224 Marinelli Carol Ostatni reportaż Erin

background image

Carol Marinelli

Ostatni reportaż Erin

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Rozdzia

ł 1

– Jestem umówiona z ekip

ą w poniedziałek o wpół do dziewiątej! – Erin

Casey wpad

ła jak bomba do salonu. – Tym razem obiecują mi emisję w

czasie najwy

ższej oglądalności. – Z impetem usiadła obok siostry. Anna

zamkn

ęła książkę i z westchnieniem rezygnacji położyła ją na stoliku.

– Kto ci to powiedzia

ł? – Jej stoicki spokój zdecydowanie kontrastował z

entuzjazmem Erin.

– Dave. Ma by

ć szefem kamerzystów. Podobno uważają, że ten

reporta

ż to duża sprawa, no i przydzielili go mnie. Czułam, że coś się

wydarzy! Mój horoskop na ten miesi

ąc zapowiada niepowtarzalną okazję.

To na pewno ma co

ś wspólnego z wyborami.

Anna roze

śmiała się.

– Dosta

łaś zgodę na wywiad z premierem?

– Kto wie? Mo

że zależy im na świeżym spojrzeniu.

– Mieliby to jak w banku. Nie przywi

ązuj się za bardzo do tej myśli,

dopóki nie us

łyszysz tego z pierwszych ust. Dobrze wiesz, w jakim tempie

oni zmieniaj

ą zdanie.

– Racja – przytakn

ęła Erin. – Ale nie chcę całe życie robić reportaży o

kolejnej aferze z diet

ą odchudzającą albo o nieuczciwych firmach

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

budowlanych. W poniedzia

łek wszystko się wyjaśni. Co chcesz na kolację?

Dzisiaj ja mam dy

żur w kuchni, więc pomyślałam, że mogłybyśmy pójść do

pizzerii.

– To mia

łaby być domowa kolacja? – zakpiła Anna. – o mnie się nie

martw. Umówi

łam się z Jordanem. Nie tylko tobie przydarzyło się dzisiaj

co

ś ważnego. – Wyciągnęła przed siebie dłoń i o mało nie spadła z kanapy,

poniewa

ż Erin jak zwykle spontanicznie rzuciła się jej na szyję.

– Zar

ęczyłaś się? Kiedy? Dlaczego mi nie powiedziałaś? Pozwalasz mi

gada

ć o jakimś głupim programie telewizyjnym, a sama siedzisz cicho! –

Podziwia

ła gustowny pierścionek z brylantem. – Piękny... Przepiękny. Mogę

przymierzy

ć?

– Za du

ży – ostrzegła ją Anna.

Ściskając wąskie palce, aby pierścionek się nie zsunął, I nie zwracając

uwagi na poobgryzane paznokcie, Erin napawa

ła się jego pięknem.

– Kiedy Jordan ci si

ę oświadczył?

– Dzisiaj. W przerwie na lunch przyjecha

ł do biblioteki, więc od razu się

zorientowa

łam, że coś jest grane. Zabrał mnie na piknik nad rzeką i

niespodziewanie poprosi

ł o rękę. Parę dni wcześniej namówił kierowniczkę

biblioteki,

żeby dała mi dzisiaj wolne popołudnie, więc już wszyscy o tym

wiedzieli. Dziwnie si

ę zachowywali. Przed przerwą pani Heatherton

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

przysz

ła do mnie i powiedziała, żebym coś ze sobą zrobiła, na przykład

poprawi

ła makijaż. Mówiła, że jestem bardzo blada. – Anna spoważniała. –

Jordan nie bardzo wiedzia

ł, jak ma postąpić. Może powinien zapytać ciebie

o zgod

ę?

– Nie

żartuj. – Wcale nie było jej lekko na sercu.

– Ty mnie wychowa

łaś. Ale powiedziałam mu, że czułabyś się

zak

łopotana. Dzisiaj wieczorem powiemy o tym jego rodzicom.

Pomy

ślałam, że w sobotę moglibyśmy to jakoś uczcić. Nic wielkiego. Tylko

nasze dwie rodziny.

– Nie mam nic przeciwko temu. Nie wyobra

żaj sobie jednak, że pozwolę

ci wykr

ęcić się skromnym ślubem.

Mamy pieni

ądze na porządny ślub. Postarałam się o to, kiedy... no

wiesz. – Obj

ęła Annę. – Rodzice bardzo by się ucieszyli. Wiesz o tym,

prawda?

– Mam nadziej

ę. Jestem pewna, że polubiliby Jordana.

– Jak mo

żna go nie lubić? Jest przystojny, miły, zapowiada się na

dobrego prawnika, a poza tym kochasz go. Tylko si

ę nie rozklejaj. Chcesz

si

ę pokazać przyszłym teściom z oczami jak królik?

Anna rozp

łakała się na dobre.

– Wiem,

że nie było ci łatwo. Nieźle dałam ci w kość. Jestem ci

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

bezgranicznie wdzi

ęczna.

– Zostaw to sobie jako temat weselnego przemówienia – przerwa

ła jej

Erin. – Zacznij si

ę szykować. Dochodzi siódma. Dobrze wiesz, jaki Jordan

jest punktualny.

– Lepiej o tym nie mów. Nie wiem, jak zdo

łam się przyzwyczaić do

mieszkania z kim

ś, kto sam wkłada swoje rzeczy do kosza z brudami i

sprz

ąta po sobie.

– B

ędziesz za mną tęsknić – rzekła Erin z uśmiechem. Nie przestając

żartować, pomogła Annie ubrać się na tę okazję, nie omieszkała nawet

przypomnie

ć jej o zabraniu inhalatora na wypadek ataku duszności. –

Lepiej

żebyś nie zaczęła rzęzić nad półmiskiem z homarem.

U

śmiech zniknął z jej twarzy dopiero, gdy wycałowała przyszłego

szwagra, wznios

ła szampanem toast za ich wspólną przyszłość i

odprowadzi

ła oboje do samochodu. Wróciwszy do ogromnego domostwa,

zaduma

ła się z kieliszkiem w dłoni, oglądając fotografie ustawione nad

kominkiem. Mama i tata, u

śmiechnięci, dumnie wyprostowani, przed nimi

jedenastoletnia Anna, troch

ę onieśmielona sytuacją. Na jej twarzyczce,

okolonej kruczoczarnymi lokami, maluje si

ę brzydki cień gniewu – zwiastun

zbli

żającego się, wyjątkowo trudnego okresu dojrzewania.

Zdj

ęcie osiemnastoletniej Erin ze szczeniaczkiem w ramionach. Była

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

wtedy tak samo chuda jak obecnie i mia

ła bardzo podobną, wyskubaną

fryzur

ę. Jedyną różnicą są teraz blond pasemka, które nieco urozmaicają

jej nijakie kosmyki. Ju

ż dawno temu pogodziła się z myślą, że nigdy nie

b

ędą tak bujne jak włosy Anny.

Pog

ładziła uśmiechniętą twarz matki. Świetnie pamięta dzień, w którym

przyj

ęto ją na studia dziennikarskie. Ojciec trzymał gazetę, w której

opublikowano wyniki egzaminów. Jej wysoka

średnia oznaczała, że może

studiowa

ć na uniwersytecie w Melbourne. Była tego dnia bardzo

szcz

ęśliwa. Czy którekolwiek z nich, upozowanych na tle ogrodu w

luksusowej rezydencji w Camberwell, przeczuwa

ło wtedy, że dwa dni

źniej wszystkie ich marzenia legną w gruzach? Ze Marcus i Grace Casey

zgin

ą w wypadku drogowym, a Erin i Anna zostaną sierotami?

– Ona jest szcz

ęśliwa. Nie martwcie się – rzekła do fotografii, odstawiła

j

ą na półkę i ruszyła do kuchni, by zajrzeć do lodówki.

W tym tygodniu to ona mia

ła zrobić zakupy, ale oczywiście, jeszcze ich

nie zrobi

ła. Patrzyła na podejrzanie wyglądającą włoską potrawę i sałatkę z

kurczaka, któr

ą Anna przygotowała sobie na następny dzień. Erin, która

by

ła wegetarianką, ciężko westchnęła.

– Znowu b

łyskawiczny makaron – rzuciła w stronę Hartleya, spasionego

labradora, który drzema

ł w kącie.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Erin lubi

ła być sama. Największą przyjemność sprawiały jej chwile

spokoju, gdy mog

ła medytować lub pisać listy do dzieci, rozsianych na

ca

łym świecie, które wspierała materialnie. Tego wieczoru jednak poczuła

si

ę osamotniona.

Cieszy

ła się szczęściem Anny. Ale, mimo że nienawidziła siebie za to,

czasami by

ła trochę zazdrosna. Uwielbiała swoją pracę, lecz nie wszystko

uk

ładało się po jej myśli. Została reporterką lokalnego programu

telewizyjnego w nadziei,

że będzie to wielki przełom w jej życiu. Nikt jednak

nie przewidzia

ł, że kilka tygodni po tym, jak zaczęła pracować, firma

ograniczy bud

żet, co doprowadzi do odejścia filarów tego programu, a wraz

z nimi najwa

żniejszych tematów.

Jedyna pociecha w tym,

że ograniczony budżet, a co za tym idzie mniej

liczny personel, wp

łyną dodatnio na jej pozycję w redakcji. W rezultacie raz

wyst

ąpiła jako reporter i raz jako współproducent. Na co dzień nadal

zajmowa

ła się tropieniem handlarzy używanymi samochodami i

ujawnianiem oszustw. Jedyn

ą częścią jej ciała, która pojawiła się na

ekranie, by

ła pupa, ponieważ pewnego razu musiała salwować się ucieczką

przez p

łot.

Nie tylko praca wprawia

ła ją w melancholijny nastrój. Fakt, że Anna

wychodzi za m

ąż i opuści ich wspólny dom, uprzytomnił jej, jak ubogie jest

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

jej

życie towarzyskie. W miarę zbliżania się do trzydziestki spostrzegła z

przera

żeniem, że wszyscy znajomi już z kimś się związali, niektórzy nawet

maj

ą dzieci.

Nie potrzebowa

ła mężczyzny do dobrego samopoczucia. Była zbyt

wyzwolona i niezale

żna, by uważać, że szczęście zależy od posiadania

partnera. Ale by

łoby znacznie przyjemniej mieć kogoś u swojego boku.

Kogo

ś, czyja obecność na ślubie Anny, kiedy niewątpliwie będzie jej

druhn

ą, mogłaby zapobiec głupim uwagom w stylu: „ona już trzeci raz

wyst

ępuje w tej roli".

– Daj spokój – powiedzia

ła na głos.

Nie mia

ła nikogo i nie zanosiło się na zmianę.

– To ju

ż było – zaprotestowała, po czym ugryzła się w język. Nie może

poda

ć swoim przełożonym prawdziwych powodów swej reakcji. Szpital

miejski w Melbourne

łączył się ze zbyt wieloma wspomnieniami, by mogła

zrobi

ć o nim obiektywny reportaż. Na samą myśl o nim przeszywał ją zimny

dreszcz. Gdyby jej szefowie wiedzieli,

że to właśnie tam zmarli jej rodzice,

na pewno nawet nie rozwa

żaliby jej kandydatury.

– Od ciebie zale

ży, jak potraktujesz ten temat – przerwał jej rozmyślania

Mark Devlet, szef dzia

łu. – Ludzie chcą wiedzieć, dlaczego tak długo czeka

si

ę na przyjęcie do szpitala, dlaczego brakuje personelu. To jest ogromny

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

materia

ł. Być może poniedziałek albo wtorek byłyby lepsze, ale dyrekcja nie

wyra

ża zgody. Jack twierdzi, że w te dwa dni pacjenci czekają wyjątkowo

d

ługo. Z kolei w sobotę mogą zdarzyć się rzeczy interesujące. Masz zrobić

z tego ciekawy materia

ł. To nieprawda, że były już reportaże z tego

szpitala. Jego dyrekcja po raz pierwszy wyrazi

ła zgodę na obecność kamer.

Jack Duncan od lat zajmuje si

ę tym szpitalem i gdyby nie wybory, sam by

si

ę tego podjął. Musimy kuć żelazo, póki gorące, bo mogą zmienić zdanie.

Przytakn

ęła. Opinia oddziału nagłych wypadków szpitala miejskiego

pogarsza

ła się z dnia na dzień. Pomimo bolesnych, osobistych wspomnień

Erin czu

ła się w dziwny sposób z nim związana. Pamiętała wrażenie

spokoju, jakie j

ą tam ogarnęło, współczucie dyskretnie okazywane jej przez

personel, szacunek, z jakim traktowano jej konaj

ących rodziców. Te

elementy w istotny sposób pomog

ły jej przeżyć kilka następnych, smutnych

miesi

ęcy.

Żal chwycił ją za gardło na wspomnienie jednej z bardziej

dramatycznych chwil: piel

ęgniarka poinformowała ją, że będzie musiała

troch

ę jeszcze poczekać, aż zobaczy rodziców, ponieważ pan doktor

zak

łada im szwy. Potem, gdy zaprowadzono ją do nich, by się z nimi

ostatecznie po

żegnała, nie mogła opanować zdumienia na widok kunsztu

lekarza, który do

łożył wszelkich starań, aby Grace Casey wyglądała jak

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

najlepiej.

Pod naporem wspomnie

ń poczuła, że musi zrobić ten reportaż. Zrobić

wszystko, by pokaza

ć prawdę.

Rzuci

ła Markowi pewny siebie uśmiech.

– Proponuj

ę spojrzeć na to pod zupełnie innym kątem. – Czuła, jak

wzbiera w niej entuzjazm. – Telewidzów stale faszeruje si

ę krwawymi

obrazami, wi

ęc tym razem...

– Nie rezygnuj z krwawych obrazów – przerwa

ł jej Mark. – Oni to lubią.

Nie mam nic przeciwko innemu spojrzeniu. Dali nam woln

ą rękę, co

graniczy z cudem. Zasady s

ą te same co zawsze: pacjenci i rodzina muszą

by

ć poinformowani, że ich filmujecie, a ty musisz wyraźnie się im

przedstawi

ć.

– B

ędzie ze mną cała ekipa, więc nie będzie wątpliwości, że jestem

reporterem.

Mark u

śmiechnął się, widząc jej zapał.

– Jedyny problem to doktor Donovan. Jest szefem tego oddzia

łu i nie

znosi kamer. Musisz u

żyć wszystkich swoich wdzięków, ponieważ to z nim

b

ędziesz pracować. Dyrekcja życzy sobie, żebyście towarzyszyli osobie na

wy

ższym stanowisku. Podejrzewam, że w przekonaniu, że ktoś taki nie

pope

łni głupiego błędu na oczach telewidzów.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Podobno to my decydujemy, co robimy?

– Ale

ż tak – zapewnił ją. – Po prostu będziesz na jego dyżurze.

Odetchn

ęła z ulgą.

– Kiedy zaczynamy?

– Zaraz. Agnes przejmie od ciebie afer

ę w siłowni.

Przyda jej si

ę kilka sesji na rowerku. A ty pędź już do szpitala. Zapoznaj

si

ę z atmosferą. Donovan ma dyżur w weekend. Sfilmujemy wszystko, co

si

ę da, a w przyszłym tygodniu przejrzymy materiał. Miejmy nadzieję, że to

b

ędzie ciekawy weekend.

– Miejmy nadziej

ę. Chociaż nikomu nie życzę, żeby się rozchorował. –

Zamkn

ęła notes.

– Jak na reporterk

ę masz zbyt miękkie serce – zauważył Mark. – Wiem,

że to nie to samo co wywiad z premierem, na którym tak ci zależało...

– Nieprawda. – Erin zaczerwieni

ła się.

– To mo

że okazać się interesujące. Chyba nie muszę ci przypominać,

że wkrótce są wybory. Taki reportaż to dynamit. Dla obu stron. I będzie pod

nim twoje nazwisko.

– Nie martw si

ę. Będzie dobrze. Nie pożałujesz, że to mnie wybrałeś.

– Nie w

ątpię. Wpadnę do was. Nie po to, żeby cię kontrolować... Z

ciekawo

ści. – Uśmiechnął się pojednawczo. – Ty jesteś tam szefem.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Roz

łożyła ręce. Przecież i tak nie miała nic do powiedzenia.

Na drugim ko

ńcu miasta, w sali konferencyjnej Melbourne City Hospital,

omawiano ten sam temat, lecz ze znacznie mniejszym entuzjazmem.

– Najpierw twierdzicie,

że nie ma powodów do obaw, bo reportaż będzie

robi

ł doświadczony dziennikarz, więc chociaż nadal nie podoba mi się ten

pomys

ł, zaczynam rozważać możliwość wyrażenia zgody. Teraz dowiaduję

si

ę, że ten znany dziennikarz został oddelegowany do wyborów, w związku

z tym b

ędziemy, przepraszam, ja będę miał na głowie jakiegoś młodego,

bezczelnego reportera. I w tej sytuacji oczekujecie mojej zgody? – Samuel

Donovan rzuci

ł długopis na lśniący blat konferencyjnego stołu. –

Wykluczone. Tony Dean nigdy by na co

ś takiego nie przystał.

Bruce Anderson poprawi

ł krawat, unikając gniewnego spojrzenia

swojego przedmówcy.

– Jak wiadomo, Tony Dean jest na zwolnieniu. Sam uzna

łeś, że nie

nale

ży zawracać mu głowy. Jeśli się nie zgodzisz, będę zmuszony

skontaktowa

ć się z Tonym, który jest twoim przełożonym. – Gestem

powstrzyma

ł Samuela. – Nie mam wyboru. Dobrze wiesz, jak krytykowana

jest ostatnio praca naszego szpitala. Wpuszczaj

ąc telewizję, będziemy

mogli pokaza

ć ludziom trudne warunki, w jakich pracujemy, oraz może

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

przekona

ć ich, że robimy również coś dobrego.

Samuel Donovan skrzywi

ł się.

– Wierzysz,

że ten dziennikarz zrobi uczciwy reportaż? Będzie

wy

łącznie węszył za skandalem. Nie chodzi tylko o sam szpital, ale również

o pacjentów i ich rodziny. Czy pomy

ślałeś o konsekwencjach, jakie może

mie

ć dla nich pokazanie ich wizyt u nas wszystkim obywatelom tego kraju?

– Reporter ma obowi

ązek każdego informować oraz zakaz filmowania

kogokolwiek bez jego zgody.

– Przecie

ż ci ludzie rzadko są w stanie umożliwiającym świadome

wyra

żanie zgody – rzekł Samuel zirytowany. – Muszę wracać na oddział.

Mog

ę ci jedynie obiecać, że się zastanowię.

Bruce otar

ł czoło. Samuel nie był łatwym przeciwnikiem. Nie dość, że

mia

ł blisko dwa metry wzrostu i posturę napastnika rugby, to na dodatek

znany by

ł z zapalczywości.

– Zastanawiasz si

ę nad tym od dawna. Kierownik produkcji zjawi się w

szpitalu ko

ło południa, więc będziesz miał okazję z nim pogadać. Ale,

prosz

ę cię, myśl racjonalnie. Lepiej ich nie zniechęcać, jeszcze zanim

w

łączą kamery.

– Zgodzili

ście się na ten teatr. – Samuel Donovan pochylił się. – Jakim

prawem? Nie ma nic g

łupszego niż ekipa telewizji. Dzisiaj przychodzi nowa

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

grupa sta

żystów! Chyba zdajesz sobie sprawę, co się wtedy dzieje? –

D

źgnął palcem powietrze. – Skąd miałbyś wiedzieć. Zjawiasz się tam tylko

po to,

żeby udzielać wywiadów, i to tylko wtedy, kiedy masz dobre

wiadomo

ści. Jeśli tobie nie wypada, sami możemy ich spławić. – Szukał

argumentów, chocia

ż wiedział, że stoi na straconej pozycji. – Co się stanie,

je

śli odmówię wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu?

– B

ędę zmuszony zadzwonić do Tony'ego. Jasne, że wolałbym nie

m

ącić mu spokoju. Przeszedł nie byle jaki zawał.

– Nie udawaj,

że cię to obchodzi – warknął Samuel. – Wiemy, co było

przyczyn

ą tego zawału. I jeśli nadal będziemy pracować w tych warunkach,

takich zawa

łów będzie więcej.

– I dlatego powinni

śmy wykorzystać tę okazję.

– Je

śli zrobi się z tego smród, to nie mówcie, że was nie ostrzegałem. –

Samuel znacznie

łagodniejszym tonem zwrócił się do sekretarki dyrektora,

która stara

ła się nie okazywać zadowolenia z faktu, że ktoś przytarł jej

zwierzchnikowi nosa. – Prosz

ę wpisać moje zastrzeżenia do sprawozdania.

Sekretarka skin

ęła głową, czerwieniąc się po uszy. Trudno się temu

dziwi

ć, Samuel Donovan bowiem robił wielkie wrażenie na wszystkich

kobietach, mimo

że nie zdawał sobie z tego sprawy. Dla niego

najwa

żniejsza była praca, a tej w tym szpitalu nigdy nie brakowało.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

W drodze do budynku dyrekcji szpitala Erin stara

ła się zapanować nad

nerwowymi skurczami

żołądka. W środku stanęła zdezorientowana.

Tabliczki informacyjne by

ły nieczytelne, wokół stały rusztowania, a

czerwone strza

łki rozchodziły się we wszystkich kierunkach. Na szczęście

zbli

żał się jakiś lekarz. Nie zwolnił jednak, wręcz przeciwnie, przyspieszył

kroku, tak

że musiała zejść mu z drogi, niemal przyparta do ściany.

– Przepraszam – rzuci

ła zirytowana.

Natychmiast si

ę odwrócił, a na jego twarzy zamiast gniewu błąkał się

przepraszaj

ący uśmiech.

– Przepraszam. Nie zauwa

żyłem pani. Zamyśliłem się. Serce zabiło jej

mocniej. Czy to jest on? Lekarz, który mia

ł dyżur tej nocy, kiedy

przywieziono jej rodziców, ten sam, który tak starannie pozszywa

ł twarz jej

matki? Mimo

że upłynęło już dziesięć lat, tamte obrazy na zawsze

pozostan

ą w jej pamięci. To on, na pewno. Ma teraz krótsze włosy i wydaje

si

ę spokojniejszy, ale oczy są te same. Czuła, że powinna coś powiedzieć,

lecz zaatakowa

ł ją natłok obrazów.

– Czy spieszy si

ę pan do jakiegoś okropnego wypadku? Rozbawiło go

tak postawione pytanie.

– Zdaje si

ę, że raczej uciekam przed czymś okropnym. – Przeczesał

palcami ciemnoblond w

łosy. – Stale zapominam, że mamy remont i że

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

korytarze zrobi

ły się węższe.

– Ja te

ż się zagapiłam. Nie mogę trafić do dyrekcji.

– To tutaj.

– W

łaśnie widzę. Cały szpital się wali, ale fundusze na remont

dyrektorskich gabinetów zawsze si

ę znajdą.

Roze

śmiał się.

– Kogo pani szuka?

Wyj

ęła z torby karteczkę.

– Mam si

ę zgłosić do Dorothy Farrel.

– To sekretarka dyrektora. Jest teraz na spotkaniu, które zaraz si

ę

sko

ńczy. – Zerknął na zegarek. Chyba wypada zaprowadzić tę dziewczynę

na miejsce, zw

łaszcza że omal jej nie przewrócił. – Pokażę pani, gdzie to

jest.

– Nie trzeba, dzi

ękuję. – Nagle zapragnęła uciec od niego. Przywoływał

zbyt bolesne wspomnienia. – Prosz

ę mi tylko pokazać, w którą stronę mam

i

ść. Jest pan na pewno bardzo zajęty.

To prawda. Jak w ka

żdy poniedziałek. Ale nic się nie stanie, jeśli

przyjdzie par

ę minut później. Nie bardzo wiedział, dlaczego tak pragnie

pomóc tej kobiecie, ale czu

ł, że jest zafascynowany jej ogromnymi oczami,

nastroszon

ą fryzurą i delikatnymi rysami twarzy.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Prosz

ę iść za mną. To dla mnie żadna fatyga.

Nie mia

ła wyboru. Szedł tak zamaszystym krokiem, że niemal za nim

bieg

ła. Weszli po schodach na ostatnie piętro. Gdy otworzył przed nią

drzwi, zerkn

ęła do środka.

– Dyrektorskie palmy i puszyste dywany... – zauwa

żyła. – Dziękuję.

– Nast

ępnym razem radzę iść za zapachem kawy z ekspresu.

– Nie omieszkam. – Wymin

ęła go, by wejść do środka, ale on nie

odszed

ł.

– Pani w sprawie pracy? – zapyta

ł.

– Poniek

ąd. Jestem Erin Casey z telewizji. Mam nakręcić dokument o

oddziale nag

łych wypadków. – Podając mu dłoń, nie zauważyła nagłej

zmiany na jego twarzy. – Z kim mam przyjemno

ść?

– Samuel Donovan. Szef oddzia

łu nagłych wypadków.

Zmartwia

ła. Chyba nie umknie bolesnym wspomnieniom.

– Z tego, co s

łyszałam, już mnie pan nie lubi.

Ich spojrzenia spotka

ły się. Samuel odniósł wrażenie, że skądś ją zna.

Jednocze

śnie działo się z nim coś, czego nie potrafił określić, a co sprawiło,

że zupełnie zapomniał, dlaczego tak ostro protestował w sprawie reportażu.

– Nie mam nic przeciwko pani. Po prostu nie podoba mi si

ę

pokazywanie w telewizji szpitala na

żywo. Tu jest zbyt dużo cierpienia.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Rozumiem. Ale nie zamierzam zrobi

ć dobrego programu kosztem

pacjentów.

– Wszyscy tak mówi

ą.

– Z t

ą różnicą, że ja będę się tego trzymać.

Patrzy

ł na nią, gdy odchodziła. Potem zamknął drzwi i ruszył na dół. Z

daleka od tych nie wiadomo sk

ąd znajomych oczu mógł nareszcie

racjonalnie pomy

śleć. Erin Casey jest z telewizji i ma nakręcić film.

Niezale

żnie od jej ujmującej powierzchowności i przychylnej reakcji na jego

zastrze

żenia, wszystko, co powiedział na spotkaniu, nadal go obowiązuje.

Musi mie

ć na uwadze dobro oddziału i nie wolno mu o tym zapominać. Już

za drzwiami z napisem „Tylko dla personelu" sanitariusz pcha

ł wózek z

pacjentem.

– Dobrze,

że jesteś – powitała go Fay Ciarkę. – Chirurgia ręki musi

poczeka

ć. Jesteś potrzebny na reanimacji.

Gdy przebra

ł się z białego fartucha w plastikowy, znowu poczuł na

ramionach ci

ężar odpowiedzialności. Jakie to dziwne, ale gdy był z tą Erin,

zupe

łnie zapomniał o szpitalu. Tym bardziej musi mieć się na baczności.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Rozdzia

ł 2

– Reporta

ż będzie nosił tytuł „24 godziny na oddziale nagłych

wypadków" – poinformowa

ła zebranych w pokoju śniadaniowym. – Moim

zdaniem brzmi to bardzo dobrze.

– Nie dla tych, którzy akurat zaczynaj

ą dyżur – zauważył z przekąsem

Samuel, wzbudzaj

ąc powszechną radość.

Śmiali się wszyscy oprócz Erin. Zebranie to miało służyć

zaprezentowaniu jej zespo

łowi, lecz okazało się zupełnym niewypałem.

Próbowa

ła choć trochę zarazić to zamknięte grono swym entuzjazmem.

Stara

ła się być miła, lecz na każdym kroku spotykała się z obojętnym

milczeniem i co najwy

żej komentarzami wygłaszanymi na stronie.

Wszystkiego musia

ła dowiedzieć się sama, nawet tego, gdzie są toalety.

Wzi

ęła głęboki wdech, ignorując uwagę Samuela.

– Dzi

ękuję, że wszyscy zechcieliście przyjść na to spotkanie.

Kamerzy

ści będą od czasu do czasu wpadać na oddział, żeby ustalić ujęcia

i nakr

ęcić fragmenty materiału. Dzięki temu stopniowo oswoicie się z

obecno

ścią kamer. Czy ktoś ma pytania?

– Chcia

łabym mieć pewność, że na żądanie kogokolwiek z personelu

wy

łączycie kamery albo opuścicie pomieszczenie – rzekła przełożona

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

piel

ęgniarek, Fay Ciarkę.

Erin zawaha

ła się. Nie mogła jej spojrzeć w oczy.

– Mimo ustale

ń rady nadzorczej, że ekipa ma nieograniczony dostęp,

nie b

ędziemy niczego filmować bez zgody pacjenta.

– To nie jest odpowied

ź, jakiej Fay oczekuje. – Erin nie musiała się

odwraca

ć, by wiedzieć, kto wygłosił ten komentarz. – Fay pyta, czy

opu

ścicie oddział na żądanie jej lub którejkolwiek z pielęgniarek.

– Oczywi

ście. Jeśli to żądanie będzie uzasadnione.

Żądanie pielęgniarki jest zawsze uzasadnione.

– Chwileczk

ę. – Wyprostowała się. – Zarząd dał nam pozwolenie na

filmowanie. Nie jeste

śmy bandą reporterów żądnych sensacji. Czy wam się

to podoba, czy nie, ekipa b

ędzie na oddziale. Jeśli macie na tym

skorzysta

ć, musimy wypracować jakąś metodę współpracy. Jeśli każecie mi

wyj

ść, wyjdę, ale jeśli będzie się to powtarzało na każdym kroku i bez

powa

żniejszej przyczyny, to całe przedsięwzięcie nie ma sensu. –

Rozejrza

ła się po zebranych, ale oni znowu unikali jej spojrzenia. – Jeśli

b

ędziecie mieli pytania, do końca dnia jestem na oddziale. Dziękuję wam

jeszcze raz za to,

że zechcieliście się ze mną spotkać.

– Idziemy do poczekalni – oznajmi

ł kamerzysta Dave, gdy Erin

pakowa

ła rzeczy, a personel powoli się rozchodził.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Zróbcie par

ę ujęć zegara. Jak najwięcej. Czuję, że się nam przydadzą.

Żebyście mogli potwierdzić zarzut długiego oczekiwania na pomoc?

Ujrza

ła przed sobą zagniewaną twarz Samuela Donovana.

– Zanosi si

ę na to, że ekipa spędzi tam większość czasu. Te ujęcia będą

nasz

ą jedyną pamiątką stąd. – Wszyscy oprócz Samuela już wyszli z

pokoju.

– Zauwa

żyłem, że pytanie Fay nie spodobało ci się – oznajmił

spokojnym tonem, ona za

ś poczuła, że powoli puszczają jej nerwy. Starała

si

ę jednak zachować opanowanie.

– Nie podoba mi si

ę sytuacja, w której będziemy wypraszani za drzwi

pod najdrobniejszym pretekstem.

– Tego Fay nie powiedzia

ła. Ani ja. To pani tak to zinterpretowała.

– A mog

łam inaczej? Wiem, że nie chciał pan wpuścić tu telewizji.

Spodziewa

łam się problemów ze strony personelu, ale zaskoczyła mnie ta

nieskrywana wrogo

ść. Jestem tu od poniedziałku, ale gdy tylko pojawię się

na horyzoncie, cichn

ą wszystkie rozmowy. Czuję się jak trędowata.

– Mo

żna to zmienić.

– Czy to jest pana sprawka? – Unios

ła brwi.

– Przyznaj

ę się do winy – odparł bez cienia zmieszania.

– Co pan im powiedzia

ł?

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Żeby mieli się na baczności.

– Dlaczego? Przecie

ż już pana zapewniłam, że nie zamierzam nikogo

skrzywdzi

ć.

– A dlaczego mia

łbym pani wierzyć?

Poczu

ła się dotknięta. Sytuacja wymagała odwetu.

– Wi

ęc nic się nie zmieni? – zaatakowała. – Takie ustalił pan reguły gry?

Personel ma wyrzuca

ć nas za drzwi zawsze, gdy będzie działo się coś

cho

ćby tylko trochę interesującego, oraz nie będzie się do mnie odzywał.

W

ątpię, żeby dało się z tego zrobić ciekawy film.

– Wi

ęc może lepiej spakować manatki i dać nam spokój.

– Jeszcze mnie pan nie zna, panie Donovan. Mówi

ąc o ciekawym

materiale, mia

łam na myśli film, który przyniósłby coś dobrego temu

szpitalowi. Zrobi

ę ten reportaż, ale nie gwarantuję, że pański oddział

wypadnie na nim korzystnie.

Samuel Donovan uniós

ł brwi.

– Prawd

ę mówiąc, czekałem, kiedy się pani odkryje.

– Przez my

śl mi nawet nie przeszło, żeby przedstawić ten szpital w złym

świetle. Moim zamiarem jest pokazać prawdziwy obraz, ale to jest

niemo

żliwe. Nawet zmieniono plan dyżurów.

– Nic podobnego – zirytowa

ł się. – O czym pani mówi? Miała pewność,

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

że się nie myli.

– Dobrze mu si

ę przyjrzałam. Przez ostatni miesiąc na nocnych

dy

żurach była tylko jedna kierowniczka zmiany pielęgniarek. W ten

weekend na noc zapisana jest Fay, która podobno ma teraz dy

żury

dzienne, oraz jeszcze dwie dodatkowe piel

ęgniarki z miasta. Dziwny zbieg

okoliczno

ści?

– Zapewniam,

że tych zmian nie dokonano dla wygody ekipy

telewizyjnej. Tak si

ę składa, że w tym tygodniu jest wymiana stażystów. I

dlatego potrzebne mi b

ędą najbardziej doświadczone pielęgniarki. Gdyby

si

ęgnęła pani nieco głębiej, zorientowałaby się pani, że taka wymiana

nast

ępuje co sześć miesięcy. W ten sposób oprócz wścibskiej ekipy

filmowej i reporterki, która biadoli,

że nikt jej nie lubi, będę miał na głowie

nowych lekarzy, których trzeba wszystkiego uczy

ć. Tytuł „24 godziny na

oddziale nag

łych wypadków" zapewne brzmi ładnie, ale zobaczymy, czy

b

ędzie równie atrakcyjny o siódmej w niedzielę.

Czu

ła, że traci grunt pod nogami. Nie potrafiła udawać bezdusznej

reporterki, zw

łaszcza w jego obecności. Zauważył jej wahanie.

Niespodziewanie dla samego siebie zacz

ął wyrzucać sobie, że tak

uporczywie stara si

ę utrudniać jej życie. Przecież ona zasługuje na podziw.

Wbrew fatalnemu przyj

ęciu ze strony personelu przez cały czas dąży z

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

u

śmiechem na twarzy do realizacji swojego celu. Dopiero teraz okazała

s

łabość. Sprawia wrażenie zmęczonej i wcale nie wygląda jak dziennikarka

w pogoni za upatrzonym tematem, przed jak

ą ostrzegał swoich

podw

ładnych.

– Ich stosunek mo

żna zmienić. Wystarczy jedno moje słowo.

– Kim pan jest? Ojcem chrzestnym? – rzuci

ła poirytowanym tonem.

Powinna by

ła uważniej obejrzeć plan dyżurów.

– Tutaj tak. Prosz

ę posłuchać. Pielęgniarki są tu najważniejsze. Bez

nich nie by

łoby oddziału. Jest to najwspanialszy zespół pod słońcem: te

dziewczyny s

ą serdeczne, wesołe, otwarte.

– Nie zauwa

żyłam.

– Potrafi

ą też być wyjątkowo nieprzyjemne. Praca tutaj to w połowie

nuda, w po

łowie adrenalina. Oglądają okropne sceny i rzadko spotykają się

z wdzi

ęcznością. Mogą polegać wyłącznie na wzajemnym wsparciu. Ale

kiedy potraktowa

ć je odpowiednio, są jak do rany przyłóż.

– Staram si

ę, jak umiem.

– Nie zrozumia

ła mnie pani. – Potrząsnął głową. – Podam parę

przyk

ładów... Weźmy Louise z reanimacji. Tę, która pytała o makijaż. –

Louise spodziewa

ła się całej ekipy charakteryzatorek. – Ona przywiązuje

du

żą wagę do swojego wyglądu. Ponadto wydaje jej się, że jest bardzo

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

szczup

ła.

– Co to ma do rzeczy?

– Wyobra

źmy sobie – ciągnął – że przywożą nam pacjenta ze

wstrzyman

ą akcją serca i Louise robi masaż serca. Gdzie będą wasze

kamery?

– Gdzie

ś pod ścianą, pod warunkiem, że nas tam wpuścicie. – Czyżby

na wargach Samuela Donovana dostrzeg

ła cień uśmiechu?

– Otó

ż to. Czy podczas montażu ktoś z was pomyśli o tym, jak wygląda

biedna Loiuse? Nast

ępny przykład. Jedna z jej koleżanek ma romans z

żonatym mężczyzną. Nie powiem, o kogo chodzi, proszę nie pytać. Nie

pochwalam tego, ale nie mog

ę zabronić rozmów na ten temat. Co się

stanie, je

śli na nagraniu znajdzie się jakiś komentarz dotyczący tej pary? To

mo

że mieć fatalny wpływ nie tylko na opinię o personelu. Ja muszę ocenić

ten reporta

ż również z punktu widzenia pacjentów. Oni mogą wyrazić

zgod

ę, ale musi być ktoś, kto zadba o ich interesy.

