientował się w ich sytuacji osobistej.
Spojrzał na szefa. Czy go wyrzuci, czy nie, wiedział, że musi
powiedzieć mu prawdę, choćby po to, by uchronić Emily przed dalszym
swataniem. Lloyd musi zrozumieć, że jego córka da sobie świetnie radę,
nawet jeśli nie poślubi nikogo z firmy.
- Jest pewien powód, dla którego się nie ożeniłem - powiedział Jack,
upewniając się, że Lloyd słucha go uważnie.
RS
127
- Nie mówiłem ci o tym wcześniej, ale teraz muszę, mając na uwadze
dobro firmy.
- Czy możesz mi pomóc, tato? - przerwała mu Emily. Otworzyła
lodówkę i machała do ojca ręką.
- To ważne.
- Och, Em. Poproś o pomoc kelnera.
- Ależ proszę, tato.
Jack spojrzał na Emily i na Lloyda. Z pewnością nie chciała, żeby
ojciec dowiedział się prawdy o Patricku Devonie. Pomyślał o niej z
podziwem, ale jednocześnie poczuł się winny. Tak łatwo posądził ją, że
zdradzi jego zaufanie.
Emily nigdy by tego nie zrobiła.
- Tato! - zawołała jeszcze głośniej.
Jack przejechał ręką po brodzie. Nie chciał być niegrzeczny. Musiał
pozwolić Lloydowi pomóc córce, choć nie mógł się zgodzić, by ojciec
zmuszał ją nadal do małżeństwa. Kiedy on zniknie z horyzontu - a tak się z
pewnością stanie, gdy wyzna prawdę o swoim ojcu i rodzinnych
obciążeniach - Em będzie miała wreszcie spokój.
- Pomóż córce - powiedział. - Obiecuję - dodał, zerkając z ukosa na
Emily, że wszystko ci opowiem później.
Emily zgromiła go wzrokiem, ale Jack udawał, że nic nie zauważył i
powędrował do salonu.
Rozmawiał już przez kilka minut z Brettem i Sunny, gdy nagle
zorientował się, że do tej pory nie widział jeszcze jednego ważnego gościa.
Randalla Wellingby'ego.
- Co się stało, Emily?
RS
128
Musiała przezwyciężyć strach. Ojciec stał w drzwiach biblioteki ze
szklanką whisky w ręku.
- Musimy porozmawiać, tato.
- W połowie przyjęcia? - zdziwił się Lloyd, marszcząc brwi.
- Wiem, że bardzo lubisz Jacka Devona.
- Dlaczego miałbym go nie lubić? Ciężko pracuje, a poza tym to
porządny chłopak, przystojny i inteligentny. Mam do niego zaufanie.
Traktuję go jak syna.
- Właśnie o to chodzi, tato. - Emily starała się pohamować złość. -
Traktujesz go jak syna. Podobnie było z Toddem. Mnie nie darzysz takim
szacunkiem.
Lloyd znów zmarszczył brwi. Odstawił szklankę z whisky na
mahoniowy stół, a potem usiadł w skórzanym fotelu.
- Jesteś moją córką, Emily. Wiesz, że cię kocham. O czym ty
mówisz?
- Sam powiedziałeś, że masz zaufanie do Jacka. Ale do mnie nie
masz. Wiem, że mnie kochasz, ale nie jesteś nowoczesny. Uważasz, że nie
stać mnie na to, żebym mogła sama coś wymyślić. Jestem pewna, że
uważasz mnie za mniej wartościowego pracownika niż mężczyzn, którzy
pracują w twojej firmie.
- Ależ Emily, przecież zajmujesz kierownicze stanowisko.
Zasłużyłaś na ten awans tak samo jak każdy inny szef w Witersofcie.
- Wiem. Ale chodzi mi o coś innego - parsknęła gniewnie. -
Dlaczego uparłeś się, żeby mnie wydać za kogoś z firmy? Jeszcze raz?
Próbowałam cię przekonać, żebyś tego nie robił, ale nawet po katastrofie,
jaką okazało się małżeństwo z Toddem, nie chcesz mnie słuchać!
RS
129
- Dlaczego sądzisz, że mam zamiar znów cię wydać za mąż?
