J
estem
T
woim
C
ieniem
Autor: basia871
Prolog
Z
nowu miała ten sam sen.
Stała w tłumie ludzi a jednak czuła, że jest sama w tym wielkim zgiełku. Wiedziała, że nikt jej
przed Nim nie obroni. Czuła jego wzrok na sobie, jego zimny oddech na szyi, a jednak nie
widziała go. Był jak cień, który czaił się, aby zaatakować w odpowiednim momencie. Chciał ją
mieć tylko dla siebie. Pożądał jej, pragnął. Czuła zbliżające się niebezpieczeństwo, błagała o
pomoc, ale nikt jej nie słyszał. Uciekła, ale wiedziała, że nie umknie przed Nim. Znalazła się w
korytarzu, na którym nagle zgasły światła. Ogarnęła ją wszechogarniająca ciemność. Nic nie
widziała. Szła po ścianie. Nagle poczuła ten zapach, Jego zapach. On tu był, tuż za nią, czaił się.
– Tęskniłaś za mną? – Usłyszała dobrze znany jej głos, który przyprawił ją o dreszcze na całej
skórze. – Bo ja bardzo. Myślę o tobie dzień i noc.
Chciała krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle. Czuła jego bliskość, był blisko, osaczał ją.
Poczuła jego dłoń na policzku, próbowała ją odtrącić, ale została uwięziona w jego żelaznym
uścisku. Chwilę potem przyciskał ją do twardej ściany. Cegły uwierały ją w plecy, czuła mrowienie
wzdłuż kręgosłupa.
– Cudownie pachniesz. Uwielbiam twój zapach, całą ciebie uwielbiam.
Ich twarze dzieliły jedynie centymetry, ale nadal go nie widziała. Krył się za nim jakiś cień.
Poczuła jego ręce na swoim ciele, a z jego gardła wydobywał się zmysłowy pomruk. Nie mogła go
powstrzymać, paraliżował ją strach.
– Nie bój się mnie, nic ci przy mnie nie grozi. Nikt cię nie skrzywdzi. Jesteś tylko moja,
pamiętaj o tym.
Nachylił się, aby ją pocałować. Przeczuwała, że chce to zrobić, kiedy poczuła oddech przy
swoim ustach. Siłą wepchnął swój język do jej gardła. Ostatnimi siłami go odepchnęła.
– Zostaw mnie!
– Nie mogę, kochanie – powiedział. – Jesteśmy związani ze sobą na zawsze. Jestem Twoim
Cieniem, nie zapominaj o tym.
Obudziła się z krzykiem na ustach. Serce biło jej jak oszalałe, krew szybciej krążyła w żyłach.
Oddychała ciężko zanim zdążyła się uspokoić. Próbowała chwycić szklankę z wodą zawsze stojącą
na nocnym stoliku obok łóżka, ale nie udało jej się. Szkło wyślizgnęło się z rąk i upadło na podłogę,
a woda ochlapała jej cienką, jedwabną koszulkę. Przez cały czas drżała na całym ciele. Ale to nie
przez zimną wodą, którą niechcący na siebie wylała, tylko przez senny koszmar.
– Spokojnie, to tylko sen – powtarzała sobie próbując się uspokoić.
Ręce bez przerwy jej drżały, ale jakoś udało jej się zapalić światło. Z trudem pokonała drogę
do łazienki, gdzie odkręciła kran i ochlapała mokrą od potu twarz. Długo przyglądała się swojemu
odbiciu w lustrze. Przez te parę tygodni jej cera wyrażała oznaki zmęczenia i stresu. Zapadnięte
policzki, blada twarz, cienie pod oczami. Była cieniem człowieka, ta sytuacja zaczęła ją powoli
wykańczać. Ile to jeszcze potrwa, pytała samą siebie, ale nie potrafiła odpowiedzieć. Dlaczego
właśnie ja? Nasunęło jej się na myśl kolejne pytanie. Spojrzała na siebie. Nie była pięknością, ani
jakąś gwiazdą filmową czy estrady za którą szalałby jakiś zboczeniec. Miała pospolitą urodę.
Kasztanowe włosy nigdy nie układały się tak jak by chciała. Każdy kosmyk sterczał w inną stronę,
dlatego zawsze związywała jej w koński ogon wysoko nad karkiem. Orzechowe oczy, owalna
twarz, wąskie usta. Ot, zwykła dziewczyna. Ani piękna, ani brzydka. Po prostu zwyczajna.
Dlaczego ja? Wielu zadaje sobie to pytanie kiedy coś go spotka i nigdy nikt na nie nie odpowiada.
Bo nie ma na nie odpowiedzi.
Zakręciła wodę i wróciła do łóżka. Ledwie się położyła, a zadzwonił telefon. Minęło parę
sekund, zanim zdecydowała się odebrać. Tylko jedna osoba mogła telefonować w środku nocy.
– Halo – powiedziała, kurczowo trzymając słuchawkę w rękach.
– Śniłaś o mnie? – usłyszała dobrze znany jej głos. Jej serce znowu zamarło ze strachu.
Znowu On. – Jestem pewien, że tak. Ja o tobie śnię codziennie. Chciałbym cię mieć tutaj przy
sobie, czuć zapach twojego aksamitnego ciała. Słyszeć twój głos. Nawet nie wiesz, jak bardzo cię
pragnę i marzę o tobie. O dotyku twoich drobnych dłoni, o twoich pocałunkach.
– Dlaczego mnie dręczysz? – krzyknęła do słuchawki. Odpowiedział jej tylko ciężki oddech.
– Czemu nie dasz mi spokoju.
– Nie mogę, skarbie. Jesteśmy złączeni na zawsze.
– Kim ty do diabła jesteś?
– Nie wiesz? – Roześmiał się. Ciarki przeszły jej po plecach. Zrobiło jej się zimno. Ale to nie
wpływ temperatury pokoju, tylko osoby po drugiej stronie słuchawki. – Jestem Twoim Cieniem...
Po chwili usłyszała krótki sygnał, oznaczający przerwane połączenie. Chwilę jeszcze
trzymała słuchawkę w drżących rękach. Była cała rozdygotana. W uszach brzmiały jej ostatnie
słowa:
” Jestem Twoim Cieniem”.
Rozdział 1
C
zy można kogoś pokochać od pierwszego wejrzenia? Myślał, że tak. Co więcej, on
głęboko w to wierzył. Zawsze był romantykiem. Odkąd pamiętał marzył o wielkiej miłości, takiej
aż po grób. Czekał na nią i wiedział, że dane mu będzie ją spotkać. Trzeba być tylko cierpliwym. A
on potrafił to jak mało kto. Nauczył się cierpliwości i wytrwałości już w młodości.
Pamiętał jak w dzieciństwie czekał na ojca, który pracował do późna. Często nawet nie wracał
do domu. Ale on nadal czekał. Chciał, żeby jak inni ojcowie poświęcał mu swój wolny czas. Zagrał
z nim w piłkę, poczytał bajkę na dobranoc, pocałował przed snem w jego maleńkie czoło i
powiedział jak bardzo go kocha. Lecz do nigdy się nie zdarzyło. W końcu przestał czekać. Ojciec
opuścił ich jak miał dziesięć lat. Znalazł inną kobietę, dużo od niego młodszą. Zostawił swojego
jedynego syna. Teraz z biegiem czasu wiedział, że nigdy go nie kochał. Zostawił go jakby go nigdy
nie było, jakby nigdy dla niego nie istniał. Teraz i ojciec przestał dla niego istnieć. Skoro ich
zostawił to umarł, na zawsze. W jego sercu i myślach nie było już dla niego miejsca. Nie znał
takiego słowa jak ojciec, bo po prostu go nie miał. Została mu tylko ukochana matka, która dbała o
niego i chciała, żeby był szczęśliwy. I to jej się udało. Szkoda tylko, że nie dożyła chwili kiedy
podzieli się z nią swoim szczęściem, które go spotkało.
To szczęście miało na imię Sophie. Sophie, Sophie, raz po raz powtarzał jej imię. Była taka
piękna, słodka i wrażliwa. Przywołał w pamięci jej obraz. Jej długie kasztanowe włosy połyskiwały
w słońcu, a orzechowe oczy błyszczały. To spotkało go tak nagle, jak uderzenie pioruna. Miłość od
pierwszego wejrzenia. Wierzył, że będą razem już na zawsze. Ale jego marzenia rozprysły się jak
bańka mydlana, legły w gruzach. Spojrzał na jej zdjęcie oprawione w drewnianą ramkę stojące na
biurku. Już nigdy nie będą razem. Już jej nie ma. A wszystko przez jej pieprzoną rodzinkę. Nie
pozwolili im być razem, rozdzielili ich. To wszystko przez nich, przez ich zazdrość. Zazdrościli im
szczęścia i miłości. Zniszczyli ich marzenia, nadzieje na przyszłość. On ją kochał, nadal ją kocha.
Ponad życie. Nie wie jak ma dalej bez niej żyć.
Musi o niej zapomnieć. Nic ani nikt mu jej nie zwróci. Jego ukochanej, słodkiej Sophie. Jej
już nie ma. Odeszła na zawsze. Zostało mu tylko jej wspomnienie.
Zerknął na swoje mieszkanie. Wszędzie stały spakowane kartonowe pudła, w których było
całe jego dotychczasowe życie. Zostawiał je teraz za sobą, chciał zacząć wszystko od początku.
Musiał nauczyć się żyć bez niej, bez miłości swojego życia. Nie wiedział, czy będzie potrafił, ale
przynajmniej spróbuje. Nie znajdzie drugiej takiej jak ona. To wiedział na pewno. Bo w całym
świecie nie ma takiej drugiej. Spojrzał na wyświetlacz swojej komórki. Na tapecie nadal miał jej
zdjęcie. Wyobrażał sobie, że zadzwoni do niej i znowu usłyszy jej głos nagrany na automatycznej
sekretarce. Ale to było niemożliwe. A może jednak? Może jej telefon jeszcze działa, zastanowił się.
Może jeszcze nie wyrzucili jej komórki. Postanowił to sprawdzić. Wybrał odpowiedni numer.
Sophie Morgan. W tej chwili nie mogę odebrać. Proszę zostawić wiadomość lub zadzwonić
później.
Tak miło było usłyszeć jej głos. Był taki dźwięczny i melodyjny. Od razu zrobiło mu się
cieplej na duszy i w sercu. Wydawało mu się tak, jakby ona nadal tu była, obok niego. Parę razy
wybierał jej numer, po to aby usłyszeć jej głos. Mógłby słuchać tego przez cały dzień i nigdy nie
miałby dość.
Sophie Morgan .W tej chwili nie mogę odebrać. Proszę zostawić wiadomość lub zadzwonić
później.
Sophie Morgan .W tej chwili nie mogę odebrać. Proszę zostawić wiadomość lub zadzwonić
później.
Sophie Morgan .W tej chwili nie mogę odebrać. Proszę zostawić wiadomość lub zadzwonić
później.
Sophie Morgan .W tej chwili nie mogę odebrać. Proszę zostawić wiadomość lub zadzwonić
później.
Sophie Morgan .W tej chwili nie mogę odebrać. Proszę zostawić wiadomość lub zadzwonić
później.
Miał wobec niej wielkie plany, marzył, żeby z nią zamieszkać. Miała zostać jego żoną.
Nosiłby ją na rękach, dbał by o nią i kochał. Przede wszystkim kochał. Miłość jest najważniejsza.
Kiedy jej nie brakuje wszystko inne schodzi na dalszy plan. Nic nie jest tak ważne. Ale teraz nie ma
już to najmniejszego znaczenia. Na wszystko jest już za późno.
Otrząsnął się i zaczął znosić wszystkie pudła do samochodu. Postanowił się stąd
wyprowadzić i uciec jak najdalej. Musiał jeszcze załatwić dwie ostatnie sprawy zanim wyjedzie
stąd raz na zawsze. Po pierwsze podrzuci klucze od mieszkania do swojej agentki nieruchomości, a
po drugie... pożegna się ze swoją Sophie. Tym razem na zawsze.
d
Kimberly Parker zaparkowała swoje BMV, prezent do rodziców na swoje osiemnaste
urodziny, na parkingu przed wieżowcem na Madison Avenue. Szybko wyskoczyła z auta, zabierając
ze sobą laptopa i torebkę. Zawsze żyła w biegu. Musiała. Nowy York to było miasto tętniące
życiem, nawet o takiej porze jak teraz. Miało tyle możliwości, pod warunkiem, że dało się coś od
siebie. A ona dawała wszystko co najlepsze.
