Baczyński Krzysztof Kamil zbiór wierszy

background image

1

WIERSZE


Baczyński Krzysztof Kamil



1. Astronomia
2. Autobiografia
3. Ballada o wisielcach
4. Bez imienia
5. Bezsenno

ść

6. Biała magia
7. Bohater
8. Burza
9. Ciemna miło

ść

10. Co wieczór widz

ę

twoje oczy

11. Czarne cheruby kołysz

ą

12. Czart
13. Demon
14. Deszcze
15. Do niewinno

ś

ci

16. Do matki
17. Do przyjaciela
18. Dok

ą

d to jeszcze…

19. Drogi nocne
20. Drzewa
21. Elegia
22. Elegia dzieci

ę

ca

23. Elegia IV
24. Elegia o… (chłopcu polskim)
25. Erotyk
26. Gdy za powietrza zasłon

ą

27. Gwiazdka
28. Hej z drogi
29. Hymn wieczorów miejskich
30. Inny erotyk
31. Jesienny spacer poetów
32. Kobieta, któr

ą

kochałe

ś

33. Kołysanka
34. Kot
35. Lasem
36. Magia
37. Martwa pie

śń

38. Melancholia
39. Miło

ść

40. Miserere
41. Mistyka
42. Moce
43. Narodziny Boga

44. Narzeczona
45. Nie to, co mi si

ę

ś

niło

46. Niebo złote ci otworz

ę

47. ty mój smutku cichy
48. Ojczyzna II
49. Orfeusz w lesie
50. Ostatni wiersz
51. Pami

ę

tniczki

52. Piosenka
53. Pokolenie
54. Pragnienia
55. Przypowie

ść

56. Psalm IV
57. Rodzicom
58. Rzeczy niepokój
59. Sny II
60. Sny III
61. Sny dziecinne
62. Spojrzenie
63. Stuletni wieczór
64. Sur le Pont de’Avignon
65. Swoboda
66.

Ś

mier

ć

kukły

67.

Ś

wiat obok

68.

Ś

wiat sen

69. Ten czas
70. Ten wiersz jak

ś

mier

ć

smutny…

71. Tren II
72. Ty jeste

ś

moje imi

ę

i w kształcie, i w

przyczynie

73. W

ż

alu najczystszym

74. Warstwy
75. Wiatr
76. Wróble
77. Wspomnienie
78. Wyzwanie
79. Z głow

ą

na karabinie

80. Z wiatrem
81. Zła kołysanka
82. Znów w

ę

drujemy

83.

Ź

ródło

84.

ś

al

background image

2

A

stronomia


Stoj

ą

c pod niebem bez góry i dołu

t

ę

tni

ę

dojrzały do wielko

ś

ci gwiazd.

Własnych zakl

ęć

ogromne koło

kr

ążę

po niebie płyn

ą

cym w czas.

W sklepieniu cichym jak

ś

mier

ć

słowików

nagle porywa mosi

ęż

ny cyklon

i tylko ludzie zostaj

ą

- podobni

rozdartym nad

ś

mierci

ą

cyrklom.

A tu dzwoni

ą

ś

wiaty oboj

ę

tne,

maczek gwiazd zamieniony w kosmos,
rosn

ą

gro

ź

nie

ś

wiaty oboj

ę

tne,

przybli

ż

one planety rosn

ą

.

Oto droga bez góry i dołu.
Kto widział nieba zamkni

ę

ty strop?

Oto przestrze

ń

trójk

ą

tów i punktów,

linie dłoni przedłu

ż

one w gł

ą

b.

Wtedy w sen pierwotniejszy od planet
płyn

ą

masy coraz dalszych kół.

O, rozr

ą

ba

ć

cie

ń

meteorów ciosem

snu jak toporem: na pół!























background image

3




Autobiografia

Ja, poszukiwacz ludzi prawdziwych,
Ja, zaklinacz w

ęż

ów wij

ą

cych si

ę

nade mn

ą

,

zastygłem w pomnik ze wzniesionym mieczem,
którym człowieka rozetn

ę

czy ciemno

ść

?









































background image

4

B

allada o wisielcach


I
Kołyszemy si

ę

, kołyszemy,

wmurowani w pejza

ż

szubienic.

Wieje

ś

mierci

ą

znu

ż

on

ą

. Jak kruk

kr

ąż

y niebo drapie

ż

nie i cicho

dzwoni wiatr u ostrogi nóg!
Nocy inna, nie przyjdziesz, nie przychod

ź

,

Tylko dni obdrapany mur
ko

ń

czy ziemi

ę

wyrwan

ą

krokom.

Zaci

ś

ni

ę

ty wilgoci

ą

sznur -

ż

alu lament skowyczy nad drog

ą

.

Jak upiory

ż

erujemy na snach,

jak upiory wypijamy

ż

ycie.

Noc

ą

ksi

ęż

yc podchodził jak znak

i jak oko wisielca z chmur wyciekł.
Kołyszemy si

ę

, kołyszemy,

wmurowani w pejza

ż

szubienic,

po

ś

ród zdarze

ń

, zygzaków i gwiazd,

z długich r

ą

k wyrzucamy cienie -

p

ę

tle palców na martwy sen miast.

Wmurowani w pejza

ż

szubienic.

II
Ci sami
w schodów dysonans wchodzimy co wieczór.
do tych samych mieszka

ń

, gdzie martwa

ż

arówka

ć

mi.

budzimy si

ę

jesieni

ą

, zawsze jesieni

ą

,

oczy zawsze - w czarny wyrok drzwi.
Potem w długie ulice, od mgły
g

ę

stniej

ą

ce w realny opór.

W nasze głowy - drzewa jesienne,
sło

ń

ce spada zachodem jak tupór.

Potem dalej, potem dalej, potem dalej,
w noc bezgwiezdn

ą

, w puste r

ę

ce łapa

ć

oddech,

w korowody zapl

ą

tanych alej,

w gwiazdy czarne i jak niebo - chłodne.
Potem dalej, potem dalej, potem dalej,
zawikłani w wodorosty zjaw i cieni,
obudzimy si

ę

kołysz

ą

c, znów kołysz

ą

c,

wmurowani w pejza

ż

szubienic.







background image

5

Bez imienia

Oto jest chwila bez imienia:
drzwi si

ę

wyd

ę

ły i zgasły.

Nie odró

ż

nisz postaci w cieniach,

w huku jak w ogniu jasnym.

Wtedy krzyk krótki zza

ś

ciany;

wtedy w podłog

ę

- skał

ą

i ciemno

ść

płynie jak z rany,

i w łoskot wozu - ciało.

Oto jest chwila bez imienia
wypalona w czasie jak w hymnie.
Nitk

ą

krwi jak strun

ą

- za wozem

wypisuje na bruku swe imi

ę

.


































background image

6

Bezsenno

ść


Wiatr gra chorały nocy na organach podwórz;
z pyska chlapie ulicom kroków szara piana,
a noc m

ż

y czarnym piaskiem w kwadraty trawników,

dom brodzi zatopiony w kirach po kolana.
Czarny paj

ą

k obrazu wpełzł na

ś

lisk

ą

ś

cian

ę

,

nap

ę

czniały i syty krwi słodkawej mroku,

sieje pustk

ę

bezmiern

ą

i meble w ni

ą

pl

ą

cze

Ostre cienie wazonów snuj

ą

czer

ń

z odwłoków.

Noc si

ę

nigdzie nie ko

ń

czy, jest wsz

ę

dzie bezkresna,

wiatr gra chorały nocy na podwórz organach;
noc mi zalewa gardło mdl

ą

c

ą

, duszn

ą

fal

ą

,

czekam, stopiony w mroku
wyzwolenia...
rana...

































background image

7

Biała Magia

Stoj

ą

c przed lustrem ciszy

Barbara z r

ę

kami u włosów

nalewa w szklane ciało
srebrne kropelki głosu.

I wtedy jak dzban -

ś

wiatłem

zapełnia si

ę

i szkl

ą

ca

przejmuje w siebie gwiazdy
i biały pył miesi

ą

ca.


Przez ciała dr

żą

cy pryzmat

w muzyce białych iskier
łasice si

ę

prze

ś

lizn

ą

jak snu puszyste listki.

Oszroni

ą

si

ę

w nim nied

ź

wiedzie,

jasne od gwiazd polarnych,
i myszy si

ę

strumie

ń

przewiedzie

płyn

ą

c lawin

ą

gwarn

ą

.


A

ż

napełniona mlecznie,

w sen si

ę

powoli zapadnie,

a czas melodyjnie osi

ą

dzie

kaskad

ą

blasku na dnie.


Wi

ę

c ma Barbara srebrne

ciało. W nim pr

ęż

y si

ę

mi

ę

kko

biała łasica milczenia
pod niewidzialn

ą

r

ę

k

ą

.



















background image

8

Bohater

On w wielo

ś

ci stoi po

ś

ród rzeczy,

które rosn

ą

w potwornej przemianie,

po

ś

ród ro

ś

lin przezroczystych mieczy,

po

ś

ród zwierz

ą

t, ludzi, a poznanie

b

ę

dzie obce mu, by trudniej było

wielo

ść

formy poł

ą

czy

ć

w miło

ść

.


Wi

ę

c si

ę

mieni

ć

b

ę

d

ą

i brunatnie

ć

w złotych formach dojrzałe oczy,
to obłoki b

ę

d

ą

dnem si

ę

toczy

ć

,

dnem tych spojrze

ń

, by nie było łatwiej

snów od ludzi, kamieni od r

ą

k

porozró

ż

ni

ć

, a gradu od tr

ą

b.


A ten, który przeciw niemu zawoła
o swej sile i wstrz

ąś

nie owadem

wszechmało

ś

ci - przejdzie w apostoła,

przemartwiały swej słabo

ś

ci jadem,

i ze strachu pot

ę

g

ę

głosz

ą

cy

w pi

ęś

ci zmieni

ć

chce gwiazdy i sło

ń

ce.


On w wielo

ś

ci stoi. W

ś

ród kaskady

tryskaj

ą

cej mleczem i tonami,

a nie spadnie, cho

ć

poryty gradem,

i nie wiedz

ą

c, gdzie koniec - nie skłamie.

Ani w bojach zjednoczy si

ę

w ogie

ń

,

ani w ludziach nie przystanie - z trwogi.

I nie wiedz

ą

c - cho

ć

otchła

ń

zobaczy,

i nie wierz

ą

c w wiar

ę

, która depcze,

czuciem

ś

wiatła ł

ą

cz

ą

c przez powietrze

tak gwiazdami i łzami zapłacze.
R

ę

ce prosto kład

ą

c w t

ę

cz

ę

tonu

sklepi ziemi

ę

z niebem na kształt domu

B

ę

dzie człowiek w ludziach, ziele

ń

w ziemi

nad wiekami trwaj

ą

cy ciemnymi.












background image

9

Burza

Deszcz si

ę

w błoto leje smugowaty,

szyby krzycz

ą

kroplami uderze

ń

,

chodnikowe poszarzały kraty
ciemn

ą

smug

ą

deszczu błotnych zwierze

ń

.

I drzew czarnych r

ę

ce krzy

ż

owane

na smu

ż

asty, perlny deszczu zaciek

z kroplociskiem si

ę

zwarły uzdrgane,

z

ś

cian

ą

wody w stusrebrnej zapłacie.

Wypryskami z kału

ż

astych kr

ę

gów

ś

wiaty istot wyrzucone w gór

ę

,

w drog

ę

mleczn

ą

, w dług

ą

, biał

ą

wst

ę

g

ę

przebiegaj

ą

t

ę

czowatym sznurem.

Wiatr

ż

ylasty łomoce pi

ęś

ciami,

wiatr wyrywa p

ę

dem okna z zawias,

woła, ci

ą

gnie nas, ukrytych w domach,

nas - litery zamykane w nawias.
Rozmiotane pełnymi gar

ś

ciami,

przeciw

ś

ci

ę

tym huraganem ró

ż

om,

p

ę

dz

ą

, p

ę

dz

ą

słowa nie spełnione,

my

ś

li moje obł

ą

kane Burz

ą

.



























background image

10

C

iemna Miło

ść


Le

ż

ymy w ło

ż

u mrocznym jak na dnie strumienia

wyschłego. Włosy długie, popl

ą

tane wion

ą

,

rozdzielaj

ą

si

ę

, ł

ą

cz

ą

jak smugi cierpienia

i nios

ą

si

ę

jak

ś

cie

ż

ki ku dalekim strunom.

Tu u nas zła tarnina ro

ś

nie tak po brzegu

biała czasem, a czasem jest jak rozpacz dłoni,
i armie ci

ęż

ko dzwoni

ą

jak wykute w

ś

niegu,

w ksi

ęż

ycach jasnych sun

ą

c. Krzyk, parskanie koni

i czołgów ryk podziemny - jakby wydzierały
dusz trzepot nieostro

ż

nie pobratany z ciałem.


Wi

ę

c nasze ciała długie, splecione jak palce

w nocnym konaniu cierpn

ą

i wiatr nam na twarze

niesie płatki tarniny odstrzelone w walce,
i le

żą

tak jak pi

ę

tna po

ś

miertne, na miło

ść

str

ą

cone, aby wspomnie

ć

,

ż

e si

ę

nic nie

ś

niło,

bo oczy były otwarte i we

ś

nie.

I

ź

ródła s

ą

w powietrzu, i czujemy je

to s

ą

pociski krwi, co jeszcze trysn

ą

.

I łkania s

ą

w powietrzu metalowy j

ę

k,

który si

ę

w ogniu spełnia ulew

ą

ziarnist

ą

.

I bole

ść

, któr

ą

kiedy

ś

nazwiemy ojczyzn

ą

,

co teraz jest jak dziecko, które nam we

ś

nie

umiera. Jeszcze oddech jego z ziemi dr

ż

y,

bo to był mej miło

ś

ci pierworodny syn.


A potem długa noc. I zrywam si

ę

w ciemno

ś

ci

bez zbroi, nagi, taki, jakem z ziemi wstał,
rozple

ść

łodygi naszych nie spełnionych ciał

i by

ć

ż

ołnierzem nocnym wiary bez lito

ś

ci.

I nim odejd

ę

jeszcze, nim si

ę

bro

ń

rozpali,

widz

ę

, jak si

ę

ten obłok twego ciała

ż

ali.


Bo ciemne miłowanie jest na dnie człowieczem,
które pragn

ą

cych traci i czysto

ść

rozdziera,

a które si

ę

do dłoni bierze razem z mieczem,

lecz si

ę

w nim cierpi długo, chocia

ż

nie umiera.

l znów widzimy miasta płon

ą

ce l dymy,

co si

ę

powoli wznosz

ą

pn

ą

c na stopnie niebios,

i szubieniczne drzewa skrzypi

ą

, i z daleka

bicz strzela i rozcina z ziemi

ą

wraz - człowieka.


A nad tym krzewy kwitn

ą

. Z p

ą

ków zielonkawe

chmury płyn

ą

. Dojrzało

ść

lepko si

ę

przelewa.

Widnokr

ę

giem o

ś

witach ci

ą

gn

ą

kluczem drzewa.

I ludzie ci

ż

ałosni, w nie obeschłych gruzach,

pod namiotami cyrków, w

ś

wiergocie karuzel,

background image

11

unosz

ą

si

ę

jak łachman, w

ś

ród dymu

ś

piew nios

ą

weseli. Jak wyzwanie sczerniałym niebiosom.

Długie, suche koryto - jest to dno strumienia,
gdzie le

ż

ymy jak kamie

ń

pod kurzaw

ą

gwiazd.

Tyle jeszcze milczenia strasznego jest w ziemi,

ż

e chyba go wystarczy na niejedn

ą

ś

mier

ć

!

Módlmy si

ę

, módlmy słowami ciemnymi!

Siejmy, o, siejmy, chocia

ż

ziarnem serc!









































background image

12

Co wieczór widz

ę

twoje oczy


Wi

ę

c nie poszukasz mnie w ober

ż

ach kwiatów

i nie wy

ś

lesz mi zamiast listu - szklarki.

Co wieczór widz

ę

twoje oczy dalekie

jak skurczone od mrozu poczwarki.
Za czym ty t

ę

sknisz? za gromem,

który kr

ąż

y po stanie przeczu

ć

?

na co czekasz, pogrzebana domem
zamkni

ę

tym na klucz wiolinowy, na wieczór?

