background image
background image

 

 

1 

 

Kate Hardy 

 

Weekend z milionerem 

background image

 

 

2 

PROLOG 

 

- Więc jak ona ma na imię, Luke? - zapytał Karim, kiedy opuszczali kort 

do squasha. 

- Kto? 

- Kobieta, która cię rozprasza. Inaczej nie mógłbym cię tak łatwo 

pokonać. 

- Praca - powiedział. 

- Zjedz z nami kolację. Porozmawiamy o tym. 

- Dzisiaj wieczorem? Tak bez zapowiedzi?  

Zanim Luke miał szansę protestować, Karim już dzwonił do domu. 

- Załatwione. 

Luke, wiedząc, że Karim śmieje się bardziej do niego niż z niego, 

taktownie uległ. 

Teraz myślał tylko o znalezieniu zastępstwa dla swojej osobistej 

sekretarki na czas jej urlopu macierzyńskiego. Agencja przysłała pracownika 

tymczasowego, ale ta sprawa cały czas nad nim wisiała. 

Musiał być cierpliwy, ale to słowo nie istniało w jego słowniku. Czekanie 

doprowadzało go do szału. 

Weszli do domu, kierując się prosto do kuchni. Karim pocałował żonę. 

- Na litość boską. Jesteście małżeństwem już trzy miesiące... - powiedział 

Luke. 

Lily zaśmiała się. 

- Proszę. - Wskazała talerz kanapek. 

Luke nagle zdał sobie sprawę, że zapomniał o obiedzie. 

- Dzięki. 

Jedzenie było wspaniałe. 

R S

background image

 

 

3 

- Fantastyczne - powiedział po pierwszym kęsie. 

Skinęła głową. 

- Powiesz nam, co cię gryzie? - zapytała.  

Westchnął. 

- Chciałbym zrozumieć, dlaczego kobiety pragną dziecka. Di nie 

przestała podkreślać tego, aż do dnia, w którym zrobiła test ciążowy i... - nagle 

przestał mówić, gdyż spostrzegł, że Karim i Lily spojrzeli na siebie. 

- Przepraszam. To, co przed chwilą powiedziałem, oczywiście nie 

dotyczy was. Naprawdę, bardzo się cieszę z waszego szczęścia. 

- To dobrze - powiedział Karim. - Jeśli zamierzasz być wujkiem. 

Nie miał innego wyjścia. 

- Kiedy dziecko ma przyjść na świat? 

- Za pół roku - odpowiedziała Lily ze śmiechem. - Naprawdę ciężko ci 

przychodzi powiedzenie czegoś właściwego, prawda?  

Zmierzwiła mu włosy w drodze do lodówki. Traktowała Luke'a, jakby 

był jej bratem, i sprawiała, że czuł się nieswojo. 

- Próbuję być miły, bo doskonale gotujesz - odciął się. 

Zaśmiała się. 

- Nie rób mi tego. Wiem, że jesteś Kocurkiem.  

Karim śmiał się również. Przygarnął Lily i pogładził brzuch żony.  

Luke też się uśmiechnął. 

- Dla ciebie Lily mogę być. - Uśmiechnął się szeroko. - Ale niestety masz 

męża, który może nie być z tego zadowolony, więc zadowolę się tymi 

pysznościami. 

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - Lily dręczyła go dalej. - Więc 

co jest nie tak? Twoja sekretarka miała poranne nudności? 

R S

background image

 

 

4 

- I obiadowe, i popołudniowe. Moje biuro to jeden wielki bałagan. Nie 

przekazała wszystkiego jak należy swojemu następcy. Mam dość nieładu. 

Wysłałem Di do domu, do końca ciąży. 

Lily spojrzała zmartwiona. 

- Luke, nie chcę się mieszać, ale... czy to jest legalne? 

Luke wiedział, o co pyta. 

- Di otrzymuje pełną pensję i stanowisko czeka na nią, aż zdecyduje się, 

co chce robić. Ale w tej chwili nie jest zdolna do normalnej pracy. Potrzebuję 

kogoś, kto uporządkuje ten bałagan, zanim ucierpią na tym moje interesy. 

Lily się zamyśliła. 

- Może będę mogła ci pomóc. Siostra mojej ulubionej dostawczyni 

Louisy jest likwidatorem problemów biurowych. 

- Kim? - zapytał Luke. 

- Osobą zorganizowaną, operatywną, dobrą w porządkowaniu biurowego 

bałaganu. Sara właśnie tym się zajmuje. 

- Masz jej numer telefonu? 

- Mam numer jej siostry - Lily zniknęła na chwilę, po czym wróciła z 

wizytówką. 

- Proszę. 

Luke przeczytał dane na karteczce. „Fleet Organics". 

- Produkują sok jabłkowy, sos vinegret  i wszystko, co można uzyskać z 

jabłek - wyjaśniła Lily. - Zadzwoń do Louisy, powiedz jej, że dałam ci jej 

numer i zapytaj o Sarę. 

- Dzięki. 

- Może być zajęta - ostrzegła Lily. 

R S

background image

 

 

5 

- To dokładnie to samo, co ktoś powiedział Karimowi o tobie. Ale on 

ciągle czarował cię, abyś dla niego gotowała - przypomniał jej Luke, uśmie-

chając się szeroko. - Zadzwonię do niej. Dzięki za namiar. 

Lily spojrzała do piekarnika. 

- Gotowe. Idziemy do jadalni. 

R S

background image

 

 

6 

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

 

Sara sprawdziła adres w notatniku. Tak, to tu. Magazyn przekształcił się 

w reprezentacyjne biura i wspaniały dom. Parter był pełen ślicznych sklepików 

i kafejek. Przypuszczała, że na dwóch wyższych piętrach były biura. 

Przeszklone pokoje miały oszałamiający widok na Tamizę. Potrzebna była 

niezła fortunka, żeby móc pozwolić sobie na takie mieszkanie. Ale była 

zadowolona z pokoju, który wyprosiła w mieszkaniu najstarszego brata. To, że 

nie miała własnego miejsca, nie znaczyło, że była nieudacznikiem. Miała 

rodzinę, która ją kochała, wspaniałe życie towarzyskie i pracę, którą lubiła. Nie 

potrzebowała niczego innego. Weszła schodami na pierwsze piętro, gdzie 

siedział recepcjonista. 

- W czym mogę pomóc? 

- Nazywam się Sara Fleet. Mam spotkanie z panem Luke'em 

Hollowayem - powiedziała. 

- Ostatnie drzwi na prawo - odpowiedział recepcjonista. 

Luke Holloway. Jego głos brzmiał szorstko w telefonie, jak mężczyzny, 

który wiedział, czego chce i nie marnował czasu. Ona zwykle pracowała z 

ludźmi, którzy wtykali rzeczy do szuflad lub zapisywali informacje w 

notesach, które szybko gubili. Jakim człowiekiem był Luke? 

Cóż, była tu po to, aby się o tym przekonać. Zapukała. 

- Proszę. - Głos był przygnębiony.  

Spodziewała się kogoś w modnym garniturze i ręcznie robionych butach, 

tymczasem mężczyzna rozmawiający przez telefon z nogami na biurku 

wyglądał bardziej jak gwiazda rocka. Ubrany był w czarny, kaszmirowy sweter 

i czarne spodnie. Jego krótkie, ciemne włosy były w artystycznym nieładzie. 

R S

background image

 

 

7 

Miał też najbardziej zmysłowe usta, jakie kiedykolwiek widziała. To 

wystarczyło, aby zmysły Sary wybuchły. 

Wiedziała, że lepiej nie mieszać pracy z przyjemnościami. Ten 

mężczyzna był jej potencjalnym klientem. Teraz nie miało to znaczenia. 

Położył rękę na słuchawce. 

- Sara?  

Skinęła głową. 

- Jestem Luke. Przykro mi, ale mam dla ciebie tylko dwie minuty - 

usiądź. 

Kontynuował rozmowę, a ona obejrzała biuro. Zauważyła dwa biurka z 

komputerami i rząd wypełnionych szafek. Przez okno mogła zobaczyć statki 

płynące w dół Tamizy. 

- W porządku. Teraz jestem cały twój. 

W jej głowie kłębiły się myśli. Bardzo, bardzo nieprofesjonalne myśli. 

Sara odepchnęła je, mając nadzieję, że jej twarz nie stała się czerwona. 

Co się do licha z nią działo? Ona nigdy, ale to nigdy nie fantazjowała o 

swoich klientach. Ale Luke Holloway był najwspanialszym mężczyzną, 

jakiego kiedykolwiek widziała. 

- Kawy? 

- Poproszę. 

Otworzył drzwi do małej kuchenki. 

- Mleko, cukier? 

- Tylko mleko. 

Dodał mleko do jednej filiżanki, cukier do drugiej. Potem wziął puszkę z 

kredensu i zdjął pokrywkę. 

- Częstuj się. 

R S

background image

 

 

8 

Ekskluzywne, czekoladowe ciasteczka. Widocznie jej reakcja musiała 

być widoczna, bo on również się zaśmiał. 

- Moja jedyna wada. No, prawie.  

Uchwyciła błysk w jego oczach i mogła przysiąc, że nie jeden. Zaschło 

jej w ustach. Musiała uczynić duży wysiłek, żeby się opanować. On 

potrzebował likwidatora problemów, a nie kochanki. 

Ona z kolei działała na rynku nie po to, aby złowić kochanka. Lubiła 

swoje życie takim, jakie było. Szczęśliwe i w pojedynkę. Nieskomplikowane. 

- Co sprawiło, że myślisz, iż mogę ci pomóc? - zapytała. 

- Zostałaś wysoce rekomendowana. 

- Doprawdy? 

Skłonił głowę, potwierdzając komplement. 

- Lily ostrzegała mnie, że możesz być zajęta. 

- Zwykle jestem. Planowałam letnią podróż do Włoch czy Grecji. 

- Dobre jedzenie, przyzwoita pogoda i mnóstwo piaszczystych plaż? 

- Mnóstwo ruin - poprawiła.  

Lubiła odkrywanie nieznanych miejsc. 

- To jeden z plusów prowadzenia samodzielnej działalności. Mogę 

wybierać, kiedy chcę jechać na wakacje. - Dobrze zorganizowany czas bardzo 

pomaga. Trzeba jednak zrobić sobie przerwę. Jeśli nie odpoczniesz, po prostu 

się wypalisz. 

Luke nie wyglądał na przekonanego, ale nawet nie próbował z nią 

dyskutować. To dobrze. Po Hugh Sara miała dość pracoholików. Miała dość 

wszystkich mężczyzn. Nie chciała się angażować. 

- Moje biuro nie jest zwykle tak zdezorganizowane - powiedział, kierując 

ją do głównego pokoju i wskazując krzesło. 

R S

background image

 

 

9 

Zdezorganizowane? To miejsce było nieskazitelne. Chyba że nie 

zauważyła czegoś istotnego. 

- Tak jak powiedziałem przez telefon, moja osobista asystentka jest na 

urlopie. Zatrudniałem pracowników tymczasowych, ale Di - moja asystentka - 

nie była w stanie wprowadzić ich właściwie, a ja nie byłem tutaj wystarczająco 

długo, aby zrobić to samemu. Pracownicy tymczasowi nawet nie starają się 

sprostać zadaniu i właśnie rozmawiałem z agencją pośrednictwa, pytając, co 

się stało, gdy weszłaś. 

Sara nie mogła oprzeć się chęci dokuczenia mu. 

- Chcesz przez to powiedzieć, że jesteś tak straszny, że pracownicy 

tymczasowi mają twoje nazwisko na czarnej liście i odmówili przyjścia do 

pracy dla ciebie? 

- Oczekuję tylko dobrze wykonywanej pracy za dobre wynagrodzenie. 

Ale jeśli nie potrafi zrobić podstawowych rzeczy, jak uprzejme odbieranie te-

lefonów i zapisywanie właściwych wiadomości, to nie powinna zatrudniać się 

jako osobista asystentka. - Jedna z pracowników tymczasowych była świetna, 

ale kiedy poprosiłem ją o dłuższą współpracę, dowiedziałem się, że nie mogę 

już na nią liczyć. Potrzebuję kogoś, kto uporządkuje dokumenty i przywróci 

porządek w moim biurze. Jestem do tego przyzwyczajony i chcę utrzymać 

biuro w należytym porządku, dopóki Di nie zdecyduje, czy zamierza wrócić do 

pracy po urodzeniu dziecka. 

- Mogę się podjąć tego pierwszego, ale współpracuję tylko na zasadzie 

krótkoterminowych zleceń. Cały czas urlopu macierzyńskiego to dla mnie zbyt 

długo. 

- Rozumiem. 

- O jak dużym porządkowaniu dokumentów mówisz? 

R S

background image

 

 

10 

Luke podszedł do innego biurka i wyjął spod niego olbrzymie, tekturowe 

pudło. Było pełne papierów. 

- To - powiedział. - Di nie zdążyła tego posegregować. Wiedziała, że 

nienawidzę bałaganu i dlatego włożyła dokumenty do pudła i schowała je, 

chcąc zrobić to później. 

- Ale teraz jej tutaj nie ma, a twoi pracownicy zastępczy stale to 

ignorowali. 

- Właśnie tak, Di zwykle aktualizowała kartoteki. Ale sądzę, że nie robiła 

tego od jakiegoś czasu. 

- Czy mogę dostać carte blanche, aby przeorganizować twój system 

archiwizacji dokumentów? 

- Jeśli jest to efektywny sposób na zaoszczędzenie czasu, to tak, ale jeśli 

próbujesz uzasadnić nim wysokość rachunku, to nie. 

Polubiła fakt, że Luke Holloway był tak bezceremonialny, gdyż wiedziała 

dokładnie, na czym stoi. 

- A tak właściwie czym się zajmujesz? 

- Chcesz powiedzieć, że nie wyszukałaś informacji o mnie przez Internet? 

- To nie mówi mi wiele. Masz dwadzieścia osiem lat i już jesteś 

milionerem. I wszystkie twoje przyjaciółki to wysokie, długonogie modelki. 

Byłeś na liście najlepszych partii i często zmieniałeś dziewczyny. Ale 

kolorowe gazety i kolumny plotkarskie nie zawsze są wierne prawdzie. 

- Ty również nie powiedziałaś mi wiele o sobie, oprócz faktu, że nie masz 

swojej strony internetowej. 

Więc on również ją sprawdził? 

- Nie potrzebuję własnej strony internetowej. Moim klientom jestem 

polecana. 

- Co jest najlepszą formą reklamy. Optymalne rozwiązanie. 

R S

background image

 

 

11 

Jak to się stało, że omawiają jej działalność? Zamierzała dowiedzieć się 

czegoś o nim. 

- Ciągle nie odpowiedziałeś na moje pytanie - podkreśliła. 

- Kupuję i sprzedaję firmy. 

- Wyprzedajesz aktywa nabytych spółek? 

Nie ma mowy, żeby pracowała dla kogoś takiego. Zasada taka jak ta 

pozostała po Hugh, że nie szła na kompromisy. Nawet gdyby miał 

najseksowniejsze usta, jakie kiedykolwiek widziała. 

- Nie. Łatwo się nudzę i lubię wyzwania. Kupuję bankrutujące firmy i 

kieruję je we właściwą stronę. Normalnie kieruję zorganizowaniem wykupu 

akcji przez kierownictwo. 

Więc ludzie, którzy rozpoczną z nim pracę, aby uporządkować firmę, 

mogą doczekać się owoców swojej pracy. Jest więc człowiekiem z sumieniem. 

Kompletne przeciwieństwo Hugh. 

- Jestem dobry w rozwiązywaniu problemów. Z tym wyjątkiem, że 

ustalam reguły. 

- Jaka to branża? 

- Sport i rekreacja. Kluby sportowe, kluby odnowy, spa. 

- I robisz to wszystko sam? 

- Z dobrą osobistą asystentką. Przyzwoici menadżerowie w każdym 

biznesie to ci, którzy mają wystarczająco oleju w głowie i rozmawiają ze mną 

poważnie, zanim coś stanie się poważnym problemem - i którzy przychodzą do 

mnie raczej z rozwiązaniami, niż spodziewają się, że rozwiążę ich wszystkie 

problemy. 

Luke lubił sposób, w jaki Sara zadawała mu pytania, w jaki podchodziła 

do sprawy. Mógł z nią pracować. 

- Dlaczego jesteś wolnym strzelcem? 

R S

background image

 

 

12 

- Myślę, że z tego samego powodu, co ty - jestem dobra w 

rozwiązywaniu problemów i szybko się nudzę. 

Lepiej, coraz lepiej. 

- I lubię porządkowanie bałaganu. 

- Jesteś zwariowana. Och, przepraszam. Nie chciałem cię obrazić. 

Nienawidzę porządkowania dokumentów i jestem bardzo wdzięczny, że 

znalazłem kogoś, kto to lubi. 

- Jestem maniakiem schludności. - Rzuciła okiem na jego 

minimalistyczne biura. - Ale wygląda na to, że ty też. 

- Nie chciałbym być niegrzeczny, ale twoja siostra powiedziała, że jesteś 

magistrem. Dlaczego więc pracujesz jako likwidator biurowych problemów? 

- Masz na myśli osławionego urzędnika biurowego? 

- Nie zamierzałem tego ująć tak dosadnie... 

- Jest to pewien rodzaj odzyskiwania informacji. Myślę, że mogłabym 

być bibliotekarką lub archiwistką - zamyśliła się. - Ale ja lubię wyzwania 

polegające na porządkowaniu nowych miejsc. Moja rodzina dokucza mi z 

powodu mojego tytułu, ale szczerze mówiąc, miałam dość uczelni i tego całego 

nagabywania, żeby zrobić doktorat. Więc pracuję dorywczo, zanim zdecyduję 

się, co tak naprawdę chcę robić z moim życiem. 

Zignorował uwagę o jej rodzinie. Jeśli mogła wykonywać pracę, którą 

chciał, tylko to miało znaczenie. 

- Robisz jeszcze jakieś inne rzeczy oprócz porządkowania dokumentów? 

- Jakie? 

Pierwsza rzecz, która przyszła Luke'owi do głowy, zaszokowała go, gdyż 

dopiero co poznał tę dziewczynę. Jej proste blond włosy były spięte szpilką w 

gustowny kok, podczas gdy jego dziewczyny miały zawsze ciemne włosy, 

ułożone tak, jakby dopiero co wyszły z łóżka. Ubrana była służbowo, w czarny 

R S

background image

 

 

13 

kostium. Naszyjnik z czarnych pereł wzmacniał klasyczny charakter stroju. I te 

buty. Zabójcze obcasy. Błyszczący połyskliwy róż. Dotyk egzotyki. 

Wziął głęboki oddech. Nawet gdyby Sara Fleet miała wspaniałe usta i 

nogi, chciał, aby to był tylko biznes. I nie zamierzał zachować się impulsywnie 

i zaprosić jej na kolację. 

- Nie wiem, ile czasu zajmie ci porządkowanie tak wielu dokumentów. 

Myślę, że twój umysł pracuje tak samo jak mój i znudzisz się układaniem akt. 

Zaśmiał się. 

- I nie próbuj ubrać tego w wymyślne słowa. To jest pudło z aktami do 

odłożenia w teczki, i to wszystko. 

Pomyślał o jej ciele oplatającym go. Szaleństwo. Oprócz tego, że Sara nie 

była w jego typie, wiedział, że lepiej nie łączyć interesów z przyjemnościami. 

To zawsze kończyło się źle. 

Z wyjątkiem Karima i Lily. Ale oni byli wyjątkiem. 

Wiedział, że odchodzi od tematu, ale jego przeczucia go nie zawiodły. 

- Biznes, który obecnie mnie interesuje... muszę to zrobić z kobiecego 

punktu widzenia. 

- Jaki to biznes? 

- Nowe przedsięwzięcie. 

- Dużo mi to mówi! 

Uwielbiał jej sarkastyczny ton. I to, że ceniła szczerość i bezpośredniość. 

- Myślę o zakupie hotelu. Mam trzy lub cztery możliwości i chcę je 

sprawdzić, więc to wiąże się z paroma podróżami. Czy będzie to dla ciebie 

problem? 

- Nie, Justin nie będzie miał nic przeciwko.  

R S

background image

 

 

14 

Justin? To oczywiście jej partner - pomyślał Luke. Dobrze. To stawiało ją 

poza jego zasięgiem. Zawsze zwracał uwagę tylko na wolne kobiety. Sara 

właśnie się zdradziła, więc mógł się opanować i myśleć o pracy. 

- Dobrze. Czy byłabyś gotowa uporządkować moje biuro i akta jako moja 

osobista asystentka, zanim nie znajdę zastępstwa dla Di? 

- Tak. - Podała mu godzinną stawkę. 

- To mniej niż cena w agencji. 

- Ponieważ agencje płacą pracownikom tymczasowym połowę stawki, 

jaką obciążają klientów. Żeby pokryć koszty ogólne i zyski. 

To prawda. Podobało mu się, że była wystarczająco bystra, aby zdawać 

sobie z tego sprawę. 

- Chociaż mogłaś zażądać więcej, niż to zrobiłaś. 

- Myślałam, że klienci walczą o redukcję opłat, nie ich wzrost? 

- Uczciwy dzień pracy zasługuje na uczciwą zapłatę. Jeśli będziesz tak 

dobra jak słyszę, będziesz jej warta. 

- Kiedy mam zacząć? 

- Najlepiej od razu. 

R S

background image

 

 

15 

ROZDZIAŁ DRUGI 

 

Luke był zdziwiony tym, jak szybko Sara poradziła sobie ze wszystkimi 

obowiązkami. Wraz z początkiem kolejnego tygodnia czuła się tak, jakby 

zawsze dla niego pracowała. Namówił ją, aby prowadziła biuro i odbierała 

telefony, gdy go nie było. Okazało się, że doskonale sobie z tym poradziła i 

była perfekcyjnie zorganizowana. Uwielbiał fakt, że wychodziła z inicjatywą, 

zamiast biegać do niego z pytaniami. 

- Rozmawiałaś z Di? 

- Co masz na myśli? 

- Rozszyfrowałaś mnie w sposób, w jaki ona to zrobiła. 

Sara zaśmiała się. 

- Nie, nie rozmawiałam z nią. Przynajmniej nie o tobie. Zadzwoniła 

pewnego dnia, żeby sprawdzić, co się dzieje. Powiedziałam jej, żeby 

odpoczywała. 

- Dobrze. To samo powiedziałem jej ostatnio. - Zamilkł. - Więc skąd 

wiedziałaś...? 

- Jak pracujesz? Z obserwacji - odpowiedziała. - Większość ludzi wpada 

w rutynę. 

- Więc chcesz powiedzieć, że ja również? 

- Zrób z tym, co chcesz, szefie - droczyła się z nim. 

- To ty idziesz po utartych ścieżkach - odparował zirytowany. 

- To znaczy? 

- Przychodzisz o dziewiątej, zawsze bierzesz dokładnie godzinę na 

przerwę obiadową i wychodzisz punktualnie o piątej. I nigdy nie pracujesz 

dłużej. 

- Czy kiedykolwiek znalazłeś czas, żeby powąchać róże, Luke? 

R S

background image

 

 

16 

- Nie potrzebuję wąchać róż. 

- Każdy potrzebuje relaksu. A ty co robisz w wolnym czasie? 

Wzruszył ramionami. 

- Chodzę do klubu sportowego. 

- Masz kilka sal gimnastycznych, więc to się nie liczy. To jest praca. 

- Wcale nie. 

- Czy mógłbyś mi powiedzieć, z ręką na sercu, że kiedykolwiek, gdy 

idziesz, aby poćwiczyć, nie zaczynasz oceniać tego miejsca i myśleć o tym, jak 

zmaksymalizować wykorzystanie sali gimnastycznej? 

- Kiedy gram w squasha lub ćwiczę, skupiam się na tym, co robię. Inaczej 

byłbym na dole rankingu. 

- Tymczasem jesteś na szczycie? 

- Na szczycie lub drugiej pozycji. Bez znaczenia. 

- I obecnie swoje ćwiczenia lub wyniki meczów włączasz do biznesu, 

nieprawdaż? 

- Oto kim jestem. 

- Nie - odpowiedziała. - Oto co robisz. Osoba, którą jesteś, jest... - urwała 

i przez sekundę Luke zauważył dziwny wyraz jej oczu. - Czy nie ma przyjęć, 

na które chodzisz dla przyjemności? 

- Są przereklamowane - wyznał. - Zaczynają mnie nudzić. 

- Dlatego tak często zmieniasz przyjaciółki? 

- Prawdopodobnie. 

- Może - powiedziała zamyślona - rozglądasz się za niewłaściwym typem 

kobiety. 

Luke był bliski zapytania, jaki rodzaj kobiety byłby dla niego odpowiedni 

jej zdaniem. Ale może lepiej było nie wiedzieć. Lepiej nie być ciekawym 

R S

background image

 

 

17 

sposobu, w jaki pewna apodyktyczna blondynka wypełnia puste przestrzenie, 

do których istnienia w swoim życiu nawet nie chciał się przyznać. 

- A co z tobą? - zapytał. 

- Chodzę do teatru i do kina z przyjaciółmi. Lub jadę do domu, żeby czuć 

się rozpieszczaną przez rodziców i pobawić się z malutką siostrzenicą. 

Nie wspomniała swojego partnera. Może facet jest częścią umeblowania, 

więc nawet nie przejęła się, żeby go wymienić z imienia. Większym za-

grożeniem było to, że jest mocno związana z rodziną. Zupełnie inaczej niż on. 

Więc lepiej trzymać dystans. 

- Czyli rozumiem, że nie pracujesz w weekendy? 

- Nie. 

- Jaka szkoda. Chciałem zaplanować ten weekend z tobą. 

- Co masz na myśli? 

- Zamierzam zobaczyć hotel - wyjaśnił. - Myślę, masz instynktowne 

wyczucie, co musi być zrobione. Oczywiście zapłacę ci za twój czas, ponieważ 

to może znaczyć, że będziemy musieli przenocować, ale jeśli pojedziesz ze 

mną, uszanuję twoje prawo do punktualności i obiecuję, możesz przestać 

odbierać moje telefony i kierować je do poczty głosowej punktualnie o piątej. I 

możesz wziąć parę dni płatnego urlopu w przyszłym tygodniu. 

- Ten weekend. 

- Chyba że twój partner będzie miał z tym problem. 

- Partner? 

- Justin - zakomunikował Luke.  

Jej twarz pojaśniała. 

- Justin to mój starszy brat. Mieszkamy razem.  

R S

background image

 

 

18 

Serce Luke'a przestało na chwilę bić. Do tej pory radził sobie z tym, aby 

trzymać ręce z dala od Sary, mówiąc sobie, że jest zajęta. Teraz wszystko się 

odmieniło i nie miało już znaczenia. 

Nagle wydało mu się, że pokój się skurczył. Tak bardzo chciał dotknąć 

Sarę. Zabranie jej do Scarborough było wyjątkowo złym pomysłem. Najlepszą 

drogą na pokuszenie. 

Zdał sobie sprawę, że Sara coś do niego mówi. 

- Tak, przepraszam? 

- Uważaj. 

- Tak, czy mogłabyś powtórzyć? 

- Proszę - ponagliła. 

Luke chciałby usłyszeć ją mówiącą te słowa w innych okolicznościach. I 

innym tonem. Bardziej chrapliwie i zmysłowo. Na krawędzi utraty kontroli nad 

sobą. Cała krew w jego ciele odpłynęła w dół. Musiał ciężko przełknąć i na 

chwilę zamknąć oczy. 

- Słucham. 

- Zapytałam, czy to znaczy, że dbasz o to, co myślę? 

- Biorąc pod uwagę, że połowa moich klientek to kobiety, potrzebuję 

kobiecego spojrzenia. Powiesz mi, jak to widzisz. Nie mam ukrytych za-

miarów. 

- Powiedziałeś - weekend. Chcesz wyjechać w piątek? 

- Tak. Zostaniemy tam na piątkowy wieczór, sobotę i wrócimy w 

niedzielę. Dam ci wolne w poniedziałek i wtorek na odpoczynek, jak również 

zapłacę za wszystkie godziny wyjazdu. 

- To nie jest sprawa pieniędzy. 

- A powinna. Jedziesz służbowo, a nie charytatywnie. 

R S

background image

 

 

19 

- Zostając z tobą w hotelu - jej oczy zwęziły się - to znaczy oddzielne 

pokoje, tak? 

- Oczywiście, to znaczy oddzielne pokoje. Proszę cię, żebyś dołączyła do 

mnie jako moja konsultantka. Moja koleżanka. 

Luke wiedział, że mieszanie biznesu i przyjemności to głupi pomysł. 

Pomimo tego, że wyjaśniła się sprawa Justina, formalnie nie powiedziała, że 

jest zajęta. 

- Więc twój partner nie będzie miał nic przeciwko? 

- Powiedziałam ci, że Justin to mój brat. 

- To dlatego - podkreślił - nie zapytałem cię znowu o to, czy Justin nie ma 

nic przeciwko. Zapytałem o partnera. 

- Jestem singielką. Mogłabym zapytać cię o to samo. Czy twoja partnerka 

będzie miała coś przeciwko? 

- Obecnie nie ma nikogo takiego - powiedział. - Dlatego poprosiłem cię, 

abyś ze mną pojechała. Kobiecy punkt widzenia. 

- A co z twoją mamą? Siostrą? 

- Nie mam nikogo.  

Sara zarumieniła się. 

- Przepraszam. 

- Skąd mogłaś wiedzieć - powiedział lekko.  

Wiedział, że Sara przyjęła, że jego matka nie żyje. On nie miał pojęcia, 

czy jego matka żyje. I tak stracił ją dawno temu. Nawet przed tym, zanim 

opuścił rodzinę, prawie połowę swojego życia temu. 

- Zmieńmy temat, co? 

- Dobry pomysł. Jak powinniśmy się ubrać? 

- Jak chcesz. Powinienem cię ostrzec, że to nie jest ekskluzywny hotel. 

Może takim go wkrótce zrobimy. Ale teraz jest... 

R S

background image

 

 

20 

Zamilkł, próbując znaleźć trafne określenie. 

- Ubogo dystyngowany - zaproponowała. 

- Doskonale. 

- A ty zamierzasz go zmienić. Przywrócić do jego poprzedniej świetności. 

Musiał stąd wyjść, zanim zrobi coś absolutnie głupiego. Jak całowanie 

Sary aż do zatracenia. Rzucił okiem na zegarek. 

- Mam spotkanie. Lepiej już pójdę. 

- Nie ma żadnego spotkania w twoim kalendarzu. 

No tak. Znała jego rozkład dnia. Pracowała przecież jako jego osobista 

asystentka. 

- Zapomniałem go tam wpisać - skłamał. - Zamierzam porozmawiać z 

paroma potencjalnymi pracownikami. 

Chciał to zrobić, chociaż nie spodziewali się go w agencji. Przez wzgląd 

na ich oboje musiał odsunąć się od Sary. 

Po wyjściu Luke'a, Sara zmusiła się do koncentracji nad zadaniem, które 

miała wykonać. Ciągle czuła się winna, ponieważ nieumyślnie go zraniła. 

Ujrzała błysk bólu w jego oczach, kiedy wspomniała jego matkę. Luke sam 

wyznał, że randkuje z różnymi dziewczynami. Więc prawdopodobnie nie 

pozwolił sobie zbliżyć się do kogokolwiek, obawiając się straty, w sposób, w 

jaki stracił matkę. Samotny mężczyzna. 

Chciała uścisnąć go i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Wiedziała, 

że powinna na tym zakończyć. Parę razy w ubiegłym tygodniu, gdy spojrzała 

w jego stronę, spotkała jego wzrok. Dostrzegła w nim żar i pożądanie, 

zainteresowanie. Czuła dokładnie to samo. I im więcej czasu z nim spędzała, 

tym silniejsze stawały się te uczucia. 

