Michael Laimo Glebia ciemnosci(1)

background image
background image

MICHA E L LA IMO

GŁĘ B IA

CIE MNOŚ CI

P RZE K ŁA D

background image

W OJ CIE CH S ZY P ULA

A MB E R

Redakc j a s tyl i s tyc zna

E l żbi eta S tegl i ńs ka

K orekta

B arbara Cywi ńs ka

E l żbi eta S tegl i ńs ka

Il us trac j a na okł adc e

S teve Cri s p

S kł ad

W ydawni c two A m ber

J ac ek Grzec hul s ki

Druk

W oj s kowa Drukarni a w Łodzi S p, z o.o.

T ytuł orygi nał u Deep i n the Darknes s

Copyri ght © 2004 by Mi c hael Lai m o.

A l l ri ghts res erved.

For the P ol i s h edi ti on

Copyri ght © 2008 by W ydawni c two A m ber S p, z o.o.

IS B N 978-83-241-3335-2

W ars zawa 2009. W ydani e I

W ydawni c two A MB E R S p, z o.o.

00-060 W ars zawa,

ul . K ról ews ka 27

tel . 620 40 13,620 81 62

www.wydawni c twoam ber.pl

P ROLOG

Ci em na pi wni c a.

Chrapl i wy oddec h.

S zurani e nóg po betonowej pos adzc e. Nerwowe bębni eni e pal c ów o bl at s to-

ł u. W oń wi l goc i .

Gdzi eś na górze bi j e zegar. P rzec i ąg targa pł om i eni em ś wi ec y.

Ręka wyc i ąga s i ę do l eżąc ego na s tol e dyktafonu.

Ni epewny pal ec s zuka przyc i s ku nagrywani a. W c i s ka go.

P rzez dzi es i ęć s ekund s ł yc hać tyl ko c i ężki , gł oś ny oddec h. A potem gł os : T ę ni ewi arygodną hi s tori ę naj l epi ej opowi edzi eć na gł os . Zapi s ał em wprawdzi e, odręc zni e, wi el e s tron, próbuj ąc zrel ac j onować to, c o wydarzył o s i ę tutaj , przy Harl an Road 17 (powi ni enem powi edzi eć : w m oi m dom u, al e m i m o że nadal tu
m i es zkam , ni e nazywam go j uż dom em ), teraz j ednak c zuj ę, że m us zę ws zys tko opowi edzi eć , us ł ys zeć i nagrać na dyktafoni e.

J eżel i zam i erzas z wys ł uc hać tyc h nagrań do końc a, przypus zc zam , że zaj m i e c i to wi el e godzi n, poni eważ m oj a hi s tori a j es t dł uga i s kom pl i kowana. B ędę wi ęc num erował kol ej ne nagrani a. T o, którego wł aś ni e s ł uc has z, otrzym a natural ni e num er pi erws zy i zos tani e opatrzone dopi s ki em : „Odtworzyć na poc ząt-ku”.

Chc ę opowi edzi eć s woj e przeżyc i a z dom u pod num erem 17 przy Harl an Road, ni e tyl ko po to, aby j e udokum entować , al e także aby udowodni ć , że ni e pos tra-dał em zm ys ł ów; abyś ty, s ł uc hac zu, ni e uznał tej opowi eś c i za wytwór wyobraź-

ni c zł owi eka obł ąkanego. J es tem zdrowy na um yś l e, a ta hi s tori a j es t naj s zc zer-s zą prawdą. P owi em to tyl ko raz; ni e zam i erzam przekonywać o prawdzi woś c i s woi c h s ł ów, podkreś l aj ąc s tal e, że ni e zm yś l am . J a, Mi c hael Cayl e, l ekarz rodzi nny, przeżył em ws zys tko, o c zym za c hwi l ę opowi em . P rzydarzył o m i s i ę to, gdy
m i es zkał em w dom u przy Harl an Road 17.

W ys tarc zy. Ni e będę dł użej zapewni ał , że j es tem poc zytal ny.

5

Dodam j es zc ze tyl ko, że ni e był em w żaden s pos ób zam i es zany w zni kni ęc i e m oj ej żony Chri s ti ne i nas zej c órki J es s i ki . W i em wprawdzi e, c o s i ę z ni m i s tał o, ni e m am j ednak poj ęc i a, gdzi e s i ę teraz znaj duj ą ani j ak m ógł bym s prowadzi ć j e z powrotem . W i em tyl ko, że m oj a wal ka j es zc ze s i ę ni e s końc zył a i c zeka
m ni e dł uga droga, zani m … zani m …

A l e ni e uprzedzaj m y faktów. Utrwal aj ąc s woj e dzi ej e, c hc ę ni e tyl ko zas kar-bi ć s obi e twoj e zaufani e, al e także przypom ni eć s obi e każdą c hwi l ę kos zm aru, który przeżył em . Może dzi ęki tem u zwróc ę uwagę na c oś , c o pom oże m i w przys zł oś c i , c hoć ni e zos tał o m i dużo c zas u. Moj a wal ka trwa.

T o c hyba naj l eps zy m om ent, aby rozpoc ząć rel ac j ę z os tatni ego pół roc za. J e-

ś l i ni e przej dę do rzec zy, m ożes z wył ąc zyć dyktafon, zani m powi em c oś c i ekawego… T ym c zas em m oj e zapi s ki bez wątpi eni a wygl ądaj ą j ak gryzm oł y wari ata, którego powi nno s i ę zam knąć w s zpi tal u. Ni e przypom i naj ą pam i ętni ków c zł owi eka, który c hc i ał tyl ko c hroni ć s woj ą rodzi nę.

Dl atego… bł agam c i ę, drogi s ł uc hac zu, zaufaj m i i wys ł uc haj tyc h nagrań…

wys ł uc haj i c h bardzo uważni e…

CZE Ś Ć I

W CIE MNOŚ CI -

ZŁOT E OCZY

background image

1.

Gdyby ktoś ki l ka l at tem u zaproponował m i m i l i on dol arów za wyprowa-dzeni e s i ę z Manhattanu, odparł bym , że prędzej Mets i i J ankes i s potkaj ą s i ę w fi nal e l i gi bej s bol a. B oże, gdyby ktoś zł ożył m i taką propozyc j ę przed m i es i ąc em , także bym odm ówi ł ; ni e zam i eni ł bym m i es zkani a w wi el ki m m i eś c i e na drewni any dom
w s i el ankowej m i eś c i ni e, gdzi e krów j es t wi ęc ej ni ż l udzi , a od naj bl i żs zego s ąs i ada dzi el i c zł owi eka ki l om etr l as u. Mets i i J ankes i zagral i w fi nal e, a j a poznał em m oj ego naj bl i żs zego s ąs i ada P hi l i pa Dei ghtona (który rzec zywi -

ś c i e m i es zka ki l om etr ode m ni e) w tym s am ym dni u, w którym s prowadzi ł em s i ę do A s hborough w New Ham ps hi re.

Dei ghton uratował życ i e nas zem u ps u. Zaraz po przyj eździ e J i m m y P age, c oc ker-s pani el , wys koc zył z s am oc hodu i zni knął w l es i e otac zaj ąc ym nas z dom z c zterem a s ypi al ni am i i trzem a ł azi enkam i . P age był wł aś c i wi e pi es ki em J es s i ki , nas zej c órki , która dos tał a go w zes zł ym roku na c zwarte urodzi ny, al e ws zys c y
pol ubi l i ś m y s i erś c i uc ha.

T en dom c hyba był nam przeznac zony. Ni gdy ni e pl anował em kupna urzą-

dzonego gabi netu l ekars ki ego i przej ęc i a praktyki po j ego wł aś c i c i el u. Dom s am wpadł m i w ręc e, i to wkrótc e po tym , j ak bez entuzj azm u zgodzi ł em s i ę z Chri s ti ne, że dl a dobra J es s i ki powi nni ś m y wyprowadzi ć s i ę za m i as to. P oi nform ował em doktora S c ul l y’ ego o m oi c h pl anac h. Lou S c ul l y, który zaproponował m i
pos adę, gdy ukońc zył em s taż w Col um bi a-P res byteri an Medi c al Center, traktował m ni e j ak m ł ods zego brata. P owi edzi ał em m u, że m arzy m i s i ę dom na przedm i eś c i ac h (przez wzgl ąd na J es s i c ę), i dodał em :

- S am wi es z, j aki e s ą te s zkoł y w c entrum .

P oki wał gł ową. Dom yś l ał s i ę, że ni e zam i erzam c odzi enni e doj eżdżać na Manhattan kol ej ką podm i ej s ką. Zdawał s obi e równi eż s prawę, że gdybym m i ał

zac zynać od zera, oznac zał oby to gwał towne obni żeni e pozi om u życ i a.

Dl atego opowi edzi ał m i o doktorze Nei l u Farri s i e, s tars zym l ekarzu z Nowej A ngl i i , który przez trzydzi eś c i l at m i ał praktykę w New Ham ps hi re, w m i as tec zku A s hborough. P rzyj aźni l i s i ę, dopóki Farri s ni e zgi nął tragi c zni e, 9

pokąs any przez ps a. Doktor dbał o form ę, przes trzegał wł as nyc h zal ec eń i m i m o s i edem dzi es i ęc i u l at prawi e c o rano przebi egał pi ęć ki l om etrów. T ydzi eń przed m oj ą rozm ową ze S c ul l ym pół tora ki l om etra od dom u zaatakował go bezpańs ki , wyj ątkowo agres ywny kundel . Upł ynęł a c o naj m ni ej godzi na, zani m ktoś
znal azł

Farri s a, który s trac i ł s poro krwi . A s hborough j es t m ał ą m i eś c i ną, w której Farri s był j edynym l ekarzem . T rzeba go był o przewi eźć do kl i ni ki w E l l envi l l e, prawi e dwadzi eś c i a ki l om etrów od A s hborough. Zm arł w drodze.

J ego żona pos tanowi ł a j ak naj s zybc i ej s przedać dom i gabi net, c o zrobi ł a tym c hętni ej , że m i el i drugi dom w Manc hes terze. T am też s tudi ował y i c h dzi ec i , c hc i ał a zam i es zkać bl i żej ni c h. P i eni ądze ze s przedaży dom u w A s hborough m i ał y j ej zapewni ć s pokoj ną i dos tatni ą s taroś ć .

- W i es z, c o j a o tym s ądzę, Mi c hael ? - zapytał S c ul l y. - T aka okazj a trafi a s i ę raz w życ i u: ł adny dom i gabi net z peł nym wypos ażeni em za pół darm o.

Natural ni e ni e m i ał em zam i aru zupeł ni e rezygnować z kul tural nyc h atrakc j i Manhattanu: przem i es zkał em tam pi ętnaś c i e l at, w Metropol i tan Mus eum of A rt poznał em Chri s ti ne, po ś l ubi e zam i es zkal i ś m y w przytul nym m i es zkani u przy Upper E as t S i de. P om i j aj ąc s zkoł y, które j akoś m ni e ni e zac hwyc i ł y, Nowy J ork
naprawdę m i ał wi el e zal et. A Long Is l and c zy Connec ti c ut znaj dował y s i ę przec i eż wys tarc zaj ąc o bl i s ko, byś m y ni e m us i el i rezygnować z weekendowyc h wypadów, które tak l ubi l i ś m y i uważal i ś m y za bezc enne dl a rozwoj u nas zej c ór-ki .

A l e taka okazj a…

- Ni e przegapi a s i ę taki ej okazj i - powi edzi ał Lou. - W m i as tec zku j es t zna-kom i ta s zkoł a - dodał . - S prawdzi ł em .

P odał m i tec zkę z dokum entam i . Uś m i ec hnął em s i ę i m u podzi ękował em .

Mi ał em m ętl i k w gł owi e.

Nas tępnego dni a s kontaktował em s i ę z wdową po Farri s i e, a w s obotę wybral i ś m y s i ę do ni ej c ał ą trój ką. P rzyj ec hal i ś m y tuż po dwunas tej w poł udni e.

Okol i c a naprawdę był a prześ l i c zna, al e Chri s ti ne, wyc howana na Manhattani e, zal ał a s i ę ł zam i - zapewne na m yś l o tym , że będzi e m us i ał a porzuc i ć dotyc hc za-s owe życ i e. P age s i ę wś c i ekł : tak uj adał , że m us i el i ś m y go zam knąć w s am oc hodzi e. E m i l y Farri s m i ał a naprawdę uzas adni one powody, by s erdec zni e ni e
znos i ć ws zel ki c h ps ów.

Rozm owa z wdową przebi egł a znac zni e ł atwi ej , ni ż s i ę s podzi ewał em .

10

Oboj gu nam zal eżał o na s zybki m zał atwi eni u s prawy, wi ęc przy us tal ani u s zc zegół ów trans akc j i obes zł o s i ę bez zbędnego dzi el eni a wł os a na c zworo. W

parę godzi n dogadal i ś m y s i ę, a nas tępnego dni a odwozi ł em rodzi nę na Manhattan ze ś wi adom oś c i ą, że wkrótc e będę nowym l ekarzem rodzi nnym w A s hborough.

Mi m o s tres u i nerwów towarzys ząc yc h podej m owani u życ i owyc h dec yzj i s tarał em s i ę konc entrować na pl us ac h m i es zkani a w A s hborough. Ni e będę m us i ał

konkurować z i nnym l ekarzem o pac j entów. Z drugi ej s trony - w prom i eni u s tu pi ęć dzi es i ęc i u ki l om etrów ni e m a dużego m i as ta; zanudzi m y s i ę na ś m i erć .

P os tanowi ł em j ednak ni e m artwi ć s i ę na zapas . Naj ważni ej s ze, że będę m ógł

utrzym ać rodzi nę, a J es s i c a będzi e c hodzi ć do dobrej s zkoł y.

K i edy zatrzym al i ś m y s i ę przed dom em , teraz j uż nas zym dom em , zauważy-

ł em , że s i ę zm i eni ł . W ygl ądał , j akby ktoś go wykorzys tał i porzuc i ł , pom yś l ał em .

J ak nawi edzony.

Ods unął em od s i ebi e tę m yś l i wys koc zył em z s am oc hodu j ak c zł owi ek, który rozpoc zyna nowe życ i e. Chc i ał em w ten s pos ób zagł us zyć s tres i zi gnorować zm ęc zeni e, które ws zys tki m dawał o s i ę we znaki . J i m m y P age zam kni ęty w kl atc e z tył u wozu j azgotał j ak opętany. J es s i c a przez c ał ą drogę s karżył a s i ę na ból
brzuc ha, a Chri s ti ne popł aki wał a c hyba troc hę za c zęs to j ak na os obę, która zaproponował a przeprowadzkę.

Oc zywi ś c i e m ój entuzj azm był udawany i z trudem s am pows trzym ywał em s i ę od pł ac zu. W grunc i e rzec zy wc al e ni e podobał m i s i ę pom ys ł zam i es zkani a na pus tkowi u. Zgoda, m i erzi ł o m ni e wi el kom i ej s ki e życ i e, al e m yś l ał em rac zej o przenos i nac h na przedm i eś c i a, w taką okol i c ę, gdzi e c hc ąc pożyc zyć od s ąs i ada
s zkl ankę m l eka, ni e m us i ał bym ws i adać do s am oc hodu. Ni ewi el e brakował o, żebym zaproponował wyc ofani e s i ę z um owy i powrót na Manhattan, gdzi e nas ze s tare m i es zkani e m ogł o na nas j es zc ze c zekać . P rzys zł o m i nawet do gł o-wy, żeby zos tawi ć uj adaj ąc ego P age’ a w l es i e.

A l e c ał a rodzi na wzi ęł a ze m ni e przykł ad, a P age z entuzj azm em ś m i gnął w l as przy dom u. Dom u, w którym m i el i ś m y zam i es zkać na ni e wi adom o j ak dł u-go. Dom u, w którym j es zc ze przed trzem a tygodni am i m i es zkał poprzedni wł a-

ś c i c i el - s ypi ał , j adał , prac ował ; c zł owi ek, który, wyc hodząc z dom u, na pewno ni e przypus zc zał , że zos tani e zagryzi ony przez ps a. Zam yś l i ł em s i ę ponuro. Ci ekawe, c zy dom m a j aki eś uc zuc i a; c zy podoba m u s i ę to, że zos taj e s przedany.

Na j ego m i ej s c u wc al e ni e był bym tym zac hwyc ony - to tak j akby wyc i ąć c zł owi ekowi ws zys tki e organy i ws zc zepi ć nowe, ki edy s tare s pi s ywał y s i ę bez zarzu-tu.

11

T rzeba m u j ednak przyznać , że był naprawdę ł adny: s tary, kol oni al ny budy-nek m i ał na parterze trzy pokoj e i kuc hni ę z j adal ni ą, a na pi ętrze c ztery s ypi al -ni e. Do tego trzy ł azi enki (dwi e na górze, j edna na dol e)… Naprawdę duży dom .

Do tego doc hodzi ł j es zc ze dobudowany na tył ac h gabi net l ekars ki z bi bl i oteką.

K ról ews ka rezydenc j a! Z boku znaj dował o s i ę os obne wej ś c i e dl a m oi c h przys zł yc h pac j entów. J edne drzwi w m ał ej poc zekal ni prowadzi ł y do gabi netu, któ-

ry podc zas m oj ej pi erws zej wi zyty był w peł ni wypos ażony; zgodni e z um ową z pani ą Farri s c ał e wypos ażeni e m i ał o s tać s i ę m oj ą wł as noś c i ą. P rzez drugi e drzwi wc hodzi ł o s i ę do bi bl i oteki : dużego pokoj u z oknam i s i ęgaj ąc ym i od pod-

ł ogi do s ufi tu, kom i nki em i regał am i na ks i ążki zaj m uj ąc ym i dos ł owni e każdy wol ny c entym etr ś c i an; m arzeni e każdego l ekarza. W yobrażał em s obi e, j ak po kol ac j i zas zywam s i ę tam , wygl ądam przez okno na m roc zny l as i l i c zę ś wi etl i ki .

Mi ędzy dom em i l as em c i ągnął s i ę trawni k, który j uż wtedy, w m aj u, za-c hwyc ał s oc zys tą zi el eni ą. Na ś rodku s tał a m ał a betonowa fontanna, w której m ogł y s i ę kąpać ptaki , dal ej zaś , na s kraj u l as u - zam kni ęta na kł ódkę s zopa, którą wc ześ ni ej przeoc zył em . S am l as c i ągnął s i ę j ak oki em s i ęgnąć i , j eś l i dobrze
zrozum i ał em wyj aś ni eni a wdowy, ni gdy ni e wytyc zono wyraźnej grani c y oddzi el aj ąc ej pos i adł oś ć Farri s ów od zi em s tanowyc h. Mógł bym ewentual ni e m artwi ć s i ę tym , że j aki ś przeds i ębi orc a budowl any zec hc e pos tawi ć m i na po-dwórku c entrum handl owe z ogrom nym parki ngi em , al e ryzyko był o ni ewi el ki e.

A s hborough m i ał o za m ał o m i es zkańc ów.

S poj rzał em ws pół c zuj ąc o na Chri s ti ne. Oc i erał a ł zy c hus tec zką.

- No… - m ruknął em . - J es teś m y na m i ej s c u.

T roc hę s i ę denerwował em , nogi m i drżał y. P odobno zakup dom u j es t j ednym z naj bardzi ej s tres uj ąc yc h wydarzeń w życ i u c zł owi eka - trzec i m w kol ej no-

ś c i po ś l ubi e i s pł odzeni u dzi ec ka. P i erws ze dwa zni os ł em dos konal e, al e z ni ewi adom yc h powodów wi dok nas zego nowego dom u w New Ham ps hi re przera-

żał m ni e bardzi ej ni ż pers pektywa narodzi n J es s i ki . Chri s ti ne m us i ał a s i ę c zuć podobni e.

Obj ęł a m ni e, wtul aj ąc m okre od ł ez pol i c zki w m oj e ram i ę.

- Ni gdy ni e był am taka s zc zęś l i wa - s zepnęł a.

K ł am ał a, natural ni e, al e j a był em di abel ni e zadowol ony, że to powi edzi ał a.

background image

K am i eá s padł m i z s erc a. Moj a udręka był a m oj ą prywatną s prawą, z którą 12

wi edzi ał em , że s obi e poradzę; po pros tu nauc zę s i ę znowu być s zc zęś l i wy. A l e ni epokój Chri s ti ne to zupeł ni e c o i nnego. P otrafi ł a być c hol erni e kons ekwentna w odc zuwani u em oc j i . Gdyby uparł a s i ę wej ś ć w rol ę udręc zonej ofi ary, m i ał -

bym przerąbane. Do końc a życ i a. Ni c by j ej ni e odm i eni ł o. T ak, w kwes ti i uc zuć potrafi ł a być uparta j ak os i oł .

Om i otł a wzroki em front dom u: drzwi , okna, ś c i eżkę na podj azd. W ydawał o m i s i ę, że prawi e s ł ys zę, j ak w j ej gł owi e obrac aj ą s i ę trybi ki , gdy pl anuj e zał ożeni e ogródka pod wykus zowym oknem , a przy okazj i obm yś l a pewni e s etkę i nnyc h s pos obów upi ęks zeni a dom u.

Gdzi eś z dal eka dobi egł o nas s zc zekani e P age’ a. P i erws zy raz przys zł o m i do gł owy, że ps i ak m oże ni e trafi ć z powrotem do dom u.

J es s i c a podes zł a do nas i wzi ęł a Chri s ti ne za rękę.

- Mam us i u, źl e s i ę c zuj ę - oznaj m i ł a.

S ł ys zał em te s ł owa c hyba z tys i ąc razy, ki edy j ec hal i ś m y s am oc hodem . I j ak zwykl e Chri s ti ne bardzi ej ni ż j a przej ęł a s i ę narzekani em nas zej c órec zki . P rzykuc nęł a obok ni ej i zm i erzwi ł a j ej j as ne l oc zki .

- Co s i ę dzi ej e, kotku?

- B rzuc h m ni e bol i . Chc ę do dom u.

Chri s ti ne pos ł ał a m i s m ętne s poj rzeni e. W s pół c zuł a J es s i c e. Os obi ś c i e uwa-

żał em , że pi ęc i ol etni e dzi ec ko po tygodni u, m oże dwóc h przywykni e do nowego otoc zeni a, a naj dal ej po m i es i ąc u zapom ni o Manhattani e. W przec i wi eńs twi e do m ni e.

P rzykl ęknął em obok J es s i ki z drugi ej s trony. P taki ś pi ewał y bardzo gł oś no.

Mus zę przyznać , że był y m i ł ą odm i aną od wi ec zni e wyj ąc yc h na Manhattani e pol i c yj nyc h s yren.

- T o j es t nas z nowy dom , koc hani e - powi edzi ał em , ws kazuj ąc ręką.

J es s i c a rzuc i ł a oki em na dom .

- Czadowy - s twi erdzi ł a.

S poj rzał em pytaj ąc o na Chri s ti ne i ws zys c y troj e wybuc hnęl i ś m y ś m i ec hem .

Ni e m i el i ś m y poj ęc i a, gdzi e nas za c órka podł apał a to powi edzonko, al e na pewno brzm i ał o l epi ej ni ż „zaj ebi s ty” c zy „zaj efaj ny”, a taki c h nauc zył aby s i ę w przeds zkol u na Manhattani e. W ł aś ni e dl atego s i ę przeprowadzi l i ś m y. „Czadowy”? Czem u ni e.

W yc i ągnął em ręc e do m oj ej żony i c órki i obj ęl i ś m y s i ę c zul e.

W s pani ał y poc zątek nowego życ i a.

13

background image

2.

S zkoda, że ta c hwi l a ni e trwał a wi ec zni e, bo potem s tac zal i ś m y s i ę po równi poc hył ej , był o gorzej i gorzej . Uwol ni ł em s i ę z obj ęć Chri s ti ne i J es s i ki i s i ęgną-

ł em do ki es zeni po kl uc ze. Ledwi e zdążył em j e nam ac ać , J es s i c a na m ni e zwym i otował a.

Chri s ti ne wykrzyknęł a m oj e i m i ę, a potem dodał a:

- J es s , koc hani e…

W s tał a i ods unęł a s i ę od m ał ej , która zgi ęta wpół wym i otował a na ś c i eżkę.

Chri s ti ne, która ni e m i ał a oc hoty znal eźć s i ę na l i ni i ogni a, c ofnęł a s i ę o dobry m etr, a j a po pros tu s tał em ni eruc hom o, s pogl ądaj ąc to na m oj ą bi edną c órec zkę, to na ś c i ekaj ąc e m i po s podni ac h wym i oc i ny.

W końc u s pazm y us tał y i J es s i c a s i ę rozpł akał a. B ył a j ednak przerażona, j akby znal azł a w wym i oc i nac h m artwego ptas zka al bo c oś w tym rodzaj u.

- J es s i c a… - zac zął em , ni e bardzo wi edząc , c o zrobi ć z zarzyganym i s podni am i . - S pokoj ni e, ni e bój s i ę. Mas z po pros tu robac zka w brzus zku, to ni c s tras znego.

- Mój brzus zek! - zaj ęc zał a.

J ej oc zy - zac zerwi eni one, wytrzes zc zone i peł ne ł ez - przypom i nał y dwa pom i dorki koktaj l owe.

Ni e wi edzi ał em , c o robi ć . P rzede ws zys tki m m i ał em oc hotę zdj ąć s podni e.

Ci ężarówka z nas zym i rzec zam i j es zc ze ni e doj ec hał a, a j a zabrał em do s am oc hodu tyl ko m ał ą s portową torbę z j edną zm i aną ubrani a.

- Ni e s tój tak, Mi c hael ! - burknęł a Chri s ti ne. - Zrób c oś !

J ej zdani em j ako l ekarz m i ał em c udowną zdol noś ć zaprowadzani a porządku w każdej s ytuac j i , ni ekoni ec zni e zwi ązanej z m edyc yną.

- Co proponuj es z?

W kurzał a m ni e. Znów pom yś l ał em o tym , że c hętni e wróc i ł bym do Nowego J orku. Naj l epi ej s am .

- Ś c i ągni j s podni e, doktorku. A potem przyni eś aptec zkę z s am oc hodu i daj s woj ej c órc e c oś na wym i oty.

Zaws ze, ki edy poj awi ał s i ę j aki ś probl em z J es s i c ą - tak j ak teraz - s tawał a s i ę

„m oj ą” c órką.

- A gdzi e s i ę m am przebrać ? Ni e c hc i ał bym uś wi ni ć dom u ani s am oc hodu.

14

- Mi c hael … W prom i eni u ki l ku ki l om etrów ni e m a żywej dus zy. J es teś m y na odl udzi u, zapom ni ał eś ? P o pros tu ś c i ągni j s podni e i j uż.

K us i ł o m ni e, żeby s i ę z ni ą pokł óc i ć , al e J es s i c ę znowu c hwyc i ł y tors j e; zgi ęł a s i ę wpół i zal ał a ł zam i . Na s ztywnyc h nogac h pos zedł em do s am oc hodu, gdzi e ś c i ągnął em adi das y i s karpetki . A ptec zka był a w s c howku na des c e rozdzi el c zej .

S i ęgnął em na tyl ne s i edzeni e po ręc zni k i troc hę wytarł em s podni e. Zrobi ł o m i s i ę ni edobrze. Dos zedł em do wni os ku, że j ednak naj l epi ej będzi e j e zdj ąć . T ak też zrobi ł em i tyl ko w boks erkac h wróc i ł em do Chri s ti ne i J es s i ki . Czuł em s i ę j ak wąż, który przed c hwi l ą zrzuc i ł s kórę, bezbronny i przem arzni ęty.

Chri s ti ne wzi ęł a m ał ą na ręc e i zac zęł a j ą gł as kać us pokaj aj ąc o po pl ec ac h.

- Ona j es t c hora, Mi c hael . Ma c i epł ą s kórę.

- Co j es zc ze powi es z c i ekawego?

- No… Na przykł ad to, że s toi s z w gac i ac h na trawni ku przed nas zym nowym dom em i ni c ni e robi s z.

B ył a ś m i ertel ni e poważna. Ni e próbował a być m i ł a ani zabawna, c hoc i aż po c i c hu na to l i c zył em . W ol ał a s i ę wyzł oś l i wi ać . A j a m i ał em oc hotę uc i ec z wrza-s ki em do dom u i s c hować s i ę przed tym zam i es zani em .

I naprawdę wrzas nął em - al e ni e na Chri s ti ne. Nagl e poc zuł em potworny ból , j akby bez zni ec zul eni a am putowano m i s topę. P rzykl ęknął em , żeby obej rzeć nogę, i upuś c i ł em aptec zkę.

- Co s i ę s tał o? - krzyknęł a Chri s ti ne. - Mi c hael ?!

P os tawi ł a J es s i c ę na zi em i . Mał a natyc hm i as t znów s i ę rozpł akał a, j ak za na-c i ś ni ęc i em guzi ka al arm owego; s ł ys zał em j ą wyraźni e przez m gł ę ból u. W yc i ą-

gał a bezradni e rąc zki naj pi erw do Chri s ti ne, potem do m ni e, al e ni e m i ał em i nnego wyj ś c i a, j ak odepc hnąć j ą del i katni e, żeby obej rzeć s topę. J es s i c a kl apnęł a na pupę w wym i oc i ny, c o wywoł ał o kol ej ną fal ę pł ac zu (c órki ) i krzyków (m atki ).

Ni e zwrac ał em na ni e uwagi . W ykręc i ł em s topę do góry, tkwi ł w ni ej zardzewi ał y gwóźdź. S terc zał pod kątem j ak s tara, przekrzywi ona s ztac heta w pł oc i e.

Czerwony obrzęk wokół rany m i ał wi el koś ć ć wi erć dol arówki , krew l ał a s i ę obfi c i e. Znów krzyknął em - z ból u, s trac hu, s zoku… S am ni e wi em .

K rew i rzygi ! - pom yś l ał em troc hę od rzec zy.

Chri s ti ne ws i adł a na m ni e za odepc hni ęc i e J es s i ki i m us i ał em podetknąć j ej s topę pod nos , żeby c oś do ni ej dotarł o. S krzywi ł a s i ę z ni es m aki em i c ofnęł a.

15

- A l e s i ę porobi ł o… - rozl egł s i ę bas owy gł os za m oi m i pl ec am i .

Zaraz potem us ł ys zał em uj adani e P age’ a. Odwróc i ł em s i ę i zobac zył em obc ego m ężc zyznę. S tał dwa m etry ode m ni e. Mógł m i eć okoł o pi ęć dzi es i ątki . Mi ał

j as ną s kórę, był ubrany w wytarte wrangl ery i krac i as tą kos zul ę, s pod której s terc zał y m u s i we wł os y na pi ers i . W kąc i ku us t trzym ał przygryzi ony ni edopa-

ł ek c ygara. Ni ós ł J i m m y’ ego P age’ a na rękac h j ak dzi ec ko, brzuc hem do góry.

Ozór wi s i ał ps u z pys ka j ak kawał ek c zerwonej ws tążki .

- S ł ys zał em , że j es t pan nowym l ekarzem . A teraz wi dzę, że m a pan j uż pi erws zego pac j enta: s i ebi e.

S krzywi ł em s i ę z ból u.

- Można tak powi edzi eć - zgodzi ł em s i ę.

Ci ekaw był em , c o naprawdę s obi e o m ni e pom yś l ał , wi dząc m ni e przed dom em w s am ej bi el i źni e.

- Znal azł em was zego ps a - wyj aś ni ł .

P rzykuc nął i puś c i ł P age’ a, który natyc hm i as t s koc zył naprzód i zac zął obwą-

c hi wać wym i oc i ny J es s i ki .

S poj rzał em na i ntruza i uś m i ec hnął em s i ę z wys i ł ki em .

- Dzi ęki .

Ni e m a to j ak zrobi ć dobre pi erws ze wrażeni e, pom yś l ał em .

background image

3.

S c hował m okry od ś l i ny ni edopał ek do ki es zeni na pi ers i i opowi edzi ał , j ak s i edzi ał s obi e na werandzi e, ki edy nagl e zj awi ł s i ę P age i zac zął m u obwąc hi wać buty. Dał s i ę pogł as kać , zj adł pl as terek i ndyka, a potem pozwol i ł wzi ąć s i ę na ręc e i ods tawi ć do dom u.

- J es t tu nowy, pom yś l ał em , że m oże s i ę zgubi ć - wyj aś ni ł . - W es oł y z ni ego ps i ak.

Chri s ti ne pos zł a do s am oc hodu przebrać J es s i c ę, a j a s zybki m , prec yzyj nym ruc hem wyc i ągnął em s obi e gwóźdź ze s topy. Zawył em tyl ko raz. S woi m pac j en-tom ni eraz us uwał em drzazgi i gwoździ e, al e pi erws zy raz s am c zuł em taki ból .

Ni ewyobrażal ny, prawdę m ówi ąc . A l e - o dzi wo - natyc hm i as t us tąpi ł . W każ-

dym razi e ten naj gors zy, bo rana nadal pul s ował a. P ol ał em j ą obfi c i e ś rodki em odkażaj ąc ym i zabandażował em . Zdawał em s obi e s prawę, że przez naj bl i żs zyc h 16

ki l ka dni porus zani e s i ę będzi e m ęką. T roc hę ki eps ko, bi orąc pod uwagę, że powi nni ś m y s i ę w tym c zas i e rozpakować .

- Ci ekawe, s kąd taki gwóźdź wzi ął s i ę u was na trawni ku. - Intruz uś m i ec hnął s i ę i podał m i rękę. Uś c i s nął em j ą z wdzi ęc znoś c i ą. P om ógł m i ws tać . - P hi l l i p Dei ghton, do us ł ug.

- Mi c hael Cayl e. Mi ał pan rac j ę, rzec zywi ś c i e j es tem nowym l ekarzem .

- Mam us i u, c o to za pan? - zapytał a J es s i c a.

P odes zł y do nas . Chri s ti ne uc i s zył a c órkę, uś m i ec hnęł a s i ę i przeds tawi ł a.

- Córka źl e s i ę dzi s i aj c zuj e - wyj aś ni ł a. - P rzydarzył j ej s i ę m ał y… wypadek.

P age bi egał w kół ko wokół nas i tyl ko od c zas u do c zas u zbac zał ni ec o z tras y, żeby obwąc hać wym i oc i ny.

Dei ghton wyj ął c ygaro z ki es zeni i wł ożył j e do us t, al e go ni e zapal ał .

- Mi ł o m i pańs twa poznać . - P rzykuc nął przed J es s i c a. - A ty j ak m as z na i m i ę, m ł oda dam o?

J es s i c a m i l c zał a. S zepnął em j ej , żeby s i ę przeds tawi ł a j ak grzec zna dzi ewc zynka, na c o pół gębki em wym am rotał a s woj e i m i ę, po c zym przytul i ł a s i ę do Chri s ti ne.

- W i tam w A s hborough.

W s tał i uś m i ec hnął s i ę s erdec zni e, a j a nagl e uś wi adom i ł em s obi e, że ś m i ej e s i ę ze m ni e: był em w s am ej bi el i źni e.

- No tak… J ak wi dać , rzec zywi ś c i e m i el i ś m y tu m ał y… wypadek. P rzepras zam za… bał agan.

Ni e m us i ał em pokazywać pal c em , c o m am na m yś l i . Dei ghton rozł ożył ręc e.

- Ni e przepras zaj . K ażdy m oże m i eć zł y dzi eń, a wy na pewno j es teś c i e po-denerwowani przeprowadzką.

- T roc hę tak. P oc zątek ni e j es t naj l eps zy.

Dei ghton z uś m i ec hem s poj rzał na Chri s ti ne. Chyba c zuł s i ę ni ezręc zni e, rozm awi aj ąc z fac etem w gac i ac h.

- Na razi e zapras zam do m ni e. P oc zekac i e, aż przywi ozą wam rzec zy. Moj a żona ni e m oże s i ę doc zekać , ki edy was pozna. B ędzi e twoj ą s tał ą pac j entką; poc zytas z o ni ej w kartotec e doktora Farri s a. A poza tym u m ni e w dom u bę-

dzi es z m ógł oc zyś c i ć i opatrzyć ranę. P rzyda c i s i ę pewni e zas trzyk przec i wtęż-

c owy.

Zerknął em na Chri s ti ne, która wzrus zył a ram i onam i i s ki nęł a gł ową. S pi es zno nam był o znal eźć s i ę w dom u, al e bez m ebl i ni e m i el i byś m y nawet gdzi e 17

us i ąś ć . Ni e podł ąc zyl i ś m y też j es zc ze wody, a j a ni e c hc i ał em odrzuc ać zapro-s zeni a goś c i nnego s ąs i ada, nawet zł ożonego w ni ezbyt fortunnym m om enc i e.

- Zrobi m y l unc h - c i ągnął Dei ghton. - Na pewno zgł odni el i ś c i e. - Oparł

dł oni e na kol anac h i s poj rzał na J es s i c ę. - Ros y przyrządza taką s pec j al ną m ro-

żoną herbatę z m i odem , po której twój brzus zek na pewno poc zuj e s i ę l epi ej . Co ty na to?

J es s i c a poki wał a gł ową i uś m i ec hnęł a s i ę s ł abo.

Faktyc zni e: j a był em gł odny, Chri s ti ne pewni e też, a w s am oc hodzi e m i el i -

ś m y tyl ko pac zkę c hi ps ów. W c ześ ni ej m yś l el i ś m y o tym , żeby na obi ad podj ec hać do m i as ta, al e wygl ądał o na to, że będzi em y m us i el i zm i eni ć pl any.

- Ni e odm ówi m y - powi edzi ał em . - Dzi ęki .

P okuś tykał em do s am oc hodu i wł ożył em c zys te s podni e. Chri s ti ne dał a J es s i c e ś rodek na ni es trawnoś ć ; m ał a, która zdążył a j uż zapom ni eć o tors j ac h, z radoś c i ą c hł eptał a l ekars two pros to z butel ki .

W c i s nęl i ś m y s i ę do m i ni vana: Dei ghton i j ego nowy naj l eps zy przyj ac i el P age us i edl i z tył u, Chri s ti ne z przodu, z J es s i c ą na kol anac h. K i edy rus zyl i ś m y, obej rzał em s i ę j es zc ze na dom i c i ągnąc y s i ę za ni m l as .

Ci ekawe, pom yś l ał em , j ak dal eko s i ęga.

background image

4.

Droga zatac zał a s zeroki ł uk - m oi m zdani em bez powodu, bo dom Dei ghtonów tak j ak nas z s tał po ws c hodni ej s troni e l as u. P o l ewej c ał y c zas m i el i ś m y drzewa, po prawej - rozl egł e ł aj ki . Dal ej wi dzi el i ś m y kol ej ne dom y, za którym i rozc i ągał s i ę l as .

W j ec hał em na dł ugi żwi rowy podj azd. Zas tanawi ał em s i ę, dl ac zego poprzedni l ekarze m i es zkaj ąc y w A s hborough ni e otworzyl i gabi netu w c entrum m i as tec zka, gdzi e panował naj wi ęks zy ruc h i s i ł ą rzec zy był oby naj wi ęc ej pac j entów. Może c hodzi ł o o to, by s i ę s konc entrować , żyć w c i s zy i s pokoj u. Tak to pewni e
wygl ądał o od X V III wi eku, ki edy pi erws i m i es zkańc y wł as noręc zni e budowal i te dom y. T ak j ak teraz, w m i as tec zku był j eden l ekarz, który m i es zkał

gdzi eś na obrzeżac h, i każdy, kto potrzebował j ego pom oc y, m us i ał s i ę do ni ego pofatygować . Ni e m i ał em poj ęc i a (i troc hę m ni e to ni epokoi ł o), c zy m oi 18

poprzedni c y j eździ l i na wi zyty dom owe i c zy podobnej us ł ugi będą pac j enc i oc zeki wać ode m ni e.

Czy wł aś ni e o to c hodzi ł o Dei ghtonowi ? Czyżby s tos ował m ał ą dywers j ę, a naprawdę c hc i ał m ni e pros i ć o poradę?

P owtarzał em s obi e, że tego rodzaj u m yś l i s ą wyni ki em s tres u i zm ęc zeni a, al e j akoś ni e potrafi ł em s am s i ebi e przekonać .

„Moj a żona ni e m oże s i ę doc zekać , ki edy was pozna. B ędzi e twoj ą s tał ą pac j entką”.

- J es teś m y na m i ej s c u - oznaj m i ł Dei ghton. - W s zędzi e dobrze, al e w dom u naj l epi ej . T rzydzi eś c i dwa l ata tu m i es zkam . Ni e wyobrażam s obi e, żeby s i ę tak odc i ąć od poprzedni ego życ i a i przeprowadzi ć j ak wy.

W ys i adł z s am oc hodu z zac hwyc onym P age’ em , który s kakał wokół ni ego i obs zc zeki wał go radoś ni e. J es s i c a, która przes zł a zdum i ewaj ąc ą przem i anę - z c horej i bl adej zm i eni ł a s i ę w wes oł ą i dokazuj ąc ą - popędzi ł a za ps em .

- Us pokój s i ę, J es s - s trofował a j ą Chri s ti ne. - Ni e c hc i el i byś m y tu żadnyc h wypadków.

Dom Dei ghtonów na pi erws zy rzut oka bardzo przypom i nał m ój : duży, typowy dl a Nowej A ngl i i , tynkowany na bi ał o, kryty c i em nym gontem . P odj azd c i ągnął s i ę wokół rozl egł ego trawni ka i - podobni e j ak bi egnąc a do dom u dróżka

- ni e był wybetonowany. Cztery drewni ane s topni e prowadzi ł y na werandę.

Ładna wi os enna pogoda zac hęc i ł a ros nąc e przy werandzi e azal i e, by rozkwi tł y, i teraz przes yc ał y powi etrze m i ł ym arom atem . W ni ebowzi ęte trzm i el e krążył y wokół ni c h. Dom bardzi ej ni ż m ój wygl ądał na zam i es zkany: pod okapem wi s i ał

krowi dzwonek, a nad drzwi am i obrane z zi arna kac zany kukurydzy. T ypowy wi dok m ał ego m i as tec zka w Nowej A ngl i i .

P hi l l i p wprowadzi ł nas do ś rodka i ws kazał m i s c hody.

- Łazi enka j es t na górze, z l ewej s trony.

Zabrał em z s am oc hodu aptec zkę. Z l ekki m rozbawi eni em uś wi adom i ł em s obi e, że ni gdy wc ześ ni ej ni e korzys tał em z ni ej przy robi eni u zas trzyków przec i wtężc owyc h. W ogól e dawno do ni ej ni e zagl ądał em , bał em s i ę nawet, że ni e znaj dę w ś rodku żadnej s trzykawki . J ednak zdrowy rozs ądek kazał m i zac hować s pokój :
s trzykawki i i gł y będą na s woi m m i ej s c u, równi e prawdzi we j ak zrani o-na s topa i groźba zakażeni a.

- Dzi ęki .

Uś m i ec hnął em s i ę do Chri s ti ne z roztargni eni em . J es s i c a karm i ł a P age’ a ki eł bas ką, którą Dei ghton wyj ął z l odówki . W s zedł em na s c hody, ki edy Chri s ti ne zac zęł a tł um ac zyć , dl ac zego wyprowadzi l i ś m y s i ę z Manhattanu.

19

P rzypus zc zał em , że zani m s końc zę przem ywać ranę i robi ć s obi e zas trzyk, hi s tori a dobi egni e końc a i będzi em y m ogl i s pokoj ni e wróc i ć do s i ebi e, pod num er 17. W s zędzi e dobrze, al e w dom u naj l epi ej .

S c hody s krzypi ał y pod s topam i . Na górze zgodni e ze ws kazówkam i gos podarza s ki erował em s i ę w l ewo: dwa i pół m etra ode m ni e, na końc u dł ugi ego, wy-tapetowanego przedpokoj u, znaj dował y s i ę otwarte drzwi . Rzeźbi ona w kwi ato-we wzorki boazeri a s i ęgał a m i do pas a i bi egł a przez c ał ą dł ugoś ć korytarza. W

powi etrzu unos i ł s i ę del i katny, j akby l ekko s tęc hł y zapac h. P rzys zł y m i do gł owy kul ki na m ol e, al e równi e dobrze m ogł o to być c oś i nnego. Na przykł ad ni em yte od dawna wł os y.

S poj rzał em w drugą s tronę, gdzi e był o j es zc ze dwoj e drzwi : j edne na wpros t, drugi e po s troni e s c hodów. Dom yś l i ł em s i ę, że prowadzą do dwóc h s ypi al ni .

W zrus zył em ram i onam i , przekręc i ł em okrągł ą kl am kę i przes zedł em przez próg.

W tej s am ej c hwi l i s poj rzał em na zegarek: był a pi erws za. Cał ki em m ożl i we, że zareagował em i ns tynktowni e, aby odwróc i ć uwagę ś wi adom oś c i od faktu, że ws zedł em za ni ewł aś c i we drzwi . Ni e znal azł em s i ę bowi em w ł azi enc e, tyl ko w s ypi al ni gos podarzy, twarzą w twarz z pani ą Dei ghton.

K tóra - dzi ęki B ogu! - s pał a. Leżał a ws parta na dwóc h podus zkac h, z gł ową ni ezgrabni e przekrzywi oną, opadaj ąc ą na l ewe ram i ę. Dł oni e zac zęł y m i s i ę poc i ć , al e ni e wypuś c i ł em aptec zki z rąk. P rzec i wni e, ś c i s nął em j ą m oc ni ej , c zuj ąc , j ak s erc e zac zyna m i kł us ować w pi ers i . A l bo źl e s kręc i ł em przy s c hodac h, al bo
P hi l l i p - s pryc i arz! - c el owo wyki erował nowego l ekarza w A s hborough wpros t do s ypi al ni pi erws zej pac j entki .

„Oto twoj e nowe życ i e, s ąs i edzi e. Żebyś wi edzi ał , c zego s i ę s podzi ewać ”.

P ani Dei ghton porus zył a s i ę przez s en: s zarpnęł a gł ową, pryc hnęł a, porus zy-

ł a gwał towni e rękam i pod s kotł owaną koł drą. Moj e s erc e c hyba przes zł o z kł us a w gal op; przez ki l ka s ekund pokój wi rował m i przed oc zam i . S topy m i ał em j ak przykl ej one do podł ogi . W s trzym ał em oddec h - ni by po to, by ni e zbudzi ć ś pi ą-

c ej kobi ety, al e w gł ębi s erc a wi edzi ał em , że paral i żuj e m ni e s trac h.

Odwoł ał em s i ę do s woj ego l ekars ki ego doś wi adc zeni a, żeby pos tawi ć di agnozę, i natyc hm i as t przys zedł m i do gł owy rak, przekl eńs two c o dzi ewi ętnas tego A m erykani na. Ś l ady c horoby wydał y m i s i ę oc zywi s te. P ani Dei ghton m i ał a am putowaną dużą c zęś ć żuc hwy - toporni e na m ój gus t, w poś pi ec hu i ni erów-no. Ni e
j es tem j ednak c hi rurgi em i ni e znał em s zc zegół ów j ej c horoby, ni e wi edzi ał em wi ęc , j ak przeds tawi ał a s i ę m ożl i woś ć l ec zeni a operac yj nego.

20

Dom yś l ał em s i ę, że w pewnym m om enc i e na koś c i zac zął ros nąć zł oś l i wy guz, o którego i s tni eni u ni kt ni e wi edzi ał , dopóki ni e rozrós ł s i ę tak bardzo, że ni e dał o s i ę j uż uratować s zc zęki . W yc i ęto go wi ęc z kawał ki em pol i c zka, pozos tawi aj ąc gł ęboką dzi urę, której ni kt ni e powi ni en ogl ądać . S woj e wi dzi ał em ,
ni es tras zne m i otwarte rany, al e ta naprawdę był a okropna.

P ewni e nazwi ec i e m ni e durni em , bo pods zedł em bl i żej , z c horobl i wą c i ekawoś c i ą przygl ądaj ąc s i ę ś l adom m akabryc znego okal ec zeni a; ni e m ogł em s i ę pows trzym ać . A j uż kom pl etnym i ni epoj ętym dl a m ni e wari ac twem był o wyobrażani e s obi e, że ogl ądam s kórkę nadgni ł ego j abł ka, znal ezi onego na dni e j aki egoś
zapom ni anego kos za na owoc e. Odezwał s i ę m ój l ekars ki nawyk, c hc i a-

ł em zbadać c horą… Ni e, ni e zbadać : c hc i ał em s i ę pogapi ć . B oże, c zuł em s i ę j ak dzi ec i ak na pokazi e c yrkowyc h dzi wadeł . Co s i ę ze m ną porobi ł o?

Odwróc i ł em s i ę i m ój wzrok padł na wi s ząc e na ś c i ani e zdj ęc i e przeds tawi a-j ąc e m ł ods zego P hi l l i pa, ni eokal ec zoną Ros y i s toj ąc ą m i ędzy ni m i dzi ewc zynę, m ni ej wi ęc ej pi ętnas tol etni ą. P ewni e c órka.

P rzez drugi e drzwi , otwarte, przem knął em do ł azi enki . Nam ac ał em wył ąc zni k i zapal i ł em ś wi atł o. Os tre, żół te ś wi atł o wypeł ni ł o pom i es zc zeni e, odbi j aj ąc s i ę od gl azury, która s i ęgał a aż do pom al owanego na bi ał o s ufi tu. B ol es ne pul -s owani e w s topi e s i ę nas i l ał o. P os pi es zni e zdj ął em bandaż. Ods unął em zas ł onę
prys zni c ową i napuś c i ł em l etni ej wody do j ednej c zwartej gł ębokoś c i wanny, po c zym zanurzył em w ni ej nogę. Zakł uł o, al e tyl ko na poc zątku. Rana zac zęł a na-m akać .

S toj ąc tak j edną nogą w wanni e, próbował em m yś l eć o fac etac h od przeprowadzek, którzy pewni e wł aś ni e zas tawi al i m i trawni k kartonam i , i o tym , że powi ni enem j ak naj s zybc i ej wrac ać do dom u, żeby powi edzi eć i m , gdzi e c o pos tawi ć . Ni e m ogł em s i ę j ednak s konc entrować , prześ l adował m ni e wi dok ś pi ąc ej za
drzwi am i kobi ety. W zdrygnął em s i ę. Może to wł aś ni e zas kakuj ąc e s potkani e z ni ą tak m ni e rozs troi ł o. P oc i es zał em s i ę, że ki edy na dobre wej dę w rol ę s za-nowanego l ekarza rodzi nnego, rutyna weźm i e górę i ws zys tko będzi e dobrze.

T aką m i ał em nadzi ej ę.

P o pi ęc i u m i nutac h wyj ął em nogę z wody i obej rzał em . Zac zątki zakażeni a był y oc zywi s te: wokół rany utworzył a s i ę c zerwona obwódka; za parę godzi n zac zni e s i ę zbi erać ropa, ten nektar rozkł adu. Coś pi ęknego.

Czas na zas trzyk.

T o j edna z zal et byc i a l ekarzem : m ożna zaordynować al bo przepi s ać (s obi e l ub c zł onkowi rodzi ny) dowol ny s pec yfi k bez trac eni a ki l ku godzi n na wi zyty 21

w przyc hodni ac h i aptekac h. P o c hwi l i trzym ał em s trzykawkę w dł oni . P rzebi -

ł em poj em ni c zek z s urowi c ą, wc i ągnął em zawartoś ć do s trzykawki , a potem ws trzyknął em s obi e w udo. Zaws ze krzywi ę s i ę z ból u przy zas trzyku, c hoć by trwał tyl ko c hwi l ę; m i ał em wi ęc nadzi ej ę, że teraz s zybko przes tani e bol eć . Dwa ukł uc i a os trym przedm i otem w j ednym dni u to ponad m oj e s i ł y.

S c hyl i ł em s i ę i zam knął em aptec zkę.

Coś s i ę porus zył o.

K ątem oka dos trzegł em wydł użony c i eń na kafel kac h. P rzypom i nał ł eb węża m ors ki ego. Cofnął em s i ę odruc howo, zapl ątał em w zas ł onę prys zni c ową i zac i s nął em na ni ej pal c e, żeby ni e wpaś ć do wanny. T rzy z pl as ti kowyc h kół ec zek, na któryc h był a zawi es zona, pękł y z trzas ki em i upadł y na podł ogę, na s zc zęś c i e
res zta wytrzym ał a i zdoł ał em zł apać równowagę. Hał as był j ednak wys tarc zaj ą-

c y, by obudzi ć pani ą Dei ghton - o i l e, rzec z j as na, c i eń, który wi dzi ał em , ni e nal eżał wł aś ni e do ni ej , zwabi onej dzi wnym i odgł os am i . Ci ekaw był em , c o s obi e pom yś l i , wi dząc w s woj ej ł azi enc e obc ego fac eta, na bos aka, wtul onego w za-s ł onkę od prys zni c a. Na pewno ś m i ertel ni e s i ę przerazi .

Lepi ej j ą uprzedzi ć .

P ods zedł em do drzwi , kul ąc s i ę i ns tynktowni e. P atrzył em na przem i an to na zani kaj ąc y c i eń na ś c i ani e, to na drzwi do s ypi al ni .

- Hal o? - odezwał em s i ę pół gł os em .

background image

Ci s za. Cał ki em m ożl i we, że s tars za pani ni edos ł ys zy.

- Hal o?! - powtórzył em gł oś ni ej . - P ani Dei ghton? P ani m ąż pozwol i ł m i s korzys tać z ł azi enki .

W s zedł em do s ypi al ni .

P ani Dei ghton rzec zywi ś c i e j uż ni e s pał a: ws tał a z ł óżka i w kos zul i noc nej s tanęł a przy j edynym okni e w pokoj u. Na s zc zęś c i e ni e patrzył a w m oj ą s tronę, wi ęc ni e m us i ał em ogl ądać j ej twarzy. W ygl ądał a przez okno, koł ys ząc s i ę l ekko w przód i w tył , j ak pod wpł ywem m oc nego al kohol u.

W końc u c hwi ej ni e odwróc i ł a s i ę w m oj ą s tronę, obrzuc aj ąc m ni e oboj ętnym , al e i tak przes zywaj ąc ym s poj rzeni em . Ni e krzyknęł a, ni e ods unęł a s i ę ode m ni e - tak j akby s i ę m ni e s podzi ewał a. A l bo ni e zauważył a. Gł owa j ej drżał a, a poni eważ patrzył em na ni ą od s trony dzi ury w pol i c zku, wi dzi ał em l uźny pł at s kóry
zwi s aj ąc y j ak podgardl e u i ndyka. P i erws zy raz w s woj ej kari erze zawo-dowej pom yś l ał em , że m oj a potenc j al na pac j entka m oże ni e być c zł owi eki em -

c hoć by ni e wi em j ak bardzo ni edorzec zni e to brzm i ał o. Czuł em s i ę j ak barbarzyńc a, ni e l eps zy od l udzi , którzy ponad s to l at tem u ugani al i s i ę po Londyni e 22

za J ohnem J os ephem Merri c ki em , c zł owi eki em s ł oni em .

Nas ze oc zy s i ę s potkał y. Uderzył o m ni e, że j ej oc zy s ą… i nne, j akby wyprane z em oc j i , j akby napatrzył y s i ę na kos zm ary znac zni e gors ze ni ż rak. I nagl e zobac zył em … Ci ąg dal s zy m akabry, która nagl e przes ąc zył a s i ę do m oj ego ś wi ata, zaparł a m i dec h w pi ers i i wtł oc zył a fal ę adrenal i ny do wi otc zej ąc yc h m i ęś ni .

P rawa dł oń pani Dei ghton… zni knęł a. W poł owi e przedram i eni a ki kut ręki koń-

c zył s i ę węźl as tą m as ą bl i zn. B rakował o poł owy prawego bi c eps a: był a w ni m dzi ura w ks ztał c i e U. Cał e c i ał o kobi ety ręc e, s zyj ę, podudzi a i s topy - pokrywał y bl i zny.

T o ni e był rak. I ni e trzeba był o l ekarza, żeby s i ę tego dom yś l i ć . Ni e, tę kobi etę zaatakował o j aki eś krwi ożerc ze zwi erzę. Może nawet ni ej edno.

Ni e c hc i ał em dł użej z ni ą przebywać . P rzec i eż w ogól e ni e powi nno m ni e tam być . Zac hodzi ł em w gł owę, po c o Dei ghton s ki erował m ni e do ł azi enki przy s ypi al ni ; przec i eż na pewno m i el i tu wi ęc ej ni ż j edną ł azi enkę.

Oc zywi ś c i e, Mi c hael . Mus zą m i eć j es zc ze j edną. T y w s woi m nowym dom u m as z trzy. A l e przec i eż s am s i ę j uż dom yś l i ł eś : s tary, dobry P hi l Dei ghton c hc i ał

c i pokazać , c o c i ę c zeka, ki edy otworzys z gabi net.

S apnął em nerwowo. P owi ni enem c oś powi edzi eć .

- P ani Dei ghton… ? J es tem Mi c hael Cayl e, nowy l ekarz…

- Ni e m ożes z m i pom óc - przerwał a m i .

Zabrzm i ał o to j ak „Ni e m owef m i pom óf”. K ropl a gęs tej ś l i ny s pł ynęł a j ej z kąc i ka us t i rozc i ągnęł a s i ę w powi etrzu w dł ugi e pas em ko.

Zrobi ł em krok do przodu. Cofnęł a s i ę ni epewni e i znów odwróc i ł a do okna, oparł a barki em o s zybę. P odni os ł a oc al ał ą rękę i przes unęł a dł oni ą po s zkl e, które zazgrzytał o pi s kl i wi e pod pożół kł ym i , za dł ugi m i paznokc i am i .

- P ani Dei ghton… - próbował em s i ę broni ć . - Zrobi ę, c o w m oj ej m oc y…

- P rzyj dą po c i ebi e tak j ak po m ni e i po doktora Farri s a. P rzyj dą po ws zys tki c h w tym przekl ętym m i eś c i e!

Zac zęł a pół gł os em , al e z każdym wypowi adanym beł kotl i wi e s ł owem j ej gł os nabi erał m oc y i pod koni ec tej dzi wac znej przem owy przypom i nał warc zeni e.

Oddyc hał em c oraz s zybc i ej , c oraz gwał towni ej , j akby pł uc a m i ał y m i eks pl odować . Chc i ał em j ą poc i es zyć , m oże pom óc j ej s i ę poł ożyć do ł óżka… A l e ni e m ogł em s i ę zm us i ć , żeby j ej dotknąć . B ał em s i ę j ej . Nawet ni e tyl e j ej s am ej (wi dywał em j uż podobne obrażeni a), c o rac zej j ej wzroku i tej pus tki w j ej twarzy.
P rzyprawi ał a m ni e o zawroty gł owy. B ał em s i ę tego, c o j ą s potkał o.

23

„P rzyj dą po c i ebi e tak j ak po m ni e i po doktora Farri s a”.

- Czy doktora Farri s a ni e pokąs ał pi es ? - zapytał em .

J ej obrażeni a i hi s tori a poprzedni ego l ekarza dał y m i do m yś l eni a.

Ni e odpowi edzi ał a. P atrzył a za okno, pos tukuj ąc żół tym i paznokc i am i w s zybę: puk, puk, puk.

A l eż oc zywi ś c i e, że tak, pom yś l ał em . Dl atego wł aś ni e trafi ł em do A s hborough. Doktor Farri s zm arł , pogryzi ony przez ps a, a j a wprowadzam s i ę do j ego dom u i przej m uj ę j ego praktykę. Rany bos ki e, s ytuac j a, która z poc zątku wygl ą-

dał a na dar ni ebi os , z każdą c hwi l ą s tawał a s i ę c oraz bardzi ej m akabryc zna.

Może doktor Farri s m i ał s zc zęś c i e? W przec i wi eńs twi e do pani Dei ghton, która wprawdzi e przeżył a atak ps a, al e zos tał a okropni e okal ec zona.

Oderwał em od ni ej wzrok i przes zedł em przez pokój , oddyc haj ąc gł ęboko i powol i , aby zwal c zyć zawroty gł owy. Mus i ał em s i ę us pokoi ć , wyc i s zyć nerwy rozedrgane od s trac hu.

W ys zedł em na korytarz i oparł em s i ę o ś c i anę. B i ł em s i ę z m yś l am i . Co m ni e tak przerazi ł o, na B oga? Może z powodu s tres u zwi ązanego z przeprowadzką j es tem tak nadwrażl i wy? K i edy pi erws zy raz us ł ys zał em , j ak zgi nął doktor Farri s , był em ws trząś ni ęty i obawi ał em s i ę, j ak to będzi e, gdy przyj dzi e m i zaj ąć j ego
zas zc zytne s tanowi s ko w m i as tec zku, gdzi e ws zys c y znaj ą s i ę j ak ł ys e koni e i pozdrawi aj ą uprzej m ym „dzi eń dobry”. A teraz pani Dei ghton, m oj a nowa s ąs i adka… P rzeżył a podobny kos zm ar. Mój ni epokój zm i eni ł s i ę w przerażeni e.

Czy w A s hborough gras uj ą zdzi c zał e ps y?

Otrząs nął em s i ę z tej ni eprzyj em nej m yś l i , al e zanotował em s obi e w pam i ęc i , żeby podrążyć tę s prawę, ki edy j uż s i ę zadom owi m y. S tanął em u s zc zytu s c hodów i s kręc i ł em do pi erws zyc h drzwi w korytarzu - po prawej s troni e.

Łazi enka. W peł ni wypos ażona. Z wanną.

background image

5.

P hi l l i p zam i eni ł c ygaro na faj kę i wł aś ni e j ą nabi j ał , ki edy zs zedł em na parter. B ał em s i ę, że m ógł us ł ys zeć , j ak j ego żona na m ni e warknęł a, al e j ej gł os 24

naj wyraźni ej ni e dotarł na dół . P hi l l i p s tarani e zł ożył pros tokątną pac zus zkę z tytoni em i poł ożył j ą na s tol e razem z faj ką. W i doc zni e zos tawi ał s obi e tę przyj em noś ć na późni ej , ki edy j uż pój dzi em y.

- A no tak - powi edzi ał , popi j aj ąc m rożoną herbatę. - B ardzo s i ę z Nei l em przyj aźni l i ś m y. S zkoda, wi el ka s zkoda, że tak s końc zył .

T rzy s zkl anki s tał y na kuc hennym s tol e przykrytym krac i as tym obrus em . Na kuc henc e s tał s zkl any dzbanek do poł owy napeł ni ony zi el oną herbatą z c ytryną.

S ł oi k z m i odem , w ks ztał c i e ni edźwi adka, przyc upnął obok dzbanka j ak tul ąc e s i ę do ni ego dzi ec ko. Na s tol e znal azł y s i ę też ogrom ne kanapki z s erem i i ndyki em ; Chri s ti ne zj adł a j uż poł owę s woj ej , nawet J es s i c a troc hę s kubnęł a. Mój żoł ądek natyc hm i as t obwi eś c i ł , że j es t gł odny, us i adł em wi ęc na wol nym krześ l e i
poc zęs tował em s i ę. Chri s ti ne i P hi l l i p rozm awi al i o A s hborough - s kl epac h przy rynku i rozl egł yc h trawni kac h parku B eaum onta. Rzadko s i ę odzywał em , poc hł ani aj ąc kanapkę; po ki l ku kęs ac h poc zuł em s i ę troc hę l epi ej . To ni ewi ary-godne, j ak ł atwo o i rrac j onal ne zac howani a, ki edy c zł owi ek j es t gł odny. S potkani e z
pani ą Dei ghton ni e wydawał o m i s i ę j uż wc al e taki e s tras zne - c hoc i aż w dal s zym c i ągu uwi erał a m ni e ś wi adom oś ć przebywani a z ni ą pod j ednym dac hem , a pers pektywa przys zł yc h wi zyt dom owyc h ni e budzi ł a entuzj azm u.

- Opatrzył eś nogę, Mi c hael ? - zai nteres ował s i ę P hi l l i p.

P oki wał em gł ową.

- Chyba obej dzi e s i ę bez am putac j i - odparł em .

P ars knął ś m i ec hem . Chri s ti ne ni e pi erws zy raz s ł ys zał a ten m ój żarc i k, wi ęc tyl ko przewróc i ł a oc zam i . J es s i c a poc i ągnęł a ł yk zi el onej herbaty (j ak na herbatę m i ał a dzi wni e i ntens ywny kol or) i j ęknęł a przec i ągl e:

- T aaato…

T eż ni e uważał a, żebym był zabawny. A l e c o m i tam , żart i tak był przeznac zony tyl ko dl a gos podarza.

P hi l l i p przez c hwi l ę wpatrywał s i ę w s woj ą s zkl ankę, zani m przeni ós ł wzrok naj pi erw na J es s i c ę, a potem na Chri s ti ne. Mi ał em nadzi ej ę, że uda m i s i ę s poj rzeć m u w oc zy, m oże dos trzec w ni c h c i eń odpowi edzi al noś c i za s ki erowani e m ni e do ni ewł aś c i wego pokoj u na pi ętrze. On j ednak ze s toi c ki m s pokoj em zac zął
opowi adać o doktorze Farri s i e:

- Farri s owi e m i es zkal i tu j uż na dł ugo przed tym , j ak m y s i ę s prowadzi l i -

ś m y, a to był o dwadzi eś c i a s i edem l at tem u. Farri s s pędzi ł w A s hborough c zterdzi eś c i l at i z tego c o m i wi adom o, zas tąpi ł l ekarza, który równi eż przem i es zkał

kawał c zas u przy Harl an Road 17. J ak wi dzi c i e, ten dom c o naj m ni ej od s tu l at j es t s i edzi bą l ekarzy. Cał ki em m ożl i we, że zaws ze m i es zkał tam l ekarz… No, al e 25

to tyl ko m oj e dom ys ł y. E m i l y Farri s był a dobrą kobi etą, bl i s ką przyj ac i ół ką m oj ej żony. W padał a do nas c o drugi dzi eń, żeby s i ę przywi tać i zapytać , c o u Ros y. Ni e m us zę c hyba m ówi ć , że Ros y bardzo s i ę zm artwi ł a tym , c o s i ę os tatni o wydarzył o. K i edy zm arł Nei l Farri s , s trac i ł a w E m i l y ni e tyl ko s ąs i adkę, al e i j edyną
przyj ac i ół kę.

- T woj a żona… - wtrąc i ł em . Dei ghton pi erws zy raz s poj rzał m i w oc zy. -

Ros y… - c i ągnął em . - T ak m a na i m i ę, prawda?

- A no tak, po babc e. T o zdrobni eni e od Ros al i a.

P oki wał em gł ową.

- Mówi ł eś wc ześ ni ej , że bardzo c hc e m ni e poznać .

- No bo c hc e… al e teraz ś pi - uc i ął os trym , troc hę ni eprzyj em nym tonem , j akby os karżał m ni e o potaj em ne zakradani e s i ę do i c h s ypi al ni i s zukani e Ros y.

Zapanował a krępuj ąc a c i s za, c o rzadko s i ę zdarzał o, ki edy J es s i c a i P age znaj dowal i s i ę razem w j ednym pom i es zc zeni u.

- J a też c hętni e j ą poznam - powi edzi ał em w końc u.

K ł am c zuc h! - pom yś l ał em .

Dei ghton s i ę uś m i ec hnął - ni es zc zerze, m oi m zdani em - i odparł :

- Mus zę j ej zani eś ć l eki .

T o był s ygnał dl a nas . Nas ze zi el one ś wi atł o, j eś l i wol i c i e.

- A m y m us i m y wrac ać do s i ebi e - s twi erdzi ł em i s poj rzał em na Chri s ti ne. -

Fac ec i od przeprowadzek pewni e j uż zas tawi l i nam pół dom u kartonam i , a m y i m j es zc ze ni e pokazal i ś m y, gdzi e pos tawi ć m ebl e.

Zos tawi l i ś m y ni edoj edzone kanapki i ni edopi tą herbatę, ws tal i ś m y i obes zl i -

ś m y s tół , żeby pożegnać s i ę z P hi l l i pem .

- S podoba s i ę wam tutaj - zapewni ł nas . - T ak j ak m ówi ł em , m i es zkam y tu od dwudzi es tu s i edm i u l at. Moj ą przys zł ą żonę poznał em w B os toni e, pobral i -

ś m y s i ę i po roku s prowadzi l i ś m y tutaj . Dos tał em prac ę w fabryc e po drugi ej s troni e m i as ta. Odprac ował em s woj e ć wi erć wi eku i trzy l ata tem u ods zedł em na wc ześ ni ej s zą em eryturę. K toś m us i ał s i ę zaj ąć Ros y.

- I padł o na c i ebi e - dom yś l i ł em s i ę.

- A no tak. Co m i ał em zrobi ć ?

J es s i c a z P age’ em wys zl i j uż na werandę. Chri s ti ne przytrzym ał a m i drzwi .

- Ni e powi edzi ał eś nam , c o s i ę s tał o Ros y - zagadnął em .

Zaws ze uważał em , że wypytywani e l udzi o probl em y ze zdrowi em j es t ni e-taktowne, zwł as zc za ki edy s potykal i ś m y s i ę na grunc i e towarzys ki m , a ni e w 26

m oi m gabi nec i e, al e j ako że pani Dei ghton m i ał a być m oj ą pac j entką m i ał em c hyba prawo wi edzi eć .

- Rak.

K ł am ał . Ni e m us i ał em patrzeć m u w oc zy, żeby to wi edzi eć .

- No, c zas na was , m oi drodzy. Rozpakuj s i ę s pokoj ni e. My j es teś m y c ał y dzi eń w dom u, późno kł adzi em y s i ę s pać , a Ros y j es t w naj l eps zej form i e zwykl e w porze kol ac j i … A l e zapras zam y, ki edy tyl ko będzi ec i e m i el i oc hotę. W l odówc e zaws ze znaj dzi e s i ę m rożona herbata. P oza tym Ros y to ś wi etna kuc harka. -

Mrugnął do J es s i ki , która nadal był a troc hę bl ada. - A gdyby P age zgł odni ał , to też m oże wpaś ć c oś przekąs i ć .

- P age j es t zaws ze gł odny - odparł a J es s i c a.

- W padni em y, P hi l , na pewno - s kł am ał em .

Lunc h był s m ac zny, al e ni es pi es zno m i był o pros i ć o dokł adkę. W c i ąż ni e m ogł em s i ę oprzeć wrażeni u, że Dei ghton c hc i ał , żebym rzuc i ł oki em na j ego żonę. P s uł o m i to hum or.

Zes zl i ś m y z werandy i s tanęl i ś m y przy s am oc hodzi e.

- Mi ł o był o was poznać , doktorze Cayl e - powi edzi ał Dei ghton.

Na wi dok bł ys ku w j ego oc zac h pom yś l ał em , że dobrze wi e, c o c hodzi m i po gł owi e.

Uś m i ec hnął em s i ę.

- Nam c i ebi e równi eż, P hi l l i pi e.

W gram ol i l i ś m y s i ę do m i ni vana i rus zyl i ś m y w drogę. P atrzył em , j ak Dei ghton wrac a do dom u: porus zał s i ę c i ężko, powol i , j ak s c horowany os i em dzi es i ęc i ol atek.

background image

6.

Gdy byl i ś m y u Dei ghtonów, przyj ec hał a c i ężarówka z nas zym i rzec zam i .

W i ęks zoś ć dni a zaj ęł o nam zai ns tal owani e s i ę w nowym dom u. W c ześ ni ej tyl ko raz wi dzi el i ś m y nas ze l okum , wi ęc ni e byl i ś m y j es zc ze zdec ydowani , gdzi e c o pos tawi ć , al e w końc u m ebl e s tanęł y na s woi m m i ej s c u. J a i Chri s ti ne zaj ęl i ś m y naj wi ęks zą s ypi al ni ę na górze, J es s i c a zam i es zkał a w s ąs i edni ej , nawet
J i m m y P age dos tał s wój pokój , obok ł azi enki .

Uporal i ś m y s i ę ze ws zys tki m okoł o pół do j edenas tej w noc y. J es s i c a dos zł a przez ten c zas do s i ebi e i s pokoj ni e us nęł a. P age zwi nął s i ę obok ni ej na 27

m aterac u i c i c ho poc hrapywał . Otac zał y i c h pudł a z ubrani am i m ał ej , ni ezl i c zo-nym i zabawkam i , l al kam i , ks i ążkam i i i nnym i s karbam i , bez któryc h dzi ec ko ni e m oże s i ę obej ś ć , a które po roku c zy dwóc h s taną s i ę zbędne.

P rzez c ał y dzi eń Chri s ti ne zarządzał a otwi erani em kartonów, przes uwani em s toł ów i krzes eł i rozs tawi ani em bi bel otów, j a zaś narzekał em na erupc j ę j ej zapał u dekorators ki ego. T ł um ac zył em (z każdej godzi ny dobry kwadrans zabi erał y nam s przec zki ), że powi nni ś m y s i ę l epi ej zorgani zować i naj pi erw rozs tawi ć m ebl e,
zani m zac zni em y wi es zać ki nki ety i uc hwyty pod doni c zki . Oc zywi ś c i e przegrał em tę bi twę i Chri s ti ne robi ł a s woj e, a j a s woj e. Od c zas u do c zas u wc hodzi l i ś m y s obi e w drogę, zwł as zc za przy kwes ti ac h ni ewyj aś ni onyc h - taki c h j ak to, gdzi e pos tawi ć l odówkę turys tyc zną peł ną zabawek P age’ a.

K i edy w końc u pokonał o nas zm ęc zeni e, przekonał em j ą, że ki el i s zek wi na na dobranoc dobrze nam zrobi . Otworzyl i ś m y przywi ezi oną z Nowego J orku butel kę m erl ota, przepros i l i ś m y s i ę z krakers am i z s erem , które j edl i ś m y j uż na kol ac j ę, i s tuknęl i ś m y s i ę ki el i s zkam i , s i edząc po przec i wnyc h s tronac h kuc hen-nego
s toł u.

- Za nas z nowy dom - powi edzi ał em , kos ztuj ąc wi na.

- Za nas z nowy dom .

Uś m i ec hnęł a s i ę. B ył a wykońc zona; m i ał a podkrążone i zac zerwi eni one oc zy, kos m yki wł os ów wym ykał y s i ę j ej z koka.

- P owi nnaś i ś ć s pać .

- A ż tak źl e wygl ądam ?

- Ni e powi edzi ał em , że źl e wygl ądas z…

- T y też ni e prezentuj es z s i ę naj l epi ej . - Uś m i ec hnęł a s i ę zł oś l i wi e. - P os ł uc haj wł as nej rady, doktorku.

- B oj ę s i ę, że ni e zas nę. Za dużo s i ę wydarzył o.

Zac zęł a s i ę ś m i ać . W i no poc i ekł o j ej na brodę. Otarł a j e c hus tec zką.

- No c o? Co c i ę tak ubawi ł o?

- P rzypom ni ał am s obi e, j ak s tał eś przed dom em w s am yc h m aj tkac h i pró-

bował eś być uprzej m y dl a nas zego s ąs i ada.

Znowu pars knęł a ś m i ec hem .

J a też s i ę roześ m i ał em . A l eż to m us i ał być wi dok: pół nagi fac et zal atuj ąc y rzygowi nam i w rozm owi e z P hi l l i pem Dei ghtonem .

- Ni e m a goś ć wyc zuc i a c zas u, c o?

- Za gros z.

- P om yś l : j a j es tem goł y, J es s rzyga, j ak dal eko wi dzi , a on j es zc ze nas do s i ebi e zapras za.

28

- W i es z; c o? W pi erws zej c hwi l i pom yś l ał am , że c hc e, żebyś obej rzał j ego żonę.

P rzyznał em , że i j a m i ał em podobne wrażeni e, i c hoc i aż ni e bardzo c hc i ał em do tego wrac ać , opowi edzi ał em Chri s ti ne o m oi m s potkani u z Ros y (pom i j aj ąc to, c o do m ni e powi edzi ał a) i podzi el i ł em s i ę m oi m i podej rzeni am i , że P hi l l i p c el owo wprowadzi ł m ni e w bł ąd.

- Myś l ę, że gdyby o to m u c hodzi ł o, powi edzi ał by wpros t. Ni e wygl ąda m i na fac eta, który bawi s i ę w taki e podc hody. T o na pewno był przypadek. Może źl e go us ł ys zał eś .

- Ni e, j es tem pewi en, kazał m i s kręc i ć na górze w l ewo.

- Może ta druga ł azi enka był a brudna al bo c oś s i ę w ni ej pops uł o. Mógł

m i eć różne powody, żeby c i ę do ni ej ni e ki erować .

W zrus zył em ram i onam i . Może rzec zywi ś c i e przes adzał em z anal i zowani em tej s ytuac j i ; m oże faktyc zni e był em uprzedzony, j ak wc ześ ni ej s twi erdzi ł a Chri s ti ne.

A l e wtedy przypom ni ał em s obi e j es zc ze c oś .

- P am i ętas z, j ak powi edzi ał , że j ego żona m a raka?

- T ak, s ł ys zał am to. S tras zne…

- W i dzi ał em Ros y Dei ghton, ona ni e m a raka. Ows zem , na poc zątku tak pom yś l ał em , al e ki edy przyj rzał em j ej s i ę bl i żej … P okąs ał o j ą j aki eś dzi ki e zwi erzę, bez dwóc h zdań. P ewni e pi es , a gdybym m i ał s i ę wypowi adać j ako l ekarz, to ps ów był o wi ęc ej ni ż j eden.

- J es teś pewi en?

- Cał kowi c i e.

- T roc hę to przerażaj ąc e, j ak c zł owi ek pom yś l i , c o s i ę przytrafi ł o Farri s owi .

- Otóż to.

Chri s ti ne j ednym haus tem dopi ł a wi no. Mi l c zeni e s i ę przedł użał o, tem at zos tał wyc zerpany.

- W ys tarc zy m i j ak na j eden dzi eń. Idę do ł óżka. T y też s i ę kł adzi es z?

- Rac zej ni e… Rozej rzę s i ę w gabi nec i e. J es zc ze tam ni e zagl ądał em .

- Mi c hael , gabi net ni e uc i ekni e…

- J es tem bardzo podeks c ytowany. P oza tym c i ekawi m ni e, j aki s przęt zos tawi ł a m i pani Farri s . T o potrwa tyl ko c hwi l ę.

- P owi edzi ał a, że zos tawi a ws zys tko.

- W i em o tym … Chc i ał bym po pros tu zobac zyć , c o to „ws zys tko” oznac za.

29

- Ni e s i edź za dł ugo. T o pi erws za noc w nowym dom u, będę pods kaki wać na każdy hał as i s krzypni ęc i e des ek.

- Ni e m artw s i ę, m i gi em zaś ni es z.

P oc ał ował em j ą na dobranoc .

background image

7.

P oc zuł em s i ę j ak kot, który pi erws zy raz zakradł s i ę do s pi żarni . W ytrzes z-c zaj ąc oc zy w c i em noś c i , m ac ał em po ś c i ani e w pos zuki wani u wył ąc zni ka ś wi atł a w korytarzu, aż w końc u znal azł em go po prawej s troni e. Obl epi ona kurzem goł a żarówka rzuc ał a bl adą poś wi atę na wybl akł e zi el one ś c i any. K orytarz - dł u-gi na
pół tora m etra i j ak ogrom na tętni c a ł ąc ząc y dom z gabi netem l ekars ki m -

był pus ty j ak wi ęzi enna c el a. T ynk na ś c i anac h popękał , a przej ś c i a s trzegł y s tal owe drzwi z podwój nym zam kni ęc i em : zas uwką i ł ańc uc hem . W ydał o m i s i ę dzi wne, że Farri s pos tanowi ł zai ns tal ować w tym m i ej s c u taki e s ol i dne drzwi : c i ężki e i trudne do s fors owani a przez zł odzi ej a. Zanotował em s obi e w pam i ęc i ,
żeby wym i eni ć j e na i nne, drewni ane, taki e j ak drzwi do pokoj ów i s c howków w c ał ym dom u.

W s zedł em do poc zekal ni . To tutaj pac j enc i m i el i zapi s ywać s i ę na wi zyty i s i edząc j ak na s zpi l kac h, c zekać , aż i c h przyj m ę. Dwi e m ał e kanapy z krac i as ty-m i obi c i am i tul i ł y s i ę do ś c i an. K ol ej ne drzwi prowadzi ł y na zewnątrz: to był o wej ś c i e dl a pac j entów. Naprzec i wko znaj dował o s i ę przepi erzeni e, za którym przy
ś c i ani e s tał o m ał e bi urko. T utaj m i ał a prac ować m oj a żona: wi tać goś c i m i ł ym uś m i ec hem i wpi s ywać i c h dane do kom putera, który m i ał em nadzi ej ę zai ns tal ować w naj bl i żs zyc h dni ac h.

Z prawej s trony za przepi erzeni em znaj dował y s i ę drzwi do gabi netu. Ś c i any m i ał y ten s am dzi wny odc i eń zi el eni , który znał em j uż z korytarza. P om yś l ał em , że dobrze będzi e poł ożyć ś wi eżą wars twę ś ni eżnobi ał ej farby, żeby troc hę zm i eni ć ten przyprawi aj ąc y o m dł oś c i wys trój . Gabi net m i erzył trzy na trzy i pół

m etra. Ś c i anę zdobi ł y tabl i c a okul i s tyc zna z l i teram i i trój wym i arowy s zki c l udzki ego ukł adu nerwowego. Na wpros t wej ś c i a s tał l ekars ki s tół z ni erdzewnej s tal i , pod którym wal ał a s i ę napoc zęta rol ka ręc zni ka papi erowego. Taki e ręc zni ki zaws ze przywodzą m i na m yś l s przedawane w del i kates ac h wł os ki e kanapki z
s erem i wędl i ną.

30

Zam knął em oc zy i próbował em s obi e wyobrazi ć s wój pi erws zy dzi eń prac y.

P ac j enc i będą tu zupeł ni e i rm i od tyc h, którzy odwi edzal i kl i ni kę doktora S c ul l y’ ego na Manhattani e. Tam był em l ekarzem rodzi nnym l udzi bi ednyc h, ze ś wi eżutki m i zi el onym i kartam i , obj ętyc h rządowym program em opi eki zdro-wotnej . P rzyj m ował em nas tol etni e m atki i c horyc h z obj awam i grypy, które al bo wyni kał y z
ods tawi eni a ś rodków przec i wból owyc h, al bo s ygnal i zował y pi erws ze s tadi um żół tac zki . T o był o c oś . W A s hborough c zekał a m ni e rutyna c oroc znyc h wi zyt kontrol nyc h, od c zas u do c zas u j akaś grypa, katar al bo zł am ani e u dzi ec i aka w wi eku s zkol nym . Za pół roku będę znał wi ęks zoś ć m i es zkań-

c ów, któryc h - wedł ug os tatni ego s pi s u - był o okoł o tys i ąc a dwus tu. W i ęks zoś ć , ni e ws zys tki c h, poni eważ zaws ze trafi a s i ę j aki ś ods etek l udzi , którzy z j ednego z dwóc h powodów ni e c hc ą i ś ć do l ekarza: al bo c zuj ą s i ę odporni na c horoby, al bo tak s i ę boj ą, że wol ą ni e znać prawdy. Ci s am i pac j enc i przyc hodzą
późni ej na kol anac h i pros zą o c ud - zaws ze o dzi eń za późno i zaws ze bez gros za przy dus zy. P rzykro m i , Charl i e. Ni e j es tem B ogi em .

Dwa kroki od wej ś c i a do gabi netu był y j es zc ze j edne drzwi , o dzi wo równi eż s tal owe. P rowadzi ł y do m oj ego przys zł ego azyl u: bi bl i oteki . Chyba wys tarc zaj ą-

c o j as no dał em j uż wyraz wątpl i woś c i om , j aki e targał y m ną przy podej m owani u dec yzj i o przeprowadzc e na wi eś , al e ten pokój … P owi em tak: ten pokój pozwal ał m i zapom ni eć o wi ęks zoś c i zas trzeżeń.

Ś c i ana naprzec i w wej ś c i a j es t c ał a przes zkl ona, podzi el ona na okna s i ęgaj ąc e od podł ogi do s ufi tu - wys oki ego i ł ukowato wys kl epi onego, zac zynaj ąc ego s i ę na wys okoś c i trzec h i pół m etra i doc hodząc ego do pi ęc i u i pół . Czuł em s i ę j ak w koś c i el e; żebrowane s kl epi eni e i ł uk nad drzwi am i c el owo wzm ac ni ał y to
wra-

żeni e, s kł ani ał y do m yś l eni a o ni ebi e i napawał y m ni e l ęki em wobec dys kretnej obec noś c i bós twa. T roc hę to był o przerażaj ąc e, al e zapi erał o dec h w pi ers i .

P i ękny pokój z wi doki em - i ni e tyl ko.

T ak, to był m ój azyl . T u c zuł em s i ę bezpi ec zni e.

E m i l y Farri s naj wyraźni ej uznał a za s tos owne zos tawi ć m i c ał e m ężows ki e zapas y, które wypeł ni ał y dwi e ol brzym i e dębowe s zafy po prawej s troni e. Znal azł em tam ws zys tko, c zego m ógł bym potrzebować podc zas l ec zeni a, ł atani a i s tawi ani a na nogi m oi c h pac j entów, a także zarządzani a gabi netem i wypeł ni ani a
ws zel ki c h i nnyc h l ekars ki c h obowi ązków; zapas y narzędzi i m edykam entów był y duże. Gdyby był a taka potrzeba, j uż nas tępnego dni a m ogł em rozpoc ząć prac ę. W dowa tak bardzo c hc i ał a zapom ni eć o m ężu i j ego l ekars ki ej profes j i , że 31

gabi net zos tawi ł a ni etkni ęty. I ni e m ówi ę tu tyl ko o peł nej kartotec e i prom o-c yj nyc h opakowani ac h l ekars tw, al e także o wypos ażeni u, w którego s kł ad (opróc z s zaf, o któryc h j uż ws pom ni ał em ) wc hodzi ł y s toj ąc e przy okni e duże bi urko z wi ś ni owego drewna oraz robi one na zam ówi eni e regał y, wypeł ni one m nós twem
poradni ków i enc ykl opedi i l ekars ki c h. P rzy drzwi ac h znal azł o s i ę m i ej s c e na wi es zak, a na ś c i ani e, w której był y drzwi , wi s i ał y obrazy. Ni e zapo-m i naj m y także o kom i nku, obudowanym zł oc i s tym i c egł am i aż po s ufi t. Odzi edzi c zył em nawet m os i ężne przybory kom i nkowe. W s pani al e.

P owi odł em wzroki em po grzbi etac h ks i ążek i us i adł em w obi tym s kórą fotel u przy bi urku. P róbował em wyc i ągnąć s zufl ady, al e był y pozam ykane; pom y-

ś l ał em , że trzeba pos zukać kl uc za. Z prawej s trony, przy kom i nku, s tał barek.

Ni e był zam kni ęty: w ś rodku znal azł em trzy s zkl anec zki i s pory wybór al kohol i .

W ybrał em brandy, wróc i ł em do bi urka i nal ał em s obi e dri nka. S ąc ząc trunek, patrzył em za okno i c hł onął em atm os ferę wi ej s ki ej rezydenc j i . P rzypom ni ał o m i s i ę, j ak m arzył em o l i c zeni u ś wi etl i ków w l etni e noc e na tl e m roc znego l as u na tył ac h dom u.

Uś m i ec hnął em s i ę. A l kohol owe c i epł o roztapi ał o naras taj ąc e przez c ał y dzi eń napi ęc i e. Może j ednak ni e będę tęs kni ł za wi el ki m m i as tem …

Upł ynęł o dzi es i ęć m i nut. Dopi j aj ąc brandy, pom yś l ał em , że to dobry m om ent, żeby pój ś ć s pać . Ods tawi ł em s zkl ankę na bi urko i s poj rzał em w m rok. W

gł ębi l as u m i gnęł o zł oc i s te ś wi ateł ko. P ods zedł em do okna i przys unął em twarz do s zyby, zas ł ani aj ąc rękom a odbl as ki . Ś wi atł o zgas ł o. Czyżby pi erws zy ś wi etl i k przyl ec i ał m ni e odwi edzi ć ?

Odwróc i ws zy s i ę od okna, zobac zył em s toj ąc ą w kąc i e m ał ą l odówkę. W c ze-

ś ni ej j ej ni e zauważył em , był a wc i ś ni ęta w kąt m i ędzy regał em a j edną z s zaf.

P ods zedł em do ni ej i poc i ągnął em drzwi c zki , al e s i ę ni e otworzył y. Na bi urku znal azł em j uż wc ześ ni ej kl uc zyki , które - j ak zakł adał em - pas ował y do barku.

T eraz wł ożył em pi erws zy z ni c h do zam ka w l odówc e. Ci c ho s zc zęknął .

W ś rodku znaj dował y s i ę próbki krwi , opi s ane nazwi s kam i . W tym , że Farri s kol ekc j onował krew pac j entów, ni e był o j es zc ze ni c ni ezwykł ego, m ógł przec i eż wys ył ać próbki do l aboratori ów - al e kol ekc j a był a pokaźna. A poza tym dos trzegł em w ni ej c oś naprawdę ni ezwykł ego.

Farri s grom adzi ł próbki zakażonej krwi . Opi s y na etyki etkac h brzm i ał y:

„Hantawi rus , HIV +, Mal ari a, Dżum a”. Ni e m i ał em poj ęc i a, s kąd j e wzi ął i do c zego m ożna by i c h użyć . Czy to m ożl i we, żeby pac j enc i zgł as zal i s i ę do ni ego z 32

taki m i c horobam i ? HIV - to zrozum i ał e. Hantawi rus - ni ewykl uc zone. A l e m al a-ri a? Dżum a?

Zam knął em l odówkę na kl uc z i zanotował em w pam i ęc i , żeby przy j aki ej ś okazj i pos zukać odpowi edzi w pozos tawi onej przez Farri s a kartotec e.

W dom u panował a c i s za. Zaj rzał em do J es s i ki ; wygl ądał o na to, że ani ona, ani P age ni e porus zyl i s i ę nawet, odkąd wi dzi ał em i c h dwi e godzi ny wc ześ ni ej .

P oc zuł em gł ęboką m i ł oś ć do m oj ej c órec zki , tak ws zec hogarni aj ąc ą, że aż przerażaj ąc ą. Może s prawi ł o to nowe otoc zeni e, w którym wi dzi ał em j apo raz pi erws zy, ś pi ąc ą s pokoj ni e, j akby uł ożył a s i ę w pi erws zym wygodnym m i ej s c u, j aki e znal azł a po c ał odzi ennej tuł ac zc e.

