Nadszedł czas na rostrzygnięcie.
Wciąż jednak wiele wątpliwości dręczy jedną z bohaterek.
Co stanie się z tymi, którzy do tej pory walczyli?
Czy zostaną zapomniani czy też przejdą do historii?
Rozdział 18
„Odwet”
— Gdzie... ja jestem? Uch... co za ból... Dziewczyny... gdzie jesteście...?
Firefly, ledwo żywa, leżała na ziemi w niewielkiej kałuży krwi. Jej własnej krwi.
Próbowała wstać, ale mogła tylko obrócić lekko głowę dookoła.
Atak zakończył się całkowitą klęską. Zgasła ostatnia nadzieja. Gryfy zdołały odeprzeć
kontrofensywę kucyków. Górzyste tereny były usiane setkami ich trupów. Ciemne chmury
całkowicie zasnuły niebo. Firefly raz jeszcze chciała zebrać siły i podnieść się z ziemi. Zamiast
tego aż syknęła z bólu; miała połamane tylne nogi. Przetoczyła się na grzbiet. Musiała prędko
wezwać wsparcie... swoje koleżanki... Nikt jednak nie odpowiadał na jej wezwania.
W tej ciszy różowa klacz usłyszała głos:
— Dobrze walczyłaś... ale nie dość dobrze.
Zobaczyła nad sobą czarnopiórego gryfa. Podszedł bliżej i przemówił ponownie.
— Szczęście opuściło zarówno ciebie jak i twoich przyjaciół. To było głupie z twojej
strony, sprowadzać ich tutaj... tylko ich naraziłaś. Wszyscy są martwi. Już za chwilę sama do
nich dołączysz.
— N-Nie... Kłamiesz! — rzuciła mu w twarz Firefly.
— Doprawdy? — spytał Black Star z kpiną w głosie. Znajdował się dokładnie nad Firefly,
przeszywał ją wzrokiem.
— Powinnaś być mi wdzięczna... Znowu będziesz mogła zobaczyć swoich rodziców...
Różowa klacz pegaza po raz kolejny spróbowała podnieść się z ziemi. Nagle Black Star
przygwoździł Firefly szponami, brutalnie miażdżąc nimi jej skrzydła. Siła okrutnego uderzenia
złamała jej kości. Firefly wrzasnęła, czując niewyobrażalny ból. Oczy potoczyly się jej do wnętrza
czaszki. Wtedy Black Star chwycił ją za gardło i zaczął ją dusić.
— Nie opieraj się... To twój koniec.
Jego przerażający głos dzwonił Firefly w uszach. Starała się uwolnić z jego uścisku,
jednak nadaremnie. Była zbyt wyczerpana. W desperackiej próbie, dopatrując w tym ostatniej
deski ratunku, różowa klacz zamierzała uderzyć swojego oprawcę. Ten natychmiast przygniótł jej
ramię wolnym szponem, pozbawiając ją ostatecznie środku do obrony. Chwilę później Black Star
ścisnął jeszcze mocniej. Firefly zaczęła się krztusić.
Jak ciemno... jak zimno...
— P-Pomocy... Nie... Ja... Nie... mogę... oddychać... Nie... Nie... Ma-a-amo... T-Tato-o...
N-N-Nieeee...!
— AAAAAAAAAAACH!!! NIEEEEEEEEEE!!!
11 maja
Godzina 9:23
Canterlot, baza szwadronu Mirage
Firefly otworzyła oczy z głośnym krzykiem, zrywając się z łóżka, w którym spała. Zimny
pot ściekał jej po twarzy. Oddychając szybko i płytko, zaczęła rozglądać się na wszystkie strony.
Dopiero po chwili zorientowała się, że jest w bazie, dawno wszak przygotowanej dla ekipy
Mirage. Firefly opadła z powrotem na poduszkę z przeciągłym jękiem. Gapiła się w sufit.
— Kurczę... To był tylko zły sen... — stwierdziła z ulgą. — A jednak... wydawał się taki
prawdziwy...
Przejechała kopytkiem po szyi, jakby chcąc się upewnić, że na pewno nic jej nie jest, czy
nadal żyje.
— Co się ze mną dzieje... Uch, moja głowa... Ała... Chyba trochę przegięłam z tym
wczorajszym treningiem...
Poprzedni dzień Firefly spędziła bowiem na intensywnych ćwiczeniach, podczas których
pegazy przypomniały sobie wszystkie manewry, z jakimi różowa klacz je zapoznała od początku
sformowania szwadronu. Trening trwał, rzecz jasna, od świtu aż do zmierzchu. Wszyscy pod
koniec z radością usłuchali Firefly, gdy powiedziała im, że czas na odpoczynek. Sama jednak do
łóżka się nie doczłapała, gdyż ćwiczyła zbyt ostro i zemdlała w drodze. Lightning Bolt, wspólnie z
Medley zaniosły ją, by się przespała.
Firefly objęła pokój wzrokiem. Do jej nozdrzy doleciał jakiś przyjemny zapach. Obok niej
leżała muffinka, ulubiony przysmak Derpy.
— Czyżby zostawiły ją dla mnie...? — pomyślała Firefly. — Ha... To miło z ich strony.
Słysząc jak burczy jej w brzuchu, klacz wzięła przysmak i zjadła go. Poczuła się lepiej.
Musiała dość długo spać, gdyż nie dostrzegła w pokoju nikogo.
— Och... Wygląda na to, że wszyscy się już obudzili... Ciekawe co teraz robią...
Podniosła się z łóżka, lądując na nogach. Przez chwilę słaniała się, próbując dojść do
siebie po tym koszmarze. Uznała, że świeże powietrze dobrze jej zrobi. Firefly wyszła z bazy na
zewnątrz, mijając po drodze Centrum Kontroli. Spojrzała w dół, na krajobraz Canterlot po bitwie
i mieszkańców nieustannie biegających po mieście, pomagając tym potrzebującym. Zamyśliła się.
Ostatnie kilka dni były niezwykle kluczowe dla kucyków. Pomimo ich przełomowego
zwycięstwa w ostatniej bitwie, odzyskaniu stolicy, czy wreszcie konsekwentnego wyzwalania
kolejnych miast w Equestrii nie miały one, zdawało się, tak dużego znaczenia. Wojna trwała
nadal. Jakikolwiek większy kontratak ze strony gryfów był bardzo mało prawdopodobny, lecz
bandy gryfich zbójów wciąż grasowały. Codziennie dochodziło między nimi i pegazami do
mniejszych starć. Księżniczki zdecydowały się dać lotniczkom ze szwadronu Mirage trochę
odpoczynku. Wysłały inne szwadrony oraz Wonderbolts, aby uporali się oni z agresorami.
Dodatkowo wszyscy wiedzieli już o najnowszym tworze Red Cyclone’a; jego ogromnej
bazie, Fortecy “Zastraszenie”. Generalna ofensywa mająca na celu jej zniszczenie i obalenie
rządów okrutnego gryfa zakończyłaby konflikt. Wiele kucyków jednak twierdziło, że ich udział w
wojnie dobiegł już końca. Mieli dosyć walki, chcieli tylko wrócić do domów, do swoich rodzin...
lecz nie było to takie proste.
Jeśli wszystko miało się powieść, wszystkie zdolne do walki pegazy musiały najpierw
zostać przeniesione z powrotem do Cloudsdale. Ta operacja rozpoczęła się dnia poprzedniego.
