background image

MARGIT SANDEMO
W MROKU NOCY

Ta historia zdarzy a si  krótko po wprowadzeniu auto-matycznych po cze  telekomunikacyjnych, a na d ugo przed epok  telefonów zaufania,

telekonferencji i infolinii.

Zdarzy a si  w niedu ym mie cie w Norwegii, nazwij-my je Hoyden, mie cie dostojnych dzielnic willowych roz

onych na zboczach lesistych wzgórz,

które zbiega- y si  w ha

liwym centrum. Opowie

 wzi a swój po-cz tek przy w skiej uliczce, w najelegantszej cz

ci mia-sta, nieomal na szczycie

wzniesienia.
Zacz a si  ca kiem zwyczajnie, by wkrótce przerodzi  w spektakl ludzkiej bezinteresowno ci i troskliwo ci, spek-takl, w którym sceny wzruszaj ce

miesza y si  z przera a-j cymi.

miertelnie przera aj cymi.

ROZDZIA  I
POCZ TEK
Kolejna bezsenna noc. Tabletki nie przynosi y ukoje-nia. Kieliszek d inu z tonikiem kusi , ale nie si gn a po niego z obawy,  e wpadnie w z y nawyk.

Jak dot d sku-tecznie oddala a od siebie my l, by k opoty ze snem uto-pi  w alkoholu.

Godziny wlok y si  jak lata.
Sta a na ch odnej posadzce, wygl daj c na ulic .
Sierpniowy mrok. Z szerokiego okna okolonego bia  ra-m  ledwie wida  by o parkan, skrywany przez krzaki bzu i ga zie kasztanowca, ko ysz ce

si  w jesiennym wietrze. Latarnia po przeciwnej stronie porusza a si  miarowo, roz- wietlaj c niewielki fragment ulicy i okalaj cy j

ywop ot. Poza tym

kr giem  wiat a panowa a ciemno

, któr  gdzie  mi dzy drzewami  ama  blask kolejnej latarni.

Min o tyle samotnych nocy w tym ogromnym, pu-stym domu...
Arnt ju  w nim nie mieszka .
Gdyby cho  umar , pomy la a Irina z gorzk  ironi , mog abym nosi

ob  po nim, zamiast tkwi  w okowach smutku. Nie zwyk a jednak  yczy

nikomu  mierci.

owa, które wypowiedzia , mia y brzmie  pocieszaj co:

„Wiesz, jak bardzo ci  lubi , Irino. Nie chcemy... to znaczy nie chc  ci  skrzywdzi . Tyle  e ju  nad tym nie panujemy... chc  powiedzie ,  e to ja

straci em kontrol . Nie mo emy tego powstrzyma , cho , uwierz, próbowa-li my. Uczucie okaza o si  silniejsze. Wreszcie wiem, co znaczy mi

 .

Banalne s owa! Pospolite a  do  mieszno ci!
Irina nie mog a jednak zdoby  si  na u miech.
Zostawi  jej wszystko. Dom wraz z ca ym wyposa eniem.
Ale co teraz z nim pocz

?

Mia a trzydzie ci pi

 lat, rzuci  j  dla... Nie, nie dla m odszej, dla swojej rówie niczki, która powinna wyka-za  si  wi kszym rozs dkiem.

Bezwstydnica!
Nie mog a nawet z

 jego post powania na karb wieku, który ka e czterdziestoletniemu m

czy nie de-speracko szuka  znacznie m odszej od

siebie dziewczyny, by dowie

 swej warto ci przed samym sob . Ten zwi -zek opiera  si , niestety, na powa niejszych podstawach.

Noc i cisza. Ciep y sierpniowy wiatr wpada agodnym strumieniem przez otwarte okno. Kiedy  uwielbia a te ciemne noce babiego lata, mistyczne

nieomal ko ysanie ga- zi w chybotliwym  wietle latarni. Teraz cisza doskwie-ra a jej bole nie.

Z zewn trz nie dobiega  ani jeden d wi k. Wszyscy spali, wszyscy oprócz Iriny.
Nie ma do kogo zadzwoni , zreszt  nie dzwoni si  do znajomych w  rodku nocy.
W którym momencie pope ni a b d? Dlaczego nie po-trafi a zatrzyma  Arnta przy sobie? Uwa

a si  za dobr

on . Zawsze, no, prawie zawsze, w

dobrym humorze, mi a,  agodna, dla dobra ma

stwa ust pliwa. Sta a u je-go boku, kiedy potrzebowa  pomocy. Wierzy a,  e wiele ich  czy,  e jest

szcz

liwy. Nigdy nie da a pozna  po so-bie zm czenia, nawet je li wieczorami pada a z nóg. Najcz

ciej przyznawa a Arntowi racj , kiedy sprzeczali

si  o drobiazgi  ycia codziennego.

Mo e w tym w

nie tkwi  b d? Mo e powinna by a wykaza  si  wi ksz  stanowczo ci ? Tyle  e upór cz sto przyjmuje si  za oznak  z ego

nastroju.
Irina rzadko bywa a w z ym nastroju.
Spyta a Arnta, ale zby  j  zdawkowym komentarzem.
- Nie zrobi

 niczego nagannego. Takie rzeczy si  zdarzaj .

- Jakie?  e mi

 umiera?

- Niekoniecznie. - Wi  si  jak piskorz. - Nie chcieli- my, by tak si  sta o. Ani ja, ani Inger. Po prostu si  sta- o, i bardzo nad tym bolejemy.

eby cho  powiedzia : Bolej ! Nie, u

 liczby mnogiej.

Stanowili jedno

. Irina znalaz a si  poza nawiasem.

Arnt wykluczy  j  ze swego  ycia.
Wróci a do 

ka, cho  wiedzia a,  e sen nie przyjdzie. Jej organizm zacz  pracowa  z ym rytmem. Irina zdawa- a sobie spraw ,  e  pi za ma o, ale

nie mog a nic na to poradzi .  apa a par  godzin snu nad ranem. Usypia a gdzie  o wpó  do szóstej po to, by obudzi  si  o dziewi -tej z wyrzutami
sumienia z powodu straconego poranka. W najgorszym razie otwiera a oczy o siódmej. Pó niej przychodzi y dni, kiedy w ogóle nie wychodzi a z 

ka.

Rzecz jasna, musia a zrezygnowa  z posady w biurze. Le-karz wypisa  jej zwolnienie na trzy miesi ce. Epizod nerwi-cowy, tak  postawi  diagnoz .

Lub co  w tym rodzaju, Irina nie by a w stanie dok adnie powtórzy  fachowego terminu.

Wiatr poruszy  latarni , ga zie rzuca y chybotliwe cie-nie na dach domu.
Zadzwoni  telefon.
Irina spojrza a na zegarek. Za kwadrans trzecia. Kto to mo e by ...?
Po

a niepewnie d

 na s uchawce. Dzwonek tele-fonu w nocy wzbudza przestrach i ka e my le  o krew-nych i znajomych. Mo e kto  mia

wypadek? Mo e kto  zachorowa ? Mo e zdarzy o si  co  znacznie gorszego?

W nat oku my li jedna nieustannie wybija a si  na pierwszy plan: Arnt.
Pok ócili si . Chce wróci  do niej?
Podnios a gwa townie s uchawk .
- Anna? - odezwa  si  zal kniony kobiecy g os. Nie-m ody, trze wy.
- Pomy ka - odrzek a Irina.
W odpowiedzi us ysza a g uchy j k zawodu.
- Prosz  spróbowa  jeszcze raz - powiedzia a przyja nie.
- Anna i tak nie odbierze. - G os wci

 pobrzmiewa  rozczarowaniem. - Prosz  zaczeka ! Niech pani nie odk a-da s uchawki! Przykro mi,  e pani

obudzi am, ale prosz  mi po wi ci  kilka chwil. Jestem taka samotna. Boj  si !

- Nie obudzi a mnie pani, i tak nie mog am zasn

. Prosz  mówi , to mi szybciej zejdzie czas.

- Jaka pani dobra! Jestem taka samotna. Mój m

 zmar . Ca ymi nocami nas uchuj  szmerów. Za

am dwa zamki na drzwi, ale i tak nie pozby am

si  strachu przed nieproszonymi go

mi. Mieszkam w kamienicy... - Obca kobieta zawiesi a g os. - Nie wszystkim mog  ufa . U nas zdarza y si

amania...

- Prosz  wybaczy  - zacz a ostro nie Irina - ale i tak uwa am,  e ma pani wi cej szcz

cia ode mnie. Pani m

 umar . To zabrzmi by  mo e

brutalnie, ale... ch tnie za-mieni abym si  z pani  miejscami.

- Co te  pani mówi?
- Mój m

 odszed  do innej kobiety. Ten ból jest nie do zniesienia.

Zapad a d uga cisza. Irina pomy la a przez chwil ,  e tamta kobieta od

a s uchawk , ale w ko cu us ysza a jej g os.

- Musia am si  nad tym zastanowi . Rozumiem pani . Gdyby Ulf mia  inn ... gdyby odszed  ode mnie, to chy-ba czu abym si  jeszcze gorzej.

Pojmuje jednak pani, jak bole nie odczuwam jego strat ?

- Oczywi cie! Ma pani k opoty ze snem?
- Szkoda mówi !
Odby y d ug , serdeczn  rozmow  o bezsenno ci. O przyczynach braku snu i o sposobach walki z t  dole-gliwo ci , a mo e raczej o ludzkiej

bezradno ci wobec niej, je li nie chce si  ucieka  do tak drastycznych  rod-ków, jak alkohol lub silne lekarstwa.

- Ma pani taki  yczliwy g os - stwierdzi a wreszcie ko-bieta, która przedstawi a si  jako Marianne. -  agodny i koj cy. Jest pani psychologiem?
- Ale  sk d! Pracuj  w biurze parafialnym.
- Ach! Wi c jest pani osob  religijn ? - W pytaniu Marianne wyczu a pewn  pow ci gliwo

.

- Nie na tyle, by to mog o komukolwiek wadzi  - odrze-k a Irina, u miechaj c si . - Ka da praca jest dobra. Teraz jestem na zwolnieniu, od rozstania

z m

em nie mog  si  pozbiera .

Dziwne! Po raz pierwszy by a w stanie mówi  o swo-im bólu i przygn bieniu, nie  ykaj c ukradkiem  ez. Mo- e cierpienie tamtej kobiety  agodzi o jej

asny  al?

- Na pani strach przed w amywaczami mo na z pew-no ci  co  poradzi  - ci gn a. - Ma pani dwa zamki, praw-da? I wci

 nie czuje si  pani

bezpieczna?
- Nie, wci

 si  boj .

- Prosz  za

 jeszcze jeden zamek, nie zaszkodzi. Mo e te  pani podpisa  umow  z jak

 firm  ochroniar-sk . Wystarczy jeden telefon, by

przyjechali. Nie jest ju  pani przecie  taka m oda?

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Mam siedemdziesi t sze

 lat. Pani pomys  bardzo mi si  podoba. Mo e si  przecie  zdarzy ,  e si

le poczuj .

- W

nie! Mam znajomego w takiej firmie. Porozma-wiam z nim.

- To mi o z pani strony! B

 szczerze zobowi zana!

Ta rozmowa da a Irinie sporo do my lenia.
W czasie trwania ma

stwa z Arntem nie narzeka a na brak znajomych. Arnt dobiera  ich starannie, by  cz o-wiekiem sukcesu i obraca  si  po ród

ludzi ze szczytu hie-rarchii spo ecznej. Z wieloma Irina straci a kontakt. Cho  nie skar

a si  na swój los, ludzie wokó  niej zacz li za-chowywa  si

jako  dziwnie. Niektórzy s owem nie wspominali o zerwaniu, inni obwiniali Arnta do tego stopnia,  e nieomal musia a go broni , jeszcze inni znik-n li
bez s owa. Rozumia a,  e spotykali si  z Arntem i je-go now  flam  i kr powali si  utrzymywa  stare wi zy.

Pozosta o jej kilku wiernych przyjació .
Tego ranka nie mog a op dzi  si  od my li o swojej sy-tuacji. Przejrza a si  w lustrze.
By a  adna i zadbana. Mo e niezbyt atrakcyjna, ale za-dbana. Tym w

nie s owem wi kszo

 ludzi scharakte-ryzowa aby jej osob . Zadbana.

Co za nudne okre lenie!
Ciemne w osy, u

one w sposób a  nadto staranny. Nienaganna figura, cera bez skazy. Strój dyskretny i za-wsze odpowiedni, praca w biurze

parafialnym mia a swo-je wymagania. Przyjazna w obej ciu, z lekko pow ci gli-wym u miechem na ustach. Pomocna i mi a, trzyma a jednak innych na

dystans.
W sumie raczej... nijaka?
Do

 tego!

Irina postanowi a przej

 do dzia ania. Zacz a od odwiedzin u pastora, swego pracodawcy i przyjaciela. Po kilku wst pnych frazesach zebra a si  na

odwag  i powiedzia a:

- Wiesz,  e  le sypiam.
- Wspomina

 o tym.

- Nie s dzisz, bym mog a zosta ... kim , jakby to na-zwa ? Nie pocieszycielem dusz, bo to twoja domena. Ra-czej s uchaczem. Kim , do kogo ludzie

dzwoni  noc , bo nie mog  spa  lub co  ich gn bi?

Pastor spojrza  na ni  uwa nie.
- To znakomity pomys , ale jak chcesz wprowadzi  go w  ycie? Jak ci  znajd ?
- Dam og oszenie do gazety - odrzek a pospiesznie, nie zdaj c sobie sprawy,  e si  czerwieni. - Podam zastrze o-ny numer, tak by nie mogli do

mnie dotrze . Zrozum, czu-j  si  taka zb dna, niepotrzebna nikomu. Skoro i tak bez-sennie sp dzam noce, mog abym zrobi  co  u ytecznego.

- No dobrze, ale jak b

 ci p aci , je li nie podasz swojego nazwiska?

Irina zaniemówi a.
- P aci ? Nie b

 tego robi  dla pieni dzy! Przecie  oni te  mi co  ofiaruj , nie jeste  w stanie tego zrozumie ?

Pastor westchn .
- Nie jestem pewien, czy to dobrze przemy la

, ale... Mo e wrócisz do pracy w biurze, skoro masz do

 si , by siedzie  nocami? Brakuje nam

ciebie.
- Nie, dzi kuj  -  achn a si . - Nic nie rozumiesz. To przez te bezsenne noce nie mog  pracowa  w ci gu dnia. Nocne zaj cie bardziej mi
odpowiada.
- Zatrudnij si  wi c w szpitalu.
- Po ród tylu ludzi? Wystawi  si  na publiczny os d? Brak mi na to si , i psychicznych, i fizycznych. Jeszcze nie teraz. Anonimowy g os... w mojej

sytuacji to najlep-sze rozwi zanie. Chc  zosta  w domu. Chc  by  sama.

- W takim razie umywam r ce. My

,  e nie zdajesz sobie sprawy, w co si  wpl tujesz.

- Wr cz przeciwnie. Tylko nie zacznij opowiada  na herbatkach u parafian,  e Irina zbawia dusze. Musz  za-chowa  anonimowo

, to sprawa

najistotniejsza.
- Przecie  rozpoznaj  ci  po g osie.
- Mój g os nie wyró nia si  niczym szczególnym. Zreszt  ludzie z mojego otoczenia nie dzwoni  pod taki numer.
Pastor przygl da  si  jej badawczo.
- Dlaczego nie znajdziesz sobie kogo  nowego? Jeszcze nie jest za pó no.
- Nie wyg upiaj si , je li wolno mi w ten sposób zwró-ci  si  do ksi dza. Oczywi cie,  e nie jest za pó no, nig-dy nie b dzie, ale pozostaje kwestia

uczu . Nie mo na tak po prostu sobie kogo  znale

, liczy si  wzajemno

.

Pastor zmiesza  si .
- Wyrazi em si  do

 niezr cznie. Chcia em tylko powiedzie ,  e  wietnie wygl dasz i... Nie, chyba zabrn em za daleko. Zreszt  i tak ju  si

zdecydowa

?

- Tak! A je li trafi  na ludzi prze ywaj cych kryzys wiary, ode

 ich do ciebie.

- Byle nie w  rodku nocy!
- To w

nie w  rodku nocy najbardziej brak im roz-mówcy. O  wicie l k ust puje. Tak jak i potrzeba zwie-rze  i odwaga do nich.

- Tak, tak...  ycz  ci powodzenia w realizacji zamiaru. Daj mi zna , jak ci idzie!
Irina wraca a do domu wolnym krokiem, tak jakby s owa pastora odebra y jej ca y entuzjazm. Wysun  tyle w tpliwo ci, radzi  szuka  m

a, zamiast

pomaga  samot-nym, przewróci  jej system warto ci do góry nogami. Które z nich mia o ograniczone horyzonty?

A zreszt  to niewa ne, i tak da sobie rad !
Kilka dni pó niej przeczyta a w gazecie swoje og osze-nie. Serce bi o jej mocno ze zdenerwowania i l ku, ale by- a zadowolona z ostatecznej wersji,

sformu owanej rze-czowo i przejrzy cie, bez dwuznaczno ci.

W mroku nocy
Je li nie mo esz zasn

, jeste  samotny i niespokojny i pragniesz z kim  porozmawia , znajdziesz mnie pod tym numerem telefonu we wszystkie

noce, poza wtorko-w  i czwartkow . Pe na dyskrecja,  adnych nazwisk. Mo-je zadanie to s ucha , czasami radzi  i pociesza . Nie pra-wi  mora ów.
Us uga darmowa. Nocny Rozmówca jest do twojej dyspozycji wy cznie mi dzy 23 a 5 rano.

U do u znajdowa  si  numer, który uzgodni a z urz -dem telekomunikacji, inny ni  numer jej domowego te-lefonu.
Og oszenie mia o si  ukazywa  w regularnych odst -pach czasu.
Irina odczu a lekkie podniecenie. Czy kto  w ogóle za-dzwoni?

Telefon rozdzwoni  si  ju  pierwszej nocy. Najpierw zg osi a si  inna gazeta, która chcia a zamie ci  wywiad z Irin  i jej du e zdj cie. Tylko tego
brakowa o!
Co w

ciwie ni  kierowa o? Nic. Po prostu zna a gorz-ki smak samotno ci.

Dziennikarz 

da  szczegó ów, ale Irina nie powiedzia- a nic wi cej.

Pó niej zadzwoni  jaki  m

czyzna, który chcia  do-trzyma  jej towarzystwa w samotno ci - i w 

ku, Irina rozpozna a dziennikarza po g osie i

zrozumia a,  e chce j  wci gn

 w pu apk , a jej przedsi wzi cie przedstawi  w fa szywym  wietle. Wyja ni a mu spokojnie,  e nie zro-zumia  tre ci

og oszenia, i od

a s uchawk .

Mia a pewno

,  e tamten spróbuje zdoby  jej dane w informacji telefonicznej. Wygl da o na to,  e marzy mu si  skandalizuj cy, podszyty zjadliw

ironi  artyku  o Iri-nie. Dziennikarze jego pokroju nie dostrzegaj  w ludziach  adnych dobrych cech i bawi  si  cudzym kosztem.

Fatalnie si  zacz o.
Irina nie mog a opanowa  dr enia r k, kiedy par  go-dzin pó niej znów us ysza a dzwonek telefonu. Do tej chwili, kr

c nerwowo po pokoju,

zd

a ze sto razy po

owa  swojej decyzji. Najch tniej w ogóle nie pod-nios aby s uchawki.

To by a Marianne. Dzwoni a z ciekawo ci, by spraw-dzi , czy to nie Irina kry a si  za og oszeniem. Irina popro-si a, by nikomu nie zdradza a jej

imienia, nie chcia a nara-

 si  na nieprzyjemno ci. Marianne poj a w lot, o co jej chodzi. Odby y d ug  rozmow , która podzia

a na Irin  koj co.

Poprosi a sw  telefoniczn  przyjació

, by dzwo-ni a, je li samotno

 b dzie zbyt mocno jej doskwiera .

Irina nie mog a jednak st umi  niepokoju. Za du o osób wiedzia o, kim jest. Pastor, urz d telekomunikacji, Marianne. Jak d ugo jeszcze uda si  jej

zachowa  anoni-mowo

?

Nad ranem, kiedy Irina k ad a si  do 

ka, zadzwoni- a jaka  kobieta.

- Wwwiesz, ca  noc zzzbieram si  na odwag , by zzzadzwoni . Chcia am tylko powiedzie ,  e to sssuper pomys .

owa rozmówczyni Iriny regularnie przerywa a pijac-ka czkawka.

- Dzi kuj  - powiedzia a uprzejmie Irina. - Mog  w czym  pomóc, czy tylko chcesz porozmawia ?
Po drugiej stronie linii us ysza a pospieszne, wypowiadane szeptem komentarze, potem znów odezwa  si  be -kotliwy g os kobiety.
- Ten twój pomys  jest sssuper. Sssama bym tego le-piej nie wymy li a. Zamknij si , Birger, terazzz ja mówi . Mój kumpel si  uchla , ma cholernie

sss ab  g ow . Ccco to ja chcia am powiedzie ... sssuper. Nocne rozzzmowy, wtedy w

nie ma si  odwag  do gggadania.

- Wiem. I w

nie noc  potrzeba rozmowy jest naj-wi ksza - doda a cierpliwie Irina. Zastanawia a si , czy kobieta przejdzie w ko cu do rzeczy. Je li

w ogóle mia- a jaki  problem, w co Irina szczerze w tpi a. - Mo e po-rozmawiamy kiedy indziej, jak b dziesz sama - zapropo-nowa a przyja nie. - Zdaje
mi si ,  e kto  ci przeszkadza?

- Ccco  ci powiem...

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

O, nie, znów to samo!
- Ma si  w ko 
cu t  ssswoj  godno

. Ale jak si  idzie po zzzasi ek... i ci mówi ,  e jeste  do nnniczego... Birger, co ro-bisz? Nie przez okno! Id  do

azienki! Co powiedz  sss siedzi... Zzzadzwoni  pó niej. On kompletnie zzzg upia ...

Po czenie urwa o si . Szkoda. Irina czu a pod wiado-mie,  e kobieta potrzebowa a pomocy, a ona by jej ch t-nie udzieli a.
Zegarek wskazywa  kwadrans po pi tej. Irina wy czy- a nocny telefon z kontaktu i po

a si  spa .

Pocz tek nie by  zach caj cy, same k opoty. Nocne rozmowy nie przynios y Irinie satysfakcji, a jej rozmów-com  adnego po ytku. Mo e z wyj tkiem

Marianne. Iri-na uzyska a obietnic  firmy ochroniarskiej,  e otoczy opiek  starsz  pani ; podali numer, pod który staruszka mog a dzwoni  o ka dej
porze dnia i nocy. Marianne nie posiada a si  z wdzi czno ci, pog oski o wyczynach w a-mywacza w s siednich domach nie dawa y jej spokoju i
nape nia y przera eniem.

Plotki ó w amaniach dotar y te  do Iriny, ale si  nimi zbytnio nie przej a. Okna i drzwi domu mia y solidne zabezpieczenia. Marianne mieszka a w

kamienicy, do której  atwo si  by o dosta , wi c wiadomo

 o wzi ciu jej pod kuratel  przyj a z wielk  ulg .

To ju  by o co . Pozosta e rozmowy nie mia y  adne-go sensu.
Nast pnej nocy, zupe nie nieoczekiwanie, przysz o Iri-nie rozwi za  prawdziwy problem.
Zadzwoni o samotne dziecko.

Siedzia  w bibliotecznej kawiarni, gdzie za darmo udo-st pniano gazety.
Jego wzrok pad  na pewne og oszenie.
To ona, pomy la  z rosn cym podnieceniem. To ona przemieni a moje  ycie w piek o, zamkn a mnie w za-k adzie psychiatrycznym. Nie mog a

zostawi  mnie w spokoju? Jej przecie  nic nie zrobi em! Psycholog, g u-pia j dza, która udaje  wi

!

I tak nie dopi a swego. Inny lekarz mnie wypu ci ,  wietnie mnie rozumia  i w ko cu go przekona em.
Wyprowadzi a si , a ja zapomnia em zapyta  w szpi-talu o jej nazwisko. Przez telefon nic nie uzyska em, ta g upia recepcjonistka rozpozna a mnie po

osie. „To pan, Karlsen? A o co chodzi?”

I co mia em powiedzie ?
Wreszcie j  odnalaz em. To s  jej s owa!
Wyrwa  stron  z gazety i wyszed .
ROZDZIA  II
NOC DRUGA
Tego wieczora zacz a si  ba  nocnego czuwania.
Po co to robi , skoro napawa mnie to jedynie niesma-kiem? Je li nikt nie zadzwoni, wpadam w depresj . Je li dzwoni , odczuwam trem , a nawet
strach.
Mija y godziny. Silny wiatr zwiastowa  nadej cie jesie-ni. Szumia y li cie,  wiat o lamp ulicznych k ad o si  chy-botliwymi plamami na  cianach pokoju.

Co rusz gwa -towny podmuch ko ysa

elaznym uchwytem latarni.

Pora ka, pomy la a Irina. Dochodzi druga, a nikt nie zadzwoni . Ludzie zapomnieli o og oszeniu.
Nie mog  przecie  zamieszcza  go codziennie, bo to zbyt kosztowne.
Na odg os dzwonka podskoczy a gwa townie. Podnio-s a s uchawk  dr

 d oni  i powiedzia a:

- Nocny Rozmówca.
Z pocz tku nie us ysza a nic. Kto  wyra nie usi owa  u

 s uchawk  przy uchu.

Potem dobieg  j  oddech przera onego dziecka.
- To ty rozmawiasz z lud mi?
Piskliwy g osik, ale jego posiadacz wiedzia , jak pos ugi-wa  si  telefonem. Wielu rodziców pozwala o dzieciom podnosi  s uchawk  ku wielkiej

irytacji dzwoni cych, któ-rym zwykle nie dane by o zostawi  wiadomo ci ani doprosi  si  o rozmow  z którym  z doros ych. Rodzice woleli jednak s odki
widok swoich pociech ze s uchawk  w d oni...

- Tak, to ja rozmawiam z lud mi nocami - odpowie-dzia a spokojnie Irina. - Mog  ci w czym  pomóc?
- Nie, tylko strasznie si  boj .
Co by o s ycha . G os by  przyt umiony, tak jakby dziecko schowa o si  pod ko dr .
- Teraz ja jestem z tob , wi c si  nie bój. Gdzie s  twoi rodzice?
- Mama wysz a z Kurtem. A tata nie  yje.
- Strasznie mi przykro.
- Tak. Jaki  samochód na niego najecha . Co ...
- Co mówisz? - spyta a Irina, kiedy w s uchawce zapa-d a cisza. - Co si  sta o? S ucham.
Dziecko zawaha o si . Irina spojrza a na li cie kaszta-na, które w  wietle latarni przypomina y ruchliwe d onie. Nie wiedzia a, co powinna powiedzie ,

nie umia a post -powa  z dzie mi. Arnt nie chcia  dzieci, mówi ,  e woli zaczeka .

Teraz mia a trzydzie ci pi

at. Nied ugo b dzie ju  za pó no...

Podskoczy a z przera enia, kiedy us ysza a szept w s u-chawce.
- Co  jest pod moim 

kiem. Boj  si  opu ci  nogi, bo mnie z apie. A musz  i

 do  azienki.

Irina potraktowa a to niezwykle powa nie.
- Mówisz,  e co  jest pod twoim 

kiem? Co to mo- e by ? Jak wygl da?

- Nie wiem - dobieg a j

osna odpowied . - Boj  si  spojrze .

Do diab a z rodzicami, którzy bez opieki zostawiaj  dziecko o tak bujnej wyobra ni!
- Ile masz lat?
- Siedem. Nied ugo osiem. Szesnastego listopada.
- To wspania y dzie  na urodziny. Moje, niestety, przypadaj  w Wigili . Jak masz na imi ?
- Katerine.
Zd

a si  zorientowa ,  e g os nale y do dziewczyn-ki. Jak  rad  powinna da  samotnemu, przera onemu dziecku? Irina domy la a si ,  e

metoda, któr  zamierza zastosowa , odbiega od zasad pedagogiki i psychologii, ale nie widzia a innego wyj cia.

- Pos uchaj, Katerine, wiem, co czujesz. Kiedy mia am tyle lat co ty, te  nachodzi y mnie z e my li. Czyta am straszne historie i ogl da am

przera aj ce filmy. I te  po-tem s dzi am,  e co  ukrywa si  pod moim 

kiem. Mnie równie  zostawiano sam  w domu.

- Naprawd ? - W g osie Katerine zabrzmia o niedo-wierzanie.
- Nawet do

 cz sto. Pó niej jednak kto  mi powie-dzia ,  e nie musz  si  ba , bo moja babcia, bardzo mila babcia, która wtedy ju  nie 

a, pilnuje,

by nic z ego mi si  nie sta o.

- Tatu  te  nie  yje. I te  by  bardzo mi y.
Na te s owa czeka a!
- Wi c jeste  w takiej samej sytuacji jak ja, Katerine. Nie mo esz go zobaczy , bo on przebywa w innym  wie-cie, niewidzialnym dla nas. Ale jego

my li s  przy tych, których kocha  najbardziej. Te my li s  tak pot

ne,  e  adne strachy nie mog  tkn

 jego ma ej dziewczynki. My li tatusia

przegoni  wszelkie z o.

Zapad a cisza.
- Je li od

ysz teraz s uchawk  - ci gn a Irina - nie na wide ki, tylko na 

ko czy stolik, to zaczekam, a  wrócisz z  azienki. Nie b dziesz sama w

pokoju. Swoj  drog  to milo,  e mama zostawi a ci telefon przy 

ku.

- Po

am si  w jej pokoju. Nie wolno mi, ale w li-zgn am si  tutaj, jak tylko wyszli.

- Wi c pójdziesz? Jak doros am, zrozumia am,  e pod moim 

kiem nie czai si

aden potwór. Pod twoim te  nie, ale wiem,  e  atwo w to uwierzy .

- Zaczekasz?
- Na pewno!
Katerine znów si  zawaha a.
- Nic mi si  nie stanie?
- Wszystko b dzie dobrze. Usi

 na 

ku.

Szelest rozrzucanej po cieli.
- Opu

 nogi i postaw je na pod odze. Jestem przy to-bie, teraz mo esz od

 s uchawk .

Przyspieszony oddech sugerowa ,  e dziewczynka nie mo e oderwa  si  od aparatu.
- Uda o si ?
- Teraz stawiam nogi na pod odze. To na razie!.

uchawka upad a z  oskotem. Szybki tupot drobnych stópek.

Irina czeka a cierpliwie.
Trzasn y drzwi i odezwa  si  przej ty g osik:
- Wszystko dobrze. Tam nikogo nie ma.
- No widzisz! Teraz spokojnie za nij. Zawsze mo esz do mnie zadzwoni , byle nie po pi tej, bo wtedy sama k ad  si  spa .
Dziewczynka nie chcia a si  roz czy .
- Mog  zadzwoni  jeszcze dzisiaj?
- Oczywi cie. Ale przecie  twoja mama nied ugo wróci.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Nie wiem. Powiedzia a,  e przyjdzie o dwunastej, a dwunasta ju  min a.
Trzy godziny temu!
- Troszk  si 
 spó nia - Irina usi owa a doda  dziecku otuchy.
- Czasami wraca nad ranem.
Tak nie mo 
na, pomy la a Irina ze z

ci .

- Jak si  nazywasz, Katerine? I gdzie mieszkasz?
- Katerine Elisabeth Stensen. Fiolveien 7, Hoyden.
- Fiolveien? To do

 daleko ode mnie.

- A jak ty si  nazywasz?
- Tego... nie mog  ci powiedzie , bo chc  pozosta  ano-nimowa. To znaczy, tak  troszk  tajemnicz  osob , któ-rej nikt nie zna z imienia. Mo esz

mnie nazywa  Noc-nym Rozmówc .

Katerine westchn a z rozczarowaniem, ale Irina nie odwa

a si  poda  jej swego nazwiska. By o do

 nietypo-we, tak  e bardzo u atwi oby jej

odszukanie. Samotno

 dziewczynki z agodzi a jednak mocne postanowienie Iriny.

- No dobrze, mów do mnie Marie. To moje drugie imi , co  jak twoje Elisabeth.
Dziewczynka rozchmurzy a si .
- Po

ysz si  teraz? Ju  bardzo pó no. B

 pod te-lefonem.

- Dlaczego mama nie wraca? Boj  si , Kurt jest dla niej czasami taki niedobry.
Coraz gorzej!
- A mnie nie lubi.
Typowy problem. Mama si  zakochuje, wybranek za  nie chce zaakceptowa  dziecka. Rozpoczyna si  rywaliza-cja. Dziewczynka jest mo e troch

marudna, a mama chce poby  z nowym ukochanym. Je li m

czyzna nie potrafi si  zdoby  na cierpliwo

, konflikt staje si  nieunikniony.

Irina nie mia a zamiaru grzeba  zbyt g boko w  yciu rodzinnym Katerine.
- Nikt si  tob  nie mo e zaopiekowa ? To znaczy, do-trzyma  ci towarzystwa?
- Jest pani Gustavsen, mieszka po drugiej stronie korytarza. Ale jest stara i przychodzi tylko w dzie , kiedy mama pracuje.
- Rozumiem. Noc  potrzebuje snu.
Katerine zgodzi a si  w ko cu wróci  do 

ka i za-ko czy  rozmow , ale Irina nie pozby a si  uczucia nie-pokoju. Co mo na zrobi  dla dziecka,

które traci o grunt pod nogami?

Dlaczego wzi a taki ci

ar na swoje barki? Mo e pa-stor mia  racj , nie zdawa a sobie sprawy, na co si  pory-wa. Irina nie s dzi a,  e b dzie

musia a rozwi zywa  takie skomplikowane problemy, i ju  zacz a odczuwa  brze-mi  odpowiedzialno ci.

A mia o by  du o gorzej. Sprawa Katerine powróci a jeszcze tej samej nocy.

Zaraz po rozmowie z dziewczynk  odebra a przykry telefon.
Jaki  m

czyzna zaproponowa  zduszonym i nieprzy-jemnym g osem,  e odwiedzi j  w domu, je li tylko Irina ze-chce poda  mu swój adres. Ona

jednak nie zechcia a i od o-

a s uchawk , wyg osiwszy wstrzemi

liwy komentarz.

Irin  przeszed  dreszcz. Jej dom, skryty za starymi, ogromnym drzewami, nie wydawa  si  ju  tak bezpieczny.
Dzwonek telefonu rozbrzmia  ponownie.
- Marie, to ty?
Katerine!
- Wci

 nie  pisz?

- Obudzi am si  - wyszepta a dziewczynka. - Mama jeszcze nie wróci a. Kto  si  w amuje do pani Gustavsen.
Irina otrze wia a.
- Jeste  pewna?
- Tak. Musi ich by  co najmniej dwóch, bo rozmawiaj  ze sob . Szepcz . I grzebi  przy zamku. Mama mówi,  e pani Gustavsen nie wierzy bankom i

trzyma pieni dze w do-mu. I jeszcze mówi,  e pani Gustavsen lubi oszcz dza .

Takie plotki szybko si  rozchodz .
- Dobrze,  e zadzwoni

, Katerine, jeste  m dr  dziew-czynk . Zamknij porz dnie drzwi i nie otwieraj nikomu poza mam  i policj . Zaraz do nich

zadzwoni  i poprosz , aby przys ali radiowóz. Nie powiem,  e to ty telefonowa-

,  eby z odzieje si  na ciebie nie z

cili. O niczym si  nie dowiedz .

Dobrze?
- Dobrze. I  eby nie zrobili krzywdy pani Gustavsen.
Dobre dziecko!
- Zadbamy o to. Od

 s uchawk , zadzwoni  na po-licj !

Po czono j  z oficerem dy urnym, nazywa  si  Westling. W jego g osie pobrzmiewa  sceptycyzm, wypyty-wa  o szczegó y. Powiedzia a mu,  e ta

sama dziewczyn-ka zadzwoni a do niej przed godzin , bo ba a si ,  e co  siedzi pod jej 

kiem.

- Je li ma tak bujn  fantazj , to histori  z w amywa-czami te  mog a zmy li  - stwierdzi .
Irina straci a cierpliwo

.

- Sprawa jest powa na. Dziecko boi si  o  ycie star-szej pani i wydaje mi si ,  e powinni my to uszanowa .
Westling obieca  wys

 radiowóz i spyta  Irin  o numer telefonu. Poda a mu numer Nocnego Rozmówcy. Wymo-g a jeszcze na nim,  e nie ujawni

to samo ci dziewczynki, a jej matce, je li si  pojawi, udzieli stosownej reprymendy.

- Prosz  tylko nie mówi ,  e dziewczynka dzwoni a do mnie! - doda a. - Prosz  powiedzie ,  e zawiadomi a was bezpo rednio! W przeciwnym razie

mo e mie  w do-mu nieprzyjemno ci.

Westling przysta  na to, cho  bez zbytniego entuzjazmu.
Mam nadziej ,  e nie podjad  z w czon  syren , pomy la a Irina, od

ywszy s uchawk . Na filmach krymi-nalnych w telewizji zawsze tak robi ,

skutecznie przep aszaj c rabusiów.

Uzna a,  e norwescy policjanci maj  wi cej rozs dku.

Inspektor Westling wyruszy  osobi cie w towarzystwie jeszcze jednego funkcjonariusza. Nie w czyli syreny. We-stling nie za bardzo wierzy  w t

histori , wyjecha  bar-dziej po to, by unikn

 sennej atmosfery w komisariacie.

- Tu jest numer siedem - stwierdzi  jego kolega. - Bu-dynek dwupi trowy, du o mieszka . Nie znamy numeru?
- Nie, ta tajemnicza dama te  go nie zna a. Ciemno i ci-cho, na ulicy  adnych samochodów. Czekaj! - Zobaczy  pe zaj ce  wiate ka na drugim

pi trze. - Latarki. To oni!

Wi c mówi a prawd , pomy la  kwa no.
Nakryli z odziei, kiedy ci byli zaj ci kneblowaniem przera onej pani Gustavsen. Bandyci nie mieli  adnych szans ucieczki.
- Sk d, do diab a, wiedzieli cie? - zapyta  z w ciek o- ci  jeden z nich, kiedy kajdanki zatrzasn y si  na jego nadgarstkach.
- Obywatelska solidarno

 - odrzek  lakonicznie We-stling.

Nie doda  ani s owa. Tajemnicza dama si  nie myli a, dziewczynk  nale

o chroni .

Na schodach spotkali matk  ma ej. Westling nie ode-zwa  si , za to kobieta wrzasn a na ca e gard o:
- Sven, co tu robisz?
Obaj m

czy ni liczyli sobie mniej wi cej po trzydzie- ci lat. Jeden z nich skuli  si  w sobie, by o mu wyra nie nie w smak,  e go rozpoznano.

- Zna pani tego  obuza? - zapyta  Westling matk  Katerine.
- Znam. To przecie  brat Kurta. Mojego ch opaka. To znaczy, by ego ch opaka. Miarka si  przebra a! Co oni tu robi ?
Westling w kilku s owach opisa  zdarzenie.
Matka Katerine wygl da a na przygn bion .
- Wi c to ode mnie dowiedzieli si  o pieni dzach! Od Kurta. To koniec. Zrobi am wiele dla uratowania tego zwi zku, ale teraz mam ju  do

. - Nagle

zda a sobie spra-w  z innego niebezpiecze stwa. - Moja córeczka! Jest sa-ma w domu! Chyba jej nie skrzywdzili?

