Rozdzia
ł 1
– Jestem umówiona z ekip
ą w poniedziałek o wpół do dziewiątej! – Erin
Casey wpad
ła jak bomba do salonu. – Tym razem obiecują mi emisję w
czasie najwy
ższej oglądalności. – Z impetem usiadła obok siostry. Anna
zamkn
ęła książkę i z westchnieniem rezygnacji położyła ją na stoliku.
– Kto ci to powiedzia
ł? – Jej stoicki spokój zdecydowanie kontrastował z
entuzjazmem Erin.
– Dave. Ma by
ć szefem kamerzystów. Podobno uważają, że ten
reporta
ż to duża sprawa, no i przydzielili go mnie. Czułam, że coś się
wydarzy! Mój horoskop na ten miesi
ąc zapowiada niepowtarzalną okazję.
To na pewno ma co
ś wspólnego z wyborami.
Anna roze
śmiała się.
– Dosta
łaś zgodę na wywiad z premierem?
– Kto wie? Mo
że zależy im na świeżym spojrzeniu.
– Mieliby to jak w banku. Nie przywi
ązuj się za bardzo do tej myśli,
dopóki nie us
łyszysz tego z pierwszych ust. Dobrze wiesz, w jakim tempie
oni zmieniaj
ą zdanie.
– Racja – przytakn
ęła Erin. – Ale nie chcę całe życie robić reportaży o
kolejnej aferze z diet
ą odchudzającą albo o nieuczciwych firmach
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
budowlanych. W poniedzia
łek wszystko się wyjaśni. Co chcesz na kolację?
Dzisiaj ja mam dy
żur w kuchni, więc pomyślałam, że mogłybyśmy pójść do
pizzerii.
– To mia
łaby być domowa kolacja? – zakpiła Anna. – o mnie się nie
martw. Umówi
łam się z Jordanem. Nie tylko tobie przydarzyło się dzisiaj
co
ś ważnego. – Wyciągnęła przed siebie dłoń i o mało nie spadła z kanapy,
poniewa
ż Erin jak zwykle spontanicznie rzuciła się jej na szyję.
– Zar
ęczyłaś się? Kiedy? Dlaczego mi nie powiedziałaś? Pozwalasz mi
gada
ć o jakimś głupim programie telewizyjnym, a sama siedzisz cicho! –
Podziwia
ła gustowny pierścionek z brylantem. – Piękny... Przepiękny. Mogę
przymierzy
ć?
– Za du
ży – ostrzegła ją Anna.
Ściskając wąskie palce, aby pierścionek się nie zsunął, I nie zwracając
uwagi na poobgryzane paznokcie, Erin napawa
ła się jego pięknem.
– Kiedy Jordan ci si
ę oświadczył?
– Dzisiaj. W przerwie na lunch przyjecha
ł do biblioteki, więc od razu się
zorientowa
łam, że coś jest grane. Zabrał mnie na piknik nad rzeką i
niespodziewanie poprosi
ł o rękę. Parę dni wcześniej namówił kierowniczkę
biblioteki,
żeby dała mi dzisiaj wolne popołudnie, więc już wszyscy o tym
wiedzieli. Dziwnie si
ę zachowywali. Przed przerwą pani Heatherton
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
przysz
ła do mnie i powiedziała, żebym coś ze sobą zrobiła, na przykład
poprawi
ła makijaż. Mówiła, że jestem bardzo blada. – Anna spoważniała. –
Jordan nie bardzo wiedzia
ł, jak ma postąpić. Może powinien zapytać ciebie
o zgod
ę?
– Nie
żartuj. – Wcale nie było jej lekko na sercu.
– Ty mnie wychowa
łaś. Ale powiedziałam mu, że czułabyś się
zak
łopotana. Dzisiaj wieczorem powiemy o tym jego rodzicom.
Pomy
ślałam, że w sobotę moglibyśmy to jakoś uczcić. Nic wielkiego. Tylko
nasze dwie rodziny.
– Nie mam nic przeciwko temu. Nie wyobra
żaj sobie jednak, że pozwolę
ci wykr
ęcić się skromnym ślubem.
Mamy pieni
ądze na porządny ślub. Postarałam się o to, kiedy... no
wiesz. – Obj
ęła Annę. – Rodzice bardzo by się ucieszyli. Wiesz o tym,
prawda?
– Mam nadziej
ę. Jestem pewna, że polubiliby Jordana.
– Jak mo
żna go nie lubić? Jest przystojny, miły, zapowiada się na
dobrego prawnika, a poza tym kochasz go. Tylko si
ę nie rozklejaj. Chcesz
si
ę pokazać przyszłym teściom z oczami jak królik?
Anna rozp
łakała się na dobre.
– Wiem,
że nie było ci łatwo. Nieźle dałam ci w kość. Jestem ci
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
bezgranicznie wdzi
ęczna.
– Zostaw to sobie jako temat weselnego przemówienia – przerwa
ła jej
Erin. – Zacznij si
ę szykować. Dochodzi siódma. Dobrze wiesz, jaki Jordan
jest punktualny.
– Lepiej o tym nie mów. Nie wiem, jak zdo
łam się przyzwyczaić do
mieszkania z kim
ś, kto sam wkłada swoje rzeczy do kosza z brudami i
sprz
ąta po sobie.
– B
ędziesz za mną tęsknić – rzekła Erin z uśmiechem. Nie przestając
żartować, pomogła Annie ubrać się na tę okazję, nie omieszkała nawet
przypomnie
ć jej o zabraniu inhalatora na wypadek ataku duszności. –
Lepiej
żebyś nie zaczęła rzęzić nad półmiskiem z homarem.
U
śmiech zniknął z jej twarzy dopiero, gdy wycałowała przyszłego
szwagra, wznios
ła szampanem toast za ich wspólną przyszłość i
odprowadzi
ła oboje do samochodu. Wróciwszy do ogromnego domostwa,
zaduma
ła się z kieliszkiem w dłoni, oglądając fotografie ustawione nad
kominkiem. Mama i tata, u
śmiechnięci, dumnie wyprostowani, przed nimi
jedenastoletnia Anna, troch
ę onieśmielona sytuacją. Na jej twarzyczce,
okolonej kruczoczarnymi lokami, maluje si
ę brzydki cień gniewu – zwiastun
zbli
żającego się, wyjątkowo trudnego okresu dojrzewania.
Zdj
ęcie osiemnastoletniej Erin ze szczeniaczkiem w ramionach. Była
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
wtedy tak samo chuda jak obecnie i mia
ła bardzo podobną, wyskubaną
fryzur
ę. Jedyną różnicą są teraz blond pasemka, które nieco urozmaicają
jej nijakie kosmyki. Ju
ż dawno temu pogodziła się z myślą, że nigdy nie
b
ędą tak bujne jak włosy Anny.
Pog
ładziła uśmiechniętą twarz matki. Świetnie pamięta dzień, w którym
przyj
ęto ją na studia dziennikarskie. Ojciec trzymał gazetę, w której
opublikowano wyniki egzaminów. Jej wysoka
średnia oznaczała, że może
studiowa
ć na uniwersytecie w Melbourne. Była tego dnia bardzo
szcz
ęśliwa. Czy którekolwiek z nich, upozowanych na tle ogrodu w
luksusowej rezydencji w Camberwell, przeczuwa
ło wtedy, że dwa dni
pó
źniej wszystkie ich marzenia legną w gruzach? Ze Marcus i Grace Casey
zgin
ą w wypadku drogowym, a Erin i Anna zostaną sierotami?
– Ona jest szcz
ęśliwa. Nie martwcie się – rzekła do fotografii, odstawiła
j
ą na półkę i ruszyła do kuchni, by zajrzeć do lodówki.
W tym tygodniu to ona mia
ła zrobić zakupy, ale oczywiście, jeszcze ich
nie zrobi
ła. Patrzyła na podejrzanie wyglądającą włoską potrawę i sałatkę z
kurczaka, któr
ą Anna przygotowała sobie na następny dzień. Erin, która
by
ła wegetarianką, ciężko westchnęła.
– Znowu b
łyskawiczny makaron – rzuciła w stronę Hartleya, spasionego
labradora, który drzema
ł w kącie.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Erin lubi
ła być sama. Największą przyjemność sprawiały jej chwile
spokoju, gdy mog
ła medytować lub pisać listy do dzieci, rozsianych na
ca
łym świecie, które wspierała materialnie. Tego wieczoru jednak poczuła
si
ę osamotniona.
Cieszy
ła się szczęściem Anny. Ale, mimo że nienawidziła siebie za to,
czasami by
ła trochę zazdrosna. Uwielbiała swoją pracę, lecz nie wszystko
uk
ładało się po jej myśli. Została reporterką lokalnego programu
telewizyjnego w nadziei,
że będzie to wielki przełom w jej życiu. Nikt jednak
nie przewidzia
ł, że kilka tygodni po tym, jak zaczęła pracować, firma
ograniczy bud
żet, co doprowadzi do odejścia filarów tego programu, a wraz
z nimi najwa
żniejszych tematów.
Jedyna pociecha w tym,
że ograniczony budżet, a co za tym idzie mniej
liczny personel, wp
łyną dodatnio na jej pozycję w redakcji. W rezultacie raz
wyst
ąpiła jako reporter i raz jako współproducent. Na co dzień nadal
zajmowa
ła się tropieniem handlarzy używanymi samochodami i
ujawnianiem oszustw. Jedyn
ą częścią jej ciała, która pojawiła się na
ekranie, by
ła pupa, ponieważ pewnego razu musiała salwować się ucieczką
przez p
łot.
Nie tylko praca wprawia
ła ją w melancholijny nastrój. Fakt, że Anna
wychodzi za m
ąż i opuści ich wspólny dom, uprzytomnił jej, jak ubogie jest
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
jej
życie towarzyskie. W miarę zbliżania się do trzydziestki spostrzegła z
przera
żeniem, że wszyscy znajomi już z kimś się związali, niektórzy nawet
maj
ą dzieci.
Nie potrzebowa
ła mężczyzny do dobrego samopoczucia. Była zbyt
wyzwolona i niezale
żna, by uważać, że szczęście zależy od posiadania
partnera. Ale by
łoby znacznie przyjemniej mieć kogoś u swojego boku.
Kogo
ś, czyja obecność na ślubie Anny, kiedy niewątpliwie będzie jej
druhn
ą, mogłaby zapobiec głupim uwagom w stylu: „ona już trzeci raz
wyst
ępuje w tej roli".
– Daj spokój – powiedzia
ła na głos.
Nie mia
ła nikogo i nie zanosiło się na zmianę.
– To ju
ż było – zaprotestowała, po czym ugryzła się w język. Nie może
poda
ć swoim przełożonym prawdziwych powodów swej reakcji. Szpital
miejski w Melbourne
łączył się ze zbyt wieloma wspomnieniami, by mogła
zrobi
ć o nim obiektywny reportaż. Na samą myśl o nim przeszywał ją zimny
dreszcz. Gdyby jej szefowie wiedzieli,
że to właśnie tam zmarli jej rodzice,
na pewno nawet nie rozwa
żaliby jej kandydatury.
– Od ciebie zale
ży, jak potraktujesz ten temat – przerwał jej rozmyślania
Mark Devlet, szef dzia
łu. – Ludzie chcą wiedzieć, dlaczego tak długo czeka
si
ę na przyjęcie do szpitala, dlaczego brakuje personelu. To jest ogromny
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
materia
ł. Być może poniedziałek albo wtorek byłyby lepsze, ale dyrekcja nie
wyra
ża zgody. Jack twierdzi, że w te dwa dni pacjenci czekają wyjątkowo
d
ługo. Z kolei w sobotę mogą zdarzyć się rzeczy interesujące. Masz zrobić
z tego ciekawy materia
ł. To nieprawda, że były już reportaże z tego
szpitala. Jego dyrekcja po raz pierwszy wyrazi
ła zgodę na obecność kamer.
Jack Duncan od lat zajmuje si
ę tym szpitalem i gdyby nie wybory, sam by
si
ę tego podjął. Musimy kuć żelazo, póki gorące, bo mogą zmienić zdanie.
Przytakn
ęła. Opinia oddziału nagłych wypadków szpitala miejskiego
pogarsza
ła się z dnia na dzień. Pomimo bolesnych, osobistych wspomnień
Erin czu
ła się w dziwny sposób z nim związana. Pamiętała wrażenie
spokoju, jakie j
ą tam ogarnęło, współczucie dyskretnie okazywane jej przez
personel, szacunek, z jakim traktowano jej konaj
ących rodziców. Te
elementy w istotny sposób pomog
ły jej przeżyć kilka następnych, smutnych
miesi
ęcy.
Żal chwycił ją za gardło na wspomnienie jednej z bardziej
dramatycznych chwil: piel
ęgniarka poinformowała ją, że będzie musiała
troch
ę jeszcze poczekać, aż zobaczy rodziców, ponieważ pan doktor
zak
łada im szwy. Potem, gdy zaprowadzono ją do nich, by się z nimi
ostatecznie po
żegnała, nie mogła opanować zdumienia na widok kunsztu
lekarza, który do
łożył wszelkich starań, aby Grace Casey wyglądała jak
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
najlepiej.
Pod naporem wspomnie
ń poczuła, że musi zrobić ten reportaż. Zrobić
wszystko, by pokaza
ć prawdę.
Rzuci
ła Markowi pewny siebie uśmiech.
– Proponuj
ę spojrzeć na to pod zupełnie innym kątem. – Czuła, jak
wzbiera w niej entuzjazm. – Telewidzów stale faszeruje si
ę krwawymi
obrazami, wi
ęc tym razem...
– Nie rezygnuj z krwawych obrazów – przerwa
ł jej Mark. – Oni to lubią.
Nie mam nic przeciwko innemu spojrzeniu. Dali nam woln
ą rękę, co
graniczy z cudem. Zasady s
ą te same co zawsze: pacjenci i rodzina muszą
by
ć poinformowani, że ich filmujecie, a ty musisz wyraźnie się im
przedstawi
ć.
– B
ędzie ze mną cała ekipa, więc nie będzie wątpliwości, że jestem
reporterem.
Mark u
śmiechnął się, widząc jej zapał.
– Jedyny problem to doktor Donovan. Jest szefem tego oddzia
łu i nie
znosi kamer. Musisz u
żyć wszystkich swoich wdzięków, ponieważ to z nim
b
ędziesz pracować. Dyrekcja życzy sobie, żebyście towarzyszyli osobie na
wy
ższym stanowisku. Podejrzewam, że w przekonaniu, że ktoś taki nie
pope
łni głupiego błędu na oczach telewidzów.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Podobno to my decydujemy, co robimy?
– Ale
ż tak – zapewnił ją. – Po prostu będziesz na jego dyżurze.
Odetchn
ęła z ulgą.
– Kiedy zaczynamy?
– Zaraz. Agnes przejmie od ciebie afer
ę w siłowni.
Przyda jej si
ę kilka sesji na rowerku. A ty pędź już do szpitala. Zapoznaj
si
ę z atmosferą. Donovan ma dyżur w weekend. Sfilmujemy wszystko, co
si
ę da, a w przyszłym tygodniu przejrzymy materiał. Miejmy nadzieję, że to
b
ędzie ciekawy weekend.
– Miejmy nadziej
ę. Chociaż nikomu nie życzę, żeby się rozchorował. –
Zamkn
ęła notes.
– Jak na reporterk
ę masz zbyt miękkie serce – zauważył Mark. – Wiem,
że to nie to samo co wywiad z premierem, na którym tak ci zależało...
– Nieprawda. – Erin zaczerwieni
ła się.
– To mo
że okazać się interesujące. Chyba nie muszę ci przypominać,
że wkrótce są wybory. Taki reportaż to dynamit. Dla obu stron. I będzie pod
nim twoje nazwisko.
– Nie martw si
ę. Będzie dobrze. Nie pożałujesz, że to mnie wybrałeś.
– Nie w
ątpię. Wpadnę do was. Nie po to, żeby cię kontrolować... Z
ciekawo
ści. – Uśmiechnął się pojednawczo. – Ty jesteś tam szefem.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Roz
łożyła ręce. Przecież i tak nie miała nic do powiedzenia.
Na drugim ko
ńcu miasta, w sali konferencyjnej Melbourne City Hospital,
omawiano ten sam temat, lecz ze znacznie mniejszym entuzjazmem.
– Najpierw twierdzicie,
że nie ma powodów do obaw, bo reportaż będzie
robi
ł doświadczony dziennikarz, więc chociaż nadal nie podoba mi się ten
pomys
ł, zaczynam rozważać możliwość wyrażenia zgody. Teraz dowiaduję
si
ę, że ten znany dziennikarz został oddelegowany do wyborów, w związku
z tym b
ędziemy, przepraszam, ja będę miał na głowie jakiegoś młodego,
bezczelnego reportera. I w tej sytuacji oczekujecie mojej zgody? – Samuel
Donovan rzuci
ł długopis na lśniący blat konferencyjnego stołu. –
Wykluczone. Tony Dean nigdy by na co
ś takiego nie przystał.
Bruce Anderson poprawi
ł krawat, unikając gniewnego spojrzenia
swojego przedmówcy.
– Jak wiadomo, Tony Dean jest na zwolnieniu. Sam uzna
łeś, że nie
nale
ży zawracać mu głowy. Jeśli się nie zgodzisz, będę zmuszony
skontaktowa
ć się z Tonym, który jest twoim przełożonym. – Gestem
powstrzyma
ł Samuela. – Nie mam wyboru. Dobrze wiesz, jak krytykowana
jest ostatnio praca naszego szpitala. Wpuszczaj
ąc telewizję, będziemy
mogli pokaza
ć ludziom trudne warunki, w jakich pracujemy, oraz może
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
przekona
ć ich, że robimy również coś dobrego.
Samuel Donovan skrzywi
ł się.
– Wierzysz,
że ten dziennikarz zrobi uczciwy reportaż? Będzie
wy
łącznie węszył za skandalem. Nie chodzi tylko o sam szpital, ale również
o pacjentów i ich rodziny. Czy pomy
ślałeś o konsekwencjach, jakie może
mie
ć dla nich pokazanie ich wizyt u nas wszystkim obywatelom tego kraju?
– Reporter ma obowi
ązek każdego informować oraz zakaz filmowania
kogokolwiek bez jego zgody.
– Przecie
ż ci ludzie rzadko są w stanie umożliwiającym świadome
wyra
żanie zgody – rzekł Samuel zirytowany. – Muszę wracać na oddział.
Mog
ę ci jedynie obiecać, że się zastanowię.
Bruce otar
ł czoło. Samuel nie był łatwym przeciwnikiem. Nie dość, że
mia
ł blisko dwa metry wzrostu i posturę napastnika rugby, to na dodatek
znany by
ł z zapalczywości.
– Zastanawiasz si
ę nad tym od dawna. Kierownik produkcji zjawi się w
szpitalu ko
ło południa, więc będziesz miał okazję z nim pogadać. Ale,
prosz
ę cię, myśl racjonalnie. Lepiej ich nie zniechęcać, jeszcze zanim
w
łączą kamery.
– Zgodzili
ście się na ten teatr. – Samuel Donovan pochylił się. – Jakim
prawem? Nie ma nic g
łupszego niż ekipa telewizji. Dzisiaj przychodzi nowa
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
grupa sta
żystów! Chyba zdajesz sobie sprawę, co się wtedy dzieje? –
D
źgnął palcem powietrze. – Skąd miałbyś wiedzieć. Zjawiasz się tam tylko
po to,
żeby udzielać wywiadów, i to tylko wtedy, kiedy masz dobre
wiadomo
ści. Jeśli tobie nie wypada, sami możemy ich spławić. – Szukał
argumentów, chocia
ż wiedział, że stoi na straconej pozycji. – Co się stanie,
je
śli odmówię wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu?
– B
ędę zmuszony zadzwonić do Tony'ego. Jasne, że wolałbym nie
m
ącić mu spokoju. Przeszedł nie byle jaki zawał.
– Nie udawaj,
że cię to obchodzi – warknął Samuel. – Wiemy, co było
przyczyn
ą tego zawału. I jeśli nadal będziemy pracować w tych warunkach,
takich zawa
łów będzie więcej.
– I dlatego powinni
śmy wykorzystać tę okazję.
– Je
śli zrobi się z tego smród, to nie mówcie, że was nie ostrzegałem. –
Samuel znacznie
łagodniejszym tonem zwrócił się do sekretarki dyrektora,
która stara
ła się nie okazywać zadowolenia z faktu, że ktoś przytarł jej
zwierzchnikowi nosa. – Prosz
ę wpisać moje zastrzeżenia do sprawozdania.
Sekretarka skin
ęła głową, czerwieniąc się po uszy. Trudno się temu
dziwi
ć, Samuel Donovan bowiem robił wielkie wrażenie na wszystkich
kobietach, mimo
że nie zdawał sobie z tego sprawy. Dla niego
najwa
żniejsza była praca, a tej w tym szpitalu nigdy nie brakowało.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
W drodze do budynku dyrekcji szpitala Erin stara
ła się zapanować nad
nerwowymi skurczami
żołądka. W środku stanęła zdezorientowana.
Tabliczki informacyjne by
ły nieczytelne, wokół stały rusztowania, a
czerwone strza
łki rozchodziły się we wszystkich kierunkach. Na szczęście
zbli
żał się jakiś lekarz. Nie zwolnił jednak, wręcz przeciwnie, przyspieszył
kroku, tak
że musiała zejść mu z drogi, niemal przyparta do ściany.
– Przepraszam – rzuci
ła zirytowana.
Natychmiast si
ę odwrócił, a na jego twarzy zamiast gniewu błąkał się
przepraszaj
ący uśmiech.
– Przepraszam. Nie zauwa
żyłem pani. Zamyśliłem się. Serce zabiło jej
mocniej. Czy to jest on? Lekarz, który mia
ł dyżur tej nocy, kiedy
przywieziono jej rodziców, ten sam, który tak starannie pozszywa
ł twarz jej
matki? Mimo
że upłynęło już dziesięć lat, tamte obrazy na zawsze
pozostan
ą w jej pamięci. To on, na pewno. Ma teraz krótsze włosy i wydaje
si
ę spokojniejszy, ale oczy są te same. Czuła, że powinna coś powiedzieć,
lecz zaatakowa
ł ją natłok obrazów.
– Czy spieszy si
ę pan do jakiegoś okropnego wypadku? Rozbawiło go
tak postawione pytanie.
– Zdaje si
ę, że raczej uciekam przed czymś okropnym. – Przeczesał
palcami ciemnoblond w
łosy. – Stale zapominam, że mamy remont i że
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
korytarze zrobi
ły się węższe.
– Ja te
ż się zagapiłam. Nie mogę trafić do dyrekcji.
– To tutaj.
– W
łaśnie widzę. Cały szpital się wali, ale fundusze na remont
dyrektorskich gabinetów zawsze si
ę znajdą.
Roze
śmiał się.
– Kogo pani szuka?
Wyj
ęła z torby karteczkę.
– Mam si
ę zgłosić do Dorothy Farrel.
– To sekretarka dyrektora. Jest teraz na spotkaniu, które zaraz si
ę
sko
ńczy. – Zerknął na zegarek. Chyba wypada zaprowadzić tę dziewczynę
na miejsce, zw
łaszcza że omal jej nie przewrócił. – Pokażę pani, gdzie to
jest.
– Nie trzeba, dzi
ękuję. – Nagle zapragnęła uciec od niego. Przywoływał
zbyt bolesne wspomnienia. – Prosz
ę mi tylko pokazać, w którą stronę mam
i
ść. Jest pan na pewno bardzo zajęty.
To prawda. Jak w ka
żdy poniedziałek. Ale nic się nie stanie, jeśli
przyjdzie par
ę minut później. Nie bardzo wiedział, dlaczego tak pragnie
pomóc tej kobiecie, ale czu
ł, że jest zafascynowany jej ogromnymi oczami,
nastroszon
ą fryzurą i delikatnymi rysami twarzy.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Prosz
ę iść za mną. To dla mnie żadna fatyga.
Nie mia
ła wyboru. Szedł tak zamaszystym krokiem, że niemal za nim
bieg
ła. Weszli po schodach na ostatnie piętro. Gdy otworzył przed nią
drzwi, zerkn
ęła do środka.
– Dyrektorskie palmy i puszyste dywany... – zauwa
żyła. – Dziękuję.
– Nast
ępnym razem radzę iść za zapachem kawy z ekspresu.
– Nie omieszkam. – Wymin
ęła go, by wejść do środka, ale on nie
odszed
ł.
– Pani w sprawie pracy? – zapyta
ł.
– Poniek
ąd. Jestem Erin Casey z telewizji. Mam nakręcić dokument o
oddziale nag
łych wypadków. – Podając mu dłoń, nie zauważyła nagłej
zmiany na jego twarzy. – Z kim mam przyjemno
ść?
– Samuel Donovan. Szef oddzia
łu nagłych wypadków.
Zmartwia
ła. Chyba nie umknie bolesnym wspomnieniom.
– Z tego, co s
łyszałam, już mnie pan nie lubi.
Ich spojrzenia spotka
ły się. Samuel odniósł wrażenie, że skądś ją zna.
Jednocze
śnie działo się z nim coś, czego nie potrafił określić, a co sprawiło,
że zupełnie zapomniał, dlaczego tak ostro protestował w sprawie reportażu.
– Nie mam nic przeciwko pani. Po prostu nie podoba mi si
ę
pokazywanie w telewizji szpitala na
żywo. Tu jest zbyt dużo cierpienia.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Rozumiem. Ale nie zamierzam zrobi
ć dobrego programu kosztem
pacjentów.
– Wszyscy tak mówi
ą.
– Z t
ą różnicą, że ja będę się tego trzymać.
Patrzy
ł na nią, gdy odchodziła. Potem zamknął drzwi i ruszył na dół. Z
daleka od tych nie wiadomo sk
ąd znajomych oczu mógł nareszcie
racjonalnie pomy
śleć. Erin Casey jest z telewizji i ma nakręcić film.
Niezale
żnie od jej ujmującej powierzchowności i przychylnej reakcji na jego
zastrze
żenia, wszystko, co powiedział na spotkaniu, nadal go obowiązuje.
Musi mie
ć na uwadze dobro oddziału i nie wolno mu o tym zapominać. Już
za drzwiami z napisem „Tylko dla personelu" sanitariusz pcha
ł wózek z
pacjentem.
– Dobrze,
że jesteś – powitała go Fay Ciarkę. – Chirurgia ręki musi
poczeka
ć. Jesteś potrzebny na reanimacji.
Gdy przebra
ł się z białego fartucha w plastikowy, znowu poczuł na
ramionach ci
ężar odpowiedzialności. Jakie to dziwne, ale gdy był z tą Erin,
zupe
łnie zapomniał o szpitalu. Tym bardziej musi mieć się na baczności.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Rozdzia
ł 2
– Reporta
ż będzie nosił tytuł „24 godziny na oddziale nagłych
wypadków" – poinformowa
ła zebranych w pokoju śniadaniowym. – Moim
zdaniem brzmi to bardzo dobrze.
– Nie dla tych, którzy akurat zaczynaj
ą dyżur – zauważył z przekąsem
Samuel, wzbudzaj
ąc powszechną radość.
Śmiali się wszyscy oprócz Erin. Zebranie to miało służyć
zaprezentowaniu jej zespo
łowi, lecz okazało się zupełnym niewypałem.
Próbowa
ła choć trochę zarazić to zamknięte grono swym entuzjazmem.
Stara
ła się być miła, lecz na każdym kroku spotykała się z obojętnym
milczeniem i co najwy
żej komentarzami wygłaszanymi na stronie.
Wszystkiego musia
ła dowiedzieć się sama, nawet tego, gdzie są toalety.
Wzi
ęła głęboki wdech, ignorując uwagę Samuela.
– Dzi
ękuję, że wszyscy zechcieliście przyjść na to spotkanie.
Kamerzy
ści będą od czasu do czasu wpadać na oddział, żeby ustalić ujęcia
i nakr
ęcić fragmenty materiału. Dzięki temu stopniowo oswoicie się z
obecno
ścią kamer. Czy ktoś ma pytania?
– Chcia
łabym mieć pewność, że na żądanie kogokolwiek z personelu
wy
łączycie kamery albo opuścicie pomieszczenie – rzekła przełożona
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
piel
ęgniarek, Fay Ciarkę.
Erin zawaha
ła się. Nie mogła jej spojrzeć w oczy.
– Mimo ustale
ń rady nadzorczej, że ekipa ma nieograniczony dostęp,
nie b
ędziemy niczego filmować bez zgody pacjenta.
– To nie jest odpowied
ź, jakiej Fay oczekuje. – Erin nie musiała się
odwraca
ć, by wiedzieć, kto wygłosił ten komentarz. – Fay pyta, czy
opu
ścicie oddział na żądanie jej lub którejkolwiek z pielęgniarek.
– Oczywi
ście. Jeśli to żądanie będzie uzasadnione.
–
Żądanie pielęgniarki jest zawsze uzasadnione.
– Chwileczk
ę. – Wyprostowała się. – Zarząd dał nam pozwolenie na
filmowanie. Nie jeste
śmy bandą reporterów żądnych sensacji. Czy wam się
to podoba, czy nie, ekipa b
ędzie na oddziale. Jeśli macie na tym
skorzysta
ć, musimy wypracować jakąś metodę współpracy. Jeśli każecie mi
wyj
ść, wyjdę, ale jeśli będzie się to powtarzało na każdym kroku i bez
powa
żniejszej przyczyny, to całe przedsięwzięcie nie ma sensu. –
Rozejrza
ła się po zebranych, ale oni znowu unikali jej spojrzenia. – Jeśli
b
ędziecie mieli pytania, do końca dnia jestem na oddziale. Dziękuję wam
jeszcze raz za to,
że zechcieliście się ze mną spotkać.
– Idziemy do poczekalni – oznajmi
ł kamerzysta Dave, gdy Erin
pakowa
ła rzeczy, a personel powoli się rozchodził.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Zróbcie par
ę ujęć zegara. Jak najwięcej. Czuję, że się nam przydadzą.
–
Żebyście mogli potwierdzić zarzut długiego oczekiwania na pomoc?
Ujrza
ła przed sobą zagniewaną twarz Samuela Donovana.
– Zanosi si
ę na to, że ekipa spędzi tam większość czasu. Te ujęcia będą
nasz
ą jedyną pamiątką stąd. – Wszyscy oprócz Samuela już wyszli z
pokoju.
– Zauwa
żyłem, że pytanie Fay nie spodobało ci się – oznajmił
spokojnym tonem, ona za
ś poczuła, że powoli puszczają jej nerwy. Starała
si
ę jednak zachować opanowanie.
– Nie podoba mi si
ę sytuacja, w której będziemy wypraszani za drzwi
pod najdrobniejszym pretekstem.
– Tego Fay nie powiedzia
ła. Ani ja. To pani tak to zinterpretowała.
– A mog
łam inaczej? Wiem, że nie chciał pan wpuścić tu telewizji.
Spodziewa
łam się problemów ze strony personelu, ale zaskoczyła mnie ta
nieskrywana wrogo
ść. Jestem tu od poniedziałku, ale gdy tylko pojawię się
na horyzoncie, cichn
ą wszystkie rozmowy. Czuję się jak trędowata.
– Mo
żna to zmienić.
– Czy to jest pana sprawka? – Unios
ła brwi.
– Przyznaj
ę się do winy – odparł bez cienia zmieszania.
– Co pan im powiedzia
ł?
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
–
Żeby mieli się na baczności.
– Dlaczego? Przecie
ż już pana zapewniłam, że nie zamierzam nikogo
skrzywdzi
ć.
– A dlaczego mia
łbym pani wierzyć?
Poczu
ła się dotknięta. Sytuacja wymagała odwetu.
– Wi
ęc nic się nie zmieni? – zaatakowała. – Takie ustalił pan reguły gry?
Personel ma wyrzuca
ć nas za drzwi zawsze, gdy będzie działo się coś
cho
ćby tylko trochę interesującego, oraz nie będzie się do mnie odzywał.
W
ątpię, żeby dało się z tego zrobić ciekawy film.
– Wi
ęc może lepiej spakować manatki i dać nam spokój.
– Jeszcze mnie pan nie zna, panie Donovan. Mówi
ąc o ciekawym
materiale, mia
łam na myśli film, który przyniósłby coś dobrego temu
szpitalowi. Zrobi
ę ten reportaż, ale nie gwarantuję, że pański oddział
wypadnie na nim korzystnie.
Samuel Donovan uniós
ł brwi.
– Prawd
ę mówiąc, czekałem, kiedy się pani odkryje.
– Przez my
śl mi nawet nie przeszło, żeby przedstawić ten szpital w złym
świetle. Moim zamiarem jest pokazać prawdziwy obraz, ale to jest
niemo
żliwe. Nawet zmieniono plan dyżurów.
– Nic podobnego – zirytowa
ł się. – O czym pani mówi? Miała pewność,
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
że się nie myli.
– Dobrze mu si
ę przyjrzałam. Przez ostatni miesiąc na nocnych
dy
żurach była tylko jedna kierowniczka zmiany pielęgniarek. W ten
weekend na noc zapisana jest Fay, która podobno ma teraz dy
żury
dzienne, oraz jeszcze dwie dodatkowe piel
ęgniarki z miasta. Dziwny zbieg
okoliczno
ści?
– Zapewniam,
że tych zmian nie dokonano dla wygody ekipy
telewizyjnej. Tak si
ę składa, że w tym tygodniu jest wymiana stażystów. I
dlatego potrzebne mi b
ędą najbardziej doświadczone pielęgniarki. Gdyby
si
ęgnęła pani nieco głębiej, zorientowałaby się pani, że taka wymiana
nast
ępuje co sześć miesięcy. W ten sposób oprócz wścibskiej ekipy
filmowej i reporterki, która biadoli,
że nikt jej nie lubi, będę miał na głowie
nowych lekarzy, których trzeba wszystkiego uczy
ć. Tytuł „24 godziny na
oddziale nag
łych wypadków" zapewne brzmi ładnie, ale zobaczymy, czy
b
ędzie równie atrakcyjny o siódmej w niedzielę.
Czu
ła, że traci grunt pod nogami. Nie potrafiła udawać bezdusznej
reporterki, zw
łaszcza w jego obecności. Zauważył jej wahanie.
Niespodziewanie dla samego siebie zacz
ął wyrzucać sobie, że tak
uporczywie stara si
ę utrudniać jej życie. Przecież ona zasługuje na podziw.
Wbrew fatalnemu przyj
ęciu ze strony personelu przez cały czas dąży z
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
u
śmiechem na twarzy do realizacji swojego celu. Dopiero teraz okazała
s
łabość. Sprawia wrażenie zmęczonej i wcale nie wygląda jak dziennikarka
w pogoni za upatrzonym tematem, przed jak
ą ostrzegał swoich
podw
ładnych.
– Ich stosunek mo
żna zmienić. Wystarczy jedno moje słowo.
– Kim pan jest? Ojcem chrzestnym? – rzuci
ła poirytowanym tonem.
Powinna by
ła uważniej obejrzeć plan dyżurów.
– Tutaj tak. Prosz
ę posłuchać. Pielęgniarki są tu najważniejsze. Bez
nich nie by
łoby oddziału. Jest to najwspanialszy zespół pod słońcem: te
dziewczyny s
ą serdeczne, wesołe, otwarte.
– Nie zauwa
żyłam.
– Potrafi
ą też być wyjątkowo nieprzyjemne. Praca tutaj to w połowie
nuda, w po
łowie adrenalina. Oglądają okropne sceny i rzadko spotykają się
z wdzi
ęcznością. Mogą polegać wyłącznie na wzajemnym wsparciu. Ale
kiedy potraktowa
ć je odpowiednio, są jak do rany przyłóż.
– Staram si
ę, jak umiem.
– Nie zrozumia
ła mnie pani. – Potrząsnął głową. – Podam parę
przyk
ładów... Weźmy Louise z reanimacji. Tę, która pytała o makijaż. –
Louise spodziewa
ła się całej ekipy charakteryzatorek. – Ona przywiązuje
du
żą wagę do swojego wyglądu. Ponadto wydaje jej się, że jest bardzo
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
szczup
ła.
– Co to ma do rzeczy?
– Wyobra
źmy sobie – ciągnął – że przywożą nam pacjenta ze
wstrzyman
ą akcją serca i Louise robi masaż serca. Gdzie będą wasze
kamery?
– Gdzie
ś pod ścianą, pod warunkiem, że nas tam wpuścicie. – Czyżby
na wargach Samuela Donovana dostrzeg
ła cień uśmiechu?
– Otó
ż to. Czy podczas montażu ktoś z was pomyśli o tym, jak wygląda
biedna Loiuse? Nast
ępny przykład. Jedna z jej koleżanek ma romans z
żonatym mężczyzną. Nie powiem, o kogo chodzi, proszę nie pytać. Nie
pochwalam tego, ale nie mog
ę zabronić rozmów na ten temat. Co się
stanie, je
śli na nagraniu znajdzie się jakiś komentarz dotyczący tej pary? To
mo
że mieć fatalny wpływ nie tylko na opinię o personelu. Ja muszę ocenić
ten reporta
ż również z punktu widzenia pacjentów. Oni mogą wyrazić
zgod
ę, ale musi być ktoś, kto zadba o ich interesy.
