background image

IDŹ DO:

KATALOG KSIĄŻEK:

CENNIK I INFORMACJE:

CZYTELNIA:

`

`

`

`

`

`

`

6SLVWUHĞFL

3U]\NáDGRZ\UR]G]LDá

.DWDORJRQOLQH

=DPyZGUXNRZDQ\

NDWDORJ

=DPyZLQIRUPDFMH

RQRZRĞFLDFK

=DPyZFHQQLN

)UDJPHQW\NVLąĪHN

RQOLQH

2QHSUHVVSO+HOLRQ6$

XO.RĞFLXV]NLF

*OLZLFH

WHO

HPDLO

RQHSUHVV#RQHSUHVVSO

UHGDNFMD

UHGDNFMDZZZ#RQHSUHVVSO

LQIRUPDFMH

RNVLĊJDUQLRQHSUHVVSO

Do koszyka

Nowość

Promocja

Do przechowalni

Ħ0,(57(/1<&+

%âĒ'Ð:6=()$

:<'$1,(,,52=6=(5=21(

$XWRU5DIDã6]F]HSDQLN
,6%1
)RUPDW$VWURQ

.U\PLQDOQDSRZLHġþPHQHGĦHUVND

6HQVDF\MQDOHNFMD]DU]ėG]DQLD

)LUPRZ\EHVWVHOOHU

3HZQLH]QDV]ILUP\ZNWyU\FKRERZLė]XMėGZLHSRGVWDZRZH]DVDG\]DU]ėG]DQLD

‡3RSLHUZV]H³V]HIPD]DZV]HUDFMĚ
‡3RGUXJLH³MHġOL]GDU]\ãRE\VLĚĦHV]HIUDFMLQLHPD«SDWU]SXQNWSLHUZV]\

:W\FKILUPDFKSUH]HVLG\UHNWRU]\DQDZHWNLHURZQLF\VėSU]HNRQDQLĦHQLHSRSHãQLDMė
EãĚGyZēH]D]HSVXFLHFDãHMU\E\RGSRZLHG]LDOQ\MHVWV]DU\ÅRJRQµDQLHVWRMėFD
QDF]HOHRUJDQL]DFMLÅJãRZDµ1LFEDUG]LHMP\OQHJR

7U]\PDV]ZUĚFHVHQVDF\MQėSRZLHġþPHQHGĦHUVNė³VHQVDF\MQėQLHW\ONR]HZ]JOĚGX
QDSUH]HQWRZDQ\JDWXQHNOLWHUDFNL7DNVLėĦNDZFLėJDLPUR]LNUHZZĦ\ãDFKSU]HGH
ZV]\VWNLPGODWHJRĦHRSRZLDGDREãĚGDFKG]LVLHMV]\FKPHQHGĦHUyZ2EQDĦD
SRWNQLĚFLD7ZRMHJRV]HID:\W\NDWDNĦH7ZRMHZãDVQHSRP\ãNL$QDVDPNRQLHFUDG]L
MDN]QLFKZ\EUQėþ7RZV]\VWNRSRGDQHMHVW]DSRPRFėQLHEDQDOQHMIDEXã\LEDUZQLH
VSRUWUHWRZDQ\FKSRVWDFL
ġPLHUWHOQ\FKEãĚGyZV]HIDWRSRãėF]HQLHGREUHJRNU\PLQDãX]ZLHG]ė]]DNUHVX
]DU]ėG]DQLD.VLėĦNDXMDZQLDZLHOHPDQNDPHQWyZSUDF\PHQHGĦHUyZ:DUWND
RSRZLHġþSU]HNRQXMėFRSRND]XMHĦHQDVWĚSXMėFHSRVRELHEãĚG\]DU]ėG]DQLD
QLHXFKURQQLHSURZDG]ėGRNDWDVWURI\=DQLHGEDQLHLJQRUDQFMDLSU]HNRQDQLHRZãDVQHM
QLHRP\OQRġFLWRW\ONRQLHNWyUH]QLFK1DMF]ĚġFLHMSRSHãQLDQHSU]H]SROVNLFKV]HIyZ
EãĚG\]RVWDã\WXSRGGDQHV]F]HJyãRZHMDQDOL]LH=NVLėĦNLGRZLHV]VLĚWHĦMDNXQLNQėþ
ZSDGHNSRGF]DVWZRU]HQLDQRZHJR]HVSRãX

background image

Wst

¤p

3:49
3:48
3:47
Cyfry na wy

Ăwietlaczu metalowego, srebrzystego zegara

nieub

ïaganie zbliĝaïy siÚ do zera. Janusz Czerwiñski, prezes

firmy  Astra  Tech,  wiedzia

ï, ĝe ta skrzynka  bÚdzie  ostatniÈ

rzecz

È, na jakÈ patrzy. Zostaïo mu tylko kilka minut.

— Potrafi

Ú to rozbroiÊ, dam radÚ, na pewno dam radÚ

— szepta

ï sam do siebie. Jednak w tych sïowach wiÚcej byïo

bezradno

Ăci niĝ nadziei.

Nie 

ĝeby nie potrafiï. O to byï spokojny: tak prosty mecha-

nizm  zegarowy  umia

ï  unieruchomiÊ  w  dwie,  trzy  minuty.

Zanim  zosta

ï  prezesem,  przez  dwadzieĂcia  lat  pracowaï

jako naukowiec, fizyk i elektronik. By

ï jednym z najlepszych

w kraju. Nagroda dla najm

ïodszego profesora fizyki, stypen-

dium  w  s

ïynnym  Massachusetts  Institute  of  Technology,

wyk

ïady  w  Tokio,  Londynie  i  Paryĝu.  Nagle  wszystkie  te

wspomnienia przes

ïoniïy mu widok czerwonych cyferek na

wy

Ăwietlaczu. Juĝ o tym kiedyĂ sïyszaï umierajÈcemu przed

oczami staje ca

ïe ĝycie.