Trudno by

ło odmówić mu racji.

– Postaram si

ę niczego nie przeoczyć.

– To mi nie wystarczy. Chc

ę brać w tym udział. Chcę obejrzeć film,

zanim b

ędzie emitowany.

– Obawiam si

ę, że nie dostanę na to zgody. Nawet zarząd nie ma do

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

tego prawa.

– Mo

że pani wysłuchać mojej opinii.

– Pan wszystko ocenzuruje. – Zdenerwowa

ł ją. – Poza tym nie mogę

posieka

ć całego filmu. Nie mam prawa.

– Podobno jest pani wspó

łproducentem. Mam na względzie wyłącznie

dobro personelu i pacjentów. Zdaj

ę sobie sprawę z tego, że ma pani

zadanie do wykonania, I uszanuj

ę to.

– W

ątpię.

Nareszcie si

ę uśmiechnął. Ze zdumieniem stwierdziła, że znowu ma

przed sob

ą tego sympatycznego mężczyznę, którego spotkała na

korytarzu.

– Daj

ę słowo honoru. Pod warunkiem jednak, że pani uszanuje pracę,

która ja mam do wykonania. Jestem tutaj szefem i zostan

ę tu długo po tym,

jak ekipa spakuje kamery i przeniesie si

ę gdzie indziej. Proszę mi obiecać,

że da mi pani obejrzeć film przed emisją, a ja poproszę dziewczyny, żeby

traktowa

ły panią jak członka naszej rodziny.

– Mam da

ć to panu na piśmie? – odcięła się.

Popatrzy

ł na nią przenikliwie, aż poczuła ciarki.

– Nie trzeba. Wierz

ę pani.

Poczu

ła się lepiej, więc uznała, że ostatnie słowo musi należeć do niej.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Chodzi panu tylko o to,

żeby być pierwszą osobą, która obejrzy pupę

Louise.

Roze

śmiał się.

– Marnuje si

ę pani jako reporterka. Powinna pani zostać pielęgniarką.

Wracaj

ąc z lunchu, przygotowywała się na oschłe powitanie. Nie

dowierza

ła własnym oczom, gdy ujrzała same uśmiechnięte twarze.

– Erin, chod

ź tu do nas. – Fay zapraszała ją do stanowiska pielęgniarek,

gdzie w

łaśnie odbywało się przekazywanie dyżuru. – To jest centrum

dowodzenia ca

łym oddziałem. Nie wolno nam zrobić nic, co nie jest

wcze

śniej odnotowane na tej tablicy.

– Nawet w nag

łych wypadkach?

– No nie. Ale wszystko musi by

ć tu zapisane jak najszybciej. Widzisz

tam Hilary, nasz

ą pielęgniarkę kardiologiczną? – Fay wskazała na kabinę. –

Hilary przewozi teraz pacjenta z szóstki na reanimacj

ę. Od tej pory będzie

pod opiek

ą Jo, która ma wieczorny dyżur. – Wytarła nazwisko z części

tablicy przypisanej kabinie numer sze

ść. – Które łóżko? – krzyknęła na cały

oddzia

ł.

– Trzecie!

– Wpisuj

ę jego nazwisko do kratki „Reanimacja 3" – tłumaczyła Fay. –

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Razem z wywiadem i diagnoz

ą. W ten sposób, gdy przyjdą jego wyniki albo

kto

ś w odwiedziny, od razu będzie wiadomo, gdzie go szukać. Poza tym od

razu wida

ć, że kabina sześć jest wolna.

– Chyba nie na d

ługo – zaryzykowała Erin.

– Komu

ś z zewnątrz może się wydawać, że przez pół dnia tępo gapimy

si

ę w tę tablicę, ale dzięki niej zawsze wiemy, kogo tu mamy, co mu dolega,

jak jest leczony, jakie czekaj

ą go zabiegi i jakie są „planowane" rezultaty.

– Planowane?

– Nie wiesz, jak to bywa z najbardziej misternymi planami? Na tym

oddziale trzeba to pomno

żyć przez dziesięć albo nawet dziesięć tysięcy.

Pacjent czeka na zwyczajne prze

świetlenie, ale nikt nie jest w stanie

przewidzie

ć, jaki nowy przypadek nam przywiozą. Bywa, że przez jakiś

czas to prze

świetlenie spada na sam koniec listy priorytetów. Kiedy indziej

pacjent czeka na

łóżko, ale dopóki ten, kto na nim leży, nie opuści szpitala,

nie ma na nie szansy.

– Potem i tak musimy czeka

ć, aż łóżko zostanie odpowiednio

przygotowane – dorzuci

ła inna pielęgniarka. W jej głosie Erin usłyszała nutę

ironii.

– Co trwa nie wiadomo ile – u

ściśliła Fay.

– Z powodu braku salowych?

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Czasami. Ale oni te

ż mają pełne ręce roboty. Wiedzą, że gdy tylko

zamelduj

ą nam o wolnym łóżku, natychmiast tam kogoś położymy. Więc nie

bardzo si

ę spieszą z taką informacją. Zazwyczaj musimy ich poganiać.

– Czy to nie nale

ży do obowiązku osoby odpowiedzialnej za stan łóżek?

W odpowiedzi Fay wzruszy

ła ramionami.

– Ona nie ma czasu na sprawdzanie stanu

łóżek na wszystkich

oddzia

łach. Tam też obowiązuje grafik. Podobny do naszego. Mamy też

inne sposoby.

W tej samej chwili z systemu nag

łaśniającego rozległ się potrójny

sygna

ł. Wszyscy zamarli w bezruchu.

– Zespó

ł do nagłych wypadków jest proszony na oddział szósty –

odezwa

ła się dyspozytorka.

Kilku lekarzy wybieg

ło z kabin.

– Oto jedna z tych metod – podj

ęła Fay. – Za chwilę dowiemy się, o co

chodzi. By

ć może znajdzie się łóżko dla pacjenta z dwójki. – Wpisała litery

„O

Ł" w jednej z kratek na tablicy.

– Czy to znaczy,

że łóżka nie stoją puste przez jakiś czas po tym, jak

kto

ś... – Nie dokończyła.

– Jak kto

ś umrze? – upewniła się rzeczowym tonem Fay. – Tutaj nie

owijamy niczego w bawe

łnę. – Poklepała Erin po ramieniu. – Tutaj łóżka są

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

na wag

ę złota. Musimy dbać o tych, którzy żyją.

Erin przygl

ądała się słowom i literom na tablicy.

– Co oznacza „O

Ł"? – zapytała.

– Oczekuje na

łóżko – odpowiedział jej zgodny chór.

Poczu

ła, że nareszcie została zaakceptowana. Uśmiechnęła się. Zanim

odprawa dobieg

ła końca, poznała znaczenie paru innych tajemniczych

skrótów: WD – wypadek drogowy, D – dziecko, BKP – ból w klatce

piersiowej, S – do sprawdzenia.

– Fay, sko

ńczyłaś? Mam pół godziny na oprowadzenie Erin – rzekł

Samuel Donovan, do

łączając do ich grupy.

Przyj

ęcie do grona najwyraźniej łączyło się z odrzuceniem oficjalnych

formalnych zwrotów grzeczno

ściowych na rzecz zwracania się do

wszystkich po imieniu. Gdy opuszczali stanowisko piel

ęgniarek, Erin

zagadn

ęła Fay:

– Przepraszam,

że nie dałam ci konkretnej odpowiedzi podczas

zebrania. To jasne,

że jeśli poprosicie nas o opuszczenie sali, natychmiast

wyjdziemy.

– Dzi

ęki. Wcale nie chciałam robić ci trudności, ale dobra pielęgniarka

na takim oddziale jak ten powinna wybiega

ć myślą naprzód. Nie mam nic

przeciwko temu,

żebyście zrobili parę dobrych ujęć, ale mamy tutaj nie tylko

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

ludzi z pourywanymi nogami. Sama zobaczysz. Mo

że się okazać, że miły,

m

łody człowiek jest psychopatą, a wówczas obecność kamer jest

zdecydowanie niewskazana. Za zwyczajnym bólem brzucha mo

że kryć się

co

ś poważnego lub na tyle intymnego, że w obecności ekipy pacjent nie

zechce udzieli

ć wyjaśnień. Bywa i tak, że rodzina, która towarzyszy

choremu, nie ma poj

ęcia, dlaczego tu się znalazł, za to pielęgniarka może

si

ę domyślać przyczyny. I dlatego jest ważne, żebyście wyszli, gdy o to

poprosimy. Zapewniam ci

ę, że nie będziemy was wyrzucać bez powodu.

Erin u

śmiechnęła się do Fay, jednej z najstarszych pielęgniarek w tym

szpitalu.

– Wydaje mi si

ę, że już gdzieś cię widziałam. Może w telewizji.

– Nigdy nie by

łam na wizji. Mogłaś najwyżej słyszeć mój głos. – Czuła,

że krople potu wystąpiły jej na czoło. – Moja siostra cierpi na astmę, więc

bywa

łyśmy tu całkiem często. Pewnie stąd mnie pamiętasz.

– Mo

żliwe. – Fay nie była przekonana.

Samuel Donovan szed

ł obok, nie zwracając uwagi na tę wymianę zdań.

– Jeste

śmy na miejscu, czyli w głównej poczekalni. Tutaj czekają

pacjenci, których nie przywioz

ła karetka. Tutaj dokonuje się selekcji. –

Nacisn

ął zielony guzik, by otworzyć rozsuwane drzwi. – Tutaj przyjmowani

s

ą pacjenci z karetek. Ich oględzin dokonuje ta sama siostra.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Ta kobieta ma pe

łne ręce roboty – rzekła z uznaniem Erin.

– Równie dobrze mo

że to być mężczyzna. Nie podejrzewałem, że jesteś

taka politycznie niepoprawna.

Pu

ściła mimo uszu ten komentarz, tym bardziej że znowu słuchała Fay.

– Ona czy on... – Fay zerkn

ęła na Samuela Donovana – musi być

dobrym obserwatorem. To,

że ktoś przyjechał karetką, wcale nie musi

znaczy

ć, że jest bardziej chory od kogoś, kto siedzi w poczekalni. Osoba,

która tu dy

żuruje, musi przez cały czas bacznie obserwować wszystkich

czekaj

ących.

– Spisuje protokó

ł i ocenia stan pacjenta na skali od jednego do pięciu.

Jeden oznacza stan najpowa

żniejszy.

– Ból w klatce piersiowej? – rzuci

ła Erin. Samuel jednak pokręcił głową.

– Lepiej nie dosta

ć jedynki. Ci nawet nie czekają na diagnozę. Od razu

l

ądują na reanimacji, co zazwyczaj oznacza masaż serca lub interwencję

ratuj

ącą życie.

– Kto dostaje dwójk

ę?

– Bywa,

że i osoba z bólem w klatce piersiowej. – Uśmiechnął się

nieznacznie. – Równie

ż dwójka ma nikłą szansę. Osoby te wymagają

natychmiastowej pomocy i te

ż są kierowane na reanimację, żeby nam nie

odlecia

ły.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Nie odlecia

ły? To nie brzmi zbyt stosownie.

– Musisz przyzwyczai

ć się do naszego żargonu. Żeby nie dostały

zapa

ści, nie straciły przytomności.

– Powiedzmy,

że odczuwam ból w klatce piersiowej, ale selekcjoner

decyduje,

że nie odlecę. Czy dostaję wtedy trójkę?

– Niekoniecznie – odrzek

ł Samuel. – Ból w klatce piersiowej może mieć

charakter kardiologiczny lub op

łucnowy, może też być wywołany urazem,

na przyk

ład upadkiem. Istotne jest również to, czy pacjent poczuł ten ból po

raz pierwszy, czy odczuwa

ł go już dawniej.

– A

ż tyle spraw trzeba wziąć pod uwagę?

– Dlatego dy

żurują tutaj osoby z największym doświadczeniem –

wtr

ąciła Fay. – Moi podwładni nie przepadają za tym miejscem. Większość

woli by

ć tam, gdzie coś się dzieje, ale selekcjoner z dużą praktyką jest

nieodzowny. Dzi

ęki niemu nasza praca przebiega znacznie sprawniej.

– Co dzieje si

ę z pacjentem zakwalifikowanym jako trójka?

– Osoba ta jest zazwyczaj przyjmowana od razu i najcz

ęściej ląduje na

wózku. Selekcjoner ma ju

ż spisane obserwacje na jej temat i nie spuszcza

jej z oka, dopóki nie zjawi si

ę lekarz. Jeśli jej stan się pogarsza, przewozi

siej

ą na oddział. Kategoria czwarta nie należy do priorytetów. Czwórki

czekaj

ą w tej poczekalni lub w sąsiedniej, przeznaczonej dla przypadków

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

zagro

żonych.

– A co b

ędzie ze mną, jeśli otrzymam piątkę?

– Wówczas lepiej mie

ć przy sobie jakąś dobrą książkę. Przeszli na

reanimacj

ę, gdzie Jo spisywała uwagi na temat pacjenta.

– W porz

ądku, Jo? – zainteresowała się Fay.

– Na szóstce wszyscy s

ą ciągle zajęci. Dzwonię do nich i dzwonię, a

mój pacjent ma bóle i zwolnion

ą czynność serca.

– Ile osób mo

żna tu przyjąć naraz?

– Mamy trzy

łóżka dla dorosłych wyposażone w barierki, które można

podnie

ść dla dzieci lub osób nieprzytomnych albo niespokojnych. Przez

ca

ły czas jest tu pielęgniarka, więc praktycznie niemożliwe jest, aby ktoś

spad

ł z łóżka. Jest tu tyle sprzętu oraz wolnego miejsca, że w razie

potrzeby pomie

ści się więcej osób. Mamy łóżeczko dziecinne, ale łatwiej

jest zajmowa

ć się chorym dzieckiem na normalnym łóżku. Tam, w rogu, stoi

łóżeczko z zestawem do reanimacji. Miejmy nadzieję, że nie zobaczycie tu

żadnego małego pacjenta. Jest ogrzewane od góry oraz podłączone do

zestawu do sztucznego oddychania. Gdy s

ą tu pacjenci, zazwyczaj nie

wpuszczamy rodziny. Musimy wsz

ędzie mieć dostęp, a poza tym odgłosy

reanimowania nie nale

żą do przyjemnych. Często jednak pozwalamy

przebywa

ć rodzicom przy chorym dziecku. Tu nie ma stałych reguł.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Wszystko zale

ży od tego, co się dzieje. I od personelu. Część nie zwraca

uwagi na audytorium, cz

ęść nie lubi, jak im się patrzy na ręce.

– Domy

ślam się, że liczy się też zachowanie rodziny – rzekła Erin. –

Je

śli zachowuje spokój, to jej obecność może być nawet pożądana, ale jeśli

krewni histeryzuj

ą...

– Albo s

ą pijani – rzuciła Fay. – Doktorze, pacjent ciągle uskarża się na

ból – doda

ła.

– Prosz

ę mu podać jeszcze raz pięć miligramów morfiny i postraszyć

szóstk

ę, że jeśli nikt tu się nie stawi, będziemy wzywać ich do nagłego

wypadku.

Erin, zafascynowana, pod

ążała wzrokiem za Fay, która przekazała

kole

żance polecenie doktora Donovana.

– Tutaj przyjmujemy cz

łonków rodziny. – Fay otworzyła kolejne drzwi. –

S

ą tu trzy pomieszczenia, ale czasami to za mało. Bywa też, że

umieszczamy tu pacjentów, na przyk

ład starszą panią, żeby nie musiała

wys

łuchiwać pijaczków w poczekalni, ale normalnie pomieszczenia te są

przeznaczone dla rodzin pacjentów. Na tabliczce umieszczonej na drzwiach

piszemy nazwisko pacjenta,

żeby uniknąć pomyłek. – Erin patrzyła

zdumiona na Fay. – Niestety, kilka razy nam si

ę to zdarzyło. Wyposażenie

jest skromne; stolik, kilka krzese

ł i telefon. Mamy tu spory zapas

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

chusteczek i automat z wod

ą.

Gestem poprosi

ła Erin do środka, lecz ta stała jak wryta. Wystarczyło jej

to, co widzia

ła z progu. Poczuła nagle, że cofnęła się w czasie. Ma teraz

osiemna

ście lat. Siedzi przy stole i rozpaczliwie usiłuje przypomnieć sobie

numer telefonu ciotki. Tul

ąc przerażoną, młodszą siostrę, w ogóle nie myśli

o twarzy poharatanej szk

łem. To Samuel przekazał im tę potworną

wiadomo

ść, a potem przyszła Fay, aby je obie pocieszać. Siedziała z nimi

jeszcze d

ługo po dyżurze, dopóki nie przyjechała po nie ciotka. Później

trzyma

ła ją za rękę, gdy przyszła pora ostatniego pożegnania z matką.

Dziesi

ęć lat temu siostra Fay była szczuplejsza i młodsza, ale Erin do

ko

ńca życia nie zapomni, ile współczucia im wówczas okazała.

– Wejd

ź – ponaglała ją Fay. – Wydawało mi się, że zależy ci na tej

wycieczce z przewodnikiem.

Erin z trudem wróci

ła do teraźniejszości. W pierwszej chwili nie

wiedzia

ła, co robić, Miała ochotę, tak jak wtedy, uciec stąd jak najdalej.

Tam, gdzie jest czyste powietrze,

światło słoneczne i świat, który kręci się

mimo tragedii, jaka si

ę wydarzyła. Ale nie mogła ruszyć się z miejsca.

Pierwszy odezwa

ł się Samuel.

– Przejd

źmy do stanowiska urazowego.

Spojrza

ła na niego i zorientowała się, że ją rozpoznał. Nie zdążyła

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

jednak niczego wyja

śnić, ponieważ podbiegł do nich Flynn.

– Fay, Jo ci

ę potrzebuje na reanimacji.

Piel

ęgniarka posłała jej przepraszający uśmiech.

– Wszystko ma swój koniec. Przepraszam, musz

ę iść.

Gdy Fay ju

ż nie mogła ich usłyszeć, Erin zwróciła się, nieco

skr

ępowana, do Samuela.

– Dzi

ękuję, że nic nie powiedziałeś. A także za pamięć. Sądzę, że

widzia

łeś niejeden taki dramat.

– A

ż za dużo. Muszę jednak przyznać, że nie pamiętam wszystkich

twarzy. Inaczej chyba bym zwariowa

ł. Ale...

– Mów – nalega

ła Erin.

– No có

ż, był to dla mnie spory szok. Może to nie zabrzmi zbyt

delikatnie, ale wydali

ście mi się tacy mili, tacy normalni. Wtedy też dotarło

do mnie, jaki zawód sobie wybra

łem. Zastanawiałem się nieraz, czy sobie

poradzicie.

– Jako

ś sobie poradziłyśmy.

W pokoju

śniadaniowym poczęstował ją kawą.

– Moja ciotka... przyjecha

ła, żeby nas stąd zabrać. Nie miała własnych

dzieci. To zacna kobieta, ale na pewno nie potrzebowa

ła do szczęścia

dwóch sierot. By

łam pełnoletnia, więc przyznano mi opiekę nad siostrą.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Radzi

łyśmy sobie, jak umiałyśmy. Anna bardzo to przeżyła. Miałam z nią

sporo problemów.

– Tobie te

ż nie było łatwo. Miałaś osiemnaście lat i oprócz poczucia

straty nagle spad

ła na ciebie ogromna odpowiedzialność.

– Wysz

ło mi to na dobre. Na uniwersytecie nie było lekko, bo wszyscy

chodzili na bankiety, a ja musia

łam wracać do domu, sprzątać, płacić

rachunki i zajmowa

ć się Anną, która wtedy wymagała ciągłego nadzoru.

– Co z niej wyros

ło?

– Pomimo moich obaw jest bardzo rozs

ądna. Niedługo wychodzi za mąż

za pewnego potwornie konserwatywnego prawnika. Teraz ona martwi si

ę o

mnie. – Roze

śmiała się, mimo że Samuel zachował kamienną twarz.

– Jak mam to rozumie

ć?

– To nic powa

żnego. Sprowadza się do narzekania, że nie odżywiam się

jak nale

ży i że jestem roztrzepana. Jestem wegetarianką, a ona uważa, że

nale

ży jeść mięso co najmniej raz dziennie. Ja uprawiam medytację,

stosuj

ę masaż i aromaterapię, ona preferuje robótki ręczne. Pewnie boi się,

żebym nie skończyła jako hipiska albo żebym nie poszła do jakiejś sekty.

Samuel nareszcie si

ę uśmiechnął.

– Je

śli spotka cię jakaś przykrość, wystarczy jedno słowo...

– Dzi

ękuję.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Sam! – Do pokoju wpad

ła Fay. – Jo nie może doprosić się ludzi z

szóstki. Potrzebujemy twojej pomocy.

Nie próbowa

ł przepraszać za wiązankę, która wyrwała mu się z ust.

Wielkimi krokami ruszy

ł do drzwi.

– Wspó

łczuję im – powiedziała na głos, gdy trzasnęły za nim drzwi. –

Wola

łabym nie być w ich skórze, kiedy dostanie ich w swoje ręce.

– Nie przejmuj si

ę jego wrzaskiem. My już na to nie zwracamy uwagi, co

wcale nie znaczy,

że nie przywiązujemy wagi do tego, co mówi. Tutaj to jest

normalne, taka napi

ęta atmosfera.

– A ty? Czy ciebie nic nie jest w stanie wyprowadzi

ć z równowagi?

– Ja funkcjonuj

ę inaczej niż on. On jest porywczy, chce, żeby wszystko

by

ło wykonane natychmiast. A ja porządkuję cały ten chaos i daję mu to,

czego on chce. Samuel jest fantastycznym lekarzem. Chcia

łabym, żeby był

na dy

żurze, kiedy mnie tu przywiozą. – Uśmiechnęła się. – Owszem,

puszczaj

ą mi nerwy Prawdę mówiąc, zdarzyło się to dwa razy. Ale chociaż

za ka

żdym razem racja była po mojej stronie, do tej pory czerwienię się ze

wstydu. Tak si

ę wtedy wydarłam, że wrzaski Sama wydają się szeptem.

– Postaram si

ę nie wchodzić ci w drogę.

– Ty jeste

ś w porządku. Chodźmy sprawdzić, co tam się dzieje.

Po drodze Erin zda

ła sobie sprawę, że wbrew wcześniejszym obawom

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

jest zadowolona z obecno

ści Samuela. Kiedy przywoziła tu Annę z atakami

duszno

ści, była zbyt przejęta, by myśleć o śmierci rodziców. Lecz wizyta w

pokoju, w którym dowiedzia

ła się, że została sierotą, uprzytomniła jej, co

mo

że ją tu spotkać podczas tego weekendu.

Mija

ły kolejne drzwi, rozmawiając o tym i owym, gdy znowu rozległ się

ryk Samuela.

– Gdzie

ś ty był, do cholery?!

– Znikn

ęłyśmy tylko na chwilę – tłumaczyła się Erin. Podszedł do niej

nieco zmieszany.

– Co one ci o mnie nagada

ły? Chyba nie myślałaś, że zwracam się do

ciebie w ten sposób?

– Zd

ążyłam się dowiedzieć, że bywasz nerwowy.

Roze

śmiał się.

– Tylko wobec tych, którzy na to zas

łużyli. – Zerknął przez ramię na

cz

łowieka z szóstki, który znikał w sali reanimacyjnej. – Później się z tobą

rozmówi

ę – rzucił za nim. – Mogę nie być zachwycony twoją obecnością,

ale to jeszcze nie powód,

żebym na ciebie krzyczał bez przyczyny. Nie

jestem potworem. Ale tu najwa

żniejsi są pacjenci. Kiedy widzę, że ktoś ich

zaniedbuje, reaguj

ę jak przed chwilą.

By

ła po jego stronie. Oto lekarz, któremu leży na sercu dobro pacjentów,

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

który wymaga, by nale

życie się nimi opiekowano i jeśli z tego powodu bywa

nieprzyjemny, nie wolno mie

ć mu tego za złe.

– Dzi

ękuję ci, że zechciałeś pogadać z pielęgniarkami. Są dzisiaj

fantastyczne.

– Musz

ę wracać do swoich obowiązków. Będziesz jutro?

– Nie. Przy

ślę kamerzystów. Wpadnę w sobotę rano.

– B

ędę na dyżurze od siódmej wieczorem. Jeśli masz mi towarzyszyć,

zejdziemy z dy

żuru dopiero w niedzielę wieczorem. Radzę ci w sobotę

porz

ądnie się wyspać. Ja będę spał przez cały dzień. Mamy tu parę łóżek

dla personelu, wi

ęc czasami można się zdrzemnąć. Jak nie będzie nic

ciekawego, nie b

ędę cię budził.

Zaprotestowa

ła gestem ręki.

– Postanowi

łam nie odstępować cię ani na krok przez całą dobę.

– Czy b

ędę mógł sam pójść do toalety?

– Najpierw b

ędziesz musiał się odmeldować – zażartowała nieco

speszona.

– Gdzie mieszkasz?

– W Camberwell.

Ładna dzielnica. Ja mieszkam nieopodal. Mogę po ciebie przyjechać.

Zapewniam ci

ę, że w niedzielę nie będziesz w stanie prowadzić

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

samochodu. Zazwyczaj do poniedzia

łku nocuję w szpitalu.

– Poradz

ę sobie. Dziękuję, że o mnie pomyślałeś.

– Wola

łbym, żeby nie wyciągano mnie z domu do wypadku drogowego

spowodowanego przez telewizyjn

ą reporterkę, która zasnęła za kierownicą.

Przyjad

ę po ciebie. Napisz mi adres.

By

ła zbyt niezależna, by pozwolić, aby ktoś organizował jej życie.

– Chc

ę tu być przed siódmą, a poza tym potrafię wezwać taksówkę.

– W sobot

ę wieczorem? Dojedziesz do szpitala przed północą. W tę

sobot

ę jest ważny mecz piłkarski. Taksówki będą na wagę złota.

Oci

ągając się, napisała na kartce swój adres.

– B

ędę koło piątej – oznajmił i, nie czekając na jej reakcję, ruszył do

swoich zaj

ęć.

Wiedzia

ła, że jest nieufny, że nie jest zachwycony jej obecnością na

oddziale, lecz co

ś w jego oczach kazało jej wierzyć, że do niej samej nie

ma

żadnych zastrzeżeń. Jego troska o jej samopoczucie i bezpieczeństwo

wzruszy

ła ją i zarazem zaintrygowała. Dlaczego po tak męczącym dyżurze

nie bierze taksówki do domu? Normalny cz

łowiek starałby się jak

najszybciej st

ąd uciec.

By

ć może w domu nikt na niego nie czeka. Przymknęła oczy i

wyobrazi

ła sobie jego powrót do pustego mieszkania. Oczami wyobraźni

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

ogl

ądała kolejną, przyjemniejszą scenę: kojący zapach kadzidełka, nakryty

stó

ł, a potem delikatny masaż relaksujący. Podniosła powieki. Skąd taki

pomys

ł? Scenariuszem, w którym Samuel Donovan wraca do jej domu, nie

warto zawraca

ć sobie głowy.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Rozdzia

ł 3

– Kto to by

ł? – zapytała Anna. – Ktoś z pracy?

Erin wesz

ła do kuchni i wyjęła puszkę, by nakarmić psa, niecierpliwie

kr

ęcącego się jej pod nogami.

– Wcze

śniej dzisiaj wróciłaś – zauważyła.

Anna powiesi

ła klucze na haczyku obok lodówki i nalała sobie szklankę

wody.

– Wyr

ęczyć cię? – Zauważyła, jak Erin krzywi się nad zawartością

puszki. – Kto to by

ł? – nalegała, przekładając zawartość puszki do psiej

miski.

Nie uda si

ę uniknąć tej rozmowy, ponieważ Anna, zauważywszy plik

broszur na stole, wszystkiego si

ę domyśli.

– Po

średnik handlu nieruchomościami. – Anna znieruchomiała na

chwil

ę, po czym podniosła się znad psiej miski.

– Ju

ż to przerabiałyśmy. Nie ma potrzeby niczego zmieniać tylko

dlatego,

że wychodzę za mąż.

– Jest taka potrzeba. – Erin g

łośno westchnęła. – Wiem, że nie

wyrzucisz mnie na ulic

ę ani nie zażądasz, żebym spłaciła ci połowę

warto

ści domu, ale zmiany są nieuniknione. Połowa domu jest twoja. Macie

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

z Jordanem takie samo jak ja prawo tu zamieszka

ć...

– B

ędziemy mieli mieszkanie – przerwała jej Anna – więc nie musisz się

wyprowadza

ć. Wiem, ile ten dom dla ciebie znaczy. Ja też jestem do niego

przywi

ązana, ale nie tak bardzo. Dojrzałam do własnego domu.

– Rozumiem, ale gdyby

śmy sprzedały tę posiadłość, ty i Jordan

mogliby

ście coś sobie kupić. Rodzice na pewno byliby tego samego zdania.

Agent ju

ż podał mi przybliżoną wartość.

– Tu nie chodzi tylko o pieni

ądze. Wiem, że to miejsce ma dla ciebie

ogromn

ą wartość emocjonalną. Serce by ci pękło, gdybyśmy je sprzedały.

Erin patrzy

ła przez okno na trawnik, na którym właśnie ożył system

podlewania. Z ukrytych w trawie uj

ęć trysnęły fontanny wody, migocząc

roz

świetlonymi słońcem kropelkami. Będąc dzieckiem, nazwała to

urz

ądzenie „maszyną do robienia tęczy". Przed oczami stanął jej obraz

dwóch dziewczynek, które, piszcz

ąc z uciechy, biegały wśród strumieni

wody. Anna ma racj

ę. Myśl o sprzedaży rodzinnego gniazda jest dla niej nie

do przyj

ęcia.

– Mo

że nie będziemy musiały go sprzedawać. – Zamyśliła się. – Może

uda mi si

ę cię spłacić. Jordan mógłby zająć się wszystkimi formalnościami.

– Mo

że... – Anna nie była przekonana. – To spora suma.

– My

ślę, że byłoby mnie na nią stać. Mam dobrą pracę, a poza tym

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

jakie

ś akcje. – Świadomość, że istnieje sposób uratowania domu, podniosła

j

ą na duchu. Anna jednak nadal miała wątpliwości.

– Wzi

ęłabyś na siebie bardzo duże zobowiązanie – ostrzegła. – Czy

jeste

ś na to przygotowana?

– Cz

ęść domu mogę wynająć – odparowała Erin. – Nawet dwóm

osobom. Jeszcze ci o tym nie mówi

łam, ale zadzwonili dzisiaj z telewizji i

zaproponowali mi kilka wywiadów z personelem szpitala. Nareszcie b

ędę

na wizji. Jak si

ę sprawdzę, dostanę bardzo przyjemną podwyżkę.

Anna skwitowa

ła tę informację lekkim uśmiechem.

– Mówi

łaś, że chcesz dzisiaj spać przez cały dzień. Posłuchaj, nie

zamierzam by

ć męczennicą i nie będę się upierać, że nie przyda mi się

troch

ę grosza, ale nie chcę pieniędzy twoim kosztem. Jesteś dla mnie

wa

żniejsza niż forsa. Na razie zostawmy ten temat. Ty skup się na pracy, a

ja zajm

ę się ślubem. – Rozejrzała się po kuchni. – Oraz sprzątaniem. Jak

mog

łaś wpuścić tutaj tego agenta?

Erin roze

śmiała się.

– Nast

ępnym razem poproszę cię, żebyś zawczasu posprzątała. To na

pewno podbi

łoby cenę. Może nawet moglibyście pojechać w podróż

po

ślubną do Paryża.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Samuel zerkn

ął na plan miasta i skręcił w Wattletree Street. Wiedział

wprawdzie,

że jest to zamożna dzielnica, ale mimo woli aż zagwizdał przez

z

ęby, sunąc powoli w poszukiwaniu numeru siedemnaście. Może nie

nale

żało tak się spieszyć z propozycją podwiezienia jej do szpitala? Może

ma to w planach jaki

ś bogaty pan Casey?

Zatrzyma

ł się pod rozłożystym kauczukowcem i zanim wysiadł, przyjrzał

si

ę domowi. Gdyby nie zdezelowany fiat i stare alfa romeo, ten podjazd

niczym by si

ę nie różnił od pozostałych, na których parkowały mercedesy i

bmw. Omijaj

ąc spryskiwacze, podszedł do ciężkich, dębowych drzwi i

zapuka

ł. Był przygotowany na spotkanie z mężem lub chłopakiem Erin.

Otworzy

ła mu ciemnowłosa, młoda dziewczyna o poważnym spojrzeniu,

która przedstawi

ła się jako jej siostra.

Nie rozpozna

ła go. Była bardzo mała, gdy Samuel usiłował ratować jej

rodziców.

– Erin jest na górze. Ubiera si

ę. Proszę wejść.

Szed

ł za nią do salonu. Trudno było się domyślić, że te dwie dziewczyny

s

ą siostrami. Erin była drobnej budowy i energiczna, Anna natomiast

porusza

ła się powoli; Erin nosiła indyjskie jedwabie i aksamity, Anna

przyj

ęła go w beżowej garsonce. Lecz chociaż jedna miała oczy piwne, a

druga zielone, u

śmiechały się podobnie.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Mo

że coś do picia? – zaproponowała Anna.

– Nie, dzi

ękuję. Zaraz będziemy jechać.

Roze

śmiała się.

– Nie by

łabym tego taka pewna. Odkąd dowiedziała się, że będzie na

wizji, miota si

ę przed szafą jak oszalała. Nie słyszał pan okrzyków

rozpaczy, skr

ęcając w naszą uliczkę?

– Wobec tego poprosz

ę o kawę. Z mlekiem i łyżeczką cukru.

Gdy mia

ł już za sobą dwie kawy i pudełko herbatników, do salonu

wpad

ła Erin.

– Ju

ż jesteś? – zdziwiła się. – Dopiero piąta.

Ładnie wyglądasz. – Zauważył, że tym razem umalowała się mocniej.

Mia

ła na sobie zieloną sukienkę podkreślającą barwę jej oczu oraz duży

zielony kryszta

ł na szyi.

– To jest zielony kalcyt – wyja

śniła z powagą. – Ma pomóc mi

zaprowadzi

ć porządek oraz zbierać informacje.

Chcia

ł powiedzieć, że kamień pasuje do jej oczu, lecz uznał taką uwagę

za niestosown

ą.

– Pasuje do sukienki.

– Do tego starego fata

łaszka? – Udała zdziwienie. – Spałam cały dzień,

tak jak mi radzi

łeś, a potem sięgnęłam do szafy po pierwszą lepszą

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

szmatk

ę, i pasuje!

– Mi

ło mi to słyszeć.

Nie zwraca

ła na niego uwagi.

– Dlaczego nie ma tu

żadnego długopisu? Rano były aż trzy – jęknęła,

grzebi

ąc w papierach na stole.

– Ciesz

ę się, że kryształ się sprawdza – zauważył ku nieskrywanej

rado

ści Anny i sięgnął po kluczyki. – Czy mogę skorzystać z telefonu?

Wyczerpa

ła mi się bateria w komórce. Chciałem zawiadomić szpital, że już

jad

ę.

Anna gestem wskaza

ła mu telefon w holu.

– Dlaczego mi nie powiedzia

łaś, że on jest boski?

Erin jednak, sama zafascynowana Samuelem Donovanem, wola

ła nie

dolewa

ć oliwy do ognia.

– To tylko pozory – odrzek

ła lekceważącym tonem.

– Potrafi by

ć bardzo nieprzyjemny. Nie lubi mnie ani kamer. To ten, o

którym ci opowiada

łam. Mój horoskop ostrzegał mnie przed wrogo

nastawionym przeciwnikiem. Mam te

ż nie dać się zmylić pozorom.

Anna nie zamierza

ła przyjąć tego do wiadomości.

– To dobry cz

łowiek. Nie miałabym nic przeciwko temu, żeby spędzić w

jego ramionach ca

łą noc.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Anno, co by na to powiedzia

ł Jordan?

– Chcia

łam tylko powiedzieć, że gdyby znudziło ci się dziennikarstwo,

powinna

ś spróbować szczęścia jako pielęgniarka albo lekarka. Horoskop

nie jest nieomylny. Mo

że była w nim mowa o pośredniku w handlu

nieruchomo

ściami. Uważam, że doktor Donovan to porządny facet.

Kilka minut pó

źniej Erin sadowiła się na miękkim, skórzanym fotelu w

samochodzie Samuela.

– Niez

ły wóz – rzuciła. Nie doczekawszy się odpowiedzi, zabrała się do

przegl

ądania płyt kompaktowych.

– Nic nie znalaz

łaś?

– Pos

łuchajmy radia.

– Masz bardzo mi

łą siostrę.

– Ona uwa

ża, że ty też jesteś sympatyczny.

