1
Kate Hardy
Weekend z milionerem
2
PROLOG
- Więc jak ona ma na imię, Luke? - zapytał Karim, kiedy opuszczali kort
do squasha.
- Kto?
- Kobieta, która cię rozprasza. Inaczej nie mógłbym cię tak łatwo
pokonać.
- Praca - powiedział.
- Zjedz z nami kolację. Porozmawiamy o tym.
- Dzisiaj wieczorem? Tak bez zapowiedzi?
Zanim Luke miał szansę protestować, Karim już dzwonił do domu.
- Załatwione.
Luke, wiedząc, że Karim śmieje się bardziej do niego niż z niego,
taktownie uległ.
Teraz myślał tylko o znalezieniu zastępstwa dla swojej osobistej
sekretarki na czas jej urlopu macierzyńskiego. Agencja przysłała pracownika
tymczasowego, ale ta sprawa cały czas nad nim wisiała.
Musiał być cierpliwy, ale to słowo nie istniało w jego słowniku. Czekanie
doprowadzało go do szału.
Weszli do domu, kierując się prosto do kuchni. Karim pocałował żonę.
- Na litość boską. Jesteście małżeństwem już trzy miesiące... - powiedział
Luke.
Lily zaśmiała się.
- Proszę. - Wskazała talerz kanapek.
Luke nagle zdał sobie sprawę, że zapomniał o obiedzie.
- Dzięki.
Jedzenie było wspaniałe.
R S
3
- Fantastyczne - powiedział po pierwszym kęsie.
Skinęła głową.
- Powiesz nam, co cię gryzie? - zapytała.
Westchnął.
- Chciałbym zrozumieć, dlaczego kobiety pragną dziecka. Di nie
przestała podkreślać tego, aż do dnia, w którym zrobiła test ciążowy i... - nagle
przestał mówić, gdyż spostrzegł, że Karim i Lily spojrzeli na siebie.
- Przepraszam. To, co przed chwilą powiedziałem, oczywiście nie
dotyczy was. Naprawdę, bardzo się cieszę z waszego szczęścia.
- To dobrze - powiedział Karim. - Jeśli zamierzasz być wujkiem.
Nie miał innego wyjścia.
- Kiedy dziecko ma przyjść na świat?
- Za pół roku - odpowiedziała Lily ze śmiechem. - Naprawdę ciężko ci
przychodzi powiedzenie czegoś właściwego, prawda?
Zmierzwiła mu włosy w drodze do lodówki. Traktowała Luke'a, jakby
był jej bratem, i sprawiała, że czuł się nieswojo.
- Próbuję być miły, bo doskonale gotujesz - odciął się.
Zaśmiała się.
- Nie rób mi tego. Wiem, że jesteś Kocurkiem.
Karim śmiał się również. Przygarnął Lily i pogładził brzuch żony.
Luke też się uśmiechnął.
- Dla ciebie Lily mogę być. - Uśmiechnął się szeroko. - Ale niestety masz
męża, który może nie być z tego zadowolony, więc zadowolę się tymi
pysznościami.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - Lily dręczyła go dalej. - Więc
co jest nie tak? Twoja sekretarka miała poranne nudności?
R S
4
- I obiadowe, i popołudniowe. Moje biuro to jeden wielki bałagan. Nie
przekazała wszystkiego jak należy swojemu następcy. Mam dość nieładu.
Wysłałem Di do domu, do końca ciąży.
Lily spojrzała zmartwiona.
- Luke, nie chcę się mieszać, ale... czy to jest legalne?
Luke wiedział, o co pyta.
- Di otrzymuje pełną pensję i stanowisko czeka na nią, aż zdecyduje się,
co chce robić. Ale w tej chwili nie jest zdolna do normalnej pracy. Potrzebuję
kogoś, kto uporządkuje ten bałagan, zanim ucierpią na tym moje interesy.
Lily się zamyśliła.
- Może będę mogła ci pomóc. Siostra mojej ulubionej dostawczyni
Louisy jest likwidatorem problemów biurowych.
- Kim? - zapytał Luke.
- Osobą zorganizowaną, operatywną, dobrą w porządkowaniu biurowego
bałaganu. Sara właśnie tym się zajmuje.
- Masz jej numer telefonu?
- Mam numer jej siostry - Lily zniknęła na chwilę, po czym wróciła z
wizytówką.
- Proszę.
Luke przeczytał dane na karteczce. „Fleet Organics".
- Produkują sok jabłkowy, sos vinegret i wszystko, co można uzyskać z
jabłek - wyjaśniła Lily. - Zadzwoń do Louisy, powiedz jej, że dałam ci jej
numer i zapytaj o Sarę.
- Dzięki.
- Może być zajęta - ostrzegła Lily.
R S
5
- To dokładnie to samo, co ktoś powiedział Karimowi o tobie. Ale on
ciągle czarował cię, abyś dla niego gotowała - przypomniał jej Luke, uśmie-
chając się szeroko. - Zadzwonię do niej. Dzięki za namiar.
Lily spojrzała do piekarnika.
- Gotowe. Idziemy do jadalni.
R S
6
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Sara sprawdziła adres w notatniku. Tak, to tu. Magazyn przekształcił się
w reprezentacyjne biura i wspaniały dom. Parter był pełen ślicznych sklepików
i kafejek. Przypuszczała, że na dwóch wyższych piętrach były biura.
Przeszklone pokoje miały oszałamiający widok na Tamizę. Potrzebna była
niezła fortunka, żeby móc pozwolić sobie na takie mieszkanie. Ale była
zadowolona z pokoju, który wyprosiła w mieszkaniu najstarszego brata. To, że
nie miała własnego miejsca, nie znaczyło, że była nieudacznikiem. Miała
rodzinę, która ją kochała, wspaniałe życie towarzyskie i pracę, którą lubiła. Nie
potrzebowała niczego innego. Weszła schodami na pierwsze piętro, gdzie
siedział recepcjonista.
- W czym mogę pomóc?
- Nazywam się Sara Fleet. Mam spotkanie z panem Luke'em
Hollowayem - powiedziała.
- Ostatnie drzwi na prawo - odpowiedział recepcjonista.
Luke Holloway. Jego głos brzmiał szorstko w telefonie, jak mężczyzny,
który wiedział, czego chce i nie marnował czasu. Ona zwykle pracowała z
ludźmi, którzy wtykali rzeczy do szuflad lub zapisywali informacje w
notesach, które szybko gubili. Jakim człowiekiem był Luke?
Cóż, była tu po to, aby się o tym przekonać. Zapukała.
- Proszę. - Głos był przygnębiony.
Spodziewała się kogoś w modnym garniturze i ręcznie robionych butach,
tymczasem mężczyzna rozmawiający przez telefon z nogami na biurku
wyglądał bardziej jak gwiazda rocka. Ubrany był w czarny, kaszmirowy sweter
i czarne spodnie. Jego krótkie, ciemne włosy były w artystycznym nieładzie.
R S
7
Miał też najbardziej zmysłowe usta, jakie kiedykolwiek widziała. To
wystarczyło, aby zmysły Sary wybuchły.
Wiedziała, że lepiej nie mieszać pracy z przyjemnościami. Ten
mężczyzna był jej potencjalnym klientem. Teraz nie miało to znaczenia.
Położył rękę na słuchawce.
- Sara?
Skinęła głową.
- Jestem Luke. Przykro mi, ale mam dla ciebie tylko dwie minuty -
usiądź.
Kontynuował rozmowę, a ona obejrzała biuro. Zauważyła dwa biurka z
komputerami i rząd wypełnionych szafek. Przez okno mogła zobaczyć statki
płynące w dół Tamizy.
- W porządku. Teraz jestem cały twój.
W jej głowie kłębiły się myśli. Bardzo, bardzo nieprofesjonalne myśli.
Sara odepchnęła je, mając nadzieję, że jej twarz nie stała się czerwona.
Co się do licha z nią działo? Ona nigdy, ale to nigdy nie fantazjowała o
swoich klientach. Ale Luke Holloway był najwspanialszym mężczyzną,
jakiego kiedykolwiek widziała.
- Kawy?
- Poproszę.
Otworzył drzwi do małej kuchenki.
- Mleko, cukier?
- Tylko mleko.
Dodał mleko do jednej filiżanki, cukier do drugiej. Potem wziął puszkę z
kredensu i zdjął pokrywkę.
- Częstuj się.
R S
8
Ekskluzywne, czekoladowe ciasteczka. Widocznie jej reakcja musiała
być widoczna, bo on również się zaśmiał.
- Moja jedyna wada. No, prawie.
Uchwyciła błysk w jego oczach i mogła przysiąc, że nie jeden. Zaschło
jej w ustach. Musiała uczynić duży wysiłek, żeby się opanować. On
potrzebował likwidatora problemów, a nie kochanki.
Ona z kolei działała na rynku nie po to, aby złowić kochanka. Lubiła
swoje życie takim, jakie było. Szczęśliwe i w pojedynkę. Nieskomplikowane.
- Co sprawiło, że myślisz, iż mogę ci pomóc? - zapytała.
- Zostałaś wysoce rekomendowana.
- Doprawdy?
Skłonił głowę, potwierdzając komplement.
- Lily ostrzegała mnie, że możesz być zajęta.
- Zwykle jestem. Planowałam letnią podróż do Włoch czy Grecji.
- Dobre jedzenie, przyzwoita pogoda i mnóstwo piaszczystych plaż?
- Mnóstwo ruin - poprawiła.
Lubiła odkrywanie nieznanych miejsc.
- To jeden z plusów prowadzenia samodzielnej działalności. Mogę
wybierać, kiedy chcę jechać na wakacje. - Dobrze zorganizowany czas bardzo
pomaga. Trzeba jednak zrobić sobie przerwę. Jeśli nie odpoczniesz, po prostu
się wypalisz.
Luke nie wyglądał na przekonanego, ale nawet nie próbował z nią
dyskutować. To dobrze. Po Hugh Sara miała dość pracoholików. Miała dość
wszystkich mężczyzn. Nie chciała się angażować.
- Moje biuro nie jest zwykle tak zdezorganizowane - powiedział, kierując
ją do głównego pokoju i wskazując krzesło.
R S
9
Zdezorganizowane? To miejsce było nieskazitelne. Chyba że nie
zauważyła czegoś istotnego.
- Tak jak powiedziałem przez telefon, moja osobista asystentka jest na
urlopie. Zatrudniałem pracowników tymczasowych, ale Di - moja asystentka -
nie była w stanie wprowadzić ich właściwie, a ja nie byłem tutaj wystarczająco
długo, aby zrobić to samemu. Pracownicy tymczasowi nawet nie starają się
sprostać zadaniu i właśnie rozmawiałem z agencją pośrednictwa, pytając, co
się stało, gdy weszłaś.
Sara nie mogła oprzeć się chęci dokuczenia mu.
- Chcesz przez to powiedzieć, że jesteś tak straszny, że pracownicy
tymczasowi mają twoje nazwisko na czarnej liście i odmówili przyjścia do
pracy dla ciebie?
- Oczekuję tylko dobrze wykonywanej pracy za dobre wynagrodzenie.
Ale jeśli nie potrafi zrobić podstawowych rzeczy, jak uprzejme odbieranie te-
lefonów i zapisywanie właściwych wiadomości, to nie powinna zatrudniać się
jako osobista asystentka. - Jedna z pracowników tymczasowych była świetna,
ale kiedy poprosiłem ją o dłuższą współpracę, dowiedziałem się, że nie mogę
już na nią liczyć. Potrzebuję kogoś, kto uporządkuje dokumenty i przywróci
porządek w moim biurze. Jestem do tego przyzwyczajony i chcę utrzymać
biuro w należytym porządku, dopóki Di nie zdecyduje, czy zamierza wrócić do
pracy po urodzeniu dziecka.
- Mogę się podjąć tego pierwszego, ale współpracuję tylko na zasadzie
krótkoterminowych zleceń. Cały czas urlopu macierzyńskiego to dla mnie zbyt
długo.
- Rozumiem.
- O jak dużym porządkowaniu dokumentów mówisz?
R S
10
Luke podszedł do innego biurka i wyjął spod niego olbrzymie, tekturowe
pudło. Było pełne papierów.
- To - powiedział. - Di nie zdążyła tego posegregować. Wiedziała, że
nienawidzę bałaganu i dlatego włożyła dokumenty do pudła i schowała je,
chcąc zrobić to później.
- Ale teraz jej tutaj nie ma, a twoi pracownicy zastępczy stale to
ignorowali.
- Właśnie tak, Di zwykle aktualizowała kartoteki. Ale sądzę, że nie robiła
tego od jakiegoś czasu.
- Czy mogę dostać carte blanche, aby przeorganizować twój system
archiwizacji dokumentów?
- Jeśli jest to efektywny sposób na zaoszczędzenie czasu, to tak, ale jeśli
próbujesz uzasadnić nim wysokość rachunku, to nie.
Polubiła fakt, że Luke Holloway był tak bezceremonialny, gdyż wiedziała
dokładnie, na czym stoi.
- A tak właściwie czym się zajmujesz?
- Chcesz powiedzieć, że nie wyszukałaś informacji o mnie przez Internet?
- To nie mówi mi wiele. Masz dwadzieścia osiem lat i już jesteś
milionerem. I wszystkie twoje przyjaciółki to wysokie, długonogie modelki.
Byłeś na liście najlepszych partii i często zmieniałeś dziewczyny. Ale
kolorowe gazety i kolumny plotkarskie nie zawsze są wierne prawdzie.
- Ty również nie powiedziałaś mi wiele o sobie, oprócz faktu, że nie masz
swojej strony internetowej.
Więc on również ją sprawdził?
- Nie potrzebuję własnej strony internetowej. Moim klientom jestem
polecana.
- Co jest najlepszą formą reklamy. Optymalne rozwiązanie.
R S
11
Jak to się stało, że omawiają jej działalność? Zamierzała dowiedzieć się
czegoś o nim.
- Ciągle nie odpowiedziałeś na moje pytanie - podkreśliła.
- Kupuję i sprzedaję firmy.
- Wyprzedajesz aktywa nabytych spółek?
Nie ma mowy, żeby pracowała dla kogoś takiego. Zasada taka jak ta
pozostała po Hugh, że nie szła na kompromisy. Nawet gdyby miał
najseksowniejsze usta, jakie kiedykolwiek widziała.
- Nie. Łatwo się nudzę i lubię wyzwania. Kupuję bankrutujące firmy i
kieruję je we właściwą stronę. Normalnie kieruję zorganizowaniem wykupu
akcji przez kierownictwo.
Więc ludzie, którzy rozpoczną z nim pracę, aby uporządkować firmę,
mogą doczekać się owoców swojej pracy. Jest więc człowiekiem z sumieniem.
Kompletne przeciwieństwo Hugh.
- Jestem dobry w rozwiązywaniu problemów. Z tym wyjątkiem, że
ustalam reguły.
- Jaka to branża?
- Sport i rekreacja. Kluby sportowe, kluby odnowy, spa.
- I robisz to wszystko sam?
- Z dobrą osobistą asystentką. Przyzwoici menadżerowie w każdym
biznesie to ci, którzy mają wystarczająco oleju w głowie i rozmawiają ze mną
poważnie, zanim coś stanie się poważnym problemem - i którzy przychodzą do
mnie raczej z rozwiązaniami, niż spodziewają się, że rozwiążę ich wszystkie
problemy.
Luke lubił sposób, w jaki Sara zadawała mu pytania, w jaki podchodziła
do sprawy. Mógł z nią pracować.
- Dlaczego jesteś wolnym strzelcem?
R S
12
- Myślę, że z tego samego powodu, co ty - jestem dobra w
rozwiązywaniu problemów i szybko się nudzę.
Lepiej, coraz lepiej.
- I lubię porządkowanie bałaganu.
- Jesteś zwariowana. Och, przepraszam. Nie chciałem cię obrazić.
Nienawidzę porządkowania dokumentów i jestem bardzo wdzięczny, że
znalazłem kogoś, kto to lubi.
- Jestem maniakiem schludności. - Rzuciła okiem na jego
minimalistyczne biura. - Ale wygląda na to, że ty też.
- Nie chciałbym być niegrzeczny, ale twoja siostra powiedziała, że jesteś
magistrem. Dlaczego więc pracujesz jako likwidator biurowych problemów?
- Masz na myśli osławionego urzędnika biurowego?
- Nie zamierzałem tego ująć tak dosadnie...
- Jest to pewien rodzaj odzyskiwania informacji. Myślę, że mogłabym
być bibliotekarką lub archiwistką - zamyśliła się. - Ale ja lubię wyzwania
polegające na porządkowaniu nowych miejsc. Moja rodzina dokucza mi z
powodu mojego tytułu, ale szczerze mówiąc, miałam dość uczelni i tego całego
nagabywania, żeby zrobić doktorat. Więc pracuję dorywczo, zanim zdecyduję
się, co tak naprawdę chcę robić z moim życiem.
Zignorował uwagę o jej rodzinie. Jeśli mogła wykonywać pracę, którą
chciał, tylko to miało znaczenie.
- Robisz jeszcze jakieś inne rzeczy oprócz porządkowania dokumentów?
- Jakie?
Pierwsza rzecz, która przyszła Luke'owi do głowy, zaszokowała go, gdyż
dopiero co poznał tę dziewczynę. Jej proste blond włosy były spięte szpilką w
gustowny kok, podczas gdy jego dziewczyny miały zawsze ciemne włosy,
ułożone tak, jakby dopiero co wyszły z łóżka. Ubrana była służbowo, w czarny
R S
13
kostium. Naszyjnik z czarnych pereł wzmacniał klasyczny charakter stroju. I te
buty. Zabójcze obcasy. Błyszczący połyskliwy róż. Dotyk egzotyki.
Wziął głęboki oddech. Nawet gdyby Sara Fleet miała wspaniałe usta i
nogi, chciał, aby to był tylko biznes. I nie zamierzał zachować się impulsywnie
i zaprosić jej na kolację.
- Nie wiem, ile czasu zajmie ci porządkowanie tak wielu dokumentów.
Myślę, że twój umysł pracuje tak samo jak mój i znudzisz się układaniem akt.
Zaśmiał się.
- I nie próbuj ubrać tego w wymyślne słowa. To jest pudło z aktami do
odłożenia w teczki, i to wszystko.
Pomyślał o jej ciele oplatającym go. Szaleństwo. Oprócz tego, że Sara nie
była w jego typie, wiedział, że lepiej nie łączyć interesów z przyjemnościami.
To zawsze kończyło się źle.
Z wyjątkiem Karima i Lily. Ale oni byli wyjątkiem.
Wiedział, że odchodzi od tematu, ale jego przeczucia go nie zawiodły.
- Biznes, który obecnie mnie interesuje... muszę to zrobić z kobiecego
punktu widzenia.
- Jaki to biznes?
- Nowe przedsięwzięcie.
- Dużo mi to mówi!
Uwielbiał jej sarkastyczny ton. I to, że ceniła szczerość i bezpośredniość.
- Myślę o zakupie hotelu. Mam trzy lub cztery możliwości i chcę je
sprawdzić, więc to wiąże się z paroma podróżami. Czy będzie to dla ciebie
problem?
- Nie, Justin nie będzie miał nic przeciwko.
R S
14
Justin? To oczywiście jej partner - pomyślał Luke. Dobrze. To stawiało ją
poza jego zasięgiem. Zawsze zwracał uwagę tylko na wolne kobiety. Sara
właśnie się zdradziła, więc mógł się opanować i myśleć o pracy.
- Dobrze. Czy byłabyś gotowa uporządkować moje biuro i akta jako moja
osobista asystentka, zanim nie znajdę zastępstwa dla Di?
- Tak. - Podała mu godzinną stawkę.
- To mniej niż cena w agencji.
- Ponieważ agencje płacą pracownikom tymczasowym połowę stawki,
jaką obciążają klientów. Żeby pokryć koszty ogólne i zyski.
To prawda. Podobało mu się, że była wystarczająco bystra, aby zdawać
sobie z tego sprawę.
- Chociaż mogłaś zażądać więcej, niż to zrobiłaś.
- Myślałam, że klienci walczą o redukcję opłat, nie ich wzrost?
- Uczciwy dzień pracy zasługuje na uczciwą zapłatę. Jeśli będziesz tak
dobra jak słyszę, będziesz jej warta.
- Kiedy mam zacząć?
- Najlepiej od razu.
R S
15
ROZDZIAŁ DRUGI
Luke był zdziwiony tym, jak szybko Sara poradziła sobie ze wszystkimi
obowiązkami. Wraz z początkiem kolejnego tygodnia czuła się tak, jakby
zawsze dla niego pracowała. Namówił ją, aby prowadziła biuro i odbierała
telefony, gdy go nie było. Okazało się, że doskonale sobie z tym poradziła i
była perfekcyjnie zorganizowana. Uwielbiał fakt, że wychodziła z inicjatywą,
zamiast biegać do niego z pytaniami.
- Rozmawiałaś z Di?
- Co masz na myśli?
- Rozszyfrowałaś mnie w sposób, w jaki ona to zrobiła.
Sara zaśmiała się.
- Nie, nie rozmawiałam z nią. Przynajmniej nie o tobie. Zadzwoniła
pewnego dnia, żeby sprawdzić, co się dzieje. Powiedziałam jej, żeby
odpoczywała.
- Dobrze. To samo powiedziałem jej ostatnio. - Zamilkł. - Więc skąd
wiedziałaś...?
- Jak pracujesz? Z obserwacji - odpowiedziała. - Większość ludzi wpada
w rutynę.
- Więc chcesz powiedzieć, że ja również?
- Zrób z tym, co chcesz, szefie - droczyła się z nim.
- To ty idziesz po utartych ścieżkach - odparował zirytowany.
- To znaczy?
- Przychodzisz o dziewiątej, zawsze bierzesz dokładnie godzinę na
przerwę obiadową i wychodzisz punktualnie o piątej. I nigdy nie pracujesz
dłużej.
- Czy kiedykolwiek znalazłeś czas, żeby powąchać róże, Luke?
R S
16
- Nie potrzebuję wąchać róż.
- Każdy potrzebuje relaksu. A ty co robisz w wolnym czasie?
Wzruszył ramionami.
- Chodzę do klubu sportowego.
- Masz kilka sal gimnastycznych, więc to się nie liczy. To jest praca.
- Wcale nie.
- Czy mógłbyś mi powiedzieć, z ręką na sercu, że kiedykolwiek, gdy
idziesz, aby poćwiczyć, nie zaczynasz oceniać tego miejsca i myśleć o tym, jak
zmaksymalizować wykorzystanie sali gimnastycznej?
- Kiedy gram w squasha lub ćwiczę, skupiam się na tym, co robię. Inaczej
byłbym na dole rankingu.
- Tymczasem jesteś na szczycie?
- Na szczycie lub drugiej pozycji. Bez znaczenia.
- I obecnie swoje ćwiczenia lub wyniki meczów włączasz do biznesu,
nieprawdaż?
- Oto kim jestem.
- Nie - odpowiedziała. - Oto co robisz. Osoba, którą jesteś, jest... - urwała
i przez sekundę Luke zauważył dziwny wyraz jej oczu. - Czy nie ma przyjęć,
na które chodzisz dla przyjemności?
- Są przereklamowane - wyznał. - Zaczynają mnie nudzić.
- Dlatego tak często zmieniasz przyjaciółki?
- Prawdopodobnie.
- Może - powiedziała zamyślona - rozglądasz się za niewłaściwym typem
kobiety.
Luke był bliski zapytania, jaki rodzaj kobiety byłby dla niego odpowiedni
jej zdaniem. Ale może lepiej było nie wiedzieć. Lepiej nie być ciekawym
R S
17
sposobu, w jaki pewna apodyktyczna blondynka wypełnia puste przestrzenie,
do których istnienia w swoim życiu nawet nie chciał się przyznać.
- A co z tobą? - zapytał.
- Chodzę do teatru i do kina z przyjaciółmi. Lub jadę do domu, żeby czuć
się rozpieszczaną przez rodziców i pobawić się z malutką siostrzenicą.
Nie wspomniała swojego partnera. Może facet jest częścią umeblowania,
więc nawet nie przejęła się, żeby go wymienić z imienia. Większym za-
grożeniem było to, że jest mocno związana z rodziną. Zupełnie inaczej niż on.
Więc lepiej trzymać dystans.
- Czyli rozumiem, że nie pracujesz w weekendy?
- Nie.
- Jaka szkoda. Chciałem zaplanować ten weekend z tobą.
- Co masz na myśli?
- Zamierzam zobaczyć hotel - wyjaśnił. - Myślę, masz instynktowne
wyczucie, co musi być zrobione. Oczywiście zapłacę ci za twój czas, ponieważ
to może znaczyć, że będziemy musieli przenocować, ale jeśli pojedziesz ze
mną, uszanuję twoje prawo do punktualności i obiecuję, możesz przestać
odbierać moje telefony i kierować je do poczty głosowej punktualnie o piątej. I
możesz wziąć parę dni płatnego urlopu w przyszłym tygodniu.
- Ten weekend.
- Chyba że twój partner będzie miał z tym problem.
- Partner?
- Justin - zakomunikował Luke.
Jej twarz pojaśniała.
- Justin to mój starszy brat. Mieszkamy razem.
R S
18
Serce Luke'a przestało na chwilę bić. Do tej pory radził sobie z tym, aby
trzymać ręce z dala od Sary, mówiąc sobie, że jest zajęta. Teraz wszystko się
odmieniło i nie miało już znaczenia.
Nagle wydało mu się, że pokój się skurczył. Tak bardzo chciał dotknąć
Sarę. Zabranie jej do Scarborough było wyjątkowo złym pomysłem. Najlepszą
drogą na pokuszenie.
Zdał sobie sprawę, że Sara coś do niego mówi.
- Tak, przepraszam?
- Uważaj.
- Tak, czy mogłabyś powtórzyć?
- Proszę - ponagliła.
Luke chciałby usłyszeć ją mówiącą te słowa w innych okolicznościach. I
innym tonem. Bardziej chrapliwie i zmysłowo. Na krawędzi utraty kontroli nad
sobą. Cała krew w jego ciele odpłynęła w dół. Musiał ciężko przełknąć i na
chwilę zamknąć oczy.
- Słucham.
- Zapytałam, czy to znaczy, że dbasz o to, co myślę?
- Biorąc pod uwagę, że połowa moich klientek to kobiety, potrzebuję
kobiecego spojrzenia. Powiesz mi, jak to widzisz. Nie mam ukrytych za-
miarów.
- Powiedziałeś - weekend. Chcesz wyjechać w piątek?
- Tak. Zostaniemy tam na piątkowy wieczór, sobotę i wrócimy w
niedzielę. Dam ci wolne w poniedziałek i wtorek na odpoczynek, jak również
zapłacę za wszystkie godziny wyjazdu.
- To nie jest sprawa pieniędzy.
- A powinna. Jedziesz służbowo, a nie charytatywnie.
R S
19
- Zostając z tobą w hotelu - jej oczy zwęziły się - to znaczy oddzielne
pokoje, tak?
- Oczywiście, to znaczy oddzielne pokoje. Proszę cię, żebyś dołączyła do
mnie jako moja konsultantka. Moja koleżanka.
Luke wiedział, że mieszanie biznesu i przyjemności to głupi pomysł.
Pomimo tego, że wyjaśniła się sprawa Justina, formalnie nie powiedziała, że
jest zajęta.
- Więc twój partner nie będzie miał nic przeciwko?
- Powiedziałam ci, że Justin to mój brat.
- To dlatego - podkreślił - nie zapytałem cię znowu o to, czy Justin nie ma
nic przeciwko. Zapytałem o partnera.
- Jestem singielką. Mogłabym zapytać cię o to samo. Czy twoja partnerka
będzie miała coś przeciwko?
- Obecnie nie ma nikogo takiego - powiedział. - Dlatego poprosiłem cię,
abyś ze mną pojechała. Kobiecy punkt widzenia.
- A co z twoją mamą? Siostrą?
- Nie mam nikogo.
Sara zarumieniła się.
- Przepraszam.
- Skąd mogłaś wiedzieć - powiedział lekko.
Wiedział, że Sara przyjęła, że jego matka nie żyje. On nie miał pojęcia,
czy jego matka żyje. I tak stracił ją dawno temu. Nawet przed tym, zanim
opuścił rodzinę, prawie połowę swojego życia temu.
- Zmieńmy temat, co?
- Dobry pomysł. Jak powinniśmy się ubrać?
- Jak chcesz. Powinienem cię ostrzec, że to nie jest ekskluzywny hotel.
Może takim go wkrótce zrobimy. Ale teraz jest...
R S
20
Zamilkł, próbując znaleźć trafne określenie.
- Ubogo dystyngowany - zaproponowała.
- Doskonale.
- A ty zamierzasz go zmienić. Przywrócić do jego poprzedniej świetności.
Musiał stąd wyjść, zanim zrobi coś absolutnie głupiego. Jak całowanie
Sary aż do zatracenia. Rzucił okiem na zegarek.
- Mam spotkanie. Lepiej już pójdę.
- Nie ma żadnego spotkania w twoim kalendarzu.
No tak. Znała jego rozkład dnia. Pracowała przecież jako jego osobista
asystentka.
- Zapomniałem go tam wpisać - skłamał. - Zamierzam porozmawiać z
paroma potencjalnymi pracownikami.
Chciał to zrobić, chociaż nie spodziewali się go w agencji. Przez wzgląd
na ich oboje musiał odsunąć się od Sary.
Po wyjściu Luke'a, Sara zmusiła się do koncentracji nad zadaniem, które
miała wykonać. Ciągle czuła się winna, ponieważ nieumyślnie go zraniła.
Ujrzała błysk bólu w jego oczach, kiedy wspomniała jego matkę. Luke sam
wyznał, że randkuje z różnymi dziewczynami. Więc prawdopodobnie nie
pozwolił sobie zbliżyć się do kogokolwiek, obawiając się straty, w sposób, w
jaki stracił matkę. Samotny mężczyzna.
Chciała uścisnąć go i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Wiedziała,
że powinna na tym zakończyć. Parę razy w ubiegłym tygodniu, gdy spojrzała
w jego stronę, spotkała jego wzrok. Dostrzegła w nim żar i pożądanie,
zainteresowanie. Czuła dokładnie to samo. I im więcej czasu z nim spędzała,
tym silniejsze stawały się te uczucia.