Trudno by
ło odmówić mu racji.
– Postaram si
ę niczego nie przeoczyć.
– To mi nie wystarczy. Chc
ę brać w tym udział. Chcę obejrzeć film,
zanim b
ędzie emitowany.
– Obawiam si
ę, że nie dostanę na to zgody. Nawet zarząd nie ma do
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
tego prawa.
– Mo
że pani wysłuchać mojej opinii.
– Pan wszystko ocenzuruje. – Zdenerwowa
ł ją. – Poza tym nie mogę
posieka
ć całego filmu. Nie mam prawa.
– Podobno jest pani wspó
łproducentem. Mam na względzie wyłącznie
dobro personelu i pacjentów. Zdaj
ę sobie sprawę z tego, że ma pani
zadanie do wykonania, I uszanuj
ę to.
– W
ątpię.
Nareszcie si
ę uśmiechnął. Ze zdumieniem stwierdziła, że znowu ma
przed sob
ą tego sympatycznego mężczyznę, którego spotkała na
korytarzu.
– Daj
ę słowo honoru. Pod warunkiem jednak, że pani uszanuje pracę,
która ja mam do wykonania. Jestem tutaj szefem i zostan
ę tu długo po tym,
jak ekipa spakuje kamery i przeniesie si
ę gdzie indziej. Proszę mi obiecać,
że da mi pani obejrzeć film przed emisją, a ja poproszę dziewczyny, żeby
traktowa
ły panią jak członka naszej rodziny.
– Mam da
ć to panu na piśmie? – odcięła się.
Popatrzy
ł na nią przenikliwie, aż poczuła ciarki.
– Nie trzeba. Wierz
ę pani.
Poczu
ła się lepiej, więc uznała, że ostatnie słowo musi należeć do niej.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Chodzi panu tylko o to,
żeby być pierwszą osobą, która obejrzy pupę
Louise.
Roze
śmiał się.
– Marnuje si
ę pani jako reporterka. Powinna pani zostać pielęgniarką.
Wracaj
ąc z lunchu, przygotowywała się na oschłe powitanie. Nie
dowierza
ła własnym oczom, gdy ujrzała same uśmiechnięte twarze.
– Erin, chod
ź tu do nas. – Fay zapraszała ją do stanowiska pielęgniarek,
gdzie w
łaśnie odbywało się przekazywanie dyżuru. – To jest centrum
dowodzenia ca
łym oddziałem. Nie wolno nam zrobić nic, co nie jest
wcze
śniej odnotowane na tej tablicy.
– Nawet w nag
łych wypadkach?
– No nie. Ale wszystko musi by
ć tu zapisane jak najszybciej. Widzisz
tam Hilary, nasz
ą pielęgniarkę kardiologiczną? – Fay wskazała na kabinę. –
Hilary przewozi teraz pacjenta z szóstki na reanimacj
ę. Od tej pory będzie
pod opiek
ą Jo, która ma wieczorny dyżur. – Wytarła nazwisko z części
tablicy przypisanej kabinie numer sze
ść. – Które łóżko? – krzyknęła na cały
oddzia
ł.
– Trzecie!
– Wpisuj
ę jego nazwisko do kratki „Reanimacja 3" – tłumaczyła Fay. –
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Razem z wywiadem i diagnoz
ą. W ten sposób, gdy przyjdą jego wyniki albo
kto
ś w odwiedziny, od razu będzie wiadomo, gdzie go szukać. Poza tym od
razu wida
ć, że kabina sześć jest wolna.
– Chyba nie na d
ługo – zaryzykowała Erin.
– Komu
ś z zewnątrz może się wydawać, że przez pół dnia tępo gapimy
si
ę w tę tablicę, ale dzięki niej zawsze wiemy, kogo tu mamy, co mu dolega,
jak jest leczony, jakie czekaj
ą go zabiegi i jakie są „planowane" rezultaty.
– Planowane?
– Nie wiesz, jak to bywa z najbardziej misternymi planami? Na tym
oddziale trzeba to pomno
żyć przez dziesięć albo nawet dziesięć tysięcy.
Pacjent czeka na zwyczajne prze
świetlenie, ale nikt nie jest w stanie
przewidzie
ć, jaki nowy przypadek nam przywiozą. Bywa, że przez jakiś
czas to prze
świetlenie spada na sam koniec listy priorytetów. Kiedy indziej
pacjent czeka na
łóżko, ale dopóki ten, kto na nim leży, nie opuści szpitala,
nie ma na nie szansy.
– Potem i tak musimy czeka
ć, aż łóżko zostanie odpowiednio
przygotowane – dorzuci
ła inna pielęgniarka. W jej głosie Erin usłyszała nutę
ironii.
– Co trwa nie wiadomo ile – u
ściśliła Fay.
– Z powodu braku salowych?
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Czasami. Ale oni te
ż mają pełne ręce roboty. Wiedzą, że gdy tylko
zamelduj
ą nam o wolnym łóżku, natychmiast tam kogoś położymy. Więc nie
bardzo si
ę spieszą z taką informacją. Zazwyczaj musimy ich poganiać.
– Czy to nie nale
ży do obowiązku osoby odpowiedzialnej za stan łóżek?
W odpowiedzi Fay wzruszy
ła ramionami.
– Ona nie ma czasu na sprawdzanie stanu
łóżek na wszystkich
oddzia
łach. Tam też obowiązuje grafik. Podobny do naszego. Mamy też
inne sposoby.
W tej samej chwili z systemu nag
łaśniającego rozległ się potrójny
sygna
ł. Wszyscy zamarli w bezruchu.
– Zespó
ł do nagłych wypadków jest proszony na oddział szósty –
odezwa
ła się dyspozytorka.
Kilku lekarzy wybieg
ło z kabin.
– Oto jedna z tych metod – podj
ęła Fay. – Za chwilę dowiemy się, o co
chodzi. By
ć może znajdzie się łóżko dla pacjenta z dwójki. – Wpisała litery
„O
Ł" w jednej z kratek na tablicy.
– Czy to znaczy,
że łóżka nie stoją puste przez jakiś czas po tym, jak
kto
ś... – Nie dokończyła.
– Jak kto
ś umrze? – upewniła się rzeczowym tonem Fay. – Tutaj nie
owijamy niczego w bawe
łnę. – Poklepała Erin po ramieniu. – Tutaj łóżka są
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
na wag
ę złota. Musimy dbać o tych, którzy żyją.
Erin przygl
ądała się słowom i literom na tablicy.
– Co oznacza „O
Ł"? – zapytała.
– Oczekuje na
łóżko – odpowiedział jej zgodny chór.
Poczu
ła, że nareszcie została zaakceptowana. Uśmiechnęła się. Zanim
odprawa dobieg
ła końca, poznała znaczenie paru innych tajemniczych
skrótów: WD – wypadek drogowy, D – dziecko, BKP – ból w klatce
piersiowej, S – do sprawdzenia.
– Fay, sko
ńczyłaś? Mam pół godziny na oprowadzenie Erin – rzekł
Samuel Donovan, do
łączając do ich grupy.
Przyj
ęcie do grona najwyraźniej łączyło się z odrzuceniem oficjalnych
formalnych zwrotów grzeczno
ściowych na rzecz zwracania się do
wszystkich po imieniu. Gdy opuszczali stanowisko piel
ęgniarek, Erin
zagadn
ęła Fay:
– Przepraszam,
że nie dałam ci konkretnej odpowiedzi podczas
zebrania. To jasne,
że jeśli poprosicie nas o opuszczenie sali, natychmiast
wyjdziemy.
– Dzi
ęki. Wcale nie chciałam robić ci trudności, ale dobra pielęgniarka
na takim oddziale jak ten powinna wybiega
ć myślą naprzód. Nie mam nic
przeciwko temu,
żebyście zrobili parę dobrych ujęć, ale mamy tutaj nie tylko
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
ludzi z pourywanymi nogami. Sama zobaczysz. Mo
że się okazać, że miły,
m
łody człowiek jest psychopatą, a wówczas obecność kamer jest
zdecydowanie niewskazana. Za zwyczajnym bólem brzucha mo
że kryć się
co
ś poważnego lub na tyle intymnego, że w obecności ekipy pacjent nie
zechce udzieli
ć wyjaśnień. Bywa i tak, że rodzina, która towarzyszy
choremu, nie ma poj
ęcia, dlaczego tu się znalazł, za to pielęgniarka może
si
ę domyślać przyczyny. I dlatego jest ważne, żebyście wyszli, gdy o to
poprosimy. Zapewniam ci
ę, że nie będziemy was wyrzucać bez powodu.
Erin u
śmiechnęła się do Fay, jednej z najstarszych pielęgniarek w tym
szpitalu.
– Wydaje mi si
ę, że już gdzieś cię widziałam. Może w telewizji.
– Nigdy nie by
łam na wizji. Mogłaś najwyżej słyszeć mój głos. – Czuła,
że krople potu wystąpiły jej na czoło. – Moja siostra cierpi na astmę, więc
bywa
łyśmy tu całkiem często. Pewnie stąd mnie pamiętasz.
– Mo
żliwe. – Fay nie była przekonana.
Samuel Donovan szed
ł obok, nie zwracając uwagi na tę wymianę zdań.
– Jeste
śmy na miejscu, czyli w głównej poczekalni. Tutaj czekają
pacjenci, których nie przywioz
ła karetka. Tutaj dokonuje się selekcji. –
Nacisn
ął zielony guzik, by otworzyć rozsuwane drzwi. – Tutaj przyjmowani
s
ą pacjenci z karetek. Ich oględzin dokonuje ta sama siostra.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Ta kobieta ma pe
łne ręce roboty – rzekła z uznaniem Erin.
– Równie dobrze mo
że to być mężczyzna. Nie podejrzewałem, że jesteś
taka politycznie niepoprawna.
Pu
ściła mimo uszu ten komentarz, tym bardziej że znowu słuchała Fay.
– Ona czy on... – Fay zerkn
ęła na Samuela Donovana – musi być
dobrym obserwatorem. To,
że ktoś przyjechał karetką, wcale nie musi
znaczy
ć, że jest bardziej chory od kogoś, kto siedzi w poczekalni. Osoba,
która tu dy
żuruje, musi przez cały czas bacznie obserwować wszystkich
czekaj
ących.
– Spisuje protokó
ł i ocenia stan pacjenta na skali od jednego do pięciu.
Jeden oznacza stan najpowa
żniejszy.
– Ból w klatce piersiowej? – rzuci
ła Erin. Samuel jednak pokręcił głową.
– Lepiej nie dosta
ć jedynki. Ci nawet nie czekają na diagnozę. Od razu
l
ądują na reanimacji, co zazwyczaj oznacza masaż serca lub interwencję
ratuj
ącą życie.
– Kto dostaje dwójk
ę?
– Bywa,
że i osoba z bólem w klatce piersiowej. – Uśmiechnął się
nieznacznie. – Równie
ż dwójka ma nikłą szansę. Osoby te wymagają
natychmiastowej pomocy i te
ż są kierowane na reanimację, żeby nam nie
odlecia
ły.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Nie odlecia
ły? To nie brzmi zbyt stosownie.
– Musisz przyzwyczai
ć się do naszego żargonu. Żeby nie dostały
zapa
ści, nie straciły przytomności.
– Powiedzmy,
że odczuwam ból w klatce piersiowej, ale selekcjoner
decyduje,
że nie odlecę. Czy dostaję wtedy trójkę?
– Niekoniecznie – odrzek
ł Samuel. – Ból w klatce piersiowej może mieć
charakter kardiologiczny lub op
łucnowy, może też być wywołany urazem,
na przyk
ład upadkiem. Istotne jest również to, czy pacjent poczuł ten ból po
raz pierwszy, czy odczuwa
ł go już dawniej.
– A
ż tyle spraw trzeba wziąć pod uwagę?
– Dlatego dy
żurują tutaj osoby z największym doświadczeniem –
wtr
ąciła Fay. – Moi podwładni nie przepadają za tym miejscem. Większość
woli by
ć tam, gdzie coś się dzieje, ale selekcjoner z dużą praktyką jest
nieodzowny. Dzi
ęki niemu nasza praca przebiega znacznie sprawniej.
– Co dzieje si
ę z pacjentem zakwalifikowanym jako trójka?
– Osoba ta jest zazwyczaj przyjmowana od razu i najcz
ęściej ląduje na
wózku. Selekcjoner ma ju
ż spisane obserwacje na jej temat i nie spuszcza
jej z oka, dopóki nie zjawi si
ę lekarz. Jeśli jej stan się pogarsza, przewozi
siej
ą na oddział. Kategoria czwarta nie należy do priorytetów. Czwórki
czekaj
ą w tej poczekalni lub w sąsiedniej, przeznaczonej dla przypadków
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
zagro
żonych.
– A co b
ędzie ze mną, jeśli otrzymam piątkę?
– Wówczas lepiej mie
ć przy sobie jakąś dobrą książkę. Przeszli na
reanimacj
ę, gdzie Jo spisywała uwagi na temat pacjenta.
– W porz
ądku, Jo? – zainteresowała się Fay.
– Na szóstce wszyscy s
ą ciągle zajęci. Dzwonię do nich i dzwonię, a
mój pacjent ma bóle i zwolnion
ą czynność serca.
– Ile osób mo
żna tu przyjąć naraz?
– Mamy trzy
łóżka dla dorosłych wyposażone w barierki, które można
podnie
ść dla dzieci lub osób nieprzytomnych albo niespokojnych. Przez
ca
ły czas jest tu pielęgniarka, więc praktycznie niemożliwe jest, aby ktoś
spad
ł z łóżka. Jest tu tyle sprzętu oraz wolnego miejsca, że w razie
potrzeby pomie
ści się więcej osób. Mamy łóżeczko dziecinne, ale łatwiej
jest zajmowa
ć się chorym dzieckiem na normalnym łóżku. Tam, w rogu, stoi
łóżeczko z zestawem do reanimacji. Miejmy nadzieję, że nie zobaczycie tu
żadnego małego pacjenta. Jest ogrzewane od góry oraz podłączone do
zestawu do sztucznego oddychania. Gdy s
ą tu pacjenci, zazwyczaj nie
wpuszczamy rodziny. Musimy wsz
ędzie mieć dostęp, a poza tym odgłosy
reanimowania nie nale
żą do przyjemnych. Często jednak pozwalamy
przebywa
ć rodzicom przy chorym dziecku. Tu nie ma stałych reguł.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Wszystko zale
ży od tego, co się dzieje. I od personelu. Część nie zwraca
uwagi na audytorium, cz
ęść nie lubi, jak im się patrzy na ręce.
– Domy
ślam się, że liczy się też zachowanie rodziny – rzekła Erin. –
Je
śli zachowuje spokój, to jej obecność może być nawet pożądana, ale jeśli
krewni histeryzuj
ą...
– Albo s
ą pijani – rzuciła Fay. – Doktorze, pacjent ciągle uskarża się na
ból – doda
ła.
– Prosz
ę mu podać jeszcze raz pięć miligramów morfiny i postraszyć
szóstk
ę, że jeśli nikt tu się nie stawi, będziemy wzywać ich do nagłego
wypadku.
Erin, zafascynowana, pod
ążała wzrokiem za Fay, która przekazała
kole
żance polecenie doktora Donovana.
– Tutaj przyjmujemy cz
łonków rodziny. – Fay otworzyła kolejne drzwi. –
S
ą tu trzy pomieszczenia, ale czasami to za mało. Bywa też, że
umieszczamy tu pacjentów, na przyk
ład starszą panią, żeby nie musiała
wys
łuchiwać pijaczków w poczekalni, ale normalnie pomieszczenia te są
przeznaczone dla rodzin pacjentów. Na tabliczce umieszczonej na drzwiach
piszemy nazwisko pacjenta,
żeby uniknąć pomyłek. – Erin patrzyła
zdumiona na Fay. – Niestety, kilka razy nam si
ę to zdarzyło. Wyposażenie
jest skromne; stolik, kilka krzese
ł i telefon. Mamy tu spory zapas
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
chusteczek i automat z wod
ą.
Gestem poprosi
ła Erin do środka, lecz ta stała jak wryta. Wystarczyło jej
to, co widzia
ła z progu. Poczuła nagle, że cofnęła się w czasie. Ma teraz
osiemna
ście lat. Siedzi przy stole i rozpaczliwie usiłuje przypomnieć sobie
numer telefonu ciotki. Tul
ąc przerażoną, młodszą siostrę, w ogóle nie myśli
o twarzy poharatanej szk
łem. To Samuel przekazał im tę potworną
wiadomo
ść, a potem przyszła Fay, aby je obie pocieszać. Siedziała z nimi
jeszcze d
ługo po dyżurze, dopóki nie przyjechała po nie ciotka. Później
trzyma
ła ją za rękę, gdy przyszła pora ostatniego pożegnania z matką.
Dziesi
ęć lat temu siostra Fay była szczuplejsza i młodsza, ale Erin do
ko
ńca życia nie zapomni, ile współczucia im wówczas okazała.
– Wejd
ź – ponaglała ją Fay. – Wydawało mi się, że zależy ci na tej
wycieczce z przewodnikiem.
Erin z trudem wróci
ła do teraźniejszości. W pierwszej chwili nie
wiedzia
ła, co robić, Miała ochotę, tak jak wtedy, uciec stąd jak najdalej.
Tam, gdzie jest czyste powietrze,
światło słoneczne i świat, który kręci się
mimo tragedii, jaka si
ę wydarzyła. Ale nie mogła ruszyć się z miejsca.
Pierwszy odezwa
ł się Samuel.
– Przejd
źmy do stanowiska urazowego.
Spojrza
ła na niego i zorientowała się, że ją rozpoznał. Nie zdążyła
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
jednak niczego wyja
śnić, ponieważ podbiegł do nich Flynn.
– Fay, Jo ci
ę potrzebuje na reanimacji.
Piel
ęgniarka posłała jej przepraszający uśmiech.
– Wszystko ma swój koniec. Przepraszam, musz
ę iść.
Gdy Fay ju
ż nie mogła ich usłyszeć, Erin zwróciła się, nieco
skr
ępowana, do Samuela.
– Dzi
ękuję, że nic nie powiedziałeś. A także za pamięć. Sądzę, że
widzia
łeś niejeden taki dramat.
– A
ż za dużo. Muszę jednak przyznać, że nie pamiętam wszystkich
twarzy. Inaczej chyba bym zwariowa
ł. Ale...
– Mów – nalega
ła Erin.
– No có
ż, był to dla mnie spory szok. Może to nie zabrzmi zbyt
delikatnie, ale wydali
ście mi się tacy mili, tacy normalni. Wtedy też dotarło
do mnie, jaki zawód sobie wybra
łem. Zastanawiałem się nieraz, czy sobie
poradzicie.
– Jako
ś sobie poradziłyśmy.
W pokoju
śniadaniowym poczęstował ją kawą.
– Moja ciotka... przyjecha
ła, żeby nas stąd zabrać. Nie miała własnych
dzieci. To zacna kobieta, ale na pewno nie potrzebowa
ła do szczęścia
dwóch sierot. By
łam pełnoletnia, więc przyznano mi opiekę nad siostrą.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Radzi
łyśmy sobie, jak umiałyśmy. Anna bardzo to przeżyła. Miałam z nią
sporo problemów.
– Tobie te
ż nie było łatwo. Miałaś osiemnaście lat i oprócz poczucia
straty nagle spad
ła na ciebie ogromna odpowiedzialność.
– Wysz
ło mi to na dobre. Na uniwersytecie nie było lekko, bo wszyscy
chodzili na bankiety, a ja musia
łam wracać do domu, sprzątać, płacić
rachunki i zajmowa
ć się Anną, która wtedy wymagała ciągłego nadzoru.
– Co z niej wyros
ło?
– Pomimo moich obaw jest bardzo rozs
ądna. Niedługo wychodzi za mąż
za pewnego potwornie konserwatywnego prawnika. Teraz ona martwi si
ę o
mnie. – Roze
śmiała się, mimo że Samuel zachował kamienną twarz.
– Jak mam to rozumie
ć?
– To nic powa
żnego. Sprowadza się do narzekania, że nie odżywiam się
jak nale
ży i że jestem roztrzepana. Jestem wegetarianką, a ona uważa, że
nale
ży jeść mięso co najmniej raz dziennie. Ja uprawiam medytację,
stosuj
ę masaż i aromaterapię, ona preferuje robótki ręczne. Pewnie boi się,
żebym nie skończyła jako hipiska albo żebym nie poszła do jakiejś sekty.
Samuel nareszcie si
ę uśmiechnął.
– Je
śli spotka cię jakaś przykrość, wystarczy jedno słowo...
– Dzi
ękuję.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Sam! – Do pokoju wpad
ła Fay. – Jo nie może doprosić się ludzi z
szóstki. Potrzebujemy twojej pomocy.
Nie próbowa
ł przepraszać za wiązankę, która wyrwała mu się z ust.
Wielkimi krokami ruszy
ł do drzwi.
– Wspó
łczuję im – powiedziała na głos, gdy trzasnęły za nim drzwi. –
Wola
łabym nie być w ich skórze, kiedy dostanie ich w swoje ręce.
– Nie przejmuj si
ę jego wrzaskiem. My już na to nie zwracamy uwagi, co
wcale nie znaczy,
że nie przywiązujemy wagi do tego, co mówi. Tutaj to jest
normalne, taka napi
ęta atmosfera.
– A ty? Czy ciebie nic nie jest w stanie wyprowadzi
ć z równowagi?
– Ja funkcjonuj
ę inaczej niż on. On jest porywczy, chce, żeby wszystko
by
ło wykonane natychmiast. A ja porządkuję cały ten chaos i daję mu to,
czego on chce. Samuel jest fantastycznym lekarzem. Chcia
łabym, żeby był
na dy
żurze, kiedy mnie tu przywiozą. – Uśmiechnęła się. – Owszem,
puszczaj
ą mi nerwy Prawdę mówiąc, zdarzyło się to dwa razy. Ale chociaż
za ka
żdym razem racja była po mojej stronie, do tej pory czerwienię się ze
wstydu. Tak si
ę wtedy wydarłam, że wrzaski Sama wydają się szeptem.
– Postaram si
ę nie wchodzić ci w drogę.
– Ty jeste
ś w porządku. Chodźmy sprawdzić, co tam się dzieje.
Po drodze Erin zda
ła sobie sprawę, że wbrew wcześniejszym obawom
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
jest zadowolona z obecno
ści Samuela. Kiedy przywoziła tu Annę z atakami
duszno
ści, była zbyt przejęta, by myśleć o śmierci rodziców. Lecz wizyta w
pokoju, w którym dowiedzia
ła się, że została sierotą, uprzytomniła jej, co
mo
że ją tu spotkać podczas tego weekendu.
Mija
ły kolejne drzwi, rozmawiając o tym i owym, gdy znowu rozległ się
ryk Samuela.
– Gdzie
ś ty był, do cholery?!
– Znikn
ęłyśmy tylko na chwilę – tłumaczyła się Erin. Podszedł do niej
nieco zmieszany.
– Co one ci o mnie nagada
ły? Chyba nie myślałaś, że zwracam się do
ciebie w ten sposób?
– Zd
ążyłam się dowiedzieć, że bywasz nerwowy.
Roze
śmiał się.
– Tylko wobec tych, którzy na to zas
łużyli. – Zerknął przez ramię na
cz
łowieka z szóstki, który znikał w sali reanimacyjnej. – Później się z tobą
rozmówi
ę – rzucił za nim. – Mogę nie być zachwycony twoją obecnością,
ale to jeszcze nie powód,
żebym na ciebie krzyczał bez przyczyny. Nie
jestem potworem. Ale tu najwa
żniejsi są pacjenci. Kiedy widzę, że ktoś ich
zaniedbuje, reaguj
ę jak przed chwilą.
By
ła po jego stronie. Oto lekarz, któremu leży na sercu dobro pacjentów,
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
który wymaga, by nale
życie się nimi opiekowano i jeśli z tego powodu bywa
nieprzyjemny, nie wolno mie
ć mu tego za złe.
– Dzi
ękuję ci, że zechciałeś pogadać z pielęgniarkami. Są dzisiaj
fantastyczne.
– Musz
ę wracać do swoich obowiązków. Będziesz jutro?
– Nie. Przy
ślę kamerzystów. Wpadnę w sobotę rano.
– B
ędę na dyżurze od siódmej wieczorem. Jeśli masz mi towarzyszyć,
zejdziemy z dy
żuru dopiero w niedzielę wieczorem. Radzę ci w sobotę
porz
ądnie się wyspać. Ja będę spał przez cały dzień. Mamy tu parę łóżek
dla personelu, wi
ęc czasami można się zdrzemnąć. Jak nie będzie nic
ciekawego, nie b
ędę cię budził.
Zaprotestowa
ła gestem ręki.
– Postanowi
łam nie odstępować cię ani na krok przez całą dobę.
– Czy b
ędę mógł sam pójść do toalety?
– Najpierw b
ędziesz musiał się odmeldować – zażartowała nieco
speszona.
– Gdzie mieszkasz?
– W Camberwell.
–
Ładna dzielnica. Ja mieszkam nieopodal. Mogę po ciebie przyjechać.
Zapewniam ci
ę, że w niedzielę nie będziesz w stanie prowadzić
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
samochodu. Zazwyczaj do poniedzia
łku nocuję w szpitalu.
– Poradz
ę sobie. Dziękuję, że o mnie pomyślałeś.
– Wola
łbym, żeby nie wyciągano mnie z domu do wypadku drogowego
spowodowanego przez telewizyjn
ą reporterkę, która zasnęła za kierownicą.
Przyjad
ę po ciebie. Napisz mi adres.
By
ła zbyt niezależna, by pozwolić, aby ktoś organizował jej życie.
– Chc
ę tu być przed siódmą, a poza tym potrafię wezwać taksówkę.
– W sobot
ę wieczorem? Dojedziesz do szpitala przed północą. W tę
sobot
ę jest ważny mecz piłkarski. Taksówki będą na wagę złota.
Oci
ągając się, napisała na kartce swój adres.
– B
ędę koło piątej – oznajmił i, nie czekając na jej reakcję, ruszył do
swoich zaj
ęć.
Wiedzia
ła, że jest nieufny, że nie jest zachwycony jej obecnością na
oddziale, lecz co
ś w jego oczach kazało jej wierzyć, że do niej samej nie
ma
żadnych zastrzeżeń. Jego troska o jej samopoczucie i bezpieczeństwo
wzruszy
ła ją i zarazem zaintrygowała. Dlaczego po tak męczącym dyżurze
nie bierze taksówki do domu? Normalny cz
łowiek starałby się jak
najszybciej st
ąd uciec.
By
ć może w domu nikt na niego nie czeka. Przymknęła oczy i
wyobrazi
ła sobie jego powrót do pustego mieszkania. Oczami wyobraźni
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
ogl
ądała kolejną, przyjemniejszą scenę: kojący zapach kadzidełka, nakryty
stó
ł, a potem delikatny masaż relaksujący. Podniosła powieki. Skąd taki
pomys
ł? Scenariuszem, w którym Samuel Donovan wraca do jej domu, nie
warto zawraca
ć sobie głowy.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Rozdzia
ł 3
– Kto to by
ł? – zapytała Anna. – Ktoś z pracy?
Erin wesz
ła do kuchni i wyjęła puszkę, by nakarmić psa, niecierpliwie
kr
ęcącego się jej pod nogami.
– Wcze
śniej dzisiaj wróciłaś – zauważyła.
Anna powiesi
ła klucze na haczyku obok lodówki i nalała sobie szklankę
wody.
– Wyr
ęczyć cię? – Zauważyła, jak Erin krzywi się nad zawartością
puszki. – Kto to by
ł? – nalegała, przekładając zawartość puszki do psiej
miski.
Nie uda si
ę uniknąć tej rozmowy, ponieważ Anna, zauważywszy plik
broszur na stole, wszystkiego si
ę domyśli.
– Po
średnik handlu nieruchomościami. – Anna znieruchomiała na
chwil
ę, po czym podniosła się znad psiej miski.
– Ju
ż to przerabiałyśmy. Nie ma potrzeby niczego zmieniać tylko
dlatego,
że wychodzę za mąż.
– Jest taka potrzeba. – Erin g
łośno westchnęła. – Wiem, że nie
wyrzucisz mnie na ulic
ę ani nie zażądasz, żebym spłaciła ci połowę
warto
ści domu, ale zmiany są nieuniknione. Połowa domu jest twoja. Macie
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
z Jordanem takie samo jak ja prawo tu zamieszka
ć...
– B
ędziemy mieli mieszkanie – przerwała jej Anna – więc nie musisz się
wyprowadza
ć. Wiem, ile ten dom dla ciebie znaczy. Ja też jestem do niego
przywi
ązana, ale nie tak bardzo. Dojrzałam do własnego domu.
– Rozumiem, ale gdyby
śmy sprzedały tę posiadłość, ty i Jordan
mogliby
ście coś sobie kupić. Rodzice na pewno byliby tego samego zdania.
Agent ju
ż podał mi przybliżoną wartość.
– Tu nie chodzi tylko o pieni
ądze. Wiem, że to miejsce ma dla ciebie
ogromn
ą wartość emocjonalną. Serce by ci pękło, gdybyśmy je sprzedały.
Erin patrzy
ła przez okno na trawnik, na którym właśnie ożył system
podlewania. Z ukrytych w trawie uj
ęć trysnęły fontanny wody, migocząc
roz
świetlonymi słońcem kropelkami. Będąc dzieckiem, nazwała to
urz
ądzenie „maszyną do robienia tęczy". Przed oczami stanął jej obraz
dwóch dziewczynek, które, piszcz
ąc z uciechy, biegały wśród strumieni
wody. Anna ma racj
ę. Myśl o sprzedaży rodzinnego gniazda jest dla niej nie
do przyj
ęcia.
– Mo
że nie będziemy musiały go sprzedawać. – Zamyśliła się. – Może
uda mi si
ę cię spłacić. Jordan mógłby zająć się wszystkimi formalnościami.
– Mo
że... – Anna nie była przekonana. – To spora suma.
– My
ślę, że byłoby mnie na nią stać. Mam dobrą pracę, a poza tym
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
jakie
ś akcje. – Świadomość, że istnieje sposób uratowania domu, podniosła
j
ą na duchu. Anna jednak nadal miała wątpliwości.
– Wzi
ęłabyś na siebie bardzo duże zobowiązanie – ostrzegła. – Czy
jeste
ś na to przygotowana?
– Cz
ęść domu mogę wynająć – odparowała Erin. – Nawet dwóm
osobom. Jeszcze ci o tym nie mówi
łam, ale zadzwonili dzisiaj z telewizji i
zaproponowali mi kilka wywiadów z personelem szpitala. Nareszcie b
ędę
na wizji. Jak si
ę sprawdzę, dostanę bardzo przyjemną podwyżkę.
Anna skwitowa
ła tę informację lekkim uśmiechem.
– Mówi
łaś, że chcesz dzisiaj spać przez cały dzień. Posłuchaj, nie
zamierzam by
ć męczennicą i nie będę się upierać, że nie przyda mi się
troch
ę grosza, ale nie chcę pieniędzy twoim kosztem. Jesteś dla mnie
wa
żniejsza niż forsa. Na razie zostawmy ten temat. Ty skup się na pracy, a
ja zajm
ę się ślubem. – Rozejrzała się po kuchni. – Oraz sprzątaniem. Jak
mog
łaś wpuścić tutaj tego agenta?
Erin roze
śmiała się.
– Nast
ępnym razem poproszę cię, żebyś zawczasu posprzątała. To na
pewno podbi
łoby cenę. Może nawet moglibyście pojechać w podróż
po
ślubną do Paryża.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Samuel zerkn
ął na plan miasta i skręcił w Wattletree Street. Wiedział
wprawdzie,
że jest to zamożna dzielnica, ale mimo woli aż zagwizdał przez
z
ęby, sunąc powoli w poszukiwaniu numeru siedemnaście. Może nie
nale
żało tak się spieszyć z propozycją podwiezienia jej do szpitala? Może
ma to w planach jaki
ś bogaty pan Casey?
Zatrzyma
ł się pod rozłożystym kauczukowcem i zanim wysiadł, przyjrzał
si
ę domowi. Gdyby nie zdezelowany fiat i stare alfa romeo, ten podjazd
niczym by si
ę nie różnił od pozostałych, na których parkowały mercedesy i
bmw. Omijaj
ąc spryskiwacze, podszedł do ciężkich, dębowych drzwi i
zapuka
ł. Był przygotowany na spotkanie z mężem lub chłopakiem Erin.
Otworzy
ła mu ciemnowłosa, młoda dziewczyna o poważnym spojrzeniu,
która przedstawi
ła się jako jej siostra.
Nie rozpozna
ła go. Była bardzo mała, gdy Samuel usiłował ratować jej
rodziców.
– Erin jest na górze. Ubiera si
ę. Proszę wejść.
Szed
ł za nią do salonu. Trudno było się domyślić, że te dwie dziewczyny
s
ą siostrami. Erin była drobnej budowy i energiczna, Anna natomiast
porusza
ła się powoli; Erin nosiła indyjskie jedwabie i aksamity, Anna
przyj
ęła go w beżowej garsonce. Lecz chociaż jedna miała oczy piwne, a
druga zielone, u
śmiechały się podobnie.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Mo
że coś do picia? – zaproponowała Anna.
– Nie, dzi
ękuję. Zaraz będziemy jechać.
Roze
śmiała się.
– Nie by
łabym tego taka pewna. Odkąd dowiedziała się, że będzie na
wizji, miota si
ę przed szafą jak oszalała. Nie słyszał pan okrzyków
rozpaczy, skr
ęcając w naszą uliczkę?
– Wobec tego poprosz
ę o kawę. Z mlekiem i łyżeczką cukru.
Gdy mia
ł już za sobą dwie kawy i pudełko herbatników, do salonu
wpad
ła Erin.
– Ju
ż jesteś? – zdziwiła się. – Dopiero piąta.
–
Ładnie wyglądasz. – Zauważył, że tym razem umalowała się mocniej.
Mia
ła na sobie zieloną sukienkę podkreślającą barwę jej oczu oraz duży
zielony kryszta
ł na szyi.
– To jest zielony kalcyt – wyja
śniła z powagą. – Ma pomóc mi
zaprowadzi
ć porządek oraz zbierać informacje.
Chcia
ł powiedzieć, że kamień pasuje do jej oczu, lecz uznał taką uwagę
za niestosown
ą.
– Pasuje do sukienki.
– Do tego starego fata
łaszka? – Udała zdziwienie. – Spałam cały dzień,
tak jak mi radzi
łeś, a potem sięgnęłam do szafy po pierwszą lepszą
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
szmatk
ę, i pasuje!
– Mi
ło mi to słyszeć.
Nie zwraca
ła na niego uwagi.
– Dlaczego nie ma tu
żadnego długopisu? Rano były aż trzy – jęknęła,
grzebi
ąc w papierach na stole.
– Ciesz
ę się, że kryształ się sprawdza – zauważył ku nieskrywanej
rado
ści Anny i sięgnął po kluczyki. – Czy mogę skorzystać z telefonu?
Wyczerpa
ła mi się bateria w komórce. Chciałem zawiadomić szpital, że już
jad
ę.
Anna gestem wskaza
ła mu telefon w holu.
– Dlaczego mi nie powiedzia
łaś, że on jest boski?
Erin jednak, sama zafascynowana Samuelem Donovanem, wola
ła nie
dolewa
ć oliwy do ognia.
– To tylko pozory – odrzek
ła lekceważącym tonem.
– Potrafi by
ć bardzo nieprzyjemny. Nie lubi mnie ani kamer. To ten, o
którym ci opowiada
łam. Mój horoskop ostrzegał mnie przed wrogo
nastawionym przeciwnikiem. Mam te
ż nie dać się zmylić pozorom.
Anna nie zamierza
ła przyjąć tego do wiadomości.
– To dobry cz
łowiek. Nie miałabym nic przeciwko temu, żeby spędzić w
jego ramionach ca
łą noc.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Anno, co by na to powiedzia
ł Jordan?
– Chcia
łam tylko powiedzieć, że gdyby znudziło ci się dziennikarstwo,
powinna
ś spróbować szczęścia jako pielęgniarka albo lekarka. Horoskop
nie jest nieomylny. Mo
że była w nim mowa o pośredniku w handlu
nieruchomo
ściami. Uważam, że doktor Donovan to porządny facet.
Kilka minut pó
źniej Erin sadowiła się na miękkim, skórzanym fotelu w
samochodzie Samuela.
– Niez
ły wóz – rzuciła. Nie doczekawszy się odpowiedzi, zabrała się do
przegl
ądania płyt kompaktowych.
– Nic nie znalaz
łaś?
– Pos
łuchajmy radia.
