ALEKSANDERMcCALLSMITH
NIEDZIELNYKLUB
FILOZOFICZNY
(Przełożył:MichałJuszkiewicz)
Prószyńskiis-ka
2005
1
IsabelDalhousiewidziała,jakmłodymężczyznaspadaznajwyższejgalerii,zsamej
jaskółki.Tragicznylottrwałjednomgnienieoka.Isabelzdążyłazauważyćtylkorozwiane
włosy,
sylwetkęodwróconądogórynogami,koszulęipołymarynarkiopadłeażnapierśoraz
odsłonięty
brzuch.Potemnieszczęśnikzniknąłjejzoczu;uderzywszywlocieobalustradę
amfiteatru,
wpadłgłowąnaprzódpomiędzyrzędykrzesełnaparterze.
Cociekawe,pierwszamyślIsabelskierowałasięwstronęwierszaW.H.Audena,w
którympoetaopisałupadekIkara.Podobnewydarzenia,twierdziłAuden,zawszemająw
tle
zwyczajnychludzi,zajętychpowszednimisprawami.Ludziecinieodrywająwzrokuod
swoich
zajęć.Niewidząchłopcaspadającegoznieba.Rozmawiałamzeznajomą,pomyślała
Isabel.
Rozmawiałamzeznajomą,gdyzniebaspadłchłopiec.
Tenwieczóritakpozostałbywjejpamięci,nawetgdybyto,cosięstało,niewydarzyło
się.MiałamieszaneuczuciacodoRejkiawickiejOrkiestrySymfonicznej,októrejnigdy
nie
słyszałaanisłowaiwżadnymwypadkuniewybrałabysięnajejkoncert,gdybynie
sąsiad,który
niemalżesiłąwcisnąłjejbilet.Ciekawe,pomyślaławtedy,czywRejkiawikunaprawdę
działa
zawodowaorkiestrasymfoniczna,czymożetozespółamatorów?Niemniejjednak,rzecz
jasna,
nawetamatoromnależysiępubliczność,skorojużprzyjechalitakikawałdrogido
Edynburga,
abydaćpóźnowiosennykoncert;niepototrudzilisiędługąpodróżązIslandii,żebyteraz
grać
dlapustejsali.Isabelposzławięcnakoncertiwysiedziaładoprzerwy.Pierwszączęść
koncertu
wypełniławiązankakompozytorówromantycznych,niemieckichiszkockich:Mahler,
Schubert
orazHamishMcCunn.
Jaknaostatniednimarca,wieczórbyłniezwykleciepły,skutkiemczegowUsherHall
panowaładusznawaatmosfera.Isabelnawszelkiwypadekubrałasięlekkoibyłaztego
bardzo
zadowolona,ponieważnaamfiteatrzetemperatura,jakbyłodoprzewidzenia,
przekroczyła
komfortowylimit.Podczasprzerwyzeszłaposchodachdofoyer,zulgąrozkoszującsię
chłodniejszympowietrzem,wypełniającymkorytarze.Wystrzegałasięzatłoczonegobaru,
z
któregodochodziłakakofoniagłosówirozmów;byławięcejniżpewna,żenatkniesiętam
na
znajomych,jakożewEdynburguniesposóbwybraćsiędokądśiniespotkaćkogoś
znajomego.
TegowieczoruIsabelniebyłajednakwnastrojudorozmów.Kiedyprzyszedłczas,aby
powrócić
nasalę,zastanowiłasięprzezchwilę,czymożebytakodpuścićsobiedrugąpołowę
koncertu,
leczporzuciłatenzamysł;zawszemiałaoporywewnętrzne,którepowstrzymywałyją
przed
zachowaniemmogącymsugerowaćbrakuwagilub,cogorsza,brakpowagi.Wróciła
zatemna
swojemiejsce.Naporęczyfotela,takjakgozostawiła,leżałprogram;zerknęładoniego,
żeby
sprawdzić,cojączekawdrugiejczęścikoncertu.Wzięłagłębokiwdech,Stockhausen!
Isabelmiałazesobąmałąlornetkęteatralną,niezwykleprzydatnąnawetwamfiteatrze,
którywcaleniebyłażtakwysoki.Wycelowawszyjąwodległąscenę,przyjrzałasię
dokładnie
wszystkimmuzykompokolei.Nigdyniemogłaoprzećsiętejpokusienakoncertach.W
zwyczajnychokolicznościachniewolnogapićsięnainnychprzezlornetkę,alenasali
koncertowejjesttodozwolone,anawetjeśliraznajakiśczasszkłaodwracająsięwstronę
widowni-toktóżmożetozauważyć?Smyczkirejkiawickiejorkiestrybyłytakiesobie,
niebyło
naczymzawiesićoka,alejużwdętychdrewnianychIsabelwypatrzyłaklarnecistęo
niesamowitejtwarzy:wysokiekościpoliczkowe,głębokoosadzoneoczyipodbródek,
rzekłabyś,
wyciosanytoporem.Nieodrywającoczuodtychnadzwyczajnychrysów,Isabelmyślałao
dawnychpokoleniachtwardychIslandczykóworazDuńczykówzjeszczeodleglejszej
przeszłości,którychciężkapracawydałanaświattęrasę:kobietyimężczyzn,wpocie
czoła
uprawiającychnędznąwyżynnąziemię,znajwyższymtrudemwiążącychkoniecz
końcem;
rybakówpolującychnadorszewstalowoszarychwodachpółnocnychmórz;kobiety
usiłujące
wykarmićdziecimięsemsuszonychrybimąkąowsianą.Azwieńczeniemwszystkichtych
wysiłkówbyłklarnecista.
Odłożyłalornetkęiusiadławygodniejwfotelu.Należałoprzyznać,żeorkiestragrałana
całkiemprzyzwoitympoziomie.WykonanieMcCunnabyłopełnewigoru,aleten
Stockhausen…
KtodziśjeszczegraStockhausena?Byćmoże,pomyślałaIsabel,matobyćznakpewnego
obycia
wkulturze:przyjechaliśmyzRejkiawiku,toprawda,Rejkiawiktotakiemałemiasto,
gdzie
diabełmówidobranoc,zgadzasię,aleproszę-przynajmniejpotrafimyzagrać
Stockhasena
równiedobrzejakwszyscy.Zamknęłaoczy.Orkiestranagościnnychwystępachdoprawdy
nie
powinnazmuszaćswoichgospodarzydosłuchaniatakokropnejmuzyki.Przezkrótką
chwilę
Isabelzastanowiłasięnadkoncepcjąkurtuazjiorkiestrowej.Zcałąpewnościąnależyw
takich
sytuacjachunikaćincydentówwskalipolitycznej:niemieckieorkiestry,cozrozumiałe,z
dużą
ostrożnościądobierałyutworyWagneradorepertuaruswoichzagranicznychtournee-
przynajmniejwniektórychkrajach.Zamiastniegopreferowanokompozytorów
okazujących
więcej…skruchy.Isabelodpowiadałtenstanrzeczy,bonielubiłaWagnera.
Stockhausenzamykałprogramkoncertu.Kiedydyrygentwkońcuzszedłzpodestu,a
oklaskiucichły,Isabelwyślizgnęłasięzeswojegofotelaiposzładotoalety.Dosyćskąpe
te
brawa,oceniła,mogłobyćlepiej.MożetowinaStockhausena?Włazienceodkręciłakran
i
przepłukałausta-wUsherHallniezainstalowanotaknowoczesnychurządzeńjak
wodotryskiz
wodąpitną-apotemobmyłatwarz.Ochłodziwszysięniecotymsposobem,wyszłaz
toaletyipo
razdrugitegowieczoruskierowałasięwstronęschodów.Wtymmomenciejednakże
dostrzegła
znajomą,Jennifer,którastałanapierwszymzkilkustopni,prowadzącychnaamfiteatr.
Isabelzawahałasię.Wsalikoncertowejwciążpanowałnieprzyjemnyzaduch,alez
drugiejstrony,niewidziałaJenniferodprzeszłoroku;niemogłajejminąć,nie
zamieniwszy
choćbykilkusłów.
Zagłębiłasięwzbitytłum.
-CzekamnaDavida-wyjaśniłaJennifer,wskazującrękąamfiteatr.-Wypadłamu
soczewkazoka,wyobrażaszsobie?Pożyczyłlatarkęodbileterkiiterazszukazgubypod
swoim
fotelem.Jużrazmusiętoprzytrafiło,wpociągu,jakjechaliśmydoGlasgow,aterazznów
to
samo…
Postałychwilę,gawędząc.Widzowiejedenpodrugimmijalije,schodzącposchodach,aż
wkońcusalaopustoszała.Jennifer,atrakcyjnaczterdziestka-czyliwwiekuIsabel-
wybrałasię
nakoncertwczerwonymkostiumie,awklapężakietuwpięładużązłotąbroszkęw
kształcie
lisiejgłowy.Isabelniemogłaoderwaćwzrokuodtegolisa,którywydawałsiępatrzećna
nią
swoimirubinowymioczami.Zezowatylisprzechera,pomyślała.LisWitalis,jakżywy.
Minęłojeszczekilkaminut.Jenniferspojrzałanerwowonaschody.
-Lepiejtamchodźmy.Możetrzebamupomóc-powiedziałapoirytowanymgłosem.-Bo
jakzgubidrugą,todopierobędzie.
Wspięłysiępokilkuschodkachispojrzawszywdół,ujrzałyDavidaskulonegona
kolanachzafotelem.Pomiędzysiedzeniamipobłyskiwałoelektryczneświatłolatarki.W
tym
właśniemomenciezpiętraponadnimispadłmłodymężczyzna.Niewydałzsiebie
najmniejszegodźwięku,niekrzyknąłanisłowa-leciałwabsolutnejciszy,młócącrękami,
jakby
usiłowałwzbićsięwpowietrzealboodepchnąćpędzącąkuniemupodłogę.Nieminęła
sekundai
znikłimzoczu.
PrzezkrótkąchwilęIsabeliJenniferstałyjakwryte,patrzącjednanadrugąz
niedowierzaniem.Potemzdołurozległsiękobiecykrzyk,wysoki,piskliwy;następniedał
się
słyszećpodniesionygłosmężczyznyitrzaskzamykanychdrzwi.
IsabelchwyciłaJenniferzaramię.
-MójBoże-szepnęła.-MójBoże!
MążJenniferwstałzzafotela,wyprostowałsię.
-Cotobyło?-zapytał.-Cosięstało?
-Ktośspadłzgóry-powiedziałaJennifer,wskazującnajaskółkę,tam,gdziekraniec
najwyższejgaleriidobiegałściany.-Stamtąd.Spadł.
Spojrzałynasiebiejeszczeraz,poczymIsabelpodeszładobalustrady.Wzdłużparapetu
biegłamosiężnaporęcz;chwyciłasięjejiwychyliła,spoglądającwdół.
Byłtam,nadole.Wpółleżałnasiedzeniujednegozfoteli,znogaminaporęczach
sąsiednich.Niemiałjednegobuta,zauważyłaIsabel,inosiłpończochyzamiastskarpetek.
Głowy
niebyłowidaćspomiędzysiedzeń;musiałaspoczywaćgdzieśnisko,przysamejpodłodze.
Dobrzewidocznabyłazatojednaręka,wyprostowanakugórze,jakbytennieszczęśnik
chciałpo
cośsięgnąć,znieruchomiaławtejpozycji.Obokstalidwajmężczyźniwstrojach
wieczorowych.
Jedenznichwyciągałwłaśnierękę,abydotknąćtegoczłowieka,drugioglądałsięza
siebie,w
stronędrzwi.
-Szybko!-krzyknąłktóryśznich.-Pośpieszciesię!
Rozległsięgłoskobietywykrzykującejcośniezrozumialeinasalipojawiłsiętrzeci
mężczyzna.Wbiegłpomiędzyrzędyfoteli,tamgdzieleżałmłodyczłowiek,pochyliłsięi
zaczął
gopodnosić.Terazwpoluwidzeniaukazałasięjegogłowa,zwisającaluźno,jakby
trzymałasię
tylkonaskórze.IsabelcofnęłasięispojrzałanaJennifer.
-Musimytamiść-zadecydowała.-Widziałyśmy,cosięstało.Trzebakomuśotym
opowiedzieć.
Jenniferskinęłapotakującogłową.
-Wsumieniewidziałyśmyzbytwiele-powiedziała.-Raz-dwaibyłopowszystkim.
Wierzyćsięniechce.
Widząc,żeznajomadrżynacałymciele,Isabelobjęłajązaramiona.
-Tobyłokoszmarne!-szepnęła.-Teżjestemstraszniewstrząśnięta.
Jenniferzamknęłaoczy.
-Takpoprostuspadł…Wjednejchwili…Myślisz,żemógłprzeżyć?Cozobaczyłaś?
-Obawiamsię,żewyglądałotopoważnie-odpowiedziałaIsabel,wduchudodając:
Naprawdębardzopoważnie.
Zeszłyposchodach.Przywejściunasalęzgromadziłsięjużniewielkitłumek,słychać
byłogwargłosów.GdyIsabeliJenniferpodeszłybliżej,jakaśkobietaodwróciłasięi
zobaczywszy,żektośidzie,poinformowałaje:
-Ktośspadłzjaskółki.Tamleży.
-Wszystkowidziałyśmy.-Isabelkiwnęłagłową.-Byłyśmynagórze.
-Widziałypanie?-zdziwiłasięnieznajoma.-Naprawdę?
-Widziałyśmy,jakspadał-wyjaśniłaJennifer.-Byłyśmynaamfiteatrze.Przeleciałobok
nas.
-Okropne-powiedziałakobieta.-Takiwidok…
-Zgadzasię.
NieznajomaspojrzałanaIsabel,awjejwzrokunaglepojawiłasiępoufałość,
dopuszczalnapomiędzyobcymiosobami,którenawłasneoczywidziałytragiczny
wypadek.
-Niewiem,czypowinnyśmytaktutajstać-mruknęłaIsabel,nawpółdoJennifer,na
wpółdotejdrugiejkobiety.-Będziemytylkoprzeszkadzać.
Nieznajomasięcofnęła.
-Człowiekstoi,bochciałbysięnacośprzydać-powiedziałapotulnie.Nieprzekonałoto
nikogo.
-Obytylkowyszedłztegocało-powiedziałaJennifer.-Spadłzbardzowysoka.
Zawadziłpodrodzeobrzegamfiteatru,możetogotrochęprzyhamowało?
Nie,pomyślałaIsabel.Toraczejtylkopogorszyłosprawę,boobrażeniabędąpodwójne:
oduderzeniaobalustradęiodupadkunapodłogę.Rzuciłaokiemzasiebie;przygłównym
wejściudoteatrupanowałoporuszenie,anaścianępadałbłękitnypoblaskmigającego
sygnału
karetki.
-Trzebaichprzepuścić-powiedziałaJennifer,odsuwającsięodtłumkustłoczonegoprzy
drzwiach.-Ratownicybędątędywchodzić.
Odstąpiłynabok.Dwajmężczyźniwluźnychzielonychkombinezonachminęlije
szybkimkrokiem,niosączłożonenosze.Nieupłynęła,wydawałosię,nawetminuta,kiedy
ponownieprzemknęliobok,wprzeciwnymkierunku.Młodymężczyznależałnanoszach
z
rękamizłożonyminapiersi.Isabelcofnęłasię,abyniestaćnadrodzesanitariuszom,ale
zanim
zdążyłaodwrócićgłowę,jejwzrokpadłnajegotwarz.Zobaczyłaaureolęzmierzwionych
ciemnychwłosówidelikatnerysy,którychnieuszkodziłtragicznyupadek.Takipiękny
człowiek,
pomyślała,itakwjednejchwili-jużgoniema.Zamknęłaoczy.Poczuławsobiebóli
wielką
pustkę.Tenbiedaknapewnomiałgdzieśkogoś,ktogokochał;dlategokogośdziś,kiedy
dotrze
doniegotaokrutnawiadomość,nastąpikoniecświata.Miłość,któramiaławystarczyćna
całe
życie,nagłeokażesiębezwartościowąinwestycją,skończonąwjednejchwilirazemz
życiem
przeciętymupadkiemzteatralnejjaskółki.
IsabelodwróciłasiędoJennifer.
-Muszęszybkoiśćnagórę-powiedziała,zniżającgłos.-Powiedzim,żewszystko
widziałyśmy.Zarazwracam.
Jenniferskinęłagłową,rozglądającsięzakimś,ktotutajwydawałpolecenia.Nasali
panowałniejakizamęt.Jakaśkobietagłośnopłakała-zapewnebyłatojednaztychosób,
które
stałynadole,kiedydoszłodotragedii.Pocieszałjąwysokimężczyznawwieczorowej
marynarce.
Isabelobróciłasięnapięcieiruszyławkierunkunajbliższychschodów,prowadzącychna
jaskółkę.Czułasięskrępowanaikilkarazyobejrzałasięzasiebie,alewpobliżuniebyło
nikogo.
Pokonawszyostatnichkilkaschodków,przeszłapodłukowatąfutryną,zagłębiającsię
pomiędzy
rzędysiedzeń.Podłogalożybyłastroma.Panowałatutajcisza,aprzezozdobneszklane
klosze
żyrandoliwiszącychpodsufitemsączyłosięprzyćmioneświatło.Isabelprzyjrzałasię
balustradzie,przezktórąwypadłtamtenchłopak.OnaiJenniferstałyniemalżewprostej
linii
poniżejmiejsca,zktóregospadł,copozwoliłojejzorientowaćsię,gdzieznajdowałsięw
momencie,gdysiępoślizgnął.
Zeszłanasamdółgaleriiiprzemaszerowałaprzedpierwszymrzędemsiedzeń.Wzdłuż
balustradybiegłamosiężnaporęcz,októrątenmłodyczłowieknapewnosięprzedtem
opierał.
Napodłodzeleżałprogram.Isabelschyliłasięipodniosłago;okładka,zauważyła,była
naddarta
-inicpozatym.Wychyliłasię,wyglądającponadkrawędziąbalustrady.Musiałsiedzieć
właśnie
tutaj,naostatnimfoteluwrzędzie,gdziegaleriadobiegałajużdościany.Gdybymiałinne
miejsce,bliżejśrodkarzędu,spadłbynaamfiteatr;tylkoprzysamejścianienicnie
zagradzało
droginasamdół,pomiędzykrzesłanaparterze.
NagleIsabelpoczułazawrotygłowyizamknęłaoczy.Trwałototylkoprzezchwilę,a
kiedyzpowrotemjeotworzyła,pozwoliłaspojrzeniuopaśćdobrepiętnaściemetróww
dół,ażna
parter.Nadole,tużobokmiejsca,gdziespadłównieszczęśliwymłodyczłowiek,
zauważyła
mężczyznęwniebieskiejwiatrówce.Zadarłszygłowę,nieznajomyspojrzałjejprostow
oczy.Po
minieIsabelpoznała,żejejwidoknagórzezaskoczyłgotaksamo,jakjązaskoczyłojego
nieoczekiwanespojrzenie;szarpnęłasięwtył,jakbysięnagleprzestraszyła.
Odeszłaodbalustradyizaczęławchodzićzpowrotemposchodachpomiędzyrzędami
siedzeń.Niepotrafiłaodpowiedziećsobienapytanie,cospodziewałasiętutajznaleźć-o
ilew
ogólemiałanadziejęnajakieśodkrycie-iczułasięzakłopotana,żezobaczyłjązdołuten
nieznajomy.Cosobieoniejpomyślał?Bezwątpieniawziąłjązabezwstydnegogapia,
który
wlazłnajaskółkę,żebyzobaczyćto,cowidziałtamtennieszczęśnikwostatnichchwilach
swojegożycia.AprzecieżIsabelchodziłozupełnieocośinnego.
Doszładoschodówizaczęłaschodzićnaparter,trzymającsięporęczy.Stopniebyły
kamienne,aschodykręte,spiralne-natakichłatwomożnasiępoślizgnąć.Isabeluznała,
żeto
właśniespotkałotamtegobiedaka:poślizgnąłsię.Wyjrzał,bochciałzobaczyćkogośna
dole-
możetambyłjakiśjegoznajomy?-straciłrównowagęiprzeleciałnadbalustradą.Była
niska,co
tylkoułatwiłocałąsprawę.
Wpołowieschodówzatrzymałasię.Wpobliżuniebyłożywejduszy,amimoto
wydawałojejsię,żecośsłyszała.Amożetotylkowyobraźnia?Wytężyłasłuch,alena
próżno.
Odetchnęłagłęboko.Tamtenchłopakzpewnościąbyłostatniąosobą,którazostałana
jaskółce,
wszyscyzdążyliwyjść,adziewczynaobsługującabarnapiętrzezaczęłajużzamykać.Był
tam
całkiemsam,wyjrzałispadł,wzupełnejciszy,byćmożenawetzobaczył,spadając,
Jenniferi
Isabel-wtakimwypadkubyłybyoneostatnimiosobami,którewidziałwżyciu.
Nadole,ustópschodów,Isabelznówzobaczyłanieznajomegomężczyznęwniebieskiej
wiatrówce.Stałzaledwiekilkametrówodwyjściazklatkischodowej.Spojrzałnanią
surowym
wzrokiem.
Isabelpodeszładoniego.
-Widziałam,jaktosięstało-poinformowałago.-Stałamzprzyjaciółkąnaamfiteatrze.
Widziałyśmy,jaktenczłowiekspadł.
Mężczyznaspojrzałnanią.
-Będziemymusielizpaniąporozmawiać-odparł.-Potrzebnenamzeznania.
Isabelskinęłagłową.
-Widziałambardzoniewiele-przyznałasię.-Wmgnieniuokabyłopowszystkim.
Nieznajomyzmarszczyłbrwi.
-Apocoposzłapaniteraznagórę?-zapytał.Isabelspuściłagłowę.
-Chciałamzobaczyć,jaktomogłosięstać-odrzekła.-Iterazjużrozumiem.
-Hm?
-Wyjrzałprzezbalustradę-wyjaśniła-istraciłrównowagę.Tutajotonietrudno.
Mężczyznazacisnąłwargiwwąskąkreskę.
-Wyświetlimyto.Nicnampospekulacjach.
Miałatobyćprzygana,niezabrzmiałajednakzbytostro,bonieznajomyzauważył,że
Isabeljestbardzozdenerwowana.Trzęsłasięjakwfebrze.Widziałtojużnieraz.W
obliczu
jakiejśokropnejtragediiludziezawszedostajądrgawek.Zestrachu.Bojąsię,ponieważto,
co
zaszło,uświadamiaim,żeczłowiekzawszeżyjenakrawędzi.Każdachwilajegożycia
możebyć
ostatnią.
2
Grace,gosposiaIsabel,zjawiłasięwjejdomurankiemnastępnegodnia,ogodzinie
dziewiątej.Otworzyładrzwiwłasnymkluczem,zebrałaporannąpocztęzpodłogiw
przedpokoju
iskierowałasiędokuchni.Isabelzeszłajużnadółzsypialninapiętrzeisiedziałaprzy
kuchennymstolenadrozłożonągazetą.Obokstaładopołowyopróżnionafiliżankakawy.
Gracepołożyłalistynastoleizdjęłapłaszcz.Byławysokaidobiegałapięćdziesiątki,
starszaodIsabelosześćlat,atenpłaszczwjodełkę,któryprzedchwilązdjęła,był
staromodnyw
kroju.Ciemnorudewłosynosiłaściągniętewkok.
-Godzinęczekałamnaautobus-oznajmiła.-Nicnieprzyjechało.
Isabelwstałaodstołu,wzięłaczystąfiliżankęipodeszładoekspresu.
-Tocipomoże-powiedziała,napełniającfiliżankęświeżąkawą,Graceupiłałyk.-
„Scotsman”piszeotragicznymwypadku.-Isabelwskazałagazetęleżącąnastole.-
Wczoraj,w
UsherHall.Widziałamtonawłasneoczy.Młodymężczyznaspadłznajwyższejgaleriina
sam
parter.
Gracewstrzymałaoddech.
-Biedaczysko-westchnęłapochwili.-Ico…
-Zmarł-przerwałajejIsabel.-ZabraligodoInfirmary*[TheRoyalInfirmaryof
Edinburgh-szpitalmiejski,jedenznajwiększychpaństwowychszpitaliwWielkiej
Brytanii
(przyp.tłum.).],alezanimzdążylidojechać,lekarzstwierdziłzgon.
Gracespojrzałaznadkrawędzifiliżankinaswojąpracodawczynię.
-Skoczył?
Isabelpokiwałagłową.
-Niktniechcewtowierzyć-powiedziałainagleumilkła.Prawdęmówiąc,takamyślw
ogólenieprzyszłajejdogłowy.Salakoncertowatoniemiejscedosamobójczychskoków;
desperaciwybieralisięraczejnaForthBridge,mostnadszerokimujściemrzekiForth,zaś
ci
preferującyupadeknaziemię-namostDeanBridge.DeanBridge:RuthvenToddnapisał
onim
kiedyświersz,czyżnie?Żelaznekolcezamontowanenatymmościepoetanazwał
„kuriozalnym
straszakiemnasamobójców”,kuriozalnym,ponieważmyślozwykłym,niezbytsilnym
bólu
powinnabyćniczymwobliczuabsolutnejzagłady.RuthvenTodd,pomyślałaIsabel,nigdy
nieuznanypomimozachwycającejpoezji,którąstworzył.Jedenwersspodjegopióra,jak
sama
kiedyśpowiedziała,jestwarttyle,copięćdziesiątlinijeknadętegoMcDiarmida.Alew
dzisiejszychczasachniktjużniepamięta,kimbyłiconapisałRuthvenTodd.
IsabelzobaczyłarazHughMcDiarmidanawłasneoczy.Chodziławtedyjeszczedo
szkoły.Ojcieczabrałjąnaspacer;przechadzalisiępoHanoverStreet,amijającbar
„Milnes”,
natknęlisięnasłynnegopoetę,którywłaśniestamtądwychodziłwtowarzystwie
wysokiego
mężczyznyodystyngowanymwyglądzie.Towłaśnietenczłowiekzauważyłjejojcaisię
znim
przywitał.OjciecprzedstawiłIsabelobumężczyznom:wysokiuprzejmieuścisnąłjejrękę,
zaś
McDiarmiduśmiechnąłsięiskinąłgłową.Isabeluderzyłoto,żeoczypoetywydawałysię
promieniowaćoślepiającymbłękitnymświatłem.Nosiłkilt,awrękachtrzymałniewielką,
wysłużonąskórzanąwalizkę,którąprzyciskałdopiersi,jakbydlaochronyprzedzimnem.
Potemjejojciecskomentowałtospotkanienastępującymisłowami:
-NajlepszypoetawcałejSzkocjipodrękęznajbardziejwygadanym.
-Aktórybyłktóry?-spytałaIsabel.WszkoleczytałaBurnsaikilkautworówRamsayai
Henrysona,alenicnowoczesnego.
-McDiarmid,czyliChristopherGrieve,botakiejestjegoprawdziwenazwisko,toten
najbardziejwygadany.Atenwysoki,NormanMcCaig,jestnajlepszy.Aleniedoczekasię
nigdy
pełnegouznania,bowdzisiejszychczasachszkockaliteraturatosamejęki,kwękiirany
na
duszy.-Tuprzerwał,apochwilizapytał:-Czytyrozumiesz,oczymjamówię?
AIsabelodpowiedziała:
-Nie.
Gracespytałajeszczeraz:
-Alesądzisz,żemógłskoczyć?
-Niewidziałyśmysamegomomentu,kiedywypadł.-Isabelzłożyłagazetętak,żeby
stronazkrzyżówką,byłanawierzchu.-Zobaczyłyśmy,jakspada,jużpotym,jaksię
poślizgnął
czycotamsięstało.Tylepowiedziałampolicji.Złożyłamzeznaniejeszczewczoraj
wieczorem.
-Nietakłatwosiępoślizgnąć-zauważyłaGrace.
-Awłaśnie,żełatwo-sprzeciwiłasięIsabel.-Nicprostszego.Kiedyśczytałamo
młodymmałżeństwie,którepojechałowpodróżpoślubnądoAmerykiPołudniowej.
Wybralisię
nadjakiśwodospaditanipanmłodypoślizgnąłsięispadł.
Graceuniosłabrew.
-TutajunaswEdynburguteżbyłatakajedna,cospadła-powiedziała.-Wprzepaść.W
górach.Iteżbyławpodróżypoślubnej.
-Samawidzisz-zakonkludowałaIsabel-doczegomożedojść,jaksięczłowiek
poślizgnie.
-Ztymtylko,żeniektórzypodejrzewali,żezostałazepchnięta-zripostowałaGrace.-
Kilkatygodniwcześniejjejmążwykupiłdlaniejpolisęubezpieczeniowąnawypadek
nagłej
śmierci.Wystąpiłowypłatęodszkodowania,aletowarzystwoodmówiło.
-Cóż,zdarzasięitak.Jednychktośzepchnie,innispadająsami,bosiępoślizgnęli.-
Isabelurwała,bonaglewyobraziłasobietychdwojenowożeńcówwAmeryce
Południowej,
wodnąmgiełkę,unoszącąsięnadwodospademispienionąbiałąkipiel,wktórejzniknął
pan
młody.Zobaczyłajegoświeżopoślubionążonę,jakcosiłwnogachbiegniezpowrotem
ścieżką,
ipoczułatęwielką,nagłąpustkę,którapewniejąwtedyogarnęła.Miłośćdodrugiejosoby
czyni
człowiekaniezwyklebezbronnym:wystarczypodejśćodrobinęzbytbliskokrawędzii
całynasz
światmożestanąćnagłowie.
Isabelzabrałafiliżankęzkawąiwyszłazkuchni.Miałakrzyżówkędorozwiązania,a
pozatymGracenielubiła,żebyprzypracypatrzećjejnaręce.NadkrzyżówkąIsabel
siadała
zwyklewsalonikuporannym,którymiałoknawychodzącenaogród.Praktykowałaten
zwyczaj
jużodwielulat,odczasu,kiedywróciładoEdynburgaizamieszkaławtymdomu.
Krzyżówka
napoczątekdnia,potemresztaporannejgazety,czyliwiadomości.Isabelrobiła,cotylko
mogła,
żebynieczytaćsprawozdańzobrzydliwychsprawsądowych,które,zdawałojejsię,
zabierały
corazwięcejmiejscanałamachcodziennejprasy,jakbykażdyczytelnikmusiałbyć,
zdaniem
wydawcy,owładniętyobsesjąnapunkcieludzkichsłabości,życiowychtragediii
niepowodzeń
orazbłahychmiłostekludzishow-biznesu.Słabośćdrugiegoczłowiekanależydostrzegać,
choćbytylkoztejracji,żeczłowiekjestsłabyznatury,aleupajaćsięnią-tojuż,zdaniem
Isabel,
byłozwykłepodglądactwo,aktowiemożenawetswojegorodzajumoralizatorskie
plotkarstwo?
Zdrugiejstrony,pomyślała,czyjasamategonieczytam?Czytam,ajakże.Niejestemw
niczym
lepszaodcałejrzeszyinnychludzi,którzygoniązaskandalem.Nawidoknagłówka
PASTOR
HAŃBĄSWOJEJPARAFIIuśmiechnęłasięsmutno,niemającnajmniejszych
wątpliwości,że
przeczytatenartykułtakjakwszyscy,chociażzdawałasobiedoskonalesprawęzosobistej
tragedii,którasięzanimkryje,izewstydu,któryzawszetowarzyszytakimsytuacjom.
Weszładosalonikuporannegoiprzesunęłafotelpodokno.Dzieńbyłpogodny,kwiaty
jabłonirosnącychrzędemwzdłużmuruotaczającegoogródwygrzewałysięw
promieniach
porannegosłońca.Jabłoniezakwitływtymrokudosyćpóźno;ciekawe,czydoczekamsię
jabłek
wlecie,pomyślałaIsabel.Cojakiśczaszdarzałsiętakijałowy,bezowocnysezon,po
którym
następowałolatoobfitości,kiedygałęzieuginałysiępodciężaremmałychczerwonych
jabłuszek.
Isabelzbierałajeskrzętnie.Robiłaznichchutneyiróżneinnesosywedługprzepisów,
które
zostawiłajejmatka.
Matka,zpochodzeniaAmerykanka,kobietaanielskiejdobroci,umarła,kiedyIsabelmiała
jedenaścielat.Wspomnieniaoniejjużdawnozaczęłysięzacieraćwpamięcicórki,
miesiącei
latazlałysięwjedenciąg,atwarzosoby,którapochylałasięnadIsabel,żebyotulićją
kołdrądo
snu,byłajużprawieniedoodtworzenia.Jeszczetylkomatczynygłosbrzmiałwyraźnym
echem
wjejgłowie,łagodnygłoszakcentemzpołudniaStanów,októrymojciecwyraziłsię
kiedyś,że
przywodzimunamyślomszałepniedrzewipostaciezdramatówTennesseeWilliamsa.
Usiadłszywsalonikuzfiliżankąkawy(drugątegodnia),Isabelrozłożyłagazetęna
stolikuzeszklanymblatemizabrałasiędokrzyżówki.Iutknęła,prawienasamym
początku.
Pierwszehasło,jedenpoziomo,byłobanalne,obraźliwiewręczproste:Namonetyw
kasynie(9,
7).Jednorękibandyta.Następneteżniesprawiłojejkłopotu:Dżerżystery(S).Menedżer,
niema
sięnadczymzastanawiać.Kilkakolejnychhasełbyłonapodobnympoziomie,alekiedy
natrafiła
naPrzedFrancją(9),apotemnaOlataniuwstarymwydaniu(7),utknęłanadobreinie
mogła
jużdokończyćkrzyżówki.Niepowodzeniewyprowadziłojązrównowagi.Byłazłana
siebie.Nie
pomogłopowtarzaniesobie,żejeszczetegodniaodpowiedzisameprzyjdąjejdogłowy-
na
razieponiosłaklęskę.
Rzeczjasna,Isabelwiedziaładoskonale,cojestnietak.Toprzeztenwczorajszy
wypadek.Wciążjeszczebyłaroztrzęsiona,itobyćmożebardziej,niżsamachciała
przyznać.W
nocydługoniemogłazasnąć,agdyjużsięjejudało,obudziłasiębladymświtem,wstałaz
łóżka
izeszładokuchni,bozachciałosięjejnapićmleka.Próbowałatrochępoczytać,alenie
mogła
skupićuwagi,zgasiławięcświatłoileżącpociemkuzotwartymioczami,myślałaotym
nieszczęśliwymchłopcu.Przypomniawszysobiejegopiękną,pełnąspokojutwarz,
zaczęłasię
zastanawiać,czyjejodczuciabyłybyinne,gdybytobyłktośstarszy.Czyprzejęłabysię
tym
wypadkiemtaksamo,gdybytamtabezwładnagłowabyłasiwa,aspokojnatwarz-
pomarszczona
wiekiem,nietakmłodzieńcza?
Silnywstrząsemocjonalny,niespokojna,niemalbezsennanoc-nicdziwnego,żenie
mogłasobieporadzićznajprostszymihasłami.Cisnęłagazetęnastółizerwałasięz
fotela.
Zapragnęłazkimśporozmawiać,obgadaćto,cozaszłowczorajszegowieczoru.ZGrace
wyczerpałajużtentemat-jejgosposia,zamiastpoważnejrozmowy,zaczęłabysnuć
nieprawdopodobnedomysły,okraszoneniekończącymisięopowieściamiotragicznych
wydarzeniach,októrychzasłyszałaodznajomych,Isabel,któranierazzastanawiałasię,
kto
wymyślakrążącepomieścieanegdoty,byłacorazbardziejskłonnauwierzyć,żetymkimś
jest
właśnieGrace.WtejsytuacjipostanowiławybraćsiędoBruntsfieldiodwiedzićCat.Cat,
jej
bratanica,prowadziładelikatesynaroguruchliwejulicywokolicyznanejzdużejilości
sklepów.
Jeślitylkoniemiałazbytwielkiegoruchuwinteresie,bezproblemudawałasięnamówić
na
kawęzciotką.
Catbyłaosobążyczliwą,nieocenioną,kiedyzachodziłapotrzebatrzeźwegospojrzeniana
jakąśsprawę.WtakichsytuacjachIsabelnajpierwzawszezwracałasięwłaśniedoswojej
bratanicy,którazresztąrewanżowałasięjejtymsamym.Kiedymiałaproblemyzfacetami
-a
zdawałosiętonieodłącznymelementemjejżycia-rozmowyzciotkąkrążyływyłącznie
wokół
tegotematu.
-Domyślaszsię,oczywiście,mojegozdaniawtejkwestii-powiedziałajejIsabelprzed
sześciomamiesiącami,nakrótkoprzedtym,jakpojawiłsięToby.
-Oczywiście.Atydomyślaszsię,cojaotymsądzę.
-Domyślamsię-przytaknęłaIsabel.-Aprzynajmniejtakmisięwydaje.Iwiem,żenie
powinnammówićtegonagłos,boniewolnopouczaćinnych,jakmająpostępować,ale…
-Aleuważasz,żepowinnamwrócićdoJamiego?
-Otóżto-zgodziłasięIsabel,którejwtejchwiliprzedoczymastanąłJamie,cudny
chłopakoczarującymuśmiechu,władającywspaniałymszkolonymtenorem.
-Notak.Aleprzecieżtywiesz,żejagoniekocham.Poprostugoniekocham.
Natakiedictumniemaodpowiedzi.Rozmowabyłaskończona,zapadłacisza.
IsabelwzięłapłaszczizawołaładoGrace,żewychodziiniewrócinaobiad.Niebyła
pewna,czyGracejąusłyszała,bozgłębidomudochodziłobuczenieodkurzacza,więc
zawołała
ponownie.Tymrazemodkurzaczucichł,aGraceodpowiedziałanawołanie.
-Nieróbdziśobiadu-poleciłajejIsabel.-Niejestembardzogłodna.
Kiedyprzybyładodelikatesówbratanicy,Catmiałapełneręceroboty.Wsklepiebyło
kilkoroklientów.Dwójkabuszowałapomiędzypółkamizwinem,pokazującpalcami
etykietyna
butelkachigłośnodyskutując,dlaczegobrunellojestlepszeniżchianti.Catosobiście
obsługiwałatrzeciąklientkę,częstującjąplasterkiemwłoskiegoserapecorino,
odkrojonymz
wielkiegokręgu,leżącegonamarmurowejpłycie.Uśmiechnęłasię,napotkawszy
wzrokiemoczy
Isabel,iporuszyłaustami,bezgłośniewitającsięzciotką.Isabelgestemwskazałajedenze
stolików,przyktórychCatczęstowałaswoichklientówkawądodegustacji,dając
bratanicydo
zrozumienia,żeusiądzieipoczeka,ażwszyscysobiepójdą.
NaskrajustołuleżałrównystosikgazeticzasopismzkontynentalnejEuropy.Isabel
wzięładoręki„CorrieredellaSerra”,numersprzeddwóchdni.Czytałapowłoskubez
trudności,
taksamojakCat.Przerzuciwszystronyzawierającewiadomościzwłoskiejsceny
politycznej-
któradlaniejbyłafenomenemabsolutnienieprzeniknionymwswejzawiłości-dotarłado
informacjikulturalnych.Natrafiłatamnaprzydługiartykuł,dokonującyrewizjidokonań
Calvina,
oraznakrótkązapowiedźnadchodzącegosezonuwLaScali.Anijedno,anidrugienie
przykuło
jejuwagi:nazwiskaśpiewakówwnagłówkuartykułuoLaScalinicIsabelniemówiły,zaś
Calvino,wjejopinii,niepotrzebowałkolejnejocenyswoichosiągnięć.Pozostałzatem
tylko
artykułoalbańskimreżyserze,któryosiadłszywRzymie,zamierzałkręcićfilmyoswojej
ojczyźnie.LekturadalaIsabeldomyślenia:jaksięokazało,wAlbaniiEnveraHodży
aparatów
fotograficznychbyłojaknalekarstwo-wszystkieistniejąceegzemplarzeznajdowałysię
w
rękachsłużbbezpieczeństwaisłużyłydofotografowaniapodejrzanych.Reżyserzwierzał
się,że
dopierowwiekutrzydziestulatporazpierwszymiałwrękachsprzętfotograficzny.„Cały
aż
dygotałemzprzejęcia-mówił.-Bałemsię,żegoupuszczę”.
Isabelskończyłaartykułiodłożyłagazetę.Biednyczłowiek.Tylezmarnowanychlat.Ilu
ludziomreżimytakiejaktenzłamałyżycie,niedałyżadnychszans,żadnychmożliwości.
Nawet
jeśliludziewiedzielilubteżtylkopodejrzewalirychłykoniecrządówHodży,wieluznich
na
pewnobyłozdania,żejużzapóźnonacokolwiek.Czyświadomość,żewłasnedzieci
skosztują
tego,czegosamemunigdysięniemiało,możeprzynieśćjakiekolwiekpocieszenie?Isabel
rzuciła
okiemnaCat,dwudziestoczterolatkę,któraniemiaławłaściwieżadnegopojęciaotym,
jaktojest
żyćwświeciepodzielonymnadwieczęści,niezdolne,wydawałobysię,dodialogu.Kiedy
runął
murberliński,byłamałądziewczynką.Stalin.Hitleripozostalityranitotalitaryzmutodla
niej
postaciezksiążekhistorycznych,reliktyprzeszłościprawietakodległej,jakepoka
Borgiów.
Ciekawe,jakiebyłyupioryjejdzieciństwa,zastanowiłasięIsabel.CzypokolenieCatw
ogóle
wie,cotostrach?NiedalejjakprzedkilkomadniamiIsabelusłyszaławradiu,że
dzieciom
należyodmałegowpajać,żenaświecieniemazłychludzi,azłeuczynkitonormalne
ludzkie
zachowanie.Zmartwiała,słysząctesłowa;zamarłatak,jakstała,naśrodkukuchni,ze
wzrokiem
utkwionymwkoronydrzewnatlewiosennegonieba.Niemazłychludzi.Czyten
człowiek
naprawdętaksięwyraził?Nigdyniebrakowałotakich,którzybyligotowipowiedzieć
wszystko,
byletylkopokazać,żeidązduchemczasu.Cóż,pomyślałaIsabel.Zcałąpewnościąnikt
nie
usłyszyniczegowpodobnymtonieodtamtegoAlbańczyka,któryżyłotoczonyzłem
niczym
muramiwiezienia.
Jejuwagęprzykułabutelkaoliwyzoliwek,którąCatustawiławdobrzewidocznym
miejscu,napółcewpobliżustolików.Naetykieciewymalowanybyłwiejskiobrazekw
dziewiętnastowiecznymstylu,zrodzajutych,któresłużąwłoskimproducentomżywności
do
reklamowaniastuprocentowonaturalnychproduktówrolniczych.Taoliwaniepochodziz
fabryki,krzyczałtenobrazek,alezprawdziwegogospodarstwa,awytłoczyłyją,z
własnoręcznie
uprawianycholiwek,kobietykubekwkubektakiesame,jaknanaszejetykiecie,i
pracowałytam
teżwielkiebiałewory,zwierzętaroztaczająceprzenajsłodsząwoń,awtlewąsatychłop
kopał
ziemięmotyką.Tobyliporządniludzie,którywierzą,żezłoistnieje,iwierząteżw
Niepokalaną
DziewicęiwcałągromadkęświętychPańskich.Niestety,niemajużponichaniśladu,a
oliwa
pochodzizapewnezpółnocnejAfryki,przyjechaładoWłochwbaryłkachizostała
zabutelkowanawrozlewniach,będącychwłasnościącynicznychneapolitańskich
biznesmenów,
którzyoddającześćNiepokalanejtylkowtedy,kiedyczująnasobiewzrokswoichmatek.
-Widzę,żemyślisz-oznajmiłaCat,przysiadającsiędostolika.-Zawszepotrafię
powiedzieć,kiedysnujeszgłębokierozmyślania.Maszwtedytakąrozmarzonąminę.
Isabeluśmiechnęłasię.
-RozmyślałamodalekiejItalii,onaturzezłaitakichtamróżnych.
-Ajarozmyślałamoserze-wyznałaCat,wycierającręcewściereczkę.-Tamtakobieta
spróbowałaośmiugatunkówwłoskichserów,apotemkupiłamałykrążekwiejskiego
cheddara.
-Maprostysmak-ujęłasięIsabelzanieznajomą.-Niemożeszjejzatowinić.
-Doszłamdowniosku,żenieodpowiadamitakapospolitaklientela-oświadczyłaCat.-
Chciałabymmiećmały,przytulnysklepik.Obsługiwałabymtylkostałychklientów,
zapisanych
nalistę,inniniemielibydomniewstępu.Wybierałabymichsama,każdymusiałby
uzyskaćmoją
aprobatę.Jakwtymtwoimklubiefilozofów.Klubie,dobrzemówię?
-NiedzielnyKlubFilozoficznyniedziałazbytprężnie-powiedziałaIsabel.-Ale
niedługobędziemymiećspotkanie.
-O,fajnie-ucieszyłasięCat.-Teżbymprzyszła,aleniedzielatodlamniefatalnydzień.
Niemogęsięwtedyabsolutniedoniczegozabrać.Wiesz,jaktojest.Wieszczyniewiesz?
Isabelwiedziała.Podobnyproblem,jaknależałoprzypuszczać,nękałtakżeczłonkówjej
klubu.Catprzyjrzałasięjejuważnie.
-Wszystkogra?Cośmiwyglądasznaprzybitą.Zawszetopotobiepoznam.
Isabelmilczała.Opuściwszygłowę,zaczęłastudiowaćwzórobrusa,alepochwili
spojrzałazpowrotemnabratanicę.
-Niewszystkogra.Marniesiędziśczuję.Widziałamwczorajcośstrasznego.
Catzmarszczyłaczoło.WyciągnęłarękęipołożyładłońnaramieniuIsabel.
-Cosięstało?
-Czytałaśporannągazetę?
-Tak.
-AtęnotkęowypadkuwUsherHallwidziałaś?
-Widziałam-odparłaCat.
-Byłamtam-powiedziałaIsabelkrótko.-Widziałamnawłasneoczy,jaktenczłowiek
spadłzjaskółki.
Catścisnęładelikatniejejramię.
-Współczujęci-powiedziała.-Tonapewnobyłookropneprzeżycie.-Zawiesiłana
chwilęgłos.-Askorojużotymmowa,tojawiem,ktotobył.Dziśranowpadłatujedna
znajoma
iowszystkimmiopowiedziała.Znałamtegoczłowieka,przelotnie,alezawsze.
PrzezchwilęIsabelmilczałajakzaklęta.Wybierającsiętutaj,zamierzałatylko
opowiedziećCatotym,cosięstało;wszystkiegomogłasięspodziewać,alenietego,że
jej
bratanicaznałabiednegochłopaka,którytaktragicznieskończył.
-Mieszkałniedalekostąd-rozwinęłatematCat.-WMarchmont.Wjednymztych
domówzaraznaskrajuTheMeadows,jakmisięzdaje.Zaglądałdomnieodczasudo
czasu,ale
częściejwidywałamtutajjegowspółlokatorów.
-Jaksięnazywał?-zapytałaIsabel.
-Markcośtam-odpowiedziałaCat.-Ktośmimówił,jakmiałnanazwisko,aleniemogę
sobiewtejchwiliprzypomnieć.Taznajoma,któradzisiajtubyła,znałaichlepiej.Tood
niej
wiemowszystkim.Byłamwszoku,taksamojakty.
-Ich?-zdziwiłasięIsabel.-Toonmiałżonę?Amoże…-Urwała.Przypomniałojejsię,
żewdzisiejszychczasachludzienaderczęstoniemająochotyzawracaćsobiegłowy
ślubem,
chociażwwieluwypadkachodślubnejparynieróżniichwłaściwienic.Alejakzapytaćo
coś
takiego?Czymiał…partnerkę?Partnerkąmożebyćrówniedobrzenajnowsza
dziewczyna,
przelotnamiłostka,jakiżonapozłotychgodach.Możelepiejzapytać,czymiałkogoś?To
zkolei
jestsformułowanietaknieprecyzyjne,żemożeoznaczaćdosłowniewszystko.
Catpokręciłagłową.
-Niewydajemisię.Wynajmowalimieszkaniewetrójkę,zdziewczynąijeszczejednym
chłopakiem.Dziewczynajestzzachodu,zGlasgowczyskądśtam,itoonagłówniedo
mnie
zagląda.AtendrugifacetnazywasięchybaNeil,alemożliwe,żegozkimśpomyliłam.
Naichstolikupojawiłysięfiliżankizgorącąkawąpółnapółzmlekiem.Przyniósłją
Eddie,pomocnikCat,jakzawszecichyimilczący.Byłztych,cotonigdyniespojrzeli
nikomuw
oczy.Isabelpodziękowałamuzuśmiechem,aleonodwróciłwzrokiczmychnąłnaswoje
miejscezaladą.
-Comujest?-zapytałaIsabel.-Nigdynamnienawetniespojrzy.Niejestemchybaaż
takaokropna,co?
Catuśmiechnęłasię.
-Jestpracowity-odparła.-Iuczciwy.
-Alenigdynanikogoniepatrzy.
-Byćmożemakutemupowód-powiedziałaCat.-Jednegowieczoruznalazłamgona
zapleczu.Siedziałznogaminabiurku,atwarztrzymałwdłoniach.Płakał.Zpoczątku
wcaletego
niezauważyłam.
-Dlaczegopłakał?-zapytałaIsabel.-Powiedziałci?
Catwahałasięprzezchwilę.
-Trochęmipowiedział.Niezbytwiele.
Isabelniedoczekałasiędalszegociągu;Catnajwidoczniejniemiałaochotywyjawićjej
tego,cousłyszałaodEddiego.Powróciławięcdopoprzedniegotematu,czylido
wczorajszego
wypadku.Zaczęływspólniedochodzić,jakimsposobemmożnabyłowypaśćzbalkonu,
skoro
zainstalowanonanimporęcz,któramiałachronićludziwłaśnieprzedwypadnięciem.A
możeto
byłosamobójstwo?Alektosięrzucazgaleriiwsalikoncertowej?Byłobytobardzo
egoistyczne
zagranie,stwierdziłyobiezgodnie.Przecieżmożnazrobićkrzywdękomuśnadole,można
kogoś
nawetzabić.
-Toniebyłosamobójstwo-zaprzeczyłastanowczoIsabel.-Zcałąpewnością.
-Skądwiesz?-zapytałaCat.-Samapowiedziałaś,żeniewidziałaśgonagórze,tylko
dopierokiedyleciał.Skądwięctapewność?
-Bospadłnagłowę-odparłaIsabel,mającprzedoczamikoszulęzadartąsiłąciężkości
wrazzpołamimarynarkiażnasamąpierśorazpiaski,odsłoniętybrzuchnieszczęśnika.-
Wyglądałjakchłopiecskaczącyzeskałydomorza.Dowody,którejniebyło.
-Icoztego?Obróciłsięwpowietrzu.Niewidzęwtymnicdziwnego.
Isabelpotrząsnęłagłową.
-Niemiałbyczasu,żebysięobrócić.Pamiętaj,żebyłtużnadnami.Pozatymsamobójcy
nieskacząnagłowę,tylkonanogi.
Catrozważyłajejsłowa.ZapewneIsabelmiałarację.Wgazetachodczasudoczasu
publikowanozdjęciasamobójcówskaczącychzokienalbozmostów.Faktycznie,
zazwyczaj
spadalinogamidoprzodu.Aleto,żektośmógłbyprzypadkowowypaśćprzezbalustradę
na
jaskółcewUsherHall,wydawałojejsiękompletnienieprawdopodobne-chybaże
balustrada
byłaniższa,niżCatpamiętała.Postanowiłaprzyjrzećsięjejdokładnieprzyokazji
następnej
wizytywsalikoncertowej.
Wmilczeniupopijałykawę.WreszcieCatprzerwałaciszę.
-Napewnostrasznieterazprzeżywasz.Znamto.WidziałamkiedyśwypadeknaGeorge
Streetiteżczułamsięfatalnie.Wystarczy,żeczłowiekjestświadkiemczegośtakiegoijuż
traumagotowa.
-Nieprzyszłamdociebie,żebysięużalać-zaprotestowałaIsabel.-Niechciałam,żebyś
przezemnieteżzłapaładół.Przepraszam.
-Niemusiszprzepraszać.-CatwzięłaIsabelzarękę.-Siedźsobieumnie,iletylko
chcesz.Zajakiśczaswybierzemysięnalunch,apopołudniuwezmęsobiewolneirazem
spędzimyczas,cotynato?
Isabelbyławdzięcznabratanicyzatępropozycję,aleczułasięsennaipopołudniumiała
zamiarsięzdrzemnąć.Astolikatakżeniepowinnazajmowaćzbytdługo,boniejestdla
gości,
tylkodlaklientów.
-Możelepiejwpadnijdomniewieczoremnakolację?-zaproponowała.-Upichcęcośna
szybko.
-Zdzikąrozkoszą-powiedziałaCatpochwilimilczenia-aleumówiłamsięjużz
Tobym.Mamysięspotkaćwpubie.
-Jasne-odrzekłaIsabelpośpiesznie.-Innymrazem.
-Chyba,żeTobymógłbyprzyjśćzemną-dodałaCat.-Napewnobardzobychciał.
Zrobięjakąśzakąskęiprzyniosę,możebyć?
Isabeljużchciałapowiedziećnie,bonaglewydałojejsię,żedwojemłodychludzi
niekonieczniemusimiećochotęnakolacjęwjejtowarzystwie,aleCattakzapaliłasiędo
tego
pomysłu,żeostateczniesięzgodziła.Umówiłysię,żeCatiTobyprzyjdąokołoósmej.
Isabel
opuściłasklepbratanicyiruszyłapieszowstronęswojegodomu.MyślałaoTobym,który
pojawiłsięwżyciuCatkilkamiesięcytemuipodobniejakjegopoprzednik,Andrew,
wzbudził
złeprzeczuciaciotki.Isabelniepotrafiłasprecyzować,cokonkretniebudzijej
zastrzeżenia,ale
mimotobyłaprzekonana,żesięniemyli.
3
Popołudnieprzespała.Obudziłasiękilkaminutprzedpiątą,czującsięznacznielepiej.
Gracejużposzła,alezostawiładlaniejwiadomośćnakuchennymstole:Dzwoniłjakiś
mężczyzna.Nieraczyłsięprzedstawić.Powiedziałam,żeśpisz.Maoddzwonić.Zgłosu
wcalemi
sięniepodobał.IsabelzdążyłasięjużprzyzwyczaićdotakiejkorespondencjizGrace:
wiadomośćzawszezawierałakrotkiopischarakteruosoby,októrejbyłamowa.Na
przykład:
Dzwoniłtenhydraulik,któryzawszemisięwydawałpodejrzany.Zapowiedziałsięna
jutro.Nie
chciałzdradzić,októrejbędzie.Albo:Kiedycięniebyło,wpadłatamtakobietaizwróciła
tę
pożyczonąksiążkę.Nareszcie.
ZazwyczajIsabelpeszyłasię,czytająckomentarzeGrace.Lataznajomościwykazały
jednak,żespostrzeżeniagosposisącałkiempożyteczne.Gracerzadkomyliłasięwocenie
charakteru,ajejsądybyłymiażdżące.Częstoograniczałysiędojednegozwięzłego
epitetu:
„krętacz”,mówiłanaprzykład,„oszust”albo„pijak”.Jeżelimiałaokimśdobrezdanie,
charakterystykamogłasięniecowydłużyć-„bardzoszlachetny”albo„doprawdy
niezwykle
uprzejmy”.Natakiwyrazuznaniazjejstronytrzebajednakbyłoporządniezasłużyć.
Isabel
spróbowałakiedyśwycisnąćzniejszczegółytejtechnikiocenianialudzi,aleGrace
szybko
nabraławodywusta.
-Widzętoijuż-powiedziałatylko.-Wczłowiekumożnaczytaćjakwksiążce.Itojest
całysekret.
-Alebardzoczęstowludziachkryjesięowielewięcej,niżwidaćnapierwszyrzutoka-
upierałasięIsabel.-Zalety,którewidaćdopieropobliższympoznaniu.
Gracewzruszyłaramionami,
-Znamkilkutakich,którychniemamżyczeniapoznawaćbliżej.
Itobyłkoniecdyskusji.Isabelzdawałasobiesprawę,żewżadensposóbnieudajejsię
nakłonićGracedozmianyzdania.Świattejkobietybyłbardzoprostyiprzejrzysty:dzielił
sięna
Edynburgwrazzedynburskimzestawemwartościoraznaresztęświata.To,żeEdynburg
ma
zawszerację,byłoaksjomatem,zaśnajlepszarzecznaświecie,jakamogłaspotkaćtych,
którzy
mieliprzekonanianiezgodnezobowiązującymiwEdynburgu,tonawrócenienawłaściwe
tory
myślenia.KiedyGraceporazpierwszyprzyszładoniejdopracy,abyłotoniedługopo
tym,jak
ojciecIsabelzachorował,Isabelwprostnieposiadałasięzezdziwienia,żepoznałaosobę
tak
mocnozakorzenionąwświecie,októrymsądziła,żenależyjużwdużejmierzedo
przeszłości,w
świecie„obyczajnego”Edynburga,wzniesionymnafundamenciesztywnejhierarchiii
nienaruszalnychpoglądówszkockiegoprezbiterianizmu.GracepokazałaIsabel,jak
bardzosię
myliła.
ZtegoświatapochodziłojciecIsabel,aleonpragnąłuwolnićsięodbalastuswojego
pochodzenia.Byłprawnikiemzdziadapradziada.Mógłwybraćżyciewciasnym
środowisku,w
którymżylijegoojciecidziad,aktóregogranicewyznaczałyumowypowierniczeoraz
akty
własności.Nastudiachzetknąłsięjednakzprawemmiędzynarodowym,cootwarłomu
oczyna
światwiększychmożliwości.PodjąłnaHarvardziestudiamagisterskiewdziedzinieprawa
traktatów.Najstarszyamerykańskiuniwersytetmógłdopomócmuwucieczce,lecz
ostatecznie
taksięniestało.Użytoargumentównaturymoralnej,abyściągnąćgozpowrotemdo
Szkocji,
niewielejednakbrakowało,aosiadłbynastałewAmeryce;zdecydowałsięwrócić
dosłowniew
ostatniejchwili.Przywiózłzesobąnowążonę,którąpoznałipoślubiłwBostonie.Kiedy
już
stanąłwEdynburgu,natychmiastwessałagorodzinnafirmaprawnicza.Pracowałwniej,
lecz
nigdyniebyłszczęśliwy.Kiedyś,wchwilisłabości,wyznałswojejcórce,żecałajego
prawnicza
karieratowyrok,któryonuważazaswójobowiązekodbyćdokońca.Jegosłowa
zbulwersowały
Isabeldogłębi.Ztegowłaśniepowodu,kiedynadszedłczaswyborustudiów,odłożyłana
bok
wszelkiemyśliokarierzeizdecydowałasięnadziedzinę,któranaprawdęjąpociągała.
Filozofię.
Byłoichdwojerodzeństwa:Isabel,starsza,ijejbrat.OnauczyłasięwEdynburgu,ale
brata,kiedyskończyłdwanaścielat,rodziceposłalidoangielskiejszkołyzinternatem.
Szkoła,
którądlaniegowybrali,dalamustarannewykształcenieiunieszczęśliwiłagonacałe
życie.Czy
możnabyłospodziewaćsięczegośinnego?Pięciusetchłopców,stłoczonychwjednym
miejscu,
odciętychodświata-idealnewarunki,abymogływnichkwitnąćokrucieństwoi
nikczemność.I
kwitły,wyjątkowobujnie.BratIsabelchodziłwiecznieprzygnębiony,awodruchu
samoobronnymzawszegotówbyłbronićswojegozdaniadoupadłego.Isabeldostrzegała
uniego
atrybuty„zbroicharakteru”októrejpisałWilhelmReich.Opisaneprzezamerykańskiego
psychoanalitykazmianywosobowościprodukowałyludzisztywnych,nieszczęśliwych,
wyrażającychsiępowściągliwie,urywanymgłosem.BratIsabelskończyłstudiabez
dyplomui
osiadłwLondynie.Znalazłpracęwbankukupieckim,mającymsiedzibęwlondyńskim
Cityi
wiódłciche,poprawneżyciepracownikabankukupieckiego.Jeślichodziosiostrę,to
nigdynie
bylisobiezbytbliscy;kiedyobojedorośli,kontaktowalisięsporadycznie.Można
powiedzieć,że
todlamnieobcyczłowiek,myślałaonimIsabel,miłynieznajomy,zktórymtaknaprawdę
niewielemniełączy.Jedynąjegopasją,jakudałojejsięzauważyć,byłokolekcjonowanie
starych,kolorowychcertyfikatówiobligacji.Pochłaniałogotobezreszty:
południowoamerykańskiespółkikolejowe,długoterminoweobligacjezczasów
rosyjskiego
caratu-całyróżnobarwnyświatkapitalizmu.PewnegorazujednakIsabelzapytałago,co
się
kryjezatymipiękniedrukowanymiaktamiwłasności.Pracanaplantacji,czternaście
godzinna
dobę?Ludzieharującyzanędznegrosze,abywkońcupowaliłyichkrzemicaalbozatrucie
toksynami?(Krzywdyprzeszłości,pomyślaławtedy,ciekawezagadnieniedlaetyka.Czy
zło
wyrządzonewprzeszłościwydajesięnammniejzłe,tylkodlatego,żepamięćonimjest
mniej
żywa?).
Isabeludałasiędospiżarniiprzyniosłastamtądskładnikidorisotta,którepostanowiła
przyrządzićdlaCatiToby’ego.Wprzepisiebyłyprawdziwki,atychmiałapod
dostatkiem;
przechowywałajewmuślinowymworku.Nabrawszypełnągarśćsuszonychgrzybowych
kapeluszy,zbliżyłajedotwarzy,delektującsięichniezwykłymaromatem,ostrymi
słonawym,
wymykającymsiępróbomjednoznacznegookreślenia.Doczegomożnabygoporównać?
Może
doekstraktuzdrożdży?Wedługprzepisu,grzybynależałomoczyćprzezpółgodzinyiw
wodzie
ponichugotowaćryż.Isabelwiedziała,żeCatprzepadazarisottem,zaśToby,niebędąc,
wjej
przekonaniu,wybredny,zjewszystko,comusiępoda.Catprzyprowadziłagokiedyśna
kolację-
tegowieczoruwątpliwościIsabelcodojegoosobyporazpierwszydałyosobieznać.
Należało
jednakzachowaćostrożność,żebyniewpaśćwpułapkęformułowaniaopiniiwtypie
Grace.
Niewierny.No,proszę.Łatwomitoprzyszło,pomyślała.
Isabelwróciładokuchni.Włączyłaradio.Programinformacyjnywłaśniedobiegałkońca.
Naświecie,jakzwykle,panowałchaos.Wojnyiwojenneplotki.Jakiśpolityk,ministeri
członek
rządu,uparcienagabywanywpewnejkwestii,równieuparcieodmawiałodpowiedzi.Nie
ma
żadnegokryzysu,powtarzał.Dotychsprawnależypodchodzićzdystansem.
Aleprzecieżtojasne,żemamykryzys,upierałsiędziennikarzprowadzącywywiad.
Mamykryzysikropka.
Tojestsprawadyskusyjna;osobiścieniepopieramszerzenianiepotrzebnychniepokojów
wśródobywateli.
Zażenowanewymówkipolitykaprzerwałdzwonekdodrzwi.Isabelwłożyłagrzybydo
miskizwodąiposzładoprzedpokojuotworzyć.Gracenierazradziłajejzałożyćw
drzwiach
wizjer,żebywiedziała,komuotwiera,aleIsabelnigdyjejnieposłuchała.Gdybyktoś
zadzwonił
dodrzwipóźnymwieczorem,zawszemogławyjrzećprzezszparęnalisty;najczęściej
jednak
ufnieotwierałaprzybyłemu,ponieważbyłazdania,żegdybykażdyzamykałsięwswoich
czterechścianach,ludziestracilibyzesobąwszelkikontakt.
Mężczyznastałwprogu,tyłemdodrzwi.Przyglądałsięogródkowiprzedfrontemdomu.
KiedyIsabelotworzyła,odwróciłsięzuśmiechemwinowajcy.
-PaniIsabelDalhousie?
Isabelskinęłagłową.
-Tak,toja.-Obrzuciłagowzrokiem.Miałokołotrzydziestupięciulat.Czarne,lekko
zmierzwionegęstewłosy.Ubranydośćelegancko,wciemnąmarynarkęispodnie
grafitowego
koloru.Nosiłniewielkieokrągłeokularyiciemnoczerwonykrawat.Zkieszeninapiersi
wystawałaobsadkawiecznegopióraijakiśelektronicznynotatnik.Blagier,zabrzmiałw
uszach
IsabelgłosGrace.
-Jestemdziennikarzem-powiedziałnieznajomy,prezentującIsabelfirmowąwizytówkę
ztytułemgazety.-NazywamsięGeoffreyMcManus.
Isabelskinęłauprzejmiegłową.Tejgazetyniewzięłabydorękizanicwświecie.
-Czyzechcepanizamienićzemnąkilkasłów?-zapytał.-Jakrozumiem,byłapani
wczorajświadkiemtegonieszczęśliwegozdarzeniawUsherHall.Czymoglibyśmyotym
porozmawiać?
PochwiliwahaniaIsabelodstąpiłanabokizaprosiładziennikarzadośrodka.McManus
szybkoprzestąpiłpróg,jakbybałsię,żeonamożenaglezmienićzdanie.
-Przykrasprawa-rzucił,udającsięzaniądosalonu,któregooknawychodziłynaulicę.-
Naprawdęstrasznywypadek.
Isabelwskazałamukrzesło,samazaśusiadłanasofiewpobliżukominka.Rzuciłosięjej
woczy,żesiadającnakrześle,dziennikarzrozejrzałsiępościanach,jakbychciał
oszacować
wartośćwiszącychdookołaobrazów.Isabelskrzywiłasięzniesmakiem.Nielubiła
chełpićsię
swoimmajątkiemiczułasięzakłopotana,gdyprzyciągałonczyjśbadawczywzrok.Ale
być
możetenczłowiekniewiedział,nacopatrzy.Naprzykładobrazwiszącyniedalekodrzwi
to
Peploezwczesnegookresuswojejtwórczości.Niewielkizaśolejobokkominkawyszedł
spod
pędzlaStanleyaSpencera-byłtoszkicfragmentu„Przebudzeniaumarłych”.
-Ładnemapaniobrazy-powiedziałMcManuswesoło.-Lubimysztukę?
Isabelpodniosłananiegowzrok.Skądtenpoufałyton?
-Wrzeczysamej.Lubięsztukę.
Dziennikarzjeszczerazrozejrzałsiępopokoju.
-AjarobiłemkiedyśwywiadzRobinemPhilipsonem-pochwaliłsię.-Uniegow
pracowni.
-Zpewnościąbardzosiętampanupodobało.
-Niebardzo-zaprzeczyłobojętnymtonem.-Nieprzepadamzazapachemfarby.Boli
mniepotemgłowa.
Przezcałyczasbawiłsięmechanicznymołówkiem,wysuwałgrafitiwpychałgoz
powrotem.
-Mogęzapytać,czynisiępanizajmuje?Toznaczy,oilepanipracuje.
-Jestemredaktoremnaczelnympismafilozoficznego-odrzekłaIsabel.-Nositytuł
„PrzeglądEtykiStosowanej”.
McManusuniósłbrew.
-Widzę,żepracujemywtymsamymfachu-powiedział.
Isabeluśmiechnęłasię.Jużmiałanakońcujęzykacierpkie:„Niewydajemisię”,alepo
namyśleniepowiedziałanic.Bowpewnymsensietenczłowiekmiałrację.Isabel
zajmowałasię
„Przeglądem”właściwiedorywczo,ajejobowiązkipolegałynarecenzowaniui
redagowaniu
nadsyłanychpracnaukowych,aleostateczniewszystkokręciłosięwokółprzelewania
słówna
papier,itowłaśnieMcManusmiałnamyśli.
Skierowałarozmowęzpowrotemnakwestiezwiązanezwypadkiem.
-CzywiadomojużcoświęcejwsprawietejtragediiwUsherHall?
McManuswyjąłnoteszkieszenimarynarki,otworzyłgo.
-Niezbytwiele-odpowiedział.-Wiemy,kimbyłtenmłodyczłowiekiczymsię
zajmował.Rozmawiałemzjegowspółlokatorami,aterazstaramsiędotrzećdorodziców.
Wybioręsiędonichpewniedziświeczorem.MieszkająwPerth.
Isabelwbiławniegozdziwionywzrok.Tenczłowiek„wybierałsiędziświeczorem”,aby
przepytywaćludzi,którzystracilisyna.
-Dlaczego?-zapytała.-Dlaczegokonieczniechcepanznimirozmawiać?
McManusprzesunąłpalcamipospiralcenagrzbiecienotatnika.
-Bobędęotympisał-odparł.-Muszęzebraćjaknajwięcejinformacji.Nawetod
rodziców.
-Zastaniepandwojezrozpaczonychludzi-powiedziałaIsabel.-Cospodziewasiępan
usłyszeć?Żebardzoimprzykro?
McManusspojrzałnaniąsurowymwzrokiem.
-Tasprawawzbudzauzasadnionezainteresowaniepubliczne-przypomniałjej.-Ichoć
zdążyłemzauważyć,żejestpaniodmiennegozdania,czytelnikmaprawodoinformacji.
Czy
możejestpaniinnegozdanianatentemat?
Isabeljużmiałanakońcujęzykawłasnąopinięnatematprawadoinformacji,ale
powstrzymałasię.Tenczłowiekbyłjejgościem,azgośćminiewypadasiękłócić.Mogła
godzinamipotępiaćwścibskichdziennikarzy,aniezmieniłobytoaninajotępojęcia
Geoffreya
McManusaotym,jakmawykonywaćswójzawód.Skrupułymoralne,oilemiałtakowe,
chował
podkorcem,abynieprzeszkadzałymuwypytywaćrodzinniedawnozmarłychosób.Tego
Isabel
byłapewna.
-Czegochcesiępanodemniedowiedzieć,panieMcManus?-zapytała,zerkającna
zegarek.Postanowiła,żeniezaproponujemukawy.
-Racja,dorzeczy-powiedziałdziennikarz.-Jeślimożnaprosić,chciałbymusłyszeć,co
paniwidziała.Wszystko,zeszczegółami.
-Widziałambardzoniewiele-odpartaIsabel.-Zobaczyłam,jaktenbiedakspada,a
potem,jakratownicywynoszągozsali.Nicwięcej.
McManusskinąłgłową.
-Tak,tak.Aleproszęcośotymopowiedzieć.Jakwyglądał,kiedyspadał?Widziałapani
jegotwarz?
Isabelprzyjrzałasięswoimdłoniom,złożonymnakolanach.Widziałatwarztego
człowiekaiwydawałojejsię,żeonmusiałwidziećją.Pamiętałaoczy,rozwarteszeroko
ze
zdziwieniaalbozprzerażenia.Widziałajegooczy.
-Dlaczegochcepanwiedzieć,czywidziałamjegotwarz?-zapytała.
-Byćmożetonamcośpowie.Rozumiemniepani?Cowtedyczuł.Cotaknaprawdęsię
stało.
Isabelmierzyłagoprzezchwilęwzrokiem,toczącwewnętrznąwalkęzniesmakiem,który
budziłuniejjegobrakwrażliwości.
-Niewidziałamjegotwarzy,przykromi.
-Aległowęchybapaniwidziała?Byłodwróconydopanitwarzączyplecami?
Isabelwestchnęła.
-PanieMcManus,totrwałobardzokrótko,niewięcejniżsekundę.Niemiałamczasusię
przyglądać.Zobaczyłamczłowiekaspadającegozbalkonu,awnastępnejchwilibyłojuż
po
wszystkim.
-Alecośnapewnowpadłopaniwoko-upierałsięMcManus.-Takkompletnienicpani
niezauważyła?Człowiekskładasięztwarzy,rąk,nógitakdalej.Patrzącnaniego,widzi
się
całość,aleposzczególneczęścitakże.
Isabelzastanowiłasię,czywypadawyprosićgozdomu.Zdecydowała,żejeszczechwila,
aitaksiętoskończy.Lecznagledziennikarzzmieniłtaktykęprzesłuchania.
-Acobyłopóźniej?-zapytał.-Copanizrobiła?
-Zeszłamnadół-odpartaIsabel.-Wfoyerstałagrupaludzi.Wszyscybylinieźle
wstrząśnięci.
-Towtedypaniwidziała,jakgowynoszą?
-Tak.
-Iwtedyteżwidziałapanijegotwarz?
-Chybatak.Patrzyłam,jakzabierajągodokaretki.
-Icopotempanirobiła?
-Wróciłamdodomu-oznajmiłaIsabelopryskliwie.-Złożyłampolicjantomzeznaniei
wróciłamdodomu.
McManuszakręciłołówkiemwpalcach.
-Itowszystko?
-Towszystko-odpartaIsabel.
Dziennikarzzapisałcośwnotesie.
-Jakonwyglądałnatychnoszach?
Isabelpoczuła,żesercezaczynajejwalićjakmłotem.Niemamżadnegoobowiązku
znosićtakiegozachowania,pomyślała.Tenczłowiekbyłjejgościem-wpewnymsensie-
ijeżeli
rozmowaznimprzestałająinteresować,wystarczyłogopoprosić,żebyopuściłdom.
