Kornel Filipowicz - "MI DZY SNEM A SNEM" (1980)
Ę
/Opowiadanie autobiograficzne, osobiste, intymne. Narrator przywo uje wspomnienia o zapomnianej ju
ł
ż
znajomej z m odo ci. Rzeczywisto
przeplata si tutaj z krain onirycznych roje , snów na jawie, snów
ł
ś
ść
ę
ą
ń
mi dzy snami. Formalnie trudny literacki zabieg, w opowiadaniu Filipowicza udany./
ę
Mój dawny przyjaciel mieszka od czasów wojny za granic , ale prawie co roku przyje d a do kraju.
ą
ż ż
Twierdzi, e sprowadzaj go tu jakie interesy, ale podejrzewam, e a dnych interesów w kraju nie ma.
ż
ą
ś
ż ż
Przyje d a by cz ciej. My l , e po prostu przyje d a przez pewien sentyment do kraju, w którym si
ż ż ł
ęś
ś ę ż
ż ż
ę
urodzi , i miasta, gdzie si wychowa . Ale sentymenty nale
przecie tak e do naszych ludzkich
ł
ę
ł
żą
ż
ż
interesów.
Kiedy odprowadzam go do hotelu, prosi mnie, abym "tak nie lecia ", bo ma zadyszk . Zwalnia kroku,
ł
ę
coraz to przystaje przed jak
kamienic , patrzy w gór , w okna na drugim czy trzecim pi trze, czasem
ąś
ą
ę
ę
wchodzi w bram . Ja tak e przystaj , widz go, jak idzie w g b ciemnego korytarza, przechodzi nim na
ę
ż
ę
ę
łą
podwórze, potem wraca. Nie wiem, co tam si spodziewa znale , bo nie ma tam ju l usarza ani
ę
ł
źć
żś
wytwórni ko der. Stoi tam oparty o c ian motocykl bez kó , le y przewrócony pojemnik, pi trzy si
ł
ś
ę
ł
ż
ę
ę
sterta m ieci.
ś
- Szuka e czego ?
ł ś
ś
- Bo ja wiem? Szuka em, nie szuka em. Co mi si przypomnia o, co mi si zdawa o. Ale chyba
ł
ł
ś
ę
ł
ś
ę
ł
zapomnia em.
ł
Chodzimy ulicami miasta, które ja znam na co dzie , a on widzi tylko raz na rok, nic wi c dziwnego, e
ń
ę
ż
czasem co mu si nie zgadza. Jemy obiad w restauracji i przy stole rozmawiamy. Rozmawiamy
ś
ę
przewa nie o sztuce, malarstwie i muzyce, czasem o polityce, filozofii lub religii, coraz rzadziej
ż
wspominamy. Zapewne starzejemy si lub, powiedziawszy inaczej - zmieniamy si . Te zmiany nie s
ę
ę
ą
zbyt uchwytne, gdy widujemy si stosunkowo cz sto. czasem tylko spostrzegamy u siebie co , czego
ż
ę
ę
ś
przed rokiem nie by o, jak
zmarszczk ko o ust, fa d na szyi, plamk na skórze - zupe nie drobne
ł
ąś
ę ł
ł ę
ę
ł
rzeczy. Nic wi cej. Gdyby my si widywali raz na dwadzie cia lat, zmiany by yby atwe do zauwa enia.
ę
ś
ę
ś
ł
ł
ż
Wi c rozmawiamy, czasem wspominamy. Zdaje mi si , e przed kilkunastu laty mieli my jakby wi cej
ę
ę ż
ś
ę
tematów do rozmowy. By mo e te , e mieli my wi cej wspomnie . Ale co si z nimi mog o sta , z
ć
ż
ż ż
ś
ę
ń
ę
ł
ć
tymi wspomnieniami? Najpierw mieli my wspomnienia, a potem przestali my je mie ? Bzdury jakie
ś
ś
ć
ś
wypisuj . Po prostu zacz li my mie nowe, pó niejsze i osobne wspomnienia. Ale do starych
ę
ę ś
ć
ź
wracali my tak e, chocia , jak mówi em, coraz rzadziej. Rzecz szczególna, e je li wracali my, to do
ś
ż
ż
ł
ż
ś
ś
coraz starszych.