Niestety to, co uskrzydlone kucyki zobaczyły, lecąc ze stolicy do miasta w chmurach, napawało
je grozą. Wielu było przerażonych ogromem zniszczeń. Znaczna część terenu wyglądała teraz jak
pokryta pyłem. Jak okiem sięgnąć, widać było tylko jałową, spaloną ziemię. Zniknęły drzewa,
łąki, po niektórych zwierzętach nie został ślad. Los wielu innych wciąż pozostawał nieznany. Ten
niezwykle przygnębiający widok był tragicznym rezultatem gryfiego natarcia na całą Equestrię.
Edge nie kłamał. Znaczna część lotników, głównie Sunburst ze swoim szwadronem Feniksa,
zamierzała srogo odpłacić gryfom za tę zbrodnię. Jednak Księżniczki Celestia i Luna ostudziły
ich zapał, przypominając im, iż same gryfy nie są ich wrogami. Prawdziwy wróg był wszak tylko
jeden.
Lecz na tę chwilę umysł Firefly bombardowały nieustannie kolejne myśli i troski. Co
takiego mógł oznaczać jej koszmar? Jakie działania powinna teraz podjąć? Różowa klacz została
wyrwana z myśli, kiedy usłyszała okrzyk radości dochodzący z terenów na zewnątrz bazy.
Podążyła tam i zobaczyła swoje przyjaciółki grające w “zbijokulę”. Tę grę najłatwiej można
było opisać jedną, prostą zasadą — “traf wszystkie kucyki gumową piłką dopóki na polu gry nie
zostanie ostatni gracz”.
Medley starała się właśnie trafić ową piłką w Cloud Kicker. Derpy, Fluttershy oraz
Rainbow Dash znajdowały się już poza polem gry, głośno kibicując dwóm pozostałym
lotniczkom, a w międzyczasie prowadząc między sobą rozmowy.
— Miałaś gest, zostawiając tę muffinkę dla Firefly, Derpy — odezwała się Fluttershy.
— Dzięki. W ciągu paru ostatnich dni zdawała się strasznie spięta. A na tym treningu
naprawdę dała z siebie wszystko. Nie zdziwiłabym się, gdyby jeszcze spała.
Medley zaczęła gonić Cloud Kicker, szukając okazji do rzutu. Lightning Bolt siedziała
trochę z boku. Czytała jakąś książkę.
Ten widok zaskoczył Firefly. Zwykle Lightning siedziała z nosem utkwitym w ekranie
komputera, a tu taka niespodzianka! To musiała być wyjątkowa lektura, skoro przykuła jej
uwagę. Reszta pegazów nie zauważyła różowej klaczy. Kontynuowały grę.
Firefly stała z boku, obserwując wszystko na wpół ukryta w korytarzu. One naprawdę się
o nią troszczyły...
— No dawaj, Medley! Pokaż mi swój najlepszy strzał! — zachęciła ją Cloud Kicker, gdy
prędko przeleciała zaskoczonej klaczce nad głową, zatrzymując się za jej grzbietem.
— Żebyś wiedziała, że ci pokażę!
Medley błyskawicznie odwróciła się o 180 stopni i zanim Cloud Kicker zdążyła
zareagować, dostała różową, gumową piłką prosto w twarz. Gra zakończyła się. Medley zaczęła
tańczyć w powietrzu, niezmiernie ucieszona.
— Taaaak! Wygrałam! Widziałaś to, Rainbow Dash?
— Niezły ruch, Smyku. Coraz lepiej reagujesz na sytuacje.
Cloud Kicker wcale nie spodobał się końcowy rezultat.
— To był zwyczajny fuks! Żądam rewanżu! — zakrzyknęła.
— Naucz się przegrywać, Cloud Kicker — Lightning Bolt odezwała się znad książki. —
Medley po prostu była od ciebie szybsza.
— Widzę, że dobrze się bawicie, dziewczyny.
Wszystkie pegazy niemalże natychmiast odwróciły głowę w stronę korytarza. Firefly
wykorzystała przerwę w grze żeby zwrócić na siebie uwagę. Na widok zaskoczonych min swoich
koleżanek najpierw się roześmiała, po czym nakazała spocząć. Przypomniała im, że już wkrótce
może nadejść wezwania do przygotowania wielkiej operacji ataku na Gryphus, gdzie najpewniej
rozegra się decydująca bitwa tej wojny.
Cloud Kicker wyjaśniła powód zorganizowania kilku partii w “zbijokulę”. W ten sposób
chciała, by wszyscy odpoczęli nieco po iście drakońskich ćwiczeniach z poprzedniego dnia.
Firefly skierowała wzrok na Fluttershy, przypominając sobie, jak okrutnie została poturbowana
przez Night Ravena.
— Jak się czujesz, Motylku? — zagadnęła.
— Och, już dużo lepiej — odpowiedziała Fluttershy. — Chyba wciąż mam jeden czy dwa
siniaki na brzuchu, ale to nic takiego. Tylko że... Zastanawiam się jak długo jeszcze powinnyśmy
czekać na oficjalne rozkazy. Wonderbolts chyba mieli dać nam znać kiedy opracują już
konieczną strategię...
Wtedy, jak na komendę, rozległ się sygnał alarmowy w Centrum Kontroli.
— Coś mówiłaś? — zapytała Firefly. —
Pegazy ruszyły za nią do środka. Już po chwili stały przed głównym monitorem.
Znajdowała się na nim zdygitalizowana mapa Equestrii oraz jej granic. Z głośników dał się
słyszeć głos Gale’a:
— Słuchajcie, szwadronie Mirage! Znajdujemy się w niekorzystnym położeniu. Gryfy,
zwłaszcza te całkowicie oddane Red Cyclone’owi, nadal się opierają i nie mają zamiaru się
poddać. Otrzymałem raporty, że kilkunastu zbójów zaczęło gromadzić sił w rejonie gór
Drakenridge. Najwyraźniej próbują założyć tam bazę wypadową. Dodatkowo inna grupa szykuje
się do nalotu na Hoofington. Nasz wróg znów działa.
— I chcesz pewnie żebyśmy się nimi zajęli, zgadza się? — zapytała Firefly.
— Nie, nie ma na to czasu. Wysłałem już szwadrony Feniks, Lanca, Zmiatacz i Smok żeby
ich powstrzymali. Wy musicie się skoncentrować tylko na jednym: przeprowadzeniu ofensywy
na Gryphus. Nie możemy tracić więcej czasu. Dlatego będziecie musiały od razu opuścić
Canterlot bez przenoszenia się do Cloudsdale. Ruszycie do granicy z Królestwem Gryfów. To na
waszych barkach spoczywa los powodzenia tej operacji. Pozostałe szwadrony pegazów powinny
do was dołączyć, jak tylko uporają się ze zbójami panoszącymi się po Equestrii.
Do lotniczek dotarło, że to może być ich najważniejsza misja w całej wojnie. Cała
siódemka stanęła w gotowości. Medley i Derpy zdradzały lekkie oznaki zdenerwowania.
— No to jakie są rozkazy? — spytała Rainbow Dash.
— Wasza misja jest następująca. Musicie dotrzeć do gryfiej stolicy, zniszczyć Fortecę
“Zastraszenie” i zakończyć wojnę. To miejsce jest bardzo ufortyfikowane, będziecie także musiały
liczyć się z zaciekłym oporem wroga. Że nie wspomnę już o wieżyczkach przeciwlotniczych
rozmieszczonych na całym terenie. Istnieje też duże prawdopodobieństwo, iż natraficie
na zakłócacze radaru. Starajcie się zbytnio nie polegać na nich i użyjcie własnego wzroku.