Wzięła
głębokioddech.
-PanieMcManus-zaczęła-niewidzęsensuwdalszymroztrząsaniutejsprawy.Nie
rozumiem,cotomożemiećwspólnegozreportażem,którypannapisze.Młodyczłowiek
spadłi
zabiłsię.Tochybawystarczy,jaksądzę.Czypańskiczytelniknaprawdęmusiwiedzieć,
jak
wyglądał,lecącwdół?Amożeuważapan,żeludziewolelibyprzeczytać,żeten
nieszczęśnik,
spadając,śmiałsięwgłos?Żeleżącnanoszach,uśmiechałsięradośnie?Acochcieliby
przeczytaćojegorodzicach?Żesązdruzgotani?Faktycznie,niecodziennawiadomość!
McManuszaśmiałsię.
-Nieuczmniemojegozawodu,Isabel.
-PaniDalhousie,jeślipantakłaskaw.
-Ach,racja.PaniDalhousie.BrakujetylkopanaDalhousie.-Zawiesiłgłos.-Trochęto
dziwne.Urodymożnapanipozazdrościć.Powiedziałbymnawet,żecieszypanimęskie
oko,jeśli
mogębyćszczery.
Podgniewnym,piorunującymspojrzeniemIsabelwbiłwzrokwnotes.
-Mampilneobowiązki-oznajmiła,wstając.-Jeślipanpozwoli…
McManuszamknąłnotes,alenieruszyłsięzmiejsca.
-Uraczyłamniepaniwykłademnatematdziennikarskiegosavoir-vivre’u-powiedział.-
Mogęprzyznać,jeślipanisobieżyczy,żemiałapanidotegopełneprawo.Szkodatylko,
żesama
niepielęgnujepanicnótmoralnych,któreradabywidziećuinnych.
Isabelspojrzałananiegowosłupieniu.Niemogłazgadnąć,jakmarozumiećtęuwagę.
-Otóżokłamałamniepani-kontynuowałMcManus-mówiąc,żeodrazuwróciłado
domu.Taksięakuratskłada,żedowiedziałemsięodpolicjantów,którzytambyli,choć
nietylko
odnich,żeposzłapaninagórę.Widzianopanią,jakwyglądałazbalkonujaskółki,stojąc
dokładniewtymsamymmiejscu,skądspadłtamtenczłowiek.Tenszczegółjednak
raczyłapani
przedemnązataić,mówiąc,żewróciłaprostododomu.Zastanawiamsię,dlaczegomnie
pani
okłamała.
Isabelniezwlekałazodpowiedzią.
-Niewidziałampowodu,dlaktóregomiałabympanuotymopowiadać.Toniemiałonic
wspólnegoztym,cozaszło.
-Doprawdy?-McManuswykrzywiłsięszyderczo.-Ajeślipowiem,żemoimskromnym
zdaniem,wiepaniwięcejotym,cotamzaszło,niżjestpaniskłonnaprzyznać?Czynie
sądzi
pani,żenapodstawienaszejrozmowymógłbymwysnućtakiwniosek?
Isabelpodeszładodrzwiiotworzyłajewymownymgestem.
-Niezamierzamwysłuchiwaćpodobnychrzeczywmoimwłasnymdomu-oznajmiła.-
Zechcepansiępożegnać.
McManusniespieszniepodniósłsięzkrzesła.
-Niema-sprawy-powiedział.-Jestpaniusiebie.Ajaprzecieżniechciałbym
nadużywaćpanigościnności.
Isabelwyszładoprzedpokojuiotworzyładrzwiwejściowe.McManus,którypodążałjej
śladem,nagleprzystanąłnachwilęizgarbiwszysię,obejrzałzbliskaobrazwiszącyna
ścianie.
-Matupanisporoładnychrzeczy-rzucił.-Nabrakgroszanienarzekamy?
4
Roztrzęsionakucharkamusiuważaćzpieprzem;wprzypływiezłościbardzołatwo
przedobrzyćizepsućcałerisotto.PospotkaniuzMcManusemIsabelczułasiębrudna,co
byłou
niejregułązawsze,kiedytylkozdarzyłojejsięrozmawiaćzkimś,ktomiałkompletnie
amoralne
podejściedożycia.Zauważyła,żetakichosóbjestzadziwiającowiele,apodobnapostawa
zaczynarobićsięcorazbardziejpowszechna.Przybywaludzi,pomyślałaIsabel,którym
obcajest
wszelkamoralność.WosobieGeoffreyaMcManusanajbardziejzbulwersowałojąto,że
wybierał
sięnaspotkaniezrodzicamitamtegonieszczęśnika,żeichrozpaczliczyłasiędlaniego
mniejniż
to,żeczytelnicygazetmająochotędowiedziećsię,jakinnicierpią.Przeszedłjądreszcz.
Nie
przychodziłjejdogłowynikt,ktomógłbycośzrobićwtejsytuacji,nikt,ktomiałbyna
tyle
autorytetu,abypowiedziećtamtemutypowi:„Zostawtychbiednychludziwspokoju”.
Zamieszałarisottoinabrałamałąłyżeczkę,żebyspróbować,czyjestodpowiednio
przyprawione.Doskonale.Ryżprzeszedłjaknależysmakiemmoczonychprawdziwków,
Danie
wyszłojejnamedal.Jeszczechwilaibędziegotowe,żebyprzełożyćjedopiekarnika;tam
poczeka,ażCatiTobyzasiądąrazemzIsabeldostołu,atymczasemtrzebaprzygotować
sałatkęi
otworzyćbutelkęwina.
Kiedydzwonekdodrzwiodezwałsię,oznajmiającprzybyciegości,Isabelzdążyłajuż
ochłonąćiuspokoićsię.WieczórbyłchłodnyiCatprzyszławdługimbrązowym
płaszczu,który
Isabelkupiłajejkilkalattemunaurodziny.Zdjęłagoipołożyłanakrześlew
przedpokoju;pod
spodemmiałaczerwonąsukienkędokostek.Toby,wysokimłodymężczyzna,roklubdwa
lata
starszyodCat,byłwciemnobrązowejtweedowejmarynarceikoszuli.OkoIsabel
przykułyjego
spodnie,sztruksywkolorzerozgniecionychtruskawek;dokładnietegosięponim
spodziewała.
PodtymwzględemTobynigdyjeszczejejniezaskoczył.Muszęspróbować,skarciłasię.
Muszę
spróbowaćgopolubić.
Catprzyniosłapółmisekwędzonegołososia,któryzabrałaprostodokuchni.Isabelposzła
razemznią,aTobyzostałwsalonienaparterze.
-Ijak,lepiejsięczujesz?-zapytałaCat.-Ranobyłaśokropniezdołowana.
Isabelwzięłazrakbratanicypółmisekzrybąizdjęłafolię,którąbyłowinięty.
-Tak-powiedziała.-Czujęsięjużznacznielepiej.
Niewspomniałaanisłowemowizyciedziennikarza,częściowodlatego,żeniechciała,by
wyglądało,żewałkujewciążtematwypadku.Pozatympostanowiławyrzucićto
nieprzyjemne
zajściezpamięci.
Przełożywszyłososianatalerz,wróciłydosalonu.Tobystałprzyokniezrękami
założonyminaplecach.Isabelzaproponowałagościomdrinki.Napełniłakieliszkiprzy
barku,a
kiedyimjepodała,Tobyzasalutowałjejswoim.
-Slainte-wzniósłtoastwjęzykugaelickim.
Isabelztrudemuniosławłasnykieliszek.Byłacałkowiciepewna,żeslaintetojedyne
gaelickiesłowo,znaneToby’emu.Oprócztegonielubiłaozdabianiamowyojczystej
wtrętamiw
obcychjęzykach;pasdutout*.[Pasdutout(fr.)-wżadnymrazie.]ToastToby’ego
skwitowała
więccichymbrindisi.
-Brin…co?-zapytałToby.
-Brindisi-wyjaśniłaIsabel.-TakmówiąWłosiprzytoastach.
Catrzuciłajejspojrzeniezukosa.Miałacichąnadzieję,żeciotkapowstrzymasięod
złośliwości.PrzyjejtemperamenciemogłazłatwościąspłoszyćToby’ego.
-Isabelnieźlemówipowłosku-poinformowałago.
-Tosięprzydaje.-Tobyskinąłgłową.-Jatamzupełnieniemamgłowydojęzyków.Z
czasówszkolnychzostałomikilkafrancuskichsłówekiconieconiemieckiego.To
wszystko.
Sięgnąłpokromkęrazowegochlebainałożyłsobieporcjęwędzonegołososia.
-Jestempiesnatęrybę-oznajmił.-CatkupujejąutakiegofacetawArgyll,jakonsię
nazywa,Cat?NaimięmaArchie,dobrzepamiętam?
-ArchieMacKinnon-powiedziałaCat.-Samwędzitegołososiausiebiewogrodzie.Ma
tamtakąstarąwędzarnię,specjalniedoryb.Moczyjewrumieiwieszanadżaremz
dębowych
drzazg.Tenniesamowitysmaktowłaśnieodrumu.
Tobynałożyłsobiejeszczejedenkawałek,ztychnajwiększych.Catszybkousunęłatalerz
zzasięgujegorąk,bypoczęstowaćrybąIsabel.
-OdwiedzamArchiego,kiedywybieramsiędoCampbelltown-wyjaśniła,stawiając
talerzprzedciotką.-Cudownystaruszek.Dziewiątykrzyżyknakarku,awciążjeszcze
wypływa
namorze.Madwapsy.NazwałjeMaxiMorris.
-Jakcichłopcy-zauważyłaIsabel.
-Tak-powiedziałaCat.
Tobyzerknąłnatalerzzłososiem.
-Jacychłopcy?-zapytał.
-MaxiMorris-powtórzyłaIsabel.-DwajmaliNiemcy,bohaterowiepierwszego
komiksunaświecie.Zawszetylkopatrzyli,cobytuzbroić,iwkońcutrafilidopiekarza,
który
posiekałichnakawałkiizrobiłznichkrucheciasteczka.
RzuciłaToby’emuspojrzenie.MaxiMorriswpadliwpiekarnidopojemnikazmąkąi
wrazzniądostalisiędomieszarki.Ciasteczka,któreznichupieczono,zjadłykaczki.
Typowy,
czystogermańskiwymysł,pomyślałaIsabel,którejprzezchwilęmignęłowgłowie,żeto
samo
mogłobyspotkaćToby’ego.Wystarczyłoby,żebywpadłdotakiejmaszyny,ijużbyłybyz
niego
krucheciasteczka.
-Uśmiechaszsię-zauważyłaCat.
-Toniespecjalnie-powiedziałaIsabelszybko.Czyuśmiechaćsiętrzebaspecjalnie?
Zanimpodałarisotto,narozmowiezeszłoimokołopółgodziny.Tobybyłniedawnoz
grupąprzyjaciółnanartachizacząłopowiadaćoprzygodachzdzikichzjazdów
nieoznaczonymi
trasami.Razpodobnobyłoniewesoło,kiedyspowodowaliosunięciesięmałej,na
szczęście
niezbytgorliwejlawinki,przedktórąjednakudałoimsięuciec.
-Omaływłosnasnieporwała-przyznałToby.-Wiecie,jakiodgłoswydajelawina?
-Szumijakfala?-spróbowałazgadnąćIsabel.
Tobypokręciłgłową.
-Huczyjakgrom-powiedział.-Jakgromzjasnegonieba.Corazgłośniejigłośniej.
Isabelwyobraziłasobietęscenę:Tobywkombinezonienarciarskimkoloru
truskawkowego,naniegopędziwezbranaśnieżnafala,białeszczytygórlśniąwsłońcu.A
potem,
przezjednąkrótkąchwilę,ujrzałaoczymaduszy,jakczołolawinydoganiaToby’ego,jak
jego
dzikomłócącekończynyznikająwskłębionejbieliizapadawielkacisza,aspodzwałów
śniegu
wystajetylkoczubeczekkijanarciarskiego.Nie!-skarciłasię,niewolnotakmyśleć,to
równie
niegodziwe,jakwyobrażaniesobieToby’egowmieszarcedomąki,apotemwkruchych
ciasteczkach.Odpędziłaodsiebietemyśli.Dlaczegojednak,zastanowiłoją,Catnie
pojechała
razemznim?Przecieżbardzolubinartyidobrzejeździ.MożeTobywcalejejnie
zaproponował,
żebysięznimwybrała?
-Aty,Cat?-zapytała.-Niechciałaśpojechaćnanarty?-Zdawałasobiesprawę,żeto
pytaniebrzminiecodziwnie,alezadufaniemłodegoczłowiekawprawiłojąwzłośliwy
nastrój.
Catwestchnęła.
-Wiesz,cojamamwtymsklepie-powiedziała.-Nigdyniemogęsięwyrwać.Bardzo
chciałampojechać,aletobyłowykluczone.
-AEddie?-spytałToby.-Majużswojelataiporadziłbysobiesamprzeztydzieńczy
dwa.Nieufaszmu?
-Ufam,oczywiście,żemuufam-odrzekłaCat-aleEddiejesttaki…bezbronny.
Tobyzerknąłnaniązukosa.Siedzieliobojenakanapiewpobliżuokna;Isabelwydało
się,żewgłosieToby’egowychwyciłapierwszenutkiszyderstwa.Ciekawe.
-Bezbronny?-powtórzyłTobyzaCat.-Taktosięuciebienazywa?
Catwbiławzrokwswojąszklankę.IsabelobserwowałaToby’ego,Wjegominie
dostrzegłacośwrodzajuokrucieństwa,blisko,podsamąpowierzchnią,podtąugładzoną,
lekko
zniewieściałątwarzą,która,pomyślałanagle,jestcałkiempulchna,azadziesięćlatnos
zacznie
sięwyciągać…Przywołałasiędoporządku.NiepoczuładotąddoToby’egowielkiej
sympatii,ale
miłośćbliźniego,októrejnigdynienależyzapominać,dyskretniedawałaosobieznać.
-Eddietomiłychłopak-wymamrotałaCat.-Imaciężkieżycie.Alemogęnanim
całkowiciepolegać.Tonaprawdęprzemiłyczłowiek.
-Jasne,jasne-zgodziłsięToby.-Tylkojakiśtakimiękki,niesądzisz?Taktrochęjakby…
No,wiesz.
Isabel,któradotejporyobserwowałatęscenęzeskrywanąfascynacją,terazpoczuła,że
należyinterweniować.Niemogłapozwolić,żebyktośzawstydzałjejbratanicęwten
sposób,
nawetjeśli-cobyjejbardzoodpowiadało-cenazatomiałobyćto,żeCatnareszcie
przejrzałabynaoczy.Coteżonawnimwidzi,zachodziławgłowęIsabel.Coonmasobie
takiego,oprócztego,żejestidealnymokazemswoistegorodzajubezmyślnejmęskości?
Język,
którymposługiwalisięrówieśnicyCat,posiadałwyrażeniadosadniejsze,lecztakżena
swój
sposóbbardziejzwięzłeitrafneniżjęzykpokoleniaIsabel;wtejmowieczłowiekwtypie
Toby’egonazywałsię„byczkiem”.Alepocokomubyczek,niemogłapojąćIsabel,skoro
niebyczek,awłaściwiejegocałkowiteprzeciwieństwo,jestdalekobardziejinteresujące?
JohnLiamor,naprzykład.Potrafiłgadaćgodzinami,akażdejegosłowobyłointrygujące.
Ludziesiedzieli,czasemcałkiemdosłownie,ujegostópisłuchali.Cokogoobchodziło,że
był
chudyjakszczapa,askóręmiałbladą,niemalżeprzejrzystą,jaktosięczęstozdarzau
Celtów?
Byłpięknymczłowiekiem;aktualniewposiadaniuinnejkobiety,którejIsabelnigdyw
życiunie
widziałanaoczy,itogdzieśwdalekiejKaliforniiczynajakimśinnymkrańcuświata.
PoznalisięwCambridge.IsabelstudiowałafilozofięnaNewnhamCollege,byłajużna
ostatnimroku.On,wykładowca,prowadziłpracenaukowe.Byłodniejokilkalatstarszy,
ciemnowłosyIrlandczyk,absolwentdublińskiegoUniversityCollege.Otrzymał
podoktoranckie
stypendiumnaukowo-badawczewClareCollegeipisałksiążkęodramaturguJohnie
MillingtonieSynge’u.Zajmowałmieszkaniesłużbowenatyłachbudynkuuczelni,z
oknami
wychodzącyminarzekęiFellows’Garden,ogródekakademickinadrugimjejbrzegu.
Isabel
bywałatamgościem:zapraszałją,apotemsiedział,paliłiprzyglądałsięjej.Jego
spojrzenie
kompletniejądekoncentrowało;wieleteżbydała,bysiędowiedzieć,czynajejtemat
wypowiadasięrównieprotekcjonalnym-idowcipnym-tonem,jakwrozmowachznią,
gdy
opowiadałoinnychludziach.
JohnLiamoruważał,żewiększośćludziwCambridgeto„głębokaprowincja”.Sam
pochodziłzCork,któredoprawdytrudnonazwaćprowincjonalnymmiastem.Miałw
głębokiej
pogardziewychowankówdrogich,elitarnychszkółangielskich-nazywałich„małymi
lordami”,
jakwksiążceFrancesaHodgsonaBurnetta-iotwarcieszydziłzduchownych,których
wciąż
byłopełnonauczelni.Wieluwykładowcówakademickichnadalużywałojeszczetytułu
„wielebny”,któryJohnzupodobaniemprzekręcałna„wybredny”.Isabeliinnijego
znajomi
śmialisięztegodorozpuku,chociażżadneznichnieumiałobypowiedzieć,coich
właściwietak
bawi.NawetrektoruczelniJohna,łagodnyhistorykekonomii,któryniczegonigdynie
żałował
swojemugościowizIrlandii,nawetonzasłużyłsobieuniegonamiano„króla
obskurantów”.
JohnLiamorzgromadziłwokółsiebiesalonakolitów,studentów,którychprzyciągnęła
zarównojegobezsprzecznabłyskotliwość,jakito,żepoglądy,którewygłaszał,zdaleka
czuć
byłopiekielnąsiarką.Byłylatasiedemdziesiąte,abanalnagadanina,którejwpoprzedniej
dekadzieniebrakło,zdążyłajużucichnąć.Czypozostałojeszcze;coś,wcomożnabyło
wierzyć,
albochociażwykpić?Ambicjaiwłasnakorzyść,tedwawszechwładnebożki
nadchodzącego
dziesięciolecia,czekałynaswojąkolejzakulisami,nieważącsięjeszczepokazaćna
środku
sceny,dziękiczemuwieczniezamyślonyIrlandczyk,obrazoburcazpowołania,mógł
fascynować
ibudzićpodziw.JohnLiamorniewymagał,żebyludzieskupieniwokółniegowcoś
wierzyli;
wystarczyłomiećtalentprześmiewczy.Itowłaśnietakichpociągało:onmógł
wyśmiewać
samychprześmiewców,bobyłIrlandczykiem,aoniAnglikami,pomimocałego
radykalizmu,
któryprezentowali.ZaśwoczachJohnaLiamorakażdyAnglikbyłbezpowrotniestracony
jako
częśćaparatuucisku.
Isabeltrudnobyłoodnaleźćsięwtychkręgach.Znajominiechcieliwierzyć,żezwiązek,
którypowstawałnaichoczach,majakiekolwiekszansę.Najbardziejwydziwialinadnimi
ci,
którzyniesprzyjaliJohnowiLiamorowi-atrzebapowiedzieć,żeniebyłonosobą
popularnąani
wswojejuczelni,aninawydzialefilozoficznym.Wytykalimuintelektualną
protekcjonalnośći
zagrożenia,któreniesiezesobątakiezachowanie;Johnczytałfrancuskichfilozofów,aw
swoich
wypowiedziachnawiązywałdoideiFoucaulta.Byłojeszczecośinnego:conajmniejjeden
albo
dwóchjegoprzeciwników,tychnajbardziejzagorzałych,miałomuzazłe,żeniejest
Anglikiem.
-NaszirlandzkiprzyjacielijegoprzyjaciółkazeSzkocji-wyraziłsięonichkiedyśjeden
ztychwłaśnieludzi.-Niebywaleinteresującapara.Onatakażyczliwa,rozsądna,
uprzejma,aon
zgrywasięnaBrendanaBehana*.[BrendanBehan-irlandzkidramaturgipowieściopisarz
(przyp.tłum.).]Jeszczetylkobrakuje,żebyzacząłwywodzićsłodkietrele,copewnie
niedługo
nastąpi.Tentyptakma.„Płynązdumąłezpotoki,gdyośmiercijegomyślę”,itakdalej,i
tak
dalej.Znacietakich,cotodotejporyniemogąnamwybaczyćjakichśtamdomniemanych
zaszłości.
CzasamiIsabelsamazadawałasobiepytanie,cojąwłaściwietakpociągawJohnie
Liamorze.Wydawałojejsię,żedlanichdwojganiemapoprostuinnejopcji;wyobrażała
sobie,
żeonaiJohnsąjakdwojeludziwpodróży,dzielącytensamprzedział,skazaninaswoje
towarzystwo.Inniludzietłumaczylitowbardziejprozaicznysposób.
-Seks-powiedziałkrótkojedenzeznajomychIsabel.-Seksłączyludziwszelkiejmaści.
Niejesttak?Prostasprawa.Wzajemnasympatianiejestwymagana.
-Pireneje-powiedziałanagleIsabel.
TobyiCatspojrzelinaniązjednakowymzdziwieniem.
-Otóżto-beztroskociągnęładalejIsabel.-Pireneje.Wiecie,żenigdyniebyłamw
Pirenejach?Anirazu.
-Ajabyłem-pochwaliłsięToby.
-Ajanie-powiedziałaCat.-Alebardzobymchciałatampojechać.
-Możemywybraćsięrazem-rozwinęłaIsabelmyśl.-ITobyteż,gdybytylkozechciał.
Cotynato,Toby?Wspinalibyśmysięposkałkach,Tobyszedłbypierwszy,amyzanim,
przywiązanedoniegoliną.Stuprocentowebezpieczeństwo.
Catsięzaśmiała.
-Napewnobysiępoślizgnąłijeszczepociągnąłnaszasobą.Wszyscybyśmysię
pozabijali…-Urwaławpółsłowa,kiedydotarłodoniej,żeniepomyślałaotym,co
mówi.
PosłałaIsabelprzepraszającespojrzenie.Przecieżcałatakolacjamiałajedencel:żeby
ciotka
przestałamyślećotym,cosięzdarzyłowUsherHall.
-Andy-powiedziałaIsabelradośnie.-Byłamtamraz.Niesamowitegóry,aletak
straszniewysokie,żeciężkooddychać.
-TeżkiedyśbyłemwAndach-wtrąciłsięToby.-Zmoimklubemwspinaczkowym.
Jedenznaszychchłopakówpoślizgnąłsięispadł.Zestopięćdziesiątmetrówwdół,jak
nie
więcej.
Zapadłagłuchacisza.Toby,przypomniawszysobie,jakajestsytuacja,wbiłwzrokwswój
kieliszek.Catuniosłaoczydosufitu,wędrującponimspojrzeniem.
Gościepożegnalisięniecowcześniej,niżplanowali.Isabelzostałasamawkuchni,
wpatrzonawstosbrudnychnaczyń,piętrzącysięnazmywarce.Wieczorużadnąmiarąnie
można
byłozaliczyćdoszczególnieudanych.Przykolacjirozmowazaczęłasiętrochękleić,ale
w
końcu,dziękiToby’emu,zeszłajednotorowonatematwina;jegoojciecbyłuznanym
importerem
win,zaśsynpracowałwrodzinnejfirmie.Isabelwidziała,jakTobywąchawino,którego
mu
nalała.Myślałpewnie,żeonategoniezauważy;myliłsię.Trunkowiniesposóbzresztą
było
cokolwiekzarzucić,byłtoaustralijskicabernetsauvignon,wcaleniepierwszylepszyi
bynajmniejnienajtańszy.Zdrugiejstrony,koneserzynieufniepodchodządowinz
Nowego
Świata.Wbrewwszelkimzapewnieniomizaprzeczeniom,któremożnabyusłyszećod
winiarzy,
jesttośrodowiskoniereformowalnychsnobów,aprymwśródnichwiodąFrancuzi.Isabel
była
pewna,żeTobyuważajązaosobęzdolnąpodaćdokolacjisikaczazsupermarketu.
Prawdazaś
byłataka,żeznałasięnawinach,itolepiejniżwiększośćludzi.Trunek,którym
poczęstowała
swoichgości,byłjaknajbardziejnamiejscu.
-Australia-skomentowałTobykrótko.-PołudniowaAustralia.
-Bardzodobre-powiedziałaCat.
Tobyniezwróciłnaniąuwagi.
-Wyraźnieczućowoce.
Isabeluśmiechnęłasiędoniegouprzejmie.
-Jaksięspodziewam,maszpodniebienieprzyzwyczajonedolepszychtrunków.
-DobryBoże-odkaszlnąłToby-mówisz,jakbymbyłniewiadomojakimsnobem.To
jestzupełnie…zupełniedobrewino.Niemamzastrzeżeń.
Odstawiłkieliszek.
-Próbowaliśmyniedawnowbiurzewybornegoclareta,zestarychkrzewów.Coś
niesamowitego.Ojciecwytrzasnąłskądśjednąbutelkę,całąobrośniętąkurzem.Szybko
się
otwierało*[Wżargoniewiniarskimwinosię„otwiera”,czylizaczynawydzielaćaromat
po
nalaniudokieliszka(przyp.tłum,).],alejeślisięgoskosztowałowporę,ach!
Isabelsłuchałazgrzeczności.Wsumiecieszyłajątaprezentacjadobrychmanierw
wykonaniuToby’ego,ponieważliczyłanato,żeCatznudzisięgadaninąisamym
gadaczemprzy
okazji.Nudazresztąmusiaławkraśćsiędotegozwiązku,itoprędzejniżpóźniej,kryjąc
w
głębokimcieniuwszelkiemożliwezalety,jakieCatdostrzegałauToby’ego.Czymożliwe,
żeby
tobyłamiłość?Isabelwzasadziewykluczałatakistanrzeczy,ponieważdostrzegła,żeCat
jest
wyczulonanawadytegoczłowieka-kiedytylkozdarzałosię,żeTobypowiedziałcoś,co
wprawiałojąwzażenowanie,Catdawałanieomylnyznaktegowyczulenia,naprzykład
wywracałanieznacznieoczami.Osoby,którekochamy,nigdynienarażająnasna
zawstydzenie;
możesięzdarzyć,żesprawiąnamprzelotnąprzykrość,alenigdyniepoczujemysię
naprawdę
głębokozażenowaniichzachowaniem.Wybaczamyimpotknięciaiwadyalboteżwogóle
ich
niezauważamy.TaksamobyłozIsabel,któraprzebaczyłaJohnowiLiamorowiwszystko,
nawet
to,żepewnejnocy,wjegosłużbowymmieszkaniunauczelni,nakryłagowłóżkuzmłodą
studentką,któranajejwidokzachichotałaiowinęłasięjegowłasnąkoszulą,którązsiebie
zrzucił.ZaśJohnpopatrzyłtylkowoknoipowiedział:
-Maszmarnewyczucieczasu,Liamor.
Byćmoże,rozmyślałaIsabel,prościejbyłobynigdynikogoniekochać,nigdynie
pozwolićsobienamiłość.Byćsobą,takpoprostu,nieczułąnaból,któryzadająnaminni.
Mnóstwoludzitakżyjeinieskarżysię-aleczytacyludziesąnaprawdęzadowolenize
swojego
życia?Ciekawe,pomyślałaIsabel,iluznichświadomiewybrałosamotność,ailuznosiją
tylko
dlatego,żewichżyciunigdyniepojawiłsięktoś,ktomógłbyichodniejuwolnić.
Rezygnacja,
pogodzeniesięzfaktembyciasamotnymtojedno,acałkieminnąrzecząjestwybórżycia
w
pojedynkę.
Podstawowympytaniem,oczywiście,było,dlaczegoczłowiekodczuwapotrzebębycia
zakochanym.Filozofredukcjonistaodpowiedziałby,żewszystkojestkwestiąprocesów
biologicznych,amiłośćdostarczamotywacji,abyłączyćsięwparyiwychowywaćrazem
potomstwo.Wywódprostyioczywisty,jakzresztąwszystkieargumentyzakorzenionew
psychologiiewolucyjnej.Skorojednaknaturaczłowiekamabyćczystobiologiczna,czym
wytłumaczyćfakt,żemożnapokochaćideę,rzecz,miejsce?Dobrzeuchwyciłtęludzką
zdolność
W.H.Auden,kiedywyznał,żejakomałychłopieczakochałsięwmotopompie,która,jak
napisał,była„idealnietaksamopięknajakty”.Przeniesienie,powiedziałbysocjobiolog,
poparłszyswojątezęstarymfreudowskimdowcipem,żetenisjestsubstytutemseksu.Tak
postawionyargumentmożnabyłozripostowaćtylkowjedensposób:żeseksrównie
dobrzemoże
służyćjakosubstytuttenisa.Isabelkiedyśpodzieliłasiętymiprzemyśleniamizbratanicą.
-Zabawne,przyznaję-skomentowałaCat-alestuprocentowoprawdziwe.Emocjemają
jednąfunkcje:strzecnas,żebysięnamniedziałakrzywda.Jakuzwierząt,możnabyrzec.
Strach
powodujeucieczkę.Opożywienietrzebawalczyć.Nienawiśćizazdrość.Reakcje
cielesne,
mającenaceluprzetrwanie.
-Aleprzecieżrównieprawdziwejeststwierdzenie,żeemocjegrająrolęwkształtowaniu
uczućwyższych-zareplikowałaIsabel.-Todziękiemocjomjesteśmyzdolnidoempatii.
Kiedy
kogośkocham,wiem,coczujetadrugaosoba,znamjąjaksiebiesamą.Żal-byłonie
było,
bardzoważnaemocja-umożliwiamizrozumieniecierpieniainnychludzi.Zatemdzięki
emocjomkształtujesięnaszamoralność.Wyrabiasięwnasmoralnawyobraźnia.
-Byćmoże-przyznaławtedyCat,aleniepatrzyłanaIsabel,tylkonasłoikmarynowanej
cebuli,jakożetarozmowaodbyłasięwjejdelikatesach;zewzględunaotoczenieCat
miała
trudnościzwłaściwąkoncentracją.Marynowanacebula,choćniemaabsolutnienic
wspólnegoz
moralnąwyobraźnią,pomyślaławtedyIsabel,zpewnościąkryjejednakwsobiejakieś
utajone
znaczenie;byćmożenadajesensgoryczy.
PopożegnaniuCatiToby’egoIsabelwyszładoogrodu.Nocbyłachłodna.Olbrzymi
ogródnatyłachjejdomu,odgrodzonyodulicymurem,byłpogrążonywciemności.Na
czystym
niebiemigotałygwiazdy,rzadkiwidokwmieście,gdzieświatłoprodukowaneprzez
ludzką
populacjęzazwyczajwymazujeichblaskznieba.Isabelwyszłanatrawnik,kierującsięw
stronę
małejdrewnianejoranżerii,podktórąniedawnoodkryłalisiąnorę.Niespodziewany
lokator,
któryodczasudoczasuraczyłnasunąćsięjejnaoczy,otrzymałprzydomekLisWitalis.
Witalis
byłstworzeniemsmukłymiwdzięcznym;Isabelwidywałagopozmierzchu,jakzwinnie
przemykałsięposzczycieogrodowegomurualbopędemprzecinałnaskosulicę,
podążając
własnymiścieżkamiizałatwiającswojesekretne,nieznanenikomusprawy.Z
przyjemnością
widziałagousiebie,apewnegowieczoruwystawiłamuwogrodziepieczonegokurczaka
w
charakterzeofiary.Rankiempoptakuniezostałoaniśladu;dopieropóźniejIsabelznalazła
w
jednymzkwietnychklombówkostkęobgryzionądoczysta;całyszpikzostałdokładnie
wyssany.
CzegoIsabelżyczyłaswojejbratanicy?Odpowiedźbyłaprosta:życzyłajej,abybyła
szczęśliwa.Stary,wyświechtanyfrazes,niemniejjednakprawdziwy.WwypadkuCat
szczęście
konkretniesprowadzałosiędoznalezieniawłaściwegomężczyzny,ponieważmężczyźni
najwidoczniejbylidlaniejniezwykleważni.Niechodziłooto,żepartnerzyCatnie
podobalisię
Isabelzzasady.Gdybytakbyło,powódjejantypatiibyłbyjasnyioczywisty:zazdrość.
Aleto
byłocośinnego.Isabelprzyjęładowiadomości,żedlajejbratanicywłaśnietojestważne,
imiała
tylkonadzieję,żeCatodnajdzieto,czegoszuka,to,czegonaprawdępragnie.Zdaniem
Isabel,
tymczymś-kimś-byłJamie.Aja?-zapytałasamąsiebie.Czegojapragnę?
Japragnę,żebywdrzwiachstanąłJohnLiamoripowiedział:„Przepraszam.Przepraszam
zatewszystkiestraconelata.Wybaczmi”.
5
WypadekwUsherHallprzeszedłbezwiększegoechawgazetach,któreIsabelzaliczała
do„podlejszejprasy”(ajakinaczejjenazwać,broniłabysięprzedewentualnymi
zarzutami,
przecieżwłaśnietymsą,wystarczyjeprzejrzećizobaczyć,oczympiszą).Także
„Scotsman”i
„Herald”,czyli„pismaowłaściwympoczuciumoralnym”,jakjenazywała,milczałyna
ten
temat.Ztego,coIsabelbyłowiadomo,McManusniezdołałdowiedziećsięzbytwiele,a
jeśli
nawetudałomusięsklecićjakiśtekstzestrzępkówinformacji,wydawca
najprawdopodobniejgo
odrzucił,bobyłniespójnyibanalny.Prostatragedia,nawetgdyrozegrasięwtak
niezwykłych
okolicznościach,toniejesttemat-rzeka.Isabelspodziewałasię,żeterazzostanie
wdrożone
śledztwo,badająceprzyczynytragicznegowypadku,cojestrutynowympostępowaniem,
gdy
śmierćnastępujenaglelubwnieoczekiwanysposób.Bywało,żeprasainformowała
czytelników
orezultatachśledztwa,takżeprzesłuchaniaświadkówprzedsędziąokręgowymmogłybyć
prowadzoneprzydrzwiachotwartych.Działaniatewykonywanofachowoisprawa
szybko
znajdowałarozstrzygnięcie.Takbyło,kiedybadanowypadkiwfabrykach,doktórych,jak
ustalono,doszło,ponieważktośzapomniał,żejedenzkablijestpodnapięciem;tragiczne
zajścia,
którychprzyczynąbyłwadliwiepodłączonywyciągtlenkuwęgla,lubstrzelba,która
miałabyć
nienaładowana.Rozwikłaniezagadkinigdynietrwałozbytdługo.Sędziaokręgowy,który
prowadziłsprawę,cierpliwiegromadziłwykazstwierdzonychusterek,wymagających
naprawy;
czasemupominałodpowiednieosoby,lecznajczęściejpowstrzymywałsięodkomentarzy.
Po
zbadaniuokolicznościnastępowałoorzeczenieisądzabierałsiędonastępnejtragediiw
porządku
dziennym,zaśkrewniofiaryopuszczalisalęsądowąmałymigrupkami,odktórychwiało
przygnębieniemiżalem.ŚmierćmłodegoczłowiekawUsherHallmiaławszelkiewidoki,
żeby
zostaćuznanązawypadek;ponieważdonieszczęściadoszłowmiejscupublicznym,
mogła
wywiązaćsiędyskusjanatematbezpieczeństwa,zakończonawydaniemprzezsędziego
oficjalnegozalecenia,nakazującegopodwyższenieporęczynajaskółce.Rozpatrzenie
sprawynie
musiałobyćjednakbłyskawiczne,awydanieostatecznegoorzeczeniamogłosądowi
zabrać
nawetkilkamiesięcy;dotegoczasuIsabelmiałanadziejęowszystkimzapomnieć.
MogłabyomówićwszystkoodpoczątkuzGrace,alejejgosposiamiałagłowęzajętą
czymśinnym:udzielałamoralnegowsparciaprzyjaciółce,któraprzechodziłaakuratciężki
okres
wżyciu.Chodzioto,wyjaśniłaGraceIsabel,żemężczyźniniepotrafiąsięzachować;
męża
przyjaciółkidopadłkryzyswiekuśredniego,aona,biedaczka,odchodziłajużodzmysłów.
-Kupiłsobiecałąszafęnowychubrań-opowiadałaGrace,przewracającoczami.
-Możepotrzebujeodmiany-podsunęłaIsabel.-Jateżtakkiedyśzrobiłam,chybanawet
dwarazy.
Gracepokręciłagłową.
-Aleonnakupowałsobiemłodzieżowychciuchów-zazgrzytała.-Obcisłedżinsy,
pulowerkizdużymiliteraminaprzedzie,takierzeczy.Zacząłsłuchaćrocka.Ichodzićdo
klubów.
-Aha-powiedziałaIsabel.Faktycznie,klubyniewróżyłynicdobrego.-Aileonmalat?
-Czterdzieścipięć.Podobnotonajgorszywiekdlamężczyzny.
Isabelzastanowiłasięprzezchwilę.Coturobićwtakiejsytuacji?
Gracewyręczyłająwodpowiedzi.
-Jatamgowyśmiałam-przyznałasię.-Powiedziałammuszczerze,cootymmyślę:że
wyglądajakkretyniżeniemapocosięstroićwubraniadlamłodegochłopaka.
Isabelpotrafiłasobiewyobrazić,jakmusiaławyglądaćtascena.
-Icoonnato?
-Żemampilnowaćwłasnegonosa.-Gracebyławyraźnieoburzona.-Powiedział,żeja
tamsobiemogęmyśleć,żewszystkojużmamzasobą,aleonwcaleniemusi.Coto
znaczy
„wszystko”,zapytałamgo,aonnieodpowiedział.
-Aletyp-zgodziłasięIsabel.
-BiednaMaggie-opowiadaładalejGrace.-Onchodzipotychklubach,alejejnigdyze
sobąniezabiera.Zresztąitakwcalejejtamnieciągnie.Biedaczkasiedziwdomui
zamartwia
się,gdzieteżonsiępodziewaicowyprawia.Ijakjamogęjejpomóc?Alewiesz,dałam
mu
książkę.
-Jaką?
-Takąstarąksiążeczkę,sfatygowaną,zoślimiuszami.ZnalazłamjąwksięgarniwWest
Port:„Wcosiębawić?Storozrywekdlanastolatka”.Alejakośwcaleniebyłomudo
śmiechu.
Isabelzatowybuchnęłaśmiechem.Gracepotrafiłabyćszczeraażdobólu.Byłto
prawdopodobnieskutektego,żewychowałasięwmikroskopijnymmieszkankuniedaleko
ulicy
Cowgate,wśródludzi,którzypozapracąwłaściwieniemieliwłasnegożyciaizawszebez
ogródekmówilito,comyślą.Isabelzdawałasobiesprawę,żeżycieGracepotoczyłosię
całkowicieinnymtoremniżjejwłasne.Onacieszyłasięwszelkimiprzywilejamiimogła
wybieraćsobieszkoły,tymczasemGracemusiałasięzadowolićprzepełnionym
powszechniakiem,gdzieuczniatraktowanojakzłokonieczne.CzasamiIsabelwydawało
się,że
jejzwątpienieiniepewnośćtoskutekwłaśniestarannegowykształcenia,któreotrzymała,
zaś
Gracezeswoichszkółwyniosłaniezachwianąwiaręwsłusznośćtradycyjnych
edynburskich
wartości.Niebyłotutajnawetodrobinymiejscanazwątpienie,przezcoIsabelnieraz
zadawała
sobiepytanie:ktojestszczęśliwszy,czyten,ktowiedużoiwątpi,czyten,któryświęcie
wierzy
wsłusznośćswoichprzekonańinigdyniepróbujeichkwestionować?Podługich
przemyśleniach
doszładowniosku,żeodpowiedźnatopytanieniemanicwspólnegozeszczęściem,które
jest
jakpogoda:razjest,arazgoniema.Wyglądałonato,żewszystkozależyodcharakteru
danej
osoby.
-Maggie,tamojaprzyjaciółka-oznajmiłaGrace-mówi,żebezmężczyznyniemożna
byćszczęśliwą.Dlategotaksięprzejmuje,żetenjejBilostroisięjakdzieciak.Jeśli
znajdzie
sobieterazjakąśmłodszą,toMaggiezostaniesamajakpalec.Niebędziemiałanic.
-Powiedzjej-zaczęłaIsabel-żetwoimzdaniem,mężczyznawcaleniejestkobiecie
niezbędny.
Wygłosiłatozdaniebezzastanowieniainagledotarłodoniej,żeGracemożejąźle
zrozumieć.Isabelwcaleniechciałapowiedzieć,żeuważaGracezazaprzysięgłąstarą
pannę,
któraniepotrafiłanikogosobieznaleźć.
-Chciałampowiedzieć-dodałaszybko-żemężczyznaogólnieniejest…
-Nieważne-przerwałajejGrace.-Wiem,ococichodziło.
Isabelzerknęłananiąukradkiemipodjęła:
-Zresztąjaniemamcosięwypowiadaćomężczyznach.Nieodnotowałamnatympolu
żadnychznaczącychsukcesów,
Awłaściwiedlaczego?-zadałasobiepytanie.Skądtenbraksukcesów?Nietaosoba,nie
tenczas?Amożeijedno,idrugie?Gracespojrzałananiązlekkimzdziwieniem.
-Cooncizrobił,tentwójIrlandczyk?Jakmutambyło?Johnijakdalej?Nigdymiotym
niemówiłaś.
-Zdradzałmnie-powiedziałakrótkoIsabel.-Przezcałyczas,gdybyliśmywCambridge.
Apotem,kiedydostałamstypendiumpodyplomowenauniwersyteciewCornelli
wyjechaliśmy
razemdoStanów,onnagleoświadczył,żeznalazłsobieinnąkobietę-taknaprawdęto
była
jeszczedziewczyna-iwyjeżdżazniądoKalifornii.Inastępnegodniajużgoniebyło.
-Takpoprostu?
-Takpoprostu.Amerykauderzyłamudogłowy,chociażtwierdził,żetenkrajgo
wyzwolił.Słyszałam,żenawetnormalni,rozważniludziepotrafiątamzwariować,kiedy
poczują
sięwolniodróżnychograniczeń,którenarzucanoimwewłasnymkraju.Znimwłaśnie
takbyło.
Rozpiłsię,podrywałjeszczewięcejdziewczynizrobiłsiębardziejporywczy.
Graceprzezchwilęmilczała,przetrawiająctenoweinformacje.Potemspytała:
-Rozumiem,żenadaltammieszka?
Isabelwzruszyłaramionami.
-Pewnietak.Chociażpewnieznówznalazłsobienowąkobietę.Niewiem.
-Alechciałabyśsiędowiedzieć?
Inatopytanieodpowiedźbrzmiała:tak,oczywiście.Atodlatego,żeIsabel,wbrew
rozsądkowi,wbrewwłasnympoglądom,wybaczyłabymu,gdybywróciłdoniejipoprosił
o
wybaczenie.Rzeczjasna,nigdybytegoniezrobił,dziękiczemuniebyławystawionana
niebezpieczeństwozpowodusłabościswojegocharakteru.Jużnigdywięcejniegroziło
jej,że
ulegnieniebezpiecznemuurokowiJohnaLiamora.
Byłananajlepszejdrodze,żebyzapomniećowypadkuwUsherHall,lecznagle,dwa
tygodniepóźniej,otrzymałazpewnejgaleriisztukizaproszenienapartyzokazjiotwarcia
wystawy.Isabelkupowałaobrazywgaleriach,dlategoregularniedostawałazaproszenia
na
przyjęciategorodzaju.Naogółstarałasięunikaćinauguracjiwystaw,bonieodmiennie
panowały
tamtłokihałas,aogólnapretensjonalnośćażbiłapooczach.Jednakkiedywystawiane
obrazy
budziłypowszechnezainteresowanie,wybierałasięnaotwarcie,itomożliwiejak
najwcześniej,
abyzdążyćobejrzećeksponaty,zanimnatabliczkachztytułemdziełazdążąsiępojawić
czerwonekropkiewentualnejkonkurencji.Lekcjąwtymwzględziebyładlaniej
niegdysiejsza
retrospektywnawystawadziełCowiego;Isabelspóźniłasięnauroczysteotwarcie,akiedy
przyszła,okazałosię,żetychkilkaobrazów,którebyłynasprzedaż,wykupionowciągu
pierwszegokwadransa.DarzyłaCowiegosympatią;lubiłajegoniepokojąceportretyludzi
jakby
zatopionychwstaroświeckimbezruchu,uczennicosmutnychtwarzach,zajętych
rysowaniemlub
haftemwśródczterechściancichegopokoju,jegopejzażeszkockiejwsi,gdziedrogii
ścieżki
zdawałysięprowadzićtylkozciszywciszę,orazmartwenatury-sutefałdytkaniny
udrapowanejnastojakuwpracownimalarskiej.Miaławswojejkolekcjidwanieduże
oleje
Cowiegoizmiłąchęciądokupiłabyjeszczetrzeci,alespóźnieniepokrzyżowałojejplany.
Dostałanauczkęiwzięłająsobiedoserca.
TegowieczorumiałosięodbyćotwarciewystawypracElizabethBlackadder.Jednaduża
akwarelawpadłaIsabelwoko.Obiecałasobie,żejąkupi,alenajpierwpostanowiła
obejrzeć
resztęekspozycji.Żadeninnyobraznieprzemówiłdoniejjednak,akiedywróciłado
akwareli,
natabliczcewidniałajużczerwonakropka.Przedmalowidłemstałmłodyczłowiek,na
oko
dobiegającytrzydziestki,wgarniturzewkredowobiałeprążki,zkieliszkiemwręce.Isabel
rzuciłaokiemnaobraz,którynaglezacząłjejsiępodobaćoniebobardziej,apotemna
mężczyznęwgarniturze,pilnującsię,abynajmniejszymnawetgestemniezdradzić
rozdrażnienia.
-Pięknarzecz,prawda?-zagadnąłnieznajomy.-Kiedypatrzęnajejobrazy,zawszemi
sięwydaje,żetochińskamalarka.Talekkość.Tekwiaty.
-Ikoty-zauważyłaIsabelkwaśno.-Kotyteżmaluje.
-Tak-zgodziłsięmężczyznawgarniturze.-Kotywogrodach.Takiprzyjemnytemat.
Nietocosocrealizm.
-Kotyistniejąnaprawdę-sprzeciwiłasięIsabel.-Dlanichjejobrazytoczysty
socrealizm.-Spojrzałajeszczeraznapłótno.-Kupiłpantęakwarelę?
Nieznajomyskinąłgłową.
-Dlanarzeczonej.Prezentzaręczynowy.
Powiedziałtozdumą-awidaćbyło,żejestdumnyzzaręczyn,nieztego,żekupiłobraz
-iIsabelmomentalniezmiękła.
-Będziezachwycona-zapewniłago.-Samamiałamkupićtopłótno,alecieszęsię,że
panmnieuprzedził.
Natwarzynieznajomegopojawiłosięzakłopotanie.
-Najmocniejprzepraszam-powiedział,-Mówionomi,żeobrazjestnasprzedaż.Nie
zauważyłemżadnego…
Isabelprzerwałajegotłumaczenia.
-Niebyłożadnegoznaku.Ktopierwszy,tenlepszy.Ubiegłmniepan.Wystawawgalerii
sztukitoarenawalkinaśmierćiżycie.
-Sąjeszczeinne.-Mężczyznawskazałgestemdrugąścianę.-Napewnoznajdziepani
jeszczecośrówniedobrego.Możenawetlepszego.
Isabeluśmiechnęłasię.
-Bezwątpienia.Pozatymitakniemamjużgdziewieszaćobrazów.Musiałabymcoś
zdjąćześciany.Pocomijeszczejednomalowidło?
Nieznajomyzaśmiałsięnatesłowa,apotem,zauważywszy,żeIsabeltrzymapusty
kieliszek,zaofiarowałsię,żegonapełni.Zgodziłasię.Kiedywrócił,przedstawiłsięjej.
Nazywał
sięPaulHogg.Mieszkałojednąprzecznicęodgalerii,naGreatKingStreet.Utrzymywał,
żez
całąpewnościąwidziałjużIsabelnajakiejśwystawie,właśnietutaj,aleprzecież,jak
mówią,
Edynburgtomaławieś,gdziecodzienniewpadasięnaludzi,którychjużsiękiedyś
widziało.Czy
ionataksądzi?
Isabelsądziła.Mato,rzeczjasna,swojeminusy,dodała.Agdybyktośchciałprowadzić
podwójneżycie?WEdynburgutorzeczniedopomyślenia,czyżnie?Trzebabysięchyba
przeprowadzićdoGlasgow.
Paulniepodzielałjejopinii.Jaksięokazało,znałkilkoroludzi,którzyzpełnym
powodzeniemprowadzilipodwójneżycie.
-Aleskądwłaściwiewieszotymichdrugimżyciu?-zapytałaIsabel,przechodząc
odruchowona„ty”.-Samicionimpowiedzieli?
Paulzastanowiłsięprzezchwilę.
-Nie-odrzekłwreszcie.-Podwójneżycieprowadzisięwkonspiracjiinikomusięonim
niemówi.
-Czyliodkryłeśichsekret-wywnioskowałaIsabel.-Iktomiałrację?
Musiałprzyznać,żeona.Roześmialisięoboje.
-Alemuszęcipowiedzieć-dodałPaul-żeniewyobrażamsobie,pocomiałbymwieść
podwójneżycie.Czywdzisiejszychczasachjestjeszczecośtakiego,zczymtrzebasię
kryć
przedludźmi?Nicjużnikogonieszokuje,niedziwi.Askazanimordercypisząksiążki.
-Toprawda-przyznałaIsabel.-Aleczytosąfaktyczniedobreksiążki?Czegomożnasię
znichdowiedzieć?Tylkoludziewyjątkowoniedojrzalialbobardzogłupipodziwiają
degeneratów.-Umilkłanamoment,poczymdodała:-Wydajemisięjednak,żeczegoś
ludzie
musząsięwstydzić,żepozostałojeszczecoś,cowoląrobićtak,żebyniktniewidział.
-Młodzichłopcy-powiedziałPaul.-Znamosobę,którachodzinachłopców.Wzasadzie
wszystkojestzgodnezprawem,bowybierasobiesiedemnasto-,osiemnastolatków.Alez
drugiej
strony,tosąjeszczedzieciaki.
Isabelspojrzałanaakwarelę,nakwiatyinakoty.TenświatbyłdalekiodświataElizabeth
Blackadder.
-Chłopcy-mruknęła.-Potrafięzrozumieć,żesątakieosoby,dlaktórychmłodzichłopcy
są…Jaktonazwać?Interesujący.Iżetakie…zainteresowaniemożnachciećukryć.Nie
każdyjest
Katullusemimusipisaćotymwiersze.Katullusprzyznawałsiędotegobezcienia
skrępowania.
Tematykęmiłościdomłodychchłopcówuznajesięzaodrębnygatunekwliteraturze
klasycznej,
prawda?
-Taosoba,którąznam,najczęściejjeździchybawokoliceCaltonHill-powiedziałPaul.
-Wybierasiętamsamotnie,wpustynisamochodzie,awracazchłopcem.Oczywiście,
wszystko
wtajemnicy.
Isabeluniosłabrew.
-Nocóż.Różnerzeczyludzierobią.
WEdynburgubyłotak,żejegojedenkraniecniemiałpojęciaotym,codziejesięna
drugim,leczprzecieżwkońcubyłotomiasto,jakmówiono,zbudowanenahipokryzji.To
prawda,żewydałoonoHume’aibyłokolebkąszkockiegoOświecenia,alecosięstało
potem?W
dziewiętnastymwiekunastałmałostkowykalwinizmiświatłoopuściłoEdynburg,odeszło
winne
strony:zpowrotemdoParyża,doBerlinaalbozamorze,doAmeryki,naUniwersytet
Harvardai
doinnychpodobnychmiejsc,gdzieterazjużwszystkobyłomożliwe.AEdynburgzyskał
miano
miastapoważanego,gdziewszystkorobisiędokładnietak,jakrobiłosięzawsze.Ta
opinia
ciążyłaedynburczykomniczymkamieńuszyi;mnożyłysiębaryikluby,gdzieludzie
mogli
zachowywaćsiętak,jaknaprawdęchcieli,alenigdyniemieliodwagizrobićtego
publicznie.
DoktorJekylliMrHydenarodzilisięwEdynburgu,jakżebyinaczej,iwtymmieście
opowieśćo
nichmiałanajwięcejsensu.
-Niemniejjednak-ciągnąłdalejPaul-osobiścienieprowadzępodwójnegożycia.Jestem
konwencjonalnyażdobólu.Zarządzamfunduszeminwestycyjnym,zatempracanie
dostarczami
szczególnychemocji.AmojanarzeczonapracujenaCharlotteSquare*.[CharlotteSquare
-ulica
wEdynburgu,gdziemieszcząsięsiedzibywielufirmfinansowych,zktórychsłynie
stolica
Szkocji(przyp.tłum.)].Ostatnieokreślenie,któredonaspasuje,to…Nowłaśnie,co?
-Cyganeria?-podsunęłaIsabelzuśmiechem.
-Otóżto-zgodziłsięPaul.-Jesteśmybardziejwstylu…
-ElizabethBlackadder?Kwiatyikoty?
Rozmowapłynęładalej.PookołopiętnastuminutachPaulodstawiłswójkieliszekna
parapet.
-Amożepójdziemygdzieśusiąść?-zaproponował.-Niedalekojestpub„Vincent”,
UmówiłemsięzMintyodziewiątej,amamśredniąochotędrałowaćterazdodomu.
Napijemy
sięczegoś,pogadamy.Toznaczy,jeślisięzgodzisz.Możeszprzecieżmiećinneplany.
Isabelchętnieprzystałanajegopropozycję.Galeriazapełniłasięjużludźmiizaczynało
byćgorąco.Gwarrozmówtakieprzybrałnasileigościemusielisięnawzajem
przekrzykiwać.
Gdybyzostalitutajdłużej,zdarłabysobiegardłonaamen.Zabrałapłaszczzszatni,
pożegnałasię
zwłaścicielamigaleriiiwyszławtowarzystwiePaula.Skierowalisiędomałegopubu
„Vincent”,
którymieściłsięnakońcuulicy.Byłotomiejscetradycyjneinietkniętesnobizmem.
Lokalświeciłpustkami.Usiedliprzystolikuwpobliżudrzwi,gdziebyłowięcejświeżego
powietrza.
-Nieczęstobywamwpubie-powiedziałPaul.-Alelubięsobieposiedziećwtakim
miejscu.
-Jajużnawetniepamiętam,kiedyostatnirazbyłamwpubie-przyznałasięIsabel.-
Możewpoprzednimżyciu.-Niebyłotoprawdą,bopamiętaławszystkiewieczory
spędzonew
knajpachzJohnemLiamorem.Wspomnieniabolały.
-Jawpoprzednimżyciuzarządzałemfunduszeminwestycyjnym-rzekłPaul.-Iw
przyszłymwcieleniuczekamniepewnietosamo.
Isabelparsknęła.
-Napewnomiewaszwpracydobremomenty,przyznajsię-powiedziała.-Bacznie
obserwujeszrynki.Wyczekujesz,jakrozwiniesięsytuacja.Tymsięzajmujątacyludzie
jakty,
prawda?
-Och,pewnie,żezdarzająsięniezłemomenty-odrzekł.-Trzebasporoczytać.
Wysiadujęprzybiurku,przeglądamprasęfinansowąiraportyostaniespółek.Tak
naprawdęto
możnapowiedzieć,żejestemczymśwrodzajuszpiega.Zajmujęsięwywiadem.
-Ajakcisiępracujewtwojejfirmie?-zapytałaIsabel.-Miłychmaszkolegów?
Paulzwlekałzodpowiedzią.Wziąłzestołuszklankęipociągnąłdługiłykpiwa.Wkońcu
przemówił,aleniepodniósłwzroku,siedziałzoczamiwbitymiwblatstołu.
-Wsumiesąmili.Wsumie.
-Czyliżeniesą-powiedziałaIsabel.
-Nie,tegoniemogępowiedzieć.Chodzioto,że…Nocóż.Straciłemwspółpracownika.
Kilkatygodnitemu.Miałempodsobąbezpośredniodwóchludzi,onbyłjednymznich.
-Rzuciłpracęizmieniłfirmę?-domyśliłasięIsabel.-Przekabaciligo?Ztego,cowiem,
niematakiegoczłowieka,któregoheadhunterzyniemielibynaoku.Mamrację?Takto
jestwtej
branży?
Paulpokręciłgłowąprzecząco.
-Umarł-odrzekł.-Araczejzginął.Spadłisięzabił.
Mógłtobyćnaprzykładwypadekwgórach;niebyłopraktycznietygodnia,żebynie
trąbionoośmiercijakiegośskałkowcawszkockichHighlands.AleIsabelwiedziałaod
razu,że
nieotymmowa.
-Chybawiem,okogochodzi-zaczęła.-Czytobyło…
-WUsherHall-przerwałPaul.-Tak.Tobyłon.MarkFraser.-Umilkłnachwilę.-
Znałaśgo?
-Nie-zaprzeczyłaIsabel.-Alewidziałam,jaktosięstało.Stałamnaamfiteatrzei
rozmawiałamzprzyjaciółką,aonprzeleciałtużoboknasjak…jak…
UrwałaipołożyładłońnaręcePaula,którysiedziałzewzrokiemwbitymwblatstołu,
ściskającwdłoniswojąszklankę,zaszokowanytym,coodniejusłyszał.
6
Przebywaniewjednympomieszczeniuzpalaczamizawszematakisamkoniec.Isabel
czytałakiedyś,żedziejesiętak,ponieważubraniaosóbniepalącychsąpokrytewarstwą
jonówo
znakuujemnym,adymtytoniowyzawierajonynaładowanedodatnio.Kiedywięcdym
znajdzie
sięwpowietrzu,natychmiastciągniedopowierzchnioprzeciwnymznakuiprzezto
właśnie
ubranianieprzyjemniepachną.ZtegoteżpowoduIsabel,podniósłszyzkrzesławsypialni
żakiet,
którymiałanasobiepoprzedniegowieczoru,ażsięskrzywiła,gdywjejnozdrzauderzył
ostry
fetorzastałegopapierosowegodymu.Wpubachzawszeznajdąsiępalacze,podtym
względem
„Vincent”niebyłwyjątkiem.Niepomogłoto,żesiedzieliniedalekodrzwi.Ubranieczuć
było
papierosami.
Isabelzrobiłacoś,cozawszepomagało:zanimschowałażakietdoszafy,kilkarazy
mocnostrzepnęłagoprzedotwartymoknem.Zamknąwszyszafę,wróciładookna,z
którego
roztaczałsięwidoknaogród.Jejwzrokzatrzymałsięnadrzewachrosnącychtużobok
ogrodowegomuru:wysokimjaworzeiparzebliźniaczychbrzóz,którezchętnąuległością
poddawałysiępodmuchomwiatru.PaulHogg.Nazwiskoewidentniewskazywałona
pochodzeniezpołudniowo-wschodnichregionówSzkocjiizawszekojarzyłosięIsabelz
pisarzemJamesemHoggiem,znanympodprzydomkiem„pasterzazEttrick”,
najsłynniejszymze
słynnychHoggów.Abyłoichniemało.WgronietymznaleźlisięnawetAnglicy,
przykładem
QuintinHogg,lordHailsham,arystokratapełniącyurządLordaKanclerza(mążstanuo
aparycji
wieprza,pomyślałaIsabelinatychmiastskarciłasięwmyśli;nienależydworowaćsobiez
panów
Hoggów)orazjegosyn,DouglasHogg.Itakdalej.ByłatychHoggówcałapaczka.
Poprzedniegowieczoruniesiedzieliwbarzezbytdługo.Byłowidać,żewspomnienieo
śmierciMarkaFraserawprawiłoPaulawprzygnębienie.Natychmiastzmieniłtemat,ale
tragedia
wUsherHallpołożyłasięcieniemnacałejdalszejrozmowie.Zanimjednakdopilido
końca
swojedrinkiirozeszlisiękażdewswojąstronę,Paulpowiedziałcoś,cosprawiło,że
Isabel
zdrętwiała,jakbyporaziłjąprąd:
-Onniemógłspaść.Miałdobrągłowędowysokości,toakuratwiem.Uprawiałsporty
wysokogórskie.KiedyśwszedłemznimnaBuchailleEtiveMhor*.[BuchailleEtiveMhor
-
skalistyszczyt(ponad900mn.p.m.)wpaśmiegórCairngormwpółnocnejSzkocji,
trudnatrasa
wspinaczkowa(przyp.tłum.).]Zasuwałdogóryjakpodrabinie.Fantastycznyzmysł
wspinaczkowy.
Przerwałamuwtedy,pytając,cochceprzeztopowiedzieć.Skorotamtenniemógłspaść,
czytomaznaczyć,żerozmyślnieskoczył?
Paulpotrząsnąłgłową,
-Wątpię.Toprawda,żeludziekażdegodnianaszaskakują,alejednakniepotrafięsobie
wyobrazić,dlaczegoakuratonmiałbyzrobićcośpodobnego.Większączęśćtamtegodnia
spędziliśmyrazeminiezauważyłem,żebybyłwnajmniejszymstopniuprzygnębiony.
Wprost
przeciwnie:jednazespółek,któreonosobiściewyszukałipoleciłnaszejuwadze,
nadzwyczaj
obiecującoporadziłasobienaanaliziewynikówtymczasowych,asporownią
zainwestowaliśmy.
Prezesprzesłałmunotatkęsłużbowązwyrazamiuznania,gratulującprzenikliwości.Mark
bardzosięztegoucieszył.Byłtakiwesoły,jakbygoktonastokoniwsadził.Czymiał
powód,
żebyzesobąskończyć?
WodpowiedzinawłasnepytaniePaulznówpokręciłprzeczącogłową.Następniezmienił
temat,aIsabelpozostałasamnasamzeswoimidomysłami.Tegoporanka,schodzącdo
kuchni
naśniadanie,zaczęłasnućjenanowo.Graceprzyszłaniecowcześniejizdążyłajuż
ugotowaćdla
niejjajko.Wgazetachpojawiłysiękomentarze;minister,którypoprzedniowrozmowiez
dziennikarzamiuchylałsięodkomentarzy,terazpodczasinterpelacjiposelskichw
parlamencie
odpowiadałwymijającoiodmówiłudzieleniainformacji,którychżądaliprzedstawiciele
opozycji.Gracewystarczyłowtedyjednospojrzenienajegozdjęciewgazecie,żebyod
razu
przypiąćmułatkę:„kłamca”.Aterazmiałanatodowód,czarnonabiałym.Spojrzałana
Isabel
wymownie,oczekując,żespróbujejejzaprzeczyć,aleIsabeltylkoskinęłagłową.
-Wstrząsające-powiedziała.-Jużnawetniepamiętam,kiedyzaczęłosiętolerować
kłamstwowżyciupublicznym.Atypamiętasz?
Gracepamiętała,ajakże.
-ZaczęłosięodprezydentaNixona,którykłamałjaknajęty.PotemzzaAtlantykuto
przyszłodonasinasizaczęlitaksamokłamać.Takibyłpoczątek.Terazkłamstwojestna
porządkudziennym.
Isabelniemogłasięztymniezgodzić.Byłtotylkokolejnydowódnato,żeludzieutracili
swąmoralnąbusolę.Grace,rzeczjasna,niekłamałanigdy.Byławzoremuczciwości,
zarównow
sprawachpoważnych,jakibłahostkach,aIsabelufałajejbezgranicznie.Zdrugiejstrony,
Grace
niebyłaprzecieżpolitykieminigdyniemogłabynimzostać;Isabelprzypuszczała,żew
tym
zawodziezaczynasiękłamaćjużprzedkomisjąkwalifikacyjnądlakandydatów.
Oczywiścieniekażdekłamstwojestzłe;takżewtymwzględzie,pomyślałaIsabel,Kant
niemiałracji.Jednymznajbardziejniedorzecznychzdań,jakiekiedykolwiek
wypowiedział
filozofzKrólewca,byłostwierdzenie,żeczłowiekmaobowiązekpowiedziećprawdę
mordercy
poszukującemuswojejofiary.Gdybytakimordercazapukałdodrzwiizapytał:„Zastałem
go?”,
wedługKantabezwzględnienależyodpowiedziećzgodniezprawdą,choćbyw
konsekwencji
miałotooznaczaćśmierćniewinnejosoby.Cozabzdura!Isabelmogłasobienawet
dokładnie
przypomniećtenabsurdalnypassus:„Prawdomównośćwsytuacjach,kiedyniemożna
uchylićsię
ododpowiedzi,stanowiformalnyobowiązekkażdegowstosunkudowszystkich,bez
względuna
szkody,którepowiedzenieprawdyprzyniesietemu,ktojąpowiedziałbądźteżkomuś
innemu”.
Nicdziwnego,żeBeniaminConstantpoczułsięurażonytymstwierdzenieminiepomogło
tłumaczenieKanta-małoprzekonujące,trzebaprzyznać-żemordercęmożnaby
aresztować,
zanimwykorzystałbyinformacjęzdobytąwwynikuudzieleniamutamtejzgodnejz
prawdą
odpowiedzi.
Rozwiązanietegodylematubyłoprosteioczywiste:kłamstwo,ogólnierzeczbiorąc,jest
złąrzeczą,aleistniejątakieprzypadki(którenależyszczegółowowypunktowaćjakolistę
wyjątków),kiedycelowerozminieciesięzprawdąjestdopuszczalne.Ztegowzględu
kłamstwa
możnapodzielićnadobreinazłe,aprzyczynytychpierwszychdopatrywaćsięw
życzliwości
względemdrugiejosoby(naprzykładkiedyczłowiekniechceranićuczućinnego
człowieka).
Gdybyktoś,dajmynato,naszapytał,cosądzimyojegonajnowszym-małogustownym-
zakupie,amyodpowiedzielibyśmyszczerze,nietającprawdy,moglibyśmysprawićtemu
komuś
przykrośćizepsućmuradośćposiadanianowejrzeczy.Wtakichsytuacjachludziezwykli
kłamać,anawetchwalićtosobie,izcałąpewnościątakwłaśnienależałorobić.Zcałą
pewnością?Byćmożeniebyłotoażtakieproste.Gdyczłowiekrazprzywykł,żesię
kłamie,
nawetwtakspecjalnychokolicznościach,granicapomiędzyprawdąifałszemmogłaulec
zatarciu.
Isabelprzyszłodogłowy,żepewnegodniapowinnaprzeanalizowaćszczegółowoto
zagadnienieinapisaćartykułopartynaswoichprzemyśleniach.Mogłabygozatytułować
„Pochwałahipokryzji”,apierwszezdaniebrzmiałoby:„Uosoby,którąokreślamymianem
hipokryty,zazwyczajstwierdzamyjakąśmoralnąułomność.Czyjednakhipokryzjajest
czymś
nieodwracalniezłym?Niektórzyhipokrycizasługująnabliższąuwagę…”.
Możliwościbyłowięcej.Hipokryzjatonietylkokłamstwo;jestniątakżemówienie
jednego,arobienieczegośodwrotnego.Ludzie,którzytakpostępują,spotykająsięna
ogółze
stanowczympotępieniem,lecztasytuacjaniemusibyćwcaleażtakprosta,jakniektórzy
byliby
skłonnitwierdzić.Czyalkoholikprzestrzegającykogośprzedskutkamipiciajest
hipokrytą?Czy
jestnimżarłok,którypolecadietyodchudzające?Ci,doktórychteradybyłyby
skierowane,
moglibyzłatwościąoskarżyćtychludzioobłudę,leczwyłączniewtedy,gdyżarłok
twierdziłby,
żewcaleniejezadużo,apijakniechciałbysięprzyznać,żepije.Natomiastwrazie
gdyby
doszłotylkodoprzemilczeniawłasnychsłabości,nadalmożnabyuznawaćichza
hipokrytów,ale
wtymwypadkuhipokryzjaniemusiałabywcalebyćzłąrzeczą.Niktbyprzezniąnie
ucierpiał,a
nawetmogłabyprzynieśćjakiśpożytek(oiletylkoniktbyjejnieodkrył).Idealnytemat
na
spotkanieNiedzielnegoKlubuFilozoficznego.Byćmożewartobyzebraćsięspecjalnie
poto,
abygoomówić.Ktooparłbysięzaproszeniunadyskusjęohipokryzji?Chybatylko
członkowie
takiegoklubujaknasz,pomyślałaIsabel.
Postawiłakieliszekzjajkiemnastole,nalałasobiefiliżankęświeżoparzonejkawyi
zasiadładośniadania,kładącprzedsobąporannewydanie„Scotsmana”.Gracezostawiła
jąw
kuchniiposzłarobićpranie.Wgazecieniebyłonicciekawego-adoczytania
sprawozdańz
obradszkockiegoparlamentuIsabelniepotrafiłasięzmusić-więcprzejściedokrzyżówki
nie
zabrałodużoczasu.Czterypoziomo:Niepokonanyzdobywca,jakMaltaiRen.Jasna
sprawa:
akronimsłów„Malta”i„Ren”dawałsłowoTamerlan-imięczłowieka,którytrafiłnawet
do
finałujednegozwierszyAudena.WHA,jakwmyślachnazywałagoIsabel,lubił
krzyżówkii
specjalniedlanichzamawiałprenumeratę„Timesa”doaustriackiegoKirchstetten,gdzie
mieszkał.Wjegodomupanowałbałagan,legendarnyzresztą;wszędziewalałysię
rękopisy,
książkiiprzepełnionepopielniczki,apośródtegocodzienniezasiadałon,ze
sfatygowanym
egzemplarzemwielkiegosłownikaoksfordzkiego,rozłożonymnakrześleobok,izabierał
siędo
krzyżówkiz„Timesa”.Isabelmarzyłaotym,żebygospotkaćiporozmawiaćznim,a
chociażby
tylkopodziękowaćmuzato,conapisał(zwyjątkiemostatnichdwóchpowieści),ale
przeczuwała,żepotraktowałbyjąjakojeszczejednązeswoichwielbicielek-erudytek,
których
imięjestlegion.Sześćpionowo:Domorosłypoeta,wieprzimłodaowca*[Wjęzyku
angielskim
słowohogznaczy„wieprz”,alejednocześniemożeteżoznaczaćmłodą,anirazujeszcze
niestrzyżonąowcę.Wtymdrugimznaczeniuwyrazmatakżeobocznąpisownię:
hog/hogg,stąd
zastosowaniewkrzyżówce(przyp.tłum.).](4).Hogg,naturalnie.Jednakpojawieniesię
akurat
dziśtegonazwiskawkrzyżówcenależałouznaćzaprzypadek.
Siedziaławsalonikuporannym,dopókinieskończyła,atymczasemdrugafiliżankakawy
ostygłainienadawałasięjużdopicia.Isabelnieczułasięnajlepiej,byłanagranicy
mdłości;być
możepoprzedniegowieczoruzadużowypiła.Odtworzyławmyśliwczorajszewydarzenia
i
uznała,żetoraczejniewchodziwgrę:dwieniedużelampkiwinanaotwarciuwystawy,a
potem
jeszczejedna,niecowiększa,wpubie.Tobyłozamało,żebyzaszkodzićjejnażołądek,za
mało
nawet,żebywywołaćbólgłowy.Mdłości,którejąogarnęły,toniebyładolegliwość
fizyczna,ale
poprostuskutekzdenerwowania.DowczorajIsabelżywiłaprzekonanie,żeotrząsnęłasię
jużz
szoku,któregodoznałapotym,jaknawłasneoczyujrzałatamtenstrasznywypadek,ale
myliła
sięnajwidoczniej,bowciążodczuwałajegopsychicznenastępstwa.Odłożywszygazetę,
zapatrzyłasięwsufit,rozmyślając,czytowłaśniejestto,colekarzenazywająnerwicą
pourazową.Żołnierzepierwszejwojnyświatowejcierpielinapodobneschorzenie,ztym,
że
wtedymówionootym„nerwicafrontowa”.Achorychrozstrzeliwanozatchórzostwo.
Zaplanowałasobiewmyślachdzisiejszyporanek,któryzapowiadałsiępracowicie:co
najmniejtrzyartykułynadesłanedo„Przeglądu”trzebabyłowysłaćdorecenzji,itojuż
dziś,
przedpołudniem.Wydawcaczekałteżnaindeksdonumeruspecjalnego,którymiałsię
ukazać
jeszczewtymroku.Isabel,któranielubiłasporządzaćindeksów,odkładałatępracę,jak
długo
siędało,aledokońcategotygodniamusiaławysłaćgotowyskorowidzdoakceptacji,co
oznaczało,żetrzebabędzieprzysiąśćnadnimdziś,jutroalbopojutrze.Zerknęłana
zegarek.