Co ty

ś

piewasz bł

ą

dz

ą

c w

ś

ród domków

jak pielgrzymów na własnym pogrzebie:
"Mój kochanek utopii si

ę

w studni

wykopanej w wiosennym niebie".



































background image

13

Czarne cheruby kołysz

ą


Czarne cheruby kołysz

ą

widnokr

ą

g.

Konno, na koniu przestrzelonym przez wiatr.
Ziemia oddycha ju

ż

wolniej i mokro,

wron

ą

leniwy kracze trakt .

Otom jest rycerz

ś

redniowiecza. Drogi

prowadz

ą

wsz

ę

dzie naraz, a ptaki jak li

ś

cie

oderwane gał

ę

ziom. Bij

ą

o ostrogi

kroki traktów, przy drogach płacz

ą

białe wi

ś

nie.

Dni wypełzły do zamków daleko,
a jelenie z lasów wychodz

ą

c patrz

ą

lasem.

Przystan

ę

nad bezludn

ą

jesionow

ą

rzek

ą

poi

ć

konia zieleni

ą

i czasem.

Jakie

ż

to drogi wypraw? dzwoni cicho niebo.

Po

ś

ród li

ś

ci szeleszcz

ę

jak sen o wygnaniu.

Tyle wieków min

ę

ło od mego pogrzebu,

tylu ludzi umarło przy ostróg mych graniu.
Mnie nie wolno umiera

ć

. Nie jestem upiorem,

tylko wspomnieniem o sobie, trwo

ż

liwym zwierzeniem

królewny o zielonym spojrzeniu. Toporem
rozr

ą

buj

ę

gał

ę

zie przed sob

ą

i siebie, a wieniec,

wieniec li

ś

ci jesiennych kołuje nad czakiem.

Jakie mi góry szklane ko

ń

wystuka z podków?

Gdy gwiazdy nieostro

ż

nie przemienione w ptaki

za włosy mnie prowadz

ą

pod melodi

ę

słodk

ą

.

Jakie t

ę

tni

ą

mira

ż

e? Oto rosn

ą

baszty

zasiane dłoni

ą

t

ę

sknot,

ś

piewniej słycha

ć

głos twój.

Oto wie

ż

e kołysz

ą

wysmuklej ni

ż

maszty.

Ach, nie wróc

ę

ju

ż

do was. Trakt si

ę

zbli

ź

nił ostem.




















background image

14

Czart

Melancholijne damy o r

ę

kach z

ż

ółtego wosku,

kukły z oczami z fałszywych obłoków,
pobladłe wargi zanurzaj

ą

w spokój

jak w białe futro troski.
Łuki wygi

ę

te tr

ą

by i skrzypiec zerwane struny

wisz

ą

na

ś

cianach, na ukos na stłuczonych oknach.

Widma zmierzchliwe bior

ą

znu

ż

enie w słomiane palce

i jak soczewk

ę

pomniejszaj

ą

c

ą

wznosz

ą

do oka.

A sale puste; kto

ś

echo rozlał i zmroził.

Rozlane wino, czy krew rozlana, czy

ś

wiatło?

Tylko postaci, co ju

ż

odeszły, wklejone ci

ą

gle jeszcze w zwierciadło.

I ptak zabity ci

ą

gle

ś

miertelnie j

ę

czy w ogrodzie.

Ju

ż

ta kareta nigdy nie wróci, a słycha

ć

t

ę

tent.

Tylko te stoły poprzewracane, rzucone karty.
Twarze przy

ś

wiecach, twarze z zwierciadeł, twarze przekl

ę

te,

czy nie widzicie? ta zgasła

ś

wieca jest czartem.
































background image

15

D

emon


Papier wezbrał, a dło

ń

jak odci

ę

ta

niałym ptakiem biegła po nim sama,
a

ż

stan

ę

ła; wtedy z czaszki zmi

ę

tej

ziała otchła

ń

otwarta jak rana.

Wtedy wstał znad stołu i na barki
ciemno

ść

spadła, a on nieprzytomny

poczuł skrzydeł łopot u wargi,
zaczajony grom - u brwi ogromnych.
Stan

ą

ł w oknie : o krok las przystan

ą

ł,

w

ś

ród powietrza napi

ę

tego burz

ą

nieruchomy, pełen lwów, tytanów
i upiorów, które oczy mru

żą

.

Cały w grozie, rozpłaszczony l

ę

kiem,

człowiek dr

ż

ał, do czoła podniósł r

ę

k

ę

i zawołał w las, co stoj

ą

c groził:

"Kim ty jeste

ś

, który mówisz ze mnie?"

A ju

ż

p

ę

kał bór tysi

ą

cem no

ż

yc

i pioruny biły w ciemno

ść

- ciemne.





























background image

16

Deszcze

Deszcz jak siwe łodygi, szary szum
a u okien smutek i konanie.

Taki deszcz kochasz, taki szelest strun,
deszcz -

ż

yciu zmiłowanie.


Dalekie poci

ą

gi jeszcze jad

ą

dalej

bez ciebie. Có

ż

? Bez ciebie . Có

ż

?

w ogrody wód, w jeziora

ż

alu,

w li

ś

cie, w aleje szklanych ró

ż

.


I czekasz jeszcze? Jeszcze czekasz?
Deszcz jest jak lito

ść

- wszystko zetrze:

i krew z bojowisk, i człowieka,
i skamieniałe z trwóg powietrze.

A ty u okien jeszcze marzysz,
nagrobku smutny. Czasu napis
spływa po mrocznej, głuchej twarzy,
mo

ż

e to deszczem, mo

ż

e łzami.


I to,

ż

e miło

ść

, a nie taka,

I to,

ż

e nie do

ść

cios bolesny,

a tylko ciemny jak krzyk ptaka,
i to

ż

e płacz, a tak cielesny.


I to,

ż

e winy niepowrotne,

a jedna drug

ą

coraz woła,

i to, jakby

ś

u wrót ko

ś

cioła

widzenie miał jak sen samotne.

I stoj

ą

c tak w szele

ś

cie szklanym,

czuj

ę

, jak l

ą

d odpływa w poszum.

Odejd

ą

wszyscy ukochani,

po jednym wszyscy - krzy

ż

e nios

ą

c,


a jeszcze innych deszcz oddali,
a jeszcze inni w mroku zgin

ą

,

stan

ą

za szyb

ą

jak ze stali

i nie doznani min

ą

, min

ą

.


I przejd

ą

deszcze, zetn

ą

deszcze,

jak kosy ciche, i bolesne,
i cie

ń

pokryje, cie

ń

omyje.

A tak kochaj

ą

c, walcz

ą

c, prosz

ą

c

stan

ę

u

ź

ródeł - studni ciemnych,

w gro

ź

nym milczeniu r

ę

ce wznosz

ą

c;

jak pies pod pustym biczem głosu.

background image

17


Nie pokochany, nie zabity,
nie napełniony, niedorzeczny,
poczuj

ę

deszcz czy płacz serdeczny,

ś

e wszystko Bogu nadaremno.

Zostan

ę

sam, ja sam i ciemno

ść

.

I tylko krople, deszcze, deszcze
coraz to cichsze, bezbolesne.









































background image

18

Dni niewinno

ś

ci


Trzeba nam było długo i

ść

w nienawi

ść

(roztarty w gwiazdy kryształ chrupał nam pod butem)
i dni w przegniły,

ż

ółty blask rozkrwawi

ć

,

na bezoblicze i

ść

pod zwi

ę

ą

nut

ę

z chrypn

ą

cych gardeł zdart

ą

suchym skrzekiem,


w bryzgi i sople krwi cuchn

ą

cej trupem,

idzie si

ę

t

ę

dy, by si

ę

sta

ć

człowiekiem


A noc

ą

wi

ę

dły w oknach ciche okiennice

i czer

ń

wysychała z błotem w szorstki, ci

ęż

ki drelich,

ż

eby j

ą

ś

wit odkruszył, którym niebo p

ę

ka,

ś

wit... jeszcze jeden granat spadły w g

ę

stej bieli.

A noc

ą

okna w obcych, pustych miastach

pluły nam nienawi

ś

ci

ą

w czarny kontur twarzy

i szczekały po nocach charcz

ą

cym budzikiem

dalekich karabinów,
by usta nam sparzy

ć

.

i budziły gwałtownym, z

ż

ył wyprutym krzykiem,

który sypał si

ę

w czaszce w rozpalony ołów


a potem znowu było dno nakisłe cisz

ą

i znów przelewaj

ą

ce szprychy w ciemno

ść

, koło.

Zostan

ą

...

noce ukrzy

ż

owane zmarzłymi snami.,

zostan

ą

oczy z mroków wyr

ż

ni

ę

te w łez kryształ

i oczy, które wykwitn

ą

przegniłe -

- niezapominajkami...



















background image

19

Do Matki

Matko! czy s

ą

gdzie

ś

jeszcze te ciche godziny

snów o sławie, zwyci

ę

stwie i

ż

yciu - bezkl

ę

sce,

marzone i zakl

ę

te: z Bogiem, sław

ą

, synem.

Matko! czy s

ą

gdzie

ś

jeszcze te jasne godziny?

Godziny... zgonów,

ż

ycia podeptane butem,

rozbite na minuty i sekundy bólu,
w ostrza broni i walki potrzeb

ą

przekute,

ci

ążą

ce z krokiem naprzód ołowian

ą

kul

ą

.

Były dni - rozpalone szcz

ęś

ciem niezmierzonym,

były dni - zachlapane błotem lilie białe,
były dni - jak perłami usiane korony,
były dni ciche, smutne, nijakie, nie

ś

miałe.

Ty zawsze jeste

ś

we mnie, trwasz we mnie krwiopłynem

i trwasz tak ziemsko, jednak nadczasowo...
Jak Chrystus cudze przyjmuj

ą

ca winy

i cudze krzy

ż

e nios

ą

ca nad głow

ą

.

Nad nami miło

ść

ż

ywa, bo bogata, wieczna,

nie zakwitła na rwanych rozognieniem ranach,
miło

ść

jak przysta

ń

spokojna, blisko

ś

ci

ą

bezpieczna

i jedyna wzajemna bez rany poznana...



























background image

20

Do przyjaciela

Jak daleko jest od słowa do słowa!
A dalej chyba do mocnego jak sosna
wypełnia si

ę

w u

ś

mieniach prostych,

które wi

ążą

jak wst

ąż

ka rzeki

powitania, boje nasze dalekie.

ż

jest wi

ę

cej nad gest niewidoczny,

przerzucony jak zielona struna
nad miastem huczacym w łunach,
nad stawania si

ę

obłok mroczny?

Mostek wiotki, taki

ś

piewny, pomocny.


I nie grzmi

ą

ce to nasze witanie,

nie olbrzymie, ale r

ę

ka, gdy dotkniesz,

jest jak deska d

ę

bowa od łez mokra,

która błyszczy si

ę

, t

ę

ga i dobra,

na kołysk

ę

i na trumn

ę

sposobna.

Ale i krzy

ż

z z niej struga

ć

mo

ż

na, no i kostur,

co zielon

ą

grzyw

ę

li

ś

ci pu

ś

ci z wiosn

ą

.


Bo si

ę

wierzy,

ż

e milczenie to

ś

piewanie,

a jak

ś

piewa

ć

, to Bóg nas tak

ś

piewem ł

ą

czy.

Je

ś

li głosy b

ę

d

ą

jako dech gor

ą

cy,

co roztopi dni topory, grób roztuli,
to

ś

my dobrze przyjacielu, Boga czuli.
























background image

21

Dok

ą

d to jeszcze


Dok

ą

d to jeszcze? Ten cie

ń

stoi we mnie

Jak obraz wieczny mego zatracenia,
Rdzewieje tarcza i gorzknieje ziemia
Pod zamy

ś

leniem moim obosiecznym.

O, bo ja jestem mieczem krzywdy wszelkiej
Przez moje r

ę

ce wyci

ą

gni

ę

te we

ś

nie

W

ę

druj

ą

grzechy jak milcz

ą

ce w

ęż

e

I wytryskaj

ą

z palców jako pie

ś

ni.

I czego dotkn

ę

to si

ę

łz

ą

pokryje

Jakoby ros

ą

, tylko,

ż

e tak słon

ą

,

ś

e si

ę

nie pi

ęś

ci

ą

- cał

ą

ziemi

ą

bij

ę

W pier

ś

, której nigdy win nie odpuszczono.

O, bo i jak

ż

e odpu

ś

ci

ć

,

ż

e człowiek

Zapomniał głosu mówi

ą

c w bo

ż

ej mowie


I gdzie post

ą

pi

ę

p

ę

knie mi pod stop

ą

Ostatni kamie

ń

, a dalej ju

ż

ciemno

ść

I jestem jak ten pierwszy człowiek po potopie
Który zawinił. Wi

ę

c wtedy nade mn

ą

Te

ż

blasku nie ma i w dłoni mi pró

ż

no

Jakby z niej krzy

ż

wyj

ę

to i wło

ż

ono topór

i jestem dusz

ą

smutku po ciałach podró

ż

n

ą

I jestem sam i ziemi twardy opór.

O,

ż

eby chwila jedna dzban by dano

Ze zdrojem chłodnym,

ż

eby kl

ą

tw

ę

zdj

ę

to

I

ż

eby serce - sercem, a nie ran

ą

,

I

ż

eby droga cho

ć

w konaniu -

ś

wi

ę

t

ą

I niebo mnie nie skrywa jak ziemi powieka
I

ś

niegu nawet nie ma, który mnie pokryje

Tylko jak głosy łzami po omacku ryj

ę

Jak cie

ń

, jak cie

ń

strudzony, co zgubił człowieka.
















background image

22

Drogi Nocne

Kiedy zabol

ą

nas nogi tysi

ą

cem drzew,

pójdziemy dalej ksi

ęż

ycem - przez słup oporu - postój,

gdy noc jak pr

ę

t leszczynowy gwiazdami si

ę

gnie

w niebo prosto.

Drogi p

ę

tlami udusiły las.

Hukiem oczy zm

ę

czone drog

ę

przenosz

ą

w u

ś

pienie.

Kilometr ka

ż

dy - w serce głaz.

Spoza
brz

ę

cz

ą

kroki - kilometrowe kamienie.

A w wydmach ci

ęż

ej wiatru

ś

mier

ć

swoj

ą

mówi

ą

mi w usta gwiazd konaj

ą

ce szerszenie

i znów
z dróg lasy spływaj

ą

jak z rynien

w okrzyki lip cichsze od

ż

alu


zreszt

ą

wieczór jest dzi

ś

zm

ę

czony i jak ksi

ęż

yc - płynie.






























background image

23

Drzewa

Drzewa - to chumr zg

ę

szczenia,

pod nimi dzwoni ziemia,
nad nimi rw

ą

wezbrane

planety z br

ą

zu lane.


Lasy - smutku zielone
serca - w szmer przemienione,
pod nimi piły lament
białymi j

ę

czy kłami.


Drzewa - bawoły złote
dymiły rudym poetem,
z pomrukiem ciała kładły
ku ziemi, a

ż

upadły.


Drwale w

ś

miechu sypali

z

ę

by jak sznur korali.

To pił

ą

- ciszy przytn

ą

,

to

ś

miechu biał

ą

brzytw

ą

.


Li

ś

cie jak oczy wydr

ą

l

ś

ni

ą

ce zielon

ą

krzywd

ą

,

to kor

ę

ciemn

ą

z ciała,

a

ż

try

ś

nie krew dojrzała.


A noc

ą

w sen zagi

ę

ci -

- w warcz

ą

cy wir pami

ę

ci -

zobacz

ą

drwale w l

ę

ku,

przykuci nocy r

ę

k

ą

,

id

ą

ce na nich prosto

topory sosen ostre.
















background image

24

E

legia


To odwaga -

ż

ycie wzdycha tak ci

ęż

ko

w pokoju opustoszałym z my

ś

li

który ka

ż

dy dzie

ń

czy

ś

ciej

wygładza dla nich ze zmarszczek.
Jest pusto pu

ś

ciej dnia chodz

ą

cego bez Ciebie

ulic

ą

oboj

ę

tn

ą

kurzem jak co dzie

ń

.

I ka

ż

dy dzie

ń

chodzi alej

ą

przera

ż

e

ń

i ka

ż

dy jest jak obco

ść

wybuchaj

ą

ca w codzienno

ść

.

Jak przechodzie

ń

mija przyja

źń

która odwisła od zdarze

ń

.


W poci

ą

gach pustych od smutku

wypatruj

ę

: nie d

ź

wi

ę

czysz nadchodz

ą

cy jak rado

ść

.