R S
21
Powinna odmówić wyjazdu do Scarborough. Będą skazani na siebie w
czasie długiej podróży samochodem. I chociaż był to wyjazd w interesach,
wszystko będzie sprzyjać temu, aby przekształciło się w coś jeszcze.
Nie bądź głupia. Już przez to przeszłaś. Zrobiłaś to i złamałaś sobie serce
- powiedziała do siebie. - Pamiętasz Hugh? Był prawie takim samym praco-
holikiem jak Luke.
Czuła się przytłoczona. Miała jednak nadzieję, że on zdoła znaleźć
zastępstwo dla Di i będzie mogła zakończyć tę pracę, zanim pokusa będzie
zbyt silna.
R S
22
ROZDZIAŁ TRZECI
Luke wrócił pięć minut przed jej wyjściem.
- Poszczęściło ci się? - zapytała.
- Nie. To nie jest mój tydzień na szukanie nowych pracowników.
Mógłbym cię prosić, żebyś została trochę dłużej?
- Tak - odpowiedziała, zanim zdrowy rozsądek miał szansę ją
powstrzymać.
- Dobrze. - Usiadł na krawędzi swojego biurka. - Saro, przestraszyłem cię
trochę tym Scarborough.
- Trochę?
- Bardzo i wiem, to nie było w porządku, danie ci tak krótkiego czasu,
żeby przeorganizować swój weekend. Myślę, że nie musisz tego robić.
- Wszystko w porządku. Nie planowałam niczego szczególnego. Nic,
czego nie można by zmienić. Poza tym, miło jest pojechać nad morze.
- Jedziemy tam, żeby pracować - przypomniał jej.
Uśmiechnęła się.
- Maksymalnie osiem godzin dziennie, co oznacza, że będziemy mieli
czas, aby powąchać róże, a przynajmniej morskie powietrze.
Nie połknął przynęty.
- Jeśli wyjazd nie jest problemem...
- Nie jest. Ale obstaję przy tym, żeby wykąpać się w morzu.
- Rób to, co lubisz.
- Więc jesteś zbyt dużym cykorem, aby popływać w morzu? - droczyła
się.
- Zbyt zajętym.
- Pięć minut pływania nie zabierze dużo czasu, a przerwa dobrze ci zrobi.
R S
23
- Zregeneruje?
- Tak. Uczysz się - odpowiedziała, opierając się wielkiej chęci, aby
podejść do niego i zwichrzyć mu włosy.
Dotknięcie go byłoby jednak złym pomysłem. Mogłaby nie być w stanie
się zatrzymać. A powinna wykazać się profesjonalizmem. Nie zwracała teraz
uwagi na zależności, ale nawet gdyby tak zrobiła, Luke nie był mężczyzną dla
niej. Utworzył wokół siebie zbyt wiele barier. Ona chciała kogoś mniej
skomplikowanego.
- Wysłałam ci mailem informacje, które do ciebie przyszły, na biurku
obok pism do podpisu jest raport. Do zobaczenia jutro.
- OK. Saro?
Zatrzymała się koło drzwi.
- Dziękuję. Doceniam to, co robisz. Nawet jeśli tego nie mówię.
- Wiesz teraz, dlaczego jesteś na czarnej liście pracowników
tymczasowych - powiedziała, uśmiechając się szeroko. - Jesteś zbyt zrzędzący,
zbyt spięty i burczysz zamiast mówić.
- Nie ma żadnej czarnej listy i nie burczę.
- Nie? - drażniła się.
- Nie - powiedział, idąc w stronę swojego biurka.
Bez wątpienia, zamierzał znowu pracować do późna - pomyślała Sara.
Jak zdążyła zauważyć, nie miał życia towarzyskiego. Tylko pracował. Może po
drodze do Scarborough mogłaby wyciągnąć od niego trochę informacji.
Sprawdzić, co nim kieruje.
We wtorek ku zdziwieniu Sary, Luke był w biurze w porze lunchu.
- Zadzwonię do baru na dole po lunch. Chcesz coś?
Powinna podziękować za ofertę, ale nie mogła oprzeć się szalonemu
impulsowi, żeby nauczyć Luke'a wąchać róże.
R S
24
- Dziękuję. Ale mam lepszy pomysł. Zamiast jeść kanapki tutaj, dlaczego
nie zjeść ich gdzieś po drodze?
- Po drodze, dokąd?
- Nazwij ten eksperyment podnoszeniem wydajności. Jeśli pójdziesz na
spacer w czasie lunchu, zrobisz więcej po południu. Ważne, aby dostarczyć do
mózgu więcej tlenu.
- Brzmi jak jeden z twoich postrzelonych pomysłów.
- Nie jest zwariowany. Jestem po prostu uświadomiona - powiedziała
wyniośle. - A ty jesteś pracoholikiem.
Luke podniósł ręce w typowej pozie poddania się.
- Zrobienie sobie zupełnej przerwy i kilku ćwiczeń byłoby dla ciebie
dobre.
- Ćwiczenia.
Jak on to zrobił? Jak kierował jej myśli w stronę seksu, gdy mówił o
czymkolwiek?
- Spacer.
Wyjrzał przez okno.
- Punkt dla ciebie. To ładny dzień.
Sara spojrzała na zegarek.
- Wyjdźmy za pół godziny.
Wybrali się do St. Dunstan, chłonąc ciszę pięknego ogrodu w centrum
miasta.
Sara podtrzymywała neutralną rozmowę, opowiadając historię
zburzonego kościoła, a on wydawał się być zrelaksowany.
Luke spędził większość popołudnia na rozmowach telefonicznych i
spotkaniach, ale wrócił do biura tuż przed jej wyjściem.
- Saro?
R S
25
- Tak? - Spojrzała znad komputera i została nagrodzona uśmiechem.
Uśmiechem, który robił dziwne rzeczy w jej wnętrzu.
- Chciałem podziękować za podzielenie się tym ogrodem.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - Te słowa ją rozgrzały.
- Do jutra.
- Tak. Przyjemnego wieczoru.
- Tobie również.
Powierzchowne były te biurowe uprzejmości, chociaż Luke nie był do
tego skory.
Zawsze był czarujący, ale wiedziała, że nie lubi tracić nawet pojedynczej
sekundy. Więc fakt, że przejmował się podziękowaniem jej i życzeniem miłego
weekendu... Może uczył się jej ufać. Otworzył się trochę.
Sara była kompletnie zdumiona, gdy następnego ranka znalazła na biurku
bukiet róż.
- Co to jest?
- Zatrzymałaś mnie wczoraj, abym powąchał róże. Pomyślałem, że
mógłbym zrobić to dla ciebie dzisiaj - powiedział, a jego uśmiech był nieco
figlarny.
Zapach był słodki, ciężki.
- Dziękuję. Są piękne. W moim ulubionym, różowym kolorze.
Stawiając mu kubek na biurku, poddała się impulsowi i pocałowała go w
policzek.
- A to za co?
- Za róże.
- Przyjemność po mojej stronie.
To ona przywykła do przytulania, całowania w policzek i mierzwienia
włosów. Tak było, gdy dorastała, pośród bliskiej, hałaśliwej i kochającej
R S
26
rodziny. Całując Luke'a w policzek, poczuła jego zapach. To nie był najlepszy
pomysł.
Zjadła sama lunch, siedząc na ławce z widokiem na rzekę. Dając sobie
czas na myślenie. Pomiędzy nią a Luke'em zaczęło się coś zmieniać, chociaż
Sara nie wiedziała, co nim kieruje. Lubiła przelotne spojrzenia, które zdołała
pochwycić. Lubiła je na tyle, żeby chcieć wiedzieć więcej.
- Miałem pracowity lunch - powiedział Luke następnego dnia.
Zakasłała.
- Lunch oznacza przerwę.
- Chcę ci opowiedzieć, co się wydarzy w ten weekend. Jest pora lunchu.
Jeśli nie zaplanowałaś niczego lepszego, za rogiem podają dobrą pizzę.
Znalazł przyjemność w spędzeniu z nią czasu. I chociaż dzwony
alarmowe dzwoniły w jego głowie, ostrzegając, że jest to niebezpieczna gra,
chciał więcej. Coś w tej kobiecie sprawiało, że chciał złamać zasady. Poznać ją
lepiej.
- Brzmi dobrze. A będzie lepiej, jak podzielimy rachunek.
- Ty jesteś szefem.
Zaśmiała się.
- Tak, racja.
Uwielbiał sposób, w jaki się śmiała. To sprawiało, że czuł, jakby po
ciemnym poranku wstało słońce. Dlaczego piękna i inteligentna kobieta z po-
czuciem humoru była singielką? Nie zdziwiłby się, gdyby usłyszał, że Sara
Fleet uciekła z domu, gdy skończyła szesnaście lat. Może tak było. Może była
wdową. Ale przecież używała panieńskiego nazwiska.
Dlaczego on snuje domysły o czymś, co nie jest związane z biznesem?
Był zszokowany.
- Chodźmy, to zdążymy przed szczytem.
R S
27
Usiedli pod jednym z parasoli na tarasie.
- Polecasz coś? - zapytała Sara.
- Tu wszystko jest dobre. Wino?
- Dzięki, wolę wodę.
Zdecydowali się na pizzę, chlebek focaccia i sałatkę. Ale kiedy podszedł
kelner, miał problem, żeby przyjąć ich zamówienie.
- Luke, nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli ja złożę zamówienie? -
ucięła delikatnie Sara.
Powiedziała parę słów po włosku i kelner skierował do niej rwący potok
słów. Sara uśmiechnęła się, mówiąc coś szybko. Luke nie rozumiał, o czym
mówią, ale spodobało mu się brzmienie jej głosu. Kelner był również szczerze
oczarowany, ponieważ zniknął w kuchni i prawie natychmiast wrócił z różą w
wazoniku.
Różową różą.
Zaczerwieniła się.
- Przepraszam, popisałam się, ale Gianfranco szamotał się i było mu
ciężko obsługiwać klientów, nie znając dobrze języka. Jest w Anglii od
tygodnia, przyjechał do pracy u swojego wujka.
Luke był pod wrażeniem, że dowiedziała się tak dużo w tak krótkim
czasie. Było w Sarze coś, co czyniło, że chciałeś jej zaufać. Co czyniło ją
niebezpieczną.
- Więc mówisz biegle po włosku. Teraz sobie przypomniał. Skradłem ci
tydzień we Włoszech.
- Nie zamówiłam biletu, więc to nie problem.
- Tak, ale czuję się winny.
- Dobrze - uśmiechnęła się. - Możesz kupić mi pudding i będzie po
sprawie.
R S
28
- Załatwione. Mówisz jeszcze jakimiś innymi językami?
- Po francusku. Trochę po niemiecku. I skrobię trochę w grece.
- Imponujące - uśmiechnął się pełen skruchy. Nigdy naprawdę nie
uczyłem się języków. Nie były mi potrzebne.
- Mówisz uniwersalnym językiem. Pieniędzy.
- No dobrze, wystarczy. Byłaś przedtem w Scarborough?
- Nie, zawsze woleliśmy wyjazdy na południe. A ty?
- Dawno temu. - To było jedno z niewielu wspomnień z dzieciństwa, gdy
był szczęśliwy.
- Masz rację. Pizza jest wspaniała - powiedziała po ugryzieniu
pierwszego kęsa. Podobnie chleb. Przypomina mi Florencję.
- Więc lubisz ruiny? - Pamiętał, że uzyskała dyplom z historii, więc było
oczywiste, że interesowała się takimi rzeczami.
- Jest to sposób, w jaki przeszłość rozbrzmiewa w teraźniejszości, a
piękno nigdy nie blednie.
- Mogłabyś być nauczycielem. Inspirować swoich uczniów.
- Myślałam o tym. Ale jest tyle ograniczeń w nauczaniu, a to wyssałoby z
tego radość. Poza tym lubię to, co robię teraz. - Ponadto gdyby była
nauczycielką, nie spotkaliby się.
Odkrył, że nie było ich w biurze półtorej godziny...
Przez resztę popołudnia skoncentrował się na cyfrach i telefonicznych
rozmowach.
Właśnie odkładał słuchawkę, kiedy Sara postawiła mu kubek z kawą na
biurku.
- Jakiś problem?
R S
29
- Nic ważnego. Facet, z którym gram ligowy mecz dziś wieczorem,
musiał zmienić plany, bo wypadło mu coś ważnego w pracy. Co oznacza, że
mam zarezerwowany kort, ale nie mam partnera.
Spojrzał na nią.
- Nie sądzę, że ty...
- Absolutnie nie.
- Myślałem, że powiedziałaś, że lubisz sport?
Potrząsnęła głową, śmiejąc się.
- Jestem beznadziejna. Justin próbował mnie uczyć, ale nic z tego nie
wyszło.
- Ja mógłbym cię uczyć.
Jej oczy spotkały się z jego. Oboje wiedzieli, że nie mówił tylko o
squashu.
- Dziękuję, ale to naprawdę nie dla mnie. Mam coś w zanadrzu...
- Co?
- Nie wyglądałeś na przekonanego w czasie lunchu, kiedy powiedziałam
ci, dlaczego kocham ruiny. Chodź ze mną i zobacz. Nie masz wytłumaczenia,
bo właśnie powiedziałeś mi, że mecz się nie odbędzie.
- Czy ktoś powiedział ci, że jesteś buldożerem w przebraniu?
Zaśmiała się.
- Więc wchodzisz do gry?
Powinien powiedzieć, że nie. Wykorzystać czas na pracę. Ale jego usta
wydawały się nie pracować synchronicznie z mózgiem.
- Pewnie.
„Coś" okazało się być British Museum.
- Uwielbiam tutejszy dziedziniec. Jest wspaniały.
R S
30
Mógł zobaczyć dokładnie, co miała na myśli. Tak naprawdę nigdy nie był
w muzeum. Więc kiedy zabrała go, aby mógł zobaczyć egipskie mumie,
romańskie mozaiki. Był oczarowany.
- Nigdy tu nie byłeś? - zdziwiła się.
- Myślę, że gdy mieszkasz niemal obok, traktujesz wszystko jak coś
oczywistego i dlatego niczego nie zwiedzasz.
- Prawda, i robienie tego samemu nie jest przyjemnością.
- Może będziemy mogli czasami wrócić tutaj razem.
- Byłoby miło.
Był zszokowany, bo była to prawda. Chciał spędzać z nią czas. Lubił
brzmienie jej głosu, mógł słuchać jej cały dzień, kiedy mówiła o rzeczach,
które wyraźnie przykuwały jej uwagę. Lubił dotyk jej skóry.
Och, do diabła. To nie powinno się wydarzyć. On nie lubił związków.
Wolał romanse z kobietami, które znały zakończenie. Kobietami, które
obracały się w tych samych kręgach towarzyskich. Kobietami, które nie
myślały o ślubie i nie chciały, aby spotkał się z ich rodzinami.
Sara Fleet była pełna sprzeczności. Była osobą operatywną i lubiącą
interesy, a mimo to ciepłą i wrażliwą.
Nie mógł ochłonąć po wcześniejszym pocałunku w policzek. Bóg jeden
wiedział, jak musiał się powstrzymywać, żeby nie odwrócić swojej twarzy i nie
zdobyć jej ust.
Teraz pragnął zrobić to samo. To, że stali w miejscu publicznym, nie
miało znaczenia. Reszta świata właśnie zniknęła. Mógłby przyciągnąć ją do
siebie i otoczyć dłońmi jej twarz. Pocałować.
- Luke?
Stracił wątek. Nigdy przedtem nie pozwalał sobie na bycie tak
zdekoncentrowanym.
R S
31
- Tak, pewnie - powiedział, nie będąc pewnym, na co się zgodził, ale
najsłodszy z jej uśmiechów obiecał mu, że to było coś dobrego.
- Posłuchaj. Lepiej pozwolę ci już iść. Musisz się spakować.
- Myślisz tylko o pracy. Jesteś niemożliwy. Celny strzał, który musiał
zatrzymać jego myślenie o całowaniu jej.
- Chodź, złapię ci taksówkę.
- Jestem wystarczająco duża, żeby pojechać metrem.
- Wiem, ale zrób mi przyjemność.
- To zależy.
- Od czego?
- Wezmę taksówkę, jeśli zgodzisz się popływać ze mną w morzu.
- I ty mówisz, że jestem niemożliwy? Chodź.
Zawołał taksówkę, zapłacił kierowcy i pomachał jej na do widzenia.
Ale najgorszą rzeczą było to, że nie mógł się doczekać, kiedy ją jutro
zobaczy.
Musisz przebadać swoją głowę - powiedział do siebie głośno. - Ona jest
komplikacją, której nie potrzebujesz.
Miał nieprzyjemne uczucie, że zaprotestował trochę zbyt mocno.
R S
32
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Dojazd zajmie nam cztery godziny - powiedział Luke, kiedy Sara
weszła do biura następnego ranka. - Więc wyjedziemy o drugiej, jak wrócisz z
lunchu. W ten sposób dojedziemy tam o siódmej wieczorem, będziemy mieć
czas, żeby się rozpakować, wziąć prysznic i potem pójdziemy na kolację.
- Nie zatrzymamy się po drodze?
- Nie, chyba że będziesz potrzebowała przerwy.
- A co z tobą?
- Chciałbym tam dojechać jak najszybciej.
- To ty jesteś szefem.
Spędził ranek na spotkaniach, a obiad na lekturze raportów. Sara wróciła
dokładnie o drugiej.
- Tylko jedna walizka i w dodatku taka mała? - miał wątpliwości.
- Wyjeżdżamy tylko na dwa dni. Dlaczego miałabym wziąć więcej?
Najwyraźniej pomyliłeś mnie z innym rodzajem kobiet.
- To znaczy?
- Mówię o takich, które nie mogą otworzyć drzwi bez sprawdzenia, czy
nie zniszczy to ich paznokci, których górna szuflada jest pełna środków do
makijażu i awaryjnych lakierów do włosów i które podróżują z sześcioma
zmianami ubrań na dobę.
Zaśmiał się.
- Punkt dla ciebie. - Poniosę to. Możesz zamknąć za nami drzwi.
- Mogę ponieść swoją walizkę.
- Jak powiedziałaś, obcowałem z innym rodzajem kobiet. Poniosę
walizki. I mój laptop - rzucił jej pęk kluczy. Rzuciła mu pytające spojrzenia,
ale zamknęła drzwi i poszła za nim do samochodu.
R S
33
- Ładny - powiedziała.
Skrzywiła się jednak, kiedy otworzył tylne drzwi.
- Nie zamierzasz położyć walizek w bagażniku?
- Tam nie ma miejsca. To jest hybrydowy samochód. Minus tego auta
polega na tym, że bateria zajmuje większość miejsca w bagażniku.
- Masz ekologiczne auto? Spodziewałam się po tobie, że jeździsz
sportowym samochodem. Czymś z limitowanej edycji.
- Absolutnie nie. Moje nazwisko jest na liście oczekujących na sportowy
samochód eko, który będzie w sprzedaży za siedem lat.
Luke ułożył walizki na tylnym siedzeniu, później otworzył jej drzwi.
Wsiadła i zgrabnym ruchem wsunęła nogi. Jej spódnica sięgająca kolan
uniosła się na tyle, żeby podnieść mu temperaturę.
- Ten samochód był naprawdę drogi, prawda? - zapytała, gdy wślizgnął
się na siedzenie kierowcy.
- To zależy, co masz na myśli, mówiąc drogi. Lubię podróżować
komfortowo.
- Właśnie widzę. Prawdziwe drzewo i skórzane wnętrze. Justin by się
ślinił. - Zaśmiała się. - Cóż, śliniłby się jeszcze bardziej, gdyby to był typ E Ja-
guara.
- Gdyby był czerwony, to i ja bym się ślinił. Ale klasyczne samochody
wymagają dużo konserwacji i czasu.
- Którego poświęcenia nie jesteś gotów.
Uśmiechnął się smutno.
- Ty to powiedziałaś.
Luke wskazał budynek, który minęli.
- Ta dzielnica jest wolna od zanieczyszczeń węglem. Jest to jeden z
powodów, dla których wybrałem to biuro.
R S
34
Sara nie musiała wiedzieć, że był właścicielem części budynku.
- Moja sieć hoteli też mieściłaby się w strefie wolnej od zanieczyszczeń
węglem.
- Dlatego tata ukierunkował się na organiczny sad, kiedy mój dziadek
pozwolił mu przejąć biznes - powiedziała Sara. - Ale to znaczy, że nasze
koszty są większe, ale coś za coś.
Zaczęło go przerażać to, jak dobrze do siebie pasują. Nie chciał
zobowiązań. Nie potrzebował męczarni, które może przynieść rodzina. On na-
prawdę chciał koncentrować się na nowym przedsięwzięciu. Zamiast myśleć o
tym, jak seksowna jest linia ust Sary.
- Więc dlaczego Scarborough? - zapytała.
- Poszukuję hotelu w miejscowości uzdrowiskowej. Scarborough słynie
ze swoich wód. Mam na oku też inny hotel w Cromer i jeden w Buxton.
- Dlaczego nie gdzieś bliżej Londynu?
Ponieważ Scarborough było jedynym miejscem, jakie pamiętał, myśląc o
rodzinnych wakacjach. Zatrzymywali się w małym pensjonacie. Tydzień
słońca i radości.
- Nie chcę tego roztrząsać - powiedział.
- Więc to miejsce w Scarborough...
Potrząsnął głową.
- Jeśli opowiem ci o faktach i cyfrach, zamażę ci obraz. Chcę wiedzieć,
co myślisz o tym miejscu jako klient. Co jest dobrego, co złego, czego brakuje.
- Czy oni wiedzą, że myślisz o jego kupnie?
- Nie. Niech myślą, że jesteśmy klientami. Nie próbuję nikogo
zaskakiwać. Chcę tylko zobaczyć rzeczy, jakimi są na co dzień, a nie kiedy
czynią specjalne starania.
R S
35
Przez pierwsze trzy godziny podróży pracowali. Sara odbierała telefony,
umawiała spotkania, uzgadniała jego kalendarz na następne trzy tygodnie.
Potem przestała.
- Piąta? - droczył się z nią.
- Piąta - potwierdziła i ku jego przerażeniu wyłączyła telefon.
- Co robisz?
- Przestawiłam twój telefon na pocztę głosową.
Wyłączenie go będzie dla ciebie znacznie mniej stresujące niż słuchanie
trzech dzwonków, zanim twoja poczta głosowa to przerwie. Znając cię, bę-
dziesz zrzędzić, żeby złamać zasady i odebrać. A jak nie złamię się, to
przełączysz na system głośnomówiący i sam odbierzesz.
Luke był zbyt zdziwiony, żeby dyskutować.
- Fantastyczny system nagłaśniający.
- Ma dziewiętnaście głośników - powiedział Luke.
- Dziewiętnaście? To już przesada. Chłopcy i ich zabawki. Rupert, mój
młodszy brat, pokochałby to. Spójrzmy. Co my tu mamy? - bawiła się płytami.
- Och, powinnam się była domyślić. Rock dinozaurów.
- On jest wspaniały w czasie jazdy - zaprotestował.
- Tak, tak - pomimo to w końcu go włączyła.
- Przypuszczam, że preferujesz muzykę baletową.
- Dlaczego tak mówisz?
- Jesteś doskonała i perłowa, widzisz, też mogę myśleć stereotypami.
Ucichła.
- Lubię muzykę baletową. I przedtem też lubiłam. Pobierałam lekcje
baletu.
- A fortepian i jazda konna?
- Nie bądź uszczypliwy.
R S
36
- Nie jestem. To dlatego... A co z drugą połową życia? Jak bym cię
widział w spódniczce baletnicy.
- Nie nosiłam spódniczek na treningach - powiedziała wyniosłym tonem.
Luke wyobraził sobie ją w obcisłym materiale przylegającym do ciała.
Ale potem pożałował, gdyż jego ciało zareagowało w sposób możliwy do prze-
widzenia.
- Przestałam uprawiać balet w wieku dwunastu lat.
- Dlaczego?
- Musiałam spędzać wiele godzin dziennie na ćwiczeniach. A nie
chciałam być tancerką, gdy dorosnę, więc to nie było w porządku zajmować
miejsce w klasie, jeśli ktoś, kto naprawdę chce tańczyć, nie mógł.
Balet. To oczywiście wyjaśnia grację, z jaką się porusza.
- A co z tobą? - zapytała.
- Nie, nigdy nie wyobrażałem sobie siebie jako Billy'ego Eliota.
Nawet gdyby chciał, jego rodzina z pewnością nie pozwoliłaby na to.
Balet nie szedł w parze z ich stylem życia.
Wystarczyła jej ta odpowiedź. Zadowolona patrzyła przez okno i słuchała
muzyki - tej samej, którą właśnie skrytykowała.
Nagle raport o ruchu drogowym uciął muzykę. Mniej więcej w tym
samym czasie zauważył korek na autostradzie.
- No tak, cudownie - powiedział, wyłączając silnik. - Jesteśmy milę od
następnego zjazdu, więc nawet nie mogę zjechać na lokalną drogę.
- Hej, to nie twoja wina. Wypadki się zdarzają. Musimy poczekać.
Czekanie nie było jedną z jego mocnych stron i kiedy poprosił ją po raz
trzeci, żeby sprawdziła w Internecie, czy jest jakiś postęp w sytuacji na drodze,
westchnęła:
- Nie umiesz stać w miejscu, prawda?
R S
37
- Nienawidzę tracić czasu.
- Bardzo wątpię, czy coś się zmieniło przez ostatnie pięć minut. Jesteśmy
na siebie skazani - powiedziała sucho. - Pogódź się z tym.
Bębnił palcami po obręczy kierownicy.
- Możesz do mnie mówić, aby odsunąć swoje myśli od tej sytuacji.
Mówić? Z jego doświadczeń wynikało, że kiedy kobiety chciały
rozmawiać, to oznaczało kłopoty.
Sara postukała lekko w zegarek.
- Pamiętaj, minęła piąta. Jestem już po pracy. Czyli nie rozmawiamy o
pracy.
- Więc o czym chcesz rozmawiać?
- O tobie. Chcę cię lepiej poznać.
On również chciał poznać ją lepiej. Ale znacznie bardziej intymnie.
Wiedział, że to był zły pomysł. To mogłoby przewrócić jego życie do góry
nogami. Walczył zbyt długo i zbyt ciężko, żeby osiągnąć to, co ma.
Kiedy nie odpowiedział, Sara westchnęła.
- OK. Więc jesteś silnym, zamkniętym w sobie człowiekiem.
- Chcesz osobistej rozmowy?
Musiała zauważyć ostrzegawczy błysk w jego oczach, ponieważ
zarumieniła się.
- Nie ten rodzaj osobistej rozmowy. Jestem ciekawa, co tobą kieruje.
- To samo, co większością ludzi. Tlen i jedzenie.
- Zarobiłeś swój pierwszy milion, zanim skończyłeś dwadzieścia lat. A
przecież nie jesteś komputerowym geniuszem.
Zarzucała wędkę. Niedobrze. Chciał mieć ją z głowy.
- Nie. Jestem dobry tylko z ekonomii.
- Jak do tego doszedłeś? Pracowałeś w rodzinnym biznesie?
R S
38
Jego rodzina prowadziła biznes. Pokolenie po pokoleniu przejmowało go.
Ale on wybrał inną drogę.
- Nie.
- Więc?
Wyraźnie nie zamierzała odpuścić. Zmuszała go, aby opowiedział jej
trochę o sobie.
- Byłem dobry z matematyki i mój nauczyciel miał przeczucie.
Nie musiała wiedzieć, że był to nauczyciel, który zapłacił za niego kaucję
na posterunku policji, kiedy okazało się, że nie można skontaktować się z jego
rodziną.
Ha. Każdy znał zasady: dałeś się złapać, to musisz radzić sobie sam. To
była strata czasu, nawet próbować skontaktować się z jego rodziną, i policja
o tym wiedziała. Ale musieli postępować zgodnie z procedurą. Zmarnowali
trochę czasu, zanim skontaktowali się ze szkołą. I strzelili w dziesiątkę.
- Przeczucie? - zapytała Sara.
- Że będę tak dobry z ekonomii jak z matmy - uśmiechnął się krzywo. -
Miałem pracę w soboty i szkolne wakacje, pracując w budce na rynku.
- Znowu dzięki jego nauczycielowi, który mieszkał obok kupca i który
zagwarantował, że nie będzie z nim żadnych problemów.
- Oryginalny kramarz to ja.
Musiał szybko skończyć dyskusję. Odsunąć ją od tematów związanych z
rodziną.
- Porozmawiałem z właścicielem kramów, żeby dał mi udziały w kramie
zamiast gaży godzinowej i włożyłem większość moich zysków z powrotem do
biznesu, tworząc parę nowych szeregów. I w ciągu roku poszerzyliśmy biznes.
W międzyczasie skończyłem 15 lat, miałem własny kram i płaciłem komuś za
pracę w nim, gdy byłem w szkole.
R S
39
I odmówił prania rodzinnych pieniędzy. To spowodowało kłótnię, ale stał
przy swoim. I kiedy jego kuzyn próbował uczyć go lojalności wobec rodziny...
to było wtedy, gdy jego ekstra lekcje boksu stały się przydatne.
Złamał kuzynowi nos. I to nim wstrząsnęło, jak szybko można wpaść w
spiralę przemocy i zbrodni. Nie chciał być jak jego rodzina - a jedynym sposo-
bem, żeby im to udowodnić, było działanie ich sposobem. Źle, źle, źle.
Luke otarł twarz kuzynowi i zabrał go do szpitala. I kiedy wrócili do
domu, spokojnie wyjaśnił swojej rodzinie, że chce zostać uczciwy. Że nie chce
uczestniczyć w tym, co robili. Postawił im ultimatum, że muszą to
zaakceptować lub pozwolić mu odejść.
Wszyscy odwrócili się od niego. Nawet matka. Wtedy poznał, co
naprawdę znaczy rodzina. Był pozostawiony sam sobie. Spakował się i tego
wieczora opuścił dom. Spał na ulicy, ponieważ było zbyt późno, żeby znaleźć
jakiś nocleg. Następnego dnia wynajął sobie pokój w domu, gdzie właściciel
nie zadawał pytań.