P rzes zedł em do s ypi al ni , rozebrał em s i ę i wś l i znął em na s woj ą poł owę ł óżka

- goł ej m etal owej ram y z dwom a s prężynowym i m aterac am i i narzuc oną na ni e m atą. E l em enty drewni anego s tel aża ł óżka s tał y przy ś c i ani e j ak wi dm owe drzewa. Leżał em tak dzi es i ęć m i nut, c zuj ąc , j ak s pł ywa ze m ni e napi ęc i e i s ł uc haj ąc , j ak Chri s ti ne oddyc ha pł ytko i c zas em zgrzyta zębam i . S en wydawał m i s i ę
równi e odl egł y j ak m oj e życ i e na Manhattani e. Dźwi gnął em s i ę, oparł em na ł okc i ac h i wyj rzał em przez okno. B ył a peł ni a. W ś wi etl e ks i ężyc a wi dzi ał em fontannę, s zopę na s kraj u l as u i s am l as , który nadal c i ągnął s i ę w ni es końc zonoś ć , m i m o że ogl ądał em go z pewnej wys okoś c i , a ni e z pozi om u zi em i .

B ył o zupeł ni e c i c ho. Zbyt c i c ho.

W gąs zc zu znów bł ys nęł o zł ote ś wi ateł ko i tak j ak za pi erws zym razem s zybko zgas ł o.

P ół godzi ny późni ej , ki edy wc i ąż ni e m ogł em zas nąć , c oś s obi e uś wi adom i -

ł em - ś wi etl i ki poj awi aj ą s i ę dopi ero w l i pc u.

background image

8.

Nas tępne trzy tygodni e - okres przej ś c i owy w nas zym życ i u - okazał y s i ę bardzi ej prac owi te, ni ż m ogl i ś m y oc zeki wać . Gabi net otworzył em j uż tydzi eń po przeprowadzc e. Ni e m i ał em wyboru. Ni e zam i erzał em zac zynać tak s zybko, al e gdy tyl ko podł ąc zyl i ś m y tel efon, dzwoni ł bez przerwy. P o dwudzi es tu c zterec h
godzi nac h m i ał em autom atyc zną s ekretarkę zapc haną wi adom oś c i am i od s taryc h pac j entów doktora Farri s a (c zyl i m oi c h nowyc h pac j entów), którzy uparl i s i ę, żeby um ówi ć s i ę na kontrol ę al bo pos karżyć na j aki eś dol egl i woś c i .

33

P o przej rzeni u i c h kart i ni ezobowi ązuj ąc yc h rozm owac h zdał em s obi e s prawę, że c hc i el i po pros tu pi erws i poznać nowego l ekarza i zam i eni ć z ni m dwa s ł owa.

T ego wym agał a m ał om i as tec zkowa etyki eta. K to c hc e m i eć dużo znaj om yc h, m us i o ni c h dbać . A ki edy j a zabawi ał em s i ę w burm i s trza, Chri s ti ne obj ęł a wł a-dzę w gos podars twi e.

J es s i c a ś wi etni e s i ę bawi ł a, odkrywaj ąc ws zys tki e zakam arki i pom agaj ąc m atc e w prac ac h dom owyc h. Ni gdy wc ześ ni ej ni e przej awi ał a taki ego entuzj azm u. Teraz zaś robi ł a ws zys tko, o c o s i ę j ą popros i ł o, pod warunki em że przy okazj i Chri s ti ne opowi adał a j ej o c zekaj ąc yc h j ą eks c ytuj ąc yc h zabawac h w ze-rówc e i
zapewni ał a, że będzi e naj m ądrzej s zą dzi ewc zynką w grupi e, bo przec i eż urodzi ł a s i ę i wyc hował a w wi el ki m m i eś c i e. Ni e podobał a m i s i ę ta form a prze-kups twa - kom pl em enty w zam i an za prac ę - nawet j eś l i s peł ni ał a s woj ą funk-c j ę. Mi ał em nadzi ej ę, że zani m nas tani e wrzes i eń, J es s i c a zapom ni o m atc zynyc h
poc hwał ac h i zac hwytac h.

J es zc ze ki l ka razy zj adł em l unc h z P hi l l i pem i wkrótc e potem zos tał em ofi c j al ni e przeds tawi ony Ros y Dei ghton. Okazał o s i ę, że ni e pam i ęta nas zego s potkani a w s ypi al ni , c o ni e zm i eni ł o tego, że nadal podej rzewał em j ej m ęża o ki eruj ąc e ni m wówc zas ukryte m otywy. J ej wi dok nadal był trudny do zni es i eni a
(pewnego dni a nawet doł ąc zył a do nas przy l unc hu; daruj ę s obi e s zc zegół y), al e był a m i ł ą os obą i s tarał a s i ę ni e trac i ć pogody duc ha, m i m o że j ej naj l eps ze l ata życ i a m i nęł y.

Zai ntrygowany j ej obrażeni am i (i pewny, że rak ni e m i ał z ni m i ni c ws pól nego), zawzi ęc i e s zukał em j ej karty w gabi nec i e Farri s a, al e ni c zego ni e znal azł em .

Ni e m i ał em okazj i poznać Farri s a os obi ś c i e i ni ewi el e wi edzi ał em na j ego tem at, ki edy zac zynał em go zas tępować w A s hborough. S zybko j ednak s twi erdzi ł em , że był pedantem . K artotekę prowadzi ł perfekc yj ni e, pos egregowaną wedł ug nazwi s k i s tanu c horyc h. Czternaś c i oro m i es zkańc ów A s hborough c i erpi ał o na
raka (tyl u w każdym razi e zwróc i ł o s i ę do ni ego z proś bą o pom oc ); Ros y Dei ghton s i ę do ni c h ni e zal i c zał a. B a, j eś l i wi erzyć kartotec e, w ogól e ni e był a pac j entką Farri s a.

Ni e powi edzi ał em P hi l l i powi , że ni e m a karty j ego żony; uznał em , że o tym akurat ni e m us i wi edzi eć . Os tatni ą rzec zą, o j aki ej m arzył em , był aby koni ec znoś ć znal ezi eni a j ej , ki edy patrzy m i na ręc e. S końc zył o s i ę na tym , że przebada-

ł em Ros y podc zas j ednego z pros zonyc h l unc hów (w tej kwes ti i równi eż ni e m i ał em wyboru) i przepi s ał em j ej - opróc z ś rodków przec i wból owyc h, które j uż wc ześ ni ej przyj m ował a - ś redni o m óc ny l ek us pokaj aj ąc y, który powi ni en 34

zł agodzi ć zwi ązane z kal ec twem dol egl i woś c i ps yc hi c zne. Na tym wł aś ni e pol ega różni c a m i ędzy l ekarzem s tarej daty a tym , który s tos unkowo ni edawno ukoń-

c zył s tudi a: Farri s , c zł owi ek po s i edem dzi es i ątc e, z reguł y ni e przepi s ywał ś rodków us pokaj aj ąc yc h i antydepres antów z obawy przed i c h dzi ał ani em uzal eżni aj ąc ym ; c zęs to ws pom i nał o tym w kartac h pac j entów. P an doktor z m ał ego m i as tec zka ni e m i ał poj ęc i a, że j ak A m eryka dł uga i s zeroka l udzi e poł ykaj ą xanax i
zol oft garś c i am i j ak ti ktaki .

W i edzi ał em , że m ój s pec yfi k rozj aś ni Ros y w gł owi e (j ej ni es podzi ewany wybuc h w s ypi al ni s kl as yfi kował em j ako przypadek l unatyzm u i przepi s ał em j ej am bi en, żeby ni e ws tawał a za dużo z ł óżka), al e był o m i żal , że ni c wi ęc ej ni e m ogę dl a ni ej zrobi ć . B ył a s kazana na kal ec two do końc a życ i a i j eś l i s i ę z ni m ni e
pogodzi , dożyj e s woi c h dni w pokoj u bez kl am ek.

K i edy przy i nnej okazj i Chri s ti ne poznał a Ros y, s tarał a s i ę s ki erować uprzej m ą rozm owę na zi oł owe herbatki , ś wi ec e zapac howe i arom aterapi ę.

Okazał o s i ę, że pani Dei ghton m a c oś ze zwol enni c zki New A ge. Moj a żona c hwyc i ł a s i ę tego i z zapał em rozprawi ał a o l ec zni c zyc h wł aś c i woś c i ac h j aś m i nu, drewna s andał owego i i nnyc h c udownoś c i ac h. Ros y ws pom ni ał a wprawdzi e, że uwi el bi a dzi ec i , al e Chri s ti ne uznał a, że l epi ej będzi e ni e przeds tawi ać j ej
J es s i c e, a j a przyznał em j ej rac j ę. Dl a pi ęc i ol etni ego dzi ec ka Ros y był aby po pros tu m ons trum . Dl a wi el u doros ł yc h równi eż.

W trzec i m tygodni u po przeprowadzc e zrobi ł em s obi e j edno wol ne popoł udni e, żeby obej rzeć przys zł ą s zkoł ę J es s i ki i zapi s ać m ał ą do zerówki . Na wi dok rozbrykanyc h s tars zyc h dzi ec i - na pi erws zy rzut oka trzec i okl as i s tów - zerknęł a na m ni e ni epewni e, j akby c hc i ał a zapytać , c zy będzi e m i ał a c oś do powi edzeni a w
kwes ti i c hodzeni a do s zkoł y. Nagl e okazał o s i ę, że wbrew tem u, c o obi ec ywał a j ej Chri s ti ne, zerówka wc al e ni e będzi e pas m em zabaw i rozrywek.

S potkal i ś m y s i ę z dyrektorem - krągł ym , ł ys ym j egom oś c i em nazwi s ki em Goodwi n Cl arke, który w pi erws zyc h s ł owac h pos karżył s i ę na artretyzm i krwo-toki wywoł ywane przez ś rodki przec i wzapal ne. Chri s ti ne z naj wyżs zym trudem pows trzym ał a s i ę od pars kni ęc i a ś m i ec hem , j a zaś zakońc zył em tem at, um awi a-j ąc
Goodwi na na s obotę.

W dom u J i m m y P age zerknął znac ząc o na wi s ząc ą w kąc i e s m yc z. P odbi egł

do wyj ś c i a, s poj rzał na m ni e, na drzwi , znowu na m ni e… P oj ął em al uzj ę i wyprowadzi ł em go na s pac er, zani m zac zął s kom l eć . Od poc zątku upodobał s obi e ptas i ą fontannę i zi el s ko otac zaj ąc e j ej pos tum ent us c hł o.

35

P rac a l ekarza rodzi nnego na prowi nc j i był a s pokoj na, zupeł ni e i nna ni ż w Nowym J orku, gdzi e c zł owi ek s kakał z gabi netu do gabi netu j ak pi ł ka. S pac ero-wał em po nas zej dzi ał c e, ogl ądał em trawę, gąs zc z c hwas tów, ni ekońc ząc e s i ę m orze drzew. B ez wzgl ędu na to, i l e m i ał em c zas u dl a s i ebi e m i ędzy wi zytam i
pac j entów - c zas em ki l ka m i nut, ki edy i ndzi ej c ał e pół godzi ny - zaws ze był a to dl a m ni e prawdzi wa wyprawa i za każdym razem odkrywał em przy dom u c oś nowego, j aki eś drobi azgi : poc howane w trawi e zawory do s prys ki wac zy al bo rządek krzewów bi ał yc h róż, pos adzony wś ród drzew, trzy m etry w gł ąb l as u. W

któreś ni edzi el ne popoł udni e (j uż ni edł ugo, obi ec ywał em s obi e w duc hu) zam i erzał em poś wi ęc i ć ki l ka godzi n na wyprawę do l as u. Ni e pytaj c i e, c o s podzi ewał em s i ę tam znal eźć , al e po tym , j ak wi ęks zoś ć życ i a s pędzi ł em na beto-nowyc h c hodni kac h, wi zj a zbadani a l eś nego gąs zc zu wydawał a m i s i ę ogrom ni e
kus ząc a.

Res ztę dni a s pędzi l i ś m y w typowy dl a Cayl e’ ów s pos ób: J es s i c a bi egał a z P a-ge’ em po okol i c y, Chri s ti ne porządkował a nas ze rzec zy i przygotowywał a kol ac j ę, a j a m al ował em przedpokój i gabi net na bi ał o, tak j ak uznał em , że będzi e naj l epi ej . W którym ś m om enc i e J es s i c a wparował a do gabi netu, aby z dum ą
pokazać m i ś wi eżo otarte kol ano. P os m arował em s kal ec zeni e bac i trac yną, zal e-pi ł em pl as trem i m ał a ni ezdara wróc i ł a do zabawy.

P o kol ac j i us i edl i ś m y w s al oni e - pi erws zy raz na s pokoj ni e, c ał ą rodzi ną. W

dodatku przy wył ąc zonym tel ewi zorze, c o też ni e zdarzał o s i ę c zęs to. J es s i c a l eżał a na brzuc hu na s pi ral ni e tkanym dywani ku i c zytał a ks i ążec zkę Doktora S eus s a. J a końc zył em przegl ądać kartotekę Farri s a i poznawać os tatni e hi s tori e c horoby m i es zkańc ów A s hborough. W pewnym m om enc i e Chri s ti ne s poj rzał a na
m ni e znac ząc o. S i edzi ał a na s ofi e przy okni e z wi doki em na frontowe po-dwórko. Oc zy j ej s i ę zas zkl i ł y. Natyc hm i as t s puś c i ł a wzrok, j akby ws tydzi ł a s i ę tyc h ł ez, al e j a j uż wi edzi ał em , c o j es t grane.

J ezu Chrys te, pom yś l ał em . Chc e m i eć drugi e dzi ec ko, j ak ni c . I to s zybko.

Moj e wytł um ac zeni e, że m am y za m ał o m i ej s c a, s trac i ł o s ens . P ańs two Cayl e’ -

owi e ni e m us zą s i ę j uż gni eździ ć w c i as nym m i es zkani u. W taki m dom u m ożna by s pokoj ni e wyc hować trój kę, c zwórkę dzi ec i . Na j edno będę m us i ał s i ę zgodzi ć .

- Mi c hael … - odezwał a s i ę w końc u. - Chc i ał abym z tobą porozm awi ać .

P ods zedł em do ni ej i poc ał ował em j ą, wi edząc , że tym razem będę m us i ał

ul ec . P owi e, że c hc e m i eć drugi e dzi ec ko. A zac zni e od tego, że m a trzydzi eś c i c ztery l ata i s i ę s tarzej e.

36

J a też s i ę s tarzał em . I też c hc i ał em m i eć drugi e dzi ec ko. No, w pewnym s ens i e.

- P oc zekaj m y, aż J es s pój dzi e s pać . W tedy pogadam y.

Uś m i ec hnęł a s i ę i poki wał a gł ową. Dobrze wi edzi ał a, że wygra tę potyc zkę.

Godzi nę późni ej J es s i c a - zupeł ni e ni eś wi adom a m atc zynyc h pragni eń -

s m ac zni e s pał a na podł odze. Chri s ti ne s poj rzał a na m ni e s ponad „B etter Hom es and Gardens ”.

- Mi c hael … - Znów m i ał a ten s zkl i s ty wzrok. - J es tem c oraz s tars za. A s am wi es z, że J es s i c a powi nna m i eć rodzeńs two.

Zaws ze, al e to zaws ze zac zynał a w ten s pos ób. W ten s pos ób próbował a ni e wyj ś ć na egoi s tkę. Coś s i ę j ednak zm i eni ł o: odkąd zam i es zkal i ś m y przy Harl an Road, zac zynał em przyznawać j ej rac j ę. W obec braku dzi ec i w okol i c y - ba, wobec braku j aki c hkol wi ek l udzi ! - brac i s zek al bo s i os trzyc zka rzec zywi ś c i e przy-
dal i by s i ę J es s i c e.

- P oł óżm y j ą - zaproponował em . - W tedy porozm awi am y.

J ak zwykl e s tarał em s i ę odwl ec ten m om ent.

W zi ął em J es s i c ę na ręc e i rus zył em do j ej s ypi al ni . K s i ężyc m al ował s c hody s nopam i s rebrnej poś wi aty. K i edy znal azł em s i ę na górze, przypom ni ał a m i s i ę Ros y, a wł aś c i wi e ni e Ros y, którą późni ej poznał em , tyl ko kobi eta, którą pi erws zego dni a s potkał em na pi ętrze u Dei ghtonów. P rzypom ni ał em s obi e j ej
ni ezrozum i ał e s ł owa o j aki c hś „onyc h”, którzy przyj dą po m ni e, tak j ak po ws zys tki c h w tym przekl ętym m i eś c i e. Ni kom u o tej groźbi e ni e ws pom ni ał em , ba, s am us i l ni e s tarał em s i ę o ni ej zapom ni eć , al e ni e dawał a m i s pokoj u - tak j ak ws pom ni eni e Ros y, j ej zdeform owanej twarzy i żół tyc h paznokc i wys tukuj ąc yc h
rytm na s zybi e, ki edy przes trzegał a m ni e przed bl i żej ni es prec yzowanym zagro-

żeni em .

T o ws pom ni eni e m ni e przerażał o.

S tał em na podeś c i e s c hodów przez m i nutę, m oże nawet dł użej , trzym aj ąc na rękac h J es s i c ę, tul ąc j ą m oc no, tak j akby w m roc znyc h zakam arkac h nas zego dom u grozi ł o j ej nam ac al ne ni ebezpi ec zeńs two. P orus zył a s i ę l ekko, a j a poc zu-

ł em , j ak m dl ąc a fal a s trac hu wypal a m i dzi urę w żoł ądku. Zam ęt, j aki m i ał em w gł owi e, potęgował m oj e l ęki .

T u wydarzył o s i ę c oś zł ego, pods zeptywał a m i podś wi adom oś ć . Dręc ząc y m ni e s trac h s tawał s i ę ni e do zni es i eni a. Oddyc hał em c i ężko i s zybko, s erc e wal i ł o m i j ak s zal one. Nogi m i ał em j ak z waty. Czuł em m rowi eni e w dł oni ac h i s topac h, j akby c ał a krew odpł ynęł a z ni c h do m ózgu, przyprawi aj ąc m ni e o zawroty
gł owy. Ci ał o l udzki e potrafi bardzo gwał towni e reagować na dom ni em ane 37

zagrożeni e; obj awy s ą równi e rzec zywi s te, j ak gdyby z c i em noś c i wył oni ł s i ę prawdzi wy napas tni k, m i erząc do nas z pi s tol etu. T u j ednak ni e był o żadnego i ntruza, żadnego ni ebezpi ec zeńs twa.

W taki m razi e c zego s i ę tak c hol erni e boj ę? Czy to podś wi adom oś ć próbuj e m i c oś powi edzi eć ? A m oże powi ni enem zac ząć brać l eki tak j ak m oi pac j enc i , którzy wyc hodzą ode m ni e, ś c i s kaj ąc w s poc onyc h dł oni ac h rec eptę na xanax?

background image

Coś huknęł o w pokoj u J es s i ki .

A ż pods koc zył em (tł um ac ząc s obi e, że przes adzam z tym i l ękam i ). Dl a us po-koj eni a próbował em oddyc hać wol no i gł ęboko, wc i ągać powi etrze przez nos i wypus zc zać przez us ta. Dos tał em gęs i ej s kórki - i znów m us i ał em s obi e powtarzać , że ni e m am s i ę c zego bać . Taki e odgł os y ni e s ą ni c zym nadzwyc zaj nym w
dom u, po którym bus zuj e c oc ker-s pani el . Żadnyc h „a j eś l i to… ”; żadnyc h pytań do roztrzęs i onego um ys ł u, który ni gdy ni e udzi el a s ens ownyc h odpowi edzi .

Zani os ł em J es s i c ę do j ej pokoj u i del i katni e poł ożył em na ł óżku. Chł odny wi atr zawi ewał przez druc i aną s i atkę w okni e, porus zaj ąc koronkową fi ranką.

W ydęty m ateri ał wygl ądał j ak duc h uwi ęzi ony w oki ennej ram i e, który próbo-wał zakraś ć s i ę do dom u. Na podł odze obok kom ody l eżał a j edna z wi el u pl as ti kowyc h l al ek J es s i ki ; wygl ądał o na to, że zrzuc i ł j ą ni e ws zędobyl s ki P age, l ec z po pros tu podm uc h wi atru. Gł ówka l al ki oderwał a s i ę od korpus u i poturl ał a w gł ąb
pokoj u. S zkl i s te oc zy wpatrywał y s i ę we m ni e bez zm rużeni a powi ek, j akby s i ę dopom i nał y: Mi c hael , daj żoni e drugi e dzi ec ko. P otrzebuj ę nowego towarzy-s za zabaw.

P odni os ł em j ą i s próbował em przym oc ować j ej gł owę, al e ni c z tego ni e wy-s zł o. T yl ko pl as ti kowe powi eki porus zał y s i ę, gdy ni ą potrząs ał em . P ozos tał e l al ki s i edzi ał y w s zeregu na kom odzi e. W j ednym m i ej s c u był a l uka, przywodzą-

c a na m yś l dzi urę po wyrwanym zębi e. Ods tawi ł em l al kę na m i ej s c e, obok m i s i a, którem u wypadł o j edno oko i trzym ał o s i ę na wywl ec zonej ni tc e. P oł ożył em m u gł owę l al ki na kol anac h. Ods ł oni ł em okno i wyj rzał em na dwór. Noc ą l as był

c i em ny j ak oc ean. Ogrom ny. Groźny. P rawdzi wy potwór. Czuł em s i ę tak, j akbym s tał na krawędzi ws zec hś wi ata al bo podążał za gi gantyc zną fal ą przypł ywu.

T o tyl ko twoj a buj na wyobraźni a, Mi c hael . Daj s pokój , m yś l ał em .

Zam knął em okno, z wys i ł ki em przeł knął em ś l i nę i otul i ł em J es s i c ę koc em .

Del i katni e przes unął em pal c em po j ej c zol e, odgarnął em bl ond l oc zek i poc ał o-wał em j ą na dobranoc . Zatrzym ał em s i ę j es zc ze przy drzwi ac h: ni e m ogł em ni e s poj rzeć j es zc ze raz na m oj ą ś pi ąc ą król ewnę.

38

Zs zedł em na parter porozm awi ać z Chri s ti ne o powi ęks zeni u rodzi ny pań-

s twa Cayl e’ ów o drugi e dzi ec ko.

background image

9.

W c zwartą ni edzi el ę po przeprowadzc e pos tanowi ł em wres zc i e wł ożyć s ol i dne buty i przej ś ć s i ę po l es i e. Chri s ti ne zabrał a J es s i c ę do m i as ta na l unc h, do fryzj era i m oże na j aki eś m ał e zakupy (w A s hborough był s kl ep z zabawkam i , o którym J es s i c e m us i ał a podpowi edzi eć i ntui c j a), a j a s i edzi ał em na s kł adanym
l eżaku przed dom em , s ąc ząc m rożoną herbatę (przyrządzoną wedł ug przepi s u Ros y) i napawaj ąc s i ę c zerwc owym s ł ońc em . K i edy dopi ł em napój , poj awi ł s i ę P hi l l i p Dei ghton. P age, który drzem ał w c i eni u l eżaka, s zc zeknął parę razy, obl i -zał s i ę i wróc i ł do s nów o s m akowi tyc h koś c i ac h i krwi s tyc h s tekac h.

- Cześ ć , P hi l l i p. S i adaj . Leżak m oże ni e j es t bardzo nowy, al e c zyś c i utki .

Znal azł em go w garażu.

- W ygl ądas z, j akbyś s i ę gdzi eś wybi erał - odparł .

Mi ał na s obi e s zorty z l i c znym i ki es zeni am i , wys oki e buty i kos zul ę z krótki m rękawem . S pod rozpi ętej kos zul i j ak zwykl e wys tawał gąs zc z wł os ów.

- Chc i ał em s i ę troc hę rozej rzeć po l es i e.

P hi l l i p poki wał gł ową.

- No tak. Ni e zgubi s z s i ę? T ak pytam , bo wi es z, tu m ożna ł atwo zabł ądzi ć .

Uś m i ec hnął s i ę od uc ha do uc ha. Równi e dobrze m ógł po pros tu s pytać wpros t, c zy m oże s i ę przył ąc zyć .

- Ni e wi em , j es zc ze s i ę tam ni e zapus zc zał em . W każdym razi e ni e gł ębi ej ni ż na dzi es i ęć m etrów.

- No to s i ę dobrze s kł ada, że wł ożył em porządne buty. W l es i e bywa grzą-

s ko. A poza tym j es t tam c oś , c o pewni e c hc i ał byś zobac zyć .

Zanos i ł o s i ę na to, że ni e uni knę j ego towarzys twa. Ni e żebym m i ał c oś przec i wko tem u: odkąd s i ę s prowadzi l i ś m y do A s hborough, P hi l l i p był ś wi etnym kum pl em . Na dobrą s prawę s tał s i ę m oi m j edynym przyj ac i el em .

- P rzyda m i s i ę przewodni k - przyznał em .

- T am , gdzi e gąs zc z j es t m ni ej s zy, j es t troc hę wydeptanyc h ś c i eżek. Naj l epi ej będzi e s i ę i c h trzym ać . T rzy, c ztery razy do roku j aki eś dzi ec i aki s i ę tam 39

gubi ą i l udzi e s zeryfa przec zes uj ą c ał y l as . Zres ztą ni e tyl ko dzi ec i aki , doros ł ym też s i ę zdarza.

- J eś l i to ni e kł opot…

- Żaden kł opot.

- No to c hodźm y.

Zabrał em z dom u dwi e butel ki z wodą. P i ęć m i nut późni ej zagł ębi l i ś m y s i ę w l as i s trac i l i ś m y dom z oc zu. T eren s i ę wznos i ł , wes zl i ś m y na wzgórze i zes zl i -

ś m y z drugi ej s trony j edną ze ws pom ni anyc h przez P hi l l i pa ś c i eżek. Z zai ntere-s owani em patrzył em , j ak l as , zwykl e dos yć gęs ty, rzedni e od c zas u do c zas u i przec hodzi w pol any poroś ni ęte wys oką trawą i kol c zas tym i krzewam i . Drzewa j ednak c ał y c zas był y bardzo bl i s ko, gał ęzi e wyc i ągał y s i ę w nas zą s tronę i m u-
s kał y nas j ak del i katne pal c e, trąc ane ł agodnym wi aterki em l i ś c i e s zeptał y s woj e pi eś ni . B ył to ten s zc zegól ny c zas w roku, ki edy wi os na us tępuj e pol a l atu, s kł adaj ąc na wi l gotnej s kórze c i epł e poc ał unki , które na m oj ej kos zul i odznac zał y s i ę c i em nym pas m em potu na pi ers i , a na kos zul i P hi l l i pa - na pl ec ac h. Oto
s kutek obc owani a z naturą. J aki e to poetyc ki e.

P hi l l i p s kręc i ł w l ewo. S uc he gał ązki trzas nęł y m u pod s topam i .

- Chodź tędy.

- A l e ni e oddal aj m y s i ę za bardzo od ś c i eżki . Ni e c hc i ał bym zabł ądzi ć .

- Znam tę okol i c ę, Mi c hael . T rzym aj s i ę m ni e i ni c s i ę ni e bój .

Zi em i a był a us ł ana oś l i zł ym i l i ś ć m i i s os nowym i i gi eł kam i , c o troc hę s po-wal ni ał o nas z m ars z, al e bardzo m i odpowi adał o, bo pl anował em przec i eż ni es pi es zny s pac er w towarzys twi e m atki natury - a teraz znal azł em s i ę z ni ą s am na s am (pom i j aj ąc trafi aj ąc e s i ę c zas em pus zki i butel ki o etyki etac h równi e
bezbarwnyc h j ak wł os y na pi ers i P hi l l i pa). W edł ug m oi c h s zac unków us zl i ś m y j aki eś pół ki l om etra, z tego ponad poł owę po pł as ki m tereni e. W końc u przys tanęl i ś m y, żeby ods apnąć .

- P owi edzi ał eś , że c hc es z m i c oś pokazać - przypom ni ał em .

- A no c hc ę… - P hi l l i p napi ł s i ę wody, otarł us ta i zm i eni ł tem at: - W i es z, gdzi e j es teś m y?

- Ni e wzi ął em kom pas u, P hi l .

- T am j es t pół noc . - W s kazał ki erunek. - S ześ ć ki l om etrów s tąd zac zyna s i ę nas ze m i as tec zko. J eś l i pój dzi es z s tąd na zac hód, wyl ąduj es z na c zyi m ś po-dwórku za dom em . A na poł udni e… No, tam to tyl ko l as i l as , przez dobre s ześ ć dzi es i ąt ki l om etrów.

40

Coś porus zył o s i ę m i ędzy drzewam i , j aki eś trzy m etry od nas . P rzes tras zył em s i ę troc hę, al e wytężył em wzrok, a ki edy P hi l l i p przykuc nął , zrobi ł em to s am o.

P rzytknął pal ec do us t (w któryc h znów trzym ał ni edopal one c ygaro) i wyc i ą-

gnął rękę przed s i ebi e. S poj rzał em we ws kazanym ki erunku: z prawej s trony w kępi e paproc i s tał a pi ękna ł ani a: gł adka, orzec howa, z s zeroko otwartym i wi l gotnym i ś l epi am i , c zuj na i os trożna s kubał a m ł odą s am os i ej kę. Marzeni e każ-

dego m yś l i wego. Napawał em s i ę tą c ząs tką bożego tortu s tworzeni a. Ni es am owi te.

J ednym s koki em zni knęł a nam z oc zu.

P hi l l i p s tęknął i ws tał .

- No, to był o c oś pi ęknego…

- T o wł aś ni e c hc i ał eś m i pokazać ? - s pytał em pół żartem .

Uś m i ec hnął s i ę i rus zył dal ej .

- Chodź.

P rzes zl i ś m y kol ej ne m ni ej wi ęc ej pół ki l om etra. Nogi troc hę m ni e pobol ewa-

ł y na krótki c h podej ś c i ac h - zapewne na s kutek braku kondyc j i , pos tanowi ł em wi ęc , że pos ł uc ham wł as nyc h porad i zac znę dbać o form ę. Może i ni e wygl ąda-

ł em naj gorzej , al e powi ni enem wróc i ć do bi egani a.

Nei l Farri s bi egał c odzi enni e. I j ak s końc zył ?

Ś c i eżka, którą teraz s zl i ś m y, s kręc i ł a w dół , wi j ąc s i ę m i ędzy wi ekowym i s os nam i , które po c hwi l i przerzedzi ł y s i ę i znal eźl i ś m y s i ę w gąs zc zu krzewów.

K orzeni e s terc zał y nad zi em i ę j ak m ac ki , j akby c hc i ał y nas zł apać za nogi . Zi em i a zrobi ł a s i ę grząs ka, w j ednym m i ej s c u wdepnął em po kos tki w bł oto, potem j ednak ś c i eżka ws pi ęł a s i ę wyżej , s os ny odzys kał y teren i grunt s twardni ał . Ga-

ł ęzi e nad nas zym i gł owam i ni e s pl atał y s i ę zbyt gęs to i dawał y ni ewi el e c i eni a w pros topadł yc h prom i eni ac h s ł ońc a. P ot perl i ł m i s i ę na c zol e. T ętno m i ał em j ak podc zas bi egu.

- Dokąd i dzi em y? - zapytał em .

Nagl e zdał em s obi e s prawę, że P hi l l i p wyprowadzi ł m ni e na abs ol utne pus tkowi e.

- J uż prawi e j es teś m y na m i ej s c u - us pokoi ł m ni e.

Ni e m i ał em poj ęc i a, c o to za „m i ej s c e”.

W s pi ęl i ś m y s i ę na kol ej ny pagórek i zes zl i ś m y w dół na s porą pol anę otoc zoną poroś ni ętym i bl us zc zem dębam i . Zani em ówi ł em . W i dok dos ł owni e zapi erał

dec h w pi ers i .

background image

P owi edzi ał em , że pol ana był a „otoc zona” dębam i - i ni e m a w tym c i eni a 41

przes ady, poni eważ drzewa tworzył y i deal ny okrąg. Zac zął em wręc z podej rzewać , że ni e j es t wc al e tworem natural nym : dos konał y ks ztał t zdradzał i ngeren-c j ę c zł owi eka. B ył a duża, m i ał a dobre dwadzi eś c i a m etrów ś redni c y, a drzewa na j ej obrzeżu przywodzi ł y na m yś l wartowni ków na s traży. A l e to ni e j ej regu-l arny
ks ztał t był naj bardzi ej ni ezwykł y. Mój wzrok przykuł wi dok j es zc ze bardzi ej ni ewi arygodny, j es zc ze bardzi ej … zł owi es zc zy.

Na pol ani e był o peł no kam i eni . Ni e m am na m yś l i ni ni ej s zyc h l ub wi ęks zyc h kam yków, tyl ko potężne m onol i ty z ni ezwykł ego kam i eni a, ogrom ne bl oki s kal -ne us tawi one w s pos ób koj arząc y s i ę z oł tarzem al bo ś wi ątyni ą. A l eż m us zą być s tare, pom yś l ał em . P rzypom ni ał o m i s i ę S tonehenge. I W ys pa W i el kanoc na.

Ni ektóre s tał y na s ztorc , wznos ząc s i ę na trzy m etry nad zi em i ą. Inne wys tawał y zal edwi e na m etr ponad pos zyc i e, al e wc al e ni e wygl ądał y przez to m ni ej zł o-wrogo. J es zc ze i nne l eżał y pł as ko, al e ws zys tki e zdawał y s i ę tworzyć j aki ś przem yś l any wzór, który był by zapewne oc zywi s ty dl a obs erwatora patrząc ego z góry.
Obej rzeni e pol any z wys oka był oby j ednak ni em ożl i we, poni eważ drzewa ros nąc e wokół ni ej wyc i ągał y nad ni ą s woj e konary i przes ł ani ał y ni ebo. W i c h c i eni u krzewy i m ni ej s ze drzewka zaj adl e wal c zył y o każdą odrobi nę ś wi atł a i s kutec zni e zas ł ani ał y pras tarą budowl ę.

J es zc ze bardzi ej ni es am owi te wrażeni e robi ł a s ym bi oza natury z tym s ztuc z-nym tworem . Zi em i a wokół kam i eni był a gęs to zas ł ana l i ś ć m i i i gł am i - al e na s am yc h m onol i tac h ni e wi dzi ał em ani j ednego l i ś c i a, ani j ednej s zpi l ec zki . Zu-peł ni e j akby ktoś s i ę ni m i opi ekował i regul arni e om i atał zerodowane powi erzc hni e.
Co oc zywi ś c i e był o ni em ożl i we. Im dł użej przygl ądał em s i ę gł azom , tym bardzi ej s kł ani ał em s i ę ku podej rzeni u, że j es tem ś wi adki em ni ezwykl e harm oni j nego ws pół dzi ał ani a s i ł natury i j aki ej ś i nnej , m etafi zyc znej m oc y.

P om ys ł ten wydał m i s i ę troc hę dzi wac zny, al e j akoś ni e m ogł em s i ę pogodzi ć z m yś l ą, że to c zł owi ek tak dba o to m i ej s c e. B ył o zbyt odos obni one. Zbyt s tras zne. Zbyt i deal ne. Zbyt… Dł ugo m ógł bym tak wyl i c zać .

- Ni e do wi ary… - powi edzi ał em .

S zedł em od kam i eni a do kam i eni a, podzi wi aj ąc i c h gł adki e powi erzc hni e i potężne bl oki . P ol i c zył em j e s zybko: był o i c h okoł o trzydzi es tu. Rany bos ki e, pom yś l ał em . S kąd one s i ę tu wzi ęł y? P hi l l i p us i adł na j ednym z m onol i tów i przypal i ł c ygaro.

- W i edzi ał em , że c i s i ę tu s podoba.

- T o ni es am owi te!

P rzec hyl i ł em gł owę, próbuj ąc ogarnąć wzroki em tworzoną przez m onol i ty kom pozyc j ę, al e s tarał em s i ę też ni e pus zc zać zanadto wodzy fantazj i . Mi ej s c owi 42

m i ł oś ni c y hi s tori i z pewnoś c i ą od l at ł am al i s obi e gł owy nad przeznac zeni em tyc h m onol i tów.

J ak ws pom ni ał em , był y i deal ni e om i ec i one (w pewnym m om enc i e zobac zy-

ł em s am otny l i s tek, który koł ys ząc s i ę l eni wi e, opadał z góry, gdy nagl e j ak za s prawą m agi i zm i eni ł tor l otu, wym i nął kam i eń i s padł na zi em i ę), al e na ni ektóryc h dał o s i ę rozeznać toporne pł as korzeźby, a na naj wi ęks zym , l eżąc ym pł as ko na s am ym ś rodku pol any, z dal a od s woi c h m ni ej s zyc h brac i , dos trzegł em
brunatne pl am y, j akby wyj ęte z m etody Rors c hac ha.

K rew.

P ods zedł em , żeby przyj rzeć s i ę z bl i s ka; m i ał em nawet oc hotę powąc hać (to l ekars ki nawyk), al e s i ę pows trzym ał em . P l am y był y s uc he j ak s am kam i eń, al e rac zej ni e aż tak s tare. Rozs ądek s ugerował , że ś l ady krwi (j eś l i to faktyc zni e krew) powi nny z bi egi em c zas u zos tać zm yte przez des zc z i wybl aknąć . S koro tak s i ę
ni e s tał o, m us i ał y być ś wi eże. Ni epokoi ł o m ni e to.

W ygl ąda m i to na j aki ś pogańs ki oł tarz.

Odwróc i ł em s i ę do P hi l l i pa, który przez ten c zas ws tał i wys zedł poza kam i enny krąg, za ni m s nuł a s i ę s m uga dym u. Ręc e m u s i ę trzęs ł y, twarz m i ał

pooraną gł ęboki m i zm ars zc zkam i . Martwi s i ę o żonę. Na j ego m i ej s c u też bym s i ę m artwi ł . Ros y Dei ghton, wbrew j ego powtarzanym s tal e zapewni eni om , ni e padł a ofi arą raka. (Nadal ni e natrafi ł em na j ej kartę c horoby i zac zynał em godzi ć s i ę z faktem , że ni gdy ni e i s tni ał a). Intui c j a podpowi adał a m i , że zaatakował j ą
pi es , m oże nawet dwa. A l bo trzy. T ak j ak Nei l a Farri s a.

I c o z tego? - pom yś l ał em , próbuj ąc s i ę us pokoi ć . B ez wzgl ędu na przyc zyny kal ec two pozos tawi ł o trwał y, m akabryc zny ś l ad w ps yc hi c e Ros y, z którym bę-

dzi e s i ę m us i ał a zm agać , póki ś m i erć j ej ni e zabi erze.

P oki wał em us pokaj aj ąc o gł ową. P hi l l i p m rugnął do m ni e i zac i ągnął s i ę c y-garem .

- Il e to m a l at? - zapytał em . P rzez gł owę przel atywał y m i s etki pytań.

W zrus zył ram i onam i .

- Ni e m am poj ęc i a. Z tys i ąc ? Chodź, pokażę c i c oś j es zc ze.

P odes zl i ś m y do s am otni e s toj ąc ego m onol i tu, us tawi onego pod kątem pros tym do pozos tał yc h. P al us zni k krwawy c ał ym i kępam i c zepi ał s i ę j ego pods tawy, gał ązki bl us zc zu wi ł y s i ę po zi em i . Na górnej poł owi e m i erząc ego dwa na trzy m etry kam i eni a wyryto podobne do hi erogl i fów pi ktogram y, teraz j uż ni e-c zytel ne.

43

Czy c oś podobnego odkryto poza E gi ptem ?

U doł u dos trzegł em rząd krótki c h pros tyc h kres ek, j akby przed wi ekam i ktoś c oś tutaj podl i c zał . B ył y dzi el one na grupki po pi ęć , wi ęc tym ł atwi ej j e pol i c zy-

ł em . Os i em dzi es i ąt trzy.

- Ci ekawe te nac i ęc i a, c o? - s pytał P hi l l i p, ki edy przes unął em po ni c h pal c em . - Czterys ta l at tem u l udzi e s kł adal i tu ofi ary. K ażdy karb to j edno taki e wydarzeni e.

- W ydarzeni e?

- A no tak. J edna ofi ara.

- J aka… ofi ara?

W ł ożył ręc e do ki es zeni .

- No, j eś l i wi erzyć l egendom … taki m l okal nym … W s pom i nam o tym , bo ni kt tak na s to proc ent ni e wi e, j ak dal eko poza A s hborough rozes zł y s i ę te opowi eś c i . S tara pani Zel l i s , ta to um i e opowi adać … Oc zy by c i na wi erzc h wys zł y, j akbyś j ej pos ł uc hał . Zna ws zys tki e m i ej s c owe l egendy, od A s hborough aż po
B l ac ks burgh i j es zc ze dal ej . B o wi dzi s z, każde m i as tec zko m a wł as ną l egendę, która s i ę w ni m rodzi i zwykl e w ni m zos taj e. Fol kl or s ąs i adów ni kogo ni e i nte-res uj e, ni kt też ni e l ubi opowi adać na prawo i l ewo l okal nyc h hi s tori i . Można by powi edzi eć , że to taka dum a ze s woj ego m i as tec zka. A l e m ni ej s za z tym . Grunt,
że ki edyś m i es zkal i tu tubyl c y, al e ni e Indi ani e: zupeł ni e i nny l ud, który os i adł

tu w odos obni eni u na dł ugo przed tym , j ak przys zl i bi al i i zagarnęl i kraj dl a s i ebi e. T o był o pus tkowi e, którego nawet Indi ani e uni kal i . Nas i przodkowi e, którzy zj awi l i s i ę w Nowej A ngl i i , pos ł uc hal i i c h os trzeżeni a i też s i ę tu ni e pc hal i .

- J aki ego os trzeżeni a?

P hi l l i p s i ę zawahał . S poj rzał m i w oc zy.

- Że każdy, kto s i ę tu zapuś c i , padni e ofi arą dzi ki c h Izol antów.

- Izol antów?

- T ak i c h nazwal i Indi ani e. T yc h prym i tywnyc h tubyl c ów.

Zapadł a c i s za. P opi j ał em wodę, przetrawi aj ąc s ł owa P hi l l i pa. Dzi c y Izol anc i .

P rzeni os ł em wzrok na wi el ką bi ał ą pł ytę ups trzoną brązowym i pl am am i . P rzywodzi ł a na m yś l gi gantyc zne s erc e w s kam i eni ał ej pi ers i dawno um arł ego di no-zaura. Znowu uderzył o m ni e, że m onol i ty s ą dzi wni e zadbane i kom pl etni e ni e przypom i naj ą zapom ni anyc h rui n s przed tys i ąc a l at. To był o naprawdę
ni epokoj ąc e.

- T ak, tak… S tara pani Zel l i s opowi edzi ał aby to o wi el e l epi ej , al e os tatni o c oraz trudni ej j ą s potkać . Uni ka l udzi , ni e wyc hodzi z dom u. K ogokol wi ek byś o ni ą zapytał , powi e c i , że s tarus zc e j uż c hyba brakuj e pi ątej kl epki , i j a s i ę z tym 44

zgadzam . A l e hi s tori ę okol i c y zna j ak ni kt i nny. Tak w każdym razi e l udzi e gadaj ą. Ni gdy ni e zapom nę dni a, ki edy s i ę poznal i ś m y. Opowi edzi ał a m i o Izol antac h i o m i ej s c u, w którym s kł adal i ofi ary. To był o trzydzi eś c i dwa l ata tem u, zaraz po tym , j ak s prowadzi l i ś m y s i ę do A s hborough. Mi ał em dwadzi eś c i a parę l at, a
pani Zel l i s j uż wtedy był a s tara.

P hi l l i p pos tawi ł s topę na j ednym z kam i eni i ws parł przedram i ę na kol ani e.

- S prowadzi l i ś m y s i ę tydzi eń wc ześ ni ej . B ył a j es i eń, zi m ny, naprawdę zi m ny wi ec zór. P otrzebowal i ś m y drewna do kom i nka, wi ęc wzi ął em s i eki erę i pos zedł em do l as u, żeby narąbać pol an. Mogł em pewni e zał atwi ć to s zybc i ej , al e przyj em ni e był o oddyc hać rześ ki m powi etrzem , wi ęc s zedł em przed s i ebi e i s zedł em , aż
zapuś c i ł em s i ę w l as na j aki eś dwi eś c i e m etrów. I wtedy poj awi ł a s i ę pani Zel l i s , zni kąd, j akby to był y j aki eś c zary. S ł ys zał em o ni ej j uż wc ześ ni ej od l udzi w m i eś c i e. Ni ektórzy m ówi l i o ni ej dobrze, i nni upi eral i s i ę, że to zł a kobi eta. J a j ej j es zc ze ni e s potkał em , wi ęc ni e m ogł em s obi e wyrobi ć zdani a, al e na
pi erws zy rzut oka poznał em , że m us i m i eć w zanadrzu ni ej edną ni es podzi ankę. S zem rana j es t. W każdym m i as tec zku s i ę tac y trafi aj ą; każdy c oś tam na i c h tem at s obi e ubzdura, c hoc i aż wc al e i c h ni e zna. P ani Zel l i s m i es zka s am a, s am i uteńka, ni e wyc hodzi i tyl ko c zas am i s i ada po poł udni u na werandzi e. Co s i ę
tyc zy j ej przes zł oś c i … Ni ewi el e wi adom o, al e l udzi e gadaj ą, że dawni ej m i es zkał a z m atką, s tarą Cyganką, która j eździ ł a c zas em na pół noc i kupował a wos k na ś wi ec e. P odobno po noc y używał y tyc h ś wi ec do odprawi ani a j aki c hś c zarów w pi wni c y. J akbyś tak obej rzał s tare drzewa w l es i e na tył ac h i c h dom u, to
nawet j es zc ze dzi s i aj zobac zył byś wyc i ęte taki e znaki j ak na tym kam i eni u.

P odobno m atka zm arł a, ki edy pani Zel l i s m i ał a dwanaś c i e l at… He, he, c i ekawe, c zy wtedy też j uż był a s tara. Za dom em j es t grób, podobno wł aś ni e m atkę tam poc hował a; wi dać go z drogi . A l e l udzi e nawet dzi s i aj ni e l ubi ą o ni ej rozm awi ać . Mówi ą, że ws zys tko wi dzi i s ł ys zy, c hoc i aż c ał ym i dni am i przes i aduj e s a-
m a w dom u. Gadaj ą też, że m a c zarne s erc e i j ak j ej kto za s kórę zal ezi e, to ten m rok w j ej dus zy wżera s i ę c zł owi ekowi w m yś l i i pl ugawi c hrześ c i j ańs ką krew.

P hi l l i p um i l kł . Czekał em , c o j es zc ze powi e.

- O c zym to j a… A no tak, był em w l es i e. Ś c i em ni ał o s i ę. S owy zac zynał y pohuki wać , zerwał s i ę wi atr i l i ś c i e na drzewac h wzdyc hał y j ak duc hy. Obs zedł em taki e j edno duże drzewo i nagl e s tanął em twarzą w twarz z kobi etą, która wydał a m i s i ę s tara j ak ś wi at. Mi ał a na s obi e c zarny pł as zc z z kapturem , a w rękac h
trzym ał a l as kę, c hoc i aż ni e przypom i nam s obi e, żebym ki edyś j ą wi dzi ał

45

background image

c hodząc ą o l as c e. P am i ętam , że zahi pnotyzował a m ni e s poj rzeni em s woi c h okrągł yc h oc zu, brązowyc h, zł oto nakrapi anyc h, j akby l ekko ś wi ec ąc yc h w c i em noś c i . J es t ni s ka, naj wyżej m etr pi ęć dzi es i ąt, w dodatku troc hę s i ę garbi , wi ęc wydaj e s i ę j es zc ze ni żs za. S kórę m i ał a bl adą i pobrużdżoną, j akby wi atr j ą
m ars zc zył . W ł aś c i wi e brakował o tyl ko, żeby napł ynęł a m gł a i j ą okrył a, al e ni c taki ego s i ę ni e wydarzył o.

- B ał eś s i ę?

- Chyba tak. Ni e pam i ętam dokł adni e, c o wtedy c zuł em , c hoc i aż na pewno ni e był em zac hwyc ony tym s potkani em . Gapi ł a s i ę na m ni e bez s ł owa, j akby zbi erał a s i ę na odwagę, żeby wys koc zyć z j akąś zwari owaną ni es podzi anką.

Chc i ał em s i ę c ofnąć , al e ni e m ogł em s i ę rus zyć . W końc u zrobi ł a krok w bok i taki m wys oki m , pi s kl i wym gł os em powi edzi ał a tyl ko „c hodź”.

- P os zedł eś za ni ą.

- Ni e m i ał em wi el ki ego wyboru. Czuł em s i ę, j akby rzuc i ł a na m ni e urok, c hoc i aż pewni e m ógł bym j ej wtedy zwi ać . A l e to bez znac zeni a, bo tak naprawdę to j a c hc i ał em za ni ą pój ś ć . S trac h m ni e obl ec i ał i bardzi ej bał em s i ę tego, c o s i ę wydarzy, j eś l i będę s i ę j ej s tawi ać . P rzyprowadzi ł a m ni e tutaj . P o drodze c ał y
c zas m ówi ł a; do dzi ś pam i ętam ten grobowy gł os wi edźm y. Opowi edzi ał a m i o Izol antac h i o tym m i ej s c u, gdzi e s kł adal i ofi ary. T wi erdzi ł a, że zabi j al i j e na tym kam i eni u, który l eży na ś rodku, bo j es t naj wi ęks zy, a poza tym krew w ni ego ws i ąkał a i ni e s pł ywał a, wi ęc zi em i a był a ni es każona. J edl i potem to ofi arne
m i ęs o, naj c zęś c i ej j el eni a al bo ł os i a. P rzez noc pol owal i , a potem o ś wi c i e od-prawi al i tu c erem oni ę. Z c zas em i c h przybywał o, aż w końc u zabral i zi em i ę In-di anom . - P hi l l i p zawi es i ł gł os . - A poni eważ rozm nożyl i s i ę s zybko, zac zęl i w końc u pol ować także na Indi an. Łapal i i c h i s kł adal i w ofi erze.

- I… zj adal i ?

- Zi m y był y s urowe, oni ni e budowal i dom ów, j edzeni a był o ni ewi el e…

S zybko s i ę zori entowal i , że o wi el e ł atwi ej zł apać c zł owi eka ni ż j el eni a: s tary i s c horowany Indi ani n w s am raz wys tarc zał na j eden dzi eń. Ni e zapom i naj , że to byl i dzi c y. Robi l i ws zys tko, żeby przeżyć . My w i c h s ytuac j i zac howal i byś m y s i ę tak s am o. A potem nagl e s i ę rozpł akał em , bez powodu. Łzy s am e m i popł ynęł y
po pol i c zkac h, a przed oc zam i s tanęł a m i wi zj a tyc h ni es zc zęs nyc h prym i tywów, j ak przekopuj ą zi em i ę w pos zuki wani u robaków i gryzoni , które m ogl i by zj eś ć . Z

powodów, któryc h nadal ni e rozum i em , zrobi ł o m i s i ę żal l udzi , którzy dopus zc zal i s i ę kani bal i zm u i s tal i s i ę wyrzutkam i , poni eważ byl i zbyt prym i tywni , 46

aby żyć w harm oni i z rdzennym i m i es zkańc am i tyc h zi em . B oże, m i ał em wrażeni e, j akbym przez ni ą znal azł s i ę w trans i e, w którym c zuj ę rzec zy… j aki c h norm al ni e ni e powi ni enem c zuć . Zac zął em ws pół c zuć ł aj dakom . Oc i erał em ł zy, a ona m ówi ł a dal ej . Indi ani e, którzy naj wyraźni ej ni e potrafi l i obroni ć s i ę przed
s woi m i dzi ki m i , s prytni ej s zym i kuzynam i , m us i el i poś wi ęc ać pobratym c ów, żeby przetrwać j ako ras a. Coraz wi ęc ej c zas u trac i l i na pol owani a, a i tak c zęs to c hodzi l i gł odni , bo m us i el i oddawać zwi erzynę Izol antom . Dopus zc zal i s i ę ś wi ę-

tokradztwa, bo zam i as t c hować zm arł yc h, podrzuc al i i c h wrogowi , tutaj , na ten kam i eń, i rozpruwal i trupom brzuc hy, żeby woń krwi zwabi ł a dzi ki c h. Czas em c zekal i w pobl i żu pol any, ukryc i w l es i e, aż Izol anc i upom ną s i ę o zdobyc z. W

ten s pos ób żegnal i s i ę ze s woi m i um arł ym i .

- J ezu… - m ruknął em . - A l e to tyl ko baj ka, prawda? - s pytał em ni epewni e.

- Gadani e s tarej baby?

- Legenda - poprawi ł m ni e P hi l l i p.

- S ł uc ham ?

- Legenda. Ni e żadna baj ka.

- A c o to za różni c a?

- Legendy ni e um i eraj ą.

Ci arki przebi egł y m i po grzbi ec i e. Dopi ł em res ztkę wody.

- Co to ni by m a znac zyć ?

- S tarus zka ni e kł am ał a. T o ws zys tko wydarzył o s i ę naprawdę, a ona m i ał a zadani e do wykonani a. Mus i ał a c hroni ć m i es zkańc ów A s hborough. B ył em no-wy, wi ęc nal eżał o m ni e oś wi ec i ć . I c hroni ć .

- P rzed c zym ?

S puś c i ł wzrok, s poj rzał w gł ąb l as u i znów odwróc i ł s i ę do m ni e.

- P rzed Izol antam i .

- Zaraz, c hwi l ec zkę.

Dl ac zego j a tego s ł uc ham ? P hi l l i p robi s obi e ze m ni e j aj a, bo j es tem nowy w m i eś c i e, tak s am o j ak ta s tara zakpi ł a z ni ego trzydzi eś c i l at tem u, ki edy s i ę tu s prowadzi ł . O i l e w ogól e j akaś pani Zel l i s i s tni ej e! A l bo Dei ghton m ni e wkręc a, al bo m a ni erówno pod s ufi tem .

- Chyba żartuj es z - s twi erdzi ł em .

Mi ał em oc hotę odwróc i ć s i ę na pi ęc i e i pój ś ć s obi e w c hol erę, al e s tał em j ak wroś ni ęty w zi em i ę i s ł uc hał em j ak…

J ak w trans i e.

P hi l l i p udał , że m ni e ni e s ł ys zy i m ówi ł dal ej :

- J a patrzę, a ona s i ęga ręką za kam i eń i wyc i ąga s tam tąd opos a. B ył otę-

pi ał y, j akby c zym ś nas zpryc owany, al e żył , tego j es tem pewi en, bo ni em rawo 47

próbował s i ę wyrywać , a w ś wi etl e ks i ężyc a ś l epi a ś wi ec i ł y m u j ak dwa refl ek-torki . P ogł as kał a go i poł ożył a na tym kam i eni u na ś rodku pol any. P rzyc upnął

ni eruc hom o, j akby z wł as nej wol i godzi ł s i ę wzi ąć udzi ał w tym barbarzyńs ki m s pektakl u. I powi em c i , Mi c hael , że j eś l i c oś z tego, c o przeżył em , m a przej ś ć do l egendy, to wł aś ni e to wydarzeni e, s trzęp m oj ej os obi s tej hi s tori i . T ak j ak dawno tem u przes zł y poc zątki konfl i ktu m i ędzy Indi anam i a Izol antam i .

- T y c hyba ni e…

P oki wał gł ową.

- W ł aś ni e że tak. Ni e m i ał em wyboru. Oc zy s taruc hy ś wi ec i ł y taki m ni ezi em s ki m zł otym ś wi atł em ; zahi pnotyzował a m ni e. Ni e m ogł em s i ę porus zyć , dopóki ni e podes zł a i ni e podał a m i noża. Ni e pytaj , s kąd go wzi ęł a. P o pros tu poj awi ł s i ę w j ej ręc e zni kąd, tak s am o j ak wc ześ ni ej ten bł ys k w oc zac h. K azał a m i
podej ś ć do kam i eni a. Zani m zdążył em zaprotes tować , zac zęł a dzi wni e ś pi ewać . Chwi l ę późni ej kl ęc zał em na tym gł azi e, trzym ał em wi j ąc ego s i ę opos a za kark i dźgał em go nożem tak dł ugo, aż przes tał pi s zc zeć .

- Rany bos ki e, P hi l l i p…

S ł owa ni e c hc i ał y m i przej ś ć przez gardł o. Ni edzi el ny s pac er po l es i e okazał

s i ę znac zni e m ni ej rel aks uj ąc y, ni ż s obi e wyobrażał em . Nerwy zadrgał y m i j ak dzwonki al arm owe. Obi ec ał em s obi e w duc hu, że wróc ę do dom u i ni e wróc ę do l as u, póki będę m i es zkał w A s hborough. Ni e c hc i ał bym być źl e zrozum i any - ni e c hodzi ł o wc al e o tę hi s tori ę o Izol antac h, s tarej pani Zel l i s i kani bal i zm i e.
P rzerazi ł m ni e s am P hi l l i p. Fac et m i ał naprawdę źl e w gł owi e.

- Dł ugo kl ęc zał em nad zabi tym zwi erzaki em - c i ągnął . - A ż w końc u zl a-zł em z gł azu. Cał y c zas trzym ał em w ręc e nóż, m artwy opos l eżał na kam i eni u i tyl ko s tarej kobi ety ni gdzi e ni e wi dzi ał em , j akby w ogól e j ej tam ni e był o. W

l es i e zrobi ł o s i ę c i c ho j ak w próżni , j akby po ś m i erc i opos a c ał y obum arł . S owy ni e pohuki wał y, ś wi ers zc ze przes tał y c ykać . T o był a c i s za abs ol utna, Mi c hael .

S ł ys zał em tyl ko wł as ny oddec h i przeni kl i wy s yk powi etrza ul atuj ąc ego z po-dzi urawi onego c i ał a opos a. S puś c i ł em wzroki zobac zył em krew - ws zędzi e: na rękac h, na kos zul i , na s podni ac h. S poj rzał em na zegarek. Odkąd wys zedł em z dom u, m i nęł a ponad godzi na. Ros y zam artwi ał a s i ę j uż pewni e na ś m i erć , s tał a w
okni e i gryzł a paznokc i e; pam i ętam , że przys zł o m i do gł owy, że m ogł a s pani kować i zadzwoni ć po s zeryfa - al e ki edy s ł ani aj ąc s i ę na nogac h, wróc i ł em na podwórko za dom em , w ś rodku był o c i em no.

W s zedł em przez kuc hni ę i zas tał em Ros y ś pi ąc ą na s ofi e przed tel ewi zorem .

48

T o też m us i ał a być s prawka s tarej pani Zel l i s . Mogł em bez przes zkód przem knąć do ł azi enki , wzi ąć prys zni c i s pakować zakrwawi one c i uc hy do torby, żeby potem wyrzuc i ć j e na ś m i etni k.

Zerknął em na pl am y krwi na kam i eni u.

- Ni e powi edzi ał eś Ros y, prawda?

- Ni e, ni e powi edzi ał em . P oł ożyl i ś m y s i ę do ł óżka. W ogól e ni e rozm awi al i -

ś m y. Ros y po pros tu nac i ągnęł a koł drę na gł owę i dal ej s pał a. A l e j a ni e m ogł em zas nąć . Leżał em z zam kni ętym i oc zam i , c hwi l am i nawet c zuł em , że przys ypi am , al e za każdym razem natyc hm i as t s i ę budzi ł em . J akbym m i ał j es zc ze c oś do zał atwi eni a.

- T o m us i ał a być naj dł użs za noc w twoi m życ i u.

P hi l l i p pars knął ś m i ec hem .

- Mał o powi edzi ane. W końc u ws tał em z ł óżka i wyj rzał em przez okno. Za dom em fruwał y ś wi etl i ki . W ydał o m i s i ę to dzi wne, by był przec i eż paździ erni k, al e przypom ni ał em s obi e oc zy s tarej pani Zel l i s , j ak bł ys zc zał y zł otym ś wi atł em w kul m i nac yj nyc h c hwi l ac h rytuał u. K i edy znów wyj rzał em na dwór, ś wi ateł ka zni kał y
j uż w l es i e. S ześ ć , m oże os i em par. P rzy ś wi etl e ks i ężyc a ubrał em s i ę i zs zedł em na parter. P rzekopał em ws zys tki e kuc henne s zufl ady w pos zuki wani u l atarki ; j ak wi es z, wprowadzi l i ś m y s i ę zal edwi e przed tygodni em i ni e nauc zy-

background image

ł em s i ę j es zc ze, gdzi e c o l eży. W końc u znal azł em j ą w s zafc e nad zl ewem , której drzwi c zki oc zywi ś c i e zas krzypi ał y tak, że m artwego by to obudzi ł o. W zdrygną-

ł em s i ę i nas tawi ł em us zu. B ał em s i ę, że s krzypni ęc i e obudzi Ros y, al e w dom u był o zupeł ni e c i c ho. Mogł em m i eć probl em ze znal ezi eni em l atarki , al e dobrze wi edzi ał em , gdzi e trzym am y al kohol , wi ęc przed wyj ś c i em gol nął em s obi e ki el i -c ha. Ni c tak ni e us pokaj a j ak kropel ka c zegoś m oc ni ej s zego, al e tym razem
ni e podzi ał ał o: dwa ł yki burbona, a j a dal ej był em ś m i ertel ni e przerażony. S końc zy-

ł o s i ę na tym , że zabrał em ze s obą c ał ą butel kę. S zedł em tak i s zedł em bez koń-

c a, c hyba z pół noc y. Ni e m i ał em poj ęc i a, dokąd wł aś c i wi e i dę, na pewno c zas em zbac zał em ze ś c i eżki , aż w końc u zobac zył em te zł ote ś wi ateł ka. Ś wi ec i ł y w c i em noś c i , j akby m ni e woł ał y. P os zedł em za ni m i w gł ąb l as u.

Druga wzm i anka P hi l l i pa o ś wi ateł kac h przypom ni ał a m i , że j a równi eż j e wi dzi ał em , i to wi ęc ej ni ż raz, przed ki l kom a tygodni am i : naj pi erw s i edząc przy bi urku, a potem w noc y, z okna s ypi al ni . Uznał em , że to ś wi etl i ki i o ni c h zapom ni ał em .

J ezu… S erc e podes zł o m i do gardł a. Ni e c hc i ał em dł użej s ł uc hać hi s tori i P hi l l i pa, nagl e s tał a s i ę zbyt znac ząc a i przerażaj ąc a. Czy to m oże być prawda?

49

- S zedł em przez l as , popi j ał em burbona, troc hę s i ę napruł em . P arę razy s i ę przewróc i ł em ; te wys taj ąc e korzeni e nawet za dni a trudno c zas em zobac zyć , a c o dopi ero po pół noc y. W końc u dotarł em do kam i ennego kręgu. B ył o c ał ki em c i c ho. P oś wi ec i ł em l atarką, z poc zątku ni c zego ni e zauważył em , al e j edno c i
powi em . Ten l as w noc y to naj bardzi ej przerażaj ąc e m i ej s c e na ś wi ec i e. Ni e c hc i ał byś s i ę tu znal eźć . Za dni a wygl ąda i nac zej : pi ękne wi doc zki , m i ł e zwi erzątka… A w noc y? S owy pohukuj ą, ptaki j azgoc zą, al e tak dzi wni e, s tras zni e, zupeł ni e i nac zej ni ż w c i ągu dni a. P oza tym ws zędzi e s zwendaj ą s i ę zwi erzęta,
s zel es zc ząc w zaroś l ac h, i c zł owi ek c o pi ęć s ekund aż pods kakuj e. Nawet peł ni a ks i ężyc a i bezc hm urne ni ebo ni ewi el e pom agaj ą, tu i tak s i ę robi c i em no j ak pod zi em i ą. A robac two? No, j ak s i ę zrobi c i em no, l epko, wi l gotno, to ws zys tko c o żywe wył azi , żeby s i ę zabawi ć . I potem ś m i gaj ą c i koł o us zu j ak m ał e
hel i kopter-ki . P oś wi ec i ł em na ten kam i eń poś rodku, gdzi e zabi ł em opos a, patrzę, a on dal ej tam l eży. Chyba s i ę s podzi ewał em , że zni kni e, i to nawet ni e że zabi erze go j aki ś Izol ant, al e s owa porwi e c zy c oś … P ods zedł em bl i żej . W okół truc hł a kł ębi ł y s i ę roj e robac twa, i j es zc ze ten zapac h… P as kudny, j akby s m ród
gni j ąc yc h j arzyn.

P oc i ągnął em z fl as zki , s nop ś wi atł a przes unął s i ę w bok i zobac zył em oc zy.

- Oc zy opos a? - dom yś l i ł em s i ę.

P rzys i adł em na l eżąc ym m onol i c i e. Dos zedł em do wni os ku, że próby zakoń-

c zeni a tej rozm owy m i j aj ą s i ę z c el em . P hi l l i p naj wyraźni ej był zdeterm i nowany, żeby doprowadzi ć j ą do końc a, a m ni e, prawdę powi edzi aws zy, zł ote ś wi ateł ka zai ntrygował y do tego s topni a, że c hc i ał em s i ę dowi edzi eć , c zy to, c o wi dzi ał em (al bo wydawał o m i s i ę, że wi dzi ał em ), był o c zym ś wi ęc ej ni ż zwykł ym i
ś wi etl i kam i .

Ś wi etl i ki w m aj u? Mi c hael …

- Chc i ał bym , żeby tak był o. - P hi l l i p wys zc zerzył zęby w uś m i ec hu. - A l e ni e: to był y oc zy żywej i s toty. I ś wi ec i ł y zł oto j ak żół te ś wi atł o na s krzyżowani u.

- S tara pani Zel l i s ?

P okręc i ł gł ową.

- Ni e. T o był y oc zy Izol anta.

Uś m i ec hnął em s i ę - po troc hu z ni edowi erzani em , po troc hu z ni epokoj em .

Ni e c hc i ał em m u wi erzyć , al e j aki ś wewnętrzny gł os podpowi adał m i , że powi ni enem . Obi ec ał em s obi e dri nka po powroc i e do dom u. Może nawet burbona, był by w tej s ytuac j i bardzo s tos owny.

- P odkradł s i ę do gł azu z drugi ej s trony. Na poc zątku zobac zył em tyl ko rę-

kę: dł ugi e, s pi c zas te pal c e zł apał y opos a j ak l al kę. P otem m i gnął m i ł eb.

50

Uś m i ec hnął s i ę do m ni e; oc zy bł ys nęł y m u w m roku j ak dwi e zł ote l am py. Mi a-

ł em wrażeni e, że wi edzi ał o m oj ej obec noś c i i wyc zeki wał naj l eps zego m om entu, ki edy m i s i ę pokaże i tak m ni e nas tras zy, że zs i kam s i ę w s podni e. Co też zres ztą zrobi ł em , al e zauważył em to dopi ero po godzi ni e. K i edy udał o m i s i ę oderwać wzrok od tyc h m akabryc znyc h ś wi ec ąc yc h ś l epi , zobac zył em res ztę twarzy.
T eż wygl ądał a s tras zni e. P rzypom i nał a twarz s tarego m ężc zyzny: zbrązowi ał a i pom ars zc zona j ak zm i ęta papi erowa torba, którą ktoś próbował troc hę wygł adzi ć .

Czoł o i pol i c zki m i ał um azane s oki em z nadps utyc h j eżyn, w ręc e trzym ał zaos trzony kawał ek ł upku. W yc el ował go we m ni e i dźgnął powi etrze, j akby os trzegał : „P odej dź do m oj ego j edzeni a, a c i ę os kal puj ę, s kurwys ynu j eden”.

Oc zywi ś c i e ani drgnął em . Ze s trac hu nawet troc hę otrzeźwi ał em i s pi ął em s i ę, gotowy uc i ekać na pi erws zą oznakę zagrożeni a. W l azł na kam i eń i , ni e s pus zc zaj ąc m ni e z oka, s i ęgnął po zdobyc z. P i erws ze, na c o zwróc i ł em uwagę, to to, że nos i ł ubrani e, c hoć bardzo prym i tywne: w pas i e owi nął s i ę j aki m i ś ł ac hm a-
nam i . T uł ów, ręc e i nogi m i ał c huderl awe i poroś ni ęte s zors tką s i erś c i ą, s kórę grubą, s twardni ał ą i pokrytą brodawkam i . Znaj dował s i ę na tyl e bl i s ko, że c zu-

ł em j ego woń: ws trętny odór brudu i rozkł adu. Coś s tras znego, m ówi ę c i . Nadzi ał opos a na ten ł upkowy s zpi kul ec i wys zc zerzył zęby, duże, brązowe. A potem … P otem s i ę zaś m i ał . Mi c hael , ten s twór zaś m i ał s i ę ze m ni e, zarec hotał

gul goc ząc e T o ni e był przypadek.

W zdrygnął em s i ę, gdy ta s c ena s tanęł a m i przed oc zam i . B ardzo s tarał em s i ę ni e wi erzyć P hi l l i powi .

- S tanął na tyl nyc h ł apac h i podni ós ł opos a nad gł owę, j akby c hc i ał s i ę ni m bawi ć . Mi ał ni e wi ęc ej ni ż m etr trzydzi eś c i od c zubka gł owy do końc ów pal c ów u nóg. A późni ej j ak bł ys kawi c a zes koc zył z kam i eni a, aż m ni e przerazi ł , i uc i ekł w l as . P ędzi ł j ak s pł os zona wi ewi órka.

P rzys zł o m i do gł owy, że m oże z P hi l l i pem j es t po pros tu c oś ni e w porządku.

Zgoda, ani przez c hwi l ę ni e wątpi ł em , że przed l aty naprawdę c oś m u s i ę tu przytrafi ł o. S am przec i eż wi dzi ał em zł ote ś wi ateł ka, a ki edy patrzył em m u w oc zy, wi dzi ał em w ni c h autentyc zny s m utek. On naprawdę wi erzył , że tak był o.

Gdybym j ednak j a równi eż uwi erzył w j ego hi s tori ę… Ni e, m us i ał bym zwari ować . W ol ał em wm ówi ć s obi e, że padł ofi arą wyj ątkowo real i s tyc znego s nu na j awi e, l unatykował al bo nawet m i ał hal uc ynac j e po zi oł owyc h herbatkac h Ros y.

- Ni e pam i ętam , j ak wróc i ł em do dom u, al e j akoś m i s i ę udał o. Chyba urwał m i s i ę fi l m , m oże przez al kohol , al e j a rac zej podej rzewam c zary tej 51

s taruc hy. W każdym razi e obudzi ł em s i ę rano w ł óżku, w ubrani u i w butac h.

Ros y tygodni am i ł aj ał a m ni e j es zc ze za bł oto, którego nani os ł em do dom u.

- A l e o ni c zym s i ę ni e dowi edzi ał a?

- Ni e. - P okręc i ł gł ową. - Ni gdy j ej ni e powi edzi ał em . T aka był a um owa.

S tara pani Zel l i s kazał a m i zac hować c erem oni ę w taj em ni c y przed rodzi ną, żeby Izol anc i ni e zrobi l i i m krzywdy.

- J ak w tej i ndi ańs ki ej l egendzi e…

- W ł aś ni e. J ak w tej l egendzi e.

Nagl e uś wi adom i ł em s obi e, c o przed c hwi l ą powi edzi ał .

- Zac zekaj … P owi edzi ał a „i m ”? I „w taj em ni c y przed rodzi ną”.

Chodzi ł o j ej o Ros y c zy…

P hi l l i p poki wał gł ową. Łzy napł ynęł y m u do oc zu.

- P ewni e s i ę zas tanawi as z, po c o c i ę przyprowadzi ł em , Mi c hael ?

- Zas tanawi ał em s i ę, al e teraz… zac zynam rozum i eć .

- Mi c hael … Chol erni e trudno m i o tym m ówi ć . P rzez te ws zys tki e l ata ni e puś c i ł em pary z us t. Możes z zapytać o tę s prawę kogo c hc es z w m i as tec zku.

P otraktuj ą c i ę j ak c zubka, j ak s tarą pani ą Zel l i s , al e uwi erz m i : będą c i ę dos konal e rozum i el i . O ni ektóryc h s prawac h l epi ej po pros tu ni e m ówi ć . T o j edna z ni c h.

- T o dl ac zego m i powi edzi ał eś ?

- Z tego s am ego powodu, dl a którego s tara pani Zel l i s powi edzi ał a m ni e.

- Dl a m oj ego bezpi ec zeńs twa? - s pytał em z udawanym ni edowi erzani em .

- J es teś teraz m i es zkańc em A s hborough. T woi nowi wł adc y m i es zkaj ą tutaj , w tym l es i e, Mi c hael . Radzę c i , bądź pos ł us zny i c h prawom .

- T o j aki ś obł ęd…

- B ynaj m ni ej .

background image

P hi l l i p pokręc i ł gł ową. W yj ął z ki es zeni nowe c ygaro i ws unął j e do us t. Ręc e m u s i ę trzęs ł y.

P ars knął em ś m i ec hem , ni e m ogł em s i ę opanować .

- Rany, P hi l … B ał em s i ę, że wyc i ągni es z z ki es zeni zdec hł ego opos a!

Uś m i ec hnął s i ę s zeroko. W ydawał o m i s i ę, że zaraz roześ m i ej e s i ę s erdec zni e i zac zni e ze m ni e kpi ć , j ak udał o m u s i ę m ni e wkręc i ć , al e ni c taki ego ni e nas tą-

pi ł o.

- Zwi erzę m us i być żywe, Mi c hael - powi edzi ał . - Żeby m ożna j e był o zł ożyć w ofi erze.

52

Dotknął twarzy, j akby poc zuł nagł y ból . Cygaro wypadł o m u s pom i ędzy warg. Ni epokój natyc hm i as t wzi ął we m ni e górę nad paranoj ą. Dos koc zył em do ni ego.

- Co s i ę s tał o? P hi l , ni c c i ni e j es t?

Opuś c i ł ręc e. T warz m i ał m okrą od ł ez.

- Ni e pos ł uc hał em j ej , Mi c hael - wyc hrypi ał . - Ni e pos ł uc hał em . T o był

bł ąd.

- K ogo… ?

- S tarej pani Zel l i s . - Ledwi e dawał o s i ę go zrozum i eć . - To m i ej s c e… W y-dał o m i s i ę tak wyj ątkowe, że ni e potrafi ł em zac hować j ego i s tni eni a w taj em ni c y. Dręc zył o m ni e c ał ym i tygodni am i , c ał ym i l atam i , dni em na j awi e i noc ą we ś ni e. Ni e był o przed ni m uc i ec zki . Czepi ał o s i ę m ni e, c hwytał o, aż wros ł o we m ni e
na dobre… j ak ni eul ec zal ny wi rus . - Us i adł i rozs zl oc hał s i ę na dobre. W y-gl ądał teraz j ak s c horowany s tarus zek, który c zeka j uż tyl ko na to, aż przyj dzi e K os tuc ha i pogrzebi e go w zi em i . - P rzepras zam , Mi c hael … Tak m i przykro, że c i to zrobi ł em , al e… ni e m i ał em wyboru. To m ój obowi ązek. W i em , w tej c hwi l i ni e
bardzo wi es z, o c zym m ówi ę, al e z c zas em zrozum i es z.

- Chyba j uż rozum i em … - s kł am ał em .

Ni e um i ał bym wyrazi ć s ł owam i przerażaj ąc yc h wi zj i przebi egaj ąc yc h m i wtedy przez gł owę. Ni e znał em też s pos obu na to, by ul żyć P hi l owi w c i erpi eni u.

Mus i ał em j ednak c oś powi edzi eć i ni e był y to s ł owa, które zm ni ej s zał yby m ój s trac h:

- P owi edzi ał eś kom uś j es zc ze, prawda? O tam tej noc y, o Izol antac h… Mam rac j ę?

Lekko s ki nął gł ową.

- Ni gdy ni e ws pom i nał eś o c órc e, P hi l . Ni e zaj ąknął eś s i ę ani s ł owem . A l e w ten dzi eń, ki edy s i ę s prowadzi l i ś m y i pos zedł em u was na pi ętro, żeby opatrzyć s kal ec zeni e, wi dzi ał em w s ypi al ni j ej zdj ęc i e.

Nadal m i l c zał i s zl oc hał , c hoc i aż troc hę s i ę j uż us pokoi ł .

- J eżel i m am c i uwi erzyć , a m us zę przyznać , że ni e przyc hodzi m i to ł atwo, to… Chc es z powi edzi eć , że Izol anc i zabi l i c i c órkę?

P oki wał gł ową.

- I s krzywdzi l i Ros y?

- T o ni e rak.

- Dom yś l i ł em s i ę, j es tem l ekarzem … - Zawi es i ł em gł os . - I j ako l ekarz s twi erdzam , że powi ni eneś pos zukać fac howej pom oc y. P rzyda c i s i ę, j eś l i m as z s obi e poradzi ć z traum ą, j aką był a s trata dzi ec ka. W ydaj e m i s i ę, że m as z zes pół

s tres u pourazowego.

53

- Ni e wi erzys z m i , prawda?

Zac zął em s i ę i rytować . S apnął em gł oś no. Rozm owa, która zac zęł a s i ę c ał -

ki em rozs ądni e, przerodzi ł a s i ę nagl e w s zarpi ąc ą nerwy wym i anę zdań. P ano-wi e P hi l l i p i Mi c hael byl i zm ęc zeni i m i el i dos yć tej dys kus j i .

Ni e m ogł em powi edzi eć m u prawdy. S zc zerze m ówi ąc , s am j uż ni e wi edzi a-

ł em , w c o wi erzę. Zaproponował em , żebyś m y wróc i l i do dom u. Ni e rozm awi al i -

ś m y. Myś l i kł ębi ł y m i s i ę w gł owi e. Ni e m ogł em s i ę oprzeć wrażeni u, że to przeds tawi eni e - wi zyta w kręgu dębów, opowi eś ć P hi l l i pa o Izol antac h i s tarej pani Zel l i s - był o przeć wi c zone, wyreżys erowane, za bardzo poukł adane j ak na zwykł y przypadek. P owtarzał em s obi e, że c hoć natura j es t ni ezgł ębi ona, ni e j es t aż
tak c haotyc zna, aby m ógł to być zbi eg okol i c znoś c i .

Na podwórku os tatni raz obej rzał em s i ę przez ram i ę. Dopi ero dużo późni ej , j uż l eżąc w ł óżku, m ogł em s zc zerze odpowi edzi eć P hi l l i powi .

Ni e, P hi l , pom yś l ał em . Ni e wi erzę c i . A ni troc hę.

background image

10.

Nas tępnego dni a udawał em , że tej rozm owy ni e był o. P owi edzi ał em Chri s ti ne, że był em na s pac erze w l es i e i przez dwi e godzi ny kręc i ł em s i ę bez c el u.

Ni e ws pom ni ał em o P hi l l i pi e, kam i ennym kręgu ani - tym bardzi ej - dzi wnyc h l egendac h zwi ązanyc h z A s hborough. T yl ko w ten s pos ób m ogł em doc hować taj em ni c y. Zres ztą dzi ęki tem u utwi erdzał em s i ę w przekonani u, że ta hi s tori a j es t po pros tu buj dą, w którą wi erzą tyl ko naj s tars i m i es zkańc y m i as tec zka.

Mi ał em s poro pac j entów, c o pozwol i ł o m i zapom ni eć o ni edzi el nyc h wyda-rzeni ac h. P rzez m ój gabi net przewi nęł o s i ę s i edem naś c i e os ób us karżaj ąc yc h s i ę na drobne dol egl i woś c i fi zyc zne i ps yc hi c zne. K onc entruj ąc s i ę na ni c h, m ogł em ni e m yś l eć o ni c zym i nnym . P rzynaj m ni ej dopóki ni e przys zł a J es s i c a.

Tak j ak to m i ał em j uż w zwyc zaj u, na koni ec dni a s i edzi ał em przy bi urku, przegl ądał em wypeł ni one w c i ągu dni a karty i oddzwani ał em do l udzi , którzy próbowal i s i ę ze m ną s kontaktować , ki edy był em zaj ęty. Chri s ti ne ni e wc i ągnęł a s i ę j es zc ze w obowi ązki s ekretarki , zbyt wi el e c zas u i energi i poc hł ani ał y j ej zwykł e
c odzi enne zaj ęc i a. Zac zynał em rozum i eć , że urządzani e i prowadzeni e 54

dom u s ą j ak prac a na peł ny etat, zwł as zc za ki edy doc hodzi do tego opi eka nad dzi ec ki em . Dopi ero ki edy m ał a pój dzi e do s zkoł y, m i ał a znal eźć c zas na prowadzeni e s ekretari atu, gdzi e naj bardzi ej j ej potrzebował em .

Odwróc i ł em s i ę, s ł ys ząc za pl ec am i kroki J es s i ki . S zł a powol i , j akby c zym ś zm artwi ona. Odł ożył em trzym aną w rękac h tec zkę na bi urko - i przez m om ent s tanęł a m i przed oc zam i wi zj a em erytury na Fl orydzi e, z doros ł ym i dzi eć m i , m i es zkaj ąc ym i gdzi eś dal eko i zaj ętym i wł as nym i s prawam i . Ci s zę m ąc i ł tyl ko
dobi egaj ąc y z l as u ś wi ergot pi erws zej tego wi ec zoru c ykady.

- Cześ ć , m al eńka. Co porabi as z?

- S zukam … P age’ a - powi edzi ał a.

P o j ej m i ni e poznał em , że kł am i e: s puś c i ł a ni epewni e wzrok, górna warga j ej drżał a. Oparł a s i ę o bi urko. B ył a w kos zul c e i s podni ac h z dzi ani ny, które zdawał y s i ę m ówi ć : „Może i j es tem m ał a, al e um i em owi nąć s obi e tatus i a wokół

pal c a”. P ac hni ał a l awendą; m us i ał a dos ł owni e przed c hwi l ą wyj ś ć z kąpi el i .

- A ty c o robi s z? - zapytał a.

- K ońc zę prac ę - odparł em i nagl e poc zuł em , że m us zę s i ę napi ć . Us zc zknąć odrobi nę z zapas ów Nei l a Farri s a.

- Oj ej . T o nudne.

- W pewnym s ens i e… A l e przynaj m ni ej m am y z c zego żyć .

P odążaj ąc y tropem l awendy J i m m y P age trafi ł do gabi netu. P okręc i ł m i s i ę c hwi l ę pod nogam i , zwi nął w kł ębek pod bi urki em i uł ożył do s nu. J es s i c a c ofnęł a s i ę przed ni m gwał towni e, w poś pi ec hu, j akby ods tręc zał j ą c zym ś al bo nawet przerażał . W ydał o m i s i ę to dzi wne, bo przec i eż był a w ps i aku zakoc hana.

P odes zł a do regał u, przes unęł a kc i uki em po grzbi ec i e m edyc znyc h peri odyków, j akby naprawdę um i ał a odc zytać i c h tytuł y, i zapytał a:

- T atus i u? A duc hy i s tni ej ą?

Ledwi e to us ł ys zał em , zrozum i ał em , że c zekaj ą m ni e dł ugi e godzi ny poc i e-s zani a i wyj aś ni ani a. Us ł ys zał a gdzi eś o duc hac h (ni ec h di abl i wezm ą tel ewi zyj -ne tal k-s how! P os tanowi ł em przy naj bl i żs zej okazj i porozm awi ać o tym z Chri s ti ne) i s tal e o tym m yś l ał a.

- Oc zywi ś c i e, że ni e, kotku. Gdzi eś ty s ł ys zał a o duc hac h?

- W S c ooby Doo - wyj aś ni ł a rzec zowo.

Dzi ękuj em y pańs twu pi ękni e.

Chc i ał o m i s i ę ś m i ać . S zl ag trafi ł m oj ą teori ę zł yc h m as s m edi ów.

- S c ooby Doo… T o ten pi es z kres kówki ?

55

P oki wał a gł ową - a potem powi edzi ał a c oś , c o prawe zwal i ł o m ni e z nóg:

- S c ooby zaws ze um i e zwęs zyć duc hy, zani m s i ę poj awi ą. P age też. W yc zuwa duc hy w noc y w m oi m pokoj u.

Dos tał em gęs i ej s kórki , s ł ys ząc te s ł owa z us t m oj ego dzi ec ka. Ni e c hodzi ł o nawet o to, że w ten s pos ób wyrażał a - pows zec hny przec i eż u dzi ec i - l ęk przed c i em noś c i ą. Znac zni e bardzi ej ni epokoi ł m ni e fakt, że to j ej pi es m i ał wyc zuwać c zaj ąc e s i ę w j ej s ypi al ni potwory.

- P os ł uc haj , s karbi e. P age ni e m oże wyc zuwać duc hów, poni eważ, j ak m ó-

wi ł em , duc hów ni e m a. Ni e i s tni ej ą. T o znac zy i s tni ej ą, al e tyl ko w kres kówkac h i fi l m ac h, a ni e w s ypi al ni ac h m ał yc h dzi ewc zynek i i nnyc h prawdzi wyc h m i ej s c ac h.

- No dobrze… Może P age’ owi s i ę pom yl i ł o.

Um i l kł a, a j a z uś m i ec hem podzi wi ał em j ej nai wnoś ć . P oni os ł a j ą wyobraź-

ni a. S tres wywoł any przeprowadzką dał w końc u znać o s obi e i s ol i dni e wytar-m os i ł j ej nerwy.

- S zc zeka w noc y? - s pytał em . - B udzi c i ę?

Ni e s ł ys zał em , żeby P age uj adał po noc ac h, przys zł o m i wi ęc do gł owy, że m oże po pros tu j ej s i ę to przyś ni ł o. Dopóki ni e odpowi edzi ał a:

- S zc zeka. P rzy okni e. Na te ś wi ateł ka.

- Na… ś wi ateł ka?

W pokoj u rozl egł s i ę s zel es t: to P age wi erc i ł s i ę przez s en. S trac h zatętni ł m i w żył ac h, a m uś ni ęc i e ogona na ods ł oni ętyc h kos tkac h s potęgował o m oj ą reakc j ę. T e trzy s ł owa -,,Na te ś wi ateł ka” - które wypowi edzi ał o dzi ec ko, uos abi ał y naj c zys ts zą grozę. Znów m us i ał em s tawi ć j ej c zoł o.

J es s i c a s i ę rozpł akał a, c zym przypom ni ał a m i P hi l l i pa Dei ghtona.

- J a s i ę i c h boj ę! T o duc hy! P age na ni e warc zy!

P rzytul i ł em j ą. Czuł em , j ak j ej ł zy ws i ąkaj ą m i w kos zul ę. Chri s ti ne m us i ał a c oś us ł ys zeć , bo wł aś ni e s tał a w progu, oparta o drzwi , ze zdum i oną m i ną. K oł y-s ał em del i katni e J es s i c ę, wi edząc , że na razi e ni e m a m owy, abym ukoi ł j ej l ęk; c hwi l owo był ni e do pokonani a. Uś wi adom i ł em s obi e nagl e, że ws zys c y l udzi e -

i dzi ec i , i doroś l i - m aj ą c udowny, c hoc i aż wi el c e s zkodl i wy tal ent do przeks ztał -

c ani a ws zys tki ego c o ni eznane w j ednoznac zne odpowi edzi , które, ni es tety, bywaj ą ponure i odpyc haj ąc e. Duc hy w l es i e? Dos konał e (dl a dzi ec ka) wyj a-

ś ni eni e taj em ni c y robac zków ś wi ętoj ańs ki c h i nerwowej reakc j i ps a.

A Izol anc i , Mi c hael ? Może te ś wi ateł ka to zdeform owani ni by-l udzi e, którzy c zekaj ą, aż nowe dzi ec ko zł oży i m ofi arę? T rudno by s i ę był o dzi wi ć P age’ owi , że s i ę wś c i eka.

56

J es s i c a ods unęł a s i ę ode m ni e, popł akuj ąc . Z tym i wi el ki m i , wi l gotnym i oc zam i wygl ądał a wpros t prześ l i c zni e. E m anuj ąc e z ni ej wahani e s kutec zni e zac i erał o dręc ząc e m ni e c zarne m yś l i : Izol anc i ? Ni e c hrzań. S am pom ys ł , że c oś taki ego m ogł oby i s tni eć , j es t ni edorzec zny. W i os kowe buj dy. Ni e, zaraz… Ni e buj dy,
tyl ko l egendy. P hi l l i p tak powi edzi ał . P onoć w każdej l egendzi e j es t zi arnko prawdy. A m oj a c órka wł aś ni e próbował a nadać l egendzi e m ateri al ne ks ztał ty.

- J es s … - powi edzi ał em . - T o ni e duc hy, tyl ko ś wi etl i ki , taki e m ał e ś wi ec ąc e robac zki , które wi dać tyl ko noc ą. W m i eś c i e i c h ni e m a, al e na ws i s ą i c h tys i ąc e.

P age też i c h ni gdy ni e wi dzi ał , wi ęc ni c dzi wnego, że j es t troc hę rozdrażni ony.

Mi ał em oc hotę kopnąć s i ę w tył ek za wym yś l eni e tej baj ec zki . Ni e m i ał em przec i eż pewnoś c i , że te ś wi ateł ka to naprawdę robac zki ś wi ętoj ańs ki e, a obi ec ał em s obi e ki edyś , że j ako oj c i ec ni e będę okł am ywał dzi ec ka. A tu pros zę: tak bardzo c hc i ał em odwoł ać s i ę do zdrowego rozs ądku J es s i ki , że pos tanowi ł em
wym yś l i ć wytł um ac zeni e dl a zł otyc h ś wi ateł ek w l es i e - ś wi ateł ek, które wi dzi a-

ł em j uż przed m i es i ąc em , ki edy s i ę wprowadzi l i ś m y. T yc h s am yc h ś wi ateł ek, o któryc h nas z s ąs i ad twi erdzi ł , że s ą oc zam i pras tarej ras y m i es zkańc ów l as u, zwanyc h Izol antam i . T yc h s am yc h ś wi ateł ek, które m oj a c órka uważał a za duc hy z fi l m ów o S c ooby Doo.

- Ś wi etl i ki ? - powtórzył a z ul gą. P oc i ągnęł a nos em .