Spojrzała na wyświetlacz komórki, żeby sprawdzić godzinę. Była dziesięć minut przed
czasem. Punktualność to była jedna i najważniejsza z jej zalet. Nigdy jeszcze odkąd pracowała w
redakcji „Damy” nie spóźniła się nawet sekundy. Bardzo o to dbała. Wstawała wcześnie rano, brała
szybki prysznic, starannie związywała swoje niesforne włosy w koński ogon, wypijała kawę i
szykowała się do pracy. Śniadań nie jadała, gdyż nie chciała tracić na to czasu. Zresztą nigdy
rankiem nie czuła głodu. Wystarczyła jej tylko czarna, mocna kawa. Potem w pracy wyskakiwała
tylko na krótki lunch, aby zrobić sobie przerwę. Jej rodzicielka na pewno załamywała by ręce
widząc taki stan rzeczy. Nigdy, gdy jeszcze z nimi mieszkała nie wypuściła jej z domu bez posiłku.
Pamiętała jak jej matka mówiła: „Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia”. Kimberly kochała ją,
ale czasami była zbyt nadopiekuńcza. Na szczęście wyprowadziła się z domu jak osiągnęła
pełnoletność. Studiowała dziennikarstwo a w wolnym czasie pracowała, żeby zarobić na siebie i
odciążyć trochę rodziców, którzy łożyli na jej utrzymanie. Po studiach znalazła pracę w kobiecym
czasopiśmie i od tej pory żyła na własny rachunek. Bardzo lubiła, a nawet kochała swoją pracę.
Była tam fantastyczna atmosfera, a ludzie też przyjaźni. Nie zamieniłaby jej na żadną inną, mimo że
nie pracowała w takim dziale, o jakim początkowo marzyła. Ale nie można mieć wszystkiego. Z
czasem się przyzwyczaiła, polubiła, a potem pokochała tą robotę. Pisała o modzie i urodzie. Na
początku wydawało jej się to nudne. Z czasem przekonała się jak się myliła. Teraz po tylu latach,
nie chciałaby nic zmieniać.
Wchodząc do holu serdecznie przywitała się z portierem.
– Witaj Joe. – Stanęła przy jego ladzie. Miły starszy pan uśmiechnął się do niej przyjaźnie. –
Masz coś dla mnie?
– Cześć dziecinko. – Joe zawsze w ten sposób zwracał się do niej. Może to ze względu na jej
niski wzrost, a może na młodą twarz, która nie odzwierciedlała jej wieku (trzydziestka zbliżała się
wielkimi krokami). Nigdy się tego nie dowiedziała. Zresztą lubiła go i nie obrażała się, że ją tak
nazywał. Czuła się przy tym młodo. – Tylko parę listów – odrzekł podając jej parę kopert. – Miłego
dnia!
– Nawzajem – odparła z uśmiechem i w ostatniej chwili wskoczyła do windy, zanim drzwi się
zasunęły.
Wcisnęła odpowiednią cyfrę. Mając czas przejrzała się w lustrze. Widząc swoje odbicie
zmełła w ustach przekleństwo. Jak zwykle jeden kosmyk wyślizgnął się i wisiał swobodnie obok
twarzy. Nie lubiła gdy coś jej wisiało przed oczami, ale nie miała już czasu na poprawianie. Nie idę
na podryw, tylko do pracy, pomyślała. Już dawno nie była na żadnej randce, nawet nie pamiętała
kiedy ostatnio. Po pierwsze, jej napięty terminarz nie pozwalał jej, żeby wygospodarować choćby
jeden wolny wieczór, a po drugie wszyscy mężczyźni którzy do tej pory się z nią umawiali
okazywali się koszmarną pomyłką. Nie miała czasu ani cierpliwości, żeby się użerać z kolejnymi
palantami, którzy nie byli warci nawet funta kłaków.
Wysiadła na piątym piętrze i przeglądając po drodze korespondencją natknęła się na Alisson,
asystentkę redaktor naczelnej jej pisma.
– Hej Kim – przywitała się serdecznie. – Dobrze, że cię widzę. Szefowa cię wzywa .
Kimberly zmarszczyła brwi zdziwiona. Nie wiedziała o co może jej chodzić. Czyżby o
artykuł, który miała napisać? Ale do zamknięcia numeru zostało parę dni, więc bez pośpiechu zdąży
go skończyć. Miała już prawie wszystko, musiało go tylko skleić w całość.
– Wiesz może o co chodzi? – spytała zaintrygowana.
– Nie mam pojęcia – odrzekła Alisson. – Tiffany nie mówi mi wszystkiego. To musi być
chyba coś ważnego. Czeka na ciebie w gabinecie – odparła i szybko się zmyła.
Kimberly zostawiła swoje rzeczy przy biurku, a następnie udała się do gabinetu szefowej.
Zapukała i cicho weszła. Tiffany Wood siedziała za dębowym biurkiem, pochylona nad klawiaturą
komputera. Okulary lekko zsunęły jej się z nosa. Gdy zobaczyła Kim wstała, odłożyła szkła i
wskazała jej miejsce za stołem konferencyjnym, gdzie najczęściej odbywało się kolegium.
Dziewczyna usiadła we wskazanym miejscu i spojrzała na szefową. Była kobietą zawsze elegancką,
szykowną. Miała dokonały styl, każdego dnia wyglądała jak z żurnala. Czarne włosy były spięte w
elegancki kok. Kimberly zawsze się zastanawiała jak ona to robi, że zawsze wygląda tak
nienagannie.
– Czekałam na ciebie – rzekła na początek i usiadła obok niej.
– Słyszałam od Alisson – odparła Kim. – O co chodzi? Jeżeli o ten artykuł to jest prawie
gotowy.
– Nie, nie o to chodzi. To nie jest aż takie ważne. Mam dla ciebie inne zadanie. Pojedziesz do
Jessicy Price i przeprowadzisz z nią wywiad. Chyba wiesz kto to jest?
Czy wiedziała? Kto by nie wiedział kim jest Jessica Price? Była nieomal tak sławna jak Julia
Roberts. Jej kariera nabrała tempa dziesięć lat temu, kiedy zagrała główną rolę w dramacie
„Córeczka tatusia”, filmie opowiadającym o Meredith Gray, nastoletniej dziewczynie
molestowanej przez swojego ojca. Jessica była wtedy młoda, miała niepełna dwadzieścia lat. Swoją
grą i talentem zachwyciła wszystkich. Hollywood zyskało nową gwiazdę. Potem posypały się inne
propozycje, dzięki którym zyskała sławę i rozgłos. Zawsze starannie wybierała role, nie brała byle
czego. Jej nazwisko znalazło się nawet na Hollywoodzkiej Alei Sław. „Jessica Price to gwiazda
światowego formatu”, tak rozpisywały się o niej magazyny. Ale od dwóch lat było o niej cicho.
Wycofała się z show-biznesu. Magazyny plotkarskie prześcigały się w domysłach, co mogło być
tego przyczyną. Niektórzy twierdzili, że nie poradziła sobie ze sławą i uzależniła się od narkotyków
albo alkoholu, tak jak większość gwiazd. Ale nie było na to dowodu. Wiadomo było, że zaszyła się
w swojej willi i od tamtej pory nie pokazywała się.
– Pewnie, że tak – odparła Kimberly. – Ale jak to mam przeprowadzić z nią wywiad? Ona od
kilku lat jest nieobecna. Czyżby chciała wrócić?
– Nie wiem. – Tiffany wzruszyła ramionami. – Zadzwoniła do nas jej agentka i
zaproponowała wywiad. Tłumaczyła, że jest to tak jakby wyjaśnienie dla fanów, dlaczego zniknęła
na tak wiele lat bez słowa. Chce tym samym uciąć plotki, jakoby leczyła się klinice odwykowej.
– Szczerze mówiąc ja nigdy w to nie wierzyłam. Musiało się wydarzyć coś innego, coś
poważnego. Widocznie miała inny powód, żeby zniknąć.
– I teraz się tego dowiemy – podsumowała Tiffany. – Prawda ujrzy światło dzienne.
– Nadal jednak nie rozumiem dlaczego chcesz, żeby to ja się tym zajęła. Przecież nie mam w
tym doświadczenia. Zajmuję się czym innym.
– Nie mam kogo posłać. Miała się tym zająć Penny, ale złapała jakiegoś okropnego wirusa i
musiała zostać w domu. Kazałam jej się kurować. – Widząc niepewność na twarzy swojej
podwładnej uśmiechnęła się lekko, aby ją uspokoić. – Nie martw się. Penny wszystko
przygotowała. – To powiedziawszy podeszła do biurka i podała jej zwój kartek. – Cały scenariusz i
notatki przesłała mi na e-maila. Więc można powiedzieć, masz wszystko podane jak na tacy. Tutaj
masz jeszcze adres. Najlepiej jakbyś pojechała tam jeszcze dzisiaj.
Kimberly spojrzała na adres. Jessica mieszkała na drugim końcu miasta.
– Nie wiedziałam, że mieszka w Nowym Yorku. Od kiedy?
– Nie mam pojęcia. Dobrze się ukryła. Będziesz miała okazję ją zapytać – odrzekła jej
szefowa. Usiadła za biurkiem i spojrzała w ekran komputera. – To wszystko, jesteś wolna.
Kim wolnym krokiem udała się w kierunku swojego biurka. Jeszcze nie zdążyła usiąść, gdy
obok niej nie wiadomo skąd zmaterializowała się Ellen Cooper, jej najlepsza przyjaciółka.
Trzymała w ręku papierową torebkę z logo cukierni, w której zawsze kupowała pączki. Nigdy nie
mogła sobie odmówić słodyczy.
– Co chciała od ciebie stara? – zapytała. Zawsze tak nazywała szefową. Na szczęście ona o
tym nie wiedziała. Nie żeby dziewczyna jej nie lubiła, tylko miała taki styl bycia.
– Ellen, przecież ktoś mógłby cię usłyszeć – Kim skarciła ją jak małą dziewczynką. – Lepiej
się pilnuj.
– Dobrze mamusiu.
Kimberly nie mogła inaczej zareagować. Parsknęła śmiechem. Przyjaciółka była żywiołową i
zwariowaną dziewczynę. Miała głowę pełną szalonych pomysłów, nie wiadomo było co w danej
chwili wymyśli. Kiedy Kim zatrudniła się w redakcji, Ellen już tu pracowała jako grafik.
Dziewczyny od razu znalazły wspólny język i świetnie się uzupełniały. Kimberly wiele razy
musiała ją uspokajać, za co Ellen często zwracała się do niej „mamusiu”.
Przyjaciółka wgryzła się w pączka, którego przyniosła ze sobą i podniosła pytający wzrok na
Kim.
– Więc co od ciebie chciała? – spytała ponownie i widać było, że nie odejdzie dopóki nie
uzyska odpowiedzi.
– Chciała, żebym pojechała do Jessici Price i przeprowadziła z nią wywiad – odrzekła
Kimberly zgodnie z prawdą.
Ellen mało co nie zakrztusiła się. Wybałuszyła swoje błękitne oczy i spojrzała na nią uważnie.
– Z tą Jessicą Price?
– A znasz jakąś inną?
– Raczej nie – odparła i znowu wzięła kęs pączka do ust. – Ale dlaczego akurat ty? Może chce
cię sprawdzić?
– Niby po co? – zapytała zdziwiona Kim, biorąc z torebki pączka, którym poczęstowała ją
przyjaciółka.
– Awansik się szykuje. Ile czasu chcesz tracić na pisanie o szminkach i pudrach? Może
wreszcie się na tobie poznała i przydzieliła ci poważne zadanie?
Kim pokręciła przecząco głową.
– Lubię o tym pisać. To takie relaksujące – spokojnie wyjaśniła. – A ty się tak nie rozpędzaj.