R S

background image

 

 

21 

Powinna odmówić wyjazdu do Scarborough. Będą skazani na siebie w 

czasie długiej podróży samochodem. I chociaż był to wyjazd w interesach, 

wszystko będzie sprzyjać temu, aby przekształciło się w coś jeszcze. 

Nie bądź głupia. Już przez to przeszłaś. Zrobiłaś to i złamałaś sobie serce 

- powiedziała do siebie. - Pamiętasz Hugh? Był prawie takim samym praco-

holikiem jak Luke. 

Czuła się przytłoczona. Miała jednak nadzieję, że on zdoła znaleźć 

zastępstwo dla Di i będzie mogła zakończyć tę pracę, zanim pokusa będzie 

zbyt silna. 

R S

background image

 

 

22 

ROZDZIAŁ TRZECI 

 

Luke wrócił pięć minut przed jej wyjściem. 

- Poszczęściło ci się? - zapytała. 

- Nie. To nie jest mój tydzień na szukanie nowych pracowników. 

Mógłbym cię prosić, żebyś została trochę dłużej? 

- Tak - odpowiedziała, zanim zdrowy rozsądek miał szansę ją 

powstrzymać. 

- Dobrze. - Usiadł na krawędzi swojego biurka. - Saro, przestraszyłem cię 

trochę tym Scarborough. 

- Trochę? 

- Bardzo i wiem, to nie było w porządku, danie ci tak krótkiego czasu, 

żeby przeorganizować swój weekend. Myślę, że nie musisz tego robić. 

- Wszystko w porządku. Nie planowałam niczego szczególnego. Nic, 

czego nie można by zmienić. Poza tym, miło jest pojechać nad morze. 

- Jedziemy tam, żeby pracować - przypomniał jej.  

Uśmiechnęła się. 

- Maksymalnie osiem godzin dziennie, co oznacza, że będziemy mieli 

czas, aby powąchać róże, a przynajmniej morskie powietrze. 

Nie połknął przynęty. 

- Jeśli wyjazd nie jest problemem... 

- Nie jest. Ale obstaję przy tym, żeby wykąpać się w morzu. 

- Rób to, co lubisz. 

- Więc jesteś zbyt dużym cykorem, aby popływać w morzu? - droczyła 

się. 

- Zbyt zajętym. 

- Pięć minut pływania nie zabierze dużo czasu, a przerwa dobrze ci zrobi. 

R S

background image

 

 

23 

- Zregeneruje? 

- Tak. Uczysz się - odpowiedziała, opierając się wielkiej chęci, aby 

podejść do niego i zwichrzyć mu włosy.  

Dotknięcie go byłoby jednak złym pomysłem. Mogłaby nie być w stanie 

się zatrzymać. A powinna wykazać się profesjonalizmem. Nie zwracała teraz 

uwagi na zależności, ale nawet gdyby tak zrobiła, Luke nie był mężczyzną dla 

niej. Utworzył wokół siebie zbyt wiele barier. Ona chciała kogoś mniej 

skomplikowanego. 

- Wysłałam ci mailem informacje, które do ciebie przyszły, na biurku 

obok pism do podpisu jest raport. Do zobaczenia jutro. 

- OK. Saro?  

Zatrzymała się koło drzwi. 

- Dziękuję. Doceniam to, co robisz. Nawet jeśli tego nie mówię. 

- Wiesz teraz, dlaczego jesteś na czarnej liście pracowników 

tymczasowych - powiedziała, uśmiechając się szeroko. - Jesteś zbyt zrzędzący, 

zbyt spięty i burczysz zamiast mówić. 

- Nie ma żadnej czarnej listy i nie burczę. 

- Nie? - drażniła się. 

- Nie - powiedział, idąc w stronę swojego biurka.  

Bez wątpienia, zamierzał znowu pracować do późna - pomyślała Sara. 

Jak zdążyła zauważyć, nie miał życia towarzyskiego. Tylko pracował. Może po 

drodze do Scarborough mogłaby wyciągnąć od niego trochę informacji. 

Sprawdzić, co nim kieruje. 

We wtorek ku zdziwieniu Sary, Luke był w biurze w porze lunchu. 

- Zadzwonię do baru na dole po lunch. Chcesz coś? 

Powinna podziękować za ofertę, ale nie mogła oprzeć się szalonemu 

impulsowi, żeby nauczyć Luke'a wąchać róże. 

R S

background image

 

 

24 

- Dziękuję. Ale mam lepszy pomysł. Zamiast jeść kanapki tutaj, dlaczego 

nie zjeść ich gdzieś po drodze? 

- Po drodze, dokąd? 

- Nazwij ten eksperyment podnoszeniem wydajności. Jeśli pójdziesz na 

spacer w czasie lunchu, zrobisz więcej po południu. Ważne, aby dostarczyć do 

mózgu więcej tlenu. 

- Brzmi jak jeden z twoich postrzelonych pomysłów. 

- Nie jest zwariowany. Jestem po prostu uświadomiona - powiedziała 

wyniośle. - A ty jesteś pracoholikiem. 

Luke podniósł ręce w typowej pozie poddania się. 

- Zrobienie sobie zupełnej przerwy i kilku ćwiczeń byłoby dla ciebie 

dobre. 

- Ćwiczenia. 

Jak on to zrobił? Jak kierował jej myśli w stronę seksu, gdy mówił o 

czymkolwiek? 

- Spacer.  

Wyjrzał przez okno. 

- Punkt dla ciebie. To ładny dzień.  

Sara spojrzała na zegarek. 

- Wyjdźmy za pół godziny. 

Wybrali się do St. Dunstan, chłonąc ciszę pięknego ogrodu w centrum 

miasta. 

Sara podtrzymywała neutralną rozmowę, opowiadając historię 

zburzonego kościoła, a on wydawał się być zrelaksowany. 

Luke spędził większość popołudnia na rozmowach telefonicznych i 

spotkaniach, ale wrócił do biura tuż przed jej wyjściem. 

- Saro? 

R S

background image

 

 

25 

- Tak? - Spojrzała znad komputera i została nagrodzona uśmiechem. 

Uśmiechem, który robił dziwne rzeczy w jej wnętrzu. 

- Chciałem podziękować za podzielenie się tym ogrodem. 

- Cała przyjemność po mojej stronie. - Te słowa ją rozgrzały. 

- Do jutra. 

- Tak. Przyjemnego wieczoru. 

- Tobie również. 

Powierzchowne były te biurowe uprzejmości, chociaż Luke nie był do 

tego skory. 

Zawsze był czarujący, ale wiedziała, że nie lubi tracić nawet pojedynczej 

sekundy. Więc fakt, że przejmował się podziękowaniem jej i życzeniem miłego 

weekendu... Może uczył się jej ufać. Otworzył się trochę. 

Sara była kompletnie zdumiona, gdy następnego ranka znalazła na biurku 

bukiet róż. 

- Co to jest? 

- Zatrzymałaś mnie wczoraj, abym powąchał róże. Pomyślałem, że 

mógłbym zrobić to dla ciebie dzisiaj - powiedział, a jego uśmiech był nieco 

figlarny. 

Zapach był słodki, ciężki. 

- Dziękuję. Są piękne. W moim ulubionym, różowym kolorze. 

Stawiając mu kubek na biurku, poddała się impulsowi i pocałowała go w 

policzek. 

- A to za co? 

- Za róże. 

- Przyjemność po mojej stronie. 

To ona przywykła do przytulania, całowania w policzek i mierzwienia 

włosów. Tak było, gdy dorastała, pośród bliskiej, hałaśliwej i kochającej 

R S

background image

 

 

26 

rodziny. Całując Luke'a w policzek, poczuła jego zapach. To nie był najlepszy 

pomysł. 

Zjadła sama lunch, siedząc na ławce z widokiem na rzekę. Dając sobie 

czas na myślenie. Pomiędzy nią a Luke'em zaczęło się coś zmieniać, chociaż 

Sara nie wiedziała, co nim kieruje. Lubiła przelotne spojrzenia, które zdołała 

pochwycić. Lubiła je na tyle, żeby chcieć wiedzieć więcej. 

- Miałem pracowity lunch - powiedział Luke następnego dnia. 

Zakasłała. 

- Lunch oznacza przerwę. 

- Chcę ci opowiedzieć, co się wydarzy w ten weekend. Jest pora lunchu. 

Jeśli nie zaplanowałaś niczego lepszego, za rogiem podają dobrą pizzę. 

Znalazł przyjemność w spędzeniu z nią czasu. I chociaż dzwony 

alarmowe dzwoniły w jego głowie, ostrzegając, że jest to niebezpieczna gra, 

chciał więcej. Coś w tej kobiecie sprawiało, że chciał złamać zasady. Poznać ją 

lepiej. 

- Brzmi dobrze. A będzie lepiej, jak podzielimy rachunek. 

- Ty jesteś szefem.  

Zaśmiała się. 

- Tak, racja. 

Uwielbiał sposób, w jaki się śmiała. To sprawiało, że czuł, jakby po 

ciemnym poranku wstało słońce. Dlaczego piękna i inteligentna kobieta z po-

czuciem humoru była singielką? Nie zdziwiłby się, gdyby usłyszał, że Sara 

Fleet uciekła z domu, gdy skończyła szesnaście lat. Może tak było. Może była 

wdową. Ale przecież używała panieńskiego nazwiska. 

Dlaczego on snuje domysły o czymś, co nie jest związane z biznesem? 

Był zszokowany. 

- Chodźmy, to zdążymy przed szczytem.  

R S

background image

 

 

27 

Usiedli pod jednym z parasoli na tarasie. 

- Polecasz coś? - zapytała Sara. 

- Tu wszystko jest dobre. Wino? 

- Dzięki, wolę wodę. 

Zdecydowali się na pizzę, chlebek focaccia i sałatkę. Ale kiedy podszedł 

kelner, miał problem, żeby przyjąć ich zamówienie. 

- Luke, nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli ja złożę zamówienie? - 

ucięła delikatnie Sara. 

Powiedziała parę słów po włosku i kelner skierował do niej rwący potok 

słów. Sara uśmiechnęła się, mówiąc coś szybko. Luke nie rozumiał, o czym 

mówią, ale spodobało mu się brzmienie jej głosu. Kelner był również szczerze 

oczarowany, ponieważ zniknął w kuchni i prawie natychmiast wrócił z różą w 

wazoniku. 

Różową różą. 

Zaczerwieniła się. 

- Przepraszam, popisałam się, ale Gianfranco szamotał się i było mu 

ciężko obsługiwać klientów, nie znając dobrze języka. Jest w Anglii od 

tygodnia, przyjechał do pracy u swojego wujka. 

Luke był pod wrażeniem, że dowiedziała się tak dużo w tak krótkim 

czasie. Było w Sarze coś, co czyniło, że chciałeś jej zaufać. Co czyniło ją 

niebezpieczną. 

- Więc mówisz biegle po włosku. Teraz sobie przypomniał. Skradłem ci 

tydzień we Włoszech. 

- Nie zamówiłam biletu, więc to nie problem. 

- Tak, ale czuję się winny. 

- Dobrze - uśmiechnęła się. - Możesz kupić mi pudding i będzie po 

sprawie. 

R S

background image

 

 

28 

- Załatwione. Mówisz jeszcze jakimiś innymi językami? 

- Po francusku. Trochę po niemiecku. I skrobię trochę w grece. 

- Imponujące - uśmiechnął się pełen skruchy. Nigdy naprawdę nie 

uczyłem się języków. Nie były mi potrzebne. 

- Mówisz uniwersalnym językiem. Pieniędzy. 

- No dobrze, wystarczy. Byłaś przedtem w Scarborough? 

- Nie, zawsze woleliśmy wyjazdy na południe. A ty? 

- Dawno temu. - To było jedno z niewielu wspomnień z dzieciństwa, gdy 

był szczęśliwy. 

- Masz rację. Pizza jest wspaniała - powiedziała po ugryzieniu 

pierwszego kęsa. Podobnie chleb. Przypomina mi Florencję. 

- Więc lubisz ruiny? - Pamiętał, że uzyskała dyplom z historii, więc było 

oczywiste, że interesowała się takimi rzeczami. 

- Jest to sposób, w jaki przeszłość rozbrzmiewa w teraźniejszości, a 

piękno nigdy nie blednie. 

- Mogłabyś być nauczycielem. Inspirować swoich uczniów. 

- Myślałam o tym. Ale jest tyle ograniczeń w nauczaniu, a to wyssałoby z 

tego radość. Poza tym lubię to, co robię teraz. - Ponadto gdyby była 

nauczycielką, nie spotkaliby się. 

Odkrył, że nie było ich w biurze półtorej godziny... 

Przez resztę popołudnia skoncentrował się na cyfrach i telefonicznych 

rozmowach. 

Właśnie odkładał słuchawkę, kiedy Sara postawiła mu kubek z kawą na 

biurku. 

- Jakiś problem? 

R S

background image

 

 

29 

- Nic ważnego. Facet, z którym gram ligowy mecz dziś wieczorem, 

musiał zmienić plany, bo wypadło mu coś ważnego w pracy. Co oznacza, że 

mam zarezerwowany kort, ale nie mam partnera. 

Spojrzał na nią. 

- Nie sądzę, że ty... 

- Absolutnie nie. 

- Myślałem, że powiedziałaś, że lubisz sport?  

Potrząsnęła głową, śmiejąc się. 

- Jestem beznadziejna. Justin próbował mnie uczyć, ale nic z tego nie 

wyszło. 

- Ja mógłbym cię uczyć. 

Jej oczy spotkały się z jego. Oboje wiedzieli, że nie mówił tylko o 

squashu. 

- Dziękuję, ale to naprawdę nie dla mnie. Mam coś w zanadrzu... 

- Co? 

- Nie wyglądałeś na przekonanego w czasie lunchu, kiedy powiedziałam 

ci, dlaczego kocham ruiny. Chodź ze mną i zobacz. Nie masz wytłumaczenia, 

bo właśnie powiedziałeś mi, że mecz się nie odbędzie. 

- Czy ktoś powiedział ci, że jesteś buldożerem w przebraniu? 

Zaśmiała się. 

- Więc wchodzisz do gry? 

Powinien powiedzieć, że nie. Wykorzystać czas na pracę. Ale jego usta 

wydawały się nie pracować synchronicznie z mózgiem. 

- Pewnie. 

„Coś" okazało się być British Museum. 

- Uwielbiam tutejszy dziedziniec. Jest wspaniały. 

R S

background image

 

 

30 

Mógł zobaczyć dokładnie, co miała na myśli. Tak naprawdę nigdy nie był 

w muzeum. Więc kiedy zabrała go, aby mógł zobaczyć egipskie mumie, 

romańskie mozaiki. Był oczarowany. 

- Nigdy tu nie byłeś? - zdziwiła się. 

- Myślę, że gdy mieszkasz niemal obok, traktujesz wszystko jak coś 

oczywistego i dlatego niczego nie zwiedzasz. 

- Prawda, i robienie tego samemu nie jest przyjemnością. 

- Może będziemy mogli czasami wrócić tutaj razem. 

- Byłoby miło. 

Był zszokowany, bo była to prawda. Chciał spędzać z nią czas. Lubił 

brzmienie jej głosu, mógł słuchać jej cały dzień, kiedy mówiła o rzeczach, 

które wyraźnie przykuwały jej uwagę. Lubił dotyk jej skóry. 

Och, do diabła. To nie powinno się wydarzyć. On nie lubił związków. 

Wolał romanse z kobietami, które znały zakończenie. Kobietami, które 

obracały się w tych samych kręgach towarzyskich. Kobietami, które nie 

myślały o ślubie i nie chciały, aby spotkał się z ich rodzinami. 

Sara Fleet była pełna sprzeczności. Była osobą operatywną i lubiącą 

interesy, a mimo to ciepłą i wrażliwą. 

Nie mógł ochłonąć po wcześniejszym pocałunku w policzek. Bóg jeden 

wiedział, jak musiał się powstrzymywać, żeby nie odwrócić swojej twarzy i nie 

zdobyć jej ust. 

Teraz pragnął zrobić to samo. To, że stali w miejscu publicznym, nie 

miało znaczenia. Reszta świata właśnie zniknęła. Mógłby przyciągnąć ją do 

siebie i otoczyć dłońmi jej twarz. Pocałować. 

- Luke? 

Stracił wątek. Nigdy przedtem nie pozwalał sobie na bycie tak 

zdekoncentrowanym. 

R S

background image

 

 

31 

- Tak, pewnie - powiedział, nie będąc pewnym, na co się zgodził, ale 

najsłodszy z jej uśmiechów obiecał mu, że to było coś dobrego. 

- Posłuchaj. Lepiej pozwolę ci już iść. Musisz się spakować. 

- Myślisz tylko o pracy. Jesteś niemożliwy. Celny strzał, który musiał 

zatrzymać jego myślenie o całowaniu jej. 

- Chodź, złapię ci taksówkę. 

- Jestem wystarczająco duża, żeby pojechać metrem. 

- Wiem, ale zrób mi przyjemność. 

- To zależy. 

- Od czego? 

- Wezmę taksówkę, jeśli zgodzisz się popływać ze mną w morzu. 

- I ty mówisz, że jestem niemożliwy? Chodź.  

Zawołał taksówkę, zapłacił kierowcy i pomachał jej na do widzenia. 

Ale najgorszą rzeczą było to, że nie mógł się doczekać, kiedy ją jutro 

zobaczy. 

Musisz przebadać swoją głowę - powiedział do siebie głośno. - Ona jest 

komplikacją, której nie potrzebujesz. 

Miał nieprzyjemne uczucie, że zaprotestował trochę zbyt mocno. 

R S

background image

 

 

32 

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 

- Dojazd zajmie nam cztery godziny - powiedział Luke, kiedy Sara 

weszła do biura następnego ranka. - Więc wyjedziemy o drugiej, jak wrócisz z 

lunchu. W ten sposób dojedziemy tam o siódmej wieczorem, będziemy mieć 

czas, żeby się rozpakować, wziąć prysznic i potem pójdziemy na kolację. 

- Nie zatrzymamy się po drodze? 

- Nie, chyba że będziesz potrzebowała przerwy. 

- A co z tobą? 

- Chciałbym tam dojechać jak najszybciej. 

- To ty jesteś szefem. 

Spędził ranek na spotkaniach, a obiad na lekturze raportów. Sara wróciła 

dokładnie o drugiej. 

- Tylko jedna walizka i w dodatku taka mała? - miał wątpliwości. 

- Wyjeżdżamy tylko na dwa dni. Dlaczego miałabym wziąć więcej? 

Najwyraźniej pomyliłeś mnie z innym rodzajem kobiet. 

- To znaczy? 

- Mówię o takich, które nie mogą otworzyć drzwi bez sprawdzenia, czy 

nie zniszczy to ich paznokci, których górna szuflada jest pełna środków do 

makijażu i awaryjnych lakierów do włosów i które podróżują z sześcioma 

zmianami ubrań na dobę. 

Zaśmiał się. 

- Punkt dla ciebie. - Poniosę to. Możesz zamknąć za nami drzwi. 

- Mogę ponieść swoją walizkę. 

- Jak powiedziałaś, obcowałem z innym rodzajem kobiet. Poniosę 

walizki. I mój laptop - rzucił jej pęk kluczy. Rzuciła mu pytające spojrzenia, 

ale zamknęła drzwi i poszła za nim do samochodu. 

R S

background image

 

 

33 

- Ładny - powiedziała.  

Skrzywiła się jednak, kiedy otworzył tylne drzwi. 

- Nie zamierzasz położyć walizek w bagażniku? 

- Tam nie ma miejsca. To jest hybrydowy samochód. Minus tego auta 

polega na tym, że bateria zajmuje większość miejsca w bagażniku. 

- Masz ekologiczne auto? Spodziewałam się po tobie, że jeździsz 

sportowym samochodem. Czymś z limitowanej edycji. 

- Absolutnie nie. Moje nazwisko jest na liście oczekujących na sportowy 

samochód eko, który będzie w sprzedaży za siedem lat. 

Luke ułożył walizki na tylnym siedzeniu, później otworzył jej drzwi. 

Wsiadła i zgrabnym ruchem wsunęła nogi. Jej spódnica sięgająca kolan 

uniosła się na tyle, żeby podnieść mu temperaturę. 

- Ten samochód był naprawdę drogi, prawda? - zapytała, gdy wślizgnął 

się na siedzenie kierowcy. 

- To zależy, co masz na myśli, mówiąc drogi. Lubię podróżować 

komfortowo. 

- Właśnie widzę. Prawdziwe drzewo i skórzane wnętrze. Justin by się 

ślinił. - Zaśmiała się. - Cóż, śliniłby się jeszcze bardziej, gdyby to był typ E Ja-

guara. 

- Gdyby był czerwony, to i ja bym się ślinił. Ale klasyczne samochody 

wymagają dużo konserwacji i czasu. 

- Którego poświęcenia nie jesteś gotów.  

Uśmiechnął się smutno. 

- Ty to powiedziałaś. 

Luke wskazał budynek, który minęli. 

- Ta dzielnica jest wolna od zanieczyszczeń węglem. Jest to jeden z 

powodów, dla których wybrałem to biuro. 

R S

background image

 

 

34 

Sara nie musiała wiedzieć, że był właścicielem części budynku. 

- Moja sieć hoteli też mieściłaby się w strefie wolnej od zanieczyszczeń 

węglem. 

- Dlatego tata ukierunkował się na organiczny sad, kiedy mój dziadek 

pozwolił mu przejąć biznes - powiedziała Sara. - Ale to znaczy, że nasze 

koszty są większe, ale coś za coś. 

Zaczęło go przerażać to, jak dobrze do siebie pasują. Nie chciał 

zobowiązań. Nie potrzebował męczarni, które może przynieść rodzina. On na-

prawdę chciał koncentrować się na nowym przedsięwzięciu. Zamiast myśleć o 

tym, jak seksowna jest linia ust Sary. 

- Więc dlaczego Scarborough? - zapytała. 

- Poszukuję hotelu w miejscowości uzdrowiskowej. Scarborough słynie 

ze swoich wód. Mam na oku też inny hotel w Cromer i jeden w Buxton. 

- Dlaczego nie gdzieś bliżej Londynu?  

Ponieważ Scarborough było jedynym miejscem, jakie pamiętał, myśląc o 

rodzinnych wakacjach. Zatrzymywali się w małym pensjonacie. Tydzień 

słońca i radości. 

- Nie chcę tego roztrząsać - powiedział. 

- Więc to miejsce w Scarborough...  

Potrząsnął głową. 

- Jeśli opowiem ci o faktach i cyfrach, zamażę ci obraz. Chcę wiedzieć, 

co myślisz o tym miejscu jako klient. Co jest dobrego, co złego, czego brakuje. 

- Czy oni wiedzą, że myślisz o jego kupnie? 

- Nie. Niech myślą, że jesteśmy klientami. Nie próbuję nikogo 

zaskakiwać. Chcę tylko zobaczyć rzeczy, jakimi są na co dzień, a nie kiedy 

czynią specjalne starania. 

R S

background image

 

 

35 

Przez pierwsze trzy godziny podróży pracowali. Sara odbierała telefony, 

umawiała spotkania, uzgadniała jego kalendarz na następne trzy tygodnie. 

Potem przestała. 

- Piąta? - droczył się z nią. 

- Piąta - potwierdziła i ku jego przerażeniu wyłączyła telefon. 

- Co robisz? 

- Przestawiłam twój telefon na pocztę głosową. 

Wyłączenie go będzie dla ciebie znacznie mniej stresujące niż słuchanie 

trzech dzwonków, zanim twoja poczta głosowa to przerwie. Znając cię, bę-

dziesz zrzędzić, żeby złamać zasady i odebrać. A jak nie złamię się, to 

przełączysz na system głośnomówiący i sam odbierzesz. 

Luke był zbyt zdziwiony, żeby dyskutować. 

- Fantastyczny system nagłaśniający. 

- Ma dziewiętnaście głośników - powiedział Luke. 

- Dziewiętnaście? To już przesada. Chłopcy i ich zabawki. Rupert, mój 

młodszy brat, pokochałby to. Spójrzmy. Co my tu mamy? - bawiła się płytami. 

- Och, powinnam się była domyślić. Rock dinozaurów. 

- On jest wspaniały w czasie jazdy - zaprotestował. 

- Tak, tak - pomimo to w końcu go włączyła. 

- Przypuszczam, że preferujesz muzykę baletową. 

- Dlaczego tak mówisz? 

- Jesteś doskonała i perłowa, widzisz, też mogę myśleć stereotypami. 

Ucichła. 

- Lubię muzykę baletową. I przedtem też lubiłam. Pobierałam lekcje 

baletu. 

- A fortepian i jazda konna? 

- Nie bądź uszczypliwy. 

R S

background image

 

 

36 

- Nie jestem. To dlatego... A co z drugą połową życia? Jak bym cię 

widział w spódniczce baletnicy. 

- Nie nosiłam spódniczek na treningach - powiedziała wyniosłym tonem. 

Luke wyobraził sobie ją w obcisłym materiale przylegającym do ciała. 

Ale potem pożałował, gdyż jego ciało zareagowało w sposób możliwy do prze-

widzenia. 

- Przestałam uprawiać balet w wieku dwunastu lat. 

- Dlaczego? 

- Musiałam spędzać wiele godzin dziennie na ćwiczeniach. A nie 

chciałam być tancerką, gdy dorosnę, więc to nie było w porządku zajmować 

miejsce w klasie, jeśli ktoś, kto naprawdę chce tańczyć, nie mógł. 

Balet. To oczywiście wyjaśnia grację, z jaką się porusza. 

- A co z tobą? - zapytała. 

- Nie, nigdy nie wyobrażałem sobie siebie jako Billy'ego Eliota. 

Nawet gdyby chciał, jego rodzina z pewnością nie pozwoliłaby na to. 

Balet nie szedł w parze z ich stylem życia. 

Wystarczyła jej ta odpowiedź. Zadowolona patrzyła przez okno i słuchała 

muzyki - tej samej, którą właśnie skrytykowała. 

Nagle raport o ruchu drogowym uciął muzykę. Mniej więcej w tym 

samym czasie zauważył korek na autostradzie. 

- No tak, cudownie - powiedział, wyłączając silnik. - Jesteśmy milę od 

następnego zjazdu, więc nawet nie mogę zjechać na lokalną drogę. 

- Hej, to nie twoja wina. Wypadki się zdarzają. Musimy poczekać. 

Czekanie nie było jedną z jego mocnych stron i kiedy poprosił ją po raz 

trzeci, żeby sprawdziła w Internecie, czy jest jakiś postęp w sytuacji na drodze, 

westchnęła: 

- Nie umiesz stać w miejscu, prawda? 

R S

background image

 

 

37 

- Nienawidzę tracić czasu. 

- Bardzo wątpię, czy coś się zmieniło przez ostatnie pięć minut. Jesteśmy 

na siebie skazani - powiedziała sucho. - Pogódź się z tym. 

Bębnił palcami po obręczy kierownicy. 

- Możesz do mnie mówić, aby odsunąć swoje myśli od tej sytuacji. 

Mówić? Z jego doświadczeń wynikało, że kiedy kobiety chciały 

rozmawiać, to oznaczało kłopoty. 

Sara postukała lekko w zegarek. 

- Pamiętaj, minęła piąta. Jestem już po pracy. Czyli nie rozmawiamy o 

pracy. 

- Więc o czym chcesz rozmawiać? 

- O tobie. Chcę cię lepiej poznać. 

On również chciał poznać ją lepiej. Ale znacznie bardziej intymnie. 

Wiedział, że to był zły pomysł. To mogłoby przewrócić jego życie do góry 

nogami. Walczył zbyt długo i zbyt ciężko, żeby osiągnąć to, co ma. 

Kiedy nie odpowiedział, Sara westchnęła. 

- OK. Więc jesteś silnym, zamkniętym w sobie człowiekiem. 

- Chcesz osobistej rozmowy? 

Musiała zauważyć ostrzegawczy błysk w jego oczach, ponieważ 

zarumieniła się. 

- Nie ten rodzaj osobistej rozmowy. Jestem ciekawa, co tobą kieruje. 

- To samo, co większością ludzi. Tlen i jedzenie. 

- Zarobiłeś swój pierwszy milion, zanim skończyłeś dwadzieścia lat. A 

przecież nie jesteś komputerowym geniuszem. 

Zarzucała wędkę. Niedobrze. Chciał mieć ją z głowy. 

- Nie. Jestem dobry tylko z ekonomii. 

- Jak do tego doszedłeś? Pracowałeś w rodzinnym biznesie? 

R S

background image

 

 

38 

Jego rodzina prowadziła biznes. Pokolenie po pokoleniu przejmowało go. 

Ale on wybrał inną drogę. 

- Nie. 

- Więc? 

Wyraźnie nie zamierzała odpuścić. Zmuszała go, aby opowiedział jej 

trochę o sobie. 

- Byłem dobry z matematyki i mój nauczyciel miał przeczucie. 

Nie musiała wiedzieć, że był to nauczyciel, który zapłacił za niego kaucję 

na posterunku policji, kiedy okazało się, że nie można skontaktować się z jego 

rodziną.  

Ha. Każdy znał zasady: dałeś się złapać, to musisz radzić sobie sam. To 

była strata czasu, nawet próbować skontaktować się z jego rodziną, i policja 

o tym wiedziała. Ale musieli postępować zgodnie z procedurą. Zmarnowali 

trochę czasu, zanim skontaktowali się ze szkołą. I strzelili w dziesiątkę. 

- Przeczucie? - zapytała Sara. 

- Że będę tak dobry z ekonomii jak z matmy - uśmiechnął się krzywo. - 

Miałem pracę w soboty i szkolne wakacje, pracując w budce na rynku. 

- Znowu dzięki jego nauczycielowi, który mieszkał obok kupca i który 

zagwarantował, że nie będzie z nim żadnych problemów. 

- Oryginalny kramarz to ja. 

Musiał szybko skończyć dyskusję. Odsunąć ją od tematów związanych z 

rodziną. 

- Porozmawiałem z właścicielem kramów, żeby dał mi udziały w kramie 

zamiast gaży godzinowej i włożyłem większość moich zysków z powrotem do 

biznesu, tworząc parę nowych szeregów. I w ciągu roku poszerzyliśmy biznes. 

W międzyczasie skończyłem 15 lat, miałem własny kram i płaciłem komuś za 

pracę w nim, gdy byłem w szkole. 

R S

background image

 

 

39 

I odmówił prania rodzinnych pieniędzy. To spowodowało kłótnię, ale stał 

przy swoim. I kiedy jego kuzyn próbował uczyć go lojalności wobec rodziny... 

to było wtedy, gdy jego ekstra lekcje boksu stały się przydatne. 

Złamał kuzynowi nos. I to nim wstrząsnęło, jak szybko można wpaść w 

spiralę przemocy i zbrodni. Nie chciał być jak jego rodzina - a jedynym sposo-

bem, żeby im to udowodnić, było działanie ich sposobem. Źle, źle, źle. 

Luke otarł twarz kuzynowi i zabrał go do szpitala. I kiedy wrócili do 

domu, spokojnie wyjaśnił swojej rodzinie, że chce zostać uczciwy. Że nie chce 

uczestniczyć w tym, co robili. Postawił im ultimatum, że muszą to 

zaakceptować lub pozwolić mu odejść. 

Wszyscy odwrócili się od niego. Nawet matka. Wtedy poznał, co 

naprawdę znaczy rodzina. Był pozostawiony sam sobie. Spakował się i tego 

wieczora opuścił dom. Spał na ulicy, ponieważ było zbyt późno, żeby znaleźć 

jakiś nocleg. Następnego dnia wynajął sobie pokój w domu, gdzie właściciel 

nie zadawał pytań. 

