Dieta
Paul Eijkemans
Jeśli w świecie świętej medycyny roślinnej jakiś temat wzbudza ogromne zamieszanie to jest nim
dieta, której dobrze jest przestrzegać, by cieszyć się ceremonią. Czasem otrzymuję e-maile wysłane
w środku nocy od osób, które nie mogą spać ze strachu, że zjedli coś za co zostaną surowo ukarani
przez ducha roślin. By temu zapobiec, nie wspominając już o tym, że mogliby zacząć do mnie
dzwonić o tak późnych porach, powiem tu trochę o diecie na ceremonie z Natem. Dobrze jest
również pamiętać, że oczywiście rośliny te nikogo nie karzą. To przecież medycyna.
Zanim do tego dojdziemy, porozmawiajmy najpierw o pożywieniu i jego jedzeniu. Pewnego razu
oglądałem program Oprah Winfrey z udziałem trzech naprawdę otyłych kobiet, które usadowiły się
wygodnie na kanapie, która ledwo wytrzymała ich wagę. Siedzącą na jej drugim końcu Oprah, która
też nie należy do szczupłych osób, prawie „wystrzeliły” w powietrze. Gawędziły o swoich nawykach
żywieniowych, a jedna z nich powiedziała, że tylko raz w tygodniu chodzi do toalety za potrzebą
numer dwa, w co ledwo mogłem uwierzyć, biorąc pod uwagę jej obfite kształty i prawdopodobnie
ogromne ilości spożywanego codziennie jedzenia . Ale być może właśnie wtedy był jej dzień na
„dwójeczkę” i w tern sposób jej rozmiary zmniejszyłyby się dzięki temu o połowę. Miąłem cichą
nadzieję, że stanie się to w podczas programu. Wyobrażasz sobie? Przed przerwą na reklamy na
kanapie siedzi osoba postury świętej pamięci Barry’ego White’a, a po przerwie – o sylwetce Tyra’y
Banks. Magia! Dawid Copperfield nie zrobiłby tego lepiej. Kobieta ta najwyraźniej nie zdawała sobie
sprawy jak dziwna i w równym stopniu „zatwardziała” była nieregularność jej wizyt w toalecie.
Ponadto skarżyła się, że jest nieustannie zmęczona i brak jej motywacji do działania, lecz zupełnie nie
łączyła tego z ogromnym rozmiarem swojego ciała i zapychaniem go śmieciami całymi dniami.
Dziwiłem się, że podczas programu nie wypiła kilku milkshake’ów. Miałem wrażenie, że zamiast
programy Oprah Winfrey oglądam teatrzyk kukiełkowy pt. „Punch and Judy”, w którym cała
publiczność widzi czarny charakter stojący za Panem Punchem, poza nim samym. Ogólnie w życiu
mądrze jest zmienić nieodpowiadające ci lub nie działające w twoim przypadku rzeczy. Świadomość
jest cechą niezbędną do logicznego połączenia twojego zachowania z zamierzonymi bądź
niezamierzonymi efektami końcowymi takiego zachowania. Warto jest rozwijać tę świadomość,
ponieważ powstrzymuje cię ona przed wpadnięciem w pułapkę niezdrowego ciała!
Żyjemy w czasach, w których ludzkość paradoksalnie dysponuje większą niż kiedykolwiek ilością
narzędzi, by zachować zdrowie. A jednak liczba ludzi, którzy tracą połączenie z własnym ciałem wciąż
rośnie. Mam nadzieję, że ty, jako potencjalny, przyszły uzdrowiciel medycyną roślinną nie cierpisz na
tego rodzaju odseparowanie, jako że do pracy z medycyną roślinną potrzebny jest głęboki i wręcz
intymny związek z własnym ciałem. Im bardziej bowiem się z nim połączysz, tym bardziej się w nim
uziemisz, a z kolei – im bardziej to zrobisz, tym dalej możesz podróżować w skrytej za fizycznością,
przestrzeni energetycznej i uzdrawiać. Jedynym sposobem na przeżycie doświadczenia przebywania
poza ciałem jest uprzednie doznanie ciała poprzez głębokie połączenie z nim i jego funkcjami.
optymalna dieta jest na to doskonałym sposobem. Niestety, jedzenie spożywane przez większość
ludzi jest, mówiąc najdelikatniej jak można, bardzo niskiej jakości.
Spójrzmy prawdzie w oczy. Jaka szkoda, że w tak „okrzyczanym” duchowym 2012 roku, my, jako
ludzkość istotnie osiągnęliśmy nowy poziom świadomości. Bowiem po raz pierwszy w historii tej
planety więcej ludzi zmarło na choroby związane przejedzeniem niż z głodu. Obecnie szybciej niż
kiedykolwiek przedtem ludzie tyją i coraz bardziej chorują z powodu jedzenia. Mówiąc „ tyją” nie
mam na myśli ludzi o obfitych kształtach, takich jak gigantyczny Polinezyjczyk czy tak zwani „Big
Mamas”, widywani przeze mnie w Afryce, a którzy zazwyczaj są stosunkowo zdrowi. Mówię tu o
ludziach swoje puszyste ciała toksycznymi, pełnymi substancji chemicznych tłuszczami, nie zaś ludzi,
posiadających naturalną warstwę tłuszczową, zapewniającą warstwę ochronną przed inwazją energii
w ciało i mogących zostać spożytkowanymi jako paliwo dla organizmu. Ludzie coraz gwałtowniej
tracą zdrowie, pomimo że sklepy ze zdrową żywnością pojawiają się jak grzyby po deszczu. To
doskonały przykład na to jak działa dualizm w jedności, w której wszystko zawsze pozostaje w
równowadze: na każdą coraz bardziej zbliżającą się ku oświeceniu osobę, przypada setka innych,
którzy głupieją coraz bardziej, by znów wszystko było w idealnej harmonii. Tak więc, dla porównania,
jeśli naprawdę chcesz pomóc innym, porzuć proszę to bezsensowne poszukiwanie oświecenia, by inni
nie musieli głupieć i cierpieć z powodu swej głupoty przez ciebie. Jeśli jesteś mądry i masz serce,
lepiej usuń się z tej planety, by pomóc innym rozwijać się!
Wydaje się, że także na poziomie umysłowym ludzie chorują coraz bardziej, z powodu tego czym
odżywiają swoje ciała, a także swoje dzieci. Rosnącej liczbie z nich przepisuje się Ritalin dla otępienia,
chociaż odkrywca
zespołu nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi (ADHD),
Leon
Eisenberg na łożu śmierci wyznał, że jest to choroba fikcyjna, że ją wymyślił. Ritalin niszczy określone
organy w ciele człowieka i może powodować psychozy i depresje, a mimo to według powszechnej
opinii, nigdy nie jest niego za wcześnie. Znajdujące się w Ritalinie substancje chemiczne są tak samo
szkodliwe jak większość dodatków do żywności spożywanej przez wielu ludzi , jednak spora część z
nich uważa, że jedzenie zawierające substancje chemiczne jest czymś zupełnie normalnym. Mnóstwo
z tych dodatków do żywności powoduje otępienie, depresję czy ataki agresji. Zaobserwowany przeze
mnie znaczny wzrost liczby prostackich zachowań w ciągu ostatnich dwudziestu lat ma, moim
zdaniem, ścisły związek z bogatym asortymentem substancji chemicznych dodawanych do żywności,
które mają ostateczny wpływ na procesy zachodzące w ciele, a zatem i na zdrowie emocjonalne.