P rzytaknął em , przytul i ł em j ą i c zekał em , aż przes tani e pł akać . Zerknął em na Chri s ti ne, która - ni eznaj ąc a hi s tori i P hi l l i pa i ni eś wi adom a i s tni eni a zł otyc h ś wi ateł ek - uś m i ec hał a s i ę do m ni e ni ewi nni e i c zul e. Oc zy j ej bł ys zc zał y. W i dzi ał em w ni c h ni em e bł agani e o kol ej ne dzi ec ko, którego l ęki też pewnego dni a
będzi em y m ogl i ws pól ni e rozwi ewać .

J a też s i ę uś m i ec hnął em i wyj rzał em przez okno. Ni c zego ni e zobac zył em , c zuł em j ednak, że c oś m oże c zai ć s i ę w c i em noś c i . I nas obs erwować .

background image

11.

Godzi nę i dwi e baj ki późni ej J es s i c a s pał a j uż w s woi m ł óżku, P age c hrapał

obok ni ej , a Chri s ti ne parzył a w kuc hni bezkofei nową kawę. W yj ęł a z s zafki dwa kubki i uś m i ec hnęł a s i ę do m ni e s ł abo.

57

- Nas za c órec zka j es t tros zkę nerwowa… Chyba po tatus i u - s twi erdzi ł a os c hl e, j akbym j a wys tras zył J es s i c ę.

Udał em , że ni e s ł ys zał em zł oś l i wej uwagi .

- Rozum i em , że wi es z m ni ej wi ęc ej , o c zym rozm awi al i ś m y?

- Ows zem . W i ęks zoś ć s ł ys zał am . Coś c i powi em . - Zni żył a kons pi rac yj ni e gł os . - J a też s ł ys zał am , j ak P age warc zał . W c zoraj w noc y.

- P oważni e? - Uś m i ec hnął em s i ę, na wpół rozbawi ony, na wpół zdenerwo-wany.

- P oważni e. Obudzi ł m ni e. Zdzi wi ł am s i ę, że tak s i ę awanturuj e po noc y.

Us ł ys zał am , że J es s wi erc i s i ę w ł óżku, c hc i ał am nawet ws tać i do ni ej zaj rzeć , al e zaraz znowu zas nęł am .

- W ygl ąda na to, że J es s boi s i ę duc hów, które, j ak twi erdzi , s ą u ni ej w pokoj u. K i edy j ą zapytał em , s kąd j ej przyc hodzą do gł owy taki e ni em ądre pom ys ł y, powi edzi ał a, że z fi l m u o S c ooby Doo. Ni e uważas z, że to bez s ens u? Żeby dzi ec ko bał o s i ę kres kówek?

- T o s ą obj awy s tres u - s twi erdzi ł a Chri s ti ne. - B ardzo przeżył a przeprowadzkę na wi eś . Mi es zkam y tu od m i es i ąc a, a ona ni e m a nowyc h kol egów ani kol eżanek. W dodatku od wrześ ni a i dzi e do zerówki . S poro j ak na pi ęc i ol atkę, ni e s ądzi s z?

- Ni e m us i s z m i tego m ówi ć . J a to wi em .

- No to pom óż j akoś s woj ej c órc e.

P ros zę bardzo. Znowu j es t m oj ą c órką.

- Dzi s i aj c hyba dobrze m i pos zł o. Udał o m i s i ę j ą us pokoi ć .

Chri s ti ne poki wał a gł ową, ni e patrząc na m ni e, c o oznac zał o, że j ej zdani em pos zł o m i c o naj wyżej przec i ętni e. Ni e zam i erzał a m ni e za to poc hwal i ć .

- Ni e c hc ę, żebyś zabi erał j ą do l as u - zas trzegł a, ki edy w m i l c zeni u nal ał a kawy nam oboj gu. - T am s ą dzi ki e zwi erzęta, i ns ekty, truj ąc y bl us zc z i di abl i wi edzą c o j es zc ze. W yprawy do l as u s ą ni ebezpi ec zne.

W zdrygnął em s i ę. P rzys zł o m i do gł owy, że Chri s ti ne m ogł a us ł ys zeć od Ros y tę s am ą l egendę, którą m ni e opowi edzi ał P hi l l i p. W yj rzał a przez kuc henne okno w s tronę l as u.

- Chri s , ni gdy ni e był em z ni ą na s pac erze w l e…

- Ni e m ówi ę, że był eś . P o pros tu pros zę c i ę, żebyś tego ni e robi ł . Ni e wi adom o, c zy ten pi es , który pogryzł doktora Farri s a, dal ej ni e wł óc zy s i ę w okol i c y.

A l eż oc zywi ś c i e, podpowi edzi ał m i wewnętrzny gł os . T yl ko że to ni e j es t zwykł y agres ywny kundel .

Zdrowy rozs ądek ni e c hc i ał s i ę j ednak z tym gł os em zgodzi ć .

58

- Ni e m artw s i ę, ni e będzi em y c hodzi ć do l as u - obi ec ał em .

S ą taki e c hwi l e w m ał żeńs twi e, ki edy ni e wi adom o, w c o wł aś c i wi e m ał żonek pogrywa, c hoć by znał o s i ę go j ak zł y s zel ąg. Chri s ti ne pos tanowi ł a wł aś ni e zm i eni ć s trategi ę i zam i as t rzuc ać m i ł atwe pi ł ki , zac zęł a pus zc zać zdradzi ec ki e bom by pros to w m oj ą gł owę. Ni e pozos tawi ał a m i m i ej s c a na bł ąd, j eś l i ni e
c hc i ał em wyj ś ć z tego s tarc i a z wi el ki m s i ni aki em ws tydu na gębi e - a taki e rany ni gdy s i ę ni e goj ą

- Ni e podoba m i s i ę ten l as - podkreś l i ł a. I zac zęł a pł akać .

- Co s i ę dzi ej e, Chri s ti ne?

Ogarnęł o m ni e uc zuc i e déj à vu, tyl e że z s ol i dną dawką real i zm u. Godzi nę wc ześ ni ej poc i es zał em pł ac ząc ą c órec zkę, a teraz s zl oc hał a żona. Dwa doł y w j edną noc . Ni e m a to j ak być oj c em rodzi ny.

P okręc i ł a gł ową i s poj rzał a na m ni e m okrym i od ł ez oc zam i . Z ki es zeni wyj ę-

ł a tes t c i ążowy.

- J es tem w c i ąży.

S poc hm urni ał em - ni e dl atego, że był em z tego powodu ni es zc zęś l i wy, al e dl atego, że ni e odc zytał em oznak c i ąży: tygodni e zac howań obs es yj no-kom pul s ywnyc h poł ąc zone z nagł ym i wybuc ham i pł ac zu. Mi ał em ws zys tko podane j ak na tac y, a m i m o to j a, Mi c hael Cayl e, l ekarz, który kos i s porą kas ę wł aś ni e za
dos trzegani e taki c h s ym ptom ów, przegapi ł em j e.

W zi ął em tes t do ręki . W yni k był pozytywny.

- Chri s ti ne… T o c udowna wi adom oś ć .

S tarał em s i ę uś m i ec hnąć naj c zul ej j ak potrafi ę, m i m o że był em troc hę zdezori entowany.

- Zal eży, j ak na to s poj rzeć - odparł a z i rytac j ą.

- Ni e rozum i em … W ybuc hnęł a pł ac zem .

- Nawet s i ę ni e s taral i ś m y. W i em , że o tym rozm awi al i ś m y, al e s am po-m yś l , i l e razy odkąd tu m i es zkam y, koc hal i ś m y s i ę? T rzy? Cztery? J ak m ogł am zaj ś ć w c i ążę?

- Ni e trzeba l ekarza, żeby to wyj aś ni ć . Metody zabezpi ec zeni a przed c i ążą s ą zawodne.

- T o żadne wyj aś ni eni e! - Zac zęł a wal i ć pi ęś c i am i w kuc henny bl at. - Mi nę-

ł o pi ęć m i es i ęc y, zani m zas zł am w c i ążę z J es s i c ą, odkąd zdec ydowal i ś m y s i ę na dzi ec ko. T eraz, Mi c hael , koc hal i ś m y s i ę tyl ko ki l ka razy, a ty używał eś gum ek, do c hol ery!

P oki wał em gł ową. Mi ał a rac j ę.

59

- J ak to s i ę s tał o, Mi c hael ? J ak?

- Ni e wi em … Może prezerwatywa pękł a. Co za różni c a? Znowu będzi em y rodzi c am i . P rzec i eż tego wł aś ni e c hc i ał aś , prawda?

Chc i ał em poł ożyć j ej us pokaj aj ąc o dł oń na ram i eni u, al e c ofnęł a s i ę gwał -

towni e.

- Ni eważne - burknęł a pogardl i wi e i ukrył a twarz w dł oni ac h. - T y tego ni e zrozum i es z.

P om ał u przes tawał a s zl oc hać , zupeł ni e j ak J es s i c a.

- J es tem l ekarzem , wi ęc rozum i em . Rozum i em ni e tyl ko to, j ak zm i eni a s i ę twoj e c i ał o, al e i to, c o dzi ej e s i ę w twoj ej gł owi e. W każdym razi e teraz j uż rozum i em .

Zrobi ł em wypróbowaną zrani oną m i nę: przym rużone oc zy, zm ars zc zone brwi …

Nawet na m ni e ni e s poj rzał a.

- Ni e próbuj m ni e ugł as kać . T woj e c i ał o ni e zm i eni a s i ę tak j ak m oj e…

background image

Z i m petem ods tawi ł a kubek, kawa c hl apnęł a na bl at. Chri s ti ne us i adł a przy s tol e, popł akuj ąc .

- Chri s …

- Ni e c hc ę j uż o tym rozm awi ać .

T eraz j a s i ę wkurzył em . P i eprzyć zm i any. W ł aś ni e odł ożył a ki j i wybrał a j a-kąś nową, zupeł ni e i nną grę. Dl a wari atów. J ak rol l erbal l . Mus i ał em s i ę broni ć .

- T a „rozm owa” był a rac zej m onol ogi em . Może teraz j a c oś powi em .

Zdał em s obi e s prawę, że nadal trzym am w ręc e tes t c i ążowy. W yc el ował em go w ni ą, uś wi adam i aj ąc s obi e j ednoc ześ ni e, że m us zę być os trożny.

B ez ki j a c i ążowego ni e podc hodź.

- Mam y j uż ś l i c zną, bys trą, grzec zną c órec zkę. T eraz będzi em y m i el i drugi e dzi ec ko. Na B oga, Chri s ti ne, rozm awi al i ś m y przed parom a tygodni am i o tym , że s i ę s tarzej es z i że c zas pos tarać s i ę o drugi e dzi ec ko. T o bł ogos ł awi eńs two.

T ym razem to j a wyrżnął em w bl at tes tem c i ążowym .

- Idź do di abł a, Mi c hael ! - krzyknęł a.

Cofnął em s i ę. P otrąc i ł em kubek, który s padł i s i ę s tł ukł . K awa bryznęł a na ws zys tki e s trony.

- P s i akrew… - m ruknął em bez przekonani a, ni e patrząc Chri s ti ne w oc zy.

60

Ukl ęknął em i zac zął em zbi erać s korupy. P rzez s ześ ć l at m ał żeńs twa ni gdy tak na m ni e ni e wrzes zc zał a. A j a przec i eż ni e zrobi ł em ni c zł ego. Chyba.

Z pi ętra dobi egł pł ac z J es s i ki , a c hwi l ę późni ej także uj adani e P age’ a.

- P i ękni e, kurwa, pi ękni e - m ruknęł a Chri s ti ne. - Zaraz obudzi pół okol i c y.

Zerwał a s i ę od s toł u i rus zył a na górę. Zł apał em j ą za ram i ę. S poj rzel i ś m y s obi e w oc zy: m oj e pał ał y zł oś c i ą, j ej pł onęł y c i erpi eni em - ps yc hi c znym , fi zyc znym , horm onal nym . P i ękna kom bi nac j a.

- Co w c i ebi e ws tąpi ł o? - zapytał em , c hoc i aż ni e zam i erzał a m ni e s ł uc hać . -

I dl ac zego przekl i nas z? Zam i erzas z tak m ówi ć przy J es s i c e? Na pewno będzi e potrzebował a pom oc y ps yc hol oga. P rawdzi wego ps yc hol oga, ni e konował a taki ego j ak j a, który um i e tyl ko nal epi ć pl as ter i wytrzeć nos .

W yrwał a m i s i ę.

- Ni e dotykaj m ni e - pryc hnęł a.

Opróc z zł oś c i dos trzegł em w j ej s zkl i s tyc h oc zac h zm i es zani e, j akby ni e rozum i ał a, dl ac zego traktuj e w taki s pos ób c zł owi eka, którego - naj prawdopodob-ni ej - koc ha. Mężc zyznę, którego dzi ec ko nos i w brzuc hu.

- Idę s i ę zaj ąć m oj ą c órką.

J ak to s i ę s zybko zm i eni ł o. T eraz J es s i c a był a j uż j ej c órką. K obi ec e em oc j e ni gdy ni e przes taną m ni e zdum i ewać .

- Chri s ti ne!

- S końc zył am tę rozm owę, Mi c hael .

P obi egł a na górę, a j a zos tał em w kuc hni s am ze s korupam i z kubka, pl am ą gorąc ej kawy i ec hem nas zyc h gł os ów. Na pi ętrze zrobi ł o s i ę c i c ho, al e Chri s ti ne j uż ni e wróc i ł a na dół . P os przątał em , ni e m ogąc s i ę nadzi wi ć , że taki e i di otyc zne kł ótni e potrafi ą s i ę wzi ąć zupeł ni e z ni c zego. Zwykł a różni c a zdań al bo
zawi ro-wani e em oc j onal ne prowadzą do ni euni kni onego i bezl i tos nego okł adani a s i ę po gł owac h. Tak s am o wygl ąda to w wypadku dwoj ga l udzi , j ak i c ał yc h narodów. A l e j aki eś rozs trzygni ęc i e m us i zapaś ć : dobre, zł e al bo brzydki e. W s zys tko ki edyś s i ę końc zy. B ył em zatem przekonany, że i przy Harl an Road 17 kurz
w końc u opadni e i będzi e s pokoj ni e zal egał po kątac h, dopóki j aki eś ni eprzewi -dzi ane zdarzeni e znów ni e wzbi j e go w powi etrze.

61

12

P os przątał em i przez godzi nę ogl ądał em tel ewi zj ę. B ył o j es zc ze wc ześ ni e i s en wydawał m i s i ę równi e obc y j ak pobl i s ki l as w dni u, ki edy pi erws zy raz s i ę do ni ego zapuś c i ł em . B i j ąc s i ę z m yś l am i o tyradzi e (i c i ąży) Chri s ti ne, l ękac h J es s i ki i m oi m ryc hł ym ponownym oj c os twi e, zł apał em s i ę na tym , że ws taj ę ze
s toł ka, aby wyj rzeć przez kuc henne okno na l as . W ypatrywał em ś wi ateł ek. I zobac zył em j e, al e był y bardzi ej zi el one, m ni ej s ze i l eni wi e krążył y w powi etrzu, um i es zc zone na owadzi c h odwł okac h.

Robac zki ś wi ętoj ańs ki e.

Może wm awi aj ąc s obi e, że zł ote ś wi ateł ka s ą ś wi etl i kam i , naj zwyc zaj ni ej w ś wi ec i e zaprzec zał em faktom . W i dzi ał em j e tyl ko dwa razy, al e w m oi c h ws po-m ni eni ac h był y wi ęks ze, wi el koś c i pi ł ek gol fowyc h, i krył y s i ę wś ród drzew.

T o ni e był y ś wi etl i ki .

W i ęc c o?

Izol anc i ? Ni e, Mi c hael , pewni e j aki ś s zop, opos al bo i nny zwi erzak prowadząc y noc ny tryb życ i a. A ś l epi a ś wi ec i ł y i m na żół to, bo odbi j ał a s i ę w ni c h l am pa przy tyl nym wej ś c i u.

Mi m o wc zes nej pory pos tanowi ł em j ednak s i ę poł ożyć . S podzi ewał em s i ę, że Chri s ti ne j es zc ze ni e ś pi , c hoc i aż był o m ał o prawdopodobne, żeby c hc i ał a m i wybac zyć - c o bardzo m i odpowi adał o. Nadal bi ł em s i ę z m yś l am i i ni e m i ał em oc hoty na godzeni e s i ę. Zaj rzał em do J es s i ki : ł óżko był o pus te, poś c i el
s kotł owana. W pi erws zej c hwi l i s pani kował em , al e poc i es zał em s i ę (m odl i ł em , prawdę m ówi ąc ), że za to w nas zym ł ożu m ał żeńs ki m zas tanę nadkom pl et. P rzes zedł em przez przedpokój i wetknął em gł owę za drzwi s ypi al ni - i rzec zywi ś c i e: Chri s ti ne, J es s i c a i P age l eżel i s kul eni na m aterac u. K toś c i c ho poc hrapywał .

P ewni e P age.

Mogł o zdarzyć s i ę tak, że Chri s ti ne obudzi s i ę dręc zona wyrzutam i s um i eni a; z s am ego rana przytul i m ni e, wyc ał uj e i przepros i . Mogł o, al e ni e m us i ał o. Ni e m i ał em wi ęc i nnego wyj ś c i a, j ak s zykować s i ę na naj gors ze i m i eć nadzi ej ę na naj l eps ze. Zdarzał y nam s i ę w przes zł oś c i m ni ej poważne kł ótni e, po któryc h
nas tępował y dwa, trzy dni dąs ów i s pogl ądani a wi l ki em ; c zas em j a był em wi nny, c zas em ona. T ym razem do żadnego z nas ni e m ożna był o m i eć pretens j i .

62

Nas zym m ał ym ś wi atem zatrzęs ł a ni ewi dzi al na trzec i a s i ł a, która poj awi ł a s i ę ni e wi adom o s kąd. K tóż m ógł wi edzi eć , c o nas teraz c zeka? J a c hc i ał em tyl ko zakońc zyć tę s prawę, zapom ni eć o s m utku i frus trac j i , nawet gdybym m us i ał

pi erws zy wyc i ągnąć rękę na zgodę.

Mógł bym j ą obudzi ć .

Mi ał em j ednak przec zuc i e, że ni e był by to naj l eps zy pom ys ł .

Rozebrał em s i ę wi ęc , wykąpał em , ogol i ł em i ł yknął em dwa i bupro-feny, żeby odpędzi ć nadc i ągaj ąc y ni euc hronni e ból gł owy. Mi ał em doś ć wrażeń j ak na dwa dni i m ł oty pod m oj ą c zas zką zac zynał y s i ę rozgrzewać . K i edy wś l i zgi wał em s i ę do ł óżka J es s i ki , gł owa pękał a m i z ból u. Mogł em ś m i ał o zał ożyć , że prędko ni e
zas nę. Mój m ózg goni ł ws pom ni eni a, odtwarzaj ąc wydarzeni a z os tatni c h dwóc h dni j ak ki eps ki fi l m . P hi l l i p Dei ghton. Izol anc i . S kł adani e ofi ar. S tara pani Zel l i s . J es s i c a. Duc hy. Zł ote ś wi ateł ka. Ś wi etl i ki . J es tem w c i ąży. Chri s ti ne.

Idź do di abł a, Mi c hael .

P o tyc h wi zj ac h przys zł y obrazy zrodzone z c zys tego l ęku. Ros y Dei ghton w s zc zękac h potwora. Mi ał a oderwaną rękę, krew z ki kuta trys kał a w rytm i e j ej przerażonyc h krzyków. P róbował a s i ę wyrwać , al e wtedy os tre kł y wys zarpywał y j ej kawał ki c i ał a, a uzbroj ona w potężne pazury ł apa j ednym m ac hni ęc i em oderwał a pół
twarzy. Nei l Farri s , c zł owi ek, którego m i ej s c e zaj ął em . W yobrażał em s obi e, j ak wi j e s i ę z ból u na zi em i , j ak s i ę wykrwawi a, c zekaj ąc na pom oc , która nadej dzi e zbyt późno. P rzypom ni ał em s obi e pi erws zą rozm owę z Lou S c ul l ym .

P owi edzi ał m i , że pogryzi onego przez bezdom nego ps a Farri s a próbowano przewi eźć do E l l envi l l e, al e zm arł , zani m dotarł do kl i ni ki . W dowa po l ekarzu potwi erdzi ł a tę wers j ę. Dokł adni e, ni em al s ł owo w s ł owo.

J akby s i ę um ówi l i .

Odepc hnął em od s i ebi e tę m yś l . Mój przem ęc zony um ys ł zac zynał s nuć zł owrogi e s c enari us ze, pas uj ąc e do m oj ej ros nąc ej paranoi . Ros y. Nei l . Izol anc i .

Odkąd s i ę wprowadzi l i ś m y, ni e wi dzi ał em w okol i c y ani j ednego ps a, c zy to na ł ańc uc hu, c zy bi egaj ąc ego bez s m yc zy - ni e l i c ząc P age’ a.

P rzes zedł m ni e dres zc z. J aki e to m i ał o znac zeni e? Nei l Farri s ni e żył , a j a odzi edzi c zył em po ni m fantas tyc zną praktykę z gronem wi ernyc h pac j entów.

Można by powi edzi eć , że znal azł em s i ę we wł aś c i wym m i ej s c u w odpowi edni m c zas i e, nawet j eś l i wahał em s i ę, c zy s padek po Farri s i e to bł ogos ł awi eńs two, c zy przekl eńs two. T o c o j ednego zgubi ł o, drugi em u przyni os ł o korzyś ć .

P o godzi ni e boks owani a s i ę z m yś l am i ws tał em i zs zedł em na parter. Zegar w s al oni e wybi ł j edenas tą. Zrobi ł em kanapkę z m as ł em orzec howym (w kuc hni 63

c i ągl e unos i ł s i ę arom at kawy; pewni e dopi ero zm yc i e podł ogi am oni aki em pozwol i ł oby go wywabi ć ), nal ał em s obi e m l eka i pos zedł em do bi bl i oteki .

W rec epc j i wi s i ał a ni eduża tabl i c a korkowa, na której przypi nał em notatki i przypom ni eni a - ni c ważnego, gł ówni e tel efony do pac j entów, którzy nagral i m i s i ę na s ekretarkę. S poj rzał em na tel efon. Ś wi ateł ko autom atyc znej s ekretarki s i ę ni e ś wi ec i ł o. T o m i ł e.

W bi bl i otec e był o c i c ho j ak w kos tni c y. Us i adł em przy bi urku, zac zął em j eś ć i porządkować papi ery. P rzerobi ł em i ns tal ac j ę el ektryc zną w taki s pos ób, żeby przeł ąc zni k przy drzwi ac h wł ąc zał tyl ko l am pę na bi urku. Uzys ki wał em w ten s pos ób m i ł ą poś wi atę, która ni e rozl ewał a s i ę poza obs zar, w którym prac owa-

background image

ł em , dzi ęki c zem u nawet noc ą m ogł em s wobodni e wygl ądać przez wys oki e okna. Ś wi atł o l am py przy tyl nym wyj ś c i u padał o na trawni k c i ągnąc y s i ę aż do s kraj u l as u. W yobrazi ł em s obi e, że j es tem j edną z dzi ewi ętnas towi ec znyc h s ł aw, która w bl as ku ś wi ec prac uj e nad s woi m naj nows zym dzi eł em , przys zł ym kl as y-
ki em . J ak Charl es Di c kens . A l bo m oże E dgar A l l an P oe.

W ypatrywał em zł otyc h ś wi ateł ek za oknem , al e zam i as t ni c h wi dzi ał em tyl ko betonową fontannę dl a ptaków i s tarą s zopę, w której j es zc ze ni gdy ni e był em .

J akoś m ni e ni e zai nteres ował a.

A ż do teraz.

W róc i ł em do dom u, przebrał em s i ę w dżi ns y i bl uzę i z trzym anej pod zl ewem s krzynki z narzędzi am i wyj ął em l atarkę i m ł otek. T ak wypos ażony (m i a-

ł em nadzi ej ę, że zardzewi ał a kł ódka podda s i ę po paru uderzeni ac h m ł otka) wys zedł em z dom u przez poc zekal ni ę. Noc ne powi etrze był o c udowne, orzeź-

wi ał o i c hł odzi ł o. Ś wi etl i ki s zybował y od ni ec hc eni a, ć m y kł ębi ł y s i ę wokół l am py przy drzwi ac h, grom ady żuków c zepi ał y s i ę druc i anej s i atki w oknac h, przywodząc na m yś l apl i kac j e na bati kowej kos zul i . P rawdzi we owadzi e ś wi ęto.

Las tętni ł życ i em . W i atr ni ós ł odgł os y wydawane przez c ykady, ś wi ers zc ze, s owy i i nne noc ne ptaki , tł um i one koj ąc ym s zm erem m orza s uc hyc h l i ś c i . Na tl e bezc hm urnego ni eba koł ys ał y s i ę m ons trual ne korony drzew, podś wi etl one padaj ąc ą od s trony dom u poś wi atą. B l as k ks i ężyc owego s i erpa padał na po-dwórko,
gwi azdy j ak m i kros kopi j ne ogni ki przepal ał y c zarne s kl epi eni e. W rażeni e bl i s koś c i natury był o ws zec hogarni aj ąc e; po życ i u w m i eś c i e nadal ni e m o-gł em s i ę do tego przyzwyc zai ć .

Rus zył em przez trawni k w s tronę s zopy. W i atr tarm os i ł na m ni e ubrani e.

Ni e wł ąc zył em l atarki , ni e m us i ał em , gdyż ks i ężyc i l am pa przy wej ś c i u 64

wys tarc zaj ąc o oś wi etl ał y m i drogę. W ys c hni ęta trawa dopom i nał a s i ę o przyc i ę-

c i e; źdźbł a ł as kotał y m ni e po kos tkac h j ak owadzi e odnóża.

Zatrzym ał em s i ę przy s zopi e, na s kraj u l as u, i nas ł uc hi wał em . P orus zane wi atrem konary drzew poj ęki wał y ni es pokoj ni e. W i ekowe des ki s zopy s krzypi a-

ł y i zgrzytał y, j akby był a żywą i s totą. S erc e podes zł o m i do gardł a, nagl e poc zu-

ł em s i ę j ak s zal eni ec , który s zykuj e s i ę do popeł ni eni a j aki egoś di abel s twa. Od-wróc i ł em s i ę i s poj rzał em w s tronę dom u. W ygl ądał troc hę s tras zni e i ni es am owi c i e, obl any wi dm ową poś wi atą ks i ężyc a. Za dni a udawał ni ewi ni ątko, pys zni ł

s i ę tą s woj ą kol oni al ną el eganc j ą, rabatkam i s tokrotek i m al owanym i oki enni -c am i , które wi tał y goś c i roześ m i anym i kol oram i . Za to noc ą wyc hodzi ł a na j aw j ego prawdzi wa natura. B ył m roc zny, wi l gotny i pękał w s zwac h od s krywanyc h taj em ni c . W ys tarc zył oby wys tawi ć przed drzwi l am pi on z dyni i Hal l oween go-towe.
T ak po pros tu.

S krob… s krob…

Obróc i ł em s i ę gwał towni e w s tronę s zopy. Coś us ł ys zał em . Dźwi ęk dobi egał z wnętrza s zopy, tak j akby ktoś paznokc i am i próbował wydł ubać drzazgę z prze-s us zonej des ki . W ł ąc zył em l atarkę i poś wi ec i ł em w c entym etrową s zparę m i ę-

dzy des kam i . Ś wi atł o ni e doc i erał o j ednak dal eko i ni c ni e zobac zył em .

S krob… s krob…

Znowu. Mi m o że drapani e był o c i c he, prawi e pods koc zył em , j akby tuż obok m ni e zawył a s yrena al arm owa. Cofnął em s i ę, ś c i s kaj ąc w drżąc yc h rękac h l atarkę i m ł otek. Chc i ał em zawoł ać , s pytać , c zy ktoś tam j es t. Rozs ądek podpowi adał , że to ni em ożl i we, s koro s zopa j es t zam kni ęta na kł ódkę od zewnątrz, c hyba że
oc zywi ś c i e…

Chyba że ten ktoś (l ub to c oś ) zos tał zam kni ęty wbrew s woj ej wol i .

T o m ożl i we.

W zdrygnął em s i ę i przekl ął em w duc hu za gł upi e pom ys ł y. K ł ębi ąc e s i ę w m oj ej gł owi e m yś l i był y równi e i rrac j onal ne j ak nagł y l ęk J es s i ki przed P age’ em i wywęs zonym i przez ni ego duc ham i . P owtarzał em s obi e w duc hu, że m us zę wzi ąć s i ę w garś ć , być s i l ny, zac hować s i ę j ak przys tał o na gł owę rodzi ny i os ob-
ni ka, który nos i s podni e. Mus i ał em okazać s i ł ę, determ i nac j ę i odwagę.

P rzeł ożył em l atarkę do l ewej ręki , w prawą wzi ął em m ł otek. Las poc i em ni ał

nagl e i wydał m i s i ę m artwy, m i m o ni eus taj ąc ego konc ertu owadów. W i atr s i ę wzm ógł , al e ki edy zadygotał em , ni e był to dres zc z s powodowany c hł odem , l ec z poc zuc i em s am otnoś c i , które ogarnęł o m ni e ze wzm ożoną m oc ą.

65

Obej rzał em kł ódkę. W i s i ał a na zardzewi ał ym s kobl u j ak m al eńka s zkl ana bom bka, która tyl ko c zeka na to, żeby j ą roztrzas kać . Zam ac hnął em s i ę l ekko m ł otki em i puknął em . Zadźwi ęc zał a m etal i c zni e. Dźwi ęk poni ós ł s i ę dal eko. Las odpowi edzi ał kol ej nym przes zywaj ąc ym powi ewem wi atru.

P oś wi ec i ł em l atarką. K ł ódka był a na s woi m m i ej s c u, al e s kobel troc hę s i ę pol uzował . J edna przerdzewi ał a ś ruba przepadł a bez ś l adu. Zam i as t uderzać drugi raz, pos tanowi ł em s próbować wył us kać drugi wkręt rozwi dl onym końc em obuc ha - równi e s prawni e, a na pewno o wi el e dys kretni ej . Zahac zył em o s kobel ,
podważył em go i poc i ągnął em . A ni drgnął .

I wtedy… Nowy odgł os . W s trzym ał em oddec h, nas ł uc huj ąc ws zel ki c h dźwi ę-

ków gł oś ni ej s zyc h ni ż bi c i e m oj ego s erc a. T en równi eż dobi egł z s zopy, al e ni e przypom i nał del i katnego s krobani a, które s ł ys zał em wc ześ ni ej . T o był przytł um i ony, m i ękki s tukot, j aki m ogł yby wydawać kopni ęte grudy s uc hej zi em i .

- Hal o?! - zawoł ał em prawi e s zeptem .

Na B oga, naprawdę oc zeki wał em odpowi edzi ? W s trzym ał em oddec h i del i katne pos tukał em m ł otki em w drzwi . I tym razem doc zekał em s i ę reakc j i .

Chrobot, s zurani e i s tukot, j akby c oś , c o znaj dował o s i ę w ś rodku, przypadki em uderzył o o ś c i anę.

B oże ś wi ęty… T am naprawdę c oś był o. Coś żywego.

- Hal o, tam w ś rodku? - powi edzi ał em ni ec o gł oś ni ej , al e i tak z m oj ego gardł a dobył s i ę tyl ko c hrapl i wy s krzek. - S ł ys zys z m ni e?

Żadnej odpowi edzi . Żadnego dźwi ęku. T yl ko fal a woni , m oc zopodobnego odoru, j aki koj arzy m i s i ę z tunel am i nowoj ors ki ego m etra w s i erpni u. W zi ął em wdec h, oc zy zac zęł y m i ł zawi ć od s m rodu, i podważył em s kobel . S zarpnął em raz, drugi . Za trzec i m razem drewno s i ę rozs zc zepi ł o i pozos tał e wkręty wys koc zył y.
Czwarte poc i ągni ęc i e ni e wym agał o j uż wi el ki ej s i ł y. K ł ódka i s kobel s tuknęł y gł uc ho o zi em i ę.

Ze ś rodka znowu dobi egł o s krobani e. I kol ej ny gł uc hy ł om ot. Ods koc zył em na dwa m etry, om al s i ę przy tym ni e wywrac aj ąc . Zakręc i ł o m i s i ę w gł owi e, j akby c ał y ś wi at nagl e s i ę przekrzywi ł . Z trudem odzys kał em równowagę, rozkł adaj ąc s zeroko ręc e z m ł otki em i l atarką. S poj rzał em na s zopę. „ Do di abł a, c o tam j es t w
ś rodku? Czł owi ek? Zwi erzę? Izol ant?!

Ni e, to ni em ożl i we. Ni e powi ni enem dopus zc zać do s i ebi e taki c h m akabryc znyc h wi zj i . Znaj dę tam pewni e j aki egoś ptaka al bo wi ewi órkę, która prze-c i s nęł a s i ę do ś rodka przez s zparę przy zi em i i ni e m ogł a s i ę wydos tać , aż nagl e 66

us ł ys zał a odgł os y, które m ogł y zwi as tować j ej uwol ni eni e.

P owtarzaj ąc s obi e (po raz kol ej ny), że ni e m a s i ę c zego bać , pods zedł em bl i -

żej i c hwyc i ł em zardzewi ał y uc hwyt na drzwi ac h. I otworzył em j e, naj pi erw tyl ko odrobi nę, a potem na oś c i eż.

P oś wi ec i ł em do ś rodka.

W pi erws zej c hwi l i dos trzegł em tyl ko j aki ś s pory ks ztał t w pół m roku, ni e rozróżni ł em żadnyc h s zc zegół ów. K i edy j ednak oś wi etl i ł em go l atarką, nogi ugi ęł y s i ę pode m ną ze s trac hu.

S m ród uderzył m ni e ze zdwoj oną s i ł ą, j ak c oś nam ac al nego, j ak ręc e zac i s kaj ąc e m i s i ę na s zyi . Us ł ys zał em m akabryc zne bec zeni e. Mi ęś ni e zm i eni ł y m i s i ę w gal aretę na wi dok tego, c o zobac zył em . W s zopi e ni e zas tał em c zł owi eka, Izol anta, wi ewi órki ani ptaka. Znal azł em zwi erzę.

P o ś c i aną l eżał a doros ł a ł ani a, która wł aś ni e drugi raz wydał a to dzi wne ni -by-bec zeni e, ni by-ryk (które przy otwartyc h drzwi ac h zabrzm i ał o znac zni e gł o-

ś ni ej ), a ki edy ś wi atł o l atarki om i otł o j ej ł eb, j ej wi l gotne, wytrzes zc zone oc zy obróc i ł y s i ę w m oi m ki erunku j ak j aj ka we wrzątku. W boku zwi erzęc i a był a pas kudna rana, l ś ni ąc a fal a s zkarł atu s pł ywał a na podł ogę pod rozdygotanym c i ał em . Łani a próbował a ws tać , al e tyl ko bezradni e wi erzgnęł a, zahac zaj ąc j edną nogą
o ś c i anę s zopy.

Zac zął em s i ę c ofać . P róbował em zebrać m yś l i , odgadnąć , j aki m c udem zwi erzę dos tał o s i ę do ś rodka.

P rzec i eż wi es z, Mi c hael . K toś j e tu zam knął . Naj pi erw dźgnął j e w brzuc h, a potem wys zedł i zam knął drzwi na kł ódkę. Dzi ękuj ę, do wi dzeni a.

Nadal pozos tawał o pytani e - kto to zrobi ł ? I po c o?

P rzes zedł m ni e dres zc z, j akby od um i eraj ąc ej ł ani buc hnęł a fal a zi m na.

P rzypom ni ał m i s i ę j el eń, którego wi dzi el i ś m y z P hi l l i pem na s pac erze: wyrós ł

j ak s pod zi em i , tak j akby P hi l l i p wi edzi ał , że tam będzi e, aby dopeł ni ć s i el anki .

Zni knął w l es i e równi e s zybko, j ak s i ę poj awi ł .

background image

Zas tanawi ał em s i ę, przes tras zony, c zy ni e j es t to przypadki em to s am o zwi erzę, na które s i ę wtedy natknęl i ś m y. W zdrygnął em s i ę na tę m yś l , a wtedy ł ani a dźwi gnęł a s i ę na nogi . Znów s i ę c ofnął em , wł aś c i wi e zatoc zył em do tył u, na zewnątrz s zopy. S m ród m oc zu, odc hodów i brudu odpyc hał m ni e równi e s kutec zni e
j ak s trac h.

P rzypom ni ał em s obi e o m ł otku. Nadal trzym ał em go w ręc e.

Zas tanów s i ę, Mi c hael … c hł opak z m i as ta, rzuc ony na gł ęboką wodę… al e z c zym ś taki m s obi e poradzi s z, to kas zka z m l ec zki em … T utej s i l udzi e na pewno 67

um i el i by zahi pnotyzować zwi erzaka, żeby j adł i m z ręki j ak s zc zeni ac zek… Zrób tak. W yobraź s obi e, że to bandzi or, który na rogu Ós m ej i Czterdzi es tej T rzec i ej próbuj e wyrwać twoj ej c i ężarnej żoni e torebkę…

Moj ej c i ężarnej żoni e.

Zahac zył em ręką o bezl i s tny krzew. Ods koc zył em i upuś c i ł em l atarkę, al e m ł otek ś c i s kał em c oraz m oc ni ej , gotowy do c i os u, na ws zel ki wypadek, tak po pros tu na ws zel ki wypadek…

Zac zął s i ę poj edynek na s poj rzeni a. K to kogo przetrzym a. Łani a m i ał a pys k ubrudzony zi em i ą, krew i ropa pi eni ł y j ej s i ę na dzi ąs ł ac h, oddyc hał a pł ytko i gwał towni e. P okręc i ł a s tanowc zo gł ową, zabec zał a ze zł oś c i ą i rzuc i ł a s i ę na m ni e.

Ins tynktowni e przeni os ł em c i ężar c i ał a na wys uni ętą do przodu nogę i wal nął em m ł otki em w ł eb zwi erzęc i a tuż nad l ewym uc hem . T rzas k, ki edy m etal zdruzgotał koś ć … był zarazem m akabryc zny i zdum i ewaj ąc y. P rzypom i nał per-fekc yj ne uderzeni e ki j a bej s bol owego w pi ł kę. Z gardł a i nozdrzy j el eni a dobył

s i ę ohydny ś wi s t. Mł otek wypadł m i z ręki , przekozi oł kował w l oc i e i z gł uc hym s tukotem odbi ł s i ę od ś c i any. Leżał obok kł ódki .

Ods koc zył em od os uwaj ąc ego s i ę zwi erzęc i a. W ybeł kotał em odruc howo „O

B oże… ” i poc zuł em c i epł y bryzg krwi na twarzy, na rękac h, przes i ąkł a m i nawet przez bl uzę. Łani a zwal i ł a s i ę na zi em i ę, al e j es zc ze przez c hwi l ę przem i es zc zał a s i ę w ki erunku l as u. Fontanna krwi z rozł upanej c zas zki zal ś ni ł a w ś wi etl e ks i ę-

życ a.

J el eń zni eruc hom i ał .

J aki ś c zas upł ynął w gł uc hej c i s zy, zani m uś wi adom i ł em s obi e, że nogi ni e utrzym ał y m oj ego c i ężaru i l eżę na pl ec ac h z przekręc oną na bok gł ową. Opar-

ł em dł oni e o zi em i ę, aż wi l gotny m ec h m l as nął m i m i ędzy pal c am i , i us i adł em .

Coś oś l i zł ego przem knęł o m i po ręc e; ni e patrząc , s trząs nął em to z obrzydzeni em . S i ęgnął em po obl epi oną bł otem l atarkę, nam ac ał em wył ąc zni k, zani m pal ec m i s i ę z ni ego ześ l i znął , i oś wi etl i ł em zwi erzę.

Ohyda. Gdybym m i ał wtedy doś ć s i ł y w nogac h, zerwał bym s i ę, uc i ekł , s c hroni ł s i ę w c i epł ym , przytul nym dom u i wi ęc ej j uż ni e wys zedł . A l e był em w s tani e tyl ko kl ęc zeć na wi l gotnej zi em i i drżeć na wi dok s kutków s woj ej ś l epej furi i , która ogarnęł a m ni e w uł am ku s ekundy, gdy i ns tynkt wzi ął górę nad ro-zum em w
s ytuac j i „dzi ał aj al bo gi ń”, tak j ak c hwi l ę wc ześ ni ej u ł ani . Mi ał em wrażeni e, że unos zę s i ę poza s woi m c i ał em i s pogl ądam na j aki egoś s zal eńc a, który j es zc ze przed m om entem był na wpół obł ąkany ze s trac hu, a teraz - gdy 68

dokonał s woj ego m roc znego dzi eł a i zas pokoi ł zwi erzęc ą żądzę krwi - powol i s i ę us pokaj ał .

A przec i eż był em zwyc zaj nym c zł owi eki em , który broni ł s i ę przed s ubi ek-tywni e odc zuwanym zagrożeni em .

Odetc hnął em gł ęboko ki l ka razy, otrząs nął em s i ę, ws tał em i pods zedł em do ł ani . T yl ko j eden krok. S poj rzał em w prawo, w s tronę otwartyc h drzwi , próbuj ąc przebi ć wzroki em panuj ąc y w s zopi e m rok.

W ś wi etl e l atarki wi dzi ał em tyl ko zakrwawi oną podł ogę: s tare, próc hni ej ąc e des ki poprzeras tane trawą, c hwas tam i i ps i m i grzybkam i pi eni ąc ym i s i ę gęs to po kątac h. Ledwi e zbl i żył em s i ę do wej ś c i a, ze ś rodka buc hnął dł awi ąc y, przyprawi aj ąc y o m dł oś c i s m ród. W ytrzym ał em go j ednak, al e gdy j uż, j uż wydawał o m i
s i ę, że wym i oty m i ni e grożą kanapka z m as ł em orzec howym i m l eko wróc i ł y wezbraną fal ą. S tał em bez ruc hu, z rękam i opartym i o kol ana, i c zekał em , aż tors j e s i ę s końc zą. K i edy był o po ws zys tki m , zac i s nął em zęby i zm us i ł em s i ę, żeby wej ś ć do s zopy i oś wi etl i ć tę j ej c zęś ć , która do tej pory pozos tawał a ni ewi -
doc zna.

Ogarnęł o m ni e obrzydzeni e grożąc e ataki em pani ki . Mus i ał em ws trzym ać oddec h, żeby znowu ni e zwym i otować .

Na podł odze l eżał o j es zc ze j edno zwi erzę, m ał y j el onek. Ni e żył od dawna.

Ś c i s nął em l atarkę obi em a drżąc ym i dł ońm i . P l am a ś wi atł a s kakał a po ś c i anac h j ak s nop z refl ektora w noc nym kl ubi e i ki l kanaś c i e s ekund zaj ęł o m i na-prowadzeni e j ej na ni eruc hom y c el . Rozkł adaj ąc e s i ę truc hł o był o ni ewi el ki e, m i ał o ni es peł na m etr dł ugoś c i . Orzec howej barwy s i erś ć pokrył y j uż c i em ne pł aty
m c hu, kł ębi ł y s i ę w ni ej l arwy, a nad c uc hnąc ą m as ą unos i ł y s i ę roj e owadów. Nogi był y obj edzone do koś c i , a ł eb zdeform owany, pozbawi ony oc zu i nos a. Na s zyi j el onek m i ał wi el ką ranę.

W i dok ni e pozos tawi ał zł udzeń. K toś zabi ł m ał ego j el eni a, a nas tępni e podrzuc i ł do s zopy z j aki egoś ni eznanego m i , l ec z z pewnoś c i ą ni edorzec znego powodu.

B ył o oc zywi s te, że c i ał o j el onka przel eżał o w s zopi e j uż s poro c zas u i przys zł o m i do gł owy, że zos tał o podrzuc one c el owo, tak s am o j ak żywa ł ani a, j uż po nas zym wprowadzeni u s i ę, c zyl i ni e dal ej ni ż przed m i es i ąc em . K toś zakradł s i ę na nas z teren i dopuś c i ł s i ę tej ohydy, ki edy j a j uż tu m i es zkał em ! Ni e był a to

„pam i ątka” zos tawi ona przez doktora Farri s a l ub wdowę po ni m .

W ybi egł em z c i as nej , zawi l goc onej s zopy; m oj e buty pl as kał y donoś ni e w rozm okł ej zi em i przy wej ś c i u. K s i ężyc s c hował s i ę za c i enką wars tewką c hm ur 69

i żół tawa poś wi ata l am py na werandzi e wydawał a s i ę m oc ni ej s za ni ż przedtem .

Modl i ł em s i ę w duc hu, żeby Chri s ti ne i J es s i c a przes pał y c ał y ten c zas , i zas tanawi ał em s i ę, j ak to m ożl i we, że P age ni e s ł ys zał , j ak hał as ował em . Otarł em c zoł o z potu. P os tanowi ł em zatai ć ws zys tko przed rodzi ną. Ni ektóre s prawy l epi ej przem i l c zać - i to był a druga z ni c h. P i erws zą był a rozm owa, j aką odbył em z
Ros y Dei ghton w dni u przeprowadzki .

P rzez ki l ka m i nut s tał em przed s zopą, zani m wzi ął em s i ę w garś ć . Mus i ał em j akoś us unąć truc hł a obu zwi erząt. A l e j ak s i ę do tego zabrać ?

Mi c hael ? A c o ty na to, żeby zani eś ć j e do l as u i zł ożyć na oł tarzu Izol antów?

No wi es z, na tym zakrwawi onym i gł azi e?

P okręc i ł em energi c zni e gł ową, aby pozbyć s i ę tej zwari owanej m yś l i , i przec i ws tawi ł em j ej równi e ni edorzec zny argum ent: P hi l l i p m ówi ł , że s kł adane w ofi erze zwi erzę m us i być żywe.

- Czyś ty zwari ował ?! - wyc hrypi ał em na gł os .

Ci ężki m kroki em zac zął em obc hodzi ć dom z l ewej s trony, ki eruj ąc s i ę do wol no s toj ąc ego garażu. W s zedł em boc znym i drzwi am i , bł ogos ł awi ąc w duc hu s uc he, dus zne wnętrze (które w dodatku znaj dował o s i ę dal eko od l as u), i z pół ki , na której Chri s ti ne trzym ał a narzędzi a ogrodni c ze, wzi ął em rękawi c e roboc ze. W
kąc i e, obok kos i arki , znal azł em ni ebi es ką fol i ową pł ac htę, którą przykrywał em podł ogę podc zas m al owani a.

Żoł ądek podc hodzi ł m i do gardł a, gdy m yś l ał em o tym , c o zam i erzam . S tara-

ł em s i ę zwal c zyć m dł oś c i , al e w grę wc hodzi ł y dodatkowe, ni ezal eżne ode m ni e c zynni ki , taki e j ak ni es i ony wi atrem od s trony s zopy odór zgni l i zny, ni eus tępl i wy j ak rem ora uc zepi ona reki na. Czuł em go nawet w garażu. W poł ąc zeni u z wi zj ą c uc hnąc yc h, przel ewaj ąc yc h m i s i ę przez ręc e zwi erzęc yc h zwł ok, które będę
m us i ał zawi nąć w fol i ę, przyprawi ał m ni e o bol es ne s kurc ze w brzuc hu, zwł as zc za ki edy pom yś l ał em o roj ąc ym s i ę pod truc hł em j el onka robac twi e, które rozpi erzc hni e s i ę, gdy po wi el u dni ac h zburzę i c h s pokój i odbi orę i m bezc enny s karb.

W etknął em zł ożoną pł ac htę pod pac hę i wys zedł em z garażu, za ws zel ką c e-nę próbuj ąc otrząs nąć s i ę z obrzydl i wyc h ws pom ni eń, które m i ał y m ni e j es zc ze dł ugo prześ l adować . P owol i s zedł em w s tronę s zopy. Mi j aj ąc wys oki e okna bi bl i oteki , żał ował em , że ni e s i edzę przy bi urku, przy którym w dys kretnym ś wi etl e
l am pki do c zytani a m ógł bym s pokoj ni e zaj adać nas tępną kanapkę i przekł a-dać papi ery. Czas wl ókł s i ę w ni es końc zonoś ć - m ożl i we, że c el owo przec i ągał em 70

s wój powrót, al e w końc u dotarł em na m i ej s c e zbrodni . Mi ej s c e, w którym dobi -

ł em doros ł ą ł ani ę.

P owtarzał em s obi e, że ws zys tko będzi e dobrze, że j a, gł owa rodzi ny, poradzę s obi e z tą ni eprzewi dzi aną trudnoś c i ą. Zawi nę dwa m artwe zwi erzaki w fol i ę i wywl okę j e s to m etrów w l as , gdzi e będą m ogł y s pokoj ni e s obi e gni ć , a j a zac znę wym azywać z pam i ęc i tę pas kudną noc .

A l e s tał o s i ę i nac zej .

Fol i a wypadł a m i z rąk, twarz wykrzywi ł a s i ę w bol es nym grym as i e, j akby ktoś wyrżnął m ni e w kol ano. Upuś c i ł em też l atarkę, al e wc ześ ni ej zdążył em ws zys tko zobac zyć i zori entować s i ę, że od tej pory ni c , al e to zupeł ni e ni c ni e będzi e j uż dobrze.

Oba truc hł a zni knęł y.

background image

13.

Do rana ni e zm rużył em oka, c o był o do przewi dzeni a. J ak m ogł em zas nąć po tym , c o s i ę wydarzył o? S am o s potkani e z j el eni em przyprawi ł oby c zł owi eka o bezs ennoś ć , a m akabryc zna taj em ni c a zni kaj ąc yc h zwi erzęc yc h zwł ok m ogł a m i zapewni ć dł ugi e l ata noc nyc h kos zm arów. Chyba że znaj dę dl a ni ej j aki eś
rac j onal ne wytł um ac zeni e.

Dopi ero o wpół do trzec i ej wróc i ł em do dom u. W zi ął em drugi tego wi ec zoru prys zni c , bardzo dł ugi . Ni e m ogł em przes tać m yś l eć o tym , c o s i ę wydarzył o.

Mój um ys ł odpł ywał s wobodni e w bezgrani c zną pus tkę wi el ki ej bzdury. P otem wyc i ągnął em s i ę na wznak na s ofi e w s al oni e, c ał y obol ał y; m i ęś ni e rąk i nóg drżał y m i z wys i ł ku. Mi ał em oc hotę wyj ś ć znowu na dwór i j es zc ze raz rozej rzeć s i ę w s zopi e, upewni ć s i ę, że ni e m a w ni ej m artwego j el onka - nawet j eś l i
wi edzi ał em dos konal e, że go tam ni e znaj dę. S prawdzał em to pi ęć al bo s ześ ć razy, zagl ądaj ąc na przem i an to do s zopy, to do l as u, al e znal azł em tyl ko ś l ad znac zony kropl am i krwi , zac zynaj ąc y s i ę w m i ej s c u, gdzi e zos tawi ł em zabi tą ł ani ę.

K i edy potwornoś ć s ytuac j i w peł ni do m ni e dotarł a, pogodzi ł em s i ę z porażką i wróc i ł em do dom u, c hoc i aż um ys ł wal c zył j es zc ze z c i ał em , a teraz, na s ofi e, ewi dentni e wygrywał noc ną batal i ę.

K i edy ws tał em rano, ni e m i ał em oc hoty naj edzeni e, al e pos tanowi ł em m i m o to przyrządzi ć rodzi nne ś ni adani e: j aj ka, bekon, kawa, s ok, tos ty. K i edy 71

Chri s ti ne zes zł a na parter, potraktował a m ni e rac zej ozi ębl e (poni ekąd s ł us zni e, bo na ś m i erć zapom ni ał em o j ej wi ec zornej przem owi e i kł ótni ), al e na wi dok nakrytego s toł u troc hę zł agodni ał a. Naj wyraźni ej c i ąża wzm ogł a j ej apetyt i peł ny tal erz s prawi ł j ej przyj em noś ć .

- Dom yś l am s i ę, że w ten s pos ób c hc es z s i ę pogodzi ć - s twi erdzi ł a c hł odno.

W zrus zył em ram i onam i , potwi erdzaj ąc j ej dom ys ł y. P rawdę m ówi ąc , m i a-

ł em ś wi eżo w pam i ęc i gwał townoś ć nas zej wi ec zornej s przec zki i był em os zoł om i ony ł atwoś c i ą, z j aką przes zł a nad ni ą do porządku dzi ennego. W przes zł oś c i po ni ni ej s zyc h kł ótni ac h na dł ugo zapadał y c i c he dni . W ygl ądał o j ednak na to, że tam ta dys kus j a zos tał a ofi c j al ni e zakońc zona, za c o był em Chri s ti ne
wdzi ęc z-ny. Mi ał em ważni ej s ze s prawy na gł owi e.

T aki e j ak zni kaj ąc e m artwe zwi erzęta. Ni e m ogł y przec i eż ws tać i pój ś ć …

Na s c hodac h rozl egł o s i ę tup, tup drobnyc h s topek i J es s i c a zj awi ł a s i ę w kuc hni w towarzys twi e pl ąc ząc ego s i ę j ej pod nogam i P age’ a. P os tawi ł em przed ni ą tal erz, a ona bez s ł owa zac zęł a pał as zować . P age przem knął do m i s ki , żeby s kubnąć ps i c h c hrupek, ni epoc i es zony, że ni e zał apał s i ę na j aj ka i bekon.

P rzygotowuj ąc ś ni adani e, m i ał em nadzi ej ę, że uda m i s i ę pogadać c hwi l ę z Chri s ti ne o j ej … o nas zyc h pl anac h na przys zł oś ć , zwi ązanyc h ze s podzi ewanym powi ęks zeni em rodzi ny. Teraz j ednak uś wi adom i ł em s obi e, że taka rozm owa będzi e m us i ał a poc zekać . Na ws zys tko j es t odpowi edni c zas i m i ej s c e, a to ni e
był naj l eps zy m om ent, żeby o ws zys tki m i nform ować J es s i c ę. W tej kwes ti i zgadzal i ś m y s i ę z Chri s ti ne bez s ł ów.

S i edzi ał em wi ęc przy s tol e, pogryzaj ąc tos ty i patrząc na j edząc e w m i l c zeni u żonę i c órkę (oraz ps a). Chri s ti ne pi erws za s końc zył a, podj ec hał a do m ni e na krześ l e i m ni e obj ęł a.

- P rzepras zam , że był am wc zoraj taka wredna. I dzi ękuj ę za ś ni adani e, był o przepys zne.

- Ni e m a za c o.

Odwzaj em ni ł em uś c i s k. Czuł em s i ę troc hę ni ezręc zni e. Chri s ti ne ni e nal eżał a do l udzi , którzy ł atwo podkul aj ą ogon, przynaj m ni ej dopóki ni e pos tawi ą na s woi m . T ym c zas em dzi s i aj obes zł o s i ę bez żadnyc h warunków ws tępnyc h. Coś taki ego zdarza raz w życ i u. Farc i arz ze m ni e.

J es s i c a wybi egł a z kuc hni do przedpokoj u i zac zęł a s zukać s woi c h adi das ów w s zafc e z butam i .

- Chodź, P age! - zawoł ał a.

72

W ytrzes zc zył em oc zy.

- Gdzi e i dzi es z?

- Obi ec ał am j ej wc zoraj , że zabi orę j ą do parku B eaum onta - wyj aś ni ł a Chri s ti ne. - Mi ał am nadzi ej ę, że zapom ni ał a.

- Żartuj es z? W taki ej nudnej m i eś c i ni e taki c h obi etni c s i ę ni e zapom i na.

J es s i c a wł ożył a buty i kurtkę, zupeł ni e ni e przej m uj ąc s i ę tym , że m am a s i edzi przy s tol e w pi żam i e: c i epł yc h s zortac h, s tarej kos zul c e i s i atc e na wł os ac h.

- Zac zekaj c hwi l ę, koc hani e. Mam us i a m us i s i ę przebrać .

- Dobrze! - zawoł ał a J es s i c a. P rzypi ęł a s m yc z do obroży P age’ a i podes zł a do drzwi wyj ś c i owyc h. - Czekam y na dworze.

Chri s ti ne ods tawi ł a tal erz do zl ewu.

- Mam nadzi ej ę, że s i ę ni e obrazi s z, j eś l i ni e pom ogę c i zm ywać .

Ni e oc zeki wał em tego od ni ej . Uś m i ec hnął em s i ę.

- P ewni e, że ni e. B awc i e s i ę dobrze.

Tak naprawdę to c hc i ał em j ą zapytać przede ws zys tki m o to, ki edy zac zni e prac ować w rec epc j i . Z papi erkową robotą na razi e j akoś s obi e radzi ł em , al e zabi erał a m i wi ęc ej c zas u, ni żbym c hc i ał . P oza tym m i ł o by był o, gdyby pac j entów wi tał a j akaś s ym patyc zna, przyj azna twarz, a ni e pus ta poc zekal ni a. B i orąc pod
uwagę, że s podzi ewal i ś m y s i ę dzi ec ka, zac zynał em s i ę l i c zyć z tym , że będę m us i ał naj ąć kogoś do pom oc y, zani m utonę w papi erac h. Rany… Ni s tąd, ni zowąd Chri s ti ne przeobrażał a s i ę w etatową m am us i ę. I s zl ag trafi ł nas z m ał y pl an.

- Dzi ęki . Lunc h zj em y w m i eś c i e, po s pac erze.

P oc ał ował a m ni e i s ytuac j a wróc i ł a to norm y, j akby ni c m i ędzy nam i ni e za-s zł o.

A m oże j edzi e do m i as ta na badani a? - pom yś l ał em . Ni e zdzi wi ł bym s i ę.

Chc i ał em c oś na ten tem at powi edzi eć , al e uznał em , że to m oże poc zekać .

Zawarl i ś m y rozej m i ni e c hc i ał em ps uć tej c hwi l i . J ako l ekarz wi em o zm i anac h nas troj u kobi et w c i ąży. Możec i e m i wi erzyć , trzeba s i ę c i es zyć z m om entów wzgl ędnego s pokoj u. P os tanowi ł em ni e wywoł ywać wi l ka z l as u i tyl ko pom ac hał em do żony z uś m i ec hem , ki edy pos zł a na górę s i ę przebrać .

P i ęć m i nut późni ej wys zł a z dom u i zos tał em s am .

W ys zedł em na werandę. Chri s ti ne wyprowadzi ł a s am oc hód na koni ec podj azdu, s kręc i ł a w l ewo i zni knęł a m i z oc zu za zakrętem . Zos tał a po ni ej tyl ko s nuj ąc a s i ę za autem s m uga s pal i n ni c zym ogon dżi na z l am py A l adyna. Ni ebo 73

był o bł ęki tne, dzi eń ni ewi arygodni e s uc hy, a term om etr na werandzi e ws kazywał dwadzi eś c i a s ześ ć s topni . Mi m o ni ewys pani a podzi wi ał em ten pi ękny l etni dzi eń. B ywał o, że kontras t m i ędzy Manhattanem a A s hborough przerażał

m i es zc zuc ha we m ni e (tak j ak ubi egł ej noc y), al e zdarzał y s i ę też c hwi l e taki e j ak teraz, w któryc h m ogł em s i ę ni m c i es zyć do wol i . W c i ągał em powi etrze gł ę-

boko w pł uc a i ni e m yś l ał em o przej ś c i owyc h życ i owyc h probl em ac h - dopóki zegar w s al oni ku ni e wybi ł dzi ewi ątej i ni e wyrwał m ni e z zadum y. Za pi ętnaś c i e m i nut m i ał em przyj ąć pi erws zą pac j entkę. W róc i ł em do dom u i wypi ł em kawę, zerkaj ąc na s tertę brudnyc h nac zyń w zl ewi e. Odkręc i ł em kran i wyj rzał em przez
okno.

Fol i owa pł ac hta l eżał a na zi em i , zahac zona o narożni k s zopy, drzwi s zopy był y otwarte, a krwawy trop prowadzi ł w gł ąb l as u.

background image

14.

Obej rzał em l i s tę zapi s anyc h na ten dzi eń pac j entów. O dzi ewi ątej pi ętna-

ś c i e, a wi ęc j uż za pi ęć m i nut, m i ał a s i ę zj awi ć Lauren Hunter - po trzydzi es tc e, z farbowanym i na bl ond wł os am i , drogą bi żuteri ą i gł adką s kórą. B adał em j ą j uż raz wc ześ ni ej i doś ć j ednoznac zni e dawał a m i do zrozum i eni a, że j es t bardzi ej ni ż c hętna: kakaowe oc zy, przym gl one i c ał y c zas utkwi one we m ni e, gł ęboki
dekol t, uś m i ec h s zeroki na ki l om etr, j ak z rekl am y pas ty do zębów. B roni ł em s i ę przed ni ą, obnos ząc s i ę z oznakam i m oj ego s zc zęś l i wego m ał żeńs twa - c zyl i m ówi ł em o dzi ec i ac h i rodzi nnyc h wakac j ac h, na które ni gdy s i ę ni e wybral i -

ś m y. Dol egl i woś c i żoł ądkowe Lauren Hunter us tąpi ł y j ak za dotkni ęc i em c zaro-dzi ej s ki ej różdżki , gdy tyl ko dos zł a do wni os ku, że nowy l ekarz j es t rac zej ni e-dos tępny. Zas trzegam s i ę, że tyl ko „rac zej ”, poni eważ j ednak um ówi ł a s i ę na drugą wi zytę. Ci ekaw był em , c zy tym razem naprawdę c oś j ej dol ega.

Dzi eń m i ał być ni ezbyt prac owi ty: druga wi zyta po l unc hu, potem j es zc ze dwi e późnym popoł udni em . P rzegl ądaj ąc kartotekę Farri s a, zwróc i ł em uwagę, że l atem ni e m a w gabi nec i e wi el ki ego ruc hu - i po i ntens ywnym okres i e wi zyt zapoznawc zyc h j a równi eż ni e narzekał em na nadm i ar pac j entów. Do końc a tygodni a
też m i ał em m i eć wzgl ędny s pokój .

74

Odc zekał em do pół do dzi es i ątej , ki edy to dos zedł em do wni os ku, że Lauren Hunter j ednak ni e przyj dzi e, i wym knął em s i ę przez poc zekal ni ę. P ods zedł em do dom u od frontu, zerkaj ąc na drogę, aby upewni ć s i ę, c zy j ednak s i ę ni e s póź-

ni . Na horyzonc i e ni e był o ni kogo (m ój oj c i ec tak m awi ał , ki edy był em m ał ym c hł opc em i przyc hodzi ł s prawdzi ć , c zy w m oj ej s ypi al ni ni e kryj e s i ę po c i em ku j aki eś s tras zydł o), wzi ął em wi ęc z garażu grabi e (które, j ak m i s i ę wydawał o, naj l epi ej s i ę nadawał y do zatarc i a krwawyc h ś l adów) i żwawym kroki em rus zy-

ł em do s zopy. Rozej rzał em s i ę.

W s zeroki m kręgu zdeptanej trawy zos tał a brunatna pl am a krwi . Z bl i s ka s twi erdzi ł em , że wygl ąda ś wi eżo, j akby ktoś wyl ał w tym m i ej s c u j es zc ze l i tr al bo wi ęc ej pos oki , tyl e że późni ej , dł ugo po tym , j ak wróc i ł em do dom u. S zeroki krwawy s zl ak wi ódł w gł ąb l as u, al e po paru m etrac h rozdzi el ał s i ę na poj e-dync ze
ś c i eżynki , a potem nagl e s i ę urywał , tuż obok kępy m ł odyc h s am os i ej ek.

Os trożni e zaj rzał em do s zopy. Nawet teraz, w ś rodku s ł onec znego dni a, w s zopi e panował m rok. Na s zc zęś c i e m i ędzy próc hni ej ąc ym i des kam i ni e brakował o s zpar, a i przez otwarte drzwi wpadał o doś ć ś wi atł a, abym m ógł s twi erdzi ć , że ni e m a tam m artwego j el onka. Zos tał a tyl ko brązowawa pl am a. K tokol wi ek zabrał
s tąd zwi erzę, zrobi ł to s zybko i s prawni e. Ni e c hc i ał , żeby go wi dzi ano.

Do tego m om entu dzi eń był m i ł y, c i c hy i s pokoj ny. T ypowy poranek w A s hborough. P taki wyś pi ewywał y s erenady, l i ś c i e drzew s zeptał y porus zane l ekki m zefi rki em .

W ys zedł em z s zopy, oparł em grabi e o ś c i anę i na m i ękki c h nogac h pods zedł em do betonowej fontanny. P owrót na m i ej s c e zbrodni wyprowadzi ł m ni e z równowagi . A by ni e poddać s i ę tej c hwi l owej s ł aboś c i , próbował em ukł adać l i s tę ws zys tki c h s praw do zał atwi eni a (m us i ał em , na przykł ad, wypeł ni ć form ul arze
ubezpi ec zeni owe i druki zam ówi eń na l eki ), al e ni c m i z tego ni e przys zł o. W

m oj ej gł owi e był o m i ej s c e na ws zys tko.

B as eni k był pus ty; ni c dzi wnego, od tygodni ni e padał o. Odkąd s i ę wprowadzi l i ś m y, pam i ętał em tyl ko j eden des zc z, a wł aś c i wi e popoł udni ową burzę, któ-

ra nadał a ni ebu pas kudny odc i eń węgl a drzewnego i ś m i ertel ni e wys tras zył a P age’ a, który ods zc zeki wał s i ę j ej s pod ł óżka J es s i ki . Dotknął em fi gurki c heru-bi nka, pogrążony w m yś l ac h; wł aś ni e dos zedł em do wni os ku, że druga fi l i żanka kawy dobrze by m i zrobi ł a, ki edy c i s zę rozdarł przeraźl i wy krzyk.

W ł os y s tanęł y m i dęba. Okręc i ł em s i ę na pi ęc i e, j akbym c ał y c zas tyl ko c zekał , aż wydarzy s i ę c oś okropnego.

75

(Zł otooki e s tras zydł a? Martwe zwi erzęta zni kaj ąc e z m oj ego podwórka? T ak, to m ogł o m i eć c oś z tym ws pól nego).

Ni c ni e zobac zył em , al e zza dom u znowu dobi egł wrzas k, wys oki i przeni kl i wy j ak wi zg gi l otyny. Chwi l ę późni ej dał s i ę s ł ys zeć gł uc hy ł os kot, j akby c oś uderzył o o ś c i anę.

Obi egł em dom i zobac zył em krew. B ył a ws zędzi e i był o j ej m nós two: na dróżc e, na trawi e, na ś c i ani e obok wej ś c i a do poc zekal ni . Dopi ero wtedy zobac zył em c i ał o i odruc howo zatkał em s obi e us ta pi ęś c i ą, żeby ni e krzyknąć .

Lauren Hunter j ednak przyj ec hał a na wi zytę, al e po drodze c oś s i ę j ej przytrafi ł o. Ni e m i ał em poj ęc i a, c o dokł adni e. Mogł em tyl ko s tać bez ruc hu, wy-trzes zc zać oc zy i l i c zyć na c ud, c zyl i eki pę ratowni ków m edyc znyc h w wyj ąc ej karetc e, z c zarnym i torbam i , kropl ówką i nos zam i , pędząc yc h na ratunek m oj ej pac j entc e.
T ak to wygl ąda w Nowym J orku: wys tarc zy s i ę ods unąć i zrobi ć m i ej s c e zawodowc om , a oni ws zys tki m s i ę zaj m ą. A l e tu, w m i as tec zku krętyc h dróg i l as ów m i s i a Y ogi , był em j edynym l ekarzem . I s am j eden m us i ał em prowadzi ć ten s am ol ot, c hoc i aż ni e m i ał em zi el onego poj ęc i a o pi l otażu.

Moj a wi edza i doś wi adc zeni e z zakres u ratowni c twa m edyc znego s ą doś ć ograni c zone. J es tem zwykł ym i nterni s tą, znam s i ę na katarac h i kas zl u, s m ar-kac h i fl egm i e, al e w tej s ytuac j i nawet j a um i ał em pos tawi ć di agnozę: Lauren Hunter za parę m i nut s tani e przed obl i c zem S twórc y. W ł aś c i wi e bi orąc pod uwagę j ej
s tan, nal eżał o s i ę dzi wi ć , że j es zc ze ni e s tanęł a. Coś zerwał o j ej kawał

s kóry z twarzy. Zos tał krwawy pł at m i ęs a, c i ągnąc y s i ę od l i ni i wł os ów do drżą-

c ej żuc hwy. Z bl uzki zos tał y s trzępy, l ewa ręka wyrwana ze s tawu barkowego zwi es zał a s i ę bezwł adni e j ak zł am ana przez burzę gał ąź drzewa. P od prawą pi ers i ą dwa zł am ane żebra przebi ł y s i ną od krwi aków s kórę. Zakas zl ał a; krew i żół ta fl egm a bryznęł y na trawę. J ęknęł a z ból u - tak gł oś no, że aż pods koc zył em - i
przetoc zył a s i ę na bok. J ej nogi dygotał y gwał towni e, troc hę podobni e do nóg ł ani , którą znal azł em w noc y w s zopi e, j akby ktoś podł ąc zył j e do prądu. Obrac aj ąc s i ę, ods ł oni ł a gł ęboką ranę na wys okoś c i tal i i , z której s zarofi ol etowe wnętrznoś c i natyc hm i as t wyl ał y s i ę na betonowy c hodni k. W yś l i znęł a s i ę też gruba
różowa rura, wi j ąc a s i ę i podryguj ąc a j ak obdarzona wł as nym życ i em .

J eden j ej koni ec zni kał w c i el e. P rzywodzi ł a na m yś l s m yc z.

P rzypom ni ał em s obi e s ł owa P hi l l i pa: „Zwi erzę m us i być żywe, żeby m ożna j e był o zł ożyć w ofi erze”.

B ył em roztrzęs i ony i przerażony; gdybym m us i ał c oś powi edzi eć , beł kotał -

bym bez ł adu i s kł adu. P oc i es zał em s i ę, że to i tak bez znac zeni a. Cokol wi ek 76

bym powi edzi ał , c okol wi ek zrobi ł , i tak ni e zm i eni ł bym faktu, że Lauren Hunter, m oj a pac j entka, zaraz um rze.

Znowu odkas zl nęł a. Grudki fl egm y wys trzel i ł y z j ej us t z taki m i m petem , że rozprys nęł y s i ę na ś c i ani e przy drzwi ac h. O dzi wo, j es zc ze s i ę porus zał a, ba, us i ł ował a nawet s i ę podni eś ć . J ej powi eki zatrzepotał y i podni os ł y s i ę, ods ł ani aj ąc s zkl i s te, przes ł oni ęte krwawą m gi eł ką oc zy. Gł owa opadł a j ej bezwł adni e w tył ,
potem w przód. Dopadł em do ni ej , ukl ęknął em i przytrzym ał em , żeby ni e próbował a ws tawać . Organi zm był w s zoku, c o ni e przes zkadzał o m u wypom -powywać l i trów krwi .

P oś l i znął em s i ę.

T a dzi ura w j ej brzuc hu… wnętrznoś c i … Chrys te!

Zac hodzi ł em w gł owę, c o taki ego przydarzył o s i ę Lauren Hunter, al e m ój obł ąkany zdrowy rozs ądek powtarzał w kół ko: T o s am o c o Ros y Dei ghton. T o s am o c o Nei l owi Farri s owi . T o s am o c o…

Gdybym m yś l ał i nac zej , ni epotrzebni e wys i l ał bym m ózgowni c ę. Coś s tras znego dzi ał o s i ę w A s hborough. A c i przekl ęc i tubyl c y przyj m owal i ten fakt równi e s pokoj ni e j ak c i epł y pos i ł ek na kol ac j ę.

Mus i ał em ods unąć te m yś l i od s i ebi e. W tej c hwi l i naj ważni ej s ze był o dzi a-

ł ani e. P rzys zł o m i do gł owy, żeby przyni eś ć koc z dom u, al e tyl ko zni s zc zył bym koc . Ni e m ogł em j ednak pozwol i ć , żeby tak c i erpi ał a. I m us i ał em wezwać pom oc , nawet j eś l i pani Hunter m i ał aby um rzeć na dł ugo przed j ej przybyc i em .

Ni e ul żył bym j ej w ból u, al e w tej potwornej s ytuac j i ni e m i ał em i nnego wyj ś c i a.

P oc hyl i ł em s i ę nad ni ą.

- Lauren?

Gł owa j ej zadrżał a, zac zęł a ł apać powi etrze j ak ryba.

- A aa… ghhh… pfff…

- P om ogę c i , Lauren, a ty l eż s pokoj ni e. P om oc j uż j edzi e.

B ył o to naj bardzi ej bezc zel ne kł am s two w m oi m życ i u.

Zwróc i ł a gł owę w m oj ą s tronę, j akby c hc i ał a na m ni e s poj rzeć , c hoc i aż pewnoś c i m i eć ni e m ogł em … W s zędzi e był a krew. Chc i ał em zos tawi ć Lauren, wró-

c i ć do dom u, us i ąś ć w j aki m ś c i em nym kąc i e i poc zekać , aż um rze, al e wtedy wyc i ągnęł a zdrową rękę i zł apał a m ni e za nadgars tek. Z j ej gardł a dobył o s i ę bul gotani e. P orus zył a j ęzyki em , wi dzi ał em , j ak próbuj e wypc hnąć zal egaj ąc ą j ej w us tac h zgęs tni ał ą krew z fl egm ą. Uform ował a ni ewyraźne s yl aby, obc e,
dzi wne, j akby „dar” i „uug”. P róbował em c oś z tego zrozum i eć , al e z każdą s ekundą c oraz bardzi ej m ąc i ł o m i s i ę w gł owi e. Chc i ał em s i ę wyrwać z krwawego 77

uś c i s ku; bez powodzeni a. T rzym ał a m ni e m oc no. Odruc h bezwarunkowy, j ak m ówi l i nam na uni wers ytec i e Col um bi a.

Ni e uc zą taki c h rzec zy na s pec j al i zac j i l ekarzy rodzi nnyc h, Mi c hael .

- Izol anc i … - wybeł kotał a, dł awi ąc s i ę wydzi el i ną z pł uc .

W ytrzes zc zył em oc zy. Ni e m i eś c i ł o m i s i ę to w gł owi e. T o s ł owo wypowi edzi ał a c el owo, z rozm ys ł em , wyraźni e; ni e m ogł o być m owy o pom ył c e, przypadku, kaprys i e m oi c h przec i ążonyc h zm ys ł ów.

Ni em ożl i we, Mi c hael . Ni em ożl i we, żeby naprawdę to powi edzi ał a. Ni e. P o pros tu c i ąg przypadkowyc h dźwi ęków zbi egi em okol i c znoś c i upodobni ł s i ę do s ł owa, które od dwudzi es tu c zterec h godzi n bez us tanku koł ac ze c i s i ę po gł owi e.

P atrzył a na m ni e.

- Co? - wykrztus i ł em s zeptem .

background image

K i edy znów s i ę odezwał a, j ej gł os s i ę zm i eni ł . Nabrał m oc y i gł ębi , ni e był

gł os em kobi ety w agoni i , o krok od ś m i erc i :

- Chc ą c i ę dos tać … P rzyj dą po c i ebi e…

Oc zy uc i ekł y j ej w gł ąb c zas zki , ods ł ani aj ąc przekrwi one bi ał ka. K ąc i ki us t opadł y j ak poc i ągni ęte ni ewi dzi al nym i s znurkam i .

Cofnął em s i ę pam i ęc i ą o s ześ ć tygodni , do dni a przeprowadzki . P oznal i ś m y wtedy P hi l l i pa, który był tak uprzej m y, że zapros i ł nas do s i ebi e. Mi m o ni em i ł ej przygody z zardzewi ał ym gwoździ em na trawni ku przed dom em pom yś l ał em wtedy, że w A s hborough będzi e nam s i ę żył o m i ł o i beztros ko. P otem j ednak
zabł ądzi ł em w dom u Dei ghtonów i natknął em s i ę na Ros y Dei ghton, z której us t wydobył y s i ę te s ł owa: „P rzyj dą po c i ebi e, tak j ak po m ni e i po doktora Farri s a.

P rzyj dą po ws zys tki c h w tym przekl ętym m i eś c i e! ”

A teraz kol ej na okal ec zona kobi eta udzi el ał a m i podobnego os trzeżeni a. P owi ał o grozą. W ki l ka s ekund s tał em s i ę zupeł ni e i nnym c zł owi eki em : s ł abym , trac ąc ym rozum , c zł owi eki em , który m us i ał zadzwoni ć do s zpi tal a ni e po to, żeby s prowadzi ć pom oc dl a um i eraj ąc ej kobi ety, al e żeby pi l ni e zarezerwować s obi e
m i ej s c e na oddzi al e dl a os ób z zaburzeni am i um ys ł owym i . S ol i dni e oberwał em i powi ni enem j ak naj s zybc i ej oddać s i ę pod opi ekę s pec j al i s ty.

A l e tyl ko poc hyl i ł em s i ę nad zakrwawi oną Lauren. Z bl i s ka dos trzegł em wy-zi eraj ąc ą z rany koś ć c zas zki . P rzypom i nał a oko. Odwróc i ł em wzrok.

- Lauren… Mów do m ni e. Chc es z m i c oś powi edzi eć ?

- Chri s ti ne… - wykrztus i ł a, przygryzaj ąc wargę. K rew trys nęł a j ak z fontanny.

78

B oże ś wi ęty, s kąd ona zna i m i ę m oj ej żony?

P otem puś c i ł a m ni e i tyl ko dygotał a s pazm atyc zni e. Ods koc zył em i oparł em s i ę o ś c i anę, patrząc na l eżąc ą na c em entowej ś c i eżc e nerkę al bo wątrobę, którą zgni otł em kol anem . Lauren wyprężył a s i ę po raz os tatni , a potem zwi otc zał a i zni eruc hom i ał a. W nozdrza uderzył m ni e s m ród j ak z worka zgni ł yc h zi em ni aków.
J ej oc zy zm atowi ał y.

Ni e wi em , j ak dł ugo s i edzi ał em oparty pl ec am i o ś c i anę dom u, wi edząc , że ktoś , na przykł ad m oj a rodzi na, m oże zj awi ć s i ę w każdej c hwi l i i zobac zyć tę m akabryc zną s c enę.

Odc zekał em , aż m ój oddec h c hoć troc hę s i ę us pokoi . Dygotał em z zi m na, gdy pot s tygł m i na c i el e. Oc zy m i s i ę zam gl i ł y, j akby ws zys tko otul i ł a s zara m gł a. W gł owi e kręc i ł o m i s i ę j ak po j eździ e na karuzel i , c hwi ał em s i ę j ak wahadł o. Dopadł y m ni e m dł oś c i . Zwym i otował em drugi raz w c i ągu dwudzi es tu c zterec h
godzi n. K i edy pozbył em s i ę ws zys tki ego, c o m i ał em w żoł ądku, poł ożył em s i ę na zi em i , oparł em gł owę o betonową podm urówkę dom u i pozwol i ł em , aby s zaroś ć zm i eni ł a s i ę w c zerń.

background image

15.

K i edy odzys kał em zm ys ł y, s ytuac j a wydał a m i s i ę tak ni erzec zywi s ta i ni ezrozum i ał a, j akbym obudzi ł s i ę ze s nu we ś ni e - c hoc i aż wi edzi ał em , że ten kos zm ar tak ł atwo s i ę ni e rozwi ej e. B rakuj e m i s ł ów, aby przekonuj ąc o opi s ać m ój s tan, al e podej rzewam , że tak m us i s i ę c zuć narkom an po c ał onoc nym ć pa-ni u.

W c i ąż m i ał em nadzi ej ę, że l ada c hwi l a pod dom zaj edzi e karetka, al e j ak j uż wi em y, od naj bl i żs zego s ąs i ada dzi el i m ni e rok ś wi etl ny i rac j ę m i el i s pec e od rekl am y, zapowi adaj ąc pi erws zego Obc ego: „W próżni ni kt ni e us ł ys zy twego krzyku”. K rwawe tornado, które przes zł o przez m ój m ał y ś wi at, równi e dobrze m ogł o
s i ę wydarzyć gdzi eś na Mars i e. Ni kt ni c ni e wi dzi ał , ni kt ni c ni e s ł ys zał , pom oc ni e nadc i ągał a. Ni e pozos tał o m i ni c i nnego, j ak wykrzes ać z s i ebi e res ztki s i ł i zł apać byka za rogi .

Chc i ał em ws tać , al e m i ał em zawroty gł owy: m us i ał em podeprzeć s i ę o ś c i anę, zos tawi aj ąc na ni ej l epką pl am ę krwi . Dotarł o do m ni e, że s trac i ł em przytom noś ć dos ł owni e na ki l ka m i nut, ni e dł użej . S poj rzał em na s zc zątki Lauren 79

Hunter. S twi erdzi ł em , że j ej obrażeni a s ą znac zni e poważni ej s ze, ni ż w pi erws zej c hwi l i s ądzi ł em , c hoc i aż wydawał o s i ę to zgoł a ni em ożl i we. Nogi m i ał a c ał e w ranac h, które m us i ał y być ś l adam i po ugryzi eni ac h. Okrągł e odc i s ki zębów, ks ztał tem i wi el koś c i ą pas ował y m ni ej wi ęc ej do s zc zęk dzi ec ka. S kóra wokół

potwornej dzi ury w tuł owi u był a pos zarpana, c o ws kazywał o na użyc i e j aki ej ś prym i tywnej broni (al bo pazurów). Cztery gł ęboki e, krwawe bruzdy na twarzy zdawał y s i ę potwi erdzać przypus zc zeni e, że dos i ęgł a j ą uzbroj ona w potężne s zpony ł apa. K i edy fas c ynac j a m akabrą os ł abł a i dotarł do m ni e faktyc zny rozm i ar
tragedi i , c ofnął em s i ę gwał towni e, zerwał em z s i ebi e kos zul ę i buty i wbi egł em do dom u.

W ś rodku był o ni enatural ni e c i c ho.

W zi ął em do ręki tel efon (zauważył em , że ni e m a żadnyc h wi adom oś c i na s ekretarc e; znów uc i es zył em s i ę w duc hu, że l atem ruc h w gabi nec i e j es t ni ewi el ki ) i wybrał em 0. Us ł ys zał em bezbarwny gł os tel efoni s tki :

- Central a, s ł uc ham .

Odetc hnął em gł ęboko, próbował em c oś powi edzi eć , al e zas c hł o m i gardl e i tyl ko s i ę rozkas zl ał em .

- P otrzebuj ę pom oc y - wykrztus i ł em w końc u.

- J aki ego rodzaj u?

- J aki ego rodzaj u? - W ydał o m i s i ę dzi wne, że o to pyta. A l e c hyba po pros tu ni e m yś l ał em j as no.

- Ni e wi em , z ki m pana poł ąc zyć . P ogotowi e? P ol i c j a? S traż pożarna?

Dobre pytani e. Na pewno ni e s traż. Może pol i c j a… Ni e, przede ws zys tki m pogotowi e. Zdec ydowani e tak.

Rany bos ki e, c zy j a zwari ował em ? J es tem l ekarzem , do c hol ery!

- Z pogotowi em pros zę - wydys zał em , oc i eraj ąc pot z c zoł a.

W s ł uc hawc e na c hwi l ę zapadł a c i s za, a j a wróc i ł em m yś l am i do um i eraj ąc ej Lauren Hunter i ni ezwykł yc h dźwi ęków, które wydobył y s i ę z j ej us t. P o pros tu s i ę krztus i ł a, pom yś l ał em , a j a wm ówi ł em s obi e, że us i ł ował a m i powi edzi eć o Izol antac h i Chri s ti ne.

Ni e m ogł a tego naprawdę powi edzi eć , powtarzał em s obi e w m yś l ac h.

Łapał em te zdani a tkwi ąc e w m oj ej gł owi e, j akby ktoś poprzybi j ał m i j e w c zas zc e pi nezkam i , pakował em w m yś l ac h do ś l i c znyc h pudeł ec zek i przenos i -

ł em do rzadko odwi edzanego zakątka podś wi adom oś c i , aby tam s pokoj ni e s i ę kurzył y - do pokoj u, na którego drzwi ac h wi el ki m i l i teram i napi s ano „W yparc i e”.

80

S ł uc hawka próbował a wyś l i znąć m i s i ę w ręki , wi ęc przyc i s nął em j ą m oc ni ej do uc ha, al e m i krofon podc hwyc i ł tyl ko wzbi eraj ąc y m i w gardl e c hi c hot wari ata.

- Hal o… ? P ros zę pana? Dobrze s i ę pan c zuj e?

S ł ys zał em tel efoni s tkę, al e ni e m ogł em odpowi edzi eć . W dodatku wi edzi a-

ł em , że ona s ł ys zy, j ak s i ę ś m i ej ę. T roc hę m ni e to wytrąc i ł o z równowagi ; m us i a-

ł em obj ąć s i ę wol ną ręką w pas i e, żeby ni e odl ec i eć z zi em i , z tego wym i aru eg-zys tenc j i .

T o był o po pros tu ni ezrozum i ał e rzężeni e um i eraj ąc ej kobi ety. Ni c wi ęc ej .

- P ros zę pana, c zy c hc e pan c oś zgł os i ć ?

- T -tak, c hc i ał bym …

- P oł ąc zę pana ze s zpi tal em w E l l envi l l e.

Mi j ał y s ekundy. P róbował em wzi ąć s i ę w garś ć , al e ws pom ni eni e us i ł uj ąc ej m i c oś powi edzi eć Lauren Hunter ni e dawał o m i s pokoj u.

Chol era j as na, ona naprawdę do m ni e m ówi ł a!

P oł ąc zeni e zos tał o przerwane. W s ł uc hawc e us ł ys zał em c i ągł y s ygnał . P oc zu-

ł em s i ę nagl e j ak j edyny oc al ał y c zł owi ek na obc ej pl anec i e, którem u nagl e j akaś ni ewi dzi al na s i ł a odebrał a m ożl i woś ć porozum i ewani a s i ę z i nnym i i s totam i l udzki m i . S erc e wal i ł o m i j ak m ł otem , ręc e m i s i ę trzęs ł y. Znów wybrał em 0 i tym razem zgł os i ł s i ę m ężc zyzna:

- Central a, s ł uc ham .

- P opros zę ze s zpi tal em w E l l envi l l e.

- J uż ł ąc zę…

Ni e wi edzi ał em , że c i s za m oże być tak ogł us zaj ąc a. P o m i nuc i e energi c znego zac i s kani a i rozl uźni ani a pi ęś c i , aby pozbyć s i ę s kuwaj ąc ej j e s korupy krzepną-

c ej krwi , us ł ys zał em s ygnał dzwonka. Odebrał a kobi eta:

- S zpi tal w E l l envi l l e, s ł uc ham .

Gł os brzm i ał os c hl e. Naj wi doc zni ej oderwał em j ą od ważnego zaj ęc i a. Cóż, m a pec ha.

- Mówi doktor Mi c hael Cayl e z A s hborough. Chc i ał bym , żebyś c i e przys ł al i pańs two karetkę. J ak naj s zybc i ej .

W s ł uc hawc e znowu zrobi ł o s i ę c i c ho. S ł ys zał em oddec h m oj ej rozm ówc zyni na tl e ś c i s zonyc h gł os ów i dzwoni ąc yc h tel efonów.

- Hal o? J es t pani tam ? - Ni e m ogł a ni e s ł ys zeć ponagl eni a w m oi m gł os i e. -

T o j es t s prawa życ i a i ś m i erc i !

- P owi edzi ał pan, że j es t l ekarzem z A s hborough?

- Ows zem . O i l e m i wi adom o, j edynym l ekarzem w okol i c y, do di abł a! Coś ni e tak?

81

Us ł ys zał em s zel es t przekł adanyc h papi erów.

- P ańs ki adres popros zę.

- Harl an Road 17.

- K aretka będzi e za dzi es i ęć m i nut.

- Dzi ękuj ę.

Odł ożył em s ł uc hawkę, al e poł ąc zeni e i tak zos tał o wc ześ ni ej przerwane.

background image

P om yś l ał em o tym , żeby zawi adom i ć koronera, al e ni e wi edzi ał em , gdzi e dzwoni ć : do A s hborough c zy E l l envi l l e; był to fatal ny m om ent na uś wi adom i e-ni e s obi e faktu, że ni e c hc i ał o m i s i ę do tej pory s prawdzi ć nazwi s k i tel efonów urzędni ków. S kądkol wi ek by przyj ec hał (i ki m kol wi ek był ), m us i ał by podać w raporc i e
przyc zynę zgonu, a j a był em j edynym ś wi adki em ś m i erc i , której okol i c znoś c i zm i otł yby go z nóg j ak dwa razy dwa j es t c ztery.

Zwi erzę? Izol ant? Zani kni j oc zy i przypom ni j s obi e podręc zni k m edyc yny rodzi nnej . Otwórz na odpowi edni ej s troni e… P ros zę bardzo: przyc zyna zgonu -

dys topi a tanatopl as tyc zna. Cokol wi ek by to m i ał o znac zyć .

Nagl e m ał om i as tec zkowe S tany wydał y m i s i ę znac zni e m ni ej s i el ankowe.

K ażdy urokl i wy kraj obraz s krywał j akąś m roc zną taj em ni c ę.

W yj rzał em przez okno na l eżąc e przy wej ś c i u zwł oki . K rew był a dos ł owni e ws zędzi e, także na m oi m c i el e i ubrani u; pos przątani e m i ał o m i zaj ąć wi ęks zoś ć popoł udni a. P o tym j ak koroner zabi erze c i ał o, a j a zł ożę wyj aś ni eni a na pol i c j i .

P ol i c j a.

P owi ni enem był do ni c h zadzwoni ć . Chc i ał em podej ś ć do tel efonu, al e c oś m ni e pows trzym ał o. J aki ś wewnętrzny gł os radzi ł m i tego ni e robi ć . J es zc ze ni e teraz.

P os zedł em do gabi netu, przekopał em s i ę przez pudeł ko z próbkam i l eków na rec eptę i wygrzebał em dwum i l i gram owy xanax. „Gł uptak”, j ak nazywal i ś m y go na s tudi ac h. S potykal i ś m y s i ę po egzam i ni e w s ześ ć , os i em os ób, ł ykal i ś m y xanax i dl a odprężeni a s ł uc hal i ś m y Fl oydów, żeby na koni ec zas nąć na dywani e.

T aki e ec s tas y dl a doktorantów.

Zadzwoni ł tel efon. P odni os ł em s ł uc hawkę, s podzi ewaj ąc s i ę pol i c j i al bo eki -py z karetki , al e to dzwoni ł a V i rgi ni a Has ti ngs , żeby odwoł ać wi zytę o trzec i ej . I bardzo dobrze.