- Więc skończyłeś, będąc właścicielem targowiska? - zapytała Sara. 

- Nie. Wtedy rozpoczęła się internetowa rewolucja. Znalazłem kogoś, kto 

mógł zrobić mi stronę internetową, kogoś innego, kto mógł uporać się z opłatą 

pocztową i sprawą dostawy zamówień i hurtownika, który dał mi hurtowe 

konto. To był trochę hazard, ale opłaciło się. Wtedy biznesy szły tą drogą i 

miałem nadzieję, że mój też. 

- To wtedy zdecydowałeś się nie iść na studia?  

Pokręcił głową. 

- Chciałem być w bardziej realnym świecie. Zarabiać pieniądze zamiast 

słuchać, jak inni o tym mówią. 

To fakt, że nie zdał egzaminu. Opuścił szkołę w wieku piętnastu lat bez 

żadnych kwalifikacji. Co oznaczało brak matury, możliwości studiowania. 

R S

background image

 

 

40 

Chociaż Luke wiedział zawsze, że nie zdobędzie wykształcenia tam, 

gdzie zarabiał pieniądze. Nie, pochodząc z takiej rodziny. Kto zaufa synowi 

złodzieja, wnukowi oszusta? Zupełnie nie wiedział, jak zdołał opowiedzieć o 

rozwoju swojego biznesu na kursie MBA, na którym spotkał Karima. 

- Więc byłeś początkującym milionerem. 

- Tak. - Wzruszył ramionami. - I wtedy zacząłem się nudzić. 

- To wtedy zacząłeś kupować upadające firmy, żeby sprawdzić, czy 

możesz przywrócić je znowu do pracy? 

Wiedział, że powinien zmienić temat. Ale było coś w Sarze, co dodawało 

mu odwagi. Więc wbrew zdrowemu rozsądkowi odpowiedział. 

- To był przypadek. Sala gimnastyczna, do której wszedłem... Zwykle od 

czasu do czasu wypijałem piwo z właścicielem. Przyjacielem mojego starego 

nauczyciela boksu. Lin powiedział mi, że właściciele znowu podwyższyli 

wynajem lokalu i nie będzie w stanie pokryć swoich kosztów, więc musi 

sprzedać firmę. Nie chciałem trudzić się znajdowaniem nowej sali, więc 

porozmawiałem z nim, aby pozwolił mi rzucić okiem na swoje księgi rachun-

kowe, żeby zobaczyć, czy mógłbym coś zrobić. 

Uśmiechnął się. 

- Zorientowałem się, na czym polegały problemy i uporałem się z nimi. 

W podzięce Lin dał mi bezpłatną wejściówkę do sali gimnastycznej i uczył 

mnie kickboxingu. 

- Kickboxingu? Czy to nie jest... brutalny sport? 

- Nie, jeśli jest pod kontrolą. 

- Czyli taki jak ty. 

- Jak ja - zgodził się. - W ogóle jest najlepszym sposobem na pozbycie się 

stresu. Kickboxing pozwala szybko się rozładować, ale musi być kont-

rolowany. A wewnętrzna dyscyplina, której uczy, pomaga w innych sportach. 

R S

background image

 

 

41 

- Więc jesteś sportowym potworem. 

- A czego się spodziewasz po facecie, który jest właścicielem kilku 

klubów sportowych? Gram w squasha parę razy w tygodniu. Ćwiczę 

kickboxing. 

Westchnęła. 

- Nie mów mi, że nigdy nie opuszczasz sportowych transmisji w 

telewizji? 

- Nie mam telewizora.  

Wpatrywała się w niego zdziwiona. 

- Pozwól mi zgadnąć. Nie przejmujesz się oglądaniem telewizji, 

ponieważ spędzasz czas pracując. Ale czy nie...? Cóż, musisz coś robić dla 

relaksu. 

- Czasami chodzę na koncerty. Rock dinozaurów, jak to określiłaś. 

- A co z kinem? Teatrem? 

- To naprawdę mnie nie interesuje. 

Ku jego uldze ruch na autostradzie został wznowiony. 

- Będziemy godzinę później. Ale to ciągle będzie dość wcześnie, aby coś 

zjeść. 

Od tego momentu utrzymywał rozmowę na bezpieczne tematy. Jak praca. 

R S

background image

 

 

42 

ROZDZIAŁ PIĄTY 

 

O piątej trzydzieści Luke wjechał na parking hotelu. Farba łuszczyła się 

ze stiuków i drewnianych elementów. Sara przypomniała sobie, że nadmorskie 

budynki zawsze wyglądały okropnie ze względu na sól zawartą w powietrzu. 

Może wewnątrz będzie lepiej. 

Jej nadzieje rozwiały się, gdy weszli do recepcji. 

- Bardzo mi przykro, ale mieliśmy problem - recepcjonistka wyglądała, 

jakby miała się rozpłakać. - Popękały nam rury i nie możemy ulokować pań-

stwa w pokojach, które zarezerwowaliście. 

- Proszę się nie martwić. Możemy wziąć dwa inne pokoje - powiedział 

Luke. 

- Problem polega na tym, że woda zniszczyła... to znaczy, że mamy tylko 

jeden pokój. Podwójny. 

Chyba dziewczyna nie sugerowała, że powinni dzielić pokój? 

- Luke. Musimy porozmawiać - powiedziała Sara ponaglającym szeptem. 

- Co? 

- Nie możemy dzielić pokoju. Musimy pójść gdzieś indziej. 

- O tej porze niczego nie znajdziemy. 

- Może znajdziemy. 

- Na litość boską, Saro. Wszystko, czego potrzebuję, to zjeść coś, wziąć 

prysznic, sprawdzić maile i iść spać. OK, nie planowaliśmy dzielenia pokoju. 

Ale to tylko na jedną noc. Jesteśmy kolegami i możemy dzielić pokój bez 

uprawiania seksu. 

Nie była taka pewna. Westchnął. 

- Zrozum, nie zamierzam się na ciebie rzucać.  

R S

background image

 

 

43 

To była zła odpowiedź. Nie mogła przecież mu powiedzieć, że może być 

odwrotnie i to ona rzuci się na niego. 

Błędnie odczytał jej milczenie. 

- Wcale nie myślę, że jesteś nieatrakcyjna, wręcz przeciwnie. Ale to 

jeszcze nic nie znaczy. Dlaczego kobiety muszą być tak cholernie skom-

plikowane? 

- Nie jestem skomplikowana. 

- Nie jestem w nastroju do argumentowania. Poradzimy sobie. Zrozum. 

Poproszę o ekstra kołdrę lub coś innego i będę spać na podłodze. 

- Dziękuję. Weźmiemy ten pokój - powiedział.  

Pokój był gorszy, niż myślała. Mały, na wymiar jednego łóżka, z nocnym 

stolikiem, wbudowaną szafą i komodą z szufladami. Nie było mowy o miejscu, 

tak aby mógł spać na podłodze. Musieli dzielić łóżko. 

- Nie, nic nie mów - ostrzegł, rzucając walizki na łóżko. Najważniejsze 

jest teraz jedzenie. 

Okazało się jednak, że było tak okropne jak pokój. 

- Może wszystko wydaje się tak okropne, bo mieliśmy paskudną podróż - 

powiedziała. - Może jutro będzie lepiej. 

- Może. 

Luke lubi ratować upadające interesy. A ten zdecydowanie na taki 

wyglądał. 

- Dobrze. Potrzebuję prysznica i chcę sprawdzić maile. 

I potem... pójdą do łóżka. Razem. Zaschło jej w ustach. 

Jak powiedział, byli dorośli. Mogli spać w tym samym pokoju bez 

uprawiania seksu. Ale pomimo tego czuła mrowienie w koniuszkach palców, 

gdy szła za nim do pokoju. 

R S

background image

 

 

44 

Otworzył drzwi, pozwalając jej wejść pierwszej. I wtedy zaburczało jej w 

brzuchu. 

- Przepraszam. 

- To nie twoja wina. Możemy wyjść i znaleźć fast food. 

- Mam lepszy pomysł. 

Poszperała w walizce i wyciągnęła dużą tabliczkę czekolady. 

- Mój zapas kalorii. 

- Dźwigasz kaloryczną czekoladę? - wyglądał na rozbawionego. 

Usiadł na łóżku i z wdzięcznością wziął olbrzymi kawałek. 

- To dopiero dobra rzecz - powiedział po pierwszym kęsie. - Jest mi 

naprawdę przykro, że cię w to wciągnąłem. Hotel nie wydawał się zły. Popadł 

lekko w ruinę, o czym powiedział mi agent. Weź prysznic jako pierwsza, a ja 

sprawdzę pocztę. 

- Dzięki. 

Przynajmniej woda była gorąca. 

Jej piżama miała związywaną górę i krótkie spodenki, które podkreślały 

jej kształty. 

Doszła do wniosku, że Luke jest człowiekiem honoru i można ufać jego 

słowu. 

Czy mogła zaufać sobie, to inna sprawa. 

Kiedy wyszła z łazienki, siedział na brzegu łóżka i pisał coś na laptopie. 

Rzucił na nią okiem. 

- Pierwszy raz widzę cię z rozpuszczonymi włosami. Podobają mi się. 

Znam twoją niską opinię o kobietach bardzo dbających o siebie, ale czy 

używasz do nich prostownicy? 

- Są takie z natury. Śmiertelnie proste. Nienawidziłam ich, gdy byłam 

młoda. Chodziłam spać z włosami splecionymi w warkocz. 

R S

background image

 

 

45 

- Wszystko ze względu na loki? Nie potrzebowałaś się zadręczać. 

- Wiem. Zwykle prostowały się już w czasie śniadania. 

Spojrzał na nią od stóp do głów. 

- Cieszę się, że chociaż jedno z nas ma w czym spać. 

- Co masz na myśli? 

- Nie spodziewałem się, że będę z tobą dzielić pokój i nie wziąłem ze 

sobą żadnej piżamy. 

Nie mogła mu uwierzyć. Spać obok niego, gdy był zupełnie nagi...? 

Zarumieniła się mocno. 

- Nic się nie martw. Będę grzeczny. Wezmę już prysznic. 

Luke wyszedł z łazienki parę minut później, mając na sobie tylko 

bokserki. Sara ulokowała się w łóżku po stronie lampki i nocnego stolika i 

skrzętnie przeglądała gazetę z krzyżówkami. 

Miała nadzieję, że nie zauważy drżenia rąk. Wyglądał nadzwyczaj 

smakowicie. 

- Prysznic był lodowaty - zauważył.  

Poczuła się winna. 

- Tak mi przykro. Nie zdawałam sobie sprawy, że zużyję całą gorącą 

wodę. 

- Nie mogłaś tego przewidzieć. I tak potrzebowałem zimnego prysznica. 

Jej sutki naprężyły się. Czyżby powiedział, że tak go pociąga, że musiał 

schłodzić swoje pożądanie? 

Gdy Luke wspiął się na łóżko obok niej, materac ugiął się pod jego 

ciężarem. Kręcił się. 

- Zmieniłem zdanie o tym hotelu - powiedział zagniewany. - To miejsce 

jest tylko sfatygowane. Tak jak materac. 

Sara nie mogła się nie zaśmiać. 

R S

background image

 

 

46 

- Co? - zapytał. 

- Zachowujesz się jak książę na ziarenku grochu - dokuczała. 

- Bardzo śmieszne.  

Spojrzała na niego. 

- Zignoruj mnie. Jestem zmęczony i zrzędliwy. Idę spać. Dobranoc. 

- Dobranoc. 

Wyłączyła światło, ale nie mogła zasnąć. Leżała czuwając w 

ciemnościach, uświadamiając sobie, że ciało Luke'a było bardzo blisko niej. 

Kusiło ją, żeby się odwrócić, objąć go w pasie i przycisnąć swój policzek 

do jego pleców. 

Ale co będzie potem? Zauważyła, że jest między nimi przyciąganie, ale 

żadne z nich nie zrobiło pierwszego kroku. Oboje byli wolni. Ale... 

Po Hugh Sara obiecała sobie, że zaangażuje się w związek tylko z 

człowiekiem, który jest jej przeznaczony. Mężczyzna, który postawi ją na 

pierwszym miejscu, przed pracą. Luke Holloway taki nie był. Był 

pracoholikiem, który łatwo się nudził. Jego związki trwały tylko parę tygodni. 

Otwierając się trochę, powiedział jej o swojej przeszłości. Była zupełnie 

pewna, że stworzył wokół siebie dużo barier, żeby mieć pewność, że nikt się 

do niego nie zbliży. Nie, Luke nie był Panem Właściwym. Musiała to sobie 

uzmysłowić. 

Usłyszała, że jego oddech stał się głębszy i regularny - z pewnością 

zasnął. 

Zaraz potem i Sara zasnęła, obracając się plecami do niego. 

Następnego ranka Sarę obudziło światło przebijające się przez firanki. 

Ospale zaczęła otwierać oczy - i wtedy zdała sobie sprawę, gdzie jest. W 

łóżku z Luke'em Hollowayem. 

R S

background image

 

 

47 

Ale nie leżała w sposób, w jaki zasnęła ubiegłej nocy, plecami do niego. 

Nie. Jej głowa leżała na jego ramieniu, ich nogi były splecione, a jej ręka 

spoczywała obok obszycia jego bokserek. Co znaczyło, że pozostało tylko parę 

milimetrów pomiędzy jej palcami a jego penisem. Praktycznie go dotykała. 

Jak teraz spojrzy mu w twarz? Jego oddech był równy, regularny i 

głęboki. Pewnie jeszcze spał. Gdyby mogła tylko przesunąć swoją nogę, nie 

budząc go, zabrać rękę i wykręcić się z jego ramion, to mogła uratować 

sytuację. 

Zaczęła się przesuwać bardzo uważnie i delikatnie. Wtedy poczuła 

delikatny ruch jego piersi. 

- Więc śpiąca królewna wreszcie się obudziła - powiedział ze śmiechem. 

R S

background image

 

 

48 

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

 

Żenujące. To było zupełnie, całkowicie żenujące. Luke nie spał cały czas 

- i był w pełni świadomy, gdzie leżały jej ręce. 

- Dawno się obudziłeś? - zapytała, cicho modląc się, aby odpowiedź była 

przecząca. 

Nie była. 

- Wystarczająco dawno - powiedział.  

Gorzej, coraz gorzej. Musiał tak leżeć od wieków. 

Sytuacja musiała być niezręczna także dla niego. Szybko się podniosła. 

- Przykro mi, Luke. Ja nie... - Jej głos zgasł i poczuła, że jej twarz płonie. 

- Wiem, że nie. Nic się nie stało.  

Ale jej tak. Była bardzo zakłopotana. 

- Lubię czuć twoje ręce na sobie. - Wyciągnął wolną rękę w jej stronę, 

przeciągając dłonią po jej kształtach. - I lubię trzymać swoje ręce na tobie. 

- Myślałam, że powiedziałeś, że... Powinniśmy być dorośli w tych 

sprawach. Że możemy dzielić pokój... łóżko. 

- To było ubiegłej nocy. Teraz jest teraz. Inny dzień, inny punkt widzenia 

- posłał jej figlarny uśmiech. - I chcę zauważyć, że to nie ja byłem tą osobą, 

która obejmowała kogoś nogą i to nie moja ręka leżała na czyjejś piżamie. 

To chwyt poniżej pasa. 

Podciągnął się tak, że leżeli twarzą w twarz. Jednym ramieniem opasywał 

ją, trzymając blisko siebie. Jego niebieskie oczy były leniwe, seksowne i 

zniewalające. 

- Dzień dobry - powiedział miękko. 

- Dzień dobry. - Ledwie zdołała wydobyć z siebie słowa. Pod jego 

seksownym spojrzeniem ledwo mogła oddychać. 

R S

background image

 

 

49 

Pochylił lekko głowę i pocałował czubek jej nosa. 

- Saro. 

To było nieprawdopodobnie kuszące. Mogła zobaczyć na jego twarzy, 

czego pragnie. Tej samej rzeczy pragnęła ona. 

- Nie powinniśmy tego robić - ostrzegła, a jej głos drżał. 

- Wiem. To rzeczywiście zły pomysł. Powinniśmy mieć więcej 

samokontroli. 

- Znamy się tylko od paru tygodni - zauważyła. 

- To wystarczająco długo. Już cię poznałem. Jesteś apodyktyczna. 

- Apodyktyczna? 

- Tak, ale wybaczam ci, ponieważ jesteś dobra w tym, co robisz i dobrze 

się z tobą pracuje. - Kochasz kolor różowy. Masz fioła na punkcie historii, 

lubisz dziewczęce filmy i teatr, wierzysz we wszystko, co piękne, jesteś 

wystarczająco szalona, żeby lubić porządkowanie dokumentów; grasz na piani-

nie, lubisz lody i taplanie się w morzu. Co jeszcze powinienem wiedzieć? 

- Myślę, że nic. Ale ja nie wiem nic o tobie. Tylko tyle, że jesteś 

milionerem, który nie znosi bałaganu. Lubisz wykwintne czekoladowe 

ciasteczka, pijesz czarną kawę z jedną łyżeczką cukru, ćwiczysz kickboxing i 

squasha i nigdy nie oglądasz telewizji. Słuchasz rocka i gustujesz w drogich 

samochodach. To niewiele, Luke. 

- To niewiele więcej, niż ja wiem o tobie. 

- Być może. 

- Jestem płytki jak kałuża. Jak piekło. 

- Jesteś bardziej jak cicha woda. 

- Cicha woda - analizował jej słowa. - Myślę, że nikt mnie tak dotąd nie 

nazwał. I nie jestem pewny, czy to zgadza się z innym słowem, jakim mnie 

określiłaś - pracoholik. 

R S

background image

 

 

50 

- W porządku. Żyjesz z prędkością stu kilometrów na godzinę, a ja 

mieszam przenośnie - powiedziała zagniewana. 

- Za dużo mówisz i jest tylko jeden sposób, aby cię uciszyć. 

- To takie staromodne. 

- Chociaż prawdziwe. Jest tylko jedna rzecz, o której mogę teraz myśleć. 

Pocałowanie cię. Dotknięcie. 

- To są dwie rzeczy.  

Jęknął. 

- Naprawdę chcę cię pocałować. Pragnę cię od wielu dni, Saro. 

Prawdopodobnie od momentu, gdy weszłaś do biura i zaczęłaś mną 

dyrygować. 

To samo było z nią. Dlatego zgodziła się zostać dłużej jego osobistą 

asystentką, zamiast skończyć pracę likwidatora problemów i przejść do następ-

nego klienta. 

- Ja ciebie również - wyznała. 

- Mamy więc logiczne wytłumaczenie. Tak się cieszę, że się ze mną 

zgadzasz - powiedział miękko i pocałował ją. 

Sara całowała przed nim kilku mężczyzn. Ale to... To było coś innego. 

Uczucie ust Luke'a na swoich sprawiło, że czuła każdy nerw i krew płynącą w 

żyłach. 

Przyciągnął ją w pasie. Opuszkami palców musnął jej skórę, a ona drżała, 

chcąc więcej. Przyjmując zaproszenie, pozwolił swojej ręce prześlizgnąć się w 

górę jej ciała, aż dotarła do piersi. 

Jego kciuk pocierał stwardniały sutek. Ale dotyk jej nie wystarczał. 

Chciała więcej. 

- Podoba ci się? - zapytał cicho. 

- Mmm. - Nie mogła znaleźć właściwego słowa. 

R S

background image

 

 

51 

- A jak to? - Ku jej przerażeniu otworzył usta nad jej brodawką, ssąc ją 

przez górę piżamy. Puls zaczął jej gwałtownie bić i nie mogła oprzeć się 

konieczności zanurzenia palców w jego włosy. 

- Biorę to za przyzwolenie - szepnął, podciągając w górę jej piżamę.  

W ten sposób ukrył twarz w jej ciele, cyrkulując koniuszkiem języka 

wokół jej pępka. Zamknął usta na jej brodawce. Efekt był dużo lepszy. 

Dręczące uderzenia jego języka spowodowały, że wygięła się do tyłu. 

I potem wślizgnął rękę pomiędzy jej uda, obejmując ją dłońmi przez dół 

piżamy. Obrócił rękę, tak że pocierał jej łechtaczkę, aż nie mogła stłumić 

krzyku pożądania. 

- Luke. 

Całował jej usta, mocno, potem zaczepił palcami o pasek spodenek i 

zaczął je ściągać w dół. 

Podniosła biodra i drżała, gdy całował jej uda. Jęknęła, gdy rozluźnił je 

delikatnie i klęknął pomiędzy nimi. 

- Luke, doprowadzasz mnie do szaleństwa - wyszeptała. 

- O to mi chodziło - jego głos brzmiał zmysłowo.  

Wiła się w oczekiwaniu, gdy pociągnął palcem wzdłuż jej gorącego 

wnętrza - a potem powtórzył wszystko od początku. 

- Proszę - wyszeptała. 

Zrobił to znowu. I znowu. A potem podniósł się lekko i poczuła jego 

oddech na swojej skórze. Pragnęła, by to zrobił. 

- Smakujesz tak słodko - szepnął. 

W odpowiedzi przechyliła biodra. Poczuła go podnoszącego się powoli. 

- Chyba nie zamierzasz teraz przestać? 

- Nie zamierzam. 

- Więc o co chodzi? - otworzyła oczy i wpatrywała się w niego. 

R S

background image

 

 

52 

- Sprawdzam, czy jesteś pewna, że wiesz, co robisz. 

- Oczywiście, że jestem. 

- Ponieważ jeśli spojrzysz na to logicznie, to jest naprawdę zły pomysł. 

Prawda. Chociaż właśnie teraz zatrzymanie dotyku było czymś gorszym. 

- Tak. To samo jest ze mną. - Potem wziął jej rękę i otoczył nią swojego 

wzniesionego członka. 

Zacisnęła palce i kołysała ręką powoli, chcąc dręczyć go w sposób, w jaki 

on robił to z nią. 

- Saro, nie mogę myśleć jasno. Wszystko, czego chcę, to zagłębić się w 

tobie. 

- Więc zrób to - powiedziała. - Wybuchnę, jeśli tego nie zrobisz. 

Zacisnęła palce wokół jego ostrza i przeciągnęła je powoli z góry na dół. 

Tylko raz. Przełknął ciężko. 

- Potrzebuję prezerwatywy. Teraz.  

Wyskoczył z łóżka. Sara zdała sobie sprawę, że zdjął bokserki w tym 

samym czasie, gdy zsunął z niej dół piżamy. Nagi Luke był wspaniały - zupeł-

nie nieświadomy siebie i cudowny. Jego ciało było wyrzeźbione i doskonale 

stonowane. Poruszał się z gracją, jak tancerz. 

Wyjął prezerwatywę z kieszeni i wrócił do łóżka. Wtedy uderzyło ją, że 

nosił prezerwatywy w kieszeni. 

- Często to robisz? - zapytała. 

- Co? 

- Śpisz z personelem. 

- Nigdy - wyglądał poważnie. - To nieprzekraczalna zasada. 

I jakby czytał w jej myślach, powiedział miękko: 

- Mówiąc dokładnie, nie jesteś moim personelem. Jesteś moją 

konsultantką. Jesteś szefem samej siebie. - Masz piękne włosy. Chciałem to 

R S

background image

 

 

53 

zrobić zeszłej nocy, ale oprócz tego, że byłem zmęczony i nie chciałem zrobić 

czegoś niewłaściwego w stosunku do ciebie. 

Zadrżała. 

- I zamierzasz zrobić coś dla mnie teraz. 

- Saro, ja ledwie zacząłem. 

- Więc jesteś w tym dobry. I masz wielkie doświadczenie. 

Westchnął. 

- Tak. Robię dobrze to, co lubię robić. Jak kochanie się. - Tak, w 

przeszłości wiele ćwiczyłem. Ostatnio nie miałem jednak dużo czasu. Wiem, o 

co naprawdę pytasz, więc odpowiem ci. Wiele romansowałem, ale jestem 

wybredny. I wbrew temu, co piszą w plotkarskich gazetach, nie sypiam z 

każdym, kto nosi spódnicę. 

Przechylił się i musnął ją swoimi wargami. 

- Przestań myśleć. Tylko czuj - spojrzał na nią i rozluźnił górę jej piżamy. 

Potem zdjął ją, obnażając piersi. 

- Lubię to. Bardzo. Pragnę poczuć twoją skórę na swojej. 

Nurtowało ją to, co powiedział. 

- Uprawiasz dużo seksu?  

Westchnął. 

- Saro, lubię seks. Lubię dobry seks. I lubię dużo seksu. Ale jak ci 

powiedziałem, jestem wybredny. - Zamilkł. - Musisz zrozumieć jedno. Nie 

działam na rynku po to, aby się ożenić i żyć długo i szczęśliwie. Więc jesteśmy 

tylko ty i ja, tu i teraz. To nie jest deklaracja zamiarów i nie zamierzam tak po-

stępować. Chcę usunąć ten stan niepewności. Więc możemy wrócić do 

normalności i pracować razem. Saro, lubię cię. Myślę, że ty też mnie lubisz. 

Inaczej byś ze mną nie pracowała. Więc w czym problem? 

- Znasz go. Nie szukam związku. 

R S

background image

 

 

54 

- Dobrze. 

- I nie mam zwyczaju sypiać ze wszystkimi dookoła. 

Uśmiechnął się. 

- To sprawia, że czujesz się lepiej. Nie myślę, że jesteś kokotą. To nie 

dlatego jesteś naga - dobrze, prawie naga - i w łóżku ze mną. To jest... 

- ...z powodu hotelowego bałaganu i tego, że nie mieliśmy innej 

alternatywy? - skończyła za niego. 

- Tak przypuszczam. Chociaż muszę powiedzieć, że jest to szczęśliwy 

traf. I jak powiedziałem, będę miał kłopoty, żeby trzymać ręce z dala od ciebie. 

Kiedy jesteś w biurze, patrzę, jak pracujesz przy komputerze, i myślę, żeby 

podejść, podnieść cię z krzesła i kładąc na biurku... 

Wślizgnął rękę pomiędzy jej uda. Koniuszki jego palców muskały jej 

skórę. 

- Dotykać cię. Smakować. Doprowadzić do krzyku rozkoszy. 

- Luke - szepnęła. 

- Chcę być w tobie, Saro. Właśnie teraz. I myślę, że ty też chcesz, abym 

tam był. - Przesunął ręką, aby znowu zagłębić się w jej wnętrzu. - Jesteś 

gorąca. 

Tak gorąca, że płonęła. Ledwie mogła wydobyć słowa. Koniuszki jego 

palców ślizgały się po łechtaczce, tak aby rozpalić ją jeszcze bardziej. 

Wstrzymała oddech, gdy wsunął w nią palec. 

- I mokra - powiedział. 

- Tak. 

- Gotowa na mnie - zamilkł. - Powiedz to. 

- Jestem gotowa, by cię przyjąć. 

- Jesteś wspaniała, Saro. 

- Tylko słowa, żadnego działania, panie Holloway? 

R S

background image

 

 

55 

Posłał jej wilczy uśmiech. 

- Będziesz błagać, żebym przestał.  

Rozerwał opakowanie i nałożył prezerwatywę. 

- Czy to groźba? 

- Obietnica - skorygował, a jego niebieskie oczy błyszczały z pożądania. 

Tym razem jego pocałunek był gorętszy. Bardziej pożądliwy. 

- Luke - wyszeptała. 

W odpowiedzi włożył w nią palec. Bardzo, bardzo powoli. Tak powoli, 

że doprowadził ją do szaleństwa. Naprężyła mięśnie wokół niego, a on 

uśmiechnął się. 

- Chcesz mi coś powiedzieć? - dręczył ją.  

Zwęziła oczy, patrząc na niego. 

- Wiesz co. 

- Nie czytam w myślach - odpowiedział, jego oczy lśniły. - Powiedz to. 

- Chcę cię - powiedziała - wewnątrz siebie.  

Gdyby zmusił ją do czekania, oszalałaby. 

- Proszę, Luke. 

Uśmiechnął się i powoli w nią wszedł. Został tam na chwilę, pozwalając 

jej poczuć go. Oplotła go nogami, zmuszając, aby wszedł głębiej. 

Przerzucając swoją wagę na ramiona, zniżył się, aby muskać jej usta 

swoimi. Zbity materac poszedł w zapomnienie. Wszystko, na czym mogła się 

skupić, to poczucie jego ciała poruszającego się w niej i dotyk jego skóry. 

W momencie, gdy jej orgazm eksplodował, przytrzymał ją bliżej, 

szepcząc nieustannie jej imię. Czuła, że on również osiągnął szczyt. 

Odsunął się delikatnie, przewrócił na plecy i podciągnął tak, że trzymał ją 

blisko siebie. Była szczęśliwa, że słyszała bicie jego serca. 

R S

background image

 

 

56 

- Muszę coś zrobić - powiedział w końcu, głaszcząc jej włosy. - 

Przepraszam na chwilę. 

Wstał z łóżka i usłyszała lejącą się wodę. Czar minął i pomyślała o tym, 

co zrobili. Jaka była głupia. 

Jej wątpliwości musiały być widoczne, ponieważ po powrocie z łazienki 

zapytał: 

- Co się dzieje? 

- Masz rację. To był zły pomysł. Przecież razem pracujemy. 

- Już przez to przechodziliśmy. Wszystko jest w porządku. Odpręż się. 

Jesteśmy profesjonalistami, więc to nie wpłynie na pracę. - Pocałował ją lekko. 

- Pozwolę ci pierwszej wziąć prysznic. Później zjemy śniadanie, obejrzymy 

hotel i przedyskutujemy parę spraw. Powinniśmy wyjechać stąd po lunchu. 

- W porządku - zamilkła. - Czy mógłbyś podać mi piżamę? Lub zamknąć 

oczy? 

Pocałował czubek jej nosa. 

- Jeśli cię to uszczęśliwi... 

- Dziękuję - założyła piżamę i poszła do łazienki. 

R S

background image

 

 

57 

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

 

Kiedy Sara wynurzyła się z łazienki, już ubrana, Luke siedział na łóżku, 

opasany prześcieradłem i pracował na laptopie. Obok niego leżała sterta ubrań. 

- Łazienka jest twoja - powiedziała. 

- Dziękuję. 

W czasie gdy się kąpał i ubierał, ona zajęła się sprzątaniem pokoju. 

- Możemy iść na śniadanie? - zapytał, gdy wyszedł z łazienki.  

Jego włosy były wilgotne i rozczochrane. Wyglądał doskonale, ale jego 

ton był wymijający i obojętny. 

Jak gdyby byli kolegami. Było tak, jak chciała, nieprawdaż? Zauważyła 

jego służbowe spodnie i świeżą, białą koszulę. 

- Nie noszę krawata - wzruszył ramionami. - Co jeszcze miałbym 

założyć? 

- Jesteśmy nad morzem. Nie będziesz przecież taplał się w wodzie w 

spodniach. Potrzebne ci szorty. 

- Nie, nie potrzebuję ich. Poza tym szorty nie pasują do butów. 

Zeszli razem do hotelowej restauracji prawie pod koniec wyznaczonego 

na posiłek czasu. Tylko jeden stolik był zajęty. Sara zdecydowała się na 

szwedzki stół, wybierając owoce i jogurt. Luke zamówił tosta. Kawa była 

odgrzewana. 

Może to była ich wina, że przyszli tak późno - pomyślała, ale czy 

zaparzenie dzbanka świeżej kawy wymaga tyle wysiłku? Zauważyła, że masło 

nie rozpuściło się na toście Luke'a, co znaczyło, że był zimny. 