– To znaczy,

że ma dobry gust. – Zerknął na nią. Aby pokryć

zmieszanie, zaj

ęła się regulowaniem klimatyzacji.

– Pochwali

ła mi się, że niedawno się zaręczyła.

– To fakt. Z tej okazji mia

łyśmy dzisiaj iść na kolację z rodzicami

Jordana. Ale z powodu mojego dy

żuru w szpitalu trzeba było ją przesunąć.

– Jaki jest ten Jordan?

Zamy

śliła się.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Strasznie m

ądry. Skończył Scotch College i prawo na uniwersytecie w

Melbourne. My

ślę, że szybko zrobi karierę.

– Nie to mia

łem na myśli. Jaki on jest naprawdę?

– Protekcjonalny i nudny jak flaki z olejem. Ale nikomu tego nie

powtarzaj.

Wydawa

ło się jej, że ta uwaga jest zabawna, ale Samuel się nie

roze

śmiał.

– Masz ju

ż scenariusz na ten tydzień? – zapytał, zmieniając temat.

– Trudno to nazwa

ć scenariuszem – przyznała się. – Nakręcimy jak

najwi

ęcej materiału i dopiero wtedy zobaczę, co z niego da się zrobić.

Nawet ja zd

ążyłam się zorientować, jak nieprzewidywalny jest ten twój

oddzia

ł. Zamierzam nakręcić odprawę pielęgniarek, żeby telewidzowie mieli

poj

ęcie, jak tu się pracuje. Rozmawiałam już o tym z Fay. Dla zachowania

dyskrecji dziewczyny b

ędą posługiwały się numerami kabin zamiast

nazwiskami pacjentów.

Zaakceptowa

ł ten pomysł.

– Odnosz

ę wrażenie, że spodziewasz się ciekawego weekendu. A może

jest to dla ciebie kolejny dzie

ń pracy? Podejrzewam, że niejedno już

widzia

łaś.

– Prawd

ę mówiąc, niewiele – odrzekła zgodnie z prawdą. – Po kilku

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

kieliszkach wina potrafi

ę to trochę ubarwić, ale do tej pory nie zdarzył mi się

żaden poważny reportaż. Ten weekend będzie przełomowy.

– Tak s

ądzisz? – Zmienił bieg. – Czym się zajmowałaś, zanim trafiłaś do

nas?

– Podrz

ędną siłownią, której personel podejrzewano o handel sterydami.

Chodzi

łam tam przez dwa tygodnie.

– I co? Handluj

ą sterydami? – W jego głosie zabrzmiała nuta szczerego

zainteresowania.

– Chyba nie. Na pewno nie w mojej obecno

ści. Przez dwa tygodnie

podnosi

łam ciężarki i pedałowałam jak oszalała, a największy szwindel

wykry

łam w kawiarence, gdzie obsługa przesypywała zwyczajną kawę do

s

łoika po kawie bez kofeiny.

– Ujawnisz to?

– Nie warto. Zniszczy

łabym tyle złudzeń... Pomyśl, jak by się poczuli ci

wszyscy wariaci na punkcie sprawno

ści fizycznej, gdyby dowiedzieli się, że

przyp

ływ energii nie jest rezultatem ćwiczeń, lecz kofeiny. Nie mogę im tego

zrobi

ć. – Na jego twarzy dostrzegła cień uśmiechu. – Oddali tę sprawę

Agnes, mojej kole

żance. Już ją widzę, jak w pocie czoła ćwiczy przez pięć

godzin. Podejrzewam,

że nie będzie miała nic przeciwko sterydom i

skorzysta z okazji. W

ątpię, żeby redakcja wiadomości miała z tego jakiś

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

po

żytek.

Po raz pierwszy, od kiedy wsiad

ła do samochodu, Samuel roześmiał się.

Zawtórowa

ła mu, wyobraziwszy sobie Agnes w obcisłych kolarzówkach.

Stan

ęli na parkingu.

– Zaraz wracam. – Si

ęgnął po portfel. Wróciwszy, położył jej na

kolanach zielone pude

łko pokaźnych rozmiarów.

Zajrza

ła do środka.

– Sernik... – Obliza

ła się.

Nie zareagowa

ł. A gdy dojechali do szpitala, jak przystało na

d

żentelmena otworzył jej drzwi, wziął pudełko z sernikiem, ale pozwolił, by

szamota

ła się z torbą.

– Co ty tam masz?! – Nie ukrywa

ł zdziwienia.

– Szczoteczk

ę do zębów, piżamę i parę rzeczy na zmianę.

Gdy ra

źnym krokiem maszerowała w stronę wejścia, zatrzymał ją na

widok nadje

żdżającej karetki na sygnale.

– Miej oczy i uszy otwarte – poradzi

ł.

– Nie omieszkam – rzuci

ła, nie zdając sobie sprawy z niebezpiecznej

sytuacji, w jakiej si

ę znalazła. – O to się nie martw.

Westchn

ął. Niezła gratka dla mediów: reporterka pod kołami karetki,

niemal na progu szpitala. Wola

ł się nie zastanawiać, dlaczego poczuł, że

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

musi temu zapobiec.

Łatwo powiedzieć... – mruknął pod nosem, gestem przepraszając

kierowc

ę.

Ju

ż za drzwiami oddziału ogarniały ją kolejne fale zapachów niczym w

perfumerii. Z trudem rozpoznawa

ła twarze kobiet, które odpowiadały na jej

powitania: na wszystkich wr

ęcz filmowe makijaże. No tak, sama też

sp

ędziła godzinę przed lustrem...

Samuel czyta

ł w jej myślach.

– Nie przejmuj si

ę. Tutaj taki makijaż długo się nie utrzyma. Zanim się

obejrzysz, z powrotem b

ędą sobą.

Jeszcze bardziej zaskoczy

ło ją nienaturalne zachowanie pielęgniarek,

mimo

że kamerzyści kręcili się na oddziale już od kilku dni.

– Nie chcia

łbym wtrącać się w nie swoje sprawy – zauważył Samuel –

ale my

ślę, że gdybyś włożyła szpitalny strój, nie odstawałabyś tak bardzo

od reszty. Spróbuj.

Z

żalem popatrzyła na swoją sukienkę. Prezentowałaby się w niej

bardzo wytwornie, ale có

ż, najważniejszy jest temat. Ociągając się, wzięła

od niego s

łużbowy zielony uniform.

– Nakrycie g

łowy też jest obowiązkowe?

– Tylko dla tych, którzy zamierzaj

ą operować. – Uśmiechnął się blado. –

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

B

ądź uprzejma uprzedzić mnie, jeśli się na to zdecydujesz. – Otwierał

drzwi. – Mimo

że ten pokoik nie przypomina apartamentów w Hotelu

Wentworth, o czwartej nad ranem wydaje si

ę luksusem. Co się stało?

– Nic – odpar

ła z przesadnym entuzjazmem. Przecież nie może mu

powiedzie

ć, co się z nią dzieje, gdy stoi tak blisko niego w tym

niewyobra

żalnie ciasnym pokoiku. Uśmiechnęła się promiennie i rzuciła

torb

ę na łóżko. – Może być. Zdarzało mi się mieszkać w gorszych

warunkach.

– Doprawdy? – Nie mia

ła wątpliwości, że Samuel z niej drwi. – Wobec

tego opuszcz

ę cię, abyś mogła się przebrać.

Wstawi

ła szczoteczkę do zębów, pastę i nitkę do czyszczenia zębów do

szklanki obok umywalki. Notatki po

łożyła na nocnym stoliku i wyłączyła

budzik. Reszt

ę rzeczy zmieściła w obdrapanej szpitalnej szafce. Dlaczego

tak si

ę denerwuje? Występuje tutaj w roli reportera, a Samuel jest jej

tematem!

Przebra

ła się błyskawicznie, aby nie dać mu się zaskoczyć. Z

dezaprobat

ą obejrzała siebie w workowatych, zielonych spodniach.

Zaprezentuje si

ę na wizji jak pokraka. Wskoczyła na łóżko, żeby obejrzeć

si

ę w lustrze nad umywalką. Nawet nie wygląda to tak bardzo źle. Całkiem

ładnie, pomyślała. Dopóki ktoś nie weźmie jej za lekarkę. Roześmiała się,

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

po czym pisn

ęła przerażona, ponieważ usłyszała pukanie do drzwi, które

natychmiast si

ę otworzyły.

Na progu stan

ął Samuel. Parsknął śmiechem.

– Jak sko

ńczysz tę paradę przed lustrem, pójdziemy porozmawiać z

personelem.

Wyszli, zanim och

łonęła ze wstydu. W poczekalni było już dużo

pacjentów. Wsz

ędzie porozwieszano informację, że izba przyjęć jest

filmowana.

Podszed

ł do niej Dave.

– Za wszelk

ą cenę masz o siódmej sfilmować zegar – przypomniała mu.

– B

ędę wtedy przeprowadzać wywiad z pacjentami.

– Ciebie te

ż?

– Nie za cz

ęsto. To ma być reportaż o pacjentach. Zrób parę moich

uj

ęć, a potem zobaczymy, co z nimi zrobić. Przede wszystkim filmuj ludzi.

Zawo

łam cię, jak będzie coś ciekawego, ale sam też bądź czujny.

Dave lubi

ł pracować z Erin: nie udawała wielkiej gwiazdy i dawała

kamerzystom woln

ą rękę.

– Chod

ź, coś ci pokażę. – Z tajemniczym uśmiechem poprowadził ją

przez oddzia

ł. Udawał, że filmuje, a ona obserwowała go cierpliwie. W

porównaniu z poczekalni

ą tutaj nic się nie działo.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Zbli

żał się do nich jakiś blondyn, zapewne lekarz, z bardzo ważną miną.

Dave zachichota

ł.

– Jest! Jak pszczo

ła do miodu. Zjawia się natychmiast, kiedy myśli, że

co

ś kręcę. Wiem od pielęgniarek, że jest chirurgiem. Podobno normalnie

nigdy tu si

ę nie pokazuje. Nie miałem serca powiedzieć mu, że jeszcze nie

kr

ęcimy.

Zwabiony jej u

śmiechem blondyn podszedł bliżej.

– Pozwoli pani,

że się przedstawię. Rozmawiałem już z waszym

re

żyserem. W ciągu tego weekendu będziemy stale się spotykać. Jeremy

Foster, chirurg.

Poda

ła mu dłoń.

– Erin Casey. A to jest Dave, nasz g

łówny kamerzysta. Ściskał jej dłoń

d

łużej, niż wypadało.

– Jak ju

ż wspomniałem, będziemy często się widywać.

Prosz

ę mi wierzyć, nie mam nic przeciwko obecności kamer w sali

operacyjnej. Tam mo

że być bardziej... dramatycznie.

Pohamowa

ła śmiech.

– Dzi

ękuję, ale zamierzamy skoncentrować się na oddziale nagłych

wypadków.

– Sk

ładam tę propozycję na wszelki wypadek. Na pewno jeszcze nieraz

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

si

ę tu spotkamy.

Zbli

żał się Samuel.

– Jak wam idzie?

– Wsz

ędzie jesteśmy mile widziani. Jeremy Foster właśnie zaprosił nas

do sal operacyjnych. Ale nie skorzystamy z tego – doda

ła pospiesznie. –

Nie mamy pozwolenia, a poza tym najbardziej interesuj

ą nas nagle

wypadki.

Samuel odetchn

ął z ulgą.

– Ten facet zrobi wszystko,

żeby pokazać się w telewizji.

– Domy

śliłam się.

W korytarzu pojawi

ł się Mark, który przyjechał na początek zdjęć.

– Za dziesi

ęć siódma. Właśnie podjechała taksówka ze starszą panią.

Zanim przejdzie przez rejestracj

ę, będzie siódma. Zacznijmy od niej. –

Przeniós

ł wzrok na Dave'a. – Zrobisz ujęcie zegara? – upewnił się.

Samuel i Dave spojrzeli w sufit.

– Bankowo – odpar

ł Dave.

Samuel tymczasem znikn

ął w kabinie, a Erin wraz z ekipą przeszła do

poczekalni. Poczu

ła nagły przypływ adrenaliny. Oto jej wielka szansa.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Rozdzia

ł 4

– Przepraszam za k

łopot. – Elsie White grzebała w torebce, szukając

portmonetki. – Ile si

ę należy?

– Spokojnie, kochana. – Taksówkarz potrz

ąsnął głową. – Ważne, żeby

zaj

ęli się pani nogą. Jak będzie pani potrzebowała taksówki z powrotem,

niech im pani poda mój numer.

– To bardzo

ładnie z pana strony, ale muszę zapłacić. – Trzymała gruby

zwitek banknotów w dr

żącej dłoni.

– Wielkie nieba! – krzykn

ął taksówkarz. – Oszczędności całego życia.

Piel

ęgniarka o imieniu Vicki uśmiechnęła się łagodnie.

– Prosz

ę to schować. Nasz ochroniarz zaniesie je do sejfu. Potrzebna

mi b

ędzie tylko pani karta ubezpieczeniowa.

Staruszka dalej przeszukiwa

ła torebkę.

– Tego nie filmujcie – ostrzeg

ła Vicki. – Wiele starszych osób trzyma

oszcz

ędności w domu. Głupio by było, gdyby przez to ktoś złożył jej

niepo

żądaną wizytę.

– Wykluczone – odpar

ła Erin.

– Co si

ę stało? – indagowała Vicki kobietę.

– Stara jestem, a g

łupia. Zachciało mi się wymienić żarówkę.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Zakr

ęciło się pani w głowie?

– Nie.

Źle postawiłam stopę, schodząc ze stołka. Skaleczyłam się.

Próbowa

łam sama zatamować krwotok, ale mi się nie udało. Przepraszam,

że zawracam głowę.

Vicki w

łożyła gumowe rękawiczki i ostrożnie odwijała kuchenną

ściereczkę na nodze staruszki.

– Nie ma za co przeprasza

ć. Dlaczego nie wezwała pani karetki? To

bardzo brzydka rana.

– Oni maj

ą ważniejsze sprawy na głowie niż wożenie starych, głupich

bab.

– Prosz

ę tak nie mówić. Jest tylu prawdziwych głupców, którzy wzywają

karetki.

– Za

łożycie mi szwy? – dopytywała się starsza pani, podczas gdy Vicki

zak

ładała jej opatrunek.

– Nie wiem. Ma pani bardzo cienk

ą skórę. Pan doktor zadecyduje. Nic

wi

ęcej się pani nie stało?

– Nie, tylko ta noga. Fatalny zbieg okoliczno

ści. Chciałam jutro

popracowa

ć w ogródku.

Vicki powtórzy

ła pytanie, ale pani White zdecydowanie twierdziła, że nic

wi

ęcej jej nie dolega.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Gdy Vicki spisywa

ła dane pacjentki, Erin zastanawiała się, do której

kategorii piel

ęgniarka zaliczy staruszkę.

– Dlaczego „trzy"? – zdziwi

ła się. – To wygląda na zwykłe skaleczenie.

– A ty co by

ś jej dała? – Vicki uśmiechnęła się.

– Cztery albo pi

ęć.

– Mog

łoby być „cztery". Piąta kategoria to ci, którzy przez tydzień

wytrzymuj

ą z lekkim bólem ucha albo z czymś, czym normalnie zajmuje się

lekarz rodzinny. Pani White jest przypadkiem kwalifikuj

ącym się na oddział

nag

łych wypadków. Z klinicznego punktu widzenia plasuje się jako

„czwórka", ale... – Vicki zamy

śliła się. – To osoba starsza i z poczuciem

godno

ści. Zauważyłaś, że przed przyjazdem do nas się umalowała?

Kochana staruszka... – rozczuli

ła się. – Inni wezwaliby karetkę, ona

przyjecha

ła taksówką. Nie lubi robić zamieszania wokół siebie. Mam

wra

żenie, że nie powiedziała mi wszystkiego. „Trójka" gwarantuje jej

chocia

ż obserwację. Wiem, że mam miękkie serce, ale nie lubię, jak te

starowinki przesiaduj

ą w poczekalni. Ona mi przypomina moją babcię.

Erin wraz z ekip

ą ponownie zobaczyli panią White już w szpitalnej

koszuli, podczas rozmowy z Sharon, kolejn

ą pielęgniarką. Starsza pani

nieco si

ę skrzywiła, gdy Sharon zaciskała na jej ramieniu aparat do

mierzenia ci

śnienia.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Ci

śnienie trochę za niskie.

– Zawsze mam takie. To lepsze ni

ż za wysokie.

– Prosz

ę mi powiedzieć, co się naprawdę wydarzyło?

– Ju

ż mówiłam tamtej siostrze. Zsunęłam się z taboretu, wymieniając

żarówkę.

– Zakr

ęciło się pani w głowie?

– Ju

ż mówiłam, że nie – zirytowała się pani White. – Czy ktoś wreszcie

zajmie si

ę moją nogą?

Sharon nie da

ła się zbić z tropu.

– Nie czu

ła pani dzisiaj bólu w klatce piersiowej?

– To zwyczajna niestrawno

ść. – Starsza pani miętosiła róg koca. –

Zjad

łam na podwieczorek pączka, który mi nie posłużył.

– Zdaje si

ę, że nie wspomniała pani o pączku pierwszej siostrze.

– Nie warto si

ę tym przejmować.

– P

łacą mi za to, żebym się przejmowała – oświadczyła Sharon

autorytarnie, ale w jej oczach l

śniła dobroć. – Proszę tu zaczekać.

Przywioz

ę aparat do EKG.

– Tyle zamieszania – mrukn

ęła pani White.

Erin u

śmiechnęła się do niej.

– By

ła już pani na takim oddziale? – zapytała.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Nie. I nie zamierzam tu wraca

ć. Te pannice są bardzo miłe, ale robią

strasznie du

żo krzyku. Zobaczy pani, zaraz wezwą kogoś z ochrony, żeby

schowa

ł moje pieniądze do sejfu.

– Dlaczego nie wp

łaciła ich pani do banku? – Zainteresowało ją to,

mimo

że nie mogła wykorzystać tego w reportażu.

– Bo w zamian daliby mi kawa

łek plastiku, z którym nawet nie wiem, co

si

ę robi. Dziękuję bardzo.

Wróci

ła Sharon z aparaturą do EKG.

– Sprawdz

ę tylko, jak pracuje pani serce. To nie boli. Założę te paski na

przeguby r

ąk i na kostki oraz przylepię plasterki na klatce piersiowej. To

tylko tak strasznie wygl

ąda. Nic pani nie poczuje. – Krzątała się przy wózku.

– Nie przywioz

łam jednego kabelka... – Zwróciła się do ekipy. – Jak wrócę,

poprosz

ę was, żebyście wyszli. Muszę podciągnąć jej koszulę.

– Nie ma sprawy. – Gdy Sharon znikn

ęła, Erin zwróciła się do staruszki:

– Na czas EKG wyjdziemy, ale je

śli nie ma pani nic przeciwko temu, po

badaniu chcieliby

śmy wrócić.

Elsie White nie odpowiedzia

ła. Leżała bezwładnie, oparta na poduszce.

– Pani White! – krzykn

ęła Erin. – Nie! – Spojrzała na Dave'a, który nadal

filmowa

ł, i dramatycznym gestem rozsunęła zasłonę kabiny.

Sharon na jej widok zacz

ęła biec.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Pani White! S

łyszy mnie pani? – Nacisnęła czerwony guzik w ścianie,

opu

ściła oparcie wózka pacjentki, wymacała puls na szyi i pospiesznie

za

łożyła maskę tlenową na siniejące wargi. Sala w okamgnieniu wypełniła

si

ę pielęgniarkami i lekarzami.

– Co si

ę stało? – zapytał Samuel opanowanym tonem.

– Nagle straci

ła przytomność – oznajmiła Sharon, podczas gdy Samuel

kopniakiem zwalnia

ł hamulce wózka. – Ma bardzo słaby puls.

– Zabieramy j

ą.

Wózek pomkn

ął przez oddział. Erin dopiero po chwili ruszyła jego

śladem. Na reanimacji zajęła wyznaczone miejsce pod ścianą i

obserwowa

ła krzątaninę wokół pani White. Samuel poklepał wierzch jej

d

łoni, aby żyły się uwydatniły, po czym podłączył ją do kroplówki.

– Rytm serca prawid

łowy – oznajmił, wpatrując się w monitor. –

Saturacja poprawia si

ę.

Pani White próbowa

ła zedrzeć maskę tlenową.

– Prosz

ę jeszcze jej nie zdejmować. Miała pani kryzys, ale już wszystko

jest w porz

ądku. Nazywam się Samuel Donovan, jestem lekarzem. –

Sharon poda

ła mu wyniki EKG. – Z kim mamy do czynienia?

– Osiemdziesi

ąt lat. Przyjechała do szpitala taksówką, z raną na nodze.

Twierdzi,

że spadła ze stołka. W końcu przyznała się, że po południu

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

poczu

ła ból w piersiach. Miałam jej zrobić EKG, gdy niespodziewanie

straci

ła przytomność.

– By

łaś przy niej?

– Wysz

łam po kabel. Erin została przy niej.

– Narzeka

ła na ból w piersiach? – zwrócił się do Erin.

Potrz

ąsnęła przecząco głową. Ciągle nie mogła wydobyć z siebie słowa.

Wyr

ęczył ją Dave.

– Odjecha

ła zupełnie niespodziewanie, doktorze. Bez słowa.

Samuel analizowa

ł zapis EKG.

– Puls by

ł wyczuwalny, gdy do niej dobiegłaś?

– Tak – potwierdzi

ła Sharon. – Ale nieregularny i świadczący o

zwolnionej akcji serca.

– To by

ł zawał przedniej ściany. Trzeba podać morfinę, żeby złagodzić

ból. Gdzie, do cholery, s

ą ci sanitariusze? Mam nadzieję, że ktoś ich

zawiadomi

ł. Czy sam mam ich szukać? Tymczasem zróbcie zdjęcia

rentgenowskie.

Erin przygl

ądała się wszystkiemu jak urzeczona. Zauważyła tylko, że

dr

żą jej ręce. Nie mogła uwierzyć, że jeszcze przed chwilą rozmawiała z

pani

ą White.

– Trzymasz si

ę? – szepnął Samuel, podchodząc bliżej. – Wyjdźmy.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Zrobi

ą jej prześwietlenie. Cały czas będzie pod opieką. – Gdy wyszli z sali,

przyjrza

ł się jej uważnie. – Jesteś blada jak płótno. Pierwszy raz widzisz

co

ś takiego?

– Znam to tylko z telewizji. Mówi

łam ci już, że do tej pory dostawałam

bardzo proste tematy. Ona prze

żyje, prawda? – upewniła się. – Wiem, że

ma swoje lata, ale wyda

ła mi się taka niezależna...

– Nie wiem, Erin. Zrobimy wszystko, co mo

żemy, ale jej serce ma

osiemdziesi

ąt lat. Jasne, że zrobimy wszystko...

Nie potrafi

ła ukryć, że jest bliska łez.

– Przepraszam. – Rozz

łościła się. – Na pewno się zastanawiasz, jak

przetrwam t

ę dobę. Przestraszyłam się, bo nie wiedziałam, co robić.

– Jeste

ś reporterem, a nie pielęgniarką. Co zrobiłaś?

– Dave musi przez ca

ły czas filmować, więc wybiegłam na korytarz,

żeby kogoś wezwać. I zobaczyłam Sharon.

– Nast

ępnym razem po prostu naciśnij alarm. Nieważne, czy to będzie

uzasadnione czy nie. Wszyscy musimy

ćwiczyć. Nie tylko twoja Agnes. –

Wzruszy

ło ją, że zapamiętał taki szczegół ich rozmowy i że stara sieją

podnie

ść na duchu. – Nie wstydź się łez. Pamiętaj, że nie przywykłaś do

takich scen. Dla ka

żdego byłby to pewien szok.

Za

łożę się, że Vicki, która jest teraz w naszym punkcie selekcji, też ma

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

niet

ęgą minę.

– Naprawd

ę? Jeszcze jej to nie spowszedniało?

– To zawsze jest nieprzyjemne. Zdaje si

ę, że Vicki polubiła panią White.

Nasz personel bardzo szybko nawi

ązuje bliższy kontakt z pacjentami,

zw

łaszcza tymi sympatycznymi.

Wiedzia

ła coś na ten temat.

– Ja chyba te

ż ją polubiłam. Czuję, że jest to osoba z charakterem.

– Zrób sobie kaw

ę. – Dotknął jej ramienia. – I chwilę odpocznij.

– Nie mog

ę. Jest dopiero wpół do ósmej. Nie mogę znikać za każdym

razem, kiedy dzieje si

ę coś smutnego...

– Za

łożę się – nie pozwolił jej dokończyć – że Sharon właśnie robi kawę

dla Vicki i zaraz podzieli si

ę z nią najnowszymi wiadomościami na temat

pani White. To w

łaśnie miałem na myśli, mówiąc, że nasze siostry są od

siebie bardzo zale

żne. Ten oddział jest jak pole minowe: wymaga ścisłej

wspó

łpracy ogromnego zespołu ludzi. Kawa i ploteczki bywają bardzo

skutecznym sposobem na przetrwanie.

Otworzy

ły się drzwi do sali reanimacyjnej.

– Droga wolna – oznajmi

ła pielęgniarka.

Samuel ruszy

ł do pani White.

Kawa musi poczeka

ć, pomyślała Erin akurat w chwili, gdy zjawił się

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

podekscytowany Mark.

– Chod

ź do poczekalni. Robi się gorąco.

Przy

biurku

Vicki

jaki

ś

m

ężczyzna

nerwowo

wymachiwa

ł

zabanda

żowaną ręką.

– Powiedziano mi,

że jestem następny na liście, a czekam już dwie

godziny. Przyjecha

łem karetką! Dlaczego nikt się mną nie zajmuje?

Vicki zachowywa

ła anielski spokój.

– Dozna

ł pan urazu dwa dni temu, a my tu miewamy naprawdę nagłe

wypadki. Niestety, musi pan czeka

ć.

– To dlaczego tak szybko zaj

ęliście się tą babą z chorą nogą? Ona

przyjecha

ła taksówką! Mam dzisiaj wieczorem ważne spotkanie. Żądam,

żeby mnie natychmiast przyjęto!

– Ju

ż panu tłumaczyłam, że najpierw zajmujemy się najpoważniejszymi

przypadkami. Prosz

ę usiąść i czekać.

Jegomo

ść nie dawał za wygraną.

– Dlaczego najpierw wzi

ęliście tę staruszkę? To skandal. – Zwrócił się

do kamery. – Mam nadziej

ę, że pan to wszystko filmuje. – Huknął

zabanda

żowaną ręką w szybę, oddzielającą pielęgniarki od poczekalni. –

Prosz

ę natychmiast wezwać tu lekarza!

– Wystarczy – mrukn

ęła Vicki.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Erin wiedzia

ła, że w tej samej chwili nacisnęła stosowny guzik ukryty

pod biurkiem. Chwil

ę później do poczekalni wkroczyło dwóch barczystych

ochroniarzy.

– W czym

ś pomóc, siostro? – Przystanęli przy nerwowym pacjencie.

– T

łumaczę temu panu, dlaczego musi czekać, ale on nie chce słuchać

moich wyja

śnień. Może was posłucha?

Pan Nesbitt wyra

źnie spuścił z tonu.

– Po co zaraz wzywa

ć ochronę? Uderzyłem w szybę, nie w panią.

– Wola

łam nie ryzykować. Proszę usiąść i czekać.

– Jak d

ługo on tu jest? – Erin zwróciła się do Marka. – Wcześniej go nie

widzia

łam.

– W tym rzecz. Przyjecha

ł pół godziny temu. – Mark popatrzył na

Dave'a, ale ten go ubieg

ł.

– Spokojna g

łowa. Pamiętam o zegarze.

– Czuj

ę się, jakbyśmy pracowali już całą noc, a tu jeszcze nie ma ósmej

– zauwa

żyła Erin.

Tylnym wej

ściem, pod które podjeżdżały karetki, dostała się do

pomieszczenia, w którym urz

ędowała Vicki.

– Jak si

ę czujesz? – zapytała.

– Dobrze. Dlaczego pytasz? – Piel

ęgniarka odwróciła wzrok od

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

komputera. Erin gestem wskaza

ła na poczekalnię. – Ten obywatel? To

kaszka z mleczkiem. Zobaczysz, co b

ędzie, jak zaczną tu ściągać faceci z

pubów.

– Wcale si

ę nim nie przejęłaś?

– Sk

ądże! Co najwyżej trochę mnie wkurzył. Jedni, ci mili, nie wzywają

karetki, nawet wtedy kiedy by

łoby to wskazane, bo nie chcą robić wokół

siebie zamieszania, inni, tacy jak ten, traktuj

ą karetkę jak darmową

taksówk

ę, bo dwa dni temu nadwerężyli sobie nadgarstek.

– Tylko nadwer

ężony nadgarstek? – zdumiała się Erin.

– Tak podejrzewam. Sama widzia

łaś, jak sprawnie włada tą ręką. Kiedy

przyjecha

ł, ostrzegłam go, że dzisiaj chyba nie zrobimy mu prześwietlenia.

My

ślę, że dopiero jutro rano. Jeśli lekarz w ogóle uzna prześwietlenie za

konieczne.

– Czy to znaczy,

że będzie tu siedział nie wiadomo ile, żeby się

dowiedzie

ć, że ma przyjść jutro?

Vicki wzruszy

ła ramionami.

– To nie jest wykluczone. – Wpatrywa

ła się w kobietę, która wbiegła do

poczekalni.

– Prosz

ę mi pomóc! – krzyknęła kobieta. Na rękach trzymała dziecko w

samej pieluszce, które dar

ło się wniebogłosy. – Nie oddycha! Ona przestała

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

oddycha

ć...

Vicki b

łyskawicznie opuściła stanowisko i przez elektronicznie otwierane

drzwi wydosta

ła się do poczekalni. Erin ruszyła za nią. Spodziewała się, że

Vicki natychmiast zaniesie dziecko do sali reanimacyjnej. Jednak ta

poprowadzi

ła kobietę do poradni pediatrycznej.

Do

łączył do nich Dave.

– Prosz

ę położyć dziecko. Jak ma na imię? Zajmę się nią – rzuciła w

stron

ę Gemmy, pielęgniarki zajętej przy innym dziecku.

– Nicola. – Kobieta zanios

ła się płaczem.

– A pani?

– Rita. Czy ona prze

żyje?

– Na pewno – oznajmi

ła Vicki, sprawdziwszy temperaturę dziecka. –

Prosz

ę wziąć kilka głębokich oddechów i uspokoić się. Płacz źle wpływa na

ma

łą.

Uspokoiwszy

si

ę nieco, niepewnym jeszcze głosem matka

poinformowa

ła pielęgniarkę, że ostatnio Nicola źle się czuła. Lekarz

rejonowy orzek

ł, że to tylko wirus, ale mała przepłakała całą noc i miała

coraz wy

ższą temperaturę.

– Nie wiedzia

łam, co robić, więc postanowiłam ją tu przywieźć. Już na

waszym parkingu zauwa

żyłam, że dygocze i przewraca oczami.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Pomy

ślałam, że to agonia. Co jej jest?

Vicki obj

ęła zrozpaczoną matkę.

– Nie umrze. Ma wysok

ą temperaturę, możliwe też, że miała drgawki.

Takie ma

łe dzieci gorzej kontrolują ciepłotę ciała niż dorośli, więc mogą

dosta

ć drgawek. Wygląda to okropnie, ale Nicole już dochodzi do siebie.

Zaraz obejrzy j

ą lekarz.

Erin z niedowierzaniem obserwowa

ła tę scenę. Vicki była niesamowita.

W tej chwili delikatnie naciera

ła małe ciałko wilgotnym ręczniczkiem.

– Kiedy dosta

ła Paracetamol?

– Godzin

ę temu, ale od razu zwymiotowała.

Przy

łóżeczku stał już Samuel i młody doktor Clint.

– Czy siostra uprzedzi

ła panią o obecności kamer telewizyjnych? –

zapyta

ł.

– Nie by

ło na to czasu. Zaraz wszystko wyjaśnię.

– Jak

ą ma temperaturę?

– Czterdzie

ści i jedna kreska. Zwróciła paracetamol podany godzinę

temu.

– Prosz

ę jej podać 125 miligramów paracetamolu i nadal obmywać

letni

ą wodą. – Po chwili zwrócił się do matki. – Siostra za chwilę da małej

czopek, aby zbi

ć temperaturę. Teraz chciałbym ją zbadać. Proszę wziąć ją

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

na kolana.

– Czy mog

ę dać jej pić? – spytała matka już spokojnie.

– Najpierw j

ą zbadam. – W trakcie oględzin Samuel wyjaśniał Clintowi

ka

żde swoje posunięcie.

– Nie ma si

ę najlepiej. Widzę tutaj drobną wysypkę, która wygląda na

wirusow

ą. Teraz sprawdzam, czy nie wystąpiła sztywność karku. –

Specjaln

ą latarką poświecił dziecku w oczy. – Nie stwierdzam

światłowstrętu.

– Zapalenie opon mózgowych?

– Musimy rozwa

żyć wszystkie możliwości. Klatka piersiowa i uszy są w

porz

ądku. Gardło lekko zaczerwienione, ale zbyt mało, żeby mogło być

przyczyn

ą takiej wysokiej temperatury. Podejrzewam wirus. Trzeba to

potwierdzi

ć. Za jakiś czas siostra posmaruje jej ramiona specjalnym

znieczulaj

ącym kremem i wtedy pobierzemy krew do badania. Poproszę też

pediatr

ę, żeby ją zbadał.

– Ile to potrwa?

– Trudno powiedzie

ć. Analiza krwi musi zająć trochę czasu. Poza tym

pediatra mo

że zlecić jeszcze inne badania.

– Na przyk

ład?

– Poczekajmy. Tutaj Nicole b

ędzie pod dobrą opieką. Za chwilę

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

przyjdzie nowa piel

ęgniarka na nocną zmianę.

Gdyby wcze

śniej coś się wydarzyło, proszę nas zawiadomić.

Stanowisko piel

ęgniarek jest tuż obok.

Erin wysz

ła wraz z Samuelem.

– My

ślisz, że to jest zapalenie opon mózgowych?

– Taka mo

żliwość istnieje. Badając chore dziecko, każdy lekarz bierze ją

pod uwag

ę. My też tego się boimy. Ale nie sądzę, żeby o to chodziło w tym

przypadku. Podejrzewam,

że to rzeczywiście jakaś paskudna infekcja

wirusowa.

– Wi

ęc dlaczego zwlekacie z badaniem krwi? – zapytała. – Nie zrozum

mnie

źle, ja cię nie krytykuję – wyjaśniła.

– To bardzo dobre pytanie – pochwali

ł ją. – Gdyby badał ją tylko Clint,

na wszelki wypadek poradzi

łbym mu zrobienie tych badań od razu lub

wezwanie pediatry. Jestem prawie pewien,

że to jest wirus. Wskazuje na to

ta wysypka. W jej obecnym stanie pobieranie krwi bez miejscowego

znieczulenia mog

łoby wywołać nowe drgawki.

Na stanowisku piel

ęgniarek odbywało się przekazywanie dyżuru. Nocna

zmiana wyst

ąpiła w pełnym makijażu, nawet Fay sięgnęła po pomadkę.

– Witam nocn

ą zmianę – rzekł Samuel. – Wszystkie takie piękne...

Ciekawe dlaczego? – za

żartował.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– To na pana cze

ść, doktorze. Niech pan nie udaje – odparowała z

u

śmiechem Fay. – W lodówce odkryłam podejrzanie wielki sernik.

– Widz

ę, że nie omieszkałaś zajrzeć do pudełka. Przyda mi się, żeby

was przeb

łagać.

– Co pan przeskroba

ł? – zainteresowała się Louise.

– Jeszcze nic. Ale s

ądząc po tym, jak zaczął się ten wieczór, obawiam

si

ę, że komuś nawymyślam. Uznałem więc, że zawczasu przeproszę was

za mój choleryczny temperament i ju

ż będę miał to z głowy. Teraz idziemy

z Erin na kaw

ę. Miej na oku łóżeczko numer dwa – przypomniał Fay. – Ma

wysok

ą temperaturę i jest niespokojna.

– Louise – rzek

ła Fay do koleżanki – dzisiaj ty zajmujesz się maluchami.

Id

ź już i zmień Gemmę. Później poinformuję cię, co dzieje się gdzie indziej.

– Chcia

łam nakręcić zmianę warty. – Erin zawahała się. Fay jednak

oddali

ła ją gestem ręki.

– Id

ź już. Jesteś tutaj od szóstej. Zasłużyłaś na kawę. Dave'a zostaw

mnie. Potrafi

ę się nim zająć. – Puściła oko do kamerzysty. – Będzie miał z

nami jak w raju. – Erin po raz pierwszy mia

ła okazję oglądać Dave'a, który

sp

łonił się jak pensjonarka. Roześmiała się tylko i pozostawiła kolegę na

pastw

ę pielęgniarek.

– Wariatki – orzek

ła, gdy znaleźli się w pokoju dla personelu. Samuel

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

nalewa

ł kawę z pokaźnych rozmiarów ekspresu. – A to skąd tu się wzięło?