Pewnego razu, by o to chyba jakie pi
lat temu, przyjaciel mój opowiedzia mi, e n i a mu si
ł
ś ęć
ł
ż ś ł
ę
dziewczyna, która mia a na imi Agnieszka, nazywali my j Agna, i chadza a cz sto do naszej kawiarni,
ł
ę
ś
ą
ł
ę
w której na ogó wszyscy si znali. Mój przyjaciel spyta , czy pami tam t dziewczyn ? Pami tam j
ł
ę
ł
ę
ę
ę
ę
ą
dobrze, by a przecie bardzo adna, ale w tym czasie by em ju zaj ty kobiet , która sprawi a, e
ł
ż
ł
ł
ż
ę
ą
ł ż
wszystkie inne widzia em troch jak za mg . Pami tam, e Agna mia a wyj tkowo pi kne, dlugie,
ł
ę
łą
ę
ż
ł
ą
ę
spadaj ce na ramiona w osy o odcieniu jakby z otawym, przez co jej niebieskie oczy wydawa y si
ą
ł
ł
ł
ę
jeszcze bardziej b kitne. Mia a bardzo w ie
cer i adne zgrabne r ce. Kto tam mo e z ni
łę
ł
ś
żą
ę ł
ę
ś
ż
ą
romansowa , ale nie ja, ani nikt z moich bliskich znajomych.
ł
- Ta Agna mia a w sobie co ...
ł
ś
- Przespa e si z ni ?
ł ś ę
ą
- Nie - widz c mój u miech doda : - przysi gam, e nie! Ale by a cudna. Pami tasz, jak mia a cer ,
ą
ś
ł
ę
ż
ł
ę
ą
ł
ę
jakie oczy, u miech? Jaki dwuznaczny, przy jej anielsko-dziecinnej urodzie. To by o szalenie rajcowne.
ś
ś
ł
- W porównaniu z nami by a wtedy jeszcze okropn gówniar , mia a osiemna cie, najwy ej
ł
ą
ą
ł
ś
ż
dziewi tna cie lat, bo wiem, e by a na pierwszym roku historii sztuki czy archeologii.
ę
ś
ż
ł
- Tak, co takiego studiowa a - powiedzia mój przyjaciel i zamy li si ; potem, jakby pod wp ywem
ś
ł
ł
ś ł ę
ł
energii, która w niego nagle wst pi a, doda : - Nie wiesz, co si z ni sta o?
ą ł
ł
ę
ą
ł
- Poj cia nie mam. Straci em j z oczu w trzydziestym dziewi tym roku.
ę
ł
ą
ą
- S uchaj, bardzo ci prosz , dowiedz si , co si z ni dzieje - powiedzia , wpatruj c si przenikliwie w
ł
ę
ę
ę
ę
ą
ł
ą
ę
moje oczy. - Dowiesz si ?
ę
- B d si stara .
ę ę ę
ł
Stara em si . Nie pierwszy raz by em przez niego poproszony o to, aby si dowiedzie o czyje losy, po
ł
ę
ł
ę
ć
ś
to tylko, e by mój przyjaciel móg potem us ysze , e kto , kogo znali my czterdzie ci lat temu - y je
ż
ł
ł
ć ż
ś
ś
ś
ż
albo nie y je. Wyk ada na uniwersytecie w Lublinie albo w Berkeley. Umar , o eni si , wy ysia ,
ż
ł
ł ż ł ę
ł
ł
owdowia . Zgin na wojnie albo w partyzantce. A kobieta, o któr tak si dopytywa , wysz a ju dawno
ł
ął
ą
ę
ł
ł
ż
za m , umar a na raka piersi, ma dwoje doros ych dzieci, jest gruba jak beczka, chuda jak wiór,
ąż
ł
ł
przemalowa a w osy na rudo albo na niebiesko. Czasem nie mog si niczego dowiedzie , gdy ludzie,
ł
ł
ę ę
ć
ż
o których si dopytywa em, rozp yn li si w niepami ci, jakby nigdy nie istnieli. Nie wiem doprawdy, o
ę
ł
ł ę
ę
ę
co mojemu przyjacielowi tak naprawd chodzi, na co mu s potrzebne te informacje? Bo nigdy nie prosi
ę
ą
mnie o adresy, nie pisze do tych, którzy y j i nie odwiedza na cmentarzu umar ych. Zadowala si jakby
ż ą
ł
ę
tylko samym dalszym ci giem. Przyjmuje do wiadomo ci, e jedni y j , drugich grzebie w pami ci. I
ą
ś ż
ż ą
ę
zamyka rachunek.