- Więc jakie plany na dzisiejszy ranek? - zapytała. 

- Rozejrzyjmy się dookoła. Zapamiętaj jak najwięcej szczegółów. Teraz 

jest tu spa, więc możesz iść na zabiegi. 

R S

background image

 

 

58 

- Jakie zabiegi?  

Rozłożył ręce. 

- Nic co lubisz. Rachunek dla mnie. Niestety nie mogę wypróbować ich 

na sobie. Zamierzam skorzystać z hotelowego basenu. 

- Przecież mężczyźni też mogą mieć masaż.  

Zajęczał. 

- Proszę. Czy tak rozmawiasz ze swoim bratem? 

- Tak, z obydwoma. 

Dziesięć minut potem napisała mu: 

- Salon piękności pełny. Idę na spacer po plaży. Zadzwoń, kiedy będziesz 

gotowy. 

Prawie natychmiast jej telefon zadzwonił. 

- Już jestem gotowy, więc mogę się z tobą przejść - powiedział Luke. 

- Myślałam, że zamierzałeś popływać? 

- Basen jest wyłączony ze względu na awarię. Więc myślę, że musimy 

porozmawiać przy kawie. 

- Z zastrzeżeniem, że gdzieś indziej. Tego ranka była nie do wypicia. 

Możemy porozmawiać przy latte. 

- Czy to oznacza, że nie chcesz tam zjeść również lunchu? 

- Mam lepszy pomysł. Pominiemy lunch i zjemy lody na plaży. 

Westchnął. 

- Będziesz marudzić, aż to osiągniesz, prawda? 

- Absolutnie. I moje pływanie w morzu. Nasze pływanie - poprawiła się. 

- Gdzie jesteś? 

- W recepcji. 

- Zostań tam. Spotkamy się za chwilę.  

R S

background image

 

 

59 

Dołączył do niej po paru minutach i skierowali się w stronę nabrzeża. 

Znaleźli małą kafejkę, gdzie kawa była wyśmienita i pachniało smakowicie be-

konem. Aż zaburczało jej w żołądku.  

Luke zdusił uśmiech. 

- Potrzebna kaloryczna czekolada? - zapytał. 

- Kaloryczna kanapka z bekonem byłaby lepsza. 

- To jest drugi najlepszy pomysł, jaki miałaś tego ranka. 

Czy pierwszym było kochanie się z nim? 

- Znajdź nam stolik, a ja pójdę zamówić latte.  

Dołączył do niej, niosąc kawę. Wkrótce podano kanapkę z idealnie 

kruchym bekonem oraz domowej roboty pomidorowy ketchup. 

- To - powiedziała po zjedzeniu pierwszego kęsa - jest fantastyczne. I to 

jest to, co powinien zaoferować hotel dziś rano. Założę się z tobą o wszystko, 

co chcesz, że ich bekon był odgrzewany w mikrofali. 

- Nie jesteś pod wrażeniem hotelu, prawda? - zapytał Luke. 

- I jeśli naprawdę chcesz, abym wymieniła, co jest złe... 

- Spróbuj. 

Zabrało jej to osiem minut. 

- Masz absolutną rację - powiedział, kiedy skończyła. 

- Ale? - zobaczyła odpowiedź na jego twarzy. 

- Ale czy to nie brzmi jak wyzwanie? - zapytał. - Czy nie powoduje, że 

chcesz tam pójść i zrobić porządek? 

Westchnęła. 

- Wiem, że lubisz wyzwania, Luke, ale myślę, że to miejsce wymaga zbyt 

wiele pracy. I jest to prawdopodobnie zinwentaryzowane. Chcąc to przejść, 

będziesz musiał przedrzeć się przez tony papieru. 

Spojrzał na nią zdziwiony. 

R S

background image

 

 

60 

- Mój rodzinny dom jest zinwentaryzowany - wyjaśniła - więc wiem, ile 

pracy włożyli w to moi rodzice. To może stać się koszmarem. Szczęśliwie 

znamy błyskotliwego architekta, Maxa Taylora, który specjalizuje się w 

odrestaurowywaniu i inwentaryzacji budynków. On ma fantastyczne 

kontakty, co zaoszczędziło mnóstwa czasu. Powiedział, co dokładnie musi być 

zrobione i kto może to zrobić. Poszło więc stosunkowo gładko. 

- Użyteczny kontakt. Może mogłabyś nas sobie przedstawić? 

- Oczywiście. Mogę ci powiedzieć, że on nie przyjedzie aż tutaj. Pracuje 

tylko na swoim terenie. 

- Zobaczymy. 

Wyraz jego twarzy mocno się zmienił i obawiała się, że znowu powstała 

pomiędzy nimi bariera. Jego oczy przybrały stalowy kolor i nie miała pojęcia, 

o czym myśli. Co takiego powiedziała, że wywołało taki efekt? Wyraźnie było 

związane z rodziną. Jeśli nie chciała zrobić z niego milczka, powinna skiero-

wać rozmowę na temat, który wydawał mu się bezpieczny. Pracę. 

- Nie sądzę, aby był to plan wykonalny, ponieważ może zabrać cały twój 

czas. Hotel byłby zamknięty przez miesiące, zanim skończyliby naprawy i 

przeróbki, więc na początku będziesz tracił pieniądze. 

Luke uśmiechnął się. 

- Myślę, że to nie problem. 

- Oczywiście. Jesteś milionerem. Ale czy to warte zachodu? 

- Mojego czasu? 

- I życia towarzyskiego. Będziesz musiał latać stąd do Londynu. 

Zapomnij o przyjęciach. 

Wzruszył ramionami. 

- Już powiedziałem, że nudzą mnie przyjęcia. 

I twoje wspaniałe, egzotycznie wyglądające przyjaciółki? 

R S

background image

 

 

61 

- Pomyślałeś o swoich klientach? - zapytała. 

- Będą to miejscowi, czy spodziewasz się, że ludzie będą podróżować 

przez pięć godzin z Londynu? 

- To jest coś, nad czym trzeba się zastanowić - powiedział. - Ale, jak 

powiedziałem, zamierzam zbudować sieć. Wszystko w miejscowościach 

uzdrowiskowych i terenach nadmorskich jak ten. Wszystkie z dobrym, prostym 

jedzeniem. Dobry serwis w starym stylu i zabiegi spa. Mógłbym nawet 

oferować wspaniałe lokalne wody mineralne tak, jak ludzie czerpali je sto lat 

temu. 

Znowu znalazła żar w jego oczach. Nie przypuszczała, jaki miał na nią 

wpływ. Naprawdę powinna się opanować. Nawet jeśli Luke zmienił swój po-

gląd na związek, ona nie. 

- Właśnie. Wystarczy tej pracy. Chcę mojego spaceru po plaży - 

powiedziała, zmuszając się, aby jej wypowiedź brzmiała wesoło. I lodów z 

płatkami czekoladowymi. 

Gdy spacerowali plażą, Luke zauważył mężczyznę uczącego swojego 

małego synka, jak puszczać latawiec. Więcej niż dwadzieścia lat temu Luke 

stał na tej samej plaży, robiąc dokładnie to, co ten chłopczyk: poświęcał całą 

uwagę człowiekowi, który trzymał motek z nitką i wyjaśniał, jak go trzymać. 

Swojemu ojcu. 

Sara zauważyła, na co patrzy. 

- Robiłeś to kiedyś jako dziecko?  

Skinął głową. 

- Pamiętam, że miałem niebieski latawiec, tradycyjnego kształtu z 

naprawdę długim, czerwono-żółtym ogonem. - Na tej plaży tata uczył mnie, 

jak nim sterować. Musiałem mieć wówczas około czterech lub pięciu lat. Nie 

umiałem utrzymać napiętej linki i latawiec spadał na ziemię. Tata oczyszczał 

R S

background image

 

 

62 

go z mokrego piasku i trzymał, aż w końcu poleciał. Czułem się fantastycznie, 

gdy widziałem mój fruwający latawiec i uświadomiłem sobie, że dokonałem 

tego sam - potrząsnął głową. - To było dawno temu. Nic ważnego. 

Owinęła swoje palce dookoła jego. 

- Pamięć pomaga w zachowaniu tożsamości. 

- Nawet złej? 

Słowa padły, zanim zdołał je zatrzymać. Straszne. 

- Zapomnij, że to powiedziałem. 

- Nawet złej - powiedziała, chwytając ponownie jego rękę - bo ona uczy, 

czego nie chcesz od życia. 

Coś w jej głosie zaalarmowało go. Spojrzał na nią, otrząsając się ze 

swojego koszmaru.  

- To brzmi osobiście. 

- W przeszłości podjęłam kilka naprawdę złych decyzji. Pamiętasz, co 

powiedziałeś o mnie wierzącej każdej milej osobie, zanim okaże się inaczej? 

Poznałam kogoś, kto nie okazał się taki miły. 

Domyślał się, że chodzi o mężczyznę, który ją zranił. Szybko zacisnął 

swoje palce wokół jej, aby pokazać swoje zrozumienie i sympatię. 

- Ale zawsze należy na to patrzeć pozytywnie. Robiąc błąd, zraniłam się 

bardzo, ale to pomogło mi zdać sobie sprawę, czego nie chcę. I nie powtórzę 

moich błędów. 

- Czy to ostrzeżenie? Czy dzisiejszy ranek to błąd? - zapytał delikatnie. 

- Nie wiem. A czy był to błąd dla ciebie? - zapytała. 

Miał wrażenie, że pomimo ich uzgodnień, Sara wierzyła w szczęśliwe 

zakończenie. 

- Również nie wiem. Nie planowałem tego. 

R S

background image

 

 

63 

- Może - powiedziała - oboje planujemy zbyt dużo. Może powinniśmy 

tylko... zobaczyć, jak się to ułoży. 

Kolory wykwitły jej na policzkach. Chciał ją całować, zatracić się w niej. 

- Zobaczymy. 

Gdy doszli do przystani, Sara pokazała mu napisaną kredą wskazówkę 

kierującą do punktu rejsów łodzią. Przeczytał ją prędko. 

- Chcesz wypłynąć i zobaczyć foki? 

- I maskonury - dodała z uśmiechem. - To tylko półtorej godziny. Zamiast 

pływania w morzu. 

- Możesz płynąć, jak chcesz. Ja w tym nie gustuję. 

- Hej, jeśli zamierzasz wejść w biznes hotelowy nad morzem i 

organizację wolnego czasu swoich gości, musisz wiedzieć, co jest oferowane, 

aby móc doradzić swoim gościom. 

- Jeśli nie zamierzam inwestować tutaj, nie ma po co zagłębiać się w 

miejscowe atrakcje - zripostował. 

- Potrzebujesz punktu odniesienia. Czegoś, dzięki czemu możesz ocenić 

innych. 

Westchnął. 

- Jeśli nalegasz, pojedziemy i zobaczymy foki. 

- Jesteś pewien, że możesz usiedzieć w jednym miejscu i nie używać 

swojego telefonu komórkowego? - dręczyła go. 

- Nie, ale to zrobię, jeśli dasz spokój z szortami i pływaniem. 

- Dobrze. Och, to mój pomysł, więc ja płacę. 

- Al... 

- Bez dyskusji - ucięła. 

W porządku. Płacił rachunki za wszystko inne w ten weekend. Nie chciał, 

by czuła się źle. 

R S

background image

 

 

64 

- Dziękuję - powiedział taktownie. 

Kupiła bilety. Przyszli o idealnej porze. W łodzi było mało miejsca, więc 

musiał siedzieć bardzo blisko niej. 

Na skałach foki wygrzewały się na słońcu. Tworzyły rodzinę. Byk duży i 

opiekuńczy. Krowa chroniąca towarzyszącą jej fokę i młode tulące się do 

rodziców. 

Był oczarowany fokami. Olbrzymie czarne oczy i pyski, prawie jak u 

spaniela. Niektóre ześlizgnęły się do wody, nurkując i wynurzając się 

ponownie w niewiarygodnej odległości. 

Rzucił okiem na Sarę. Uśmiechała się i wyglądała jak prawdziwa 

angielska róża. Musiał poczynić wysiłek, aby powstrzymać się przed poca-

łowaniem jej. 

- Są wspaniałe, prawda? 

- Tak - zgodził się. 

Słuchał opowieści załogi o Old Horse Rocks i fokach. Patrzył na 

maskonury nurkujące w wodzie, znacznie mniejsze, niż się spodziewał. 

Podpłynęli też do zatoczki przemytników. 

- Wiesz, wyglądałbyś świetnie jako pirat - powiedziała Sara, uśmiechając 

się szeroko. 

- Nie noszę szortów ani przepaski na oku. 

Bardzo lubił sposób, w jaki się z nim przekomarzała. Przekrzywił głowę 

tak, że mógł wyszeptać do jej ucha: 

- Jeśli prosisz mnie kochanie, żebyśmy pobawili się w piratów dzisiaj 

wieczorem, to można to zorganizować. 

Zaczerwieniła się jak latarnia morska. Dobrze. Odzyskał kontrolę nad 

sprawami. Czyli było tak, jak lubił. 

R S

background image

 

 

65 

ROZDZIAŁ ÓSMY 

 

Kiedy dopłynęli do stałego lądu, Sara zapytała: 

- Podobało ci się? 

- Foki były wdzięczne. 

- Ale? 

- To nie jest moje ulubione zajęcie - odpowiedział szczerze. 

Kiedy nic nie odpowiedziała, westchnął. 

- Zbyt dużo dzieci. 

- Nie lubisz dzieci? 

- Moje wyobrażenie piekła - powiedział - to praca w żłobku lub szkole. 

Czy dyżur na boisku szkolnym. 

- Więc nie chcesz mieć własnych dzieci?  

Absolutnie nie. Miał nieszczęśliwe dzieciństwo. 

Ojciec i matka stale pod wpływem środków uspokajających. Luke nie był 

swoim ojcem, ale nie miał zamiaru próbować. 

- Małżeństwo i dzieci są poważnie przereklamowane. 

- Są bardziej związane z normalnym życiem niż praca. Bez dzieci rasa 

ludzka wyginie. 

- Chyba masz rację. Ktoś musi produkować dzieci. Ale nie mam zamiaru 

być nim ja. 

Uderzyło go pewne spostrzeżenie: 

- Więc rozglądasz się za małżeństwem i dziećmi? 

- Nie w tej chwili. Ale ogólnie, tak. Kiedy spotkam właściwą osobę. 

- Pan Właściwy? Czy naprawdę wierzysz w tę bajeczkę? 

- Moi rodzice są razem od trzydziestu pięciu lat. Mój brat Rupert jest 

zaręczony. I myślę, że Justin też ma kogoś - chociaż utrzymuje to w tajemnicy. 

R S

background image

 

 

66 

Wpadał w paranoję. Jego relacja z Sarą jest czysto biznesowa lub była do 

dzisiejszego ranka. Ale fantazjował o Sarze Fleet od pierwszej sekundy, kiedy 

się z nią spotkał. 

Chciał już skończyć rozmowy o ślubach i rodzinach. Były to tematy 

wykraczające poza bezpieczną dla niego strefę. 

Rzucił okiem na zegarek. 

- Muszę zadzwonić. A ty co zamierzasz? 

- Pójdę na spacer. Może zjem lody, które sobie obiecałam. 

- Pewnie. Zobaczymy się w pokoju, jak będziesz gotowa. 

Nie wyglądała na zbyt oczarowaną pomysłem powrotu do tego 

beznadziejnego hotelu. 

Stwierdził jednak, że telefony mogą poczekać. Było coś innego, co 

musiał zrobić najpierw. 

W parę sekund znalazł w Internecie właściwe miejsce. W starym stylu. 

Miejsce z historią i oszałamiającym widokiem na zatokę. Najlepszy apartament 

był wolny, gdyż w ostatniej chwili anulowano rezerwację. 

Zapłacił rachunek w recepcji. 

- Przykro mi. Wydarzyło się coś takiego, że musimy natychmiast 

wyjechać - powiedział. - Ale oczywiście, zapłacę za dzisiejszy nocleg. 

Właśnie kończył pakowanie ich rzeczy, gdy do pokoju weszła Sara. 

- Co robisz? - Zapytała zszokowana. 

- Wyjeżdżamy. 

- Co, teraz? - Rzuciła okiem na zegarek. - Wyjeżdżając o tej porze, nie 

będziemy w Londynie wcześniej niż przed dziesiątą wieczorem. I to jeśli nie 

zatrzymamy się po drodze. 

- Nie jedziemy do Londynu - wyjaśnił. - Przeprowadzamy się. 

- Co? 

R S

background image

 

 

67 

- Myślę, że dziś w nocy oboje zasługujemy na normalny materac. 

- I dlatego spakowałeś nas oboje. 

- Tak było szybciej. Idziemy. 

Wiedziała, że jak Luke wbił sobie do głowy, że coś zrobi, nie odpuści. 

Nie było sensu dalej dyskutować, więc po prostu poszła za nim do samochodu. 

Hotel, który zamówił, był oddalony tylko o parę minut i z zewnątrz 

wyglądał nieskazitelnie. Doskonała elewacja i parking z tyłu budynku. Nie 

było mowy o pęknięciach tynku, a okna lśniły czystością. 

Wewnątrz było jeszcze lepiej. Luke ponownie nie pozwolił jej wnieść 

walizki. Odebrali klucz od uśmiechniętej recepcjonistki i wjechali windą na 

najwyższe piętro. Podłoga była czysta, a dywan tak gruby, że można było 

zatopić w nim stopy. 

- Nasz apartament - powiedział Luke, otwierając drzwi i wprowadzając ją 

do środka. - Rozejrzyj się i powiedz, co myślisz. 

Był olbrzymi. Salon z komfortowymi sofami, stolikiem do kawy i 

dodatkowym stolikiem, na którym stał czajnik, wybór kaw, herbat oraz fantas-

tyczne ciasteczka. 

Francuskie okna prowadziły na balkon z oszałamiającym widokiem na 

zatokę Scarborough. Pomyślała, że będą mogli oglądać stąd zachód słońca. Na 

balkonie był żelazny, misternie kuty stolik i dwa krzesła. 

Ku jej zdumieniu, apartament zawierał dwie łazienki, jedną z prysznicem, 

a drugą z jacuzzi wyposażone w bezpłatne przybory toaletowe i kąpielowe 

podomki. 

Była tylko jedna sypialnia z dużym łóżkiem. 

- To nie znaczy, że spodziewam się, że będziesz ze mną spać - powiedział 

Luke delikatnie. Zachowam się jak dżentelmen i będę spać na sofie. Jeśli 

chcesz. 

R S

background image

 

 

68 

Zostawił jej wybór. 

- To jest duże łóżko - powiedziała. 

- Królewskich rozmiarów, zgodnie z tym, co powiedziała dziewczyna w 

recepcji - zauważył. 

- I możemy się nim podzielić bez...  

Wtedy zobaczyła na jego twarzy uśmiech. 

- Co? 

- Przypomniałem sobie przebudzenie dzisiejszego ranka. - Wyraźny blask 

w jego oczach. Rozbawienia wymieszanego z pożądaniem. 

Jego uśmiech poszerzył się. 

- Nie miałem na myśli dzielenia łóżka, jeśli nie chcesz. 

Chciała zaprotestować. Zwłaszcza że apartament był olbrzymi, a on 

zmienił hotel ze względu na nią. 

- Tak mi przykro. To musi kosztować fortunę.  

Wzruszył ramionami. 

- To nie jest problem. 

- Wiesz, powinnam zapłacić za swoją część. 

- Nie, to ja zmusiłem cię do przyjazdu do Scarborough. Więc ja płacę. 

Bez dyskusji. 

- W takim razie dziękuję. Przykro mi, że zrobiłam takie zamieszanie. 

Mogłam przespać kolejną noc w poprzednim hotelu. 

- Nie, nie mogłaś. Tak jak ja. Pamiętasz tamten hotel. Tamten był 

„przed", a to miejsce jest tym po. 

- I jest fantastyczne, ale zajęłoby dużo czasu i wysiłku, aby doprowadzić 

je do takiego stanu. Musisz naprawdę zrobić właściwą analizę rentowności. 

- I przegląd budynku i wycenę prac, które muszą być zrobione. To 

prawda. Ale mam też wyczucie biznesowe, instynkt. 

R S

background image

 

 

69 

- Który jest niezawodny? 

- Zwykle ma rację - powiedział.  

Jęknęła. 

- To jest denerwujące. Wiesz, co mam na myśli. 

- Bądź dla mnie miła lub będziesz jeść ryby z frytkami w porcie, zamiast 

wytwornej kolacji - przekomarzał się. 

- Nie ma nic złego w rybie z frytkami. Poza tym nie mam właściwego 

ubrania na kolację w tutejszej restauracji. 

- Myślałem o serwisie pokojowym. Kolacji na balkonie z widokiem na 

morze i oglądaniem zachodu słońca. 

Podał jej menu. 

- Myślę, że powinnam zamknąć oczy i wybrać coś przypadkowo, bo 

właściwie lubię wszystko. 

Spojrzała na niego. 

- Więc co planujesz? 

- Otworzyć hotel, ale prawdopodobnie nie tak duży jak ten. Może 

czternaście lub piętnaście pokoi. Małych i ekskluzywnych. 

- Rozszerzając to w sieć. 

- Tak. 

Wiedziała, że to zrobi. Znajdzie właściwe miejsca, mniej zrujnowane niż 

hotel, w którym spędzili poprzednią noc i zmieni je w coś spektakularnego. 

W końcu wybrała jedzenie - pieczony na chlebie ser Brie w żurawinowej 

okrasie, potem dorsza z bazylią i risotto z parmezanem. 

- Jesteś łakomczuchem. 

- Cieszę się jedzeniem. Wolę to, niż skubać liść sałaty i wyglądać 

modnie. I być przy tym nieszczęśliwą. 

R S

background image

 

 

70 

Przypomniała sobie szczupłe modelki, które widziała z nim na zdjęciach 

w serwisach plotkarskich. 

- Przykro mi, ale nie będę komentować twojego... hm... smaku w 

wyborze kobiet. 

Zaśmiał się. 

- Wiem. Ale wiem też, co masz na myśli. Jest łatwiej cieszyć się 

posiłkiem z kimś, kto interesuje się tym, co jemy, niż z kimś, kto zamawia 

przekąski na danie główne i odmawia puddingu. I wiesz, one wciąż liczą 

kalorie. 

Luke wybrał krewetki tygrysie z grilla z cytryną, potem prosty stek, 

sałatę i młode pomidory. 

- Powrót do męskich wyborów - przekomarzała się z nim. 

- Nie, lubię proste, ale dobrej jakości jedzenie. 

- A co z puddingiem? 

Sara wiedziała, że ma słabość do czekoladowych ciasteczek. Mógł więc 

ucieszyć się z czekoladowego puddingu. 

- Nie będę się katował, ale ty wybierz, co chcesz. 

- Ten pudding, który lubię, to talerz owoców z czekoladowym sosem. Ale 

jest go za dużo dla jednej osoby. 

- W porządku. Podzielę się z tobą. Teraz wino. Wybrałaś rybę, więc 

wypijemy białe. Chablis będzie dobre? 

- Cudowne, ale ty zamówiłeś stek? 

- Który wspaniale poradzi sobie z dobrym, białym winem. Nie musi być 

czerwone - powiedział. - Możemy wziąć szampana, ale myślę, że jest 

przeceniony. Wolałbym przyzwoite Chablis - Margaux czy Nuit St. Georges. 

Uśmiechnęła się do niego. 

- Teraz ty przekomarzasz się ze mną, udając znawcę. 

R S

background image

 

 

71 

- Jeśli zjemy o siódmej - powiedział Luke - będziemy mogli zobaczyć 

zachód słońca. Więc złożę zamówienie, korzystając z serwisu pokojowego, i 

może wypijemy filiżankę kawy na balkonie. 

Rozpakowywanie nie zajęło dużo czasu. 

Siedzenie na balkonie i patrzenie na morskie fale było niewiarygodnie 

relaksujące. Doskonała przerwa weekendowa. 

Luke podwinął lekko rękawy koszuli, eksponując silne ramiona. Był 

bardzo pociągający. 

Nie miała pomysłu, co się dzieje właściwie teraz między nimi. Czy są 

kolegami, czy kochankami? Z pewnością nie przyjaciółmi. Na łodzi zobaczyła, 

jak tworzy wokół siebie bariery. Wyglądał na wyraźnie skrępowanego. Ktoś 

musiał go bardzo mocno zranić - pomyślała. Nie wspominał nic o żonie i 

dzieciach. Chociaż rozwód mógł wyjaśnić, dlaczego był taki przeciwny 

związkom, dlaczego nie wierzył w miłość. 

Teraz był zrelaksowany i nie zamierzała ryzykować zburzenia tej chwili, 

popychając go do dyskusji o przeszłości. 

Stukanie do drzwi zawiadomiło o przybyciu serwisu pokojowego - 

kelnerki, która szybko postawiła na balkonie stolik z adamaszkowym obrusem, 

sztućcami i gazowaną wodę, oraz podążającego za nią kelnera, który przyniósł 

wino i przystawki. 

Jedzenie okazało się być tak dobre, jak serwis. 

- To - powiedziała po pierwszym kęsie serka Brie - jest doskonałe. 

Spróbuj. 

Posłał jej rozbawione spojrzenie, ale pozwolił jej nakarmić się. 

- Zgadzam się, jest dobre - powiedział. - Spróbuj tego. 

Było coś zmysłowego w tym, jak otwierała usta i pozwalała mu wsunąć 

w nie krewetkę. 

R S

background image

 

 

72 

- Dobre - powiedziała. I nie miała na myśli tylko jedzenia. 

Przeszył ją dreszcz na myśl o dzieleniu z nim talerza owoców polanych 

czekoladą. Czy zacznie się od puddingu, a skończy na czymś innym? 

Ich główne dania były wyborne. Na koniec kelnerka przyniosła talerz 

owoców wraz z dzbankiem stopionej czekolady ustawionym na podgrzewaczu. 

Sara nakłuła kwadracik piernika i zanurzyła go w czekoladzie. Prawie 

podniosła go do ust, gdy Luke pochylił się do przodu i odgryzł go ze szpilki. 

- Hej, on był mój - zaprotestowała.  

Podniósł brew. 

- Myślałem, że to wspólny talerz - powiedział. 

- Powinno to działać tak. - I zamoczył kwadrat pierniczka w czekoladzie, 

i podniósł do jej ust. 

- Otwórz szeroko - powiedział, a jego głos był lekko zachrypnięty. 

Taką grę lubiła. Zachód słońca poszedł w zapomnienie i wszystko, na 

czym mogła się skupić, to Luke. 

- Masz czekoladę w kąciku ust - powiedział, kiedy skończyli. 

Nie była pewna, które z nich ruszyło się pierwsze, ale zauważyła nagle, 

że siedzi mu na kolanach. Jego usta były wciśnięte w jej, a ręce wplotła w jego 

włosy. 

- Lepiej wejdźmy do środka - wymruczał.  

Och, ratunku. Była tak zaabsorbowana jego pocałunkami, że zapomniała, 

gdzie byli. 

- Właśnie, jak powiedziałem, zostawimy rzeczy za drzwiami, kiedy 

skończymy - powiedział do słuchawki i skradł jej kolejnego całusa - ponieważ 

naprawdę nie chcę, by mi przeszkadzano przez resztę wieczoru. 

Podniósł ją, podszedł do łóżka i położył na poduszki. 

- Zaczekaj na mnie dwie minuty - powiedział, muskając jej wargi swoimi. 

R S

background image

 

 

73 

Słyszała brzęk porcelany i sztućców - z pewnością był zajęty sprzątaniem 

po ich posiłku. Drzwi się zamknęły i wrócił do łóżka, zasłaniając ciężkie firany 

i włączając lampkę przy łóżku. 

- Saro - powiedział. 

Wstała i podeszła do niego. Oddając pocałunek za pocałunek, dotyk za 

dotyk. 

- Potrzebuję cię - wyszeptała. 

- Jestem cały twój - powiedział. 

Czerpała przyjemność z rozpinania i zdejmowania jego koszuli, badania 

jego muskularnego torsu i szerokich ramion. Z patrzenia, dotykania i 

smakowania go. 

Jej palce podążyły w dół, w stronę jego brzucha. 

- Więc do tego przydaje się kickboxing, tak? 

- I treningi. 

- Właśnie - powiedziała i rozpięła jego spodnie. Przesuwała zamek 

bardzo powoli, patrząc na niego, aż jego oddech stał się gwiżdżący. 

Więc jego wcześniejsze opanowanie było fikcją. Luke Holloway był 

zdecydowanie zainteresowany. 

- Zdejmij buty - powiedziała. 

- Narzucasz mi znowu swoją wolę, prawda?  

Ale zrzucił je. 

Uśmiechnęła się. 

- A teraz... 

Ale gdy przesunęła mu spodnie na wysokość bioder, chwycił ją za 

nadgarstki. 

- Moja kolej - powiedział. 

R S

background image

 

 

74 

Pozwoliła mu ściągnąć przez głowę top. Potem rozpiął guzik i zamek jej 

spodni, które opadły lekko na podłogę. 

- Teraz to dopiero widok - powiedział. - Wiedziałem, masz figurę idealną 

do noszenia dopasowanej bielizny. 

- Naprawdę? 

- Te zamszowe szpileczki, które nosiłaś wczoraj... Wyobrażałem sobie 

ciebie w nich i w bieliźnie... Dopasowany jedwab i koronki. I sznur czarnych 

pereł. 

- Fantazjowałeś o mnie? - Ta myśl spowodowała przypływ pożądania. 

- Tak. A nawet gorzej - wyznał z łobuzerskim uśmiechem. 

- Pokaż mi - prosiła, a rumieniec przemknął jej przez policzki. 

Na początku rozpuścił jej włosy. Zsunął paski jej stanika w dół ramion.  

- Masz piękne ramiona - wyszeptał, obsypując je pocałunkami - i twoja 

skóra jest taka miękka. Powoduje, że chcę cię smakować. I że chcę zrobić to. - 

Włożył palec pod koronkowy brzeg i obrysował krawędź stanika. 

Każdy nerw wydawał się budzić do życia pod jego dotykiem. Powoli 

rozpiął jej stanik, jedną ręką, rzucając go na podłogę i pozwolił jej piersiom 

przelać się w jego dłonie. 

- Jesteś oszałamiająca Saro. 

Kobiety, z którymi się spotykał, były wyższe i znacznie szczuplejsze niż 

ona, ale to w Sarze było coś zniewalającego. 

Kiedy upadł na kolana naprzeciwko niej i wziął jedną brodawkę w usta, 

ugięły się pod nią kolana i musiała podeprzeć się o jego ramiona. 

Klęcząc, przechylił się w tył i spojrzał na nią. 

- Saro Fleet, poraziłaś mój umysł.  

Odczuwała to samo, ale nie chciała mu o tym powiedzieć. 

- Teraz moja kolej - powiedziała, kopiując wszystko, co robił. 

R S

background image

 

 

75 

Skończyła rozpinanie jego spodni i przeciągając materiał poniżej jego 

bioder, pozwoliła opaść im na podłogę. 

Widziała jego erekcję, rysującą się przez miękki materiał jego bokserek. 

Posyłając mu figlarny uśmiech, dmuchnęła na nie, tak że poczuł ciepło jej ust. 

Głaskała jego uda, jędrne i muskularne. 

- Jesteś piękny, Luke'u Holloway. I gdybym była dobrą artystką, z 

przyjemnością bym cię namalowała. 

- Brzmi jak usprawiedliwienie, że oglądasz mnie nagiego. - Drażnił się z 

nią, ale jego głos był drżący. Jej dotyk działał na niego bardziej, niż był gotów 

się przyznać. 