Jestem tu od tygodnia i widz

ę to po raz pierwszy.

Poda

ł jej plastikowy kubek.

– Nie by

łaś tu w nocy. To zupełnie inny świat. Dla nocnej zmiany kawa

to bardzo wa

żna sprawa. Jeśli będziesz korzystać z tej maszyny, nie

zapomnij dola

ć wody i dosypać kawy. Pod groźbą zakazu używania jej.

– Postaram si

ę nie zapomnieć. Zawsze tak jest?

– Jak?

– Tak t

łoczno. Zawsze tyle się tutaj dzieje?

– Wierz mi, jeszcze nie widzia

łaś wszystkiego. Mamy tu pełne ręce

roboty, i to nie jest specjalna wersja dla telewizji. Mimo

że wygląda to

bardzo

powa

żnie,

osiemdziesi

ęcioletnia

staruszka

ze

stanem

przedzawa

łowym i niemowlę z drgawkami to dla nas nie nowina.

– Co b

ędzie z panią White? Zatrzymacie ją?

– Zajmie si

ę nią lekarz izby przyjęć: zbada ją, zleci dodatkowe badania,

znajdzie

łóżko. Łóżek, jak zwykle, nam brakuje. Podejrzewam, że na razie

zostanie u nas.

– Rozmawia

łam z siostrą zawiadującą łóżkami. Powiedziała, że jest

sze

ść wolnych łóżek oraz jedno stanowisko kardiologiczne.

– To prawda. Ale jeszcze nie wiadomo, czy s

ą to łóżka odpowiednie dla

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

pani White.

– Ona jest ubezpieczona. Dlaczego musi czeka

ć na łóżko w szpitalu?

Po pierwsze by

łoby jej tam wygodniej, po drugie zwolniłaby łóżko na

reanimacji.

– To nie jest takie proste. Po

łowa tego odium, które na nas spada ze

strony pacjentów, krewnych oraz mediów wynika z wycinkowego podej

ścia

do tej skomplikowanej ca

łości. I dlatego nie lubię wpuszczać tu

dziennikarzy. Bardzo

łatwo jest wycelować kamerą w zegar i mieć nam za

z

łe, że staruszka z zawałem leży na nagłych wypadkach, podczas gdy

wiadomo,

że na różnych oddziałach jest siedem wolnych łóżek. Prawda

jednak jest taka,

że mamy istotne powody, z których nie przewieźliśmy jej

na jedno z tych

łóżek.

– Poprosz

ę o szczegóły. Może nas przekonasz.

Przez chwil

ę wpatrywał się jej w oczy. Było jasne, że bije się z myślami.

– Wyt

łumacz mi to – poprosiła.

– Pani White mia

ła zawał. Na dodatek ma osiemdziesiąt lat. Jasne, że

mogliby

śmy przenieść ją na wolne łóżko i uważać sprawę za załatwioną.

Siostry na pewno cz

ęsto by do niej zaglądały, zrobiono by też wszystkie

badania. Ale sama widzia

łaś, jak błyskawicznie straciła przytomność.

Pomy

śl, co by się stało, gdyby pielęgniarka przyszła dziesięć minut później,

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

lub gdyby ju

ż na progu pokoju pani White otrzymała pilne wezwanie do

innego pacjenta, który zwymiotowa

ł albo prosi o basen?

– Nie mo

żna podłączyć jej do monitora?

– A jaki by

łby z tego pożytek, gdyby nikt go nie obserwował, bo

piel

ęgniarka rozmawiałaby przez telefon na drugim końcu korytarza?

– Mo

żna położyć ją na kardiologii. Czy to z racji podeszłego wieku nie

warto si

ę nią zajmować?

– Przecie

ż się nią zajmujemy. Leży tutaj i jest nieustannie

monitorowana.

– Ale na kardiologii jest wolne

łóżko – upierała się.

Samuel wsta

ł.

– Wiesz co? Pogadamy o tym jutro, przy

śniadaniu.

– Nadal nie otrzyma

łam pełnej odpowiedzi – mruknęła. Zgniótł kubek i

wrzuci

ł go do kosza.

– Jutro, przy

śniadaniu.

– Randka o poranku.

Razem ruszyli w stron

ę drzwi i o mało się nie zderzyli na progu.

– Przepraszam – powiedzieli zgodnym chórem.

Przez u

łamek sekundy znowu byli w korytarzu dyrekcji, flirtując i starając

si

ę przedłużyć to spotkanie. Erin nie miała wątpliwości, że Samuel miał

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

ochot

ę ją pocałować!

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Rozdzia

ł 5

– Przepraszam,

że przeszkadzam – rzekła Fay. – Myślę, że pan doktor

zechce obejrze

ć ten przypadek, ale najpierw muszę wprowadzić pana w

sytuacj

ę.

– Nie kr

ępuj się. – Był opanowany. Erin nie była pewna, czy to nie

rozbuchana wyobra

źnia kazała jej dostrzec te błyskawice w jego spojrzeniu.

– To ci si

ę na pewno spodoba – zwróciła się do Erin. – Deborah

Grayson, lat czterdzie

ści dwa, jadła dziś kolację w restauracji Rolando.

Oznacza to,

że jest nieźle nadziana.

– Do rzeczy – skarci

ł ją Samuel.

– Nag

ły atak skurczów w obrębie jamy brzusznej.

– Co jad

ła?

– Zada

łam jej to pytanie. Różne przekąski i kalmary na drugie danie.

– Czy to znaczy,

że zaraz zjadą tu wszyscy klienci Rolanda? Biegunka,

wymioty?

– Biegunka nie, raz zwymiotowa

ła. Moim skromnym zdaniem był to

sygna

ł, że zaczyna rodzić.

– Co takiego? – zdziwi

ł się Samuel, a Fay uśmiechnęła się od ucha do

ucha.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Powiedzmy,

że dwadzieścia lat temu powiedziano jej, że nie może

mie

ć dzieci. Wobec tego nie stosowała żadnych zabezpieczeń, bo nie było

takiej potrzeby.

Erin p

ękała z ciekawości.

– Podejrzewasz,

że ona rodzi? Teraz?

– Kiedy mia

ła ostatni okres? – zapytał Samuel.

– Kilka lat temu. Cytuj

ę jej słowa: „Na pewno nie w ciągu ostatnich

o

śmiu, dziewięciu miesięcy". Uznała, że to menopauza. Nie jestem położną,

ale obmaca

łam jej brzuch i jestem święcie przekonana, że jest to drugi etap

akcji porodowej. Chcia

łabym, żeby pan doktor ją zbadał.

– Niczego nie podejrzewa?

– Nic a nic. W poczekalni siedzi po

łowa towarzystwa z restauracji,

czekaj

ąc na objawy zatrucia.

– Pozwól mi przy tym by

ć, proszę cię. – Erin nie mogła ustać w miejscu.

– Nie ma nic przeciwko telewizji. Uwa

ża, że pomoże jej to w wygraniu

sprawy przeciwko Rolandowi.

– Cholera – mrukn

ął Samuel. – Zdążymy przewieźć ją na położniczy?

– Nie ma mowy – odpar

ła rozradowana Fay. – Proszę wkładać

r

ękawiczki, doktorze. Mamy poród.

Po drodze Samuel zwróci

ł się do Erin:

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Je

śli każę wam wyjść, wyjdźcie. Ta kobieta nie robiła badań

kontrolnych, wi

ęc nie wiadomo, czy dziecko jest zdrowe.

Krzyki i j

ęki dobiegające z kabiny czwartej nie pozostawiały

najmniejszych w

ątpliwości.

Dave ju

ż pracował. Pani Grayson stała, opierając się o szpitalne łóżko

na kó

łkach. Pomimo zablokowanych hamulców oraz wysiłków pielęgniarki

łóżko przesuwało się niebezpiecznie. Louise robiła wszystko, by uspokoić

pacjentk

ę i jej przerażonego męża.

– Doby wieczór. Jestem doktor Samuel Donovan.

– Najwy

ższy czas – warknął pan Grayson. – Moja żona przechodzi

katusze. Mo

że nareszcie jakoś jej pomożecie.

Pani Grayson przycich

ła tylko na chwilę.

– Cholerne owoce morza! – Jej dono

śny głos przetoczył się przez

oddzia

ł. – Każę sobie wypłacić takie odszkodowanie, że się Rolando nie

pozbiera.

– Prosz

ę jej coś dać – domagał się mąż.

Samuel odczeka

ł, aż minie fala bólu.

– Prosz

ę się położyć. Muszę panią zbadać. – Wprawnymi ruchami

obmaca

ł jej brzuch, przez chwilę nieco dłużej trzymając na nim dłoń. – Czy

czuje pani,

że ból powraca?

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Tak – wycedzi

ła przez zęby.

– Gdy minie, zrobimy badanie wewn

ętrzne.

Dave i Erin wyszli.

– Kurcz

ę – mruknął kamerzysta. – Powinna się już domyślić, skoro

nawet ja to wiem.

– Ale gdyby

ś niczego się nie spodziewał... Wyobrażasz sobie, jaki to

szok?

Fay wychyli

ła głowę zza zasłony.

– Dzi

ęki. Możecie wracać.

– Kiedy wreszcie co

ś jej dacie? – denerwował się małżonek.

– Obawiam si

ę, że nic jej nie damy. – Samuel potrząsnął głową. Erin

s

łuchała z zapartym tchem. – Przyczyną tych skurczów nie są kalmary.

– Oczywi

ście, że kalmary – zasyczał pan Grayson.

– Te fale bólu, pani Grayson, to skurcze porodowe. Za chwil

ę urodzi

pani dziecko.

– To

ż to kosmiczna bzdura! – krzyknął mąż. – Ubieraj się. Jedziemy do

prywatnej kliniki. Nie potraficie zdiagnozowa

ć zwyczajnej grypy. Moja żona

nie mo

że mieć dzieci. Czy zdajecie sobie sprawę z tego, jak bolesne jest

dla niej to, co mówicie? Mój prawnik skontaktuje si

ę z wami. Idziemy.

– Zdaje si

ę, że ten prawnik ma pełne ręce roboty – szepnęła Fay do

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Erin.

– Czuj

ę, że muszę przeć. – Pani Grayson rzuciła mężowi błagalne

spojrzenie. – Nie mog

ę tego powstrzymać.

– To naturalne – uspokaja

ł ją Samuel. – Niech pani prze.

– To niemo

żliwe. – Mężczyzna zrobił wielkie oczy.

– Nic nie rozumiem.

– Prosz

ę wziąć żonę za rękę. – Fay podprowadziła go do wezgłowia

łóżka.

– Rozumiem,

że to dla państwa szok – rzekł Samuel – ale o tym, jak to

si

ę stało, porozmawiamy później. Nie zdążymy przewieźć pani na

po

łożniczy, ale proszę się niczego nie obawiać. Nasz personel jest

wszechstronnie wyszkolony.

Wróci

ła Fay, wtaczając inkubator.

– Pediatra siedzi teraz przy tej ma

łej z drgawkami. Jest przygotowany

na nasze wezwanie – oznajmi

ła.

– Czy zgadzaj

ą się państwo na filmowanie? – upewnił się Samuel.

Rodz

ąca popatrzyła na męża.

– Niech robi

ą, co chcą – szepnęła. – Czy dostanę zastrzyk?

– Za pó

źno. Gdzie jest tlen? – zwrócił się do Fay.

– W gipsowni. Przy zabiegu ortopedycznym.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Z wra

żenia Erin zapomniała, że ma być tylko biernym obserwatorem.

– Masa

ż nasady karku mógłby jej pomóc – wyrwało się jej. Gdy poczuła

na sobie spojrzenia wszystkich obecnych, zawstydzona szepn

ęła: –

Przepraszam. Ju

ż będę cicho.

W absolutnej ciszy pani Grayson, s

łuchając instrukcji Samuela, zaczęła

prze

ć. Gdy już ukazała się główka dziecka, doktor Donovan poprowadził

r

ękę rodzącej, by sama mogła jej dotknąć. Jeszcze jedno parcie i oczom

wszystkich objawi

ła się reszta kruchego, różowego ciałka. Samuel położył

dziecko na brzuchu pacjentki. Fay pomog

ła jej podnieść je wyżej. W tej

samej chwili rozleg

ł się silny, głośny płacz. Po chwili maleństwo ucichło,

znalaz

łszy matczyną pierś.

Erin i Loiuse p

łakały jak bobry, nawet Fay sięgnęła po chusteczkę.

– Zdaje si

ę, że nie jestem wam potrzebny – odezwał się pediatra

Tarence Jenkins. – Wpadn

ę później. Teraz dajmy trochę czasu mamusi i

tatusiowi.

– Gratuluj

ę – rzekł Samuel do oszołomionych rodziców. – Mówiłem, że

to nie kalmary.

Pan Grayson u

ścisnął mu dłoń.

– Przepraszam,

że tak się zachowałem, ale nie mogłem panu uwierzyć.

– Popatrzy

ł na żonę i dziecko. – Gdybym przy tym nie był...

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Wcale si

ę panu nie dziwię. – Samuel uśmiechnął się. – Gdy odejdzie

łożysko, zadzwonię na położniczy i postaramy się was przenieść. Tam

wszystko wyda si

ę pani bardziej realne, a personel pomoże pani się

pozbiera

ć.

Pani Grayson oderwa

ła wzrok od dziecka.

– Jak to mo

żliwe, że nosiłam w sobie dziecko i nawet o tym nie

wiedzia

łam? Co my powiemy ludziom?

– Musz

ą państwo coś wymyślić – poradziła Fay. – Wasi znajomi już

mnie prosili o numer gor

ącej linii ministerstwa zdrowia.

– O nie! Zupe

łnie o nich zapomniałem. Co ja im powiem? – zafrasował

si

ę pan Grayson.

Żeby dzieląc koszty dzisiejszej kolacji, doliczyli jedną osobę – rzucił

oboj

ętnym tonem Samuel.

Pan Grayson rozchmurzy

ł się, pocałował żonę oraz dziecko i wymknął

si

ę z kabiny.

– Zaraz wróci – rzek

ł Samuel z uśmiechem.

Mia

ł rację. Chwilę później zza kotary wysunęła się męska głowa.

– O czym

ś pan zapomniał?

– Nie wiem, co si

ę nam urodziło.

M

łoda matka spojrzała mu w oczy.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Ja te

ż nie wiem – przyznała się zdumiona.

– Zastanawia

łem się, ile czasu upłynie, zanim ta kwestia przyjdzie

pa

ństwu do głowy. Proszę sprawdzić.

Dr

żącymi palcami Deborah Grayson rozwinęła kocyk.

– Mamy córk

ę, Cedriku. To dziewczynka.

S

łuchając relacji Erin, Mark wpadł w zachwyt.

– Damy to w jutrzejszych wiadomo

ściach. Na przynętę. Z informacją, że

ca

łość pokażemy w przyszłą niedzielę. Ten reportaż pobije rekord

ogl

ądalności.

– Musisz mie

ć ich zgodę. – Chwyciła go za ramię, gdy energicznym

krokiem ruszy

ł w kierunku kabiny. – Nie teraz! Jutro. Czy naprawdę

uwa

żasz, że najważniejsza jest oglądalność? Pierwszy raz widziałam coś

tak pi

ęknego. Ciągle się dziwię, że ona o niczym nie wiedziała.

– To jest fantastyczny temat – przyzna

ł Mark. – Dobrze, nie będę ich

pogania

ł. Lepiej nie narażać się Donovanowi, skoro udało ci się go

ob

łaskawić. Jutro wyślemy kogoś na położniczy. Ale przede wszystkim

pami

ętaj, konkurencja nie może się o tym dowiedzieć.

Wchodz

ąc do pokoju dla personelu, była przekonana, że Fay i Samuel

b

ędą nadal entuzjazmować się niecodziennym wydarzeniem. Ku swojemu

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

zdziwieniu zobaczy

ła, że w milczeniu popijają kawę.

– Chyba mi nie powiecie,

że takie porody to wasz chleb powszedni?

– Wcale tak nie twierdzimy. Owszem, by

ło to coś niezwykłego,

zw

łaszcza na naszym oddziale. Zdarzają się nam rodzące, których już nie

mo

żna przewieźć na porodówkę. Ale, przyznaję, jest to drugi w mojej

praktyce przypadek, kiedy kobieta nie wiedzia

ła, że jest w ciąży. A ty, Fay,

spotka

łaś takich więcej?

– Owszem. By

łam wtedy z panem na dyżurze. Było jeszcze kilka, ale

niewiele. Jestem troch

ę starsza od doktora. – Mrugnęła porozumiewawczo.

– Spodoba

ło ci się? Louise już postanowiła zapisać się na szkolenie dla

po

łożnych. Co o tym myślisz? Nie zniechęciło cię to do urodzenia własnych

dzieci?

– To by

ło piękne, mimo że pani Grayson darła się wniebogłosy.

– Dzielnie si

ę spisała. Dziecko było duże, a ona nie dostała żadnych

środków przeciwbólowych.

– Masa

ż na pewno by jej pomógł. Bardzo się wzruszyłam, kiedy okazało

si

ę, że nie wiedzą, co im się urodziło – wyznała. Nie wiadomo dlaczego, ta

uwaga rozbawi

ła Fay i Sama. – Co w tym śmiesznego? Z czego się

śmiejecie?

Fay nie mog

ła wydobyć z siebie słowa, co z kolei sprowokowało kolejny

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

wybuch rado

ści Sama.

– Powiedzcie mi.

– To by

ło jak kubeł zimnej wody – zaczęła Fay, ocierając łzy. – „Mamy

córk

ę, Cedriku. To dziewczynka. "

– Oboje znowu wybuchn

ęli śmiechem.

– Barbarzy

ńcy. – Odwróciła się na pięcie i wyszła.

Cieszy

ła ją każda chwila spędzona na oddziale nagłych wypadków,

gdzie sytuacja zmienia

ła się jak w kalejdoskopie.

Drug

ą fascynującą sprawą było obserwowanie Samuela w akcji. Był

uprzejmy w stosunku do ka

żdego pacjenta i cierpliwie słuchał wyjaśnień, co

sprowadzi

ło ich w to miejsce i o takiej porze. Był też świetnym

nauczycielem: konsekwentnie wyja

śniał Clintowi, po co zadaje kolejne

pytania, i stopniowo przyzwyczaja

ł go do samodzielności. Gdy poczekalnia

nieco opustosza

ła, Clint pracował już sam, przekazując swe decyzje

Samuelowi za po

średnictwem stanowiska pielęgniarek.

– Jak nam idzie? – zapyta

ł Fay, która wpatrywała się w tablicę.

– Nie

źle. Zjawiła się już rodzina pani White. Są niezadowoleni, że ciągle

le

ży u nas.

– Zaraz z nimi porozmawiam. Co u ma

łej Nicole? Clint, co powiedział

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

pediatra?

Clint zerkn

ął do notatek.

– Podejrzenie infekcji wirusowej. Punkcja l

ędźwiowa niczego nie

wykaza

ła. Wzięli ją do siebie, ponieważ nadal ma wysoką temperaturę.

– Drgawki si

ę powtórzyły?

– Nie.

– To dobrze. Co masz teraz w planie?

– Kilka osób, które trzeba pozszywa

ć oraz to, co zostało na tablicy. Na

razie.

– Dobrze si

ę spisałeś.

Clint ruszy

ł w stronę gabinetu zabiegowego, by zająć się zakładaniem

szwów ostatnim pacjentom.

– Id

ę porozmawiać z rodziną pani White, a potem pójdę się zdrzemnąć.

– Pochwalam – rzek

ła Fay.

Przy

łóżku Elsie White siedział jej syn z żoną.

– Niepokoi nas,

że mama leży tu od siedmiu godzin.

Podobno czeka na

łóżko, ale widzę, że pacjenci, którzy zgłosili się długo

po niej, ju

ż są na oddziałach. Ona ma osiemdziesiąt lat...

– Rozumiem pana niepokój, ale powodem, dla którego matka nadal le

ży

u nas, jest to,

że wymaga ona łóżka, które jest stale monitorowane.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Dostanie urz

ądzenie telemetryczne, które pozwala siostrom z kardiologii

monitorowa

ć rytm serca pacjenta leżącego nawet na innym oddziale i w

razie potrzeby postawi

ć w stan gotowości personel tego oddziału. Problem

w tym,

że urządzenie może być na drugim końcu oddziału lub sygnał

alarmowy oka

że się za cichy. Ponadto, łóżko pani White powinno być jak

najbli

żej stanowiska pielęgniarek. Stan innych pacjentów nie był aż tak

powa

żny.

To wyja

śnienie sprawiło wyraźną ulgę panu White'owi.

– Dzi

ękujemy, teraz już wiemy, dlaczego nie przeniesiono jej gdzie

indziej. Ba

łem się, że kryje się za tym coś innego. Ze mama czeka tak

d

ługo, ponieważ jest już bardzo stara. Teraz rozumiem, że jest inaczej.

Samuel poda

ł mu dłoń.

– Chcemy mie

ć ją na oku. Mam nadzieję, że wkrótce przeniesiemy ją na

oddzia

ł.

Na stanowisku piel

ęgniarek czekała na nich Fay.

– Jest

łóżko dla pani White na kardiologii.

– Wspaniale. Teraz z czystym sumieniem mog

ę pójść spać. Obudźcie

mnie, je

śli będziecie miały problemy. Jak ci się podoba Clint?

– Super. – Fay energicznie pokiwa

ła głową. – Wie, co robi. A jak nie wie,

to pyta. Mo

że pan spać spokojnie.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Na mnie te

ż zrobił dobre wrażenie – potwierdził Samuel. – Oby

pozostali byli równie dobrzy. Nigdy nic nie wiadomo. Mo

że czeka nas

ca

łkiem udane pół roku?

– Jak leci? – spyta

ła Erin Dave'a, który właśnie filmował pijanego

m

łodzieńca. Clint zakładał mu szwy na dłoni.

– Bez problemów. My

ślałem, że już śpisz.

– A ty? Jakie masz plany?

– Kiedy sko

ńczymy tutaj, pójdziemy na kawę. Idź spać. Masz przed

sob

ą jeszcze co najmniej piętnaście godzin, a mnie o siódmej zmieni Phil.

Jeszcze przez chwil

ę przyglądała się, jak Clint zakłada szwy głośno

chrapi

ącemu pacjentowi. Czuła, że powinna się przespać, ale nie miała

ochoty rezygnowa

ć z obserwowania nocnego życia oddziału.

Po drodze do swojego pokoju spotka

ła Samuela.

– Serdecznie ci dzi

ękuję. Bardzo mi się tu podoba.

– Ta noc jeszcze si

ę nie skończyła – ostrzegł ją. Gdy ich spojrzenia

spotka

ły się, poczuła, że serce skoczyło jej do gardła. Anna ma rację. Tego

cz

łowieka warto poznać bliżej, przebić się przez tę pozorną szorstkość, by

ostro

żnie sprawdzić, co jest w środku. – Spróbuj zasnąć.

Jak to zrobi

ć, jeśli on śpi za ścianą? Umyła twarz, wyczyściła zęby i

po

łożyła się. Leżała, walcząc z emocjami, które tak nieoczekiwanie ją

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

ogarn

ęły. Czy może choćby marzyć, że ktoś tak wykształcony jak Samuel

odwzajemni jej uczucia? Ona jest roztargnion

ą bałaganiarą, on chodzącą

doskona

łością. Ale... wiedziała, że w tym człowieku aż wrze od emocji.

Wida

ć to było po zmysłowym grymasie, jaki zjawiał się na jego wargach.

Ukry

ła twarz w poduszce. Znalazła się tutaj po to, by pracować.

Otrzyma

ła ambitne zadanie. Poza tym on na pewno kogoś ma. To całkiem

naturalne. Czy ona, Erin, mo

że na coś liczyć? Odsunąwszy od siebie

wszelkie my

śli, w końcu zasnęła. Jednak jej umysł nie odpoczywał, jej

snami bowiem zaw

ładnął Sam.

G

łośne pukanie do drzwi brutalnie przerwało wyjątkowo rozkoszny

scenariusz.

– W drodze na oddzia

ł jest przypadek z urazem wielonarządowym. –

Rzeczowy ton Samuela nieprzyjemnie kontrastowa

ł ze słodkimi zaklęciami

ze snu.

– Która godzina? – Wyskoczy

ła z łóżka.

– Czwarta pi

ętnaście. Udało nam się trochę pospać.

W sali reanimacyjnej personel krz

ątał się wokół pustego łóżka. Pomimo

potarganych w

łosów i pogniecionych szpitalnych spodni Jeremy Foster

nadal wygl

ądał atrakcyjnie. Z dużym zapałem nadal ustawiał się na

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

pierwszym planie.

– Dzie

ń dobry – powitał go sucho Samuel. – Nic mi nie wiadomo o

żadnych obrażeniach wewnętrznych.

– Ani mnie – doda

ła Fay, nastawiona równie nieprzychylnie.

– Pomy

ślałem, że się wam przydam. – Jeremy wcale się nie speszył. –

Ju

ż nie musicie mnie wzywać.

Spojrzenie, które rzuci

ł mu Samuel, uszło jego uwagi, ponieważ przez

ca

ły czas szukał wzrokiem kamery. Ale Marka i Dave'a nigdzie nie było.

– Czy kto

ś widział resztę ekipy? – Erin zwróciła się do zebranych.

– Ca

ła moja ekipa jest już na miejscu. Plus parę innych osób. –

Zirytowany Samuel wskaza

ł Jeremy'ego. – Mój zespół nie ma czasu

pilnowa

ć twoich ludzi.

Rozejrza

ła się po wszystkich kątach, ale kamerzysty nie znalazła. Gdy z

g

łośników rozległ się sygnał alarmowy, uznała, że Dave i Mark na pewno

zaraz si

ę zjawią.

W rzeczy samej. Nieco zmi

ętoszeni wbiegli do sali tuż przed łóżkiem, na

którym przywieziono ofiar

ę wypadku.

– Samochód kontra drzewo – zaanonsowa

ł sanitariusz. Dostosował

wysoko

ść łóżka do łóżka z aparaturą. – Kiedy przyjechaliśmy, pan Whitman

by

ł przytomny. Godzinę zajęło uwalnianie go z wraku. Otwarte złamanie

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

lewej nogi. – Sanitariusz z pomoc

ą Samuela ostrożnie przeniósł rannego na

drugie

łóżko. Przez cały czas wyliczał obrażenia pacjenta.

– Gdzie byli

ście? – Mark milczał, a Dave był pochłonięty filmowaniem. –

Gdzie byli

ście? – powtórzyła Erin.

– Towarzyszyli

śmy pacjentowi na oddział. – Mark zdecydowanie unikał

jej wzroku. Poczu

ła, że coś przed nią ukrywa, nie mogła jednak drążyć tego

tematu, poniewa

ż należało skupić się na wydarzeniach w sali.

Sanitariusze donie

śli również, że oddech rannego dobitnie świadczy o

spo

życiu alkoholu. Erin poczuła, jak wszystko w niej zawrzało, gdy pacjent,

be

łkocząc, zaczął obrzucać wyzwiskami ludzi, którzy chcieli mu pomóc.

Ku rozpaczy Jeremy'ego w jamie brzusznej nie stwierdzono

żadnych

niepokoj

ących zmian. Ostatecznie okazało się, że poza jednym złamaniem

oraz licznymi drobnymi skaleczeniami nic wi

ęcej mu nie dolega. Gdy pod

eskort

ą pielęgniarki wywieziono go na prześwietlenie, większość zespołu

wysz

ła z sali. Erin została, by przysłuchiwać się rozmowie Samuela z

ortopedami.

– Mia

ł cholerne szczęście. Samochód nadaje się na złom. Wypił tyle, że

a

ż dziw, że pamiętał o zapięciu pasów. I tylko to uratowało mu życie. Ale to

z

łamanie jest wyjątkowo paskudne.

Gdy pacjenta wieziono z powrotem, ortopeda przechwyci

ł zdjęcia leżące

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

na

łóżku.

– Zaraz do pana wracam. Obejrz

ę je.

Pacjent skin

ął głową. Był już spokojniejszy, ale nadal cierpiał. Erin

patrzy

ła, jak Amy sprawdza mu ciśnienie i wymienia maskę tlenową na rurki

w

łożone do nosa.

– Jest pan pewien,

że mamy nikogo nie zawiadamiać? Wkrótce będzie

pan operowany. Mia

ł pan poważny wypadek.

– To niech pani szafiadomi szone – zdecydowa

ł się po dłuższej chwili. –

I tak nie przyjedzie. Bo cieci

śpiom.

S

łuchając tego bełkotu, czuła, jak wzbiera w niej gniew, który obudził

si

ę, gdy po raz pierwszy zobaczyła tego mężczyznę, który sprawił tyle bólu

nie tylko sobie, ale

żonie i dzieciom, tylko dlatego że pijany postanowił

zasi

ąść za kierownicą. Współczuła pani Waterman, której za chwilę, niemal

w

środku nocy, ktoś przekaże tę wiadomość.

– Mój portfel. – Pacjent machn

ął ręką w kierunku ubrania, które na razie

le

żało w kącie. – Poda mi pani teczkę? – Popatrzył na Erin, lecz szybko

odwróci

ła wzrok. – Ej, może mi pani podać teczkę?

A

ż się zjeżyła, słysząc ten ton. Nie miała dla niego ani odrobiny litości.

Jedyny dobry uczynek, jakiego ten cz

łowiek dokonał tej nocy, to to, że

uderzy

ł w drzewo zamiast w inny samochód. Przed oczami stanęła jej

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

scena sprzed lat. Przera

żony, ostrzegawczy krzyk ojca na widok

reflektorów bij

ących prosto w oczy, i pisk hamulców, gdy ojciec próbował

ratowa

ć rodzinę. Potem ogłuszający huk, krzyki, brzęk tłuczonego szkła i...

upiorna cisza.

Zamkn

ęła oczy. Zobaczyła, jak sanitariusze wnoszą do karetki pijaka,

który zmasakrowa

ł jej rodziców, i który nie zdawał sobie sprawy ze swojego

czynu. Czu

ła w tej chwili tę samą nienawiść co wtedy, gdy owinięta kocem

sta

ła na poboczu, w ramionach policjantki, która usiłowała ją pocieszać.

– Niech mi pani poda teczk

ę.

Spojrza

ła na niego.

– Jestem tutaj tylko obserwatorem. – Nie powiedzia

ła nic więcej, ale to

wystarczy

ło, by Fay, Amy i Samuel wymienili pytające spojrzenia.

– Ju

ż podaję – pospieszyła Fay.

– Co to ma znaczy

ć? – wycedził przez zęby Samuel.

– Nic. Jestem tu tylko obserwatorem. Wydawa

ło mi się, że właśnie o to

ci chodzi.

– A

ż się paliłaś, żeby zrobić masaż pani Grayson, szlochałaś z powodu

pani White. Co ci

ę teraz napadło? – Wściekły, patrzył jej prosto w oczy.

Nie kryj

ąc gniewu, wypaliła prosto z mostu:

– Ten facet móg

ł zabić całą rodzinę. Nie zasługuje na współczucie. To

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

pijak. – Sama by

ła zaskoczona tym, ile jadu potrafi w sobie nosić. Czuła, że

ten zadawniony gniew dopiero teraz znalaz

ł swobodne ujście.

Samuel przygl

ądał się jej przez chwilę, po czym również w nim zawrzał

gniew.

– To jest pacjent, mój pacjent. Zapami

ętaj to sobie. A teraz wyjdź. I

je

żeli jeszcze raz zobaczę cię w pobliżu pana Watermana, przegonię całą

ekip

ę. Wyjdź.

Bez s

łowa opuściła salę.

– Dlaczego nie jeste

ś w środku? – zapytał Mark.

– Zdaje si

ę, że nie byłam miła dla pacjenta doktora Donovana. Wyrzucił

mnie. – Z trudem hamowa

ła łzy.

– Ale Dave zosta

ł? – Nie obchodziło go, co ona czuje. Dla niego

najwa

żniejszy był reportaż. – Dołączę do Dave'a. Tutaj właściwie nie dzieje

si

ę nic ciekawego. Idź się przespać, przez ten czas Donovan ochłonie.

Humorzasty facet... Nie przejmuj si

ę.

Ale nie dane jej by

ło uniknąć gniewu Samuela. Zatrzymał ją tuż pod

drzwiami jej pokoju.

– Co ci si

ę stało? – zapytał.

– W

ściekłam się. Był taki pijany, że ledwie mówił, i kiedy powiedział: „Ej,

mo

że mi pani podać teczkę"... Nie toleruję takiego zwracania się do mnie –

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

broni

ła się, wiedząc jednocześnie, że jest na straconej pozycji.

– Uwa

żasz, że pacjent ma spełniać twoje feministyczne kryteria? – Sam

nie kry

ł rozdrażnienia. – Czy mam nazywać cię pani Casey? Tak byłoby

lepiej? Ale z ciebie hipokrytka.

– Nie jestem hipokrytka – rzuci

ła urażona.

– Jeste

ś, jesteś. I to niezłą. Uważasz się za istotę szalenie

uduchowion

ą, pozbawioną materialistycznych pobudek. Łatwo mówić, że

pieni

ądze są bez znaczenia, jeśli się je ma. Nietrudno wtedy przechwalać

si

ę szczytnymi ideałami, wspierać grupkę dzieci i nie jeść mięsa.

Uwierzy

łaś w to, że jesteś dobroczyńcą ludzkości. Ale jak przychodzi co do

czego, okazuje si

ę, że jesteś mieszczańską jaśnie panią, której tak

szczerze nienawidzisz.

– To nieprawda. Staram si

ę coś zmienić. Wiem, że niewiele mogę. Nie

ka

żdy ma szansę wracać do domu w przekonaniu, że uratował komuś

życie. Robię, co mogę. – Starała się nie rozpłakać. – Dlaczego stale ze

mnie drwisz? Nie wszyscy s

ą tacy jak pan, panie doktorze.

Nie wzruszy

ła go ta tyrada.

– Starasz si

ę? Naprawdę tak uważasz? Powiem ci tylko tyle: robisz coś

wtedy, kiedy masz na to ochot

ę, kiedy to jest politycznie poprawne. Gdy w

gr

ę wchodzi okrutna rzeczywistość, prawdziwe problemy, wcale nie jesteś

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

taka szlachetna.

– Owszem, jestem. Ten facet jest sam sobie winien. Gdyby nie pi

ł...

– Jeszcze dwa tygodnie temu – nie pozwoli

ł jej dokończyć – mój pacjent

mia

ł przyjemnie ułożone życie. Kierownicze stanowisko, żona, dzieci...

Przez ten czas wszystko leg

ło w gruzach. Wczoraj wieczorem żona

oznajmi

ła mu, że go rzuca i zabiera dzieci. Zdaje się, że nie miała ochoty

by

ć żoną straconego faceta. Pan Waterman zrobił to, co w takiej sytuacji

robi mnóstwo ludzi: postanowi

ł utopić swoje problemy w kieliszku. Jego

b

łąd polegał na tym, że postanowił pojechać tam, gdzie zatrzymała się

żona, aby przemówić jej do rozsądku.

Erin s

łuchała przerażona.

– Nie tylko straci

ł pracę, żonę i dzieci, ale może okazać się, że wyjdzie

st

ąd bez nogi. I bez prawa jazdy. Ma przed sobą kilka miesięcy rehabilitacji,

spraw

ę o prowadzenie pod wpływem alkoholu oraz skomplikowany rozwód.

Do szcz

ęścia brakuje mu tylko zarozumiałej dziennikarki. To jest oddział

nag

łych wypadków. To nie jest ekskluzywny klub, do którego nie

wpuszczaj

ą bez krawata. Tutaj wszyscy są równi, wszyscy zasługują na

nasz

ą opiekę. Jeśli nie potrafisz zdobyć się na współczucie wobec kogoś,

komu los sprawi

ł zawód, mogłabyś postarać się o odrobinę szacunku dla

samej istoty ludzkiej.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Milcza

ła. Wiedziała, że zasłużyła na to gniewne spojrzenie i

oskar

życielski ton.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Rozdzia

ł 6

Nie mog

ła zasnąć. Z jednej strony ciągle nie mogła ochłonąć z

wra

żenia, jakie zrobiły na niej słowa Samuela, z drugiej nie dawał jej

spokoju jej w

łasny, niespodziewany wybuch nienawiści do obcego

cz

łowieka. Przecież wbrew temu, co zarzucał jej Samuel, los innych ludzi

wcale nie by

ł jej obojętny. Na dodatek ponownie odezwał się zadawniony

ból wywo

łany stratą rodziców, ich bezsensowną śmiercią. Tej pustki niczym

nie da si

ę wypełnić. Nie płakała, bo łzy wydały się jej zbyt marną ofiarą na

o

łtarzu rozpaczy.

Nie zareagowa

ła na pukanie do drzwi, ani nawet wówczas, gdy Samuel

przysiad

ł na brzegu łóżka.

– Twoi rodzice zgin

ęli w wypadku spowodowanym przez pijanego

kierowc

ę? – Zamilkł na chwilę. – Nie mogłem przypomnieć sobie

szczegó

łów. Dopiero Fay mi pomogła.