Po zbadaniu szczegółów dotyczących Fortecy “Zastraszenie” odkryliśmy, że jej zewnętrzna
konstrukcja jest zbliżona do Płonącego Pazura. Jednakże jest też od niego o wiele większa i
solidniejsza. Nawet Grom Tęczowy nie zrobi na niej choćby wgniecenia.
Słysząc to, Rainbow westchnęła, rozczarowana. Pozostali spojrzeli po sobie, niepewni
tego co należało uczynić, by zniszczyć tego technologicznego potwora. Lecz Gale jeszcze nie
skończył. Pokazał im przekrój bazy.
— Jedynym sposobem na zniszczenie fortecy jest uczynienie tego od środka. Musicie
dostać się do jednego z naziemnych tuneli na powierzchni. Tam znajdują się trzy generatory
zasilające cały system obronny fortecy. Musicie się ich pozbyć a następnie zrobić to samo z
głównym rdzeniem. To powinno wytworzyć reakcję łańcuchową prowadzącą do zniszczenia
bazy. Misja zakończy się sukcesem jeśli uda wam się sprawić, by forteca stała się bezużyteczna,
pokonacie Red Cyclone’a i wszystkie wrócicie żywe, całą siódemką. Wszystko inne jest nie do
zaakceptowania. Skontaktujcie się ze mną gdy dotrzecie nad granicę. To tyle.
Po otrzymaniu niezbędnych danych, Lightning Bolt, Cloud Kicker, Medley, Rainbow
Dash, Fluttershy, Derpy i Firefly wymieniły spojrzenia między sobą. A zatem, po raz kolejny, to
do nich należało poprowadzenie ataku na przeciwnika. To mógł być decydujący cios, zdolny
nareszcie zakończyć ten konflikt.
— Nadszedł czas, dziewczyny — ogłosiła Firefly. — Wyruszamy za dziesięć minut. Mam
nadzieję, że wszystkie jesteście w szczytowej formie.
Rzeczywiście, każda lotniczka rwała się do działania. Każda... z wyjątkiem Lightning Bolt.
Ona ponownie zanużyła się w swojej lekturze. Cloud Kicker to zauważyła.
— Hej, Lightning, co takiego czytasz? — zagadnęła.
Biała klacz pokazała zarówno Cloud Kicker jak i pozostałym okładkę książki. Pegazy
przyjrzały jej się dokładnie. Książka nie wyglądała na jakiś szczególnie opasły tom. Przeciwnie,
ilością stron przypominała nowelę. Na okładce, na tle zachodzącego słońca na szkarłatnym
niebie wyróżniały się cztery kucyki pegazy, lecące w zwartej formacji. Trzech z nich było
ogierami, czwarty klaczą. Jeden lotnik, ten na przedzie, nosił ciemne okulary. Każdy pegaz miał
inny kolor grzywy i sierści, ale jednocześnie każdy z nich miał na sobie identyczną czarną
kamizelkę z czerwonymi zarysami.
Medley najbardziej zaintrygował tytuł opowieści.
— “Niegłoszona Wojna”...? Nie wiedziałam, że lubisz takie historyjki, Lightning.
— Ta książka niedawno ukazała się w Equestrii, jako że pierwotna wersja została
napisana poza jej granicami — wyjaśniła Lightning Bolt. — Oczywiście Twilight Sparkle pierwsza
się do niej dorwała. Dała mi ją przedwczoraj, uznając, że powinnam ją przeczytać. Podobno,
według niej, mamy dużo wspólnego z bohaterami tego opowiadania.
Rainbow Dash wspomniała sobie, jak Twilight przekonała ją, że książki są nie tylko dla
“jajogłowych” i od czytania kucyk wcale nie jest “obciachowy”. Chociaż niebieska klacz
najbardziej lubiła serię książek przygodowych o Daring Do, ten tytuł też wydał się jej niejako
interesujący.
Lightning Bolt wykorzystała ten czas, który pozostał im przed wyruszeniem na misję, by
w skrócie opowiedzieć im historię pegazów z okładki. To była opowieść o wyczerpującej wojnie
pomiędzy dwoma krajami znajdującymi się daleko na zachód od Equestrii. Główni bohaterowie
tworzyli jeden z wielu szwadronów napadniętego kraju, lecz żaden z nich nigdy nie ukończył
właściwego szkolenia. W gwarze wojskowej takich osobników nazywało się “okruchami”. Jednak
ich działania podczas wojny okazały się ponad przeciętne. Po licznych zwycięskich misjach
zostali okrzyknięci bohaterami.
— Rzeczywiście, widać pewne podobieństwo. Mamy z nimi trochę wspólnego —
stwierdziła Medley.
Na tym podobieństwa się jednak kończyły. Lightning opowiedziała im o mroczniejszej
części opowiadania.
— Kiedy jeden z bohaterów zginął w niespodziewanym ataku wroga, jego towarzysze byli
zrozpaczeni. Ale właśnie ta rozpacz dodała im sił i udało się im pokonać zabójców przyjaciela. W
akcie odwetu, wróg zamierzał ukazać bohaterów w negatywnym świetle, jako zdrajców. Podczas
jednej z misji uczynił kroki ku temu, by wyglądało jakby bohaterowie zaatakowali przyjacielski
szwadron. Plan powiódł się. Trójka pegazów musiała upozorować własną śmierć. Dzięki temu
uniknęli kary. W międzyczasie dołączył do nich jeden z ich przyjaciół. On wiedział, że byli
niewinni i postanowił im pomóc. Wkrótce pegazy wróciły, znowu było ich czterech. Wszystkie
nosiły też te czarne kamizelki.
Lotniczki znów zerknęły na okładkę. Wydało im się, że na tarczy słonecznej widniał
niewyraźny cień innego pegaza, zapewne tego, który zginął. Cloud Kicker zastanawiała się,
czemu wybrali czarny jako kolor kamizelek. Być może miało to jakieś znaczenie symboliczne.
Lightning kontynuowała.
— Postanowili, że zrobią wszystko co tylko się da, aby zakończyć wojnę. Chcieli też
ukrarać tych, którzy zamierzali się ich pozbyć. Dla sojuszników stali się symbolem nadziei, dla
wrogów przekleństwem. Byli nie do powstrzymania. Wielu nazywało ich “Duchami Razgriz”.
— Ra... co? — zapytała Medley.
— Według legendy opisanej w książce, Razgriz jest demonem z dalekiej północy. Budzi
się kiedy historia przechodzi wielką zmianę — objaśniła Lightning Bolt. — Używa swej mocy,
by sprowadzić na świat śmierć i zniszczenie. Potem zaś umiera. Jednak, po pewnym czasie, gdy
rodzi się nowy konflikt, Razgriz powraca... tym razem jako wielki bohater.
— Zupełnie jak te pegazy... — domyśliła się Fluttershy.
— Otóż to. Jednak jest jedna rzecz, której nie rozumiem — zwierzyła się biała klacz. — Na
końcu opowiadania bohaterowie znikają bez śladu. Nikt nie wie dlaczego to zrobili... po prostu
odlecieli... jak prawdziwe duchy.
Wszystkie lotniczki dumały nad tym przed chwilę. Ostatecznie Derpy stwierdziła, że
zrobili tak, ponieważ nie lubili wojny. Chcieli zapewne żyć własnym życiem. Nawet jeśli ceną tej
decyzji było to, że znikną z kart historii, a ich czyny staną się tylko mitami lub legendami.
— Może właśnie dlatego ta książka opowiada o “Niegłoszonej Wojnie”...