- A teraz - męczyła go dalej - zważywszy, że zdjąłeś moje ubranie... - 

Zdjęła mu bokserki. 

- Wystarczy. Jeszcze więcej dręczenia i mogę stracić kontrolę. 

Podniósł ją i ciągle całując, zaniósł do łóżka. Położył na miękkie 

poduszki i otworzył szufladę sekretarzyka, aby odnaleźć portfel i wyjąć z niego 

prezerwatywę. Zacisnęła ręce wokół jego dłoni. 

- To jest moje - powiedziała miękko.  

Rzucił jej rozżarzone spojrzenie i najbardziej seksowny uśmiech, jaki 

kiedykolwiek wiedziała. 

Leżał na poduszkach, a ona otworzyła foliowe opakowanie i założyła 

prezerwatywę na jego wzniesiony penis, dręcząc go powoli i patrząc mu prosto 

w oczy. 

- Słyszysz ten postrzępiony dźwięk? - zapytał. 

- Nie. 

- A ja tak. To moja cierpliwość i samokontrola. Jeśli zamierzasz robić tak 

dalej, Saro... Zrób to. 

R S

background image

 

 

76 

- Co się stało z finezją? - przekomarzała się dalej. Kochała myśl, że 

zamieniła tego bystrego, inteligentnego mężczyznę w kłębek pożądania. 

Stanęła okrakiem nad nim i powoli się obniżała. 

- Tak. - To słowo było sykiem przyjemności.  

Przesuwał się powoli, aby pogłębić uderzenia, a ona poruszała się, 

urozmaicając tempo. Sięgnął powyżej głowy, aby chwycić za poręcz łóżka, 

tak, że zbielały mu kostki. Oddech miał coraz szybszy. Kochała fakt, że 

doprowadziła go na krawędź przyjemności. Oplótł ją ramionami. 

- Spójrz na mnie, Saro - wyszeptał. - Zobacz, co ze mną zrobiłaś. 

Spojrzała. Dokładnie to samo zrobił z nią. Poczuła falę przyjemności, 

która zaczynała zataczać kręgi w jej ciele. Mogła zobaczyć na jego twarzy 

moment szczytowania, który zbiegł się z jej orgazmem. Moment, w którym 

oboje spadli z krawędzi rozkoszy. Otoczył ją ramionami i przyciągnął do 

siebie. Sara oparła o niego policzek, zadowolona ze sposobu, w jaki trzymał ją 

blisko siebie. Wiedziała, że Luke nie jest człowiekiem, który pozwala zbliżyć 

się ludziom do siebie, ale po tej bliskości nie mógł ponownie stworzyć bariery 

pomiędzy nimi. 

Dzielili zbyt wiele. 

Uporał się z prezerwatywą i ponownie oplótł ją w talii, trzymając bardzo 

blisko. 

- Śpij dobrze - powiedział miękko. 

- Ty również. 

- A jutro... 

- Będziemy myśleć o nim, gdy nadejdzie. 

R S

background image

 

 

77 

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

 

Następnego ranka Luke obudził Sarę pocałunkami. Delikatne, słodkie 

pocałunki, dzięki którym zrobiło jej się cieplej w środku - ciepło, które 

zamieniło się w żar, gdy zaczął odkrywać jej ciało ustami, a rękoma 

odnajdywał miejsca, których dotykanie zmuszało ją do mruczenia z przyjem-

ności. 

- Mam pomysł - powiedział. 

Tak... tak długo jak robił dokładnie to, co robił, ona potwierdziłaby 

prawie wszystko. 

Jak jego mózg mógł ciągle funkcjonować, podczas gdy jej nie działał do 

śniadania? 

Upięła włosy i pozwoliła poprowadzić się do łazienki. 

Odkręcił kran. 

- Tak jak wczoraj mówiłaś, kąpiele spa mogą być przyjemne. 

Dodał do wody parę kropli z jednej z buteleczek. Na powierzchni zaczęła 

tworzyć się piana. Sara skrzywiła się. 

- Wystarczy, jeśli mamy wziąć kąpiel.  

Oczywiście, że znał się na tym. Jest przecież właścicielem paru ośrodków 

spa i klubów zdrowotnych. 

Pomógł jej wejść do wanny, a potem wślizgnął się do wody obok niej. 

Zakręcił kurki i włączył jacuzzi, i natychmiast cienka warstwa piany została 

pochłonięta przez bąbelki. 

Odpędziła myśl, że robił to już pewnie parę razy wcześniej, z 

przynajmniej kilkoma różnymi kobietami. Ale mamy tu i teraz. Czyli tak jak 

uzgodnili, prawda? 

Musnął ją pianą w koniuszek nosa, a potem śmiał się z niej. 

R S

background image

 

 

78 

Ona odwzajemniła się tym samym. Chwilę później bitwa na pianę trwała 

w najlepsze. Luke przyciągnął ją do siebie. 

- To wstyd, że twoje włosy musiały zostać upięte, ponieważ w kąpieli, z 

rozpuszczonymi włosami, wyglądałabyś jak syrena. Wabiąca i zmysłowa. 

Zaśmiała się. 

- Byłoby ciężko, zwłaszcza że mam nogi zamiast ogona i mój śpiew nie 

jest najlepszy. 

- W tej sytuacji musisz otumanić mój umysł pocałunkami. 

I zrobiła tak. 

Rozmawiali tak długo, że prawie spóźnili się na śniadanie. Byli ostatnimi 

osobami w restauracji, ale kelnerka przywitała ich pogodnie i przyniosła świe-

żo wyciśnięty sok pomarańczowy. Z naprawdę dobrą kawą. 

- Jest niedziela, więc zjemy prawdziwe śniadanie - powiedział Luke i 

zamówił jajecznicę, tost z żytniego chleba i chrupiący bekon. 

Morskie powietrze i kochanie się z Luke'em dodało Sarze apetytu i 

przyłączyła się do niego. 

Kiedy skończyli, przechyliła się do tyłu na krześle, z wyraźną oznaką 

zadowolenia. 

- Doskonale wybrałeś. Dopiero teraz czuję, że mogłabym zawojować 

świat. 

Zbliżyła twarz do jego twarzy i zaśmiała się. W tej chwili znowu czuła 

się na osiemnaście lat. 

Luke również wyglądał młodziej. Bardziej beztrosko. 

Nie zajęło im wiele czasu spakowanie się, opłacenie rachunku i wyjazd. 

- Oszukałem cię wczoraj w kwestii taplania się w morzu - powiedział - 

więc może zrobimy to dzisiaj. 

R S

background image

 

 

79 

- Naprawdę nie musisz. - Zmusiła go przecież do wycieczki na foki, 

której nie lubił. 

- Nie. Masz rację. Świeci słońce, jest lato i jesteśmy nad morzem. 

- Jakie ja rzeczy słyszę? - Sara zmrużyła oczy. - Czy zamierzasz mi zaraz 

powiedzieć, że nie będziesz dzisiaj pracować? 

Zaśmiał się. 

- Nie, jestem daleki od tego. 

Potem włożyli ich rzeczy do samochodu i poszli na plażę. Ku zdziwieniu 

Sary, na brzegu Luke zdjął buty i skarpetki, a potem podwinął spodnie do 

kolan. W białej koszuli, częściowo rozpiętej i z podwiniętymi rękawami 

wyglądał bardzo seksownie. I tylko fakt, że byli w miejscu publicznym, po-

wstrzymywał ją, żeby chwycić go i wycałować. Zwilżyła dolną wargę. 

Zajęczał. 

- Nie rób tak, bo mam ochotę cię całować i smakować. 

To samo było z nią. 

- Potrzebuję zimnego prysznica - powiedział. 

- Mogłabym wepchnąć cię do morza. Muszę zjeść loda. 

- Po śniadaniu, przecież właśnie jedliśmy? 

- Żeby się ochłodzić - powiedziała. 

Nie wziął jej za rękę, gdy poszli do małego kiosku. Miała wrażenie, że w 

momencie, gdy się dotkną, będą straceni. Kupiła dla nich obojga kornet z 

czekoladowymi płatkami. W trakcie jedzenia złapała się, że patrzy na niego 

liżącego loda. W odwecie ona ssała końcówkę loda posypaną płatkami 

czekoladowymi, aż została ukarana jękiem. 

- Będę musiał odwrócić się do ciebie plecami - powiedział - ponieważ 

podsuwasz mi na myśl rzeczy, które są zdecydowanie nieodpowiednie na 

środku publicznej plaży. 

R S

background image

 

 

80 

- To ty zacząłeś. 

- W jaki sposób? 

- Liżąc loda. 

Miał figlarny uśmiech na ustach. 

- Bo uważam, że tak powinno się jeść lody... 

- Gdyby nawet. Było to nieprzyzwoite.  

Zaśmiał się. 

- A to co właśnie zrobiłaś było przesadnie skromne, nieprawdaż? 

W odpowiedzi oblizała usta. Jęknął. 

- Jesteś złą dziewczynką. Ale jestem bardzo zadowolony, że właśnie taka 

jesteś. 

Kiedy oboje wyschli i założyli z powrotem buty, Luke zawiózł ich do 

Londynu. Nie była to jednak taka sama podróż jak poprzednio. 

Luke nie poprosił jej, aby wykonała telefony lub sprawdziła jego 

kalendarz i zatrzymali się w połowie drogi na późny lunch. W małym pubie, w 

wiosce niedaleko autostrady. 

Po powrocie do Londynu Luke zaparkował samochód pod domem Sary w 

Camden. 

- Wniosę twoją walizkę - powiedział. 

- Dziękuję. Chcesz wejść na kawę? - zapytała Sara. 

O szóstej wieczorem było możliwe, że jej brat będzie w domu. Luke 

naprawdę nie był w nastroju, aby spotkać się z nikim z rodziny Sary - ale w 

końcu czy byłoby to aż takie straszne? 

Poza tym Luke zobaczył w oczach Sary, że byłaby niezadowolona, gdyby 

powiedział nie. Traktował to jak spotkanie biznesowe. 

- Pewnie. Kawa byłaby cudowna. 

Weszli schodami na piętro i otworzyła drzwi mieszkania. 

R S

background image

 

 

81 

- Och, Justina nie ma w domu. 

- Szkoda - skłamał. - Gdzie chcesz, żebym postawił twoją walizkę? 

- Zostaw ją tutaj, w holu. Wejdź, proszę - powiedziała, wprowadzając go 

do salonu. - Przyniosę kawę. 

Siedzenie i czekanie nie leżało w jego naturze, więc Luke przeszedł się 

po pokoju. 

Gzyms kominka był pełen zdjęć. Jedno było Sary, a podobieństwo 

rodzinne powiedziało mu, że pozostali to dwaj jej bracia i Louisa. 

Na innym zdjęciu była Louisa w sukni ślubnej i Sara w sukni druhny oraz 

jej bracia w cylindrach i frakach. Pozostali to zapewne ich rodzice. Były 

zdjęcie ojca spacerującego wśród sadu z czterema rasowymi psami, zdjęcie 

mamy w kuchni z rękoma umazanymi mąką. Jej uśmiech był bardzo podobny 

do uśmiechu Sary. Bardzo zżyta rodzina. O niebo inna niż jego własna. 

Odniósł wrażenie, że wszyscy wspierają się wzajemnie w podążaniu za swoimi 

marzeniami, nawet gdy nie są one zbieżne z marzeniami reszty członków 

rodziny. Justin był adwokatem, a Sara likwidatorem biurowych problemów i 

żadne z nich nie miało nic wspólnego z sadem ich rodziców. 

Zaniepokojony dołączył do Sary w kuchni. 

- Pomóc ci w czymś? 

- Nie, w porządku. - Czytała notatkę i uśmiechała się. - Justin zostawił mi 

to na środku stołu. Wyszedł na lunch. Mama mówi, że za mną tęskni i przesłała 

parę ciasteczek z jabłkami. 

- Jabłecznik? 

- Specjalność z Kent. I oczywiście mama jest wielka w recepturach z 

jabłkami, ze względu na rodzinny biznes. - Uśmiechnęła się szeroko. - Justin 

jest kochany. Zaopatrzył zamrażarkę w moje ulubione lody. 

- Ty i twoje lody - drażnił ją. 

R S

background image

 

 

82 

- Oczywiście. Kocham je.  

„Mam nadzieję, że miałaś szansę potaplać się w morzu i nie pracowałaś 

cały weekend". 

Zaśmiała się. 

Było to czułe i ciepłe - i przeraziło Luke'a, ponieważ było to takie dalekie 

od tego, do czego był przyzwyczajony. Jego rodzina nie miała zwyczaju 

sprawiania komuś przyjemności drobnymi rzeczami. Wszystko kręciło się 

dookoła rodzinnego biznesu i dziwnego pojęcia złodziejskiego honoru. Przy-

pomniał sobie, że mama miała brylantowe kolczyki, ale nie mógł przypomnieć 

sobie swojego ojca przynoszącego jej kwiaty lub pudełeczka czekoladek. 

Sara skończyła robić kawę, dodała cukier do jego kubka i mleko do 

swojego. 

- Więc mogę cię skusić? 

- Skusić mnie?  

Przewróciła oczami. 

- Obudź się. Jabłkami. Chciałbyś spróbować ciasteczek jabłecznika z 

Kent? 

- Nie, dzięki. 

- Twoja strata - powiedziała. - Są odgrzewane, ale nawet ich zapach 

przypomina mi dom. Piecze te ciasteczka w piekarniku i cały dom pachnie 

jabłkami i cynamonem. To jest wspaniałe. 

Wyjęła zamknięte pudełko z lodówki i przełożyła kilka ciasteczek do 

misy. 

- Czy miałbyś coś przeciwko, gdybyśmy usiedli w kuchni? - zapytała. 

- Nie, w porządku. 

Usiadł przy stole, podczas gdy ona odgrzewała ciasteczka. Zapach 

cynamonu spowodował, że usta mu zwilgotniały. 

R S

background image

 

 

83 

- Jesteś pewny, że nie chcesz spróbować? - zapytała, gdy wystawiła misę 

z mikrofali i dodała lody. 

Pomyślał o sposobie, w jaki podzielili pudding wczorajszej nocy. Ale 

lepiej będzie nie zaczynać. 

- Pewnie. 

- Dobrze. Nie wiem, czy Justin zamierza wrócić dzisiaj do domu. 

- Więc odciągnąłem cię od rodziny.  

Wzruszyła ramionami. 

- Pojadę w następny weekend. 

- Jedź jutro - powiedział. - Pamiętasz, masz dwa następne dni wolne. 

Spojrzała prosto na niego. Jej niebieskie oczy trochę zbyt mocno 

błyszczały, jak na jego gust. 

- Więc co teraz? Wrócimy do oficjalnych stosunków biurowych? 

- Tak. Nie. - Do diabła. Cokolwiek powiedział, cokolwiek zrobił, mógł ją 

zranić. Naprawdę nie powinien być taki samolubny. - Saro, ze mną nie będzie 

szczęśliwego zakończenia. I nie chcę postępować z tobą nieuczciwie. 

- Ale? 

- Ale w tej chwili nie chcę, aby to się skończyło - przyznał. - I nigdy nie 

byłem tak niezdecydowany jak teraz. Zawsze wiem, co robię. - Westchnął. - To 

mnie przerosło. Nie spodziewałem się tego. - Jego głos przycichł.  

Nie zakochał się w Sarze. Wiedział, że nie mogło się to stać tak szybko. 

- Więc co sugerujesz? - zapytała delikatnie. 

- Tak jak powiedzieliśmy wczoraj. Żyjemy z dnia na dzień. Zobaczymy, 

jak to będzie. Bez naciskania. Bez obietnic. - Rozłożył ręce. - Przykro mi, 

Saro, nie mogę zaoferować ci więcej. Ja tylko... 

- Jesteś ukierunkowany na swój biznes. I nie chcesz żadnych zobowiązań. 

Ulżyło mu, że zrozumiała. 

R S

background image

 

 

84 

- Wiem, to brzmi egoistycznie. 

- Brzmi? - wygięła brew. 

- Ale to wszystko, co mogę teraz zaoferować. 

- Nie szukam... - jej głos osłabł. 

Wziął jej rękę. Pocałował dłoń. Zamknął jej palce w swojej dłoni. 

- On zranił cię mocno? 

- Kto? 

- Facet, który uczynił cię ostrożną w relacjach z mężczyznami. 

- Jak myślisz, co zrobił ten facet?  

Zauważył, że nie zaprzeczyła, ale tylko odpowiedziała pytaniem na 

pytanie. 

- Ponieważ - powiedział po prostu - ty nie jesteś typem człowieka 

zamkniętego w sobie. 

Te fotografie, wszystkie uśmiechy i uściski powiedziały mu dokładnie, 

jakim rodzajem kobiety jest Sara. Ciepłą i słodką - zbyt dobrą dla niego. 

- Więc ktoś musiał cię zranić, żeby uczynić cię taką. I sądzę, że to była 

osoba jak ja. 

- Nie powtórzę starych błędów. 

- I myślisz, że ja nie będę ponownym błędem? - zapytał. 

Przełknęła ślinę. 

- Jesteś pracoholikiem, jak Hugh. 

- Jestem pracoholikiem, przyznaję, ale nie jestem Hugh - poprawił. - 

Jestem sobą. Nie jestem doskonały, ale nie zranię cię rozmyślnie. 

- Hmm.  

Westchnął. 

R S

background image

 

 

85 

- Tylko pamiętaj, że jestem człowiekiem i nie umiem czytać w myślach. 

Jeśli nie jesteś z czegoś zadowolona, musisz mi powiedzieć. Bądź ze mną 

szczera. Pamiętaj, że przywykłem być sam. 

Zakasłała. 

- Raczej przywykłeś do wianuszka otaczających cię kobiet. 

- Nigdy nie zadaję się z więcej niż jedną kobietą w tym samym czasie - 

powiedział. - To byłoby niehonorowe. Nie w moim stylu. 

Nic nie odpowiedziała. Jej były miał w tym samym czasie inną 

przyjaciółkę. Ten facet zranił ją naprawdę mocno. 

Pogłaskał jej twarz. 

- Możemy wrócić do układu biznesowego, jeśli będzie ci z tym lepiej. 

- Ale? 

Wyraźnie przyjęła jego tok myślenia. 

- Ale zawsze będę ciekawy, czy nie powinienem być trochę bardziej 

odważny i podjąć ryzyko. I myślę, że ty również. 

Wyglądała poważnie. 

- Więc myślisz, że gorzej byłoby nie spróbować? 

- Jest tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić. Pożyć trochę - powiedział 

miękko. 

Prawie się żegnał, gdy usłyszeli dźwięk klucza w drzwiach. 

- Cześć, Krewetko. Przykro mi, że nie było mnie, gdy wróciłaś. - Justin 

powitał siostrę ciepło, uściskiem, pocałunkiem i mierzwiąc jej włosy. 

- Przebaczam ci. Bo przechowałeś dla mnie lody - uśmiechnęła się. 

- Cóż, muszę stale uszczęśliwiać moją małą siostrzyczkę. 

- Absolutnie, jeśli chcesz, żebym ci gotowała. Justin, to jest Luke. Luke, 

to mój brat. 

R S

background image

 

 

86 

- Miło cię poznać, Luke. - Uścisk ręki przez Justina był mocny i 

profesjonalny i Luke trochę się odprężył. - Mam nadzieję, że Krewetka 

pamiętała o dobrych manierach i zaoferowała ci ciasteczka jabłecznika. 

- Tak. 

- Dobrze, więc jak było w Scarborough? 

- Skreślone z listy. Widziałem w nich wyzwanie, ale - Luke spojrzała na 

Sarę - na szczęście miałem ze sobą kogoś ze zdrowym rozsądkiem. 

- Nie mam wątpliwości, że zapłaciłeś za to lodami - powiedział Justin, 

uśmiechając się szeroko - jestem zdziwiony, że nie zdołała namówić taty na 

otwarcie mleczarni. 

- Wspaniały pomysł. To uzupełniałoby jabłka. Lody i ciasteczka 

jabłkowe to doskonali partnerzy. I moglibyśmy produkować jabłkowy sorbet - 

powiedziała Sara. I może... 

- Wystarczy, wystarczy! - Justin ratował się, podnosząc ręce w geście 

poddania. 

Luke odkrył, że lubi tego mężczyznę: miał to samo ciepło i poczucie 

humoru co Sara. 

Został znacznie dłużej, niż się spodziewał. Kiedy wychodził, Justin 

uścisnął mu rękę i powiedział: 

- Dobrze, że się poznaliśmy. 

Luke podzielał tę opinię. I mówił poważnie. Nie pocałował Sary, a tylko 

uścisnął jej rękę. 

- Do zobaczenia w środę.  

Uśmiechnęła się. 

- Do zobaczenia. 

R S

background image

 

 

87 

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

 

Następnego ranka Sara obudziła się o zwykłej porze. Wiedząc, że jest na 

urlopie, próbowała zasnąć ponownie. Nie mogła. W końcu poddała się i 

spojrzała na zegarek. Siódma rano. Równie dobrze mogła wstać, zjeść 

śniadanie i pojechać do pracy w Docklands. 

Kiedy weszła do biura dokładnie o dziewiątej rano, Luke wpatrywał się w 

nią zaskoczony. 

- Cześć, myślałem, że masz dzień wolny? 

- Zmieniłam zdanie.  

Uśmiechnął się. 

- W takim razie usiądź. Zrobię nam kawę. 

- Przemyślałam wszystko - powiedziała, kiedy wrócił. - Musimy ustalić 

kilka podstawowych zasad. Pierwsza - i to nie podlega negocjacjom - nie 

będziesz spał z nikim innym, gdy jesteś ze mną. 

- Dobrze. Ale to działa w obie strony - dodał. 

- Uzgodnione. Dwa - żyjemy z dnia na dzień. 

- Uzgodnione. 

- Trzy - będziesz spędzał ze mną czas. Nie będziesz pracował do 

absurdalnych godzin. 

- Nie pracuję do absur... - Zatrzymał się w połowie. - W porządku. Pójdę 

na kompromis i nie będę pracował do tak późna, jak robiłem to w przeszłości. 

Ale muszę cię ostrzec, mam parę stałych randek, wliczając w to 

poniedziałkowe noce. 

- Randek? 

- Tak. Rzeczy, które dotyczą dostarczania ciepła i słodyczy. Z dużą, dużą 

ilością fizycznej aktywności. 

R S

background image

 

 

88 

Jej oczy zwęziły się. 

- Rzeczywiście. 

- Ale jeśli chcesz być odpowiedzialna za to, że Karim nie będzie miał 

poniedziałkowej partii squasha i zrobi się zwiotczały i niezgrabny, to oczywiś-

cie mogę je anulować. 

Nędzna kreatura. Nabrał ją. Dręczył, a ona była na tyle łatwowierna, żeby 

się na to nabrać - squash. 

- Mówiłem ci, że gram w squasha parę razy w tygodniu. W poniedziałek 

z Karimem, w czwartki są mecze ligowe. A kickboxing we wtorek i czasami w 

środę. - Zamilkł. - Możesz przyjść i popatrzeć, jeśli chcesz. 

Propozycja nie brzmiała entuzjastycznie. 

- Nie chcesz, aby ktokolwiek wiedział o mnie, prawda? 

- Saro, każdy mężczyzna byłby szczęśliwy, mogąc chwalić się tym, że z 

tobą randkuje. 

- Ale?  

Westchnął. 

- Właśnie teraz jest to coś bardzo świeżego, więc chcę utrzymać to tylko 

między nami, zanim upewnimy się, dokąd zmierzamy. 

Nie mogła z tym dyskutować. 

- Ale będziemy mogli spotkać się później. Znam wspaniałą chińską 

restaurację niedaleko kortu do squasha. 

Musiała przyznać, że próbuje pójść na kompromis. Nie było jednak szans 

na spędzanie każdego wieczora razem. Tak jak chciała. 

- Ciągle chcę spotykać się z moimi przyjaciółmi. 

- Dobrze. Spędzanie całego czasu z jedną osobą jest bardzo niezdrowe, 

ale prawdziwym powodem, dla którego chcesz utrzymywać kontakty ze 

R S

background image

 

 

89 

swoimi przyjaciółkami, jest to, że nie ma sposobu, żebyś zawlokła mnie na 

jeden z tych nudnych i ckliwych romansów. 

- Może byś się dobrze bawił?  

Pokręcił głową. 

- Mogłoby mnie bawić siedzenie w tylnym rzędzie z tobą i całowanie cię 

- ale znowu wolę całować cię bardziej intymnie. Więc możemy sprowadzić 

rzeczy do ich właściwego wymiaru. - Zaśmiał się. - To, co mam na myśli, jest 

właściwe. Ale prawdopodobnie nie o tej porze, rankiem, gdy mam spotkanie, 

na które muszę iść, i pracę do wykonania. 

- Jak długo tam będziesz? - zapytała. 

- Niezbyt długo.  

Rzucił okiem na zegarek. 

- Muszę iść. Zobaczymy się później. 

Przez sekundę zastanowiła się, czy zamierza pocałować ją na pożegnanie. 

Ale przecież to było biuro. I oczywiście Luke zachowa się profesjonalnie. 

Dwie minuty potem drzwi biura otworzyły się i Luke wszedł z powrotem. 

- Zapomniałem czegoś - powiedział. 

- Uh. 

Pracowała dalej, zakładając, że podszedł do swojego biurka, ale on 

okręcił jej krzesło dookoła. Pochylił się nad nią i pocałował. Mocno. 

- Do zobaczenia później - powiedział i wyszedł.  

Zajęło jej dobre dziesięć minut, zanim ochłonęła i mogła skoncentrować 

się na pracy. 

Luke był poza biurem przez większość dnia. Sara pisała maila z 

informacją, że wychodzi, gdy wrócił. 

- Cześć. Przykro mi, że trwało to tak długo. Wszystko w porządku? 

- W porządku - uśmiechnęła się. 

R S

background image

 

 

90 

- Czy jest coś, o czym musiałbym wiedzieć? 

- Oprócz tego, co już ci napisałam, nie. Właściwie wychodziłam do 

domu. 

- Piąta na zegarze? - przekomarzał się. - W ogóle nie spodziewałem się 

ciebie tutaj. Mogłaś wyjść wcześniej. Na przykład na zakupy. 

- Zakupy butów?  

Spojrzał pod biurko. 

- Znowu inna para. Jesteś pewna, że nie masz na imię Imelda? 

- Nie, ale Lou zmieniła imię naszego spaniela na Imelda, ponieważ 

podkradał buty i składał je w swoim łóżku. On nigdy ich nie gryzł, tylko 

przytulał. 

Zauważyła, że Luke wyglądał na trochę zażenowanego. Czyżby nie lubił 

psów? Lub wspominania rodziny? Oprócz opowiadania o jego ojcu, uczącym 

go puszczać latawiec, Luke nigdy nie powiedział słowa o swojej rodzinie, więc 

mogła założyć, że nie byli zżyci. 

- Czy ciągle chcesz zjeść ze mną kolację? - zapytał. 

- Pewnie. 

- Dobra - wziął notatnik z jej biurka i zapisał adres. - To jest restauracja. 

Spotkamy się tam o ósmej? 

- W porządku. 

Wolał spotkać się z nią tam, niż na zewnątrz kortów do squasha. 

- Zarezerwuję stolik na swoje nazwisko - powiedział. 

- Do zobaczenia o ósmej. Dobrego meczu. 

- Dzięki. - Uśmiechnął się do niej i skierował do swojego biurka. 

Przeglądał swoje maile, kiedy wróciła. 

- Co? 

R S

background image

 

 

91 

- Zapomniałam czegoś - obróciła jego krzesło dookoła, w sposób, w jaki 

zrobił to dziś rano, zgięła głowę i pocałowała głęboko. 

- Jak do diabła się po tym skoncentruję? 

- Jestem pewna, że dasz sobie radę - posłała mu szelmowski uśmiech i 

wyszła, wiedząc, że obserwował każdy jej krok. 

Za pięć ósma czekała w restauracji. Zgodnie z zapewnieniem, Luke 

zamówił im stolik. Usiadła twarzą do drzwi wejściowych, więc będzie ją wi-

dział, jak tylko wejdzie do restauracji. 

Śmieszne, ale jej zmysły były wyczulone na niego, bo wiedziała, kiedy 

wszedł. Nigdy nie doświadczyła tego wcześniej. Nawet z Hugh - a była pewna, 

że pobiorą się i będą mieć dzieci. Z Luke'em nie była pewna niczego. Tak jak 

mówili, żyli z dnia na dzień. Tak jakby przyszłość zatrzymała się dla nich. 

Ale nie chciała postępować tak w życiu. Iść do przodu, nie wiedząc, 

dokąd ich to doprowadzi. 

- Jestem taki zadowolony, że nie każesz mi czekać, robiąc dramatyczne 

wejście - powiedział, całując ją. 

- Jak było na meczu? - zapytała. 

- Ktoś zupełnie zburzył moją koncentrację - powiedział. - Więc jak 

myślisz? 

- Chcesz powiedzieć, że to moja wina? 

- Najlepszą rzeczą, jaką możesz teraz zrobić, to pocałowanie mnie. 

- Na środku restauracji? - pokiwała palcem. - Panie Holloway. Musisz 

nauczyć się cierpliwości. 

- Właśnie ją wypróbowujesz.  

Zaśmiała się tylko. 

- Jestem głodna.  

Westchnął. 

R S

background image

 

 

92 

- Więc naprawdę nie chwyciłaś przynęty? 

- Obiecałeś mi kolację. I myślałam, że taki wystrzałowy biznesmen 

dotrzyma obietnicy? 

- Tak - Zaśmiał się. - Wiesz, ta sukienka wygląda bajecznie. 

Czerwona sukienka, zdobiona czarną koronką i czarnymi rękawami. 

Jedna z jej ulubionych. 

- Dziękuję. Co mógłbyś polecić? 

- Na początek dim sum, a potem chrupiącą kaczkę. Potem może 

podzielimy się mieszanką dań. 

To był perfekcyjny wieczór. Dobre jedzenie, dobre towarzystwo. Miła 

rozmowa. 

I trzymał jej rękę przez całą drogę do domu. Wszedł nawet na kawę i 

pogawędził z Justinem o samochodach i systemie nagłaśniającym. 

- Do zobaczenia jutro - powiedziała, kiedy zobaczyła go w drzwiach 

wyjściowych. 

- Nie, przyjęłaś założenie, że weźmiesz dzień wolny i jutro zdecydowanie 

nie chcę cię widzieć w biurze. Idź na zakupy. 

- Masz na mnie zły wpływ - powiedziała z uśmiechem. - Nigdy nie 

potrzebuję dodawać sobie odwagi, żeby kupić buty. 

- Więc pokażesz mi je w środę - powiedział z szerokim uśmiechem. 

Nie planował zobaczyć się z nią jutro? Dobrze, to było coś nowego dla 

nich obojga. 

- Mm. I byłoby miło mieć nowe buty na jutrzejszy wieczór - moje 

spotkanie z dziewczynami na pizzy. 

Powiedziała to, żeby wiedział, że nie wysycha z tęsknoty za nim. 

- Spodobają im się. 

- Czy to znaczy, że beze mnie? 

R S

background image

 

 

93 

- Jesteś mężczyzną - powiedziała wyniośle. - Oczywiście, że bez ciebie. 

Do zobaczenia w środę. - Wspięła się na palce, aby pocałować go w policzek. 

- Słodkich snów, Saro - powiedział i zaczekał, zanim zamknęła za sobą 

frontowe drzwi. 

Gdy wrócił do domu, miał zamiar trochę popracować. Ale nie mógł się 

skoncentrować w sposób, w jaki zwykle to robił. Doprowadzało to go do 

szaleństwa. Nigdy nie miał problemu, żeby oddzielić pracę od życia 

miłosnego. Może działo się tak dlatego, że z nim pracowała. Był tego pewny. 