Poszukiwanie ludzi trzeba najpierw zacz
od wywo ania ich w pami ci w asnej. Wydawa oby si to
ąć
ł
ę
ł
ł
ę
naj atwiejsze, có bowiem prostszego, jak przypomnie sobie kogo , kogo si zna o? Ba! Niektórzy
ł
ż
ć
ś
ę
ł
ludzie, to prawda, staj w pami ci jak na zawo anie - blisko, s wyra ni, czekaj cierpliwie, póki si im
ą
ę
ł
ą
ź
ą
ę
nie przyjrzymy. Odchodz pos usznie, aby ust pi miejsca innym. Ale s tacy, których przywo a jest
ą
ł
ą ć
ą
ł ć
bardzo trudno. Ich postacie - rozpadaj si . Ich twarze dziel si na plamki i punkty, które rozsypuj si ,
ą ę
ą ę
ą ę
oddalaj si od siebie. Obraz zasnuwa si jakby mg , zamazuje, niknie i tylko z najwi kszym
ą ę
ę
łą
ę
mozo em, próbuj c po wielokro , udaje si nam go na chwil zatrzyma , aby móc przekaza innym, to
ł
ą
ć
ę
ę
ć
ć
znaczy opowiedzie , jak ci ludzie wygl dali.
ć
ą
To zabawne, e Agnieszka, cho si ni w tamtych czasach ma o interesowa em, zjawia a si na ka de
ż
ć ę ą
ł
ł
ł
ę
ż
zawo anie tak doskonale widoczna, wyra na, niemal materialna, e mog em zobaczy nawet szczegó y
ł
ź
ż
ł
ć
ł
jej ubrania. Nie mia em wi c a dnych trudno ci, gdy chcia em opisa jej wygl d osobom, które mog yby
ł
ę ż
ś
ł
ć
ą
ł
co o niej wiedzie . Niestety, przez d ugi czas Agnieszka by a tak nieuchwytna, e mog o si zdawa , i
ś
ć
ł
ł
ż
ł
ę
ć ż
by a tylko wytworem naszej fantazji. Mimo moich bardzo dok adnych opisów nikt jako nie móg sobie
ł
ł
ś
ł
jej przypomnie . A pewnego razu wreszcie trafi em na jej l ad; okaza o si , e Agna nie by a tylko
ć ż
ł
ś
ł
ę ż
ł
produktem naszej imaginacji. o na pewnego lekarza, któr bardzo dobrze znam, przypomnia a sobie
Ż
ą
ł
nagle, e przecie widzia a Agn w kawiarni jeszcze pó n jesieni tysi c dziewi set trzydziestego
ż
ż
ł
ę
ź ą
ą
ą
ęć
dziewi tego roku. Potem ju tylko s ysza a od innych, e Agnieszka pojecha a do Warszawy, a jeszcze
ą
ż
ł
ł
ż
ł
pó niej, e pracowa a gdzie na wsi, w jakim ma ym sklepiku. Prosi em j , aby dowiadywa a si , co si
ź
ż
ł
ś
ś
ł
ł
ą
ł
ę
ę
z Agn dalej dzia o. Przypadkowo te znalaz si jeszcze kto : pewien agronom, który jako m ody
ą
ł
ż
ł ę
ś
ł
student bywa w naszym r odowisku i zna tak e Agn z widzenia, twierdzi , e w tysi c dziewi set
ł
ś
ł
ż
ę
ł ż
ą
ęć
czterdziestym pierwszym roku, uciek szy z niewoli niemieckiej - co za zbieg okoliczno ci - spotyka
ł
ś
ł
Agn na wsi w pewnym dworze, gdzie po ucieczce ukrywa si par dni. By a wtedy guwernantk do