Dochodziładziewiątatrzydzieści.Trzygodzinypracyiindeksbędzieprawiegotowy,a
może
nawetudasięgoskończyć.Zatemodwunastejtrzydzieścilub,powiedzmy,opierwszej
będzie
możnawyjśćnaobiadzbratanicą,oile,oczywiście,nieokażesię,żeCatjestzajęta.Ta
myśl
poprawiłanastrójIsabel.Trochęporządnejpracy,apotemluźnapogawędkazCat-to
właśnie
byłojejpotrzebne,abypozbyćsięchandry,któraspadłajejnagłowę.Idealnelekarstwona
nerwicępourazową.
Catmiałaczas,aledopieroowpółdodrugiej,ponieważEddiepoprosiłdziśonieco
wcześniejsząprzerwęobiadową.Umówiłysięwmałymbistronaprzeciwkodelikatesów,
boCat
wolaławyjśćdokądśnalunchniżjeśćprzyktórymśzwłasnychstolików.Pozatym
denerwowało
ją,żeEddiezawszeprzysłuchujesię,oczymszefowarozmawiazgośćmi.
Isabelszybkouporałasięzindeksemizakończyłapracękilkaminutpodwunastej.
Wydrukowałagotowyskorowidziwłożyłagodokoperty,zamierzającwysłaćpodrodze
do
Bruntsfield.Powodzeniewpracybardzopodniosłojąnaduchu,aleniewymazałoz
pamięci
rozmowyzPaulem.Wciążjątognębiło;wyobrażałaichsobie,jakwspinająsięrazemna
BuchailleEtiveMhor,byćmożenawetspięcijednąliną;widziała,jakMarkspoglądaza
siebie,
tam,którędyidziePaul,apromieniesłońcarozświetlająjegotwarz.Isabelwidziaław
gazecie
zdjęciechłopaka;byłzabójczoprzystojny,coczyniłocałąsprawęjeszczesmutniejszą,
chociaż,
oczywiście,niepowinnotakbyć.Śmierćludzipięknychznaczydokładnietylesamo,ile
śmierć
tychmniejobdarzonychprzeznaturę;tonieulegakwestii.Dlaczegowiecśmierć,na
przykład,
RupertaBrooke’alublordaByronazdawałasiębardziejtragicznaniżśmierćinnych
młodych
ludzi?Byćmożepowódbyłtaki,żepiękniludzieciesząsięuinnychwiększąmiłością;a
możeto
samaśmierćstawałasięstraszniejsza,kiedyzabieraławłaśnietakiejednostki,zaśjej
pozorne
zwycięstwozyskiwałonaznaczeniu.Nikt,wydawałasięmówićzuśmiechem,niktniejest
na
tylepiękny,abymniemogłagozabrać.
IsabelprzyszładorestauracjinaprzeciwkodelikatesówCatowpółdodrugiej.Klientów
niebyłojużzbytwielu.Wgłębisalizajętebyłytylkodwastoliki.Przyjednymsiedziała
grupka
kobietobłożonychwypchanymitorbaminazakupy,drugizajmowałatrójkastudentów,
którzy
nachylającsięgłowamidosiebie,przysłuchiwalisięhistoriiopowiadanejprzezjednegoz
nich.
Isabelwybrałastolikiusiadła,żebypoczekaćnaCat.Kobietyzzakupamijadływ
milczeniu
sporadycznietylkoprzerywanym,nawijającnawidelcedługiewstążkimakaronu.
Studenci
rozmawialiwnajlepsze,adoIsabel,choćniechciałasłuchać,docierałystrzępyzdań.
Szczególniewyraźniedawałsięsłyszećpodniesionygłoschłopakawczerwonej
dżinsowej
kurtce:
-…aonanato,żejakniepojadęzniądoGrecji,tomamsobieszukaćinnegopokojudo
wynajęcia.Aprzecieżwiecie,jakmałotampłacę.Comiałemrobić?No,powiedzcie,co
wy
byściezrobilinamoimmiejscu?
Nachwilęzapadłacisza,apotemktośzichtrójki,dziewczyna,powiedziałacoś,czego
Isabelniedosłyszała.Wszyscytrojewybuchnęliśmiechem.
Isabelrzuciławzrokiemwstronęstudentów,poczymwróciładoprzeglądaniajadłospisu.
Młodyczłowiekwczerwonejkurtcewynajmował,możnasiębyłodomyślić,pokójw
mieszkaniu,któregowłaścicielkąbyłaowabezimienna„ona”.„Ona”zażyczyłasobie,
żeby
lokator-akuratwłaśnieten-pojechałzniąnawycieczkędoGrecji,ibyłagotowana
wszystko,
byletylkodopiąćswego.Alejeśliwybrałbysięznią,nawetgdybyudałosięjejzmusićgo
do
wyjazdu,niemogłaoczekiwać,żebędzieidealnymtowarzyszempodróży,
-Powiedziałemjej,że…-Isabelniedosłyszała,jakąodpowiedźotrzymałaszantażystka,
aledalszyciągbyłtaki:-Powiedziałem,żemogęjechać,alemasięodczepićodemnie.
Prostow
oczyjejtopowiedziałemijeszczedodałem,żedobrzewiem,ocojejchodzi…
-Pochlebiaszsobie-przerwałamudziewczyna.
-Wcalenie-sprzeciwiłsiętrzecizestudentów,młodymężczyzna.-Nieznaszjej.To
modliszka.ZapytajToma,oncośotymwie.
Ijaktosięskończyło,chciałazapytaćIsabel,pojechałeśzniądotejGrecjiczynie?Z
oczywistychwzględówniemogłajednakzadaćtegopytania.Chłopakbyłtaksamo
odpychający,
jaktamtakobieta,któragonagabywała.Całatrójkaprzystolikubyłaodpychająca:
siedzielii
plotkowaliwnajlepsze,śmiejącsiędrwiąco.Niepowinnosięgadaćotym,ktokomu
składa
erotycznepropozycje,pomyślała.„Zsypialninicsięniewynosi”-starepowiedzenie
miałotutaj
bardzotrafnezastosowanie.Aletastudenckatrójkanajwidoczniejniemiałaotym
pojęcia.
Brakowałoimteżchoćbyodrobinywyczucia.
Powróciładokartydań,zcałychsiłstarającsięskupićnaniejuwagę,żebyjużniesłyszeć
anisłowaztamtejrozmowy.NaszczęściewtejchwilizjawiłasięCat;Isabelmogła
odłożyć
menuicałąuwagęofiarowaćbratanicy.
-Spóźniłamsię-powiedziałaCat,ztrudemłapiącoddech-bomieliśmywsklepie
nieprzyjemnyincydent.Jacyśludzieprzyszlizreklamacją,przynieśliłososia,któryjuż
dawno
przekroczyłdatęważności.Podobnokupiligounasizapewneniekłamali.Niewiem,jak
tosię
mogłostać.Potemzaczęlisięodgrażać,żedoniosąsanepidowi,awiesz,czymtosię
kończy.
Sanepidzawszerozdmuchasprawędoniemożliwości.
Isabeluśmiechnęłasięwspółczująco;wiedziała,żeCatnigdycelowoniepodejmuje
ryzyka.
-Problemzażegnany?-zapytała.
-Butelkaszampanawprezencieodfirmynieposzłanamarne-odrzekłaCat.-Noi
oczywiścieprzeprosiny.
Wzięładorękimenu,przekartkowałajeiodłożyła.Zazwyczajwporzelunchumiała
średniapetytirzadkozamawiałacoświęcejniżskromnąsałatkę.Isabelbyłaskłonna
przypuszczać,żesątoskutkipracywsklepiespożywczym.
Wymieniłysięwiadomościami.Tobywyjechałzojcemnazakupnowychwin,ale
poprzedniegowieczorudzwoniłdoCatzBordeaux,zamierzałwrócićzakilkadni,a
wtedyoboje
planowaliwspólnyweekendowywyjazddoPerth,gdzieTobymiałznajomych.Isabel
słuchałaz
grzeczności,aleniemogłasięzmusić,żebyokazaćradość.Zastanawiałasię,comożna
robićw
Perthprzezweekend-amożetobyłonaiwnepytanie?Niełatwocofnąćsięwczasiei
znaleźć
znowuwskórzedwudziestolatki.Catobserwowałająuważnie.
-Dajmuszansę-poprosiłacicho.-Tobardzomiłyczłowiek.Naprawdę.
-Racja-odrzekłaszybkoIsabel.-Absolutnie.Nicdoniegoniemam.
Catuśmiechnęłasię.
-Niepotrafiszprzekonującokłamać-powiedziała.-Widaćjaknadłoni,żegonielubisz.
Nieumiesztegoukryć.
Isabelpoczułasięjakwpotrzasku.Jakohipokrytkajestemzupełnienieprzekonująca,
pomyślała.Przystolikustudentówpanowałaterazcisza;doIsabelnagledotarło,że
przysłuchują
sięjejrozmowiezCat.Odwróciłagłowęwichstronę,zauważając,żejedenzmłodych
mężczyzn
nosimałykolczykwuchu.Ludzie,którzynosząmetaloweozdobynagłowie,dopraszają
sięo
jakieśnieszczęście,powiedziałakiedyśGrace.Dlaczego,zdziwiłasięIsabel,słyszącten
kategorycznysąd,przecieżludzieodwiekównosząkolczykiijakośuchodziimtona
sucho?Na
toGraceodparła,żemetalprzyciągapiorunyiżeczytałakiedyśoczłowieku,którymiał
dużo
kolczykówipiorunstrzeliłprostowniego.Zginąłnamiejscu,awszyscy,którzybyliprzy
tym,
przeżyli.
Studencipopatrzyliposobie,aIsabelodwróciławzrok.
-Toniejestdobremiejsce,żebyotymrozmawiać,Cat-powiedziała,zniżającgłos.
-Byćmoże,alemnietonaprawdęmartwi.Chcę,żebyśspróbowałagopolubić.Nie
pozwólsobienauprzedzeniezpowodupierwszegowrażenia.
-Mojepierwszewrażeniewcaleniebyłotakdokońcanegatywne-szepnęłaIsabel.-Nie
przypadłmizbytniodogustu,aletodlatego,żeniejestwmoimtypie.Towszystko.
-Dlaczegoniejestwtwoimtypie?-Catodrobinępodniosłagłos.Zaczynałasiębronić.-
Czegomubrakuje?
Isabelzerknęłanatrójkęstudentów,którzyterazuśmiechalisięszeroko.Przyszłojejna
myśl,żewpełnizasłużyłasobienato,żebyjąpodsłuchiwali;„zawszystkiewasze
uczynki
będziewamodpłacone”.
-Nietwierdzę,żecośznimjestnietak-wyjaśniła.-Chodzimitylkooto,że…Czy
naprawdęuważasz,żeon…dorównujeciintelektem?Bowiesz,tomożebyćbardzo
istotna
sprawa.
NawidokmarszczącychsiębrwibratanicyIsabelzaczęłasięzastanawiać,czy
przypadkiemnieposunęłasięodrobinęzadaleko.
-Tobyniejestgłupi-oznajmiłaCatoburzonymtonem.-SkończyłSt.Andrews,nie
zapominajotym.Apozatymwidziałtrochęświata.
St.Andrews!Isabeljużmiałanakońcujęzykazjadliwe„nowłaśnie”,aleponamyśle
zmilczała.UniwersytetSt.Andrewsznanybyłztego,żeprzyciągamłodych,atrakcyjnych
ludziz
wyższychwarstwspołecznych,którzymająfantazjęspędzićkilkalatwsympatycznym
miejscu,
gdziemożnadobrzesięzabawić.Amerykanienazywajątakieinstytucjepartyschools,
uczelniami
towarzyskimi.WwypadkuSt.Andrewstaopinianiebyładokońcazasłużona(jakto
zresztąz
opiniamibywa),alenapewnokryłosięwniejprzynajmniejziarnoprawdy.Tobypasował
doskonaledotowarzyskiegowizerunkuSt.Andrews,wytykaćmutojednakniebyło
grzecznie,a
pozatymIsabelchciałajużzakończyćtęrozmowę.Niezamierzaławdawaćsięw
dyskusjęna
tematToby’ego;uważała,żeniemaprawasięwtrącaćiżepowinnazawszelkącenę
uniknąć
konfrontacjizCat,ponieważmogłotowpłynąćnapogorszenieichstosunkóww
przyszłości.
PozatymTobyzpewnościąwkrótkimczasieznajdziesobieinną,rzuciCatibędziepo
wszystkim.Chybaże-tobyłokolejnestraszliwepodejrzenieIsabel-Tobyspotykasięz
Cat,bo
chcepołożyćrękęnajejpieniądzach.
Isabelniepoświęcałapieniądzomzbytniejuwagi,alezdawałasobiedoskonalesprawęz
tego,żebraktroskwtejkwestiitoniemałyprzywilej.Onaijejbratodziedziczylipo
połowie
udziałów,któreichmatkaposiadaławLouisianaandGulfLandCompany,spółce
obracającej
gruntamiwLuizjanieinadZatokąMeksykańską.Dziękispadkowipomamiebyli
zabezpieczeni
finansowo.Isabelniemiaławzwyczajuchwalićsiętymnaprawoilewo,aswoich
pieniędzy
używałazrozwagą,jeślichodziłoowłasnepotrzeby,izgestem,kiedywgręwchodziły
potrzeby
innych.Wszelkieswojedobreuczynkitrzymałajednakwtajemnicy.
NadwudziestepierwszeurodzinyCatotrzymałaodbrataIsabelprzelewbankowy,dzięki
któremumogłakupićsobiemieszkanie,zaśrok,amożedwalatapóźniej,otworzyłaswoje
delikatesy.Niewielezostałoztychpieniędzy,kiedysklepjużruszył-coIsabel,nawiasem
mówiąc,uważałazamądreposunięciezestronybrata-jednakwśródprzedstawicieli
swojej
grupywiekowejCatitakbyławyjątkowodobrzeustawionapodwzględemfinansowym;
większośćjejrówieśnikówwpocieczołaodkładałakażdygrosznazaliczkę
mieszkaniową.
Edynburgjestdrogimmiasteminiekażdegostaćnażycietutaj.PoklepałaCat
pocieszającopo
dłoni,jednocześniezmieniająctemat.
-Tobyjestwporządku-powiedziała.-Postaramsięspecjalnieinapewnoudamisię
dostrzecjegodobrestrony.Tomojawina,nieniełatwo…zmieniampoglądy.
Przepraszam,
PonieważCatwyglądałanaudobruchaną,Isabelskierowałarozmowęnainnytor:
opowiedziałabratanicyoswoimspotkaniuzPaulemHoggiem.Wdrodzedorestauracji
zdążyła
sięnamyślićizdecydowałasię,jakterazpostąpi.WyjaśniłatoCatszczegółowo.
-Próbowałamzapomniećotym,cowidziałam-zaczęła.-Nieudałosię.Wciążotym
myślę,atarozmowazPaulemHoggiemnaprawdęwyprowadziłamniezrównowagi.To
zajście
wUsherHallmiałowsobiecośdziwnego.Niemogęuwierzyć,żetobyłwypadek.
Uwierzmi,że
niemogę.
Catspojrzałananiązpowątpiewaniem.
-Mamnadzieję,żeniezamierzaszmieszaćsiędotego-powiedziała.-Jużkiedyśto
zrobiłaś.Zawszewtykasznoswnieswojesprawy.Naprawdęuważam,żeniepowinnaś
powtarzaćtegobłędu.
Catświetniezdawałasobiesprawę,żewszelkiesłownenaganynieodniosąskutku,a
Isabelnigdysięniezmieni.Nieistniałypowody,dlaktórychmiałabywtrącaćsiędo
spraw
innychludzi,alezawszecośnieodparcieciągnęłojądotego,abysiędonichwmieszać.
Za
każdymrazemIsabeldochodziładowniosku,żejesttojejmoralnyobowiązek.Taką
właśnie
miaławizjęświata-byłondlaniejnieskończonymzbiorempotencjalnychobowiązków
moralnych,coprzekładałosięnato,żedoIsabelmogłazgłosićsiędowolnaosobaz
dowolnym
problememinieodeszłabyzkwitkiem.Powódbyłprosty:spełnićmoralnyobowiązek,
który
nakładafizycznabliskośćzdrugimczłowiekiem.
CatkiedyśpokłóciłasięzIsabel,zarzucającjej,żeniepotrafiodmawiać,co,jejzdaniem,
stanowiłoźródłoproblemu.
-Niemożesztakłatwopozwalaćsięwplątaćwcudzesprawy-przekonywała,kiedy
Isabelzabrałasiędorozwiązywaniakłopotówpewnejrodzinyhotelarskiej,której
członkowienie
moglidojśćmiędzysobądoporozumienia,cozrobićzinteresem.Isabelwdzieciństwieco
niedzielajadłazrodzicamiobiadwtymhotelu,więcnaturalnieuznała,żeobchodzijąto,
cosięz
nimstanie;wtensposóbdałasięwciągnąćwnieprzyjemneprzepychankinaszczeblu
kierowniczym.
Wsprawienieszczęśnika,któryzabiłsięwUsherHall,Catzgłosiłatesamezastrzeżenia.
-Aletoniejestcudzasprawa-sprzeciwiłasięIsabel.-Byłamświadkiemwszystkiego
lubteżprawiewszystkiego,cosięstało.Tojajestemostatniąosobą,którąonwidziałw
życiu.
Ostatnią!Nieuważasz,żeczłowiekmaprawoczegośoczekiwaćodostatniejosoby,którą
widzi
natymświecie?
-Nieuważam-odparłaCat.-Inierozumiem,doczegozmierzasz.
Isabelodchyliłasięnaoparciekrzesła.
-Zmierzamdowniosku,żeniemożnaobejmowaćmoralnymobowiązkiemwszystkich,
każdegoczłowieka.Mamyjednaktakiobowiązekwobectych,zktórymisięstykamy,
którzy
wkraczająwnaszą,nazwijmyto,przestrzeńmoralną.Czylinaszychbliźnich,ludzi,z
którymi
utrzymujemykontaktyitakdalej.
„Ktozatemjestnaszymbliźnim?”.TakiepytaniepostawiłabyczłonkomNiedzielnego
KlubuFilozoficznego,aoniwzięlibyproblempodstarannąrozwagęipodługich
namysłach
doszlibyzapewnedowniosku(jakpodejrzewałaIsabel),żejedynymprawdziwym
wyznacznikiemwtymwypadkumożebyćbliskość.Bliźnimoralnytoosobanambliska-
pod
względemczystofizycznegopołożeniawprzestrzenibądźteżwdowolnymprzyjętym
sensie.
Obowiązekmoralnynaodległośćniemajużtejsiłyoddziaływania.Sytuacje,które
rozgrywają
sięnanaszychoczach,majążywszebarwy,przezcosąprawdziwsze.
-Rozsądniepowiedziane-zgodziłasięCat-alewtymrozumieniunienawiązałaśznim
kontaktu.Możnabyrzec,żepoprostu…przepraszam,żetakmówię…żesiępoprostu
minęliście.
-Napewnomniewidział-upierałasięIsabel.-Ajawidziałamjego,itowmomencie
skrajnejbezradności.Wybaczfilozoficznyton,alewmoimprzekonaniuto,cozaszło,
połączyło
naswięziąmoralną.Podwzględemmoralnymniejesteśmyjużsobieobcy.
-Jakbymczytałatwój„PrzeglądEtykiStosowanej”-skomentowałaCatoschle.
-„PrzeglądEtykiStosowanej”toja-odparłaIsabel.
Taostatniauwagarozbawiłajedołez,rozpraszającnapięcie,którezaczęłopomiędzynimi
narastać.
-Nocóż-powiedziałaCat.-Widzę,żeniedamradyodwieśćcięodtegopomysłu,
równiedobrzemogęcizatempomóc.Czegopotrzebujesz?
-Adresu,podktórymmieszkał-odrzekłaIsabel.-Niczegowięcej.
-Chceszporozmawiaćzjegowspółlokatorami?
-Tak.
Catwzruszyłaramionami.
-Niespodziewamsię,żedużosięodnichdowiesz.Niebyłoichprzywypadku.Skąd
mająwiedzieć,cosięstało?
-Muszęmiećjakieśpodstawy-wyjaśniłaIsabel.-Trochęinformacjinajegotemat.
-Dobrze-obiecałaCat.-Dowiemsię,gdziemieszkał.Niebędzieztymkłopotu.
PożegnałysiępolunchuiIsabelruszyławstronędomu,rozmyślającnatematdzisiejszej
dyskusji.Catmiałaświęteprawodopytywaćsię,dlaczegoIsabelmieszasięwnieswoje
sprawy;
topytaniesamaIsabelpowinnazadawaćsobieczęściej,czegonierobiła.Kwestia
moralnego
obowiązkuwobecinnych,rzeczjasna,nieulegaławątpliwości,aletaknaprawdęchodziło
ocoś
innego.Isabelmusiałaodpowiedziećsobienapytanie,dlaczegowtakichsytuacjach
zachowuje
siętak,anieinaczej.Igdybymiałabyćzesobąszczera,tomusiałabyprzyznać,że
jednymz
powodówjejzachowaniabyłoto,żeudziałwtakichsprawachdostarczałjejprzyjemności
intelektualnej.Chciaławiedzieć,dlaczegoludziepostępujątak,jakpostępują.Była
ciekawa.Ico
wtymzłego?-zapytałasamąsiebie.
Ciekawośćtopierwszystopieńdopiekła,przemknęłojejprzezgłowę.Natychmiast
pożałowałatejmyśli.Jeżelitak,tojejciekawośćmogłapotencjalnienarazićCatna
niebezpieczeństwo,abratanicabyładlaIsabeltaknaprawdęwszystkim:córką,której
nigdynie
urodziła,szansąnanieśmiertelność.AlepożalsięBoże,cóżtobyłazaszansa,
odziedziczonapo
kimśinnym!
7
Isabelspodziewałasię,żetenwieczórspędzisamotnie.Powodzeniewpracynad
indeksemzachęciłojądozabraniasiędojeszczejednejdługoodkładanejrzeczy,
mianowiciedo
szczegółowejredakcjiartykułu,którywróciłodrecenzentawrazzdługąlistąuwagi
poprawek,
nagryzmolonychnamarginesach.Każdyztychbazgrołównależałoodcyfrowaćiznaleźć
konkretnemiejscewtekście,doktóregokomentarzsięodnosił.Byłotootyletrudne,że
recenzentmiałirytującyzwyczajstosowaniawłasnychskrótów,apisałledwieczytelnym
maczkiem.Możesobiebyćznakomitościąwswojejdziedzinie,aletoostatniraz,kiedy
korzystamyzjegousług,postanowiłaIsabel.
Lecztegowieczorujużniepracowała,ponieważzjawiłsięuniejJamie.Dochodziła
szósta,kiedyzadzwoniłdodrzwi;Isabelprzywitałagoserdecznieiodrazu
zaproponowała,żeby
zostałnakolację-oczywiście,jeśliniemainnychplanównatenwieczór.Wiedziałaz
góry,żesię
zgodzi,ifaktycznienieodmówił,udawałtylkoprzezchwilę,żesięwaha,dlazachowania
form.
Chodziłorównieżodumęwłasną:Jamie,rówieśnikCat,miałdwadzieściaczterylata,a
był
piątek,kiedykażdymajakieśplanynawieczór.Jamieniechciał,żebyIsabelpomyślała,
żetylko
onnieprowadziżadnegożyciatowarzyskiego.
-Skorojużpytasz-powiedział-towłaściwiemiałemsięumówićztakąjednąosobą,ale
jeślimniezapraszasz…Czemunie?
Isabeluśmiechnęłasię.
-Jakzwyklewkuchnizdamysięnalosszczęścia,alewiem,żeniebędzieszgrymasił.
Jamiezdjąłmarynarkęizostawiłjąrazemztorbąwprzedpokoju.
-Przyniosłemtrochęnut-oznajmił.-Możemysobiecośzagrać.Toznaczypóźniej,po
kolacji.
Isabelskinęłagłową.Grałanafortepianiewmiarędobrzeizazwyczajnienajgorzejjej
wychodziłoakompaniowanieJamiemu,któryśpiewałszkolonymtenorem.Występowałw
znanymchórze,costanowiłokolejnązaletę,którąCat,zdaniemciotki,powinnabyła
wziąćpod
uwagę.Isabelniemiałapojęcia,czyTobypotrafiśpiewać,alezdziwiłabysię,gdyby
okazałosię,
żetak.Równiemałoprawdopodobnebyło,żebyumiałgraćnajakimkolwiekinstrumencie
(z
wyjątkiem,byćmoże,szkockichdud,awostatecznościperkusji),tymczasemJamiegrat
na
fagocie.Catmiaładobrysłuchirównieżcałkiemdobrzeradziłasobieprzyfortepianie.
Przezten
krótkiczas,kiedybylirazem,zwykliteżwspólniemuzykować.Catprzepięknie
akompaniowała
Jamiemudośpiewuisprawiła,żeprzechodziłsamegosiebiejakowykonawca.Isabel
pamiętała
doskonale,jaknaturalniebrzmiałamuzyka,kiedygralijąwdwójkę.GdybytylkoCat
zechciała
todostrzec!Gdybytylkozrozumiała,cotraci,czegosamasięwyrzeka.LeczIsabel
wiedziała,
oczywiście,żewtychsprawachniemamiejscanaobiektywizm.Istniejądwakryteria,
żeby
sprawdzić,czydanyczłowieknamodpowiada:miernikwłasnejkorzyściiprobierz
wzajemnych
oddziaływań.ZwiązekzJamiembyłbydlaCatbardzokorzystny,tegoIsabelbyłapewna.
Niestety,testwzajemnejchemiipolegałnaczymśzupełnieinnym.
Isabelrzuciłaokiemnaswojegogościa.Musiałmiećwsobiecoś,cozwróciłonaniego
uwagęCat;przyglądającmusięteraz,Isabelwidziaładobrze,cototakiego.Catpodobali
się
wysocymężczyźni,aJamieconajmniejdorównywałwzrostemToby’emu,byłmoże
nawet
odrobinęwyższy.Przystojny,bezdwóchzdań:wydatnekościpoliczkowe,ciemnewłosy,
które
zwyklestrzygłkrótko,najeża,naturalnieogorzałatwarz.Mógłbyuchodzićza
Portugalczyka-
prawie-albomożezaWłocha,chociażbyłSzkotemtakpomatce,jakipoojcu.Czegota
Cat
możechciećwięcej,pomyślałaIsabel.Doprawdy!Czymożnawymarzyćsobiekogoś
lepszego
dladziewczynyniżSzkot,którywyglądajakpołudniowiecidotegojeszczeumie
śpiewać?
Odpowiedźnatopytaniezaświtałajejwgłowiemimowoli,jaktrudnadoprzyjęcia
prawda,którastajeprzedoczamiwnajgorszymmomencie:Jamietobyłkochany
człowiek-ito
ażzabardzo.BezgranicznieoddanyCat,wręczłasiłsiędoniej,ająwkońcuzaczęłoto
męczyć.
Jakmożnalubićczłowieka,któryjestnakażdezawołanie,któryoddajesięciałemiduszą
w
naszeręce?Wtakimtowarzystwieczujemysięosaczeni,zagrożeni.
Tak,otowłaśniechodziło.GdybyJamiezachowałminimalnydystans,gdybybyłchoć
odrobinęniedostępny,zpewnościązyskałbynaatrakcyjnościwoczachCat.Ztego
samego
powodubratanicaIsabelbyłatakszczęśliwawobecnymzwiązku:niemogłaposiadać
Toby’ego
nawłasność,boonzawszesprawiałwrażenie,jakbytrochęsięodniejodcinał,miałjakieś
własne
plany,którejejniedotyczyły(amiałtakowe,wtoIsabelniewątpiła).Ci,którzytwierdzą,
że
drapieżnikównależyszukaćtylkoiwyłączniewśródmężczyzn,myląsię;kobiety
wykazują
identyczneskłonności,chociażzazwyczajmanifestująjewbardziejdyskretnysposób.
Tobybył
zdobycząwartąpolowania.Jamie,którycałymswoimzachowaniemdawałdo
zrozumienia,że
Catmożeliczyćnaniegookażdejporzedniainocy,przestałbyćinteresujący.Taki
właśnie
niewesoływniosekwysnułaIsabel.
-Byłeśdlaniejzadobry-rzuciłapodnosem,nitodoniego,nidosiebie.
Jamiespojrzałnaniązdezorientowany.
-Zadobry?
Isabeluśmiechnęłasię.
-Myślęnagłos-wyjaśniła.-Moimzdaniem,byłeśdlaCatzbytdobry.Dlategowamnie
wyszło.Zabrakłoci…dystansu.Trzebabyłorazczydrugisprawićjejjakąśprzykrość.
Obejrzeć
sięzainną.
Jamienieodpowiedział.Natentematrozmawialijużnieraz;Jamiewciążżywiłnadzieję,
żeIsabelpomożemuodzyskaćuczucieCat.PrzynajmniejtakiewrażenieodnosiłaIsabel.
Aleta
nowakoncepcja,którądziśwygłosiła,zaskoczyłago,byłotoponimwidać.Dlaczego
miałby
sprawiaćCatprzykrość?
Isabelwestchnęła.
-Przepraszam-powiedziała.-Pewnieniechceszprzerabiaćtegowszystkiegood
początku.
Jamieuniósłręce.
-Niemamnicprzeciwkotemu.Lubięoniejrozmawiać.Lubięichcę.
-Wiemotym-odrzekłaIsabelizamilkła.Zaplanowałasobie,żepowieJamiemucoś,
czegonigdywcześniejmuniemówiła,ipróbowałaocenić,czytenmomentjestwłaściwy.
-
Nadaljąkochasz,prawda?Wciążjesteśzakochany.
Jamiewbiłwzrokwdywan.Minęmiałzakłopotaną.
-Taksamojakja-powiedziałaIsabelcicho.-Tonasłączy.Wemnieteżkołaczesię
jeszczeodrobinauczuciadokogoś,kogoznałamkiedyśbardzodawno,całelatatemu.A
tyjesteś
zakochanywkimśbezwzajemności.Dobranaznaspara,niemaco.Dlaczegotaknasto
gryzie?
Jamieprzezchwilęsięnieodzywał.Wkońcuzapytał:
-Jakonsięnazywa?Tentwój…Tenczłowiek,któregoznałaś.
-JohnLiamor-odpowiedziała.
-Cosięznimstało?
-Zostawiłmnie-odrzekłaIsabel.-MieszkaterazwKalifornii.Zinnąkobietą.
-Domyślamsię,żebardzociztymciężko-powiedziałJamie.
-Bardzo-przyznałaIsabel.-Alewkońcutoprzecieżmojawina.Trzebabyłoznaleźć
sobieinnegofaceta,aniemyślećwciążotamtym.Izdajemisię,żetakąradępowinnam
daći
tobie.-Radaniebyłacałkiemszczera,leczmówiąctesłowa,Isabelzrozumiała,żenie
mogłaby
doradzićJamiemuniclepszego.Gdybyznalazłsobieinnądziewczynę,możliwe,żeCat
zwróciłabynaniegouwagę-toznaczy,jużpozałatwieniusięzTobym.Załatwieniusię!
To
zabrzmiałozłowieszczo,jakbymiaływedwieupozorowaćwypadek.Śmierćpodlawiną,
na
przykład.
-Czymożnacelowospowodowaćlawinę?-zapytała.
Jamieotworzyłszerokooczy.
-Dziwnepytanie-oświadczył.-Alejeślinaprawdęchceszwiedzieć,toowszem,jak
najbardziej.Jeżeliśniegodpowiedniosięuleży,wystarczywybraćodrobinę,albotylko
nadepnąć,
ijużwszystkorusza.Czasamiwystarczyzawołaćalbocośgłośnopowiedzieć.Glos
powoduje
wibracje,któremogąporuszyćlawinę.
Isabeluśmiechnęłasię.ZnówoczymaduszyujrzałaToby’egonagórskimzboczu,
wystrojonegowkombinezonnarciarskikolorurozgniecionychtruskawek,perorującegona
cały
głosowinie:
-Awiecie,ostatniotrafiłamisiębutelkadoskonałegochablis.Mówięwam,bajka.
Mineralne,suche*…[Winogrona,zktórychwytwarzasięchablis,rosnąwBurgundii,na
glebach
kredowo-wapiennych,stądokreślenie„mineralne”.Znawcywinsłowa„suche”używają
zaśw
odniesieniudo„kredowego”,pyłowegoposmaku,którychablispozostawiawustach
(przyp.
tłum.).]
Tunastąpiłabychwilaciszyrozbrzmiewającejechemsłów„mineralne,suche”,
wypowiedzianychakuratnatyległośno,żebyśniegruszyłwdół.
Isabelprzywołałasiędoporządku.Jużtrzeciraz,pomyślała,wyobrażamsobietragiczną
śmierćToby’ego.Najwyższyczasztymskończyć.Takiezachowaniejestdziecinne,
bezdusznei
niekulturalne.Trzebapanowaćnadtym,cosięmyśli.Człowiekjestodpowiedzialnyza
swójstan
psychiczny-Isabelnaczytałasięwystarczającodużoofilozofiimoralności,żebyzdawać
sobiez
tegosprawę.Nieproszonamyślmożesiępojawić-jesttokwestiamoralnejobojętności-
alenie
powinnosięjejpodsycać,jeślijestdlakogośkrzywdząca.Topsujecharakter,anawet
może
doprowadzićdotego,żeczłowiekzechcesprawić,żebytaksięstałonaprawdę.Jakby
powiedział
Kant,wobecsiebiesamychteżmamypewneobowiązki;niezależnieodtego,cosądziłao
nim
Isabel,Tobyniezasługiwałaninaśmierćpodlawiną,aninato,żebyktośzrobiłzniego
kruche
ciasteczka.Niktniezasługiwałnatakilos,nawetwyjątkowynikczemniklubskończony
egoista,
czyliprzedstawicieledwóchkastnotorycznienarażającychsięboginiNemezis.
Zamyśliłasię.Kogomożnabyzaliczyćwpoczettychwyznawcówmegalomanii?W
głowieodrazuułożyłajejsiękrótkalistaosób,którymprzydałobysięostrzeżenieotym,
jak
małoimbrakuje,bywkroczyćwdziedzinębogininieubłaganejsprawiedliwości;listętę
otwierał
pewienmieszkającywokolicydorobkiewicz,któregobezczelnośćprzechodziławszelkie
pojęcie.
Lawinamogłabyukrócićjegozapatrzeniewsiebie,tęcztakiemyśleniebyłonieżyczliwe:
ten
człowiekzpewnościąmaswojedobrestrony,zatemniewolnotakonimmyśleć.Poza
tym
podobnemyślisąniegodneredaktoranaczelnego„PrzegląduEtykiStosowanej”.
-Najpierwmuzyka,potemkolacja-zarządziłaIsabeldziarskimtonem.-Codziś
przyniosłeś?Pozwólmispojrzeć.
Przeszlidosalonumuzycznego,niewielkiegopokoikunatyłachdomu,gdziezamiast
meblistałodrestaurowanypulpitdonutzczasówedwardiańskichorazfortepian
buduarowy,
którynależałkiedyśdomatkiIsabel.Jamieotworzyłteczkęnanutyiwyjąłcienkiplik
kart
pełnychmuzyki,którypodałjejdoprzejrzenia.Isabelprzerzuciłakilkastroni
uśmiechnęłasię.
ZestawbyłtypowydlaJamiego:kilkapieśnidowierszyRobertaBurnsa,wybraneutwory
GilbertaiSullivana,oraz,jakżebyinaczej,„Omiobambinocaro”,ariaz„Gianniego
Schichi”
Pucciniego.
-Wsamrazpodtwójgłos-skomentowała.-Jakzwykle.
Jamiezarumieniłsię.
-Niezabardzomiwychodzątenowszerzeczy-powiedział.-Pamiętasz,jak
próbowaliśmyzrobićcośBrittena?Niedałemrady.
-Bardzodobrzewybrałeś-natychmiastgouspokoiłaIsabel.-Brittenjestowiele
trudniejszydozagrania.
Przejrzałanutyjeszczeraz,wyciągajączplikupierwszyutwór.
-„Takeapairofsparklingeyes”-możebyć?
-Świetnie-odparłJamie.
Stanąłwpozieśpiewaczej,lekkopochylającgłowędoprzodu,abykrtańpracowała
swobodniej,apoodegranymprzezIsabelwstępierozpocząłpieśń.Isabelgrałamocno,
zdecydowanie;byłazdania,żeGilbertaiSullivananiesposóbgraćinaczej.Zakończyli
utwór
ozdobnąfrazą,którejniebyłownutach,leczmogłabysiętamznaleźć,gdybytylko
Sullivan
zechciałsięotopostarać.PotejariizagralipieśńdowierszaBurnsa-„MójdrogiJohnie
Andersen”.
JohnAnderson,pomyślałaIsabel.Tak.Refleksjanadupływemlatinadmiłością,która
trwawiecznie.„Bądźzdrów,choćskrońtwąszklijuższron,mójdrogiJohnieAnderson”.
Isabel
zawszesłyszaławtychsłowachjakiśnieopisanysmutek,któryażzapierałdechwpiersi.
Tobył
Burnsprzemawiającyłagodniejszymtonem,rozmyślającyowierności,którejnie
dochowałw
żadnymzeswoichzwiązków;taksampisałwewspomnieniach,apotwierdzalitojego
przyjaciele.Cozahipokryta!Leczczyabynapewno,zastanowiłasięIsabel,zasłużyłna
to
miano?Cozłegowtym,żeczłowiekwysławiaprzymiotycharakteru,którychmubrak?
Absolutnienic.Ludziecierpiącynaakrazję*[Akrazja(gr.)-chorobliwasłabośćwoli,
zwłaszcza
wkwestiachmoralnych(przyp.tłum.).](októrejfilozofowiewiedzieliwszystkoinad
którą
dyskutowaliszczególniechętnieiobszernie)mogąpomimoswojejułomnościtwierdzić
wszemi
wobec,żelepiejjestrobićto,doczegoonisaminiesązdolni.Możnamówić,żeniedobrze
jest
jeśćzadużoczekolady,pićzbytwielewinaczyteżnadużywaćdowolnejrzeczyztych,
których
ludziezupodobaniemnadużywają-isamemutakpostępować.Ważnejestnatomiast,żeby
sięz
tymniekryć.
Melodiado„JohnaAndersona”zostałanapisananagłoskobiecy,alenicniestałona
przeszkodzie,abyśpiewalijątakżemężczyźni.Wpewiensposóbwmęskimwykonaniu
pieśńta
byłanawetbardziejwzruszająca,ponieważtekstmógłrówniedobrzetraktowaćomęskiej
przyjaźni.Nieoznaczałotobynajmniej,żemężczyźnichętnierozmawiali-nie
wspominającjuż
ośpiewaniu-natakietematy.Isabelnierazłamałasobienadtymgłowę.Przyjaźń
pomiędzy
kobietamibyłaowieleprostsza,aprzyjaciółkiwnaturalnysposóbwyznawałysobie,jak
rozumiejąwięź,którajełączy.Mężczyźnipostępowalicałkowicieodwrotnie:trzymali
przyjaciół
nadystansinigdyniewyjawialiswoichuczućwzględemnich.Jakżejałowemusibyć
życie
mężczyzny,jakżesztuczne;pozbawionetejprzebogatejpaletyemocji,tegoskarbu
wzajemnego
zrozumienia,wydajesięprzypominaćwegetacjęnapustyni.Zdrugiejstrony,jakwielu
jest
mężczyznwyjątkowych,takichjaknaprzykładJamie,obdarzonyurodątakprzedziwną,
żejego
twarzy,przepełnionejuczuciem,niewahałbysięuwiecznićnaswoimobrazieżaden
florencki
malarzdobyRenesansu.ŻycieJamiego,zdecydowałaIsabel,musibyćcudowne.
-JohnAnderson-powiedziałanagłos,kiedywybrzmiałjużostatnifortepianowyakord.-
MyślałamotobieioJohnieAndersonie.Otwoimprzyjacielu.
-Nieznamnikogotakiego-odparłJamie.-Nigdyniemiałemtakiegoprzyjaciela.
Isabeloderwaławzrokodpięcioliniiiwyjrzałaprzezokno.Nadchodziłzmierzch,konary
drzewodcinałysięostrymkonturemnatlebladegowieczornegonieba.
-Nigdy?Nawetkiedybyłeśmały?Wydawałomisię,żechłopcypotrafiąnawiązywać
płomienneprzyjaźnie.DawidiJonatan,naprzykład.
Jamiewzruszyłramionami.
-Żadnaztychznajomościnieprzetrwałapróbyczasu.Wśródtychludziniebyłonikogo,
okimmógłbymtakzaśpiewać.
-Smutne-rzekłaIsabel.-Nieżalcitego?
Jamiezastanowiłsięprzezchwilę.
-Chybamiżal-odpowiedział.-Chciałbymmiećwieluprzyjaciół.
-Nicniestoinaprzeszkodzie-zauważyłaIsabel.-Wtwoimwiekuludzienawiązują
znajomościbezproblemu.
-Mnietonieprzychodziażtakłatwo-odparłJamie.-Chciałbymtylko…
-Oczywiście-powiedziałaIsabel,opuszczającwiekofortepianuiwstajączestołka.-
Zabieramysiędokolacji-oznajmiła.-Alezachwilę.Bonajpierw…
Pochyliłasięzpowrotemnadklawiaturąizaczęłagrać,aJamieuśmiechnąłsięszeroko.
Soavesiailvento,łagodnychwiatrów,któreniosąwaszstateknamorze;obyfalebyły
spokojne.
Boskaaria,wspanialszaniżjakakolwiekinna,myślałaIsabel.Ijakapięknajestjejtreść,
to
uniwersalneżyczenie-dlabliźniego,aleteżdlasamegosiebie;wbrewwszystkiemu,
pomimoże
czasamibywazupełnieinaczej.
Kolacjęzjedliwkuchni,przydużymsosnowymstole,którysłużyłIsabeldo
nieoficjalnychposiłków,przygotowywanychnaprędce;kuchniabyłanajcieplejszym
miejscemw
całymdomu.Kiedyjużkończylijeść,Jamieodezwałsię:
-Opowiedziałaśmidziśotymczłowieku,jakonsięnazywał?John.
-Liamor.JohnLiamor.
-Liamor.-Jamiepowtórzyłdlawprawy.-Niełatwowymówić.Najpierwnalijęzykidzie
dogóry,potemprzyamusiopaśćzpowrotem,anakońcujeszczetrzebaporuszyćustami.
Dalhousie-tojestproste.Zresztąnieważne.Tonienazwiskomniezastanowiło,aleto,co
powiedziałaś.
Isabelsięgnęłapofiliżankęzkawą.
-Milomisłyszeć,żemojesłowadałycidomyślenia.
-Właśnie-ciągnąłdalejJamie.-Jaktojest,żeczłowiekangażujesięwzwiązekzkimś,
ktoniemożedaćmuszczęścia?Botyniebyłaśznimszczęśliwa,prawda?
Isabelopuściłagłowę,wbijającwzrokwpodkładkępodnakrycie,którależałaprzednią
nastole.ObrazekprzedstawiałujścierzekiForth,alezezłejstrony,odpółnocy,odFife.
-Prawda-odrzekła.-Byłambardzonieszczęśliwa.
-Aleczyniebyłotegoodrazuwidać?-zapytałJamie.-Niechcębyćwścibski,ale
ciekawimnieto.Niemogłaśprzewidzieć,jaktosięskończy?
Isabelpodniosłananiegooczy.Zregułyunikałarozmównatentemat,jeślinieliczyć
tamtejkrótkiejdyskusjizGrace.Boioczymtumówić?Jedynywniosek,jakimożnabyło
postawić,toten,żezakochałasięwniewłaściwymczłowiekuinieprzestałagokochać,
mając
wciążnadzieję,żemożecośsięzmieni.
-Przyznaję,żekompletniestraciłamdlaniegogłowę-powiedziałacicho.-Bardzogo
kochałam.Tylkoznimchciałamsięspotykać.Byłjedynąosobą,zktórąchciałambyć.A
jeśli
chodziocałąresztę,toniemiałaonawiększegoznaczenia,bowiedziałam,żejeślisięz
nim
rozstanę,bólbędzieniedozniesienia.Więcciągnęłamtodalej,takjakludzierobią.
-I…
-Ipewnegodnia-mieszkaliśmywtedywCambridge-poprosił,żebympojechałaznim
doIrlandii,wjegorodzinnestrony.Wybierałsięnakilkatygodnidorodziców,którzy
mieszkali
wCork.Zgodziłamsięitobyłchybamójnajgorszybłąd.
Zamilkła.Nigdynieprzypuszczała,żekiedyśopowieJamiemuotymwszystkim;
wolałabyraczej,żebyniewiedziałotejsprawie.AleponieważJamiesiedział
naprzeciwkoi
spoglądałnaniąwyczekująco,zdecydowałasięmówićdalej.
-NieznaszIrlandczyków,prawda?Powiemcijedno:sątoludzie,którzymająświetne
poczuciewłasnejtożsamościidoskonalewiedzą,coichodróżniaodresztyświata.W
Cambridge
Johnbyłwielkimprześmiewcą-kpiłsobiezcałejklasyśredniej,którąwidziałdookoła,
wyrzucał
jejmałostkowośćizacofanie.AwCorkjegorodzicemieszkaliwtypowymparterowym
domku
dlaklasyśredniej,gdzienaścianiewkuchniwisiałobrazekNajświętszegoSerca
Jezusowego.
Jegomatkarobiławszystko,żebymniedosiebiezrazić.Tobyłookropne.Wkońcu
pokłóciłam
sięzniąnienażarty.Zapytałamszczerze,czynieznosimniedlatego,żeniejestem
katoliczką,
czydlatego,żeniejestemIrlandką.
Jamieuśmiechnąłsię.
-Icociodpowiedziała?
Isabelzawahałasięnachwilę.
-Że…Tocholernebabskopowiedziało,żeniemożeścierpiećwswoimdomutakiej
szmatyjakja.
PodniosławzroknaJamiego,którygapiłsięnaniąwytrzeszczonymioczami.Apotemsię
uśmiechnął.
-Coza…-Resztakomentarzabyłaniezrozumiała.
-Otóżto-zgodziłasięIsabel.-Uparłamsię,żebyśmystamtądwyjechali,idopięłam
swego.PojechaliśmydoKerryizatrzymaliśmysięwhotelu.ItamJohnpoprosiłmnieo
rękę.
Powiedział,zegdybyśmysiępobrali,topopowrociedoCambridgemoglibyśmypostarać
sięna
uczelnioprzydziałsłużbowegodomu.Ajasięzgodziłam.Onchciał,żebyślubuudzielił
nam
ksiądz,prawdziwy„wybredny”irlandzkiksiądz,jaknanichmówił.Zwróciłammuwtedy
uwagę,
żeprzecieżniejestwierzący,więcpoconamksiądz?Odpowiedział,żeksiądzteżbędzie
niewierzący.
Przerwała.Jamieskładałwpalcachserwetkę,którąpodniósłzestołu.
-Przepraszam-powiedziałkrótko.-Zawszystko.Niepotrzebniesiędopytywałem.Źle
zrobiłem,prawda?
-Nieszkodzi-odpowiedziałaIsabel.-Aleterazwidzisznamoimprzykładzie,że
poważnedecyzjezapadająsame,właściwiebeznaszegoudziału,wraczejgłupisposób.I
żenie
matakiejrzeczy,codoktórejniemożnasiępomylić.Niemylsięwżyciu,Jamie.Nie
popsuj
sobiewszystkiego.
8
Wiadomośćprzyszłanastępnegodniarano.Isabelbyławogrodzie,więcodebrałają
Grace.Poszukiwanyadresbyłnastępujący:szeregowiecprzyWarrenderPark,pod
numerem48,
ostatniaklatkapoprawejstronie,czwartepiętro.Drzwidomieszkaniamiałybyć
opatrzone
tabliczkąznazwiskiemDuffus.Taknazywałasiędziewczyna,któradzieliłamieszkaniez
MarkiemFraserem:HenriettaDuffus,alewszyscymówilinaniąHen,coznaczy„kura”.
Trzeciz
trójkiwspółlokatorównazywałsięNeilMacfarlane.Catniezdołaładowiedziećsię
niczego
więcej,aleteżIsabelonicwięcejjejnieprosiła.
GracepatrzyłanaIsabelzezdziwieniem,przekazującjejwiadomośćodCat,aleIsabel
postanowiłaniewprowadzaćgosposiwcałąsprawę.Gracemiałaustalonepoglądy,jeśli
chodzio
wtykanienosawnieswojesprawyi,cobyłodoprzewidzenia,zawszezachowywałapełną
dyskrecjęwewszystkim,corobiła.Gdybysiędowiedziała,żeIsabelplanuje
przeprowadzenie
prywatnegodochodzenia,zcałąpewnościąuznałabyjejdociekliwośćzanieuzasadnionąi
nie
omieszkałabyjejotympoinformować.Wziąwszytopoduwagę,Isabelkonsekwentnie
milczała.
PostanowiłazłożyćwizytęwspółlokatoromMarkaFraserawieczorem,jakożewcześniej
niebyłosensunawettamdzwonić,bonapewnobyliwpracy.Dzieńupłynąłjejna
przeglądaniu
materiałównadesłanychdo„Przeglądu”,któreotrzymałarazemzporannąpocztą.
Nadeszłokilka
nowychartykułów,należałojewięcprzeczytać.Selekcjabyłabardzoistotnąrzeczą.
Wszystkie
periodyki,nawettenajbardziejakademickie,otrzymywałydopublikacjitakiemateriały,
którejuż
popobieżnymprzejrzeniuokazywałysięzupełniedoniczego;nietrzebaichbyłonawet
odsyłać
dorecenzentaspecjalisty.Tegorankanadeszłojednakpięćartykułówpoważnych,
zasługujących
nawnikliwąlekturę.NapoczątekIsabelwybrałastarannieuargumentowanywywódna
temat
utylitaryzmuzasadwprocesielegislacyjnym.Pikantniejszytekstpodnieźle
zapowiadającymsię
tytułem„Prawdomównośćwrelacjachseksualnych:polemikazKantem”zostawiłasobie
na
później.Pokawie,zdecydowała.IsabellubiładelektowaćsiękrytykąKanta.
Dzieńmijałszybko.Artykułnatematutylitaryzmuzasad,jaksięokazało,poruszałważką
problematykę,leczwdużejmierzenienadawałsiędoczytaniazewzględunastylautora.
Na
pierwszyrzutokatekstzostałnapisanypoangielsku,alebyłatotakaodmiana
angielszczyzny,
któraIsabelkojarzyłasięwyłączniezpewnymikręgamiakademickimi,gdziewielcesobie
cenionoubarwianiewypowiedziquasi-podniosłymtonem.Czytałosiętojaktłumaczenie
z
niemieckiego-niechodziłooto,żewszystkieczasownikinaglepowędrowałynasam
koniec
zdania,aleoto,żekażdyakapitbrzmiałciężko,ażdobólupoważnie,nieznośnieserio.
Isabelkorciło,żebyzmiejscaodrzucićtenniezrozumiałytekst,wuzasadnieniupodając
brakklarownościstylistycznej,apotemnapisaćdoautoraartykułuiwyjaśnićmu-w
prostych
słowach-dlaczegotaksięstało.Alekiedyrzuciłaokiemnastronętytułowąiprzeczytała
nazwiskoautoraoraznazwęjegouczelni,odrazuwiedziała,żejeślitakpostąpi,możesię
spodziewaćreperkusjijakwbanku.Harvard!
Artykuł„Prawdomównośćwrelacjachseksualnych”byłnapisanyczytelniejszymstylem,
aleniezawierałanijednejoryginalnejmyśli.Prawdęnależymówić,dowodziłaautorka,
alenie
zawsze.Zdarzająsięsytuacje,gdytrzebasięuciecdohipokryzji,abyniezranićuczuć
drugiego
człowieka.Nawiasemmówiąc,caływywódbrzmiałtak,jakbyjegoautorkazapisywałana
gorąco
własnewnioskinatentemat.Zatem:jeślinaszkochanekniesprawdzasięwroli
kochanka,nie
należymuotymmówić-oilefaktycznietakjest.Tochybajasne,pomyślałaIsabel,że
gdybytak
niebyło,możnabymuotympowiedzieć.Wtejkonkretnejdziedzinieograniczenia
względem
uczciwościbyłyszczególniesurowe-isłusznie.
Isabelprzeczytałaartykułzniejakimrozbawieniem.Jejzdaniem,tentekstnadawałsięw
samraznawesołąlekturędlaprenumeratorów„Przeglądu”,którymbyćmożeprzydałoby
sięcoś
wrodzajuzachęty.Filozofiaseksubyłatematykąrzadkoporuszanąnapoluetyki
stosowanej,
posiadałajednakowożswoichpropagatorów.JakIsabelbyłowiadomo,spotykalisięoni
na
dorocznejkonferencjiwStanachZjednoczonych.„Przegląd”odczasudoczasu
publikował
zapowiedziiprogramyowychspotkań,aleczytychkilkabezbarwnychzdańmogłooddać
sprawiedliwośćtemu,cosiętamnaprawdędziało-tegoniewiedziała.Bocoteżone
mówiły?
Sesjaporanna:„Semiotykaseksuaprzestrzeńosobista”-kawa-„Perweryai
niezależność”-
lunch(jakożeinneapetytytakżedomagałysięzaspokojenia).Itakdalej,ażdo
popołudnia.
Streszczeniaprezentowanychtamreferatówbyłyzapewnedosyćwiernąalecodziałosię
po
zakończeniuwszystkichsesji,przewidzianychnadanydzień?Wśródtychludzipróżnoby
szukać
świętoszków,podejrzewałaIsabel,apozatymkażdyznichbyłprzecieżspecjalistąod
etyki.
Stosowanej.
Isabeldalekobyłodopruderii,alewsprawachseksuprzywiązywałaogromnąwagędo
dyskrecji.Konkretnierzeczbiorąc,naprzykładniemogłasięzdecydować,comyślećo
publikacjiwłasnychwspomnieńerotycznych.Czyjesttorzeczwłaściwaczynie?Czy
eks-
partnerzgodziłbysięnato,gdybyzapytaćgoozdanie?Zapewnenie,awtakimwypadku
oznaczałoto,żepiszącoprywatnychsprawachdwojgaludzi,jednoznichwyrządza
drugiemu
krzywdę.Niewielejesttakichosób,którymmożnapowierzyćprawiekażdysekret;dwa
wyjątki
tonasilekarzeinasikochankowie.Człowiekpowinienmócpowiedziećlekarzowi
absolutnie
wszystko,spokojnyoto,żejegosłowaniewyjdąpozaczteryściany,wktórychzostały
wypowiedziane.Tosamodotyczykochanków.Leczwobecnychczasachpoufnośćzostała
wystawionanapróbę:instytucjepaństwoweżądałyodlekarzyinformacjinatemat
obywateli(ich
genów,nawykówseksualnych,choróbprzebytychwwiekudziecięcym),alekarzemusieli
się
bronić.Zdrugiejstrony,kłębiłysięniepoliczonezastępyprostackiej,wścibskiejtłuszczy,
spragnionejinformacjiotym,cotaczyinnamniejlubbardziejsławnaosobarobiwłóżku
-i
gotowejhojniezapłacićzatęwiedzę.Aludziemieliprawodotajemnic,dożycia
prywatnego,do
intymnościprzynajmniejwniektórychjegosferach,bopozbawienieprywatnościmusiało
w
końcudoprowadzićdozanikujakiejśczęściichosobowości.Pozwólmyludziommieć
własne
tajemnice,pomyślałaIsabel,zdającsobiesprawę,żetohasłoprawdopodobnieniebyło
zgodnez
duchemczasu.
Jaknazłość,towłaśniefilozofowiebyliznaniztego,żezupodobaniemujawniają
szczegółyżyciaprywatnego.DopuściłsiętegoBertrandRussell,wydającdrukiemswoje
dzienniki,podobnieA.J.Ayer.Jakmogłoimstrzelićdogłowy,żeczytelnikówbędzie
ciekawić,z
kimsięprzespali,azkimnie,iilerazy?Możeczuli,żemuszącośkomuśudowodnić?A
czyona,
Isabel,oparłabysięBertrandowiRussellowi?Ledwiewjejmyślachbłysnęłotopytanie,a
już
miałagotowąodpowiedź.Tak.A.J.Ayerteżniemiałbynacoliczyć.
Dochodziłaszósta.Stoszaległychmateriałówzniknąłzbiurka,gotowebyłyrównieżlisty
dorecenzentówwsprawiewybranychartykułów,któremiałyzostaćprzesłanedalej.
Isabel
uznała,żeszóstatrzydzieścibędzieidealnągodzinąnazłożeniewizytymieszkańcom
lokaluprzy
WarrenderParkTerracenumer48.Otejporzezdążąjużnapewnowrócićzpracy
(czymkolwiek
bysięzajmowali),aniespodziewanawizytaniepopsujeimplanówdotyczących
wieczornego
posiłku.Isabelopuściłabibliotekęiposzładokuchni,żebyprzedwyjściemzaparzyćsobie
kawy.
Wybrałasiętamnapiechotę;zajęłotokilkaminut.Wskazanyszeregowiecznajdowałsię
zarazzatrójkątnymparkiem,naktórywychodziłaBruntsfieldAvenue.Isabelnie
śpieszyłasię,
przystawałaprzedwitrynamisklepowymi,ażwreszcieruszyławstronępierwszejz
brzegu
klatki,przecinająctrawniknaskos.Chociażwiosennywieczórbyłpogodnyiciepły,
zerwałsię
silnywiatr,którygoniłponiebiechmury,spędzającjenawschód,wstronęNorwegii.W
kłębach
obłokówodbijałosięświatłomiastapółnocy,miasta,którenależałowrównymstopniudo
rozkołysanychstalowoszarychrówninMorzaPółnocnego,jakdołagodnychwzgórz
śródlądowej
Szkocji.ZupełnieinnebyłyświatłaGlasgow,miękkiblaskmiastazachodu,skądjest
równie
bliskodoIrlandii,jakinaskalistewyżynygaelickichHighlands.ObliczeEdynburga
wyrzeźbiły
zimne,kąsającewiatryzewschodu.Byłotomiastokrętychbrukowanychulici
wyniosłych
filarów,miastoczarnychnocyipłonącychświec,miastointelektu.
Isabeldoszładowęgłaszeregowcairuszyławzdłużfrontubudynku,którybiegłpo
łagodnymłuku.Gmachbyłokazały,zajmowałcałąstronęulicy.Zjegookienroztaczałsię
widok
naTheMeadowsorazodległedachy,pinakleiiglicowehełmywieżstaregoInfirmary.
Byłatowysokakamienicawstyluwiktoriańskim,sześciopiętrowa,zgładzonego
kamienia;dachkrytyłupkiem,wysoki,ostromymspadzie.Makrawędzidachu,jakwe
francuskichchateaux,tuiówdziewyrastaławieżyczkazwieńczonakutymżelaznym
ornamentem.Dachkończyłsiękrenelażemzdobnymkamieniarkąwkształcierzeźbionych
łodyg
ikwiatówostu,wśródktórychgdzieniegdzieszczerzyłzębygargulec.Kiedywznoszono
tendom,
owedekoracjemiałyzapewnedawaćówczesnymlokatorompoczucie,żemieszkająw
stylowej
kamienicy,któraoddworuszlacheckiegoróżnisiętylkoiwyłącznierozmiarami.Jednak
pomimo
tychwszystkichfanaberiimieszkaniabyłytamporządne,akonstrukcjasolidna.
Kamienica
powstałanaużytekwarstwydrobnomieszczańskiej,aleobecniestanowiłasiedzibę
studentówi
młodychludziuprogukariery.Lokal,doktóregowybierałasięIsabel,byłzapewne
typowym
mieszkaniem,wynajmowanymwspólnieprzeztrojelubczworoludzi,natyleobszernym,
żeby
każdymiałwnimwłasnypokój,amiejscastarczyłojeszczenasporysalonijadalnię.
Warunki
mieszkaniowebyływięcwygodneiniekrępujące-dopókinahoryzoncieniepojawiłsię
jakiś
mąż,żonabądźteżkonkubentlubkonkubina.Noi,oczywiście,wtakichwspólnych
mieszkaniachrodziłysięprzyjaźnienacależycie.Nieprzyjaźniepewnieteż,pomyślała
Isabel.I
teżnacałeżycie.
Centrumkażdegosegmentustanowiłakamiennaklatkaschodowa,zktórejwchodziłosię
doposzczególnychmieszkań.Wiodłynaniądrzwiwejścioweprzytłaczających
rozmiarów.
Zazwyczajbyłyonezamknięte,alenadolezainstalowanodomofon.Isabelprzyjrzałasię
opisanymdzwonkom,znalazłanazwiskoDuffus,wcisnęłaguzikizaczęłaczekać.Po
mniej
więcejminuciewmalutkimgłośniczkuodezwałsięczyjśgłos,pytający,ocochodzi.
Isabelnachyliłasiędomikroskopijnegomikrofonuiprzedstawiłasię,wyjaśniając,że
przyszłaporozmawiaćzpannąDuffus.Wsprawiewypadku,dodała.
Przezchwilęniebyłoodpowiedzi,apotemnaglezahuczałbrzęczyk.Isabelpchnęładrzwi
iweszłanaschody.Zauważyła,żewpowietrzuwisilekkizapachkurzuoraztasama
zastaławoń,
którastanowichybacechęwspólnąwszystkichklatekschodowych:zapachniedawno
wyschłych
kamieni,zmieszanyzulotnymaromatempotrawgotującychsięwmieszkaniachdookoła.
Ten
zapachkojarzyłsięIsabelzlatamidzieciństwa,kiedycotydzieńwchodziłapotakich
właśnie
schodachdomieszkaniapannyMarilynMcGibbon,nauczycielkifortepianu.Panna
McGibbon,
przypomniałojejsię,zawszemówiła,żemuzykają„wyrusza”,comiałooznaczać,że
słuchając
muzyki,czujesięwzruszona.Isabeldotejporywmyślachużywałaokreślenia
„wyruszająca
muzyka”.
Zatrzymałasięnaschodachiprzezchwilęstałabezruchu,wspominającpannę
McGibbon.Wdzieciństwielubiłaswojąnauczycielkę,aleprzejęłaodniej,jużwtedy,jako
mała
dziewczynka,pewienrodzajmelancholii,przytłaczającepoczuciejakichś
nierozwiązanych
spraw.Jednegorazu,kiedyprzyszłanalekcję,pannaMcGibbonmiałaczerwoneoczy,a
puder,
któryzawszestarannienakładałanapoliczki,byłpożłobionyłzami.MałaIsabelstałai
patrzyła
naniąwmilczeniu,ażwkońcupannaMcGibbonodwróciłasięodniej,mamrocząc
niewyraźnie:
-Niejestemdziśsobą.Zechciejmiwybaczyć.Niejestemdzisiajsobą.
-Czycośsięstało?-zapytałaIsabel.
PannaMcGibbonskinęłagłowąijużprawiepowiedziała„tak”,alepotemzdecydowała
sięna„nie”ipokręciłagłowąprzecząco.Zabrałysiędolekcji,dogam,któreIsabelmiała
zadane
dodomu,idoMozarta;niemówiłyotymwięcej.WielelatpóźniejIsabel,jużjakomłoda
kobieta,dowiedziałasię,zupełnieprzypadkiem,żepannaMcGibbonstraciławtedy
przyjaciółkęi
wieloletniątowarzyszkęnazwiskiemLallaGordon.ByłaonacórkąsędziegoCourtof
Session*
[CourtofSession-najwyższysądcywilnywSzkocji(przyp.tłum.).]izostałazmuszona
do
wyborupomiędzyprzyjaciółkąarodziną,któraodnosiłasiędopannyMcGibbonz
dezaprobatą.
Wybrałatodrugie.
MieszkanieznajdowałosięnaczwartympiętrzeikiedyIsabeltamdotarła,zobaczyła,że
drzwisąjużlekkouchylone.Zadrzwiami,wprzedpokoju,stałamłodakobieta;
zobaczywszy
Isabel,otworzyłajenaoścież.Isabeluśmiechnęłasiędoniej,jednymspojrzeniem
ogarniając
całąsylwetkęHenDuffus:wysokaismukłajakwierzba,dużeoczyjakułani,otym
błagalnym
spojrzeniu,którezawszekojarzyłosięIsabelzdziewczętamizzachodniegowybrzeża
Szkocji,
chociażprzypuszczalnieniebyłotutajabsolutnieżadnegozwiązku.Henodwzajemniła
uśmiechi
zaprosiłaIsabeldośrodka.Tak,pomyślałaIsabel,słyszącjejakcent,zachód,alenie
Glasgow,jak
twierdziłaCat-jakieśmałe,wytwornemiasteczko,Dunbarton,dajmynato,ostatecznie
Helensburgh.NatomiastimięHenriettawżadensposóbniepasowałodotejosoby.Kurzy
skrót-
jaknajbardziej.Jakulał.
-Przepraszam,żeprzychodzębezzapowiedzi.Chciałamsprawdzić,czypaństwazastanę.
Paniąipana…
-Neila.Chybajeszczeniewrócił,alespodziewamsięgoniedługo.
HenzamknęładrzwizaIsabeliwskazaładrzwidojednegozpokojów.
-Możemyusiąśćtam-zaproponowała.-Niestety,mamybałagan,jakzwykle.
-Nicnieszkodzi-powiedziałaIsabel.-Wszyscyżyjemywbałaganie,botakjest
wygodniej.
-Alejabymakuratchciałamiećwdomuporządek-westchnęłaHen.-Staramsię,tyleże
tochybapoprostunieleżywmojejnaturze.
Isabeluśmiechnęłasię,aleniepowiedziałaanisłowa.Wyczuwaławtejkobiecie
zmysłowość,jakąśaurę…cóż,trzebapowiedziećwprost,auręenergiiseksualnej.Nie
mogłobyć
wtymwzględziewątpliwości,bywatowidocznerówniedobrzejakto,czyktośjest
muzykalny
alboczywyznajeascetyzm.Naturalnymśrodowiskiemtejkobietybyłynieposprzątane
pokojez
niepościelonymiłóżkami.
Oknasalonu,doktóregoHenzaprowadziłaIsabel,wychodziłynapółnoc;roztaczałsięz
nichwidokponadwierzchołkamidrzewporastającychpołudniowyskrajTheMeadows.
Okna
byłyolbrzymie,wedlenajlepszejwiktoriańskiejtradycji.Zadniatenpokójmusiałwręcz
tonąćw
świetlesłonecznym.Nawetotejporze,wczesnymwieczorem,sztuczneoświetleniebyło
tutaj
zbędne.Isabelprzeszłaprzezpokójistanęłaprzyjednymzokien.Wyjrzałanaulicę.
Cztery
piętraniżejjakiśchłopakciągnąłnasmyczybrukowanąjezdniąopierającegosiępsa.W
końcu,
zniecierpliwiony,pochyliłsięizdzieliłgopięściąpogrzbiecie.Zwierzakzwinąłsięw
odruchu
obronnym;wtedychłopakkopnąłgowżebraipociągnąłdalej.
HenstanęłaobokIsabel,podążającwzrokiemzajejspojrzeniem.
-A,toon.Małyłobuz,SoutarMydlarz,taknaniegomówię.Mieszkanaparterzezmatką
ijejgachem.Cośmimówi,żetenpsiakniedarzynikogoztejtrójkiszczególnąsympatią.
Isabelroześmiałasię.BardzojejsięspodobałoporównaniedoSoutaraMydlarza;zajej
czasówkażdeszkockiedzieckonapamięćznałokomiksy,którychbohaterembyłNasz
Maty
Wullieijegodwajkoleżkowie,SoutarMydlarziGrubyBoab,aleczyterazktośtojeszcze
pamiętał?JakieobrazypobudzajądziśwyobraźnięmłodychSzkotów?Napewnoniesąto
pejzażemiastaDundee,telegendarne,pełneciepłaulice,które„SundayPost”zaludniał
postaciamiwyszczekanychniewiniątek.
Odeszłyodokna.HenspojrzałanaIsabel.
-Przyszłapanizobaczyćsięznami?-zapytała.-Niejestpanichyba,niedajBoże,
dziennikarką?
Isabelpotrząsnęłaenergiczniegłową.
-Wżadnymrazie.Byłamświadkiemcałegozdarzenia.Widziałam,jaktosięstało.
Henwytrzeszczyłananiąoczy.
-ByłapaniwUsherHall?Widziałapani,jakMarkspadł?
-Niestety.
Henrozejrzałasię,zobaczyłazasobąsofę,usiadła.Wbiławzrokwpodłogęiprzezchwilę
milczała.Potempodniosłagłowę.
-Niechętniewogóleotymmyślę.Rozumiemniepani?Upłynęłodopierokilkatygodni,
alejajużstaramsięzapomniećowszystkim.Tylkożetoniejesttakieproste,kiedysię
straciw
tensposóbznajomego,itojeszczewspółlokatora.
-Oczywiście.Rozumiemto.
-Byłajużunaspolicja.WypytywałaoMarka.Potemprzyjechalijegorodzice,zabrać
rzeczyponim.Możepanisobiewyobrazić,jaktowyglądało.
-Tak.
-Ijeszczetrochęinnychludzi-opowiadaładalejHen.-ZnajomiMarka,ktośodniegoz
biura.Całyczasmieliśmywizyty.
Isabelusiadłanasofie,obokHen.
-Aterazjeszczejadokompletu.Bardzomiprzykro,żepaństwanachodzę.Potrafięsobie
wyobrazić,coprzeszliście.
-Pocopaniprzyszła?-zapytałaHen.Wjejgłosieniebyłowrogości,aledałosięwnim
słyszećnapięcie,któreIsabelnatychmiastwychwyciła.Byłtoprawdopodobnieskutek
wyczerpania,któreopadłoHenzwyprzedzeniemwobliczukolejnegoprzesłuchania.
-Bezkonkretnegopowodu-przyznałasięcichoIsabel.-Wydajemisię,że
zdecydowałamsięnatodlatego,żeniejakowzięłamwtymudział,aniemamzkim
porozmawiać,toznaczynieznamnikogo,ktomiałbyztąsprawąjakiśzwiązek.Rozumie
pani,o
comichodzi?Widziałam,jaktosięstało-nawłasneoczywidziałamtęstrasznątragedię-
anie
znamnikogo,ktomógłbymicośpowiedziećonim,oMarku.
Zamilkła.Henniespuszczałazniejspojrzeniaswoicholbrzymichoczukształtu
migdałów.Isabelwierzyła,żeto,cowtejchwilipowiedziała,toprawda.Aleczycała?
Przecież
niemogłaprzyznaćsiętymludziom,żeprzywiodłajątutajzwyczajnaciekawość;byłapo
prostu
ciekawacałegowydarzenia.Noijeszczeżywiłapodejrzenie,żestałozanimcoświęcej
niżtylko
czystyprzypadek.
Henzamknęłaoczy.Iskinęłagłową.
-Rozumiem-powiedziała.-Niechbędzie.Właściwietochętniesiędowiem,jakto
naprawdęwyglądało.Itakcałyczastosobiewyobrażam.
-Więczgadzasiępani?
-Zgadzamsię.Jeżelimatopanipomóc,toproszębardzo.-Wyciągnęłarękęipołożyła
dłońnaramieniuIsabel.
Tengest,symbolizującywspółczucieizrozumienie,byttaknieoczekiwany,żeIsabel
wydałsięażdziwnyuosobywtypieHen.Zganiłasięzatęmyśl,którabyćmożebyładla
dziewczynykrzywdząca.
-Zaparzękawę-zaproponowałaHen,wstając-iporozmawiamy.
Wyszłazpokoju,aIsabelusiadławygodniejnasofieirozejrzałasiędookoła.Pokójbył
eleganckoumeblowany,conieczęstosięzdarzawwynajmowanychmieszkaniach,którew
krótkimczasiezaczynająwyglądaćtak,jakbyniemogłysiędoczekaćremontu.Najednej
ze
ścianwisiałyreprodukcjeobrazów,wyrazgustówwłaściciela.Jakmożnabyło
przypuszczać,
jegowybórzostałurozmaiconypreferencjamilokatorów,takwięcścianęzapełniały:
panorama
wodospadównarzeceClyde(właściciel),obok„Większyplusk”DavidaHockneyaoraz
„Filozofowieamatorzy”JackaVettriana(lokatorzy),adalejPeploeijego„łona”(znów
właściciel).IsabeluśmiechnęłasiędoobrazuVettrianaartystaten,pomimogłębokiej
dezaprobaty,którądarzyłogoedynburskieśrodowiskotwórcze,trzymałsiędobrzeinie
traciłani
trochęnapopularności.Dlaczego?Wyjaśnieniebyłoproste:ponieważjegofiguratywne
malarstwodawałojakieśpojęcieożyciu(wkażdymrazieożyciuludzi,którzyzwykli
zabawiać
sięnaplażytańcamiwwieczorowychstrojach).ObrazyVettrianazawszeopowiadały
jakąś
historię,podobniejakdziełaEdwardaHoppera.DlategowłaśnieHopperzainspirowałtylu
poetów;wszystko,cowyszłospodjegopędzla,byłoniezwykleczytelne:skądpochodzą
ludzie
naobrazie?Oczymmyślą?Cobędąrobić?Hockney,rzeczjasna,żadnegopytanianie
pozostawiałbezodpowiedzi.Bohaterowiejegoobrazówbylizawszepodanijakna
patelni:mieli
wgłowiepływanie,seksiwłasnynarcyzm.CzyHockneysportretowałkiedyśWHA?