- Dowiedziałam się. I nie pytaj mnie jak - dodała, unosząc
gwałtownie rękę. - Chciałeś namawiać kawalerów z kadry kierowniczej,
żeby zaczęli się ze mną spotykać. Na szczęście dla mnie wszyscy już się
ożenili. Prawie wszyscy.
- Oczywiście został Jack.
- Masz rację - przyznał Lloyd, zagłębiając się w fotelu. Nie chciał
ukrywać dłużej prawdy. - Ale to nie dlatego, powtarzam, nie dlatego, że
cię nie szanuję. I nie uważam, że nie poradzisz sobie bez mężczyzny.
Doskonale dajesz sobie radę sama. - Wypił łyk whisky. - Pragnę, by w
twoim życiu pojawił się mężczyzna, ale to nie znaczy, że wołałbym mieć
syna. Nie zamieniłbym cię na nikogo, skarbie. Może to głupie, ale jesteś
moim największym sukcesem. Tak uważam.
Emily westchnęła. Bardzo kochała ojca, ale czasem był nieco
denerwujący.
-Więc dlaczego to robisz, tato? Nie musisz umawiać mnie na randki.
A właśnie to zamierzałeś zrobić przed chwilą, w kuchni, gdy wytknąłeś
Jackowi, że jest kawalerem. Mam rację, prawda?
- Pragnę tylko twojego szczęścia, Em. Zawsze chciałaś mieć dzieci.
Mnie i twojej mamie nie poszło z tym łatwo.
- Emily widziała, jak bolesne było dla niego to wspomnienie. - A z
wiekiem to się robi coraz trudniejsze. Wolałbym uchronić cię przed takimi
problemami.
Emily nie miała ochoty wdawać się w dyskusje na temat swojego
wieku.
RS
130
- Ale to nie tłumaczy, dlaczego chcesz wydać mnie za mąż za kogoś
z Wintersoftu.
- Bo taki mężczyzna najlepiej cię zrozumie. Na przykład Jack Devon.
- Nie, dziękuję. - Och, tak! Zgodziłaby się, gdyby Jack rzeczywiście
myślał o małżeństwie, miłości i rodzinie.
- Oczywiście to tylko moje przypuszczenia. Ale Jack ceni naszą
firmę tak samo jak ty. Poświęcił jej swoje życie. Znam cię, nawet gdy
będziesz miała dzieci, nie zrezygnujesz z pracy. Kto lepiej zrozumie twoje
oddanie firmie niż ten, kto tu pracuje?
- Todd tego nie rozumiał - zaprzeczyła Emily. Były mąż chciał
jedynie ożenić się z córką szefa. Nie zależało mu na niej, tylko na
korzyściach, jakie mógł odnieść z tego związku.
- Ale to był Todd. Źle go oceniłem. Co innego Jack. Albo ci
szefowie działów, których chciałem zachęcić, żeby się z tobą spotykali.
Choć nigdy nie miałem ku temu okazji.
- Jeśli pozwolisz, sama się tym zajmę, dobrze? - Emily podeszła do
ojca i wzięła go za ręce. - Proszę.
-Ale...
- Czy nie przyszło ci do głowy, że każdy człowiek sam musi znaleźć
drugą połówkę jabłka?
Choć Emily znacząco przyczyniła się do zawarcia związków
małżeńskich przez kawalerów z kadry kierowniczej Wintersoftu, to
przecież nie doszłoby do żadnego ślubu, gdyby nie miłość. Ci ludzie po
prostu się kochali.
- Myślę - mówiła wolno, żeby uwadze ojca nie umknęło żadne słowo
- że nawet jeśli ta odpowiednia osoba znajduje się bardzo blisko, nawet
RS
131
jeśli widuje się ją codziennie, miłość nie przychodzi tak od razu. Trzeba
dużo delikatności i cierpliwości, żeby czegoś nie zepsuć.
Na twarzy Lloyda pojawił się uśmiech.
- Chyba muszę się z tobą zgodzić, Em. - Wstał i uściskał córkę. -
Jeśli kiedykolwiek dałem ci odczuć, że nie kocham cię z całego serca albo
że wolałbym mieć syna, przepraszam. Już nigdy nie będę się wtrącać w
twoje sprawy. Obiecuję.
- Dziękuję, tato - odparła z ulgą Emily. - Ja też przepraszam, jeśli
przesadziłam. Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej.
- Ale naprawdę myślę, że Jack Devon...