S

ïabï coraz bardziej, czuï, ĝe to kwestia zaledwie minut.

Ponad  godzin

Ú  temu  zostaï  zabity  z  zimnÈ  krwiÈ.  Zabójca

wstrzykn

Èï mu potÚĝnÈ dawkÚ akonityny. Trucizny, która

dzia

ïaïa wolno, lecz nieodwracalnie.

background image

12

17 

¥MIERTELNYCH B’}DÓW SZEFA

3:01
3:00
2:59
We wspomnieniach szybko powróci

ï do swego ostatniego,

najwi

Úkszego  w  karierze  sukcesu:  lasera  fotonowego;  wy-

nalazku,  który  móg

ï  zmieniÊ  Ăwiat  bardziej  niĝ  broñ  ato-

mowa, internet albo telewizja. To z tego powodu le

ĝaï na

pod

ïodze w laboratorium. Sam, bez szansy na pomoc.

„Jak to mo

ĝliwe, ĝe udaïo siÚ im mnie zabiÊ?” — pytaï sam

siebie. „Pope

ïniïem bïÈd. Jeden bïÈd, który zepsuï wszystko”

— odpowiedzia

ï sobie w myĂlach.

Jednak to nie by

ïa prawda. BïÚdów, które doprowadziïy

do tej sytuacji,  by

ïo wiÚcej. Dokïadnie siedemnaĂcie. Sie-

demna

Ăcie najwiÚkszych bïÚdów, jakie moĝe popeïniÊ me-

ned

ĝer.

2:20
2:19
2:18
„Mam nadziej

Ú, ĝe nie dostanÈ lasera” — pomyĂlaï, patrzÈc

na swojego morderc

Ú, na czïowieka, z którym pracowaï od

lat. Zna

ï go bardzo dobrze, ufaï mu bezgranicznie, jak bratu

— a

ĝ do dzisiejszego popoïudnia. Uczyniï go swoim zastÚpcÈ.

A ten — mimo 

ĝe zarabiaï doskonale i miaï wszystko, o czym

móg

ï marzyÊ — daï siÚ przekupiÊ jednej z najpotÚĝniejszych

organizacji 

Ăwiata  —  groěniejszej  od Al-Kaidy,  bogatszej

od  Banku 

¥wiatowego,  zarzÈdzanej  sprawniej  niĝ  niejedna

armia.

To, 

ĝe teraz zabójca leĝaï martwy, nie byïo pocieszajÈce.

„Musia

ïem siÚ go pozbyÊ, nie miaïem wyjĂcia” — pomyĂlaï

Czerwi

ñski, szukajÈc usprawiedliwienia dla swojego czynu.

background image

STRA

¿NIK MAFII

13

1:57
1:56
1:55
„Mam nadziej

Ú, ĝe Nowicki nie zdradzi im kodu” — po-

wtórzy

ï w myĂlach.

Ryszard Nowicki, g

ïówny inĝynier, byï jedynÈ osobÈ, która

zna

ïa kod odszyfrowujÈcy schemat budowy lasera. Ta jedna

kartka  pe

ïna  cyferek  —  wykorzystana  ze  zïÈ  wolÈ  —  po-

zwoli

ïaby stworzyÊ piekielne urzÈdzenie. Wytrawny  infor-

matyk, maj

Èc jÈ w rÚku, w ciÈgu miesiÈca sparaliĝuje prace

wszystkich policji i wywiadów 

Ăwiata. Póïnocnokoreañski,

rosyjski i ameryka

ñski wywiad prawie od póï roku próbowaïy

zdoby

Ê klucz potrzebny do odczytania szyfru. Jeden chciaï

nawet — za po

Ărednictwem fikcyjnej spóïki — kupiÊ patent

na laser. Cena, jak

È zaproponowaï, przekraczaïa wszelkie

wyobra

ĝenia.

Miliard dolarów.

1:40
1:39
1:38
Prezes ockn

Èï siÚ. „Nie czas na rozmyĂlania, muszÚ roz-

broi

Ê bombÚ” — zganiï sam siebie. Cyfry na wyĂwietlaczu

uparcie przypomina

ïy, ĝe zostaïa tylko chwila. WziÈï do rÚki

ĂrubokrÚt i odkrÚciï pokrywÚ mechanizmu zegarowego. Zna-
laz

ï  pod  niÈ  plÈtaninÚ  cienkich  kabelków  przylutowanych

do p

ïytki elektronicznej. Spojrzaï na niÈ i zastanowiï siÚ

— przypominaj

Èc sobie, czego uczyï swoich podwïadnych.

Wiedzia

ï, ĝe jeĂli uda mu siÚ wejĂÊ w ich sposób myĂlenia,

szybko poradzi sobie z zatrzymaniem zegara. „Musi mi si

Ú

uda

Ê, od tego zaleĝy wszystko” — dopingowaï sam siebie.

background image

14

17 

¥MIERTELNYCH B’}DÓW SZEFA

Kilkadziesi

Èt sekund póěniej przeciÈï czerwony przewód.

Potem zielony, niebieski, fioletowy i 

ĝóïty. Nic siÚ nie dziaïo

— nie by

ïo wybuchu, a zegar dalej odliczaï. Nie zniechÚciïo

to jednak Czerwi

ñskiego. Wiedziaï, ĝe to zabawa w kotka

i myszk

Ú i ĝe kaĝdy twórca bomb gra w niÈ z saperem. Prze-

cina

ï kolejne przewody.

Po chwili na dnie skrzynki zosta

ïy juĝ tylko dwa kable.

Oba by

ïy biaïe.

— O cholera, tego ich nie uczy

ïem — zaklÈï zaskoczony.

— Który z nich? Który?

Odruchowo spojrza

ï na licznik.