– Ona to pami

ęta?

– Rozmawia

łem z nią o tym w środę, po twoim wyjściu. Pamiętała twoją

twarz, ale nie mog

ła przypomnieć sobie skąd. – Zawahał się. – Erin,

ludziom z zewn

ątrz możemy się wydawać gruboskórni i cyniczni, ale my też

to prze

żywamy. Ciebie i Annę spotkała ogromna tragedia. Każdy, kto był

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

wtedy na dy

żurze, zabrał jej część ze sobą. Nie można porównać tego z

waszymi prze

życiami, ale chcę ci powiedzieć, że doskonale rozumiemy,

jak

ą poniosłyście wtedy stratę.

– To by

ło bardzo dawno temu – odrzekła obojętnym tonem.

– To jest bez znaczenia. I nadal musi bole

ć.

Jego s

łowa sprowokowały jej długo hamowane łzy.

– Biedny Waterman. Czy mam go przeprosi

ć?

– Erin, ty nie zrobi

łaś nic złego, to ja zareagowałem zbyt gwałtownie.

– O nie. Nie mog

łeś nie słyszeć, jak się do niego odezwałam.

– Jest tak za

łamany, że nie ma nawet pojęcia, który teraz jest rok. Mimo

wszystko jednak nale

ży mu się szacunek. Twoja postawa nie była godna

pochwa

ły, ale w sumie zachowałaś się dość normalnie. To ja przesadziłem.

Nie pytaj dlaczego. Ale tak jak ty, po prostu si

ę wściekłem.

Z pude

łka na stoliku wyjął kilka chusteczek, ale zamiast podać je Erin,

delikatnie zacz

ął ocierać łzy spływające jej po policzkach. Zaszokował ją

ten czu

ły gest. Przez łzy dostrzegła w jego oczach coś, co było czymś

wi

ęcej niż współczuciem. W tej samej chwili zdała sobie sprawę, jak bardzo

ona sama jest uczuciowo zaanga

żowana.

– Mam nie pyta

ć dlaczego, bo nie wiesz, czy dlatego że nie chcesz

powiedzie

ć? – zapytała niepewnym głosem.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Jedno i drugie.

Patrzy

ła mu prosto w oczy. Z całego serca pragnęła, by ją przytulił,

sca

łował jej smutek, kierując się tym, co oboje do siebie czują. Ale tak się

nie sta

ło. Samuel wstał, zgasił światło i wyszedł. A ona pozostała ze swoimi

my

ślami i nowymi pytaniami.

By

ła bardzo zmęczona, piekły ją oczy i bolały nogi, ale jej umysł był zbyt

pobudzony, by pozwoli

ć jej zasnąć. Postanowiła przejść się po oddziale.

Mark nareszcie pojecha

ł do domu, więc w tym obchodzie towarzyszył jej

Dave, filmuj

ąc wszystko po drodze. Kilka pielęgniarek sennymi ruchami

uzupe

łniało zapasy środków opatrunkowych, inne były zajęte nielicznymi

ju

ż pacjentami. Samuel i Clint zakładali szwy w dwóch gabinetach

zabiegowych. W poczekalni spa

ło kilku pijanych, którym nie zależało na

czasie.

Louise podesz

ła do tablicy, na której Fay wprowadzała aktualne

informacje.

– Przenosimy

łóżeczko numer jeden na pediatrię – oznajmiła Louise.

– Co orzek

ł pediatra?

– Zapalenie oskrzelików i nieznaczne odwodnienie. Ma

ła ma kłopoty ze

ssaniem. Na pediatrii pod

łączą ją do kroplówki.

– Czy nasz oddzia

łowy pediatra jest ciągle u nas? – zapytała Fay.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Tak, ko

ńczy wpisy.

– Powiedz mu,

żeby podłączył kroplówkę już tutaj. Takie nieznaczne

odwodnienie mo

że błyskawicznie stać się poważnym odwodnieniem. – Fay

u

śmiechnęła się do Erin. – Na nagłych wypadkach zawsze jest jakiś lekarz,

a pediatra w ka

żdej chwili może być wezwany gdzie indziej. Jeśli nasz

oddzia

łowy pediatra podłączy małą do kroplówki i spisze stosowne

polecenia, piel

ęgniarki będą spokojniejsze.

Erin s

łuchała Fay z podziwem. Ta kobieta jest urodzonym nauczycielem.

– Kierowanie takim oddzia

łem to ogromna odpowiedzialność. Jak ty

sobie z tym radzisz?

– Dzi

ęki sernikowi. – Roześmiała się, wkładając do ust kęs ciasta.

– To musi by

ć strasznie absorbujące. Myślisz w domu o pacjentach, czy

potrafisz si

ę wyłączyć i o nich zapomnieć?

Fay zerkn

ęła nieśmiało na kamerę, po czym się roześmiała.

– Przepraszam. Nie mog

ę się opanować.

– Fay, przesta

ń. Proszę cię. Muszę przeprowadzić parę wywiadów.

– Nie przeszkadza mi, jak za mn

ą chodzicie, ale jak tylko Dave wyceluje

mi to-to prosto w twarz, a ty zaczynasz zadawa

ć pytania takim rzeczowym

tonem...

Louise, która po chwili wróci

ła do stanowiska pielęgniarek, też nie

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

spisa

ła się przed kamerą. Nie dostała wprawdzie ataku śmiechu jak Fay,

ale zalotnie trzepota

ła rzęsami, zmysłowo oblizywała wargi i uwodzicielskim

g

łosem udzielała odpowiedzi na pytania.

Tym razem roze

śmiała się Erin.

– Louise, b

łagam, postaraj się zachowywać naturalnie. Kręcimy

powa

żny reportaż, a nie film erotyczny.

– O tej porze nic z nich nie wyci

śniesz. – Wiedziała, że to on. – Fay,

szycie prawie sko

ńczone. Ostatnich klientów zostawiłem Clintowi. –

Poci

ągnął nosem. – Czujecie zapach bekonu? Stołówka ruszyła. Chyba

pójd

ę na śniadanie.

– I mocn

ą kawę.

Przytakn

ął.

– Zanosi si

ę na pracowity poranek. Mamy sporo rąk do zrobienia, a

s

ądząc po liczbie zdjęć rentgenowskich, będzie też dużo gipsowania.

– Jej te

ż przyda się mocna kawa – stwierdziła Fay, widząc, że Erin

ziewa.

Samuel gestem zaprosi

ł ją, by mu towarzyszyła.

– Musz

ę wziąć portmonetkę. – Nagle poczuła się tak samo skrępowana

jak Fay i Louise.

– My

ślę, że mogę ci postawić grzankę z bekonem.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Wykluczone. Sama za siebie p

łacę. A poza tym nie jem mięsa.

– Ruch wyzwolenia nie

źle namieszał... – zrzędził, idąc za nią do jej

pokoju. – Zanim tam dojdziemy, na pewno odezwie si

ę ten mój cholerny

pager. – Zamiast grzecznie poczeka

ć pod drzwiami, wmaszerował do

środka. – O rany! Brakuje tylko kotka na dywaniku. Czy mam zasunąć parę

ro

ślinek z oddziału, żeby było tu jeszcze bardziej przytulnie?

– To tylko ksi

ążki i kosmetyki.

– Je

śli masz takie potrzeby na jedną noc, to lepiej by było, żeby

nast

ępnym razem nie wysłali cię na pustynię. Gdyby miało to trwać kilka

tygodni, musieliby przydzieli

ć ci dodatkowego wielbłąda.

Po drodze do kantyny zatrzymali si

ę przy kiosku, aby kupić niedzielne

wydanie gazety. Erin natychmiast otworzy

ła ilustrowany dodatek, by

przeczyta

ć horoskop. Miejmy nadzieję, że się sprawdzi, pomyślała.

– Co mnie czeka? – zapyta

ł Samuel.

– Nie udawaj,

że w to wierzysz. Nie musisz sprawiać mi przyjemności.

– Nie mam zamiaru. Przeczytaj, co czeka Byka w tym tygodniu.

– Ty te

ż jesteś spod znaku Byka? – zapytała.

– A nie zachowuj

ę się jak Byk?

Zmierzy

ła go wzrokiem od stóp do głów. Prostolinijny, zmysłowy,

porywczy.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Chyba tak. Rozmawiaj

ąc z lekarzem izby przyjęć, wyglądasz jak

rozw

ścieczony byk.

– Czytaj, co mówi

ą gwiazdy.

Czytaj

ąc, mimo woli zaczerwieniła się.

– „Zaufaj losowi. Podejmij t

ę fantastyczną podróż, która jest ci pisana.

Nawet tobie nale

ży się odrobina uczucia i wyrozumiałości. Zwróć

szczególn

ą uwagę na urzędowe listy... "

– Obejmuje to po

łowę ludności. Na pewno z dużym zainteresowaniem

przeczytam wyci

ąg z banku.

– Ten astrolog jest bardzo rzetelny – broni

ła się.

– I bez w

ątpienia bardzo bogaty.

Erin wybra

ła muesli, a Samuel górę grzanek z bekonem.

– Na pewno nie chcesz? – Przysun

ął bliżej talerz z grzankami. – To jest

o wiele smaczniejsze od tej twojej ko

ńskiej paszy.

– Ale ona nie zatyka t

ętnic wieńcowych.

– Nie kr

ępuj się. Przecież masz ochotę...

– A propos t

ętnic. Nie wyjaśniłeś mi do końca, dlaczego pani White nie

dosta

ła łóżka kardiologicznego.

– Dosta

ła, choć musiała na nie trochę poczekać. – Westchnął. – Widzę,

że się nie wykręcę. Trudno. Pytaj.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Dlaczego czeka

ła tak długo, a to łóżko przez cały czas było wolne?

Wiedzia

łeś, że jej syn jest niezadowolony, że masz telewizję na oddziale, i

że masz wolne łóżko. Mimo to kazałeś jej czekać siedem godzin. To

nienajlepsza reklama...

– Postaram si

ę to wyjaśnić. Wyobraź sobie, że od pięciu lat masz męża,

jakie

ś dzieci i znowu jesteś w ciąży.

– Co to ma do rzeczy?

– Wyobra

ź sobie, że twój małżonek ma zawał. Pracował bardzo ciężko,

żeby stale uzupełniać twoje zasoby kryształów i wonnych olejków.

Mia

ła ochotę go kopnąć.

– Mój m

ąż nie byłby zestresowany. Stosowałabym aromaterapię, masaż

relaksuj

ący...

– Podejrzewam,

że to by go dobiło. Miałby podwyższony cholesterol...

– Wykluczone. W przeciwie

ństwie do ciebie, nie śliniłby się na widok

bekonu.

– Strasznie nudny facet. Pozwolisz mi doko

ńczyć? Twój małżonek ma

powa

żny zawał. Jak byś się czuła, gdyby ci powiedziano, że wszystkie

łóżka kardiologiczne są zajęte?

– By

łabym zawiedziona, ale taki jest system opieki zdrowotnej. Nie

oczekiwa

łabym, że jedno łóżko zawsze stoi puste, na wypadek gdyby mój

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

m

ąż dostał zawału.

– S

łusznie. Takiej samej odpowiedzi udzieliłem zarządowi szpitala, kiedy

omawiali

śmy ten problem. Teraz liczę na twoją szczerość: jak byś się czuła,

dowiedziawszy si

ę, że łóżka te są zajęte przez stuletnich staruszków?

Ściągnęła brwi.

– Musia

łabym się z tym pogodzić. Sam powiedziałeś, że każdemu

nale

ży się opieka. To, że ktoś jest stary... – Zamilkła, starając się wyobrazić

sobie ten scenariusz.

– Widzisz,

że to nie takie proste.

– W ko

ńcu jednak położyliście panią White na tym specjalistycznym

łóżku. Co by było, gdyby chwilę później przywieziono wam młodego

zawa

łowca?

Dopi

ł kawę.

– Jak ju

ż zauważyłaś, nie możemy w nieskończoność trzymać wolnego

łóżka. To jest trochę jak spacer na linie. Gdyby przywieziono kogoś takiego

po drugiej w nocy, znalaz

łoby się dla niego łóżko na kardiologii. Najpierw

zaj

ęlibyśmy się nim na nagłych wypadkach, a potem, rano, na kardiologii

wygospodarowano by dla niego

łóżko. Spędziłby u nas zaledwie sześć czy

siedem godzin. To dlatego lekarz izby przyj

ęć czekał z przeniesieniem pani

White. On ma piekielnie odpowiedzialn

ą pracę. Patrząc realistycznie, mogło

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

to by

ć ostatnie łóżko kardiologiczne w całym mieście. Możesz to

zinterpretowa

ć w dwa sposoby. – Patrzył jej prosto w oczy. – Możesz nas

pokaza

ć jako grzeszników lub świętych. Ale musisz pamiętać, że nikt,

absolutnie nikt, nie lubi zast

ępować pana Boga. Mimo to jesteśmy

zmuszeni podejmowa

ć trudne decyzje i starać się robić wszystko w miarę

naszych mo

żliwości. Nie rozmawiajmy już o pracy. – Uśmiechnął się

łobuzersko. – Proponuję grzankę z bekonem.

Wola

ła udać, że czyta ogłoszenia najmu, podczas gdy w rzeczywistości

rozwa

żała jego słowa. On ma rację, pomyślała niechętnie, zapach bekonu

jest pi

ękny. Wegetarianką została całkiem świadomie kilka lat temu.

Podj

ęcie tej decyzji było względnie łatwe, ale zapach bekonu niewątpliwe

ma co

ś w sobie...

– Co czytasz?

– Gazet

ę.

– Widz

ę. Dlaczego przeglądasz ogłoszenia lokalowe?

Od

łożyła gazetę. Nadal było jej głupio z powodu wieczornego incydentu,

a na dodatek czu

ła się niepewnie sam na sam z nim. Lecz on wyraźnie nie

zdawa

ł sobie z tego sprawy.

– Szukam sublokatora. Chcia

łam sprawdzić ceny, ale nie znalazłam

żadnych ofert z Camberwell.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Wszystko przejrza

łaś?

– Oczywi

ście – skłamała.

– Najwi

ęcej ogłoszeń jest w sobotnim wydaniu. Myślę, że tam coś by się

znalaz

ło. Wiesz co? – Zauważył jej zakłopotanie. – Mam sobotnią gazetę w

samochodzie.

źniej ci ją dam. – Popatrzył na nią uważnie. – Co napiszesz w

og

łoszeniu? „Wegetarianka, kochająca kryształy, masaże i aromaterapię,

szuka wspó

łlokatora"? Uważaj, bo nie wiadomo, jakie oszołomy

zainteresuje taki anons.

Odstawi

ła filiżankę.

– Jestem oszo

łomką i hipokrytką, tak?

– Sk

ądże znowu. Radzę ci tylko poważnie się zastanowić, zanim

wpu

ścisz obcych ludzi do swojego domu. Dlaczego szukasz sublokatora?

Waha

ła się, lecz już po chwili była zaskoczona tym, z jaką otwartością

przedstawia mu swoj

ą sytuację.

– Zgadzam si

ę z twoją siostrą. To bardzo poważne zobowiązanie.

– Nie mog

ę sprzedać tego domu. Nie zrozumiesz tego.

– Rozumiem znacznie lepiej, ni

ż myślisz. Mój ojciec umarł kilka lat temu,

a matka jest bardzo chora. Przebywa w domu opieki. Dom sta

ł pusty, a ja

nie mog

łem się zdobyć na to, żeby go sprzedać. Ale były tylko dwie

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

mo

żliwości: sprzedam go albo popadnie w kompletną ruinę. Nie było mi

łatwo.

– Dlaczego sam w nim nie zamieszka

łeś?

– Trudno si

ę z tym pogodzić, ale w końcu przychodzi taki dzień, kiedy

u

świadamiamy sobie, że przeszłość nie wróci, a trwanie w tym złudzeniu i

niesprzedawanie rodzinnego gniazda tylko przed

łuża udrękę.

Mia

ł rację, ale ona jeszcze nie chciała o tym słuchać. Wolała zmienić

temat.

– Praca przez tyle godzin musi by

ć bardzo męcząca. I na pewno

stwarza napi

ęcia w związku. – Zaczerwieniła się. Chciała tylko zmienić

temat, a nie wypytywa

ć go o jego życie prywatne! Mimo to bardzo chciała

pozna

ć odpowiedź.

– Nie mam czasu na zwi

ązki – odparł po prostu.

– Nie wierz

ę. Chcesz przez to powiedzieć, że jeśli ktoś decyduje się na

tak

ą pracę jak ty, skazuje się na pas cnoty?

– Nie wiem, czy pas cnoty pasowa

łby do mojej anatomii. – Parsknął

śmiechem. – Większość lekarzy ma rodziny. I zapewne jest to jedyna rzecz,

która pozwala im nie zwariowa

ć. Miałem na myśli tylko siebie.

– Nigdy nie by

łeś w żadnym związku? – spytała z niedowierzaniem.

– By

łem. – Spochmurniał. – Nawet przez chwilę byłem żonaty. Ale to się

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

rozpad

ło.

– Dlaczego?

– Rozumiem,

że to zostanie między nami.

Przytakn

ęła.

– Nie twoja sprawa. – Roze

śmiał się, co bardzo ją rozzłościło.

– Chyba nie jeste

ś gejem?!

– Nie owijasz niczego w bawe

łnę. Nie, nie jestem gejem. Skąd ten

pomys

ł?

– Bo tak si

ę wykręcasz.

– Erin, nie zapominaj,

że jesteś dziennikarką. To nie ułatwia pogawędki

przy

śniadaniu. A gdybym nawet był gejem? Czy to ważne? Jak na osobę,

która twierdzi,

że jest taka wyzwolona, miewasz bardzo konserwatywne

pogl

ądy.

Nie wiedzia

ła, co powiedzieć. Nie przejęłaby się, gdyby cały oddział

nag

łych wypadków brał udział w dorocznej paradzie gejów, pod warunkiem

że nie byłoby wśród nich Samuela. Zdawała sobie sprawę, że bardzo się

żnią, ale coś takiego zupełnie by nie pasowało do tego równania.

Pochyli

ł się nad stołem.

– No dobrze, ujm

ę to inaczej. Po prostu nie nadaję się na męża. Ty

wyrzek

łaś się mięsa, ja postanowiłem nie żenić się. Czasami wydaje mi się

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

to ca

łkiem kuszące. – Spojrzał na resztki na swoim talerzu. – Dobrze o tym

wiesz. Ale nale

ży patrzeć szerzej i trzymać się swoich decyzji.

– Ma

łżeństwo i grzanka z bekonem to dwie zupełnie różne sprawy –

zauwa

żyła, i w tej samej chwili zapiszczał pager.

– Jestem uratowany. Pora wraca

ć do roboty.

Id

ąc za nim wąskim korytarzem, zastanawiała się, dlaczego taki

fantastyczny facet postanowi

ł się nie wiązać. Wiedziała, że nie ma szansy,

by zainteresowa

ł się kimś takim jak ona, ale przecież musiały być inne

kandydatki. Dlaczego wykre

ślił małżeństwo ze swojego życia? Jak

spowa

żniał, gdy wspomniał o tamtym związku! Była żona musiała bardzo

go zrani

ć. Erin uznała, że kimkolwiek była ta kobieta, musiała być niespełna

rozumu. Jak mo

żna nie chcieć kogoś takiego?

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Rozdzia

ł 7

Zanim dotarli na oddzia

ł, przyszła nowa zmiana, a poczekalnia znów

zacz

ęła wypełniać się pacjentami. Większości należało zmienić opatrunki

na pokiereszowanych r

ękach lub założyć gips. Samuel, mimo że spał

zaledwie trzy godziny, wszystkich traktowa

ł uprzejmie i cierpliwie.

Niektórzy mieli kaca i czuli si

ę niepewnie, inni postanowili dać upust

swemu niezadowoleniu z tego, przez co przeszli tu minionej nocy.

Wszystkim Samuel okazywa

ł współczucie i szacunek. Większość

pacjentów opuszcza

ła oddział w przekonaniu, że warto było tutaj przyjść.

Czas p

łynął szybko, chociaż tłok był mniejszy niż w tygodniu, o czym

poinformowa

ł ją personel. Mimo to wózki były w ciągłym ruchu. Przewożono

nimi pacjentów w ocieplaczach na stopach lub takich, którzy, j

ęcząc,

trzymali si

ę za kostki. Poza tym było mnóstwo skaleczeń i upadków.

Jeremy nareszcie doczeka

ł się kilku pacjentów skarżących się na bóle w

jamie brzusznej, a specjali

ści od klatki piersiowej mieli pełne ręce roboty

przy astmatykach, którym dokuczy

ła upalna, wilgotna pogoda.

– Gorzej jest w Sydney. Tam jest wysoka wilgotno

ść – wyjaśniła Vicky,

stukaj

ąc w klawiaturę komputera. – Pracowałam tam przez jakiś czas. Ta

ma

ła nie jest w najgorszym stanie, ale trzeba ją przyjąć, zrobić badania i

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

da

ć nebulizator.

– Moja siostra te

ż cierpi na astmę – oznajmiła Erin. – Normalnie używa

spreyów. ale gdy jej si

ę pogarsza, musi przejść na nebulizator. Była już

tutaj kilka razy.

Vicky nie zd

ążyła odpowiedzieć, bo przed okienkiem stanęła para

staruszków. W szpar

ę pod pancerną szybą bardzo blady mężczyzna

wsun

ął skierowanie. Vicki przeczytała je, po czym przedstawiła mu Erin i

wyja

śniła cel jej obecności na oddziale.

– A ja nazywam si

ę Vicki Lynbrook i mam teraz dyżur. Dokucza panu

ból pleców?

Pan Reed ju

ż miał coś powiedzieć, lecz uprzedziła go małżonka:

– Mówi

łam mu, żeby nie wchodził na drabinę. Taki stary, a taki głupi. Nic

dziwnego,

że teraz boli go krzyż.

– To nie ma

żadnego związku z drabiną – zirytował się starszy pan. –

Na drabin

ę wchodziłem wczoraj. A plecy zaczęły mnie boleć dzisiaj.

– Mo

żliwe, że nie posłużył panu wysiłek.

Erin z u

śmiechem obserwowała kłótliwą parę, spodziewając się, że Vicki

zakwalifikuje pana Reeda do trzeciej lub czwartej kategorii, lecz ona

zdawa

ła kolejne pytania.

– Spad

ł pan z drabiny? Czy wykonał pan duży wysiłek? Staruszek

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

zaprzeczy

ł.

– Czy ma pan k

łopoty z kręgosłupem?

Potrz

ąsnął głową. Nagle, zlany potem, uchwycił się blatu.

Vicki natychmiast nacisn

ęła guzik na biurku, wybiegła na drugą stronę i

posadzi

ła go na krześle.

– Przepraszam. – Z trudem

łykał powietrze. – Zakręciło mi się w głowie.

Ju

ż jest dobrze.

Vicki nadal wypytywa

ła pana Reeda, gdy pielęgniarka wtoczyła łóżko na

łkach.

– Czy boli pana co

ś jeszcze?

Si

ęgnął ręką do brzucha i pokiwał głową.

– Nie powiedzia

łeś mi o tym – zauważyła jego żona.

– Bo nie da

łaś mi dojść do słowa.

– Prosz

ę się położyć. – Gdy obydwie pielęgniarki pomagały mu wspiąć

si

ę na wózek, Erin z przerażeniem usłyszała polecenia, jakie Vicki

wydawa

ła koleżance. – Natychmiast na oddział. I wezwij doktora

Donovana. To mo

że być tętniak rozwarstwiający. – Zwróciła się do Erin. –

Pewnie was to zainteresuje.

Piel

ęgniarka mocowała się z wózkiem.

– Pomo

żesz mi? – rzuciła pod adresem Erin. Wspólnymi siłami

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

przepchn

ęły go przez ciężkie, wahadłowe drzwi.

– Z czym mamy tu do czynienia? – zapyta

ł Samuel.

Przedstawi

ł się panu Reedowi, po czym wysłuchał relacji Jenny.

– Vicki powiedzia

ła, że pan Reed odczuwa ból w plecach, i że pan

doktor powinien go szybko zbada

ć. To wszystko.

– Skar

żył się również na ból brzucha – dorzuciła Erin i natychmiast

ugryz

ła się w język. Lecz tym razem Samuel przyjął jej uwagę z

nieskrywan

ą aprobatą.

– Musz

ę zbadać brzuch, panie Reed. – Gdy Sam rozbierał pacjenta,

Jenny wydoby

ła szpitalną koszulę spod wózka. – Przyda się tlen. Jakie

pacjent ma ci

śnienie? – zapytał młodą pielęgniarkę, która nie mogła sobie

poradzi

ć z aparaturą. – Najpierw należy odkręcić dopływ tlenu – zwrócił jej

uwag

ę, nakładając pacjentowi maskę. – Teraz podamy panu tlen. Wiem, że

odczuwa pan silny ból, wi

ęc kiedy tylko będziemy wiedzieli, co panu dolega,

dostanie pan

środek przeciwbólowy. – Położył dłoń na ramieniu staruszka.

– Odwagi. Jest pan w dobrych r

ękach.

Spojrzenie pacjenta nieco si

ę rozpogodziło. Erin miała przed sobą

cz

łowieka, który pojawił się w poczekalni zaledwie dziesięć minut temu, i

oto ju

ż leżał na wózku. Ale jego blada twarz dobitnie świadczyła o

powa

żnym stanie.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Przygotuj kroplówk

ę. Potrzebne nam będą grube wenflony. Zadzwoń

po chirurgów... – Mimo

że w sposób jasny i przejrzysty zwracał się do

Jenny, ta, wyra

źnie nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji, ruszyła do

wyj

ścia. – Nie odchodź – powiedział opanowanym tonem, mimo że Erin

wyczyta

ła w jego spojrzeniu irytację. – Naciśnij guzik i niech ktoś ci to

wszystko przyniesie. Wezwij te

ż kogoś do pomocy.

W szparze w zas

łonce ukazała się znajoma twarz.

– W porz

ądku?

Samuel nie marnowa

ł czasu na wypytywanie Fay, co robi na oddziale

przed czasem. Wystarczy

ło jedno jego spojrzenie, a dzielna Fay wzięła się

do roboty.

– Jak tylko doktor Donovan za

łoży panu kroplówkę i pobierze krew,

przewioz

ę pana do innego pomieszczenia, gdzie będziemy mieli więcej

miejsca.

Po chwili Samuel zwolni

ł hamulec wózka i przełączył aparaturę tlenową

do butli umieszczonej pod spodem.

– Jenny, zaprowad

ź panią Reed do pokoju dla rodzin i powiedz jej, że

za chwil

ę ktoś do niej przyjdzie.

Erin nie mia

ła już wątpliwości, że sytuacja jest bardzo poważna, lecz

Samuel i Fay nie dali niczego po sobie pozna

ć. Gdy przy pomocy

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

przewo

źnego aparatu wykonano komplet zdjęć rentgenowskich, na miejscu

by

ł już Jeremy Foster ze stażystką. Tym razem nie wykazywał

najmniejszego zainteresowania kamerami. Nie trac

ąc czasu na zbędne

uprzejmo

ści, przystąpił do badania jamy brzusznej chorego, który marniał w

oczach. Badaj

ąc tętnicę udową, spojrzał wymownie na Samuela.

– USG? Jest przygotowane.

Jeremy potrz

ąsnął głową.

– Od razu na operacyjn

ą. Niech ich ktoś zawiadomi.

– Ju

ż to zrobiłem. Pobraliśmy krew i mamy zdjęcia. Brakuje tylko

podpisu pod zgod

ą na operację.

– Zajmij si

ę tym, Shona – Jeremy zwrócił się do stażystki. – Idę się

przygotowa

ć.

– Jeremy... – Wystarczy

ło jedno słowo Samuela, by chirurg zatrzymał

si

ę. – Pacjent zgłosił się do nas, ponieważ bolały go plecy. Trzeba mu

wyja

śnić, co się stało. Ja porozmawiam z jego żoną.

Jeremy Foster podszed

ł do wózka. Zerknąwszy na jego twarz, Erin

zorientowa

ła się, że jest zdenerwowany.

– Panie Reed, ma pan t

ętniaka rozwarstwiającego aorty, inaczej

mówi

ąc, tętnicy głównej, która zaczęła przeciekać. – Na odwrocie

formularza pospiesznie narysowa

ł szkic. – Zdaję sobie sprawę z tego, że

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

jest to dla pana ogromne zaskoczenie, ale musimy pana jak najszybciej

operowa

ć, ponieważ tętniak może w każdej chwili pęknąć. – Rozmowa z

pacjentem nie sz

ła Jeremy'emu tak gładko jak Samuelowi, lecz w sposób

równie taktowny przekaza

ł mu szczegóły oraz zagrożenia. Informowanie

kogo

ś, że może umrzeć na stole operacyjnym, wydało się Erin okrutne, lecz

wiedzia

ła, że takie ostrzeżenie należy do obowiązków lekarza. – To bardzo

powa

żna operacja. – Pacjent skinął głową. – Czy zrozumiał pan, co

powiedzia

łem? – Uśmiechnął się do chorego. – Ja umiem to robić, panie

Reed – szepn

ął. Stał teraz tyłem do kamery, więc ten uśmiech i słowa

otuchy by

ły przeznaczone wyłącznie dla pacjenta. – Potrzebny mi będzie

pa

ński podpis. Czy chce pan o coś jeszcze zapytać?

Pan Reed z

łożył niezgrabny podpis, po czym chciał zdjąć z twarzy

mask

ę, ale zabrakło mu siły. Wyręczył go Jeremy.

– Moja

żona...

– Jest tutaj. – W drzwiach sta

ł Samuel ze struchlałą panią Reed. – Idź

si

ę przygotować, Jeremy. Dzięki.

Pani Reed podesz

ła do męża. Erin ze ściśniętym sercem obserwowała

t

ę scenę. Co ona mu powie? Jak można dokonać podsumowania długiego

wspólnego

życia w ciągu kilku sekund?

– Ju

ż musimy go zabrać – odezwał się w końcu Samuel. Pani Reed ze

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

łzami w oczach patrzyła, jak towarzysz jej życia znika za drzwiami, po

czym, podtrzymywana przez Fay, posz

ła do pokoju dla rodzin. Po raz

pierwszy Erin nie mia

ła ochoty iść za nimi.

Personel krz

ątał się, sprzątając i układając instrumenty oraz aparaturę,

szykuj

ąc kabinę dla następnego nieszczęśnika wymagającego pomocy.

– Kr

ęć – rzekła półgłosem do Phila, który zastępował Dave'a. –

Wszystko, co widzisz.

– To by

ła największa akcja, jaką będziesz miała okazję tu oglądać –

oznajmi

ła Fay. – W tym przypadku najbardziej liczy się czas. Uwinęliśmy

si

ę z przygotowaniem go do operacji bardzo szybko.

– Nie mia

łam pojęcia, że on jest tak ciężko chory.

– Ani piel

ęgniarka, która się nim zajmowała. Jenny jest tu nowa. Uważa,

że wszystko wie i nie lubi, kiedy wydaje się jej polecenia, a w rzeczywistości

musi si

ę jeszcze bardzo dużo nauczyć. Muszę z nią porozmawiać. Ale to

ju

ż mój problem. A co u was?

Erin u

śmiechnęła się z pewnym trudem.

– Jak d

ługo potrwa ta operacja?

– Par

ę godzin.

– Co ty tu w ogóle robisz, Fay? Wydawa

ło mi się, że masz dyżur dopiero

wieczorem.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Wcale ci si

ę nie wydawało. Ale przecież ktoś musi ułożyć plan

dy

żurów. Myślałam, że tylko wpadnę i wypadnę.

– Ty chyba kochasz t

ę pracę – zaryzykowała. – Nie przejmuj się. On

filmuje, jak robicie porz

ądki, nie nas.

– Kocham by

ć pielęgniarką, ale nie lubię być szefową. Ktoś jednak musi

to robi

ć.

– My

ślałam, że jest wiele chętnych do tej funkcji. Dlaczego to robisz,

skoro tego nie lubisz?

Fay zaduma

ła się.

– Kiedy

ś miałyśmy tu fantastyczną szefową. Była bardzo młoda, ale

wyj

ątkowo bystra. Wszystko grało jak w zegarku. Ale musiała nagle odejść.

Z powodów osobistych – zni

żyła głos. – Przez Jeremy'ego. Ale to już inna

historia. Tak, masz racj

ę, było dużo chętnych, ale nikt się nie nadawał.

Ka

żda pliszka swój ogonek chwali, ale zapewniam cię, że do prowadzenia

takiego oddzia

łu potrzeba czegoś więcej niż dyplomu i kursu pomocy

medycznej w krytycznych przypadkach. Par

ę osób spośród tych, które się

zg

łosiły, za parę lat dorośnie do tej funkcji, ale na razie muszą się jeszcze

uczy

ć. Tony Dean, nasz drugi konsultant, miał zawał, co bardzo źle

wp

łynęło na morale personelu. W efekcie bardzo długiej rozmowy z

doktorem Donovanem da

łam się namówić. On potrafi być bardzo

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

przekonuj

ący, jeśli chce.

– Jak on sobie radzi jako jedyny konsultant? To ogromny wysi

łek

psychiczny.

– To prawda. Mamy nadziej

ę, że wkrótce znajdzie się ktoś, kto czasowo

zast

ąpi doktora Deana. W przyszłym tygodniu będą prowadzone rozmowy

kwalifikacyjne. Doktor Donovan bezsprzecznie musi odpocz

ąć.

– Wspomnia

ł o chorobie matki. To też jest poważny problem.

Fay unios

ła brwi.

– No prosz

ę. Aż tak się przed tobą otworzył? Jak ci się to udało?

Zahipnotyzowa

łaś go tym kryształem?

– Po prostu rozmawiali

śmy. Poza kamerą. Jak teraz.

Piel

ęgniarka spoważniała.

– Wszyscy sobie tutaj

żartujemy, że ten oddział wpędzi nas

przedwcze

śnie do grobu, ale, poważnie mówiąc, tu jest za dużo roboty jak

na jednego cz

łowieka. Oficjalnie o siódmej kończy dyżur, ale wszystkim

wiadomo,

że jeśli mamy poważny przypadek albo są jakieś komplikacje, to

jego zast

ępca na dyżurze zawsze go wzywa. Nie przesadzam, ale tak jest

prawie codziennie. Powiedz o tym w reporta

żu. Dyrekcja domaga się

zmian, media nas atakuj

ą, a on robi dużo ponad to, co może jeden

cz

łowiek.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Erin przej

ęła się tą informacją.

– Szkoda,

że nie ma nikogo bliskiego. – Zaczerwieniła się. – Nie

nagabywa

łam go... nic z tych rzeczy. Sam mi to powiedział.

– Teraz powiem ci co

ś prywatnie: spróbuj. Może potrzeba mu kogoś

takiego ty...

Erin sta

ła speszona obrotem rozmowy, a zarazem uradowana tym, że

Fay nie uwa

ża tego za niemożliwe.

– Nawet za sto lat mnie nie zauwa

ży. Poza tym poznałam go tydzień

temu.

– S

ądzisz, że miłość zwraca uwagę na takie błahostki? Może nie

powinnam tego mówi

ć... nazwijmy to intuicją pielęgniarki: dawno nie

widzia

łam go na takim luzie, od kiedy tu się zjawiłaś, mimo że ściągnęłaś

mu na g

łowę całą ekipę telewizyjną. Od lat próbuję go z kimś wyswatać, ale

do tej pory

żadna go nie zainteresowała.

– Uwa

żasz, że powinnam spróbować?

– Ju

ż nic więcej nie powiem. Muszę pędzić do domu, żeby nakarmić

ma

łżonka. Daj mi numer swojego telefonu, to do ciebie zadzwonię.

Erin poda

ła jej karteczkę, ciesząc się, że w ten sposób utrzyma jakiś

kontakt z tym niezwyk

łym miejscem.

– P

ędzę. Udanego wieczoru. – Na pożegnanie Fay mrugnęła do niej

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

porozumiewawczo okiem.

– Fay! – krzykn

ęła za nią Erin. – Nie wzięłaś planu dyżurów.

– Poczeka na mnie do nocnej zmiany. Zrobi

łam to, co zamierzałam

zrobi

ć. Skontaktuję się z tobą.

Erin sta

ła pośrodku sali reanimacyjnej, uśmiechnięta od ucha do uchą.

Godziny sp

ędzone w oczekiwaniu na wynik operacji pana Reeda na

pewno d

łużyły się w nieskończoność jego bliskim, ale nie Erin. Gdy Jeremy

oznajmi

ł, że starszy pan jest już na oddziale pooperacyjnym, skąd zostanie

wkrótce przeniesiony na intensywn

ą terapię, zdziwiła się, że już jest

siódma.

– Na pewno

żałujesz, że nie mogłaś skorzystać z mojej propozycji

filmowania operacji – zagadn

ął ją.

– Nie lubi

ę takich krwawych scen. Ale cieszę się, że wszystko

przebieg

ło zgodnie z planem.

– To by

ł kawał dobrej roboty – rzekł z uśmiechem.