Istnieje doskonały powód ku temu, by zachować ostrożność w tym co wkładasz do swojego systemu.
Fizyczny składnik jedzenia służy budowaniu i utrzymaniu ciała fizycznego, a energetyczny – do
tworzenia i zachowania ciała energetycznego. Pod tym względem „jesteś tym co jesz”, lecz nie traktuj
tego zbyt dosłownie. Wegetarianie żartują sobie ze zjadaczy wieprzowiny, wytykając im to,
zapominając, że sami jedzą orzechy i jajka.
Twój mózg to wspaniałe narzędzie kontroli inteligentnego robota, jakim jest ciało fizyczne. Mózg
pomaga uszeregować wiedzę i myśli, porządkując je w ten sposób. Nie żebym uważał, że myślenie
samo w sobie zachodzi w mózgu; sposób w jaki na to patrzę to inteligencja, tymczasem myślenie
ostatecznie zachodzi poprzez pola energii w bezkresie przestrzeni poza fizycznością , trwające przez
eony czasu. Mózg służy wyłącznie do upewnienia się, że energia pozostaje skupiona w tym
zdominowanym przedmiotami świecie, w którym żyjemy. Z mojego punktu widzenia zachodzi to na
drodze przekładu pomiędzy holograficzną rzeczywistością energetyczną, znajdującą się ponad
fizycznością, a rzeczywistością opartą na przedmiotach w świecie fizycznym. Mam nadzieję będę
mógł dowieść swojej teorii, lecz potrzebuję do tego świata nauki, by stworzyć narzędzie odpowiednie
do tego. Posiadamy też coś, co możemy nazwać „drugim mózgiem”. To potężna sieć neuronów
łącząca się z trzewiami. Jest ich około 100 milionów, więcej niż w rdzeniu kręgowym czy obwodowym
układzie nerwowym. Nie tylko odpowiada za proces trawienia, ale także odgrywa istotną rolę w
ustalaniu stanu emocjonalnego określonej osoby. Miłość przechodzi przez brzuch człowieka, a dzieje
się tak przede wszystkim z powodu „drugiego mózgu”. Podczas ceremonii szamani zręcznie posługują
się tą rozległą i wrażliwą siecią. To za jej pomocą wyczuwasz energie w otaczającej cię przestrzeni i
tak właśnie docieramy do etymologii wyrażenia „ mieć przeczucie” (dosł. „uczucie w trzewiach”). Oto
dlaczego szamani pilnują zdrowia swoich jelit, ponieważ są one niezbędnym narzędziem w ich pracy.
Niezawodnym sposobem na zdrowe jelita jest przestrzeganie diet zgodnych z określonymi
tradycjami.
Istnieje tak wiele diet, że niemożliwością jest omówić je wszystkie tutaj więc chciałbym rozpocząć od
najpopularniejszej, czyli wegetariańskiej. Też jestem wegetarianinem, lecz z całą pewnością nie wtedy
kiedy jem. Na tym świecie jest mnóstwo wegetarianów, lecz szczerze mówiąc same rośliny do nich
nie należą: owady pełzają po roślinach, gromadząc się na nich, a kiedy umierają, ich komórki trafiają
do ziemi, z której rośliny czerpią składniki odżywcze. Zważywszy na obfitość roślin na tej planecie,
nasi zieleni przyjaciele są najprawdopodobniej największą grupą drapieżników na świecie. Jeśli jesz
rośliny zostajesz natychmiast zdyskwalifikowany jako wegetarianin, ponieważ jednocześnie jesz
mięso. A zatem równie dobrze możesz zaprzestać niejedzenia mięsa, ponieważ jesz je zjadając
rośliny. Weganie są podzbiorem wegetarianów – nie jedzą także jajek. Poznałem kiedyś weganina,
który powiedział mi, że obrzydzała go idea spożycia czegoś, co wyszło z ciała innej istoty. Odparłem
wtedy, że nie podzielam jego obrzydzenia dla tego typu rzeczy i, że zdecydowanie nie powstrzyma
mnie to przed rozmową z nim, bez cienia obrzydzenia, z kimś, kto wyszedł z pochwy swojej matki.
Czasem ludzie pytają mnie dlaczego, pomimo tego, iż nie jestem wegetarianinem nadal mogę
pracować z energią, właśnie w sposób w jaki to robię, tzn. czytać i poruszać ją. Zawsze odpowiadam
im, że powinni odwrócić to pytanie i zapytać siebie dlaczego, choć są wegetarianami nie potrafią
robić tego co ja. Lepiej więc zjedz kawałek kurczaka.
Niektórzy z tych ludzi tak mocno dali się pochwycić przez swój własny rygorystyczny wybór
pożywienia, że zaczęli uświadamiać i pouczać innych na temat tego, że bycie wegetarianinem jest
najwyższą praktyką duchową. Po tym jak wspominam, że Adolf Hitler prawdopodobnie jest jednym z
najsłynniejszych wegetarianów na świecie, mówię im też, że Dalai Lama, którego także można
postrzegać jako duchowy autorytet, od czasu do czasu je kurczaka, ponieważ wie, że służy to jego
zdrowiu. Wówczas niektórzy zaczynają narzekać, że nie powinno się zabijać zwierząt i że właśnie
dlatego wegetarianizm jest najwyższą praktyką duchową, ale żeby zebrać w całość twoją dzienne
pożywienie roślinne również musisz zabić niektórych z naszych zielonych przyjaciół. Naukowcy i
miłośnicy roślin powiedzą ci, że rośliny, podobnie jak zwierzęta, też mają uczucia. Wegetarianie
mówią też, że kolejnym powodem dla nie jedzenia mięsa jest potworny żywot jaki miały zwierzęta
wyhodowane dla celów bio-przemysłu. I tu w końcu znaleźliśmy wspólny mianownik, ponieważ ja też
nie jem mięsa pochodzącego z takich źródeł.
Większość ludzi zdaje się zapominać, że wszystko zależy od sytuacji. Jeśli niejedzenie mięsa ci służy to
nie jedz, a jeśli jest dla ciebie zdrowe to jedz. Ale nigdy nie rób z tej kwestii dogmatycznego dramatu,
ponieważ w ten sposób tylko stworzysz problemy dla siebie i innych. Energie dramatu znacznie
bardziej szkodzą twojemu systemowi energetycznemu niż nieprzestrzeganie określonej diety, nie
mówiąc już o wpuszczaniu tych energii w innych ludzi poprzez robienie dramatu. Rzeczywistość, jaką
dostrzegam u wegetarianów jest taka, że zdecydowanej większości z nich brakuje siły fizycznej do
wykonywania prawdziwej pracy z medycyną roślinną. Wielu z nich ma sflaczałe ciała, bez ochronnej
warstewki tłuszczu i przy najmniejszym przypływie energii w przestrzeni padają na ziemię. Po prostu
nie mają połączenia z własnym ciałem przez swoje urojone nawyki żywieniowe. Jeśli prowadzisz
ceremonie z medycyną roślinną wskazane jest jedzenie mięsa – głównie kurczaka, a na drugim
miejscu rybę.