82

Dzi es i ęć m i nut m i nęł o, a karetki ani wi du, ani s ł yc hu. Znowu zadzwoni ł em do s zpi tal a, gdzi e kazano m i c zekać . W ni es końc zonoś ć .

Ni e podobał o m i s i ę to.

Rozł ąc zył em s i ę i wybrał em bezpoś redni num er pol i c j i ; m oże i m s i ę będzi e bardzi ej s pi es zył o ni ż ratowni kom z E l l envi l l e, bo zani m c i dotrą na m i ej s c e, ł ys i na powi ęks zy m i s i ę o kol ej ne pi ęć c entym etrów. P oł ąc zył em s i ę z dzi ewc zyną, która - s ądząc po gł os i e - był a znudzona i ni ec hętna do pom oc y, a ni e po pros tu
zm ęc zona c i ężki m dni em w prac y. Gł os em ł am i ąc ym s i ę z nerwów i zni e-c i erpl i wi eni a zgł os i ł em zagrożeni e l udzki ego życ i a. Znowu us ł ys zał em , że zaraz przyś l ą m i am bul ans .

- A m oże pol i c j ę? - zas ugerował em .

- Zawi adom i ę s zeryfa z A s hborough.

- Dzi ękuj ę - powi edzi ał em bez przekonani a.

Lęk i frus trac j a naras tał y. Nerwy m i ał em w s trzępac h.

Upł ynęł o kol ej ne dzi es i ęć m i nut i ni kt s i ę ni e zj awi ł .

W ys zedł em na dwór. Ci ał o Lauren pobl adł o, pos tępował o s tężeni e po-

ś m i ertne. K rew s pł ynęł a do gł owy l eżąc ej na trawi e, ni ec o poni żej c hodni ka.

T warz przybrał a fi ol etową barwę, z us t i nos a s ąc zył a s i ę c i em na, kl ei s ta c i ec z.

Mi ał em m nós two pytań, na które ni e znał em odpowi edzi , al e zac zynał em rozum i eć , że wobec braku i nnyc h l udzi s am m us zę s próbować s i ę zori entować , c o tu wł aś c i wi e zas zł o. Gdyby Lauren Hunter zj awi ł a s i ę w taki m s tani e w m oi m gabi nec i e na Manhattani e, wni os ki był yby oc zywi s te: wpadł a pod autobus (al bo pod
wagon m etra), l ub zos tał a zm as akrowana przez rozwś c i ec zony tł um (al bo przez ps y; od c zas u do c zas u zdarza s i ę, że w Central P arku j aki eś pi tbul l e rzuc aj ą s i ę na B ogu duc ha wi nnego s pac erowi c za z pudl em ). Innyc h ewentual noś c i ni kt ni e brał by pod uwagę. T ym c zas em w A s hborough, na s kraj u wi el ki ego l as u,
gdzi e w dodatku zdarzał y s i ę j uż ni ewyj aś ni one przypadki okal ec zeni a l udzi (że ni e ws pom nę o powtarzanyc h w okol i c y m akabryc znyc h l egendac h), ws zys tko był o m ożl i we.

Mi nęł o j es zc ze troc hę c zas u i m i m o wś c i ekł ej goni twy m yś l i troc hę przej a-

ś ni ł o m i s i ę w gł owi e. Nads zedł c zas , żeby zaufać i ns tynktowi .

P rzyni os ł em fol i ę z garażu. Doc hodzi ł o poł udni e; m i nęł a j uż ponad godzi na, odkąd pi erws zy raz zadzwoni ł em po karetkę. P rzez ten c zas nagrał em s i ę j es zc ze na s ekretarkę w bi urze s zeryfa, zadzwoni ł em kol ej ny raz do E l l envi l l e, na pol i c j ę, ponowni e przeć wi c zył em c ał ą rutynę poł ąc zeń al arm owyc h. Ni kt ni e przyj ec hał .
T o przerażał o m ni e znac zni e bardzi ej ni ż ś m i erć Lauren Hunter.

83

Rozł ożył em fol i ę obok zwł ok, nas ł uc huj ąc , c zy ktoś - pac j ent, P hi l l i p, kto-kol wi ek - ni e przys zedł m ni e odwi edzi ć . Chri s ti ne i J es s i c a j adł y j uż pewni e l unc h; nal eżał o s i ę s podzi ewać , że potem wybi orą s i ę j es zc ze na zakupy. W dodatku zabrał y przec i eż P age’ a, z którym m ogł y c hodzi ć po s kl epac h. Mał a, s pokoj na
ps i na ni kom u ni e przes zkadza i przec i ętny wł aś c i c i el s kl epu ni e wygoni s pani el a, dopóki ten ni e zac zni e s i ę za bardzo ś l i ni ć . Ni e m us i ał em s i ę wi ęc obawi ać , że wc ześ ni ej wróc ą. Obym m i ał rac j ę.

Li pc owe s ł ońc e wal i ł o m ni e po gł owi e j ak m ł ot kowal s ki . Lauren też ni e pom agał o. Ni gdy w życ i u ni e c zuł em taki ego s m rodu - i ntens ywnego, dł awi ąc ego w nozdrzac h j ak odór z s zam ba.

Dopi ero teraz zwróc i ł em uwagę na odc i s ki j ej butów. P rzys zł a w teni s ówkac h, któryc h pł as ki e podes zwy zos tawi ł y wyraźne ś l ady na c em enc i e. P owi odł em wzdł uż ni c h wzroki em aż do narożni ka dom u, gdzi e ś c i eżka s kręc ał a w l ewo i obc hodzi ł a werandę od przodu… One j ednak ni e podążał y ś c i eżką, l ec z odbi j ał y w
bok, na trawę.

I dal ej do l as u.

P o tej s troni e dom u ni e zapus zc zał em s i ę w l as dal ej ni ż na dwa m etry, al e c zęs to tam s pogl ądał em przez okno nad zl ewem w kuc hni . Il ekroć zm ywał em nac zyni a, m ogł em podzi wi ać koj ąc y wi dok. K rwawy trop (drugi w c i ągu dwóc h dni ; wygl ądał o na to, że w tyc h okol i c ac h ni es zc zęś c i a c hodzą param i ) zdruzgotał tę
s i el ankę j ak grani ti na bi ał ej ś c i ani e. Zac zynał też burzyć m ój s pokój .

W s zedł em m i ędzy drzewa. K rew był a wi doc zna w paru m i ej s c ac h na ni erównym grunc i e, a po j aki c hś pi ęc i u m etrac h zni kał a c ał kowi c i e. S podzi ewał em s i ę, że będzi e j ej wi ęc ej , bi orąc pod uwagę obrażeni a Lauren…

Rozej rzał em s i ę, przes zedł em kawał ek w l ewo, potem w prawo i zobac zył em nowe ś l ady krwi . P os zedł em za ni m i , przedarł em s i ę przez zakrwawi one kol c za-s te zaroś l a i wyl ądował em na m ał ej pol ani e.

Znal azł em m i ej s c e zbrodni .

Zrozum i ał em , że m us zę j ak naj s zybc i ej s prowadzi ć pol i c j ę - al e w gł ębi s erc a wi edzi ał em , że będą s i ę bal i przyj ec hać . Dobrze wi edzi el i , c o s i ę tu wydarzył o -

tak j ak wi edzi el i o Nei l u Farri s i e, Ros y Dei ghton i B óg wi e i l u j es zc ze ni es zc zę-

ś ni kac h. Ni e m i ał em dowodów na poparc i e tego os karżeni a, al e nagl e wydał o m i s i ę to oc zywi s te. S tał em j ak wroś ni ęty w zi em i ę i wal c zył em z ogarni aj ąc ym m ni e przerażeni em . W s zys tko zdawał o s i ę potwi erdzać , że wyrządzono tu zł o, nawet wyc zuwal ny w powi etrzu c hł ód, którego popoł udni owy l i pc owy upał ni e 84

był w s tani e przyć m i ć . P aral i żował m ni e s trac h, j aki ego wc ześ ni ej nawet s obi e ni e wyobrażał em , a j eś l i j uż, to ni e dopus zc zał em do s i ebi e m yś l i , że m ożna go odc zuwać i nac zej ni ż w kos zm arac h s ennyc h. Teraz nagl e okazał s i ę c ał kowi c i e real ny. Mi ał em do c zyni eni a ze zł owi es zc zym s pi s ki em na ni es potykaną
s kal ę.

Na m aj ąc ej trzy m etry ś redni c y pol anc e znaj dował s i ę kam i enny krąg - bardzo podobny do tego, który pokazał m i P hi l l i p, c hoc i aż znac zni e ni ni ej s zy.

Dwadzi eś c i a, m oże dwadzi eś c i a pi ęć kam i eni - bi ał yc h, owal nyc h, wi el koś c i od trzydzi es tu do pi ęć dzi es i ęc i u c entym etrów - us tawi ono ni ezwykl e s taranni e w okrąg, pozos tawi aj ąc j eden l eżąc y na pł as k w s am ym ś rodku. B ył we krwi , która ś c i ekał a wol no po wyżł obi eni ac h w j ego powi erzc hni i zbi erał a s i ę u pods tawy
w gęs te kał uże. K i edy obs zedł em kam i eń dookoł a, odkrył em l eżąc y po drugi ej s troni e pos zarpany kawał m i ęs a, bez wątpi eni a brakuj ąc y fragm ent tuł owi a Lauren Hunter. P rzywodzi ł na m yś l ol brzym i ego padl i nożernego ś l i m aka bez s korupy. S c hyl i ł em s i ę i dotknął em j ednego ze s toj ąc yc h kam i eni . Na pal c u zos tał a m i
wars tewka bi ał ego pros zku, c o dowodzi ł o, że m ał y krąg ni e j es t tworem równi e s tarym j ak j ego wi ęks zy odpowi edni k, l ec z c ał ki em ś wi eżym hoł dem zł ożonym antyc znej ś wi ątyni .

S uc he l i ś c i e c hrzęś c i ł y m i pod s topam i . T ę pol ankę także przes ł ani ał y gał ęzi e i l i ś c i e gęs to ros nąc yc h drzew, utrudni aj ąc dopł yw wody des zc zowej . Mi ał em oc hotę j ak naj prędzej uc i ec z tego m i ej s c a, zani m padnę ofi arą kl ątwy Izol antów. Zatac zaj ąc s i ę, rus zył em przed s i ebi e. Mój um ys ł buks ował bezradni e w
m i ej s c u, próbuj ąc ogarnąć fakt, że ws zys tko, c o s i ę dzi ej e wokół m oj ego dom u, s tanowi c zęś ć j aki egoś wi ęks zego pl anu, a przeni kl i wy c hł ód j es t os tatec znym katal i zatorem zł owrogi ej i ntrygi , w którą bezwi edni e s i ę wpl ątał em .

Obi ec ał em s obi e, że gdy tyl ko Chri s ti ne i J es s i c a wróc ą, zabi orę j e j ak naj dal ej od A s hborough, tego dom u i m oj ej praktyki , j ak naj dal ej od potwornoś c i , które regul arni e m ni e tu s potykaj ą.

Ś wi etny pom ys ł , Mi c hael . P owi edz m i tyl ko… Czem u l udzi e s tąd ni e wyj eż-

dżaj ą? J ak m yś l i s z, ni e c hc ą? Ni e przes zkadza i m ta m akabra? Może po pros tu o ni c zym ni e wi edzą?

A m oże c oś i c h tu trzym a wbrew i c h wol i ?

T a os tatni a m yś l przyprawi ł a m ni e o l odowaty dres zc z. Utwi erdzi ł em s i ę w przekonani u, że nal eży j ak naj s zybc i ej uc i ekać z m i as tec zka.

W ypadł em z l as u, dobi egł em do dom u - i dopi ero wtedy zauważył em , że c i a-

ł o Lauren Hunter zni knęł o.

85

background image

16.

Zdarzaj ą s i ę taki e c hwi l e, że c oś nas przeraża - bezgrani c zni e, ś m i ertel ni e; pods kakuj em y ze s trac hu, wrzes zc zym y rozpac zl i wi e, s erc e próbuj e nam wys koc zyć z pi ers i , s kóra m ars zc zy s i ę od gęs i ej s kórki , krew wrze, oc zy wyc hodzą z orbi t, oddec h przys pi es za, w gł owi e zac zyna s i ę kręc i ć , a oc zy zac hodzą m gł ą.

Coś ś c i s ka nas w pi ers i , zawał j es t c oraz bl i żej , s poc onym i dł ońm i ł api em y s i ę za pi erś i m odl i m y do J ezus a, żeby oc al i ł nas od ogni pi eki el nyc h i wi ec znego po-tępi eni a, c zyhaj ąc yc h na końc u tunel u j ak gęs ta c zarna c hm ura, której zbawi en-ne ś wi atł o ni e j es t w s tani e rozpros zyć .

P otem j ednak s trac h m i j a i wrac am y do życ i a przepeł ni onego m i ł oś c i ą i us ł anego różam i , do ś wi ata, w którym ws zys tko j es t po s tarem u. Zos taj ą nam tyl ko m ętne ws pom ni eni a. T wi erdzeni e, że c zegoś s i ę przes tras zyl i ś m y, kwi tu-j em y wzrus zeni em ram i on, wzni es i eni em oc zu ku ni ebu al bo l ekc eważąc ym c hi c hotem .

P i ękni e.

A l e j es t j es zc ze i nny s trac h, c zys ty s trac h. To c oś zupeł ni e i nnego. Mał o kto go przeżywa i m oże o ni m opowi edzi eć . Czuj e s i ę go w c hwi l i , gdy uś wi adam i a-m y s obi e, że nas z s am ol ot ni eodwoł al ni e pi kuj e ku zi em i i zos tał a nam os tatni a m i nuta życ i a, w której m ożna c o naj wyżej m odl i ć s i ę, aby S twórc a uznał , że
wi edl i ś m y przykł adny żywot i m i m o wad zas ł uguj em y na c zerwony dywan przed perł owym i wrotam i . S trac h c zys ty odc zuwam y w tym uł am ku s ekundy, ki edy j uż s trac i l i ś m y kontrol ę nad s am oc hodem , a j es zc ze ni e zderzyl i ś m y s i ę z l atarni ą; a także we ws zys tki c h tyc h c hwi l ac h, ki edy ś m i erć j es t pewna i pozos taj e nam
pogodzi ć s i ę z m yś l ą, że nawet ni e zdążym y s i ę pożegnać z rodzi ną.

P i erws zy raz w życ i u doś wi adc zył em taki ego uc zuc i a. A l e przeżył em i m ogę o ni m opowi edzi eć .

P o c zym ś taki m c zł owi ek s i ę zm i eni a. Zrozum i ał em to w tej s am ej c hwi l i , gdy zobac zył em zakrwawi ony c hodni k, na którym pi ęć m i nut wc ześ ni ej l eżał y zm as akrowane zwł oki Lauren Hunter. Nagl e s tał em s i ę i nnym c zł owi eki em .

Mój um ys ł przes zedł ni eodwrac al ni e w nowy tryb prac y, w którym zaws ze j uż m i ał em ogl ądać ś wi at przez ponury, s zary fi l tr; m ój zdrowy rozs ądek tonął w m ętnej kał uży, a ukł ad nerwowy pł ywał w s ztorm owym m orzu.

K toś zabrał c i ał o, tak j ak w noc y ktoś m us i ał zabrać m artwego j el onka - to wydawał o s i ę oc zywi s te. P oza kał użą w m i ej s c u, w którym l eżał a Lauren, wi ęc ej 86

krwi ni e był o. Zni knęł y nawet wnętrznoś c i - pewni e ten, kto zabrał trupa, upc hnął j e naj pi erw z powrotem w brzuc hu. A l e tym , c o m ni e przerazi ł o, ni e był a wc al e ś wi adom oś ć , że ktoś m ni e obs erwuj e (c o do tego ni e m i ał em c i eni a wątpl i woś c i ) i wc i ąga w j aki ś odrażaj ąc y rytuał ś m i erc i . Ni e; dopi ero to, c o znal azł em na
zi em i tuż obok kał uży krwi , s prawi ł o, że poc zuł em s i ę, j akbym s poj rzał ś m i erc i w oc zy.

Ś l ady s tóp. Ni e był y to odbi te w krwi podes zwy teni s ówek Lauren Hunter.

Ni e był y to równi eż m oj e ś l ady; dl a pewnoś c i s poj rzał em w s tronę drzwi , gdzi e ods tawi ł em buty przed wej ś c i em do dom u. S tał y na s woi m m i ej s c u. Odc i s ków był o dużo, j akby koł o dom u przes zł o s tado zwi erząt. W ygl ądał y troc hę j ak ś l ady pozos tawi one przez gady, które m i ał y dł ugi e, s pi c zas to zakońc zone pal c e i kręte
bruzdy na podes zwac h. P al c ów m i ał y pi ęć , c o j es t c ec hą typową dl a i s tot dwu-nożnyc h, w s zc zegól noś c i dl a l udzi . S topy był y j ednak m ał e; i c h wł aś c i c i el e ni e m ogl i m i eć wi ęc ej ni ż m etr dwadzi eś c i a wzros tu.

P rzypom ni ał o m i s i ę, c o m ówi ł P hi l l i p na s pac erze w l es i e: „P odkradł s i ę do gł azu z drugi ej s trony. Na poc zątku zobac zył em tyl ko rękę: dł ugi e, s pi c zas te pal c e zł apał y opos a j ak l al kę”.

- J ezus , Mari a… - wys zeptał em .

Czyżby j ednak m ówi ł prawdę?

P ytań przybywał o z każdą c hwi l ą, j a zaś wi edzi ał em , że ni gdy ni e poznam na ni e odpowi edzi . Czego oni ode m ni e c hc ą? „Zwi erzę m us i być żywe, żeby m ożna j e był o zł ożyć w ofi erze”.

- B oże…

P om yś l ał em o ł ani i o Lauren, ni edwuznac znyc h ws kazówkac h, c zego m ogą ode m ni e c hc i eć .

Może c hc i el i m i uł atwi ć zadani e? Dl atego m ni e wyręc zyl i . Czy to m ożl i we?

Zm us i ł em s i ę do s poj rzeni a na zegarek. P ół do drugi ej . Czas pędzi ł j ak s zal ony. Mogł em ni e s przątać , na pewno ł atwi ej by m i był o przekonać rodzi nę do pos pi es znej wyprowadzki , ni e c hc i ał em j ednak, żeby taki obraz zos tał w pam i ęc i m oj ej żony i c órec zki .

A l e fol i a… B oże, fol i a też zni knęł a. Teraz dopi ero to zauważył em . Ni e wi edzi ał em , c o porwał o zwł oki , al e naj wyraźni ej um i ał o s i ę pos ł użyć pł ac htą, żeby uł atwi ć s obi e zadani e. W c i ągnął em buty i pobi egł em do garażu po wąż ogrodni -c zy. P rzykręc i ł em go do kranu za dom em , przeł ąc zył em dys zę na naj s i l ni ej s zy
s trum i eń i tak dł ugo s pł uki wał em krew, aż rozc i eńc zona ws i ąkł a w zi em i ę i trawę. P o kwadrans i e ws zel ki e ś l ady wi zyty Lauren Hunter zos tał y zatarte, j akby 87

wc al e do m ni e ni e przys zł a.

Zrzuc i ł em przem oc zone buty, wróc i ł em do dom u i znowu zadzwoni ł em pod num er ratunkowy. Ni kt ni e odpowi adał . Ni ewi el e ws kórał em też na pol i c j i .

Tel efoni s tka kazał a m i c zekać , c o trwał o tak dł ugo, że al bo m i ał em doś ć , al bo c oś m ni e rozł ąc zał o. Znów przem knęł o m i przez gł owę s ł owo „s pi s ek”, al e towarzys zył o m u równi eż s ł owo „paranoj a”. W tyc h okol i c znoś c i ac h m i ał em prawo s i ę ni epokoi ć , al e c ał y c zas powtarzał em s obi e, że przec i eż ni e j es tem w Nowym
J orku, tyl ko na prowi nc j i , gdzi e ni e ws zys tko dzi ał a tak s prawni e, j ak j es tem przyzwyc zaj ony. Może pom oc był a j uż w drodze? Ni e s trac i ł em j es zc ze c ał ki em nadzi ei , c hoc i aż ni ewi el e m i j ej zos tał o. S podzi ewał em s i ę, że ki edyś tam , j uż po m oj ej uc i ec zc e z tego dom u wari atów, pol i c j a zbada s prawę zni kni ęc i a Lauren
Hunter i dowi e s i ę, że był a um ówi ona na wi zytę u m i ej s c owego l ekarza, który nagl e i bez uprzedzeni a wyni ós ł s i ę w c hol erę z m i as ta. W tedy pod dom em zj awi ą s i ę tł um y l udzi z doc hodzeni ówki , którzy znaj dą m i kros kopi j ne res ztki krwi Lauren na trawi e i ś c i anac h, a j a trafi ę na l i s tę przes tępc ów pos zuki wanyc h przez
FB I i pokazywanyc h w tel ewi zj i . P i ękni e, kurwa, pi ękni e.

Co robi ć ?

S poj rzał em na zegarek. Doc hodzi ł a trzec i a. Chodzi ł em w tę i z powrotem wokół dom u. A drenal i na dawał a m i s i ł ę, o j aką ni gdy bym s i ę ni e podej rzewał .

T ak m us i s i ę c zuć zwi erzę zam kni ęte w kl atc e: uwi ęzi one, pozbawi one m ożl i wo-

ś c i uc i ec zki . J akby m i ktoś zwi ązał ręc e i nogi . W ł aś c i wi e równi e dobrze m ógł

m ni e też zaknebl ować . Mus i ał em c zekać na powrót żony i c órki , al e wi el e bym dał , żeby ni e m us i eć c zekać wł aś ni e tutaj - w m oi m nowym , pi ęknym , popi e-przonym dom u.

background image

17.

W róc i ł em do dom u i zac zął em krążyć m i ędzy kuc hni ą a s al onem , rozm yś l a-j ąc o m as i e krwi i odbi tyc h w ni ej ś l adac h. J es zc ze ki l ka razy zadzwoni ł em po pom oc - wi edzi ony j uż tyl ko s i ł ą przyzwyc zaj eni a, bo przec i eż wi edzi ał em , że na ws zel ką pom oc j es t za późno. Na brak reakc j i s ł użb ratunkowyc h w A s hborough
zareagował em w j edyny s ens owny s pos ób: zam as kował em ś l ady zbrodni . Cał y c zas m i ał em dus zę na ram i eni u i ni c s i ę w tej kwes ti i ni e zm i eni ł o, dopóki 88

Chri s ti ne i J es s i c a ni e wróc i ł y.

Co nas tąpi ł o trzy godzi ny późni ej .

Zdążył em s i ę przez ten c zas troc hę s pakować . W ybrał em c o c enni ej s ze rzec zy, bi żuteri ę, troc hę ubrań, j edzeni e. W s zys tko, c o ni ezbędne. A l e ni epotrzebni e s i ę wys i l ał em . Gdy tyl ko s am oc hód zaj ec hał przed dom , wi edzi ał em , że tego dni a ni gdzi e j uż ni e poj edzi em y.

Zam i as t nas zego m i ni vana na podj azd wtoc zył s i ę rozkl ekotany dodge pi c k-up, prowadzony przez barc zys tego fac eta w bej s bol ówc e z rekl am ą pi wa. K i e-rowc a wys zc zerzył do m ni e zęby w uś m i ec hu i dotknął pal c em das zka c zapki , ki edy wys zedł em na werandę. B ył em tak zas koc zony, że m ał o ni e s padł em ze
s c hodków. Chri s ti ne wys i adł a z s zoferki , pos tawi ł a na zi em i J es s i c ę, którą trzym ał a na kol anac h, wzrus zył a ram i onam i i wybuc hnęł a pł ac zem . P i c k-up wyc ofał

s i ę na drogę i odj ec hał .

Zam i erzał y wróc i ć znac zni e wc ześ ni ej , al e m i ał y wypadek i zam i as t przył a-pać m ni e na s pł uki wani u z c hodni ka res ztek Lauren Hunter, Chri s ti ne m us i ał a s tawi ć c zoł o s woj ej tragedi i . W yj eżdżał a wł aś ni e z parku B eaum onta na Mai n S treet, zas tanawi aj ąc s i ę, c o zrobi na kol ac j ę, ki edy przed m as kę wys koc zył o j ej
j aki eś zwi erzę. Ni e potrafi ł a powi edzi eć j aki e - był o wi el koś c i ps a, al e s m ukl ej -s ze, bardzi ej podobne do m ał py.

- P ewni e pi es - s kwi tował em j ej s ł owa.

W zrus zył a ram i onam i , ni e podnos ząc gł owy. T warz m i ał a m okrą od ł ez.

- P o c hodni ku bi egł j aki ś c zł owi ek. Ni e zauważył am go. S trac i ł am panowani e nad ki erowni c ą, próbował am s kręc i ć , żeby ni e potrąc i ć tego… ps a. A l e ni e dał am rady. P rzej ec hał am go. S am oc hód pods koc zył , s trac i ł am panowani e nad ki erowni c ą, auto s tanęł o w poprzek, przes koc zył o krawężni k i … uderzył o w tego
c zł owi eka. - Rozpł akał a s i ę na dobre. - J a go zabi ł am !

W i edzi ał em , że s i ę ni e m yl i - z j ej twarzy m ożna był o wyc zytać c ał ą ws trząs a-j ąc ą prawdę - al e m i m o to próbował em j ą poc i es zyć .

- Ni e m as z pewnoś c i , Chri s …

- Uderzył am go i wi dzi ał am … wi dzi ał am , j ak pol ec i ał na trawni k przed c zyi m ś dom em . J akby go ktoś wys trzel i ł z arm aty! P rzel ec i ał dzi es i ęć , pi ętnaś c i e m etrów i uderzył w drzewo… gł ową. T warzą, Mi c hael . T o był o taki e… ni erze-c zywi s te… - J es zc ze wi ęc ej ł ez. - J ego gł owa… j ego gł owa…

J es s i c a s pogl ądał a na nas oboj e zdezori entowana, z oc zam i peł nym i ł ez. Ona też to ws zys tko wi dzi ał a, w kol orze i ze s zc zegół am i . Zas tanawi ał em s i ę, c o 89

był oby gors ze: pi erws zy trup tam , na ul i c y, c zy potem kol ej ny przed dom em .

P rzyc i ągnął em m ał ą, a ona wtul i ł a s i ę w m oj ą nogę, przerażona ni e tyl ko tym , c o s i ę wydarzył o, al e także wywoł aną s trac hem wrogoś c i ą, j aką em anował a Chri s ti ne. Chc i ał em nawet odes ł ać j ą do dom u, żeby poc zekał a, aż tatuś z m am us i ą ws zys tko s obi e wyj aś ni ą, al e ni e wi edzi ał em , j aki e j es zc ze potwornoś c i nas
c zekaj ą. P oł ożył em j ej wi ęc rękę na ram i eni u. Chwyc i ł a j ą m oc no i obj ęł a m ni e w pas i e. Chri s ti ne m ówi ł a dal ej , s zl oc haj ąc bez przerwy:

- Mi c hael … - wyj ąkał a. - On uderzył gł ową w drzewo… J ego gł owa eks pl odował a, rozum i es z? J a to wi dzi ał am ! Leżał tak c hyba z m i nutę, a j a ni e m ogł am s i ę rus zyć . S tał am i patrzył am , j ak s i ę wykrwawi a. Zani m zawoł ał am o pom oc , ktoś j uż wybi egł z dom u.

- K toś … - powtórzył em tępo. B ył em w s zoku. - I c o zrobi l i ?

- Ni c , Mi c hael ! Ni c ni e zrobi l i , kurwa! - Cał a s i ę trzęs ł a. - W ygl ądal i j ak…

ni enorm al ni , j ak roboty, bezm yś l ne autom aty. T e i c h twarze… B ył y c ał ki em bez wyrazu, pus te, oc zy s zkl i s te, us ta otwarte. B ył o i c h c zworo, al e w ogól e ni c ni e m ówi l i , ani do m ni e, ani m i ędzy s obą. J eden przyni ós ł koc . Rozł ożył go na trawi e obok tego c zł owi eka, którego potrąc i ł am . P odni eś l i go za ręc e i nogi i poł o-

żyl i na tym koc u. A l e on j uż ni e żył , Mi c hael , j es tem pewna; c i ał o był o bezwł ad-ne, l ec i ał o i m przez ręc e. P rzykryl i go tym koc em i zani eś l i do dom u. Ni e zam knęl i drzwi . P owi nnam był a wej ś ć za ni m i , al e ni e m ogł am . B ył am przerażo-na, a oni dodatkowo m ni e wys tras zyl i tym dzi wnym zac howani em , j akby w ogól e m ni e
ni e zauważyl i . No i ni e c hc i ał am , żeby J es s i c a ogl ądał a to… to…

Zabrakł o j ej s ł ów i padł a m i w ram i ona, pł ac ząc gł oś no.

- Chri s … A pol i c j a przyj ec hał a?

S erc e wal i ł o m i j ak kafar, pot l ał s i ę ze m ni e s trum i eni am i . Cokol wi ek odpowi edzi ał aby Chri s ti ne, wyj aś ni ał oby to brak reakc j i pol i c j i na m oj e tel efony.

P oki wał a gł ową wtul oną w m oj ą m okrą kos zul ę.

- P rzyj ec hał o dwóc h gl i ni arzy. T o ws zys tko. K azal i m i zł ożyć zeznani e, a potem m ni e puś c i l i . S am oc hód j es t do kas ac j i , wi ęc go s konfi s kowal i …

S konfi s kowal i .

- A karetka?

P okręc i ł a gł ową.

- Ni e przyj ec hał a.

- K azal i c i dm uc hać w al kom at? P ytam o gl i ny…

90

- Ni e.

Coś m i tu ni e pas ował o.

- J ak to m ożl i we, że s am oc hód j es t do kas ac j i ? P rzec i eż tyl ko potrąc i ł aś c zł owi eka…

T yl ko potrąc i ł aś c zł owi eka… J ezu Chrys te! Czy gdybym m i ał ws zys tko w po-rządku z gł ową, wygł as zał bym taki e bezdus zne kom entarze?

Odpowi edzi ał a m i s eri ą ni eartykuł owanyc h wrzas ków, a j a m i ał em doś ć ro-zum u, żeby przes tać wypytywać o s am oc hód (którym m i ał em zam i ar uc i ec ! ).

J es s i c a też s i ę rozpł akał a i ś c i s nęł a m oc ni ej m oj ą nogę.

- A c o z P age’ em , m am us i u?

P age! Na ś m i erć zapom ni ał em o nas zym ps i e!

- Gdzi e pi es , Chri s ?

Ods unęł a s i ę ode m ni e i podni os ł a gł owę. T warz m i ał a zac zerwi eni oną, bł ys zc ząc ą od ł ez, j ej oc zy bł ądzi ł y ni es pokoj ni e.

- K i edy otworzył am drzwi , wys koc zył z s am oc hodu… P o tym , j ak potrąc i -

ł am tego bi egac za. W oł ał yś m y go i woł ał yś m y, al e ni e wróc i ł .

W obec nej s ytuac j i s am naj c hętni ej zrobi ł bym to s am o: uc i ekł i ni e wrac ał .

- P an pol i c j ant powi edzi ał , że będą s i ę za ni m rozgl ądać - dodał a J es s i c a.

P owi odł em wzroki em po trawni ku przed dom em , przes koc zył em Harl an Ro-ad i napotkał em ś c i anę l as u. Mi ał em nadzi ej ę, że nas z m ał y c oc ker-s pani el nagl e s i ę odnaj dzi e, wybi egni e s pom i ędzy drzew; przynaj m ni ej rozbawi ł by J es s i c ę i odwróc i ł j ej uwagę od tragedi i . P age s i ę j ednak ni e zj awi ł , a j a pogodzi ł em s i ę z
m yś l ą, że wi ęc ej go ni e zobac zym y.

P oc zuł em s i ę os ac zony i ods unął em s i ę od Chri s ti ne. Mi m o nas zyc h okrop-nyc h przeżyć i utraty s am oc hodu w tej c hwi l i tyl ko j edna m yś l zaprzątał a m i gł owę: j ak przekonać żonę, że powi nni ś m y j ak naj s zybc i ej wyj ec hać z A s hborough? Może ta traum a obudzi w ni ej c hęć do opus zc zeni a tego m i ej s c a, tak j ak m oj e
przeżyc i a obudzi ł y we m ni e? Modl i ł em s i ę w duc hu, żeby tak wł aś ni e był o, al e w gł ębi s erc a wi edzi ał em , że ni c z tego.

S c hował em ręc e do ki es zeni i wbi ł em wzrok w zi em i ę; m ój um ys ł ś l i zgał s i ę po wzburzonym m orzu nerwowyc h m yś l i . Ś m i erć był a w A s hborough wydarze-ni em zupeł ni e zwyc zaj nym - i ni e był y to zgony l udzi z grup wys oki ego ryzyka, źl e odżywi aj ąc yc h s i ę, z c horobam i s erc a c zy raki em pi ers i . Ni e, ś m i erć wys tę-

pował a tu w rzadko s potykanej odm i ani e: krwawe zabój s twa, ws trząs aj ąc e 91

wypadki , rytual ne m ordy i tak dal ej , i tym podobne. W dodatku wygl ądał o na to, że m i es zkańc y tol eruj ą - żeby ni e powi edzi eć : akc eptuj ą! - ten s tan. P rzypom ni ał m i s i ę P hi l l i p i j ego hi s tori e o Izol antac h, ponure l egendy o s kł adanyc h przez ni c h ofi arac h. Nagl e i dea c i ążąc ej na A s hborough pras tarej kl ątwy, której ni e
m ożna s i ę przec i ws tawi ć , wydał a m i s i ę znac zni e bardzi ej wi arygodna.

Zres ztą to ni e ws zys tko, pom yś l ał em , ws pom ni aws zy opowi eś ć Chri s ti ne o za-c howani u l udzi , którzy przys zl i po zabi tego ws pół m i es zkańc a. I o pol i c j antac h, którzy zwol ni l i j ą po zadani u paru zdawkowyc h pytań. I o braku karetki na m i ej s c u wypadku.

background image

„Zwi erzę m us i być żywe, żeby m ożna j e był o zł ożyć w ofi erze”.

Zdani e wypowi edzi ane przez P hi l l i pa dręc zył o m ni e j ak źl e s trzeżona taj em ni c a. Ni e ono s am o zres ztą. Ni e dawał y m i s pokoj u ni ewypowi edzi ane na gł os i m pl i kac j e tego s twi erdzeni a. P rzypom ni ał em s obi e, j ak patrzył m i wtedy w oc zy, j akby m ówi ł : „Zapam i ętaj m oj e s ł owa, Mi c hael . P ewnego dni a oc al ą c i życ i e”.

W ypowi edzi ał te s ł owa z nam as zc zeni em , j akby po każdym c hc i ał pos tawi ć kropkę. P om yś l ał em o ł ani , którą znal azł em w s zopi e; c ał ki em m ożl i we, że ktoś podrzuc i ł j ą tam , abym j ą znal azł . I Lauren Hunter, ś m i ertel ni e okal ec zona i podana m i na betonowym pół m i s ku w taki s pos ób, abym ni e m i ał wątpl i woś c i , j ak
powi ni enem s i ę zac hować . A l e j a… ni e zrobi ł em tego, c zego ode m ni e oc zeki wano. Ni e zdał em tego s prawdzi anu. Łani a um arł a, Lauren równi eż. Martwe ni kom u do ni c zego s i ę ni e przydadzą.

„Zwi erzę m us i być żywe, żeby m ożna j e był o zł ożyć w ofi erze”.

T ak oto zaprzepaś c i ł em dwi e kol ej ne s zans e s peł ni eni a s woj ego obowi ązku.

Co będzi e dal ej , Mi c hael ? Co teraz?

Chri s ti ne wzi ęł a J es s i c ę na ręc e. Obi e przes tał y j uż pł akać i wpatrywał y s i ę we m ni e j akby w oc zeki wani u c udu, po którym dzi eń zac zął by s i ę od nowa.

- W i ęc s am oc hód… Do ni c zego s i ę ni e nadawał ? - s pytał em .

Chri s ti ne pokręc i ł a gł ową.

- Cał y przód zm i ażdżony, przebi te obi e l ewe opony. T o s i ę m us i ał o s tać , ki edy przej ec hał am to zwi erzę.

- W i dzi ał aś j e?

- Co c zy wi dzi ał am ?

- T o potrąc one zwi erzę.

P rzed oc zam i s tanęł y m i ś l ady odbi te w krwi na c hodni ku.

92

- Ni e bardzo… - odparł a z wahani em Chri s ti ne. - Mi gnął m i taki ni eduży ks ztał t, c hudy, ni ezgrabny…

- J ak s zybko j ec hał aś ?

W bi ł a wzrok w s woj e s topy i pos tawi ł a J es s i c ę na zi em i .

- Idź do dom u, koc hani e, pros zę c i ę.

W pi erws zym odruc hu c hc i ał em j ą pows trzym ać , al e s i ę ni e odezwał em .

J es s i c a wol no przes zł a podj azdem , wes zł a na werandę i tam s i ę zatrzym ał a, patrząc na nas .

P rzeni os ł em wzrok na Chri s ti ne, żeby przeds tawi ć j ej m ój pl an uc i ec zki z A s hborough, ki edy ona pos tanowi ł a m i c hyba wys zarpać nowy otwór w tył ku.

- P os ł uc haj m ni e, Mi c hael - powi edzi ał a. - P os ł uc haj uważni e. T woj a c i ę-

żarna żona wrac a do dom u po wypadku s am oc hodowym , a tobi e nawet przez m yś l ni e przej dzi e zapytać , j ak s i ę c zuj e, c zy ni c s i ę j ej ni e s tał o i c zy z c órec zką ws zys tko w porządku. Ni e, ty wol i s z s tać j ak koł ek i wypytywać m ni e o ten pi eprzony s am oc hód i o to, c zy ni e j ec hał am za s zybko, j ak j aki ś pal ant z bi ura
s zeryfa w A s hborough. Mogł am zos tać ranna, m ogł am zgi nąć , al bo j es zc ze gorzej : m ogł y m ni e porwać te pi eprzone zom bi aki , ki edy wyl azł y z tego s woj ego dom u j ak z grobowc a, żeby zabrać trupa. Mi ał am fatal ny dzi eń, Mi c hael , i ni e zam i erzam dł użej o ni m rozm awi ać . J eżel i c hc es z s obi e pogadać o s am oc hodzi e,
dzwoń do wars ztatu w E l l envi l l e, bo tam będzi e naj bl i żs ze dwa tygodni e.

Odes zł a s zybki m kroki em . Na werandzi e wzi ęł a J es s i c ę za rękę i s poj rzał a na m ni e przez ram i ę.

- J es s i dzi e s i ę wykąpać - oznaj m i ł a. - P otem j a wezm ę prys zni c i poł ożę s i ę s pać . Dobranoc , Mi c hael .

J es zc ze s i ę nawet ni e ś c i em ni ł o.

- A kol ac j a?

- Ni e j es tem gł odna.

- Co z s am oc hodem ?! - zawoł ał em , ki edy zni kał a w dom u.

T rzas nęł y drzwi , brzęknął krowi dzwonek pod okapem . W róc i ł em do dom u.

K i edy przes zedł em przez próg, Chri s ti ne był a j uż w poł owi e s c hodów. J ej buty wal ał y s i ę w s al oni e j ak dwi e zapom ni ane pac ynki .

- J ak zam i erzas z porus zać s i ę po okol i c y bez s am oc hodu? - s pytał em .

Zatrzym ał a s i ę i odwróc i ł a od m ni e.

- W c al e, Mi c hael . T o c hyba oc zywi s te.

93

background image

18.

Chri s ti ne dotrzym ał a s ł owa: godzi nę późni ej l eżał a j uż w ł óżku; pewni e nawet j es zc ze ni e s pał a, al e porozm awi ać s i ę z ni ani e dał o. T ę godzi nę, którą ona i J es s przeznac zył y na kąpi el , s pędzi ł em na wygl ądani u przez okna. W ypatrywa-

ł em P age’ a, zł otyc h ś wi ateł ek oraz i s tot, które zabi eraj ą trupy s pod m oj ego do-m u. Zobac zył em tyl ko gęs tni ej ąc y m rok i gars tkę ś wi etl i ków, które drażni ł y m ni e m i gotani em .

O dzi wo, zrobi ł em s i ę gł odny (wł aś c i wi e ni e powi ni enem s i ę dzi wi ć , s koro wyrzygał em ś ni adani e i przegapi ł em l unc h). Zj adł em ki l ka ps zennyc h krakers ów z m as dam erem ; darował em s obi e ni edoj edzony przez Chri s ti ne pas ztet -

m yś l o zj edzeni u m i ęs a ni es pec j al ni e m ni e raj c ował a. Napi ł em s i ę herbaty i pos zedł em do gabi netu, żeby ods ł uc hać wi adom oś c i . P rawdę m ówi ąc , po tym c o s i ę s tał o, kom pl etni e zapom ni ał em o s woj ej prac y i s zc zerze s i ę zdzi wi ł em , że m am poum awi anyc h j aki c hś pac j entów. Okazał o s i ę, że c ał a zapi s ana na
popo-

ł udni e trój ka, poc zynaj ąc od V i rgi ni i Has ti ngs , odwoł ał a wi zyty. Drżał em , s ł uc haj ąc i c h nagranyc h na s ekretarc e gł os ów. W gł owi e koł atał y m i s tal e te s am e dwa s ł owa: s pi s ek i paranoj a. Mi ał em przec zuc i e, że ni e po raz os tatni tak m ni e dręc zą.

Obs zedł em c ał y dom i z obs es yj ną s tarannoś c i ą zam knął em ws zys tki e drzwi i okna. P otem s prawdzi ł em j e j es zc ze raz, wygl ądaj ąc , na ws zel ki wypadek, na dwór. Znal azł s zy s i ę w pokoj u J es s i ki (ni e był o j ej w ł óżku), przypom ni ał em s obi e, j ak m ówi ł a, że boi s i ę duc hów, i nagl e j ej l ęk przes tał m i s i ę wydawać
i rrac j onal ny. Czyżby wi edzi ał a wi ęc ej ode m ni e? Czy powi ni enem był pos ł uc hać os trzeżeni a?

P rzez ł azi enkę przem knął em do s ypi al ni . B ył o c i em no, drewni ane żal uzj e s kutec zni e odc i nał y dopł yw gas nąc ego dzi ennego ś wi atł a. S poj rzał em na s kul oną pod przykryc i em Chri s ti ne. Ni e wi em , m oże tyl ko udawał a, że ś pi (podobni e j ak l eżąc a obok ni ej J es s i c a), al e zos tawi ł em j e w s pokoj u. P ozam ykał em okna,
s taraj ąc s i ę ni e porus zyć żal uzj i , i na pal c ac h wys zedł em do przedpokoj u.

W róc i ł em na parter z m oc nym pos tanowi eni em znal ezi eni a j aki egoś ś rodka trans portu, który pozwol i ł by nam wydos tać s i ę z A s hborough, j eś l i ni e od razu, wi ec zorem , to naj późni ej nas tępnego dni a rano.

O i l e dożyj em y rana…

94

P ogas i ł em ws zys tki e ś wi atł a w dom u opróc z l am py w kuc hni , al e i j ą przy-

ć m i ł em , żeby poś wi ata ni e s i ęgał a poza kuc henny s tół . Us i adł em przy ni m , otworzył em ks i ążkę tel efoni c zną i zadzwoni ł em do j edynej wym i eni onej w ni ej korporac j i taks ówkowej z s i edzi bą w E l l envi l l e, dwadzi eś c i a ki l om etrów od A s hborough. Dys pozytorka - m ł oda dzi ewc zyna (s ądząc po gł os i e), która przeds tawi ł a m i
s i ę j ako J ean - był a uprzej m a przez c ał ą rozm owę, dopóki ni e powi edzi ał em , że c hc ę zam ówi ć taks ówkę do A s hborough. W tym m om enc i e zawaha-

ł a s i ę i powi edzi ał a:

- P rzykro m i , pros zę pana. Dzi s i aj dyżuruj ą tyl ko dwa wozy i oba m us zą zos tać w E l l envi l l e.

Zł ożył em apel ac j ę, al e zos tał a oddal ona. S uper.

Fi rm wynaj m uj ąc yc h s am oc hody ni e znal azł em nawet w E l l envi l l e. Naj bl i ż-

s ze l otni s ko l eżał o s to pi ęć dzi es i ąt ki l om etrów na poł udni e od A s hborough, a l otni s kowe m i ni bus y kurs ował y tyl ko do naj bl i żs zego m i as ta. Może j aki ś autobus ? T ak, j as ne…

Moj a j edyna s zans a na wydos tani e s i ę z m i as tec zka c zekał a pi ęć m i nut drogi od dom u,

P hi l l i p Dei ghton.

Zegar wybi ł ós m ą. W ypeł ni aj ąc e c i c hy dom dźwi ęki kuranta wydał y m i s i ę nagl e zł owi es zc ze. Czekał em - c ał ą wi ec znoś ć ! - aż uc i c hną, po c zym zadzwoni -

ł em do P hi l l i pa. Odebrał po trzec i m dzwonku. P o drżeni u w j ego gł os i e pozna-

ł em , że pł akał . T uż przed tel efonem ukł adał em s obi e w gł owi e z tuzi n pytań, którym i zam i erzał em go zas ypać : c o wi e o Izol antac h; ki m naprawdę s ą i c zy m ogą być odpowi edzi al ni za pi ekł o w m oi m życ i u, w s zc zegól noś c i za podrzuc e-ni e m i rannej ł ani . A l bo m oże na poc zątek powi edzi ał by m i , c o naprawdę przytrafi ł o
s i ę Ros y?

A przy okazj i , P hi l … Mogę pożyc zyć twój s am oc hód? B o wi es z, j a s tąd s pa-dam . Mam doś ć tego wari atkowa.

Ni e udał o m i s i ę zadać nawet pi erws zego pytani a.

- P hi l l i p… ?

S zl oc h. P okas ł ywani e. Zaws ze przykro m i s ł ys zeć , j ak doros ł y m ężc zyzna pł ac ze, a j ako l ekarz troc hę s i ę tego nas ł uc hał em . S zc zegól ni e bol es ne był o to w wypadku P hi l l i pa, który m oże i m i ał przede m ną j aki eś ponure taj em ni c e, al e był m oi m przyj ac i el em . J edynym , j aki ego m i ał em .

- Ni e, Mi c hael , w porządku - powi edzi ał . - Ci es zę s i ę, że dzwoni s z.

- Co s i ę s tał o?

- Chodzi o Ros y…

- Źl e s i ę c zuj e?

95

P obożne życ zeni a. Dom yś l i ł em s i ę, zani m m i powi edzi ał . Obs tawi ał em ul u-bi oną rozrywkę m i es zkańc ów A s hborough.

- Ni e żyj e.

J ego gł os zabrzm i ał os c hl e i m ec hani c zni e, w j ednej c hwi l i przes tał em w ni m s ł ys zeć ł zy. A potem c i s za zawi s ł a m i ędzy nam i … No, ni e taka c ał kowi ta, bo c hrapl i wy oddec h P hi l l i pa rozbrzm i ewał w s ł uc hawc e j ak rytm i c zne zakł óc eni a, s ąc ząc m i s i ę do gł owy.

- B oże, to s tras zne - powi edzi ał em , żeby przerwać m i l c zeni e. - J ak to s i ę s tał o?

Znowu zapadł a c i s za, a j a m i ał em nadzi ej ę, że tym razem j aki eś obj awi eni e każe P hi l l i powi przem ówi ć .

- Mi c hael … Mus i m y porozm awi ać .

Zi nterpretował em to j ako zapros zeni e, a także c oś w rodzaj u ł atwego, ws ty-dl i wego zwyc i ęs twa: nares zc i e m i ał em us ł ys zeć j aki eś odpowi edzi , a fakt, że Ros y Dei ghton m us i ał a um rzeć , aby do tego dos zł o, c hwi l owo ni ezbyt m ni e i nteres ował . P rzez ubi egł ą dobę doktorek zoboj ętni ał na przec i wnoś c i l os u i przyj ął
form ę przetrwal ni kową. Można był o al bo dzi ał ać , al bo um rzeć . I teraz nas tał c zas dzi ał ani a.

- No to… rozm awi aj m y.

- Ni e przez tel efon.

- J a s i ę ni e rus zę z dom u, P hi l .

Mówi ł em s eri o.

- P rzyj dę do c i ebi e.

Chc i ał em s i ę ni e zgodzi ć , al e darowanem u koni owi ni e zagl ąda s i ę w zęby.

Znal azł em s i ę na s kraj u otc hł ani , a j edyny prom yc zek ś wi atł a gas ł m i w oc zac h.

P hi l l i p był m oj ą os tatni ą nadzi ej ą. Dawno tem u, na zaj ęc i ac h poś wi ęc onyc h anal i zowani u B i bl i i , uc zono m ni e: „W ypeł ni aj wol ę J ego, a znaj dzi es z zbawi eni e”. P hi l l i powi troc hę do Ni ego brakował o, al e dl a m ni e był w tej c hwi l i J ego naj l eps zą nam i as tką.

- Dobrze - zgodzi ł em s i ę. Mi ał em wrażeni e, że s ł ys zę s wój gł os dobi egaj ąc y gdzi eś z dal eka.

Czy P hi l l i p Dei ghton będzi e m i ał dl a m ni e j aki eś odpowi edzi ? W c al e ni e c zu-

ł em s i ę bezpi ec zni e na m yś l o wpus zc zeni u go do dom u. J es zc ze przed c hwi l ą c hc i ał em , żeby m i pom ógł - teraz obawi ał em s i ę, że s prowadzi na m ni e nowe ni es zc zęś c i e.

Odł ożył em s ł uc hawkę, al e P hi l l i p i tak pi erws zy s i ę rozł ąc zył . W ys zedł em na werandę, żeby tam na ni ego zac zekać . Ci em noś ć wc hł onęł a res ztki dni a, gruba 96

wars twa s zaryc h c hm ur ni e przepus zc zał a ani odrobi ny ks i ężyc owego ś wi atł a.

Zapal i ł em l am pę na W erandzi e. K i edy dzi es i ęć m i nut późni ej zj awi ł s i ę P hi l l i p, wokół ś wi atł a trzepotał j uż rój c i em .

W i dząc , j ak ze zbol ał ą m i ną i dzi e po podj eździ e, zrozum i ał em , że za ws zel ką c enę c hc i ał s i ę wyrwać z dom u, w którym um arł a Ros y. To był odruc h. P o pros tu c hc i ał s i ę znal eźć j ak naj dal ej od tego m i ej s c a. W i edzi ał em równi eż, że tra-gedi a m oże go pc hnąć do des perac ki c h kroków. J eden: powi edzi eć ws zys tko
Mi c hael owi . Dwa: pożegnać s i ę z ni m . T rzy: pł ytka woda w wanni e i radi o pod-

background image

ł ąc zone do prądu. J uż do c i ebi e i dę, Ros y, to ni e potrwa dł ugo.

S pogl ądał na przem i an to na m ni e, to na c hrzęs zc ząc y m u pod nogam i żwi r.

B ył ubrany w dżi ns owe s podni e i kurtkę, na gł owi e m i ał przekrzywi oną bej s bol ówkę Czerwonyc h S karpet. W s zedł na werandę, zdj ął c zapkę i podni ós ł gł owę.

Oc zy m i ał opuc hni ęte, twarz s zarozi el oną j ak i gl i wi e s ekwoi . Nogi s i ę pod ni m ugi ęł y i om al ni e upadł na s c hodkac h. Mus i ał em zł apać go za rękę i pos adzi ć na ratanowym fotel u. P okręc i ł gł ową, oc i eraj ąc pot z c zoł a.

- T ak bardzo c i erpi ał a… A l e to i m ni e wys tarc zył o. Mus i el i m i j ą zabrać .

- K to, P hi l ? O ki m m ówi s z?

- Dobrze wi es z, o ki m m ówi ę.

S zl oc hał , j ąkał s i ę, gł os m i ał zdarty j ak papi er ś c i erny. Ni e patrzył m i w oc zy.

- Izol anc i …

P oki wał gł ową. Dopi ero teraz znowu na m ni e s poj rzał .

- W i erzys z m i , Mi c hael , prawda?

Ni e odpowi edzi ał em .

- Co s i ę s tał o, P hi l ?

- P rzys zl i w noc y - odparł po c hwi l i wahani a. - J ak zwykl e zam knął em ws zys tki e okna i drzwi , al e oni tak j ak poprzedni o j akoś dos tal i s i ę do dom u.

Oni s i ę ni c zym ni e różni ą od s zc zurów c zy karal uc hów, Mi c hael . Ni e m aj ą uc zuć , ni e wi edzą, c o to l i toś ć . Znaj ą tyl ko popędy. Ins tynkt. K i edy c zegoś c hc ą, po pros tu przyc hodzą i bi orą i ni c i c h ni e pows trzym a, nawet zam kni ęte drzwi .

P om yś l ał em o s tal owyc h drzwi ac h zai ns tal owanyc h przez Farri s a: tyc h do poc zekal ni i do bi bl i oteki . W ym i eni ł em j e w tydzi eń po przeprowadzc e. T eraz zac zynał em tego żał ować .

- W c zoraj w noc y przys zl i po Ros y. Dos tal i s i ę do ś rodka, ni e pytaj j ak, i porwal i j ą z ł óżka. A j a s i ę ni e zori entował em . J ezu, ni c ni e wi edzi ał em , dopóki ni e obudzi ł em s i ę rano i ni e zobac zył em , że j ej ni e m a!

97

P rzygryzł em dol ną wargę. P rzeł knął em twardą, pi ekąc ą gul ę w gardl e. P s i akrew, wi erzył em m u. Ni e c hc i ał em , al e wi erzył em ! Mi m o to m us i ał em go j akoś podej ś ć , s prawdzi ć , rzuc i ć podkręc oną pi ł kę.

- J es teś pewi en, że ni e ws tał a po pros tu z ł óżka i gdzi eś ni e pos zł a? S kąd wi es z, że j ą porwal i ?

- P orwal i ? A c zy j a powi edzi ał em , że ktoś j ą porwał , Mi c hael ? Ni e, porwal i j ą za pi erws zym razem … I s am wi dzi ał eś , w j aki m s tani e wróc i ł a, c ał a pokąs ana.

Żaden l ekarz ze s zpi tal a w E l l envi l l e ni e c hc i ał j ej pom óc . W i edzi el i , na c o by s i ę narazi l i . B ogu ni ec h będą dzi ęki za Nei l a Farri s a, P ani e ś wi eć nad j ego dus zą.

Zaopi ekował s i ę m oj ą Ros y… Choc i aż dzi ś zas tanawi am s i ę, c zy był o warto.

Męc zył a s i ę przez pi ęć l at, żył a w c i ągł ym s trac hu. A Nei l zapł ac i ł za to, c o zrobi ł .

- Czyl i ni e zagryzł go pi es ?

- Ni e, ni e. - P hi l zam knął oc zy i zakas zl ał . - T o oni go zabi l i . T ak j ak teraz m oj ą Ros y.

- Mówi ł eś , że zabral i j ą z ł óżka.

- T ak…

- I zabi l i .

- T ak.

- T o gdzi e j es t c i ał o?

P odni ós ł wzrok. W zrok m i ał pus ty, s pogl ądał gdzi eś ponad m oi m ram i eni em , j akby zobac zył s toj ąc ą za m oi m i pl ec am i Ś m i erć , która przys ł uc hi wał a s i ę nas zej rozm owi e.

- Ni e m a c i ał a. Zabi l i j ą… w s ypi al ni , ki edy s pał em . A potem j ą zabral i , zaws ze tak robi ą.

Łani a zni knęł a. Lauren Hunter zni knęł a…

Mi m o ws zys tki ego, c o wi dzi ał em , s ł ys zał em i przeżył em , nadal ni e potrafi -

ł em do końc a uwi erzyć P hi l owi . Oto m ec hani zm wyparc i a faktów.

- P owi edz m i c oś , P hi l . J eżel i ni e znal azł eś zwł ok, to s kąd wi es z, że Ros y ni e żyj e? Może s i ę m yl i s z? Może j es zc ze gdzi eś j ą znaj dzi em y?

P okręc i ł przec ząc o gł ową, a potem zrobi ł c oś , c o odebrał o m i m owę.

P atrząc m i pros to w oc zy, s i ęgnął do ki es zeni kurtki i wyj ął fol i ową torebkę zam ykaną na pl as ti kowy s uwak. W ś rodku znaj dował a s i ę para l udzki c h oc zu i kępka pozl epi anyc h krwi ą s i wyc h wł os ów.

Zatoc zył em s i ę na bari erkę. B ył em ws trząś ni ęty i zdegus towany ni e tyl ko s am ą zawartoś c i ą torebki , al e także zac howani em P hi l l i pa, który wym ac hi wał

m i ni ą przed oc zam i j ak j aki m ś eks ponatem na wys tawi e dzi wol ągów. Zni enawi dzi ł em go, bał em s i ę go, j ego wi dok budzi ł we m ni e odrazę. Odetc hnął em 98

gł ęboko. P owi ał wi atr; l i pc owy zefi rek wydał m i s i ę zi m ny i wi l gotny, w dodatku ni ós ł j akąś pas kudną woń, j akby gni j ąc yc h owoc ów. P hi l l i p s c hował torebkę do ki es zeni (j ej krwawa zawartoś ć m l as nęł a c i c ho), a j a ś l edzi ł em j ego ruc hy j ak urzec zony. Zł ożył ręc e na kol anac h i zac zął s i ę koł ys ać w fotel u.

Znów poc zuł em znaj om y j uż s trac h i przez c hwi l ę zas tanawi ał em s i ę, c zy Chri s ti ne wyobraża s obi e c hoc i aż w przybl i żeni u prawdzi wą naturę grożąc ego nam ni ebezpi ec zeńs twa. W ątpi ł em w to. S poj rzał em na pogrążony w m roku dom ; ś wi atł o os am otni onej kuc hennej l am py l edwi e s i ęgał o do frontowyc h drzwi . Mebl e w
s al oni e przypom i nał y c zaj ąc e s i ę w pół m roku zj awy, ni eruc ho-m e i oc i ężał e. Na pi ętrze s pał a m oj a rodzi na, ni eś wi adom a zagrożeni a. Ni e m i a-

ł y poj ęc i a, j aki kos zm ar kryj e s i ę pod pozoram i s zc zęś l i wego życ i a w A s hborough. A j a m us i ał em i m go uś wi adom i ć , zani m ws zys c y padni em y j ego ofi arą.

Nawet j eś l i uda c i s i ę przekonać Chri s ti ne, że tutaj grozi wam ni ebezpi ec zeń-

s two, j ak zam i erzas z wyj ec hać , ni e m aj ąc s am oc hodu?

P hi l l i p.

- P hi l ?

Ni e odpowi edzi ał , nawet ni e podni ós ł wzroku. W ygl ądał tak żał oś ni e, że na dobrą s prawę powi ni en j ak naj s zybc i ej trafi ć do s zpi tal a.

- Ni e m am powodu, żeby dł użej żyć , Mi c hael . Znów i c h zawi odł em i teraz będą m ni e prześ l adować aż do dni a, w którym uznaj ą, że nads zedł m ój c zas .

Mam przerąbane, Mi c hael . P rzerąbane.

Ni e od dzi ś , s tarus zku, ni e od dzi ś …

K ręc i ł o m i s i ę w gł owi e, wi ęc oparł em s i ę m oc ni ej o bari erkę.

- Dl ac zego powi edzi ał eś , że „znowu i c h zawi odł eś ”? - zapytał em , c hoc i aż przec zuwał em , j ak brzm i odpowi edź.

P am i ętał em , c o m i wtedy opowi adał w l es i e, o tym , j ak zabral i m u c órkę i j ak potem s krzywdzi l i Ros y.

W tedy też i c h „zawi ódł ”.

W końc u zerknął na m ni e. W ygl ądał j ak żoł ni erz, który c udem oc al ał z wo-j ennego pi ekł a, z zapadni ętym i pol i c zkam i i m artwym i oc zam i .

background image

- Mówi ł em c i o tym , ki edy pos zl i ś m y wtedy do l as u. K i edy pokazał em c i i c h ś wi ątyni ę. - Zawahał s i ę. - W s zys c y m i es zkańc y A s hborough m us zą zł ożyć ofi arę Izol antom . Żywą ofi arę.

Znowu to s am o. T e s ł owa m ni e prześ l adował y, a teraz, s ł ys ząc j e z j ego us t, om al ni e padł em trupem na m i ej s c u.

- W s zys tko c i wtedy powi edzi ał em - c i ągnął . - O l egendzi e i o tym , j ak s tara pani Zel l i s przed l aty wyj awi ł a m i prawdę. W tedy to był j ej obowi ązek, 99

tł um ac zyć m i es zkańc om , j aki e prawa obowi ązuj ą w A s hborough. T eraz j uż ni e, j es t s tara i zm ęc zona… Od dobryc h dwudzi es tu l at. T eraz m y s i ę tym zaj m uj e-m y, m i es zkańc y. J ako twój naj bl i żs zy s ąs i ad m i ał em obowi ązek nakł oni ć c i ę do zł ożeni a ofi ary. Ni e udał o m i s i ę. Ni e zrobi ł eś tego. Za karę zabral i m i Ros y.

- T o ty podrzuc i ł eś m i ł ani ę do s zopy, tak?

P hi l l i p poki wał gł ową. S puś c i ł wzrok. W ydał m i s i ę pokonany i zaws tydzony.

- T ego m ał ego też. Dom yś l ał em s i ę, że wzi ął eś m ni e za wari ata; trudno by-

ł o m i eć do c i ebi e pretens j ę po tym , c zego c i naopowi adał em . Na twoi m m i ej s c u też bym tak pom yś l ał . Mi m o to m us i ał em c i ę j akoś przekonać , że zł ożeni e ofi ary j es t koni ec zne. Gdybym po pros tu w kół ko c i to powtarzał , uznał byś m ni e za kom pl etnego ś wi ra i zerwał byś ws zel ki e kontakty ze m ną i Ros y. Rozum i es z, o
c o m i c hodzi ? Od s tarego P hi l a l epi ej trzym ać s i ę z dal eka, fac etowi brakuj e pi ątej kl epki . A l e wi edzi ał em , że j eś l i zas i ej ę w twoj ej gł owi e zi arno ni epewno-

ś c i , m oże zaki eł kuj e; m oże zac zni es z rozważać i deę ofi ary i potraktuj es z poważ-

ni e m oj e os trzeżeni e. Ni e udał o s i ę.

- Zam knął eś j el eni a w m oj ej s zopi e, bo m i ał eś nadzi ej ę, że zawl okę go na kam i eń ofi arny.

- No tak… Mus i ał em s próbować .

- A c o z tą kobi etą, P hi l ? T y j ą do m ni e przys ł ał eś ?

Gł os nagl e zac zął m i drżeć , s tał s i ę ni epewny, j akby ni e m ój . B ał em s i ę, że us ł ys zę odpowi edź twi erdząc ą.

T o by przepeł ni ł o c zarę. Mój s ąs i ad j es t ni e tyl ko wari atem , al e na dodatek m orderc ą…

S poj rzał na m ni e zas koc zony.

- J aką kobi etą?

- Lauren Hunter, j edną z m oi c h pac j entek. Mi es zkał a we ws c hodni ej c zęś c i m i as tec zka. Zos tał a zm as akrowana w l es i e koł o m oj ego dom u, a potem wyzi onęł a duc ha, c zoł gaj ąc s i ę do m oi c h drzwi . W ykrwawi ł a s i ę na ś m i erć . Ni e zdąży-

ł em s prowadzi ć pom oc y.

- K i edy to s i ę s tał o?

- Dzi s i aj .

Z ni edowi erzani em pokręc i ł gł ową i ukrył twarz w dł oni ac h.

- T o oni … Chc i el i s prawdzi ć , c zy zł ożys z j ą w ofi erze. Oni ni e żartuj ą. - Zawahał s i ę. - Zabral i c i ał o?

S erc e zac zęł o m i s i ę tł uc o żebra.

- T ak… Łani ę też.

100

S ki nął gł ową.

- W ten s pos ób daj ą c i do zrozum i eni a, że s trac i ł eś tę s zans ę i powi ni eneś przygotować s i ę na nas tępną. Na B oga, Mi c hael ! - P odni ós ł gł os . - Zł óż ofi arę j es zc ze dzi s i aj , teraz, w noc y, zani m przyj dą po J es s i c ę al bo Chri s ti ne!

T argał y m ną różne uc zuc i a - s trac h, gni ew, frus trac j a, przem i es zane w pas kudny koktaj l . Zł apał em P hi l l i pa za koł ni erz.

- Ni ec h c i ę di abl i ! Dl ac zego ni e os trzegł eś m ni e zaraz po przeprowadzc e?!

Zwi otc zał , j akbym trzym ał w rękac h worek ows a. P uś c i ł em go. Os unął s i ę na fotel .

- B ył eś taki przyj ac i el s ki , zapros i ł eś nas na l unc h, c hoc i aż od poc zątku wi edzi ał eś , że j a i m oj a rodzi na znal eźl i ś m y s i ę w ś m i ertel nym ni ebezpi ec zeń-

s twi e… T y pi eprzony os zuś c i e!

- Ni e m ogł em c i powi edzi eć ! - krzyknął . Oddyc hał s zybko i pł ytko, zni żył

gł os , j akby uś wi adom i ł s obi e, że ni e powi ni en budzi ć m oi c h dzi ewc zyn. - Oni wi edzą, c o s i ę dzi ej e, Mi c hael . P ods ł uc huj ą nas … ki edy c hc ą. Ni e pytaj , j ak to robi ą: m oże m aj ą s uperc zuł y s ł uc h, m oże radi o, a m oże s zós ty zm ys ł … Ni e wi em . Gdybym powi edzi ał wtedy c okol wi ek, c o m ożna by zi nterpretować j ako
os trzeżeni e, m ogl i by zabi ć m ni e al bo Ros y. Zrozum … Ni e m ogł em , ni e wtedy.

T o dl atego wyki erował em c i ę do s ypi al ni na pi ętrze. Myś l ał em , że m oże wi dok Ros y naprowadzi c i ę na trop zł a, które tu m i es zka.

Oc hł onął em . P oki wał em gł ową. W m oj ej gł owi e poj awi ał y s i ę obrazy: Nei l Farri s , Ros y Dei ghton, Lauren Hunter. Ni e żyj ą. W s zys c y ni e żyj ą.

- Rzec zywi ś c i e, zas tanawi ał em s i ę, c o s i ę j ej s tał o. P rzys zł o m i do gł owy, że ni es zc zęś c i e, które s potkał o Nei l a Farri s a, m ogł o m i eć to s am o źródł o. Zac zął em s kł adać w c ał oś ć el em enty ukł adanki , al e c ał y c zas m yś l ał em rac zej o dzi ki m zwi erzęc i u, które zaatakował o i c h oboj e. I w s um i e m i ał em troc hę rac j i … -
P rzygryzł em paznoki eć . - W i dzi s z…

Ros y c oś m i wtedy powi edzi ał a.

P hi l s poj rzał na m ni e pytaj ąc o.

- P owi edzi ał a, że przyj dą po m ni e, tak j ak przys zl i po Farri s a i po ws zys tki c h w tym przekl ętym m i eś c i e. T o j ej s ł owa.

- P róbował a c i ę os trzec . Ni e m us i ał a tego robi ć . Źl e s końc zył a.

- I ta m oj a pac j entka, Lauren… T uż przed ś m i erc i ą też powi edzi ał a, że po m ni e przyj dą. I j es zc ze j edno, P hi l … W i edzi ał a, j ak m a na i m i ę m oj a żona. Mus i ał a m ni e s prawdzać . Ni e ws pom i nał em j ej o Chri s ti ne.

101

P hi l l i p pokręc i ł gł ową. Oc zy m i ał s zkl i s te od ł ez, poc hl i pywał c i c ho.

- T roc hę m i es za m i s i ę w gł owi e, zres ztą nawet j akbym m yś l ał kl arowni e, ni e wi edzi ał bym , c o o tym s ądzi ć , al e… Może ta twoj a pac j entka c oś wi edzi ał a, a m oże…

- Może c o?

- Może i c h pods ł uc hał a.

- Że c o? J ak to pods ł uc hał a? Żarty s obi e robi s z?!

Nagl e us ł ys zał em s zel es t wś ród drzew, dobi egaj ąc y m ni ej wi ęc ej z tego m i ej s c a, w którym zos tał a zam ordowana Lauren. S poj rzał em w tam tym ki erunku, m rużąc oc zy. P owi ał wi atr, dzi wni e c hł odny i ni os ąc y s ł abą woń gni j ąc yc h roś l i n

- bardzo ni eprzyj em ną, m oże nawet s zkodl i wą. S erc e ł om otał o m i w pi ers i z taką s i ł ą, j akby l ada m om ent m i ał o pęknąć . Odwróc i ł em s i ę do P hi l a, który ws parł s i ę m oc no na podł oki etni kac h i ws tał . W ł ożył z powrotem c zapkę. Z ki es zeni kurtki s terc zał m u rożek pl as ti kowej torebki .

- Mus zę wrac ać do dom u, Mi c hael - powi edzi ał , s trzel aj ąc oc zam i w bok, w s tronę l as u. P aranoj a: oto żywy przykł ad j ej dzi ał ani a. - Ni e wi em , i l e m i zos ta-

ł o.

B ył o wi dać , że c hc e j ak naj s zybc i ej s obi e pój ś ć .

- P hi l … - Chwi l a prawdy: dzi ał aj al bo gi ń. - Chri s ti ne m i ał a dzi ś wypadek…

Nas z s am oc hód… S zukał em j aki egoś i nnego ś rodka trans portu, al e ni c z tego.

background image

P os ł uc haj , P hi l … Chc ę s tąd uc i ec . T eraz, zaraz. W eźm y twój s am oc hód, ws i ądźm y do ni ego ws zys c y i s pi eprzaj m y z tej dzi ury.

Co parę s ł ów odruc howo zerkał em w ki erunku l as u.

(P aranoj a.)

T eraz też tam s ą? P atrzą? P ods ł uc huj ą?

P hi l l i p zaś m i ał s i ę z ni edowi erzani em , gł oś no, j ak s zal eni ec . P rzes tał pł akać , al e j ego c zł onki podrygi wał y j ak po porażeni u s ł abym ł adunki em el ektryc znym .

T ak j akby odkrył nagl e, że m a pod ubrani em pół m rowi s ka. Chwi ej ni e zs zedł z werandy i odwróc i ł s i ę do m ni e.

- W i dzi ał eś ki edyś , żebym prowadzi ł , Mi c hael ?

Chol era j as na… Ni e, ni e wi dzi ał em . S am zres ztą też ni ewi el e j eździ ł em , od-kąd zam i es zkal i ś m y w A s hborough. Zwykl e to Chri s ti ne robi ł a zakupy i wozi ł a J es s i c ę do m i as ta al bo do parku. Ni e l i c ząc l unc hów z Dei ghtonam i , dom przy Harl an Road opuś c i ł em dos ł owni e parę razy, gł ówni e przy okazj i krótki c h wypadów
do m i as ta z Chri s ti ne i J es s i c a. Raz był em w s zkol e, ki l ka razy w s kl epi e z narzędzi am i , raz u fryzj era… P oza tym zac howywał em s i ę j ak typowy l ekarz 102

z dom ową praktyką, wł as nym gabi netem i ws pani ał ą bi bl i oteką, którą m ogł em s i ę do wol i rozkos zować . Zaws ze tego c hc i ał em .

T ak, ps i a m ać , wł aś ni e tego.

P okręc i ł em gł ową.

- Od c zterec h l at ni gdzi e ni e j eżdżę. Ni e pozwal aj ą m i . I wygl ąda na to, że tobi e też ni e pozwol ą.

P hi l odwróc i ł s i ę do m ni e pl ec am i i rus zył w s tronę drogi .

- Chri s ti ne potrąc i ł a ps a - powi edzi ał em bez przekonani a, równi eż s c hodząc z werandy. - Odzys kam y s am oc hód za…

Co ona powi edzi ał a? Że i l e to potrwa?

P hi l l i p dos zedł do końc a podj azdu, zani m odwróc i ł s i ę i krzyknął :

- Mam dl a c i ebi e przykrą wi adom oś ć , Mi c hael . Ni e zobac zys z j uż s woj ego s am oc hodu.

S erc e podes zł o m i do gardł a. Chc i ał o m i s i ę pł akać i pewni e bym s i ę rozryc zał , gdyby ni e zł oś ć , która wezbrał a we m ni e j ak fal a przypł ywu.

- W al s i ę, P hi l ! Mi ał em c i ę za przyj ac i el a. W ykorzys tał eś nas , dupku, a teraz m am y tak s am o przerąbane j ak ws zys c y w tym pi eprzonym m i eś c i e!

- P rzykro m i , Mi c hael … Chc i ał bym c i pom óc , al e ni e j es tem w s tani e po-m óc nawet s am em u s obi e.

Rus zył em w j ego s tronę.

- Mam to gdzi eś , odej dę s tąd na pi ec hotę. Dwadzi eś c i a ki l om etrów do E l l envi l l e? Ni e m a s prawy. T am znaj dę kogoś , kto m i pom oże.

Nerwy m i pus zc zał y. Czuł em , j ak buks uj ą m i zębatki w m ózgu. Ni e zatrzy-m uj ąc s i ę, P hi l l i p odkrzyknął :

- Ni kt c i ni e pom oże ani tam , ani tutaj . - P rzys tanął i pokazał na l as . - P oza tym ni e uj dzi es z dal eko. Chyba j uż wi es z, że Nei l Farri s wc al e ni e pos zedł pobi egać ? Chc i ał s tąd odej ś ć , tak j ak wi el u i nnyc h. Ni e pozwol i l i m u.

S tanął em j ak wryty, s paral i żowany wi dm em porażki .

- W al s i ę - m ruknął em . Ni e wi edzi ał em , c zy m ni e us ł ys zy, al e ni e m i ał o to żadnego znac zeni a.

Zac zął truc htać w s tronę dom u. W ś wi etl e l atarń rzuc ał potężne c i eni e.

- Żegnaj , Mi c hael - zawoł ał j es zc ze i s i ę rozpł akał .

Odprowadzi ł em do wzroki em , a potem gapi ł em s i ę w l as , s ł uc haj ąc pł ac zu, dopóki P hi l l i p ni e zni knął za zakrętem drogi , s to m etrów od m oj ego dom u.

103

background image

19.

K i l ka godzi n późni ej c oś m ni e obudzi ł o. S zc zekani e ps a. Na dworze. Otworzył em oc zy i s twi erdzi ł em , że ś pi ę w ł óżku J es s i ki , drugą noc z rzędu.

W s pom ni eni a m i ał em troc hę m gl i s te, tak j akby m oj a podś wi adom oś ć pró-

bował a zepc hnąć w c i eń obfi tuj ąc y w ni eprzyj em ne wydarzeni a dzi eń. J ednak wi zj a um i eraj ąc ej Lauren prześ l adował a m ni e j ak duc h, j akby j ej porani ona dus za wś l i znęł a s i ę ze m ną do poś c i el i i tul i ł a s i ę do m ni e, aby przes zyć m ni e c hł odem do s zpi ku koś c i .

Natyc hm i as t przypom ni ał m i s i ę P hi l l i p i to, j ak m ni e zdradzi ł , aby c hroni ć s i ebi e i s woj ą rodzi nę. Od poc zątku odgrywał wyznac zoną rol ę w s pi s ku. B ez wzgl ędu na to, c zy w l es i e żyl i przeds tawi c i el e pradawnej l udzki ej ras y, c zy po pros tu krył a s i ę w ni m banda obł ąkanyc h fanatyków (c o nagl e wydał o m i s i ę bardzi ej
s ens owne), m us i ał em zadbać o s i ebi e i s woi c h bl i s ki c h, a to oznac zał o j ak naj s zybs zą wyprowadzkę.

W róc i ł em do dom u. Ni e zam i erzał em s i ę kł aś ć . Groza s ytuac j i ni e pozos tawi ał a m i wyboru: m us i ał em c zuwać , ki edy m oi naj bl i żs i s m ac zni e ś pi ą, ni e-

ś wi adom i grożąc yc h i m ni ebezpi ec zeńs tw. W końc u j ednak m ój organi zm s i ę poddał i wbrew s woj ej wol i padł em na ł óżko J es s i ki . Oparł em j es zc ze brodę na parapec i e, żeby wygl ądać przez okno, al e zobac zył em tyl ko c i eni e rozkoł ys anyc h drzew, a potem zas nął em .

Ni e pam i ętam , c zy c oś m i s i ę ś ni ł o, al e s zc zekani e ps a m us i ał o s i ę przebi ć do m oj ego zas panego m ózgu. P ół przytom ny us i adł em na ł óżku. Otoc zeni e wydał o m i s i ę dzi wni e ni em ateri al ne, j akbym oc knął s i ę pod hi pnozą. Lal ki na bi urku J es s i ki , c i em ne i ni ewyraźne, wygl ądał y j ak krzaki w l es i e. P odc zoł gał em s i ę do
okna i wyj rzał em na dwór. Na trawni ku l eżał J i m m y P age i gapi ł s i ę pros to na m ni e. Znowu zas zc zekał , zerwał s i ę na równe nogi i podbi egł bl i żej dom u.

Odrzuc i ł em koc i s puś c i ł em nogi z ł óżka. P odł oga, c hoć drewni ana, był a zi m na w dotyku; dres zc z przes zedł m i po kręgos ł upi e. Na podł odze, tuż przy m oi c h s topac h, l eżał a gł ówka j ednej z l al ek: ta s am a, która odpadł a j uż ki l ka dni wc ześ ni ej . W patrywał a s i ę we m ni e dwi e s zkl i s tym i kul am i oc zu. Nas tros zone rude
wł os y przywodzi ł y na m yś l c zuł ki pol i pa. Zam rugał a raz, potem drugi , trzec i i kol ej ne, rytm i c zni e wys tukuj ąc c i c hy rytm : kl i k-kl i k, kl i k-kl i k. Ni e był o przec i ągu (zam knął em ws zys tki e okna), ni e m ogł em wi ęc tł um ac zyć ruc hu powi ek powi ewem wi atru. S poj rzał em na pół kę: j edna z l al ek rzec zywi ś c i e ni e 104

m i ał a gł owy. W równym rządku był a l uka, której wc ześ ni ej ni e zauważył em .

Zam knął em i przetarł em oc zy, a ki edy j e otworzył em , gł ówka zni knęł a i wróc i ł a na s woj e m i ej s c e, na pl as ti kowy korpus i k, do którego nal eżał a.

T o s en, Mi c hael . T y ś ni s z.

P age znowu zas zc zekał . S ł ys zał em go z dal eka, z pogł os em , al e… Dźwi ęk brzm i ał zdum i ewaj ąc o c zys to j ak na rozbrzm i ewaj ąc y we ś ni e. W ys zedł em z pokoj u. Czuł em s i ę, j akbym unos i ł s i ę ki l ka c entym etrów nad podł ogą. Moj e c i ał o wydawał o m i s i ę c i ężki e i ni ezgrabne, porus zani e s i ę wym agał o s porego wys i ł ku.
S c hodzi ł em po s c hodac h po j ednym s topni u; dywani k kł uł m ni e w s topy, m i m o że wrażeni e s zybowani a nad zi em i ą wc al e ni e os ł abł o. Moc no trzym ał em s i ę poręc zy. P i erws zy raz ś ni ł em s en, który był tak… rzec zywi s ty.

W s zedł em do kuc hni , potem do przedpokoj u (z nowym i i ni ezbyt s ol i dnym i drewni anym i drzwi am i ) i poc zekal ni . Z zewnątrz dobi egał o uj adani e P age’ a, który dopom i nał s i ę, żeby go wpuś c i ć . Otworzył em drzwi i nas z s pani el faktyc zni e tam był , al e zam i as t przes adzi ć próg j ednym s us em , ods koc zył o dobre trzy m etry,
obej rzał s i ę na m ni e i znów zac zął s zc zekać . W i edzi ał em , o c o m u c hodzi ; j uż wc ześ ni ej s i ę tak zac howywał , j akby m ówi ł : No c hodź, tatuś ku. Chc ę c i c oś pokazać .

W ys zedł em na zewnątrz i m ał o ni e potknął em s i ę o wł as ne buty, wc i ąż m okre po tym , j ak po poł udni u próbował em j e um yć pod s zl auc hem . W ł ożył em j e i przes zedł em po trawi e do m i ej s c a, w którym zatrzym ał s i ę P age. Zas zc zekał na m ni e i popędzi ł do s zopy

(do s zopy)

gdzi e znowu przys tanął . P ewni e c hc i ał s prawdzi ć , c zy za ni m pój dę. P ods zedł em bl i żej . W s ł abym bl as ku ks i ężyc a dos trzegł em s trużki ś wi eżej krwi na j ego pys zc zku. Mi ał też krew na ł apac h i tuł owi u. P rzeł knął em dł awi ąc ą grudę w gardl e i zatrzym ał em s i ę pół tora m etra od s zopy.

Drzwi był y uc hyl one. W yc i ągaj ąc s zyj ę i wykręc aj ąc gł owę próbował em zaj rzeć do ś rodka i przebi ć wzroki em c i em noś ć . Drzwi drgnęł y. Z poc zątku zac hy-botał y s i ę tyl ko, pewni e porus zone wi atrem , a potem , bardzo wol no, otworzył y s i ę s zerzej . Zardzewi ał e zawi as y zgrzytał y przy tym potępi eńc zo j ak s fora du-c hów w
nawi edzonym dom u.

Us ł ys zał em dźwi ęk. S zurani e.

Z s zopy… c oś … wyc hodzi ł o.

Naj pi erw zobac zył em gł owę. P otem korpus .

T o był a ł ani a.

A l e ni e j akaś ł ani a. T o był a ta ł ani a.

105

S tał a tuż za progi em , ze s trzas kanym ł bem , c zarną pl am ą krwi na s zyi , na-gi m i żebram i wi doc znym i j ak narys owane kredą l i ni e i zwi s aj ąc ym i z brzuc ha wnętrznoś c i am i , które wygl ądał y j ak ś wi eżo obrany owoc .

Rozej rzał em s i ę. Dookoł a panował a m artwa c i s za - ni e ś pi ewał y ptaki , um i l kł y c ykady, nawet P age s i edzi ał c i c ho i tyl ko patrzył na m ni e bł agal ni e, a ks i ężyc l ś ni ł m u na um azanej pos oką m ordc e.

Łani a zm artwyc hws tał a, z ni ewi adom yc h, przerażaj ąc yc h powodów. Łypnęł a na m ni e oc al ał ym oki em (po drugi m zos tał tyl ko c zarny otwór j ak gni j ąc a dzi ura w brzos kwi ni ), i kul ej ąc , rus zył a w gł ąb l as u. P age zas kom l ał i podreptał za ni ą.

S tał em ni eruc hom o, patrząc na parę zwi erząt i dąc yc h obok s i ebi e j ak ani m owa-ne pos tac i e z j aki ej ś kos zm arnej kres kówki . Obej rzał y s i ę na m ni e. Czekał y.

Czekał y, aż pój dę za ni m i .

P os zedł em .

O dzi wo, ni e c zuł em s trac hu - i s zybko zori entował em s i ę dl ac zego. T o był

s en. Martwe zwi erzęta ni e c hodzą, a j uż na pewno ni gdzi e by m ni e ni e próbowa-

ł y prowadzi ć ; tego ni e robi ą nawet żywe. No, m oże P age’ owi s i ę zdarzał o… T eraz j ednak zac howywał s i ę i nac zej , m i ał w s obi e c oś ni epokoj ąc o l udzki ego, c o utwi erdzał o m ni e w przekonani u, że l eżę s obi e s pokoj ni e w ł óżku, pod przykryc i em , i tyl ko gał ki oc zne ś m i gaj ą m i pod powi ekam i na ws zys tki e s trony.

Dzi wni e podeks c ytowany rus zył em w ś l ad za zwi erzętam i przez l as . J el eń popędzi ł na zł am ani e karku. P age ponagl ał m ni e s zc zekani em , wi ęc przys pi e-s zył em kroku. Od c zas u do c zas u zatrzym ywał s i ę i c zekał na m ni e. P rzem ykal i -

ś m y wś ród drzew. Łani a poj awi ał a s i ę j ak zac zarowana, c zas em tuż obok m ni e, c zas em w wi ęks zej odl egł oś c i , po c zym zni kał a równi e s zybko, j ak wc ześ ni ej s i ę zm ateri al i zował a, j akby c oś wym azywał o j ej obraz z m oj ej pam i ęc i . Zas tanawi a-

ł em s i ę, dl ac zego wł aś c i wi e i s toty ze s nów tak c zęs to s tos uj ą tę s ztuc zkę… Może nas za podś wi adom oś ć real i zuj e j aki ś nadrzędny pl an, m oże ki eruj e ni ą ni epoj ę-

ty s ys tem , który przy i nnyc h okazj ac h każe nam wrac ać nago do s zkoł y, s póź-

ni ać s i ę na egzam i ny (do któryc h w dodatku ni e j es teś m y przygotowani ) al bo l ądować w s uperm arkec i e, gdzi e przy odrobi ni e s zc zęś c i a m ożem y w al ej c e m i ędzy pół kam i puknąć ł adni utką kas j erec zkę. Na ni ektóre pytani a po pros tu ni e m a odpowi edzi . T o był o j edno z ni c h.

P age i j el eń zwi ęks zal i tem po, a j a goni ł em i c h j ak po s znurku. S en był pi e-ki el ni e real i s tyc zny; pod butam i wyraźni e c zuł em j eżynowy gąs zc z, gał ązki , korzeni e, zi em i ę. Noc ny wi atr c hł odzi ł m oj e ods ł oni ęte ręc e i nogi . W którym ś m om enc i e zahac zył em gł ową o zwi es zaj ąc ą s i ę ni s ko gał ąź s os ny i i gi eł ki zakł uł y m ni e
bol eś ni e w c zoł o.

106

Mi m o że c ał ki em trzeźwo m yś l ał em i kontrol ował em s ytuac j ę, wc al e m i s i ę ten s en ni ć podobał . P owtarzał em s obi e, że z taki c h s nów m ożna s i ę obudzi ć w dowol nej c hwi l i , wys tarc zy s próbować … P róbował em wi ęc , al e bez powodzeni a.

Za to po ni eudanyc h próbac h ogarnął m ni e l ęk. S en ni e zam i erzał wypuś c i ć m ni e ze s woi c h obj ęć , dopóki s i ę ni e obudzę, bo wtedy będę m ógł go zbyć po-gardl i wym pryc hni ęc i em . Modl i ł em s i ę wi ęc o nadej ś c i e ś wi tu i o przebudzeni e.

Ni e c hc i ał em bi ec za j el eni m zom bi i m oi m m ał ym c oc ker-s pani el em do kam i ennego kręgu, ś wi ątyni Izol antów. Do m i ej s c a, w którym ni e c hc i ał em s i ę znal eźć ani na j awi e, ani we ś ni e.

Zwi erzę m us i być żywe, żeby m ożna j e był o zł ożyć w ofi erze.

Ni e m i ał em j ednak wyboru - j ak m uc ha zł apana w paj ęc zą s i eć . Mój l os m us i ał s i ę dopeł ni ć . B i egnąc za parą zwi erząt, c zuł em s i ę j ak prowadzony na s m yc zy. P okonywał em znaj om e górki i doł ki , zagł ębi aj ąc s i ę c oraz bardzi ej w l as .

Odl egł oś ć wydał a m i s i ę zbl i żona do tej , którą pokonał em na j awi e na s pac erze z P hi l l i pem . P odobni e wygl ądał też teren - w paru m i ej s c ac h natrafi ł em na bardzo m i ękki , grząs ki grunt, bł oto m l as kał o m i pod s topam i . Drzewa wznos i ł y s i ę nad m oj ą gł ową j ak wi eżowc e.

W podobnym c zas i e j ak podc zas przec hadzki z P hi l l i pem dotarł em do kręgu dębów i wi ekowyc h bi ał yc h m onol i tów. W tej s am ej c hwi l i ogarnął m ni e - znowu! - c zys ty s trac h. Uderzył m ni e j ak burza pi as kowa, j ak huragan potężny i ni eus tępl i wy. Ś wi at zawi rował m i przed oc zam i . Na B oga, c zy wyj dę z tego ży-wy?

W i dok był zbyt m akabryc zny, aby m ógł być prawdzi wy; m us i ał em s obi e przypom ni eć , że ś ni ę po pros tu wyj ątkowo real i s tyc zny s en. Oto ona, ofi ara m ordu w peł nej kras i e: Ros y Dei ghton. Leżał a na wznak na wi el ki m gł azi e po-

ś rodku kręgu. W yc i ągni ęte nad gł ową ręc e zwi s ał y z kam i eni a, a c zubki pal c ów dotykał y zi em i . P odarta w s trzępy kos zul a noc na ods ł ani ał a poharatany tuł ów i wi doc zne organy wewnętrzne. S trużki ks i ężyc owego bl as ku s ąc zył y s i ę przez l i s towi e i odbi j ał y s i ę w j ej oc zac h, upodabni aj ąc j e do dwóc h s rebrnyc h kl ej no-
c i ków. Ni gdy w życ i u ni e c zuł em s i ę tak rozbi ty. W i dok wyprutyc h wnętrznoś c i był dl a m ni e ni e m ni ej s zą udręką ni ż wi doc zne na c i el e Ros y s tare bl i zny.

Nagl e uś wi adom i ł em s obi e, że ni e j es t to zwykł y s en, l ec z potworna, m akabryc zna traum a, zni ewal aj ąc a i odbi eraj ąc a wol ną wol ę. To był a prowokac j a, kpi na ze m ni e, m oj ej wi edzy i zawodowego doś wi adc zeni a, które ni e pom ogł y m i oc al i ć Ros y Dei ghton. A ni Lauren Hunter. A ni , j ak s obi e ze zgrozą uś wi adom i ł em ,
m oj ej rodzi ny.

107

P owi ał a c i c ha bryza, rozs uwaj ąc gał ęzi e nad pol aną. Ohydna poś wi ata zal ał a ofi arny kam i eń. B ł ys zc ząc e w ni ej m onol i ty rzuc ał y dł ugi e c i eni e.