Odległej - noce których nie wiem.


Czekam: parostatki zielonych dni rzekami wracaj

ą

o pokładach wyblakłych jak otchła

ń

bez Ciebie.
I ka

ż

dy pokój który ju

ż

głuchnie jak kroki

jest pełen słów moich nie powiedzianych
rozstrzelanych przez wystrzały okien
i pełen my

ś

li moich nie wybuchłych.



Za oknem

ś

wiece wypalonych drzew chłodn

ą

deszcze letnie wybuchaj

ą

łzami

i słysz

ę

-

muchy roznosz

ą

brz

ę

czenie jak Twoja samotno

ść

.

















background image

25

Elegia Dzieci

ę

ca


Prolog

Na fortecy z białego piasku
bije zegar z kukułk

ą

trwogi.

Gdzie mnie wiedziesz, smutku, do laski
przykutego jak do pustej drogi?
Tyle lat to niebo obraca
jak zegara dziecinnego tarcza,
coraz dalej musz

ę

powraca

ć

,

kiedy ziemi na drodze nie starcza.
Bior

ę

ptaki zamarzłe do r

ę

ki

jak gał

ą

zki nieodrosłych wspomnie

ń

.

Wybuduj

ę

z rzewnych klocków piosenki -

- infantylny piaskowy pomnik.

1.Zima

I.

Ś

wierkowo rosn

ą

jabłka

pod cisz

ą

dzieci

ę

cych poduszek.

Oto patrz

ą

c na

ś

nieg szklany na ławkach

mo

ż

na w własn

ą

uwierzy

ć

dusz

ę

.


II. Na rzece r

ą

bi

ą

lód -


- kwadraty

ś

liskie jak w

ę

gorz.

Oniemiali czekaj

ą

na cud

prze

ż

egnani drzew czarnych r

ę

k

ą

.

A widmo wyrosłe pod strop
przybija n

ę

dz

ą

, nadziej

ę

.

Zima. Jakby zamarzły chłop
szukał panny gromnicznej w zawiei.

2. Wiosna

Pomnik rzeki prostuje twarz,
z której jasny wychodzi wodnik.
Rycz

ą

statki. To drzewa jak maszt -

- podpalone zieleni

ą

pochodnie.

Odtajały ptaki na niebie,
uło

ż

one w czarne konstelacje.

Na przedmie

ś

ciach ruszaj

ą

stacje

wraz z poci

ą

giem o w

ę

drownym chlebie.


3. Lato

Ś

wi

ę

towid klaskał od polan.

Konik wodny w płaski klaskał kamie

ń

.

Uchyliła

ś

sukni zmierzchu od kolan -

background image

26

Teraz smutek mój w motyla zamie

ń

.

O południu pod sło

ń

ce - domki

stoj

ą

w ogniu białego po

ż

aru.

W pylny pejza

ż

jak obcy Tonkin

przylatuj

ą

srebrne lutnie komarów.

Oto ptaków poga

ń

skie bo

ż

ki.

Twarz złocona wyrze

ź

biona w d

ę

bie.

Ulatuj

ą

staro

ż

ytne mity

przemienione w mosi

ęż

ne goł

ę

bie.


4. Jesie

ń


Puch brunatny porasta w obłokach,
złoty zodiak płynie z wysoka.
Obracaj

ą

nied

ź

wiedzie głowy

po powietrza przejrzały owoc.
Idzie zwierz

ą

t znu

ż

ony masyw

jak wyprawy w pastelowe lasy.
Dok

ą

d ptaki jak li

ś

cie d

ążą

?

Składam oczy ksi

ęż

niczce z br

ą

zu.

Ś

wiecznik d

ę

bu długo płowiał, a

ż

zi

ś

cił

hymn grobowy do boga li

ś

ci.

Przeszedł obłok,

ś

piew komarzej fletni.

Wyrzucono kwiat paproci na

ś

mietnik.


Epilog

O, zodiaki zwierz

ą

t prawdziwych,

kołujecie w mych snach jak echo.
Otom pos

ą

g poga

ń

ski w

ś

ród

ś

miechu

powalony w przydro

ż

ne pokrzywy.



















background image

27

Elegia IV

ś

egnaj, ksi

ęż

niczko jawy. W akwarelowe miasta,

p

ę

dzi ko

ń

mój drewniany płosz

ą

c ptaki krzewów,

gdzie ty w kamienny pejza

ż

jak biały pos

ą

g wzrastasz

gdzie moj

ą

dawn

ą

mask

ą

płacze nad tob

ą

niebo.

Miasta dzwonków miedzianych! W pokojach waszych ulic
gwiazdy płyn

ą

, gospody, a w szyldzie czerwony kogut,

tam w winny sze

ś

cian kubka jak w cisz

ę

si

ę

zatuli

ć

,

cie

ń

nieprawdziwych ludzi jak totem zawiesi

ć

nad trwog

ą

Trzeszczy zbroja, czerwono mury odbija jak rzeka kruków
i płynie ze mn

ą

w

ś

ród wróbli, w

ś

ród czarnych lotów:

z kołyski siodła wieczorem wysi

ą

d

ę

i poczekam

na zamek, który wzdłu

ż

ulic nadjedzie w kolczugach łuków

zamkowe sale jak echo - sklepienia martwych chórów
obsi

ą

d

ą

mnie, jak pomnik goł

ę

bi obsiada trzepot.

Znu

ż

ony stygn

ę

u sklepie

ń

; w strzelnicy rudego muru

twój portret sprzed lat zobacz

ę

, wprawiony w zimne niebo

twe oczy białe od marze

ń

zawlok

ą

mnie nad studni

ę

,

gdzie skuty w drewniane dłonie płomie

ń

wody mdławy

w tym wspomnieniu prawdziwym skocz

ę

.....a

ż

ółte popołudnie

sło

ń

ce uwiesi u szyi,

ż

egnaj ksi

ęż

niczko jawy.




























background image

28

Elegia o… (chłopcu polskim)

Oddzielili ci

ę

, syneczku, od snów, co jak motyl dr

żą

,

haftowali ci, syneczku, smutne oczy rud

ą

krwi

ą

,

malowali krajobrazy w

ż

ółte

ś

ciegi po

ż

óg,

wyszywali wisielcami drzew płyn

ą

ce morze.


Wyuczyli ci

ę

, syneczku, ziemi twej na pami

ęć

,

gdy

ś

jej

ś

cie

ż

ki powycinał

ż

elaznymi łzami.

Odchowali ci

ę

w ciemno

ś

ciach, odkarmili bochnem trwóg,

przemierzyłe

ś

po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg.


I wyszedłe

ś

, jasny synku, z czarn

ą

broni

ą

w noc,

i poczułe

ś

, jak si

ę

je

ż

y w d

ź

wi

ę

ku minut - zło.

Zanim padłe

ś

, jeszcze ziemi

ę

prze

ż

egnałe

ś

r

ę

k

ą

.

Czy to była kula, synku, czy to serce p

ę

kło?


































background image

29

Erotyk

W potoku włosów twoich, w rzece ust,
kniei jak wieczór - ciemnej
wołanie nadaremne,
daremny plusk.

Jeszcze w mroku owin

ę

, tak jeszcze ró

żą

nocy

i minie

ś

wiat gał

ą

zk

ą

, strz

ę

pem albo gestem,

potem niemo si

ę

stoczy,

smug

ą

przejdzie przez oczy

i powiem: nie b

ę

d

ą

c -jestem.


Jeszcze tak w ciebie płyn

ą

c, nios

ą

c ci

ę

tak odbit

ą

w

ź

renicach lub u powiek zawisł

ą

jak łz

ę

,

usłysz

ę

w tobie morze delfinem srebrnie ryte,

w muszli twojego ciała szumi

ą

ce snem;


Albo w gaju, gdzie jeste

ś

brzoz

ą

, białym powietrzem

i mlekiem dnia,
barbarzy

ń

c

ą

ogromnym,

tysi

ą

c wieków d

ź

wigaj

ą

c

trysn

ę

szumem bugaju

w gał

ę

ziach twoich - ptak.


Dedykacja:

Jeden dzie

ń

- a na t

ę

sknot

ę

- wiek.

jeden gest - a ju

ż

orkanów pochód,

jeden krok - a oto

ś

tylko jest

w ka

ż

dy czas - duch czekaj

ą

cy w prochu.


















background image

30

G

dy za powietrza zasłon

ą


Gdy za powietrza zasłon

ą

noc pocznie kształty fałdowa

ć

I czuje si

ę

jak wielkie ptaki rosn

ą

ce za chmur kwiatami

Zmierzch schodzi lekko. A ona

ś

wieci u okna głow

ą

Jasn

ą

jak listek

ś

wiatła i

ś

piewa piosenk

ę

ciszy.


Dług

ą

wij

ą

c

ą

si

ę

wst

ę

g

ą

głos ciepły w powietrzu stygnie

A

ż

jego dosi

ę

gnie o zmroku i szept przy ustach usłyszy

"Kochany" - szumi piosenka i głow

ę

owija mu, dzwoni

Jak włosów mi

ę

kkich smuga, lilie z niej pachn

ą

tak mocno,

ś

e on pochylony nad

ś

mierci

ą

, zaciska palce na broni,

Wstaje i jeszcze czarny od pyłu bitwy - czuje,

ż

e skrzypce graj

ą

w nim cicho, wi

ę

c idzie ostro

ż

nie, powoli

Jakby po nici

ś

wiatła, przez morze szumi

ą

ce zmroku

I coraz bli

ż

sza jest mi

ę

kko

ść

podobna do białych obłoków

A

ż

si

ę

dopełnia przestrze

ń

i czuje jej głosik mi

ę

kki

Stoj

ą

cy w ciszy olbrzymiej na wyci

ą

gni

ę

cie r

ę

ki.

"Kochany" - szumi piosenka, wi

ę

c kiedy obejm

ą

ramiona

Wi

ę

cej ni

ż

obj

ąć

mo

ż

na kochaj

ą

c jedno ciało

Dło

ń

wielka kształty fałduje za nieba czarn

ą

zasłon

ą

I kre

ś

li na niej zwierz

ę

ta lini

ą

dr

żą

c

ą

i biał

ą

.


A potem

ś

wiat si

ę

rozlewa. Bro

ń

w k

ą

cie ostygła i czeka

Pnie si

ę

w

ąż

biały milczenia, przeci

ą

gły wydaje syk

I wtedy budz

ą

si

ę

płacz

ą

c, bo strzały p

ę

kaj

ą

z daleka,

Bo

ś

nili,

ż

e dziecko pocz

ę

li całe czerwone od krwi.






















background image

31

Gwiazdka

Gwiazdy - łzy

ś

wiatła, opadła

noc przez szyby wybite arkad...
noc odpływa w nag

ę

stł

ą

przestrze

ń

w czarnych, wod

ą

ciekn

ą

cych barkach.


Mosty brodz

ą

w pr

ą

d własne czerni

ą

,

gwiazdy czochrz

ą

włosy mgłom wiklin...

Przeszli ludzie, którzy szli mostem...
Oczy cicho w złe miasto wnikły...

Rzeka g

ę

sto wolno poziewa

w duszn

ą

szaro

ść

ciemnego płynu,

most si

ę

w niebo wrzyna

ż

elazem

na krzy

ż

owych wygi

ę

ciach klinów...


Głodem cierpkim usta mdl

ą

puste,

połykaj

ą

gorzkie łzy

ś

wiateł...

Szare noc

ą

znad

ś

liskich wiklin

peł

ź

nie

ś

witem niebo jak krater...























background image

32





H

ej z drogi


W mojej ojczy

ź

nie była wiosna

i maki kwitły w krople krwi;
w mojej ojczy

ź

nie była wiosna,

słoneczna wiosna krwawych dni;
warkotem werble w mózg nas biły,
w ulicach kroki w twarz kopały;
nahaj

ą

kłamstwa serca p

ę

kły.

W stosach w nienawi

ść

rozgorzałych

płon

ę

ły wieki serc i ducha.

"Die Strasse frei..."
kamieniem słów;
upadło kłamstwo błotem w twarz,
szeregi głów,
szeregi r

ą

k,

kompanii

ś

piew:

"Die Strasse frei..."
a werbel tłukł,
po sercu tłukł,
po mózgu tłukł,
po ustach tłukł,
"Die Strasse frei..."
i werbli huk...
W ulicach krew...

po ustach, po sercach, po mózgach,
po głowach...
butami, butami kompania szturmowa.

pami

ę

tasz?

z posiniałych warg
upadło tylko jedno słowo
(pami

ę

tasz, Hans?) i tłum jak noc

nad twoj

ą

si

ę

wypi

ę

trzył głow

ą

,

a potem w oczach słony piasek,
a potem w ustach
zapach krwi;
pami

ę

tasz, towarzyszu Hansie,

słoneczn

ą

wiosn

ę

czarnych dni?...




background image

33

Hymn wieczorów miejskich

Miasto ta

ń

czy dr

żą

cego kankana

w barwnym mleku

ś

wiateł rozproszone

dyszy niebo jak zgaszony dywan
namarszczony z flandryjskich koronek
asfalt

ś

lisko ucieka

przed

ś

wiatłem w łuk

mo

ż

na bardzo cicho mówi

ć

mo

ż

na bardzo gło

ś

no krzycze

ć

latarniami miasto zgasi gwiazdy
i d

ź

wi

ę

k zacznie w bani

ę

nieba wnika

ć

sam zostan

ę

na czarnym asfalcie

balansuj

ą

c kraw

ę

dzi

ą

chodnika

w sko

ś

ny stół z matowej czerni

ksi

ęż

yc wylał płytk

ą

rzek

ą

szumi

ą

cisz

ą

w szklany werniks

gwiazdy spadłe niedaleko
w g

ę

stej nocy jak w akwarium

płyn

ą

długie,

ś

liskie ryby

uliczkami g

ę

stych podwórz

szyby szorstk

ą

łusk

ą

wybi

ć

latarniami miasto zgasi gwiazdy
i d

ź

wi

ę

k zacznie w bani

ę

nieba wnika

ć

sam zostan

ę

na czarnym asfalcie

balansuj

ą

c kraw

ę

dzi

ą

chodnika

gładzi zwilgłe srebrem

ś

ciany

płynnych łysków mi

ę

kki natłok

i na stole roz

ś

lizganym

czarny piesek gryzie

ś

wiatło




















background image

34

I

nny Erotyk


Nie wierz

ę

w twoje oczy, jak si

ę

nie wierzy w niebo.

Wilgotne chmury. Jak co dzie

ń

wracam z własnego pogrzebu.

Małe psy biegn

ą

naprzeciw jak nieme zwierzenia wieczoru.

Przepływam na ukos ulic, na ukos godzinom i porom.
Jakie to ptaki dolec

ą

? Przestrze

ń

P

ę

kni

ę

ta na pół.

Jaki to murarz rozklei wzniesiony przez ciebie mur?
Kto przeciw

ś

mierci stanie i wzrokiem zatrzyma pr

ą

d ten?

Rzucam na ciebie gwiazd

ę

jak naraz modlitw

ę

i kl

ą

tw

ę

.

Listy piecz

ę

cie na trosce. Nie wierz tym słowom, nie wierz.

Oto umarły dzi

ś

rano, nie spotkam ci

ę

w czarnym niebie.





































background image

35

J

esienny spacer poetów


Drzewa jak rude łby barbarzy

ń

ców

wnikały w

ż

yły

ż

ółtych rzek.

Biało si

ę

kładł popiołem tynku

wtopiony w wod

ę

miasta brzeg.


Szli po dudni

ą

cym mo

ś

cie kroków

jak po kraw

ę

dzi z kruchego szkła,

pod zamy

ś

lonym grobem obłoków,

po li

ś

ciach jak po krwawych łzach.


I mówił pierwszy: Oto jest pie

śń

,

Która uderza w firmament powiek.
A drugi mówił: Nie, to jest

ś

mier

ć

,

któr

ą

przeczułem w zielonym słowie.

































background image

36

K

obieta, któr

ą

kochałe

ś


Kobieta, któr

ą

kochałe

ś

, upłyn

ę

ła w listy,

spotykasz j

ą

w szybie ka

ż

dego tramwaju.

Gdy odpoczywasz pod przydro

ż

n

ą

gwiazd

ą

,

w ciszy zm

ę

czeni odwag

ą

przechodnie

przystaj

ą

.

Nie

ś

piesz, zostaniesz zagnany w zaułek,

nie nad

ążą

ju

ż

stopom wysadzone mosty.