0:09
0:08
0:07
„Niech  to  szlag  —  zakl

Èï  ponownie  w  myĂlach.  —  Nie

ma ju

ĝ czasu na analizÚ”. WziÈï noĝyczki i przeciÈï pierw-

szy z brzegu przewód.

background image

STRA

¿NIK MAFII

15

B

« d 1.

y

ï  wczesny  wieczór,  kiedy  w  kieszeni  jednego  z  wice-

prezesów firmy Astra Tech rozdzwoni

ï siÚ telefon. Wysoki,

szczup

ïy, szpakowaty brunet koïo czterdziestki wyjÈï z we-

wn

Útrznej  kieszeni  marynarki  aparat  i  nacisnÈï  przycisk

z symbolem s

ïuchawki.

— Tak, s

ïucham?

— Masz modu

ï? — spytaï ktoĂ po angielsku, metalicznym,

niskim, nieco chrypi

Ècym gïosem.

— Mam dwa trupy.
— Dwa? — Amerykanin wydawa

ï siÚ zaskoczony. Tego

nie by

ïo w planie. Przygotowaï akcjÚ zgodnie z wszystkimi

zasadami, jakich nauczy

ïo go ĝycie agenta zaprawionego

w tajnych misjach  zagranicznych. Przewidzia

ï kaĝdy szcze-

ï, uwzglÚdniï ryzyko. Czyĝby o czymĂ zapomniaï?

— Niemo

ĝliwe — stwierdziï po chwili milczenia. — Dwa?

— Patrz

Ú na nie. Brak pulsu.

— Mamy konkurencj

Ú. KtoĂ wiedziaï.

To by

ïo jedyne rozsÈdne wytïumaczenie. KtoĂ przechwy-

ci

ï plany kradzieĝy, którÈ w tajemnicy prawie póï roku przy-

gotowywa

ï najlepszy na Ăwiecie zespóï byïych szpiegów CIA.

— Rosjanie,  Izraelczycy  albo  Chi

ñczycy  —  powiedziaï

Amerykanin. — Tylko oni maj

È takie moĝliwoĂci. To robota

likwidatorów. Nikt inny nie mia

ïby szans.

Obydwaj m

Úĝczyěni wiedzieli aĝ nazbyt dobrze, kim sÈ

likwidatorzy. Zatrudnia

ïy ich tylko cztery wywiady, ale byli

jedn

È z najgroěniejszych kategorii agentów. Wszyscy siÚ ich

bali. Likwidatorzy realizowali zlecenia, których wywiady nie

B

background image

16

17 

¥MIERTELNYCH B’}DÓW SZEFA

mog

ïy  wykonaÊ  legalnie.  NajczÚĂciej  zabijali  osoby  niewy-

godne dla rz

Èdów lub wielkich narodowych korporacji, pro-

wadz

Ècych interesy w trzecim Ăwiecie. Przygotowywano ich

do zawodu nawet kilkana

Ăcie lat. Uczyli siÚ wszystkiego, co

potrzebne — od dyplomacji i psychologii, przez in

ĝynieriÚ

i informatyk

Ú, po kryptologiÚ i sztuki walki.

— Mo

ĝliwe  —  odparï  mÚĝczyzna  w  garniturze.  —  To

jednak nie wszystko.

— Nie wszystko?? — Amerykanin a

ĝ podniósï gïos. — CoĂ

jeszcze posz

ïo nie tak?

— Mam modu

ï, ale nie mam teczek.

— Co??? Dlaczego?
— Wybuch zniszczy

ï wszystko.

— Cholera, w takim razie musimy zastosowa

Ê wariant B.

— Niedobrze, to wielkie ryzyko.
— Nie mamy wyboru.
Amerykanin roz

ïÈczyï siÚ. „Zapowiada siÚ trudna akcja”

— pomy

Ălaï. Wariant B zakïadaï najwiÚkszÈ w historii, mi-

stern

È  operacjÚ  szpiegostwa  przemysïowego;  akcjÚ  prowa-

dzon

È pod zasïonÈ dymnÈ inwestycji kapitaïowych. Jej ofiarÈ

mia

ïa byÊ firma, którÈ — jawnie lub tajnie — obserwowaïy

wszystkie wywiady i jeden kontrwywiad.

Ryzyko by

ïo ogromne, ale miliard dolarów…

Po raz kolejny podniós

ï sïuchawkÚ i zatelefonowaï.

— Si? — odezwa

ïa siÚ po hiszpañsku, czystym, peïnym

ciep

ïa gïosem kobieta, o której w krÚgach mafijnych zrobiïo

si

Ú gïoĂno w ciÈgu ostatnich kilku lat. Niewysoka, szczupïa,

piekielnie inteligentna i pe

ïna uroku blondynka juĝ w wieku

trzydziestu lat kierowa

ïa grupÈ specjalizujÈcÈ siÚ w przemycie

diamentów na masow

È skalÚ. Potem szybko awansowaïa, by

po kolejnych pi

Úciu latach stanÈÊ na czele najwiÚkszej prze-

st

Úpczej organizacji Ăwiata.

background image

STRA

¿NIK MAFII

17

— To ja. Dosta

ïem informacje z Polski. Mamy moduï, ale

nie znale

ěliĂmy papierów. Uruchamiamy wariant B.

— Co si

Ú staïo?

— Kto

Ă  trzeci  siÚ  wïÈczyï.  Nie  wiemy  kto.  Nie  mamy

czasu, by sprawdza

Ê. Musimy przewieěÊ moduï.

— Dobrze, zajmij si

Ú tym. A co z teczkami?

— Spróbujemy  wykorzysta

Ê  patent  „na  dostawcÚ”.  Cel

namierzyli

Ămy juĝ miesiÈc temu. Mamy wykonanÈ analizÚ.

Od jutra zaczniemy rozmi

Úkczanie.