Tiffany poprosiła o to, bo nie miała kogo posłać. Wszyscy mają ważne sprawy, a mój artykuł może
poczekać. Ponadto to wywiad Penny, ale zachorowała, więc ja się tym zajmę. To wszystko.
Ellen wysłuchawszy przyjaciółki założyła za ucho pasmo swoich złocistych włosów. Była
wysoką blondynką o błękitnych oczach. Miała powodzenie u mężczyzn i wykorzystywała to. Lubiła
flirtować i dobrze się bawić. Miała jeszcze czas na ustatkowanie się. Była jeszcze zbyt młoda na
poważne związki. Jej dewizą było: „Czerp z życia całymi garściami i nie martw się co będzie
jutro”. Była wierna tej idei. Co innego Kimberly. Poważnie traktowała życie i była bardzo
odpowiedzialna. . Ellen często ją motywowała do działania, ale nie zawsze jej się to udawało. Kim
wolała siedzieć w miejscu niż zmienić coś w swoim życiu. Prowadziła ustabilizowane życie, bez
szaleństw i wariactw.
– Chcesz tak całe życie siedzieć w jednym miejscu? – kolejny raz podjęła ten temat.
– Mówiłam ci tyle razy, że mi się to podoba. Mam chociaż spokój. Nie dałam się opętać temu
pędowi za kasą. Wyścig szczurów to nie dla mnie. Chociaż mam pracę, a w dobie kryzysu nie warto
wybrzydzać. Zresztą spełniam się zawodowo,wiesz o tym. – Kimberly nie wiedziała który już raz
przekonywała Ellen, że nie potrzebne jej wielkie pieniądze i ten szalony pęd. Żyła w biegu, w
rozsądnych granicach i dlatego jeszcze nie dała się całkowicie zwariować. W życiu są ważniejsze
rzeczy. Chociaż kochała swoją pracę i chętnie spędzała w niej czas, nawet nadgodziny, to jeszcze
daleko jej było do tych osób, które tylko żyły pracą spędzając w niej całe dnie a nawet noce.
Zawsze uważała, że taki ktoś ma po prostu coś z głową. Nic dziwnego, że potem stali się
sfrustrowani i wypaleni zawodowo. A stąd to już niewielka droga do depresji. Ona nie chciała tak
skończyć. – Ty też jesteś od kilku lat na tym samym stanowisku i nie narzekasz. Nieźle zarabiamy
więc po co mamy coś zmieniać.
– Jest w tym trochę racji – przyznała Ellen uśmiechając się lekko. – Może dziś gdzieś
wyskoczymy – nagle zaproponowała dziewczyna. Umiejętnie potrafiła zakończyć jeden temat, żeby
w następnej chwili zacząć następny. – Na jakiegoś drinka?
– Nie wiem, kiedy się obrobię z tym wywiadem. Muszę się jeszcze umówić z jej agentką na
określoną godzinę.
– Swoją drogą zawsze się zastanawiałam, dlaczego Jessica zniknęła tak nagle. I to w
momencie kiedy jej kariera nabrała tempa? Myślisz, że te wszystkie plotki o jej uzależnieniu to
prawda?
– Szczerze wątpię – odpowiedziała szczerze Kim. – Ona nie jest z takich osób. Nie obracała
się w takim towarzystwie. Zawsze dbała o swój wizerunek medialny. Fani ją kochali. Może nadal ją
kochają. Był inny powód i mam nadzieję, że się tego dowiem.
Ellen została wezwana przez jedną z dziennikarek, więc przyjaciółki się pożegnały. Kim
zerknęła na scenariusz wywiadu i notatki pozostawione przez Penny. Musiała przyznać, że
dziewczyna odwaliła kawał dobrej roboty, ale niestety choroba przeszkodziła jej w
przeprowadzeniu wywiadu. I to dzięki temu Kimberly pozna jedną z najlepszych aktorek ostatnich
lat. W skrytości zawsze ją podziwiała i marzyła, żeby kiedyś ją poznać. I to marzenie się spełni
przez zwykły przypadek.
Zerknęła na kartkę z adresem, który dała jej Tiffany. Znała go już na pamięć, ale był tam także
zapisany numer do jej agentki. Zadzwoniła i umówiła się na spotkanie tego popołudnia. Kobieta
zdziwiła się, że to nie Penny przeprowadzi wywiad, ale Kim wszystko jej wytłumaczyła. Agentka
była jakaś nieufna, jednak gdy się dowiedziała, że sama Tiffany Wood poleciła im inną osobę
zgodziła się na spotkanie. Po skończonej rozmowie Kimberly zerknęła na zegarek na swojej
komórce. Jeśli chciała zdążyć na spotkanie musiała już wyjeżdżać. Miasto było zakorkowane, a ona
nie chciała się spóźnić. Złapała jeszcze pączka i skierowała się do wyjścia.
d
Szedł wolnym krokiem szeroką aleją, przy której rosły wysokie akacje, rzucające długie
cienie. Ile razy już to był? Nie wiedział. Teraz wiedział jedno: to będzie ostatni raz, kiedy tu
przyjdzie. Nadszedł czas aby zapomnieć, już dawno powinien to zrobić. Tylko to było takie trudne.
Tak cholernie trudne i ciężkie. Może jeżeli będzie daleko stąd, będzie mu łatwiej i lepiej.
Przystanął na chwilę, żeby zapalić. Wyjął z kieszeni paczkę Marlboro. Mocno się zaciągnął i
szedł dalej. Palenie to zgubny nałóg, ale on niestety nie potrafił sobie z nim poradzić. Już tyle razy
próbował rzucić i się mu to nie udawało. W końcu się poddał, już nie chciał się z tym walczyć, bo
jakby się nie starał to wiedział, że przegra.
Zatrzymał się przed jednym z nagrobków. Wyryte na nim złote litery lśniły w blasku
południowego słońca. Uważnie wpatrywał się w nazwisko zmarłej i znowu, kolejny raz ilekroć tu
przychodził, z jego oczu popłynęły łzy. Stracił ją bezpowrotnie i na zawsze. Z nienawiścią
pomyślał o osobach za to odpowiedzialnych. Spojrzał na bukiet białych kwiatów trzymanych w
rękach i powoli położył je na grobie. Zadumał się chwilę. Dlaczego to zrobiła, zadawał sobie to
pytanie. Dlaczego odebrała sobie życie? Dobrze wiedział dlaczego i przez kogo. Jej rodzinka za to
odpowiada. Dręczyli ją, więzili, nie pozwalali im ze sobą być. Ona nie mogła wytrzymać z dala od
niego. Nie mogła bez niego żyć i dlatego posunęła się do samobójstwa. Kochała go. Chociaż nigdy
tego nie powiedziała wiedział, że tak jest.
Jeszcze raz pozwolił sobie na wspomnienia. Pamiętał kiedy po raz pierwszy ją zobaczył. Była
taka niewinna, piękna. Siedziała w parku na ławce i czytała książkę. Jej uśmiech, jej orzechowe
oczy i kasztanowe włosy oczarowały go od pierwszej chwili. Nie mógł o niej zapomnieć. Ba,
nawet nie chciał. To było coś pięknego, miłość od pierwszego wejrzenia. Myślał, że takie rzeczy
zdarzają się tylko w filmach. A to jemu to się przydarzyło. Coś takiego pięknego. Sophie była taka
podobna do jego ukochanej matki. To zdecydowało, że pokochał ją bez reszty. Szkoda, że nigdy się
nie poznali. Ale teraz to jest możliwe. Spojrzał w niebo. Był pewien, że tam na górze się spotkały.
Patrzą na niego. Dwie kobiety, które kochał najbardziej na świecie.
Końcem palca obtarł samotnie spływającą łzę. Będzie ją pamiętał i nigdy nie zapomni jej
twarzy. Już na zawsze pozostanie w jego sercu. A on musi żyć dalej. Był pewien, że Sophie będzie
czuwać nad nim i nie pozwoli, żeby był sam. Ona pomoże mu znaleźć nową miłość. Głęboko
wierzył, że jego ukochana będzie czuwać nad nim z nieba. Nie pozwoli aby trafił na byle kogo. Bo
on nie zasłużył na to. Jego nowa miłość musi być podobna do Sophie i jego matki, dwóch
najważniejszych kobiet w swoim życiu. Głęboko wierzył, że tam gdzie się uda to się stanie. Znowu
się zakocha. Nie wiedział tylko ile czasu przyjdzie mu na to czekać. Parę tygodni, miesięcy? Ale to
jest nieważne. Oczekiwanie jest piękne jeżeli wiadomo, że się trafi na odpowiednią osobę. Na taką,
na którą się czekało całe swoje życie. Myślał, że to Sophie nią będzie. Mogła nią być gdyby nie...
Nie! Nie chciał już o tym myśleć. Przeszedł prawdziwe załamanie dowiadując się o jej śmierci. To
było dla niego bolesne. Czuł się tak samo jak wtedy, gdy jego matka nagle umarła. Tak samo
cierpiał, a może nawet bardziej. Opuściły go. Nie zasłużył sobie na to. Postanowił wziąć się w
garść. A uda się mu to tylko wówczas, jeśli będzie daleko stąd. Tutaj wszystko by mu przypominało
o tym co go spotkało. Nowe miejsce pomoże mu dojść do siebie.
Wyjął zza pazuchy marynarki dużą, jasną kopertę i przez chwilę trzymał ją w swoich palcach.
Zastanawiał się, czy dobrze postępuje. Na pewno, sam sobie odpowiedział na to pytanie. Powoli
otworzył kopertę i wyjął zawartość. To były zdjęcia, a raczej setki zdjęć swojej wybranki. Szybko
przeglądał je i pamiętał czas, kiedy jej robił. Sophie w kawiarni, Sophie na spacerze, Sophie na
ławce w parku, Sophie w księgarni kupująca swoje ulubione książki. Było ich całe mnóstwo. Choć
były dla niego bardzo ważne, całym jego życiem, to postanowił teraz jej to oddać.
– To należy do ciebie, kochanie – powiedział kładąc wszystkie fotografie na pomniku, obok
kwiatów. – Mam twój obraz tutaj, w moim sercu. – Położył swoją dłoń na lewej piersi.
Powoli odszedł w kierunku bramy cmentarnej, nie zauważając, że wiatr strącił zdjęcia na
ziemię. Jeszcze raz się odwrócił ostatni raz patrząc na miejsce wiecznego spoczynku Sophie
Morgan. Już czas, aby zostawić przeszłość za sobą i rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu.
d
Podróż zajęła jej, tak jak przypuszczała, więcej niż godzinę. Ulice były zakorkowane, jeszcze
po drodze była jakaś kraksa i musiała pojechać objazdem. Na szczęście jej samochód wyposażony
był w GPS więc mogła łatwiej dotrzeć do domu aktorki. Kiedy skręciła w odpowiednią ulicą wolno
jechała, żeby nie przegapić numeru. Ta dzielnica była luksusowa. Domy które mijała były okazałe i
na pierwszy rzut oka było widać, że mieszkają tutaj ludzie zamożni. Kiedy podjechała pod
odpowiedni dom, zatrzymała się przy wielkiej bramie, za którą rozpościerała się posiadłość Jessici
Price. Przez chwilę podziwiała willę. Była ogromna, niczym pałac. Zawsze zastanawiało ją po co
im takie wielkie domy, jeżeli większość z tych osób mieszkają samotnie. Wyszła z samochodu i
wcisnęła przycisk przy domofonie.
– Czym mogę służyć? – Usłyszała mocny męski głos.
– Kimberly Parker. – Dziewczyna się przedstawiła. – Byłam umówiona.
– Chwileczkę.
Mając chwilkę czasu mogła bardziej przyjrzeć się otoczeniu. Nigdy jeszcze nie była w tej
dzielnicy, którą zamieszkiwali bogacze i ludzie z pierwszych stron gazet. Ogromne wille od razu
rzucały się w oczy. Każda z nich była otoczona wysokim ogrodzeniem, żeby żaden niepowołany
gość nie mógł się tam dostać. W dzisiejszych czasach nie brak było złodziejaszków, którzy tylko
czyhali na nieostrożność właścicieli, żeby móc tylko okraść ich domy. Na pewno każdy z tych
domów miał zainstalowany nowoczesny system alarmowy, ale nawet to nie powstrzymywało tego
typu bandytów, którzy mieli swoje sposoby na takie zabezpieczenia i skutecznie je omijali.
