background image

 

 

Rozdział 31 

Następnego ranka zebraliśmy się przy ogromnej skale, która była wejściem do Interis. Byłam ubrana 
w mój mundurek z Hex Hall, był jedynym, co mogłam włożyć, aby bezpiecznie zakraść się do szkoły. 
Jenna i młodsze Brannick były ubrane tak samo jak ja. Po tym jak szarpały i obciągały swoje spódnice 
widać było, że są z tego rozwiązania niezadowolone.  

- Czy jesteś tak beznadziejnie ubrana codziennie? – Zapytała Izzy, krzywiąc się. – To jest wystarczający 
powód, aby przeznaczyć to miejsce na zagładę.  

Mimo że byłam przerażona i martwiłam się, wybuchnęłam śmiechem. 

-  Poczekaj  tylko  aż  dojedziemy  i  dostąpisz  tortur  noszenia  wełny  w  wilgotnym  klimacie.  Będziesz 
chciała zatopić całą wyspę.  

- Nie jest tak źle. – Powiedział Cal a Jenna zaśmiała się.  

- Taak, i to mówi facet, który nosi flanelowe koszule w sierpniu.  

-  Okay.  –  Powiedziała  Aislinn  po  zamocowaniu  kabury  wokół  swojej  tali,  zwisały  z  niej  trzy  ostrza 
zrobione z diablego szkła.  

Izzy  i  Finley  miały  coś  podobnego  przewiązane  pod  marynarką  tak  samo  jak  Jenna  i  Cal.  Ja  nic  nie 
miałam  z  dość  oczywistych  powodów.  Spojrzałam  w  dół  na  moje  nadal  różowe  palce.  Niedługo 
dopasują się kolorem do innych blizn pozostawionych przez diable szkło, szerokich fioletowych cięć. 
Te myśli pomogły mi, choć trochę opanować przerażenie przed tym, co się miało wydarzyć.  

-  …  a  Sophie  wtedy  odprawi  rytuał.  –  Tłumaczyła  Aislinn.  Kompletnie  odpłynęłam,  żeby  wrócić  do 
rzeczywistości  potrząsnęłam  głową.  Nie  było  teraz  czasu  na  bujanie  w  obłokach.  Oczywiście 
omawialiśmy  ten  plan  już  jakieś  kilkadziesiąt  razy.  Pójdziemy  do  szkoły,  Aislinn  i  Finley  wyciągną 
stamtąd  Casnoffs.  W  tym  czasie  Izzy,  Jenna,  Cal  i  ja  przemkniemy  się  do  budynku  i  spróbujemy 
znaleźć rytuał. Aislinn i Finley doprowadzą Larę i tylko ile zdołają z jej demonów do miejsca, w którym 
je  stwarzała.  Spotkamy  się  tam  i  wtedy  z  pomocą  rytuału  z  Księgi  Zaklęć  zniszczymy  Casnoffs  w 
jednym wielkim wybuchu. Wydaje się proste, zawsze takie jest. Jeżeli jest coś, czego nauczyłam się z 
przeszłości to, to, że nic nie jest proste, kiedy chodzi o magie.  

- Więc wszystko jasne? – Zapytała, Aislinn.  

- Krystalicznie. – Westchnęłam.  

-  Okay,  Finley  i  ja  pójdziemy  pierwsze.  Odczekajcie  kilka  minut  i  wtedy  ty  Sophie,  Jenna,  Cal  i  Izzy 
pójdziecie za nami. 

-  My  poczekamy  tutaj.  –  Dodał  tata  wskazując  na  siebie  i  mamę.  Zeszłej  nocy wspólnie  podjęliśmy 
decyzje,  że  to  dla  niego  zbyt  niebezpieczne,  aby  szedł  z  nami  do  Graymalkin.  Bez  swojej  mocy  nie 
będzie  mógł  sam  się  obronić  a  ja  byłabym  zbyt  rozproszona  martwiąc  się  o  niego.  Wyciągnęłam 
ramiona do moich rodziców i przytuliłam ich w wspólnym uścisku.  

background image

 

 

-  Będzie  dobrze.  –  Powiedziałam,  chociaż  myślę,  że  mój  drżący  głos  mnie  zdradził.  –  Będzie  miło 
kopnąć, Casnoff w tyłek

1

 i hej, może zdobędę fajne nowe blizny. 

Przytulili mnie mocnej. 

- Kochamy cię, Soph. – Szepnęła mama. 

- To prawda. – Dodał tata i roześmiał się. Nawet mój żołądek trochę rozluźnił się od zdenerwowania. 
Odsunęłam się od nich zanim moje łzy narobiłby mi wstydu, złapałam Jenne za rękę. Aislinn i Finley 
już nie było. 

- Gotowa? – Zapytałam 

- Gotowa. – Odpowiedziała cicho.  

Obejrzałam się na moich rodziców, nadal stali razem obejmując się ramionami, uśmiechnęłam się na 
ten widok. Podeszłam do wejścia Itineris, ogarnęła mnie ciemność i przerażające uczucie spokoju. A 
potem tak po prostu byłam z powrotem w lesie na wyspie Graymalkin. Nie byłam pewna czy to moja 
magia jest silniejsza czy to tylko adrenalina krążąca mi w żyłach, ale lądowanie nie wydawało się takie 
złe  jak  ostatnim  razem.  Jenna  ciężko  przechodziła  tego  rodzaju  podróże,  więc  kiedy  tylko  Cal  ją 
zobaczył  położył  rękę  na  jej  czole.  Jej  oddech  natychmiast  zwolnił  i  trochę  koloru  wróciło  na  jej 
policzki.  

- Dzięki. – Powiedziała z wdzięcznym westchnieniem.  

Gdzieś w oddali usłyszałam wycie.  

-  Okay,  jesteście  gotowi  rozwalić  to  miejsce,  znowu?  –  Zapytałam  ich.  Izzy  nadal  wyglądała  dość 
chwiejnie, ale  szybko złapała mnie za rękę. Jenna chwyciła ją za drugą a Cal staną za mną i otoczył 
ramionami  moją  talie.  Zamknęłam  oczy  i  skoncentrowałam  się,  poczułam  powiew  chłodnego 
powietrza  i  już  staliśmy  na  trawniku  przed  Hex  Hall.  W  samym  środku  tego,  co  wydawało  się  być 
trzecią  wojną  światową.  Jak  tylko  otworzyłam  oczy  poczułam  przypływ  magii.  Puściłam  dłoń  Izzy  i 
odwróciłam się, ale jego nie było już za mną, ktoś uderzył młodszą Brannicks w lewe ramię, krzyknęła 
cicho Cal znalazł się przy niej w ciągu sekundy ciągnąc ją w stronę linii drzew.  Starałam się ogarnąć 
koszmar, który rozgrywał się wokół mnie. Demony były wszędzie. Demony wilkołaki z oczami koloru 
krwi  a z ich pazurów strzelały fioletowe iskry. Demony ferie  miały czarne  skrzydła,  które  przecinały 
powietrze  płonąc  nieziemskim  blaskiem.  Walczyli  a  ja  zaczęłam  szukać  wzrokiem  Finley  i  Aislinn 
myśląc,  że  muszą  być  w  środku  walki.  Ale  nie  po  przyjrzeniu  się  bliżej  dostrzegłam,  że  demony 
walczyły między sobą. Pokręciłam głową nie chcąc uwierzyć w to, co widziałam. W piwnicy widziałam 
tylko jakieś piętnaście demonów, ale tutaj na trawniku przed nami było ich dziesiątki a Finley i Aislinn 
nigdzie  nie  było  widać.  Starałam  się  zebrać  moje  rozproszone  myśli,  potrzebowałam  dostać  się  do 
środka  i  znaleźć  rytuał,  ale  widząc  chwiejące  się  w  drzwiach  demoniczne  ferie  nie  wchodziło  to  w 
rachubę. Poszłam, więc za Calem i Izzy w kierunku drzew, Jenna poszła za mną.  Przykucnęliśmy nie 
biorąc udziału w piekielnej scenie przed nami. 

- Co oni robią? – Zastanawiał się Cal.  