Kobieta  dobrze  wiedzia

ïa,  na  czym  polega  metoda  „na

dostawc

Ú”.  Stosowano  jÈ  od  wielu  lat  w  wywiadzie  woj-

skowym.  Je

Ăli  szpieg  musiaï  wykraĂÊ  materiaïy  z  jakiegoĂ

budynku lub fabryki, mia

ï trzy drogi: wejĂÊ tam, przekupiÊ

kogo

Ă  wewnÈtrz  albo  nawiÈzaÊ  wspóïpracÚ  z  posiadaczem

sta

ïej  przepustki.  Pierwsza  metoda  byïa  ryzykowna  —  ka-

mery  przemys

ïowe,  czytniki  linii  papilarnych  i  czujna

ochrona utrudnia

ïy niekontrolowane poruszanie siÚ. Drugi

sposób  te

ĝ  nie  byï  bezpieczny.  JeĂli  przez  przypadek  pró-

bowa

ïo siÚ przekupiÊ uczciwego pracownika, ten nie tylko

nie wzi

Èï pieniÚdzy, ale i doniósï o sprawie szefom. W kon-

sekwencji  ochrona  wzmaga

ïa  czujnoĂÊ  i  akcja  stawaïa  siÚ

jeszcze trudniejsza.

Najcz

ÚĂciej nawiÈzywano wiÚc kontakt z kimĂ, kto stale

odwiedza

ï zakïad, ale nie  byï  jego pracownikiem,  choÊby

z dostawc

È pizzy albo taksówkarzem. Szpiedzy namierzali

tak

È osobÚ tygodniami. Cel naleĝaïo dobrze wybraÊ: musiaï

wje

ĝdĝaÊ na teren zakïadu regularnie, nie powinien zwra-

ca

Ê uwagi swoim wyglÈdem i dobrze, by posiadaï rodzinÚ.

Ta  ostatnia  by

ïa potrzebna  do  szantaĝu. „RozmiÚkczanie”

polega

ïo  na  tym,  ĝe  dostawcy  proponowano  duĝe  pieniÈ-

dze,  a  z  drugiej  strony  gro

ĝono,  ĝe  jego  rodzinÚ  spotka

nieszcz

ÚĂcie, jeĂli nie bÚdzie posïuszny. Wymagaïo to czasu

background image

18

17 

¥MIERTELNYCH B’}DÓW SZEFA

i  delikatno

Ăci,  by  wystraszony  cel  nie  zawiadomiï  policji.

Jednak stosuj

Èc odpowiednie techniki psychologiczne, moĝna

by

ïo rozmiÚkczyÊ prawie kaĝdego.

— Kim jest dostawca?
— M

ïody mÚĝczyzna, speïnia wiÚkszoĂÊ kryteriów. Wiemy,

ĝe ma dostÚp do wszystkich pomieszczeñ i pracowników.

— Co na niego mamy?
— Fotografie  ju

ĝ  zrobione,  kontrolujemy  mieszkanie  i  sa-

mochód, w ci

Ègu dwóch dni nawiÈĝemy pierwszy kontakt.

— A co z policj

È? BÚdÈ wÚszyÊ?

— Niestety, s

È dwa trupy.

— Niedobrze. Mamy tam kogo

Ă?

— Jeden  z  oficerów  jest  mój.  Spróbuje  w

ïÈczyÊ  siÚ  do

akcji, ale nie ma gwarancji.

— Dobrze, próbujcie. Informuj mnie.
— Tak jest.

***

By

ï  piÈtkowy  wieczór.  Adam  Wojtunowicz  staï  wïaĂnie

na 

Ăwiatïach na Marszaïkowskiej i marzyï o ciepïej kolacji,

kiedy zadzwoni

ïa jego sïuĝbowa komórka. Instynktownie

spojrza

ï  na  zegarek.  Cyferki  pokazywaïy  póï  do  dziesiÈtej.

„To ju

ĝ przesada, nawet weekendu nie uszanujÈ” — pomy-

Ălaï z niechÚciÈ o swoim pracodawcy. Wojtunowicz byï za-
trudniony  w  ameryka

ñskiej  firmie  doradczej,  w  której

pracowa

ïo siÚ do póěna.

Przez chwil

Ú walczyï sam ze sobÈ — ciepïa kolacja czy

polecenie szefa? Je

Ăli nie odbierze, zawsze bÚdzie mógï po-

wiedzie

Ê w poniedziaïek, ĝe byï w kinie albo na koncercie.

Wiedzia

ï jednak, ĝe i tak usïyszy reprymendÚ. A nawet jeĂli

szef jej nie wypowie — wiadomo, co o tym my

Ăli.

background image

STRA

¿NIK MAFII

19

— P

ïacimy dobrze, szkolimy intensywnie, awansujemy

szybko  —  powiedzia

ï  mu  jego  przeïoĝony,  kiedy  piÚÊ  lat

temu trafi

ï do Brain Consulting — ale wymagamy oddania,

ci

Úĝkiej pracy i peïnej dyspozycyjnoĂci.

Wówczas  dla 

Ăwieĝo  upieczonego  magistra  Wojtunowi-

cza taki uk

ïad byï znakomity. Nie miaï rodziny, a przyjacióï

w  Warszawie  jak  na  lekarstwo.  Raptem  dwóch,  którzy  ra-
zem z nim przyjechali z 

’odzi. Wolny czas nie byï mu wiÚc

potrzebny.  Chcia

ï  za  to  szybko  kupiÊ  mieszkanie  i  samo-

chód. Jednak perspektywa si

Ú zmieniïa, kiedy dwa lata temu

pozna

ï JolÚ. Coraz czÚĂciej chciaï wieczorem pójĂÊ do kina,

a w weekend wyjecha

Ê za miasto.