Z domu naprzeciwko wyszła elegancka kobieta prowadząc na smyczy małego pieska, nie
większego od zwykłego kota. Miał sterczące uszy i szybko biegł przed swoją panią na krótkich
nóżkach. Właścicielka czworonoga spojrzała pogardliwym wzrokiem na nią i dumnie uniosła głowę
mijając ją bez słowa. Na pewno uznała Kim za jakiegoś intruza i wiedziała, że nie jest z ich klasy
społecznej, więc nie warta była jej uwagi. Kimberly spojrzała na siebie. Nie miała na sobie
oficjalnego stroju, bo takowy nie obowiązywał w pracy, więc ubierała się w to w czym czuła się
najwygodniej, czyli najczęściej w dżinsy i T-shirt, no chyba że był upał nie do wytrzymania, więc w
takim wypadku wyjątkowo wbijała się w jakąś sukienkę wygrzebaną z szafy. Kobieta uważała, że
Kim nie pasuje do tego miejsca dlatego tak na nią popatrzyła. Kimberly już wiele razy spotkała się
z takim zachowaniem bardziej majętnych ludzi. Uważają się za kogoś lepszego, tylko dlatego, że
jeżdżą nowymi samochodami prosto z salonu i mieszkają w domach za milion dolarów. Snobka,
powiedziała do siebie w myślach. Nagle zaczęła się zastanawiać, czy Jessica Price też taka jest. Nie
znała jej osobiście więc nie mogła nawet się domyślić jaką jest osobą. Często się zdarza, że sławne
aktorki tak naprawdę nie są takie za jakie chcieliby uchodzić. Ich zachowania często są na pokaz a
prywatnie dają wszystkim do zrozumienia jakie są ważne.
Jej rozmyślanie przerwało grube, metaliczne skrzypienie. Odwróciła się powoli. Brama do
posiadłości aktorki powoli się otwierała. Kim wskoczyła do samochodu, zapaliła silnik i kiedy
brama całkiem się otwarła powoli wjechała na posesję. Jechała powoli brukowaną aleję, wokół
której rosły wysokie topole i akcje. W oddali widać było duży zadbany ogród, a obok basen.
Zatrzymała samochód przed frontowymi drzwiami. Już miała zadzwonić do drzwi, gdy te nagle się
otwarły i stanęła w nich mała kobietka. Kim od razu ją rozpoznała. Była to agentka Jessicy Price.
Często widziała ich razem na zdjęciach w kolorowych magazynach. Kim miała pamięć do twarzy i
dlatego właśnie ją rozpoznała.
– Witam panią. – Uśmiechnęła się do niej przepuszczając ją w drzwiach.
– Dzień dobry. – Kimberly przywitała się wchodząc do środka.
Zdziwiła się widząc, że kobieta nie weszła za nią. Obejrzała się za siebie. Agentka
zachowywała się co najmniej dziwnie. Kim słyszała jak kazała przez telefon strażnikowi zamknąć
bramę a sama rozglądała się dookoła, jakby ktoś czaił się za drzewami albo w ozdobnych krzakach
rosnących w ogrodzie. Wyszła na zewnątrz, zostawiając Kim samą, która wzruszyła ramionami i
rozejrzała się po wnętrzu przechodząc się powoli. Była zdumiona. Nigdy nie widziała takiego
wnętrza. Salon był ogromny, większy od jej własnego mieszkania. W jego centralnej części
znajdowała się śnieżnobiała kanapa, przy niej szklany stolik, na którym stał bukiet świeżych
kwiatów roznoszący miły aromat, a naprzeciw dwa fotele. Nad kominkiem stały ramki ze
zdjęciami. Kim domyślała się, że to jej rodzina, ale nie wiedziała dokładnie. Jessica nigdy nie
opowiadała w wywiadach o swojej rodzinie, chroniła swojej prywatności, a nie tak jak inne
gwiazdy sprzedawała ją za odpowiednią cenę byle szmatławcom. Ona nie potrzebowała reklamy i
bez tego była sławna dzięki swojej ciężkiej pracy. Jasna, kremowa farba na ścianach i dodatki
sprawiały, że wnętrze było naprawdę przytulne. Nowoczesność mieszała się z klasyką, ale nie
gryzło się między sobą, tylko doskonale ze sobą współgrało. Zawsze wyobrażała sobie, że
mieszkania czy też domy sławnych ludzie są jak muzeum, bezosobowe. Może nie wszystkie,
pomyślała. Podeszła do oszklonych drzwi prowadzących na taras, z którego wychodziło się po
schodkach do ogrodu. Przez chwilę przyglądała się widokowi za oknem. Wielki basen był
otoczony pięknymi ozdobnymi krzewami. To na pewno w tym miejscu Jessica odpoczywała. Ona
sama by chciała tak spędzać swój wolny czas, opalając się przy basenie nie narażając się na
spojrzenia wścibskich osób. Ale to było tylko jej marzenie.
Usłyszała odgłos zamykanych drzwi, więc porzuciła swoje fantazje, bo teraz musiała się
skupić na czymś innym. Przyjechała tu do pracy. Odwróciła się słysząc szybkie kroki. Tak jak
przypuszczała była to agentka aktorki.
– Przepraszam panią, że to tyle trwało. Trzeba zachować środki bezpieczeństwa – wyjaśniła
kobieta.
Kim kiwnęła tylko głową na znak zrozumienia, ale właściwie nie pojmowała jej zachowania.
Przecież tutaj był strażnik, który na pewno doskonale znał się na swojej robocie i nie potrzebował
jej instrukcji dotyczącej tej kwestii. Nikt nie byłby na tyle głupi, żeby napadać w biały dzień, na
dodatek wtedy kiedy w domu ktoś jest. Każdy ma jakąś obsesję, pomyślała.
– Jessica zaraz powinna zejść – powiedziała kobieta patrząc na kręte schody prowadzące na
piętro. – Była prawie gotowa, kiedy pani przyjechała.
– A pani jest jej agentką, prawda? Widziałam pani zdjęcia...
– Wiedzę, że jest pani doskonale zorientowana. Ale może lepiej jak się przedstawię. Virginia
O' Connor.
– Kimberly Parker. – Przedstawiła się, uważnie przyglądając się kobiecie. Była niskiego
wzrostu tak jak ona. Rude włosy były starannie upięte, żaden kosmyk nie wisiał obok twarzy.
Ubranie było starannie dobrane. Widać było, że ma dobry gust. – Ja jestem tutaj tylko na
zastępstwo, jak wspominałam w rozmowie. Penny, która miała przeprowadzać wywiad
zachorowała więc ja zostałam oddelegowana. Mam nadzieję, że to nie żaden problem?
– Nie, właściwie nie – odparła kobieta, ale niezbyt przekonująco.
Pamiętała jej dziwny głos przez telefon, gdy poinformowała ją, że to ona, a nie jej koleżanka
Penny przyjedzie. Virginia z wyglądu była raczej normalna, ale jej zachowanie bynajmniej na takie
nie wskazywało. Nerwowo skubała palce, co jakiś czas wstawała i wyglądała przez okno, jakby
ktoś był na zewnątrz. Ta kobieta chyba ma jakąś obsesję, pomyślała jak kolejny raz podeszła do
okna.
Właśnie w chwili kiedy Kimberly postanowiła jakoś oderwać się od patrzenia na dziwne
zachowanie agentki i wyjęła z torebki pytania, jakie miała zadawać aktorce, po krętych schodach
zeszła Jessica Price. Kiedy Kim podniosła wzrok po raz pierwszy ujrzała na własne oczy tą sławną
aktorkę. Zawsze widywała ją tylko na fotografiach w różnych magazynach, ale one nie
odzwierciedlały całej jej urody i powabu. Miała długie kruczoczarne włosy spadające kaskadą na
jej ramiona, a jej turkusowa suknia doskonale podkreślała jej idealną figurę. Na łabędziej szyi
wisiał skromny, ale niezwykle elegancki wisior w kształcie małej łezki. Była tylko delikatnie
umalowana, ale i tak wyglądała pięknie i szykownie.
– Przepraszam, że musiała pani czekać. – Jessica uśmiechnęła się serdecznie do dziennikarki i
podała jej swoją smukłą dłoń.
– Nic nie szkodzi – Kimberly przywitała się z aktorką odwzajemniając uśmiech.
– Może się pani czegoś napije?
– Jeżeli, to nie problem to szklankę wody.
Jessica lekko odwróciła głowę do swojej agentki wciąż stojącej przy oknie i wypatrującej nie
wiadomo czego.
– Możesz?
– A tak, oczywiście. – Virginia szybko się ocknęła i zniknęła.
Kim zdziwiła się. Zawsze myślała, że wielkie gwiazdy mają służbę, a tutaj nikogo nie było,
kto by im usługiwał. Może mieli wychodne.
– Nie mam służby – powiedziała aktorka jakby odczytując jej myśli. – Wiem, że to zabrzmi
dziwnie ale nie potrzebuje jej. No może poza sprzątaczkami i ogrodnikiem. Przychodzą tutaj raz,
dwa razy w tygodniu. To wszystko. Kucharki nie potrzebuję. Sama sobie gotuję.
– Sama? – Kim nie ukrywała zaskoczenia. Jessica Price łamała wszelkie stereotypy
dotyczące wielkich gwiazd szklanego ekranu. Zawsze wyobrażała sobie, że w ich otoczeniu kręci
się wielu ludzi, dosłownie od wszystkiego. A tutaj takie zaskoczenie. Można by było przypuszczać,
że Jessica jest zwykłą kobietą, z którą można się zaprzyjaźnić. Dziewczyną z sąsiedztwa.
– To niespotykane, doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Gotowanie było i nadal jest moim
hobby. Zawsze wiedziałam, że jeżeli nie zostanę aktorką to zawsze wtedy mogę oddać się mojej
drugiej pasji.
– Ale jak widać nie było to konieczne – zauważyła Kimberly.
– Nie. – Roześmiała się. – Jednak nie mogłam z tego zrezygnować. Mimo że stać mnie na
kucharza nigdy go nie zatrudniłam. Gotowanie mnie odpręża i pozwala zapomnieć o wszystkich
złych rzeczach. – W tej chwili uśmiech zniknął z jej twarzy, a jej oczy były wpatrzone w jakiś punkt
za plecami Kim. Dziewczyna zastanawiała się co spowodowało tą nagłą zmianę w zachowaniu
aktorki. Czyżby te złe rzeczy, o których chciała zapomnieć miały wpływ na jej życie, że zniknęła ze
świata show-biznesu? Może nadal mają? Co mogło ją spotkać, zastanawiała się w myślach.
W tej chwili weszła Virginia niosąc na tacy dzbanek z wodą i trzy szklanki. Powoli postawiła
ją na stoliku. Jessica ocknęła się i znowu była tą samą osobą co wcześniej: miłą i sympatyczną.
Kiedy agentka nalała wszystkim wody, szybko wzięła swoją szklankę i upiła duży łyk jednym
haustem. Kim zdziwiła się, że się nie zakrztusiła. Chwilę później poszła za jej przykładem i także
się napiła. Wyjęła z torebki dyktafon i kartki z pytaniami, które miała zadać aktorce.
– Możemy zaczynać? – spytała Kim, stawiając dyktafon na stoliku.
Jessica spojrzała na swoją agentkę, która usiadła obok niej. Cicho wypuściła powietrze i
zwróciła swój wzrok z powrotem na swojego gościa.
– A nie będzie pani przeszkadzać obecność Virginii?
– Nie, skąd – odrzekła Kim zaglądając w kartki.
– Virginia jest nie tylko moją agentką, ale także najlepszą przyjaciółką – wyjaśniła Jessica i
oparła się wygodnie o kanapę. – Jestem gotowa.
Kimberly włączyła nagrywanie i zadała pierwsze pytanie.
– Oficjalnie powiadomiła pani na swojej stronie internetowej, że wraca do pracy. Czy już
podjęła pani odpowiednie kroki? Gdzie najpierw panią zobaczymy?