                                                           

1

  Okey to zdanie brzmi tak: There will be Casnoff butt kicked and all sorts of names taken. Pojęcia nie mam, o 

co w tym zdaniu chodzi, więc zostawiłam tylko to z kopaniem tyłka :p. – E.   

background image

 

 

Patrzyłam na demony, które warczały, syczały i orały pazurami siebie nawzajem.  

- Oni walczą. – Szepnęłam. – To jest to, co robią demony. Oni nie są najbardziej kontrolowaną rzeczą 
we wszechświecie. Boże, założę się, że Lara nie zdaje sobie sprawy z tego, co zrobiła.  

Skrzywiłam  się,  gdy  jeden  demon  feria  poleciała  na  znajomą  postać  –  Daisy.  Myślałam,  że  tą  ferią 
może być Nausicaa, ale trudno było powiedzieć. Jej niegdyś zielone skrzydła były ciemnogranatowe i 
okazało  się  ze  ich  krawędzie  są  ostre  jak  brzytwa.  Oglądałam  jak  te  skrzydła  pocięły  wyciągnięte 
ramiona Daisy. Zdławiłam mój strach, pokręciłam głową i powiedziałam: 

- Ale to nie ma znaczenia. Ważne jest znalezienie Casnoffs, odprawienie rytuału i… - Zerwałam się z 
krzykiem, coś próbowało mnie popchnąć. Nie, nie popchnąć. Wejść we mnie. Elodie. Tym razem moja 
magia wypchnęła ją z powrotem, jej duch migał kilka metrów ode mnie machając rękami.  

-  Przepraszam,  przepraszam.  –  Powiedziała  bezgłośnie.  –  Spieszyłam  się.  Rytuału  nie  ma  w  domu. 
Lara go ma.  

- Co? 

- Wiedziała, że przyjdziesz. Nie wiem jak to  zrobiła, ale tak jest. To nie są wszystkie demony. Każde 
dziecko, które było w szkole ona zamieniła w demona.  

Była tam ponad setka dzieci.  

- Gdzie jest Lara? 

- W kraterze. Jest ich jeszcze kilka, ona pracuje teraz nad nimi.  

Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam: pracuje nad nimi.  

- Izzy jak się trzymasz? – Wciąż opierała się o Cala, ale zrobiła pochmurną minę, kiedy wyciągną spod 
jej marynarki odłamek diablego szkła.  

- Jest dobrze.  

Wątpiłam w to, sięgnęłam po jej rękę.  

-  Będziemy  korzystać  z  zaklęcia  teleportacji,  zabierze  nas  to  prosto  do  krateru,  ale  gdy  tam 
dotrzemy… - Spojrzałam na każdego z osobna. – To będzie źle, prawdopodobnie gorzej niż źle.  

- Poradzimy sobie z tym. – Odparł Cal.  

 - Taak. – Jenna go poparła i uśmiechnęła się niepewnie. – Jesteśmy twardzi

2

, prawda? 

Chwyciłam ją za rękę.  

- Masz cholerną racje. 

                                                           

2

 Zostało tu użyte słowo „badass” co można tłumaczyć jeszcze na: gnojkami, skurczybykami, cholernie dobry, 

pieprzeni. Oczywiście dzieci do lat szesnastu tego przypisu nie widzą  - E. 

background image

 

 

Stłoczyliśmy się razem i mimo że byłam wyczerpana całą tą magią poczułam znajomy pęd powietrza. 
Wiedziałam jak tylko wylądowaliśmy, że jesteśmy we właściwym miejscu. Moje zęby i skóra bolały od 
otaczającej  mnie  pulsującej  magii.  Otworzyłam  oczy  i  zobaczyłam  ziejący  krater,  który  odkryłam  z 
Archerem w lecie. Wtedy to było nic niż duża dziura w ziemi. Teraz płonęła jasnozielonym światłem. 
Lara  stała  na  krawędzi  trzymając  pomarszczony  kawałek  pergaminu  w  dłoniach.  Moje  serce 
podskoczyło  na  ten  widok.  Rytuał.  Stanęłam  na  nogi,  za  mną  usłyszałam  dalekie  ujadanie. 
Prawdopodobnie  było  kilka  minut  przed  przemianą  w  demony  dokonywaną  przez  Larę.  Z  drugiej 
strony  jamy  dostrzegła  mnie.  Jej  twarz  świeciła  w  przerażającym  zielonym  blasku  odwracając  jej 
uśmiech w złowrogi grymas. 

- Sophie. Miałam przeczucie, że jeszcze cię zobaczymy.  

Jeśli  ona  myślała,  że  urządzimy  sobie  tutaj  wielką  „pogadankę  złoczyńcy”  to  grubo  się  myliła. 
Podniosłam  jedną  rękę,  podczas  gdy  drugą  sięgnęłam  po  Księgę.  Zbliżał  się  super  magiczny, 
niszczycielski wybuch. Poderwałam moc spod moich stóp, czułam jak wzrasta do moich kostek, całych 
nóg i tułowia by opaść na ramionach i trzeszczeć w moich palcach.  

-  Ach,  tak.  –  Powiedziała  Lara,  przyciskając  rytuał  mocniej  do  piersi.  –  Zabijesz  mnie,  zniszczysz 
zaklęcie, zamkniesz krater a następnie wszyscy twoi mali przyjaciele demony wrócą do normy.  

Skupiłam swoje moce, musiało pójść doskonale. Nie było żadnych drugich szans.  

- Oczywiście szkoda tylko twojej rodziny.  

Otworzyłam oczy zmieszana, podążyłam za wzrokiem Lary  w  dół. Cała magia ze mnie, z mojej  krwi 
uleciała. Na dnie leżały nieprzytomne Finley i Aislinn.  

 

 

Tłumaczenie by: Emilandia.  

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

 

 

Rozdział 32 

Za  sobą  usłyszałam  lament  Izzy.  Spojrzałam  za  siebie  w  momencie,  kiedy  Jenna  podeszła  do  niej  i 
przytuliła szepcząc coś. Jej oczy napotkały moje nad głową Izzy, wiedziałam, o czym ona myśli. To była 
jedyna  szansa,  jaką  miałam,  aby  zakończyć  to  wszystko.  Zabić  Laurę  i  zniszczyć  rytuał.  Zamknąć  tą 
obrzydliwą  jamę  w  ziemi  tak, aby  już nikt  nigdy nie  mógł  stać  się  potworem. To jest  to, co  Finley i 
Aislinn zawsze chciały. Cel uświęca środki. Lara patrzyła jak się waham, usłyszałam jej śmiech.  

-  Widzisz?  To,  dlatego  twoja  rodzina  nigdy  nie  powinna  rządzić.  Zawsze  kładła  dobro  innych  przed 
swoje własne.  

- Wiesz, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi? – Zapytałam i miałam przyjemność oglądać jak 
rozbawienie  znika  z  jej  twarzy.  –  Jesteś  wkurzona,  bo  tatuś  zadecydował,  że  woli  bardziej  swoje 
demoniczne  zwierzątko  niż  własne  dzieci.  Możemy  porozmawiać  o  wszystkim,  co  poświęcił  z  tego 
powodu, wszystko, co możliwe. Co w to wchodzi Laro? Twoja matka? Nigdy nie słyszałam o mamie 
Casnoff. 

- Zamknij się. – Syknęła kierując na mnie dłonie. Z łatwością zablokowałam zaklęcie.  

-  Pani  Casnoff  była  mężatka.  Co  stało  się  z  jej  mężem?    Przyznaj  się,  twój  ojciec  wziął  od  was  obu 
wszystko a potem zrobił mojego tatę szefem Rady.  – Pokręciłam głową. – Nie jest to nic więcej jak 
szalejąca zemstą furia za to, co ci odebrano. I ja to zakończę, nikt już nie będzie poświęcał życia w tej 
sprawie.  

Z  tymi  słowami  zwróciłam  się  w  stronę  dna  krateru,  skupiając  całą  swoją magię  na  Finley  i  Aislinn. 
Poczułam  za  plecami  lekki  powiew  mocy,  z  pewnością  to  był  Cal,  ale  on  specjalizował  się  w 
uzdrawiającej  magii  i  jego  czary  ataku  były  zbyt  słabe,  aby  zaszkodzić  Larze.