Rdzenni Szuarowie uważają wegetarianizm za coś bardzo dziwnego. Kiedy powiesz im, że nie jesz
mięsa natychmiast zaczną cię pytać ze współczuciem o rodzaj choroby, jaką masz, ponieważ dlaczego
miałbyś mieć inny powód do przestrzegania tak ścisłej diety, składającej się wyłącznie z roślin?
Dlatego też nie spotkasz Szuara-wegetarianina, ponieważ wegetarianizm automatycznie taka osoba
zostaje zdyskwalifikowana jako Szaur. Szarowie bowiem są przeciwieństwem wegetarianów – jedzą
wszystko na czterech nogach, z wyjątkiem stołów i psów. Oczywiście nie jedzą psów. Ich psy
myśliwskie przynoszą im pożywienie z lasu deszczowego, dlaczego więc mieliby zabijać gęś znoszącą
złote jaja, nawet, jeśli świetnie smakuje, a pies jest naprawdę smaczny. Psy myśliwskie Szuarów są
niezwykle zręczne w odkopywaniu ukrytych w ziemi armadillos (z hiszp. pancerniki), które, jeśli tylko
dobrze przyrządzone, smakują przepysznie. Nie, nie, wcale nie jestem zwolennikiem korzystania
mięsa zwierząt z lasu deszczowego żeby przyrządzać z nich pyszne posiłki, uważam jednak za
niewłaściwe prawienie ludziom kazań na temat ich nawyków żywieniowych, jeśli są do nich
przyzwyczajeni od przynajmniej dziesięciu lat. Sami muszą się o tym przekonać i to nie poprzez
robienie wykładów innym na temat sposobu odżywiania się – nawyku, za którym ludzie
przestrzegający określonych diet mają tendencję gonić.
Dieta Szuarów zawiera wiele gatunków ryb. Niektóre z nich łowią w pobliskich rzekach, lecz wiele
szuarskich rodzin ma także duże oczko wodne, w którym hodują ryby, zwykle tilapię i pstrąga.
Hodowanie rybek dla przyjemności czy ozdoby jest im zupełnie obce; ryba to pożywienie i nic poza
tym. Kiedyś wynająłem dom, w którym w kuchni (jakże stosownie) znajdowało się duże akwarium.
Pewnego razu odwiedził mnie rdzenny szaman mieszkający w lesie deszczowym – lesie, który śmiało
można nazwać największym darmowym supermarketem na świecie. Któregoś ranka zastałem go w
kuchni intensywnie wpatrzonego w różne gatunki karasek i oblizującego przy tym usta. Wiedział
dobrze, że to akwarium stoi tam dekoracyjnie, ale żeby mieć pewność, że nie popadł w tamtej chwili
w zwyczaje szuarskie, a przy tym , by nie rozzłościć właściciela domu, wyjaśniłem mu, że te ryby nie
były do jedzenia, ale wyłącznie dla celów dekoracyjnych, co z żalem przyjął do wiadomości.
Innym, dość niezwykłym źródłem pożywienia, jakie zapewnia las deszczowy są owady. Są one
doskonałym źródłem białka i pomimo czasem ich odrzucającego wyglądu, prawie zawsze smakują
wyśmienicie. Biorąc pod uwagę rosnącą antypatię świata do hodowli krów, trzody chlewnej i drobiu,
nie zdziwię się, jeśli w przyszłości to insekty będą stanowić główną alternatywę źródła wyżywienia
ludzi. „Współczynnik uśmiercania” owadów jest przynajmniej znacznie niższy niż zwierząt, mających
trochę bardziej rozwiniętą osobowość. Wiele rodzajów owadzich przysmaków można znaleźć w lesie
deszczowym na terytorium Szuarów. Jednym z nich jest tłusta larwa o nazwie mukin, żyjąca i żywiąca
się wnętrzem Palmy Chonta, zwanej też „Sercem palmy”. Za wygórowaną cenę 1 dolara za sztukę,
larwy te są, według masy ciała, najprawdopodobniej najdroższymi jadalnymi insektami na świecie, ale
ich lepkie wnętrza smakują wyśmienicie i warte są tej ceny. Możesz zjeść je smażone w głębokim
tłuszczu, lecz większość Szuarów woli je na surowo. Innym przysmakiem są latające mrówki, w języku
Szuarów zwane week. Budują gromadne gniazda w ziemi. Wystarczy pół godziny kopania w ziemi i
sprawnego przesiewania, by mieć ich kilogram lub więcej. Mniam, kilogram pysznego, obfitującego w
białko jedzenia. Jeszcze innym smakowitym owadem jest wodny insekt, zwany tsapak. Są one
trujące, ale gdy się je ugotuje, trucizna zostaje zneutralizowana i można je bezpiecznie spożywać.
Zjadasz je biorąc do ręki jedną sztukę, odrywasz zawierającą pazur głowę, co również usuwa gorzki
smak jelit, zanurzasz korpus owada w soli i wkładasz do ust. Smakuje jak kawior z lasu deszczowego:
nigdy już nie zjesz niczego pyszniejszego w swoim życiu. Jego odrażający wygląd równa się
niebiańskiemu smakowi i kruchości w ustach. Zasada ta dotyczy również picia medycyny na
ceremoniach. Jeśli powiesz przyjaciołom, że jedziesz na taka ceremonię lub nawet na kilka z nich i że
będziesz tam wymiotować swoje wnętrzności, powiedzą, że jesteś stuknięty, lecz w rzeczywistości
rankiem po ceremonii każdy uczestnik jest przeszczęśliwy, że brał w niej udział.
Być może niektórzy już jedli owady nawet o tym nie wiedząc. Czy jako dziecku zdarzyło ci się jeść
Skittles? Przez wiele lat te czerwone, barwione Karminem, który jest czerwonym barwnikiem
spożywczym, uzyskiwanym z gotowanych we wrzątku owadów o nazwie czerwiec kaktusowy. Są to
owady z gatunku pluskwiaków, żyjące w Ameryce Południowej i Meksyku. Innym produktem
pochodzącym z owadów, czasem używanym do wyrobu słodyczy jest lepka wydzielina samic również
czerwców, lecz innej odmiany, z angielskiego zwanych „tajskim żukiem”, a po łacinie Kerria lacca.
Wydzielina ta to szelak używany do produkcji kilku gatunków błyszczących skorupek galaretek. A
zatem mówiąc o dodatkach do żywności ludzie mają często na myśli składniki chemiczne, lecz nie
zawsze może o nie chodzić. W jednym z odcinków show Davida Lettermana w 2011 roku, Jamie
Oliver – znany brytyjski kucharz i twórca telewizyjnych programów kulinarnych – ujawnił, że
waniliowy smak niektórych produktów nabiałowych uzyskuje się stosując Castoreum, czyli
aromatyczny dodatek do żywności, pochodzący z gruczołów odbytowych schwytanego bobra, co z
całą pewnością sprawia, że lody te wspaniale smakują. Aromat ten jest w stu procentach naturalny, a
ludzkość używa go do tego celu przez ponad osiemdziesiąt lat. I podobnie jak Jamiego, zastanawiam
się w jaki sposób ludzie odkryli, że gruczoły odbytowe bobra mają doskonały smak.