Emily zrobiła krok w tył i zmarszczyła brwi. No tak, to nie będzie
takie proste. Czy ojciec rzeczywiście pozwoli jej samej decydować o
swoim losie?
- Obiecuję! - Lloyd, widząc jej minę, podniósł rękę i roześmiał się. -
Nie musisz się o mnie martwić. Niedługo wszystko zrozumiesz. Mówiłem,
że mam dla ciebie niespodziankę.
I zanim Emily zdążyła poprosić o wyjaśnienie, wziął ją za rękę i
wyprowadził z biblioteki.
- Nie możemy zostawiać gości tak długo samych. Kiedy weszli do
salonu, Emily poczuła, że ktoś chwyta ją za łokieć.
- Chodź ze mną.
RS
132
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Jack prowadził Emily. przez tłum gości, witając się po drodze ze
znajomymi. Nie zwalniając uścisku, wyprowadził ją z salonu do małego
holu, gdzie znajdowały się tylne schody.
- O co chodzi? - syknęła.
Jack nie odpowiedział. Weszli po schodach na górę, skręcili w prawo
i znaleźli się w oranżerii Lloyda. Stąd roztaczał się wspaniały widok na
rzekę. Ojciec Emily często przyjmował tu w lecie gości, a Jack spędził tu
niejedno Święto Niepodległości, przyglądając się, jak słynna orkiestra
Boston Pops gra „Uwerturę 1812" i oglądając pokazy fajerwerków na
nadbrzeżu. Jednak teraz, w samym środku zimy, na wiklinowych meblach
nie było poduszek, a fiołki i paprocie przeniesiono na niższe piętro, gdzie
było cieplej.
- Przepraszam, że wyciągnąłem cię z przyjęcia, Emily. -Jack spojrzał
na nią z determinacją w oczach. - Ale musimy porozmawiać.
- Nie ma potrzeby, żebyś opowiadał mojemu ojcu o swoim tacie -
odparła, starając się ukryć niepokój. Czuła się nieswojo sam na sam z
Jackiem w tej cichej oranżerii. - To właśnie chciałeś mu powiedzieć w
kuchni, prawda? Dlaczego?
- Mam swoje powody. - Głębokie zmarszczki przecięły jego czoło. -
Po pierwsze, czuję się nie w porządku, ukrywając prawdę przed Lloydem.
Jeśli ktoś się o tym dowie, jego pozycja będzie także zagrożona. Źle by się
stało, gdyby któraś z gazet doniosła, że jeden z jego menedżerów, który co
dzień obraca milionami dolarów, miał w rodzinie hazardzistę.
RS
133
- Twój ojciec już nie żyje. I wcale nie jesteś do niego podobny. -
Emily nieśmiało położyła rękę na jego ramieniu. - Posłuchaj, Jack. Nie
mogę cię powstrzymać, jeśli koniecznie chcesz mu to powiedzieć,
powiedz. Ale moim zdaniem, ojciec wcale się tym nie przejmie. Twoja
historia nie stwarza żadnego ryzyka ani dla mojego ojca, ani dla firmy.
Jack westchnął i odsunął się.
- To nie wszystko, Emily.
- W takim razie o co jeszcze chodzi?
- To sprawa między mną a twoim ojcem. - Jack wpatrywał się w
czarną rzekę. - Nie przyprowadziłem cię tutaj, żeby dyskutować o moim
ojcu czy o twoim. Muszę się dowiedzieć...
- Nie! - przerwała mu. - Najpierw skończmy to, o czym mówiliśmy,
bo chyba zaczynam coś rozumieć.
Jack spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Myślisz, że jeśli powiesz mojemu ojcu prawdę o swoim, tata
przestanie cię nagabywać, żebyś się ze mną spotkał. Wiesz, jak denerwuje
mnie ciągłe wtrącanie się ojca w moje życie. Teraz jesteś jedynym
kawalerem wśród kadry kierowniczej. Myślisz, że jeśli wyznasz mojemu
ojcu swój sekret, on uzna, że nie jesteś wart jego córeczki. I przestanie
bawić się w swata.
- Wcale tak nie myślałem.
- Ależ tak. Dlatego chciałeś powiedzieć mu o wszystkim. - Emily
minęła wiklinowy stół do kawy i stanęła przy oknie obok Jacka. Z wyrazu
jego twarzy widziała, że ma w stu procentach rację.