Funkcjonariusz wyprowadzi  w amywaczy i budynku. Westling szybko skorzysta  z okazji.
- Córka jest sama w domu? O tej porze? - spyta .
Matka dziewczynki zmiesza a si .
- Troch  si  spó ni am...
Na wi cej nie potrafi a si  zdoby . Inspektor dos y-sza  jednak,  e je; wargi wyszepta y co  w rodzaju: „Wi c dlatego by  taki rozochocony! Nie

wypuszcza  mnie z obj

...”

- Pani córka zawiadomi a nas o w amaniu - powiedzia  powa nym tonem. - Bandyci nie mog  si  o tym dowie-dzie , bo jeszcze przyjdzie im do g owy

si  m ci .

- Tak. Przepraszam!
Nie wiadomo, kogo przeprasza a i za co. Szybko otwo-rzy a drzwi do mieszkania. Westling ujrza  w przelocie ma  dziewczynk , która przebiega a z

pokoju do poko-ju. Spodziewa  si  us ysze

ajanie matki, ale nic takiego nie nast pi o.

To dobrze, pomy la . Kobieta dosta a nauczk , mo e w przysz

ci lepiej zajmie si  dzieckiem.

Zostawi  pani  Gustavsen pod opiek  policjanta. Te-raz musia  przes ucha  t  tajemnicz  osob , która zawia-domi a go o przest pstwie.
By o pó  do pi tej rano, ale jego rozmówczyni sama prosi a, by dal jej zna  o wyniku akcji.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

W po piechu nie zapyta  jej o nazwisko ani o adres, je-dynie o numer telefonu. Chocia ...? Chyba zapyta , tyle  e ona wykr ci a si  od odpowiedzi.
Czy by mia 
a co  do ukrycia?
Przesun  d oni  po jasnych w osach i potar  zm czo-ne powieki. Brak snu dawa  si  mu we znaki. Pracowa  w tym mie cie od niedawna, by

wyró ni  si  pilno ci , wzi  nocny dy ur za koleg . Dot d nie pracowa  nocami.

Gdzie si  podzia  ten numer?

Irina nie k ad a si . Nawet nie zdj a ubrania, na wy-padek gdyby nalegali na wizyt  u niej w domu. By o ju  bardzo pó no, dawno powinna znale

si  w 

ku. A je- li ten inspektor nie zadzwoni? Albo zaczeka do rana? I zabierze jej tych kilka godzin cennego snu, jeszcze bar-dziej zak óci i tak

niezwyk y rytm dnia i nocy?

Wstawa

wit. Na tle granatowego nieba pojawi y si  czarne zarysy wzgórz.

Nigdy dot d nie czu a si  tak samotnie. Inaczej wyo-bra

a sobie nocne rozmowy.

Zadzwoni  telefon. To by  Westling, równie osch y jak poprzednim razem.
- A wi c? - spyta a Irina.
- Z apali my ich - rzuci  krótko. - Dzi kujemy za in-formacj . Sk d...?
- A dziewczynka? - przerwa a mu. - Katerine. Nic jej nie jest?
- Matka wróci a do domu. Zwróci em jej uwag ,  e za-niedbuje dziecko. Chyba si  przej a. Sko czy a z Kurtem, wszystko si  jako  u

y. Mam

wra enie,  e facet wy-ci gn  j  z domu, by jego brat móg  dokona  w amania. Albo wybrali z  por , albo kobieta zaniepokoi a si  o cór-k  i
pokrzy owa a im plany. Nie wspominaj c o roli, ja-k  odegra a ma a Katerine. Tego nie wzi li pod uwag .

- A wi c to by  brat kochanka! Pa skie domys y brzmi  prawdopodobnie.
- Potrzebne mi pani dane do raportu. Nazwisko i adres?
Irina zawaha a si .
- Nie wystarczy numer telefonu?
- Nie. Sk d zna pani Katerine?
- Zadzwoni a do mnie.
- To ju  wiem. Dlaczego w

nie do pani? Jest pani krewn ?

Co za uparty typ.
- Nie, ja...
To nie by o przyjemne!
- Ja... za

am telefon zaufania. Je li kto  ma ochot  na nocn  rozmow ...

- Ach, tak - przerwa  jej szorstko, jakby nagle wszyst-ko zrozumia . - Widzia em og oszenie. „W mroku nocy”. Do

 ryzykowne zaj cie.

- Zd

am si  o tym przekona . Chcia am pomóc lu-dziom samotnym.

- Jest pani pocieszycielk  strapionych? Osob  religijn ?
Irina nie ukrywa a rozdra nienia.
- Czy to co  z ego? Nie jestem zbytnio religijna, a po-za tym uwa am,  e chrze cijanie nie maj  monopolu na dobro, jest go wystarczaj co du o w

innych religiach i po-za nimi. Prosz  mnie nie nazywa  pocieszycielk  strapio-nych, chc  by  jedynie ich powiernic ! I nie s dzi am,  e to oka e si
takie ryzykowne.

Wydawa  si  zak opotany jej reakcj .
- A wi c jednak! Czy kto  pani grozi ?
- Mia am kilku niepowa nych rozmówców, ale nie chc  o tym wspomina . Numer jest zastrze ony, nie znajd  mnie.
Nie da  si  przekona .
- Takie informacje zdoby  nietrudno. Powinna pani zaprzesta  dzia alno ci.
- Dopiero j  zacz am. No i przecie  okaza am si  przydatna?
- Tak, ale... Wi c co z tym nazwiskiem i adresem? Tyl-ko do mojej wiadomo ci.
- Przecie  musi pan napisa  raport.
- Raport jest tajny.
Nie jeste  jedynym policjantem na tym  wiecie, pomy- la a. A inni mog  zapomnie  o dyskrecji wobec rodziny i przyjació .
- Zróbmy wi c inaczej - powiedzia , jakby czyta  w jej my lach. - Zapisz  nazwisko, adres i domowy numer tele-fonu, a o Nocnym Rozmówcy nie

wspomnimy ani s owem. Nikt si  nie dowie,  e to pani si  ukrywa za og oszeniem.

Uzna a,  e mo e przyj

 jego propozycj . Podzi ko-wa a mu i poda a swoje dane.

Po rozmowie z inspektorem d ugo nie mog a doj

 do siebie. Kr ci a si  po pi trze, z uwag  studiowa a ornamen-ty na szybkach wprawionych w

drzwi jeszcze za  ycia jej rodziców. Dzi  ju  takich drzwi nikt nie robi. Wesz a do pokoju go cinnego, który stal pusty od chwili, kiedy Arnt si
wyprowadzi . W ci gu ostatniego roku Irina nie przyj-mowa a go ci.

Wymaca a na framudze klucz do drzwi prowadz cych na nie doko czony balkon. Jej ojciec by  marzycielem, któ-ry rzadko doprowadza  sprawy do

fina u. Arnt nie znosi  tych drzwi. Fatalne miejsce na balkon, powtarza . Zapew-ne mia  racj . Wyst p znajdowa  si  na  cianie zwróconej ku stromo
opadaj cej partii ogrodu. To by a najbrzydsza strona domu, który wspiera  si  w tym miejscu wysokim fundamentem o ska . Irina zamkn a drzwi na
klucz i przesz a do sypialni. Sta o w niej du e 

e ma

skie. Od dawna chcia a je wymieni , ale nie mog a jako  wcie-li  tego zamiaru w czyn. Chyba

mia a to po ojcu.

Wreszcie czas na sen. Na wschodzie niebo poja nia o i miasto budzi o si  do  ycia.

Odtr ci a mnie! A czego innego mo na si  by o spodzie-wa  po tej zadufanej w sobie hipokrytce! Mo e rozpozna- a mnie po g osie? Sk d,

przy

em chusteczk  do ust.  le zrobi em? Pewnie by zmi

a, gdyby wiedzia a,  e to ja.

To ona, za

 si , to ona. Tak jak dawniej miesza si  w cudze sprawy, o wszystkim chce decydowa , wszystkimi komenderowa . Niech no tylko

zdob

 jej adres, to b

 mia  j  w gar ci. Szuka em w ksi

ce telefonicznej, ale nie da em rady, za du o nazwisk. Pyta em w biurze numerów.

Numerów zastrze onych, powiedzieli, si  nie podaje. Wia-domo, tacy jak ona, co to zamykaj  ludzi u czubków, mu-sz  zastrzega  numery.

Trzeba jej b dzie zagra  na uczuciach, to si  wygada. Kobiety uwielbiaj  by  zdobywane, wystarczy par  do-sadnych s ów. Pójdzie jak po ma le!

dzie moja.

Dostanie to, czego chce, i to, o czym nawet nie odwa- y si  pomy le .
Jakby mnie zaprasza a tym og oszeniem.
„W mroku nocy”. Dok adnie tak si  wyrazi a. „Musi-my zamkn

 pa skie drzwi na klucz, panie Karlsen, bo si  nam pan rozp ynie w mroku nocy”.

Tak powiedzia a. „W mroku nocy”. G upia kl pa! Po-wiedzia a te : „nam”. I wychodz c, pokr ci a ty kiem. Mia a na mnie ochot , jestem tego pewien.
Wi c mnie dostanie. A ja j . Ca . Potem z

 j  w grobie, w jakim  ustronnym miejscu, którego nikt nie znajdzie. Drugi raz nie pope ni  tego

samego b du!

ROZDZIA  III
NOC TRZECIA
Przysz a noc, o jakiej marzy a.
Zadzwoni  „filozof”.
By o dziesi

 po jedenastej, kiedy zad wi cza  telefon i us ysza a mi y, swobodny, lekko ironiczny g os. Z brzmie-nia wywnioskowa a,  e nale

 do

czyzny w  rednim wieku.

On te  mia  trudno ci z za ni ciem i sp dza  noce w sa-motno ci. Rzadko k ad  si  przed czwart  rano i zwyk  przesypia  ranki. Z przyjació mi

spotyka  si  popo udnia-mi i wieczorami.

- Co  mi to przypomina - Irina u miechn a si  mi k-ko. - Klasyczna sowa?
Tak, przyzna , zawsze sprawia o mu k opot ranne wstawanie do szko y i pracy. Szko  jako  przespa , pra-cy nie wypada o, wi c da  sobie spokój.

Zosta  pisarzem i sam decyduje o swoim rozk adzie zaj

.

Tyle  e do tego zawodu potrzebny jest talent, zdziwi- a si  Irina, troch  zaskoczona, troch  rozbawiona.
Oczywi cie, nawet wyda  kilka ksi

ek, ale nie chce o nich rozmawia . Ta rozmowa ma by  przecie  anonimowa?

Irina musia a przyzna  mu racj . Zastanawia a si , kim jest jej rozmówca. Pisarz mieszkaj cy w Hoyden?
- We wspó czesnym spo ecze stwie wolny zawód jest nieomal jedynym sposobem na przetrwanie - westchn . - Pomy l o tych biedakach, którzy

trac  prac  w wyniku redukcji. Pa stwo zach ca ich, by zacz li od nowa. Ilu tak uczyni o tylko po to, by po paru latach zbankrutowa  przez wysokie
podatki? Nie powinno si  dopuszcza  do bankructw. Pa stwo wydaje na bezrobotnych znacznie wi cej, ni

ci ga od nich w formie podatków. To

dotyczy równie  du ych firm.

- Ca kowicie si  z tob  zgadzam - powiedzia a Irina, kiwaj c z zapa em g ow , cho  przecie  i tak nie móg  te-go zobaczy . - Pe ne zatrudnienie

znaczy wi cej ni  pie-ni dze w kasie. Je li mo esz utrzyma  si  z pisarstwa, to trudno o lepszy sposób na  ycie.

- Ach, nie mam zbyt wysokich wymaga . Troch  ma-luj  i czasami udaje mi si  sprzeda  jaki  obraz. Wystarczy na bie

ce potrzeby.

- Talenty artystyczne cz sto id  w parze.
- Tak, uzdolnienia dostaje si  hurtowo w darze od na-tury - roze mia  si . - Do muzyki,  piewu, nawet teatru. Wszystkiego. Wiele z tego nie wynika.

Bieg

 w wi k-szo ci dziedzin, mo e wirtuozeria w jednej.

- Szkoda,  e na mnie nie trafi o - westchn a. - Je li chodzi o muzyk , wyró ni am si  ju  jako dziecko. Ro-dzice op acali mi lekcje fortepianu, ale

zrezygnowali, kie-dy pewnego razu nauczycielka powiedzia a,  e zagra am z y d wi k, a ja nie mog am zrozumie , sk d to wie, sko-ro stoi ty em do

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

instrumentu. Wtedy do nich dotar o,  e nic ze mnie nie b dzie.
Roze mia  si  i ten  miech wzbudzi  w Irinie sympa-ti  do nieznajomego.
Ta rozmowa doda a Irinie otuchy i pewno ci siebie.
Od dawna nie mia a okazji do takiej wymiany my li. Konwersacje z Arntem ogranicza y si  do bana ów  ycia codziennego, a praca w biurze

parafialnym nie zmusza a do wysi ku intelektualnego.

„Filozof” chcia  pozna  przyczyny jej bezsenno ci. Czy by te  by a z natury nocnym markiem?
Irina musia a zachowa  ostro no

.

- W

ciwie nie - zacz a z wahaniem. - Jestem na zwolnieniu, z przyczyn osobistych, i cierpi  na bezsen-no

. Zamiast siedzie  i wpatrywa  si  w

ciany, wola am zrobi  co  po ytecznego. Najgorsze to le

 i czeka  na sen, który nie chce przyj

. Mój umys  pracuje na zbyt wysokich obrotach,

bym mog a skupi  si  na lekturze.

- Rozumiem - odrzek  sceptycznym tonem, jakby nie rozumia  i chcia  wiedzie  wi cej.
Nic wi cej si  nie dowiedzia , Irina roze mia a si  tyl-ko z za enowaniem.
- Teraz, kiedy nie pracuj , zaczynam docenia

ycie pozbawione stresu. Korzystam z okazji, by troch  okie -zna  wybuja e ambicje.

- Tak, stres bierze si  z tego, czego nie robimy - stwier-dzi .
- Z tego, czego nie zd

y si  zrobi  - zgodzi a si  Iri-na po namy le. - Czasami wpadamy w wir zdarze  i my- limy: Tego nie zd

ymy zrobi , bo

trzeba zaj

 si  czym innym. I nie mo emy pozby  si  poczucia,  e zaniedbu-jemy obowi zki.

- No w

nie!

- Koszmarny sen kobiety pracuj cej. Cho  pewnie i m

-czy ni nie s  wolni od my li,  e znajduj  si  nie tam, gdzie trzeba, i zajmuj  si  nie tym,

czym by chcieli. Jestem szcz

liwa,  e pozby am si  podobnych problemów.

- Czym si  zajmujesz, kiedy nie prowadzisz nocnych rozmów?
Irina zawaha a si . Spojrza a na siebie w lustrze nad to-aletk  i ujrza a blad , zm czon  twarz. Nie by a w for-mie, ale tak to jest, je li myli si  dzie  z

noc .

- To pytanie narusza moj  anonimowo

.

- Przepraszam! Spyta em bez zastanowienia. Czy mog  jeszcze zadzwoni , je li noc zacznie mi si  d

?

- Bardzo prosz  - zgodzi a si  ch tnie. - Ty przynaj-mniej nie jeste  trudnym przypadkiem.
Spowa nia .
- Ja nie, ale mój brat ma powa ne problemy. - Przykro mi to s ysze .
- Choroba przyku a go do wózka - westchn . - Móg -by prowadzi  ca kiem normalne  ycie, gdyby nie brak zrozumienia u ludzi.
- Odnosz  wra enie,  e postawy wzgl dem takich osób uleg y znacznej poprawie?
- Ale  sk d! Niektórzy krzycz  mu do ucha, zak ada-j c automatycznie,  e pewnie jest te  g uchy. Inni plot  bzdury, jakby mieli do czynienia z

chorym umys owo. Gdyby zechcieli zwraca  uwag  na jego rozum, a nie cia- o, 

oby mu si  znacznie  atwiej.

- Rozumiem.
- Niedawno pewna dama z jakiej  sekty religijnej po-wiedzia a mu wprost,  e siedzenie na wózku to kara za jego w asne grzechy. Odpowiedzia ,  e

choruje od dziecka, wi c kiedy zd

 nagrzeszy ? Dama strasznie si  unios a i stwierdzi a,  e blu ni.

- Ojej! - Irina a  zadr

a.

- Przy innej okazji za artowa  sam z siebie. Jaki  star-szy pan poczerwienia  wtedy ze z

ci i krzykn ,  e z po-wa nych spraw nie nale y si

wy miewa .
Irina skrzywi a si .
- Twój brat zrobi  to,  eby mie  si y do  ycia.
- W

nie. Wielu uwa a,  e niepe nosprawni powinni traktowa  ludzk  uprzejmo

 jak ja mu

 i przyjmowa  j  z wdzi czno ci . W asne opinie,

kontrowersyjne pogl -dy i dowcipy nie s  mile widziane.

- Bardzo lubisz brata - powiedzia a  agodnie.
- Jeste my sobie bardzo bliscy - odrzek  niemal szor-stko. - Nie okazuj  mu wspó czucia, bo go nie potrzebu-je. Straci em ju  nadziej ,  e  wiat

zacznie traktowa  go naturalnie, tak jakby by  normalnym cz owiekiem. Zre-szt  co to w

ciwie znaczy?

- Sama si  zastanawiam - zako czy a z u miechem.

Ta rozmowa doda a jej odwagi. Kiedy ko o pó nocy te-lefon zadzwoni  ponownie, wci

 si  u miecha a.

miech zamar  jej na ustach. To by  ten sam ordy-narny m ski g os. Starszy cz owiek, który wypluwa  z sie-bie paskudztwa, szybko i niewyra nie.

Irina zerwa a po- czenie.

Zacisn a mocno d onie na oparciach fotela. Kiedy dzwonek telefonu rozbrzmia  ponownie, nie wiedzia a, co zrobi . W ko cu podnios a s uchawk .
Znów on. Tym razem wiele nie mówi , wymamrota  tylko jaki  brzydki wyraz, dysz c w mikrofon.
Irina roze mia a si .
- To doprawdy zabawne! My la am,  e takie historie zdarzaj  si  tylko w tanich komediach. Oble ny staruch j cz cy w telefon.  wintuch  lini cy si

na widok dziew-cz t, których nigdy nie b dzie mie !

Roz czy a si .
To powinno zamkn

 mu usta, pomy la a, trz

c si  ze zdenerwowania.

Arnt, dlaczego mi to zrobi

? Pokoje krzycz  pustk , na zewn trz czai si  z o.

Pod postaci  grubia skiego starca? Nie by  taki gro- ny, przecie  jej nie znajdzie.
Odby a potem par  rozmów, o których chcia a jak naj-szybciej zapomnie . Nie w takim celu rozpocz a swoj  nocn  s

.

Pierwsza zacz a si  od ciszy. Kiedy po krótkiej chwi-li rzuci a w s uchawk  pytaj ce „halo”, odpowiedzia  jej st umiony chichot. Potem bardzo m ody,

rozbawiony g os zapyta :

- Czy to Nocny Rozmówca?
Wybuch niepohamowanego  miechu w tle. M odzie . Mo e nastoletnia, rozochocona paroma piwami, mo e m odsza, stroj ca telefoniczne figle.
- O co chodzi? - spyta a Irina.
Ponowny wybuch  miechu, trzasn y wide ki aparatu. Smarkacze, pomy la a.
Druga rozmowa by a inna, lecz równie nieudana. Za-dzwoni a kobieta i oznajmi a,  e ma mnóstwo zmartwie . Po d ugiej tyradzie o brutalnych i

pozbawionych serca w

cicielach kamienicy, niczym nie zawinionych d ugach, zbyt wysokich podatkach i zwyk ej niesprawiedliwo ci dama przesz a do

sedna rzeczy. Potrzebowa a pieni dzy.

Irina delikatnie przedstawi a sw  kiepsk  kondycj  fi-nansow , co jedynie rozz

ci o jej rozmówczyni , która oskar

a j  o sk pstwo i brak

zrozumienia dla cudzych problemów. Doda a jeszcze,  e Irina nie powinna zawraca  ludziom g owy w  rodku nocy, skoro wcale nie zamierz  spieszy
im z pomoc .

Ten sposób rozumowania pozbawiony by  wszelkiej logiki, ale Irinie uda o si  utrzyma  przyjazny ton g osu do ko ca rozmowy.
Dyskusja da a si  jej we znaki. Nie by a przyzwyczajona do agresywnych zachowa . W ma

stwie z Arntem unikali gwa townych utarczek, co w

du ej mierze by- o zas ug  jej ugodowego charakteru. W biurze parafial-nym ma o kto odwa

 si  podnie

 g os. Z szacunku?

To nag e uczestnictwo w prywatnym  yciu innych ludzi by o dla taktownej i spokojnej Iriny wielkim wstrz sem.
Po ostatnim telefonie zapad a cisza, przera aj ca cisza. Z pomieszcze  w ogromnym domu nie dobiega  ani je-den d wi k. Irinie brak by o odg osów

ycia, t skni a do blisko ci innych ludzi. Zda a sobie teraz spraw ,  e dy u-rów przy telefonie podj a si  nie tylko z potrzeby po-magania innym, ale

równie  i dla w asnego dobra. Ta konstatacja wyda a si  jej gorzka i ironiczna.

O pó  do trzeciej ponownie zadzwoni  filozof z kon-kretn  propozycj .
- My la em o tych twoich nocnych rozmowach. Nie mog aby  zebra  swoich, jak to okre lasz, trudnych przy-padków, i razem ze mn  napisa  o nich
ksi

?

Pomys  nie przypad  Irinie do gustu.
- A co z prywatno ci  tych ludzi? Nie, nie zgadzam si !
- Szkoda! To by mog a by  mocna rzecz. Pewnie masz racj , jestem strasznie impulsywny. Jak mi co  przyjdzie do g owy, zaraz bym wciela  to w

ycie.

- „Dusza artysty jak obna ony nerw” - zacytowa a ze sztuczn  powag  i roze mia a si .
Te  si  roze mia .  wietnie si  rozumieli.  eby wszy-stkie rozmowy by y takie jak ta!
Zapragn a opowiedzie  mu o natr tnym starcu, ale si  powstrzyma a. Tamten pewnie ju  si  nie odwa y za-dzwoni .
Przeszy  j  zimny dreszcz. Jak d ugo jeszcze pozostanie bezpieczna w swej anonimowo ci? Wystarczy jedno s owo Marianne czy pastora, plotki

rozchodz  si  b yskawicznie.

Co  jeszcze przysz o jej do g owy. Pomys  Westlinga, by w raporcie umie ci  jej nazwisko i adres, a pomin

 dane Nocnego Rozmówcy, wcale nie

by  taki inteligent-ny. Ma a Katerine wiedzia a przecie , do kogo dzwoni. Wszystko zale

o od tego, czy policja potrafi dochowa  tajemnicy.

System obronny Iriny opiera  si  na bardzo kruchych podstawach.

os filozofa przywróci  j  do rzeczywisto ci:

- Jeste  tam?
- Tak, przepraszam. Zobaczy am co  na ulicy - sk a-ma a. - Co mówi

?

-  e najwy szy czas, bym si  po

. Niezbyt g bo-ka my l. Tak ju  jest, najg upsze repliki trzeba zawsze po-wtarza  dwa razy.

- W

nie! Dzi kuj  za mi e towarzystwo!

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Do us yszenia - obieca .
Kiedy si  roz czy , popad a w zadum . Kim by , mo- e mia

on , mo e ona sama s ysza a o nim? Z pewno- ci  go nie zna a, bo nie zapomnia aby

takiego g osu. Któ-ry z pisarzy mieszka  w tym mie cie? Jacy arty ci?

Zda a sobie nagle spraw , jak s abo orientowa a si  we wspó czesnym  yciu kulturalnym. Mo e powinna zapi-sa  si  do którego  z towarzystw

mi

ników sztuki?

Co  jej mówi o,  e jej rozmówca nie nale

 do  adne-go stowarzyszenia. Wyobra

a go sobie jako d ugow o-sego samotnika w sztruksowych

spodniach i z kieli-szkiem czerwonego wina w d oni.

Przesz a si  po pokoju. Przeci gn a d oni  po g ad-kich, fantazyjnych wygi ciach rokokowej komody, czu a pod stopami jedwabn  mi kko

perskiego dywanu.

Dom by  wspania y, urz dzono go z wyszukanym smakiem. Wi kszo

 sprz tów odziedziczy a. Irina po-chodzi a ze starego, niemal

arystokratycznego rodu. Nie mia a wielu krewnych, jedynie paru kuzynów mieszkaj -cych w odleg ych zak tkach kraju.

Po odej ciu Arnta zatrzyma a wszystko. Wtedy uzna- a to za wspania omy lno

 z jego strony, cho  i tak prze-cie  zale

o jej bardziej na m

u ni

na dobytku. Gdy-by si  jednak nad tym g biej zastanowi ...

Có  to za wspania omy lno

? Jak wygl da  jego wk ad we wspólny maj tek? Samochód, prawda, ale przecie  nim odjecha . Troch  sprz tów

gospodarstwa domowego. Ale reszta? Obrazy, meble, ca y dom, wszystko nale

o do niej od samego pocz tku. Dot d w ogóle o tym nie my la a.

Zosta o jeszcze pó  godziny do ko ca czuwania, ale nikt ju  nie zadzwoni .
Czy to jest  ycie? zastanawia a si  w szaro ci poranka. Jak d ugo wytrzymam? Jak d ugo to mo e trwa ? Kiedy  musz  zrezygnowa .
Rozwia  si  gdzie  jej pocz tkowy entuzjazm.
Chocia  z drugiej strony to dobre lekarstwo na moje zmartwienia, uzna a w drodze do sypialni. Zupe nie o nich zapomnia am. Przez ca  dob  ani

przez sekund  nie pomy la am o Arncie. Mam wra enie, jakby odp y-wa  ode mnie.

Lepiej  pi , je li w ogóle uda mi si  zasn

. Spokojniej. Ju-tro, a w

ciwie dzisiaj, wypada wolny dzie . Wtorek. Mog  wylegiwa  si  w 

ku, nie

musz  czuwa  nast pnej nocy.

Mog  pój

 do miasta i...

Zgasi a  wiat o w salonie i w tej samej chwili nasz a j  przera aj ca my l.
Nie powinna by a zapala  lamp w ca ym domu. Gdy-by ten wstr tny cz owiek lub ktokolwiek inny dobrze skojarzy  fakty, móg by zgadn

,  e tutaj

mieszka Noc-ny Rozmówca. Ulica by a odludna, dobrze ukryta w ród wzgórz zamo nej dzielnicy, ale nigdy nic nie wiadomo.  wiat a mog y by
widoczne na dole, w centrum miasta, nawet jej to nie przysz o do g owy.

Mog a w cza  lampk  w sypialni i  wiat a w pokojach wychodz cych na ogród. Z tamtej strony nie by o  ad-nych budynków ani ulic, tylko  agodne,

pi kne pagórki.

Na których kto  móg  si  czai . Obserwowa  dom z góry. Zobaczy  zapalone lampy.
To ju  przesada, wsz dzie widzi czyhaj ce niebezpiecze stwo.
Po

a si , dygocz c ze strachu. Chyba podj a si  zadania ponad si y.

mia a si  ze mnie! To przekl te ozi

e babsko rechota- o mi do ucha tylko dlatego,  e j cza em uwodzicielsko. Zap aci mi za to. Niech no tylko si

dowiem, gdzie mieszka.

Rozpoznam j  z miejsca, takich bab, co zamykaj  lu-dzi u czubków,  atwo si  nie zapomina. Ca kiem  adna, na gorsze ma si  ochot . D ugie, jasne

osy i ma e, j drne piersi.  adny kuperek, zawsze nim kr ci a. Ile mo e mie  lat? Nie wi cej ni  dwadzie cia pi

.  wie o upieczona pa-ni psycholog,

co to my li,  e zjad a wszystkie rozumy.

Zrobi  z ni  to, co z tamt . I z tymi dwoma, o których nikt nic nie wie. By em sprytny, w ogóle ich nie znale li. Szkoda,  e trafili na t  jedn .
Lekarz, który mnie wypu ci , uzna ,  e „nie ma niebez-piecze stwa recydywy”.
Dobry lekarz. Tyle  e g upi jak but.
Jak si  do niej dobra , no, jak?
Dzisiaj w mie cie jest muzyczna parada. Pewnie przyj-dzie popatrze , a ja j  rozpoznam.
Doskonale!
ROZDZIA  IV
DZIE  PRZERWY
Jak cudownie znów spacerowa  w s

cu! Dawno te-go nie robi a, chyba od chwili, kiedy pozna a Arnta.

Irina ubra a si  starannie. Jesienny kostium, którego nie nosi a zbyt cz sto, przyda  si  w sam raz. Umy a w osy i pozwoli a im wyschn

, bez

nawijania na papiloty. No-si a teraz krótk , swobodn  fryzur , ciemne w osy wci

 b yszcza y tym kasztanowym odcieniem, z którego tak dumni byli jej

rodzice. Po separacji straci y blask i  ycie, jak ona sama. A teraz budzi a si  z d ugiego snu. Mia a wra enie,  e ostatnie miesi ce sp dzi a w krainie
wiecz-nych mrozów. Wci gn a g boko jesienne powietrze i po-czu a,  e  yje. Poczu a,  e odzyska a swoj  warto

.

ota jesie , czy nie tak nazywano t  ciep  por  roku? Potem przychodzi o babie lato, niespodziewana fala  a-godnego powietrza we wrze niu lub

pa dzierniku. Albo mo e by o na odwrót? Nie pami ta a, te terminy kojarzy- y jej si  z odleg ymi wspomnieniami dzieci stwa na wsi.

Rozrzewni a si . Co zosta o z mego  ycia? Ma

-stwo leg o w gruzach, co mi pozosta o?

Pusta przysz

. Rola powierniczki ludzkich trosk przynosi mi na razie ma o satysfakcji, za to sporo nie-przyjemno ci.

Co tu si  dzieje? T umy ludzi na ulicy. Jaka  demon-stracja?
Nie czytam gazet, to z y znak. Jestem zbyt zaj ta sob , a mo e po prostu zoboj tnia am? Trzeba wzi

 si  w gar

.

Nie przecisn  si ! Mo e krzykn

: Pali si ...?

Zza rogu buchn a melodia. Gra a orkiestra d ta. Po-jawi  si  pierwszy zespó , za nim sz y nast pne.
Trzeba cierpliwie czeka , a  przejd  obok niej, wtedy t um si  rozejdzie.
Ludzie szczelnie wype niali chodniki wzd

 ulicy, a sklepy, do których zmierza a, le

y po drugiej stronie. Irina mia a mnóstwo czasu, by spokojnie

rozejrze  si  wokó . Stoj c w drugim rz dzie gapiów, mog a zachowa  bezpieczn  anonimowo

; nikt nie patrzy  w jej kierun-ku, wszyscy obserwowali

muzykantów.
Po drugiej stronie ulicy zobaczy a koleg  z pracy. Nie widzia  jej, a Irina nie uczyni a nic, by j  dostrzeg .
Rozpoznawa a wiele osób, które spotyka a w sklepach czy na spacerze. To nie byli jej znajomi ani petenci z biu-ra, nie mia a wobec nich  adnych

zobowi za . Nie czu- a potrzeby rozmowy z kimkolwiek. Separacja, cho  trwa a raptem osiem miesi cy, odar a j  z wszelkiej pew-no ci siebie.

ciwie nie powinna niczego si  wstydzi , a jednak unika a kontaktów z lud mi. Czu a si  gorsza od innych, ponios a pora

, porzuci  j

towarzysz  ycia. Najbar-dziej ba a si  tego,  e straci kontrol  nad swoimi uczuciami. Zdarzy o si  kilka razy, na pocz tku jej samotno ci,  e reagowa a

aczem na wspó czuj ce uwagi przyjació .

Teraz by a silniejsza, czy jednak do

 silna? Chyba nie.

Irina nie traktowa a post pku Arnta jako zdrady. Arnt potrafi  zdoby  si  na szczero

. Walczyli my z tym, po-wiedzia . Zd

a znienawidzi  t

replik . Wina nie le a- a po jego stronie, to ona nie doros a do tego zwi zku.

Co za negatywne, niszczycielskie my li. Obci

 siebie win  za co , czemu nie mog a zapobiec. Rozwa

 swoje przywary, roztrz sa  b dy,

niedoci gni cia. Mo e by a zbyt ch odna, za bardzo uleg a, mo e nudna? Nie potrafi a pokaza , jak go kocha?

W g bi duszy wiedzia a,  e nie to jest najwa niejsze. Z uczuciem do innej osoby trudno konkurowa .
To te  by o niedobre spostrze enie. Pora sko czy  z t  nieustann  gonitw  my li, która spycha a j  g biej w od-m ty rozpaczy.
Teraz by a na w

ciwej drodze, w ko cu porusza a si  w dobrym kierunku. Tyle  e przera liwie wolno.

Parada muzyczna nie mia a ko ca.
Ruchem kierowali policjanci. Mo e który  z nich to Westling? Irina zacz a si  im przygl da .
Nie, to niemo liwe. Jeden z nich nosi  mundur, mia  jasne w osy, mi y u miech i przyjazne spojrzenie. To nie móg  by  on, Westling zwraca  si  do

niej oficjalnie, nie-mal szorstko. Komendant posterunku, starszy cz owiek, pracowa  w policji od lat, wszyscy go znali i nosi  zupe -nie inne nazwisko.
Jaka  kobieta. I jeszcze kto  o poci -g ej, wychudzonej twarzy... Mo e to jest on?

A mo e w ogóle go tu nie by o?
Niedaleko Iriny zrobi o si  ma e zamieszanie. Poli-cjanci podeszli bli ej.
- Tu nie wolno sta , przesu cie si ! - rozkaza  komen-dant.
Kto  poirytowanym g osem rzuci  k

liw  uwag  o za-czepianiu porz dnych obywateli, a Irina poczu a ciarki na plecach. Ten glos rozpozna aby

wsz dzie!
Gard owy, niewyra ny, móg  nale

 jedynie do jej nocnego prze ladowcy.

Grupa ludzi przesun a si  i ustawi a po drugiej stronie ulicy, dok adnie naprzeciw miejsca, w którym sta a Irina. Musia a mija  ich wcze niej,

przeciskaj c si  przez t um.

W luce, która powsta a po przej ciu jednej z orkiestr, zobaczy a m

czyzn . Ju  za pierwszym razem zwróci a na niego uwag . Teraz stal troch  z

boku, izoluj c si  od pozosta ych. Badawczym spojrzeniem lustrowa  ci

, jakby kogo  szuka , zupe nie nie zwraca  uwagi na muzy-k . Wygl da

odra aj co! Mia  du e, nieforemne, bladosine d onie, które nigdy nie zazna y pracy. Grubo ciosana twarz o odpychaj cym wyrazie. Przenikliwe oczy
osadzo-ne blisko po obu stronach d ugiego nosa, usta skrzywio-ne w wulgarnym grymasie. Sprawia  wra enie zimnego, pozbawionego poczucia
humoru egocentryka.

Jej nocny prze ladowca móg  tak w

nie wygl da . Nie wiedzia a jednak, czy to on wykrzykn  przed chwi-l  obra liwe s owa pod adresem policji.

osem, który s ysza a w s uchawce telefonu.

Omiót  j  uwa nym spojrzeniem, ich oczy zetkn y si  na u amek sekundy. Potem odwróci  si , nie okazuj c za-interesowania.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Dzi ki Bogu, pomy la a.
Nie powinnam pochopnie ocenia  ludzi, skarci a si . Ten cz owiek mo e by  porz dnym ojcem rodziny, któremu natura posk pi a urody.
Chyba jednak nie. Bi a od niego jaka  prymitywna, brutalna si a, która mog a poci ga  pewien typ kobiet. W ich oczach prezentowa  si  pewnie do

atrakcyjnie. W Irinie wzbudza  wstr t.

Mimo ciep ego dnia zadr

a. Pobieg a my lami do samot-nych nocy w ogromnym, pustym domu. W nag ym odruchu postanowi a zadzwoni  do

Arnta i znowu schroni  si  pod jego opieku cze skrzyd a, ale szybko wróci a do rzeczywi-sto ci. Arnt nie nale

 ju  do niej, odszed  z jej  wiata.

A jej  wiat ostatnio drastycznie si  skurczy .

al.  al i pustka. I t sknota, by czym  j  zape ni , któ-ra gniot a j  i zapiera a dech.

Przemaszerowa y kolejne zespo y, orkiestry szkolne, norweska specjalno

. Ile ich by o w ca ym kraju? Ilu ro-dziców trudzi o si  zbiórk  pieni dzy na

instrumenty i podró e dzieci, ilu z nich codziennie zawozi o swe po-ciechy na próby? Na sam  my l o tym Irinie robi o si  s abo. Je li kiedy  urodzi

asne... Sk d jej to przysz o do g owy? Powinna by a wykaza  wi ksz  nieust pliwo

 wobec Arnta.

Zreszt  nawet i dobrze,  e nie ma dzieci. W tej sytua-cji cierpia yby jak ona.
Po tej samej stronie ulicy dostrzeg a m

czyzn  w wóz-ku inwalidzkim. By  do niej zwrócony bokiem, wi c mo-g a mu si  przyjrze .

czyzna mia  mil  powierzchowno

. Nie sprawia  wra enia ofiary wypadku, lecz kogo , kto sp dzi  na wóz-ku ca e swoje  ycie.

Przysz a jej do g owy spontaniczna my l, by podej

 do niego, ale si  nie odwa

a. Co zreszt  powinna po-wiedzie ? Cze

, rozmawia am w nocy z

twoim bratem?

Zawsze poprawna Irina tak nie post powa a.
Poczu a si  jeszcze gorzej, kiedy przechodz ca obok kobieta obrzuci a j  zimnym spojrzeniem i sykn a:
- Nie przystoi tak si  przygl da  kalekom!
Zawsze poprawna Irina...
Mo e Arnt zwyczajnie nudzi  si  w ma

stwie z ni ? Cho  w

ciwie sam bardziej zwa

 na konwenanse. Na pocz tku ich zwi zku karci  j

zawsze, kiedy pozwala a so-bie na chwile nierozs dku. Dopiero pó niej go zrozumia- a. Lekkomy lno

 nie pasowa a do mieszka ców wzgórz.

Lekkomy lno

? Czasami nuci a piosenki na le nych polanach, ta czy a na dywanie z zawilców, stawia a czo o sztormowej fali na nadmorskiej skale.

To by y szczy-ty jej lekkomy lno ci.

Nie wiedzie  dlaczego oczami wyobra ni ujrza a pta-ka z podci tymi skrzyd ami.
Ostatni zespó  przedefilowa  jezdni . Ludzie zacz li si  rozchodzi .
Irina ruszy a do gabinetu lekarskiego.
Wizyt  zamówi a dawno temu, ale nie mog a zdoby  si  na odwag , by tam pój

. Doktor Hansen nale

 do jej dawnego kr gu znajomych i wraz z

on  wci

 utrzy-mywa  znajomo

 z Arntem i jego now  mi

ci .