Isabel
pamiętała,żetak;nawetnieźlesobieporadziłztwarząAudena,któraprzypominała
gołoborze.
„MamfacjatęjakmapaIslandii”.CzytosamWHAtakpowiedziałosobie?Raczejnie,
pomyślałaIsabel,aletobydoniegopasowało.Przyszłojejdogłowy,żebykiedyśnapisać
książkęzpowiedzeniami,któretaknaprawdęnigdyniepadły,leczmogłybystanowić
autentycznebonmotyróżnychznanychludzi,„Przezcałepopołudniebyłamkrólową,a
teraz
padaśnieg”.KrólowaWiktoria.
IsabeloderwaławzrokodobrazuVettrianaiwyjrzałaprzezdrzwinakorytarz.Wisiało
tamwysokielustrozrodzajutych,którenajczęściejmożnazobaczyćwdrzwiachszafy.Z
miejsca,gdziesiedziała,Isabelwidziałajewcałejokazałości.Dokładniewtymsamym
momencie,kiedyjejwzrokspocząłnalustrze,zobaczyławnimmłodegomężczyznę,
który
wypadłzjednegopokoju,przebiegłprzezkorytarzizniknąłzadrzwiamipodrugiej
stronie.Nie
zauważyłjej,chociażzachowywałsiętak,jakbywiedziałojejobecności.Sprawiał
również
wrażenie,żenieżyczysobie,żebyIsabelgozobaczyła-idopiąłbyswego,gdybynieto
lustrow
strategicznympunkciekorytarza-gdyżtrzebadodać,żetenmłodymężczyznaniemiałna
sobie
absolutnienic.
Henwróciłapokilkuminutach,niosącdwiefiliżanki.Postawiłajenastolikuoboksofyi
usiadłaobokIsabel,natymsamymmiejscu,coprzedtem.
-ZnałapaniMarkawcześniej?-zapytała.
Isabelnaglenistąd,nizowądwydałosię,żefaktyczniegokiedyśspotkała.Jużmiała
przytaknąć,alepokręciłagłową.
-Nie.Tegowieczoruwidziałamgoporazpierwszy.
-Tobyłnaprawdędobryczłowiek-powiedziałaHen.-Świetnyfacet.Wszyscygolubili.
-Wierzę-zgodziłasięIsabel.
-Zpoczątkumiałampewnewątpliwości,jaktobędziemieszkaćzdwomaobcymi
ludźmi,wiepani.Alewynajęłampokójtutajmniejwięcejwtymsamymczasiecooni,
więc
zaczynaliśmyrazem,możnapowiedzieć.
-Iukładałosiępaństwu?
-Tak,jaknajbardziej.Czasamitrochęsięsprzeczaliśmy,czegomożnasiębyło
spodziewać,aleanirazuniedoszłodopoważniejszejkłótni.Wszystkoszłobardzodobrze.
-Hen
wzięładorękifiliżankęiupiłałyczekkawy.-Brakujemigo.
-ANeil,drugiwspółlokator?PrzyjaźniłsięzMarkiem?
-Jasne-odrzekłaHen.-Czasamigrywalirazemwgolfa,aleMarkniemiałwiększych
szans.Neiltowymiatacz.Mógłbygraćzawodowo.Robistażprawniczywkancelariina
West
Endzie.Firmasztywniaków,aleonewszystkiesątakiesame.Byłoniebyło,żyjemyw
Edynburgu.
Isabelteżsięgnęłapokawęiwypiłajedenłyk.Rozpuszczalna.No,aleodstawićją
nietkniętąbyłobyniegrzecznie.
-Jakpanimyśli-zagadnęłaściszonymgłosem-jaktosięmogłostać?
Henwzruszyłaramionami.
-Poprostuwypadł.Niemogłobyćinaczej.Wypadkichodząpoludziach,nawettakie
dziwaczne.Wychyliłsię,żebycośtamzobaczyć,ispadł.Jakinaczejmożnato
wytłumaczyć?
-Amożebyłnieszczęśliwy?-podsunęłaIsabelostrożnie,obawiającsięgwałtownej
reakcjinatakąsugestię.Jednaknictakiegonienastąpiło.
-Pytapani,czytomogłobyćsamobójstwo?
-Tak.Właśnie.
Henpotrząsnęłagłową.
-Wżadnymwypadku.Czegośbymsiędomyśliła.Napewno.Markniebyłnieszczęśliwy.
Isabelzastanowiłasięnadsłowami„czegośbymsiędomyśliła”.Skądtapewność?Stąd,
żemieszkalirazem-tobyłooczywiste.Człowiekwyczuwanastrojeludzi,którzyżyją
najbliżej
niego,iprzejmujeje.
-Zatemnicnatoniewskazywało?
-Nic.-Henzamilkłanachwilę.-Onniebyłtaki.Samobójstwotopodanietyłów.Aon
byłczłowiekiem,któryprzedniczymnieucieka.Można…Człowiekmógłnaniego
liczyć.
Polegaćnanim.Markmiałsumienie.Rozumiemniepani?
ObserwującHenpodczastejprzemowy,Isabelskonstatowała,żesłowo„sumienie”
pojawiasięcorazrzadziejnaludzkichustach.Byłotozjawiskodziwneigłęboko
niepokojące,
ponieważwskazywałonazanikwyrzutówsumieniawdzisiejszychczasach.Patrzącz
drugiej
strony,matopewnezalety,jakożewyrzutysumieniaprzytłaczająludzkąduszęisą
odpowiedzialnezawieleniepotrzebnychnieszczęść.Pozostajejednakkwestiamoralności
i
moralnegopostępowania,wktórympoczuciewinyodgrywaniezastąpionąrolęczynnika
zniechęcającego.Wyrzutysumieniapomagająnamodróżnićzłeuczynki;todziękinim
możemy
żyćwedługnormmoralnych.PozatymsłowaHenmiałytakżeinnywymiar.Brzmiałow
nich
absolutneprzekonanie,leczmogłajewypowiedziećtylkoosoba,któranigdywżyciunie
zaznała
rozpaczyaniniezwątpiławsiebie.
-Niektórzyludzieniepokazująposobietego,conaprawdęwnichsiedzi…Mogąbyć
bardzonieszczęśliwi,aleniczegoniezdradzą.Zdarzasię,że…-Isabelumilkła.Było
widać,że
Henniemaochotywysłuchiwaćtakiegowykładu.-Przepraszam-powiedziała.-Nie
chciałam
panipouczać…
Henuśmiechnęłasię.
-Nieszkodzi.Wogólnymzarysie,jaksądzę,towszystkoracja,aleniewtymwypadku.
Naprawdęwątpię,żebytomogłobyćsamobójstwo.
-Niewątpliwiemapanisłuszność-powiedziałaIsabel.-Widzę,żeznałagopanibardzo
dobrze.
Nachwilęzapadłacisza.Henpopijałamałymiłyczkamiswojąkawę,aIsabelwpatrywała
sięwobrazVettriana,zastanawiającsię,oczymdalejmówić.Rozmowaprzestawałamieć
sens.
Henpowiedziałajużprawdopodobniewszystko,cozamierzałapowiedzieć,iIsabelnie
mogła
raczejliczyćzjejstronynanicwięcej.Pozatymtadziewczynaitakniebyłaszczególnie
rozgarniętąosobą.
Henodstawiłafiliżankęnastolik.Isabeloderwaławzrokodobrazu,którywdziwny
sposóbjąniepokoił.Dopokojuwszedłmłodymężczyzna,któregowidziaławkorytarzu,
teraz
jużubranyizapiętypodszyję.
-TojestNeil-przedstawiłaHen.
Isabelwstałazsofyipodałamurękę.Dłońmłodzieńcabyłarozgrzanailekkowilgotna.
Byłpodprysznicem,pomyślałaIsabel.Dlategobiegałgołypokorytarzu.Cóż,byćmoże
w
dzisiejszychczasachniebyłoniczymniezwykłym,żewspółlokatorzy,dobrzyprzyjaciele,
chodzą
sobienagopomieszkaniu,niewinnijakdzieciwrajskimogrodzie.
Neilzająłfotelnaprzeciwkosofy,aHenwyjaśniłamupowódwizytyIsabel.
-Niezamierzałamsiępaństwunarzucać-pośpieszyłaIsabelzwyjaśnieniem.-Chciałam
tylkoporozmawiaćotym,cosięstało.Mamnadzieję,żeniemająmipaństwotegozazłe.
-Ależskąd-powiedziałNeil.-Mnietonieprzeszkadza.Mogęzpaniąotym
porozmawiać,jeślipanisobieżyczy.
Isabelrzuciłananiegookiem.MówiłzupełnieinaczejniżHen,miał,najejucho,akcentz
drugiegokońcakraju.Wysławiałsięwsposóbzdradzającystaranne,kosztowne
wykształcenie.
Isabeloceniła,żejestrówieśnikiemswojejkoleżanki,conajwyżejtrochętylkoodniej
starszym;
takjakiona,sprawiałwrażenieczłowieka,którydużoczasuspędzanaświeżym
powietrzu.Ach,
przecieżgrywawgolfa,przypomniałasobie1Isabel,więctomusibyćśladpo
wichrowych
przestrzeniachszkockichpólgolfowych.
-Niebędędłużejzabieraćpaństwuczasu-powiedziała.-Spotkaliśmysię,
porozmawialiśmyotym,cozaszło.Życietoczysiędalej.Niechcępaństwuprzeszkadzać.
-Pomogłapanitarozmowa?-zapytałaHen,aIsabelzauważyławtymmomencie,że
wymieniłaszybkiespojrzeniezNeilem.
Znaczenietegospojrzeniabyłooczywiste;Isabelbyłapewna,żekiedyjużsobiepójdzie,
HenzapytaNeila:„Pocoonatuprzyszła?Pocojejbyłotowszystko?”.Powietak
dlatego,że
ona,Isabel,nicdlaniejnieznaczy;jeststarsząkobietą,poczterdziestce,pozanawiasem,
nie
liczysię,jakbywogólejejniebyło.
-Zabiorępanifiliżankę.-Hennaglewstałazsofy.-Muszęcośzrobićwkuchni.
Przepraszamnachwilę.
-Pójdęjuż-powiedziałaIsabel,aleniepodniosłasię,atymczasemHenzdążyławyjśćz
pokoju.IsabelspojrzałanaNeila,któryobserwowałją,swobodnieopierającłokciena
poręczach
fotela.
-Uważapan,żeonmógłskoczyć?-zapytała.
Pomimoobojętności,jakamalowałasięnatwarzyNeila,wjegozachowaniubyłocoś
niepokojącego,jakiślęk.
-Skoczyć?
-Popełnićsamobójstwo.
Neilotworzyłusta,alenicniepowiedziałizamknąłjezpowrotem.Nieodrywałwzroku
odIsabel.
-Przepraszam,żezadajępanutakiepytanie-mówiładalej.-Widzę,żeraczejpanwto
wątpi.Cóż,zapewnemapanrację.
-Zapewnetak-powiedziałszybko.
-Mogęjeszczeocośzapytać?-Nieczekającnaodpowiedź,przeszładorzeczy;-Hen
mówiła,żeMarkbyłbardzolubiany.Czyprzychodzipanunamyślktoś,ktozanimnie
przepadał?
Pytaniepadło;terazIsabelskupiłasięnaobserwacji.WzrokNeilapowędrowałwdół,w
kierunkupodłogi,apotemznówdogóry.OdpowiadającnapytanieIsabel,niepatrzyłna
nią,ale
nadrzwi,jakbychciałwzrokiemprzywołaćHen,żebygowyręczyła,
-Raczejnie.Nie.Raczejnie.
Isabelskinęłagłową.
-Zatemwjegożyciuniezdarzyłosięnicniezwykłego?
-Nie.Nicniezwykłego.
Tymrazemspojrzałprostonanią;wjegooczachdostrzegłaniechęć.Zapewnesądził-
najzupełniejsłusznie-żeIsabelniemaprawawtykaćnosawsprawyjegoprzyjaciela.
Hentakże
dałajejjasnodozrozumienia,żezaczęłajużnadużywaćichgościnności.Przyszedłczas
się
pożegnać.Isabelwstała,aNeilpodążyłzajejprzykładem.
-ChciałabympożegnaćsięzHen-oznajmiła,wychodzączpokoju.Neilruszyłzanią.Na
korytarzuIsabelrozejrzałasięszybko.Tedrzwipoprawej,pomyślała,tonapewnobędą
te,z
którychwybiegłnago,kiedyakuratprzypadkowozerknęłamwlustro.
-Henjestwkuchni,tak?-zapytała,skręcającwprawoiotwierającupatrzonedrzwi.
-Kuchniatonietutaj!-zawołałNeilzanią.-Tojestjejpokój.
AleIsabelbyłajużjednąnogąwśrodkuizdążyłazobaczyćobszernąsypialnię.Okno
byłozasłonięte,aobokniepościelonegołóżkastałalampkanocna.
-Och-powiedziała.-Przepraszam.
-Kuchniajesttam-zabrzmiałjegoostrygłos.-Tamtedrzwi-wskazał,zerkającnaniąz
ukosa.
Denerwujesię,pomyślałaIsabel.Denerwujesięitraktujemniejakwroga.
Wycofałasięzpokojuiposzławstronęwskazanychdrzwi.ZnalazłazanimiHen,która
najejwidokzrobiłazakłopotanąminę,bozamiastcośrobić,takjakpowiedziała,siedziała
na
stołkuiczytałajakieśczasopismo.MimotoIsabelpodziękowałajejwylewnie,pożegnała
sięi
wyszła,słyszącjeszczenaodchodnym,jakNeilobracazeszczękiemkluczwzamku.
Zostawiła
imswojąwizytówkę,mówiąc,żemogądoniejzadzwonić,kiedytylkoprzyjdzieim
ochota,ale
wystarczyło,żeHeniNeilprzyjrzelisiębezprzekonaniakartonikowi,ajużwiedziała,że
nie
skorzystajązzaproszenia.Czułasiędziwnieigłupio,apochwilidotarłodoniej,że
całkowicie
zasłużyłasobienato,żebysiętakczuć.No,aleprzynajmniejcośsięwyjaśniło.
HeniNeilbylikochankami.DlategowłaśnieNeilbyłwjejpokoju,kiedyIsabel
zadzwoniładomofonemdoichmieszkania.Hen,coprawda,mówiła,żeNeilniewrócił
jeszcze
dodomu,aletrudnobyłoodniejwymagać,żebytłumaczyłaobcejosobie,widzianej
pierwszyraz
wżyciu,cowspółlokatorrobiwjejwłasnymłóżkuotejgodzinie.Oczywiście,dzięki
temu
potwierdziłosiępierwszewrażenieIsabelnatematHen,alebynajmniejniedowiedziała
się,jak
układałoimsięwspólneżyciewetrójkę,Mark,rzeczjasna,mógłczućsiępominięty.Hen
twierdziła,żenieznałaanijego,aniNeilaprzedsprowadzeniemsiętutaj,cooznaczało,że
w
pewnymmomencie,jużpozamieszkaniurazem,jedenznichmusiałstaćsięjejbliższy.
Mogłoto
zachwiaćrównowagęichwspólnegobytowania,coniedziwiwsytuacji,gdyztrójki
przyjaciół
naglerobisięjednaparaplusjedenprzyjaciel.Zdrugiejstronyrównieprawdopodobne
było,że
towłaśnieśmierćMarkapopchnęłaHenwramionaNeilaiviceversa;byćmożeoboje
szukali
pociechy,lekarstwanaswójwspólnysmutek?Isabelpotrafiławyobrazićsobietaki
przebieg
wypadków,aletorównieżnieprzybliżyłojejaninakrokdozrozumieniamyśli
przelatujących
przezgłowęMarkatamtegowieczoruwUsherHall.Oileprzedwizytąwszeregowcu
przyparku
Warrenderznałagobardzosłabo,otylepowizycieniemogłapowiedzieć,żeznago
choćby
odrobinęlepiej.Byłtomiłymłodyczłowiek,lubianywtowarzystwie;obcemubyło
zwątpienie
wewłasnesiły,czemuakurattrudnosiędziwić,ponieważzwątpieniewsiebiejest
charakterystycznedlawiekunastoletniegoijesieniżycia,aniedlamłodychmężczyzn
przed
trzydziestką.JeśliMarkmiałjakieśzmartwienia,toukrywałjestarannieprzedosobami,z
któryminacodzieńbyłnajbliżej.
Szła,nieśpieszącsię,wkierunkudomu.Wieczórbyłciepłyjaknatęporęroku,w
powietrzuczułosięjużulotną,najdelikatniejszązapowiedźlata.Mijalijąludzie,takjak
ona
wracającydosiebie.Nawiększośćznichzapewnektośczekał,mąż,żona,kochanek,
rodzice.Na
Isabelczekałjejdom,przestronnyipusty,co,jakdobrzewiedziała,byłoskutkiem
wyborów,
którychdokonaławżyciu,leczzdawałasobierównieżsprawę,żeniebyłatakdokońca
odpowiedzialnazakażdąztychdecyzji.Toniebyłojejrozmyślnedziałanie,żezakochała
sięw
jednymmężczyźnietakzupełnieibezreszty,żeżadeninnyjużnigdyniewchodziłwgrę.
Tobył
przypadek,anaprzypadkiczłowiekniemawielkiegowpływu.Isabelprzytrafiłsię
przypadeko
nazwiskuJohnLiamor,cooznaczało,żeodtejporyżyłazwyrokiem.Nierozmyślałao
tymzbyt
wieleinierozmawiałaotejsprawiezinnymi(chociażwczoraj,przypomniałasobie,
opowiedziaławszystkoJamiemu;byćmożepostąpiłanierozsądnie).Takjużtenświatbył
urządzony,aIsabelstarałasięmaksymalniewykorzystaćsytuację,wktórejsięznalazła.
Była
zdania,żekażdyczłowiekmamoralnyobowiązektakwłaśniepostępować,wkażdym
raziejeśli
wierzywto,żeistniejąobowiązkiwzględemsiebiesamego.AIsabelwierzyła.Jeżelix,to
y.Ale
dlaczegoy?
9
Kolejnytydzieńupłynąłspokojnie.Nicsięniedziało.Znalazłosiętrochępracynad
kolejnymwydaniem„Przeglądu”,aletrudnopowiedzieć,żebyIsabelbyłazawalona
obowiązkami,tymbardziejżekorektyartykułówdonowegonumeruposzłydodrukarni,a
dwóchczłonkówzespołuredakcyjnegowyjechałozagranicę.Isabelprzeważniespędzała
czasna
czytaniu,pomogłateżGracezrobićzaległejużodbardzodawnaporządkinastrychu.
Mimotych
zajęćmiaładośćczasunamyślenieiniemogłasiępowstrzymaćodrozpamiętywania
zajścia,
którenawłasnyużytekzaczęłaokreślaćsłowem„tamto”.Szokisensacje,które
odczuwała
bezpośredniopo„tamtym”,zaczęłyjużwyraźnietracićnasile,leczzastąpiłojepoczucie
pozostawienianierozwiązanejsprawy.SpotkaniezHeniNeilembyłobezowocne,uznała,
aco
gorsza,niepozostałojużnicinnego,comogłabywtejsprawiezrobić.Wwydziale
śledczym
postanowionoprzeprowadzićdochodzeniebadająceprzyczynytragicznegowypadku.
OskarżycielpublicznyzawiadomiłIsabel,żejakonaocznyświadek,którywidział
najwięcej,
zostanietegoitegodniawezwanadozłożeniazeznań,dałjejjednakjednocześniedo
zrozumienia,żesprawęuważazajasnąioczywistą.
-Przypadekjestdośćewidentny-oznajmiłpodczasrozmowyzIsabel.-Zebraliśmy
zeznania,zktórychjasnowynika,żeporęczjestzamontowananaodpowiedniej
wysokościiżez
balkonumożnawypaśćtylkowjedensposób:trzebasięmocnowychylićponad
balustradą.Ten
młodyczłowiektakwłaśniepostąpił.Zjakiegopowodu,niewiemy.Możechciałsię
przyjrzeć
komuśnaparterze.Itobybyłomniejwięcejwszystko.
-Więcpocowogólerozpoczynaćdochodzenie?-zdziwiłasięIsabel,siadającnakrześle
naprzeciwkobiurka,którebyłojednymzbardziejokazałychmebliwtymskąpo
urządzonym
gabinecie.Przyszłatutaj,ponieważoskarżycielzaprosiłjąnarozmowę.Znalazłagow
gabinecie
oznaczonymtabliczkąznapisem„Zgony”.Byttowysokimężczyznaowychudłej,
smutnej
twarzy.Naścianiezajegoplecamiwisiałafotografiaoprawionawramki:dwóch
mężczyzni
dwiekobiety,wszyscymłodzi,siedzącysztywnonakrzesłachpodkamiennymłukiem.
„UniwersytetEdynburski,KomitetIzbyAdwokackiej”,głosiłdrukowanypodpis.Jednym
z
mężczyznbyłsamoskarżyciel;możnagobyłopoznać,bozamłodychlatteżwyglądałjak
tyczka.Czymierzyłwtedywyżej?Czymiałnadzieję,żezdobędzielepszestanowiskoniż
to?
OskarżycielzerknąłnaIsabel,apotemodwróciłwzrok.Byłterazurzędnikiemmiasta
Edynburga,oficjalniezajmującymsięzgonami.Zgony.Dzieńwdzieńzgony.Zgony
drobnei
zgonyważne.Będziepełniłtenurządprzezrok,apotemwrócidowydziałukryminalnego
gdzieś
wjakimśAirdrieczyBathgate.Itakcodnia,zbrodniaiprzemoc,przemocizbrodnia,aż
do
emerytury.
-Jaktosięterazmówi?-odpowiedziałpytaniem,usiłującukryćzmęczenie.-Zamknąć
sprawę.Trzebazamknąćsprawę.
Więctaktomiałosięskończyć.Doszłodoabsolutnieprzypadkowejtragedii,zaktórąnikt
nieponosiłwiny.Isabelprzypadkowozobaczyławszystkonawłasneoczyizrobiła,co
tylkow
jejmocy,żebywyjaśnićto,cotamzaszło,dlasiebie,nawłasnyużytek.Ostatecznie
jednak
sprawanieznalazłarozwiązania,ajejniepozostałonicinnegojakpogodzićsięztą
sytuacją.
Spróbowałazatemskupićsięnalekturze,któraprzezzbiegokolicznościmiaławiele
wspólnegoztrapiącymjądylematem.Narynekwydawniczytrafiłaniedawnonowa
książka,
dotykającaproblematykizobowiązańmoralnychorazichgranic.Tematbyłznajomy,zaś
grupa
filozofów,którasięnimzajęła,postanowiłabronićtezy,żesednokoncepcjimoralności
powinno
leżećniewtym,coczłowiekrobi,leczwtym,czegonierobi.Byłtotrudnypunkt
widzenia,
kłopotliwydlatych,którzyszukająspokojuwżyciu,ponieważstwarzałpotrzebęciągłej
czujnościiogromnegowyczulenianapotrzebyinnychludzi.Isabel,wswoimwłasnym
mniemaniu,nieposiadałatejcechyażtakdoskonalerozwiniętej.Takapostaważyciowa
była
niewłaściwarównieżdlaosób,którepragnąoczymśzapomnieć.Człowiek,który
wymazałcoś
raznazawszezpamięci,byłztegopunktuwidzeniawinnykarygodnego,umyślnego
zaniedbania.
Każdazpięciusetsiedemdziesięciustrontejksiążkistanowiłafrustrującąiciężkąlekturę.
Isabelkorciło,żebyodłożyćtomiskonajakiśczasalbowogólejesobiedarować,ale
zorientowałasię,żegdybytakpostąpiła,wyszłobynato,żeautorzymielirację.Szlagby
ich
trafił,pomyślała.Przyparlimniedomuru.
Kiedynareszciedobrnęładokońca,odłożyłaksiążkęnapółkę,czującprzytymdreszczyk
ekscytacjipomieszanejzwyrzutamisumienia,jakożewybraładlaniejjakiściemnykąt
pod
samymsufitem.Byłotowsobotępopołudniu.Isabeluznała,żewytrwałościąpodczas
lektury
zasłużyłasobienanagrodę.Postanowiławybraćsięnaspacerpomieścieizajrzećdo
jednejalbo
dwóchgalerii,apotemwpaśćdokawiarninaDundasStreetnakawęiciastko.
Pojechaładomiastaautobusem.DojeżdżającjużnaprzystanekzarazzaQueenStreet,
gdziemiaławysiąść,spostrzegłanagleToby’ego,którymaszerowałwdółulicy,niosącw
ręce
torbęzzakupami.UwagęIsabelprzyciągnęłysztruksywkolorzerozgniecionych
truskawek;
uśmiechnęłasię,pomyślawszy,żetakikolorłatwowpadawoko.Wysiadła,wciążztym
samym
uśmiechemnatwarzy.Tobybyłwtejchwilijakieśdwadzieścia,trzydzieścimetrówprzed
nią.
Niezauważył,żeIsabelobserwujegozautobusu.Odetchnęłazulgą,boniebyław
nastroju,żeby
znimrozmawiać.Ruszyłatąsamądrogącoon,wbezpiecznejodległości,mimowszystko
zastanawiającsię,coTobytutajrobi.Wybrałsięnazakupy,tonieulegałokwestii,ale
dokąd
terazidzie?MieszkałwokolicyManorPlace,nadrugimkońcuNowegoMiasta,nie
zmierzał
zatemdodomu.
Jakieżtopłaskie,pomyślałaIsabel.Jakieżtrywialne,żeciekawimnietenwsumiemało
zajmującymłodyczłowiek.Czyistniejechoćbyjedenpowód,dlaktóregomiałobymnie
interesować,jakonspędzasobotniepopołudnia?Nie.Aletaodpowiedźtylkopodsyciła
jej
ciekawość.Dobrzebyłobydowiedziećsięczegośonim,przynajmniejkilkuszczegółów,
na
przykład,żemakaronnajchętniejkupujewValvona&Crolla.Albożelubibuszowaćpo
sklepach
zantykami(choćtoakuratbyłomałoprawdopodobne).Gdybymwiedziałaonimtrochę
więcej,
pomyślałaIsabel,byćmożeudałobymisiędoniegoprzekonać.Catwspominała,żeToby
posiadagłębięcharakteru,zktórejistnieniaIsabelniezdajesobiesprawy.Byćmoże
trzebadać
muszansę,abydotarłdoniejztągłębią.(Czyżbypodjęciedodatkowegowysiłkuwcelu
pokonaniawłasnychuprzedzeńmiałobyćjejmoralnymobowiązkiem?Nie.Pięćset
siedemdziesiątkilkastrontrafiłonawysokąpółkę.Natejwycieczcenieporuszamytego
tematu).
TobyszedłdośćszybkoiIsabelmusiałaprzyśpieszyćkroku,żebyjejnieuciekł.Widziała,
jakprzecinajezdnięnaHeriotRowizagłębiasięwDundasStreet.Nazywającrzeczypo
imieniu,
IsabelśledziłaToby’ego,mgliściezdającsobiesprawę,żeto,corobi,toczystyidiotyzm.
A
jednakmiałaztegoniezłąfrajdę.Wykluczyłamożliwość,żebymiałwejśćdoktóregośze
sklepówzantykami,niespodziewałasięteż,żezainteresujągoksiążki.Czegomógłwięc
tutaj
szukać?PozostałojeszczebiuropodróżynaroguGreatKingStreet(czyżbynartynasam
koniec
sezonu?).
NagleTobyzatrzymałsię,aIsabel,zatopionawswoichniegodziwychmyślach,
zauważyłatodopiero,gdydystanspomiędzynimizmniejszyłsięniebezpiecznie,Wjednej
chwili
zamarławmiejscu.Tobystałprzedwitrynąsklepową,przewiercającwzrokiemszybę,
jakby
przypatrywałsięjakiemuśszczegółowinawystawiealbochciałodczytaćcenęnametce.
Isabel
spojrzaławlewo.Trafchciał,żeprzystanęłaakuratnieprzedsklepem,aleprzed
prywatnym
domem;mogłaconajwyżejzajrzećdoczyjegośsalonu.Izajrzała,żebyTobynie
zauważył,że
Isabelgoobserwuje,gdybyprzypadkiemsięodwrócił.
Salonbyłelegancki,pełendrogichmebli-wystrójtypowydlageorgiańskiegodomuwtej
częściNowegoMiasta.Isabelstałamniejwięcejpięćmetrówodparapetu,gapiącsięw
najlepsze
przezokno,kiedynaglezaszybąukazałasięczyjaśzdumionatwarz.Jakaśkobieta
siedziałana
fotelupodoknem,niewidocznazzewnątrz,aterazwyjrzałanaulicęinaglezobaczyła
przed
samymnoseminnąkobietę,patrzącąnanią.
Przezchwilęspoglądałysobieprostowoczy.Isabelwrosławchodnikzzażenowania.
Kobietawokniewydawałasięjakbyznajoma,alezanicniepotrafiłajejskojarzyć.
Wreszcie,
kiedywyraztwarzypanidomuzacząłsięzmieniać,azdumieniestopniowoustąpiło
miejsca
irytacji,Isabeloderwaławzrokodokna,uniosłarękęispojrzałanazegarek.Postanowiła
odstawićszopkęiudaćroztargnienie;otospacerujesobiewłaśnieDundasStreetinagle:
stop.
Cośwyleciałojejzgłowy.Stoiigapisięjakcielęnamalowanewrota(czyliwczyjeś
okno,choć
przecież,rzeczjasna,absolutnieprzypadkowo),alewystarczyjednospojrzenienazegarek
ijuż
trybyzaskakują.
Udałosię.Kobietaodwróciłasięodokna,aIsabelruszyładalej;ulicabiegławdółpo
zboczuwzgórza.Toby,jakzauważyła,teżbyłjużwruchu.Rozglądałsię,żebyprzejść
przez
jezdnięiskręcićwNorthumberlandStreet.Isabelznówprzystanęła;tymrazemniktnie
mógłby
jejabsolutnieniczarzucić,bozatrzymałasięprzedsamąwitrynąsklepowąipatrzyła
przezszybę
takdługo,dopókiTobynieznalazłsiępodrugiejstronieulicy.
Wtejchwilimusiałazapaśćdecyzja.Opcjapierwsza:zrezygnowaćztegoidiotycznego
pościgu.NarazieIsabelwciążjeszczebyłatam,dokąditaksiędziśwybierała,mogłato
przysiąc
zrękąnasercu.Opcjadruga:dalejśledzićToby’ego.Pochwiliwahaniarozejrzałasię,czy
nic
niejedzie,poczymspacerowymkrokiemprzeszłaprzezulicę.Naśrodkujezdnizaczęło
doniej
docierać,żeto,corobi,tojedenwielkiwygłup.Ona,redaktornaczelny„PrzegląduEtyki
Stosowanej”,wbiałydzieńprzemykasięchyłkiemulicamiEdynburga,podążająctropem
jakiegośmłodegoczłowieka.Ona,apologetkaprawadoprywatności,kontestatorka
wścibskich,
natrętnychczasów,wktórychprzyszłojejżyć,zachowujesięwypiszwymalujjak
zakochany,
napalonyuczniak.Jaktosiędzieje,żecochwilawtykanoswnieswojesprawy,jakby
była
jakimśnędznymtajniaczyną(czytakiesłowowogóleistnieje?).
NorthumberlandStreettojednaznajwęższychulicNowegoMiasta,cośwrodzaju
pomniejszonejkopiiswoichsąsiadek,biegnącychnapółnocinapołudnieodniej.Maona
swoich
zagorzałychwielbicieli,wychwalających„intymny”,jakgonazywają,klimat,któryma
ponoć
tampanować.Isabelnatomiast,zapytanaozdanie,odrzekłaby,żejesttutajciemno-coto
za
ulicabezprzyzwoitejperspektywy,pozbawionaaurydostojeństwa,dziękiktórejżyciew
Nowym
Mieścienabieratakwyjątkowegokolorytu.Isabel,rzeczjasna,niemiałanajmniejszej
ochoty
tutajzamieszkać;ponadwielkomiejskiesplendoryprzedkładałaciszęMerchistoni
Morningside
orazniezliczoneprzyjemności,płynącezposiadaniaprzydomowegoogrodu.Podniosła
głowę,
przyglądającsiębudynkowipoprawejstronie.Wtymdomu,jakbyłojejwiadomo,
mieszkał
niegdyśJohnPinkerton,adwokat,znawcaarchitekturyEdynburga;małoktowiedziałojej
historiiwięcejniżon.Dom,któryzbudował,stanowiłwkażdymcaluperłęstylu
georgiańskiego.
JohnPinkertonbyłprzezabawnymczłowiekiemokuriozalnymbrzmieniugłosu;kiedy
odchrząkał,wydawałzsiebiegulgot,któregoniepowstydziłbysięindor.Leczbyłtotakże
człowiekwielkiegoserca,żyjącywedługrodzinnejdewizy,krótkiejiprostej:„Być
dobrymdla
ludzi”.Niktnieprzemierzyłtegomiastawzdłużiwszerztylerazycoon,niktinnynie
mógłby
powiedzieć,żeznawnimkażdyulicznykamień.Zaśnałożuśmierci,gdziespoczął
przedwcześnie,Johnbyłdzielnyjakmałokto:śpiewałnabożnehymny,jedenpodrugim,
słowo
zasłowem.Anijednazwrotkanieuleciałazjegopamięci,boonzawszepamiętał
wszystko.Łoże
śmierci:namyślotymIsabelprzypomniałasobiewiersz,któryDouglasYoungnapisałku
pamięcipoetyWilliegoSoutara:Dwadzieścialatnałożuboleści,ateraz/Śmiertelny
całun,/
Czywartobyłotakżyć?Ay*[Ay(szk.ang.)-tak.],/Odpowiem,warto,/Bopracowałz
oddaniem
iradosnąochotą,/Wiernyszkockiejsprawie.TaksamojakJohn.Wiernyszkockiej
sprawie:
„Byćdobrymdlaludzi”.
Tobyzwolniłniemalżedotempaspacerowego.Isabelzaczęłasięmartwić,żewkażdej
chwilimożesięodwrócić,anatejulicy,otylewęższejodpoprzedniej,musiałbyją
zauważyć.
Rzeczjasna,niebyłopowoduokazywaćzakłopotania:każdymożechodzićpoulicy,a
Isabelw
tosobotniepopołudnieprzypadkiemwybrałasięakuratwtosamomiejscecoon.Różni
nastylko
jedno,pomyślała.Onwie,dokądzmierza,ajaniemambladegopojęcia,gdziesięskończy
ten
mójspacer.
UwschodniegokrańcaNorthumberlandStreetkończyłasięostrymzakrętemwlewo,
przechodzącwNelsonStreet,która,zdaniemIsabel,jakoulicabyłaoniebobardziej
obiecująca.
Mieszkałtamkiedyśpewienjejznajomy,malarz.Zajmowałpoddaszeześwietlikamiod
strony
północnej.Wpadałoprzeznieczysteświatło,którymprzesyconebyływszystkiejego
obrazy.
Isabelznaładobrzejegoijegożonę;częstowybieralisięrazemnakolację.Potemoni
wyjechali
doFrancjiitamzamieszkali,aonpodobnoprzestałmalowaćizająłsięuprawąwinorośli.
Zmarł
nagleiniespodziewanie,ajegożonawyszłaponowniezamąż,zaFrancuza.
Przeprowadzilisię
doLyonu,bojejnowymążbyłsędziąwlokalnymtrybunale.Isabelutrzymywałaznią
sporadycznykontakt,alepokilkulatachlistyprzestałyprzychodzić.Mążsędzia,
dowiedziałasię
odinnychznajomych,byłzaplątanywaferękorupcyjnąitrafiłdowięzieniawMarsylii.
Wdowa
pomalarzuzamieszkałanapołudniuFrancji,żebymócodwiedzaćswojegodrugiego
małżonkaw
więzieniu,alebyłojejwstydinformowaćstarychznajomychotym,cosięstało.Ztych
właśnie
powodówNelsonStreetbudziławIsabelmieszaneuczucia.
Tobyprzeszedłnadrugąstronęjezdni,wymachującplastikowątorbąnazakupy.Isabel
dyskretnieniespuszczałagozoka,demonstracyjnieudając,żesięprzechadza.Toby
stanąłprzed
kamienicą,zadzierającgłowę,apotemrzuciłokiemnazegarek.Przedsobąmiałkilka
schodków
prowadzącychdodrzwijednegozmieszkańnaparterze.Postałtakprzezchwilę,apotem
przesadziłschodkitrzemasusamiinacisnąłguzikdzwonkaobokdrzwi.Isabeltrzymała
dystans,
kryjącsięzasamochodemdostawczymzaparkowanymnieopodalroguulicy.Pochwili
drzwisię
otworzyłyizobaczyławnichmłodąkobietę,ubraną,jakjejsięzdawało,wkoszulkęi
dżinsy.
Nieznajomawynurzyłasięzmrokukorytarzaiwjednejchwilizalałojąświatło;Isabel
doskonale
widziała,jakdziewczynazarzucaToby’emuręcenaszyjęigocałuje.
Aon,rzeczjasna,wcalesięnieopierał.Pochyliłsię,zjejramionamiwciążdookołaszyi,
postawiłtorbęnapodłodzekorytarza,apotemobjąłdziewczynęiłagodniepopchnąłw
głąb.
Isabelstałajakskamieniała.Tegosięniespodziewałazobaczyć.Generalnienie
spodziewałasię
niczego.Jakmogłaprzypuszczać,żekaprys,którypięćminuttemuprzywiódłjątutaj,
będzie
miałtakpoważnekonsekwencje,żezdołapotwierdzićjejprzeczucianatematToby’ego?
Niewierny.
Staławtymsamymmiejscujeszczeprzezkilkaminut,wbijającoczywprostokąt
zamkniętychdrzwi.Potemodwróciłasięnapięcieiruszyłazpowrotem,wgórę
Northumberland
Street.Czułasięzbrukanazarównotym,cowidziała,jakitym,cozrobiła.Taksamo
muszączuć
sięludziechyłkiemwymykającysięzburdelualbozmiejscasekretnejschadzki:
„śmiertelni,
winąnaznaczeni”,jaknapisałWHAwtympoważnymwierszu,gdzieodmalowałciszępo
burzy
zmysłów,wktórejtociszyuśpionagłowaspoczywa,niewinna,naniewiernymramieniu.
10
-Stałamnaprzystankuiczekałamnaautobus-zaczęłaGraceswojeopowiadanie.-
Wedługrozkładumająjeździćcodwanaścieminut.Śmiechuwarte.Niewiem,poco
wieszająte
rozkłady.Najezdnibyłakałuża.Wjechałwniąjakiśłepekwczapcezdaszkiemtyłemna
przódi
ochlapałkobietę,którastałatużobokmnie.Przemoczyłjądosuchejnitki.Biedaczka
ociekała
wodą,aonwszystkowidział.Uważasz,żezatrzymałsięiprzeprosił?Gdzietam.Jak
sądzisz,co
zrobił?
-Nicniesądzę-odpowiedziałaIsabel,grzejącdłonieokubekzkawą.-Wobecnych
czasachjesteśmyświadkamizanikudobrychmanier.Amożenawetzanikjużsiędokonałi
jestto
obecniebrakdobrychmanier.
-Zanikczybrak,wszystkojedno-mruknęłaGrace.
-Niezupełnie-sprzeciwiłasięIsabel.-Zaniktoubytekjakiejśczęści,rozłożonywczasie.
Brakoznacza,żeczegośniema.Albonigdyniebyło.
-Chceszmożepowiedzieć,żekiedyśteżniktbynieprzeprosił,gdybyochlapałkogośna
ulicy?-PrzezsłowaGraceprzebiłosięoburzenie.Jejpracodawczyni,uznała,prezentuje
daleko
zbytliberalnypunktwidzenianapewnesprawy-włączającwtomłodychludziw
czapkachz
daszkiem.
-Bylitacy,którzybyprzeprosili-odparłaIsabelpojednawczymtonem-itacy,którzyby
nieprzeprosili.Niesposóbstwierdzić,czydziśtychpierwszychjestmniejniżkiedyś.To
tak
samojakztym,żepolicjanciwyglądająterazmłodziej.Dzisiejsipolicjancisąwtym
samym
wiekucokiedyś.Totylkoniektórymznassięwydaje,żewyglądająmłodziej.
Graceniedałasięzbićztropu.
-Jatamwiemswoje.Policjanciwyglądajądziśowielemłodziej,adobrychmanier
choćbyzeświecąszukaj.Wystarczywyjśćnaulicę,żebyprzekonaćsięotymnawłasnej
skórze.
Chybatylkoślepybyniezauważył.Żebysięnauczyćwłaściwegozachowania,chłopak
musi
miećojca.
Niniejszawymianazdańodbyłasięwkuchniinieróżniłasięniczymodinnychtego
rodzajudyskusji.Gracetwardoinieustępliwiebroniławłasnychpoglądów,cozwykle
kończyło
siętym,żeIsabelgodziłasię,żeogólnierzeczbiorąc,sprawajestbardzozłożonaitrzeba
ją
przemyśleć,aleGracezcałąpewnościąmarację.Dopewnegostopnia.
Isabelwstałazkrzesła.Byłojużprawiedziesięćpodziewiątej,czasnajwyższyna
porannąkrzyżówkę.Wzięłagazetęzestołuiudałasiędosaloniku,zostawiającwkuchni
Grace,
którawkładałanaczyniadozmywarki.Cojestdobre,acozłe?Chłopakowipotrzebnyjest
ojciec,
którywyjaśnimu,naczympolegaróżnica;toprawda,aletylkopołowiczna.Graceczęsto
wygłaszałatakiesądy.Przecieżmatkasprawdziłabysięwtejrolirówniedobrzejak
ojciec.Isabel
znałaosobiściekilkakobiet,któresamewychowałysynównaporządnychludzi.Jednąz
jej
przyjaciółekmążporzuciłsześćtygodniponarodzinachsyna;pomimowszelkich
trudności,z
którymimusisięzmagaćsamotnamatka,małyotrzymałidealnewychowanieiwyrósłna
dobregochłopca.Nieonpierwszyinieostatni.„Chłopakmusimiećprzynajmniejjednego
rodzica”-takpowinnabyławyrazićsięGrace.Tobymiałojcaicoztego,skoroteraz
puszczał
Catkantem?Czyjegoojciecpouczyłgochoćbyrazwżyciu,jaknależypostępowaćz
kobietami?
Dobrepytanie.Isabelniemiałanajmniejszegopojęcia,czyojcowierozmawiajązsynami
natakie
tematy.Jakbytomiałowyglądać?Ojciecbierzesynanastronęimówi:„Synu,pamiętaj,
że
kobietynależyszanować”?Czymożetobyłobyjużzbytstaromodne?Isabelprzyszłodo
głowy,
żemogłabyzapytaćotoJamiego,którywiedziałdoskonale,jakokazaćkobiecie
szacunek.W
przeciwieństwiedoToby’ego.
Isabeldomyślałasię,żezachowaniemężczyznwzględemkobietjestuwarunkowaneo
wielebardziejzłożonymiczynnikaminaturypsychologicznej.Niemananiewpływu
wiedzao
moralności;jesttoraczejkwestiapewnościsiebieikonsekwencjizachowańseksualnych.
Mężczyznaposiadającychwiejneego,któremubrakpewności,kimnaprawdęjest,będzie
traktowałkobietęjaknarzędziedozapewnieniasobiepoczuciabezpieczeństwa.
Mężczyzna,
którywie,kimjest,iktóryjestpewienwłasnejseksualności,wykażesięwrażliwościąna
uczucia
kobiety,boniebędziemusiałnikomuniczegoudowadniać.
AjednakToby’emuniebrakowałopewnościsiebie.Jejaurabiłaodniegonakilometr.To
wskazywało,że-przynajmniejwjegowypadku-chodziłoocośinnego.Byćmożetym
czymś
byłbrakwyobraźnimoralnej.Moralnośćopierasięprzecieżnaumiejętnościzrozumienia
uczuć
innychludzi.Ktoś,ktonieposiadawyobraźnimoralnej-azdarzająsiętacy-jest
niezdolnydo
empatii.Ból,cierpienie,troskiinnychnieprzemówiąmudoprzekonania,bopoprostunie
jestw
stanieichzauważyć.Takiemyślenieniebyło,rzeczjasna,niczymnowym;jużHume
wysuwał
podobnąkoncepcję,omawiająckwestięwspółczuciaorazznaczenieumiejętności
odczuwania
emocji,którychdoświadczająinni.Ciekawe,pomyślałaIsabel,czymożnabyłobydzisiaj
wytłumaczyćspostrzeżeniaHume’azapomocąpojęciawibracji,będącegodzieckiem
filozofii
NewAge.Niewykluczone,żemówiącowibracjachipolachenergii,udałobysiędziś
wyłożyć
Hume’aludziom,którzywprzeciwnymrazieniemielibypojęciaojegonauce.Byłto
ciekawy
pomysł,alejakwiększośćciekawychpomysłów,niemożliwydozrealizowaniaze
względuna
brakczasu.Tyleksiążekczekałonanapisanie-tylepomysłównaopracowanie-aIsabel
nie
miałaczasu,żebyzająćsięchoćbyjednymznich.
Jejznajomibyliprzekonani,całkowicieniesłuszniezresztą,żeIsabelmaczasna
wszystko.Widzieli,jakżyjekobietaposiadającaniezależneźródładochodu,dużydom
oraz
codziennąpomocpełnoetatowejgosposi,pracującadorywczojakoredaktornaczelny
jakiegoś
małoznanegopisma,gdzieprawdopodobnieniktniegoniłzterminami.Żadenznichnie
potrafił
sobiewyobrazić,żetakaosobamożeniemiećczasu.Coinnegooni,obarczaniwpracy
corazto
nowymiobowiązkami.
Rzeczjasna,żadnazpowyższychrefleksji,choćwszystkiebyłytrafnewodniesieniudo
kwestiimoralnych,wokółktórychobracałosiężycieIsabel,niemiałazastosowaniado
dylematu,
przedjakimwtejchwilistała.Uległszyniskiejpokusieciekawości,Isabeldowiedziałasię
o
Tobymczegoś,oczymCatniemiałazapewnezielonegopojęcia.Musiałaodpowiedzieć
sobie
teraznapytanie,którebrzmiałodobólubanalnie,jakkalkażywcemwyjętazjakiegoś
kącika
porad:Mojanajlepszaprzyjaciółkamachłopaka.Onjązdradza.Jaotymwiem,onanie.
Czy
powinnamjejpowiedzieć?
Problemniebyłnowy,leczbynajmniejniestawałsięprzeztoprostszy.Isabelznalazłasię
jużkiedyś,przedlaty,wpodobnejsytuacjiiwcaleniebyłapewna,czydecyzja,którą
wtedy
podjęła,byławłaściwa.Wgręniewchodziłaniewierność,alechoroba.Człowiek,z
którymprzez
wielelatwspółpracowałaizdążyłasiędośćbliskozaprzyjaźnić,zapadłnaschizofrenię.
Niemógł
jużpracować,alepoddałsięleczeniu,któreprzyniosłopomyślnerezultaty.Pojego
zakończeniu
poznałpewnąkobietęioświadczyłsięjej,aonaprzyjęłaoświadczyny.Ztego,coIsabel
wywnioskowała,takobietabardzochciaławyjśćzamąż,aleniktnigdyniepoprosiłjejo
rękę.
Niewiedziałajednaknicochorobienarzeczonego.Isabelbiłasięzmyślami:powiedzieć
jejczy
nie?Ostatecznienicniepowiedziała,atamtakobieta,terazjużżonajejprzyjaciela,byław
szoku,
kiedywkońcuodkryła,nacocierpimąż.Mimowszystkozniosłatonadpodziwdobrze;
przeprowadzilisięwedwójkędodomunaskrajuBlairgowrie,gdziewiedlicicheżycie
podstałą
opiekąlekarzy.Kobietanigdynieuroniłaanisłowaskarginaswojegomęża,alegdyby
Isabel
powiedziałajejowszystkim,jejwybórbyłbybardziejświadomy.Mogłabyodrzucić
oświadczynyiżyćsamotnie,byćmożeszczęśliwsza.Zdrugiejstrony,znajomyIsabel
zostałby
wtedypozbawionyszczęściaipoczuciabezpieczeństwa,któredajemałżeństwo.
Isabelczęstonadtymrozmyślałaidoszładowniosku,żenieinterwencjabyławtamtym
wypadkuwłaściwymwyjściemzsytuacji.Problemleżałwtym,żeaniskutków
interwencji,ani
nieinterwencjiniesposóbbyłouprzednioprzewidzieć.Prawidłowymrozwiązaniembyło
zatem
trzymaniesięzdalekaodspraw,któreniedotyczyłyjejbezpośrednio.Alewtejsytuacji
takie
myśleniewiodłonamanowce.CatniebyłaprzecieżdlaIsabelosobąobcą,aciotka,bądź
co
bądź,bliskakrewna,machybaprawojąostrzec?Gdybyzaśnaprzykładokazałosię,że
Tobyto
wcalenieToby,tylkojakiśoszust,dożywotniskazaniec,naprzepustce,którynawetw
takim
położeniuknujenowązbrodnię?OdmówićIsabelprawadoostrzeżeniabratanicybyłoby
wtakim
wypadkuabsurdem.Miałabynietylkoprawoprzemówić-miałabyobowiązektouczynić.
Zasiadławsalonikuporannym.Nietkniętakrzyżówkaspoglądałananiączystymi
kratkami,zfiliżanki,wchłodniejszympowietrzuprzeszklonegopokoju,unosiłsię
obłoczekpary.
Zaczęłasięzastanawiać,jakimisłowamimapowiedziećCat,cowidziała.Jednarzecznie
ulegała
wątpliwości:Isabelniemogłazdradzić,ześledziłaToby’ego.Przyznaniesiędotego
byłoby
równoznacznezoskarżeniemjejonieusprawiedliwionewtykanienosawjegosprawy-i
w
sprawyCat.Zatemcałątedemistyfikacjęnależałorozpocząćodkłamstwa,aw
najlepszym
przypadkuodpółprawdy.
„SzłamsobieNelsonStreetiprzypadkiemzobaczyłam…”JakzareagujeCat?Będzieto
dlaniejszok;typowareakcjanawieśćozdradzie.Pierwszywstrząsszybkoprzerodzisię
w
gniew,wymierzonynieprzeciwkotejdrugiej,kimkolwiekbyonabyła,aleprzeciwko
Toby’emu.
Isabelczytałakiedyś,żepowykryciuzdradykobietyzwyklecałąwinąobarczająswojego
partnera,tymczasemmężczyźniwidentycznejsytuacjiprowokująstarcieztymtrzecim,
intruzem.Popuściławodzefantazjiiprzezchwilęwyobrażałasobietęscenę:Toby,
niczego
niepodejrzewający,stajeprzedCat,ciętąjakwszyscydiabli.Zwykłapewnośćsiebieznika
zjego
twarzyniczymzdartadrucianąszczotką,jaskrawyrumieniecbijenapoliczki;winowajca
uświadamiasobie,żeprawdawyszłanajaw.Isabelspodziewałasię,żewnastępnejchwili
Cat
wpadniewszałitobędziekoniecToby’ego.Akilkatygodnipóźniej-kiedyranynie
zdążąsię
jeszczezabliźnić,aleminiejużpotrzebacierpieniawsamotności-dodelikatesówmoże
zajrzeć
JamieizaprosićCatnaobiad.Okażejejnależytewspółczucie,alezaradąIsabel,zachowa
właściwydystansiniebędziesięśpieszyłzwypełnianiememocjonalnejpustkipo
rozstaniu.A
potemsięzobaczy.JeżeliCatmachoćtrochęolejuwgłowie,zrozumie,żeJamienigdy,
przenigdybyjejniezdradził,zaśTobynależydotegogatunkufacetów,którychnajlepiej
unikać.
Ituwłaśniezaczynałysięschody:wbrewwszelkimpobożnymżyczeniom,Cat
prawdopodobnie
wpakujesięznówwidentycznąkabałę,itonierazaniniedwa.Taktojużjestzludźmi.
Na
miejscuniewłaściwegofacetapojawiasięnastępny,wcaleniewłaściwszy.Wydawałosię
to
nieuniknione.Powtarzamywłasnebłędy,ponieważwyborempartnerarządząmechanizmy
niepodległenaszejwoli.IsabelnaczytałasięwystarczającodużoFreuda-orazKleina,
który
byłbytutajbardziejnamiejscudozacytowania-abywiedzieć,żewkwestiiemocjikości
zostają
rzuconewbardzowczesnymwieku,awszystkosprowadzasiędopsychodynamikirelacji
dziecko-rodzice.Żadneracjonalnekalkulacjeniemajątutajzastosowania;zachowanie
człowieka
jestuwarunkowanenajwcześniejszymiwspomnieniami,jużzeżłobka.Niekażdy,rzecz
jasna,był
oddawanydożłobka,aleniechodziłotutajoinstytucję,leczomiejsce-wprzestrzeni
bądźteżw
czasie-gdziekształtowałysięwspomnienia.
11
Tegowieczoru,kiedyIsabelzdążyłajużuznaćminionydzieńzabezpowrotniestracony,
dojejdrzwizadzwoniłNeil,młodzieniec,któregopoznałapodczaswizytywmieszkaniu
przy
WarrenderParkizktórymodbyławtedyniewdzięczną,bezprzedmiotowąrozmowę.
Zjawiłsię
bezzapowiedzi;czystyprzypadekzrządził,żekiedystanąłwfurtce,Isabelakurat
wyglądała
przezoknowswoimgabinecieizobaczyła,jakidzieścieżkądofrontowychdrzwi,
zadzierając
głowę,żebyobjąćwzrokiemcałydom.Wydawałojejsię,żewpewnymmomencie
zwolniłi
jakbysięniecozawahał,alewkońcudotarłnapróg.Kiedyrozległsiędzwonek,Isabel
poszła
otworzyć.
Neilmiałnasobiegarnituribyłpodkrawatem.Jegobuty,lśniące,wypastowaneczarne
oksfordy,odrazuprzyciągnęływzrokIsabel.ZrozmowyzHenwiedziała,żeNeilpracuje
w
sztywniackiejfirmie-itenstrójtopotwierdzał.
-PannaDalhousie?-zapytałNeil,całkiembezpotrzeby,kiedyIsabelotworzyładrzwi.-
Pamiętamniepani,namnadzieję.Poznaliśmysięniedawnounas…
-Pamiętam,oczywiście.PanNeil,prawda?
-Tak.
Zaprosiłagościadośrodka.Zprzedpokojuprzeszlidosalonu.Neilpodziękował
grzecznie,gdyIsabelzaproponowałamudrinkalubherbatę.Nalaławięcsobie
szklaneczkę
sherryiusiadłanaprzeciwkoniego.
-Henmówiła,żejestpanprawnikiem.
-Praktykantem-poprawił.-Zgadzasię.Pracujęwfirmieprawniczej.
-Jakpołowaludziwtymmieście.-Isabeluśmiechnęłasię.
-Faktycznie,czasamimożnaodnieśćtakiewrażenie.
Nachwilęzapadłacisza.Isabelzauważyła,żeNeilsiedzizdłońmiułożonymina
kolanachikurczowozaciśniętymi;takąpozycjętrudnouznaćzaswobodnąirozluźnioną.
Jej
rozmówcabyłspiętyipodenerwowany,taksamojakpodczasichpierwszegospotkania.
Możeto
takicharakter,pomyślała.Zdarzająsięludzieżyjącywciągłymnapięciu,chodzące
sprężyny,z
naturypodejrzliwiwobecwszystkiego,coichotacza.
-Chciałemsięzpaniązobaczyć…-zacząłNeiliumilkł.
-Chciałpan-odparławesołoIsabel.-Tegosięjużdomyśliłam.
Neilspróbowałprzywołaćnatwarzuśmiech,coniezupełniemusięudało.
-Chciałemsięzpaniązobaczyćwtej…wtejsprawie,októrejwtedyrozmawialiśmy.
Obawiamsię,żeniepowiedziałempanicałejprawdy.Niedajemitospokoju.
Isabelspojrzałananiegouważnie.Mięśnietwarzyutrzymywanewciągłymnapięciu
postarzałygo,żłobiącbruzdywokółkącikówjegoust.Dłonienapewnomawilgotne,
pomyślała.
Milczała,czekając,copowiedalej.
-Pytałamniepani…Chciałapaniwiedziećkonkretnie,czywjegożyciuzdarzyłosięcoś
niezwykłego.Pamiętapani?
Isabelskinęłagłową.Zerknęłanatrzymanąwdłoniszklaneczkęsherryiupiłamały
łyczek.Trunekbyłbardzowytrawny,zdaniemToby’ego,przesadniewytrawny.Isabel
kiedyś
poczęstowałagoiusłyszała,żejejsherryjestzbytwytrawnaiwkońcuzgorzknieje.
-Odpowiedziałem,żenic-kontynuowałNeil-atoniebyłaprawda.Zdarzyłosięcoś
takiego.
-Iterazchcemipanotymopowiedzieć?
Neilskinąłgłową.
-Miałemwyrzutysumienia,żewprowadziłempaniąwbłąd.Niewiem,dlaczegoto
zrobiłem.Chybapoprostubyłemzdenerwowany,żeprzyszłapanidonasichciałaotym
rozmawiać.Pomyślałemsobie,żenicpanidotego.
Botoprawda,pomyślałaIsabel,alenieodezwałasięanisłowem.
-Widzipani-powiedziałNeil-cośsięstało.Markpowiedziałmiotym.Był
wystraszony.
Isabelpoczuła,żejejsercezaczynawalićjakmłotem.Miałarację!Cośsięstało.Śmierć
Markaniebyłataka,jakwszyscysądzili.Cośzaniąstało.
Neilrozplótłzaciśniętekurczowopalce.Teraz,kiedyjużzacząłmówić,opadłazniego
odrobinanapięcia,chociażwciążniemożnabyłopowiedzieć,żewyglądana
odprężonego.
-Markpracowałwfirmiezarządzającejfunduszamiinwestycyjnymi,wiepaniotym?-
zapytał.-FirmanazywasięMcDowell’s.Ostatniomocnosięrozrosła.Obsługujecałe
mnóstwo
dużychfunduszyemerytalnychplusjedenalbodwamniejsze.Jestbardzoznana.
-Wiedziałam,żetampracował-odpowiedziałaIsabel.
-Wtakiejpracyczłowiekwidzicodzienniedużopieniędzywruchu.Trzebabyćbardzo
ostrożnym.
-Wierzę.
-Aszczególnietrzebauważać,cosięsamemurobi.Istniejetakzwanyhandelinformacją
służbową.Wiepani,cototakiego?
Isabelodparła,żewyrażenieobiłojejsięouszy,aleniejestdokońcapewna,czydobrze
jerozumie.Czychodzimożeoskupowanieakcjinapodstawiepoufnych,służbowych
informacji?
Neilprzytaknął.
-Mniejwięcejtaktowygląda.Wewłasnejfirmiemożnawejśćwposiadanieinformacji,
którepozwoląprzewidziećkształtowaniesięcenakcji.Jeślinaprzykładwiesię,żejakaś
firma
niedługozostanieprzejęta,możnasięspodziewać,żejejakcjepójdąwgórę.Wtedy
wystarczyje
kupić,zanimwiadomośćsięrozejdzie,izyskmurowany.Prostasprawa.
-Wyobrażamtosobie-powiedziałaIsabel.-Iwyobrażamsobietępokusę.
-Właśnie-przytaknąłNeil.-Pokusajestogromna.Samkiedyśznalazłemsięwtakiej
sytuacji.Uczestniczyłemwsporządzaniuoferty,któramiałabywpływnawartośćakcji
firmyw
niejwymienionej.Wiedziałemotym.Nicprostszegoniżzlecićkomuśkupnoakcjiw
moim
imieniu.Zarobiłbymgrubetysiące.
-Aleniezrobiłpantego?
-Zacośtakiegoidziesiędowięzienia-powiedziałNeil.-Niemażartów.Chodzioto,że
postępującwtensposób,zyskujesięniesprawiedliwąprzewagęnadludźmi,odktórych
kupuje
sięakcje.Wiesięcoś,czegooniniewiedzą.Topodważazasadyrynkowe.
-Chcepanpowiedzieć,żeMarkbyłświadkiemczegośtakiego?
-Tak-odrzekłNeil.-Poszliśmykiedyśdopubuitammipowiedział,żeodkryłwfirmie
handelinformacjąsłużbową.Przysięgał,żejestabsolutniepewnyswojejracjiiżejestw
stanie
przedstawićdowody.Alepotempowiedziałmicośjeszcze.
Isabelodstawiłaswojąsherry.Byłooczywiste,czymtowszystkosięzakończy.Poczuła
sięnieswojo.
-Markbałsię,boludzie,którzyprowadzilitenproceder,dowiedzielisię,żeonich
nakrył.Naglezaczętoodnosićsiędoniegodziwnie,jakbynawetpodejrzliwie.Musiał
wysłuchiwaćdrętwychgadeknatemat,żelojalnośćwobecfirmytoobowiązekkażdego
pracownikaitakdalej.Odebrałtojakozamaskowanągroźbę.
NeilspojrzałnaIsabel.Jegospojrzeniecośmówiło.Co?Czytomiałabyćprośbao
pomoc?Amożewtychoczachodbiłasięjakaśosobistaudręka,smutek,któregoNeilnie
umiał
wyrazićsłowami?
-Towszystko?-zapytała.-Niepowiedziałpanu,ktoznimrozmawiał,odkogowyszłoto
ostrzeżenie?
Neilpokręciłgłową.
-Nie.Mówił,żeniemożetegorozpowiadać.Alejawidziałem,żebyłwystraszony.
Isabelwstałaipodeszładookna,żebyzaciągnąćzasłony.Połytkaninyzsunęłysięz
cichymszelestem,przywodzącymnamyślszeptłagodnejfali,uderzającejopiaszczysty
brzeg.
Neilprzyglądałsięjejzmiejsca,gdziesiedział.PochwiliIsabelwróciłanafotel.
-Niewiem,czegopanodemnieoczekuje-powiedziała.-Czyniemyślałpanotym,żeby
pójśćztymnapolicję?
Gdytylkopadłotopytanie,Neilnatychmiastspiąłsięcały,takjakprzedtem.
-Tegoniemogęzrobić-uciąłkrótko.-Policjancijużkilkarazyzemnąrozmawiali.
Wszystkoprzemilczałem,powiedziałemimtylkoto,copaniprzynaszympierwszym
spotkaniu.
Jeśliterazsięztegowycofam,będzietowyglądałodziwnie.Praktycznierzeczbiorąc,
przyznam
się,żeichokłamałem.
-Aoniniebędązachwyceni.-Isabelpokiwałagłowąwzadumie.-Mogązacząć
podejrzewać,żecośpanprzednimiukrywa,prawda?
Neilzerknąłnanią,ztymsamymdziwnymwyrazemoczucopoprzednio.
-Niemamnicdoukrycia.
-Ależoczywiście,żenie-powiedziałaIsabelszybko,chociażdobrzewiedziała,żeto
nieprawda,żetenczłowiekcośprzedniątai.-Chodzitylkooto,żekiedyrazniepowie
się
prawdy,ludziezaczynająmyśleć,żecośsięzatymmożekryć.
-Nicsięzatymniekryje-zaprotestowałNeil,tymrazempodnoszącgłosoton.-
Milczałem,boocałejtejsprawiewiedziałembardzomało.Moimzdaniem,toniemiało
nic
wspólnegoz…tym,cosięstało.Nieśpieszyłomisiędowielogodzinnychprzesłuchańna
policji.
Chciałem,żebyjużbyłopowszystkim.Łatwiejmibyłotoznieść,kiedytrzymałembuzię
na
kłódkę.
-Czasamitakfaktyczniejestłatwiej-zgodziłasięIsabel-aczasaminie.-Spojrzałana
Neila,aonspuściłwzrok.Naglezrobiłosięjejżaltegoprzeciętnegomłodzieńca,który
nie
odznaczałsięaninadmiernąwrażliwością,aniprzesadnymwyczuciem.Mimowszystko
byłto
człowiek,którystraciłprzyjaciela,kogoś,zkimdzieliłmieszkanie;zcałąpewnościądla
niego
byłotosilniejszeprzeżycieniżdlaniej,którastałasiętylkoświadkiemwypadku.
Przyjrzałamusię.Wyglądałjakktośkompletniebezbronny.Cośwjegowyglądzie
podpowiedziałoIsabeljeszczeinnąhipotezę,innąmożliwość.Byćmożepomiędzynima
Markiembyłocoś,czegoniedostrzegłanapierwszyrzutoka.Przecieżmoglinawetbyć
kochankami.Kogotodzisiajdziwi,pomyślałaIsabel,żeistniejąludziezdolnido
współżyciaz
obiemapłciami?To,żewidziałaNeila,jakwymykałsięzpokojuHen,niemusiało
oznaczać,że
wmieszkaniuprzyWarrenderParknigdyniedochodziłodokombinacjiinnegorodzaju.
-Brakujegopanu,prawda?-zapytałacicho,obserwując,jakiefektwywrąnanimjej
słowa.
Neilodwróciłwzrok,jakbynaglezainteresowałgojedenzobrazówwiszącychnaścianie.
Przezjakiśczasmilczał,ażwreszcieodpowiedział:
-Bardzo.Codziennienanowotodomniedociera.Myślęonimcałyczas.Całyczas.
Odpowiedziałnajejpytanie.Terazniemiałajużwątpliwości.
-Niechpanniestarasięonimzapomnieć-poradziła.-Czasamiludziemówią,żetak
trzeba.Żelepiejzapomniećotych,którychsięstraciło.Aletaknaprawdętoniewarto.
Neilskinąłgłowąiprzezchwilępatrzyłjejwoczy,apotemznówuciekłspojrzeniem.
Isabelwydałosię,żedostrzegławnimcierpienie.
-Dobrzepanzrobił,przychodzącdomnie-powiedziałałagodnie.-Przyznaćsięprzed
kimś,żecośsięzataiło,nigdyniejestłatwo.Dziękujępanu,Neil.
Niechciała,żebytozabrzmiałojaksygnał,żebyjużsobieposzedł,aleontakwłaśnieto
odebrał.Zerwałsię,wyciągającrękęnapożegnanie.Isabelwstałaiuścisnęłajegodłoń.
Drżącą
dłoń,jakzauważyła.
PowyjściuNeilawróciładosaloniku,usiadłanadszklanką,wktórejniezostałajużani
kroplasherry,izaczęłarozmyślaćnadtym,cousłyszałaodswojegogościa.To
niespodziewane
spotkaniewzbudziłowniejniepokójzkilkustronnaraz.Popierwsze,dopieroteraz
zrozumiała,
jakbardzoNeilprzejąłsięśmierciąMarka;byłkompletnierozbityiniepotrafiłdojśćdo
ładuz
własnymiuczuciami.Natoniemogłanicporadzić,bosamNeil,widziałatowyraźnie,nie
był
jeszczewstanierozmawiaćotym,cogognębi.Tylkoczasmógłuleczyćjegorany.O
wiele
bardziejniepokojącebyłyrewelacjeNeilaohandluinformacjamisłużbowymi,którego
dopuszczalisiępracownicyfirmyMcDowell’s.SerceIsabelmówiłojej,żeteraz,kiedyjuż
sięo
wszystkimdowiedziała,niemożezachowaćneutralności,pomimożeosobiścienicjejnie
łączyz
nieuczciwą(amożepoprostupazerną?)firmą.Musiałazainteresowaćsiętąsprawą,
ponieważ
mogłaonamiećzwiązekześmierciąMarka.„ZwiązekześmierciąMarka”.Coto
właściwie
miałoznaczyć?Żezostałzamordowany?PorazpierwszyIsabelpozwoliłasobiena
jednoznaczne
dopuszczenietakiejmożliwości.Teraztegopytanianiemożnajużbyłouniknąć.
CzyMarkzostałwyrzuconyzbalkonu,ponieważzagroziłujawnieniemobciążających
informacjinatematjakiejśosobyzeswojejfirmy?Samamyślotymbyłazbytstraszna,
byw
ogóledopuścićjądosiebie.Światszkockiejfinansjeryuchodziłprzecieżzamonolit
słynącyz
uczciwościzawodowej.Tworzyligoludzie,którzygralirazemwgolfa,bywaliwNew
Club.
Niektórzyznichnależelidostarszyznyprezbiteriańskiegokościołaszkockiego.Isabel
pomyślała
oPauluHoggu,którywjejoczachbyłwzorcowympracownikiemtakiejfirmy:absolutnie
bezpośredni,konwencjonalny(jaksamosobiemówił)człowiek,typbywalcaprywatnych
wystawwgaleriachsztuki.IlubiłEtizabethBlackadder.Tacyludzieniebraliudziałuw
operacjachbędących,jakzwykłosięmawiać,domenąniektórychbankówwłoskichczy
nawet
bardziejluzackichprzedstawicielilondyńskiegoCity.Inieposuwalisiędozbrodni.
Jeślijednakdopuścićnachwilęmożliwość,żekażdyfinansista,nawetnajbardziejna
pozóruczciwy,wie,cotochciwość,ijestwstanienaginaćbranżowereguły(wkońcu
mowanie
okradzieży,leczzaledwieoniewłaściwymposłużeniusięinformacją)-toczytakaosoba,
zagrożonazdemaskowaniem,niebyłabyskłonnauciecsiędodrastycznychśrodków,aby
za
wszelkącenęchronićwłasnąreputację?Winnychkręgach,gdziepanowałyłagodniejsze
obyczaje,ujawnienie,żektośmaczałpalcewjakichśmachlojkach,byłobyzapewnemniej
kompromitujące,zprostejprzyczyny:dookołaprzekrętgoniprzekręt,prawiekażdegow
którymś
momencieżyciaczekaudziałwjakimśprzekręcie,Isabelczytałakiedyś,żenapołudniu
Włoch,
wniektórychczęściachNeapolunaprzykład,oszustwojestczymśnajzupełniej
normalnym,ana
ludziuczciwychpatrzysięjaknadewiantów.Aletutaj,wEdynburgu,perspektywa
wyroku
skazującegonawięzieniewydawałasięniedopomyślenia.Oileżbardziejkuszącą
perspektywą
byłodlawinowajcyzatarciezasobąwszelkichśladów,nawetjeżeliwgręwchodziła
eliminacja
młodegoczłowieka,któryzbytbliskootarłsięoprawdę?
Isabelspojrzałanaaparattelefoniczny.Wiedziała,żewystarczytylkowykręcićnumeri
Jamiezjawisięuniej.Nierazjąprzecieżzapewniał:dzwoń,kiedytylkozechcesz,o
każdejporze
dniainocy.Lubiębywaćuciebie.Naprawdębardzolubię.
Wstałazfotelaipodeszładostolikaztelefonem.JamiemieszkałwokolicyStockbridge,
naSaxe-CoburgStreet.Dzieliłmieszkanieztrzemainnymiosobami.Isabelodwiedziłago
kiedyś,jedenraz,kiedyJamiebyłjeszczezCat;podjąłjewtedyobiadem.Mieszkanie
byłoduże
ipełnezakamarków,wysokie,zkamiennąpodłogąwprzedpokojuiwkuchni.Należało
do
Jamiego;rodzicekupilimujejeszczewjegoczasachstudenckich.Współmieszkańcybyli
zatem
jednocześniejegolokatorami.JakowłaścicielJamiezajmowałdwapokoje:sypialnięi
pokójdo
muzyki,gdzieudzielałlekcji,albowiempoukończeniuakademiimuzycznejzarabiałna
życie,
uczącgrynafagocie.Uczniówmuniebrakowało,dorabiałzaśsobiekoncertamiz
zespołem
muzykikameralnejorazokazjonalnymiwystępamijakofagocistaorkiestrySzkockiej
Opery
Narodowej.ZdaniemIsabel,Jamieprowadziłidealneżycie,aCat,myślała,idealnie
wpasowałabysięwtenobraz.OczywiścieCatzapatrywałasięnatęsprawęzupełnie
inaczej,aw
dodatkuIsabelżywiłapoważneobawy,żeopiniabratanicypozostanieniewzruszona.
Kiedyzadzwoniła,Jamieakuratmiałlekcję;obiecałoddzwonićwciągupółgodziny.
Czekającnajegotelefon,Isabelposzładokuchniizrobiłasobiekanapkę;niemiałajakoś
apetytu
nakonkretnyposiłek.Skończywszyjeść,wróciładosalonuizasiadłaprzytelefonie.
Tak,Jamiemiałczas.Jegoostatnidzisiejszyuczeń,ogromnieutalentowany
piętnastolatek,grałnalekcjiprzepięknie,ateraz,kiedychłopiecpożegnałsięjużiposzedł
do
domu,Jamieniemógłbywymarzyćsobielepszejrozrywkiniżspacerpomieściei
odwiedzinyu
Isabel.Tak,zchęciąwypijezniądrinka,apotemmożetrochęmuzyki?
-Nietymrazem-powiedziałaIsabel.-Przykromi.Niemamnastroju.Chcęztobą
porozmawiać.
Jamiewyczułjejniepokójiplanowanyspacernatychmiastzostałzastąpionyautobusem
jakoszybszymśrodkiemlokomocji.