Po chwili uśmiechnęła się pojednawczo.
RS
134
- W jakimś sensie powinnam czuć się obrażona, ale to miło z twojej
strony. Dziękuję.
- Nie starałem się odgrywać bohatera. I tak miałem powiedzieć o
wszystkim. - Jack wzruszył ramionami, a potem przechylił głowę i
spojrzał Emily w oczy. - Pomyślałem, że skoro przyszłaś z Randallem,
najlepiej od razu wyznać prawdę Lloydowi, żeby dał ci spokój.
- Nie przyszłam z Randallem.
- Zauważyłem.
Jack wsadził ręce do kieszeni eleganckich czarnych spodni. Emily
znów poczuła, że zapiera jej dech w piersi. Jack był taki przystojny!
Półmrok panujący w oranżerii podkreślał niezmierzoną głębię jego oczu.
Jak mogła patrzeć na niego i nie przypomnieć sobie wieczoru
spędzonego przy kominku? Jak mogła go nie kochać?
- Jack - powiedziała, starannie dobierając słowa - czy Randall to
jedyny powód, dla którego chciałeś powstrzymać mojego ojca od zabawy
w swata?
- Powiem ci, jeśli dowiem się, dlaczego nie przyszłaś z nim na
przyjęcie. - Zrobił krok w kierunku Emily, nie wyciągając rąk z kieszeni. -
Grant Lawson mówił mi, że ABG jest od dzisiaj oficjalnie nowym
klientem Wintersoftu. Poleciłaś mu sporządzić umowę.
- To prawda. - Emily nie mogła ukryć dumy ze swego osiągnięcia. -
Nasza prezentacja na targach i materiały, które przekazaliśmy Randallowi,
pozwoliły mu przekonać ABG, żeby zrezygnowało z usług Actonu i
przeszło do nas.
- Brawo! Gratuluję - rozpromienił się Jack.
- Dziękuję.
RS
135
- No więc dlaczego z nim nie przyszłaś?
Emily wpatrywała się w jego twarz. Ile może mu powiedzieć? Całą
prawdę?
- Wiedziałam, że Randall ma ochotę, ale nie byłabym w porządku,
zapraszając go.
- Choć twój ojciec tego chciał? Emily potrząsnęła głową.
- Nie mogłam się na to zgodzić. Randall jest wspaniałym facetem i
pewnie jako nasz nowy klient powinien się tu znaleźć, ale chyba miałeś
rację, że on się mną interesuje. Dlatego odwołałam spotkanie. Zobaczę się
z nim w przyszłym tygodniu w Nowym Jorku. W jego biurze, nie na ko-
lacji. Nie chciałam go zwodzić i... - Wzruszyła ramionami. - Po prostu nie
chciałam go zwodzić.
Jack wyjął ręce z kieszeni i położył je na nagich ramionach Emily.
- I co, Emily? Chcę znać ten drugi powód, dla którego nie mogłaś go
zaprosić.
Teraz albo nigdy. Emily zamknęła oczy, zbierając przez chwilę
myśli, a potem odważnie spojrzała na Jacka.
- Jeśli musisz znać prawdę, nie chciałam, żeby Randall czuł się tak
podle jak ja przez ostatni tydzień. Nie chciałam,żeby zakochał się we mnie
tak, jak ja zakochałam się w tobie, wiedząc, że nic z tego nie będzie. Jack
dotknął ręką jej policzka.
- Zakochałaś się we mnie?
Emily z ciężkim sercem skinęła głową.
- To dobrze - szepnął. - Bo ten ostatni tydzień dla mnie też był
okropny. - I zanim Emily zdążyła zareagować, jego usta pieściły już jej
wargi w najsłodszym pocałunku.
RS
136
- Kocham cię, Emily - powiedział, ujmując jej twarz w dłonie. -
Podobasz mi się od lat, ale wmawiałem sobie, że to nieprawda. Szukałem
różnych wymówek, byle się w tobie nie zakochać. Nałóg mojego ojca,
fatalne małżeństwo rodziców. W tym tygodniu próbowałem nawet
przekonać samego siebie, że nasz romans w Reno pewnie nic dla ciebie nie
znaczył i że natychmiast po przyjeździe opowiedziałaś ojcu o mojej
rodzinie.