— Hej... myślicie że... — zaczęła Medley. — Kiedy wojna się skończy... czy myślicie, że o
nas też zapomną? Że znowu będziemy zwykłymi, przeciętnymi pegazami...?
— Ja nie miałabym nic przeciwko temu. Chyba że chciałabyś, żeby uganiał się za tobą
tabun dziennikarzy, gdziekolwiek się udasz — powiedziała Lightning Bolt. — Mimo to, nie sądzę
żeby o nas zapomnieli.
— Właśnie. Księżniczki przecież okazały nam wdzięczność. A zresztą inne kucyki wiedzą
już o Elementach Harmonii... więc najpewniej nas też będą rozpoznawać — dodała Cloud Kicker.
— Może i nie jesteśmy Duchami Razgriz, ale dokonałyśmy w tej wojnie naprawdę
niesamowitych czynów — zauważyła Rainbow Dash. — Wszystko się jakoś ułoży.
Firefly nie uczestniczyła w dyskusji. Myślała wprawdzie przez krótki czas nad przekazem
tego opowiadania, ale nie to było dla niej ważne. Rainbow Dash zauważyła jej niespokojny wyraz
twarzy.
— Hej, w porządku, Firefly? Chyba pobladłaś...
— Wydaje ci się — rzuciła szorstko. — Dalej kucyki, szykujmy się do lotu.
Lecz gdy pegazy już miały wyruszyć, Firefly nagle przetarła oczy. Przypadkowo zwróciła
tym uwagę Medley.
— Co jest, Firefly? Nadal jesteś śpiąca?
— Nie, to nie to, po prostu ja... Do siana, kogo ja chcę oszukać!
Wrzasnęła tak nagle, że reszta pegazów aż podskoczyła. Teraz wszystkie patrzyły na nią
zaskoczone. Nie mogła dłużej tego przed nimi ukrywać. Różowa klacz odwróciła się, spojrzała
na swoje koleżanki. Widziały one jakąś niezrozumiałą dla nich udrękę na twarzy Firefly. To była
twarz kucyka dręczonego przez swoje wewnętrzne demony.
— Dziewczyny... — zaczęła powoli. — …Chcę wam coś powiedzieć. Wiem, powinnam była
zrobić to wcześniej a... to może być moja ostatnia szansa... Przepraszam was.
— Słucham? — zapytała zdezorientowana Derpy.
— Powiedziałam: przepraszam was! — powtórzyła Firefly, podnosząc ton głosu. — Wiem,
że czasem nie traktowałam was należycie... bywałam wobec was chłodna... zachowywałam się jak
palantka... Czuję teraz taki wstyd...
Pegazy wymieniały spojrzenia. Nie rozumiały, czemu Firefly tak się zachowuje. Cloud
Kicker przypomniała jej, że niezależnie od powodów, nie miało dla nich znaczenia że Firefly
zachowywała się chłodno. Już jej przecież wybaczyły. Niebieskogrzywa lotniczka objęła
wzrokiem szóstkę towarzyszek.
— Sluchajcie... jesteście moimi najlepszymi przyjaciółkami... chyba jedynymi kucykami,
którym mogę zaufać... do tego wspaniałe z was skrzydłowe... To był zaszczyt, że mogłam z wami
latać, ale... Obawiam się, że tutaj musimy się rozstać... Dotarłam do końca drogi. Musicie lecieć
dalej beze mnie. Nie mogę wami dłużej dowodzić.
— Ale... Co?!
— O czym ty mówisz?
— Nie jesteś sobą...
— Jesteś naszą dowódczynią, potrzebujemy cię...
Firefly spodziewała się takich reakcji. Podniosłe prawe kopytko, uciszając w ten sposób
zaskoczone pegazy. Powiedziała:
— Proszę, wysłuchajcie mnie... Myślałam o tym trochę i... I doszłam do wniosku, że
mogę się zmierzyć z Black Starem tylko wtedy, kiedy będę całkiem sama. W każdym tego słowa
znaczeniu. Właśnie w takim stanie go poznałam... więc teraz też muszę być sama. Będę z nim
walczyć... jako samotny kucyk. Jako Firefly, nie jako dowódca szwadronu Mirage. Mam nadzieję,
że to zrozumiecie. Dlatego... Rainbow Dash.
Niebieska klacz wystąpiła naprzód. Firefly położyła jej kopytka na barkach.
— Od tej pory ty będziesz dowodzić szwadronem Mirage — ogłosiła z uśmiechem na
ustach. — Podjęłam decyzję. Wiem, że mogę ci zaufać. Poza tym, jesteś lepszym materiałem na
bohaterkę niż ja. Nie przyjmuję od ciebie odmowy.
Rainbow była więcej niż zaskoczona. W ogóle nie spodziewała się takiego obrotu spraw.
Próbowała protestować, ale Firefly nie zamierzała zmienić swojej decyzji. Co więcej, zdjęła swoją
różową kamizelkę, rzucając ją na podłogę. To oznaczało, iż naprawdę zamierza opuścić drużynę i
udać się do wrogiego kraju sama!
Firefly wyszła na zewnątrz. Rozłożyła skrzydła, szykowała się do lotu...
— Mój czas nadszedł...
— STÓJ! Nie możesz tego zrobić!
Firefly stanęła jak wryta. Wszyscy obejrzeli się za siebie. Ten piskliwy głos należał do
Medley. Młodziutka klaczka patrzyła na, byłą już, dowódczynię z niedowierzaniem w oczach.
Wyglądała, jakby miała się rozpłakać.
— Więc... to koniec!? — odezwała się znów tym samym, wyjątkowo wysokim tonem. —
Po tym wszystkim przez co razem przeszłyśmy... po tych wszystkich bitwach... chwilach, które
spędziłyśmy wspólnie... teraz chcesz nas PORZUCIĆ?! NIE! Nie zgadzam się! Nawet nie waż się
nas tak opuszczać! To nie w porządku!
Klaczka potrząsała głową, nie mogąc zaakceptować tego stanu rzeczy.
— Uspokój się, Smyku! — skarciła ją ostro Rainbow Dash. — Nie ma powodu do
histeryzowania. Przecież Firefly wcale nie powiedziała, że nas porzuca... prawda?
Firefly głośno westchnęła i znów spojrzała na swoje przyjaciółki.
— Prawdę mówiąc... na początku faktycznie chciałam odlecieć, nie mówiąc wam ani
słowa... Ale uznałam, że nie byłoby to właściwe zachowanie z mojej strony. Przyjaciele nie
powinni mieć przed sobą tajemnic. Zresztą, nie po to cały ten czas pracowałam na wasze
zaufanie i szacunek, żebym teraz mogła je podeptać. Ja taka nie jestem.
Kiedy Lightning Bolt zapytała ją o prawdziwy powód tej decyzji, Firefly najzwyczajniej się
uśmiechnęła i powiedziała:
— Wy macie swój cel. Ja mam swój. Dotrę do Gryphus i zmierzę się z Black Starem. Nie
wiem, co mnie czeka po walce... nie wiem nawet jak się ona zakończy... ale zamierzam wypełnić
obietnicę daną moim rodzicom.
— Zatem... będziesz z nim walczyć... i zabijesz go? — spytała Derpy.
— Nie wiem... on zasłużył na śmierć jak mało kto... może on nawet tego pragnie... Mimo
to, nie jestem pewna... Nie mogę jednak obiecać, że go nie zabiję...
Firefly brzmiała tak, jakby zmagała się ze swoją żądzą zemsty. Mówiła o zabójcy swoich
rodziców... miała przecież go za bezdusznego drania! Dlaczego więc się wahała?