Ale tęsknił za nią następnego dnia. I kickboxing zamienił się w jeszcze 

większą klęskę niż mecz squasha. 

- Albo pracujesz za ciężko, albo ona jest wspaniała - powiedział później 

Mike, jego partner sparingowy. 

- Pracuję za ciężko - skłamał Luke.  

Wiedział dokładnie, na czym polega problem. Sara. Nie mógł przestać o 

niej myśleć. I na przekór zdrowemu rozsądkowi napisał do niej wieczorem. 

„Mam nadzieję, że masz miły wieczór. L". 

Było to zupełnie niewinne w przypadku, gdyby jakaś przyjaciółka wzięła 

przez pomyłkę jej telefon. Ale wystarczające, żeby pozwolić jej wiedzieć, że o 

niej myśli. 

Odpowiedź przyszła godzinę później. „Tak bardzo dziewczęcy. Nie 

wytrzymałbyś tego". 

On prawie - prawie - zasugerował, żeby po wszystkim przyszła do niego 

na kawę. Ale to wskazywałoby, jak bardzo jej potrzebuje, a on nie był 

potrzebujący. Nigdy. 

Wysłał jej zdawkową wiadomość:  

„Jesteś zajęta jutro wieczorem?". 

„Dlaczego pytasz?". 

R S

background image

 

 

94 

„Chcę, żebyś zjadła ze mną kolację". 

Czas oczekiwania na odpowiedź wydawał się niemożliwie długi i Luke 

przechodził samego siebie. 

Jego telefon zadźwięczał.  

„Przecież w środy masz kickboxing". 

„Pomińmy to". Jego koncentracja była tak marna, że wiedział, że było to 

bezcelowe. 

„Więc kolacja?". 

„O której?". 

„Po pracy". Stłumił myśl, że jutro w nocy mógłby sprawdzić, czy jej 

bielizna pasuje do butów. 

„Nie lubisz późnego jedzenia". 

Tym razem zamiast sygnału o otrzymaniu wiadomości tekstowej, jego 

telefon zadzwonił. 

- Czy zamiast tekstowego ping-ponga nie będzie łatwiej porozmawiać? - 

powiedziała szorstko. 

- Byłaś na spotkaniu. Myślałem, że byłoby łatwiej wysłać wiadomość, na 

którą mogłabyś odpowiedzieć w wolnym czasie. 

- Jestem już w domu. Co masz w planach na jutrzejszy wieczór? 

Ciebie, mnie i nic pomiędzy. Powstrzymał się, żeby tego nie powiedzieć. 

- Kolację. Czy jest jedzenie, którego nie lubisz? 

- Nie. Jak się ubrać? 

- Jak tylko chcesz. Koniecznie nowe buty. 

- Nie kupiłam żadnych. Ale kupiłam coś innego. - Jej głos był pełen 

radości. I była w nim jakaś zmysłowa nuta. - Czy zamierzasz zapytać mnie o 

coś? - dręczyła go. 

R S

background image

 

 

95 

- Nie, zobaczymy się jutro. - Powiedział trochę szybciej niż powinien. - 

Dobranoc. 

Kiedy rozłączyli się, czuł się okropnie. 

Co się z nim dzieje? Na litość boską. Lubił Sarę. Cieszył się z jej 

towarzystwa. Więc dlaczego przechodziły go dreszcze i zachowywał się jak 

rozkapryszony nastolatek, w którym hulają hormony? Jak można się zakochać 

w kimś, kiedy nie wierzy się w miłość? Absolutnie zdumiewające. 

Zszedł na dół do biura i pracował nad arkuszami kalkulacyjnymi, zanim 

nie zrobił się tak zmęczony, że nie mógł jasno myśleć i poszedł spać. 

R S

background image

 

 

96 

ROZDZIAŁ JEDENASTY 

 

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - zapytała Sara, kiedy następnego 

wieczora Luke otworzył drzwi frontowe swojego mieszkania. 

- O czym? 

- Że mieszkasz nad biurem.  

Wzruszył ramionami. 

- W czym problem? 

- Pracujesz wiele godzin i jeszcze mieszkasz nad biurem! 

Westchnął. 

- Oznacza to, że mam blisko do pracy. I nigdy nie przynoszę nic do 

domu. 

- Wszystko, co musisz zrobić, to zejść schodami na dół - pokręciła głową. 

- Nie ma dla ciebie nadziei. 

- Saro, nie wiem po co to zamieszanie. 

To nie była wina Luke'a, że jej eks był z tej samej gliny. Nie powinna 

przenosić na niego swojej niepewności. 

- Przepraszam - wybąkała. 

- Kobiety. Są tu też inne atrakcje - powiedział wyniośle. - Chodź i zobacz 

widoki. - Wprowadził ją do salonu. - Co o tym myślisz? 

Widok zapierał dech w piersiach. 

Luke mieszkał w olbrzymim mieszkaniu zajmującym całe piętro 

wieżowca, a jego salon był dokładnie na samej wieży. Przez sięgające od sufitu 

do podłogi szklane okno miał widok na Tamizę. Niesamowity widok. Słońce 

już zaszło, rzeka mieniła się, odbijając światła lamp. 

- To jest bajeczne - westchnęła. 

R S

background image

 

 

97 

- Ta ściana powoduje, że pokój dostaje dużo naturalnego światła. Jest to 

jedna z rzeczy, którą kocham najbardziej, mieszkając tutaj. 

Salon Luke'a był umeblowany nadzwyczaj prosto. Dzięki niesamowitej 

szklanej ścianie Luke nie potrzebował żadnych obrazów - widok był wystar-

czającą ozdobą. 

Sprawa wydawała się jasna. Luke był zamkniętym w sobie człowiekiem - 

nie potrzebował nikogo i niczego. 

Były chwile w Scarborough, kiedy wydawało jej się, że przebiła się przez 

skorupę. Kiedy opowiadał jej o swoim ojcu uczącym go puszczać latawiec, 

gdy spacerowali nad brzegiem morza. A może tylko się łudziła? 

- Jest wspaniałe, chociaż minimalistyczne - zauważyła. 

Wzruszył ramionami. 

- Nie cierpię gratów.  

Wiedziała o tym, znając jego biuro. 

- Napijesz się wina przed kolacją? - zapytał. 

- Dziękuję - poszła za nim do kuchni.  

Nie mogła wyczuć żadnego zapachu. Niczego gotowanego, niczego 

marynowanego. Dziwne. 

Wyjął z lodówki butelkę Chablis i nalał obojgu do kieliszków. 

- Na zdrowie - powiedział, wznosząc toast. 

- Na zdrowie - zatrzymała się. - Więc jeśli mam zjeść kolację tutaj, dziś 

wieczorem, czy to oznacza, że będziesz dla mnie gotował? 

- Niezupełnie. 

- Nie rozumiem... - Zaświtała jej myśl i uśmiechnęła się szeroko. - Ach, 

oszukałeś mnie i kupiłeś gotowe rzeczy, które zamierzasz podgrzać w mikro-

fali. 

- Jeszcze gorzej - powiedział. 

R S

background image

 

 

98 

- Jak bardzo gorzej? 

- Porozmawiałem uprzejmie z menadżerem restauracji w jednym z 

klubów sportowych, żeby przygotowali coś dla mnie, co będę mógł odgrzać - 

wyznał. - Jest w lodówce. 

- Niewiarygodne. Masz taką kuchnię i nie gotujesz? - zapytała. 

- Mogę skoczyć na dół do baru i zjeść bagietkę, gdyż tak jest szybciej. 

Gdy jestem w biurze, jem kanapkę na obiad, a jeśli jestem na spotkaniach 

biznesowych, jem wtedy w restauracjach. 

- I robisz to samo na kolację. 

- Przeważnie.  

Pokręciła głową. 

- Dużo tracisz. Gotowanie jest jednym z najlepszych sposobów 

zrelaksowania się. 

Jego oczy zalśniły z uciechy. 

- Znam inne sposoby. Chociaż jak ci zademonstruję, kolacja się 

przesunie. 

Wiedziała, o czym mówi. Pamięć o jego dłoniach i ustach na swojej 

skórze przeszyła jej ciało pożądaniem. Żeby ukryć zmieszanie, wzięła łyk 

wina, udając, że tego nie słyszała. 

- Usiądź - powiedział.  

Chwycił i odstawił krzesło, które zasłaniałoby jej widok. 

- Ale teraz nie będziesz mógł podziwiać tego widoku - zaprotestowała. 

- Oglądam go cały czas. 

Chciał być uprzejmy, a ona była gościem. Zapalił świecę i zapach wanilii 

wypełnił powietrze. 

- Jest wspaniale.  

Uśmiechnął się. 

R S

background image

 

 

99 

- Czego się spodziewałaś po - cytuję - wyjątkowym minimaliście? - 

Podszedł do systemu stereo i nacisnął wyłącznik. 

Sara podniosła brew, gdy pierwsze nuty rozległy się w powietrzu. 

- Tym razem nie rock dinozaurów? - przekomarzała się. 

- Hej, jesteś osobą, która brała lekcje gry na fortepianie jako dziecko. 

Przypuszczam, że to lubisz. 

- Mozart nigdy nie jest zły - powiedziała. Dobre jedzenie przy świecach i 

najpiękniejsza muzyka. Absolutne szczęście. - Ta sonata jest jedną z moich 

ulubionych. 

- Może lepiej zmienię muzykę? - zapytał. 

- Nie. Czy chcesz, żeby ci pomóc w czymś w kuchni? 

- Nie, wszystko jest praktycznie gotowe.  

Przyniósł dwa talerze krewetek wymieszanych z awokado i małymi 

listkami szpinaku pokropionego sokiem i oliwą. 

- Fantastyczne - powiedziała Sara po pierwszym kęsie. 

- Dokładnie. Więc jeśli mam jedzenie takie jak to, dlaczego miałbym 

gotować? 

- Punkt dla ciebie. 

Na danie główne był zimny kurczak z młodymi ziemniaczkami i sałata. 

Pyszny pudding. Świeże maliny i najlepsze jakościowo lody waniliowe. 

Czyżby pamiętał o jej ulubionych? Była zdziwiona. 

- To - powiedziała - jest dopiero rozkosz. Moi bracia i siostra dręczą mnie 

z tego powodu, ale nie mogłeś wybrać lepiej, naprawdę dobre lody waniliowe. 

Zwłaszcza z tartą z angielskich malin. 

Uśmiechnęła się. 

R S

background image

 

 

100 

- Myślę zawsze o letnich wakacjach, kiedy byłam dzieckiem grasującym 

w ogrodzie. Nic nie ma lepszego do jedzenia niż świeżo zebrane owoce, 

jeszcze ciepłe od słońca. 

- Cieszę się, że ci smakuje. 

- Cóż, to było bajeczne. Chociaż, było to okropne oszustwo z twojej 

strony. 

- Sam umyłem maliny - zaprotestował, śmiejąc się. 

- To nie było kucharzenie - powiedziała. 

- Tak, tak - sprzątnął stół. - Idź i usiądź wygodnie. Przyniosę kawę. 

Sara zwinęła się na jednej z olbrzymich, skórzanych sof i patrzyła na 

światła. 

- Jak tu pięknie - powiedziała, kiedy Luke wrócił, niosąc kawę i pudełko 

czekoladek. 

- Poczekaj sekundę - podszedł do stołu i zdmuchnął świece. - A teraz? 

- Po prostu oszałamiający widok - powiedziała.  

Mogła w pełni zrozumieć, dlaczego wybrał to mieszkanie. 

- Tamiza nocą jest jak wypolerowany heban odbijający wszystko w 

czerni. 

Usiadł obok, częstując ją czekoladkami. 

Przez sekundę Sara wyobraziła sobie, że każdy wieczór byłby taki jak 

ten. Mieszkać z Luke'em, dzielić z nim przestrzeń, gotować z nim, śmiać się, 

kochać się. 

Luke wziął ją za rękę. 

- Więc podoba ci się mój salon. Chcesz się przejść i zobaczyć, gdzie 

chodzę spać? 

- Pewnie - powiedziała, mając nadzieję, że jej głos nie brzmiał, jakby był 

pozbawiony tchu. 

R S

background image

 

 

101 

Poprowadził ją schodami w dół. Nie włączył światła w sypialni. Luna z 

zewnątrz była wystarczająca, żeby widziała wnętrze. 

W tej chwili zdała sobie sprawę, że wciąż słychać muzykę Mozarta. 

- Jak to robisz? 

- To jest prawdopodobnie to, co określiłaś męskimi gadżetami. 

Uśmiechnął się do niej. 

- To system nagłaśniający, który podąża za tobą pomieszkaniu. 

- Gdybyś powiedział mi o tym, zanim usłyszałam to sama, mogłabym 

powiedzieć, że czytasz zbyt dużo powieści fantastycznonaukowych. - Potrząs-

nęła głową zdziwiona. - Nie miałam pojęcia, że istnieją takie technologie. 

- Opiera się to na sieci bezprzewodowej - wyjaśnił. 

- Robi duże wrażenie. 

- Dziękuję. 

Podeszła do okna i spojrzała przez nie. 

- Lubię to. To szkło... pozwala mi czuć się wolnym. 

Stała przy oknie z rękoma opartymi o parapet, delektując się widokiem. 

Luke stał za nią, obejmując ramieniem jej talię. Muskał ustami jej kark. 

- Naprawdę nie mogę się zdecydować, czy bardziej lubię twoje włosy 

upięte do góry, czy rozpuszczone. Spięte ułatwiają mi dojście do szyi... - Ob-

sypał pocałunkami linię wzdłuż jej szyi. - W rozpuszczonych wyglądasz 

bardziej przystępnie, nie jesteś taka oficjalna, daleka. 

- Myślisz, że jestem daleka? 

- Kiedy jesteś elegancka i wyrafinowana... Tak. I jestem zadowolony, że 

dzisiaj założyłaś sukienkę. 

- Dlaczego? 

- Ponieważ - jego palce znalazły końcówkę jej zamka i obniżyły go - to 

czyni rzeczy łatwiejszymi. 

R S

background image

 

 

102 

Czy zamierzał rozebrać ją naprzeciwko okna? 

- Luke, nie możemy, ludzie mogą zobaczyć! 

- Przestań się martwić - powiedział. - Pomijając fakt, że jesteśmy pod 

najwyższym piętrem i wewnątrz nie ma światła. 

- Ale, Luke. 

- Jest dobrze - uspokajał ją. - Pocieszmy się trochę życiem. 

Wycałował całą drogę w dół jej kręgosłupa, aż zaczęła drżeć, potem 

uwolnił jej ramiona z sukienki, przesuwając ją powoli na dół, do jej talii i po-

zwalając jej opaść na podłogę. 

Obróciła się do niego twarzą. 

- Luke. 

- Pragnę cię dotykać, Saro.  

Rozpięła jego koszulę. Wciągnął powietrze. 

- Czy masz wyobrażenie, jak zmysłowo wyglądasz? W koronkowych 

majteczkach, wysokich obcasach i perłach, z upiętymi włosami? 

- Kupiłam to wczoraj. Z wyjątkiem butów i naszyjnika. 

Perły były w kolorze jasnej lawendy i pasowały do jej bielizny. 

- Podoba ci się? 

- Bardziej niż podoba - podniósł ją, zaniósł do łóżka i położył na 

poduszkach, zdejmując z siebie resztę ubrania. 

Materac był twardy i sprężysty. 

Znalazł prezerwatywę i niemal od razu w nią wszedł. Sara odczuła to, 

jakby była z nim naprawdę połączona, nie tylko cieleśnie. Zatracił się w niej, 

tak jak ona w nim. Później zdjął jej perły, położył na stoliku obok łóżka i 

zabrał ją do salonu kąpielowego. Prysznic był wystarczająco duży, aby 

zmieścić dwie osoby. 

R S

background image

 

 

103 

Zwracał uwagę na każdy centymetr jej skóry, namydlając ją, a potem 

spłukując. Wysuszył ją, a w istocie pieścił puszystym ręcznikiem. 

Nagle rozbawienie zabłysło w jego oczach. 

- Co? - zapytała. 

- Jesteś jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem, która dobiera lakier 

na paznokciach nóg do bielizny. 

- Szczegóły są ważne. 

- Więc masz tuziny buteleczek z lakierem do paznokci, tak jak tuziny par 

butów? 

- Mogło być gorzej. Mam tylko trzy torebki - droczyła się. 

- Lepiej się ubierzmy. Zawiozę cię do domu.  

Więc nie zamierzał poprosić jej, żeby została. 

Ale i tak dzisiejszy wieczór był olbrzymim krokiem naprzód. 

Luke wszedł z nią do mieszkania. Justin był nieobecny tego wieczora i 

zostawił jej informację, ale ku jej niezadowoleniu Luke nie chciał zostać. 

Musiało być to widoczne na jej twarzy, ponieważ powiedział delikatnie. 

- Jeśli wejdę na kawę, wiesz dokładnie jak ja, że na tym się nie skończy. 

A nie chcę wprawiać cię w zakłopotanie przy twoim bracie. 

Pocałował ją na dobranoc. 

- Do zobaczenia jutro - powiedział. 

- Do jutra. 

Wtedy uświadomiła sobie, że zakochała się w Luke'u Hollowayu. W 

pracoholiku, który nie wierzył w małżeństwo, który nie chciał mieć dzieci, 

który obszedłby szerokim łukiem wszystko, co przypominało mu o założeniu 

rodziny. W mężczyźnie, który nie wierzył w szczęśliwe zakończenie. Ale ona 

wiedziała, że jest tym jedynym. Jej uczucie do Hugh wypadało blado w 

porównaniu z tym, co czuła do tego człowieka. Wiedziała, że Luke wymaga 

R S

background image

 

 

104 

cierpliwości i czasu, żeby jej zaufać, żeby rozmawiać z nią o wszystkim, co 

lęgło mu się w głowie. Był zamknięty w sobie. Ale czy kiedyś otworzy się dla 

niej? 

W drodze powrotnej do Docklands Luke myślał o nich. Nie mógł się 

cofnąć. Nie teraz. Chociaż pomysł, aby iść do przodu, czynił go nerwowym. 

Szaleństwo. Załatwiał interesy za olbrzymie pieniądze. Podejmował ogromne 

ryzyko - skalkulowane - ale wciąż ryzyko. A kręciło mu się w głowie, gdy 

tylko pomyślał o Sarze. Jeśli to była miłość, nie był pewny, czy podoła. Chciał, 

aby jego przyjemne życie sprzed kilku tygodni wróciło. Chociaż z drugiej 

strony nie mógł sobie wyobrazić życia bez Sary.  

Nie chciał dłużej szalonych przyjęć, nie chciał kobiet, które nie 

spodziewały się zaangażowania, a tylko hojnych prezentów i zabawy. To, 

czego chciał, było znacznie prostsze. Ale i znacznie bardziej skomplikowane. 

Pragnął Sary. Ale jeśli podejmie ryzyko, co wtedy? Czy zakończy to, raniąc 

ich oboje? Czy tracąc ją? Jeśli pozwoli wejść jej do swego serca, podejmie 

ryzyko wejścia w jej rodzinę. Nie był pewny, czy wytrzymałby, tracąc to 

wszystko drugi raz. 

Musi być jakieś rozwiązanie. Ale w tej chwili nie widział go. 

R S

background image

 

 

105 

ROZDZIAŁ DWUNASTY 

 

Przez następne parę tygodni widywali się głównie poza pracą i Sara 

doszła do wniosku, że rzeczy powoli ułożą się między nimi. 

I chociaż Luke ciągle nie znalazł pracownika zastępczego, Sara nie dbała 

o to. Cieszyła się z pracy z nim i lubiła sposób, w jaki pytał o jej opinię w 

różnych sprawach lub prosił o uczestnictwo w wyborze hoteli. 

- Czy mogłabyś pójść ze mną, żeby zobaczyć jedno miejsce? - zapytał. 

- Och, masz na myśli to miejsce, które znalazłeś w Cromer? - pamiętała, 

jak o tym mówił. Nadmorska miejscowość uzdrowiskowa w Norfolk, sławna 

od czasów wiktoriańskich. 

- Pewnie. 

- Obawiam się, że to już w przyszłym tygodniu - może tak być? 

Skinęła głową. 

- W porządku. Kiedy? 

- W piątkowy poranek. Spotkamy się tutaj o ósmej. Będziesz 

potrzebować zwykłego ubrania. Płaskie buty z dobrym zapięciem. 

Zmarszczyła brwi. 

- Myślałam, że Norfolk jest płaski? 

- Oczywiście, nie jak Lake District, ale oprócz bagien wokół Yarnmouth, 

nie jest taki płaski. 

- Buty na płaskim obcasie - przyjrzała się swoim czerwonym jak szminka 

szpileczkom, które nosiła. 

Zdecydowanie nieodpowiednie. Zaśmiał się. 

- Brzmi jak nowa okazja na zakup butów. Och, i twój paszport. 

- Paszport? Po co potrzebny mi będzie paszport? 

R S

background image

 

 

106 

- Ponieważ muszę zrobić jego kopię i twoje prawo jazdy - dla 

ubezpieczyciela. Wiesz, żeby ubezpieczyć cię w czasie podróży samochodem. 

- Od kiedy oni proszą o paszport?  

Wzruszył ramionami. 

- Może chcą ekstra poświadczenia tożsamości? Może firmy zaostrzyły 

wymagania bezpieczeństwa. 

Ale w piątkowy ranek nie zawiózł jej do Norfolk. 

- Luke, dokąd my...? 

- Zobaczysz, jak już tam dolecimy - było irytującą odpowiedzią. 

- Myślałam, że sprawdzamy jeden z potencjalnych hoteli? 

- Nie. Jedziemy na wagary.  

Gapiła się na niego zdziwiona. 

- Ale ja nie chodzę na wagary. 

Uśmiechnął się. 

- Może zainspirowałaś mnie. 

Może - pomyślała, zauważyła bowiem, że pracował ostatnio bardzo mało. 

Gdy odprawili się, kupił im kawę i bułeczki. Zaśmiała się. 

- Więc Pan Zdrówko je czasami ciastka.  

Zaśmiał się. 

- Czasami. Ale znasz moje słabości. Wytworne ciasteczka. - Jego oczy 

dopowiedziały resztę i pożądanie przebiegło jej po kręgosłupie. 

Na lotnisku były rozmieszczone monitory uaktualniające przyloty i 

odloty. 

Nagle na ekranie pojawił się ich lot. 

- Prywatny lot. Holloway. 

- Prywatny charter? - zapytała. - Wyczarterowałeś samolot tylko dla nas? 

- Nie podniecaj się tak. To nie jest jumbo jet - odpowiedział. 

R S

background image

 

 

107 

- Ale... jak możesz robić takie rzeczy? Charter samolotu, tak po prostu? 

- Możesz, jeśli masz przyjaciela, który jest właścicielem linii. 

Zamrugała oczami. 

- Masz przyjaciela, który ma linie lotnicze? 

- Małe. Byliśmy na tym samym kursie MBA.  

Samolot był mały. Tylko sześć miejsc plus pilot, ale znaczyło to, że 

mogła wszystko widzieć. 

Cztery godziny później wylądowali na małym lotnisku. 

- Gdzie jesteśmy? - zapytała. 

- Samos. Grecja. 

Zeszli z pokładu, przeszli kontrolę celną i wzięli taksówkę do portu. 

- Zostań tu parę minut - powiedział i zniknął. Kiedy wrócił, przyniósł ich 

walizki i poprowadził ją do przystani, gdzie przycumowany był jacht. 

Zmrużyła oczy. 

- Płyniemy tym? 

- Tak. Ty i ja. Ale nigdy właściwie nie żeglowałem. - Wyglądał na 

rozbawionego. 

- Wynająłeś szypra?  

Uśmiechnął się. 

- To nie jest skomplikowana łódź, Saro. Jest łatwa do żeglowania - i 

zresztą mogę nauczyć cię takielunku i sterowania, jeśli chcesz. 

- Zamierzasz żeglować łodzią sam?  

Jego uśmiech poszerzył się. 

- Napędziłem ci stracha? Jeśli dobrze pamiętam, byłaś zapaloną 

entuzjastką żeglowania na statku w Scarborough. 

- Wycieczce statkiem - poprawiła go - gdzie byłam pasażerem i wszystko, 

co miałam do roboty, to patrzenie na foki. 

R S

background image

 

 

108 

- Ciągle jesteś pasażerem - powiedział. Nie musisz nic robić poza 

siedzeniem tutaj z książką. 

- Nie wzięłam ze sobą żadnych książek. 

- Więc podziwiaj okolice. Płyniemy do następnej wyspy na zachód stąd, 

Ikarii. Jej imię pochodzi od Ikara. 

- Skąd znasz się na żeglowaniu i historii? 

- Czasami jeżdżę tu na wakacje. 

Przeniósł ich walizki na jacht, potem pomógł jej wsiąść. 

- Muszę się tylko przebrać i wypływamy, żeby znaleźć miłe miejsce do 

przycumowania wieczorem. Możemy zjeść w małej tawernie gdziekolwiek. 

Przypuszczała, że już przebadał wyspę i odkrył najlepsze miejsca, by 

zjeść. 

- Usiądź i pooglądaj łodzie przez minutę. I zmień buty. 

Teraz wiedziała, dlaczego powiedział jej, żeby zabrała płaskie buty. 

- Moje buty są w walizce - przypomniała mu. 

- Zdejmij te - posłał jej całusa. - Przyniosę ci buty na zmianę. 

Kiedy pojawił się chwilę później, był ubrany w białą koszulę z 

podwiniętymi rękawami, czarne spodnie ze zrolowanymi nogawkami i 

pokładowe buty. 

- Teraz powinnaś sobie wyobrazić kolczyk, papugę i hak - powiedział. 

Pirat z jej fantazji. Kochała fakt, że próbował spełniać jej fantazje. 

- Kapitan Hook nosił kapelusz pirata, nie barwną chustkę i miał 

czerwony, aksamitny płaszcz - wyliczała. - Piraci nie noszą kolorowych chust. 

- Nie? - usiadł obok niej i postawił jej buty na pokładzie. 

- Skłamałeś - powiedziała, gdy mogła złapać oddech po jego pocałunku. 

- Kiedy? 

- Powiedziałeś mi, że jedziemy do Norfolk. 

R S

background image

 

 

109 

- Nie. To ty tak powiedziałaś. Ja tylko nie sprostowałem. 

- Skłamałeś o powodach, dla których potrzebowałeś paszport. 

- Ale było to kłamstewko, bo chciałem cię zaskoczyć. Nigdy nie 

skłamałbym w ważnych rzeczach. 

Wierzyła mu. Luke był honorowym człowiekiem. Jęknęła. 

- Nie planujesz kupić jachtu? Lub hotelu spa w Grecji? 

- To jest myśl... - zaśmiał się. - Ale na ten weekend planujemy wagary. 

Chociaż na wyspie są gorące źródła. Możemy je przetestować, jeśli chcesz, lub 

tylko przycumujemy w jednym z portów i popluskamy się w morzu. 

Wraz z butami przyniósł olejek do opalania. 

- Na jachcie promienie słoneczne odbijają się od wody, więc będzie nas 

opalać jeszcze szybciej. Potrzebujesz duży filtr. - Powinienem ci powiedzieć, 

żebyś zabrała kapelusz - zdobędę jeden dla ciebie, gdy przycumujemy, ale 

teraz użyj tego. 

- A co z tobą? 

- Piraci nie potrzebuję kapelusza - powiedział.  

Sara czuła się trochę winna, siedząc tutaj i patrząc, jak wykonuje całą 

ciężką pracę, żeby jacht płynął, ale nie wiedziała praktycznie nic o łodziach. 

Więc podziwiała widok - błękit morza był oszałamiający. Ale widok kapitana 

piratów był nawet lepszy. 

Zwiedzili Nas i popłynęli dalej z prądem, aż dotarli do głębokiego jeziora 

z wodospadem. Przycumowali w zatoczce. 

- Jest to zbyt piękne, aby to przegapić - powiedział Luke. 

Zdjął jej buty, zrzucił własne, podniósł ją i szedł prosto do jeziora. 

- Luke - zaprotestowała. 

R S

background image

 

 

110 

- Nie mamy niczego do pływania i możemy zostać aresztowani, jeśli 

wykąpiemy się na golasa. A ja naprawdę, naprawdę chcę cię pocałować pod 

wodospadem - powiedział - więc to jest najlepsze miejsce. 

- Jesteś... Jesteś... 

- Jaki? 

Wspaniały. Dobry. Troskliwy. Mężczyzną, dla którego straciła serce. 

- Kochany - powiedziała.  

Pociągnął ją w stronę wodospadu. 

- Teraz mnie pocałuj. 

Pocałowała, zaczynając od ciepłego, delikatnego, a kończąc na gorącym 

pocałunku. W miejscu, w którym wyszli na brzeg, Luke kochał się z nią 

gorąco, blokując jej usta swoimi, aby uciszyć krzyki rozkoszy. 

Następnie znaleźli cichą tawernę na lunch. Przygryzła usta. 

- Luke. Nie mam lokalnej waluty, a chciałabym za coś zapłacić. 

- Hej. Jestem tym, który zrujnował ci wakacje. Jest to mój sposób na 

wynagrodzenie ci trochę tego. I jeśli zobaczę, że się z tego cieszysz, będzie to 

dla mnie wystarczającą zapłatą. Pieniądze nie są ważne. 

- Oczywiście. Dla ciebie to nie problem. 

- Przyszedłem znikąd - powiedział. - Po drodze nauczyłem się, że 

pieniądze naprawdę nie są ważne. To, kim jesteś w środku, najbardziej się 

liczy. 

A Luke Holloway był dobrym człowiekiem - z wielkim sercem, które 

trzymał zabarykadowane. 

Weekend był magiczny. Spędzili go, żeglując dookoła wyspy. Odwiedzili 

ruiny zamku i monastyrów z pięknymi freskami i oszałamiającymi widokami. 

Kąpali się w gorących źródłach w Themae, a późno w sobotę zwiedzili szkołę 

dla delfinów. 

R S

background image

 

 

111 

- To jest...  

Słowa zawiodły Sarę i po prostu wsunęła ręce i objęła ramionami jego 

talię, przytulając się do niego. 

Oparł ręce na jej ramionach i pocałował ja w czubek głowy. 

Gwiazdy w Grecji wydawały się roziskrzone i czyste, jakie nigdy nie 

były w Londynie. 

Późnym popołudniem w niedzielę odlecieli do Londynu. 

- Jest późno. Dlaczego nie zostaniesz tutaj na noc? - zasugerował Luke, 

kiedy wrócili do jego mieszkania. 

Nigdy nie prosił jej, aby została z nim w Londynie. Czyżby kolejna 

bariera runęła? Zdziwiła się pełna nadziei. 

- Muszę zadzwonić do Justina - powiedziała - żeby się nie martwił. 

- Pewnie. 

Teraz wystarczało leżenie w jego ramionach, w olbrzymim łóżku, 

patrzenie na deszcz padający na okno i zasypianie z policzkiem przytulonym 

do jego serca. 

R S

background image

 

 

112 

ROZDZIAŁ TRZYNASTY 

 

W poniedziałek w porze lunchu Sara pojechała do Greenwich, aby kupić 

Luke'owi jakiś prezent w podziękowaniu za weekend. Wiedząc, jak bardzo nie 

lubi przeładowania zbędnymi rzeczami, chciała mu dać coś użytecznego. Coś, 

co przypominałoby mu o czasie, w którym był faktycznie zrelaksowany. 

W trzecim sklepie, który odwiedziła, znalazła idealną rzecz. I kiedy Luke 

wrócił ze spotkania, na jego biurku stało pudełko obwiązane wstążką. 