— Zarabiasz tyle, 

ĝe staÊ ciÚ na kolacjÚ w dobrej restau-

racji — powiedzia

ïa mu kiedyĂ Jola, gdy po raz kolejny spóě-

ni

ï siÚ na umówionÈ randkÚ. — Kiedy wydasz te pieniÈdze?

Na emeryturze?

„Ju

ĝ  dawno  powinienem  byï  rzuciÊ  tÈ  pracÚ”  —  pomy-

Ălaï Adam i zdecydowaï, ĝe zignoruje telefon. Po chwili ko-
mórka zamilk

ïa. Po kilkunastu sekundach ponownie usïyszaï

ostry  sygna

ï  dzwonka.  „Niech  to  diabli”  —  skrzywiï  siÚ

i niech

Útnie  siÚgnÈï  po  aparat.  Spojrzaï  na  wyĂwietlacz,

ale numer by

ï nieznany. „Ciekawe, to jednak nikt z firmy”

— zdziwi

ï siÚ, bo poza wspóïpracownikami i klientami nikt

nie zna

ï jego numeru, a klienci nie dzwonili w piÈtkowe

wieczory.

— Tak, s

ïucham?

— Dobry wieczór, pan Adam Wojtunowicz? —  us

ïyszaï

m

ïody, kobiecy gïos.

— Tak, a kto mówi?
— Monika Lesiak, Agencja Ochrony Narodowej, potrze-

bujemy pilnie pa

ñskiej pomocy.

background image

20

17 

¥MIERTELNYCH B’}DÓW SZEFA

„Agencja  Ochrony  Narodowej?”  —  zdziwi

ï  siÚ  Adam.

Tylko raz s

ïyszaï tÚ nazwÚ i to zupeïnie przypadkiem. Dwa

lata temu kierowa

ï projektem doradczym dla jednej z firm

produkuj

Ècych  sprzÚt  wojskowy.  Pomagaï  wdroĝyÊ  strate-

gi

Ú zarzÈdzania luděmi i w zwiÈzku z tym miaï dostÚp do

wielu firmowych dokumentów. Kiedy

Ă przez przypadek na-

tkn

Èï siÚ na list, w którym agencja ostrzegaïa prezesa firmy

przed  zatrudnianiem  jednego  z  kandydatów.  Cz

ïowiek  ów

by

ï  podejrzewany  o  wspóïpracÚ  z  rosyjskim  wywiadem.

Z lektury listu Adam wywnioskowa

ï, ĝe AON to jedna z tych

niejawnych struktur kontrwywiadu, które w artyku

ïach pra-

sowych okre

Ăla siÚ zwykle enigmatycznie jako „Wydziaï IV”

albo „Biuro F”. Tylko czego chcieli od niego pracownicy agen-
cji w pi

Ètek wieczorem?

— Potrzebujecie  mojej  pomocy?  —  spyta

ï  zdziwiony.

— Na pewno chodzi o mnie?

— Tak,  to  bardzo  pilne.  Musimy  wyja

ĂniÊ  przyczyny

pewnego zabójstwa. A pan jest w posiadaniu niezb

Údnych

dokumentów.

***

Monika  Lesiak  by

ïa  niewysokÈ,  szczupïÈ  brunetkÈ  koïo

trzydziestki. Ubrana w ciemny 

ĝakiet i jasne, obcisïe dĝinsy

umiej

Útnie ïÈczyïa styl sportowy i oficjalny. Krótka grzywka

i w

ïosy spiÚte w koñski ogon raczej odejmowaïy jej lat i nie

budowa

ïy  wizerunku  doĂwiadczonego  agenta.  A  mimo  to

prze

ïoĝeni  coraz  czÚĂciej  powierzali  jej  samodzielne  zada-

nia w 

Ăledztwie. Dostrzeĝono jÈ, gdy w dokumentach hur-

towni alkoholu wychwyci

ïa przekrÚt, którego nikt inny nie

zauwa

ĝyï. Od tej chwili chÚtnie powierzano jej sprawy go-

spodarcze.

background image

STRA

¿NIK MAFII

21

Sprawa  firmy  Astra  Tech  do  takich  nie  nale

ĝaïa  —  tu

stawka by

ïa znacznie wiÚksza. Jednak w piÈtkowy wieczór

nikt poza ni

È nie mógï odebraÊ tego telefonu.

— Dzwoni

È z komendy stoïecznej, wydziaï zabójstw,  mó-

wi

È, ĝe chodzi o Astra Tech — poinformowaï jÈ gïos z cen-

trali telefonicznej.

— Prosz

Ú ïÈczyÊ.

— Halo, mówi komisarz Krakowski, mam piln

È sprawÚ.

— Witam pana, o tej godzinie? — Monika przypomnia

ïa

sobie  ten  charakterystyczny,  niski  g

ïos.  Dwa  lata  temu

pozna

ïa Krakowskiego — wówczas jeszcze podkomisarza

—  w  zwi

Èzku  ze  sprawÈ  nielegalnej  produkcji  broni  pod

Poznaniem.

— Zamordowano  prezesa  Astra  Tech  —  Krakowski  nie

lubi

ï ogólnikowych wstÚpów, wolaï od razu przechodziÊ do

rzeczy.  —  Jestem  w  drodze  na  miejsce.  Czy  kto

Ă od  was

mo

ĝe  teĝ  przyjechaÊ?  To  siÚ  staïo  w  laboratorium,  tam

gdzie prowadzono badania. Wie pani, o czym mówi

Ú?

— Tak, tak, wiem — Monika zdziwi

ïa siÚ nieco, ĝe Kra-

kowski  równie

ĝ  wiedziaï  o  laserze.  „Cóĝ,  nawet  w  agencji

nie wszyscy trzymaj

È jÚzyk za zÚbami — pomyĂlaïa i zawa-

ha

ïa siÚ. — DzwoniÊ do szefa czy tam pojechaÊ?”. Telefon

do majora oznacza

ï, ĝe postÈpi zgodnie z procedurÈ, ale znów

dostanie  tylko  cz

ÚĂÊ  Ăledztwa.  Brak  telefonu  gwarantowaï

nagan

Ú, ale i szansÚ na samodzielne zadanie.