- Więc skończyłeś, będąc właścicielem targowiska? - zapytała Sara.
- Nie. Wtedy rozpoczęła się internetowa rewolucja. Znalazłem kogoś, kto
mógł zrobić mi stronę internetową, kogoś innego, kto mógł uporać się z opłatą
pocztową i sprawą dostawy zamówień i hurtownika, który dał mi hurtowe
konto. To był trochę hazard, ale opłaciło się. Wtedy biznesy szły tą drogą i
miałem nadzieję, że mój też.
- To wtedy zdecydowałeś się nie iść na studia?
Pokręcił głową.
- Chciałem być w bardziej realnym świecie. Zarabiać pieniądze zamiast
słuchać, jak inni o tym mówią.
To fakt, że nie zdał egzaminu. Opuścił szkołę w wieku piętnastu lat bez
żadnych kwalifikacji. Co oznaczało brak matury, możliwości studiowania.
R S
40
Chociaż Luke wiedział zawsze, że nie zdobędzie wykształcenia tam,
gdzie zarabiał pieniądze. Nie, pochodząc z takiej rodziny. Kto zaufa synowi
złodzieja, wnukowi oszusta? Zupełnie nie wiedział, jak zdołał opowiedzieć o
rozwoju swojego biznesu na kursie MBA, na którym spotkał Karima.
- Więc byłeś początkującym milionerem.
- Tak. - Wzruszył ramionami. - I wtedy zacząłem się nudzić.
- To wtedy zacząłeś kupować upadające firmy, żeby sprawdzić, czy
możesz przywrócić je znowu do pracy?
Wiedział, że powinien zmienić temat. Ale było coś w Sarze, co dodawało
mu odwagi. Więc wbrew zdrowemu rozsądkowi odpowiedział.
- To był przypadek. Sala gimnastyczna, do której wszedłem... Zwykle od
czasu do czasu wypijałem piwo z właścicielem. Przyjacielem mojego starego
nauczyciela boksu. Lin powiedział mi, że właściciele znowu podwyższyli
wynajem lokalu i nie będzie w stanie pokryć swoich kosztów, więc musi
sprzedać firmę. Nie chciałem trudzić się znajdowaniem nowej sali, więc
porozmawiałem z nim, aby pozwolił mi rzucić okiem na swoje księgi rachun-
kowe, żeby zobaczyć, czy mógłbym coś zrobić.
Uśmiechnął się.
- Zorientowałem się, na czym polegały problemy i uporałem się z nimi.
W podzięce Lin dał mi bezpłatną wejściówkę do sali gimnastycznej i uczył
mnie kickboxingu.
- Kickboxingu? Czy to nie jest... brutalny sport?
- Nie, jeśli jest pod kontrolą.
- Czyli taki jak ty.
- Jak ja - zgodził się. - W ogóle jest najlepszym sposobem na pozbycie się
stresu. Kickboxing pozwala szybko się rozładować, ale musi być kont-
rolowany. A wewnętrzna dyscyplina, której uczy, pomaga w innych sportach.
R S
41
- Więc jesteś sportowym potworem.
- A czego się spodziewasz po facecie, który jest właścicielem kilku
klubów sportowych? Gram w squasha parę razy w tygodniu. Ćwiczę
kickboxing.
Westchnęła.
- Nie mów mi, że nigdy nie opuszczasz sportowych transmisji w
telewizji?
- Nie mam telewizora.
Wpatrywała się w niego zdziwiona.
- Pozwól mi zgadnąć. Nie przejmujesz się oglądaniem telewizji,
ponieważ spędzasz czas pracując. Ale czy nie...? Cóż, musisz coś robić dla
relaksu.
- Czasami chodzę na koncerty. Rock dinozaurów, jak to określiłaś.
- A co z kinem? Teatrem?
- To naprawdę mnie nie interesuje.
Ku jego uldze ruch na autostradzie został wznowiony.
- Będziemy godzinę później. Ale to ciągle będzie dość wcześnie, aby coś
zjeść.
Od tego momentu utrzymywał rozmowę na bezpieczne tematy. Jak praca.
R S
42
ROZDZIAŁ PIĄTY
O piątej trzydzieści Luke wjechał na parking hotelu. Farba łuszczyła się
ze stiuków i drewnianych elementów. Sara przypomniała sobie, że nadmorskie
budynki zawsze wyglądały okropnie ze względu na sól zawartą w powietrzu.
Może wewnątrz będzie lepiej.
Jej nadzieje rozwiały się, gdy weszli do recepcji.
- Bardzo mi przykro, ale mieliśmy problem - recepcjonistka wyglądała,
jakby miała się rozpłakać. - Popękały nam rury i nie możemy ulokować pań-
stwa w pokojach, które zarezerwowaliście.
- Proszę się nie martwić. Możemy wziąć dwa inne pokoje - powiedział
Luke.
- Problem polega na tym, że woda zniszczyła... to znaczy, że mamy tylko
jeden pokój. Podwójny.
Chyba dziewczyna nie sugerowała, że powinni dzielić pokój?
- Luke. Musimy porozmawiać - powiedziała Sara ponaglającym szeptem.
- Co?
- Nie możemy dzielić pokoju. Musimy pójść gdzieś indziej.
- O tej porze niczego nie znajdziemy.
- Może znajdziemy.
- Na litość boską, Saro. Wszystko, czego potrzebuję, to zjeść coś, wziąć
prysznic, sprawdzić maile i iść spać. OK, nie planowaliśmy dzielenia pokoju.
Ale to tylko na jedną noc. Jesteśmy kolegami i możemy dzielić pokój bez
uprawiania seksu.
Nie była taka pewna. Westchnął.
- Zrozum, nie zamierzam się na ciebie rzucać.
R S
43
To była zła odpowiedź. Nie mogła przecież mu powiedzieć, że może być
odwrotnie i to ona rzuci się na niego.
Błędnie odczytał jej milczenie.
- Wcale nie myślę, że jesteś nieatrakcyjna, wręcz przeciwnie. Ale to
jeszcze nic nie znaczy. Dlaczego kobiety muszą być tak cholernie skom-
plikowane?
- Nie jestem skomplikowana.
- Nie jestem w nastroju do argumentowania. Poradzimy sobie. Zrozum.
Poproszę o ekstra kołdrę lub coś innego i będę spać na podłodze.
- Dziękuję. Weźmiemy ten pokój - powiedział.
Pokój był gorszy, niż myślała. Mały, na wymiar jednego łóżka, z nocnym
stolikiem, wbudowaną szafą i komodą z szufladami. Nie było mowy o miejscu,
tak aby mógł spać na podłodze. Musieli dzielić łóżko.
- Nie, nic nie mów - ostrzegł, rzucając walizki na łóżko. Najważniejsze
jest teraz jedzenie.
Okazało się jednak, że było tak okropne jak pokój.
- Może wszystko wydaje się tak okropne, bo mieliśmy paskudną podróż -
powiedziała. - Może jutro będzie lepiej.
- Może.
Luke lubi ratować upadające interesy. A ten zdecydowanie na taki
wyglądał.
- Dobrze. Potrzebuję prysznica i chcę sprawdzić maile.
I potem... pójdą do łóżka. Razem. Zaschło jej w ustach.
Jak powiedział, byli dorośli. Mogli spać w tym samym pokoju bez
uprawiania seksu. Ale pomimo tego czuła mrowienie w koniuszkach palców,
gdy szła za nim do pokoju.
R S
44
Otworzył drzwi, pozwalając jej wejść pierwszej. I wtedy zaburczało jej w
brzuchu.
- Przepraszam.
- To nie twoja wina. Możemy wyjść i znaleźć fast food.
- Mam lepszy pomysł.
Poszperała w walizce i wyciągnęła dużą tabliczkę czekolady.
- Mój zapas kalorii.
- Dźwigasz kaloryczną czekoladę? - wyglądał na rozbawionego.
Usiadł na łóżku i z wdzięcznością wziął olbrzymi kawałek.
- To dopiero dobra rzecz - powiedział po pierwszym kęsie. - Jest mi
naprawdę przykro, że cię w to wciągnąłem. Hotel nie wydawał się zły. Popadł
lekko w ruinę, o czym powiedział mi agent. Weź prysznic jako pierwsza, a ja
sprawdzę pocztę.
- Dzięki.
Przynajmniej woda była gorąca.
Jej piżama miała związywaną górę i krótkie spodenki, które podkreślały
jej kształty.
Doszła do wniosku, że Luke jest człowiekiem honoru i można ufać jego
słowu.
Czy mogła zaufać sobie, to inna sprawa.
Kiedy wyszła z łazienki, siedział na brzegu łóżka i pisał coś na laptopie.
Rzucił na nią okiem.
- Pierwszy raz widzę cię z rozpuszczonymi włosami. Podobają mi się.
Znam twoją niską opinię o kobietach bardzo dbających o siebie, ale czy
używasz do nich prostownicy?
- Są takie z natury. Śmiertelnie proste. Nienawidziłam ich, gdy byłam
młoda. Chodziłam spać z włosami splecionymi w warkocz.
R S
45
- Wszystko ze względu na loki? Nie potrzebowałaś się zadręczać.
- Wiem. Zwykle prostowały się już w czasie śniadania.
Spojrzał na nią od stóp do głów.
- Cieszę się, że chociaż jedno z nas ma w czym spać.
- Co masz na myśli?
- Nie spodziewałem się, że będę z tobą dzielić pokój i nie wziąłem ze
sobą żadnej piżamy.
Nie mogła mu uwierzyć. Spać obok niego, gdy był zupełnie nagi...?
Zarumieniła się mocno.
- Nic się nie martw. Będę grzeczny. Wezmę już prysznic.
Luke wyszedł z łazienki parę minut później, mając na sobie tylko
bokserki. Sara ulokowała się w łóżku po stronie lampki i nocnego stolika i
skrzętnie przeglądała gazetę z krzyżówkami.
Miała nadzieję, że nie zauważy drżenia rąk. Wyglądał nadzwyczaj
smakowicie.
- Prysznic był lodowaty - zauważył.
Poczuła się winna.
- Tak mi przykro. Nie zdawałam sobie sprawy, że zużyję całą gorącą
wodę.
- Nie mogłaś tego przewidzieć. I tak potrzebowałem zimnego prysznica.
Jej sutki naprężyły się. Czyżby powiedział, że tak go pociąga, że musiał
schłodzić swoje pożądanie?
Gdy Luke wspiął się na łóżko obok niej, materac ugiął się pod jego
ciężarem. Kręcił się.
- Zmieniłem zdanie o tym hotelu - powiedział zagniewany. - To miejsce
jest tylko sfatygowane. Tak jak materac.
Sara nie mogła się nie zaśmiać.
R S
46
- Co? - zapytał.
- Zachowujesz się jak książę na ziarenku grochu - dokuczała.
- Bardzo śmieszne.
Spojrzała na niego.
- Zignoruj mnie. Jestem zmęczony i zrzędliwy. Idę spać. Dobranoc.
- Dobranoc.
Wyłączyła światło, ale nie mogła zasnąć. Leżała czuwając w
ciemnościach, uświadamiając sobie, że ciało Luke'a było bardzo blisko niej.
Kusiło ją, żeby się odwrócić, objąć go w pasie i przycisnąć swój policzek
do jego pleców.
Ale co będzie potem? Zauważyła, że jest między nimi przyciąganie, ale
żadne z nich nie zrobiło pierwszego kroku. Oboje byli wolni. Ale...
Po Hugh Sara obiecała sobie, że zaangażuje się w związek tylko z
człowiekiem, który jest jej przeznaczony. Mężczyzna, który postawi ją na
pierwszym miejscu, przed pracą. Luke Holloway taki nie był. Był
pracoholikiem, który łatwo się nudził. Jego związki trwały tylko parę tygodni.
Otwierając się trochę, powiedział jej o swojej przeszłości. Była zupełnie
pewna, że stworzył wokół siebie dużo barier, żeby mieć pewność, że nikt się
do niego nie zbliży. Nie, Luke nie był Panem Właściwym. Musiała to sobie
uzmysłowić.
Usłyszała, że jego oddech stał się głębszy i regularny - z pewnością
zasnął.
Zaraz potem i Sara zasnęła, obracając się plecami do niego.
Następnego ranka Sarę obudziło światło przebijające się przez firanki.
Ospale zaczęła otwierać oczy - i wtedy zdała sobie sprawę, gdzie jest. W
łóżku z Luke'em Hollowayem.
R S
47
Ale nie leżała w sposób, w jaki zasnęła ubiegłej nocy, plecami do niego.
Nie. Jej głowa leżała na jego ramieniu, ich nogi były splecione, a jej ręka
spoczywała obok obszycia jego bokserek. Co znaczyło, że pozostało tylko parę
milimetrów pomiędzy jej palcami a jego penisem. Praktycznie go dotykała.
Jak teraz spojrzy mu w twarz? Jego oddech był równy, regularny i
głęboki. Pewnie jeszcze spał. Gdyby mogła tylko przesunąć swoją nogę, nie
budząc go, zabrać rękę i wykręcić się z jego ramion, to mogła uratować
sytuację.
Zaczęła się przesuwać bardzo uważnie i delikatnie. Wtedy poczuła
delikatny ruch jego piersi.
- Więc śpiąca królewna wreszcie się obudziła - powiedział ze śmiechem.
R S
48
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Żenujące. To było zupełnie, całkowicie żenujące. Luke nie spał cały czas
- i był w pełni świadomy, gdzie leżały jej ręce.
- Dawno się obudziłeś? - zapytała, cicho modląc się, aby odpowiedź była
przecząca.
Nie była.
- Wystarczająco dawno - powiedział.
Gorzej, coraz gorzej. Musiał tak leżeć od wieków.
Sytuacja musiała być niezręczna także dla niego. Szybko się podniosła.
- Przykro mi, Luke. Ja nie... - Jej głos zgasł i poczuła, że jej twarz płonie.
- Wiem, że nie. Nic się nie stało.
Ale jej tak. Była bardzo zakłopotana.
- Lubię czuć twoje ręce na sobie. - Wyciągnął wolną rękę w jej stronę,
przeciągając dłonią po jej kształtach. - I lubię trzymać swoje ręce na tobie.
- Myślałam, że powiedziałeś, że... Powinniśmy być dorośli w tych
sprawach. Że możemy dzielić pokój... łóżko.
- To było ubiegłej nocy. Teraz jest teraz. Inny dzień, inny punkt widzenia
- posłał jej figlarny uśmiech. - I chcę zauważyć, że to nie ja byłem tą osobą,
która obejmowała kogoś nogą i to nie moja ręka leżała na czyjejś piżamie.
To chwyt poniżej pasa.
Podciągnął się tak, że leżeli twarzą w twarz. Jednym ramieniem opasywał
ją, trzymając blisko siebie. Jego niebieskie oczy były leniwe, seksowne i
zniewalające.
- Dzień dobry - powiedział miękko.
- Dzień dobry. - Ledwie zdołała wydobyć z siebie słowa. Pod jego
seksownym spojrzeniem ledwo mogła oddychać.
R S
49
Pochylił lekko głowę i pocałował czubek jej nosa.
- Saro.
To było nieprawdopodobnie kuszące. Mogła zobaczyć na jego twarzy,
czego pragnie. Tej samej rzeczy pragnęła ona.
- Nie powinniśmy tego robić - ostrzegła, a jej głos drżał.
- Wiem. To rzeczywiście zły pomysł. Powinniśmy mieć więcej
samokontroli.
- Znamy się tylko od paru tygodni - zauważyła.
- To wystarczająco długo. Już cię poznałem. Jesteś apodyktyczna.
- Apodyktyczna?
- Tak, ale wybaczam ci, ponieważ jesteś dobra w tym, co robisz i dobrze
się z tobą pracuje. - Kochasz kolor różowy. Masz fioła na punkcie historii,
lubisz dziewczęce filmy i teatr, wierzysz we wszystko, co piękne, jesteś
wystarczająco szalona, żeby lubić porządkowanie dokumentów; grasz na piani-
nie, lubisz lody i taplanie się w morzu. Co jeszcze powinienem wiedzieć?
- Myślę, że nic. Ale ja nie wiem nic o tobie. Tylko tyle, że jesteś
milionerem, który nie znosi bałaganu. Lubisz wykwintne czekoladowe
ciasteczka, pijesz czarną kawę z jedną łyżeczką cukru, ćwiczysz kickboxing i
squasha i nigdy nie oglądasz telewizji. Słuchasz rocka i gustujesz w drogich
samochodach. To niewiele, Luke.
- To niewiele więcej, niż ja wiem o tobie.
- Być może.
- Jestem płytki jak kałuża. Jak piekło.
- Jesteś bardziej jak cicha woda.
- Cicha woda - analizował jej słowa. - Myślę, że nikt mnie tak dotąd nie
nazwał. I nie jestem pewny, czy to zgadza się z innym słowem, jakim mnie
określiłaś - pracoholik.
R S
50
- W porządku. Żyjesz z prędkością stu kilometrów na godzinę, a ja
mieszam przenośnie - powiedziała zagniewana.
- Za dużo mówisz i jest tylko jeden sposób, aby cię uciszyć.
- To takie staromodne.
- Chociaż prawdziwe. Jest tylko jedna rzecz, o której mogę teraz myśleć.
Pocałowanie cię. Dotknięcie.
- To są dwie rzeczy.
Jęknął.
- Naprawdę chcę cię pocałować. Pragnę cię od wielu dni, Saro.
Prawdopodobnie od momentu, gdy weszłaś do biura i zaczęłaś mną
dyrygować.
To samo było z nią. Dlatego zgodziła się zostać dłużej jego osobistą
asystentką, zamiast skończyć pracę likwidatora problemów i przejść do następ-
nego klienta.
- Ja ciebie również - wyznała.
- Mamy więc logiczne wytłumaczenie. Tak się cieszę, że się ze mną
zgadzasz - powiedział miękko i pocałował ją.
Sara całowała przed nim kilku mężczyzn. Ale to... To było coś innego.
Uczucie ust Luke'a na swoich sprawiło, że czuła każdy nerw i krew płynącą w
żyłach.
Przyciągnął ją w pasie. Opuszkami palców musnął jej skórę, a ona drżała,
chcąc więcej. Przyjmując zaproszenie, pozwolił swojej ręce prześlizgnąć się w
górę jej ciała, aż dotarła do piersi.
Jego kciuk pocierał stwardniały sutek. Ale dotyk jej nie wystarczał.
Chciała więcej.
- Podoba ci się? - zapytał cicho.
- Mmm. - Nie mogła znaleźć właściwego słowa.
R S
51
- A jak to? - Ku jej przerażeniu otworzył usta nad jej brodawką, ssąc ją
przez górę piżamy. Puls zaczął jej gwałtownie bić i nie mogła oprzeć się
konieczności zanurzenia palców w jego włosy.
- Biorę to za przyzwolenie - szepnął, podciągając w górę jej piżamę.
W ten sposób ukrył twarz w jej ciele, cyrkulując koniuszkiem języka
wokół jej pępka. Zamknął usta na jej brodawce. Efekt był dużo lepszy.
Dręczące uderzenia jego języka spowodowały, że wygięła się do tyłu.
I potem wślizgnął rękę pomiędzy jej uda, obejmując ją dłońmi przez dół
piżamy. Obrócił rękę, tak że pocierał jej łechtaczkę, aż nie mogła stłumić
krzyku pożądania.
- Luke.
Całował jej usta, mocno, potem zaczepił palcami o pasek spodenek i
zaczął je ściągać w dół.
Podniosła biodra i drżała, gdy całował jej uda. Jęknęła, gdy rozluźnił je
delikatnie i klęknął pomiędzy nimi.
- Luke, doprowadzasz mnie do szaleństwa - wyszeptała.
- O to mi chodziło - jego głos brzmiał zmysłowo.
Wiła się w oczekiwaniu, gdy pociągnął palcem wzdłuż jej gorącego
wnętrza - a potem powtórzył wszystko od początku.
- Proszę - wyszeptała.
Zrobił to znowu. I znowu. A potem podniósł się lekko i poczuła jego
oddech na swojej skórze. Pragnęła, by to zrobił.
- Smakujesz tak słodko - szepnął.
W odpowiedzi przechyliła biodra. Poczuła go podnoszącego się powoli.
- Chyba nie zamierzasz teraz przestać?
- Nie zamierzam.
- Więc o co chodzi? - otworzyła oczy i wpatrywała się w niego.
R S
52
- Sprawdzam, czy jesteś pewna, że wiesz, co robisz.
- Oczywiście, że jestem.
- Ponieważ jeśli spojrzysz na to logicznie, to jest naprawdę zły pomysł.
Prawda. Chociaż właśnie teraz zatrzymanie dotyku było czymś gorszym.
- Tak. To samo jest ze mną. - Potem wziął jej rękę i otoczył nią swojego
wzniesionego członka.
Zacisnęła palce i kołysała ręką powoli, chcąc dręczyć go w sposób, w jaki
on robił to z nią.
- Saro, nie mogę myśleć jasno. Wszystko, czego chcę, to zagłębić się w
tobie.
- Więc zrób to - powiedziała. - Wybuchnę, jeśli tego nie zrobisz.
Zacisnęła palce wokół jego ostrza i przeciągnęła je powoli z góry na dół.
Tylko raz. Przełknął ciężko.
- Potrzebuję prezerwatywy. Teraz.
Wyskoczył z łóżka. Sara zdała sobie sprawę, że zdjął bokserki w tym
samym czasie, gdy zsunął z niej dół piżamy. Nagi Luke był wspaniały - zupeł-
nie nieświadomy siebie i cudowny. Jego ciało było wyrzeźbione i doskonale
stonowane. Poruszał się z gracją, jak tancerz.
Wyjął prezerwatywę z kieszeni i wrócił do łóżka. Wtedy uderzyło ją, że
nosił prezerwatywy w kieszeni.
- Często to robisz? - zapytała.
- Co?
- Śpisz z personelem.
- Nigdy - wyglądał poważnie. - To nieprzekraczalna zasada.
I jakby czytał w jej myślach, powiedział miękko:
- Mówiąc dokładnie, nie jesteś moim personelem. Jesteś moją
konsultantką. Jesteś szefem samej siebie. - Masz piękne włosy. Chciałem to
R S
53
zrobić zeszłej nocy, ale oprócz tego, że byłem zmęczony i nie chciałem zrobić
czegoś niewłaściwego w stosunku do ciebie.
Zadrżała.
- I zamierzasz zrobić coś dla mnie teraz.
- Saro, ja ledwie zacząłem.
- Więc jesteś w tym dobry. I masz wielkie doświadczenie.
Westchnął.
- Tak. Robię dobrze to, co lubię robić. Jak kochanie się. - Tak, w
przeszłości wiele ćwiczyłem. Ostatnio nie miałem jednak dużo czasu. Wiem, o
co naprawdę pytasz, więc odpowiem ci. Wiele romansowałem, ale jestem
wybredny. I wbrew temu, co piszą w plotkarskich gazetach, nie sypiam z
każdym, kto nosi spódnicę.
Przechylił się i musnął ją swoimi wargami.
- Przestań myśleć. Tylko czuj - spojrzał na nią i rozluźnił górę jej piżamy.
Potem zdjął ją, obnażając piersi.
- Lubię to. Bardzo. Pragnę poczuć twoją skórę na swojej.
Nurtowało ją to, co powiedział.
- Uprawiasz dużo seksu?
Westchnął.
- Saro, lubię seks. Lubię dobry seks. I lubię dużo seksu. Ale jak ci
powiedziałem, jestem wybredny. - Zamilkł. - Musisz zrozumieć jedno. Nie
działam na rynku po to, aby się ożenić i żyć długo i szczęśliwie. Więc jesteśmy
tylko ty i ja, tu i teraz. To nie jest deklaracja zamiarów i nie zamierzam tak po-
stępować. Chcę usunąć ten stan niepewności. Więc możemy wrócić do
normalności i pracować razem. Saro, lubię cię. Myślę, że ty też mnie lubisz.
Inaczej byś ze mną nie pracowała. Więc w czym problem?
- Znasz go. Nie szukam związku.
R S
54
- Dobrze.
- I nie mam zwyczaju sypiać ze wszystkimi dookoła.
Uśmiechnął się.
- To sprawia, że czujesz się lepiej. Nie myślę, że jesteś kokotą. To nie
dlatego jesteś naga - dobrze, prawie naga - i w łóżku ze mną. To jest...
- ...z powodu hotelowego bałaganu i tego, że nie mieliśmy innej
alternatywy? - skończyła za niego.
- Tak przypuszczam. Chociaż muszę powiedzieć, że jest to szczęśliwy
traf. I jak powiedziałem, będę miał kłopoty, żeby trzymać ręce z dala od ciebie.
Kiedy jesteś w biurze, patrzę, jak pracujesz przy komputerze, i myślę, żeby
podejść, podnieść cię z krzesła i kładąc na biurku...
Wślizgnął rękę pomiędzy jej uda. Koniuszki jego palców muskały jej
skórę.
- Dotykać cię. Smakować. Doprowadzić do krzyku rozkoszy.
- Luke - szepnęła.
- Chcę być w tobie, Saro. Właśnie teraz. I myślę, że ty też chcesz, abym
tam był. - Przesunął ręką, aby znowu zagłębić się w jej wnętrzu. - Jesteś
gorąca.
Tak gorąca, że płonęła. Ledwie mogła wydobyć słowa. Koniuszki jego
palców ślizgały się po łechtaczce, tak aby rozpalić ją jeszcze bardziej.
Wstrzymała oddech, gdy wsunął w nią palec.
- I mokra - powiedział.
- Tak.
- Gotowa na mnie - zamilkł. - Powiedz to.
- Jestem gotowa, by cię przyjąć.
- Jesteś wspaniała, Saro.
- Tylko słowa, żadnego działania, panie Holloway?
R S
55
Posłał jej wilczy uśmiech.
- Będziesz błagać, żebym przestał.
Rozerwał opakowanie i nałożył prezerwatywę.
- Czy to groźba?
- Obietnica - skorygował, a jego niebieskie oczy błyszczały z pożądania.
Tym razem jego pocałunek był gorętszy. Bardziej pożądliwy.
- Luke - wyszeptała.
W odpowiedzi włożył w nią palec. Bardzo, bardzo powoli. Tak powoli,
że doprowadził ją do szaleństwa. Naprężyła mięśnie wokół niego, a on
uśmiechnął się.
- Chcesz mi coś powiedzieć? - dręczył ją.
Zwęziła oczy, patrząc na niego.
- Wiesz co.
- Nie czytam w myślach - odpowiedział, jego oczy lśniły. - Powiedz to.
- Chcę cię - powiedziała - wewnątrz siebie.
Gdyby zmusił ją do czekania, oszalałaby.
- Proszę, Luke.
Uśmiechnął się i powoli w nią wszedł. Został tam na chwilę, pozwalając
jej poczuć go. Oplotła go nogami, zmuszając, aby wszedł głębiej.
Przerzucając swoją wagę na ramiona, zniżył się, aby muskać jej usta
swoimi. Zbity materac poszedł w zapomnienie. Wszystko, na czym mogła się
skupić, to poczucie jego ciała poruszającego się w niej i dotyk jego skóry.
W momencie, gdy jej orgazm eksplodował, przytrzymał ją bliżej,
szepcząc nieustannie jej imię. Czuła, że on również osiągnął szczyt.
Odsunął się delikatnie, przewrócił na plecy i podciągnął tak, że trzymał ją
blisko siebie. Była szczęśliwa, że słyszała bicie jego serca.
R S
56
- Muszę coś zrobić - powiedział w końcu, głaszcząc jej włosy. -
Przepraszam na chwilę.
Wstał z łóżka i usłyszała lejącą się wodę. Czar minął i pomyślała o tym,
co zrobili. Jaka była głupia.
Jej wątpliwości musiały być widoczne, ponieważ po powrocie z łazienki
zapytał:
- Co się dzieje?
- Masz rację. To był zły pomysł. Przecież razem pracujemy.
- Już przez to przechodziliśmy. Wszystko jest w porządku. Odpręż się.
Jesteśmy profesjonalistami, więc to nie wpłynie na pracę. - Pocałował ją lekko.
- Pozwolę ci pierwszej wziąć prysznic. Później zjemy śniadanie, obejrzymy
hotel i przedyskutujemy parę spraw. Powinniśmy wyjechać stąd po lunchu.
- W porządku - zamilkła. - Czy mógłbyś podać mi piżamę? Lub zamknąć
oczy?
Pocałował czubek jej nosa.
- Jeśli cię to uszczęśliwi...
- Dziękuję - założyła piżamę i poszła do łazienki.
R S
57
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Kiedy Sara wynurzyła się z łazienki, już ubrana, Luke siedział na łóżku,
opasany prześcieradłem i pracował na laptopie. Obok niego leżała sterta ubrań.
- Łazienka jest twoja - powiedziała.
- Dziękuję.
W czasie gdy się kąpał i ubierał, ona zajęła się sprzątaniem pokoju.
- Możemy iść na śniadanie? - zapytał, gdy wyszedł z łazienki.
Jego włosy były wilgotne i rozczochrane. Wyglądał doskonale, ale jego
ton był wymijający i obojętny.
Jak gdyby byli kolegami. Było tak, jak chciała, nieprawdaż? Zauważyła
jego służbowe spodnie i świeżą, białą koszulę.
- Nie noszę krawata - wzruszył ramionami. - Co jeszcze miałbym
założyć?
- Jesteśmy nad morzem. Nie będziesz przecież taplał się w wodzie w
spodniach. Potrzebne ci szorty.
- Nie, nie potrzebuję ich. Poza tym szorty nie pasują do butów.
Zeszli razem do hotelowej restauracji prawie pod koniec wyznaczonego
na posiłek czasu. Tylko jeden stolik był zajęty. Sara zdecydowała się na
szwedzki stół, wybierając owoce i jogurt. Luke zamówił tosta. Kawa była
odgrzewana.
Może to była ich wina, że przyszli tak późno - pomyślała, ale czy
zaparzenie dzbanka świeżej kawy wymaga tyle wysiłku? Zauważyła, że masło
nie rozpuściło się na toście Luke'a, co znaczyło, że był zimny.