Jeśli nie jesteś wegetarianinem czy weganinem nie ma potrzeby wystrzegać się tych naturalnych
dodatków do żywności. Warto się za to wystrzegać wielu innych, chemicznych dodatków, które, co
zastanawiające, są akceptowane przez rządowych „strażników żywności”. Wiele sztucznych
barwników otrzymuje się z pochodnych smoły węglowej, o których wiadomo, że wywołują reakcje
alergiczne. Sztuczne słodziki wpływają negatywnie na przemianę materii, udowodniono też ich
związek z powstawaniem nowotworów, a benzoesanowe środki konserwujące powodują
nadpobudliwość. To zaledwie kilka z długiej listy dodatków do żywności, których warto unikać. Tak
zwani katastrofiści zapewne natychmiast wysnuliby poważne teorie spiskowe na temat jedzenia,
jednak osobiście uważam, że za tę sytuację należy winić połączenie braku siły roboczej w instytucjach
rządowych i długi czas realizacji skrupulatnych badań naukowych. Tak czy owak, osoba będąca na
ścieżce świętej medyny roślinnej zauważy, że wrażliwość jego lub jej ciała wzrośnie, a co za tym idzie,
stanie się wrażliwsza na chemiczne dodatki do żywności. Lepiej więc naucz się odszyfrowywać
etykiety na żywności, w ten sposób unikniesz negatywnych reakcji twojego organizmu na jedzenie.
Ta podwyższona wrażliwość spowodowana częstym oczyszczaniem się za pomocą świętych roślin
może też przejawiać się inaczej. Każda kobieta, która ma alergię na nikiel czy złoto z żalem powie ci,
że ludzkie ciało może także absorbować składniki odżywcze przez skórę – największy organ
organizmu człowieka. Badania naukowe wykazały, że ludzka skóra absorbuje około sześćdziesięciu
procent substancji nakładanych powierzchniowo. Doświadczyłem tego dosłownie na własnej skórze
kiedy regularnie miałem niewielkie mdłości po wzięciu prysznica po ceremonii: po zmianie szamponu
nudności zniknęły. Właśnie dlatego, jeśli tylko mogę, zawsze używam szamponów i produktów do
pielęgnacji skóry, zawierających składniki naturalne, włącznie z dezodorantami. Mechanizm
wchłaniania przez skórę jest także powszechnie wykorzystywany w różnych „terapiach” z
zastosowaniem medycyny roślinnej w kulturze szuarskiej: Szuarowie mogą korzystać a zabiegów
polegających na wcieraniu w skórę podartych na strzępki liści lub kąpielach w wyciągach roślinnych.
Pewnego razu uczestniczyłem w rytuale Maikiuamamu, głębokim obrzędzie Szuarów, w którym
spożywa się esencję rośliny o nazwie Datura, by na kilka dni znaleźć się w stanie śpiączki i w niej
wejść w świat duchów. Powiedziano mi, bym czekając na efekty spożytego soku tej rośliny, wcierał
kawałki liści w skórę całego ciała, by w ten sposób dodatkowo wchłonęło esencję rośliny.
By móc wyczuwać energie w przestrzeni jelita szamana są niezwykle ważne. Doskonałą okazję dla
mnie do zagłębienia się w ten temat dano mi podczas jednej ceremonii, kiedy moja uwaga została
zwrócona ku jelitom rdzennego szamana prowadzącego ceremonię. Energią medycyny zostałem
„przeniesiony” w obecne tam systemy mikroorganizmów, objaśniono mi też jak one działają i
współdziałają ze sobą. Pokazano mi związek pomiędzy koloniami mikroorganizmów zamieszkujących
jelita i zdolnościami uzdrawiania energetycznego. Zobaczyłem, że ten mikro-świat bakterii i grzybów,
jakie szaman ten miał w swoim przewodzie pokarmowym , jako że rdzennie wywodził się z lasu
deszczowego, perfekcyjnie naśladuje makro-świat tego lasu deszczowego poprzez jedzenie, które
spożywa. Innymi słowy, jeśli przyjrzysz się energii bakterii w jego trzewiach, spostrzeżesz, że mają
one prawie taką samą energie, jakie można spotkać w lesie deszczowym. Każda bakteria posiada
małe pole energii, a ponieważ jest ich tam 100 trylionów wiele malutkich tworzą jedną dużą.
Reprezentują one część energetycznych umiejętności tego szamana, czyli coś co mają wszyscy, jeśli
tylko dobrze dbają o jelita. Zobaczyłem też, że mnóstwo jego mocy uzdrawiającej można przypisać
faktowi, że ma te energie w sobie, ponieważ potrafi z nich korzystać, by usuwać niezdrowe energie z
systemów energetycznych innych ludzi. Odżywiając się bardzo zdrowo, utrzymuje mikroorganizmy w
swoich trzewiach w dobrym stanie. Dlatego też nigdy nie przyjmuje antybiotyków, ponieważ
odbudowanie mikrokosmosu w jego jelitach trwałoby całymi miesiącami. Ale on naturalnie nie
potrzebuje antybiotyków; ma oczywiście rośliny, by się wyleczyć. Mając silny, lecz delikatny układ
jelitowy oznacza też, że najmniejsze odstępstwo od diety wywołuje u niego ogromny ból. Z tego i
innych powodów większość rdzennych szamanów rzadko częstuje się jedzeniem proponowanym im
przez uczestników ceremonii.
Kolejna interesującą dietą jest ta polegająca na spożywaniu surowego jedzenia, przez niektórych
uważana za niezwykle duchową. Nie przestrzegam jej, ponieważ nie chcę się stać „analny”. Tak
przynajmniej widzę osoby odżywiające się w ten sposób. Niektórzy nawet umieszczają na Facebooku
zdjęcia całego surowego jedzenia, które zjadają. Najwyraźniej potrzebują stymulacji zewnętrznej, by
udowodnić, że robią coś dobrego, inaczej jak mogliby trzymać się, moim zdaniem, tej pozbawionej
smaku diety?