-Wszystkowporządku?-zapytał.
-Tak-odrzekłaIsabel-alemuszęsięztobąnaradzićnadpewnąsprawą.Opowiemci
wszystko,kiedyprzyjdziesz.
Autobusy,naktóreGracenarzekała,jaktylkomogła,przyjechałypunktualnie.Nieminęło
dwadzieściaminutiJamiesiedziałjużwkuchni,aIsabelzabierałasiędoprzyrządzania
omletu,
którymzamierzałagopoczęstować.Przyniosłateżbutelkęwinazpiwnicyinalałapo
kieliszku
dlaniegoidlasiebie.NastępniezaczęłaopowiadaćoswojejwizyciewmieszkaniuMarka
io
rozmowiezHeniNeilem.Jamiesłuchałzkamiennymwyrazemtwarzy,akiedyIsabel
przeszła
dodzisiejszejwizytyNeila,wjegooczachdostrzegłaniepokójitroskę.
-Isabel-powiedział,kiedyumilkła.-Wiesz,coterazpowiem,prawda?
-Żeniepowinnamwtykaćnosawnieswojesprawy?
-Otóżto.-Zawiesiłgłos.-Aleznamcięnieoddziś-podjął-Iwiem,żemnienie
posłuchasz.Wiecmożetegoniepowiem.
-Todobrze.
-Chociażtakwłaśnieuważam.
-Jasne.
Jamieskrzywiłsię.
-Cowtakimrazierobimy?
-Potowłaśniecięzaprosiłam-oświadczyłaIsabel,dolewającmuwina.-Muszęto
wszystkozkimśobgadać.
OpowiadającJamiemu,cozaszło,smażyłajednocześnieomlet.Terazbyłjużgotowy.
Isabelzsunęłagozpatelninatalerz,którypostawiłauprzednionaskrajukuchenki,żeby
się
ogrzał.
-Kurki-oznajmiła.-Zichdodatkiemomletprzestajebyćzwykłymomletem.
Jamiespojrzałzwdzięcznościąnasolidnychrozmiarówkrągciastaisałatkę.
-Zawszerobiszdlamniejedzenie-zauważył.-Ajadlaciebienigdy.Anirazu.
-Jesteśmężczyzną-powiedziałaIsabelrzeczowym,obojętnymtonem.-Niemyśliszo
takichrzeczach.
Ledwieskończyłatomówić,dotarłodoniej,żezachowałasięnieuprzejmiei
niewłaściwie.MogłabysiętakodezwaćdoToby’ego,zresztąniebezpodstawnie,bonie
chciało
jejsię,wierzyć,żebyTobyzrobiłkiedyśdlakogośchoćbykanapkę,alewstosunkudo
Jamiego
takiesłowabyłykrzywdzące.
-Przepraszam-dodałaszybkoIsabel.-Takmisiętylkopowiedziało.Wcaletaknie
myślę.
Jamieodłożyłnóżiwidelec.Wbiłwzrokwomlet.Zoczutrysnęłymułzy.
12
-Och,Jamie.Straszniecięprzepraszam.Jakmogłampalnąćcośtakiego!Niemiałam
pojęcia,żety…
Jamiepotrząsnąłenergiczniegłową.Nieszlochałnagłos,alełzywciążmuleciały.
-Nie,nie-powiedział,wycierającoczychusteczką.-Towcalenieto,comyślisz.Tonie
przezto,copowiedziałaś.Wogólenieotochodzi.
Isabelwestchnęłazulgą.UdałosięjejnieobrazićJamiego,alecowtakimrazie
spowodowałotenniespodziewanywybuchemocji?
Jamiewziąłdorękinóżiwidelec,zabierającsiędokrojeniaomletu,alepochwiliodłożył
sztućcezpowrotem.
-Totasałatka-powiedział.-Zsurowącebulą.Mojeoczysąbardzowrażliwenacebulę.
Niemogęsięnawetdoniejzbliżać.
Isabelwybuchnęłaśmiechem.
-DziękiBogu.Jużmyślałam,żenaprawdęsięrozpłakałeśiżetowszystkomojawina,bo
ciębezmyślnieuraziłam.-Zabrałamutalerzsprzednosaisprzątnęłazniegocałąsałatkę,
po
czympostawiłagozpowrotemnastole.-Proszę.Samomlet.Takjakchciałanatura.Bez
żadnychdodatków.
-Idealnie-kiwnąłgłowąJamie.-Przepraszamzamojezachowanie.Tochybaunas
dziedziczne.Mojamamamiaładokładnietosamoijejkuzynkateż.Jesteśmyuczulenina
surową
cebulę.
-Ajaprzezchwilęmyślałam,żeprzypomniałacisięCat…itenobiad,któryugotowałeś
dlanas,kiedybyłyśmyuciebie,naSaxe-CoburgStreet.
ZtwarzyJamiegoznikłuśmiech.
-Pamiętam-powiedziałmelancholijnymgłosem.
IsabelwcaleniechciaławspominaćoCat,alebyłojużzapóźno.Wiedziała,jakiepytanie
terazpadnie.Jamiezawszepytałjąoto,kiedytylkosięwidzieli.
-AjaksięmiewaCat?-zagadnął,takjaksięspodziewała.-Cotamuniej?
Isabelsięgnęłapokieliszekidolałasobiewina.Posherry,którąwypiłapodczasspotkania
zNeilem,niezamierzałajużpićniczegowięcejtegowieczoru,alekameralnakuchenna
atmosferawpołączeniuzdrożdżowymaromatemgrzybów,którydrażniłjejnozdrza,
zrobiły
swoje:kolejnyobjawakrazji,słabościwoli.Isabelwiedziała,żesiedzącwkuchniz
Jamiemi
popijającwino,poczujesiębezpieczna.Byłapewna,żepoprawijejtonastrój.
-Cat-odparła-miewasiętak,jakzwykle.Urwaniegłowywsklepie.Życie,któretoczy
siędalej.-Urwała,kiedydotarłodoniej,jakiebanałyplecie.Alezdrugiejstrony,co
miała
powiedzieć?JużsamopytanieJamiegobyłojakzagadnięcieprzyjaciela,couniego
słychać.W
takimwypadkupytającyspodziewasięusłyszećtylkojedno:uspokajającezapewnienie,
że
wszystkojestwnajlepszymporządku.Otym,jakjestnaprawdę(oilestanfaktyczny
odbiegaod
zapewnieńonajlepszymporządku),byćmożeprzyjdzieczaswspomniećpóźniej,w
dalszym
ciągurozmowy.Stoickispokójnajpierw,prawdapotem-takmożnabywyrazićtęzasadę.
-Atenfacet,zktórymsięspotyka?-zapytałJamiecicho.-TenToby.Poznałaśgo?Cat
przyprowadzagodociebie?
-Widziałamgoniedawno-odparłaIsabel.-Alenietutaj.
Jamiesięgnąłposzklankę,marszczącbrwi,jakbyszukałwłaściwychstów,żeby
sformułowaćpytanie,którechciałzadać.
-Agdzie?
-Namieście-odrzekłaIsabelszybko,mającnadziejępołożyćkrestemuprzesłuchaniu.
Nieudałosię.
-Był…Bylirazem?
-Nie-odparłaIsabel.-Szedłsam.-Sam,aledokogoś,dodaławmyślach.
Jamiewytrzeszczyłnaniąoczy.
-Icorobił?
Isabeluśmiechnęłasię.
-Widzę,żebardzocięciekawitenczłowiek-powiedziała.-Obawiamsięjednak,żenie
mawnimabsolutnienicinteresującego.-Spodziewałasię,żeusłyszawszytakie
oświadczenie,
Jamieporzuciwszelkiewątpliwościcodotego,czyjąstronętrzymaIsabel,arozmowa
ruszyz
martwegopunktu.Niestety,jejsłowamiaływprostprzeciwnyskutek;Jamiepotraktował
jejako
wstępdodalszejdyskusjinatematToby’ego.
-Wtakimrazieopowiedz,corobił.
-Szedłsobie.Ityle.Spacerowałpoulicy…wtychswoichsztruksachkoloru
rozgniecionychtruskawek.-Tenostatnifragmentopisubyłzgołaniepotrzebny.Isabel
natychmiastpożałowałaswojegosarkazmu.Tojużdruganieprzyjemnauwagatego
wieczoru,
pomyślała.Najpierwniezasłużonaironia,żenibymężczyźninigdynierobiąjedzenia,a
terazten
żałosnykomentarznatematspodniToby’ego.Jakietołatwe,przerażającołatwe,
osiągnąwszy
wiekśredni,zamienićsięwstarąpannęoniewyparzonymjęzyku.Trzebasięprzedtym
bronić.Z
tąwłaśniemyśląIsabeldodała:-Takietruskawkowesztruksytowsumiefajnarzecz.A
Cat
pewnie…
Iznówugryzłasięwjęzyk.Chciałapowiedzieć,żeCatpodobająsięsztruksywkolorze
rozgniecionychtruskawek,aletobybyłonietaktowne.Boczytakauwaganie
sugerowałaby,że
JamieijegospodnieniewytrzymująporównaniazTobymijegogarderobą?Pozwoliła
sobie
zerknąćukradkiemnaspodnieJamiego.Niezwróciłananiedotąduwagi,głównie
dlatego,żew
postaciichwłaścicielainteresowałyjąraczejjegotwarzigłos,awłaściwiecałajego
osoba.Ito
właśniestanowiłoróżnicępomiędzyTobymaJamiem.Tobyniemógłpodobaćsięw
całości,
jakoosoba(chybażeludziomreprezentującymtensamniewłaściwytyposobowości);
możnago
byłolubićwyłączniezawygląd.Nowłaśnie,pomyślałaIsabel,wtymrzecz.Tobyto
rekwizyt
seksualnywtruskawkowychsztruksach,nicwięcej.NatomiastJamie,jegocałkowite
przeciwieństwo,był…piękny,trzebaprzyznać.Miałwydatnekościpoliczkowe,idealnie
gładką
skórę,ajegogłos,tencudownygłos,naktóregodźwięksercetopniejejakwosk…Isabel
zaczęła
siętakżezastanawiać,jakimkochankiembyłbykażdyznich.Toby-prężnyienergiczny,
natomiastJamie-spokojny,czuły,delikatny,zupełniejakkobieta,comogłostanowić
pewien
problem,alezrodzajutych,naktóreniemożnawzasadzienicporadzić.Przezjedną
chwilęw
głowieIsabelbłysnęłaabsolutnieniedozwolonamyśl:„Mogłabymgowszystkiego
nauczyć”.
Natychmiastjednakprzywołałasiędoporządku.Takiemyślibyłyrównienaganne,jak
wyobrażaniesobieludziginącychpodlawiną.Lawina.Huk.Szalonykołowrótkoloru
rozgniecionychtruskawek.Pędzącaścianaśnieżnejbieli,apotemcisza,pierwotna,
nadprzyrodzonacisza.
-Rozmawiałaśznim?-chciałwiedziećJamie.
Isabelotrząsnęłasięzeswoichmyśli.
-Zkim?
-Z…Tobym.-Wymówienietegoimieniakosztowałogosporowysiłku,tobyłowidać.
-Nie.-Isabelpotrząsnęłagłową.-Tylkogowidziałam.-To,rzeczjasna,byłapółprawda,
apomiędzypółprawdąakłamstwemjestpewnaróżnica,leczznowunieażtakwielka.
Isabel
osobiścienapisałakiedyśnatentematkrótkiesej,jakokomentarzdoświeżowydanej
monografii
SisseliBokzatytułowanej„Kłamanie”.Zpoczątkuzamierzałaobstawaćprzyszerokim
ujęciu
problemu:żeczłowiekmaobowiązekodpowiadaćnakażdepytaniezgodniezprawdą,nie
tając
faktów,któremogłybyukazaćcałąsprawęwinnymświetle.Ponamyślezajęłajednak
nieco
odmiennestanowisko:nieporzucającopinii,żenapytanianależyodpowiadaćzgodniez
prawdą,
uznała,żeobowiązekgruntownegoprzedstawieniawszystkichfaktówistniejetylko
wtedy,gdyz
jakichśrozsądnychpowodówniemożnapostąpićinaczej.Ktoś,ktozadajenam
mimochodem
jakieśpytanie,awdodatkuniemażadnychprawdotego,byśmyudzielilimuinformacji,
nie
możesięspodziewać,żeujawnimymuwszystko,cowiemy.
-Rumieniszsię-zauważyłJamie.-Cośprzedemnąukrywasz.
Notokoniec,pomyślałaIsabel.Potężnygmachfilozoficznejdebaty,roztrząsającej
subtelneniuanseprawdomówności,ległwgruzach,wysadzonyprzezprostąorganiczną
reakcję.
„Ktosięrumieni,macośnasumieniu”,SisselaBokużywałasformułowańbardziej
wyrafinowanych,leczwcaleniebardziejprzeztoprawdziwych.Wielkiesprawy,
wszystkiecodo
jednej,sprowadzałysięostateczniedoprostychfaktówżyciacodziennegoorazdo
banalnych
metafor-aksjomatówludzkiegożycia.Podstawowezałożenie,naktórymopierasię
międzynarodowysystemekonomiczny:„Znalezione-niekradzione”.Niepewność
przyszłości:
„Postawnogęnaszczelinie,ajużpechcięnieominie”-Isabelwdzieciństwiewierzyław
to
świecieikiedywychodziłazeswojąnianią,PersieMcPherson,naspacer,zawsze
starannie
omijaławszystkieszczelinypomiędzypłytamichodnikowymi.
-Rumienięsię-oznajmiła-boniepowiedziałamcicałejprawdy.Przepraszamzato.Nie
chciałammówićotym,cotamwtedyrobiłam,bobyłomiwstyd,apozatym…-Urwała,
zawahawszysięnagle.Byłjeszczeinnypowód,żebyniewtajemniczaćJamiegowjej
odkrycie,
aleIsabelczułajuż,żewkroczyłanaścieżkęwiodącądoujawnieniaprawdy;będzie
musiała
powiedziećJamiemuwszystko.Jeżeliterazcośprzemilczy,onzpewnościątowyczujei
dojdzie
downiosku,żeIsabelmunieufa.Ategosobienieżyczyła.CzyufałaJamiemu?Tak.
Oczywiście,żetak.Ktośtakijakon,młody,schludnieostrzyżonynajeżaiobdarzony
takim
głosem,musibyćgodnyzaufania.LudziomwtypieJamiegomożnaufać.Ludziom
pokroju
Toby’ego-nie.
Pochwiliznówzaczęłamówić.Jamieobserwowałjąbacznie.
-…apozatymjestpewnarzecz,októrejniechcę,żebyświedział.Niedlatego,żecinie
ufam.Ufamci.Poprostuchodzioto,żetonienaszasprawa.Widziałamcoś,nacoanija,
anity
niemożemynicporadzić,pomyślałamwięc,żeniemapotrzebymówićciotym.
-Cowidziałaś?-ożywiłsięJamie.-Terazjużmusiszmipowiedzieć.Niemożesztego
takzostawić.
Isabelskinęłagłową.Coracja,toracja.Niemogłazamilknąćteraz,wsamymśrodku
sprawy.
-ZobaczyłamToby’egozautobusu-zaczęła-naDundasStreet.Postanowiłamiśćza
nim.Proszęcię,niepytajtylko,dlaczegotozrobiłam,boniewiem,czyjestemwstanieci
tow
przekonującysposóbwyjaśnić.Czasamiczłowiekrobicośgłupiegoiniewiedlaczego.
Byłotak,
jakmówię:postanowiłamiśćzanim.
SkręciłwNorthumberlandStreet,apotemdoszliśmydoNelsonStreet.Tamprzeszedłna
drugąstronęulicyizadzwoniłdodrzwijednegozmieszkańnaparterze.Otworzyłamu
jakaś
dziewczyna.Objąłjąnapowitanie-ichuściskwydałmisięczuły-apotemzamknęli
drzwi.Ito
bybyłonatyle.
Jamiespojrzałnanią.Milczałprzezchwilę,apotem,bardzopowoli,podniósłswój
kieliszekipociągnąłłykwina.Isabelobserwowałajegosmukłedłonie;widziała,jakprzez
jeden
krótkimomentwoczachJamiegoodbijasięrefleksświatławszklekieliszka.
-Siostra-powiedziałcicho.-NaNelsonStreetmieszkasiostraToby’ego.Nawetją
kiedyśpoznałem.Znajomaznajomego.
Isabelzamarła,jakbyprzyrosładokrzesła.Tegosięniespodziewała.
-Aha-odezwałasięwreszcie.Apotemdodała:-Aha.
13
-Tak-powiedziałJamie.-NaNelsonStreetmieszkasiostraToby’ego.Pracujerazemz
moimznajomymwfirmieobrotunieruchomościami,nawetnatakimsamymstanowisku,
oboje
zajmująsiępomiarami.Nie,tonietacy,couganiająsiępopolachzteodolitem.Pracują
jako
taksatorzy.-Jamieroześmiałsięnagle.-Atobiesięzdawało,żewyszpiegowałaś,jak
Toby
zdradzaswojądziewczynę!Ha!Żałuję,żecisięnieudało,aleniestety.Będzieszmiała
nauczkę,
żebynieszpiegowaćludzi.
Isabelotrząsnęłasięjużzpierwszegoszokuiodzyskałapanowanienadsobąnatyle,żeby
pozwolićsobienaautoironię.
-Żałuj,żemnieniewidziałeś-parsknęła-jaksięczaiłamzasamochodemdostawczym.
Jamiesięuśmiechnął.
-Tomusiałbyćwidok!Szkodatylko,żewsumiecałaakcjaposzłanamarne.
-Alewkażdymraziemiałamniezłyubaw-powiedziałaIsabel.-Idostałamnauczkę.
Wiemjużteraz,cotoznaczybyćwścibską,podejrzliwąjędzą.
-Niemyśltakosobie-zaprotestowałJamie.-Wcaleniejesteśpodejrzliwa.Absolutnie
nieodbiegaszwtymwzględzieodprzeciętnej.
-Miłomi,żetakmówisz-powiedziałaIsabel-alemamtonywad,takjakwszyscy.Całe
tony.
Jamieznówwziąłdorękikieliszek.
-Tajegosiostratocałkiemmiłaosoba-poinformowałIsabel.-Poznałemjąkilka
miesięcytemunaimprezieuRodericka,totenmójznajomymierniczy.Towarzystwo
raczejniez
mojejparafii,alezabawabyłaprzednia.Atadziewczyna-bardzofajna.Nieziemsko
atrakcyjna.
Bardzowysoka,blondynka.Typmodelki.
Isabelnieskomentowała.ZamknęłaoczyiwróciłamyśląnaNelsonStreet.Zobaczyła
siebiechowającąsięzasamochodemdostawczymnarogu,obserwującąToby’egou
drzwi,które
pochwilistanęłyotworem.Widziałatowszystkocałkiemwyraźnie,bopamięćwzrokową
zawszemiaładobrąipotrafiłaodtworzyćwgłowiewieleszczegółów.Tęscenkętakże
pamiętała
dokładnie:naprogustanęładziewczyna.Niemogłabyćwysoka,bożebyjąobjąć,Toby
musiał
sięprzygarbićiniebyłateżblondynką.Jejwłosybyłyciemne,codotegoIsabelniemiała
wątpliwości.Czarnealbobrązowe.Nieblond.
Otworzyłaoczy.
-Toniebyłajegosiostra-oznajmiła.-Tobyłktośinny.
Jamieniepowiedziałanisłowa.Isabelwiedziała,żeonbijesięwtejchwilizmyślami:z
jednejstronywzburzeniealbonawetgniew,żeCatzostałaoszukana,zdrugiej-
zadowolenie,że
nadarzasięszansanazdemaskowanierywala.Napewnomyślałtakże,boIsabelmyślała
tosamo,
żeskorojużzdarzyłosięto,cosięzdarzyło,toterazonbędziemógłzająćmiejsce
Toby’egou
bokuCat.Alezichdwojgaprzynajmniejonazdawałasobiesprawę,żetoniebędzietakie
proste;
Jamieraczejuważał,żewprostprzeciwnie,ipatrzyłwprzyszłośćzoptymizmem.Isabel
zdecydowałasięprzejąćinicjatywę.
-Onaniemożedowiedziećsięotymodciebie-powiedziała.-Gdybyśtotyją
poinformował,cosiędzieje,jejgniewobróciłbysięprzeciwkotobie.Nawetgdybyci
uwierzyła,
cowcaleniejesttakiepewne,zadziałastarazasada:zabićposłańca,któryprzyniósłzłe
wieści.
Gwarantujęci,żepożałowałbyśtego.
-AleCatpowinnasiędowiedzieć-zaprotestowałJamie.-To…tooburzające,żeten
człowiekmakogośnaboku.Onapowinnaotymwiedzieć.Musimytodlaniejzrobić.
-Sątakierzeczy,któreczłowiekmusiodkryćsam-oświadczyłaIsabel.-Ludziomtrzeba
pozwolićpopełniaćbłędynawłasnąrękę.
-Jeślichodziomnie,toniezgadzamsięztym-odparowałJamie.-Sprawajestprosta:
tenfacettoskończonebydlę.Myotymwiemy,aonanie.Musimyjejpowiedzieć.
-Alechodziwłaśnieoto,żejeślitakpostąpimy,toosiągniemytylkotyle,żeonawpadnie
wszał.Nierozumiesztego?Nawetjeżeliosobiściesięprzekona,żepowiedzieliśmyjej
prawdę,
toitakbędzienanaszła,żejejtozrobiliśmy.Niechcę,żebyona…Żebyskreśliłacięraz
na
zawsze.Ataksięstanie,jeżelizrobiszto,cochceszzrobić.
Jamierozważyłjejsłowa.Dowiedziałsięwłaśnie,żeIsabelchciała,żebywróciłdoCat.
Nigdynieprzyznałamusiędotegotakotwarcie,aleterazsprawawyszłanajaw.Cały
czasmiał
nadzieję,żeIsabelmusprzyja,iproszę-niezawiódłsię.
-Dzięki-powiedział.-Rozumiem,comasznamyśli.-Urwałizamyśliłsię.-Ale
dlaczegosądzisz-podjął-żeonjązdradza?Jeżelipodobamusiętamtadziewczyna-to
pewnie
jestwspółlokatorkajegosiostry-toprzecieżnicniestoinaprzeszkodzie,żebydoniej
odszedł.
DlaczegomiałbytraktowaćCatwtakisposób?
-Niedomyślaszsię,ocomuchodzi?-zapytałaIsabel.
-Nie.Możepoprostunieogarniamtejsytuacji.
-Cattobogatadziewczyna-wyjaśniłaIsabel.-Mawłasnyinteres,inietylko.Posiada
oprócztegocałkiemsporo,jakcibyćmożewiadomo.Gdybytobiezależałona
pieniądzach-a
Toby’emuzależy,mamwrażenie-chętniebyśpołożyłłapęprzynajmniejnaczęścijej
majątku.
Jamieosłupiał.
-Chceszpowiedzieć,żeonjestzniądlapieniędzy?
Isabelskinęłagłową.
-Znałamkilkatakichprzypadków.Widziałam,jakludziebiorąślubdlapieniędzy,a
potemimsięzdaje,żemogąszaleć,jakimwduszygra.Siedząnaforsieiczująsię
bezpieczni,a
zaplecamimężaczyżonyitakrobiąswoje.Towcalenienależydorzadkości.Pomyślo
tych
dziewczynach,którewychodzązabogatychstarszychfacetów.Uważasz,żeoneżyjąjak
w
klasztorze?
-Raczejnie-przyznałJamie.
-Saniwidzisz.Rzeczjasna,totylkojednamożliwość.RówniedobrzeTobymożebyćpo
prostuamatoremskakaniazkwiatkanakwiatek.Możliwe,żeszczerzelubiCat,aleinne
kobiety
teżmusiępodobają.Niebyłobywtymnicdziwnego.
IsabeldolałaJamiemuwina.Butelkaopróżniałasięwdosyćszybkimtempie,aletoze
względunaemocjedzisiejszegowieczoru.Winobyłowielcepomocnymrekwizytem.W
lodówce
nawszelkiwypadekchłodziłasięjeszczejednabutelka,napóźniej,gdybyzaszła
potrzeba.Mogę
pić,dopókibędęnadsobąpanować,powiedziałasobieIsabel.Dopókibędęnatyle
trzeźwa,żeby
niewypaplaćJamiemu,żeprawdęmówiąc,tosamajużsięprawiewnimzakochałami
marzę
tylkootym,żebyucałowaćtojegopiękniesklepioneczoło,zanurzyćpalcewjego
bujnych,
gęstychwłosachiprzytulićgodosiebie.
RankiemnastępnegodniaGraceprzyszłatrochęwcześniej.Rozejrzałasięipomyślała
tak:dwakieliszki,jednapustaflaszeczka.Zajrzawszydolodówki,zobaczyładopołowy
opróżnioną,zakorkowanąbutelkę.Półtorej,poprawiłasięwmyśli.Otworzyłazmywarkę
do
naczyńiznalazławniejtalerzpoomlecie,nóżiwidelec;tojejpowiedziało,żewdomu
był
Jamie.Isabelzawszerobiładlaniegoomletnakolację.Gracebyłazadowolonaztego
odkrycia.
LubiłaJamiegoiorientowałasię,cozaszłopomiędzynimaCat.Przejrzałatakżezamysły
Isabeli
domyśliłasię,żejejpracodawczynikombinuje,jakbytudoprowadzićdoponownego
zejściasię
bratanicyzjejulubieńcem.Nicztego.Rzadkokiedyudajesięwtensposóbnanowo
połączyć
rozbitąparę.Kiedyjużsiękogośzostawiło,toniepoto,żebywracać.Takprzynajmniej
wynikałozżyciowychdoświadczeńGrace.Nieczęstozdarzałojejsięprzywrócićdołask
osobę,
którąjużrazspisałanastraty.
Nastawiłaekspresdokawy,spodziewającsię,żepanidomuniedługozejdziedokuchni.
Gracewiedziała,żeIsabellubi,kiedyporannakawajużnaniączeka.Roznosicielgazet
przyniósł
„Scotsmana”.Gracepodniosłagozmozaikowejpodłogiwprzedpokoju,gdzieleżałpod
szparą
nalisty,izabraładokuchni.Położyłagazetęnastole,pierwsząstronądogóry.Sypiąc
kawędo
ekspresu,zerknęłananagłówki.PolitykzGlasgow,podejrzanyooszustwo,został
wezwanydo
złożeniarezygnacji(inicdziwnego,pomyślałaGrace,doprawdynicdziwnego).Zaś
poniżej
widniałozdjęciepewnegoznanegoczłowieka,októrymIsabelwyrażałasięper
„krzykacz”.
Pisano,żeupadłnaglenaprzejściuulicznymnaPrincesStreetiodwiezionogonasygnale
do
Infirmary.Gracezaczęłaczytaćartykuł:początkowopodejrzewanozawał,alesercebyło
w
porządku,najdziwniejszezaśokazałosięto,żecałybokpacjentabyłpęknięty,jakby
rozerwany.
Naszczęściewprawnychirurgzszyłranęwtempieekspresowym.Chorypowróciłdo
zdrowia,
aledowiadomościpublicznejprzedostałasiępostawionawszpitaludiagnoza:„Pękł,bo
wciąż
chodziłnadęty”.
Graceażodłożyłałyżkędokawy.Coto,tonie.Niemożliwe.Wzięłagazetę,obejrzałają
dokładnie,ażwkońcudostrzegładatę.Pierwszykwietnia.Uśmiechnęłasię.„Scotsman”
teżlubi
pożartować-aletrafiacelnie,celnie…
14
Pomimożewypiłtrzykieliszkiwina,aIsabelwidziałajużdnowswoimdrugim.Jamiez
początkuwcaleniebyłprzekonanycodopropozycji,którąmuzłożyła.Urobiłagosobie
jednak,
powtarzająckusząco,żewartochoćbyspróbować.
Aleczegospróbować?PorozmawiaćzPaulemHoggiem,rzeczjasna.Rozmowaznim
byłapierwszymkrokiemdowyjaśnieniasprawyMarkaFrasera:coodkryłwswojejfirmie
ikogo
natymczymśnakrył.Siedzącwkuchninadpustymtalerzempoomleciezkurkami,Jamie
uważniesłuchałrelacjiIsabelzjejrozmowyzNeilemorazwyjaśnień,żeteraz,wobliczu
takich
rewelacji,niemożepozostaćobojętna.Chciałazabraćsiędotejsprawy,aleniew
pojedynkę.We
dwoje,powiedziała,będziebezpieczniej;nadnaturąniebezpieczeństwanieuznałaza
celowesię
rozwodzić.
WreszcieJamieuległ.
-Skoronalegasz-powiedział-skoronaprawdęnalegasz,topójdętamztobą.Alezrobię
totylkodlatego,żeniechcę,żebyśporywałasięnatosama.Bynajmniejniedlatego,że
podoba
misiętenpomysł.
PrzednocąJamiewróciłdosiebie.Przypożegnaniuumówilisię,żeIsabelzadzwonido
niegowciągunajbliższychkilkudni,żebyustalić,wjakisposóbumówiąsięzPaulem
Hoggiem
naspotkanie.Tyledobrego,żeIsabelpoznałagoosobiście;wydawałosięuzasadnione,że
może
chciećsięznimspotkać.Leczszczegółyprzedsięwzięciaikonkretnypretekstdo
spotkania
pozostałynaraziedoustalenia.
LedwiezaJamiemzamknęłysiędrzwi,wgłowieIsabelnaglezaświtałpomysł.Byłontak
doskonały,żemiałaochotęwybiec,dogonićJamiegoiwszystkomuopowiedzieć.
Powstrzymała
sięjednak.Niebyłojeszczewcaletakpóźno;otejporzewielujejsąsiadówzwykło
wychodzićz
psaminawieczornyspacer.Isabelniemiałanajmniejszejochoty,żebyktośzobaczyłją,
jak
biegniepoulicyzamłodymmężczyzną(bo,niedajBoże,mógłbyjeszczepomyśleć-w
sensie
metaforycznym-żeIsabelnacodzieńuganiasiępoulicachzamłodymimężczyznami).
Niktby
niechciał,żebywidzianogowtakiejsytuacji-tochybaDorothyParker*[DorothyParker
(1893-
1967)-amerykańskapisarka,poetkaikrytyk,znanazciętegopióra(przyp.tłum,).]kiedyś
powiedziała,żenieżyczyłabysobie,żebyprzyłapanojąnawłażeniuoknemdocudzego
pokoju,
wiszącąnaparapecie.Isabeluśmiechnęłasięnamyślotym.Cojątakśmieszyłowtym
zdaniu?
Niełatwotowyjaśnić,poprostubyłozabawneijuż.Możechodziłooto,żektoś,kto
nigdyw
życiuniewszedłbyoknemdoczyjegośpokoju,dopuszczatakąmożliwość.Nodobrze,ale
dlaczegotomabyćtakieśmieszne?Isabelskłonnabyłasądzić,żeodpowiedźnato
pytanienie
istnieje,taksamojakniepotrafiławyjaśnić,dlaczegotakbardzojąkiedyśrozbawiła
pewna
wypowiedźprofesorDomenikiLegge,wielkiejspecjalistkiwdziedziniehistoriiokresu
anglonormandzkiego.NajednymzwykładówprofesorLeggepowiedziałatak:„Musimy
pamiętać,żejeżelichodziowydmuchiwanienosa,toówczesnaarystokracjamiaławtym
względziezupełnieinneobyczajeniżmyobecnie,ztejprostejprzyczyny,żeniebyło
chusteczek”.Natesłowacałaaulajakjedenmążryknęłaśmiechem;Isabelpodziśdzień
bawiło
todołez.Ajednakpozastanowieniusięniebyłowtymnaprawdęnicśmiesznego.
Konieczność
obywaniasiębezchusteczekdonosatopoważnasprawa,przyziemna,alemimowszystko
poważna.Jakwtakimrazieradzilisobieciarystokraci?Wszystkowskazywałonato,że
używali…słomy.Ohyda!Wstrętna,drapiącaohyda!No,aleskoronobilowiemusieli
ratowaćsię
słomą,tocopozostawałoniższymwarstwomspołeczeństwa?Odpowiedźbyłarównie
prosta,co
obrazowa:otóżcibiedniludziedmuchaliwpalce.Dotejporyjeszczewielutakrobi.
Isabelsama
widziałakiedyśpodobnąscenkęrodzajową-ale,oczywiście,niewEdynburgu.
Pomysł,któryprzyszedłjejdogłowy,niedotyczyłjednakżechusteczekdonosaaniteż
ichbraku,alemalarstwaElizabethBlackadder.PaulHoggzakupiłobrazBlackadder,który
Isabel
miałanaoku.Wystawa,naktórejgonabył,byłakrótkoterminowainowiwłaściciele
malowidełz
pewnościąpoodbieralijużswojenabytki.Atooznaczało,żejeśliktośchciałponownie
rzucić
okiemnatamtenobraz,musiałpofatygowaćsiędomieszkaniapanaHogganaGreatKing
Street.
TakąhipotetycznąosobąmogłabyćIsabel.WystarczyłozadzwonićdoPaulaipoprosić,
żeby
pozwoliłjejjeszczerazobejrzećswójobraz,tłumaczącsięzamiaremzamówieniausamej
ElizabethBlackadderpodobnegomalowidła;artystkanadalmieszkaławEdynburgui
miała
pracownięwokolicyTheGrange.Doskonaleuzasadnienie.Malarz,nawetjeśliniedasię
namówićnawykonaniezwykłejkopiijużistniejącegodzieła,możebyćskłonnystworzyć
cośo
podobnymtemacie.
Kłamstwo,pomyślała,aledoczasu;kłamstwomożestaćsięprawdą.Teraz,nawstępnym
etapierealizacjiplanu,istotniebyłotokłamstwo,aleIsabelautentycznieplanowałakupno
obrazu
Blackadderdoswojejkolekcji.Dlaczegozatemniemiałabygoosobiściezamówić?
Postanowiła,
żetakwłaśniepostąpi-azatemmogławybraćsiędoPaulaHoggazkryształowoczystym
sumieniem.NawetSisselaBok,autorka„Kłaniania”,niemiałabyjejnicdozarzucenia.A
później,poobejrzeniuobrazuElizabethBlackadder,któryzapewnebędziewisiałw
jakimś
eksponowanymmiejscu,Isabeldyskretnienapomkniepodczasrozmowy,żeMarkFraser,
kiedy
pracowałwMcDowell’s,wpadłjakobynatroppewnejdziwnejsprawy.CzyPaul
przypadkiem
niedomyślasię,ocomogłochodzić?Agdybysięniedomyślał,Isabelbyłaprzygotowana
inato:
jużbardziejkonkretnymtonemzasugerowałabymu,żebyzasięgnąłtuiówdziejęzyka,
aby
potwierdzićlubobalićtęponurąteorię,naktórąwszystkozdajesięwskazywać.Boskoro
był
przywiązanydotegomłodegoczłowieka,azjegorozemocjonowanychwypowiedziw
pubie
„Vincent”wyraźniewynikało,żedarzyłgosympatią…Sprawabyłaznaturydelikatnai
należało
jązałatwićpocichu,aletuakuratniewidziałaproblemu.Paulmógłbysięzgodzićnacoś
takiego,
ApodczasrozmowyznimIsabelcałyczasmiałabyoboksiebieJamiego,którysiedziałby
razem
zniąnapseudoszykownejsofie;PaulHoggnapewnomatakąwmieszkaniu.„Uważamy,
że…”,
mówiłaby.„Zastanawiamysię,czy…”-liczbamnogabrzmiaławtakiejsytuacjiowiele
bardziej
przekonująconiżpojedyncza.
NastępnegodniazadzwoniładoJamiegozsamegorana,najwcześniejjakjejpozwalały
zasadydobregowychowania,czyliodziewiątej.Isabelprzestrzegałaniepisanejetykiety
telefonicznej:przedósmąranodzwonisiętylkownagłychwypadkach,telefonmiędzy
ósmąa
dziewiątąjestrównoznacznyzniespodziewanymnajściem,zaśpodziewiątejmożna
dzwonić
swobodnieażdodziesiątejwieczorem,choćpogodziniedziewiątejtrzydzieściwypada
już
przeprosićizapytać,czysięnieprzeszkadza.Podziesiątejznówmożnadzwonićtylkow
nagłych
wypadkach.Odbierająctelefon,wypadasięprzedstawić-alezacząćtrzebakoniecznieod
„dzień
dobry”albo„dobrywieczór”.Niemożnajednakpowiedzieć,żebyludzieprzejmowalisię
zbytnio
takimikonwenansami;nawetJamie,Isabelmiałaniejednąsposobnośćzauważyć,
odbierając
telefon,zbywałrozmówcękrótkim,szorstkim„Tak?”.Nieinaczejbyłoiteraz.
-Średnioserdecznepowitanie-skomentowałaIsabelzdezaprobatą.-Skądmam
wiedzieć,ktoodebrał?Pojednym„tak”cięniepoznam.Agdybyśbyłzajętyiniemógł
rozmawiać,toczypowiedziałbyś„nie”?
-Isabel?-zapytałJamie.
-Gdybyśmisięprzedstawił,zwróciłabymcigrzecznośćiniemusiałbyśotopytać.
Jamieroześmiałsię.
-Jakdługojeszczepotrwatarozmowa?-zapytał.-OdziesiątejmampociągdoGlasgow.
Jadęnapróbęorkiestry.Gramy„Parsifala”.
-Współczuję-westchnęłaIsabel.-Tobieiśpiewakom.Będzieciemielisprawdzian
wytrzymałości.
-Zgadzasię-przytaknąłJamie.-OdWagnerabolimniegłowa.Alenaprawdęmuszęsię
jużzbierać.
Isabelszybkoprzedstawiłamuswójpomysłizamilkła,czekając,copowie.
-Skoronalegasz-rzekłJamie.-Tosięmożeudać.Skoronaprawdęnalegasz,topójdęz
tobą.
Mógłbywykazaćwięcejdobrychchęci,pomyślałaIsabel,gdyjużodłożyłasłuchawkę.
No,aleprzynajmniejsięzgodził.TerazpozostałotylkozadzwonićdofirmyMcDowell’s,
znaleźć
tamPaulaHoggaizapytaćgo,kiedymożnawpaśćdoniegozwizytą.Isabelbyłapewna,
żePaul
zmiłąchęciązgodzisięnaspotkanie.Rozmawiałoimsię,dobrze,awieczór,który
spędzili
razem,należałozaliczyćdoudanych,jeślipominąćtenmoment,kiedyIsabelnieumyślnie
przypomniałamuotamtymbolesnymwydarzeniu.NoiprzecieżPaulsampowiedział,że
Isabel
powinnapoznaćjegonarzeczoną-zapomniałajejnazwiska,alenaraziemożeoniej
mówićpo
prostu„narzeczona”.
Zadzwoniłaodziesiątejczterdzieścipięć-otejporze,jakjejsięwydawało,istniała
największaszansa,żektoś,ktopracujewjakimkolwiekbiurze,będziewłaśniepiłporanną
kawę.
Irzeczywiście,złapałaPaulaprzykawie;przyznałsię,kiedygozapytała.
-Tak,siedzęwgabinecie,nabiurkuleży„FinancialTimes”,powinienemgoterazczytać,
alechwilowotegonierobię.Wyglądamprzezoknoipopijamsobiekawkę.
-Alezachwilęnapewnozabierzeszsiędopodejmowaniajakichśważnychipoważnych
decyzji-powiedziałaIsabel.-Ajednąznichmożebyćodpowiedźnapytanie,czy
pozwoliszmi
rzucićokiemnatamtenobrazElizabethBlackadder,którykupiłeś.Chciałabymzamówiću
niej
cośdlasiebieipomyślałam,żemożewartobyjeszczerazprzyjrzećsiętwojemu
skarbowi.
-Niewidzęprzeszkód-odparłPaul.-Każdymożegoobejrzeć.Wciążwisinawystawie.
Odbieramgodopierozatydzień.
Isabelbyłatakzaskoczona,żeprzezchwilęniewiedziała,copowiedzieć.Tobyło
oczywiste,żenajpierwtrzebabyłozadzwonićdogaleriiidowiedziećsię,czywystawa
jeszcze
trwa,ajeślitak,tonależałopoczekaćztelefonem,ażPaulodbierzeswójobraz.
-Aleitakchętniebymsięztobąspotkał-zabrzmiałwsłuchawcejegouprzejmygłos.-
MamjeszczejedenobrazBlackadder.Pewnieteżchciałabyśgozobaczyć.
Umówilisięnawieczórnastępnegodnia.Isabelmiałaprzyjśćoszóstejnadrinka.Paul
Hoggzgodziłsięchętnie,abyprzyprowadziłazesobąznajomego,młodegomiłośnika
sztuki,
któregobardzochciałamuprzedstawić.Oczywiście,tożadenproblem,będziemubardzo
miło.
Łatwoposzło,pomyślała.Takwłaśniezałatwiasięsprawyzdobrzewychowanymi
ludźmi,pokrojuPaulaHogga.Tacyludziewiedzą,jakwymieniaćwzajemnegrzeczności,
dzięki
którymżyciebiegniegładkoibezzgrzytów.Boprzecieżdobremanierywymyślonopoto
właśnie,abyludziewkontaktachmiędzysobąunikaliniepotrzebnychtarć;konwenanse
umożliwiająwygładzeniewszelkichkantówwrelacjachmiędzyludzkich.Jeżelikażdaze
stron
wiedokładnie,comarobić,toniemożedojśćdokonfliktu.Tasamazasadaobowiązywała
na
wszystkichpoziomachżyciaspołecznego,odprywatnychtransakcjizudziałemdwojga
ludziaż
pokontaktypomiędzymocarstwami.Boczymżejestprawomiędzynarodowe,jeślinie
kodeksem
savoir-vivre’u,odtworzonymwwielkiejskali?
Jamiebyłdobrzewychowany.PaulHoggteżbyłdobrzewychowany.Mechanik,
właścicielmałegopodwórkowegowarsztatu,doktóregoIsabelzawszejeździłana
przeglądy
(miałasamochód,alerzadkogoużywała),miałnienagannemaniery.Toby,wodróżnieniu
od
nich,byłźlewychowany.Napierwszyrzutokarobiłdobrewrażenie,ponieważżywił
błędne
przekonanie,żetopozorysąnajważniejsze;gorzejbyłoztym,jaksięodnosiłdoinnych.
Sedno
dobrychmaniertomoralnaświadomośćludzidookoła,poszanowanietego,żenależyich
traktowaćzcałkowitąpowagąmoralną,rozumiećichuczuciaipotrzeby.Niektóre
jednostki,
egoiści,niemająwtymkierunkunajmniejszychskłonności,cozawszewidać.W
rozmowiez
ludźmistarymi,mającymiproblemzwysłowieniemsię,ułomnymibądźupośledzonymi,
słowem:
takimi,którychuważazanicniewartych,egoistazawszesięniecierpliwi,denerwuje,
popędza.
Natomiastczłowiekdobrzewychowanywysłuchatakiejosobyzszacunkiem.
Jakżewielkabyłanaszakrótkowzroczność,pomyślałaIsabel,gdyposłuchaliśmytych,
którzytwierdzili,żedobremanierytodrobnomieszczańskaafektacja,błahainieistotna,
bez
najmniejszejwartościwdzisiejszymświecie.Anastępstwemtegobyłamoralna
katastrofa,bo
przecieżgrzecznośćjestfundamentemharmonijniefunkcjonującegospołeczeństwa.Wten
sposóbmłodszepokolenieutraciłoarcyważnyfragmentmoralnejukładanki,askutkitego
właśniedawałyosobieznać:nanaszychoczachkształtowałosięspołeczeństwo,w
którym
człowiekczłowiekowizanicniepodapomocnejręki,gdzieagresywnyjęzykibrak
wrażliwości
sąnaporządkudziennym.
Dość!Tagonitwamyśli,choćabsolutniezgodnychzprawdą,sprawiła,żeIsabelnagle
poczułasięstara,takstarajakCyceronwygłaszającyswoje:Otempora!Omores!Asam
fakt,że
taksiępoczuła,ukazywałdrążącą,destrukcyjnąmocrelatywizmu.Filozofom
relatywistomudało
siętakgłębokozaleźćzanasząmoralnąskórę,żeprzyswoiliśmysobieichkoncepcjejak
swoje
własne-nawetIsabelDalhousie,moralistkaigorącaprzeciwniczkarelatywizmu,czuła
skrępowaniezpowoduwniosków,doktórychdoprowadziłyjąjejprzemyślenia.
Postanowiłanajakiśczasdaćsobiespokójzrozważaniemkwestiiwyobraźnimoralneji
skoncentrowaćsięnarzeczach,którepilniedomagałysięzałatwienia,czylinaprzykładna
porannejpoczcieiartykułachnadesłanychdziśdo„Przeglądu”oraznasprawietragicznej
śmierci
MarkaFrasera.Zdawałasobiejednaksprawę,żenigdynieporzucitamtychważkich
zagadnień;
takijużjejlos,zktórymnależysiępogodzić.Jejodbiornikbyłnastawionynastację,
której
większośćludzinieodbierała.Apokrętłostrojeniaktośurwał.
ZadzwoniładoJamiego,zapomniawszy,żewyszedłnapociągimniejwięcejotejporze
dojeżdżajużdoGlasgow,naQueenStreetStation.Odczekała,ażskończysięnagraniew
automatycznejsekretarce,izostawiławiadomość.
Jamie,tak,zadzwoniłamdoniego,doPaulaHogga.Byłomubardzomiłoichętniesię
zgodził,żebyśmyprzyszlidoniegojutrooszóstejwieczorem.Spotkajmysiępółgodziny
wcześniej
wpubie„Vincent”.Aha,Jamie,dziękujęzawszystko.Jestemcinaprawdębardzo
zobowiązana.
Wielkiedzięki.
15
Wpubie,czekającnaJamiego,Isabelsiedziałajaknaszpilkach.Tobyłomiejscedla
mężczyzn,przynajmniejotejporze.Czułasięnieswojo.Rzeczjasna,kobietychodziły
samedo
pubów,niemniejIsabelwydawałosię,żejejobecnośćjesttutajnienamiejscu.Barman,
który
podałjejzamówionynapójcytrynowy,uśmiechnąłsięprzyjaźnieipowiedział,żeładny
wieczór
dziśmamy.Faktycznie,byłopogodnie,ażeprzedkilkomadniaminastąpiłazmianaczasu,
słońce
zachodziłoterazdopieroposiódmej.
Isabelprzytaknęła,alenieprzyszłojejdogłowyżadnerozwiniecietegotematu,więc
powiedziałatylko:
-Wkońcumamywiosnę.
-Wiosnę,notak-zgodziłsiębarman.-Alenigdynicniewiadomo.
Isabelwróciładoswojegostolika.„Nigdynicniewiadomo”.Nopewnie,żenicinigdy.
Natymświeciewszystkomożesięzdarzyć.Proszę,otoonasama,redaktornaczelny
„Przeglądu
EtykiStosowanej”,wybierasięwłaśnietropić…mordercę,tak,wszystkonatowskazuje.
Aw
misjitejmajejtowarzyszyć,choćbezwielkiegoentuzjazmu,pięknymłodzieniec,w
którym
prawiesięzakochała,aleonkochałsięwjejbratanicy,którejzkoleinieonbyłwgłowie,
lecz
ktośzupełnieinny,ktopuszczałjąkantem,romansujączewspółlokatorkąswojejsiostry.
Nie,
barmanniemógłmiećnajmniejszegopojęcia,że„niewiadomo”mufaktycznie„nic”-a
gdyby
nawetIsabelmuowszystkimpowiedziała,nigdybywtonieuwierzył.
Jamiespóźniłsiędziesięćminut.Przyszedłwreszcie,tłumaczącsię,żećwiczyłna
instrumencieikiedyspojrzałnazegarek,byłojużprawiewpółdoszóstej.
-Ważne,żeprzyszedłeś-uspokoiłagoIsabel.-Mamymniejwięcejdwadzieściaminut-
powiedziała,sprawdzającgodzinę.-Objaśnięci,jakzamierzamtoprzeprowadzić.
Jamiesłuchał,odczasudoczasurzucającjejspojrzeniaznadkrawędziswojejszklankiz
piwem.Wdalszymciąguniebyłprzekonanycodocałegoprzedsięwzięcia,alemusiałsię
zgodzić,żeplanjestdokładnieprzemyślany.Isabelzamierzałaporuszyćkwestięwsposób
delikatny,mającnauwadzezwłaszczafakt,żedlaPaulaHoggatowciążbolesnasprawa,
wyjaśniwszyuprzednio,żeniechce-żeonaiJamieniechcą-siędoniczegowtrącaćani
teżw
jakikolwieksposóbnarażaćnaszwankreputacjifirmyMcDowell’s.Jednak,przezwzgląd
na
MarkaoraznaNeila,któryopowiedziałjejowszystkim,ona,Isabel-wrazzJamiem-
czujesię
wobowiązkuprzynajmniejspróbowaćcośzrobićwtejsprawie.Osobiście,rzeczjasna,
jest
przekonana,żenicsięniestało,leczabymiećczystesumienie,postanowiła-onaiJamie
postanowili-dowiedziećsięczegoświęcej.
-Niezłyscenariusz-skomentowałJamie,gdyIsabelskończyła.-Szczegółowyi
wyczerpujący.
-Niemawtymchybanic,comogłobygourazić?-zastanowiłasięIsabelnagłos.
-Niema-powiedziałJamie-oiletonieon.
-Conieon?
-Oiletonieonhandlowałinformacjamisłużbowymi.
Isabelwytrzeszczyłaoczy.
-Dlaczegotakuważasz?
-Adlaczegóżbynie?Markwpracybyłnajbliżejniego.Pauljestkierownikiemwydziału
czyjaktotamzwą,wktórympracował.CokolwiekMarkodkrył,musiałotodotyczyć
tego,czym
sięosobiściezajmował.
Isabelrozważyłato,copowiedziałJamie.Cóż,tomożliwe,jakkolwiekjejzdaniem
wysocenieprawdopodobne.Wzruszenie,któreokazałPaulpodczasichpierwszej
rozmowy,
kiedynaglepojawiłasięsprawaśmierciMarkaFrasera,musiałobyćautentyczne,codo
tegonie
miałażadnychwątpliwości.PaulHoggbyłnaprawdęgłębokowstrząśnięty,Askorotak,to
nie
mógłbyćtąosobą,którazleciłauciszenieMarka,czyli,wkonsekwencji,tonieonbałsię
zdemaskowania.
-Rozumiesz?-zwróciłasiędoJamiego.
Jamierozumiał,aleuznał,żemądrzejbędziezachowaćumysłotwartynawszelkie
możliwości.
-Możemysięmylić-powiedział.-Mordercymiewająwyrzutysumienia.Zdarzasię,że
opłakująswojeofiary.PaulHoggmożebyćwłaśnieztych.
-Aleniejest-sprzeciwiłasięIsabel.-Niepoznałeśgojeszcze.Nie,napewnoszukamy
kogośinnego.
Jamiewzruszyłramionami.
-Możliwe,żetak.Irówniemożliwe,żenie.Przynajmniejpostarajsięzachowaćotwarty
umysł.
PaulHoggmieszkałnapierwszympiętrzegeorgiańskiejrezydencjinaGreatKingStreet,
jednejznajpiękniejszychulicNowegoMiasta.Oknaapartamentuwychodziłyna
południe.Odtej
strony,znajwyższychpięter,roztaczałsięwidoknaujścierzekiForthorazbłękitny
skrawek
morzazanadbrzeżamiLeith;nasamymhoryzonciemajaczyływzgórzaFife.Mieszkania
na
pierwszympiętrze,choćzokienwidaćtambyłoconajwyżejdrugąstronęulicy,uważano
jednak
zaszczególnieatrakcyjnezinnegopowodu.Gdzieniegdzienazywanojeapartamentami
salonowymi,ponieważnapierwszychpiętrachdawnychkamienicurządzanoniegdyś
salony.Z
tegopowodupomieszczeniabyłytamszczególniewysokie,aprzezokna,olbrzymietafle
szkła,
rozciągającesięodsufituażdopodłogi,wlewałosięświatłosłoneczne.
IsabeliJamieweszlinaklatkęschodową,szerokiciągkamiennychstopni.Wpowietrzu
unosiłsiędelikatnyzapaszekkota.Stanęliwreszcieprzeddrzwiamiopatrzonymi
kwadratową
mosiężnątabliczkąznazwiskiem.HOGG.IsabelzerknęłanaJamiego,aonmrugnąłw
odpowiedzi.Widaćbyło,żedałsięporwaćprzygodzie,ajegopoczątkowysceptycyzm
ulotniłsię
bezśladu;toIsabelzaczęłyteraznękaćwątpliwości.
Gdyzadzwonili,PaulHoggszybkootworzyłdrzwi.Gdyweszli,wziąłodnichpłaszcze.
IsabelprzedstawiłamuJamiego,Mężczyźniuścisnęlisobiedłonie.
-Japanachybajużgdzieświdziałem-powiedziałPaulHogg.-Tylkoniewiemgdzie.
-Ajawiem-odparłJamie.-WEdynburgu.
Zaśmialisięwszyscy.Paulpoprosiłichdalej.Przeszlidosalonu,okazałego,elegancko
umeblowanegopomieszczenia,gdziegłównyelementwystrojustanowiłimponujących
rozmiarówbiałykominek,naktóregogzymsieIsabeldostrzegłakartyzzaproszeniami,co
najmniejcztery,ustawionerządkiem.Korzystajączokazji,żejeszczenieusiedli,aPaul
Hogg
wyszedłprzygotowaćdrinki,podkradłasiędokominkaiszybkojeprzejrzała.
PanHumphreyHolmeswrazzszanownąmałżonkązapraszająweczwartekszesnastego
bm.naprzyjęcieunichwdomu,widniałonapierwszymzaproszeniu(Isabelteżtambyła).
Następnie:GeorgeMaxtonemaprzyjemnośćzaprosićpaniąMintyAuchterloniena
przyjęcie,
któreodbędziesięwLothianGallerywewtorekosiemnastegomaja.Początekogodz.
18.00.Na
trzeciejkarcietekstgłosił:Minty:PeteriJeremyzapraszająnadrinkiwogrodzie(oile
aura
dopisze,nacosięniezanosi)wpiątekdwudziestegopierwszegomajaowpółdosiódmej
wieczorem.Iostatnie,PauliMinty:zapraszamyserdecznienanaszewesele,Prestonfield
House,
sobotapiętnastegomaja.Ceilidh*[Gaelickiesłowoceilidh(czyt.„keili”)oznacza
nieformalne
przyjęcie,zabawę,zazwyczajuatrakcyjnionątradycyjnąmuzykąitańcami(przyp.tłum.).]
zaczynasięodwudziestej.AngusiTattlStrój:wieczorowy/barwyklanowe.
IsabeluśmiechnęłasiępomimokarcącychspojrzeńJamiego,którypiorunowałją
wzrokiem,jakbyczytałaprywatnąkorespondencję.Wreszciestanąłobokniejirzucił
przelotnie
okiemnazaproszenia.
-Niewolnoczytaćcudzychlistów-szepnął.-Toniegrzeczne.
-Phi!-syknęłaIsabel.-Właśniepotoktośjetutajpostawił:żebyludziejeczytali.
Widywałamjużnaróżnychkominkachzaproszenia,któremiałytrzylata,rozumiesz?
Trzylata!
NagardenpartywHolyroodhouse,naprzykład.Odlatnieaktualne,alewciążwystawiane
na
pokaz.
OdciągnęłaJamiegoodkominkaistanęliprzeddużychrozmiarówakwarelą,
przedstawiającąogródpełenmaków.
-Toona-powiedziałaIsabel.-ElizabethBlackadder.Maki.Ogródotoczonymurem,na
murzekot.Alepomimotematykidoskonałarobota.
Awmyślachdodała:janiemamwdomumakównaobrazie;niktmnienigdynie
przyłapałnawłażeniuoknemdocudzegopokoju,wiszącąnaparapecie.
ItakzastałichPaulHogg,którywrócił,niosącdwieszklankizdrinkami.
-Proszę-powiedziałwesołymgłosem.-Otowłaśniecelipowódwaszejwizyty.
-Świetnyobraz-skinęłagłowąIsabel.-Znówtemaki.Bardzoistotnymotyw.
-Tak-zgodziłsięPaul.-Lubięmaki.Zawszebardzożałowałem,żepozerwaniuopadają
impłatki.
-Pomysłowymechanizmobronny-zauważyła,zerkającnaJamiego.-Różeteżpowinny
siętegonauczyć.Gołekolostozamało.Idealnepięknonależypozostawićnietknięte.
Jamieodwzajemniłspojrzenieipowiedział:
-Aha.
Potemumilkł.PaulHoggspojrzałnaniego,potemnaIsabel.Isabel,którejuwadzetonie
umknęło,pomyślała:terazpróbujezgadnąć,kimonjestdlamnie.Młodymkochasiem,tak
musię
pewniewydaje.Alenawetgdybytakbyło,toczemutusiędziwić?Wdzisiejszych
czasachto
przecieżzwykłarzecz.
PaulHoggwyszedłjeszczenachwilę,poswójwłasnykieliszek,aIsabeluśmiechnęłasię
doJamiego,porozumiewawczymgestemunoszącpalecdoust.
-Przecieżjeszczenicniepowiedziałem-zaprotestowałJamie.-Tylkojedno„aha”.
-Towcaleniejestmało-mruknęłaIsabel.-Bardzowymownamonosylaba.
Jamiepokręciłgłową.
-Ipocojadałemsięnatonamówić?-szepnął.-Zachowujeszsię,jakbyciodbiło.
-Dziękujęserdecznie-powiedziałacicho.-Aleotojużnadchodzinaszgospodarz.
PaulHoggwróciłicałatrójkazasalutowałasobienawzajemkieliszkami.
-Kupiłemtenobraznaaukcjikilkalattemu-powiedziałPaul.-Zapierwsząpremięod
firmy.Zrobiłemsobieprezentztejokazji.
-Bardzorozsądnie-przyznałaIsabel.-Tylesięczytaotym,jakświętująbrokerzyalbo
innifinansiści,otychkoszmarnychlunchach,gdziesamowinonabijarachunekna
dziesięć
tysięcyfuntów.Spodziewamsię,żewEdynburguniematakiegozwyczaju.
-Bezobaw-uspokoiłjąPaulHogg.-MożetaksięrobiwNowymJorkualbow
Londynie.Edynburgtoniemiejscenapodobnerzeczy.
Isabelodwróciłasięwstronękominka.Wisiałnadnimolbrzymiobrazwpozłacanych
ramach,któryrozpoznałaodpierwszegospojrzenia.
-PięknyPeploe-powiedziała.-Wręczcudowny.
-Tak.-PaulHoggkiwnąłgłową.-Bardzoładny.TozachodniewybrzeżewyspyMull,jak
misięwydaje.
-AmożeIona?-zasugerowałaIsabel.
-Może-zgodziłsięobojętnymtonem.-Gdzieśwtamtychokolicach.
Isabelzbliżyłasięokilkakrokówdoobrazu,żebylepiejmusięprzyjrzeć.
-Aniemartwiłycię-zagadnęła-teaferyzfalsyfikatamikilkalattemu?Dałeśswoje
zbiorydoweryfikacji?
PaulHoggwyglądałnaszczerzezdziwionego.
-Topojawiłysięjakieśpodróbki?
-Podobno-potwierdziłaIsabel.-Peploe,Cadell,kilkuinnychmalarzy.Sprawatrafiłado
sądu.Ludziezaczęlisięniepokoić.Znałampewnąosobę,któramiaławrękachjedentaki
obraz-
prześliczny,tylkożenamalowanymniejwięcejtydzieńwcześniej.Fałszerz,jaktoczęstoz
nimi
bywa,wykazałsięnaprawdędużymtalentem.
PaulHoggwzruszyłramionami.
-Zawszechybaistniejetakieryzyko.
Isabelspojrzałajeszczeraznapłótno.
-KiedyPeploetonamalował?-zapytała.
PaulHoggmachnąłrękąnaznak,żenieposiadatakichinformacji.
-Niemampojęcia.PewniepodczasswojegopobytunaMull.
Isabelobserwowałagobacznie.Taodpowiedź,choćdowodziłakompletnejniewiedzy,
zdawałasiępotwierdzaćpodejrzenie,którezaczynałokiełkowaćwjejgłowie.PaulHogg
słabo
znałsięnamalarstwie,acowięcej,średniogoonointeresowało.Jakinaczejmógłbymieć
w
domuobrazpędzlasamegoPeploe-aIsabelbyławięcejniżpewna,żetoautentyk-inie
znać
podstawowychfaktównajegotemat?
Wsaloniewisiałojeszczeconajmniejdziesięćinnychobrazów.Wszystkiebyły
interesujące,choćjużnietakdramatyczne,jakpłótnoPeploe.Byłtu,naprzykład,i
krajobraz
Gilliesa,ibardzoeleganckiMcTaggart,awprzeciwległymkrańcupomieszczeniawisiało
malowidłocharakterystycznymstylemzdradzająceBellamy’ego.Ktokolwiekzgromadził
tę
kolekcję,byłalbopierwszorzędnymznawcąszkockiegomalarstwa,alboprzypadkowo
trafiłamu
sięidealniedobranaminigaleria,wsamrazdocelówreprezentacyjnych.
Isabelprzeszładokolejnegoobrazu.PaulzaprosiłjąnaobejrzenieobrazuElizabeth
Blackadder,dopuszczalnewięcbyło,żebyokazałatrochęwścibskiegozainteresowania-
przynajmniejjeślichodziłoojegokolekcję.
-TojestCowie,prawda?-zapytała.
PaulHoggrzuciłokiem.
-Chybatak.
AtoniebyłCowie,tylkoCrosbie,pierwszylepszymógłbytostwierdzić.Takolekcjanie
byławłasnościąPaulaHogga,cooznaczało,żeobrazyzgromadzonewsalonienależałydo
Minty
Auchterlonie,kobiety,którąnależałouważaćzajegonarzeczonąiktórejnazwisko
dwukrotnie
pojawiłosięosobnonazaproszeniachwystawionychnakominku.Coznamienne,obate
zaproszeniapochodziłyodwłaścicieligaleriisztuki.GeorgeMaxtonebyłdyrektorem
Lothian
Galleryipierwsząosobą,uktórejnależałoszukaćdziełnajważniejszychszkockich
malarzy
dwudziestegowieku.PeterThomiJeremyLambertprowadziliniewielkągalerięwwiosce
pod
Edynburgiem,częstojednakrealizowaliindywidualnezamówieniaosóbzainteresowanych
konkretnymiobrazami.Obajmieliniesamowityzmysłdowyszukiwaniawłaścicieli,
którzybyli
skłonnisprzedaćjakiśeksponatzeswojejkolekcji,aletak,żebytosięnierozeszło.Na
obu
przyjęciachwymienionychwzaproszeniachbawiłosięprawdopodobniegronozłożonez
przyjaciółiklientów-bądźteżosóbbędącychjednocześnieitym,itym.
-Minty…-zaczęłaIsabel,zamierzajączapytaćPaulaHoggaojegonarzeczoną,alenie
dokończyła,bojejprzerwał.
-Mojanarzeczona-powiedział.-Spodziewamsięjejwkażdejchwili.Zasiedziałasię
dziśtrochęwpracy,chociażwedługjejstandardów,tojeszczewcaleniejestpóźno.
Zdarzajej
sięwracaćdodomuojedenastejalboodwunastej.
-Aha-zastanowiłasięIsabel.-Niechzgadnę.Twojanarzeczonajest…chirurgiem,tak,to
musibyćto.Chirurgiemalbo…strażakiem?
PaulHoggzaśmiałsię.
-Dalekojejdotego.Więcejpożarówpewniewywołuje,niżgasi.
-Cóżzacudownesłowawustachnarzeczonego!-wykrzyknęłaIsabel.-Jakżepłomienny
wyrazuczucia!Mamnadzieję,Jamie,żeowłasnejnarzeczonejbędzieszmówiłtaksamo.
PaulHoggrzuciłokiemnaJamiego,którywykrzywiłsiędoIsabel,alepochwili
przypomniałsobie,wjakiejrolijesttutaj,iwykrzywiłsięponownie,tymrazemw
uśmiechu.
-Ba!-powiedział.
IsabelzwróciłasiędoPaula:
-Czymzatemzajmujesiętwojanarzeczona,skoromusisiedziećwpracydopóźnej
nocy?
Znałaodpowiedź,zanimjeszczeskończyłazadawaćpytanie.
-Doradztweminwestycyjnym-odparłPaulHogg.
WjegogłosieIsabelpochwyciłanutęrezygnacji,anawetcośjakbywestchnienie,i
domyśliłasię,żenatympolupomiędzyPaulemajegonarzeczonądochodzidozgrzytów.
Minty
Auchterlonie,którąniebawemmielipoznać,toniebyłakobieta-bluszczanigrzeczna,
udomowionażoneczka,aletwarda,ostrogrającazawodniczka.Ztejdwójkitoonarobiła
pieniądzeitoonakolekcjonowaładrogieobrazy.Cowięcej,Isabelbyłaprzekonana,że
bynajmniejniegromadziichzumiłowaniasztuki;tobyłastaranniezaplanowana
inwestycja.
WciążstalioboktamtegoobrazuCowiegopędzlaCrosbiego,przyjednymzdwóch
olbrzymichokienwychodzącychnaulice.Paulwyjrzałnazewnątrzinaglelekkostuknął
w
szybę.
-Jest-wskazałpalcem.-Mintyprzyjechała.-Wjegogłosiebrzmiaładuma.
IsabelwrazzJamiemwyjrzeliprzezokno.Poniżej,dokładnieprzedwejściemnaklatkę
schodową,parkowałwłaśnienieduży,szpanerskisportowysamochód.Lakiernakaroserii
byłw
odcieniuangielskiejzieleni,takiejjakbarwystajniwyścigowych,azprzodukłułaoczy
charakterystycznachromowanakratownica.Isabel,któraosamochodachmiałatakiesobie
pojęcie,nierozpoznałamarki,alezdawałosięjej,żetojakiśwłoskiwóz;możealfa
romeo,może
starszymodelspidera?Spider,zdaniemIsabel,tobyłjedynyporządnysamochód,który
wyjechał
zwłoskiejfabryki.
KilkaminutpóźniejdrzwidosalonuotworzyłysięiweszłaMinty.Isabelzauważyła,że
najejwidokPaulHoggwyprężyłsięnabaczność,jakżołnierzprzedoficerem.Mimoto
uśmiechałsięiwidaćbyło,jakbardzosięcieszyzjejprzybycia.Tozawszewidać,
pomyślała
Isabel;ludziecalipromienieją,gdypojawisięktoś,kogoszczerzelubią.Tonieomylny
znak.
PaulHoggruszyłnapowitanienarzeczonej,aIsabel,korzystajączokazji,przyjrzałasię
jejuważnie.MintyAuchterloniebyławysokainiecokoścista.Dobiegałatrzydziestki,czy
może
raczejdobiegłajejnatyleblisko,byzacząćdbaćostarannymakijaż;miałagonatwarzy
sporo,
alezostałnałożonybardzoumiejętnie.Ubierałasięrównieżniezwyklestarannie,wstroje
drogie
(tobyłojasnejużnapierwszyrzutoka)idoskonaledobrane.Musnęłasymbolicznie
ustami
policzkiPaula,anastępnieskierowałasięwstronęgości.Obojgupodałarękę,przyczym
jej
wzrokledwieomiótłIsabel(„Nicciekawego”,takmniepodsumowała,pomyślałaIsabel)i
skoncentrowałsięnaJamiem(„Interesujący..”,odczytałazkoleiIsabelwtym
spojrzeniu).
Isabelzmiejscapoczuładoniejnieufność.
16
-AnisłowemniezapytałaśoMarka-zauważyłzprzejęciemJamie,kiedytylkozamknęły
sięzanimidrzwiklatkischodowejistanęlinachodnikuspowitymmrokiemwieczoru.-
Wogóle
nawetonimniewspomniałaś!Topoconambyłotamiść?
Isabelwsunęładłońpodjegoramięipociągnęłagodelikatniewstronęskrzyżowaniaz
DundasStreet.
-Niedenerwujsię-powiedziała.-Jestdopieroósma,możemyspokojnieiśćnakolację.
Dzisiajjastawiam.Zarogiemjestświetnawłoskarestauracja.Chodźmytam,pogadamyi
wszystkociwyjaśnię.
-Japoprostunierozumiem,ocotutajchodzi-poskarżyłsięJamie.-Przezcałyczas
rozmawialiśmyzPaulemHoggiemitąjegoupiornąnarzeczonąwyłącznieosztuce.
Trudno
nawetpowiedzieć,żerozmawialiśmy,bomówiłaśtylkotyiona,taMinty.Paulsiedziałi
gapiłsię
wsufit.Widziałem,żesięnudzi.
-Onateżbyłaznudzona-odparłaIsabel.-Tozkoleijazauważyłam.
Jamieumilkł.Isabelścisnęłajegoramie.
-Nieprzejmujsię-powiedziała.-Wyjaśnięciwszystkoprzykolacji.Terazpozwólmi
chwilępomyśleć.
PrzeszlijeszczekawałekDundasStreetiskręciliwQueenStreet,kierującsięwstronę
skrzyżowaniazThistleStreet,gdziemiałaznajdowaćsięzachwalanaprzezIsabel
restauracja.Na
ulicachniebyłowielkiegoruchu,anasamejThistleStreetniezobaczylianijednego
samochodu,
więcwyszliprostonajezdnię.Ichkrokiodbijałysięechemodścian.Niebawempoprawej
stronieukazałysiędyskretnieoświetlonedrzwiwłoskiejrestauracji.
Lokalniebyłduży,wszystkiegoosiemstolików.Zastalitamtylkodwójkęgości.Isabel
rozpoznałaznajomychiskinęłaimgłową.Uśmiechnęlisię,poczymwbiliwzrokwobrus;
ciekawośćciekawością,aledyskrecjaprzedewszystkim.
-Awięc?-zagadnąłJamie,kiedytylkousiedli.-Słucham.
Isabelułożyłaserwetkęnakolanachiwzięładorękikartędań.
-Częśćzasługi-powiedziała-możeszprzypisaćsamsobie.
-Jakto:samsobie?
-Takto.Zanimtamposzliśmy,radziłeśmibyćgotową,wraziegdybysięokazało,że
osobą,którejszukamy,jestsamPaulHogg.Takpowiedziałeś,ajazaczęłamsię
zastanawiać.
-Idoszłaśdowniosku,żetoon-domyśliłsięJamie.
-Nie.-Isabelpokręciłagłowąprzecząco.-Żetoona.MintyAuchterlonie.
-Zimnakrowa-mruknął.
Isabeluśmiechnęłasię.
-Pasujetodoniej.Jamożedobrałabymniecoinnesłowa,alewogólnychzarysachmasz
rację.
-Gdytylkoweszładopokoju,jużwiedziałem,żejejnielubię-oświadczyłJamie.
-Atodziwne,bomniesięzdawało,żeonazapałaładociebiesympatią.Właściwienawet
mogłabymprzysiąc,że…jaktoująć?Żecięzauważyła.
Jamiestropiłsięzlekka,słysząctęuwagę,iwbiłoczywmenu,którekelnerprzednim
położył.
-Niezorientowałemsię…-zaczął.
-Inicdziwnego-powiedziałaIsabel.-Tomogładostrzectylkokobieta.Alefaktemjest,
żewpadłeśjejwoko.Cozresztąniemiałowpływunato,żepokilkuminutachrozmowaz
nami
zaczęłająnudzić.
-Samjużniewiem-rzekłzwestchnieniemJamie.-Tojesttentyposoby,któregonie
znoszę.Niecierpiętakichludzi.
Isabelzamyśliłasię.
-Ciekawe,dlaczegoobojepoczuliśmydoniejtakąantypatię.
NaokreślenieantypatiiIsabelużyłastaregoszkockiegosłowa„bizz”,które,jakwiele
szkockichpojęć,niedawałosięjednoznacznieprzełożyć.„Bizz”generalnieoznaczało
uczucie
niechęci,alemiałoswojesubtelneodcienie.Osobą,którapoczuładokogoś„bizz”,wcale
nie
musiałykierowaćżadneracjonalneaniuzasadnionepobudki.
-Chodzioto,coonasobąreprezentuje-podsunąłJamie.-Wiesz,takąmieszaninę
ambicji,ibezwzględności,imaterializmu,i…
-Tak-przerwałamuIsabel.-Mniejwięcejoto.Możetrudnotoskonkretyzować,ale
obojedokładniewiemy,naczymtopolega.Zastanawiamnieteż,żeonatomiała,aleon-
ani
trochę.Zgodziszsięzemną?
Jamieskinąłgłową.
-Paultosympatycznyfacet.Niezaprzyjaźniłbymsięznimnaśmierćiżycie,alejako
kumpelmógłbybyć.
-Otóżto-zgodziłasięIsabel.-Cichy,spokojny,niewadzinikomu.
-Iniejesttobezwzględnytyp,którybezmrugnięciaokiemusunąłbykogoś,ktozagroził,
żegozdemaskuje.
Isabelpotrząsnęłagłową.
-Zcałąpewnościąnie.
-Tymczasemona…
-LadyMakbet-oświadczyłatwardoIsabel.-Takpowiniennazywaćsięsyndrom
zaburzeńmorderczych.Możenawetjesttaki,SkoroistniejesyndromOtella…
-Acototakiego?-zapytałJamie.