– Przyjęłam małą rólkę w musicalu „Grease”, który w najbliższym czasie trafi na deski
Broadwayu. Niech pani nie pyta jaką, zobowiązałam się do zachowania tajemnicy. Wkrótce mam
jeszcze zagrać epizodyczną rolę w „Chirurgach”.
– Na brak propozycji nie może pani narzekać, mimo że wycofała się pani na jakiś czas z
aktorstwa?
– Nie. Kiedy tylko pojawiła się wzmianka o moim powrocie, wielu scenarzystów i
producentów z którymi kiedyś miałam przyjemność pracować, złożyli mi ciekawe propozycje. Na
brak pracy nie mogę narzekać. – Roześmiała się. – Po tak długim urlopie chcę wrócić do grania, to
jest całe moje życie. Nie mogłabym z tego zrezygnować. Praca jest jednocześnie moim hobby.
– Pojawiły się spekulacje, że zrezygnowała pani już całkowicie, że nie wróci pani na scenę.
– O, nie. Tego nigdy bym nie zrobiła. Uwielbiam moją pracą, a moja przerwa... – Umilkła i
znowu w jej oczach pojawiła się ta pustka. Taka sama jak w oczach jej agentki, kiedy patrzyła w
okno, kiedy czekali na Jessicę. – Moja przerwa była spowodowana kłopotami osobistymi.
– Cofnijmy się na chwilę do przeszłości. Pani wspaniała kreacja i pierwsza główna rola w
dramacie wybiła panią na szczyty. Jak przygotowywała się pani do roli Meredith?
– Przez kilka miesięcy byłam wolontariuszką w ośrodku dla ofiar molestowania seksualnego.
Obserwowałam i pomagałam tym dziewczynom. Każda z tych dziewczyn wiele przeżyła, a mimo
to nie poddawały się. Do każdej roli przygotowuje się skrupulatnie. Tak też było tamtym razem.
– Pani zniknięcie i wycofanie się z aktorstwa spowodowało, że pojawiło się wiele plotek i
spekulacji jakoby znajdowała się pani w klinice odwykowej. Jak pani to skomentuje?
– Dość tego! – Virginia O' Connor podniosła się gwałtownie z kanapy i wbiła swoje ostre
spojrzenie w Kimberly. – To już chyba przesada! Proszę to wyłączyć. Natychmiast!
Chciała złapać dyktafon, ale Kim była szybsza. Ukryła go w dłoni w międzyczasie naciskając
przycisk stop. Dziewczynę zdziwił wybuch agentki. Przecież ona sama poprosiła o ten wywiad.
Wiedziała, że prędzej czy później takie pytania padnie i na pewno była na to przygotowana. Więc
skąd takie zachowanie? Spojrzała na Jessicę Price. Aktorka siedziała spokojnie ze wzrokiem
wbitym w podłogę, nie ruszając się z miejsca. Coś było na rzeczy, wywnioskowała Kim. Czyżby w
plotkach było źdźbło prawdy i Jessica naprawdę wpadła w szpony nałogu: alkoholu lub
narkotyków?
– Czemu się pani tak unosi? – zapytała. – Przecież to od pani wyszedł pomysł zrobienia
krótkiego wywiadu a nasz magazyn tylko się dostosował – stwierdziła Kimberly. Musiała wyjaśnić
całą sytuację. Ta babka zachowywała się jak pomylona.
– Przepraszam za Virginię. – Nagle zabrała głos Jessica, która ocknęła się i uśmiechnęła się
lekko. – Ciągle jest przewrażliwiona na moim punkcie. Możemy wrócić do rozmowy.
– Jess, jesteś pewna? – Virginia zapytała z lekką obawą.
Miała prawo się tak zachować. Przez te dwa lata widziała co się z nią działo i pomagała jej
jak tylko mogła w tej całej chorej sytuacji. Pamiętała dobrze jak reagowała na każde słowo, każdy
gest z jej strony. Jedno niewłaściwie wypowiedziane słowo, a Jessica już była strzępkiem nerwów.
Ale ona jej nie opuściła. Trwała przy niej i zawsze będzie przy niej. Ochroni ją przed wszystkimi
dziennikarskimi hienami.
Ale ta dziennikarka nie wyglądała jakby goniła za tanią sensacją. Jej twarz wydawała się
miła. Sama powiedziała, że jest tu w zastępstwie za Penny z którą ona się umawiała na wywiad.
Więc to tamta przygotowała te pytania, a ona zaatakowała Bogu ducha winną dziewczynę. Na
pewno pomyślała, że ma do czynienia z kompletną wariatką. Dopiero teraz dotarły do niej ostatnie
słowa. Przecież to na jej prośbę, a raczej Jessici ten wywiad. Nie powinna tak na nią napadać, nie
miała prawa. Jej zachowanie było irracjonalne.
– Przepraszam panią – odrzekła. – To jasne, że spodziewaliśmy się takiego pytania a ja
zachowałam się skandalicznie...
– Zrozumie pani, gdy pozna pani całą prawdę – wtrąciła się Jessica. – Czas, żeby wszyscy ją
poznali.
Virginia zamarła. Nie wiedziała, czy to był dobry pomysł, ale Jess dawno już się na to
zdecydowała. To co ją spotkało mogło spotkać każdego. A ona chciała o tym opowiedzieć, wyrzucić
to z siebie. Oczyścić duszę, a nie tłamsić to w sobie.
– Czy jesteś już na to gotowa? – spytała. Nie chciała, żeby wspomnienia ją zraniły.
– Tak. – Zdecydowanie potwierdziła Jessica. – A ty nie martw się już tak o mnie jak o
pięcioletnie dziecko. Poradzę sobie, już sobie z tym poradziłam.
Kimberly była zdezorientowana słuchając wymiany zdań między tymi dwoma kobietami.
Były jakieś tajemnicze, mówiły półsłówkami. Podejrzewała, że zaraz wszystkiego się dowie.
Słyszała wyraźnie jak aktorka mówiła, że chce to z siebie wyrzucić. Powiedzieć całą prawdę i
niczego nie ukrywać.
– Może pani włączyć dyktafon – odparła Jessica.
– Na pewno? – spytała, a kiedy aktorka potwierdziła skinieniem glowy, Kim włączyła
urządzenie. Jeszcze raz zadała ostatnie pytanie.
– Pani zniknięcie i wycofanie się z aktorstwa spowodowało, że pojawiło się wiele plotek i
spekulacji jakoby znajdowała się pani w klinice odwykowej. Jak pani to skomentuje?
– To zwykła plotka, nic więcej. Moje zniknięcie miało związek z pewnym fanem.
– Fanem?
– Tak. – W tej chwili Jessica Price wstała i podeszła do okna. Kim nie musiała iść w jej ślady.
Nie obawiała się, że jej słowa mogą się źle nagrać. Każdy dziennikarz musi mieć dobry sprzęt i ona
taki miała. Podążyła wzrokiem tylko do miejsca gdzie stała aktorka. Jej następne słowa wprawiły ją
w osłupienie. – Sława i rozgłos niosą ze sobą sympatię i uwielbienie wielu ludzi. Zarówno
mężczyzn jak i kobiet. W naszej branży często się można z tym spotkać. Nie zawsze jednak
uwielbienie jest w granicach zdrowego rozsądku. Problem się zaczyna gdy ktoś zaczyna ingerować
w twoje życie, osaczać cię na każdym kroku.
– Co właściwie ma pani na myśli? – zapytała Kimberly.
Jessica z powrotem usiadła na kanapie, obok dziennikarki. Wzrok miała skupiony i
jednocześnie pusty. Musiało być dla niej ciężko opowiadać o tym wszystkim.
– Ten fan, a raczej obłąkany fan, bo nie można go inaczej nazwać osaczał mnie. Wysyłał mi
kwiaty, prezenty. Pomyśli pani: a co w tym dziwnego. Otóż nic, jeżeli nie są częste. A on wysyłał
mi je codziennie. Często towarzyszył mi na każdym planie zdjęciowym, ale to nie wszystko. Zaczął
do mnie wydzwaniać. Mówił, że jesteśmy dla siebie stworzeni, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Nie
pamiętam ile razy zmieniałam numer telefonu, ale to go zniechęcało tylko na parę dni. Zawsze
zdobywał nowy, nie wiem skąd, jakim sposobem. I wszystko zaczynało się od nowa. Telefony w
środku nocy, sms-y z wyznaniami miłości. Doszło do tego, że gdziekolwiek się nie pojawiłam on
był tam ze mną. Był jak cień. Bałam się wyjść z domu, bo wiedziałam, że ona gdzieś się tam czai.
– I nie można było z tym nic zrobić? – zapytała zszokowana Kim. Nie domyślała się, że takie
coś spotkało taką sławną aktorkę. To jakiś psychol. Aż się wzdrygnęła gdy o tym pomyślała.
– Owszem można. Dostał sądowy zakaz zbliżania się. Ale co z tego. On i tak wykończył moją
psychikę. Mimo że już mam to za sobą do dzisiaj często spoglądam w okno myśląc, że on tam jest.
Że się czai i czeka na mnie. Nawet zakaz go nie powstrzymał. Włamał się do mojego mieszkania.
Myślał, że jestem sama. Ale ja już dawno nie mieszkałam sama. Zatrudniłam ochroniarza. Dzięki
Bogu. Tak nie wiem, jak by to się mogło skończyć. Na szczęście to już za mną i wracam do
równowagi.
– I to prześladowanie trwało dwa lata?
– Dokładnie.
– Co teraz z nim się dzieje?
– Został zamknięty w szpitalu psychiatrycznym. Wyszło na jaw, że miał ciężką odmianę
schizofrenii. I że nie tylko ja byłam jego jedyną ofiarą. Podobno zachowywał się tak, jak go rzuciła
dziewczyna. Mam nadzieję, że już nigdy więcej go nie zobaczę. Ten człowiek zamienił moje życie
w prawdziwe piekło.
Rozdział 2
T
o nie powinno tak być. To się nie godzi, żeby dziecko odeszło wcześniej od rodziców.
Była taka młoda, miała przed sobą całe życie, tyle planów na przyszłość, a tu zdecydowała się na
tak desperacki krok, który spowodował, że jej życie skończyło się. Na zawsze. Nie chciała ani nie
mogła się pogodzić z jej śmiercią. To takie niesprawiedliwe. Uroniła łzę, która spłynęła jej po
bladym policzku. Odkąd jej córka umarła źle sypiała. Nie pomagały żadne ziółka, a nie chciała się
faszerować żadnymi proszkami. One i tak nie ukoją jej bólu, a mogą tylko jeszcze bardziej ją
otępić. I bez nich czuła się jak w jakimś złym śnie. Ale to nie był sen z którego można się było
obudzić, tylko ponura i smutna rzeczywistość. Musiała się pogodzić z odejściem swojej jedynej
córki. Minął już ponad miesiąc od jej śmierci a ona czuła się tak jakby odeszła wczoraj. Obwiniała
się o jej śmierć, chociaż mąż wielokrotnie tłumaczył, że to nie jej wina. Gdyby tylko nie musiała
wyjść do pracy może udałoby się powstrzymać jej ukochaną Sophie od tego kroku. A tak...
Pamiętała moment kiedy ją znalazła.
Wróciła wtedy do domu i od progu uderzyła ją ta złowroga cisza. Przeczuwała, że mogło się
coś stać. Zawsze z pokoju Sophie wydobywała się muzyka, a w tamtym momencie było cicho jak
w grobowcu. Z bijącym sercem poszła do jej pokoju. Drzwi były lekko uchylone, więc szerzej jej
otwarła, ale córki nie było w środku. Zawołała ją po imieniu. Odpowiedziała jej cisza. Znowu ta
cisza. Cisza przed burzą. Zajrzała do łazienki. To co tam zobaczyła, sprawiło, że jej serce przestało
na moment bić. W wannie leżała jej córka. Oczy miała szeroko otwarte, wpatrzone w sufit.
Podbiegła do niej szybko. Zauważyła na podłodze, wśród kałuży krwi, żyletkę i zmiętą kartkę
papieru. Pamiętała treść ostatniego listu córki: „ Już nie mogę tak dłużej żyć. Wiem, że on jest
gdzieś obok, czai się. Jest jak mój cień, którego nigdy się nie pozbędę. Boję się wyjść z domu.