Z tej przyczyny wizyta u doktora Hansena nie nale a- a do przyjemno ci. Irina nie chcia a jednak okaza  mu lekcewa enia.
Mia a zamiar najpierw za atwi  inne sprawy, ale mu-zyczna parada zaj a j  w takim stopniu,  e nie starczy- o na nie czasu. Ruszy a w stron
gabinetu.
Niepotrzebnie si  spieszy a. W poczekalni siedzia o mnóstwo ludzi i Irina zmuszona by a cierpliwie czeka  na swoj  kolejk . Usiad a, czuj c na sobie

badawcze spoj-rzenia innych pacjentów. Ró ni a si  od nich sposobem zachowania, elegantszym ubiorem.

Co si  ze mn  sta o? pomy la a z przera eniem. Kul - ' tur  osobist  wynios a z domu rodzinnego, a Arnt pod-da  j  dodatkowemu treningowi.

Nauczy  j  ch odnej wy-nios

ci, nienaturalnego dostoje stwa. Irina zda a sobie nagle spraw , jak bardzo nienawidzi tych cech. Nocne rozmowy

obna

y ich sztuczno

.

eby cie tylko wiedzia y, jak ch tnie zamieni abym z wami kilka s ów, pomy la a, przygl daj c si  dwóm starszym kobietom o zm czonym wygl dzie

i przera o-nym spojrzeniu. Na pokrytych  ylakami nogach nosi y wydeptane buty, które tylko dzi ki pa cie zachowa y resztki br zowego koloru. Jeszcze
nie potrafi  normalnie rozmawia . Boj  si . Ale si  ucz . Nocami. Poznaj  tylu nowych ludzi. Wcze niej nawet na to mi nie pozwalano. W biurze
parafialnym przydzielono mi pokój na zaple-czu. Nie by am godna zaufania? Nie do

 pobo na, by udziela  petentom w

ciwych informacji?

Jak e bym chcia a z wami porozmawia , doda  wam si  i otuchy.
Zrozumia a nagle,  e to Arnt wykszta ci  w niej t  nie-ch tn  postaw  wobec ludzi z innych grup spo ecznych.
Pobyt w poczekalni da  Irinie okazj  do nieoczekiwa-nych przemy le .
Kiedy si  poznali, Arnt by  m odym, ambitnym stu-dentem, przysz ym adwokatem. Irina równie  studiowa- a, ale po  lubie nie pozwoli  jej uczy  si

dalej. Mia a za-j

 si  domem, to poprawia o wizerunek spo eczny, jego wizerunek. By a zakochana po uszy, ws uchana w ka de jego s owo.

Dobrze zarabia , to prawda. Z niech ci  przysta  na to, by posz a do pracy, ale Irina naciska a, zna a ju  swoj  warto

. Posada musia a by

odpowiednia, stosowna dla kogo  z jego klasy. Jak e mog a j  zdoby , skoro nie uko -czy a studiów?

W ko cu dosta a jakie  zaj cie w biurze przy sortowaniu faktur. Szczerze go nienawidzi a. W ko cu j  zwolniono w ramach redukcji etatów. Z czystej

desperacji zatrudni a si  w biurze parafialnym. Z b ogos awie stwem Arnta.

Praca nie przynosi a jej wiele satysfakcji. Irina nie mia- a kontaktu z petentami, ca e dnie sp dza a w pokoju na zapleczu, porz dkuj c dokumenty.

 do chwili, kiedy Arnt j  opu ci .

Oczyma wyobra ni ujrza a teraz pn cy bluszcz. Mo e Arnt zwi za  j  ze sob  tak mocno,  e nie potrafi a ju  funkcjonowa  bez niego? Mo e dlatego

nie wpad a w rozpacz, kiedy pozbawi  j  opieki?

Piel gniarka dwukrotnie powtórzy a nazwisko Iriny, kiedy przysz a jej kolej. Gwa towny powrót do rzeczywi-sto ci sprawi ,  e przekroczy a próg

gabinetu roztargnio-na i nieprzygotowana.

- Wi c? - zacz  dobrodusznie doktor Hansen, nie pa-trz c na ni . - Co u ciebie?
- Wszystko w porz dku - odpowiedzia a troch  za szyb-ko. - Jestem troch  os abiona - doda a, by unikn

 dra li-wego tematu. - Szybko si  m cz ,

ale to chyba nic kon-kretnego.

Za  adne skarby  wiata nie przyzna aby mu si  do bez-sennych nocy. Nikt z kr gu znajomych lekarza nie mo- e podejrzewa ,  e ona jest Nocnym

Rozmówc . Ani  e bezsenno

 wynika z g bokiej t sknoty za towarzyszem  ycia.

- Jeste  blada - skonstatowa . - Musisz wi cej przeby-wa  na s

cu!

Wesz a piel gniarka, nios c wyniki bada  krwi Iriny.
Doktor Hansen przejrza  je.
- Droga Irino - zdumia  si . - W ogóle nie dba

 o sie-bie od ostatniej wizyty!

By a u niego rok temu.
- Hm - odrzek a z niepewnym u miechem - nie my- la am zbytnio o w asnym zdrowiu. Co  nie tak?
- Niektóre wyniki s  fatalne. Brak ci kondycji, jeste  anemiczna. Nic dziwnego,  e szybko si  m czysz. Pijesz?
Wzdrygn a si  na bezceremonialno

 lekarza. Alko-holu stara a si  unika , i to z dobrym skutkiem.

- Nie, wcale - zapewni a go poirytowana. - To znaczy, czasami kieliszek wina do dobrego obiadu. Raz, mo e dwa razy w tygodniu, to chyba nie
libacja?
Zgodzi  si  z ni . Irina poczu a si  pewniej, stroni a równie  od wszelkich  rodków uspokajaj cych. Za to nie-zbyt regularnie si  od ywia a, zdarza o

si  jej zapomnie  o obiedzie. Gotowanie dla jednej osoby nie nale

o do przyjemno ci. Nie powiedzia a tego g

no.

Oboje ani s owem nie wspomnieli o jej z ym stanie psychicznym i jego przyczynach.
Lekarz zbada  j  i uzna ,  e nic jej nie dolega. Zapisa  lekarstwa na wzmocnienie, witaminy i minera y. Sugesti  za ywania valium odrzuci a

zdecydowanie. Nie chcia a ryzykowa , cho  jej cia o i dusza mówi y co innego.

Musia a obieca ,  e nie zapomni o regularnych posi -kach.
Irina nie powiedzia a nic, co mog oby sugerowa ,  e t skni za Arntem. Nie wspomnia a o tym, jak jej smut-no, kiedy zasiada samotnie przy nakrytym

stole. W

nie dlatego zwykle zadowala a si  zjedzon  pospiesznie ka-napk . Dla kogo mia a przyrz dza  warzywa i inne sma-kowite dodatki?

Opu ci a gabinet z uczuciem ulgi. Przyznawa a lekarzowi racj , powinna cz

ciej przebywa  na s

cu. Zaleci  jej codzienny spacer.

dzie o tym pami ta . Szkoda,  e nie ma psa, który zmusi by j  do wyj cia.

Ale nie trzeba zmusza , na powietrzu naprawd  jest cudownie.

Nie by o jej tam. Straci a okazj , by mnie spotka .
Nie dostrzeg em w t umie jej jasnych w osów i zgrab-nego ty eczka.
Wiem,  e nie  mia a si  ze mnie. Przecie  zmieni em g os, wi c nie mog a mnie rozpozna .
Nast pnym razem wygarn  wszystko bez ogródek. Przedstawi  si . Pami tam, jak si  zachowywa a w szpi-talu, taka by a napalona na mnie,  atwo

mi pójdzie.

Potem czeka j  taki sam los jak tamte.
Dzi  nie dy uruje przy telefonie, tak by o w og osze-niu. Ju  si  ciesz  na jutrzejsz  noc!
ROZDZIA  V
NOC CZWARTA
Jak spokojnie! Dom tchn  pustk . Cisza wokó  by a nieomal namacalna. Irina usadowi a si  w sypialni. Ci

-kie kotary, pami taj ce czasy wojny i

zaciemnienia, nie pozwala y, by  wiat o lampy wydosta o si  na zewn trz.

Paranoja, pomy la a z lekkim rozbawieniem, ale teraz czu a si  bezpieczniej.
Wolny dzie  up yn  pod znakiem snu i odpoczynku.
Przysz a  roda i kolejna noc czuwania. Telefon Noc-nego Rozmówcy by  pod czony, ale jak dot d nikt nie zadzwoni . Nic dziwnego, jeszcze nie

min a pó noc.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Irina niepokoi a si , za kilka dni og oszenie ponownie uka e si  w gazecie. Mo e powinna je wycofa ? Uzna a to za zbyt tchórzliwe posuni cie, nie

zamierza a tak  a-two rezygnowa  z niesienia innym pomocy.

Pomocy? Ludzi, którzy potrzebowali niezobowi zuj -cej nocnej rozmowy, nie by o znów tak wielu.
Sporz dzi a list  dotychczasowych rozmówców.
Marianne. Irina sprawi a,  e starsza pani poczu a si  bezpieczniej.
Ma a Katerine. To by  prawdziwy dobry uczynek, a nawet dwa. Nie, trzy! Po pierwsze, otrzyma a jej towarzy-stwa. Po drugie, razem z apa y dwu

odziejaszków. Po trzecie, po reprymendzie policji matka pewnie cz

ciej przebywa a z córeczk .

Filozof. Rozmowy z nim wiele jej da y.
Do tego miejsca mog a by  zadowolona. Dalej jednak same pora ki.
Dziennikarz, który chcia  wykorzysta  jej po wi ce-nie. 

osne.

Pijana kobieta.
Lubie ny typ. Wstr tny!
Kobieta, która chcia a po yczy  pieni dze i rozgniewa- a si  na ni . Kompletne fiasko!
Chichocz ca grupa nastolatków. G upota.
To wszystko. Niewiele powodów do dumy.
Odezwa  si  dzwonek telefonu.
Ostro ny kobiecy g os zdawa  si  j  bada . We wst p-nych pytaniach czai a si  niepewno

. Irina odpowiada a przyja nie i z wyrozumia

ci , której

rozmówczyni wy-ra nie potrzebowa a. W jej g osie pobrzmiewa  smutek.

- Trafi am na og oszenie par  dni temu, ale zwleka am z telefonem.
- Rozumiem - przyzna a Irina. - Zwykle nie siadamy w no-cy przy telefonie, by porozmawia  z nieznajom  osob .
- No w

nie! Ja w

ciwie le

...

Powiedzia a to ze  mierteln  powag .
- Czasami nie ma to jak nieznajoma osoba - ci gn a Irina. - Jeste my sobie obce i nigdy si  nie spotkamy. To komfortowa sytuacja.
- Te  tak sobie pomy la am. Mam pewien problem i chc  o nim porozmawia . Jest pani gotowa mnie wys ucha ?
- Na tym polega moja rola. Prosz  mi jednak mówi  po imieniu, b dzie znacznie  atwiej.
- Nie nale

 do osób, które szybko przechodz  na ty - stwierdzi a ch odno kobieta.

- Ja te  nie. Przynajmniej tak by o do niedawna. Cz o-wiek szybko si  uczy.
W ko cu kobieta zdecydowa a si  opowiedzie  swoj  histori .
- Wychodz  za m

 w  wi ta, kiedy mój wybrany do-stanie rozwód. Nie jestem jednak pewna tej decyzji...

Irina nie odezwa a si  taktownie, ale kobieta nie pod-j a w tku.
- Nie jeste  pewna swoich uczu ? - spyta a w ko cu.
- Nie, tak, sama ju  nie wiem! Mieszkamy razem, mo- e nie powinni my, ale...
- Teraz to powszechnie akceptowane. W czasach mo-jej m odo ci by o zupe nie inaczej.
- No w

nie. Chyba jeste my w podobnym wieku?

- Tak s dz . I odebra

my podobne wychowanie.

- Wiele na to wskazuje - stwierdzi a kobieta.
Irina us ysza a weselszy ton w jej g osie.
- Ostatnio wiele si  zmieni o - ci gn a tamta z waha-niem. - On jest taki... Nie wiem, jak to okre li . Nieobec-ny? A ja... zaczynaj  dra ni  mnie jego

drobne przywary.

- To zupe nie normalne - zapewni a j  Irina. - Faza przystosowania.
- Wiem, by am ju  m

atk . Nie chc  go straci , w na-szym wieku trudno spotka  m

czyzn  o odpowiedniej pozycji i wysokich dochodach.

Odnosz  jednak wra e-nie,  e zacz

owa . To musia o by  dla niego straszne prze ycie, tak po prostu zerwa  wieloletnie wi zy, ale tamto

ma

stwo by o martwe! Jego  ona musia a by  beznadziejna, nie mia a  adnych zainteresowa , za grosz uroku, brakowa o im tematów do rozmowy.

Sama jest sobie winna i nie budzi we mnie wspó czucia. A  tu nagle w zesz ym tygodniu odkry am,  e nie mog  znie

 tej jego maniery odk adania

prze utych kawa ków jedzenia na talerz. Wiem,  e to b ahostka, ale...

Irina chcia a w

nie wykrzykn

,  e jej m

 robi  to samo, kiedy w nag ym przeb ysku zrozumia a ca  praw-d . Rozwód przed  wi tami.

Odpowiednia pozycja, wy-sokie dochody...

Jej rozmówczyni  by a nowa narzeczona Arnta!

Zakry a d oni  mikrofon, by zaczerpn

 tchu.

Co teraz?
Mia a ochot  roz czy  si , ale nie mog a tego zrobi . J kn a w duchu, kurczowo  ciskaj c s uchawk  i usi u-j c zapanowa  nad biciem serca.
Nie zna y si . Arnt zadba  o to, by nigdy si  nie spot-ka y, co zreszt  nie by o takie trudne, bo Inger pochodzi- a z innego miasta. Tam j  pozna .

Teraz mieszkali razem na przedmie ciach po drugiej stronie Hoyden. Arnt nie chcia  pozbywa  si  swojej praktyki adwokackiej, któr  budowa  od wielu

lat.
Inger nie przestawa a papla  o ciemnych stronach ma

stwa Arnta. Irina usi owa a zebra  my li, cho  s owa Inger nie pozwala y si  jej skupi . Bez

zainteresowa , po-zbawiona uroku, z ust tamtej p yn  strumie  coraz to nowych oskar

.

W ko cu zdoby a si  na ostro ne pytanie.
- Obawiasz si ,  e si  rozmy li ? I chce wróci  do  ony?
Natychmiast po

owa a swojej odwagi.

- Nie, nie! - krzykn a Inger. - Nawet mu to nie przy-sz o do g owy! Sko czy  z ni . Boj  si ,  e ja te  mu si  znu-dzi am. Skoro si  odesz o od jednej

ony, mo na odej

 od nast pnej. Mo e znalaz  sobie now ? M od  i g upi  g sk , która leci na  onatych.

Sama tak si  zachowa

, pomy la a Irina. I nawet nie mo esz zrzuci  tego na karb m odzie czej g upoty. Powie-dzia

 przecie , s ysza am dobrze,

cho  usi owa am zebra  my li: Chcia am go i mia am do niego prawo, skoro jego t pa ma onka nie potrafi a go przy sobie utrzyma .

Powinna w

ciwie odczuwa  satysfakcj , ale nagle k opoty tamtej kobiety wyda y si  jej oboj tne. Arnt by

osny w tej swojej nieustannej 

dzy

nowych podbo-jów. Rzecz jasna, je li Inger si  nie myli a. Cho  wszyst-ko na to wskazywa o, nieobecno

, irytuj ce nawyki... Tak, mia  ju  do

 Inger.

Ta konstatacja nie wywar a na Irinie specjalnego wra- enia.
Przepe niona poczuciem ulgi i troch  z a na sam  sie-bie za zmarnowane miesi ce niepotrzebnego  alu, odna-laz a w sobie ten niezb dny ton ciep a

i wyrozumia

ci, którego trzeba by o jej rozmówczyni. Teraz potrafi a zdoby  si  na wspó czucie wobec Inger, cho  wci

 d wi cza y jej w uszach

obra liwe uwagi. Powiedzia a,  e kryzys mo e by  przej ciowy, jakie  k opoty w pracy? Doradzi a Inger ostro no

. Najgorsze rozwi zanie to obci

go win , zmusza  do zachowa , na które nie ma ochoty. Czekaj i b

 cierpliwa, staraj si

adnie wygl -da , a wszystko si  znów u

y.

Inger podzi kowa a za s owa, które wyra nie doda y jej otuchy, i trudna rozmowa dobieg a ko ca.
Irina zdoby a si  na zrezygnowany u miech. Sk d bra a takie rady? Mo e by y wyrazem czystej z

liwo ci? Nie, w

nie tak zachowywa a si  tu

przed zerwaniem. By a cier-pliwa, opanowana i zawsze zadbana. W efekcie go straci a.

Teraz to ju  nie ma  adnego znaczenia, to ju  nie jej problem.  ycie zaczyna o nabiera  ja niejszych barw.
Telefon zadzwoni  ponownie. Odezwa  si  filozof, a  e trafi  na dobry humor Iriny, rozmawiali przez trzy kwa-dranse. O sztuce, któr  zaniedba a, o

filmach i literaturze i tysi cu innych mi ych rzeczy. P yn li na tej samej d u-go ci fali. Irina odwa

a si  nawet zapyta  o m

czyzn , którego zauwa

a

na ulicy. Mo e to by  jego brat? Opi-sa a mu jego wygl d.

Filozof milcza  przez d

sz  chwil . Przestraszy a si  swojej bezpo rednio ci i w

nie zamierza a go przepro-si , kiedy odpowiedzia  twierdz co.

- Wygl da  na bardzo sympatycznego cz owieka - Iri-na usi owa a zatuszowa  skutki swej nachalno ci.
- Mi o mi to s ysze  - odrzek  ch odno.
Zaraz potem si  roz czy .
Do diab a! Irina rzadko pozwala a sobie na przekle -stwa. Zniszczy am co  wa nego. Teraz ju  pewnie nigdy nie zadzwoni.
Dzwonek zad wi cza  ponownie. Irina podnios a s u-chawk  w nadziei,  e to filozof. Tymczasem us ysza a naj-mniej po

dany g os.

- Cholernie d ugo gadasz!
Znów ten lubie ny z

nik!

- Wiem, kim jeste  - ci gn , a Irina przerazi a si  nie na  arty. Jak sparali owana trzyma a s uchawk  przy uchu. - Znamy si  - rzuci  przymilnie. - Ju

si  kiedy  spotkali my.

A wi c to ten wstr tny typ, którego widzia a na para-dzie muzycznej? Nie, mia  wyra nie co innego na my li.
- Nie pami tasz? Nie wypuszcz  ci , mówi

, bo znik-niesz w mroku nocy. S yszysz? W mroku nocy. Z miejsca pozna em te s owa. No i jestem.

Mo esz mnie mie . Sko -czy o si  twoje czekanie.

Og oszenie. Powi za  j  z jakim  zdarzeniem ze swe-go  ycia. Co za pech!
- Bierzesz mnie za kogo  innego - odrzek a ostro nie.
- Nigdy nie wypowiedzia am takich s ów.
Wyczu  jej strach? Nieznaczne dr enie g osu?
- Bez takich numerów - przerwa  jej brutalnie. - Gadaj, gdzie mieszkasz, to zaraz si  tam zjawi . Wiem,  e mnie pragniesz, a mog  ci sporo

zaofiarowa . Zreszt  widzia

 go, dotyka

, a  si  pokaza  w pe nej krasie! Masz na mnie ochot , mog  przysi c, pozna em to wtedy po twoich

oczach. Dobrze wiem, czego babom trzeba, nieraz mi opo-wiada y. Przyjad . Podaj tylko adres i si  tak nie kryguj!

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Irina wyrwa a si  z odr twienia i rzuci a s uchawk .
Co mam pocz

? Zg osi  si  na policj  czy...?

Siedzia a sztywno wyprostowana, niezdolna do ruchu. Ba a si ,  e telefon znów zadzwoni, ale nie zdoby a si  na to, by wyrwa  wtyczk  z kontaktu.

Ba a si  te  ciszy. Nerwowego nas uchiwania odg osów z zewn trz.

Dy ur jeszcze si  nie sko czy , a Irina zawsze dotrzy-mywa a obietnic. Do kogo by zadzwoni ? W ostatnich miesi cach odizolowa a si  od przyjació .

Marianne? Za pó no, z pewno ci  si  ju  po

a. Filozof chyba si  na ni  pogniewa . Pastor nie  yczy  sobie nocnych telefonów.

Siedzia a w absolutnej ciszy i nas uchiwa a bicia serca. Zdawa o si  jej,  e kto  kr ci si  kolo gara u. Wiatr ucich , spoza domu nie dochodzi y  adne

wi ki. Zat skni a za widokiem li ci kasztana i ta cz cej latarni. Co za cisza. Chcia a wyjrze  na ulic , ale nie odwa

a si  ods oni  ko-tar. Tkwi a w

pu apce, któr  sama sobie zbudowa a.

Tej nocy nikt ju  nie zadzwoni .
Za to nast pna mia a si  okaza  a  nadto emocjonuj ca.

Cholernie uparta i niedost pna!
Ale to ona, poznaj  ten zarozumia y ton.
Dzi  jest czwartek, noc bez dy uru. Musz  czeka  do jutrzejszego wieczoru.
Jakby tu zdoby  jej adres?
Zaraz! Ale ze mnie idiota!
Gazeta,  e te  wcze niej o tym nie pomy la em! Prze-cie  musia a poda  im swój adres. Teraz jest ju  za pó no, przejd  si  do nich jutro.
Mam ci , ptaszku!
ROZDZIA  VI
NOC PI TA
Irina po wi ci a czwartek na przedzimowe sprz tanie domu i ogrodu. Wcze niej nie mia a si y na porz dki, a te-raz zda a sobie spraw  ze skali
zaniedba .
My la a,  e noc prze pi spokojnie, ale oszukiwa a sa-m  siebie. Przewraca a si  w 

ku, a sen ku jej wielkiej irytacji nie nadchodzi . Irina dobrze

wiedzia a,  e to przez ten ostatni telefon. Insynuacje telefonicznego prze- ladowcy nie dawa y jej spokoju.

Zasn a nad ranem i przespa a ca e pi tkowe przedpo- udnie.
Tego dnia og oszenie ponownie ukaza o si  w gazecie. Ujrzawszy je Irina zdecydowa a,  e ten tydzie  b dzie ostatni. Eksperyment si  nie powiód ,

zwyk y cz owiek jak ona nie powinien bra  sobie na barki takich powa -nych problemów.

Odd wi k na jej propozycj  by  jednak zaskakuj co du y. W ci gu minionego tygodnia telefon dzwoni  ka -dej z wyznaczonych nocy.
Reakcja na nowe og oszenie nast pi a b yskawicznie.
Ledwo min a jedenasta, rozleg  si  dzwonek.
Byle nie ten obmierz y staruch, prosz !
To nie by  on. Rozmowa okaza a si  niezwykle drama-tyczna.
Dzwoni a m oda dziewczyna, mówi a urywanym, nie-wyra nym, sennym g osem.
- Zrobi am to - wykrztusi a z wysi kiem.
- Co zrobi

? - spyta a Irina przyja nie.

uga przerwa.

- Podci am...
Irina przerazi a si .
- Co? Co podci

?

uga przerwa.

y... na nadgarstkach...

Glos brzmia  matowo, jakby dziewczyna znajdowa a si  na kraw dzi  mierci.
- Pomó  mi! - doda a cichym szeptem.
- Zaraz ci pomog ! Gdzie jeste ?
- Pomó  mi!
- Dobrze, ale powiedz mi, gdzie mieszkasz. Jak si  na-zywasz?
Co za idiotyczne pytanie. Niepotrzebna strata czasu i si  dziewczyny.
- Marita. Mieszkam przy Vollgaten.
- Który numer?

onie Iriny dr

y.

- P... pi ... Szept zamar .
- Halo! - krzykn a Irina. - Marita? Ulica Vollgaten pi

? Pi tna cie? Zdawa o mi si ,  e s ysz  jak

 samog o-sk . Pi

dziesi t...?

W s uchawce panowa a g ucha cisza.
- Marita?
Brak odpowiedzi.
- Marita, od

 s uchawk ,  ebym mog a zadzwoni  - wykrztusi a b agalnie, ale nikt jej nie odpowiedzia .

Dobry Bo e, co robi ? Jecha , nie mam samochodu, min  wieki, zanim przyjedzie taksówka. Policja, nie mo-g  zadzwoni , linia jest...
Ale ze mnie idiotka, taka g upota powinna by  praw-nie zakazana. Wpad am w panik , ale s  pewne granice... Przecie  to linia specjalna.
Zbieg a na parter do domowego aparatu i trz

cymi d

mi wykr ci a numer policji. Poprosi a o po czenie z Westlingiem.  eby tylko tam by ,  eby

tylko mia  dzi-siaj s

.

Z nikim innym nie chcia a rozmawia , musia aby zdra-dzi  sw  to samo

.

Westling w

nie wyszed , odpowiedzia  oficer dy ur-ny. Prosz  za nim pobiec! Nie, tak nie mo na... W po-rz dku, zobacz , co si  da zrobi ...

Irina us ysza a odg os otwieranego okna i jaki  g os krzykn :
- Westling!
Min a d

sza chwila. Irina przez ca y czas stuka a nerwowo w blat biurka Arnta. Nie zabra  go ze sob , pewnie kupi  sobie nowe, wi ksze...

Jestem g upia, mog am zadzwoni  na pogotowie. Ko-lejna strata czasu!
- Halo? - odezwa  si  zasapany i poirytowany g os w s uchawce.
- Mówi Irina... Nocny Rozmówca - b kn a, stropio-na opryskliwo ci  policjanta.
- S ucham - rzuci  bezbarwnie. - Znowu jakie  w amanie?
- Co  znacznie powa niejszego. Próba samobójstwa. Licz  si  sekundy.
Szybko zreferowa a mu rozmow  z dziewczyn . Powie-dzia a,  e nie jest pewna numeru, nie zadzwoni a po pogo-towie, a sprawa wymaga

natychmiastowego dzia ania.

- Jest pani pewna,  e to nie g upi dowcip?
- Wol  nie ryzykowa .
- Zadzwoni  po karetk  - zdecydowa . - Prosz  cze-ka , przyjedziemy po pani .
- Dlaczego? - spyta a zdziwiona.
- Szuka a pomocy u pani i to pani zawierzy a.
- Ach, tak - wyj ka a.
Ubra a si  pospiesznie i kiedy w w skiej uliczce poja-wi  si  wóz policyjny, czeka a ju  przy furtce. Szybko wskoczy a do samochodu.
A wi c tamten jasnow osy policjant o mi ym spojrzeniu to jednak by  Westling. Tego si  Irina nie spodziewa a.
- Usi owa am skontaktowa  si  z dziewczyn  - wy-krztusi a - ale linia, wci

 jest zaj ta.

- Mam informacje z karetki - powiedzia  Westling. - Sprawdzili numer pi

, ale nikogo nie znale li. Jad  do numeru pi

dziesi tego, ulica jest bardzo

uga.

- Mam wra enie,  e urwa a w pó  s owa - powtórzy a Irina. - By a strasznie os abiona, z trudem zdobywa a si  na szept.
- Cz sto tak robi . Chc  pope ni  samobójstwo i w ostat-niej chwili oblatuje ich strach.
- Je li wszystko pójdzie dobrze, to chc  pomóc tej dziewczynie - stwierdzi a Irina. - Nie zostawi  jej, takiej samotnej i nieszcz

liwej.

- Nic jeszcze o niej nie wiemy - rzuci  szorstko Westling.

dzili przez miasto. Kierowca utrzymywa  du

 pr d-ko

. Z rzadka spotykali jakie  samochody, za szyb  Irina spostrzeg a w przelocie kilka grup

odzie y. Miasto spa o, w Hoyden nie kwit o  ycie nocne.

Kierowca karetki wezwa  ich przez radiostacj .
- Vollgaten ko czy si  na numerze pi

dziesi t trzy z jednej strony i czterdzie ci osiem z drugiej.

- Musimy wi c przeszuka  dwa domy - stwierdzi  We-stling. - Numery pi

dziesi t jeden i pi

dziesi t trzy. Gdzie jeste cie?

- Przy pi

dziesi t trzy. Wchodzimy do  rodka. Nie sprawdzili my pi

dziesi tego pierwszego, ale ten dom wygl da bardziej obiecuj co.

Kiedy dojechali na miejsce, musieli przyzna ,  e kie-rowca karetki mia  racj . Pod numerem pi

dziesi tym pierwszym mie ci  si  nie doko czony

budynek, w któ-rym z pewno ci  nie zainstalowano jeszcze telefonu. W jednym z okien s siedniego domu pali o si

wiat o. Po - sesja by a bardzo

zniszczono, wygl da a bardziej na miej-sce podejrzanych zabaw m odzie y. Po pewnych ozna-kach mo na jednak by o s dzi ,  e kto  w niej mieszka.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Karetka sta a przed wej ciem, dwóch m

czyzn usi o-wa o wy ama  drzwi. Westling wyrazi  cich  nadziej ,  e nikt z Iriny nie zadrwi .

Irina zmartwia a. A je li alarm oka e si  fa szywy? Wte-dy oskar

 ich o w amanie, a jej wiarygodno

 zostanie wystawiona na ci

 prób .

Drzwi ust pi y w chwili, gdy Irina i Westling wysiada-li z samochodu. Sanitariusze wyja nili,  e u yli dzwonka, ale nikt nie otworzy . Ze  rodka domu

nie dochodzi y  adne d wi ki.

Szybko znale li drog  do pokoju, w którym pali o si

wiat o.

Jeden z sanitariuszy wci gn  nosem powietrze.
- Haszysz - stwierdzi  lakonicznie.
Irina spodziewa a si  narkotyków, nawet tych znacz-nie gro niejszych. Tamte mo e jednak nie wydzielaj

adnego zapachu? Nie wiedzia a wiele na

ten temat.

Westling otworzy  drzwi do sypialni.
Dziewczyna le

a w ka

y krwi.

- Jest taka m oda - szepn a Irina - ma najwy ej szes-na cie lat. I taka blada.  miertelnie blada.
Sanitariusze podj li akcj  ratunkow , wys awszy uprze-dnio Irin  i Westlinga po nosze i niezb dny sprz t. Irina wybieg a za inspektorem, trz

c si

ze zdenerwowania.

Prowadzi am dot d takie bezpieczne  ycie, pomy la a. Jak na zamku  pi cej Królewny.
Chwycili nosze i pozosta e przybory i wrócili p dem na gór . Na nadgarstki dziewczyny za

ono ju  opatru-nek i sytuacja zdawa a si  by  pod

kontrol . Dziewczy-na nie odzyska a jednak przytomno ci, a mo e nie 

a. Irina nie by a pewna. Nie mówi c ani s owa, od

a za-krwawion

uchawk  na wide ki. Wspólnymi si ami znie li nosze na dó  i umie cili w karetce.

Westling wepchn  Irin  do wozu policyjnego.
- Jedziemy do szpitala - powiedzia . - Je li si  obudzi, musz  zada  jej kilka pyta . Doda jej pani otuchy.
Je li si  obudzi. S owo „je li” nabra o z owrogiego brzmienia.
Ruszyli za j kliw  syren  karetki.
- Jak si  posuwa pani praca? - zapyta  Westling.
- Nocne rozmowy? Ze zmiennym szcz

ciem. Troch  pod

ci, mnóstwo ludzkiego nieszcz

cia. Poma u prze-konuj  si ,  e nie jestem do tego

stworzona.
- A jednak trudno nie pochwali  pani post powania - wymamrota  ku zadowoleniu Iriny. - Musz  przyzna  - ci -gn  -  e kiedy dosta em pani adres, a

dzisiaj po raz pierwszy spotka em, mia em inny pogl d na t  spraw . Wzi em pani  za kolejn  dam  z dobrego towarzystwa, która zaba-wia si  w
dobroczynno

. Kto wie... mo e si  pomyli em.

- Mo e - mrukn a w ko nierz p aszcza.
Skr cili. K tem oka Irina dostrzeg a paru m odych lu-dzi odprowadzaj cych ich ciekawskimi spojrzeniami. Pewnie s dz ,  e mnie aresztowano,

pomy la a i u miech-n a si  blado.

- Spotykaj  pani  nieprzyjemno ci? - spyta .
- Nocami? - Irina zawaha a si . - Jeden zboczeniec...
- Spodziewa em si .
- Jest wstr tny i troch  mnie przera a. Postanowi  so-bie,  e mnie znajdzie. Twierdzi zreszt ,  e si  znamy. Czasami bywa... przymilny, je li mog

 tego s owa. Wydaje mu si ,  e swoimi gburowatymi propozycjami sprawia mi przyjemno

, ale ja to odbieram jak gro

. Nieraz odnosz

wra enie,  e chodzi mu o zemst .

- To brzmi nieciekawie.  wiat jest pe en takich zwyrodnialców.
- Powtarza,  e mnie zna. To jest najgorsze.
- Nie s dz . Ju  by do pani trafi .
- No w

nie. Bez przerwy dopytuje si  o mój adres, którego mu, rzecz jasna, nie podam. Chyba bierze mnie za kogo  innego. Jest strasznie

nachalny, a przy tym ordy-narny i nieprzyzwoity. Nigdy si  do mnie nie zwracano w ten sposób.

Inspektor powstrzyma  si  od komentarza.
- Twierdzi,  e pani  zna? Rozpoznaje go pani po g osie?
- Sk

e! Ale... Teraz ju  sobie przypomnia am, sk d bior  pewno

,  e mnie z kim  myli. Chodzi o te s owa: w mroku nocy. Twierdzi,  e ju  je od

kogo  us ysza .

- To prawdopodobne. Uwa am,  e powinna pani sko czy  z tym nocnym zaj ciem.
- My la am o tym, ten cz owiek zaczyna dzia

 mi na nerwy. Ju  nie b

 zamieszcza  og osze . Dzisiaj ukaza- o si  kolejne, wi c musz  jeszcze

jako  przetrzyma  nad-chodz cy tydzie .

- Nie mo e pani przerwa  od razu?
- Zawsze dotrzymuj  s owa. To nale y do mojego ko-deksu honorowego.
Doje

ali do szpitala. Je li Westling nawet chcia  co  powiedzie , to skorzysta  z okazji, by tego nie zrobi .

Irina siedzia a przy niedosz ej samobójczyni. Dziewczy-na le

a bez ruchu w bia ej po cieli, by a bardzo blada. Jej nadgarstki pokrywa y banda e,

obok 

ka sta  statyw z kro-plówk . Nie spa a. Okaza a si  pulchn  siedemnastolatk  o spojrzeniu przepe nionym rozpacz  i poczuciem winy.

- Cze

, Marito, to do mnie dzwoni

 - zacz a ostro -nie Irina.

Dziewczyna odwróci a twarz, do

 pospolit  i pokry-t  krostkami.

Do pokoju wszed  Westling. Zatrzyma  si  z dala od 

ka i nie powiedzia  ani s owa.

- Ten policjant chce ci  przes ucha  - ci gn a Irina. - Masz do

 si y?

Dziewczyna potrz sn a g ow .
- Rozumiem. Dlaczego zdecydowa

 si  na taki krok?

- Do niczego si  nie nadaj  - pisn a Marita i wybuch-n a p aczem.
- Wi c wzi

 haszysz, by sobie doda  odwagi?

- Sk d pani wie?
- Pozna am po zapachu. A mo e bra

 co  mocniej-szego?

- Nie. Nigdy tego nie robi .
- To m drze z twojej strony.
Rozmowa nie klei a si . Marita zwleka a z ka

 od-powiedzi , a Irina nie wiedzia a, o co pyta .

- Gdzie s  twoi rodzice?
- Wyjechali.
- Opowiedz mi o sobie.
- Nie ma o czym. Jestem beznadziejna - chlipn a.
- Chodzisz do szko y?
- Od czasu do czasu. W

ciwie chodz . Nic tam si  nie dzieje.

- Co masz na my li? Lekcje, przerwy, mo e wieczory?
- Wszystko razem.
- Dokuczaj  ci?
Na twarzy dziewczyny pojawi  si  grymas.
- Niech pani zgadnie!
- Masz przyjació ?
- Nikt si  mn  nie interesuje. Czasami przyczepiam si  do innych dziewczyn, ale one nie chc  mie  ze mn  do czynienia. Nikt nie przyszed  na moje

urodziny, chocia  wys

am zaproszenia.

Irina poczu a uk ucie w sercu. To musia o by  dla Marity przykre rozczarowanie! Dla niej i dla jej rodziców.
- Teraz ju  masz przyjació

 - powiedzia a cicho. - Mnie.

W spojrzeniu dziewczyny nie odczyta a aprobaty. Je-ste  stara, mówi o.
- Dlaczego? - spyta a kwa no.
- Bo czuj  si  za ciebie odpowiedzialna i ci wspó czu-j . Poza tym ja te  straci am przyjació . - I doda a, zanim dziewczyna zd

a postawi  nowe

pytanie: - Dawno si  na to zdecydowa

?  eby sko czy  ze sob ?

- My la am o tym. Tak na niby. Ale...
- Tak? - ponagli a j  Irina.
- Jest jeden ch opak. Napisa am do niego list.
- Tego nie wolno robi . Nigdy!
- Teraz ju  wiem. Pokaza  go ca ej klasie.
- Okropne. Ch opcy w tym wieku s  tacy bezmy lni. Co napisa

 w li cie?

- Nic wielkiego. Chcia am z nim pój

 do kina.

- To rzeczywi cie nic wielkiego. Gorzej, jak si  otwar-cie wyzna gor

 mi

. Sama tak kiedy  zrobi am.

- Naprawd ?

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Tak, nie pytaj o rezultat.
Irina sk ama 
a, by a zbyt dobrze wychowana, by pisa  ' takie listy, ale dziewczyna wyra nie potrzebowa a otuchy.
- Pani jest taka  adna - stwierdzi a Marita.
- Nie by am  adnym dzieckiem. Wszyscy mamy proble-my, Marito. Czasami si  nam wydaje,  e  ycie jest ci

arem. Prze ywam trudny okres, bo mój

 odszed  do innej ko-biety. Mnie te  nachodz  ró ne z e my li. Jako  si  jednak pozbiera am i teraz jestem szcz

liwa,  e nie podj am  ad-nej

pochopnej decyzji. Odkry am,  e on nie jest tego wart. Dlaczego do mnie zadzwoni

? Po

owa

 swego kroku?

- Nie, chyba nie. Przestraszy am si

mierci.

Irina mia a zamiar powiedzie ,  e tego akurat nie trze-ba si  ba , ale si  powstrzyma a. Te s owa by yby nie na miejscu.
- A teraz? 

ujesz,  e zadzwoni

?

- Nie wiem - odrzek a Marita zm czonym g osem. - Nie wiem, chce mi si  spa . Chc  przespa  ca e  ycie. Do szko- y ju  nie wróc , nie po tym li cie.
Irina odwróci a si .
- Inspektorze Westling, nie s dz , by Marita mia a ochot  na d

sz  rozmow . Musi odpocz

.