Isabelwzięłabułkęiprzełamałająnadtalerzykiemnapieczywo.Rzeczjasna,nie
przekroiłabyjejnożem,chociażJamietakwłaśnierobił.WNiemczech,jakwiedziała,
niegdyśw
złymtoniebyłokrojenieziemniakównożem,osobliwyzakaz,któregonigdyniepotrafiła
zrozumieć.ZapytawszyotorazswojegoznajomegozNiemiec,otrzymałaodpowiedźtak
dziwaczną,żeniemiałainnegowyjścia,jakuznaćjązażart.
-Tenobyczajpochodzizdziewiętnastegowieku-wyjaśniłjejznajomy.-Mogłozacząć
sięodtego,żecesarzmiałtwarzjakkartofeliztegopowoduużywanienożydokartofli
było
jednoznacznezobraząmajestatu.
Isabelskwitowałatośmiechem,alepotem,gdyzobaczyłaportretcesarza,pomyślała,że
wzasadzietomożebyćprawda.Monarchafaktyczniemiałtwarzjakkartofel,podobnie
jak
QuintinHogg,lordHailsham,miałpowierzchownośćponiekądwieprzowatą.Isabelwy-
obraziła
gosobieprzyśniadaniu:lokajkładziemubekonnatalerz,jegolordowskamośćbierzedo
ręki
sztućce,mierzywzrokiemprzerośniętetłuszczykiemplasterkiiwzdychażałośnie:„Nie
mogę,
niedamrady…”.
-SyndromOtellaoznaczapatologicznązazdrość-powiedziałaIsabel,sięgającpo
szklankęgazowanejwodymineralnej,którątroskliwykelnerdlaniejnapełnił.-To
schorzenie
zazwyczajdotykamężczyzn,którzyzaczynająwierzyć,żeichżonabądźaktualna
partnerkajest
niewierna.Ogarniaichobsesjanatympunkcieinic,absolutnienicniejestwstanieich
przekonać,żejestinaczej.Wkonsekwencjimożedojśćnawetdoaktówagresji.
Jamie,zauważyła,słuchałjejniezwykleuważnie.Ontoodnosidosiebie,pomyślała.
CzyżbybyłzazdrosnyoCat?Notak,tooczywiste.PrzecieżCatfaktyczniemiałaromans
z
innymmężczyzną-przynajmniejzpunktuwidzeniaJamiego.
-Niemartwsię.-powiedziałapocieszająco.-Niemaszpredyspozycjidopatologicznej
zazdrości.
-Nopewnie,żenie-odparł,jakjejsięwydało,zbytskwapliwie.Pochwilidodał:-
Możnagdzieśotymprzeczytać?Skądotymwiesz?
-Mamtakąksiążkęusiebie-odpowiedziałaIsabel.-Nositytuł„Niezwykłesyndromy
psychiczne”.Jestwniejkilkapięknychprzypadków.Kultcargo,dlaprzykładu:ludzie
grupowo
wierząwto,żektośzrzuciimdaryprostopodnogi.Jakmannę.Namorzach
południowychsą
wyspy,naktórychdochodziłodorzeczyniezwykłych.Krajowcywierzyli,żeAmerykanie
przylecąizrzucąimzniebaskrzynkipełnejedzenia,wystarczytylkotrochęcierpliwościi
na
pewnosiędoczekają.
-Ainnehistorie?
-Opisanotakisyndrom,kiedywydajecisię,żekogośgdzieśjużwidziałeś,żeznasz
ludzi,którychpierwszyrazwidzisznaoczy.Tofenomenneurologiczny.Weźchoćbytę
parę,tam,
przytamtymstoliku.Jestempewna,żeichznam,alenajprawdopodobniejsięmylę.Może
tote
objawy.-Zaśmiałasię.
-PaulHoggteżnatocierpi-zauważyłJamie,-Powiedział,żeskądśmniezna.Odrazu,
kiedytylkoweszliśmy.
-Mógłciękiedyświdzieć.Tobardzomożliwe.Ludziecięzauważają.
-Cotyopowiadasz.Nibyzjakiejracji?
Isabelspojrzałananiego.Jakietourocze,żeonzniczegoniezdajesobiesprawy.Chociaż
zdrugiejstrony,takchybajestnajlepiej.Tomogłobygozepsuć.Zasznurowaławięcustai
zamiastcośpowiedzieć,uśmiechnęłasiętylko.Catnaprawdęniewie,costraciła!
-No,acomaztymwszystkimwspólnegoLadyMakbet?-zapytałJamie.
Isabelpochyliłasiękuniemu,
-Morderczyni-wyszeptała.-Przebiegła,podstępnamorderczyni.
Jamienieodpowiedziałanisłowa.Lekka,doprawionaszczyptąironiirozmowanaglesię
skończyła.Poczuł,jakogarniagozimno.
-Ona?
TwarzIsabelbyłajakzkamienia,atongłosupoważny.
-Dosyćszybkosięzorientowałam,żeobrazywsalonienienależądoniego,leczsąjej
własnością.Zaproszeniaprzysyłanezgaleriibyłyadresowanedoniej.Onniemabladego
pojęcia
omalarstwie.Toonawydajefortunęnabohomazy.
-Icoztego?Jestprzyforsie,tokupuje.
-Zgadzasię.Tojestkobietaprzyforsie.Nierozumiesz?Kiedyktośmadużopieniędzyi
niechce,żebyleżałyodłogiemnakonciewbanku,wtedykolekcjonowanieobrazówto
świetna
inwestycja.Możeszpłacićgotówką,wedleuznania,aprzedmiot,którynabywasz,jest
elegancki,
cennyibardzoporęczny.Oilekupujeszzgłową.Właśnietakjakona.
-Alejadalejnierozumiem,cotomawspólnegozMarkiemFraserem.ToPaulHoggz
nimpracował,anieMinty.
-MintyAuchterlonie,tazimnakrowa,jakjąbardzotrafnieochrzciłeś,pracujewbanku
inwestycyjnymidoradzafirmom,nacomająwydawaćpieniądze.PaulHoggwracaz
pracydo
domu,aonapyta:„Codziśporabiałeśwbiurze,Paul?”.Onwtedyodpowiada:toitamto,
mówi
jej,corobił,boonaprzecieżpracujewtejsamejbranży.Niektóreztychinformacjisąw
sumie
całkiempoufne,alejakwiesz,łóżkowagadkamatodosiebie,żemusibyćabsolutnie
szczera,
inaczejrobisięnudnajakflakizolejem.Nowięconazbierainformacje,idzieikupuje
akcje,
nawetosobiście,wewłasnymimieniu-choćraczejpewnieużywapodstawionychosób-i
oto
naglestanjejkontarośnieoniebagatelnąsumkę.Zdobytądziękipoufnym,służbowym
informacjom.Onacałyzysklokujewobrazach,botozostawiamniejśladów.Innym
sposobem
jestcichaumowazhandlarzemdziełamisztuki:onadostarczamuinformacji,onzawiera
transakcje.Niemażadnychśladówłączącychgoznią.Płacijejobrazami,potrącając
zapewne
swojąnależność,aleobrazyniesąoficjalniesprzedane,więcwjegorejestrachniema
żadnych
zapisówzysku,zktóregomożnabyściągnąćpodatek.
Jamiegapiłsięnaniązopadniętąszczęką.
-Wymyśliłaśtowszystkoteraz,przymnie?Podrodzedotejrestauracji?
Isabelroześmiałasię.
-Tożadnafilozofia.Kiedyjużzorientowałamsię,żetonieon,apotemnadodatek
poznałamją,wszystkoułożyłosięsamo.Rzeczjasna,totylkohipoteza,alewydajemisię,
że
możesięsprawdzić.
JamiebyćmożenadążałdotądzatokiemrozumowaniaIsabel,aledlaczegoMinty
miałabychciećpozbyćsięMarka-tegojużniepotrafiłrozgryźć.Isabelnatychmiast
wyjaśniła,
jaksprawawedługniejwygląda.Mintytokobietaambitna,zaśmałżeństwozPaulem
Hoggiem,
którypiąłsięostrowfirmieMcDowell’s,idealnieodpowiadałojejcelom.Paulbył
sympatycznym,uległymczłowiekiem-Mintyzapewnezdawałasobiesprawę,żetaki
narzeczony
torzadkiskarb.Mężczyźniesilniejszemu,dążącemudodominacji,nieukładałobysięz
Minty;w
takimzwiązkuistniałabyzbytwielkarywalizacja.PaulHoggzatempasowałdoniej
doskonale.
Gdybyjednakwyszłonajaw,żeprzekazywałjejinformacje,choćbynawetnieumyślnie,
odrazu
poleciałbyzestanowiska.Niemniejtonieonzostałbyoskarżonyohandelinformacją
służbową,
aleona;gdybyudowodnionojej,żedopuściłasiętakiegoprzestępstwa,kosztowałobyją
tonie
tylkoposadę-straciłabywszelkąmożliwośćzatrudnieniawswojejdotychczasowej
branży.
Byłbytodlaniejkoniecwszystkiego.Jeżeliwięcjedynymsposobem,abytegouniknąć,
była
czyjaśnagła,tragiczna,śmierć-trudno.Niechtakbędzie.LudziepokrojuMinty
Auchterlonienie
posiadająszczególniewrażliwegosumienia.Niemyśląotym,cosięznimistaniepo
śmierci,o
rozliczeniuzażyciedoczesne,aludzi,którymbraktakichhamulców,nicjużnie
powstrzymaod
morderstwa-nicopróczwłasnego,wewnętrznegorozeznaniapomiędzydobremizłem.
Zaśw
przypadkuMintyAuchterlonie,zawyrokowałaIsabel,napierwszyrzutokawidać,żeto
rozeznanieszwankuje.
-NaszaprzyjaciółkaMinty-Isabeldotartawreszciedoostatecznegowniosku-cierpina
zaburzenieosobowości.Jestononiedostrzegalnedlawiększościludzi,niemniejjednak
ewidentne.
-ImanimbyćtentwójsyndromLadyMakbet?-zapytałJamie,
-Onbyćmożetakże-odparłaIsabel-oilewogóleistnieje.Miałamterazraczejnamyśli
cośowielebardziejpospolitego.Psychopatiębądźteżsocjopatię,jakwolisz.Mintyjest
socjopatką.Robitylkoto,cojejodpowiada,iniecofniesięprzedniczym.
-ŁączniezwypchnięciemczłowiekaznajwyższegobalkonuwUsherHall?
-Rozumiesię-odrzekła.-Jaknajbardziej.
Jamiezamyśliłsięnachwilę.WywódIsabelbrzmiałprzekonująco;niewidziałpowodu,
dlaktóregoniemiałbyprzyznaćjejracji.Chodziłomuterazocośinnego,mianowicie,
czyIsabel
majużmożejakieśpropozycje,coteraz?Narazieprzedstawiłamuwyłącznieswoje
domysły.
Jeżelizechcąposunąćsprawęchoćbyokrokdalej,potrzebnebędądowody.Adowodów
niemieli
żadnych-tylkoteoriętłumaczącąmotywyhipotetycznegomorderstwa.
-Awięccorobimy?-zapytał.
Isabeluśmiechnęłasię.
-Niemamzielonegopojęcia.
JejniefrasobliwośćzirytowałaJamiegotak,żeniezdołałtegoukryć.
-Jakmożemytoterazzostawić?Zaszliśmyjużtakdaleko.Niemożnasięwycofaćw
takimmomencie.
-Niepowiedziałam,żemamywszystkozostawićaniżetrzebasięwycofać-powiedziała
Isabeluspokajającymtonem.-Inieprzejmujsię,żeteraz,wtejchwili,niemampojęcia,
co
robić,bowłaśniewtymmomenciepotrzebnajestprzerwawdziałaniach.
Widząc,żekompletniezbiłaJamiegoztropu,wyjaśniła:
-Wydajemisię,żeonaczegośsiędomyśla.Żewie,pocodziśprzyszliśmy.
-Zdradziłasięczymś?
-Tak.Kiedyzniąrozmawiałam-tywtymczasiegawędziłeśzPaulem-zagadnęłamnie,
mówiąc,żesłyszałaodnarzeczonego,jakobyinteresowałamniesprawaMarkaFrasera.
Dokładnietakpowiedziała:„interesujepaniąsprawaMarkaFrasera”.Czekała,ażcoś
odpowiem,
alejaskinęłamtylkogłową.Niedługopóźniejpowróciładotegotematuispytała,czy
dobrzego
znałam.Znówwykręciłamsięczymśododpowiedziitojąwyraźniezaniepokoiło.Zresztą
nic
dziwnego.
-Uważaszzatem,żeonawieonaszychpodejrzeniachwzględemniej?
Isabelupiłałykwina.Zkuchnidolatywałzapachczosnkuioliwyzoliwek.
-Czujesz?-Pociągnęłanosem.-Pyszności.Czyonasiędomyśla,żeowszystkim
wiemy?Byćmoże.Niezależniejednakodtego,coonamyśli,jestemprzekonana,że
wcześniej
czypóźniejbędziemymielizniąjeszczedoczynienia.Będziechciałasiędowiedziećo
naszych
poczynaniachiplanach.Samadonasprzyjdzie.Wystarczydaćjejnatokilkadni.
Jamiewyglądałnanieprzekonanego.
-Acisocjopaci-zaciekawiłsięnagle-cooniczują?
Isabeluśmiechnęłasię.
-Obojętność-odparła.-Nicichnieobchodzi.Przyjrzyjsiękotu,którycośprzeskrobał.
Wszystkomawnosie.Kotytoteżsocjopaci.Takąmająnaturę.
-Czymożnajezatowinić?
-Niemożnawinićkotówzato,żesąkotami-powiedziałaIsabel-anizato,że
wyprawiająróżnerzeczy,którewyprawiająkoty.Anizato,żepolująnadomoweptaki,
anizato,
żebawiąsięswojązdobyczą.Kotniepotrafizachowywaćsięinaczej.
-Aczłowiekopodobnymcharakterzepotrafizmienićswojezachowanie?-zapytałJamie.
-Itutajpowstajeproblem-odpowiedziałaIsabel.-Czytakichludzimożnawinićza
czyny,którepopełnili?Literaturaopisującatozagadnieniejestniezwykleciekawa.
Chorzymogą
siębronić,argumentując,żeichzachowaniejestwynikiemzaburzeniapsychicznego.
Postępują
tak,anieinaczej,ponieważtaką,anieinną,mająosobowość,aleoczywiścienigdynie
danoim
możliwościwyboruwłasnejosobowości.Jakzatemmogązacośodpowiadać,skoronie
mieli
żadnegowyboru?
Jamiezerknąłwstronękuchni.Dostrzegł,jakmistrzkucharskizanurzapalecwmisce,po
czymoblizujego,anajegotwarzymalujesięwyrazzamyślenia,Socjopataszefującyw
restauracyjnejkuchni-koszmarnieztejziemi!
-Tentematnadajesięakuratnaspotkanieztwoimiprzyjaciółmi-oznajmił.-Ztego
NiedzielnegoKlubuFilozoficznego,Moglibyściedyskutowaćnadmoralną
odpowiedzialnością
ludziotakimcharakterze.
Isabeluśmiechnęłasięzżalem.
-Gdybytylkoudałomisięzebraćklubnaspotkaniu-powiedziała-toistotnietentemat
pasowałbyjakulał.
-Niedzielatoniejestnajlepszydzieńnatakierzeczy-powiedziałJamie.
-Niejest-zgodziłasięIsabel.-TosamomówiCat.
Urwała.Miaławyrzutysumienia,kiedyzbytczęstowspominałaCatwjegoobecności,bo
nadźwiękjejimieniaJamiezawszereagowałtęsknym,niemalżezagubionym
spojrzeniem.
17
Kilkadniwolnychodintrygi,pomyślałaIsabel,właśnietegomiterazpotrzeba.Powrócić
dopracynad„Przeglądem”,doporannychkrzyżówek,rozwiązywanychwciszyi
spokoju,aod
czasudoczasuprzejśćsięspacerkiemdoBruntsfieldiuciąćsobiebanalnąpogawędkęz
Cat.
ŻebytylkoniemusiećkonspirowaćzJamiempopubachirestauracjach,knującprzeciwko
intrygantkomzbankówinwestycyjnych,hołdującymkosztownemuzamiłowaniudodzieł
sztuki.
PoprzedniejnocyIsabelniespałanajlepiej.Poskończonymposiłkuwrestauracji
pożegnałasięzJamiem,akiedywróciładodomu,byłojużdobrzepojedenastej.Położyła
siędo
łóżkaizgasiłaświatło.Blaskksiężycarzucałnapodłogęiścianypokojucieńdrzewa
rosnącego
tużzaoknem.Isabelleżałazotwartymioczami,rozmyślającintensywnie.Obawiałasię,
że
sprawaznalazłasięwimpasie.IchoćkolejnyruchnależałterazdoMintyAuchterlonie,to
itak
należałopodjąćkilkatrudnychdecyzji.NoicałatahistoriazCatizTobym…Isabel
żałowała,że
wogóleprzyszłojejdogłowychodzićzachłopakiembratanicy;wiedza,którąwten
sposób
zdobyła,nieznośnieciążyłajejnasumieniu.Postanowiłanajakiśczaszawiesićsprawęna
kołku,
miałajednakświadomość,żejesttojedynietymczasowerozwiązanieproblemu,do
którego
trzebabędziekiedyśpowrócić.Niepotrafiławyobrazićsobie,jakzareagujenawidok
Toby’ego,
kiedyspotkasięznimprzynajbliższejokazji.Czybędzieumiałaodnosićsiędoniegotak
jak
zawsze,znależytąuprzejmością,którachoćniemogłasięrównaćzeszczerą,serdeczną
sympatią,byłaprzynajmniejnamiejscu?
Wkońcuzasnęła,alespałaniespokojnie,skutkiemczegoGracerankiemzastałająjeszcze
włóżku,zmorzonątwardymsnem(odczasudoczasuGraceosobiścieprzynosiłaIsabel
poranną
herbatę).
-Źlesięspało?-zapytałaztroską,stawiającfiliżankęnastolikuobokłóżka.
Isabelusiadławpościeli,przecierającoczy.
-Usnęłamchybadopierokołodrugiejwnocy-oznajmiła.
-Cościęgryzie?-Graceprzyjrzałasięjejuważnie.
-Tak-potwierdziłaIsabel.-Mamkilkazmartwieńitrochęwątpliwości.Takietamróżne
sprawy.
-Wiem,jaktojest-pocieszyłająGrace.-Mnieteztodopada.Zaczynamsięmartwićo
całytenświat,dokądzdąża,jaktowszystkosięskończy…
-Niehukiem,aleskomleniem-mruknęłaIsabelwzamyśleniu.-T.S.Eliotraztaknapisał
iodtejporywszyscygocytują.Ataknaprawdętojesttowsumiedośćgłupie
powiedzenie.
Pożałowałtego,jestemprzekonana.
-Tobyłjakiśpółgłówek-oświadczyłaGrace.-TwójprzyjacielpanAudennigdyby
czegośtakiegoniepowiedział,prawda?
-O,napewnonie.-Isabelobróciłasięnałóżku,wykręcającciałotak,żebydosięgnąć
filiżanki.-Chociażzamłoduzdarzałomusięczasempalnąćjakąśgłupotę.-Łykherbaty,
jak
zwykle,momentalnierozjaśniłjejwgłowie.-No,akiedyjużbyłstary,teżparę
niemądrych
rzeczypowiedział.Alewlatachpomiędzymłodościąastarościązazwyczajmiałumysł
jak
brzytwa.
-Jakbrzydka?Jakabrzydka?
-Niebrzydka,tylkobrzytwa.-Isabelopuściłanoginapodłogę,macającstopamidywanik
przedłóżkiemwposzukiwaniurannychpantofli.-Jeślinapisałcoś,cobyłozłealbo
mogło
zwieśćludzinamanowce,wracałdotegoijeślitylkomógł,starałsiępoprawić.Kilka
własnych
wierszypotopiłiwyrzuciłzeswojejtwórczości,takjaknaprzykład„Pierwszywrześnia
1939
roku”.
Uchyliłazasłony.Byłjasnywiosennyporanek,asłońcewyraźniedawałojużpierwsze
zapowiedziletnichupałów.
-Oświadczył,żetenwierszjestnieuczciwy,chociaż,moimzdaniem,możnawnim
znaleźćkilkaprzepięknychwersów.Apotemw„PodróżydoIslandii”umieściłzdanie,
którenie
znaczyabsolutnienic,alezatojakwspanialebrzmi!„Każdyportmorzezwiepo
swojemu”.
Cudowne,prawda?Cudowne,alenicnieznaczy.Jaksądzisz,Grace?
-Absolutnienic-zawyrokowałaGrace.-Jaktomożliwe,żebyportynadawałymorzu
jakieśnazwy?Cośmisiętoniewidzi.
Isabelznówpotarłapowieki.
-Grace,dzisiejszydzieńchcęspędzićmożliwiebezzakłóceń.Pomożeszmi?
-Oczywiście.
-Bardzocięproszę,odbierajtelefonyimówwszystkim,żejestemzajęta,pracuję.Zresztą
towłaśniemamzamiarrobić.Każdemu,ktozadzwoni,przekaż,żeodezwęsięjutro.
-Każdemu?
-ZwyjątkiemCat.IJamiego.Znimiporozmawiam,chociażmamszczerąnadzieję,że
niezadzwoniąakuratdzisiaj.Wszyscyinnibędąmusielipoczekać.
Gracepochwaliłatenplan.Lubiłaczućsiępaniądomu,apolecenieodprawianialudziz
kwitkiembyłonajmilszym,jakieIsabelmogłajejwydać.
-Porajużnatonajwyższa-oznajmiła.-Dlakażdegojesteśnazawołanie.Tokompletna
głupota.Należycisiętrochęczasudlasiebie.
Isabeluśmiechnęłasię.Gracebyłajejnajwiększąsojuszniczką.Mogłysięzesobąnie
zgadzać,mogłysięsprzeczać,aleostatecznieIsabelwiedziała,żeGracewszelkiejej
sprawyma
głębokonasercu.Takawiernośćbyłarzadkościąwdzisiejszychczasach,którecechował
powszechnyegoizmibrakumiaru,staroświeckącnotą,wychwalanąpodniebiosaprzez
kolegów
filozofów,którejjednakżadenznichniepotrafiłsamkultywować.ZaśGrace,pomimo
swojej
tendencjidopatrzeniazgórynaniektórychludzi,posiadałajeszczewieleinnychcnót.
Wierzyła
wBoga,któryoddaostatecznąsprawiedliwośćtym,którzycierpiązaprzyczyną
niesprawiedliwości.Wierzyławpracęiwto,żepodstawatonigdysięniespóźniaćaninie
brać
dniawolnegozpowodu„takzwanejchoroby”.Wierzyławto,żenikomuniegodzisię
odmówić
pomocy,kimkolwiekbybył,wjakimkolwiekpołożeniubysięznajdowałibezwzględuna
to,
czymściągnąłsobienagłowęówciężkilos.Graceodznaczałasięnajprawdziwszą
wielkodusznością,ajejczasamiszorstkapowierzchownośćbyłatylkoprzykrywką.
-Jesteścudowna.Grace-oświadczyłaIsabel.-Comybyśmybezciebiezrobili?
Isabelprzepracowałacałeprzedpołudnie.Porannąpocztąprzyszłanowapaczka
artykułównadesłanychdo„Przeglądu”.Paniredaktornaczelnaszczegółowowynotowała
każdy
esejwspecjalniedotegoceluzałożonymzeszycie.Podejrzewała,żekilkaznichodpadnie
jużna
pierwszymetapieselekcji,leczjednazprac,zatytułowana„Hazard:analizaetyczna”,na
pierwszyrzutokawydawałasięobiecująca.Jakieżtoproblemynaturyetycznejwiązały
sięz
hazardem?ZdaniemIsabel,natakpostawionątezęmożnabyłoodpowiedziećchoćby
prostym
kontrargumentemutylitarystycznym:ktoś,ktodorobiłsięszóstkidzieci,ahazardziści
częstobyli
wielodzietni(ciekawe,czytotakżewynikazichzamiłowaniadoloterii,zastanowiłasię
Isabel),
maobowiązektakzarządzaćswoimmajątkiem,abyniczegoimniebrakowało,jednak
jeżeli
człowiekjestzamożnyiniemanikogonautrzymaniu,toczymożnapowiedzieć,że
postępuje
źle,stawiającwzakład,no,możenieostatniąkoszulę,alenaprzykładjakąśzapasową?
Isabel
zastanowiłasięnadtymprzezchwilę.Kantystamiałbygotowejednoznacznerozwiązanie
takiego
dylematu,lecztowłaśniebyłproblemzkaniowskąmoralnością:byłaonadokońca
przewidywalnainiepozostawiałaaniodrobinymiejscanasubtelności.Zupełniejaksam
Kant,
pomyślałaIsabel.Ciężkijestlosfilozofa-wsensieczystozawodowym-kiedysięjest
Niemcem.
OwielelepiejbyćFrancuzem(nieodpowiedzialnymswawolnikiem)alboGrekiem
(myślicielem
znaturypoważnym,leczskłonnymrównieżdolżejszejproblematyki).Rzeczjasna,
pomyślała
Isabel,jejwłasne,osobistedziedzictwokulturowerównieżbyłojaknajbardziejgodne
pozazdroszczenia:zjednejstrony,zdroworozsądkowaszkockafilozofia,azdrugiej,
amerykański
pragmatyzm.Kombinacjadoskonała.Nienależyoczywiściezapominaćolatach
spędzonychw
Cambridge,gdzieIsabelwpajanoWittgensteinaplusniecofilozofiijęzyka-aleanijedno,
ani
drugiejeszczenigdynikomuniezaszkodziło,jeślitylkoczłowiekdopilnował,żeby
wyrzucićto
wszystkozpamięci,kiedyosiągnąłdojrzałość.Ajajestemdojrzała,niemasensu
zaprzeczać,
pomyślałaIsabel,wyglądającprzezokno,zktóregoroztaczałsiępięknywidoknabujne
krzewy,
ozdobęjejogrodu;nagałązkachmagnoliipojawiłysięjużpierwszebiałekwiaty.
Nadziśdoprzeczytaniawybrałasobiejedenzbardziejobiecującychartykułów.Gdyby
okazałsięwartzachodu,jeszczetegopopołudniamogłagowysiaćdorecenzentaitym
samym
zyskałabypoczuciesatysfakcji,któretakbardzobyłojejpotrzebne.Jejuwagęprzyciągnął
tytuł
eseju(główniezewzględunato,żegenetyka,którastanowiłapodłożeprzedstawionego
problemu,byłaobecnieniezwykleaktualnymtematem),jakrównieżsamozagadnienie-
jużpo
razkolejnybyłatokwestiaprawdomówności.Poczułasięzewszechstronotoczonaprzez
problemyzwiązanezmówieniemprawdy.Kilkadnitemuczytałaartykułnatemat
prawdomównościwrelacjachseksualnych,ten,którydostarczyłjejtylerozrywkiizdążył
już
takżeuzyskaćpozytywnąocenęjednegozrecenzentów„Przeglądu”.Niemogłateż
zapomniećo
sprawieToby’ego;tozdarzeniepostawiłodylematprawdomównościdokładniewcentrum
jej
moralnejegzystencji.Isabelmiaławrażenie,żecałyświatstoinafundamencietakichczy
innych
kłamstwipółprawd,amoralnośćistniejepoto,abyczłowiekbyłzdolnywybrać
pomiędzynimii
usprawiedliwićprzedsamymsobąswójwybór;takaprzynajmniej,zdawałosię,byłajedna
zjej
funkcji.Leczchoćnaświeciefaktyczniebyłowielekłamstwa,niemiałoonodostatecznej
siły,
abywjakikolwieksposóbprzyćmićczystąpotęgęprawdy.JakpowiedziałAleksander
Sołżenicyn,odbierającNagrodęNobla:„Jednosłowoprawdycałyświatzasobą
pociągnie”.Czy
byłotojedyniepobożneżyczenieczłowieka,któryżyłworwellowskimświeciekłamstwa
z
urzędu,czymożeuzasadnionawiarawto,żeprawdatoświatło,którerozpraszamrok?Z
całą
pewnościątodrugie;gdybytakniebyło,czystabeznadziejażyciastanowiłabyciężar
ponadsiły
każdegoczłowieka.PodtymwzględemCamusmiałrację:samobójstwotojedyne
prawdziwie
poważnepytaniefilozofii.Jeżeliprawdanieistnieje,nieistniejeteżsens,zatemżycie
ludzkieto
próżny,syzyfowytrud.Askorotak,topocosięmęczyć?WtymmomenciemyślIsabel
odbiegła
wbok,tworząclistęprzymiotnikówwyrażającychprzygnębienieidepresję.Orwellowski,
syzyfowy,kafkowski.Czyznalazłybysięjeszczeinne?Dlafilozofa,czyteżpisarza,byłto
wielki
zaszczytwejśćwłasnymnazwiskiemdopotocznegojęzykajakoprzymiotnik.Isabel
natknęłasię
kiedyśnaokreślenie„hemingwayowski”,któremiałozapewneoddawaćklimatżycia
upływającegonałowieniurybioglądaniuwalkbyków,dotądjednakniespotkałasięz
przymiotnikiemsymbolizującymświatpełenniepowodzeńipodupadłychmiejscowości,
w
którymosadzałswojedramatymoralneGrahamGreene.Może„greenowy”?Nie,
paskudnieto
brzmi.Prędzej„greenowski”.Rzeczjasna,istniałosłowo„Greenelandia”,terminukuty
przez
krytyków,oznaczającyświatwyobraźniGrahamaG.
AterazznówprzedIsabelleżałproblemdotyczącyprawdomówności,tymrazemw
postaciartykułuautorstwafilozofazUniwersytetuPaństwowegowSingapurze,
niejakiego
doktoraChao.Pracanosiłatytuł„Niepewnośćojcostwa”,ajejpodtytułbrzmiał:
„Paternalizma
prawdomównośćwgenetyce”.Isabelprzysunęładooknaulubionyfotel,naktórym
najczęściej
zasiadaładoczytanianadesłanychartykułów.Wtrakcieprzesuwaniafotelarozległsię
dzwonek
telefonuwprzedpokoju.Sygnałzabrzmiałtrzykrotnie,apotemucichł,kiedyGrace
podniosła
słuchawkę.Isabelczekała,nasłuchując,aleGraceniezawołała,więczagłębiłasięw
lekturze
„Niepewnościojcostwa”.
Esejnapisanybyłjasnoiklarownie,azaczynałsięrelacjązpewnegozdarzenia.Genetyka
kliniczna,jaktwierdziłdoktorChao,częstostawaławobecproblemubłędnegoustalenia
ojcostwa;wzwiązkuztymnasuwałosiębardzotrudnepytanie,wjakisposóbnależy
ujawniać
owebłędyiczywogólenależyjeujawniać.Otoprzypadek,pisałdoktorChao,kiedy
doszło
właśniedotakiegodylematu.
PaństwoB.zostalirodzicami.Uichnowonarodzonegodzieckastwierdzonochorobę
genetyczną.Maleństwomiałoszansęnaprzeżycie,alemimotosprawabyłanatyle
poważna,
żebylekarzezaczęlisięzastanawiać,czypaniB.,będącwkolejnejciąży,powinnapoddać
się
odpowiednimbadaniom.Niektórepłodymogłybyćdotkniętetąchorobą,choćnie
wszystkie.
Możnatobyłostwierdzićjedyniewbadaniachprenatalnych.
Dotądwszystkowporządku,pomyślałaIsabel.Rzeczjasna,problembadańprenatalnych
byłowieleszerszy-obejmowałnaprzykładarcyważnepytania,dotycząceeugeniki-lecz
doktor
Chaopostanowiłnajwidoczniejnieporuszaćżadnychinnychkwestii,cobyłocałkiem
słuszne,
pisałbowiemoprawdomównościipaternalizmie.Kontynuując:paniipanB.mieli
poddaćsię
testowigenetycznemuwcelustwierdzenia,czysąnosicielamigenuodpowiedzialnegoza
chorobę,naktórązapadłoichdziecko.Abydoszłodowystąpieniaobjawówtejchoroby,
oboje
rodzicemusieliposiadaćgen,októrymbyłamowa.Kiedyjednaklekarzotrzymałwyniki
testu,
okazałosię,żepaniB.byłanosicielkątegogenu,alepanB.-nie.Dziecko,któreprzyszło
na
światobciążonechorobągenetyczną…spłodziłinnymężczyzna.PaniB.(B.topewnieod
Bovary,pomyślałaIsabel),nieopisanabliżejwesejudoktoraChao,miałakochanka.
JednymwyjściemzsytuacjibyłoporozmawiaćzpaniąB,wczteryoczyipoinformować
jąowynikachtestów,pozostawiającdojejwłasnegouznania,czywyznaćprawdę
mężowi,czy
nie.Napierwszyrzutokatakaopcjawydawałasiękusząca,ponieważwtensposób
możnabyło
uniknąćodpowiedzialnościzaewentualnerozbiciemałżeństwa.Przeciwkotakiemu
rozwiązaniu
przemawiałzaśargument,żejeżelipanB.oniczymsięniedowie,przezcałeżyciebędzie
myślał,żejestnosicielemgenu,któregowistocienieposiada.Czymiałonprawodotego,
aby
wiedzętęprzekazałmuspecjalista,któregołączyłaznimzawodowarelacjalekarz-
pacjent?
Lekarz,naturalnie,mawzględempacjentapewneobowiązki,alegdziesąichgranice?
Isabeldotartadoostatniejstronyeseju.Zajmowałająbibliografia,sporządzonajak
najbardziejprawidłowo,brakjednakbyłokońcowychwniosków.DoktorChaoniepotrafił
znaleźćodpowiedzinapytanie,któresamzadał.Niemożnabyłoodmówićsensutakiemu
zakończeniu,jakożeczłowiekmaprawozadawaćpytania,naktóresamniepotrafibądź
niema
ochotyodpowiadać.Aleogólnierzeczbiorąc,Isabelwolałajednakczytaćpraceautorów,
którzy
zajmowalikonkretnestanowisko.
Przyszłojejdogłowy,żebyzapytaćGraceozdaniewtejsprawie,Wkażdymraziebyła
jużporanaporannąkawę;możnabyłoskorzystaćztejwymówki,żebyzajrzećdokuchni.
Tam
IsabelzastałaGrace,wyjmującąnaczyniazezmywarki.
-Opowiemcipewnąhistorię,zgatunkuniejednoznacznych-oznajmiłaIsabelgosposi-a
potempoproszę,żebyśpowiedziałami,cobyśzrobiławopisanejsytuacji.Niebędziesz
musiała
podawaćmotywów,wystarczy,żepowieszmi,jakbyśpostąpiła.
IprzedstawiłajejhistoriępaństwaB.Gracesłuchała,nieprzerywającopróżniania
zmywarki,alekiedyopowieśćdobiegłakońca,zostawiłaniewyjętetalerzewśrodkui
wyprostowałasię.
-NapisałabymlistdopanaB.-odrzekłazdecydowanymgłosem-iostrzegłabymgo,
żebynieufałswojejżonie.
-Rozumiem-powiedziałaIsabel.
-Aleniepodpisałabymsięwłasnymnazwiskiem-dodałaGrace,
-Listbyłbyanonimowy.
Isabelnieudałosięukryćzdziwienia.
-Anonim?Dlaczego?
-Niewiem-odparłaGrace.-Powiedziałaś,żeniemuszęsiętłumaczyć,tylko
powiedzieć,cobymzrobiła.Więcmówię.
Isabelzamilkła.Byłaprzyzwyczajonadotego,żeGracewygłaszanajdziwniejszesądy,
aletaosobliwachęćzachowaniaincognitowprawiłająwosłupienie.Chciaławypytać
Grace
jeszczetrochę,gosposiajednakwtymmomenciezmieniłatemat.
-DzwoniłaCat-poinformowała.-Niechciałaodrywaćcięodpracy,alepowiedziała,że
chętniebywpadłanaherbatędziśpopołudniu.Obiecałam,żedamyjejznać.
-Świetnie-ucieszyłasięIsabel.-Zprzyjemnościąsięzniąspotkam,
Prawdomówność.Paternalizm.Niezbliżyłasiędorozwiązaniaaninajotę,alenagle
podjęładecyzję.PostanowiłazapytaćGraceozdanie.
-Jeszczejedno,Grace-powiedziała.-Wyobraźsobietakąsytuację:odkryłaś,żeToby
spotykasięzinnądziewczyną,aCatoniczymniewie.Cobyśzrobiła?
Gracezmarszczyłabrwi.
-Ciężkasprawa-mruknęła.-Catchybanicbymniepowiedziała.
Isabelodetchnęławduchu.Przynajmniejwtejkwestiiobiebyłyzgodne.
-Alewydajemisię-ciągnęładalejGrace-żewybrałabymsiędoToby’egoipowiedziała
mutak;alborozstaniesięzCat,albopójdędotamtejdrugiejdziewczynyiowszystkim
jej
powiem.Wtensposóbpozbyłabymsięgo,idobrze,boniechciałabym,żebyCatwyszła
zamąż
zatakiegotypa.Takwłaśniebymzrobiła.
Isabelskinęłagłową,
-Rozumiem.Anienachodziłybycięwątpliwości,czyabynapewnopostępujesz
słusznie?Choćbyprzezchwilę?
-Aniprzezmoment-odrzekłaGrace.-Nawetbymitodogłowynieprzyszło.-Pochwili
dodała:-Aletakniejest,prawda?
Isabelzawahałasię,dostrzegająckolejnąokazjędonieumyślnego,odruchowego
kłamstwa.Itajednachwilaniezdecydowaniawystarczyła.
-OmójBoże!-wykrzyknęłaGrace.-BiednaCat!Biednadziewczyna!Awiesz,żeja
nigdynieprzepadałamzatymchłopakiem?Nigdy.Wstydmitomówić,alejużtrudno.Te
jego
truskawkowesztruksy,kojarzysz,te,cojetaklubi?Odrazuwiedziałam,coztegobędzie.
Widzisz?Odrazuwiedziałam.
18
Catprzyszłanaherbatęowpółdoczwartej.WsklepiepozostałEddie,żebypilnować
interesu.DodomuwpuściłająGrace.Catwydałosię,żegosposiaIsabelspojrzałananią
jakoś
dziwnie;zdrugiejstronyjednak,Grace,jakdługojąznała,zawszebyładziwnąosobą.
Praktycznieowszystkimmiaławłasnezdanieorazosobistąteorię;człowieknigdynie
wiedział,
cosiędziejewjejgłowie.JakIsabelznosiłateichkuchennerozmowy-tegoCatnie
mogła
pojąć.Byćmożepuszczaławiększąichczęśćmimouszu.
Isabelsiedziaławogrodowejaltanie,zajętasczytywaniemkorektartykułówdo
„Przeglądu”.Altanabyłaniewielkimdrewnianymbudyneczkiemoośmiuścianach,
pomalowanymnaciemnozielonykolor,wzniesionymnatyłachogrodu,podwysokim
kamiennymmurem.TutajojciecIsabel,kiedychorobapostępowała,spędzałcałednie.
Przypatrywałsiętrawnikowi,rozmyślałiczytał,chociażciężkomujużbyłoprzewracać
kartkii
zazwyczajczekał,ażcórkazrobitozaniego.Przezładnychkilkalatpojegośmierci
Isabel,
dręczonawspomnieniami,niemogłasięzmusić,abywejśćdoaltany,alestopniowo
zaczęłatam
chodzićzpracą,nawetwzimie;wrogustałżelaznynorweskipiecyknadrewno,którym
można
byłoogrzaćpomieszczenie.Oprócztrzechoprawionychfotografiinatylnejścianienie
wisiały
tamżadnedekoracje.NapierwszejznichwidaćbyłoojcaIsabelwmundurze
Cameronians*
[Cameronians-potocznanazwa9batalionu15szkockiejdywizjipiechoty,formacji
wchodzącej
wskładarmiibrytyjskiejpodczasIIwojnyświatowej(przyp.tłum.).],naSycylii,w
palących
promieniachsłońca,stojącegoprzedwiejskąrezydencją,zajętąprzezwojsko;tyle
męstwa,tyle
poświęcenia,tylelattemu,awszystkotozasprawę,którabyłaabsolutnie,jednoznacznie
słuszna.
NadrugiejmatkaIsabel-jejmatkaAmerykanka,kobietaanioł,czyteż,jakrazw
przejęzyczeniu
nazwałająGrace,„kobietaanion”-siedziaławrazzjejojcemwweneckiejkawiarni.Na
trzeciej
-małaIsabelzrodzicami,chybanapikniku;Isabelniebyłapewna.Fotografiemiały
pozginane
rogiipostrzępionebrzegi;przydałabyimsięrenowacja,alenarazieniktichnieruszał.
Dzień,jaknatęporęroku,byłbardzociepły-prawdęmówiąc,raczejletniniżwiosenny-
iIsabel,zasiadającwaltanie,otworzyłapodwójnieszklonedrzwinaoścież.Ateraz
zobaczyła
Cat,przecinającątrawnik.WrękubratanicyIsabeldostrzegłaniewielkątorebkęz
brązowego
papieru,zawierającązapewnejakiśdrobiazgzdelikatesów.Catnigdyniezjawiałasięz
pustymi
rękami,zawszemiaładlaciotkisłoiczekoliwekalbopasztetztrufli-pierwsząlepszą
rzecz,jaka
nawinęłajejsiępodrękę,kiedysięgnęłanasklepowąpółkę.
-Czekoladowemyszki.ZBelgii-powiedziałaCat,kładącpaczuszkęnastole.
-Kot*[Cat(ang.)-kot.]przynosimyszywofierze-zauważyłaIsabel,odkładając
korektynabok.-Mojaciotka,czylitwojaciotecznababka,miałakiedyśkota,który
złapane
myszynosiłjejdołóżka,troskliwebydlątko.
CatusiadłanawiklinowymkrześleobokIsabel.
-Gracepowiedziała,żeodcięłaśsięodświata-zagadnęła.-Podobnoniktopróczmnie
niemaprawanaruszaćtwojegospokoju.
Gracepopisałasiętaktem,pomyślałaIsabel.PrzypominanierazporazCatoJamiemw
niczymniemogłopomóc.
-Ostatniomojeżyciedośćmocnosięskomplikowało-odpowiedziała.-Chciałammieć
dzieńalbodwaspokoju,żebytrochępopracowaćiodmotaćpoplątanewątki.Wiesz,jakto
jest,
napewno.
-Wiem-przyznałaCat.-Teżmamtakiedni,żetylkosięgdzieśzaszyćiuciecod
wszystkiegoiprzedwszystkim.
-Graceprzyniesienamkawę.Pogawędzimysobie-zaproponowałaIsabel.-Dośćjuż
zrobiłam,jaknajedendzień.
Catuśmiechnęłasię.
-Tojateżnadziśskapituluję-postanowiła.-Eddiesamdopilnujewszystkiego,apotem
zamknie.Japójdęprostododomuiprzebioręsię,bowieczorem…wychodzimy.
-O,tomiło-powiedziałaIsabel.-My.Toznaczytyi,oczywiście,Toby.
-Mamydzisiajtakiemałeświęto.-Catzerknęłazukosanaciotkę.-Idziemynakolację,
apotemdoklubu.
Isabelwstrzymałaoddech.Byłazaskoczona,aleobawiałasięczegośtakiegonieoddziś.
Ateraztenmomentnadszedł.
-Święto?
Catskinęłagłową.NadalniepatrzyłanaIsabel,tylkobłądziławzrokiempotrawniku.
Kiedysięodezwała,jejtonbyłpowściągliwyiostrożny.
-Zaręczyliśmysię-oznajmiła.-Wczorajwieczorem.Wprzyszłymtygodniupodpiszemy
dokumenty.Chciałam,żebyśdowiedziałasiępierwsza.-Urwała.-Tobypewniezdążył
już
powiedziećrodzicom,aleoprócznichniktinnyjeszczeniewie.Tylkoty.
Isabelodwróciłasiędobratanicyiwzięłajązarękę.
-Świetnie,mojadroga.Gratulacje.
Włożyławtychkilkasłówmaksymalnywysiłek,jakśpiewakzewszystkichsiłpróbujący
sięgnąćwysokichrejestrów,alepomimowszelkichstarańefektbyłmarny.Jejgłos
zabrzmiał
bezbarwnieioschle.
Catspojrzałananią.
-Mówisztoszczerze?
-Chcę,żebyśbyłaszczęśliwa,nicwięcej-powiedziałaIsabel.-Jeżelitocięuszczęśliwi,
tooczywiście,żemówięszczerze.
Catrozważałaprzezchwilęsłowaciotki.
-Gratulacjekobietyfilozofa-skrzywiłasię,-Niemożeszpowiedziećczegośodserca?-I
nieczekającnaodpowiedź(choćIsabelitakniewiedziała,conatoodpowiedzieć,i
musiałaby
toczyćzesobądługąwalkę,abyznaleźćodpowiedniesłowa),wypaliła:-Nielubisz
Toby’ego,
prawda?Nawetniechceszmudaćszansy-choćbyprzezwzglądnamnie.
Isabelopuściławzrok.Takiekłamstwonieprzeszłobyjejprzezgardło.
-Jakdotąd,nieprzekonałamsiędoniego,przyznaję.Aleobiecujęcidołożyćwszelkich
starań,choćbymiałobyćciężko.
-Choćbymiałobyćciężko?!-CatzłapałaIsabelzasłowo,jejpodniesionygłosdźwięczał
terazoburzeniem.-Adlaczegomacibyćtakciężko?Dlaczegomusiałaśtakpowiedzieć?
Emocjewzięłygórę,Isabelczułatowyraźnie.Niepotrafiłasięopanować.Wieśćo
zaręczynachbyłanajgorsząrzeczą,jakąmogłausłyszeć.Zapomniała,żepostanowiłanie
mówić
Catotym,cowidziała.Słowasamewymknęłyjejsięzust.
-Wydajemisię,żeTobycięzdradza-oświadczyła.-Widziałamgozkimś.Chciałaś
wiedziećdlaczego.Dlatego.
Umilkła,przerażonatym,copowiedziała.Niechciałategomówić,wiedziała,żeźlerobi,
ajednakstałosię.Zupełniejakbytonieona,jakbytoktośinnypowiedział.Natychmiast
pożałowałaswoichsłów,myśląc:Takwłaśniekrzywdzisięludzi,mimochodem,nie
zwracając
nawetnatouwagi.Człowiekałatwoskrzywdzić,jeślisiętouprzedniostarannieobmyśli;
od
niechceniarobisiętoznajwiększąłatwością.CzytonieHannahArendtzwróciłanato
uwagę?
Złojestdobólubanalne.Tylkodobrostaćnaheroizm.
Catnieodpowiedziałaanisłowem.PochwilistrząsnęłazramieniadłońIsabel.
-Postawmysprawęjasno-zażądała.-Chceszmipowiedzieć,żewidziałaśgozinną
kobietą.Zgadzasię?
Isabelskinęłagłową.Niemogłajużniczegoodwołać,więcniemiaławyboru-musiała
byćuczciwadokońca.
-Tak.Bardzomiprzykro.Niechciałamciotymmówić,bonaprawdęnieuważam,
żebymmiałaprawowtrącaćsięwwaszeosobistesprawy.Alefaktemjest,żego
widziałam.
Widziałam,jakobejmujejakąśdziewczynę.Przyszedłdoniejzwizytą.Stalinaprogujej
mieszkania,aja…akuratprzechodziłam.Widziałamwszystko.
-Gdzietobyło?-zapytałaCatcichymgłosem.-Gdziedokładnietowszystkowidziałaś?
-NaNelsonStreet-odpowiedziałaIsabel.
Catprzezchwilęsiedziałabezsłowa,apotemzaczęłasięśmiać.Opadłozniejcałe
napięcie.
-NaNelsonStreetmieszkaFiona,jegosiostra.BiednaIsabel!Wszystkopoplątałaś.Toby
częstoodwiedzaswojąsiostrę,itochybajasne,żedajejejbuziakanadzieńdobry.
Naprawdę
bardzosięlubią.Acałaichrodzinatojednowdrugiesameprzylepy.Sąbardzowylewni.
Nie,pomyślałaIsabel.Toniebyłabratersko-siostrzanaserdeczność,arodzinaToby’ego
toniesą„sameprzylepy”.Wkażdymraziejatosłoworozumieminaczej.
-Toniebyłajegosiostra-powiedziała.-Tobyłajejwspółlokatorka.
-Lizzie?
-Askądmamwiedzieć,jakonamanaimię?
Catprychnęła.
-Bzdura-oznajmiłatwardo.-Robiszzigływidły.Onjącmoknąłwpoliczek,atyod
razu…Inawetniechceszprzyznaćsiędobłędu.Wszystkobyłobyinaczej,gdybyśtylko
zechciała.Aletyniechcesz.Ażtakbardzogonienawidzisz.
Isabelpodjęłarękawicę.
-Tonieprawda.Niemaszprawatakmówić.
Wiedziałajednakdobrze,żeCatmadotegopełneprawo,ponieważwtejsamejchwili,
kiedyzaprzeczałabratanicy,wjejgłowiebłysnąłobrazschodzącejzgórlawiny.Poczuła
palący
wstyd.
Catwstała.
-Bardzożałuję,żedotegodoszło.Rozumiem,cochciałaśosiągnąć,mówiącmiotym,
alewiedz,żekrzywdziszToby’ego,wygadująconimtakierzeczy.Kochamgo.Bierzemy
ślub.I
tobybyłotyle.-Wyszłazaltany.
Isabelzerwałasięzkrzesła,rozrzucająckorektypopodłodze.
-Cat,zaczekaj.Wiesz,żejesteśmibardzobliska.Przecieżdobrzeotymwiesz.Zaczekaj,
proszę…-Umilkła.Catruszyłabiegiemwstronędomu.Wkuchennychdrzwiachstała
Gracez
tacąwręce.Odstąpiłanabok,żebyprzepuścićCat.Tacawypadłajejzrąkirunęłana
ziemię.
Tendzieńbyłjużstracony.PoodejściuCatIsabelprzegadałagodzinęalbowięcejz
Grace,omawiajączaistniałąsytuację.Gosposianawszelkiesposobystarałasięją
pocieszyć.
-Przezjakiśczaspewniebędzietakjakteraz-powiedziała.-WtymmomencieCatnie
chcenawetprzyjąćdowiadomości,żetakmogłosięstać.Alewkońcuzacznieotym
myśleći
zastanawiaćsię,czyprzypadkiem,tylkoprzypadkiem,toniemożebyćprawda.Akiedy
już
dopuścitakąmożliwość,spadnąjejłuskizoczu.
DlaIsabeltaperspektywaitakbyłaniewesoła,alemusiałaprzyznać,żewtym,comówi
Grace,faktyczniecośjest.
-Ztym,żepókicobędzienamnieobrażona.
-Raczejtak-zgodziłasięGracerzeczowymtonem.-Byćmożejednakpowinnaśwysłać
doniejlistzprzeprosinami.Anużtocośpomoże.Złośćnaciebieprzejdziejejitakw
swoim
czasie,alezawszelepiejzostawićotwartedrzwi.
IsabelposłuchałasugestiiGraceinapisałakrótkilistdobratanicy.Przeprosiławnimza
to,żesprawiłajejprzykrość,dodając,iżmanadzieję,żeCatbędzieumiałajejwybaczyć.
Jednak
kiedypisała„Wybaczmi,proszę”,przypomniałysięjejnaglewłasnesłowasprzedkilku
tygodni,
kiedytowrozmowiezCatzauważyła,żeistniejecośtakiegojakprzedwczesne
przebaczenie.
Powiedziałatodlatego,żezewsządsłyszałosiębezsensownągadaninęokonieczności
przebaczania.Mówiliotymludzie,którzynieumielipojąć(alboteżpoprostunigdyw
życiunie
mieliokazjiprzeczytać)tego,coprofesorStrawsonnapisałw„Wolnościiurazie”otym,
jak
ważnesązachowaniareaktywne.(Isabelnagleprzyplątałasięmyśl,żenazwiskoPeter
Strawson
możnazapisaćjakoanagramiwyjdzieztegoseternawprost;odpędziłatęmyśl,bobyła
ona
krzywdzącazarównodlaczłowieka,jakidlajegonazwiska.)Ludziompotrzebnejest
uczucie
urazy,dowodziłprofesor,ztegopowodu,żetowłaśniepretensjeinnychwobecnasinasze
wobec
innychpozwalająokreślić,cojestzłe.Pobawienitychwzorcówreakcji,ryzykujemyutratę
zdolnościodróżnianiadobraodzła,ponieważmożedojśćdotego,żebędzienam
wszystko
jedno.Zatemnienależyprzebaczaćprzedwcześnie-idlategozapewnepapieżJanPaweł
II
czekałtylelat,zanimodwiedziłwwięziennejcelizamachowca,którydoniegostrzelił.
Ciekawe,
pomyślałaIsabel,copapieżpowiedziałswojemunapastnikowi.„Przebaczamci”?Amoże
coś
zupełnieinnego,anitrochęwielkodusznego?Uśmiechnęłasięnamyślotakiej
możliwości;
papieżtowkońcuteżczłowiek,myśliizachowujesięjakczłowiek,cooznacza,żeod
czasudo
czasumusispoglądaćwlustroizadawaćsobiepytanie:czytonaprawdęja,wtymtrochę
śmiesznymwdzianku?Czynaprawdęchcęterazwyjśćnabalkon,żebypomachać
ludziom,
którzyprzynieślitutajteflagiiproporce,iswojenadzieje,iswojełzy?
Teoriaskleconawrestauracji,powypiciukilkukieliszkówwłoskiegowinaw
towarzystwieatrakcyjnegomłodegomężczyzny,tojedno;zaśhipoteza,któraobronisię
przed
krytyką-tojużzupełniecośinnego.Isabeljasnozdawałasobiesprawę,żewsprawie
Minty
Auchterloniedysponujetylkoiwyłączniedomysłami.NawetjeżeliwfirmieMcDowell’s
faktyczniedoszłodonadużyćinawetjeśliMarkFraserprzypadkowoodkrył,cosięświęci
-nie
musiałotoodrazuoznaczać,żePaulHoggbyłzamieszany.TeoriaIsabelwyjaśniająca,
jaki
udziałPaulmógłmiećwtejsprawie,byłaprawdopodobna-inicpozatym.Firma
McDowell’s
jestprzecieżolbrzymia.ZjakiejracjiodkrycieMarkamiałosięodnosićakuratdoPaula
Hogga?
Isabelbyłaświadomatego,żejeślijejhipotezamazyskaćjakieśsolidniejszepodstawy,
jeśliwogólemastaćsięchoćmgliściewiarygodna,należyzdobyćinformacjenatemat
McDowell’s,atoniebędziełatwe.Isabelmusiałanawiązaćkontaktyzludźmizeświata
finansjery,choćniekonieczniezpracownikamiMcDowell’s.Gdziekolwiekbybyli
zatrudnieni,
napewnobędącoświedzieć.Edynburskieśrodowiskofinansowepodwielomawzględami
przypominałowioskę,podobniejakedynburskapalestra;musiałykrążyćjakieśplotki.
Leczdla
Isabelplotkitobyłozamało.Musiałasiędowiedzieć,wjakisposóbmożnawyśledzić
kogoś,kto
dopuściłsięnielegalnegoobrotupoufnymiinformacjami.Czywtymcelunadzorujesię
transakcjenarynkuakcji?Ależ,nalitość,jakmożnadojść,ktokupiłcoikiedy,skoro
każdego
rokunagiełdachodbywająsięmilionytransakcji,awinowajca,rzeczjasna,będziesię
starał
zatrzećślady,używającpodstawionychkupcówizagranicznychagentów.Oskarżeńo
handel
informacjąsłużbowąbyłobardzoniewiele,awyrokówskazującychjeszczemniej-ina
pewno
niebezpowodu.Rzeczbyłaniedoudowodnienia.Askorotak,towyśledzenietransakcji,
które
Mintyprzeprowadziłazwykorzystanieminformacjiuzyskanychodswojego
narzeczonego,
stawałosięniemożliwością.Mintymusiałapozostaćbezkarna,chybaże-abyłoto
olbrzymie
„chybaże”-komuśzwewnątrzfirmy,komuśtakiemujakMarkFraser,udałobysię
wykazać
związektransakcjiprzeprowadzonychprzezMintyzinformacjamisłużbowymi,w
których
posiadaniubyłPaulHogg.AleMarkumarł.Atooznaczało,żeIsabelczekałospotkaniez
PeteremStevensonem,finansistą,utajonymfilantropemidyrektoremOrkiestry
Prawdziwie
Straszliwej.
19
WestGrangeHousetopotężnykwadratowydom,zbudowanyuschyłkuosiemnastego
stulecia.Jestpomalowanynabiałoiotaczagorozległyterenprywatny.StoiwThe
Grange,
zamożnejokolicynaprzedmieściachEdynburga.TheGrangeprzylegadoMorningsidei
do
Bruntsfield;oddomuIsabeldzielijąkrótkispacer,oddelikatesówCat-jeszczekrótszy.
Peter
StevensonpragnąłmiećWestGrangeHouse,odkiedytylkosięgałpamięcią;gdy
posiadłość
niespodziewaniepojawiłasięnarynkunieruchomości,rzuciłsięnaniąjakwilkna
zdobycz.
Peterzrobiłbłyskotliwąkarierębankierskąwbankukupieckim,akiedydobiegł
trzydziestegopiątegorokużycia,postanowiłsięuniezależnić,przebranżowiłsięizałożył
własną
firmędoradczą,zajmującąsięprzygotowywaniemprogramównaprawczych.Ktomiał
problemy
finansowe,mógłzadzwonićdoniegozprośbąopomocwratowaniufirmy,zapraszałygo
też
radynadzorcze,rozrywanewewnętrznymikonfliktami,abypodjąłsięmediacjipomiędzy
skłóconymiczłonkamizarządu.APeter,zawszecichyispokojny,wnosiłspokójdo
burzliwego
życialudzibiznesu,nakłaniającswoichklientów,abyusiedliipunktpopunkcie
przeanalizowali
swojesprawy.
-Każdyproblemmaswojerozwiązanie-brzmiałajegoodpowiedź,kiedyIsabelpo
przyjściuzagadnęłagoopracę.Usiedliwsaloniku.-Każdy.Trzebatylkodotrzećdo
źródła
problemuitamzacząćdziałać.Wystarczyspisaćsobielistękrokówikierowaćsię
zdrowym
rozsądkiem.
-Todrugieczęstoludziomniewychodzi-zauważyłaIsabel.
Peteruśmiechnąłsię.
-Nadtymmożnapracować.Większościludziudajesięwpoićrozsądek,nawetjeśliz
początkuimnanimzbywa.
-Alesąteżwyjątki-twierdziłaIsabelzuporem.-Jednostkiznaturynierozsądne.A
takichniebrakuje,anipotej,anipotamtejstronieStyksu.IdiAmin,PoiPot,proszę-dwa
pierwszenazwiskazbrzegu.
Peterzastanowiłsięprzezchwilęnadwyrażeniem,któregoużyła.Styks?Ktojeszczew
dzisiejszychczasachodnosisiędomitów?Niewielubyłoludzi,którzynadźwięknazwy
„Styks”
niezrobilibywielkichoczu.TobyłacałaIsabel-ogrodniczkapielęgnującarzadkie,
zagrożone
wymarciemsłowa.Brawodlatejpani.
-Jednostkinieodwracalnienierozsądnezregułynigdynieprowadząwłasnegobiznesu-
odpowiedział-chociażzdarzasię,żepróbująstawaćnaczelenarodów.Politykto
zupełnieinna
kategorianiżbiznesmenczyczłonekradynadzorczej.Politykazawszeprzyciąga
niewłaściwe
osoby.
Isabelzgodziłasięznim.
-Maszcałkowitąrację.Tamjestpełnoludzicierpiącychnaprzerostego.Właśnietokaże
imrobićkarieręwpolityce.Chcąrządzićinnymiludźmi.Pociągaichwładzaicałajej
otoczka,
splendor.Niewielupolitykówchcezmieniaćświatnalepsze.Zdarzająsiętakieprzypadki,
alenie
sąoneczęste.
Peterzamyśliłsięipochwiliodparł:
-CzasempojawiasięktośtakijakGandhialboMandela.AlbojakprezydentCarter.
-PrezydentCarter?
Peterskinąłgłową.
-Tobyłdobryczłowiek.Zamiękkidopolityki,owielezbytłagodny.Moimzdaniem,
trafiłdoBiałegoDomuprzezwłasnąpomyłkę.Wdodatkuuczciwydoprzesady.Corazto
dawał
sięponieśćżenującejszczerościiprzyznawałsiędopokus,którespotykanakażdym
kroku…
Prasamiałaużywanie!Tymczasemkażdyztychludzi,którzykarciligozatewypowiedzi,
na
jegomiejscuczułbydokładnietosamo.Wszyscyjesteśmyludźmi.
-Jaofantazjachwiemwszystko-oznajmiłaIsabel.-Rozumiem,coonczuł…-Urwała,
boPeterzerknąłnaniązlekkimzdziwieniem.Szybkododała:-Nieotakichfantazjach
mówię.
Nachodziłymnieobrazylawin…
-No,cóż.Chacunasonreve*.[Chacunasonreve(fr.)-każdemuwolnomarzyć.]
Isabelwyjrzałaprzezokno,zktóregoroztaczałsięwidoknaogród,większyniżjej
własnyimniejzarośnięty.Byćmożegdybyścięłausiebiektóreśzdrzew,jejogród
zyskałbyna
przestrzeni,aleIsabelzanicwświeciebytegoniezrobiła;jejdrzewamiałyprzeżyć
swojąpanią.
Szczególniepatrzącnadęby,człowiekuświadamiałsobiezprzeraźliwąjasnością,że
drzewa
będąstaćtam,gdziestoją,jeszczedługopojegośmierci.
IsabelzerknęłanaPetera.Tenczłowiekmawsobiecośzdębu,pomyślała.Rzeczjasna,
niechodziłoowygląd-bozwyglądu,jeślijużotymmowa,przypominałbardziej
wistarię-aleo
to,żebyłtoczłowiekniewzruszony,godnyzaufania.Ponadtoodznaczałsiędyskrecją.
Można
byłoznimrozmawiaćbezobawy,żewszystkosięrozejdzie.PytającgooMcDowell’s,
Isabel
miałazatempewność,żeniktsięniedowieojejnagłymzainteresowaniutąfirmą.
Peterzastanowiłsięprzezchwilęnadjejpytaniem.
-Znamtamkilkoroludzi-odrzekł.-Ztegocowiem,sąlojalnifirmie.-Zawiesiłgłos.-
Alewiemteżokimś,ktozkoleimógłbyopowiedziećcionich.Wydajemisię,że
niedawno
stamtądodszedł,wdośćniemiłychokolicznościach.Możebędziechciałmówić.
Isabelnienamyślałasiędługo.Tobyłowłaśnieto,nacoliczyła;Peterznałwszystkichi
mógłpodaćkontaktdodowolnejosoby.
-Wspaniale-ucieszyłasięidodała:-Dziękuję.
-Niemniejjednakdoradzamostrożność-ciągnąłdalejPeter.-Popierwsze,nieznam
człowiekaosobiście,więcniemogęzaniegoręczyć.Apodrugie,niewolnozapominać,
żeon
możeżywićdonichjakąśurazę.Nigdynicniewiadomo.Alejeślichceszgopoznać,to
przyjdź
nakoncertnaszejorkiestry.Onczasamiwpada,bojegosiostragraunas.Dopilnuję,żebyś
miała
okazjęznimporozmawiaćnaprzyjęciupowystępie.
Isabelroześmiałasięszczerze.
-Jegosiostragrazwami?WOrkiestrzePrawdziwieStraszliwej?
-Zgadzasię-przytaknąłPeter.-Dziwne,żedotejporyjeszczenasniesłyszałaś.Jestem
pewien,żekiedyśjużzapraszałemcięnakoncert.
-Zapraszałeś-odrzekłaIsabel-aleniebyłomniewtedywEdynburgu.Żałuję,żego
przegapiłam.Zpewnościądaliście…
-…straszliwykoncert-dokończyłzaniąPeter.-Jakoorkiestrajesteśmydoniczego,ale
mamyzgraniawielkąfrajdę.Aludzieprzeważnieitakprzychodząsiępośmiać,więc
możemy
sobiefałszowaćdowoli.
-Dopókitylkodajeciezsiebiewszystko?
-Otóżto.Choćnaszewszystko,obawiamsię,toniezbytwiele.No,alecóż.
Isabelwyjrzałaprzezokno.Tociekawe,żesąludzie,którymjednerzeczywychodzą
wyśmienicie,alekiedybiorąsiędoczegośinnego,zanicniepotrafiątegoopanować.
Peterjako
finansistazrobiłświetnąkarierę,klarnecistązaśbyłmiernym.Bezwątpieniasukces
osładzał
smakporażki-tylkoczyabynapewno?Amożeczłowiekprzyzwyczajasiędotego,żeto,
co
robi,robiporządnie,ipotemfrustrujegowszystko,cowychodzimugorzej?LeczIsabel
wiedziała,żePeterniejesttakąosobą;jemuwystarczyło,że,jakzwykłmówić,„radzi
sobiena
klarnecie”.
Isabelsłuchałazzamkniętymioczami.MuzykarozbrzmiewającawaudytoriumŻeńskiej
Szkołyśw.Jerzego,placówki,którazniebiańskącierpliwościągościławswoichprogach
OrkiestręPrawdziwieStraszliwą,byłajaskrawymdowodemnato,żezespólporwałsięna
kompozycjędalekoprzekraczającąjegoumiejętności.HenryPurcellnigdynie
skomponowałnic
podobnegoizapewneniezgadłby,żetojegowłasnedzieło.WuszachIsabelutwór
brzmiał
znajomo-przynajmniejniektórejegofragmenty-alewydawałojejsię,żekażdasekcja
instrumentówgracoinnego,wdodatkuwinnymrytmie.Szczególnienierównograły
smyczki,
któreoprócztegobrzmiałyokilkatonówzanisko;zkoleipuzony,zamiastgraćnasześć
ósmych,
takjakresztaorkiestry,ciągnęłyrównonacztery.Isabelotworzyłaoczyispojrzałana
puzonistów,którzymarszczącbrwi,wpatrywalisięzatroskanymwzrokiemwswojenuty;
gdyby
patrzylinadyrygenta,mielibyszansęzgraćsięwprawidłowymrytmie,alenajwidoczniej
nie
moglirobićdwóchrzeczynaraz-alboczytamynuty,albopatrzymynadyrygenta.Isabel
zerknęłanaswojegosąsiada.Wymieniliuśmiechy.Publicznośćbawiłasiędoskonale,co
zresztą
byłoregułąnakoncertachOrkiestryPrawdziwieStraszliwej.
UtwórPurcelladoślizgałsięwreszciedokońca.Słychaćbyłoniemalże,jakorkiestra
jednąpiersiąwydaławestchnienieulgi;wielujejczłonkówopuściłoinstrumenty,biorąc
głęboki
oddechjakbiegaczepowyścigu.Nawidownirozległysięstłumionechichotyiszelest
kartkowanychprogramów.NastępnymiałbyćMozart,aponim,ciekawarzecz,
beatlesowska
„Żółtałódźpodwodna”.IniebędzieżadnegoStockhausena,zauważyłaIsabelzulgą,lecz
po
chwiliogarnąłjąsmutek,bonamyśloStockhausenieprzypomniałjejsiętamtenwieczór
w
UsherHall,wieczór,którybyłpowodem,dlaktóregoprzyszłaposłuchać,jakOrkiestra
PrawdziwieStraszliwanaoczachspeszonej,leczwiernejpublicznościwpocieczołabrnie
przez
kolejnepunktyswojegorepertuaru.
Konieckoncertuzostałnagrodzonygromkimi,entuzjastycznymibrawami,adyrygent,
wystrojonywszamerowanązłotemkamizelkę,kłaniałsiękilkarazy.Następniesłuchacze
wrazz
zespołemudalisiędokuluarów,gdzieczekałpoczęstunekzłożonyzwinaikanapek;tak
orkiestra
odwdzięczałasiętym,którzyzechcieliprzyjśćnajejkoncert.
-Przynajmniejtylemożemydlapaństwazrobić-wyjaśniłdyrygentwkrótkiejmowie,
którąwygłosiłpokoncercie.-Doprawdy,dalipaństwopopistolerancji.
Isabelznałakilkaosóbzorkiestry,jakrównieżwieluspośródsłuchaczy.Wkrótkim
czasiedookołajednegoztalerzy,pełnegokanapekzwędzonymłososiem,zebrałsię
wianuszek
znajomych.
-Ajużmyślałem,żerobiąpostępy-rzuciłktoś-alepodzisiejszymniebyłbymtegotaki
pewien.TenMozart…
-Ach,tobyłtenMozart?
-Tojestkuracja-oznajmiłktośinny.-Patrzcie,jakiemajązadowoloneminy.Gdybynie
tewystępy,żadneznichniemiałobyszanszagraćzorkiestrą.Toterapiagrupowa,mówię
wam.
Genialnasprawa.
-Mogłabyśznamigrać-zagadnąłIsabelwysokioboista.-Botygrasznaflecie,mam
rację?Mogłabyśdonasdołączyć.
-Mogłabym-zgodziłasięIsabel-Pomyślęnadtym.
WtejchwilijednakmyślałatylkooJohnnymSandersonie,botowłaśniejegodomyślała
sięwmężczyźnie,któryakuratzmierzałwjejstronę,prowadzonyprzezPetera
Stevensona.
-Chciałem,żebyściesiępoznali-oświadczyłPeter,przedstawiającichsobie.-Wiesz,
Johnny,możeudanamsięnamówićIsabeldowspółpracy.Niejesteśmy,coprawda,najej
poziomie,aleprzydałabysięnamjeszczejednaflecistka.
-Wszystkobysięwamprzydało-odparłJohnny.-Anapoczątekkilkalekcjimuzyki.
Isabelroześmiałasię.
-Wcalenieposzłoimażtakźle.„Żółtałódźpodwodna”byłacałkiemniezła.
-Toichnumerpopisowy-mruknąłJohnny,sięgającpokromkęrazowegochlebaz
wędzonymłososiem.
Przezkilkaminutrozmowatoczyłasięwokółorkiestry,poczymIsabelzmieniłatemat.
PodobnoJohnnypracowałwMcDowell’s-jakmusiępodobałowtejfirmie?Całkiem,
całkiem;
alekiedyjużprzyznałsiędotego,zerknąłnaIsabelzukosa,robiącspecjalniepodejrzliwą
minę.
-Todlategochciałaśmniepoznać?-zapytałizawiesiłnachwilęgłos.-Czymożeraczej:
Peterchciał,żebyśmysiępoznali?
Isabelwytrzymałajegowzrok.Niemacoudawaćikręcić,pomyślała.JohnnySanderson,
zauważyłatoodrazu,bytczłowiekiemprzenikliwym.
-Tak-odrzekłapoprostu.-Chcędowiedziećsiękilkurzeczyotejfirmie.
Johnnyskinąłgłową.
-Niewieleonichmożnapowiedzieć-podsumowałkrótko.-Najzwyklejsza,typowa
struktura.Ludziesątamprzeważniemałociekawi.Zjednymczydrugimmieliśmyjakieś
towarzyskiekontakty,alewsumieichtowarzystwobyłonieco…nużące.Wybaczmiten
aroganckiton,aleonitacysą,naprawdę.Wgłowiemająliczbyitylkoliczby.Kółko
matematyczne.
-APaulHogg?
Johnnywzruszyłramionami.
-Możebyć.Porządnyfacet.Jaknamójgust,zabardzosięwszystkimprzejmuje,alezna
sięnaswojejrobocie.Kiedyśpracowalitamwyłącznietacy.Terazfirmazatrudniłakilka
osób
niecoodbiegającychodschematu.Paultostaraszkołaedynburskiejfinansjery.Robiswoje
i
niczymsięniewyróżnia.
Wziąłtalerzwędzonegołososia,którypodałamuIsabelipoczęstowałsięjeszczejedną
kanapką.Isabelupiłałyczekwinazeswojegokieliszka,zauważając,żetrunekjest
znacznie
lepszyniżten,któregomożnazwykleskosztowaćnategotypuimprezach.Peter,
pomyślała.To
jegosprawka.
WwypowiedziJohnny’egozaciekawiłająjednarzecz.SkorowMcDowell’sdoniedawna
zatrudnianowyłącznietakichpracownikówjakPaulHogg,ludzi,którzyrobiąswojei
niczymsię
niewyróżniają-jakwyraziłsięjejrozmówca-tojakiewtakimraziebyłynowetwarzew
firmie?
-Mówisz,żeMcDowell’ssięzmienia?-zapytała.
-Jasne-odparłJohnny.-Całyświatsięzmienia.Wszystko.Banki,finanse,
nieruchomości,brokerzy-każdy.Teraztrzebabyćtwardym.Rezerwyprzygotowanedo
ostrej
gry.Wszędziejesttaksamo,niemamracji?
-Zapewne-odparłaIsabel.Oczywiście,Johnnymiałracjęwstuprocentach:to,co
niegdyśwydawałosięmoralnympewnikiem,powoliodchodziłowprzeszłość,wypierane
przez
bezwzględnezasady,nakazującezawszelkącenębronićwłasnejkorzyści.