- Co to jest? - zapytał. 

- Prezent - powiedziała. - Podziękowanie za weekend. 

- Nie powinnaś niczego kupować. 

- Ale chciałam. 

Rozwinął wstążkę, usunął ochronną bibułę i wpatrywał się w to, co 

zobaczył. 

- To szwedzkie szkło artystyczne. Bardzo lekkie.  

Przedstawiało dwa delfiny wyrzeźbione w szkle na fali z grafitowego 

szkła. 

- Jest piękne. Naprawdę nie powinnaś, ale doceniam to. 

- Pomyślałam, że delfiny mogłyby przypominać ci Ikarię. Chyba wiesz, 

że wyspa nie jest związana z Ikarem - powiedziała. 

- Brzmi, jakby ktoś przeprowadził badanie - droczył się. 

- Przeprowadziłam. Jest to przypuszczalnie miejsce urodzin Dionizosa - i 

dlatego jest powiązane z delfinami. 

Luke poprosił ją, żeby została przez kolejne dwie noce w tym tygodniu, 

co przekonało Sarę, że definitywnie pozbył się barier. Więc może, może gdyby 

tylko poprosiła go, powiedziałby tak... 

R S

background image

 

 

113 

- Moja siostrzenica ma w niedzielę urodziny. Jestem ciekawa, czy 

pojechałbyś ze mną? - zapytała w piątkowy poranek. - To nic wyszukanego, 

ponieważ mała kończy dopiero dwa latka - zwykle jest to rodzinna herbatka i 

tort urodzinowy. 

- Rodzinna herbatka. 

- Słuchaj, nie musisz, jeśli nie chcesz. 

- To miło, że spytałaś. 

Mogła usłyszeć - „ale". Wiedziała dokładnie, co zamierza powiedzieć, 

ponieważ zawsze znajdywał ucieczkę w pracę. 

- Ja... - Wypuścił powietrze. - W porządku. Sobota jest w porządku. 

Była to ostatnia rzecz, której się po nim spodziewała, więc wpatrywała 

się tylko w niego oszołomiona. 

- Ale nie miałem do czynienia z dużą liczbą dzieci w mojej pracy - dodał. 

- Musisz pomóc mi wybrać prezent. 

- Prezent? 

- Wiem, że nie poszłabyś na przyjęcie bez prezentu dla małej jubilatki -

jego ton był beztroski, ale wyraz twarzy był ciągle nieodgadniony. 

Zalogował się w Internecie i wpisał nazwę największego sklepu z 

zabawkami w Londynie. 

- Co ona lubi? 

Wtedy zdała sobie sprawę z tego, że traktował to jak biznes. 

- Zamierzam odwiedzić sklep z zabawkami dziś wieczorem. Pójdziesz ze 

mną? 

- Do sklepu z zabawkami - to było raczej oświadczenie niż pytanie. 

- Wiem, że masz coś przewidziane w terminarzu na późne popołudnie. 

Spotkajmy się o szóstej. 

Skinął głową i wrócił do biurka. 

R S

background image

 

 

114 

- Zadzwonię do ciebie, jeśli się spóźnię.  

Nie mogła tak tego zostawić. 

- Luke. 

- Mmm? - spojrzał w górę znad komputera.  

Objęła jego twarz dłońmi. 

- Dziękuję. Naprawdę wiem, że nie lubisz takich sytuacji. Doceniam to, 

że się zgodziłeś. 

- Nie ma problemu - powiedział beztrosko.  

Zabolało ją serce. Co takiego powinna zrobić, żeby zaufał jej. 

Dokładnie o szóstej spotkali się na Regent Street i poszli do sklepu z 

zabawkami. Było w nim pełno rodzin, rodziców wybierających prezenty dla 

swoich dzieci. 

- Spójrz na to - Sara stanęła obok konika na biegunach z grzywą i 

ogonem z naturalnego włosia. - Zawsze chciałam coś takiego, gdy byłam mała. 

- Myślisz, że Maisie będzie się to podobać?  

Jej oczy rozszerzyły się. 

- Luke, to kosztuje fortunę.  

Wzruszył ramionami. 

- To tylko pieniądze. 

- To miło z twojej strony, ale...  

Czytał odpowiedź na jej twarzy. 

- Nieodpowiednie dla dwulatki? W porządku. Jestem w twoich rękach. 

Wiesz, co ona lubi. - Miał tylko nadzieję, że Sara nie będzie przeciągała tego 

zbyt długo. 

Ostatecznie wybrali różową błyszczącą sztalugę z kilkoma 

pojemniczkami z farbą i małymi pędzelkami. 

- Nie zawieziemy tego metrem - powiedział, gdy opuścili sklep.  

R S

background image

 

 

115 

Zawołał taksówkę i dał kierowcy adres Justina. 

- Jedziesz ze mną? Zapytała, kiedy wślizgnął się na tylne siedzenie obok 

niej. 

- Nie zamierzam pozwolić ci dźwigać tego samej - powiedział łagodnie. 

Zaufaj mi. 

- Nie miałam tego na myśli. - Zagryzła wargę i wzięła go za rękę. - Tylko 

tyle, że zabrałam ci już część wieczoru. 

Był spięty, gdy w niedzielny poranek podjechali pod jej rodzinny dom. 

Bliżej jej rodziny. Pomimo że był pewny, że rodzina Sary w niczym nie przy-

pominała jego rodziny, myśl ta zaniepokoiła go. 

Przyniosła wspomnienia, które chciał raczej pogrzebać. 

Droga do domu była długa i położona wśród drzew. Dom był 

oszałamiający. Mieszanka miodowo-różowych cegieł z proporcjonalnie 

rozmieszczonymi oknami. 

Nic w tym dziwnego, że Sara go kochała. 

- Ile ten dom ma lat? - zapytał. 

- Jest z czasów królowej Anny, czyli około trzystu lat - powiedziała Sara. 

Po drugiej stronie był duży teren posypany żwirem z kilkoma już 

zaparkowanymi samochodami. 

- Nikt nigdy nie używa frontowych drzwi - powiedziała Sara. Każdy 

zawsze wchodzi prosto do kuchni - to serce domu. 

Pamiętając, jak bardzo lubiła kręcić się po jego kuchni, mógł w to łatwo 

uwierzyć. Sara otworzyła drzwi i cztery psy - te z fotografii w jej mieszkaniu, 

poderwały się, żeby ją przywitać. Dwa czarne labradory, spaniel przynoszący 

buty i Westie. Przykucnęła i psy zaczęły na nią skakać i lizać po twarzy - a ona 

śmiała się, nie próbując ich uspokoić. 

Wtedy spaniel spostrzegł go i zaszczekał. 

R S

background image

 

 

116 

- Hej, wszystko dobrze, Luke jest przyjacielem - uspokajała psa. 

Luke oparł prezenty o ścianę, przykucnął i wyciągnął rękę. Pies obwąchał 

go, potem polizał jego rękę, zanim zapolował na but, który upuścił wcześniej. 

- Domyślam się, że to Imelda? - zapytał, śmiejąc się i odbierając but, 

zanim zaniósłby go do Sary. 

- Tak. Labradory to Russet i Pippin, a Westie wabi się Lamborne - Imelda 

był oryginalnie Bramleyem, zanim nie odkryliśmy jego zwyczaju z butami. 

- Mają imiona pochodzące od gatunków jabłek? 

- A czego innego mógłbyś się tutaj spodziewać? - przekomarzała się. 

Wkrótce dołączyła do nich starsza kobieta. Jej podobieństwo do Sary 

było zauważalne. Sara uścisnęła mocno mamę, później zrobiła krok do tyłu, 

chwyciła rękę Luke'a i przyciągnęła go w ich kierunku. 

- Luke, to maja mama, Nina Fleet. Mamo, to jest Luke Holloway. 

- Miło cię poznać, Luke - powiedziała Nina uprzejmie. 

- I mnie również - powiedział Luke.  

Zszokowało go, że nie uścisnęła mu ręki. Zamiast tego powiedziała: 

- Och, wejdź i uściśnij mnie również. 

Tak wiele lat upłynęło od czasu, gdy był uściśnięty przez matkę. Coś w 

jego wnętrzu zdawało się pękać. 

Nina Fleet była ciepłą kobietą, która witała wszystkich uściskiem. 

Pulchną i pachnącą wypiekami. 

I pomimo swojej rezerwy Luke zauważył, że oddał jej uścisk. 

- Wejdź i napij się kawy. Lamborne siad, Pippin i Russet - przestańcie się 

wpychać - to nie jest pokój wystarczająco duży dla was dwóch. A Imelda, na-

wet o tym nie myśl - ostrzegła Nina. Czy Sara powiedziała, że nie należy 

zostawiać swoich butów gdziekolwiek, Luke? Imelda skradnie jeden i dołoży 

go do swojego stosu. 

R S

background image

 

 

117 

- Tak - zaśmiał się.  

Podniósł prezenty i poszedł do kuchni za Niną i Sarą. 

To była prawdziwa wiejska kuchnia: z ręcznie wykonanym malowanym 

kredensem, wytartym sosnowym stołem i serwantką oraz równie wytartymi 

czerwonymi kafelkami na podłodze, dwoma ogromnymi wiklinowymi koszami 

dla psów i zlewozmywakiem pod oknem z widokiem na sad. 

Luke zakochał się w niej natychmiast. 

- W salonie jest stos prezentów - zostaw je tam, a potem wróć i usiądź - 

rzekła Nina, wskazując ręką krzesło. - Obawiam się, że będzie to skromny 

lunch - ziemniaki w mundurkach i zapiekanka. Piekłam tego ranka i nie było 

czasu, żeby przygotować właściwą, niedzielną pieczeń. Ale tym niemniej 

witamy. Czy mogę podać ci kubek herbaty, czy wolisz kawę? 

- Kawa byłaby cudowna, dzięki. 

Sara poprowadziła go do salonu - olbrzymiego pokoju z potężnym, 

otwartym kominkiem. Wszędzie stały zdjęcia w ramkach. Śluby, dzieci, 

absolutoria, wszystkie uroczystości rodzinne były tutaj celebrowane. O niebo 

inaczej niż to, do czego przywykł. 

Ale przynajmniej Sara nie zmuszała go do rozmowy. Pomogła postawić 

mu prezenty razem z resztą, a potem wprowadziła go do kuchni. 

Zauważył, jak wraz z matką pracowały bardzo zgranie, jak drużyna. 

Podano mu talerzyk z ciepłym jabłecznikiem. 

- Żebyś wytrzymał do obiadu - dodała Nina.  

Psy podniosły się nagle w swoich koszach, kiedy mężczyzna w średnim 

wieku wszedł do środka. Ubrany w dziwaczne jeansy, zabłocone kalosze i 

koszulkę z dziwnym hasłem dotyczącym jabłek. 

To, pomyślał Luke, musi być ojciec Sary. 

Zdjął buty i zostawił je na macie obok drzwi. 

R S

background image

 

 

118 

- Imelda, zostaw - powiedział stanowczo. Spaniel zamachał ogonem. 

Potem mężczyzna schował swoją córkę w olbrzymim uścisku, całując ją 

głośno. 

- I ile par butów kupiłaś w tym tygodniu, kochana? 

- Żadnej. Nie jestem taka zła. 

- Nie? - droczył się. 

- Nie - Sara zaśmiała się i też go uścisnęła. - Tato, to jest Luke. 

Podszedł w stronę stołu i uścisnął mu rękę. 

- Miło cię poznać. Jestem James. 

- Luke. 

Uścisk ręki mężczyzny był mocny i suchy. Luke'a instynkt powiedział 

mu, że James Fleet był dobrym facetem. 

Dom zapełniał się przed lunchem - który był wyśmienitym posiłkiem i 

bardzo dalekim od skromnego obiadu. Gdy Nina przeganiała ich z kuchni, 

Louisa przyjechała z mężem Bryanem i jego rodzicami. 

- A oto jubilatka - powiedziała Nina. 

Mała dziewczynka przydreptała i uścisnęła każdego po kolei. Ale 

zatrzymała się na wprost Luke'a i spojrzała w górę na niego szerokimi oczami. 

Oczywiście był obcym. 

Sara zgarnęła dziewczynkę z podłogi i podniosła ją tak, że była na 

wysokości twarzy Luke'a. 

- Maisie, skarbie, to jest mój przyjaciel Luke - powiedziała. 

Przyjaciel, pomyślał Luke. Dobre. Kochanek nie było stosownym 

słowem. Ale przyjaciel... Ten pomysł rozgrzał go i przeraził w równym 

stopniu. 

- Lulu - wymówiła Maisie, testując słowo. Potem rozpromieniła się i para 

pucołowatych rączek chwyciła ramię Luke'a. - Lulu. 

R S

background image

 

 

119 

Ratunku. Nie miał pomysłu, co powiedzieć. I był świadomy tego, że 

każdy na niego patrzy. Cóż. Udawaj, że to biznes. Bądź miły. Bądź czarujący. 

- Cześć, Maisie. Udanych urodzin.  

Dziewczynka rozpromieniła się znowu. 

- Lo, Lulu.  

Wszyscy się śmiali. 

Więź między Sarą a jej rodziną była głęboka. Świat, do którego naprawdę 

nie należał. Luke zrobił wszystko, żeby uśmiechnąć się i być czarującym, 

uczestnicząc w urodzinowej herbatce i śpiewając ze wszystkimi „sto lat". Ale 

ulżyło mu, kiedy otwarto prezenty i świeczki urodzinowe zostały zdmuchnięte, 

a Louisa i Bryan zabrali swoją śpiącą córeczkę do domu. Sara zasugerowała, że 

muszą wracać do Londynu. 

W drodze powrotnej był milczący. 

- Co jest nie tak? - zapytała. 

- Nie - skłamał, nie chcąc jej zranić.  

Musiał znaleźć właściwe słowa, żeby jej powiedzieć, jeśli naprawdę 

chciał się z nią związać. Musiał otworzyć swoje życie na rodzinę - na to, czego 

unikał przez całe swoje życie. I nie był pewny, czy zdoła. 

- Jestem trochę zmęczony. To wszystko. 

Sara nie była przekonana. Najwyraźniej było coś w przeszłości Luke'a, 

czego jej nie powiedział. Zamknął się znowu. 

- Nie lubisz ich? 

Nie mogła sobie wyobrazić, dlaczego ktoś mógłby nie kochać Fleetów. 

Nawet Hugh ich lubił. Ale dlaczego Luke jest taki milczący? 

Miała nadzieję, że nie będzie wybierać między nimi. Nie chciała zostawić 

Luke'a. Chciała tylko, aby pokochał jej rodzinę, w sposób, w jaki ona ich 

kocha. W sposób, w jaki oni kochaliby go, gdyby im pozwolił. 

R S

background image

 

 

120 

W końcu podjechali pod jej dom. 

- Chcesz wejść na kawę? - zapytała. 

- Dzięki. Jestem trochę zmęczony, a jest parę rzeczy, które muszę 

uporządkować do rana. 

- OK. Do zobaczenia jutro. 

Ucałowała go w policzek i zauważyła z przykrością, że jej nie pocałował. 

Może porozmawia z nią jutro. Może. 

Ale źle spała tej nocy. Kiedy weszła do biura, Luke rozmawiał przez 

telefon, ale kiedy odłożył słuchawkę, zauważyła, że nie pocałował jej na po-

witanie. Nie pocałował jej również na pożegnanie, kiedy pojechał na spotkanie. 

Więc co to znaczy? Czy wrócili do relacji służbowych? 

Miała nadzieję, że pozwoli jej zbliżyć się na tyle, żeby powiedzieć jej, co 

się dzieje w jego głowie. 

- Dobrze się czujesz? - zapytał Luke, kiedy wrócił do biura. 

- Pewnie. Dlaczego pytasz? 

- Jesteś trochę milcząca.  

Wzruszyła ramionami. 

- Nie było cię tutaj przez większość dnia. 

- Był problem w jednym z klubów sportowych. Podejrzany upadek. 

Musiałem porozmawiać z inspektorem i przedyskutować wszystko. 

- Mmm. 

- Saro? Nie czytam w myślach. Podziel się tym ze mną. 

- Co jest nie tak z moją rodziną? - zapytała.  

Zmrużył oczy. Mówić o tym, co było? Nie. 

- Nie lubisz ich, prawda? 

- Oczywiście, że lubię. 

- Więc dlaczego byłeś wczoraj taki daleki?  

R S

background image

 

 

121 

Jak mógł to wyjaśnić? Nie bez wywlekania wielu rzeczy z przeszłości, 

które lepiej zostawić w spokoju. 

- Jesteś osobą reagującą zbyt mocno, Saro. 

- Ja jestem?  

Westchnął. 

- Przyznaję. Myślę, że rodziny są trudne. 

- Gdyby moja składała się z samych egoistycznych potworów jak rodziny 

paru moich przyjaciół, mogłabym zrozumieć. Oczywiście, mógłbyś ich unikać. 

Ale moja rodzina jest miła, Luke. To przyzwoici ludzie, którzy wczuwają się w 

problemy innych. Przyzwoici i uprzejmi. Nie każdy ma rodzinę taką jak ta. 

Jego z pewnością taka nie była. 

- Więc twoi są potworami? 

- Zaczynasz mówić bezsensownie. 

- Ponieważ ty jesteś bezsensowny, Luke. 

- Jestem ostrożny. To wszystko.  

Natrząsała się. 

- Oto oświadczenie stulecia. 

- Przykro mi. Spróbuję. OK? Ale... Zrozum, to nie jest dla mnie łatwe. 

Nie spodziewaj się za wiele. - Rzucił okiem na zegarek. - Muszę lecieć i praw-

dopodobnie nie wrócę, zanim wyjdziesz. Ale porozmawiamy potem, dobrze? 

- Tak. 

Skończył zbyt późno, aby do niej zadzwonić. 

Wysłał jej sms z przeprosinami, a rano zadzwonił do kwiaciarni, która 

była wcześnie otwarta. Był to najlepszy sposób na zażegnanie bitwy. 

Siedział za biurkiem, kiedy Sara weszła, udając, że jest zajęty arkuszem 

kalkulacyjnym. 

Spojrzała na ręcznie ułożony bukiet. 

R S

background image

 

 

122 

- A to po co? 

- Żeby powiedzieć przepraszam. 

- Nie potrzebuję gestów, Luke. Chcę tylko porozmawiać z tobą, żeby móc 

zrozumieć, co się dzieje w twojej głowie? 

- Powiedziałem ci. Mam kłopoty.  

Podeszła, żeby usiąść na krawędzi jego biurka. 

- Więc powiedz mi, dlaczego masz taki problem z rodzinami? 

- Nie chcę o tym rozmawiać. - Nie każdy jest w dobrych stosunkach z 

rodziną - powiedział ostrożnie. 

- Zgoda. 

- Nie widziałem mojej przez wiele lat. Nie mam z nimi nic wspólnego. 

- Nie wszyscy jesteśmy milionerami - powiedziała sucho. 

To go ukąsiło. Podniósł głowę. 

- To nie ma nic wspólnego z pieniędzmi. Nie miałem wiele, gdy 

odszedłem. Tylko walizkę z rzeczami i moje akcje z targowiska. 

Wpatrywał się w nią. 

- Myślałem, że znasz mnie lepiej. Nie osądzam ludzi po tym, ile 

zarabiają, czy ile mają w banku. 

- Więc po czym oceniasz? 

- Kim są. Jak traktują innych ludzi. A moja rodzina... - Wciągnął 

powietrze. - Naprawdę nie chcę o tym mówić. Ujmijmy to tak, że nie zgadzają 

się z tym, co robię. 

Wyglądała na zamyśloną. 

- To zdarza się w wielu rodzinach i to jest smutne, ale czasami ma to i 

dobre strony. 

Zalała go ulga. Zrozumiała. 

- Ale ty używasz tego jako wytłumaczenia, żeby odciąć się od ludzi. 

R S

background image

 

 

123 

- Nie odcinam się od ludzi. 

- Ale się nie angażujesz. 

- Dokładnie. 

- Więc w końcu wiem, na czym stoję.  

Wróciła do swojego biurka. Chociaż umieściła kwiaty bardzo ostrożnie 

na górze gabloty z dokumentami, gdzie nie mogły być przypadkowo uderzone, 

wiedział, że źle zrobił. Zamiast naprawić to, co zepsuł, pogorszył sprawy, gdyż 

próbował ją przekupić. Gest ten działał na jego poprzednie przyjaciółki, ale 

Sara nie była taka jak one. 

Pieniądze i pozycja nie były dla niej ważne. 

Była milcząca przez resztę dnia i Luke czuł się coraz większym 

łajdakiem - i coraz bardziej nie wiedział, jak to załatwić. 

Dokładnie o piątej wyłączyła swój komputer. 

- Saro, zjesz ze mną kolację dziś wieczorem? 

- Dziękuję, ale jestem trochę zmęczona. 

- Mogę odwołać squasha. Moglibyśmy zjeść wcześniej, o której chcesz. 

- Dziękuję, ale naprawdę muszę się wcześniej położyć. 

Innymi słowy była wciąż zła na niego i chciała od niego odpocząć. 

We wtorek Luke był poza biurem przez większość dnia i Sara wyszła, 

zanim wrócił. 

Nie mogli tak się zachowywać. Tęsknił za nią. 

Zadzwonił na jej komórkę. 

To był nieznośny moment, pomyślał, że pozwoli włączyć się poczcie 

głosowej. Ale odpowiedziała. 

- Halo? 

R S

background image

 

 

124 

- Część, tu Luke. Jesteś zajęta dziś wieczorem? - I potem przypomniał 

sobie. Oczywiście, że była. Wtorkowe noce spędzała na spotkaniach z dziew-

czynami. Jej następne słowa potwierdziły to. 

- Idę do kina z Lizą i Sophie. A potem na lody. 

- Uh - dobierał uważnie słowa. - Może po wszystkim mogłabyś 

przyjechać tutaj. Mógłbym zrobić ci gorącą czekoladę lub coś innego. 

- Gorącą czekoladę. 

- Baw się dobrze. 

- Dzięki. 

Kiedy w końcu pomyślał, że zdecydowała się wrócić do siebie, jego 

telefon zadzwonił. 

- Lepiej żeby czekolada była dobra - oznajmiła. 

- Będzie. 

Wyglądała na ostrożną, kiedy weszła w drzwi. Nic nie powiedział, tylko 

wyszedł jej na spotkanie. Otoczył ramionami i ukrył swoją twarz w jej ramio-

nach. Oddychając jej zapachem, uspokoił się ostatecznie. Podniósł głowę. 

- Przepraszam. Postaram się bardziej. Lubię twoją rodzinę. 

- Masz tylko... kłopoty. 

- Tak jak powiedziałem, są ludzie i ludzie. Ludzie, którzy nie chcą, aby 

byli częścią rodziny. To jest teraz przeszłość. I chcę, żeby tak zostało. 

W odpowiedzi pogłaskała go po twarzy. Musnęła ustami jego usta. 

- Tylko nie zamykaj się przede mną znowu, Luke. 

- Spróbuję. Uwierz mi. Spróbuję - obiecał i miał taką nadzieję. 

R S

background image

 

 

125 

ROZDZIAŁ CZTERNASTY 

 

Przez następne parę tygodni wszystko układało się dobrze. Przez wiele 

nocy Sara zostawała u Luke'a i nie wydawał się przejmować tym, że wypełniła 

jego lodówkę i krzątała się po jego kuchni. Poczynił wysiłek, żeby pojechać z 

nią i ponownie spotkać się z jej rodziną. 

Chociaż żadne z nich nic nie powiedziało, wiedziała, co czuje do niego. I 

wiedziała, co on czuje do niej. To było coś więcej niż tylko seks. Znacznie 

więcej. 

Ale później odebrała telefon, po którym się rozchorowała. Do tego 

stopnia, że była tak milcząca w pracy, że w piątkowy ranek Luke wyłączył jej 

ekran i usiadł na brzegu biurka. 

- Hej, byłam w połowie raportu - zaprotestowała. 

- Nic mnie to nie obchodzi. Porozmawiaj ze mną - powiedział. 

- O czym? 

- O tym, co cię dręczy. I nie mów, że to nic wielkiego. Nie byłaś sobą 

przez cały tydzień. 

Pokręciła głową. 

- To sprawy rodzinne. 

- Pokłóciłaś się z nimi. 

- Nie, oczywiście, że nie. 

- Więc co? - Wziął ją za rękę. - Saro, nie jest tak źle. 

- Jest - westchnęła. 

- Czy dzieje się coś złego z domem twoich rodziców? 

- Dach. Letnia burza i wiatr zwiały parę dachówek - przygryzła usta. - 

Tato myślał, że było to do załatania, ale gdy przyszedł budowlaniec i spojrzał 

na dach, to stwierdził, że dach jest spróchniały. Nie jest ubezpieczony i 

R S

background image

 

 

126 

naprawa będzie kosztowała fortunę. Problem polega na tym, że wszystkie 

pieniądze mamy i taty są związane z biznesem, a teraz nie mają gotówki na 

remont. To oznacza, że będą musieli sprzedać firmę, ponieważ nikt nie zapłaci 

dobrze za dom ze spróchniałym dachem. A sad był w naszej rodzinie od wielu 

lat. Utrata go zabije tatę. Zwłaszcza po... - urwała nagle.  

Luke nie musiał wiedzieć o biznesie z Hugh. 

- Po czym? 

- Nieważne. 

- Hej. Powiedziałaś mi, żebym się nie zamykał przed tobą. To działa w 

obie strony. 

Milczała przez dłuższy czas. Luke posadził ją sobie na kolanach.  

- Mów. 

- Hugh - powiedziała w końcu. 

- Ten pracoholik?  

Skinęła głową. 

- Myślałam, że mnie kocha. Myślałam, że kocha moją rodzinę. A mama i 

tata chcieli się rozwijać, przenieść biznes na giełdę. 

Pogłaskał ją po włosach. 

- Co się stało? 

- Wydało się, że Hugh doradzał konsorcjum ludzi, którzy dbali o zyski, 

nie o to, co moi rodzice próbowali zrobić. Przejęli władzę. Tata zdołał po-

wstrzymać ten proces, ale on i mama stracili sporo pieniędzy. Więc to moja 

wina, że nie mają funduszy na naprawę dachu. 

- Nie, tak nie jest. 

- Gdybym nie przedstawiła im go, Hugh nic by nie wiedział. 

- Rzeczywiście, jeśli to był rynek spekulacyjny, to mogła to być jego 

robota. Fakt, że znał cię, jest całkowicie nieistotny. Więc to nie była twoja 

R S

background image

 

 

127 

wina. - Zazgrzytał zębami. - Tylko najgorszy bękart mógłby się posłużyć tobą, 

a potem zrzucić na ciebie winę. - Luke zacisnął pięści. - Przemoc niczego nie 

załatwia, ale teraz wytarłbym nim podłogę. 

- On na to nie zasługuje. 

- Nie, ale ty tak - pochylił się, aby musnąć jej usta swoimi. - Dobrze. Bez 

celu takie siedzenie tutaj i zamartwianie się. Potrzebuję szczegółów. 

- Co masz na myśli? 

- Jeśli twoi rodzice zaufają mi na tyle, żebym spojrzał w ich księgi i 

powiedzieli mi chociaż, co robią i jak, to może będę w stanie im pomóc. 

- Pomożesz im? Dla mnie? 

Stłumiła uderzenie serca. 

- Nie jestem Hugh, jeśli o to się martwisz. 

- Wiem, że nie. 

- Dobrze. Więc sugeruję telefon do rodziców i sprawdzenie, czy możemy 

tak zrobić. 

- Teraz? - wpatrywała się w niego zdziwiona. - Ale masz spotkanie. 

- Nic w moim terminarzu nie jest zapisane nieodwołalnie. Przełożysz 

moje spotkania, gdy będę jechał. Powiedz, że stało się coś ważnego. 

- Naprawdę to zrobisz? Dla mnie? 

- Mam w stosunku do ciebie dług wdzięczności. Spowodowałaś, że 

ponownie oceniłem swoje priorytety i nauczyłaś je dobrze wypełniać. 

Zmarszczyła brwi. 

- Nie jesteś mi nic winny. Związek tak nie działa. 

- OK. Ale też pomogłaś mi wyjść z dołka i pozwoliłaś mi się 

styranizować, trwając przy mnie jako moja osobista asystentka. 

- Zanim nie znajdziesz pracownika tymczasowego. A fakt, że nie zrobiłeś 

tego jeszcze, znaczy, że jesteś zbyt drobiazgowy lub leniwy. 

R S

background image

 

 

128 

Uśmiechnął się. 

- Gdy jesteś impertynencka, wiem, że wszystko jest w porządku na tym 

świecie. Zadzwoń do rodziców. 

Więc teraz wiedział dokładnie, co się stało, że uczyniło Sarę tak ostrożną. 

Ktoś, kto wykorzystał okazję, jej dobrą naturę oraz jej najczulszy punkt: 

rodzinę. Ale czy on nie był równie zły jak Hugh? 

Planował pomóc jej rodzinie wyjść z dołka i był to najlepszy sposób na 

odwdzięczenie się Sarze za to, co mu dała. Ale wiedział, czego ona chce od 

życia. Kogoś, kto będzie ją kochał. Kto będzie kochał jej rodzinę. Czy mógł to 

zrobić? Nie był pewny. 

Nie było to w porządku, trzymać ją w niewiedzy. Powinien naprawdę 

zrobić właściwą rzecz i powiedzieć żegnaj. Dać jej szansę na znalezienie 

kogoś, kto na nią zasługuje. Kogoś, kto będzie w stanie dać jej to, czego 

potrzebuje. Kogoś... Luke nie był tą osobą. I tu był problem. 

On nie chciał, żeby to był ktoś inny. Ale w tym samym czasie nie mógł 

przekroczyć swoich obaw w kwestii rodziny. Sara chciała mieć dzieci - po-

wiedziała mu o tym. Pomysł bycia ojcem przerażał go. Ona wyrosła w tak 

różnych warunkach niż on. Jak w ogóle będzie w stanie dać jej rzeczy, których 

potrzebuje, rzeczy, do których była przyzwyczajona. 

Rzeczy, które nie mogły być załatwione na wzór biznesu? 

- Więc jak bardzo Sara wprowadziła cię w naszą sytuację? - zapytał 

James, gdy Luke usiadł przy stole w kuchni. 

- Droga naprawa dachu plus kredyt - powiedział Luke. - I że nie chcesz 

sprzedać biznesu ludziom, którzy nie mają tych samych zasad moralnych jak 

ty. 

R S

background image

 

 

129 

- Więc wiesz wszystko - James wyglądał ponuro. Moja rodzina miała ten 

sad od czterech pokoleń, pięciu, jeśli policzyć Ruperta działającego w sprze-

daży i Lou prowadzącą biuro. I nie chcę go stracić.  

Luke wiedział, że to nie była tylko kwestia pieniędzy. Dawał im korzenie. 

- Pokaż mi, jak działa twoja firma.  

James skinął głową. 

- Nie jest specjalnie błotniście w sadzie, ale trawa jest wystarczająco duża 

i mokra, żeby zabrudzić ci buty. Nie sądzę, że przywiozłeś ze sobą kalosze? 

- Nawet o tym nie pomyślałem - przyznał się.  

James włożył ponownie swoje buty. 

- W takim razie chodźmy. Do zobaczenia później. 

Kiedy wyszli z kuchni, powiedział miękko do Luke'a: 

- Mam nadzieję, że będziesz mógł coś zrobić. Mógłbym rozważyć 

sprzedaż domu, ale w tej sytuacji gospodarczej byłoby ciężko znaleźć 

nabywcę, a sprzedaż nie zmieniłaby faktu, że dach jest spróchniały i będzie 

kosztowało majątek, żeby go naprawić. 