ę
ł ę
ę
ł
ą
dzieci, pokojówk czy mo e tylko s u c . Nie wiadomo, kim by a, ale by a to na pewno ona, bo
ą
ż
ł żą ą
ł
ł
wprawdzie powiedzia a mu, e nigdy w y ciu nie bywa a w naszej kawiarni, ale jej oczy i u mieszek
ł
ż
ż
ł
ś
mówi y co innego. Potem jeszcze kto przypomnia sobie, e widzia j w Warszawie, ju po wojnie. Byli
ł
ś
ł
ż
ł ą
ż
te ludzie, którzy wskutek moich nacisków zacz li mi dostarcza informacji pochodz cych od jakich
ż
ę
ć
ą
ś
dalekich, zupe nie mi nie znanych osób - ale to ju by o czyste fantazjowanie, bo wszystko przesta o si
ł
ż ł
ł
ę
zgadza . Agnieszka mia a mie w tym samym roku raz dwadzie cia dwa lata, potem trzydzie ci pi
ć
ł
ć
ś
ś
ęć
lat, a kiedy indziej by a zupe nie m odziutk , siedemnastoletni dziewczyn . Dosz o do tego, e na
ł
ł
ł
ą
ą
ą
ł
ż
przyk ad w roku tysi c dziewi set czterdziestym drugim Agnieszka istnia a jednocze nie w kilku
ł
ą
ęć
ł
ś
miejscach pod ró nymi postaciami. Wskutek mojej dzia alno ci i wyobra ni moich informatorów
ż
ł
ś
ź
przesta a po pewnym czasie w ogóle istnie . Przyjacielowi mojemu nie potrafi em wi c o niej nic
ł
ć
ł
ę
konkretnego powiedzie . Mog em jeszcze da og oszenie w prasie, ale przyjaciel mój nie y czy sobie
ć
ł
ć ł
ż
ł
tego. Chcia , e by Agnieszka znalaz a si y wa lub umar a, ale w sposób naturalny, poprzez czyje
ł ż
ł
ęż
ł
ś
s owo o niej, wspomnienie, rozmow . (Dziwne co prawda zastrze enie u kogo takiego jak mój
ł
ę
ż
ś
przyjaciel, który na co dzie pos ugiwa si dyktafonami, wideofonami i komputerami). Niestety, ta
ń
ł
ł ę
"naturalna" metoda zupe nie zawiod a. Gorzej: unicestwi a Agn - cho by mo e Agna y a dalej z
ł
ł
ł
ę
ć
ć
ż
ż ł
przemalowanymi z powodu siwizny na czarno w osami, w kraju lub za granic , zupe nie niepodobna do
ł
ą
ł
tej, któr znali my przed czterdziestu laty. y a lub nie y a, ale tak czy owak jakby nie istnia a i w
ą
ś
Ż ł
ż ł
ł
czasie kolejnych wizyt mojego przyjaciela w kraju mia em mu coraz mniej na jej temat do powiedzenia.
ł
Coraz te rzadziej rozmawiali my o niej.
ż
ś
Ostatnio, miesi c temu, przyjaciel mój znów przyjecha do kraju. Jak zwykle zadzwoni do mnie i tego
ą
ł
ł
samego jeszcze dnia zjedli my razem obiad. O Agnieszce tym razem nie by o ju w ogóle mowy. Mój
ś
ł
ż
przyjaciel powa nie si przechorowa , ale wyzdrowia i teraz by o ju wszystko w porz dku.