Johnnyprzełknąłostatnikęsrazowcazłososiemioblizałczubekpalca.
-PaulHogg…-zamyśliłsię.-PaulHogg.Hm.Szczerzemówiąc,zawszemiwyglądał
trochęnamaminsynka.Ażdomomentu,kiedyzaręczyłsięztymTerminatoremw
spódnicy,ztą
Mintyjakjejtam…?Auchtermuchty*[Auchtermuchty-wieśwokolicymiastaFife,na
północnymbrzeguujściarzekiForth(przyp.tłum.).]?Auchendinny*[Auchendinny-
miejscowośćnapołudnieodEdynburga(przyp.tłum.).]?
-Auchterlonie-podpowiedziałaIsabel.
-Toniejesttwojakrewna,mamnadzieję?-zapytałJohnny.-Niechciałbymnadepnąćci
naodcisk.
Isabeluśmiechnęłasię.
-Mamoniejpodobnezdaniejakty.Conajwyżejmogłabymwyrazićjewniecobardziej
powściągliwychsłowach.
-Cóż,widzę,żesięrozumiemy.Babkajesttwardajakdiament.Pracujewtymbankuna
NorthCharlotteStreet,EcosseBank,taksięnazywatafirma.Jeślimambyćszczery,tota
cała
Mintyjestnormalniepuszczalska.Prowadzasięzparomamłodziakami,którzypracująw
tym
samymbiurzecoPaul.Przyuważyłemichkiedyś,aakuratwiedziałem,żePaulwyjechałz
miasta.WidziałemjąteżrazwLondynie,wbarzewCity.Myślałapewnie,żeniemoże
siętam
zaplątaćniktzEdynburga.Ajaakuratbyłemiwszystkowidziałem.Wisiałanatakim
jednym
faceciezAberdeen,cowMcDowell’srobizawschodzącągwiazdę.Wcisnąłsiędo
zarządu,bo
dobrzeliczy,ajakryzykuje,tozawszejestztegozysk.IanCameron,taksięnazywa.Gra
w
rugbywjakiejśdrużynie.Zwyglądumięśniak,alemózgteżmanamiejscu.
-Wisiałananim?
Johnnypokazałjak.
-Taktowyglądało.Mowaciała,dialektnieplatoniczny.
-AleprzecieżjestzaręczonazPaulemHoggiem.
-Nowłaśnie.
-APaulwieotym?
Johnnypotrząsnąłgłową.
-Pauljestniewinnyjakdziecko.Kłopotwtym,żetrafiłnakobietęjakdlaniegochyba
raczejniecozbytambitną.Zdarzasię.
Isabelupiłajeszczełyczekwina.
-AlecoonawidziwPaulu?Dlaczegozawracasobienimgłowę?
-Paultojejkluczdopoważania-oznajmiłtwardoJohnny.-Wymarzonaprzepustkado
świataedynburskiejfinansjery.JegoojciecbyłpartneremzałożycielemScottishMontreal
i
FundacjiGullane.Gdybyśbyła,żetakpowiem,nikimichciałastaćsiękimś-nie
znajdziesz
nikogolepszegoniżbiednyPaul.Idealnykandydat.Mawrękuwszystkiekoneksje,które
trzeba
mieć.DostajezaproszenianatedrętweprzyjęciawFettesCollege.Służbowemiejscaw
Festival
Theatre,zzaproszeniemnakolacjępoprzedstawieniu.Idealnykandydat!
-Drabinadowłasnejkariery?
-Nieinaczej.Mintytotakakobieta,którąinteresująpieniądzei,moimzdaniem,nicpoza
tym.Przepraszam,muszęsiępoprawić.Sąjeszczemężczyźni-właśniepakerzytypuIan
Cameron.
Isabelnieodpowiedziałanic.Wyglądałonato,żeniewiernośćprzestałabyćczymś
niecodziennym;odkrywszypostępekToby’ego,byłazdziwiona,tofakt,aleteraz,kiedy
dowiedziałasięoMintyAuchterlonie,pomyślała,żebyćmożetegowłaśnienależałosię
spodziewać.Możetowłaśniestałośćwzwiązkachjestnienaturalna,jaknieoddziś
sugerują
socjobiolodzy.Teoriabyłataka,żemężczyźnimająpotrzebęobcowaniazjaknajwiększą
liczbą
partnerek,abyzapewnićprzetrwanieswojegomateriaługenetycznego.Alecoz
kobietami?Być
możejesttak,żepodświadomieprzyciągająjemężczyźni,którzy-równieżpodświadomie
chwytająsiękażdejszansynaprzekazanieswoichgenów.WtakimrazieMintyiIanbyli
dwójką
doskonaledobranychpartnerów.
Isabelpoczułamętlikwgłowie,leczmimotoudałojejsięzadaćkolejnepytaniewtaki
sposób,abyzabrzmiałoabsolutnieniewinnie:
-IpewnieIanzMintywłóżkugawędząsobieopieniądzach,transakcjachiinnychtam
takich?Niesądzisz,żetomożliwe?
-Niesądzę-zgrzytnąłJohnny-botosięnazywanadużycieinformacjisłużbowejijest
karalne.Samzwielkąprzyjemnościąudowodniłbymimtakiepostępowanieiosobiście
przybił
ichzauszydodrzwiNewClub.
Isabelwyobraziłasobiepowyższąscenę.Obrazekbyłniezły,prawietaksamodobryjak
Tobypodtąjegolawiną.OdpędziłajednaktemyśliioznajmiłaJohnny’emu:
-Uważam,żedotegowłaśniedoszło.
Johnnyskamieniałzkieliszkiemwpołowiedrogidoust,gapiącsięnaIsabelszeroko
otwartymioczyma,
-Mówiszpoważnie?
Skinęłagłową.
-Niemogęcizdradzićkonkretnychpowodów,którekażąmitaksądzić,alezapewniam,
żetoniejestgłupiwymysł.Czymożeszpomócmitoudowodnić?Wyśledzićtransakcje?
Potrafiłbyśtozrobić?
Johnnyodstawiłkieliszek.
-Potrafiłbym.Awkażdymraziemógłbymspróbować.Nieuczciwościwkręgach
finansjerynależynatychmiastprzeciwdziałać,botozabijarynek,podkopujewszystkich
razemi
każdegozosobna,itonienażarty.Tacyludziesąjakzaraza.
-Świetnie-powiedziałaIsabel.-Bardzosięcieszę.
-Aleostrzegam,cokolwiekrobisz,róbtopocichu-upomniałjąJohnny.-Jeżelisię
pomyliłaś,napytamysobieniezłejbiedy.Wtakichsprawachniepotwierdzone,oszczercze
zarzuty
sąniedopuszczalne.Natychmiastnaszaskarżą,ajawyjdęnadurnia.Rozumiesz?
Isabelrozumiała.
20
Wieczoremtegodnia,kiedyIsabel,nadobrewieści,któreprzyniosłajejbratanica,
zareagowaławypowiedzianyminagłosnajgorszymiobawami,CatiTobywybralisiędo
restauracjiwcześniej,niżplanowali,ponieważopóźniejszejgodzinieniemożnajużbyło
dostać
stolika.WmieścieodbywałsięwłaśniezjazdFrancusko-BrytyjskiegoZrzeszenia
Prawników,
organizowanyprzezSzkockąIzbęAdwokacką,iwieluuczestnikówzarezerwowałosobie
tutaj
stolikinakolację.ByłotoświetnemiejscedodyskusjinatematjurysprudencjiTrybunału
Stanu-
choć,oczywiście,innetematyrównieżbyłydozwolone.
CatwybiegłaodIsabelcaławełzach.Gracepróbowałajązagadnąć,kiedyweszłado
kuchni,aleCatniebyławstaniejejsłuchać.Wtymmomenciejedynąemocją,którą
czuła,był
dzikigniew.Isabelniemogławyraźniejdaćjejdozrozumienia,cosądzioTobym.Od
samego
początkutrzymałagonadystans.Catwidziaładoskonale,żeciotkapatrzynajej
mężczyznęz
takimobrzydzeniem,żedoprawdyniezdziwiłabysię,gdybysamTobycośzauważył.
Nigdy
jednakniemówił,żedajesiętoodczuć.Catrozumiała,rzeczjasna,żemiędzynima
Isabel
istniejąróżnicepoglądów,alezcałąpewnościąniebyłopowodu,żebytraktowaćgoz
góry,ito
ażtak.NiebyłintelektualistąnamiaręIsabel,alecoztego?Ibeztegozłatwością
potrafiliby
znaleźćwspólnyjęzyk;Tobytonieżadenniedouk,Catosobiścieprzekonywałaotym
ciotkę,ito
niejedenraz.
MimotoIsabelwciążtraktowałamężczyznębratanicyzdystansem,nakażdymkroku
porównującgozJamiem-stronniczo,trzebapowiedzieć,boJamiezawszewygrywałw
tym
zestawieniu.ToirytowałoCatnajbardziej.Niemożnaporównywaćczyichśzwiązków.Cat
dobrzewiedziała,czegooczekujeodswojegopartnera:trochęrozrywkiplusszczyptę
namiętności.Tobyzaspokajałtędrugąpotrzebę.Pragnąłjej,niecierpliwieizachłannie,i
to
właśniejąpodniecało.Jamietakiniebył.Zawszezadużomówiłistarałsięjejwe
wszystkim
dogodzić.Ajegowłasneuczucia,potrzeby?Gdzieonebyły?Czyżbynieliczyłsię,znimi
ani
trochę?ByćmożeIsabelniepotrafiłategozrozumieć,leczwsumietrudnosięciotce
dziwić.Jej
własnemałżeństwo,absolutnakatastrofa,ległowgruzachjużbardzodawnotemu,aod
tego
czasu,oileCatbyłowiadomo,niezdarzyłsięanijedenkochanek.Nie,Isabelwżadnym
razie
niemogłajejzrozumieć-ajużżadnąmiarąniepowinnawygłaszaćkomentarzynatemat
czegoś,
oczymmiaładoprawdybladepojęcie.
ZanimCatdotarładoswoichdelikatesów,pierwszygniewzdążyłjużopaść.Przyszłojej
nawetdogłowy,żemożewartobyłobywrócićdodomuciotkiispróbowaćjakośsię
pogodzić,
aleprzypomniałasobie,żeumówiłasięzTobymnaszóstą,więcniedługobędziemusiała
iśćdo
siebie.Wsklepiepanowałumiarkowanyruch,aEddie,jaksięwydawało,radziłsobie
wcale
dobrze.Odkilkudnijejpomocnikwydawałsięjakbyniecoweselszy;Catwielesobiepo
tym
obiecywała,alemimotoniechciałapolegaćnanimzabardzo.Czuła,żetutajpotrzeba
więcej
czasu,którybyćmożebędziesięmierzyćwlatach.
PorozmawiałachwilęzEddiem,apotemwróciładodomu.Głowęwciążmiałazajętą
rozpamiętywaniemrozmowyzIsabel,aleterazpostanowiłastanowczo,żezmusisię,aby
przestaćotymmyśleć.DziśmiałobyćwspólnezaręczynoweświętojejiToby’ego;Cat
nie
chciała,żebycośzepsułojejtendzieńjeszczebardziej.AIsabelpoprostuniemiałaracji.
PunktualnieoumówionejgodzinieCatusłyszała,jakTobytupoczenaschodach;na
powitaniewręczyłjejolbrzymibukietgoździków,wdrugiejzaśręcetrzymałbutelkę
szampana,
zawiniętąwbibułkę,alejeszczechłodną.Poszlidokuchni,gdzieCatznalazłaodpowiedni
wazon
nakwiaty,aTobyzająłsięotwieraniemwina.Kiedybiegłposchodach,szampanwytrząsł
się
mocno,więcterazkorekwystrzeliłzgłośnymhukiem,apianaspłynęłakaskadąpo
ściance
butelki.Tobyskomentowałtożartem,któryprzyprawiłCatorumieniec.
Toastwypiliwkuchni,jeszczezanimprzeszlidosalonu,apotem,kiedyjużladachwila
miałaprzyjechaćzamówionataksówka,wymknęlisiędosypialniipadlisobiewobjęcia.
Toby
twierdził,żeuwielbiazapachsypialniCat.Zmiąłjejsukienkę,ażztrudemsięopanowała.
Nigdy
przedtemnieczułamtakmocno,pomyślała;nigdyprzedtem.
Przykolacjirozmawialioprzyziemnychsprawach:jakieogłoszeniezamieszcząw
„Scotsmanie”iotym,jakzareagowalirodziceToby’egonaradosnąnowinę.
-Panstarszyjakbyodetchnąłzulgą-opowiadałToby.-Rzuciłcośwrodzaju:
„Najwyższyczas,dodiabla”,czyjakośtak.Alepotem,kiedygopoinformowałem,żew
związku
ztymbędępotrzebowałpodwyżki,radośćodrazumuprzeszła.
-Atwojamama?-zapytałaCat.
-Mamazaczęłasięrozwodzićnadtym,jakatozciebieprzemiładziewczyna-odrzekł
Toby.-Iteżchybajejulżyło.Cośmisięwydaje,żeonacałyczasmiałastracha,żezwiążę
sięz
jakąśszmatą.Niewiemtylkoczemu,nigdyniedawałemjejpowodówdotakichobaw.
-Jasne,żenie-przytaknęłaCatżartobliwymtonem.
Tobyuśmiechnąłsiędoniej.
-Cieszęsię,żesięzgodziłaś-powiedział,biorącjązarękę.-Byłbymbardzo
nieszczęśliwy,gdybyśmiodmówiła.
-Icobyśwtedyzrobił?-zapytała.-Znalazłbyśsobieinną?
Niespodziewanepytaniezawisłonachwilępomiędzynimi.Catwcaleniezamierzałago
zadawać,aleteraz,kiedyjużpadło,naglepoczuła,żedłońToby’egodrgnęłanieznacznie,
jakby
przezciałoprzebiegłlekkiwstrząselektryczny;takiemałespięcie.Spojrzałananiegoi
zauważyła,żeprzezjegotwarzprzesuwasięcień,nachwilęalbodwietłumiącblaskoczu.
Zmianabyłaledwouchwytna,aleCatjądostrzegła.
Spłoszona,wypuściłazrąkjegodłońizaczęłazgarniaćpalcemokruszkichleba,
rozsypanedookołatalerza,
-Dlaczegomiałbymtozrobić?-zapytałToby.-Ja?Nigdywżyciu.
Catpoczuła,jakjejsercezaczynawalićopętańczymrytmem.OstrzeżenieIsabel,dotej
porywypieraneiodpychane,terazwróciłozcałąmocą.
-Pewnie,żenie-rzuciłabeztroskimtonem.-Pewnie,żenie.-Alewtejchwiliprzedjej
oczymastanąłTobyitadruga,współlokatorkaFiony.Tobystałnagoprzyoknie,
wyglądającna
ulicę;częstotakrobiłpowyjściuzłóżka.Aona,tadruga,przyglądałamusię…Cat
zamknęła
oczy,abyodpędzićtęupiornąwizję,leczobraznieznikał.
-Noicoteraz?-zapytałanagle.
-Jakto:coteraz?
Spróbowałaprzywołaćnatwarzuśmiech.
-Coterazznaszymwieczorem?Wracamydodomu?Amożewpadniemydokogoś?
Chętniebymsięzkimśzobaczyła.
-Oilezastaniemykogośwdomu-zauważyłToby.-Mam!Możebytakskoczyćdo
RichardaiEmmy?Onizawszesąusiebie.Kupimybutelkęszampanaioznajmimyim
radosną
nowinę.
Catzastanowiłasięszybko.Nieufność,jakogromny,błyskawicznierosnącyciężar,
ciągnęłającorazgłębiej,corazdalej.
-Nie,DoLeithjestkawałdrogi.Niechcemisiętamjechać.Acopowiesznawizytęu
Fiony?Byłoniebyło,totwojasiostra.Maprawoświętowaćrazemznami.Chodźmydo
niej,na
NelsonStreet.
Obserwującgobacznie,dostrzegła,jakjużotwierausta,jakbychciałjejprzerwaćwpół
słowa;powstrzymałsięjednakipozwoliłjejdokończyć.
-Toniemasensu-zawyrokowałwreszcie.-ZobaczymysięzFionąjutrourodziców.Po
cojechaćdoniejteraz?
-Nie-oznajmiłaCat-musimyiśćdoFiony.Musimyijuż.Bardzochcętampójść.
Tobyniesprzeciwiałsiędłużej,aledałosięzauważyć,żeogarnąłgoniepokój.W
taksówcenieodezwałsięanisłowemicałyczaswyglądałprzezokno.Zjechaliwdół
ulicyThe
Mound,apotempojazdwspiąłsięnawzniesienie,poktórymbiegłaGeorgeStreet.Toby
wciąż
milczał;odezwałsiętylkoraz,kiedypoprosiłtaksówkarza,żebyzatrzymałsięprzy
otwartymdo
późnasklepiezwinami.Wysiadłbezsłowa,kupiłbutelkęszampanaiwróciłdotaksówki.
Rzucił
jakąśuwagęnatematsprzedawcywsklepie,apotemdodałcośzupełniebezzwiązkuo
wizycieu
jegorodziców,którąmieliodbyćnastępnegodnia.Catskinęłagłową,aleniedotarłodo
niejani
jednosłowoztego,comówił.
TaksówkazatrzymałasięnaNelsonStreet,przedwejściemdomieszkaniasiostry
Toby’ego.Catwysiadłaiczekałanastopniachwiodącychdodrzwi,ażTobyzapłaci
taksówkarzowi.Wokniepaliłosięświatło;Fionabyławdomu.Catzadzwoniładodrzwi,
zerkającnaToby’ego:stał,mnącwpalcachpapier,wktóryzawiniętomuwsklepie
butelkę
szampana.
-Podrzeszto-zwróciłamuuwagę.
-Co?
-Podrzesztenpapier.
Drzwiotworzyłysię,aleniestanęławnichFiona,tylkojakaśinnakobieta.ObrzuciłaCat
obojętnymwzrokiem,apotemzobaczyłaToby’ego.
-CzyFiona…-zaczęłaCat.
-Niema.-Nieznajomaniedałajejdokończyć.PodeszładoToby’ego.Tobydrgnął,jakby
chciałsięodniejodsunąć,aleonaszybkowzięłagozarękę.-Cotozadziewczyna?-
zapytała.-
Toby?Kto…
-Narzeczona-odpowiedziałajejCat.-NazywamsięCat.
21
ListzprzeprosinamiIsabelwysłaładoCatdzieńprzedwystępemOrkiestryPrawdziwie
Straszliwej.Catodpowiedziałakilkadnipóźniej,piszącdociotkinapocztówcez
reprodukcją
obrazuHenry’egoRaeburna„WielebnyRobertWalkerślizgającysiępojeziorze
Duddingston”.
Obrazten,naswój-lokalnieograniczony-sposóbmiałidentycznąsiłęwyrazuibyłtak
samo
rozpoznawalnyjak„NarodzinyWenus”.Isabelbyłazdania,żewielkasztukadziałakojąco
na
tego,ktojąpodziwia,żeprzedniączłowiekstajewmiejscunibyrażonypiorunem.Tej
właściwościbrakowałodziełomDamienaHirstaiAndy’egoWarhola;naichwidoknikt
nie
przystawałjakrażonypiorunem.Teobrazybyćmożezatrzymywałyludziwpółkroku,ale
tojuż
niebyłotosamo,conabożnypodziw.
Isabelodwróciłaportretosiemnastowiecznegoduchownegoizabrałasiędoczytania.Cat
napisałatak:WybaczamCi,niemusiszsięmartwić.ZawszewszystkoCiwybaczę.Poza
tym
wydarzyłosięcoś,copotwierdziło,żemiałaśrację.Noiproszę!Myślałam,żenie
przejdziemito
przezgardło.Nieznaczytobynajmniej,żemówięotymjakopogodzie.Zledwościąudaje
misię
zmusićpiórodopisania.Wkażdymrazie,chętnieCięzobaczęwmoimsklepie.Wpadnij
nakawę.
PoczęstujęCiętymnowymserem,któryprzyszedłniedawno.Portugalski,pachnie
oliwkami.Cat.
Jakietadziewczynamadobreserce,pomyślałaIsabel.Byławdzięcznabratanicyzatojej
dobreserce,nawetjeślikonsekwencjąjegoposiadaniabyłałatwowiernośćwstosunkudo
mężczyzn.Wielemłodychkobietnieumiałobytakłatwoprzebaczyćwejściazbutamiw
ich
życie.Rzeczjasna,jeszczewięcejbyłotakich,którezanicwświecienieprzyznałyby,że
wtakiej
sprawieciotkamiałarację.Jakkolwiekjednakrzeczsięprzedstawiała,wiadomośćbyłaze
wszechmiarpożądana;Isabelniemogłasięjużdoczekaćpoznaniaszczegółów
demaskacji
Toby’ego.MożeCatśledziłago,takjakonasama,iuwierzyładopierowtedy,gdy
zobaczyła
wszystkonawłasneoczygdyotrzymałanajbardziejnieodpartydowódzmożliwych?
DoBruntsueldposzłapieszo,rozkoszującsięsłońcem,którezaczynałojużdelikatnie
przygrzewać.NaMerchistonCrescenttrwałabudowa-namałejparcelinasamymrogu
stawiano
nowydom,którywyglądałjakdolepionytamnasiłę.Nazabłoconymchodnikuleżała
torba
cementu.KilkakrokówdalejIsabelujrzałastadkomewkrążącychponaddachamiw
poszukiwaniumiejscanazałożeniegniazda.Wokolicymewytraktowanojakszkodniki-
bocóż
innegomożnasądzićodużych,głośnokrzyczącychptaszyskach,rzucającychsięnaludzi,
którzy
nieopatrzniezbliżylisiędomiejscichgniazdowania?-aleprzecieżludzietakżebudowali
swoje
domy,zostawialiposobiegruz,cement,śmieciibroniliwłasnegoterytoriumtaksamo
agresywniejakmewy.Redakcja„Przeglądu”planowaławprzyszłymrokuwydanie
numeru
poświęconegozagadnieniometycznym,związanymzekologią.Isabeljużzaczęłarozsyłać
prośbyozgłaszanieartykułów.Niewykluczone,żektośzechcenapisaćoetycznych
aspektach
śmiecenia.Zdrugiejstrony,tentematdawałskromnepoledopopisu:śmiecitobezdwóch
zdań
złarzeczizcałąpewnościąniktniepróbowałbyudowadniać,żecośmożeprzemawiaćna
ich
korzyść.Leczwłaściwieczemuśmieceniemiałobybyćczymśtaknagannym?Czy
dyktujątaką
ocenęwyłączniewzględyestetyczne,wedlektórychzanieczyszczanieśrodowiska
odpadkamijest
niemiłedlaoka?Czymożeargumentnaturyestetycznejłączyłsięzfaktem,żeu
niektórychludzi
śmieciwywołujągłębokonegatywneuczucia?Gdybypowyższatezaznalazłapoparcie,
można
bynawetdopuścićtwierdzenie,żeczłowiekmaobowiązekwyglądaćatrakcyjniew
oczach
innych,abymożliwiezminimalizowaćichprzykrewrażenia.Takitokmyśleniamiał
całkiem
interesująceimplikacje.
JednazowychimplikacjiprzyszłaIsabeldogłowyzaledwiepięćdziesiątkrokówdalej,
kiedymijałapocztę.Zdrzwiwejściowychwyłoniłsięmłodyczłowiekwwiekuokoło
dwudziestupięciulat-mógłbyćrówieśnikiemJamiego-którywdolnejwardzeiw
podbródku
nosiłkilkaostrychmetalowychkolców,sterczącychsobieradośnieniczymmaleńkie
igłowate
fallusy.TenwidokzmusiłIsabeldorefleksji,żemusibyćstrasznieniewygodniecałować
sięz
kimś,ktomacośtakiegonatwarzy.Brodatojedno;zdarzałysiękobiety,któreniemogły
znieść
dotykubujnegozarostu,aleczymtobyłowporównaniuzmetalowymiszpikulcami,
kłującymi
wargiipoliczki?Napewnobyłyonezimneimusiałybyćostre;jednakzdrugiejstrony,
pomijającjużsamąkwestiętychćwieków,ktobychciałsięcałowaćztymkonkretnym
chłopakiem,demonstrującymwszemiwobecgrymasniezadowoleniaorazogólnie
odstręczającą
powierzchowność?Isabelzadałasobietopytanieinatychmiastsamasobienanie
odpowiedziała:
bezwątpieniaznalazłobysięmnóstwodziewczynchętnychdocałowaniasięztym
facetem.Bez
wątpieniaibezproblemu.Dziewczynnoszącychkolczykiwpępkuinosie,anaszyi
ćwiekowane
obroże.Ćwiekikolczyksądopary,bądźcobądź.Tenmłodzieniecmusiałbytylko
rozejrzećsię
zadziewczynąupierzonąpodobniejakonsam.
IsabelskręciławstronędelikatesówCat.Kiedyprzechodziłanadrugąstronęulicy,
zauważyła,żekolczastychłopakprzebiegaprzezjezdniękilkakrokówdalej.Nasamym
krawężnikupotknąłsięnagleirunąłnajednokolano,tłukącnimobetonowąpłytę
chodnika.
Isabelprzyśpieszyłakrokuichwyciłagopodramię,pomagającsiępodnieść.Młodzieniec
stanął
nanogach.Jegosprane,wyblakłedżinsybyłyrozdartenakolanie.Przyjrzałsiędziurze,a
potem
podniósłgłowęiuśmiechnąłsiędoIsabel.
-Dziękuję.-Głosmiałcichy,awjegoakcenciesłychaćbyłoBelfast.
-Trzebauważać,bopotknąćsięnietrudno-powiedziałaIsabel.-Nicpanuniejest?
-Nie,raczejnie.Tylkotadziuranakolanie.No,alewdzisiejszychczasachludziepłacą
zapodartedżinsy.Ajamamjezadarmo.
Isabeluśmiechnęłasięinaglewymknęłojejsiętopytanie,nieproszone,nieoczekiwane:
-Dlaczegopannosićwiekinatwarzy?
Młodzieniecniewyglądałnaurażonego.
-Ćwieki?Tenpiercing,znaczysię?-Dotknąłpalcamiostregostożka,którysterczałmuz
dolnejwargi.-Dlamnietojestjakbiżuteria.
-Biżuteria?-zdziwiłasięIsabel,zauważającmaleńkiezłotekółeczko,wpiętewłuk
brwiowychłopaka.
-Właśnie-potwierdził.-Paninosibiżuterię.Jateżnoszę.Takierzeczymisiępodobają.
Aoprócztegopokazują,żemiwisi.
-Copanuwisi?
-Coludziepomyślą.Odrazuwidać,żemamwłasnystyl.Jestem,jakijestem.Nienoszę
tego,cowszyscy,mójstrójtoniemundur.
Isabeluśmiechnęłasiędoniego.Podobałajejsiębezpośredniośćtegomłodegoczłowieka
izprzyjemnościąsłuchałajegogłosuowyraźnych,zdecydowanychkadencjach.
-Gratuluję-powiedziała.-Strojenieludziwmundurytokiepskipomysł.-Urwała.Na
górnejwardzejejrozmówcydrżałamaleńkaplamkaświatłaodbitegoodjednegoz
błyszczących
ćwieków.-Rzeczjasna,podwarunkiem,żewzapaleswejucieczkiprzedmunduremnie
przywdziałpaninnegouniformu.Istniejetakaopcja,czyżnie?
Młodyczłowiekodrzuciłgłowęwtył.
-Nodobra-zaśmiałsię.-Jestemtakisamjakkażdyinnyczłowiekzpiercingiemna
twarzy.Icoztego?
Isabelspojrzałananiego.Zchęciąprzedłużyłabytędziwnąrozmowę,aleprzypomniała
sobie,żemusizobaczyćsięzCat,coznaczy,żeniemożestaćcałeprzedpołudnienaulicy,
gawędzącztymchłopakiemnatematkolczykowaniatwarzy.PożegnalisięzatemiIsabel
udała
sięprostododelikatesów.PowitałojątamspojrzenieEddiego,którywłaśnieukładałna
półce
portugalskiesardynkiwpuszkach.RzuciwszyokiemnaIsabel,Eddiepowróciłwzrokiem
do
sardynek,wpatrującsięwpuszkizniejakimprzejęciem.
IsabelzastałaCatwbiurze.Bratanicakończyławłaśnierozmowętelefoniczną.Pochwili
odłożyłasłuchawkęispojrzałanaciotkę.WjejoczachIsabelniedostrzegłażadnych
śladów
urazy.Odetchnęłazulgą.Tychkilkazdańnapocztówceszczerzeoddawałoto,coCat
naprawdę
czuła.Todobrze.
-Dostałaśkartkęodemnie?
-Dostałam.Inadalbardzomiprzykro,żecięzdenerwowałam.Atwojawiadomośćwcale
mnienieucieszyła.-Wiedziałajednakdobrze,żeniemówiprawdyizająknęłasięprzy
ostatnich
słowach.
Catuśmiechnęłasię.
-Możenie.Amożetak.Aleniemówmyotym,jeślipozwolisz.
Wypiływspólniekawę,poczymIsabelwróciładodomu.Czekałonaniątrochępracy-
trzebabyłoprzejrzećnoweartykułynadesłanedo„Przeglądu”-aleniemogłasięjakośdo
tego
zabrać.Całyczasrozmyślałanadtym,copowiejejJohnnySanderson,oilewogóle
zadzwoni.
Zadzwonił,takjakobiecywał,kilkadnipokoncercieOrkiestryPrawdziwieStraszliwej.
Byłpiątek;JohnnyzaproponowałspotkanieoszóstejwsiedzibieScotchMaltWhisky
Societyw
Leith.Miałasiętamodbyćdegustacja-Isabelmogłaspróbowaćwhisky,oiletylkojej
żołądek
natopozwalał.NoiJohnnymiałdlaniejinformacje.Wtakimmiejscuwygodniebyłoje
przekazać,aokazjidorozmowyniepowinnozabraknąć.
OwhiskyIsabelwiedziałabardzoniewiele,apijałajązrzadka.Orientowałasięjednak,
żedegustacjategotrunkuprzebiegawpodobnysposóbcodegustacjawina,choćfachowy
żargon
byłwtymwypadkukompletnieinny.Smakoszewhisky-botaksamisiebienazywali-
wystrzegalisięjakogniatego,cookreślalimianem„pretensjonalnościsłownictwa
winiarskiego”.
Enolodzynapotrzebyswojejprofesjibudowalizawiłekonstrukcjezabstrakcyjnych
przymiotników,tymczasemsmakoszewhiskymówilijęzykiempotocznym,doszukując
sięw
degustowanychpróbkachtakichnut,jak„zeschniętewodorosty”czynawet„olej
napędowy”.
Isabeldostrzegałazaletytakiejpraktyki.Zapachwyspiarskiejsłodowejwhisky,którąz
wielkimi
oporamibraładoust(chociażojciecbyłzagorzałymwielbicielemtegotrunku),kojarzył
jejsięze
szpitalnymiśrodkamiodkażającymiorazzwodąwszkolnymbasenie.Jeślizaśchodziłoo
smak,
określenie„olejnapędowy”oddawałodoskonalecałąprawdęonim.Rzeczjasna,Isabel
nigdy
niewyraziłabygłośnotakichpoglądówwsiedzibieScotchMaltWhiskySociety;nie
zwierzyłaby
sięznichnawetJohnny’emuSandersonowi.OJohnnymniektórzymówili,żewekrwima
whisky,którądożyłwtłoczyłymuczterypokoleniaprzodkówgorzelnikówzeszkockich
Highlands,poczynając,cozkoleionsamzdumąpodkreślał,odprapradziadka,
skromnego
zagrodnika,którynatyłachswojejowczarniukrywałnielegalnydestylator.Jak
powszechnie
wiadomo,producencialkoholizakładającałedynastie;podobniesprawasięmiałaz
pewnym
politykiem,któregodziadekIsabelpoznałnakrótkoprzedwybuchemdrugiejwojny
światowej.
Pradziadek,człowiekpryncypialny,przejrzałowegopolitykanawylotiodrzuciłkuszącą
propozycję,którąówzłożyłjegospółce.Odtejpory,zakażdymrazem,kiedysłyszał
tamto
nazwisko,wzdrygałsiętylko.Byłtodostateczniewymownykomentarz-wyrażałon
więcej,niż
możnabypowiedziećsłowami.
Isabelzawsześmieszyłostwierdzenie,żewypowiedźnależypodkreślaćgestykulacją.
Intrygowałjąwidokpobożnychkatolików,żegnającychsięznakiemkrzyża,gdybyła
mowao
NMP.JednakakronimNMPjakotakibardzojejsiępodobał;dziękijegozastosowaniu
NajświętszaMariaPannajawiłasięjakoosobanowoczesnaikompetentna,naktórej
można
polegać.Otowłaśniechodziwakronimach:natejsamejzasadziedziałajątakieskróty,
jakMSZ
czyBMW.Innyprzykład:Sycylijczycyspluwają,gdyktośwymawiaprzynichnazwisko
ich
wroga.Grecyczasamiczyniąpodobnie,kiedysłysząoTurcjialbonawetojakimś
pierwszym
lepszymTurku.Isabelznałakiedyśpewnegoczłowieka,którymiałwrodziniewujka
Greka;
wszyscyjejczłonkowiedokładaliwszelkichstarań,abywujeknigdynieusłyszałnawet
słowao
Turcji,gdyżgroziłomutozawałem.Innymrazem,kiedybyławGrecji,zatrzymałasięw
hotelu
namałejwysepce.Jegowłaścicielzanicwświecieniechciałprzyjąćdowiadomości,żez
tarasu
widaćwoddalitureckiewybrzeże;twardopowtarzał,żetegoląduniewidać,skutkiem
czegogo
niewidział.WtensposóbmogliwymazaćTurcjęzistnieniaci,którzytegosobieżyczyli.
Wszystkichtychzachowańmożnabyłojednakuniknąć,oczymIsabeldobrzewiedziała.
Nigdy
wżyciuniezdarzyłojejsięsplunąćaninawetprzewrócićoczaminadźwiękczyjegoś
nazwiska-
no,możetodrugieprzytrafiłosięjejrazczydwa,kiedyktośznienackawspomniałjakąś
znaną
figuręzartystycznegoświatka.Lecztakiezachowaniebyło,jejzdaniem,wpełni
uzasadnione,
czegoniedawałosiępowiedziećopoglądachGrekównatematTurków-iviceversa,jak
podejrzewała.
KiedyIsabelprzybyłanamiejsce,JohnnySandersonjużczekał.Zaprowadziłjądostolika
wzacisznymkąciesali.
-Napoczątekjednopytanie-oznajmił-Whisky:pijeszczyplujesz?Bojeślitodrugie,
zamówiędlaciebiewino.
-Niektóregatunkimismakują-przyznałaIsabel.-Niektóre-podkreśliła.
-Naprzykład?
-TezeSpeyside.Łagodne.Żebyniepaliłowgardle.
Johnnykiwnąłgłową.
-Rozsądnie-powiedział.-Wtakimraziepolecammacallana.Wybornapiętnastoletnia
Speyside.Dogodzikażdemupodniebieniu.
Johnnyposzedłdobaruzamówićwhisky,aIsabelrozsiadłasięwygodnie.Podobałosię
jejtutaj,wtejwysokiej,przestronnejświątyniwhisky.Podobalisięjejrównieżludzie,
bezpośredni,oszczerychtwarzach,ludzie,którzywierzyliwwartośćkoleżeństwaisilę
dobrego
humoru.Tacyludzie,pomyślałaIsabel,nieodnosząsięzdezaprobatądobliźniego,w
przeciwieństwiedostrażnikówdobrychobyczajów.Wtensamsposóbsmakosze-
generalizując-
sąludźmitolerancyjnymiiserdecznymi.Toci,którzysąopętaniprzezdemonadietetyki,
chodzą
smutniiwszystkichpodejrzewają.
Do„Przeglądu”przysłanokiedyśesej,któregoautorkadowodziła,żeczłowiekma
obowiązekzachowaćszczupłąsylwetkę.Tytułesejubrzmiał„Otyłośćamoralność”i
właśnieten
tytułzaintrygowałIsabel.Niestety,wywódbyłmierny,dokońcaprzewidywalnyi
niemożliwie
wręczprzygnębiający.Tezaautorkibyłataka:dopókiistniejąludziepotrzebujący,
szczupłość
obowiązujewszystkichbezwyjątku.Niktniepowinienmiećnadwagi,dopókikażdynie
będzie
mógłotrzymywaćnadmiarukalorii.Ludzieotyliniemieliwiecprawabyćtacy,jacybyli;
decydowałaotymzasadasprawiedliwegopodziałudóbr,czyli„wszystkimporówno”.
WmiaręczytaniategoesejuIsabelczułarosnącąirytację.Ajednak,kiedygojuż
skończyła,odłożyłaiposzładokuchniukroićsobiekawałekciasta,zatrzymałasięnad
talerzem,
naktórymciastoleżało,pogrążonawgłębokimzamyśleniu.Autorkaartykułu„Otyłośća
moralność”,pomimoświętoszkowategotonuwypowiedzi,miałarację;potrzebującymają
prawo
dopożywienia.Jesttoszczególneprawonaturymoralnej,któregoniemożnazlekceważyć
ani
obejść-pomimożekiedyktoświmieniugłodującychdomagasięposzanowaniatego
prawa,
brzmitojakjakieśnudziarskiesmęty.Wtym,zdajesię,leżałcałyproblem:Isabel
zdenerwował
właśnietenoskarżycielskiton,którymautorkaesejuwyłożyłaswojeracje,ta
moralizatorska
protekcjonalność,któraprzyprawiłają,czytelniczkę,owyrzutysumieniazpowodu
zachłanności
ibrakuumiaru.Jednakżepracazawierałajednąfundamentalnąprawdę,którejniewolno
było
puścićmimouszu:człowiekniemożebyćgłuchy,kiedygłodnibłagają,abyichnakarmić.
Jeżeli
więcwtymceluzachodziłapotrzebarewizjizjawiskanadmiernejkonsumpcji,
pozbawiającej
innychpożywienia-należałotozrobić.Dotarłszydotegowniosku,Isabelspojrzałana
ciastoi
odstawiłatalerzdokredensu,nieodwijającgonawetzfolii.
Johnnyzasalutowałjejszklankądowhisky.
-Wyśmienita-powiedział.-Piętnaścielatwbeczce.Niechpomyślę…Piętnaścielattemu
ilemiałemlat?Trzydzieści,właśnieurodziłosięnampierwszedziecko,myślałem,żejest
ze
mniecwaniakKutynaczterynogiiżeprzedczterdziestkądorobięsięmiliona.
-Idorobiłeśsię?
-Nie.Nigdytyleniemiałem.Aledożyłemczterdziestychurodzin,coponiekądstanowi
większeosiągnięcie.
-Faktycznie-zgodziłasięIsabel.-Sątacyludzie,którzyoddalibymilionzajedenrok
życia,acodopierozaczterdzieści.
Johnnyzajrzałdoswojejszklanki.
-Chciwość-mruknął.-Możnająspotkaćpodkażdąpostacią.Ugrzecznionąalbonagą,
jawną.Ajednakwgłębisercazawszejestjednakowa.Weźmydlaprzykładunaszą
znajomą
Minty…
-Dowiedziałeśsięczegoś?
Johnnyodwróciłsię,spoglądajączasiebie.Wprzeciwległymkońcusalizgromadziłasię
grupkaludzi,otaczającstolikzastawionyrzędamiszklaneczekdowhiskyiczarekna
wodęze
rżniętegoszkła.
-Charliejużzaczyna-powiedział.-Będziewąchałbukiet.
Isabelspojrzaławewskazanymkierunku.Stałtamsmakoszwhisky,mężczyznasłusznego
wzrostuisłusznejbudowy,zbujnymwąsem,ubranywwygodnytweedowygarnitur.
Patrzyła,
jaknalewawhiskydoszklankiiunosinaczyniepodświatło.
-Znamgo-powiedziała.
-Aktogoniezna?-odparłJohnny.-ToCharlieMaclean.Wywęszywhiskyzpółsetki
metrów.Niesamowitynos.
Isabelzerknęłanawłasnąszklaneczkę,wktórejmigotałobursztynowokilkakropel
słodowegotrunku,iupiłamalutkiłyczek.
-Powiedzmi,czegodowiedziałeśsięnatematMinty.
Johnnypokręciłgłową.
-NatematMinty-niczego.Kiedyrozmawialiśmy,powiedziałemtylko,żejestchciwa,bo
toprawda,bezdwóchzdań.Dowiedziałemsięnatomiastczegośznacznieciekawszego.
Odkryłem,czymzajmowałsięjejmłodyprzyjacielIanCameron.Niektóreztychfaktów
znałem
jużwcześniej,rzeczjasna,alewśródtych,którymniepodobasięwMcDowell’s,mam
kilku
znajomych.Odnichdowiedziałemsięniecowięcej.
Isabelmilczała,czekając,ażJohnnypodejmietemat.PodrugiejstroniesaliCharlie
Macleanomawiałprzedsłuchającymgowskupieniuzgromadzeniemjakąśwłaściwość
degustowanejwhisky;kilkaosóbzotaczającejekspertagrupkikiwałozzapałem
głowami.
-Alenajpierwnależycisięparęsłówwprowadzenia-powiedziałJohnny.-McDowell’s
towcaleniejeststarafirma.Zdajemisię,żedopieroniedawnoobchodzilidwudzieste
urodziny.
Wdodatkunapoczątkuwcaleniedysponowalijakimśolbrzymimkapitałem-dwaj
partnerzy-
założycielewnieślidospółkiłączniezaledwiepięćdziesiąttysięcy.Dziśpięćdziesiąt
kawałkówto
dlafirmykieszonkowedrobniaki.
IsabelobserwowałaJohnny’egopodczastejopowieści.Nieodrywałwzrokuodtrzymanej
wręceszklanki,kołyszącniąłagodnie,abyrozprowadzićpościancecienkąwarstewkę
płynu-
robiłtodokładnietakimsamymruchem,jakimCharlieMacleanpodrugiejstroniesali
demonstrowałwłaśnietrunekswojejpubliczności.
-Firmaurosłabardzoszybko-kontynuowałJohnny.-Przejęliśmyfunduszeemerytalne,a
pieniądzeznichostrożniezainwestowaliśmywakcjetrwałe.Rynek,rzeczjasna,był
nieźle
ustawiony,iwszystkowyglądałopięknie.Wkońculatosiemdziesiątychzarządzaliśmy
kapitałem
wartymponaddwamiliardyichociażnaszehonorariumwynosiłoniecomniejniżpół
procent,
którenapoczątkupobieraliśmyzausługi,tochybamożeszsobiewyobrazić,ojakich
zyskach
tutajmowa.
Zatrudniliśmywielubystrychludzi.Obserwowaliśmy,cosiędziejenaDalekim
Wschodzieiwkrajachrozwijającychsię.Kupowaliśmyisprzedawaliśmybezwiększych
niepowodzeń,chociażtakjakwszyscyalboprawiewszyscysparzyliśmysięna
dotcomach.
Wtedychybaporazpierwszydotarłodo,nas,cotojeststrach.Pracowałemwówczasw
firmiei
pamiętamtęnagłązmianęklimatu.DotejporymamprzedoczamiGordonaMcDowella
na
którejśnaradzie,białegojakkreda,jakbyzobaczyłducha.
Aletonasnierozłożyłonałopatki.Zrozumieliśmy,żetrzebamiećlepszyrefleks.Noi
trochębardziejdbaćoklientów,żebyutrzymaćichprzysobie,boniektórzyzaczynalisię
niepokoić,cosięwyrabiazichskładkami,izastanawiaćsię,czyprzypadkiemwCityich
pieniądzeniebędąbezpieczniejsze.WkońcupoEdynburguoczekujesięprzede
wszystkim
solidnościiniezawodności.JeżeliEdynburgutraciswojąniewzruszonąwiarygodność,to
równie
dobrzemożnaoddaćloswręcelondyńskichmaklerów,którzyzdefinicjisąmniejpewni.
Mniejwięcejwtedyzaczęliśmysięrozglądaćzanowymitwarzamiiwfirmiepojawiłsię
tencałyCameronikilkuinnychztejsamejparafiicoon.Cameronzacząłobserwować
nowo
wydawaneakcje,bowyglądałonato,żetylkonanichmożnaprzyzwoiciezarobić.Ale
oczywiścienoweemisjesązgóryobstalowaneprzezdużefirmywLondynieiNowym
Jorku.
JaksięsiedziwEdynburgu,rzadkokiedymasięszansę,żebycośztegodostaćwswoje
ręce.
Niedobrzesięczłowiekowirobiło,kiedyledwietrzymiesiącepoemisjikursytychakcji
szłydo
góryodwieście-trzystaprocent.No,acałydochódzgarnialikolesie,którzymieli
kumoterskie
układyzbankamiinwestycyjnymiwLondynie,botoonidostalinajlepszyprzydział.
Cameronzacząłdobieraćsiędoniektórychspośródtychemisji.Dojegoobowiązków
należałteżnadzórnadparomainnymisprawami.Powoliwycofywałfunduszezakcji,
którenie
radziłysobienajlepiej.„NaszprzyjacielCameronjestniezływteklocki.Ładnychkilka
razy
zdarzyłosię,żesprzedałposiadaneprzeznasakcjeniewięcejniżmiesiącprzed
ostrzeżeniemo
zyskach.Nierzucałosiętowoczy,niemniejjednaktakwłaśniebyło.Japracowałemw
innym
wydziale,więconiczymniewiedziałem.Dopieroznajomi,którzypracowaliz
Cameronem,
powiedzielimiotym.Odnichteżwiemodwóchdużychwyprzedażachakcji,któremiały
miejscewciąguostatnichsześciumiesięcy,obietużprzedostrzeżeniemozyskach.
Isabelsłuchałazuwagą.Towłaśniebyłopaliwodonapędujejteorii.
-Czymożnaudowodnić,żeprzytychdwóchtransakcjachposłużonosięinformacją,
służbową?-zapytała.-Możejestjakiśszczegół,októrymożnabysiębyłozaczepić?
Johnnysięuśmiechnął.
-Nowłaśnie.Idealnietrafionepytanie.Obawiamsięjednak,żeodpowiedźnie
przypadniecidogustu.Faktysątakie:wobutychtransakcjachsprzedanoakcjespółek,
które
korzystałyzusługdoradczychbankuMintyAuchterloide.Mogłozatemzdarzyćsiętak,
żeMinty
przekazałaCameronowiinformacjesłużbowe,alezdrugiejstrony,wcaleniemusiało.A
mnienie
przychodzidogłowy,wjakisposóbmoglibyśmyudowodnić,żedotakiejwymiany
rzeczywiście
doszło.Wkażdymrazie,jeżelidobrzerozumiem,istniejeprotokółznarady,naktórej
Cameron
zasugerowałsprzedażtamtychakcji.Wobuwypadkachpodałjaknajbardziej
przekonujący
argument,przemawiającyzajegopropozycją.
-Tymczasemprawdziwympowodemmogłybyćinformacje,któreuzyskałodMinty?
-Tak.
-Iniemamożliwości,żebyudowodnić,żeMintydostawałapieniądzeodCamerona?
JohnnyspojrzałnaIsabelzezdziwieniem.
-Niewydajemisię,żebytotakwyglądało.ChybażeCamerondzieliłsięzniąswoją
własnągórką.Bardziejprawdopodobne,żekażdeznichmiałokutemuwłasnepowody.
Minty
przecieżznimsypiałaichciałagozatrzymaćprzysobie.Tocałkiemmożliwe.Ludziedają
swoimkochankomprezenty,ponieważkochankomdajesięprezenty.Takjużjest.
-Ainnamożliwość?-dopytywałasięIsabel.
-Innamożliwośćjesttaka,żeMintyobawiałasię,żewydział,wktórympracowałPaul
Hogg,brnieprostowślepąuliczkę,ichciaławyciągnąćgozkłopotów,boPaulbyłjej
kluczem
dosamegosercaedynburskiegoestablishmentu.Skoroszykowałasiędozostaniapanią
Hogg,nie
mogładopuścić,żebyjejwybranekstoczyłsięnadno.
Isabelrozważyłato,codotejporyusłyszała.
-Chceszwięcpowiedzieć,żemogłodojśćdohandluinformacjąsłużbową,alewżaden
sposóbnieudanamsiętegoudowodnić?Otocichodzi?
Johnnyskinąłgłową.
-Przykromi-powiedział-aletaktomniejwięcejwygląda.Mogłabyśprześledzić
operacjenakoncieMintyisprawdzić,czyniebyłojakichśnagłychiniewyjaśnionych
przypływówgotówki,aleniemamzielonegopojęcia,wjakisposóbmogłabyśzdobyć
takie
informacje.Domyślamsię,żeonamakontowbankuAdam&Company,adlanich
dyskrecjato
świętość.Niepodjedzieszteżżadnegozichpracowników-oninieodstępująodswoich
procedur
nawetnakrok.Icoterazzrobisz?
-Damsobiespokójztymwszystkim?
Johnnywestchnął.
-Wydajemisię,żetylkotonampozostało.Niepodobamisiętakiezakończenie,ale
niczegowięcejjużniedokonamywtejsprawie.
Isabeluniosłaszklankędoustiupiłakolejnyłyczekwhisky.Niechciałamówić
Johnny’emuoswoichprawdziwychpodejrzeniach,alebyłamuwdzięczna,żezdobyłdla
niej
informacje,apozatymchciałasięzwierzyćkomuśinnemuniżJamie.JeżeliJohnnyuzna,
żejej
teorianatemattragediiwUsherHalljestnaciągana,tobyćmożenależyowszystkim
zapomnieć.
Odstawiłaszklankęnastół.
-Chciałabymcioczymśopowiedzieć.Mogę?
Johnnymachnąłniefrasobliwiedłonią.
-Cotylkouważasz.Wiem,cotoznaczydyskrecja.
-Jakiśczastemu-zaczęłaIsabel-wUsherHallzdarzyłsięwypadek.Młodymężczyzna
spadłznajwyższegobalkonuizabiłsię.Pewnieotymczytałeś.
Johnnypomyślałchwile.
-Cośsobiechybaprzypominam-powiedziałwreszcie.-Strasznasprawa.
-Zgadzasię-ciągnęładalejIsabel.-Bardzoprzygnębiająca.Taksięzłożyło,żewtedy
tambyłam,aletoakuratniematerazznaczenia.Ciekawejestnatomiastto,żeten
człowiek
pracowałwMcDowell’s.Zapewneprzyszedłdofirmyjużpotwoimodejściu.Pracowałw
wydzialePaulaHogga.
Johnnyuniósłszklankędoust,obserwującIsabelsponadkrawędzinaczynia.
-Rozumiem.
Jegotowcalenieobchodzi,pomyślałaIsabel.
-Wciągnęłamnietasprawa-opowiadaładalej.-Dowiedziałamsięprzypadkiem,od
kogoś,ktodobrzeznałtegochłopaka,żeodkryłoncośbardzoniepokojącego,wco
zamieszany
byłktośzfirmy.
Zawiesiłagłos.Johnny,zamiastpatrzećnanią,obserwowałCharliegoMacleana.
-Idlategoktośgowypchnąłztegobalkonu-zakończyłacicho.-Wypchnął,rozumiesz?
Johnnyodwróciłsię.Isabelniemogłaokreślić,cokryjesięzajegospojrzeniem.Byłow
nimzaciekawienie,alezabarwioneodcieniemniedowierzania.
-Małoprawdopodobne-zawyrokowałwreszciepochwili.-Taksięnierobi.Tosiępo
prostuniezdarza.
Isabelwestchnęła.
-Uznałam,żejednakmogłosiętakzdarzyć-odrzekła.-Dlategowłaśniechciałam
dowiedziećsięczegośoMintyiotymhandluinformacjamisłużbowymi.Agdyby
okazałosię,że
wszystkopasuje?
Johnnypokręciłgłową.
-Nie-oświadczyłtwardo.-Sądzę,żemożeszspokojnieotymzapomnieć.Naprawdę,
wydajemisię,żetakierozumowanieprowadzidonikąd.
-Zastanowięsięjeszcze.Aleitakjestemcibardzowdzięczna.
Johnnyprzyjąłjejpodziękowanie,opuszczającwzrok.
-Gdybyśchciałasięzemnąskontaktować,tutajmasznumermojejkomórki.Dzwońo
dowolnejporze.Niekładęsięprzedpółnocą.
Podałjejwizytówkęznagryzmolonymręcznienumeremtelefonu.Isabelwzięłająi
wetknęładotorebki.
-ChodźmyposłuchaćwerdyktuCharliegoMacleana-zaproponowałJohnny,wstającod
stolika.Przeszlirazemnadrugikoniecsali.
-Mokrasłoma-orzekłCharlie,zbliżającnosdoszklanki.-Wąchamy,proszępaństwa!
Mokrasłoma,czylimamydoczynieniazproduktemgorzelnizpołudniowo-wschodniego
pogranicza.Mokrasłoma.
22
Rzeczjasna,IsabelprzyznałaJohnny’emurację,itojużnazajutrzrano.Tobyłkoniectej
sprawy;wżadensposóbnieudasiędowieść,żeMintyAuchterloniebrałaudziałwhandlu
informacjąsłużbową,anawetgdybytobyłomożliwe,trzebabyjeszczewykazaćzwiązek
tego
przestępstwaześmierciąMarkaFrasera.PozatymJohnnyznałludziztejbranżyowiele
lepiej
niżIsabel,więcskorojejteorianietrafiłamudoprzekonania,należałoprzyjąćtodo
wiadomości
izapomniećocałejsprawie.
Doszładotegownioskuwnocy,popowrociedodomuzdegustacjiwhisky.Położyłasię
spać,aleobudziłasięjeszczeprzedświtem.Przezkilkachwilwpatrywałasięwcieniena
suficie,
ażwkońcupodjęładecyzję,poczymmomentalniezasnęła.Rano-abyłtoprzepiękny
poraneku
samegoprogulata-wstałaprzepełnionapoczuciemnadzwyczajnejwolności.Podobnie
czujesię
uczeńalbostudentpodkoniecegzaminu,kiedyodkładapióroiołówek,wiedząc,żezrobił
już
wszystko,comiałzrobić.Isabelznówbyłapaniąwłasnegoczasu,którymogłapoświecić
„Przeglądowi”orazksiążkomczekającymnaniąwgabinecie,ułożonymwkuszący
stosik.
MogłaiśćdoJennersa*[Jenners-„szkockiHarrods”,dużecentrumhandlowew
Edynburgu
(przyp.tłum.).]naporannąkawęiprzypatrywaćsięforsiastymedynburskimdamulkom,
wymieniającymploteczki-obserwowaćświat,wktórybardzołatwosamamogłasię
zapaść,
czegojednakświadomiestarałasięuniknąć,zawszelkącenędążącdoniezawisłości.
Dzięki
Bogu!Leczczynaprawdębyłaszczęśliwszaniżone,teżonybezpiecznychmężów,matki
dzieciom,którymprzeznaczonebyłoupodobnićsiębliźniaczodowłasnychrodziców,aby
przedłużyćistnienietejzadufanejwsobie,bogatejedynburskiejburżuazji?Raczejnie;
tamte
kobietybyłyszczęśliwenaswójsposób(muszęwystrzegaćsięprotekcjonalności,
pomyślała),a
onanaswój.AGraceteżbyłaszczęśliwanaswójsposób,aJamienaswój,aMinty
Auchterlonie…Powstrzymałabiegmyśliizastanowiłasię.Nieobchodzimnie,cosądzii
jaksię
czujeMintyAuchterlonie,uznała.ZrezygnowałazporannejkawyuJennersai
postanowiła
wybraćsiędoBruntsfieldnakawęuCat,podrodzeodwiedzającMellis’s,sklepzserami,
żeby
zakupićkawałekczegośpyszniearomatycznego.Zaświeczoremzamierzałapójśćna
wykładw
KrólewskimMuzeumSzkocji.PrelegentemmiałbyćprofesorLanceButlerzuniwersytetu
w
Pau,atematemjegoodczytu,jakzwykle,Beckett.IsabelsłyszałaButlerajużprzedtemi
wiedziała,żejegowykładysąnieodmienniezajmująceiprowadzonezhumorem.Wizyta
u
bratanicyiodczytoBecketcie-dośćrozrywkijaknajedendzień.
Noijeszcze,rzeczjasna,krzyżówki.Isabelzeszłanadółipodniosłaporannegazetyze
słomiankiwprzedpokoju.Rzuciłaokiemnanagłówki.NOWEOBAWYOZASOBY
DORSZA,
przeczytałanapierwszejstronie„Scotsmana”,azdjęciaukazywałykutryrybackie,stojące
bezczynnieprzynabrzeżuwPeterhead-kolejnyprzykrywidokdlaSzkotadarzącego
sentymentemtradycyjnystylżycia,którywydałnaświattaksilnąipłodnąkulturę.To
rybacy
stworzylipieśnitegoludu;jakążspuściznęmogłopozostawićpokoleniekomputerowców?
Isabel
samaodpowiedziałasobienatopytanie:ichspuściznamożeokazaćsięzaskakująco
bogata,cała
taelektronicznakulturaprzekazywanazapomocąe-mailówiobrazówtworzonychna
komputerze.Ulotnainaśladowcza,leczmimowszystko-kultura.
Zaczęłarozwiązywaćkrzyżówkę,beztruduodgadująckilkapierwszychhaseł.Dużo
wody:niAga,niRaniraz,aniedwa(7)-tozabrałojejjednąchwilę.Niagara.Stary,
oklepany
motywwświeciełamigłówek.ZirytowałotoIsabel,którawkrzyżówkachlubiłanowości,
choćby
najniższychlotów.Następnehasłotylkodolałooliwy(5)doognia(też5):Koncentracja,
lotna,
dekla,stała(9).Isabelzawszemocnokoncentrowałasięprzyswoichkrzyżówkachi
dziękitemu
beztruduodgadła,żechodzioskupienie,aleprzynastępnymhaśleutknęłanachwilę:
Grecki
bógbogówurwanyprzedpołowącałki(6).Tutajpasowałotylkojednosłowo,mianowicie
zeugma:Zeu(s)+(si)gma.AleIsabelniewiedziaładokładnie,cotooznacza,musiaławięc
skorzystaćzpomocysłownikanowoczesnejangielszczyzny.ByłtosłownikFowlera,
którego
językoznawczyautorytetpotwierdziłjejpodejrzenie.IsabellubiłaFowlera(skrzydlatego
łowcę
słów*[Fowl(ang.)-ptak.],pomyślałaodruchowo)zakomentarze,jasne,zrozumiałei
pouczające;zdefinicjiwjegosłownikuwynikało,żezeugmatonieprawidłowa
konstrukcja
składniowa-wodróżnieniuodsyllepsis,zktórączęstobywamylona.Takwięczdanie:
„Panna
Bolowróciładodomuwlektyceiwrozpaczy”stanowiłoprzykładsyllepsis
niewymagającej
niczegowięcej,jakzrozumieniajednegosłowawpodwójnymsensie,natomiast„Patrz,
otostada
sąPana,wkoroniekwietnejPomona”byłatoniezręcznazeugma,domagającasię
wstawienia
jeszczejednego„oto”,któregozabrakłoworyginalnymzdaniu.
IsabelzdążyłazjeśćśniadanieiprzejrzećporannąpocztęjeszczeprzedprzyjazdemGrace,
którategodniasięspóźniła.WkońcuIsabelzobaczyła,jakprzeddomemzatrzymujesię
taksówka,zktórejwysiadajejzdenerwowanagosposia.Gracesurowoprzestrzegała
punktualnościibyłabardzoniezadowolona,spóźniwszysięchoćbyokilkaminut.Stądjej
nerwy
ikosztownajazdataksówką.
-Bateriawbudziku-wyjaśniławpierwszychsłowach,stającwdrzwiachkuchni.-Nigdy
niepomyślisz,żewartobyjązmienić,ażwkońcuumieranatwoichrękach.
Isabeljużwcześniejzaparzyłakawę.Nalałaterazgosposifiliżankę,tymczasemGrace
powiesiłamałelusterkonaścianienaprzeciwkodrzwidospiżarniipoprawiławłosy.
-Byłamniedawnonaseansie-powiedziałapopierwszymłykukawy.-Przyszłowięcej
osóbniżzwykle.Mieliśmyteżdoskonałemedium,jednąkobietę,któraprzyjechałaz
Inverness.
Niezwykłaosoba.Potrafiładotrzećdosednakażdejsprawy.Niesamowite.
WpierwsząśrodękażdegomiesiącaGracechodziłanaseansespirytystyczne,które
odbywałysięwdomuniedalekoQueensferryPlace.RazalbodwaproponowałaIsabel,
żeby
wybrałasięrazemznią,aleIsabelmusiałaodmówić,bobałasię,żeryknieśmiechem
przy
wszystkich.Gracenienalegała.Isabelzdezaprobatąodnosiłasiędomediów,ponieważ,
jej
zdaniem,większośćznichtobylizwykliszarlatani.Pozatymwydawałojejsię,żeludzie,
którzy
uczęszczająnaseansespirytystyczne,zreguły(Gracebyławyjątkiem)szukają
pozagrobowego
kontaktuzkimś,kogoutracili,amedia,zamiastdopomócwpogodzeniusięzestratą,
wmawiają
im,żedozmarłychmożnadotrzeć.CośtakiegowopiniiIsabelbyłookrutnym
żerowaniemna
ludzkiejłatwowierności.
-TakobietazInverness-opowiadałaGrace-nazywasięAnnieMcAllum.Napierwszy
rzutokawidać,żetomedium,potejgaelickiejkolorystyce-wiesz,czarnewłosyi
przejrzysta
skóra.Pluszieloneoczy.Poznaszodrazu,żetakobietamadar.Wystarczyrazspojrzeć.
-Ajamyślałam,żemediummożezostaćkażdy-powiedziałaIsabel.-Żenietrzebabyć
dotegoobłąkanymgóralemzHighlands.
-Toprawda,ajakże-odparłaGrace.-RaznawetbyłaunaskobietazBirmingham.W
takimmiejscu,ktobypomyślał?Darmożeprzyjąćkażdy.
Isabelpowstrzymałauśmiech.
-IcotaAnnieMcAllummiaładopowiedzenia?
Gracewyjrzałaprzezokno.
-Jużprawielato-rzekła.
Isabelspojrzałananiązezdumieniem.
-Takwampowiedziała?No,jestempodwrażeniem.Bezdarutegonierozpracujesz,
nigdywżyciu!
-Nie,nie.-Graceroześmiałasię.-Wpadłymiwokotemagnolie.Tojapowiedziałam,że
jużprawielato.Onamówiłaoinnychrzeczach.Sporotegobyło.
-Naprzykład?
-No,cóż…-westchnęłaGrace.-Przychodzidonastakajednapani,zwracająsiędoniej
ladyStrathmartin.Majużdobrzeposiedemdziesiątceiuczęszczananaszeseanseodlat,o
wiele
dłużejniżja.Mążjąodumarł,dawnotemu-byłsędzią-ionaterazchceskontaktowaćsię
znim
podrugiejstronie.
Isabelnieskomentowała.Gracemówiładalej:
-LadyStrathmartinmieszkaprzyAinsliePlace,napółnocnymbrzegu*.[Chodzio
północnybrzegujściarzekiForth(przyp.tłum.).]Jejsąsiadkazdołujestkonsulem
włoskim.
Bywająwróżnychmiejscach,alenigdyjeszczenieprzyszłyrazemnanaszseans.
Wczorajbył
pierwszyraz.NowięctaWłoszkasiedziznamiwkręgu,aAnnieMcAllumnagle
odwracasiędo
niejimówi:„WidzęRzym.Takjest,widzęRzym”.Ażmidechzaparło.Tobyło
niezwykłe.A
potemjeszczepowiedziała:„Tak,uważam,żejestpaniwstałymkontakciezRzymem”.
Zapadłacisza.GracepatrzyławyczekująconaIsabel,aIsabelbezsłowagapiłasięna
Grace.AżwkońcutoIsabelodezwałasiępierwsza.
-Cóż-zaczęłaoględnie-byćmożeniemawtymnicażdotegostopniazaskakującego.
Wkońcutobyłakonsulzwłoskiejambasady,akonsulwłoskiejambasadyzzasady
utrzymuje
kontaktzRzymem,niemamracji?
Gracepotrząsnęłagłową,cowcaleniemiałooznaczaćzaprzeczeniadlafaktu,że
pracownicywłoskichkonsulatówpozostająwścisłymkontakciezRzymem;byłtogest
wyrażającycierpliwośćkogoś,ktomusitłumaczyćdziecinnieprostąrzecz,którajakimś
sposobemniedotarładojegorozmówcy.
-Przecieżonaniewiedziała,żetakobietajestkonsulemwłoskim-powiedziała.-Skąd
osoba,któraprzyjechałazInverness,możeznaćkonsulawłoskiegowEdynburgu?Wjaki
sposób
mogłasiętegodowiedzieć?
-Ajakonabyłaubrana?-zapytałaIsabel.
-Wbiałątogę-odpowiedziałaGrace.-Chociażwłaściwietojesttylkobiałe
prześcieradło,upiętejaktoga.
-Konsulwłoski?Wbiałejtodze?
-Nie-wyjaśniłaGrace,znówtymsamymcierpliwymtonem.-Tomediataksięubierają.
Jakwłożątogę,tołatwiejimwejśćwkontakt.Panikonsul,oilepamiętam,miałanasobie
bardzo
eleganckąsukienkę.Eleganckąsukienkęieleganckiewłoskiebuty.
-Noimasz-powiedziałaIsabel.
-Nierozumiem,cotomożemiećdorzeczy-odrzekłaGrace.
GdybyGracemiaładar,mogłabyuprzedzićIsabel:„Spodziewajsiętelefonuod
mężczyzny,którymieszkaprzyGreatKingStreet”.Botaksięwłaśniestało.Telefon
zadzwoniło
jedenastej.Isabelsiedziaławswoimgabinecie;postanowiła,żedoBruntsfieldwybierze
się
dopierowpołudnie,takjąpochłonąłrękopisnadesłanydo„Przeglądu”.Tekstdotyczył
tego,jak
etykastosujesiędopamiętania.Niechętnieodłożyłarękopisiodebrałatelefon.Nie
spodziewała
sięusłyszećwsłuchawcegłosuPaulaHogga,atymbardziejzaskoczyłojązaproszeniena
drinka.
Dziś,wczesnymwieczorem-małeimprowizowaneparty,urządzonezzaskoczenia.
-Mintybardzozależy,żebyśprzyszła-powiedziałPaul.-Razemztymtwoimmłodym
kolegą.Manadzieję,żeudacisiępojawić.
Isabelnamyśliłasięszybko.PrzestałajużsięinteresowaćMintyAuchterlonie,ponieważ
podjęładecyzję,żeniebędziesiędłużejzajmowaćśmierciąMarkaihandleminformacją
służbową.Terazwięcniebyłapewna,czypowinnaprzyjąćzaproszenienaprzyjęcie,
gdzieznów
spotkaniekogoinnego,jaktychwłaśnieludzi,którzypopodjęciupowyższejdecyzji
przestaliją
obchodzić.AjednakperspektywaspotkaniazMintyokowokobyłafascynująca,takjak
oglądaniejakiegośrzadkiegookazudzikiejprzyrody.Mintytookropnakobieta-codo
tegonie
mogłobyćwątpliwości-aleokropnośćmatęosobliwąwłaściwość,żejestprzyciągająca.
Przykłademmożebyćśmiertelniejadowitywąż:człowiekchętnienaniegopopatrzy,
spojrzyw
gadzieoczy.TakwięcIsabelprzyjęłazaproszenie,zastrzegającsię,żeniewie,czyJamie
dysponujedziśczasem.Obiecałajednak,żegozapyta.PaulHoggbyłzadowolony.
Umówilisię
nadokładnągodzinę.Naparty,oprócznich,miałybyćjeszczetylkonajwyżejdwieosoby,
a
całośćpowinnasięskończyćnatylewcześnie,żebyIsabelzdążyładomuzeumnawykład
profesoraButlera.
Powróciładoesejuoetycepamiętania,rezygnujączespacerudoBruntsfield.Autorpracy
rozważałnastępującyproblem:dojakiegostopniazapominanieosobistychdanychna
temat
innychludzimożebyćuznanezakarygodnezaniedbaniezestronytego,ktopowinienje
pamiętać.„Istniejeobowiązek,abyprzynajmniejspróbowaćzatrzymaćwpamięci-pisał
autor-
to,codlainnychjestważne.Ludzie,którzydarząsięsympatiąlubpozostająwrelacji
wzajemnej
zależności,powinnipoznaćprzynajmniejswojeimiona.Mogąichniezapamiętać,lecznie
z
własnejwoli,asłabapamięćniejestumyślnymprzewinieniem.Jeżelijednaknieuczynią
najmniejszegowysiłku,abyzatrzymaćwpamięciswojeimiona,niespełniąwobecsiebie
tego,
doczegokażdyznichmaprawo,nieuszanująwzajemnieważnejcząstkitożsamości
drugiej
osoby”.Tobyłabezwątpieniaprawda.Imiętoważnarzecz.Imięwyrażaistotęnas
samychijest
przedmiotemnaszejtroski.Nielubimy,kiedyktośprzekręcanaszeimiona:niekażdy
Karoljest
zadowolony,kiedymówiąnaniegoLolek,aMałgorzataniekonieczniemusiprzepadaćza
zdrobnieniemGośka.Ten,ktozwracasiędoKarolaperLolekbądźdoMałgorzatyper
Gośka,
chociażwie,żetegonieznoszą,wyrządzaimbardzoosobistąkrzywdę;dokonuje
jednostronnej,
pozostawiającejśladingerencjiwichosobowość.
Isabelzatrzymałasięnadtąmyśląizadałasobiepytanie:Jaknazywasięautortegoeseju,
którywłaśnieczytam?Okazałosię,żeniewie,awyjąwszyrękopiszkoperty,niezwróciła
nawet
uwaginanazwiskoautora.Czyżbytomiałooznaczać,żeniedopełniłaswojego
obowiązku
względemtegoczłowieka?Czyonoczekiwałodniej,żeczytającjegopracę,będziemiała
w
pamięcijegonazwisko?Zapewne.
Rozmyślałaotymprzezkilkaminut.Potemwstała.Niemogłasięskoncentrować,aautor
tegoesejuzcałąpewnościąmiałprawodotego,abypoświęciłamucałąswojąuwagę.
Zamiast
skupićsięnalekturze,zaczęłamyślećotym,coczekająwieczorem:opartyuPaula
Hogga,o
przyjęciu,którewoczywistysposóbwyreżyserowałaMintyAuchterlonie.Mintypoczuła
ogień
zaplecami,przynajmniejtylebyłojasnedlaIsabel.Mniejjasnościnatomiastmiałacodo
tego,
jakpowinnaterazpostąpić.Instynktpodpowiadałjej,abydotrzymaćswojego
postanowieniainie
brnąćjużdalejwtęsprawę.Muszęotymzapomnieć,pomyślała,celowoizrozmysłem
usunąćto
wszystkozpamięci-oiletakarzeczwogólejestmożliwa.Jakodojrzałamoralnie
jednostka
muszęuznać,żemoralneobowiązkiwzględeminnychtakżemająswojegranice…
Ciekawe,co
Mintywłożynatęokazję?Isabelwybuchnęłaśmiechem,przyłapawszysięnatym,że
myślio
czymśtakim.Jestemfilozofem,powiedziałasobie,alejestemteżkobietą,akobiety,to
wiedzą
nawetmężczyźni,interesująsiętym,jakinnisięubierają.Niejesttodlakobietpowóddo
wstydu,bynajmniej;tomężczyźnimajągorszywzrok,któryniepozwalaimdostrzec
kolorowych
piórptaków,fantastycznychkształtówchmurnaniebie…Albopięknegorudegofutralisa,
pomyślałaIsabel,patrzącnazwierzęprzemykającepoogrodowymmurzetużzaoknem.
Lis
Witalis.
23
SpotkałasięzJamiemuwylotuGreatKingStreet.Dostrzegłagojużzdaleka,naHowe
Street,idącegopodgórępośliskichbrukowcach.
-Bardzosięcieszę,żeznalazłeśczas-powiedziała.-Niewiem,czyzniosłabym
spotkanieztymiludźmisamnasam.
Jamieuniósłbrew.
-Czujeszsię,jakbyśszławpaszczęlwa?
-Lwicy-poprawiła.-Mniejwięcejtaktowygląda.Alewkażdymrazieniechcęjuż
prowadzićżadnegośledztwa.Postanowiłam,żeniebędęsiędłużejzajmowałatąsprawą.
Jamiebyłzdumiony.
-Rezygnujesz?
-Tak-odrzekłaIsabel.-Odbyłamwczorajdługąrozmowęzczłowiekiemnazwiskiem
JohnnySanderson,którypracowałwMcDowell’siznadobrzetychludzi.Powiedziałmi,
żenie
udasięniczegoudowodnić,iostudziłmójzapałcodohipotezy,jakobyMintymiałacoś
wspólnegoześmierciąMarka.Długonadtymrozmyślałam.Johnnychybaprzemówiłmi
do
rozsądku.