Wyczu

ła w jego głosie ogromną ulgę.

– G

łupio byłoby pokazywać w telewizji śmierć na stole operacyjnym. –

Zerkn

ął na zegarek. – Muszę iść. Już jestem spóźniony o całe pól godziny.

– Poda

ła mu dłoń. – Przygotuj czystą taśmę na przyszłą niedzielę.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Wcale nie by

ł taki straszny, nawet zdążyła go polubić. Przypomniała

sobie, jaki by

ł zdenerwowany podczas rozmowy z panem Reedem. Mimo

pró

żności i braku ogłady, na pewno był dobrym chirurgiem.

Podszed

ł do niej Mark, który kilka godzin wcześniej wrócił do szpitala.

– Nie s

ądzę, żebyś teraz była w stanie przejrzeć pierwszą partię

materia

łu – zauważył.

– Jestem wyko

ńczona. Gdzie jest cała ekipa?

– Zwin

ęli się punkt siódma. Chciałem jeszcze sfilmować pana Reeda na

intensywnej terapii, ale wtedy ju

ż liczyłyby się im nadgodziny.

– Zostawmy to bez zako

ńczenia. Żeby pokazać, że tutaj nie obowiązują

żadne ramy czasowe – zaproponowała.

– Ca

łkiem niezły pomysł. Jutro przejrzymy materiał. Zakładam, że

b

ędziesz przy tym – upewnił się.

– Nic mnie nie powstrzyma – odrzek

ła, a Mark szeroko ziewnął. – Idź

spa

ć.

– Nie omieszkam – odpar

ł. – Podrzucić cię taksówką?

Rozejrza

ła się dokoła. Wszyscy byli zajęci swoimi sprawami: salowi

pchali wózek, sprz

ątaczki myły podłogę, pielęgniarki mijały się w biegu,

przystaj

ąc na moment przed tablicą informacyjną. Samuel rozmawiał przez

telefon. Gdy j

ą zobaczył, posłał jej pytające spojrzenie.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Zostan

ę jeszcze chwilę, żeby wszystkim podziękować.

– Przecie

ż zobaczysz ich jutro, i w następne dni. Masz jeszcze do

zrobienia wst

ęp. I licz się z tym, że trzeba będzie powtórzyć niektóre partie

wywiadów.

– Jed

ź sam – zadecydowała.

Mark jeszcze nie wyszed

ł, gdy u jej boku stanął Samuel.

– Sko

ńczone?

– Na razie tak. Prawdziwa robota zacznie si

ę jutro.

Zawaha

ł się.

– Te

ż już prawie skończyłem. Zaczekasz na mnie? Moglibyśmy.. . – Nie

doko

ńczył, ponieważ podbiegła do niego wyraźnie wzburzona Vicki.

– S

łówko, doktorze...

Uj

ął pielęgniarkę pod rękę i odprowadził ją na bok. Erin zobaczyła, że

nagle zblad

ł. Wydarzyło się coś strasznego. Vicki odeszła szybkim krokiem,

a on ruszy

ł za nią, po czym odwrócił się w stronę Erin.

– Przepraszam, ale musz

ę zostać. Jedź do domu.

– Co si

ę stało?

Gdy po chwili zastanowienia opanowanym g

łosem przekazywał jej złą

wiadomo

ść, poczuła mrowienie na plecach.

– Jeremy Foster mia

ł wypadek. Wygląda to nie najlepiej. Zaraz go

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

przywioz

ą. Będzie trochę zamieszania.

– Rozmawia

łam z nim piętnaście minut temu.

Samuel wzi

ął głęboki wdech i przymknął powieki.

– Czasami wystarcza tylko pi

ętnaście minut. – Potarł czoło. – Erin,

musz

ę iść.

Patrzy

ła, jak strumień lekarzy w białych kitlach i chirurgów w zielonych

uniformach wlewa si

ę do sali reanimacyjnej. Na wszystkich twarzach

malowa

ła się determinacja, by za wszelką cenę ratować życie kolegi.

Us

łyszała głos Samuela:

– Koledzy, zostaje tylko zespó

ł urazowy. Jeśli będzie nas za dużo,

zaczn

ą się problemy. Będziemy was informować.

Nie chcia

ła iść do domu. Nie wiadomo dlaczego musiała dowiedzieć się,

co sta

ło się Jeremy'emu. Czy może im jakoś pomóc? Przecież to oni są

specjalistami. Ona jest tylko telewizyjn

ą reporterką, której czas przebywania

na oddziale dobieg

ł już końca. Dlaczego tak nią to wstrząsnęło?

Wiedzia

ła, że powinna zawiadomić Marka. To przecież bardzo istotna

informacja, tym bardziej

że Jeremy tak często pojawiał się w ich reportażu.

Oczami duszy ju

ż widziała tytuł. Mimo to nie mogła się zdobyć na to, by do

niego zadzwoni

ć. Mark musi poczekać.

Gdy sz

ła korytarzem po swoją torbę, nagle wszystko stało się jasne. To

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

niewa

żne, że była tu tak krótko. Tych kilka dni wystarczyło, by w jej życiu

dokona

ł się przewrót. Pokochała ten szpital i jego personel. W tym Samuela

Donovana...

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Rozdzia

ł 8

Wszed

łszy do domu, spostrzegła karteczkę na kominku. Mimo że

bardzo pragn

ęła opowiedzieć komuś, co działo się przez ten weekend,

podzieli

ć się z kimś przeżyciami, ucieszyła się na wiadomość, że Anna

nocuje u Jordana. Ona i tak niczego by nie zrozumia

ła. Rozważała

mo

żliwość zadzwonienia do Fay, lecz zorientowała się, że trwa właśnie

odprawa piel

ęgniarek. Wobec tego otworzyła serce przed Hartleyem. Pies

wpatrywa

ł się w nią smutnymi brązowymi oczami, gdy opowiadała mu o

Fay, Vicki, Jeremym i w ko

ńcu o Samuelu.

– Jestem pewna,

że chciał się ze mną umówić. Na sto procent. – Pies,

oczywi

ście, powstrzymał się od komentarza.

A

ż podskoczyła, gdy zadzwonił telefon. Przez chwilę miała nadzieję, że

to Samuel z informacj

ą o stanie Jeremy'ego. Dlaczego jednak miałby do

niej dzwoni

ć w tej sprawie? Nie miał pojęcia, jak bardzo przejęła się tym

wypadkiem.

– Ogl

ądałaś wiadomości? – Radosny głos Marka zirytował ją.

– Jeszcze nie w

łączyłam telewizora. – Ode mnie o tym się nie dowie,

pomy

ślała.

– Ten chirurg przystojniaczek rozbi

ł się swoim porsche tuż za bramą

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

szpitala. Szkoda,

że nas tam nie było. Ale mielibyśmy ujęcia! Zadzwoniłem

do redakcji i kaza

łem zredagować stosowną notatkę. Mam nadzieję, że już

w wieczornym serwisie b

ędziemy mogli ujawnić jego nazwisko i pokazać

niektóre fragmenty reporta

żu.

S

łuchała oburzona. Tego człowieka interesuje wyłącznie temat. Los

Jeremy'ego w ogóle go nie obchodzi.

– Dzi

ęki takiej reklamie za tydzień będziemy na topie. Dzisiaj pokażemy

telewidzom niespodziank

ę, jaka spotkała Graysonów, oraz tego chirurga.

Nie mog

ło być lepiej.

– Czy wiesz, co z nim jest?

– Z kim?

– Z Fosterem – j

ęknęła.

– Jest w bardzo z

łym stanie – rzucił od niechcenia.

– Ma urazy kr

ęgosłupa i czaszki. – Parsknął śmiechem.

– Tak bardzo chcia

ł pokazać się w telewizji, ale na pewno nie

przewidzia

ł, że stanie się to już dziś wieczorem.

Czu

ła, że nie powinna mieć do Marka pretensji o te słowa. Tak jak ona

styka

ł się z podobnymi wypadkami na co dzień. Nie sposób było

anga

żować się emocjonalnie w każdy z nich. Porozmawiała z nim jeszcze

przez chwil

ę o tym i owym, nawet raz się roześmiała, lecz odkładając

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

s

łuchawkę, poczuła, że jest jej niedobrze. Musi dowiedzieć się więcej,

pomy

ślała i drżącą ręką wykręciła numer szpitala.

– Melbourne City Hospital. Czym mog

ę służyć?

– Czy mog

ę rozmawiać ze stanowiskiem pielęgniarek na oddziale

nag

łych wypadków?

Z zapartym tchem czeka

ła, aż centrala ją przełączy.

– Siostra Jenny Burton, s

łucham.

To ta m

łoda pielęgniarka, która zajmowała się Reedem.

– Mówi Erin Casey. Chcia

łam zapytać o stan doktora Fostera.

Przywieziono go do szpitala akurat wtedy, kiedy wychodzi

łam.

S

łyszała, jak Jenny zwraca się do kogoś.

– Znowu jaki

ś reporter. Chce wiedzieć, w jakim stanie jest doktor Foster.

Reporter, pomy

ślała z goryczą. Jest dla nich tylko jakimś reporterem.

Wszyscy s

ą bardzo zajęci i nie mają czasu zajmować się zaspokajaniem jej

ciekawo

ści. Chciała wyjaśnić, że nie po to dzwoni. Ze jest szczerze przejęta

tym wypadkiem. Nie warto. Ich to nie obchodzi.

Energiczny g

łos, którego nie rozpoznała, wygłosił to, co zawsze mówi

si

ę w takich sytuacjach. Doktor Foster jest w krytycznym stanie. Szpital nie

ma nic wi

ęcej do powiedzenia na ten temat.

Tyle samo dowiedzia

łaby się, włączając telewizor. Przygnębiona, wzięła

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

k

ąpiel z dodatkiem olejków. Tym razem jednak otaczające ją wonie nie

przynios

ły jej ukojenia. Mimo to tkwiła w wannie, aż woda całkiem ostygła.

Schodz

ąc na parter, zobaczyła ciemną sylwetkę podążającą ogrodową

ścieżką. Jej zaniepokojenie prysło, gdy rozpoznała charakterystyczny zarys

ramion.

By

ła przy drzwiach, zanim nocny gość zdążył zapukać. Stając w progu,

zda

ła sobie sprawę, że ma na sobie cienki jedwabny szlafrok, mokre włosy i

jest nie umalowana. Samuel niczego nie zauwa

żył, chociaż na jego

zm

ęczonej twarzy pojawił się uśmiech.

– Zobaczy

łem światło. Wiem, że jest późno...

– Nawet nie my

ślałam o tym, żeby iść spać. Martwię się o Jeremy'ego.

Dzwoni

łam do szpitala, ale nie dowiedziałam się niczego konkretnego. –

Zastanowi

ła się. – Dlaczego tu przyjechałeś? Wydawało mi się, że po

dwudziestu czterech godzinach masz mnie dosy

ć na całe życie.

Nie odpowiedzia

ł. Przeszedł do salonu i ciężko opadł na kanapę.

Po

łożył głowę na oparciu, przymknął powieki i stłumił ziewnięcie. Nie

zmieni

ł zielonego stroju. Mimo podkrążonych oczu, wydał się jej

najprzystojniejszym m

ężczyzną na świecie.

– Jeste

ś skonany. Zrobić ci drinka?

– Mo

że później. – Rozejrzał się po salonie. – Prawdę mówiąc, nie mam

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

poj

ęcia, co tu robię. Pomyślałem, że niepokoisz się o Jeremy'ego. Poza tym

nie uda

ło się nam dokończyć tamtej rozmowy. Chciałem cię gdzieś zaprosić

na zako

ńczenie współpracy. – Roześmiał się cicho. – Kogo ja chcę

oszuka

ć? Po prostu zapragnąłem cię zobaczyć. – Patrzył na nią z ogromną

t

ęsknotą. – Masz coś przeciwko temu?

– Dawno nie s

łyszałam takich miłych słów – odparła szczerze. – Cieszę

si

ę, że cię tu widzę.

Omal nie zemdla

ła, gdy jego wargi zaczęły namiętnie szukać jej ust. W

tej samej rozkosznej chwili ulecia

ły wszystkie tłumione emocje i frustracje,

które ostatecznie doprowadzi

ły ich do tego spotkania. Ten niespieszny

poca

łunek utwierdził oboje w przekonaniu, że ich pragnienia są

odwzajemnione. Odsun

ęli się nieco od siebie i wpatrywali w siebie, jakby

zobaczyli si

ę po raz pierwszy.

– Marzy

łem o tym, od kiedy spotkałem cię w budynku dyrekcji – wyznał.

Fakt,

że Samuel czuł to samo, że pragnął jej tak bardzo jak ona jego,

przyprawi

ł ją o zawrót głowy. Oparła czoło na jego szerokiej piersi i

napawa

ła się jego siłą, tężyzną jego ramion. Jeszcze nigdy nie czuła się tak

dobrze, taka bezpieczna i chciana. Nagle wyrzuty sumienia kaza

ły jej

podnie

ść głowę.

– Nie zapyta

łam cię, co z Jeremym.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Przygarn

ął ją do siebie i pogładził po włosach.

– Nie jest z nim dobrze.

– Wiem od Marka,

że doznał urazu kręgosłupa.

– Nie to jest najgro

źniejsze. Niepokoiły nas jego kręgi szyjne, ale

rentgen niczego nie wykaza

ł. Doznał jednak wielu urazów wewnętrznych.

Jest nadal na sali operacyjnej. Najbardziej obawiamy si

ę urazów głowy.

– Prze

żyje?

Nie przestawa

ł jej przytulać.

– Nie wiem – powiedzia

ł przez ściśnięte gardło. – Nie mam wątpliwości,

że chirurdzy poradzą sobie z urazami wewnętrznymi, ale na ile ucierpiał

jego mózg, tego nikt nie wie. Ma p

ękniętą czaszkę i obrzęk mózgu.

Powiedzmy,

że jeśli przeżyje, nie będzie zdolny do pracy przez dobrych

kilka tygodni. Czeka go d

ługa droga.

– Wiem,

że wcale go nie znam – chlipała. – Zdaję sobie sprawę, że wy

prze

żywacie to jeszcze bardziej. Ale zrobił na mnie wrażenie faceta, który

wie na co go sta

ć, energicznego i bystrego.

– Oraz wyj

ątkowo próżnego.

– Nie przecz

ę. – Uśmiechnęła się przez łzy. – Mimo to zdążyłam go

polubi

ć.

Poca

łował ją w czubek głowy.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Ja te

ż go lubię. I nie uważam, że już jest po nim. Jeremy jest uparty.

Jego marzeniem jest pokaza

ć się w telewizji. Zrobi wszystko, żeby tego nie

przegapi

ć. – Wpatrywała się w jego ściągnięte rysy. – Nikt nie wie, co jest

mu pisane. Wiem,

że to banał, ale stale go sobie powtarzam: pracując na

nag

łych wypadkach można robić plany, snuć marzenia, ale po co? Od

czasu do czasu trzeba korzysta

ć z chwili, nie myśląc o konsekwencjach. Bo

nikt nie zna swojego jutra.

Nie podj

ęła tematu. Obserwowała go. Gdy skrzywił się, wiedziała, że

wspomina sceny, których by

ł świadkiem. Przyłożyła dłoń do jego

zaro

śniętego policzka i dalej słuchała jego wynurzeń.

– Przykro by

ło widzieć go w takim stanie. Zdarzało mi się na niego

narzeka

ć, dochodziło między nami do sprzeczek... – Potrząsnął głową. –

Nie uznaj

ę zakładów, ale byłem skłonny założyć się o wszystko, co mam,

że to mnie wcześniej niż jego czeka wózek inwalidzki lub coś gorszego.

Kiedy patrzy

łem na niego, na tym łóżku na intensywnej opiece...

Tak bardzo chcia

ła go ukoić i tak bardzo była oszołomiona jego

blisko

ścią, że umknęła jej pełna wymowa tej wypowiedzi. Przegapiła

szans

ę uniknięcia komplikacji, jakie miały wkrótce stać się jej udziałem.

– Zrobi

łeś wszystko, co było w twojej mocy. – Musnęła go wargami. –

Przyda ci si

ę masaż – dodała lekkim tonem.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Samuel skrzywi

ł się na tę propozycję.

– Nie jestem rodz

ącą – zaprotestował.

– Zawsze krytykujesz moje propozycje. Spróbuj. Potem mnie ocenisz.

Nie zamierzam ci

ę uwodzić.

– Nie mia

łbym nic przeciwko temu, ale masażu nie chcę.

– Pomo

że ci. Daj mi szansę. – Nalegała tak długo, aż w końcu bez

wi

ększego entuzjazmu uległ jej perswazji.

– Jeszcze troch

ę, a każesz mi usiąść pod trójnogiem – mruknął,

zdejmuj

ąc zielony uniform. Aby nie czuł się nadto skrępowany, Erin okryła

go r

ęcznikiem.

– Zamknij oczy i staraj si

ę nie myśleć.

Łatwo powiedzieć...

– Wobec tego my

śl o czymś przyjemnym.

Nala

ła trochę olejku na dłoń i roztarta go, aby uwolnić jego aromat.

Mimo

że tak energicznie zapewniała Sama, że będzie to wyłącznie masaż,

przeszy

ł ją dreszcz, gdy dłońmi dotknęła jego ciała. Skoncentrowała się na

rytmie, rozmasowuj

ąc usztywnione mięśnie karku. Po pewnym czasie

j

ęknął, gdy trafiła na wyjątkowo napięty mięsień. Poczuła, że w końcu się

rozlu

źnił.

– A nie mówi

łam, że pomaga? – szepnęła, nie przerywając masażu,

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

przesuwaj

ąc się jedynie nieco niżej.

Ponownie nama

ściła dłonie olejkiem, aby teraz zająć się nogami Sama.

Ze

ściśniętym gardłem kładła ręce na jego udach. Zrozumiała, że stoi

wobec niewykonalnego zadania: to niemo

żliwe, by potrafiła dotknąć go, nie

zdradzaj

ąc się z tym, jak bardzo go pożąda. Najwyraźniej wyczuł jej

wahanie. Po

łożył się na plecach i zakrył ręcznikiem.

– Wydawa

ło mi się, że nie zamierzasz mnie uwieść – powiedział niskim

g

łosem.

Odwróci

ła wzrok. Oparła dłonie na jego piersi. Zdawała sobie sprawę z

zuchwa

łości tego kroku, że jest jeszcze na to za wcześnie, ale tu i teraz

przesta

ło to mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie. Sam jednym ruchem

rozwi

ązał pasek jej szlafroka, a ona bez skrępowania ściągnęła z niego

r

ęcznik. Delikatnie pieściła jego aksamitną męskość. Pochyliła się i ukryła

twarz w jedwabistym puchu. Gdy j

ęzykiem poznawała jego tajemnice,

poczu

ła jego ręce we włosach. Potem silne ramiona podciągnęły ją do góry,

a

ż znaleźli się twarzą w twarz. Nie ukrywał niecierpliwości, a ona

pos

łusznie uniosła biodra i pozwoliła sobą kierować.

Przyj

ęła go z cichym pomrukiem zadowolenia. Jedną ręką gładził jej

nabrzmia

łe piersi, drugą podtrzymywał jej biodra w tym rytmicznym tańcu.

Poczu

ła, jak nagle ich ciała stężały, po czym oboje wspięli się na szczyt

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

rozkoszy. Czas zatrzyma

ł się w miejscu. Samuel przygarnął ją do siebie,

okry

ł pledem. Położyła głowę na jego piersi i wsłuchiwała się, jak rytm jego

serca powoli wraca do normy.

Milczeli. Nie by

ło potrzeby wyjaśniania niczego lub usprawiedliwiania

si

ę. Łączyła ich cicha akceptacja i wspólne potwierdzenie pragnienia, które

ich do siebie pchn

ęło. Mimo że znała go tak krótko i wbrew racjonalnym

powodom, dla których nale

żałoby jeszcze poczekać, nie wstydziła się tego,

z czym si

ę zdradziła, nie żałowała, że tak łatwo uległa Samuelowi. Czy tak

pi

ękne i naturalne doznanie jak ich miłość może być przyczyną wyrzutów

sumienia?

Mia

ła w zwyczaju mówić to, co myśli, co najczęściej bywało przykre w

skutkach. Gdy opad

ł już poziom obezwładniających endorfin, odezwała się,

zanim jeszcze dotar

ło do niej znaczenie tych słów.

– Zrobili

śmy to bez zabezpieczenia. – Usiadła gwałtownie. – Nie biorę

pigu

łki. Nie spodziewałam się...

Nie zaplanowa

ła tego wcześniej. Nie opracowała żadnej taktyki, aby

znale

źć się w jego ramionach. Samuel zareagował tak gwałtownie, jakby

ich zaskoczy

ła cała brygada antyterrorystyczna. Odrzucił pled, zerwał się

na równe nogi i pospiesznie zacz

ął się ubierać.

– Musz

ę iść – rzekł bardziej do siebie niż do niej.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Teraz? Ale... – Stara

ła się wyczytać z jego twarzy, co wywołało tę

niespodziewan

ą zmianę.

. – Powinienem wróci

ć do szpitala. – Zabrzmiało to wiarygodnie, lecz

czu

ła, że skłamał.

– Samuelu, prosz

ę... – Wstała, pragnąc go w jakiś sposób zatrzymać.

– Powiedzia

łem, że muszę iść – powtórzył tonem, jakim zwracał się na

terenie szpitala on, lekarz, do natr

ętnej reporterki. Jakby nic się między nimi

nie wydarzy

ło.

Jaka szkoda, pomy

ślała, że nie potrafię jak sporo innych kobiet

nonszalancko wzruszy

ć ramionami, ukryć, co czuję, i zachować spokój w

obliczu przeciwno

ści losu. Ona była inna. Wściekła i zrozpaczona chwyciła

go za rami

ę.

– Nie wyobra

żaj sobie, że możesz tu przyjść, kochać się ze mną, a

potem po prostu wyj

ść. – Niepokój wyczuwalny w jej głosie kazał mu

zatrzyma

ć się. – Za kogo ty mnie masz?

W ko

ńcu spojrzał jej w oczy.

– Przepraszam. – Usiad

ł na kanapie i zaczął wpatrywać się w dywan. –

Nie przyszed

łem tu z takim zamiarem... Żeby stało się to, co się stało.

Dostrzeg

ła ogromny ból na jego twarzy, lecz była zbyt zdenerwowana,

by cho

ćby pomyśleć o pocieszaniu go.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Wi

ęc dlaczego przyszedłeś?

Nie odpowiada

ł.

– Dlaczego? – powtórzy

ła.

– Poniewa

ż chciałem cię zobaczyć. Nie powinienem był dopuścić do

tego, co si

ę stało. Popełniliśmy błąd.

– Nie! Jak mo

żesz tak mówić? – Podniosła głos. – Co myśmy zrobili?!

Kochali

śmy się! Tak, to było kochanie. I to było piękne i wspaniałe. Ty też to

wiesz. Nie próbuj tego pomniejsza

ć! – Widziała, że już jej nie słucha. Gdy

podniós

ł się, nie zatrzymywała go.

– To si

ę nie powtórzy. Przepraszam, jeśli cię zraniłem. Wierz mi, nie

mia

łem takiego zamiaru.

– Nie wiem, w co mam wierzy

ć, Samuelu – rzuciła za nim.

Nie zareagowa

ł. Nie uznał za stosowne niczego wyjaśniać. Cicho

zamkn

ął za sobą drzwi. Zdumionej i zdruzgotanej Erin nie pozostało nic

innego, jak wtuli

ć twarz w pled, który zatrzymał jego oszałamiający zapach.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Rozdzia

ł 9

Pomimo bólu i braku pociechy lub ukojenia Erin zdo

łała jakoś przeżyć

kilka kolejnych dni. W nocy

śniła o Samuelu, za dnia była zmuszona stale

go widzie

ć, opracowując reportaż. Wszędzie ukazywała się jej jego twarz,

jego klasyczny profil. Wpatrywa

ła się weń usilnie, jakby chciała czegoś się

doszuka

ć, ale czego? Starała się obiektywnie patrzeć na materiał filmowy,

nie bra

ć pod uwagę tego, co czuła, obserwując go przy pracy. I wtedy, i

teraz Samuel by

ł tak samo nieosiągalny. Chciała wszystko zachować:

naci

śnięcie klawisza „Wytnij" było nie lada wyczynem.

– Co to jest? – zapyta

ła Marka, który wszedł do studia. Zerknął na

monitor i u

śmiechnął się.

– Mo

żesz to zinterpretować, jak zechcesz.

Na ekranie ukaza

ły się rzędy pustych łóżek, szpitalny zegar oraz

piel

ęgniarki spokojnie przeglądające ilustrowane pisma.

– Kiedy to nakr

ęciliście?

– Towarzyszyli

śmy wtedy pacjentowi, którego wieziono na oddział. Tuż

przed tym, jak przywieziono tego pijanego kierowc

ę, nie pamiętasz?

Nie odezwa

ła się. Mark ma rację. Można zrobić z tego wszystko.

Przypomnia

ła się jej ta rozmowa z Samuelem, kiedy żalił się, że media i

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

zwykli ludzie zupe

łnie nie rozumieją zasad przydzielania łóżek.

– Czy mamy uj

ęcie pustego łóżka na kardiologii? – zapytała dziwnie

piskliwym g

łosem.

– Szybko si

ę uczysz. Patrz dalej.

Na ekranie zobaczy

ła wejście na oddział. Ekipie nie udało się sfilmować

pustego

łóżka kardiologicznego, za to kamerzysta postarał się o obraz

o

śmiu monitorów EKG na stanowisku pielęgniarek: na siedmiu migotały

wykresy, ósmy by

ł wygaszony. Dowód, że jedno łóżko jest wolne.

Zemsta mog

łaby osłodzić jej życie. Pokusa była bardzo silna, lecz Erin z

natury nie by

ła mściwa. Poza tym odwet wzięty na szpitalnym oddziale w

niczym nie umniejszy

łby jej cierpienia. Mógłby nawet odnieść odwrotny

skutek.

– Nie pójdziemy tym tropem – ostrzeg

ła kolegę.

– Dlaczego? To dynamit.

– Taki przekaz by

łby niezgodny z prawdą. Samuel Donovan wyjaśnił mi,

na czym polega system przydzielania

łóżek.

– Przed kamer

ą? Gdzie to masz?

– Rozmawiali

śmy o tym. Były racjonalne powody, żeby nie przenosić

pani White. Powinni

śmy o nich poinformować telewidzów, zamiast

wytacza

ć wszystkie działa po to, żeby osiągnąć dramatyczny efekt.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Mark by

ł zdecydowanie innego zdania. Wyczuł jej wahanie, więc

postanowi

ł drążyć temat.

Zapowiedzi

tego

reporta

żu

spotka

ły

si

ę

z

ogromnym

zainteresowaniem. Spodziewam si

ę, że program osiągnie notowania, jakich

jeszcze nie by

ło. Nadarza ci się ogromna zawodowa szansa. Łzawa

historyjka o tym, jak ca

ły personel ciężko haruje, nikogo nie wzruszy. Jeśli

zale

ży ci, żeby zaistnieć w świadomości ludzi, żeby deputowani powoływali

si

ę na twój reportaż w trakcie kampanii wyborczej, musisz narobić trochę

ha

łasu.

Erin by

ła stanowcza. Odzyskała pewność siebie.

– I bez tego ten materia

ł trzyma w napięciu. Nie o tym ma być ten

reporta

ż. On sam się obroni, bez dramatyzowania sprawy pustych łóżek.

Mamy okazj

ę zrobić coś dobrego, rozumiesz? Pokażmy te łóżka, ale też

wyja

śnijmy, dlaczego stoją puste.

Mark pi

ł kawę, uważnie przyglądając się Erin.

– Jeste

ś naiwna. – Dokończył kawę i zasiadł przed swoim monitorem.

Ona tymczasem czu

ła, jak płoną jej policzki.

Mo

że jest naiwna, a nawet głupia, bo wydawało się jej, że Samuel ją

lubi, bo tak szybko rzuci

ła mu się w ramiona i oddała, ale teraz, w tej

sytuacji, nie zni

ży się do tego, co proponuje Mark. Nadal jest niezależna,

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

przynajmniej na polu zawodowym. Nie skomentowa

ła jego uwagi.

Przerwa

ła pisanie, gdy przed oczami znowu stanął jej obraz Samuela. Była

bliska p

łaczu. Jak to możliwe, zastanawiała się po raz setny, że tak źle

odczyta

ła jego intencje?

Je

śli liczyła na kobiecą solidarność, wsparcie czy nawet kieliszek wina i

odrobin

ę zrozumienia, to pomyliła się, zwracając się do swojej siostry.

– Spa

łaś z nim? – oburzyła się Anna. W tej samej chwili Erin zrozumiała,

jak wielki zrobi

ła błąd, otwierając się przed nią. – Ty go w ogóle nie znasz!

Jak mog

łaś?

– To prawda, ale ju

ż pierwszego dnia coś między nami zaiskrzyło. Sama

powiedzia

łaś, że to fantastyczny facet.

– Och, przesta

ń – parsknęła Anna. – To nie znaczy, że trzeba z nim od

razu i

ść do łóżka. Och, przepraszam, podobno nawet tam nie dotarliście.

Wystarczy

ła wam podłoga w salonie.

Erin zatka

ła uszy.

– Mówisz tak, jakby to by

ła przygoda jednej nocy.

– A nie? To gdzie on jest?

Na to jedno jedyne, oskar

życielskie pytanie nie potrafiła odpowiedzieć.

Musia

ła przyznać, że siostra doskonale podsumowała nim całą sprawę.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Je

śli to nie był taki epizod, to gdzie jest ten facet? – Anna nie znała

lito

ści. Nie zwracała uwagi na łzy spływające po twarzy siostry. – Kiedy ty

doro

śniesz? Dlaczego on ma cię szanować, jeśli ty sama siebie nie

szanujesz? Wybacz, marnie si

ę czuję. Muszę się położyć – oznajmiła i

wysz

ła z pokoju.

Anna widzi

świat wyłącznie w tonacji czarno-białej. Trudno było

oczekiwa

ć od niej, że zrozumie burzę emocji, która porwała ją i Samuela.

Anna jest niezdolna do prze

żywania takiej namiętności, jakiej oni

do

świadczyli tamtego wieczoru, wyczuwania aury, która ich wówczas

otoczy

ła. Erin mogłaby dać się sprowokować i wywołać awanturę, wytknąć

Annie, jaka jest nudna wraz z tym swoim pracoholikiem Jordanem, lecz co

by to da

ło? Oni są szczęśliwi. To, że ona by tego nie wytrzymała, nie

znaczy,

że układ tamtych jest zły. Mimo to czuła się zawiedziona brakiem

cho

ćby odrobiny współczucia ze strony siostry.

Pogarda, jak

ą Anna dawała jej odczuć, sprawiła, że atmosfera w domu

sta

ła się nieznośna. Szukała więc ukojenia w pracy. Tutaj wszystko

uk

ładało się pomyślnie. Po telewizyjnych serwisach informacyjnych

pokazywano zwiastuny jej reporta

żu, prasa podjęła temat, a na dodatek

kilku wa

żnych szefów zaczęło kłaniać się jej na korytarzu.

O powrocie do szpitala w celu uzupe

łnienia wywiadów i nakręcenia

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

wst

ępu myślała z mieszanymi uczuciami. Wielokrotnie powtarzała sobie, co

powie, gdy natknie si

ę na Samuela. Ulegając materialistycznym

podszeptom, wydala mnóstwo pieni

ędzy na kremowy kostium i buty na

niewysokim obcasie. Z ogromnym poczuciem winy odci

ęła sklepową metkę

z cen

ą. Prawie tyle samo wyniosłaby tygodniowa rata długu hipotecznego.

Je

śli chce spłacić Annę, musi zrezygnować z takich szaleństw. Mimo

wszystko warto by

ło, pomyślała, przeglądając się w lustrze. Wygląda jak

inteligentna dziennikarka albo przynajmniej taka, która nie

źle sobie radzi w

życiu. W niczym nie przypomina tej ruiny kobiety, którą w niedzielę

wzgardzi

ł Samuel. Ma teraz uzasadniony powód, by z nim porozmawiać.

Przecie

ż on sam zobligował ją do tego, by pokazała mu film przed emisją.

B

ędzie wytworna i serdeczna, ale na pewno nie natrętna. Nie będzie

zadawa

ć podchwytliwych ani drążących pytań. Jeśli Samuel zechce coś

wyja

śniać, pozwoli mu to zrobić, ale bez zbędnego entuzjazmu. A jeśli

poczuje,

że zaraz się zaczerwieni, popatrzy ponad jego ramieniem na białą

ścianę, aż fala skrępowania minie. Jakie to proste!

Powtarzaj

ąc w myślach te przykazania, wysiadła z samochodu i ruszyła

do wej

ścia. Wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się szeroko. Mimo że

obawia

ła się tego spotkania, odczuła ogromny zawód, gdy stwierdziła, że

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Samuela nie ma przy stanowisku piel

ęgniarek. Dyskretnie zerknęła na

tablic

ę. Na samej górze widniało nazwisko zupełnie obcej osoby. Pomyślała

z nadziej

ą, że być może poszedł do stołówki lub na kawę do pokoju dla

personelu. Lecz intuicja jest silniejsza od nadziei. Erin po prostu wiedzia

ła,

że nie ma go na oddziale.

Wszystkie piel

ęgniarki witały ją jak dawno nie widzianego przyjaciela.

– Fantastycznie wygl

ądasz. – Fay objęła ją serdecznie.

– Znowu b

ędziecie we mnie tym celować? – zaniepokoiła się na widok

Dave'a, który w

łaśnie wszedł.

– Mo

że tym razem ci daruję. – Erin uśmiechnęła się.

– Teraz tylko ja b

ędę filmowana. Musimy nakręcić wprowadzenie do

reporta

żu. Potem zrobimy kilka dokrętek.

– Fay pos

łała jej pytające spojrzenie. – Muszę zadać parę pytań.

Przyda

łby mi się wasz zielony strój.

– Nie ma sprawy, ale w

ątpię, czy bez podkrążonych oczu i potarganych

w

łosów wypadniesz wiarygodnie.

– Nie bój si

ę. Najpierw nakręcimy elegancki początek, a potem zmyję

makija

ż. Będę bardzo autentyczna, zapewniam cię, Fay.

– Prawd

ę mówiąc, jak ci się lepiej przyjrzeć, nie wyglądasz za dobrze.

Co

ś się stało? – Fay przyglądała się jej zatroskana.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Wszystko w porz

ądku – odparła energicznie. – Jestem trochę

zm

ęczona. Zawsze tak jest, kiedy zamykamy jakiś duży materiał. – Fay nie

wygl

ądała na przekonaną. Obydwie wiedziały, że jest to jedyny duży

materia

ł Erin.

Erin rozejrza

ła się po oddziale.

– Nie ma Sama – oznajmi

ła Fay nie pytana. – Ma teraz dużo spraw na

g

łowie.

Unika

ła wzroku Erin. Chyba wie, co się stało. Jak on śmiał jej o tym

powiedzie

ć? Czuła, że się czerwieni, więc natychmiast popatrzyła na

ścianę. To jasne, że Fay wie. Przecież od lat przyjaźni się z Samem.

Zapewne poprosi

ł Fay, żeby zajęła się nią, ponieważ on nie ma ochoty jej

ogl

ądać.

– Jak si

ę ma Jeremy?

Fay z wyra

źną ulgą przyjęła zmianę tematu.

– Trzyma si

ę. Ciągle jest na intensywnej terapii, ale chyba się z tego

wyli

że. Czeka go jeszcze długa droga. W najlepszym razie wszechstronna

rehabilitacja.

– A w najgorszym?

– Nie chc

ę nawet o tym myśleć. Uda mu się. Byłam u niego dzisiaj rano.

Powiedzia

łam mu, że brakuje nam jego napuszonej osoby. Kazałam mu się

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

pospieszy

ć z powrotem na oddział.

– Co ci odpowiedzia

ł? – Erin roześmiała się niemrawo.

– Nic. Nadal jest nieprzytomny. Ale mo

że mnie słyszał?

Zamy

śliły się.

– Wezm

ę się do roboty.

– Jasne. Zapraszam. Zaraz przynios

ę ci uniform.

Praca posuwa

ła się do przodu, mimo że Erin sercem i umysłem była

gdzie indziej. Cz

ęsto spoglądała na drzwi w nadziei, że jakimś cudem

stanie w nich Samuel. Ale, oczywi

ście, tak się nie stało. W końcu, walcząc z

sob

ą, pożegnała się ze wszystkimi i powlokła na parking. Była

przygotowana na przeró

żne sytuacje, na wszelkie możliwe zachowania

Samuela, gdyby przysz

ło im stanąć oko w oko. Jednego nie przewidziała:

że go nie zastanie.

W po

łowie drogi do auta zorientowała się, że w pokoju dla personelu

zostawi

ła torbę, w której miała klucze. Pogoda była upalna i wilgotna, więc

droga powrotna na oddzia

ł wydała się jej piekielnie długa. Gdy weszła do

pokoju, ujrza

ła Fay i Samuela pogrążonych w rozmowie.