ż
ę
ł
ł
ł
ż
ą
Rozmawiali my o wydarzeniach dnia dzisiejszego, a tak e o muzyce i literaturze, troch
ś
ż
ę
wspominali my dawne czasy, ale mniej ni zwykle. Potem odprowadzi em go na lotnisko. Po egnali my
ś
ż
ł
ż
ś
si , obiecuj c sobie, e nast pnym razem pogadamy jeszcze o tym i owym. Widzia em go, jak szed z
ę
ą
ż
ę
ł
ł
czarn torb w r ku w kierunku samolotu. Samolot dosy d ugo sta na pasie startowym, jakby nie móg
ą
ą
ę
ć ł
ł
ł
zebra si do lotu, a nagle ruszy , uniós si , pocz wyd u a si w powietrzu, ciemnie i male i
ć ł
ż
ł
ł ę
ął
ł ż ć ę
ć
ć
niebawem znikn . Wróci em autobusem do domu, a poniewa akurat by a pora, w której lubi na pó
ął
ł
ż
ł
ę
ł
godziny si zdrzemn , wi c po o y em si na tapczanie, znalaz em sobie najlepsze miejsce na
ę
ąć
ę
ł ż ł
ę
ł
poduszce dla policzka i najwygodniejsze po o enie dla r k, bioder i nóg. Zapada wczesny, jesienny
ł ż
ą
ł
zmierzch. Wn trze mojego pokoju c iemnia o si , zasnuwa o si jakby mg . Poprawi em jeszcze raz
ę
ś
ł
ę
ł
ę
łą
ł
pozycj cia a, osi gaj c doskona o . Nic mnie nie uwiera o, moje cia o nie styka o si z niczym
ę
ł
ą ą
ł ść
ł
ł
ł
ę
twardym, zimnym ani gor cym. Czu em si jakby zawieszony w powietrzu, a raczej w pró ni, w stanie
ą
ł
ę
ż
niewa ko ci. By em zreszt troch zm czony, bo wsta em tego dnia wcze nie. Przymyka em na chwil
ż ś
ł
ą
ę
ę
ł
ś
ł
ę
oczy, potem otwiera em je i widzia em wn trze mojego pokoju, meble, obrazy, dywany. Wn trze mojego
ł
ł
ę
ę
pokoju nape nia o si mrokiem i kurzem, który powoli osiada na meblach i na wszystkich przedmiotach
ł
ł
ę
ł
i zaciera ich kontury. Pomy la em, e trzeba nareszcie c iany kiedy odmalowa , oczy ci dywany,
ł
ś ł
ż
ś
ś
ć
ś ć
wypra zas ony na oknach i odkurzy ksi ki. Postanowi em zrobi to jak najpr dzej. Zasn em.
ć
ł
ć
ąż
ł
ć
ę
ął
Zbudzi em si na d wi k dzwonka. W pokoju by o ju prawie ca kiem ciemno. Wsta em i dotkn em
ł
ę
ź ę
ł
ż
ł
ł
ął
wy cznika. Rozleg si cichy trzask i wn trze mojego pokoju nape ni o si nagle tak przera liwie ostrym
łą
ł ę
ę
ł ł
ę
ź
w iat em, jakby kto zapali magnezj albo strzeli z flesza. Id c do przedpokoju, pomy la em, e
ś
ł
ś
ł
ę
ł
ą
ś ł
ż
pewnie nagle wzros o napi cie w sieci, zdarza si to czasem. Pomy la em te , e jak moje mieszkanie
ł
ę
ę
ś ł
ż ż
jest dobrze o wietlone, to wcale nie wygl da tak l e, jak mi si zdawa o. Zapali em w iat o w
ś
ą
ź
ę
ł
ł
ś
ł
przedpokoju i mój ciemny zwykle przedpokój ogarn a przenikliwa jasno : obrazy odzyska y kolory,
ęł
ść
ł
szafy zal ni y jakby co dopiero starto z nich kurz. Parkiety p iesznie pod y y na swoje miejsca i u o y y
ś ł
ś
ąż ł
ł ż ł
si w regularny wzór, który wskazywa kierunek, w stron drzwi. Otworzy em zatrzask. Z ciemnego
ę
ł
ę
ł
korytarza wesz a ona, Agnieszka, dziewczyna sprzed czterdziestu lat, której tak d ugo poszukiwa em.