P age i ł ani a s tanęl i przy gł azi e. Fi gl arny c oc ker-s pani el ws koc zył na górę, ul okował s i ę m i ędzy nogam i Ros y i wpakował j ej pys k pros to w otwartą j am ę brzus zną. Łani a s zc zeknęł a krótko. P age podni ós ł ł eb i wys zc zerzył na m ni e zęby. Zł oc i s ta s i erś ć kl ei ł a m u s i ę do c i ał a. Zdawał a s i ę fos foryzować , c hoc i aż przybrał a
s zary odc i eń z c zarnym i s m ugam i krwi .

background image

Zes koc zył z kam i eni a.

Ros y Dei ghton s i ę porus zył a.

Naj pi erw j edna ręka, wył am ana ze s tawu barkowego i zwi s aj ąc a l uźno j ak kawał ek s znura, zadygotał a, s zarpnęł a s i ę w przód i opadł a na pi erś . P otem Ros y przewróc i ł a oc zam i w wypeł ni onyc h krwi ą oc zodoł ac h; s zkarł atne ł zy s pł ynęł y po pol i c zkac h. Z us t - przerażaj ąc ej c zarnej j am y - wypł ynęł a m i es zani na pł ynów
us troj owyc h. Ros y, gul goc ząc , us i adł a gwał towni e, ni enatural ni e j ak poc i ągni ęta za s znurki m ari onetka i s poj rzał a na m ni e.

Czys ty s trac h nagl e wydał m i s i ę baj ką… P rzerażeni e, j aki e odc zuł em , ni e m i ał o grani c . W ezbrał o we m ni e i wypeł ni ł o m ni e. Czuł em , j akbym m i ał i m pl o-dować , al e wtedy też dotarł o do m ni e, że c ał y horror zac zni e s i ę od poc zątku, bo przec i eż w s nac h s i ę ni e um i era. W c hwi l i ś m i erc i c zł owi ek s i ę budzi .

Obudzi ł em s i ę wi ęc … w ś rodku s nu. Ni e dane m i był o wróc i ć na j awę, dopóki zapl anowany s c enari us z ni e zos tani e odegrany do s am ego potwornego zakoń-

c zeni a.

Ros y s toc zył a s i ę z gł azu j ak popyc hana przez duc hy. Z zi em i wzbi ł s i ę obł oc zek kurzu wokół ni ej . T yl ko j ej gł owa m i otał a s i ę na boki , a z gardł a dobywał

s i ę ni el udzki c harkot.

Mi c hael …

K obi ec y gł os wypowi edzi ał m oj e i m i ę. B rzm i ał m i ł o, s ł odko, ł agodni e, al e m i ał w s obi e c oś wi dm owego, pogł os dowodząc y j ego ni ezi em s ki ego poc hodze-ni a.

T o tyl ko gł os we ś ni e, gł os we ś ni e…

S poj rzał em w prawo, bo s tam tąd dobi egał , i m us i ał em zatkać s obi e us ta pi ę-

ś c i ą, żeby ni e krzyknąć . S ądząc po tym , że pol i c zki m i ał em c ał e m okre, m us i a-

ł em j uż dł użs zą c hwi l ę pł akać , ni e zdaj ąc s obi e z tego s prawy. S tanął em oko w oko z nowym kos zm arem , zbyt s tras znym , by m óc go zni eś ć .

Lauren Hunter s tał a za j ednym z m onol i tów. P oł owę twarzy - tę odartą ze s kóry - pokrywał a j ej zakrzepł a krew. W ł os y przypom i nał y pozl epi any fi l c .

Uś m i ec hał a s i ę j ak obł ąkana; ś m i ertel ny grym as zas tygł j ej na twarzy, 108

ods ł ani aj ąc s zc zękaj ąc e teraz zęby. P owł óc ząc nogam i , wys zł a zza kam i eni a.

W l ekł a za s obą j el i to, które ni c zym wąż wi ł o s i ę po zi em i i zni kał o za gł azem , zas us zone, obl epi one patykam i , l i ś ć m i i grudkam i zi em i . Chwi ej ni e s zł a w m oj ą s tronę, z wyc i ągni ętym i rękam i , s tężał ym uś m i ec hem i gł ową kol ebi ąc ą s i ę gro-tes kowo na boki . Ni e m a to j ak okl epany frazes : ona naprawdę wygl ądał a j ak
s zm ac i ana l al ka.

Mój rozum broni ł s i ę res ztkam i s i ł i próbował zaprzec zać zm ys ł om . Zam kną-

ł em oc zy. W tam tej c hwi l i ni e m i ał bym ni c przec i wko tem u, żeby wyl ądować na gol as a w m oj ej s tarej s zkol e i przed c ał ą kl as ą bzykać s i ę z kas j erką z s uperm ar-ketu.

Otworzył em oc zy.

Lauren ni e zni knęł a.

B ył a c oraz bl i żej . Uś m i ec hał a s i ę i wyc i ągał a do m ni e ręc e. Z otwartej rany w j ej tuł owi u unos i ł y s i ę s m użki zi el onkawego dym u.

Otworzył em us ta do krzyku. Ni e wydobył s i ę z ni c h żaden dźwi ęk.

S tanęł a w m i ej s c u, j akby zas koc zona m oj ą ni eudaną próbą obudzeni a s i ę.

J uż s i ę ni e uś m i ec hał a.

- Zwi erzę m us i być żywe, żeby m ożna j e był o zł ożyć w ofi erze.

Drgnęł a i s i ę zac hwi ał a. P rzewróc i ł a oc zam i , ods ł ani aj ąc brudnobi ał e, j akby zaropi ał e bi ał ka.

S poj rzał em na kam i eń w ś rodku kręgu. P age s tał na ni m z wywi es zonym j ę-

zorem i dys zał c i ężko. P ods zedł em do ni ego i opadł em na kol ana na m i ękką, wi l gotną zi em i ę. Lauren Hunter równi eż zbl i żył a s i ę do gł azu i padł a na zi em i ę obok zwł ok Ros y Dei ghton. J el eń znowu zrobi ł tę s woj ą s ztuc zkę ze zni kani em , al e one obi e wpatrywał y s i ę we m ni e. Lauren, m i m o że l eżał a na zi em i , patrzył a
pros to przed s i ebi e, Ros y zerkał a na m ni e z ukos a, ni e m ogąc odwróc i ć gł owy. U

obu dos trzegał em oznaki ws pół c zuc i a (tak w każdym razi e podpowi adał a m i wyobraźni a), al e i c h s poj rzeni a wyrażał y przede ws zys tki m zgodę. Mogł em zac zynać to, c o m us i ał o s i ę s końc zyć tragi c zni e.

Chc i ał o m i s i ę krzyc zeć , al e nawet ni e próbował em . W i edzi ał em , że ni c z tego ni e będzi e.

- Zrób to - ponagl i ł a m ni e Lauren.

Ros y też c oś powi edzi ał a i c hoć ni e zrozum i ał em s ł ów, przekaz był c zytel ny.

Nades zł a c hwi l a, aby zł ożyć ofi arę Izol antom . Dł użej ni e m ogł em s i ę m i gać .

T o tyl ko s en, tyl ko s en, tyl ko s en…

- Zwi erzę m us i być żywe podc zas s kł adani a ofi ary. W przec i wnym razi e ty i c i , któryc h koc has z, będzi ec i e s kazani na zagł adę.

109

W i atr poc hwyc i ł groźbę Lauren i wepc hnął m i j ą do pł uc ; poc zuł em na j ęzy-ku zgni ł y arom at j ej oddec hu.

S poj rzał em na ps a. P s a J es s i ki . Mój um ys ł s tawi ał opór.

Zrób to, Mi c hael . P os ł uc haj i c h i gra s i ę s końc zy, s en równi eż, a ty obudzi s z s i ę w s woi m ł óżku, c i es ząc s i ę pi ęknym poranki em i m aj ąc c ał y dzi eń na uc i ec zkę z A s hborough.

P ogł as kał em P age’ a. K rew obl epi ł a m i dł oń.

Drugą ręką zł apał em go za kark. Ni e s tawi ał oporu.

Ś c i s nął em .

Moc no.

Moc ni ej .

P rzyc i s nął em m u ł eb do kam i eni a.

P oc zuł em , j ak koś c i s i ę przem i es zc zaj ą, a c zas zka trzes zc zy. Coś c i epł ego poc i ekł o m u z pys ka.

Odwróc i ł em wzrok. Ni e potrafi ł em być ś wi adki em s woj ej zbrodni .

Mój B oże…

Co j es t, do di abł a…

Mi ędzy drzewam i dos trzegł em zł ote ś wi ateł ka. B ył y i c h s etki , w różnej odl egł oś c i , m i gotał y wś ród drzew i zaroś l i .

W patruj ąc s i ę w ni e, uderzał em gł owąP age’ a o kam i eń, raz za razem , aż ś wi ateł ka i c ał y ś wi at rozpł ynęł y s i ę w pas kudnym s zarym wi rze.

background image

20.

Mam o!

S ł ys ząc gł os J es s i ki , rzec zywi s ty j ak m ał o które wydarzeni e w m oi m życ i u, odruc howo pom yś l ał em , że to tyl ko kol ej ny s en. Nowy kos zm ar. S ł ys zał em równi eż i nne odgł os y, s zc zęk nac zyń, c hrobotani e pl as ti ku…

- Chodź do m ni e, koc hani e… Ni e wyc hodź na dwór.

T o Chri s ti ne woł aj ąc a c órkę. Otworzył em oc zy, al e c ał y c zas zakł adał em , że ś ni ę: równy oddec h, pl am ki s ł ońc a na ś c i anac h, wpatrzone we m ni e l al ki w pokoj u J es s i ki . B ył em równi e c zuj ny i przytom ny j ak w noc y, ki edy rozpoc zął em s woj ą podróż.

P rzec i ągnął em s i ę. Czuł em s i ę j ak pł ywak wynurzaj ąc y s i ę z gł ęboki ego ba-s enu. B l as k rzec zywi s toś c i nas i l ał s i ę z każdą c hwi l ą, gdy zm i erzał em ku rozm i -gotanej powi erzc hni .

110

- Mam o! J a c hc ę i ś ć s zukać P age’ a!

Gł os J es s i ki , gł oś ny, wyraźny, dobi egaj ąc y z parteru, z okol i c s c hodów, przebi ł s i ę przez powi erzc hni ę s nu. Ni e s pał em . T o ni e był o zł udzeni e. Na ws zel ki wypadek pol eżał em ni eruc hom o j es zc ze z pi ęć m i nut, przys ł uc huj ąc s i ę rozm owi e żony i c órki , przes ąc zaj ąc ej s i ę do m oj ej budząc ej s i ę ś wi adom oś c i .

Myś l ał em o P age’ u.

T o był tyl ko s en, zwari owany, porąbany s en.

B ardzo m i s i ę to podobał o - m ał y pozytyw w ś wi ec i e, który eks pl odował ne-gatywam i . K ł opot w tym , że te negatywy wc al e ni e zni knęł y. Ni e dał o s i ę o ni c h zapom ni eć .

Dol ec i ał m ni e zapac h j edzeni a: j aj ka, bekon, s m ażone zi em ni aki . Zaburc zał o m i w brzuc hu. Mi m o ni es pokoj nyc h m yś l i (i pi eki el nego ból u gł owy) uś m i ec hnął em s i ę. P ewni e Chri s ti ne po s woj em u wyc i ągał a do m ni e rękę na zgodę. J a dzi eń wc ześ ni ej zrobi ł em to s am o, próbuj ąc zas ypać wyrwę w nas zym zwi ązku.

Ci epł y, s m ac zny pos i ł ek s prawi m i wi el ką radoś ć i przyda s i ę, zani m przekażę dzi ewc zynom wi adom oś ć , że wyj eżdżam y z A s hborough - natyc hm i as t, ni e ogl ądaj ąc s i ę na brak s am oc hodu.

Nei l Farri s … ni e żyj e.

Lauren Hunter… ni e żyj e.

Ros y Dei ghton. Ni e żyj e.

J i m m y P age… Ni e żyj e?

- Mogę obudzi ć tatus i a? - zapytał a J es s i c a. - P om oże m i s zukać P age’ a.

- Ni e m am y s am oc hodu, kwi atus zku - przypom ni ał a j ej Chri s ti ne. - Zos tał

w wars ztac i e. A l e ni e m artw s i ę, P age wróc i . J ak tyl ko tata s i ę obudzi , razem pój dzi em y go s zukać .

S poj rzał em na okno. Lal ki był y w kom pl ec i e, żadnej ni e brakował o gł ówki , a s ł ońc e wdzi erał o s i ę przez s zpary w żal uzj ac h, tnąc podł ogę i ś c i any na pas ki . Na zegarze doc hodzi ł a dzi ewi ąta; naj wi doc zni ej Chri s ti ne uznał a, że pozwol i m i dzi s i aj dł użej pos pać . W i ec zorem wc ześ ni e s i ę poł ożył y i pewni e zerwał y s i ę o
ś wi c i e, żeby pozał atwi ać różne babs ki e s prawy. Zas tanawi ał em s i ę, c zy ni e m am um ówi onego j aki egoś pac j enta, al e kom pl etni e s i ę tym ni e przej m ował em .

Chri s ti ne c hyba równi eż ni e. W każdy i nny dzi eń był bym na ni ą wś c i ekł y i okazał bym to. A l e dzi s i aj … W s zys tko s i ę zm i eni ł o, prawda? S prawy przybrał y i nny obrót. Ni e m ogł em m arnować c zas u ani energi i na zł os zc zeni e s i ę. Mi ał em no-wy, ważni ej s zy c el : zapewni ć rodzi ni e bezpi ec zeńs two.

111

Us ł ys zał em c hrząkni ęc i e Chri s ti ne, s zc zęk nac zyń, kroki u s tóp s c hodów.

- Mi c hael ? Chyba ktoś puka do poc zekal ni .

Chol era j as na! W i ęc j ednak j es t j aki ś pac j ent. B ędzi e m us i ał poc zekać .

- Chri s ti ne? W yj rzyj przez okno w kuc hni i powi edz, żeby poc zekał z dzi es i ęć …

S poj rzał em na s woj e ręc e i zani em ówi ł em .

Cał e był y we krwi .

Coś ś c i s nęł o m ni e bol eś ni e w gardl e, oddec h s tał s i ę przys pi es zony i pł ytki , s erc e s zarpał o m i s i ę w pi ers i j ak okł adany pi ęś c i am i worek boks ers ki . S pani -kowany, z zac i ś ni ętym i s zc zękam i i m rowi ąc ą s kórą odrzuc i ł em koc . J ezu…

S m ugi krwi , ws zędzi e na beżowej s atyni e. S puś c i ł em wzrok.

Grube wł os y poprzykl ej ał y m i s i ę do zakrwawi onyc h rąk j ak m uc hy do l epu, powł azi ł y pod paznokc i e.

P s i a s i erś ć .

J ezus , Mari a… J a um i eram . T o c hyba zawał .

K ul a s trac hu wys trzel ona z żoł ądka zac zęł a m ni e dł awi ć w gardl e. Ś wi at rzec zywi s ty przybrał nową tożs am oś ć , zł ożoną z el em entów, które przeni knęł y z m oi c h kos zm arów. Zł apał em w pal c e j eden wł os i obej rzał em go pod ś wi atł o.

B rązowy, zakrwawi ony.

W ł os J i m m y’ ego P age’ a.

T o był dobry m om ent, żeby s i ę wyc ofać , nac i ągnąć na gł owę brudną poś c i el i c zekać , aż obł ęd do res zty zawł adni e m oi m um ys ł em . O i l eż ł atwi ej był oby m i dal ej żyć w kaftani e bezpi ec zeńs twa i pokoj u o m i ękki c h ś c i anac h.

- S ł ys zys z m ni e, Mi c hael ? P od drzwi am i s toi j akaś s tars za pani . P ewni e twoj a pac j entka. P rzys zł a na wi zytę.

Ni e odpowi edzi ał em . Nadal ni e m ogł em wykrztus i ć ani s ł owa.

- Mi c hael ?

Ze s c hodów dobi egł gł oś ny ł om ot: Chri s ti ne wc hodzi ł a na górę. W pani c z-nym poś pi ec hu przykrył em s i ę dokł adni e i s c hował em ręc e, trzym aj ąc j e gł ębo-ko, na wys okoś c i bi oder. Ni e i s tni ał o rac j onal ne wytł um ac zeni e m oj ego s tanu i wygl ądu, c hyba żeby uznać , że w noc y po pros tu kogoś (l ub c oś ) zabi ł em .
Naj wyraźni ej tak wł aś ni e był o.

- Zaraz zej dę! - odkrzyknął em gł oś no i pogodni e. - B rzuc h… B rzuc h m ni e bol i . P owi edz, że przyj m ę j ą za dzi es i ęć m i nut.

Mój zdezori entowany um ys ł wrzes zc zał rozdzi eraj ąc o. S ł owa ni e m i ał y s ens u. Mi ał em kom pl etny zam ęt w gł owi e.

112

Znowu us ł ys zał em ł os kot u s tóp s c hodów. Chri s ti ne ods tawi ał a na s topni e j aki eś rzec zy, które późni ej c hc i ał a wni eś ć na górę, al e na razi e, dzi ęki B ogu, ni e zam i erzał a tu wc hodzi ć .

- Mus zę s korzys tać z ł azi enki - dodał em . - Zaraz przyj dę.

S ł owa obi j ał y m i s i ę o j ęzyk j ak gum owe pi ł ec zki , s padaj ąc z ni ego bez c el u i s ens u.

- Zrobi ł am c i ś ni adani e. W ł ożę j e do m i krofal i . P rzyj m ę pac j entkę w poc zekal ni i zaparzę j ej herbaty.

- Dobrze.

Us ł ys zał em oddal aj ąc e s i ę kroki : wróc i ł a do kuc hni . P rzetarł em oc zy dł oni ą -

i dopi ero wtedy uś wi adom i ł em s obi e, że pewni e wł aś ni e rozs m arowuj ę s obi e na twarzy krew P age’ a. Otworzył em s zeroko oc zy, boj ąc s i ę, że za c hwi l ę znów zapadnę s i ę w s en, w którym s tanę oko w oko z Lauren, Ros y al bo nawet z P age’ -

em . Ni e m ogł em s obi e na to pozwol i ć , ni e w tej c hwi l i . Zerwał em s i ę na równe nogi , ś c i ągnął em c ał ą poś c i el i wepc hnął em pod ł óżko. W ł azi enc e s puś c i ł em troc hę wody, dopóki z kranu ni e pol ał s i ę wrzątek. S tarał em s i ę ni e patrzeć w l us tro; bał em s i ę, c o m ogę tam zobac zyć .

K rew, ws zędzi e krew!

background image

Gorąc a woda był a c udowna. Nam ydl i ł em ręc e i twarz i wys zorował em j e do c zys ta. Czuł em s i ę, j akbym zm ywał wydarzeni a, o któryc h ś ni ł em .

W ytarł em s i ę i pos pi es zni e ubrał em . P oryc zał em s i ę j ak dzi ec ko, j akbym c hc i ał s obi e wypł akać oc zy. P i erś pal i ł a m ni e żywym ogni em , ni e m ogł em zł apać oddec hu. P otworni e s i ę bał em - ni e tyl ko tego ws zys tki ego, c o j uż s i ę wydarzył o, al e także tego, c o j es zc ze m ogł o s i ę s tać . Z trudem pows trzym ał em ł zy i os us zy-

ł em twarz wi l gotnym ręc zni ki em . J uż s pokoj ni ej s zy wyj ął em c zys tą poś c i el z s zafki w przedpokoj u. T ę zakrwawi oną zos tawi ł em pod ł óżki em , gdzi e, j ak m i a-

ł em nadzi ej ę, m i ał a zos tać j uż na zaws ze, a na pewno do nas zego wyj azdu. P o-s ł ał em ł óżko. Li c zył em na to, że dwi e noc e z rzędu s pędzone w tam tej poś c i el i uj dą za wys tarc zaj ąc y powód, żeby j ą zm i eni ć .

Zs zedł em do kuc hni . Chri s ti ne s tał a w kuc hni z torebką na ram i eni u, J es s i c a pos tuki wał a s m yc zą o podł ogę, j akby prowadzi ł a na ni ej ni ewi dzi al nego s zc ze-ni aka. Ni e zauważył em żadnyc h ś l adów ś ni adani a, j eś l i ni e l i c zyć dzbanka z zi el oną herbatą, zaparzoną wedł ug przepi s u Ros y Dei ghton.

Ros y Dei ghton…

Chri s ti ne uś m i ec hnęł a s i ę do m ni e s ztuc zni e. Mus i ał a zauważyć m oj e zac zerwi eni one, podpuc hni ęte oc zy.

113

- Dobrze s i ę c zuj es z, Mi c hael ? S ł ys zał am , j ak pł akał eś .

P owi edzi ał a to kom pl etni e beznam i ętnym tonem , bez c i eni a tros ki . W i doc zni e nadal s i ę na m ni e gni ewał a i rac zej ni e zam i erzał a ni gdzi e wyj eżdżać .

- J a…

Ni e wi edzi ał em , c o powi edzi eć . Moj a rodzi na krzątał a s i ę po dom u j akby ni gdy ni c .

Dzi wi s z i m s i ę, Mi c hael ? Maj ą za s obą tyl ko j eden poważny wypadek s am oc hodowy i s potkani e z dzi wnym i l udźm i , którzy przyprawi l i j e o gęs i ą s kórkę.

No tak, wł aś ni e m i ędzy i nnym i przez tyc h l udzi powi nni ś m y s tąd wi ać , gdzi e pi eprz roś ni e. P rzys zl i ś c i e po trupa? Do zobac zeni a, m oi drodzy!

- Chri s ti ne… - Zł apał em j ą za rękę, ki edy próbował a wym i nąć m ni e oboj ętni e. - Mus i m y s tąd wyj ec hać . Z A s hborough. Natyc hm i as t.

S poj rzał a na s toj ąc ą przy drzwi ac h J es s i c ę.

- Córec zko, zac zekaj na m am us i ę na werandzi e, dobrze?

J es s i c a s ki nęł a gł ową i wys zł a bez s ł owa. W i dzi ał em przez okno, j ak s adowi s i ę w ratanowym fotel u. Chri s ti ne odwróc i ł a s i ę w m oj ą s tronę ze zm ars zc zo-nym i w trój kąt brwi am i .

- Co ty wygaduj es z, Mi c hael ? B ój s i ę B oga…

W yrwał a m i s i ę, j akbym napadł j ą na ul i c y z żądzą m ordu w oc zac h.

- T utaj … dzi ej e s i ę c oś zł ego. S am a tak powi edzi ał aś . Ci l udzi e wc zoraj , c i , c o przys zl i po trupa po wypadku… T o ni e j es t norm al ne. T o c hol erni e dzi wne, Chri s ti ne.

- J a pewni e przes adzi ł am , Mi c hael , a oni po pros tu c hc i el i go przeni eś ć w bezpi ec zne m i ej s c e.

- P o c o? P rzec i eż m ówi ł aś , że j uż ni e żył , bo gł owa m u eks pl odował a po uderzeni u w drzewo!

- No… T ak m i s i ę wydawał o… B ył am s pani kowana i w ogól e ni e m yś l ał am rac j onal ni e. T ak to wygl ądał o, al e pewnoś c i ni e m am . Może tyl ko zos tał ranny, al e przeżył .

- P rzeżył ?! W i dzi ał abyś , gdyby przeżył ! Na B oga, Chri s ti ne, s am a powi edzi ał aś , że przykryl i go koc em , zani m zani eś l i do dom u.

- T o prawda.

- Czyl i ?

- T o na pewno ni e powód, żeby s tąd wyj eżdżać . Co w c i ebi e ws tąpi ł o, Mi c hael ?

114

- Co we m ni e ws tąpi ł o?! - T eraz j uż krzyc zał em . A wł aś c i wi e darł em s i ę j ak opętany. Moj e zdrowe zm ys ł y wł aś ni e pokonał y pi erws zą górkę na em oc j onal -nej kol ej c e górs ki ej i runęł y z wys okoś c i na ł eb, na s zyj ę. - T o m i as to j es t przekl ęte! Mus i m y wyj ec hać !

Zac zynał em s i ę powtarzać , al e ni c z tego ni e wyni kał o. J akbym rzuc ał gro-c hem o ś c i anę.

- Cał ki em zwari ował eś … - Chri s ti ne pokręc i ł a gł ową. - B i erzes z c oś ?

Ni e c hc i ał em o tym ws pom i nać , al e ni e m i ał em wyboru. Mus i ał em j ej powi edzi eć o Izol antac h. Nawet j eś l i wyda j ej s i ę to c ał ki em i rrac j onal ne, ni e m i a-

ł em przec i eż żadnyc h dowodów, tyl ko s woj e s ł owa. B ył em s am przec i w ws zys tki m , Dawi d naprzec i w arm i i gol i atów. P om yś l i , że bredzę, al e c zy m i ał em i nne wyj ś c i e? B oże…

- Chri s ti ne…

- Idzi em y z J es s i c ą pos zukać P age’ a - przerwał a m i . - T woj a c órec zka bardzo s i ę przej ęł a j ego zni kni ęc i em . P rawdę m ówi ąc , j a też…

Znowu zł apał em j ą za rękę i tym razem ni e pozwol i ł em s i ę j ej wyrwać . S poj rzel i ś m y s obi e w oc zy.

- P os ł uc haj m ni e, Chri s ti ne. W tyc h l as ac h kryj e s i ę zł o. Mi es zka tu ras a l udzi nazywanyc h Izol antam i . T rzym aj ą w s zac hu c ał e A s hborough. W i em , j ak to brzm i , al e m us i s z m i uwi erzyć , bł agam c i ę. Mus i m y uc i ekać . Możem y pój ś ć pi es zo al bo poj ec hać roweram i … P ros zę c i ę.

Rozl uźni ł em uś c i s k, a ona s pokoj ni e s i ę z ni ego wys wobodzi ł a, popatruj ąc na m ni e ni epewni e. P rzez s ekundę pom yś l ał em , że m i wi erzy.

- S kąd ten zwari owany pom ys ł ? - zapytał a.

P rzeł knął em kł ębek waty, który utkwi ł m i w gardl e.

- P hi l l i p m i o ni c h opowi edzi ał . Mówi , że…

- T o m a być żart?

- Ni e! Mi ał em c i ni c ni e m ówi ć , al e… Inac zej c i ę ni e przekonam do wyj azdu. P ros zę c i ę, Chri s ti ne, bł agam na kol anac h. Uc i ekaj m y. Natyc hm i as t, w tej c hwi l i . K i edy znaj dzi em y s i ę dal eko s tąd, ws zys tko c i wyj aś ni ę.

P rzys tanęł a przy s c hodac h i podni os ł a kl uc ze do dom u, l eżąc e wś ród i nnyc h drobi azgów na trzec i m s topni u.

- Mówi ł eś o tym J es s i c e?

- Oc zywi ś c i e, że ni e!

Nagl e poc zuł em s i ę kom pl etni e wyc zerpany. Opadł em c i ężko na s ofę. Ni e wi edzi ał em , s kąd m i ał bym wzi ąć s i ł y na uc i ec zkę. P rzypom ni ał em s obi e s ł owa P hi l l i pa: „W i es z, że Nei l Farri s wc al e ni e pos zedł pobi egać . Chc i ał s tąd odej ś ć , tak j ak wi el u i nnyc h. Ni e pozwol i l i m u”.

115

W zdrygnął em s i ę.

- W ątpi ę, żeby J es s i c a tak s i ę wc zoraj wys tras zył a tyl ko dl atego, że naogl ą-

dał a s i ę kretyńs ki c h kres kówek.

- Chri s ti ne! S ugeruj es z, że m i ał em z tym c oś ws pól nego?!

P odes zł a do drzwi . J es s i c a zerwał a s i ę z fotel a i s tanęł a przy drzwi ac h z drugi ej s trony, wpatruj ąc s i ę w nas s zeroko otwartym i , zatros kanym i oc zam i .

Chri s ti ne pokręc i ł a gwał towni e gł ową. W i dzi ał em , że j es t przerażona.

- Idź do gabi netu, przyj m i j pac j entkę. T o c i dobrze zrobi . My pos zukam y P age’ a, a ty s i ę zas tanów, c o m ówi s z. Mam nadzi ej ę, że ki edy wróc i m y, będzi es z m i ał l eps ze wytł um ac zeni e s woj ego zac howani a. Do zobac zeni a.

I wys zł a. Drzwi zatrzas nęł y s i ę z ni ezam i erzonym ł os kotem .

Frus trac j a zwyc i ężył a. Zac hi c hotał em , a potem wybuc hnął em hi s teryc znym , ni epoham owanym ś m i ec hem . S trac h wywoł uj e c zas em u l udzi reakc j e i rrac j onal ne, nawet - powi edzi ał bym - abs urdal ne, i m ni e też s i ę to przytrafi ł o: ś m i a-

background image

ł em s i ę j ak wari at. P o m i nuc i e udał o m i s i ę opanować i pods zedł em do okna.

Moj a żona i c órka s zł y po podj eździ e, trzym aj ąc s i ę za ręc e, i nawoł ywał y ps a, który m i ał j uż ni gdy ni e wróc i ć do dom u.

Na ten wi dok znowu zac zął em s i ę ś m i ać . J es zc ze gł oś ni ej ni ż przed c hwi l ą.

background image

21.

K i edy atak ś m i ec hu wres zc i e us tąpi ł , pos zedł em do kuc hni i odgrzał em s obi e ś ni adani e. Zj adł em , popi ł em l etni ą kawą i od razu poc zuł em s i ę l epi ej . Dotarł o do m ni e, że z punktu wi dzeni a Chri s ti ne zac howuj ę s i ę j ak c zubek. Ni e wi edzi ał a o m oi m s potkani u z Lauren Hunter, ni e m i ał a poj ęc i a o m oi m ś ni e, który
c hyba j ednak ni e był s nem … P oza tym s am a przeżył a wc zoraj c i ężki e c hwi l e, al e nawet j eś l i był a troc hę ws trząś ni ęta, zdrowo przes pana noc przywró-

c i ł a j ej równowagę. Zrównoważonej i s pokoj nej Chri s ti ne m us i ał em s i ę wydać wari atem .

P rzypom ni ał em s obi e o zakrwawi onej poś c i el i pod ł óżki em . B oj ąc s i ę, że znów o ni ej zapom nę, zni os ł em j ą pos pi es zni e na dół i wł ożył em do pral ki , za-c i eraj ąc w ten s pos ób ś l ady noc nej przygody. Dopi ero wtedy poc zuł em , że 116

naprawdę wrac am do rzec zywi s toś c i , i m i m o że wc i ąż dręc zył a m ni e ś wi adom oś ć , że m us zę s i ę s pi es zyć , pos tanowi ł em zapom ni eć o ws zys tki m , c o nad-przyrodzone, i przeżyć ten dzi eń zwyc zaj ni e, j akbym s toc zył zwyc i ęs ką bi twę i s prawa zos tał a zam kni ęta.

Cokol wi ek by powi edzi eć , Mi c hael , w końc u zł ożył eś ofi arę. J es teś wol ny.

Możes z przeżyć res ztę życ i a j ak każdy i nny przec i ętny c zł owi ek. Zł ożył eś hoł d; ni e wrac aj do tego.

O dzi wo, ta m yś l przyni os ł a m i ul gę - c hoc i aż wi em , że brzm i to m akabryc zni e. Może teraz ws zys tko s i ę zm i eni ; m oże uda m i s i ę przeżyć res ztę życ i a w s pokoj u. W ł ożył em tal erz do zl ewu, wyj rzał em przez okno i pom yś l ał em o Chri s ti ne. Odkąd powi edzi ał a m i o c i ąży, ł atwo s i ę i rytował a i trac i ł a c i erpl i woś ć , a przy tym
oddal i ł a s i ę ode m ni e i na każdym kroku podkreś l ał a s woj ą ni ezal eż-

noś ć . Dawni ej , gdybym przys zedł do ni ej z j akąś s prawą, wys ł uc hał aby m ni e uważni e i udzi el i ł a j aki ej ś przem yś l anej rady. Os tatni o j ednak c oraz c zęś c i ej m i ał em wrażeni e, że ni e c hc e m i eć ze m ną ni c ws pól nego i prowokuj e kł ótni e, żeby ni e m us i eć ze m ną rozm awi ać . Tak j ak dzi ś rano. Mój oc zywi s ty s trac h i
i rrac j onal ne tros ki zani epokoi ł yby nawet obc ego c zł owi eka, a c o dopi ero tro-s kl i wą żonę, tym c zas em Chri s ti ne zbył a m ni e j ak gł uptas a, żartowni s i a, i pos zł a s obi e dal ej napawać s i ę s woj ą ni ezal eżnoś c i ą.

Coś m ni e nagl e uderzył o.

Lauren Hunter.

Um i eraj ąc , wykrztus i ł a i m i ę m oj ej żony…

Ods unął em od s i ebi e tę ni epokoj ąc ą m yś l . P róbował em s obi e wm ówi ć , że teraz j uż ws zys tko będzi e dobrze. Chri s ti ne rozc hwi ana em oc j onal ni e, al e w s woi m c zas i e wróc i na zi em i ę. W yj rzał em na boc zne podwórko. Di abel ni e trudno był o m i uwi erzyć , że dzi eń wc ześ ni ej zm arł na ni m c zł owi ek. S ł ońc e dum ni e
ws pi ęł o s i ę na ni ebo, wi atr ni ós ł zapac h kwi atów ros nąc yc h przy dom u - ś wi eżą, orzeźwi aj ąc ą woń. Lato na dobre s i ę zadom owi ł o, a j a dos zedł em do wni os ku, że powi ni enem s i ę z tego c i es zyć . Zam artwi ani e s i ę przes zł oś c i ą ni e m i ał o s ens u, grozi ł o m i natom i as t kom pl etnym zał am ani em . A wtedy koni ec z
rodzi nnym i wypadam i pańs twa Cayl e’ ów, z otul ani em J es s i ki koł derką do s nu, z koc hani em s i ę z m oj ą pi ękną żoną.

P atrzył em na c hodni k, na którym wc zoraj um arł a kobi eta. Z którego zm ył em ws zel ki e ś l ady. P om yś l ał em o tym , że m oże powi ni enem j es zc ze raz zadzwoni ć na pol i c j ę, al e s zybko porzuc i ł em ten zam i ar. K urc zę, obec na s ytuac j a c ał ki em m i odpowi adał a. Naprawdę, ni e m ogł em s i ę us karżać . Ni e był o s ens u tego ps uć .

117

W yparc i e! - krzyc zał o m oj e s um i eni e, al e zbył em j e dzi ars ki m wzrus zeni em ram i on. Może ki edy wróc i Chri s ti ne, zm i eni ę zdani e, al e c hwi l owo naj ważni ej s ze był y m oj e zdrowe zm ys ł y i c el uś wi ęc ał ś rodki .

O tak, c hwi l owo ws zys tko był o w naj l eps zym porządku.

T yl e że ta c hwi l a trwał a m i nutę.

Dokł adni e m i nutę. T yl e c zas u zaj ęł o m i przej ś c i e przez przedpokój do poc zekal ni , a z ni ej do gabi netu, aby przywi tać pi erws zą w tym dni u pac j entkę.

I znów ogarnęł o m ni e przerażeni e.

background image

22.

W gł owi e m i ał em c haos , al e s tarał em s i ę o ni m ni e m yś l eć , wc hodząc do poc zekal ni .

P rzez s ekundę zas tanawi ał em s i ę, j ak wygl ądam ; c zy wi dać po m ni e s tres .

A l e j aki e to wł aś c i wi e m i ał o znac zeni e? Czy to ważne, c o pom yś l ą o m ni e pac j enc i ? P ewni e ni e, tym bardzi ej że prawdopodobni e nal eżą do s pi s ku, a j a j es tem tyl ko pi onki em w i c h okrutnej grze.

P oc zekal ni a był a pus ta. Rozej rzał em s i ę, al e ni kogo ni e zobac zył em . J edynym dowodem na to, że wc ześ ni ej rzec zywi ś c i e ktoś tu s i edzi ał , był a do poł owy opróżni ona s zkl anka c i em nozi el onej herbaty, s toj ąc a na s tol i ku obok s ofy.

W s zedł em za przepi erzeni e i przerzuc i ł em s trony term i narza.

Na dzi s i aj ni e m i ał em um ówi onyc h żadnyc h pac j entów. Na j utro też ni e. A ni na poj utrze. A ni …

S erc e zac zęł o m i s zybc i ej bi ć . Moj a praktyka l ekars ka, która zac zęł a s i ę j uż rozkręc ać , zupeł ni e obum arł a. J akby pac j enc i zas traj kowal i . Naj dzi wni ej s ze, że do c hwi l i ś m i erc i Lauren Hunter był em w m i arę zaprac owany, potem j ednak…

P ac j enc i przes tal i s i ę um awi ać na wi zyty. Term i narz potwi erdzał to c zarno na bi ał ym . Drugi m dowodem był kom pl etny brak wi adom oś c i na autom atyc znej s ekretarc e. P rzerazi ł o m ni e to, ni e dl atego, że m artwi ł a m ni e pers pektywa boj -kotu przez m i es zkańc ów A s hborough, al e dl atego, że dopi ero teraz s obi e
uś wi adom i ł em , że zos tał em bez prac y. Ni e będę m i ał z c zego żyć .

A j aki e to m a znac zeni e? I tak c hc i ał eś s tąd wyj ec hać , prawda?

W taki m razi e… K to dzi ś przys zedł ? I c zy był j es zc ze w pobl i żu?

118

Chri s ti ne m ówi ł a c oś o s tars zej pani . Obej rzał em poc zekal ni ę, zaj rzał em do gabi netu… P us to.

Zos tał a j es zc ze bi bl i oteka.

W s zedł em do ni ej i powi odł em wzroki em po bi egnąc yc h przez c ał ą dł ugoś ć pokoj u regał ac h. J edyny dźwi ęk wydawał tykaj ąc y na kom i nku zegar z wahadł em . Żal uzj e na wys oki c h oknac h przepus zc zał y ni ewi el e ś wi atł a i w pom i es zc zeni u panował pół m rok. S zyby dźwi ęc zał y pod podm uc ham i wi atru. Gdzi eś w oddal i
zas zc zekał pi es . P om yś l ał em o P age’ u.

P ods zedł em do bi urka z rękam i w ki es zeni ac h, rzuc i ł em oki em na l eżąc e na ni m papi ery. Na c hwi l ę zapom ni ał em nawet, że kogoś s zukam - i w tym s am ym m om enc i e poc zuł em , że dywan próbuj e wyj ec hać m i s pod nóg. Oparł em s i ę o bl at, wal c ząc z zawrotam i gł owy. Opadł em na fotel i przez dł użs zą c hwi l ę s tara-

ł em s i ę oddyc hać równo i gł ęboko, aby ni e poddać s i ę fal i pani ki .

K ątem oka dos trzegł em l eżąc ą na bl ac i e zakrwawi oną obrożę P age’ a.

Zam rugał em , przetarł em oc zy, wm awi ał em s obi e, że to ni em ożl i we, al e w m i arę j ak oc zy przyzwyc zaj ał y m i s i ę do pół m roku, wi dzi ał em j ą c oraz wyraź-

ni ej . P od wbi tym i w brązową s kórę ć wi ekam i tkwi ł y kępki s i erś c i . Z bi j ąc ym s erc em oparł em m oc ni ej s topy na dywani e, żeby s prawdzi ć , c zy nadal c zuj ę grunt pod nogam i . Ni e, j es zc ze ni e zem dl ał em . Rozej rzał em s i ę po pokoj u, odtwarzaj ąc w pam i ęc i wydarzeni a z ubi egł ego wi ec zoru. P rzed oc zam i m i ał em wł aś ni e
c ał ki em real i s tyc zny obraz kam i ennego kręgu, ki edy ktoś do m ni e przem ówi ł .

Gł os nal eżał do s tarej kobi ety i dobi egał zza m oi c h pl ec ów:

- Ni e odwrac aj s i ę, Mi c hael .

P rzes zedł m ni e dres zc z s trac hu tak s i l ny, j akby porażono m ni e prądem . Mo-j e us ta s i ę porus zył y, al e zam i as t artykuł ować j aki eś dźwi ęki tyl ko zm eł ł y powi etrze.

- Mus i m y porozm awi ać - us ł ys zał em .

K obi eta m ówi ł a powol i , z wahani em . Mi ał a gł os wi ekowej wróżki , która od c zterdzi es tu l at pal i m arl boro.

Chc i ał em s i ę odwróc i ć , al e nagl e m oj e ręc e i nogi ogarnęł o przerażaj ąc e odrętwi eni e.

- Dl ac zego ni e m ogę c i ę zobac zyć ? - zapytał em s ł abym gł os em .

- W ys tarc zy, że będzi es z s ł uc hał . W i ęc ej ni e trzeba. T yl ko… s ł uc haj uważ-

ni e. Ni e będę powtarzać .

P rzeł knął em ś l i nę. Zerknął em tęs kni e w s tronę barku. Napi ł bym s i ę brandy.

119

- Dobrze - odpowi edzi ał em autom atyc zni e, ki waj ąc gł ową.

- T roc hę to trwał o, al e w końc u zrobi ł eś to, c zego od c i ebi e oc zeki wano.

T woi bl i s c y s ą bezpi ec zni … na razi e. Z c zas em poj awi ą s i ę j ednak nowe… żądani a. K i edy ten c zas nadej dzi e, a nadej dzi e z pewnoś c i ą, m us i s z tu być , gotowy do dzi ał ani a. Ni e odm awi aj i m . Ni e opi eraj s i ę. Ni e próbuj uc i ekać . I naj waż-

ni ej s ze: ni kom u o tym ni e m ów. Mus i s z odi zol ować s i ę od ś wi ata, być pos ł us z-nym m oi m s ł owom i i c h żądani om .

- O c zym ty m ówi s z? - s pytał em , udaj ąc , że ni e m am poj ęc i a, o c o c hodzi .

Oc zywi ś c i e m i ał a na m yś l i Izol antów.

- O tyc h, którzy wł adaj ą tą krai ną. T o oni s tanowi ą tu prawo, którego ni e wol no ł am ać . T ego, kto ni e uzna i c h wł adzy, c zekaj ą tortury, ból i c i erpi eni e bl i s ki c h.

- B oże, c hc es z powi edzi eć …

- P os ł uc haj m oj ej rady, Mi c hael . Żyj dal ej , j akby ni c s i ę ni e wydarzył o, Odetni j s i ę od rodzi ny, ni e m yś l o c órc e, ni e m yś l o żoni e. A ki edy nadej dzi e c zas , us ł ys z woł ani e tam tyc h i zrób, c o c i każą, a twoi m bl i s ki m ni c s i ę ni e s tani e. Czeka c i ę wi el e prac y, radzę s i ę przygotować . Mas z ważną rol ę do odegrani a.

- J aką rol ę? - s pytał em ze zgrozą.

- Dowi es z s i ę w s woi m c zas i e. P am i ętaj , ni e m ów o tym ni kom u, a j uż w żadnym wypadku s woj ej rodzi ni e. J eżel i ni e pos ł uc has z tego os trzeżeni a, zapł a-c ą za to życ i em . P rzyrzekam .

Zrobi ł o s i ę c i c ho. S ł ys zał em gł oś ny ś wi s t powi etrza, które gwał towni e wydy-c hał em z pł uc . Udał o m i s i ę przem óc odrętwi eni e i okręc i ł em s i ę w fotel u, ha-m uj ąc c zubkam i pal c ów po wykonani u pół obrotu. P rzez uł am ek s ekundy m i -gnęł a m i kobi eta. J ej wi dok m i ał m ni e prześ l adować do końc a życ i a.

B ył a zwróc ona do m ni e tył em , al e ki edy na ni ą s poj rzał em , obej rzał a s i ę przez ram i ę. Magnetyzm tej c hwi l i był porażaj ąc y; to s poj rzeni e ni e tyl ko przykuł o m ój wzrok, al e uni eruc hom i ł o m oj e c i ał o. Mus i ał a użyć j aki ej ś nadnatural -nej zdol noś c i , aby m ni e s paral i żować . P oznawał em to po j ej oc zac h.

J ej zł otyc h oc zac h.

T kwi ł y w ś ni adej twarzy pożł obi onej gł ęboki m i zm ars zc zkam i . B runatna, j akby przykurzona c era zdradzał a os obę, która ni e uni kał a ani s ł ońc a, ani prac y na rol i . S zarawe wł os y opadał y na ram i ona w grubyc h, zbi tyc h s trąkac h, brudne ł ac hm any okrywaj ąc e c i ał o przywodzi ł y na m yś l s zm aty używane w wars ztac i e 120

s am oc hodowym do wyc i erani a ol ej u. Ni s ki wzros t - m i ał a ni es peł na m etr c zterdzi eś c i - wc al e ni e s prawi ał , żeby wydał a m i s i ę m ni ej groźna.

P odni os ł em rękę. Chc i ał em j ą zatrzym ać , wyrwał o m i s i ę nawet anem i c zne

„zac zekaj … ”. J ej oc zy zal ś ni ł y tyl ko zł oto w pół m roku i wym knęł a s i ę do poc zekal ni .

Zm us i ł em s i ę do ws tani a z fotel a. Nogi zadrżał y pode m ną, ugi ęł y s i ę i runą-

ł em na podł ogę.

- Zac zekaj ! - zawoł ał em gł oś ni ej , j akby nagl e przybył o m i s i ł .

Naj wyraźni ej zł y urok os ł abł natyc hm i as t po j ej odej ś c i u. Dźwi gnął em s i ę na kol ana i na c zworakac h wygram ol i ł em do poc zekal ni . P rzy drzwi ac h poc zuł em ni ezwykł ą woń - korzenną, zi em i s tą. T ak pac hną wi l gotne l i ś c i e na zi em i w l es i e.

T yl ko tyl e po ni ej zos tał o.

P o s tarej pani Zel l i s .

background image

CZĘ Ś Ć II

K W E S T IA CZA S U

background image

23.

Lato pł ynni e przes zł o w j es i eń. Drzewa bezws tydni e zrzuc i ł y l i ś c i e po zal edwi e m i es i ąc u obnos zeni a s i ę z ogni s tym i kol oram i . J es s i c a zac zęł a c hodzi ć do zerówki , wpadł a w s zpony nowoc zes nego s ys tem u edukac j i i na kl as owe Hal l oween przebrał a s i ę za trzm i el a. P rom i eni ej ąc y dum ą rodzi c e napi ekl i na Hal l oween
m nós two c i as t. Lodówka zos tał a przyozdobi ona zezowatym i ndyki em z c zterem a ruc hom ym i pi órkam i w kuprze, którego J es s i c a zrobi ł a w s zkol e (ten okaz nawet pewni e ni e podej rzewał , że m y, l udzi e, c hętni e s kroi m y m u tył ek nożem i wi del c em , przetrzym aws zy go naj pi erw pi ęć godzi n w pi ekarni ku na-s tawi onym na
dwi eś c i e trzydzi eś c i s topni ). J es s i c a był a dum na ze s woj ego dzi e-

ł a i nowo nabytej wi edzy o przyj ac i el s ki ej kol ac j i , na której przed c zterys tu l aty pi el grzym i s potkal i s i ę z Indi anam i , ni e m i ał a natom i as t poj ęc i a o tym , że po zakońc zeni u uroc zys toś c i bi ał y c zł owi ek ograbi ł i wym ordował s woi c h gos podarzy. W zerówc e ni e uc zą o zawł as zc zani u zi em i .

P ac j enc i wróc i l i . P rzybywał o i c h powol i , al e s ys tem atyc zni e, a j a os woi ł em s i ę z wygodną rutyną: rano przyj m ował em c horyc h, a po poł udni u zał atwi ał em robotę papi erkową - wypeł ni ał em form ul arze do ubezpi ec zeni a i wys tawi ał em zam ówi eni a na l eki . Codzi enni e wys ył ał em druki zapotrzebowani a i proś by o próbki
nowyc h s pec yfi ków. Uporaws zy s i ę z tym , aktual i zował em karty pac j entów i oddzwani ał em do ws zys tki c h, którzy przez c ał y dzi eń nagral i m i s i ę na s ekretarkę.

P otem s pędzał em ki l ka bezc ennyc h c hwi l z J es s i c ą - rozm awi al i ś m y o tym , j ak j ej m i ną! dzi eń i j aki e to nowe życ i owe m ądroś c i przekazał a i m w kl as i e s ł awna j uż i s zanowana pani E hl ers . Do kol ac j i zas i adal i ś m y razem , c ał ą rodzi ną, i j edl i ś m y naj c zęś c i ej w m i l c zeni u. O ós m ej J es s i c a s zł a s pać , a j a zas zywa-

ł em s i ę w bi bl i otec e, nal ewał em s obi e brandy i gapi ł em s i ę na m roc zny l as .

125

Czekał em .

K ł adł em s i ę okoł o pół noc y, dł ugo po Chri s ti ne. Nadal s ypi al i ś m y w j ednym ł óżku, al e j uż s i ę ni e przytul al i ś m y.

Z poc zątku m oj e m i l c zeni e j ą drażni ł o, potem zac zęł o ni epokoi ć , a na koni ec s tał o s i ę źródł em frus trac j i . W c i ąży bardzo s i ę ode m ni e oddal i ł a, m i ał em wi ęc nadzi ej ę, że pogodzi s i ę z m oj ą rezerwą, s zybko j ednak s twi erdzi ł a, że ni e bawi j ej m i es zkani e pod j ednym dac hem z ki m ś , kto odm awi a podej m owani a
rozm owy. Rozpoc zęł a s kazane na porażkę próby dotarc i a do s edna probl em u (za-kł adał a, że c hc ę j ą ukarać ). P róbował a m ni e zagadywać , krzyc zeć na m ni e, pł a-kać . Zdarzał y s i ę naprawdę trudne c hwi l e, ki edy ł apał a m ni e za koł ni erz i wrzes zc zał a m i pros to w twarz j ak ni ewyżyty s i erżant podc zas m us ztry, żądaj ąc
wyj aś ni eń; c zas em obrażał a s i ę przy tym i wybuc hał a pł ac zem , a c zas em zdarza-

ł o m i s i ę oberwać pi ęś c i ą. Zac i s kał em wtedy kurc zowo powi eki , odpyc hał em j ą i wybi egał em z dom u. S zedł em do P hi l l i pa, pi ł em z ni m burbona i razem narze-kal i ś m y na nas ze beznadzi ej ne, przegrane życ i e.

Mówi ł em m u o Chri s ti ne, o tym , j ak s i ę zm i eni ł a, j ak wi el e m ni e kos ztował o ods uni ęc i e s i ę od ni ej i j ak nas ze m ał żeńs two znal azł o s i ę na zakręc i e. W yj aś ni a-

ł em , że wol ę s i ę do ni ej w ogól e ni e odzywać , ni ż przej ęzyc zyć s i ę al bo zrobi ć j akąś al uzj ę do i s tni eni a Izol antów, którzy przec i eż c ał y c zas c zyhal i w pobl i żu, podgl ądal i m ni e i pods ł uc hi wal i . W i edzi ał em , że j eś l i popeł ni ę j aki ś bł ąd, uka-rzą m ni e, krzywdząc Chri s ti ne, J es s i c ę al bo nawet ni enarodzone dzi ec ko, tak j ak
s krzywdzi l i c órkę Ros y i P hi l l i pa. A wc ześ ni ej zapewne wi el u i nnyc h l udzi .

Mi l c zeni e był o j edyną oc hroną. T ł um ac zył em s i ę z ni ego przed P hi l l i pem wi el o-krotni e, a on ki wał potakuj ąc o gł ową i zapewni ał m ni e, że dobrze robi ę. P ytał , c zy w ogól e rozm awi am z Chri s ti ne, j a zaś odpowi adał em , że tyl ko w s prawac h abs ol utni e naj wyżs zej wagi - taki c h j ak j ej c i ąża (j ak na c zwarty m i es i ąc , brzuc h
m i ał a c ał ki em pokaźny - podobno przy drugi ej c i ąży c zęs to tak s i ę zdarza) al bo zł e s am opoc zuc i e J es s i ki . P oza tym wł aś c i wi e s i ę ni e odzywał em .

P óźni ej przec hodzi l i ś m y do dys kus j i o tym , że ni e nades zł a j es zc ze pora, abym odegrał przeznac zoną m i rol ę. P hi l l i p wyrażał s i ę ogl ędni e, j akby c hc i ał

m i dać do zrozum i eni a, że wi e, c o Izol anc i dl a m ni e pl anuj ą. Dom yś l ał em s i ę, że wc ześ ni ej wi ązal i j aki eś nadzi ej e z Nei l em Farri s em , wi ęc teraz, s koro go zas tą-

pi ł em … P hi l l i p m i es zkał w A s hborough dos tatec zni e dł ugo, aby znać s ytuac j ę na wyl ot.

Naj c zęś c i ej odpowi adał : „Dowi es z s i ę, ki edy nadej dzi e c zas ” al bo „P owi em c i , Mi c hael , w zaufani u, że ni e m am zi el onego poj ęc i a, c zego m ogą od c i ebi e c hc i eć ”. Ni e nal egał em . P rzes zedł i wyc i erpi ał znac zni e wi ęc ej ni ż j a i uważał em , 126

że ni e powi ni enem być zbyt doc i ekl i wy. T ym bardzi ej że przec i eż dokł adni e tak s am o zac howywał em s i ę wobec Chri s ti ne: ni e m ówi ł em j ej o ws zys tki m . W ten s pos ób j ą c hroni ł em , m oże P hi l l i p równi eż próbował m ni e c hroni ć . Może. A m oże po pros tu bał s i ę o s i ebi e, przec i eż s trac i ł j uż c ał ą rodzi nę. Ni gdy m u ni e
wybac zył em , że m ni e w to wrobi ł , al e, do di abł a, był j edynym c zł owi eki em , z którym m ogł em o tym pogadać ! Ins tynktowni e wyc zuwał em , że przy ni m ni c m i ni e grozi . Że j em u m ogę powi edzi eć ws zys tko.

I c hyba m i ał em rac j ę, bo od dni a, w którym zł ożył em P age’ a w ofi erze, życ i e przy Harl an Road 17 toc zył o s i ę s pokoj ni e i bez s tras znyc h wypadków. Z c zego ogrom ni e s i ę c i es zył em . Gdybym ni e m ógł c zas em pogadać z P hi l l i pem , na pewno bym zwari ował .

Czas pł ynął wol no i obrazy Lauren Hunter i P age’ a (o dzi wo, J es s i c a kom pl etni e zapom ni ał a o ps i e; m artwi ł a s i ę o ni ego przez ki l ka dni , a potem przes tał a o ni m m ówi ć . Uznał em to za kol ej ny przej aw dzi ał ani a wi el ki ej m ac hi ny s pi s kowej ) zbl akł y w m oj ej pam i ęc i . Zas tanawi ał em s i ę ni eraz, c zy Lauren ni e m i ał a
rodzi ny, która m ogł aby opł aki wać j ej odej ś c i e. Mi ej s c owa gazeta, „A s hborough Obs erver”, ni e ws pom ni ał a o j ej zni kni ęc i u, podobni e zres ztą j ak o ś m i erc i Ros y Dei ghton. J edyne nekrol ogi , j aki e znaj dował em , odnos i ł y s i ę do l udzi , którzy żyl i dł ugo i s zc zęś l i wi e, aż w końc u upom ni ał a s i ę o ni c h zes ł ana przez B oga
s taroś ć . J ak ł atwo s i ę dom yś l i ć , c i es zył em s i ę, że m oj e kos zm arne s potkani e z Lauren przes zł o bez ec ha. Mus i ał bym s i ę ni eźl e napoc i ć , żeby wytł um ac zyć s i ę z ni ego rodzi ni e, przys i ęgł ym i s ędzi em u. A l e upł ynęł y trzy m i es i ąc e, m o-gł em wres zc i e o tym zapom ni eć i s kupi ć s i ę na ważni ej s zyc h s prawac h, nawet j eś l i
j ej ś m i erć nadal prześ l adował a m ni e w s ennyc h kos zm arac h. P am i ętał em j ątak s am o j ak wi el u s woi c h nowoj ors ki c h pac j entów: wi zj a j ak ze s tarego pro-gram u w tel ewi zj i i dzwoni ąc e w us zac h ec ho gł os u:

„Izol anc i …

Chc ą c i ę… P rzyj dą po c i ebi e…

Chri s ti ne… ”.

W dni u Ś wi ęta Dzi ękc zyni eni a Chri s ti ne poi nform ował a m ni e, że wybi eraj ą s i ę z J es s i c ą na kol ac j ę do pańs twa Cl eggów, rodzi c ów s zkol nego kol egi J es s i ki .

P ani ą Cl egg poznał em , ki edy przyj ec hał a do nas , żeby zabrać J es s i c ę i Chri s ti ne na zakupy, zani m odebral i ś m y s am oc hód z naprawy. W ydał a m i s i ę c ał ki em m i ł a, al e, c o oc zywi s te, ni kom u j uż ni e ufał em . A ni troc hę.

W ł aś ni e, s am oc hód… K ol ej na taj em ni c a w s pi s ku obej m uj ąc ym c ał e A s hborough. Mni ej wi ęc ej m i es i ąc s tał w wars ztac i e w E l l envi l l e; j a przes i edzi ał em 127

ten c zas w gabi nec i e, ni e odzywaj ąc s i ę do żony i przyj m uj ąc ni el i c znyc h pac j entów, którzy z wol na zac zynal i znowu poj awi ać s i ę w m oi m życ i u. Chri s ti ne nauc zył a s i ę radzi ć s obi e bez s am oc hodu. K orzys tał a z uprzej m oś c i l udzi pozna-nyc h w s zkol e J es s i ki , aż w końc u m i ni van wróc i ł do nas w i deal nym s tani e.

B ał em s i ę do ni ego zbl i żyć , żeby Izol anc i ni e próbowal i m ni e ukarać , tak j ak ukaral i m ni e w dni u, ki edy Chri s ti ne rozj ec hał a bi egac za (nawi as em m ówi ąc , był o to kol ej ne wydarzeni e, które po pros tu przepadł o we m gl e ni epam i ęc i , ni e m i ał o żadnego c i ągu dal s zego). P rzypus zc zał em , że potrąc one przez ni ą wtedy
zwi erzę ni e był o wc al e ps em , l ec z przebi egł ym m ał ym Izol antem . K tóż to m ógł

wi edzi eć ?

P otem j uż c odzi enni e m oj a żona odwozi ł a J es s i c ę do s zkoł y; wyc hodzi ł y z dom u, zani m ws tał em . Obj eżdżał a m i as to, robi ł a zakupy i zał atwi ał a j aki eś s prawy, dopóki l ekc j e s i ę ni e s końc zył y. P o powroc i e do dom u przyrządzał a kol ac j ę. S am a pi ł a wył ąc zni e zi el oną herbatkę zi oł ową, parzoną wedł ug s ł ynne-go przepi s u
Ros y Dei ghton. Ni e był em przekonany, że j es t to naj zdrows ze dl a dzi ec ka, al e s tarał em s i ę o tym ni e m yś l eć . Mni ej wi ęc ej w tym s am ym c zas i e końc zył em prac ę i bez s ł owa s i adał em do s toł u, aby pi erws zy raz tego dni a zobac zyć rodzi nę. W tyc h peł nyc h napi ęc i a c hwi l ac h padał o ni ewi el e s ł ów, za to po kol ac j i
zabi erał em J es s i c ę do j ej pokoj u i rozm awi al i ś m y o c ał ym dni u. Ni e wi em dl ac zego, al e ni e bał em s i ę rozm awi ać z c órką. Może c hodzi ł o o to, że był a m ał ym , nai wnym dzi ec ki em , a m oże po pros tu był em pewi en, że rozm owa ni e zboc zy na ni ewygodne tem aty.

Czyżby, Mi c hael ? W s pom i nał a przec i eż c oś o duc hac h…

A potem nadc hodzi ł a noc . J ak j uż ws pom ni ał em , c zas do pół noc y s pędzał em s am otni e w bi bl i otec e, s i edząc przy bi urku, patrząc w c i em noś ć i c zekaj ąc na wezwani e, które pozwol i ł oby m i odkryć , j aką rol ę przeznac zyl i m i Izol anc i w s woi m W i el ki m P l ani e. Czas em nac hodzi ł y m ni e wątpl i woś c i , c zy w ogól e po m ni e
przyj dą, al e wtedy upom i nał em s i ę w duc hu, że j es t to tyl ko kwes ti ą c zas u.

T rudno s obi e nawet wyobrazi ć , c o przeżywał em m i ędzy ós m ą i dwunas tą wi ec zór: to był y bi te c ztery godzi ny pi ekł a dl a m oj ego um ys ł u. W s pom i nał em przes zł oś ć . W ybi egał em m yś l am i w przys zł oś ć . A nal i zował em ws zys tki e s woj e pos uni ęc i a, te j uż wykonane i te zapl anowane. Regul arni e wrac ał em pam i ęc i ą do tego
dni a przed trzem a m i es i ąc am i , ki edy poznał em s tarą pani ą Zel l i s .

W i edzi ał em , że ni e m ogę tak żyć w ni es końc zonoś ć . Chyba po pros tu c zeka-

ł em , aż m ni e wezwą, żebym m ógł , j eś l i m ożna tak powi edzi eć , zapł ac i ć harac z i wróc i ć do norm al nego życ i a i rodzi ny. Ni e zrezygnował em j es zc ze z opus zc zeni a 128

A s hborough… Ni e m i ał em żadnego konkretnego pl anu, al é m ój um ys ł prac ował

peł ną parą. Gdyby nadarzył a s i ę s pos obnoś ć , zam i erzał em być gotowy.

Dręc zył o m ni e ws pom ni eni e pi erws zego dni a w nowym dom u - po tym , j ak J es s i c a zwym i otował a, a j a przebi ł em s obi e s topę gwoździ em , ogarnęł a m ni e przem ożna c hęć uc i ec zki . Mi ał em oc hotę c zm yc hnąć na Manhattan i zac ząć życ i e od nowa. S am . B ez rodzi ny. B ył em ś m i ertel ni e przerażony.

Teraz dos zedł em do wni os ku, że to m us i ał być znak, om en. P rzed dwom a m i es i ąc am i znowu poc zuł em c oś podobnego i poważni e rozważał em m ożl i woś ć wyj azdu. B a, ws tał em w ś rodku noc y, ubrał em s i ę, zabrał em Chri s ti ne kl uc zyki z torebki i zs zedł em do s am oc hodu. P rzys zł o m i do gł owy, że na dobrą s prawę
wł aś ni e m orduj ę s woj ą żonę i c órkę… Czy gdybym odj ec hał , Izol anc i s peł ni l i by groźbę s tarej pani Zel l i s ? Odpowi edź m i ał em podaną j ak na tac y - c ał ki em ni e-dal eko, w dom u P hi l l i pa Dei ghtona. Odebral i m u rodzi nę, bo ni e c hc i ał grać wedł ug i c h reguł . Z drugi ej s trony rodzi nę Nei l a Farri s a os zc zędzono (j ego
s am ego j uż ni e). Mogł em obs tawi ać : al bo j a, al bo rodzi na. Ryzyko wydał o m i s i ę zbyt duże.

A teraz c o? Zi gnorował em ws zys tki e os trzeżeni a, s tał em przy m i ni -vani e, podzwani ał em kl uc zykam i i rozważał em naj bardzi ej ni erozs ądną dec yzj ę w c ał ym s woi m życ i u. S toj ąc tak i bi j ąc s i ę z m yś l am i , s poj rzał em w l as za dom em i zobac zył em w ni m dwa zł ote ś wi ateł ka. Oc zy. Obs erwował y m ni e. W patrywa-

ł em s i ę w ni e tyl ko przez c hwi l ę, zani m uznał em , że wym ykani e s i ę z A s hborough to j ednak ni e naj l eps zy pom ys ł ; zni knęł y, gdy tyl ko zawróc i ł em w s tronę dom u. Rozebrał em s i ę i wróc i ł em do ł óżka. Do ś wi tu ś c i s kał em kurc zowo koc , przerażony pers pektywą kol ej nyc h dni pod nadzorem Izol antów.

Zas tanawi ał em s i ę, c zy nadej dzi e taka c hwi l a, w której te s am e zł ote oc zy za-bł ys ną za wys oki m i oknam i w bi bl i otec e, aby zm us i ć m ni e do wypeł ni eni a s woi c h żądań. Odpowi edź uzys kał em w Ś wi ęto Dzi ękc zyni eni a.

background image

24.

J edzi em y.

B ył o to pi erws ze s ł owo, j aki e us ł ys zał em od Chri s ti ne w tym dni u. Norm al ka.

129

S poj rzał em na ni ą. S poro przybrał a na wadze, brzuc h m i ał a ni em al dwa razy wi ęks zy ni ż przec i ętna kobi eta w tym m i es i ąc u c i ąży. W ł ożył a obs zerną, j as no-ni ebi es ką baweł ni aną kos zul ę (pozos tał oś ć po c i ąży z J es s i c ą) i dżi ns y ogrod-ni c zki . W ygl ąda j ak kangur, pom yś l ał em troc hę od rzec zy. S i no podkrążone oc zy
opowi adał y s m utną hi s tori ę, peł ną przygnębi eni a, l ęku i ni eprzes panyc h noc y. P otargane wł os y zdradzał y, że ni e m a ani s i ł y, ani c hęc i ukrywać s woj ego ni es zc zęś c i a. W i dywał em taki wyraz twarzy u ni ektóryc h m oi c h pac j entów; przepi s ywał em i m wtedy s pore dawki al prazol am u al bo val i um . P om yś l ał em , żeby i
Chri s ti ne c oś zaproponować , al e dos zedł em do wni os ku, że dopóki j es t w c i ąży, m oże to ni e być naj l eps zy pom ys ł .

P oki wał em gł ową. Na c hwi l ę przys zpi l i ł a m ni e zdegus towanym s poj rzeni em , wkł adaj ąc w ni e res ztki energi i , a potem s puś c i ł a wzrok. J es s i c a, równi eż przygnębi ona i pom ał u zam ykaj ąc a s i ę w oc hronnej s korupi e, s tanęł a obok ni ej , wyc i ągaj ąc rękę. Z J es s i c a nadal c o wi ec zór s i ę s potykał em , al e nas ze rozm owy
s tawał y s i ę c oraz króts ze i c oraz bardzi ej wym us zone. S podzi ewał em s i ę, że wkrótc e s tani em y s i ę s obi e c ał ki em obc y, tak j ak s tał o s i ę ze m ną i Chri s ti ne.

B óg m i ś wi adki em , że bardzo ni e c hc i ał em tak żyć , al e ni e wi edzi ał em , c o m ógł -

bym na to poradzi ć , ni e narażaj ąc i c h na ś m i erć .

B oże, oby ni e wym knęł o m i s i ę j aki eś ni ewł aś c i we s ł owo.

Chri s ti ne przewi es i ł a torebkę przez ram i ę i podes zł a do drzwi . Zatrzym ał a s i ę i odwróc i ł a do m ni e. Ni e porus zył em s i ę, obs erwował em j ą z bezpi ec znej odl egł oś c i , z kuc hni . Łzy poc i ekł y m i z oc zu, gdy nagl e dotarł o do m ni e, że to będzi e wyj ątkowo przygnębi aj ąc e Ś wi ęto Dzi ękc zyni eni a. Zaws ze uważał em s i ę za
s zc zęś c i arza. Mi ał em żonę i c órec zkę, które s zanował y m ni e i koc hał y do s zal eńs twa i j a równi eż j e koc hał em . Mogł em być dum nym oj c em rodzi ny. A teraz zac zynał em rozum i eć , dl ac zego o tej porze roku tak wi el u l udzi rzuc a s i ę pod poc i ąg.

- Mi c hael …

W i dzi ał em , że c hc e podbi ec do m ni e, przytul i ć s i ę i wypł akać . A l e tego ni e zrobi ł a. S tał a ni eruc hom o. Mi ał a zam i ar powi edzi eć c oś j es zc ze, al e tyl ko s m ętni e zac hrypi ał a. Chwi l ę późni ej s zl oc hał a z twarzą ukrytą w dł oni ac h.

To był dec yduj ąc y m om ent. Chc i ał em podej ś ć do żony, poc i es zyć j ą, zapewni ć , że ws zys tko będzi e dobrze, al e był bym wtedy kł am c ą. W m awi ał em s obi e, że ni c zym by s i ę to ni e różni ł o od m oj ej rozm owy z J es s i c ą, ki edy tł um ac zył em j ej , że „duc hy”, które obs zc zeki wał P age, to w i s toc i e robac zki ś wi ętoj ańs ki e.
P rzys zł o m i do gł owy, że m oże w tej s ytuac j i l epi ej był oby j ednak s kł am ać . Na pewno 130

rozł adował bym w ten s pos ób napi ęc i e, tyl ko że wtedy zakońc zeni e tej hi s tori i był oby i nne. Znac zni e gors ze.

Chwi l a zdawał a s i ę trwać wi ec zni e, a j a c zuł em s i ę kom pl etni e zagubi ony.

J uż, j uż m i ał em zrobi ć krok w przód, gdy wróc i ł y do m ni e s ł owa s tarej kobi ety.

„Odetni j s i ę od rodzi ny… ”

To m ni e pows trzym ał o. J ezu, ni e m ogł em do ni ej podej ś ć . Chc i ał em , al e ni e m ogł em ! P owtarzał em s obi e w m yś l ac h, że zac howuj ąc m i l c zeni e, c hroni ę s woi c h bl i s ki c h przed naj gors zym ni ebezpi ec zeńs twem , j aki e m oże i c h w życ i u s potkać . Dl a pos tronnego obs erwatora ta s ytuac j a ni e m i ał a s ens u, al e to s am o
m ożna był o powi edzi eć o ws zys tki m , c o wydarzył o s i ę od c zas u przeprowadzki .

B ył o m i ws tyd. Ni e m i ał em wyboru. P oc hyl i ł em gł owę i wys zedł em .

Ni e us ł ys zał em pł ac zu, m i otanyc h obel g, w ogól e żadnyc h s ł ów, tyl ko trza-

ś ni ec i e drzwi am i , ki edy Chri s ti ne wys zł a z dom u, aby zj eś ć ś wi ątec zną kol ac j ę z l udźm i , któryc h j es zc ze dwa m i es i ąc e tem u w ogól e ni e znał a.

background image

25.

P i erws zy raz w życ i u s pędzi ł em Ś wi ęto Dzi ękc zyni eni a s am j ak pal ec , s i edząc przy kuc hennym s tol e nad m i s ką pł atków ows i anyc h i s nuj ąc ni ewes oł e m yś l i . Chri s ti ne wys zł a koł o pi ątej , a j a od tam tej pory zas tanawi ał em s i ę, c zy wpadni e na to, żeby przyni eś ć m i ś wi ątec zną kol ac j ę. P rzyzwoi te j edzeni e dobrze by m i
zrobi ł o: od przeprowadzki s trac i ł em c o naj m ni ej s i edem ki l ogra-m ów. W i edzi ał em j ednak, że ni e zas ł uguj ę na to, żeby o m ni e pam i ętać i ni e m i ał bym do ni ej c i eni a żal u, gdyby tego ni e zrobi ł a.

Ręc e m i s i ę trzęs ł y. W i dząc to, znowu c ał ki em s i ę rozkl ei ł em : s i edzi ał em przy kuc hennym s tol e, gapi ł em s i ę na s woj e dł oni e i na przem i an ś m i ał em s i ę i pł akał em , pł akał em i ś m i ał em s i ę, aż zegar wybi ł ós m ą.

W tedy s próbował em wzi ąć s i ę w garś ć . W s tał em od s toł u i pos tanowi ł em zam i eni ć ni eprzyj azną kuc hni ę na bezpi ec zny pół m rok bi bl i oteki , gdzi e us i adł em przy bi urku i c zekał em na poj awi eni e s i ę zł otyc h ś l epi .

Oparł em rozpos tarte dł oni e na bl ac i e. S tabi l noś ć bi urka m i ał a m i pom óc zapom ni eć o s m utnym dni u. B ł ądzi ł em wzroki em po pokoj u: podł oga z des ek, 131

peł ne ks i ążek regał y, zam kni ęty barek, wys oki kom i nek… P anował a abs ol utna c i s za, w której naj l żej s ze s krzypni ęc i e bel ki ni os ł o s i ę j ak trzas k pękaj ąc ej koś c i .

Za wys oki m i oknam i rozc i ągał s i ę s kąpany w ks i ężyc owym ś wi etl e ogród (Chri s ti ne zac zęł a hodować zi oł a i w poprzek ogródka c i ągnęł a s i ę c zterom etro-wa grządka poroś ni ęta c zym ś , c o wygl ądał o j ak c hwas ty. Z wi el ki m entuzj azm em doprawi ał a tym i „c hwas tam i ” nas ze obi ady i na i c h bazi e parzył a c ał e dzbanki tej
c harakterys tyc znej zi el onej herbaty) i ptas i a fontanna. T yl ko w ten s pos ób m ogł em c hoć c zęś c i owo odzys kać równowagę um ys ł ową - gapi ąc s i ę w dal i l edwi e wi doc zny w ś wi etl e ks i ężyc a c i em ny l as . T a noc ni c zym s i ę ni e róż-

ni ł a od i nnyc h.

W bi bl i otec e był o c i em no. W c ześ ni ej napal i ł em w kom i nku, al e z pol an zos tał o tyl ko troc hę żaru i gł ównym źródł em ś wi atł a był ks i ężyc . Mogł em rozdm u-c hać pł om i eń na nowo, al e pos tanowi ł em tego ni e robi ć .

W yj rzał em przez okno i zobac zył em , j ak po pos tum enc i e fontanny s pł ywaj ą kropl e wody. A potem zobac zył em c oś j es zc ze.

Dwoj e zł otyc h oc zu.

B ył y okrągł e i j arzył y s i ę j ak nał adowane el ektryc znoś c i ą. P rzez c o naj m ni ej m i nutę tkwi ł y ni eruc hom o ni ec ał e pół m etra nad zi em i ą obok fontanny, a potem uni os ł y s i ę na wys okoś ć ponad m etra. Zam rugał y, a potem w pł ynnym , ni es pi es znym tem pi e rus zył y w s tronę oki en. Ci ał o, do którego nal eżał y, zdawa-

ł o s i ę ni e przem i es zc zać w norm al ny s pos ób, al e s zybować .

Mój organi zm zareagował w s pos ób, którego ni gdy wc ześ ni ej ni e doś wi adc zył em . W nętrznoś c i m i s i ę zagotował y. P ożał ował em , że ni e s trzel i ł em s obi e zawc zas u s zkl anec zki burbona al bo val i um . Zam knął em oc zy w nadzi ei , że w ten s pos ób c hoć troc hę us pokoj ę wari uj ąc e s erc e, al e pod powi ekam i nadal m i ał em
obraz zł otyc h ś l epi ; ni e dawał m i s pokoj u, j ak ś wi eże ws pom ni eni e s nu tuż po przebudzeni u. K i edy znowu s poj rzał em za okno, kos zm ar bynaj m ni ej ni e zni knął , ba, m ożna by powi edzi eć , że s i ę nas i l i ł . S paral i żowany s trac hem patrzył em , j ak j aki ś potworny ks ztał t przywi era do s zyby po drugi ej s troni e i wpatruj e s i ę we
m ni e.

Rozum podpowi adał m i , że m us zę s i ę m yl i ć , al e i ntruz wygl ądał j ak bez-dom ny z wi el ki ego m i as ta, ni es zc zęś ni k, który s pędza noc e w kartonowym pudl e w j aki m ś c i em nym zauł ku. Ubrani e (wi s i ał o na ni m j ak na wi es zaku) m i ał

c zarne od pl am potu, dł ugi e wł os y opadał y pozl epi ane w s trąki , wyc hudzoną twarz przec i nał y bl i zny, w tym j edna i ntens ywni e c zerwona i zygzakowata. Dopi ero wył upi as te oc zy zdradzał y, że ni e m a l udzki c h genów, l ec z j es t zupeł ni e i nną i s totą…

132

Izol antem .

P rzywodzi ł m i na m yś l c zarowni ka odprawi aj ąc ego j aki ś rytuał , ki edy m eto-dyc zni e podnos i ł ni ezgrabne ręc e i dzi es i ęc i om a dł ugi m i żół tym i pazuram i drapał po s zkl e. W zdrygnął em s i ę, gdy przeraźl i wy zgrzyt przes zył m ni e j ak dzi ał ka m oc nego narkotyku, paral i żuj ąc ws zys tki e zm ys ł y.

Zdawał o m i s i ę, że c ał ą wi ec znoś ć tkwi ę bez ruc hu, bezradni e bł ąkaj ąc s i ę po ni ezbadanyc h bezdrożac h wł as nego um ys ł u. Zas tanawi ał em s i ę (bezs kutec zni e), c zy j es t poj edync zym dzi wadł em , c zy też w pobl i żu c zai s i ę i c h wi ęc ej , c zekaj ąc na s ygnał do popeł ni eni a kol ej nego okropi eńs twa.

P rzes zył m ni e ni eznoś ny ból . Chc i ał em s i ę porus zyć , al e ni e m ogł em ; s trac h m ni e s paral i żował . Czuł em s i ę j ak podc zas pi erws zego, i j edynego, s potkani a ze s tarą pani ą Zel l i s .

Gapi ąc s i ę na m ni e i s krobi ąc s zponam i s zkł o, s twór rozc hyl i ł s pękane wargi i ods ł oni ł pys k peł en krzywyc h, brunatnyc h zębów.

Mi ał em wrażeni e, że s ł ys zę s ł owa pł ynąc e z tej pas zc zy, j akby trafi ał y wpros t do m oj ej gł owy. S ł ys zał em j e j ednak wypowi adane m oi m gł os em , a ni e c hrapl i -wym warkotem , j aki ego m ogł em s i ę s podzi ewać po wykrzywi onym pół zwi erzę-

c ym pys ku. Ni e m i ał o to zres ztą wi el ki ego znac zeni a - i c h s ens był j as ny. Za-drżał em na i c h dźwi ęk, tak j akby potwi erdzał y c oś , c o j uż wc ześ ni ej wi edzi ał em .

W i edzi ał em , po c o przys zedł .

B ył em m u potrzebny.

P róbował em s i ę porus zyć , al e s trac h nadal trzym ał m ni e w żel aznym uś c i s ku.

I wtedy s tał o s i ę c oś s tras znego.

P oc zuł em , j ak c oś gł as zc ze m ni e po nodze pod kol anem , del i katni e, al e s tanowc zo.

Ogarnęł y m ni e wywoł ane s trac hem m dł oś c i . Zerknął em w dół i zobac zył em ni edużą s yl wetkę, podobną do tej za oknem , s kul oną pod bi urki em . P azurzas ta ł apa ni e dotykał a m ni e j uż z c zuł oś c i ą, l ec z zac i s nęł a s i ę bol eś ni e na pi s zc zel i .

Napotkał em s poj rzeni e ni el udzki c h ś l epi , l ś ni ąc yc h zł oto w c zarnej od s adzy twarzy.

Oderwał em od ni c h wzrok. Ze ws zys tki c h s i ł pragnął em uwi erzyć , że to m ój naj gors zy, naj bardzi ej przerażaj ąc y kos zm ar wym knął s i ę z m oj ej podś wi adom oś c i i nawi edza m ni e w dom u.

Ni es tety, ni e m i ał em tyl e s zc zęś c i a.

P róbował em ws tać z fotel a, al e dem on s i edząc y pod bi urki em trzym ał m ni e m oc no, wi ęc s trac i ł em równowagę i upadł em . K i edy podni os ł em wzrok, 133

nas tępny zł otooki potwór znaj dował s i ę dos ł owni e m etr ode m ni e, c ał y um aza-ny popi oł em (tak s am o j ak ten, który trzym ał m ni e za nogę). Leżał na brzuc hu na podł odze i wł aś ni e ws tawał . Za j ego pl ec am i kol ej ny wyś l i zgi wał s i ę z prze-wodu kom i nowego w kom i nku - wi s i ał gł ową w dół i wyc i ągał ł apy w s tronę
wył ożonego c egł am i pal eni s ka. Z kom i na dobi egał o c hrobotani e: naj wyraźni ej nas tępne bes ti e j uż s i ę pc hał y do ś rodka.

P rzys zł y po m ni e.

Ni em ożl i wy do opi s ani a odór uderzył m ni e w nozdrza i z oc zu autom atyc zni e poc i ekł y m i kwaś ne ł zy. W zrok m i s i ę zam gl i ł . Us ł ys zał em tupot l i c znyc h drobnyc h s tóp.

W i dzi ał em tyl ko i c h oc zy, krążąc e wokół m ni e j ak ś wi etl i ki (ś wi etl i ki ! ) -

os i em , dzi es i ęć , potem zrobi ł o s i ę i c h ponad tuzi n. Zakręc i ł o m i s i ę w gł owi e.

Mnós two rąk obm ac ywał o m ni e, s zarpał o za ubrani e, w końc u zac zęł y m ni e wl ec po zi em i . Na s kórę wys tąpi ł m i pot, gorąc y i c uc hnąc y. Ul otne s zepty oc i erał y m i s i ę o us zy. Modl i ł em s i ę, aby ś m i erć m ni e zabrał a, i wydawał o m i s i ę, że m oj e m odl i twy zos tał y wys ł uc hane.

Dopóki ni e obudzi ł em s i ę w pi ekl e.

background image

26.

Oc knął em s i ę w tej s am ej pozyc j i , w której s trac i ł em przytom noś ć .

Us ł ys zał em j aki eś m am rotani e, zgrzytani e zębów, os trożne s zurani e s tóp.

Czyj ś oddec h - rozpal one, prym i tywne s apani e - zatańc zył m i na s kórze. P odej rzewał em , że wokół m ni e panuj e s pory ruc h, al e ni ewi el e wi dzi ał em . P adł na m ni e zdeform owany c i eń; w przes ł ani aj ąc ej m i wi dok c i em nej m gl e bł ys zc zał y oc zy. Coś twardego i s zors tki ego m us nęł o m oj ą twarz. S zpon. Zadrżał em .

Mgł a rozwi ał a s i ę i w m i goc ząc ym bl as ku ni ewi doc znego dl a m ni e pł om i eni a dos trzegł em poc hyl aj ąc ą s i ę nade m ną c zł ekopodobną m as zkarę. Is tota był a wyc hudzona j ak żywy s zki el et, opl ec i ony ś c i ęgnam i i pokryty brudem ; j ej koń-

c zyny przypom i nał y os trugane ki j e do s zc zotek. P odkradł a s i ę do m ni e na c zterec h ł apac h, poc hyl i ł a ł eb i obwąc hał a m oj ą nogę od kos tki po udo. Mi ał a przerażaj ąc y, dem oni c zny pys k m utanta: dwa otwory w m i ej s c u nos a, przeroś ni ęte 134

us ta i zbyt duże oc zy, które zerkał y na m ni e s poza kos m yka c i enki c h j ak paj ę-

c zyna wł os ów. B ł ys nęł y zł otym ś wi atł em , które rozj aś ni ł o c ał y ohydny pys k.

W pobl i żu rozl egł s i ę hał as i s twór ods koc zył trwożl i wi e na dwóc h ł apac h, wzbi j aj ąc tum any kurzu. S c hował s i ę do otworu w zi em nej ś c i ani e, pi ęć m etrów ode m ni e. Us ł ys zał em l i c zne poc hrząki wani a i warc zeni e. S tworów był o wi ęc ej ni ż trzy, c ztery c zy nawet tuzi n. Dużo wi ęc ej .

P odparł em s i ę na ł okc i ac h i wytężył em wzrok. S etka zł otyc h ś wi ateł ek tł oc zy-

ł a s i ę w pół m roku zi em nej j as ki ni .

Oc zy. W s zys tki e był y zwróc one w m oj ą s tronę. Dawno j uż ni e m odl i ł em s i ę tak naprawdę, od c zas u gdy zam i eni ł em wi arę na wi edzę, al e teraz ni e pozos tał o m i ni c i nnego, j ak c zym prędzej przepros i ć s i ę z rel i gi ą. B ył a m oj ą j edyną nadzi ej ą.

Rozej rzał em s i ę. Tak j ak m i s i ę wydawał o, znaj dował em s i ę w j aki ej ś pi ec za-rze o ś c i anac h i s ufi c i e z ubi tej zi em i , z któryc h s terc zał y korzeni e roś l i n; te z s ufi tu zwi es zał y s i ę pół tora m etra nad m oj ą gł ową. Ś m i erdzi ał o s tras zni e ś c i e-kam i i zgni l i zną. W s trzym uj ąc oddec h odważył em s i ę rzuc i ć oki em na wpatrzone we
m ni e bes ti e, al e bl as k i c h oc zu uni em ożl i wi ał m i dos trzeżeni e pys ków i wi dzi ał em tyl ko fragm enty porus zaj ąc yc h s i ę c i ał .

J eden ze s tworów odł ąc zył s i ę od tł um u i pods zedł do m ni e. Dł ugą c hwi l ę s tał nade m ną bez ruc hu, zani m przykl ęknął i zni żył pys k do m oj ej twarzy. B ył o w ni m c oś dzi wni e l udzki ego, ki edy ze zm ars zc zonym c zoł em poc hyl ał s i ę nade m ną w s kupi eni u, j akbym to j a był dzi wol ągi em . Może faktyc zni e ni m był em .

T warz i s toty był a ups trzona pokaźną kol ekc j ą pas kudnyc h bruzd, brodawek i znam i on wi el koś c i zi arna fas ol i i poroś ni ęta kępkam i s zors tki ej s i erś c i . P rzygl ą-

dał m i s i ę j es zc ze przez pi ętnaś c i e s ekund. A ni raz ni e m rugnął .

A potem s i ę uś m i ec hnął . Naprawdę s i ę uś m i ec hnął ! Uś m i ec hnął s i ę s zeroko, z rozm ys ł em , i dł ugą c hwi l ę trwał w tym grym as i e. Na pol i c zku m i ał podł użną bl i znę, po której go rozpoznał em : to j ego pi erws zego zobac zył em za oknem .

W ypros tował s i ę i ni e odrywaj ąc ode m ni e wzroku, podni ós ł c hude j ak s zc zapy ręc e.

- K ahtah! - zawoł ał , tł um powtórzył j ego ges t.

- K ahtah! - zabrzm i ał o w odpowi edzi .

Zam urował o m ni e. Oni m ówi ą, pom yś l ał em . A l eż m am przerąbane…

S zturc hnął s i ę s zponem w pi erś .

135

- Fenal - oznaj m i ł , przekrzywi aj ąc ł eb. Mi ał ni s ki , c hrapl i wy gł os .

Zapadł a c i s za, c hol erni e przerażaj ąc a c i s za, którą przerwał , m ówi ąc … Ni e, żądaj ąc :

- T y… pom óc .

T o, c o zdarzył o s i ę po c hwi l i , był o kom pl etni e ni es podzi ewane i zdum i ewaj ą-

c e. P oj awi ł s i ę drugi Izol ant. Na j ego twarzy m al ował o s i ę c oś , c zego ni e da s i ę nazwać i nac zej ni ż nabożnym l ęki em . K i edy s i ę na m ni e napatrzył , s i ęgnął za pl ec y, c oś s tam tąd wyc i ągnął i pos tawi ł koł o m oi c h nóg.

Moj a torba l ekars ka. S pakował em j ą w dzi eń po przeprowadzc e i trzym ał em w bi bl i otec e, aby m i eć j ą pod ręką w razi e nagł ej koni ec znoś c i . W ł ożył em do ni ej pods tawowe wypos ażeni e aptec zki : gazę, antybi otyki , j ednorazowe s trzykawki i i gł y - ws zys tko, c o m oże s i ę przydać podc zas ni es podzi ewanej wi zyty dom owej .

P o tym j ak przebi ł em s obi e s topę gwoździ em , dotarł o do m ni e, że w każdej c hwi l i m oże s i ę s tać c oś zł ego i l epi ej przygotować s i ę na naj gors ze. W praktyc e torba przydawał a m i s i ę tyl ko podc zas wi zyt u Dei ghtonów i s potkań z Ros y. J ak to był o dawno…

S twór i m i eni em Fenal zł apał m ni e za przegub dł oni i s zarpni ęc i em podni ós ł

z podł ogi . Dwaj i nni zł apal i m ni e pod ram i ona i poc i ągnęl i w korytarz o ś c i anac h z rudej gl i ny, poroś ni ętyc h oś l i zł ym m c hem . Mnós two Izol antów bi egł o przede m ną, równi e wi el u m i ał em za pl ec am i ; przem i es zc zal i s i ę po zi em i , al e też peł zal i po ś c i anac h i s ufi c i e j ak ol brzym i e owady, pos zturc huj ąc m ni e i po-
nagl aj ąc . B l as k i c h ś l epi oś wi etl ał m i drogę. S m ród w podzi em nyc h korytarzac h przyprawi ał o m dł oś c i ; przypom i nał odór ni es i ony wi atrem z pól wokół A s hborough, był j ednak znac zni e bardzi ej i ntens ywny. P okrzyki wani a i s kowyty ni os ł y s i ę po tunel u, zwi el okrotni one ec hem . Otac zał m ni e ruc hl i wy, podeks c ytowany
tł um . K orytarz rozs zerzył s i ę i rozwi dl i ł ki l ka razy. Obok przem ykał y j aki eś j azgoc ząc e s yl wetki . K ręc i ł o m i s i ę w gł owi e. Zakrztus i ł em s i ę, zadł awi ł em i w końc u zwym i otował em , al e c ał y c zas pos uwał em s i ę naprzód. P opyc hal i m ni e, wi ęc ni e m i ał em i nnego wyj ś c i a, j ak brnąć po om ac ku, ki erowany przez ni egod-nego
zaufani a przewodni ka. S topy grzęzł y m i w bł oc i e, żoł ądek zac i s kał s i ę w s upeł , przec i ążone m i ęś ni e s kom l ał y. J ęc zał em z ból u, przyc i s kaj ąc do pi ers i torbę, j akby to w ni ej zawi erał a s i ę m oj a j edyna nadzi ej a na przeżyc i e.

P o ni edł ugi m c zas i e s i ę zatrzym al i ś m y. Morze brudu rozs tąpi ł o s i ę przede m ną; Izol anc i rozpi erzc hl i s i ę j ak karal uc hy w ś wi etl e l am py. S tał em w rozkro-ku, dys ząc c i ężko, aż j eden z ni c h s zturc hnął m ni e w udo i pokazał , że m am i ś ć 136

za ni m . S kręc i l i ś m y w boc zny korytarz, gdzi e powi tał m ni e prawdzi wi e upi orny wi dok.