Myślałam, że sobie z tym poradzę, ale nie mogę. Czeka gdzieś, czeka na mnie i nigdy nie przestanie.
Tylko jedno może go powstrzymać: moja śmierć. To jest moje wybawienie od tego koszmaru.
Przepraszam. Kocham was bardzo. Wybaczcie mi. „
Łzy leciały jej ciurkiem po policzkach, nawet nie próbowała ich powstrzymywać mimo że
zaczynała piec ją skóra. Jej żałoba będzie trwać do końca życia. Zawsze będzie opłakiwać swoją
córkę i nigdy nie pogodzi się z jej stratą. Tak by chciała cofnąć czas. Może gdyby na jakiś czas
zrezygnowała z pracy i była cały czas w domu nie doszło by do tego. Chociaż nic nie wiadomo.
Psycholog, do którego chodziła mówił, że samobójcy nic nie powstrzyma. Zawsze znajdzie
odpowiedni moment, żeby targnąć się na swoje życie. Myślała, że już z nią w porządku. Że może
ją zostawić w domu. Sophie sama ją przekonywała, że nie będzie się bała. Myliła się i to bardzo.
Drgnęła gdy poczuła dotyk na swoim ramieniu. Odwróciła się powoli. To był jej mąż, który
poszedł na chwilę do sklepiku, żeby kupić znicz, a ją zostawił przy bramie wejściowej na cmentarz.
– Znowu płakałaś? – zapytał.
Skinęła tylko głową na potwierdzenie.
– Wiesz jak to przeżywam – odrzekła. – Ja nigdy się nie pogodzę z jej śmiercią. Po prostu
nigdy. To nasze jedyne dziecko. Co za niesprawiedliwość!! Dlaczego właśnie ona? Dlaczego nasza
córka?
Nie umiał odpowiedzieć na to pytanie. Sam je sobie często zadawał, ale nigdy nawet nie
próbował na nie odpowiedzieć. Musiał być silny, dla niej, dla swojej żony. Tylko ona mu została,
mieli teraz tylko siebie.
– Nie wiem, kochanie. Po prostu nie wiem – odpowiedział tylko i wziął ją pod ramię. Razem
weszli w alejkę i powoli szli w stronę grobu swojej córki. Gdy podeszli bliżej, poczuł jak żona się
kurczy ze strachu. – Co się stało?
– On tu był.
Wiedział o kim ona mówi. O mężczyźnie, który zmienił życie jej córki w piekło. To przez
niego się zabiła. Tylko on za to odpowiada, nikt inny. Oni to wiedzieli, nie mieli co do tego żadnych
wątpliwości. Utwierdził ich w tym jej ostatni list.
Zerknął na pomnik córki, który znalazł się w zasięgu ich wzroku. Również on zatrzymał się
nagle. To co zobaczył wzburzyło nim. Na nagrobku leżały białe lilie. To takie kwiaty zostały
przesyłane jej córce przez natrętnego wielbiciela.
Wyobrażał on sobie, że byli razem, a on i jego żona przeszkadzają im w miłości. Ten facet
był psychiczny. Nie pomógł nawet sądowy zakaz zbliżania się. Zawsze udawało mu się znikać,
zanim przyjechała policja przez nich wezwana. Nie było na tego psychola żadnego sposobu.
Podeszli bliżej i zauważyli mnóstwo zdjęć: zarówno na pomniku, jak i na ziemi. Kobieta
podniosła jedno z nich. To była ich Sophie. Widać, że zdjęcie było robione z ukrycia. Dziewczyna
na nim stała w księgarni szukając jakiejś książki. Wzięła do ręki pozostałe zdjęcia. Były robione w
innych miejscach. Dłonią zasłoniła usta i załkała przeraźliwie.
– On ją śledził. Był za nią wszędzie. Jak jakiś cholerny cień. I był tutaj. Nawet po śmierci nie
da jej spokoju.
Roztrzęsiona usiadła na ławce niedaleko nagrobka . Mężczyzna położył jej rękę na ramieniu
chcąc ją uspokoić, chociaż tak naprawdę on też był mocno zdenerwowany. Do dziś nie mógł
zrozumieć, dlaczego to właśnie ich córka padła ofiarą takiego psychopaty, bo nie można go było
inaczej nazwać, jak tylko w ten sposób. Ktoś zdrowy psychicznie by się tak nie zachowywał. Nie
chciał przysparzać żonie więcej cierpień, więc sięgnął po bukiet białych lilii. Chciał go później
wyrzucić do śmieci. Żona jednak była szybsza. Wzięła do ręki kwiaty i zauważyła białą karteczkę.
Rozwinęła ją, ale mąż ją wyrwał z jej dłoni. Był to fragment jakiegoś wiersza o miłości i tęsknocie.
Przeczytał go wzrokiem. To brzmiało tak tandetnie, że aż się wzdrygnął. Nie chciał, żeby żona
czytała te słowa.
– Co to? – zapytała chcąc odebrać od niego kartkę.
Zmiął w ręku papier uprzedzając zamiary żony.
– Nie ważne. Nie zaprzątaj sobie tym głowy, nie warto.
Objął ją, bo czuł, że znowu się załamie. Tak się zawsze działo, gdy myślała o tym
psychopacie. Nie pozwoli, aby im zatruł życie. Na pewno tak się nie stanie. Sophie już nie ma, więc
nie ma już on kogo nękać i prześladować. Szkoda tylko, że w taki sposób można się było go pozbyć
z ich życia. Nie było innego skutecznego sposobu. No może tylko więzienie, ale ten gość był
sprytny i nie dał się w żaden sposób złapać.
– On już jej nic nie zrobi – powiedział.
– Dopiero teraz jest bezpieczna – odrzekła żona. – Szkoda, że my jej nie zapewniliśmy
spokoju i bezpieczeństwa. Żyła by do dziś.
– Kochanie, to nie nasza wina. Nie dręcz się już tym. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy.
Mam tylko nadzieję, że ten psychol już nikogo więcej nie skrzywdzi. – Wypowiadając te słowa nie
był ich do końca pewien. Tacy ludzie szybko znajdują sobie nową ofiarę.
d
Podróż do Nowego Yorku zajęła mu kilka godzin. Wyjeżdżając z Richmond było przed
południem. Szybko spojrzał na zegarek. Parę minut po dwudziestej. Trochę czasu mu to zajęło, ale
parę razy zatrzymywał się w przydrożnych barach, żeby coś przekąsić i się czegoś napić, albo żeby
po prostu odpocząć. Nie wiedział jak mu się potoczy tu życie, ale miał nadzieję, że odnajdzie
upragniony spokój i szczęście. Głęboko w to wierzył. Wiedział, że Sophie na pewno by chciała,
żeby był szczęśliwy. Nie powinien ciągle rozpamiętywał jej śmierci. . Mogli być razem, ale los im
nie sprzyjał, chciał inaczej. Rzucił go tutaj, do tak wielkiej metropolii jakim był Nowy York. Nie
przypadkowo wybrał to miejsce. Wiedział, że to miasto dawało dużo możliwości. A on miał wielki
potencjał. Zawsze był zdolnym człowiekiem i wiedział, że sobie poradzi. Tylko na samym początku
musi znaleźć mieszkanie i pracę. Zajmie się tym następnego dnia.
Miał tutaj kuzyna, więc na razie postanowił się u niego zatrzymać. Wszystko już z nim
uzgodnił przez telefon. Często razem rozmawiali. Robbie wiele rzeczy wiedział i rozumiał.
Opowiadał mu o swojej miłości do Sophie i o jej utracie. Kuzyn bardzo mu współczuł i sam
zaproponował, że gdyby kiedyś miał się wyprowadzić i zamieszkać w Nowym Yorku to może się u
niego zatrzymać na tak długo jak będzie chciał.
Zatrzymał samochód na podziemnym parkingu i wyszedł zabierając ze sobą podróżną torbę z
najważniejszymi, niezbędnymi rzeczami. Resztę bagażu zostawił w aucie. Potem razem z kuzynem
po nie zejdą. Robbie mieszkał w dużym apartamencie na trzecim piętrze. Był architektem i dobrze
zarabiał, więc stać go było na wszelkie luksusy.
Podszedł do windy i wcisnął właściwy przycisk. Wjechał na odpowiednie piętro i zadzwonił
do drzwi, które parę sekund później się otwarły. W progu stał przystojny blondyn z krótko
obciętymi włosami. Jego twarz rozjaśnił uśmiech.
– Cześć stary – przywitał się i przepuścił go w drzwiach. – Czekałem na ciebie.
– Witaj Robbie. – Podał mu dłoń wchodząc do środka. – Wybacz, że musiałeś na mnie
czekać. Ale wiesz, z Richmond to kawał drogi, parę stanów.
– Nie musisz mi się tłumaczyć. – Robbie podszedł do lodówki i wyjął dwie butelki piwa. –
Masz ochotę na browca?
– Jasne – odparł.
Uśmiechnął się lekko i rozsiadł się wygodnie na kanapie. Powoli rozejrzał się po mieszkaniu.
Musiał przyznać, że kuzyn naprawdę nieźle sobie radził. Widać to było po wnętrzu. Urządzone było
w nowoczesny sposób, ale nie było co się dziwić. Robbie był architektem, zarabiał kokosy i mógł
sobie pozwolić na najlepsze. Jednak nie pozbył się niektórych dawnych przyzwyczajeń z czasów
studiów: w tym picia piwa. Stać go było na najlepsze, z wyższych półek trunki, ale wolał od nich
dobre piwo. To się nie zmieniło i raczej się nie zmieni.
Spojrzał na kuzyna, który usiadł obok niego. Wziął od niego otwartą butelkę i napił się. Tego
mu trzeba było. Dobrze schłodzonego napoju, dzięki czemu mógł się ochłodzić. Tego dnia od rana
było gorąco, nawet wieczorem było parno. Na szczęście kuzyn miał klimatyzację, więc można się
było odprężyć i zrelaksować po męczącym dniu.
Przez chwilę mężczyźni pili piwo w milczeniu gapiąc się tempo w ścianę. Robbie włączył
telewizor i skakał po kanałach, ale nie było nic ciekawego ani wartego uwagi i zainteresowania,
więc szybko wyłączył urządzenie. Spojrzał na kuzyna. Wiedział o nim i o Sophie. Bardzo mu
współczuł. Chociaż nie wyglądał na załamanego, wiedział, że w głębi duszy bardzo przeżywał jej
śmierć. Znał go bardzo dobrze.
– A jak ty się w ogóle czujesz? – zapytał w końcu.
– Jakoś leci.
– Innych możesz zwodzić, ale nie mnie – odrzekł Robbie, biorąc kolejny łyk z butelki. – Nikt
cię nie zna tak jak ja. Potrafisz się doskonale maskować, ale wiem, że cierpisz.
– Nic się przed tobą nie ukryje, prawda? – Roześmiał się. Skończył butelkę i postawił na
szklanym stoliku, stojącym naprzeciwko kanapy. – To prawda, jest ciężko. Nawet bardzo ciężko.
Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek spotka mnie coś takiego. Nie życzyłbym nikomu takich
przeżyć, nawet największemu wrogowi. Ja ją kochałem, Robbie. I wiem, że ona kochała mnie, ale
bała się swojej pieprzonej rodzinki. Nie pozwalali nam być razem ani się do niej zbliżyć.
Widziałem jej wzrok, gdy patrzyła na mnie na ulicy. Miała w oczach strach. Nigdy nie była sama,
zawsze ktoś z nią był. Nie mogłem się do niej zbliżyć nawet na krok. Ty wiesz co oni zrobili?
– Co takiego?
– Posunęli się nawet do tego, że nasłali na mnie gliny. Nakłamali, że ją prześladuję.
Wyobrażasz to sobie? Wymyślili, że chce ją skrzywdzić
– Ty? Dobre żarty. Przecież jesteś łagodny jak baranek, dobrze cię znam. Nie skrzywdziłbyś
nawet muchy.
– Miło, że tak o mnie myślisz. Nie mogłem się do niej zbliżyć nawet o krok. Zrobili Sophie
jakieś pranie mózgu. Zdobyli nawet zakaz zbliżania się. Nie mogłem nawet pójść na jej pogrzeb, to
było najgorsze.