– My

ślałam, że już wyszłaś – rzekła Fay nieco speszona. Samuel nie

odezwa

ł się.

– Zostawi

łam tutaj torbę i kluczyki. – Czerwona jak burak podeszła do

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

kanapy po swoj

ą zgubę. Nie ma wątpliwości, że Samuel ukrywał się przed

ni

ą i poprosił Fay, by go kryła. Gdy tylko wyszła, Fay zawiadomiła go, że

mo

że się ujawnić. Czuła, jak wzbiera w niej gniew: nie zasłużyła na takie

traktowanie. Uwa

żała tych dwoje za przyjaciół, a oni ją zawiedli. Teraz

patrz

ą na nią jak na kogoś, kto ich szpieguje. – Jutro będziesz mógł

obejrze

ć ostateczną wersję – powiedziała już od drzwi. Nie zareagował. –

Sam o to poprosi

łeś – dodała, by nie pomyślał, że stara się przeciągnąć to

ma

ło przyjemne spotkanie.

– Jestem zmuszony ci zaufa

ć. Mam dużo innych spraw. . Patrzyła na

niego z niedowierzaniem. Czy on si

ę boi zostać ze mną sam na sam?

– Ach, tak. Fay o tym wspomnia

ła. – Otworzyła drzwi. – Proszę się nie

martwi

ć, doktorze Donovan, nie sprawię panu zawodu. – Nadzwyczajnym

wysi

łkiem woli pohamowała się, by nie trzasnąć drzwiami.

Powrót do domu by

ł prawdziwym koszmarem. Względnie krótka droga

ci

ągnęła się w nieskończoność. Erin kurczowo ściskała kierownicę i jak

zahipnotyzowana wpatrywa

ła się w szosę. Postanowiła, że się nie

rozp

łacze, nie podczas jazdy. Żar lał się z nieba. Stojąc kolejny raz na

czerwonym

świetle, z zazdrością patrzyła na samochody z zamkniętymi

oknami. Jej nast

ępne auto musi mieć klimatyzację. Skwar sprawił, że

elegancki kostiumik zmi

ął się niemiłosiernie, a włosy przykleiły do spoconej

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

twarzy. Gdzie ta elegancja, pomy

ślała z goryczą, spoglądając w lusterko.

Ucieszy

ła się, nie widząc na podjeździe fiata Anny. Nie zniosłaby jej

kolejnego kazania. W domu w

łączyła klimatyzację, weszła na górę i

natychmiast zdj

ęła kostium. Rozpłakała się dopiero pod prysznicem, gdy

sta

ła w strumieniach chłodnej wody. Sama była zaskoczona rozmiarami

swojej rozpaczy. Nie zdawa

ła sobie sprawy, ile nadziei łączyła z tym dniem.

Sukces jej reporta

żu już ją prawie nie interesował. Wszystko straciło

jakiekolwiek znaczenie.

Sta

ła pod prysznicem tak długo, aż zrobiło się jej zimno. Szczękając

z

ębami, owinięta niewielkim ręcznikiem, szukała w sypialni swojego

p

łaszcza kąpielowego. Wygląda na to, że wzięła go Anna. Nie miały

zwyczaju wchodzi

ć do nie swojego pokoju. Te dwie kobiety o tak różnych

temperamentach, mieszkaj

ące pod jednym dachem, przyjęły to za żelazną

zasad

ę. Ale Erin trzęsła się z zimna. Tylko tam zajrzy...

Nie spodziewa

ła się takiego widoku. W pierwszej chwili, przerażona,

zas

łoniła twarz dłońmi.

– Anno! – Podbieg

ła do łóżka. – Nie!

Anna nie reagowa

ła. Siedziała oparta na kilku poduszkach, z głową

odrzucon

ą do tyłu. Była blada i miała sine wargi. Obok bezwładnej dłoni

le

żało opakowanie ventolinu. Erin wsłuchiwała się w jej długi, świszczący

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

oddech. Si

ęgnęła po ventolin. Lek należy podawać, nawet jeśli chory ledwie

oddycha! Inhalator okaza

ł się pusty.

– Biedna Anna. To tak to si

ę stało...

Trzeba jak najpr

ędzej wezwać pomoc, ponieważ to jest stan krytyczny.

Lecz telefon jest na dole, a ona nie mo

że zostawić jej samej.

– My

śl! Opanuj się. Co zrobiłyby dziewczyny z nagłych wypadków?

Nebulizator! Po raz pierwszy doceni

ła zamiłowanie do porządku swojej

siostry. Otworzy

ła górną szufladę i znalazła urządzenie na właściwym

miejscu. W

łożyła wtyczkę do gniazdka. Sięgnęła po ampułki z lekiem, który

Anna stosowa

ła, czując się wyjątkowo źle. Drżącymi palcami przelała lek

do pojemnika i po

łączyła go z maską. Nacisnęła włącznik. Gdy z maski

wydoby

ł się biały obłok pary, zasłoniła nią twarz siostry.

Zbieg

ła na dół. Przypomniała sobie, jak Vicki narzekała na połączenia

komórkowe, wi

ęc sięgnęła do telefonu stacjonarnego. Gdy spokojny głos

zapyta

ł ją, którą ze służb wzywa, rzuciła tylko:

– Karetka! – Nast

ępnie podała adres, powiedziała, co się stało i co

zrobi

ła, by ratować chorą.

– Prosz

ę podawać jej ventolin, dopóki nie przyjedzie lekarz.

– Musz

ę wracać do niej, na piętro. Jest sama, mogła przestać

oddycha

ć.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Umie pani wykona

ć sztuczne oddychanie?

Zamkn

ęła oczy. Na samą myśl o tym zrobiło się jej niedobrze, ale była

wdzi

ęczna, że udało się jej namówić swoich szefów, by wysłali ją na

odpowiednie szkolenie.

– Tak. Musz

ę już iść.

– Najpierw niech pani otworzy drzwi wej

ściowe. I proszę nie odkładać

s

łuchawki. Karetka już jedzie.

Wbieg

ła na piętro. Anna ledwie oddychała. Erin nie pozostało nic

innego, jak tylko dodawa

ć kolejne ampułki leku, czekać i modlić się.

– Kocham ci

ę, Anno – szepnęła, ujmując lodowatą dłoń siostry. – Nie

odchod

ź. Jesteś mi potrzebna.

Us

łyszała dźwięk syreny. Pocałowała Annę w policzek.

– Trzymaj si

ę.

Przera

żona i roztrzęsiona patrzyła na zespół ludzi, którzy ratowali

jedyn

ą osobę, jaka jej została na tym świecie. Robili to sprawnie i fachowo.

Ale czy zdaj

ą sobie sprawę, ile ta dziewczyna dla niej znaczy?

– Jad

ę z nią – oznajmiła, gdy układali bezwładne ciało na noszach,

w

śród plątaniny przewodów, rurek i monitorów.

– Trzeba j

ą natychmiast przewieźć do szpitala. Z tyłu karetki nie będzie

miejsca, bo przez ca

ły czas muszę być przy niej – rzekła stanowczo

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

lekarka.

Wygl

ądała sympatycznie, przypominała Fay.

– Chc

ę być przy niej – prosiła Erin.

Kobieta pokr

ęciła głową.

– Musi pani jecha

ć osobno. Lepiej niech pani poprosi sąsiada albo

wezwie taksówk

ę. Niepotrzebny nam wypadek. I niech się pani ubierze.

Patrzy

ła przez łzy, jak Annę wynoszono z sypialni. Dopiero wtedy

u

świadomiła sobie, że jest nie ubrana.

Naci

ągnęła byle jakie szorty i pierwszy z brzegu podkoszulek.

Zrezygnowa

ła z szukania sandałków, ale musiała znaleźć klucze, żeby

wydosta

ć się za bramę. Miotała się chaotycznie po całym domu, by w

ko

ńcu znaleźć je pod kremowym kostiumem, na podłodze w łazience.

Wskoczy

ła do samochodu. Przez cały czas pamiętała o wypadku

Jeremy'ego, tragicznej

śmierci rodziców I ostrzeżeniu lekarki. Gdyby jednak

po drodze by

ły policyjne kamery, na pewno byłaby biedniejsza o kilkaset

dolarów.

Gdy min

ęła rejestrację i dopadła drzwi na oddział, natknęła się na Jenny

Barton.

– Tutaj nie wolno wchodzi

ć. – Pielęgniarka ruszyła z miejsca. – Och, to

ty. – Zatrzyma

ła się, rozpoznając Erin. – Jesteś tą dziennikarką, która nas

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

filmowa

ła?

– Przed chwil

ą przywieziono tu moją siostrę – powiedziała Erin, z

trudem

łapiąc oddech.

– Jak si

ę nazywa?

– Anna. Anna Casey.

Jenny

ściągnęła brwi.

– Nie przypominam sobie. By

łaś w poczekalni?

– Ma atak astmy. Nie mo

że mówić, jest nieprzytomna! – wykrzyczała.

Dopiero teraz dotar

ło do Jenny, o kogo chodzi.

– To twoja siostra? Jest na reanimacji.

Erin ruszy

ła w stronę sali, ale Jenny była szybsza.

– Nie mo

żesz tam wejść. Nie teraz. – Odciągnęła ją od drzwi. – Dobrze

wiesz,

że tam nie wolno wchodzić. Zaczekaj tutaj. Poproszę, żeby ktoś tu

do ciebie przyszed

ł.

Wiedzia

ła, że Jenny ma rację. Lecz tego było dla niej za wiele:

piel

ęgniarka położyła dłoń na klamce drzwi prowadzących do pokoju dla

rodzin! Ogarn

ął ją taki strach, że z histerycznym krzykiem rzuciła się do

ucieczki.

– Nie wejd

ę tam! Nie wejdę! – Odepchnęła Jenny. W tym pokoju czeka

si

ę na tragiczne wiadomości. Tutaj się dowiaduje, że ktoś z najbliższych już

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

nigdy nie wróci do domu. – Tutaj uzyskuje si

ę informacje, że nasi bliscy

umarli –

łkała. Nagle poczuła, że ktoś chwycił ją za ramiona. Usłyszała

znajomy g

łos.

– Uspokój si

ę, Erin. Uspokój.

Szlocha

ła teraz z twarzą wtuloną w pierś Samuela, który łagodnie gładził

jej rozedrgane ramiona i pó

łgłosem mówił słowa pociechy.

Mimo

że myślała tylko o Annie, wiedziała, że nareszcie znalazła się tam,

gdzie powinna, w obj

ęciach Sama, gdzie nic złego nie może jej spotkać.

Przez chwil

ę delektowała się jego upajającym zapachem. Gdy tym razem

delikatnie j

ą od siebie odsunął, nie miała mu tego za złe.

– Musz

ę iść do niej – oznajmił. – Wrócę tu, jak tylko będzie to możliwe.

– Ostrym tonem zwróci

ł się teraz do Jenny: – Zastąp Vicki w gipsowni, a

ona niech zaprowadzi Erin do pokoju dla personelu i niech z ni

ą tam

zostanie.

Jenny kiwn

ęła głową, ale nie ruszyła się z miejsca. Erin, ciągle opierając

g

łowę na jego piersi, poczuła, jak wzbiera w nim gniew z powodu

opiesza

łości młodej pielęgniarki.

– W tej chwili! – rykn

ął.

– Id

ź już – szepnęła. Mimo że nigdy nie potrzebowała nikogo tak bardzo

jak teraz Samuela, wiedzia

ła, że Anna potrzebuje go jeszcze bardziej.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Czerwony sekundnik

ściennego zegara co minutę, mijając dwunastkę,

wydawa

ł specyficzny odgłos. Jakie to dziwne, pomyślała, że nie

zauwa

żamy tylu rzeczy. Tydzień temu kazała kamerzyście pilnie filmować

ten sam zegar, potem przez siedem kolejnych dni, montuj

ąc materiał,

wpatrywa

ła się weń, aby dopasować czas do toczącej się akcji, lecz

dopiero teraz dotar

ło do niej, jak hałaśliwe jest to urządzenie. Może

powinna poleci

ć Markowi, by nagrał to tykanie? Czy pani Reed również

zwróci

ła uwagę, jak bezlitośnie powoli płynie czas? Czy to samo myślał syn

pani White, czekaj

ąc, aż znajdzie się dla niej szpitalne łóżko? A rodzice

Jeremy'ego, którzy teraz siedz

ą przy nim i czekają, aż odzyska

przytomno

ść?

Vicki, oczywi

ście, stanęła na wysokości zadania. Obeznana ze

smutkiem oraz zachowaniem przera

żonych rodzin, była bardzo pomocna,

gdy Erin musia

ła odszukać Jordana. Okazało się, że firma wysłała go na

konferencj

ę do Sydney. Z niemałym trudem opowiedziała mu, co się stało,

tym bardziej

że w jego głosie wyraźnie słyszała oskarżycielską nutę.

By

ła wdzięczna Samuelowi za to, że oddał ją pod opiekę Vicki, a

zarazem szcz

ęśliwa, że w tym szalonym i wspaniałym miejscu personel

traktowa

ł ją jak swoją.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Ilekro

ć ktoś otwierał drzwi, Erin drgała nerwowo, spodziewając się złych

wiadomo

ści na temat Anny. Zawsze jednak okazywało się, że to ktoś z

personelu, kto wpad

ł wypić kawę, wypalić papierosa lub poszperać w

swojej szafce. Gdy zacz

ęła schodzić się nocna zmiana, radosny, powitalny

u

śmiech zastygał na twarzach tych ludzi na wieść o przyczynie, jaka ją do

nich sprowadzi

ła. W końcu do pokoju wszedł Samuel i zapadła cisza.

Stan

ął przed nią, a ona bała się spojrzeć mu w oczy. Gdy wreszcie

odwa

żyła się podnieść na niego wzrok, w jego oczach dostrzegła błysk

nadziei, mimo

że jego twarz była poważna. Anna żyje.

– Co z ni

ą? – zapytała, ale nie uzyskała odpowiedzi. Samuel objął ją

tylko i na oczach ca

łego oddziału poprowadził do swojego pokoju. Gdy już

si

ę tam znaleźli, wziął ją w ramiona, jakby chciał ją osłonić przed słowami,

które za chwil

ę miała usłyszeć.

– Jej stan jest bardzo powa

żny. Kiedy ją przywieziono, ledwie

oddycha

ła. Bardzo trudno było ją intubować. Miała zapadnięte jedno płuco.

– Czy przyczyn

ą tego jest astma?

– Nie. Mog

ło to być skutkiem ataku. Musieliśmy ratować płuco. Dostała

te

ż hydrokortyzon, który działa powoli, oraz kroplówkę z kilkoma bardzo

silnymi lekami. Czekamy, a

ż przygotują dla niej łóżko na intensywnej

terapii. Mo

że to trochę potrwać.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Czy ona umrze? – Zada

ła to straszne pytanie, wiedząc, że przy nim

potrafi znie

ść wszystko. Poczuła nieodpartą chęć, by go dotknąć, i

delikatnie pog

ładziła go po nieogolonym policzku, a on na chwilę

przytrzyma

ł jej dłoń, przymknął oczy i westchnął, jakby na to właśnie

czeka

ł.

Wiedzia

ła już, że pomimo muru, który pomiędzy nimi wzniósł, pomimo

okrutnego zako

ńczenia ich miłosnego zbliżenia i setek pytań, na które nie

zna

ła odpowiedzi, Samuel potrzebuje jej tak jak ona jego.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Rozdzia

ł 10

Przez nast

ępnych kilka dni miała okazję bardzo dobrze poznać

poczekalni

ę na oddziale intensywnej opieki: kran z ciepłą wodą, która

kapa

ła, jeśli w odpowiedni sposób nie zakręciło się czerwonego kurka,

kanap

ę, która wyglądała na wygodną, lecz była za niska i nie dało się na

niej spa

ć, ponieważ człowiek budził się cały obolały. Znacznie wygodniejszy

okaza

ł się skromnie wyglądający wyplatany fotel. Erin przeczytała

wszystkie ulotki na temat ró

żnych rodzajów pomocy świadczonej bliskim

pacjentów tego oddzia

łu i wszystkie stare ilustrowane magazyny. Poznała

tak

że bliżej matkę Jeremy'ego, zwłaszcza pewnej dramatycznej nocy, kiedy

Jeremy o ma

ły włos nie przegrał ze śmiercią.

Te dni sp

ędzone w szpitalu, gdy Anna walczyła o życie, pokazały jej

równie

ż, jak mało wie o Samuelu Donovanie.

– Jej stan si

ę poprawia. To dobrze.

Samuel w

łaśnie wszedł do maleńkiego pokoiku. Położyła palec na

wargach i gestem wskaza

ła na śpiącą matkę Jeremy'ego.

– Mówisz „stan krytyczny, ale stabilny", „trzyma si

ę". To mi nic nie mówi.

– Rozmawiali pó

łgłosem, by nie przeszkadzać starszej pani. – Dopóki się

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

nie obudzi i nie b

ędę mogła z nią rozmawiać, nie uwierzę, że wyzdrowieje.

Jej piel

ęgniarka powiedziała mi, że dzisiaj zamierzacie usunąć jej rurkę

tracheotomijn

ą. Mam nadzieję, że nie będzie z tym problemów.

Samuel bez s

łowa usiadł obok niej.

– Przepraszam,

że nie przyszedłem wcześniej. Miałem własne kłopoty.

Pokiwa

ła głową. Była druga w nocy, a ona nie miała już siły bawić się w

uprzejm

ą konwersację.

– Jordan przyjecha

ł? – zapytał Samuel.

– Jest u Anny. Twierdzi,

że to przeze mnie – mówiła, zwiesiwszy głowę.

Spodziewa

ła się, że Samuel zaprzeczy, że powie: „Tak ci się wydaje", ale

on nie powiedzia

ł nic takiego.

– Dlaczego?

Zaskoczy

ło ją to pytanie.

– Bo si

ę pokłóciłyśmy. Kłóciłyśmy się przez cały tydzień. – Zawahała

si

ę. Nie może mu wyjawić przyczyny. – Jordan uważa, że gdybym nie

wp

ędziła jej w stres, gdybym...

Ciep

ła dłoń przykryła jej rękę.

– Równie dobrze móg

łby mieć pretensję do mnie. Albo nawet do

Jeremy'ego.

– Do Jeremy'ego? – Podnios

ła na niego zdumione spojrzenie. – Co on

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

ma z tym wspólnego?

Mocniej u

ścisnął jej palce.

– Tyle samo co ty. Gdyby Jeremy nie jecha

ł za szybko, nie rozbiłby się o

szpitaln

ą bramę, a ja przygnębiony jego tragicznym stanem nie

przyjecha

łbym do ciebie do domu i nie kochalibyśmy się... może wtedy nie

pok

łóciłabyś się z Anną i może nic takiego by się nie wydarzyło.

U

śmiechnęła się mimo woli.

– Mo

że masz rację – rzekła powoli.

– Podejrzewam,

że Jordan ma potworne wyrzuty sumienia. Był w

Sydney, gdy to si

ę stało. Wiedział, że od jakiegoś czasu Anna źle się czuje.

Mo

że to on powinien coś zrobić, na przykład namówić ją, żeby poszła do

lekarza?

– Nie móg

ł tego przewidzieć. To nie jego wina.

– No w

łaśnie. Nikt tu nie zawinił. Taka jest prawda, Erin. Przyjemnie

by

łoby móc myśleć, że panujemy nad swoim losem oraz losem innych, ale

czasami nie mamy na to wp

ływu. Los czy przypadek, nieważne jak to

nazwiesz, zawsze wygrywa. Ka

żdy, kto przekracza próg urazówki, chciałby

cofn

ąć taśmę, na której zarejestrowano minione dni lub godziny. Żeby

zrobi

ć coś, cokolwiek, co zmieniłoby bieg rzeczy. Każdy ma swoją historię.

– Wiem, o czym mówisz. – Dozna

ła olśnienia. – Wcześniej, zanim to się

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

sta

ło... kiedy filmowaliśmy... – Patrzył, jak zaróżowiły się jej policzki, jak

wraca jej energia. – To samo sobie wtedy pomy

ślałam. Że to jest jak w

kalejdoskopie... – Pos

łała mu nieśmiały uśmiech. – Wiem, że uznasz, że

zwariowa

łam, ale chcę zostać pielęgniarką.

– B

ędziesz wspaniała w tej roli. Kiedy o tym pomyślałaś? – dopytywał

si

ę poważnie.

– Nie bardzo wiem, ale pobyt w szpitalu odegra

ł istotną rolę. Mojej

obecnej pracy brakuje dramaturgii, której tak bardzo potrzebuj

ę, mimo że

brzmi to cynicznie. Nie chodzi o to,

że lubię patrzeć na cierpienie.

Fascynuje mnie to, co tu si

ę robi. Wasza praca ma sens, coś zmienia.

– To nie

łatwe zadanie. Będziesz musiała zrezygnować z wielu rzeczy,

cofn

ąć się na pozycję uczennicy. Czy sądzisz, że to potrafisz?

– Nie wiem – przyzna

ła. – Chciałabym wierzyć, że dobra materialne

niewiele dla mnie znacz

ą, ale, jak mi to sam wytknąłeś, pieniądze nie są

wa

żne, kiedy się je ma. Jeśli spłacę Annie jej połowę domu, będę biedna

jak ka

żdy student. Nie brzmi to zachęcająco, kiedy ma się prawie

trzydzie

ści lat.

– Wobec tego sprzedaj go. My

ślę, że rodzice nie mieliby nic przeciwko

temu,

żebyś realizowała swoje marzenia. Jeśli go sprzedasz, będziesz

mog

ła podjąć studia. Stać cię będzie także na własny dom, chociaż nieco

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

mniejszy ni

ż ten, w którym teraz mieszkasz. Mogłabyś to potraktować jako

prezent od nich. Nawet po

śmierci się tobą opiekują. Wszyscy rodzice

chcieliby móc pomaga

ć swoim dzieciom w realizacji ich marzeń. Anna i

Jordan b

ędą mieli swój domek ogrodzony płotkiem z białych sztachetek, a

ty pójdziesz za g

łosem serca. Uważam, że byłabyś wspaniałą pielęgniarką.

Upi

ła trochę kawy.

– Zimna. – Skrzywi

ła się. Z dużym wysiłkiem podjęła przerwany wątek. –

To nie dlatego

że chcę cię prześladować czy nękać. Nie chcę, żebyś

my

ślał, że rozważam możliwość zmiany zawodu, żeby być bliżej ciebie.

– Nie cierpi

ę na aż taki przerost ego. Po co mi to wszystko mówisz?

By

ł szczerze zdziwiony. Podniosła wzrok i po raz pierwszy przyjrzała mu

si

ę dokładnie. Miał na sobie dżinsy i zwyczajny T-shirt, ale mimo tego

swobodnego ubioru wcale nie wygl

ądał na odprężonego. Zauważyła też

podkr

ążone oczy i nieuczesane włosy.

– Poniewa

ż okazało się, że ta jedna wspólna noc znaczy dla mnie

wszystko, a dla ciebie nic. Wi

ęc mogłabym chcieć to przedłużyć.

Do tej pory mocno trzyma

ł ją za rękę, ale teraz cofnął dłoń.

– Przesta

ń.

– Dlaczego? Przykro mi,

że jestem taka staroświecka i nie potrafię

uzna

ć, że nic się nie stało. Sprawiłeś mi przykrość i upokorzyłeś mnie...

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Zerwa

ł się na równe nogi i podszedł do okna.

– Nie mia

łem takiego zamiaru. I nie mów, że cię upokorzyłem. Oboje

wiemy,

że tak nie było. – Wzburzony, odwrócił się w jej stronę. – Jesteś

najpi

ękniejszą, najcieplejszą, najbardziej kochającą kobietą, jaką do tej pory

spotka

łem. Nigdy nie przestanę cię pragnąć. Uwierz mi, proszę. Nie czuj się

upokorzona tym, co zrobili

śmy. – Ponownie odwrócił się do niej plecami.

Widzia

ła, z jakim trudem dobiera słowa. – Robię to dla twojego dobra. Nie

oczekuj

ę, że to zrozumiesz, ale proszę cię, żebyś mi uwierzyła. Nie jestem

dla ciebie.

– Jak mo

żesz tak mówić? Skąd wiesz, kto jest dla mnie?

– Musisz i

ść dalej, to już się nie powtórzy. Nie możemy być razem.

Prosz

ę, nie zawracaj sobie tym głowy.

Jak zareagowa

ć? Nie zostawił jej ani kawałka pola do manewru.

Siedzia

ła, wpatrując się w zimną kawę i słuchając irytującego tykania

zegara.

– Dzisiaj b

ędzie emitowany nasz reportaż – odezwała się po dłuższej

chwili. – Przyjd

ą wszystkie dziewczyny z nagłych wypadków. Z

szampanem. Obieca

łam, że zejdę obejrzeć go razem z nimi, jeśli stan Anny

b

ędzie stabilny. Przyjdziesz? – Mówiła beznamiętnym tonem, mimo że w

ka

żdym słowie wyczuwało się chęć powiedzenia czegoś innego.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Poka

żesz puste szpitalne łóżka?

Milcza

ła.

– Nie mia

łbym ci tego za złe.

– Sk

ąd o tym wiesz?

– O niewielu rzeczach nie wiem.

Wsta

ła i wylała resztę kawy do zlewu.

– Nie poka

żę. Udało mi się Markowi to wyperswadować. Czy wobec

tego przyjdziesz?

Wpatrywa

ł się w nią. Miała ochotę rzucić mu się w ramiona, lecz zamiast

tego spokojnie wytrzyma

ła jego wzrok.

– Pójd

ę już – powiedział w końcu. – Jest mi bardzo przykro, że cierpisz.

Naprawd

ę.

Promienie s

łońca sączyły się przez cienkie zasłony, gdy poranne

porz

ądki w poczekalni obudziły Erin i panią Foster. Siostra dyżurna powitała

je radosnym u

śmiechem.

– Mam dobre wiadomo

ści.

Obydwie spojrza

ły na nią z nadzieją w oczach. Mimo że każda

spodziewa

ła się, że pozytywne wieści dotyczyć będą właśnie jej bliskiej

osoby, trzyma

ły się za ręce, gotowe cieszyć się radością tej drugiej.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Dla obu – wyja

śniła pielęgniarka. – Stan pani syna się ustabilizował.

Anestezjolog usunie dzisiaj rurk

ę tracheotomijną. To już wprawdzie trzecia

próba, ale dzisiaj doktor Foster wygl

ąda znacznie lepiej. – Zwróciła się

teraz do Erin. – Annie usuni

ęto już rurkę. – Gestem uciszyła Erin. – Jest

nadal bardzo senna i przez ca

ły czas musimy ją pilnować. Jordan jest teraz

u niej. Za chwil

ę ją umyjemy i wtedy będziesz mogła się z nią zobaczyć.

Jak tylko to b

ędzie możliwe, przyjdę po panią, pani Foster.

– A nie mówi

łam, że wszystko lepiej wygląda o poranku – szepnęła

przez

łzy matka Jeremy'ego.

– To prawda. Prosz

ę mu ode mnie przekazać, że zostanie gwiazdą

telewizyjn

ą.

Starsza pani otar

ła łzy koronkową chusteczką.

– Zadzwoni

ę do znajomych i poproszę, żeby nagrali ten reportaż. Nie

wybaczy

łby mi, gdybym to przeoczyła.

– Jestem pewna,

że uda mi się załatwić dla niego gratisową kasetę.

– Jak tylko mu si

ę polepszy, spróbuję przemówić mu do rozumu.

Ch

łopak jest po trzydziestce, więc powinien się ustatkować, znaleźć sobie

jak

ąś sympatyczną dziewczynę i dać mi wnuki, żebym mogła nimi się

opiekowa

ć, zamiast nim.

– Dobrze mu zrobi takie kazanie. A je

śli nie zechce pani słuchać, to ja

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

si

ę z nim rozprawię. Przez niego mam pierwsze siwe włosy. Nie żartuję.

Pomimo radosnego nastroju obydwie zdawa

ły sobie sprawę, że los się

do nich u

śmiechnął: ich bliscy opuszczą intensywną terapię. Dla innych

wszystko ko

ńczyło się w tym nijakim pokoju.

Anna by

ła bardzo słaba, mimo że jej stan szybko się poprawiał. Erin nie

potrafi

ła ukryć zdziwienia na wieść, że po południu ma być przewieziona na

oddzia

ł ogólny.

– Tak szybko? Chyba nadal potrzebuje nebulizatora. Poza tym wygl

ąda

bardzo mizernie.

– Te

ż wolelibyśmy zrobić to trochę później – tłumaczyła się pielęgniarka

– ale potrzebujemy tego

łóżka dla pacjenta, który wymaga wentylacji. Anna

dostanie specjalne miejsce, które stale jest obserwowane.

Erin nie mia

ła nic do powiedzenia. Annę przewieziono do

sze

ścioosobowej sali. Była tam najmłodszą pacjentką. Gdy się tam

znalaz

ła, cztery kobiety leżały spokojnie. Piąta, pomimo dziwnych drgawek i

nieskoordynowanych ruchów, uwa

żnie obserwowała nowo przybyłych. Gdy

Erin u

śmiechnęła się do niej, kobieta nie przestała trzepotać rękami.

Wykrzywi

ła wargi w grymasie, jakby chciała coś powiedzieć.

Piel

ęgniarki zaciągnęły zasłony wokół Anny. Jordan wyszedł z sali, by

gdzie

ś zatelefonować, więc Erin stała z boku, nieco skrępowana i

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

zaskoczona ilo

ścią aparatury, jaką zgromadzono wokół Anny w ciągu tych

paru dni.

Nagle przera

żający wrzask przeszył powietrze.

– Zaraz do ciebie przyjd

ę, Patty! – zawołała przez zasłonkę jedna z

piel

ęgniarek.

Kobieta uporczywie wpatrywa

ła się w Erin, więc ta nieśmiało podeszła

do jej

łóżka.

– Witaj, Patty. Mam na imi

ę Erin. Pielęgniarki układają na łóżku moją

siostr

ę. – Nie wiadomo, ile z tego Patty zrozumiała, lecz wyraźnie się

uspokoi

ła i przestała krzyczeć. Nie ustały tylko te dziwne, uporczywe

drgawki.

Z pomoc

ą Jordana Erin doszła, co się stało. Samuel miał rację: Anna już

jaki

ś czas temu powinna była udać się do lekarza. Jordan namówił ją na

wizyt

ę tamtego dnia rano. Gdy już wyjechał na lotnisko, dowiedziała się, że

mo

że zapisać się dopiero na popołudnie, więc postanowiła pójść do pracy,

gdzie poczu

ła się bardzo źle. Wzięła taksówkę i wróciła do domu. Reszta

pozostawa

ła w sferze domysłów. Czy przyjechała do domu po nowy

inhalator? Dlaczego od razu nie u

żyła nebulizatora? Dlaczego nie uparła

si

ę na wcześniejszą godzinę u lekarza, albo dlaczego nie zadzwoniła po

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

karetk

ę?

Przychodzi

ło im do głowy mnóstwo pytań, ale Anna jeszcze nie była w

stanie zaspokoi

ć ich ciekawości. Nikt już nie pamiętał o kłótni między

siostrami. Nawet Jordan zdoby

ł się na powściągliwe przeprosiny.

– Nies

łusznie cię obwiniałem – powiedział, gdy siedzieli przy łóżku

Anny, która spa

ła. Ciągle była podłączona do niezliczonych rurek i

kroplówek, a jej twarz zas

łaniała maska tlenowa. Wyglądała jednak

zdecydowanie lepiej ni

ż na oddziale intensywnej opieki. – Do wszystkich

mia

łem pretensję oprócz siebie – wyznał. – Powinienem był sam zawieźć ją

do lekarza. Kolejny raz Sam si

ę nie mylił.

– Nikt tutaj nie zawini

ł. Cieszmy się, że to już za nami.

– Pora na fizjoterapi

ę – oznajmiła Heather, która nagle zjawiła się przy

łóżku.

– Szkoda j

ą budzić. Musi być strasznie zmęczona. – Erin popatrzyła na

siostr

ę.

– Przyda si

ę jej. To nie potrwa długo – zapewniła ją Heather.

– Pójd

ę na kawę. Idziesz ze mną? – zagadnął Jordan.

– Nigdy w

życiu nie wypiłam tyle kawy. Poczekam w pokoju dziennym.

Zanim wysz

ła z sali, zatrzymała ją Jane, pielęgniarka, która właśnie

karmi

ła Patty.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Dzwoni

ła Fay z nagłych wypadków. Kazała ci przekazać, żebyś się nie

ba

ła i zeszła do nich wieczorem. – Wszyscy już wiedzieli o programie i

wsz

ędzie zadawano jej pytania.

– To zale

ży od tego, jaka poczuję się odważna. – Erin roześmiała się. –

Dziewczynom z urazówki lepiej si

ę nie narażać. Może lepiej będzie, jak

obejrz

ę ten reportaż w domowym zaciszu.

Rozleg

ł się dzwonek, którym jakiś pacjent wzywał dyżurną pielęgniarkę.

Jane szuka

ła wzrokiem koleżanek.

– My

ślę, że mogę...

Drugi dzwonek. Piel

ęgniarka uśmiechnęła się przepraszająco do Patty.

– Cz

ęść dziewczyn poszła na lunch, a inne są zajęte. Przepraszam cię,

Patty, ale musz

ę tam pobiec.

Z piersi pacjentki wydoby

ł się żałosny krzyk.

– Pokarmi

ę ją, dopóki nie wrócisz – zaproponowała Erin.

– Jeste

ś pewna? Patty ma trudności z przełykaniem. Karm ją bardzo

powoli. Zaraz wracam.

Erin si

ęgnęła po miseczkę.

– Miej do mnie cierpliwo

ść, Patty. Dopiero się uczę.

Posi

łek trwał długo. Przy okazji połowa została rozchlapana. Ale gdy

miseczka by

ła już pusta, Erin i Patty zdążyły się zaprzyjaźnić. Erin

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

zauwa

żyła, że starsza pani robi się spokojniejsza, gdy się do niej mówi,

wobec tego papla

ła cały czas o wszystkich i o wszystkim, nawet o

ziemniaczanym puree.

– Co ty tu robisz? – Omal nie upu

ściła miseczki na dźwięk

zagniewanego g

łosu Samuela.

– Jane zosta

ła wezwana przez pacjenta, a Patty była głodna. Najpierw

zapyta

łam Jane. Miałam pozwolić, żeby starsza pani siedziała głodna? –

Patrzy

ła na niego wojowniczo. – Poza tym nie jesteśmy na twoim

ukochanym oddziale, wi

ęc nie masz prawa mnie stąd wyrzucić – dodała.

Mia

ł to być żart. Nigdy w życiu nie spodziewała się tego, co nastąpiło

dalej.

– Nie jeste

śmy wprawdzie na moim oddziale, za to tak się składa, że

karmisz moj

ą matkę. Mam zatem prawo zapytać, co tu robisz. – Podszedł

do

łóżka, pocałował Patty w policzek i przysunął sobie krzesło.

– Patty jest twoj

ą matką... – Oniemiała. – Przepraszam, nie wiedziałam

– wyj

ąkała.

Nie zwraca

ł na nią uwagi. Otworzył szafkę, wyjął stamtąd gazetę,

pogrzeba

ł w kieszeniach i położył na półeczce dolara.

– Dziewczyny kupuj

ą mi gazetę – wyjaśnił. – Przepraszam, że

podnios

łem na ciebie głos. To ładnie, że ją nakarmiłaś. Ona lubi jeść. Ach,

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

mama ma na imi

ę Patricia, nie Patty. Już im to sto razy powtarzałem. Nie

lubi tego zdrobnienia. – Energicznym ruchem otworzy

ł gazetę na

kolumnach sportowych, ale na jego twarzy malowa

ł się smutek. –

Przynajmniej kiedy

ś go nie lubiła.

Czas wlók

ł się niemiłosiernie. Obecność Samuela w tym samym

pomieszczeniu trzyma

ła Erin w ciągłym napięciu. Już dawno przeczytała

wszystkie pisma, jakie da

ły jej pielęgniarki, Anna spała spokojnie tuż obok,

a Samuel w ogóle nie zwraca

ł na nią uwagi. Przeczytał gazetę od deski do

deski, czasami tylko przerywaj

ąc, aby zacytować matce jakieś zabawne

sformu

łowanie lub opowiedzieć jej o ciekawym wydarzeniu. Patricia

wyra

źnie się uspokoiła w obecności syna, a pod wieczór nawet zapadła w

drzemk

ę. Zerkając sponad swojej lektury, Erin zauważyła, że we śnie

wszelkie mimowolne ruchy chorej zupe

łnie zanikły. Wyglądała teraz po

prostu jak kobieta w podesz

łym wieku, która ucięła sobie drzemkę.

Samuel zauwa

żył, że Erin ją obserwuje.

– Mama

śpi. Przejdę się. Idziesz ze mną?

Zgodzi

ła się, lecz uznała za stosowne poinformować o tym Jordana.

Przysz

ły szwagier mrugnął do niej porozumiewawczo i uśmiechnął się.