– Masz bardzo mi
łą siostrę.
– Ona uwa
ża, że ty też jesteś sympatyczny.
– To znaczy,
że ma dobry gust. – Zerknął na nią. Aby pokryć
zmieszanie, zaj
ęła się regulowaniem klimatyzacji.
– Pochwali
ła mi się, że niedawno się zaręczyła.
– To fakt. Z tej okazji mia
łyśmy dzisiaj iść na kolację z rodzicami
Jordana. Ale z powodu mojego dy
żuru w szpitalu trzeba było ją przesunąć.
– Jaki jest ten Jordan?
Zamy
śliła się.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Strasznie m
ądry. Skończył Scotch College i prawo na uniwersytecie w
Melbourne. My
ślę, że szybko zrobi karierę.
– Nie to mia
łem na myśli. Jaki on jest naprawdę?
– Protekcjonalny i nudny jak flaki z olejem. Ale nikomu tego nie
powtarzaj.
Wydawa
ło się jej, że ta uwaga jest zabawna, ale Samuel się nie
roze
śmiał.
– Masz ju
ż scenariusz na ten tydzień? – zapytał, zmieniając temat.
– Trudno to nazwa
ć scenariuszem – przyznała się. – Nakręcimy jak
najwi
ęcej materiału i dopiero wtedy zobaczę, co z niego da się zrobić.
Nawet ja zd
ążyłam się zorientować, jak nieprzewidywalny jest ten twój
oddzia
ł. Zamierzam nakręcić odprawę pielęgniarek, żeby telewidzowie mieli
poj
ęcie, jak tu się pracuje. Rozmawiałam już o tym z Fay. Dla zachowania
dyskrecji dziewczyny b
ędą posługiwały się numerami kabin zamiast
nazwiskami pacjentów.
Zaakceptowa
ł ten pomysł.
– Odnosz
ę wrażenie, że spodziewasz się ciekawego weekendu. A może
jest to dla ciebie kolejny dzie
ń pracy? Podejrzewam, że niejedno już
widzia
łaś.
– Prawd
ę mówiąc, niewiele – odrzekła zgodnie z prawdą. – Po kilku
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
kieliszkach wina potrafi
ę to trochę ubarwić, ale do tej pory nie zdarzył mi się
żaden poważny reportaż. Ten weekend będzie przełomowy.
– Tak s
ądzisz? – Zmienił bieg. – Czym się zajmowałaś, zanim trafiłaś do
nas?
– Podrz
ędną siłownią, której personel podejrzewano o handel sterydami.
Chodzi
łam tam przez dwa tygodnie.
– I co? Handluj
ą sterydami? – W jego głosie zabrzmiała nuta szczerego
zainteresowania.
– Chyba nie. Na pewno nie w mojej obecno
ści. Przez dwa tygodnie
podnosi
łam ciężarki i pedałowałam jak oszalała, a największy szwindel
wykry
łam w kawiarence, gdzie obsługa przesypywała zwyczajną kawę do
s
łoika po kawie bez kofeiny.
– Ujawnisz to?
– Nie warto. Zniszczy
łabym tyle złudzeń... Pomyśl, jak by się poczuli ci
wszyscy wariaci na punkcie sprawno
ści fizycznej, gdyby dowiedzieli się, że
przyp
ływ energii nie jest rezultatem ćwiczeń, lecz kofeiny. Nie mogę im tego
zrobi
ć. – Na jego twarzy dostrzegła cień uśmiechu. – Oddali tę sprawę
Agnes, mojej kole
żance. Już ją widzę, jak w pocie czoła ćwiczy przez pięć
godzin. Podejrzewam,
że nie będzie miała nic przeciwko sterydom i
skorzysta z okazji. W
ątpię, żeby redakcja wiadomości miała z tego jakiś
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
po
żytek.
Po raz pierwszy, od kiedy wsiad
ła do samochodu, Samuel roześmiał się.
Zawtórowa
ła mu, wyobraziwszy sobie Agnes w obcisłych kolarzówkach.
Stan
ęli na parkingu.
– Zaraz wracam. – Si
ęgnął po portfel. Wróciwszy, położył jej na
kolanach zielone pude
łko pokaźnych rozmiarów.
Zajrza
ła do środka.
– Sernik... – Obliza
ła się.
Nie zareagowa
ł. A gdy dojechali do szpitala, jak przystało na
d
żentelmena otworzył jej drzwi, wziął pudełko z sernikiem, ale pozwolił, by
szamota
ła się z torbą.
– Co ty tam masz?! – Nie ukrywa
ł zdziwienia.
– Szczoteczk
ę do zębów, piżamę i parę rzeczy na zmianę.
Gdy ra
źnym krokiem maszerowała w stronę wejścia, zatrzymał ją na
widok nadje
żdżającej karetki na sygnale.
– Miej oczy i uszy otwarte – poradzi
ł.
– Nie omieszkam – rzuci
ła, nie zdając sobie sprawy z niebezpiecznej
sytuacji, w jakiej si
ę znalazła. – O to się nie martw.
Westchn
ął. Niezła gratka dla mediów: reporterka pod kołami karetki,
niemal na progu szpitala. Wola
ł się nie zastanawiać, dlaczego poczuł, że
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
musi temu zapobiec.
–
Łatwo powiedzieć... – mruknął pod nosem, gestem przepraszając
kierowc
ę.
Ju
ż za drzwiami oddziału ogarniały ją kolejne fale zapachów niczym w
perfumerii. Z trudem rozpoznawa
ła twarze kobiet, które odpowiadały na jej
powitania: na wszystkich wr
ęcz filmowe makijaże. No tak, sama też
sp
ędziła godzinę przed lustrem...
Samuel czyta
ł w jej myślach.
– Nie przejmuj si
ę. Tutaj taki makijaż długo się nie utrzyma. Zanim się
obejrzysz, z powrotem b
ędą sobą.
Jeszcze bardziej zaskoczy
ło ją nienaturalne zachowanie pielęgniarek,
mimo
że kamerzyści kręcili się na oddziale już od kilku dni.
– Nie chcia
łbym wtrącać się w nie swoje sprawy – zauważył Samuel –
ale my
ślę, że gdybyś włożyła szpitalny strój, nie odstawałabyś tak bardzo
od reszty. Spróbuj.
Z
żalem popatrzyła na swoją sukienkę. Prezentowałaby się w niej
bardzo wytwornie, ale có
ż, najważniejszy jest temat. Ociągając się, wzięła
od niego s
łużbowy zielony uniform.
– Nakrycie g
łowy też jest obowiązkowe?
– Tylko dla tych, którzy zamierzaj
ą operować. – Uśmiechnął się blado. –
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
B
ądź uprzejma uprzedzić mnie, jeśli się na to zdecydujesz. – Otwierał
drzwi. – Mimo
że ten pokoik nie przypomina apartamentów w Hotelu
Wentworth, o czwartej nad ranem wydaje si
ę luksusem. Co się stało?
– Nic – odpar
ła z przesadnym entuzjazmem. Przecież nie może mu
powiedzie
ć, co się z nią dzieje, gdy stoi tak blisko niego w tym
niewyobra
żalnie ciasnym pokoiku. Uśmiechnęła się promiennie i rzuciła
torb
ę na łóżko. – Może być. Zdarzało mi się mieszkać w gorszych
warunkach.
– Doprawdy? – Nie mia
ła wątpliwości, że Samuel z niej drwi. – Wobec
tego opuszcz
ę cię, abyś mogła się przebrać.
Wstawi
ła szczoteczkę do zębów, pastę i nitkę do czyszczenia zębów do
szklanki obok umywalki. Notatki po
łożyła na nocnym stoliku i wyłączyła
budzik. Reszt
ę rzeczy zmieściła w obdrapanej szpitalnej szafce. Dlaczego
tak si
ę denerwuje? Występuje tutaj w roli reportera, a Samuel jest jej
tematem!
Przebra
ła się błyskawicznie, aby nie dać mu się zaskoczyć. Z
dezaprobat
ą obejrzała siebie w workowatych, zielonych spodniach.
Zaprezentuje si
ę na wizji jak pokraka. Wskoczyła na łóżko, żeby obejrzeć
si
ę w lustrze nad umywalką. Nawet nie wygląda to tak bardzo źle. Całkiem
ładnie, pomyślała. Dopóki ktoś nie weźmie jej za lekarkę. Roześmiała się,
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
po czym pisn
ęła przerażona, ponieważ usłyszała pukanie do drzwi, które
natychmiast si
ę otworzyły.
Na progu stan
ął Samuel. Parsknął śmiechem.
– Jak sko
ńczysz tę paradę przed lustrem, pójdziemy porozmawiać z
personelem.
Wyszli, zanim och
łonęła ze wstydu. W poczekalni było już dużo
pacjentów. Wsz
ędzie porozwieszano informację, że izba przyjęć jest
filmowana.
Podszed
ł do niej Dave.
– Za wszelk
ą cenę masz o siódmej sfilmować zegar – przypomniała mu.
– B
ędę wtedy przeprowadzać wywiad z pacjentami.
– Ciebie te
ż?
– Nie za cz
ęsto. To ma być reportaż o pacjentach. Zrób parę moich
uj
ęć, a potem zobaczymy, co z nimi zrobić. Przede wszystkim filmuj ludzi.
Zawo
łam cię, jak będzie coś ciekawego, ale sam też bądź czujny.
Dave lubi
ł pracować z Erin: nie udawała wielkiej gwiazdy i dawała
kamerzystom woln
ą rękę.
– Chod
ź, coś ci pokażę. – Z tajemniczym uśmiechem poprowadził ją
przez oddzia
ł. Udawał, że filmuje, a ona obserwowała go cierpliwie. W
porównaniu z poczekalni
ą tutaj nic się nie działo.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Zbli
żał się do nich jakiś blondyn, zapewne lekarz, z bardzo ważną miną.
Dave zachichota
ł.
– Jest! Jak pszczo
ła do miodu. Zjawia się natychmiast, kiedy myśli, że
co
ś kręcę. Wiem od pielęgniarek, że jest chirurgiem. Podobno normalnie
nigdy tu si
ę nie pokazuje. Nie miałem serca powiedzieć mu, że jeszcze nie
kr
ęcimy.
Zwabiony jej u
śmiechem blondyn podszedł bliżej.
– Pozwoli pani,
że się przedstawię. Rozmawiałem już z waszym
re
żyserem. W ciągu tego weekendu będziemy stale się spotykać. Jeremy
Foster, chirurg.
Poda
ła mu dłoń.
– Erin Casey. A to jest Dave, nasz g
łówny kamerzysta. Ściskał jej dłoń
d
łużej, niż wypadało.
– Jak ju
ż wspomniałem, będziemy często się widywać.
Prosz
ę mi wierzyć, nie mam nic przeciwko obecności kamer w sali
operacyjnej. Tam mo
że być bardziej... dramatycznie.
Pohamowa
ła śmiech.
– Dzi
ękuję, ale zamierzamy skoncentrować się na oddziale nagłych
wypadków.
– Sk
ładam tę propozycję na wszelki wypadek. Na pewno jeszcze nieraz
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
si
ę tu spotkamy.
Zbli
żał się Samuel.
– Jak wam idzie?
– Wsz
ędzie jesteśmy mile widziani. Jeremy Foster właśnie zaprosił nas
do sal operacyjnych. Ale nie skorzystamy z tego – doda
ła pospiesznie. –
Nie mamy pozwolenia, a poza tym najbardziej interesuj
ą nas nagle
wypadki.
Samuel odetchn
ął z ulgą.
– Ten facet zrobi wszystko,
żeby pokazać się w telewizji.
– Domy
śliłam się.
W korytarzu pojawi
ł się Mark, który przyjechał na początek zdjęć.
– Za dziesi
ęć siódma. Właśnie podjechała taksówka ze starszą panią.
Zanim przejdzie przez rejestracj
ę, będzie siódma. Zacznijmy od niej. –
Przeniós
ł wzrok na Dave'a. – Zrobisz ujęcie zegara? – upewnił się.
Samuel i Dave spojrzeli w sufit.
– Bankowo – odpar
ł Dave.
Samuel tymczasem znikn
ął w kabinie, a Erin wraz z ekipą przeszła do
poczekalni. Poczu
ła nagły przypływ adrenaliny. Oto jej wielka szansa.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Rozdzia
ł 4
– Przepraszam za k
łopot. – Elsie White grzebała w torebce, szukając
portmonetki. – Ile si
ę należy?
– Spokojnie, kochana. – Taksówkarz potrz
ąsnął głową. – Ważne, żeby
zaj
ęli się pani nogą. Jak będzie pani potrzebowała taksówki z powrotem,
niech im pani poda mój numer.
– To bardzo
ładnie z pana strony, ale muszę zapłacić. – Trzymała gruby
zwitek banknotów w dr
żącej dłoni.
– Wielkie nieba! – krzykn
ął taksówkarz. – Oszczędności całego życia.
Piel
ęgniarka o imieniu Vicki uśmiechnęła się łagodnie.
– Prosz
ę to schować. Nasz ochroniarz zaniesie je do sejfu. Potrzebna
mi b
ędzie tylko pani karta ubezpieczeniowa.
Staruszka dalej przeszukiwa
ła torebkę.
– Tego nie filmujcie – ostrzeg
ła Vicki. – Wiele starszych osób trzyma
oszcz
ędności w domu. Głupio by było, gdyby przez to ktoś złożył jej
niepo
żądaną wizytę.
– Wykluczone – odpar
ła Erin.
– Co si
ę stało? – indagowała Vicki kobietę.
– Stara jestem, a g
łupia. Zachciało mi się wymienić żarówkę.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Zakr
ęciło się pani w głowie?
– Nie.
Źle postawiłam stopę, schodząc ze stołka. Skaleczyłam się.
Próbowa
łam sama zatamować krwotok, ale mi się nie udało. Przepraszam,
że zawracam głowę.
Vicki w
łożyła gumowe rękawiczki i ostrożnie odwijała kuchenną
ściereczkę na nodze staruszki.
– Nie ma za co przeprasza
ć. Dlaczego nie wezwała pani karetki? To
bardzo brzydka rana.
– Oni maj
ą ważniejsze sprawy na głowie niż wożenie starych, głupich
bab.
– Prosz
ę tak nie mówić. Jest tylu prawdziwych głupców, którzy wzywają
karetki.
– Za
łożycie mi szwy? – dopytywała się starsza pani, podczas gdy Vicki
zak
ładała jej opatrunek.
– Nie wiem. Ma pani bardzo cienk
ą skórę. Pan doktor zadecyduje. Nic
wi
ęcej się pani nie stało?
– Nie, tylko ta noga. Fatalny zbieg okoliczno
ści. Chciałam jutro
popracowa
ć w ogródku.
Vicki powtórzy
ła pytanie, ale pani White zdecydowanie twierdziła, że nic
wi
ęcej jej nie dolega.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Gdy Vicki spisywa
ła dane pacjentki, Erin zastanawiała się, do której
kategorii piel
ęgniarka zaliczy staruszkę.
– Dlaczego „trzy"? – zdziwi
ła się. – To wygląda na zwykłe skaleczenie.
– A ty co by
ś jej dała? – Vicki uśmiechnęła się.
– Cztery albo pi
ęć.
– Mog
łoby być „cztery". Piąta kategoria to ci, którzy przez tydzień
wytrzymuj
ą z lekkim bólem ucha albo z czymś, czym normalnie zajmuje się
lekarz rodzinny. Pani White jest przypadkiem kwalifikuj
ącym się na oddział
nag
łych wypadków. Z klinicznego punktu widzenia plasuje się jako
„czwórka", ale... – Vicki zamy
śliła się. – To osoba starsza i z poczuciem
godno
ści. Zauważyłaś, że przed przyjazdem do nas się umalowała?
Kochana staruszka... – rozczuli
ła się. – Inni wezwaliby karetkę, ona
przyjecha
ła taksówką. Nie lubi robić zamieszania wokół siebie. Mam
wra
żenie, że nie powiedziała mi wszystkiego. „Trójka" gwarantuje jej
chocia
ż obserwację. Wiem, że mam miękkie serce, ale nie lubię, jak te
starowinki przesiaduj
ą w poczekalni. Ona mi przypomina moją babcię.
Erin wraz z ekip
ą ponownie zobaczyli panią White już w szpitalnej
koszuli, podczas rozmowy z Sharon, kolejn
ą pielęgniarką. Starsza pani
nieco si
ę skrzywiła, gdy Sharon zaciskała na jej ramieniu aparat do
mierzenia ci
śnienia.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Ci
śnienie trochę za niskie.
– Zawsze mam takie. To lepsze ni
ż za wysokie.
– Prosz
ę mi powiedzieć, co się naprawdę wydarzyło?
– Ju
ż mówiłam tamtej siostrze. Zsunęłam się z taboretu, wymieniając
żarówkę.
– Zakr
ęciło się pani w głowie?
– Ju
ż mówiłam, że nie – zirytowała się pani White. – Czy ktoś wreszcie
zajmie si
ę moją nogą?
Sharon nie da
ła się zbić z tropu.
– Nie czu
ła pani dzisiaj bólu w klatce piersiowej?
– To zwyczajna niestrawno
ść. – Starsza pani miętosiła róg koca. –
Zjad
łam na podwieczorek pączka, który mi nie posłużył.
– Zdaje si
ę, że nie wspomniała pani o pączku pierwszej siostrze.
– Nie warto si
ę tym przejmować.
– P
łacą mi za to, żebym się przejmowała – oświadczyła Sharon
autorytarnie, ale w jej oczach l
śniła dobroć. – Proszę tu zaczekać.
Przywioz
ę aparat do EKG.
– Tyle zamieszania – mrukn
ęła pani White.
Erin u
śmiechnęła się do niej.
– By
ła już pani na takim oddziale? – zapytała.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Nie. I nie zamierzam tu wraca
ć. Te pannice są bardzo miłe, ale robią
strasznie du
żo krzyku. Zobaczy pani, zaraz wezwą kogoś z ochrony, żeby
schowa
ł moje pieniądze do sejfu.
– Dlaczego nie wp
łaciła ich pani do banku? – Zainteresowało ją to,
mimo
że nie mogła wykorzystać tego w reportażu.
– Bo w zamian daliby mi kawa
łek plastiku, z którym nawet nie wiem, co
si
ę robi. Dziękuję bardzo.
Wróci
ła Sharon z aparaturą do EKG.
– Sprawdz
ę tylko, jak pracuje pani serce. To nie boli. Założę te paski na
przeguby r
ąk i na kostki oraz przylepię plasterki na klatce piersiowej. To
tylko tak strasznie wygl
ąda. Nic pani nie poczuje. – Krzątała się przy wózku.
– Nie przywioz
łam jednego kabelka... – Zwróciła się do ekipy. – Jak wrócę,
poprosz
ę was, żebyście wyszli. Muszę podciągnąć jej koszulę.
– Nie ma sprawy. – Gdy Sharon znikn
ęła, Erin zwróciła się do staruszki:
– Na czas EKG wyjdziemy, ale je
śli nie ma pani nic przeciwko temu, po
badaniu chcieliby
śmy wrócić.
Elsie White nie odpowiedzia
ła. Leżała bezwładnie, oparta na poduszce.
– Pani White! – krzykn
ęła Erin. – Nie! – Spojrzała na Dave'a, który nadal
filmowa
ł, i dramatycznym gestem rozsunęła zasłonę kabiny.
Sharon na jej widok zacz
ęła biec.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Pani White! S
łyszy mnie pani? – Nacisnęła czerwony guzik w ścianie,
opu
ściła oparcie wózka pacjentki, wymacała puls na szyi i pospiesznie
za
łożyła maskę tlenową na siniejące wargi. Sala w okamgnieniu wypełniła
si
ę pielęgniarkami i lekarzami.
– Co si
ę stało? – zapytał Samuel opanowanym tonem.
– Nagle straci
ła przytomność – oznajmiła Sharon, podczas gdy Samuel
kopniakiem zwalnia
ł hamulce wózka. – Ma bardzo słaby puls.
– Zabieramy j
ą.
Wózek pomkn
ął przez oddział. Erin dopiero po chwili ruszyła jego
śladem. Na reanimacji zajęła wyznaczone miejsce pod ścianą i
obserwowa
ła krzątaninę wokół pani White. Samuel poklepał wierzch jej
d
łoni, aby żyły się uwydatniły, po czym podłączył ją do kroplówki.
– Rytm serca prawid
łowy – oznajmił, wpatrując się w monitor. –
Saturacja poprawia si
ę.
Pani White próbowa
ła zedrzeć maskę tlenową.
– Prosz
ę jeszcze jej nie zdejmować. Miała pani kryzys, ale już wszystko
jest w porz
ądku. Nazywam się Samuel Donovan, jestem lekarzem. –
Sharon poda
ła mu wyniki EKG. – Z kim mamy do czynienia?
– Osiemdziesi
ąt lat. Przyjechała do szpitala taksówką, z raną na nodze.
Twierdzi,
że spadła ze stołka. W końcu przyznała się, że po południu
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
poczu
ła ból w piersiach. Miałam jej zrobić EKG, gdy niespodziewanie
straci
ła przytomność.
– By
łaś przy niej?
– Wysz
łam po kabel. Erin została przy niej.
– Narzeka
ła na ból w piersiach? – zwrócił się do Erin.
Potrz
ąsnęła przecząco głową. Ciągle nie mogła wydobyć z siebie słowa.
Wyr
ęczył ją Dave.
– Odjecha
ła zupełnie niespodziewanie, doktorze. Bez słowa.
Samuel analizowa
ł zapis EKG.
– Puls by
ł wyczuwalny, gdy do niej dobiegłaś?
– Tak – potwierdzi
ła Sharon. – Ale nieregularny i świadczący o
zwolnionej akcji serca.
– To by
ł zawał przedniej ściany. Trzeba podać morfinę, żeby złagodzić
ból. Gdzie, do cholery, s
ą ci sanitariusze? Mam nadzieję, że ktoś ich
zawiadomi
ł. Czy sam mam ich szukać? Tymczasem zróbcie zdjęcia
rentgenowskie.
Erin przygl
ądała się wszystkiemu jak urzeczona. Zauważyła tylko, że
dr
żą jej ręce. Nie mogła uwierzyć, że jeszcze przed chwilą rozmawiała z
pani
ą White.
– Trzymasz si
ę? – szepnął Samuel, podchodząc bliżej. – Wyjdźmy.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Zrobi
ą jej prześwietlenie. Cały czas będzie pod opieką. – Gdy wyszli z sali,
przyjrza
ł się jej uważnie. – Jesteś blada jak płótno. Pierwszy raz widzisz
co
ś takiego?
– Znam to tylko z telewizji. Mówi
łam ci już, że do tej pory dostawałam
bardzo proste tematy. Ona prze
żyje, prawda? – upewniła się. – Wiem, że
ma swoje lata, ale wyda
ła mi się taka niezależna...
– Nie wiem, Erin. Zrobimy wszystko, co mo
żemy, ale jej serce ma
osiemdziesi
ąt lat. Jasne, że zrobimy wszystko...
Nie potrafi
ła ukryć, że jest bliska łez.
– Przepraszam. – Rozz
łościła się. – Na pewno się zastanawiasz, jak
przetrwam t
ę dobę. Przestraszyłam się, bo nie wiedziałam, co robić.
– Jeste
ś reporterem, a nie pielęgniarką. Co zrobiłaś?
– Dave musi przez ca
ły czas filmować, więc wybiegłam na korytarz,
żeby kogoś wezwać. I zobaczyłam Sharon.
– Nast
ępnym razem po prostu naciśnij alarm. Nieważne, czy to będzie
uzasadnione czy nie. Wszyscy musimy
ćwiczyć. Nie tylko twoja Agnes. –
Wzruszy
ło ją, że zapamiętał taki szczegół ich rozmowy i że stara sieją
podnie
ść na duchu. – Nie wstydź się łez. Pamiętaj, że nie przywykłaś do
takich scen. Dla ka
żdego byłby to pewien szok.
Za
łożę się, że Vicki, która jest teraz w naszym punkcie selekcji, też ma
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
niet
ęgą minę.
– Naprawd
ę? Jeszcze jej to nie spowszedniało?
– To zawsze jest nieprzyjemne. Zdaje si
ę, że Vicki polubiła panią White.
Nasz personel bardzo szybko nawi
ązuje bliższy kontakt z pacjentami,
zw
łaszcza tymi sympatycznymi.
Wiedzia
ła coś na ten temat.
– Ja chyba te
ż ją polubiłam. Czuję, że jest to osoba z charakterem.
– Zrób sobie kaw
ę. – Dotknął jej ramienia. – I chwilę odpocznij.
– Nie mog
ę. Jest dopiero wpół do ósmej. Nie mogę znikać za każdym
razem, kiedy dzieje si
ę coś smutnego...
– Za
łożę się – nie pozwolił jej dokończyć – że Sharon właśnie robi kawę
dla Vicki i zaraz podzieli si
ę z nią najnowszymi wiadomościami na temat
pani White. To w
łaśnie miałem na myśli, mówiąc, że nasze siostry są od
siebie bardzo zale
żne. Ten oddział jest jak pole minowe: wymaga ścisłej
wspó
łpracy ogromnego zespołu ludzi. Kawa i ploteczki bywają bardzo
skutecznym sposobem na przetrwanie.
Otworzy
ły się drzwi do sali reanimacyjnej.
– Droga wolna – oznajmi
ła pielęgniarka.
Samuel ruszy
ł do pani White.
Kawa musi poczeka
ć, pomyślała Erin akurat w chwili, gdy zjawił się
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
podekscytowany Mark.
– Chod
ź do poczekalni. Robi się gorąco.
Przy
biurku
Vicki
jaki
ś
m
ężczyzna
nerwowo
wymachiwa
ł
zabanda
żowaną ręką.
– Powiedziano mi,
że jestem następny na liście, a czekam już dwie
godziny. Przyjecha
łem karetką! Dlaczego nikt się mną nie zajmuje?
Vicki zachowywa
ła anielski spokój.
– Dozna
ł pan urazu dwa dni temu, a my tu miewamy naprawdę nagłe
wypadki. Niestety, musi pan czeka
ć.
– To dlaczego tak szybko zaj
ęliście się tą babą z chorą nogą? Ona
przyjecha
ła taksówką! Mam dzisiaj wieczorem ważne spotkanie. Żądam,
żeby mnie natychmiast przyjęto!
– Ju
ż panu tłumaczyłam, że najpierw zajmujemy się najpoważniejszymi
przypadkami. Prosz
ę usiąść i czekać.
Jegomo
ść nie dawał za wygraną.
– Dlaczego najpierw wzi
ęliście tę staruszkę? To skandal. – Zwrócił się
do kamery. – Mam nadziej
ę, że pan to wszystko filmuje. – Huknął
zabanda
żowaną ręką w szybę, oddzielającą pielęgniarki od poczekalni. –
Prosz
ę natychmiast wezwać tu lekarza!
– Wystarczy – mrukn
ęła Vicki.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Erin wiedzia
ła, że w tej samej chwili nacisnęła stosowny guzik ukryty
pod biurkiem. Chwil
ę później do poczekalni wkroczyło dwóch barczystych
ochroniarzy.
– W czym
ś pomóc, siostro? – Przystanęli przy nerwowym pacjencie.
– T
łumaczę temu panu, dlaczego musi czekać, ale on nie chce słuchać
moich wyja
śnień. Może was posłucha?
Pan Nesbitt wyra
źnie spuścił z tonu.
– Po co zaraz wzywa
ć ochronę? Uderzyłem w szybę, nie w panią.
– Wola
łam nie ryzykować. Proszę usiąść i czekać.
– Jak d
ługo on tu jest? – Erin zwróciła się do Marka. – Wcześniej go nie
widzia
łam.
– W tym rzecz. Przyjecha
ł pół godziny temu. – Mark popatrzył na
Dave'a, ale ten go ubieg
ł.
– Spokojna g
łowa. Pamiętam o zegarze.
– Czuj
ę się, jakbyśmy pracowali już całą noc, a tu jeszcze nie ma ósmej
– zauwa
żyła Erin.
Tylnym wej
ściem, pod które podjeżdżały karetki, dostała się do
pomieszczenia, w którym urz
ędowała Vicki.
– Jak si
ę czujesz? – zapytała.
– Dobrze. Dlaczego pytasz? – Piel
ęgniarka odwróciła wzrok od
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
komputera. Erin gestem wskaza
ła na poczekalnię. – Ten obywatel? To
kaszka z mleczkiem. Zobaczysz, co b
ędzie, jak zaczną tu ściągać faceci z
pubów.
– Wcale si
ę nim nie przejęłaś?
– Sk
ądże! Co najwyżej trochę mnie wkurzył. Jedni, ci mili, nie wzywają
karetki, nawet wtedy kiedy by
łoby to wskazane, bo nie chcą robić wokół
siebie zamieszania, inni, tacy jak ten, traktuj
ą karetkę jak darmową
taksówk
ę, bo dwa dni temu nadwerężyli sobie nadgarstek.
– Tylko nadwer
ężony nadgarstek? – zdumiała się Erin.
– Tak podejrzewam. Sama widzia
łaś, jak sprawnie włada tą ręką. Kiedy
przyjecha
ł, ostrzegłam go, że dzisiaj chyba nie zrobimy mu prześwietlenia.
My
ślę, że dopiero jutro rano. Jeśli lekarz w ogóle uzna prześwietlenie za
konieczne.
– Czy to znaczy,
że będzie tu siedział nie wiadomo ile, żeby się
dowiedzie
ć, że ma przyjść jutro?
Vicki wzruszy
ła ramionami.
– To nie jest wykluczone. – Wpatrywa
ła się w kobietę, która wbiegła do
poczekalni.
– Prosz
ę mi pomóc! – krzyknęła kobieta. Na rękach trzymała dziecko w
samej pieluszce, które dar
ło się wniebogłosy. – Nie oddycha! Ona przestała
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
oddycha
ć...
Vicki b
łyskawicznie opuściła stanowisko i przez elektronicznie otwierane
drzwi wydosta
ła się do poczekalni. Erin ruszyła za nią. Spodziewała się, że
Vicki natychmiast zaniesie dziecko do sali reanimacyjnej. Jednak ta
poprowadzi
ła kobietę do poradni pediatrycznej.
Do
łączył do nich Dave.
– Prosz
ę położyć dziecko. Jak ma na imię? Zajmę się nią – rzuciła w
stron
ę Gemmy, pielęgniarki zajętej przy innym dziecku.
– Nicola. – Kobieta zanios
ła się płaczem.
– A pani?
– Rita. Czy ona prze
żyje?
– Na pewno – oznajmi
ła Vicki, sprawdziwszy temperaturę dziecka. –
Prosz
ę wziąć kilka głębokich oddechów i uspokoić się. Płacz źle wpływa na
ma
łą.
Uspokoiwszy
si
ę nieco, niepewnym jeszcze głosem matka
poinformowa
ła pielęgniarkę, że ostatnio Nicola źle się czuła. Lekarz
rejonowy orzek
ł, że to tylko wirus, ale mała przepłakała całą noc i miała
coraz wy
ższą temperaturę.
– Nie wiedzia
łam, co robić, więc postanowiłam ją tu przywieźć. Już na
waszym parkingu zauwa
żyłam, że dygocze i przewraca oczami.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Pomy
ślałam, że to agonia. Co jej jest?
Vicki obj
ęła zrozpaczoną matkę.
– Nie umrze. Ma wysok
ą temperaturę, możliwe też, że miała drgawki.
Takie ma
łe dzieci gorzej kontrolują ciepłotę ciała niż dorośli, więc mogą
dosta
ć drgawek. Wygląda to okropnie, ale Nicole już dochodzi do siebie.
Zaraz obejrzy j
ą lekarz.
Erin z niedowierzaniem obserwowa
ła tę scenę. Vicki była niesamowita.
W tej chwili delikatnie naciera
ła małe ciałko wilgotnym ręczniczkiem.
– Kiedy dosta
ła Paracetamol?
– Godzin
ę temu, ale od razu zwymiotowała.
Przy
łóżeczku stał już Samuel i młody doktor Clint.
– Czy siostra uprzedzi
ła panią o obecności kamer telewizyjnych? –
zapyta
ł.
– Nie by
ło na to czasu. Zaraz wszystko wyjaśnię.
– Jak
ą ma temperaturę?
– Czterdzie
ści i jedna kreska. Zwróciła paracetamol podany godzinę
temu.
– Prosz
ę jej podać 125 miligramów paracetamolu i nadal obmywać
letni
ą wodą. – Po chwili zwrócił się do matki. – Siostra za chwilę da małej
czopek, aby zbi
ć temperaturę. Teraz chciałbym ją zbadać. Proszę wziąć ją
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
na kolana.
– Czy mog
ę dać jej pić? – spytała matka już spokojnie.
– Najpierw j
ą zbadam. – W trakcie oględzin Samuel wyjaśniał Clintowi
ka
żde swoje posunięcie.
– Nie ma si
ę najlepiej. Widzę tutaj drobną wysypkę, która wygląda na
wirusow
ą. Teraz sprawdzam, czy nie wystąpiła sztywność karku. –
Specjaln
ą latarką poświecił dziecku w oczy. – Nie stwierdzam
światłowstrętu.
– Zapalenie opon mózgowych?
– Musimy rozwa
żyć wszystkie możliwości. Klatka piersiowa i uszy są w
porz
ądku. Gardło lekko zaczerwienione, ale zbyt mało, żeby mogło być
przyczyn
ą takiej wysokiej temperatury. Podejrzewam wirus. Trzeba to
potwierdzi
ć. Za jakiś czas siostra posmaruje jej ramiona specjalnym
znieczulaj
ącym kremem i wtedy pobierzemy krew do badania. Poproszę też
pediatr
ę, żeby ją zbadał.
– Ile to potrwa?
– Trudno powiedzie
ć. Analiza krwi musi zająć trochę czasu. Poza tym
pediatra mo
że zlecić jeszcze inne badania.
– Na przyk
ład?
– Poczekajmy. Tutaj Nicole b
ędzie pod dobrą opieką. Za chwilę
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
przyjdzie nowa piel
ęgniarka na nocną zmianę.
Gdyby wcze
śniej coś się wydarzyło, proszę nas zawiadomić.
Stanowisko piel
ęgniarek jest tuż obok.
Erin wysz
ła wraz z Samuelem.
– My
ślisz, że to jest zapalenie opon mózgowych?
– Taka mo
żliwość istnieje. Badając chore dziecko, każdy lekarz bierze ją
pod uwag
ę. My też tego się boimy. Ale nie sądzę, żeby o to chodziło w tym
przypadku. Podejrzewam,
że to rzeczywiście jakaś paskudna infekcja
wirusowa.
– Wi
ęc dlaczego zwlekacie z badaniem krwi? – zapytała. – Nie zrozum
mnie
źle, ja cię nie krytykuję – wyjaśniła.
– To bardzo dobre pytanie – pochwali
ł ją. – Gdyby badał ją tylko Clint,
na wszelki wypadek poradzi
łbym mu zrobienie tych badań od razu lub
wezwanie pediatry. Jestem prawie pewien,
że to jest wirus. Wskazuje na to
ta wysypka. W jej obecnym stanie pobieranie krwi bez miejscowego
znieczulenia mog
łoby wywołać nowe drgawki.
Na stanowisku piel
ęgniarek odbywało się przekazywanie dyżuru. Nocna
zmiana wyst
ąpiła w pełnym makijażu, nawet Fay sięgnęła po pomadkę.
– Witam nocn
ą zmianę – rzekł Samuel. – Wszystkie takie piękne...
Ciekawe dlaczego? – za
żartował.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– To na pana cze
ść, doktorze. Niech pan nie udaje – odparowała z
u
śmiechem Fay. – W lodówce odkryłam podejrzanie wielki sernik.
– Widz
ę, że nie omieszkałaś zajrzeć do pudełka. Przyda mi się, żeby
was przeb
łagać.
– Co pan przeskroba
ł? – zainteresowała się Louise.
– Jeszcze nic. Ale s
ądząc po tym, jak zaczął się ten wieczór, obawiam
si
ę, że komuś nawymyślam. Uznałem więc, że zawczasu przeproszę was
za mój choleryczny temperament i ju
ż będę miał to z głowy. Teraz idziemy
z Erin na kaw
ę. Miej na oku łóżeczko numer dwa – przypomniał Fay. – Ma
wysok
ą temperaturę i jest niespokojna.
– Louise – rzek
ła Fay do koleżanki – dzisiaj ty zajmujesz się maluchami.
Id
ź już i zmień Gemmę. Później poinformuję cię, co dzieje się gdzie indziej.
– Chcia
łam nakręcić zmianę warty. – Erin zawahała się. Fay jednak
oddali
ła ją gestem ręki.
– Id
ź już. Jesteś tutaj od szóstej. Zasłużyłaś na kawę. Dave'a zostaw
mnie. Potrafi
ę się nim zająć. – Puściła oko do kamerzysty. – Będzie miał z
nami jak w raju. – Erin po raz pierwszy mia
ła okazję oglądać Dave'a, który
sp
łonił się jak pensjonarka. Roześmiała się tylko i pozostawiła kolegę na
pastw
ę pielęgniarek.