Daleko oknom dospiewano

ś

wiatło:

to palce wydłu

ż

one w wiotk

ą

melancholi

ę

układaj

ą

Szopena w akrostych.





































background image

37

Kołysanka

Nie bój si

ę

nocy, ona zamyka

Drzewa lec

ą

ce i ptasie tony

W niedostrzegalnych, mrocznych muzykach
W przestrzeni kute złote demony,
Które fosforem sypi

ą

c w

ś

ród blasku

Wznosz

ą

si

ę

białe, modre, ró

ż

owe

Wznosz

ą

si

ę

w lejach

ż

ółtego piasku,

W chmurach rze

ź

bione unosz

ą

głowy.

Nie bój si

ę

nocy. Jej puchu strzeg

ą

Krople kosmosu, tabuny zwierz

ą

t,

Oczy w ni

ą

otwórz, wtedy pod dłoni

ą

Uczujesz ptaki i ciche konie,
Uczujesz kształty, które nieznane
Przez ciebie id

ą

c - tob

ą

si

ę

stan

ą

.


Nie bój si

ę

nocy. To ja ni

ą

wiod

ę

Ten strumie

ń

ż

ywy przeobra

ż

enia.

Duchy

ś

wiec

ą

ce, zwierz

ą

t pochody

Które zaklinam kształtów imieniem.

Ułó

ż

wezbrane oczy w kołysce

Ciało na skrzydłach jasnych demonów
Wtedy przypłyniesz do mnie jak listek
Opadły w cichy, tygrysi pomruk.























background image

38

Kot

Bo

ż

ek wschodu, gdzie z twarzy wschodz

ą

bez wyrazu

dwie krople oceanu - dojrzałe owoce wody,
zastyga przy kominkach i trójk

ą

tn

ą

twarz

ą

prowadzi sny puszyste w wilgotne ogrody.
Przez kasztanowy zapach i jesienn

ą

wilgo

ć

kołysze noc wysmukł

ą

jakby widmo łowów

i długo

ś

piewa pie

ś

ni nad zabit

ą

wilg

ą

wywołuj

ą

c upiory kr

ążą

ce nad głow

ą

.

A potem ogie

ń

ci

ą

gnie złotych iskier struny,

bulgoc

ą

oczy, to woda, zenitalne deszcze,

i wieje duszny samum sypkim piaskiem dreszczy,
gdy otworz

ą

si

ę

oczy jak martwe pioruny.

Wtedy nagle urosn

ą

mi

ę

kkie łapy kota

i ogromnym tygrysem wyfrunie przez okno
do wygi

ę

tej w ksi

ęż

ycu samicy ze złota.


Zostan

ę

ja i ogie

ń

, i moja samotno

ść

.































background image

39

L

asem


Chodz

ę

lasem, zostawiam nie

ś

lady, lecz tropy

i sapi

ę

w w

ą

skiej norze oddechem włochatym.

Czy to prawda,

ż

e

ż

yłem ryb

ą

przed potopem

i

ż

e jestem dzi

ś

wilkiem kochaj

ą

cym kwiaty?

Jak

ż

e płyn

ą

te sosny? sier

ść

ma zapach ostry.

Patrz

ę

wam prosto w oczy, a krok mój jest wiekiem.

Gdzie las si

ę

ko

ń

czy nagle fioletowym ostem -

- my

ś

liwy z psem, który te

ż

był kiedy

ś

człowiekiem.







































background image

40

M

agia


Dym układa si

ę

w gryfy, postaci i konie

nad rozlewanym ogniem, a on czesz

ą

c grzywy

ż

ółtych promienie woła :"Przez gwiazdy zielone

zaklinam ci

ę

, demonie, Ahrbalu - przyb

ą

d

ź

!"


Wtedy przez pust

ą

ram

ę

portretu wychodzi

duch ogromny szeleszcz

ą

c od niebieskich iskier

i staje u pułapu jak wstrzymany pocisk
napr

ęż

onych obłoków, i unosi wszystkie

rozlane dymy w sobie. Wtedy on zbielały,
porywany przez cisz

ę

, trojony przez cienie,

"Ahrbalu - zaklina - przez ten dym st

ęż

ały,

Ahrbalu - zaklina - przynie

ś

jej wspomnienie!"


Wi

ę

c w suchym blasku iskier ro

ś

nie łuk ró

ż

owy

Piersi wygi

ę

tych twardo, ust rozwartych koncha,

podłu

ż

ne li

ś

cie powiek. Wtedy z jego głowy

odrzuconej w odległo

ść

wypływaj

ą

oczy

jakby łzy, w których wida

ć

odwrócony obraz

coraz mniejszy; i płacze "O siostro niedobra!"
a ju

ż

ona jak kamie

ń

- rozpuszcza si

ę

w nocy.


























background image

41

Martwa pie

śń


Martwa pie

śń

, przyjaciele, bo gdzie r

ą

k zabrakło,

tam i pie

ś

ni nie staje, a

ż

aglom ni tratwom

nie płyn

ąć

tam, nie

ś

piewa

ć

młodzie

ń

com, a starcom

by

ć

czym

ś

wi

ę

cej ni

ż

tymi, co znaj

ą

ju

ż

- gardz

ą

popiołem, bo tym łatwo pogardza

ć

, a zdoby

ć

wstawanie nowym drzewem najłatwiej za grobem.

I któ

ż

z was stanie tak sam, bez przyczyny

ponad miło

ść

i proste wyznawanie winy,

ponad t

ę

jeszcze,

ż

e tworzy

ć

ci dano

i

ż

e przez dzieło twoje sny zmartwychpowstan

ą

?

I có

ż

?

ś

e

ś

cie tak słabi,

ż

e

ś

cie tylko mali

przez ciała - bryły martwe, bo st

ą

d tak zuchwali,

ż

e ciało jest wam bogiem, bo zbyt jest oporem,

aby je wol

ą

zr

ą

ba

ć

jak kamie

ń

toporem?

Bo ciało jest jak zwierz

ę

nie

ś

wiadome czynu,

gdy je po grzechu gładzi

ć

, to wyrasta win

ą

,

to si

ę

pnie na kolumny, a pochłania ducha

i potem jest ju

ż

wolne, i steru nie słucha,

i nie boi si

ę

czynu

ż

adnego. Za czyny

tylko duch pokutuje krzy

ż

em własnej winy,

i tam ju

ż

duchów nie ma.


O

ż

alu, o trwogo

jaka

ś

ty jest - składana nagim z głazu bogom,

jaka

ś

ty jest - składana na kopce, gdzie nawet

grób tak jest łzami gorzki,

ż

e nie wzro

ś

nie traw

ą

.

A sen wieczny upiory zabitych unosi,
których - krzy

ż

ów ognistych i krzy

ż

nie uprosi.

i płacz wzniesiony pó

ź

no nie przywróci bieli

i nie zetrze znamienia z

ś

miertelnej po

ś

cieli,


Martwa pie

śń

, przyjaciele, je

ś

li wam nie unie

ść

ruchu w prawd uczuwanie, nie zobaczy

ć

w łunie

turkusowych pos

ą

gów i naj

ś

mielszych marze

ń

,

je

ś

li wam tylko droga, gdzie zgniecione twarze

pod kołami rozp

ę

kłe s

ą

jak prochy czynu,

a ogie

ń

żą

dz odwiecznych - koron

ą

wawrzynu.

Je

ś

li kto jeszcze wierzy w stawanie si

ę

czasem,

je

ś

li kto jeszcze ceni człowieka nad głazem,

o, niech przez wiar

ę

swoj

ą

otworzy przemian

ę

w sp

ę

tanie, nie pochwał

ę

zbrodni. Niech si

ę

stanie

jak mistrz, co sił

ę

gromu zaklina w kształt

ż

ywy,

bo je

ś

li wiary zabraknie - kto wstanie szcz

ęś

liwy,

bo je

ś

li wiary zabraknie w odwrócenie ruchu,

martwa pie

śń

, przyjaciele - grobowcem na duchu,

martwy sen, przyjaciele, pod kolumn

ą

blasku

i popiołu wracanie popiołem - do piasku.

background image

42

Melancholia

Szary pejza

ż

t

ę

tni kroplami

w rzeki g

ę

ste, l

ś

ni

ą

ce jak ołów,

noc przep

ę

dza do pustych obór

czarne chmury, stada bawołów.

Po w

ą

dole nakisłym zmierzchem

peł

ź

nie szumem chmur szarych liszaj,

przez zasiane w ugorach cisze
dzie

ń

brzezin

ą

schodzi przez pole.







































background image

43

Miło

ść


O nieba płynnych pogód,
o ptaki, o natchnienia.
Nie wydeptana ziemia,
nie wy

ś

piewane Bogu

te drzewa, te kaskady
iskier, ten oddech nieba,
w ramionach jak w kolebach
zamkni

ę

ty. Jak cokoły

drzewa z szumem na poły;
serca jak dzbany łaski,
takie serca jak gwiazdki,
takie oczu obłoki,
taki lot - za wysoki.

Sło

ń

ce, sło

ń

ce w ramionach

czy twego ciała kryształ
pełen owoców białych,
gdzie zdrój zielony tryska,
gdzie oczy mi

ę

kkie w mroku

tak pół mnie, a pół Bogu.

Twych kroków korowody
w urojonych alejach,
twe odbicia u wody
jak w pragnieniach, w nadziejach.
Twoje usta u

ź

ródeł

to syte, to znów głodne,
i twój

ś

miech, i płakanie

nie odpłynie, zostanie.
Unios

ę

je, przenios

ę

jak ramionami - głosem,
w czas daleki, wysoko,
w obcowanie obłokom.














background image

44

Miserere

1
Oto stoimy nad ziemi

ą

tragiczn

ą

Pobojowisko dymi odwarem strzaskanych wspomnie

ń

i snów.

Lepkimi krwi

ą

pytaniami

zdejmujemy hełmy przyrosłe do głów.
Głowy - czerwone ró

ż

e przypniemy hełmom pokole

ń

.

Widz

ę

: czas przerosły kitami dymów,

widz

ę

czas: akropol zarosły puszczami traw.

Rzu

ć

si

ę

, ostatni kainie, na ostatniego abla,

dław!

2
Wracaj

ą

c z pogrzebu ostatniego człowieka,

jak wyzwanie
rzucam przygar

ść

powietrzn

ą

- skowronka - w niebo

i ziemi

ę

roni

ę

jak łz

ę

nad wszech

ś

wiatem.
































background image

45

Mistyka

Zmierzch spada słodko w ci

ęż

kie ramiona bzów

plusz wpada oknem ci

ęż

kimi pluskami - krew

noc przechodzi firanki - ł

ą

ki powiewne snu

umarłe chryzantemy wiatr opłakuje w ulicach.
Dzie

ń

obliczem

obrzmiałym wyszczerza z

ę

by jak topielec

(piasek gwiazdy wieczornej na ustach)
noc piele
zmierzch z celuloidowych kwiatów.
Wieczór wypija sło

ń

ce z napełnionych domów

nikomu...
nie mo

ż

na powiedzie

ć

gdzie

ś

wiatło

kapie bólem w zakl

ęś

ni

ę

tych snach.

Umiera...
dziecko ma blade powieki - oczy wyprz

ę

gni

ę

te z dnia

ś

ledzi obłoki

ż

ycia - dołem nabrzmiałe miasto

za oknem w pół

ś

nie ulice kołysz

ą

si

ę

d

ź

wi

ę

cz

ą

c

zegar zepsuty o zmierzchu wybija dwunast

ą

.

Ludzie przechodz

ą

wolno sło

ń

cem oblani jak miodem

zmierzch szemrze...
wieczór odpływa ogrodem
w małe podmiejskie parki.
Umiera...
dziecko ma usta blade od wi

ę

dn

ą

cych

ś

wiec.

Noc mnie opryskała zielon

ą

ros

ą

gwiazd

dr

żę

(

ź

le postawiona noga rozsadza pokój - cisz

ę

)

r

żą

chmury wprz

ęż

one do trumny (od złotyro podków zbyt duszno)

obłoki nogami niecierpliwie grzebi

ą

dymi

ą

grzywami napi

ę

te oceany - niebo..

Po cieniach - arkadach wonnego mostu
dzie

ń

przyjedzie lazurowym poci

ą

giem westchnienia.

Zaczniemy
niebo w bł

ę

kitne plamy na ł

ą

kach zamienia

ć

po prostu

ś

wit odetchnie zielono

razem
na srebrnych dłoniach dzwonów
odpłyniemy wonnymi kolejami ł

ą

ki.

Dzie

ń

który kipi z drzewa

mo

ż

na pi

ć

ś

piewa

ć

kolorowymi chórami ptaków
a wysoko
sosna podarła adamaszek nieba.
Jak w lustrze serce odbiło si

ę

w sło

ń

cu.

W las barwy zasiewa

ć

background image

46

cisza przyroodzi w obłoku.
Dzie

ń

jak papro

ć

kołysze si

ę

w chmurach

macierzanki obrzmiewaj

ą

bladym złotem

Wiosna
lekko eksploduje samolotem.












































background image

47

Moce

Was było trzech aniołów
w koronach krwawych ogni,
byli

ś

cie zbrodniom podobni

ś

nionym w nawach ko

ś

ciołów

i byli

ś

cie jak harfy

pól-bo

ż

e, pól-

ś

miertelne,

jak gromy niepodzielne,
a pełne niepokoju.
Ja byłem jeden, czysty,
nie naznaczony grzechem,
was było trzech aniołów-
trzy wiatry wiekuiste.
A to był

ś

wit. Wiał wiatr.

Tabuny drzew si

ę

rwały

spo

ś

ród sodomy małych

do nieznajomych spraw.

A pełno było boju
na ziemi i w obłokach.
Was było trzech aniołów
a wiara za wysoka.

A pełno było krwi
na ziemi i w obłokach,
w sercu ciemno

ść

i trwoga,

w ustach milczenia krzy

ż

.


Wtedy wy

ś

cie r

ę

ce wznie

ś

li

i tak palców nakazem
na kl

ę

sce mnie przykuli,

na trumnach-ciemnym głazem.

I stoj

ę

tak w

ś

ród wiatrów,

w

ś

ród

ś

nie

ż

yc, gdzie pochody

wygna

ń

ców i narody,

po których

ś

lady zatr

ą

burze, gdzie grzmoty dziejów,
gdzie tylko

ś

mier

ć

nadziej

ą

,


i stoj

ę

tak, i czekam

na dło

ń

, na głos człowieka.


O, jest was trzech aniołów.
Ja jestem jeden, czarny
jak ciemny ptak cmentarny,
wydarty snom na poły,
na poły w krwi pocz

ę

ty,

w krzy

ż

na poły zakl

ę

ty,

background image

48

zimny, niepokochany.

I milczy

ś

wiat, i toczy

przez nieporadne oczy
kolumny gro

ź

nej ciszy,

bryły krwi i mozołu...
Nikt nie wie, nikt nie słyszy,

ż

e było trzech aniołów.










































background image

49

N

arodziny Boga


Słysz

ę

co noc konary rzek, które pod ziemi

ą

si

ę

pr

ężą

,

co noc za sercem r

ą

k goni

ą

c nie chwytam.

Oto deszcze spadaj

ą

podobne szklanym w

ęż

om,

wzrok jak nó

ż

po szkle po niebie zgrzyta.

Jeszcze mi twarze zwierz

ą

t mign

ą

,

jeszcze l

ą

dy albo zamy

ś

lenie,

albo puszcze jak ró

ż

e po płatku rozwin

ą

,

albo i ta ucieczka wieczna.
A kto mi tak sfery pogł

ę

bia,

a

ż

si

ę

planety w gł

ą

b nieba, bez ko

ń

ca

nakładaj

ą

na kr

ę

gi wiruj

ą

c i hucz

ą

?

Ja morderca - na

ś

mierci liczy

ć

si

ę

ucz

ę

,

to znów ja ptaków płon

ą

cych obro

ń

ca.

Ach, jad

ą

rycerze, po lodzie konie

ś

lizgaj

ą

kopyta srebrne od szronu, to złota ci

ęż

ki ła

ń

cuch.

I tropiciele mijaj

ą

ś

ród

ś

wiateł zapomniani,

mijaj

ą

panny białe, mijaj

ą

c w

ś

piewie ta

ń

cz

ą

.