— B

ÚdÚ za dwadzieĂcia minut — dokoñczyïa rozmowÚ

i od

ïoĝyïa sïuchawkÚ, po czym odszukaïa w aktach numer

telefonu Wojtunowicza. Nie odbiera

ï, ale kiedy spróbowaïa

ponownie, w ko

ñcu podniósï sïuchawkÚ.

Dwadzie

Ăcia minut póěniej zaparkowaïa swój samochód

pod bram

È firmy Astra Tech. Staï tam juĝ policyjny radio-

wóz,  a  z  budynku  w

ïaĂnie  wychodzili  technicy.  Po  chwili

background image

22

17 

¥MIERTELNYCH B’}DÓW SZEFA

pojawi

ï siÚ Krakowski. „Nie zmieniï siÚ tak bardzo” — po-

my

Ălaïa.

— Cia

ïo  juĝ  zabraliĂmy  do  analizy,  wiÚc  nie  ma  czego

ogl

ÈdaÊ w laboratorium — zaczÈï. — Drzwi zaplombowali-

Ămy, ale nie wiadomo, czy coĂ zginÚïo. Bez pomocy pracow-
ników nie dojdziemy do tego. Jednak nie to jest najciekawsze.
Najdziwniejszy jest wybuch.

— Wybuch?
— Wybuch.
— W laboratorium?
— Nie.
— W dziale bada

ñ? W dziale dokumentacji badawczej?

— Nie. I to jest dla mnie niezrozumia

ïe. W dziale kadr.

Wybuch

ïa szafa dyrektora kadr.

„To  jest  jak  najbardziej  zrozumia

ïe  —  pomyĂlaïa  Moni-

ka. — Tego w

ïaĂnie siÚ spodziewaïam. Inaczej nie dzwoni-

ïabym do Wojtunowicza”.

— Co pan wie o firmie Astra Tech? — spyta

ïa komisarza.

— S

ïyszaïem, ĝe powstaje tu jakaĂ niezwykïa broñ. W CB¥

kr

ÈĝÈ informacje, ĝe sÈ tym zainteresowane  wszystkie  wy-

wiady.  Podobno  to  wasza  agencja  pilnuje, 

ĝeby  patent  nie

wyciek

ï za granicÚ.

— Zgadza si

Ú. WidzÚ, ĝe CB¥ jest dobrze poinformowane.

— Wiemy te

ĝ, ĝe w caïej sprawie sÈ dwie kluczowe osoby:

prezes, który niestety ju

ĝ nie ĝyje i gïówny inĝynier, Ryszard

Nowicki. W

ïaĂnie kazaïem go odnaleěÊ. Jeĝeli morderca do-

padnie tak

ĝe jego, wtedy ta broñ nigdy nie powstanie.

— Mo

ĝe  byÊ  gorzej,  szantaĝowany  Nowicki  zdradzi  pa-

tent jakiej

Ă mafii albo wywiadowi z kraju podejrzewanego

o terroryzm.

— Obserwowali

Ăcie Astra Tech. Dziaïo siÚ tu coĂ podej-

rzanego? — zapyta

ï Krakowski.

background image

STRA

¿NIK MAFII

23

— Nic,  co  zwróci

ïoby  naszÈ  uwagÚ.  JeĂli  mordercÈ  jest

pracownik firmy, to móg

ï przygotowaÊ wszystko, nie rzu-

caj

Èc siÚ w oczy.

— No to chyba czeka nas 

ĝmudne Ăledztwo.

— I trudne. Je

ĝeli to któryĂ z obcych wywiadów, to pew-

nie  wykonali  robot

Ú  profesjonalnie.  Nie  spodziewaïabym

si

Ú tu odcisków palców i zapisu z kamer wideo.

— Tylko dlaczego szafa w dziale kadr? Tam przecie

ĝ nie

trzymali dokumentacji lasera? — z

ĝymaï siÚ komisarz.

— Mam pewn

È hipotezÚ. Juĝ wezwaïam tu osobÚ, która

b

Údzie mogïa nam pomóc.

***

„O  co  chodzi?  —  zastanawia

ï  siÚ  Adam,  zawracajÈc  na

Marsza

ïkowskiej. — Co siÚ staïo w Astra Tech? I co ja mam

z tym wspólnego?”.

Firma Astra Tech by

ïa najnowszym klientem Brain Con-

sulting. Jej prezes zg

ïosiï siÚ do nich po poradÚ, bo — jak

mówi

ï — nie wiedziaï, kogo awansowaÊ na kierownicze sta-

nowiska. Problem dotyczy

ï spraw kadrowych, wiÚc oddano

go Adamowi. A ten postanowi

ï zaczÈÊ od rozmowy z Czer-

wi

ñskim. Miaï wraĝenie, ĝe to, co prezes napisaï w obszer-

nym  zapytaniu  ofertowym,  nie  dotyka

ïo  istoty  sprawy.

W li

Ăcie,  który  otrzymaï,  byïo  tylko  jedno  pytanie:  „Kogo

awansowa

Ê na szefów projektów badawczych?”. Prezes pro-

si

ï o podanie trzech nazwisk, a do listu zaïÈczyï obszerne

teczki osobowe dwudziestu kandydatów. Byli to ludzie, któ-
rzy nigdy dot

Èd nie kierowali projektami, ale prawdopodob-

nie mieli du

ĝy potencjaï rozwoju. I — w opinii Czerwiñskiego

— wszyscy byli sfrustrowani tym, 

ĝe nie mogÈ awansowaÊ.