Robbie położył mu rękę na ramieniu chcąc dodać mu otuchy. Kuzyn zawsze był dla niego jak
brat. Tak się zresztą traktowali. Nie wiedział jak mu ulżyć w cierpieniu.
– Wiele przeżyłeś. Dlatego pewnie ta nagła decyzja o wyprowadzce?
– Tak – potwierdził. – Już nie mogłem dłużej mieszkać w Richmond. Nic mnie już tam nie
trzymało. Mama dawno temu umarła, teraz Sophie... Nie było sensu. – Przerwał na chwilę, wziął
głęboki oddech. – Tam wszystko by mi ją przypominało. Gdyby nie jej starzy moglibyśmy być
szczęśliwi razem. Chciałem się z nią ożenić, kiedyś w przyszłości. Miałem wielkie plany, a
zostało... wielkie nic, pustka. Musiałem wyjechać. Tak będzie lepiej. Wystawiłem mieszkanie na
sprzedaż. Zostawiłem wszystko za sobą, trzeba zacząć od nowa.
– To od czego zaczniesz?
– Od znalezienia pracy – stwierdził.
– Wiesz, mam znajomego, który pracuje w jednej z gazet. Mówił mi kiedyś, że są wolne etaty.
Poczekaj chwilkę, pójdę zadzwonić.
Robbbie wyszedł na chwilę do kuchni. Słyszał, jak kuzyn rozmawia przez telefon. Cieszył się,
że przyjechał do niego. Mógł zawsze na niego liczyć. Miał dużo znajomości, dzięki temu może
szybko znajdzie pracę. Musi pracować, żeby zapomnieć o tym wszystkim co mu się zdarzyło w
życiu. Tylko tak będzie w stanie wrócić do normalności.
Po kwadransie Robbie wrócił.
– Masz szczęście – odrzekł. – Jeszcze trwa rekrutacja, może się jeszcze załapiesz. Szukają
kogoś takiego jak ty. Przyjmują parę osób. Może będziesz miał szczęście.
– Mam nadzieję. – Uśmiechnął się. – Dzięki kuzynku. Zawsze mogłem na ciebie liczyć.
– Od czego jest rodzinka. – Robbie poklepał go po plecach. – Masz może ochotę coś zjeść?
Niedawno zrobiłem kolację. Z pełnym żołądkiem zawsze lepiej się gada. Powiem ci czego
dokładnie dowiedziałem się od znajomego.
– Pewnie, jestem głodny jak wilk.
Wstał i poszedł za swym kuzynem do kuchni. W dobrym czasie przyjechał do jego, bo zdążył
już zgłodnieć.
d
Kimberly była już skonana. Nie to, że musiała skończyć artykuł do swojego działu, to jeszcze
musiała popracować nad wywiadem, który ostatnio przeprowadziła z Jessicą Price. Penny która
miała się tym zająć rozchorowała się na dobre, więc ona musiała napisać cały wywiad. Musiała się
streszczać, żeby zdążyć jeszcze zamieścić go do tego numeru. Tiffany bardzo na tym zależało.
Od paru godzin pracowała na pełnych obrotach, ale była zadowolona z wysiłków swojej
pracy, którą nareszcie skończyła. Na szczęście nie musiała siedzieć w redakcji, tylko mogła to
skończyć w domu i z skorzystała z tej możliwości. Kiedy skończyła pisanie przeciągnęła się, aby
rozprostować kości. Bolały ją plecy i oczy już same się jej zamykały, ale postanowiła jeszcze raz
przelecieć wzrokiem cały tekst. Po raz pierwszy pisała o czymś innym niż zazwyczaj i bardzo jej
się to podobało. Zawsze to jej koleżanka z redakcji Penny zajmowała się przeprowadzaniem
wywiadów z celebrytami czy innymi znanymi osobami. Ale teraz gdy była poważnie chora, musiała
ją zastąpić. Następnego dnia miała jeszcze raz pojechać do domu Jessicy Price zawieźć wywiad do
autoryzacji, po tym jak szefowa zatwierdzi tekst.
Kiedy stwierdziła, że tekst jej w porządku i nie zawiera żadnych błędów wydrukowała go i
schowała go do teczki, gdzie trzymała notatki o Jessice, które dała jej Tiffany. Spojrzała na zegarek.
Dziewiąta wieczór.
– Noc jeszcze młoda – powiedziała do siebie.
Jednak ona była już tak zmęczona, że nie miała ochoty na cokolwiek. Pragnęła tylko
zagrzebać się w swojej jedwabnej pościeli, położyć głowę na miękkiej poduszce i zasnąć. Poszła
jeszcze do kuchni, żeby się czegoś napić. Zdążyła tylko wyjąć karton soku pomarańczowego, kiedy
usłyszała dzwonek do drzwi. Zdziwiona powlokła się do drzwi. Nikogo nie spodziewała się o tej
porze.
Ujrzała na progu znajomą szczupłą postać swojej najlepszej przyjaciółki.
– Cześć laska. – Ellen przywitała się i wpakowała się do środka.
– Też sobie znalazłaś porę na wizyty – zbeształa ją Kim zamykając za nią drzwi. – Właśnie
miałam kłaść się spać.
– O tej porze? – Blondynka spojrzała na zegarek na swojej ręce. – Nie za wcześnie? O tej
godzinie zaczyna się życie nocne. Nie będziesz siedzieć w tych czterech ścianach. Ruszamy na
miasto!
Kim tylko popukała się w czoło.
– Chyba oszalałaś! Wołami mnie nigdzie nie wyciągniesz. Jestem padnięta. Dopiero co
skończyłam pisać wywiad z Jessicą Price.
– A Penny? – spytała zdziwiona Ellen sadowiąc się wygodnie na kanapie. – Przecież tak
naprawdę to jej sprawa. Nie będziesz chyba odwalać za nią całej roboty.
– Przecież to ona zrobiła większą cześć. Wszystkie pytania, jakie miałam zadać ona ułożyła i
jeszcze te notatki. – Wskazała teczkę z materiałami, które dostała od szefowej. – Ja tylko miałam
przeprowadzić wywiad a teraz jeszcze go zapisać. Penny ma miesięczne zwolnienie, złapała
jakiegoś okropnego wirusa, więc to jasne, że muszę dokończyć tą pracę. Ten wywiad ma się jeszcze
znaleźć w tym numerze. – Kimberly wyjaśniła przyjaciółce całą sytuację.
Ellen tylko wzruszyła ramionami. Miała ochotę gdzieś zabalować, a tu jej plany spaliły na
panewce. Dawno z koleżanką nigdzie nie wychodziły, żeby się odstresować od trudów życia
codziennego i choćby na chwilę zapomnieć o problemach. Trudno, może kiedy indziej będzie
okazja, pomyślała.
– Cóż w takim razie posiedzimy tutaj, jeżeli nie chcesz nigdzie iść. – To powiedziawszy
wyciągnęła z torebki butelkę czerwonego wina. – Dawaj szkło.
Kim przewróciła oczami. Nie bardzo miała na to ochotę, ale nie miała innego wyjścia. Znała
Ellen i wiedziała, że z nią nie da się rozmawiać. Jak coś sobie postanowiła, to nie sposób było jej od
tego odwieść. Żadne argumenty do niej nie przemawiały.
Kimberly postanowiła dać za wygraną i poczłapała do kuchni po kieliszki do wina. Szybko
wróciła i usiadła obok koleżanki, która w międzyczasie włączyła muzykę. Zawsze kiedy się
spotykały słuchały jakiejś dobrej nuty. Ellen tym razem wybrała ostatnią płytę Rihanny.
Dziewczyny zawsze lubiły się pobujać przy dźwiękach skocznej muzyki. Kiedy Kim nalała
alkoholu do kieliszków, usłyszała pytanie swojej przyjaciółki.
– I jak było u Jessicy Price?
Kim spodziewała się, że przyjaciółka nie wpadła do niej ot tak po prostu. Ciekawość ją
zżerała. Chciała wiedzieć jak przebiegł wywiad i co spowodowało,że ta słynna aktorka zniknęła na
tyle czasu z życia publicznego. Uśmiechnęła się lekko do blondynki i upiła łyk wina ze swojego
kieliszka.
– Wiedziałam, że kiedyś padnie to pytanie. Nie sądziłam tylko, że tak szybko i to dzisiaj. I
tylko taki jest powód twojej niepodziewanej wizyty?
Ellen zrobiła obrażoną minę, a potem roześmiała się serdecznie.
– Przejrzałaś mnie. Przecież wiesz, że interesuje mnie wszystkie plotki i ploteczki dotyczące
znanych gwiazd, a do nich zdecydowanie należy Jessica Price, a może raczej należała.
– Bądź pewna, że należy. Jeszcze o niej usłyszymy – odrzekła Kim, patrząc uważnie na swoją
przyjaciółkę. – A zacznie się od tego wywiadu. Powiem ci jedno: ona wraca do show-biznesu. I już
niedługo wszyscy się dowiedzą, co spowodowało, że zniknęła na tak długo. – Kimberly widziała
pytające spojrzenie Ellen i domyśliła się co ono oznacza. Koleżanka chciała wiedzieć co się
dowiedziała. – Wiem co chcesz. Myślisz, że ci powiem jaki był powód jej wycofania się. Nie
możesz poczekać aż pismo pójdzie do druku. Wtedy się wszystkiego dowiesz.
– Wredna jesteś. – Ellen wypróżniła kieliszek do pusta i ponownie zerknęła na swoją
przyjaciółkę. Ciekawość ją zżerała. Już od rana, kiedy tylko Kim pojechała przeprowadzić wywiad
zastanawiała się co uda koleżance się wycisnąć z tej aktorki. – Nie możesz nic powiedzieć, czy nie
chcesz?
– Może jedno i drugie. – Roześmiała się Kim. Lubiła się z nią droczyć.
– Nie bądź taka. Błagam powiedz coś, cokolwiek. Przecież możesz mi powiedzieć. Nie
obowiązuje cię tajemnica spowiedzi jak księdza.
Kimberly parsknęła śmiechem. Jej przyjaciółka zawsze potrafiła ją rozbawić do łez. Tak tez
było tym razem. Postanowiła dłużej nie trzymać jej w niepewności i zdradzić jej cokolwiek.
Wiedziała, że w przeciwnym razie Ellen będzie jej wiercić dziurę w brzuchu do końca świata a
może i dłużej.
– Jeżeli ci nic nie powiem to nie dasz mi spokoju ani nie pójdziesz sobie stąd?
– Znasz mnie i wiesz, że nie – odrzekła Ellen wlewając ostatnie krople wina do swojego
kieliszka. – Nie rozumiem po co pytasz.
Kimberly lekko westchnęła.
– Myślałam, że odpuścisz. Myliłam się.
– Skończ już z tymi głupotami, tylko gadaj czegoś się dowiedziałaś – ponaglała ją Ellen
niecierpliwiąc się coraz bardziej. – Chcesz żeby tu zeszła na zawał?
– O ile mi wiadomo to jeszcze nie było takiego przypadku – powiedziała Kim tłumiąc śmiech.
– Nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? – Gdy Ellen spojrzała na nią takim
wzrokiem jakby miała ochotę ją udusić postanowiła już dłużej się z nią nie droczyć. – W porządku.
Powiem ci. Tylko... co tak właściwie chcesz wiedzieć?
– Litości. Ty naprawdę chcesz, żebym cię palnęła – rzekła zirytowanym tonem głosu. –
Wszystko! Jaka jest? Zadziera nosa jak inne gwiazdeczki?
– Nie. To bardzo sympatyczna i miła w obyciu osoba. Zdziwiłam się jej miłym przyjęciem.
Można się z nią zaprzyjaźnić. Naprawdę. A jej dom. Z zewnątrz wygląda jak jakiś mały pałacyk i
myślałam, że w środku będzie nieprzyjemnie, jak w jakimś muzeum. Pomyliłam się. Nie ma tam
gołych, pustych ścian. Na każdej wiszą jakieś różne fotografie nie tylko z jej życia artystycznego,
ale także prywatnego. I jeszcze coś. Wiedziałaś, że ona nie ma żadnej służby nie wyłączając
ochroniarza i sprzątaczki, która przychodzi raz na tydzień posprzątać?