Twierdzą oni zazwyczaj, że wszyscy pochodzimy od małp, co jest prawdą, a ponieważ małpy zjadają
surowe pożywienie, my też powinniśmy jeść je w takiej postaci, by dostarczyć organizmowi
optymalnej ilości substancji odżywczych. Według mnie myśląc w ten sposób, wykazują rażący brak
szacunku dla rozwoju duszy ludzkiej i towarzyszącemu jej ciału. Małpa ewoluowała przez różne etapy
w Homo sapiens, którzy nauczyli się jak na własny użytek korzystać z ognia, zaczęli wydobywać rudę,
by wytwarzać broń i naczynia do przyrządzania posiłków. Jedynym powodem, dla którego małpy
żywiły się surowym jedzeniem było to, że nie umiały gotować, nic więcej. Homo sapiens mięli dobre
powody, by zdobyć tę umiejętność. Gotowane jedzenie nie tylko lepiej smakuje niż surowe, ale także
sprawia ciału spożywającemu je przyjemność, swoim ciepłem. Ale najważniejszym powodem, dla
jakiego należy unikać diety opartej na surowym jedzeniu, jest fakt, że gotując pożywienie pomagasz
ciału wchłonąć więcej składników odżywczych. Zgadza się, dobrze przeczytałeś. Większość
entuzjastów surowego jedzenia powie ci, że gotowanie go zniszczy przynajmniej połowę z nich, i że
głównym sprawcą tego są najważniejsze enzymy. Właściwie rośliny, które jemy ogólnie nie zawierają
żadnych enzymów, mogących wywołać reakcje chemiczne w organizmie człowieka. Wręcz
przeciwnie, gotowanie jedzenia zabija niektóre szkodliwe składniki antyżywieniowe, wiążące
minerały w trzewiach i zaburzające utylizację składników odżywczych. Oczywiście, że spożywanie
surowego jedzenia zapobiega gromadzeniu się śluzu w jelitach, lecz można temu zaradzić wykonując
co jakiś czas czyszczenie okrężnicy – oto powód, dla którego istnieje taka i wiele innych technik.
Również kilka badań naukowych potwierdza, że wchłonięcie korzystnych, antynowotworowych
składników odżywczych jest cztery do pięciu razy wyższe w porównaniu do surowego, jeśli jedzenie
zostało odpowiednio ugotowane. Można więc równie dobrze powiedzieć, że spożywanie surowego
jedzenia znacznie podnosi ryzyko zachorowania na raka. No i masz swoją zdrową, modną dietę – cała
jest w umyśle.
Jeszcze innego rodzaju ciekawym szaleństwem jest przyjmowanie witamin. Ludzie zjadają je jak
M&M-sy, ale M&M-sy występują zaledwie w sześciu kolorach, tymczasem witaminy w wielu więcej.
Wydaje się, że są witaminy na wszystko, na każdą porę dnia i co jeszcze bardziej niedorzeczne,
ponieważ są w nich takie same substancje chemiczne dla każdego, witaminy dla każdej grupy
wiekowej. Są nawet specjalne pudełka na witaminy z licznymi różnego rodzaju przegródkami, by
ułatwić ich przyjmowanie; oczywiście nie służą one temu, by się nie pomylić, jak twierdzą ich
producenci, lecz, by sprytnie spowodować, byś zażywał ich więcej. Pod tym względem przyjmujący
witaminy nie różnią się od uzależnionych od przyjmowania leków chemicznych, ale to nie
powstrzymuje wielu z tych „adwokatów dobrego zdrowia” przed narzekaniem na potężny koncern
farmaceutyczny, jakim jest Big Pharma. W rzeczywistości oczywiście krzyczą oni w proteście na
wewnętrzny ból w taki sam sposób będącymi uzależnionymi od tych witamin. Przemysł witaminowy
jest jak mafia, która zjawia się w twoim sklepie i dość perswazyjnie przekonuje cię, że potrzebujesz
ochrony jej ludzi. Następnie zaczynają oni wyciskać cię jak cytrynę, a kiedy chcesz zakończyć te
relacje, zastraszają cię, byś z nimi pozostał. Taki sam schemat działania przejawia mafia witaminowa.
Najpierw przekonuje cię, że potrzebujesz tych tabletek, po czym zmusza cię do płacenia słono za
oferowane produkty, a jeśli chcesz przestać przyjmować witaminy, decyzja ta powoduje u ciebie
wielki niepokój, ponieważ za sprawą marketingu w tej branży podświadomie winią cię za zaprzestanie
przyjmowania witamin. Prawda jest taka, że powstała w ten sposób energia lęku jest znacznie
bardziej szkodliwa dla twojego systemu energetycznego niż potencjalny niedobór witamin, któremu
można zaradzić spożywając witaminy z natury. Mafia witaminowa jest jak prawdziwa mafia, z tą tylko
różnic ą, że w przypadku osób biorących witaminy wyciśnięcie cytryny byłoby rzeczą wspaniałą,
ponieważ zawiera ona mnóstwo witaminy C, ponadto zaoszczędziliby w ten sposób dużo pieniędzy.
Witamin nie bierzesz jeśli jesteś chory – jesteś chory, jeśli bierzesz witaminy. W historii ludzkości nie
było ani chwili, w której mieliśmy identyczną obfitość świeżych owoców i warzyw, dostępną nam dziś.
Przejdź się do najbliższego supermarketu w okolicy, a znajdziesz tam najmizerniejsze, malutkie
owoce, pochodzące z równie obskurnego kraju w głębi Czarnego Lądu; nie mieliśmy tego pięćdziesiąt
lat temu. Kiedy rdzenni szamani przyjechali do mnie do Europy, w miejscowym supermarkecie mogli
kupić takie samo jedzenie, jakie przynoszą z lasu deszczowego, choć w tym ostatnim zlokalizowanie
pożywienia zajmuje im pół godziny, a w supermarkecie w mojej okolicy tak po prostu bierze się je z
półki. Owoce i warzywa zawierają aż nadto witamin i innych składników odżywczych, sprzyjających
naszemu zdrowiu. Przez miliony lat ewolucji organizm człowieka musiał nieustannie przystosowywać
się do sytuacji, w których albo brakowało pożywienia albo było ono niezdrowe. Nasze organizmy
przetrwały jednak i stały się niezwykle odpornymi narzędziami. Jeśli w historii ludzkości był okres, w
którym przyjmowanie witamin nie było konieczne to są to czasy obecne.
Grupa the Byrds bardzo trafnie wyśpiewała, że jest czas na śmiech, czas na płacz i czas na taniec. The
Byrds rozumieli czym jest “sytuacjonizm”, który oznacza, że na wszystko jest odpowiedni czas. I choć
nie słyszałem żeby śpiewali, że był czy też jest czas na przyjmowanie witamin myślę, że czasem taki
czas przychodzi. Jeśli twój organizm jest bardzo wyczerpany i nie może przyswoić wystarczającej ilości
składników odżywczych z pożywienia, weź witaminy. Oczywiście najpierw spróbuj dostarczyć ich
organizmowi jak najwięcej jedząc owoce i warzywa, lecz kiedy potrzeba ich jeszcze więcej, wówczas
przydają się witaminy w pigułkach. Istotą korzystania z naturalnych jak i chemicznych lekarstw w
rozsądny sposób jest pragmatyzm. Przyjmuj je zatem tylko wówczas kiedy jest to absolutnie
konieczne i kiedy akurat żadnej innej alternatywy. Naturalnie, Neo mógł wybierać pomiędzy
niebieską a czerwoną pigułką, lecz przynajmniej zdawał sobie sprawę, że miał ten wybór i wybrał
mądrze. Osoby biorące witaminy też mają wybór – wybór, by zaprzestać swego szaleństwa, a więc i
idących za nim dramatów, ale zwykle nie widzą tego w ten sposób, bo szczerze myślą, że postępują
zdrowo. By mogli przerwać swoje prywatne dramatyzowanie serdecznie zapraszam je na ceremonie z
medycyną roślinną i przyjęcie prawdziwego lekarstwa. Muszą jednak wiedzieć, że medycyna, którą im
oferuję ma postać płynną, a nie pastylki.