„Maj

È  sukcesy,  majÈ  doĂwiadczenie,  zasïugujÈ  na  awans

— pisa

ï prezes. — A poniewaĝ wiedzÈ, ĝe sÈ tylko trzy nowe

projekty, zaczynaj

È podkopywaÊ konkurentów”.

background image

24

17 

¥MIERTELNYCH B’}DÓW SZEFA

Adam przeczuwa

ï, ĝe problem nie leĝy w awansach. Miaï

w  pami

Úci  podobne  kïopoty  innych  menedĝerów,  którym

doradza

ï. Trzy lata temu jego klientem byï dyrektor dziaïu

kadr z firmy produkuj

Ècej soki. Zaïoga tej fabryki byïa nie-

zadowolona,  mimo 

ĝe  biznes  siÚ  rozwijaï,  a  ludzie  dosta-

wali podwy

ĝki. Adam dïugo analizowaï problem. W koñcu

okaza

ïo siÚ, ĝe pracownicy czujÈ siÚ niesprawiedliwie trak-

towani.  Pewien  brygadzista  powiedzia

ï  mu,  iĝ  przyjÈï  do

wiadomo

Ăci, ĝe odmówiono mu podwyĝki, ale kiedy na in-

nym  wydziale  jego  kolega  z  takim  samym  sta

ĝem  dostaï

podwy

ĝkÚ…  „Naleĝy  stworzyÊ  system  motywacyjny,  który

b

Údzie identyczny we wszystkich dziaïach — napisaï wiÚc

Adam w swoim raporcie. — Dzi

Ă ten sam brygadzista za takie

same wyniki w zak

ïadzie X dostaje premiÚ, a w zakïadzie Y

jej nie dostaje. Nic dziwnego, 

ĝe dochodzi do konfliktów i fru-

stracji.  Sytuacja,  w  której  ka

ĝdy  menedĝer  tworzy  system

motywowania wed

ïug swojego widzimisiÚ, jest dla firmy

szkodliwa”.

Rok temu doradza

ï dyrektorowi dziaïu sprzedaĝy w du-

ĝej firmie komputerowej. Dyrektor uznaï, ĝe jego handlowcy
s

È za maïo zaangaĝowani w pracÚ. Postanowiï ich zachÚciÊ,

zwi

ÚkszajÈc  liczbÚ  wyjazdów  integracyjnych.  Podczas  jed-

nej z takich imprez Adam przeprowadzi

ï ankietÚ — badanie

motywacji.  Ostatnie  pytanie  brzmia

ïo:  „Co  ci  przeszkadza

w pracy?”. Najcz

Ústsza odpowiedě: „OrganizujÈ nam tyle róĝ-

nych wyjazdów, 

ĝe nie mamy juĝ czasu dla swoich rodzin”.

Spodziewa

ï siÚ, ĝe to samo czeka go w Astra Tech, zwïasz-

cza 

ĝe z teczek kadrowych nie wynikaïo nic szczególnego.

Przegl

Èdaï je pewnego wieczoru w domu, gdy czekaï aĝ Jola

opu

Ăci ïazienkÚ. To  byï  jego maïy trik:  wracaï  wczeĂniej

z pracy,  ale  przynosi

ï  do  domu  niektóre  dokumenty.  Gdy

Jola sp

Údzaïa w ïazience godziny, robiÈc makijaĝ i fryzurÚ,

background image

STRA

¿NIK MAFII

25

on  móg

ï przeczytaÊ waĝne papiery. Tym razem jednak ni-

czego w nich nie znalaz

ï. Zostawiï je wiÚc w szufladzie,

w nadziei, 

ĝe jeszcze mu siÚ przydadzÈ. A nastÚpnego dnia

na spotkanie pojecha

ï tylko z czystym notesem. Chciaï spy-

ta

Ê prezesa o to, jak motywuje ludzi.

— Normalnie,  jak  ka

ĝdy  —  odpowiedziaï  Czerwiñski,

który przyj

Èï go w swoim niewielkim, ale bardzo nowocze-

Ănie urzÈdzonym gabinecie.

— Normalnie? To znaczy? — spyta

ï Adam.

— Dobrze zarabiaj

È, czÚĂÊ ma samochody sïuĝbowe, do-

staj

È premie, podwyĝki, wysyïam ich na zagraniczne szko-

lenia.

— A pozamaterialnie?
— Pozamaterialnie, czyli jak? — zdziwi

ï siÚ prezes. — Aaa,

ma pan na my

Ăli, czy to jest ambitna praca? ProszÚ pana, ja

mam  na  biurku  setki  poda

ñ  od  najlepszych  absolwentów

politechnik. Pracowa

Ê u nas to zaszczyt. W naszych labora-

toriach  ludzie  zmieniaj

È  Ăwiat,  wykonujÈ  badania,  które

pchaj

È  do  przodu  cywilizacjÚ.  Czy  moĝna  chcieÊ  w  ĝyciu

czego

Ă wiÚcej?

Rozmawiali tak jeszcze godzin

Ú. Kiedy Adam wychodziï

z gabinetu Czerwi

ñskiego, wiedziaï jedno: prezes nie umiaï

motywowa

Ê zaïogi. Dawaï podwyĝki, ale nigdy nie  powie-

dzia

ï pracownikom, jak bardzo docenia ich wiedzÚ. Wysy-

ïaï ich na drogie konferencje, kongresy, ale nawet nie pytaï,
czy  ta  tematyka  ich  interesuje.  Oczekiwa

ï  oddania  firmie,

ale nie tworzy

ï atmosfery, w której lubiliby pracowaÊ, a nade

wszystko — nie wiedzia

ï, co motywuje jego zespóï. Tak na-

prawd

Ú w ogóle nie znaï swoich podwïadnych. Kierownikowi,

którego 

ĝona  zginÚïa  w  poĝarze  kolejki  górskiej  w  Austrii,

ufundowa

ï wakacje w Alpach...

background image

26

17 

¥MIERTELNYCH B’}DÓW SZEFA

„Nic dziwnego, 

ĝe pracownicy zaczÚli okazywaÊ frustra-

cj

Ú — pomyĂlaï Adam. — Widzieli, jak prezes wydaje pie-

ni

Èdze na nietrafione bonusy. JednoczeĂnie nie potrafiï okazaÊ

im zainteresowania. Dziwne, 

ĝe nikt z tej firmy jeszcze nie

uciek

ï  do  konkurencji.  A  swojÈ  drogÈ,  niew

ïaĂciwe  moty-

wowanie  to  jeden  z  najcz

Ústszych  bïÚdów,  jakie  popeï-

niaj

È menedĝerowie.