- Więc jakie plany na dzisiejszy ranek? - zapytała.
- Rozejrzyjmy się dookoła. Zapamiętaj jak najwięcej szczegółów. Teraz
jest tu spa, więc możesz iść na zabiegi.
R S
58
- Jakie zabiegi?
Rozłożył ręce.
- Nic co lubisz. Rachunek dla mnie. Niestety nie mogę wypróbować ich
na sobie. Zamierzam skorzystać z hotelowego basenu.
- Przecież mężczyźni też mogą mieć masaż.
Zajęczał.
- Proszę. Czy tak rozmawiasz ze swoim bratem?
- Tak, z obydwoma.
Dziesięć minut potem napisała mu:
- Salon piękności pełny. Idę na spacer po plaży. Zadzwoń, kiedy będziesz
gotowy.
Prawie natychmiast jej telefon zadzwonił.
- Już jestem gotowy, więc mogę się z tobą przejść - powiedział Luke.
- Myślałam, że zamierzałeś popływać?
- Basen jest wyłączony ze względu na awarię. Więc myślę, że musimy
porozmawiać przy kawie.
- Z zastrzeżeniem, że gdzieś indziej. Tego ranka była nie do wypicia.
Możemy porozmawiać przy latte.
- Czy to oznacza, że nie chcesz tam zjeść również lunchu?
- Mam lepszy pomysł. Pominiemy lunch i zjemy lody na plaży.
Westchnął.
- Będziesz marudzić, aż to osiągniesz, prawda?
- Absolutnie. I moje pływanie w morzu. Nasze pływanie - poprawiła się.
- Gdzie jesteś?
- W recepcji.
- Zostań tam. Spotkamy się za chwilę.
R S
59
Dołączył do niej po paru minutach i skierowali się w stronę nabrzeża.
Znaleźli małą kafejkę, gdzie kawa była wyśmienita i pachniało smakowicie be-
konem. Aż zaburczało jej w żołądku.
Luke zdusił uśmiech.
- Potrzebna kaloryczna czekolada? - zapytał.
- Kaloryczna kanapka z bekonem byłaby lepsza.
- To jest drugi najlepszy pomysł, jaki miałaś tego ranka.
Czy pierwszym było kochanie się z nim?
- Znajdź nam stolik, a ja pójdę zamówić latte.
Dołączył do niej, niosąc kawę. Wkrótce podano kanapkę z idealnie
kruchym bekonem oraz domowej roboty pomidorowy ketchup.
- To - powiedziała po zjedzeniu pierwszego kęsa - jest fantastyczne. I to
jest to, co powinien zaoferować hotel dziś rano. Założę się z tobą o wszystko,
co chcesz, że ich bekon był odgrzewany w mikrofali.
- Nie jesteś pod wrażeniem hotelu, prawda? - zapytał Luke.
- I jeśli naprawdę chcesz, abym wymieniła, co jest złe...
- Spróbuj.
Zabrało jej to osiem minut.
- Masz absolutną rację - powiedział, kiedy skończyła.
- Ale? - zobaczyła odpowiedź na jego twarzy.
- Ale czy to nie brzmi jak wyzwanie? - zapytał. - Czy nie powoduje, że
chcesz tam pójść i zrobić porządek?
Westchnęła.
- Wiem, że lubisz wyzwania, Luke, ale myślę, że to miejsce wymaga zbyt
wiele pracy. I jest to prawdopodobnie zinwentaryzowane. Chcąc to przejść,
będziesz musiał przedrzeć się przez tony papieru.
Spojrzał na nią zdziwiony.
R S
60
- Mój rodzinny dom jest zinwentaryzowany - wyjaśniła - więc wiem, ile
pracy włożyli w to moi rodzice. To może stać się koszmarem. Szczęśliwie
znamy błyskotliwego architekta, Maxa Taylora, który specjalizuje się w
odrestaurowywaniu i inwentaryzacji budynków. On ma fantastyczne
kontakty, co zaoszczędziło mnóstwa czasu. Powiedział, co dokładnie musi być
zrobione i kto może to zrobić. Poszło więc stosunkowo gładko.
- Użyteczny kontakt. Może mogłabyś nas sobie przedstawić?
- Oczywiście. Mogę ci powiedzieć, że on nie przyjedzie aż tutaj. Pracuje
tylko na swoim terenie.
- Zobaczymy.
Wyraz jego twarzy mocno się zmienił i obawiała się, że znowu powstała
pomiędzy nimi bariera. Jego oczy przybrały stalowy kolor i nie miała pojęcia,
o czym myśli. Co takiego powiedziała, że wywołało taki efekt? Wyraźnie było
związane z rodziną. Jeśli nie chciała zrobić z niego milczka, powinna skiero-
wać rozmowę na temat, który wydawał mu się bezpieczny. Pracę.
- Nie sądzę, aby był to plan wykonalny, ponieważ może zabrać cały twój
czas. Hotel byłby zamknięty przez miesiące, zanim skończyliby naprawy i
przeróbki, więc na początku będziesz tracił pieniądze.
Luke uśmiechnął się.
- Myślę, że to nie problem.
- Oczywiście. Jesteś milionerem. Ale czy to warte zachodu?
- Mojego czasu?
- I życia towarzyskiego. Będziesz musiał latać stąd do Londynu.
Zapomnij o przyjęciach.
Wzruszył ramionami.
- Już powiedziałem, że nudzą mnie przyjęcia.
I twoje wspaniałe, egzotycznie wyglądające przyjaciółki?
R S
61
- Pomyślałeś o swoich klientach? - zapytała.
- Będą to miejscowi, czy spodziewasz się, że ludzie będą podróżować
przez pięć godzin z Londynu?
- To jest coś, nad czym trzeba się zastanowić - powiedział. - Ale, jak
powiedziałem, zamierzam zbudować sieć. Wszystko w miejscowościach
uzdrowiskowych i terenach nadmorskich jak ten. Wszystkie z dobrym, prostym
jedzeniem. Dobry serwis w starym stylu i zabiegi spa. Mógłbym nawet
oferować wspaniałe lokalne wody mineralne tak, jak ludzie czerpali je sto lat
temu.
Znowu znalazła żar w jego oczach. Nie przypuszczała, jaki miał na nią
wpływ. Naprawdę powinna się opanować. Nawet jeśli Luke zmienił swój po-
gląd na związek, ona nie.
- Właśnie. Wystarczy tej pracy. Chcę mojego spaceru po plaży -
powiedziała, zmuszając się, aby jej wypowiedź brzmiała wesoło. I lodów z
płatkami czekoladowymi.
Gdy spacerowali plażą, Luke zauważył mężczyznę uczącego swojego
małego synka, jak puszczać latawiec. Więcej niż dwadzieścia lat temu Luke
stał na tej samej plaży, robiąc dokładnie to, co ten chłopczyk: poświęcał całą
uwagę człowiekowi, który trzymał motek z nitką i wyjaśniał, jak go trzymać.
Swojemu ojcu.
Sara zauważyła, na co patrzy.
- Robiłeś to kiedyś jako dziecko?
Skinął głową.
- Pamiętam, że miałem niebieski latawiec, tradycyjnego kształtu z
naprawdę długim, czerwono-żółtym ogonem. - Na tej plaży tata uczył mnie,
jak nim sterować. Musiałem mieć wówczas około czterech lub pięciu lat. Nie
umiałem utrzymać napiętej linki i latawiec spadał na ziemię. Tata oczyszczał
R S
62
go z mokrego piasku i trzymał, aż w końcu poleciał. Czułem się fantastycznie,
gdy widziałem mój fruwający latawiec i uświadomiłem sobie, że dokonałem
tego sam - potrząsnął głową. - To było dawno temu. Nic ważnego.
Owinęła swoje palce dookoła jego.
- Pamięć pomaga w zachowaniu tożsamości.
- Nawet złej?
Słowa padły, zanim zdołał je zatrzymać. Straszne.
- Zapomnij, że to powiedziałem.
- Nawet złej - powiedziała, chwytając ponownie jego rękę - bo ona uczy,
czego nie chcesz od życia.
Coś w jej głosie zaalarmowało go. Spojrzał na nią, otrząsając się ze
swojego koszmaru.
- To brzmi osobiście.
- W przeszłości podjęłam kilka naprawdę złych decyzji. Pamiętasz, co
powiedziałeś o mnie wierzącej każdej milej osobie, zanim okaże się inaczej?
Poznałam kogoś, kto nie okazał się taki miły.
Domyślał się, że chodzi o mężczyznę, który ją zranił. Szybko zacisnął
swoje palce wokół jej, aby pokazać swoje zrozumienie i sympatię.
- Ale zawsze należy na to patrzeć pozytywnie. Robiąc błąd, zraniłam się
bardzo, ale to pomogło mi zdać sobie sprawę, czego nie chcę. I nie powtórzę
moich błędów.
- Czy to ostrzeżenie? Czy dzisiejszy ranek to błąd? - zapytał delikatnie.
- Nie wiem. A czy był to błąd dla ciebie? - zapytała.
Miał wrażenie, że pomimo ich uzgodnień, Sara wierzyła w szczęśliwe
zakończenie.
- Również nie wiem. Nie planowałem tego.
R S
63
- Może - powiedziała - oboje planujemy zbyt dużo. Może powinniśmy
tylko... zobaczyć, jak się to ułoży.
Kolory wykwitły jej na policzkach. Chciał ją całować, zatracić się w niej.
- Zobaczymy.
Gdy doszli do przystani, Sara pokazała mu napisaną kredą wskazówkę
kierującą do punktu rejsów łodzią. Przeczytał ją prędko.
- Chcesz wypłynąć i zobaczyć foki?
- I maskonury - dodała z uśmiechem. - To tylko półtorej godziny. Zamiast
pływania w morzu.
- Możesz płynąć, jak chcesz. Ja w tym nie gustuję.
- Hej, jeśli zamierzasz wejść w biznes hotelowy nad morzem i
organizację wolnego czasu swoich gości, musisz wiedzieć, co jest oferowane,
aby móc doradzić swoim gościom.
- Jeśli nie zamierzam inwestować tutaj, nie ma po co zagłębiać się w
miejscowe atrakcje - zripostował.
- Potrzebujesz punktu odniesienia. Czegoś, dzięki czemu możesz ocenić
innych.
Westchnął.
- Jeśli nalegasz, pojedziemy i zobaczymy foki.
- Jesteś pewien, że możesz usiedzieć w jednym miejscu i nie używać
swojego telefonu komórkowego? - dręczyła go.
- Nie, ale to zrobię, jeśli dasz spokój z szortami i pływaniem.
- Dobrze. Och, to mój pomysł, więc ja płacę.
- Al...
- Bez dyskusji - ucięła.
W porządku. Płacił rachunki za wszystko inne w ten weekend. Nie chciał,
by czuła się źle.
R S
64
- Dziękuję - powiedział taktownie.
Kupiła bilety. Przyszli o idealnej porze. W łodzi było mało miejsca, więc
musiał siedzieć bardzo blisko niej.
Na skałach foki wygrzewały się na słońcu. Tworzyły rodzinę. Byk duży i
opiekuńczy. Krowa chroniąca towarzyszącą jej fokę i młode tulące się do
rodziców.
Był oczarowany fokami. Olbrzymie czarne oczy i pyski, prawie jak u
spaniela. Niektóre ześlizgnęły się do wody, nurkując i wynurzając się
ponownie w niewiarygodnej odległości.
Rzucił okiem na Sarę. Uśmiechała się i wyglądała jak prawdziwa
angielska róża. Musiał poczynić wysiłek, aby powstrzymać się przed poca-
łowaniem jej.
- Są wspaniałe, prawda?
- Tak - zgodził się.
Słuchał opowieści załogi o Old Horse Rocks i fokach. Patrzył na
maskonury nurkujące w wodzie, znacznie mniejsze, niż się spodziewał.
Podpłynęli też do zatoczki przemytników.
- Wiesz, wyglądałbyś świetnie jako pirat - powiedziała Sara, uśmiechając
się szeroko.
- Nie noszę szortów ani przepaski na oku.
Bardzo lubił sposób, w jaki się z nim przekomarzała. Przekrzywił głowę
tak, że mógł wyszeptać do jej ucha:
- Jeśli prosisz mnie kochanie, żebyśmy pobawili się w piratów dzisiaj
wieczorem, to można to zorganizować.
Zaczerwieniła się jak latarnia morska. Dobrze. Odzyskał kontrolę nad
sprawami. Czyli było tak, jak lubił.
R S
65
ROZDZIAŁ ÓSMY
Kiedy dopłynęli do stałego lądu, Sara zapytała:
- Podobało ci się?
- Foki były wdzięczne.
- Ale?
- To nie jest moje ulubione zajęcie - odpowiedział szczerze.
Kiedy nic nie odpowiedziała, westchnął.
- Zbyt dużo dzieci.
- Nie lubisz dzieci?
- Moje wyobrażenie piekła - powiedział - to praca w żłobku lub szkole.
Czy dyżur na boisku szkolnym.
- Więc nie chcesz mieć własnych dzieci?
Absolutnie nie. Miał nieszczęśliwe dzieciństwo.
Ojciec i matka stale pod wpływem środków uspokajających. Luke nie był
swoim ojcem, ale nie miał zamiaru próbować.
- Małżeństwo i dzieci są poważnie przereklamowane.
- Są bardziej związane z normalnym życiem niż praca. Bez dzieci rasa
ludzka wyginie.
- Chyba masz rację. Ktoś musi produkować dzieci. Ale nie mam zamiaru
być nim ja.
Uderzyło go pewne spostrzeżenie:
- Więc rozglądasz się za małżeństwem i dziećmi?
- Nie w tej chwili. Ale ogólnie, tak. Kiedy spotkam właściwą osobę.
- Pan Właściwy? Czy naprawdę wierzysz w tę bajeczkę?
- Moi rodzice są razem od trzydziestu pięciu lat. Mój brat Rupert jest
zaręczony. I myślę, że Justin też ma kogoś - chociaż utrzymuje to w tajemnicy.
R S
66
Wpadał w paranoję. Jego relacja z Sarą jest czysto biznesowa lub była do
dzisiejszego ranka. Ale fantazjował o Sarze Fleet od pierwszej sekundy, kiedy
się z nią spotkał.
Chciał już skończyć rozmowy o ślubach i rodzinach. Były to tematy
wykraczające poza bezpieczną dla niego strefę.
Rzucił okiem na zegarek.
- Muszę zadzwonić. A ty co zamierzasz?
- Pójdę na spacer. Może zjem lody, które sobie obiecałam.
- Pewnie. Zobaczymy się w pokoju, jak będziesz gotowa.
Nie wyglądała na zbyt oczarowaną pomysłem powrotu do tego
beznadziejnego hotelu.
Stwierdził jednak, że telefony mogą poczekać. Było coś innego, co
musiał zrobić najpierw.
W parę sekund znalazł w Internecie właściwe miejsce. W starym stylu.
Miejsce z historią i oszałamiającym widokiem na zatokę. Najlepszy apartament
był wolny, gdyż w ostatniej chwili anulowano rezerwację.
Zapłacił rachunek w recepcji.
- Przykro mi. Wydarzyło się coś takiego, że musimy natychmiast
wyjechać - powiedział. - Ale oczywiście, zapłacę za dzisiejszy nocleg.
Właśnie kończył pakowanie ich rzeczy, gdy do pokoju weszła Sara.
- Co robisz? - Zapytała zszokowana.
- Wyjeżdżamy.
- Co, teraz? - Rzuciła okiem na zegarek. - Wyjeżdżając o tej porze, nie
będziemy w Londynie wcześniej niż przed dziesiątą wieczorem. I to jeśli nie
zatrzymamy się po drodze.
- Nie jedziemy do Londynu - wyjaśnił. - Przeprowadzamy się.
- Co?
R S
67
- Myślę, że dziś w nocy oboje zasługujemy na normalny materac.
- I dlatego spakowałeś nas oboje.
- Tak było szybciej. Idziemy.
Wiedziała, że jak Luke wbił sobie do głowy, że coś zrobi, nie odpuści.
Nie było sensu dalej dyskutować, więc po prostu poszła za nim do samochodu.
Hotel, który zamówił, był oddalony tylko o parę minut i z zewnątrz
wyglądał nieskazitelnie. Doskonała elewacja i parking z tyłu budynku. Nie
było mowy o pęknięciach tynku, a okna lśniły czystością.
Wewnątrz było jeszcze lepiej. Luke ponownie nie pozwolił jej wnieść
walizki. Odebrali klucz od uśmiechniętej recepcjonistki i wjechali windą na
najwyższe piętro. Podłoga była czysta, a dywan tak gruby, że można było
zatopić w nim stopy.
- Nasz apartament - powiedział Luke, otwierając drzwi i wprowadzając ją
do środka. - Rozejrzyj się i powiedz, co myślisz.
Był olbrzymi. Salon z komfortowymi sofami, stolikiem do kawy i
dodatkowym stolikiem, na którym stał czajnik, wybór kaw, herbat oraz fantas-
tyczne ciasteczka.
Francuskie okna prowadziły na balkon z oszałamiającym widokiem na
zatokę Scarborough. Pomyślała, że będą mogli oglądać stąd zachód słońca. Na
balkonie był żelazny, misternie kuty stolik i dwa krzesła.
Ku jej zdumieniu, apartament zawierał dwie łazienki, jedną z prysznicem,
a drugą z jacuzzi wyposażone w bezpłatne przybory toaletowe i kąpielowe
podomki.
Była tylko jedna sypialnia z dużym łóżkiem.
- To nie znaczy, że spodziewam się, że będziesz ze mną spać - powiedział
Luke delikatnie. Zachowam się jak dżentelmen i będę spać na sofie. Jeśli
chcesz.
R S
68
Zostawił jej wybór.
- To jest duże łóżko - powiedziała.
- Królewskich rozmiarów, zgodnie z tym, co powiedziała dziewczyna w
recepcji - zauważył.
- I możemy się nim podzielić bez...
Wtedy zobaczyła na jego twarzy uśmiech.
- Co?
- Przypomniałem sobie przebudzenie dzisiejszego ranka. - Wyraźny blask
w jego oczach. Rozbawienia wymieszanego z pożądaniem.
Jego uśmiech poszerzył się.
- Nie miałem na myśli dzielenia łóżka, jeśli nie chcesz.
Chciała zaprotestować. Zwłaszcza że apartament był olbrzymi, a on
zmienił hotel ze względu na nią.
- Tak mi przykro. To musi kosztować fortunę.
Wzruszył ramionami.
- To nie jest problem.
- Wiesz, powinnam zapłacić za swoją część.
- Nie, to ja zmusiłem cię do przyjazdu do Scarborough. Więc ja płacę.
Bez dyskusji.
- W takim razie dziękuję. Przykro mi, że zrobiłam takie zamieszanie.
Mogłam przespać kolejną noc w poprzednim hotelu.
- Nie, nie mogłaś. Tak jak ja. Pamiętasz tamten hotel. Tamten był
„przed", a to miejsce jest tym po.
- I jest fantastyczne, ale zajęłoby dużo czasu i wysiłku, aby doprowadzić
je do takiego stanu. Musisz naprawdę zrobić właściwą analizę rentowności.
- I przegląd budynku i wycenę prac, które muszą być zrobione. To
prawda. Ale mam też wyczucie biznesowe, instynkt.
R S
69
- Który jest niezawodny?
- Zwykle ma rację - powiedział.
Jęknęła.
- To jest denerwujące. Wiesz, co mam na myśli.
- Bądź dla mnie miła lub będziesz jeść ryby z frytkami w porcie, zamiast
wytwornej kolacji - przekomarzał się.
- Nie ma nic złego w rybie z frytkami. Poza tym nie mam właściwego
ubrania na kolację w tutejszej restauracji.
- Myślałem o serwisie pokojowym. Kolacji na balkonie z widokiem na
morze i oglądaniem zachodu słońca.
Podał jej menu.
- Myślę, że powinnam zamknąć oczy i wybrać coś przypadkowo, bo
właściwie lubię wszystko.
Spojrzała na niego.
- Więc co planujesz?
- Otworzyć hotel, ale prawdopodobnie nie tak duży jak ten. Może
czternaście lub piętnaście pokoi. Małych i ekskluzywnych.
- Rozszerzając to w sieć.
- Tak.
Wiedziała, że to zrobi. Znajdzie właściwe miejsca, mniej zrujnowane niż
hotel, w którym spędzili poprzednią noc i zmieni je w coś spektakularnego.
W końcu wybrała jedzenie - pieczony na chlebie ser Brie w żurawinowej
okrasie, potem dorsza z bazylią i risotto z parmezanem.
- Jesteś łakomczuchem.
- Cieszę się jedzeniem. Wolę to, niż skubać liść sałaty i wyglądać
modnie. I być przy tym nieszczęśliwą.
R S
70
Przypomniała sobie szczupłe modelki, które widziała z nim na zdjęciach
w serwisach plotkarskich.
- Przykro mi, ale nie będę komentować twojego... hm... smaku w
wyborze kobiet.
Zaśmiał się.
- Wiem. Ale wiem też, co masz na myśli. Jest łatwiej cieszyć się
posiłkiem z kimś, kto interesuje się tym, co jemy, niż z kimś, kto zamawia
przekąski na danie główne i odmawia puddingu. I wiesz, one wciąż liczą
kalorie.
Luke wybrał krewetki tygrysie z grilla z cytryną, potem prosty stek,
sałatę i młode pomidory.
- Powrót do męskich wyborów - przekomarzała się z nim.
- Nie, lubię proste, ale dobrej jakości jedzenie.
- A co z puddingiem?
Sara wiedziała, że ma słabość do czekoladowych ciasteczek. Mógł więc
ucieszyć się z czekoladowego puddingu.
- Nie będę się katował, ale ty wybierz, co chcesz.
- Ten pudding, który lubię, to talerz owoców z czekoladowym sosem. Ale
jest go za dużo dla jednej osoby.
- W porządku. Podzielę się z tobą. Teraz wino. Wybrałaś rybę, więc
wypijemy białe. Chablis będzie dobre?
- Cudowne, ale ty zamówiłeś stek?
- Który wspaniale poradzi sobie z dobrym, białym winem. Nie musi być
czerwone - powiedział. - Możemy wziąć szampana, ale myślę, że jest
przeceniony. Wolałbym przyzwoite Chablis - Margaux czy Nuit St. Georges.
Uśmiechnęła się do niego.
- Teraz ty przekomarzasz się ze mną, udając znawcę.
R S
71
- Jeśli zjemy o siódmej - powiedział Luke - będziemy mogli zobaczyć
zachód słońca. Więc złożę zamówienie, korzystając z serwisu pokojowego, i
może wypijemy filiżankę kawy na balkonie.
Rozpakowywanie nie zajęło dużo czasu.
Siedzenie na balkonie i patrzenie na morskie fale było niewiarygodnie
relaksujące. Doskonała przerwa weekendowa.
Luke podwinął lekko rękawy koszuli, eksponując silne ramiona. Był
bardzo pociągający.
Nie miała pomysłu, co się dzieje właściwie teraz między nimi. Czy są
kolegami, czy kochankami? Z pewnością nie przyjaciółmi. Na łodzi zobaczyła,
jak tworzy wokół siebie bariery. Wyglądał na wyraźnie skrępowanego. Ktoś
musiał go bardzo mocno zranić - pomyślała. Nie wspominał nic o żonie i
dzieciach. Chociaż rozwód mógł wyjaśnić, dlaczego był taki przeciwny
związkom, dlaczego nie wierzył w miłość.
Teraz był zrelaksowany i nie zamierzała ryzykować zburzenia tej chwili,
popychając go do dyskusji o przeszłości.
Stukanie do drzwi zawiadomiło o przybyciu serwisu pokojowego -
kelnerki, która szybko postawiła na balkonie stolik z adamaszkowym obrusem,
sztućcami i gazowaną wodę, oraz podążającego za nią kelnera, który przyniósł
wino i przystawki.
Jedzenie okazało się być tak dobre, jak serwis.
- To - powiedziała po pierwszym kęsie serka Brie - jest doskonałe.
Spróbuj.
Posłał jej rozbawione spojrzenie, ale pozwolił jej nakarmić się.
- Zgadzam się, jest dobre - powiedział. - Spróbuj tego.
Było coś zmysłowego w tym, jak otwierała usta i pozwalała mu wsunąć
w nie krewetkę.
R S
72
- Dobre - powiedziała. I nie miała na myśli tylko jedzenia.
Przeszył ją dreszcz na myśl o dzieleniu z nim talerza owoców polanych
czekoladą. Czy zacznie się od puddingu, a skończy na czymś innym?
Ich główne dania były wyborne. Na koniec kelnerka przyniosła talerz
owoców wraz z dzbankiem stopionej czekolady ustawionym na podgrzewaczu.
Sara nakłuła kwadracik piernika i zanurzyła go w czekoladzie. Prawie
podniosła go do ust, gdy Luke pochylił się do przodu i odgryzł go ze szpilki.
- Hej, on był mój - zaprotestowała.
Podniósł brew.
- Myślałem, że to wspólny talerz - powiedział.
- Powinno to działać tak. - I zamoczył kwadrat pierniczka w czekoladzie,
i podniósł do jej ust.
- Otwórz szeroko - powiedział, a jego głos był lekko zachrypnięty.
Taką grę lubiła. Zachód słońca poszedł w zapomnienie i wszystko, na
czym mogła się skupić, to Luke.
- Masz czekoladę w kąciku ust - powiedział, kiedy skończyli.
Nie była pewna, które z nich ruszyło się pierwsze, ale zauważyła nagle,
że siedzi mu na kolanach. Jego usta były wciśnięte w jej, a ręce wplotła w jego
włosy.
- Lepiej wejdźmy do środka - wymruczał.
Och, ratunku. Była tak zaabsorbowana jego pocałunkami, że zapomniała,
gdzie byli.
- Właśnie, jak powiedziałem, zostawimy rzeczy za drzwiami, kiedy
skończymy - powiedział do słuchawki i skradł jej kolejnego całusa - ponieważ
naprawdę nie chcę, by mi przeszkadzano przez resztę wieczoru.
Podniósł ją, podszedł do łóżka i położył na poduszki.
- Zaczekaj na mnie dwie minuty - powiedział, muskając jej wargi swoimi.
R S
73
Słyszała brzęk porcelany i sztućców - z pewnością był zajęty sprzątaniem
po ich posiłku. Drzwi się zamknęły i wrócił do łóżka, zasłaniając ciężkie firany
i włączając lampkę przy łóżku.
- Saro - powiedział.
Wstała i podeszła do niego. Oddając pocałunek za pocałunek, dotyk za
dotyk.
- Potrzebuję cię - wyszeptała.
- Jestem cały twój - powiedział.
Czerpała przyjemność z rozpinania i zdejmowania jego koszuli, badania
jego muskularnego torsu i szerokich ramion. Z patrzenia, dotykania i
smakowania go.
Jej palce podążyły w dół, w stronę jego brzucha.
- Więc do tego przydaje się kickboxing, tak?
- I treningi.
- Właśnie - powiedziała i rozpięła jego spodnie. Przesuwała zamek
bardzo powoli, patrząc na niego, aż jego oddech stał się gwiżdżący.
Więc jego wcześniejsze opanowanie było fikcją. Luke Holloway był
zdecydowanie zainteresowany.
- Zdejmij buty - powiedziała.
- Narzucasz mi znowu swoją wolę, prawda?
Ale zrzucił je.
Uśmiechnęła się.
- A teraz...
Ale gdy przesunęła mu spodnie na wysokość bioder, chwycił ją za
nadgarstki.
- Moja kolej - powiedział.
R S
74
Pozwoliła mu ściągnąć przez głowę top. Potem rozpiął guzik i zamek jej
spodni, które opadły lekko na podłogę.
- Teraz to dopiero widok - powiedział. - Wiedziałem, masz figurę idealną
do noszenia dopasowanej bielizny.
- Naprawdę?
- Te zamszowe szpileczki, które nosiłaś wczoraj... Wyobrażałem sobie
ciebie w nich i w bieliźnie... Dopasowany jedwab i koronki. I sznur czarnych
pereł.
- Fantazjowałeś o mnie? - Ta myśl spowodowała przypływ pożądania.
- Tak. A nawet gorzej - wyznał z łobuzerskim uśmiechem.
- Pokaż mi - prosiła, a rumieniec przemknął jej przez policzki.
Na początku rozpuścił jej włosy. Zsunął paski jej stanika w dół ramion.
- Masz piękne ramiona - wyszeptał, obsypując je pocałunkami - i twoja
skóra jest taka miękka. Powoduje, że chcę cię smakować. I że chcę zrobić to. -
Włożył palec pod koronkowy brzeg i obrysował krawędź stanika.
Każdy nerw wydawał się budzić do życia pod jego dotykiem. Powoli
rozpiął jej stanik, jedną ręką, rzucając go na podłogę i pozwolił jej piersiom
przelać się w jego dłonie.
- Jesteś oszałamiająca Saro.
Kobiety, z którymi się spotykał, były wyższe i znacznie szczuplejsze niż
ona, ale to w Sarze było coś zniewalającego.
Kiedy upadł na kolana naprzeciwko niej i wziął jedną brodawkę w usta,
ugięły się pod nią kolana i musiała podeprzeć się o jego ramiona.
Klęcząc, przechylił się w tył i spojrzał na nią.
- Saro Fleet, poraziłaś mój umysł.
Odczuwała to samo, ale nie chciała mu o tym powiedzieć.
- Teraz moja kolej - powiedziała, kopiując wszystko, co robił.
R S
75
Skończyła rozpinanie jego spodni i przeciągając materiał poniżej jego
bioder, pozwoliła opaść im na podłogę.
Widziała jego erekcję, rysującą się przez miękki materiał jego bokserek.
Posyłając mu figlarny uśmiech, dmuchnęła na nie, tak że poczuł ciepło jej ust.
Głaskała jego uda, jędrne i muskularne.
- Jesteś piękny, Luke'u Holloway. I gdybym była dobrą artystką, z
przyjemnością bym cię namalowała.
- Brzmi jak usprawiedliwienie, że oglądasz mnie nagiego. - Drażnił się z
nią, ale jego głos był drżący. Jej dotyk działał na niego bardziej, niż był gotów
się przyznać.