Derpy zbliżyła się i spojrzała Firefly prosto w oczy.
— Wierzymy w ciebie, Firefly. Na pewno dasz sobie radę. Tylko bądź ostrożna. Nie
pozwól, żeby twój gniew cię zaślepił. Pokonaj tego gryfa, ale go nie zabijaj. Jego zabójstwo może
mieć dla ciebie przykre konsekwencje zamiast korzyści...
Różowa klacz ledwo zdusiła w sobie śmiech.
— O co chodzi? Powiedziałam coś śmiesznego? — zapytała Derpy.
— Nie... ale ktoś już coś takiego mi powiedział, to wszystko...
Rainbow zdecydowała się przekazać Firefly kilka ważnych, przynajmniej dla niej,
stwierdzeń. Podeszła bliżej.
— Słuchaj, Firefly. Nawet jeżeli już zdecydowałaś co zrobisz, ja również chcę ci coś
powiedzieć. Możesz już nie uważać się za naszą dowódczynię... ale w naszych sercach wciąż nią
jesteś. I zawsze nią będziesz.
— Pamiętaj, obdarzyłaś nas swoim zaufaniem — przypomniała Lightning Bolt.
— Nauczyłaś nas jak wartościowa jest praca zespołowa — dodała Cloud Kicker.
— Dzięki tobie udało nam się przetrwać aż do tej pory — powiedziała Fluttershy.
W jej głosie pobrzmiewała wdzięczność.
— I to dzięki tobie stałyśmy się taką świetną drużyną — zakończyła Derpy.
Firefly spojrzała po pegazach, chwalących ją za jej dokonania. Chciała powiedzieć, że nie
do końca zasługuje na ich słowa, ale jakby miała gulę w gardle. Medley też podeszła.
— Cóż, dobrze, że w końcu jesteś z nami szczera. Ale wiesz... nawet gdybyś nic nam
nie powiedziała, to przecież i tak byśmy za tobą pognały. Tak łatwo się nas nie pozbędziesz —
zachichotała.
Rainbow Dash wystawiła przed siebie kopytko, szczerząc zęby.
— To jak będzie, Firefly? Przyjaciółki do końca?
Lightning Bolt, Cloud Kicker, Fluttershy, Derpy i Medley przystawiły swoje kopytka do
Rainbow jako znak jedności. Potem ich oczy spoczęły na różowej klaczy. Firefly, widząc ten akt
prawdziwej przyjaźni, westchnęła ponownie.
— Ech... co ja z wami mam... Jesteście bandą upartych osłów!
— I kto to mówi? — odgryzła się Cloud Kicker.
Cała siódemka wybuchła krótkim śmiechem. Firefly podeszła to nich.
— Dobra. Widać, będę musiała się z wami jeszcze trochę pomęczyć.
Położyła swoje kopytko na Rainbow. Niebieska klacz skwitowała to kiwnięciem głowy.
Znalazła się w swoim żywiole.
— No dobra. Oto mój pierwszy rozkaz jako nowego dowódcy szwadronu Mirage! Lecimy
do Gryphus zakończyć wojnę i załatwić Red Cyclone’a! Jesteście ze mną?
Wszystkie lotniczki odpowiedziały pozytywnie. Zaraz potem ruszyły ku błękitnym
niebiosom, ustalając kurs na granicę z Królestwem Gryfów.
Gdy opuszczały Canterlot, widziały jak wszystkie ulice miasta pełne były kucyków
podskakujących z radości, machających ku nim i wznosząc na ich cześć okrzyki. Kilku nawet
miało ogromne transparenty. Na jednym z nich, trzymanym przez kilka źrebiątek, wyraźnie
było napisane: “POWODZENIA, ANIOŁY EQUESTRII!”, podczas gdy inny głosił błyszczącymi
literami: “SZWADRON MIRAGE RZĄDZI!”. Zapewne był to efekt działania jakiegoś czaru.
Wszystkie kucyki żegnały ich okrzykami “Mirage!” lub “Anioły!” kiedy nad nimi przelatywały. To
okazanie zaufania dodało im sił. Wciąż słyszały przytłumione głosy mieszkańców, nawet kiedy
już opuściły bramy Canterlot.
— Słyszałyście ich? Nie mówcie mi, że nie! — zawołała podekscytowana Cloud Kicker.
— No cóż, to mamy kolejny powód żeby nie zawalić tej misji — powiedziała głośno
Rainbow Dash. — Utrzymać kurs. Powinnyśmy dotrzeć do granicy przed jedenastą.
Godzina 10:45
Przestrzeń powietrzna Equestrii
Wciąż jednak miały przed sobą trudną drogę. Przelot nad spalonymi ziemiami ich krainy,
aż do samej granicy, okazał się dla nich bardzo ciężkim doświadczeniem. Zwłaszcza dla
Fluttershy. Jej umysł nie był w stanie ogarnąć rozmiaru zniszczeń. Czuła w sercu rozpacz. Nie
potrafiła zrozumieć, jak ktoś mógł się dopuścić tak barbarzyńskiego czynu.
— Rainbow... a jeżeli... jeżeli Ponyville też zostało...! Och nie! Moi przyjaciele!
Zrobiła zwrot w lewo i chciała już lecieć do swojej chatki. Rainbow ją powstrzymała.
— Fluttershy, nie! Pozostań w szyku! Wiem, że to trudne, ale nie możemy jeszcze lecieć
do Ponyville. Zresztą, twoim zwierzakom na pewno nic nie jest. Zdołały przetrwać aż do tej pory,
teraz na pewno tez dadzą sobie radę. Ręczę za to swoimi skrzydłami. Teraz skup się na misji!
Przez chwilę Fluttershy unosiła się w miejscu. W końcu, ze spuszczoną głową, wróciła do
szyku. Leciała tuż przy Rainbow. Inne pegazy również były wstrząśnięte.
— Tam kiedyś znajdował się las... — przypomniała sobie Cloud Kicker. — Wszystkie
drzewa spłonęły... To straszne...
— Oby tylko wszystkie zwierzęta schroniły się w bezpiecznym miejscu... — powiedziała
smutno Medley.
— A jeśli tak wygląda cała Equestria... — pomyślała głośno Derpy. — Nie mogę w to
uwierzyć...
— Red Cyclone! To wszystko przez tego nikczemnika! — wybuchła Lightning Bolt. — To
on za wszystko odpowiada. Nie ujdzie mu to na sucho!
Im bardziej kucyki zbliżały się do granicy tym bardziej pusta wydawała się okolica. Nagle
jakaś myśl wbiła się Medley do głowy. Odkąd Canterlot został wyzwolony, nie widziała żadnego z
zagranicznych asów. Połączyła się z Rainbow.
— Hej, Rainbow... to znaczy, Mirage 1. Masz może jakieś wieści od drużyny Garuda albo
Sky Eye’a? Czy polecą z nami?
— Możesz nadal mówić mi Rainbow, Smyku. Brzmi lepiej — rzekła Dash zanim
odpowiedziała na zadane jej pytanie. — Teraz gdy o tym wspomniałaś... Nie, od dwóch dni nie
otrzymałam od nich wiadomości. Pewnie uznali, ze wypełnili swoją misję i wrócili już do swoich
krajów... Trudno ich winić. Ci goście kilka razy uratowali nam boki. Trzeba upewnić się, że ich
pomoc nie okazała się daremna.