3

  Uniosła  obie  ręce  w 

stronę Cala, Izzy i Jenny, wysłała impuls magii, który odrzucił ich kilka metrów do tyłu. Usłyszałam ich 
zbolały jęk, kiedy uderzyli o ziemię. Potem zobaczyłam jakby błysk z nieba, wyglądało jak błyskawica i 
Lara  zniknęła.  Zacisnęłam zęby,  nie  złamałam  swojej  koncentracji.  Magia,  która  wylewała  się  z  dna 
dołu  była  tak  silna  i  mroczna,  że  potrzebowałam  całej  swojej  siły  i  magii  by  z  nią  walczyć.  Nie 
wiedziałam tylko czy to on sam z siebie czy leży tu wina czarów Lary. Powoli zaczęłam się poruszać w 
kierunku Aislinn i Finley. Dopiero, kiedy byłam na kilka stóp od nich użyłam mocy, aby przenieść je na 
brzeg krateru. Izzy i Cal podeszli do nich a Izzy rzuciła się na ich wiotkie ciała. Cal pochylił się nad nimi 
i  spróbował  przywrócić  im  świadomość.  Wstrzymywałam  oddech  do  czasu,  gdy  powieki  Aislinn 
zaczęły mrugać a palce Finley poruszać. Jenna stanęła obok mnie i położyła rękę na ramieniu.  

- Postąpiłaś właściwie.  

Patrzyłam jak Izzy przytula matkę i siostrę, wiedziałam, że postąpiłam słusznie, ale ciężko było w to 
uwierzyć słysząc coraz bliżej głośne ujadanie, warczenie i wycie.  

- Brałaś kiedykolwiek udział w bitwie demonów Jenna? – Zapytałam. Podniosła swój sztylet z diablego 
szkła i potrzasnęła głową.  

- Nie, ale mam przeczucie, że będzie bardzo hm… burzliwa.  

                                                           

3

 Nie dość, że go nie chce to jeszcze narzeka, że walczyć jej nie pomoże, no nie dogodzisz babie! :p –E. 

background image

 

 

- Może uda nam się z nimi porozmawiać. – Odparłam pocierając nos wierzchem dłoni. – Urządzimy 
sobie małą pogawędkę.  

- Z herbatką.  

- Ooh, tak z dobrą chińską herbatą i z tymi małymi kanapkami bez skórki.  

Cal staną z nami. Aislinn i Finley powoli wstawały na nogi, ale mogę powiedzieć, że były one daleko 
od optymalnej wytrzymałości Brannick.  

- Nie chce zabijać tych dzieciaków. – Powiedział Cal.  

- Ja też nie. Ale też nie chce dać się zabić.  

- To, co chcemy nie ma teraz zbyt dużego znaczenia. – Odparła Jenna.  

Wpatrywałam  się  w  drzewa  słysząc  zbliżający  się  los.  I  to  jest  właściwie  rzecz  do  zastanowienia: 
wiedziałam,  że  mam  być  odważna,  miałam  używać  magii  tak  długo  jak  tylko  mogłam  i  być  jak 
Braveheart

4

.  Ale  nie  chciałam  tego.  Chciało mi  się  płakać.  Chciałam  znowu  przytulić  mamę  i  tatę.  I 

zobaczyć Archera. I chciałam wiedzieć czy mogłam coś więcej zrobić niż opóźnić śmierć Aislinn i Finley 
o  kilka  minut.  Tak,  więc  nie  zamierzałam  być  spokojnym  twardzielem

5

  czekającym  na  hordę 

demonów.  Stałam  tam,  jako  nastolatka  z  łzami  spływającymi  z  policzków,  z  moimi  najlepszymi 
przyjaciółmi po bokach gotowymi rzucić się ze mną na zbliżające się niebezpieczeństwo.  

Dostrzegłam  sylwetkę  jednego  demona  ferie  z  naszej  pozycji  na  drodze.  Pamiętałam  jej  ostre  jak 
brzytwa  skrzydła,  które  pocięły  ramiona Daisy  na  plasterki. Moja  dłoń  zadrżała,  gdy  ja  podniosłam. 
Magia potrzebna do wyciągnięcia z dołu, Aislinn i Finley nie potrzebowała dużo siły. Teraz moja moc 
leniwie  wirowała  wokół  moich  stóp.  Nadal  mogę  ich  na  chwilę  zatrzymać.  Usłyszałam  wzburzony 
dźwięk  skrzydeł  feri,  gdy  się  do  nas  zbliżyła,  wystrzeliłam  zaklęcie  ataku  z  moich  palców.  Zanim 
jednak  zdążyło  w  cokolwiek  trafić  coś  innego  owinęło  się  wokół  kostek  feri  –  srebrzysty  bicz.  Z 
krzykiem upadła na ziemię a moje serce przyspieszyło.  

- Oh Boże. – Szepnęła Jenna. Nie powiedziała nic więcej. Jenna i ja widziałyśmy już tą broń wcześniej, 
kiedy Oko zrobiło nalot na klub Prodigium w Londynie.  

-  To  jest  Oko.  –  Powiedziałam  z  niedowierzaniem.  I wtedy  prawdopodobnie  pierwszy  raz w  historii 
Prodigium demon, czarownik i wampir rozpromienił się na ich widok. – To jest Oko! 

I rzeczywiście przez las ze strony Itineris szło kilku kolesi ubranych w czerń.  

- Jak? – Zapytał Cal.  

Jeden z facetów w czerni zaczął biec w naszym kierunku. Myślę, że to możliwe, że mógł to być jakiś 
inny chudy, z ciemnymi włosami członek Oka, ale i tak skoczyłam na niego. Archer i ja zderzyliśmy się 
z taką siłą, że pozbawiło mnie to oddechu, ale nie obchodziło mnie to. Mogę pooddychać później.  

                                                           

4

  Braveheart (Waleczne Serce) – Dramat historyczny z 1995r. W głównego bohatera wcielił się Mel Gibson. Film 

opowiada o XIII – wiecznej Szkocji i buncie przeciwko monarchii angielskiej. – E. 

5

 Znów słówko „badass” z poprzedniego rozdziału. – E. 

background image

 

 

-  Pomyślałem,  że  możesz  potrzebować  pomocy.  –  Powiedział  przy  mojej  skroni.  –  Jest  nas  tylko 
dwudziestu tylko oni mogli pójść ze mną. Ale to nadal jest coś, prawda? 

Przytuliłam go mocniej.  

-  Lepsze  to niż nic.  –  Kochałam stać  tak  i tulić go do siebie, mogłabym tak  pozostać  na  zawsze, ale 
teraz nie było na to czasu. Cofnęłam się i powiedziałam. – Staraj się ich nie zabić, okay?   

Uniósł jedną brew i podniósł rękę. 

- Nie. Nie ma czasu na żarty.  

- Po prostu postaraj się ich przytrzymać, dobrze? Jest jeszcze szansa żeby ich ocalić.  

Po  raz  pierwszy  w  jego  życiu  Archer  nie  próbował  się  ze  mną  drażnić.  W  rzeczywistości  nic  nie 
powiedział,  on  po  prostu  pobiegł  w  stronę  walki.  Obróciłam  się,  planując  pozbycie  się  ostateczne 
Lary. Ale w końcu nie wiedziałam jak się do tego zabrać.  

Stała po raz kolejny na krawędzi dołu tylko tym razem nie wyglądała na wyniośle rozbawioną. I nie 
była sama. Pani Casnoff stała obok niej, jej włosy nadal były koloru białego  śniegu, ale z powrotem 
upięła je w swój skomplikowany kok. Ubrana była w swój strój z Hecate Hall, niebieską garsonkę. Jej 
twarz  wyrażała  czystą  pustkę.  Podniosła  jedną  rękę  a  ja  zauważyłam,  że  Lara  była  zmrożona  w 
pewnym rodzaju zaklęciu.  

-  Ta  szkoła  była  kiedyś  rajem  dla  naszego  gatunku.  –  Krzyknęła  Pani  C.  Jej  głos  był  zachrypnięty  i 
surowy,  ale  słyszałam  w  nim  kobietę,  którą  kiedyś  znałam.  –  A  ty  zamieniłaś  ją  w  piekło  na  ziemi, 
Laro.  