- A teraz - męczyła go dalej - zważywszy, że zdjąłeś moje ubranie... -
Zdjęła mu bokserki.
- Wystarczy. Jeszcze więcej dręczenia i mogę stracić kontrolę.
Podniósł ją i ciągle całując, zaniósł do łóżka. Położył na miękkie
poduszki i otworzył szufladę sekretarzyka, aby odnaleźć portfel i wyjąć z niego
prezerwatywę. Zacisnęła ręce wokół jego dłoni.
- To jest moje - powiedziała miękko.
Rzucił jej rozżarzone spojrzenie i najbardziej seksowny uśmiech, jaki
kiedykolwiek wiedziała.
Leżał na poduszkach, a ona otworzyła foliowe opakowanie i założyła
prezerwatywę na jego wzniesiony penis, dręcząc go powoli i patrząc mu prosto
w oczy.
- Słyszysz ten postrzępiony dźwięk? - zapytał.
- Nie.
- A ja tak. To moja cierpliwość i samokontrola. Jeśli zamierzasz robić tak
dalej, Saro... Zrób to.
R S
76
- Co się stało z finezją? - przekomarzała się dalej. Kochała myśl, że
zamieniła tego bystrego, inteligentnego mężczyznę w kłębek pożądania.
Stanęła okrakiem nad nim i powoli się obniżała.
- Tak. - To słowo było sykiem przyjemności.
Przesuwał się powoli, aby pogłębić uderzenia, a ona poruszała się,
urozmaicając tempo. Sięgnął powyżej głowy, aby chwycić za poręcz łóżka,
tak, że zbielały mu kostki. Oddech miał coraz szybszy. Kochała fakt, że
doprowadziła go na krawędź przyjemności. Oplótł ją ramionami.
- Spójrz na mnie, Saro - wyszeptał. - Zobacz, co ze mną zrobiłaś.
Spojrzała. Dokładnie to samo zrobił z nią. Poczuła falę przyjemności,
która zaczynała zataczać kręgi w jej ciele. Mogła zobaczyć na jego twarzy
moment szczytowania, który zbiegł się z jej orgazmem. Moment, w którym
oboje spadli z krawędzi rozkoszy. Otoczył ją ramionami i przyciągnął do
siebie. Sara oparła o niego policzek, zadowolona ze sposobu, w jaki trzymał ją
blisko siebie. Wiedziała, że Luke nie jest człowiekiem, który pozwala zbliżyć
się ludziom do siebie, ale po tej bliskości nie mógł ponownie stworzyć bariery
pomiędzy nimi.
Dzielili zbyt wiele.
Uporał się z prezerwatywą i ponownie oplótł ją w talii, trzymając bardzo
blisko.
- Śpij dobrze - powiedział miękko.
- Ty również.
- A jutro...
- Będziemy myśleć o nim, gdy nadejdzie.
R S
77
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Następnego ranka Luke obudził Sarę pocałunkami. Delikatne, słodkie
pocałunki, dzięki którym zrobiło jej się cieplej w środku - ciepło, które
zamieniło się w żar, gdy zaczął odkrywać jej ciało ustami, a rękoma
odnajdywał miejsca, których dotykanie zmuszało ją do mruczenia z przyjem-
ności.
- Mam pomysł - powiedział.
Tak... tak długo jak robił dokładnie to, co robił, ona potwierdziłaby
prawie wszystko.
Jak jego mózg mógł ciągle funkcjonować, podczas gdy jej nie działał do
śniadania?
Upięła włosy i pozwoliła poprowadzić się do łazienki.
Odkręcił kran.
- Tak jak wczoraj mówiłaś, kąpiele spa mogą być przyjemne.
Dodał do wody parę kropli z jednej z buteleczek. Na powierzchni zaczęła
tworzyć się piana. Sara skrzywiła się.
- Wystarczy, jeśli mamy wziąć kąpiel.
Oczywiście, że znał się na tym. Jest przecież właścicielem paru ośrodków
spa i klubów zdrowotnych.
Pomógł jej wejść do wanny, a potem wślizgnął się do wody obok niej.
Zakręcił kurki i włączył jacuzzi, i natychmiast cienka warstwa piany została
pochłonięta przez bąbelki.
Odpędziła myśl, że robił to już pewnie parę razy wcześniej, z
przynajmniej kilkoma różnymi kobietami. Ale mamy tu i teraz. Czyli tak jak
uzgodnili, prawda?
Musnął ją pianą w koniuszek nosa, a potem śmiał się z niej.
R S
78
Ona odwzajemniła się tym samym. Chwilę później bitwa na pianę trwała
w najlepsze. Luke przyciągnął ją do siebie.
- To wstyd, że twoje włosy musiały zostać upięte, ponieważ w kąpieli, z
rozpuszczonymi włosami, wyglądałabyś jak syrena. Wabiąca i zmysłowa.
Zaśmiała się.
- Byłoby ciężko, zwłaszcza że mam nogi zamiast ogona i mój śpiew nie
jest najlepszy.
- W tej sytuacji musisz otumanić mój umysł pocałunkami.
I zrobiła tak.
Rozmawiali tak długo, że prawie spóźnili się na śniadanie. Byli ostatnimi
osobami w restauracji, ale kelnerka przywitała ich pogodnie i przyniosła świe-
żo wyciśnięty sok pomarańczowy. Z naprawdę dobrą kawą.
- Jest niedziela, więc zjemy prawdziwe śniadanie - powiedział Luke i
zamówił jajecznicę, tost z żytniego chleba i chrupiący bekon.
Morskie powietrze i kochanie się z Luke'em dodało Sarze apetytu i
przyłączyła się do niego.
Kiedy skończyli, przechyliła się do tyłu na krześle, z wyraźną oznaką
zadowolenia.
- Doskonale wybrałeś. Dopiero teraz czuję, że mogłabym zawojować
świat.
Zbliżyła twarz do jego twarzy i zaśmiała się. W tej chwili znowu czuła
się na osiemnaście lat.
Luke również wyglądał młodziej. Bardziej beztrosko.
Nie zajęło im wiele czasu spakowanie się, opłacenie rachunku i wyjazd.
- Oszukałem cię wczoraj w kwestii taplania się w morzu - powiedział -
więc może zrobimy to dzisiaj.
R S
79
- Naprawdę nie musisz. - Zmusiła go przecież do wycieczki na foki,
której nie lubił.
- Nie. Masz rację. Świeci słońce, jest lato i jesteśmy nad morzem.
- Jakie ja rzeczy słyszę? - Sara zmrużyła oczy. - Czy zamierzasz mi zaraz
powiedzieć, że nie będziesz dzisiaj pracować?
Zaśmiał się.
- Nie, jestem daleki od tego.
Potem włożyli ich rzeczy do samochodu i poszli na plażę. Ku zdziwieniu
Sary, na brzegu Luke zdjął buty i skarpetki, a potem podwinął spodnie do
kolan. W białej koszuli, częściowo rozpiętej i z podwiniętymi rękawami
wyglądał bardzo seksownie. I tylko fakt, że byli w miejscu publicznym, po-
wstrzymywał ją, żeby chwycić go i wycałować. Zwilżyła dolną wargę.
Zajęczał.
- Nie rób tak, bo mam ochotę cię całować i smakować.
To samo było z nią.
- Potrzebuję zimnego prysznica - powiedział.
- Mogłabym wepchnąć cię do morza. Muszę zjeść loda.
- Po śniadaniu, przecież właśnie jedliśmy?
- Żeby się ochłodzić - powiedziała.
Nie wziął jej za rękę, gdy poszli do małego kiosku. Miała wrażenie, że w
momencie, gdy się dotkną, będą straceni. Kupiła dla nich obojga kornet z
czekoladowymi płatkami. W trakcie jedzenia złapała się, że patrzy na niego
liżącego loda. W odwecie ona ssała końcówkę loda posypaną płatkami
czekoladowymi, aż została ukarana jękiem.
- Będę musiał odwrócić się do ciebie plecami - powiedział - ponieważ
podsuwasz mi na myśl rzeczy, które są zdecydowanie nieodpowiednie na
środku publicznej plaży.
R S
80
- To ty zacząłeś.
- W jaki sposób?
- Liżąc loda.
Miał figlarny uśmiech na ustach.
- Bo uważam, że tak powinno się jeść lody...
- Gdyby nawet. Było to nieprzyzwoite.
Zaśmiał się.
- A to co właśnie zrobiłaś było przesadnie skromne, nieprawdaż?
W odpowiedzi oblizała usta. Jęknął.
- Jesteś złą dziewczynką. Ale jestem bardzo zadowolony, że właśnie taka
jesteś.
Kiedy oboje wyschli i założyli z powrotem buty, Luke zawiózł ich do
Londynu. Nie była to jednak taka sama podróż jak poprzednio.
Luke nie poprosił jej, aby wykonała telefony lub sprawdziła jego
kalendarz i zatrzymali się w połowie drogi na późny lunch. W małym pubie, w
wiosce niedaleko autostrady.
Po powrocie do Londynu Luke zaparkował samochód pod domem Sary w
Camden.
- Wniosę twoją walizkę - powiedział.
- Dziękuję. Chcesz wejść na kawę? - zapytała Sara.
O szóstej wieczorem było możliwe, że jej brat będzie w domu. Luke
naprawdę nie był w nastroju, aby spotkać się z nikim z rodziny Sary - ale w
końcu czy byłoby to aż takie straszne?
Poza tym Luke zobaczył w oczach Sary, że byłaby niezadowolona, gdyby
powiedział nie. Traktował to jak spotkanie biznesowe.
- Pewnie. Kawa byłaby cudowna.
Weszli schodami na piętro i otworzyła drzwi mieszkania.
R S
81
- Och, Justina nie ma w domu.
- Szkoda - skłamał. - Gdzie chcesz, żebym postawił twoją walizkę?
- Zostaw ją tutaj, w holu. Wejdź, proszę - powiedziała, wprowadzając go
do salonu. - Przyniosę kawę.
Siedzenie i czekanie nie leżało w jego naturze, więc Luke przeszedł się
po pokoju.
Gzyms kominka był pełen zdjęć. Jedno było Sary, a podobieństwo
rodzinne powiedziało mu, że pozostali to dwaj jej bracia i Louisa.
Na innym zdjęciu była Louisa w sukni ślubnej i Sara w sukni druhny oraz
jej bracia w cylindrach i frakach. Pozostali to zapewne ich rodzice. Były
zdjęcie ojca spacerującego wśród sadu z czterema rasowymi psami, zdjęcie
mamy w kuchni z rękoma umazanymi mąką. Jej uśmiech był bardzo podobny
do uśmiechu Sary. Bardzo zżyta rodzina. O niebo inna niż jego własna.
Odniósł wrażenie, że wszyscy wspierają się wzajemnie w podążaniu za swoimi
marzeniami, nawet gdy nie są one zbieżne z marzeniami reszty członków
rodziny. Justin był adwokatem, a Sara likwidatorem biurowych problemów i
żadne z nich nie miało nic wspólnego z sadem ich rodziców.
Zaniepokojony dołączył do Sary w kuchni.
- Pomóc ci w czymś?
- Nie, w porządku. - Czytała notatkę i uśmiechała się. - Justin zostawił mi
to na środku stołu. Wyszedł na lunch. Mama mówi, że za mną tęskni i przesłała
parę ciasteczek z jabłkami.
- Jabłecznik?
- Specjalność z Kent. I oczywiście mama jest wielka w recepturach z
jabłkami, ze względu na rodzinny biznes. - Uśmiechnęła się szeroko. - Justin
jest kochany. Zaopatrzył zamrażarkę w moje ulubione lody.
- Ty i twoje lody - drażnił ją.
R S
82
- Oczywiście. Kocham je.
„Mam nadzieję, że miałaś szansę potaplać się w morzu i nie pracowałaś
cały weekend".
Zaśmiała się.
Było to czułe i ciepłe - i przeraziło Luke'a, ponieważ było to takie dalekie
od tego, do czego był przyzwyczajony. Jego rodzina nie miała zwyczaju
sprawiania komuś przyjemności drobnymi rzeczami. Wszystko kręciło się
dookoła rodzinnego biznesu i dziwnego pojęcia złodziejskiego honoru. Przy-
pomniał sobie, że mama miała brylantowe kolczyki, ale nie mógł przypomnieć
sobie swojego ojca przynoszącego jej kwiaty lub pudełeczka czekoladek.
Sara skończyła robić kawę, dodała cukier do jego kubka i mleko do
swojego.
- Więc mogę cię skusić?
- Skusić mnie?
Przewróciła oczami.
- Obudź się. Jabłkami. Chciałbyś spróbować ciasteczek jabłecznika z
Kent?
- Nie, dzięki.
- Twoja strata - powiedziała. - Są odgrzewane, ale nawet ich zapach
przypomina mi dom. Piecze te ciasteczka w piekarniku i cały dom pachnie
jabłkami i cynamonem. To jest wspaniałe.
Wyjęła zamknięte pudełko z lodówki i przełożyła kilka ciasteczek do
misy.
- Czy miałbyś coś przeciwko, gdybyśmy usiedli w kuchni? - zapytała.
- Nie, w porządku.
Usiadł przy stole, podczas gdy ona odgrzewała ciasteczka. Zapach
cynamonu spowodował, że usta mu zwilgotniały.
R S
83
- Jesteś pewny, że nie chcesz spróbować? - zapytała, gdy wystawiła misę
z mikrofali i dodała lody.
Pomyślał o sposobie, w jaki podzielili pudding wczorajszej nocy. Ale
lepiej będzie nie zaczynać.
- Pewnie.
- Dobrze. Nie wiem, czy Justin zamierza wrócić dzisiaj do domu.
- Więc odciągnąłem cię od rodziny.
Wzruszyła ramionami.
- Pojadę w następny weekend.
- Jedź jutro - powiedział. - Pamiętasz, masz dwa następne dni wolne.
Spojrzała prosto na niego. Jej niebieskie oczy trochę zbyt mocno
błyszczały, jak na jego gust.
- Więc co teraz? Wrócimy do oficjalnych stosunków biurowych?
- Tak. Nie. - Do diabła. Cokolwiek powiedział, cokolwiek zrobił, mógł ją
zranić. Naprawdę nie powinien być taki samolubny. - Saro, ze mną nie będzie
szczęśliwego zakończenia. I nie chcę postępować z tobą nieuczciwie.
- Ale?
- Ale w tej chwili nie chcę, aby to się skończyło - przyznał. - I nigdy nie
byłem tak niezdecydowany jak teraz. Zawsze wiem, co robię. - Westchnął. - To
mnie przerosło. Nie spodziewałem się tego. - Jego głos przycichł.
Nie zakochał się w Sarze. Wiedział, że nie mogło się to stać tak szybko.
- Więc co sugerujesz? - zapytała delikatnie.
- Tak jak powiedzieliśmy wczoraj. Żyjemy z dnia na dzień. Zobaczymy,
jak to będzie. Bez naciskania. Bez obietnic. - Rozłożył ręce. - Przykro mi,
Saro, nie mogę zaoferować ci więcej. Ja tylko...
- Jesteś ukierunkowany na swój biznes. I nie chcesz żadnych zobowiązań.
Ulżyło mu, że zrozumiała.
R S
84
- Wiem, to brzmi egoistycznie.
- Brzmi? - wygięła brew.
- Ale to wszystko, co mogę teraz zaoferować.
- Nie szukam... - jej głos osłabł.
Wziął jej rękę. Pocałował dłoń. Zamknął jej palce w swojej dłoni.
- On zranił cię mocno?
- Kto?
- Facet, który uczynił cię ostrożną w relacjach z mężczyznami.
- Jak myślisz, co zrobił ten facet?
Zauważył, że nie zaprzeczyła, ale tylko odpowiedziała pytaniem na
pytanie.
- Ponieważ - powiedział po prostu - ty nie jesteś typem człowieka
zamkniętego w sobie.
Te fotografie, wszystkie uśmiechy i uściski powiedziały mu dokładnie,
jakim rodzajem kobiety jest Sara. Ciepłą i słodką - zbyt dobrą dla niego.
- Więc ktoś musiał cię zranić, żeby uczynić cię taką. I sądzę, że to była
osoba jak ja.
- Nie powtórzę starych błędów.
- I myślisz, że ja nie będę ponownym błędem? - zapytał.
Przełknęła ślinę.
- Jesteś pracoholikiem, jak Hugh.
- Jestem pracoholikiem, przyznaję, ale nie jestem Hugh - poprawił. -
Jestem sobą. Nie jestem doskonały, ale nie zranię cię rozmyślnie.
- Hmm.
Westchnął.
R S
85
- Tylko pamiętaj, że jestem człowiekiem i nie umiem czytać w myślach.
Jeśli nie jesteś z czegoś zadowolona, musisz mi powiedzieć. Bądź ze mną
szczera. Pamiętaj, że przywykłem być sam.
Zakasłała.
- Raczej przywykłeś do wianuszka otaczających cię kobiet.
- Nigdy nie zadaję się z więcej niż jedną kobietą w tym samym czasie -
powiedział. - To byłoby niehonorowe. Nie w moim stylu.
Nic nie odpowiedziała. Jej były miał w tym samym czasie inną
przyjaciółkę. Ten facet zranił ją naprawdę mocno.
Pogłaskał jej twarz.
- Możemy wrócić do układu biznesowego, jeśli będzie ci z tym lepiej.
- Ale?
Wyraźnie przyjęła jego tok myślenia.
- Ale zawsze będę ciekawy, czy nie powinienem być trochę bardziej
odważny i podjąć ryzyko. I myślę, że ty również.
Wyglądała poważnie.
- Więc myślisz, że gorzej byłoby nie spróbować?
- Jest tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić. Pożyć trochę - powiedział
miękko.
Prawie się żegnał, gdy usłyszeli dźwięk klucza w drzwiach.
- Cześć, Krewetko. Przykro mi, że nie było mnie, gdy wróciłaś. - Justin
powitał siostrę ciepło, uściskiem, pocałunkiem i mierzwiąc jej włosy.
- Przebaczam ci. Bo przechowałeś dla mnie lody - uśmiechnęła się.
- Cóż, muszę stale uszczęśliwiać moją małą siostrzyczkę.
- Absolutnie, jeśli chcesz, żebym ci gotowała. Justin, to jest Luke. Luke,
to mój brat.
R S
86
- Miło cię poznać, Luke. - Uścisk ręki przez Justina był mocny i
profesjonalny i Luke trochę się odprężył. - Mam nadzieję, że Krewetka
pamiętała o dobrych manierach i zaoferowała ci ciasteczka jabłecznika.
- Tak.
- Dobrze, więc jak było w Scarborough?
- Skreślone z listy. Widziałem w nich wyzwanie, ale - Luke spojrzała na
Sarę - na szczęście miałem ze sobą kogoś ze zdrowym rozsądkiem.
- Nie mam wątpliwości, że zapłaciłeś za to lodami - powiedział Justin,
uśmiechając się szeroko - jestem zdziwiony, że nie zdołała namówić taty na
otwarcie mleczarni.
- Wspaniały pomysł. To uzupełniałoby jabłka. Lody i ciasteczka
jabłkowe to doskonali partnerzy. I moglibyśmy produkować jabłkowy sorbet -
powiedziała Sara. I może...
- Wystarczy, wystarczy! - Justin ratował się, podnosząc ręce w geście
poddania.
Luke odkrył, że lubi tego mężczyznę: miał to samo ciepło i poczucie
humoru co Sara.
Został znacznie dłużej, niż się spodziewał. Kiedy wychodził, Justin
uścisnął mu rękę i powiedział:
- Dobrze, że się poznaliśmy.
Luke podzielał tę opinię. I mówił poważnie. Nie pocałował Sary, a tylko
uścisnął jej rękę.
- Do zobaczenia w środę.
Uśmiechnęła się.
- Do zobaczenia.
R S
87
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Następnego ranka Sara obudziła się o zwykłej porze. Wiedząc, że jest na
urlopie, próbowała zasnąć ponownie. Nie mogła. W końcu poddała się i
spojrzała na zegarek. Siódma rano. Równie dobrze mogła wstać, zjeść
śniadanie i pojechać do pracy w Docklands.
Kiedy weszła do biura dokładnie o dziewiątej rano, Luke wpatrywał się w
nią zaskoczony.
- Cześć, myślałem, że masz dzień wolny?
- Zmieniłam zdanie.
Uśmiechnął się.
- W takim razie usiądź. Zrobię nam kawę.
- Przemyślałam wszystko - powiedziała, kiedy wrócił. - Musimy ustalić
kilka podstawowych zasad. Pierwsza - i to nie podlega negocjacjom - nie
będziesz spał z nikim innym, gdy jesteś ze mną.
- Dobrze. Ale to działa w obie strony - dodał.
- Uzgodnione. Dwa - żyjemy z dnia na dzień.
- Uzgodnione.
- Trzy - będziesz spędzał ze mną czas. Nie będziesz pracował do
absurdalnych godzin.
- Nie pracuję do absur... - Zatrzymał się w połowie. - W porządku. Pójdę
na kompromis i nie będę pracował do tak późna, jak robiłem to w przeszłości.
Ale muszę cię ostrzec, mam parę stałych randek, wliczając w to
poniedziałkowe noce.
- Randek?
- Tak. Rzeczy, które dotyczą dostarczania ciepła i słodyczy. Z dużą, dużą
ilością fizycznej aktywności.
R S
88
Jej oczy zwęziły się.
- Rzeczywiście.
- Ale jeśli chcesz być odpowiedzialna za to, że Karim nie będzie miał
poniedziałkowej partii squasha i zrobi się zwiotczały i niezgrabny, to oczywiś-
cie mogę je anulować.
Nędzna kreatura. Nabrał ją. Dręczył, a ona była na tyle łatwowierna, żeby
się na to nabrać - squash.
- Mówiłem ci, że gram w squasha parę razy w tygodniu. W poniedziałek
z Karimem, w czwartki są mecze ligowe. A kickboxing we wtorek i czasami w
środę. - Zamilkł. - Możesz przyjść i popatrzeć, jeśli chcesz.
Propozycja nie brzmiała entuzjastycznie.
- Nie chcesz, aby ktokolwiek wiedział o mnie, prawda?
- Saro, każdy mężczyzna byłby szczęśliwy, mogąc chwalić się tym, że z
tobą randkuje.
- Ale?
Westchnął.
- Właśnie teraz jest to coś bardzo świeżego, więc chcę utrzymać to tylko
między nami, zanim upewnimy się, dokąd zmierzamy.
Nie mogła z tym dyskutować.
- Ale będziemy mogli spotkać się później. Znam wspaniałą chińską
restaurację niedaleko kortu do squasha.
Musiała przyznać, że próbuje pójść na kompromis. Nie było jednak szans
na spędzanie każdego wieczora razem. Tak jak chciała.
- Ciągle chcę spotykać się z moimi przyjaciółmi.
- Dobrze. Spędzanie całego czasu z jedną osobą jest bardzo niezdrowe,
ale prawdziwym powodem, dla którego chcesz utrzymywać kontakty ze
R S
89
swoimi przyjaciółkami, jest to, że nie ma sposobu, żebyś zawlokła mnie na
jeden z tych nudnych i ckliwych romansów.
- Może byś się dobrze bawił?
Pokręcił głową.
- Mogłoby mnie bawić siedzenie w tylnym rzędzie z tobą i całowanie cię
- ale znowu wolę całować cię bardziej intymnie. Więc możemy sprowadzić
rzeczy do ich właściwego wymiaru. - Zaśmiał się. - To, co mam na myśli, jest
właściwe. Ale prawdopodobnie nie o tej porze, rankiem, gdy mam spotkanie,
na które muszę iść, i pracę do wykonania.
- Jak długo tam będziesz? - zapytała.
- Niezbyt długo.
Rzucił okiem na zegarek.
- Muszę iść. Zobaczymy się później.
Przez sekundę zastanowiła się, czy zamierza pocałować ją na pożegnanie.
Ale przecież to było biuro. I oczywiście Luke zachowa się profesjonalnie.
Dwie minuty potem drzwi biura otworzyły się i Luke wszedł z powrotem.
- Zapomniałem czegoś - powiedział.
- Uh.
Pracowała dalej, zakładając, że podszedł do swojego biurka, ale on
okręcił jej krzesło dookoła. Pochylił się nad nią i pocałował. Mocno.
- Do zobaczenia później - powiedział i wyszedł.
Zajęło jej dobre dziesięć minut, zanim ochłonęła i mogła skoncentrować
się na pracy.
Luke był poza biurem przez większość dnia. Sara pisała maila z
informacją, że wychodzi, gdy wrócił.
- Cześć. Przykro mi, że trwało to tak długo. Wszystko w porządku?
- W porządku - uśmiechnęła się.
R S
90
- Czy jest coś, o czym musiałbym wiedzieć?
- Oprócz tego, co już ci napisałam, nie. Właściwie wychodziłam do
domu.
- Piąta na zegarze? - przekomarzał się. - W ogóle nie spodziewałem się
ciebie tutaj. Mogłaś wyjść wcześniej. Na przykład na zakupy.
- Zakupy butów?
Spojrzał pod biurko.
- Znowu inna para. Jesteś pewna, że nie masz na imię Imelda?
- Nie, ale Lou zmieniła imię naszego spaniela na Imelda, ponieważ
podkradał buty i składał je w swoim łóżku. On nigdy ich nie gryzł, tylko
przytulał.
Zauważyła, że Luke wyglądał na trochę zażenowanego. Czyżby nie lubił
psów? Lub wspominania rodziny? Oprócz opowiadania o jego ojcu, uczącym
go puszczać latawiec, Luke nigdy nie powiedział słowa o swojej rodzinie, więc
mogła założyć, że nie byli zżyci.
- Czy ciągle chcesz zjeść ze mną kolację? - zapytał.
- Pewnie.
- Dobra - wziął notatnik z jej biurka i zapisał adres. - To jest restauracja.
Spotkamy się tam o ósmej?
- W porządku.
Wolał spotkać się z nią tam, niż na zewnątrz kortów do squasha.
- Zarezerwuję stolik na swoje nazwisko - powiedział.
- Do zobaczenia o ósmej. Dobrego meczu.
- Dzięki. - Uśmiechnął się do niej i skierował do swojego biurka.
Przeglądał swoje maile, kiedy wróciła.
- Co?
R S
91
- Zapomniałam czegoś - obróciła jego krzesło dookoła, w sposób, w jaki
zrobił to dziś rano, zgięła głowę i pocałowała głęboko.
- Jak do diabła się po tym skoncentruję?
- Jestem pewna, że dasz sobie radę - posłała mu szelmowski uśmiech i
wyszła, wiedząc, że obserwował każdy jej krok.
Za pięć ósma czekała w restauracji. Zgodnie z zapewnieniem, Luke
zamówił im stolik. Usiadła twarzą do drzwi wejściowych, więc będzie ją wi-
dział, jak tylko wejdzie do restauracji.
Śmieszne, ale jej zmysły były wyczulone na niego, bo wiedziała, kiedy
wszedł. Nigdy nie doświadczyła tego wcześniej. Nawet z Hugh - a była pewna,
że pobiorą się i będą mieć dzieci. Z Luke'em nie była pewna niczego. Tak jak
mówili, żyli z dnia na dzień. Tak jakby przyszłość zatrzymała się dla nich.
Ale nie chciała postępować tak w życiu. Iść do przodu, nie wiedząc,
dokąd ich to doprowadzi.
- Jestem taki zadowolony, że nie każesz mi czekać, robiąc dramatyczne
wejście - powiedział, całując ją.
- Jak było na meczu? - zapytała.
- Ktoś zupełnie zburzył moją koncentrację - powiedział. - Więc jak
myślisz?
- Chcesz powiedzieć, że to moja wina?
- Najlepszą rzeczą, jaką możesz teraz zrobić, to pocałowanie mnie.
- Na środku restauracji? - pokiwała palcem. - Panie Holloway. Musisz
nauczyć się cierpliwości.
- Właśnie ją wypróbowujesz.
Zaśmiała się tylko.
- Jestem głodna.
Westchnął.
R S
92
- Więc naprawdę nie chwyciłaś przynęty?
- Obiecałeś mi kolację. I myślałam, że taki wystrzałowy biznesmen
dotrzyma obietnicy?
- Tak - Zaśmiał się. - Wiesz, ta sukienka wygląda bajecznie.
Czerwona sukienka, zdobiona czarną koronką i czarnymi rękawami.
Jedna z jej ulubionych.
- Dziękuję. Co mógłbyś polecić?
- Na początek dim sum, a potem chrupiącą kaczkę. Potem może
podzielimy się mieszanką dań.
To był perfekcyjny wieczór. Dobre jedzenie, dobre towarzystwo. Miła
rozmowa.
I trzymał jej rękę przez całą drogę do domu. Wszedł nawet na kawę i
pogawędził z Justinem o samochodach i systemie nagłaśniającym.
- Do zobaczenia jutro - powiedziała, kiedy zobaczyła go w drzwiach
wyjściowych.
- Nie, przyjęłaś założenie, że weźmiesz dzień wolny i jutro zdecydowanie
nie chcę cię widzieć w biurze. Idź na zakupy.
- Masz na mnie zły wpływ - powiedziała z uśmiechem. - Nigdy nie
potrzebuję dodawać sobie odwagi, żeby kupić buty.
- Więc pokażesz mi je w środę - powiedział z szerokim uśmiechem.
Nie planował zobaczyć się z nią jutro? Dobrze, to było coś nowego dla
nich obojga.
- Mm. I byłoby miło mieć nowe buty na jutrzejszy wieczór - moje
spotkanie z dziewczynami na pizzy.
Powiedziała to, żeby wiedział, że nie wysycha z tęsknoty za nim.
- Spodobają im się.
- Czy to znaczy, że beze mnie?
R S
93
- Jesteś mężczyzną - powiedziała wyniośle. - Oczywiście, że bez ciebie.
Do zobaczenia w środę. - Wspięła się na palce, aby pocałować go w policzek.
- Słodkich snów, Saro - powiedział i zaczekał, zanim zamknęła za sobą
frontowe drzwi.
Gdy wrócił do domu, miał zamiar trochę popracować. Ale nie mógł się
skoncentrować w sposób, w jaki zwykle to robił. Doprowadzało to go do
szaleństwa. Nigdy nie miał problemu, żeby oddzielić pracę od życia
miłosnego. Może działo się tak dlatego, że z nim pracowała. Był tego pewny.