Czy gwiazdom stan

ąć

pochodni

ą

, brzegiem nawałnic id

ą

c,

i tak je czyta

ć

jak ksi

ę

gi stoj

ą

ce w rz

ę

dach czy półkach,

cho

ć

nie ma ko

ń

ca oparciom? Czy ziemi

ę

krokami ryt

ą

tak odgadywa

ć

, nim zetrze j

ą

ś

wierszcz lub lec

ą

ca jaskółka?

Czy mo

ż

e słucha

ć

w noc? Tam, gdzie dudni

ą

ce łowy

albo krusz

ą

cy si

ę

kosmos pyłem

ś

wiszcz

ą

cym odpowie,

czy tak u oceanu tragicznie r

ę

ce wi

ą

za

ć

,

czy tak w ko

ś

cioły i lud, dzieli

ć

zapomnienie?

O, nie uno

ś

cie przyłbic, zamczyste kule stropu,

ciemni, po nocy szukamy, tak

ż

e w zawiei nam pozna

ć

?

Tocz

ą

si

ę

, tocz

ą

kule, dymi

ą

i dzwoni

ą

potopy

i zapadaj

ą

si

ę

zmarzłe rzeki lodowe pod stop

ą

.

Ju

ż

zapomnieli

ś

my barw, ju

ż

zapomnieli

ś

my znaków,

które pogasły, a teraz w drzewie czy gwie

ź

dzie, czy ksi

ę

dze

jakkolwiek mówisz - odpowiedz i włó

ż

w noc pioruny czy r

ę

ce,

je

ś

li ci

ę

nawet nie ma.














background image

50

Narzeczona

Ona stoj

ą

c w jeziorze r

ę

ce obraca do góry

i z nich unosz

ą

si

ę

z wolna kwiaty i białe motyle,

kiedy pod kolanami w wodzie mkn

ą

ciche chmury,

niebo si

ę

szybko przetacza. Ona si

ę

fali przychyla

i bierze w dło

ń

otwart

ą

jak pyszczek ró

ż

owy kuny

niebieskie łody

ż

ki wody, które si

ę

pr

ężą

jak struny

i graj

ą

cicho i mi

ę

kko:

"W kwiaty nas zamie

ń

, panienko". Wi

ę

c r

ę

ce zwraca w gór

ę

i krople

wypryska wysoko,
czyni z nich li

ś

cie i jabłka, w

ęż

e i srebrne jaszczury;

zanim opadn

ą

znowu, jeszcze podobne s

ą

głogom,

co kwitn

ą

. Potem, gdy spadn

ą

, przemkn

ą

w nich szybko chmury.

Ona si

ę

z wolna zawróci unosz

ą

c z sob

ą

odbicie,

nie wiedz

ą

c jeszcze, czy w sobie, czy w wodnym obrazie prawdziwa,

patrzy w kryształ powietrza i widzi dalekie

ż

ycie,

raz zapylone trakty, to znowu potoków grzyw

ę

.

Nie wie i jeszcze czeka. Wtedy na brzegu, w kotlinie,
rycerz ogromny przystaje i jabłko wyci

ą

ga na dłoni,

ę

kitne jak kropla nieba. Ona ku niemu płynie,

powietrze w kr

ą

g rozgarniaj

ą

c, co jak pod skrzydłem dzwoni.

Potem ich las zamyka. I tylko drzewa dojrzałe
tak samo stoj

ą

w gł

ę

binie, jakby najmocniej kochały.


























background image

51

Nie to, co mi si

ę

ś

niło


Nie to, co mi si

ę

ś

niło,

alem co krwi

ą

przepłakał,

to widz

ę

, gdy si

ę

schyl

ę

nad wod

ą

, w której ptaki

kre

ś

l

ą

w

ę

zły daremne,

które nie zwi

ążą

bólu

ani mi

ś

wiat utul

ą

,

ale si

ę

pl

ą

cz

ą

ciemne,

ale mi grób rozwin

ą

i rozwijaj

ą

c - min

ą

.


ten

ś

wiat, gdzie widzie

ć

chciałem

ro

ś

linnych linii m

ą

dro

ść

,

gdzie kształty ukochałem
i duchy wszystkich rzeczy,
ten

ś

wiat, co mia

ż

d

żą

c leczy,

a ginie razem z ciałem,
ten

ś

wiat czy mi si

ę

wy

ś

nił

jak biała gał

ąź

wi

ś

ni,

jak tylko wiew anioła,
a potem krwi

ą

si

ę

polał?



Czym ja rycerzy widział
tam tylko, gdzie si

ę

buta

jak chmura ci

ęż

ka toczy,

czym ja miło

ś

ci patrzył

przez snem zasnute oczy?


A teraz

ś

wiat-pokuta

wyst

ą

pił rzek

ą

z brzegów

i czy tak znów naucz

ę

m

ą

dro

ś

ci albo chłodu

niewypalon

ą

młodo

ść

?



Trzeba było miło

ś

ci

po jednej tak odrywa

ć

,

pragnienia krwi

ą

nazywa

ć

,

przywyka

ć

tak do rzeczy,

jak mi je Bóg zaprzeczył.
Aby si

ę

stała

ż

ywa

ziemia ci

ęż

ka jak zwierz

ę

,

w któr

ą

ju

ż

teraz wierz

ę

,

której bólem nie przegn

ę

,

miło

ś

ci

ą

ledwo si

ę

gn

ę

.

background image

52


Trzeba mi było w ludziach
znajdowa

ć

głaz po głazie,

aby mnie trzykro

ć

raził

blask niebiosów ogromnych,
abym si

ę

w nocy budził,

w powietrzu szukał, wołał
płon

ą

cych ust anioła.



Trzeba mi było jeszcze,

ż

em wierzył w ludzkie czyny,

aby opadły deszcze
od no

ż

y bardziej ostre,

aby porosły winy
jak suche, gorzkie osty,
abym jak wiór ognisty
spłon

ą

ł w oddechu nocy,

bym teraz rozwarł oczy,
bym teraz wierzy

ć

umiał

w to, co l

ż

ejsze ni

ż

ziemia,

w to, co si

ę

nie przemienia.




























background image

53

Niebo złote ci otworz

ę


Niebo złote ci otworz

ę

,

w którym ciszy biała ni

ć

jak ogromny d

ź

wi

ę

ków orzech,

który p

ę

knie, aby

ż

y

ć

zielonymi Usteczkami,

ś

piewem jezior, zmierzchu graniem,

a

ż

uka

ż

e j

ą

dro mleczne

ptasi

ś

wit.


Ziemi

ę

tward

ą

ci przemieni

ę

w mleczów mi

ę

kkich płynny lot,

wyprowadz

ę

z rzeczy cienie,

które pr

ężą

si

ę

jak kot,

futrem iskrz

ą

c zwin

ą

wszystko

w barwy burz, w serduszka listków,
w deszczów siwy splot.

I powietrza dr

żą

ce strugi

jak z anielskiej strzechy dym
zmieni

ę

ci w aleje długie,

w brzóz przejrzystych

ś

piewny płyn,

a

ż

zagraj

ą

jak wielonczel

ż

al ró

ż

owe

ś

wiatła pn

ą

cze,

pszczelich skrzydeł hymn.

Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płon

ą

ce ł

ą

ki krwi.

Jeno odmie

ń

czas kaleki,

zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych czarny pył.





background image

54

O

ty mój smutku cichy


O ty mój smutku cichy,
smutku gwiazdek male

ń

kich,

Nazywałem, szukałem
brałem ciebie do r

ę

ki.


Jak to si

ę

ciało twarde

tak w piasek albo w glin

ę

zamienia w moich dłoniach,
pragnienie ka

ż

de- w win

ę

.


Jak to si

ę

- kiedy dotkn

ę

-

kwiat przeobra

ż

a w ciemno

ść

,

a poszum drzew - w głuchot

ę

,

a chmury - w grzmot nade mn

ą

.


Jak to ja nieobaczny
mijam, sam sobie błachy,
i rze

ź

b

ę

zanim zaczn

ę

marmur wypełniam strachem.

Jak to ja nasłuchuj

ę

błyskawic w niebie trwogi.
Jak

ż

e to ja nazywam

ka

ż

de czynienie- Bogiem?


Otom strz

ę

p oderwany

od drzewa wielkich pogód,
sam swym oczom nie znany
obcy swojemu Bogu.

Oto słysz

ę

, jak w popiół

przemieniam si

ę

i krusz

ę

.

I coraz mniejszy ciałem
wierz

ę

we własn

ą

dusz

ę

.













background image

55

Ojczyzna II

Ziemio krwi

ą

i ogniem płyn

ą

ca,

na rozdro

ż

ach twoich stoj

ę

- tułacz jesieni

i
zanim ci

ę

ramionami ogarn

ę

,

słysz

ę

takt twego serca, takt moich kroków.

Serca nieodmienne przez gorzki potop,
serca spalone czarne
zawiesi

ć

na sosnach twoich - wotum.

Ziemio nie skojarzona niebu,
osobna,
wypalona wiekami, pi

ę

tnem.

Milionem grobów
słysz

ę

rytm twój niedoczekany:

góry ław

ą

bij

ą

ce do morza jak t

ę

tno.

Szeroko dr

ż

y

oskar

ż

one niebo wbite na zgliszcza - na pal

i jak period po nocach uderza o burz

ę

ż

al:

ś

mier

ć

mnie ucałuje,

ś

mier

ć

mnie ucałuje,

ale nie ty.

Ziemio, szept twój serce rozerwał jak szrapnel,
gdzie jest twój krzyk?
Litanie, dzwony sucho do nieba jak

ś

rut

nieba nie podpalaj

ą

, nie podpal

ą

.

R

ę

ce-kamienie na dnie oceanu.

Ziemio twarda jak

ż

ołnierski suchar,

ziemio gorzka od krwi i

ż

alu,

ziemio głucha.



















background image

56

Orfeusz w lesie

1. Zamysł
On jak wygło

ś

dwustronny zestroił

miło

ść

pie

ś

ni i miło

ść

niewiasty.

Teraz ucho cisz

ą

le

ś

n

ą

poił,

kiedy w strumie

ń

wst

ę

pował li

ś

ciasty.

Praw

ą

r

ę

k

ą

gał

ę

zie odgarniał,

lew

ą

r

ę

k

ą

lir

ę

tulił dr

żą

c

ą

,

gdy nad głow

ą

zbudzona ptaszarnia

trzepotała chmur

ą

ś

wiergoc

ą

c

ą

.

A on ptakom i sobie si

ę

modlił,

a modlitwa go do tej zbli

ż

ała,

co mu była pocz

ę

ciem melodii,

które spełniał na lirze jej ciała.
Jeszcze cienia jej nawet nie podszedł,
ju

ż

pod dłoni

ą

piskl

ę

ś

piewu poczynał

i milczeniem

ś

pi

ą

cych brzóz warkocze

w Eurydyki płowe włosy zaklinał.
2. Wahanie
Sk

ą

d

ż

e ten u

ś

miech na usta si

ę

przybł

ą

kał?

"Przywró

ć

cie - mówił - do

ż

ycia t

ę

piosenk

ę

,

co zmarła we mnie". Wtedy na jego r

ę

k

ę

d

ź

wi

ę

czn

ą

kropelk

ą

stoczyła si

ę

biedronka.

"Wiem: to jest tkliwo

ść

. Lecz ona nie wystarczy.

Bo wi

ę

cej trzeba, by

ś

mier

ć

ś

piewaniem uwie

ść

:

na skałach dzikich muzyczne gniazdo uwi

ć

,

by wywie

ść

ś

piew od trwogi ludzkiej starszy".

I wzrok przygasły uton

ą

ł w własnym cieniu.

"Oddajcie - mówił - t

ę

moc, co tylko ona

obudzi

ć

mogła". Wtedy jak uskrzydlona

drapie

ż

no

ść

siadł mu jastrz

ą

b na ramieniu.

"Wiem: to s

ą

szpony, które si

ę

rychło st

ę

pi

ą

,

lecz skalnej kory niezdolne nigdy przebi

ć

.

Nie tak

ą

drog

ę

trzeba mi pie

ś

ni

ą

przeby

ć

,

by łzami osnu

ć

Jej

ź

renic

ę

s

ę

pi

ą

".

I w le

ś

n

ą

cisz

ę

wszeptywał si

ę

: "Przestrzeni,

jak

ż

e ci

ę

strun

ą

, co krwawi

ć

ś

mie, ogarn

ę

?"

I załkał cicho. I jak jagody czarne,
łzy dojrzewały w puszystych mchów zieleni.
3. Płacz
Jak zmierzch szare - zlatywały si

ę

wilki,

ę

dnym wyciem wypełniaj

ą

c las,

u nóg jego czołgały si

ę

: "Zmilknij,

czemu łzami odzwierz

ę

casz nas?"

Jak

ś

wit chy

ż

e - przybiegały jelenie,

jak sen cieple - łasiły si

ę

samy

i błagały: "Zmiłuj si

ę

, przenie

ś

ból i w siebie z powrotem go wgarnij".
Przypełzały zielone zaskro

ń

ce,

background image

57

obwijały mu r

ę

ce jak pie

ń

:

"Kto ty jeste

ś

,

ż

e tak jasny jak sło

ń

ce

płaczesz łzami czarnymi jak cie

ń

?"

Lecz zadziwił si

ę

Orfeusz, gdy w górze

roze

ś

miała si

ę

wierzba płacz

ą

ca:

"Jak

ż

e, wieszczu,

ż

alem chcesz nas urzec,

skoro płacz twój nie roztkliwia, lecz wstrz

ą

sa?"

4. Wstyd
I zapadł w siebie gwiazd

ą

, która boli,

bo go smuciła siła własnej pie

ś

ni,

jak

ż

e niecelna - my

ś

lał -

ż

e pozwolił

łzom nazbyt ludzkim w grom si

ę

uciele

ś

ni

ć

.

Płacz ma by

ć

płaczem - my

ś

lał - a łzy łzami,

a pie

śń

- wysnut

ą

spod serca muzyk

ą

-

lecz jak j

ą

wysnu

ć

i gdzie nie

ść

? Wtem zamilkł,

bo jego lira łkała: "Eurydyko! Ten, co si

ę

z tob

ą

zestrajał, jak z strun

ą

ł

ą

czy si

ę

liry melodyjne drewno,

z kraw

ę

dzi

ś

piewu w własny mrok si

ę

zsun

ą

ł.

Jak po obczy

ź

nie stop

ą

brn

ą

c niepewn

ą

,

ą

ka si

ę

w sobie, ocienia

ż

ałob

ą

nie

ż

al po tobie, lecz smutek nad sob

ą

..."

Wi

ę

c si

ę

zawstydził Orfeusz, a mgły

coraz to g

ęś

ciej li

ść

mi szeleszcz

ą

c,

na twarz mu kładły swe wilgotne sny.
A on nie wiedział, czy to deszcz, czy łzy.
I tylko je

ż

przez mokre biegn

ą

c mchy,

zbierał na kolce srebrne jabłka deszczu.
5. Zmaganie
Pod tym d

ę

bem, pod stuletnim, w

ś

ród gał

ę

zi skrył si

ę

,

a deszcz pierzchn

ą

ł, siedmiobarwnym łukiem nad nim wzbił si

ę

.

Ledwie okiem w nim uton

ą

ł, w barwnej brodz

ą

c nucie,

blady bł

ę

kit t

ę

cz

ę

wchłon

ą

ł, d

ą

b zawołał: "Zbud

ź

si

ę

.

Czas na ciebie, czeka lira, nowej pie

ś

ni głodna,

wdr

ąż

si

ę

w ziemi

ę

, bij o niebo, serca przepal do dna.

Ze mn

ą

, boski Orfeuszu, zmierz muzyczn

ą

sil

ę

,

mnie pokonasz -

ś

mier

ć

przemo

ż

esz, któr

ą

zwyci

ęż

yłem.

Popatrz: uschnie młoda łoza, runie smukła jodła,
patrz: topole

ś

mier

ć

podci

ę

ła, ale mnie nie zmogła.

W niebo

ś

piewem rosn

ę

, w ziemi

ę

korzeniami wrastam,

me milczenie jest strumieniem, a ma pie

śń

li

ś

ciasta!"

Wi

ę

c Orfeusz chwycił lir

ę

rozmodlon

ą

dłoni

ą

,

strun

ę

tr

ą

cił, ju

ż

obłoki przebudzone dzwoni

ą

.

Jeszcze głosu nie wydobył, ju

ż

na wargi dr

żą

ce,

jak na li

ś

cie, promieni

ś

cie wbiega młode sło

ń

ce.