S tanął em w wej ś c i u do ol brzym i ego pom i es zc zeni a, które m us i ał o zos tać wydrążone al bo we wnętrzu j aki egoś kopc a, al bo po pros tu pod zi em i ą. W gl i -ni as tyc h ś c i anac h był y dzi es i ątki wnęk m i es zkal nyc h, z któryc h popatrywał y na m ni e zł ote oc zy. S etki poc hodni zal ewał y pi ec zarę wi dm owym , żół tawym ś wi atł em .
Naprzec i wko wej ś c i a, w j ednym z wydrążonyc h pom i es zc zeń, zebrał a s i ę s pora grupa Izol antów. Dzi el i ł o m ni e od ni c h ponad pi ęć dzi es i ąt m etrów. P oc zuł em c hł odny powi ew na twarzy.

Fenal ni es podzi ewani e poj awi ł s i ę obok m ni e i del i katni e popc hnął m ni e do przodu. W s zys tki e te c hol erne potwory gapi ł y s i ę na m ni e tym i s woi m i żół tym i ś l epi am i . Tak m ógł by s i ę poc zuć kos m onauta zam kni ęty w zoo na j aki ej ś obc ej pl anec i e. Ci s zę m ąc i ł y tyl ko rzadko rozl egaj ąc e s i ę pi s ki , natyc hm i as t tł um i one
gni ewnym i warkni ęc i am i . Zatrzym ał em s i ę gwał towni e, zgi ął em wpół i znowu zwym i otował em , m i m o że rozpac zl i wi e s tarał em s i ę ni e zauważać dł awi ąc ego s m rodu potu, m oc zu, krwi , kał u i B óg wi e c zego j es zc ze. S pl unął em , odkas zl ną-

ł em i znów rus zył em za Fenal em przez m orze wyc i ągaj ąc yc h s i ę ku m ni e rąk.

P rowadzi ł m ni e pros to w s tronę grom ady Izol antów zebranyc h pod przec i wl egł ą ś c i aną, którzy na m ój wi dok rozpros zyl i s i ę - ni ektórzy porus zal i s i ę na dwóc h nogac h, wi ęks zoś ć c zm yc hnęł a na c zworakac h. P aru wal c zył o o koś ć z kawał -

kam i m i ęs a, która na pi erws zy rzut oka wydał a m i s i ę kawał ki em l udzki ej nogi .

Fenal ods unął na bok s zm atę wi s ząc ą w wej ś c i u do wydrążonej w ś c i ani e wnęki .

B ył a m ał a, wi l gotna i żał oś ni e c i as na; l edwi e m ogł em s i ę w ni ej wypros tować . Dwi e ni eduże poc hodni e c i ęł y pł om i eni am i m rok.

- P om óc … Cerpdas . - Fenal ws kazał c oś koś c i s tym pal c em .

S poj rzał em w tym ki erunku i zobac zył em kol ej ną i s totę, naj wyraźni ej nazywaną Cerpdas . Leżał a pół naga pod ś c i aną, w barł ogu z ł ac hm anów, i s i ę trzęs ł a.

Do pas a okrywał j ą - j ą, poni eważ był a pł c i żeńs ki ej , c zego dowodzi ł y ods ł oni ęte pi ers i , obwi s ł e i ups trzone znam i onam i - j utowy worek.

Odwróc i ł em s i ę do Fenal a. Na j ego twarzy m al ował a s i ę ta s am a des perac j a i napi ęc i e, które zwróc i ł y m oj ą uwagę j uż wc ześ ni ej , ki edy uj rzał em go za oknem .

I nagl e, z ni ezrozum i ał yc h dl a m ni e powodów, przes tał em s i ę bać . Czuł em tyl ko pres j ę, poni eważ zrozum i ał em , że s prowadzono rani e w to m i ej s c e, aby podj ął

s i ę zadani a, które m ogł o s i ę okazać ni ewykonal ne. Ni e wi edzi ał em , c zy 137

zawartoś ć m oj ej torby okaże s i ę wys tarc zaj ąc a. Fenal przykuc nął obok Cerpdas i pogł as kał j ą po ręc e. J ej oc zy zm atowi ał y, przygas ł y. B ył a c hora.

P os tawi ł em torbę na zi em i , odetc hnął em gł ęboko zgni ł ym powi etrzem i przykuc nął em . Centym etr po c entym etrze os trożni e zs uwał em worek zas ł ani aj ąc y rozdęty brzuc h, do c hwi l i gdy zobac zył em pi erws zą pl am ę c zerwi eni . Znowu poc zuł em obezwł adni aj ąc y s m ród; odór rozkł adu i odc hodów s ugerował , że Cerpdas
l eżał a tak j uż od dł użs zego c zas u.

Chc i ał em m i eć to j ak naj s zybc i ej z gł owy. S zarpnął em worek…

I wytrzes zc zył em oc zy. W i dok był dzi wac zny i ni ewi arygodny, al e abs ol utni e, ni ezaprzec zal ni e prawdzi wy.

Izol anc ka s am i c a l eżał a z rozł ożonym i nogam i . S ąc ząc a s i ę z j ej dróg rod-nyc h m i es zani na krwi i wód pł odowyc h utworzył a m ał ą kał użę, a z poc hwy s terc zał m ał y, koś l awy pazur, j ak wył ażąc a s pod zi em i l arwa.

- P om óc Cerpdas - popros i ł Fenal , c zul e gł as zc ząc s fi l c owane wł os y na j ej grus zkowatej gł owi e. - P om óc .

W zi ął em s i ę do roboty, s taraj ąc s i ę za bardzo ni e m yś l eć o tym , c o m am zrobi ć , poni eważ ni e był to naj l eps zy m om ent na zadawani e pytań i powątpi ewani e w s woj e um i ej ętnoś c i . Mus i ał em tyl ko być s i l ny, ni e zwari ować i wm ówi ć s obi e, że to po pros tu j edna z wi el u m oi c h pac j entek, której m us zę w trybi e awaryj nym

background image

zrobi ć c es arkę (c zego, nawi as em m ówi ąc , ni gdy ni e robi ł em ).

W yj ął em z torby s kal pel i odł ożył em go na worek. P rzem ył em brzuc h Cerpdas al kohol em i przetarł em ś rodki em zni ec zul aj ąc ym . Odetc hnął em gł ębo-ko, m odl ąc s i ę w duc hu, żeby był to kol ej ny z m oi c h s ennyc h kos zm arów, al e w gł ębi dus zy wi edzi ał em , że tym razem ni e obudzę s i ę tak po pros tu w ł óżku i ni e wykpi ę
krwi ą na rękac h.

W zi ął em s kal pel do ręki i powol i nac i ął em brzuc h. B runatna krew s pł ynęł a na boki i z rozc i ęc i a wynurzył a s i ę m al utka dł oń, bryzgaj ąc m i krwi ą w twarz.

P rzedram i eni em otarł em oc zy - w s am ą porę, żeby zobac zyć , j ak poj awi a s i ę druga rąc zka i pi ęć koś c i s tyc h pal c ów z żół tym i paznokc i am i . Zawahał em s i ę, ni e c hc i ał em i c h dotykać , al e Fenal c o c hwi l ę powarki wał „P om óc … pom óc … ”, wi ęc tyl ko zam knął em oc zy i s i ęgnął em w gł ąb rany. Zł apał em pł ac ząc ą i s totę i
wyc i ągnął em j ą z brzuc ha m atki .

T rzym aj ąc j ą w wypros towanyc h rękac h, otworzył em oc zy. Zobac zył em m a-

ł ego, wł oc hatego dem ona, troc hę obrzm i ał ego j ak zwyc zaj ne l udzki e dzi ec ko po narodzi nac h, al e bac zni e zerkaj ąc ego s zeroko otwartym i oc zam i . K rztus i ł s i ę zgęs tni ał ą m i es zani ną pł ynów, które odc i ągnął em s s aki em . Oddał em rozryc za-ne m ł ode s toj ąc em u za m ną Izol antowi , który natyc hm i as t c ofnął s i ę w c i em ny
kąt pom i es zc zeni a.

138

S poj rzał em na m atkę. J ej oc zy l ś ni ł y s ł abo, j akby zbi erał a s i ł y, żeby m i podzi ękować . Oc zyś c i ł em ranę, zas zył em j ą ni ezdarni e i przykrył em grubą wars twą gazy i bandaża. P odał em peni c yl i nę i pogodzi ł em s i ę z m yś l ą, że ni c wi ęc ej ni e m ogę zrobi ć .

Cofnął em s i ę po om ac ku i oparł em pl ec am i o ś c i anę; gł ową natrafi ł em na m i ękki pł at pl eś ni . W s ł abym ś wi etl e poc hodni obs erwował em pozos tał yc h obec nyc h - okoł o tuzi na Izol antów, którzy utkwi l i we m ni e pytaj ąc e s poj rzeni a.

J eden z ni c h, s tras zni e zdeform owany, odł ąc zył s i ę od s tada i pods zedł do m ni e, powł óc ząc bezwł adni e j edną nogą. P owi ódł pal c em po węźl as tej bl i źni e na udzi e.

Drugi odepc hnął tam tego i zł apał m ni e za rękę. Z j ednego zł otego oka pł ynę-

ł y m u ł zy, drugi e - zas us zone, s kurc zone, s zare j ak kam i eń - zwi s ał o z oc zodoł u na s krawku m i ęś ni a i koł ys ał o s i ę j ak wahadł o.

Fenal równi eż dopadł do m ni e.

- P entaff! B l ahtah! - T am c i natyc hm i as t s i ę ods unęl i , a w j ego oc zac h zal ś ni ł

podzi w. - W ybawi c i el - powi edzi ał .

W ybawi c i el ? B oże ś wi ęty…

Na m i ękki c h nogac h wróc i ł em do wi el ki ej kom ory, gdzi e otoc zył m ni e tł um Izol antów: oc i ekaj ąc e c horobl i wym ś l uzem pys ki , źl e zroś ni ęte zł am ani a, zdeform owane końc zyny, l am ent, bł agani a o pom oc . Nagl e ws zys tko s tał o s i ę j as ne.

W i edzi ał em j uż, j aką rol ę m i wyznac zyl i . Mi el i to wypi s ane na wykrzywi onyc h c i erpi eni em twarzac h: rozpac zl i wą nadzi ej ę, że uzdrowi ę i c h ws zys tki c h, że dzi ęki m ni e odzys kaj ą dawną s i ł ę, że zaopi ekuj ę s i ę ni m i j ak przedtem Nei l Farri s . I tak j ak l ekarz, który przed ni m m i es zkał przy Harl an Road 17.

W ybawi c i el …

Chwytał y m ni e s zponi as te dł oni e. P otworne j ęki wypeł ni ał y m i gł owę. Dus i -

ł em s i ę.

Ogarnęł a m ni e c i em noś ć , którą powi tał em z wdzi ęc znoś c i ą i os unął em s i ę na zi em i ę.

background image

27.

Nudzi ł em s i ę.

Ni e od razu dotarł o do m ni e, że udał o m i s i ę przeżyć tę noc . P róbował em s i ę porus zyć , al e c ał y był em odrętwi ał y, z c zego wni os kował em , że bardzo dł ugo 139

l eżę j uż w tej pozyc j i , na brzuc hu. Na dodatek ni c ni e wi dzi ał em . Mogł em tyl ko l eżeć i próbować zł apać oddec h, który m i m o m oi c h wys i ł ków c i ągl e m i s i ę wym ykał . W krótc e odzys kał em zm ys ł y. P odm uc h wi atru prześ l i znął m i s i ę po s kó-

rze. P od pal c am i i twarzą c zuł em m i ękką, trawi as tą zi em i ę. P orus zył m ni e rozbrzm i ewaj ąc y w oddal i ptas i ś pi ew. Znal azł em w s obi e w końc u doś ć energi i , aby podni eś ć powi eki i s twi erdzi ł em , że otac za m ni e m rok przedś wi tu. Gwi azdy bl edł y, odł am ek ks i ężyc a budzi ł s ł abi utki e c i eni e… Mi ał em aż nadto dowodów na
to, że m i m o ws zys tko przeżył em noc . Że j ednak m ni e os zc zędzi l i .

K i edy wres zc i e zac zął em norm al ni e oddyc hać , podni os ł em s i ę os trożni e z zi em i , s podzi ewaj ąc s i ę zawrotów gł owy. I rzec zywi ś c i e, zakręc i ł o m i s i ę w gł owi e na potęgę, om al ni e s trac i ł em równowagi . S tał em na trawni ku za dom em .

W i dok oki en bi bl i oteki natyc hm i as t otrzeźwi ł m ni e, przywróc i ł do rzec zywi s to-

ś c i i uś wi adom i ł m i , c o powi ni enem z ni m i zrobi ć , i to j ak naj s zybc i ej . S tanęł y m i przed oc zam i s tal owe drzwi , zai ns tal owane przez Nei l a Farri s a i poc hopni e zdem ontowane przeze m ni e. Nas tępne pos uni ęc i e z m oj ej s trony był o abs ol utni e koni ec zne, nawet j eś l i wyda s i ę j es zc ze bardzi ej dras tyc zne.

W s zedł em do poc zekal ni ; drzwi ni e był y zam kni ęte na kl uc z. Izol anc i m ogl i m ni e s pokoj ni e okraś ć , ki edy odwi edzał em i c h w i c h l egowi s ku. Ni e wi dząc bł otni s tyc h ś l adów na dywani e, dos zedł em do wni os ku, że j ednak tego ni e zrobi l i , c hoc i aż na pewno ni e z wrodzonej s zl ac hetnoś c i .

Ni e zapal aj ąc ś wi atł a, po om ac ku przem i erzył em poc zekal ni ę i korytarz i ws zedł em do kuc hni , gdzi e s zuraj ąc os trożni e nogam i , pods zedł em do s toł u. Ni e od razu wym ac ał em w powi etrzu s znurek wył ąc zni ka żyrandol a, al e w końc u zł apał em go i poc i ągnął em . Okrutne ś wi atł o zal ał o pom i es zc zeni e, s i ekąc m ni e po
oc zac h j ak prom i eń l as era. P oc zekał em , aż odzys kam wzrok, i odkrył em s toj ąc y na s tol e tal erz z przykrytym i fol i ą res ztkam i ś wi ątec znej kol ac j i .

P owi ni enem s i ę uc i es zyć , al e ni e był o m i za wes oł o. W zdrygnął em s i ę tyl ko i m i l i on paranoi c znyc h m yś l i j ednoc ześ ni e naparł o na m ój m ózg, taki c h j ak: A j eś l i j edzeni e j es t zatrute? al bo: To pewni e j aki ś pods tęp. B ał em s i ę zaufać j a-ki em ukol wi ek aktowi dobroc i , nawet tem u hoj nem u ges towi Chri s ti ne, która w ten
s pos ób des perac ko próbował a ratować nas ze m ał żeńs two. Us i adł em przy s tol e. Mi ał em oc hotę c oś zj eś ć , był em gł odny j ak wi l k, al e tyl ko gapi ł em s i ę w tal erz. B ał em s i ę, że… A poza tym to j edzeni e wc al e ni e wygl ądał o zac hęc aj ąc o.

A ni troc hę. Naj wi doc zni ej w dom u Izol antów zos tawi ł em ni e tyl ko dus zę, al e i apetyt.

140

W s tał em , napi ł em s i ę wody z kranu, zgas i ł em ś wi atł o i poc zł apał em na s ofę w s al oni e, gdzi e zwi ni ęty w pozyc j i pł odowej doc zekał em ś wi tu.

W którym ś m om enc i e m us i ał em zas nąć . W pewnej c hwi l i c oś wynurzył o s i ę z c i em noś c i i dotknęł o m oj ej zwi s aj ąc ej ręki . K toś m ni e woł ał . W rzas nął em , c i ężko przerażony, i wybał us zył em oc zy. Obok s ofy s tał a J es s i c a, s kąpana w porannym ś wi etl e i wyraźni e przes tras zona. K rzyknęł a, c ofnęł a s i ę odruc howo i
kl apnęł a na pupę, al e w m gni eni u oka zerwał a s i ę j ak kot, który s pada na c ztery ł apy, i z pł ac zem uc i ekł a z pokoj u.

Do którego natyc hm i as t wparował a Chri s ti ne. W ygl ądał a fatal ni e: podkrą-

żone, opuc hni ęte oc zy, żół tawa s kóra, bez m aki j ażu. K os m yk wł os ów wym knął

s i ę j ej z koka i przes ł oni ł wykrzywi oną ze zł oś c i twarz.

- Czy ty, c hol era, zwari ował eś ?!

J ej s ł owa pal i ł y j ak kwas . K rzyc zał a dal ej , al e j ej gł os tyl ko zam ul ał m i gł owę j ak bł oto. B eł kot.

O B oże, pom yś l ał em . Gdyby wi edzi ał a…

S tanął em na obol ał yc h nogac h i odkuś tykał em , kul ąc s i ę w oc zeki wani u j ej nas tępnego pos uni ęc i a. Zani m dotarł em do s c hodów, wróc i ł a do kuc hni , s kąd za c hwi l ę wybi egł a z tal erzem j edzeni a, które dl a m ni e przyni os ł a, i rzuc i ł a ni m we m ni e. Chybi ł a, tal erz roztrzas kał s i ę o drzwi wej ś c i owe. W i ęks zoś ć j edzeni a
wyl ądował a na podł odze w s al oni e, c zęś ć na m ni e. W obawi e przed nas tępną s al wą wbi egł em na górę i dopi ero tam s i ę zatrzym ał em .

S ł ys zał em s zl oc h Chri s ti ne i gł oś ny pł ac z J es s i ki ; s erc e m i s i ę kraj ał o na m yś l o przykroś c i , j aką s prawi am c órc e. Zatkał em s obi e us zy i pobi egł em w gł ąb przedpokoj u. Drzwi do ł azi enki był y otwarte. W yrżnął em kol anem w futrynę m ni ej wi ęc ej w tym s am ym m om enc i e, gdy z parteru dobi egł m ni e trzas k zam ykanyc h
drzwi frontowyc h. B ól wgryzł s i ę w m oj e c i ał o. P rzygryzł em s obi e j ęzyk, zł apał em s i ę za kol ano i pods kakuj ąc na j ednej nodze, s tanął em przed l us trem .

S zc zęka m i opadł a, ki edy zobac zył em s woj e odbi c i e.

B ł oto. W s zędzi e: na twarzy, we wł os ac h, na ubrani u. W m ordę j eża, wygl ą-

dał em j ak j aki eś m ons trum ! Ś c i ągnął em brudne c i uc hy, ws zedł em do wanny i przes i edzi ał em w ni ej ponad godzi nę, zm ywaj ąc z s i ebi e noc ną ohydę i próbuj ąc wypł ukać ws pom ni eni a z gł owy - al e bez powodzeni a. W i edzi ał em , że przeżyc i a tej noc y zos taną ze m ną na wi eki .

W końc u z trudem wygram ol i ł em s i ę z wanny; woda dawno os tygł a. Zdj ął em z wi es zaka ręc zni k, wc i ąż wi l gotny po kąpi el i Chri s ti ne, i wytarł em s i ę ni m , 141

wdyc haj ąc del i katny, kobi ec y zapac h uwi ęzi ony w m i ękki m m ateri al e. W końc u wepc hnął em s obi e róg ręc zni ka do us t, żeby poc zuć s m ak przes zł oś c i i m i ni o-nyc h rozkos zy.

B oże, j ak j a c hc i ał em , żeby ta przes zł oś ć wróc i ł a.

J ak bardzo tego c hc i ał em .

P i ękna, c udowna przes zł oś ć .

P ół godzi ny późni ej s i edzi ał em w pokoj u w c zys tym ubrani u, zdeterm i nowany, aby odzys kać ws zys tko, c o s trac i ł em .

W i edzi ał em , że i s tni ej e tyl ko j eden s pos ób.

Mus i ał em wal c zyć do s am ego końc a. Gorzki ego końc a.

background image

28.

W s al oni e pac hni ał o troc hę j ak po kol ac j i w Ś wi ęto Dzi ękc zyni eni a.

Uprzątnął em rozrzuc one j edzeni e naj l epi ej , j ak um i ał em . Zebrani e ws zys tki ego był o ni em ożl i we (pos tanowi ł em nawet ni e przym i erzać s i ę do ś c i any pod s c ho-dam i , na której pi ure zi em ni ac zane i żurawi na utworzył y s urreal i s tyc zny wzór), al e c o wi ęks ze kawał ki i ndyka, nadzi eni a i s ł odki c h zi em ni aków powędrował y do
kos za.

W którym ś m om enc i e m oj e c i ał o zas ygnal i zował o wres zc i e, że j es t gł odne.

P us ty żoł ądek l wi m ryki em obwi es zc zał s woj e ni ezadowol eni e, napeł ni ł em go wi ęc baj gl em , bananem i kawą rozpus zc zal ną. Od tygodni a ni e zj adł em tyl e na j eden raz. S i edząc przy s tol e, pl anował em pi erws zy ruc h, który wc al e ni e zapowi adał s i ę ł atwo. Chc i ał em zabezpi ec zyć dom przed i ntruzam i . P o tym , j ak
dowi edzi ał em s i ę, c o naprawdę nam zagraża, m us i ał em zabi ć des kam i ws zys tki e drzwi i okna. Ni e c hc i ał em przeżywać kol ej nej noc y ze ś wi adom oś c i ą, że m oj a rodzi na ni e j es t bezpi ec zna. K i edy j uż to zał atwi ę, c o zaj m i e m i wi ęks zoś ć dni a, zac znę s i ę zas tanawi ać , j ak s i ę wyni eś ć z A s hborough.

W i edzi ał em , że będę m us i ał wykazać s i ę s prytem . S zybka uc i ec zka ni e wc hodzi ł a w grę.

Mam gdzi eś tutej s ze „prawo” i j ego s tróżów.

W yj rzał em przez okno.

J aki ś c zł owi ek s zedł w s tronę dom u.

K urc zę. Zapom ni ał em o pac j entac h.

142

Naj wyraźni ej j ac yś j ednak byl i poum awi ani . Oto pi erws zy z ni c h, pan P unk-tual ny: zam el dował s i ę u m ni e dokł adni e o dzi ewi ątej trzydzi eś c i .

W s tał em od s toł u, przej rzał em s i ę w l us terku nad kuc henką (zobac zył em potwora, al e c zego i nnego s i ę s podzi ewał em ?) i przes zedł em do poc zekal ni . Na s ofi e s i edzi ał drobny, c ał ki em zwyc zaj ni e wygl ądaj ąc y m ężc zyzna, m ni ej wi ęc ej c zterdzi es tol etni . Mi ał s krzyżowane nogi , ręc e trzym ał na kol anac h, prawi e ł ys ą
gł owę oparł na oparc i u s ofy. S poj rzał na m ni e, ki edy pods zedł em , i uś m i ec hnął

s i ę przyj aźni e s pod ki l kudni owego zaros tu. W s tał , podal i ś m y s obi e ręc e. Dł oń m i ał wątł ą i zi m ną.

- Dzi eń dobry, doktorze Cayl e. Ci es zę s i ę, że m ogę w końc u poznać pana os obi ś c i e. S poro o panu s ł ys zał em .

- P an…

Zawahał s i ę, nerwowym ges tem przec zes ał rzednąc e wł os y, zm rużył oc zy i przekrzywi ł gł owę, j akby ogrom ni e s i ę zdzi wi ł .

- S am . S am Huxtabl e. Ni e był em um ówi ony.

W norm al nyc h warunkac h s końc zył oby s i ę pewni e tak, j ak tego oc zeki wał : uś m i ec hy, wym i ana uprzej m oś c i , przej ś c i e do gabi netu, badani e. J a j ednak zareagował em z aroganc j ą typową dl a ofi ary paranoi , c zł owi eka żyj ąc ego w po-twornym s trac hu, al e napędzanego wol ą przetrwani a za ws zel ką c enę. Ni e m o-gł em s i ę
pows trzym ać . Mus i ał em wył adować na ki m ś s woj ą frus trac j ę i tym ki m ś s tał s i ę S am Huxtabl e.

Zł apał em go za przód kos zul i i pc hnął em na ś c i anę. W i s ząc a na ni ej repro-dukc j a Moneta s padł a z huki em na podł ogę, a j a kopnął em S am a kol anem w kroc ze. Zgi ął s i ę wpół , c o pozwol i ł o m i przej ąć kontrol ę nad s ytuac j ą. Rzuc i ł em go na podł ogę, odwróc i ł em na pl ec y i us i adł em na ni m okraki em . J edną ręką dal ej
trzym ał em go za kos zul ę, drugą wc zepi ł em w res ztki wł os ów na j ego gł owi e.

S pod j ego kurc zowo zac i ś ni ętyc h powi ek poc i ekł y ł zy. W i l gotne od ś l i ny us ta wykrzywi ał grym as przerażeni a.

- T o bol i …

- No j a m yś l ę!

- P ros zę m ni e puś c i ć .

- Zrobi ę to… ki edy odpowi es z na m oj e pytani a.

Natyc hm i as t otworzył oc zy, zac zerwi eni one i s zkl i s te. P uś c i ł em j ego wł os y, ś c i s nął em za to m oc ni ej za koł ni erz, żeby m i ni e uc i ekł , i wal nął em ni m parę razy o podł ogę, żeby dać do zrozum i eni a, że naprawdę ni e żartuj ę.

- P ytani a? Ni e wi em … c zy będę um i ał … - Rozkas zl ał s i ę.

- B ędzi es z um i ał i zrobi s z to. Gotowy?

143

Ni e odpowi edzi ał , nawet s i ę ni e porus zył .

- Gotowy?!

- P o-pos taram s i ę. Ni ec h m i pan ni e robi krzywdy.

Ni e rozl uźni ł em uś c i s ku. W i dzi ał em , że ni e m a oc hoty ze m ną rozm awi ać .

Może uważał , że ni e powi ni en; dom yś l ał s i ę pewni e, że nowy l ekarz s potkał s i ę w końc u z prawdzi wym i wł adc am i A s hborough, al e ni e j es t j es zc ze gotowy przes trzegać i c h praw. A l e przede ws zys tki m wi edzi ał , że ni e m oże puś c i ć pary z us t, bo w przec i wnym razi e m ał e s kurc zybyki zawl oką m u żonę al bo c órkę do l as u
i odeś l ą z powrotem bez ręki al bo nogi .

Chc i ał em go zabi ć . Naprawdę m i ał em oc hotę zatł uc s kurc zybyka!

Odetc hnął em gł ęboko, wzi ął em s i ę w garś ć .

- Ni e s taraj s i ę - powi edzi ał em - tyl ko m ów ws zys tko, c o wi es z. J eś l i tego ni e zrobi s z, to j ak m i B óg m i ł y, poł am i ę c i ręc e i nogi , zawl okę c i ę na ten wi el ki zakrwawi ony kam i eń i nakarm i ę tobą l eś ne l udki . Co ty na to? No?

B óg m i ś wi adki em , że był em gotowy s peł ni ć s woj ą groźbę.

- P ros zę m ni e puś c i ć .

- S ł uc ham ?! Ni e m am naj m ni ej s zego zam i aru.

- Ni ec h m ni e pan puś c i . Obi ec uj ę, że powi em ws zys tko, c o wi em .

P rzyc i s nął em go m oc ni ej do zi em i , aż zac zęł y m ni e ł apać s kurc ze w rękac h.

S tęknął z ból u, zakas zl ał , drobi nki ś l i ny pol ec i ał y m i na twarz. J ego i tak bl ada s kóra zbi el ał a j es zc ze bardzi ej , ki edy dotarł o do ni ego, że wł aś ni e m ni e opl uł .

- P rzepras zam … - Znów odkas zl nął . I znów na m ni e s pl unął . - P rzepras zam , ni ec h m ni e pan puś c i !

- Dl ac zego m am c i zaufać ?

- Daj ę s ł owo… P owi em ws zys tko, c o wi em .

Rozl uźni ł em uś c i s k.

- W s zys tko…

- W s zys tko, c o wi em - podkreś l i ł . Czyl i ni e powi ni enem s podzi ewać s i ę zbyt wi el e. - P ros zę ni e robi ć m i krzywdy.

W s tał em i poc i ągnął em go za s obą. Om al ni e s trac i l i ś m y równowagi , al e w końc u zawl okł em go do bi bl i oteki , pc hnął em na ś rodek pokoj u i zam knął em za s obą drzwi . Oparł s i ę o bi urko i s tał ni eruc hom o; tyl ko j ego pi erś unos i ł a s i ę i opadał a w przys pi es zonym rytm i e. Naj wi doc zni ej ni e przywykł do tak i nten-s ywnyc h
ć wi c zeń fi zyc znyc h.

„Zac zni j ć wi c zyć , ograni c z s pożyc i e tł us zc zów. W i ęc ej owoc ów, wi ęc ej bł on-ni ka. Zal ec eni e l ekarza”.

144

Obaj przez c hwi l ę dys zel i ś m y c i ężko, zani m ws kazał em m u krzes ł o przy bi urku i kazał em us i ąś ć . Ni e c hc i ał m i s poj rzeć w oc zy. Zos tał pokonany. Od poc zątku ni e m i ał ze m ną s zans i dobrze o tym wi edzi ał .

S ki nął gł ową, poc zł apał do krzes ł a c i ężki m kroki em , j ak ranny żoł ni erz, i us i adł , wpatruj ąc s i ę w bl at bi urka. K os zul ę m i ał rozdartą przy koł ni erzyku, j eden pol i c zek poc zerwi eni ał m u i ntens ywni e, ł zy pł ynęł y c i urki em po twarzy.

background image

W ygl ądał żał oś ni e, c hoc i aż pewni e i tak l epi ej ode m ni e.

K i edy tak na ni ego patrzył em , nagl e ogarnęł y m ni e wyrzuty s um i eni a. B ył o m i ws tyd. Frus trac j a i determ i nac j a doprowadzi ł y m ni e do punktu, w którym poc zuc i e wi ny dręc zył o m ni e j ak zł oś l i wy wi rus . Zrobi ł em c oś , c zego ni e da s i ę j uż c ofnąć , i po drodze s trac i ł em kawał ec zek dus zy, a wł aś c i wi e kawał ec zek tego
kawał ec zka, który m i j es zc ze zos tał . T ł um ac zył em s obi e, że ni e m i ał em wyboru, bo przec i eż c hodzi ł o o dobro m oj ej rodzi ny. Dzi ał aj al bo gi ń.

S am podni ós ł na m ni e wzrok.

- K i j owo wygl ądas z - s twi erdzi ł bez ogródek.

Na j ego m i ej s c u trzym ał bym rac zej buzi ę na kł ódkę, al e c hyba po pros tu przej rzał m ni e na wyl ot. Zdawał s obi e s prawę, że ni e j es tem m orderc ą. W ręc z przec i wni e.

Nawet j eś l i … T o c zy c zł owi ek ni e j es t zdol ny zabi ć w obroni e rodzi ny?

S c hował em ręc e do ki es zeni , s zukaj ąc w tym geś c i e poc i ec hy, al e bez powodzeni a.

- T y też - odparł em . - P rzynaj m ni ej w tej c hwi l i .

- J uż wc ześ ni ej s i ę tak c zuł em , zani m przys zedł em .

P oki wał em gł ową.

- O c o c hodzi ?

- T o ty powi edzi ał eś , że c hc es z pogadać - burknął ze zł oś c i ą.

Zori entował s i ę, że przej ął em i ni c j atywę i zepc hnął em go do obrony. Mo-gł em teraz s wobodni e zwi ęks zyć pres j ę i c oś z ni ego wydus i ć .

- Mam ki l ka pytań, S am . P ewni e s i ę dom yś l as z, c zego dotyc zą. Ni e l ubi ę, ki edy c oś s i ę przede m ną ukrywa, zwł as zc za j eś l i dotyc zy to m oj ej rodzi ny. A j a m us zę c i powi edzi eć , że s prawy, o które zam i erzam c i ę zapytać , dotyc zą m ni e j ak ni gdy wc ześ ni ej .

P atrzył na m ni e bez s ł owa.

- P owi em tak: dał em s i ę zrobi ć w koni a, tak s am o j ak ws zys c y, którzy żyj ą w A s hborough… Choc i aż j a bym tego ni e nazwał życ i em , bardzi ej m i to przypom i na trwani e pod rządam i ws pół c zes nej i nkwi zyc j i . Ni e uważas z? Różni c a m i ędzy m ną a wam i j es t taka, że j a ni e zam i erzam tego znos i ć i guzi k m ni e 145

obc hodzi , c zy w ten di abel s ki s pi s ek zam i es zane j es t nas ze m i as tec zko i pół

okol i c y. Zapł ac i ł em harac z, a teraz s tąd s pi eprzam .

Uś m i ec hnął s i ę z ni edowi erzani em .

- Geni al ne… - Nagl e odzys kał m owę. - Myś l i s z, że j a ni e próbował em wyj ec hać ? Że i nni ni e próbowal i ? Ni c ni e rozum i es z, doktorku. Oni s ą ws zędzi e j ak j aki eś c hol erne karal uc hy. W s zys tko wi dzą i s ł ys zą. I ki edy c zł owi ek s obi e m yś l i , że m oże s i ę s pakować i zwi ać , uderzaj ą ze zdwoj oną s i ł ą i robi ą m u z życ i a pi ekł o.
Ni e wahaj ą s i ę zabi ć . Na pewno j uż wi dzi ał eś , c o potrafi ą, prawda? Dl atego m ni e przepytuj es z? W i dzi ał eś , do c zego s ą zdol ni , i boi s z s i ę zaryzykować . Za-pł ac i ł eś harac z? Ni e żartuj . Nawet ni e zac zął eś i c h s pł ac ać .

- T ak? T o powi edz m i , j ak m i el i by m ni e zatrzym ać , ki edy ws i ądę do s am oc hodu?

Ins tynktowni e przec zuwał em , że j es t to m ożl i we, al e c hc i ał em us ł ys zeć , c o powi e c zł owi ek bardzi ej doś wi adc zony, znaj ąc y wi ęc ej faktów.

- Może s am s prawdzi s z? Mogą c i rozgrzebać s i l ni k. J ak będzi e trzeba, rzuc ą s i ę pod koł a. Zrobi ą ws zys tko, żeby c i ę ni e wypuś c i ć . A wi es z, c o w tym ws zys tki m j es t naj bardzi ej pokręc one, doktorku? To, że późni ej przyj dą po c i ebi e, żebyś l ec zył i c h poharatanyc h m ęc zenni ków. Ś m i ał o, j edź. Zabi erz rodzi nę i pędź j ak
wi atr s woi m m i ni vanem . P otem przez tydzi eń będzi es z s kł adał poł am ane ręc e i bandażował potrzas kane żebra.

P om yś l ał em o Chri s ti ne i taj em ni c zym „zwi erzęc i u”, które wys koc zył o j ej przed m as kę. P rzypom ni ał em s obi e noc ną wi zytę w i c h l egowi s ku. I to, j ak j eden z ni c h pods zedł do m ni e, ki edy s końc zył em operować .

P owł óc zył nogą. J ak po potrąc eni u przez s am oc hód.

T o ni e był y żarty.

- B oże…

- K i edyś też c hc i ał em wyj ec hać - c i ągnął S am . - W ś rodku noc y. W s adzi ł em żonę i s yna do s am oc hodu; wydawał o m i s i ę wtedy, że ni c ni e wi edzą o Izol antac h. Myl i ł em s i ę. W róc i ł em do dom u po kl uc zyki , które zos tał y na s tol e w kuc hni . K i edy wybi egł em z powrotem na dwór, kł ębi l i s i ę wokół s am oc hodu.

Ni c ni e wi dzi ał em , nawet kół ; wygl ądał j ak c i as tko, które obl azł y m rówki . Moj a żona i s yn zos tal i w ni m uwi ęzi eni na wi el e godzi n, a j a m ogł em tyl ko s tać , patrzeć i c zekać , aż ws tani e nowy dzi eń. W tedy Izol anc i uc i ekl i , rozpi erzc hl i s i ę ws zys c y naraz, to był a przerażaj ąc a s c ena. Nadal c hc i ał em ws i ąś ć do wozu i
j ec hać , al e m ój s yn s pani kował , nas tąpi ł a hi perwentyl ac j a i zapadł w ś pi ąc zkę.

Ni ewi el e brakował o, żeby zm arł . Doktor Farri s go uratował , al e j a wc al e ni e 146

j es tem przekonany, że dobrze s i ę s tał o. T eraz c odzi enni e m am przyj em noś ć ogl ądać J os ha w ł óżku, gdzi e l eży zwi ni ęty w kł ębek i c i erpi z powodu odl eżyn.

- Ni e… ni e zawi ozł eś go do s zpi tal a?

Zm ęc zonym ges tem przetarł oc zy.

- Ni e s ł uc hał eś m ni e, doktorku. S zpi tal j es t w E l l envi l l e, a m ni e ni e udał o s i ę nawet odj ec hać s pod dom u.

Chc i ał em zapytać , dl ac zego ni e zadzwoni ł po pom oc do i nnego m i as ta, al e s am przec i eż próbował em i wi edzi ał em , j ak to s i ę końc zy.

- A l e to przec i eż ni e m a s ens u… Ni em ożl i we, żeby c ał y ś wi at s przys i ągł s i ę przec i wko A s hborough. Rząd ni c ni e m oże zrobi ć ? P rzec i eż m ożna wezwać Gwardi ę Narodową, ni ec h wykurzy s kurwi el i z l as u!

S am zł ożył ręc e na kol anac h.

- Mogę s i ę c zegoś napi ć ?

S ki nął em gł ową i nal ał em nam obu brandy z barku. S am upi ł m ał y ł yk i m ó-

wi ł dal ej :

- T o efekt bufora. W prom i eni u os i em dzi es i ęc i u ki l om etrów od A s hborough j es t pi ęć wi ęks zyc h m i as tec zek: E l l envi l l e, Cl aybrooke, T owns hend, B everl y i B eauc ham p. Dzi el ą j e od nas s etki hektarów l as ów zam i es zkanyc h przez Izol antów. P ewni e był eś j uż w i c h l egowi s ku.

- T ak, m i ał em tę przyj em noś ć …

- W ł aś ni e, l egowi s ka… To tutej s ze, w A s hborough, j es t naj wi ęks ze, al e po l as ac h s ą rozrzuc one dzi es i ątki i nnyc h, ni ni ej s zyc h. S ą poł ąc zone i tworzą ogrom ny l abi rynt; Izol anc i przem i es zc zaj ą s i ę ni m z wi el ką ł atwoś c i ą i obs erwuj ą m i es zkańc ów, którzy m aj ą dom y na obrzeżac h A s hborough. Ci l udzi e z kol ei pi l nuj ą,
żeby żadne i nform ac j e na tem at Izol antów ni e wydos tawał y s i ę poza m i as to. W i edzą, kto do nas przyj eżdża, i dbaj ą o to, żeby ni kt ni e wyj ec hał .

- Chc es z powi edzi eć , że m aj ą s zpi egów? W ś ród l udzi ?!

S ki nął gł ową.

- Ci s zpi edzy s ą s tal e obs erwowani tak j ak ty c zy j a, a poza tym zas tras zeni .

Ni e m aj ą i nnego wyj ś c i a, j ak s peł ni ać żądani a Izol antów, j eś l i ni e c hc ą paś ć i c h ofi arą ani narazi ć s woi c h bl i s ki c h.

- T o j uż s ł ys zał em .

- Zapewne także wi dzi ał eś . T o ni e s ą zwi erzęta. T o ras a i ntel i gentnyc h i przebi egł yc h… powi edzi ał bym l udzi , którzy przez s etki l at rządzi l i s i ę s woi m i prawam i . Maj ą s woj e zas ady, któryc h bezwzgl ędni e przes trzegaj ą. Ni e m a przed ni m i uc i ec zki , doktorku. Dl atego radzę c i , j eś l i c hc es z s pokoj ni e żyć , zaj m i j s i ę 147

prac ą, j akby ni gdy ni c , a ki edy każą c i c oś zrobi ć , zrób to. I ni e zapom i naj , że j edną z naj ważni ej s zyc h reguł j es t zakaz ws pom i nani a o i c h i s tni eni u.

- T o dl ac zego teraz m i o ni c h m ówi s z?

- Grozi ł eś m i ś m i erc i ą.

P oki wał em gł ową. Znów zac zynał o m ni e gryźć s um i eni e.

- P rzepras zam …

- Ni e przepras zaj , doktorku. W i em , j ak j es t. Mi es zkam tu od pi ęc i u l at. S taram s i ę żyć norm al ni e, z poprawką na s tan m oj ego s yna, al e prawdę m ówi ąc , m am j uż doś ć ogl ądani a go w taki m s tani e. I tak s obi e m yś l ę, c zy ni e l epi ej by-

ł oby, gdyby on… gdyby…

background image

- Ni e m ów tak.

S am Huxtabl e rozm awi ał ze m ną otwarc i e, poni eważ c hc i ał , żeby zabral i j e-go s yna. A l e przec i eż ni e m i ał gwaranc j i , że ni e będą go dal ej dręc zyć , prawda?

A l bo że ni e przyj dą po j ego żonę?

P o żonę…

- P owi edzi ał eś , że ki edy pos tanowi ł eś wyj ec hać , wydawał o c i s i ę, że twoj a rodzi na ni e wi e o i s tni eni u Izol antów. Co m i ał eś na m yś l i ?

P oc i ągnął j es zc ze j eden m ał y ł yk brandy, potem dopi ł res ztę j ednym haus tem i s i ę s krzywi ł . Dol ał em m u.

- P róbował em ni e ws pom i nać o Izol antac h, al e okazał o s i ę, że J ani c e, m oj a żona, równi eż i c h wi dzi ał a. S tara pani Zel l i s j ą także nas tras zył a, kazał a j ej s i edzi eć c i c ho i wykonywać pol ec eni a. P rzez trzy l ata m ani pul owal i ni ezal eżni e m ną i m oj ą żoną. Ni e m i el i ś m y nawzaj em poj ęc i a o s woj ej udręc e; ni e c hc i el i -

ś m y o ni c h rozm awi ać , żeby ni e narażać J os ha. W końc u J ani c e s i ę zał am ał a: przedawkował a przepi s any j ej przez Farri s a ś rodek us pokaj aj ąc y. Na s zc zęś c i e s końc zył o s i ę na trwaj ąc yc h dobę wym i otac h, al e przy tej okazj i odkryl i ś m y, że oboj e m i el i ś m y ni eprzyj em noś ć poznać pani ą Zel l i s i od dł użs zego c zas u
j es te-

ś m y dręc zeni przez Izol antów.

Nagl e os trzegawc zy s trzał Lauren Hunter nabrał dl a m ni e s ens u.

Chri s ti ne…

T a ewentual noś ć przeni kał a m ni e grozą do s zpi ku koś c i .

- Chc es z powi edzi eć , że m ogę ni e być j edyną os obą, nad którą s i ę pas twi ą?

S am poki wał gł ową i ws tał .

- Chyba j uż c zas na m ni e.

Zani em ówi ł em . Nagl e to j a poc zuł em s i ę pokonany.

- P o c o w ogól e przys zedł eś ?

P rzys zpi l i ł m ni e s poj rzeni em c i em nyc h oc zu.

148

- S tara pani Zel l i s m i kazał a.

I wys zedł .

background image

29.

Rozkoł ys aną ś c i anę drzew na tl e poc hm urnego ni eba oś wi etl ał o s ł ońc e, któ-

re j akoś ni e m ogł o nagrzać powi etrza. S tras zył o des zc zem , zi m ny wi atr przes zywał m ni e na ws kroś .

S tał em w drzwi ac h poc zekal ni i zas tanawi ał em s i ę, w którą s tronę pos zedł

S am Huxtabl e. Mógł s kręc i ć w l ewo, do dom u, al bo w prawo, w gł ąb l as u, aby zł ożyć m el dunek ze s potkani a z poc zc i wym l ekarzem . Rozs tal i ś m y s i ę przed pół godzi ną, którą s pędzi ł em przykl ej ony do fotel a za bi urki em . Zbi erał em s i ł y ni ezbędne do wykonani a zadani a, które wc ześ ni ej s obi e wyznac zył em .

W końc u poc zuc i e rzec zywi s toś c i zwyc i ężył o i wys zedł em przed dom . P rzec i ął em podwórko z energi ą m aratońc zyka po s końc zonym bi egu, po raz tys i ęc z-ny s i ęgnął em do naj gł ębs zyc h rezerw organi zm u, żeby obroni ć s i ę przed obł ę-

dem . P os zedł em do garażu, gdzi e zam i erzał em s pędzi ć nas tępną godzi nę, ś c i ą-

gaj ąc z poddas za s kł adowane tam des ki .

Garaż okazał s i ę przytuł ki em dl a rozm nażaj ąc yc h s i ę na potęgę m ys zy i i ns ektów, które znal azł y w ni m s c hroni eni e przed j es i ennym i c hł odam i i ni e om i es zkał y m i zas ygnal i zować s woj ego ni ezadowol eni a z tego, że ktoś rozm on-towuj e i c h azyl . J a równi e s tanowc zo dał em do zrozum i eni a, że ze m ną ni e m a żartów i za
pom oc ą kawał ka des ki wył adował em zł oś ć na ws zys tki c h m ał yc h di abel s twac h, które nawi nęł y m i s i ę pod rękę.

S kł adzi k drewna kazał m i przypus zc zać , że Nei l Farri s równi eż pl anował w którym ś m om enc i e zabi c i e des kam i drzwi i oki en w dom u, al e ni e zreal i zował

tego zam i erzeni a. Opróc z des ek znaj duj ąc yc h s i ę na s tryc hu, s c hl udny s tos i k grubyc h dec h pi ętrzył s i ę pod ś c i aną w gł ębi , obok s terty nowyc h i używanyc h bel ek noś nyc h. Znal azł em równi eż ki l ka ni enapoc zętyc h pac zek gwoździ i no-wi uteńki m ł otek, j es zc ze z m etką ze s kl epu.

Zac zął em s egregować des ki i s zł o m i to dos konal e, dopóki drzazga wi el koś c i s zpi kul c a do s zas zł yków ni e wl azł a m i w dł oń. B ól natyc hm i as t przypom ni ał m i o gwoździ u, którym przebi ł em s topę w dni u przeprowadzki . T eraz tam to wydarzeni e wydał o m i s i ę dawno zapom ni anym os trzeżeni em . W ydobyc i e drzazgi 149

był o równi e bol es ne i ni e m ni ej krwawe, zam i as t j ednak opatrywać ranę, wróc i -

ł em do prac y, krzywi ąc s i ę c zas em z ból u.

P os tanowi ł em zac ząć od ponownego zai ns tal owani a s tal owyc h drzwi na obu końc ac h korytarza ł ąc ząc ego gabi net z res ztą dom u; c i es zył em s i ę teraz, że i c h ni e wyrzuc i ł em . Dwoj e drewni anyc h drzwi , które zdj ął em teraz z zawi as ów, pos ł użył o m i do zas ł oni ęc i a l ewej poł owy frontowego okna. Drugą poł ówkę zabi ł em
drzwi am i od garderoby.

W ydeptał em ś c i eżkę z garażu do dom u, wynos ząc des ki i bel ki na dwór i rozkł adaj ąc j e na trawi e j ak kol ekc j oner. P orównywał em i c h rozm i ary i przym i erzał em do kol ej nyc h oki en.

P oc hł odni ał o, pod l as em zebrał a s i ę s zara m gł a. W i el e razy przerywał em prac ę i s pogl ądał em podej rzl i wi e na drzewa j ak na rozum ne i s toty s pi s kuj ąc e z Izol antam i .

Zwł as zc za że z l as u c ał y c zas dobi egał y dźwi ęki : s zel es ty, trzas k ł am anyc h ga-

ł ązek, s zm er l i ś c i . S tarał em s i ę ni e zwrac ać na ni e uwagi , al e za każdym razem , gdy odwrac ał em s i ę tył em , wzdrygał em s i ę odruc howo, j akby przes zywał y m ni e l odowate s poj rzeni a. P rac ował em tak przez ki l ka godzi n, s podzi ewaj ąc s i ę, że l ada c hwi l a Izol anc i wys koc zą z ukryc i a i zni s zc zą m oj e dzi eł o.

W i el e godzi n (i wi el e s kal ec zeń) późni ej wi ęks zoś ć m ożl i wyc h dróg wej ś c i a do dom u zos tał a zabarykadowana. Zos tawi ł em tyl ko okna w bi bl i otec e, wej ś c i e do ni ej i gł ówne drzwi do poc zekal ni , s ol i dne, dębowe, na któryc h zai ns tal owa-

ł em c ztery dodatkowe zas uwy. S tal owe drzwi , oddzi el aj ąc e gabi net od res zty dom u, m i ał y zatrzym ać i ntruzów. Izol anc i udowodni l i j uż, że bez trudu m ogą wej ś ć przez kom i n, którego równi eż ni e zabi ł em . T o o m ni e i m c hodzi ł o. Dopóki będą m i el i dos tęp do m ni e, m oj ą rodzi nę zos tawi ą w s pokoj u.

W którym ś m om enc i e przypom ni ał em s obi e s ł owa S am a Huxtabl e’ a, j ak prys kaj ąc ą bańkę m ydl aną z proroc zego s nu:, J eś l i c hc es z s pokoj ni e żyć , zaj m i j s i ę prac ą, j akby ni gdy ni c , a ki edy każą c i c oś zrobi ć , zrób to”.

Rozm awi al i ś m y potem o j ego żoni e; o tym , j ak ni e zdawał s obi e s prawy, że j ą równi eż zas tras zyl i ; j ak zm us zal i j ą do różnyc h okropi eńs tw w i m i ę bezpi ec zeń-

s twa rodzi ny - dokł adni e tak s am o j ak j ego. T rwał o to c ał e l ata i m ał żonkowi e ni e wi edzi el i o s obi e nawzaj em . Gdyby podobni e rzec z m i ał a s i ę ze m ną i Chri s ti ne, wi el e by to wyj aś ni ał o. Dos konal e tł um ac zył oby j ej nagł e wybuc hy zł oś c i i żal u, us tawi c zną frus trac j ę przebi j aj ąc ą z j ej s ł ów, fakt, że traktował a c i ążę j ak
dopus t B oży.

„Mi c hael , używał eś przec i eż gum ek, do c hol ery! ”

150

Używał em . W c ześ ni ej rzadko korzys tal i ś m y z prezerwatyw, ws zys tki ego m o-

że ze trzy, c ztery razy. Zadrżał em na m yś l o tym , j ak bardzo m roc zna i taj em ni -c za s i ę s tał a. Ci ekawe, c zy i ona m i ał a s woj ą rol ę do odegrani a. Naj pi erw zac zęł a m ni e uni kać , j a j ej równi eż, al e j a m i ał em s woj e powody. Czy ona m i ał a taki e s am e? P otem c i ąża, o której m ówi ł a j ak o naj gors zym przekl eńs twi e. A przec i eż
ki edy c zekal i ś m y na J es s i c ę (od taki c h s zc zęś l i wyc h ws pom ni eń c ał ki em m i s i ę w gł owi e pokręc i ł o), zac howywał a s i ę j ak K opc i us zek, j ak kobi eta, która znal azł a s i ę w s i ódm ym ni ebi e i zrobi ws zys tko, żeby dzi ec ko bezpi ec zni e przys zł o na ś wi at. A teraz? Ni c . Żadnyc h wi tam i n, żadnej l i teratury dl a przys zł yc h m am ,
ni c , c o by m ni e przekonał o, że w ogól e przej m uj e s i ę s woi m ni enarodzonym dzi ec ki em . Do di abł a, nawet ni e próbował a o ni m ze m ną porozm awi ać !

A po c o? P rzec i eż od dawna j uż zac howuj es z rezerwę i dys tans .

P rzys zł a m i do gł owy doś ć i rrac j onal ny pom ys ł - żeby znowu zm us i ć j ą do konfrontac j i . T ym razem j ednak zam i as t s powi adać j ej s i ę z wi edzy o Izol antac h (c o bezs kutec zni e próbował em j uż zrobi ć przed parom a m i es i ąc am i ), m ógł bym kazać j ej powi edzi eć prawdę: c zy ona równi eż s krywa j akąś ponurą taj em ni c ę?

Czy też zos tał a zas tras zona?

S ł ońc e s c hował o s i ę za c hm ury, kol ory przybl adł y, zrobi ł o s i ę s zaro i s m ętni e. K ręc i ł em s i ę po podwórku, zerkaj ąc w okna na pi ętrze, przez które dawni ej m ożna był o zaj rzeć do s ypi al ni i ł azi enki . Teraz m ój wzrok napotykał drewni ane parawany j ak pus te oc zodoł y. W zi ął em gł ęboki wdec h i odwróc i ł em s i ę w ki erunku
l as u.

I us ł ys zał em dźwi ęk, który dobrze zapam i ętał em z wi zyty w l egowi s ku Izol antów: ś m i ec h. P i s kl i wy j azgot, ni ewi el e różni ąc y s i ę od pł ac zu. Urwał s i ę nagl e, a potem wybuc hnął z nową s i ł ą, m rożąc m i krew w żył ac h. Zerwał s i ę wi atr, unos ząc m gł ę na wys okoś ć koron drzew i rozs nuwaj ąc j ą na wi dm owe pas em ka i wi ry.
Ś m i ec h przes zedł w c hrapl i wy c harkot i uc i c hł , al e j ego ws pom ni eni e trwał o, przeni kał o m ni e na wyl ot, s zarpał o m i nerwy na s trzępy.

- W al c i e s i ę - powi edzi ał em ł am i ąc ym s i ę gł os em . - P okonam was .

J es zc ze przez c hwi l ę s tał em ni eruc hom o, a potem obs zedł em dom dookoł a, tym razem ni e s pus zc zaj ąc l as u z oka. W gł ębi , pi ętnaś c i e m etrów od l i ni i pi erws zyc h drzew, m i gnęł a m i para zł otyc h ś l epi .

W al s i ę!

K i edy wys zedł em przed front dom u, Chri s ti ne zaj eżdżał a na podj azd nas zym m i ni vanem . W patrywał a s i ę we m ni e zza ki erowni c y.

S poj rzał em j ej w oc zy, al e natyc hm i as t s puś c i ł em wzrok. B ał em s i ę. Ni e m i a-

ł em poj ęc i a, c o robi ć .

151

30

w tym dni u poznał em , c o to s trac h. Znowu. Dopadł m ni e z zupeł ni e ni es podzi ewanej s trony, zaatakował z fl anki , z której i s tni eni a zdawał em s obi e s prawę, al e ni e był em ps yc hi c zni e gotowy na tę konfrontac j ę. Groźba Izol antów wi s i ał a nad m oj ą rodzi ną od poc zątku, od dni a przeprowadzki , al e wydawał o m i s i ę dotąd,
że j es tem j edyną os obą z nas zej trój ki , która na wł as ne oc zy wi dzi ał a potwornoś c i , j aki c h s i ę dopus zc zal i . Od ni edawna dopus zc zał em do s i ebi e m oż-

l i woś ć , że Chri s ti ne także doś wi adc zył a tego kos zm aru, al e nadal ni e m i ał em potwi erdzeni a.

P ozos tawał a j es zc ze J es s i c a. Czy pi ęc i ol etni e dzi ec ko m ogł oby ki edykol wi ek otrząs nąć s i ę z kos zm aru, j aki m m us i ał oby być poznani e c hoc i aż c ząs tki prawdy?

„T atus i u? A duc hy i s tni ej ą?”

Zac zął em s i ę zas tanawi ać , c zy J es s i c a ni e wi dzi ał a przypadki em Izol antów al bo przynaj m ni ej i c h bł ys zc ząc yc h wś ród drzew zł otyc h ś l epi . J eżel i , j ak podej rzewał em , w pewnym m om enc i e przys zl i po Chri s ti ne, to c zy J es s i c a przy tym był a? Czy m oj a żona równi eż s pędzał a noc e na bł ąkani u s i ę po l es i e? Czy i ona
zos tał a zm us zona do zł ożeni a krwawej ofi ary? T ak wi el e pytań i tak m ał o odpowi edzi .

Mi m o gróźb pos tanowi ł em porozm awi ać s zc zerze z Chri s ti ne.

W ys i adł a z wozu i rus zył a w m oj ą s tronę. J es s i c a trzym ał a s i ę ki l ka kroków z tył u, wpatruj ąc s i ę tępo w zi em i ę. Chri s ti ne próbował a m ni e wym i nąć , al e za-s tąpi ł em j ej drogę. Ni e patrzył a m i w oc zy, uc i ekał a wzroki em w bok.

Zł apał em j ą za rękę i przyc i ągnął em , tak że nas ze twarze znal azł y s i ę w odl egł oś c i ki l ku c entym etrów.

- P uś ć m ni e! - warknęł a.

Ows zem , natyc hm i as t wpadł a w gni ew, al e wi dzi ał em w j ej oc zac h także ból i l ęk. J akbym c zytał j ej w m yś l ac h: Ni e c hc ę o tym rozm awi ać , Mi c hael . Ni e m o-gę. W i es z dl ac zego.

- P ros zę, puś ć m ni e - powtórzył a s pokoj ni ej , z des perac j ą w gł os i e.

- Mus i m y pogadać - s twi erdzi ł em s tanowc zo.

background image

B ył y to pi erws ze s ł owa, j aki e wypowi edzi ał em do ni ej od ponad m i es i ąc a.

Dzi wni e s i ę z tym c zuł em , j akbym popeł ni ł przes tęps two.

Mi l c zał a uparc i e i s próbował a m i s i ę wyrwać , al e j ej ni e puś c i ł em . S zarpal i -

ś m y s i ę przez dzi es i ęć , pi ętnaś c i e s ekund, dopóki ni e zac zęł a krzyc zeć : 152

- P uś ć m ni e! T y drani u, puś ć m ni e!

J es s i c a puś c i ł a s i ę bi egi em i zni knęł a za rogi em dom u.

Zawoł ał em j ą, Chri s ti ne równi eż, al e m ał a ni e zareagował a.

W końc u, c hc ąc ni e c hc ąc , puś c i ł em Chri s ti ne. Odepc hnęł a m ni e, zawodząc gł oś no, al e j a, ni e zwrac aj ąc na ni ą uwagi , pobi egł em za J es s i c a. Z i m petem wpadł em na podwórko za dom em ; m oj e nogi porus zał y s i ę j ak napędzane wł a-s ną wol ą.

Zobac zył em , że J es s i c a bi egni e dal ej , w gł ąb c oraz c i em ni ej s zego l as u. S zybko zni kał a m i z oc zu.

Zawoł ał em j apo i m i eni u i pognał em za ni ą na zł am ani e karku. Ni e zwol ni ł a kroku. B l ond l oc zki m i gał y m i wś ród krzewów, zani m w końc u zni knęł y za wzni es i eni em , trzydzi eś c i m etrów ode m ni e. K i edy s trac i ł em j ą z oc zu, ogarnęł o m ni e przerażeni e; ni e c zuł em taki ego s trac hu nawet podc zas pobytu w l egowi s ku
Izol antów. B i egł em i l e s i ł w nogac h, wykrzykuj ąc j ej i m i ę. P rzed oc zam i c ał y c zas m i ał em obraz j ej s potkani a z j ednym z tyc h dem onów. S ł ys zał em , j ak pod j ej s topam i trzas kaj ą gał ązki i s zel es zc zą l i ś c i e; pom agał o m i to utrzym ać wł a-

ś c i wy ki erunek - w l es i e, pod gęs tym s kl epi eni em l i s towi a, panował pół m rok.

Darł em s i ę bez przerwy - J es s i c a! J es s i c a! - wypatruj ąc j ej w l eś nyc h c i eni ac h.

Us ł ys zał em j ej krzyk.

P rzys pi es zył em , przes kakuj ąc nad korzeni am i i kępam i zi el s ka. Ni e m ogł em poj ąć , j ak to s i ę s tał o, że j ej krótki e nóżki zani os ł y j ą tak dal eko w tak krótki m c zas i e. W s pi nał em s i ę na wzgórza, zs uwał em po zboc zac h, gał ęzi e s i ekł y m ni e po twarzy, ś l i zgał em s i ę na l i ś c i ac h… W pewnym m om enc i e wyrżnął em j ak dł u-gi
na zi em i ę i zakł uł o m ni e bol eś ni e w krzyżu. P rzes tras zył em s i ę, że j uż ni e ws tanę, al e wtedy us ł ys zał em J es s i c ę:

- T ato!

T o wys tarc zył o, żebym wykrzes ał z s i ebi e res ztki s i ł , poderwał s i ę i pobi egł

dal ej . S os nowe i gł y kł uł y m ni e przez ubrani e. Cał y c zas woł ał em J es s i c ę po i m i eni u, al e gł os m i s ł abł , a w gąs zc zu l eś ne s tworzeni a s zykował y s i ę do powi -tani a noc y: wyś pi ewywał y s erenady, zagł us zaj ąc i nne dźwi ęki . Teren znów za-c zął s i ę wznos i ć i m i m o pół m roku okol i c a wydał a m i s i ę ni ebezpi ec zni e znaj om a.

J ezu Chrys te…

Zbi egł em ze wzgórza, przeni knął em po gęs to zaroś ni ętym pł as ki m tereni e i zobac zył em go.

K am i enny krąg.

153

W końc u j ą dogoni ł em . S tał a ni eruc hom o w ś rodku kręgu trzym etrowyc h m onol i tów, przy zapl am i onym krwi ą oł tarzu, po kol ana w zes c hł yc h l i ś c i ac h.

Na gł azi e l eżał wypatros zony s zop. W patrywał a s i ę w ni ego z otwartą buzi ą i wytrzes zc zonym i oc zam i .

J ak udał o j ej s i ę tak dal eko dotrzeć ? P rzec i eż pędzi ł em j ak wari at, a i tak by-

ł a s zybs za…

P ods zedł em bl i żej i nagl e go poc zuł em . S m ród uderzył m ni e j ak gorąc y podm uc h z pi ec a: poc hodząc y ni e wi adom o s kąd znaj om y odór zgni l i zny i rozkł adaj ąc yc h s i ę l i ś c i .

Ni e um i em wyj aś ni ć , j ak to s i ę s tał o, że ni e wyc zuł em go w tym m i ej s c u za pi erws zym razem , ki edy P hi l l i p m ni e tam zaprowadzi ł , teraz j ednak c zuł em go dos konal e. I wi edzi ał em , c o oznac za: gdzi eś pod drobnym i s topkam i J es s i ki znaj dował o s i ę l egowi s ko Izol antów.

- J es s i c a? - powi edzi ał em ł am i ąc ym s i ę gł os em . - Chodź do m ni e.

P róbował em zrobi ć krok w j ej s tronę, al e s tał em j ak wroś ni ęty w zi em i ę. No-gi ni e c hc i ał y m ni e poni eś ć w gł ąb kręgu. Znów ogarnął m ni e s trac h, ni e o s i ebi e tym razem , l ec z o m oj ą c órkę.

Za ni ą s tał Izol ant.

Cał a s c ena wydawał a m i s i ę tak dzi wac zna, tak s urreal i s tyc zna, j akbym ogl ą-

dał zdj ęc i e z dzi ewi ętnas towi ec znego al bum u o duc hac h. A l e potwór był j ak naj bardzi ej prawdzi wy, a od m oj ej c órki dzi el i ł go ni es peł na m etr. P atrzył na m ni e zł otym i oc zam i , l ekko przyć m i onym i , j ak przybrudzone l atarni e ul i c zne.

Ni eks ztał tny ł eb porus zył s i ę ni eznac zni e; koj arzył m i s i ę z zagrzebaną w pi as ku żabni c ą, która na m ors ki m dni e c zyha na zdobyc z.

W m i arę j ak m ój wzrok os waj ał s i ę z pół m roki em , dos trzegał em c oraz wi ęc ej s zc zegół ów. Dem onów był o c hyba z dzi es i ęć , ws zys tki e dos konal e zakam ufl o-wane w brunatnym , zi em i s tym otoc zeni u. Ohydne, powykrzywi ane twarze z wydatnym i ł ukam i brwi owym i wpatrywał y s i ę we m ni e.

Moj a c órec zka oderwał a wzrok od zabi tego s zopa i pom ac hał a do m ni e, zu-peł ni e ni eś wi adom a grożąc ego j ej ni ebezpi ec zeńs twa.

K ątem oka dos trzegł em j aki ś ruc h. Dywan l i ś c i zadrżał i pows tał a w ni m wypukł oś ć , która zac zęł a s i ę zbl i żać do J es s i ki od tył u. Zatrzym ał a s i ę u j ej s tóp, a j a zam arł em s paral i żowany s trac hem , z wal ąc ym s erc em i bez tc hu.

Ni c zym l arwa wył ażąc a z zi em i s pod l i ś c i wynurzył a s i ę brunatna twarz, ohydna m as ka, na wpół ukryta w s pl ątanym pos zyc i u. Zakońc zona pazuram i ł apa wyc i ągnęł a s i ę ku m oj ej c órc e, aby zł apać j ą za kos tkę.

Mus i ał a to s prawi ć m oj a s konc entrowana wol a (bo na pewno ni e heroi zm ), 154

al e w tej s am ej c hwi l i J es s i c a zac zęł a bi ec w m oj ą s tronę, j akby pos ł uc hał a m oj ego tel epatyc znego bł agani a. Rzuc i ł a m i s i ę na s zyj ę, pł ac ząc . Obj ął em j ą m oc no.

B i egi em wróc i ł em do dom u, ni e wypus zc zaj ąc j ej z obj ęć .

Chri s ti ne wybi egł a nam na s potkani e, z twarzą m okrą i opuc hni ętą od ł ez.

Zabrał a ode m ni e J es s i c ę, przytul i ł a j ą do wi el ki ego brzuc ha i powtarzał a, s zl oc haj ąc :

- Moj e koc hani e, m oj e m ał e koc hani e… B ogu dzi ęki , że ni c c i s i ę ni e s tał o.

Gł as kał a j apo gł ówc e i c ał ował a.

K i edy rus zył a w s tronę dom u, zac zął em s i ę zas tanawi ać , c zy w ogól e zwróc i ł a uwagę, że pozabi j ał em okna. W es zł y z J es s i c ą przez poc zekal ni ę. Ni e zam kną-

ł em s tal owyc h drzwi (c i ekawe, c zy j e zauważy), wi ęc bez probl em u dos tał y s i ę do dom u. Chc i ał em wej ś ć za ni m i , porozm awi ać z Chri s ti ne, al e był o dl a m ni e oc zywi s te, że ni e c hc e m i eć ze m ną ni c ws pól nego… Na pewno ni e teraz.

Odetc hnął em gł ęboko, zm agaj ąc s i ę z m i l i onem m yś l i j ednoc ześ ni e, z któ-

ryc h żadna ni e m i ał a s ens u.

P oza j edną.

Dopadl i Chri s ti ne.

background image

31.

Chm ury zas nuwaj ąc e za dni a ni ebo rozpros zył y s i ę bez ś l adu i zbl i żaj ąc y s i ę do peł ni ks i ężyc zal ał podwórko bł ęki tnobi ał ą poś wi atą. W tym ś wi etl e dom z zabi tym i oknam i i pos zc zerbi onym s zal owani em wygl ądał j ak nawi edzony -

c hyba zres ztą od poc zątku taki był . W odzi ł em wzroki em po podwórku, s fi l c o-wanym trawni ku, j adowi tym l es i e i zi el ars ki ej grządc e Chri s ti ne (która s zybko zaros ł a c hwas tam i i zac zęł a przypom i nać ogródek z opowi adań Lovec rafta, zwł as zc za gdy betonowa fontanna rzuc ał a na ni ą c i eń).

P rzes zedł em wzdł uż dom u, s prawdzaj ąc , c zy des ki w oknac h s ą dobrze um o-c owane; ni e c hc i ał em , żeby j aki ś Izol ant zakradł s i ę do ś rodka. K i l ka gwoździ troc hę s i ę obl uzował o, al e wi ęks zoś ć trzym ał a m oc no. W końc u ws zedł em do dom u przez poc zekal ni ę, us i adł em przy s tol e w kuc hni i zagapi ł em s i ę na zegar,
który ws kazywał pół do dzi ewi ątej . Zrobi ł em s obi e kanapkę z s erem i popi ł em j ą m l eki em . Ni e m i ał em apetytu i j edzeni e przeł ykał em z trudem ; s m akował o j ak s tyropi an i drażni ł o wys c hni ęte na wi ór gardł o. P o kol ac j i pos zedł em na górę, wzi ął em prys zni c i wł ożył em c zys te dżi ns y i s weter. Chri s ti ne zani knęł a s i ę 155

w s ypi al ni ; dom yś l ał em s i ę, że J es s i c a j es t z ni ą, al e na ws zel ki wypadek zaj rza-

ł em do pokoj u m ał ej i ze zdum i eni em zobac zył em j ą w ł óżku.

Moj a ks i ężni c zka l eżał a ni eruc hom o pod pi kowaną koł derką, ś c i s kaj ąc ob-s zarpanego m i ś ka, który j ednym ś l epki em wygl ądał s pod przykryc i a - tym obe-rwanym , zwi s aj ąc ym na ni tkac h. P ogł adzi ł em J es s i c ę po gł ówc e (był a to j edna z ni ewi el u przyj em noś c i , j aki e m i j es zc ze zos tał y) i przez s zparę w okni e przy ł óżku
wyj rzał em w c i em noś ć . W i atr s i ę wzm ógł i zawodzi ł przeni kl i wi e. T roc hę s i ę przes tras zył em .

Gapi eni e s i ę na l as , c zęs to c ał ym i godzi nam i , s tał o s i ę m oj ą obs es j ą; c zuł em , że m us zę być gotowy do dzi ał ani a, gdy tyl ko poj awi ą s i ę zł ote oc zy, i nac zej ni e zdoł ał bym oc hroni ć rodzi ny.

W i edzi ał em j uż teraz, że Chri s ti ne wi el e wyc i erpi ał a, c hoc i aż z i nnyc h powodów, ni ż wc ześ ni ej przypus zc zał em . Z poc zątku wydawał o m i s i ę, że j ej ból j es t po pros tu reakc j ą na m oj ą gwał towną przem i anę i paranoj ę. Ugi naj ąc s i ę pod brzem i eni em taj em ni c y, wi edzi ał em , że m oj e zac howani e s prawi a Chri s ti ne
przykroś ć .

J eś l i j ednak S am Huxtabl e m i ał rac j ę, okrutni e s i ę m yl i ł em . P rzyc zyną c i erpi eni a Chri s ti ne ni e był a wc al e m oj a ozi ębł oś ć , l ec z ta s am a tortura, której i j a padł em ofi arą. Chri s ti ne przeżywał a wł as ny kos zm ar z Izol antam i w rol i gł ównej i dręc zył a j ą ś wi adom oś ć , że ni e m oże ze m ną o tym porozm awi ać .

S am Huxtabl e m i ał rac j ę.

Lauren Hunter m i ał a rac j ę.

Dopadl i Chri s ti ne.

A l e c o j ej zrobi l i ? Czym j ej zagrozi l i ?

Mus i ał em s i ę tego dowi edzi eć .

background image

32.

Ni e przes taj ąc gł as kać J es s i ki , wypros tował em s i ę nad ł óżki em . Zam i erza-

ł em pój ś ć do s ypi al ni , nas zej m ał żeńs ki ej s ypi al ni , i nawi ązać j aki eś porozum i e-ni e z Chri s ti ne, żeby m óc z ni ą porozm awi ać . Z przyzwyc zaj eni a j es zc ze raz wyj rzał em na dwór.

Od razu i c h zobac zył em . W yc hodzi l i z l as u i powol i s kradal i s i ę w s tronę dom u. Zł ote ś l epi a, c hyba z tuzi n, zdawał y s i ę unos i ć w powi etrzu j ak dus zki z baj ki dl a dzi ec i .

156

B ył em ws trząś ni ęty. Moj a dł oń zs unęł a s i ę z gł ówki J es s i ki , zahac zył a o m i s i a i wyrwał a j ej go z obj ęć . S padł na zi em i ę z c i c hym , wdzi ęc znym s tukotem .

Mał a porus zył a s i ę przez s en, al e na s zc zęś c i e ni e obudzi ł a.

Zam i as t podnos i ć zabawkę, wys zedł em pos pi es zni e z pokoj u, zs zedł em na parter i przez kuc hni ę przem knął em do korytarza ł ąc ząc ego dom z gabi netem .

Z bi bl i oteki zabrał em torbę l ekars ką - j uż wc ześ ni ej uzupeł ni ł em znaj duj ąc e s i ę w ni ej zapas y: antybi otyki , bandaże, zac i s ki , s kal pel e (te os tatni e dorzuc i ł em po c es aree) - i przez poc zekal ni ę wys zedł em na dwór.

Zł ote oc zy natyc hm i as t dał y m i znak. Idąc i c h ś l adem , zagł ębi ł em s i ę w l as .

W ś ród drzew Izol anc i natyc hm i as t zac zęl i m ni e ł apać za ubrani e i s yc zeć al arm uj ąc o, j akby c hc i el i zas ygnal i zować m oj e przybyc i e. P rowadzi l i m ni e znaj om ą ś c i eżką, pos zturc huj ąc m ni e i drapi ąc pazuram i , ki edy zac zynał em zos tawać w tyl e. P otykał em s i ę c o parę kroków, w którym ś m om enc i e nawet s i ę
przewróc i ł em i przys zł o m i do gł owy, że m ógł bym udać trupa, al e poni eważ ni e bardzo wi erzył em , że dadzą s i ę nabrać , wol ał em ws tać i rus zyć dal ej . P rzetarł em us ta dł oni ą: krew. Upadaj ąc , rozc i ął em s obi e wargę.

- J as na c hol era… - m ruknął em tyl ko, m oc ni ej ś c i s kaj ąc torbę.

P i ęć m i nut późni ej znal eźl i ś m y s i ę przy kam i ennym kręgu. Izol anc i bi egal i po ni m we ws zys tki e s trony j ak ps y goni ąc e za pi ł ką. W ś wi etl e gwi azd zobac zy-

ł em dwa pos tawi one na s ztorc wł azy z pl ec i onej s ł om y i bł ota, na c o dzi eń za-m as kowane l i ś ć m i i gał ęzi am i . Dwóc h Izol antów pc hnęł o m ni e bez pardonu w gł ąb j ednego z otworów, prowadząc ego do wąs ki ego i s trom ego przej ś c i a. Ni e c hc ąc s i ę znowu przewróc i ć , wyc i ągnął em ręc e przed s i ebi e, aby wym ac ać
drogę. B arkam i oc i erał em s i ę o zi em ne ś c i any, c zubki em gł owy s zorował em o ni s ki e s kl epi eni e. T unel wi ł s i ę i kl uc zył , al e c ał y c zas bi egł w dół , w c i em noś ć . W

j ednyc h m i ej s c ac h s i ę rozs zerzał , w i nnyc h zwężał , od c zas u do c zas u odc hodzi ł y od ni ego boc zne odgał ęzi eni a, w któryc h także zebral i s i ę Izol anc i , c i ekawi wi doku „wybawi c i el a”. S c hodząc c oraz gł ębi ej pod zi em i ę, c zuł em przem ykaj ąc e obok m ni e pos tac i , s ł ys zał em c oraz gł oś ni ej s ze pokrzyki wani a, dotkni ęc i a
ki eruj ąc yc h m ni e rąk - al e w abs ol utnej c i em noś c i wi dzi ał em tyl ko te okrągł e zł ote ś l epi a.

W końc u zam aj ac zył odbl as k ś wi ata, a gdy dotarł em na m i ej s c e, powi tał

m ni e znaj om y wi dok: ol brzym i a podzi em na kom ora m i es zkal na. P od ś c i anam i pł onęł y s etki poc hodni , rozś wi etl aj ąc pi ec zarę zł otawym , ni ezi em s ki m bl as ki em .

157

J aki ś Izol ant wys koc zył z c i eni a i zas tąpi ł m i drogę. B ył em tak zas koc zony, że torba (o której c ał ki em zapom ni ał em ) wypadł a m i z rąk.

T o był Fenal . Uc i s zył tł um i ods unął s i ę na m etr ode m ni e. Zam ac hał rękam i j ak w j aki m ś tańc u i s i ę uś m i ec hnął . Oddec h m i ał c uc hnąc y, bl i zna na twarzy wi ł a m u s i ę j ak wąż.

- W ybawi c i el .

P rzez tł um przebi egł y s zepty. Ni c ni e powi edzi ał em . W us tac h c zuł em s m ak krwi i potu.

- Lec z nas - pol ec i ł Fenal .

Otoc zyl i m ni e potrój nym kordonem , s am i c horzy i kal ec y. Dwóc h pods uwał o m i pod nos poł am ane końc zyny, j akby c hc i el i m i j e dać w prezenc i e. W i el u s kubał o ropi ej ąc e rany, abym m ógł j e l epi ej wi dzi eć . J edna z kobi et, po ni eudanym poł ogu, przyc zoł gał a s i ę, c i ągnąc za s obą ł ożys ko j ak torebkę na s znurku. Fenal
przepc hnął s i ę przez tę c i żbę i zabrał m ni e do ni s zy, gdzi e m us i ał em i c h po kol ei przyj m ować .

Upł ywał y kol ej ne godzi ny w ś wi etl e poc hodni , a j a nas tawi ał em zł am ani a, s zył em rany, podawał em antybi otyki i odbi erał em porody. P odc zas tego wy-c zerpuj ąc ego, c i ągnąc ego s i ę bez końc a ni by-dyżuru przyj ął em dwudzi es tu j eden Izol antów. Czworo ni e doc zekał o wi zyty, dal s zyc h dwóc h zm arł o podc zas zabi egu.

S twi erdzi ł em , że s ą m oc no os ł abi eni ws kutek c horób i obrażeń, i zac zynał o do m ni e doc i erać , że m oj ą rol ą, j ako „wybawi c i el a”, j es t i c h l ec zeni e, aby odzy-s ki wal i s i ł y i wi tal noś ć , s zybc i ej s i ę rozm nażal i i s tal i s i ę peł noprawną ras ą.

T ego s am ego oc zeki wal i zapewne od Nei l a Farri s a.

A c h, był bym zapom ni ał : zj adal i s woi c h zm arł yc h.

Cał y c zas bał em s i ę, że natrafi ę na j aki ś ni eul ec zal ny przypadek. T rzec i z m oi c h pac j entów ni e zos tał pokąs any ani podrapany przez l eś ne zwi erzęta, ni e m i ał

poł am anyc h rąk ani nóg, ni e był ś wi eżo upi ec zoną pec hową m atką.

Ni e. T en dem on był naprawdę c hory.

Leżał na j utowym worku w os obnej wnęc e, dygoc ząc z zi m na i zgrzytaj ąc z ból u zębam i . K rew i odc hody otac zał y go j ak c uc hnąc a fos a. Zł ote oc zy zs zarzał y i zm atowi ał y. P o bl i żs zym badani u znal azł em na j ego c i el e l i c zne ś l ady ugryzi eń: na nogac h, brzuc hu i w kroc zu. Naj prawdopodobni ej pokąs ał y go s zc zury. P o-
dał em m u peni c yl i nę, al e wi edzi ał em , że ni ewi el e to zm i eni .

Godzi nę późni ej ni e żył .

P ani ki , j aka m ni e wtedy ogarnęł a, ni e opi s zą żadne s ł owa. Czy teraz m ni e zabi j ą, bo ni e s peł ni ł em i c h oc zeki wań?

158

Nagl e zos tał em s am w m al eńki ej wnęc e. Izol anc i powył azi l i ze s woi c h nor i zebral i s i ę w gł ównej kom orze. S c hodzi l i s i ę bez poś pi ec hu, po c i c hu, m ni e od c hrobotu pazurów i zgrzytani a zębów przebi egał y pas kudne dres zc ze, a ki edy i c h zobac zył em , om al ni e zem dl ał em . Nawet s obi e ni e wyobrażał em , że m oże i c h
być tyl u. B i orąc pod uwagę l i c zebnoś ć tego kl anu, ryc hł e zaj ęc i e nowyc h terytori ów, dal ej od A s hborough, wydawał o s i ę ni euni kni one.

K l ęc zał em na s kraj u wnęki i gapi ł em s i ę w s etki par utkwi onyc h we m ni e zł otyc h oc zu. Os trożni e zs zedł em z podwyżs zeni a ze wzroki em utkwi onym w zi em i ę, oc i eraj ąc s i ę o ni c h po drodze. Odpowi edzi ał o m i gł oś ne s zurani e nogam i .

S kul i ł em s i ę odruc howo, c zekaj ąc , aż ws zys c y rzuc ą s i ę na m ni e, a ki edy ni c taki ego ni e nas tąpi ł o, podni os ł em wzrok zac i ekawi ony, c o przyc i ągnęł o i c h uwagę. W i dok był upi orny.

K i l ka bes ti i wywl ekł o trupa i zac zęł o m u odrywać końc zyny. W uł am ku s ekundy dos koc zył y do ni c h kol ej ne, a m ni e przypom ni ał s i ę fi l m przyrodni c zy, na którym s tado l wów uc zes tni c zył o w podzi al e upol owanego gnu. Ohydne s zc zęki s zarpał y m i ęś ni e, ś c i ęgna i koś c i , us i ł uj ąc wys zarpać j ak naj wi ęc ej pożywi eni a.

Rozl egł s i ę dzi ki j azgot i s kowyt i zani m zdążył em oprzytom ni eć , z trupa zos tał y ś c i ęgna, które j ego pobratym c om utkwi ł y m i ędzy zębam i .

W ł aś c i wi e ni e powi ni enem s i ę dzi wi ć . W i dzi ał em przec i eż obrażeni a odni e-s i one przez Lauren Hunter i Ros y Dei ghton. A l e zobac zyć c oś taki ego na wł as ne oc zy… Zam urował o m ni e. P o zakońc zonej uc zc i e Fenal odprowadzi ł m ni e do wnęki , w której zac zynał em przyj m ować pac j entów, i podes ł ał m i kol ej nyc h.

K i edy dos zedł em do wni os ku, że dł użej tego ni e wytrzym am , przes tal i przyc hodzi ć . B ał em s i ę s tam tąd rus zyć , s i edzi ał em wi ęc w ni s zy; c hwi l ę nawet zdrzem nął em s i ę z gł ową opartą o ś c i anę. Ś ni ł y m i dawne dobre c zas y i nas ze m i es zkani e na Manhattani e. Hał aś l i we m i ej s ki e życ i e wydawał o m i s i ę teraz
ni es końc zeni e odl egł e.

Oc knął em s i ę, ki edy dwóc h Izol antów próbował o m ni e pos tawi ć na nogi . Ni e bardzo wi edząc , o c o c hodzi , pozwol i ł em s i ę wyprowadzi ć do gł ównej kom ory l egowi s ka, gdzi e zebrał a s i ę i c h j uż c ał a m as a. W s zys c y wpatrywal i s i ę we m ni e zł otym i oc zam i .

Fenal - s toj ąc y na c zel e - równi eż. Ni e s puś c i ł em wzroku. Zas tanawi ał em s i ę, c zy to j uż koni ec ze m ną. W pewnym s ens i e m i ał em nawet nadzi ej ę, że tak wł a-

ś ni e będzi e.

Fenal podni ós ł ręc e. S pod j ednej pac hy wyl azł m u c zarny żuk, zakręc i ł s i ę w kół ko i zni knął w kudł ac h na tors i e.

159

- K ahtah! - zawoł ał Fenal .

Dwus tu zł otooki c h m i es zkańc ów podzi em i ryknęł o i zawył o w odpowi edzi , wym ac huj ąc koś c i s tym i ł aps kam i na ws zys tki e s trony.

Coś m i tu ni e pas ował o. Naprawdę m i ał em wrażeni e, że zbl i ża s i ę kres m oj ego życ i a, że wyzi onę duc ha w tym przeds i onku pi ekł a. Modl i ł em s i ę, żeby B óg zl i tował s i ę nade m ną i oc hroni ł J es s i c ę i Chri s ti ne.

W okół Fenal a zakotł ował o s i ę i us ł ys zał em krzyk.

Ludzki krzyk: gł ęboki , gardł owy, wyrażaj ąc y ból i udręc zeni e i bez wątpi eni a doc hodząc y z gardł a m ężc zyzny. W yc i ągnął em s zyj ę, żeby zaj rzeć za pl ec y Fenal a i towarzys ząc yc h m u Izol antów, al e paru i nnyc h trzym ał o m ni e m oc no za ręc e i nogi i ni e m ogł em ani rozeznać przyc zyny c ał ego zam i es zani a, ani zl okal i -zować
krzyc ząc ego.

Fenal c ał y c zas patrzył na m ni e; j ego oc zy ś wi ec i ł y j as no j ak poc hodni e rozj aś ni aj ąc e tę di abel s ką norę. S toj ąc y wokół ni ego Izol anc i rozpi erzc hl i s i ę nagl e i rozbi egl i po kom orze j ak s pł os zone koty. E c ho poni os ł o i c h pi s ki .

background image

S tał em , patrzył em i c zekał em . P rzez m yś l m i ni e przes zł o, że m oże m i s i ę przydarzyć c oś gors zego ni ż to ws zys tko, c zego doś wi adc zył em przez os tatni e pół roku. Myl i ł em s i ę. Naj gors ze był o j es zc ze przede m ną.

W ytężył em wzrok, konc entruj ąc s i ę na porus zaj ąc ym s i ę ks ztał c i e za pl ec am i Fenal a. Izol ant w tym s am ym m om enc i e ods unął s i ę na bok, a j a zobac zył em l udzką s yl wetkę, przygarbi oną i wym i zerowaną. T warzy j es zc ze ni e wi dzi ał em , al e rozpoznał em c i em ne dżi ns y i kurtkę.

Dwóc h Izol antów dos koc zył o do ni ego i c hwyc i ł o go m oc no, wbi j aj ąc m u pazury w ubrani e i c i ał o. K rzyknął przeraźl i wi e, a wtedy zł apal i go za wł os y i za-c zęl i przedrzeźni ać . P opc hnęl i go tak, że padł na kol ana. Mi gotl i we ś wi atł o poc hodni padł o na j ego twarz - zrozpac zoną, obi tą, zakrwawi oną i pos i ni ac zoną.

P hi l l i p.

Fenal pods zedł do m ni e. W ydatne, s pękane us ta znal azł y s i ę parę c entym etrów od m oj ej twarzy.

- W ybawi c i el - s zepnął . J ego ws trętny oddec h c uc hnął zgni l i zną. - M al tor…

Cał y kl an powtórzył za ni m to s ł owo, gł os em s tł um i onym , al e przepeł ni onym ni enawi ś c i ą. W pół m roku l ś ni ł y s etki zł otyc h ś wi ateł ek. Mój udręc zony um ys ł

ni c z tego ni e rozum i ał .

M al tor?

P hi l l i p patrzył na m ni e bł agal ni e zapuc hni ętym i oc zam i . Oc i ekaj ąc e krwi ą wargi trzęs ł y s i ę, gł os , który dobył s i ę s pom i ędzy ni c h, ł am ał s i ę i drżał ze zm ę-

c zeni a i s trac hu:

160

- Ni e powi ni enem był c i ni c m ówi ć , Mi c hael .

O B oże… Izol anc i zam i erzal i go ukarać za zł am ani e i c h praw. T am tej noc y, ki edy rozm awi al i ś m y na werandzi e, powi edzi ał m i , że s zpi eguj ą l udzi i pods ł uc huj ą i c h rozm owy. W yj aś ni ł m i równi eż, j ak s krzywdzi l i j ego bl i s ki c h, c zym dal ec e wykroc zył poza dozwol one ram y nam awi ani a m ni e do zł ożeni a ofi ary.

P ods ł uc hi wal i nas wtedy z l as u. I ni e s podobał o i m s i ę to, c o us ł ys zel i .

A teraz P hi l l i p za to zapł ac i .

J a równi eż.

Fenal koc i m ruc hem pods zedł i znowu zatrzym ał s i ę tuż przede m ną. W c i s nął m i w dł oń drewni aną pał kę. Chwyc i ł em j ą, zdaj ąc s obi e s prawę, c o c zeka m ni e i P hi l l i pa.

M al tor.

Zabi j .

Chc i el i , żebym zabi ł P hi l l i pa Dei ghtona.

T rzym ał em pał kę oburąc z, zac i s kaj ąc m okre od potu dł oni e, a m ój um ys ł

dreptał w kół ko, us i ł uj ąc dos zukać s i ę j aki ej ś l ogi ki w i c h c horym żądani u. B ez powodzeni a. Na dol e, pod zi em i ą, ni e i s tni ał a żadna l ogi ka. Zł otooc y s ą wc i el e-ni em zł a, ohydnym i okrutnym ; s am a i dea l ogi ki j es t i m obc a. Zabi j aj ą Nei l a Farri s a, zac zynaj ą i m zagrażać nowe c horoby i kal ec two ws kutek ni el ec zonyc h
zł am ań, i na s c enę wkrac za nowy l ekarz. P orywaj ą m ni e, bi orą z c ał ą rodzi ną na zakł adni ków i c zekaj ą, aż i c h ws zys tki c h wyl ec zę, po kol ei . A ż dzi ęki m ni e znów s taną s i ę s i l ni .

W ybawi c i el . T ak m ni e wł aś ni e nazwal i . T eraz rozum i ał em dl ac zego: m i ał em oc al i ć i c h rodzaj przed wygi ni ęc i em . J eś l i dobrze i c h rozgryzł em , wkrótc e przes taną m ni e potrzebować , tak j ak z c zas em przes tal i potrzebować doktora Farri s a.

- M al tor! - ryknął Fenal .

Cał e pl em i ę powtórzył o j ego żądani e. Zgi eł k był ogł us zaj ąc y.

- Ni e - odparł em drżąc ym gł os em , c hoc i aż wi edzi ał em , że odm awi aj ąc ws pół prac y, tyl ko przedł użam tę bezs ens owną grę.

Zza pl ec ów Fenal a wyc zoł gał s i ę i nny dem on. P eł zł w m oj ą s tronę na c zworakac h, z s zeroki m uś m i ec hem na pys ku. W brudnej ł api e ś c i s kał m i s i a J es s i ki , z oki em zwi s aj ąc ym na ni tc e.

Mój B oże…

W darl i s i ę do m oj ego azyl u, j edynego m i ej s c a, gdzi e m ogł em c zas em zaznać s pokoj u; m i ej s c a, które c eni ł em nade ws zys tko; j edynego, które był o dl a m ni e naprawdę ś wi ęte. Do pokoj u m oj ej c órec zki .

J ak i m s i ę to udał o, na B oga?!

161

P otwór wbi ł s zpony w m i s i a i j ednym s zybki m ruc hem rozdarł go na pół . Ze ś rodka wypadł a m i ękka, bi ał a wata, kom pl etni e ni e na m i ej s c u w tyc h odrażaj ą-

c yc h podzi em i ac h.