– A kucharka?
Kim uśmiechnęła się lekko.
– Sama sobie gotuje.
– Żartujesz sobie ze mnie? – spytała zaskoczona Ellen. Trudno było jej uwierzyć, żeby wielka
gwiazda kina, zajmowała się czymś tak przyziemnym jak gotowanie.
– Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale to prawda. Nie ściemniam.
– A co z tym odwykiem? Naprawdę była w tej klinice?
– Nie. – Kimberly pokręciła głową zaprzeczając. – To bzdury wyssane z palca. Brukowce
żyją takimi historiami, ale w tym przypadku się myliły. Jessica nigdy nie była w żadnej klinice
odwykowej.
– Więc co się stało? Dlaczego zdecydowała się wycofać? Powiesz mi to w końcu?
Kim na chwilę umilkła. Nie wiedziała, czy to dobry pomysł, żeby jej to mówić przed drukiem
wywiadu w ich piśmie. Ale Ellen to jej najlepsza kumpela. Chociaż uwielbiała plotki to wiedziała,
że nikomu nie zdradzi tego co jej powie. Ufała jej. Cicho wypuściła powietrze z płuc, postanowiła
zaryzykować i jej o tym opowiedzieć.
– Tylko nie wolno ci nikomu powiedzieć o tym, czego się teraz dowiesz.
Ellen lekko przekrzywiła głowę patrząc na Kimberly.
– A komu niby miałabym to zdradzić? Mojemu psu?!
– Przecież ty nie masz psa – zauważyła Kim.
– Właśnie! No wyrzuć to z siebie! Co takiego stało się w jej życiu?
– To historia jak z jakiegoś kryminalnego filmu. Padła ofiarą jakiegoś szaleńca, który nie
odstępował jej na krok. Śledził każdy jej krok. Opowiadał jak to ją uwielbia. Przysyłał jej kwiaty,
jakieś prezenciki.
– Może po prostu się w niej zakochał?
– O tak – potwierdziła Kim. – Tylko wiesz mi, nie chciałabyś mieć takiego wielbiciela. Kogoś
kto cię nie odstępuje ani na krok, czując jego wzrok na sobie. Wiedząc, że on tam się gdzieś czai.
Jessica nie chciała tego zainteresowania, ale on był natrętny. Ubzdurał sobie, że ona jest dla niego
stworzona i że tylko on może dać jej szczęście, bezpieczeństwo i miłość. Z początku wydawało jej
się to zabawne, ale tylko z początku. Ten facet zaczął być niebezpieczny i niezrównoważony. Nie
pomagały żadne argumenty. Zaczęła się go po prostu bać. Nie pomógł nawet sądowy zakaz
zbliżania się. Nadal ją osaczał. Aż w końcu się do niej włamał. Na szczęście nic jej się nie stało.
Ellen słuchała tego wszystkiego zszokowana. Nie miała pojęcia, że takie rzeczy mogą się
zdarzać. To było jak jakiś scenariusz filmu. Aż się wzdrygnęła gdy o tym pomyślała.
– A co się stało z tym wariatem? To jakiś psychopata. Takich to powinno trzymać się w
pokoju bez klamek.
– Trafił do zamkniętego szpitala psychiatrycznego. Okazało się, że cierpiał na schizofrenię.
– Teraz już rozumiem, dlaczego zniknęła na tyle czasu. Musiała powrócić do równowagi po
czymś takim. Że też tacy psychole chodzą po świecie. Aż strach pomyśleć. Skąd się biorą tacy
ludzie?
– Nie wiem. – Kimberly pokręciła głową. – Jessica jest silną kobietą. Trochę jej to zajęło, ale
w końcu poradziła sobie z tym koszmarem jaki ją spotkał. Uporała się z tym. Ten człowiek na
szczęście już jej nie zagraża. – Umilkła na chwilę, żeby zebrać myśli i ochłonąć. Historia Jessicy
Price zrobiła na niej ogromne wrażenie. Doszła do wniosku, że sława niesie za sobą nie tylko dobre,
ale także złe strony. – Ja nie wiem jak bym sobie poradziła, gdyby mnie coś takiego spotkało.
Przecież to jakiś horror.
– Nie zadręczaj się tym. Nie jesteś jakąś znaną gwiazdą, za którą uganiałby się jakiś obłąkany
fan. Nam na szczęście to nie grozi – odparła Ellen.
– Na pewno masz rację. Oddam wywiad do druku i już nie będę więcej o tym myśleć.
– I tak trzymaj. – Uśmiechnęła się Ellen zerkając na zegarek. – O rany, ale się zasiedziałam.
Powinnam już lecieć. I tak zajęłam ci trochę czasu. Jesteś zmęczona, a jeszcze ja ci się zwaliłam na
głowę.
– Nic nie szkodzi.
Kim pożegnała się z koleżanką, która opuściła jej mieszkanie. Teraz nic nie stało na
przeszkodzie, żeby poszła spać. Położyła się, ale nie od razu zasnęła. W głowie kłębiły jej się różne
myśli. Dotyczyły przede wszystkim Jessici Price i tego co musiała przeżywać przez te ostatnie lata
z powodu tego szaleńca, który ją dręczył. Trochę czasu trwało, żeby stanęła na nogi, ale w końcu jej
się to udało. Postanowiła się jeszcze z tym podzielić. Jej wyznanie powinno uciąć wszelkie
spekulacje i plotki na temat tego co się z nią działo w czasie przerwy, jaką musiała sobie zrobić.
W końcu udało jej się zasnąć. Śniło jej się, że jest w pustym teatrze. Oprócz niej była tam
także Jessica Price. Stała na scenie, a w jej oczach czaił się strach. Wokół niej krążył wysoki cień
mężczyzny. Trzymał coś w dłoniach. Jessica chciała krzyczeć, ale z jej gardła nie wydobywał się
żaden dźwięk. Nie widziała jego twarzy. Nagle ten cień zaczął się zbliżać w jej stronę. Chciała
uciec, ale nogi jakby jej przyrosły do ziemi. Był bliżej, coraz bliżej niej. Gdy był na tyle blisko, że
mogła go dotknąć i zobaczyć jego twarz to... obudziła się.
Oddychała ciężko. Rzadko kiedy śniły jej się takie koszmary. To pewnie przez to co się
zdarzyło tej aktorce, stwierdziła w duchu. Za dużo o tym myślę. Łyknęła wodę ze szklanki stojącej
na nocnym stoliku i położyła się.
Tym razem postanowiła o niczym nie myśleć. Zasnęła po kwadransie. Tym razem nic jej się
nie śniło.
d
Obudził się w środku nocy. Śniła mu się Sophie. Wyglądała tak samo pięknie jak wtedy kiedy
po raz pierwszy ją ujrzał. Uśmiechała się do niego, a potem zniknęła. Wołał za nią. Błagał, żeby go
nie opuszczała. Ale ona już go nie słyszała, nie było jej. Zniknęła tak jakby w ogóle nigdy jej nie
było.
Wstał i wyszedł na balkon, biorąc ze sobą paczkę papierosów. Zaciągnął się powoli.
Wypuszczając dym ze swoich płuc zamyślił się. Ten sen to był znak dla niego. Znak, że powinien
już przestać o niej myśleć i rozpamiętywać jej śmierć. Trzeba zacząć żyć od nowa. Bez niej. Już
tyle razy to sobie powtarzał. Łatwo mówić, gorzej zrobić. Wierzył jednak, że mu się to uda.
Jutro pójdzie w sprawie pracy. Poszukują kogoś z jego wykształceniem i doświadczeniem.
Miał nadzieję, że uda mu się zdobyć tą posadę. Robbie załatwił mu rozmowę. Dziękował Bogu, że
mógł się u niego zatrzymać. Dzięki temu będzie mu łatwiej w nieznanym mieście. Nie będzie mu
siedział cały czas na głowie. Jeżeli tylko otrzyma tą pracę zajmie się od razu szukaniem
odpowiedniego mieszkania. Spalił papierosa i wszedł do środka. Zapalił lampkę nocną i wyjął z
szuflady portfel. W środku znajdowało się małe zdjęcie jego Sophie. Tylko to mu po niej pozostało,
ale i tego musiał się pozbyć, jeżeli chce zamknąć ten rozdział swojego życia. Po raz ostatni
pocałował jej twarz. Wyjął z kieszeni szlafroku zapalniczkę, którą wziął ze sobą na balkon i
podpalił fotkę rzucając ją do popielniczki. Patrzył jak zdjęcie zamienia się w popiół.
– Żegnaj ukochana. Na zawsze – powiedział, zanim położył się do łóżka.
d
Kimberly nie pamiętała kiedy ostatni raz zaspała. Tak zdarzyło się tego dnia. To wszystko
przez Ellen i naszą wczorajszą rozmowę do późnej nocy, pomyślała. Zerwała się z łóżka i wzięła
szybki prysznic. Podsuszyła tylko włosy, nie miała czasu, żeby bardziej się szykować. Musiała jak
najszybciej wyjść z domu, żeby uniknąć korków. Zajrzała do szafy w poszukiwania stroju do pracy.
Zaklęła cicho pod nosem. Nie miała żadnych czystych dżinsów. Postanowiła, że jak wróci z pracy
zrobi wielkie pranie. Spojrzała za okno. Słońce już było wysoko na niebie. Podejrzewała, że
dzisiejszego dnia będzie wyjątkowo gorąco. Chociaż rzadko ubierała się w sukienki, teraz nie miała
innego wyjścia. Złapała pierwszą lepszą i w błyskawicznym tempie ją założyła. Wzięła jeszcze
sandały, torebkę, potrzebne rzeczy do pracy i spojrzała się w lustrze. Włosy sterczały każdy w inną
stronę, tak jakby czesanie wiatrem. Nie miała czasu, żeby związywać je w koński ogon, więc tylko
je przeczesała i spryskała lakierem, żeby nie wyglądać jak straszydło. Pociągnęła usta szminką i
jeszcze raz spojrzała na swoje odbicie. Musiała przyznać, że wyszło całkiem nieźle. Patrzyła na nią
inna kobieta niż zwykle. Nawet ładna. Powinnam częściej się tak ubierać, pomyślała. Nie zwlekając
dłużej wyszła z mieszkania.
Do pracy dotarła tak jak myślała, spóźniona. Po raz pierwszy od kilku lat. Spojrzała na
zegarek na komórce. Piętnaście minut spóźnienia. Jakoś będzie to musiała wytłumaczyć Tiffany.
Zabrała wszystkie potrzebne rzeczy i skierowała się w stronę budynku. W wejściu zderzyła się z
jakimś mężczyzną. To co niosła w rękach upadło jej na podłogę.
– Przepraszam – odparła.
– Nic się nie stało. – Mężczyzna pomógł jej pozbierać wszystko.
Kim podziękowała nawet nie przyglądając mu się zbytnio. Gdy doszła do windy znowu
zderzyła się z kimś. I to znowu był mężczyzna. Po raz drugi tego dnia przeprosiła i weszła do
windy. Nie widziała, jak dwaj potrąceni przez nią mężczyźni weszli za nią. Jeden z nich
intensywnie jej się przyglądał. Tego również nie zauważyła.
Stał za nią wpatrując się w jej plecy. Na parterze, kiedy go potrąciła na krótką chwilę widział
tylko jej twarz. Ale nawet ta krótka chwila mu wystarczyła, żeby wiedzieć, że to wyjątkowa
kobieta. Wdychał delikatny zapach jej perfum. Kiedy na chwilę odgarnęła kosmyk swoich
kasztanowych włosów do tyłu, myślał, że zwariuje. Wystarczyło by tylko wyciągnąć rękę i ich
dotknąć. Ale nie. Musi działać ostrożnie, delikatnie. Małymi kroczkami. Nie może jej przestraszyć.
Co za zbieg okoliczności, że właśnie tutaj miał mieć rozmowę w sprawie pracy. Gdyby nie to
nigdy nie spotkałby tego anioła. Nie, to nie żaden zbieg okoliczności tylko przeznaczenie. Sny
zawsze coś znaczą, ale nigdy nie wiedział co. Nie interesował się tym. Teraz już wiedział, dlaczego
Sophie mu się śniła. To był znak od niej. Znak, że spotka nową miłość.