Obrzucił spojrzeniem jej starannie upięte włosy i czerwoną sukienkę,
a potem znów popatrzył jej w oczy.
- Jesteś niezwykła, Emily - powiedział z uwielbieniem. -Inteligentna,
piękna i troszczysz się o wszystkich ludzi, choć nie chcesz się do tego
przyznać. Może wydawało ci się, że twój plan wyswatania kawalerów z
Wintersoftu ma ochronić cię przed ojcem, ale ja wiem swoje. Widziałem,
jak się starasz, żeby twoi znajomi byli szczęśliwi. Chciałaś dać im szansę
przeżycia czegoś, co, jak sądziłaś, ciebie już nie spotka. Ale wciąż jeszcze
możesz być szczęśliwa, Em. Naprawdę możesz. Ze mną.
Choć do jej oczu napłynęły łzy, Emily uśmiechnęła się - Ty,
najbardziej uwodzicielski kawaler według „Boston Magazine", jesteś
zakochany we mnie? Wiesz, że nie lubię uwodzicieli.
Jack wybuchnął śmiechem.
- Ja też nie. I nigdy nie lubiłem. Chcesz wiedzieć, jaki sekret kryje
się za tym artykułem?
Emily uniosła brwi ze zdziwienia.
- Mój kolega ze studiów napisał go, gdy zobaczył mnie na dwóch
imprezach z różnymi kobietami w tym samym tygodniu. Niestety,
wyciągnął fałszywe wnioski. Chyba wydawało mu się, że zrobi mi
RS
137
przysługę, roztaczając wokół mnie aurę playboya, żebym miał jeszcze
większe powodzenie u kobiet.
- Chcesz powiedzieć, że nie byłeś mu wdzięczny?
Jack potrząsnął głową, a potem znów pocałował ją w usta.
- Szczerze mówiąc - odparł cicho, przytulając ją do siebie - zawsze
chciałem mieć to, czego brakowało mi w dzieciństwie. Prawdziwą,
kochającą się rodzinę. Taką jak twoja. To szczyt moich marzeń. I wiem, że
tylko z tobą to jest możliwe.
Emily zerknęła na drzwi do oranżerii. Jej koleżanki i koledzy z pracy
byli o parę kroków od nich. Będą wtrącać się w jej życie, zastanawiać się,
czy jej związek z Jackiem skończy się tak jak małżeństwo z Toddem. Lecz
ona była pewna, że nie. Jack i Todd różnili się i wyznawali zupełnie inne
zasady. Ale i tak w ich historii nie mogło być happy endu.
Jack także wpatrywał się w drzwi.
- Nie wiem, jak nam się uda pogodzić pracę i prywatne spotkania. Po
tej historii z Toddem nie wiem, czy mogę...
- Emily położyła rękę na jego piersi i spojrzała na niego szafirowymi
oczami. - Ale nie umiem bez ciebie żyć.
- To nie spotykajmy się. - Jack położył rękę na jej dłoni. Niczego tak
nie pragnął, jak być z Emily na zawsze. Budzić się każdego ranka obok
niej, móc się z nią kochać. I mieć z nią dzieci. - Pobierzmy się.
- Co? - Emily otworzyła usta ze zdziwienia. Jej dolna warga zaczęła
drżeć, doprowadzając Jacka do szaleństwa. -Czy to nie za szybko?
- Mogę poczekać, jeśli trzeba. Wiem jednak, że żadna kobieta nie
zrozumie mnie tak jak ty. Żadna mnie tak nie zaintryguje ani, mówiąc
RS
138
szczerze - dodał z przebiegłym uśmiechem - nie będzie mnie tak
pociągała. I mogę przysiąc, że tak będzie do końca życia.
- Ale twierdziłeś, że nie nadajesz się do małżeństwa - odparła
stanowczo Emily, choć jej warga wciąż drżała.
Jack wiedział, że jeśli jej teraz nie przekona, utraci ją na zawsze.
- Tak myślałem jeszcze tydzień temu.
Wziął głęboki oddech. Chciał, by serce przestało mu tak walić.
Emily mogłaby jeszcze pomyśleć, że się waha. A on już podjął ostateczną
decyzję, kiedy stał dziś na dole i zadręczał się myślą, że Randall będzie
obejmował kobietę, która była jego przeznaczeniem.