I pie

śń

pocz

ą

ł. Wrył si

ę

w ziemi

ę

takim jasnym tonem,

ż

e wzleciały ponad

drzewa krety uskrzydlone,

ż

e strumienie, co pod ziemi

ą

ciemno si

ę

pocz

ę

ły,

nad brzegami, co je wi

ężą

, w lir

ę

si

ę

wygi

ę

ły.

Wzniósł si

ę

w gór

ę

, r

ę

k

ą

jeno ci

ęż

ar strun odmierzał,

a ju

ż

wiatrem swego głosu w

ż

ę

dzie uderzał,

background image

58

a

ż

ę

dzie melodyjnie tr

ą

caj

ą

c si

ę

wzajem,

rozdzwoniły włosy wierzby nad le

ś

nym ruczajem,

a w tych włosach smutek nagły wyl

ą

gł si

ę

tak cicho,

ż

e nie b

ę

d

ą

c jeszcze szeptem, szeptał: "Eurydyko..."

Jeno woda pochwyciła to czułe wezwanie,
a ju

ż

w kwiaty je wkropiła na le

ś

nej polanie,

a tam trawy zielonawe w korzenie wyszeptały
i ju

ż

drzewa jej imieniem szumie

ć

poczynały.

Targn

ą

ł strun

ę

, bo nie szeptem

ś

mier

ć

miał głuch

ą

przemóc,

lecz wołaniem tak wysokim, jak gwiazda nad ziemi

ą

:

"Chcecie? Rozpacz wam wy

ś

piewam: płomieniste góry

rosn

ą

we mnie, burza wra

ż

a w ziemi

ę

kły wichury.

Chcecie? Błyskawic

ą

chłostam, serca gryz

ę

gromem,

w r

ę

ku piorun mam i rozpacz w oku nieruchomem,

a ta rozpacz w gniew urasta, a ten gniew jest burz

ą

przeciw tobie, której kształty czarno si

ę

marmurz

ą

".

Ju

ż

nie słowem, ale głosem w tward

ą

kor

ę

nieba

tłukł Orfeusz, a

ż

sypn

ę

ła ci

ęż

kich gwiazd ulewa...

Wtedy przerwał, bowiem uczuł,

ż

e mu głos uwi

ęż

nie

w niebie dr

żą

cym jeszcze...

Ale d

ą

b milczał pot

ęż

niej.

6. Pora

ż

ka

"Eurydyko, pora

ż

ka jest słodka.

Chwała tobie, który

ś

mnie zwyci

ęż

ył".

Mijał strumie

ń

. Trzcina wiała wiotka.

Las si

ę

ko

ń

czył i zaczynał ksi

ęż

yc.

A te skały, co wyrosły ostre,
zdały mu si

ę

czułym zapewnieniem.

A t

ę

noc obejmował jak siostr

ę

i nazywał najczulszym imieniem.
I przemierzał strunami

ś

pi

ą

cymi

oddalenie nie obj

ę

te słowem,

i jak klucz do zamkni

ę

tych podziemi

niósł na wargach milczenie d

ę

bowe.
















background image

59

Ostatni wiersz

Te dni s

ą

małym miasteczkiem zdarze

ń

.

Znam

ś

wiat na pami

ęć

,

na pami

ęć

znam ka

ż

d

ą

gwiazd

ę

i ból wieków,

rzeczywisto

ść

granitow

ą

co dzie

ń

.

Nie

ż

yj

ę

w mie

ś

cie i krajach globów,

ż

yj

ę

w ogrodzie

przekwitłych uczu

ć

zwierz

ę

cych i pragnie

ń

.


Ja: rozstrzelany po tysi

ą

ckro

ć

ż

ołnierz stuleci,

z sercem na bagnet brata nakłutym,
nie czekam. Za wzgórzami czasu nabrzmiewa nowy atak.
Odwa

ż

nie nie wiem ko

ń

ca i pocz

ą

tku

ś

wiata. Kiedy mnie jak boga - przez

tysi

ą

clecia nie znanego - wykl

ę

to,

znam drog

ę

krzy

ż

owej m

ą

dro

ś

ci - oboj

ę

tno

ść

.












background image

60

P

ami

ą

teczki


Pami

ą

teczki zasuszone - nieba ró

ż

.

Na pudełku tyrol i jabło

ń

.

Takie proste było wszystko: chleb i nó

ż

.

a teraz gdzie opadło?
Takie proste byłyby lata
- zasuszone dzi

ś

w ksi

ąż

kach płatki.

Jak obrazki zieleni

ą

odczu

ć

?

Niewypukłe obrazki, gładkie.
[Nie ma ciebie, nie b

ę

dzie, po co

szuka

ć

gwiazdek w czarnej sali?

Tylko pami

ęć

wysycha - potok,

ś

wiat - klinika trocinowych lalek.]

Dziecinnieje mi ziemia znów
zamykana w tajemnice pudełek.
Oddalony smutek snów
jak nad

ś

mierci

ą

rzucona przeł

ę

cz.


Srebrny kluczyk. Nakr

ę

cane ptaszki -

- pomniejszone pozytywki zdarze

ń

.


A to wszystko male

ń

kie obrazki

powieszone na pot

ęż

nym konarze.

























background image

61

Piosenka

Wprost, na przełaj, przez pola zardzewiałe zmierzchem
pojedziemy w gł

ą

b nocy, smutni Don Kiszoci,

po to tylko, by kiedy

ś

(mo

ż

e w ba

ś

ni progu)

rozerwał nam

ś

wiadomo

ść

zabł

ą

kany pocisk


Nasze istnienie cierpkie jest, na pół przytomne,
czekaj

ą

ce na nowo

ść

- nastanie nieznane.

L

ę

kiem w noc wyczekiwa

ń

serce pi

ęś

ci

ą

bije,

nie wie, czy bł

ą

dzi

ć

dalej, czy czeka

ć

na ranek.


Wiatraki rozszalałych, wiruj

ą

cych my

ś

li

dr

ą

nam ja

ź

nie purpur

ą

, powstaj

ą

cych godzin.

Los nasz t

ę

tni, za sło

ń

ca ukryty zachodem,

zbudzi si

ę

mo

ż

e szcz

ęś

ciem w jutrzni sło

ń

c narodzin.

Szcz

ęś

cia jest tylko tyle, ile go wymarzysz,

kiedy r

ę

ce ugrz

ę

zn

ą

ci palcami w błocie.

Ty!... pami

ę

taj o ba

ś

ni, co ci

ę

kiedy

ś

zbawi,

lecz nie walcz o ni

ą

z lud

ź

mi, smutny Don Kiszocie.






























background image

62

Pokolenie

Do palców przymarzły struny
z cienkiego krzyku ro

ś

lin.

Tak si

ę

dorasta do trumny,

jake

ś

my w czasie doro

ś

li.

Stan

ę

ły rzeki ognia

ś

ci

ę

te kr

ą

purpurow

ą

;

po nocach sen jak pochodnia
straszy obci

ę

t

ą

głow

ą

.

Czego

ż

ty jeszcze? W mrozie

ś

wiat jest jak z trocin sypki.

Oczu st

ęż

ały orzech.

To

ś

nieg, to nie serce tak skrzypi.

Ka

ż

dy - kolumn

ą

jeste

ś

,

na grobie pie

ś

ni własnych

zamarzły. Czego

ż

ty jeszcze?

To

ś

mier

ć

- to nie włosy blasku.

To soli kulki z nieba?
Czy łzy w krzemie

ń

twarzy tak wrosły?

Czy ziemia tak bólem dojrzewa,
jake

ś

my w czasie doro

ś

li?




























background image

63

Pragnienia

Co dzie

ń

kochaj

ą

c ci

ę

płacz

ę

,

t

ę

skni

ę

za tob

ą

patrz

ą

c,

oczy mi popielej

ą

,

wiedz

ą

,

ż

e nie zobacz

ą

.


A z ciebie gorycz płynie
jak w niebo dym spokojny,
dzie

ń

jak li

ść

kruchy si

ę

zwinie

i ptak, co w

ś

piew niezbrojny.


Przysiadaj

ą

na mnie modlitwy

przelotne, ach, przelotne.
Elementarne bitwy,
trwo

ż

ne, samotne.


Ucz

ę

si

ę

ciała na pami

ęć

i umiem. Wida

ć

dusza

jest jeszcze, która kłamie,
a we mnie

ś

mier

ć

porusza.


Po snów kipieli ciemne)
szukam ci

ę

, tak si

ę

spalam,

r

ę

ce mi nadaremne

jak ptak, co gniazdo kala.

I mo

ż

e by w milczeniu

i w cierpieniu by mo

ż

e,

ż

, kiedy nocy gro

żę

,

niedowidzeniu.

I takim ci ja hardy
jak r

ę

ce, co rycerzom

przypinaj

ą

kokardy,

w których sił

ę

nie wierz

ą

.


I takim ci ja mocarz,

ż

e kiedy słów nie trzeba,

nie umiem stworzy

ć

nieba

miło

ś

ci

ą

w oczach.









background image

64

Przypowie

ść


Pan Bóg u

ś

miechn

ą

ł si

ę

i wtedy powstała ziemia,

podobna do jabłka złotego i do zwierciadła przemian.
Po niej powoli si

ę

s

ą

cz

ą

zwierz

ą

t dojrzałe krople

wst

ę

puj

ą

c z wód w powietrza - drgaj

ą

ce srebrem - stopnie.

A

ś

piew najcichcszego z ptaków zamienia si

ę

w mi

ę

kki obłok

i wtedy powstaj

ą

chmury do ziemi i gwiazd podobne.

Wi

ę

c knieje do mórz podchodz

ą

i kład

ą

włosy na wod

ę

i wtedy fale si

ę

barwi

ą

na kolor dojrzałej jagody.

Ś

wiatło przenika do ziemi, a ziemia blask przygarnia;

bory wrastaj

ą

w powietrze, powietrze od lasów - czarne.

Zwierz

ę

ta wnikaj

ą

w kor

ę

, a kora porasta

ż

ycie

i niewidzialne, w przestrzeni, wiruje ziemi odbicie.
Wtedy s

ą

wszystkie kolory, ka

ż

dy od innych ró

ż

ny,

które s

ą

wszystkie te same pod szklan

ą

kopuł

ą

pró

ż

ni.

I zafrasował si

ę

Bóg,

ż

e sam swych dzieł nie ogarnie,

wi

ę

c cisza zło

ż

yła si

ę

w fałdy, a

ś

wiatło stało si

ę

czarne

i ci

ęż

kich kowadeł gór rosły łodygi ogniste,

a gromy z wysiłku kuły zmarszczone w gro

ź

nym namy

ś

le,

a

ż

si

ę

wykrzesał z ku

ź

ni pod niebo od huku białe

z chmur i ziemi ulany - człowiek ciemny i mały.
Teraz u

ś

miechn

ą

ł si

ę

Bóg i we

ś

nie znu

ż

ony oniemiał,

i do dzi

ś

ą

dzi w

ś

ród grozy człowiek ciemny jak ziemia.


























background image

65

Psalm IV

Bo

ż

e mój. Ja przed Tob

ą

ołtarz ciała rozdarty.
Ja - jednym sumieniem rodzony,
dymi

ę

tysi

ą

cem martwych.


Nie tłomacz mi ptaków i ro

ś

lin,

ja znich pocz

ę

ty - rozumiem,

tylko si

ę

krzywdy nauczy

ć

i ludzi si

ę

uczy

ć

nie umiem.


Ja ju

ż

spokojny . Ze

ś

lij

ulewy głów obci

ę

tych,

str

ąć

nieba płask

ą

dło

ń

,

Ty ze wszystkiego -

ś

wi

ę

ty.


Ale mi czyny wytłomacz,
ziemi ziej

ą

cy orkan,

bo nic,

ż

e po kl

ę

sce jej depcz

ę

jak po krzemiennych toporkach
ludzi, co nigdy nie rosn

ą

c,

o

ś

ciany jaski

ń

miecz ostrz

ą

.


Ale wytłomacz mi tych,
co niewiedz

ą

cy - u ciemnych wód

s

ą

spopielałe krzy

ż

yki czarne

nie odegranych nigdy nut.





















background image

66

R

odzicom


A otó

ż

i macie wszystko.

Byłem jak lipy szelest,
na imi

ę

mi było Krzysztof,

i jeszcze ciało - to tak niewiele.

I po kolana brodz

ą

c w blasku

ja miałem jak

ś

wi

ę

ty przenosi

ć

Pana

przez rzek

ę

zwierz

ą

t, ludzi, piasku,

w ziemi brn

ą

c po kolana.


Po co imi

ę

takie dziecinie?

Po co, matko, taki skrzydeł pokrój?
Taka walka, ojcze, po co - takiej winie?
Od łez ziemi krwawo mi, mokro.

My

ś

lała

ś

, matko: "On uniesie,

on nazwie, co boli, wytłumaczy,
pod

ź

wignie, co upadło we mnie, kwiecie

- mówiła

ś

- rozkwitaj ogniem znacze

ń

".


Ojcze, na wojnie twardo.
Mówiłe

ś

pragn

ą

c, za ziemi

ę

cierpi

ą

c:

"Nie poznasz człowieczej pogardy,
ud

ź

wigniesz sław

ę

ci

ęż

k

ą

".


I po có

ż

wiara taka dziecinie,

po có

ż

dzieci

ń

stwo jak płomieni dom?

Zanim dwadzie

ś

cia lat minie,

umrze mu

ż

ycie w złocieniach r

ą

k.


A po có

ż

my

ś

l taka jak sosna,

za wysoko głowica, kiedy pie

ń

tn

ą

.

A droga jak

ż

e prosta,

gdy serce niezdarne - proch.

Nie umiem, matko, nazwa

ć

, nazbyt boli,

nazbyt mocno

ś

mier

ć

uderza zewsz

ą

d.

Miło

ść

, matko - ju

ż

nie wiem, czy jest.

Nozdrza rozd

ę

te z daleka Boga wietrz

ą

.


Miło

ść

- có

ż

zrodzi - nienawi

ść

, struny łez.


Ojcze, bro

ń

d

ź

wigam pod kurtk

ą

,

po nocach ciemno - walcz

ę

, wiary wi

ę

dn

ą

.

Ojcze - jak tobie - prócz wolno

ś

ci mo

ż

e i dzieło,

mo

ż

e i wszystko jedno.

background image

67

Dzie

ń

czy noc - matko, ojcze - jeszcze ustoj

ę

w trzaskawicach palb, ja,

ż

ołnierz, poeta, czasu kurz.

Pójd

ę

dalej - to od was mam:

ś

mierci si

ę

nie boj

ę

,

dalej nios

ą

c nar

ę

cza pragnie

ń

jak spalonych ró

ż

.














































background image

68

Rzeczy niepokój

Nie wiem nic. Jest wokoło ten rzeczy niepokój,
który rzeki przesyca i morza obłoków,
który jest sam przez siebie, a ja ponad którym
jestem jak smutne dziecko przenosz

ą

ce góry.


I nie wiesz nic, i mo

ż

esz r

ę

ce jeszcze

zanurzy

ć

w płynno

ś

ci rzeczy i rzeczy niepokój.

Bo jest w tym jak w tworzeniu z marmuru drzew

ż

ywych

(które si

ę

same ciosaj

ą

pod r

ę

k

ą

)

co

ś

jak nieuchwycenie w locie złotej grzywy,

jak opadanie - smutne i jak ziemia - pi

ę

kne.

Jak ziemia, bo ta w trwodze najdalszej wywoła
- i w grobach - jak

ąś

smukło

ść

anielsk

ą

ko

ś

cioła.

Wi

ę

c id

ź

, chocia

ż

by

ś

wiedział,

ż

e zmierzasz do grobu,

bo nie w tobie jest trwoga, ale ty przez trwog

ę

.

Bo to nie

żą

dz

ą

wzrasta, ale zapatrzeniem,

jak wierzby, które rosn

ą

c w wodzie, rosn

ą

- cieniem.


Wtedy ziemia si

ę

skurczy, a

ż

za w

ą

ska stopom

b

ę

dzie chmura - na przekór arkom i potopom.