- Zrobiłam to dla nas! – Odkrzyknęła. – To jest to, czego chciał ojciec.  

Ale Pani Casnoff nie kupiła tego bardziej niż ja.  

- To jest koniec. – Powiedziała zdecydowanie ze smutkiem w głosie. Powtórzyła. – To jest koniec.

6

  

Przez  krater  jej  oczy  spotkały  moje.  I  już  wiedziałam,  co  powinnam  teraz  zrobić.  Drżącymi  rękami 
wyciągnęłam  Księgę  za  mojej  spódnicy.  Przerzuciłam  strony  na  tą  z  rytuałem  zamknięcia,  który 
zniszczy jamę przede mną na zawsze. Zaczęłam szeptać słowa, czułam jak paliły moje  usta, ale i tak 
dalej je wymawiałam. Zielone światło z wnętrza dołu zaczęło słabnąć.  

-  Nie. –  Powiedziała Lara bardziej zdezorientowana niż zła. Stała nadal zmrożona na krawędzi, a jej 
ramiona wisiały były przy jej ciele. Pani Casnoff objęła ją ramionami.  

-  Przepraszam.  –  Widziałam  jak  jej  usta  to  powiedziały.  Po  raz  kolejny  spojrzała  na  mnie.  – 
Przepraszam.  

Przycisnęła  rękę  do  pleców  siostry.  Rozbłysło  fioletowe  światło  i  bezwładnie  spadły  w  dół.  Znowu 
zaczęłam płakać, mówiłam słowa zaklęcia szybciej i szybciej a ziemia wokół mnie zaczęła drżeć.  

- Sophie! – Usłyszałam krzyk Jenny, ale nie mogłam się ruszyć dopóki tego nie skończę. 
                                                           

6

 … i nie ma już nic :p sorry, ale już mi na mózg pada  - E. 

background image

 

 

Ten rytuał uczynił z moją rodzinę potworem, który zabił więcej ludzi niż jestem w stanie policzyć a ja 
to zakończę. I skończyłam to. Byłam tak skupiona, że nie zauważyłam jak ziemia osunęła mi się spod 
nóg.  Usłyszałam  jak  ktoś  krzykną  moje  imię,  może  to  była  Izzy.  A  potem  wpadłam  do  dołu. 
Wylądowałam  tak  niefortunnie,  że  usłyszałam  chrupnięcie  w  kostce.  Ból  raz  gorący  raz  lodowaty, 
albo oba na raz tak mnie ogłuszył, że Księga wypadła mi z rąk. Zasypywała mnie ziemia. Wypuściłam 
jeden  słaby  impuls  magii,  który  pomógłby  mi  wydostać  się  stąd,  ale  moc  z  wnętrza  dołu  była  zbyt 
silna. Moja wyczerpana magia nie miała szans tego pokonać.  

Opuściłam  głowę  trzęsąc  się  ze  strachu  i  bólu  próbując  sobie  wmówić,  że  jest  dobrze.  Ostatecznie 
umierałam  dla  większego  dobra.  Daisy,  nawet  Anna  i  Chaston  mogli  wrócić  do  bycia  normalnymi 
dzieciakami  a  raczej  całkiem  normalnymi  czarownicami  i  czarownikami.  Nikt  już  nigdy  nie  będzie 
mógł stać się demonem. Położyłam się na ziemi uciekając od martwego wzroku Pani Casnoff.  

- Cel uświęca środki. – Wyszeptałam, kiedy ściany wokół mnie zaczęły się osuwać. I wtedy poczułam 
rękę  na  mojej  zranionej  kostce.  Krzyknęłam,  ktoś ciągną  mnie  za  nogę,  wysyłając  impulsy  ognia  do 
całego mojego ciała. Na pół spodziewałam się zobaczyć Larę Casnoff trzymającą mnie lub jednego z 
upiorów, które kiedyś pilnowały tego miejsca. Ale nie było to żadne z moich wyobrażeń. To był Cal. 

Jego uzdrawiająca magia uleczyła moją kostkę. Usiadłam.  

- Co robisz? – Wyburczałam. On tylko pokręcił głową i podciągną mnie na nogi. Potem wszystko stało 
się  tak  szybko. I nadal byłam w  lekkim  szoku, że  trudno powiedzieć jak jego ręce chwyciły mnie za 
kostki a ja byłam ciągnięta w bezpieczne miejsce. – Nie! 

Płakałam,  kiedy  Aislinn  i  Finley  ciągnęły  mnie  w  górę.  Ziemia  zapadała  się  szybciej  i  szybciej. 
Wyrwałam się i chwyciłam za rękę Cala. Zebrałam każdy najmniejszy gram magii, jaki tylko miałam, 
był tak potężny, że słyszałam skrzypiące wokół drzewa.  

- Uciekajcie! – Krzyczałam. – Zabierzcie go i uciekajcie! 

Ale było już za późno na magię. Ziemia po raz ostatni zatrzęsła się i z ogromnym trzaskiem otworzyła 
ziejącą dziurę do swojego wnętrza. Cal opadł na ścianę. W tej chwili jego oczy spotkały moje. Leżałam 
na brzuchu trzymając go za rękę.  

- Jest dobrze, Sophie. – Widziałam jak jego usta to mówią. – Jest dobrze.  

Później był tylko oślepiający błysk i grzmot, kiedy ziemia ustąpiła. Jenna pociągnęła mnie z powrotem, 
kiedy krater zapadł się w sobie. Cała wyspa wydała się drżeć zastanawiałam się czy to z obrzydzenia 
czy ulgi.  

 

A potem nastała cisza.  

 

 

Tłumaczenie: Emilandia 

background image

 

 

Rozdział 33 

Ktoś mną potrząsał.  

- Sophie. – Odezwał się głos w moim uchu. – Zbudź się.  

Zdezorientowana  odsunęłam  włosy  z  moich  mokrych  policzków.  Będę  płakać.  Znowu.  Usiadłam  i 
przez krótką chwilę łatwo było uwierzyć, że wydarzenia z ostatnich tygodni nie miały miejsca. Byłam 
w mojej sypialni u Brannick, był wczesny ranek a promienie słońca wpadały przez okno. Może nigdy 
nie opuściłam tego miejsca, myślałam zamroczona. Może wyśniłam to wszystko?  

Ale nie.  

Jenna  siedziała  obok  mnie  na  łóżku,  wyglądała  na  zmartwioną.  Archer  stał  w  drzwiach  a  gdzieś  na 
dole była moja mama i tata i Brannick i Nick i Daisy… Ale nie Cal.  

- Miałaś ten sam sen? – Spytał Archer a ja skinęłam głową, zakrywając twarz dłońmi. Odkąd w nocy 
użyliśmy  Itineris  do  ucieczki  z  Hex  Hall  i  cała  wyspa  trzęsąc  się  runęła  na  dno  oceanu  miałam 
koszmary.  Tata  powiedział,  że  to  było  całkiem  do  przewidzenia  biorąc  pod  uwagę  wszystko,  co 
przeszłam. Ale to był już miesiąc. Czy to się kiedyś skończy? 

- Znów krzyczałam? – Zapytałam i rzuciłam się na pościel.  

- Tylko płakałaś. – Odpowiedziała Jenna, jej twarz wyglądała na współczującą. – Bardzo.  

Próbowałam przypomnieć sobie te  sny, ale zaraz po przebudzeniu oddalały się ode mnie. Cal znów 
tam był i ten okropny dół, i padająca na niego ziemia. Pani Casnoff z jej pustymi martwymi oczami. 
Zadrżałam.  Jenna  chciała  złapać  mnie  za  rękę,  ale  wstałam  i  posłałam  jej  mój  najlepszy  uśmiech: 
„Wszystko jest w porządku, nie naprawdę jest”. 

- To był tylko sen. – Powiedziałam jej. Archer już otwierał usta żeby coś powiedzieć, ale podniosłam 
rękę.  