- M al tor - powi edzi ał .

Ni e m i ał em wyboru. Groźba był a oc zywi s ta. A l bo j a zabi j ę P hi l l i pa, al bo oni m oj ą c órkę.

P rzeni os ł em wzrok na P hi l l i pa. P ł akał . Łzy pł ynęł o m u po zm al tretowanej twarzy, żł obi ąc ś l ady w krwi i brudzi e.

Zam knął em oc zy, wzi ął em zam ac h pał ką i uderzył em .

Ledwi e m i ał em s i ł ę wej ś ć po s c hodac h. P odni os ł em wzrok, peł en obaw, że przywi ta m ni e naj gors zy kos zm ar: m oj e m al eńs two rozs zarpane na s trzępy.

P rzy każdym kroku s erc e na c hwi l ę m i zam i erał o. Mi ęś ni e wył y z ból u.

W res zc i e dotarł em na pi ętro, s kręc i ł em w korytarz i ws zedł em do pokoj u J es s i ki . Nerwy zapł onęł y m i żywym ogni em , ki edy j ą zobac zył em .

Leżał a w ł óżku. Obróc i ł a s i ę w m oj ą s tronę i przetarł a oc zka. Zł ote l oc zki opadał y j ej na twarz.

- Cześ ć , tatus i u.

S ł odki , del i katny, ni ewi nny gł os i k.

Uś m i ec hnął em s i ę i przys i adł em obok ni ej na m aterac u.

Us i adł a. Odgarnęł a wł os y, ods ł ani aj ąc s m ugę krwi na c zol e.

Zadrżał em i przytul i ł em j ą m oc no. Mus i ał em znal eźć j aki ś s pos ób na opus z-c zeni e A s hborough. Moj e c i ał o i um ys ł dł użej tego ni e zni os ą. Mus i ał em c oś wym yś l i ć , m us i ał em oc hroni ć rodzi nę przed Izol antam i !

Mi ał em w ogól e j aki eś s zans e? Zabi c i e oki en i drzwi ni e pom ogł o. Inni , któ-

rzy c hc i el i s tąd wyj ec hać przede m ną, przypł ac i l i te próby życ i em . Od tam tej pory pl em i ę potworów uros ł o w s i ł ę…

Ni e, to ni e był a kwes ti a tego, c zy s krzywdzą m oj ą rodzi nę - tyl ko ki edy to zrobi ą. T eoretyc zna m ożl i woś ć s tał a s i ę real ną groźbą.

W yj azd ni e był by żadnym rozwi ązani em . Na tym pol u bi twy, gdzi e dobro s tarł o s i ę ze zł em , m us i ał em kontratakować .

T o był a m oj a j edyna nadzi ej a.

- T atus i u?

- T ak, s karbi e?

- Gdzi e j es t m ój m i ś ?

Ni e odpowi edzi ał em . P atrzył em , j ak s ł ońc e ws c hodzi ponad l as em . T ul i ł em J es s i c ę, gł as kał em j ą po wł os ac h i obs erwował em l as , rozpac zl i wi e pl anuj ąc nas tępne pos uni ęc i e.

162

background image

CZĘ Ś Ć III

P OK A RM DLA

ROB A CT W A

background image

33.

Codzi enni e m i ał em oc hotę s i ę poddać . Dwa, m oże trzy razy poważni e rozważał em m ożl i woś ć s am obój s twa, al e powtarzał em s obi e, że w m oi m wypadku równał oby s i ę to m orders twu. Na pewno uznal i by m oj e s am obój s two za c i os wym i erzony przec i wko ni m i w odwec i e zabi l i by Chri s ti ne i J es s i c ę, c zyni ąc ze m ni e
(teoretyc zni e) zabój c ę wł as nej rodzi ny. „K to s i ej e wi atr, ten zbi era burzę” -

tyl ko w upi orni e wypac zonej wers j i .

Darował em wi ęc s obi e m yś l i s am obój c ze i żył em z dni a na dzi eń. P atrzył em (al bo s ł uc hał em ), j ak Chri s ti ne odwozi J es s i c ę do s zkoł y. Codzi enni e przyj m ował em dwoj e, troj e m ał om ównyc h pac j entów, którzy zwykl e w ogól e ni e potrze-bowal i l ekarza (zac zął em podej rzewać , że to Izol anc i każą i m przyc hodzi ć , aby w ten
s pos ób m ni e s zpi egować , tak j ak s zpi egowal i S am a Huxtabl e’ a. P aranoj a?

K ażdy na m oi m m i ej s c u m i ał by paranoj ę). J adł em , wydal ał em , po poł udni u przes ypi ał em godzi nkę al bo dwi e, a potem zas zywał em s i ę w bi bl i otec e i c zeka-

ł em na s ygnał . P rzez ten c zas Chri s ti ne wrac ał a do dom u, a j a ł am ał em s obi e gł owę nad tym , gdzi e s pędza c ał e dni e i c o wł aś c i wi e robi . Nadal ni e rozm awi al i ś m y - na m oc y, j ak m i s i ę wydawał o, ni eform al nego porozum i eni a, które tym bardzi ej kazał o m i przypus zc zać , że m oj a żona s krywa j aki ś zwi ązany z Izol antam i
s ekret, al e darował em j uż s obi e próby odkryc i a go. Z c zas em ws zys tko wyj dzi e na j aw, powtarzał em s obi e. Gówno wpadni e w wentyl ator.

P rędzej c zy późni ej m us i ał o do tego doj ś ć .

I dos zł o, trzy tygodni e po ś m i erc i P hi l l i pa Dei ghtona.

Z m oj ej wi ny.

165

background image

34.

Obudzi ł m ni e porywi s ty grudni owy wi atr. Okna w bi bl i otec e tak gł oś no trzes zc zał y, że w pi erws zej c hwi l i przys zł o m i do gł owy, że uderza w ni e zbł ąka-ne s tado ptaków. P ods koc zył em na s ofi e i rozej rzał em s i ę po pokoj u, który w ni epokoj ąc y s pos ób upodabni ał s i ę do grac i arni wari ata: pozdej m owane z pół ek ks i ążki ,
s tos y brudnyc h tal erzy, papi ery zaś c i el aj ąc e każdy s krawek podł ogi .

Mni ej wi ęc ej dwa tygodni e wc ześ ni ej przeprowadzi ł em s i ę na s tał e do bi bl i oteki i m oj e kontakty z J es s i c ą i Chri s ti ne ograni c zał y s i ę do przypadkowyc h s potkań przy okazj i wi zyt w kuc hni i ł azi enc e. P ac j enc i j uż ni e przyc hodzi l i , tel efon m i l c zał , a j a ni e odpowi adał em nawet na dzwonek do drzwi .

Codzi enni e s ł ys zał em , j ak Chri s ti ne zbi era s i ę do wyj ś c i a: naj pi erw kroki w kuc hni , krótka, os c hł a wym i ana zdań z J es s i c ą, trzaś ni ec i e frontowyc h drzwi , wres zc i e warkot s i l ni ka m i ni vana i c hrzęs t żwi ru pod koł am i , ki edy c ofał a z podj azdu na drogę. Cał ym i dni am i rozm yś l ał em o tym , c zy Izol anc i naprawdę m aj ą j ą w
garś c i i do j aki c h okropnoś c i j ą zm us zaj ą. I c zy groźbam i wobec J es s i ki (al bo nawet nas zego j es zc ze ni enarodzonego dzi ec ka! ) zm us i l i j ą do m i l c zeni a i pos ł us zeńs twa.

A ki edy w końc u przes tawał em m yś l eć o m oj ej rozpadaj ąc ej s i ę rodzi ni e, ga-pi ł em s i ę w l as i zas tanawi ał em , ki edy tam c i znowu po m ni e przyj dą.

Ni e ni epokoi l i m ni e od c zas u, gdy drewni aną pał ką zatł ukł em P hi l l i pa Dei ghtona. Dzi eń w dzi eń prześ l adował o m ni e ws pom ni eni e j ego twarzy: pos i ni a-c zonej , opuc hni ętej , z powi ekam i kurc zowo zac i ś ni ętym i w oc zeki wani u c i os u, który zdruzgoc ze m u c zas zkę. Oc zym a wyobraźni wi dzi ał em j ego c i ał o… J ak os uwa s i ę
m i pod nogi , j uż bez życ i a, al e wc i ąż rozdygotane, wc i ąż peł znąc e; krew i m ózg wyl ewaj ą s i ę j ak ows i anka przez otwór wył upany w c zas zc e, c zuj ę i c h c i epł o, ki edy przes i ąkaj ą m i przez buty. Ta s c ena c odzi enni e s tawał a m i przed oc zam i j ak powrac aj ąc y kos zm ar s enny, a wtedy m i ał em wrażeni e, że pod s kórą roj ą m i
s i ę j aki eś i ns ekty. S i ł ą wol i nakazywał em s obi e opi erać s i ę naras taj ąc em u obł ędowi . Mi j ał y godzi ny, aż w końc u, ki edy zapadał zm i erzc h, otrzą-

s ał em s i ę z tej ni em oc y, s i adał em przy bi urku, z torbą pod ręką, i c zekał em na wezwani e.

T ego ranka c zuł em s i ę… i nac zej , c hoc i aż to c hyba ni e j es t naj l eps ze okreś l eni e. P rzed pół noc ą, c zyl i w porze, ki edy zwykl e kł adł em s i ę s pać , zas nął em przy bi urku i oc knął em s i ę w ś rodku noc y. P owł óc ząc nogam i , powl okł em s i ę na 166

s ofę i pi erws zy raz od wi el u m i es i ęc y s pał em j ak zabi ty do s am ego rana.

Zegar ws kazywał s zós tą. Chri s ti ne j es zc ze ni e ws tał a. Czuj ąc dzi wny przypł yw energi i i entuzj azm u pos zedł em do kuc hni , gdzi e wypi ł em s zkl ankę m l eka i zj adł em kanapkę z m as ł em orzec howym . P rzes pana noc ożywi ł a m oj e zm ys ł y; j edzeni e s m akował o m i j ak ni gdy.

P ogoda był typowa dl a grudni a w Nowej A ngl i i : zi m no, wi etrzni e, drobni utki ś ni eg. Ubrał em s i ę w s weter wyc i ągni ęty z kos za na prani e przy s us zarc e. Nagl e uś wi adom i ł em s obi e, że zam i erzam podj ąć s i ę zadani a, na które os tatni o s tal e ni e s tarc zał o m i s i ł . W yj m uj ąc kurtkę z s zafy przy drzwi ac h wej ś c i owyc h,
us ł ys zał em krzątaj ąc ą s i ę na pi ętrze Chri s ti ne. B ył em podeks c ytowany. K rew żywi ej pł ynęł a m i w żył ac h, ki edy wym ykał em s i ę na dwór i s zedł em do s am oc hodu.

Zani m j es zc ze do ni ego ws i adł em , obej rzał em s i ę na okna, zapom ni aws zy, że wc i ąż s ą na gł uc ho zabi te; tyl ko w j ednym m i ej s c u, w s ypi al ni dl a goś c i , wi atr pol uzował j edną des kę, która koł ys ał a s i ę j ak wahadł o. W tej krótki ej c hwi l i wahani a um ys ł próbował pł atać m i fi gl e, al e broni ł em s i ę przed tym ze ws zys tki c h
s i ł . Dos zedł em do wni os ku, że ni e m am ni c do s trac eni a. Mus i ał em s i ę dowi edzi eć , c o Chri s ti ne porabi a c ał ym i dni am i . Logi ka, nawet tak pokręc ona, j ak ta obowi ązuj ąc a w A s hborough, podpowi adał a, że m us i wypeł ni ać s obi e c zas c zym ś wi ęc ej ni ż tyl ko odwożeni em J es s i ki do s zkoł y i robi eni em zakupów. I
wł aś ni e dzi ś pos tanowi ł em to s prawdzi ć .

Otworzył em tyl ną kl apę m i ni vana, wc i s nął em s i ę do bagażni ka i przykrył em l eżąc ym tam weł ni anym koc em , ni e tyl ko po to, żeby s i ę ukryć , al e także dl a oc hrony przed zi m nem .

Mni ej wi ęc ej pół godzi ny późni ej us ł ys zał em trzas k zam ykanyc h drzwi frontowyc h.

Chri s ti ne z J es s i c ą w m i l c zeni u podes zł y do s am oc hodu, ws i adł y i zaj ęł y m i ej s c a na przedni c h fotel ac h. B ał em s i ę, że któraś z ni c h s i ęgni e do tył u po j aki ś potrzebny drobi azg al bo zani epokoi s i ę dzi wnym odorki em (ni e kąpał em s i ę od tygodni a), al e Chri s ti ne uruc hom i ł a s i l ni k i tył em wyj ec hał a na drogę.

K rzywi ąc s i ę z ból u, ki edy s am oc hód pods kaki wał na wyboj ac h, próbował em uł ożyć s i ę wygodni ej . Mi m o c hł odu poc i ł em s i ę j ak zaj ec hany koń i c ał ki em podobni e ś m i erdzi ał em . Zam knął em oc zy, s tarał em s i ę ni e m yś l eć o ni ewygo-dac h i c zekał em , aż j azda s i ę s końc zy.

S i l ni k m ruc zał j ednos taj ni e; Chri s ti ne j ec hał a wol no, ze s tał ą prędkoś c i ą.

K i l ka razy s kręc al i ś m y, w l ewo i prawo, zaws ze os tro, pod kątem pros tym , al e 167

po pi erws zym zakręc i e s trac i ł em rac hubę. Ni kt s i ę ni e odzywał , wi ęc poza po-m ruki em s i l ni ka s ł ys zał em tyl ko podm uc hy wi atru uderzaj ąc e w tyl ną s zybę i s tukot kam yków o podwozi e.

W końc u s am oc hód zwol ni ł , wol no s kręc i ł w prawo i znal azł s i ę na dł ugi ej , bi tej , wyboi s tej drodze. W pi erws zej c hwi l i pom yś l ał em , że zaj eżdżam y pod s zkoł ę, al e był em tam j uż wc ześ ni ej , gdy zapi s ywal i ś m y J es s i c ę, i ni e przypom i nał em s obi e ni eutwardzonego podj azdu. Ni e byl i ś m y zatem w s zkol e. W i ęc gdzi e?

Mi ni van s kręc i ł l ekko w l ewo i s i ę zatrzym ał . Chri s ti ne zgas i ł a s i l ni k.

B ył em zl any potem , ubrani e kl ei ł o m i s i ę do c i ał a. W okół panował a c i s za, s ł ys zał em tyl ko s krzypi eni e s m aganyc h wi atrem nagi c h drzew. Chri s ti ne wys i adł a i trzas nęł a drzwi am i . Us ł ys zał em , j ak obc hodzi s am oc hód od przodu i m ówi :

- Chodź, s karbi e.

Gł os m i ał a bezbarwny i ni eznos ząc y s przec i wu, j akby ć wi c zył y to j uż s etki razy.

Drzwi po s troni e J es s i ki otworzył y s i ę i zam knęł y. Żwi r zac hrzęś c i ł pod dwi em a param i s tóp, potem c hrzęs t uc i c hł i us ł ys zał em m etal i c zny zgrzyt zawi as ów, pewni e j aki ej ś furtki l ub bram y. Odgł os kroków ś c i c hł w oddal i .

Czekał em . Mi nęł o dzi es i ęć m i nut, m oże troc hę wi ęc ej , zani m uznał em , że na razi e ni e wróc ą. P odni os ł em s i ę i wyj rzał em przez tyl ną s zybę.

B ył późny poranek, al e w gąs zc zu drzew, pod zas nutym c hm uram i ni ebem panował pół m rok. W ąs ka bi ta dróżka bi egł a do drogi odl egł ej o j aki eś s to m e-trów. P o obu s tronac h gęs to ros ł y s os ny, s kutec zni e zas ł ani aj ąc wi dok na boki .

Otworzył em bagażni k i wygram ol i ł em s i ę z auta. P orywi s ty wi atr próbował

wyrwać m i z rak kl apę; m us i ał em j ą dopc hnąć z c ał ej s i ł y, żeby s i ę zam knęł a.

P os tawi ł em koł ni erz kurtki , obi egł em s am oc hód i s c hował em s i ę za ogrom nym wi ązem ros nąc ym przy żel aznym ogrodzeni u pos i adł oś c i . P ł ot wys oki m pół ko-l em otac zał s am otny, zani edbany dom . S zukał em tabl i c zki „Uwaga, zł y pi es ” i m i m o że ni gdzi e j ej ni e dos trzegł em , pos tanowi ł em s i ę m i eć na bac znoś c i . To
przy taki c h wł aś ni e dom ac h naj c zęś c i ej bi egaj ą toc ząc e pi anę z pys ka doberm a-ny i pi tbul l e.

Upł ynęł a m i nuta. T kwi ł em przy drzewi e j ak przykl ej ony. Ni e c hc i ał em , żeby ktoś m ni e zobac zył - Chri s ti ne, pi es al bo wł aś c i c i el dom u, który od pł otu dzi el i ł o okoł o trzydzi es tu m etrów. K i edy uznał em , że na horyzonc i e ni kogo ni e m a, podbi egł em do furtki i przytul i ł em s i ę do wi ekowego dębu, którego konary 168

poj ęki wał y ni es pokoj ni e na wi etrze. P ods zyta wi atrem kurtka ni e c hroni ł a przed c hł odem , tym bardzi ej że l odowata fal a s trac hu przeni kał a m ni e do s zpi ku koś c i od wewnątrz.

S poj rzał em na parterowy dom - j es zc ze s tars zy ni ż m ój , znac zni e m ni ej s zy, z zac hodząc ą na boki werandą, w której bal us tradzi e brakował o ponad poł owy podpórek, a te, które zos tał y, był y popękane i s próc hni ał e. S fatygowane da-c hówki pos zarzał y ze s taroś c i , z oki enni c zos tał y s m ętne s zki el ety. W eranda zapadł a s i ę
z j ednej s trony, s zkł o z rozbi tyc h s zyb wal ał o s i ę po dzi urawej pod-

ł odze.

Chri s ti ne i J es s i c a s ą w ś rodku, pom yś l ał em . P rzetrzym ywane wbrew s woj ej wol i i pod groźbą ś m i erc i (i c h l ub m oj ej ) zm us zane do j aki c hś okropnoś c i .

W ydos tanę was s tam tąd. Oc al ę was obi e i razem s tąd wyj edzi em y. Na zaws ze. Choć bym m i ał za to zapł ac i ć życ i em .

W yc i ągnął em rękę pom i ędzy prętam i ogrodzeni a i otworzył em zas uwkę, zerkaj ąc z c i ekawoś c i ą na m i erząc ą dwa i pół m etra wys okoś c i ozdobną furtkę.

P opc hni ęta zgrzytnęł a przeraźl i wi e, c ał ki em podobni e do zawodząc ego wi atru.

W ś l i znął em s i ę za ogrodzeni e i zam knął em furtkę; c i es zył em s i ę, że ni e m us zę s i ę ws pi nać na zardzewi ał y pł ot z zaos trzonyc h prętów. T yl ko tego brakował o, żebym zakońc zył tę es kapadę nadzi any na s zpi kul ec j ak j agni ę na rożen.

P obi egł em naprzód i s c hował em s i ę za pni em wi ązu ros nąc ego na ś rodku dzi edzi ńc a. Cał y był em zl any potem .

Ci s za. B ył o s ł yc hać tyl ko wi atr i s krzypi eni e drzew.

Uznał em , że bezpi ec zni ej będzi e darować s obi e werandę, i obi egł em dom dookoł a. Z tył u ros ł o wi ęc ej drzew. S kutec zni e odc i nał y dopł yw ś wi atł a, był o wś ród ni c h c i em no j ak w noc y. I zi m no.

Odetc hnął em gł ęboko. Ni e zas tanawi ał em s i ę, c zy to, c o zam i erzam zrobi ć , m a j aki ś gł ębs zy s ens . Rozs ądek przypom i nał m i , że tutej s ze „prawo” j es t wyj ątkowo s urowe i drugi ej s zans y ni e dos tanę, bo Izol anc i na pewno c ał y c zas m ni e obs erwuj ą, c i ekawi , j akaż to s ztuc zkę m a w zanadrzu i c h dobry pan doktor.

K rótko m ówi ąc , j eś l i teraz s i ę wyc ofam , ni gdy s i ę ni e dowi em , c o Chri s ti ne robi w tym dzi wnym dom u. S am a na pewno m i ni e powi e, a Izol anc i ni e pozwol ą m i tu wróc i ć . Ni e wi edzi ał em nawet, c zy pozwol ą m i żyć .

T o był a m oj a j edyna okazj a, aby poznać prawdę. T ak ni ewi el e j ej w m oi m życ i u zos tał o…

Rozej rzał em s i ę. P odwórko był o ni ewi el ki e, naj dal ej po pi ęc i u m etrac h zac zynał s i ę l as , który c i ągnął s i ę aż do nas tępnego dom u.

169

Na s kraj u l as u był grób.

W i dok nagrobka natyc hm i as t przypom ni ał m i s ł owa ni eżyj ąc ego j uż c zł owi eka:

„Za dom em j es t grób, podobno wł aś ni e m atkę tam poc hował a; z drogi go wi dać ”.

P rzekrzywi ony betonowy nagrobek był om s zał y ze s taroś c i . S terc zał z zam ar-zni ętej zi em i . Li tery na nagrobku ukł adał y s i ę w j edno s ł owo:

„Zel l i s ”.

Nagl e w l es i e rozl egł s i ę j aki ś s zel es t. Us koc zył em za naj bl i żs ze drzewo, przyc i s kaj ąc twarz do s zors tki ej kory. Zł ote ś wi atł o om i otł o pi eń i przeni os ł o s i ę dal ej , j ak s zperac z pos zukuj ąc y zagubi onej ł odzi na m orzu. S erc e zac zęł o m i bol eś ni e tł uc o żebra. Modl i ł em s i ę j ak s zal ony, żeby dem on m ni e ni e zauważył .

background image

Zł ote ś wi atł o, bardzo j as ne w pół m roku pod drzewam i , przeni knęł o po krawędzi l as u, a potem zawróc i ł o w m i ej s c u, j akby c hc i ał o s i ę c ofnąć po wł as nyc h ś l adac h. S c hyl i ł em gł owę i s c hował em ręc e do ki es zeni , żeby bi el s kóry ni e rzuc ał a s i ę w oc zy. Ś wi atł o znów padł o na m oj e drzewo, al e przeni os ł o s i ę dal ej , c oraz
dal ej i w końc u zgas ł o. Czekał em , przywi eraj ąc do pni a.

A ż w której ś c hwi l i , wol ąc s i ę j uż dł użej ni e zas tanawi ać , przebi egł em przez podwórko i dos koc zył em do ś c i any dom u.

Dom u s tarej pani Zel l i s .

Dys ząc c i ężko, dopadł em do tyl nego wej ś c i a, c ał y opros zony kawał kam i ko-ry. P oc zuł em os try ból w kol ani e. Zni eruc hom i ał em , c zekaj ąc , aż ból zel żej e i zbi eraj ąc s i ę na odwagę, aby wej ś ć do ś rodka. W tej krótki ej c hwi l i ze zgrozą s kons tatował em , c o wł aś c i wi e robi ę: zac howuj ę s i ę j ak bohater tani ego horroru.

Zam i erzał em zas koc zyć c zarne c haraktery w i c h kryj ówc e i uratować wi ęzi oną przez ni e dzi ewi c ę. Mi ał em wrażeni e kom pl etnego oderwani a od rzec zywi s toś c i : oto wyrus zył em z m i s j ą oc al eni a rodzi ny z ł ap pras tarej ras y potworów, które trzym aj ą w s zac hu c ał e nowoangi el s ki e m i as tec zko.

Chc i ał o m i s i ę krzyc zeć , al e s i ę pows trzym ał em . P rzes zywał m ni e c hł ód, któ-

ry m i ał j uż m i towarzys zyć do końc a m oi c h dni . Obj ął em s i ę ram i onam i , drżąc z zi m na. S poj rzał em na dom .

Na drzwi .

P oł ożył em dł oń na s zors tki ej od rdzy kl am c e.

P rzekręc i ł em j ą.

W s zedł em do ś rodka.

170

background image

35.

Znal azł em s i ę w ni ewi el ki m przedpokoj u. P owi etrze m i ał o gorzki pos m ak kurzu i s taroś c i . W s zedł em do m ał ej kuc hni , l edwi e rozj aś ni onej m atowym bl as ki em dni a: brudne okno prawi e ni e przepus zc zał o ś wi atł a z zewnątrz. P rzez j edną przerażaj ąc ą c hwi l ę próbował em s obi e wyobrazi ć żonę i c órkę w tym dzi wnym ,
m roc znym dom u i s twi erdzi ł em , że ni e pam i ętam , j ak wygl ądaj ą!

W os tatni c h m i es i ąc ac h s pędzał em z ni m i bardzo ni ewi el e c zas u, one zaś przez ten c zas m ogł y s i ę zm i eni ć ni e tyl ko pod wzgl ędem em oc j onal nym , al e także fi zyc znym . P atrząc na zapus zc zoną kuc hni ę - rdzewi ej ąc y zl ew, popróc hni ał e s zafki , obł ażąc ą tapetę - zdał em s obi e s prawę, że j a i m oj a rodzi na s tal i ś m y s i ę
s obi e c ał ki em obc y, że Chri s ti ne i J es s i c a był y dl a m ni e tak s am o ni eznaj om e j ak ten dom . Mogł em od bi edy przypom ni eć s obi e rys y i c h twarzy, brzuc h Chri s ti ne i j ej wi ec zni e zm ars zc zone c zoł o, j as ne l oc zki i bł ys zc ząc e ni ebi es ki e oc zy J es s i ki - al e ni em ożl i woś c i ą wydawał o m i s i ę odtworzeni e w pam i ęc i , j ak wy-
gl ądał y przedtem , zani m s i ę to ws zys tko wydarzył o, tak j akbyś m y ni gdy ni e przeżyl i nas zyc h s zc zęś l i wyc h c hwi l . K i edy na s i ł ę próbował em przywoł ać ws pom ni eni a dawnyc h, l eps zyc h dni , przed oc zam i przepł ywał y m i tyl ko m roc zne c i eni e.

Zapom i naj ąc na c hwi l ę o rodzi ni e, s poj rzał em w gł ąb dom u, gdzi e powi ni en s i ę znaj dować pokój goś c i nny, c hoc i aż z m i ej s c a, w którym s tał em , ni e wygl ądał

zbyt goś c i nni e. P atrzył em przez ni ego na przes trzał : za frontowym i oknam i wi dzi ał em werandę i , w oddal i , żel azne ogrodzeni e. T ak j ak przedtem ni c s i ę tam ni e porus zał o. Gdyby ni e nas z m i ni van, m ógł bym pom yś l eć , że od l at ni e był o tu żywej dus zy.

A l e przec i eż Chri s ti ne z J es s i c ą m us zą tu gdzi eś być . S am oc hód s toi przed dom em .

A wi dzi ał eś , żeby tu wc hodzi ł y?

Ni e.

W s zedł em do s al onu. B ył pus ty, j eś l i ni e l i c zyć rozrzuc onyc h s korup i s zc zotki ze zł am anym ki j em . P odł ogę zaś c i el ał a gruba wars twa kurzu.

W naj bl i żs zym kąc i e znaj dował y s i ę ni s ki e drzwi i prowadząc e do ni c h dwa rzędy ś l adów: duże i m ał e. Doros ł ego i dzi ec ka.

P ods zedł em bl i żej , przyj rzał em i m s i ę i otworzył em drzwi c zki .

S c hody do pi wni c y.

171

Chri s ti ne? J es s i c a? Gdzi e j es teś c i e?

Zawahał em s i ę. Czy na pewno wi em , c o robi ę? Ni em ożnoś ć przywoł ani a j aki c hkol wi ek rados nyc h ws pom ni eń kazał a m i przypus zc zać , że Izol anc i m aj ą na m ni e przem ożny wpł yw. Czy i tę wyprawę zai ns pi rowal i ? Czy był a j ednym z el em entów i c h W i el ki ego P l anu? Czy naprawdę był em panem s woj ej wol i ?

P rzypom ni ał m i s i ę nagrobek na tył ac h dom u, tyl e że oc zym a wyobraźni uj rzał em wyryte na ni m s woj e nazwi s ko: „Cayl e”. Może za c hwi l ę um rę i będę taki ego nagrobka potrzebował .

S am e s c hody tonęł y w c i em noś c i ac h, al e gł ębi ej w pi wni c y m i gotał o ś wi atł o ś wi ec : m i ękka pom arańc zowa poś wi ata padał a na zbudowane z pus taków ś c i any. P i erws zy drewni any s topi eń zas krzypi ał przeraźl i wi e pod m oj ą s topą. Od-wróc i ws zy s i ę, zobac zył em , że m oj e ś l ady, podobni e j ak te poprzedni e, zni knęł y pod
wars twą kurzu na podł odze pokoj u.

B oże…

S erc e ł om otał o m i w pi ers i , wol no i gł oś no. S poj rzał em w dół s c hodów.

Mni ej s ze zł o? W i edzi ał em , że zej ś c i e do pi wni c y ws zys tko wyj aś ni , ws zys tko rozs trzygni e. S potkam tam Chri s ti ne i J es s i c ę, prawdopodobni e s tarą pani ą Zel l i s , m oże także j aki c hś Izol antów.

Znów wyj rzał em do pokoj u. Ś l adów naprawdę ni e był o ni gdzi e wi dać . T o ni e m ój wzrok pł atał m i fi gl e; to był a s prawka tyc h przekl ętyc h Izol antów: zatarl i m ój ś l ad, j akby c hc i el i zni s zc zyć ws zel ki e dowody m oj ego pobytu w tym dom u.

P rzypom ni ał em s obi e s ł owa P hi l l i pa z dni a nas zego pi erws zego s pac eru po l es i e: „Zahi pnotyzował a m ni e s poj rzeni em tyc h s woi c h okrągł yc h oc zu, brązowyc h, zł oto nakrapi anyc h, j akby l ekko ś wi ec ąc yc h w c i em noś c i … ”

Czyżby w A s hborough dzi ał ał a j akaś form a m agi i ? Czy Izol anc i ni e tyl ko za-s tras zal i ofi ary fi zyc zni e, al e um i el i j e równi eż zahi pnotyzować ? A j eś l i tak, to c zy znal azł em s i ę pod i c h wpł ywem i uwi erzył em , że ś l ady zni knęł y? Mogl i m ni e wprowadzi ć w trans , podobni e j ak wtedy, ki edy kazal i m i pój ś ć do kam i ennego kręgu
i zabi ć P age’ a. W s zys tko był o m ożl i we.

S c hodzi ł em po s c hodac h krok za kroki em . Zaj rzał em w gł ąb s woj ej dus zy i zrozum i ał em , że bez wzgl ędu na to, c o s i ę ze m ną s tani e, ni e m am wyboru: m u-s zę zakońc zyć tę s prawę. Naj ł atwi ej był oby uc i ec , ws i ąś ć do s am oc hodu i wróc i ć do dom u; ni ec h s prawy toc zą s i ę dal ej bez m oj ego udzi ał u. W i edzi ał em j ednak,
że w ten s pos ób rozc zarował bym s i ebi e, zawi ódł m oj ą rodzi nę i s kazał nas ws zys tki c h na ś m i erć . Dl atego opi eraj ąc s i ę o ś c i anę, zs zedł em na s am dół , do pi wni c y.

172

B oże ś wi ęty.,. T o ni em ożl i we…

P rzed oc zam i m i ał em s c enę tak potworną, tak m akabryc zni e s urreal i s tyc zną j ak żywc em wyj ętą z s ennego kos zm aru. Ni e był to j ednak s en, l ec z j awa, równi e rzec zywi s ta j ak buzuj ąc e w m oi c h żył ac h przerażeni e.

B ył y tam obi e, Chri s ti ne i J es s i c a. Na i c h wi dok zas ł oni ł em twarz rękam i .

Gni ew, który we m ni e wezbrał , c zarny i l odowaty, przytł um i ł i nne em oc j e, które od dawna rządzi ł y m oi m c i ał em i dus zą.

Nogi ugi ęł y s i ę pode m ną, j akby był y z gum y, żoł ądek pods zedł m i do gardł a, aż poc zuł em kwaś ny s m ak na j ęzyku. Moj a zł oś ć naras tał a… S trac h równi eż.

T en ni ezwykł y koktaj l em oc j onal ny był dl a m ni e c zym ś zupeł ni e nowym i dodatkowo oddal ał m ni e od rzec zywi s toś c i ; c zuł em s i ę j ak m edi um , którego c i ał o as tral ne bada m i ędzygwi ezdne przes trzeni e, podc zas gdy m ateri al ne s poc zywa s pokoj ni e na odl egł ej o m i l i ony ki l om etrów Zi em i .

Rus zył em do przodu, s topy s am e m ni e ni os ł y. S m ród uderzył m ni e w nozdrza, zac zął dł awi ć w gardl e. B ył potworny i bardzo znaj om y. Oparł em s i ę o ś c i anę, żeby ni e s trac i ć równowagi , i dys zał em c i ężko. Zrobi ł em nas tępny krok w przód. T rząs ł em s i ę, bał em s i ę, że za c hwi l ę upadnę. W oc zac h m i s i ę m gl i ł o, ni e
m ogł em zogni s kować wzroku.

Mi c hael … T o, c o wi dzi s z, to ni edorzec znoś ć . W ytwór twoj ej zm ęc zonej wyobraźni . P rzez os tatni e pół roku dużo przes zedł eś i oto s ą tego s kutki . T o j uż koni ec . Żegnaj . B ył o m i ł o.

W pi wni c y znaj dował y s i ę trzy os oby: Chri s ti ne, J es s i c a i zas us zona s tarus z-ka, która odwi edzi ł a m ni e w dom u - s tara pani Zel l i s . Ni e wi dzi ał y m ni e. Otac zał j e krąg s toj ąc yc h na podł odze ś wi ec , któryc h bl as k z pewnoś c i ą troc hę j e oś l epi ał . Chri s ti ne l eżał a na betonowej pł yc i e naga, z rozł ożonym i nogam i . S tara
wi edźm a przykuc nęł a przed ni ą i z drewni anej bal i i wygarnęł a j akąś zi el onkawą, gal aretowatą s ubs tanc j ę. Rozs m arował a m aź na brzuc hu i narządac h pł c i owyc h Chri s ti ne; dwom a pazurzas tym i pal c am i m al ował a j aki eś dzi wne hi erogl i fy na j ej s kórze. T roc hę s pł ynęł o z brzuc ha na boki . Te res ztki z zapał em zebrał a w
garś ć i rozs m arował a po c ał ym tuł owi u Chri s ti ne, aż po pac hy.

J es s i c a s i edzi ał a na podł odze w kąc i e, j akby ni eś wi adom a tego, c o s i ę wokół

ni ej dzi ej e. Oc zy m i ał a otwarte, al e s zkl i s te od ł ez i wpatrzone gdzi eś w dal . W

rozm i gotanym bl as ku ś wi ec j ej buzi a m i ał a dzi wni e dem oni c zny wyraz.

Udał o m i s i ę opanować dres zc ze. Zbl i żył em s i ę j es zc ze o krok, c hoc i aż ni e bardzo wi edzi ał em , c o powi ni enem zrobi ć . S tara kobi eta nabrał a tym c zas em kol ej ną porc j ę gal arety, al e zam i as t rozs m arować j ą po c i el e Chri s ti ne, ws unęł a 173

j ej dł oń do poc hwy, aż po nadgars tek. Zi el ona m aź wypł ywał a z otworu po bo-kac h s onduj ąc ej , s zponi as tej ręki . Chri s ti ne al bo ni c ni e c zuł a, al bo w ogól e j ej to ni e przes zkadzał o, bo prawi e ni e reagował a na zabi egi wi edźm y; c hwi l am i tyl ko poj ęki wał a c i c ho al bo l ekko s i ę krzywi ł a. S i edząc a w kąc i e J es s i c a zac zęł a
ś pi ewać . Gł ęboki m , obc ym , m el odyj nym gł os em powtarzał a j aki eś ni ezrozum i a-

ł e s ł owa.

Dopi ero teraz, ki edy m oj a c órec zka zac zęł a przem awi ać w obc ym j ęzyku, dotarł a do m ni e potwornoś ć tej c ał ej s c eny. Naprawdę do m ni e dotarł a. Zac zął em krzyc zeć .

Ogł us zaj ąc e ec ho zwi el okrotni ł o m ój wrzas k. Czuł em , j ak m oj a twarz wykrzywi a s i ę w pas kudnym grym as i e; oc zy wyc hodzi ł y m i z orbi t, m i ęś ni e s zc zęk s i ę napi nał y, s kóra c zerwi eni ał a. W ył em j ak s yrena, wydawał em z s i ebi e przeraźl i wy j azgot, s ygnał zac zątków obł ędu, s kargę na m i ł oś ć , którą utrac i ł em i odnal azł em -
ni epeł ną i ni es peł ni oną. W róc i ł y ws pom ni eni a z os tatni ego pół

roku: Ros y Dei ghton w s ypi al ni , ł ani a w s zopi e, Lauren Hunter na c hodni ku przed m oi m dom em , krew P age’ a na m oi c h rękac h, s tara pani Zel l i s w bi bl i otec e, pękaj ąc a c zas zka P hi l l i pa Dei ghtona. A l e naj gors ze był y ws pom ni eni a s am yc h Izol antów, przekl ętyc h dem onów, które zruj nował y m i życ i e.

J es s i c a um i l kł a.

S tara pani Zel l i s wyj ęł a rękę z poc hwy m oj ej żony.

Uj awni ł em s i ę. T eraz m us i ał em c oś z tym zrobi ć .

Ś wi atł o ś wi ec deform ował o przes trzeń i fał s zował o rozm i ary pi wni c y i nagl e s twi erdzi ł em , że s toj ę znac zni e bl i żej betonowego pos tum entu, ni ż m i s i ę wydawał o.

S tara pani Zel l i s ods unęł a s i ę od Chri s ti ne powol i , j akby ni e c hc i ał a j uż bardzi ej zakł óc ać tej s c eny. W yś l i znęł a s i ę z kręgu ś wi ec , al e ni e podes zł a do m ni e, tyl ko przes unęł a s i ę w l ewo, pod ś c i anę, w pobl i że s c hodów. Ni e s pus zc zał a ze m ni e wzroku. W m i gotl i wym ś wi etl e j ej twarz nabi erał a pi ęknyc h, ni em al kró-

l ews ki c h rys ów; wł os y s tawał y s i ę c i em ne i j edwabi s te, s kóra c zys ta i gł adka, ruc hy peł ne wdzi ęku. Łac hm any zm i eni ł y s i ę w powł óc zys tą s ukni ę, wi ązaną na s zyi , opadaj ąc ą na pi ers i , s i ęgaj ąc ą kos tek i zdobi oną zł otym i kl ej notam i , które zal ś ni ł y w bl as ku ś wi ec .

- Mi c hael … - powi edzi ał a. J ej gł os , c i c hy i m el odyj ny, s ąc zył s i ę z pół m roku j ak dźwi ęki fortepi anu.

B ył a… pi ękna.

Nagl e c ał y m ój s trac h i c i erpi eni e wydał y m i s i ę ni ewi arygodni e odl egł e.

P ragnął em tyl ko j ej , pożądał em j ej m roc znej urody, grac j i , z j aką przywarł a do ś c i any, j ej uwodzi c i el s ki ego uś m i ec hu, wdzi ęc znego ges tu, którym m ni e 174

background image

przywoł ywał a. Mi ał em przed s obą naj bardzi ej ni ezwykł ą i egzotyc zną i s totę, j aką w życ i u s potkał em . B ył a j ak zapi eraj ąc a dec h w pi ers i s yrena z ni eznanego m i ni em ego fi l m u.

- T ata!

Gł os przes ąc zył s i ę do m oj ej ś wi adom oś c i . K ątem oka zobac zył em , j ak J es s i c a podrywa s i ę z zi em i i wyc i ąga do m ni e ręc e. Odwróc i ł em s i ę do ni ej . Do m oj ej c órki .

- J es s i c a?

- T atus i u! - zawoł ał a. - Ni e… Ni e patrz na ni ą…

Ni e pos ł uc hał em j ej : s poj rzał em , a ona - s tara pani Zel l i s - s poj rzał a na m ni e. Znów był a przerażaj ąc ą wi edźm ą, s zc zerzył a pas kudne zęby w uś m i ec hu, wpatrywał a s i ę we m ni e zł otym i oc zam i , które napeł ni ł y m oj e s erc e przerażeni em . W uł am ku s ekundy zm rozi ł a i s pl ugawi ł a m oj e pożądl i we fantazj e. J ej dł oni e i
s topy znowu upodobni ł y s i ę do s zponi as tyc h ł ap i um ożl i wi ł y j ej ws pi -nac zkę po ś c i ani e. P aral i żuj ąc m ni e s poj rzeni em , us adowi ł a s i ę wś ród dźwi garów ni s ko zawi es zonego s ufi tu. W bi ł a pazury gł ęboko w napęc zni ał e drewno. W

tej c hwi l i bardzi ej przypom i nał a Izol anta ni ż c zł owi eka; s zc zerzył a kł y i s yc zał a wś c i ekl e.

J ej wł adza nad Chri s ti ne i J es s i c a s ł abł a. J es s i c a przyc i s nęł a ręc e do pi ers i i gł oś no pł akał a. B uzi ę m i ał a trupi obl adą i m okrą od ł ez. Chri s ti ne, bardzi ej c hyba zdum i ona ni ż przerażona, us i adł a, obi em a rękam i podtrzym uj ąc brzuc h, i s puś c i ł a nogi na zi em i ę. J ej pi ers i , nabrzm i ał e i zi el one od m azi , koł ys ał y s i ę j ak
wahadł a, j akby w każdej z ni c h też rós ł pł ód. Ni e otrząs nęł a s i ę j es zc ze do końc a z trans u: zgarnęł a troc hę gal arety z zi em i pod nogam i i zl i zał a j ą z ręki . Zaraz j ednak s krzywi ł a s i ę i s pl unęł a z ni es m aki em , a potem zwym i otował a s trugę zi el onego ohydztwa, obryzguj ąc pos adzkę pod s i edząc ym na bel c e potworem .

P odał em j ej rękę. S kul i ł a s i ę, ods unęł a i wrzas nęł a ze s trac hu. Zac howywał a s i ę j ak w kos zm arze s ennym . Tak j akby to m ni e s i ę bał a, j akby wc al e ni e c hc i ał a, żebym j ą ratował . P róbował a s i ę ods unąć , al e J es s i c a zdążył a s i ę przez ten c zas uc zepi ć j ej drugi ej ręki i trzym al i ś m y j ą oboj e, c i ągnąc ze ws zys tki c h s i ł ,
wl okąc j ej brzem i enne c i ał o po betonowej pos adzc e. Zos tawał za ni ą zi el onkawy ś l ad j ak odc i s k ubł oc onej opony.

- Chri s ti ne! - krzyknął em . - Mus i m y uc i ekać ! S zybc i ej !

J es s i c a przes tał a pł akać i tyl ko powtarzał a bł agal ni e:

- Mam us i u! P ros zę, m am us i u!

Chri s ti ne wykrzyc zał a c oś hi s teryc zni e. P owi odł a wzroki em po pi wni c y, kom pl etni e zagubi ona. T rans s i ę urwał i nagl e s tał a s i ę m ał ą dzi ewc zynką, która 175

zabł ądzi ł a w l es i e i s zuka m am y. Zagubi oną i os zoł om i oną. Znowu wrzas nęł a, wodząc bezradni e oc zam i .

- Chodź. - Ś c i s nął em j ą m oc ni ej za ram i ę. - Idzi em y!

S tara pani Zel l i s podrygi wał a nerwowo na grzędzi e pod s ufi tem . Oc zy ś wi ec i ł y j ej j as no j ak ni gdy przedtem , j ak ś l epi a Izol antów. Zas yc zał a przeraźl i wi e j ak wąż w s ytuac j i zagrożeni a i oderwał a j edną pazurzas tą rękę od dźwi gara.

T rzym ał a w ni ej gruby odł am ek drewna.

- Do s c hodów! - ryknął em , popyc haj ąc przed s obą J es s i c ę i Chri s ti ne.

P otykaj ąc s i ę, bi egl i ś m y na górę. Na os tatni m s topni u obej rzał em s i ę przez ram i ę, s zykuj ąc s i ę na wi dok wi edźm y s i ekąc ej s zponam i powi etrze, s yc ząc ej przeraźl i wi e i hi pnotyzuj ąc ej m ni e tym i zł otym i , ś wi ec ąc ym i ś l epi am i . A l e wc al e j ej ni e zobac zył em .

Zatrzas nął em drzwi , l i c ząc w duc hu na to, że m oże zatrzym aj ą potwora.

Chri s ti ne os unęł a s i ę na zakurzoną podł ogę, zas ł ani aj ąc rękam i s woj ą nagoś ć .

W s zędzi e był o peł no zi el onej gal arety, al e dopi ero teraz rozpoznał em j ej os trą woń.

Zi el ona herbata. P rzepi s Ros y Dei ghton.

Mogł em zac ząć wyc i ągać naj różni ej s ze wni os ki , al e na żaden ni e m i ał em w tej c hwi l i c zas u. P om yś l ał em tyl ko, że ws zys tko j es t c zęś c i ą W i el ki ego P l anu -

s pi s ku A s hborough wym i erzonego przec i wko rodzi ni e Cayl e’ ów. J eżel i tyl ko przeżyj em y ten kos zm ar, to późni ej s obi e o ni m porozm yś l am do wol i . Oby.

W yc i ągnął em rękę do Chri s ti ne. P ł ac ząc , próbował a ws tać z podł ogi , al e po-

ś l i znęł a s i ę na zi el onej gal arec i e. S poj rzał a na m ni e bł agal ni e, j akby pros ząc o wybac zeni e. S ki nął em gł ową.

- Chodźm y, Chri s ti ne. Mus i m y j ak naj s zybc i ej s tąd wyj ś ć .

Znowu s próbował a s i ę podni eś ć , al e w tej s am ej c hwi l i drzwi do pi wni c y otworzył y s i ę z huki em i w progu s tanęł a s tara pani Zel l i s . J es zc ze bardzi ej upodobni ł a s i ę do potwora, z twarzą zdeform owaną w odrażaj ąc ą m as kę i oc zam i pł onąc ym i zł otem .

I nagl e znów zobac zył em zam i as t ni ej pi ękną kobi etę… W yc i ągał a do m ni e ręc e, a j ej peł ne, c zerwone us ta wypowi adał y s ł owa:

- Chodź do m ni e, Mi c hael . Chc ę s i ę z tobą koc hać , tu i teraz.

W i edzi ał em , że ni e powi ni enem s i ę godzi ć , wc al e ni e m i ał em na to oc hoty, al e zawł adnęł a m ną c ał kowi c i e. W yc i ągnął em do ni ej ręc e, c hc i ał em poc zuć s m ak j ej c zerwonyc h j ak wi no warg i ś l i s ki ego j ęzyka, dotknąć del i katnej bi ał ej s kóry, wpl eś ć pal c e w l ś ni ąc e kas ztanowe pukl e. P rzes zył m ni e dres zc z rozkos zy,
przy którym ws zys tki e m oj e l ęki zbl adł y. P ragnął em j ej i c hc i ał em s i ę 176

poddać j ej rozkazom . Nas ze pal c e s i ę zetknęł y, przes koc zył a i s kra. Zaś l i ni ł em s i ę. W tej c hwi l i był a ws zys tki m , o c zym ki edykol wi ek w życ i u m arzył em . I był a c ał a m oj a.

Nagl e c oś s i ę s tał o. W ydał a z s i ebi e przeraźl i wy s krzek, pi s kl i wy i bol eś ni e przeni kl i wy, em anuj ąc y c zys tym zł em . Cofnął em s i ę. P rzes tal i ś m y s i ę dotykać .

J ej pos tać zafal ował a i znowu s tał a s i ę s tarą pani ą Zel l i s . Ods koc zył a pod ś c i anę z twarzą wykrzywi oną w grym as i e wś c i ekł oś c i , ból u i wzgardy. Odwróc i ł a s i ę do m ni e boki em i wres zc i e zobac zył em , c o s i ę s tał o. Co Chri s ti ne j ej zrobi ł a.

K i edy pi erws zy raz ws zedł em do pokoj u, zas tał em w ni m tyl ko s korupy, zł am aną s zc zotkę i , oc zywi ś c i e, m nós two kurzu. Zł am any ki j od s zc zotki był zakoń-

c zony os trym s zpi kul c em , c o ni e us zł o uwagi Chri s ti ne, która z rozm ac hem wbi ł a go w s zyj ę m ons trum . Fontanna krwi bryznęł a na ś c i anę. W i edźm a os unęł a s i ę na kol ana, m ac aj ąc na oś l ep w pos zuki wani u drzewc a, al e zani m zdąży-

ł a go poc hwyc i ć , pods zedł em i kopnął em j ą z c ał ej s i ł y w twarz. Zakrztus i ł a s i ę.

W bi ty w s zyj ę ki j utrudni ał j ej m ówi eni e, wi ęc z j ej us t dobył s i ę tyl ko c hrapl i wy s zept. Upadł a. K rew trys nęł a z rany. S c hyl i ł em s i ę, wyrwał em ki j i wym i erzo-nym ruc hem wbi ł em j ej go przez us ta w gł ąb gardł a. Rozl egł s i ę gul goc ząc y j ęk, us ta wi edźm y otworzył y s i ę do krzyku, zł ote oc zy wys zł y z orbi t. Drapał a pazuram i
podł ogę, j akby rozpac zl i wi e us i ł ował a rzuc i ć j es zc ze j eden, os tatni urok. W

powi etrzu rozs zedł s i ę przyprawi aj ąc y o m dł oś c i zapac h gorąc ej krwi , która rozl ewał a s i ę po zi em i ni es am owi tą kał użą: s zeroką, rozedrganą i ros nąc ą w oc zac h. W i edźm a m i otał a s i ę, c hrypi ał a, s yc zał a ni enawi s tni e, aż w końc u zł ote oc zy wybl akł y i zm i eni ł y s i ę w m atowos zare s zkl i s te kul ki , tępo wpatrzone w s ufi t.

S tara pani Zel l i s ni e żył a.

Rozs ądek pos zeptywał m i , że i nas c zeka wkrótc e ten s am l os .

background image

36.

W ym knęl i ś m y s i ę frontowym i drzwi am i . Ni e c hc i ał em wyc hodzi ć tyl nym wyj ś c i em , za bl i s ko był o s tam tąd do l as u. Ś wi ec i ł o tam m nós two zł otyc h ś l epi , które natyc hm i as t wypatrzył yby m orderc ów s tarej wi edźm y. A wtedy ni e 177

us zl i byś m y z życ i em . W ol ał em zaryzykować przej ś c i e przez werandę, której puł apki - dzi ury w podł odze i s próc hni ał e bel ki - okazał y s i ę ni egroźne. P rzebi e-gl i ś m y przez podwórko.

Co to m us i ał być za wi dok. Naga kobi eta w c i ąży, obl epi ona zi el oną m azi ą i kurzem , z krwi ą na rękac h; prowadząc y j ą m ężc zyzna, także z zakrwawi onym i rękam i ; i na koni ec pos tać w tym towarzys twi e wygl ądaj ąc a naj bardzi ej zwyc zaj ni e - pi ęc i ol etni a dzi ewc zynka, która na pi erws zy rzut oka wygl ądał a c ał -

ki em norm al ni e, al e przed c hwi l ą wys zł a z trans u i dopi ero dozna s zoku. Na s zc zęś c i e ni kt nas ni e wi dzi ał , c hyba że ktoś (l ub c oś ) krył s i ę w s zpal erze drzew ł ąc ząc ym pos i adł oś ć z gł ówną drogą.

B ez s ł owa dopadl i ś m y do s am oc hodu i wc i s nęl i ś m y s i ę do ś rodka: Chri s ti ne z tył u, J es s i c a obok m ni e, na przedni m fotel u pas ażera.

S i ęgnął em do s tac yj ki .

K l uc zyki …

- P s i akrew, Chri s ti ne! Gdzi e s ą kl uc zyki , do c hol ery?!

Z tył u dobi egł s zl oc h m oj ej żony.

- O J ezu…

Odwróc i ł em s i ę. Leżał a s kul ona na tyl nej kanapi e i drżał a j ak w gorąc zc e. Na c ał ym c i el e m i ał a gęs i ą s kórkę. Zi el one pas kudztwo j aki m ś s pos obem przem i e-

ś c i ł o s i ę z j ej żoł ądka nawet na wł os y.

- Gdzi e m as z kl uc zyki ?

- W torebc e…

Gł os j ej zadrżał , zał am ał s i ę i ukrył a twarz w dł oni ac h, j akby s podzi ewał a s i ę, że j ą uderzę.

- Ni ec h to s zl ag!

Obi em a pi ęś c i am i wyrżnął em w ki erowni c ę, aż zawi brował a.

- T atus i u… - J es s i c a rozgl ądał a s i ę w pani c e dookoł a. - J edźm y s tąd, pros zę.

Ni e m i ał em wyboru: m us i ał em tam wróc i ć .

- J a teraz wys i ądę. Zam kni j c i e drzwi od ś rodka i ni e otwi eraj c i e i c h, dopóki ni e wróc ę. Cokol wi ek by s i ę dzi ał o.

J es s i c a bez przekonani a poki wał a gł ową.

- A j eś l i ni e wróc i s z? - dobi egł ponury gł os z tył u.

- T u c hodzi o życ i e was dwóc h i m oj ego ni enarodzonego dzi ec ka - odpar-

ł em beznam i ętni e. - W róc ę. A wtedy wyj edzi em y s tąd na zaws ze. Obi ec uj ę.

K ł am ał em j uż wc ześ ni ej . S kł am ał em i teraz. „W tedy w l es i e to był y ś wi etl i ki , koc hani e… ”

178

- T orebka j es t w pi wni c y - powi edzi ał a Chri s ti ne. - Leży w kąc i e, razem z ubrani em .

S ki nął em gł ową i wys i adł em . S prawdzi ł em , c zy ni e wi dać Izol antów, i zam knął em drzwi . S zc zęknął c entral ny zam ek. Uś m i ec hnął em s i ę pogodni e do obs erwuj ąc ej m ni e zza s zyby J es s i ki . Chc i ał em j ej w ten s pos ób dodać otuc hy, al e w odpowi edzi tyl ko s puś c i ł a wzrok.

W yj ął em z bagażni ka weł ni any koc , pod którym wc ześ ni ej s i ę c hował em , i rzuc i ł em go na tyl ną kanapę, do Chri s ti ne. Zdzi wi ł em s i ę, wi dząc l eżąc ą obok ni ego aptec zkę s am oc hodową. W yj ął em z ni ej j edyny znaj duj ąc y s i ę tam s kal pel

- m al utki , z dwuc entym etrowym os trzem . Leps ze to ni ż ni c .

T rzas nął em kl apą bagażni ka i podbi egł em do furtki , której ni e zam knęl i ś m y za s obą. W i atr powi ał m oc ni ej i porus zył s os nam i , które wes tc hnęł y c hrapl i wi e; ten dźwi ęk ś wi etni e pas ował do tej zi m nej , przerażaj ąc ej s c eneri i . P rzebi egł em przez trawni k, przes koc zył em dzi ury w podł odze werandy i wpadł em do dom u
s tarej pani Zel l i s .

I od razu j ą zobac zył em : twarz s tężał a w krwawym uś m i ec hu, m artwe oc zy wpatrzone w s ufi t, ki j od s zc zotki s terc ząc y z s zyi j ak koł ek z s erc a wam pi ra.

K rew utworzył a pół toram etrową kał użę. W pokoj u unos i ł a s i ę gorąc a, organi c z-na, znaj om a woń. P i erws zy raz poc zuł em j ą na s tażu w s zpi tal u. T ego zapac hu s i ę ni e zapom i na.

Us i ł uj ąc ni e wdepnąć w krew, przes tąpi ł em nad c i ał em (bał em s i ę; wyobra-

żał em s obi e, że s tara pani Zel l i s tyl ko udaj e trupa i zaraz zł api e m ni e za kos tkę) i potykaj ąc s i ę w pół m roku, zs zedł em do pi wni c y. Na ś c i anac h zos tał y m akabryc zne krwawe ś l ady w m i ej s c ac h, gdzi e opi erał em s i ę o ni e rękam i . Zac hodzi -

ł em w gł owę, j aką di abel s ką i s totą był a s tara pani Zel l i s . Na pewno w j ej żył ac h pł ynęł a i zol anc ka krew, dowodzi ł y tego zł ote oc zy i os tre żół te s zpony, al e przec i eż potrafi ł a do zł udzeni a przypom i nać c zł owi eka. Czyżby urodzi ł a s i ę z m i e-s zanyc h rodzi c ów? Z c zł owi eka i Izol anta? Ni e wyobrażał em s obi e, żeby c zł owi ek
m ógł z wł as nej wol i wej ś ć w taki zwi ązek. A l e j ak i nac zej ?

Może wyj aś ni ł by c i to trup z grobu na tył ac h dom u?

Znowu przypom ni ał y m i s i ę s ł owa P hi l l i pa: „Za dom em j es t grób, podobno m atkę tam poc hował a; z drogi go wi dać ”.

Na dol e w dal s zym c i ągu pł onęł y ś wi ec e, rozl any wokół ni c h s topi ony wos k przypom i nał l i ś c i e l i l i i wodnyc h. S poj rzał em w kąt naprzec i wko s c hodów: l eżał o tam ubrani e i torebka Chri s ti ne. P odbi egł em do ni c h, porwał em j e z podł ogi i wł ożył em pod pac hę, c ał y c zas trzym aj ąc w j ednej ręc e s kal pel . S zybko, na
pal c ac h wróc i ł em na górę.

179

Na os tatni m s topni u s c hodów s tanął em j ak wryty.

Zdrętwi ał em .

Na podł odze zobac zył em krwawe odc i s ki s tóp.

Łap Izol anta.

T rop był poj edync zy, al e wys tarc zył , żeby ś m i ertel ni e m ni e przes tras zyć .

S twór ws zedł w kał użę krwi , a potem c ofnął s i ę i pos zedł do kuc hni . Oc zam i wyobraźni uj rzał em Izol anta, który - zani epokoj ony hał as em - zaj rzał do dom u i znal azł s tarą pani ą Zel l i s w nader ni ekorzys tnym s tani e. T eraz pewni e wybi egł

na dwór, aby poi nform ować brac i i s i os try o tragedi i . P s i a m ać … Zaraz m ni e dopadną.

B i egł em j ak zwi erzę, które wi e, że m yś l i wy bi erze j e na c el . W ypadł em przez frontowe drzwi , na ś m i erć zapom ni aws zy o dzi urawej podł odze werandy. Gdybym m i ał ws kazać j eden m om ent, w którym był em bl i s ki poddani a s i ę, to był a-by ta wł aś ni e c hwi l a: m oj a s topa wes zł a w s próc hni ał ą des kę j ak kc i uk w m i ążs z
nadgni ł ego owoc u. Noga ugrzęzł a m i w dzi urze po kol ano i m us i ał em zaprzeć s i ę ręką, żeby ni e wpaś ć gł ębi ej . Rozdarł em dżi ns y; ś wi eża rana - od poł owy pi s zc zel i do wys okoś c i kol ana - zal ś ni ł a wi ś ni ową c zerwi eni ą, a pł at zdartej s kó-

ry zawi s ł bol eś ni e przy j ej górnej krawędzi . Zatkał o m ni e, pł uc a zac zęł y m ni e pal i ć . Odrzuc i ł em ubrani e i torebkę i ws parł em l ewą rękę m oc ni ej na (j ak s ądzi -

ł em ) s ol i dni ej s zym kawał ku des ki , tej s am ej , która przed c hwi l ą poharatał a m i nogę, a teraz przes zorował a m i po rani e drugi raz. Ni ewi el e brakował o, żebym zem dl ał z ból u.

S poj rzał em na s am oc hód. J es s i c a i Chri s ti ne s i edzi ał y z twarzam i przykl ej o-nym i do s zyb, wpatruj ąc s i ę we m ni e j ak dzi ec i , które na wyc i ec zc e w zoo ogl ą-

daj ą egzotyc znego zwi erzaka. B oże… Ni e c hc i ał em , żeby tak wygl ądał o nas ze os tatni e s potkani e. Mus i ał em s i ę uwol ni ć i to s zybko; wykrzes ać res ztki s i ł ; dać z s i ebi e ws zys tko. K urc zę, do tej pory s zł o m i c ał ki em ni eźl e. Ni e m ogł em s i ę teraz poddać !

Czyżby, Mi c hael ?

W yc i ągnął em ręc e, c hwyc i ł em krawędź naj wyżs zego s c hodka i wyc zoł gał em s i ę z puł apki . Zł apał em torebkę; ubrani e Chri s ti ne pos tanowi ł em s obi e darować . S padł em ze s c hodków werandy i wyrżnął em kol anam i o betonową ś c i eżkę.

background image

Coś wypadł o z dom u i rzuc i ł o s i ę na m ni e. K ątem oka dos trzegł em c hudą s yl wetkę, która j ednym s us em przes adzi ł a werandę i frunęł a w m oj ą s tronę w powi etrzu. Zrobi ł em uni k, al e bes ti a zahac zył a m ni e s zponem na wys okoś c i pas a i ni e udał o m i s i ę ws tać . W yc i ągnął em przed s i ebi e trzym any w ręc e s kal pel (c ud,
że j es zc ze go ni e upuś c i ł em ! ). Izol ant s koc zył na m ni e, s zc zerząc kł y, 180

al e był em s zybs zy: rozorał em m u pol i c zek s kal pel em . P atrzył em m u z bl i s ka w pys k, gdy des perac ko próbował m ni e dos i ęgnąć zębam i , i dźgał em na oś l ep: w barki , pi erś , s zyj ę. Gorąc a krew trys kał a na ws zys tki e s trony, bryzgał a m i na twarz, przes i ąkał a przez kos zul ę. S twór m ł óc i ł ł apam i na ws zys tki e s trony, zębi -s ka
m i j ał y m ni e o m i l i m etry, s zukaj ąc c i ał a i znaj duj ąc tyl ko ubrani e. W końc u kwi knął z ból u i na m om ent c ofnął ł eb. W ys tarc zył o m i to, żeby pc hnąć s kal pel em pros to w j edno ze ś wi ec ąc yc h ś l epi .

Zawył i zatoc zył s i ę w tył , uderzaj ąc ł apą w tkwi ąc y w oc zodol e nóż. Żół ta, gęs ta j ak budyń m aź s pł ynęł a m u na pol i c zek. W ygl ąda j ak tapi oka, pom yś l ał em od rzec zy. P rzewróc i ł s i ę na wznak, bezradni e tł ukąc pi ęś c i am i w oś ni eżony trawni k. S kal pel s terc zał m u z oka j ak… j ak ki j od s zc zotki z s zyi s tarej pani Zel l i s .

W s tał em ni eporadni e, j ak s paral i żowane dzi ec ko. Zm rużył em oc zy i popa-trzył em z ukos a na s am oc hód. Ś wi at wi rował m i przed oc zam i .

- T atus i u! - wrzas nęł a J es s i c a. - S zybko! Rus zył em w s tronę auta.

- T ato! T orebka! - us ł ys zał em . - T orebka!

Leżał a obok wi j ąc ego s i ę z ból u potwora. Dopadł em do ni ej na zdrętwi ał yc h nogac h i podni os ł em j ą z zi em i . Izol ant c hwi ej ni e dźwi gnął s i ę. W j ednym oku nadal m i ał wbi ty s kal pel , drugi e j arzył o m u s i ę wś c i ekł ym zł otym ogni em . J es zc ze ni e s trac i ł wol i wal ki .

Mi m o ból u, wyc zerpani a i żądzy m ordu rzuc i ł em s i ę do uc i ec zki . B i egł em s zybko. Dos koc zył em do s am oc hodu i s zarpnął em za kl am kę od s trony ki erow-c y. B ez s kutku. Zam ek trzym ał .

- J es s i c a! - warknął em . - Otwórz drzwi , do di abł a!

P atrzył em , j ak m ozol i s i ę z przyc i s ki em od s trony pas ażera, aż w końc u us ł ys zał em gł oś ne kl i k i zam ek zos tał odbl okowany. W s koc zył em do ś rodka, al e Izol ant zdążył przez ten c zas dobi ec do auta.

Zam i as t próbować m ni e wyc i ągnąć , pc hnął m ni e gł ębi ej , na J es s i c ę, i ws koc zył na m ni e. J es s i c a i Chri s ti ne zac zęł y krzyc zeć , ws zys c y wym ac hi wal i rękam i , rozdaj ąc c i os y na oś l ep. S zpon bes ti i c hl as nął m ni e po twarzy. P oc i ekł a krew, zi m ne powi etrze wżarł o m i s i ę w ranę j ak kwas . J es s i c a wpadł a w hi s teri ę;
drapał a paznokc i am i s zybę, c hc ąc znal eźć s i ę j ak naj dal ej od toc zonej na s ąs i edni m fotel u wal ki na ś m i erć i życ i e. Chri s ti ne us i adł a pros to i z tyl nej kanapy os troż-

ni e wym i erzał a c i os y pi ęś c i am i . Cel ował a dos konal e, al e ni e udał o j ej s i ę ani zrani ć Izol anta, ani nawet odwróc i ć j ego uwagi . P rzewróc i ł m ni e prawi e na bok i s i edzi ał na m ni e c ał ym c i ężarem , okł adaj ąc po pl ec ac h i ram i onac h.

181

B rzytwi as te pazury z ł atwoś c i ą c i ęł y na m ni e ubrani e i wi edzi ał em , że j eś l i s zybko c zegoś ni e wym yś l ę, s końc zę j ak s tara pani Zel l i s . B ył em c oraz s ł abs zy i zupeł ni e bezradny.

Nagl e us ł ys zał em przes zywaj ąc y ryk ból u. Ci ężar na m oi c h pl ec ac h zel żał .

P odni os ł em gł owę i zobac zył em pl am ę krwi na przedni ej s zybi e. Odc zuł em ból ze zdwoj oną s i ł ą, al e korzys taj ąc z c hwi l i ul gi kopnął em obi em a nogam i i poc zu-

ł em , że trafi am w c i ał o. Izol ant zawył , al e ni e uderzył m ni e w odpowi edzi . Us ł ys zał em c harkot, podni os ł em s i ę i przel azł em na s i edzeni e J es s i ki , trzym aj ąc gardę i s zykuj ąc s i ę do zadani a c i os u. Mał a s i edzi ał a wtul ona w naj dal s zy kąt fotel a, roztrzęs i ona i s poc ona ze s trac hu.

Izol ant dogorywał . S kal pel s terc zał m u z drugi ego oc zodoł u, ś wi eży tapi oko-wy ś l ad s pł ywał m u po pol i c zku, dygotał j ak pod wpł ywem i m pul s ów el ektryc z-nyc h.

- T o j a to zrobi ł am , tatus i u… - powi edzi ał a J es s i c a. - J a… j a go… W ybuc hnęł a pł ac zem . T rzęs ł a s i ę j ak gal areta.

- Mi c hael … - odezwał a s i ę Chri s ti ne. - Czy on… ni e żyj e?

S zturc hnął em s twora nogą. Zs unął s i ę z ki erowni c y i opadł na drzwi .

S kal pel , który J es s i c a odważni e wys zarpnęł a m u z j ednego oc zodoł u i wbi ł a w drugi e ś l epi ę, oparł s i ę tyl nym końc em o s zybę i zagł ębi ł w c zas zkę, tak że wys tawał tyl ko koni us zek rękoj eś c i .

Zauważył em c oś j es zc ze, c oś , c o ś c i s nęł o m ni e za gardł o. Żoł ądek fi knął kozi oł ka ze s trac hu.

- K to zam knął drzwi c zki ? - s pytał em s zeptem .

Ni kt m i ni e odpowi edzi ał .

W ł ąc zył em zam ek c entral ny.

- K l uc zyki . - powi edzi ał em . - Gdzi e s ą kl uc zyki ?

P rzes unął em s i ę, odpyc haj ąc m artwego Izol anta. J es s i c a podni os ł a torebkę z podł ogi .

- Ni e żyj e? - dopytywał a s i ę Chri s ti ne. - Na pewno ni e żyj e, Mi c hael ?

Dotknął em j ego nadgars tka. Déj à vu. Robi ł em to dzi es i ątki razy u ni c h w l egowi s ku.

- Ni e żyj e - potwi erdzi ł em . Zapadł a zł owi es zc za c i s za. - Cokol wi ek s i ę s tani e, ni e otwi eraj c i e drzwi - dodał em .

Zepc hnął em trupa m i ędzy fotel e. Chri s ti ne wrzas nęł a, ki edy okal ec zony ł eb zwi s ł w j ej ki erunku.

- Ci s zej ! - s yknął em , rozgl ądaj ąc s i ę. K toś zam knął drzwi … - P oł óż go obok s i ebi e na s i edzeni u. T yl ko ni e otwi eraj drzwi .

182

- Ni e m ogę na ni ego patrzeć … J es t c ał y zakrwawi ony. Ni e m ogl i byś m y po pros tu wyrzuc i ć go przez okno?

S am wrzuc i ł em zwł oki na tyl ną kanapę. Chri s ti ne ods unęł a s i ę w drugi kąt, c i as no, owi j aj ąc s i ę koc em , tak j akby m ógł j ą oc hroni ć przed zabi tym potworem .

- Obs erwuj ą nas - wyj aś ni ł em . - W i edzą, c o zrobi l i ś m y. Czekaj ą.

- Na c o?

- Na dogodny m om ent, żeby nas zabi ć .

background image

37.

Ci c ho. Zbyt c i c ho. Górą przel ec i ał ni etoperz, wydaj ąc taki e dźwi ęki , j akby s i ę z nas podś m i ewał . P ewni e dobrze wi edzi ał , i l u tyc h s kurc zybyków c zai s i ę za drzewam i .

J es s i c a podał a m i wyj ęte z torebki kl uc zyki . Uruc hom i ł em s am oc hód. J akby w reakc j i na warkot s i l ni ka w c ał ym l es i e zapł onęł y zł ote oc zy: dwadzi eś c i a, m oże trzydzi eś c i par. P owol i rus zył em po bi tej drodze.

Izol anc i rzuc i l i s i ę za nam i w poś c i g. J eden znaj dował s i ę wyraźni e bl i żej od pozos tał yc h (pewni e to on zam knął nas w s am oc hodzi e) i teraz ws koc zył nam na m as kę. W c zepi ł s i ę pazuram i w wyc i erac zki , przyc i s nął odrażaj ąc y pys k do s zyby i zawył przec i ągl e.

W c i s nął em gaz do dec hy. T um an kurzu s pod tyl nyc h kół zas nuł pół okol i c y.

Mi ni van wys trzel i ł j ak z katapul ty.

- Goni ą nas , tatus i u! - krzyknęł a J es s i c a.

Ledwi e j ą zrozum i ał em , bo s am oc hód pods kaki wał na wyboj ac h.

Doj ec hal i ś m y do końc a bi tej dróżki , gdzi e m us i ał em zaryzykować . Zał oży-

ł em , że ni ewi doc zną zza gęs to ros nąc yc h drzew drogą ni e będzi e akurat przej eż-

dżał żaden s am oc hód. Z poś l i zgi em s kręc i l i ś m y na as fal t. Izol ant na m as c e pu-

ś c i ł wyc i erac zki i zs unął s i ę na poboc ze j ak ni eum oc owana wal i zka. T rup na tyl nym s i edzeni u pol ec i ał na Chri s ti ne, która wrzas nęł a przeraźl i wi e, odepc hnę-

ł a go z obrzydzeni em i ni e przes tawał a go kopać , j akby w ten s pos ób m ogł a s prawi ć , że zni kni e.

W l us terku zobac zył em ki l kunas tu kol ej nyc h s tworów wypadaj ąc yc h na drogę; porus zal i s i ę zygzaki em , j ak wygł odni ał e s zc zury w pos zuki wani u j edzeni a.

183

S am oc hód zdążył s i ę j uż j ednak rozpędzi ć i ki edy po c hwi l i zdal i s obi e s prawę, że nas ni e dogoni ą, s c hroni l i s i ę w oś ni eżonym l es i e.

Zam i erzał em uc i ec z A s hborough, al bo przynaj m ni ej s próbować . W ys tarc zy przec i eż, że będę trzym ał nogę na gazi e, aż ta pi eprzona m i eś c i na zos tani e za nam i , prawda? Doj ec hał em do drogi s tanowej i zawahał em s i ę: w prawo c zy w l ewo? Ni e m ogł em s kręc i ć na ws c hód, bo przej ec hał bym wtedy przez s am ś rodek
m i as tec zka, gdzi e c zekal i by na m ni e gl i ni arze i m i es zkańc y, pos ł us zni rozkazom Izol antów, m oże nawet uzbroj eni w pał ki i poc hodni e. B rakował oby i m tyl ko kos zul ek z napi s em : „W i taj c i e w A s hborough! Ni e wyj edzi ec i e s tąd żywi ! ”

P os tanowi ł em wi ęc poj ec hać na zac hód. W ten s pos ób m i nęl i byś m y nas z nowy dom , a późni ej dotarl i do E l l envi l l e.

- S padam y s tąd - powi edzi ał em .

- Ni e pozwol ą nam - zaoponował a Chri s ti ne. - Oboj e o tym wi em y, Mi c hael .

- P i eprzyć i c h - s twi erdzi ł em , ni e m aj ąc żadnyc h rac j onal nyc h argum entów.

- Gdybyś m y m ogl i uc i ec , dawno byś m y to zrobi l i . T ak j ak ws zys c y i nni . Ni c s i ę ni e zm i eni ł o: ni e wypus zc zą nas . Zres ztą po tym , c o zrobi l i ś m y tej kobi ec i e, pewni e będą nas c hc i el i po pros tu zabi ć . S am tak powi edzi ał eś .

P otrzebowal i ś m y odrobi ny nadzi ei . P os tanowi ł em zm i eni ć pł ytę:

- Ni e zabi j ą nas … Ni e dam y i m do tego okazj i . - Mi m o krętej drogi j ec ha-

ł em os tro, ponad s ześ ć dzi es i ąt na godzi nę. K nykc i e zbi el ał y m i od ś c i s kani a ki erowni c y. - Ni by j ak m i el i by nas teraz zatrzym ać ? No bez j aj , przec i eż j edzi em y s am oc hodem !

Ni ec h to ws zys c y di abl i … Gadał em od rzec zy i s am o tym wi edzi ał em . P otrafi l i przec i eż us zkodzi ć s am oc hód, ki edy j ec hał a ni m Chri s ti ne. Dl ac zego ni e m i el i by zrobi ć tego po raz drugi ? No… P ewni e by m ogl i . P robl em pol egał na tym , że po gł owi e koł atał a m i s i ę dzi wna konc epc j a tak zwanej wol noś c i i był em
gotowy, c hętny i zdol ny zrobi ć ws zys tko, aby j ą odzys kać .

J es s i c a s i ę rozpł akał a.

- J a c hc ę wyj ec hać , tatus i u! P ros zę, wyj edźm y.

- W i dzi s z, Chri s ? T woj a c órka c hc e wyj ec hać , wi ęc wyj eżdżam y.

- P owi nni ś m y poj ec hać do dom u - s twi erdzi ł a s m ętni e Chri s ti ne. - Oni tego c hc ą.

P rzeł knął em z wys i ł ki em ś l i nę.

184

- Cał ki em c i s i ę w gł owi e poc hrzani ł o? - zapytał em . - Mam wróc i ć ? Mowy ni e m a. J a tam ni e poj adę i ni e pozwol ę, żebyś c i e wy tam poj ec hał y.

- Zabi l i ś m y tę s tarą babę, do c hol ery! - Chri s ti ne krzyknęł a tak gł oś no, że zagł us zył a warkot s i l ni ka. Napi ęc i e w auc i e s i ęgnęł o zeni tu; był o j ak wi l gotny l etni dzi eń, c i ężki e i dus ząc e. - Mał o c i , że znowu rozm awi am y? P owi nni ś m y wróc i ć i zam knąć s i ę w dom u na c ztery s pus ty.

S poj rzał em na ni ą w l us terku ws tec znym . Mi ał a dzi wny wyraz twarzy: j akby zobac zył a Meduzę i zos tał a zam i eni ona w kam i eń. Zm rużył a oc zy, j akby dl a potwi erdzeni a m oi c h s koj arzeń. P rzec i eż do tej pory bal i ś m y s i ę nawet rozm awi ać , pod groźbą kal ec twa l ub ś m i erc i . Izol anc i od dawna m i el i nas w garś c i .

A teraz? P o tym , c o s i ę dzi s i aj wydarzył o? Mus i ał em j ej przyznać rac j ę. Zabi l i ś m y i c h duc hową przywódc zyni ę. W odwec i e oni zabi j ą nas .

Od m i es i ęc y grozi l i nam ś m i erc i ą, a teraz te groźby s peł ni ą. Z m oj ego punktu wi dzeni a ni e m i ał o znac zeni a, c o zrobi m y. A l e m i m o ws zys tko próba uc i ec zki wygl ądał a s ens owni ej .

W c i s nął em m oc ni ej pedał gazu, ni e zwrac aj ąc dł użej uwagi na Chri s ti ne.

Mi ni van ni e był m oże naj bardzi ej zrywnym wozem na ś wi ec i e, al e przynaj m ni ej przem i es zc zał s i ę z m i ej s c a na m i ej s c e. J ec hal i ś m y j uż os i em dzi es i ątką i rozpę-

dzal i ś m y s i ę c oraz bardzi ej .

Chri s ti ne krzyc zał a, żebym zwol ni ł , j a j ednak rozm yś l ał em gł ówni e nad tym , j ak Izol anc i m i el i by nas zatrzym ać . Naprawdę byl i gotowi rzuc ać s i ę nam po kol ei pod koł a?

Od nas zego dom u dzi el i ł o nas c zterys ta m etrów. W ł aś ni e m i nęl i ś m y dom P hi l l i pa, a j a zac zął em s i ę zas tanawi ać , ki edy agenc j a ni eruc hom oś c i s przeda dom kol ej nem u m ł odem u m ał żeńs twu, s kus zonem u dos konał ą okazj ą.

- T ato! - wrzas nęł a J es s i c a. - Uważaj !

P rzed c hwi l ą na uł am ek s ekundy zerknął em w bok, na dom Dei ghtonów.

K i edy znów s poj rzał em na drogę, zdj ęł o m ni e przerażeni e. J akby m ni e ktoś znokautował .

W dus i ł em pedał ham ul c a. Mi ni van wpadł w poś l i zg i wykonał peł ny obrót wokół wł as nej os i ; był o o wi el e za późno, żeby uni knąć zderzeni a z l eżąc ym w poprzek drogi j es i onem , od którego dzi el i ł o nas m ni ej ni ż dzi es i ęć m etrów.

Uderzyl i ś m y c zoł owo. S am oc hód s tanął dęba na przedni c h koł ac h i om al ni e przekozi oł kował . Rozl egł s i ę podwój ny ogł us zaj ąc y huk: pękł y opony. J es i on 185

eks pl odował m i l i onem odł am ków, które pos ypał y s i ę na nas drewni anym des zc zem . S am oc hód odbi ł s i ę od drzewa i okl apł , gdy przedni e koł a odpadł y od os i .

Natyc hm i as t poc zuł em zapac h benzyny.

Zrobi ł o s i ę c i c ho. S i edzi el i ś m y os zoł om i eni , wyraźni e s ł ys zał em nas ze przy-s pi es zone oddec hy. J es s i c a pi erws za zac zęł a pł akać , zaraz potem zawtórował a j ej Chri s ti ne. Mni e też c hc i ał o s i ę pł akać , al e pows trzym ał em ł zy. K toś m us i ał

być s i l ny, a ni e m ogł em w tej kwes ti i l i c zyć na żonę ani pi ęc i ol etni e dzi ec ko. W

l us terku wi dzi ał em c zerwoną pl am ę na twarzy Chri s ti ne; ni e wi edzi ał em , c zy to j ej krew, c zy zabi tego Izol anta.

- J es teś c i e c ał e? - zapytał em .

Mus i ał em wyrżnąć gł ową o dac h, bo ból wł aś ni e zac zynał dawać znać o s obi e. Na s zc zęś c i e ni kom u ni c s i ę ni e s tał o, m i m o że j ec hal i ś m y bez pas ów.

- Czuj ę benzynę, Mi c hael .

background image

W ys i adł em z auta. K awał ki drewna był y dos ł owni e ws zędzi e, ki l ka utkwi ł o w atrapi e c hł odni c y, j eden s terc zał ze zderzaka j ak c el owo wbi ty koł ek. P rzedni a oś pękł a, koł a s padł y z ni ej i l eżał y na as fal c i e. B enzyna wyc i ekał a z pękni ętego baku. Nas z s am oc hód um i erał … T ak j ak wi edźm a.

J es s i c a równi eż wys i adł a i s tanęł a na poboc zu. B l i s ko l as u.

- J es s i c a! Ni e zbl i żaj s i ę do l as u!

W yobrazi ł em s obi e, j ak Izol ant wys kakuj e s pom i ędzy drzew, porywaj ą i zni ka w gąs zc zu.

- S am oc hód m oże wybuc hnąć - odparł a i wybi egł a na ś rodek j ezdni , z dal a od m i ni vana.

Mi ał a rac j ę. Otworzył em tyl ne drzwi i pom ogł em Chri s ti ne wys i ąś ć . Otul i ł a s i ę koc em j ak s zal em ; pi ers i i wydatny brzuc h wyraźni e s i ę pod ni m rys ował y.

Na j ej c i el e zas c hni ęty zi el ony żel zm i es zał s i ę z krwi ą i bł otem . W ybuc hnęł a ś m i ec hem , wys oki m , pi s kl i wym , zwi as tuj ąc ym poc zątki hi s teri i .

Odc i ągnął em j ą od wozu i rus zyl i ś m y pi es zo ś rodki em drogi . K i edy przes tał a c hi c hotać , odezwał em s i ę s m ętni e:

- T eraz c hyba ni e m am y i nnego wyj ś c i a, j ak tyl ko wróc i ć do dom u.

- T ego wł aś ni e c hc ą! - zawoł ał a, nagl e zupeł ni e s pokoj na i opanowana.

B ył o to troc hę przerażaj ąc e.

- P owi edzi ał aś tak j uż wc ześ ni ej …

186

- Gdyby c hc i el i nas zabi ć , j uż byś m y ni e żyl i . - Zadygotał a i wytarł a nos rąbki em koc a. - A l e wł aś c i wi e to i c h ni e rozum i em … Dl ac zego po pros tu nas ni e zabi j ą?

Zac zęł a wodzi ć dookoł a wzroki em paranoi c zki , ogl ądał a s i ę przez ram i ę, zerkał a w gł ąb l as u. Cał y c zas był a o krok od wpadni ęc i a w hi s teri ę. J es s i c a tul i ł a s i ę do m ni e. Ni e zac howywał a s i ę w ten s pos ób od m i es i ęc y.

- Ni e zabi j ą nas … - powi edzi ał em . - B o j es tem i m potrzebny. T o dobry po-wód.

Zawahał a s i ę.

- Mi c hael …

- T ak?

- Mus i m y pogadać .

- J a…

Dawne l ęki wróc i ł y ze zdwoj oną s i ł ą. B ał em s i ę z ni ą rozm awi ać , tak j akby j ej s ł owa obudzi ł y s tary, negatywny engram w m oj ej ś wi adom oś c i . T eraz to j a za-c zął em trwożl i wi e ogl ądać s i ę przez ram i ę: gdzi e m ogą być , s kąd nas obs erwuj ą i pods ł uc huj ą…

- Ni e boj ę s i ę i c h gróźb - s twi erdzi ł a Chri s ti ne, ki eruj ąc s i ę ni e tyl e odwagą, c o rac zej c hęc i ą potwi erdzeni a s woi c h nadzi ei . - Gdyby c hc i el i nas zabi ć , zabi l i by nas . Ni e m am rac j i ?

J akby c hc i ał a przekonać s am ą s i ebi e.

- Chyba że c zekaj ą na odpowi edni m om ent.

- J eś l i tak, to wrac aj m y do dom u i zac zni j m y ukł adać j aki ś pl an. W ym i e-ni m y s i ę doś wi adc zeni am i , m oże dowi em y s i ę o ni c h c zegoś nowego. Może m aj ą j akąś s ł aboś ć , którą uda s i ę wykorzys tać i zdoł am y uc i ec . I tak ni e m am y c hyba wi el ki ego wyboru…

Ni ec h to di abl i …

S tanął em j ak wryty i zac zął em m yś l eć . S ł owa Chri s ti ne wydał y m i s i ę zdum i ewaj ąc o odkrywc ze.

S ł aboś ć , dzi ęki której zdoł am y uc i ec .

Chri s ti ne i J es s i c a obej rzał y s i ę na m ni e. S tał em ni eruc hom o na ś rodku drogi przez dobre pół m i nuty, poc i erał em twarz i m yś l ał em … m yś l ał em … aż pom y-

ś l ał em , że m oże faktyc zni e j es t pewi en s pos ób. P otrzebował em tyl ko…

- Mi c hael ? Co s i ę s tał o? P odni os ł em wzrok.

- Farri s … Farri s c oś kom bi nował .

- K to? O c zym ty m ówi s z?

- Ni e teraz. Na pewno nas s ł ys zą.

187

Z bi j ąc ym s erc em i krwi ą ł om oc ząc ą w s kroni ac h wróc i ł em bi egi em do s am oc hodu i wywl okł em ze ś rodka zabi tego Izol anta. P rzypom i nał wór zi em ni aków, c i ężki i bezks ztał tny. Lec i ał m i przez ręc e, al e ś c i s nął em go m oc ni ej i wró-

c i ł em do żony i c órki , od c zas u do c zas u zerkaj ąc ze s i ebi e.

- Mi c hael ?! Co ty wyrabi as z?

- Chodźm y do dom u. P otem porozm awi am y.

background image

38.

P owrót do dom u wygl ądał tak, j ak m ogl i ś m y s obi e wym arzyć : trwał krótko i obes zł o s i ę bez przygód. P rawi e ni e rozm awi al i ś m y. P oc i ągaj ąc nos am i w zi m -nym , wi l gotnym powi etrzu, rozgl ądal i ś m y s i ę po c i c hym , oś ni eżonym l es i e.

Zal edwi e pół godzi ny po zderzeni u z drzewem dotarl i ś m y bezpi ec zni e do dom u przy Harl an Road pod num erem 17 i pozam ykal i ś m y ws zys tki e drzwi . S i edzi el i -

ś m y przy s tol e w kuc hni , popi j al i ś m y wodę, a zabi ty Izol ant m rozi ł s i ę w zam ra-

żarc e. Chri s ti ne nadal był a owi ni ęta koc em j ak c ał unem , j a krwawi ł em z l i c znyc h ran, a J es s i c a w j as nym ś wi etl e zdawał a s i ę o wi el e brudni ej s za ni ż przed godzi ną w dom u wi edźm y. Zj edl i ś m y c oś i dos zl i ś m y do wni os ku, że powi nni -

ś m y s i ę wykąpać i s próbować zapom ni eć o ws zys tki m , c o s i ę rano wydarzył o.

Dwi e os oby, uzbroj one w kuc henne noże, s tał y na s traży w korytarzu na pi ętrze, podc zas gdy trzec i e z nas brał o prys zni c . P ół godzi ny późni ej znów zas i edl i ś m y do s toł u, c zyś c i i gotowi dys kutować o przes zł oś c i , teraźni ej s zoś c i i przys zł oś c i rodzi ny Cayl e’ ów.

Zegar w s al oni e wybi ł poł udni e. Ni e c hc i ał o m i s i ę wi erzyć , że poranne wydarzeni a rozegrał y s i ę w c i ągu ni ec ał yc h trzec h godzi n - tyl e c zas u upł ynęł o od m om entu, gdy s c hował em s i ę w s am oc hodzi e, do obec nej c hwi l i . Mi ał em rac zej wrażeni e, że m i nął tydzi eń.

- Czy J es s i c a m us i tego s ł uc hać ? - s pytał em .

J es s i c a s i ę ni e odzywał a, s i edzi ał a tyl ko obok nas z podkrążonym i , m okrym i od ł ez oc zam i .

- J es s , koc hani e, zos tań. P os ł uc haj , c o tata i m am a będą m ówi ć , a j ak przyj dzi e c i c oś do gł owy, to nam powi es z.

Mał a s ki nęł o s ł abo gł ową i s i orbnęł a wody. Chyba był o j ej oboj ętne, c o j ej każem y zrobi ć .

188

T ak, tak s tres pourazowy na dobre m oś c i s i ę w j ej gł ówc e.

Zac zął em . Odetc hnął em gł ęboko i opowi edzi ał em i m o ws zys tki m : o s potkani u z Ros y Dei ghton w dni u przeprowadzki (Chri s ti ne m ówi ł em j uż o tym wc ze-

ś ni ej , al e uznał em , że wł aś ni e od tego zdarzeni a powi ni enem zac ząć , c hoc i ażby przez wzgl ąd na J es s i c ę); o rannej ł ani w s zopi e; o Lauren Hunter; o m oi m ś ni e z P age’ em w rol i gł ównej ; o P hi l l i pi e Dei ghtoni e - j ak próbował m ni e s prowokować , j ak powi edzi ał m i o ś m i erc i Ros y i j ak w końc u zgi nął z m oj ej ręki ; o
s potkani ac h ze s tarą pani ą Zel l i s i S am em Huxtabl e’ em ; o tym , j ak rozm owa z S am em popc hnęł a m ni e do rozm yś l ań, c zy c ał a m oj a rodzi na ni e j es t przypadki em zam i es zana w ten, j ak go nazwał em , W i el ki P l an. Zrel ac j onował em m oj ą wi zytę w l egowi s ku Izol antów, którzy nazwal i m ni e „wybawi c i el em ”. Opi s ał em ze
s zc zegół am i ws zys tko, do c zego m ni e zm us i l i . K i edy dos zedł em do c hwi l i , gdy zakradł em s i ę do s am oc hodu, aby s twi erdzi ć , c o wł aś c i wi e porabi a Chri s ti ne, s poj rzał em na zegar. Mi nęł a godzi na, odkąd zac zął em s woj ą ni ewi arygodną opowi eś ć .

- Okazał o s i ę, że m i ał em rac j ę. B ył aś i c h wi ęźni em , tak s am o j ak j a.