- Pracowałem w interesach na krawędzi bankructwa, ale poradziłem 

sobie. Muszę zobaczyć cyfry, zanim coś powiem. Ale porozmawiajmy idąc 

przez sad i fabrykę - powiedział Luke. 

Oprócz szybkiego lunchu jedzonego wspólnie z domownikami, Luke 

spędził większość dnia z Jamesem, sprawdzając cyfry. Pod koniec dnia Nina 

nalegała, żeby zostali na kolację. 

- Gdybym wiedział, że zostaniemy, przywiózłbym wino i czekoladki - 

powiedział Luke. 

- Nie bądź niemądry - Nina pokręciła głową. - Już wystarczająco dużo dla 

nas zrobiłeś. Teraz idź i usiądź w jadalni. 

R S

background image

 

 

130 

Dom wypełnił się po lunchu - pomyślał Luke. Duża, hałaśliwa rodzina, 

która wszystko robi razem. Rodzina, która posłuchała tego, jak ocenia ten biz-

nes i potem przeszła do pełnej zacięcia dyskusji, z pomysłami i ofertami 

pomocy rzucanymi przez wszystkich. 

I to uderzyło Luke'a. To jest rodzina, która naprawdę się wspiera. Był 

zupełnie pewny, że rodzice Sary dawali to samo swoim dzieciom, chociaż Sara 

i Justin nie pracowali w rodzinnym biznesie, ale przypuszczał, że nigdy nie 

byli naciskani do zmiany swojej drogi życiowej. 

To było coś, z czego zaczął zdawać sobie sprawę, że miało większą 

wartość niż którykolwiek z wielkich interesów, które zrobił w przeszłości. 

Dbająca rodzina. 

- Robi się późno - powiedziała Nina. - Zostańcie na noc. Zabierze mi 

sekundę przygotowanie gościnnego pokoju. 

- To naprawdę miło z twojej strony, Nino, ale nie mogę. Mam jutro rano 

parę spotkań. 

- Jesteś pewny? Nie wyrzucamy was. 

- Jestem pewny. Ale dziękuję. 

Sara zobaczyła się z nim na zewnątrz. Wyglądała na rozdartą. 

- Chcę być z tobą - powiedziała. - Ale właśnie teraz moja rodzina 

potrzebuje mnie bardziej. Musimy wiele przedyskutować. 

- Rozumiem. - Nie zamierzał zmuszać jej, żeby musiała wybierać. 

Ale droga powrotna do Londynu była smutna, a samochód wydawał się 

pusty. 

R S

background image

 

 

131 

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY 

 

Przez następne trzy tygodnie, po uzgodnieniu z Luke'em, Sara 

zmniejszyła ilość godzin pracy dla niego i spędziła połowę swojego czasu w 

Kent, a drugą połowę w Londynie. 

Pod koniec pierwszego tygodnia dał jej klucz od swojego mieszkania. 

- Jeśli zostaniesz tutaj podczas pobytu w Londynie, wtedy przynajmniej 

będziemy się trochę widzieć. 

Luke chciał spędzać niedzielę z jej rodziną. Zawsze przynosił jej mamie 

kwiaty. Spędzał czas na rozmowach o biznesie z jej ojcem i spacerowali po 

sadzie. 

W środową noc Sara obudziła się, odczuwając mdłości. Musiałam coś 

zjeść - pomyślała. Napiła się wody i pomyślała, że rano będzie się czuła lepiej. 

Ale mdłości nie minęły w ciągu dnia. Nagle uderzyło ją, że jej okres się 

spóźnił. To nie może być to. 

Zawsze był regularny, zawsze dokładnie co dwadzieścia osiem dni. 

Szybko kalkulując, powiedziała, że to tylko trzy dni spóźnienia. Nie zauważyła 

spóźnienia, ponieważ latała między Kent a Londynem. 

Nie podjęli żadnego ryzyka - zawsze byli skrupulatni w używaniu 

prezerwatyw - więc była pewna, że było to spowodowane przez stres, obawy 

rodziców i sad. Ale wszystko jedno, zdecydowała się zrobić test ciążowy. 

Musiał być negatywny. Na szczęście Luke był na spotkaniu, więc miała czas, 

żeby go kupić bez jego wiedzy. Nie chciała mu powiedzieć, ponieważ 

wiedziała, co myślał na temat dzieci. 

Kupiła cyfrowy test, przeczytała instrukcję i poszła do łazienki. 

Natychmiast zrobiła test i siedziała, patrząc w okienko pręcika. „Ciąża". 

R S

background image

 

 

132 

Sara wpatrywała się w niego przerażona. W ciąży? Jak zamierza 

powiedzieć o tym Luke'owi? Jeśli powie mu, że będzie znowu częścią rodziny 

bez względu, czy tego chce, czy nie - jak zareaguje? Czy będzie zadowolony, 

czy przerażony? Nie miała pojęcia. 

Wiedziała, że jej rodzina wesprze ją. Ale najważniejszy był Luke. Czy to 

będzie ta rzecz, która ich ostatecznie rozdzieli? 

Nie mogła jasno myśleć. W jej głowie kłębiły się myśli. Może była to siła 

sugestii, ale zrobiło się jej niedobrze. 

- Wyglądasz trochę blado - powiedział, kiedy wróciła do biura. 

- Dobrze się czuję - powiedziała, posyłając mu uśmiech, o którym 

pomyślał, że jest trochę zbyt słodki. 

Nie był taki pewny. Była ostatnio bardzo obciążona, martwiąc się o 

rodziców i sad. 

- Słuchaj, jeśli boli cię głowa, nie siedź tu. Weź wolne popołudnie. Idź na 

górę i zdrzemnij się. 

- Dobrze się czuję. Nie potrzebuję drzemki.  

Ale parę minut później wybiegła z pokoju z ręką na ustach. 

Może to jesienny wirus? 

Luke miał złe przeczucie. Przypominało mu to zachowanie Di w 

pierwszym okresie jej ciąży: Czy Sara mogła być w ciąży po jednym 

przypadku? To byłoby nieprawdopodobne. 

Mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe.  

Czy Sara spodziewała się jego dziecka? 

W jego głowie wirowało. To byłaby najgorsza z możliwych rzeczy, która 

się mogła przydarzyć. Nie chciał mieć dzieci. Nigdy nie miał, nigdy nie będzie. 

Jak mógł być dobrym ojcem? Jego własny go odepchnął. A gdyby podjął 

ryzyko i pozwolił jej pokonać swoją ostatnią barierę i uwierzyć znowu w 

R S

background image

 

 

133 

rodzinę. A co, jeśli pójdzie źle? Nie sądził, że mógł wyjść z tego nienaruszony 

tym razem. To jest koszmar. 

Jednak musiał się z tym zmierzyć. Sara weszła do biura, a jej twarz była 

jeszcze bledsza. Podał jej szklankę wody. 

- Dziękuję. 

Tym razem jej uśmiech był trochę niewyraźny. Pozostał w tym samym 

miejscu, przed jej biurkiem. 

- Myślę, że musimy porozmawiać - założył ręce. - Czy jest coś, o czym 

chcesz mi powiedzieć? 

Zamknęła oczy. 

- To prawdopodobnie wirus. 

- Saro, spójrz na mnie.  

Spojrzała i westchnęła. 

- No dobrze. Tak. Jestem w ciąży. Nie wiem, jak to się stało. Dopiero co 

zrobiłam test. 

Świat zawirował, poczuł się chory. 

- Nie podejrzewałaś tego? 

- Nie. Dopiero dzisiaj, kiedy zaczęłam się źle czuć i zdałam sobie sprawę, 

że okres jest o parę dni spóźniony. Myślałam, że to przez stres... 

Wiedział, że powinien być uprzejmy. Że powinien opiekować się nią i 

wspierać ją. Ale strach popchnął go do przerwania jej. 

- Jak? 

- A jak myślisz Luke, skąd się biorą dzieci? 

- Wiem to. Miałem na myśli to, że zawsze uważaliśmy żeby używać 

prezerwatyw? 

- Nie wiem. Przypuszczam, że powinnam być wdzięczna, że nie 

zapytałeś, czy to twoje dziecko - jej oczy zwęziły się. 

R S

background image

 

 

134 

Skupił się na tym, że będzie ojcem. 

- Zrobię to, co powinienem - powiedział, nie patrząc na nią. 

- Co? 

- Ożenię się z tobą. 

Wtedy zadzwonił telefon. Podszedł do swojego biurka i podniósł 

słuchawkę. 

- Luke Holloway. 

To było to, czego potrzebował. Dzwonił adwokat, aby coś 

przedyskutować. 

Nie mogło to przypaść w lepszej porze.  

- OK, zaraz tam będę. Dwadzieścia minut. Odłożył słuchawkę. - Muszę 

wyjść. Sprawy prawnicze. Wrócę później. Wtedy porozmawiamy. Zostaw 

wiadomość na poczcie głosowej, gdyby coś się wydarzyło. 

Potem wyszedł z biura. Po paru sekundach mógł znowu oddychać. 

Luke zobaczył, że Sara była zmarnowana. Jej twarz była napięta. 

- Cześć - powiedział.  

Podniosła głowę. 

- Gdzie do diabła byłeś? 

- Porządkowałem sprawy prawnicze. 

- Nie przyszło ci na myśl, żeby zadzwonić lub napisać, żeby mnie 

powiadomić, że wracasz? 

- W czym problem? 

- W czym problem? Powiedziałam ci, że jestem w ciąży i powiedziałeś, 

że zrobisz coś, co powinieneś. 

- A co chciałaś, żebym zrobił? Powiedzieć, że jesteś pozostawiona sama 

sobie? 

R S

background image

 

 

135 

- Był inny sposób powiedzenia tego, Luke. Nawet na mnie nie spojrzałeś, 

kiedy powiedziałeś, że się ze mną ożenisz. Nie mogłeś doczekać się, żeby 

wyjść. Gdybym była paranoiczką, powiedziałabym, że zmanipulowałeś ten 

telefon od prawnika. Nie mógł zadzwonić w lepszym dla ciebie czasie. 

- Pomijając fakt, że nie miałem pojęcia, co zamierzasz mi powiedzieć. 

Jesteś wolna, proszę, zadzwoń do adwokata i sprawdź, czy tam byłem. Nie 

mam powodu kłamać, Saro. - Podrzucił jej telefon komórkowy. - Proszę. 

Sprawdź listę połączeń. 

- Nie muszę sprawdzać żadnej listy. - Odrzuciła telefon. 

- Czy nie myślisz, że jesteś trochę - zamilkł raptownie, widząc prawdziwą 

złość na jej twarzy. 

- Nie wmawiaj mi, że jestem pod wpływem hormonów, Luke'u 

Holloway. To nie ma z tym nic wspólnego. Fakt jest taki, że jesteś cholernym, 

zaszufladkowanym człowiekiem. Masz braki emocjonalne. 

Wiedział, że jest to prawda. 

- Luke. Jestem w ciąży. Z naszym dzieckiem. Czy to dla ciebie nic nie 

znaczy? 

- Oczywiście, że tak. Powiedziałem ci, że się z tobą ożenię. Dodam twoje 

nazwisko do konta bankowego i upewnię się, że nie będzie brakowało ci 

pieniędzy. 

To było perfekcyjne rozwiązanie. 

- Co z czasem, Luke? 

- Czasem? 

- Czasem. Czy zamierzasz mniej pracować, żeby spędzać czas ze mną i 

naszym dzieckiem? 

- Ja... - zawahał się. 

R S

background image

 

 

136 

- Myślałam, że nie. Nie możesz zarządzać moim życiem czy dziecka w 

sposób, w jaki prowadzisz biznes. Życie tak nie działa. I jeśli tego nie 

widzisz... 

Posłała mu pełne obrzydzenia spojrzenie, spakowała swoją torebkę i 

trzasnęła za sobą drzwiami. Mocno. 

Luke opadł na krzesło. Da jej parę dni na uspokojenie się i porozmawia 

racjonalnie. Pozwoli zobaczyć, że dał jej doskonałą ofertę. 

Teraz potrzebował pracownika do prowadzenia biura. Westchnął i 

podniósł słuchawkę. Wybrał numer agencji pośrednictwa pracy i załatwił, że 

ktoś przyjdzie od zaraz. Chociaż pracował, aż rozbolały go oczy, nie mógł 

usiedzieć tego wieczora i źle spał. Ne mógł czuć się dobrze, nie mając Sary 

obok siebie. Wszystko było takie bez wyrazu. 

Wytrwał trzy dni, zanim zadzwonił do niej znowu. Jej telefon 

komórkowy był wyłączony. 

Luke spotkał się z Karimem w poniedziałkowy wieczór, ale był w 

obrzydliwym humorze. I wtedy Karim powiedział coś, co dało mu wiatr w 

żagle. 

- Zgadnij, co dzisiaj robiliśmy? 

- Nie wiem. 

Karim wydobył swój portfel z kieszeni i wyciągnął coś z niego. 

- Spójrz. 

To była fotografia. Większa jej część była czarna, ale był na niej trójkąt 

pokazujący kontur głowy dziecka i zwinięte ciałko. 

- To jest dwudziesty tydzień życia twojego bratanka - oznajmił Karim 

rozpromieniony. 

Luke wzdrygnął się. 

Jego najlepszy przyjaciel zauważył to natychmiast. 

R S

background image

 

 

137 

- Myślę, że musimy porozmawiać. 

- Ja... - Jego protest zamarł. - Nie tutaj.  

Oczy Karima zwęziły się. 

- Kiedy ostatni raz jadłeś? 

- Śniadanie...? - Luke nie mógł sobie przypomnieć. 

- W porządku - Karim wyprowadził go z klubu sportowego do małej 

pizzerii tuż za rogiem. Zamówił i utrzymywał lekką rozmowę, zanim skończyli 

pizzę. 

- Teraz mów - powiedział. 

- Mogę zadać ci dziwne pytanie?  

Karim zmarszczył brwi, ale przytaknął. 

- Pewnie. 

- Jak się czułeś, kiedy Lily powiedziała ci, że jest w ciąży? 

Oczy Karima rozszerzyły się. 

- Czy chcesz powiedzieć...? 

- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. Naprawdę muszę wiedzieć, że nie 

byłem jedynym, który czuł się w ten sposób. Żeby wiedzieć, że nie oszalałem. 

Jaka była twoja pierwsza reakcja? 

- Szok. Ponieważ naprawdę nie staraliśmy się o dziecko. Chciałem być z 

nią więcej czasu jako para. Ale potem to samo przyszło. - Karim uśmiechnął 

się. - Ale będzie ktoś jeszcze, kogo będę kochał od jego pierwszej sekundy na 

tym świecie. 

- Więc byłeś zadowolony? 

- I dumny. I trochę przerażony. Nie spędzałem dużo czasu z dziećmi. 

Skąd miałbym wiedzieć, czy będę wystarczająco dobrym ojcem? 

Jego najlepszy przyjaciel miał te same wątpliwości. 

- Będziesz wielki. Masz przykład w swoim ojcu.  

R S

background image

 

 

138 

Karim był zamyślony. 

- Więc Sara jest w ciąży?  

Luke westchnął ciężko. 

- Tak i źle zareagowałem, kiedy mi o tym powiedziała. 

- Och. 

- Jestem zszokowany i przerażony. 

- I zadowolony?  

Luke potrząsnął głową. 

- Ciągle nie mogę pokonać lęku. 

- Nigdy nie powiedziałeś mi całej historii i nie zamierzam się wtrącać, ale 

fakt, że byłeś wystarczająco silny, żeby odejść z rodziny... mówi mi, że 

będziesz wystarczająco silny, żeby być dobrym ojcem, że będziesz ojcem dla 

swojego dziecka, jakiego ty nigdy nie miałeś. 

- To zależy od wielu rzeczy - powiedział Luke sucho. - Od tego, czy 

dostanę szansę, aby to pokazać. 

- Sara z tobą nie rozmawia? 

- Nie. Jej komórka ciągle jest wyłączona i nie odpowiada na moje 

telefony. Po raz pierwszy w życiu nie wiem, jak to załatwić. 

Karim poklepał go po ramieniu. 

- Jedyną rzeczą, jaką możesz zrobić, to być sobą. Powiedz jej, co 

naprawdę czujesz. Otwórz się dla niej. 

Luke pokręcił głową. 

- Nie otworzę się. 

- Otworzysz się jak ja dla Lily - zareplikował Karim. - Jeśli Sara jest tą 

osobą, którą znasz. Ponieważ będzie ci znacznie ciężej bez niej niż z nią. 

- Bez niej czuję się, jakby świat stał się szary - przyznał Luke. - Nic nie 

jest odpowiednie. 

R S

background image

 

 

139 

- Więc ona jest tą jedyną - powiedział Karim. - Porozmawiaj z nią. Co 

takiego złego może się zdarzyć? 

- Ona mnie odtrąciła - Luke zaśmiał się głucho. - Cóż, zrobiła to już. 

Powiedziałem jej, że zrobię, co powinienem i się z nią ożenię. 

- Ze względu na dziecko? 

- Tak. 

Karim wciągnął powietrze. 

- Jeśli zrobiłbym to samo z Lily, odeszłaby ode mnie. Sara musi 

wiedzieć, że ty chcesz ją. 

- Dla niej samej - zakończył Luke. - Tak. Właśnie to odkryłem. - 

Dziękuję za radę. 

- Powiadom mnie, jak ci poszło. 

- Dobra - Luke nie był nawet pewny, czy Sara z nim porozmawia. Był 

przygotowany zrobić wszystko, aby zmienić bieg rzeczy. 

Musi jej pokazać, że mówi poważnie i naprawdę chce tworzyć z nią 

rodzinę. 

W drodze powrotnej do mieszkania przeszedł się przez sklepy dla dzieci. 

Na wystawie jednego z nich leżała otwarta książka. Rzucił na nią okiem i zdał 

sobie sprawę, że może być użyta jako pamiętnik. Wpadł na pewien pomysł. Da 

Sarze dowód, że ją kocha. Prosto z serca. 

W domu usiadł przy stole i zaczął pisać. 

R S

background image

 

 

140 

ROZDZIAŁ SZESNASTY 

 

Następnego ranka wszedł do domu, w którym mieszkała Sara. Nacisnął 

przycisk dzwonka. Domofon zatrzeszczał. 

- Tak? 

- Justin, tu Luke. Muszę zobaczyć się z Sarą. 

- Ona nie chce cię widzieć. 

- Musimy się spotkać.  

Luke westchnął. 

- Nie zamierzam zranić Sary. Jestem tutaj, żeby to załatwić. - 

Zaryzykował - Przypuszczam, że wiesz o dziecku? 

- Tak. 

- I wiesz, że poprosiłem ją, żeby za mnie wyszła. 

- Ona niezupełnie tak to widzi. 

- Jestem również przybity - przyznał Luke. - Jest wiele rzeczy, które 

muszę jej powiedzieć. Wiele rzeczy musi usłyszeć. 

- Tylko wtedy, jeśli będzie chciała się z tobą zobaczyć. 

- Nie odejdę, zanim się nie zobaczymy. Jeśli będę musiał, rozbiję namiot 

na twoim progu - powiedział. 

- Słyszałeś o nakazie zatrzymywania intruzów - odparował Justin. 

- Nie jestem intruzem. Jestem tylko zwykłym człowiekiem, który narobił 

bałaganu. I muszę mieć szansę posprzątania. 

- W porządku. Wejdź na górę. Ale jeśli powie nie, wyjdziesz natychmiast 

- ostrzegł Justin. 

- Załatwione. Dzięki, Justin.  

Brat Sary otworzył drzwi. 

R S

background image

 

 

141 

- Zgodziła się z tobą spotkać. Więc daję wam obojgu wolną rękę, ale Sara 

ma mój numer telefonu. 

- Nie będzie go potrzebować - obiecał Luke. 

- Wyglądasz strasznie. - Powiedział Justin. 

- Tak się czuję, ale na nic więcej nie zasłużyłem.  

Poczekał, zanim Justin wyszedł i potem zapukał do jej drzwi. 

Sara otworzyła. Wyglądała tak źle jak on. Miała cienie pod oczami, jej 

skóra była blada i wyglądała, jakby źle spała. 

- Cześć. Mogę wejść?  

Skinęła głową. 

- Dziękuję. - Wciągnął powietrze. - Jestem tutaj, żeby przeprosić i 

powiedzieć ci rzeczy, które powinienem powiedzieć ci wieki temu, ale... Nie 

było mi łatwo otworzyć się, ale wiem, że od tego muszę zacząć, by załatwić 

sprawę pomiędzy nami. Jestem zdeterminowany zrobić wszystko, aby 

wszystko naprawić. 

- Chcesz się czegoś napić? 

- Nie. Chcę tylko porozmawiać. - Poszedł za nią do salonu. 

Jedyną rzeczą, jaką mógł zrobić, było powiedzenie jej prawdy. 

- Wszystko jest inne od czasu, gdy odeszłaś. Wszystko wydaje się 

bezbarwne, nieodpowiednie. Zdałem sobie sprawę, że... - wciągnął powietrze - 

naprawdę nie znoszę tego, że muszę to przyznać, ale potrzebuję cię. 

Jej oczy wypełniły się łzami. 

- Muszę powiedzieć ci coś o sobie. Kiedyś zapytałaś mnie, czy byłem 

częścią rodzinnego biznesu. Moja rodzina miała firmę. Na East End. 

Zmarszczyła brwi. 

- Nie widzę nic złego w East End. 

R S

background image

 

 

142 

- Generalnie tak. Jak ci wyjaśnić? Moja rodzina - oni są tak zwanymi... 

cóż, kryminalistami. Mój tata jest złodziejem, mój dziadek jest oszustem, mój 

wujek jest paserem. Rodzaj genów, których nie chciałem przekazywać. 

- Więc chcesz, abym je usunęła? 

- Nie - powiedział. - Nie chciałem i nie chcę. Staram się wyjaśnić ci, 

dlaczego nie chciałem dzieci. Pamiętasz, powiedziałem ci, że mój nauczyciel 

matematyki dostrzegł, że mógłbym być dobry z ekonomii? 

- Tak. 

- Powiedział mi to na posterunku policji, po tym, jak zostałem 

aresztowany za stanie na czatach. Poręczył za mnie policji i powiedział, że 

mam rozum i właśnie teraz go marnuję. Że mogę mieć lepsze życie, jeśli 

zostanę po właściwej stronie prawa i użyję moich naturalnych zdolności. 

- Więc posłuchałeś jego rady? 

- Myślałem o tym. I tak odkryłem, że to, o czym mówił, miało sens. Nie 

pogrążać się w dół z rodziną. Ale postawił mnie w naprawdę niewygodnej 

sytuacji. Gdybym wiedział, że planowali coś i nie próbowałbym ich zatrzymać, 

to uczyniłoby ze mnie wspólnika. Ale gdybym doniósł na nich na policję... 

- Postępowałeś wbrew sobie? 

- Zdradzając moją rodzinę? - Skinął głową. Więc na jakiś czas wybrałem 

sposób tchórza i powiedziałem im, że będę milczał tak długo, jak nie będę 

wiedział, co robili. 

- Sposób tchórza? 

- Ponieważ powinienem zamknąć ich w ciupie.  

Zmarszczyła brwi. 

- Luke, ile miałeś lat, kiedy to się stało? 

- Dwanaście. 

R S

background image

 

 

143 

- Na litość boską, byłeś ciągle dzieckiem. Nie ma nic tchórzliwego w 

tym, co zrobiłeś. 

- Hmm... nie byłbym taki pewny. Zresztą ten nauczyciel dał mi pracę na 

targowisku i pomógł mi trzymać się tej drogi. Parę lat temu zapytałem go 

dlaczego... Powiedział, że był kiedyś taki jak ja. Ktoś inny pomógł mu i on 

wierzył w... przeznaczenie. 

- Więc twoja rodzina zaakceptowała to.  

Pokręcił głową. 

- Przyszło im do głowy, gdy miałem piętnaście lat, bym pożyczył trochę 

pieniędzy na stoisku. Powiedziałem nie. To było brudne. I w końcu dałem im 

ultimatum - albo zaakceptują, że nie chcę uczestniczyć w tym, co robili, lub 

pozwolą mi odejść.  

Zagryzła wargi. 

- I oni pozwolili ci odejść? 

- Nawet mama odwróciła się ode mnie. 

- Twoja mama też była kryminalistką? 

- Nie, ona nie. Była słaba. Stwierdziła, że lepiej iść z prądem. Zawsze 

upewniali się, że nie brakuje jej pieniędzy. - Wzruszył ramionami. - Środki 

uspokajające załatwiały resztę. Tata powiedział jej, co ma mówić, kiedy 

przyjdzie policja i tak robiła. Więc dlatego nie lubię, lubiłem - poprawił się 

szybko - rodzin. 

- Rozumiem. 

- I proszę, nie próbuj naprawić moich stosunków z nimi. Nie należę do 

nich, a oni do mnie. Nie chcę żyć tak jak oni - dla mnie, dla ciebie, a najbar-

dziej dla naszego dziecka. - Ciężko przełknął. - Od czasu, gdy cię spotkałem, 

nauczyłem się czegoś. Zdałem sobie sprawę, że nie ma znaczenia, skąd 

pochodzę. Jedyne, co ma znaczenie, to obecna chwila. I mogę założyć rodzinę, 

R S

background image

 

 

144 

do której chcę należeć. - Spojrzał na nią. - Pragnę cię, Saro. Życie bez ciebie... 

to jak wrócić do tych mrocznych dni, gdy nie wierzyłem w nic i nikomu. Kiedy 

utrzymywałem wszystkich na dystans, żeby nie mieli szansy mnie odtrącić. 

- Ja również cię odtrąciłam. Odeszłam. 

- Popchnąłem cię do tego. Kiedy powiedziałaś mi o dziecku, 

spanikowałem. I przysięgam, że nigdy nie chciałem cię zranić. 

- Widziałam, że świat się zawalił. Ale nie chciałam zostać i ciągnąć cię w 

dół. Zanim nie obraziłeś mnie i dziecka. 

- Nigdy tego nie zrobię. 

- Nie zrobisz? 

- Nie, ponieważ nauczyłem się różnicy pomiędzy tym, co myślałem, a 

tym, czego naprawdę pragnę. Pragnę rodziny, Saro, z tobą. 

- Zaoferowałeś mi biznesowy układ. Doskonały kontrakt - powiedziała. - 

A nie rodzinę. 

- I nie miałem racji. Nie było to to, czego chciałem. Nie będę cię winił, 

jeśli mi nie uwierzysz, ale kocham cię. I mogę szczerze powiedzieć, i to nie są 

tylko słowa. Nigdy ich nikomu nie mówiłem. 

Dał jej wszystko, co miał. Zdał sobie sprawę, że wciąż ściska papierową 

torbę. Wstał i położył ją na jej kolanach. 

- To nie jest faktycznie dla ciebie. To dla naszego dziecka, po latach. Ale 

chcę, byś przeczytała to pierwsza. Zadzwoń do mnie, jeśli będziesz chciała 

porozmawiać. 

Sara nie otworzyła torby, zanim nie usłyszała, że zamknęły się za nim 

drzwi. Wiedziała, że wiele go kosztowało powiedzenie jej prawdy o 

przeszłości. Dla mężczyzny, który wierzył w prostolinijność i honor, by 

przyznać się do życia bez tych rzeczy. 

I fakt, że powiedział, że kocha ją... 

R S

background image

 

 

145 

Wierzyła, że nie powiedział tego nikomu innemu. Ale czy pozwoli sobie 

mu zaufać? Otworzyła torbę i wyjęła dziennik. Był ręcznie napisany, więc z 

pewnością zrobił to sam. 

Przeczytała i zdała sobie sprawę, że wlał w to swoje serce. Mówiąc ich 

dziecku o niej - jak ją kochał, jak się czuł, gdy była w pobliżu. Przyznała, że 

fragment o nim przeraził ją, że nie byłby dobrym ojcem, ale zamierzał 

spróbować, ponieważ Sara pokazała mu, czym może być rodzina. Jak wiele 

rzeczy widział w przód. Swoje dziecko na pierwszym zdjęciu płodu, czucie 

pierwszych kopnięć czy tulenie go pierwszy raz. Jak planował spędzić z nim 

czas, budując zamki z piasku i taplając się w morzu. Puszczając latawce, 

czytając bajki na dobranoc. Tulić je, gdy się obudzi w nocy ze złego snu. I 

najbardziej ze wszystkiego, być rodziną. 

Gdy skończyła czytać, zadzwoniła do niego, ale kiedy odebrał, była 

roztrzęsiona. 

Wydawało się, że sekundę później już dzwonił do drzwi. Otworzyła je i 

padła w jego ramiona. 

- Przyjechałem tak szybko, jak mogłem. Dobrze się czujesz? Wszystko 

będzie dobrze, kochanie. Zadzwonię po karetkę. I nie zamierzam cię opuścić. 

Ani teraz, ani kiedykolwiek. 

Był w połowie wybierania numeru pogotowia, kiedy zatrzymała go. 

- Nie potrzebuję karetki - powiedziała. - Z dzieckiem wszystko dobrze. 

- Więc dlaczego...? - Wytarł jej delikatnie łzy. 

- Płaczę przez ciebie. Przez to, jak wiele wycierpiałeś. Będziemy rodziną 

- prawdziwą rodziną. Ponieważ kocham cię, Luke. Naprawdę kocham cię. 

- Zawsze cię kochałem. 

Wtedy objęła go ramionami, trzymając tak mocno, że ledwie mogła 

oddychać. 

R S

background image

 

 

146 

- Luke? 

- Pragnę cię, Saro. - Widziała głód w jego oczach. - Ale nie tutaj. 

- Więc...? 

- Jedź ze mną do mieszkania. Naszego mieszkania - podkreślił. Ale jeśli 

chcesz mieszkać gdzieś indziej, pojedziemy do agencji nieruchomości i coś 

wybierzemy. Ponieważ ty i nasze dziecko jesteście dla mnie ważniejsi niż 

cokolwiek innego na świecie. 

- Luke - Pocałowała go.  

Dwadzieścia minut później byli na miejscu. Dobrze było poczuć jego 

skórę na swojej, ciepło jego ust dręczące ją, aż do gorączki. 

- Luke, doprowadzasz mnie do szaleństwa. Potrzebuję... 

- Ja również - powiedział miękko. - Ale tym razem chcę więcej. Chcę, 

żeby wszystkie bariery runęły. 

Pocałował ją i gdy w nią wszedł, było to jak powrót do domu. 

Poczuła, jak jej ciało napręża się wokół niego i jak jego ciało burzy się w 

odpowiedzi. 

- Saro - wyszeptał. - Kocham cię. 

- Też cię kocham. 

Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła, że jego rzęsy są wilgotne. 

- Będziesz musiała za mnie wyjść, wiesz - powiedział. 

- Z powodu dziecka? - To ciągle kąsało. 

- Ze względu na mnie - poprawił ją. - Chcę spędzić z tobą resztę moich 

dni. 

- Luke, czy ty... 

- Mówię tak, bo nie chcę ryzykować, że powiesz nie. Jeśli chcesz, żebym 

zapytał cię, czy za mnie wyjdziesz, to lepiej się ubierzmy. 

- Dlaczego? 

R S

background image

 

 

147 

- Ponieważ nie powiem naszym dzieciom, że prosiłem cię o rękę zupełnie 

nagi. 

Nie mogła przestać się śmiać, ale zrobiła to, o co prosił i ubrała się. 

Wciągnął na siebie ubranie i poprowadził ją nad Tamizę. Nie dbając o ludzi 

spacerujących wokół, klęknął. 

- Saro. Kocham cię. Uczyniłaś mój świat lepszym. Wyjdziesz za mnie? 

- Tak. 

 

            

 

R S


Document Outline