Mimo to, Rainbow było trochę żal, że Mobius mógł już opuścić Equestrię. Firefly
wyobraziła sobie twarze asów. To fakt, byli dla szwadronu wielkim wsparciem. Jednak, gdyby
rzeczywiście powrócili do swoich krajów, nie winiła ich za to. Uszanowanoby ich decyzję. Klacz
zresztą, nie brała udziału w domniemaniach na temat Garudy czy Mobiusa. Jej umysł skupiał się
tylko i wyłącznie na Black Starze. Sama też się nad czymś zastanawiała.
Jaki był prawdziwy powód, dla którego doprowadził do wojny? Co chciał zyskać? Czy
miało to jakiś związek z nią...?
Głos Rainbow Dash przerwał rozmyślania Firefly.
— Powoli zbliżamy się do granicy. Grom, czy w pobliżu są jednostki sojusznicze?
— Zaprzeczam — odrzekła Lightning Bolt. — W pobliżu brak jednostek powietrznych... za
to mam odczyt o jednostkach naziemnych, tuż przed nami.
Rzeczywiście, grupa licząca sobie co najmniej sześćdziesiąt, może nawet siedemdziesiąt
pięć kucyków ziemnych i jednorożców oczekiwała przy granicy. Cloud Kicker rozpoznała
sztandar, który miały ze sobą. Był to ten sam, który stworzyła Rarity i który dzierżyła Twilight
podczas wyzwalania stolicy. Znajdował się na nim identyczny symbol jak ten wytworzony przez
Królewskie Siostry dla wzmocnienia ducha kucyków. Szwadron Mirage obniżył ku nim lot.
Kucyki powitały je radosnymi okrzykami. Rainbow dostrzegła Applejack, Rarity, Pinkie Pie i
Twilight na przedzie grupy. Podeszły aby się przywitać.
— Długo każesz na siebie czekać, Rainbow. Jesteśmy tutaj od dwóch godzin —
powiedziała klacz w kapeluszu.
— Co tu robicie? — spytała Rainbow.
— Jesteśmy tu jako wasze wsparcie naziemne, rzecz jasna. Mamy zamiar wspomóc was w
nadchodzącej bitwie — rzekła Rarity.
Była to jak najbardziej pozytywna deklaracja, ale Rainbow wiedziała, że dla pełnego
sukcesu potrzebowali oni jeszcze dodatkowego wsparcia lotniczego. Jednak wciąż na horyzoncie
nie pokazał się ani jeden sojuszniczy szwadron. Oczekiwanie przedłużało się.
— Cóż... W najgorszym razie polecimy na Gryphus same. Czuję lekki dreszczyk, nie wiem
tylko czy pozytywny. Ale nawet z naziemnym wsparciem mamy nikłe szanse...
Perspektywa walki z całą armią gryfów oraz ich najnowszej broni bez wsparcia nie
znalazła uznania w oczach Rainbow Dash. One i pozostałe kucyki dobrze wiedziały jakie jest
zagrożenie, tym bardziej, że wciąż nie mieli tak naprawdę konkretnych informacji o Fortecy
“Zastraszenie” ani jej systemach obronnych, poza wieżyczkami. Już to im się nie podobało.
Wewnątrz bazy mogło czekać na nie więcej niespodzianek...
W obliczu czasu działającego na ich niekorzyść, Rainbow nie mogła wymyśleć innej
alternatywy dla bezpośredniego natarcia. Najbardziej we znaki na pewno dadzą się gryfy lojalne
wobec Red Cyclone’a. Ostatnie raporty donosiły, że wciąż było ich całkiem sporo. Ta misja
naprawdę zaczęła wyglądać na prawie niemożliwą do wypełnienia.
Wiedząc, że czas je goni, Rainbow skontaktowała się z Gale’em.
— Gale, tu Mirage 1. Dotarłyśmy do granicy.
— Rainbow Dash?
Szkarłatny pegaz najpierw brzmiał na zaskoczonego, ale szybko zrozumiał co zaszło.
— Rozumiem, teraz ty dowodzisz szwadronem.
— Tak, ale to nie ma wpływu na naszą misję. Jesteśmy gotowe.
Operator Wonderbolts nakazał im jednak cierpliwie czekać. Zapytany dlaczego
odpowiedział:
— Bardzo prawdopodobne, że to będze wasza ostatnia misja. Po wojnie również
potrzebujemy bohaterów. Dlatego nie możecie ruszyć do Królestwa Gryfów same. To by było
samobójstwo. Czekajcie... Wydaje mi się, że...
— Rainbow! — zawołała nagle Lightning Bolt. — Mam kilka sygnałów na radarze! Lecą z
zachodu i wschodu... To nasi sojusznicy!
Donośny, młodzieńczy głos zabrzmiał w komunikatorach siedmiu lotniczek. Do punktu
zbornego zbliżała się dość duża grupa pegazów.
— Hej, Mirage! Fajnie, że na nas poczekałyście nim zaczęłyście imprezę! — Quick Chaser
wydawał się podekscytowany. — Tu Zmiatacz 1, moja drużyna jest gotowa was wspomóc!
— Nie zgarnij wszystkiego dla siebie, Quick Chaser — rzucił buńczucznym tonem
Thunder Flicker. — Tu Lanca 1! My też przybywamy z pomocą!
Lotniczki poczuły ulgę, widząc jak zbierają się ich towarzysze broni. Zarówno Quick
Chaser jak i Thunder Flicker mieli dobry humor. Zaczęli zakładać się, który z nich zniszczy
więcej wieżyczek, zakłócaczy czy innych “przeszkadzajek”, jak oni to określili, mogących
spowolnić ofensywę.
— Co ty na to, Lanca 1? Przegrany stawia drużynie zwycięskiej drinki po powrocie! —
Quick Chaser skończył objaśniać zasady.
— Ha! Wiesz, że uwielbiam wyzwania. Masz to załatwione!
— Sugeruję, żebyście skupili się wpierw na dotarciu do gryfiej stolicy w jednym kawałku,
a dopiero potem na waszych zabawach — odezwał się nieco poważniejszy głos.
— Sunburst! — Derpy z radością rozpoznała właściciela głosu. — Jesteś!
— Tak i wygląda na to, że jesteśmy w samą porę! Szwadron Feniksa wspomoże was
również w tej misji, Mirage! — zadeklarował pomarańczowy pegaz.
W ciągu kilku sekund, Lightning Bolt namierzyła trzy kolejne sygnały. Nadlatywały one z
kierunku gór Drakenridge. W tamtym regionie wieki temu odbywała się smocza migracja i stąd
wzięła się nazwa. Teraz region był opuszczony, doskonale nadawał się pod bazę wojskową.
Następny znajomy głos powitał ekipę Rainbow Dash.
— Są jeszcze dla nas wolne miejsca? Musieliśmy pokazać paru gryfom kto rządzi na
niebie, dlatego się spóźniliśmy. Szwadron Smoka poleci z wami, panienki!
— Flare Star! — Fluttershy powitała ją ciepło.
— Siemasz, Motylku — zielona klacz podleciała do niej i poklepała ją po grzbiecie.
— Jak się czujesz po tym laniu?
— Już dużo lepiej, dziękuję.
W przedziale pięciu minut szwadron Mirage zyskał wsparcie dodatkowych czterech
eskadr. W każdym znajdowało się trzech lub czterech lotników. Lecz Gale zauważył, że to jeszcze
nie był komplet sił. Lightning zgłosiła, iż kolejni osobnicy nadlatywali z południa...
Z Canterlot.
— Hej, nie zaczynajcie imprezy bez nas!
Energiczny głos odezwał się w komunikatorach. To byli Tornado Swirl i Overdrive.