– Wariatki – orzek
ła, gdy znaleźli się w pokoju dla personelu. Samuel
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
nalewa
ł kawę z pokaźnych rozmiarów ekspresu. – A to skąd tu się wzięło?
Jestem tu od tygodnia i widz
ę to po raz pierwszy.
Poda
ł jej plastikowy kubek.
– Nie by
łaś tu w nocy. To zupełnie inny świat. Dla nocnej zmiany kawa
to bardzo wa
żna sprawa. Jeśli będziesz korzystać z tej maszyny, nie
zapomnij dola
ć wody i dosypać kawy. Pod groźbą zakazu używania jej.
– Postaram si
ę nie zapomnieć. Zawsze tak jest?
– Jak?
– Tak t
łoczno. Zawsze tyle się tutaj dzieje?
– Wierz mi, jeszcze nie widzia
łaś wszystkiego. Mamy tu pełne ręce
roboty, i to nie jest specjalna wersja dla telewizji. Mimo
że wygląda to
bardzo
powa
żnie,
osiemdziesi
ęcioletnia
staruszka
ze
stanem
przedzawa
łowym i niemowlę z drgawkami to dla nas nie nowina.
– Co b
ędzie z panią White? Zatrzymacie ją?
– Zajmie si
ę nią lekarz izby przyjęć: zbada ją, zleci dodatkowe badania,
znajdzie
łóżko. Łóżek, jak zwykle, nam brakuje. Podejrzewam, że na razie
zostanie u nas.
– Rozmawia
łam z siostrą zawiadującą łóżkami. Powiedziała, że jest
sze
ść wolnych łóżek oraz jedno stanowisko kardiologiczne.
– To prawda. Ale jeszcze nie wiadomo, czy s
ą to łóżka odpowiednie dla
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
pani White.
– Ona jest ubezpieczona. Dlaczego musi czeka
ć na łóżko w szpitalu?
Po pierwsze by
łoby jej tam wygodniej, po drugie zwolniłaby łóżko na
reanimacji.
– To nie jest takie proste. Po
łowa tego odium, które na nas spada ze
strony pacjentów, krewnych oraz mediów wynika z wycinkowego podej
ścia
do tej skomplikowanej ca
łości. I dlatego nie lubię wpuszczać tu
dziennikarzy. Bardzo
łatwo jest wycelować kamerą w zegar i mieć nam za
z
łe, że staruszka z zawałem leży na nagłych wypadkach, podczas gdy
wiadomo,
że na różnych oddziałach jest siedem wolnych łóżek. Prawda
jednak jest taka,
że mamy istotne powody, z których nie przewieźliśmy jej
na jedno z tych
łóżek.
– Poprosz
ę o szczegóły. Może nas przekonasz.
Przez chwil
ę wpatrywał się jej w oczy. Było jasne, że bije się z myślami.
– Wyt
łumacz mi to – poprosiła.
– Pani White mia
ła zawał. Na dodatek ma osiemdziesiąt lat. Jasne, że
mogliby
śmy przenieść ją na wolne łóżko i uważać sprawę za załatwioną.
Siostry na pewno cz
ęsto by do niej zaglądały, zrobiono by też wszystkie
badania. Ale sama widzia
łaś, jak błyskawicznie straciła przytomność.
Pomy
śl, co by się stało, gdyby pielęgniarka przyszła dziesięć minut później,
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
lub gdyby ju
ż na progu pokoju pani White otrzymała pilne wezwanie do
innego pacjenta, który zwymiotowa
ł albo prosi o basen?
– Nie mo
żna podłączyć jej do monitora?
– A jaki by
łby z tego pożytek, gdyby nikt go nie obserwował, bo
piel
ęgniarka rozmawiałaby przez telefon na drugim końcu korytarza?
– Mo
żna położyć ją na kardiologii. Czy to z racji podeszłego wieku nie
warto si
ę nią zajmować?
– Przecie
ż się nią zajmujemy. Leży tutaj i jest nieustannie
monitorowana.
– Ale na kardiologii jest wolne
łóżko – upierała się.
Samuel wsta
ł.
– Wiesz co? Pogadamy o tym jutro, przy
śniadaniu.
– Nadal nie otrzyma
łam pełnej odpowiedzi – mruknęła. Zgniótł kubek i
wrzuci
ł go do kosza.
– Jutro, przy
śniadaniu.
– Randka o poranku.
Razem ruszyli w stron
ę drzwi i o mało się nie zderzyli na progu.
– Przepraszam – powiedzieli zgodnym chórem.
Przez u
łamek sekundy znowu byli w korytarzu dyrekcji, flirtując i starając
si
ę przedłużyć to spotkanie. Erin nie miała wątpliwości, że Samuel miał
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Rozdzia
ł 5
– Przepraszam,
że przeszkadzam – rzekła Fay. – Myślę, że pan doktor
zechce obejrze
ć ten przypadek, ale najpierw muszę wprowadzić pana w
sytuacj
ę.
– Nie kr
ępuj się. – Był opanowany. Erin nie była pewna, czy to nie
rozbuchana wyobra
źnia kazała jej dostrzec te błyskawice w jego spojrzeniu.
– To ci si
ę na pewno spodoba – zwróciła się do Erin. – Deborah
Grayson, lat czterdzie
ści dwa, jadła dziś kolację w restauracji Rolando.
Oznacza to,
że jest nieźle nadziana.
– Do rzeczy – skarci
ł ją Samuel.
– Nag
ły atak skurczów w obrębie jamy brzusznej.
– Co jad
ła?
– Zada
łam jej to pytanie. Różne przekąski i kalmary na drugie danie.
– Czy to znaczy,
że zaraz zjadą tu wszyscy klienci Rolanda? Biegunka,
wymioty?
– Biegunka nie, raz zwymiotowa
ła. Moim skromnym zdaniem był to
sygna
ł, że zaczyna rodzić.
– Co takiego? – zdziwi
ł się Samuel, a Fay uśmiechnęła się od ucha do
ucha.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Powiedzmy,
że dwadzieścia lat temu powiedziano jej, że nie może
mie
ć dzieci. Wobec tego nie stosowała żadnych zabezpieczeń, bo nie było
takiej potrzeby.
Erin p
ękała z ciekawości.
– Podejrzewasz,
że ona rodzi? Teraz?
– Kiedy mia
ła ostatni okres? – zapytał Samuel.
– Kilka lat temu. Cytuj
ę jej słowa: „Na pewno nie w ciągu ostatnich
o
śmiu, dziewięciu miesięcy". Uznała, że to menopauza. Nie jestem położną,
ale obmaca
łam jej brzuch i jestem święcie przekonana, że jest to drugi etap
akcji porodowej. Chcia
łabym, żeby pan doktor ją zbadał.
– Niczego nie podejrzewa?
– Nic a nic. W poczekalni siedzi po
łowa towarzystwa z restauracji,
czekaj
ąc na objawy zatrucia.
– Pozwól mi przy tym by
ć, proszę cię. – Erin nie mogła ustać w miejscu.
– Nie ma nic przeciwko telewizji. Uwa
ża, że pomoże jej to w wygraniu
sprawy przeciwko Rolandowi.
– Cholera – mrukn
ął Samuel. – Zdążymy przewieźć ją na położniczy?
– Nie ma mowy – odpar
ła rozradowana Fay. – Proszę wkładać
r
ękawiczki, doktorze. Mamy poród.
Po drodze Samuel zwróci
ł się do Erin:
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Je
śli każę wam wyjść, wyjdźcie. Ta kobieta nie robiła badań
kontrolnych, wi
ęc nie wiadomo, czy dziecko jest zdrowe.
Krzyki i j
ęki dobiegające z kabiny czwartej nie pozostawiały
najmniejszych w
ątpliwości.
Dave ju
ż pracował. Pani Grayson stała, opierając się o szpitalne łóżko
na kó
łkach. Pomimo zablokowanych hamulców oraz wysiłków pielęgniarki
łóżko przesuwało się niebezpiecznie. Louise robiła wszystko, by uspokoić
pacjentk
ę i jej przerażonego męża.
– Doby wieczór. Jestem doktor Samuel Donovan.
– Najwy
ższy czas – warknął pan Grayson. – Moja żona przechodzi
katusze. Mo
że nareszcie jakoś jej pomożecie.
Pani Grayson przycich
ła tylko na chwilę.
– Cholerne owoce morza! – Jej dono
śny głos przetoczył się przez
oddzia
ł. – Każę sobie wypłacić takie odszkodowanie, że się Rolando nie
pozbiera.
– Prosz
ę jej coś dać – domagał się mąż.
Samuel odczeka
ł, aż minie fala bólu.
– Prosz
ę się położyć. Muszę panią zbadać. – Wprawnymi ruchami
obmaca
ł jej brzuch, przez chwilę nieco dłużej trzymając na nim dłoń. – Czy
czuje pani,
że ból powraca?
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Tak – wycedzi
ła przez zęby.
– Gdy minie, zrobimy badanie wewn
ętrzne.
Dave i Erin wyszli.
– Kurcz
ę – mruknął kamerzysta. – Powinna się już domyślić, skoro
nawet ja to wiem.
– Ale gdyby
ś niczego się nie spodziewał... Wyobrażasz sobie, jaki to
szok?
Fay wychyli
ła głowę zza zasłony.
– Dzi
ęki. Możecie wracać.
– Kiedy wreszcie co
ś jej dacie? – denerwował się małżonek.
– Obawiam si
ę, że nic jej nie damy. – Samuel potrząsnął głową. Erin
s
łuchała z zapartym tchem. – Przyczyną tych skurczów nie są kalmary.
– Oczywi
ście, że kalmary – zasyczał pan Grayson.
– Te fale bólu, pani Grayson, to skurcze porodowe. Za chwil
ę urodzi
pani dziecko.
– To
ż to kosmiczna bzdura! – krzyknął mąż. – Ubieraj się. Jedziemy do
prywatnej kliniki. Nie potraficie zdiagnozowa
ć zwyczajnej grypy. Moja żona
nie mo
że mieć dzieci. Czy zdajecie sobie sprawę z tego, jak bolesne jest
dla niej to, co mówicie? Mój prawnik skontaktuje si
ę z wami. Idziemy.
– Zdaje si
ę, że ten prawnik ma pełne ręce roboty – szepnęła Fay do
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Erin.
– Czuj
ę, że muszę przeć. – Pani Grayson rzuciła mężowi błagalne
spojrzenie. – Nie mog
ę tego powstrzymać.
– To naturalne – uspokaja
ł ją Samuel. – Niech pani prze.
– To niemo
żliwe. – Mężczyzna zrobił wielkie oczy.
– Nic nie rozumiem.
– Prosz
ę wziąć żonę za rękę. – Fay podprowadziła go do wezgłowia
łóżka.
– Rozumiem,
że to dla państwa szok – rzekł Samuel – ale o tym, jak to
si
ę stało, porozmawiamy później. Nie zdążymy przewieźć pani na
po
łożniczy, ale proszę się niczego nie obawiać. Nasz personel jest
wszechstronnie wyszkolony.
Wróci
ła Fay, wtaczając inkubator.
– Pediatra siedzi teraz przy tej ma
łej z drgawkami. Jest przygotowany
na nasze wezwanie – oznajmi
ła.
– Czy zgadzaj
ą się państwo na filmowanie? – upewnił się Samuel.
Rodz
ąca popatrzyła na męża.
– Niech robi
ą, co chcą – szepnęła. – Czy dostanę zastrzyk?
– Za pó
źno. Gdzie jest tlen? – zwrócił się do Fay.
– W gipsowni. Przy zabiegu ortopedycznym.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Z wra
żenia Erin zapomniała, że ma być tylko biernym obserwatorem.
– Masa
ż nasady karku mógłby jej pomóc – wyrwało się jej. Gdy poczuła
na sobie spojrzenia wszystkich obecnych, zawstydzona szepn
ęła: –
Przepraszam. Ju
ż będę cicho.
W absolutnej ciszy pani Grayson, s
łuchając instrukcji Samuela, zaczęła
prze
ć. Gdy już ukazała się główka dziecka, doktor Donovan poprowadził
r
ękę rodzącej, by sama mogła jej dotknąć. Jeszcze jedno parcie i oczom
wszystkich objawi
ła się reszta kruchego, różowego ciałka. Samuel położył
dziecko na brzuchu pacjentki. Fay pomog
ła jej podnieść je wyżej. W tej
samej chwili rozleg
ł się silny, głośny płacz. Po chwili maleństwo ucichło,
znalaz
łszy matczyną pierś.
Erin i Loiuse p
łakały jak bobry, nawet Fay sięgnęła po chusteczkę.
– Zdaje si
ę, że nie jestem wam potrzebny – odezwał się pediatra
Tarence Jenkins. – Wpadn
ę później. Teraz dajmy trochę czasu mamusi i
tatusiowi.
– Gratuluj
ę – rzekł Samuel do oszołomionych rodziców. – Mówiłem, że
to nie kalmary.
Pan Grayson u
ścisnął mu dłoń.
– Przepraszam,
że tak się zachowałem, ale nie mogłem panu uwierzyć.
– Popatrzy
ł na żonę i dziecko. – Gdybym przy tym nie był...
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Wcale si
ę panu nie dziwię. – Samuel uśmiechnął się. – Gdy odejdzie
łożysko, zadzwonię na położniczy i postaramy się was przenieść. Tam
wszystko wyda si
ę pani bardziej realne, a personel pomoże pani się
pozbiera
ć.
Pani Grayson oderwa
ła wzrok od dziecka.
– Jak to mo
żliwe, że nosiłam w sobie dziecko i nawet o tym nie
wiedzia
łam? Co my powiemy ludziom?
– Musz
ą państwo coś wymyślić – poradziła Fay. – Wasi znajomi już
mnie prosili o numer gor
ącej linii ministerstwa zdrowia.
– O nie! Zupe
łnie o nich zapomniałem. Co ja im powiem? – zafrasował
si
ę pan Grayson.
–
Żeby dzieląc koszty dzisiejszej kolacji, doliczyli jedną osobę – rzucił
oboj
ętnym tonem Samuel.
Pan Grayson rozchmurzy
ł się, pocałował żonę oraz dziecko i wymknął
si
ę z kabiny.
– Zaraz wróci – rzek
ł Samuel z uśmiechem.
Mia
ł rację. Chwilę później zza kotary wysunęła się męska głowa.
– O czym
ś pan zapomniał?
– Nie wiem, co si
ę nam urodziło.
M
łoda matka spojrzała mu w oczy.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Ja te
ż nie wiem – przyznała się zdumiona.
– Zastanawia
łem się, ile czasu upłynie, zanim ta kwestia przyjdzie
pa
ństwu do głowy. Proszę sprawdzić.
Dr
żącymi palcami Deborah Grayson rozwinęła kocyk.
– Mamy córk
ę, Cedriku. To dziewczynka.
S
łuchając relacji Erin, Mark wpadł w zachwyt.
– Damy to w jutrzejszych wiadomo
ściach. Na przynętę. Z informacją, że
ca
łość pokażemy w przyszłą niedzielę. Ten reportaż pobije rekord
ogl
ądalności.
– Musisz mie
ć ich zgodę. – Chwyciła go za ramię, gdy energicznym
krokiem ruszy
ł w kierunku kabiny. – Nie teraz! Jutro. Czy naprawdę
uwa
żasz, że najważniejsza jest oglądalność? Pierwszy raz widziałam coś
tak pi
ęknego. Ciągle się dziwię, że ona o niczym nie wiedziała.
– To jest fantastyczny temat – przyzna
ł Mark. – Dobrze, nie będę ich
pogania
ł. Lepiej nie narażać się Donovanowi, skoro udało ci się go
ob
łaskawić. Jutro wyślemy kogoś na położniczy. Ale przede wszystkim
pami
ętaj, konkurencja nie może się o tym dowiedzieć.
Wchodz
ąc do pokoju dla personelu, była przekonana, że Fay i Samuel
b
ędą nadal entuzjazmować się niecodziennym wydarzeniem. Ku swojemu
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
zdziwieniu zobaczy
ła, że w milczeniu popijają kawę.
– Chyba mi nie powiecie,
że takie porody to wasz chleb powszedni?
– Wcale tak nie twierdzimy. Owszem, by
ło to coś niezwykłego,
zw
łaszcza na naszym oddziale. Zdarzają się nam rodzące, których już nie
mo
żna przewieźć na porodówkę. Ale, przyznaję, jest to drugi w mojej
praktyce przypadek, kiedy kobieta nie wiedzia
ła, że jest w ciąży. A ty, Fay,
spotka
łaś takich więcej?
– Owszem. By
łam wtedy z panem na dyżurze. Było jeszcze kilka, ale
niewiele. Jestem troch
ę starsza od doktora. – Mrugnęła porozumiewawczo.
– Spodoba
ło ci się? Louise już postanowiła zapisać się na szkolenie dla
po
łożnych. Co o tym myślisz? Nie zniechęciło cię to do urodzenia własnych
dzieci?
– To by
ło piękne, mimo że pani Grayson darła się wniebogłosy.
– Dzielnie si
ę spisała. Dziecko było duże, a ona nie dostała żadnych
środków przeciwbólowych.
– Masa
ż na pewno by jej pomógł. Bardzo się wzruszyłam, kiedy okazało
si
ę, że nie wiedzą, co im się urodziło – wyznała. Nie wiadomo dlaczego, ta
uwaga rozbawi
ła Fay i Sama. – Co w tym śmiesznego? Z czego się
śmiejecie?
Fay nie mog
ła wydobyć z siebie słowa, co z kolei sprowokowało kolejny
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
wybuch rado
ści Sama.
– Powiedzcie mi.
– To by
ło jak kubeł zimnej wody – zaczęła Fay, ocierając łzy. – „Mamy
córk
ę, Cedriku. To dziewczynka. "
– Oboje znowu wybuchn
ęli śmiechem.
– Barbarzy
ńcy. – Odwróciła się na pięcie i wyszła.
Cieszy
ła ją każda chwila spędzona na oddziale nagłych wypadków,
gdzie sytuacja zmienia
ła się jak w kalejdoskopie.
Drug
ą fascynującą sprawą było obserwowanie Samuela w akcji. Był
uprzejmy w stosunku do ka
żdego pacjenta i cierpliwie słuchał wyjaśnień, co
sprowadzi
ło ich w to miejsce i o takiej porze. Był też świetnym
nauczycielem: konsekwentnie wyja
śniał Clintowi, po co zadaje kolejne
pytania, i stopniowo przyzwyczaja
ł go do samodzielności. Gdy poczekalnia
nieco opustosza
ła, Clint pracował już sam, przekazując swe decyzje
Samuelowi za po
średnictwem stanowiska pielęgniarek.
– Jak nam idzie? – zapyta
ł Fay, która wpatrywała się w tablicę.
– Nie
źle. Zjawiła się już rodzina pani White. Są niezadowoleni, że ciągle
le
ży u nas.
– Zaraz z nimi porozmawiam. Co u ma
łej Nicole? Clint, co powiedział
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
pediatra?
Clint zerkn
ął do notatek.
– Podejrzenie infekcji wirusowej. Punkcja l
ędźwiowa niczego nie
wykaza
ła. Wzięli ją do siebie, ponieważ nadal ma wysoką temperaturę.
– Drgawki si
ę powtórzyły?
– Nie.
– To dobrze. Co masz teraz w planie?
– Kilka osób, które trzeba pozszywa
ć oraz to, co zostało na tablicy. Na
razie.
– Dobrze si
ę spisałeś.
Clint ruszy
ł w stronę gabinetu zabiegowego, by zająć się zakładaniem
szwów ostatnim pacjentom.
– Id
ę porozmawiać z rodziną pani White, a potem pójdę się zdrzemnąć.
– Pochwalam – rzek
ła Fay.
Przy
łóżku Elsie White siedział jej syn z żoną.
– Niepokoi nas,
że mama leży tu od siedmiu godzin.
Podobno czeka na
łóżko, ale widzę, że pacjenci, którzy zgłosili się długo
po niej, ju
ż są na oddziałach. Ona ma osiemdziesiąt lat...
– Rozumiem pana niepokój, ale powodem, dla którego matka nadal le
ży
u nas, jest to,
że wymaga ona łóżka, które jest stale monitorowane.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Dostanie urz
ądzenie telemetryczne, które pozwala siostrom z kardiologii
monitorowa
ć rytm serca pacjenta leżącego nawet na innym oddziale i w
razie potrzeby postawi
ć w stan gotowości personel tego oddziału. Problem
w tym,
że urządzenie może być na drugim końcu oddziału lub sygnał
alarmowy oka
że się za cichy. Ponadto, łóżko pani White powinno być jak
najbli
żej stanowiska pielęgniarek. Stan innych pacjentów nie był aż tak
powa
żny.
To wyja
śnienie sprawiło wyraźną ulgę panu White'owi.
– Dzi
ękujemy, teraz już wiemy, dlaczego nie przeniesiono jej gdzie
indziej. Ba
łem się, że kryje się za tym coś innego. Ze mama czeka tak
d
ługo, ponieważ jest już bardzo stara. Teraz rozumiem, że jest inaczej.
Samuel poda
ł mu dłoń.
– Chcemy mie
ć ją na oku. Mam nadzieję, że wkrótce przeniesiemy ją na
oddzia
ł.
Na stanowisku piel
ęgniarek czekała na nich Fay.
– Jest
łóżko dla pani White na kardiologii.
– Wspaniale. Teraz z czystym sumieniem mog
ę pójść spać. Obudźcie
mnie, je
śli będziecie miały problemy. Jak ci się podoba Clint?
– Super. – Fay energicznie pokiwa
ła głową. – Wie, co robi. A jak nie wie,
to pyta. Mo
że pan spać spokojnie.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Na mnie te
ż zrobił dobre wrażenie – potwierdził Samuel. – Oby
pozostali byli równie dobrzy. Nigdy nic nie wiadomo. Mo
że czeka nas
ca
łkiem udane pół roku?
– Jak leci? – spyta
ła Erin Dave'a, który właśnie filmował pijanego
m
łodzieńca. Clint zakładał mu szwy na dłoni.
– Bez problemów. My
ślałem, że już śpisz.
– A ty? Jakie masz plany?
– Kiedy sko
ńczymy tutaj, pójdziemy na kawę. Idź spać. Masz przed
sob
ą jeszcze co najmniej piętnaście godzin, a mnie o siódmej zmieni Phil.
Jeszcze przez chwil
ę przyglądała się, jak Clint zakłada szwy głośno
chrapi
ącemu pacjentowi. Czuła, że powinna się przespać, ale nie miała
ochoty rezygnowa
ć z obserwowania nocnego życia oddziału.
Po drodze do swojego pokoju spotka
ła Samuela.
– Serdecznie ci dzi
ękuję. Bardzo mi się tu podoba.
– Ta noc jeszcze si
ę nie skończyła – ostrzegł ją. Gdy ich spojrzenia
spotka
ły się, poczuła, że serce skoczyło jej do gardła. Anna ma rację. Tego
cz
łowieka warto poznać bliżej, przebić się przez tę pozorną szorstkość, by
ostro
żnie sprawdzić, co jest w środku. – Spróbuj zasnąć.
Jak to zrobi
ć, jeśli on śpi za ścianą? Umyła twarz, wyczyściła zęby i
po
łożyła się. Leżała, walcząc z emocjami, które tak nieoczekiwanie ją
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
ogarn
ęły. Czy może choćby marzyć, że ktoś tak wykształcony jak Samuel
odwzajemni jej uczucia? Ona jest roztargnion
ą bałaganiarą, on chodzącą
doskona
łością. Ale... wiedziała, że w tym człowieku aż wrze od emocji.
Wida
ć to było po zmysłowym grymasie, jaki zjawiał się na jego wargach.
Ukry
ła twarz w poduszce. Znalazła się tutaj po to, by pracować.
Otrzyma
ła ambitne zadanie. Poza tym on na pewno kogoś ma. To całkiem
naturalne. Czy ona, Erin, mo
że na coś liczyć? Odsunąwszy od siebie
wszelkie my
śli, w końcu zasnęła. Jednak jej umysł nie odpoczywał, jej
snami bowiem zaw
ładnął Sam.
G
łośne pukanie do drzwi brutalnie przerwało wyjątkowo rozkoszny
scenariusz.
– W drodze na oddzia
ł jest przypadek z urazem wielonarządowym. –
Rzeczowy ton Samuela nieprzyjemnie kontrastowa
ł ze słodkimi zaklęciami
ze snu.
– Która godzina? – Wyskoczy
ła z łóżka.
– Czwarta pi
ętnaście. Udało nam się trochę pospać.
W sali reanimacyjnej personel krz
ątał się wokół pustego łóżka. Pomimo
potarganych w
łosów i pogniecionych szpitalnych spodni Jeremy Foster
nadal wygl
ądał atrakcyjnie. Z dużym zapałem nadal ustawiał się na
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
pierwszym planie.
– Dzie
ń dobry – powitał go sucho Samuel. – Nic mi nie wiadomo o
żadnych obrażeniach wewnętrznych.
– Ani mnie – doda
ła Fay, nastawiona równie nieprzychylnie.
– Pomy
ślałem, że się wam przydam. – Jeremy wcale się nie speszył. –
Ju
ż nie musicie mnie wzywać.
Spojrzenie, które rzuci
ł mu Samuel, uszło jego uwagi, ponieważ przez
ca
ły czas szukał wzrokiem kamery. Ale Marka i Dave'a nigdzie nie było.
– Czy kto
ś widział resztę ekipy? – Erin zwróciła się do zebranych.
– Ca
ła moja ekipa jest już na miejscu. Plus parę innych osób. –
Zirytowany Samuel wskaza
ł Jeremy'ego. – Mój zespół nie ma czasu
pilnowa
ć twoich ludzi.
Rozejrza
ła się po wszystkich kątach, ale kamerzysty nie znalazła. Gdy z
g
łośników rozległ się sygnał alarmowy, uznała, że Dave i Mark na pewno
zaraz si
ę zjawią.
W rzeczy samej. Nieco zmi
ętoszeni wbiegli do sali tuż przed łóżkiem, na
którym przywieziono ofiar
ę wypadku.
– Samochód kontra drzewo – zaanonsowa
ł sanitariusz. Dostosował
wysoko
ść łóżka do łóżka z aparaturą. – Kiedy przyjechaliśmy, pan Whitman
by
ł przytomny. Godzinę zajęło uwalnianie go z wraku. Otwarte złamanie
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
lewej nogi. – Sanitariusz z pomoc
ą Samuela ostrożnie przeniósł rannego na
drugie
łóżko. Przez cały czas wyliczał obrażenia pacjenta.
– Gdzie byli
ście? – Mark milczał, a Dave był pochłonięty filmowaniem. –
Gdzie byli
ście? – powtórzyła Erin.
– Towarzyszyli
śmy pacjentowi na oddział. – Mark zdecydowanie unikał
jej wzroku. Poczu
ła, że coś przed nią ukrywa, nie mogła jednak drążyć tego
tematu, poniewa
ż należało skupić się na wydarzeniach w sali.
Sanitariusze donie
śli również, że oddech rannego dobitnie świadczy o
spo
życiu alkoholu. Erin poczuła, jak wszystko w niej zawrzało, gdy pacjent,
be
łkocząc, zaczął obrzucać wyzwiskami ludzi, którzy chcieli mu pomóc.
Ku rozpaczy Jeremy'ego w jamie brzusznej nie stwierdzono
żadnych
niepokoj
ących zmian. Ostatecznie okazało się, że poza jednym złamaniem
oraz licznymi drobnymi skaleczeniami nic wi
ęcej mu nie dolega. Gdy pod
eskort
ą pielęgniarki wywieziono go na prześwietlenie, większość zespołu
wysz
ła z sali. Erin została, by przysłuchiwać się rozmowie Samuela z
ortopedami.
– Mia
ł cholerne szczęście. Samochód nadaje się na złom. Wypił tyle, że
a
ż dziw, że pamiętał o zapięciu pasów. I tylko to uratowało mu życie. Ale to
z
łamanie jest wyjątkowo paskudne.
Gdy pacjenta wieziono z powrotem, ortopeda przechwyci
ł zdjęcia leżące
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
na
łóżku.
– Zaraz do pana wracam. Obejrz
ę je.
Pacjent skin
ął głową. Był już spokojniejszy, ale nadal cierpiał. Erin
patrzy
ła, jak Amy sprawdza mu ciśnienie i wymienia maskę tlenową na rurki
w
łożone do nosa.
– Jest pan pewien,
że mamy nikogo nie zawiadamiać? Wkrótce będzie
pan operowany. Mia
ł pan poważny wypadek.
– To niech pani szafiadomi szone – zdecydowa
ł się po dłuższej chwili. –
I tak nie przyjedzie. Bo cieci
śpiom.
S
łuchając tego bełkotu, czuła, jak wzbiera w niej gniew, który obudził
si
ę, gdy po raz pierwszy zobaczyła tego mężczyznę, który sprawił tyle bólu
nie tylko sobie, ale
żonie i dzieciom, tylko dlatego że pijany postanowił
zasi
ąść za kierownicą. Współczuła pani Waterman, której za chwilę, niemal
w
środku nocy, ktoś przekaże tę wiadomość.
– Mój portfel. – Pacjent machn
ął ręką w kierunku ubrania, które na razie
le
żało w kącie. – Poda mi pani teczkę? – Popatrzył na Erin, lecz szybko
odwróci
ła wzrok. – Ej, może mi pani podać teczkę?
A
ż się zjeżyła, słysząc ten ton. Nie miała dla niego ani odrobiny litości.
Jedyny dobry uczynek, jakiego ten cz
łowiek dokonał tej nocy, to to, że
uderzy
ł w drzewo zamiast w inny samochód. Przed oczami stanęła jej
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
scena sprzed lat. Przera
żony, ostrzegawczy krzyk ojca na widok
reflektorów bij
ących prosto w oczy, i pisk hamulców, gdy ojciec próbował
ratowa
ć rodzinę. Potem ogłuszający huk, krzyki, brzęk tłuczonego szkła i...
upiorna cisza.
Zamkn
ęła oczy. Zobaczyła, jak sanitariusze wnoszą do karetki pijaka,
który zmasakrowa
ł jej rodziców, i który nie zdawał sobie sprawy ze swojego
czynu. Czu
ła w tej chwili tę samą nienawiść co wtedy, gdy owinięta kocem
sta
ła na poboczu, w ramionach policjantki, która usiłowała ją pocieszać.
– Niech mi pani poda teczk
ę.
Spojrza
ła na niego.
– Jestem tutaj tylko obserwatorem. – Nie powiedzia
ła nic więcej, ale to
wystarczy
ło, by Fay, Amy i Samuel wymienili pytające spojrzenia.
– Ju
ż podaję – pospieszyła Fay.
– Co to ma znaczy
ć? – wycedził przez zęby Samuel.
– Nic. Jestem tu tylko obserwatorem. Wydawa
ło mi się, że właśnie o to
ci chodzi.
– A
ż się paliłaś, żeby zrobić masaż pani Grayson, szlochałaś z powodu
pani White. Co ci
ę teraz napadło? – Wściekły, patrzył jej prosto w oczy.
Nie kryj
ąc gniewu, wypaliła prosto z mostu:
– Ten facet móg
ł zabić całą rodzinę. Nie zasługuje na współczucie. To
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
pijak. – Sama by
ła zaskoczona tym, ile jadu potrafi w sobie nosić. Czuła, że
ten zadawniony gniew dopiero teraz znalaz
ł swobodne ujście.
Samuel przygl
ądał się jej przez chwilę, po czym również w nim zawrzał
gniew.
– To jest pacjent, mój pacjent. Zapami
ętaj to sobie. A teraz wyjdź. I
je
żeli jeszcze raz zobaczę cię w pobliżu pana Watermana, przegonię całą
ekip
ę. Wyjdź.
Bez s
łowa opuściła salę.
– Dlaczego nie jeste
ś w środku? – zapytał Mark.
– Zdaje si
ę, że nie byłam miła dla pacjenta doktora Donovana. Wyrzucił
mnie. – Z trudem hamowa
ła łzy.
– Ale Dave zosta
ł? – Nie obchodziło go, co ona czuje. Dla niego
najwa
żniejszy był reportaż. – Dołączę do Dave'a. Tutaj właściwie nie dzieje
si
ę nic ciekawego. Idź się przespać, przez ten czas Donovan ochłonie.
Humorzasty facet... Nie przejmuj si
ę.
Ale nie dane jej by
ło uniknąć gniewu Samuela. Zatrzymał ją tuż pod
drzwiami jej pokoju.
– Co ci si
ę stało? – zapytał.
– W
ściekłam się. Był taki pijany, że ledwie mówił, i kiedy powiedział: „Ej,
mo
że mi pani podać teczkę"... Nie toleruję takiego zwracania się do mnie –
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
broni
ła się, wiedząc jednocześnie, że jest na straconej pozycji.
– Uwa
żasz, że pacjent ma spełniać twoje feministyczne kryteria? – Sam
nie kry
ł rozdrażnienia. – Czy mam nazywać cię pani Casey? Tak byłoby
lepiej? Ale z ciebie hipokrytka.
– Nie jestem hipokrytka – rzuci
ła urażona.
– Jeste
ś, jesteś. I to niezłą. Uważasz się za istotę szalenie
uduchowion
ą, pozbawioną materialistycznych pobudek. Łatwo mówić, że
pieni
ądze są bez znaczenia, jeśli się je ma. Nietrudno wtedy przechwalać
si
ę szczytnymi ideałami, wspierać grupkę dzieci i nie jeść mięsa.
Uwierzy
łaś w to, że jesteś dobroczyńcą ludzkości. Ale jak przychodzi co do
czego, okazuje si
ę, że jesteś mieszczańską jaśnie panią, której tak
szczerze nienawidzisz.
– To nieprawda. Staram si
ę coś zmienić. Wiem, że niewiele mogę. Nie
ka
żdy ma szansę wracać do domu w przekonaniu, że uratował komuś
życie. Robię, co mogę. – Starała się nie rozpłakać. – Dlaczego stale ze
mnie drwisz? Nie wszyscy s
ą tacy jak pan, panie doktorze.
Nie wzruszy
ła go ta tyrada.
– Starasz si
ę? Naprawdę tak uważasz? Powiem ci tylko tyle: robisz coś
wtedy, kiedy masz na to ochot
ę, kiedy to jest politycznie poprawne. Gdy w
gr
ę wchodzi okrutna rzeczywistość, prawdziwe problemy, wcale nie jesteś
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
taka szlachetna.
– Owszem, jestem. Ten facet jest sam sobie winien. Gdyby nie pi
ł...
– Jeszcze dwa tygodnie temu – nie pozwoli
ł jej dokończyć – mój pacjent
mia
ł przyjemnie ułożone życie. Kierownicze stanowisko, żona, dzieci...
Przez ten czas wszystko leg
ło w gruzach. Wczoraj wieczorem żona
oznajmi
ła mu, że go rzuca i zabiera dzieci. Zdaje się, że nie miała ochoty
by
ć żoną straconego faceta. Pan Waterman zrobił to, co w takiej sytuacji
robi mnóstwo ludzi: postanowi
ł utopić swoje problemy w kieliszku. Jego
b
łąd polegał na tym, że postanowił pojechać tam, gdzie zatrzymała się
żona, aby przemówić jej do rozsądku.
Erin s
łuchała przerażona.
– Nie tylko straci
ł pracę, żonę i dzieci, ale może okazać się, że wyjdzie
st
ąd bez nogi. I bez prawa jazdy. Ma przed sobą kilka miesięcy rehabilitacji,
spraw
ę o prowadzenie pod wpływem alkoholu oraz skomplikowany rozwód.
Do szcz
ęścia brakuje mu tylko zarozumiałej dziennikarki. To jest oddział
nag
łych wypadków. To nie jest ekskluzywny klub, do którego nie
wpuszczaj
ą bez krawata. Tutaj wszyscy są równi, wszyscy zasługują na
nasz
ą opiekę. Jeśli nie potrafisz zdobyć się na współczucie wobec kogoś,
komu los sprawi
ł zawód, mogłabyś postarać się o odrobinę szacunku dla
samej istoty ludzkiej.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Milcza
ła. Wiedziała, że zasłużyła na to gniewne spojrzenie i
oskar
życielski ton.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Rozdzia
ł 6
Nie mog
ła zasnąć. Z jednej strony ciągle nie mogła ochłonąć z
wra
żenia, jakie zrobiły na niej słowa Samuela, z drugiej nie dawał jej
spokoju jej w
łasny, niespodziewany wybuch nienawiści do obcego
cz
łowieka. Przecież wbrew temu, co zarzucał jej Samuel, los innych ludzi
wcale nie by
ł jej obojętny. Na dodatek ponownie odezwał się zadawniony
ból wywo
łany stratą rodziców, ich bezsensowną śmiercią. Tej pustki niczym
nie da si
ę wypełnić. Nie płakała, bo łzy wydały się jej zbyt marną ofiarą na
o
łtarzu rozpaczy.