– Tylko sen. – Powtórzyłam. – Więc, wszyscy są już na dole? Ponieważ nie wiem jak wy dwoje, ale ja 
jestem strasznie głodna. W rzeczywistości to nie byłam. Na myśl o jedzeniu mój żołądek zaciskał się w 
supeł.  A  ja  już  i  tak  straciłam  za  dużo  na  wadze.  Musiałam  użyć  magii  żeby  zwęzić  swoje  ubrania. 
Minęłam Archera, ale złapał mnie i przytulił.  

- Będzie dobrze Mercer. – Szepną mi do ucha, a ja tylko na ta jedną chwilę pozwoliłam sobie oprzeć 
się  o  niego,  zanurzyłam  się  w  jego  cieple  i  obecności,  tylko  na  moment.  Wyprostowałam  się  i 
powiedziałam.  

- Chodźmy już na dół zanim Nick i Daisy zjedzą cały bekon.  

Oczywiście na pewno wystarczy, do czasu, kiedy dotarliśmy do kuchni zostały tylko dwa plastry. Nick i 
Daisy  siedzieli  przy  stole  „Formica”

7

,  ich  talerze  były  prawie  puste,  podczas  gdy  Aislinn  smażyła 

jajecznice  na  piecu  za  nimi.  Stanęłam  w  drzwiach  próbując  ogarnąć  to,  co  widzę:  Siostrę  Brannic 
                                                           

7

 

 

Formica

 

Group to światowy lider w produkcji opatentowanych, powierzchniowych materiałów dekoracyjnych dla klientów 

indywidualnych i tych z sektora komercyjnego. Jako największy producent laminatów wysokociśnieniowych ze światową siecią produkcji, 
dystrybucji i sprzedaży, Formica jest powszechnie znaną marką. Tekst z ich oficjalnej strony

http://www.formica.eu/pl/kim-jestesmy

 - E. 

 

background image

 

10 

 

gotującą  śniadanie  dla  dwóch  demonów.  Kto  potrafił  wyobrazić  sobie  coś  takiego?  Nick  mnie 
zobaczył  i uśmiechną się. A przynajmniej próbował. Jak ja, cholera jak  każdy z nas,  jego oczy miały 
jeszcze ten nawiedzony wygląd, ale ogólnie wyglądał przyjaźnie tylko, że smutno.  

-  Dzień  dobry  Sophia.  Uratowałem  dla  ciebie  plaster  bekonu,  dla  ciebie  też  Jenna.  –  Powiedział 
zerkając  nad  moim  ramieniem.  Uciekł  wzrokiem  w  drugą  stronę.  –  Przepraszam,  ty  nie  masz  dziś 
szczęścia.  

Archer parskną krótkim śmiechem, ale coś w położeniu jego ramion, kiedy wszedł do kuchni mówiło, 
że jest ostrożny. Wybrał krzesło możliwie jak najdalej położone od Nicka. Nie byłam pewna czy Archer 
i  Nick  mogą  kiedykolwiek  zbliżyć  się  do  czegoś,  co  można  nazwać  normalną  relacją.  Ale  właściwie 
tego należy się spodziewać. Ostatecznie rodzice Nicka zamordowali rodziców Archera i Nick próbował 
zabić Archera, nie raz. Dwa. To na pewno wpłynie na niezręczne sytuacje na spotkaniach rodzinnych 
w  przyszłości.  Również  nie  pomogło  to,  że  ludzie,  którzy  zaadoptowali  Archera  byli  teraz 
zdeterminowani go zabić.  

- Soph? – To Aislinn, wyrwała mnie z moich rozmyślań. – Jajek? 

-Um… Nie dzięki. Wezmę sobie coś później. – Prawie każdy w kuchni skrzywił się, tak, więc żeby ich 
uspokoić chwyciłam plasterek bekonu i złamałam go na pół. Siedziałam na skos od Daisy. Zaczęłam 
żuć i zapytałam. – Coś nowego dzisiaj? 

To było pytanie, które zadawałam, co rano odkąd wróciliśmy z Hex Hall. Przez pierwsze dni były takie 
odpowiedzi. Tak, wyspa nadal istnieje. Tak, znaleźliśmy Nicka i Daisy i przyprowadziliśmy tutaj. Tak, 
Oko wystawiło taką nagrodę za głowę Archera, że można by sobie kupić własną małą wyspę. Archer 
ostatnio miał dość ciężko. Widocznie jego mały oddział Oka wrócił opowiedzieć swojej  szefowej, że 
Archer  użył  jakiegoś  magicznego  artefaktu  by  użyć  na  nich  czaru  kompulsji.  To  był  jedyny  powód, 
dlaczego walczyli dla Prodigium.  

-  Czy  to  prawda?  –  Spytałam  Archera.  Jego  oczy  patrzyły  w  moje,  wzruszył  przesadnie  ramionami. 
Uznałam to za „tak”.

8

 Ale po tych informacjach nie było już żadnej. Brak wiadomości o tym, co reszta 

świata  Prodigium  myślała  o  tym,  co  wydarzyło  się  w  Hex  Hall.  Nic  o  tym,  co  stało  się  z  innymi 
dzieciakami, tylko tyle, że zostały uwolnione od bycia demonem. Więc ponownie tego ranka Aislinn 
westchnęła i usiadła.  

- Nie. Nic.  

-  Może to dobra rzecz. – Odparła Daisy smarując swój tost  masłem.  – Może oni po prostu wszyscy 
zniknęli.  

Teraz, kiedy ona nie była już demonem, Daisy nie była dzieckiem, Prodigium. Ona po prostu została 
normalnym dzieckiem, jakim była zanim siostry Casnoffs zamieniły ją w demona. Rozumiałam jej chęć 
wyjazdu i zostawienia za sobą tych wszystkich magicznych rzeczy. Daisy pochyliła się i oparła głową o 
ramię Nicka. No dobrze może nie wszystkich. Cieszyłam się z tego, co było pomiędzy nimi. Po tym, co 
przeszedł  Nick  potrzebował  jej.  Wciąż  musiałam  przyznać,  że  jego  oczy  wyglądały  na  nawiedzone, 
sprawiały, że  zastanawiałam się czy jest  on całkowicie  wolny od Casnoff, jakby kiedykolwiek mogło 

                                                           

8

 Zdolny jest chłopak :p – E. 

background image

 

11 

 

być  w  porządku.  Na  zewnątrz  słyszałam  odległy  brzdęk  uderzania  metal  o  metal.  To  oznaczało,  że 
Finley i Izzy rozpoczęły trening. Myślałam o przyłączeniu się do  nich.  Nie umiałam władać mieczem 
czy czymkolwiek, ale mogłam nauczyć je blokować niektóre z moich zaklęć. To byłyby dobre praktyki 
dla nich a mnie dałoby jakieś  zajęcie  zamiast siedzieć w  swojej sypialni i wciąż od nowa  odtwarzać 
ostatnią noc spędzoną na Hex Hall. Już miałam wstać, kiedy tata wpadł do kuchni. Był w piżamie, to 
było  całkowicie  dziwaczne.  Tata  nigdy  nie  schodził  na  śniadanie  dopóki  nie  był  kompletnie  ubrany. 
Oczywiście  jego  piżama  miała  nawet  małą  kieszonkę  z  wetkniętą  chusteczką,  więc  może  czuł  się 
ubrany. Miał w dłoni arkusz papieru i wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami.  

- James. – Aislinn potwierdziła. – Późno dziś wstałeś. Czy Grace jeszcze śpi?  

Spojrzał w górę i mogłabym przysiąc, że się zarumienił.  

- Hmm? Oh. Tak. Dobrze. Jest sprawa. Um… na temat rzeczy, którą trzymasz w ręce. 

- Zostaw tatę w spokoju. – Powiedziałam Aislinn. – Jego Brytyjskość może spowodować małe spięcia.  

Wieść o moich rodzicach wcale mi nie przyprawiła mnie o mdłości, byłam dziwnie zadowolona. Och 
no dobra może jednak trochę to obrzydliwe. Ale w rzeczywistości jest to dobra rzecz, która może nam 
pomóc  wyjść  trochę  z  tego  bałaganu.  Dobrze,  może  nie  ratować  zaraz  świat  oczywiście.  Tata 
potrząsną głową i wyciągną papier.  