No i oczywiście są jeszcze breatharianie. Należą do nich osoby, które najwyraźniej opanowały sztukę
życia wyłącznie na pranie – witalnej sile życiowej. Z założenia osiągnęli poziom, na którym już nie
potrzebują pożywienia w sensie fizycznym. Jak to robią wciąż pozostaje dla mnie wielką zagadką, jako
że każdy normalnie funkcjonujący organizm człowieka spala własne zapasy tłuszczu, glikogenu i
tkanki mięśniowej. To coś, co jest nieodłączną częścią posiadania ciała. By zapobiec temu spalaniu
musiałbyś znajdować się w stanie śpiączki, w której, pod względem umysłowym, niektórzy z nich
rzeczywiście są. Nawet wówczas samo oddychanie, by pobrać pranę w końcu wyczerpałoby te
zapasy. Według nauki zdecydowanie możesz być bretharianinem, lecz tylko przez określony czas. Nie
zrozum mnie źle, pobieranie energii życiowej jest rzeczą najwyższej wagi w życiu każdego człowieka.
Jest to siła dostarczana przez energię pochodzącą ze słońca, świeżego powietrza i otaczających cię
drzew. Napełnia cię energią i doenergetyzowuje kiedy trzeba, lecz pobieranie jej jako głównego
posiłku jest czymś zupełnie innym niż „zjedzenie” jej na przystawkę. Najwyraźniej, by dotrzeć do
poziomu niepotrzebowania fizycznego pożywienia trzeba przejść przez wegetarianizm, weganizm,
surowe jedzenie i liquidism, by ostatecznie osiągnąć etap, na którym zostawia się to wszystko za
sobą, razem z kubkami smakowymi. Ścieżka ta oczywiście da ci dużo energii, ale prawda jest taka, że
każdy ścisły post to sprawi. Jest więc i ta ścieżka, jednak wydaje się, że wszyscy nią podążający utknęli
na jednym z jej etapów i nikt nie osiągnął celu końcowego, którym najwidoczniej jest pozostanie bez
tchu zanim będzie się w stanie wziąć oddech. To nie tak, że sprzeciwiam się samemu w sobie
breatharianismowi, który brzmi naprawdę ekscytująco – nigdy już nie będziesz miał nieświeżego
oddechu. Nie będzie też zwracania kwasów żołądkowych do przełyku. A kiedy zgłodniejesz, zamiast
gorączkowo szukać batonika Mars w sklepie, sięgniesz po prostu po tani batonik ze słońca. Wciąż
jednak będziesz miał gazy; w końcu powietrze to powietrze.
Ostatnio sporo słyszałem o breatharianach. Zdaje się, że każdy, kto interesuje się duchowością zna
breatharianina, będącego sąsiadem kuzyna przyjaciela jego dentysty. Niestety, osobiście nie udało mi
się spotkać ani jednego z nich pomimo, że byłem w wielu miejscach na tej planecie. Jeśli udało ci się
spotkać taką osobę, przyślij ją do mnie: dam ci 100 dolarów za pierwszego prawdziwego (uznanego)
breatharianina, który zapuka do moich drzwi. A propos, znam miejsce, gdzie naprawdę już nie
potrzebujesz fizycznego jedzenia i gdzie z całą pewnością znajdziesz breatharianinów. To bezkres
rzeczywistości energetycznej poza fizyczną, dokąd zmierzają prawdziwi breatharianie z powodu
swych nawyków niejedzenia. To miejsce musi być dla nich rajem. Istnieją liczne udokumentowane
przypadki śmierci w wyniku niedożywienia podczas stosowania tej diety; i to by było na tyle w
temacie twojej siły życiowej. Oczywiście zapraszanie breatharianów na moje ceremonie, by wyleczyli
się ze swego dramatu nie ma dla mnie sensu, ponieważ i tak nie wypiliby ani kropli medycyny. Może
przyszliby gdybym obiecał im puste naczynie? Jeśli jesteś breatharianinem to najprawdopodobniej
utknąłeś na jednym z etapów drogi do ostatecznego zagłodzenia się, do której oczywiście nigdy nie
dotrzesz. Chciałbym w tym miejscu poddać próbie moje słowa – co można sprawdzić wyłącznie w
jedyny możliwy sposób: przestań jeść i pić i udowodnij mi to. Możesz też przyjść na moje ceremonie i
wypić porcję medycyny, by pomogła ci ona wyleczyć się z twojego osobistego dramatu.
Nie myśl proszę, że mam gdzieś te wszystkie diety. Wszystkie one są wspaniałe, a w połączeniu z ich
praktycznymi celami pomagają ci wzbudzić lub pozbyć się określonych energii zgromadzonych w
twoim systemie energetycznym. Bardzo je szanuje, stosowałem nawet niektóre z nich ucząc się pracy
z energiami. Na każdą dietę jest określony czas i określone miejsce. Mam też ogromny szacunek i
miłość, dla osób stosujących te diety, by zmienić energie, znajdujące się w ich wnętrzach i w ten
sposób pracujących nad samowyzwoleniem. Więc pokazuję swój środkowy palec tylko tym, którzy
bezmyślnie stosują te diety z powodów dogmatycznych. Przestrzeganie określonej diety, by coś
komuś udowodnić przypomina uczestnictwo w strajku głodowym, co też jest bezcelową praktyką.
Według mnie, mnóstwo ludzi z łatwością przejmuje system przekonań innych zamiast samodzielnie
sprawdzić, by przekonać się czy określona dieta jest im potrzebna i korzystna. Następnie papugują i
podają dalej te systemy przekonań wielu innym i w ten sposób szybciutko powstają nowe „narkotyki
żywieniowe”, a wraz z nimi nowy guru, który dostaje zaproszenie na kanapę u Oprah. W
rzeczywistości jedyną osobą odnoszącą korzyści z tego zjawiska jest oczywiście guru żywieniowy,
śmiejący się w głos i przeżuwający Marsa w drodze do banku. Prawo Godwina mówi, że w każdej
dyskusji w Internecie w końcu padnie porównanie do nazizmu lub Adolfa Hitlera – wątki, które
skutecznie ucinają każdą dyskusję. A więc zróbmy to na papierze z podjętą tu dyskusją. Bezmyślne
kupowanie przekonań innych ludzi, papugowanie ich, a tym samym wyrządzanie krzywdy sobie i
innym, jak w przypadku wielu osób rygorystycznie przestrzegających tych diet – właśnie to zjawisko
miało miejsce w nazistowskich Niemczech. Mechanizm jest ten sam, chociaż oczywiście na różną
skalę, ponieważ pozbawione mocy ciała sporej liczby ludzi przestrzegających tych diet w
najmniejszym nawet stopniu nie przypominają wychudzonych ciał Gartki osób uwolnionych z
Oświęcimia. Właśnie z powodu podanego przez Godwina stworzyłem określenie „surowe jedzenie
hitlerowców”. Używaj go śmiało na co dzień, jeśli chcesz.