Znowu spojrza a na dziewczyn .
- Pójd  ju . Odwiedz  ci , kiedy ju  wyzdrowiejesz. Porozmawiamy, chc  ci pomóc w twoich problemach.
Marita wykrzywi a si .
- Nie mo e mi pani pomóc. Jestem brzydka, gruba i mam krosty na twarzy.
- Wcale nie jeste  brzydka, to po pierwsze. A je li cho-dzi o cer  i wag , to z pewno ci  mog  ci pomóc, bo sa-ma by am kiedy  w podobnej sytuacji.
Dziewczyna o ywi a si  nieznacznie. Na po egnanie u cisn a r

 Iriny pulchn  d oni  z resztkami czerwo-nego lakieru na poobgryzanych

paznokciach.
Westling poprosi , by Irina zaczeka a na korytarzu. Mu-si zada  Maricie kilka pyta , a potem odwiezie j  do domu.
Irina nie mia a nic przeciwko temu. Mieszka a daleko.

W samochodzie nie odzywali si  do siebie, pogr

eni we w asnych my lach. Dopiero kiedy wysadzi  j  przed bram  i odprowadzi  do drzwi, zapyta :

- Czy to prawda,  e kiedy  wygl da a pani jak Marita?
- Nie.
- I  e napisa a pani taki list?
- Nie, musia am jednak umocni  w niej poczucie,  e nie jest sama.
- I  e my la a pani o samobójstwie?
Irina zawaha a si .
- My la am - powiedzia a w ko cu - ale to nie w mo-im stylu.
- Te  tak uwa am.

boko wci gn  powietrze. Jego oczy by y naprawd

adne, kry a si  w nich dobro , która dodawa a mu uroku.

- W ka dym razie dzi kuj ! Okaza a nam pani znacz-n  pomoc dzi  wieczorem!
Wieczorem, pomy la a Irina, wchodz c do  rodka. Wieczór dawno si  sko czy .
By o tak pó no,  e wy czy a telefon specjalny. Pal sze

 obietnice, by a wyko czona!

I bardzo z siebie zadowolona, po raz pierwszy od d u-giego czasu.

Co za cholerny pech!
Nie by o jej tam! Nie by o, oszuka a mnie. Mia em jej tyle do powiedzenia, wygarn bym jej. Najpierw  agod-nie, a potem...!
W redakcji te  si  nie uda o. Ta g upia baba z biura og osze  nie chcia a poda  adresu Nocnego Rozmówcy. Po diab a tam polaz em, trzeba by o
zadzwoni .
Ale... ta druga przygl da a mi si  ukradkiem. Czeka em na ni  po pracy, ale musia a wyj

 wcze niej. Co za pech!

Dzisiaj sobota i ta przekl ta redakcja jest zamkni ta. Poczekam do poniedzia ku. Umówi  si  z t  drug , to dla mnie pestka!
Dowiem si  od niej adresu i nazwiska Nocnego Roz-mówcy.
I dopadn  mojego najwi kszego wroga!
Porachuj  si  z ni .
Ju  si  ciesz , a  mnie dreszcz przechodzi. Zemsta b -dzie moja!
ROZDZIA  VII
SOBOTNIA NOC
Noc sobotnia, której Irina najbardziej si  obawia a, rozpocz a si  nie najgorzej.
Dwie pierwsze rozmowy nastroi y j  optymistycznie.
Najpierw zadzwoni a pani w  rednim wieku, której doskwiera a samotno

. Chcia a jedynie porozmawia . Szybko okaza o si ,  e ich problemy s

bardzo podobne. Sp dzi y d

sz  chwil  na pogaw dce, która obu doda- a otuchy. Rozmówczyni obieca a zadzwoni  ponownie.

Zaraz po niej zg osi  si  starszy m

czyzna, któremu reumatyzm nie pozwala  zasn

.

Dla takich w

nie ludzi Irina zacz a sw  nocn  po-s ug . Im chcia a pomaga , ich wspiera , czasami po pro-stu wys ucha . Rozmowa o w asnych

troskach z kim , kto potrafi s ucha , mo e mie  zbawienny skutek.

Irina poczu a si  lepiej, czego zreszt  nie omieszka a powiedzie  swoim rozmówcom. Chcia a, by mimo swych k opotów poczuli si  potrzebni.
Potem by o ju  znacznie gorzej.
Odezwa  si  jej prze ladowca. Westling poradzi  jej, by z najwi ksz  ostro no ci  spróbowa a wyci gn

 z niego jakie  informacje. Gdyby nie

zrezygnowa , policja mog a za

 pods uch na jej lini . Nie wolno pob

 telefo-nicznemu terrory cie.

Tym razem nie by  zbyt rozmowny, ale jego s owa przerazi y Irin

miertelnie.

- Wiem, gdzie mieszkasz. Nied ugo...
Irina wzdrygn a si . Nied ugo, co nied ugo? Z

y jej wizyt ?

- Nie odbiera

 wczoraj telefonu - ci gn . - Najpierw linia by a zaj ta, a potem nie odbiera

.

- Nie by o mnie w domu - rzuci a krótko.
- Jak obiecujesz, to sied  w domu! - wrzasn  z w cie-k

ci , która ni  wstrz sn a. - Po diab a zamieszczasz te k amliwe og oszenia!

Rzuci  z trzaskiem s uchawk , zanim zdo

a go o co-kolwiek zapyta .

Wiedzia , gdzie mieszka? W tpi a w to. Gdyby wiedzia , usi owa by dosta  si  do jej domu. Tylko chcia  j  przestraszy . Nied ugo, powiedzia . Nie, z

pewno ci  nie zna  jej adresu.

Ale osi gn  to, co zamierza .
Zaraz potem zadzwoni a jaka  podchmielona para, wykrzykuj c do s uchawki kwestie, które obojgu wyda-wa y si

mieszne. Irina zako czy a

rozmow  zdecydo-wanie, cho  uprzejmie.

Nieprzyjemne do wiadczenia kaza y jej znów zastano-wi  si  nad sensem nowego zaj cia. Wci

 jednak uwa

a,  e okazja do dobrych uczynków

równowa

a przykro ci. Jeszcze tylko jeden tydzie . Nie d

ej. Wystarczy.

By a teraz w lepszej formie, co przypisywa a witami-nom zaleconym przez lekarza i krótkim spacerom. Bar-dzo krótkim, ograniczonym w

ciwie do

jednego okr

enia ogrodu.

To wystarczy o, by z wolna wraca y jej si y.
Od ywia a si  te  znacznie regularniej i to napawa o j  dum .

 noc  zadzwoni  filozof. Irina nie ukrywa a za-skoczenia i rado ci.

- Zrobi

 mi niezwyk  przyjemno

 - powiedzia a,  miej c si  z lekkim za enowaniem. - Nie s dzi am,  e si  odezwiesz. Strasznie g upio si  wtedy

zachowa am.
- Wr cz przeciwnie, da

 mi du o do my lenia.

- Nie powinnam by a tak natr tnie wypytywa  o twe-go brata.
- Nie rozumiesz. Ja nie mam brata.
Irina zaniemówi a.
- Masz racj . Nie rozumiem - wykrztusi a w ko cu.
- To ja siedzia em na tym wózku. Ca y czas usi uj  so-bie przypomnie , kto by  wtedy w pobli u i jak wygl dasz.
- Chyba mnie nie widzia

 - wyj ka a oszo omiona. - Sta am do

 daleko. Ale nie k ama am - o ywi a si . - Na-prawd  wygl dasz na sympatycznego

cz owieka.

- Dzi kuj . Nie gniewasz si ?
- Za co?
-  e ci  ok ama em.
- Nie. Na twoim miejscu zrobi abym to samo. Masz ra-cj , nale y przemawia  do umys u, a nie do ludzkiej u om-no ci. Ba

 si  pewnie,  e je li

zdradzisz si  ze swoj  cho-rob , stan  si  zbyt wyrozumia a i nadmiernie ostro na?

- Chyba tak. 

uj  tylko,  e ty wiesz, jak wygl dam, a ja nie wiem nic o tobie.

Irina powiedzia a mu par  s ów o sobie. Opisa a wy-gl d - ciemne w osy, niebieskie oczy, zadbana, przeci t-na uroda. Zwierzy a si  z przyczyn swej

bezsenno ci, które sk oni y j  do nocnych rozmów z nieznajomymi.

- Niczym szczególnym si  nie wyró niam - ci gn a w zamy leniu. - Dla mnie ma

stwo to zwi zek na ca- e  ycie... je li nie zajd  jakie

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

nieoczekiwane okoliczno- ci. W naszym  yciu nic takiego nie nast pi o. Byli my zwyk ymi, przyzwoitymi lud mi. Cho  pewnie nag  mi-

 do

drugiej osoby trzeba uzna  za nieoczekiwan  oko-liczno

 - zako czy a cierpko.

Filozof milcza  przez d

sz  chwil .

- Wci

 t sknisz za nim? - spyta  wreszcie.

- Nie wiem. Poma u dochodz  do wniosku,  e najbar-dziej zabola  mnie rozwód. Nie przez wzgl d na ludzkie gadanie. Po prostu liczy am na to,  e

nasze ma

stwo b dzie trwa  wiecznie, przez ca e  ycie. No wiesz, dzie-ci, wnuki, srebrne i z ote gody. A potem wszystko si  za-wali o.

Sprzeniewierzy am si  w asnym zasadom.

- To nie twoja wina. Mo e jeszcze nie jest za pó no?
- Zaczyna  wszystko od nowa? - westchn a. - Z kim  innym? Mówisz, jak mój znajomy pastor. To nie takie proste. Tu potrzebne s  uczucia, a nie

zdrowy rozs dek.

- Oczywi cie! O tym w

nie my la em. Mo na zna-le

 mi

, wcale jej nie szukaj c.

- Czas poka e.
- Ile masz lat?
- Trzydzie ci pi

.

- Jeszcze mnóstwo czasu przed tob . My la em,  e je-ste  starsza.
Irina roze mia a si .
- To komplement czy obelga?
- Komplement - równie  si  roze mia . - Masz taki dojrza y glos. Nie stary. Dojrza y i m dry.
- Dzi kuj ! Przeciwno ci losu ucz  m dro ci.
Irina nie opowiedzia a filozofowi o innych rozmo-wach, nie chcia a posuwa  si  za daleko. Nie wspomnia a o nowej narzeczonej Arnta, która

nie wiadomie wyjawi- a jej wiele sekretów by ego m

a. Nie wspomnia a o Katerine i w amaniu ani o Maricie i próbie samobójstwa. Nie wspomnia a

nawet o tym wstr tnym lubie niku, cho  w tym przypadku nie musia a przecie  zachowa  milcze-nia. Napomkn a jedynie,  e ma zamiar zako czy
sw  nocn  dzia alno

, lecz nie wyjawi a powodów.

Przyklasn  jej decyzji, lecz przyzna ,  e b dzie mu brakowa o rozmów z ni .
Irina chcia a instynktownie odrzec,  e mog  przecie  kontynuowa  znajomo

, ale co  j  powstrzyma o. Mia- a mu poda  numer prywatnego

telefonu?
Nie, czas poka e, tydzie  przyniesie nowe zdarzenia. Mog  przecie  si  pok óci , mog  zechcie  pozna  si  bli- ej, albo, co najbardziej

prawdopodobne, wszystko roz-p ynie si  w obopólnej oboj tno ci.

Nie powiedzia a wi c ani s owa na ten temat, tylko ga-w dzi a o rzeczach, które interesowa y ich oboje.
Wtedy z

 jej zaskakuj

 propozycj . Mo e mogli-by si  kiedy  spotka ? Ona zna a go ju  z wygl du, na dodatek zna a jego dusz . Filozof by  jej

ciekaw.

Irina milcza a.
- Mogliby my pój

 do restauracji - ci gn  - albo spo-tka  si  u mnie w domu...

Poj a,  e jej milczenie potraktuje jak odmow . Roze- mia a si  wi c i rzuci a:
- Zaczekajmy z tym do ko ca tygodnia! Przemy

 to, je- li do tego czasu twoja propozycja wci

 b dzie aktualna.

Odetchn  z ulg . Irina zrozumia a, jak du o koszto-wa o go to pytanie.

Potem telefon milcza  jak zaczarowany.
Zadzwoni  dopiero przed pi

, kiedy Irina wybiera a si  do 

ka.

To by a jej rywalka, Inger, bardzo czym  poruszona. Irina nie ucieszy a si  na d wi k jej g osu.
- Odszed  ode mnie! - pisn a Inger. - To ju  koniec, zostawi  mnie!
Irina nie zareagowa a, nie poczu a zadowolenia. Co mia a powiedzie , by j  pocieszy ?
- To przykre! - stwierdzi a. - Nie znajduj  s ów, ale bardzo ci wspó czuj . Chcesz porozmawia ?
Inger marzy a o rozmowie.
- Odszed  wieczorem. By  w ciek y. Mówi ,  e wraca do  ony. Ja na to,  e chyba zwariowa , a on,  e woli j  ni  to, co ma teraz. I  e ona zna a

przynajmniej swoje miejsce!

- Co mia o oznacza  to „teraz”? - spyta a ostro nie Irina.
Inger uspokoi a si  nieco.
- Ach, zarzuci am mu,  e zachowuje si  jak  winia. No wiesz, odk ada prze ute jedzenie, grzebie sobie w uchu i ogl da, co wyd uba ...
Ca y Arnt!
- A on do mnie: „Gderasz od rana do wieczora. D u- ej tego nie wytrzymam!”
Wi c Inger jest gderliwa. Niedobrze! A mo e dobrze? Dla Iriny?
Nie by a ju  wcale tego tak pewna.
- I jeszcze doda : „Niech mnie Bóg broni przed kobie-tami z temperamentem”. A przecie  w

nie to tak u mnie lubi , bo jego  ona mia a w sobie tyle

ycia, co zimny kotlet na talerzu. Tak si  kiedy  wyrazi , a teraz nazwa  mnie histeryczk  i powiedzia ,  e idzie spa  do hotelu. No to droga wolna,

mówi , nie chc  ci  ju  wi-dzie , a on wyszed , trzaskaj c drzwiami. Co za g upi, dramatyczny gest! By am taka w ciek a,  e spakowa am jego walizki i
wystawi am za drzwi. Przed chwil  spraw-dzi am, wróci  i wszystko zabra .

Inger zacz a  ka

nie, cho  do

 cicho, bo po d u-giej przemowie zabrak o jej tchu.

Rozmowa musia a jednak przynie

 jej ulg , a uspoka-jaj ce s owa Iriny sprawi y,  e w ko cu przesta a p aka .

- Próbowa am zachowywa  si  tak, jak mi poradzi

 - chlipn a. - By am mi a i uk adna, ale chyba przesadzi am. A kiedy po raz tysi czny nazwa

mnie Irina - tak ma na imi  jego by a  ona, prawie tak jak ja - to si  w ciek am!

- To zrozumia e - mrukn a Irina. - Chcesz,  eby wróci ?
- Co? - sapn a Inger. - Sama nie wiem... To nie by a nasza pierwsza k ótnia, ale dot d zawsze si  godzili my. To takie mi e, dostaje si  drogie

prezenty i znów jest jak w bajce... Jasne,  e chc ,  eby wróci , nie mam zamiaru sp dzi  reszty  ycia samotnie. No i ta jego pozycja spo- eczna. Teraz
jednak drogo mi zap aci, obiecuj ! Nie po-zwol  si  tak traktowa !

Arnt te  nie, pomy la a Irina. Na pocz tku zwi zku by  w stanie wybacza  kaprysy, ale nie kiedy jego uczu-cia zaczyna y stygn

.

ciwie powinna wspó czu  Inger, ale tamta kobie-ta by a taka wyrachowana. Zupe nie jakby Arnt stanowi  jej polis  ubezpieczeniow .

Irina zdoby a si  na par  frazesów. Wróci i tym razem, stwierdzi a, Inger musi jednak pow ci gn

 swój tempe-rament (mia a na my li przyp ywy

ego humoru), trze-ba cierpliwie czeka .

- Zap aci mi! - powtórzy a ponuro Inger.
Irina doradzi a jej ostro no

, wi cej nie mog a zrobi .

To by a ostatnia rozmowa tej nocy.
Irina nie mog a zasn

. Chodzi a po pokoju, za oknem wstawa

wit.

Czy by wszystko mia o zacz

 si  od nowa w

nie te-raz, kiedy zdo

a wróci  do równowagi? Arnt, nieszcz

niku, czemu to powiedzia

?

„Wracam do  ony”.
Podobno tak si  wyrazi .
Musz  znów my le  o naszym wspólnym  yciu, cho  czu am ju  niemal,  e mog  i

 dalej. Trzeba mi by o tro-ch  czasu, Arnt. Zabra

 mi nawet

ten czas i musz  za-cz

 od nowa.

Wiem,  e do mnie nie wrócisz. Da

 mi tylko t  odro-bin  nadziei, t  niepewno

, z któr  tak ci

ko jest 

.

Zatrzyma a si  przed lustrem i przyjrza a z roztargnie-niem swemu odbiciu. Dawno ju  tak dobrze nie wygl da- a jak teraz, kiedy uwolni a si  od

nakazów poprawno ci. I to nie tylko dzi ki swobodniejszej fryzurze, to zw aszcza lekkie zaró owienie policzków i blask w oczach dodawa- y jej wdzi ku.
To przysz o w ci gu ostatnich dni. Kiedy okaza a si  potrzebna innym, uratowa a jedno istnienie.

Ju  niedziela. Pójd  odwiedzi  Marit  w szpitalu.
Przyj to j  na obserwacj , dzi ki interwencji Westlinga. Rodzice dziewczyny polecieli na Majork . Czartero-wym samolotem. Nie wróc  przed

ko cem turnusu, bo musieliby dop aci  do biletu.

Budzi  si  dzie .
Irina zaczerpn a tchu i postanowi a od

 swoje zmar-twienia na bok. Marita by a w znacznie gorszej sytuacji.

Ale mia em szcz

cie! Prawdziwy fuks!

Spotka em dziewczyn  z redakcji. T , co si  tak na mnie gapi a.
Przekona em j  bez trudu. Spotykamy si  wieczorem.
Nawet ca kiem niez a. Pewnie lubi te rzeczy, mo e co  mi si  dostanie.
Najpierw wydob

 z niej nazwisko i adres Nocnego Rozmówcy. Przekl te babsko, przez ni  mnie przymkn -li. Liczyli si  z jej zdaniem, a to ona

uwa

a,  e jestem niebezpieczny.

Niebezpieczny? Ja? Same si  o to prosz . Czy to mo-ja wina,  e si  im podobam? A te  wi toszki, co to niby nie chc ... To ju  ich sprawa.
Musz  najpierw zdoby  nazwisko i adres. Na wypadek gdyby co  nie posz o tak jak trzeba.
ROZDZIA  VIII
NIEDZIELA

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Dla Westlinga niedziela by a dniem wolnym od pracy. Inspektor przewraca  si  w 

ku, usi uj c z apa  resztki snu, ale jego zegar biologiczny tyka

nieub aganie. By  na-stawiony na siódm  rano.

Westling pogr

 si  w my lach.

Dot d by  zadowolony z  ycia. Zawsze marzy  o tym, by zosta  policjantem. Jako dziecko ze wzgl du na syre-ny wozów policyjnych, pó niej

ow adn a nim my l o ka-rierze w stylu porucznika Columbo, tyle  e przyzwoiciej odzianego. Najbardziej za  marzy  o stanowisku mi ego dzielnicowego,
bowiem Westling mia 
 spokojne i dobro-duszne usposobienie. W szkole policyjnej próbowano wpoi  mu cho  odrobin  szorstkiej pewno ci siebie, ale
nic z tego nie wysz o. Czasami zdobywa  si  na ostrzejszy ton, rozmawiaj c przez telefon, lub przybiera  gro

 mi-n , ale wrodzona  agodno

 szybko

bra a gór .

Praca by a ca ym jego  yciem. Awansowa , cho  wcale nie mia  takich ambicji, by  lubiany i otaczany szacunkiem. Tak e tutaj, w Hoyden, gdzie

mieszka  od niedawna.

Mia  trzydzie ci cztery lata, za sob  kilka nieudanych zwi zków, jeden ca kiem d ugi. Zbyt mocno anga owa  si  w s

, twierdzi y jego przyjació ki,

bra  nadgodzi-ny, zaniedbywa  je. W ko cu go rzuca y, jedna za drug .

Nigdy d ugo za nimi nie t skni .
Czy wci

 jednak  ycie przynosi o mu zadowolenie?

Tak s dzi . Czego  mu jednak brakowa o, sam dobrze nie wiedzia  czego.
W ostatnim czasie czu  jaki  niepokój, niepewno

, po-trzeb  rozmowy.

Te rozmy lania nie maj  sensu. Poranek by  pi kny, a on ukryty za zaci gni

 firank  udawa ,  e wci

 jest noc.

Jedz c nieudolnie przygotowane  niadanie, Westling rozmy la  o telefonicznym prze ladowcy tej Iriny, która wyst powa a w roli Nocnego
Rozmówcy.
Sprawa niepokoi a go do tego stopnia,  e przejrza  kartoteki przest pców. By y do

 obszerne, ale przecie  rów-nie dobrze móg  to by  kto  dot d

nie notowany. Nic nie wskazywa o na to, by który  ze znanych policji zbocze -ców przebywa  obecnie w Hoyden.

Wi kszo

 z nich by a zreszt  nieszkodliwa, jacy  eks-hibicjoni ci, osobnicy znajduj cy przyjemno

 w opowia-daniu nieprzyzwoito ci przez telefon,

ale trafia y si  rów-nie  typy prawdziwie gro ne. Prze ladowca Iriny móg  j  wprawdzie pomyli  z inn  osob , ale to nie umniejsza o powagi sytuacji. Z
jej opisu wynika o,  e w tamtym cz o-wieku czai o si  jakie  z o, kierowa a nim ch

 zemsty. Westling bardzo si  niepokoi .

Musi do niej zadzwoni  w ci gu dnia. Trzeba zapew-ni  jej bezpiecze stwo.

Irina znajdowa a si  w drodze do szpitala. Lekarz za-leca  spacery, postanowi a wi c zej

 do centrum. Do do-mu wróci taksówk .

Praktyczne aspekty codzienno ci uleg y znacznej odmianie, kiedy Arnt j  opu ci . Wci

 nie potrafi a si  przyzwyczai ,  e nie mo e tak po prostu

wsi

 do jego eleganckiego samochodu i napawa  oczu widokiem d o-ni m

a na kierownicy, patrze , jak sprawnie i spokojnie manewruje pojazdem.

Musia a nauczy  si  drobnych prac domowych, typo-wych m skich zaj

, takich jak wymiana  arówek, za a-twienie opa u na zim , wype nienie

zeznania podatkowe-go. Pocz tkowy stan apatii nie u atwi  jej nauki.

Teraz by a na dobrej drodze.

e te  ta kobieta musia a zadzwoni  w nocy! Jakby chcia a na powrót wp dzi  Irin  w depresj .

Mia a du o czasu. Godziny odwiedzin jeszcze si  nie zacz y.
Zatrzyma a si  na widok m

czyzny w wózku inwa-lidzkim przed otwartym domem handlowym. Rozpozna- a go. To by  filozof.

Irina przygl da a mu si  przez d

sz  chwil . M

czy-zna jej nie zauwa

.

Naprawd  by  sympatyczny. Zarówno z wygl du, jak i zachowania, co mog a stwierdzi  na podstawie rozmów telefonicznych.
Nie wiedzia a, co robi przed sklepem, ale sprawia  wra- enie zagubionego.
Irina zawaha a si .
Nic jednak nie nast pi o, nikt nie wyszed  ze sklepu, by mu pomóc, wi c postanowi a dzia

. Musia a da  mu t  szans . To nieuczciwe,  e ona go

zna a, a on jej nie.

Mia  ciemne w osy poprzetykane siwymi pasemkami, zbyt wcze nie jak na jego wiek. Nie cierpia  na t  choro-b , która sprawia,  e cz owiek traci

kontrol  nad ruchami cia a, a zachowuje jasno

 umys u, zwykle nie zauwa an  przez innych. Nawet nie pami ta a jej nazwy. Pora enie mózgowe?

Nie. Chodzi pewnie o to schorzenie, które niszczy o rodki nerwowe, czasami brutalnie szybko, czasami po-woli. Stwardnienie rozsiane.
W przypadku filozofa post py choroby by y niezwy-kle powolne.
Irina nie zna a si  na medycynie. Chcia a mu jedynie pomóc.
Ruszy a niepewnym krokiem w jego kierunku.
Kiedy si  zbli

a, podniós  g ow  i spojrza  na ni  py-taj co.

Zatrzyma a si  i u miechn a niepewnie.
- Tkwisz tu w pokucie za swoje grzechy? - spyta a cicho.
Odwróci  si  ku niej gwa townie, gotów do obrony, ale na widok jej  agodnego u miechu zrozumia  wszystko.
- Nocny Rozmówca - powiedzia  zachwycony. - Dzie  dobry, jak e mi mi o!
Wyci gn  d

. U cisn a j , tym razem z u miechem promiennym.

Z bliska dostrzeg a pi tno, jakie choroba i ból wycisn

y na jego obliczu. Nie móg  by  du o starszy od niej, a jed-nak jego twarz pokrywa y g bokie

zmarszczki, jak e ró -ne od tych, które delikatnie  obi  oblicza zadowolonych z  ycia ludzi. U niego tworzy y si  g ównie mi dzy brwia-mi i wokó  ust.
Mia  podkr

one, g boko osadzone oczy, napi te  ci gna na szyi  wiadczy y o jego cierpieniu.

Irin  przepe ni o g bokie wspó czucie do tego sympa-tycznego cz owieka.
- Czekasz na kogo ? - spyta a.
- Nie, w

ciwie nie. Potrzebuj

rub, ale nie mog  do-sta  si  do sklepu. Siedz  tu i zastanawiam si , jak sfor-sowa  drzwi.

- Za atwi  to - rzuci a. - Powiedz mi tylko, co mam kupi , bo  ruby to nie moja specjalno

.

Obrzuci  j  d ugim, intensywnym spojrzeniem.
- Jak to dobrze,  e zdecydowa

 si  podej

! Nie wiem, jak ci dzi kowa .

Przerwa .
-  ruby - przypomnia a mu Irina.
- Ach, tak. Tu jest lista. Jeste  bardzo  adna, wiesz?
- Dzi kuj  - odrzek a za enowana. - Zaczekasz?
Roze mia  si .
- A jak s dzisz?
Irina szybko za atwi a zakupy.
Kiedy wysz a, zapyta :
- Mo e wpadniemy gdzie  na kaw ?
Nie chcia a go zawie

.

- Wybieram si  do szpitala... B

 musia a pojecha  ta-ksówk , czas odwiedzin zaczyna si  za kwadrans.

- Rozumiem.
- Ale je li masz czas pó niej... - doda a szybko.
Jak trudno zdoby  si  na naturalno

 wobec osoby niepe nosprawnej. Dot d my la a,  e to najprostsza rzecz pod s

cem, ale by o zupe nie inaczej.

Nie mog a da  mu odczu ,  e waha si  ze wzgl du na jego kalectwo ani  e z tego samego wzgl du okazuje mu nadmierne wzgl dy.

We  si  w gar

, Irino! Przemawiaj do jego umys u, to inteligentny cz owiek.

- Wracam zaraz do domu - oznajmi . - Mo e wpa-dniesz do mnie?
- Ch tnie.
Nie udawa a. Naprawd  bardzo go polubi a.
Poda  jej adres.
- B

 za oko o... pó torej godziny - obliczy a.

- W takim razie mam czas na sprz tanie - u miechn  si . - Przyda aby si

opata.

Wybuchn a  miechem. Cieszy a si  na t  wizyt .

Marita nie by a sama.
- Inspektor Westling, mi o mi pana widzie  - powie-dzia a Irina.
Nie ukrywa  zak opotania.
- Pomy la em,  e... odwiedz  nasz  protegowan .
- Wi c oboje wpadli my na ten sam pomys  - u miech-n a si .
Irina stwierdzi a z nag ym zdumieniem,  e towarzy-stwo Westlinga sprawia jej przyjemno

, czuje si  przy nim spokojna i bezpieczna. Tego w

nie

by o jej trzeba.

- Cze

, Marito. Widz ,  e postawili ci  ju  na nogi - zwróci a si  do dziewczyny. - Znacznie lepiej wygl dasz, co z sob  zrobi

?

- Nic - odrzek a Marita. - Wszyscy s  dla mnie tacy mili. Jestem tylko troch  weselsza, to wszystko.
- Masz racj  - uzna a Irina. - Rado

 i ten blask w oczach sprawiaj ,  e wy adnia

.

- Nie jestem  adna - Marita wykrzywi a twarz.
- Zaczekaj tylko, a  przejdziesz moj  kuracj  - roze mia- a si  Irina. - W

nie o to chcia am ci  zapyta  - ci gn a, rozk adaj c na 

ku prezenty,

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

kwiaty i jakie  smako yki. - Twoi rodzice wracaj  dopiero za kilka dni. Wychodzisz we wtorek. Czuj  si  troch  samotna, a wtorek to mój wolny dzie .

Mog aby  mnie odwiedzi ? Przenocowa  u mnie, je- li b dziesz mia a na to ochot ?

Wymieni a spojrzenia z Westlingiem. Jego wzrok po-wiedzia  jej,  e akceptuje ten pomys . Marita nie wróci a jeszcze do równowagi psychicznej i nie

powinna zosta-wa  sama w domu.

- Bardzo ch tnie - podzi kowa a dziewczyna, ale zaraz potem jej entuzjazm os ab . - Ale musz  i

 do szko y.

- Musisz? - zdziwi  si  Westling.
Marita zwleka a z odpowiedzi .
- Nie... w

ciwie nie, to szko a ludowa, nie jest obo-wi zkowa... Nie najlepiej mi w niej idzie. No i jeszcze ten nieszcz sny list...

- Irina i ja porozmawiamy z dyrektorem - obieca  Westling. To „Irina i ja” zabrzmia o niezwykle sympatycznie. - Dosta-niesz zwolnienie lekarskie na

dwa tygodnie, a potem razem z rodzicami podejmiesz decyzj , co dalej. Mo e wybra

 nie-odpowiedni  szko . Jakie przedmioty lubisz najbardziej?

- Lubi  rysowa  i malowa .
Na tym trudno oprze  rozs dny program nauczania, pomy la a Irina.
Marita natomiast by a wniebowzi ta. Koniec ze szko ! Cudownie! I jeszcze b dzie mog a odwiedzi  w domu t  mi  pani . Gliniarz te  nie by  taki

y. Jak na gliniarza.

Uzgodnili,  e Westling odbierze Marit  samochodem ze szpitala we wtorek, zawiezie j  do domu po niezb d-ne rzeczy, a potem podrzuci do Iriny.

egnali si  w dobrych nastrojach. Irina wsiad a do sa-mochodu Westlinga.

- Jad  do centrum - powiedzia a z wahaniem. - Jestem umówiona.
- Wysadz  pani  w centrum.
Irina by a niezwykle o ywiona.
- Kiedy byli my w Pary u pó tora roku temu, dosta- am sporo kosmetyków. S  przeznaczone dla wra liwej cery. Sama ich nie potrzebowa am, ale

trudno mi by o odmówi . Teraz b

 jak znalaz .

- Je li Marita zgubi par  kilogramów i zadba o wygl d, to ch opcy zaczn  si  za ni  ugania  - stwierdzi  Westling. - Ma styl i osobowo

, tylko przez

lata g boko to skrywa a.

- Ba a si  by  sob , wyró nia  z t umu. Spróbujemy to zmieni ... Czy mog abym mówi  do pana po imieniu? Za-k adam,  e ma pan jakie  imi ?
- Ale  oczywi cie,  e te  sam na to nie wpad em. Mam na imi  Patrik.
- Patrik Westling... Brzmi, jakby  by  Szwedem.
- Nieszcz

liwy przypadek. Jestem stuprocentowym Norwegiem. Wracaj c do spraw powa nych: dam ci mój numer telefonu na wypadek, gdyby ten

lubie nik znowu si  odezwa . Je li nie zrezygnuje, za

ymy pods uch na twój aparat.

- My

,  e si  rozz

ci , bo nie by o mnie w domu poprzedniej nocy. Mo e teraz ju  da spokój.

- Dobrze by by o! Nie mog  przesta  o nim my le , a mam na g owie spraw  tego w amywacza, o którym z pewno ci  s ysza

.

- Kr

 jakie  pog oski - mrukn a.

- To niez y spryciarz. Nie wiemy, jak dostaje si  do  rodka, czasami uderza w bia y dzie . Jednego razu spl -drowa  dom podczas rodzinnego

obiadu. Wszed  tylnym wej ciem i wyra nie wiedzia , czego gdzie szuka . Do cie-bie si  nie dostanie? Mieszkasz przecie  sama.

- Jestem dobrze zabezpieczona - u miechn a si . - Mój m

 zadba  o wszystko, zanim si  wyprowadzi , ten w amywacz dzia

 ju  wtedy.

- Twój m

 wykaza  szczególn  troskliwo

 - stwier-dzi  krótko.

- By  troskliwy. Chcia  mojego dobra.
Zdominowa  moje  ycie, pomy la a. Nadzorowa  mnie, czasami troskliwo

 m czy bardziej ni  jej brak.

Spojrza a z ukosa na Westlinga.

onie na kierownicy. Bezpiecze stwo. Nie mia  d o-ni Arnta, tamte by y smuk e i starannie wypiel gnowane. D onie Westlinga by y szersze, nosi y

lady trudnego za-wodu. Arnt mia  lekko ow osione palce, z pocz tku podo-ba a jej si  ta widoczna oznaka m sko ci. Teraz nie by a ju  tego taka

pewna.
Uff, zachowuje si  jak Inger, szukaj c drobnych przy-war Arnta! To niesprawiedliwe, on jest przecie  m

czy-zn  doskona ym.

Doskona

. Odra aj ce s owo!

Wzdrygn a si , kiedy glos inspektora przerwa  cisz .
- Jeste my w centrum. Tu ci  wysadzi ?
- O, tak, wystarczy! Dzi kuj  za podwiezienie i... - za-waha a si  - za to,  e ci  pozna am.
Zrobi  zaskoczon  min . Irina zamkn a drzwiczki, za-nim zd

 odpowiedzie  na jej uprzejmo

.

Musz  si  troch  wystroi  na spotkanie z t  dziewczyn . Kupi  wod  po goleniu, ta zielona dobrze pachnie. I moc-no! Jak si  ni  zlej , to nie

poczuje,  e si  nie k pa em.

Na choler  si  k pa , skoro cz owiek mieszka jak zwierz  w jakiej  rozsypuj cej si  szopie.
Ta koszula si  nada. Troch  przepocona, ale przecie  jestem m

czyzn , a poza tym woda zabije zapach. Ko -nierzyk? Brudny. Wieczorem jest

ciemno, nic nie zauwa- y. Troch

elu na w osy, szykowny ze mnie go

!

Ju  si  ciesz ! Na sam  my l si  podniecam!
Nied ugo, nied ugo!
Tyle czasu up yn o od ostatniego razu.
ROZDZIA  IX
NIEOCZEKIWANA PROPOZYCJA
A wi c tutaj mieszka filozof. Irina przeczyta a tablicz-k  na drzwiach.
Per Kron...
Per Kron, pomy la a poruszona. Przecie  to znane na-zwisko, wymieniano je w kr gu znajomych Arnta. Pisarz, chyba, tylko co napisa ? Nie

pami tam  adnych szcze-gó ów, jedynie nazwisko. Ksi

ki popularnonaukowe? Nie, to by  chyba kto  inny.

Irina nie wiedzia a tak e, czy Kron zdoby  s aw  jako artysta, na tym polu mia a znaczne zaniedbania. Zna a wielkie nazwiska, jak Rembrandt czy

Picasso, ale na nich ko czy a si  jej znajomo

 sztuki.

Ju  od progu musia a przyzna ,  e nie przesadzi , mówi c o potrzebie wielkiego sprz tania. Znajdowa a si  w domu twórcy. Na ty ach mie ci a si

pracownia, na sto-le w salonie królowa a maszyna do pisania. Per Kron pod-jecha  do niej na wózku.

By  bardzo poci gaj cy! Mo e niezbyt przystojny, ale pe en energii  yciowej, czaru i, cho  mo e to zabrzmie  dziwnie, si y. Magnetycznie zmys owy,

przyci ga  j  a jednocze nie odpycha . Jej my li jeszcze nie bieg y tym torem. Wci

 chcia a odgrodzi  si  od  wiata, nie anga- owa  si , unika

kontaktów z m

czyznami.

- Witaj! Sprz taczka przychodzi raz na dwa tygodnie. Wszystko robi  sam, wi c je li dostrze esz k bki kurzu w k tach, popatrz w inn  stron .
-  adnie tutaj - u miechn a si . - Naprawd  sam da-jesz sobie rad ?
- Z up ywem lat cz owiek wyrabia sobie pewne umiej t-no ci, to konieczne. Mam kilka specjalnych przyrz dów, a mieszkanie przystosowane jest do

potrzeb niepe nospraw-nego kawalera. Chod  do kuchni, zaparzy em kaw .

Sp dzili mi e chwile w malutkiej kuchni. Rozmowa p yn a wartko, Irina dowiedzia a si  sporo na temat sztu-ki i szarej codzienno ci cz owieka

przykutego do wózka.

umaczy a si  jak mog a. Jej m

 nie interesowa  si  sztuk  i wpoi  jej przekonanie,  e nale y zna  podstawo-we fakty, by móc pos

 si  nimi w

konwersacji, nie dbaj c o szczegó y.

Per Kron patrzy  na ni  z lekkim zdziwieniem. Mia  pi kne, ciemne i takie smutne oczy! Jaka szkoda,  e zmu-szony by

 w zamkni tym  wiecie

bólu i ogranicze !

- Twój m

, mówisz? Decydowa  o twoich pogl dach?

Zaczerwieni a si .
- Nie, nie ca kiem, on... Chyba tak - zako czy a z re-zygnacj .
Per pokiwa  powoli g ow .
Irina szybko zmieni a temat i rozmowa potoczy a si  dalej. Lekko i swobodnie, w tym m

czy nie by o tyle uroku. Ku swemu zaskoczeniu Irina czu a

si  radosna i szcz

liwa, po raz pierwszy od wielu lat.

Dopiero kiedy poruszy  dra liwy temat, na powrót za-mkn a si  w sobie jak  limak, który chowa si  w skoru-pie. Okaza a si  na tyle nieostro na, by

zapyta , czy ma przyjació

.

Nie powinna by a tego robi .
Per westchn .
- Nie mam, Irino. Jestem na tyle sprawny, by zaspo-koi  kobiet , ale boj  si  pyta . Boj  si  odmowy.
Patrza  na ni  d ugo i badawczo.
Na Boga, co ja zrobi am, my la a Irina, czuj c, jak nie-oczekiwane fale gor ca przebiegaj  po jej ciele. Jak z te-go wybrn

, nie rani c go?

- To jeste my w tym do siebie podobni - zacz a gor czkowo. - 

am samotnie przez ostatni rok i te  brak mi odwagi, by zaczyna  wszystko od

pocz tku. A je li spotkam si  z odmow ? Mo e to nierozs dne, ale uwa- am,  e tak samo jak ty czuje si  kto , kto zbyt d ugo izo-lowa  si  od innych.
Strach przed ponownym spotkaniem z lud mi jest jak niemo liwa do przezwyci

enia bariera. Jak si  nazywa ta ro lina w oknie?