Nie zareagowa
ła na pukanie do drzwi, ani nawet wówczas, gdy Samuel
przysiad
ł na brzegu łóżka.
– Twoi rodzice zgin
ęli w wypadku spowodowanym przez pijanego
kierowc
ę? – Zamilkł na chwilę. – Nie mogłem przypomnieć sobie
szczegó
łów. Dopiero Fay mi pomogła.
– Ona to pami
ęta?
– Rozmawia
łem z nią o tym w środę, po twoim wyjściu. Pamiętała twoją
twarz, ale nie mog
ła przypomnieć sobie skąd. – Zawahał się. – Erin,
ludziom z zewn
ątrz możemy się wydawać gruboskórni i cyniczni, ale my też
to prze
żywamy. Ciebie i Annę spotkała ogromna tragedia. Każdy, kto był
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
wtedy na dy
żurze, zabrał jej część ze sobą. Nie można porównać tego z
waszymi prze
życiami, ale chcę ci powiedzieć, że doskonale rozumiemy,
jak
ą poniosłyście wtedy stratę.
– To by
ło bardzo dawno temu – odrzekła obojętnym tonem.
– To jest bez znaczenia. I nadal musi bole
ć.
Jego s
łowa sprowokowały jej długo hamowane łzy.
– Biedny Waterman. Czy mam go przeprosi
ć?
– Erin, ty nie zrobi
łaś nic złego, to ja zareagowałem zbyt gwałtownie.
– O nie. Nie mog
łeś nie słyszeć, jak się do niego odezwałam.
– Jest tak za
łamany, że nie ma nawet pojęcia, który teraz jest rok. Mimo
wszystko jednak nale
ży mu się szacunek. Twoja postawa nie była godna
pochwa
ły, ale w sumie zachowałaś się dość normalnie. To ja przesadziłem.
Nie pytaj dlaczego. Ale tak jak ty, po prostu si
ę wściekłem.
Z pude
łka na stoliku wyjął kilka chusteczek, ale zamiast podać je Erin,
delikatnie zacz
ął ocierać łzy spływające jej po policzkach. Zaszokował ją
ten czu
ły gest. Przez łzy dostrzegła w jego oczach coś, co było czymś
wi
ęcej niż współczuciem. W tej samej chwili zdała sobie sprawę, jak bardzo
ona sama jest uczuciowo zaanga
żowana.
– Mam nie pyta
ć dlaczego, bo nie wiesz, czy dlatego że nie chcesz
powiedzie
ć? – zapytała niepewnym głosem.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Jedno i drugie.
Patrzy
ła mu prosto w oczy. Z całego serca pragnęła, by ją przytulił,
sca
łował jej smutek, kierując się tym, co oboje do siebie czują. Ale tak się
nie sta
ło. Samuel wstał, zgasił światło i wyszedł. A ona pozostała ze swoimi
my
ślami i nowymi pytaniami.
By
ła bardzo zmęczona, piekły ją oczy i bolały nogi, ale jej umysł był zbyt
pobudzony, by pozwoli
ć jej zasnąć. Postanowiła przejść się po oddziale.
Mark nareszcie pojecha
ł do domu, więc w tym obchodzie towarzyszył jej
Dave, filmuj
ąc wszystko po drodze. Kilka pielęgniarek sennymi ruchami
uzupe
łniało zapasy środków opatrunkowych, inne były zajęte nielicznymi
ju
ż pacjentami. Samuel i Clint zakładali szwy w dwóch gabinetach
zabiegowych. W poczekalni spa
ło kilku pijanych, którym nie zależało na
czasie.
Louise podesz
ła do tablicy, na której Fay wprowadzała aktualne
informacje.
– Przenosimy
łóżeczko numer jeden na pediatrię – oznajmiła Louise.
– Co orzek
ł pediatra?
– Zapalenie oskrzelików i nieznaczne odwodnienie. Ma
ła ma kłopoty ze
ssaniem. Na pediatrii pod
łączą ją do kroplówki.
– Czy nasz oddzia
łowy pediatra jest ciągle u nas? – zapytała Fay.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Tak, ko
ńczy wpisy.
– Powiedz mu,
żeby podłączył kroplówkę już tutaj. Takie nieznaczne
odwodnienie mo
że błyskawicznie stać się poważnym odwodnieniem. – Fay
u
śmiechnęła się do Erin. – Na nagłych wypadkach zawsze jest jakiś lekarz,
a pediatra w ka
żdej chwili może być wezwany gdzie indziej. Jeśli nasz
oddzia
łowy pediatra podłączy małą do kroplówki i spisze stosowne
polecenia, piel
ęgniarki będą spokojniejsze.
Erin s
łuchała Fay z podziwem. Ta kobieta jest urodzonym nauczycielem.
– Kierowanie takim oddzia
łem to ogromna odpowiedzialność. Jak ty
sobie z tym radzisz?
– Dzi
ęki sernikowi. – Roześmiała się, wkładając do ust kęs ciasta.
– To musi by
ć strasznie absorbujące. Myślisz w domu o pacjentach, czy
potrafisz si
ę wyłączyć i o nich zapomnieć?
Fay zerkn
ęła nieśmiało na kamerę, po czym się roześmiała.
– Przepraszam. Nie mog
ę się opanować.
– Fay, przesta
ń. Proszę cię. Muszę przeprowadzić parę wywiadów.
– Nie przeszkadza mi, jak za mn
ą chodzicie, ale jak tylko Dave wyceluje
mi to-to prosto w twarz, a ty zaczynasz zadawa
ć pytania takim rzeczowym
tonem...
Louise, która po chwili wróci
ła do stanowiska pielęgniarek, też nie
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
spisa
ła się przed kamerą. Nie dostała wprawdzie ataku śmiechu jak Fay,
ale zalotnie trzepota
ła rzęsami, zmysłowo oblizywała wargi i uwodzicielskim
g
łosem udzielała odpowiedzi na pytania.
Tym razem roze
śmiała się Erin.
– Louise, b
łagam, postaraj się zachowywać naturalnie. Kręcimy
powa
żny reportaż, a nie film erotyczny.
– O tej porze nic z nich nie wyci
śniesz. – Wiedziała, że to on. – Fay,
szycie prawie sko
ńczone. Ostatnich klientów zostawiłem Clintowi. –
Poci
ągnął nosem. – Czujecie zapach bekonu? Stołówka ruszyła. Chyba
pójd
ę na śniadanie.
– I mocn
ą kawę.
Przytakn
ął.
– Zanosi si
ę na pracowity poranek. Mamy sporo rąk do zrobienia, a
s
ądząc po liczbie zdjęć rentgenowskich, będzie też dużo gipsowania.
– Jej te
ż przyda się mocna kawa – stwierdziła Fay, widząc, że Erin
ziewa.
Samuel gestem zaprosi
ł ją, by mu towarzyszyła.
– Musz
ę wziąć portmonetkę. – Nagle poczuła się tak samo skrępowana
jak Fay i Louise.
– My
ślę, że mogę ci postawić grzankę z bekonem.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Wykluczone. Sama za siebie p
łacę. A poza tym nie jem mięsa.
– Ruch wyzwolenia nie
źle namieszał... – zrzędził, idąc za nią do jej
pokoju. – Zanim tam dojdziemy, na pewno odezwie si
ę ten mój cholerny
pager. – Zamiast grzecznie poczeka
ć pod drzwiami, wmaszerował do
środka. – O rany! Brakuje tylko kotka na dywaniku. Czy mam zasunąć parę
ro
ślinek z oddziału, żeby było tu jeszcze bardziej przytulnie?
– To tylko ksi
ążki i kosmetyki.
– Je
śli masz takie potrzeby na jedną noc, to lepiej by było, żeby
nast
ępnym razem nie wysłali cię na pustynię. Gdyby miało to trwać kilka
tygodni, musieliby przydzieli
ć ci dodatkowego wielbłąda.
Po drodze do kantyny zatrzymali si
ę przy kiosku, aby kupić niedzielne
wydanie gazety. Erin natychmiast otworzy
ła ilustrowany dodatek, by
przeczyta
ć horoskop. Miejmy nadzieję, że się sprawdzi, pomyślała.
– Co mnie czeka? – zapyta
ł Samuel.
– Nie udawaj,
że w to wierzysz. Nie musisz sprawiać mi przyjemności.
– Nie mam zamiaru. Przeczytaj, co czeka Byka w tym tygodniu.
– Ty te
ż jesteś spod znaku Byka? – zapytała.
– A nie zachowuj
ę się jak Byk?
Zmierzy
ła go wzrokiem od stóp do głów. Prostolinijny, zmysłowy,
porywczy.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Chyba tak. Rozmawiaj
ąc z lekarzem izby przyjęć, wyglądasz jak
rozw
ścieczony byk.
– Czytaj, co mówi
ą gwiazdy.
Czytaj
ąc, mimo woli zaczerwieniła się.
– „Zaufaj losowi. Podejmij t
ę fantastyczną podróż, która jest ci pisana.
Nawet tobie nale
ży się odrobina uczucia i wyrozumiałości. Zwróć
szczególn
ą uwagę na urzędowe listy... "
– Obejmuje to po
łowę ludności. Na pewno z dużym zainteresowaniem
przeczytam wyci
ąg z banku.
– Ten astrolog jest bardzo rzetelny – broni
ła się.
– I bez w
ątpienia bardzo bogaty.
Erin wybra
ła muesli, a Samuel górę grzanek z bekonem.
– Na pewno nie chcesz? – Przysun
ął bliżej talerz z grzankami. – To jest
o wiele smaczniejsze od tej twojej ko
ńskiej paszy.
– Ale ona nie zatyka t
ętnic wieńcowych.
– Nie kr
ępuj się. Przecież masz ochotę...
– A propos t
ętnic. Nie wyjaśniłeś mi do końca, dlaczego pani White nie
dosta
ła łóżka kardiologicznego.
– Dosta
ła, choć musiała na nie trochę poczekać. – Westchnął. – Widzę,
że się nie wykręcę. Trudno. Pytaj.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Dlaczego czeka
ła tak długo, a to łóżko przez cały czas było wolne?
Wiedzia
łeś, że jej syn jest niezadowolony, że masz telewizję na oddziale, i
że masz wolne łóżko. Mimo to kazałeś jej czekać siedem godzin. To
nienajlepsza reklama...
– Postaram si
ę to wyjaśnić. Wyobraź sobie, że od pięciu lat masz męża,
jakie
ś dzieci i znowu jesteś w ciąży.
– Co to ma do rzeczy?
– Wyobra
ź sobie, że twój małżonek ma zawał. Pracował bardzo ciężko,
żeby stale uzupełniać twoje zasoby kryształów i wonnych olejków.
Mia
ła ochotę go kopnąć.
– Mój m
ąż nie byłby zestresowany. Stosowałabym aromaterapię, masaż
relaksuj
ący...
– Podejrzewam,
że to by go dobiło. Miałby podwyższony cholesterol...
– Wykluczone. W przeciwie
ństwie do ciebie, nie śliniłby się na widok
bekonu.
– Strasznie nudny facet. Pozwolisz mi doko
ńczyć? Twój małżonek ma
powa
żny zawał. Jak byś się czuła, gdyby ci powiedziano, że wszystkie
łóżka kardiologiczne są zajęte?
– By
łabym zawiedziona, ale taki jest system opieki zdrowotnej. Nie
oczekiwa
łabym, że jedno łóżko zawsze stoi puste, na wypadek gdyby mój
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
m
ąż dostał zawału.
– S
łusznie. Takiej samej odpowiedzi udzieliłem zarządowi szpitala, kiedy
omawiali
śmy ten problem. Teraz liczę na twoją szczerość: jak byś się czuła,
dowiedziawszy si
ę, że łóżka te są zajęte przez stuletnich staruszków?
Ściągnęła brwi.
– Musia
łabym się z tym pogodzić. Sam powiedziałeś, że każdemu
nale
ży się opieka. To, że ktoś jest stary... – Zamilkła, starając się wyobrazić
sobie ten scenariusz.
– Widzisz,
że to nie takie proste.
– W ko
ńcu jednak położyliście panią White na tym specjalistycznym
łóżku. Co by było, gdyby chwilę później przywieziono wam młodego
zawa
łowca?
Dopi
ł kawę.
– Jak ju
ż zauważyłaś, nie możemy w nieskończoność trzymać wolnego
łóżka. To jest trochę jak spacer na linie. Gdyby przywieziono kogoś takiego
po drugiej w nocy, znalaz
łoby się dla niego łóżko na kardiologii. Najpierw
zaj
ęlibyśmy się nim na nagłych wypadkach, a potem, rano, na kardiologii
wygospodarowano by dla niego
łóżko. Spędziłby u nas zaledwie sześć czy
siedem godzin. To dlatego lekarz izby przyj
ęć czekał z przeniesieniem pani
White. On ma piekielnie odpowiedzialn
ą pracę. Patrząc realistycznie, mogło
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
to by
ć ostatnie łóżko kardiologiczne w całym mieście. Możesz to
zinterpretowa
ć w dwa sposoby. – Patrzył jej prosto w oczy. – Możesz nas
pokaza
ć jako grzeszników lub świętych. Ale musisz pamiętać, że nikt,
absolutnie nikt, nie lubi zast
ępować pana Boga. Mimo to jesteśmy
zmuszeni podejmowa
ć trudne decyzje i starać się robić wszystko w miarę
naszych mo
żliwości. Nie rozmawiajmy już o pracy. – Uśmiechnął się
łobuzersko. – Proponuję grzankę z bekonem.
Wola
ła udać, że czyta ogłoszenia najmu, podczas gdy w rzeczywistości
rozwa
żała jego słowa. On ma rację, pomyślała niechętnie, zapach bekonu
jest pi
ękny. Wegetarianką została całkiem świadomie kilka lat temu.
Podj
ęcie tej decyzji było względnie łatwe, ale zapach bekonu niewątpliwe
ma co
ś w sobie...
– Co czytasz?
– Gazet
ę.
– Widz
ę. Dlaczego przeglądasz ogłoszenia lokalowe?
Od
łożyła gazetę. Nadal było jej głupio z powodu wieczornego incydentu,
a na dodatek czu
ła się niepewnie sam na sam z nim. Lecz on wyraźnie nie
zdawa
ł sobie z tego sprawy.
– Szukam sublokatora. Chcia
łam sprawdzić ceny, ale nie znalazłam
żadnych ofert z Camberwell.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Wszystko przejrza
łaś?
– Oczywi
ście – skłamała.
– Najwi
ęcej ogłoszeń jest w sobotnim wydaniu. Myślę, że tam coś by się
znalaz
ło. Wiesz co? – Zauważył jej zakłopotanie. – Mam sobotnią gazetę w
samochodzie.
Pó
źniej ci ją dam. – Popatrzył na nią uważnie. – Co napiszesz w
og
łoszeniu? „Wegetarianka, kochająca kryształy, masaże i aromaterapię,
szuka wspó
łlokatora"? Uważaj, bo nie wiadomo, jakie oszołomy
zainteresuje taki anons.
Odstawi
ła filiżankę.
– Jestem oszo
łomką i hipokrytką, tak?
– Sk
ądże znowu. Radzę ci tylko poważnie się zastanowić, zanim
wpu
ścisz obcych ludzi do swojego domu. Dlaczego szukasz sublokatora?
Waha
ła się, lecz już po chwili była zaskoczona tym, z jaką otwartością
przedstawia mu swoj
ą sytuację.
– Zgadzam si
ę z twoją siostrą. To bardzo poważne zobowiązanie.
– Nie mog
ę sprzedać tego domu. Nie zrozumiesz tego.
– Rozumiem znacznie lepiej, ni
ż myślisz. Mój ojciec umarł kilka lat temu,
a matka jest bardzo chora. Przebywa w domu opieki. Dom sta
ł pusty, a ja
nie mog
łem się zdobyć na to, żeby go sprzedać. Ale były tylko dwie
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
mo
żliwości: sprzedam go albo popadnie w kompletną ruinę. Nie było mi
łatwo.
– Dlaczego sam w nim nie zamieszka
łeś?
– Trudno si
ę z tym pogodzić, ale w końcu przychodzi taki dzień, kiedy
u
świadamiamy sobie, że przeszłość nie wróci, a trwanie w tym złudzeniu i
niesprzedawanie rodzinnego gniazda tylko przed
łuża udrękę.
Mia
ł rację, ale ona jeszcze nie chciała o tym słuchać. Wolała zmienić
temat.
– Praca przez tyle godzin musi by
ć bardzo męcząca. I na pewno
stwarza napi
ęcia w związku. – Zaczerwieniła się. Chciała tylko zmienić
temat, a nie wypytywa
ć go o jego życie prywatne! Mimo to bardzo chciała
pozna
ć odpowiedź.
– Nie mam czasu na zwi
ązki – odparł po prostu.
– Nie wierz
ę. Chcesz przez to powiedzieć, że jeśli ktoś decyduje się na
tak
ą pracę jak ty, skazuje się na pas cnoty?
– Nie wiem, czy pas cnoty pasowa
łby do mojej anatomii. – Parsknął
śmiechem. – Większość lekarzy ma rodziny. I zapewne jest to jedyna rzecz,
która pozwala im nie zwariowa
ć. Miałem na myśli tylko siebie.
– Nigdy nie by
łeś w żadnym związku? – spytała z niedowierzaniem.
– By
łem. – Spochmurniał. – Nawet przez chwilę byłem żonaty. Ale to się
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
rozpad
ło.
– Dlaczego?
– Rozumiem,
że to zostanie między nami.
Przytakn
ęła.
– Nie twoja sprawa. – Roze
śmiał się, co bardzo ją rozzłościło.
– Chyba nie jeste
ś gejem?!
– Nie owijasz niczego w bawe
łnę. Nie, nie jestem gejem. Skąd ten
pomys
ł?
– Bo tak si
ę wykręcasz.
– Erin, nie zapominaj,
że jesteś dziennikarką. To nie ułatwia pogawędki
przy
śniadaniu. A gdybym nawet był gejem? Czy to ważne? Jak na osobę,
która twierdzi,
że jest taka wyzwolona, miewasz bardzo konserwatywne
pogl
ądy.
Nie wiedzia
ła, co powiedzieć. Nie przejęłaby się, gdyby cały oddział
nag
łych wypadków brał udział w dorocznej paradzie gejów, pod warunkiem
że nie byłoby wśród nich Samuela. Zdawała sobie sprawę, że bardzo się
ró
żnią, ale coś takiego zupełnie by nie pasowało do tego równania.
Pochyli
ł się nad stołem.
– No dobrze, ujm
ę to inaczej. Po prostu nie nadaję się na męża. Ty
wyrzek
łaś się mięsa, ja postanowiłem nie żenić się. Czasami wydaje mi się
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
to ca
łkiem kuszące. – Spojrzał na resztki na swoim talerzu. – Dobrze o tym
wiesz. Ale nale
ży patrzeć szerzej i trzymać się swoich decyzji.
– Ma
łżeństwo i grzanka z bekonem to dwie zupełnie różne sprawy –
zauwa
żyła, i w tej samej chwili zapiszczał pager.
– Jestem uratowany. Pora wraca
ć do roboty.
Id
ąc za nim wąskim korytarzem, zastanawiała się, dlaczego taki
fantastyczny facet postanowi
ł się nie wiązać. Wiedziała, że nie ma szansy,
by zainteresowa
ł się kimś takim jak ona, ale przecież musiały być inne
kandydatki. Dlaczego wykre
ślił małżeństwo ze swojego życia? Jak
spowa
żniał, gdy wspomniał o tamtym związku! Była żona musiała bardzo
go zrani
ć. Erin uznała, że kimkolwiek była ta kobieta, musiała być niespełna
rozumu. Jak mo
żna nie chcieć kogoś takiego?
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Rozdzia
ł 7
Zanim dotarli na oddzia
ł, przyszła nowa zmiana, a poczekalnia znów
zacz
ęła wypełniać się pacjentami. Większości należało zmienić opatrunki
na pokiereszowanych r
ękach lub założyć gips. Samuel, mimo że spał
zaledwie trzy godziny, wszystkich traktowa
ł uprzejmie i cierpliwie.
Niektórzy mieli kaca i czuli si
ę niepewnie, inni postanowili dać upust
swemu niezadowoleniu z tego, przez co przeszli tu minionej nocy.
Wszystkim Samuel okazywa
ł współczucie i szacunek. Większość
pacjentów opuszcza
ła oddział w przekonaniu, że warto było tutaj przyjść.
Czas p
łynął szybko, chociaż tłok był mniejszy niż w tygodniu, o czym
poinformowa
ł ją personel. Mimo to wózki były w ciągłym ruchu. Przewożono
nimi pacjentów w ocieplaczach na stopach lub takich, którzy, j
ęcząc,
trzymali si
ę za kostki. Poza tym było mnóstwo skaleczeń i upadków.
Jeremy nareszcie doczeka
ł się kilku pacjentów skarżących się na bóle w
jamie brzusznej, a specjali
ści od klatki piersiowej mieli pełne ręce roboty
przy astmatykach, którym dokuczy
ła upalna, wilgotna pogoda.
– Gorzej jest w Sydney. Tam jest wysoka wilgotno
ść – wyjaśniła Vicky,
stukaj
ąc w klawiaturę komputera. – Pracowałam tam przez jakiś czas. Ta
ma
ła nie jest w najgorszym stanie, ale trzeba ją przyjąć, zrobić badania i
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
da
ć nebulizator.
– Moja siostra te
ż cierpi na astmę – oznajmiła Erin. – Normalnie używa
spreyów. ale gdy jej si
ę pogarsza, musi przejść na nebulizator. Była już
tutaj kilka razy.
Vicky nie zd
ążyła odpowiedzieć, bo przed okienkiem stanęła para
staruszków. W szpar
ę pod pancerną szybą bardzo blady mężczyzna
wsun
ął skierowanie. Vicki przeczytała je, po czym przedstawiła mu Erin i
wyja
śniła cel jej obecności na oddziale.
– A ja nazywam si
ę Vicki Lynbrook i mam teraz dyżur. Dokucza panu
ból pleców?
Pan Reed ju
ż miał coś powiedzieć, lecz uprzedziła go małżonka:
– Mówi
łam mu, żeby nie wchodził na drabinę. Taki stary, a taki głupi. Nic
dziwnego,
że teraz boli go krzyż.
– To nie ma
żadnego związku z drabiną – zirytował się starszy pan. –
Na drabin
ę wchodziłem wczoraj. A plecy zaczęły mnie boleć dzisiaj.
– Mo
żliwe, że nie posłużył panu wysiłek.
Erin z u
śmiechem obserwowała kłótliwą parę, spodziewając się, że Vicki
zakwalifikuje pana Reeda do trzeciej lub czwartej kategorii, lecz ona
zdawa
ła kolejne pytania.
– Spad
ł pan z drabiny? Czy wykonał pan duży wysiłek? Staruszek
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
zaprzeczy
ł.
– Czy ma pan k
łopoty z kręgosłupem?
Potrz
ąsnął głową. Nagle, zlany potem, uchwycił się blatu.
Vicki natychmiast nacisn
ęła guzik na biurku, wybiegła na drugą stronę i
posadzi
ła go na krześle.
– Przepraszam. – Z trudem
łykał powietrze. – Zakręciło mi się w głowie.
Ju
ż jest dobrze.
Vicki nadal wypytywa
ła pana Reeda, gdy pielęgniarka wtoczyła łóżko na
kó
łkach.
– Czy boli pana co
ś jeszcze?
Si
ęgnął ręką do brzucha i pokiwał głową.
– Nie powiedzia
łeś mi o tym – zauważyła jego żona.
– Bo nie da
łaś mi dojść do słowa.
– Prosz
ę się położyć. – Gdy obydwie pielęgniarki pomagały mu wspiąć
si
ę na wózek, Erin z przerażeniem usłyszała polecenia, jakie Vicki
wydawa
ła koleżance. – Natychmiast na oddział. I wezwij doktora
Donovana. To mo
że być tętniak rozwarstwiający. – Zwróciła się do Erin. –
Pewnie was to zainteresuje.
Piel
ęgniarka mocowała się z wózkiem.
– Pomo
żesz mi? – rzuciła pod adresem Erin. Wspólnymi siłami
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
przepchn
ęły go przez ciężkie, wahadłowe drzwi.
– Z czym mamy tu do czynienia? – zapyta
ł Samuel.
Przedstawi
ł się panu Reedowi, po czym wysłuchał relacji Jenny.
– Vicki powiedzia
ła, że pan Reed odczuwa ból w plecach, i że pan
doktor powinien go szybko zbada
ć. To wszystko.
– Skar
żył się również na ból brzucha – dorzuciła Erin i natychmiast
ugryz
ła się w język. Lecz tym razem Samuel przyjął jej uwagę z
nieskrywan
ą aprobatą.
– Musz
ę zbadać brzuch, panie Reed. – Gdy Sam rozbierał pacjenta,
Jenny wydoby
ła szpitalną koszulę spod wózka. – Przyda się tlen. Jakie
pacjent ma ci
śnienie? – zapytał młodą pielęgniarkę, która nie mogła sobie
poradzi
ć z aparaturą. – Najpierw należy odkręcić dopływ tlenu – zwrócił jej
uwag
ę, nakładając pacjentowi maskę. – Teraz podamy panu tlen. Wiem, że
odczuwa pan silny ból, wi
ęc kiedy tylko będziemy wiedzieli, co panu dolega,
dostanie pan
środek przeciwbólowy. – Położył dłoń na ramieniu staruszka.
– Odwagi. Jest pan w dobrych r
ękach.
Spojrzenie pacjenta nieco si
ę rozpogodziło. Erin miała przed sobą
cz
łowieka, który pojawił się w poczekalni zaledwie dziesięć minut temu, i
oto ju
ż leżał na wózku. Ale jego blada twarz dobitnie świadczyła o
powa
żnym stanie.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Przygotuj kroplówk
ę. Potrzebne nam będą grube wenflony. Zadzwoń
po chirurgów... – Mimo
że w sposób jasny i przejrzysty zwracał się do
Jenny, ta, wyra
źnie nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji, ruszyła do
wyj
ścia. – Nie odchodź – powiedział opanowanym tonem, mimo że Erin
wyczyta
ła w jego spojrzeniu irytację. – Naciśnij guzik i niech ktoś ci to
wszystko przyniesie. Wezwij te
ż kogoś do pomocy.
W szparze w zas
łonce ukazała się znajoma twarz.
– W porz
ądku?
Samuel nie marnowa
ł czasu na wypytywanie Fay, co robi na oddziale
przed czasem. Wystarczy
ło jedno jego spojrzenie, a dzielna Fay wzięła się
do roboty.
– Jak tylko doktor Donovan za
łoży panu kroplówkę i pobierze krew,
przewioz
ę pana do innego pomieszczenia, gdzie będziemy mieli więcej
miejsca.
Po chwili Samuel zwolni
ł hamulec wózka i przełączył aparaturę tlenową
do butli umieszczonej pod spodem.
– Jenny, zaprowad
ź panią Reed do pokoju dla rodzin i powiedz jej, że
za chwil
ę ktoś do niej przyjdzie.
Erin nie mia
ła już wątpliwości, że sytuacja jest bardzo poważna, lecz
Samuel i Fay nie dali niczego po sobie pozna
ć. Gdy przy pomocy
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
przewo
źnego aparatu wykonano komplet zdjęć rentgenowskich, na miejscu
by
ł już Jeremy Foster ze stażystką. Tym razem nie wykazywał
najmniejszego zainteresowania kamerami. Nie trac
ąc czasu na zbędne
uprzejmo
ści, przystąpił do badania jamy brzusznej chorego, który marniał w
oczach. Badaj
ąc tętnicę udową, spojrzał wymownie na Samuela.
– USG? Jest przygotowane.
Jeremy potrz
ąsnął głową.
– Od razu na operacyjn
ą. Niech ich ktoś zawiadomi.
– Ju
ż to zrobiłem. Pobraliśmy krew i mamy zdjęcia. Brakuje tylko
podpisu pod zgod
ą na operację.
– Zajmij si
ę tym, Shona – Jeremy zwrócił się do stażystki. – Idę się
przygotowa
ć.
– Jeremy... – Wystarczy
ło jedno słowo Samuela, by chirurg zatrzymał
si
ę. – Pacjent zgłosił się do nas, ponieważ bolały go plecy. Trzeba mu
wyja
śnić, co się stało. Ja porozmawiam z jego żoną.
Jeremy Foster podszed
ł do wózka. Zerknąwszy na jego twarz, Erin
zorientowa
ła się, że jest zdenerwowany.
– Panie Reed, ma pan t
ętniaka rozwarstwiającego aorty, inaczej
mówi
ąc, tętnicy głównej, która zaczęła przeciekać. – Na odwrocie
formularza pospiesznie narysowa
ł szkic. – Zdaję sobie sprawę z tego, że
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
jest to dla pana ogromne zaskoczenie, ale musimy pana jak najszybciej
operowa
ć, ponieważ tętniak może w każdej chwili pęknąć. – Rozmowa z
pacjentem nie sz
ła Jeremy'emu tak gładko jak Samuelowi, lecz w sposób
równie taktowny przekaza
ł mu szczegóły oraz zagrożenia. Informowanie
kogo
ś, że może umrzeć na stole operacyjnym, wydało się Erin okrutne, lecz
wiedzia
ła, że takie ostrzeżenie należy do obowiązków lekarza. – To bardzo
powa
żna operacja. – Pacjent skinął głową. – Czy zrozumiał pan, co
powiedzia
łem? – Uśmiechnął się do chorego. – Ja umiem to robić, panie
Reed – szepn
ął. Stał teraz tyłem do kamery, więc ten uśmiech i słowa
otuchy by
ły przeznaczone wyłącznie dla pacjenta. – Potrzebny mi będzie
pa
ński podpis. Czy chce pan o coś jeszcze zapytać?
Pan Reed z
łożył niezgrabny podpis, po czym chciał zdjąć z twarzy
mask
ę, ale zabrakło mu siły. Wyręczył go Jeremy.
– Moja
żona...
– Jest tutaj. – W drzwiach sta
ł Samuel ze struchlałą panią Reed. – Idź
si
ę przygotować, Jeremy. Dzięki.
Pani Reed podesz
ła do męża. Erin ze ściśniętym sercem obserwowała
t
ę scenę. Co ona mu powie? Jak można dokonać podsumowania długiego
wspólnego
życia w ciągu kilku sekund?
– Ju
ż musimy go zabrać – odezwał się w końcu Samuel. Pani Reed ze
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
łzami w oczach patrzyła, jak towarzysz jej życia znika za drzwiami, po
czym, podtrzymywana przez Fay, posz
ła do pokoju dla rodzin. Po raz
pierwszy Erin nie mia
ła ochoty iść za nimi.
Personel krz
ątał się, sprzątając i układając instrumenty oraz aparaturę,
szykuj
ąc kabinę dla następnego nieszczęśnika wymagającego pomocy.
– Kr
ęć – rzekła półgłosem do Phila, który zastępował Dave'a. –
Wszystko, co widzisz.
– To by
ła największa akcja, jaką będziesz miała okazję tu oglądać –
oznajmi
ła Fay. – W tym przypadku najbardziej liczy się czas. Uwinęliśmy
si
ę z przygotowaniem go do operacji bardzo szybko.
– Nie mia
łam pojęcia, że on jest tak ciężko chory.
– Ani piel
ęgniarka, która się nim zajmowała. Jenny jest tu nowa. Uważa,
że wszystko wie i nie lubi, kiedy wydaje się jej polecenia, a w rzeczywistości
musi si
ę jeszcze bardzo dużo nauczyć. Muszę z nią porozmawiać. Ale to
ju
ż mój problem. A co u was?
Erin u
śmiechnęła się z pewnym trudem.
– Jak d
ługo potrwa ta operacja?
– Par
ę godzin.
– Co ty tu w ogóle robisz, Fay? Wydawa
ło mi się, że masz dyżur dopiero
wieczorem.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Wcale ci si
ę nie wydawało. Ale przecież ktoś musi ułożyć plan
dy
żurów. Myślałam, że tylko wpadnę i wypadnę.
– Ty chyba kochasz t
ę pracę – zaryzykowała. – Nie przejmuj się. On
filmuje, jak robicie porz
ądki, nie nas.
– Kocham by
ć pielęgniarką, ale nie lubię być szefową. Ktoś jednak musi
to robi
ć.
– My
ślałam, że jest wiele chętnych do tej funkcji. Dlaczego to robisz,
skoro tego nie lubisz?
Fay zaduma
ła się.
– Kiedy
ś miałyśmy tu fantastyczną szefową. Była bardzo młoda, ale
wyj
ątkowo bystra. Wszystko grało jak w zegarku. Ale musiała nagle odejść.
Z powodów osobistych – zni
żyła głos. – Przez Jeremy'ego. Ale to już inna
historia. Tak, masz racj
ę, było dużo chętnych, ale nikt się nie nadawał.
Ka
żda pliszka swój ogonek chwali, ale zapewniam cię, że do prowadzenia
takiego oddzia
łu potrzeba czegoś więcej niż dyplomu i kursu pomocy
medycznej w krytycznych przypadkach. Par
ę osób spośród tych, które się
zg
łosiły, za parę lat dorośnie do tej funkcji, ale na razie muszą się jeszcze
uczy
ć. Tony Dean, nasz drugi konsultant, miał zawał, co bardzo źle
wp
łynęło na morale personelu. W efekcie bardzo długiej rozmowy z
doktorem Donovanem da
łam się namówić. On potrafi być bardzo
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
przekonuj
ący, jeśli chce.
– Jak on sobie radzi jako jedyny konsultant? To ogromny wysi
łek
psychiczny.
– To prawda. Mamy nadziej
ę, że wkrótce znajdzie się ktoś, kto czasowo
zast
ąpi doktora Deana. W przyszłym tygodniu będą prowadzone rozmowy
kwalifikacyjne. Doktor Donovan bezsprzecznie musi odpocz
ąć.
– Wspomnia
ł o chorobie matki. To też jest poważny problem.
Fay unios
ła brwi.
– No prosz
ę. Aż tak się przed tobą otworzył? Jak ci się to udało?
Zahipnotyzowa
łaś go tym kryształem?
– Po prostu rozmawiali
śmy. Poza kamerą. Jak teraz.
Piel
ęgniarka spoważniała.
– Wszyscy sobie tutaj
żartujemy, że ten oddział wpędzi nas
przedwcze
śnie do grobu, ale, poważnie mówiąc, tu jest za dużo roboty jak
na jednego cz
łowieka. Oficjalnie o siódmej kończy dyżur, ale wszystkim
wiadomo,
że jeśli mamy poważny przypadek albo są jakieś komplikacje, to
jego zast
ępca na dyżurze zawsze go wzywa. Nie przesadzam, ale tak jest
prawie codziennie. Powiedz o tym w reporta
żu. Dyrekcja domaga się
zmian, media nas atakuj
ą, a on robi dużo ponad to, co może jeden
cz
łowiek.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Erin przej
ęła się tą informacją.
– Szkoda,
że nie ma nikogo bliskiego. – Zaczerwieniła się. – Nie
nagabywa
łam go... nic z tych rzeczy. Sam mi to powiedział.
– Teraz powiem ci co
ś prywatnie: spróbuj. Może potrzeba mu kogoś
takiego ty...
Erin sta
ła speszona obrotem rozmowy, a zarazem uradowana tym, że
Fay nie uwa
ża tego za niemożliwe.
– Nawet za sto lat mnie nie zauwa
ży. Poza tym poznałam go tydzień
temu.
– S
ądzisz, że miłość zwraca uwagę na takie błahostki? Może nie
powinnam tego mówi
ć... nazwijmy to intuicją pielęgniarki: dawno nie
widzia
łam go na takim luzie, od kiedy tu się zjawiłaś, mimo że ściągnęłaś
mu na g
łowę całą ekipę telewizyjną. Od lat próbuję go z kimś wyswatać, ale
do tej pory
żadna go nie zainteresowała.
– Uwa
żasz, że powinnam spróbować?
– Ju
ż nic więcej nie powiem. Muszę pędzić do domu, żeby nakarmić
ma
łżonka. Daj mi numer swojego telefonu, to do ciebie zadzwonię.
Erin poda
ła jej karteczkę, ciesząc się, że w ten sposób utrzyma jakiś
kontakt z tym niezwyk
łym miejscem.
– P
ędzę. Udanego wieczoru. – Na pożegnanie Fay mrugnęła do niej
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
porozumiewawczo okiem.
– Fay! – krzykn
ęła za nią Erin. – Nie wzięłaś planu dyżurów.
– Poczeka na mnie do nocnej zmiany. Zrobi
łam to, co zamierzałam
zrobi
ć. Skontaktuję się z tobą.
Erin sta
ła pośrodku sali reanimacyjnej, uśmiechnięta od ucha do uchą.
Godziny sp
ędzone w oczekiwaniu na wynik operacji pana Reeda na
pewno d
łużyły się w nieskończoność jego bliskim, ale nie Erin. Gdy Jeremy
oznajmi
ł, że starszy pan jest już na oddziale pooperacyjnym, skąd zostanie
wkrótce przeniesiony na intensywn
ą terapię, zdziwiła się, że już jest
siódma.