Ale tęsknił za nią następnego dnia. I kickboxing zamienił się w jeszcze
większą klęskę niż mecz squasha.
- Albo pracujesz za ciężko, albo ona jest wspaniała - powiedział później
Mike, jego partner sparingowy.
- Pracuję za ciężko - skłamał Luke.
Wiedział dokładnie, na czym polega problem. Sara. Nie mógł przestać o
niej myśleć. I na przekór zdrowemu rozsądkowi napisał do niej wieczorem.
„Mam nadzieję, że masz miły wieczór. L".
Było to zupełnie niewinne w przypadku, gdyby jakaś przyjaciółka wzięła
przez pomyłkę jej telefon. Ale wystarczające, żeby pozwolić jej wiedzieć, że o
niej myśli.
Odpowiedź przyszła godzinę później. „Tak bardzo dziewczęcy. Nie
wytrzymałbyś tego".
On prawie - prawie - zasugerował, żeby po wszystkim przyszła do niego
na kawę. Ale to wskazywałoby, jak bardzo jej potrzebuje, a on nie był
potrzebujący. Nigdy.
Wysłał jej zdawkową wiadomość:
„Jesteś zajęta jutro wieczorem?".
„Dlaczego pytasz?".
R S
94
„Chcę, żebyś zjadła ze mną kolację".
Czas oczekiwania na odpowiedź wydawał się niemożliwie długi i Luke
przechodził samego siebie.
Jego telefon zadźwięczał.
„Przecież w środy masz kickboxing".
„Pomińmy to". Jego koncentracja była tak marna, że wiedział, że było to
bezcelowe.
„Więc kolacja?".
„O której?".
„Po pracy". Stłumił myśl, że jutro w nocy mógłby sprawdzić, czy jej
bielizna pasuje do butów.
„Nie lubisz późnego jedzenia".
Tym razem zamiast sygnału o otrzymaniu wiadomości tekstowej, jego
telefon zadzwonił.
- Czy zamiast tekstowego ping-ponga nie będzie łatwiej porozmawiać? -
powiedziała szorstko.
- Byłaś na spotkaniu. Myślałem, że byłoby łatwiej wysłać wiadomość, na
którą mogłabyś odpowiedzieć w wolnym czasie.
- Jestem już w domu. Co masz w planach na jutrzejszy wieczór?
Ciebie, mnie i nic pomiędzy. Powstrzymał się, żeby tego nie powiedzieć.
- Kolację. Czy jest jedzenie, którego nie lubisz?
- Nie. Jak się ubrać?
- Jak tylko chcesz. Koniecznie nowe buty.
- Nie kupiłam żadnych. Ale kupiłam coś innego. - Jej głos był pełen
radości. I była w nim jakaś zmysłowa nuta. - Czy zamierzasz zapytać mnie o
coś? - dręczyła go.
R S
95
- Nie, zobaczymy się jutro. - Powiedział trochę szybciej niż powinien. -
Dobranoc.
Kiedy rozłączyli się, czuł się okropnie.
Co się z nim dzieje? Na litość boską. Lubił Sarę. Cieszył się z jej
towarzystwa. Więc dlaczego przechodziły go dreszcze i zachowywał się jak
rozkapryszony nastolatek, w którym hulają hormony? Jak można się zakochać
w kimś, kiedy nie wierzy się w miłość? Absolutnie zdumiewające.
Zszedł na dół do biura i pracował nad arkuszami kalkulacyjnymi, zanim
nie zrobił się tak zmęczony, że nie mógł jasno myśleć i poszedł spać.
R S
96
ROZDZIAŁ JEDENASTY
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - zapytała Sara, kiedy następnego
wieczora Luke otworzył drzwi frontowe swojego mieszkania.
- O czym?
- Że mieszkasz nad biurem.
Wzruszył ramionami.
- W czym problem?
- Pracujesz wiele godzin i jeszcze mieszkasz nad biurem!
Westchnął.
- Oznacza to, że mam blisko do pracy. I nigdy nie przynoszę nic do
domu.
- Wszystko, co musisz zrobić, to zejść schodami na dół - pokręciła głową.
- Nie ma dla ciebie nadziei.
- Saro, nie wiem po co to zamieszanie.
To nie była wina Luke'a, że jej eks był z tej samej gliny. Nie powinna
przenosić na niego swojej niepewności.
- Przepraszam - wybąkała.
- Kobiety. Są tu też inne atrakcje - powiedział wyniośle. - Chodź i zobacz
widoki. - Wprowadził ją do salonu. - Co o tym myślisz?
Widok zapierał dech w piersiach.
Luke mieszkał w olbrzymim mieszkaniu zajmującym całe piętro
wieżowca, a jego salon był dokładnie na samej wieży. Przez sięgające od sufitu
do podłogi szklane okno miał widok na Tamizę. Niesamowity widok. Słońce
już zaszło, rzeka mieniła się, odbijając światła lamp.
- To jest bajeczne - westchnęła.
R S
97
- Ta ściana powoduje, że pokój dostaje dużo naturalnego światła. Jest to
jedna z rzeczy, którą kocham najbardziej, mieszkając tutaj.
Salon Luke'a był umeblowany nadzwyczaj prosto. Dzięki niesamowitej
szklanej ścianie Luke nie potrzebował żadnych obrazów - widok był wystar-
czającą ozdobą.
Sprawa wydawała się jasna. Luke był zamkniętym w sobie człowiekiem -
nie potrzebował nikogo i niczego.
Były chwile w Scarborough, kiedy wydawało jej się, że przebiła się przez
skorupę. Kiedy opowiadał jej o swoim ojcu uczącym go puszczać latawiec,
gdy spacerowali nad brzegiem morza. A może tylko się łudziła?
- Jest wspaniałe, chociaż minimalistyczne - zauważyła.
Wzruszył ramionami.
- Nie cierpię gratów.
Wiedziała o tym, znając jego biuro.
- Napijesz się wina przed kolacją? - zapytał.
- Dziękuję - poszła za nim do kuchni.
Nie mogła wyczuć żadnego zapachu. Niczego gotowanego, niczego
marynowanego. Dziwne.
Wyjął z lodówki butelkę Chablis i nalał obojgu do kieliszków.
- Na zdrowie - powiedział, wznosząc toast.
- Na zdrowie - zatrzymała się. - Więc jeśli mam zjeść kolację tutaj, dziś
wieczorem, czy to oznacza, że będziesz dla mnie gotował?
- Niezupełnie.
- Nie rozumiem... - Zaświtała jej myśl i uśmiechnęła się szeroko. - Ach,
oszukałeś mnie i kupiłeś gotowe rzeczy, które zamierzasz podgrzać w mikro-
fali.
- Jeszcze gorzej - powiedział.
R S
98
- Jak bardzo gorzej?
- Porozmawiałem uprzejmie z menadżerem restauracji w jednym z
klubów sportowych, żeby przygotowali coś dla mnie, co będę mógł odgrzać -
wyznał. - Jest w lodówce.
- Niewiarygodne. Masz taką kuchnię i nie gotujesz? - zapytała.
- Mogę skoczyć na dół do baru i zjeść bagietkę, gdyż tak jest szybciej.
Gdy jestem w biurze, jem kanapkę na obiad, a jeśli jestem na spotkaniach
biznesowych, jem wtedy w restauracjach.
- I robisz to samo na kolację.
- Przeważnie.
Pokręciła głową.
- Dużo tracisz. Gotowanie jest jednym z najlepszych sposobów
zrelaksowania się.
Jego oczy zalśniły z uciechy.
- Znam inne sposoby. Chociaż jak ci zademonstruję, kolacja się
przesunie.
Wiedziała, o czym mówi. Pamięć o jego dłoniach i ustach na swojej
skórze przeszyła jej ciało pożądaniem. Żeby ukryć zmieszanie, wzięła łyk
wina, udając, że tego nie słyszała.
- Usiądź - powiedział.
Chwycił i odstawił krzesło, które zasłaniałoby jej widok.
- Ale teraz nie będziesz mógł podziwiać tego widoku - zaprotestowała.
- Oglądam go cały czas.
Chciał być uprzejmy, a ona była gościem. Zapalił świecę i zapach wanilii
wypełnił powietrze.
- Jest wspaniale.
Uśmiechnął się.
R S
99
- Czego się spodziewałaś po - cytuję - wyjątkowym minimaliście? -
Podszedł do systemu stereo i nacisnął wyłącznik.
Sara podniosła brew, gdy pierwsze nuty rozległy się w powietrzu.
- Tym razem nie rock dinozaurów? - przekomarzała się.
- Hej, jesteś osobą, która brała lekcje gry na fortepianie jako dziecko.
Przypuszczam, że to lubisz.
- Mozart nigdy nie jest zły - powiedziała. Dobre jedzenie przy świecach i
najpiękniejsza muzyka. Absolutne szczęście. - Ta sonata jest jedną z moich
ulubionych.
- Może lepiej zmienię muzykę? - zapytał.
- Nie. Czy chcesz, żeby ci pomóc w czymś w kuchni?
- Nie, wszystko jest praktycznie gotowe.
Przyniósł dwa talerze krewetek wymieszanych z awokado i małymi
listkami szpinaku pokropionego sokiem i oliwą.
- Fantastyczne - powiedziała Sara po pierwszym kęsie.
- Dokładnie. Więc jeśli mam jedzenie takie jak to, dlaczego miałbym
gotować?
- Punkt dla ciebie.
Na danie główne był zimny kurczak z młodymi ziemniaczkami i sałata.
Pyszny pudding. Świeże maliny i najlepsze jakościowo lody waniliowe.
Czyżby pamiętał o jej ulubionych? Była zdziwiona.
- To - powiedziała - jest dopiero rozkosz. Moi bracia i siostra dręczą mnie
z tego powodu, ale nie mogłeś wybrać lepiej, naprawdę dobre lody waniliowe.
Zwłaszcza z tartą z angielskich malin.
Uśmiechnęła się.
R S
100
- Myślę zawsze o letnich wakacjach, kiedy byłam dzieckiem grasującym
w ogrodzie. Nic nie ma lepszego do jedzenia niż świeżo zebrane owoce,
jeszcze ciepłe od słońca.
- Cieszę się, że ci smakuje.
- Cóż, to było bajeczne. Chociaż, było to okropne oszustwo z twojej
strony.
- Sam umyłem maliny - zaprotestował, śmiejąc się.
- To nie było kucharzenie - powiedziała.
- Tak, tak - sprzątnął stół. - Idź i usiądź wygodnie. Przyniosę kawę.
Sara zwinęła się na jednej z olbrzymich, skórzanych sof i patrzyła na
światła.
- Jak tu pięknie - powiedziała, kiedy Luke wrócił, niosąc kawę i pudełko
czekoladek.
- Poczekaj sekundę - podszedł do stołu i zdmuchnął świece. - A teraz?
- Po prostu oszałamiający widok - powiedziała.
Mogła w pełni zrozumieć, dlaczego wybrał to mieszkanie.
- Tamiza nocą jest jak wypolerowany heban odbijający wszystko w
czerni.
Usiadł obok, częstując ją czekoladkami.
Przez sekundę Sara wyobraziła sobie, że każdy wieczór byłby taki jak
ten. Mieszkać z Luke'em, dzielić z nim przestrzeń, gotować z nim, śmiać się,
kochać się.
Luke wziął ją za rękę.
- Więc podoba ci się mój salon. Chcesz się przejść i zobaczyć, gdzie
chodzę spać?
- Pewnie - powiedziała, mając nadzieję, że jej głos nie brzmiał, jakby był
pozbawiony tchu.
R S
101
Poprowadził ją schodami w dół. Nie włączył światła w sypialni. Luna z
zewnątrz była wystarczająca, żeby widziała wnętrze.
W tej chwili zdała sobie sprawę, że wciąż słychać muzykę Mozarta.
- Jak to robisz?
- To jest prawdopodobnie to, co określiłaś męskimi gadżetami.
Uśmiechnął się do niej.
- To system nagłaśniający, który podąża za tobą pomieszkaniu.
- Gdybyś powiedział mi o tym, zanim usłyszałam to sama, mogłabym
powiedzieć, że czytasz zbyt dużo powieści fantastycznonaukowych. - Potrząs-
nęła głową zdziwiona. - Nie miałam pojęcia, że istnieją takie technologie.
- Opiera się to na sieci bezprzewodowej - wyjaśnił.
- Robi duże wrażenie.
- Dziękuję.
Podeszła do okna i spojrzała przez nie.
- Lubię to. To szkło... pozwala mi czuć się wolnym.
Stała przy oknie z rękoma opartymi o parapet, delektując się widokiem.
Luke stał za nią, obejmując ramieniem jej talię. Muskał ustami jej kark.
- Naprawdę nie mogę się zdecydować, czy bardziej lubię twoje włosy
upięte do góry, czy rozpuszczone. Spięte ułatwiają mi dojście do szyi... - Ob-
sypał pocałunkami linię wzdłuż jej szyi. - W rozpuszczonych wyglądasz
bardziej przystępnie, nie jesteś taka oficjalna, daleka.
- Myślisz, że jestem daleka?
- Kiedy jesteś elegancka i wyrafinowana... Tak. I jestem zadowolony, że
dzisiaj założyłaś sukienkę.
- Dlaczego?
- Ponieważ - jego palce znalazły końcówkę jej zamka i obniżyły go - to
czyni rzeczy łatwiejszymi.
R S
102
Czy zamierzał rozebrać ją naprzeciwko okna?
- Luke, nie możemy, ludzie mogą zobaczyć!
- Przestań się martwić - powiedział. - Pomijając fakt, że jesteśmy pod
najwyższym piętrem i wewnątrz nie ma światła.
- Ale, Luke.
- Jest dobrze - uspokajał ją. - Pocieszmy się trochę życiem.
Wycałował całą drogę w dół jej kręgosłupa, aż zaczęła drżeć, potem
uwolnił jej ramiona z sukienki, przesuwając ją powoli na dół, do jej talii i po-
zwalając jej opaść na podłogę.
Obróciła się do niego twarzą.
- Luke.
- Pragnę cię dotykać, Saro.
Rozpięła jego koszulę. Wciągnął powietrze.
- Czy masz wyobrażenie, jak zmysłowo wyglądasz? W koronkowych
majteczkach, wysokich obcasach i perłach, z upiętymi włosami?
- Kupiłam to wczoraj. Z wyjątkiem butów i naszyjnika.
Perły były w kolorze jasnej lawendy i pasowały do jej bielizny.
- Podoba ci się?
- Bardziej niż podoba - podniósł ją, zaniósł do łóżka i położył na
poduszkach, zdejmując z siebie resztę ubrania.
Materac był twardy i sprężysty.
Znalazł prezerwatywę i niemal od razu w nią wszedł. Sara odczuła to,
jakby była z nim naprawdę połączona, nie tylko cieleśnie. Zatracił się w niej,
tak jak ona w nim. Później zdjął jej perły, położył na stoliku obok łóżka i
zabrał ją do salonu kąpielowego. Prysznic był wystarczająco duży, aby
zmieścić dwie osoby.
R S
103
Zwracał uwagę na każdy centymetr jej skóry, namydlając ją, a potem
spłukując. Wysuszył ją, a w istocie pieścił puszystym ręcznikiem.
Nagle rozbawienie zabłysło w jego oczach.
- Co? - zapytała.
- Jesteś jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem, która dobiera lakier
na paznokciach nóg do bielizny.
- Szczegóły są ważne.
- Więc masz tuziny buteleczek z lakierem do paznokci, tak jak tuziny par
butów?
- Mogło być gorzej. Mam tylko trzy torebki - droczyła się.
- Lepiej się ubierzmy. Zawiozę cię do domu.
Więc nie zamierzał poprosić jej, żeby została.
Ale i tak dzisiejszy wieczór był olbrzymim krokiem naprzód.
Luke wszedł z nią do mieszkania. Justin był nieobecny tego wieczora i
zostawił jej informację, ale ku jej niezadowoleniu Luke nie chciał zostać.
Musiało być to widoczne na jej twarzy, ponieważ powiedział delikatnie.
- Jeśli wejdę na kawę, wiesz dokładnie jak ja, że na tym się nie skończy.
A nie chcę wprawiać cię w zakłopotanie przy twoim bracie.
Pocałował ją na dobranoc.
- Do zobaczenia jutro - powiedział.
- Do jutra.
Wtedy uświadomiła sobie, że zakochała się w Luke'u Hollowayu. W
pracoholiku, który nie wierzył w małżeństwo, który nie chciał mieć dzieci,
który obszedłby szerokim łukiem wszystko, co przypominało mu o założeniu
rodziny. W mężczyźnie, który nie wierzył w szczęśliwe zakończenie. Ale ona
wiedziała, że jest tym jedynym. Jej uczucie do Hugh wypadało blado w
porównaniu z tym, co czuła do tego człowieka. Wiedziała, że Luke wymaga
R S
104
cierpliwości i czasu, żeby jej zaufać, żeby rozmawiać z nią o wszystkim, co
lęgło mu się w głowie. Był zamknięty w sobie. Ale czy kiedyś otworzy się dla
niej?
W drodze powrotnej do Docklands Luke myślał o nich. Nie mógł się
cofnąć. Nie teraz. Chociaż pomysł, aby iść do przodu, czynił go nerwowym.
Szaleństwo. Załatwiał interesy za olbrzymie pieniądze. Podejmował ogromne
ryzyko - skalkulowane - ale wciąż ryzyko. A kręciło mu się w głowie, gdy
tylko pomyślał o Sarze. Jeśli to była miłość, nie był pewny, czy podoła. Chciał,
aby jego przyjemne życie sprzed kilku tygodni wróciło. Chociaż z drugiej
strony nie mógł sobie wyobrazić życia bez Sary.
Nie chciał dłużej szalonych przyjęć, nie chciał kobiet, które nie
spodziewały się zaangażowania, a tylko hojnych prezentów i zabawy. To,
czego chciał, było znacznie prostsze. Ale i znacznie bardziej skomplikowane.
Pragnął Sary. Ale jeśli podejmie ryzyko, co wtedy? Czy zakończy to, raniąc
ich oboje? Czy tracąc ją? Jeśli pozwoli wejść jej do swego serca, podejmie
ryzyko wejścia w jej rodzinę. Nie był pewny, czy wytrzymałby, tracąc to
wszystko drugi raz.
Musi być jakieś rozwiązanie. Ale w tej chwili nie widział go.
R S
105
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Przez następne parę tygodni widywali się głównie poza pracą i Sara
doszła do wniosku, że rzeczy powoli ułożą się między nimi.
I chociaż Luke ciągle nie znalazł pracownika zastępczego, Sara nie dbała
o to. Cieszyła się z pracy z nim i lubiła sposób, w jaki pytał o jej opinię w
różnych sprawach lub prosił o uczestnictwo w wyborze hoteli.
- Czy mogłabyś pójść ze mną, żeby zobaczyć jedno miejsce? - zapytał.
- Och, masz na myśli to miejsce, które znalazłeś w Cromer? - pamiętała,
jak o tym mówił. Nadmorska miejscowość uzdrowiskowa w Norfolk, sławna
od czasów wiktoriańskich.
- Pewnie.
- Obawiam się, że to już w przyszłym tygodniu - może tak być?
Skinęła głową.
- W porządku. Kiedy?
- W piątkowy poranek. Spotkamy się tutaj o ósmej. Będziesz
potrzebować zwykłego ubrania. Płaskie buty z dobrym zapięciem.
Zmarszczyła brwi.
- Myślałam, że Norfolk jest płaski?
- Oczywiście, nie jak Lake District, ale oprócz bagien wokół Yarnmouth,
nie jest taki płaski.
- Buty na płaskim obcasie - przyjrzała się swoim czerwonym jak szminka
szpileczkom, które nosiła.
Zdecydowanie nieodpowiednie. Zaśmiał się.
- Brzmi jak nowa okazja na zakup butów. Och, i twój paszport.
- Paszport? Po co potrzebny mi będzie paszport?
R S
106
- Ponieważ muszę zrobić jego kopię i twoje prawo jazdy - dla
ubezpieczyciela. Wiesz, żeby ubezpieczyć cię w czasie podróży samochodem.
- Od kiedy oni proszą o paszport?
Wzruszył ramionami.
- Może chcą ekstra poświadczenia tożsamości? Może firmy zaostrzyły
wymagania bezpieczeństwa.
Ale w piątkowy ranek nie zawiózł jej do Norfolk.
- Luke, dokąd my...?
- Zobaczysz, jak już tam dolecimy - było irytującą odpowiedzią.
- Myślałam, że sprawdzamy jeden z potencjalnych hoteli?
- Nie. Jedziemy na wagary.
Gapiła się na niego zdziwiona.
- Ale ja nie chodzę na wagary.
Uśmiechnął się.
- Może zainspirowałaś mnie.
Może - pomyślała, zauważyła bowiem, że pracował ostatnio bardzo mało.
Gdy odprawili się, kupił im kawę i bułeczki. Zaśmiała się.
- Więc Pan Zdrówko je czasami ciastka.
Zaśmiał się.
- Czasami. Ale znasz moje słabości. Wytworne ciasteczka. - Jego oczy
dopowiedziały resztę i pożądanie przebiegło jej po kręgosłupie.
Na lotnisku były rozmieszczone monitory uaktualniające przyloty i
odloty.
Nagle na ekranie pojawił się ich lot.
- Prywatny lot. Holloway.
- Prywatny charter? - zapytała. - Wyczarterowałeś samolot tylko dla nas?
- Nie podniecaj się tak. To nie jest jumbo jet - odpowiedział.
R S
107
- Ale... jak możesz robić takie rzeczy? Charter samolotu, tak po prostu?
- Możesz, jeśli masz przyjaciela, który jest właścicielem linii.
Zamrugała oczami.
- Masz przyjaciela, który ma linie lotnicze?
- Małe. Byliśmy na tym samym kursie MBA.
Samolot był mały. Tylko sześć miejsc plus pilot, ale znaczyło to, że
mogła wszystko widzieć.
Cztery godziny później wylądowali na małym lotnisku.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała.
- Samos. Grecja.
Zeszli z pokładu, przeszli kontrolę celną i wzięli taksówkę do portu.
- Zostań tu parę minut - powiedział i zniknął. Kiedy wrócił, przyniósł ich
walizki i poprowadził ją do przystani, gdzie przycumowany był jacht.
Zmrużyła oczy.
- Płyniemy tym?
- Tak. Ty i ja. Ale nigdy właściwie nie żeglowałem. - Wyglądał na
rozbawionego.
- Wynająłeś szypra?
Uśmiechnął się.
- To nie jest skomplikowana łódź, Saro. Jest łatwa do żeglowania - i
zresztą mogę nauczyć cię takielunku i sterowania, jeśli chcesz.
- Zamierzasz żeglować łodzią sam?
Jego uśmiech poszerzył się.
- Napędziłem ci stracha? Jeśli dobrze pamiętam, byłaś zapaloną
entuzjastką żeglowania na statku w Scarborough.
- Wycieczce statkiem - poprawiła go - gdzie byłam pasażerem i wszystko,
co miałam do roboty, to patrzenie na foki.
R S
108
- Ciągle jesteś pasażerem - powiedział. Nie musisz nic robić poza
siedzeniem tutaj z książką.
- Nie wzięłam ze sobą żadnych książek.
- Więc podziwiaj okolice. Płyniemy do następnej wyspy na zachód stąd,
Ikarii. Jej imię pochodzi od Ikara.
- Skąd znasz się na żeglowaniu i historii?
- Czasami jeżdżę tu na wakacje.
Przeniósł ich walizki na jacht, potem pomógł jej wsiąść.
- Muszę się tylko przebrać i wypływamy, żeby znaleźć miłe miejsce do
przycumowania wieczorem. Możemy zjeść w małej tawernie gdziekolwiek.
Przypuszczała, że już przebadał wyspę i odkrył najlepsze miejsca, by
zjeść.
- Usiądź i pooglądaj łodzie przez minutę. I zmień buty.
Teraz wiedziała, dlaczego powiedział jej, żeby zabrała płaskie buty.
- Moje buty są w walizce - przypomniała mu.
- Zdejmij te - posłał jej całusa. - Przyniosę ci buty na zmianę.
Kiedy pojawił się chwilę później, był ubrany w białą koszulę z
podwiniętymi rękawami, czarne spodnie ze zrolowanymi nogawkami i
pokładowe buty.
- Teraz powinnaś sobie wyobrazić kolczyk, papugę i hak - powiedział.
Pirat z jej fantazji. Kochała fakt, że próbował spełniać jej fantazje.
- Kapitan Hook nosił kapelusz pirata, nie barwną chustkę i miał
czerwony, aksamitny płaszcz - wyliczała. - Piraci nie noszą kolorowych chust.
- Nie? - usiadł obok niej i postawił jej buty na pokładzie.
- Skłamałeś - powiedziała, gdy mogła złapać oddech po jego pocałunku.
- Kiedy?
- Powiedziałeś mi, że jedziemy do Norfolk.
R S
109
- Nie. To ty tak powiedziałaś. Ja tylko nie sprostowałem.
- Skłamałeś o powodach, dla których potrzebowałeś paszport.
- Ale było to kłamstewko, bo chciałem cię zaskoczyć. Nigdy nie
skłamałbym w ważnych rzeczach.
Wierzyła mu. Luke był honorowym człowiekiem. Jęknęła.
- Nie planujesz kupić jachtu? Lub hotelu spa w Grecji?
- To jest myśl... - zaśmiał się. - Ale na ten weekend planujemy wagary.
Chociaż na wyspie są gorące źródła. Możemy je przetestować, jeśli chcesz, lub
tylko przycumujemy w jednym z portów i popluskamy się w morzu.
Wraz z butami przyniósł olejek do opalania.
- Na jachcie promienie słoneczne odbijają się od wody, więc będzie nas
opalać jeszcze szybciej. Potrzebujesz duży filtr. - Powinienem ci powiedzieć,
żebyś zabrała kapelusz - zdobędę jeden dla ciebie, gdy przycumujemy, ale
teraz użyj tego.
- A co z tobą?
- Piraci nie potrzebuję kapelusza - powiedział.
Sara czuła się trochę winna, siedząc tutaj i patrząc, jak wykonuje całą
ciężką pracę, żeby jacht płynął, ale nie wiedziała praktycznie nic o łodziach.
Więc podziwiała widok - błękit morza był oszałamiający. Ale widok kapitana
piratów był nawet lepszy.
Zwiedzili Nas i popłynęli dalej z prądem, aż dotarli do głębokiego jeziora
z wodospadem. Przycumowali w zatoczce.
- Jest to zbyt piękne, aby to przegapić - powiedział Luke.
Zdjął jej buty, zrzucił własne, podniósł ją i szedł prosto do jeziora.
- Luke - zaprotestowała.
R S
110
- Nie mamy niczego do pływania i możemy zostać aresztowani, jeśli
wykąpiemy się na golasa. A ja naprawdę, naprawdę chcę cię pocałować pod
wodospadem - powiedział - więc to jest najlepsze miejsce.
- Jesteś... Jesteś...
- Jaki?
Wspaniały. Dobry. Troskliwy. Mężczyzną, dla którego straciła serce.
- Kochany - powiedziała.
Pociągnął ją w stronę wodospadu.
- Teraz mnie pocałuj.
Pocałowała, zaczynając od ciepłego, delikatnego, a kończąc na gorącym
pocałunku. W miejscu, w którym wyszli na brzeg, Luke kochał się z nią
gorąco, blokując jej usta swoimi, aby uciszyć krzyki rozkoszy.
Następnie znaleźli cichą tawernę na lunch. Przygryzła usta.
- Luke. Nie mam lokalnej waluty, a chciałabym za coś zapłacić.
- Hej. Jestem tym, który zrujnował ci wakacje. Jest to mój sposób na
wynagrodzenie ci trochę tego. I jeśli zobaczę, że się z tego cieszysz, będzie to
dla mnie wystarczającą zapłatą. Pieniądze nie są ważne.
- Oczywiście. Dla ciebie to nie problem.
- Przyszedłem znikąd - powiedział. - Po drodze nauczyłem się, że
pieniądze naprawdę nie są ważne. To, kim jesteś w środku, najbardziej się
liczy.
A Luke Holloway był dobrym człowiekiem - z wielkim sercem, które
trzymał zabarykadowane.
Weekend był magiczny. Spędzili go, żeglując dookoła wyspy. Odwiedzili
ruiny zamku i monastyrów z pięknymi freskami i oszałamiającymi widokami.
Kąpali się w gorących źródłach w Themae, a późno w sobotę zwiedzili szkołę
dla delfinów.
R S
111
- To jest...
Słowa zawiodły Sarę i po prostu wsunęła ręce i objęła ramionami jego
talię, przytulając się do niego.
Oparł ręce na jej ramionach i pocałował ja w czubek głowy.
Gwiazdy w Grecji wydawały się roziskrzone i czyste, jakie nigdy nie
były w Londynie.
Późnym popołudniem w niedzielę odlecieli do Londynu.
- Jest późno. Dlaczego nie zostaniesz tutaj na noc? - zasugerował Luke,
kiedy wrócili do jego mieszkania.
Nigdy nie prosił jej, aby została z nim w Londynie. Czyżby kolejna
bariera runęła? Zdziwiła się pełna nadziei.
- Muszę zadzwonić do Justina - powiedziała - żeby się nie martwił.
- Pewnie.
Teraz wystarczało leżenie w jego ramionach, w olbrzymim łóżku,
patrzenie na deszcz padający na okno i zasypianie z policzkiem przytulonym
do jego serca.
R S
112
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
W poniedziałek w porze lunchu Sara pojechała do Greenwich, aby kupić
Luke'owi jakiś prezent w podziękowaniu za weekend. Wiedząc, jak bardzo nie
lubi przeładowania zbędnymi rzeczami, chciała mu dać coś użytecznego. Coś,
co przypominałoby mu o czasie, w którym był faktycznie zrelaksowany.
W trzecim sklepie, który odwiedziła, znalazła idealną rzecz. I kiedy Luke
wrócił ze spotkania, na jego biurku stało pudełko obwiązane wstążką.
- Co to jest? - zapytał.