ł
ł
ł
Nie mia em a dnych w tpliwo ci, e to jest Agna. Wzrost, sylwetka, w osy, twarz. Nie, twarzy w
ł
ż
ą
ś ż
ł
pierwszej chwili nie mog em zobaczy , gdy przes oni ta by a ró ow woalk . Dopiero jak unios a nieco
ł
ć
ż
ł
ę
ł
ż ą
ą
ł
woalki, zobaczy em jej twarz: to by a twarz Agny, jej policzki, czo o, usta, nos, jej u miech, maj cy w
ł
ł
ł
ś
ą
sobie co naiwnego i nieodgadnionego jednocze nie, u miech, który rzuca tajemniczy blask na ca jej
ś
ś
ś
ł
łą
posta . To by ten sam u miech, y wy dzi ki temu, e by zmienny, jakby ruchomy, raz ledwie
ć
ł
ś
ż
ę
ż
ł
dostrzegalny w k cikach ust, potem rozkwitaj cy, ogarniaj cy ca twarz, o ywiaj cy policzki i
ą
ą
ą
łą
ż
ą
zapalaj cy oczy. Och, tylko ten bia y plaster, biegn cy sko nie z prawej strony podbródka a po szyj -
ą
ł
ą
ś
ż
ę
jak e j szpeci ! Agnieszka odrzuci a w ty na kapelusz ca woalk . Na jej czole, z lewej strony, od
ż ą
ł
ł
ł
łą
ę
nasady w osów a po brew, bieg sko nie taki sam, szeroki bia y plaster! Czuj , jak serce bije mi bardzo
ł
ż
ł
ś
ł
ę
mocnymi uderzeniami, czuj , e dr , e dr
z trwogi. My l : co jest pod tymi plastrami? Blizny jakie
ę ż
żę ż
żę
ś ę
ś
okropne? Nie goj ce si rany? Miejsca, w których czai si jaka straszna choroba? Agnieszka patrzy
ą
ę
ę
ś
na mnie, czyta moje my li, ale nie przestaje si u miecha , rozchyla lekko wargi, ukazuj c r bek
ś
ę ś
ć
ą ą
pi knych jak per y z bów, tak, zupe nie jak per y, zmniejszaj cych si stopniowo, osadzonych w y wym,
ę
ł
ę
ł
ł
ą
ę
ż
ró owym ciele. W rozchylonych wargach widz koniuszek j zyka. Agnieszka podnosi r ce i powoli
ż
ę
ę
ę
zaczyna zdejmowa d ug , czarn , bardzo modn w a nie teraz, w roku tysi c dziewi set
ć ł ą
ą
ą ł ś
ą
ęć
trzydziestym dziewi tym r kawiczk . Potem, nie przestaj c si u miecha , zdejmuje r kawiczk z
ą
ę
ę
ą
ę ś
ć
ę
ę
lewej r ki. Podnosi praw d o i dotyka ni bia ego plastra przyklejonego do skóry na brodzie i szyi.
ę
ą ł ń
ą
ł
Nie! - chc powiedzie , ale nie mog z siebie wydoby g osu - nie, prosz tego nie robi , niech to
ę
ć
ę
ć ł
ę
ć
b dzie zas oni te tym bia ym plastrem! Ale twarz Agnieszki ja nieje promiennym u miechem, jej
ę
ł
ę
ł
ś
ś
pomalowane na czerwono paznokcie podwa aj róg plastra, jej palce chwytaj i powoli odrywaj
ż ą
ą
ą
plaster. Pod plastrem nie ma a dnej rany ani blizny, jest g adka, y wa i zdrowa skóra. Agnieszka
ż
ł
ż
przek ada r kawiczki do prawej r ki, podnosi lew na wysoko
czo a, i jej lewa r ka robi teraz to
ł
ę
ę
ą
ść
ł
ę
samo, co przed chwil robi a prawa: odrywa powoli plaster, ods aniaj c g adk skór , nie ró ni c si
ą
ł
ł
ą ł
ą
ę
ż ą ą ę
niczym od reszty skóry na jej twarzy, m odej i pi knej. W oczach Agnieszki widz jakby blask
ł
ę
ę
szyderstwa. Chc powiedzie : po co mi pani urz dza takie kawa y, mog a mi pani tego oszcz dzi , to
ę
ć
ą
ł
ł
ę ć
by o zupe nie niepotrzebne, bo wie pani, ja prze y em ju wojn i ró ne takie rzeczy, i bior to na serio.