– Na pewno
żałujesz, że nie mogłaś skorzystać z mojej propozycji
filmowania operacji – zagadn
ął ją.
– Nie lubi
ę takich krwawych scen. Ale cieszę się, że wszystko
przebieg
ło zgodnie z planem.
– To by
ł kawał dobrej roboty – rzekł z uśmiechem.
Wyczu
ła w jego głosie ogromną ulgę.
– G
łupio byłoby pokazywać w telewizji śmierć na stole operacyjnym. –
Zerkn
ął na zegarek. – Muszę iść. Już jestem spóźniony o całe pól godziny.
– Poda
ła mu dłoń. – Przygotuj czystą taśmę na przyszłą niedzielę.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Wcale nie by
ł taki straszny, nawet zdążyła go polubić. Przypomniała
sobie, jaki by
ł zdenerwowany podczas rozmowy z panem Reedem. Mimo
pró
żności i braku ogłady, na pewno był dobrym chirurgiem.
Podszed
ł do niej Mark, który kilka godzin wcześniej wrócił do szpitala.
– Nie s
ądzę, żebyś teraz była w stanie przejrzeć pierwszą partię
materia
łu – zauważył.
– Jestem wyko
ńczona. Gdzie jest cała ekipa?
– Zwin
ęli się punkt siódma. Chciałem jeszcze sfilmować pana Reeda na
intensywnej terapii, ale wtedy ju
ż liczyłyby się im nadgodziny.
– Zostawmy to bez zako
ńczenia. Żeby pokazać, że tutaj nie obowiązują
żadne ramy czasowe – zaproponowała.
– Ca
łkiem niezły pomysł. Jutro przejrzymy materiał. Zakładam, że
b
ędziesz przy tym – upewnił się.
– Nic mnie nie powstrzyma – odrzek
ła, a Mark szeroko ziewnął. – Idź
spa
ć.
– Nie omieszkam – odpar
ł. – Podrzucić cię taksówką?
Rozejrza
ła się dokoła. Wszyscy byli zajęci swoimi sprawami: salowi
pchali wózek, sprz
ątaczki myły podłogę, pielęgniarki mijały się w biegu,
przystaj
ąc na moment przed tablicą informacyjną. Samuel rozmawiał przez
telefon. Gdy j
ą zobaczył, posłał jej pytające spojrzenie.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Zostan
ę jeszcze chwilę, żeby wszystkim podziękować.
– Przecie
ż zobaczysz ich jutro, i w następne dni. Masz jeszcze do
zrobienia wst
ęp. I licz się z tym, że trzeba będzie powtórzyć niektóre partie
wywiadów.
– Jed
ź sam – zadecydowała.
Mark jeszcze nie wyszed
ł, gdy u jej boku stanął Samuel.
– Sko
ńczone?
– Na razie tak. Prawdziwa robota zacznie si
ę jutro.
Zawaha
ł się.
– Te
ż już prawie skończyłem. Zaczekasz na mnie? Moglibyśmy.. . – Nie
doko
ńczył, ponieważ podbiegła do niego wyraźnie wzburzona Vicki.
– S
łówko, doktorze...
Uj
ął pielęgniarkę pod rękę i odprowadził ją na bok. Erin zobaczyła, że
nagle zblad
ł. Wydarzyło się coś strasznego. Vicki odeszła szybkim krokiem,
a on ruszy
ł za nią, po czym odwrócił się w stronę Erin.
– Przepraszam, ale musz
ę zostać. Jedź do domu.
– Co si
ę stało?
Gdy po chwili zastanowienia opanowanym g
łosem przekazywał jej złą
wiadomo
ść, poczuła mrowienie na plecach.
– Jeremy Foster mia
ł wypadek. Wygląda to nie najlepiej. Zaraz go
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
przywioz
ą. Będzie trochę zamieszania.
– Rozmawia
łam z nim piętnaście minut temu.
Samuel wzi
ął głęboki wdech i przymknął powieki.
– Czasami wystarcza tylko pi
ętnaście minut. – Potarł czoło. – Erin,
musz
ę iść.
Patrzy
ła, jak strumień lekarzy w białych kitlach i chirurgów w zielonych
uniformach wlewa si
ę do sali reanimacyjnej. Na wszystkich twarzach
malowa
ła się determinacja, by za wszelką cenę ratować życie kolegi.
Us
łyszała głos Samuela:
– Koledzy, zostaje tylko zespó
ł urazowy. Jeśli będzie nas za dużo,
zaczn
ą się problemy. Będziemy was informować.
Nie chcia
ła iść do domu. Nie wiadomo dlaczego musiała dowiedzieć się,
co sta
ło się Jeremy'emu. Czy może im jakoś pomóc? Przecież to oni są
specjalistami. Ona jest tylko telewizyjn
ą reporterką, której czas przebywania
na oddziale dobieg
ł już końca. Dlaczego tak nią to wstrząsnęło?
Wiedzia
ła, że powinna zawiadomić Marka. To przecież bardzo istotna
informacja, tym bardziej
że Jeremy tak często pojawiał się w ich reportażu.
Oczami duszy ju
ż widziała tytuł. Mimo to nie mogła się zdobyć na to, by do
niego zadzwoni
ć. Mark musi poczekać.
Gdy sz
ła korytarzem po swoją torbę, nagle wszystko stało się jasne. To
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
niewa
żne, że była tu tak krótko. Tych kilka dni wystarczyło, by w jej życiu
dokona
ł się przewrót. Pokochała ten szpital i jego personel. W tym Samuela
Donovana...
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Rozdzia
ł 8
Wszed
łszy do domu, spostrzegła karteczkę na kominku. Mimo że
bardzo pragn
ęła opowiedzieć komuś, co działo się przez ten weekend,
podzieli
ć się z kimś przeżyciami, ucieszyła się na wiadomość, że Anna
nocuje u Jordana. Ona i tak niczego by nie zrozumia
ła. Rozważała
mo
żliwość zadzwonienia do Fay, lecz zorientowała się, że trwa właśnie
odprawa piel
ęgniarek. Wobec tego otworzyła serce przed Hartleyem. Pies
wpatrywa
ł się w nią smutnymi brązowymi oczami, gdy opowiadała mu o
Fay, Vicki, Jeremym i w ko
ńcu o Samuelu.
– Jestem pewna,
że chciał się ze mną umówić. Na sto procent. – Pies,
oczywi
ście, powstrzymał się od komentarza.
A
ż podskoczyła, gdy zadzwonił telefon. Przez chwilę miała nadzieję, że
to Samuel z informacj
ą o stanie Jeremy'ego. Dlaczego jednak miałby do
niej dzwoni
ć w tej sprawie? Nie miał pojęcia, jak bardzo przejęła się tym
wypadkiem.
– Ogl
ądałaś wiadomości? – Radosny głos Marka zirytował ją.
– Jeszcze nie w
łączyłam telewizora. – Ode mnie o tym się nie dowie,
pomy
ślała.
– Ten chirurg przystojniaczek rozbi
ł się swoim porsche tuż za bramą
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
szpitala. Szkoda,
że nas tam nie było. Ale mielibyśmy ujęcia! Zadzwoniłem
do redakcji i kaza
łem zredagować stosowną notatkę. Mam nadzieję, że już
w wieczornym serwisie b
ędziemy mogli ujawnić jego nazwisko i pokazać
niektóre fragmenty reporta
żu.
S
łuchała oburzona. Tego człowieka interesuje wyłącznie temat. Los
Jeremy'ego w ogóle go nie obchodzi.
– Dzi
ęki takiej reklamie za tydzień będziemy na topie. Dzisiaj pokażemy
telewidzom niespodziank
ę, jaka spotkała Graysonów, oraz tego chirurga.
Nie mog
ło być lepiej.
– Czy wiesz, co z nim jest?
– Z kim?
– Z Fosterem – j
ęknęła.
– Jest w bardzo z
łym stanie – rzucił od niechcenia.
– Ma urazy kr
ęgosłupa i czaszki. – Parsknął śmiechem.
– Tak bardzo chcia
ł pokazać się w telewizji, ale na pewno nie
przewidzia
ł, że stanie się to już dziś wieczorem.
Czu
ła, że nie powinna mieć do Marka pretensji o te słowa. Tak jak ona
styka
ł się z podobnymi wypadkami na co dzień. Nie sposób było
anga
żować się emocjonalnie w każdy z nich. Porozmawiała z nim jeszcze
przez chwil
ę o tym i owym, nawet raz się roześmiała, lecz odkładając
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
s
łuchawkę, poczuła, że jest jej niedobrze. Musi dowiedzieć się więcej,
pomy
ślała i drżącą ręką wykręciła numer szpitala.
– Melbourne City Hospital. Czym mog
ę służyć?
– Czy mog
ę rozmawiać ze stanowiskiem pielęgniarek na oddziale
nag
łych wypadków?
Z zapartym tchem czeka
ła, aż centrala ją przełączy.
– Siostra Jenny Burton, s
łucham.
To ta m
łoda pielęgniarka, która zajmowała się Reedem.
– Mówi Erin Casey. Chcia
łam zapytać o stan doktora Fostera.
Przywieziono go do szpitala akurat wtedy, kiedy wychodzi
łam.
S
łyszała, jak Jenny zwraca się do kogoś.
– Znowu jaki
ś reporter. Chce wiedzieć, w jakim stanie jest doktor Foster.
Reporter, pomy
ślała z goryczą. Jest dla nich tylko jakimś reporterem.
Wszyscy s
ą bardzo zajęci i nie mają czasu zajmować się zaspokajaniem jej
ciekawo
ści. Chciała wyjaśnić, że nie po to dzwoni. Ze jest szczerze przejęta
tym wypadkiem. Nie warto. Ich to nie obchodzi.
Energiczny g
łos, którego nie rozpoznała, wygłosił to, co zawsze mówi
si
ę w takich sytuacjach. Doktor Foster jest w krytycznym stanie. Szpital nie
ma nic wi
ęcej do powiedzenia na ten temat.
Tyle samo dowiedzia
łaby się, włączając telewizor. Przygnębiona, wzięła
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
k
ąpiel z dodatkiem olejków. Tym razem jednak otaczające ją wonie nie
przynios
ły jej ukojenia. Mimo to tkwiła w wannie, aż woda całkiem ostygła.
Schodz
ąc na parter, zobaczyła ciemną sylwetkę podążającą ogrodową
ścieżką. Jej zaniepokojenie prysło, gdy rozpoznała charakterystyczny zarys
ramion.
By
ła przy drzwiach, zanim nocny gość zdążył zapukać. Stając w progu,
zda
ła sobie sprawę, że ma na sobie cienki jedwabny szlafrok, mokre włosy i
jest nie umalowana. Samuel niczego nie zauwa
żył, chociaż na jego
zm
ęczonej twarzy pojawił się uśmiech.
– Zobaczy
łem światło. Wiem, że jest późno...
– Nawet nie my
ślałam o tym, żeby iść spać. Martwię się o Jeremy'ego.
Dzwoni
łam do szpitala, ale nie dowiedziałam się niczego konkretnego. –
Zastanowi
ła się. – Dlaczego tu przyjechałeś? Wydawało mi się, że po
dwudziestu czterech godzinach masz mnie dosy
ć na całe życie.
Nie odpowiedzia
ł. Przeszedł do salonu i ciężko opadł na kanapę.
Po
łożył głowę na oparciu, przymknął powieki i stłumił ziewnięcie. Nie
zmieni
ł zielonego stroju. Mimo podkrążonych oczu, wydał się jej
najprzystojniejszym m
ężczyzną na świecie.
– Jeste
ś skonany. Zrobić ci drinka?
– Mo
że później. – Rozejrzał się po salonie. – Prawdę mówiąc, nie mam
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
poj
ęcia, co tu robię. Pomyślałem, że niepokoisz się o Jeremy'ego. Poza tym
nie uda
ło się nam dokończyć tamtej rozmowy. Chciałem cię gdzieś zaprosić
na zako
ńczenie współpracy. – Roześmiał się cicho. – Kogo ja chcę
oszuka
ć? Po prostu zapragnąłem cię zobaczyć. – Patrzył na nią z ogromną
t
ęsknotą. – Masz coś przeciwko temu?
– Dawno nie s
łyszałam takich miłych słów – odparła szczerze. – Cieszę
si
ę, że cię tu widzę.
Omal nie zemdla
ła, gdy jego wargi zaczęły namiętnie szukać jej ust. W
tej samej rozkosznej chwili ulecia
ły wszystkie tłumione emocje i frustracje,
które ostatecznie doprowadzi
ły ich do tego spotkania. Ten niespieszny
poca
łunek utwierdził oboje w przekonaniu, że ich pragnienia są
odwzajemnione. Odsun
ęli się nieco od siebie i wpatrywali w siebie, jakby
zobaczyli si
ę po raz pierwszy.
– Marzy
łem o tym, od kiedy spotkałem cię w budynku dyrekcji – wyznał.
Fakt,
że Samuel czuł to samo, że pragnął jej tak bardzo jak ona jego,
przyprawi
ł ją o zawrót głowy. Oparła czoło na jego szerokiej piersi i
napawa
ła się jego siłą, tężyzną jego ramion. Jeszcze nigdy nie czuła się tak
dobrze, taka bezpieczna i chciana. Nagle wyrzuty sumienia kaza
ły jej
podnie
ść głowę.
– Nie zapyta
łam cię, co z Jeremym.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Przygarn
ął ją do siebie i pogładził po włosach.
– Nie jest z nim dobrze.
– Wiem od Marka,
że doznał urazu kręgosłupa.
– Nie to jest najgro
źniejsze. Niepokoiły nas jego kręgi szyjne, ale
rentgen niczego nie wykaza
ł. Doznał jednak wielu urazów wewnętrznych.
Jest nadal na sali operacyjnej. Najbardziej obawiamy si
ę urazów głowy.
– Prze
żyje?
Nie przestawa
ł jej przytulać.
– Nie wiem – powiedzia
ł przez ściśnięte gardło. – Nie mam wątpliwości,
że chirurdzy poradzą sobie z urazami wewnętrznymi, ale na ile ucierpiał
jego mózg, tego nikt nie wie. Ma p
ękniętą czaszkę i obrzęk mózgu.
Powiedzmy,
że jeśli przeżyje, nie będzie zdolny do pracy przez dobrych
kilka tygodni. Czeka go d
ługa droga.
– Wiem,
że wcale go nie znam – chlipała. – Zdaję sobie sprawę, że wy
prze
żywacie to jeszcze bardziej. Ale zrobił na mnie wrażenie faceta, który
wie na co go sta
ć, energicznego i bystrego.
– Oraz wyj
ątkowo próżnego.
– Nie przecz
ę. – Uśmiechnęła się przez łzy. – Mimo to zdążyłam go
polubi
ć.
Poca
łował ją w czubek głowy.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Ja te
ż go lubię. I nie uważam, że już jest po nim. Jeremy jest uparty.
Jego marzeniem jest pokaza
ć się w telewizji. Zrobi wszystko, żeby tego nie
przegapi
ć. – Wpatrywała się w jego ściągnięte rysy. – Nikt nie wie, co jest
mu pisane. Wiem,
że to banał, ale stale go sobie powtarzam: pracując na
nag
łych wypadkach można robić plany, snuć marzenia, ale po co? Od
czasu do czasu trzeba korzysta
ć z chwili, nie myśląc o konsekwencjach. Bo
nikt nie zna swojego jutra.
Nie podj
ęła tematu. Obserwowała go. Gdy skrzywił się, wiedziała, że
wspomina sceny, których by
ł świadkiem. Przyłożyła dłoń do jego
zaro
śniętego policzka i dalej słuchała jego wynurzeń.
– Przykro by
ło widzieć go w takim stanie. Zdarzało mi się na niego
narzeka
ć, dochodziło między nami do sprzeczek... – Potrząsnął głową. –
Nie uznaj
ę zakładów, ale byłem skłonny założyć się o wszystko, co mam,
że to mnie wcześniej niż jego czeka wózek inwalidzki lub coś gorszego.
Kiedy patrzy
łem na niego, na tym łóżku na intensywnej opiece...
Tak bardzo chcia
ła go ukoić i tak bardzo była oszołomiona jego
blisko
ścią, że umknęła jej pełna wymowa tej wypowiedzi. Przegapiła
szans
ę uniknięcia komplikacji, jakie miały wkrótce stać się jej udziałem.
– Zrobi
łeś wszystko, co było w twojej mocy. – Musnęła go wargami. –
Przyda ci si
ę masaż – dodała lekkim tonem.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Samuel skrzywi
ł się na tę propozycję.
– Nie jestem rodz
ącą – zaprotestował.
– Zawsze krytykujesz moje propozycje. Spróbuj. Potem mnie ocenisz.
Nie zamierzam ci
ę uwodzić.
– Nie mia
łbym nic przeciwko temu, ale masażu nie chcę.
– Pomo
że ci. Daj mi szansę. – Nalegała tak długo, aż w końcu bez
wi
ększego entuzjazmu uległ jej perswazji.
– Jeszcze troch
ę, a każesz mi usiąść pod trójnogiem – mruknął,
zdejmuj
ąc zielony uniform. Aby nie czuł się nadto skrępowany, Erin okryła
go r
ęcznikiem.
– Zamknij oczy i staraj si
ę nie myśleć.
–
Łatwo powiedzieć...
– Wobec tego my
śl o czymś przyjemnym.
Nala
ła trochę olejku na dłoń i roztarta go, aby uwolnić jego aromat.
Mimo
że tak energicznie zapewniała Sama, że będzie to wyłącznie masaż,
przeszy
ł ją dreszcz, gdy dłońmi dotknęła jego ciała. Skoncentrowała się na
rytmie, rozmasowuj
ąc usztywnione mięśnie karku. Po pewnym czasie
j
ęknął, gdy trafiła na wyjątkowo napięty mięsień. Poczuła, że w końcu się
rozlu
źnił.
– A nie mówi
łam, że pomaga? – szepnęła, nie przerywając masażu,
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
przesuwaj
ąc się jedynie nieco niżej.
Ponownie nama
ściła dłonie olejkiem, aby teraz zająć się nogami Sama.
Ze
ściśniętym gardłem kładła ręce na jego udach. Zrozumiała, że stoi
wobec niewykonalnego zadania: to niemo
żliwe, by potrafiła dotknąć go, nie
zdradzaj
ąc się z tym, jak bardzo go pożąda. Najwyraźniej wyczuł jej
wahanie. Po
łożył się na plecach i zakrył ręcznikiem.
– Wydawa
ło mi się, że nie zamierzasz mnie uwieść – powiedział niskim
g
łosem.
Odwróci
ła wzrok. Oparła dłonie na jego piersi. Zdawała sobie sprawę z
zuchwa
łości tego kroku, że jest jeszcze na to za wcześnie, ale tu i teraz
przesta
ło to mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie. Sam jednym ruchem
rozwi
ązał pasek jej szlafroka, a ona bez skrępowania ściągnęła z niego
r
ęcznik. Delikatnie pieściła jego aksamitną męskość. Pochyliła się i ukryła
twarz w jedwabistym puchu. Gdy j
ęzykiem poznawała jego tajemnice,
poczu
ła jego ręce we włosach. Potem silne ramiona podciągnęły ją do góry,
a
ż znaleźli się twarzą w twarz. Nie ukrywał niecierpliwości, a ona
pos
łusznie uniosła biodra i pozwoliła sobą kierować.
Przyj
ęła go z cichym pomrukiem zadowolenia. Jedną ręką gładził jej
nabrzmia
łe piersi, drugą podtrzymywał jej biodra w tym rytmicznym tańcu.
Poczu
ła, jak nagle ich ciała stężały, po czym oboje wspięli się na szczyt
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
rozkoszy. Czas zatrzyma
ł się w miejscu. Samuel przygarnął ją do siebie,
okry
ł pledem. Położyła głowę na jego piersi i wsłuchiwała się, jak rytm jego
serca powoli wraca do normy.
Milczeli. Nie by
ło potrzeby wyjaśniania niczego lub usprawiedliwiania
si
ę. Łączyła ich cicha akceptacja i wspólne potwierdzenie pragnienia, które
ich do siebie pchn
ęło. Mimo że znała go tak krótko i wbrew racjonalnym
powodom, dla których nale
żałoby jeszcze poczekać, nie wstydziła się tego,
z czym si
ę zdradziła, nie żałowała, że tak łatwo uległa Samuelowi. Czy tak
pi
ękne i naturalne doznanie jak ich miłość może być przyczyną wyrzutów
sumienia?
Mia
ła w zwyczaju mówić to, co myśli, co najczęściej bywało przykre w
skutkach. Gdy opad
ł już poziom obezwładniających endorfin, odezwała się,
zanim jeszcze dotar
ło do niej znaczenie tych słów.
– Zrobili
śmy to bez zabezpieczenia. – Usiadła gwałtownie. – Nie biorę
pigu
łki. Nie spodziewałam się...
Nie zaplanowa
ła tego wcześniej. Nie opracowała żadnej taktyki, aby
znale
źć się w jego ramionach. Samuel zareagował tak gwałtownie, jakby
ich zaskoczy
ła cała brygada antyterrorystyczna. Odrzucił pled, zerwał się
na równe nogi i pospiesznie zacz
ął się ubierać.
– Musz
ę iść – rzekł bardziej do siebie niż do niej.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Teraz? Ale... – Stara
ła się wyczytać z jego twarzy, co wywołało tę
niespodziewan
ą zmianę.
. – Powinienem wróci
ć do szpitala. – Zabrzmiało to wiarygodnie, lecz
czu
ła, że skłamał.
– Samuelu, prosz
ę... – Wstała, pragnąc go w jakiś sposób zatrzymać.
– Powiedzia
łem, że muszę iść – powtórzył tonem, jakim zwracał się na
terenie szpitala on, lekarz, do natr
ętnej reporterki. Jakby nic się między nimi
nie wydarzy
ło.
Jaka szkoda, pomy
ślała, że nie potrafię jak sporo innych kobiet
nonszalancko wzruszy
ć ramionami, ukryć, co czuję, i zachować spokój w
obliczu przeciwno
ści losu. Ona była inna. Wściekła i zrozpaczona chwyciła
go za rami
ę.
– Nie wyobra
żaj sobie, że możesz tu przyjść, kochać się ze mną, a
potem po prostu wyj
ść. – Niepokój wyczuwalny w jej głosie kazał mu
zatrzyma
ć się. – Za kogo ty mnie masz?
W ko
ńcu spojrzał jej w oczy.
– Przepraszam. – Usiad
ł na kanapie i zaczął wpatrywać się w dywan. –
Nie przyszed
łem tu z takim zamiarem... Żeby stało się to, co się stało.
Dostrzeg
ła ogromny ból na jego twarzy, lecz była zbyt zdenerwowana,
by cho
ćby pomyśleć o pocieszaniu go.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Wi
ęc dlaczego przyszedłeś?
Nie odpowiada
ł.
– Dlaczego? – powtórzy
ła.
– Poniewa
ż chciałem cię zobaczyć. Nie powinienem był dopuścić do
tego, co si
ę stało. Popełniliśmy błąd.
– Nie! Jak mo
żesz tak mówić? – Podniosła głos. – Co myśmy zrobili?!
Kochali
śmy się! Tak, to było kochanie. I to było piękne i wspaniałe. Ty też to
wiesz. Nie próbuj tego pomniejsza
ć! – Widziała, że już jej nie słucha. Gdy
podniós
ł się, nie zatrzymywała go.
– To si
ę nie powtórzy. Przepraszam, jeśli cię zraniłem. Wierz mi, nie
mia
łem takiego zamiaru.
– Nie wiem, w co mam wierzy
ć, Samuelu – rzuciła za nim.
Nie zareagowa
ł. Nie uznał za stosowne niczego wyjaśniać. Cicho
zamkn
ął za sobą drzwi. Zdumionej i zdruzgotanej Erin nie pozostało nic
innego, jak wtuli
ć twarz w pled, który zatrzymał jego oszałamiający zapach.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Rozdzia
ł 9
Pomimo bólu i braku pociechy lub ukojenia Erin zdo
łała jakoś przeżyć
kilka kolejnych dni. W nocy
śniła o Samuelu, za dnia była zmuszona stale
go widzie
ć, opracowując reportaż. Wszędzie ukazywała się jej jego twarz,
jego klasyczny profil. Wpatrywa
ła się weń usilnie, jakby chciała czegoś się
doszuka
ć, ale czego? Starała się obiektywnie patrzeć na materiał filmowy,
nie bra
ć pod uwagę tego, co czuła, obserwując go przy pracy. I wtedy, i
teraz Samuel by
ł tak samo nieosiągalny. Chciała wszystko zachować:
naci
śnięcie klawisza „Wytnij" było nie lada wyczynem.
– Co to jest? – zapyta
ła Marka, który wszedł do studia. Zerknął na
monitor i u
śmiechnął się.
– Mo
żesz to zinterpretować, jak zechcesz.
Na ekranie ukaza
ły się rzędy pustych łóżek, szpitalny zegar oraz
piel
ęgniarki spokojnie przeglądające ilustrowane pisma.
– Kiedy to nakr
ęciliście?
– Towarzyszyli
śmy wtedy pacjentowi, którego wieziono na oddział. Tuż
przed tym, jak przywieziono tego pijanego kierowc
ę, nie pamiętasz?
Nie odezwa
ła się. Mark ma rację. Można zrobić z tego wszystko.
Przypomnia
ła się jej ta rozmowa z Samuelem, kiedy żalił się, że media i
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
zwykli ludzie zupe
łnie nie rozumieją zasad przydzielania łóżek.
– Czy mamy uj
ęcie pustego łóżka na kardiologii? – zapytała dziwnie
piskliwym g
łosem.
– Szybko si
ę uczysz. Patrz dalej.
Na ekranie zobaczy
ła wejście na oddział. Ekipie nie udało się sfilmować
pustego
łóżka kardiologicznego, za to kamerzysta postarał się o obraz
o
śmiu monitorów EKG na stanowisku pielęgniarek: na siedmiu migotały
wykresy, ósmy by
ł wygaszony. Dowód, że jedno łóżko jest wolne.
Zemsta mog
łaby osłodzić jej życie. Pokusa była bardzo silna, lecz Erin z
natury nie by
ła mściwa. Poza tym odwet wzięty na szpitalnym oddziale w
niczym nie umniejszy
łby jej cierpienia. Mógłby nawet odnieść odwrotny
skutek.
– Nie pójdziemy tym tropem – ostrzeg
ła kolegę.
– Dlaczego? To dynamit.
– Taki przekaz by
łby niezgodny z prawdą. Samuel Donovan wyjaśnił mi,
na czym polega system przydzielania
łóżek.
– Przed kamer
ą? Gdzie to masz?
– Rozmawiali
śmy o tym. Były racjonalne powody, żeby nie przenosić
pani White. Powinni
śmy o nich poinformować telewidzów, zamiast
wytacza
ć wszystkie działa po to, żeby osiągnąć dramatyczny efekt.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Mark by
ł zdecydowanie innego zdania. Wyczuł jej wahanie, więc
postanowi
ł drążyć temat.
–
Zapowiedzi
tego
reporta
żu
spotka
ły
si
ę
z
ogromnym
zainteresowaniem. Spodziewam si
ę, że program osiągnie notowania, jakich
jeszcze nie by
ło. Nadarza ci się ogromna zawodowa szansa. Łzawa
historyjka o tym, jak ca
ły personel ciężko haruje, nikogo nie wzruszy. Jeśli
zale
ży ci, żeby zaistnieć w świadomości ludzi, żeby deputowani powoływali
si
ę na twój reportaż w trakcie kampanii wyborczej, musisz narobić trochę
ha
łasu.
Erin by
ła stanowcza. Odzyskała pewność siebie.
– I bez tego ten materia
ł trzyma w napięciu. Nie o tym ma być ten
reporta
ż. On sam się obroni, bez dramatyzowania sprawy pustych łóżek.
Mamy okazj
ę zrobić coś dobrego, rozumiesz? Pokażmy te łóżka, ale też
wyja
śnijmy, dlaczego stoją puste.
Mark pi
ł kawę, uważnie przyglądając się Erin.
– Jeste
ś naiwna. – Dokończył kawę i zasiadł przed swoim monitorem.
Ona tymczasem czu
ła, jak płoną jej policzki.
Mo
że jest naiwna, a nawet głupia, bo wydawało się jej, że Samuel ją
lubi, bo tak szybko rzuci
ła mu się w ramiona i oddała, ale teraz, w tej
sytuacji, nie zni
ży się do tego, co proponuje Mark. Nadal jest niezależna,
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
przynajmniej na polu zawodowym. Nie skomentowa
ła jego uwagi.
Przerwa
ła pisanie, gdy przed oczami znowu stanął jej obraz Samuela. Była
bliska p
łaczu. Jak to możliwe, zastanawiała się po raz setny, że tak źle
odczyta
ła jego intencje?
Je
śli liczyła na kobiecą solidarność, wsparcie czy nawet kieliszek wina i
odrobin
ę zrozumienia, to pomyliła się, zwracając się do swojej siostry.
– Spa
łaś z nim? – oburzyła się Anna. W tej samej chwili Erin zrozumiała,
jak wielki zrobi
ła błąd, otwierając się przed nią. – Ty go w ogóle nie znasz!
Jak mog
łaś?
– To prawda, ale ju
ż pierwszego dnia coś między nami zaiskrzyło. Sama
powiedzia
łaś, że to fantastyczny facet.
– Och, przesta
ń – parsknęła Anna. – To nie znaczy, że trzeba z nim od
razu i
ść do łóżka. Och, przepraszam, podobno nawet tam nie dotarliście.
Wystarczy
ła wam podłoga w salonie.
Erin zatka
ła uszy.
– Mówisz tak, jakby to by
ła przygoda jednej nocy.
– A nie? To gdzie on jest?
Na to jedno jedyne, oskar
życielskie pytanie nie potrafiła odpowiedzieć.
Musia
ła przyznać, że siostra doskonale podsumowała nim całą sprawę.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Je
śli to nie był taki epizod, to gdzie jest ten facet? – Anna nie znała
lito
ści. Nie zwracała uwagi na łzy spływające po twarzy siostry. – Kiedy ty
doro
śniesz? Dlaczego on ma cię szanować, jeśli ty sama siebie nie
szanujesz? Wybacz, marnie si
ę czuję. Muszę się położyć – oznajmiła i
wysz
ła z pokoju.
Anna widzi
świat wyłącznie w tonacji czarno-białej. Trudno było
oczekiwa
ć od niej, że zrozumie burzę emocji, która porwała ją i Samuela.
Anna jest niezdolna do prze
żywania takiej namiętności, jakiej oni
do
świadczyli tamtego wieczoru, wyczuwania aury, która ich wówczas
otoczy
ła. Erin mogłaby dać się sprowokować i wywołać awanturę, wytknąć
Annie, jaka jest nudna wraz z tym swoim pracoholikiem Jordanem, lecz co
by to da
ło? Oni są szczęśliwi. To, że ona by tego nie wytrzymała, nie
znaczy,
że układ tamtych jest zły. Mimo to czuła się zawiedziona brakiem
cho
ćby odrobiny współczucia ze strony siostry.
Pogarda, jak
ą Anna dawała jej odczuć, sprawiła, że atmosfera w domu
sta
ła się nieznośna. Szukała więc ukojenia w pracy. Tutaj wszystko
uk
ładało się pomyślnie. Po telewizyjnych serwisach informacyjnych
pokazywano zwiastuny jej reporta
żu, prasa podjęła temat, a na dodatek
kilku wa
żnych szefów zaczęło kłaniać się jej na korytarzu.
O powrocie do szpitala w celu uzupe
łnienia wywiadów i nakręcenia
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
wst
ępu myślała z mieszanymi uczuciami. Wielokrotnie powtarzała sobie, co
powie, gdy natknie si
ę na Samuela. Ulegając materialistycznym
podszeptom, wydala mnóstwo pieni
ędzy na kremowy kostium i buty na
niewysokim obcasie. Z ogromnym poczuciem winy odci
ęła sklepową metkę
z cen
ą. Prawie tyle samo wyniosłaby tygodniowa rata długu hipotecznego.
Je
śli chce spłacić Annę, musi zrezygnować z takich szaleństw. Mimo
wszystko warto by
ło, pomyślała, przeglądając się w lustrze. Wygląda jak
inteligentna dziennikarka albo przynajmniej taka, która nie
źle sobie radzi w
życiu. W niczym nie przypomina tej ruiny kobiety, którą w niedzielę
wzgardzi
ł Samuel. Ma teraz uzasadniony powód, by z nim porozmawiać.
Przecie
ż on sam zobligował ją do tego, by pokazała mu film przed emisją.
B
ędzie wytworna i serdeczna, ale na pewno nie natrętna. Nie będzie
zadawa
ć podchwytliwych ani drążących pytań. Jeśli Samuel zechce coś
wyja
śniać, pozwoli mu to zrobić, ale bez zbędnego entuzjazmu. A jeśli
poczuje,
że zaraz się zaczerwieni, popatrzy ponad jego ramieniem na białą
ścianę, aż fala skrępowania minie. Jakie to proste!
Powtarzaj
ąc w myślach te przykazania, wysiadła z samochodu i ruszyła
do wej
ścia. Wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się szeroko. Mimo że
obawia
ła się tego spotkania, odczuła ogromny zawód, gdy stwierdziła, że
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Samuela nie ma przy stanowisku piel
ęgniarek. Dyskretnie zerknęła na
tablic
ę. Na samej górze widniało nazwisko zupełnie obcej osoby. Pomyślała
z nadziej
ą, że być może poszedł do stołówki lub na kawę do pokoju dla
personelu. Lecz intuicja jest silniejsza od nadziei. Erin po prostu wiedzia
ła,
że nie ma go na oddziale.
Wszystkie piel
ęgniarki witały ją jak dawno nie widzianego przyjaciela.
– Fantastycznie wygl
ądasz. – Fay objęła ją serdecznie.
– Znowu b
ędziecie we mnie tym celować? – zaniepokoiła się na widok
Dave'a, który w
łaśnie wszedł.
– Mo
że tym razem ci daruję. – Erin uśmiechnęła się.
– Teraz tylko ja b
ędę filmowana. Musimy nakręcić wprowadzenie do
reporta
żu. Potem zrobimy kilka dokrętek.
– Fay pos
łała jej pytające spojrzenie. – Muszę zadać parę pytań.
Przyda
łby mi się wasz zielony strój.
– Nie ma sprawy, ale w
ątpię, czy bez podkrążonych oczu i potarganych
w
łosów wypadniesz wiarygodnie.
– Nie bój si
ę. Najpierw nakręcimy elegancki początek, a potem zmyję
makija
ż. Będę bardzo autentyczna, zapewniam cię, Fay.
– Prawd
ę mówiąc, jak ci się lepiej przyjrzeć, nie wyglądasz za dobrze.
Co
ś się stało? – Fay przyglądała się jej zatroskana.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Wszystko w porz
ądku – odparła energicznie. – Jestem trochę
zm
ęczona. Zawsze tak jest, kiedy zamykamy jakiś duży materiał. – Fay nie
wygl
ądała na przekonaną. Obydwie wiedziały, że jest to jedyny duży
materia
ł Erin.
Erin rozejrza
ła się po oddziale.
– Nie ma Sama – oznajmi
ła Fay nie pytana. – Ma teraz dużo spraw na
g
łowie.
Unika
ła wzroku Erin. Chyba wie, co się stało. Jak on śmiał jej o tym
powiedzie
ć? Czuła, że się czerwieni, więc natychmiast popatrzyła na
ścianę. To jasne, że Fay wie. Przecież od lat przyjaźni się z Samem.
Zapewne poprosi
ł Fay, żeby zajęła się nią, ponieważ on nie ma ochoty jej
ogl
ądać.
– Jak si
ę ma Jeremy?
Fay z wyra
źną ulgą przyjęła zmianę tematu.
– Trzyma si
ę. Ciągle jest na intensywnej terapii, ale chyba się z tego
wyli
że. Czeka go jeszcze długa droga. W najlepszym razie wszechstronna
rehabilitacja.
– A w najgorszym?
– Nie chc
ę nawet o tym myśleć. Uda mu się. Byłam u niego dzisiaj rano.
Powiedzia
łam mu, że brakuje nam jego napuszonej osoby. Kazałam mu się
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
pospieszy
ć z powrotem na oddział.
– Co ci odpowiedzia
ł? – Erin roześmiała się niemrawo.
– Nic. Nadal jest nieprzytomny. Ale mo
że mnie słyszał?
Zamy
śliły się.
– Wezm
ę się do roboty.
– Jasne. Zapraszam. Zaraz przynios
ę ci uniform.