Niektóre kręgi medycyny roślinnej mają długie, czasami nawet kilkustronicowe, listy produktów,
których nie należy jeść przed i po ceremonii z określoną medycyną roślinną. Oczywiście mają pełne
prawo, by to robić, lecz w rzeczywistości listy te są mało przydatne. Uczestnicy tracą cenny czas
szczegółowo czytając te listy, by sprawdzić czy mogą zjeść coś tak prostego jak rzodkiewka, czy nawet
skromniejsze warzywa, takie jak rzepa czy topinambur, które i tak prawdopodobnie nie znalazły się
na liście. Czas ten można było spędzić na medytując nad udziałem w ceremonii lub bawiąc się i
ciesząc. Zamartwianie się, że przypadkowo zjadłeś coś co mogłoby kolidować z medycyną wzbudza
energie lęku, które zabierasz ze sobą na ceremonie, a które oddziałują znacznie bardziej niż zjedzenie
czegoś „złego”. Znacznie lepiej jest mieć wyluzowane podejście do tych i innych kwestii i zabrać te
wyluzowane energie w sobie na ceremonie.
Na liście „zakazanego jedzenia” kręgów Ayahuasca’owych znajduje się wiele produktów, o których
mówi się, że nie powinno się ich jeść ze względu na zmianę gospodarki chemicznej organizmu, jaka
ma miejsce pod wpływem przyjęcia medycyny. Teoria głosi, że ma to związek z faktem, że pewne
produkty zawierają tyraminę – aminokwas, którego duże ilości w organizmie mogą powodować bóle
głowy i których ogromne ilości w rzadkich przypadkach mogą powodować niewydolność serca. Tyra
mina znajduje się w sfermentowanym lub dojrzewającym pożywieniu i ulega naturalnemu rozkładowi
w organizmie. Inhibitory monoaminooksydazy (MAO-I, IMAO) zapobiegają katabolizmowi tyraminy,
lecz tak działa wyłącznie MAO-I typu A . Ogólnie w skład Natem wchodzą aminokwasy MAO-I typu B,
które nie powodują żadnych problemów. Gdyby nawet Natem zawierał „zły” MAO-I wciąż musiałbyś
zjeść spory kawał francuskiego sera lub kilka kilogramów daktyli, by zafundować sobie ból głowy po
przyjęciu medycyny. Nikt nie je takich ilości, a nawet, jeśli to raczej umarłby wcześniej z przejedzenia
niż z powodu niewydolności serca. Poza tym wpływ jedzenia na samopoczucie różni się w zależności
od osoby i jest ściśle związany ze stanem zdrowia, w jakim dana osoba znajduje się. Sporządzenie
ostatecznej listy nie jest możliwe. Dodatkowo, jeśli medycyna kolidowałaby z określonym
pożywieniem w twoim żołądku, najpewniej pobudziłaby ciało do zwymiotowania tego jedzenia. A
zatem, zamiast dawać uczestnikom obszerną listę produktów, których nie mogą jeść i pić, wywołując
w ten sposób niepotrzebne lęki w nich, zawsze radzę ludziom, by poszerzali świadomość swojego
ciała i jelit i sami czuli, co mogą, a czego nie mogą jeść. Jeśli poczujesz drętwienie, niepokój lub ból
brzucha po zjedzeniu czegoś w połączeniu z medycyną roślinną, wówczas po prostu nie jedz tego
przed wypiciem medycyny.
Istnieją jednak pewne niekompatybilności. Na początku ceremonii zawsze pytam uczestników czy
stosują leki chemiczne, ponieważ połączenie niektórych środków farmakologicznych z Natem jest
bardzo niebezpieczne. Do takich lekarstw należą np. farmaceutyczna postać aminokwasów MAO-I
oraz selektywne inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny (ang. SSRI) w postaci antydepresantów i
lleków antypsychotycznych. Selektywne inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny są niezwykle
niebezpieczne w połączeniu z zawartymi w Natem aminokwasami MAO-I. Przykładem leku
niekompatybilnego z Natem jest powszechnie przepisywany Prozac. Połączenie tych dwóch może
doprowadzić do zespołu serotoninowego, który może spowodować konwulsje, a nawet śmierć. Z
tego powodu do udziału w ceremoniach dopuszczam wyłącznie osoby, które nie przyjmowały leków
przeciwpsychotycznych czy antydepresantów przynajmniej na trzy miesiące przed ceremoniąi
wyjaśniam im, że istnieje spore prawdopodobieństwo ich śmierci, jeśli ukrywają to przede mną z
pragnienia uczestniczenia w ceremonii. Pozostałe lekarstwa chemiczne są stosunkowo bezpieczne ,
ale i tak zawsze proszę uczestników kręgu, by w taki sposób zorganizowali przyjmowanie swoich
lekarstw, by ich nie przyjmować przez dwadzieścia cztery godziny przed i dobę po ceremonii, tak na
wszelki wypadek. Wyjątkiem są tu oczywiście tabletki antykoncepcyjne, które należy przyjąć na długo
przed rozpoczęciem ceremonii, by uniknać ich zwrócenia. Jeśli ktoś akurat przyjmuje antybiotyk,
wtedy zawsze podaję jemu/jej najpierw niewielką porcję medycyny. O ile mi wiadomo literatura o
Ayahuasca’ce nie wspomina nic o możliwym konflikcie Natem z antybiotykami, lecz w przeszłości
pewien szaman miał problermy z uczestnikami ceremonii, przyjmującymi antybiotyki, dlatego też
zaleca podanie małej porcji na początek; jeśli nie ma działań niepożądanych , wówczas po około
dwóch godzinach podaję takiemu uczestnikowi normalną porcję medycyny.
Tak naprawdę każdy, kto odżywia się stosunkowo zdrowo i spożywa różnorodne pożywienie, bez
problemu może brać udział w ceremoniach. Oczywiście są określone grupy pożywienia, którego lepiej
nie jeść na kilka dni przed i po ceremonii. Wymieniam je tu według doświadczeń osobistych,
doświadczeń szamanów, u których uczyłem się i wielu tysięcy ludzi, którzy uczestniczyli w ich
ceremoniach w ciągu ostatnich trzydziestu lat. Takim pożywieniem jest jest wieprzowina, którą
można jeść , chyba że świnia ma osobowość, tak jak Arnold z amerykańskiej komedii sytuacyjnej pt:
“Arnold on Green Acres”. Rzadko jadam wieprzowinę, ale nie dlatego, że świnie mają osobowość czy
też że są brudne. Grzyby też są lekceważone z powodu odchodów, na których są hodowane, a też nie
unikam ich. Podobnie jak psów. One też mają osobowość, lecz w Indonezji jadłem psa, podobnie jak
Barack Obama. Wieprzowiny nie jadam dlatego, że mam po niej pryszcze na zakrytych, nie
poddawanych opalaniu, częściach ciała, a poza tym boli mnie brzuch kiedy zjem wieprzowinę przed
lub po wypiciu medycyny. Z tego ostatniego powodu bardzo rzadko jadam też wołowinę. Nie żebym
nie lubił steków – uwielbiam je. Będąc w Indiach w bardzo podobny sposób patrzyłem na tamtejsze
krowy jak wspomniany przeze mnie wcześniej szaman na ryby w akwarium stojącego w kuchni
wynajmowanego przeze mnie domu: był to świat pełen gastronomicznych możliwości. Jedynym
powodem, dla którego nie jadłem tam wołowiny było spore prawdopodobieństwo, że wówczas
fanatycy religijni szykowaliby już dla mnie stos pogrzebowy.