-  Nie przyszedłem tu rozmawiać o moich osobistych… relacjach. Zszedłem  tu, ponieważ  to przyszło 
dziś rano od Rady. – Usiadł na krześle obok mnie.  

- Od Rady. Jak Rada, że Rada? Ale ona już nie istnieje. Może coś ci się pomyliło. Może to jest RADA 
DLA GDZIE JEST MOJA ZALECANA DAWKA PŁATKÓW ŚNIADANIOWYCH?  

- Sophia. – Przerwał mi nie tyle, co słowem, ale i wzrokiem.   

- Przepraszam trochę świruję. – Podarował mi mały uśmiech.  

- Wiem to kochanie. I będąc całkowicie szczerym trochę powinnaś.  

Wręczył mi kartkę papieru i zobaczyłam, że to jakiś oficjalny list. Zaadresowany do taty, ale moje imię 
też było w pierwszym paragrafie. Położyłam go na stole żeby ukryć drżenie rąk.  

- Czy przyniosła to sowa? – Mruknęłam. – Proszę powiedz, że tak.  

- Sophie! – Prawie każdy w kuchni krzykną na mnie. Tylko Archer był rozdrażniony.  

- Daj spokój Mercer.  

Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam czytać. Kiedy byłam w połowie strony zatrzymałam się. Moje oczy 
się rozszerzyły, serce przyspieszyło. Spojrzałam na tatę.  

- Oni tak poważnie?  

- Obawiam się, że tak.  

background image

 

12 

 

Znów przeczytałam słowa: Święte piekło kłamco.

9

   

 

 

Tłumaczenie: Emilandia 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

                                                           

9

 Okay i tu mamy mały problem, bo dosłownie to zdanie brzmi „Holy hell weasel” czyli „Święte piekło łasico”. 

No, ale poważnie… łasico??? Więc może być też: gnida, krętacz, szpicel, kabel, kapuś, glina, pies, pała, penis. 
Nie wiem jak przetłumaczyć to zdanie podejrzewam, że ostatni rozdział rzuci na to trochę światła, ale do tego 
czasu tak pozostanie. - E. 

background image

 

13 

 

Rozdział 34 

 

Wysiadłam  z  samochodu,  żwir  i  muszle  chrupnęły  pod  moimi  stopami,  stanęłam  na 

podjeździe przyglądając się budynkowi przede mną.  

-  Więc?  –  Zapytał  tata,  kiedy  wysiadł  z  miejsca  obok  kierowcy.  Za  mną  Archer  i  Jenna  wysiedli  z 
tylnego siedzenia, stanęli obok mnie. Przesunęłam swoje okulary przeciwsłoneczne na czubek głowy i 
odpowiedziałam. 

-  Wygląda  lepiej.  To  znaczy  nadal  wygląda  jak  piekielnie  koszmarnie,  ale  wraca  powoli  do  swojego 
normalnego poziomu koszmarności.  

Hex  Hall  błyszczało  nową  warstwą  farby,  naprawiono  też  okna.  Paprocie  przy frontowych  drzwiach 
wróciły do koloru soczystej zieleni i ktoś naprawił ugięcie w ganku, które było tam chyba od zawsze. 
Co prawda drzewa wokół wciąż były czarne a trawa szara. 

- Prawdopodobnie nigdy już tu nie będzie tak jak kiedyś. – Powiedziała mama, okrążyła samochód i 
stanęła ze mną i tatą. Skinęłam głową.  

- Może to i dobrze.  

- Myślisz, że co oni z nią zrobią? – Jenna zapytała, przyglądając się szkole.  

- Sądzę, że chcą ją spalić. – Odparł Archer. – Albo zatopić jak na niej jesteśmy. 

Wiatr od morza potargał mi włosy, udaliśmy się na spotkanie do domu. Nie byłam w środku bardzo 
długo, czułam woń rozkładu i jakby ktoś wessał całą wilgoć z powietrza. Myślę, że już zawszę będzie 
się  czuć  tutaj  smutek,  chociaż  może  to  tylko  ja  tak  mam.  Minęliśmy  witraż,  spojrzałam  w  górę 
zadowolona,  że  każdy  miał  swoje  głowy  z  powrotem.  Kolorowe  światło  połyskiwało  w  jesiennym 
blasku.  Byłam  gotowa,  usłyszałam  szum  głosów  dobiegających  z  sali  balowej  vel.  jadalni.  Mama 
chwyciła mnie za rękę.  

- Zdenerwowana? 

- Nie. – Odparłam, ale zabrzmiało to jak beczenie owcy

10

, wątpię, że ją to przekonało.  

Wszystkie niedopasowane do siebie stoły zniknęły. Zostały zastąpione przez morze czarnych krzeseł, 
wszystkie  były  puste.  W  górze  na  podium,  gdzie  kiedyś  siadali  nauczyciele  stało  dwanaście  krzeseł, 
które  raczej  powinny  zostać  nazwane  tronami.  Tylko  jeden  spośród  nich  nie  był  zajęty.  Nowo 
utworzona Rada wstała, gdy weszłam. Podniosłam rękę.  

-  Oh,  Boże  nie  róbcie  tego.  Jestem  troszkę  przerażona  ilością  tego  wszystkiego.  –  Jeden  faeries, 
ogromny mężczyzna ze szmaragdowozielonymi skrzydłami zmarszczył brwi.  

- Ale jako spadkobiercy stanowiska Szefa Rady musimy oddać należny szacunek.  

- Czuję się szanowana, kiedy wszyscy siedzą. Szczerze. – Sądziłam, że będą się dłużej wykłócać, ale w 
końcu wszyscy usiedli.  

                                                           

10

 Naprawdę tu jest tak napisane. – E. 

background image

 

14 

 

-  Przemyślałaś  naszą  ofertę?  –  Zapytała  kobieta.  Możliwe,  że  była  czarownicą,  ale  nie  miałam 
pewności. Zamiast opowiedzieć usiadłam na jednym z czarnych krzeseł.  

- Czy mogę was o coś zapytać? – Nikt nie kiwną głową, więc kontynuowałam. – Dlaczego ja? Mam na 
myśli jasne jestem demonem, ale Nick też nim jest. Dlaczego go nie zapytaliście? Czy to ze względu na 
to całe „ Kiedyś Oszalałem i Zabiłem Kilka Osób”?  

Zielonoskrzydłaty faerie odpowiedział mi.  

- Tak to jeden z powodów.  

-  Ale  to  nie  tylko,  dlatego.  –  Powiedziała  kobieta,  złożyła  ręce  na  kolanach  a  ja  zobaczyłam  kilka 
fioletowych blizn. Już nie czarownica. – Odwaga, hart ducha, inicjatywa w złapaniu i powstrzymaniu 
Lary Casnoff były bardzo imponujące. Szczególnie, że jesteś tak młoda. Twój strach nie zaślepił cię w 
dążeniu do celu. – Spojrzała po swoich kolegach. – Jest to coś, z czego możemy się wiele nauczyć.  

- Teraz – Odezwał się wysoki mężczyzna z białymi włosami. – Czy dokonałaś już… 

- Dlaczego naprawiliście Hex Hall? – Usłyszałam westchnienie całej Rady.  

- Ponieważ - Odpowiedziała czarownica. – Hecate Hall zawsze była przydatną dla nas instytucją, nie 
mamy zamiaru pozwolić ostatnim nieszczęśliwym zdarzeniom zabić setki lat tradycji. W następnym 
miesiącu studenci, którzy zostali skazani na uczęszczanie do tej placówki wrócą do szkoły i życie wróci 
do normy.  

Chciało  mi  się  śmiać.  Norma.  Życie  tutaj  nigdy  nie  było  w  normie.  Jeszcze.  Dała  mi  odpowiedzi  na 
moje pytania. Wzięłam głęboki oddech, wstałam i powiedziałam.  

-  Okey.  Tak,  akceptuję  waszą  ofertę.  Zostanę  Głową  Rady.  –  Kilka  twarzy  się  uśmiechnęło,  ale 
podniosłam rękę. – Pod dwoma warunkami.  

Uśmiechy znikły.  

- Zanim zostanę Szefem, skończę szkołę.  

- Oczywiście. – Potwierdziła wiedźma. – Możemy zorganizować twoje natychmiastowe przeniesienie 
do Prentiss.  