Tylko ludzie znad trawy - jak krowy - spojrzenie
zwróc

ą

w niepokój rzeczy, w to, co zapatrzenie,

i przez swoj

ą

osobowo

ść

, w to, co gromem

ś

niło,

powiedz

ą

nierozwa

ż

nie i osobno: miło

ść

.








background image

69

S

ny II


Dziewczyna

ś

pi

ą

c odrzuca r

ę

ce w gór

ę

,

w s

ą

siedni sen, który si

ę

o ni

ą

otarł,

a nad ni

ą

dr

żą

ci

ą

gn

ą

ce długim sznurem

zje

ż

one kły - jak ciche my

ś

li kota.


Wi

ę

c bierze sen i mrucz

ą

c wtula usta

w puszyst

ą

sier

ść

, przykłada j

ą

do piersi,

a

ż

sko

ś

ny cie

ń

wychodzi nagle z lustra

i sen jak wzrok zachodzi biał

ą

ś

mierci

ą

.


Dziewczyna

ś

ni

ą

c nazywa po imieniu

zielony li

ść

i chmury, które płyn

ą

,

i sko

ś

ny cie

ń

zamkni

ę

ty we wspomnieniu

i budzi si

ę

, i nie zna

ż

adnych imion.


A wtedy

ś

wit zamyka pusty pokój

jak biały dzwon. Dziewczyna w odr

ę

twieniu

widzi w swych snach ró

ż

ow

ą

krew obłoków

i tropy łap - jak czarnych gwiazd na ziemi.



























background image

70

Sny III

Ś

ni

ą

si

ę

dalekie łowy. Wtedy si

ę

odmyka

łuk grzbietu, który długo t

ęż

ał w zamy

ś

leniu,

i z wolna noc si

ę

pije jak ptaki i cienie

wiruj

ą

ce po kole zastygłego krzyku.


Sier

ść

rozrasta si

ę

szybko, a

ż

całkiem wypełni

mroczn

ą

kotlin

ę

ś

cie

ż

ki i fosforem trzeszcz

ą

c

sypie szelest napi

ę

ty jak ogromne kleszcze,

ż

e zdaje si

ę

: za chwil

ę

spadnie kropla pełni.


Wreszcie wielki jak jesion, na zdr

ę

twiałych łapach,

trzeba si

ę

wznosi

ć

wy

ż

ej i skrada

ć

z daleka

za cieniem, który niesie przykr

ą

wo

ń

człowieka,

a ma bezwładne skrzydła ró

ż

owego ptaka.



A gdy łapy opadn

ą

, jak skór

ę

si

ę

zdziera

pazurami krzyk ostry, który cuchnie krwi

ą

,

spod powiek wschodz

ą

nagle br

ą

zowe owoce

i słycha

ć

z góry: ptaki na modrzewiu drwi

ą

.




























background image

71

Sny dziecinne

Sny dziecinne pachniały wanili

ą

.

Jak oderwa

ć

to

ż

ycie od trwogi?

Te dni jak małe bo

ż

ki w oliwkowym lesie -

- wyrosły z nich dorosłe wilki i ogie

ń

opalił sosny strzelistych uniesie

ń

.


Takie to dzieje, matko. Boli wiatru kolec
wbity w dwudziest

ą

jesie

ń

, kiedy umiem

ju

ż

najtrudniejsze słowa. Na p

ę

kni

ę

tym stole

umieraj

ą

kwiaty - suche deski trumien.

Dusi las zdarze

ń

przyrosłych. Nic wi

ę

cej.

Matko,
jeszcze jednym u

ś

miechem sprzed lat dwudziestu

przywró

ć

mi wzrok dla

ś

wiata

dzieci

ę

cy.

































background image

72

Spojrzenie

Nic nie powróci. Oto czasy
ju

ż

zapomniane; tylko w lustrach

zasiada si

ę

ciemno

ść

w moje własne

odbicia - jak

ż

e zła i pusta.


O znam, na pami

ęć

znam i nie chc

ę

powtórzy

ć

, naprzód zna

ć

nie mog

ę

moich postaci. Tak umieram
z półobjawionym w ustach Bogiem.

I teraz znów siedzimy kołem,
i planet dudni deszcz - o mury,
i ci

ęż

ki wzrok jak sznur nad stołem,

i stoj

ą

ciszy chmury.


I jeden z nas - to jestem ja,
którym pokochał.

Ś

wiat mi rozkwitł

jak wielki obłok, ogie

ń

w snach

i tak jak drzewo jestem prosty.

A drugi z nas - to jestem ja,
którym nienawi

ść

dr

żą

c

ą

pocz

ą

ł,

i nó

ż

mi błyska, to nie łza,

z dr

ę

twych jak woda oczu.


A trzeci z nas - to jestem ja
odbity w wypłakanych łzach,
i ból mój jest jak wielka ciemno

ść

.


I czwarty ten, którego znam,
który naucz

ę

znów pokory

te moje czasy nadaremne
i serce moje bardzo chore
na

ś

mier

ć

, która si

ę

l

ę

gnie we mnie.














background image

73

Stuletni wieczór

Wyj

ść

na ulic

ę

w niebieski, letni zmierzch,

dymi

ą

fajki jak zapach zielonych bazylii,

gwiazdy jak ryby zabite wypływaj

ą

na wierzch,

znad gitar - kapelusze jak czarne pluszowe motyle.
Wyj

ść

na ulic

ę

: kołyski zwiewnej muzyki i bajek,

tam graj

ą

katarynki jedwabny stuletni walczyk.

Ten niderlandzki obraz z porcelanowych fajek,
z baldachimów dłoni kobiecych i strun kobiecych palców.
Otom dzieckiem, skrzydłem jednodniowych przeczu

ć

.

Jestem tylko chłopcem, który płacze nad zabitym ptakiem.
Nie prze

ż

yłem tylu lat i drzew, co ten wieczór.

Jestem chłopcem, który płacze nad zabitym ptakiem.



































background image

74

Sur le Pont de’Avignon

Ten wiersz jest

ż

yłk

ą

słoneczn

ą

na

ś

cianie

jak fotografia wszystkich wiosen.
Kantyczki deszczu ci przynios

ę

-

wyblakłe nutki w nieba dzwon
jak wody wiatrem oddychanie.
Ta

ń

cz

ą

panowie niewidzialni

"na mo

ś

cie w Awinion".

Zielone, staro

ś

wieckie granie

jak anemiczne p

ą

czki ciszy.

Odetchnij drzewem, to usłyszysz
jak promie

ń

- napr

ęż

ony ton,

jak na najcie

ń

szej wiatru gamie

ta

ń

cz

ą

li

ś

ciaste suknie panien

"na mo

ś

cie w Awinion".

W drzewach, w zielonych okien ramie
przez widma miast - srebrzysty gotyk.
Wiruj

ą

ptaki płowozłote

jak lutnie, co uciekły z r

ą

k.

W lasach zielonych - białe łanie
uchodz

ą

w coraz cichszy taniec.

Ta

ń

cz

ą

panowie, ta

ń

cz

ą

panie

"na mo

ś

cie w Awinion".


























background image

75

Swoboda

ko

ń

bryzgiem srebrnych dzwonków parska

w zielon

ą

ru

ń

jak wod

ę

mi

ę

kk

ą

kwiaty przynosz

ą

w barwnych garstkach

ś

wit g

ę

stych rzek na sutkach d

ź

wi

ę

ku.


Drzewa s

ą

wolne w rudych lasach

przebiega ko

ń

przez płynno

ść

polan

ż

owo gra rozbiegiem oczu

balony nozdrzy gnie do kolan

a kiedy wbiegnie w d

ź

wi

ę

czne stepy

w rozlany łan bł

ę

kitem

ś

wie

ż

y

stanie wysoko wyzwolony
i wchłonie sło

ń

ce wolne zwierz

ę

...


































background image

76

Ś

mier

ć

kukły


Zasło

ń

firanki, szklana madonno złudzenia!

Ju

ż

nie ma nic za oknem, którym uwi

ą

dł pejza

ż

.

Noc, w któr

ą

tylko wieczór

ś

mierci

ą

wejrzał,

cisz

ę

w bolesne kraty drzew popl

ą

tanych zamienia.

Ś

mier

ć

w ci

ęż

kich ramach z ołowiu wieszam na

ś

cianie.

Zasło

ń

firanki, szklana madonno złudzenia!

To oboj

ę

tno

ść

spada mi w oczy jak kamie

ń

,

gorzki

ś

wit deszczu wi

ę

dnie w niedochceniach.

Smutne poci

ą

gi s

ą

oboj

ę

tnym po

ś

cigiem,

w

ę

sz

ą

po

ś

ladach pomi

ę

tych brudn

ą

ulic

ą

,

i ka

ż

dym

ś

witem płacz mi si

ę

zrywa jak wybieg.

Czuj

ę

brz

ę

cz

ą

c

ą

jak komar zgubiony - nico

ść

.

Wieczór bezdomny umarł mi cicho na r

ę

kach...

Niebo zapina d1rnury na ksi

ęż

yc jak

ż

eton.

Zasło

ń

firanki, szklana madonno złudzenia!

Patrz

ę

: wiatr przechodzi pod r

ę

k

ę

z umarł

ą

gazet

ą

.






























background image

77

Ś

wiat obok


Na wybrze

ż

u uduszonym przez płyn

ą

ce drzewa

w obrze

ż

ach dymi zmierzchu niebieski opar

i alejami przechodzi

ś

piewny, wielki cie

ń

zgubionego w dzieci

ę

ctwie kota.


Przez puste lustro zmierzchu przechodz

ę

co wieczór

wisz

ę

ciemnym odbiciem i znikam.

Faluj

ą

aleje palmowe wezbrane od przeczu

ć

,

powietrze zaszyte w szum cykad.

Za naro

ż

n

ą

ulic

ą

, zmniejszony przez ksi

ęż

yc

wyj

ść

na bulwar : otwiera si

ę

morza szelest.

Na rejach brygantyny cieniem si

ę

wypr

ęż

wiatru czarny wisielec.

Na okr

ę

cie wieków omszonym w zielony plusz

odpływam pod nieba pełne błyskawic, zwierz

ą

t, znaków

od chłodnych studni portów obrosłych w powoje ró

ż

w pejza

ż

e japo

ń

skich ryb, pereł i laku.


Gdy podró

ż

przekroczy czas i smutek,

na g

ą

bkach lagun zadymi ró

ż

owym deszczem,

w ten dzie

ń

ukryty za brzegiem spojrzenia

znajd

ę

ci

ę

na polanie nie przewidzianej przez przestrze

ń

.
























background image

78

Ś

wiat sen


Smutny, jaki smutny człowiek u

ś

piony w zdarzeniach,

w zdarzeniach prawdziwych.
Jakby

ś

kre

ś

lił kółko na piasku, a w d

ę

bów cienie

jak w rzeczywiste zamki kolorowe powprawiał szyby.

Tak sobie nieroztropnie - niby przypominasz
dzieci

ę

ce twierdze z pisaku.

Uwierzy

ć

łatwo:

ż

yjesz tam,

a teraz

ś

nisz tylko

o

ś

lepiaj

ą

cy sen piorunów, krzywdy i blasku.


Jak

ż

e spokojnie, cho

ć

upłyn

ą

ł dwudziesty rok,

nie wierzy

ć

w rzeki ognia, przez wiatr unoszonych ludzi,

ton

ą

c po brzegi spojrzenia w rzeczywisto

ść

.


Ale ja si

ę

obudz

ę

, ale ja si

ę

obudz

ę

.
































background image

79

T

en czas


Miła moja, kochana. Taki to mroczny czas.
Ciemna noc, tak ju

ż

dawno ciemna noc, a bez gwiazd,

po której drzew upiory wydarte ziemi dr

żą

.

Smutne nieba nad nami, jak krzy

ż

złamanych r

ą

k.

Głowy dudni

ą

po ziemi, noce schodz

ą

do dnia,

dni do nocy odchodz

ą

, nie łodzie trumny rodz

ą

,

w

ś

wiat grobami odchodz

ą

, odchodzi czas we snach.


A serca tak ich mało, a usta tyle ich.
My sami tacy mali, krok jeszcze przejdziem w mit.
My sami takie chmurki u skrzy

ż

owania dróg,

gdzie armaty stuleci i krzy

ż

, a na nim Bóg.

Te sznury, czy z szubienic? długie, na ko

ń

cu dzwon

to chyba dzwon przestrzeni. I taka słabo

ść

r

ą

k.

I ulatuje słysz

ę

ta moc jak piasek w szkle

zegarów starodawnych. Budzimy si

ę

we

ś

nie

bez głosu i bez mocy i słycha

ć

, dudni sznur

okutych maszyn burzy. Niebo krwawe, do ró

ż

y

podobne le

ż

y na nas jak pokolenia gór.

I płynie mrok. Jest cisza. Łamanych czaszek trzask;
i wiatr zahuczy czasem, i wiek przywali głazem.
Nie stanie naszych serc. Taki to mroczny czas.




















Ten wiersz jak

ś

mier

ć

smutny…

I
Ten wiersz jak

ś

mier

ć

jest smutny

i oboj

ę

tny jak

ś

mier

ć

.

Szare koty pod

ś

wiatło pusz

ą

ostr

ą

sier

ść

.

background image

80

ś

ółty lament ulicy, gdzie nie chodzi nikt.

Bije trwoga

ż

aglami o codzienno

ść

szyb.

II
Niebo blaknie za ka

ż

dym krokiem. Ogie

ń

wydzwania łuny, a wesołe ptaki
s

ą

po

ż

egnaniem moim z lud

ź

mi i bogiem.

Ś

lepn

ę

, trac

ę

drogi, chodz

ę

torem rakiet.

A wi

ę

c jesie

ń

. Dymi miasto, ptaki płyn

ą

na ukos,

li

ś

cie opadłe z czerwonych kominów fabryk.

Po ulicy chodz

ą

umarli, le

żą

skrzydła oderwane krukom,

czeka powóz i w drzwiach martwy lokaj z kandelabrem.
Woja

ż

toczy powoli drogi wysokich kasztanów.

Upływam w jesie

ń

mniejszy z ka

ż

dym krokiem,

w pola zasianych zjaw, w kolumny martwych peanów,
w oboj

ę

tno

ść

- mijanych - okien.

Gdzie powóz drog

ą

odpływa? Szelestem dymi bruk.

O, najsmutniejsza jesieni, w zam

ę

cie znaków i elips

nad pie

ś

ni

ą

kołujesz jak kruk.

Jak miło

ść

powierzon

ą

dwóm

ż

yciom - rozdzieli

ć

?































background image

81

Tren II

Oto jak pomnik własnego miłowania
u sinych wód milczeniem stoj

ę

,

a dołem płyn

ą

trumny i posłania,

a gór

ą

czas i wielkie boje.


O

ź

li,

ź

li ludzie, jakie to wam było

ciało złowrogie, t

ę

pe takie złe,

o, jaka była ta kłamana miło

ść

,

której nie starczy i na jedn

ą

łz

ę

.


O

ź

li, nieszcz

ęś

ni czy w Bogu zapomniani,

tłumem wylegli nad przepa

ś

ci brzeg,

nie dostaj

ą

cy ciemnymi głowami,

nie uskrzydleni rytmem ciemnych serc.

Mroczne, mroczne w

ą

wozy. To mi przed oczami

cie

ń

duchów jakich

ś

mignie, to strzaskany krzy

ż

,

to drogi stratowane trwog

ą

i kołami,

nad grobowiskiem ziemi - nieba dr

żą

cy li

ść

.


Nie ma, nie ma powrotu, sine wody moje,
do zatopionych dziejów, które w was odbite.
Ja jestem pos

ą

g wasz i nad milczeniem stoj

ę

skamieniałym - pragnieniem i

ż

ywym - granitem.


Nie ma, nie ma ucieczki. Na rozdartej ziemi
ten milion serc kalekich z mojej piersi krwawi.
Byli

ż

ywi, odeszli z słowami prostymi,

tych Bóg milczeniem zbawił.

Ale nam ziemia gorzka, twarda, nieudała.
Widz

ę

was krew w

ę

sz

ą

cych, pal

ą

cych ko

ś

cioły,

zdzieraj

ą

cych z umarłych strz

ę

p

ż

ałosny ciała,

zła trwog

ą

i chciwo

ś

ci

ą

ą

czonych na poły.


Czuj

ę

stopy w

ę

sz

ą

ce ostatnie przymierze

i ciemno

ść

, która chlusta na to martwe złoto.