-Nigdynieprzestanieszmniezadziwiać-oświadczyłJamie.-Alemuszęprzyznać,że
czujęsporąulgę.Nigdyniepodobałomisię,żewtykasznoswcudzesprawy.Widzę,że
przybywacirozsądku,itozgodzinynagodzinę.
Isabelpacnęłagoponadgarstku.
-Niejednymcięjeszczezaskoczę-powiedziała.-Adzisiejszezaproszenieprzyjęłam,
ponieważniemogłamsięoprzećniesamowitejfascynacji.Takobietajestjakwąż.Chcę
jeszcze
razprzyjrzećsięjejzbliska.
Jamieskrzywiłsię.
-Trudnomiznieśćjejobecność-rzekłzwestchnieniem.-Pozatymtotynazwałaśją
socjopatką.Będęterazmusiałuważać,żebyniewypchnęłamnieprzezokno.
-Oczywiściezdajeszsobiesprawęztego,żesięjejpodobasz?-rzuciłaIsabeljakby
mimochodem.
-Niechcęnawetotymsłyszeć.Iwogóleniechcęwiedzieć,jakdotegodoszłaś.
-Wystarczyobserwowaćludzi-odrzekłaIsabel.Bylijużnamiejscu,staliprzeddrzwiami
prowadzącyminaklatkęschodową.IsabelsięgnęładoprzyciskuznapisemHOGG.-W
każdej
sekundzieczłowiekczymśsięzdradza.Trzebaobserwowaćoczy.Ruchyoczupowiedząci
absolutniewszystko,comusiszwiedzieć.
WdrodzenagóręJamiemilczał,awyrazzamyślenianiezniknąłzjegotwarzynawet
wtedy,gdydoszlijużnawłaściwepiętro,zaśwdrzwiachdomieszkaniastanąłPaulHogg.
Isabel
ogarnęłynaglewątpliwości,czyabynapewnodobrzezrobiła,mówiącJamiemuotym
wszystkim;wbrewpowszechnemuprzekonaniu,mężczyźninaogólwcalenielubią
słyszećo
tym,żepodobająsięjakiejśkobiecie,jeżeliniesąskłonniodwzajemnićjejuczucia.W
przeciwnymwypadkutodlanichutrapienie,ciężarikłopot.Ztegowłaśniepowodu
mężczyźni
starająsięunikaćkobiet,którejawnierobiądonichsłodkieoczy-itaksamoJamie,
wiedzącjuż
owszystkim,postarasięzawszelkącenęschodzićzdrogiMintyAuchterlonie.Isabelani
trochę
niebyłoszkoda,żebędziejąteraztrzymałnadystans.Tobyłobyokropne,pomyślała
nagle:
JamieusidlonyprzezMinty,kolejnapozycjanajejliściezdobyczy-odrażająca
ewentualność!
Isabelniechciałanawetdopuścićmyśli,żemogłobytaksięstaćnaprawdę.Alewłaściwie
dlaczego,zadałasobiepytanie.Boczujęsięzaniegoodpowiedzialna,chcęgochronić-i
nie
zniosę,żebymiałgoktośinny.NawetCat?Tobyłkolejnykrokwtymrozumowaniu:czy
Isabel
naprawdęchciała,żebyJamiewróciłdoCat,czymożebawiłasiętylkomyśląotym,
bezpieczna
wswojejpewności,żenigdydotegoniedojdzie?
Natakierozważanianiebyłojednakczasu.PaulHoggprzywitałichserdeczniei
zaprowadziłdosalonu,tegosamegosalonu,gdziewisiałCrosbiepomylonyzCowiem
oraz
jaskrawy,pełenżyciaPeploe.Zastalitamjużdwójkęgości;przyprezentacjiIsabel
skojarzyła,
kimsąciludzie.Mężczyznabyłprawnikiem,adwokatemzambicjamidokariery
politycznej,zaś
kobieta-felietonistkąjednejzedynburskichgazet.Isabelodczasudoczasuczytywałajej
teksty,
leczgeneralnieuważałajezanużące.Małojąciekawiłyprzyziemneszczegółyżycia
publicystki,
którewydawałysięstanowićgłównątreśćtychfelietonów.Zastanawiającsię,czy
rozmowateż
będziesiętoczyławtymsamymtonie,spojrzałanatękobietęizobaczyłamiły,
zachęcający
uśmiech.Natychmiastsięzreflektowała,uznając,żebyćmożewartozrobićwysiłek.
Prawnik,
uśmiechniętyrównieszeroko,serdecznieuścisnąłprawicęJamiego.Dziennikarkatakże
przyjrzałasięJamiemu,apotemzerknęłaprzelotnienaIsabel,którapochwyciłato
błyskawicznie
spojrzenieimomentalniezorientowałasię,żezostaliuznalizaparę,parę„wtymsensie”.
Teraz
nastąpirewizjaopiniinamójtemat,pomyślała,iniepomyliłasię,bopublicystkaopuściła
oczy,
mierzącwzrokiemjejsylwetkęifigurę.Jakieżtooczywiste,westchnęławmyślachIsabel;
a
jednakodczułaosobliwąprzyjemność-ktośpomyślał,żetenmężczyzna,dużomłodszy
odnieji
dotegotakiprzystojny,jestjejpartnerem.Tamtadrugakobietanapewnozazdrości,bojej
własnymężczyzna,pocałejnocyspędzonejnadksiążkamiwBiblioteceAdwokackiej,
jest
zmęczonyiwyglądaniezbytkorzystnie,apozatymniechcemówićoniczyminnym,jak
tylkoo
polityce;wrozmowiezpolitykiemnajwidoczniejtegotematuniesposóbuniknąć.Awięc
dziennikarkamyślisobieteraz:tacałaIsabelmaświetnegofaceta-patrzcietylkonaniego
-ja
teżbymtakchciała,jeślimambyćstuprocentowoszczera…Isabelprzerwałatenbieg
myśli,
zadającsobiepytanie,czytojestwłaściwe,wsprawachtakistotnychjaktapozwalać
ludziom
wyciągaćmylnewnioski?Czymożenależywyprowadzaćichzbłędnego
przeświadczenia?
Zdarzałysięchwile,kiedybycieredaktoremnaczelnym„PrzegląduEtykiStosowanej”
potrafiło
byćuciążliwe;niezwykletrudnobyłowyjśćzpracy.Iciężkozapomnieć,jak
powiedziałby
profesor…no,profesor…panprofesor.
NadszedłczasnaentreeMinty,któradotejporybyławkuchni,aterazzjawiłasięw
salonie,niosącsrebrnątacęzkanapkami.Postawiłająnastoleiprzywitałasięz
prawnikiem,
całującgowobapoliczki.Rob,odczasunaszegoostatniegospotkaniagłosowałamna
ciebie
dwarazy.Dwarazy!Dodziennikarki:Kirsty,jakmilo,żeudałocisięprzyjść.Taknagleto
wszystkowymyśliliśmy…IwreszciedoIsabel:Isabel!Tylkotyle,leczjejoczybłysnęły
nagle
zupełnieinnymświatłem;zmianabyłasubtelna,alezauważalna.Jamie,prawda?Dobrze
zapamiętałam?Językciałazmieniłsięwjednejchwili:popowitaniuMintystanęłabliżej
Jamiego,aIsabelzauważyłazsatysfakcją,żeJamienieznaczniesięodsunął,jakmagnes
zbliżony
dojednoimiennegobiegunainnegomagnesu.
DogrupydołączyłPaul,któryprzedtembyłzajętyprzygotowywaniemdrinków.Każdy
wziąłswójkieliszekizaczęłosię.Konwersacjaniebyłatrudna-przeciwnie,
nadspodziewanie
łatwa,takprzynajmniejwydawałosięIsabel.PaulzagadnąłRobaotoczącąsięwłaśnie
kampanię
iotrzymałniezwykleszczegółowyopiswalkiowyborców.Nazwiskaprotagonistówbyły
powszechnieznane:chorobliwyegocentrykorazniepoprawnykobieciarztoczylisłowną
walkęo
jakiśmałoistotnystołek.PotemMintyrzuciłanazwiskieminnegopolityka,któreRob
skwitował
prychnięciem,Kirstyzaśznaczącopokiwałagłową.Jamieniemówiłnic;nieznałsięna
politykach.
NiedługąchwilępóźniejzająłsięrozmowązKirsty;Isabelzauważyła,żewymieniają
uwaginatematpewnegozajścia,którekiedyśmiałomiejscewkręgachorkiestry
Szkockiej
OperyNarodowej.Naglezorientowałasię,żeobokniejstoiMintyipoczułanaramieniu
delikatnyuściskjejdłoni.Mintyzaprowadziłająwpobliżekominka,naktórymstało
jeszcze
więcejzaproszeńniżpoprzednio,aletymrazemIsabelniemogłaichprzeczytać(z
wyjątkiem
jednego,którebyłowydrukowanedużączcionką-zapewnepoto,żebyułatwićczytanie
późniejszymgościomadresata).
-Jestembardzozadowolona,żeznalazłaśczas,żebynasodwiedzić-powiedziałaMinty,
zniżającglos.
Isabelzrozumiała,żeto,oczymbędzieterazmowa,niemożedotrzećdopostronnych
uszu,więcodpowiedziałatakimsamympółszeptem:
-Wyczułam,żechceszzemnąporozmawiać.
Mintyuciekłaniecowzrokiemwbok.
-Faktycznie,mamdociebiepytanie-przyznała.-Jakrozumiem,interesujeszsięfirmą
McDowell’s:Słyszałam,żerozmawiałaśzJohnnymSandersonem.
TegoIsabelsięniespodziewała.CzyżbyktośdoniósłMintyojejnaradziezJohnnymna
wczorajszejdegustacjiwhisky?
-Tak,rozmawiałamznim.Znamysiętrochę.
-AonzkoleirozmawiałzludźmizMcDowell’s.Nibynicdziwnego,wkońcutam
pracował.
Isabelskinęłagłową.
-Wiemotym.
Mintywypiłałyczekwina.
-Pozwólzatem,żecięspytam:dlaczegointeresujeszsiętąfirmą?Najpierwpytaszonią
Paula,potemzaczynaszrozmowyzJohnnymSandersonemitakdalej,itakdalej.Dziwi
mnieto
twojenagłezainteresowanie.Niepracujeszwfinansach,mamrację?Więcpocochcesz
tyle
wiedziećonaszychsprawach?
-Waszych?Oilemiwiadomo,niepracujeszwMcDowell’s.
Mintybłysnęłazębamiwuśmiechu,którymiałwyrażaćwyrozumiałość.
-Mojesprawysąbliskozwiązanezewszystkim,codotyczyPaula.Byłoniebyło,jestem
jegonarzeczoną.
Isabelzastanawiałasięprzezchwilę.ObejrzałasięnaJamiegostojącegopodrugiej
stroniepokoju.Wymienilispojrzenia.Niepotrafiłasięzdecydować,jakmaterazpostąpić.
W
żadensposóbniemogłazaprzeczyć,żeinteresowałasięfirmą-dlaczegowiecnie
powiedzieć
prawdy?
-Byłamzainteresowanatąfirmą-zaczęła.-Byłam,alejużniejestem.-Zawiesiłagłos.
Mintyobserwowałająbacznie,łowiąckażdesłowo.-Przestałamsięzajmowaćtąsprawą,
ale
leżałamionanasercu,przyznaję.Trzebaciwiedzieć,żeniedawnowidziałamnawłasne
oczy,
jakmłodyczłowiekspadłzwysokiegobalkonuizabiłsię.Byłamostatniąosobą,którąon
widział
natymświecie,iczułamsięwobowiązkuzbadać,jakdotegodoszło.Jakciwiadomo,ten
człowiekpracowałwMcDowell’s.Wiedział,żewfirmiecośjestniewporządku.
Chciałam
sprawdzić,czymiędzytymidwomafaktaminiemajakiegośzwiązku.Towszystko.
Isabelpatrzyłauważnie,jakiewrażeniejejsłowazrobiąnaMinty.Jeślitakobietabyła
morderczynią,wtedyto,coonajejpowiedziała,byłorównoznacznezpostawionym
wprost
oskarżeniem.AleMintynawetniezbladła.Stałazupełniespokojna,bezżadnychoznak
szokuani
paniki,akiedysięodezwała,jejgłosbyłcałkiemspokojny:
-Doszłaświecdowniosku,żektośpostanowiłpozbyćsiętegoczłowieka.Trafniesię
domyślam?
Isabelskinęłagłową.
-Miałamtakąhipotezęiczułam,żemuszętosprawdzić.Aledowiedziałamsięróżnych
rzeczyinieznalazłamżadnychdowodównato,żewfirmiebyłocośnietak.
-Amogęzapytać,ktomiałbytozrobić?
Isabelpoczuła,jaksercemocnowalijejwpiersi.Tobyłświetnymoment,żeby
powiedzieć:ty.Zamiasttegojednakodrzekła:
-Ktoś,ktobałsięzdemaskowania,rzeczjasna.
Mintyodstawiłaswójkieliszekiprzyłożyłapalcedoskroni,masującjądelikatnie,jakby
tomiałojejpomóczebraćmyśli.
-Widzę,żemaszbujnąwyobraźnię.Szczerzejednakwątpię,żebytaktomogłowyglądać
-powiedziała.-Awkażdymraziepowinnaśmiećdośćrozsądku,żebyniesłuchaćtego,
comówi
JohnnySanderson.Wiedziałaśotym,żepoproszonogo,abyzłożyłwymówienie?
-Wiedziałam,żeodszedłzfirmy,aleniktniemówiłmi,wjakichokolicznościach.
Mintyożywiłasięnagle.
-Cóż,byćmożenależałosiętegodowiedzieć.Straciłwspólnyjęzykzresztąludziw
firmie,boniepotrafiłprzystosowaćsiędonowychwarunków.Wielerzeczysięzmieniło.
Alenie
chodziłotylkooto.Johnnybyłpodejrzewanyonadużycieinformacjisłużbowej.Wiesz,
coto
znaczy?Żemanipulowałrynkiem,wykorzystującpoufnedane.Jaksądzisz,zacoonżyje
na
takimpoziomie?
Isabelnieodpowiedziała,boniemiałapojęcia,najakimpoziomieżyjeJohnnySanderson.
-MamieszkaniewPerthshire-poinformowałająMinty-IcałydomnaHeriotRow.
OprócztegodrugidomwPortugaliiitakdalej,itakdalej.Tuitam,posiadłośćna
posiadłości,a
cojedna,towiększa.
-Przecieżnigdyniewiadomo,skądludziebiorąpieniądze-zaprotestowałaIsabel.-
Istniejąnatymświecietakierzeczyjakspadek.Johnnymógłodziedziczyćfortunę.
-OjciecJohnny’egoSandersonabyłpijakiem.Jegobiznesdwarazyznalazłsiępod
sekwestremsądowym.Wieleposobieniezostawił.
Mintywzięłakieliszekzpowrotemdoręki.
-NiewolnowierzyćwanijednosłowoJohnny’egoSandersona-powiedziała.-Ten
człowieknienawidzifirmyMcDowell’siwszystkiego,cosięzniąwiąże.Posłuchajmojej
radyi
trzymajsięodniegozdaleka.
Tymrazemwjejspojrzeniubyłoostrzeżenie.Cóż,Mintyostrzegłają,abyniezadawała
sięzJohnnym.Itobyłjużkoniecrozmowy:MintyzostawiłaIsabelipowróciładoPaula.
Isabel
przezchwilęnieruszyłasięzmiejsca,przyglądającsięobrazowiwiszącemuwpobliżu
kominka.
Czassiępożegnać,pomyślała.Gospodyniwyraźniedałamidozrozumienia,żemoja
obecność
przestałajużbyćpożądanawtymtowarzystwie.Pozatymniedługowmuzeummasię
zacząć
odczytoBecketcie.
24
Odczytwmuzeumudałsięznakomicie.Frekwencjadopisała,aprofesorButlerbyłw
świetnejformie.Beckettwyszedłcałozprofesorskichwywodów;Isabelodetchnęłaze
sporą
ulgą.Powykładziesłuchaczyzaproszononaprzyjęcie,gdziespotkałakilkustarych
znajomych,
którzytakżeprzyszlinawykładprofesoraButlera.Humorzdążyłjejsięjużpoprawić,co
zawdzięczaławrównymstopniutemu,żeBeckettocalał,jakteżspotkaniuzeznajomymi.
RozmowazMintybyłanieprzyjemna,leczIsabeldoskonalezdawałasobiesprawę,że
mogłobyć
gorzej.Niespodziewałasię,żeMintyzacznieobrzucaćbłotemJohnny’egoSandersona,
alez
drugiejstrony,niemogłateżprzewidzieć,żenarzeczonaPauladowiesięojegospotkaniu
z
Isabel.Pewnieniebyłowtymnicdziwnego;wkońcuwEdynburguwszystkozawsze
musisię
rozejść,przykłademchoćbyromansMintyzIanemCameronem.SamaMintyzapewnenie
miała
zielonegopojęcia,żeludziewiedządoskonale,cosięświęci.
Isabelbyłaciekawa,codałaMintyichdzisiejszarozmowa.Byćmożedziewczyna
przestałasiębać,żeIsabelmożejejczymśzagrozić-bardzowyraźniewszakoświadczyła,
żenie
zamierzasiędłużejinteresowaćwewnętrznymisprawamifirmyMcDowell’s.Anawet
jeśliMinty
maczałapalcewtragicznymwypadkuMarkaFrasera(aIsabelbyłajużcałkiempewna,że
to
niemożliwe,sądzącpotym,jakMintyzareagowała,słyszącjejopowieść),tomusiała
dojśćdo
wniosku,żeIsabelnieudałosięustalić,jaksięsprawymiały.Niezanosiłosięwięcnato,
żeby
jeszczekiedyśspotkałasięzMintyAuchterloniealboztymnieszczęsnympechowcem
Paulem
Hoggiem.Poczuła,żewjakiśdziwnysposóbbędziejejbrakowaćtychludzi,
przedstawicieli
światacałkowicieodmiennegoniżjejwłasny.
Pozostałanaprzyjęciuażdochwili,kiedyludziezaczęlisięrozchodzić,izamieniłakilka
słówzprofesoremButlerem.
-Ogromniesięcieszę,żemojewywodyprzypadłycidogustu,mojadroga.Niewątpię,że
pewnegodniabędęmiałwięcejdopowiedzenianatentemat,alenapewnonieprzyjdzie
mido
głowyzmuszaćciędosłuchania.Wżadnymwypadku.
Isabelbyłamuwdzięcznazajegonienagannemaniery,towarcorazbardziejdeficytowyw
nowoczesnychkręgachakademickich,gdzieeksperciwąskichspecjalizacji,kompletnie
niezorientowaniwszerokiejkulturze,niedawalidojśćdogłosutym,którzymieli
jakiekolwiek
pojęcieogrzeczności.Jakżeczęstospotykasiętakichfilozofównauczelniach,westchnęła
w
myślachIsabel,którzyzawszemówiątylkosamidosiebie,ponieważniewiedzą,coto
jest
uprzejma,taktownadyskusja,azasóbichwiedzynatematświatapozaichwłasnym
wydziałem
jestmocnoograniczony.Rzeczjasna,niewszyscysątacy.Isabelmiaławgłowielistę
wyjątków,
którajednakowożwydawałasięzdnianadzieńcorazkrótsza.
KilkaminutpodziesiątejwyszłazmuzeumiskierowałasięwgóręChambersStreet,na
przystanekautobusowynamościeJerzegoIV.Stanęławkrótkiejkolejceoczekujących.
Ulicą
coraztoprzejeżdżałaniespiesznietaksówkazzapalonymżółtymświatłemnaznak,żejest
wolna,
aleIsabelpostanowiła,żedziśpojedzieautobusem,któryzawieziejądoBruntsfield;tam
wysiądzieprawieprzedsamymidrzwiamidelikatesówCatipozostaniejejjeszczemiły
dziesięciominutowyspacerwzdłużMerchistonCrescent,apotemwłasnąulicą.
Nadjechałautobus,punktualnieoczasie,jakIsabelprzeczytałanarozkładziejazdy
wiszącymnaprzystanku.MogłabypoinformowaćotymGrace,chociażmożelepiejnie,
bo
zaczniesięwygadywanienazarządtransportumiejskiego:rzeczywiście,tobardzo
pięknie,że
autobusychodząwedługrozkładuwnocy,kiedyniktniminiejeździ.Nampunktualne
autobusy
potrzebnesązadnia,kiedymamywmieściesprawydozałatwienia!Isabelwsiadła,kupiła
biletu
kierowcyiprzeszłanatyłpojazdu,naupatrzonesiedzenie.Razemzniąjechało
autobusemkilka
osób:mężczyznawdługimpłaszczu,siedzącyzgłowązwieszonąnapiersi,jedna
obściskująca
sięparka,ślepaigłuchanato,cosiędookoładziejeiwreszcienastolatekzszyjąowiniętą
czarną
chustą,dziękiczemuwyglądałjakZorro.Isabeluśmiechnęłasiędosiebie:otonasza
rzeczywistośćwskalimikro,pomyślała.Rozpaczliwasamotność,ślepamiłośćoraz
szesnastyrok
życia,którysamwsobiejeststanemducha.
Chłopakwysiadłnatymsamymprzystankucoona,aleposzedłwprzeciwnąstronę.
Isabelprzecięłaulicę,wkraczającnaMerchistonCrescent.MinęławylotEastCastle
Road,a
potemWestCastleRoad.Odczasudoczasumijałjąjadącyulicąsamochódalbo
rowerzystaz
pulsującymczerwonymświatełkiemnaplecach,alepozatymbyłacałkiemsama.
Takdoszładozakrętuwprawo,gdziezaczynałasięjejulica,cichaaleja,gęstoporośnięta
drzewami.Jakiśkotprzebiegłjejpodnogami,wskoczyłnamurotaczającyczyjśogródi
zniknął
zoczu;wdomunaroguulicyzabłysłoświatło,apochwilitrzasnęłytamdrzwi.Isabel
ruszyła
chodnikiemwkierunkuwłasnegodomu,mijającpodrodzeszerokądrewnianąbramę
posesjina
rogu,apotemstaranniewypielęgnowanyogródswojegosąsiada.Kiedydoszłajużdo
drzewa
rosnącegopodmuremnaskrajujejwłasnegoogrodu,zatrzymałasięnagle.Około
pięćdziesięciu
metrówdalejprzychodnikustałydwasamochody.Jedenrozpoznała,byłtowózsyna
sąsiadów.
Drugi,stylowyjaguaroszlachetnejlinii,miałwłączoneświatłapostojowe.Isabel
podeszłabliżej,
zajrzaładośrodka-zauważyła,żedrzwisązamkniętenazamek-poczymodwróciłasięi
spojrzałanadom,przedktórymwózparkował.Woknachbyłociemno,comogło
oznaczać,żeto
nietambawiaktualniewłaścicieljaguara.Isabelniepotrafiławymyślić,wjakisposób
mogłaby
daćmuznać.Akumulatorwytrzymakilkagodzin,alepotemsamochódsamnieruszy.
Cofnęłasiędowłasnegodomuijużchciaławejść,aleniewiedziećczemuprzystanęłaz
rękąnaklamceodfurtki.Przyjrzałasięcieniompoddrzewemrosnącymzasiatkąi
dostrzegła,że
cośsiętamporusza.Poznałapręgowanegokotasąsiadów;zwierzaklubiłczaićsiępod
drzewami.
Żałowała,żeniemożegoostrzecprzedWitalisem,któryzcałymprawdopodobieństwem
mógłby
zapolowaćnakota,gdybynaszłagoochotanamałeconieco.Ponieważjednaknieznała
kociej
mowy,poprzestałanawysłaniuostrzeżeniamyślą.
Otworzyłafurtkęiruszyłaścieżkądogłównychdrzwi,pogrążonychwcieniurzucanym
przezświerkimałąkępębrzózekrosnącychnapoczątkupodjazdu;drzewatłumiłyświatło
ulicznychlatarni.
Iwtymwłaśniemomenciepoczuładotykstrachu,irracjonalnego,leczniemniejprzezto
lodowatego.Czynierozmawiaładziśzkobietą,którazdolnabyłazzimnym
wyrachowaniem
wyreżyserowaćczyjąśśmierć?Iczynieusłyszałaodniejsłówostrzeżenia?
Poszperaławkieszeniiwyciągnęłaklucz,alezanimwsunęłagodozamka,najpierw
pchnęładelikatniedrzwi.Anidrgnęły,byłyzamknięte.Włożyłaklucziprzekręciłagow
zamku,
słyszącszczękmechanizmuiprzesuwającychsięrygli.Ostrożnieotworzyładrzwi,weszła
do
przedpokojuipoomackuzaczęłaszukaćkontaktu.
Isabelmiaławdomualarm,alezbiegiemczasuzaczęłazaniedbywaćśrodkiostrożnościi
włączałagotylkowtedy,gdywychodziłanacałąnoc.Gdybyalarmbyłustawiony,byłaby
teraz
spokojniejsza,atakniemogłamiećpewności,żeniktniewszedłdojejdomu.Rzecz
jasna,
absurdembyłobyprzypuszczać,żektośzakradłsiętutajpodjejnieobecność,samamyślo
tym
byłaniedorzeczna.Fakt,żeIsabelodbyłaszczerąrozmowęzMintyAuchterlonie,nie
musiał
koniecznieoznaczać,żeMintyzaniąchodzi.Isabelwysiłkiemwoliodsunęłaodsiebietę
myśl,
takjakpowinnosięrobićzewszystkimilękami.Kiedysięmieszkasamemu,opanowanie
jest
ważnąrzeczą;niemożnadaćsięprzestraszyćbyleczym,inaczejnajmniejszyhałas,
najcichsze
skrzypnięcie-atychniebrakujenocąwwiktoriańskimdomu-powodujepaniczną
trwogę.A
jednakIsabelniepotrafiłazapanowaćnadlękiem,którykazałjejzapalićwszystkieświatła
w
kuchni,apotemkolejnowkażdympokojunaparterze.Oczywiście,niespostrzegłanic
podejrzanegoiudałasięnagórę,gotowazachwilępogasićlampy.Leczkiedyweszłado
swojego
gabinetu,żebysprawdzićautomatycznąsekretarkę,powitałojąmruganieczerwonej
diody;ktoś
zostawiłdlaniejwiadomość.Zawahałasięprzezmoment,apotempostanowiłają
odsłuchać.Na
taśmiebyłotylkojednonagranie.
Isabel,mówiMintyAuchterlonie.Chciałabymspotkaćsięztobąjeszczeraz.Mam
nadzieję,żenieuraziłamcięmoimdzisiejszymzachowaniem.Podamcimójnumer.
Zadzwoń,
umówimysięnakawę,lunchalbocośwtymrodzaju.Dziękuję.
Wiadomość,choćniespodziewana,uspokoiłaIsabel.Zapisałanumernajakimśświstku,
którywsunęładokieszeni,poczymwyszłazgabinetu,gaszączasobąświatło.Przestała
siębać;
czułajużtylkolekkiniepokójizachodziławgłowę,czegoteżMintymożejeszczeodniej
chcieć.
Weszładosypialni,dużegopokojuzoknamiodfrontu.Jednozokienmiałowykusz,w
którympodścianąstaławyściełanaława.Wychodząc,Isabelzostawiłazaciągnięte
zasłony,i
terazwsypialnibyłociemnochoćokowykol.Zapaliłalampkęnanocnymstoliku.
Lampkabyła
niewielka,wsamrazdoczytania;jejświatłorozlałosięmałąkałużąwciemności
wypełniającej
obszernypokój.DużegoświatłaIsabelniewłączała;miałaochotępołożyćsięnachwilę,
najwyżejkwadransik,nazasłanymłóżkuipoczytać,adopieropotemzacząć
przygotowywaćsię
dosnu.Jejumysłwciążpracował,tojeszczeniebyłaporanadobranoc.
Zsunęłaznógbuty,wzięłaksiążkęleżącąnatoaletceiwyciągnęłasięnałóżku.Czytała
opowieśćopodróżydoEkwadoru,zabawnąhistorię,pełnąnieporozumieńi
niebezpieczeństw.
Książkabyławciągająca,aledziśjejmyślikrążyłyuparcienadrozmowązJohnnym
Sandersonem,którybyłtakiuczynny,pocieszałją,jakumiałipowiedział,żemoże
dzwonićdo
niego,kiedytylkobędziechciała.Byleprzedpółnocą,przypomniałasobie.DlaIsabel
było
oczywiste,coMintychciałaosiągnąć,rzucającnaJohnny’egocieńpodejrzeniao
handlowanie
informacjąsłużbową;zamierzałaodwieśćjąnadobreodbadaniasprawfirmy
McDowell’s.No,
tojużjestskandal.IsabelpostanowiłanawetniewspominaćJohnny’emuotymzajściu.A
może
właśniepowinna?Gdybyotymusłyszał,czyzmieniłbyzdanienatematcałejtejsytuacji?
Możliwe,żemógłbyprzemyślećwszystkojeszczeraz,gdybydowiedziałsię,żeMintytak
usilnie
starałasięzniechęcićIsabel.Przyszłojejnamyśl,żebyzadzwonićdoJohnny’ego,teraz,
zaraz,i
obgadaćznimtęsprawę;wprzeciwnymraziegroziłajejnieprzespananoc,spędzonana
samotnychrozmyślaniach.
Telefonstałobokłóżka;Isabelsięgnęłaponiego.WizytówkaJohnny’egotkwiła
pomiędzystronicamijejkieszonkowegonotesika.Wyjęłająiodcyfrowałanagryzmolony
numer
wsłabymświetlenocnejlampki,poczympodniosłasłuchawkęiwystukałaciągcyfrna
klawiaturze.
Przezchwilęnicniebyłosłychać.Apotem,tużzadrzwiamijejsypialni,rozległsię
niemożliwydopomylenia,wysokidźwiękkomórkowegodzwonka.
25
Isabelzdrętwiałanibytkniętanagłymparaliżemileżałataknałóżku,zesłuchawkąw
dłoni.Jejobszernasypialniabyłapogrążonawpółmroku;pozamałymkręgiemświatła,
rzucanymprzeznocnąlampkę,wszystkospowijałycienie:szafki,zasłonywoknach,jej
niewielkągarderobę.Kiedyjużodzyskaławładzęwkończynach,nierzuciłasięw
pierwszym
odruchudowłącznikadużegoświatła,alenapółzeskoczyła,napółstoczyłasięzłóżka,
strącając
telefonnapodłogęinajwyżejwdwóchsusachbyłajużprzydrzwiach.Dlarównowagi
chwyciła
sięgrubejdrewnianejporęczyirzuciłasięwdółposchodach,skaczącpodwastopnie
naraz.
Mogłasiępotknąćispaśćnałebnaszyję,alejakośudałosięjejtegouniknąć,podobnie
jakna
dole,wkorytarzu,udałojejsięniepoślizgnąć,biegnącpędemdodrzwioddzielających
korytarz
odprzedpokoju.Wpadłananie,aoneodskoczyły,walączcałejsiłyościanę.Pękłz
hukiem
witraż,któryjewypełniał.Isabelwrzasnęłaodruchowo,słysząchurgottłukącegosię
szklą;wtej
samejchwilipoczułanaramieniuczyjąśdłoń.
-Isabel?
Zawirowaładookoławłasnejosi,sięgającdokontaktuwkuchni.Światłowydobyłoz
mrocznegokorytarzapostaćJohnny’egoSandersona.Stałtużobokniej.
-Isabel.Przestraszyłemcię?Najmocniejprzepraszam.
Isabelwytrzeszczyłananiegooczy.Uściskjegodłonibyłmocny,nieledwiesprawiałjej
ból.
-Cotyturobisz?-Słyszącskrzeczącydźwiękwłasnegogłosu,odruchowoodchrząknęła.
-Uspokójsię-powiedziałJohnny.-Naprawdęmiprzykro,żecięwystraszyłem.
Przyszedłemsięztobązobaczyć.Drzwibyłyotwarte.Zaniepokoiłemsiętrochę,bow
całym
domubyłociemno,więcpozwoliłemsobiewejśćisprawdzić,czywszystkowporządku.
Potem
wyszedłemdoogrodu,taktylko,żebysięrozejrzeć.Bałemsię,żektośmógłsięwłamać.
Isabelszybkoprzemyślałajegosłowa.Brzmiałotoprawdopodobnie.Ktoś,ktozastał
otwartydom,pusty,bezwłaściciela,faktyczniemiałpowóddoniepokojuimógłwejśćdo
środka,żebysprawdzić,czynicsięniestało.Aleskądwtakimraziejegokomórkawzięła
sięna
górze?
-Twójtelefon-powiedziała,podchodzącdokolejnegokontaktuizapalającświatło.-
Zadzwoniłamdociebieiusłyszałamsygnał.
Johnnyspojrzałnaniądziwnie.
-Przecieżmamtelefonprzysobie-odparł.-Zobacz.-Sięgnąłdokieszenimarynarkii
naglezamarł.-Aprzynajmniejmiałem.
Isabelwzięłagłębokiwdech.
-Pewnieciwypadł.
-Natowygląda-zgodziłsięJohnnyzuśmiechem.-Musiałaśsięokropniewystraszyć.
-Takbyło.
-Cóż,wsumieniedziwięsię.Przepraszamcięjeszczeraz.
Isabelwykręciłarękęzjegouścisku;Johnnypuściłjąwreszcie.Spojrzałanaszczątki
witraża,leżącenapodłodze.Jeszczeprzedchwiląbyłnanimwidokportuw
Kirkcudbright;teraz
zkadłubałodzirybackiejzostałyjużtylkomaleńkieszklaneokruchy.Iwtedybłysnęłajej
w
głowiemyśl,którawywróciładogórynogamiwszystkiedotychczasowehipotezy:Minty
miała
rację.Toniejąnależałopodejrzewaćisprawdzać,alejego.Johnny’ego.Zbieg
okoliczności
doprowadziłIsabeldotejkonkretnejosoby,którastałazatym,coodkryłMarkFraser.
Isabeldoznałaolśnienia,nagłegoinieodparciesłusznego.Niemusiałasięnawetnadtym
zastanawiać,kiedytakstaławprzedpokojuwłasnegodomu,okowokozJohnnym
Sandersonem.
Dobrostałosięzłem,jasnośćprzeszławmrok,wjednejchwili,płynnie,gładko.Ścieżka
wybranawdobrejwierzeokazałasięścieżkądonikąd,która,urywającsięnistąd,ni
zowąd,
kończyłabiegznakiemopatrzonymjednoznacznymnapisem:Nietędydroga.Aludzki
umysł,
wybityzhipotez,któresobiestworzył,miałwtejsytuacjitylkodwawyjścia:odrzucićtę
nową
rzeczywistośćalboprzestawićsięnajejtory.Mintymogłabyćfaktycznieambitną,
bezwzględną,
rozwiązłąintrygantką(kompletgrzeszkówpodanyweleganckimopakowaniu),alenie
morderczynią,którawypychamłodychmężczyznzwysokichbalkonów.ZaśJohnny
Sanderson,
wcielenieżyczliwości,bywalecobytywkręgachedynburskiejśmietankitowarzyskiej,był
jednocześniechciwcem,apieniądzeskusząkażdego.Awsytuacjizagrożenia,kiedycała
sprawa
możewyjśćnajaw,jakżełatwastajesiędecyzjaousunięciuzawalidrogi.Isabelspojrzała
na
Johnny’ego.
-Dlaczegodomnieprzyszedłeś?
-Chciałemoczymśztobąporozmawiać.
-Oczymmianowicie?
Johnnyuśmiechnąłsię.
-Tochybazłymomentnarozmowę,teraz,potymcałym…zamieszaniu.
Isabelwytrzeszczyłananiegooczy,porażonaniesamowitymtupetemtegoczłowieka.
-Samjesteświniencałegotegozamieszania-zauważyła.
Johnnywestchnął,jakbychciałdaćdozrozumienia,żedoprawdy,Isabelszukadziuryw
całym.
-Miałemzamiartylkoomówićztobąpewnąsprawę,którąostatnioporuszyliśmy.To
wszystko.
Isabelmilczała.PodłuższejchwiliJohnnypodjął:
-Alewrócimydotegokiedyindziej.Wybaczmi,żecięwystraszyłem.-Odwróciłsięi
spojrzałwkierunkuschodów.-Czymogępójśćpomójtelefon?Mówiłaś,żejestwtwojej
sypialni,jeślisięniemylę.Pozwolisz?
PoodejściuJohnny’egoIsabelprzyniosłazkuchnizmiotkęiśmietniczkę.Starannie
pozbierałacowiększekawałkistłuczonegowitrażaizawinęłajewgazetę.Resztęszklanej
kaszy
zamiotłaiwyniosładokuchninaśmietniczce.Potemusiadłaprzykuchennymtelefoniei
wykręciłanumerJamiego.
Odebrałdopieropokilkudzwonkach,coznaczyło,żejużspał,aonagoobudziła.
-Bardzocięprzepraszam-powiedziała.-Musiałamsięztobąskontaktować.
-Niemasprawy-odrzekłJamiezaspanymgłosem.
-Czymógłbyśdomnieprzyjść?Jeszczedziś?
-Dziś?
-Tak.Wyjaśnięciwszystko,kiedyprzyjdziesz.Proszęcię.Iczyzgodziszsięzostaćna
noc?Tylkodziś.
Kiedyodpowiedział,głosmiałjużcałkowicierozbudzony.
-Będęzapółgodziny,wporządku?
Usłyszawszytaksówkęnaulicy,Isabelposzładodrzwi,żebyprzywitaćJamiego.
Zobaczyła,żenarzuciłnasiebiezielonąwiatrówkę,awręceniósłmałączarnąpodręczną
torbę.
-Jesteśaniołem.Naprawdę.
Jamiepokręciłgłową,jakbyzcieniemniedowierzania.
-Niepojmuję,oczymchceszzemnąrozmawiać.No,alewkońcuodczegoczłowiekma
przyjaciół?
Isabelzaprowadziłagodokuchni,gdzieczekałajużzaparzonaherbata.Posadziła
Jamiegonakrześleinalałamufiliżankęgorącegopłynu.
-Nieuwierzysz,jakimiałamdziśpełenwrażeńwieczór.
Zaczęłamówić.WmiaręrozwojuopowieścioczyJamiegootwierałysięcorazszerzej,ale
widaćbyło,żeniewątpiwanijednosłowo.
-Jakmogłaśmuuwierzyć?Niktniewłazidocudzegodomuottak,tylkodlatego,że
drzwibyłyotwarte…Oilenaprawdębyłyotwarte.
-Wątpię.
-Nowięccoontutajrobił,dodiabła?Ipocoprzyszedł?Chciałcięzałatwić?
Isabelwzruszyłaramionami.
-Podejrzewam,żemogłogociekawić,cozamierzamrobićdalej.Jeżelitofaktycznieon
jesttym,kogoprzezcałytenczasszukaliśmy,tozapewnemartwiłsię,żemogęmiećjakiś
dowód,naprzykładdokumenty,którewskazywałybynajegoudziałwhandlupoufnymi
informacjami.
-Uważasz,żeotomuchodziło?
-Takprzypuszczam.Chybażeplanowałcośinnego,alenatymetapietoraczejmało
prawdopodobne.
-Więccoteraz?
Isabelwbiławzrokwpodłogę.
-Niemampojęcia.Toznaczy:wtejchwili.Chybapowinnamjużpołożyćsiędołóżka.
Możemyobgadaćtowszystkojutro.-Urwałanachwilę.-Czytonapewnoniekłopot,
żebyś
zostałnanoc?Japoprostuniewytrzymamdziśsamawdomu.
-Ależoczywiście.Tożadenkłopot-zapewniłjąJamie.-Niepozwolę,żebyśzostaładziś
sama,potymwszystkim,cosięwydarzyło.
-Gracezawszetrzymajedenpokójgościnnygotowy,nawszelkiwypadek-
poinformowałagoIsabel.-Maoknaodtyłu.Możeszsiętampołożyć.
ZaprowadziłaJamiegonagóręipokazałapokój,apotempowiedziałamudobranoci
zostawiłagostojącegojeszczewprogu.Uśmiechnąłsiędoniejiposłałjejcałusa.
-Wiesz,gdziejestem-powiedział.-GdybyJohnnynaszedłcięweśnie,wystarczy,że
wrzaśniesz.
-Dziśjużraczejniebędziemymieliznimdoczynienia-odparłaIsabel.Czułasięteraz
bezpieczniej,alemimotopozostałajejświadomość,żesprawaJohnny’egoSandersona
jest
wciążnierozwiązanaiżetoodniejzależy,czyijaksięonazakończy.Dzisiejszejnocy
miała
przysobieJamiego,alecobędziejutro,cobędziepojutrze,kiedyzostaniesama?
26
JeżelinawetGracezdziwiłasię,zastawszyranoJamiegowdomuIsabel,toniedałapo
sobieniczegopoznać.Siedziałwkuchni,sam;kiedystanęławdrzwiach,przezkilka
chwilmiał
takąminę,jakbyusilnieszukałodpowiednichstów.Kłopotliwąciszęprzerwałasama
Grace,
kładącnastoleporannąpocztę,którąpodniosłazpodłogiwprzedpokoju.
-Czterynoweartykuły-oznajmiła.-Wszystkoetykastosowana.Tegotunigdynie
brakuje.
Jamiespojrzałnastosikkopert.
-Zauważyłapanirozbitedrzwi?
-Tak.
-Wdomubyłnieproszonygość.
Gracezamarła.
-Takteżmyślałam.Atylelatjejpowtarzam:włączajalarm,potogomasz.Gdzietam,
nigdyniewłączy.Wogólemnieniesłucha.-Odetchnęłagłęboko.-Aletaknaprawdęto
nie
wiedziałam,comamotymmyśleć.Przyszłomidogłowy,żemożeurządziliściesobietu
wczoraj
wieczórwedwoje.
Jamiewyszczerzyłzębywuśmiechu.
-Nie.Zadzwoniłapomnieiprzyjechałem.Zostałemnanoc…wpokojugościnnym.
Opowiedziałjej,cosięwydarzyło,aGracewysłuchałagowpoważnymskupieniu.Kiedy
Jamiejużzbliżałsiędokońca,dokuchniweszłaIsabel.Zasiedliwetrójkęprzystolei
rozpoczęła
siędyskusja.
-Trzebaprzyznać,żesytuacjazrobiłasięcałkiempoważna-powiedziałJamie.-Tojuż
nietwojaliga.Musiszprzekazaćsprawękomuinnemu.
Isabelspojrzałananiegoskonsternowana.
-Toznaczykomu?
-Policji.
-Aleczymyustaliliśmycośtakiego,comożnabyprzekazaćpolicji?-zapytałaIsabel.-
Niemamyżadnychdowodów,nic.Wszystko,czymdysponujemy,topodejrzenie,że
Johnny
Sandersonjestzamieszanywhandelinformacjąsłużbowąiżetenfaktmożesięwjakiś
sposób
łączyćześmierciąMarkaFrasera.
-Zastanawiamniejednarzecz-zauważyłJamie.-WMcDowell’steżnapewnoJohnny
byłpodejrzany.WieszodMinty,żetowłaśniedlategopoproszonogoozłożenie
wymówienia.
Zatemskorooniowszystkimwiedzieli,tocomuzaróżnica,czytycośodkryjesz,czy
nie?
Isabelzamyśliłasię.Powódmożesięznaleźć.
-Możeonichcielicałąsprawęzatuszować,coJohnny’emu,rzeczjasna,bardzo
odpowiadało.Niebyłobypojegomyśli,gdybyktośzzewnątrz-czyliwtymwypadku
my,tyija
-dowiedziałsięczegośizrobiłaferę.Rękarękęmyje,topraworządziwEdynburgunie
oddziś.
Wzasadzieniepowinnonastodziwić.
-Awczorajszywieczór?-zapytałJamie.-Terazprzynajmniejmamynaniego
konkretnegohaka.
Isabelpotrząsnęłagłową.
-Nicnaniegoniemamy-powiedziała.-Wczorajszywieczórtożadendowód.Opowie
policjitęswojąhistoryjkę,dlaczegotonibywszedłdomnie,aoninajprawdopodobniej
uznająto
zawiarygodnąwersjęwydarzeń.Aniimpostaniewgłowiemieszaćsiędojakichś
prywatnych
zatargów.
-Przecieżmożemyimopowiedziećonaszychhipotezachnatemathandluinformacjami
służbowymi-upierałsięJamie.-Iotym.czegodowiedziałaśsięodNeila,iotych
obrazach.
Czytoniewystarczydowzbudzeniauzasadnionychpodejrzeńzichstrony?
Isabelniebyłaprzekonana.
-Niewydajemisię.Policjaniemożezażądaćwyjaśnień,skądktośmapieniądze.Niena
tympolegająichobowiązki,
-ANeil?-Jamiewciążniedawałzawygraną.-Neilpowiedziałci,żeMarkbałsię
czegoś.
-Neiljużprzymnieoświadczył,żeniepójdzienapolicjęiniezłożyzeznaniawtej
sprawie-przypomniałamuIsabel.-Wrazieczegozapewnewyprzesię,żewogóleze
mną
rozmawiał.Gdybyterazpowiedziałpolicjicoinnegoniżzapierwszymrazem,postawiliby
mu
zarzututrudnianiaśledztwa.Neilbędziesiedziałcicho,jeślichceszznaćmojezdanie.
JamieodwróciłwzrokwstronęGrace,chcącsięzorientować,czyuzyskapoparciezjej
strony.
-Apanijaksądzi?-zapytał.-Zgadzasiępanizemną?
-Nie-padłaodpowiedź.-Niezgadzamsię.
JamiespojrzałnaIsabel,aIsabeluniosłabrew.Zaczynałojejcośświtaćwgłowie.
-Złodziejzłapiezłodzieja-mruknęła.-Tak,jakpowiedziałeś,Jamie,tojużnienasza
liga.Niedamyradyudowodnićżadnychfinansowychmachlojek,awżadnymwypadku
nieuda
namsięwykazać,żemiałyonejakikolwiekzwiązekześmiercią.MarkaFrasera.Prawdę
mówiąc,
tutajniemażadnegozwiązkuizaczynamwątpić,czysłusznierobimy,doszukującsięgo.
Rozsądniezatembyłoby,żebyJohnnySandersondowiedziałsię,żetacałasprawajużnas
nie
interesuje,żesięwycofujemy.Dziękitemubędziesiętrzymałodemniezdaleka.
-Naprawdęuważasz,żeon…mógłbyzrobićcicośzłego?-zapytałJamie.
-Wnocywystraszyłamsięnienażarty-odparłaIsabel.-Sądzę,żemógłby.Ichyba
właśnieznalazłamnatosposób:możemypowiedziećMintyotym,żeontutajbył,a
potem
dopilnować,żebyonaprzekazałamu,żewieowszystkim.Mającświadomośćtego,że
Minty
orientujesię,jakzachowywałsięwzględemmnie,Johnnyprzestraszysięiniebędzie
próbował
żadnychdalszychkroków.Gdybycośmisięstało,będziesięmusiałliczyćztym,żejeden
zjego
największychwrogównatychmiastoskarżygowielkimgłosem.
Jamieupewniłsię:
-Chceszpowiedzieć,żemamywybraćsięnarozmowęzMinty?
Isabelskinęłagłową.
-Ztym,że,szczerzepowiedziawszy,mnieosobiścietoprzerasta.Niewiem,jakty…
Gracewstałaodstołu.
-Nie-oznajmiłatwardo.-Jatozrobię.Powieciemi,gdzieznajdętęwasząMinty,aja
tampójdęipowiemjejwszystko,cotrzeba.Apotem,żebykażdymiałjasnośćwtemacie,
poproszęnasłówkopanaSandersona.Jakmuprzemówiędorozsądku,toodrazu
zrozumie,żew
tymdomuniemaczegoszukać.
IsabelzerknęłanaJamiego,aonskinąłgłową.
-PaniGracepotrafibyćbardzostanowcza-przytaknął,dodającszybko:-Rzeczjasna,z
zachowaniemnienagannejgrzeczności.
-Rzeczjasna-potwierdziłazuśmiechemIsabel.Przezchwilęmilczała,ażwreszcie
podjęłananowo:-Wiecie,chybajestemrażącymprzykłademtchórzostwamoralnego.
Ledwie
sięotarłamotomocnonieprzyjemneśrodowisko,ajużwycofujęsięwpopłochu.Pełna,
bezwarunkowakapitulacja.
-Aczymożeszzrobićcośinnego?-zapytałJamierozdrażnionymgłosem.-Wmieszałaś
sięwtozwłasnejwoliiuczyniłaśwszystko,cobyłomożliwe.Maszpełneprawobronić
własnej
skóry.Wykażsięrozsądkiem.Chociażtenjedenraz.
-Zachowujęsięjaktchórz-powiedziałacichoIsabel.-Wycofujęsię,boktośmnie
przestraszył.Iotomuwłaśniechodziło.
-Niechcibędzie-niechętnierzekłJamie,ajegogłoswibrowałfrustracją.-Powiedz
nam,jakiemaszinnewyjście.Powiedz,coterazzrobimy.Niewiesz,copowiedzieć?To
dlatego,
żeniccijużniepozostało.
-Otóżto-przytaknęłaGrace.-PanJamiemarację,tyzatosięmylisz.Niejesteś
moralnymtchórzem.Jesteśostatniąosobą,którejzarzuciłabymtchórzostwo.
-Zgadzamsię-rzekłJamie.-JesteśodważnaIsabel.Izatociękochamy.Jesteś
odważnymidobrymczłowiekieminawetotymniewiesz.
KiedyIsabelposzładoswojegogabinetu,żebyprzejrzećporannąpocztę,JamieiGrace
zostalisamiwkuchni.KilkaminutpojejwyjściuJamiespojrzałnazegarek.
-Ojedenastejprzychodzidomnieuczeń-powiedział-alemógłbymwpaśćwieczoremi
zostać.
Gracezgodziłasię,żetodobrypomysł,iprzyjęłapropozycjęwimieniuswojej
chlebodawczyni.
-Jeszczekilkadni,niedłużej-poprosiła.-Jeślitoniekłopot…
-Absolutnienie.-Jamiepokręciłgłową.-Niezostawiłbymjejterazsamejztym
wszystkimnagłowie.
Gracedogoniłagojeszczenaścieżce,przeddomem,kiedyjużwyszedł.Chwyciwszygo
załokieć,obejrzałasięprzezramięizniżonymgłosempowiedziała:
-Jestpanwspaniałymczłowiekiem.Mówiępoważnie.Większośćmłodychludzimiałaby
towszystkownosie.Alepanjestinny.
Jamieodwróciłwzrok,zmieszany.
-Tożadenkłopot,naprawdę.
-Byćmoże.Alechciałampanupowiedziećcośjeszcze.Catdałakoszatemuchłoptasiowi
wczerwonychportkach.NapisałaotymIsabel.
Jamiemilczał,alezamrugałkilkarazyoczami.
Graceścisnęłamocniejjegoramię.
-Isabelowszystkimjejpowiedziała-szepnęła.-Opowiedziałajej,jaktotenToby
znalazłsobiedziewczynęnaboku.
-Opowiedziałajejotym?
-Tak.Catstraszniesiętymprzejęła.Wybiegłaodnascałazapłakana.Chciałamznią
porozmawiać,aletojakgrochemościanę.
Jamiezacząłsięśmiać,aleszybkosięopanował.
-Przepraszam.Wcalemnieniecieszy,żektośsprawiłCatprzykrość.Poprostujestem
zadowolony,żeterazmożedotartodoniej,coztegoToby’egozaczłowiek.Boja…
Graceskinęłagłową.
-GdybyCatmiałachoćtrochęrozumu,wróciłabydopana.
-Dziękuję.Bardzobymsobietegożyczył,aleniewiem,czytowogólemożliwe.
Gracespojrzałamugłębokowoczy.
-Mogępowiedziećpanucośodserca?Nieobrazisiępan?
-Ależskąd.Proszęwalićśmiało.-Rewelacje,któreprzekazałamuGrace,podniosłygo
naduchuiterazbyłjużwstaniewysłuchaćwszystkiego.
-Tepanaspodnie…-szepnęłaGrace.-Sątakiebylejakie.Jestpanidealnie
zbudowany…
Przepraszam,żetakprostozmostu.Zazwyczajnierozmawiamwtensposóbz
mężczyznami.A
twarzmapanpoprostuposągową.Mówiępanu:posągową.Alemusisiępannosić…
trochę
bardziejseksownie.Tadziewczyna…Cóż,onapoprostuzwracauwagęnatakierzeczy.
Jamiegapiłsięwniąjaksrokawgnat.Jeszczenigdywżyciuodnikogonieusłyszałnic
takiego.Gracezpewnościąmiałajaknajlepszechęci,aleszczerzemówiąc,Jamienie
bardzo
rozumiał,cojestnietakzjegospodniami.Opuściłgłowę,obejrzałswojenogiispodnie,a
potem
podniósłwzroknaGrace.
Izobaczył,żegosposiakręcigłową;niezdezaprobatą,alezżalem,jakzautraconą
szansą,zaniewykorzystanąmożliwością.
JamiezjawiłsięuIsabelokołosiódmej,niosącwrękupodręcznąwalizeczkę.Na
popołudnieIsabelzamówiłaszklarzy;wmiejscustłuczonegowitrażawidniałaterazduża,
zwyczajnaszyba.KiedyprzyszedłJamie,Isabelbyłaakuratwswoimgabinecieipisałana
brudnojakiślist.Poprosiłago,abypoczekałchwilęwsalonie,ażskończy.Wpierwszej
chwili,
kiedyotwierałamudrzwi,Jamiemuwydałosię,żeIsabeljestjużwlepszymnastroju,ale
gdy
skończyłalistizeszłanadół,dosalonu,miałaponurąminę.
-Mintydzwoniładziśdwarazy-oznajmiła.-Chceszusłyszeć,copowiedziała?
-Oczywiście.Przezcałydzieńniemyślęoniczyminnym.
-Zdenerwowałasięnienażarty,kiedyGraceopowiedziałajejotym,cosięstałowczoraj
wieczorem.Obiecała,żeonaiPaulnatychmiastskontaktująsięzJohnnymSandersonem,
i
wszystkowskazujenato,żedotrzymałasłowa.Potemzadzwoniłajeszczerazi
powiedziała,że
nicmijużzjegostronyniegrozi.Podobnootrzymałjasneiwyraźneostrzeżenie.Wydaje
się,że
mielinaniegojakiegośhaka,októrymniewiedzieliśmy.WkażdymrazieJohnnydałza
wygraną.Itotylenatentemat.
-AMarkFraser?Czybyłamowaotym,jakzginął?
-Nie-odrzekłaIsabel.-Anisłowa.Alejeślichceszznaćmojezdanie,toniewyklucza
możliwości,żetojednakJohnnySandersonalboktośdziałającynajegopolecenie
wypchnął
Markazbalkonu,ztym,żenigdynieudanamsiętegoudowodnić.IJohnnydobrzeotym
wie.
Takwięcwszystkowracadonormy.Finansjerapozamiatałaswojebrudypoddywan,wraz
z
tragicznąśmierciąmłodegoczłowieka.Dzieńjakcodzień.
Jamiewbiłwzrokwpodłogę.
-Marniznasdetektywi,co?
Isabeluśmiechnęłasię.
-Trudnozaprzeczyć-powiedziała.-Bardziejdonaspasujemianobeznadziejnych
amatorów.Fagocistaifilozofka.-Zawiesiłagłosnachwilę.-Alechociażponieśliśmytak
spektakularnąmoralnąporażkę,jestwtymcałymmętlikujednarzecz,zktórejwartosię
ucieszyć.
-Mianowicie?-zaciekawiłsięJamie.
Isabelwstała.
-Wydajemisię,żemożemyzatowypićposzklaneczcesherry-oświadczyła.-Szampan
byłbyturaczejnienamiejscu.-Otworzyłabarekiwyjęładwieszklanki.
-Acokonkretniebędziemyopijać?-chciałwiedziećJamie.
-Catzerwałazaręczyny-oznajmiłaIsabel.-Przezchwilęistniałopoważne
niebezpieczeństwo,żemojabratanicazostanieżonąToby’ego,aleprzyszłatudziśpo
południu,
popłakałyśmysobiezdrowoiwszystkodobrzesięskończyło.Tobytojużhistoria,jakto
sięu
wasmówi.Bardzoobrazoweokreślenie.
JamiewduchuzgadzałsięzIsabel:nieładniejestoblewaćczyjeśrozstanieszampanem.
Alenakolacjęiśćmożna,jaknajbardziej.Isabelprzyjęłajegozaproszenie.
27
Isabelnielubiłaniedokończonychspraw.Zaczęłabadaćokolicznościtragicznejśmierci
MarkaFrasera,ponieważżywiłaprzekonanie,żedotyczyjejtoosobiście,czyjejsięto
podoba,
czynie.Żebyzaśmiećpoczucie,żedokońcawypełniłaswójmoralnyobowiązek,
postanowiła
jeszczerazzobaczyćsięzNeilemizrelacjonowaćmu,jakierezultatyprzyniosłojej
dochodzenie.
Toprzecieżonpoprosiłją,abyzajęłasiętąsprawą;czuła,żejestmuwinnawyjaśnienie,
jak
wszystkosiępotoczyło.Jeżelicierpiałwyrzutysumieniazpowodutego,żesamnicnie
zrobił,
wiadomośćotym,żeobawyMarkaniemiałynicwspólnegozjegoupadkiemzbalkonu,
mogła
przynieśćmupocieszenie.
Byłjeszczejedenpowód,którykazałIsabelspotkaćsięzNeilem.Odczasuich
pierwszegospotkania,wtedy,gdyzobaczyła,jakbieganagopomieszkaniu,Neil
intrygowałją;
zanicniemogłagorozgryźć.Rzeczjasna,poznalisięwmałosprzyjających
okolicznościach:
IsabelprzeszkodziłamuwłóżkuzHen,cosamowsobiemogłowprawićgow
zakłopotanie,ale
tutajchodziłoocoświęcej.Podczastamtegopierwszegospotkaniatraktowałjąbardzo
podejrzliwie,anajejpytaniaodpowiadałzniezwykłąpowściągliwością.Zdrugiejstrony,
Isabel
niemiałapostawspodziewaćsięserdecznegoprzyjęcia-byłojasneizrozumiałe,żeNeil
ma
pełneprawoodnosićsięzdystansemdokażdego,ktowypytujeoMarka.Ajednakcośjej
mówiło,żetojeszczeniewszystko.
PostanowiłaodwiedzićgonazajutrzpokolacjizJamiem.Próbowałazapowiedziećsię
telefonicznie,alewmieszkaniuniktniepodnosiłsłuchawki.Neilaniesposóbteżbyło
złapaćw
biurze.Wtakichokolicznościachzdecydowałasięnapodjęcieryzykakolejnej
niezapowiedzianej
wizyty.
Wchodzącposchodach,dokonałaprzegląduwydarzeń,którezaszłyodczasu,kiedy
ostatnirazbyławtymdomu.Minęłozaledwiekilkatygodni,aonamiaławrażenie,że
przepuszczonojąprzezuniwersalnąistuprocentowowydajnąmoralnąwyżymaczkę.
Jednak
mimotonadaltkwiławtymsamympunkcie,zktóregozaczęła.Nacisnęłaprzycisk
dzwonka.
DrzwiotworzyłaHen,takjakpoprzednio.Tymrazemprzywitałająserdeczniejiodrazu
zapytała,czyIsabelmaochotęnapićsięwina.Isabelodparła,żeowszem,ma,
-Prawdęmówiąc,przyszłamzobaczyćsięzNeilem-wyjaśniła.-Chciałabymjeszczeraz
znimporozmawiać.Obytylkosięzgodził.
-Zgodzisię,proszęsięniemartwić-zapewniłająHen.-Coprawda,jeszczeniewrócił,
alespodziewamsięgoladachwila.
Isabelnagleprzypomniałasobie,jakpodczasjejpoprzedniejwizytyHenokłamałają,że
Neilaniemawdomu,aonapotemzobaczyłago,jakprzebieganagoprzezkorytarzdo
swojego
pokoju.Jużmiałasięuśmiechnąć,aleniezrobiłatego.
-Wyprowadzamsię-rzuciłaHenjakbymimochodem.-Wyfruwamstąd.Dostałampracę
wLondynieitambędęmieszkać.Wiepani:nowewyzwania,nowemożliwości.
-Oczywiście-przytaknęłaIsabel.-Napewnojużsiępaniniemożedoczekać.
-Alebędziemibrakowałotegomieszkania-powiedziałaHen.-AdoSzkocjinapewno
kiedyśwrócę.Wszyscyzawszewracają.
-Jawkażdymraziewróciłam-oświadczyłaIsabel.-Przezkilkalatmieszkałamw
Cambridge,następnieprzezjakiśczaswStanach,apotemwróciłam.Wszystkowskazuje
nato,
żenadobre.
-No,najpierwtychkilkalatmusiupłynąć.-Henuśmiechnęłasię.-Apotemsięzobaczy.
Ciekawe,cozNeilem,pomyślałaIsabel.Zostanietutaj,czyteżmożeHenzabierzegoze
sobą?Cośjejmówiło,żeraczejtopierwsze.Zapytała.
-Neilzostaje-odpowiedziałaHen.-Tutajmapracę.
-Niewyprowadzisięztegomieszkania?
-Wydajemisię,żenie.-Zamilkłanachwilę.-Onsięztymtrochęszarpie,alewkońcu
wszystkosobieułoży.BardzoprzeżyłśmierćMarka.Dlanaswszystkichtobyłciężki
cios,ale
dlaniegoszczególnie.
-Przyjaźnilisię?
Henskinęłagłową.
-Naogółdobrzeimsięukładało.Chybamówiłamjużpaniotympoprzednimrazem.
-Tak,tak-potwierdziłaIsabel.-Oczywiście.
Hensięgnęłapobutelkęzwinem,którąpostawiłanastole,idolałasobie.
-Wiepani-zaczęła-dotejporystajemiprzedoczamitamtenwieczór.Ten,kiedyMark
miałwypadek.Niemogęprzestaćotymmyśleć.Nachodzimnietoonajróżniejszych
porach.
Myślęotym,jaksiedziałtutaj,ostatniraz,wostatnichgodzinachswojegożycia.Potem,
jak
siedziałnakoncercieisłuchałutworówMcCunna.Znamtęmuzykę.Mamagrywałatou
nasw
domu.Myślęotym,jaksłuchałjejMark.
-Bardzopaniwspółczuję-powiedziałaIsabel.-Wyobrażamsobie,jakpaniztymciężko.
-McCunn,pomyślała,„KrainaGóryiWysokiejWody”.Takiromantycznyutwór.Iwtedy
nagle
wgłowieIsabelzaświtałamyśl,którasprawiła,żenajednąchwilęjejserceprzestałobić.
-Znałapaniprogramtamtegokoncertu?-zapytałagłosemtakcichym,żeHenażrzuciła
jejzaskoczonespojrzenie.
-Znałam.Nieprzypomnęsobiejużterazinnychutworów,alepamiętam,żewidziałam
McCunna.
-Widziałapani?
-Przeglądałamprogram-wyjaśniłaHen,spoglądajączdziwionymwzrokiemnaIsabel.-
Tamzauważyłamnazwisko.Czytotakieważne?
-Aleskądmiałapaniprogram?Ktośgopanidał?
HenponownieobdarzyłaIsabelspojrzeniemmówiącymwieleosensownościzadawanych
przezniąpytań.
-Wydajemisię,żeznalazłamgotutaj,wmieszkaniu.Chybanawetterazwiem,gdzieon
leży.Chcegopanizobaczyć?
Isabelskinęłagłową.Henwstałaizaczęłaprzerzucaćpapieryzalegającenajednejz
półek.
-Proszębardzo.Jest.Widzipani?TutajjesttenMcCunnicałareszta.
Isabelwzięłaprogram.Jejręcedrżały.
-Czyjtoprogram?
-Niewiem.-Henwzruszyłaramionami.-PewnieNeila.Wszystkierzeczywtym
mieszkaniusąalbomoje,alboNeila,albo…Marka.
-ToraczejprogramNeila-powiedziałaIsabelcicho.-Markniewróciłzkoncertu.
-Nierozumiem,dlaczegonagletenprogramzrobiłsiętakiważny.-Henskrzywiłasię,
sprawiaławrażenielekkopoirytowanej.
Isabelwykorzystałatęokazję,żebyskończyćrozmowęiwymknąćsię.
-PoczekamnaNeilanadole-powiedziała.-Niechcępanidłużejprzeszkadzać.
-Chciałamwłaśniesięwykąpać-poinformowałająHen.
-Oczywiście,oczywiście-przytaknęłaszybkoIsabel.-Proszęsobienieprzeszkadzać.
CzyNeilwracazpracypieszo?
-Tak.-Henwstała.-BędzieszedłodstronyTollcross.Chodzitamtędy,botamsąpola
golfowe.
-Wyjdęmunaprzeciw-postanowiłaIsabel.-Jestpiękny,ciepływieczór.Mamochotęna
spacer.
Wyszłanaulicę.Zewszystkichsiłstarałasięopanowaćioddychaćrównomiernie.
Zobaczyła,żeSoutarMydlarz,jakHennazywałachłopcamieszkającegonadole,ciągnie
swojegopsanasmyczywkierunkumałegotrawnikanaskrajujezdni.Zrównawszysięz
nim,
przystanęła,żebyzamienićkilkasłów.
-Ładnypiesek.
SoutarMydlarzzadarłgłowę,patrzącnaIsabel.
-Woglemienielubitenpies.Inic,tykobyżar.
-Psyzawszesągłodne-powiedziałaIsabel.-Taktojużznimijest.
-Aha,nowłaśnie,tentogłodomórjesjakiś,takmojamamamówi.Żrejaknajenty,ana
spacermusięniechce.
-Aleitakcięlubi,napewno.
-Woglemietenpiesnielubi.
Dłużejrozmowyniesposóbbyłociągnąć.Isabelrozejrzałasię,spoglądającwstronępól
golfowych.Dostrzegładwiepostacie,podążająceścieżkąukośnieprzecinającąmurawę.
Jednąz
nichbyłwysokimężczyznawlekkimpłaszczuprzeciwdeszczowymkolorukhaki.Mógł
tobyć
Neil.Isabelruszyłamunaprzeciw.
ToistotniebyłNeil.PrzezchwilęIsabelwydawałosię,żejejniepoznał,alepotem
uśmiechnąłsięiprzywitałsięzniąuprzejmie.
-Przyszłamsięzpanemzobaczyć-powiedziała.-Henmówiła,żebędziepantędywracał
dodomu,więcpostanowiłamwyjśćpanunaspotkanie.Pięknymamydziświeczór.
-Wrzeczysamej,bardzoprzyjemny.
Neilspojrzałnanią,czekając,copowiedalej.Wyglądałnazaniepokojonego,alew
zasadzietrudnobyłomusiędziwić.
Isabelzrobiłagłębokiwdech.
-Dlaczegopanwtedymnieodwiedził?-zapytała.-Dlaczegoprzyszedłpanporozmawiać
otym,żeMarksięczegośbał?
Odpowiedźpadłanatychmiast,ledwieIsabelzdążyłaskończyćswojepytanie.
-Ponieważgryzłomnie,żeniepowiedziałempanicałejprawdy.
-Inadalukrywająpanprzedemną.
NeilpodniósłwzroknaIsabel,aonazauważyła,żekostkidłoniściskającejrączkę
neseserapobielały.
-Niedowiedziałamsięodpana,żepanteżbyłnatymkoncercie.Bobyłpantego
wieczoruwUsherHall,prawda?
Przytrzymaławzrokiemjegospojrzenie,obserwującemocje,któreodbijałysięwjego
oczach,jednazadrugą,szybko,jakwkalejdoskopie.Najpierwbłysnąłwnichgniew,ale
prawie
natychmiastwyparłgostrach.
-Wiem,żepantambył-powiedziałaIsabel.-Aterazmamnatodowód.-Niebyłatodo
końcaprawda,alewydawałojejsię,żenawettakapółprawdawystarczy,przynajmniejw
tej
chwili.
Neilotworzyłusta.
-Ja…
-Czymiałeścośwspólnegozjegośmiercią,Neil?Powiedz:takczynie?Zostaliściew
lożysami,wszyscyinnijużwyszli.Takbyło,prawda?
Spuściłwzrok;niemógłdłużejznieśćjejspojrzenia.
-Toprawda.Byłemtam.
-Rozumiem-powiedziałaIsabel.-Cozaszło?
-Posprzeczaliśmysię-odparł.-Jazacząłem.Byłemzazdrosny,żeMarkkręcizHen.Nie
mogłemtegoznieść.Zaczęliśmysiękłócićiwpewnymmomenciepchnąłemgowramię.
Chciałemwtensposóbpodkreślić,żemówiępoważnie.Tylkotyle.Aleonstracił
równowagę,
zatoczyłsięiprzeleciałprzezbalustradę.
-Aczyterazmówiszmiprawdę?-KiedyNeilpodniósłwzrok,żebyodpowiedzieć,Isabel
zajrzałamugłębokowoczyijużwiedziała.Rzeczjasna,pozostawałajeszczejedna
kwestia,
mianowiciedlaczegoNeilbyłzazdrosny,żeMarkromansujezHen-czytojednak
naprawdę
byłoażtakważne?Isabeluznała,żenie;wielejestźródełmiłościizazdrości,alekażdez
nich
bijejednakowomocnoiobficie.
-Mówięprawdę-odparłNeilpowoli.-Aleprzecieżrozumiepani,żeniemogłem
nikomuotympowiedzieć.Oskarżylibymnie,żewypchnąłemgozbalkonu,ajaprzecież
nie
mogęudowodnić,żeniemiałemtakiegozamiaru.Niebyłożadnychświadkówtego,co
zaszło.A
nawetgdybysięznaleźli,toitakskończyłobysięwsądzie.Wświetleprawabyłbym
winny
zabójstwa,bozaatakowałemczłowieka,aonnaskutekmojegozachowaniastraciłżycie,i
nieważne,żeniezrobiłemtegocelowo,żetomiałobyćtylkolekkiepopchnięcie.Botak
miało
być,naprawdę.Janiechciałem,naprawdęniechciałem…-Umilkłnachwilę.-A
dlaczegopotem
nikomuniepowiedziałem?Zestrachu.Zwyczajniezestrachu.Wiedziałem,jakbędęsię
czuł,
kiedyniktniebędziechciałmiuwierzyć.
-Jaciwierzę-powiedziałaIsabel.
Obokprzeszedłjakiśmężczyzna,któryżebyichominąć,musiałzejśćześcieżkinatrawę.
Pewniezastanawiasię,pomyślałaIsabel,jakieżtoistotnekwestiedwojeludziomawiatak
zawzięciepodwieczornymniebem.Iodpowiedziałamuwmyślach:Porządkujemyjedno
ludzkie
życie.Żegnamyzmarłego,odchodzącegonawiecznyspoczynek.Próbujemydoprowadzić
do
tego,abyczłowiekpotrafiłsobiewybaczyć,aczaszacząłleczyćrany.
Zkwestiamitegorodzajumocujesięniejedenfilozof,pomyślałaIsabel.Przebaczenieto
popularnytematstudiówfilozoficznych,podobniejakkara.Istniejepotrzebakarania,nie
dlatego,
żekarzącwinnych,czujemysięlepiej-wostatecznymrozrachunkuokazujesię,żewcale
taknie
jest-aledlatego,żekaradoprowadzadopowstaniarównowagimoralnej.Karaokreśla
winę;
dziękiniejmamypoczucie,żenatymświecieistniejesprawiedliwość.Ajednakw
świecie,gdzie
rządzisprawiedliwość,karzesiętylkotych,którzymajązłezamiary,którzyrozmyślnie
czynią
zło.Zaśtenmłodyczłowiek,któregoIsabeldopieroterazzaczęłarozumieć,niedziałałz
rozmysłem.NiechciałskrzywdzićMarka-animutoprzezmyślnieprzeszło-zatemnie
było
absolutnieżadnegouzasadnieniakutemu,abyobarczyćgoodpowiedzialnościąza
tragiczny
wypadek,będącykonsekwencjąjegozachowania,któremiałobyćprzecieżniczym
innym,jak
tylkogestemwyrażającymirytację.Jeżeliszkockieprawokarneprzewidujeodmienną
klasyfikacjętegoczynu,należypowiedziećwprost,żewsensiemoralnymto
prawodawstwojest
poprostuniesłuszne.Ijuż.
Neilbyłkompletniezdezorientowany.Wyszłonato,żeupodstawcałejsprawyległseks
orazjegowłasnybrakzdecydowaniainiedojrzałość.Cobytodało,gdybyterazponiósł
karęza
coś,czegonigdyniechciałzrobić?Jedynymtegoskutkiembyłobykolejnezmarnowane
życie,bo
świat,jeżeliotochodzi,wcaleniestałbysięprzeztosprawiedliwszy.
-Tak,wierzęci-powtórzyłaIsabeliumilkła.Decyzjabyławistociecałkiemprosta.Aby
jąpodjąć,wcalenietrzebabyćfilozofkąmoralistką.-Inatym,jaksądzę,zakończymytę
sprawę.
Tobyłwypadek.Żałujesztego,cosięstało.Itowystarczy.
SpojrzawszynaNeila,zobaczyła,żeoczymapełnełez,więcwzięłagozarękęitrzymała
jądługo,ażwkońcumogliruszyćzmiejsca.