Prentiss  to  fantastyczna  szkoła  z  internatem,  o  której  zamożniejsi  czarownicy  i  czarownice  wysyłali 
swoje dzieci. Podobno rywalizowała we wszystkim z Hex Hall. Pokręciłam głową.  

- Nie miałam na myśli szkoły Prodigium. Myślę o realnej szkole. College. Normalny ludzki college.  

Zielonoskrzydly faerie zmarszczył brwi.  

-  Ale  jeszcze  rok  temu  mogłaś  iść  do  college,  prawda?  Nie  wyszło,  czy  tak?  Jeżeli  nie  pójdziesz  do 
Prentiss to gdzie? Wydaje się to niewykonalne.  

Kolejny głęboki oddech.  

background image

 

15 

 

-  Wiem. To mój warunek. Chcę otworzyć Hex  Hall  nie, jako  szkołę do reformy  lub miejsce  kary, ale 
jako to było kiedyś, bezpieczne miejsce. Szkoła dla Prodigium, którzy chcą tu przyjechać. Choć trzeba 
przyznać, że po ostatnim roku może być ich niewielu. Ale musimy próbować. To są moje warunki.  

Stałam  z  rękami  splecionymi  przed  sobą.  Ponownie  myślałam  o  tym,  co  powiedział  mi  Cal.  „Jest 
dobrze. Jest dobrze.” zanim dziura zamknęła się nad nim. Oddał swoje życie za mnie. Musiałam zrobić 
coś, czym mogłam, chociaż trochę oddać swój dług. Kochał Hex Hall. Wierze, że muszę dbać o to, co 
on nazywał swoim domem. Przynajmniej tyle mogę zrobić. Dla Cala. Wtedy wiedźma spojrzała prosto 
na mnie.  

- Akceptujemy. – To nie był strach, żal czy lęk. To była satysfakcja.  

Mama, tata, Archer i Jenna czekali na mnie przed wejściem do sali balowej. Wcześniej musiałam coś 
powiedzieć. Wzięłam moich rodziców za ręce.  

- Możemy rozmawiać całą drogę do domu, obiecuję. Ale teraz muszę zrobić coś sama. Dobrze? – Tata 
ścisną mi rękę i otoczył ramieniem mamę w tali.  

- Oczywiście.  

- Pewnie. – Odparła Jenna. Archer skiną.  

- Rób, co musisz zrobić.  

Wyszłam  z  nimi  na  ganek.  Moje  kroki  trzeszczały,  kiedy  schodziłam  po  schodach  na  trawnik. 
Przeniosłam się do jednego gigantycznego dębu, oparłam się o niego i zapatrzyłam na szkołę. Nadal 
tam  stałam,  kiedy  poczułam  dotyk  na  moim  łokciu.  Elodie  unosiła  się  obok  mnie  a  jej  rude  włosy 
pływały wokół jej twarzy.  

- Hi. – Powiedziała delikatnie. – Więc będziesz Wielką Rządzącą Panią?  

Otworzyłam usta by rzucić jakiś głupi komentarz, ale nie nadchodził, więc odparłam.  

- Tak będę.  

Lekko mi się skłoniła. 

- Będziesz w tym dobra. Ale jeżeli komuś powiesz, że to powiedziałam zabiję cię.  

Zachichotałam.  

- Tak, to chyba wystarczająco sprawiedliwe. – Przez dłuższą chwilę obserwowałam jak przygląda się 
budynkowi. Wtedy bardzo cicho jej powiedziałam. – Jeżeli jesteś gotowa na… Nie wiem, uwolnienie 
się ode mnie to mogę to zrobić. Teraz. A przynajmniej myślę, że mogę.  

Elodie obróciła się w moją stronę, jej stopy unosiły się nad ziemią.  

- Gdzie wtedy pójdę?  

- Nie wiem.  

background image

 

16 

 

-  Prawda…  -  Urwała,  gdybym  nie  znała  Elodie  lepiej,  przysięgłabym,  że  widzę  nerwowość  na  jej 
twarzy. Jej usta poruszały się tak szybko, że nie mogłam zrozumieć żadnego z wypowiadanych przez 
nią słów.  

- Chwila zwolnij, moje czytanie z ruchu warg nie jest aż tak dobre. – Podpłynęła bliżej.  

- Mówię, że jeżeli zostajesz w Hex Hall to ja też wolę zostać.  

Zamrugałam.  

- Serio? Chcesz zostać uwięziona ze mną na wieczność? Bo jeżeli pomyślałaś, choć przez sekundę, że 
ponownie zawładniesz moim ciałem to przemyśl to jeszcze.  

- Nie będę tego więcej robić. – Jej twarz się wykrzywiła. – To było obrzydliwe, w każdym razie chcę 
zostać. Na razie.  

- Dlaczego? 

Wyrzuciła ręce w górę.  

-  Ponieważ  jesteś  moją  przyjaciółką,  okey?  Ponieważ  ci  pomagam  i  byłaś  może  frajerką,  ale  przez 
ostatnie kilka tygodni było, nie wiem… Zabawnie. W sposób bardziej zabawny niż myślałam, że śmierć 
może być.  

Byłam dziwnie dotknięta, więc starałam się utrzymać swój głos w łagodnym tonie.  

-  Elodie  rozumiem  to.  I  szczerze  myśl  o  twojej  migotliwej  egzystencji  przyprawia  mnie…-  Moje  się 
ścisnęło,  chrząknęłam  zanim  zaczęłam  znów  mówić.  –  Nie  mogę  przywiązać  ciebie  do  siebie  na 
zawsze. To nie fair dla nas obu.  

-  Czy  możesz  w  jakiś  sposób  przenieść  coś  tutaj?  –  Zapytała.  –  Wszystkie  inne  duchy  krążą  w  tym 
miejscu. Są związane z tą wyspą. Możesz to dla mnie zrobić?  

Pomyślałam o tym a moja moc zaczęła śpiewać w moich żyłach.  

-  Tak  mogę  to  zrobić.  Ale  Elodie  to  będzie  oznaczało,  że  zostaniesz  zatrzymana  w  na  wyspie  za 
zawsze.  To  będziesz  ty  i  duchy  czy  cokolwiek  innego,  co  wisi  nad  tym  miejscem.  –  Elodie  zniknęła, 
przewróciłam oczami. – Och! No weź! 

Ale wtedy pojawiła się kilka stóp ode mnie na wzgórzu, które prowadził w dół do stawu. Machnęła na 
mnie ręką  a ja poszłam jej śladem. Westchnęłam i wspięłam się na czubaty wierzchołek. Musiałam 
schronić oczy przed promieniami słońca odbijającymi się od wody.  

- Wow. – Powiedziałam i zatrzymałam się, Elodie unosiła się obok mnie. – To jest najpiękniejszy staw, 
jaki kiedykolwiek widziałam. Spójrz trawa nie wygląda na martwą tak jak wszędzie.  

Cokolwiek, co mogłam powiedzieć zamarło mi w gardle. Zacisnęłam dłoń na ustach. Cal szedł wzdłuż 
krawędzi stawu. Więc jego duch to zrobił. Był tak słabo widoczny, że ledwo mogłam go zobaczyć. Ale 
nie sposób pomylić jego długich prostych kroków. Ukląkł i przesuną dłonią po skrawku szarej trawy. 

background image

 

17 

 

Kiedy to zrobił trawnik ożył i zabłysną szmaragdowozielonym kolorem. Spojrzał w górę na  wzgórze, 
na którym stałam, podniósł rękę i pomachał. Odmachałam, łzy spływały mi po twarzy.  

- Widzi mnie? – Zapytałam Elodie. – Czy tylko ciebie? 

- Widzi cię. – Odpowiedziała. Wtedy trochę smutno dodała. – Nie sądzę, że kiedyś skieruje do mnie 
ten  swój  szczególny  uśmiech.    -  Jej  usta  wykrzywił  figlarny  uśmieszek.  –  Przynajmniej  jeszcze  nie. 
Mam całą wieczność na to, aby Cal zmienił zdanie na mój temat.  

Wiedziałam, że żartuje, ale ja byłam całkowicie poważna, gdy powiedziałam.  