- Prezent - powiedziała. - Podziękowanie za weekend.
- Nie powinnaś niczego kupować.
- Ale chciałam.
Rozwinął wstążkę, usunął ochronną bibułę i wpatrywał się w to, co
zobaczył.
- To szwedzkie szkło artystyczne. Bardzo lekkie.
Przedstawiało dwa delfiny wyrzeźbione w szkle na fali z grafitowego
szkła.
- Jest piękne. Naprawdę nie powinnaś, ale doceniam to.
- Pomyślałam, że delfiny mogłyby przypominać ci Ikarię. Chyba wiesz,
że wyspa nie jest związana z Ikarem - powiedziała.
- Brzmi, jakby ktoś przeprowadził badanie - droczył się.
- Przeprowadziłam. Jest to przypuszczalnie miejsce urodzin Dionizosa - i
dlatego jest powiązane z delfinami.
Luke poprosił ją, żeby została przez kolejne dwie noce w tym tygodniu,
co przekonało Sarę, że definitywnie pozbył się barier. Więc może, może gdyby
tylko poprosiła go, powiedziałby tak...
R S
113
- Moja siostrzenica ma w niedzielę urodziny. Jestem ciekawa, czy
pojechałbyś ze mną? - zapytała w piątkowy poranek. - To nic wyszukanego,
ponieważ mała kończy dopiero dwa latka - zwykle jest to rodzinna herbatka i
tort urodzinowy.
- Rodzinna herbatka.
- Słuchaj, nie musisz, jeśli nie chcesz.
- To miło, że spytałaś.
Mogła usłyszeć - „ale". Wiedziała dokładnie, co zamierza powiedzieć,
ponieważ zawsze znajdywał ucieczkę w pracę.
- Ja... - Wypuścił powietrze. - W porządku. Sobota jest w porządku.
Była to ostatnia rzecz, której się po nim spodziewała, więc wpatrywała
się tylko w niego oszołomiona.
- Ale nie miałem do czynienia z dużą liczbą dzieci w mojej pracy - dodał.
- Musisz pomóc mi wybrać prezent.
- Prezent?
- Wiem, że nie poszłabyś na przyjęcie bez prezentu dla małej jubilatki -
jego ton był beztroski, ale wyraz twarzy był ciągle nieodgadniony.
Zalogował się w Internecie i wpisał nazwę największego sklepu z
zabawkami w Londynie.
- Co ona lubi?
Wtedy zdała sobie sprawę z tego, że traktował to jak biznes.
- Zamierzam odwiedzić sklep z zabawkami dziś wieczorem. Pójdziesz ze
mną?
- Do sklepu z zabawkami - to było raczej oświadczenie niż pytanie.
- Wiem, że masz coś przewidziane w terminarzu na późne popołudnie.
Spotkajmy się o szóstej.
Skinął głową i wrócił do biurka.
R S
114
- Zadzwonię do ciebie, jeśli się spóźnię.
Nie mogła tak tego zostawić.
- Luke.
- Mmm? - spojrzał w górę znad komputera.
Objęła jego twarz dłońmi.
- Dziękuję. Naprawdę wiem, że nie lubisz takich sytuacji. Doceniam to,
że się zgodziłeś.
- Nie ma problemu - powiedział beztrosko.
Zabolało ją serce. Co takiego powinna zrobić, żeby zaufał jej.
Dokładnie o szóstej spotkali się na Regent Street i poszli do sklepu z
zabawkami. Było w nim pełno rodzin, rodziców wybierających prezenty dla
swoich dzieci.
- Spójrz na to - Sara stanęła obok konika na biegunach z grzywą i
ogonem z naturalnego włosia. - Zawsze chciałam coś takiego, gdy byłam mała.
- Myślisz, że Maisie będzie się to podobać?
Jej oczy rozszerzyły się.
- Luke, to kosztuje fortunę.
Wzruszył ramionami.
- To tylko pieniądze.
- To miło z twojej strony, ale...
Czytał odpowiedź na jej twarzy.
- Nieodpowiednie dla dwulatki? W porządku. Jestem w twoich rękach.
Wiesz, co ona lubi. - Miał tylko nadzieję, że Sara nie będzie przeciągała tego
zbyt długo.
Ostatecznie wybrali różową błyszczącą sztalugę z kilkoma
pojemniczkami z farbą i małymi pędzelkami.
- Nie zawieziemy tego metrem - powiedział, gdy opuścili sklep.
R S
115
Zawołał taksówkę i dał kierowcy adres Justina.
- Jedziesz ze mną? Zapytała, kiedy wślizgnął się na tylne siedzenie obok
niej.
- Nie zamierzam pozwolić ci dźwigać tego samej - powiedział łagodnie.
Zaufaj mi.
- Nie miałam tego na myśli. - Zagryzła wargę i wzięła go za rękę. - Tylko
tyle, że zabrałam ci już część wieczoru.
Był spięty, gdy w niedzielny poranek podjechali pod jej rodzinny dom.
Bliżej jej rodziny. Pomimo że był pewny, że rodzina Sary w niczym nie przy-
pominała jego rodziny, myśl ta zaniepokoiła go.
Przyniosła wspomnienia, które chciał raczej pogrzebać.
Droga do domu była długa i położona wśród drzew. Dom był
oszałamiający. Mieszanka miodowo-różowych cegieł z proporcjonalnie
rozmieszczonymi oknami.
Nic w tym dziwnego, że Sara go kochała.
- Ile ten dom ma lat? - zapytał.
- Jest z czasów królowej Anny, czyli około trzystu lat - powiedziała Sara.
Po drugiej stronie był duży teren posypany żwirem z kilkoma już
zaparkowanymi samochodami.
- Nikt nigdy nie używa frontowych drzwi - powiedziała Sara. Każdy
zawsze wchodzi prosto do kuchni - to serce domu.
Pamiętając, jak bardzo lubiła kręcić się po jego kuchni, mógł w to łatwo
uwierzyć. Sara otworzyła drzwi i cztery psy - te z fotografii w jej mieszkaniu,
poderwały się, żeby ją przywitać. Dwa czarne labradory, spaniel przynoszący
buty i Westie. Przykucnęła i psy zaczęły na nią skakać i lizać po twarzy - a ona
śmiała się, nie próbując ich uspokoić.
Wtedy spaniel spostrzegł go i zaszczekał.
R S
116
- Hej, wszystko dobrze, Luke jest przyjacielem - uspokajała psa.
Luke oparł prezenty o ścianę, przykucnął i wyciągnął rękę. Pies obwąchał
go, potem polizał jego rękę, zanim zapolował na but, który upuścił wcześniej.
- Domyślam się, że to Imelda? - zapytał, śmiejąc się i odbierając but,
zanim zaniósłby go do Sary.
- Tak. Labradory to Russet i Pippin, a Westie wabi się Lamborne - Imelda
był oryginalnie Bramleyem, zanim nie odkryliśmy jego zwyczaju z butami.
- Mają imiona pochodzące od gatunków jabłek?
- A czego innego mógłbyś się tutaj spodziewać? - przekomarzała się.
Wkrótce dołączyła do nich starsza kobieta. Jej podobieństwo do Sary
było zauważalne. Sara uścisnęła mocno mamę, później zrobiła krok do tyłu,
chwyciła rękę Luke'a i przyciągnęła go w ich kierunku.
- Luke, to maja mama, Nina Fleet. Mamo, to jest Luke Holloway.
- Miło cię poznać, Luke - powiedziała Nina uprzejmie.
- I mnie również - powiedział Luke.
Zszokowało go, że nie uścisnęła mu ręki. Zamiast tego powiedziała:
- Och, wejdź i uściśnij mnie również.
Tak wiele lat upłynęło od czasu, gdy był uściśnięty przez matkę. Coś w
jego wnętrzu zdawało się pękać.
Nina Fleet była ciepłą kobietą, która witała wszystkich uściskiem.
Pulchną i pachnącą wypiekami.
I pomimo swojej rezerwy Luke zauważył, że oddał jej uścisk.
- Wejdź i napij się kawy. Lamborne siad, Pippin i Russet - przestańcie się
wpychać - to nie jest pokój wystarczająco duży dla was dwóch. A Imelda, na-
wet o tym nie myśl - ostrzegła Nina. Czy Sara powiedziała, że nie należy
zostawiać swoich butów gdziekolwiek, Luke? Imelda skradnie jeden i dołoży
go do swojego stosu.
R S
117
- Tak - zaśmiał się.
Podniósł prezenty i poszedł do kuchni za Niną i Sarą.
To była prawdziwa wiejska kuchnia: z ręcznie wykonanym malowanym
kredensem, wytartym sosnowym stołem i serwantką oraz równie wytartymi
czerwonymi kafelkami na podłodze, dwoma ogromnymi wiklinowymi koszami
dla psów i zlewozmywakiem pod oknem z widokiem na sad.
Luke zakochał się w niej natychmiast.
- W salonie jest stos prezentów - zostaw je tam, a potem wróć i usiądź -
rzekła Nina, wskazując ręką krzesło. - Obawiam się, że będzie to skromny
lunch - ziemniaki w mundurkach i zapiekanka. Piekłam tego ranka i nie było
czasu, żeby przygotować właściwą, niedzielną pieczeń. Ale tym niemniej
witamy. Czy mogę podać ci kubek herbaty, czy wolisz kawę?
- Kawa byłaby cudowna, dzięki.
Sara poprowadziła go do salonu - olbrzymiego pokoju z potężnym,
otwartym kominkiem. Wszędzie stały zdjęcia w ramkach. Śluby, dzieci,
absolutoria, wszystkie uroczystości rodzinne były tutaj celebrowane. O niebo
inaczej niż to, do czego przywykł.
Ale przynajmniej Sara nie zmuszała go do rozmowy. Pomogła postawić
mu prezenty razem z resztą, a potem wprowadziła go do kuchni.
Zauważył, jak wraz z matką pracowały bardzo zgranie, jak drużyna.
Podano mu talerzyk z ciepłym jabłecznikiem.
- Żebyś wytrzymał do obiadu - dodała Nina.
Psy podniosły się nagle w swoich koszach, kiedy mężczyzna w średnim
wieku wszedł do środka. Ubrany w dziwaczne jeansy, zabłocone kalosze i
koszulkę z dziwnym hasłem dotyczącym jabłek.
To, pomyślał Luke, musi być ojciec Sary.
Zdjął buty i zostawił je na macie obok drzwi.
R S
118
- Imelda, zostaw - powiedział stanowczo. Spaniel zamachał ogonem.
Potem mężczyzna schował swoją córkę w olbrzymim uścisku, całując ją
głośno.
- I ile par butów kupiłaś w tym tygodniu, kochana?
- Żadnej. Nie jestem taka zła.
- Nie? - droczył się.
- Nie - Sara zaśmiała się i też go uścisnęła. - Tato, to jest Luke.
Podszedł w stronę stołu i uścisnął mu rękę.
- Miło cię poznać. Jestem James.
- Luke.
Uścisk ręki mężczyzny był mocny i suchy. Luke'a instynkt powiedział
mu, że James Fleet był dobrym facetem.
Dom zapełniał się przed lunchem - który był wyśmienitym posiłkiem i
bardzo dalekim od skromnego obiadu. Gdy Nina przeganiała ich z kuchni,
Louisa przyjechała z mężem Bryanem i jego rodzicami.
- A oto jubilatka - powiedziała Nina.
Mała dziewczynka przydreptała i uścisnęła każdego po kolei. Ale
zatrzymała się na wprost Luke'a i spojrzała w górę na niego szerokimi oczami.
Oczywiście był obcym.
Sara zgarnęła dziewczynkę z podłogi i podniosła ją tak, że była na
wysokości twarzy Luke'a.
- Maisie, skarbie, to jest mój przyjaciel Luke - powiedziała.
Przyjaciel, pomyślał Luke. Dobre. Kochanek nie było stosownym
słowem. Ale przyjaciel... Ten pomysł rozgrzał go i przeraził w równym
stopniu.
- Lulu - wymówiła Maisie, testując słowo. Potem rozpromieniła się i para
pucołowatych rączek chwyciła ramię Luke'a. - Lulu.
R S
119
Ratunku. Nie miał pomysłu, co powiedzieć. I był świadomy tego, że
każdy na niego patrzy. Cóż. Udawaj, że to biznes. Bądź miły. Bądź czarujący.
- Cześć, Maisie. Udanych urodzin.
Dziewczynka rozpromieniła się znowu.
- Lo, Lulu.
Wszyscy się śmiali.
Więź między Sarą a jej rodziną była głęboka. Świat, do którego naprawdę
nie należał. Luke zrobił wszystko, żeby uśmiechnąć się i być czarującym,
uczestnicząc w urodzinowej herbatce i śpiewając ze wszystkimi „sto lat". Ale
ulżyło mu, kiedy otwarto prezenty i świeczki urodzinowe zostały zdmuchnięte,
a Louisa i Bryan zabrali swoją śpiącą córeczkę do domu. Sara zasugerowała, że
muszą wracać do Londynu.
W drodze powrotnej był milczący.
- Co jest nie tak? - zapytała.
- Nie - skłamał, nie chcąc jej zranić.
Musiał znaleźć właściwe słowa, żeby jej powiedzieć, jeśli naprawdę
chciał się z nią związać. Musiał otworzyć swoje życie na rodzinę - na to, czego
unikał przez całe swoje życie. I nie był pewny, czy zdoła.
- Jestem trochę zmęczony. To wszystko.
Sara nie była przekonana. Najwyraźniej było coś w przeszłości Luke'a,
czego jej nie powiedział. Zamknął się znowu.
- Nie lubisz ich?
Nie mogła sobie wyobrazić, dlaczego ktoś mógłby nie kochać Fleetów.
Nawet Hugh ich lubił. Ale dlaczego Luke jest taki milczący?
Miała nadzieję, że nie będzie wybierać między nimi. Nie chciała zostawić
Luke'a. Chciała tylko, aby pokochał jej rodzinę, w sposób, w jaki ona ich
kocha. W sposób, w jaki oni kochaliby go, gdyby im pozwolił.
R S
120
W końcu podjechali pod jej dom.
- Chcesz wejść na kawę? - zapytała.
- Dzięki. Jestem trochę zmęczony, a jest parę rzeczy, które muszę
uporządkować do rana.
- OK. Do zobaczenia jutro.
Ucałowała go w policzek i zauważyła z przykrością, że jej nie pocałował.
Może porozmawia z nią jutro. Może.
Ale źle spała tej nocy. Kiedy weszła do biura, Luke rozmawiał przez
telefon, ale kiedy odłożył słuchawkę, zauważyła, że nie pocałował jej na po-
witanie. Nie pocałował jej również na pożegnanie, kiedy pojechał na spotkanie.
Więc co to znaczy? Czy wrócili do relacji służbowych?
Miała nadzieję, że pozwoli jej zbliżyć się na tyle, żeby powiedzieć jej, co
się dzieje w jego głowie.
- Dobrze się czujesz? - zapytał Luke, kiedy wrócił do biura.
- Pewnie. Dlaczego pytasz?
- Jesteś trochę milcząca.
Wzruszyła ramionami.
- Nie było cię tutaj przez większość dnia.
- Był problem w jednym z klubów sportowych. Podejrzany upadek.
Musiałem porozmawiać z inspektorem i przedyskutować wszystko.
- Mmm.
- Saro? Nie czytam w myślach. Podziel się tym ze mną.
- Co jest nie tak z moją rodziną? - zapytała.
Zmrużył oczy. Mówić o tym, co było? Nie.
- Nie lubisz ich, prawda?
- Oczywiście, że lubię.
- Więc dlaczego byłeś wczoraj taki daleki?
R S
121
Jak mógł to wyjaśnić? Nie bez wywlekania wielu rzeczy z przeszłości,
które lepiej zostawić w spokoju.
- Jesteś osobą reagującą zbyt mocno, Saro.
- Ja jestem?
Westchnął.
- Przyznaję. Myślę, że rodziny są trudne.
- Gdyby moja składała się z samych egoistycznych potworów jak rodziny
paru moich przyjaciół, mogłabym zrozumieć. Oczywiście, mógłbyś ich unikać.
Ale moja rodzina jest miła, Luke. To przyzwoici ludzie, którzy wczuwają się w
problemy innych. Przyzwoici i uprzejmi. Nie każdy ma rodzinę taką jak ta.
Jego z pewnością taka nie była.
- Więc twoi są potworami?
- Zaczynasz mówić bezsensownie.
- Ponieważ ty jesteś bezsensowny, Luke.
- Jestem ostrożny. To wszystko.
Natrząsała się.
- Oto oświadczenie stulecia.
- Przykro mi. Spróbuję. OK? Ale... Zrozum, to nie jest dla mnie łatwe.
Nie spodziewaj się za wiele. - Rzucił okiem na zegarek. - Muszę lecieć i praw-
dopodobnie nie wrócę, zanim wyjdziesz. Ale porozmawiamy potem, dobrze?
- Tak.
Skończył zbyt późno, aby do niej zadzwonić.
Wysłał jej sms z przeprosinami, a rano zadzwonił do kwiaciarni, która
była wcześnie otwarta. Był to najlepszy sposób na zażegnanie bitwy.
Siedział za biurkiem, kiedy Sara weszła, udając, że jest zajęty arkuszem
kalkulacyjnym.
Spojrzała na ręcznie ułożony bukiet.
R S
122
- A to po co?
- Żeby powiedzieć przepraszam.
- Nie potrzebuję gestów, Luke. Chcę tylko porozmawiać z tobą, żeby móc
zrozumieć, co się dzieje w twojej głowie?
- Powiedziałem ci. Mam kłopoty.
Podeszła, żeby usiąść na krawędzi jego biurka.
- Więc powiedz mi, dlaczego masz taki problem z rodzinami?
- Nie chcę o tym rozmawiać. - Nie każdy jest w dobrych stosunkach z
rodziną - powiedział ostrożnie.
- Zgoda.
- Nie widziałem mojej przez wiele lat. Nie mam z nimi nic wspólnego.
- Nie wszyscy jesteśmy milionerami - powiedziała sucho.
To go ukąsiło. Podniósł głowę.
- To nie ma nic wspólnego z pieniędzmi. Nie miałem wiele, gdy
odszedłem. Tylko walizkę z rzeczami i moje akcje z targowiska.
Wpatrywał się w nią.
- Myślałem, że znasz mnie lepiej. Nie osądzam ludzi po tym, ile
zarabiają, czy ile mają w banku.
- Więc po czym oceniasz?
- Kim są. Jak traktują innych ludzi. A moja rodzina... - Wciągnął
powietrze. - Naprawdę nie chcę o tym mówić. Ujmijmy to tak, że nie zgadzają
się z tym, co robię.
Wyglądała na zamyśloną.
- To zdarza się w wielu rodzinach i to jest smutne, ale czasami ma to i
dobre strony.
Zalała go ulga. Zrozumiała.
- Ale ty używasz tego jako wytłumaczenia, żeby odciąć się od ludzi.
R S
123
- Nie odcinam się od ludzi.
- Ale się nie angażujesz.
- Dokładnie.
- Więc w końcu wiem, na czym stoję.
Wróciła do swojego biurka. Chociaż umieściła kwiaty bardzo ostrożnie
na górze gabloty z dokumentami, gdzie nie mogły być przypadkowo uderzone,
wiedział, że źle zrobił. Zamiast naprawić to, co zepsuł, pogorszył sprawy, gdyż
próbował ją przekupić. Gest ten działał na jego poprzednie przyjaciółki, ale
Sara nie była taka jak one.
Pieniądze i pozycja nie były dla niej ważne.
Była milcząca przez resztę dnia i Luke czuł się coraz większym
łajdakiem - i coraz bardziej nie wiedział, jak to załatwić.
Dokładnie o piątej wyłączyła swój komputer.
- Saro, zjesz ze mną kolację dziś wieczorem?
- Dziękuję, ale jestem trochę zmęczona.
- Mogę odwołać squasha. Moglibyśmy zjeść wcześniej, o której chcesz.
- Dziękuję, ale naprawdę muszę się wcześniej położyć.
Innymi słowy była wciąż zła na niego i chciała od niego odpocząć.
We wtorek Luke był poza biurem przez większość dnia i Sara wyszła,
zanim wrócił.
Nie mogli tak się zachowywać. Tęsknił za nią.
Zadzwonił na jej komórkę.
To był nieznośny moment, pomyślał, że pozwoli włączyć się poczcie
głosowej. Ale odpowiedziała.
- Halo?
R S
124
- Część, tu Luke. Jesteś zajęta dziś wieczorem? - I potem przypomniał
sobie. Oczywiście, że była. Wtorkowe noce spędzała na spotkaniach z dziew-
czynami. Jej następne słowa potwierdziły to.
- Idę do kina z Lizą i Sophie. A potem na lody.
- Uh - dobierał uważnie słowa. - Może po wszystkim mogłabyś
przyjechać tutaj. Mógłbym zrobić ci gorącą czekoladę lub coś innego.
- Gorącą czekoladę.
- Baw się dobrze.
- Dzięki.
Kiedy w końcu pomyślał, że zdecydowała się wrócić do siebie, jego
telefon zadzwonił.
- Lepiej żeby czekolada była dobra - oznajmiła.
- Będzie.
Wyglądała na ostrożną, kiedy weszła w drzwi. Nic nie powiedział, tylko
wyszedł jej na spotkanie. Otoczył ramionami i ukrył swoją twarz w jej ramio-
nach. Oddychając jej zapachem, uspokoił się ostatecznie. Podniósł głowę.
- Przepraszam. Postaram się bardziej. Lubię twoją rodzinę.
- Masz tylko... kłopoty.
- Tak jak powiedziałem, są ludzie i ludzie. Ludzie, którzy nie chcą, aby
byli częścią rodziny. To jest teraz przeszłość. I chcę, żeby tak zostało.
W odpowiedzi pogłaskała go po twarzy. Musnęła ustami jego usta.
- Tylko nie zamykaj się przede mną znowu, Luke.
- Spróbuję. Uwierz mi. Spróbuję - obiecał i miał taką nadzieję.
R S
125
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Przez następne parę tygodni wszystko układało się dobrze. Przez wiele
nocy Sara zostawała u Luke'a i nie wydawał się przejmować tym, że wypełniła
jego lodówkę i krzątała się po jego kuchni. Poczynił wysiłek, żeby pojechać z
nią i ponownie spotkać się z jej rodziną.
Chociaż żadne z nich nic nie powiedziało, wiedziała, co czuje do niego. I
wiedziała, co on czuje do niej. To było coś więcej niż tylko seks. Znacznie
więcej.
Ale później odebrała telefon, po którym się rozchorowała. Do tego
stopnia, że była tak milcząca w pracy, że w piątkowy ranek Luke wyłączył jej
ekran i usiadł na brzegu biurka.
- Hej, byłam w połowie raportu - zaprotestowała.
- Nic mnie to nie obchodzi. Porozmawiaj ze mną - powiedział.
- O czym?
- O tym, co cię dręczy. I nie mów, że to nic wielkiego. Nie byłaś sobą
przez cały tydzień.
Pokręciła głową.
- To sprawy rodzinne.
- Pokłóciłaś się z nimi.
- Nie, oczywiście, że nie.
- Więc co? - Wziął ją za rękę. - Saro, nie jest tak źle.
- Jest - westchnęła.
- Czy dzieje się coś złego z domem twoich rodziców?
- Dach. Letnia burza i wiatr zwiały parę dachówek - przygryzła usta. -
Tato myślał, że było to do załatania, ale gdy przyszedł budowlaniec i spojrzał
na dach, to stwierdził, że dach jest spróchniały. Nie jest ubezpieczony i
R S
126
naprawa będzie kosztowała fortunę. Problem polega na tym, że wszystkie
pieniądze mamy i taty są związane z biznesem, a teraz nie mają gotówki na
remont. To oznacza, że będą musieli sprzedać firmę, ponieważ nikt nie zapłaci
dobrze za dom ze spróchniałym dachem. A sad był w naszej rodzinie od wielu
lat. Utrata go zabije tatę. Zwłaszcza po... - urwała nagle.
Luke nie musiał wiedzieć o biznesie z Hugh.
- Po czym?
- Nieważne.
- Hej. Powiedziałaś mi, żebym się nie zamykał przed tobą. To działa w
obie strony.
Milczała przez dłuższy czas. Luke posadził ją sobie na kolanach.
- Mów.
- Hugh - powiedziała w końcu.
- Ten pracoholik?
Skinęła głową.
- Myślałam, że mnie kocha. Myślałam, że kocha moją rodzinę. A mama i
tata chcieli się rozwijać, przenieść biznes na giełdę.
Pogłaskał ją po włosach.
- Co się stało?
- Wydało się, że Hugh doradzał konsorcjum ludzi, którzy dbali o zyski,
nie o to, co moi rodzice próbowali zrobić. Przejęli władzę. Tata zdołał po-
wstrzymać ten proces, ale on i mama stracili sporo pieniędzy. Więc to moja
wina, że nie mają funduszy na naprawę dachu.
- Nie, tak nie jest.
- Gdybym nie przedstawiła im go, Hugh nic by nie wiedział.
- Rzeczywiście, jeśli to był rynek spekulacyjny, to mogła to być jego
robota. Fakt, że znał cię, jest całkowicie nieistotny. Więc to nie była twoja
R S
127
wina. - Zazgrzytał zębami. - Tylko najgorszy bękart mógłby się posłużyć tobą,
a potem zrzucić na ciebie winę. - Luke zacisnął pięści. - Przemoc niczego nie
załatwia, ale teraz wytarłbym nim podłogę.
- On na to nie zasługuje.
- Nie, ale ty tak - pochylił się, aby musnąć jej usta swoimi. - Dobrze. Bez
celu takie siedzenie tutaj i zamartwianie się. Potrzebuję szczegółów.
- Co masz na myśli?
- Jeśli twoi rodzice zaufają mi na tyle, żebym spojrzał w ich księgi i
powiedzieli mi chociaż, co robią i jak, to może będę w stanie im pomóc.
- Pomożesz im? Dla mnie?
Stłumiła uderzenie serca.
- Nie jestem Hugh, jeśli o to się martwisz.
- Wiem, że nie.
- Dobrze. Więc sugeruję telefon do rodziców i sprawdzenie, czy możemy
tak zrobić.
- Teraz? - wpatrywała się w niego zdziwiona. - Ale masz spotkanie.
- Nic w moim terminarzu nie jest zapisane nieodwołalnie. Przełożysz
moje spotkania, gdy będę jechał. Powiedz, że stało się coś ważnego.
- Naprawdę to zrobisz? Dla mnie?
- Mam w stosunku do ciebie dług wdzięczności. Spowodowałaś, że
ponownie oceniłem swoje priorytety i nauczyłaś je dobrze wypełniać.
Zmarszczyła brwi.
- Nie jesteś mi nic winny. Związek tak nie działa.
- OK. Ale też pomogłaś mi wyjść z dołka i pozwoliłaś mi się
styranizować, trwając przy mnie jako moja osobista asystentka.
- Zanim nie znajdziesz pracownika tymczasowego. A fakt, że nie zrobiłeś
tego jeszcze, znaczy, że jesteś zbyt drobiazgowy lub leniwy.
R S
128
Uśmiechnął się.
- Gdy jesteś impertynencka, wiem, że wszystko jest w porządku na tym
świecie. Zadzwoń do rodziców.
Więc teraz wiedział dokładnie, co się stało, że uczyniło Sarę tak ostrożną.
Ktoś, kto wykorzystał okazję, jej dobrą naturę oraz jej najczulszy punkt:
rodzinę. Ale czy on nie był równie zły jak Hugh?
Planował pomóc jej rodzinie wyjść z dołka i był to najlepszy sposób na
odwdzięczenie się Sarze za to, co mu dała. Ale wiedział, czego ona chce od
życia. Kogoś, kto będzie ją kochał. Kto będzie kochał jej rodzinę. Czy mógł to
zrobić? Nie był pewny.
Nie było to w porządku, trzymać ją w niewiedzy. Powinien naprawdę
zrobić właściwą rzecz i powiedzieć żegnaj. Dać jej szansę na znalezienie
kogoś, kto na nią zasługuje. Kogoś, kto będzie w stanie dać jej to, czego
potrzebuje. Kogoś... Luke nie był tą osobą. I tu był problem.
On nie chciał, żeby to był ktoś inny. Ale w tym samym czasie nie mógł
przekroczyć swoich obaw w kwestii rodziny. Sara chciała mieć dzieci - po-
wiedziała mu o tym. Pomysł bycia ojcem przerażał go. Ona wyrosła w tak
różnych warunkach niż on. Jak w ogóle będzie w stanie dać jej rzeczy, których
potrzebuje, rzeczy, do których była przyzwyczajona.
Rzeczy, które nie mogły być załatwione na wzór biznesu?
- Więc jak bardzo Sara wprowadziła cię w naszą sytuację? - zapytał
James, gdy Luke usiadł przy stole w kuchni.
- Droga naprawa dachu plus kredyt - powiedział Luke. - I że nie chcesz
sprzedać biznesu ludziom, którzy nie mają tych samych zasad moralnych jak
ty.
R S
129
- Więc wiesz wszystko - James wyglądał ponuro. Moja rodzina miała ten
sad od czterech pokoleń, pięciu, jeśli policzyć Ruperta działającego w sprze-
daży i Lou prowadzącą biuro. I nie chcę go stracić.
Luke wiedział, że to nie była tylko kwestia pieniędzy. Dawał im korzenie.
- Pokaż mi, jak działa twoja firma.
James skinął głową.
- Nie jest specjalnie błotniście w sadzie, ale trawa jest wystarczająco duża
i mokra, żeby zabrudzić ci buty. Nie sądzę, że przywiozłeś ze sobą kalosze?
- Nawet o tym nie pomyślałem - przyznał się.
James włożył ponownie swoje buty.
- W takim razie chodźmy. Do zobaczenia później.
Kiedy wyszli z kuchni, powiedział miękko do Luke'a:
- Mam nadzieję, że będziesz mógł coś zrobić. Mógłbym rozważyć
sprzedaż domu, ale w tej sytuacji gospodarczej byłoby ciężko znaleźć
nabywcę, a sprzedaż nie zmieniłaby faktu, że dach jest spróchniały i będzie
kosztowało majątek, żeby go naprawić.