– Nie musisz si

ę spieszyć. Nigdzie nie wychodzimy.

– Wobec tego mogliby

śmy coś zjeść – skonstatował Sam ku jej radości.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Co

ś panu przynieść?

Żywiąc się przez kilka dni kanapkami z folii, nawet osobnik o najbardziej

wyszukanych manierach zmienia swoje upodobania.

– Normalnie bym podzi

ękował. Ale prawdę mówiąc, konam z głodu.

Prosz

ę coś dla mnie wybrać. Zjem nawet tofu.

– Zobaczymy, co da si

ę zrobić. – Samuel się roześmiał. Po chwili szli

ulic

ą w blasku zachodzącego słońca.

– Jordan wyda

ł mi się całkiem sympatyczny – zauważył.

– Jest bez zarzutu. Zdaje si

ę, że go nie doceniałam. Nie jest taki zły. –

Wyj

ęła z torby okulary słoneczne.

– Blisko

ść śmierci potrafi poruszyć nawet nijaką osobowość.

Szli w milczeniu. Od czasu do czasu Sam ujmowa

ł jej łokieć, aby

poprowadzi

ć ją w kolejną boczną uliczkę. Było jej obojętne, dokąd idą.

Wystarcza

ła jej jego obecność.

– Jeste

śmy na miejscu.

Skr

ęcili w Beach Road. Przy stolikach przed pubami i kafejkami

siedzia

ło mnóstwo gości. Samuel wszedł do jednego z eleganckich barów i

bez namys

łu ruszył na piętro.

– Dobry wieczór, doktorze – powita

ła go kelnerka, uważnie lustrując

Erin. – Tam gdzie zawsze?

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Poprowadzi

ła ich do stolika na tarasie i podała menu.

– Co

ś do picia?

– Dla mnie piwo. O, przepraszam, czego ty si

ę napijesz?

– Poprosz

ę dżin z tonikiem. – Erin uważnie czytała kartę dań. Gdy rano

modli

ły się wraz z panią Foster za swoich bliskich, nie myślała, że ten dzień

b

ędzie miał takie piękne zakończenie.

Samuel zamówi

ł talerz owoców morza, a Erin kluseczki z sosem z dyni,

specjalno

ść kuchni włoskiej.

– Musimy te

ż nakarmić przyjaciela, który został w szpitalu – zwrócił się

Samuel do kelnerki. – Dla niego, na wynos, poprosz

ę pikantnego kurczaka

z ry

żem.

Przed nimi po

łyskiwała zatoka, po której sunęły jachty powracające do

przystani. Woda wydawa

ła się tak blisko, że Erin miała ochotę dotknąć jej

przez balustrad

ę. Wymarzone miejsce na romantyczną kolację z idealnym

m

ężczyzną, pomyślała. Z jego spojrzenia jednak wyczytała, że nie w głowie

mu takie pomys

ły.

– Chyba jeste

ś tu stałym gościem, skoro masz własny stolik.

Wypi

ł łyk piwa.

– Lubi

ę tu przychodzić, kiedy mam dyżur przez cały weekend, ale wtedy

zamawiam sok pomara

ńczowy. Tu się dobrze odpoczywa.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– To znaczy,

że dzisiaj nie jesteś na dyżurze. – Wskazała na szklankę z

piwem.

– Wzi

ąłem kilka tygodni wolnego.

– Urlop. Nale

ży ci się, zwłaszcza teraz, kiedy mama zachorowała.

– To jest urlop na opiek

ę nad umierającym, Erin. – Dostrzegł

przera

żenie w jej oczach. – Mama jest w szpitalu od kilku dni, ponieważ

umiera.

Chcia

ła coś powiedzieć, ale dzięki Bogu, zjawiła się kelnerka z

pieczywem z zio

łami i ogromną salaterką sałaty.

Gdy dziewczyna odesz

ła, Erin, posłuszna swojemu niezawodnemu

instynktowi, przykry

ła dłonią jego rękę.

– Tak mi przykro. – Zabra

ła dłoń, ponieważ kelnerka już niosła

zamówione przez nich potrawy.

Jedli w milczeniu. Po sko

ńczonym posiłku pierwszy odezwał się Samuel.

– Mama jest chora na pl

ąsawicę. Słyszałaś o czymś takim?

– Nie.

– Chcia

łem ci o tym powiedzieć, naprawdę, ale nie mogłem się na to

zdoby

ć. Nigdy nie wiadomo, kiedy jest odpowiedni moment na taką

informacj

ę. – Westchnął, a ona zorientowała się, że to dopiero początek

z

łych wieści. – Pląsawica jest chorobą przewlekłą. Każdy przypadek jest

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

inny, ale objawy zazwyczaj pojawiaj

ą się u osób w średnim wieku. – Na

pocz

ątku mówił rzeczowym, beznamiętnym tonem, jak przystało na lekarza,

lecz w miar

ę tego monologu jego twarz stawała się coraz bardziej posępna.

– Nieuniknion

ą konsekwencją jest śmierć, a okres, który ją poprzedza, to

istne piek

ło. Patrzę, jak moja matka z pełnej werwy kobiety zamienia się w

warzywo. Patrzy

łem, jak ojciec, wyczerpany doglądaniem jej, umierał, bo

mu dos

łownie pękło serce. A najzabawniejsze jest to, że będąc lekarzem,

od samego pocz

ątku wiem, co mnie czeka.

Nie zrozumia

ła, co miał na myśli.

– Pl

ąsawica jest dziedziczna – oznajmił.

Serce si

ę jej ścisnęło na myśl, że ta straszliwa choroba mogłaby

stopniowo niszczy

ć tak inteligentny, wspaniały umysł. Zamiast głośno

zaprotestowa

ć przeciwko takiej niesprawiedliwości losu, na co miała

ochot

ę, wypiła łyk dżinu, czując, że najpierw powinna pozwolić Samowi

mówi

ć, dowiedzieć się, co czuje. Uznała, że dopiero wtedy będzie w stanie

w pe

łni zrozumieć problem.

– Byli

śmy świeżo po ślubie, kiedy się o tym dowiedziałem. Frances też

by

ła lekarzem, więc wiedziała to samo co ja. Początkowo wspierała mnie,

stara

ła się mi pomóc, ale strachu nie da się ukryć. Chciała, żebym zrobił

badania.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– S

ą testy, które to wykazują? – Pochwyciła pierwszy promyk nadziei. –

To znaczy,

że nie zawsze się to dziedziczy?

– W po

łowie przypadków. Albo ma się ten gen, albo nie. Jeśli się go nie

ma, mo

żna żyć spokojnie, mieć dzieci i nie obawiać się, że się go im

przeka

że. Jeśli się go odziedziczy, sprawa jest beznadziejna. – Słuchała go

z zapartym tchem. – Nie zrobi

łem tych badań. – Zawiesił głos. – Z początku

Frances pochwala

ła moją decyzję. Należało skoncentrować się na

pomaganiu mamie i tacie oraz na tym,

żeby prowadzić jak najbardziej

normalne

życie. Uparłem się jedynie, że nie będziemy mieć dzieci.

Wyobra

żałem sobie, że mogę żyć ze świadomością ryzyka, ale czułem, że

nie mog

ę na to narażać mojego potomstwa. Poddałem się wasektomii.

Wierzy

łem wtedy, że jest to jedynie słuszne posunięcie. Nasze życie

pozornie uk

ładało się normalnie.

– Odesz

ła?

– Nie mog

ła sobie z tym poradzić. Nigdy nie miałem do niej o to żalu.

Pl

ąsawica przerasta przysięgę: „w zdrowiu i chorobie". Po śmierci taty

poczu

łem, że dojrzałem do tego, aby poznać prawdę. Zrobiłem badanie rok

temu.

Omal si

ę nie rozpłakała, wyobrażając sobie, przez co musiał przejść, a

tak

że ze strachu, co za chwilę usłyszy.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Test wypad

ł negatywnie.

– Nie jeste

ś nosicielem tego genu!

– Ale jestem po wasektomii, Erin. Nawet najlepszy chirurg nie da mi

gwarancji,

że będę miał dzieci. Czy teraz rozumiesz, że byłbym nieuczciwy,

gdybym si

ę z tobą związał?

Lecz Erin by

ła w siódmym niebie.

– Poradzimy sobie – zapewni

ła go. – Pragnę przede wszystkim ciebie.

Od chwili, kiedy ujrza

łam cię po raz pierwszy. Dzieci to jeszcze nie

wszystko.

– Mo

że nie w tej chwili – odparł rzeczowo. – Widziałem, jak patrzyłaś na

córeczk

ę pani Grayson. Nie mogę się z tobą ożenić, wiedząc, że mogę nie

móc zosta

ć ojcem twoich dzieci. Nie mam prawa pozbawiać cię radości

macierzy

ństwa.

– Mo

żemy je adoptować albo spróbować sztucznego zapłodnienia. Jeśli

si

ę zdecydujemy, mamy parę możliwości do wyboru. Ale w tej chwili to nie

jest istotne.

Łatwo ci mówić, że teraz to jest nieważne. Pamiętaj, że już jedno moje

ma

łżeństwo się rozpadło. Nie chcę przez to przechodzić po raz drugi.

– O nie. – Powiedzia

ła to tak głośno, że paru gości przy sąsiednich

stolikach podnios

ło głowy znad talerzy. – To nie tak. – Zniżyła głos. – Twoje

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

pierwsze ma

łżeństwo się rozpadło, ponieważ twoja żona nie kochała cię

wystarczaj

ąco mocno. Nie chciała być przy tobie w trudnych chwilach.

Choroba by

ła tylko pretekstem. Ten związek prędzej czy później i tak by się

rozpad

ł.

– To nie jest takie pewne. Nie b

ądź dla niej taka surowa. To jest

naprawd

ę potworna choroba. Czy chcesz powiedzieć, że gdybym

powiedzia

ł ci, że test wypadł pozytywnie, nadal byś tu ze mną siedziała?

– Oczywi

ście – odparła bez chwili namysłu.

Samuel jednak jej nie dowierza

ł.

– Mo

że do końca tej kolacji, przez tydzień albo dwa. Ale potem

pobieg

łabyś do biblioteki, gdzie dowiedziałabyś się, w co się pakujesz.

– I uwa

żasz, że wtedy bym cię opuściła?

– Nie ma o czym mówi

ć. Nie jestem chory.

– Ale

ż jest. To bardzo ważne. A czy ty opuściłbyś mnie, gdyby role się

odwróci

ły?

– Jasne,

że nie. To zrozumiałe.

– Wi

ęc dlaczego ja miałabym zostawić cię samego?

Zamy

ślił się.

– Poniewa

ż zasługujesz na kogoś lepszego. Już ci wcześniej mówiłem,

że nie jestem materiałem na męża.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– I nie zamierzasz zmieni

ć zdania? Po tym, co sobie powiedzieliśmy?

Wiedz

ąc, co do siebie czujemy, nadal będziesz obstawał przy swoim? –

Pomy

ślała, że oszaleje z rozpaczy, ponieważ Samuel powoli, lecz

stanowczo pokiwa

ł głową. – Może masz rację. Może zasługuję na kogoś

lepszego. Kogo

ś, kto będzie mnie kochał i zaufa mi, że nigdy go nie

opuszcz

ę. Wydawało mi się, że nareszcie poznałam mężczyznę moich

marze

ń. Długo na to czekałam, uwierz mi. Ubzdurałam sobie, że

odwzajemni moje uczucie,

że pokocha mnie tak samo bezgranicznie jak ja

jego,

że razem będziemy pokonywać różne przeszkody i rozwiązywać

problemy. Nie tylko ty je masz. Ka

żdy je ma. Jeśli do tego stopnia nie

wierzysz w moj

ą miłość, w to, że potrafię wytrwać przy tobie niezależnie od

sytuacji, to chyba rzeczywi

ście nie powinniśmy kontynuować tej rozmowy...

Podesz

ła kelnerka z rachunkiem i sporą paczuszką.

– To jest kurczak na wynos. Czy poda

ć coś do picia? Erin wstała,

zabieraj

ąc ze stołu torbę.

– Ja ju

ż dziękuję, ale doktor Donovan chętnie wypije jeszcze jedno piwo.

Gdy kelnerka odesz

ła, Samuel podniósł się z miejsca.

– Usi

ądź, Erin. Weź coś do picia. Jeszcze nie skończyliśmy rozmawiać.

– Rozmawiamy od dawna – oznajmi

ła stanowczym tonem. – Wracam do

szpitala. Za godzin

ę zaczyna się mój program. Obiecałam ludziom z

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

nag

łych wypadków, że obejrzę go razem z nimi. – Zniżyła głos. – Ponieważ

uwa

żasz, że jestem idiotką, której zależy tylko na twoim ciele i pieniądzach,

zachowam si

ę zgodnie z twoimi oczekiwaniami: możesz za mnie zapłacić.

– O czym ty mówisz?

– Je

śli nie wierzysz w moją miłość, to co ja tu robię? Trzymała się

dzielnie a

ż do Beach Road. Dopiero tam się rozpłakała. Jeszcze nigdy nie

by

ła taka nieszczęśliwa. Prawie biegła, nie zwracając uwagi na zdziwione

spojrzenia mijaj

ących ją przechodniów. Ta przeklęta choroba zniszczyła

życie tylu ludziom, a teraz rujnuje jej życie, bo ona nikogo innego już nigdy

nie pokocha.

Jordan taktownie nie zauwa

żył jej zaczerwienionych oczu, gdy podawała

mu torb

ę.

– B

ędę na oddziale nagłych wypadków. A potem chyba pojadę do

domu. Zostajesz tu na noc?

– Jeszcze nie wiem. Dy

żurna pielęgniarka nie była zachwycona tym

pomys

łem i powiedziała, że musi się zastanowić. Annę dopiero co

przeniesiono z oddzia

łu intensywnej opieki. Mógłbym się przespać w pokoju

dziennym. Nie chcia

łbym zostawiać jej samej.

– Dobry z ciebie ch

łopak – rzekła półgłosem.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Spojrza

ł na nią sponad kurczaka z ryżem.

– Naprawd

ę tak myślisz? – Opinia Erin zdawała się być dla niego

bardzo wa

żna.

– Oczywi

ście. Macie szczęście, że jesteście razem.

Przechodz

ąc przez salę, zatrzymała się przy łóżku Patricii. Teraz

dostrzega

ła podobieństwo między starszą panią i Samuelem. Oboje mieli

wydatne ko

ści policzkowe i prosty nos. Przez co ta kobieta musiała

przej

ść... Przez tyle lat żyła ze świadomością, że mogła przekazać tę

potworn

ą chorobę własnemu synowi. Czy była jeszcze na tyle zdrowa, by

zrozumie

ć wynik badania, jakiemu poddał się Sam?

– Nie martw si

ę, Patricio. – Przysiadła na łóżku. – Zaopiekuję się nim. –

Westchn

ęła. – Jeśli mi pozwoli.

– Powiedzia

ł ci? – Fay była zdecydowanie bardziej bezpośrednia niż

Jordan. Widz

ąc jej zaczerwienione oczy, wciągnęła ją do pustej kabiny i

zaci

ągnęła zasłony.

– Tak. – Usiad

ła na pustym łóżku. Nie zauważyła nawet, że zaczęło się

toczy

ć. – Od dawna o tym wiesz?

Fay zaci

ągnęła hamulec, po czym usiadła obok Erin.

– Od lat, od kiedy j

ą zdiagnozowano. Wszyscy byliśmy wstrząśnięci.

Jaka ona by

ła piękna! Martwiła się tylko o Samuela. „Dobrze, że się ożenił",

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

mówi

ła. „Przynajmniej będzie miał Frances". – Nie zabrzmiało to

przychylnie. – A potem wysz

ło szydło z worka.

– To musia

ł być dla niej ogromny szok. – Erin właściwie nie wiedziała,

dlaczego broni tej kobiety. – Sam mówi

ł...

– On stara siej

ą usprawiedliwiać. Wszyscy byli w szoku, ale ona nie dała

im

żadnej szansy. Trzy miesiące po tym, jak wykryto chorobę, już jej nie

by

ło. Mówiła, że to dlatego, że nie będą mogli mieć dzieci, ale to była tylko

wymówka. Ba

ła się, że zostanie jego pielęgniarką. – Fay wstała. –

Powiedzia

ł ci też o wasektomii, prawda?

– Tak.

– Przepraszam,

że chciałam was wyswatać, ale wydawało mi się, że

jeste

ście dla siebie stworzeni. Sama nie wiem dlaczego... Uznałam chyba,

że potrafisz to zaakceptować. Nie powinnam była się wtrącać...

– Dlaczego to mówisz?

– Przecie

ż widzę, że jesteś nieszczęśliwa. – Fay była wyraźnie

zak

łopotana. – Podejrzewam, że zniechęciła cię wiadomość, że Samuel nie

mo

że mieć dzieci...

Erin zerwa

ła się na równe nogi. Aż zatrzęsła się z gniewu.

– Fay, w ogóle nie pomy

ślałam o dzieciach. Najważniejsze było dla mnie

to,

że poznałam przyczynę jego bólu. Ucieszyłam się, że jest zdrowy. To on

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

nie mo

że pogodzić się z myślą, że nie będzie miał potomka. To on nie

wierzy,

że nie opuściłabym go, gdyby był chory. Wiem, że boleśnie to

prze

żył, że cierpiał, ale on się myli, sądząc, że postąpiłabym jak Frances.

Szukam cz

łowieka, który będzie mnie kochał i potrafi mi zaufać.

Fay bez mrugni

ęcia okiem wysłuchała tyrady Erin.

– Za chwil

ę zaczyna się twój program. Zejdź do pokoju dla personelu.

Ju

ż tam na ciebie czekają ze skromnym poczęstunkiem. Jesteś dziś

naszym honorowym go

ściem.

Erin spodziewa

ła się jakiegoś komentarza, ale Fay nie miała nic więcej

do powiedzenia.

– Przyjdziesz?

– Tak – odpar

ła pielęgniarka. – Za chwilę. Muszę jeszcze coś załatwić.

Id

ź już.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Rozdzia

ł 11

W pomieszczeniu dla personelu odbywa

ł się istny bankiet. Wszystkie

sto

ły były nakryte szpitalnymi prześcieradłami i każdy, naprawdę każdy,

przyniós

ł coś do jedzenia: chipsy, popcorn, zapiekankę, ciastka, napoje, a

nawet wino i piwo z my

ślą o tych, którzy nie byli na dyżurze. Ktoś podał Erin

plastikowy kubeczek nape

łniony po brzegi tanim winem.

– Zdaje si

ę, że będę musiała zamówić taksówkę – zażartowała.

Pomimo przykro

ści, jakie ją ostatnio spotkały, poczuła, że jest jej dobrze

w

śród tej gromady dziwaków, którzy umieli troszczyć się zarówno o

pacjentów, jak i o siebie nawzajem. Bywali wredni i stronniczy, lecz chwil

ę

źniej potrafili zdobyć się na współczucie i bezgraniczną opiekuńczość.

Utwierdzi

ło ją to w przekonaniu, że jej decyzja o podjęciu pracy pielęgniarki

jest s

łuszna.

– Czy zdajesz sobie spraw

ę z tego, że dużo ryzykujesz, oglądając ten

program w naszej obecno

ści? – zagadnęła ją roześmiana Vicki. – Jeśli film

si

ę nam nie spodoba, możesz wylądować w gipsowni.

Erin unios

ła brwi.

– Mo

żemy cię skazać na zagipsowanie od stóp do głów. I przez parę

godzin nie b

ędziemy mogli znaleźć piły do gipsu.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Uwaga ta wywo

łała ogólną radość. Erin natomiast po raz kolejny

dzi

ękowała Bogu, że nie uległa namowom Marka, by pokazać puste

szpitalne

łóżka.

Gdy zgas

ło światło, poczuła, że się denerwuje, mimo że wielokrotnie

widzia

ła cały materiał i wiedziała, że nie czeka ją żadna niespodzianka.

Rozejrza

ła się po sali, szukając wzrokiem Fay i Samuela. Najwyraźniej coś

zatrzyma

ło Fay, a Samuel... Stanął jej przed oczami jego obraz: siedzi na

pogr

ążonym w mroku tarasie i rozmyśla o matce, ojcu, Frances i o niej,

Erin. Przez moment mia

ła ochotę wymknąć się i pobiec do baru, by go

pocieszy

ć, ale intuicja podpowiadała jej, że nie jest to właściwe posunięcie.

To Samuel musi przyj

ść do niej.

Film ju

ż trwał. Erin w kremowym kostiumie zapraszała telewidzów, by

wraz z ekip

ą spędzili całą dobę na oddziale nagłych wypadków.

Wypiel

ęgnowana dłoń, zdecydowanie nie jej, otworzyła drzwi na oddział.

W tej samej chwili skrzypn

ęły drzwi do sali. Kątem oka dostrzegła Fay i

Samuela. Piel

ęgniarka bez zbędnych ceremonii rozsiadła się na kanapie.

Samuel skromnie stan

ął pod ścianą. Przez cały pokaz ani razu na nią nie

spojrza

ł.

Przez godzin

ę wszyscy jak zaczarowani patrzyli na film. Wraz z nią

odbywali magiczn

ą podróż: od drobnych skaleczeń po śmiertelne urazy,

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

przedstawiane w bardzo kulturalny sposób. Autorka reporta

żu pokazała

równie

ż zabiegany personel, nastroje zmieniające się jak w kalejdoskopie,

łzy i zabawne sytuacje. Uwieczniła na taśmie wszystko i wszystko

wyja

śniała.

Pod koniec filmu pojawi

ło się ujęcie Jeremy'ego, który żegna się z Erin i

wychodzi ze szpitala. Zegar pokazywa

ł wtedy siódmą. Widzowie znowu

ujrzeli Erin w kremowym kostiumie.

– Oto koniec mojej wizyty w szpitalu. Je

śli słuchają państwo wiadomości

lub czytaj

ą gazety, zdają sobie państwo sprawę, że w chwilę po wyłączeniu

kamery lekarz, który na filmie ratuje bezcenne

życie, sam uległ bardzo

powa

żnemu wypadkowi. Personel, który jeszcze chwilę wcześniej wraz z

nim opiekowa

ł się chorymi, niespodziewanie musiał zaopiekować się nim.

To wydarzenie na zawsze zostanie w mojej pami

ęci. Wszyscy narzekamy,

że w szpitalach jest za mało personelu, że trzeba długo czekać na szpitalne

łóżko. Mam jednak nadzieję, że udało mi się pokazać państwu ofiarność

personelu medycznego. Pami

ętajmy wszyscy, jak kruche jest ludzkie życie.

Nie zapominajmy te

ż o tych pełnych poświęcenia ludziach, którzy

nieodmiennie podejmuj

ą trud jego ratowania.

Gdy znajoma ju

ż, zadbana kobieca dłoń zamknęła szpitalne drzwi, w

sali zapanowa

ł entuzjazm.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Nies

łychane! – Vicki przekrzykiwała kolegów. – Nie miałam pojęcia,

jak dobrze si

ę spisaliśmy!

– Musz

ę schudnąć – oznajmiła Louise, nakładając sobie kolejny

kawa

łek ciasta. – Zaczynam w poniedziałek – wyjaśniła.

Gwar ucich

ł, gdy Samuel stanął pośrodku pokoju.

– Wiecie doskonale,

że byłem przeciwny obecności kamer na oddziale –

zacz

ął. – I mimo że ten reportaż jest wspaniały, będę miał takie same

zastrze

żenia, jeśli za tydzień dyrekcja ponownie zwróci się do mnie z

podobn

ą propozycją. Ten sukces jest wyłącznie zasługą Erin. Zdaję sobie

spraw

ę, że mogła przedstawić nas w zupełnie innym świetle. To, że

jeste

śmy dzisiaj tacy szczęśliwi, zawdzięczamy jej niezależności.

Wznie

śmy toast za pomyślność Erin Casey.

Oczami pe

łnymi łez powiodła po zebranych.

– To ja powinnam wam dzi

ękować. Miejmy nadzieję, że w jakiś sposób

wasz oddzia

ł skorzysta na tym reportażu. Dziękuję wam z całego serca.

Do pokoju wpad

ła Jenny.

– Mamy zawa

ł!

Zespó

ł dyżurujący rzucił się do drzwi, a ci, którzy skończyli pracę,

zbierali si

ę do wyjścia. Erin szukała wzrokiem Samuela. Zapewne zajmuje

si

ę nowym pacjentem lub towarzyszy matce. Kilka osób zaczęło sprzątać

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

ze sto

łu, lecz Fay je ofuknęła.

– Zostawcie to. Przyda si

ę nocnej zmianie. – Gdy zostały same,

odezwa

ła się do Erin: – Świetna robota. Możesz być z siebie dumna. Drzwi

do kariery stoj

ą przed tobą otworem.

Erin potrz

ąsnęła głową.

– By

ć może. Ale postanowiłam zostać pielęgniarką. – Z niepokojem

czeka

ła na reakcję Fay, ale ta tylko się uśmiechnęła.

– B

ędziesz wspaniała. Służę wszelką pomocą.

Zapad

ła cisza. Po dłuższej chwili Fay odezwała się:

Źle cię oceniłam. Przepraszam.

– O co ci chodzi?

– Powinnam wyczu

ć, że nie jesteś taka powierzchowna, żeby uciekać

od Samuela, wiedz

ąc... No wiesz...

– Teraz to ju

ż nie ma znaczenia. – Erin posmutniała.

– Uzna

ł, że nie będzie sobie mną głowy zawracał.

– To znaczy,

że oszalał – stwierdziła Fay. – Pamiętasz, jak ci się

przyzna

łam, że tylko dwa razy dałam się ponieść nerwom? No więc

godzin

ę temu stało się to po raz trzeci. I niczego nie żałuję.

– Dzi

ękuję ci, Fay. Naprawdę. Dziękuję za wszystko.

– Wzruszenie nie pozwala

ło jej mówić.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Ruszy

ła do wyjścia. Na wahadłowych drzwiach zauważyła swoją dłoń.

Ko

ścistą, bladą, z obgryzionymi paznokciami. Doskonała ilustracja jej

aktualnego stanu ducha. Nale

żałoby pójść do manikiurzystki.

– Erin...

Z mroku korytarza wy

łoniła się sylwetka Samuela.

– Chcia

łem z tobą porozmawiać po filmie, ale dostałem wiadomość, że

mama zapad

ła w śpiączkę.

Chcia

ła go pocieszyć, ale przecież on sam uznał, że ta rola jej nie

przys

ługuje.

– Przez ca

ły wieczór wysłuchuję, jaki ze mnie idiota. Nie przyszło mi do

g

łowy, że wszyscy o nas wiedzą.

– Mo

że wymknęło mi się coś w rozmowie z Fay.

– Nie tylko od Fay, chocia

ż to ona najbardziej zmieszała mnie z błotem.

– Kto

ś inny? – zdziwiła się.

– Jordan. I twoja siostra.

– Jordan? Wydawa

ło mi się, że jemu to się nie podoba. Anna?

My

ślałam, że śpi.

– Obudzi

ła się na pięć minut. I wierz mi, to wystarczyło. Nie

podejrzewa

łem jej o taką elokwencję.

– Anna nie zna szczegó

łów. – Erin była zażenowana.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Pani Foster te

ż ich nie zna. Ale i ona dorzuciła swoje pięć groszy.

– Matka Jeremy'ego?!

– Podejrzewam,

że udawała, że śpi, kiedy rozmawialiśmy. Pamiętaj,

Erin, zanim zapiszesz si

ę na kurs pielęgniarski, że tam, gdzie drwa rąbią,

wióry lec

ą. Jeśli zanosi się na coś ciekawego, wobec braku faktów

najlepsze s

ą domysły. Nasz „romans" narobił więcej szumu niż twój

reporta

ż.

– Przepraszam. Nie chcia

łam narażać cię na niezręczne sytuacje. Ale

nied

ługo sprawa ucichnie, jak tylko Anna i ja opuścimy szpital. Wkrótce

b

ędzie po wszystkim. – Patrzyła na swoje dłonie, na buty, na podłogę. Byle

nie na niego.

– Nie chc

ę, żeby było po wszystkim.

Nie podnosi

ła wzroku, bojąc się, że się przesłyszała. Zauważyła, że

lakier na palcu lewej stopy brzydko odprysn

ął. Warto by też pójść do

pedikiurzystki.

– Chc

ę, żeby mówiono o nas dzisiaj i zawsze. I to jak najwięcej. Chociaż

znamy si

ę tak krótko, nikt nie był mi bliższy niż ty. Wiem, że zachowałem

si

ę skandalicznie, że cię zraniłem, i dlatego proszę cię o przebaczenie.

Kocham ci

ę, Erin. Próbowałem cię chronić.

Patrzy

ła mu prosto w oczy.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– Przed czym?

– Nie chcia

łem, żebyś mnie pokochała.

– Nigdy by ci si

ę to nie udało. – Pogładziła go po policzku. –

Zakocha

łam się w tobie w tej samej chwili, kiedy zobaczyłam cię na

korytarzu w dyrekcji. I nic tego nie zmieni. – Kurczowo chwyci

ł jej dłoń,

jakby to z niej móg

ł czerpać potrzebną energię. – A jeśli okaże się, że nie

mog

ę dać ci dzieci?

– Popatrz na mnie, popatrz. A je

śli to ja nie będę mogła ci ich dać? A

je

śli zginiemy pod kołami karetki? To nie jest wykluczone. Miałeś już okazję

zobaczy

ć, jaka bywam roztrzepana.

Na jego wargach pojawi

ł się cień uśmiechu.

– Niewiadomych s

ą tysiące, a tylko jedno jest pewne: nasza miłość –

ci

ągnęła. – Dzięki niej ze wszystkim sobie poradzimy. Wierz mi, Samuelu.

Odpowiedzia

ł jej jednym z najsłodszych pocałunków.

– Musz

ę zajrzeć do mamy. Pójdziesz ze mną? Nie chcę sam jej tego

mówi

ć.

– Z przyjemno

ścią. – Wzięła go za rękę.

– Wiem,

że pewnie nic z tego do niej nie dotrze, ale bardzo chciałbym jej

o nas opowiedzie

ć.

– Ju

ż ją o tym poinformowałam – rzuciła od niechcenia. – Chodźmy.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

Powinni

śmy być przy niej.

– Jak to? Kiedy u niej by

łaś? – Stanął jak wryty.

– Dzisiaj po po

łudniu. – Ponagliła go, szarpiąc go za rękaw. – Z mojego

horoskopu wynika

ło, że muszę jak najprędzej zwierzyć się ze swoich trosk i

nie wolno mi przegapi

ć szansy. Wobec tego poszłam do niej i powiedziałam

jej,

żeby się nie martwiła, oraz że uparłam się zostać twoją żoną. –

Zerkn

ęła na niego kątem oka.

– Erin, czy ty mi si

ę właśnie oświadczyłaś?

– Chyba tak. – Sama by

ła zdziwiona. – Mam nadzieję, że nie masz mi

tego za z

łe. Nie jesteś aż taki staroświecki.

– Czy twój horoskop przewidzia

ł również miłość od pierwszego

wejrzenia oraz b

łyskawiczny ślub?

– Nie w tym pi

śmie, które dzisiaj czytałam, ale jestem pewna, że w paru

innych co

ś takiego by się znalazło.

Przed drzwiami oddzia

łu mocniej chwyciła dłoń Samuela. Zanosiło się

na d

ługą, dramatyczną noc, ale za nic w świecie nie chciałaby być gdzie

indziej bez tego wspania

łego, silnego mężczyzny. Nie ma powodu, by w

przysz

łości los ich oszczędzał, ale czeka ich także wiele dobrego. Będą

razem odpiera

ć wszelkie burze.

Wszystko jest w r

ękach przeznaczenia, pomyślała.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

EPILOG

– Jest ci

ągle bardzo żółta.

Samuel nie od razu odpowiedzia

ł, za to delikatnie obydwie pocałował.

– Nic jej nie jest. – Przysiad

ł na brzegu łóżka Erin.

– A je

śli to coś poważniejszego? – Nie dawała za wygraną. – W jednym

z moich podr

ęczników pielęgniarstwa...

– To jest zwyczajna

żółtaczka. Jeśli moje zdanie się nie liczy, zaufaj

pediatrze. Krew ma w porz

ądku i nawet nie potrzebuje naświetlań. Nie

chcia

łbym się wymądrzać...

– Znowu – j

ęknęła.

– Jako studentka pierwszego roku piel

ęgniarstwa, na dodatek nieco

zapó

źniona, musisz uwierzyć konsultantowi, że Grace Patricia Donovan

jest doskona

ła. Nie masz najmniejszego powodu do obaw. Wolę nie

my

śleć, co będzie, kiedy przyjdzie pora na twój kurs pediatrii. Będę musiał

pochowa

ć wszystkie podręczniki, bo wykryjesz u niej wszystkie możliwe

choroby.

– Na razie zrobi

ę sobie przerwę w nauce. – Popatrzyła na swą maleńką

córeczk

ę. – Wiem, mówiłam, że tylko na jeden semestr, ale teraz, kiedy już

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

tu jest, to ca

łkiem inna sprawa. Prawda, że śliczna?

– Naj

śliczniejsza w świecie – przyznał. – Nie mogę się doczekać, kiedy

zabior

ę was do domu.

Przytuli

ła dziecko i przymknęła oczy. Dom, rozmarzyła się. Już

zamierzali go sprzeda

ć, wywiesili nawet odpowiednią tablicę w ogrodzie.

Lecz widz

ąc jej smutek, Samuel wycofał ofertę od agenta. Mogła teraz

oczami duszy ogl

ądać swój ukochany ogród – pełen marzeń o przyszłości,

zamiast duchów przesz

łości. Widziała tam roześmianą, szczęśliwą, małą

Grace i dziecko Anny, które ju

ż było w drodze, oraz jej przyszłe

rodze

ństwo.

– A to od kogo? – zdziwi

ł się Samuel, podnosząc z podłogi ogromnego

żowego zająca.

– Wyobra

ź sobie, że od Jeremy'ego. Był tu przed chwilą. Wygląda

bardzo dobrze. Co dziwniejsze, zachowywa

ł się wzorowo: pytał, jak się

czuj

ę, co u ciebie słychać, ile waży mała. Musiałam z niego wyciągać, żeby

powiedzia

ł coś o sobie. Bardzo się zmienił. – Popatrzyła zdziwiona na

Samuela, który nagle si

ę roześmiał. – Co w tym śmiesznego?

– Przynosz

ę ci ciekawą ploteczkę.

– Mów.

– Moje sprawdzone, zaufane

źródło informacji...

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

– To znaczy Fay.

Przytakn

ął.

– ... donosi, i

ż niejaki Jeremy Foster bardzo interesuje się swoją nową

sta

żystką. Sprawa wygląda poważnie.

– Nie znasz si

ę na plotkach, Samuelu. To tylko dowód, że Jeremy wraca

do formy. Dobrze,

że tu się nic nie zmieniło.

– Skoro nie dasz mi doko

ńczyć... – Sięgnął po gazetę.

– Mów natychmiast!

Tak powoli j

ą odkładał, że Erin omal nie wyskoczyła z łóżka.

– Tym razem jednak jest pewna ró

żnica...

– Bo to jest m

ężczyzna!

– Znowu zaczynasz? – roze

śmiał się. – Mnie też kiedyś podejrzewałaś o

to,

że jestem gejem. Nie, to nie jest mężczyzna. Otóż owa stażystka jest w

szóstym albo siódmym miesi

ącu ciąży.

Żartujesz.

– Nigdy w

życiu. Nie podejrzewałem, że kiedyś właśnie z Jeremym będę

dyskutowa

ł o wyższości pieluszek z tetry nad jednorazowymi. Ale cóż, są

sprawy, o których nawet filozofom si

ę nie śniło.

W tej chwili ma

ła Grace, czując się osamotniona, zapłakała głośno. Erin

pochyli

ła się nad nią. Pochłonięta karmieniem, zapomniała o Jeremym i

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/

background image

ca

łym bożym świecie.

Samuel z dum

ą i miłością patrzył przez łzy na swoją piękną żonę i

córeczk

ę.

– S

ą sprawy, o których nawet filozofom się nie śniło – powtórzył.

PDF stworzony przez wersj

ę demonstracyjną pdfFactory

www.pdffactory.pl/


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
224 Marinelli Carol Ostatni reportaż Erin
Marinelli Carol Ostatni reportaz Erin
Carol Marinelli Ostatni reportaż Erin
Marinelli Carol Kolory miłości
Marinelli Carol Zauroczenie
Marinelli Carol Własny kawałek raju(1)
(tom 40) Marinelli Carol Umowa z miliarderem
Marinelli Carol Ślub w Las Vegas
250 Marinelli Carol Ordynator i praktykantka
Marinelli Carol ĹĽona sycylijczyka
Marinelli Carol Pielęgniarka z Australii
426 Marinelli Carol Nieprzespane noce
Marinelli Carol Zauroczenie
0605 Marinelli Carol Podróż do Hiszpanii
059 Marinelli Carol Biznesmen i dziennikarka
Marinelli Carol Miliarder i pielęgniarka
Marinelli Carol Miliarder i pielęgniarka

więcej podobnych podstron