Praca posuwa
ła się do przodu, mimo że Erin sercem i umysłem była
gdzie indziej. Cz
ęsto spoglądała na drzwi w nadziei, że jakimś cudem
stanie w nich Samuel. Ale, oczywi
ście, tak się nie stało. W końcu, walcząc z
sob
ą, pożegnała się ze wszystkimi i powlokła na parking. Była
przygotowana na przeró
żne sytuacje, na wszelkie możliwe zachowania
Samuela, gdyby przysz
ło im stanąć oko w oko. Jednego nie przewidziała:
że go nie zastanie.
W po
łowie drogi do auta zorientowała się, że w pokoju dla personelu
zostawi
ła torbę, w której miała klucze. Pogoda była upalna i wilgotna, więc
droga powrotna na oddzia
ł wydała się jej piekielnie długa. Gdy weszła do
pokoju, ujrza
ła Fay i Samuela pogrążonych w rozmowie.
– My
ślałam, że już wyszłaś – rzekła Fay nieco speszona. Samuel nie
odezwa
ł się.
– Zostawi
łam tutaj torbę i kluczyki. – Czerwona jak burak podeszła do
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
kanapy po swoj
ą zgubę. Nie ma wątpliwości, że Samuel ukrywał się przed
ni
ą i poprosił Fay, by go kryła. Gdy tylko wyszła, Fay zawiadomiła go, że
mo
że się ujawnić. Czuła, jak wzbiera w niej gniew: nie zasłużyła na takie
traktowanie. Uwa
żała tych dwoje za przyjaciół, a oni ją zawiedli. Teraz
patrz
ą na nią jak na kogoś, kto ich szpieguje. – Jutro będziesz mógł
obejrze
ć ostateczną wersję – powiedziała już od drzwi. Nie zareagował. –
Sam o to poprosi
łeś – dodała, by nie pomyślał, że stara się przeciągnąć to
ma
ło przyjemne spotkanie.
– Jestem zmuszony ci zaufa
ć. Mam dużo innych spraw. . Patrzyła na
niego z niedowierzaniem. Czy on si
ę boi zostać ze mną sam na sam?
– Ach, tak. Fay o tym wspomnia
ła. – Otworzyła drzwi. – Proszę się nie
martwi
ć, doktorze Donovan, nie sprawię panu zawodu. – Nadzwyczajnym
wysi
łkiem woli pohamowała się, by nie trzasnąć drzwiami.
Powrót do domu by
ł prawdziwym koszmarem. Względnie krótka droga
ci
ągnęła się w nieskończoność. Erin kurczowo ściskała kierownicę i jak
zahipnotyzowana wpatrywa
ła się w szosę. Postanowiła, że się nie
rozp
łacze, nie podczas jazdy. Żar lał się z nieba. Stojąc kolejny raz na
czerwonym
świetle, z zazdrością patrzyła na samochody z zamkniętymi
oknami. Jej nast
ępne auto musi mieć klimatyzację. Skwar sprawił, że
elegancki kostiumik zmi
ął się niemiłosiernie, a włosy przykleiły do spoconej
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
twarzy. Gdzie ta elegancja, pomy
ślała z goryczą, spoglądając w lusterko.
Ucieszy
ła się, nie widząc na podjeździe fiata Anny. Nie zniosłaby jej
kolejnego kazania. W domu w
łączyła klimatyzację, weszła na górę i
natychmiast zdj
ęła kostium. Rozpłakała się dopiero pod prysznicem, gdy
sta
ła w strumieniach chłodnej wody. Sama była zaskoczona rozmiarami
swojej rozpaczy. Nie zdawa
ła sobie sprawy, ile nadziei łączyła z tym dniem.
Sukces jej reporta
żu już ją prawie nie interesował. Wszystko straciło
jakiekolwiek znaczenie.
Sta
ła pod prysznicem tak długo, aż zrobiło się jej zimno. Szczękając
z
ębami, owinięta niewielkim ręcznikiem, szukała w sypialni swojego
p
łaszcza kąpielowego. Wygląda na to, że wzięła go Anna. Nie miały
zwyczaju wchodzi
ć do nie swojego pokoju. Te dwie kobiety o tak różnych
temperamentach, mieszkaj
ące pod jednym dachem, przyjęły to za żelazną
zasad
ę. Ale Erin trzęsła się z zimna. Tylko tam zajrzy...
Nie spodziewa
ła się takiego widoku. W pierwszej chwili, przerażona,
zas
łoniła twarz dłońmi.
– Anno! – Podbieg
ła do łóżka. – Nie!
Anna nie reagowa
ła. Siedziała oparta na kilku poduszkach, z głową
odrzucon
ą do tyłu. Była blada i miała sine wargi. Obok bezwładnej dłoni
le
żało opakowanie ventolinu. Erin wsłuchiwała się w jej długi, świszczący
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
oddech. Si
ęgnęła po ventolin. Lek należy podawać, nawet jeśli chory ledwie
oddycha! Inhalator okaza
ł się pusty.
– Biedna Anna. To tak to si
ę stało...
Trzeba jak najpr
ędzej wezwać pomoc, ponieważ to jest stan krytyczny.
Lecz telefon jest na dole, a ona nie mo
że zostawić jej samej.
– My
śl! Opanuj się. Co zrobiłyby dziewczyny z nagłych wypadków?
Nebulizator! Po raz pierwszy doceni
ła zamiłowanie do porządku swojej
siostry. Otworzy
ła górną szufladę i znalazła urządzenie na właściwym
miejscu. W
łożyła wtyczkę do gniazdka. Sięgnęła po ampułki z lekiem, który
Anna stosowa
ła, czując się wyjątkowo źle. Drżącymi palcami przelała lek
do pojemnika i po
łączyła go z maską. Nacisnęła włącznik. Gdy z maski
wydoby
ł się biały obłok pary, zasłoniła nią twarz siostry.
Zbieg
ła na dół. Przypomniała sobie, jak Vicki narzekała na połączenia
komórkowe, wi
ęc sięgnęła do telefonu stacjonarnego. Gdy spokojny głos
zapyta
ł ją, którą ze służb wzywa, rzuciła tylko:
– Karetka! – Nast
ępnie podała adres, powiedziała, co się stało i co
zrobi
ła, by ratować chorą.
– Prosz
ę podawać jej ventolin, dopóki nie przyjedzie lekarz.
– Musz
ę wracać do niej, na piętro. Jest sama, mogła przestać
oddycha
ć.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Umie pani wykona
ć sztuczne oddychanie?
Zamkn
ęła oczy. Na samą myśl o tym zrobiło się jej niedobrze, ale była
wdzi
ęczna, że udało się jej namówić swoich szefów, by wysłali ją na
odpowiednie szkolenie.
– Tak. Musz
ę już iść.
– Najpierw niech pani otworzy drzwi wej
ściowe. I proszę nie odkładać
s
łuchawki. Karetka już jedzie.
Wbieg
ła na piętro. Anna ledwie oddychała. Erin nie pozostało nic
innego, jak tylko dodawa
ć kolejne ampułki leku, czekać i modlić się.
– Kocham ci
ę, Anno – szepnęła, ujmując lodowatą dłoń siostry. – Nie
odchod
ź. Jesteś mi potrzebna.
Us
łyszała dźwięk syreny. Pocałowała Annę w policzek.
– Trzymaj si
ę.
Przera
żona i roztrzęsiona patrzyła na zespół ludzi, którzy ratowali
jedyn
ą osobę, jaka jej została na tym świecie. Robili to sprawnie i fachowo.
Ale czy zdaj
ą sobie sprawę, ile ta dziewczyna dla niej znaczy?
– Jad
ę z nią – oznajmiła, gdy układali bezwładne ciało na noszach,
w
śród plątaniny przewodów, rurek i monitorów.
– Trzeba j
ą natychmiast przewieźć do szpitala. Z tyłu karetki nie będzie
miejsca, bo przez ca
ły czas muszę być przy niej – rzekła stanowczo
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
lekarka.
Wygl
ądała sympatycznie, przypominała Fay.
– Chc
ę być przy niej – prosiła Erin.
Kobieta pokr
ęciła głową.
– Musi pani jecha
ć osobno. Lepiej niech pani poprosi sąsiada albo
wezwie taksówk
ę. Niepotrzebny nam wypadek. I niech się pani ubierze.
Patrzy
ła przez łzy, jak Annę wynoszono z sypialni. Dopiero wtedy
u
świadomiła sobie, że jest nie ubrana.
Naci
ągnęła byle jakie szorty i pierwszy z brzegu podkoszulek.
Zrezygnowa
ła z szukania sandałków, ale musiała znaleźć klucze, żeby
wydosta
ć się za bramę. Miotała się chaotycznie po całym domu, by w
ko
ńcu znaleźć je pod kremowym kostiumem, na podłodze w łazience.
Wskoczy
ła do samochodu. Przez cały czas pamiętała o wypadku
Jeremy'ego, tragicznej
śmierci rodziców I ostrzeżeniu lekarki. Gdyby jednak
po drodze by
ły policyjne kamery, na pewno byłaby biedniejsza o kilkaset
dolarów.
Gdy min
ęła rejestrację i dopadła drzwi na oddział, natknęła się na Jenny
Barton.
– Tutaj nie wolno wchodzi
ć. – Pielęgniarka ruszyła z miejsca. – Och, to
ty. – Zatrzyma
ła się, rozpoznając Erin. – Jesteś tą dziennikarką, która nas
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
filmowa
ła?
– Przed chwil
ą przywieziono tu moją siostrę – powiedziała Erin, z
trudem
łapiąc oddech.
– Jak si
ę nazywa?
– Anna. Anna Casey.
Jenny
ściągnęła brwi.
– Nie przypominam sobie. By
łaś w poczekalni?
– Ma atak astmy. Nie mo
że mówić, jest nieprzytomna! – wykrzyczała.
Dopiero teraz dotar
ło do Jenny, o kogo chodzi.
– To twoja siostra? Jest na reanimacji.
Erin ruszy
ła w stronę sali, ale Jenny była szybsza.
– Nie mo
żesz tam wejść. Nie teraz. – Odciągnęła ją od drzwi. – Dobrze
wiesz,
że tam nie wolno wchodzić. Zaczekaj tutaj. Poproszę, żeby ktoś tu
do ciebie przyszed
ł.
Wiedzia
ła, że Jenny ma rację. Lecz tego było dla niej za wiele:
piel
ęgniarka położyła dłoń na klamce drzwi prowadzących do pokoju dla
rodzin! Ogarn
ął ją taki strach, że z histerycznym krzykiem rzuciła się do
ucieczki.
– Nie wejd
ę tam! Nie wejdę! – Odepchnęła Jenny. W tym pokoju czeka
si
ę na tragiczne wiadomości. Tutaj się dowiaduje, że ktoś z najbliższych już
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
nigdy nie wróci do domu. – Tutaj uzyskuje si
ę informacje, że nasi bliscy
umarli –
łkała. Nagle poczuła, że ktoś chwycił ją za ramiona. Usłyszała
znajomy g
łos.
– Uspokój si
ę, Erin. Uspokój.
Szlocha
ła teraz z twarzą wtuloną w pierś Samuela, który łagodnie gładził
jej rozedrgane ramiona i pó
łgłosem mówił słowa pociechy.
Mimo
że myślała tylko o Annie, wiedziała, że nareszcie znalazła się tam,
gdzie powinna, w obj
ęciach Sama, gdzie nic złego nie może jej spotkać.
Przez chwil
ę delektowała się jego upajającym zapachem. Gdy tym razem
delikatnie j
ą od siebie odsunął, nie miała mu tego za złe.
– Musz
ę iść do niej – oznajmił. – Wrócę tu, jak tylko będzie to możliwe.
– Ostrym tonem zwróci
ł się teraz do Jenny: – Zastąp Vicki w gipsowni, a
ona niech zaprowadzi Erin do pokoju dla personelu i niech z ni
ą tam
zostanie.
Jenny kiwn
ęła głową, ale nie ruszyła się z miejsca. Erin, ciągle opierając
g
łowę na jego piersi, poczuła, jak wzbiera w nim gniew z powodu
opiesza
łości młodej pielęgniarki.
– W tej chwili! – rykn
ął.
– Id
ź już – szepnęła. Mimo że nigdy nie potrzebowała nikogo tak bardzo
jak teraz Samuela, wiedzia
ła, że Anna potrzebuje go jeszcze bardziej.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Czerwony sekundnik
ściennego zegara co minutę, mijając dwunastkę,
wydawa
ł specyficzny odgłos. Jakie to dziwne, pomyślała, że nie
zauwa
żamy tylu rzeczy. Tydzień temu kazała kamerzyście pilnie filmować
ten sam zegar, potem przez siedem kolejnych dni, montuj
ąc materiał,
wpatrywa
ła się weń, aby dopasować czas do toczącej się akcji, lecz
dopiero teraz dotar
ło do niej, jak hałaśliwe jest to urządzenie. Może
powinna poleci
ć Markowi, by nagrał to tykanie? Czy pani Reed również
zwróci
ła uwagę, jak bezlitośnie powoli płynie czas? Czy to samo myślał syn
pani White, czekaj
ąc, aż znajdzie się dla niej szpitalne łóżko? A rodzice
Jeremy'ego, którzy teraz siedz
ą przy nim i czekają, aż odzyska
przytomno
ść?
Vicki, oczywi
ście, stanęła na wysokości zadania. Obeznana ze
smutkiem oraz zachowaniem przera
żonych rodzin, była bardzo pomocna,
gdy Erin musia
ła odszukać Jordana. Okazało się, że firma wysłała go na
konferencj
ę do Sydney. Z niemałym trudem opowiedziała mu, co się stało,
tym bardziej
że w jego głosie wyraźnie słyszała oskarżycielską nutę.
By
ła wdzięczna Samuelowi za to, że oddał ją pod opiekę Vicki, a
zarazem szcz
ęśliwa, że w tym szalonym i wspaniałym miejscu personel
traktowa
ł ją jak swoją.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Ilekro
ć ktoś otwierał drzwi, Erin drgała nerwowo, spodziewając się złych
wiadomo
ści na temat Anny. Zawsze jednak okazywało się, że to ktoś z
personelu, kto wpad
ł wypić kawę, wypalić papierosa lub poszperać w
swojej szafce. Gdy zacz
ęła schodzić się nocna zmiana, radosny, powitalny
u
śmiech zastygał na twarzach tych ludzi na wieść o przyczynie, jaka ją do
nich sprowadzi
ła. W końcu do pokoju wszedł Samuel i zapadła cisza.
Stan
ął przed nią, a ona bała się spojrzeć mu w oczy. Gdy wreszcie
odwa
żyła się podnieść na niego wzrok, w jego oczach dostrzegła błysk
nadziei, mimo
że jego twarz była poważna. Anna żyje.
– Co z ni
ą? – zapytała, ale nie uzyskała odpowiedzi. Samuel objął ją
tylko i na oczach ca
łego oddziału poprowadził do swojego pokoju. Gdy już
si
ę tam znaleźli, wziął ją w ramiona, jakby chciał ją osłonić przed słowami,
które za chwil
ę miała usłyszeć.
– Jej stan jest bardzo powa
żny. Kiedy ją przywieziono, ledwie
oddycha
ła. Bardzo trudno było ją intubować. Miała zapadnięte jedno płuco.
– Czy przyczyn
ą tego jest astma?
– Nie. Mog
ło to być skutkiem ataku. Musieliśmy ratować płuco. Dostała
te
ż hydrokortyzon, który działa powoli, oraz kroplówkę z kilkoma bardzo
silnymi lekami. Czekamy, a
ż przygotują dla niej łóżko na intensywnej
terapii. Mo
że to trochę potrwać.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Czy ona umrze? – Zada
ła to straszne pytanie, wiedząc, że przy nim
potrafi znie
ść wszystko. Poczuła nieodpartą chęć, by go dotknąć, i
delikatnie pog
ładziła go po nieogolonym policzku, a on na chwilę
przytrzyma
ł jej dłoń, przymknął oczy i westchnął, jakby na to właśnie
czeka
ł.
Wiedzia
ła już, że pomimo muru, który pomiędzy nimi wzniósł, pomimo
okrutnego zako
ńczenia ich miłosnego zbliżenia i setek pytań, na które nie
zna
ła odpowiedzi, Samuel potrzebuje jej tak jak ona jego.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Rozdzia
ł 10
Przez nast
ępnych kilka dni miała okazję bardzo dobrze poznać
poczekalni
ę na oddziale intensywnej opieki: kran z ciepłą wodą, która
kapa
ła, jeśli w odpowiedni sposób nie zakręciło się czerwonego kurka,
kanap
ę, która wyglądała na wygodną, lecz była za niska i nie dało się na
niej spa
ć, ponieważ człowiek budził się cały obolały. Znacznie wygodniejszy
okaza
ł się skromnie wyglądający wyplatany fotel. Erin przeczytała
wszystkie ulotki na temat ró
żnych rodzajów pomocy świadczonej bliskim
pacjentów tego oddzia
łu i wszystkie stare ilustrowane magazyny. Poznała
tak
że bliżej matkę Jeremy'ego, zwłaszcza pewnej dramatycznej nocy, kiedy
Jeremy o ma
ły włos nie przegrał ze śmiercią.
Te dni sp
ędzone w szpitalu, gdy Anna walczyła o życie, pokazały jej
równie
ż, jak mało wie o Samuelu Donovanie.
– Jej stan si
ę poprawia. To dobrze.
Samuel w
łaśnie wszedł do maleńkiego pokoiku. Położyła palec na
wargach i gestem wskaza
ła na śpiącą matkę Jeremy'ego.
– Mówisz „stan krytyczny, ale stabilny", „trzyma si
ę". To mi nic nie mówi.
– Rozmawiali pó
łgłosem, by nie przeszkadzać starszej pani. – Dopóki się
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
nie obudzi i nie b
ędę mogła z nią rozmawiać, nie uwierzę, że wyzdrowieje.
Jej piel
ęgniarka powiedziała mi, że dzisiaj zamierzacie usunąć jej rurkę
tracheotomijn
ą. Mam nadzieję, że nie będzie z tym problemów.
Samuel bez s
łowa usiadł obok niej.
– Przepraszam,
że nie przyszedłem wcześniej. Miałem własne kłopoty.
Pokiwa
ła głową. Była druga w nocy, a ona nie miała już siły bawić się w
uprzejm
ą konwersację.
– Jordan przyjecha
ł? – zapytał Samuel.
– Jest u Anny. Twierdzi,
że to przeze mnie – mówiła, zwiesiwszy głowę.
Spodziewa
ła się, że Samuel zaprzeczy, że powie: „Tak ci się wydaje", ale
on nie powiedzia
ł nic takiego.
– Dlaczego?
Zaskoczy
ło ją to pytanie.
– Bo si
ę pokłóciłyśmy. Kłóciłyśmy się przez cały tydzień. – Zawahała
si
ę. Nie może mu wyjawić przyczyny. – Jordan uważa, że gdybym nie
wp
ędziła jej w stres, gdybym...
Ciep
ła dłoń przykryła jej rękę.
– Równie dobrze móg
łby mieć pretensję do mnie. Albo nawet do
Jeremy'ego.
– Do Jeremy'ego? – Podnios
ła na niego zdumione spojrzenie. – Co on
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
ma z tym wspólnego?
Mocniej u
ścisnął jej palce.
– Tyle samo co ty. Gdyby Jeremy nie jecha
ł za szybko, nie rozbiłby się o
szpitaln
ą bramę, a ja przygnębiony jego tragicznym stanem nie
przyjecha
łbym do ciebie do domu i nie kochalibyśmy się... może wtedy nie
pok
łóciłabyś się z Anną i może nic takiego by się nie wydarzyło.
U
śmiechnęła się mimo woli.
– Mo
że masz rację – rzekła powoli.
– Podejrzewam,
że Jordan ma potworne wyrzuty sumienia. Był w
Sydney, gdy to si
ę stało. Wiedział, że od jakiegoś czasu Anna źle się czuje.
Mo
że to on powinien coś zrobić, na przykład namówić ją, żeby poszła do
lekarza?
– Nie móg
ł tego przewidzieć. To nie jego wina.
– No w
łaśnie. Nikt tu nie zawinił. Taka jest prawda, Erin. Przyjemnie
by
łoby móc myśleć, że panujemy nad swoim losem oraz losem innych, ale
czasami nie mamy na to wp
ływu. Los czy przypadek, nieważne jak to
nazwiesz, zawsze wygrywa. Ka
żdy, kto przekracza próg urazówki, chciałby
cofn
ąć taśmę, na której zarejestrowano minione dni lub godziny. Żeby
zrobi
ć coś, cokolwiek, co zmieniłoby bieg rzeczy. Każdy ma swoją historię.
– Wiem, o czym mówisz. – Dozna
ła olśnienia. – Wcześniej, zanim to się
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
sta
ło... kiedy filmowaliśmy... – Patrzył, jak zaróżowiły się jej policzki, jak
wraca jej energia. – To samo sobie wtedy pomy
ślałam. Że to jest jak w
kalejdoskopie... – Pos
łała mu nieśmiały uśmiech. – Wiem, że uznasz, że
zwariowa
łam, ale chcę zostać pielęgniarką.
– B
ędziesz wspaniała w tej roli. Kiedy o tym pomyślałaś? – dopytywał
si
ę poważnie.
– Nie bardzo wiem, ale pobyt w szpitalu odegra
ł istotną rolę. Mojej
obecnej pracy brakuje dramaturgii, której tak bardzo potrzebuj
ę, mimo że
brzmi to cynicznie. Nie chodzi o to,
że lubię patrzeć na cierpienie.
Fascynuje mnie to, co tu si
ę robi. Wasza praca ma sens, coś zmienia.
– To nie
łatwe zadanie. Będziesz musiała zrezygnować z wielu rzeczy,
cofn
ąć się na pozycję uczennicy. Czy sądzisz, że to potrafisz?
– Nie wiem – przyzna
ła. – Chciałabym wierzyć, że dobra materialne
niewiele dla mnie znacz
ą, ale, jak mi to sam wytknąłeś, pieniądze nie są
wa
żne, kiedy się je ma. Jeśli spłacę Annie jej połowę domu, będę biedna
jak ka
żdy student. Nie brzmi to zachęcająco, kiedy ma się prawie
trzydzie
ści lat.
– Wobec tego sprzedaj go. My
ślę, że rodzice nie mieliby nic przeciwko
temu,
żebyś realizowała swoje marzenia. Jeśli go sprzedasz, będziesz
mog
ła podjąć studia. Stać cię będzie także na własny dom, chociaż nieco
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
mniejszy ni
ż ten, w którym teraz mieszkasz. Mogłabyś to potraktować jako
prezent od nich. Nawet po
śmierci się tobą opiekują. Wszyscy rodzice
chcieliby móc pomaga
ć swoim dzieciom w realizacji ich marzeń. Anna i
Jordan b
ędą mieli swój domek ogrodzony płotkiem z białych sztachetek, a
ty pójdziesz za g
łosem serca. Uważam, że byłabyś wspaniałą pielęgniarką.
Upi
ła trochę kawy.
– Zimna. – Skrzywi
ła się. Z dużym wysiłkiem podjęła przerwany wątek. –
To nie dlatego
że chcę cię prześladować czy nękać. Nie chcę, żebyś
my
ślał, że rozważam możliwość zmiany zawodu, żeby być bliżej ciebie.
– Nie cierpi
ę na aż taki przerost ego. Po co mi to wszystko mówisz?
By
ł szczerze zdziwiony. Podniosła wzrok i po raz pierwszy przyjrzała mu
si
ę dokładnie. Miał na sobie dżinsy i zwyczajny T-shirt, ale mimo tego
swobodnego ubioru wcale nie wygl
ądał na odprężonego. Zauważyła też
podkr
ążone oczy i nieuczesane włosy.
– Poniewa
ż okazało się, że ta jedna wspólna noc znaczy dla mnie
wszystko, a dla ciebie nic. Wi
ęc mogłabym chcieć to przedłużyć.
Do tej pory mocno trzyma
ł ją za rękę, ale teraz cofnął dłoń.
– Przesta
ń.
– Dlaczego? Przykro mi,
że jestem taka staroświecka i nie potrafię
uzna
ć, że nic się nie stało. Sprawiłeś mi przykrość i upokorzyłeś mnie...
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Zerwa
ł się na równe nogi i podszedł do okna.
– Nie mia
łem takiego zamiaru. I nie mów, że cię upokorzyłem. Oboje
wiemy,
że tak nie było. – Wzburzony, odwrócił się w jej stronę. – Jesteś
najpi
ękniejszą, najcieplejszą, najbardziej kochającą kobietą, jaką do tej pory
spotka
łem. Nigdy nie przestanę cię pragnąć. Uwierz mi, proszę. Nie czuj się
upokorzona tym, co zrobili
śmy. – Ponownie odwrócił się do niej plecami.
Widzia
ła, z jakim trudem dobiera słowa. – Robię to dla twojego dobra. Nie
oczekuj
ę, że to zrozumiesz, ale proszę cię, żebyś mi uwierzyła. Nie jestem
dla ciebie.
– Jak mo
żesz tak mówić? Skąd wiesz, kto jest dla mnie?
– Musisz i
ść dalej, to już się nie powtórzy. Nie możemy być razem.
Prosz
ę, nie zawracaj sobie tym głowy.
Jak zareagowa
ć? Nie zostawił jej ani kawałka pola do manewru.
Siedzia
ła, wpatrując się w zimną kawę i słuchając irytującego tykania
zegara.
– Dzisiaj b
ędzie emitowany nasz reportaż – odezwała się po dłuższej
chwili. – Przyjd
ą wszystkie dziewczyny z nagłych wypadków. Z
szampanem. Obieca
łam, że zejdę obejrzeć go razem z nimi, jeśli stan Anny
b
ędzie stabilny. Przyjdziesz? – Mówiła beznamiętnym tonem, mimo że w
ka
żdym słowie wyczuwało się chęć powiedzenia czegoś innego.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Poka
żesz puste szpitalne łóżka?
Milcza
ła.
– Nie mia
łbym ci tego za złe.
– Sk
ąd o tym wiesz?
– O niewielu rzeczach nie wiem.
Wsta
ła i wylała resztę kawy do zlewu.
– Nie poka
żę. Udało mi się Markowi to wyperswadować. Czy wobec
tego przyjdziesz?
Wpatrywa
ł się w nią. Miała ochotę rzucić mu się w ramiona, lecz zamiast
tego spokojnie wytrzyma
ła jego wzrok.
– Pójd
ę już – powiedział w końcu. – Jest mi bardzo przykro, że cierpisz.
Naprawd
ę.
Promienie s
łońca sączyły się przez cienkie zasłony, gdy poranne
porz
ądki w poczekalni obudziły Erin i panią Foster. Siostra dyżurna powitała
je radosnym u
śmiechem.
– Mam dobre wiadomo
ści.
Obydwie spojrza
ły na nią z nadzieją w oczach. Mimo że każda
spodziewa
ła się, że pozytywne wieści dotyczyć będą właśnie jej bliskiej
osoby, trzyma
ły się za ręce, gotowe cieszyć się radością tej drugiej.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Dla obu – wyja
śniła pielęgniarka. – Stan pani syna się ustabilizował.
Anestezjolog usunie dzisiaj rurk
ę tracheotomijną. To już wprawdzie trzecia
próba, ale dzisiaj doktor Foster wygl
ąda znacznie lepiej. – Zwróciła się
teraz do Erin. – Annie usuni
ęto już rurkę. – Gestem uciszyła Erin. – Jest
nadal bardzo senna i przez ca
ły czas musimy ją pilnować. Jordan jest teraz
u niej. Za chwil
ę ją umyjemy i wtedy będziesz mogła się z nią zobaczyć.
Jak tylko to b
ędzie możliwe, przyjdę po panią, pani Foster.
– A nie mówi
łam, że wszystko lepiej wygląda o poranku – szepnęła
przez
łzy matka Jeremy'ego.
– To prawda. Prosz
ę mu ode mnie przekazać, że zostanie gwiazdą
telewizyjn
ą.
Starsza pani otar
ła łzy koronkową chusteczką.
– Zadzwoni
ę do znajomych i poproszę, żeby nagrali ten reportaż. Nie
wybaczy
łby mi, gdybym to przeoczyła.
– Jestem pewna,
że uda mi się załatwić dla niego gratisową kasetę.
– Jak tylko mu si
ę polepszy, spróbuję przemówić mu do rozumu.
Ch
łopak jest po trzydziestce, więc powinien się ustatkować, znaleźć sobie
jak
ąś sympatyczną dziewczynę i dać mi wnuki, żebym mogła nimi się
opiekowa
ć, zamiast nim.
– Dobrze mu zrobi takie kazanie. A je
śli nie zechce pani słuchać, to ja
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
si
ę z nim rozprawię. Przez niego mam pierwsze siwe włosy. Nie żartuję.
Pomimo radosnego nastroju obydwie zdawa
ły sobie sprawę, że los się
do nich u
śmiechnął: ich bliscy opuszczą intensywną terapię. Dla innych
wszystko ko
ńczyło się w tym nijakim pokoju.
Anna by
ła bardzo słaba, mimo że jej stan szybko się poprawiał. Erin nie
potrafi
ła ukryć zdziwienia na wieść, że po południu ma być przewieziona na
oddzia
ł ogólny.
– Tak szybko? Chyba nadal potrzebuje nebulizatora. Poza tym wygl
ąda
bardzo mizernie.
– Te
ż wolelibyśmy zrobić to trochę później – tłumaczyła się pielęgniarka
– ale potrzebujemy tego
łóżka dla pacjenta, który wymaga wentylacji. Anna
dostanie specjalne miejsce, które stale jest obserwowane.
Erin nie mia
ła nic do powiedzenia. Annę przewieziono do
sze
ścioosobowej sali. Była tam najmłodszą pacjentką. Gdy się tam
znalaz
ła, cztery kobiety leżały spokojnie. Piąta, pomimo dziwnych drgawek i
nieskoordynowanych ruchów, uwa
żnie obserwowała nowo przybyłych. Gdy
Erin u
śmiechnęła się do niej, kobieta nie przestała trzepotać rękami.
Wykrzywi
ła wargi w grymasie, jakby chciała coś powiedzieć.
Piel
ęgniarki zaciągnęły zasłony wokół Anny. Jordan wyszedł z sali, by
gdzie
ś zatelefonować, więc Erin stała z boku, nieco skrępowana i
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
zaskoczona ilo
ścią aparatury, jaką zgromadzono wokół Anny w ciągu tych
paru dni.
Nagle przera
żający wrzask przeszył powietrze.
– Zaraz do ciebie przyjd
ę, Patty! – zawołała przez zasłonkę jedna z
piel
ęgniarek.
Kobieta uporczywie wpatrywa
ła się w Erin, więc ta nieśmiało podeszła
do jej
łóżka.
– Witaj, Patty. Mam na imi
ę Erin. Pielęgniarki układają na łóżku moją
siostr
ę. – Nie wiadomo, ile z tego Patty zrozumiała, lecz wyraźnie się
uspokoi
ła i przestała krzyczeć. Nie ustały tylko te dziwne, uporczywe
drgawki.
Z pomoc
ą Jordana Erin doszła, co się stało. Samuel miał rację: Anna już
jaki
ś czas temu powinna była udać się do lekarza. Jordan namówił ją na
wizyt
ę tamtego dnia rano. Gdy już wyjechał na lotnisko, dowiedziała się, że
mo
że zapisać się dopiero na popołudnie, więc postanowiła pójść do pracy,
gdzie poczu
ła się bardzo źle. Wzięła taksówkę i wróciła do domu. Reszta
pozostawa
ła w sferze domysłów. Czy przyjechała do domu po nowy
inhalator? Dlaczego od razu nie u
żyła nebulizatora? Dlaczego nie uparła
si
ę na wcześniejszą godzinę u lekarza, albo dlaczego nie zadzwoniła po
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
karetk
ę?
Przychodzi
ło im do głowy mnóstwo pytań, ale Anna jeszcze nie była w
stanie zaspokoi
ć ich ciekawości. Nikt już nie pamiętał o kłótni między
siostrami. Nawet Jordan zdoby
ł się na powściągliwe przeprosiny.
– Nies
łusznie cię obwiniałem – powiedział, gdy siedzieli przy łóżku
Anny, która spa
ła. Ciągle była podłączona do niezliczonych rurek i
kroplówek, a jej twarz zas
łaniała maska tlenowa. Wyglądała jednak
zdecydowanie lepiej ni
ż na oddziale intensywnej opieki. – Do wszystkich
mia
łem pretensję oprócz siebie – wyznał. – Powinienem był sam zawieźć ją
do lekarza. Kolejny raz Sam si
ę nie mylił.
– Nikt tutaj nie zawini
ł. Cieszmy się, że to już za nami.
– Pora na fizjoterapi
ę – oznajmiła Heather, która nagle zjawiła się przy
łóżku.
– Szkoda j
ą budzić. Musi być strasznie zmęczona. – Erin popatrzyła na
siostr
ę.
– Przyda si
ę jej. To nie potrwa długo – zapewniła ją Heather.
– Pójd
ę na kawę. Idziesz ze mną? – zagadnął Jordan.
– Nigdy w
życiu nie wypiłam tyle kawy. Poczekam w pokoju dziennym.
Zanim wysz
ła z sali, zatrzymała ją Jane, pielęgniarka, która właśnie
karmi
ła Patty.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Dzwoni
ła Fay z nagłych wypadków. Kazała ci przekazać, żebyś się nie
ba
ła i zeszła do nich wieczorem. – Wszyscy już wiedzieli o programie i
wsz
ędzie zadawano jej pytania.
– To zale
ży od tego, jaka poczuję się odważna. – Erin roześmiała się. –
Dziewczynom z urazówki lepiej si
ę nie narażać. Może lepiej będzie, jak
obejrz
ę ten reportaż w domowym zaciszu.
Rozleg
ł się dzwonek, którym jakiś pacjent wzywał dyżurną pielęgniarkę.
Jane szuka
ła wzrokiem koleżanek.
– My
ślę, że mogę...
Drugi dzwonek. Piel
ęgniarka uśmiechnęła się przepraszająco do Patty.
– Cz
ęść dziewczyn poszła na lunch, a inne są zajęte. Przepraszam cię,
Patty, ale musz
ę tam pobiec.
Z piersi pacjentki wydoby
ł się żałosny krzyk.
– Pokarmi
ę ją, dopóki nie wrócisz – zaproponowała Erin.
– Jeste
ś pewna? Patty ma trudności z przełykaniem. Karm ją bardzo
powoli. Zaraz wracam.
Erin si
ęgnęła po miseczkę.
– Miej do mnie cierpliwo
ść, Patty. Dopiero się uczę.
Posi
łek trwał długo. Przy okazji połowa została rozchlapana. Ale gdy
miseczka by
ła już pusta, Erin i Patty zdążyły się zaprzyjaźnić. Erin
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
zauwa
żyła, że starsza pani robi się spokojniejsza, gdy się do niej mówi,
wobec tego papla
ła cały czas o wszystkich i o wszystkim, nawet o
ziemniaczanym puree.
– Co ty tu robisz? – Omal nie upu
ściła miseczki na dźwięk
zagniewanego g
łosu Samuela.
– Jane zosta
ła wezwana przez pacjenta, a Patty była głodna. Najpierw
zapyta
łam Jane. Miałam pozwolić, żeby starsza pani siedziała głodna? –
Patrzy
ła na niego wojowniczo. – Poza tym nie jesteśmy na twoim
ukochanym oddziale, wi
ęc nie masz prawa mnie stąd wyrzucić – dodała.
Mia
ł to być żart. Nigdy w życiu nie spodziewała się tego, co nastąpiło
dalej.
– Nie jeste
śmy wprawdzie na moim oddziale, za to tak się składa, że
karmisz moj
ą matkę. Mam zatem prawo zapytać, co tu robisz. – Podszedł
do
łóżka, pocałował Patty w policzek i przysunął sobie krzesło.
– Patty jest twoj
ą matką... – Oniemiała. – Przepraszam, nie wiedziałam
– wyj
ąkała.
Nie zwraca
ł na nią uwagi. Otworzył szafkę, wyjął stamtąd gazetę,
pogrzeba
ł w kieszeniach i położył na półeczce dolara.
– Dziewczyny kupuj
ą mi gazetę – wyjaśnił. – Przepraszam, że
podnios
łem na ciebie głos. To ładnie, że ją nakarmiłaś. Ona lubi jeść. Ach,
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
mama ma na imi
ę Patricia, nie Patty. Już im to sto razy powtarzałem. Nie
lubi tego zdrobnienia. – Energicznym ruchem otworzy
ł gazetę na
kolumnach sportowych, ale na jego twarzy malowa
ł się smutek. –
Przynajmniej kiedy
ś go nie lubiła.
Czas wlók
ł się niemiłosiernie. Obecność Samuela w tym samym
pomieszczeniu trzyma
ła Erin w ciągłym napięciu. Już dawno przeczytała
wszystkie pisma, jakie da
ły jej pielęgniarki, Anna spała spokojnie tuż obok,
a Samuel w ogóle nie zwraca
ł na nią uwagi. Przeczytał gazetę od deski do
deski, czasami tylko przerywaj
ąc, aby zacytować matce jakieś zabawne
sformu
łowanie lub opowiedzieć jej o ciekawym wydarzeniu. Patricia
wyra
źnie się uspokoiła w obecności syna, a pod wieczór nawet zapadła w
drzemk
ę. Zerkając sponad swojej lektury, Erin zauważyła, że we śnie
wszelkie mimowolne ruchy chorej zupe
łnie zanikły. Wyglądała teraz po
prostu jak kobieta w podesz
łym wieku, która ucięła sobie drzemkę.