Z  rozmy

Ălañ  wyrwaï  go  kolejny  telefon.  Tym  razem

dzwonek brzmia

ï inaczej. To byïa melodia Gershwina, ulu-

biony utwór Joli. Ten d

ěwiÚk mógï sygnalizowaÊ tylko jedno.

Znów b

Údzie musiaï jej wytïumaczyÊ swoje spóěnienie.

— Cze

ĂÊ kochanie, bardzo ciÚ przepraszam, ale nie bÚdÚ

móg

ï…

— Nie t

ïumacz siÚ — przerwaïa mu Jola. Mówiïa tonem,

który  wbi

ï  go  w  fotel.  —  Nie  teraz,  mieliĂmy  wïamanie.

Dziwne w

ïamanie — bo nie zginÚïo nic cennego.

background image

ANALIZA B

’}DÓW MENED¿ERÓW

259

Brak analizy i niewyci

Ÿganie wniosków

z b

§£dów pope§nionych w przesz§oĺci

Przyk

§ad b§£du

W  du

ĝej  firmie,  tworzÈcej  oprogramowanie,  wciÈĝ  jest

powielany  ten  sam  b

ïÈd  w  zarzÈdzaniu  projektami.  Raz

w roku firma wypuszcza na rynek nowy produkt (program).
Oznacza to, 

ĝe raz w roku jest realizowany projekt informa-

tyczny, który ma na celu stworzenie oprogramowania — od
pomys

ïu do gotowego produktu. Firma istnieje juĝ piÚÊ lat,

ale jeszcze nigdy nie wprowadzi

ïa produktu na rynek w tym

czasie, w którym za

ïoĝyïa, ĝe to zrobi.

Problem wi

Èĝe siÚ z planowaniem. Ambitni informatycy

zak

ïadajÈ, ĝe od razu napiszÈ prawidïowy, bezbïÚdny kod

ěródïowy. LiczÈ, ĝe w fazie testowania nie pojawiÈ siÚ ĝadne
problemy i nie b

Údzie potrzebny czas na poprawki. Mimo

ĝe do tej pory nigdy nie unikniÚto korekt, programiĂci nie
nauczyli si

Ú planowaÊ czasu z zapasem.

Kolejne dwie fazy wprowadzania produktu na rynek — po

stworzeniu go przez informatyków — to produkcja (t

ïoczenie

p

ïyt CD) oraz promocja. Pracownicy dziaïów produkcji i pro-

mocji narzekaj

È, ĝe sami równieĝ nie mogÈ niczego zapla-

nowa

Ê, bo informatycy nigdy nie realizujÈ zadañ na czas.

Kierownicy dzia

ïu produkcji i marketingu nauczyli siÚ juĝ

uwzgl

ÚdniaÊ spóěnienia programistów. Jest to jednak trudne,

skoro nie wiedz

È, jak bardzo skomplikowany program przy-

gotowuj

È informatycy, nie potrafiÈ przewidzieÊ, ile czasu do-

datkowo potrzebuj

È.

Efektem tych opó

ěnieñ sÈ trudnoĂci w planowaniu ak-

cji marketingowych, a w zwi

Èzku z tym — kupowanie po-

wierzchni reklamowej w ostatniej chwili, czyli dro

ĝej. Innym

background image

Czytaj dalej...

260

17 

¥MIERTELNYCH B’}DÓW SZEFA

skutkiem  jest  chaos  i  konflikty  we  wspó

ïpracy  pomiÚdzy

dzia

ïami. Mimo interwencji prezesowi nie udaïo siÚ jak do

tej pory zmusi

Ê kierownika dziaïu informatycznego do pra-

wid

ïowego  planowania  czasu,  z uwzglÚdnieniem rezerwy

na testowanie.

Objawy, sygnalizuj

Ÿce pojawienie si£ b§£du

1. Pracownicy lub mened

ĝerowie od lat narzekajÈ

na to samo.

2. Opó

ěnienia sÈ normÈ.

3. Przekraczanie poziomu zaplanowanych wydatków

jest norm

È.

4. Nikt nie przygotowuje raportów na temat realizacji

projektów i podsumowa

ñ ocen okresowych.

5. Raporty s

È dïugie i niejasne, wiÚc nikt ich nie czyta.

6. Firma nie prowadzi szkole

ñ.

7. Firma nie prowadzi coachingu.

8. Osoba, która awansuje, nie ma obowi

Èzku

przygotowa

Ê do pracy swojego nastÚpcy.

9. Na zebraniach nie omawia si

Ú wniosków

wyci

ÈgniÚtych z popeïnionych bïÚdów.

10. Pracownicy s

È karani za bïÚdy w takim stopniu,

ĝe wolÈ je ukrywaÊ.

Mo

Śliwe konsekwencje b§£du

1. Firma, która nie uczy si

Ú na bïÚdach, bÚdzie je

pope

ïniaÊ wielokrotnie. JeĂli wiÚc raz poniosïa

konsekwencje b

ïÚdu (na przykïad spóěniono siÚ