Chri s ti ne zm ars zc zył a brwi .

- Z tą różni c ą, że j a ni e zdawał am s obi e s prawy z tego, że m ną m ani pul uj ą.

Dopóki ni e poj awi ł eś s i ę w tam tej pi wni c y, był am ś wi ęc i e przekonana, że regul arni e j eżdżę do l ekarza. T ak to dl a m ni e wygl ądał o: ten dom , ws zys tko… W

m oi c h oc zac h to był gabi net l ekars ki . Ni e przej rzał am i l uzj i .

- K i edy wi edźm a odkrył a, że j es tem w j ej dom u, też rzuc i ł a na m ni e urok -

przyznał em . - Nagl e upodobni ł a s i ę do pi ęknej s yreny. Zni ewol i ł a m ni e s woi m wi doki em . Ni e m ogł em s i ę porus zać , m ówi ć , ni c zrobi ć . Czuł em s i ę, j akbym um arł i pos zedł do ni eba, gdzi e przy perł owyc h wrotac h c zeka j uż na m ni e m ój ani oł s tróż. Gdybyś ni e dzi abnęł a j ej tym ki j em od s zc zotki , ni e s i edzi el i byś m y tu
teraz razem .

- Ni e c zuł eś , żeby Izol anc i m i el i podobną m oc ?

- Ni e. Może we ś ni e…

- Czyl i j es t m ożl i we, że tyl ko wi edźm a to potrafi ł a?

S ki nął em gł ową. Nagl e c oś s obi e uś wi adom i ł em .

- J ak c zęs to tam j eździ ł aś ?

- Do dom u wi edźm y?

- T ak.

Łzy napł ynęł y j ej do oc zu.

- Codzi enni e, odkąd J es s i c a zac zęł a c hodzi ć do s zkoł y.

P okręc i ł em gł ową.

189

- B oże… T o znac zy, że w ogól e ni e wozi ł aś j ej do s zkoł y?

Chri s ti ne s poj rzał a z żal em na c órkę i s ki nęł a gł ową.

- W ozi ł am , do zes zł ego m i es i ąc a. A l e l ekarka… T o znac zy, wi edźm a, upi erał a s i ę, żebym zabi erał a J es s i c ę ze s obą na nas ze s es j e. Czuł am , że ni e m am i nnego wyj ś c i a. Mi ał am wrażeni e, że j eś l i j ej ni e pos ł uc ham , s tani e s i ę c oś s tras znego.

- To na pewno też był el em ent c zarów. A l e zac zynam w zwi ązku z tym podej rzewać , że Izol anc i równi eż próbowal i m ni e kontrol ować . B ył em ś wi ęc i e przekonany, że j eś l i s próbuj ę z wam i porozm awi ać , zabi j ą was . To dl atego od m i es i ęc y prawi e s i ę ni e odzywał em . J ezu Chrys te… - P rzec zes ał em pal c am i wł o-s y. -
W ygl ąda na to, że ni e s am ym i bezc zel nym i groźbam i podporządkowal i s obi e c ał e m i as tec zko.

- Ci l udzi e, którzy zabral i trupa do dom u… W ygl ądal i j ak zom bi . J akby ni e m i el i wł as nej wol i .

P róbował em s obi e wyobrazi ć tę ni ezwykł a s c enę, tak j ak opi s ywał a j ą Chri s ti ne. S poj rzał em na J es s i c ę, która wpatrywał a s i ę j ak w trans i e w s ł oj e na bl ac i e s toł u. P ewni e próbował a ni e s ł uc hać nas zej rozm owy.

- Czy ta s tara pani c oś c i zrobi ł a, kotku? - zapytał em .

- Ni e.

- Na pewno?

- Na pewno - odparł a i dodał a: - Myś l ał am , że s i edzę w poc zekal ni . P rzez c ał y c zas . Ni gdy ni c ni e wi dzi ał am .

- Ni e próbował a c i grozi ć ?

- Ni e.

P rzeni os ł em wzrok na Chri s ti ne.

- Czego ta baba m ogł a c hc i eć od m ał ej ?

P ytani e oc zywi ś c i e m us i ał o pozos tać bez odpowi edzi . My j ej w każdym razi e ni e znal i ś m y. P rzec i eż nawet s am a Chri s ti ne ni e m i ał a poj ęc i a, c o s i ę tam wł a-

ś c i wi e dzi ał o.

- Ni ewi el e zos tał o m i w pam i ęc i - przyznał a. - A l e pam i ętam fragm enty rozm ów z kobi etą, którą wtedy brał am za l ekarkę. Mówi ł a m i , że od dawna m i es zka w tej okol i c y. J ej m atka m i es zkał a w tym s am ym dom u, a ki edy zm arł a, zos tał a poc howana na podwórku za dom em . Ni e wi em c zem u, al e ta i nform ac j a utkwi ł a m i w
pam i ęc i .

- Może dl atego, że j es t prawdzi wa. W i dzi ał em grób.

- No to ki m ona wł aś c i wi e był a? Czł owi eki em ? Czy s tworem z l as u?

- Mi es zańc em . T ak m i s i ę wydaj e: pół Izol antem , pół c zł owi eki em , obda-rzonym dodatkowo tal entem j as nowi dza.

background image

190

- A ty c o tam wi dzi ał eś , Mi c hael ? W pi wni c y. W i dzi ał eś , c o ze m ną robi ł a?

P rzez c hwi l ę c hc i ał em powi edzi eć prawdę, al e uznał em , że to ni e m a s ens u.

P ewne rzec zy l epi ej przem i l c zeć . T ak j ak ni e m ówi s i ę dzi ewc zyni e, że s i ę j ą zdradza. P owi edzeni e żoni e o tym , że wi edźm a grzebał a j ej s zponi as tą ł apą w poc hwi e, ni e był oby naj rozs ądni ej s zym pom ys ł em .

J es teś pewi en, Mi c hael ? W i edźm a ni e robi ł a tego bez powodu. Może l epi ej powi edz Chri s ti ne? T u przec i eż c hodzi o j ej c i ał o. I o was ze dzi ec ko.

S ł odki J ezu, c hc i ał a c oś zrobi ć dzi ec ku!

- Ni c s zc zegól nego. P o pros tu um azał a c i ę c ał ą tym s zl am em .

- Li ś c i e.

- J aki e l i ś c i e?

Chri s ti ne wzrus zył a ram i onam i .

- Robi ł a gal aretę z tyc h dzi wnyc h l i ś c i . P am i ętam , j ak ubi j ał a j e drewni anym tł uc zki em w bec zc e.

- K i edy zs zedł em do pi wni c y, poc zuł em taki gryząc y zapac h… W ydał m i s i ę znaj om y. A potem dotarł o do m ni e s kąd go znam : herbata. T e l i ś c i e… Uprawi a-

ł aś j e w ogródku i parzył aś s obi e z ni c h herbatę, prawda?

Łzy napł ynęł y j ej do oc zu. Oparł a m i gł owę o pi erś , tł um i ąc s zl oc h.

- J ak m ogł am być taka gł upi a?

- Ni e wi edzi ał aś . P o pros tu ni e wi edzi ał aś .

- Ufał am Ros y.

- T ak j ak j a P hi l l i powi . Ni e m ogl i ś m y s i ę wtedy dom yś l i ć , c o j es t grane.

P ogł adzi ł em j apo pl ec ac h i s poj rzał em ponad j ej ram i eni em na bl at, na który wył adowal i ś m y rzec zy z zam rażarki . P rzeni os ł em wzrok na s am ą zam rażarkę i ze zgrozą uś wi adom i ł em s obi e, że zam kni ęty w ni ej Izol ant j es t nas zą j edyną nadzi ej ą.

background image

39.

Lodowate popoł udni e przyni os ł o drobni utki ś ni eg. J edna z trzec h des ek na okni e na pi ętrze odpadł a (al bo zos tał a oderwana) i l eżał a teraz na zi em i trzy m etry od grządki z dogorywaj ąc ym i zi ół kam i .

191

K i edy zac zął em s i ę przekopywać przez s terty papi erów zal egaj ąc e bi bl i otekę i gabi net, dotarł o do m ni e, że prawdopodobni e wi dzę j e po raz os tatni , c o bardzo m i odpowi adał o. Myś l i kł ębi ł y m i s i ę w gł owi e, al e gdyby ws zys tko pos zł o zgodni e z pl anem , za dzi eń, naj dal ej dwa powi nni ś m y znal eźć s i ę dal eko s tąd.

T aką m i ał em nadzi ej ę.

W yj aś ni ł em Chri s ti ne i s totę m oj ego odkryc i a i wytł um ac zył em , c o w zwi ązku z tym zam i erzam . Zareagował a z entuzj azm em , al e i z odrobi ną s c eptyc yzm u. J a j ednak ni e wi dzi ał em i nnego wyj ś c i a: m ogl i ś m y al bo zreal i zować pl an Nei l a Farri s a, al bo c zekać , aż Izol anc i po nas przyj dą, c o m oi m zdani em m ogł o nas tą-

pi ć j uż naj bl i żs zej noc y. P oki wał a gł ową. Ona równi eż zac zynał a rozum i eć , że m us i m y s tanąć do wal ki ze zł em .

K azał em j ej i J es s i c e przygotować s i ę do pos pi es znego wyj azdu. P os zł y na górę s pakować troc hę rzec zy, al e tyl ko tyc h abs ol utni e ni ezbędnyc h, przede ws zys tki m ubrani a i j edzeni e. Mi ni van ni e nadawał s i ę do j azdy, c zekał nas dł u-gi s pac er poza grani c e A s hborough i kam pani a przec i w Izol antom m us i ał a być
s tuproc entowo s kutec zna, j eś l i m i el i ś m y m i eć j aki eś s zans e. B ył em przekonany, że po drodze bez probl em u ukradni em y c zyj ś s am oc hód, ni e napotykaj ąc wi el ki ego oporu.

Zabi ty Izol ant, którego przyni os ł em z m i ni vana, tkwi ł zakl i nowany w zam ra-

żarc e. Mus i ał em m u poł am ać nogi , żeby s i ę zm i eś c i ł , al e ni e m i ał em wyboru: ni e zam i erzal i ś m y m ęc zyć s i ę w trupi c h oparac h, które na dodatek ś c i ągnęł yby nam na gł owy tł um y j ego pobratym c ów.

Otworzył em zam rażarkę. S kóra s twora przym arzł a do ś c i anek i ki edy pró-

bował em go wyc i ągnąć , wydawał a odgł os j ak rozkl ej ane rzepy i zos tawi ał a krwawo-zi em i s te ś l ady, przypom i naj ąc e pl am y farby na abs trakc yj nym obrazi e.

K rzywi ąc s i ę z obrzydzeni a, przec i ągnął em zwł oki do bi bl i oteki i poł ożył em na l eżanc e dl a pac j entów. Mi erzył y okoł o s tu dwudzi es tu c entym etrów dł ugoś c i i przeds tawi ał y żał os ny wi dok: ręc e i nogi , powykrzywi ane pod j aki m i ś ni e-prawdopodobnym i kątam i , zwi s ał y z l eżanki j ak końc zyny bezwł adnej m ari o-netki . T warz
pokrył a s i ę s zronem j ak s i wym zaros tem . Można by pom yś l eć , że m am przed s obą j ednego ze s ł użąc yc h Ś wi ętem u Mi koł aj owi el fów, który przed c hwi l ą wróc i ł z pi ekł a.

Rozł ożył em c i ał o na l eżanc e (troc hę j akbym ukł adał pac j enta) i napros towa-

ł em ws zys tki e koś c i i s tawy, które odzys kuj ąc ks ztał t, wydawał y gł oś ne, s uc he trzas ki . Ś l uzowata wydzi el i na ws i ąkał a w bi ał ą narzutę.

Zegar wybi ł c zwartą. Mrok zakradał s i ę pod dom j ak m orderc a. W i edzi ał em , że ni edł ugo przyj dą po c i ał o - a to oznac zał o, że drugi ej s zans y m i ał ni e będę.

Czas u był o c oraz m ni ej .

192

S ł ys zał em kroki kręc ąc yc h s i ę na górze Chri s ti ne i J es s i ki ; przygotowywał y s i ę do opus zc zeni a tego przekl ętego m i ej s c a. Ci ekawe, pom yś l ał em , c zy Izol anc i podes zl i j uż pod dom , wpatruj ą s i ę w zabi te okna i próbuj ą odgadnąć nas ze zam i ary. Mogł em s i ę tyl ko m odl i ć , żeby ni e udał o i m s i ę to zbyt s zybko.

Ukł adał em s obi e w gł owi e pl an naj bl i żs zyc h dzi ał ań, al e c i ekawoś ć c hwi l owo wzi ęł a górę i pos tanowi ł em zbadać dokł adni ej trupa. T warz m i ał przerażaj ąc ą, j ak dzi ec ko zarażone progeri a: pom ars zc zona s kóra, przeroś ni ęte i zdeform owane zęby, c i enki e, wi otki e wł os y j ak paj ęc zyna os nuwaj ąc e zni eks ztał c oną
c zas zkę. Obrazu dopeł ni ał a zapadni ęta kl atka pi ers i owa, wkl ęs ł y brzuc h z żyl a-s tym i pas m am i m i ęś ni , dł ugi e, patykowate końc zyny… Zupeł ni e i nny od c zł owi eka, a genetyc zni e ni ezwykl e podobny.

Ni ezwykl e podobny genetyc zni e…

W tej krótki ej c hwi l i przys zł a m i do gł owy troc hę abs trakc yj na m yś l , a wł a-

ś c i wi e ws pom ni eni e, j edno z ni el i c znyc h wyni es i onyc h ze s tażu w Col um bi i : c zł owi eka od m ał p różni tyl ko j eden gen. T ym c zas em patrząc na l eżąc ego przede m ną s twora, m us i ał em przyznać , że m ał py różni ą s i ę od nas znac zni e bardzi ej ni ż Izol anc i . Czy to m ożl i we, żeby te dem ony był y po pros tu j akąś ni ezwykł ą
odm i aną homo s api ens ? A l e s kąd u ni c h te ś wi ec ąc e oc zy? P ewni e przy-s tos owani e do podzi em nego ś rodowi s ka. A te s topy? P i ęc i opal c zas te, ows zem , al e bardzi ej gadzi e ni ż s s ac ze, c zego ni e dał oby s i ę wyj aś ni ć teori ą ewol uc j i .

Mi ał em dzi es i ątki taki c h pytań, al e wygl ądał o na to, że na razi e pozos taną one bez odpowi edzi .

A m oże ni e?

Mi m o że był em pos ł us zny i c h żądani om , od dawna zas tanawi ał em s i ę nad tym , j ak m ógł bym s i ę z ni m i rozprawi ć . Myś l ał em o podpal eni u l egowi s ka, al e bał em s i ę, że pod zi em i ą s zybko zabrakni e tl enu i ogi eń zgaś ni e. P oza tym przy panuj ąc ej tam wi l goc i w ogól e l edwi e by s i ę tl i ł … P ewni e zabi ł bym w ten s pos ób
ki l kudzi es i ęc i u, zwł as zc za gdybym zabl okował wyj ś c i e, al e S am Huxtabl e m i ał

rac j ę, ki edy m ówi ł , że wej ś ć j es t wi ęc ej . A j a ni e m i ał em poj ęc i a, gdzi e s ą pozos tał e.

Inne pom ys ł y wydawał y m i s i ę j es zc ze bardzi ej ni eprawdopodobne: zal ani e l egowi s ka wodą al bo wył apani e potworów j eden po drugi m ; s zkoda był o nawet c zas u na i c h rozważani e. Izol antów był o m nós two, a j a ni e m i ał em j ak zawi adom i ć ś wi ata zewnętrznego o i c h i s tni eni u. Gdybym s próbował , zł apal i by m ni e i
poddal i torturom , a potem na m oi c h oc zac h zabi l i by m i rodzi nę.

193

K i edy j ednak Chri s ti ne ws pom ni ał a na drodze o pos zuki wani u i c h s ł abyc h punktów, s tał o s i ę dl a m ni e oc zywi s te, że na pewno m aj ą j aki eś ograni c zeni a i że Nei l Farri s j e odkrył , i dl atego próbował uc i ec . Odkryl i j ego pl an i zabi l i go, zani m zdążył s i ę z ki m ś s kontaktować .

Dos trzegł em w tym nas zą j edyną s zans ę: m us i ał em dokońc zyć to, c o on za-c zął .

Nac i ągnął em rękawi c zki c hi rurgi c zne i otworzył em wc i ś ni ętą m i ędzy regał i s zafę l odówkę, w której Nei l Farri s przec howywał próbki krwi pac j entów. K i edy pi erws zy raz j e tam znal azł em , ni e m ogł em poj ąć , do c zego był y m u potrzebne, pom i j aj ąc j uż fakt, że grom adzeni e krwi zakażonej wi rus em dżum y j es t
przes tęps twem federal nym : gdyby rząd przył apał Farri s a na c zym ś taki m , zapus z-kował by go na trzydzi eś c i l at.

W l odówc e znaj dował o s i ę ł ąc zni e s i edem naś c i e pl as ti kowyc h probówek, zawi eraj ąc yc h próbki c zterec h różnyc h wi rus ów: dżum y, m al ari i , HIV i hantawi rus a. T en os tatni i nteres ował m ni e naj bardzi ej .

Uś m i ec hnął em s i ę. P i erws zy raz od pół roku s i ę uś m i ec hnął em .

W yj ął em probówkę z hantawi rus em , przeni os ł em j ą do gabi netu l ekars ki ego i um oc ował em w uc hwyc i e na s tal owym s tol e z i ns trum entam i , obok l eżanki .

S i ęgnął em do wi s ząc ej s zafki po s trzykawkę, uzbroi ł em j ą w i gł ę i s tanął em twarzą w twarz z zabi tą bes ti ą.

Igł a z ł atwoś c i ą wkł uł a s i ę w tętni c ę. P oc i ągnął em tł oc zek i napeł ni ł em s trzykawkę krwi ą, która j es zc ze ni e zdążył a s krzepnąć . J edną kropl ę przeni os ł em na s zki eł ko i ws unął em pod m i kros kop.

S poj rzał em przez okul ar i natyc hm i as t go zobac zył em , j ak trzepotał s i ę na s kraj u pol a wi dzeni a: m i krob, napędzany c i enką j ak wł os wi c i ą.

T o zbyt pros te…

T o był el em entarz m i krobi ol ogi i . Obec noś ć drobnous troj u dowodzi ł a ni ezwykł ego faktu: Izol anc i byl i l udźm i , zakażonym i , zdeform owanym i l udźm i .

Zarazek, który m i ał em przed oc zam i , przez wi el e l at oddzi ał ywał na i c h genom i doprowadzi ł do m utac j i na ni es potykaną s kal ę. Zni eks ztał c one rys y twarzy, wys us zona s kóra, przygarbi ona s yl wetka, nawet zwi erzęc a agres j a, ws zys tko to zawdzi ęc zal i tem u m ał em u s kubańc owi , którego m i ał em tu pod m i kros kopem .

T o był o ni es am owi te odkryc i e. Dzi es i ątki tys i ęc y l at tem u m i krob s i ę roz-przes trzeni ł , ni os ąc c horobę i ś m i erć ogrom nej l i c zbi e l udzi . W ybuc hł a epi de-m i a. Ci , którzy przeżyl i , uodporni l i s i ę, al e ni e obył o s i ę bez kons ekwenc j i . Do-s zł o do m utac j i genetyc znej , która wywoł ał a deform ac j ę s yl wetki i zm i any 194

us pos obi eni a. W s kutek c howu ws obnego i przys tos owani a do ś rodowi s ka l udzi e ewol uowal i do pos tac i Izol antów, aż s tal i s i ę wyal i enowaną, zdzi c zał ą ras ą, j aka po dzi ś dzi eń zam i es zkuj e l as y Nowej A ngl i i .

Ludzi e po m utac j i genetyc znej , natural nej m utac j i , j ak s ześ c i onogi e żabki ży-j ąc e tyl ko w j ednym j ezi orze na pół noc nym zac hodzi e US A al bo dwugł owe węże wys tępuj ąc e w am azońs ki ej dżungl i na tereni e zal edwi e pi ęć dzi es i ęc i u ki l om etrów kwadratowyc h.

A zatem … S koro Izol anc i byl i podatni na zwykł e c horoby, c zego dowodzi ł a obec noś ć tego m i kroba we krwi , m ogl i s i ę równi eż zarazi ć wi rus em j ak ws zys c y l udzi e. A gdyby udał o s i ę dobrze dobrać wi rus , m ogl i wym rzeć . S zybko. W m ę-

kac h.

Nei l Farri s o tym wi edzi ał . A teraz wi em i j a.

W ygrzebuj ąc z otc hł ani pam i ęc i s trzępy m oj ej m edyc znej edukac j i , przypom ni ał em s obi e, że w ni es przyj aj ąc yc h warunkac h bi ol ogi c znyc h ni ektóre wi rus y tworzą tak zwane s pory, które po odł ąc zeni u s i ę od wi rus a m ac i erzys tego c ec hu-j e wyj ątkowo wys oka odpornoś ć na ni ekorzys tne c zynni ki c hem i c zne i fi zyc zne.

K i edy s ytuac j a wrac a do norm y i pows taj ą s przyj aj ąc e warunki do życ i a, ze s por odtwarzaj ą s i ę zdol ne do reprodukc j i wi rus y. W ten wł aś ni e s pos ób ł api em y przezi ębi eni e al bo grypę. W l egowi s ku Izol antów, w tł oku i przyj em ni e wi l gotnym ś rodowi s ku, m ec hani zm ten powi ni en zadzi ał ać j ak m arzeni e.

K i l ka l at tem u m i ał em pac j enta z bi egunką, wym i otam i , gorąc zką, katarem i kas zl em . W s zys tko to zwal i ł o s i ę na ni ego w c i ągu j ednego dni a, po tym j ak przy s przątani u w s todol e zos tał ugryzi ony przez s zc zura. P obrał em od ni ego krew i dał em j ą do zbadani a. T es ty wykazał y obec noś ć hantawi rus a.

Dwa dni późni ej pac j ent zm arł na s kutek os trej ni ewydol noś c i oddec howej i gorąc zki krwotoc znej , taki e s ą okrutne s kutki uboc zne dzi ał ani a wi rus a. Hantawi rus j es t wys oc e zaraźl i wy, a przy braku odpowi edni ego l ec zeni a prawdopodo-bi eńs two zgonu wynos i bl i s ko s to proc ent.

W ys tarc zył o zarazi ć ni m j ednego z Izol antów. T yl ko j ednego.

background image

40.

Zapadł a noc . Zakońc zył em wi ęks zoś ć przygotowań i c zekał em , wygl ądaj ąc przez okno w bi bl i otec e, aż wynurzą s i ę z l as u. Ci ał o l eżał o obok m ni e na 195

krześ l e, ze zwi es zonym i rękam i i nogam i . Rozm arzł o j uż i ś m i erdzi ał o na potę-

gę. S zara s kóra przybrał a bury, bł otny odc i eń. Zam kni ęte oc zy był y przes ł oni ęte parom a pas em kam i wł os ów. P odni os ł em rękę, w której trzym ał em s trzykawkę z krwi ą zarażoną hantawi rus em i po raz s etny w c i ągu os tatni ej godzi ny s poj rza-

ł em pod ś wi atł o na gęs tą, i ntens ywni e c zerwoną c i ec z.

Czekał em . Dotknął em zwł ok Izol anta, żeby upewni ć s i ę, że ni e zni knęł y, a j a ni e przeżywam kol ej nego z m oi c h real i s tyc znyc h s nów, być m oże s prowokowa-nego przez Izol antów, abym pom yś l ał , że naprawdę m am s zans ę i m zas zkodzi ć .

Mi m o że od tam tego s nu (al bo przypadku l unatyzm u, j ak kto wol i ) m i nęł o s poro c zas u, j ego ws pom ni eni e nadal trzym ał o m ni e w uś c i s ku j ak żel azna obręc z.

Zegar wybi ł dzi es i ątą. P rzy os tatni m kuranc i e uś wi adom i ł em s obi e, że c o naj m ni ej od godzi ny ni e s ł ys zę j uż, żeby Chri s ti ne i J es s i c a krzątał y s i ę po do-m u. P rzebi egł m ni e dres zc z.

K ątem oka dos trzegł em bl as k zł otego ś wi atł a.

Oto dec yduj ąc a c hwi l a…

W yj rzał em przez okno. P oj awi ł y s i ę j ak za s prawą m agi i : pół tuzi na, m oże wi ęc ej zł otyc h ś l epi wypł ynęł o z l eś nyc h m roków. S erc e zabi ł o m i m oc ni ej , aż przed oc zam i poj awi ł y m i s i ę bi ał e pl am y, a ki edy odzys kał em wzrok, dos trzegł em s kradaj ąc e s i ę ku m ni e c i em ne s yl wetki . Łapy m i el i obl epi one ś ni egi em j ak watą.
Zerwał em s i ę z m i ej s c a, z trudem przeł knął em ś l i nę i c zym prędzej wbi ł em i gł ę w brzuc h zabi tego s twora. W s trzyknął em m u poł owę zawartoś c i s trzykawki .

P rzykuc nął em i wzi ął em go na ręc e, c zul e, os trożni e, j akbym podnos i ł dzi ec ko. To ohydztwo był o m oj ą j edyną broni ą przec i w potworom i ni e c hc i ał em , żeby m u s i ę c oś s tał o. Ni os ąc go na rękac h, wys zedł em z bi bl i oteki i przez poc zekal ni ę wyni knął em s i ę na dwór. P owi ał wi atr, wc i s kaj ąc m i do nos a dł awi ąc y s m ród
rozkł adaj ąc ego s i ę c i ał a. Żoł ądek pods zedł m i do gardł a. K s i ężyc w peł ni oś wi etl ał m i drogę s nopam i ś wi atł a, noc na m gł a kł ębi ł a s i ę pod nogam i . Zi em i a był a zi m na i zm rożona, l odowate powi etrze kł uł o m ni e i gi eł kam i po twarzy.

T ak pewni e wygl ąda pi ekł o: zi m no, s tras zni e, trupi o.

Zabi ty Izol ant zwi s ał m i bezwł adni e z rąk j ak przeznac zona na ofi arę dzi ewi -c a. Opanował em m dł oś c i i s kręc i ł em za róg dom u, na podwórko. Izol anc i natyc hm i as t rus zyl i w m oj ą s tronę, ni ektórzy na dwóc h ł apac h, wi ęks zoś ć na c zworakac h. P rzypom i nal i m i el em enty j aki ej ś s ym ul ac j i , i s toty z ponurej gry kom puterowej .
Otoc zyl i m ni e w m gni eni u oka: os i em , m oże dzi ewi ęć potworów 196

warc zał o, s zc zerzył o kł y i pos zturc hi wał o m ni e s zponam i . Czuł em s i ę j ak kuc yk os ac zony przez s tado s zakal i .

P odał em i m c i ał o; po ni e przec i eż przys zl i . Dwóc h z ni c h wyrwał o m i trupa z rąk, s zarpi ąc go s zponi as tym i ł apam i j ak koc i aki bawi ąc e s i ę kł ębki em wł óc zki .

P ozos tal i z zapał em pos zl i w i c h ś l ady, ws zys c y opróc z j ednego.

T ego j ednego zł apał em za kudł y, odc hyl i ł em m u ł eb do tył u i bez nam ys ł u wbi ł em s trzykawkę w tętni c ę. W s trzyknął em m u res ztę zakażonej krwi . Zawył , zes ztywni ał i wyc i ągnął rękę po s trzykawkę, al e ni e zdoł ał j ej dos i ęgnąć . W i atr s i ę wzm ógł , j akby w reakc j i na to, c o zrobi ł em , i zaj ęc zał wś ród drzew. Rozej rza-

ł em s i ę ni es pokoj ni e. W pobl i żu m ogł o s i ę c zai ć wi ęc ej Izol antów, żądnyc h ze-m s ty za ś m i erć s tarej pani Zel l i s .

S twór dźgni ęty przeze m ni e s trzykawką zatoc zył s i ę do tył u (zdążył em go j uż puś c i ć ) i zac zął s i ę oddal ać . S trzykawka nadal s terc zał a m u z s zyi , al e j ego roz-oc hoc eni brac i a, którzy wł aś ni e zac zęl i pożerać trupa, ni c zego ni e zauważyl i .

Znowu s i ę uś m i ec hnął em . P om odl i ł em s i ę w duc hu i pos pi es zni e wyc ofał em do dom u, gdzi e c zuł em s i ę bezpi ec zni ej . Zas tanawi ał em s i ę tyl ko, dl ac zego od razu m ni e ni e zabi l i w odwec i e za zam ordowani e wi edźm y. Może po pros tu uc i es zyl i s i ę z kol ac j i .

background image

41.

W s zedł em do s al onu, krzywi ąc s i ę z ból u, który nagl e przes zył m i brzuc h: gdzi eś po drodze m us i ał em nac i ągnąć s obi e j aki ś m i ęs i eń i teraz poc zuł em s i ę j ak dźgni ęty nożem . Żona i c órka s i edzi ał y na s ofi e j ak pac j entki w poc zekal ni , s kul one ze s trac hu, z rękam i na kol anac h. Na m ój wi dok Chri s ti ne ws tał a,
podtrzym uj ąc brzuc h, i s poj rzał a na m ni e pytaj ąc o; j ej s zeroko otwarte oc zy pał ał y nadzi ej ą. J es s i c a s i edzi ał a ni eruc hom o, wal c ząc z s ennoś c i ą i s taraj ąc s i ę ni e przegapi ć ni c zego i s totnego. S pogl ądal i ś m y po s obi e w m i l c zeni u, zac hodząc w gł owę, j ak to m ożl i we, że s prawy potoc zył y s i ę w taki s pos ób. Nagl e
s trac h, któ-

ry powi ni enem był odc zuć na dworze podc zas s potkani a z Izol antam i , grzm ot-nął m ni e j ak s al wa z karabi nów. Zac hwi ał em s i ę, om al ni e upadł em .

197

T o twoj a rodzi na, Mi c hael . Mus i s z być s i l ny. Ni e poddawaj s i ę teraz!

T o bez znac zeni a, pom yś l ał em . Zani m zdążył em powi edzi eć c oś na gł os , os unął em s i ę na podł ogę.

P i erws zym m oi m uc zuc i em po odzys kani u ś wi adom oś c i był ni epokój o Chri s ti ne i J es s i c ę, al e zaraz w m oi m pol u wi dzeni a poj awi ł a s i ę ta pi erws za, z zi m ną s zm atką, którą otarł a m i c zoł o. Chc i ał em s i ę podni eś ć , podeprzeć na ł okc i ac h, al e wyc zerpani e dał o znać o s obi e i tyl ko bezradni e opadł em na ł óżko.

- Ni e ws tawaj - powi edzi ał a Chri s ti ne. - J es zc ze ni e teraz.

Obm ył a m i twarz. Dł ugi e m i nuty zbi erał em s i ł y, zani m wydus i ł em pytani e:

- Dł ugo był em ni eprzytom ny?

- P arę m i nut.

- Ni c s i ę wam ni e s tał o?

- Ni e. - P okręc i ł a l ekko gł ową.

- J es s i c a?

- S i edzi na s ofi e. W s zys tko j es t w porządku.

J ej zapewni eni a ni e był y j ednak w s tani e rozwi ać m oi c h obaw. W m yś l ac h c ał y c zas dręc zył y m ni e te s am e pytani a: Co będzi e, j eś l i m i s i ę ni e uda? Zgi -ni em y ws zys c y? J ak Nei l Farri s ? A m oże ni e? P rzec i eż wdowi e po Farri s i e dal i s pokój , pozwol i l i j ej wyj ec hać . Może taka był a um owa? Może Farri s s i ę poś wi ę-

c i ł , żeby ratować rodzi nę? A m oże ws zys tko był o po pros tu c zęś c i ą W i el ki ego P l anu? Może wdowa zos tał a s trażni c zką grani c i teraz obs erwuj e tyc h, którzy przyj eżdżaj ą do A s hborough l ub z ni ego wyj eżdżaj ą (m aj ąc oko gł ówni e na tyc h pi erws zyc h)? S am Huxtabl e ws pom i nał m i o taki c h l udzi ac h.

P owątpi ewał em w s i ebi e, ni e s ądzi ł em , żeby s tarc zył o m i odwagi , by oddać życ i e za gwaranc j e bezpi ec zeńs twa dl a m oi c h bl i s ki c h, al e zaraz potem uś wi adom i ł em s obi e, że A s hborough m ożna opuś c i ć tyl ko w j eden s pos ób i c zy tego c hc ę, c zy ni e, rodzi na będzi e m i w tej drodze towarzys zyć . Zgrzytnął em zębam i ,
był em s frus trowany i podenerwowany. Co nas c zeka? Życ i e c zy ś m i erć ? T rzec i ej m ożl i woś c i ni e był o. W zi ął em gł ęboki wdec h, przetrzym ał em powi etrze w pł u-c ac h i wydm uc hnął em j e powol i , próbuj ąc s i ę us pokoi ć .

W którym ś m om enc i e znowu s trac i ł em przytom noś ć .

Mi ał em s en. K os zm arny s en. S tara pani Zel l i s powróc i ł a z zaś wi atów i pokrzyżował a m i ws zys tki e pl any, zni s zc zył a ws zys tko, c o do tej pory os i ągnął em .

198

Zaprowadzi ł a m ni e do kam i ennego kręgu i s tał a obok m ni e, gdy Izol anc i kani -bal e obżeral i s i ę uś m i ec hni ętym Lou S c ul l ym , który l eżał na wznak na ofi arnym kam i eni u. Lou S c ul l y… Zac hował s i ę j ak prawdzi wy przyj ac i el , pom ógł m i znal eźć ten dom ; dom , który m i ał s i ę dl a m ni e s tać bezpi ec zną przys tani ą, a okazał

s i ę przekl eńs twem . A l e wtedy dos ł owni e s padł m i z ni eba.

Z pers pektywy c zas u wi dzi ał em , że Lou od poc zątku brał udzi ał w s pi s ku, w W i el ki m P l ani e - ni e wi edzi ał em , c zy robi ł to c el owo, c zy zupeł ni e ni eś wi adom i e, al e ni e m i ał o to znac zeni a. T o on nas tu s prowadzi ł . Oderwał em wzrok od pos tac i c zł owi eka, którego nagl e zni enawi dzi ł em , i rozej rzał em s i ę dookoł a.

P hi l l i p i Ros y Dei ghtonowi e wyroś l i obok gł azu j ak s pod zi em i i równi eż za-c zęl i s zarpać c i ał o S c ul l y’ ego: darl i j e na pas y, które żarł oc zni e pc hal i s obi e do us t, zupeł ni e j ak Izol anc i . K rew ś c i ekał a i m po brodac h, a j a nagl e uj rzał em Ros y taką, j aka był a, zani m odni os ł a te potworne obrażeni a: m i ał a c ał ą żuc hwę i
s kórę pozbawi oną bl i zn.

Gdzi eś z prawej rozl egł s i ę odgł os przywodząc y na m yś l s zc zekani e. S poj rza-

ł em w tam tym ki erunku i zobac zył em Lauren Hunter, równi eż c ał ą i zdrową, s c hl udni e ubraną, opal oną, z dos konał ą fryzurą i perfekc yj ni e zrobi onym m aki j ażem . S i edzi ał a po turec ku na zi em i przy j ednym ze s toj ąc yc h pi onowo m onol i tów, uś m i ec hał a s i ę i kl as kał a, od c zas u do c zas u ł am i ąc wykl as ki wany rytm ps i m i
s zc zękni ęc i am i . T en odgł os wydał m i s i ę dzi wni e znaj om y, al e dopi ero ki edy obok ni ej poj awi ł s i ę j el eń, zrozum i ał em , że Lauren naś l aduj e rozpac zl i we bec zeni e zrani onej ł ani , którą znal azł em w s zopi e.

S poj rzał em teraz na s tarą pani ą Zel l i s , która zakrzywi onym pal c em ws kazywał a m i c oś na l ewo od nas : S am Huxtabl e j ec hał wi erzc hem na j el eni u, ki eruj ąc ni m przez pol anę w s tronę gł azu ofi arnego. T am zes koc zył na zi em i ę, s i ęgnął

w gł ąb rozprutego brzuc ha Lou S c ul l y’ ego (który uś m i ec hał s i ę do m ni e j ak wari at i porus zał brwi am i w górę i w dół , j akby m ówi ł : Ni ezł e m a wi edźm a c y-c uc hy, ni e, Mi c hael ?) i wyj ął nerkę al bo wątrobę. Ś c i s nął j ą m oc no, żeby ni e przel ec i ał a m u przez pal c e, wł ożył s obi e do us t, s zybki m ruc hem odc hyl i ł gł owę, j akby
ł ykał pas tyl ki , i z gł oś nym s i orbni ęc i em przeł knął .

W s zys c y aktorzy zebral i s i ę na s c eni e. Uc zta trwał a.

Nagl e za naj wyżs zym z gł azów zobac zył em j akąś ni enazwaną i s totę, wi el ką j ak okol i c zne drzewa, c i em nos kórą, owł os i oną, ze ś wi ec ąc ym i zł otym i ś l epi am i , któryc h bl as k padał na s ześ ć krętyc h rogów i warkoc ze na j ej gł owi e. W s zys c y obec ni oderwal i s i ę od s woi c h zaj ęć , zapom ni el i o m oj ej obec noś c i i utkwi l i 199

wzrok w gi gantyc znym potworze, który oparł s zponi as te ł apy na s toj ąc ym przed ni m kam i eni u.

Na s c enę wkroc zył a Chri s ti ne. P rzys zł a, a wł aś c i wi e przyl ec i ał a, bo unos i ł a s i ę nad zi em i ą, zza m oi c h pl ec ów. W yc i ągnął em rękę, żeby j ą zł apać , al e prześ l i -znęł a s i ę poza m oi m zas i ęgi em , al bo ni e zdaj ąc s obi e s prawy z m oj ej ni eobec no-

ś c i , al bo ś wi adom i e m ni e i gnoruj ąc . Chc i ał em krzyknąć , al e z m oj ego obol ał ego gardł a dobył s i ę tyl ko c hrapl i wy s zept. P róbował em s i ę porus zyć , al e nogi m i a-

ł em j ak przykl ej one do gruntu, a ki edy s poj rzał em w dół , s twi erdzi ł em , że s toj ę zagrzebany po kos tki w zi em i , z której wynurzaj ą s i ę ł apy Izol antów i c hwytaj ą m ni e za ł ydki . T ł um s i ę c ofnął , zabi eraj ąc c i ał o S c ul l y’ ego. K am i eń ofi arny pokrywał a gruba wars twa krwi .

Chri s ti ne rozebrał a s i ę i us i adł a na ni m . Martwym i , s zkl i s tym i oc zam i wpatrywał a s i ę w góruj ąc ego nad pol aną potwora, który teraz ws zedł do kręgu. Cał e j ego c i ał o fal ował o j ak woda, j akby pod j ego s kórą roi ł y s i ę dzi es i ątki i ns ektów.

Z s i erś c i s ypał y m u s i ę grudy bł ota i m okryc h, gni j ąc yc h l i ś c i . Otac zał go c harak-terys tyc zny odór, taki s am j ak woń zrobi onej z l i ś c i m azi s tarej pani Zel l i s ; j ak zapac h herbatki Ros y Dei ghton. Ukl ęknął przy gł azi e. J edną przedni ą ł apą pod-parł s i ę o zi em i ę, w drugą uj ął organ, który m us i ał być j ego peni s em w erekc j i :
c zarny, nakrapi any drąg, oc i ekaj ąc y żół tą, l epką c i ec zą. Oc zy zal ś ni ł y m u j ak pł ynne zł oto.

Chri s ti ne s poj rzał a na m ni e. T eż m i ał a zł ote oc zy. Uś m i ec hnęł a s i ę i rozł oży-

ł a nogi .

S twór ryknął ogł us zaj ąc o i ws zedł w ni ą.

Obudzi ł em s i ę z krzyki em .

Us i adł em na ł óżku, m okry od potu i roztrzęs i ony. Chri s ti ne podbi egł a do m ni e, przys i adł a na s kraj u ł óżka i przetarł a m i c zoł o wi l gotną s zm atką. Zam knął em oc zy. P od pal c am i c zuł em prześ c i eradł o i m aterac . Moj e ł óżko, w któ-

rym ni e s pał em od m i es i ęc y. Dotyk poś c i el i był c udowny. Ci ekawe, pom yś l ał em przel otni e, c zy był a os tatni o prana.

P oc zuł em znaj om ą woń, dzi wni e… organi c zną.

Ogni s ko? Li ś c i e gni j ąc e w rynni e?

Li ś c i e… T a herbata.

- Mi c hael ? Dobrze s i ę c zuj es z?

- J ezu, al e m i ał em s en… kos zm ar! Nawet ni e m ogę go… T o był o c oś okropnego!

Chri s ti ne dal ej gł adzi ł a m ni e po gł owi e.

200

- Ćś ś , s pokoj ni e… Ni e m artw s i ę tym teraz. J es teś c hory.

Odwróc i ł em gł owę w bok. W gł owi e kręc i ł o m i s i ę i s zum i ał o j ak po narkoty-kac h. Zza okna s ąc zył o s i ę żół te ś wi atł o. Ci ekaw był em , j ak dł ugo s pał em .

- K tóra godzi na?

Chri s ti ne zdj ęł a m i s zm atkę z c zoł a.

background image

- Doc hodzi poł udni e.

Znów zal ec i ał m ni e ten zapac h: j akby rum i anku, tyl ko l ekko s ferm entowa-nego. A tm os fera w pokoj u był a s pokoj na, al e wyc zuwał em napi ęc i e, które tł am -s i ł o m ni e j ak uparte ws pom ni eni a, one zaś wydawał y m i s i ę dzi wni e odl egł e, j akby zarej es trowane na s taryc h odbi tkac h, w s epi i .

- J es teś c hory, Mi c hael - powtórzył a Chri s ti ne. - Od trzec h dni gorąc zku-j es z, na s zc zęś c i e c hyba przys zł o przes i l eni e. Mas z trzydzi eś c i s i edem i dwi e kres ki . Ni e j es tem l ekarzem , al e j ako żona l ekarza m ogę c hyba powi edzi eć , że rokowani a s ą pom yś l ne.

T rzy dni ?!

W padł em w pani kę. Us i adł em na ł óżku, zm agaj ąc s i ę ze zm ęc zeni em , zawrotam i gł owy i obol ał ym c i ał em .

- J ezu… A l e j a… Dl ac zego…

Zabrakł o m i s ł ów. J ak m ogł em przes pać c ał e trzy dni ? T o ni e m i ał o s ens u.

Czyżbym był aż tak wykońc zony, że c i ał o odm ówi ł o m i pos ł us zeńs twa i na dł uż-

s zy c zas wył ąc zył o m ni e z obi egu? Ni e m ogł em tego wykl uc zyć , al e nas uwał a m i s i ę także i nna m ożl i woś ć , przerażaj ąc a, al e zarazem zac hęc aj ąc a do oporu. B i -twa ni e zos tał a j es zc ze wygrana.

- Co s i ę przez ten c zas dzi ał o? - wykrztus i ł em w końc u. - Os tatni e, c o pa-m i ętam …

… to ten s en. S en, w którym s tara pani przys zł a po c i ebi e i zabrał a c i ę do kam i ennego kręgu. T woi m przyj ac i el e odgrywal i napi s ane dl a ni c h rol e w j aki m ś c horym rytual e, a wi el ki zł otooki dem on obj awi ł c i s i ę i zgwał c i ł twoj ą żonę…

Drżąc ą ręką przec zes ał em wł os y. Dł oń m i ał em c ał ą m okrą od potu. Chri s ti ne pos zł a do ł azi enki , odkręc i ł a wodę i wróc i ł a ze ś wi eżo zm oc zoną s zm atką w ręc e.

Uś m i ec hnęł a s i ę ni epewni e, przys tanęł a, s krzywi ł a s i ę i zł apał a za brzuc h.

- Co s i ę dzi ej e? - zani epokoi ł em s i ę.

P ytani e s am o s pł ynęł o z m oi c h us t. Mój um ys ł nadal zm agał s i ę ze ws po-m ni eni em s nu i i nform ac j ą, że przez trzy dni był em uni eruc hom i ony.

- Dzi ec ko kopi e - odparł a Chri s ti ne dzi wni e bezbarwnym tonem .

201

- Mus i m y c i ę s tąd wywi eźć - powi edzi ał em .

Zwl okł em s i ę z ł óżka.

- Mówi ł aś , że i l e c zas u był em ni eprzytom ny?

- T rzy dni .

T rzy dni . Naprawdę wydawał o m i s i ę to ni em ożl i we.

- J es teś pewna?

S ki nęł a gł ową.

- B oże, dl ac zego ni c ni e pam i ętam ?! J adł em c oś ?

W ł ożył em dżi ns y i bl uzę, s taraj ąc s i ę ni e zwrac ać uwagi na pal ąc y ból w m i ę-

ś ni ac h.

- Dużo s pał eś . Mi ał eś wys oką gorąc zkę. Łykał eś as pi rynę, popi j ał eś herbatą j ak grzec zny pac j ent i znów s i ę kł adł eś .

P opi j ał eś herbatą.

S tanął em przed l us trem w ł azi enc e i s prys kał em s obi e twarz zi m ną wodą. Na um ywal c e dos trzegł em dzi wne zi el one zac i eki , które j ednak s zybko zni knęł y, s pł ukane wodą z kranu.

Chc es z zi el onej herbaty, Mi c hael ?

P odni os ł em wzrok. Czł owi ek w l us trze pos tarzał s i ę o dwadzi eś c i a l at w c i ą-

gu os tatni c h oś m i u m i es i ęc y.

Chc i ał em zapytać Chri s ti ne, c zy nadal pi j a tę herbatę al bo m ni e ni ą poi , al e s tanęł a nagl e w drzwi ac h i odezwał a s i ę:

- Ni e powi edzi ał eś m i , c o zrobi ł eś .

Mi nę m i ał a poważną, zawzi ętą, s ł owa równi eż zabrzm i ał y os tro; s ł ys zał em w ni c h rac zej os karżeni e o m orders two ni ż oc zeki waną przeze m ni e nadzi ej ę.

P os tanowi ł em ni c ni e m ówi ć . S krzywi ł a s i ę, c hwyc i ł a za brzuc h (wi el ki j ak w s am ej końc ówc e c i ąży) i tył em wróc i ł a na ł óżko. Oparł a s i ę o ni e c i ężko.

- Mus zę tam i ś ć , Chri s ti ne - powi edzi ał em , m aj ąc na m yś l i l as . - Mus zę s prawdzi ć , c zy s i ę udał o.

W es tc hnęł a, przygryzł a wargę i s pytał a znac zni e natarc zywi ej , ni ż był o to koni ec zne:

- Czy c o s i ę udał o?

Zdzi wi ł em s i ę, że o to pyta; przec i eż ws zys tko wc ześ ni ej obgadal i ś m y. J es zc ze dzi wni ej s zy był ton j ej gł os u, j akbym zas koc zył j ą tym , że zreal i zował em s wój pl an. Raz j ej j uż tł um ac zył em , że nas zą j edyną nadzi ej ą j es t pokonani e Izol antów al bo przynaj m ni ej os ł abi eni e i c h na tyl e, żeby ni e przes zkadzal i nam w
opus zc zeni u A s hborough. S ądząc j ednak z tego, j ak s i ę zac howywał a, o ws zys tki m zapom ni ał a.

S poj rzał em na ni ą, ni e kryj ąc zdum i eni a.

202

- Zakażona krew - odparł em os trożni e. - Hantawi rus . P owi ni en i c h j uż wy-końc zyć .

- T o wł aś ni e zrobi ł eś ?

Os karżyc i el s ki ton kazał m i zwątpi ć , c zy na pewno poi nform ował em j ą o s woi c h zam i arac h. Może to dl atego tak s i ę wś c i ekał a. B ył em wprawdzi e abs ol utni e przekonany, że o tym rozm awi al i ś m y, al e ni e um i ał em przypom ni eć s obi e m om entu s am ej rozm owy. To m ni e przerażał o. P am i ętał em tyl ko, że krótko po tym , j ak
zł apał em Izol anta za wł os y na gł owi e i ws trzyknął em m u zatrutą krew, wróc i ł em do dom u i rozm awi al i ś m y z Chri s ti ne w s al oni e, a potem s trac i ł em przytom noś ć i ś ni ł em naj gors zy, naj bardzi ej s urreal i s tyc zny kos zm ar w życ i u.

- T ak, to wł aś ni e zrobi ł em - odparł em bez nam ys ł u. - Otruł em i c h. A teraz i dź po bagaże. Może uda nam s i ę dzi ś wyj ec hać .

- P owodzeni a - powi edzi ał a os c hl e i pos ł ał a m i wym us zony uś m i ec h.

- Dzi ęki .

Dopi ero po wyj ś c i u z ł azi enki pom yś l ał em o J es s i c e i s erc e na c hwi l ę przes tał o m i bi ć . Obej rzał em s i ę przez ram i ę. W s zędzi e panował a m artwa c i s za, przedpokój aż wi brował od napi ęc i a. Nagl e poc zuł em s i ę tak, j akbym zos tał s am na ś wi ec i e.

- Chri s ti ne?

- T ak? - odezwał a s i ę z s ypi al ni .

- Gdzi e J es s i c a?

- U s i ebi e.

Zaj rzał em do pokoj u J es s i ki . Zam kni ęte żal uzj e odc i nał y wi ęks zoś ć ś wi atł a.

Lal ki s tał y w rządku na kom odzi e; paru brakował o, pewni e trafi ł y do torby, która s tał a obok ł óżka. Ni e był o równi eż m i s i a.

J es s i c a l eżał a w ł óżku, c i c ha, ni eruc hom a, j ak w ś pi ąc zc e. P ods zedł em do ni ej , pogł as kał em j ą pal c em po c zol e i poc ał ował em del i katni e w pol i c zek.

background image

- Ni e bój s i ę - s zepnął em . - Zabi orę c i ę s tąd.

Zs zedł em na parter, do kuc hni . Napi ł em s i ę wody, al e ni e m i ał em apetytu i pos tanowi ł em ni c w s i ebi e ni e wm us zać . J eś l i ws zys tko pos zł o zgodni e z pl anem , ni edł ugo zobac zę s c eny, przy któryc h peł ny żoł ądek ni e był by ws kazany.

Nagl e zm rozi ł o m ni e przec zuc i e, że m oże zał atwi eni e s prawy w ten s pos ób wc al e ni e był o naj l eps zym pom ys ł em . A l e… Opróc z l odowatej zgrozy c zuł em także pł om i eń entuzj azm u, który c hroni ł m ni e przed tym wewnętrznym zi m nem i kazał m i wal c zyć do końc a, j akby gdzi eś z poddas za s pł ynęł a na m ni e s i ł a, która m ną
poki eruj e.

203

Ni e m ogł em teraz zrezygnować . W ł ożył em buty i wys zedł em z dom u.

background image

42.

P owi etrze był o l odowate, za to s am dzi eń - naj bardzi ej s ł onec zny w c ał ym roku. Ni e m i ał em poj ęc i a, j aki j es t dzi eń tygodni a. K i edy os tatni raz s i ę tym i nteres ował em (c zyl i w bl i żej ni eokreś l onej przes zł oś c i ), m i el i ś m y grudzi eń, okoł o pi ętnas tego. Rany, c zyl i teraz m ogł o być B oże Narodzeni e. A l bo nawet Nowy Rok.

W c hodząc do l as u, s poj rzał em w dół . B ył em c i ekawy, c zy m oj e s topy dotykaj ą zi em i . W e ś ni e, w którym zabi ł em P age’ a, wydawał o m i s i ę, że unos zę s i ę tuż nad powi erzc hni ą gruntu. Mi ał em wtedy wrażeni e, że l as wyc i ąga po m ni e ręc e, ponagl a m ni e, j akby ł ąc zył a m ni e z ni m j akaś nadzwyc zaj na wi ęź. Teraz j ednak
wi dzi ał em , że m oc no s tąpam po zi em i , c hoc i aż c zuł em przy tym podobne upo-j eni e j ak wtedy we ś ni e.

W ybrał em naj ł atwi ej s zą ś c i eżkę, tę s am ą, którą poprowadzi ł m ni e P hi l l i p w tam tym pam i ętnym dni u. Otoc zeni e wygl ądał o znaj om o, ws zys tki e s zc zegół y rozpoznawał em , j akbym c zytał drugi raz tę s am ą ks i ążkę. W i tał y m ni e te s am e m i ej s c a, drzewa, wzgórza, zaroś l a; del i katna pokrywa ś ni egu s krzypi ał a m i pod
butam i , przydepni ęte gał ązki i i gł y wbi j ał y s i ę gł ębi ej w puc h. Im bardzi ej oddal ał em s i ę od dom u, tym bardzi ej m i ękki s tawał s i ę grunt. T rzas k i c hrobotani e zm i eni ł y s i ę w m l as kani e rozwodni onego bł oc ka. W końc u gęs twi na zrzedł a, drzewa s i ę rozs tąpi ł y i znal azł em s i ę na pol ani e, gdzi e w wi l gotnym powi etrzu s nuł y
s i ę pas m a m gł y.

K am i enny krąg j es t tuż-tuż, na l ewo s tąd. Dos ł owni e dwa kroki . W ej dź tam z tą s am ą pewnoś c i ą s i ebi e, która c i ę tu przywi odł a. Ni ec h l as prowadzi c i ę i c hroni … Ni e trać wi ary, Mi c hael . Naj gors ze m as z j uż za s obą. P ogódź s i ę z tym , c o znaj dzi es z. S aga dobi ega końc a.

P od warunki em że W i el ki P l an to przewi dzi ał …

S zedł em dal ej . Mgł a zgęs tni ał a i podni os ł a s i ę na wys okoś ć m oj ego pas a. Do tej pory uważał em um i ej ętnoś c i Izol antów za c oś zupeł ni e natural nego, s kutek i c h ni ezwykł ej s i ł y fi zyc znej i i ns tynktownej wol i przetrwani a w s urowym kl i -m ac i e. T ym c zas em byl i przec i eż i ntel i gentni , i to w s topni u wys tarc zaj ąc ym do
podporządkowani a s obi e przeds tawi c i el i s ł abs zej ras y - l udzki c h m i es zkańc ów 204

A s hborough. W tym także ni żej podpi s anego.

Z pozoru wydawal i s i ę zm utowanym i l udźm i .

A l e m oże wc al e ni m i ni e byl i ?

Opar otul ał m ni e c oraz c i aś ni ej , gdy rozważał em tę m ożl i woś ć . W tej m gl e i w tym l es i e krył s i ę j aki ś ś wi adom y byt, c zuł em to. W i dzi ał em . I nagl e s tał o s i ę dl a m ni e oc zywi s te, że to j em u Izol anc i zawdzi ęc zaj ą s woj e i s tni eni e i ni eprze-c i ętną żywotnoś ć . Mi kroorgani zm , który odkrył em , ni e wzi ął s i ę zni kąd. Ni e
m us i ał em s zukać odpowi edzi dal ej ni ż w s woi m ś ni e, w którym ol brzym i zł otooki dem on wynurzył s i ę z l eś nej gł us zy i zgwał c i ł m oj ą żonę. Rogata bes ti a…

Obj awi ł a m i s i ę, żebym zrozum i ał , że to ona s preparował a m i kroba i zas zc zepi ł a go wybranym przez s i ebi e os obni kom , aby s tworzyć nową ras ę.

Gdyby był zwyc zaj ną bakteri ą, rozni ós ł by s i ę dal eko poza grani c e A s hborough.

Mi as tec zko i okal aj ąc e j e l as y s tanowi ł y wygodną bari erę dl a j ego eks pans j i .

T o był kol ej ny przykł ad i c h wol i przetrwani a. A m oże przej aw s kutec znoś c i dem ona, któryc h i c h s tworzył ?

Rozs ądek podpowi adał , że Izol anc i wc al e ni e s ą zwyc zaj nym i prym i tywam i .

Rządzi ł a ni m i i nna, wyżs za s i ł a. B l as k w i c h ś l epi ac h był c zym ś i nnym ni ż, j ak s ądzi ł em , s kutki em ni ezbyt s kom pl i kowanej reakc j i c hem i c znej .

K i edy j uż zac zął em m yś l eć o ni c h w ten s pos ób, i c h tal enty ps yc hi c zne równi eż wydał y m i s i ę oc zywi s te. Ni e był o c i eni a wątpl i woś c i , że potrafi ą m ani pul ować s woi m i wrogam i . K ontrol owal i c ał e m i as tec zko, rządzi l i ni m ni epodzi el -ni e, i ni e był y to rządy oparte wył ąc zni e na s i l e i zas tras zeni u. W pł ywal i bezpo-

ś redni o na um ys ł y m i es zkańc ów: m ni e kazal i uwi erzyć , że j eś l i porozm awi am z Chri s ti ne, zgi ni e, a j ej zas ugerowal i , że regul arni e odwi edza gi nekol oga. Na dobrą s prawę wc al e ni e m us i ał a być w c i ąży! P rawdzi wą wł adzę dawał a i m ni e s i ł a i groźby, l ec z zdol noś ć tworzeni a i l uzj i (c hoc i aż i c h agres ywne us pos obi eni e
był o oc zywi s te i ni e nal eżał o go l ekc eważyć ). Ni e wi edzi ał em j uż, j ak odróżni ć prawdę od fi kc j i .

Mgł a podni os ł a s i ę j es zc ze wyżej i s powi ł a m ni e dokum entni e. W ydawał a m i s i ę w ni ewytł um ac zal ny s pos ób żywa, ki edy pul s ował a wokół m ni e i wi rował a j ak wzbi ty ponad m ors ki e dno m uł . W j ej uś c i s ku c zuł em s i ę m al utki , ni c ni eznac ząc y i ś l epy; m i ał em wrażeni e, że brnę pros to w puł apkę, z której ni e będzi e j uż
uc i ec zki . P róbował em s obi e wm ówi ć , że hantawi rus zrobi ł s woj e i ni e m am s i ę c zego bać .

205

Ni e m as z s i ę c zego bać ? Naprawdę m yś l i s z, że wi rus zadzi ał ał na dem ona?

P rzec i eż to był tyl ko s en… prawda?

Ni gdy przedtem ni e m i ał em tyl u pytań, na które ni e znał em odpowi edzi .

Drzewa s i ę przerzedzi ł y, m gł a rozwi ał a i zobac zył em przed s obą kam i enny krąg. W s zedł em do ś rodka, rozgl ądaj ąc s i ę na ws zys tki e s trony. Z poc zątku panował a c ał kowi ta c i s za, al e j uż po c hwi l i zm ąc i ł j ą ś m i ec h: gardł owy, oc hrypł y, s zyderc zy. S paral i żował m ni e; s erc e prawi e przes tał o m i bi ć , pł uc a l edwi e wc i ą-

gał y powi etrze. Mgł a otoc zył a m ni e i deal nym kręgi em , j akbym znal azł s i ę na s c eni e. P rzez m om ent s tał em ni eruc hom o, po c zym pos tąpi ł em krok w s tronę c entral ni e poł ożonego gł azu. Znowu us ł ys zał em ś m i ec h, tym razem gł oś ni ej s zy i dobi egaj ąc y z i nnego ki erunku - a wł aś c i wi e ze ws zys tki c h ki erunków j ednoc ze-

ś ni e, także z góry i z doł u. W ypeł ni ał c ał ą przes trzeń.

Mgł a znów zac zęł a s i ę podnos i ć . Zgęs tni ał a w c hm urę o wym i arac h pół tora na pi ęć m etrów i przybi erał a znaj om y ks ztał t: dem ona z m oj ego s nu. W ś rodku obł oku form ował a s i ę gł owa z dwoj gi em pł onąc yc h zł otem oc zu i dzi urą w m i ej s c u pys ka, z którego dobi egł kol ej ny wybuc h ś m i ec hu. Zł oty bl as k rozś wi etl i ł

m gł ę, dem on m ateri al i zował s i ę c oraz s zybc i ej . Mi ał c i em ną s kórę. Mi ęś ni e rys ował y s i ę wyraźni e na wi j ąc yc h s i ę bezł adni e ram i onac h i nogac h. Zł ote żył y pul s ował y w c ał ym c i el e i rozś wi etl ał y od ś rodka c zas zkę, uwypukl aj ąc s ześ ć rogów i zapl ec i one wł os y. S terc ząc y z pas zc zy gruby, c zarny j ęzyk oc i ekał j adem ,
który s yc zał , s kapnąws zy na zi em i ę. P otwór był j uż prawi e kom pl etny, j ak w m oi m ś ni e; na m oi c h oc zac h żół te s zpony wyros ł y m u z pal c ów, ki edy s i ęgnął w dół , aby uj ąć w dł oni e zdeform owane prąc i e, które buc hał o kł ębam i m gł y j ak koc i oł parą.

B es ti a zadarł a ł eb i z j ej pi ers i wydobył s i ę ryk, j aki ego ni gdy wc ześ ni ej ni e s ł ys zał em . Leś ne owady uc i c hł y, a huraganowy podm uc h zatrząs ł gał ęzi am i ws zys tki c h drzew. Zi em i a zadrżał a.

B ył em przerażony i gotowy na ś m i erć . S twór s poj rzał na m ni e z góry rozj a-rzonym i ś l epi am i i obnażył zęby. Form uj ąc e s i ę z m gł y wargi nabrzm i ał y j ak bal ony, ods ł ani aj ąc zi el ono-c zarne ki kuty zębów w zac zerwi eni onyc h dzi ąs ł ac h.

W i atr j es zc ze s i ę wzm ógł ; pi erws ze konary zac zęł y pękać z trzas ki em .

Nagl e potwór s i ę rozwi ał , równi e s zybko j ak przed c hwi l ą s i ę zm ateri al i zował . Mgł a wi rował a w podm uc hac h wi atru, c oraz s zybc i ej i c oraz gwał towni ej .

W i c hura wym i otł a z kręgu c ał y ś ni eg i l i ś c i e. Otworzył s i ę wł az prowadząc y do 206

l egowi s ka Izol antów. Mgł a, która j es zc ze przed c hwi l ą był a dem onem , zakręc i ł a s i ę nad otworem , tworząc potężny wi r, i zos tał a wes s ana do ś rodka.

P rzypł yw adrenal i ny pozwol i ł m i zwal c zyć zm ęc zeni e i na ugi naj ąc yc h s i ę nogac h pods zedł em do wł azu. P otwór z m gł y zni knął , al e wi atr wc al e ni e zel żał .

S zarpał m ną i c i s kał m i w twarz pi ac h i m okry ś ni eg. S tanął em nad wej ś c i em i s poj rzał em na tworząc e krąg kam i eni e, ni ewzrus zone i przerażaj ąc e j ak zaws ze.

Zakręc i ł o m i s i ę w gł owi e od i c h wi doku; s c hyl i ł em s i ę, ł api ąc rozpac zl i wi e oddec h, a w końc u ukl ęknął em nad otworem i zaj rzał em w m roc zną c zel uś ć .

Zac zął em s c hodzi ć , pos uwał em s i ę tunel em ani zbyt s zybko, ani zbyt wol no, c ał y c zas w dół , w c i em noś ć . Ni c ni e wi dzi ał em . Zdawał em s obi e s prawę, że j eś l i przypadki em s kręc ę w któryś z boc znyc h korytarzy, m ogę j uż ni e znal eźć drogi powrotnej . Dl atego ze ws zys tki c h s i ł s tarał em s i ę ni e zboc zyć ze ś c i eżki ;
oddyc hał em równo, m i arowo, s zedł em s pokoj nym kroki em i m ac ał em przed s obą rękam i . W oda i bł oto c hl upotał y m i pod nogam i , s terc ząc e z s ufi tu korzeni e wpl ątał y m i s i ę we wł os y. Raz poś l i znął em s i ę i upadł em w zi m ne bł oc ko, al e pozbi erał em s i ę s zybko i rus zył em dal ej .

S zedł em prawi e kwadrans w c ał kowi tyc h c i em noś c i ac h i zac zynał em s i ę j uż bać , że ni gdy ni e trafi ę do wi el ki ej kom ory, że s kręc i ł em w ni ewł aś c i wą odnogę tunel u i zm i erzam do wyj ś c i a wyprowadzaj ąc ego na j aki eś pol e uprawne. W

końc u j ednak w oddal i zam aj ac zył o m i s ł abe ś wi ateł ko i zac zął em rozeznawać s zc zegół y zi em nyc h ś c i an korytarza. Ni e zabł ądzi ł em . Gł ówna pi ec zara m i es zkal na znaj dował a s i ę dokł adni e przede m ną. S kręc i ł em i znal azł em s i ę dzi es i ęć m etrów od wej ś c i a do ni ej .

Zwol ni ł em kroku.

T utaj także zal egł a l odowata c i s za. P orus zał y s i ę tyl ko pł om i eni e poc hodni .

P ods zedł em j es zc ze bl i żej .

I nagl e j e us ł ys zał em - j ęki ból u i c i erpi eni a. Zni eruc hom i ał em , nas ł uc huj ąc , i s tał em tak przez dobryc h ki l ka m i nut, zbi eraj ąc s i ę na odwagę. K i edy wres zc i e ws zedł em do l egowi s ka, zobac zył em i c h. W s zys tki c h.

T worzyl i ni es końc zoną zbi erani nę wynędzni ał yc h c i ał , j edną wi el ką żał os ną m as ę. W i el u j uż ni e żył o, wi el u dopi ero dogorywał o, al e ni gdzi e ni e dos trzegł em bł ys ku zł otyc h ś l epi .

Z tri um fal nym uś m i ec hem przes zedł em wś ród ni c h, napawaj ąc s i ę s woi m dzi eł em . Dokonał em m as owej egzekuc j i , m ordu na c ał ej ras i e, która teraz 207

m i ał a s i ę s tać pokarm em dl a robac twa. Ni gdy w życ i u ni e c zuł em taki ej s i ł y i wł adzy. W ygrał em . P obi ł em s kurc zybyków.

Zawróc i ł em . B ył em c ał y obol ał y, s pł ywał em potem , kom ary c i ęł y m ni e bez l i -toś c i . W rac ał em do wyj ś c i a, brodząc w c i ał ac h i s taraj ąc s i ę na żadne ni e na-depnąć , gdy nagl e c oś zł apał o m ni e za kos tkę. P azury przec i ęł y m i s kórę. K rzyknął em z ból u. Chory Izol ant trzym ał m ni e za nogę; toc zył pi anę z pys ka, krew i ś l uz
pł ynęł y m u z nos a. Rozpoznał em go po zygzakowatej bl i źni e na pol i c zku: Fenal . J ego ś l epi a zal ś ni ł y przez m om ent, a potem wybl akł y i zs zarzał y. Um arł

na m oi c h oc zac h. Rozl uźni ł c hwyt. Z obrzydzeni em odkopnął em j ego ł apę.

Chc i ał , żebyś m u pom ógł , Mi c hael .

Os tatni raz powi odł em wzroki em dookoł a dum ny ze s woj ego dzi eł a.

W oddal i , w j ednej z ni ezl i c zonyc h wnęk m i es zkal nyc h dos trzegł em bł ys zc ząc ą parę ś l epi . P ał ał y i ntens ywnym bl as ki em , przys zpi l ał y m ni e s poj rzeni em .

background image

W i c h ś wi etl e zobac zył em dł oń z wypros towanym pal c em , wyc i ągni ętą w m oj ą s tronę w os karżyc i el s ki m geś c i e.

Zac zął em rozważać m ał o prawdopodobną m ożl i woś ć , że j eden l ub wi ęc ej s tworów okazał y s i ę odporne na wi rus , gdy ogł us zaj ąc y s kowyt, taki s am j ak ni edawno s ł ys zał em w l es i e, rozdarł c i s zę na s trzępy i s trąc i ł m ni e z powrotem do pi ekł a, z którego na krótko zdoł ał em s i ę wyrwać .

background image

43.

S tał em na s kraj u l as u i patrzył em na s wój dom . W i atr zerwał kol ej ne dwi e des ki z górnyc h oki en. P anuj ąc a w ś rodku c i em noś ć zdawał a s i ę m ni e obs erwować , j akby c zekał a na m ój ruc h.

P owrót zaj ął m i s poro c zas u; c ał e c i ał o m i ał em obol ał e i ni eprzyj em ni e s ztywne, m i ęś ni e j ak w atrofi i , oddec h urywany. Zas tanawi ał em s i ę, c zy tak wł aś ni e wygl ąda zawał wi dzi any od s trony pac j enta. P o wyj ś c i u z podzi em i (c o zaj ęł o m i bl i s ko godzi nę) odpoc zął em c hwi l ę przed wyrus zeni em w drogę powrotną i teraz
powol i zapadał j uż zm i erzc h. W ś wi etl e zac hodząc ego s ł ońc a rzuc ał em na ś c i anę dom u wydł użony c i eń, który zdawał s i ę m ni e przedrzeźni ać , gdy s zedł em przez trawni k. Ni e wi edzi ał em , c zy wys tarc zy m i energi i , aby naprawdę porzuc i ć to m i ej s c e. Zaś m i ał em s i ę gł oś no, j ak wari at, na m yś l o tym , 208

że po ws zys tki m , c o przeżył em , ni e uc i eknę tyl ko dl atego, że zabrakni e m i s i ł y w nogac h.

W s zedł em do dom u przez poc zekal ni ę i powl okł em s i ę do kuc hni , zos tawi aj ąc bł otni s ty ś l ad. W ś rodku był o c i em no, wi l gotno i zi m no. Moj e kroki dźwi ę-

c zał y ni es am owi c i e na kafel kac h. B rzm i ał o to j ak burc zeni e s c horowanego żo-

ł ądka.

- Chri s ti ne?

Zł owi es zc za c i s za wc hł onęł a m ój gł os j ak gąbka wodę. Zakl ekotał y targane wi atrem des ki na oknac h s al onu. P rzy drzwi ac h frontowyc h s tał y dwi e torby, pewni e bagaż J es s i ki i Chri s ti ne s zykuj ąc yc h s i ę do opus zc zeni a A s hborough.

Na i c h wi dok zaś wi ec i ł m i prom yc zek nadzi ei . P oc zuł em przypł yw s i ł . Nadal m i ał em o c o wal c zyć .

- Chri s ti ne? - zawoł ał em przy s c hodac h.

Ni kt m i ni e odpowi edzi ał .

W ys tras zył em s i ę. S erc e zac zęł o m i bi ć w żyws zym rytm i e. Gdzi e one s i ę podzi ał y? Co teraz robi ą? Może ś pi ą, pom yś l ał em bez przekonani a. P om ał u, krok za kroki em , ws zedł em na pi ętro; ponura c i s za przyprawi ał a m ni e o gęs i ą s kór-kę. S pac er na górę był krótki i przerażaj ąc y. Czuł em s i ę j ak s kazani ec , który m a zej ś ć
ze s tatku po wys tawi onej za burtę des c e, gdy w wodzi e roi s i ę od reki nów.

Na górze natyc hm i as t rzuc i ł m i s i ę w oc zy krwawy ś l ad prowadząc y w gł ąb korytarza, do zam kni ętyc h drzwi nas zej s ypi al ni . Dł ugo s i ę w ni ego wpatrywa-

ł em , c zuj ąc przygni ataj ąc e brzem i ę s trac hu i obł ędu. W yobrazi ł em s obi e, że j es tem m ał ą c hał upką na drodze ni epows trzym anej l awi ny bł otnej . Ni e wi edzi a-

ł em , j ak dł ugo wytrzym am j ej napór.

S tanął em przed drzwi am i s ypi al ni . K rwi był o tu wi ęc ej , w dodatku był a roz-m azana, j akby ktoś w ni ą ws zedł . Zac i s nął em s poc oną dł oń na kl am c e i przy-tknął em uc ho do drzwi .

Us ł ys zał em c i c hy j ęk. S kom l eni e.

P rzekręc i ł em kl am kę i pc hnął em drzwi .

Naj pi erw zobac zył em J es s i c ę. S i edzi ał a na krześ l e pod ś c i aną, przy zabi tym des kam i okni e. P rzekrzywi ł a gł ówkę i wpatrywał a s i ę tępo w ł óżko. Oc zy m i ał a zi m ne i ni ewi dząc e, od razu wi ęc dom yś l i ł em s i ę, że j ej obec ny s tan j es t s prawką Izol antów: wygl ądał a tak s am o j ak w pi wni c y dom u s tarej pani Zel l i s .

Cześ ć , Mi c hael !

Źródł em tyc h s ł ów był a os tatni a drobi nka przytom noś c i um ys ł u, której m oj a ś wi adom oś ć rozpac zl i wi e s i ę uc zepi ł a. P odpowi adał a m i , że m us zę przygotować 209

s i ę na znac zni e gors zy wi dok i naj l epi ej zrobi ę, gas ząc od razu pożar obł ędu w s woj ej gł owi e, bo ni e powi ni enem s i ę s podzi ewać , że okol i c znoś c i zewnętrzne m i w tym pom ogą.

Otworzył em drzwi na oś c i eż i zobac zył em m oj ą żonę, kobi etę, którą poprowadzi ł em do oł tarza i której ś l ubował em m i ł oś ć , wi ernoś ć i uc zc i woś ć m ał żeń-

s ką oraz że j ej ni e opus zc zę aż do ś m i erc i . Leżał a na ł óżku naga, w kał uży krwi , z gł ową opartą pod ni ewygodnym kątem o wezgł owi e i s zeroko rozł ożonym i nogam i . J ej rozrzuc one na boki ręc e zac i s kał y s i ę i rozl uźni ał y s pazm atyc zni e, m nąc zakrwawi oną poś c i el . Ni e m i ał a j uż wi el ki ego brzuc ha. Gdzi eś w pokoj u
m us i ał o s i ę znaj dować dzi ec ko. Nas ze dzi ec ko.

Rus zył em w j ej s tronę. Zobac zył em krew na ram i e ł óżka, na podł odze, na ś c i anac h… B ył a ws zędzi e.

W rzas nął em przeraźl i wi e.

Mój krzyk poni ós ł s i ę ec hem po dom u przy Harl an Road 17, dom u nawi e-dzanego przez żyj ąc e duc hy. Nagl e zdał em s obi e s prawę, że ni kt i ni c ni e pows trzym a pi eni ąc ego s i ę w ni m zł a, które będzi e trwał o m i m o ws zel ki c h przes zkód. B ył o to równi e pewne i oc zywi s te j ak m oj e wrzas ki . Obł ęd… T ak, w koń-

c u obł ęd zwyc i ężył . Czuł em to. W ys koc zył na m ni e, s i ekąc ogni em z obu l uf, a j a m i ał em przed oc zam i zł otooki ego l eś nego dem ona, którego obec noś ć wyzwal ał a ws zys tko c o naj l eps ze u j ego potom s twa i ws zys tko c o naj gors ze u wrogów, pros tyc h m i es zkańc ów A s hborough, którzy przybyl i tu w pos zuki wani u uroków
wi ej s ki ego życ i a. K ons ekwenc j e tej przeprowadzki okazał y s i ę nadzwyc zaj krwawe.

Oc zywi ś c i e Chri s ti ne us ł ys zał a m ój krzyk. P atrzył em na ni ą kom pl etni e os ł upi ał y. Nas ze oc zy s i ę s potkał y; m oj e był y peł ne ł ez, j ej - peł ne krwi . Um arł a, ni e c i ał em , al e duc hem i um ys ł em z pewnoś c i ą. Is tota, która zaj ęł a j ej m i ej s c e, był a przes zc zęś l i wa, że m oże m i to zakom uni kować . Opętany s twór, który dawni ej był
m oj ą żoną, uś m i ec hnął s i ę s pi erzc hni ętym i wargam i , zl i zał krew z zę-

bów, uni ós ł bi odra i obi em a rękam i uc i s nął s obi e brzuc h. Łożys ko wys trzel i ł o z poc hwy z ohydnym odgł os em , rozdarte, fi ol etowe, oc i ekaj ąc e krwi ą i wodam i pł odowym i . W ykrzyknął em i m i ę J es s i ki , która trwał a w katatoni i , a potem od-wróc i ł em s i ę i zwym i otował em , ni e m ogąc zni eś ć odrażaj ąc ego odoru krwi i kał u.
Odruc h wym i otny s zarpał m i żoł ądek. Znowu s poj rzał em na Chri s ti ne.

W tym s am ym m om enc i e otworzył y s i ę drzwi do ł azi enki .

W ys zł o z ni ej m oj e nowo narodzone dzi ec ko. W ys zł o o wł as nyc h s i ł ac h.

210

P ół c zł owi ek, pół Izol ant, okryty m okrą s i erś c i ą, z twarzą s każoną i zol anc ki -m i genam i tyl ko w j ednym as pekc i e: j ego oc zy l ś ni ł y zł otym bl as ki em . S kręc i ł w m oi m ki erunku. Mi ał tyl ko pół m etra wzros tu i gadzi e s topy, zos tawi aj ąc e m a-zi owaty trop na podł odze. W yc i ągnął em do ni ego ręc e - ni e c hc i ał em go przy-garnąć ,
tyl ko uderzyć . Żół te s zpony oc i ekał y krwi ą i pł ynem owodni owym . P ró-

bował em s i ę c ofnąć , al e naj pi erw wc zepi ł s i ę w m oj ą nogę pazuram i , a potem wbi ł w ni ą drobne, m oc ne ząbki . K opał em go i okł adał em pi ęś c i am i , próbuj ąc s trząs nąć . P okój eks pl odował m oi m krzyki em i j ego l am entem i w tej s am ej c hwi l i J es s i c a nagl e s i ę ożywi ł a. Zobac zył em m ac i upeńki e, s ł abe ś wi ateł ko na
końc u c zarnego tunel u, które j ednak zgas ł o bł ys kawi c zni e, gdy tyl ko uś wi adom i ł em s obi e, że wc al e ni e otrząs nęł a s i ę z katatoni i i ni e zam i erza m i pom óc .

P rzec i wni e! Dos koc zył a do m ni e z rozc api erzonym i rękam i , pars kaj ąc j ak roz-zł os zc zony kot. Chwyc i ł a m ni e za nogi i podc i ęł a, gdy bezs kutec zni e opędzał em s i ę od m ał ego potwora. Us i adł em z i m petem na des kac h; c ał e powi etrze nagl e uc i ekł o m i z pł uc . P otworek ods koc zył ode m ni e, oparł s i ę o drzwi ł azi enki , żeby
zł apać równowagę, i s poj rzał na m ni e s pode ł ba, z pretens j ą w zł otyc h oc zac h.

Cofnął em s i ę pod ś c i anę, wpatruj ąc s i ę w trzy c i ał a towarzys ząc e m i w s ypi al ni .

Oto nowa, ni ekoni ec zni e l eps za rodzi na Cayl e’ ów.

Chri s ti ne peł zał a po ł óżku j ak wąż, dos ł owni e s kąpana we krwi . Dys zał a gł o-

ś no, j ej twarz wykrzywi ał a s i ę w naj dzi wni ej s zyc h grym as ac h, z us t ś c i ekał a pi ana. J es s i c a przygł adzi ł a kos zul kę noc ną, która podwi nęł a j ej s i ę na wys okoś ć pi ers i , i ws koc zył a na ł óżko, do m am y. Zac hi c hotał a po dzi ewc zęc em u i zl i zał a krew z pal c ów, podobni e zres ztą j ak potworek, który po c hwi l i doł ąc zył do
rodzi ny.

- J es s i c a… - wykrztus i ł em . - K oc hani e, ni e…

P ryc hnęł a ś m i ec hem i rzuc i ł a s i ę w przes i ąkni ętą krwi ą poś c i el . Chri s ti ne pogł as kał a j ą po gł owi e. B l ond l oc zki s pl am i ł a c i em na krew.

- Chri s ti ne, na B oga! Co ty wyprawi as z?! J es teś zahi pnotyzowana! Obudź

s i ę! Otrząś ni j z tego!

S i edzi ał em pod ś c i aną, ogl ądał em rozgrywaj ąc ą s i ę przede m ną m akabres kę i wm awi ał em s obi e, że wys tarc zy i m uś wi adom i ć , że padł y ofi arą hi pnozy, m a-ni pul ac j i um ys ł owej , i że ki edy to zrozum i ej ą, tak j ak to s i ę s tał o w pi wni c y do-m u s tarej pani Zel l i s , będzi em y m ogl i uc i ec gdzi e pi eprz roś ni e, korzys taj ąc z
ni edys pozyc j i Izol antów.

A l e zac zynał o j uż do m ni e doc i erać , że ni e będzi e żadnego rodzi nnego exo-dus u pańs twa Cayl e’ ów. P rzed oc zam i s tanęł y m i ohydne, potworne s c eny.

211

Zobac zył em rogatego potwora z l as u, który przes ł ał m i wi adom oś ć , ki edy l eża-

ł em ni eprzytom ny. Dał m i do zrozum i eni a, że ni e wygram tej woj ny. Cokol wi ek zrobi ę, żeby pognębi ć j ego potom s two, on i tak wróc i , s i l ni ej s zy ni ż przedtem , i przywróc i m u dawną ś wi etnoś ć .

P rzypom ni ał em s obi e, j ak wygl ądał z gi gantyc zną erekc j ą. J ak pos i adł m oj ą żonę.

P rzypom ni ał em s obi e rozm owę z Chri s ti ne s przed pi ęc i u m i es i ęc y, w kuc hni , ki edy powi edzi ał a m i , że j es t w c i ąży. „Mi c hael , używał eś przec i eż gum ek, do c hol ery! ” Zrozum i ał em , że potwór zdążył j uż wtedy dokonać na ni ej gwał tu. W

żył ac h drepc ząc ego po ł óżku z wys zc zerzonym i zębam i dzi ec ka ni e pł ynęł a m oj a krew. Mi ał o geny s woj ego prawdzi wego oj c a, m i es zkańc a l as u. W yroś ni e na hybrydę podobną do s tarej pani Zel l i s i w przys zł oś c i , być m oże, zaj m i e j ej m i ej s c e j ako duc howy przywódc a A s hborough.

background image

S próbował em ws tać , gdy nagl e porazi ł a m ni e ś wi adom oś ć , że w wypadku J es s i ki i Chri s ti ne w grę wc hodzi c oś znac zni e poważni ej s zego ni ż zwykł a hi p-noza c zy pros ta m ani pul ac j a. S poj rzał em , j ak tapl aj ą s i ę we krwi na ł óżku i z c zuł oś c i ą gł as zc zą nowo narodzonego potwora, i znów os unął em s i ę na podł ogę.

J ak na kom endę uś m i ec hnęł y s i ę do m ni e.

Mi ał y zł ote, ś wi ec ąc e oc zy.

Zos tał em pokonany. Mogł em tyl ko tkwi ć tam i patrzeć na dowód tri um fu zł a. B ył em abs ol utni e bezradny, m ogł em j uż tyl ko s i ę poddać . Zwi nął em s i ę w kł ębek, c hc i ał em być j ak naj m ni ej s zy. P ł akał em hi s teryc zni e i m odl i ł em s i ę, żeby na zaws ze zni knąć z tego ś wi ata.

I wkrótc e zni knął em .

E P ILOG

K i edy wi el e godzi n późni ej dos zedł em do s i ebi e, Chri s ti ne, J es s i ki i m ał ego potwora ni gdzi e ni e był o. Ni e s zukał em i c h. W i edzi ał em , że ni e m a i c h w do-m u… P ewni e i ntui c j a. A m oże po pros tu m ni e to ni e i nteres ował o?

Zs zedł em na parter. Torby nadal s tał y przy wej ś c i u. Mógł bym wzi ąć j edną z ni c h i po pros tu wyj ś ć z dom u, przekonać s i ę, j ak dal eko pozwol ą m i s i ę oddal i ć , zani m zał atwi ą m ni e tak j ak Farri s a. W i edzi ał em j uż, że próba uc i ec zki oznac za pewną ś m i erć , al e nawet j eś l i pers pektywa ryc hł ego zgonu s tał a m i s i ę
oboj ętna, ni e c hc i ał em i m dawać s atys fakc j i pł ynąc ej z zabi c i a m ni e. W zi ął em prys zni c i pos zedł em s pać . S pał em bardzo, bardzo dł ugo.

P o przebudzeni u pos zedł em do bi bl i oteki , zebrał em ws zys tko, c zego m ogł em potrzebować , zgarnął em c ał e j edzeni e z dom u i zam knął em s i ę tutaj , w pi wni c y, gdzi e do dzi ś s i edzę. Od zni kni ęc i a m oj ej rodzi ny upł ynęł y m oże ze dwa tygodni e.

Zam i erzał em zrel ac j onować wydarzeni a, które rozegrał y s i ę przy Harl an Ro-ad pod num erem 17, i wydaj e m i s i ę, że nagrywaj ąc s woj e ws pom ni eni a, os i ą-

gnął em c el . Mam s zc zerą nadzi ej ę, że nagrani a trafi ą do rąk s ł uc hac za pozba-wi onego uprzedzeń, c hoc i aż wi em , że j eś l i taki przybędzi e do A s hborough, trudno m u będzi e wyj ec hać .

Tak c zy i nac zej , m oj a rol a s i ę s końc zył a. P ozos tał a m i j es zc ze tyl ko j edna de-c yzj a, drogi s ł uc hac zu. J eżel i ni e znaj dzi es z m ni e ni gdzi e w pobl i żu, oznac za to, że pos zedł em s zukać Chri s ti ne i J es s i ki i m ogł em paś ć ofi arą dem ona. W ątpi ę j ednak, żeby pozwol i ł m i s i ę wym knąć po tym , j ak wym ordował em tyl u j ego
potom ków. S podzi ewam s i ę rac zej , że będzi e c hc i ał przedł użyć m oj e c i erpi eni a, c o c zyni bardzo s kutec zni e, zos tawi aj ąc m ni e w s pokoj u tutaj , w m oi m dom u.

Inna m ożl i woś ć j es t taka, że naprawdę uc i ekł em z A s hborough, c hoc i aż to akurat wydaj e m i s i ę ni ezwykl e m ał o prawdopodobne.

Drugi m wyj ś c i em j es t s am obój s two, do którego na ws zel ki wypadek poc zyni -

ł em s tos owne przygotowani a. Na s tol e przede m ną l eży s trzykawka z krwi ą za-każoną hantawi rus em . J eżel i przy dyktafoni e znaj dzi es z m oj e c i ał o, będzi es z 213

wi edzi ał , j aką dec yzj ę podj ął em . Życ zę c i wi ęc ej s zc zęś c i a w próbac h wym kni ę-

c i a s i ę Izol antom .

Żegnam c i ę teraz, drogi s ł uc hac zu. Dzi ękuj ę za poś wi ęc ony m i c zas i uwagę.

Za j edno i drugi e j es tem c i s zc zerze wdzi ęc zny.

Dobranoc .

Ci em na pi wni c a.

Chrapl i wy oddec h.

S zurani e nóg po betonowej pos adzc e. Nerwowe bębni eni e pal c ów o bl at s to-

ł u. W oń wi l goc i .

Gdzi eś na górze bi j e zegar. P rzec i ąg targa pł om i eni em ś wi ec y.

Ręka wyc i ąga s i ę do l eżąc ego na s tol e dyktafonu.

Ni epewny pal ec s zuka przyc i s ku s topu. W c i s ka go.

P rzez dzi es i ęć s ekund s ł yc hać tyl ko c i ężki , gł oś ny oddec h. Ręka s i ęga po s trzykawkę…

P ODZIĘ K OW A NIA

W y mi eni eni poni ż ej (w prz y padk ow ej k ol ej noś c i ) l udz i e z as ł uż y l i na moj ą w dz i ęc z noś ć z a ok az ane mi w s parc i e, z ac hętę i i ns pi rac j ę.

Rodz i na: S herri e Lai mo, A nna Ros e Lai mo, E mma Grac e Lai mo, mama i tata Lai mo, B ob i Larry Lai mo (dz i ęk i z a w y k upi eni e ty l u egz empl arz y A tm o-s phere, B ob), S amantha i J ohn Hux tabl e, M ary A nn i P at B al l aro oraz c ał a ek i pa z M erc ury B eac h-M ai d.

P rz y j ac i el e i w s pół prac ow ni c y : DonD’ A uri a, S hane S tal ey, Gary A . B raun-bec k , Tom P i c c i ri l l i , Gerard Houarner, Li nda A ddi s on, M att S c hw artz , B ri an Hopk i ns , Gord Rol l o, Gene O ‘Nei l l , J udi Rohri g, B ri an K eene, E do v an B el -k om, J oe Nas s i s e, Dougl as Cl egg, Dal l as M ay r, Gordon Li nz ner, S hannon Gronl ey i
E k o K real z J eans To Go, P erry Tepper, J ohn E v ers on, Greg F Gi fu-ne, Charl ee J ac ob, M i c hael A rnz en, J ac k Fi s her, Garrett P ec k i Cl i v e B ark er, k tóry popros i ł mni e o dedy k ac j ę w moj ej k s i ąż c e.

K orz y s tał em

z

w y ni k ów

badań

publ i k ow any c h

na

s tronac h

w w w .may oc l i ni c .c om oraz w w w .mi c robew orl d.c om.

K s i ąż k ę pi s ał em na Long Is l and Rai l Road oraz w k aw i arni B arnes & No-bl e w M el v i l l e, w s tani e Now y J ork .


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Laimo Michael Głebia ciemności
Michael Connelly Ciemność mroczniejszo niż noc
Michael Grant Gone faza piąta ciemność fragment
Ciemnosc mroczniejsz niz noc Michael Connelly
Connelly Michael Harry Bosch 07 Ciemność mroczniejsza niż noc
Jadro Ciemnosci interpretacja tytulu
Michaels Leigh Sprzedaj mi marzenie
Michaels Fern Światła Las Vegas 03 Żar Vegas
Chadda Sarwat Pocałunek anioła ciemności 01 Pocałunek Anioła Ciemności
Michaels Leigh Kim jesteś Święty Mikołaju
Karta postaci do systemu Glebia Przestrzeni
CIEMNOŚĆ TERAZ PANUJE, Wiersze Teokratyczne, Zakańczające wieczorne czaty
Głębia
Michaels Leigh Siła perswazji
Conan 63 Conan i Prorok Ciemności
6) Wyznaczanie stałej Michaelisa Menten (Km), Vmax oraz określanie typu inhibicji aktywności fosfata
Strach i ciemnosc, ezoteryka
!jest już ciemno - Feel, kwitki, kwitki - poziome
Jądro ciemności, OPRACOWANIA LEKTUR , STRESZCZENIA

więcej podobnych podstron