- Dbaj o niego, dobrze? 

Jej twarz miała zaskakująco miękki wyraz, gdy powiedziała.  

- Będę.  

W końcu uwolniłam Elodie ode mnie przywiązując ją do wyspy. To było trochę prostej magii, ale gdy 
poczułam, że łańcuch, który nas trzymał ustąpił musiałam przyznać, że poczułam się trochę bardziej 
niż smutna.  Do  czasu, gdy Archer i Jenna znaleźli mnie. Elodie zniknęła. Więc miała Cala, a trawnik 
wokół stawu pozostał zielony. 

- Tutaj jesteś. – Powiedziała Jenna, kiedy ona i Archer pojawili się w górnej części wzgórza. 

- Tak, przepraszam. – Stanęłam między nimi. – Miałam dużo do przemyślenia.  

- Założę się. – Odparł Archer. Objął mnie ramieniem w tali. – Więc powiedziałaś, że to zrobisz.  

- Zrobię. Myślisz, że to głupie? 

-  Myślę,  że  to  niebezpieczne.  –  Obrócił  mnie  twarzą  do  siebie.  –  Myślę,  że  jesteś  szalona.  Ale 
niebezpieczeństwo  i  szaleństwo  to  dwie  rzeczy,  przez  które  kocham  cię  jeszcze  bardziej.  Chociaż 
jestem rozczarowany, że twoim warunkiem wzięcia taj pracy jest ponowne otwarcie Hex Hall a nie, 
nie wiem wakacje na Karaibach z twoim chłopakiem.

11

 Wtedy pochylił głowę i pocałował mnie. Jenna 

odchrząknęła.  

- Um, hallo? Pewien wampir, pomocnik i pomagier też powinien dostać z tego jakiś profit.  

Archer szturchną ja ramieniem.  

- Powiedz to jak wrócimy z Karaibów, wtedy ona zabierze cię do Transylwanii czy coś. Jak to brzmi?  

Uderzyła go w ramię, ale była miłość w tym geście. I nagle znów zachciało mi się płakać. Cofnęłam się 
o krok od Archera.  

-  Wszelkie  wakacje  będą  musiały  poczekać  aż  skończy  się  rok  szkolny.  –  Kiedy  oboje  zaczęli  się  na 
mnie dziwnie  gapić, dodałam.  – Taak, to ta druga część. Kiedy otworzą Hex  Hall… Ja tu zostaje. Na 
resztę roku. – Pobiegłam w dół. – Nie tak jak w życiu. I college był w części umowy, więc myślę, że 

                                                           

11

 Też myślę, że mogła dodać taki warunek do listy :p – E.  

background image

 

18 

 

dopiero  potem  będą  wakacje.  Ale  mam  nadzieje,  że  pozostaniemy  w  kontakcie.  Tam  jest  pełno 
czarów do tego rodzaju rzeczy.  

Jenna i Archer wymienili spojrzenia.  

- Dlaczego musimy „pozostać w kontakcie”? – Zapytała Jenna.  

- Ponieważ… Spójrz, nie mogę poprosić was o zostanie w Hex Hall na resztę roku. Jenna masz Vix. I 
Archer ty masz… Aktualnie, co ty właściwie masz?  

- Ciebie. – Powiedział stanowczo. – I całe grono świetnych wojowników, którzy chcą mnie zabić.

12

  

- Vix może mnie odwiedzić. A szkoła stanie się dobrym miejscem, to nie tak, że to nie będą tortury. 
Chociaż…  -  Powiedziała  Jenna  marszcząc  brwi.  –  Przyznam,  że  to  miejsce  wygląda  tak,  że  aż  strach 
patrzeć. Nie wiem, w jaki sposób mamy zamiar to naprawić.  

Patrząc na staw i zieleniejącą się trawę, zadrżałam ze śmiechu. 

- Nie sądzę, że musimy się o to martwić. – Ocierając łzy śmiechu brzegiem dłoni. – Ma kto leczyć.  

-  Skoro  tak  mówisz.  –  Odparł  Archer.  –  Vix  przyjedzie  z  wizytą.  Wyspa  ostatecznie  będzie  mniej 
przygnębiająca a ja cię już nigdy nie zostawię.  

- Tak, i wciąż mamy do czynienia z Okiem. I ja muszę się nauczyć jak być Głową Rady, która to będzie 
obejmować  wiele  nudnych  książek.  –  Archer  przycisną  swoje  usta  do  moich,  skutecznie  mnie 
uciszając i całując mnie tak cholernie dobrze. Kiedy się odsuną, uśmiechał się.  

- I masz aroganckiego, popieprzonego byłego łowcę demonów, który jest głupio w tobie zakochany.  

- I niepokojącą wampirzycę, która pójdzie z tobą do piekła. Która rzeczywiście poszła z tobą do piekła.  

Dodała Jenna nadchodząc z mojej drugiej strony 

- I rodziców, którzy cię kochają i którzy to obecnie są przy samochodzie. – Powiedział Archer i zaśmiał 
się.  

- Tak naprawdę. – Jenna oplotła ramię wokół mnie. – Czego więcej trzeba?  

Spojrzałam po nich tam i z powrotem, na dwoje ludzi, których tak bardzo kochałam. Bryza zmierzwiła 
trawę wokół stawu i mogłam usłyszeć śmiech Elodie.  

- Niczego. – Powiedziałam i ścisnęłam ich za ręce. – Niczego.  

 

 

Tłumaczenie: Emilandia 

 

                                                           

12

 Kocham go po prostu go kocham :* - E.  

background image

 

19 

 

 

 

 

Podziękowania 

 

Ogromne  podziękowania  dla  wszystkich  z  Disney  Hyperion  i  wszystkich  członków  „Team 

Hex”. Jennifer Corcoran, możesz nazywać  siebie  publicystą, ale myślę ze określenie „superbohater” 
również  pasuje  do  opisu  twojego  zawodu.  Tak  samo  Hallie  Patterson,  Ann  Dye  i  Dina  Sherman.  I 
oczywiście seniorka “Team Hex”, mój fantastyczny edytor o niesamowitej urodzie Catherine Onder, 
której mądrość i prowadzenie pomogły mi, miejmy nadzieje, że nadal będzie do końca serii Hex Hall. 
Dziękuję wam bardziej niż jestem w stanie powiedzieć.  

Borderline  Obscene  ogromna  wdzięczność  dla  mojej  agentki  Holly  Root  dla  dobrego  samopoczucia 
Holly Root. Jesteś najlepsiejsza i tak się cieszę ze Sophie i ja cię znalazłyśmy. Dla moich pisarzy, którzy 
dawali  ogrom  rad,  uściski  w  razie  potrzeby  metaforyczny  policzek  w  twarz  podczas  pisania  Spell 
Bound. Chantel Acevedo, Lindsey Leavitt, Myra McEntire, Ashley Parsons i Victoria Schwab, wszystko 
co od was dostałam było niesamowite i nieco niewygodne. Kocham was wszystkich.  

Mojej  rodzinie  i  przyjaciołom  dziękuję  za  zrozumienie,  kiedy  byłam  głęboko  w  „Booklandia”  i  nie 
nienawidzenie  mnie  za  nieodebrane  połączenia  i  nieodpowiadanie  na  maile,  wszystkim  stawiam 
obiad.  

I ostatnie, ale nigdy nie ostatnie. Największe ze wszystkich podziękowania dla moich czytelników. Bez 
was wszystkich nie byłoby Sophie, Hex Hall, Archera ( drżę na samą myśl).Wasza pomoc i wsparcie i 
miłość do tej serii oznaczał dla mnie cały świat. Jestem bardzo szczęśliwa, że mam tak wspaniałych 
ludzi, dla których mogę pisać książki.  

 

 

Tłumaczenie Emilandia.  

 

 

Znalazłam w Internecie informacje, że to prawdopodobnie nie koniec i też ze wyjdzie książka, której 
bohaterką będzie Izzy  wiec czekamy, niecierpliwie, ale czekamy. Dziękuję wam bardzo za czytanie 
tych moich wypocin i przepraszam za wszelkie błędy i niedociągnięcia. Pozdrawiam Emilandia :*.