I jestem pos

ą

g czasu

ś

mieszny - który wierz

ę

,

cho

ć

nie ma znów powrotu, znów nie ma powrotu.









background image

82

Ty jeste

ś

moje imi

ę

i w kształcie, i w przyczynie


Ty jeste

ś

moje imi

ę

i w kształcie, i w przyczynie,

i moje dłuto lotne.
Ja jestem, zanim minie wiek na koniu - bezczynie,
ptaków i chmur zielonych złotnik.
Ty jeste

ś

we mnie jaskier w chmurze rze

ź

biony blaskiem

nad czyn samotny.
Ja z ciebie ulew piaskiem runo burz, co nie ga

ś

nie,

ka

ż

dym

ż

yciem i

ś

mierci

ą

stokrotny.

Ty jeste

ś

marmur

ż

ywy, przez który kształt mi przybył,

kształt w wichurze o

ś

wicie widziany,

który o mleczne szyby buchn

ą

ł płomieniem grzywy

i zastygł w dłoni jak z gwiazdy odlany.
I jeste

ś

mi imi

ę

ruchów i poczynaniem słuchu,

który pojmie muzyk

ę

i sposób,

który z l

ą

du posuchy wzejdzie

ż

ywic

ą

-duchem

w łodyg

ę

głosu.
































background image

83

W

ż

alu najczystszym


O, dziecko smutne, o ty zagubiony
w

ż

alu najczystszym za wrót niedomkni

ę

ciem,

któr

ę

dy by duch przewiał natchnionym cyklonem

i wiar

ę

ś

wi

ę

cił.


Ty gdzie odje

ż

d

ż

asz, co

ś

aniołów widział

w ludziach znu

ż

onych, co szli nad strumieniem,

i ju

ż

odbicia ich ujrzałe

ś

ś

wiatłem,

gdy były cieniem?

Gdzie chciałe

ś

wyczu

ć

pod dłoni

ą

kształt lawy,

która by w gemmy zastygła zwyci

ę

stw?

Czy gdzie si

ę

bunt nie z ognia, a z mało

ś

ci stawał,

a z pie

ś

ni - wyciem?


Czy gdzie si

ę

wolno

ść

stawała skuwaniem

w imi

ę

powstałych, którzy kładli nowe spadli jak głowy?


Czy

ś

ty nie widział,

ż

e w słabo

ś

ci wokół

nikt nie dopatrzył do ko

ń

ca przeznacze

ń

i

ż

e za mały, by stan

ąć

na cokół

wojownik płacze?

A wiesz,

ż

e m

ę

drców i magów spełnienia

to niebo było czynione przez człeka,
by trwał dla celu, szedł, jak idzie-cieniem,
czekał, jak czeka!

I wiesz, co miło

ść

- je

ś

li tylko sobie?

co znaczy przemoc, je

ś

li tylko zemst

ą

za krzywdy, których nie wydrze i spowied

ź

,

a

ż

stan

ą

kl

ę

sk

ą

?


O, dziecko smutne, ty nie dopełnione
człowiekiem - jakby nie spełnione

ż

yciem.

ż

to rze

ź

bienie, je

ś

li tylko w marmur

marmuru ryciem?

ż

to pod snami jak pod palcem czułym

znajdziesz, gdy

ś

człowiek przez ciało i ruchy,

kiedy ci

ę

smutkiem w kamieniu wykuły

najczystsze duchy?

Nie płacz i pojmij prawo, które mija
i pojmij sen, a taj

ą

c pojmowanie, uczy

ń

ż

ywy grom w głazie jak r

ę

ka niczyja,

co

ż

yj

ą

c - uczy.

background image

84

Warstwy

Z p

ę

tli latar

ń

jak wzrok ku tobie oderwa

ć

?

Oto miasto umarłe od

ż

alu.

Ulic

ą

przechodzi

ś

lepy pies dozorcy,

a ró

ż

owe suknie wracaj

ą

z balów.

Lokomotywy jesieni

ą

ż

ółkn

ą

i sypi

ą

li

ś

cie.

Po szynach zardzewiałych jaki poci

ą

g odejdzie?

Oto mali chłopcy przynie

ś

li nó

ż

i sło

ń

ce maszyni

ś

cie,

a pusta drezyna brz

ę

cz

ą

c odje

ż

d

ż

a bezludna

i w p

ę

dzie

obrywa sczerwieniały li

ść

- semafor.

Z szynku poeta wychodzi nios

ą

c kota zabitego przez pijanych.

Kobiety s

ą

obce, obce jak stare fotografie ciotek.

Omijam zmierzch, id

ę

po ciebie w mał

ą

zmy

ś

lon

ą

uliczk

ę

,

gdzie klon jesienny opada najprawdziwszym złotem.

background image

85



































Wiatr

Jak wtedy jest nas wsz

ę

dzie troje,

ja i ty, ja i ty,
a za oknem wiatr uchodzi p

ę

kni

ę

tym obojem,

narasta zm

ę

czony krzyk.


Unosz

ą

si

ę

drzewa i czarne ptaki, o szyby

bij

ą

li

ś

cie czerwie

ń

sze ni

ż

jesie

ń

.

Wyd

ę

te uciekaj

ą

dni i obłoki spłoszone jak ryby

w ten nasz bolesny, pierwszy wrzesie

ń

.

Nie odchod

ź

, to motyle pluszowe tak dzwoni

ą

o te szyby umarłe, o martwy wiatr.
Chodzi za oknem upiór zabitego konia
i kaleki, o kulach nienawi

ś

ci -

ś

wiat.

To powietrze wezbrane od trwogi uderza,

background image

86

przebacz mi

ś

wiat i

ż

ycie, i ten wiatr mi przebacz.

Lec

ą

gwiazdy - jaskółki prawdziwego nieba,

rozsypuj

ą

nam

ś

mier

ć

na pokoje,

umieraj

ą

chwile nieostro

ż

nych lat,

bo jak wtedy jest nas wsz

ę

dzie troje,

ja i ty, ja i ty,
i wiatr.










































background image

87

Wróble

Dzie

ń

wróbli i jasno

ś

ci!

W dzbanuszkach małych ptaszków

ś

wiat si

ę

ustał miło

ś

ci

ą

,

niefrasobliw

ą

łask

ą

.


Na wyci

ą

gni

ę

cie r

ę

ki

mam czysto

ść

ich, puszysto

ść

jakbym dotykał ciebie
gał

ę

zi

ą

ich- wielolistn

ą

.


Niebo si

ę

ziemi skłania

le

żą

c

ś

niegiem na drzewach

oczy mru

ż

ysz, zasłaniasz

piórka w blasku nagrzewasz.

Nie zerwiesz si

ę

, nastroszysz

ciepło ptasiego futra
odpowiesz wróblim głosem
w moj

ą

ciemno

ść

- malutka.


Bo w tym

ś

niegu ludzie -

- my z czarnymi sercami.

Ziemio przez nas zabita,
rzesz

ą

tych ptaków czystych

Módl si

ę

za nami!






















background image

88

Wspomnienie

Kraju, kraju ujrzany przez zielone szkło.
Szare osiołki płyn

ą

jak łzy zarosłym dnem wspomnienia.

Te krajobrazy, nim spadn

ą

, wisz

ą

na rz

ę

sach i dr

żą

.

Szare osiołki płyn

ą

jak łzy - zarosłym dnem wspomnienia.


Miniaturowe domki, dalekie o całe powietrze,
o tabun dni i obłoków, dalekie o czyj

ąś

ś

mier

ć

.

Płyn

ą

przeze mnie osiołki zarosłym dnem wspomnienia

i rosn

ą

we mnie lata jak czarna, zje

ż

ona sier

ść

.







































background image

89

Wyzwanie

Moje my

ś

li s

ą

ciemniejsze od obcych słów proroków

moich słów prawdziwych nie zna nikt.
Kto z was wierzy,

ż

e oto na polanie czerwonych obłoków

Przebiegł ko

ń

apokalipsy i znikł?

Kto wierzy,

ż

e w niedzielne popołudnie

nad pyłem od

ś

wi

ę

tnych przechodniów

spadło siedem nieboskłonów w zawiei planet, a w pró

ż

ni

sypano gar

ś

ciami dukaty płon

ą

cych pochodni?

Czy byli

ś

cie w poci

ą

gach pustych, które anielsko wst

ą

piły w za

ś

wiat?

Na ostatnich stacjach, gdzie urywa si

ę

czas,

gdzie w czarnych lustrach wypisano ostateczne znaki i hasła
kto z was zna cmentarz

ś

wiata i nieustanny potop gwiazd?


Czy widzicie : w mroku odchodz

ą

idee rzeczy i czy

ś

ci

ludzie, których nigdy nie było,
i

ż

e Chrystusa tylko Szatan wymy

ś

lił

ż

eby

ś

cie mogli na co dzie

ń

zabija

ć

Boga i miło

ść

.












background image

90

Z

głow

ą

na karabinie


Noc

ą

słysz

ę

, jak coraz bli

ż

ej

dr

żą

c i graj

ą

c kr

ą

g si

ę

zaciska.

A mnie przecie

ż

zdrój rze

ź

bił chy

ż

y,

wyhu

ś

tała mnie chmur kołyska.


A mnie przecie

ż

wody szerokie

na d

ź

wigarach swych niosły ptaki

bzu dzikiego; bujne obłoki
były dla mnie jak u

ś

miech matki.


Kr

ą

g powolny dzie

ń

czy noc kr

ąż

y,

ostrzem

ś

wiszcz

ą

c tnie ju

ż

przy ustach,

a mnie przecie

ż

tak jak innym

ziemia rosła t

ę

ga - nie pusta.


I mnie przecie

ż

jak dymu laska

wytryskała goł

ę

bia młodo

ść

;

teraz na dnie

ś

mierci wyrastam

ja - syn dziki mego narodu.

Kr

ą

g jak no

ż

em z wolna rozcina,

przetnie

ś

wiatło, zanim dzie

ń

minie,

a ja prze

ś

pi

ę

czas wielkiej rze

ź

by

z głow

ą

ci

ęż

k

ą

na karabinie.


Obskoczony przez zdarze

ń

zam

ę

t,

kr

ę

giem ostrym rozdarty na pół,

głow

ę

rzuc

ę

pod wiatr jak granat,

piersi zgniecie czas czarn

ą

łap

ą

;

bo to była

ż

ycia nie

ś

miało

ść

,

a odwaga - gdy

ś

mierci

ą

niosło.

Umrze

ć

przyjdzie, gdy si

ę

kochało

wielkie sprawy głupi

ą

miło

ś

ci

ą

.














background image

91

Z wiatrem

Jesienie rok za rokiem id

ą

,

gwiazdy jak deszcze szyby tn

ą

.

Zielone łanie na polanie,
u okien huczy serca b

ą

k.


Nie płacz, kochana, lat złowrogich,
spod twoich rz

ę

s zielony li

ść

,

ptaki i drzewa trysn

ą

, drogi,

po których dalej trzeba i

ść

.


Li

ś

cie opadły. Wróc

ą

li

ś

cie

i modlitewne łuki gór,
przemin

ą

ludzie w nienawi

ś

ci,

zostanie trzepot ptasich piór.

Knieje si

ę

pieni

ą

- tylko pomy

ś

l -

w powietrza faluj

ą

cym tchu

nied

ź

wiedzi pomruk zaczajony,

niebieski jezior duch.

Nie płacz, kochana.

Ś

pij w cierpieniu,

na dłoni mojej dr

żą

cy ptak,

rzekom i mnie, i wiosen cieniom,
i miłowaniu lat.

Przeminie łoskot burz gwia

ź

dzistych,

nie stanie ludzkich burz.
Nam,

ś

piewaj

ą

cym pie

ś

ni czyste,

serce rozetnie czas jak nó

ż

,


Bo ju

ż

kolebi

ą

aniołowie

imi

ę

- jak złote imi

ę

gwiazd,

próchnieje pod stopami czas,
zostaje wieniec chmur na głowie.

Bo ju

ż

kolebi

ą

aniołowie

na niewidzialnych dłoni

ś

nie

proste jak sosna, czyste dnie
rosn

ą

ce w ptasim słowie.









background image

92

Zła kołysanka

Jesiennych li

ś

ci, twoich włosów zapach,

brz

ę

czy trwogi p

ę

kni

ę

ty zegar.

Od gwiazd wieje chłód, zagasł

ś

wiecznik lata

i mój

ż

al

czarnym psem co wieczór do r

ą

k ci przybiega.


Czy umiesz zasn

ąć

? Płacz umarłej olchy

długo wyje po nocy - kopule echa.
Płyniemy, nie ma portów, nie ma dla nas kolchid,
wiesz: smutek - zaczajony patrol - tylko czeka.
Dobry smok w bajce, teraz jest sen zastygły,
sen upiorów - upływa nocy pomnik niebosi

ęż

ny.

Tylko krzyk widma, które chłop nabił na widły,
tylko krzyk kotów duszonych przez ksi

ęż

yc.

Czy umiesz zasn

ąć

? Dzi

ś

obł

ą

kany poeta

powiesił si

ę

w czarnym krzyku zamiejskich sosen,

a trupa kukły woskowej przy wiatru fletach
deszcz po ulicach długo ci

ą

gn

ą

ł za włosy.

Ś

pij, przecie

ż

cicho.

Noc urasta deszczowa na szybach
i wiatr

ś

lepy jak ja przed domem przykl

ę

ka.

Kto nam ten czas wolny od trwogi wydarł -
male

ń

ka?
























background image

93

Znów w

ę

drujemy


Unie

ś

głow

ę

jak

ź

ródło,

z niej powstanie kolor
i nazwanie wszechrzeczy,
i płynienie porom.

Widzisz, wszystko spełnione,
czas po brzeg nalany
i niebo syte

ż

aru

jak złote fontanny.

A wszystko mo

ż

esz spełni

ć

od nowa i pocz

ąć

widowiska w obłokach
tryskaj

ą

ce oczom.


I wszystko co przypomnisz,
b

ę

dzie jak czas głuchy,

nad którym jak nad ciałem
zawirujesz duchem.

Bo kocha

ć

znaczy tworzy

ć

,

poczyna

ć

w barwie burzy

rze

ź

b

ę

gwiazdy i ptaka

w łun czerwonych marmurze.







background image

94

Ź

ródło


Znów w

ę

drujemy ciepłym krajem,

malachitow

ą

ł

ą

k

ą

morza.

Ptaki powrotne umieraj

ą

w

ś

ród pomara

ń

czy na rozdro

ż

ach.

Na fioletowoszarych ł

ą

kach

niebo rozpina płynno

ść

arkad.

Pejza

ż

w powieki mi

ę

kko wsi

ą

ka,

zakrzepła sól na nagich wargach.
A wieczorami w pr

ą

dach zatok

noc li

ż

e morze słodk

ą

grzyw

ą

.

Jak mi

ę

kkie gruszki brzmieje lato

wiatrem sparzone jak pokrzyw

ą

.

Przed fontannami perłowymi
noc winogrona gwiazd rozdaje.
Znów w

ę

drujemy ciepł

ą

ziemi

ą

,

znów w

ę

drujemy ciepłym krajem.









background image

95

ś

al


Po

ś

cinano drzewa

ś

wiatowidom,

ś

ci

ę

to głowy buntom dzieci

ę

cym,

bo nie przyjd

ą

anioły z ptasich puchów, nie przyjd

ą

.

Oto nó

ż

szafotów do chleba. Có

ż

wi

ę

cej?


Zatroskane madonny mdlej

ą

;

jakby

ś

podniósł ziemi upiorn

ą

powiek

ę

,

wi

ę

c

ż

al mi,

ż

al, bo

ś

wiat to

ż

al

za utraconym człowiekiem.




































background image

96

ŹRÓDŁO:

HTTP://WIERSZE.NET.PL


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Baczynski Krzysztof Kamil Po stronie nadziei Wybor wierszy
Baczynski Krzysztof Kamil Wiersze
Baczyński Krzysztof Kamil Sen w granicie kuty
Baczyński Krzysztof Kamil
Baczyński Krzysztof Kamil Sen o granicie kuty
Baczyński Krzysztof Kamil
Baczynski Krzysztof Kamil Poematy
Baczyński Krzysztof Kamil Sen w granicie kuty
Baczyński Krzysztof Kamil Sen w granicie kuty
Baczyński Krzysztof Kamil Poezje
Baczynski Krzysztof Kamil Sen w granicie kuty
Krzysztof Kamil Baczyński teksty wierszy
K.K. Baczyński BN , KRZYSZTOF KAMIL BACZYŃSKI, WYBÓR POEZJI, OPRACOWAŁ JERZY ŚWIĘCH
Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczynski Wybór poezji wstęp BN(1)

więcej podobnych podstron