ł
ł
ż ł
ż
ę
ż
ę
Dlaczego pani chcia a mnie przestraszy ? Tak mi bije serce. Prosz , niech pani wejdzie do pokoju -
ł
ć
ę
mówi , a raczej chc powiedzie , i robi zapraszaj cy ruch r k - ale w tej chwili ga nie w moim
ę
ę
ć
ę
ą
ę ą
ś
mieszkaniu w iat o, które przed chwil jeszcze by o takie o lepiaj ce, i jest teraz ciemno, nie widz nic,
ś
ł
ą
ł
ś
ą
ę
ani swojej wyci gni tej r ki, ani Agnieszki. Ach, to znów elektrownia! Robi mi cz sto takie psikusy,
ą ę
ę
ę
najcz ciej w chwili, kiedy jestem w po owie zdania, w drodze z kuchni do pokoju ze szklank herbaty
ęś
ł
ą
w r kach, kiedy wi
krawat przed lustrem w azience, kiedy patrz na co , kiedy my l o czym , tak,
ę
ążę
ł
ę
ś
ś ę
ś
bo nag e zapadni cie ciemno ci przerywa nawet my lenie. Trwam wi c chwil w ciemno ci, nie widz c
ł
ę
ś
ś
ę
ę
ś
ą
nic i nie my l c o niczym. I budz si - po raz drugi. W moim pokoju panuje ju ciemno , ale nie tak
ś ą
ę ę
ż
ść
czarna i g boka, jak przed chwil we n ie, kiedy zgas o w iat o. Budz si przytomny. Zawsze tak si
łę
ą
ś
ł ś
ł
ę ę
ę
budz . Nie miewam a dnych zamrocze ani pó snów. Otwieram po prostu oczy i wiem, kim jestem i
ę
ż
ń
ł
gdzie jestem. Czasem, je li co n i em, to sen jeszcze chwil trwa na jawie, ale wiem dobrze, co do
ś
śś ł
ę
czego nale y. Wiem, e to s dwa obrazy, jeszcze przenikaj ce si , ale jeden z nich, sen, musi ust pi ,
ż
ż
ą
ą
ę
ą ć
oddali si , znikn . Oddalaj ce si sny zostawiaj po sobie z e lub dobre, ale zawsze bardzo
ć ę
ąć
ą
ę
ą
ł
przejmuj ce uczucia, które trwaj d u ej ni widziane we n ie obrazy. Ale teraz, zbudziwszy si , mia em
ą
ą ł ż
ż
ś
ę
ł
uczucie jakie szczególne. By em ogarni ty wielkim smutkiem, ale nie zna em jego przyczyny. Jakbym
ś
ł
ę
ł
straci kogo bliskiego, tylko nie wiedzia em kogo, a nawet - to ju niedorzeczne - jakbym ja sam umar .
ł
ś
ł
ż
ł
By em pewien, e co si sta o, tylko nie wiedzia em, gdzie i kiedy si to zdarzy o. We mnie czy poza
ł
ż
ś ę
ł
ł
ę
ł
mn ? Obok mnie, daleko, blisko, teraz czy dawno? W pustce i ciemno ci czy w pe ni y cia i w iat a? W
ą
ś
ł ż
ś
ł
jakich wymiarach nieuchwytnych mi dzy snem a snem?
ś
ę