Zmiana tematu by a a  nadto gwa towna, ale jej nie skomentowa . Poda  Irinie nazw  ro liny.
Zapad a cisza.

nie chcia a powiedzie ,  e musi ju  i

, kiedy us y-sza a jego cichy g os:

- Potrzebuj  pomocy wyrozumia ej kobiety.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

I co teraz powinna odpowiedzie ? Zapyta : do czego? Nie, musia by wyrazi  si  precyzyjniej, a tego nie chcia a us ysze . Je li odrzuci propozycj ,

zniszczy ich przy-ja

, Per bowiem nie zaakceptuje pora ki. Irina lubi a go, ale nie na tyle. W jej systemie warto ci nie by o miejsca na fizyczne zbli enie

z m

czyzn , którego si  nie kocha. Nawet je li cia o zdradziecko si  tego domaga.

Nie powinien mówi  do niej w ten sposób. A je li si  zgodzi? Sk d b dzie wiedzia ,  e nie czyni tego ze wspó -czucia? Z lito ci? Ze strachu, by go

nie zrani ? O, nie, to by o stanowczo zbyt skomplikowane.

Sta a ze zwieszon  g ow , co potraktowa  jak oznak  zawstydzenia. Po

 d

 na jej kolanie i zapyta  ciep o:

- Zjesz ze mn  kolacj ? Tutaj, we wtorek wieczór, masz wtedy wolne.
Dzi kuj , Marito, stokrotne dzi ki!
- Przykro mi, Per, ale pewna dziewczyna przychodzi do mnie z wizyt .
- Wi c zabierz j  ze sob  - rzuci  spontanicznie. - T -skni  do ludzi.
Co za ulga! Kiedy chcia a wyj

, zaprotestowa .

- Nie widzia

 jeszcze moich obrazów!

Nawet o nich nie pomy la a.
- Zabrak o mi odwagi, by o to poprosi  - sk ama a.
Oprowadzi  j  po pracowni, kaza  podnosi  p ótna oparte o  ciany. Nie spodoba y si  jej. Przypadkowa pl -tanina nieczystych barw, kilka do

bulwersuj cych aktów. Nie b

 taka puryta ska, Irino, upomnia a si  w my lach.

Na pytanie, czy rysuje z natury, odrzek ,  e karmi si  wyobra ni  i wspomnieniami.
Wspomnieniami? O czym, chcia a zapyta . Uprzedzi  j . Wspomnieniami p ócien innych malarzy. Zorna, na przyk ad. Zorn zupe nie inaczej operowa

wiat em, pomy- la a, ale nie powiedzia a tego g

no. W jego kobietach jest zmys owo

 i pe nia  ycia, a to tutaj to zwyk y kicz.

Komentarz na temat Zorna us ysza a kiedy  z czyich  ust, sama nie wiedzia a wiele na temat tego szwedzkiego twórcy, a ju  z pewno ci  nic o jego

metodzie pracy ze  wiat em.

ciwie to nie powinna tak surowo ocenia  obra-zów Pera Krona. Przecie  nie zna a si  na sztuce.

- Musz  ci co  da ! - o ywi  si . - Zaczekaj!
Skierowa  wózek do drzwi. Irina odprowadzi a go smutnym spojrzeniem. Wspomnienia aktów innych ma-larzy.  e te  cz owiek mo e by  a  tak
samotny!
Wpatrywa a si  w jaki  dziwaczny obraz, w ogóle go nie widz c. Nie mog a op dzi  si  od natr tnych my li. A gdyby...?
Nie, to niemo liwe. Nie by a gotowa do nowego zwi z-ku, tym bardziej w tak niezwyk ych okoliczno ciach.
- Przepraszam,  e musia

 czeka  - powiedzia . Jego policzki pokry y si  ch opi cym rumie cem, a oczy b y-szcza y. - Prosz ! Mam nadziej ,  e ci

si  spodoba.

Wzi a od niego niewielk  akwarel , ca kiem sympa-tyczn  w wyrazie.
- Bardzo -  adna. To mi o z twojej strony, ale chyba nie powinnam...
Zacisn  d

 na jej r ce.

- Ale  ja bardzo chc !
- W takim razie pozostaje mi podzi kowa . Teraz mu-sz  ju  i

.

Odprowadzi  j  do przedpokoju. O ksi

kach nie zd

yli porozmawia . Irina nie chcia a przeci ga  wizyty, wi c nawet o nich nie wspomnia a. Mo e

nast pnym razem.

Nast pnym razem? A wi c zacz a ju  my le  w tych kategoriach?
- Per - zapyta a - jak to mo liwe,  e wcze niej si  nie spotkali my? Jeste  znany, a my utrzymywali my kontak-ty z ty u lud mi...

miechn  si .

- Nie jestem znany. Poza tym mieszkam w Hoyden od niedawna. Nie d

ej ni  rok.

- Teraz rozumiem. Tyle trwa moja samotno

.

Do której zosta am zmuszona, pomy la a.
Na po egnanie uchwyci  j  za r

 i przyci gn  do siebie, nieomal dotykaj c twarz  jej piersi. Irina z trudem powstrzyma a si  od dr enia. W jej

reakcji by o tyle  nie-ch ci, co podniecenia, i to ni  wstrz sn o. Ustali a,  e przyjd  z Marit  we wtorek o siódmej, i szybko wysz a.

Z uczuciem ulgi ruszy a w kierunku domu.

W niedzieln  noc nikt nie zadzwoni .
W radiu og oszono alarm sztormowy dla wybrze a. Hoyden le

o daleko od morza, ale skutki niepogody mia- y by  odczuwalne w g bi kraju. Irina

nas uchiwa a szumu drzew i uderze  ga zi o szyby. Nie zapala a  wiat a, obser-wuj c szalony taniec ulicznej latarni. Przysz a jej na my l strofa
jesiennej piosenki, której nauczy a si  w dzieci stwie.

„Wiatr huczy i  wiszcze po lesie,
Zwi dni te li cie w kr g niesie.
Burza prze ciga si  w harcach,
Graj c szkieletom do ta ca!”
Zawsze uwa

a,  e powinno by  „do walca”. Czy by „do ta ca” brzmia o bardziej dramatycznie?

Zdawa o si  jej,  e widzi cienie w ogrodzie, sylwetki lu-dzi. Jednego cz owieka. Pod ego, wstr tnego cz owieka, który chce j  skrzywdzi . Który

twierdzi ,  e zna jej adres.

Wsta a i zaci gn a kotary, by móc zapali  lamp . Przesz a niespokojnym krokiem przez pokój, tak bardzo marzy a, by porozmawia  z kim  o swoich

obawach.

Z kim? Nie z Arntem! Nie z Perem Kronem. W przy-ja ni z tym cz owiekiem pojawi  si  nowy odcie , móg by j

le zrozumie , gdyby zadzwoni a w

rodku nocy.

Nie mog a zadzwoni  do Westlinga, bo nie zdarzy o si  nic konkretnego. Cienie w ogrodzie? Z pewno ci  przywidzenie! Strach? Nic nie znaczy dla

policjanta, je-mu trzeba namacalnych dowodów. Z Marianne straci a kontakt, starsza pani z pewno ci  spa a, bezpieczna za drzwiami o trzech

zamkach.
Mija y godziny. Telefon milcza .
Irina nie k ad a si  spa , s owa Pera nie dawa y jej spo-koju.
Roz

a pasjansa, prawie nie zwracaj c uwagi na kar-ty. My li kr

y jej po g owie jak  my wokó

wiat a.

Mo e powinna przysta  na jego pro

?

Nie znajdywa a odpowiedzi.
Prawd  by o,  e jej  ycie intymne nie istnia o, a sugestie Pera nie pozostawi y jej ca kowicie oboj tn . Irina by a jed-nak kobiet , która nie idzie do
ka z ledwie poznanym m

czyzn , do którego nie czuje nic poza przyja ni .

 pewne granice!

Mog a jednak wyobrazi  sobie, jak by to by o, gdyby sp dzili ze sob  wieczór, mo e ca  noc.

ciskaj c w d oni waleta trefl, Irina pogr

a si  w ma-rzeniach. Nast pnym razem nie mo e go odtr ci , nie je-go. A je li pomy li,  e robi to z

lito ci? Tego by nie zniós .

Musia aby wzi

 inicjatyw  w swoje r ce. Ona by a zdrowa i silna, Per musia  ograniczy  si  do biernego przyjmowania mi

ci.

To by aby dla Iriny niezwykle trudna próba. By  stro-n  aktywn  wobec obcego cz owieka, dominowa . W podwójnym znaczeniu tego s owa...
Odrzuci a kart  gwa townym ruchem i pobieg a do  a-zienki. Porz dna Irina przestraszy a si  w asnych my li.
Wzi a prysznic, potem usiad a na skraju 

ka i za

a nocn  koszul  z cienkiego szyfonu. Dosta a j  kie-dy  od Arnta na  wi ta. Pewnie chcia , by

wygl da a bar-dziej powabnie.

Dom trzeszcza  pod naporem wiatru, ale w sypialni panowa a ca kowita cisza.
Kiedy wsuwa a stopy pod ko dr , zadzwoni  telefon.
O tej porze? Min a pi ta, Irina nie musia a ju  pod-nosi  s uchawki. Po prostu zapomnia a wyci gn

 wtycz-k  z kontaktu.

Odebra a.
Roze mia a si  z ulg , us yszawszy g os inspektora We-stlinga.
- Mam nadziej ,  e jeszcze nie  pisz - rzek  stropiony. - Chcia em jedynie sprawdzi , czy mia

 spokojn  noc.

- Jeszcze nie zd

am si  po

 - odpowiedzia a mi kko. - Tamten nie zadzwoni .

- To  wietnie! Mo e zrezygnowa .
- O niczym innym nie marz . Nie chc  ju  takich no-cy, kiedy samotno

 wy azi ze wszystkich k tów, a ze-wsz d schodz  si  cienie! Nie  pisz, o tej

porze?
- Zdaje si ,  e sam zaczynam mie  k opoty ze snem - westchn . -  yczy  ci dobrej nocy?
- Sama nie wiem! Dzi kuj ,  e zadzwoni

, to mi e z twojej strony. Doda

 mi otuchy.

- Sama powinna  by a zadzwoni !
Roze mia a si .
- I poprosi , by jaki  policjant trzyma  za r

 pewn  dam , która boi si  ciemno ci?

- Nie jestem policjantem przez ca  dob .
Jego s owa wprawi y Irin  w zak opotanie. Nie wyobra-

a sobie powa nego inspektora Westlinga w roli opiekuna.

- B

 o tym pami ta  na wypadek kolejnej burzy.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Zadowolona i uspokojona po

a si  do 

ka.

Nie zadzwoni em do niej tej nocy.
Niech sobie troch  do mnie pot skni. Czasami przy-biera ton wy szo ci, niech wi c zobaczy, jak to jest, kie-dy nie s yszy mojego g osu. Wkrótce

znowu si  odezw ! Mog  si  za

,  e mia a gor ce sny, czekaj c na mój telefon. Kiedy , do cholery, musi spa .

Mog  zaczeka . Jestem jak paj k ukryty w ciemnym zakamarku. To mnie podnieca. Wieczorem spotykam si  z dziewczyn  z gazety. B dzie

wspaniale, tyle czasu up y-n o od ostatniego razu. Musia em siedzie  cicho zaraz potem, jak mnie wypu cili. Ale ju  do

 si  naczeka em.

Najpierw nazwisko i adres tej przekl tej baby. Nie ma co zwleka , nie wiadomo, co si  stanie. Co mi przyjdzie do g owy.
ROZDZIA  X
NOC PONIEDZIA KOWA
W poniedzia kowe popo udnie przyszli technicy i za-

yli aparat pods uchowy na telefon Iriny. Poza tym te-go dnia nie zdarzy o si  nic szczególnego.

Nadesz a noc. Irina niech tnie przygotowywa a si  do kolejnego dy uru. Jej rytm dobowy powoli wraca  do normy, tym razem zmusza a si , by nie

zasn

, cho  nie wsta a z 

ka przed drug  po po udniu. By a zm czona, tak jak zm czona jest wi kszo

 ludzi wieczorow  por . Na ca e szcz

cie

zosta o tylko kilka bezsennych nocy. Poniedzia kowa, potem dzie  przerwy,  rodowa, potem wolny czwartek... i...

I koniec! W pi tek nie zamie ci og oszenia i nie b dzie musia a czuwa . Nigdy wi cej.
Tylko dwie noce. Cudownie!
Zadzwoni  filozof, Per Kron.
Chcia  przeprosi  j  za swoj  natarczywo

. Teraz zro-zumia ,  e wprawi  j  w zak opotanie.

- Nie odczu am tego w taki sposób - zapewni a go. - Nie rozmawiajmy ju  o tym!
Zamilk . Irina zorientowa a si ,  e zmiana tematu by- a mu nie w smak.
Gaw dzili jeszcze przez chwil , ale w tonie znacznie mniej swobodnym ni  wcze niej. Irina odebra a to z przy-kro ci , traktowa a Pera jak dobrego

przyjaciela i jeszcze nie by a pewna, dok d ich ta przyja

 zaprowadzi. Ostatniej no-cy sporo my la a o mo liwych rozwi zaniach: zerwa  wszel-kie

kontakty czy pomóc samotnemu m

czy nie w wybrni -ciu z trudnego dylematu, jeszcze nie dokona a wyboru.

Wychowano j  w duchu pomocy innym. W ka dej sy-tuacji.
Poczu a ulg , kiedy Per si  po egna . Potrzebowa a czasu. Mieli si  spotka  we wtorek, na ca e szcz

cie w obecno ci Marity, b dzie okazja, by

przeanalizowa  swoje odczucia.

Zaraz potem zadzwoni a jaka  pani, która nie mog a zasn

 i zadr cza a si  ró nymi my lami. Irina poczu a si  w swoim  ywiole, rozmawia y d ugo,

prawie godzin . Kiedy pod koniec  yczy a kobiecie powodzenia, poczu a si  oczyszczona.

Telefon milcza  przez d

sz  chwil . Irina zabija a czas stawianiem niezliczonych pasjansów.

Dzwonek telefonu rozbrzmia  dopiero o czwartej nad ranem. Co dziwne, dzwonek jej domowego aparatu. Te-go rozmówcy najmniej si  spodziewa a.
Arnt.
Irina nie mia a najmniejszej ochoty na konwersacj  z by ym m

em. „Ona przynajmniej zna swoje miejsce”. „Kompletnie pozbawiona uroku”. „Zimny

kotlet”.
- Czego chcesz? - spyta a ch odnym tonem.
- Odszed em od Inger!
Wiem, pomy la a.
Czeka  na okrzyk rado ci i zaskoczenia, ale si  nie do-czeka .
- Nie jeste  zdziwiona?
- W

ciwie nie - wycedzi a. - Sk d dzwonisz?

Jej pob

liwy ton, jakiego u ywa si  wobec rozbryka-nego ucznia, zbi  go z tropu.

- Z hotelu. Chcia aby  mnie odwiedzi ?
- O tej porze? Nie mo esz zaczeka  do rana?
- Musz  z tob  porozmawia . Mog  przyj

?

- Szczerze mówi c, Arnt, chce mi si  spa . Dobranoc!
Rozdra niona przesz a do sypialni. Mia a do

. Pozwól mi uporz dkowa  moje  ycie, Arnt, pomy la a, sk adaj c karty. Pasjans nie wychodzi , nawet

gdy oszukiwa a. W  y-ciu Irina nie si ga a do takich metod, w kartach pozwala- a sobie na drobne odst pstwa od surowych zasad.

Podnios a d onie i przyjrza a si  im. Dr

y lekko.

Przez Arnta?
Zupe nie niepotrzebnie. Gorzko i gniewnie my la a:
Zrobi

 ze mnie kukie

, Arnt. Có  wart mój wysi- ek, by ci si  podoba ? Kocha am ci , uwielbia am, wyno-si am pod niebiosa, a sama si

pogr

am. Wszystkiego mnie nauczy

: mówi  twoim j zykiem, kierowa  si  twoim smakiem i twoimi opiniami o innych ludziach. Ni-szczy am sam

siebie, nawet o tym nie wiedz c.

Dojrza am, Arnt. W bólu i trudzie narodzi am si  po-nownie do nowego  ycia, w którym nie ma miejsca dla cie-bie. Zostaw mnie w spokoju, teraz

jestem siln . Pewien artysta nauczy  mnie patrze  na  wiat moimi oczami, a pe-wien zwyk y policjant okaza  mi prost , ludzk

yczliwo

.

Nie ma miejsca dla ciebie w moim nowym  yciu, Arnt. To wspania a  wiadomo

! Przespa am tyle lat, zmarno-wa am ostatni rok na apatyczn

egzystencj , której teraz si  wstydz . Nie nale ysz ju  do mojej rzeczywisto ci, Arnt, wi c odczep si ! Zajmij si  tamt  kobiet , zajmij si  sob ! To
zreszt  lubisz najbardziej. Moje oczy by y dla ciebie lustrem, w którym widzia

 tylko siebie. Uformo-wa

 mnie jak glin , wyzyska

 moj  mi

 i

zabra

 dusz , a wszystko z uwielbienia do w asnej osoby.

Bo e, jestem wolna, nareszcie wolna! Musz  odnale

 t  dawn  Irin  i tchn

 w ni  nowe  ycie!

Kiedy zegar na dole wybi  pi

, a ten na rokokowej komodzie zawtórowa  zabawnym kurantem, zadzwoni  telefon.

Irina podnios a s uchawk .
To by  Westling.
- Nie zadzwoni .
- Wiem.
Irina zawaha a si .
- S ucha

.

- Tylko po to, by sprawdzi , kto dzwoni . Potem wy-chodzi em z pokoju.
- Rozumiem.
Nie by a jednak w stanie ukry  za enowania.
- Dzwoni , by zapyta , czy kto  podejrzany nie kr ci  si  ko o domu.
- Nie s dz . Nic nie s ysza am, a wiatr przecie  os ab . Wygl da am ostro nie przez okno, ale na ulicy panowa  spokój. Bogu dzi ki!
Westling milcza  przez d

sz  chwil .

- Irino... Masz jakie  k opoty?
Co za pytanie!
- Je li my lisz o moim by ym m

u, to sko czy am z nim raz na zawsze. To prawda, zadzwoni , ale zrobi am potem rachunek sumienia...

Czu a si  na tyle silna, by zda  Westlingowi sprawo-zdanie z w asnych przemy le . O tym,  e Arnt uczyni  z niej marionetk , któr  porusza  wedle

asnych egoi-stycznych pragnie . Przesta a dba  o dobre imi  m

a, nic mu nie by a winna, to on by  jej winien ca e  ycie.

Westling s ucha  w milczeniu, kiedy wylewa a z siebie wspomnienia wieloletnich upokorze . Kiedy w ko cu przerwa a, by zaczerpn

 tchu,

powiedzia  cicho:

- To nie jest twój jedyny problem. Masz inny,  wie -szej daty, prawda?
Irina zaniemówi a.
- Wi c jednak pods uchiwa

?

- Tylko troszk . By si  dowiedzie ,  e kto  prosi  ci  o wybaczenie za zbytni  natarczywo

.

- Wi c o to chodzi! To nic wa nego. Pewien m

czyzna: który  le zinterpretowa  sytuacj .

Milczenie.
- To jego odwiedza

 w niedziel ?

- Tak. Wszystko sobie wyja nili my.
- Rozumiem.
Nagle zda a sobie spraw ,  e Westling nie móg  s ysze  rozmowy z Arntem, któr  prowadzi a na innej linii. Zu-pe nie niepotrzebnie opowiedzia a

inspektorowi histori  swego nieudanego ma

stwa.

ciwie nie 

owa a tego kroku. Okaza a si  nielo-jalna, ale nielojalno

 przynios a jej wyzwolenie!

Westchn a zniecierpliwiona.
- No dobrze, Patrik, wpad am w k opoty. Tak g upie i prymitywne,  e a  si  ich wstydz . Tyle  e nie mam z kim o nich pogada .
- Masz mnie. Teraz po

 si  spa , zas

 na sen. O której wstajesz?

miechn a si .

- O drugiej b

 ju  na nogach.

- Mog  wpa

 czy wolisz spotka  si  na mie cie? A mo- e  al ci czasu na rozmow  ze zwyk ym policjantem?

Poczu a ogromn  ulg .
- Bardzo ch tnie ci  ugoszcz , je li tylko zechcesz s u-cha  mojego paplania. Ale tylko kaw , bo pó niej jestem zaproszona na obiad... O, nie, nie da

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

rady! Jak mi przykro!
- Co si  sta 
o?
- Marita - zmartwi a si .
- Na  mier  o niej zapomnia em! Musz  j  odebra  przed po udniem. Od

my rozmow  na pó niej. Chyba  e wybierasz telefon.

- Mam do

 zwierze  na odleg

, a na telefony rea-guj  ju  alergicznie.

- Znajdziemy wolny dzie .
Przyjd  teraz, chcia a powiedzie , ale wci

 tkwi a g -boko w ryzach konwenansów.

- Znajdziemy wolny dzie  - powtórzy a mechanicznie.
Us ysza a ton zawodu we w asnym g osie. Wolny dzie . Wyda  si  jej tak bardzo odleg y.
Mia a nadziej ,  e Westling nie zauwa

 jej rozczaro-wania.

Patrik Westling by  spostrzegawczy.
Taka mi a, taka kulturalna, pomy la , a jednocze nie s aba i bezbronna. Mia oby si  ochot  przytuli  j  i chro-ni  przed niebezpiecze stwami tego

wiata.

Pewnie ci gnie za ni  t um wielbicieli, jest taka atrak-cyjna. Po co jej zwyk y policjant?
Co powiedzia a wtedy w szpitalu, do Marity?  e chcia a pope ni  samobójstwo. Przez m

a, który j  opu ci .

Musia a go bardzo kocha .
Teraz skre li a tego m skiego szowinist  ze swego  y-cia. Na ca e szcz

cie!

Mia a inne problemy. G upie, prymitywne, tak je na-zwa a, ale nie chcia a o nich mówi  przez telefon.
Biedna dziewczyna!
Westling westchn  i wróci  do 

ka. Móg  liczy  na par  godzin snu.

Za atwione. Droga do niej stoi otworem.
By o pi knie! Cholernie pi knie. Jak na pocz tek.
Jestem wyko czony. Takie rzeczy m cz . W dzie  jest jeszcze gorzej, trzeba czeka  na noc.
Teraz jest z y moment. Musz  jecha  do domu po pie-ni dze, bo mi si  nale

. Wróc  jutro rano i wszystko za-planuj .

Kto czeka, doczeka si .
A wtedy, moja ma a, zabawimy si . Zata czymy. Jak paj k z ofiar . Tylko ty i ja.
ROZDZIA  XI
SPOKOJNY WTOREK
Zacz  si  wrzesie .
Pogoda nie zmieni a si , ale Irinie wrzesie  kojarzy  si  ju  z symptomami nadchodz cej zimy. Skuli a si  w cie-p ym 

ku.

Kolejna zima. Z przera eniem wspomina a g bok  depresj , w jak  popad a rok temu. W

ciwie nie mia a ta-kich sk onno ci, ale odej cie Arnta

zdusi o w niej wol

ycia. Powoli podnosi a si  z upadku. Czy by zbli aj ca si  zima znów mia a wp dzi  j  W ponury nastrój?

By o ju  pó no, za godzin  powinien zjawi  si  Westling z Marit .

ywiona t  my

, zerwa a si  z 

ka.

Nie wiedzie  dlaczego ubra a si  szczególnie elegancko. Wyszuka a flakoniki i tubki kosmetyków, które przywio-z a z Pary a. Dosta a je od

przyjació ki, która wysz a za Francuza i pracowa a w bran y kosmetycznej. Prosi a Iri-n  o wypróbowanie produktów na jakiej  m odej dziew-czynie.
Irina u wiadomi a sobie pó niej,  e  adnej nie zna.

Teraz mia a nadziej  pomóc Maricie.

Patrik Westling spogl da  bez wyrazu na stó  nakryty dla trzech osób.
- Przykro mi! Musz  wraca  na komisariat.
- Szkoda - stwierdzi a Irina, pomagaj c Maricie zdj

 kurtk . - Zrobi am zapiekank .

- To zostawcie troch  - roze mia  si . - Wpadn  po po- udniu.
- Dobrze. Tylko nie przyjd  za pó no, jeste my umó-wione na siódm . Wejd , Marito, i usi

! - Podesz a do inspektora i zni

a g os: - Co  si

sta o?
- Jeszcze nie wiemy. Zagin a jaka  m oda kobieta.
- To okropne. Znam j ?
- Nie wiem. Pracuje w gazecie, w

nie si  tam wybie-ram. Jej matka zg osi a zagini cie córki wczoraj wieczo-rem, dziewczyna nie zjawi a si  dzi  w

pracy. Mo e to fa -szywy alarm, ale matka twierdzi,  e córka nie nale y do osób nocuj cych poza domem bez zapowiedzi.

- Rozumiem. Odgrzej  zapiekank , je li wrócisz.
- Je li? Chcia

 powiedzie : kiedy - u miechn  si  i wyszed .

Pozosta a po nim aura bezpiecze stwa, któr  roztacza  wokó  siebie. Irina zasiad a z Marit  do sto u, by a w znako-mitym humorze. Marita zacz a

opowiada  o swoich proble-mach. Wi kszo

 nastolatków skar y si  na brak zrozumie-nia i samotno

 w pewnym okresie swego  ycia, pomy la a

Irina, ale nie powiedzia a tego g

no. M odzi ludzie cz sto chc  czu  sw  odmienno

, taki jest przywilej m odo ci.

Z Marit  by o troch  inaczej. Dziewczyna  ywi a prze-konanie,  e nie wolno wyrasta  ponad przeci tno

, dla-tego te  stara a si  gra  rol

narzucon  jej przez rówie- ników. Nie by a jednak w stanie zrezygnowa  ze swej odr bno ci, a niezdarno

 i niedba y wygl d nie dodawa- y jej uroku.

Dla Iriny by a jak bry ka gliny, której mo -na nada  wdzi czny kszta t.

- Przede wszystkim musisz u ywa  innego szamponu - powiedzia a. - W twoim wieku przet uszczaj ce si  w o-sy to rzecz normalna, za rok

pozb dziesz si  tego proble-mu. Tymczasem zrobimy, co si  da. Trzeba skróci  w o-sy, ja tego nie potrafi , wi c poprosimy fryzjerk .

Marita spojrza a 

nie na d ugie, cienkie kosmyki. Nie mog a ich umy  z zabanda owanymi nadgarstkami, ale poza tym wystroi a si  jak potrafi a

na spotkanie z t  mi  pani .

Zacz y wi c od mycia w osów. Nie pod prysznicem ze wzgl du na banda e, ale nad umywalk . Marita po e-ra a wzrokiem najdrobniejsze detale

domu Iriny. Nie mo-g a uwierzy ,  e mo na tak pi knie mieszka .

Kiedy w osy sch y, zabra y si  za kosmetyki. Irina wtar a jak

 ma

 w twarz Marity i t umaczy a nalepki na flakonikach.

Marita obliza a wargi.
- Ta zapiekanka by a pyszna!
- Naprawd ? Chcesz pi ? Mo e jab ko?
- Nie, dzi kuj . A ten policjant jest mi y.
- Te  tak uwa am. Przez pierwsze dni b dziesz czu a sw dzenie na skórze, ale to minie. Wieczorem idziemy do prawdziwego artysty. Jest bardzo

sympatyczny i specjal-nie prosi , bym ci  do niego przyprowadzi a.

Dziewczyna zaczerwieni a si  z rado ci.
Uda o im si  usun

 resztki brzydkiego lakieru, Irina upomnia a Marit , by nie obgryza a paznokci. Pochwali- a jej ubiór, cho  Marita mia a na sobie

zwyk y strój na-stolatki, podkoszulek i d insy. Zaproponowa a,  e pój-dzie z ni  do sklepów i razem kupi  co  do ubrania.

- Ch tnie. Byle nie co  dla starych ciotek - ostrzeg a Marita.
- Rzecz jasna! Uwa asz,  e ubieram si  jak stara ciotka?
Marita zlustrowa a j  wzrokiem.
- Ca kiem nie le jak na pani wiek. Ale i tak jak stara ciotka!
Irina nigdy nie my la a o sobie w ten sposób. Najpierw zak opota a si , a potem wybuchn a  miechem. Po chwi-li  mia y si  obie.
W ko cu Marita przejrza a si  w lustrze.
- Nie widz  specjalnej ró nicy - stwierdzi a krytycz-nym tonem. - Tyle  e jestem czysta. Wyszorowana!
- Zaraz zobaczysz ró nic . Teraz we miemy si  za ma-kija .
Irina podesz a do swego zadania z niezwyk  powag  i profesjonalizmem. Na

a najpierw stonowany s o-neczny podk ad i delikatnie podkre li a

policzki i zarys ust. Marita oniemia a z wra enia.

- Gdzie si  pani tego nauczy a? - spyta a z nie tajonym podziwem.
Irina skrzywi a si .
- Mój m

 wymaga  perfekcji w  yciu towarzyskim i na co dzie . Bez makija u nie wypu ci by mnie do ogro-du. Teraz ju  nie dbam o to i czuj  si

cudownie!
- I mimo to t skni pani do niego? Tak pani powiedzia a.
- Kwestia przyzwyczajenia. Zdj am ju  klapki z oczu i zaczynam dostrzega ,  e istnieje rzeczywisto

, w której on nie jest punktem centralnym.

Cho  Arnt nigdy tego nie pojmie, pomy la a. W swoim poj ciu by  p pkiem tego  wiata.
Pozbawi  mnie w asnej woli niemal jak hipnotyzer! A mo e mi

 mnie za lepi a?

By  przystojny, przedsi biorczy i strasznie autorytar-ny. A ja  atwo ulegam, wprost prosz  si  o to, by mnie traktowano z góry.
Za wita a jej nagle pewna my l. Inger zastosowa a ko sk  kuracj , by wyleczy  rozbuchane ego Arnta. Tyle  e lekar-stwo okaza o si  zbyt gorzkie -

kobieta, która o mieli a si  przeciwstawi  jego pogl dom! Nic dziwnego,  e j  zostawi !

- Marito... naprawd  uwa asz,  e si  ubieram staro- wiecko?
Dziewczyna sko czy a podziwia  swoje rz sy.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Co? Nie, powiedzia am „jak stara ciotka”, a to ró -nica. Przecie  jest pani w takim wieku.
Irina by a wstrz

ni ta.

- Mam trzydzie ci pi

 lat.

- No w

nie. Uwa am,  e jak na ten wiek  wietnie si  pani ubiera.

- Ale sarna by  tego nie w

a.

Marita zachichota a, a Irina poczu a za enowanie po-mieszane z rozbawieniem. My la aby podobnie, gdyby mia a siedemna cie lat.
Najwy szy czas, by wyj

 do ludzi innych ni  ci, których zaliczano do  mietanki towarzyskiej miasta. Do m odzie y. Ca y czas 

a w przekonaniu,  e

ma m o-dzie czy pogl d na  wiat. Nie mog a bardziej si  myli , ca kowicie straci a kontakt z rzeczywisto ci .

Up ywaj ce dni przynosi y jej kolejne rewelacje na temat w asnej natury. I to tylko dlatego, i  uzna a,  e potrafi pro-wadzi  pouczaj ce nocne

pogaw dki o ludzkich troskach!

Patrik Westling wpad  na swoj  porcj  zapiekanki. To by a specjalno

 Iriny. W jej poj ciu odgrzewana zapiekan-ka traci a  wie

, ale inspektor nie

mia  zastrze

. Wr cz przeciwnie, ku zadowoleniu Iriny poprosi  o dok adk .

Nie znale li okazji do rozmowy, bo Marita nie opu-szcza a ich na krok, dumna z komplementów, którymi obdarzy  j  przy wej ciu. Usiad a przy stole

naprzeciw Westlinga i nie odrywa a od niego oczu.

W ko cu inspektor musia  wraca  do pracy.
Irina odprowadzi a go do furtki.
- Znale li cie t  kobiet ? - spyta a cicho.
- Nie. Sprawdzamy wszystkie warianty. Zapewne, wbrew sugestiom matki, sp dza czas na upojnej zabawie.
- Ile ma lat?
- Trzydzie ci osiem. Rozwiedziona - dwa albo nawet trzy razy. Mieszka z matk , opiekuje si  ni .
Poprosi , by Irina zachowa a ostro no

. Najlepiej  e-by do domu wróci a taksówk . I wyrazi  rado

,  e Ma-rita sp dzi noc u niej.

a solenn  obietnic ,  e tak uczyni. Teraz wybie-ra a si  z Marit  do miasta, na zakupy.

- No to was podrzuc , je li jeste cie gotowe. A potem odwioz  z powrotem do domu, o której b dziecie chcia y!
Irinie zaszkli y si  oczy. Westling zapyta , czy powie-dzia  co  niew

ciwego.

Irina potrz sn a g ow .
- Pierwszy raz mog  wyj

 i sama dysponowa  swoim czasem.

- Doprawdy? - zdziwi  si .
Nie wiedzia a, co odpowiedzie . Po tylu zjadliwych komentarzach na temat Arnta chcia a odda  mu sprawie-dliwo

.

- Mój m

 by  bardzo mi y... i robi  to dla mojego do-bra. Jecha  za mn  samochodem od sklepu do sklepu i czeka , a  zrobi  zakupy. To mnie

troch ... kr powa o.

- Rozumiem - mrukn .
Westling obrzuci  szybkim spojrzeniem dom, ale nie dostrzeg  nigdzie Marity.
- Irino... Trudno b dzie znale

 okazj  do rozmowy w cztery oczy. Mo esz powiedzie  mi teraz, co ci  gryzie?

Irina te  spojrza a ku domowi. Marita z pewno ci  stoi przed lustrem.
Usi owa a zebra  my li.
- Och, to g upstwo! - j kn a.
- G upstwo nie g upstwo, ale ci  gn bi.
- Tak. Mój by y m

 zadzwoni  do mnie, opowiada- am ci ju  o tym? Ale on si  nie liczy. Mam do ciebie py-tanie. Co nale y uczyni , je li przyjaciel

prosi o przys u-g , która k óci si  z twoimi zasadami?

Spojrza  na ni  badawczo. Z za enowania nie odwa y- a si  spojrze  mu w oczy.
- Czy chodzi o co  niezgodnego z prawem? - spyta .
- Nie!
- Odpowied  by aby prostsza.
- Wiem! Nigdy bym si  na co  takiego nie zgodzi a.
Westling nabra  powietrza.
- To dylemat, przed którym stoi wielu ludzi. Wspo-móc przyjaciela w potrzebie czy kierowa  si  w asnym sumieniem...
- No w

nie - przytakn a ochoczo. Zwrot „przyja-ciel w potrzebie” ubawi  j , ale nie okaza a tego po sobie.

- Nie mo esz powiedzie  nic bli szego?
- Nie - zaprzeczy a zdecydowanie. - Musia abym zdra-dzi  jego to samo

.

Westling by  wyra nie skr powany.
- Musisz zdecydowa  sama, Irino. Ch tnie bym ci po-móg , ale zbyt ma o wiem. Musisz kierowa  si  sumieniem i zdrowym rozs dkiem. Uwa am

jednak,  e nie powinna  robi  niczego, co k óci si  z twoim systemem warto ci.

W milczeniu pokiwa a g ow .
Po

 d

 na jej ramieniu. Irina drgn a.

- Nie wiem, czego 

da od ciebie twój przyjaciel - rzek  przyja nie. - Nie mo esz pój

 na kompromis?

Za ama a si . Co mia  oznacza  kompromis w takiej sytuacji?
- Spróbuj  - stwierdzi a z niepewnym u miechem. - Dzi kuj  za rad !
- Co to za rada - rzuci  kwa no.
Irina poczu a nag e wyrzuty sumienia,  e zabiera jego cenny czas.
- Patrik, nie musisz nas wozi  w t  i z powrotem!
- Chc  ci  mie  pod kontrol  - spowa nia . - Niepo-koj  si  o ciebie.
- Szkoda,  e nie mieszkasz w pobli u! - wykrzykn a spontanicznie. - O, przepraszam, nie powinnam by a tak mówi , zapomnij o tym!
- Nie mam ochoty zapomnie  - u miechn  si . - Jest Marita! Ale si  spieszy!
Dziewczyna podbieg a zadyszana.
- Zadzwoni  telefon. Wo

am pani , ale pani nie s y-sza a, wi c odebra am. Dzwonili rodzice. Wrócili rejso-wym samolotem i znale li numer telefonu,

który za pani rad  zostawi am. Chc , bym wróci a do domu, ale ja wol  zosta  z pani . Prosz  z nimi porozmawia !

- Nie od

 s uchawki?

- Nie, mama czeka.
Irina wbieg a do domu i odebra a telefon. W starannie dobranych s owach wyja ni a ca  sytuacj  i zdo

a uzy-ska  pozwolenie na wieczorne wyj cie

Marity. Obieca a,  e odprowadzi j  do domu przed godzin  dziesi

.

Wreszcie mog y wyruszy  do centrum i poszale  po sklepach.

Najprzyjemniej jest czeka  na rozkosz. T  najwi ksz . Rozkosz spe nienia po czon  z zemst .
Le

 i gapi  si  na dziewczyny na  cianach. Kr

 ty ka-mi, dra ni  mnie, a  sobie musz  pofolgowa . W porówna-niu z tamt  nic nie znacz . Te jej

rozta czone, jasne loki, stercz ce piersi i rozhu tany ty eczek. Dostaniesz, czego pragniesz, lekarska j dzo, a nawet wi cej.

Zaczekam...
Ale nie za d ugo!
ROZDZIA  XII
PIERWSZY WSTRZ S
Per Kron i Marita omawiali swoje próby samobójcze, poza malowaniem i rysowaniem nawet to ich  czy o. Iri-na przygl da a si  im z uwag .
Nie bra a udzia u w dyskusji. Na sztuce si  nie zna a, samobójstwa tak e nie by y jej specjalno ci . My la a o tym, by sko czy  ze sob , kiedy Arnt j

opu ci , ale nigdy nie posun a si  dalej. Marzy a jedynie o tym, by zapomnie  o wszystkim. Zasn

, na ca  wieczno

.

Marita u

a wypróbowanego argumentu.

- Pan tak dobrze wygl da, czemu pan chcia  si  zabi ?
Irina pokiwa a g ow  na tak proste rozumowanie. Wy-mieni a spojrzenia z Perem, jego oczy b yszcza y.
- Musz  pocieszy  to biedne dziecko, prze ywa teraz trud-ny okres - mrukn  do Iriny, kiedy przez chwil  byli sami.
Pokiwa a g ow  i powiedzia a,  e go rozumie.
By a jednak troch  zazdrosna o zainteresowanie, jakie okazywa  Maricie. Mo e nie tyle zazdrosna, co wy czo-na z ich artystycznej wspólnoty.
Per pokaza  dziewczynie swoje obrazy. Marita by a ni-mi zachwycona. Potem poprosi , by co  narysowa a, po-chwali  i udzieli  kilku fachowych porad.
Przez g ow  Iriny przemkn a pewna my l. Marita mo-g aby by  wdzi czn  pomocnic  dla Pera. Mog aby przy-chodzi  na par  godzin, a w zamian

za opiek  otrzyma  kilka lekcji rysunku i malowania.

Co jednak, gdyby zechcia  innej zap aty?
Marita mia a siedemna cie lat i pierwsze do wiadczenia za sob , zd

a ju  si  zwierzy  Irinie w czasie porannej toalety. Marita ocenia a swe  ycie

z przera aj

 prosto-t : chodzi a z ch opcami do 

ka, bo to by a jedyna oka-zja do kontaktów z nimi, jedyna szansa na okruchy uda-wanej mi

ci.