Samuel zauwa
żył, że Erin ją obserwuje.
– Mama
śpi. Przejdę się. Idziesz ze mną?
Zgodzi
ła się, lecz uznała za stosowne poinformować o tym Jordana.
Przysz
ły szwagier mrugnął do niej porozumiewawczo i uśmiechnął się.
– Nie musisz si
ę spieszyć. Nigdzie nie wychodzimy.
– Wobec tego mogliby
śmy coś zjeść – skonstatował Sam ku jej radości.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Co
ś panu przynieść?
Żywiąc się przez kilka dni kanapkami z folii, nawet osobnik o najbardziej
wyszukanych manierach zmienia swoje upodobania.
– Normalnie bym podzi
ękował. Ale prawdę mówiąc, konam z głodu.
Prosz
ę coś dla mnie wybrać. Zjem nawet tofu.
– Zobaczymy, co da si
ę zrobić. – Samuel się roześmiał. Po chwili szli
ulic
ą w blasku zachodzącego słońca.
– Jordan wyda
ł mi się całkiem sympatyczny – zauważył.
– Jest bez zarzutu. Zdaje si
ę, że go nie doceniałam. Nie jest taki zły. –
Wyj
ęła z torby okulary słoneczne.
– Blisko
ść śmierci potrafi poruszyć nawet nijaką osobowość.
Szli w milczeniu. Od czasu do czasu Sam ujmowa
ł jej łokieć, aby
poprowadzi
ć ją w kolejną boczną uliczkę. Było jej obojętne, dokąd idą.
Wystarcza
ła jej jego obecność.
– Jeste
śmy na miejscu.
Skr
ęcili w Beach Road. Przy stolikach przed pubami i kafejkami
siedzia
ło mnóstwo gości. Samuel wszedł do jednego z eleganckich barów i
bez namys
łu ruszył na piętro.
– Dobry wieczór, doktorze – powita
ła go kelnerka, uważnie lustrując
Erin. – Tam gdzie zawsze?
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Poprowadzi
ła ich do stolika na tarasie i podała menu.
– Co
ś do picia?
– Dla mnie piwo. O, przepraszam, czego ty si
ę napijesz?
– Poprosz
ę dżin z tonikiem. – Erin uważnie czytała kartę dań. Gdy rano
modli
ły się wraz z panią Foster za swoich bliskich, nie myślała, że ten dzień
b
ędzie miał takie piękne zakończenie.
Samuel zamówi
ł talerz owoców morza, a Erin kluseczki z sosem z dyni,
specjalno
ść kuchni włoskiej.
– Musimy te
ż nakarmić przyjaciela, który został w szpitalu – zwrócił się
Samuel do kelnerki. – Dla niego, na wynos, poprosz
ę pikantnego kurczaka
z ry
żem.
Przed nimi po
łyskiwała zatoka, po której sunęły jachty powracające do
przystani. Woda wydawa
ła się tak blisko, że Erin miała ochotę dotknąć jej
przez balustrad
ę. Wymarzone miejsce na romantyczną kolację z idealnym
m
ężczyzną, pomyślała. Z jego spojrzenia jednak wyczytała, że nie w głowie
mu takie pomys
ły.
– Chyba jeste
ś tu stałym gościem, skoro masz własny stolik.
Wypi
ł łyk piwa.
– Lubi
ę tu przychodzić, kiedy mam dyżur przez cały weekend, ale wtedy
zamawiam sok pomara
ńczowy. Tu się dobrze odpoczywa.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– To znaczy,
że dzisiaj nie jesteś na dyżurze. – Wskazała na szklankę z
piwem.
– Wzi
ąłem kilka tygodni wolnego.
– Urlop. Nale
ży ci się, zwłaszcza teraz, kiedy mama zachorowała.
– To jest urlop na opiek
ę nad umierającym, Erin. – Dostrzegł
przera
żenie w jej oczach. – Mama jest w szpitalu od kilku dni, ponieważ
umiera.
Chcia
ła coś powiedzieć, ale dzięki Bogu, zjawiła się kelnerka z
pieczywem z zio
łami i ogromną salaterką sałaty.
Gdy dziewczyna odesz
ła, Erin, posłuszna swojemu niezawodnemu
instynktowi, przykry
ła dłonią jego rękę.
– Tak mi przykro. – Zabra
ła dłoń, ponieważ kelnerka już niosła
zamówione przez nich potrawy.
Jedli w milczeniu. Po sko
ńczonym posiłku pierwszy odezwał się Samuel.
– Mama jest chora na pl
ąsawicę. Słyszałaś o czymś takim?
– Nie.
– Chcia
łem ci o tym powiedzieć, naprawdę, ale nie mogłem się na to
zdoby
ć. Nigdy nie wiadomo, kiedy jest odpowiedni moment na taką
informacj
ę. – Westchnął, a ona zorientowała się, że to dopiero początek
z
łych wieści. – Pląsawica jest chorobą przewlekłą. Każdy przypadek jest
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
inny, ale objawy zazwyczaj pojawiaj
ą się u osób w średnim wieku. – Na
pocz
ątku mówił rzeczowym, beznamiętnym tonem, jak przystało na lekarza,
lecz w miar
ę tego monologu jego twarz stawała się coraz bardziej posępna.
– Nieuniknion
ą konsekwencją jest śmierć, a okres, który ją poprzedza, to
istne piek
ło. Patrzę, jak moja matka z pełnej werwy kobiety zamienia się w
warzywo. Patrzy
łem, jak ojciec, wyczerpany doglądaniem jej, umierał, bo
mu dos
łownie pękło serce. A najzabawniejsze jest to, że będąc lekarzem,
od samego pocz
ątku wiem, co mnie czeka.
Nie zrozumia
ła, co miał na myśli.
– Pl
ąsawica jest dziedziczna – oznajmił.
Serce si
ę jej ścisnęło na myśl, że ta straszliwa choroba mogłaby
stopniowo niszczy
ć tak inteligentny, wspaniały umysł. Zamiast głośno
zaprotestowa
ć przeciwko takiej niesprawiedliwości losu, na co miała
ochot
ę, wypiła łyk dżinu, czując, że najpierw powinna pozwolić Samowi
mówi
ć, dowiedzieć się, co czuje. Uznała, że dopiero wtedy będzie w stanie
w pe
łni zrozumieć problem.
– Byli
śmy świeżo po ślubie, kiedy się o tym dowiedziałem. Frances też
by
ła lekarzem, więc wiedziała to samo co ja. Początkowo wspierała mnie,
stara
ła się mi pomóc, ale strachu nie da się ukryć. Chciała, żebym zrobił
badania.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– S
ą testy, które to wykazują? – Pochwyciła pierwszy promyk nadziei. –
To znaczy,
że nie zawsze się to dziedziczy?
– W po
łowie przypadków. Albo ma się ten gen, albo nie. Jeśli się go nie
ma, mo
żna żyć spokojnie, mieć dzieci i nie obawiać się, że się go im
przeka
że. Jeśli się go odziedziczy, sprawa jest beznadziejna. – Słuchała go
z zapartym tchem. – Nie zrobi
łem tych badań. – Zawiesił głos. – Z początku
Frances pochwala
ła moją decyzję. Należało skoncentrować się na
pomaganiu mamie i tacie oraz na tym,
żeby prowadzić jak najbardziej
normalne
życie. Uparłem się jedynie, że nie będziemy mieć dzieci.
Wyobra
żałem sobie, że mogę żyć ze świadomością ryzyka, ale czułem, że
nie mog
ę na to narażać mojego potomstwa. Poddałem się wasektomii.
Wierzy
łem wtedy, że jest to jedynie słuszne posunięcie. Nasze życie
pozornie uk
ładało się normalnie.
– Odesz
ła?
– Nie mog
ła sobie z tym poradzić. Nigdy nie miałem do niej o to żalu.
Pl
ąsawica przerasta przysięgę: „w zdrowiu i chorobie". Po śmierci taty
poczu
łem, że dojrzałem do tego, aby poznać prawdę. Zrobiłem badanie rok
temu.
Omal si
ę nie rozpłakała, wyobrażając sobie, przez co musiał przejść, a
tak
że ze strachu, co za chwilę usłyszy.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Test wypad
ł negatywnie.
– Nie jeste
ś nosicielem tego genu!
– Ale jestem po wasektomii, Erin. Nawet najlepszy chirurg nie da mi
gwarancji,
że będę miał dzieci. Czy teraz rozumiesz, że byłbym nieuczciwy,
gdybym si
ę z tobą związał?
Lecz Erin by
ła w siódmym niebie.
– Poradzimy sobie – zapewni
ła go. – Pragnę przede wszystkim ciebie.
Od chwili, kiedy ujrza
łam cię po raz pierwszy. Dzieci to jeszcze nie
wszystko.
– Mo
że nie w tej chwili – odparł rzeczowo. – Widziałem, jak patrzyłaś na
córeczk
ę pani Grayson. Nie mogę się z tobą ożenić, wiedząc, że mogę nie
móc zosta
ć ojcem twoich dzieci. Nie mam prawa pozbawiać cię radości
macierzy
ństwa.
– Mo
żemy je adoptować albo spróbować sztucznego zapłodnienia. Jeśli
si
ę zdecydujemy, mamy parę możliwości do wyboru. Ale w tej chwili to nie
jest istotne.
–
Łatwo ci mówić, że teraz to jest nieważne. Pamiętaj, że już jedno moje
ma
łżeństwo się rozpadło. Nie chcę przez to przechodzić po raz drugi.
– O nie. – Powiedzia
ła to tak głośno, że paru gości przy sąsiednich
stolikach podnios
ło głowy znad talerzy. – To nie tak. – Zniżyła głos. – Twoje
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
pierwsze ma
łżeństwo się rozpadło, ponieważ twoja żona nie kochała cię
wystarczaj
ąco mocno. Nie chciała być przy tobie w trudnych chwilach.
Choroba by
ła tylko pretekstem. Ten związek prędzej czy później i tak by się
rozpad
ł.
– To nie jest takie pewne. Nie b
ądź dla niej taka surowa. To jest
naprawd
ę potworna choroba. Czy chcesz powiedzieć, że gdybym
powiedzia
ł ci, że test wypadł pozytywnie, nadal byś tu ze mną siedziała?
– Oczywi
ście – odparła bez chwili namysłu.
Samuel jednak jej nie dowierza
ł.
– Mo
że do końca tej kolacji, przez tydzień albo dwa. Ale potem
pobieg
łabyś do biblioteki, gdzie dowiedziałabyś się, w co się pakujesz.
– I uwa
żasz, że wtedy bym cię opuściła?
– Nie ma o czym mówi
ć. Nie jestem chory.
– Ale
ż jest. To bardzo ważne. A czy ty opuściłbyś mnie, gdyby role się
odwróci
ły?
– Jasne,
że nie. To zrozumiałe.
– Wi
ęc dlaczego ja miałabym zostawić cię samego?
Zamy
ślił się.
– Poniewa
ż zasługujesz na kogoś lepszego. Już ci wcześniej mówiłem,
że nie jestem materiałem na męża.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– I nie zamierzasz zmieni
ć zdania? Po tym, co sobie powiedzieliśmy?
Wiedz
ąc, co do siebie czujemy, nadal będziesz obstawał przy swoim? –
Pomy
ślała, że oszaleje z rozpaczy, ponieważ Samuel powoli, lecz
stanowczo pokiwa
ł głową. – Może masz rację. Może zasługuję na kogoś
lepszego. Kogo
ś, kto będzie mnie kochał i zaufa mi, że nigdy go nie
opuszcz
ę. Wydawało mi się, że nareszcie poznałam mężczyznę moich
marze
ń. Długo na to czekałam, uwierz mi. Ubzdurałam sobie, że
odwzajemni moje uczucie,
że pokocha mnie tak samo bezgranicznie jak ja
jego,
że razem będziemy pokonywać różne przeszkody i rozwiązywać
problemy. Nie tylko ty je masz. Ka
żdy je ma. Jeśli do tego stopnia nie
wierzysz w moj
ą miłość, w to, że potrafię wytrwać przy tobie niezależnie od
sytuacji, to chyba rzeczywi
ście nie powinniśmy kontynuować tej rozmowy...
Podesz
ła kelnerka z rachunkiem i sporą paczuszką.
– To jest kurczak na wynos. Czy poda
ć coś do picia? Erin wstała,
zabieraj
ąc ze stołu torbę.
– Ja ju
ż dziękuję, ale doktor Donovan chętnie wypije jeszcze jedno piwo.
Gdy kelnerka odesz
ła, Samuel podniósł się z miejsca.
– Usi
ądź, Erin. Weź coś do picia. Jeszcze nie skończyliśmy rozmawiać.
– Rozmawiamy od dawna – oznajmi
ła stanowczym tonem. – Wracam do
szpitala. Za godzin
ę zaczyna się mój program. Obiecałam ludziom z
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
nag
łych wypadków, że obejrzę go razem z nimi. – Zniżyła głos. – Ponieważ
uwa
żasz, że jestem idiotką, której zależy tylko na twoim ciele i pieniądzach,
zachowam si
ę zgodnie z twoimi oczekiwaniami: możesz za mnie zapłacić.
– O czym ty mówisz?
– Je
śli nie wierzysz w moją miłość, to co ja tu robię? Trzymała się
dzielnie a
ż do Beach Road. Dopiero tam się rozpłakała. Jeszcze nigdy nie
by
ła taka nieszczęśliwa. Prawie biegła, nie zwracając uwagi na zdziwione
spojrzenia mijaj
ących ją przechodniów. Ta przeklęta choroba zniszczyła
życie tylu ludziom, a teraz rujnuje jej życie, bo ona nikogo innego już nigdy
nie pokocha.
Jordan taktownie nie zauwa
żył jej zaczerwienionych oczu, gdy podawała
mu torb
ę.
– B
ędę na oddziale nagłych wypadków. A potem chyba pojadę do
domu. Zostajesz tu na noc?
– Jeszcze nie wiem. Dy
żurna pielęgniarka nie była zachwycona tym
pomys
łem i powiedziała, że musi się zastanowić. Annę dopiero co
przeniesiono z oddzia
łu intensywnej opieki. Mógłbym się przespać w pokoju
dziennym. Nie chcia
łbym zostawiać jej samej.
– Dobry z ciebie ch
łopak – rzekła półgłosem.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Spojrza
ł na nią sponad kurczaka z ryżem.
– Naprawd
ę tak myślisz? – Opinia Erin zdawała się być dla niego
bardzo wa
żna.
– Oczywi
ście. Macie szczęście, że jesteście razem.
Przechodz
ąc przez salę, zatrzymała się przy łóżku Patricii. Teraz
dostrzega
ła podobieństwo między starszą panią i Samuelem. Oboje mieli
wydatne ko
ści policzkowe i prosty nos. Przez co ta kobieta musiała
przej
ść... Przez tyle lat żyła ze świadomością, że mogła przekazać tę
potworn
ą chorobę własnemu synowi. Czy była jeszcze na tyle zdrowa, by
zrozumie
ć wynik badania, jakiemu poddał się Sam?
– Nie martw si
ę, Patricio. – Przysiadła na łóżku. – Zaopiekuję się nim. –
Westchn
ęła. – Jeśli mi pozwoli.
– Powiedzia
ł ci? – Fay była zdecydowanie bardziej bezpośrednia niż
Jordan. Widz
ąc jej zaczerwienione oczy, wciągnęła ją do pustej kabiny i
zaci
ągnęła zasłony.
– Tak. – Usiad
ła na pustym łóżku. Nie zauważyła nawet, że zaczęło się
toczy
ć. – Od dawna o tym wiesz?
Fay zaci
ągnęła hamulec, po czym usiadła obok Erin.
– Od lat, od kiedy j
ą zdiagnozowano. Wszyscy byliśmy wstrząśnięci.
Jaka ona by
ła piękna! Martwiła się tylko o Samuela. „Dobrze, że się ożenił",
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
mówi
ła. „Przynajmniej będzie miał Frances". – Nie zabrzmiało to
przychylnie. – A potem wysz
ło szydło z worka.
– To musia
ł być dla niej ogromny szok. – Erin właściwie nie wiedziała,
dlaczego broni tej kobiety. – Sam mówi
ł...
– On stara siej
ą usprawiedliwiać. Wszyscy byli w szoku, ale ona nie dała
im
żadnej szansy. Trzy miesiące po tym, jak wykryto chorobę, już jej nie
by
ło. Mówiła, że to dlatego, że nie będą mogli mieć dzieci, ale to była tylko
wymówka. Ba
ła się, że zostanie jego pielęgniarką. – Fay wstała. –
Powiedzia
ł ci też o wasektomii, prawda?
– Tak.
– Przepraszam,
że chciałam was wyswatać, ale wydawało mi się, że
jeste
ście dla siebie stworzeni. Sama nie wiem dlaczego... Uznałam chyba,
że potrafisz to zaakceptować. Nie powinnam była się wtrącać...
– Dlaczego to mówisz?
– Przecie
ż widzę, że jesteś nieszczęśliwa. – Fay była wyraźnie
zak
łopotana. – Podejrzewam, że zniechęciła cię wiadomość, że Samuel nie
mo
że mieć dzieci...
Erin zerwa
ła się na równe nogi. Aż zatrzęsła się z gniewu.
– Fay, w ogóle nie pomy
ślałam o dzieciach. Najważniejsze było dla mnie
to,
że poznałam przyczynę jego bólu. Ucieszyłam się, że jest zdrowy. To on
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
nie mo
że pogodzić się z myślą, że nie będzie miał potomka. To on nie
wierzy,
że nie opuściłabym go, gdyby był chory. Wiem, że boleśnie to
prze
żył, że cierpiał, ale on się myli, sądząc, że postąpiłabym jak Frances.
Szukam cz
łowieka, który będzie mnie kochał i potrafi mi zaufać.
Fay bez mrugni
ęcia okiem wysłuchała tyrady Erin.
– Za chwil
ę zaczyna się twój program. Zejdź do pokoju dla personelu.
Ju
ż tam na ciebie czekają ze skromnym poczęstunkiem. Jesteś dziś
naszym honorowym go
ściem.
Erin spodziewa
ła się jakiegoś komentarza, ale Fay nie miała nic więcej
do powiedzenia.
– Przyjdziesz?
– Tak – odpar
ła pielęgniarka. – Za chwilę. Muszę jeszcze coś załatwić.
Id
ź już.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Rozdzia
ł 11
W pomieszczeniu dla personelu odbywa
ł się istny bankiet. Wszystkie
sto
ły były nakryte szpitalnymi prześcieradłami i każdy, naprawdę każdy,
przyniós
ł coś do jedzenia: chipsy, popcorn, zapiekankę, ciastka, napoje, a
nawet wino i piwo z my
ślą o tych, którzy nie byli na dyżurze. Ktoś podał Erin
plastikowy kubeczek nape
łniony po brzegi tanim winem.
– Zdaje si
ę, że będę musiała zamówić taksówkę – zażartowała.
Pomimo przykro
ści, jakie ją ostatnio spotkały, poczuła, że jest jej dobrze
w
śród tej gromady dziwaków, którzy umieli troszczyć się zarówno o
pacjentów, jak i o siebie nawzajem. Bywali wredni i stronniczy, lecz chwil
ę
pó
źniej potrafili zdobyć się na współczucie i bezgraniczną opiekuńczość.
Utwierdzi
ło ją to w przekonaniu, że jej decyzja o podjęciu pracy pielęgniarki
jest s
łuszna.
– Czy zdajesz sobie spraw
ę z tego, że dużo ryzykujesz, oglądając ten
program w naszej obecno
ści? – zagadnęła ją roześmiana Vicki. – Jeśli film
si
ę nam nie spodoba, możesz wylądować w gipsowni.
Erin unios
ła brwi.
– Mo
żemy cię skazać na zagipsowanie od stóp do głów. I przez parę
godzin nie b
ędziemy mogli znaleźć piły do gipsu.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Uwaga ta wywo
łała ogólną radość. Erin natomiast po raz kolejny
dzi
ękowała Bogu, że nie uległa namowom Marka, by pokazać puste
szpitalne
łóżka.
Gdy zgas
ło światło, poczuła, że się denerwuje, mimo że wielokrotnie
widzia
ła cały materiał i wiedziała, że nie czeka ją żadna niespodzianka.
Rozejrza
ła się po sali, szukając wzrokiem Fay i Samuela. Najwyraźniej coś
zatrzyma
ło Fay, a Samuel... Stanął jej przed oczami jego obraz: siedzi na
pogr
ążonym w mroku tarasie i rozmyśla o matce, ojcu, Frances i o niej,
Erin. Przez moment mia
ła ochotę wymknąć się i pobiec do baru, by go
pocieszy
ć, ale intuicja podpowiadała jej, że nie jest to właściwe posunięcie.
To Samuel musi przyj
ść do niej.
Film ju
ż trwał. Erin w kremowym kostiumie zapraszała telewidzów, by
wraz z ekip
ą spędzili całą dobę na oddziale nagłych wypadków.
Wypiel
ęgnowana dłoń, zdecydowanie nie jej, otworzyła drzwi na oddział.
W tej samej chwili skrzypn
ęły drzwi do sali. Kątem oka dostrzegła Fay i
Samuela. Piel
ęgniarka bez zbędnych ceremonii rozsiadła się na kanapie.
Samuel skromnie stan
ął pod ścianą. Przez cały pokaz ani razu na nią nie
spojrza
ł.
Przez godzin
ę wszyscy jak zaczarowani patrzyli na film. Wraz z nią
odbywali magiczn
ą podróż: od drobnych skaleczeń po śmiertelne urazy,
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
przedstawiane w bardzo kulturalny sposób. Autorka reporta
żu pokazała
równie
ż zabiegany personel, nastroje zmieniające się jak w kalejdoskopie,
łzy i zabawne sytuacje. Uwieczniła na taśmie wszystko i wszystko
wyja
śniała.
Pod koniec filmu pojawi
ło się ujęcie Jeremy'ego, który żegna się z Erin i
wychodzi ze szpitala. Zegar pokazywa
ł wtedy siódmą. Widzowie znowu
ujrzeli Erin w kremowym kostiumie.
– Oto koniec mojej wizyty w szpitalu. Je
śli słuchają państwo wiadomości
lub czytaj
ą gazety, zdają sobie państwo sprawę, że w chwilę po wyłączeniu
kamery lekarz, który na filmie ratuje bezcenne
życie, sam uległ bardzo
powa
żnemu wypadkowi. Personel, który jeszcze chwilę wcześniej wraz z
nim opiekowa
ł się chorymi, niespodziewanie musiał zaopiekować się nim.
To wydarzenie na zawsze zostanie w mojej pami
ęci. Wszyscy narzekamy,
że w szpitalach jest za mało personelu, że trzeba długo czekać na szpitalne
łóżko. Mam jednak nadzieję, że udało mi się pokazać państwu ofiarność
personelu medycznego. Pami
ętajmy wszyscy, jak kruche jest ludzkie życie.
Nie zapominajmy te
ż o tych pełnych poświęcenia ludziach, którzy
nieodmiennie podejmuj
ą trud jego ratowania.
Gdy znajoma ju
ż, zadbana kobieca dłoń zamknęła szpitalne drzwi, w
sali zapanowa
ł entuzjazm.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Nies
łychane! – Vicki przekrzykiwała kolegów. – Nie miałam pojęcia,
jak dobrze si
ę spisaliśmy!
– Musz
ę schudnąć – oznajmiła Louise, nakładając sobie kolejny
kawa
łek ciasta. – Zaczynam w poniedziałek – wyjaśniła.
Gwar ucich
ł, gdy Samuel stanął pośrodku pokoju.
– Wiecie doskonale,
że byłem przeciwny obecności kamer na oddziale –
zacz
ął. – I mimo że ten reportaż jest wspaniały, będę miał takie same
zastrze
żenia, jeśli za tydzień dyrekcja ponownie zwróci się do mnie z
podobn
ą propozycją. Ten sukces jest wyłącznie zasługą Erin. Zdaję sobie
spraw
ę, że mogła przedstawić nas w zupełnie innym świetle. To, że
jeste
śmy dzisiaj tacy szczęśliwi, zawdzięczamy jej niezależności.
Wznie
śmy toast za pomyślność Erin Casey.
Oczami pe
łnymi łez powiodła po zebranych.
– To ja powinnam wam dzi
ękować. Miejmy nadzieję, że w jakiś sposób
wasz oddzia
ł skorzysta na tym reportażu. Dziękuję wam z całego serca.
Do pokoju wpad
ła Jenny.
– Mamy zawa
ł!
Zespó
ł dyżurujący rzucił się do drzwi, a ci, którzy skończyli pracę,
zbierali si
ę do wyjścia. Erin szukała wzrokiem Samuela. Zapewne zajmuje
si
ę nowym pacjentem lub towarzyszy matce. Kilka osób zaczęło sprzątać
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
ze sto
łu, lecz Fay je ofuknęła.
– Zostawcie to. Przyda si
ę nocnej zmianie. – Gdy zostały same,
odezwa
ła się do Erin: – Świetna robota. Możesz być z siebie dumna. Drzwi
do kariery stoj
ą przed tobą otworem.
Erin potrz
ąsnęła głową.
– By
ć może. Ale postanowiłam zostać pielęgniarką. – Z niepokojem
czeka
ła na reakcję Fay, ale ta tylko się uśmiechnęła.
– B
ędziesz wspaniała. Służę wszelką pomocą.
Zapad
ła cisza. Po dłuższej chwili Fay odezwała się:
–
Źle cię oceniłam. Przepraszam.
– O co ci chodzi?
– Powinnam wyczu
ć, że nie jesteś taka powierzchowna, żeby uciekać
od Samuela, wiedz
ąc... No wiesz...
– Teraz to ju
ż nie ma znaczenia. – Erin posmutniała.
– Uzna
ł, że nie będzie sobie mną głowy zawracał.
– To znaczy,
że oszalał – stwierdziła Fay. – Pamiętasz, jak ci się
przyzna
łam, że tylko dwa razy dałam się ponieść nerwom? No więc
godzin
ę temu stało się to po raz trzeci. I niczego nie żałuję.
– Dzi
ękuję ci, Fay. Naprawdę. Dziękuję za wszystko.
– Wzruszenie nie pozwala
ło jej mówić.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Ruszy
ła do wyjścia. Na wahadłowych drzwiach zauważyła swoją dłoń.
Ko
ścistą, bladą, z obgryzionymi paznokciami. Doskonała ilustracja jej
aktualnego stanu ducha. Nale
żałoby pójść do manikiurzystki.
– Erin...
Z mroku korytarza wy
łoniła się sylwetka Samuela.
– Chcia
łem z tobą porozmawiać po filmie, ale dostałem wiadomość, że
mama zapad
ła w śpiączkę.
Chcia
ła go pocieszyć, ale przecież on sam uznał, że ta rola jej nie
przys
ługuje.
– Przez ca
ły wieczór wysłuchuję, jaki ze mnie idiota. Nie przyszło mi do
g
łowy, że wszyscy o nas wiedzą.
– Mo
że wymknęło mi się coś w rozmowie z Fay.
– Nie tylko od Fay, chocia
ż to ona najbardziej zmieszała mnie z błotem.
– Kto
ś inny? – zdziwiła się.
– Jordan. I twoja siostra.
– Jordan? Wydawa
ło mi się, że jemu to się nie podoba. Anna?
My
ślałam, że śpi.
– Obudzi
ła się na pięć minut. I wierz mi, to wystarczyło. Nie
podejrzewa
łem jej o taką elokwencję.
– Anna nie zna szczegó
łów. – Erin była zażenowana.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Pani Foster te
ż ich nie zna. Ale i ona dorzuciła swoje pięć groszy.
– Matka Jeremy'ego?!
– Podejrzewam,
że udawała, że śpi, kiedy rozmawialiśmy. Pamiętaj,
Erin, zanim zapiszesz si
ę na kurs pielęgniarski, że tam, gdzie drwa rąbią,
wióry lec
ą. Jeśli zanosi się na coś ciekawego, wobec braku faktów
najlepsze s
ą domysły. Nasz „romans" narobił więcej szumu niż twój
reporta
ż.
– Przepraszam. Nie chcia
łam narażać cię na niezręczne sytuacje. Ale
nied
ługo sprawa ucichnie, jak tylko Anna i ja opuścimy szpital. Wkrótce
b
ędzie po wszystkim. – Patrzyła na swoje dłonie, na buty, na podłogę. Byle
nie na niego.
– Nie chc
ę, żeby było po wszystkim.
Nie podnosi
ła wzroku, bojąc się, że się przesłyszała. Zauważyła, że
lakier na palcu lewej stopy brzydko odprysn
ął. Warto by też pójść do
pedikiurzystki.
– Chc
ę, żeby mówiono o nas dzisiaj i zawsze. I to jak najwięcej. Chociaż
znamy si
ę tak krótko, nikt nie był mi bliższy niż ty. Wiem, że zachowałem
si
ę skandalicznie, że cię zraniłem, i dlatego proszę cię o przebaczenie.
Kocham ci
ę, Erin. Próbowałem cię chronić.
Patrzy
ła mu prosto w oczy.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– Przed czym?
– Nie chcia
łem, żebyś mnie pokochała.
– Nigdy by ci si
ę to nie udało. – Pogładziła go po policzku. –
Zakocha
łam się w tobie w tej samej chwili, kiedy zobaczyłam cię na
korytarzu w dyrekcji. I nic tego nie zmieni. – Kurczowo chwyci
ł jej dłoń,
jakby to z niej móg
ł czerpać potrzebną energię. – A jeśli okaże się, że nie
mog
ę dać ci dzieci?
– Popatrz na mnie, popatrz. A je
śli to ja nie będę mogła ci ich dać? A
je
śli zginiemy pod kołami karetki? To nie jest wykluczone. Miałeś już okazję
zobaczy
ć, jaka bywam roztrzepana.
Na jego wargach pojawi
ł się cień uśmiechu.
– Niewiadomych s
ą tysiące, a tylko jedno jest pewne: nasza miłość –
ci
ągnęła. – Dzięki niej ze wszystkim sobie poradzimy. Wierz mi, Samuelu.
Odpowiedzia
ł jej jednym z najsłodszych pocałunków.
– Musz
ę zajrzeć do mamy. Pójdziesz ze mną? Nie chcę sam jej tego
mówi
ć.
– Z przyjemno
ścią. – Wzięła go za rękę.
– Wiem,
że pewnie nic z tego do niej nie dotrze, ale bardzo chciałbym jej
o nas opowiedzie
ć.
– Ju
ż ją o tym poinformowałam – rzuciła od niechcenia. – Chodźmy.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
Powinni
śmy być przy niej.
– Jak to? Kiedy u niej by
łaś? – Stanął jak wryty.
– Dzisiaj po po
łudniu. – Ponagliła go, szarpiąc go za rękaw. – Z mojego
horoskopu wynika
ło, że muszę jak najprędzej zwierzyć się ze swoich trosk i
nie wolno mi przegapi
ć szansy. Wobec tego poszłam do niej i powiedziałam
jej,
żeby się nie martwiła, oraz że uparłam się zostać twoją żoną. –
Zerkn
ęła na niego kątem oka.
– Erin, czy ty mi si
ę właśnie oświadczyłaś?
– Chyba tak. – Sama by
ła zdziwiona. – Mam nadzieję, że nie masz mi
tego za z
łe. Nie jesteś aż taki staroświecki.
– Czy twój horoskop przewidzia
ł również miłość od pierwszego
wejrzenia oraz b
łyskawiczny ślub?
– Nie w tym pi
śmie, które dzisiaj czytałam, ale jestem pewna, że w paru
innych co
ś takiego by się znalazło.
Przed drzwiami oddzia
łu mocniej chwyciła dłoń Samuela. Zanosiło się
na d
ługą, dramatyczną noc, ale za nic w świecie nie chciałaby być gdzie
indziej bez tego wspania
łego, silnego mężczyzny. Nie ma powodu, by w
przysz
łości los ich oszczędzał, ale czeka ich także wiele dobrego. Będą
razem odpiera
ć wszelkie burze.
Wszystko jest w r
ękach przeznaczenia, pomyślała.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
EPILOG
– Jest ci
ągle bardzo żółta.
Samuel nie od razu odpowiedzia
ł, za to delikatnie obydwie pocałował.
– Nic jej nie jest. – Przysiad
ł na brzegu łóżka Erin.
– A je
śli to coś poważniejszego? – Nie dawała za wygraną. – W jednym
z moich podr
ęczników pielęgniarstwa...
– To jest zwyczajna
żółtaczka. Jeśli moje zdanie się nie liczy, zaufaj
pediatrze. Krew ma w porz
ądku i nawet nie potrzebuje naświetlań. Nie
chcia
łbym się wymądrzać...
– Znowu – j
ęknęła.
– Jako studentka pierwszego roku piel
ęgniarstwa, na dodatek nieco
zapó
źniona, musisz uwierzyć konsultantowi, że Grace Patricia Donovan
jest doskona
ła. Nie masz najmniejszego powodu do obaw. Wolę nie
my
śleć, co będzie, kiedy przyjdzie pora na twój kurs pediatrii. Będę musiał
pochowa
ć wszystkie podręczniki, bo wykryjesz u niej wszystkie możliwe
choroby.
– Na razie zrobi
ę sobie przerwę w nauce. – Popatrzyła na swą maleńką
córeczk
ę. – Wiem, mówiłam, że tylko na jeden semestr, ale teraz, kiedy już
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
tu jest, to ca
łkiem inna sprawa. Prawda, że śliczna?
– Naj
śliczniejsza w świecie – przyznał. – Nie mogę się doczekać, kiedy
zabior
ę was do domu.
Przytuli
ła dziecko i przymknęła oczy. Dom, rozmarzyła się. Już
zamierzali go sprzeda
ć, wywiesili nawet odpowiednią tablicę w ogrodzie.
Lecz widz
ąc jej smutek, Samuel wycofał ofertę od agenta. Mogła teraz
oczami duszy ogl
ądać swój ukochany ogród – pełen marzeń o przyszłości,
zamiast duchów przesz
łości. Widziała tam roześmianą, szczęśliwą, małą
Grace i dziecko Anny, które ju
ż było w drodze, oraz jej przyszłe
rodze
ństwo.
– A to od kogo? – zdziwi
ł się Samuel, podnosząc z podłogi ogromnego
ró
żowego zająca.
– Wyobra
ź sobie, że od Jeremy'ego. Był tu przed chwilą. Wygląda
bardzo dobrze. Co dziwniejsze, zachowywa
ł się wzorowo: pytał, jak się
czuj
ę, co u ciebie słychać, ile waży mała. Musiałam z niego wyciągać, żeby
powiedzia
ł coś o sobie. Bardzo się zmienił. – Popatrzyła zdziwiona na
Samuela, który nagle si
ę roześmiał. – Co w tym śmiesznego?
– Przynosz
ę ci ciekawą ploteczkę.
– Mów.
– Moje sprawdzone, zaufane
źródło informacji...
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
– To znaczy Fay.
Przytakn
ął.
– ... donosi, i
ż niejaki Jeremy Foster bardzo interesuje się swoją nową
sta
żystką. Sprawa wygląda poważnie.
– Nie znasz si
ę na plotkach, Samuelu. To tylko dowód, że Jeremy wraca
do formy. Dobrze,
że tu się nic nie zmieniło.
– Skoro nie dasz mi doko
ńczyć... – Sięgnął po gazetę.
– Mów natychmiast!
Tak powoli j
ą odkładał, że Erin omal nie wyskoczyła z łóżka.
– Tym razem jednak jest pewna ró
żnica...
– Bo to jest m
ężczyzna!
– Znowu zaczynasz? – roze
śmiał się. – Mnie też kiedyś podejrzewałaś o
to,
że jestem gejem. Nie, to nie jest mężczyzna. Otóż owa stażystka jest w
szóstym albo siódmym miesi
ącu ciąży.
–
Żartujesz.
– Nigdy w
życiu. Nie podejrzewałem, że kiedyś właśnie z Jeremym będę
dyskutowa
ł o wyższości pieluszek z tetry nad jednorazowymi. Ale cóż, są
sprawy, o których nawet filozofom si
ę nie śniło.
W tej chwili ma
ła Grace, czując się osamotniona, zapłakała głośno. Erin
pochyli
ła się nad nią. Pochłonięta karmieniem, zapomniała o Jeremym i
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory
ca
łym bożym świecie.
Samuel z dum
ą i miłością patrzył przez łzy na swoją piękną żonę i
córeczk
ę.
– S
ą sprawy, o których nawet filozofom się nie śniło – powtórzył.
PDF stworzony przez wersj
ę demonstracyjną pdfFactory