- Przy tobie zrozumiałem, że nikt i nic, ani hazard, ani moja kariera,
nie jest dla mnie tak ważne jak ty. Domyślałem się tego już w Reno. Tego
ranka, gdy obudziłem się przed kominkiem i nie zobaczyłem ciebie obok
mnie. A potem, gdy wróciliśmy do Bostonu, byłem już pewien. Nie
myślałem o pracy tylko o tym, żeby być z tobą. Śniłem o tobie co noc, ale
na jawie jesteś jeszcze piękniejsza.
Przyciskając jej dłoń do piersi, Jack ukląkł na podłodze.
- Wyjdź za mnie, Emily.
Emily uśmiechnęła się, marszcząc brwi.
- A jak długo trwałoby narzeczeństwo? Oczywiście pytam tylko
hipotetycznie.
Jack wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- To zależy od ciebie.
- Czy tydzień wystarczy? Może udałoby mi się przeciągnąć do
miesiąca...
RS
139
Zanim zdążyła skończyć zdanie, Jack przytulił ją i pocałował. Nie
mógł uwierzyć własnym uszom.
- Tak szybko? - spytał z rozpromienioną twarzą.
- Żartowałam. Wiesz, że mój ojciec, a pewnie i Carmella chcieliby
zaplanować coś szalonego i niekonwencjonalnego.
Jack roześmiał się. Emily miała rację. Przejechała palcem po jego
brodzie, a jej łagodny uśmiech wypełnił jego serce szczęściem.
- Ale czy to będzie za tydzień, czy za rok, chcę wyjść za ciebie, Jack.
To będzie dla mnie największe szczęście.
- Czy jestem bardzo potargana? - spytała Emily przed wejściem do
salonu.
- Wszystko w porządku, jesteś tylko trochę zarumieniona -
odpowiedział z błyskiem w oku, wygładzając jej czerwoną suknię. - Ale
wyglądasz pięknie. A nawet jeśli ktoś domyśli się, co robiliśmy przez
ostatnie pół godziny, to co nas to obchodzi?
Kąciki ust Emily zadrgały w uśmiechu. Jack, jej narzeczony, miał
rację.
- Oczywiście. Ale pospieszmy się. kolacji.
- Nareszcie jesteście - roześmiał się Lloyd, gdy Emily i Jack zajęli
dwa ostatnie puste krzesła. - Proponuje wznieść toast. Zaprosiłem was
wszystkich tutaj z bardzo ważnego powodu. Chciałbym uczcić zaręczyny.
Emily westchnęła głośno, a Jack zaczerwienił się.
- Wiedziałam! - krzyknęła Carmella. - Jesteście razem! Wszystkie
oczy zwróciły się na Emily i Jacka.
W jadalni rozległy się okrzyki i wiwaty. Lloyd poprosił o ciszę.
RS
140
- Jak widzicie, to dla mnie zupełna niespodzianka - oznajmił ze
zdumieniem.
- W takim razie czyje zaręczyny świętujemy? - spytał Brett
Hamilton, przenosząc wzrok z Emily i Jacka na Lloyda.
- Moje - uśmiechnął się Lloyd. - Serdecznie zapraszam was
wszystkich na ślub. Latem tego roku poślubię Carmellę Lopez.
- Niemożliwe! - szepnęła do siebie Emily. Łzy przysłoniły jej oczy,
gdy zerwała się z krzesła, żeby uściskać ojca i Carmellę. Niemożliwe!
- Mam nadzieję, że to dobra wiadomość, Emily? - spytała z
wahaniem Carmella.
- To najwspanialsze zaręczyny pod słońcem - roześmiała się Emily. -
No, z jednym małym wyjątkiem.
- Mówiłem ci - wtrącił się ojciec - że powinnaś poślubić takiego
mężczyznę jak Jack Devon.
Emily odwróciła się. Jack stał obok niej rozpromieniony ze
szczęścia. Z jej oczu popłynęły łzy.
Chwyciła go za rękę, a ojciec podniósł kieliszek.
- Wznoszę toast za Wintersoft i wszystkich jego wspaniałych
pracowników - powiedział. - Jesteśmy nie tylko firmą Jesteśmy rodziną. I
mam nadzieję, że będą nam zawsze towarzyszyć sukcesy, szczęście i
miłość.
Jack pochylił się i ucałował narzeczoną.
RS