Wiedzia a,  e nic do niej nie czuli, ale przez tych kilka chwil mog a pogr

 si  w marzeniach i wyo-bra

 sobie,  e jest obiektem ich westchnie .

Nigdy z ni  potem nie rozmawiali, a wobec innych nie chwalili si  zdobycz , dzi ki czemu Marita unikn a z ej s awy.

Irina wzdryga a si  na my l o takiej samotno ci i tak n dznych rado ciach.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Per mia  jednak prawie czterdzie ci lat. Co powiedzie-liby rodzice Marity, gdyby Irina milcz co przysta a na ten zwi zek?
Nigdy by do tego nie dopu ci a. Je li kto  mia by uwol-ni  Pera od ci

aru samotno ci, to musia aby to by  ona sama. Mia a w sobie do

 dojrza

ci

i zrozumienia.

Otrz sn a si  z przera eniem. Sk d l gn  si  w jej g o-wie takie my li? Zaczerwieni a si .
Per Kron poprosi  j  o pomoc, a Irina nie zwyk a odma-wia . Tym razem chodzi o o co  wi cej. Nie mog a ukry ,  e j  poci ga . Zwróci a uwag  na

jego wyraziste d onie, kiedy na nie patrzy a, wyobra

a sobie,  e j  pieszcz . Za-stanawia a si , jakby to by o, gdyby naprawd  j  pie ci y, i czu a w

ca ym ciele fal  gor ca, tak  sam  jak w pierw-szych latach ma

stwa z Arntem. Pó niej sta  si  nazbyt natarczywy, ale Irina nigdy nie zas ania a si

bólem g owy. Zawsze gotowa by a spe ni  ma

ski obowi zek...

W przypadku Pera Krona by o inaczej. Jej wspó czu-cie dla niego stanowi o dodatkowy argument. Mog a mu tak wiele da ...
Siedzieli z Marit , przegl daj c ksi

 o malarstwie.

Nie, zwi zek Pera z Marit  móg  doprowadzi  do nie-obliczalnych skutków, pomys  nagle wyda  si  Irinie zu-pe nie nieodpowiedni.
A poza tym chcia a go mie  wy cznie dla siebie.
Kiedy Marit  wysz a do  azienki, zapyta  j  szeptem:
- Irino, wrócisz tu po odwiezieniu Marity?
To pytanie zmrozi o j .
- Ona mieszka strasznie daleko - zaoponowa a s abo. - B dzie zbyt pó no.
- Nie dla mnie - odrzek  pospiesznie.
- Dla mnie tak - rzuci a z nie zamierzon  ostro ci . - Musz  si  po

. Ostatnio nie dosypiam.

- Wi c mo e jutro?
- Jutro wieczorem mam ostatni nocny dy ur.
- W czwartek?
Jej serce bi o przyspieszonym rytmem.
- Zobaczymy. Mo e. Musimy i

, obieca am rodzicom Marity,  e odstawi  j  przed dziesi

. Dzi kuj  za mi y wieczór! Ch tnie zaprosi abym ci  do

siebie, ale podjazd jest bardzo stromy, a przed wej ciem schody.

- Nie dostosowane dla niepe nosprawnych - stwierdzi  z gorzkim grymasem. - W czwartek. Obiecaj!
Waha a si . Je li si  zgodzi, b dzie skazana na to, by mu pomóc. Czy by a na to przygotowana?
- Postaram si  - wyj ka a bez przekonania, czuj c opor-nie budz ce si  po

danie, a na sobie jego gor cy i g odny mi

ci wzrok.

Do domu Marity dotar y tu  przed dziesi

. Rodzice zarzucili j  tysi cem pyta , Marita nastroszy a si , Irina udzieli a spokojnych wyja nie .

Doradzi a, by zabra  dziewczyn  ze szko y i czeka  na rozwój wypadków. Po ostatnich przej ciach Marita potrzebowa a wypoczynku.

Irina po egna a si  szybko, czeka a na ni  taksówka.
Rodzice Marity podzi kowali jej za wszystko, mo e mogli co  dla niej zrobi ?
Irina chcia a powiedzie : po wi

cie wi cej uwagi cór-ce. Uzna a jednak,  e nie powinna, w ko cu nie zna a wszystkich okoliczno ci. Marita

cisn a j  serdecznie.

W czasie d ugiej jazdy do domu Irina u wiadomi a so-bie,  e od rozpocz cia nocnej s

by jej  ycie zmieni o si  na lepsze.

Z ka

 up ywaj

 noc  robi a si  coraz dojrzalsza, odnajdywa a w sobie pok ady si y, których w ogóle nie by a  wiadoma, pozostaj c pod

nieustann  dominacj  Arnta. Pozna a nowych ludzi, zyska a przyjació . Nawet m odziutka Marita chcia a j  odwiedzi , dom Iriny zro-bi  na niej ogromne
wra enie, sposób bycia gospodyni zreszt  te . Irina ugo ci a j  z przyjemno ci , los dziew-czyny le

 jej na sercu.

Uwa

a,  e w osobie Patrika Westlinga znalaz a do-brego i godnego zaufania przyjaciela.

Per Kron...
Irina wci gn a g boko powietrze. Dlaczego nie mo-gliby pozosta  dobrymi znajomymi tak jak dot d? W ich zwi zku pojawi o si  jakie  napi cie, a

dalszy ci g zdawa  si  nieprzewidywalny. W porz dku, pomy la a, mo e kie-dy  zgodz  si  na jego pro

, ale po co ten po piech? W czwartek?

Pojutrze! Daj mi wi cej czasu, Per, pozwól nam pozna  si  lepiej, daj mi szans  zastanowi  si  nad w asnymi uczuciami. Nie akceptuj  szybkich
zwi zków, cho  rozumiem tw  samotno

 i specyficzny problem.

O którym nie mog  spokojnie my le , który odpycha mnie i poci ga jednocze nie. Daj mi wi cej czasu, prosz !
Za oknami samochodu g stnia a wrze niowa noc, w mia-r  jak zbli ali si  do centrum, blask neonów zast powa  k -py  wierków. Irina obróci a

wzrok w kierunku swojego wzgórza, ale st d nie by o wida  domu. Mog aby jedynie dostrzec latarni , gdyby samochód nie jecha  tak szybko.

Jej nocna s

ba trwa a nieca e dwa tygodnie. Irina czu a lekkie zawstydzenie,  e musi j  porzuci , ale zbyt wiele zmian zasz o w jej  yciu, zbyt wiele

zdarze , których wcale si  nie spodziewa a.

To dobrze,  e koniec si  zbli

. By a teraz znacznie silniejsza.

Samochód pokonywa  wzniesienie. Taksówkarz rzuci  jak

 uwag  o pogodzie i Irina odpowiedzia a. Ile  to s ów mo na powiedzie  na zupe nie

banalny temat. Takie jak na przyk ad jesienny wiatr, którego nie sposób by o nie zauwa

, nawet on zas ugiwa  na powa ny komentarz.

ciwie to wcale nie jestem b yskotliwa, pomy la a z gorzk  autoironi . W

nie takie zwyk e rozmowy nie sprawiaj  mi wi kszego trudu. Bywa o

gorzej, kiedy sili- am si  na dowcip na przyj ciach w tak zwanych wy -szych sferach. Arnt posy

 mi czasami ostrzegawcze spojrzenie. Niewiele trzeba,

by straci  pewno

 siebie.

Per jest b yskotliwy, zmusza mnie do wysi ku intelek-tualnego. Czasami dotrzymuj  mu kroku, zwykle jednak przyt acza mnie sw  osobowo ci .
Patrik ma prostsz  natur , z nim czuj  si  swobodnie. Tyle  e on zniknie z mojego  ycia, kiedy policja straci za-interesowanie moj  osob .
Samochód zatrzyma  si

agodnie. Irina zap aci a za kurs i  yczy a kierowcy dobrej nocy. Taksówka znikn a w ciemno ci, Irina zosta a sama.

Latarnia rzuca a blask na ogrodzenie i furtk , skryte cz

ciowo pod ga ziami bzu i kasztanów. Krzewy roz-ros y si  zbyt bujnie, najwy szy czas je

przyci

.

Kto mia  to zrobi ? Irina nigdy nie odwa

aby si  ci

ywych ro lin.

Strome kamienne schody. Kilka stopni, jednak wystar-czaj co du o, by utrudni  wjazd wózkiem.
Ogród pe en drzew i krzaków, za którymi czai  si  móg  kto  niepo

dany. Ksi

yc rzuca  blady blask po-przez cienk  pow ok  chmur. Irinie

przebieg  zimny dreszcz po plecach i zanim w

a klucz do zamka, ro-zejrza a si  instynktownie.

Nigdy dot d tak si  nie czu a. Mieszka a w spokojnej dzielnicy, a jej dom niczym szczególnym si  nie wyró -nia . S siednie posiad

ci by y znacznie

okazalsze.

Wszystko przez tego telefonicznego terroryst .
Nareszcie w  rodku! Bezpieczna.
Zdj a szykowny p aszczyk i poprawi a w osy przed lustrem w holu. Zgasi a  wiat o i wesz a do salonu. Zapa-li a lamp .
Zatrzyma a si  w progu.
Pokój wygl da  normalnie, co  jednak nie dawa o jej spokoju.
Min a d

sza chwila, zanim zorientowa a si , co to by o.

Ze stolika pod  cian  znikn a ma a srebrna waza.
Irina zmartwia a, przez u amek sekundy nie mog a si  poruszy . Potem wbieg a do gabinetu Arnta - nie wiedzie  czemu wci

 nazywa a ten pokój

gabinetem Arnta, cho  przecie  by  ju  jej - i otworzy a szafk  w sekretarzyku.

Pusta. Pieni dze, kosztowno ci, wszystko znikn o.
- Nie - j kn a s abo.
Nag a i przera aj ca my l przysz a jej do g owy.
Mo e nie jest sama?
Mo e w amywacz wci

 znajdowa  si  w domu? Ukry-ty w którym  z pokoi?

Co mia a pocz

?

ROZDZIA  XIII
NOC WTORKOWA
Irina wbieg a na schody, potkn a si  i krzykn a z prze-strachem, zanim znów z apa a równowag . W ciemno ci wymaca a klamk  na drzwiach do

sypialni, wbieg a do  rodka i zatrzasn a drzwi za sob . Na ca e szcz

cie klucz tkwi  w zamku od wewn trz. Przekr ci a go dwa razy i za-pali a  wiat o.

A je li on te  by  w pokoju?
W garderobie? Ukryty w niszy okiennej? Pod 

kiem?

Jak ma a Katerine wsz dzie widzia a straszyd a.
Dr

cymi r koma podnios a s uchawk  telefonu. Noc-nego telefonu, na ca e szcz

cie wci

 go mia a!

Nie by o sygna u.
Panika! A je li rzeczywi cie jest w tym samym pokoju?
O, nie, zachowuje si  jak idiotka! Trzeba w czy  wtyczk , dzi  jest jej wolna noc.
Ze zdenerwowania nie mog a trafi  wtyczk  do kon-taktu. Rzucaj c nerwowe spojrzenia w kierunku szafy, zacz a wykr ca  numer posterunku

policji, ale przerwa- a w po owie.

Dochodzi a pó noc, Patrik Westling z pewno ci  wró-ci  ju  do domu.
Wykr ci a kolejny numer, tym razem prywatnego te-lefonu inspektora, zdziwiona,  e zna go na pami

.

Odbierz!
Dzi ki Bogu, to jego g os!
- Mówi Irina - wyszepta a pospiesznie. - W

nie wró-ci am do domu. By o u mnie w amanie. Nie wiem, czy w amywacz nie jest wci

 w  rodku.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Przyjedziesz?
Ostatnie s 
owa wypowiedzia a niemal niedos yszalnie.
- Natychmiast. Zamknij drzwi na klucz, je li mo esz!
- Ju  zamkn am. Jestem w sypialni. Mo e on te  si  w niej ukry ?
- Ju  jad .
Zapali a wszystkie lampy w pokoju. Zmusi 
a si , by zajrze  pod 

ko i przepatrze  wszystkie k ty. Troszk  uspokojona usiad a na kraw dzi 

ka, by

zaczeka  na przyjazd inspektora.

Wreszcie zobaczy a przez okno dwa wozy policyjne i czterech ludzi. Zebra a si  na odwag , by otworzy  drzwi sypialni, musia a przecie  wpu ci

policjantów do  rodka...

Niemal sfrun a ze schodów i zacz a przetrz sa  to-rebk  w poszukiwaniu klucza do drzwi wej ciowych. Ze wzgl dów bezpiecze stwa nie by o w

nich Zapadki.

Mówi si ,  e wi kszo

 ludzi nabiera ochoty do dzia a-nia pod wp ywem krytyki, my la a, grzebi c gor czkowo w torebce. Ze mn  jest inaczej. Staj

si  lepszym cz owie-kiem pod wp ywem pochwa  i nie jestem wyj tkiem w tym wzgl dzie. W ma

stwie zbiera am wy cznie krytyczne uwagi, nic

dziwnego  e teraz jestem taka bezradna.

Znalaz a klucz, otworzy a drzwi i spu ci a 

cuch.

Patrik Westling po

 jej d onie na ramionach i spoj-rza  prosto w oczy.

- Jak si  czujesz?
Jego opieku czo

 podzia

a koj co na Irin .

- Dobrze. Chyba nikogo tu nie ma.
Razem obeszli wszystkie pokoje, by podsumowa  straty. Zgin y kosztowne drobiazgi,  atwe do sprzeda y. Najbole- niej odczu a utrat  zawarto ci

szuflady. O pieni dze nie dba a, zreszt  nie by o ich znowu tak du o, ale pozosta e przedmioty mia y dla niej du

 warto

 sentymentaln .

- Doskonale wiedzia , czego szuka  - przyzna  kwa no Westling. - W jaki sposób dosta  si  do  rodka? Jak otwo-rzy  szafk , nie wy amuj c zamka?
- Nie wiem - odpowiedzia a Irina. Po godzinnych przeszukiwaniach ca ego domu czu a si  wyko czona. - Kluczyk do szafki nosz  zawsze ze sob , w

ku razem z pozosta ymi kluczami. Trzymam go w torebce.

- Pewnie pos uguje si  wytrychem - stwierdzi a poli-cjantka, która przyjecha a z Westlingiem. - Nie po raz pierwszy zreszt  wchodzi niepostrze enie i

znika bez  ladu, je li nie liczy  przedmiotów, które zabiera ze sob .

Sko czyli ogl dziny i ruszyli w kierunku samocho-dów. Patrik Westling zwleka .
- Mo e chcia aby , by moja kole anka zosta a na noc?
- Nie s dz , by zamierza  wróci  - u miechn a si  bla-do. - Zabra  wszystko.
- Chyba masz racj .
Zamilkli, oboje my leli o tym samym: to Westling po-winien zosta  na noc. Ona jednak nie odwa

a si  o to poprosi , a on musia  wraca  z

kolegami,  eby nie nara-

 si  na komentarze.

Jego wzrok pad  na akwarel , le

 na stoliku.

- To od Pera Krona - powiedzia a z u miechem.
- Od Krona? - zdziwi  si , studiuj c obrazek. - To on umie malowa ?
- Tak, nie jest wy cznie pisarzem. Znasz go?
Od

 obrazek.

- Z innej dzia alno ci.
- Co masz na my li? - Irina  ci gn a brwi.
- To... poufna sprawa. Musz  i

, czekaj  na mnie. Twój telefoniczny prze ladowca si  nie odezwa ?

- Nie, s dz ,  e da  sobie spokój.
- To dobrze! Dzwo , je li co  si  wydarzy.
Dom zrobi  si  nagle przera liwie pusty, i to nie ze wzgl du na brak zdobi cych go do tej pory przedmiotów. Bardziej ni  zazwyczaj Irina odczu a

swoj  samotno

.

Przypomnia a sobie nagle,  e nocny telefon jest w -czony, ale ani razu nie zadzwoni . Nie zale

o jej na tym, teraz sama chcia a z kim

porozmawia .
Z Marianne. Starsza pani pozwoli a jej przecie  dzwo-ni  o ka dej porze.
Irina musia a z kim  porozmawia , a Marianne nada-wa a si  idealnie. Wiedzia a, co dzieje si  w mie cie, i lubi a poplotkowa . Nie ze z

liwo ci,

by a po prostu jed-n  z tych mi ych staruszek, której inni ch tnie powierza-li swe sekrety.

Marianne nie spa a, Ucieszy a si  niepomiernie telefo-nem od Iriny, zarzuci a j  z miejsca litani  mniejszych i wi kszych skarg i narzeka  na k opoty

samotnej osoby, która straci a m

a. Irina wys ucha a jej, cho  z trudem ukrywa a zniecierpliwienie.

W ko cu uda o si  jej zada  pytanie.
- Marianne, znasz Pera Krona?
- Tego na wózku? Tak, wiem, kim jest. Dlaczego pytasz? Irina czu a si  podle, nie znosi a obgadywania. Tym ra-zem jednak chcia a wiedzie  wi cej

o Peru.

Celowo nie powiedzia a Marianne o w amaniu, nie chcia a jej straszy . Chwila nocnych ploteczek na pewno jej nie zaszkodzi.
- Z ciekawo ci... Na co jest chory?
- Nie jest chory, mia  wypadek. Jako sze ciolatek spad  z drzewa i uszkodzi  sobie jaki  nerw.
- Ach, tak.
Per nigdy nie opowiada  Irinie o swoim kalectwie, tyl-ko wtedy za pierwszym razem, kiedy wspomina  o swo-im bracie, który nie istnia .
- Nie wiesz przypadkiem, czy... - zacz a ostro nie Iri-na - nie pope ni  jakiego  przest pstwa? Napadu czy cze-go  w tym rodzaju?
- Nie - zdumia a si  Marianne. - Sk d takie pytanie?
- Pewien policjant powiedzia  mi co , co mog oby wskazywa  na tak  ewentualno

.

- Policjant? Nic nie pojmuj . S ysza am wprawdzie o jego romansach, ale...
- Jego romansach? - Irina wstrzyma a oddech.
- Wszyscy o nich s yszeli! Prawdziwy z niego kobieciarz! Panie z towarzystwa w poczuciu matczynej troski chc  mu pomóc przezwyci

samotno

. Pono  docze-ka  si  w paru miejscach potomstwa, na które nie zamie-rza 

. Pewnie o tym mówi  ten twój policjant. Irino, jeste  tam?

- Tak - wyj ka a.
- Nie mówisz ani s owa.
- Jestem, jestem. Wiesz, mam jego obraz, chcia am wie-dzie  wi cej o arty cie.
- Artysta - fukn a Marianne. - Nigdy niczego nie sprzeda .
Irina nic nie rozumia a.
- Ale jest pisarzem, prawda?
- Pisarzem? - powtórzy a Marianne. - No tak, pisuje drobne artykuliki do gazet.
Wi c tam widzia a jego nazwisko.
- Odnios am wra enie,  e cieszy si  s aw  - roze mia- a si  za enowana.
- Tyle  e z , moja droga! Gdybym mia a córk , to ka-za abym jej unika  jego towarzystwa.
Mój Bo e, a ja chcia am rzuci  mu w ramiona Marit ! Zaniecha am tego pomys u tylko dlatego,  e sama mia- am na to ochot .
- Wyda  mi si  taki sympatyczny - westchn a Irina.
- Kobieciarze bywaj  sympatyczni - odrzek a sucho Marianne. - A wi c poznali cie si ?
- Powierzchownie. Dzi kuj  za informacje, wiem ju  wszystko.
Od

ywszy s uchawk , Irina usiad a na krze le. By a wyko czona.

Naprawd  zastanawia am si  nad tym, czy nie pój

 do niego w czwartek, pomy la a za amana. Nie mia am ca kowitej pewno ci, buntowa am si ,

lecz pomoc Perowi uzna am za obowi zek. Nie wiem, czy bym posz a, ale przy jego darze przekonywania...

Wykorzystuje kalectwo, by zdobywa  kobiety! Symu-luje bezradno

 i samotno

. Nic dziwnego,  e sfrustro-wane panie z towarzystwa id  na lep

jego komplemen-tów i dowcipnych replik. Mo e polowa  te  na m

atki. Na wzgórzach mieszka wiele znudzonych pa  domu, które marz  o romansie.

Dzieci, których nie chce utrzymywa ? Zapewne m o-dych, niedo wiadczonych panienek, które uwiód . Mo e tam, gdzie mieszka  poprzednio.
Och, nie jestem lepsza ni  te, które da y si  zwie

. Ja te  czu am w sobie t  kombinacj  matczynej opieku czo- ci i erotycznej pokusy. Mnie te

nazywano pani  z to-warzystwa...

Irina siedzia a zgarbiona na krze le. Nagle zacz a si

mia , z pocz tku cicho i wstydliwie, potem z wyzwala-j

 autoironi .

Kiedy k ad a si  do 

ka, by o jej lekko na duszy.

ROZDZIA  XIV

RODA

Nast pnego ranka inspektora Westlinga wyrwano z 

-ka bardzo wcze nie. Znaleziono zaginion  kobiet .

Sta  wpatrzony w cia o rozci gni te na ha dzie  mieci. Odnalaz  je pies policyjny.
Makabryczny widok wstrz sn  Westlingiem z dwóch powodów.
- Co za zwyrodnialec! - wykrztusi  jego asystent z po-blad  twarz . - Tak j  poci

!

- To w

nie mi si  nie podoba - stwierdzi  inspektor. - Metoda wydaje mi si  znajoma.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Asystent obrzuci  Westlinga szybkim spojrzeniem.
- Wie pan, kto to zrobi ?
- Nie. Ten, kto stosowa  t  metod  zabijania, siedzi w zak adzie.
- Wariat?
- Kiedy  tak si 
 to nazywa o. Teraz mówi si  psycho-za lub zaburzenia psychiczne. Uzna by  to za normalne?
- Nie - wzdrygn  si  asystent.
Westling nachyli  si  nad ofiar .
- U ywa specjalnego no a - powiedzia  bezbarwnym tonem. - Tak samo zabito poprzedni  dziewczyn . - Wy-prostowa  si . - Zadzwoni  do szpitala i

zapytam o Siverta Karlsena. Je li wci

 tam jest, to mamy k opoty.

- A je li go wypu cili?
- To te  mamy k opoty, ale przynajmniej b dziemy zna  nazwisko sprawcy. To jednak niemo liwe, nie mo-gli go tak po prostu wypu ci !
Rozmowa ze szpitalem jeszcze bardziej wzburzy a Westlinga. Tak jest zawsze, pomy la  z gorzk  ironi . Policja z trudem  apie przest pc , którego

pó niej adwokaci, s dy, psychiatrzy i psycholodzy wypuszczaj  na wolno

. Za do-bre sprawowanie. „Nik a szansa recydywy”. Sivert Karlsen opu ci

zak ad miesi c temu - zachowywa  si  poprawnie, a czynu zbrodniczego dopu ci  si  w g bokim afekcie, kie-rowany zazdro ci . Zb dzi  zreszt  tylko
raz, cztery lata te-mu. Tak przynajmniej uznali wakacyjni praktykanci.

Westling mia  odmienne zdanie. Mord wygl da  na czyn rytualny, a te zwykle nast puj  seriami. Inspektor podej-rzewa  zreszt ,  e Karlsen pope ni

ich wi cej, zbrodnia nosi a znamiona profesjonalnej roboty. I nie by a ostatni , o czym  wiadczy o cia o tej biednej kobiety.

Dlaczego wybra  w

nie j ?

Westling kaza  swojej ekipie zabezpieczy  miejsce zbrodni i zaj

 si  obdukcj , a sam pojecha  do matki ofiary. To by  najmniej przyjemny

obowi zek, zw aszcza w przypadku tak okrutnej i gwa townej  mierci, ale kto  musia  go spe ni .

Kobieta okaza a si  jedn  z tych matek, które przyku-waj  do siebie córki nieustannym narzekaniem i wypo-minaniem w asnych chorób i s abo ci. W

kó ko powta-rza a: „Co teraz ze mn  b dzie? Czy nikt nie pomy li o mnie?” Pytania inspektora o kontakty córki pozosta y bez odpowiedzi. Matka ofiary
bola a nad strat  córki, lecz znacznie bardziej u ala a si  nad w asnym losem.

Nic nie wskazywa o na to, by wiedzia a, z kim spoty-ka a si  córka.
Kobieta zdawa a si  przygnieciona ci

arem tragedii, ale wszelkie oferty pomocy ze strony Westlinga odrzuci- a ze wzgard . Jej ostatnia replika

brzmia a:
- Jak ona mog a mi co  takiego zrobi ?
Westling okaza  zrozumienie.
- Gniew cz sto bywa reakcj  na strat  bliskiej osoby.
Odwróci a si  bez s owa.
Inspektor wyszed  przygn biony i uda  si  do redakcji gazety.
Zacz  od typowych pyta . Z kim pracowa a ofiara? Skierowano go do dzia u og osze .
Pracownica dzia u potraktowa a go z góry. Nie, nie wiedzia a, z kim kole anka zamierza a si  spotka . By a bardzo tajemnicza, pewnie z jakim

czyzn .

Mia a sta ego partnera? Nie.
Patrik mia  wra enie,  e b dzi w ciemno ciach. W akcie desperacji pokaza  kobiecie zdj cie Siverta Karlsena.
- Poznaje go pani?
Kobieta przechyli a g ow  w bok i wlepi a oczy w zdj -cie.
- No - powiedzia a gburowato - zdaje si ,  e tu by ?
Tego Westling nie móg  wiedzie .
- Tak, w zesz ym tygodniu. Albo dwa tygodnie temu. Nie, w zesz ym tygodniu. Kirsten si  nawet podoba , w moim poj ciu wygl da okropnie.
- Ach, tak - mrukn  niewyra nie Westling.
Nie mia  w zwyczaju wypowiada  si  na temat fizjono-mii przest pców, ale ca kowicie si  zgadza  z rozmówczyni .
Kirsten - tak mia a na imi  zamordowana dziewczyna.
- Chcia  zamie ci  og oszenie? - spyta .
- Nie. Czego to chcia ? Czego  niezwyk ego, ale od-mówi am mu. Kirsten sta a obok mnie, o tutaj, i si  do niego zaleca a. Wzrokiem, ale i tak to

dostrzeg am. A on do niej mrugn . Nie znosz  m

czyzn, którzy do mnie mrugaj .

Ja te  nie, pomy la  Patrik. Rzecz jasna, do mnie mru-gaj  rzadko...
Wiedzia  ju , co  czy o ofiar  z Sivertem Karlsenem. Nie musia  wiedzie  wi cej, ale dla pewno ci zapyta :
- Czego chcia  ten cz owiek? Mo e sobie pani przypomni?
Kobieta wyt

a pami

.

- O co  pyta . Ju  wiem! - poja nia a. - Drukujemy cza-sem pewne og oszenie, pyta , kto je zamie ci . Oczywi- cie nic mu nie powiedzia am.
- Jakie og oszenie?
- Nocny Rozmówca. Widzia  je pan? Jaka  kobieta odbiera noc  telefony od samotnych ludzi. Zreszt  ju  sko czy a. Trzeba przyzna ,  e d ugo nie
wytrzyma a!
Patrik Westling poczu , jak oblewa go fala gor ca.
- Nie mog , niestety, poda  jej nazwiska ani adresu - ci gn a kobieta - ale je li chodzi o...
- Dzi kuj , wiem, kim ona jest. Pomog a mi pani roz-wi za  zagadk  kryminaln !
- Doprawdy?
- Tak! Prosz  tylko nikomu o tym nie mówi , póki ptaszek nie znajdzie si  za kratkami. To mog oby by  nie-bezpieczne.
- Rozumiem - odrzek a z nag ym przestrachem. - My- li pan,  e b dzie mnie szuka ?
- Nie. Dla pewno ci jednak prosz  dobrze zamyka  drzwi. Mo e podejrzewa ,  e Kirsten si  pani zwierza a.
- Poprosz  m

a,  eby po mnie przyjecha  - stwierdzi- a kobieta s abn cym g osem.

- Tak b dzie najlepiej! Jeszcze raz dzi kuj .

Westling zadzwoni  do Iriny, ale nikt nie podnosi  s u-chawki.
Gdzie mog a by ? Sprawy nie wygl da y zbyt ró owo. Westling z

 telefoniczny raport o swojej wizycie w ga-zecie i pojecha  do domu Iriny.

A je li sta o si  najgorsze? Mo e Sivert Karlsen ju  j  dopad ?
Nikt nie zna  jego adresu. Karlsen pochodzi  z innego miasta, w którym przydzielono mu jaki  pokój, kiedy wy-szed  z zak adu. Rzadko tam

przebywa , w

ciwie zg asza  si  jedynie po zasi ek. Policja ju  by a w jego mieszkaniu, znale li jedynie niedopa ki papierosów i puste butelki po pi-wie,

nie zas ane 

ko i zdj cia pornograficzne na  cianach.

siedzi zeznali,  e Karlsen cz sto wyje

a. Chyba by  w domu poprzedniej nocy, nie, dwa dni temu, cho  mo e jednak poprzedniej...

Nie mogli si  zdecydowa , policjanci wysnuli wi c w asne wnioski. Chodzi o o noc z wtorku na  rod . Kir-sten zgin a w noc z poniedzia ku na
wtorek.
Sivert Karlsen znów jednak wyfrun  ze swego gniazd-ka. Zak adano,  e wyjecha  do Hoyden.
Tylko Patrik Westling móg  go rozpozna , gdyby spo-tkali si  w Hoyden. Pochodzili z tego samego miasta.
Inspektor skr ci  w w sk  uliczk  i zatrzyma  samo-chód przed domem Iriny. Zadzwoni  do drzwi, ale nikt mu nie otworzy . Ogarn  go niepokój,

znacznie wi kszy ni  zwykle w takich sytuacjach. Jak mia  dosta  si  do  rodka? Musia  sprawdzi , czy jej tam nie ma, czy nic si  jej nie sta o.

Ani przez chwil  nie w tpi ,  e nocnym prze ladowc  Iriny jest Sivert Karlsen. Wszystko si  zgadza o. Karlsen szuka  nazwiska i adresu Nocnego

Rozmówcy, bo s dzi ,  e jest nim kobieta, której nienawidzi  i po

da  jedno-cze nie. Pos

 si  biedn  Kirsten, by zdoby  te infor-macje. Kirsten

zapewne poda a mu adres Iriny.

Wtedy j  zabi . Przedtem wykorzysta  seksualnie. By  mo e z pocz tku dziewczyna by a mu powolna, ale wkrótce jego zbrodnicza natura dosz a do

osu. Kirsten mog a s dzi ,  e uratuje  ycie, zdradzaj c te informacje, ale Karlsen nie okaza  lito ci.

Patrik wzdrygn  si  na sam  my l o zbrodni. Teraz najwa niejsza by a Irina.
Musia  dosta  si  do  rodka. Kartki z pro

 o telefon Irina mog aby nie potraktowa  zbyt powa nie.

Wywa

 drzwi? A mo e zbi  szyb ? Na sam  my l o tym,  e Irinie sta o si  co  z ego,  cisn o go w do ku ze strachu.

W tej samej chwili pod dom podjecha a taksówka i wy-siad a z niej Irina.
Bogu dzi ki. Wprawdzie nie modl  si  do Ciebie, Bo e, ale mog  chyba Ci podzi kowa ? To chyba lepsze ni  namolne pro by?
Podesz a do niego zdziwiona, musia  walczy  ze sob , by nie wzi

 jej w ramiona.

- Co  si  sta o? - spyta a.
Wygl da a tak krucho i bezbronnie, nigdy dot d  ad-na kobieta nie wydala mu si  równie poci gaj ca! To dziwne, ale wcze niej tak o niej nie my la .

Z pocz tku bra  j  za jedn  z tych mi ych, ale pustych i ch odnych dam z bogatych dzielnic miasta. Teraz musia  przyzna ,  e si  myli . Irina by a po
prostu dobrym cz owiekiem. Pe nym zahamowa  i nierozs dnych pogl dów na temat w asnej powierzchowno ci i braku talentów, wpojonych jej przez

upiego m

a. Ciep a i serdeczna, i w oczach Patrika Westlinga niezwykle pi kna.

- Tak, co  si  sta o - odrzek , odbieraj c jej torb  pe -n  zakupów. - Jak to dobrze,  e jeste  zdrowa i ca a! Od-t d nie wolno ci nigdzie wychodzi  bez

mojej zgody.

- Nie mia am w domu nic do jedzenia. O co chodzi? Opowiadaj!
Westling zdecydowa  si  niczego nie owija  w bawe -n . Irina musia a zrozumie  powag  sytuacji.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Zidentyfikowali my twojego prze ladowc , tego zbo-cze ca. To gwa ciciel i morderca, którego jacy  idioci zwol-nili z zak adu psychiatrycznego.

Znale li my t  dziewczy-n  z gazety. Zabi  j , aby zdoby  twój adres.

- Och - j kn a Irina, otwieraj c drzwi.
Weszli do  rodka.
- Dopóki go nie z apiemy, nie mo esz by  sama ani przez sekund . Mog aby  si  do kogo  wyprowadzi ?
- Nie - pokiwa a g ow . - Nikogo takiego nie znam.
- Ten przyjaciel, którego odwiedzasz?
- Nie - rzuci a ze zdecydowaniem, które j  sam  zdumia o. - Nie, do niego ju  nigdy nie pójd !
Spojrza  na ni  pytaj cym wzrokiem, ale nic nie doda- a.
- Nie móg by ...? - zacz a b agalnie Irina.
Pod jej wzrokiem nieomal si  ugi . Pokr ci  przecz -co g ow .
- Tkwi  w samym  rodku dochodzenia, nie chcia aby  by  przy tym. Nie dysponuj  wolnymi lud mi.
Po raz kolejny u wiadomi a sobie, jak niewielu ma przyjació .
Westling spojrza  na zegarek.
- Jest wpó  do trzeciej. Nie mog  wróci  tu przed pi -t , a samej ci  w domu nie zostawi .
- Mog  i

 do pastora...

Patrik obj  spojrzeniem skulon  ze strachu Irin  i spontanicznie zmieni  decyzj .
- Najlepiej chod  ze mn . Znajdzie si  dla ciebie jaki  k t na posterunku.
Poja nia a.
- Mo e cela?
- Tam przynajmniej by aby  bezpieczna - stwierdzi  sucho. - Mamy chyba co  lepszego.
- Zaczekasz chwilk ?
- Jak d ugo zechcesz.
Konwencjonalna formu ka w tej chwili nabra a inne-go znaczenia. Patrik naprawd  czu ,  e tak my li.
Irina zawaha a si  przez chwilk , jakby roztrz saj c jego s owa, potem skin a lekko g ow  i zacz a si  zbiera . W o-

a wiktua y do lodówki,

poprawi a swój wygl d w lustrze.

- Jest co  nowego o z odzieju i jego  upie? - krzykn

a, wk adaj c do portfela par  banknotów.

- Nie - odpowiedzia  jej z kuchni, gdzie go umie ci a. - Za du o spraw naraz...
- Rozumiem. Wci

 nie pojmuj , jak dosta  si  do  rodka.

I nagle przypomnia a sobie s owa, które gdzie  us ysza a. Ruszy a wolno w kierunku kuchni i zatrzyma a si  w progu.
- Patrik...
- Wygl dasz, jakby  wpad a na genialny pomys .
- Mo esz powiedzie  mi, gdzie by y w amania? Je li to nie poufne informacje?
- Ale  sk d. U dyrektora Nielsena - zacz  odlicza  na palcach - adwokata Hemminga, doktora Hansena...
- Doktora Hansena? Znam go, to mój lekarz. Nudny typ!
Patrik skwitowa  u miechem t  jej spontaniczn  ocen .
- Jeszcze u dyrektora Svensruda i pani Bern. I u ciebie.
- To razem sze

 osób. Sprawa pani Gustavsen podpa-da pod inn  kategori ?

- Tak.
- Tak my la am. Tamci nie byli zbyt wyrafinowani. Po-s uchaj mnie teraz, to wa ne. Od jak dawna dzia a ten w a-mywacz?
- Niech si  zastanowi . Od jakich ... dziesi ciu miesi cy.
Irina kiwn a g ow , jakby znalaz a potwierdzenie swych przypuszcze .
-  ona dyrektora Nielsena lubi romansowa , wszyscy o tym wiedz  poza jej m

em. W ma

stwie adwokata Hemminga  le si  dzieje, potrafi

óci  si  w towarzy-stwie i obrzuca  zjadliwymi spojrzeniami.  ona doktora Hansena to nad ta, wiecznie niezadowolona kobieta. Dy-rektora Svensruda

nie znam, ale zdaje si ,  e mieszka z  on  w eleganckiej posiad

ci.

- Tak jak pozostali poszkodowani.
- Pani Bern jest rozwiedziona. Uk ada ci si  to w jaki  wzór?
- Nie bardzo.
- A mnie tak. Wydaje mi si ,  e mam podejrzanego.
Spojrza  na ni  ze zdziwieniem.
Irina pospieszy a z wyja nieniami.
- Pewna dama opowiada a mi dzisiaj o pewnym m

-czy nie, który sieje spustoszenie w sercach pa  z towa-rzystwa, odwo uj c si  do ich

macierzy skich uczu .

- Nie pojmuj . Kogo masz na my li?
- Pera Krona.
Patrik wci

 nic nie rozumia .

- Przecie  on jest kalek !
- Tak, to pewna trudno

. Pami tasz, jak opowiada am ci o moim przyjacielu? Którego odwiedza am kilkakrot-nie? To Per Kron.

Westling spojrza  na akwarel .
- Teraz rozumiem.
Irina przygl da a si  inspektorowi od d

szej chwili i musia a przyzna ,  e coraz bardziej si  jej podoba. Twarz Westlinga nie wyró nia a si  niczym

szczególnym, ale cie-p e niebieskie oczy równowa

y braki urody.

- Opowiedz mi teraz, co sam wiesz na temat Pera Krona.
- Dobrze, je li obiecasz,  e nikomu tego nie powtórzysz.
- Ja nie plotkuj . Potraktuj mnie jak kole ank  po fachu!
Skin  g ow  rozbawiony. Irina w niczym nie przypo-mina a policjantki, przynajmniej z wygl du. Wkrótce mia  si  przekona ,  e by o inaczej.
- Wiem tyle, co ty. Historie mi osne. Kron wyprowa-dzi  si  ze swojego miasta rodzinnego, kiedy ziemia za-cz a mu si  pali  pod stopami. Z powodu

trojga dzieci, na które powinien 

, z trzech ró nych matek. Wci

 brakowa o mu pieni dzy.

- Nie? W mieszkaniu ma mnóstwo cennych drobiazgów.
- Ma te  samochód - doda  Westling z wrogo ci  w g osie, której sam si  nie spodziewa . - Samochód dla niepe nosprawnych, dosta  go od zwi zku.
Irina zdecydowana by a dr

 spraw  do samego ko ca.

- Wiesz, na co choruje?
- Jakie  uszkodzenie kr gos upa, przerwanie po cze  nerwowych.
- Te  to s ysza am. Mo e prowadzi podwójne  ycie?
- Nieg upia my l. Sama przyjemno

 by  na utrzyma-niu gminy, instytucji i bogatych filantropek. Co  si  jed-nak nie zgadza, moja mi a, by

 u

niego, kiedy w amano si  do twojego domu.