Lecieli obok siebie. Ich widok dodał pozostałym otuchy, zwłaszcza że tym razem oboje mieli ze
sobą troje dodatkowych lotników. Ich szwadrony, Płomień i Śmigacz, zostały zatem
wzmocnione. Pegazów liczyły już ponad dwadzieścia jednostek. Nie była to może jakaś
oszałamiająca ilość, ale Firefly uznała, że skoro oddziały składały się teorytycznie z samej elity
lotnictwa Equestrii, to teraz szanse dotarcia do Gryphus znacznie wzrosły.
Właśnie wtedy radar Lightning Bolt wykrył cztery nowe jednostki. Klacz wyglądała na
zaintrygowaną.
— To dziwne... radar pokazuje, że to jednostki sojusznicze, ale nie mam o nich żadnych
danych.
— Nic dziwnego. Mój szwadron został oficjalnie sformowany wczoraj. Tu Sokół 1. My
również jesteśmy waszym wsparciem, Mirage!
— Ten głos... Thunderlane?! — zawołała Rainbow Dash.
Ciemnoszary pegaz o bursztynowych oczach wydał się jej niespodziewanym gościem.
— Hej, więc wciąż jeszcze mnie pamiętasz, Rainbow — odezwał się znów Thunderlane. —
Zebrałem mały oddział, który nam pomoże. Są ze mną Flitter, Cloudchaser i Blossomforth.
Gdy cała czwórka doleciała do reszty pegazów, nastąpiło szybkie zapoznanie. Flitter
i Cloudchaser były bliźniaczkami. Tą pierwszą dało się rozróżnić po dużej różowej kokardce,
którą zawsze nosiła na głowie, tą drugą zaś po nieco potarganej grzywie oraz innym odcieniu
oczu. Obie miały jasno fioletowe umaszczenie. Blossomforth natomiast była białym pegazem
o niebieskich oczach, a grzywę miała w dwóch kolorach - różowym i zielonym. Każdy członek
szwadronu Sokoła nosił ciemnoniebieską kamizelkę z symbolem tegoż ptaka.
— Gdzieś ty się podziewał do tej pory, Thunderlane? — powiedziała głośno Rainbow.
— Byłem tu i tam... Żebyś nie miała wątpliwości, ja też walczyłem — rzekł Thunderlane.
— W zasadzie to uratowałem Flitter i Cloudchaser, a one zgodziły się w ramach podziękowań
dołączyć do mojego szwadronu.
— Żarty sobie stroisz? — zapytała Flitter. — Ja i Cloudchaser świetnie sobie same
radziłyśmy. Dałybyśmy radę i bez twojej pomocy.
— Ja to pamiętam zupełnie inaczej! — skomentował Thunderlane.
— Uwielbiasz chełpić się swoją odwagą, czyż nie, Sokół 1?
To był dość młody głos należący do klaczy. Thunderlane obejrzał się, a Medley
spostrzegła oddział pięciu kolejnych pegazów lecących ku nim.
— Jesteś wreszcie, Rainbowshine. Co tak długo? Ty to się zawsze spóźniasz — powiedział
Thunderlane zgryźliwym tonem.
— Ciesz się, że w ogóle jestem. Szwadron Mirage, tu Rainbowshine. Mój wywoływacz to
Mag 1. Macie nasze powietrzne wsparcie. Dobrze z wami latać.
Rainbowshine miała sierść w kolorze indygo, różową grzywę i oczy, jej uroczym
znaczkiem była trójkolorowa tęcza.
Kucyki na ziemi także powitały z ulgą i radością nowo przybyłych lotników. Rainbow
Dash nawet w najśmielszych snach nie spodziewała się aż takiego wsparcia. W krótkim czasie
sama zapoznała się ze wszystkimi nowymi żołnierzami zanim odwróciła się ku horyzontowi, w
stronę Gryfiego Królestwa, mówiąc:
— Teraz przegrana nie wchodzi w rachubę. Dalej kucyki, ruszajmy--
— Chwila moment! Chcecie lecieć bez nas?
Na dźwięk tego głosu Rainbow stanęła w miejscu, obracając się za siebie. Pegazy uczyniły
podobnie, nawet żołnierze na ziemi zerknęli w górę. Zbliżali się kolejni trzej lotnicy. Nosili
charakterystyczne niebiesko-żółte kostiumy.
— Spitfire! Wonderbolts!
Rainbow patrzyła na nich rozdziawionymi ustami. Gdy podlecieli bliżej, Soarin’ powitał
ją ze śmiechem.
— Skąd ta mina, Rainbow Dash? Naprawdę sądziłaś, że przegapimy takie zadanie? Nie
ma szans.
— Bylibyśmy tu szybciej gdyby nie zajadał się pan tą szarlotką tak długo, sir — wtrąciła
Firebolt z lekkim warknięciem.
— To przecież jest Soarin’, Firebolt. Znasz go, on nigdy nie przepuści tych pyszności —
odrzekła żartobliwie Spitfire, po czym zbliżyła się do Rainbow Dash.
— Cóż, Dash... widzę, że w pewnym sensie awansowałaś. Obyś pokazała mi kilka nowych,
odważnych manewrów.
Rainbow nie powiedziała słowa, tylko kiwnęła głową. Tyle wsparcia, tyle pomocy...
Poczuła jakby z serca spadł jej olbrzymi kamień. Wonderbolts i jej przyjaciele znowu będą mogli
współpracować. Czuła się gotowa na wszystko. Chciała już skrycie poprowadzić pegazy do walki,
ale wtedy radar Lightning Bolt zasygnalizował obecność jeszcze paru sygnałów.
— Są trzy... zbliżają się tu! I to szybko! Bardzo szybko!
— Czy to...?
Pegazy odwróciły wzrok na wschód. Zobaczyły trzech skrzydlatych ogierów
przebijających się przez chmury i rozpędzając je na wszystkie strony. Kierowali się ku zebranym
kucykom. Cloud Kicker i Medley natychmiast rozpoznały ich nadzwyczajną zręczność.
— Talisman! Shamrock! Mobius też jest z nimi! — zawołały radośnie.
Widząc jak trójka asów dolatuje do nich coraz bardziej, Thunderlane zapytał Thunder
Flickera, nie mogąc dłużej poskromić ciekawości:
— Hej, Lanca 1! Czy to ta słynna drużyna Garuda, o której ostatnio zrobiło się głośno?
— Ano, to na bank oni. Żadni z nich tam chłopcy do bicia. Mógłbyś się od nich czegoś
nauczyć, Sokół 1 — odpowiedział ze śmiechem Thunder Flicker.
Wygląda na to, że ekipa jest w komplecie!
Gdy pegazy zatrzymały się przed szwadronem Mirage, Rainbow wystąpiła ku nim, by z
nimi porozmawiać.
— Talisman... Shamrock... Co wy tu robicie?
— A jak sądzisz? — odparł zielony rumak. — Przybyliśmy wam pomóc.
— Ale... już tak wiele dla nas zrobiliście — zaczęła nieśmiało Fluttershy.
Shamrock spojrzał w jej zielone oczy i uśmiechnął się.
— Pamiętasz co ci powiedziałem, wtedy w Canterlot? Anioł nie składa skrzydeł...
— ...dopóki nie skończy się jego ostatni taniec — dokończyła Fluttershy.
Zrozumiała wreszcie sens tych słów. Shamrock był gotowy do walki, chciał zakończyć tę
straszną wojnę. Talisman poparł go całkowicie. Garuda raz jeszcze rozwinęła skrzydła. Rainbow
tymczasem patrzyła na Mobiusa. Patrzył jej głęboko w oczy, ale klacz nie odczuwała już wcale
presji ani niepewności. Czuła się zupełnie inaczej niż kiedy zobaczyła go po raz pierwszy... nad
Polami Gildsedale, gdzie ocalił ją i jej przyjaciół. Albo kiedy wspomógł podczas ataku na Płonący
Pazur i w Stalliongradzie. Teraz wydawał się naprawdę przyjacielski.