- Pracowałem w interesach na krawędzi bankructwa, ale poradziłem
sobie. Muszę zobaczyć cyfry, zanim coś powiem. Ale porozmawiajmy idąc
przez sad i fabrykę - powiedział Luke.
Oprócz szybkiego lunchu jedzonego wspólnie z domownikami, Luke
spędził większość dnia z Jamesem, sprawdzając cyfry. Pod koniec dnia Nina
nalegała, żeby zostali na kolację.
- Gdybym wiedział, że zostaniemy, przywiózłbym wino i czekoladki -
powiedział Luke.
- Nie bądź niemądry - Nina pokręciła głową. - Już wystarczająco dużo dla
nas zrobiłeś. Teraz idź i usiądź w jadalni.
R S
130
Dom wypełnił się po lunchu - pomyślał Luke. Duża, hałaśliwa rodzina,
która wszystko robi razem. Rodzina, która posłuchała tego, jak ocenia ten biz-
nes i potem przeszła do pełnej zacięcia dyskusji, z pomysłami i ofertami
pomocy rzucanymi przez wszystkich.
I to uderzyło Luke'a. To jest rodzina, która naprawdę się wspiera. Był
zupełnie pewny, że rodzice Sary dawali to samo swoim dzieciom, chociaż Sara
i Justin nie pracowali w rodzinnym biznesie, ale przypuszczał, że nigdy nie
byli naciskani do zmiany swojej drogi życiowej.
To było coś, z czego zaczął zdawać sobie sprawę, że miało większą
wartość niż którykolwiek z wielkich interesów, które zrobił w przeszłości.
Dbająca rodzina.
- Robi się późno - powiedziała Nina. - Zostańcie na noc. Zabierze mi
sekundę przygotowanie gościnnego pokoju.
- To naprawdę miło z twojej strony, Nino, ale nie mogę. Mam jutro rano
parę spotkań.
- Jesteś pewny? Nie wyrzucamy was.
- Jestem pewny. Ale dziękuję.
Sara zobaczyła się z nim na zewnątrz. Wyglądała na rozdartą.
- Chcę być z tobą - powiedziała. - Ale właśnie teraz moja rodzina
potrzebuje mnie bardziej. Musimy wiele przedyskutować.
- Rozumiem. - Nie zamierzał zmuszać jej, żeby musiała wybierać.
Ale droga powrotna do Londynu była smutna, a samochód wydawał się
pusty.
R S
131
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Przez następne trzy tygodnie, po uzgodnieniu z Luke'em, Sara
zmniejszyła ilość godzin pracy dla niego i spędziła połowę swojego czasu w
Kent, a drugą połowę w Londynie.
Pod koniec pierwszego tygodnia dał jej klucz od swojego mieszkania.
- Jeśli zostaniesz tutaj podczas pobytu w Londynie, wtedy przynajmniej
będziemy się trochę widzieć.
Luke chciał spędzać niedzielę z jej rodziną. Zawsze przynosił jej mamie
kwiaty. Spędzał czas na rozmowach o biznesie z jej ojcem i spacerowali po
sadzie.
W środową noc Sara obudziła się, odczuwając mdłości. Musiałam coś
zjeść - pomyślała. Napiła się wody i pomyślała, że rano będzie się czuła lepiej.
Ale mdłości nie minęły w ciągu dnia. Nagle uderzyło ją, że jej okres się
spóźnił. To nie może być to.
Zawsze był regularny, zawsze dokładnie co dwadzieścia osiem dni.
Szybko kalkulując, powiedziała, że to tylko trzy dni spóźnienia. Nie zauważyła
spóźnienia, ponieważ latała między Kent a Londynem.
Nie podjęli żadnego ryzyka - zawsze byli skrupulatni w używaniu
prezerwatyw - więc była pewna, że było to spowodowane przez stres, obawy
rodziców i sad. Ale wszystko jedno, zdecydowała się zrobić test ciążowy.
Musiał być negatywny. Na szczęście Luke był na spotkaniu, więc miała czas,
żeby go kupić bez jego wiedzy. Nie chciała mu powiedzieć, ponieważ
wiedziała, co myślał na temat dzieci.
Kupiła cyfrowy test, przeczytała instrukcję i poszła do łazienki.
Natychmiast zrobiła test i siedziała, patrząc w okienko pręcika. „Ciąża".
R S
132
Sara wpatrywała się w niego przerażona. W ciąży? Jak zamierza
powiedzieć o tym Luke'owi? Jeśli powie mu, że będzie znowu częścią rodziny
bez względu, czy tego chce, czy nie - jak zareaguje? Czy będzie zadowolony,
czy przerażony? Nie miała pojęcia.
Wiedziała, że jej rodzina wesprze ją. Ale najważniejszy był Luke. Czy to
będzie ta rzecz, która ich ostatecznie rozdzieli?
Nie mogła jasno myśleć. W jej głowie kłębiły się myśli. Może była to siła
sugestii, ale zrobiło się jej niedobrze.
- Wyglądasz trochę blado - powiedział, kiedy wróciła do biura.
- Dobrze się czuję - powiedziała, posyłając mu uśmiech, o którym
pomyślał, że jest trochę zbyt słodki.
Nie był taki pewny. Była ostatnio bardzo obciążona, martwiąc się o
rodziców i sad.
- Słuchaj, jeśli boli cię głowa, nie siedź tu. Weź wolne popołudnie. Idź na
górę i zdrzemnij się.
- Dobrze się czuję. Nie potrzebuję drzemki.
Ale parę minut później wybiegła z pokoju z ręką na ustach.
Może to jesienny wirus?
Luke miał złe przeczucie. Przypominało mu to zachowanie Di w
pierwszym okresie jej ciąży: Czy Sara mogła być w ciąży po jednym
przypadku? To byłoby nieprawdopodobne.
Mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe.
Czy Sara spodziewała się jego dziecka?
W jego głowie wirowało. To byłaby najgorsza z możliwych rzeczy, która
się mogła przydarzyć. Nie chciał mieć dzieci. Nigdy nie miał, nigdy nie będzie.
Jak mógł być dobrym ojcem? Jego własny go odepchnął. A gdyby podjął
ryzyko i pozwolił jej pokonać swoją ostatnią barierę i uwierzyć znowu w
R S
133
rodzinę. A co, jeśli pójdzie źle? Nie sądził, że mógł wyjść z tego nienaruszony
tym razem. To jest koszmar.
Jednak musiał się z tym zmierzyć. Sara weszła do biura, a jej twarz była
jeszcze bledsza. Podał jej szklankę wody.
- Dziękuję.
Tym razem jej uśmiech był trochę niewyraźny. Pozostał w tym samym
miejscu, przed jej biurkiem.
- Myślę, że musimy porozmawiać - założył ręce. - Czy jest coś, o czym
chcesz mi powiedzieć?
Zamknęła oczy.
- To prawdopodobnie wirus.
- Saro, spójrz na mnie.
Spojrzała i westchnęła.
- No dobrze. Tak. Jestem w ciąży. Nie wiem, jak to się stało. Dopiero co
zrobiłam test.
Świat zawirował, poczuł się chory.
- Nie podejrzewałaś tego?
- Nie. Dopiero dzisiaj, kiedy zaczęłam się źle czuć i zdałam sobie sprawę,
że okres jest o parę dni spóźniony. Myślałam, że to przez stres...
Wiedział, że powinien być uprzejmy. Że powinien opiekować się nią i
wspierać ją. Ale strach popchnął go do przerwania jej.
- Jak?
- A jak myślisz Luke, skąd się biorą dzieci?
- Wiem to. Miałem na myśli to, że zawsze uważaliśmy żeby używać
prezerwatyw?
- Nie wiem. Przypuszczam, że powinnam być wdzięczna, że nie
zapytałeś, czy to twoje dziecko - jej oczy zwęziły się.
R S
134
Skupił się na tym, że będzie ojcem.
- Zrobię to, co powinienem - powiedział, nie patrząc na nią.
- Co?
- Ożenię się z tobą.
Wtedy zadzwonił telefon. Podszedł do swojego biurka i podniósł
słuchawkę.
- Luke Holloway.
To było to, czego potrzebował. Dzwonił adwokat, aby coś
przedyskutować.
Nie mogło to przypaść w lepszej porze.
- OK, zaraz tam będę. Dwadzieścia minut. Odłożył słuchawkę. - Muszę
wyjść. Sprawy prawnicze. Wrócę później. Wtedy porozmawiamy. Zostaw
wiadomość na poczcie głosowej, gdyby coś się wydarzyło.
Potem wyszedł z biura. Po paru sekundach mógł znowu oddychać.
Luke zobaczył, że Sara była zmarnowana. Jej twarz była napięta.
- Cześć - powiedział.
Podniosła głowę.
- Gdzie do diabła byłeś?
- Porządkowałem sprawy prawnicze.
- Nie przyszło ci na myśl, żeby zadzwonić lub napisać, żeby mnie
powiadomić, że wracasz?
- W czym problem?
- W czym problem? Powiedziałam ci, że jestem w ciąży i powiedziałeś,
że zrobisz coś, co powinieneś.
- A co chciałaś, żebym zrobił? Powiedzieć, że jesteś pozostawiona sama
sobie?
R S
135
- Był inny sposób powiedzenia tego, Luke. Nawet na mnie nie spojrzałeś,
kiedy powiedziałeś, że się ze mną ożenisz. Nie mogłeś doczekać się, żeby
wyjść. Gdybym była paranoiczką, powiedziałabym, że zmanipulowałeś ten
telefon od prawnika. Nie mógł zadzwonić w lepszym dla ciebie czasie.
- Pomijając fakt, że nie miałem pojęcia, co zamierzasz mi powiedzieć.
Jesteś wolna, proszę, zadzwoń do adwokata i sprawdź, czy tam byłem. Nie
mam powodu kłamać, Saro. - Podrzucił jej telefon komórkowy. - Proszę.
Sprawdź listę połączeń.
- Nie muszę sprawdzać żadnej listy. - Odrzuciła telefon.
- Czy nie myślisz, że jesteś trochę - zamilkł raptownie, widząc prawdziwą
złość na jej twarzy.
- Nie wmawiaj mi, że jestem pod wpływem hormonów, Luke'u
Holloway. To nie ma z tym nic wspólnego. Fakt jest taki, że jesteś cholernym,
zaszufladkowanym człowiekiem. Masz braki emocjonalne.
Wiedział, że jest to prawda.
- Luke. Jestem w ciąży. Z naszym dzieckiem. Czy to dla ciebie nic nie
znaczy?
- Oczywiście, że tak. Powiedziałem ci, że się z tobą ożenię. Dodam twoje
nazwisko do konta bankowego i upewnię się, że nie będzie brakowało ci
pieniędzy.
To było perfekcyjne rozwiązanie.
- Co z czasem, Luke?
- Czasem?
- Czasem. Czy zamierzasz mniej pracować, żeby spędzać czas ze mną i
naszym dzieckiem?
- Ja... - zawahał się.
R S
136
- Myślałam, że nie. Nie możesz zarządzać moim życiem czy dziecka w
sposób, w jaki prowadzisz biznes. Życie tak nie działa. I jeśli tego nie
widzisz...
Posłała mu pełne obrzydzenia spojrzenie, spakowała swoją torebkę i
trzasnęła za sobą drzwiami. Mocno.
Luke opadł na krzesło. Da jej parę dni na uspokojenie się i porozmawia
racjonalnie. Pozwoli zobaczyć, że dał jej doskonałą ofertę.
Teraz potrzebował pracownika do prowadzenia biura. Westchnął i
podniósł słuchawkę. Wybrał numer agencji pośrednictwa pracy i załatwił, że
ktoś przyjdzie od zaraz. Chociaż pracował, aż rozbolały go oczy, nie mógł
usiedzieć tego wieczora i źle spał. Ne mógł czuć się dobrze, nie mając Sary
obok siebie. Wszystko było takie bez wyrazu.
Wytrwał trzy dni, zanim zadzwonił do niej znowu. Jej telefon
komórkowy był wyłączony.
Luke spotkał się z Karimem w poniedziałkowy wieczór, ale był w
obrzydliwym humorze. I wtedy Karim powiedział coś, co dało mu wiatr w
żagle.
- Zgadnij, co dzisiaj robiliśmy?
- Nie wiem.
Karim wydobył swój portfel z kieszeni i wyciągnął coś z niego.
- Spójrz.
To była fotografia. Większa jej część była czarna, ale był na niej trójkąt
pokazujący kontur głowy dziecka i zwinięte ciałko.
- To jest dwudziesty tydzień życia twojego bratanka - oznajmił Karim
rozpromieniony.
Luke wzdrygnął się.
Jego najlepszy przyjaciel zauważył to natychmiast.
R S
137
- Myślę, że musimy porozmawiać.
- Ja... - Jego protest zamarł. - Nie tutaj.
Oczy Karima zwęziły się.
- Kiedy ostatni raz jadłeś?
- Śniadanie...? - Luke nie mógł sobie przypomnieć.
- W porządku - Karim wyprowadził go z klubu sportowego do małej
pizzerii tuż za rogiem. Zamówił i utrzymywał lekką rozmowę, zanim skończyli
pizzę.
- Teraz mów - powiedział.
- Mogę zadać ci dziwne pytanie?
Karim zmarszczył brwi, ale przytaknął.
- Pewnie.
- Jak się czułeś, kiedy Lily powiedziała ci, że jest w ciąży?
Oczy Karima rozszerzyły się.
- Czy chcesz powiedzieć...?
- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. Naprawdę muszę wiedzieć, że nie
byłem jedynym, który czuł się w ten sposób. Żeby wiedzieć, że nie oszalałem.
Jaka była twoja pierwsza reakcja?
- Szok. Ponieważ naprawdę nie staraliśmy się o dziecko. Chciałem być z
nią więcej czasu jako para. Ale potem to samo przyszło. - Karim uśmiechnął
się. - Ale będzie ktoś jeszcze, kogo będę kochał od jego pierwszej sekundy na
tym świecie.
- Więc byłeś zadowolony?
- I dumny. I trochę przerażony. Nie spędzałem dużo czasu z dziećmi.
Skąd miałbym wiedzieć, czy będę wystarczająco dobrym ojcem?
Jego najlepszy przyjaciel miał te same wątpliwości.
- Będziesz wielki. Masz przykład w swoim ojcu.
R S
138
Karim był zamyślony.
- Więc Sara jest w ciąży?
Luke westchnął ciężko.
- Tak i źle zareagowałem, kiedy mi o tym powiedziała.
- Och.
- Jestem zszokowany i przerażony.
- I zadowolony?
Luke potrząsnął głową.
- Ciągle nie mogę pokonać lęku.
- Nigdy nie powiedziałeś mi całej historii i nie zamierzam się wtrącać, ale
fakt, że byłeś wystarczająco silny, żeby odejść z rodziny... mówi mi, że
będziesz wystarczająco silny, żeby być dobrym ojcem, że będziesz ojcem dla
swojego dziecka, jakiego ty nigdy nie miałeś.
- To zależy od wielu rzeczy - powiedział Luke sucho. - Od tego, czy
dostanę szansę, aby to pokazać.
- Sara z tobą nie rozmawia?
- Nie. Jej komórka ciągle jest wyłączona i nie odpowiada na moje
telefony. Po raz pierwszy w życiu nie wiem, jak to załatwić.
Karim poklepał go po ramieniu.
- Jedyną rzeczą, jaką możesz zrobić, to być sobą. Powiedz jej, co
naprawdę czujesz. Otwórz się dla niej.
Luke pokręcił głową.
- Nie otworzę się.
- Otworzysz się jak ja dla Lily - zareplikował Karim. - Jeśli Sara jest tą
osobą, którą znasz. Ponieważ będzie ci znacznie ciężej bez niej niż z nią.
- Bez niej czuję się, jakby świat stał się szary - przyznał Luke. - Nic nie
jest odpowiednie.
R S
139
- Więc ona jest tą jedyną - powiedział Karim. - Porozmawiaj z nią. Co
takiego złego może się zdarzyć?
- Ona mnie odtrąciła - Luke zaśmiał się głucho. - Cóż, zrobiła to już.
Powiedziałem jej, że zrobię, co powinienem i się z nią ożenię.
- Ze względu na dziecko?
- Tak.
Karim wciągnął powietrze.
- Jeśli zrobiłbym to samo z Lily, odeszłaby ode mnie. Sara musi
wiedzieć, że ty chcesz ją.
- Dla niej samej - zakończył Luke. - Tak. Właśnie to odkryłem. -
Dziękuję za radę.
- Powiadom mnie, jak ci poszło.
- Dobra - Luke nie był nawet pewny, czy Sara z nim porozmawia. Był
przygotowany zrobić wszystko, aby zmienić bieg rzeczy.
Musi jej pokazać, że mówi poważnie i naprawdę chce tworzyć z nią
rodzinę.
W drodze powrotnej do mieszkania przeszedł się przez sklepy dla dzieci.
Na wystawie jednego z nich leżała otwarta książka. Rzucił na nią okiem i zdał
sobie sprawę, że może być użyta jako pamiętnik. Wpadł na pewien pomysł. Da
Sarze dowód, że ją kocha. Prosto z serca.
W domu usiadł przy stole i zaczął pisać.
R S
140
ROZDZIAŁ SZESNASTY
Następnego ranka wszedł do domu, w którym mieszkała Sara. Nacisnął
przycisk dzwonka. Domofon zatrzeszczał.
- Tak?
- Justin, tu Luke. Muszę zobaczyć się z Sarą.
- Ona nie chce cię widzieć.
- Musimy się spotkać.
Luke westchnął.
- Nie zamierzam zranić Sary. Jestem tutaj, żeby to załatwić. -
Zaryzykował - Przypuszczam, że wiesz o dziecku?
- Tak.
- I wiesz, że poprosiłem ją, żeby za mnie wyszła.
- Ona niezupełnie tak to widzi.
- Jestem również przybity - przyznał Luke. - Jest wiele rzeczy, które
muszę jej powiedzieć. Wiele rzeczy musi usłyszeć.
- Tylko wtedy, jeśli będzie chciała się z tobą zobaczyć.
- Nie odejdę, zanim się nie zobaczymy. Jeśli będę musiał, rozbiję namiot
na twoim progu - powiedział.
- Słyszałeś o nakazie zatrzymywania intruzów - odparował Justin.
- Nie jestem intruzem. Jestem tylko zwykłym człowiekiem, który narobił
bałaganu. I muszę mieć szansę posprzątania.
- W porządku. Wejdź na górę. Ale jeśli powie nie, wyjdziesz natychmiast
- ostrzegł Justin.
- Załatwione. Dzięki, Justin.
Brat Sary otworzył drzwi.
R S
141
- Zgodziła się z tobą spotkać. Więc daję wam obojgu wolną rękę, ale Sara
ma mój numer telefonu.
- Nie będzie go potrzebować - obiecał Luke.
- Wyglądasz strasznie. - Powiedział Justin.
- Tak się czuję, ale na nic więcej nie zasłużyłem.
Poczekał, zanim Justin wyszedł i potem zapukał do jej drzwi.
Sara otworzyła. Wyglądała tak źle jak on. Miała cienie pod oczami, jej
skóra była blada i wyglądała, jakby źle spała.
- Cześć. Mogę wejść?
Skinęła głową.
- Dziękuję. - Wciągnął powietrze. - Jestem tutaj, żeby przeprosić i
powiedzieć ci rzeczy, które powinienem powiedzieć ci wieki temu, ale... Nie
było mi łatwo otworzyć się, ale wiem, że od tego muszę zacząć, by załatwić
sprawę pomiędzy nami. Jestem zdeterminowany zrobić wszystko, aby
wszystko naprawić.
- Chcesz się czegoś napić?
- Nie. Chcę tylko porozmawiać. - Poszedł za nią do salonu.
Jedyną rzeczą, jaką mógł zrobić, było powiedzenie jej prawdy.
- Wszystko jest inne od czasu, gdy odeszłaś. Wszystko wydaje się
bezbarwne, nieodpowiednie. Zdałem sobie sprawę, że... - wciągnął powietrze -
naprawdę nie znoszę tego, że muszę to przyznać, ale potrzebuję cię.
Jej oczy wypełniły się łzami.
- Muszę powiedzieć ci coś o sobie. Kiedyś zapytałaś mnie, czy byłem
częścią rodzinnego biznesu. Moja rodzina miała firmę. Na East End.
Zmarszczyła brwi.
- Nie widzę nic złego w East End.
R S
142
- Generalnie tak. Jak ci wyjaśnić? Moja rodzina - oni są tak zwanymi...
cóż, kryminalistami. Mój tata jest złodziejem, mój dziadek jest oszustem, mój
wujek jest paserem. Rodzaj genów, których nie chciałem przekazywać.
- Więc chcesz, abym je usunęła?
- Nie - powiedział. - Nie chciałem i nie chcę. Staram się wyjaśnić ci,
dlaczego nie chciałem dzieci. Pamiętasz, powiedziałem ci, że mój nauczyciel
matematyki dostrzegł, że mógłbym być dobry z ekonomii?
- Tak.
- Powiedział mi to na posterunku policji, po tym, jak zostałem
aresztowany za stanie na czatach. Poręczył za mnie policji i powiedział, że
mam rozum i właśnie teraz go marnuję. Że mogę mieć lepsze życie, jeśli
zostanę po właściwej stronie prawa i użyję moich naturalnych zdolności.
- Więc posłuchałeś jego rady?
- Myślałem o tym. I tak odkryłem, że to, o czym mówił, miało sens. Nie
pogrążać się w dół z rodziną. Ale postawił mnie w naprawdę niewygodnej
sytuacji. Gdybym wiedział, że planowali coś i nie próbowałbym ich zatrzymać,
to uczyniłoby ze mnie wspólnika. Ale gdybym doniósł na nich na policję...
- Postępowałeś wbrew sobie?
- Zdradzając moją rodzinę? - Skinął głową. Więc na jakiś czas wybrałem
sposób tchórza i powiedziałem im, że będę milczał tak długo, jak nie będę
wiedział, co robili.
- Sposób tchórza?
- Ponieważ powinienem zamknąć ich w ciupie.
Zmarszczyła brwi.
- Luke, ile miałeś lat, kiedy to się stało?
- Dwanaście.
R S
143
- Na litość boską, byłeś ciągle dzieckiem. Nie ma nic tchórzliwego w
tym, co zrobiłeś.
- Hmm... nie byłbym taki pewny. Zresztą ten nauczyciel dał mi pracę na
targowisku i pomógł mi trzymać się tej drogi. Parę lat temu zapytałem go
dlaczego... Powiedział, że był kiedyś taki jak ja. Ktoś inny pomógł mu i on
wierzył w... przeznaczenie.
- Więc twoja rodzina zaakceptowała to.
Pokręcił głową.
- Przyszło im do głowy, gdy miałem piętnaście lat, bym pożyczył trochę
pieniędzy na stoisku. Powiedziałem nie. To było brudne. I w końcu dałem im
ultimatum - albo zaakceptują, że nie chcę uczestniczyć w tym, co robili, lub
pozwolą mi odejść.
Zagryzła wargi.
- I oni pozwolili ci odejść?
- Nawet mama odwróciła się ode mnie.
- Twoja mama też była kryminalistką?
- Nie, ona nie. Była słaba. Stwierdziła, że lepiej iść z prądem. Zawsze
upewniali się, że nie brakuje jej pieniędzy. - Wzruszył ramionami. - Środki
uspokajające załatwiały resztę. Tata powiedział jej, co ma mówić, kiedy
przyjdzie policja i tak robiła. Więc dlatego nie lubię, lubiłem - poprawił się
szybko - rodzin.
- Rozumiem.
- I proszę, nie próbuj naprawić moich stosunków z nimi. Nie należę do
nich, a oni do mnie. Nie chcę żyć tak jak oni - dla mnie, dla ciebie, a najbar-
dziej dla naszego dziecka. - Ciężko przełknął. - Od czasu, gdy cię spotkałem,
nauczyłem się czegoś. Zdałem sobie sprawę, że nie ma znaczenia, skąd
pochodzę. Jedyne, co ma znaczenie, to obecna chwila. I mogę założyć rodzinę,
R S
144
do której chcę należeć. - Spojrzał na nią. - Pragnę cię, Saro. Życie bez ciebie...
to jak wrócić do tych mrocznych dni, gdy nie wierzyłem w nic i nikomu. Kiedy
utrzymywałem wszystkich na dystans, żeby nie mieli szansy mnie odtrącić.
- Ja również cię odtrąciłam. Odeszłam.
- Popchnąłem cię do tego. Kiedy powiedziałaś mi o dziecku,
spanikowałem. I przysięgam, że nigdy nie chciałem cię zranić.
- Widziałam, że świat się zawalił. Ale nie chciałam zostać i ciągnąć cię w
dół. Zanim nie obraziłeś mnie i dziecka.
- Nigdy tego nie zrobię.
- Nie zrobisz?
- Nie, ponieważ nauczyłem się różnicy pomiędzy tym, co myślałem, a
tym, czego naprawdę pragnę. Pragnę rodziny, Saro, z tobą.
- Zaoferowałeś mi biznesowy układ. Doskonały kontrakt - powiedziała. -
A nie rodzinę.
- I nie miałem racji. Nie było to to, czego chciałem. Nie będę cię winił,
jeśli mi nie uwierzysz, ale kocham cię. I mogę szczerze powiedzieć, i to nie są
tylko słowa. Nigdy ich nikomu nie mówiłem.
Dał jej wszystko, co miał. Zdał sobie sprawę, że wciąż ściska papierową
torbę. Wstał i położył ją na jej kolanach.
- To nie jest faktycznie dla ciebie. To dla naszego dziecka, po latach. Ale
chcę, byś przeczytała to pierwsza. Zadzwoń do mnie, jeśli będziesz chciała
porozmawiać.
Sara nie otworzyła torby, zanim nie usłyszała, że zamknęły się za nim
drzwi. Wiedziała, że wiele go kosztowało powiedzenie jej prawdy o
przeszłości. Dla mężczyzny, który wierzył w prostolinijność i honor, by
przyznać się do życia bez tych rzeczy.
I fakt, że powiedział, że kocha ją...
R S
145
Wierzyła, że nie powiedział tego nikomu innemu. Ale czy pozwoli sobie
mu zaufać? Otworzyła torbę i wyjęła dziennik. Był ręcznie napisany, więc z
pewnością zrobił to sam.
Przeczytała i zdała sobie sprawę, że wlał w to swoje serce. Mówiąc ich
dziecku o niej - jak ją kochał, jak się czuł, gdy była w pobliżu. Przyznała, że
fragment o nim przeraził ją, że nie byłby dobrym ojcem, ale zamierzał
spróbować, ponieważ Sara pokazała mu, czym może być rodzina. Jak wiele
rzeczy widział w przód. Swoje dziecko na pierwszym zdjęciu płodu, czucie
pierwszych kopnięć czy tulenie go pierwszy raz. Jak planował spędzić z nim
czas, budując zamki z piasku i taplając się w morzu. Puszczając latawce,
czytając bajki na dobranoc. Tulić je, gdy się obudzi w nocy ze złego snu. I
najbardziej ze wszystkiego, być rodziną.
Gdy skończyła czytać, zadzwoniła do niego, ale kiedy odebrał, była
roztrzęsiona.
Wydawało się, że sekundę później już dzwonił do drzwi. Otworzyła je i
padła w jego ramiona.
- Przyjechałem tak szybko, jak mogłem. Dobrze się czujesz? Wszystko
będzie dobrze, kochanie. Zadzwonię po karetkę. I nie zamierzam cię opuścić.
Ani teraz, ani kiedykolwiek.
Był w połowie wybierania numeru pogotowia, kiedy zatrzymała go.
- Nie potrzebuję karetki - powiedziała. - Z dzieckiem wszystko dobrze.
- Więc dlaczego...? - Wytarł jej delikatnie łzy.
- Płaczę przez ciebie. Przez to, jak wiele wycierpiałeś. Będziemy rodziną
- prawdziwą rodziną. Ponieważ kocham cię, Luke. Naprawdę kocham cię.
- Zawsze cię kochałem.
Wtedy objęła go ramionami, trzymając tak mocno, że ledwie mogła
oddychać.
R S
146
- Luke?
- Pragnę cię, Saro. - Widziała głód w jego oczach. - Ale nie tutaj.
- Więc...?
- Jedź ze mną do mieszkania. Naszego mieszkania - podkreślił. Ale jeśli
chcesz mieszkać gdzieś indziej, pojedziemy do agencji nieruchomości i coś
wybierzemy. Ponieważ ty i nasze dziecko jesteście dla mnie ważniejsi niż
cokolwiek innego na świecie.
- Luke - Pocałowała go.
Dwadzieścia minut później byli na miejscu. Dobrze było poczuć jego
skórę na swojej, ciepło jego ust dręczące ją, aż do gorączki.
- Luke, doprowadzasz mnie do szaleństwa. Potrzebuję...
- Ja również - powiedział miękko. - Ale tym razem chcę więcej. Chcę,
żeby wszystkie bariery runęły.
Pocałował ją i gdy w nią wszedł, było to jak powrót do domu.
Poczuła, jak jej ciało napręża się wokół niego i jak jego ciało burzy się w
odpowiedzi.
- Saro - wyszeptał. - Kocham cię.
- Też cię kocham.
Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła, że jego rzęsy są wilgotne.
- Będziesz musiała za mnie wyjść, wiesz - powiedział.
- Z powodu dziecka? - To ciągle kąsało.
- Ze względu na mnie - poprawił ją. - Chcę spędzić z tobą resztę moich
dni.
- Luke, czy ty...
- Mówię tak, bo nie chcę ryzykować, że powiesz nie. Jeśli chcesz, żebym
zapytał cię, czy za mnie wyjdziesz, to lepiej się ubierzmy.
- Dlaczego?
R S
147
- Ponieważ nie powiem naszym dzieciom, że prosiłem cię o rękę zupełnie
nagi.
Nie mogła przestać się śmiać, ale zrobiła to, o co prosił i ubrała się.
Wciągnął na siebie ubranie i poprowadził ją nad Tamizę. Nie dbając o ludzi
spacerujących wokół, klęknął.
- Saro. Kocham cię. Uczyniłaś mój świat lepszym. Wyjdziesz za mnie?
- Tak.
R S