- Nie przez ca y czas. Odwioz am Marit , co zaj o mi ponad godzin .
- Wi c w jaki sposób dosta  si  do  rodka?
- Oto mój as atutowy. By am ju  u Krona wcze niej. Wtedy zostawi  mnie sam  w pokoju i poszed  szuka  akwa-reli. Moja torebka sta a na stoliku w

holu. D ugo nie wra-ca . Mia  wystarczaj co du o czasu, aby zrobi  odcisk mo-ich kluczy. Do drzwi wej ciowych i szafki w sekretarzyku.

Patrik patrzy  na ni  przyja nie.
- Pó niej dorobi  klucze. To si  mo e zgadza , Irino.
Moja mi a, tak j  przed chwil  nazwa . Irinie spodoba- o si  to okre lenie.
- Mój mi y Patriku - odwzajemni a si  - co powiesz o mojej wersji? Per Kron wkrada si  w  aski samotnych lub sfrustrowanych bogatych kobiet,

zaprasza je do sie-bie i wykorzystuje okazj , by zrobi  odciski ich kluczy.

Westling nie odrywa  od niej wzroku. W ko cu zrozu-mia a dlaczego.
- Nie, nie - powiedzia a zdecydowanie. - Ze mn  te  próbowa , st d znam jego metod , ale nic nie wskóra .
Niewiele brakowa o, sumienie podszeptywa o Irinie,  e nie do ko ca jest szczera.
- Wi c na czym polega ta jego metoda? - spyta  bez-nami tnie.
- To by o do

... nieprzyjemne. Wola abym o tym nie wspomina , ale... powiniene  wiedzie . Usi owa  mi wmó-wi ,  e potrzebuje kobiety, która

zrozumia aby jego po-trzeby. W domy le: 

kowe. Wstydz  si  do tego wraca ! Kiedy  prosi am ci  o rad  w tej sprawie, pami tasz?

- Mów dalej - poprosi  równie beznami tnie.
Westchn a z rezygnacj .
- By  taki samotny i bezradny i marzy  o spotkaniu tej jednej jedynej  yczliwej duszy! Chcia ,  ebym przysz a jutro wieczorem.
- Pójdziesz?
- Nie. Zreszt  ju  o to pyta

.

Zawaha a si  przez moment.
- Prawd  mówi c, zastanawia am si  jaki  czas, czy nie powinnam... mu pomóc. Wychowano mnie w duchu  yczliwo ci. Nie mog am jednak, czu am

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

wstr t. Nie pój-d  do 

ka z cz owiekiem, którego nie kocham.

Westling nie odpowiedzia . Irina zacisn a z by.
- Najgorsze,  e chcia am rzuci  Marit  w jego ramio-na. Dzi ki Bogu, nie zrobi am tego! Mia am w tpliwo ci.
- Nazwa bym to raczej zdrowym rozs dkiem.
- To prawda. Patrik, co robi ? Nie mo emy przecie  pyta  tych kobiet, czy romansowa y z Kronem.
- Nie, nie mo emy. Mo emy jedynie sprawdzi , czy znajduje si  w kr gu ich znajomych, ale to zajmie mnós-two czasu.
Irinie przysz o nagle co  do g owy. Bezwiednie z apa- a Westlinga za rami .
- Wpad am na pewien pomys . Je li masz troch  cza-su, mo emy z apa  z odzieja.
Spojrza  na zegarek.
- W

ciwie to nie, prowadz  dochodzenie, ale... No dobrze, przynajmniej ci  wys ucham.

Nie odtr ci  jej r ki, ale Irina sama j  odsun a, zdu-miona w asn  bezpo rednio ci .
- Zrobimy tak - zacz a z o ywieniem.
Patrik wys ucha  jej uwa nie.
- Mo na spróbowa  - stwierdzi , kiedy sko czy a. - Nie s dz ,  e jest na tyle g upi, by si  na to nabra , ale mo emy spróbowa .
W duchu przyzna  jednak,  e jak na osob  cywiln , któr  niektórzy okre liliby mianem damulki z wy szych sfer, mia a pomys y godne policjantki.

Dzi  wieczorem!
Wszystkie przeszkody usuni te, nie musz  d

ej cze-ka . Pe ne biodra, ten jej ty ek i jasne w osy.

Ale sobie dogodz !
A potem z ni  sko cz .
ROZDZIA  XV
RYBA W SIECI
Westling powiadomi  swoich wspó pracowników,  e ma okazj  z apa  w amywacza. Dadz  sobie rad  bez niego?
Powiedzieli,  e tak, i zaproponowali pomoc. Ale We-stling nie potrzebowa  pomocy.
Irina sta a z boku i s ucha a, jak wydaje swojemu roz-mówcy polecenia w sprawie Siverta Karlsena.
Morderca i w amywacz, a nawet kilku, je li liczy  spraw  pani Gustavsen, my la a. Jeszcze próba samobójstwa. We wszystkie te sprawy zosta a

wmieszana jedn  nieroz-s dn  decyzj  o nocnych rozmowach.

W ogóle nie powinna by a jej podejmowa .
Z drugiej jednak strony uratowa a jedno istnienie.
Drugie zgasi a. Biedna Kirsten zgin a przez ni .
Nie powinna tak tego traktowa , bo nigdy nie uwolni si  od poczucia winy.
Patrik od

 s uchawk . Przysz a pora na Irin .

Spojrza a na niego i g boko odetchn a. Patrik uniós  kciuk w gór  i u miechn  si , by doda  jej otuchy. Po-mog o.
Wykr ci a numer Pera Krona.
Per szczerze si  ucieszy , s ysz c jej g os, Irina poczu- a nawet co  na kszta t wyrzutów sumienia. Jego pytanie przywróci o j  do rzeczywisto ci.
- Zdecydowa

 si ? Przyjdziesz jutro wieczorem?

- Jeszcze o tym nie my la am. Zasz y pewne nowe oko-liczno ci.
- Jakie? Co si  sta o?
- Kiedy by am u ciebie, kto  si  w ama  do mojego domu.
- Naprawd ? Co  zgin o?
- Tak, sporo rzeczy.
- Skontaktowa

 si  z policj ?

- Jeszcze nie zd

am. Odkry am to dopiero przed kwadransem, z odziej nie zostawi  widocznych  ladów. Zanim zd

am zadzwoni  na policj ,

odezwa a si  Marita. Znowu wpad a w depresj  i prosi mnie,  ebym przy-jecha a. Czekam na taksówk .

- Przecie  to kawa  drogi.
- Wiem, ale musz  jej pomóc. Wróc  za dwie, góra trzy godziny i wtedy zadzwoni  na policj .
- To chyba za pó no?
- Trudno. Powiem,  e wcze niej nic nie zauwa

am. Marita jest wa niejsza. Zreszt  czas nie ma w tym wypad-ku  adnego znaczenia, z api

ptaszka bez wi kszych pro-blemów.

- Co ty mówisz? W jaki sposób?
- Widzisz, Arnt zamontowa  kamer  pod sufitem w holu. Idealna pu apka na z odzieja. W czam j  zawsze, kiedy wychodz .
- Wi c wiesz, kto nim jest?
- Nie, oddam kamer  policji po powrocie do domu. Nie zd

 ju  przejrze  kasety, bo w

nie nadje

a ta-ksówka. Pogadamy pó niej. Cze

!

Od

a s uchawk  i spojrza a na Westlinga, który, stoj c na taborecie, montowa  jej star  kamer  na ma ej pó eczce pod sufitem w holu. Podpi  do

niej przewód, by wszystko wygl da o jak nale y.

- Jak mi posz o? - spyta a.
-  wietnie - odrzek . - A jak wygl da kamera?
- Doskonale! Co teraz zrobimy?
- Zaczekamy. Je li kto  si  zjawi, schowamy si ... w pralni. Zostawimy lekko uchylone drzwi.
Irina dr

a z podniecenia i strachu.

- Jak dobrze,  e jeste  ze mn  - mrukn a. - Sama bym si  na to nie odwa

a.

- A ja bym ci na to nie pozwoli .
Stan li ukryci za firankami w salonie, sk d wida  by- o furtk  i cz

 ogrodu. Obecno

 Patrika Westlinga sta-nowi a dla Iriny wystarczaj

 ochron

przed niebez-piecznym  wiatem.

- Wyci gnij wtyczk  telefonu - poprosi . - Nikt nam teraz nie mo e przeszkodzi .
Zrobi a, jak kaza . Kiedy wróci a, wyj  z kieszeni ja-kie  zdj cie.
- Pewien jestem,  e nie znasz Siverta Karlsena, ale na wszelki wypadek przyjrzyj si  tej fotografii.
Irina rzuci a okiem na zdj cie i cofn a si  mimowolnie.
- To on! Tak my la am!
- A wi c jednak go znasz? - zdziwi  si  Patrik.
- Nie! Widzia am go w czasie tej muzycznej parady. Sta  po drugiej stronie ulicy, a ja stwierdzi am,  e zbocze-niec telefoniczny tak w

nie mo e

wygl da .
- Hm.  eby my wtedy o tym wiedzieli...
- Ciebie te  widzia am - u miechn a si  - ale nie s -dzi am,  e to ty.
- Co masz na my li? - te  si  u miechn .
- Zauwa

am grup  policjantów i pomy la am,  e je-den z nich jest tym, z którym rozmawia am o Katerine i w amaniu u jej s siadki. Uzna am jednak,

e masz zbyt sympatyczny wygl d na to, by by  tym mrukliwym po-licjantem ze s uchawki.

- Sympatyczny. Co za charakterystyka!
- No wi c, mi y. Przyjazny. Taki jeste .
Wykrzywi  twarz w grymasie.
- Tak mi mówili w szkole policyjnej. Jeste  za sympatyczny, musisz wygl da  troch  gro niej. Dlatego w

nie burcz  przez telefon, ale i tak nikt si

mnie nie boi. To moja wina,  e go wtedy nie dostrzeg em. Oszcz dziliby- my mnóstwo czasu.

- Nie mog

 go dostrzec, to nie ty rozgania

 t  ha

li-w  grup . Sivert Karlsen sta  pomi dzy nimi, cho  wyra nie nie nale

 do tego grona.

Wyró nia  si , nie zapomn  jego natarczywego spojrzenia. Wodzi  oczyma, jakby kogo  szu-ka . Spojrza  na mnie przez u amek sekundy, ale nie
wzbu-dzi am jego zainteresowania. Szuka  kogo  innego.

- Co potwierdza nasz  teori ,  e ci  z kim  myli. Te-raz jednak zdoby  twój adres, wi c ani na chwil  nie mo esz zosta  sama. I nie zostawi  ci

samej z Perem Kronem - zako czy  Westling z takim zdecydowaniem,  e Irina musia a si  roze mia .

- Nie mam takiego zamiaru. Co  to za d ugo trwa, zda-je mi si ,  e nies usznie go podejrzewali my.
- Dajmy mu troch  wi cej czasu.
- Dobrze,  e pomy la

 o wy czeniu telefonu. Kron móg  wpa

 na pomys , by mnie sprawdzi ...

Patrik przytakn . Irina wzdrygn a si .
- Kto  idzie, tam za drzewami.
- To mo e by  on. Z pewno ci  nie zostawi samocho-du przed furtk .
- Zdawa o mi si  przed chwil ,  e s ysz  jaki  samo-chód - mrukn a.
Instynktownie cofn li si  w g b pokoju, sk d wci

 mogli obserwowa  ulic .

- Ten cz owiek ma brod  - stwierdzi a Irina. - Ale... zmierza tutaj! Co teraz?
- Schowaj si  w pralni. Tylko nie otwieraj drzwi, je li zadzwoni!
Pospiesznie wbiegli do pralni, gdzie unosi  si  zapach proszku do prania, a na sznurku wisia a susz ca si  bie-lizna. Irina zdj a j  w po piechu i

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

wcisn a do szafki.
Z pralni nie by 
o wida  furtki, us yszeli za to odg os ostro nych kroków na schodach. Irina bezwiednie chwy-ci a inspektora za r

 i  cisn a j

mocno.
Nikt nie zadzwoni 
. Zanim Irina zd

a znale

 wy-ja nienie tego dziwnego faktu, us ysza a zgrzyt klucza w zamku.

Zaraz umr , pomy la a. Zapomn  oddycha  i si  udu-sz . Albo zaczn  kicha .
Kto  pchn  ostro nie drzwi. A je li to Sivert Karlsen? Nie, nieznajomy porusza  si  l ej, bardziej elegancko.
Nie widzia a jego twarzy. M

czyzna skupi  sw  uwag  na kamerze. Przyniós  taboret, stan  na nim chwiejnie i za-cz  grzeba  przy urz dzeniu.

Irina uzna a,  e chce zniszczy  nagranie, nie by  przecie  na tyle g upi, by zabra  kamer .

Westling oswobodzi  d

 z jej u cisku i wyszed  z pralni. Po krótkim wahaniu Irina pod

a za nim.

- Zejd  na dó , Kron - rzuci  spokojnie inspektor.

czyzna obróci  si  z przestrachem, straci  równo-wag  i spad  z taboretu. Patrik Westling przytrzyma  go.

- Nie nazywam si  Kron - powiedzia  gniewnie nie-proszony go

. - A kim pan jest? Przyszed em zreperowa  kamer  dla...

Jego wzrok pad  na Irin .
Na chwil  straci  rezon, ale zaraz na jego twarzy po-jawi  si  ol niewaj cy u miech.
- Irino, nie jest tak, jak my lisz. Zamierza em zanie

 t  kamer  na policj  i...

- Nie musisz si  fatygowa  - przerwa a mu ozi ble. - To jest inspektor Westling, któremu b dziesz musia  spo-ro wyja ni . Na przyk ad na temat

wózka inwalidzkiego. Przebrania. Klucza, który trzymasz w d oni. Nie wysilaj si , Per, wpad

 w pu apk .

- Pozostaje tylko przyzna  si  do winy - doda  Patrik. - Zabieram ci  na posterunek, zaraz wy

 paru funkcjo-nariuszy do twojego mieszkania.

Za

 si ,  e nie wróc  z pustymi r kami.

Per Kron nie odpowiedzia . Zdj  sztuczn  brod , uni-kaj c wzroku Iriny.
Za to Irina mia a sporo do powiedzenia.
- My

,  e rzeczywi cie uleg

 wypadkowi za m odu, ale po pewnym czasie wróci

 do sprawno ci fizycznej. Tymczasem jednak uzna

,  e  ycie

na koszt pa stwa jest znacznie wygodniejsze. Kariera artystyczna zako czy a si  fiaskiem, o czym mog am si  przekona , ogl daj c twoje obrazy. Nie
wyda

 te

adnej ksi

ki. Potrzebowa

 jed-nak pieni dzy. Zak adam,  e dzia

 w wielu miejscach, czasami udaj c kalek , czasami jako

uwodziciel i z odziej. Przy okazji, nawet przez chwil  nie pomy la am o tym, by wskoczy  ci do 

ka. Nie jeste  w moim typie.

Po tej przemowie Per Kron sprawia  wra enie jeszcze bardziej przygn bionego, Patrik Westling promienia  za-dowoleniem, a Irin  zadziwi o w asne
krasomówstwo.

Gdzie jest nó ? Chyba go nie zgubi em na  mietnisku?
Nie, tutaj go po

em! Jest ostry?

Wystarczaj co.
Dla niej nie musz  si  stroi , nie ma czasu na podcho-dy. Od razu przejd  do rzeczy.
Kiedy wreszcie zapadnie wieczór? Jeszcze tyle czasu, a ja ju  nie mog  si  doczeka !
ROZDZIA  XVI
PO EGNANIE Z PRZESZ

CI

W domu Pera Krona znaleziono mnóstwo przedmiotów pochodz cych z kradzie y. Irina i osoby poszkodowane w poprzednich w amaniach

odzyska y swoj  w asno

. Z wcze niejszych dokona  Krona pozosta o niewiele  la-dów, g ównie rzeczy, które trudno sprzeda . Westling li-czy  na to,

e dowie si  wi cej z zezna  w amywacza.

Po piech w sprawie nie by  wskazany.
Irina nie 

owa a Pera. Nie mog a 

owa  cz owieka, który kompromitowa  ludzi niepe nosprawnych i wyko-rzystywa  cudze wspó czucie. Udawanie

biedaka i samot-nika, by podst pem zdoby  przywileje i okrada  innych, wyda o si  jej czynem zwyczajnie pod ym.

Per zachowywa  si  wobec niej ordynarnie, kiedy ra-zem jechali do komisariatu. Inspektor nie chcia  zosta-wia  jej samej w domu.
- Wi c twierdzisz,  e ani przez sekund  nie my la

 zosta  moj  przyjació

 - rzuci  mi kko Per, cho  w to-nie jego g osu czai a si  agresja. - To

dowód na to,  e nie odczuwasz lito ci wobec ludzi, którzy mieli mniej szcz

cia w  yciu.

Z Patrikiem u boku, Irina nie straci a pewno ci siebie.
- Po pierwsze, nie lubi  s owa lito

, wol  wspó czucie. Po drugie, nie id  do 

ka z kim , do kogo nic nie czuj .

- Kto mówi  o pój ciu do 

ka? - spyta  z

liwie Per Kron.

Irina nic nie powiedzia a, te s owa bowiem rzeczywi cie nigdy nie pad y. Podtekst by  jednak a  nadto oczywisty.
Westling przyszed  jej w sukurs.
- Lista twoich przest pstw mówi sama za siebie, Kron. Nie spotkali my si  nigdy przedtem, rozmawia em jednak z m odymi dziewcz tami, które

przywiod

 do p aczu nie dotrzymanymi obietnicami, i starszymi paniami, które marnotrawi y maj tek, by ci pomóc. Nawet im nie podzi -kowa

.

- Zrobi em to! Dosta y to, czego chcia y.
- Chcia y ci pomóc. Da  ci mi

, której pono  nig-dy nie zazna

. Tacy jak ty sprawiaj ,  e zaczynam w t-pi  w dobr  stron  ludzkiej natury.

Atmosfera w samochodzie zrobi a si  napi ta, na ca e szcz

cie doje

ali ju  na miejsce.

Irina musia a sp dzi  w komisariacie reszt  dnia. Westling gdzie  znikn , zaj ty dochodzeniem w sprawie morderstwa. Sprawa w

ciwie by a jasna,

ustalono to -samo

 podejrzanego, teraz trzeba go z apa . Inspektor musia  zaplanowa  ka dy szczegó  akcji.

Pod koniec dnia znalaz  Irin  w kantynie. Siedzia a bezczynnie nad szklank  herbaty. Po ostatnich prze y-ciach mia a m tlik w g owie.
Wcze niej zadzwoni a do Marity. Dziewczyna by a w znakomitym humorze, pe na optymizmu i nadziei na przysz

. Kiedy wybior  si  do tego

uroczego artysty? Obieca  nauczy  j  pos ugiwania si  farbami olejnymi.

Irina musia a j  rozczarowa . Z wizyty nici.
- Mo e i dobrze - stwierdzi a Marita z lekk  irytacj . - On ma takie lepkie paluchy, domy la si  pani, o co mi chodzi.
Irina si  domy la a. Ca e szcz

cie,  e znalaz  si  za kratkami!

O zmierzchu pojechali do domu Iriny. Tym razem Westlingowi i Irinie towarzyszy o trzech uzbrojonych funk-cjonariuszy. Znajomej policjantki w ród

nich nie by o.

Policjanci wahali si  z pocz tku, czy zabra  Irin  ze sob , ale uznali,  e tylko w ten sposób mog  u pi  czuj-no

 Karlsena. Samochody zaparkowali

w ustronnym miejscu i dostali si  do domu od strony ogrodu, uprze-dnio sforsowawszy ogrodzenie. Irina przesz a przez p ot przy ich wydatnej pomocy.

Dziwny sposób wchodzenia do w asnego mieszkania, uzna a. Cho  by a tu raptem par  godzin temu, dom wy-da  si  jej opustosza y, jakby nikt w

nim od lat nie mie-szka . Puste pokoje odbija y echo kroków. Irina poczu a si  nieswojo.

Pomog o, kiedy inspektor Westling doda  jej otuchy delikatnym u ci ni ciem w rami . Pos

a mu u miech pe- en wdzi czno ci.

Irin  umieszczono w salonie, policjanci pochowali si  w zaciemnionych pokojach, sk d mogli obserwowa  wszystkie wej cia. Gdyby napastnik zbi

szyb , z pewno- ci  by us yszeli.

W salonie zapalono  wiat o, ale dok adnie zaci gni to firanki, tak by Sivert Karlsen nie móg  obserwowa  Iriny z zewn trz. Tego by nie znios a.
Sta am si  przyn

, pomy la a. Sama jestem sobie winna, skoro wpad am na tak g upi pomys , jak rozmo-wy po nocach.

Wokó  niej panowa a cisza. Irina siedzia a nad krzy- ówk , w której zd

a odgadn

 jedno has o. Potem kratki zla y si  w zamazany obraz.

Co b dzie, je li nie zdo aj  go powstrzyma ? Je li wbiegnie z uniesionym no em?
Próbowa a otrz sn

 si  z tych przera aj cych my li.

Patrik, czemu nie jeste  ze mn  i... nie trzymasz mnie za r

? Nie, lepiej,  eby  mnie obj  i mocno przytuli ...

Czemu przysz o jej to do g owy?
Mo e dlatego,  e inspektor  wietnie pasowa  do tej roli.
Spojrza a na zegarek, by o wpó  do dziesi tej.
Zapowiada a si  d uga noc.
Nie ba a si  ju  ciszy. Nie by a sama, kto  nad ni  czu-wa .
Tak  przynajmniej mia a nadziej . Tyle  e co  mog o si  nie powie

.

Mo e nie przyjdzie. By oby cudownie, ale tylko przez chwil . Konfrontacja by si  odwlek a, na inny dzie , inn  noc.
Dlaczego nie mog  go z apa  w jakim  innym miejscu?
Musz  go zwabi . A ona s

y za przyn

.

Straszne!
Policjanci nie pozwolili jej w czy  telewizora, zag u-szy by inne d wi ki. Chcia a ogl da  bez fonii, uznali,  e to by oby dziwne.
Siedzia a wi c nad krzy ówk , któr  w innej sytuacji rozwi za aby w mgnieniu oka, i z ogromnego napi cia nie widzia a s ów ani kratek.
Nagle zesztywnia a.
Czy to nie by  odg os zamykanych drzwiczek samo-chodu? Charakterystyczny, przyt umiony d wi k.
Znowu zaleg a cisza.
Jest taka niem dra. Karlsen nie przyjedzie samocho-dem. To pewnie który  z s siadów.
Na d wi k dzwonka do drzwi podskoczy a z przestrachu.
Patrik, gdzie jeste ?
Polecono jej, by nie zbli

a si  do drzwi.  aden z po-licjantów si  ale pojawi .

Irina nie mog a si  poruszy . Dzwonek rozleg  si  po-nownie, niecierpliwie odegra  weso  fanfar .

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Tak jak... O, nie, tylko nie on! Nie teraz!
Irina nie poruszy 
a si .
W zamku zachrobota  klucz. Wi c wci

 mia  klucz do jej domu?

uche uderzenia walizek o drzwi. W progu pojawi  si  Arnt.

Opar  si  z lekk  nonszalancj  o framug  drzwi do sa-lonu. Jak zawsze elegancki, ciemnow osy, ciemnooki, opalony po licznych wizytach w

solarium, Z przekornym u miechem na wargach.

W nag ym przeb ysku Irina zrozumia a,  e przez wszy-stkie te lata 

a w za lepieniu. Inger nie by a pierwsza ani jedyna. Te dodatkowe wieczorne

zebrania, wyjazdy, noclegi w obcych miastach...

- Wi c jestem, Irino. Czemu nie otwiera

?

- Nie mo esz teraz wej

, Arnt, wybra

 z y moment.

- Z y? - dra ni  si  z ni . - Przecie  jeste  sama. I jak zwy-kle m czysz si  nad  atw  krzy ówk . No, ale zaraz zrobi si  milutko. Wnios  walizki na

gór  i otworz  butelk  wi-na. Musimy to uczci ! Przygotuj co  do jedzenia, tak jak to tylko ty potrafisz. Jestem g odny, nie jad em nic od obiadu.

Irina nie zauwa

a,  e pod pozorami bezczelnej pew-no ci siebie Arnt skrywa  zmieszanie, dlatego tyle mówi . Zdenerwowanie Iriny ros o.

- Musisz i

. Natychmiast. Zjawi

 si  w najmniej od-powiednim momencie.

Wsta a i zbli

a si  do niego, by go wypchn

 za próg. Arnt  le zrozumia  jej zamiar, my la ,  e mu si  rzuci w ra-miona, p acz c ze szcz

cia. Kiedy

 obj , wywin a si . Na jej twarzy malowa y si  niech

 i odraza.

Arnt zmarszczy  czo o.
- Id  ju , grzecznie ci  prosz .
- Ale , Irino, to mój dom, nie mo esz...
- To nie jest twój dom - przerwa a mu z tak  stanow-czo ci , jakiej si  po niej nie spodziewa . - Nie chc  ci  tu wi cej widzie , Arnt. Ju  nie jestem

twoj  niewolnic .

- Niewolnic ? Nigdy ni  nie by

, jeste  moim kwiatuszkiem, którym si  opiekowa em, moj  laleczk ! Jedyn ...

- Cho  raz mnie pos uchaj! Musisz wyj

, mówi  po-wa nie.

- Ale , mi a, rozumiem,  e troch  kaprysisz, bo odsze-d em. Potrzebowa em odmiany, ale to ju  min o. Irino, zawsze by

 taka dobra.

Po raz pierwszy od wielu  at Irina wpad a w furi .
- I pozbawiona uroku, bez zainteresowa , czy  nie? Ciel , które zna swoje miejsce? Mam tyle temperamentu co zimny kotlet?
Poblad  i wpatrywa  si  w ni , nic nie pojmuj c.
- Moja droga - zacz  b agalnie - nie wiem, o czym mó-wisz. Ju  jestem w domu i wkrótce wrócisz do równowagi, zmienisz fryzur  i za

ysz na

siebie co  odpowiedniego. Widz ,  e samotno

 i smutek ci nie s

. Arnt zajmie si  tob  jak za dawnych czasów,  eby  nie musia a tej  licznej

ówki...

Irina przesta a panowa  nad sob .
- Arnt, wbij sobie to w ten twój szowinistyczny m -ski  eb! Nie jeste  mi potrzebny, ten dom nale y do mnie, odziedziczy am go po rodzicach, mam

teraz zupe nie in-ne sprawy na g owie, a twoja obecno

 tutaj jest wysoce niepo

dana z przyczyn, których nie mog  ujawni ...

- Inne sprawy? Mo e inny m

czyzna? - roze mia  si  po-gardliwie. - Naprawd  uwa asz,  e kto  zainteresowa by si  takim zerem jak ty? Beze

mnie nic nie znaczysz. Komplet-nie nic! Ja ci  ukszta towa em. Rozumiem,  e jest ci przykro, ale to ju  przesz

, a ta twoja tania historyjka o innym

czy nie brzmi jak 

osna zemsta. Nie wiem, co Inger ci naopowiada a, ale ona potrafi by  taka nierozs dna...

- A wi c domy li

 si ,  e z ni  rozmawia am. To jed-nak by y twoje s owa.

Zrozumia ,  e si  zagalopowa , i zmieni  taktyk .
- Odszed em od niej, bo dotar o do mnie, ile dla mnie znaczysz...
Przerwa , kiedy do pokoju wkroczy o trzech policjantów.
- O co chodzi? - rozejrza  si  zdezorientowany.
Patrik Westling przedstawi  si  i zwi

le wyt umaczy ,  e przez zbieg okoliczno ci  ycie Iriny znalaz o si  w nie-bezpiecze stwie. Mieli nadziej

apa  jej prze ladowc  tutaj, gdyby nie to, ze Arnt zjawi  si  w nieodpowiednim momencie.

- Bardzo prosz , aby pan natychmiast wyszed  - zako czy  inspektor. - Przez pana bardzo trudna i skom-plikowana operacja mo e si  nie powie

.

- Nie ma mowy - odrzek  Arnt z t  pewno ci  siebie, któr  m

czy nie daje dobra prezencja, zawód i pieni -dze. - Nie pozwol  si  wyrzuci  z domu,

który doprowa-dzi em do kwitn cego stanu, i nie pozwol  nara

 mojej  ony na takie niebezpiecze stwa. To nies ychane, inspek-torze Westling!

Zostan  tu, by jej broni , taki jest obowi -zek m

a. Irino, po ciel mi...

Westling zacisn  z by.
- Czy pan nie s ysza ,  e Irina nie jest ju  pa sk  nie-wolnic ?
- Irina sama wie, co dla niej najlepsze.
- Mo e to, co pan zdecyduje?
- To oczywiste. Obnosi a si  z bardzo dziwnymi po-gl dami, zanim wzi em j  pod moje skrzyd a, mia a z y gust i zachowywa a si  zdecydowanie

zbyt frywolnie.

- Mówisz o ta cu po zawilcach? I przekrzykiwaniu si  ze sztormem? - Irina zapomnia a o strachu.
- W

nie! Wygl da

 wtedy jak niespe na rozumu. No, ale do

 tych s ownych utarczek. Przejmuj  komen-d , Westling...

Arnt dobrze wiedzia , co robi. Z premedytacj  opu ci  s owo „inspektor”.
- Wystarczy - oburzy  si  Patrik.
Wzi  Arnta za rami  i podprowadzi  do drzwi. Pozo-stali policjanci z apali za walizki. Pomimo stanowczego oporu adwokata wyrzucono go za drzwi.
- To pan zniszczy  wspania  i pe

ycia kobiet  - powiedzia  ostro Westling. - Irina powoli odzyskuje równo-wag  i nie chce mie  z panem nic

wspólnego. Sam pan do-kona  wyboru. Prosz  wyj

 i nie przeszkadza  nam bzdurn  paplanin !

- Szef policji jest moim dobrym znajomym...
Jeden z policjantów zatrzasn  drzwi w  rodku tych gró b, po czym otworzy  je ponownie i wystawi  g ow .
- Poprosz  o klucz! Nie wolno wchodzi  bezkarnie do cudzego domu.

ciek y Arnt wyj  klucz z kieszeni i wcisn  go w d

 policjanta.

Wszyscy odetchn li z ulg .
- Dzi kuj ! - powiedzia a Irina.
Po czym ca e towarzystwo wybuchn o  miechem. Iri-na w poczuciu ulgi. Z serca spad  jej ogromny ci

ar. Raz na zawsze.

Cholera! Co to za wyg upy? W

nie kiedy mia em wej

 do  rodka, nadjecha  samochód i zjawi  si  jaki  fa-cet z walizkami.

Wszystko popsu .
Widzia em,  e go wyrzucono, ale tam byli jacy  inni ludzie. My la em,  e mieszka sama.
Musz  zaczeka  jeszcze jeden dzie .
Cholernie g upio ze mn  pogrywa!
ROZDZIA  XVII
OCZEKIWANIE
O pierwszej w nocy dwóch policjantów przeprowadzi- o inspekcj  ogrodu. Byli uzbrojeni w pistolety i pa ki i mieli latarki.
Westling sta  obok Iriny w ciemnym pokoju.
- Co czujesz po tym spotkaniu? - spyta  cicho.
Podnios a g ow  i odpowiedzia a równie cicho:
- Co? Chyba gniew, zdrowy gniew na sam  siebie. Za to,  e da am si  tak totalnie wykorzysta .
- Zauwa

em to od razu. Prowadzi  z tob  gr , przez te wszystkie lata zn ca  si  nad tob  psychicznie.

- Teraz to rozumiem. By  moj  pierwsz  i jak dot d je-dyn  mi

ci , a niedo wiadczonej dziewczynie pochlebia- o zainteresowanie atrakcyjnego

czyzny. Uwa

am,  e we wszystkim ma racj , a z up ywem czasu czu am si  coraz g upsza. I tym bardziej stara am si  o uznanie z jego strony. Na

swój sposób by  nawet mi y. Niczego mi nie brakowa o. Ho ubi  mnie, wsz dzie ze mn  chodzi , zabie-ra  na eleganckie przyj cia... Teraz widz  moje

ycie w prawdziwym  wietle. On mnie kontrolowa  w ka dym najdrobniejszym szczególe. Nie dawa  mi chwili swobody.

- By  zazdrosny?
- Hm... - Irina zamy li a si . - Nie w klasyczny spo-sób. Stanowi am jego w asno

. Kompleks Pigmaliona. Ja-kie szcz

cie,  e trafi  na Inger -

zachichota a. - Ta kobie-ta obna

a pompatyczno

 jego natury.

- Dlatego chcia  wróci  do ciebie. By

 taka podatna na jego wp yw, taka uleg a. Ale ju  nie jeste .

- Ju  nigdy nie b

, Patrik! To takie cudowne uczucie!

Niektóre z wcze niejszych Iriny stwierdze  nie dawa y inspektorowi spokoju. „Nowy m

czyzna”, „pierwsza i je-dyna mi

 mego  ycia”. Westling

bardzo chcia  zada  jej jedno pytanie, ale w tej samej chwili do pokoju weszli po-licjanci. Nie by  pewien, czy go to zmartwi o czy ucieszy o.

Policjanci wygl dali na zaniepokojonych.
- Znale li my du e odciski butów w zaro lach, sk d dobrze wida  dom. Kto  sta  tam przez d

sz  chwil , a potem odszed .

Irina zadr

a. Westling dostrzeg  to i przysun  si  bli ej.

- S dzimy,  e pani m

 go przep oszy  - doda  m od-szy z policjantów. -  lady wskazuj  na to,  e ten kto  bieg , a potem przeskoczy  przez

ogrodzenie.
- G upi Arnt - mrukn a Irina - wszystko popsu  swo-im naj ciem. Mówi am mu przez telefon,  e nie ma tu czego szuka .

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Niektórym ludziom trudno pogodzi  si  z odmow  - stwierdzi  starszy z policjantów.
- To prawda - przyzna a.
Wzdrygn li si . Gdzie  na pi trze zadzwoni  telefon.
- Nocny numer - j kn a Irina. - Dzisiaj jest mój ostat-ni dy ur, wcze niej w czy am telefon, ale na  mier  o nim zapomnia am.
- Chod  - zakomenderowa  Patrik. - Odbierzesz, a my b dziemy pods uchiwa . To mo e by  on.
Ca  czwórk  wbiegli na schody.
To by  on. Dysza  w ciek

ci .

- Ty dziwko! Po co  sprosi a tych facetów? Wywal ich, bo si  wybieram z wizyt .
By  taki rozjuszony,  e traci  kontrol  nad s owami.
Irina spojrza a na Patrika, a ten skin  g ow .
- Ju  sobie poszli - odpowiedzia a dr

cym g osem.

- Lepiej ci dogodz  ni  oni wszyscy. Zobaczysz, mam...
Zarzuci  j  oble nymi propozycjami. Irina od

a s uchawk .

- My licie,  e przyjdzie? - spyta a zsinia ymi wargami.
- Nie powinna  by a si  roz cza  - stwierdzi  Patrik.
- Nie mog  mu pozwala  na takie zachowanie - odrze-k a gniewnie.
- Rozumiem. Có , pozostaje nam mie  nadziej ,  e...
Przerwa , ponownie rozleg  si  dzwonek telefonu.
Irina zebra a wszystkie si y i podnios a s uchawk .
Tym razem by  tak w ciek y,  e nie przebiera  w s o-wach, zreszt  wcze niej te  tego nie robi .
- Dlaczego si  roz czy

? Mog

 mi, przekl ta suko, tego nie robi .

Policjanci nachylili si , nas uchuj c. Teraz mog y pa

 wa ne s owa.

- Nie wiem, o co ci chodzi - odpowiedzia a z wahaniem Irina. - Czego mia am nie robi ? Odk ada  s uchawki?
- Nie, nie, do diab a! Dobrze wiesz, co mi zrobi

! - wrzasn  z tak  si ,  e Irina przestraszy a si  o stan w a-snych b benków. - Dlaczego kaza

zamkn

 mnie u czubków? My lisz,  e jestem stukni ty?

- Nic o tym nie wiem.
- Nic nie wiem - przedrze nia  j  z

liwie.

Westling sta  tak blisko,  e niemal dotyka  jej ramie-niem. To dawa o jej odwag , by ci gn

 t  groteskow  rozmow .

- Czemu kr ci

 ty kiem i potrz sa

 tymi z otym lo-kami, skoro nie mia

 na mnie ochoty? - krzykn . - My- lisz,  e jestem g upi.

Tak, pomy la a Irina, ale nic nie powiedzia a.
- Jeste  tam? - spyta  i doda  ordynarne wyzwisko. - Jutro wieczorem masz by  w domu, rozumiesz? Wtedy si  zjawi !
Rzuci  s uchawk .
- Do

 jednostronne przedstawienie - zauwa

a po-nuro. - W kó ko to samo, mieszanina gró b i ordynar-nych propozycji.

- Ten cz owiek jest kompletnie nieobliczalny - stwierdzi  Patrik. - Nie mog  zrozumie , dlaczego go wypu cili. Do tego potrzebna jest opinia lekarzy i

ca ego personelu zak a-du. Mo e w czasie wakacji jest inaczej, sam ju  nie wiem.

- Móg  wyj

 za dobre sprawowanie - zasugerowa  jeden z policjantów. - Psychopaci potrafi  udawa , je li im na czym  zale y.

- Z tym wygl dem? - zdziwi a si  Irina. - Nawet bym od niego nic nie kupi a!
- Pono  ma podej cie do kobiet - stwierdzi  inny.
- W którym miejscu? - spyta a zjadliwie. Natychmiast po

owa a swych s ów, nie by y zbyt dobrze dobrane.

Jeden z policjantów chrz kn  z zak opotaniem.
- Wiemy przynajmniej,  e myli pani  z jak

 seksow-n  blondynk . Gdzie j  znajdziemy, skoro nie wiemy, w jakim towarzystwie si  obraca?

Irina potrz sn a g ow .
- To nie jest istotne. Z tego co powiedzia , wnioskuj ,  e chodzi o jak

 lekark . Albo mo e s dzin  lub prawniczk .

- Zadzwoni  jutro do tego zak adu - stwierdzi  Westling. - My

,  e pomog  mi j  odnale

. Spróbujemy skontaktowa  j  z Karlsenem w jakich

bezpiecznych okoliczno ciach i odci

 Irin .

- Wspaniale - westchn a - byle tylko tamtej kobiecie nic si  nie sta o! Co robimy teraz?
Cho  Karlsen zapowiedzia ,  e zjawi si  nast pnej no-cy, Irina nie powinna by a tak e w dzie  zostawa  sama. Jeden z policjantów podj  si  s

by

w ogrodzie, drugi na pi trze. Westling zosta  jeszcze chwil  z Irin , która przesz a do sypialni, by by  bli ej telefonu.

Ostatnia noc czuwania.
Usiad a na skraju 

ka i zamkn a oczy. Wyci gn a r

 do Patrika.

- Jestem zm czona - powiedzia a.
Nie by a senna, raczej chodzi o jej o ca  sytuacj .
- Wiem. Ostatnio wiele si  wydarzy o.
- Tak. Te moje nocne rozmowy nie okaza y si  mo e zupe nie bezu yteczne, ale za to strasznie obci

aj ce. Zyska am jednak tak wiele, cho by

wgl d w  ycie innych ludzi. Mój by y m

 trzyma  mnie w z otej klatce, spoty-ka am jedynie  ony jego znajomych i coraz bardziej za-cie nia am swój

sposób widzenia  wiata. Nie mówi

my tym samym j zykiem, próbowa am si  dostosowa , bo te-go wymaga  ode mnie Arnt. Bo e, jestem taka

szcz

liwa,  e z nim sko czy am, nawet nie wyobra asz sobie, jak bardzo jestem szcz

liwa!