— Mobius... ty też nam pomożesz? — zapytała Rainbow Dash.
Ogier skinął głową, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
— I tak by z wami poleciał. Ma ku temu powody.
Głos Sky Eye’a zabrzmiał w radiu Mobiusa. Sam Sky Eye znajdował się w Cloudsdale,
siedział już u boku Gale’a, gotowy wspólnie z nim nadzorować operację.
— Na mojego towarzysza czeka jego stary wróg... gryfi żołnierz o imieniu Echo. Mają do
załatwienia pewnie niedokończone sprawy... od czasu gdy walczyli w Urusei.
— Rozumiem... więc to coś osobistego, tak? — zapytała Rainbow.
Ponownie zwróciła się do Mobiusa.
— Wiesz, moja koleżanka też ma porachunki z dawnym przeciwnikiem.
Oboje spojrzeli na Firefly. Ona słyszała każde wypowiedziane słowo. Z jakiegoś sobie
tylko znanego powodu, różowa klacz rozchmurzyła się trochę.
Godzina 11:30
Przestrzeń powietrzna Equestrii,
przygranicze z Królestwem Gryfów
Dość szybko podliczono wszystkie zebrane siły. Uformowały się cztery główne dywizje
kucyków ziemnych i jednorożców, każda z nich dowodzona była przez innego posiadacza
Elementu Harmonii. Twilight Sparkle, Applejack, Pinkie Pie i Rarity nie mogły się doczekać
działania. Pegazy miały do dyspozycji dziesięć szwadronów, wliczając w to drużynę Garuda,
Mobiusa oraz Wonderbolts. Dawało to niemal pięćdziesięciu lotników gotowych na powietrzne
starcia. Gale czuwał nad wszystkim. Był więcej niż zadowolony, widząc tak wielu doskonałych
pegazów obok siebie. Z zebranymi kucykami na moment połączył się Phalanx, przekazując z
Canterlot słowa powodzenia od mieszkańców, a także błogosławieństwa księżniczek Celestii i
Luny. Radziły im, by walczyły z odwagą, determinacją i nadzieją.
Oddziałami powietrznymi miała dowodzić Spitfire, tymi naziemnymi zaś Twilight
Sparkle. Rainbow Dash spojrzała na każdego pegaza z osobna. Czuła, że oto nadchodzi jej wielki
moment. Gale uprosił każdy szwadron aby dowódcy potwierdzili swoją gotowość. Zgłaszali się
jeden po drugim.
— Szwadron Zmiataczy, gotowy do lotu!
— Szwadron Lanca, w gotowości!
— Szwadron Feniksa, gotów!
— Szwadron Smoka, czekamy na rozkazy!
— Szwadron Płomień, zgłaszam się!
— Szwadron Śmigacz, gotowy do drogi!
— Szwadron Sokoła, gotów szybować!
— Szwadron Maga, słychać was głośno i wyraźnie!
— Drużyna Garuda gotowa do walki!
— Wonderbolts w gotowości!
— Mobius 1 oczekuje! — to Sky Eye zgłosił gotowość Mobiusa.
— Szwadron Mirage, możemy wyruszać!
— Do wszystkich sojuszniczych jednostke zgromadzonych przy granicy! Rozpocznijcie
natarcie na wrogi teren w kierunku jego głównej bazy! — rozkazał Gale. — Będę obserwować
wasze poczynania i informować o wszelkich... Zaczekajcie! Wstrzymajcie się!
Kucyki już miały zacząć marsz nagle stanęły. Co mogło się stać?
— Odbieram jakiś przekaz... z Gryphus! — zakrzyknął Gale.
Tego nikt się nie spodziewał. Nawet najbardziej zapaleni żołnierze zatrzymali się. Po co
wróg miałby się z nimi kontaktować? Gale przesłał wiadomość. W każdym komunikatorze
zabrzmiał twardy, wyzywający głos.
— A więc, małe, żałosne kucyki... nareszcie zdecydowałyście się ruszyć tyłki. Rozumiem.
To zabawne. Jestem Red Cyclone, Głównodowodzący Armii Gryfów. Domyślam się co
zamierzacie. Mądrzej byłoby dla was, gdybyście zostali tam gdzie jesteście. No, chyba że chcecie,
żeby wasze trupy udekorowały nasze góry! Jak tylko przekroczycie granicę, wasze losy zostaną
przypieczętowane! Nie wygracie tej wojny. Jeśli jednak jesteście na tyle odważne lub głupie aby
spróbować, musicie odnaleźć moją Fortecę “Zastraszenie”. Ja i moi żołnierze czekamy na was
tutaj... w Dolinie Królów. Pokażcie nam na co was stać... wasz koniec i tak jest nieunikniony.
Przekaz zakończył wybuch zimnego śmiechu. Jednak kucyki nie dały się zastraszyć temu
prowokacyjnemu przemówieniu. Wszyscy wznowili marsz. Ci na dole ruszyli równym tempem.
Pegazy wzbiły się wysoko, by wypatrywać ewentualnych zagrożeń, jednocześnie oczyszczając
drogę dla oddziałów piechoty. Wleciały prosto w wąskie kaniony, sprawiające teraz wrażenie
bardzo złowrogiego przejścia między Equestrią a Królestwem Gryfów. Jakiekolwiek pozostałe
resztki zielonych pól zniknęły za nimi. Wkroczyli na górzysty teren.
Przeprawa nie była łatwa. Wszędzie dookoła witały kucyki skały, kurz, a dodatkowo
czekały na nich różne, wciąż jeszcze nieznane zagrożenia. Tu i ówdzie dostrzegali gryfich
zwiadowców latających nad ich głowami. Nie szukali jednak, o dziwo, zwady. Wyglądało to tak,
jakby próbowali wręcz naprowadzić kucyki na pozycje Red Cyclone’a. Niektórzy zastanawiali się
nad wystąpieniem upierzonego dowódcy. Co sprawiało, że czuł się tak pewnie? Czyżby miał
kolejnego asa w rękawie? Czy może tylko próbował ich nastraszyć? Dla kucyków nie miało to
znaczenia. Parły one do przodu, prowadzone przez szwadron Mirage. Zatrzymywały się tylko
wtedy, gdy na ich drodze stały wieżyczki przeciwlotnicze, ale bardzo łatwo sobie z nimi radziły.
Po kilku minutach analizy terenu, Gale i Sky Eye znaleźli lokalizację o której wspomniał
Red Cyclone. W drodze oddziały naziemne Twilight Sparkle i pegazy musiały uporać się z
kilkoma zbójami oraz słabszymi, improwizowanymi liniami obrony statycznej. Dzięki wspólnym
działaniom nikt nie zginął, tylko kilka jednostek zostało rannych. Wreszcie, gdy słońce było już w
zenicie, ich oczom ukazała się w oddali ona.
Dolina Królów. To tam miała rozegrać się ostatnia bitwa. Rainbow Dash i jej towarzyszki
były świadome wielkiej odpowiedzialności jaka na nich spoczywała. Obiecały sobie, że zmierzą
się z każdym wyzwaniem. Choć Firefly myślała głównie o Black Starze, ani przez chwilę nie
zamierzała porzucać swojej drużyny.
Ani teraz ani nigdy.