- Wyobra am sobie - u miechn  si . - Kiedy  sam zwi -za em si  z niezwykle autorytarn  kobiet , potem nie mo-g em si  jej pozby . Tacy ludzie

uwa aj ,  e jeste my ich ulu-bie cami i powinni my skaka  z rado ci,  e nas wybrali.

- W

nie - roze mia a si , rozbawiona trafno ci  jego opisu. Poczu a jednak delikatne uk ucie w sercu.

- A... teraz? - spyta a z oci ganiem. - Jeste  z kim ?
- Nie, od d

szego czasu ju  nie.

Uspokoi a si .
Patrik Westling nie by  pewien, czy wypada usi

 na 

ku. Jej przygn bienie sprawi o,  e w ko cu to uczyni , zachowuj c stosown  odleg

.

- Co z tob , Irino? - spyta  mi kko. - Jeste  taka smut-na, o czym my lisz?
Pokr ci a g ow  z rezygnacj .
- To tylko zm czenie. Czuj  w sobie jak

 tak  gorycz, mam ochot  sprzeda  ten dom...

- Przecie  jest pi kny - zaoponowa  - i  licznie po o- ony.
- Dla mnie za du y. I przypomina mi o Arncie.
Nie odzywa  si , czeka , co powie.
- I cierpi ,  e zabra  mi szans  bycia m od  matk . Te-raz si  ciesz , bo nie chcia abym mie  z nim dzieci, ale mimo wszystko pozbawi  mnie tej
rado ci!
- Rozumiem. Nie powiem,  e jeszcze nie jest za pó no, bo sama o tym wiesz. Zgadzam si  jednak, warto mie  dzieci w m odym wieku. Sam tego
uj , nigdy jednak nie trafi em na odpowiedni  osob .
Wcale mnie to nie martwi, pomy la a przelotnie.
-  le wygl dasz - doda , wstaj c. - Telefon stoi na sto-liku, mo esz si  po

 cho  na chwilk . Je li za niesz, dzwonek telefonu ci  obudzi.

- Chyba tak zrobi . A o pi tej rano wyci gn  wtyczk  z kontaktu. Bez wahania, z ogromnym zadowoleniem! Na zawsze. Jutro rano ode

 telefon do

centrali.
Nie sko czy a jeszcze mówi , kiedy aparat rozdzwo-ni  si .
- Byle nie on - j kn a, ale podnios a s uchawk .
To nie by  on. Nowy g os, jaka  kobieta spragniona rozmowy. Irina pokiwa a uspokajaj co g ow  i Patrik wy-szed  z pokoju.
Rozmowa podzia

a jak balsam na sko atan  dusz  Iri-ny. Gaw dzi y d ugo, Patrik zagl da  co chwila do poko-ju, ale Irina nie przerywa a potoku

ów swej rozmówczy-ni. Nie musia a sili  si  na inteligentne odpowiedzi, nie dowiedzia a si  niczego nadzwyczajnego, zwyk e ludzkie sprawy, zwyk e

ludzkie  ycie. Irina by a wdzi czna tej ko-biecie za t  zwyczajno

.

Kiedy rozmowa dobieg a ko ca, posz a poszuka  Patrika, ale ju  go nie by o.

skni a za nim.

Nie, ju  nie mog  d

ej czeka . Chyba mnie rozsadzi, do diab a, to jest szkodliwe dla zdrowia.

Nó ... Jest tutaj.
No, przyjacielu, nie b dziesz pró nowa . Zag bimy si  obaj w czym  mi kkim. Ty i ja.
ROZDZIA  XVIII
NAJGORSZY DZIE
O  wicie zmieni a ich policjantka. Atak Karlsena za dnia by  ma o prawdopodobny, te  kiedy  musia  spa , a przecie  dzia

 wy cznie noc . Tak

zreszt  powiedzia  do Iriny: Jutro wieczorem masz by  w domu.

Nie mo na jednak by o ryzykowa .
Westling odjecha  ze swoimi lud mi, by odpocz

, a sympatyczna policjantka o imieniu Gunvor kaza a Iri-nie si  po

. Kolejna noc mog a by

ci

ka.

Irina nie mia a nic przeciwko temu. Dr

a ze zm cze-nia. Nie chcia a jednak wej

 do 

ka, za

a lekk , niemn

 sukni , zdj a buty i po

a

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

si  na po cieli, przykrywszy kocem. Dzie  by  ciep y, wi c nie marz a. Wr cz przeciwnie, przesz a si  najpierw po pokojach na pi trze i pootwiera a

okna, by usun

 zaduch. Za par  go-dzin je pozamyka.

Up yn o znacznie wi cej godzin. Irina nie zdawa a so-bie sprawy, jak bardzo jest zm czona.

Gunvor by a kobiet  mocnej postury. M

atka, w  rednim wieku, matka trojga dorastaj cych dzieci, cie-szy a si  dobr  opini  w policji i by  ze

wszech miar god-na zaufania.

To zadanie stanowi o drobn  odmian  w szarej poli-cyjnej rzeczywisto ci. Par  godzin sp dzi a nad ksi

, potem w czy a telewizor, ale  aden z

programów jej nie zainteresowa . Chwila lektury, ma a przek ska... Gunvor mia a na sobie cywilne ubranie, tak by o wygodniej.

W ko cu wsta a i obesz a dom, podziwiaj c staranno

 wyko czenia wn trz. Sama urz dzi aby je inaczej, wola- a l ejsze, nowocze niejsze

umeblowanie. Nie ukrywa a jednak podziwu, dom urz dzony by  w wyrafinowanym, tradycyjnym stylu. Te pi kne drobiazgi stanowi y dzie-dzictwo wielu
pokole . Cho by jadalnia z ci

kim sto- em o ciemnej barwie i rze bionymi krzes ami oraz baro-kow  komod  pe

 porcelany.

Patrik opowiada  jej,  e te rzeczy pochodz  z rodzin-nej posiad

ci Iriny, jej rodzice pó niej przeprowadzili si  do tego domu.

Patrik bardzo dobitnie poprosi  j  o to, by otoczy a Irin  najlepsz  opiek .

miechn a si , kiedy z takim ciep em w oczach i g o-sie opowiada  jej o swej podopiecznej. Patrik, ten zaprzy-si

y kawaler?

Mi a kobieta z tej Iriny. Sympatyczna, cho  troch  przygaszona, anonimowa. Patrik opowiada ,  e by y m

 Iriny robi  wszystko, by zabi  w niej

osobowo

, zrobi  z niej marionetk  pasuj

 do jego w asnego podporz d-kowanego konwenansom stylu  ycia.

Irina mia a przyjazne, lekko zawstydzone spojrzenie. Gunvor nie dziwi a si ,  e taki m

czyzna jak Patrik Westling móg  by  ni  zafascynowany. Ona

si  wspaniale u miecha, ten u miech odmienia ludzi, powiedzia . Chcia oby si , by ci gle si  u miecha a. Tylko dlatego,  e na co dzie  jest taka

smutna.
Kuchnia. M

 Iriny nie 

owa  na wyposa enie. Wszystko dzia

o automatycznie, wszystko by o takie praktyczne.

I co za pi kna  azienka! Mo na by w niej zamieszka .
Gunvor t skni a do domu. Do m

a, który o tej porze wraca  z pracy, do dzieci, które w

nie ko czy y szko . Wiedzieli,  e dzisiaj d ugo pracuje, ma

. Gunvor my la a o córce, która wchodzi a w trudny wiek. Ch op-cy nie przysparzali jej k opotów. Dziewczyna stawia a opór, wszystko wiedzia a

najlepiej. Haszysz nie by  gro- ny, jej koledzy go palili. Dlaczego musi wraca  do do-mu przed jedenast ? Przecie  to bzdura, tylko dzieci k a-d  si
przed pó noc .

Gunvor westchn a. Nawet policjantka mog a mie  k opoty wychowawcze. Podejrzewa a zreszt ,  e to jej za-wód prowokowa  w córce wybuchy

sprzeciwu i pragnie-nie wi kszej swobody.

Powinna by  teraz w domu. Jej obecno

 tutaj jest zu-pe nie niepotrzebna. Rodzina czeka, dzieci biegaj  g odne...

Jaki  d wi k sprawi ,  e unios a g ow .
Irina co  powiedzia a? A mo e si  poruszy a?

wi k by  zbyt krótki i s aby, by mog a go z czym  skojarzy .

Trzeba i

 na gór  i sprawdzi .

Patrik Westling wyspa  si  porz dnie. Zaraz po prze-budzeniu zadzwoni  do zak adu dla psychicznie chorych.
Musia  porozmawia  z kilkoma osobami, zanim trafi  na w

ciwy  lad.

Pewna m oda lekarka, specjalistka psychiatrii, przy-chodzi a czasami do szpitala. Blondynka, bardzo efek-towna, solidna w pracy, systematyczna.

Nazywa a si  Cecilie Lund i chyba wyprowadzi a si  do Trondheim.

Patrik westchn . Trondheim le

o daleko, a on po-trzebowa  jej teraz, by wsadzi  Karlsena za kratki. Z po-moc  informacji telefonicznej zdoby

numer telefonu lekarki. Wysz a za m

 i zmieni a nazwisko, ale telefonist-ka zna a si  na swoim fachu.

W ko cu zdo

 si  do niej dodzwoni .

Tak, doskonale pami ta a Siverta Karlsena. Co? Jest na wolno ci, to niemo liwe!
Patrik wyja ni  sytuacj . Przerost ambicji wakacyjnych praktykantów.
Stracili ca kowicie zdolno

 oceny? Dali si  nabra  na blef Karlsena?

Patrik zrelacjonowa  lekarce najnowsze wydarzenia, opowiedzia  o Irinie.
Lekarka zaniepokoi a si  nie na  arty. Ch tnie by po-mog a, potrafi chyba da  sobie rad  z tym szale cem, ale le y w 

ku z nog  w gipsie.

Idiotyczny wypadek na  a-glach. Mo e poleci  pewnego specjalist ... Nie, wyjecha  do Francji. Zreszt  pewnie by nie pomóg , bo Karlsen na-staje na jej

ycie, nieprawda ?

Tak, na  ycie i na cze

.

Cecilie Lund by a tego  wiadoma.
Doradzi a najwy sz  ostro no

. Ta kobieta, Irina, musi by  pod sta  ochron . Lekarka mia a podstawy, by podejrzewa ,  e rytualny mord, za który

zamkni to Karl-sena w zak adzie psychiatrycznym, nie by  jego pierwsz  zbrodni .

Westling podziela  jej obawy.
Cecilie Lund nie mog a wi c mu pomóc. Czas nagli , Karlsen uderzy tej nocy.
Rozmowa trwa a d ugo. Pora, by zmieni  Gunvor, je-szcze nie nadesz a, ale Patrik nie potrafi  ukry  zaniepo-kojenia. Powiedzia  kolegom,  e jedzie

do domu Iriny. Nie oponowali. Móg by jednak najpierw pomóc im w pa-pierkowej robocie?

Przekl ta biurokracja! W zawodach wymagaj cych sta ej aktywno ci by a kul  u nogi. Formularze i raporty po-krywa y si  kurzem w archiwum, do

którego nikt nigdy nie zagl da .

Patrik spojrza

nie na stert  dokumentów. Pól biedy, gdyby tylko chodzi o o podpis, nie, musia  przej-rze  i zatwierdzi  tre

 ka dego papierka.

Irina obudzi a si . Wokó  panowa a cisza, by o ch odno.
Usiad a gwa townie na 

ku. Pokój pogr

ony by  w pó mroku. Jak d ugo spa a?

Uff, jak zimno! Koc, którym si  przykry a, zsun  si  na bok. Zarzuci a na siebie rozpinany sweter i wsun a stopy w ciep e pantofle. Przespa a wiele

godzin, towarzy-stwo uzbrojonej policjantki zapewni o jej d ugi i bez-pieczny sen. Karlsen zjawi si  noc .

Spojrza a na zegarek. Do wieczora zosta o jeszcze tro-ch  czasu, wrze niowy zmierzch przychodzi} wcze nie.
Ruszy a w kierunku schodów, z do u nie dociera

a-den d wi k. Irina nie chcia a przeszkadza  policjantce, mo e po

a si  na sofie, by chwil

odpocz

. Bezsze-lestnie zsun a si  po wy

onych wyk adzin  stopniach.

Nadchodzi noc, zaraz zjawi si  Patrik.
Na t  my l zrobi o jej si  ciep o na duszy. Szkoda,  e sprawa zbli a si  do fina u. Wprawdzie pozb dzie si  strachu, ale jednocze nie Patrik zniknie z

jej  ycia.

Serce  cisn o si  jej z  alu. Nie spotka a dot d m

-czyzny, w którego towarzystwie czu aby si  tak dobrze!

Gunvor nie le

a na sofie. Mo e posz a do kuchni, by co  zje

.

Irina ruszy a do kuchni.
To, co ujrza a w korytarzu wiod cym z holu do kuch-ni, kaza o jej si  gwa townie zatrzyma . Serce za omota- o w piersiach i o ma y w os nie straci a
przytomno ci.
Policjantka le

a bezw adnie na brzuchu w progu  a-zienki, twarz  skierowana w stron  holu. W osy na kar-ku mia a zbroczone krwi , nie porusza a

si .
Irina musia a oprze  si  o  cian , by nie upa

.

ROZDZIA  XIX
KOSZMAR NA JAWIE
Irina mog a w tej chwili rozwa

 ró ne rozwi zania.

Na przyk ad zadzwoni  do Patrika.
Albo u wiadomi  sobie,  e jest sama w wielkim domu z bezwzgl dnym morderc , pozbawiona wszelkiej pomocy.
Lub  e powinna si  ukry .
Albo wybiec z krzykiem na ulic .
Irina nie skorzysta a z  adnego z nich. Zrobi a to, co nakazywa  jej spontaniczny odruch serca. Nachyli a si  nad Gunvor, by jej pomóc.
- Gunvor - szepn a, usi uj c odwróci  jej bezw adne cia o.
Policjantka by a ci

ka, a Irina krucha i s aba. Zrezy-gnowa a wi c i zaj a si  ran  poszkodowanej.

Rana wygl da a gro nie, uderzenie trafi o prosto w cza-szk . Irina pod

a d

 pod pier  kobiety i ku swej wielkiej uldze poczu a s aby oddech

rannej. Gunvor 

a!

- Bogu dzi ki - szepn a.
Co Bóg mia  wspólnego z t  spraw ? Przecie  pozwo-li  na to.

upie my li, nie mia a na nie czasu. Za wszelk  cen  nale y zawiadomi  Patrika!

Zacz a szuka  telefonu komórkowego Gunvor, ale go nie znalaz a. Potem zajrza a do kabury.
Pusta!
Dopiero wtedy zrozumia a,  e sama jest w niebezpie-cze stwie. Troska o Gunvor kaza a Irinie zapomnie . o w asnej osobie.

Musz  znale

 sznur i zwi za  to babsko. Sk d si  tu wzi a? Nie mam na ni  czasu, musz  zaj

 si  moim od-wiecznym wrogiem.

Odwieczny wróg - jaki  adny zwrot. Znam du o trud-nych wyrazów. Nie wszyscy s  tak inteligentni jak ja.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Mia a pistolet, co za numer! Nie co dzie  spotyka si  kobitki z takim cackiem za pazuch .
Mog em j  zastrzeli  na miejscu, ale moja blondyneczka us ysza aby huk. Pó niej za

 jej jak

 p tl  na szy-j . Najpierw znajd  g ówn  ofiar  i nie

pozwol , by szyb-ko umar a.

Potem zajm  si  t  star . Nawet ma niez e cycki.

eby w ca ym domu nie by o kawa ka sznura?

adne cycki, ale ci si  trafi o, stary!

Cholera, kto  jest na schodach!
To musi by  ona! Ha, od razu stwardnia ! Czas rozpocz

 bal!

Tyle si  wyczeka em. B dzie s odko!

Gunvor by a jednym wielkim bólem. Nie odwa

a si  ruszy  g ow  z obawy o stan kr gów szyjnych.

Irina próbowa a j  odwróci .
Nie rób tego, prosz !
Uciekaj, Irino! Ratuj si !
Nie mam si y mówi , na nic nie mam si y.
Nie rozumiesz,  e musisz si  ratowa ?
Zdaje si ,  e my li o mnie. Z g upoty czy z lito ci?
Zapewne z obu powodów.
Dzi kuj , dziewczyno, ale wola abym,  eby cho  jed-nej z nas si  uda o.
Moje dzieci. Co z nimi b dzie?

Do diab a, ile bab tu mieszka? To nie jest ta, na któr  czekam.

adna. Cholernie  adna. Z ni  te  si  zabawi . Na takich lubi  wycina  wzory, ci

 raz w t , raz w tamt  stron . Co ona si  tak roztkliwia nad tamt

na pod odze? Lepiej spójrz na mnie, w  yciu nie widzia

 takiego faceta jak ja.

Mo e wska e mi drog  do g ównej ofiary. Ukryli j , czy co? Nie zd

em przeszuka  pi tra, ta stara stan a mi na drodze.

Tyle kobiet! Wszystkie uszcz

liwi ! Lepszego kochanka szuka  by ze  wiec . Szybko i mocno, tak jak to lubi . Po-tem spodziewam si  nagrody. I

pami tek, zas

em na nie.

Irina odwróci a si . Nikogo nie dostrzeg a, us ysza a tylko jaki  j k.
Unios a si  wolno.
Musz  zadzwoni  do Patrika. I po pogotowie.
Drzwi do gabinetu nie zamykaj  si  na klucz. Musz  wróci  na gór , zamkn

 si  w sypialni i skorzysta  z noc-nego telefonu. Mam nadziej ,  e

centrala jeszcze go nie wy czy a. Zamierzali przyj

 dzisiaj i zabra  aparat. Tech-nicy policyjni obiecali od czy  urz dzenie pods uchowe.

Teraz ju  nie przyjd , dawno sko czyli prac .
Mo e ju  sobie poszed ?
Wtedy go zobaczy a. Cie  w szparze drzwi kuchen-nych. Oko...
Irinie zabrak o tchu, strach zd awi  j  za gard o.
Obserwowa  j .
Mia a tylko jedno wyj cie. Nie zd

y uciec na ulic , sta o zreszt  na niej tak niewiele domów,  e szansa na-tkni cia si  na s siada czy przechodnia

by a znikoma.

Gunvor nie jest w stanie pomóc, mo na jedynie liczy  na to,  e napastnik uzna j  za martw .
Irina ruszy a biegiem na schody, tu  za sob  s ysza a sapi cy oddech i dudnienie butów prze ladowcy. Drzwi do sypialni wyda y si  jej tak odleg e...
Potkn a si  na ostatnim stopniu.
Nie zd

a wsta , mocna d

 zacisn a si  na jej ko-stce.

Irina krzykn a z przera enia.
- Zamknij si , dziwko, i pos uchaj mnie! - warkn . - Nic. ci nie zrobi . Powiedz mi, gdzie ona jest, to ci  puszcz !
Obróci a si  i zajrza a w jego odra aj

 twarz.

- Kto? Nie wiem, o kim mówisz.
- O niej! O Nocnym Rozmówcy. Ona tu mieszka.
- Ja jestem Nocnym Rozmówc .
- Nie! Nie próbuj mnie ok amywa .
- To prawda, tyle razy usi owa am ci to wyt umaczy  przez telefon. Pu

 mnie, bierzesz mnie za kogo  innego.

By a na kraw dzi p aczu, ale nie chcia a okazywa  s a-bo ci. Kostka bola a j  od jego  elaznego u cisku, Irina siedzia a na pod odze nad kraw dzi

schodów, a on ca- ym ci

arem przyciska  jej nogi. Usi owa a si  wyrwa , ale na pró no.

Na jego twarzy pojawi  si  wyraz w ciek

ci.

- Co ty pleciesz, suko? - rykn , ca kowicie trac c pa-nowanie nad sob . - Dlaczego mnie ca y czas zwodzisz? Nie jeste  ni , nie masz prawa by

ni , jeste  zerem, masz by  ni , masz by  ni , zrozumia

?

Zacz  ok ada  Irin  pi

ciami. Rozlu ni  u cisk na jej kostce i w pewnej chwili zdo

a si  uwolni , gubi c pan-tofel. Podnios a si  na nogi, ale on by

szybszy i z apa  j  wpó . W dzikiej szamotaninie Irina znalaz a si  u skraju schodów, straci a równowag  i potoczy a si  w dó . W u amku sekundy
zdo

a uchwyci  si  por czy, ale nie trafi a na stopie . Poczu a gwa towny ból, jakby w skr -conej na kraw dzi stopnia kostce zerwa o si

ci gno.

Sivert Karlsen ruszy  za ni  i z apa  w chwili, gdy pod-nosi a si  z pod ogi. By  znacznie silniejszy i wci gn  j  na podest schodów.
Irin  owion a wo  nie mytego cia a. Brak o jej ju  si- y, by walczy .
- Przyznaj,  e k amiesz - poczu a smrodliwy oddech Siverta ko o ucha. - Powiedz,  e ona tu jest! Gdzie si  schowa a? Jest na górze?
- Nie ma jej tutaj, nie wiem, o kim mówisz. Ponosi ci  fantazja - wysycza a.
Karlsen z apa  Irin  za w osy i gwa townym szarpni -ciem oderwa  jej twarz od pod ogi.
W tej samej chwili dobiegi ich odg os nadje

aj cych samochodów. Karlsen zesztywnia , nie wypuszczaj c ofiary z u cisku, wbi  paznokcie w jej

rami . Rozejrza  si  desperacko wokó  siebie, po czym poci gn  Irin  w kierunku okna nad drzwiami wej ciowymi. Podniós  krzes o i zbi  szyb .

- Jeszcze krok i j  zastrzel ! - wrzasn  w kierunku m

czyzn wysiadaj cych z samochodów.

Zatrzymali si . K tem oka Irina dostrzeg a Westlinga i dwóch innych policjantów.
- On zabra  pistolet Gunvor! - zd

a krzykn

, za-nim ci

ki cios spad  na jej skro .

- Zamknij si , suko, tutaj ja rz dz !
- Co jest z Gunvor? - spyta  Patrik.
- Nie  yje - rykn  Karlsen, a Irina s abo pokr ci a g o-w .
Liczy a na to,  e dostrzeg  ten gest, cho  mrok na ze-wn trz i w domu g stnia  z ka

 chwil .

- Pu

 Irin  - Westling stara  si  panowa  nad g osem. - Ona nie ma nic wspólnego z t  spraw .

- Naprawd ? - wrzasn  Karlsen. - Przecie  chcia a, mnie oszuka . Wymieni  j  na tamt .
- Wiem, o kogo ci chodzi - powiedzia  Patrik. - O le-kark , nazywa si  Cecilie Lund. Bardzo ch tnie si  z to-b  spotka w szpitalu.
- My lisz,  e si  na to zgodz ? Taki g upi nie jestem...
Znacznie g upszy, pomy la a Irina, cho  chwila nie by- a odpowiednia do takich sarkastycznych rozwa

.

- Zatrzymam j  jako zak adniczk , zanim nie przypro-wadzicie mi tej drugiej - stwierdzi  Karlsen. - Oko za oko.
Niezbyt odpowiednio dobra  s owa, ale zrozumieli, o co mu chodzi.
Irina widzia a,  e m

czy ni wymieniali uwagi, stali w  wietle reflektorów. W domu by o ju  zupe nie ciemno.

- Mam jeszcze inne warunki - krzykn  Karlsen - ale nie b

 tutaj tkwi  na oczach glin. Napisz  list.

Kaza  Irinie spisa  swoje 

dania, potem mia a w

 list do doniczki i zrzuci  j  do policjantów.

- Nie mam na czym pisa  - powiedzia a Irina.
- Masz! Tam le y jakie  czasopismo, na odwrocie jest pe no miejsca. A tu masz o ówek, nie widzisz? Jeste  ta-ka g upia,  e powinno si  ci
zamkn

.

Ciebie te , pomy la a.
Od

 pistolet i wyj  nó , okropny nó  o zakrwa-wionych z bkach.

- Jest za ciemno - zaprotestowa a s abo.
- Pisz!
Przystawi  jej nó  do gard a.
- Pisz: „Chc  Cecilie Lund. Zapewnicie mi swobodny wyjazd z miasta. Chc  te  dwadzie cia pi

 tysi cy ko-ron. Wtedy dostaniecie j  z powrotem”.

Kiedy Irina zacz a pisa , us ysza a g os Patrika Westlinga.
- Karlsen, nie uda ci si  uciec. Wiemy,  e zabi

 t  ko-biet  z redakcji, to ju  twoje drugie morderstwo. Pu

 obie kobiety i poddaj si .

Karlsen roze mia , si  pogardliwie.
- Drugie morderstwo? A co si  sta o z t , która zagi-n a w centrum handlowym w Drammen? A ta dziewczy-na z pola kempingowego?
Przepe nia o go uczucie triumfu.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Poza tym trzymam tu tylko jedn . T  drug  zabi em.
Irina za wszelk  cen  chcia a da  im do zrozumienia,  e Gunvor wci

yje, jest ci

ko ranna. Sko czy a pisa .

List zaczyna  si  od s ów: GUNNAR HURT*. Potem nast powa y 

dania Karlsena, a na ko cu s owa: MISS YOU.

Karlsen wyduka  jego tre

.

- Kto to jest Gunnar Hurt? - spyta  podejrzliwie.
Napisa a te s owa na tyle niewyra nie,  e mo na je by- o odczyta  jako Gunvor.
- Ten policjant, który czeka na dole.
- A co napisa

 na ko cu? Znowu chcesz mnie oszu-ka ? My lisz,  e nie znam angielskiego? Miss znaczy dziewczyna! Miss pi kno ci.

- To mój podpis - sk ama a. - Mówi  na mnie Miss You.
- Co za g upie przezwisko! No dalej, wyrzu  to! Albo nie, sam to zrobi , baby nie umiej  rzuca ! Mo e które-go  trafi !

asne s owa wyda y mu si  tak zabawne,  e si  roze- mia . Irina nigdy w  yciu nie s ysza a równie zjadliwego rechotania.

Doniczka wyl dowa a pod stopami policjantów.
- Przeczytajcie to! - rykn  Karlsen.
Patrik podniós  kartk  wyrwan  z czasopisma i rzuci  okiem na tekst. Potem podniós  g ow  i pokaza  kartk  pozosta ym policjantom. Z daleka

dochodzi  j k syren. Inspektor wezwa  posi ki.

- Widzisz,  e trzymam nó  na jej szyi? - krzykn  Karl-sen. - Nie obchodzi mnie, ilu was b dzie. Je li nie zgodzicie si  na moje 

dania, poder

 jej

gard o.
Policjanci wiedzieli,  e to nie czcza pogró ka.
Patrik Westling nie móg  zrobi  nic innego, jak obie-ca  bandycie swobodny wyjazd z miasta. Zapewni  te ,  e porozumie si  z bankiem w sprawie

pieni dzy. Z le-kark  by  wi kszy problem, mieszka a zbyt daleko, by policja mog a j  natychmiast sprowadzi .

Sivert Karlsen delektowa  si  swoj  przewag .
- Wypu

 mnie z miasta, idioto, a sam j  sobie znajd . By

 na tyle g upi, by poda  mi jej nazwisko. Nale

 ci si  podzi kowania, zakuta pa o!

Patrik zrobi  krok w kierunku schodów. Karlsen chwy-ci  pistolet i wypali  w jego kierunku. Inspektor wycofa  si  pospiesznie.
- Jestem niezwyci

ony! - rykn  szaleniec.

Manewr inspektora da  Irinie szans , na któr  czeka a. Kiedy jej prze ladowca si gn  po pistolet, uwolni  j  na chwil  z u cisku. Irina wy lizgn a si

i pobieg a kory-tarzem. Ucieczka schodami nie by a mo liwa.

Karlsen rykn  jak zwierz , rzuci  pistolet i pogoni  za ni  z no em w r ku.
Sypialnia, pomy la a z desperacj , le y na drugim ko -cu korytarza, nie dotr  do niej.
Na pi trze panowa a ca kowita ciemno

. Karlsen po-tkn  si  o wystaj cy próg i przewróci , kln c szpetnie. Jego cia o zablokowa o Irinie drog  do

wolno ci, ba a si  przeskoczy  nad nim z obawy,  e jego szpony znów za-cisn  si  na jej kostce.

Mog a biec dalej korytarzem, ale z tamtej strony nie by o  adnego wyj cia,  adnych schodów. W akcie bezrad-no ci Irina wbieg a do pokoju

go cinnego. Drzwi nie by- y wyposa one w zamek, mog a mie  jedynie nadziej ,  e Patrik i jego towarzysze pod

 za nimi.

Rzuci a si  za 

ko, zdaj c sobie spraw ,  e mebel nie stanowi wystarczaj cej os ony. Na my l o przera aj cym no u Karlsena musia a zagry

wargi, by nie krzykn

 z przera enia i rozpaczy.

Napastnik zd

 ju  wsta  i pobiec za ni . W pewnej chwili zatrzyma  si , Irinie zdawa o si ,  e szuka wy czni-ka, by roz wietli  mroczny korytarz.

Po chwili zrezygno-wa  i z impetem otworzy  drzwi, które zatrzasn a za sob .

Jednak znalaz  wy cznik. Z korytarza s czy o si

wia-t o.

Irina przesta a oddycha  na my l o tym, co teraz mia- o nast pi . Chcia a krzykn

, ale z jej gard a nie wydo-by  si

aden d wi k.

W pó mroku pokoju Sivert Karlsen dostrzeg  jeszcze jedn  par  drzwi i uzna ,  e jego ofiara wybieg a przez nie. Pchn  je. Nie by y zamkni te, Irina

otworzy a je wcze niej, by wywietrzy  mieszkanie. Drzwi rozwar y si  na zewn trz i Karlsen straci  równowag . Krzykn  g o- no i rozdzieraj co.

Irina zamkn a oczy i zas oni a uszy, ale i tak us ysza- a ten krzyk.
Urwa  si , kiedy cia o m

czyzny z g uchym  oskotem uderzy o o ska y poni ej.

Sivert Karlsen wybra  drzwi do przepa ci.
ROZDZIA  XX
EPILOG
Dom by  pogr

ony w ciemno ciach. Trzej policjanci dostrzegli jedynie,  e cienie obu postaci w oknie nad wej- ciem znikn y.

W tej samej chwili nadjecha y kolejne wozy policyjne. Jeden z funkcjonariuszy zosta , by poinformowa  kolegów o sytuacji, Patrik z drugim

policjantem ruszyli w kierunku drzwi. Pozostali mieli wkrótce pod

 za nimi.

Dzikie wrzaski Karlsena kaza y im przypuszcza ,  e Irina zdo

a si  uwolni . Patrik czeka  w trwodze na wy-strza y z pistoletu, ale kiedy nie

nast pi y, odrzuci  wszel-kie wzgl dy bezpiecze stwa i wywa

 drzwi.

Wpadli do  rodka i w tej samej chwili us yszeli  oskot przewracaj cego si  cia a i wi zank  wulgarnych prze-kle stw. Policjant wymaca  d oni  kontakt

i hol zala a fala  wiat a. Znale li si  na schodach we w

ciwej chwili, by ujrze , jak Karlsen zapala  wiat o na pi trze i dopada drzwi w ko cu korytarza.

Nie zatrzyma  si  na ich ostrzegawcze okrzyki.
By  sam,  ciga  Irin .
Patrik kopn  pistolet porzucony przez szale ca. Fakt,  e Karlsen porzuci  bro , doda  mu troch  otuchy.
Tamten mia  jednak nó . Nigdy nie zawaha  si  go u

 wobec kobiet, które wpad y w jego  apy. Irina by a zak adniczk  zbrodniarza, nikt nie móg

przewidzie , co chory umys  ka e mu uczyni .

W chwil  pó niej dobieg  ich przeszywaj cy krzyk Karlsena. Zatrzymali si  i spojrzeli po sobie z niepoko-jem. Po paru sekundach us yszeli g uchy

odg os i krzyk si  urwa . Nie zastanawiali si  nad znaczeniem tych d wi ków, nie mieli na to czasu, po prostu wbiegli do po-koju, sk d dochodzi y.

- Stop! - krzykn a Irina, podnosz c si  zza 

ka. - Tu-taj jestem, nie ruszajcie si , zapalcie  wiat o!

Policjant zrobi , co im kaza a. Zrozumieli wszystko. Patrik podbieg  do Iriny, a policjant powoli podszed  do drzwi i wychyli  si .
- Do diab a! - stwierdzi  z namaszczeniem.
Irina p aka a oparta o rami  inspektora. Nie chcia a te-go, powtarza a, ale nie mog a go powstrzyma , wszystko nast pi o tak szybko. Patrik przytuli

 mocno.

- Ja te  do ciebie t skni em - szepn .
Podnios a na niego twarz, po której sp ywa y stru ki  ez.
- Bardzo - doda .
Irina u miechn a si  dr

co.

- Gunvor! - przypomnia a sobie z nag ym przestra-chem. - Le y na dole.
- Zrozumia em z twego listu,  e jest tylko ranna?
- Tak, ale wydaje mi si ,  e powa nie.
Pospieszyli na dó , w holu trafili na t um policjantów.
- Zadzwo cie po karetk ! - rozkaza  inspektor. - Albo po dwie! Nie wiemy jeszcze, co z tamtym.
Odwróci  si  do Iriny.
- Musz  jecha . We  najpotrzebniejsze rzeczy, odwioz  ci  do hotelu. Nie mo esz tu dzisiaj zosta .
Nie oponowa a.
- Nie zostan . I jak najszybciej sprzedam ten dom!
Zanim zd

a si  odwróci , Patrik chwyci  j  za r

. Pozostali policjanci zeszli na dó , by zaj

 si  Gunvor.

- Irino - zacz  - nie wiem, czy si  jeszcze spotkamy, i bardzo mi przykro z tego powodu. Kiedy wszystko si  sko czy, czy... Zechcia aby ... zje

 ze

mn  obiad które-go  dnia?

Irina wiedzia a,  e to nie jest zwyk e zaproszenie, ra-czej pocz tek d

szej znajomo ci, która otwiera a przed ni  nowe horyzonty.

- Dzi kuj  - odpowiedzia a spokojnie, a jej oczy za-l ni y ciep ym blaskiem. - Bardzo ch tnie.
- Ba em si  pyta  - szepn .

miech, o którym tak marzy , rozja ni  delikatne ry-sy Iriny.

- My la am,  e z ciebie wi kszy zuch - zachichota a.

Z Gunvor nie by o tak  le, jak si  obawiano. Dozna a wstrz su mózgu i sp dzi a nast pny tydzie  w 

ku, ko-menderuj c m

em i dzie mi. Przyj a

 konieczno

 z westchnieniem ulgi, odpoczynek od domowych i zawo-dowych obowi zków nie móg  przyj

 w odpowiedniej-szym momencie.

Los Siverta Karlsena by  przes dzony. Odwieziono go do szpitala bez najmniejszych nadziei na uratowanie. Zwykle tak bywa z zatwardzia ymi i

tchórzliwymi lud -mi,  e perspektywa rych ego zgonu ka e im si  nawróci . Boj  si

mierci, ale w asnej, cudzym  yciem rozporz -dzaj  z zadziwiaj

atwo ci .

W obliczu m k piekielnych Karlsen wyzna  wszystkie swoje grzechy i przyzna  si , gdzie pogrzeba  swoje po-przednie ofiary.
Potem umar  i nikt po nim nie p aka .

Min o sporo czasu, zanim Irina zrozumia a,  e Patrik nie stawia jej  adnych wymaga . Umówiony obiad spo- yli lekko za enowani, co Irina przyj a

z wdzi czno ci , przyzwyczajona do bezceremonialnego sposobu, z jakim Arnt traktowa  kelnerów, afektowanego smakowania wi-na i nieustannych
po ajanek. Nie krusz chleba, Irino! Nie daje si  takiego wysokiego napiwku, to prostackie! I tak dalej w tym samym stylu.

Milcz ce towarzystwo Patrika Westlinga sprawi o jej przyjemno

. Patrik by  taktownym, skromnym m

czy-zn , który wcale nie skrywa  niepewno ci

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

co do faktu, czy Irina zechce zni

 si  do zjedzenia obiadu ze zwyk ym po-licjantem. Czy by naprawd  uwa

,  e interesuje j  jedy-nie tani blichtr?

O, nie, bardziej ciekawa by a jego duszy...

Po kilku kieliszkach wy mienitego wina, przy deserze, nasz y j  pierwszy raz my li o czym  innym ni  dusza Patrika. Troch  szumia o jej w g owie,

nie na tyle jednak, by naruszy  klarowno

 rozumowania. Z apa a si  na tym,  e wpatruje si  w jego d onie, lecz inaczej, ni  czy-ni a to do tej pory.

Teraz w marzeniach czu a te d onie na swoim ciele - d onie kochanka.

Patrik Westling kochankiem? Im d

ej o tym my la- a, tym si  to jej wydawa o bardziej oczywiste.

Zrozumia a,  e z ka dym kolejnym rozstaniem moc-niej t skni a za jego obecno ci .
W tej wytwornej restauracji, w której, w przeciwie -stwie do Patrika, bywa a wielokrotnie, nie powiedzia a na ten temat ani s owa.
Zamiast tego spyta a, czy dowiedzia  si , dlaczego Karlsen pope nia  tak straszliwe zbrodnie. Wyt umacze-nie by o przera aj co proste, stwierdzi

Patrik. Jeden z policjantów rozpozna  makabryczny zwyczaj znacze-nia ofiar, widzia  go kiedy  w jakim  filmie. Okaza o si ,  e Karlsen ogl da  ten film
wielokrotnie i by  zafascyno-wany jego tre ci .

Up yn o sporo czasu, zanim Patrik odwa

 si  g o- no wyzna , co do niej czuje. Irina nie powiedzia a nic o swoich uczuciach, chcia a, by ich

przyjacielski dot d zwi zek z wolna nabiera  cech trwa

ci.

Wyprowadzi a si , kupi a dom po drugiej stronie mia-sta i przenios a tam swój dobytek przy wydatnej pomo-cy Patrika. Odwiedza  j  w ka dej wolnej
chwili.
Pewnego dnia zaprosi  j  do swojego domu, prostego i skromnego mieszkania s

bowego. Wtedy to przepro-wadzili zasadnicz  rozmow , cho

mo e rozmowa to zbyt du e s owo, bo nie musieli wiele mówi . Uznali,  e Patrik powinien przeprowadzi  si  do niej. Irina po raz pierw-szy sp dzi a u
niego ca  noc, a rano uzgodnili kolejny krok. Skoro rozwód z Arntem ju  si  dokona , powinni si  pobra . Oboje chcieli mie  dzieci i stworzy  normal-n
rodzin . No a poza tym Irina  wietnie gotowa a. Nie wspominaj c ju  o tym,  e nale

a do kobiet, które nie lubi  wraca  do domu, w którym nie ma

czyzny.

Oboje wiedzieli,  e czeka ich spokojne, pi kne  ycie, zwi zek wype niony trosk , oddaniem i lojalno ci .
Tylko na takim fundamencie dwoje ludzi mo e budowa  wspóln  przysz

.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m