Innym pożywieniem, o którym należy tu wspomnieć, jako, że nie współgra z medycyną jest mleko i
produkty o znacznej zawartości laktozy. Nie oszukujmy się: mleko nie jest przeznaczone do
konsumpcji przez człowieka, ale by 27-kilogramowe nowonarodzone ciele wyrosło na ponad 180-
kilogramowego byka lub jałówkę. Niektórzy twierdzą, że mleko jest wspaniałe dla ludzi, ponieważ
niemowlęta piją mleko matki. Prawda jest taka, że mleko jest zupełnie inną substancją niż
wytwarzane przez posiadające pokarm w piersiach matki chyba, że twoja mama była krową. Nie
potrzebujesz mleka. Wszystkie składniki odżywcze znajdujące się w mleku można dostarczyć
organizmowi jedząc rośliny, a postępując w ten sposób nie wypijasz niezdrowych składników z mleka,
jak np. pięćdziesięciu dziewięciu aktywnych hormonów, naturalnie występujących u krów,
ogromnych ilości herbicydów, pestycydówi i dioksyn, które normalnie zawiera mleko. Wbrew
powszechnemu przekonaniu substancje te nie są odfiltrowywane w mleczarniach. Moim zdaniem,
ponieważ mleko wcale nie służy ludziom, większość światowej populacji ma nietolerancję laktozy
oraz, że ta względna tolerancja jaką ma większość ludzi rasy kaukaskiej tak naprawdę jest anomalią.
Lata temu w holenderskiej telewizji mieliśmy reklamę, promującą mleko uderzającymi słowami:
„Mleko – biały motor”. A ponieważ mam nietolerancję laktozy slogan ten trafnie oddaje moje
„relacje” z mlekiem: z toalety dało się wyraźnie słyszeć ryczące odgłosy motoru Harley Davidson, a
nie klekotanie skutera Vespa po dziesięciu minutach od wypicia szklanki mleka. Niezależnie od tego
czy masz nietolerancję laktozy czy też nie, jedzenie produktów mlecznych przed lub po ceremonii
powoduje bóle brzucha i wywołuje mdłości, jest więc praktyczny powód, dla którego nie zaleca się
picia lub jedzenia produktów mlecznych kilka dni przed i po uczestnictwie w kręgu medycyny.
Czosnek jest pełną mocy, potężną rośliną. Bądź co bądż, Drakula bał się jej. A zatem wampiry nie
znoszą czosnku, lecz szczerze mówiąc, kto go potrafi znieść? Kiedyś słyszałem o specyficznej diecie
czosnkowej, dzięki której sporo się chudnie. Jestem przekonany, że naprawdę wyglądasz o wiele
szczuplej kiedy twoi znajomi patrzą na ciebie ze znacznej odległości. Czosnek jest też rośliną, która
ściera się z medycyną, ponieważ podobnie jak Natem, oczyszcza krew. Co tu dużo mówić, dwóch
kapitanów na jednym statku zwanym krwioobiegiem oznacza kłopoty: wywołuje niepokój, sprawia,
że cała buzia zaczyna mrowić, a poza tym obniża energię. Kolejnym, pokrewnym do czosnku,
warzywem, niezalecanym przed ceremonią jest cebula, ponieważ także obniża energię w organizmie
przy zażyciu Natem. Innym powodem, dla którego proszę osoby przybywające na ceremonie, by nie
jadły cebuli jest to, że w połączeniu z medycyną powoduje ogromne wytwarzanie gazów. Nie wiem
jak ty, ale ja nie chcę, by w moim miejscu pracy „pachniało” jak w chlewie.
Oczywiście są jeszcze niewielkie, logiczne kwestie. Proszę ludzi, by przed ceremonią nie pili alkoholu,
ponieważ chcę, żeby bylin trzeźwi w czasie całego procesu. Osobiście regularnie rankiem po
ceremonii wypijam kieliszek czerwonego wina, co pozwala mi zrównoważyć energie Natem, więc
mogę zasnąć i trochę odpocząć. Jeśli dałeś się złapać w pułapkę przekonania, że świętość medycyny
nie pozwala na mieszanie jej z alkoholem, wówczas nie potrafisz rozpoznać, że alkohol ma podobny
rodzaj świętości w sobie, ponieważ też jest medycyną. Proszę też ludzi o niejedzenie bardzo tłustych
czy pikantnych potraw przed i po ceremonii, ponieważ wpływają one na odczuwanie komfortu
(dobrostanu) w jelitach. Moim skromnym zdaniem, tylko Tajlandczycy i Hindusi urodzili się z jelitami,
mogącymi wytrzymać pikantne jedzenie – reszta z nas musi „cierpieć” według porzekadła, że dobrym
curry rozkoszujesz się dwukrotnie. A propos, dobrym Natem także, choć inaczej. Niewątpliwie
wszelkie narkotyki, włącznie z marihuaną, znajdują się na liście „pokus zakazanych”. Niektórzy
przychodzą na moje ceremonie, by wyleczyć się z uzależnienia od narkotyków więc nie chcemy, by te
energie zaburzały proces ich leczenia. Jeśli chodzi o ceremonie, do tej listy dodajemy tytoń, którego
energia nie współgra z ceremonią. Mówię tu o niekompatybilności tytoniu, a nie Tytoniu (tabaki).
Pierwszy to chemiczne śmieci, jaki Malboro wkłada w papierosy, drugi zaś to święte Mapacho,
mające swoje zastosowanie podczas ceremonii z Natem.
Poza tym co powiedziałem o lekach chemicznych, można dość swobodnie podejść do diety względem
udziału w ceremoniach z medycyną. Inaczej jest jednak gdy uczestniczysz w specyficznym rytuale
oczyszczającym, jakim jest Natemamu, odbywającym się w lesie deszczowym czy też, jeśli uczysz się
pod okiem określonego nauczyciela opanowywać pewne energie. Przestrzeganie zaleconej diety jest
wówczas kwestią najwyższej wagi, ponieważ wszelkie odstępstwa od niej możesz przypłacić własnym
życiem. Takiej diety przestrzega się, by mieć pewność, że energie wzbudzone w czasie rytuału lub w
procesie uczenia się są optymalnie zintegrowane, a nie przetransformowane w złe, a następnie
zwrócone przeciw uczestnikowi. Znam historię ucznia, który przebywał w kuchni w czasie
przyrządzania dużego gryzonia (rodzaj wiewiórki) dla szuarskiej rodziny, który oczywiście nie
znajdował się na jego liście dozwolonego pożywienia. Musisz wiedzieć, że żadna osoba o zdrowych
zmysłach nie zbliżyłaby się nawet z powodu zapachu tego zwierzęcia, oczywiście z wyjątkiem
Szuarów, którzy uważają je za prawdziwe delicje. Ale w kuchni nie dało się uniknąć tego zapachu i tak
oto uczeń ten znalazł się w opałach: wdychając zapach zwierzęcia przez zaledwie kilka chwil, przejął
jego energie, co spowodowało jego złe samopoczucie oraz jego udział w ceremoniach, na których
nieustannie wymiotował, a jednak nie mógł pozbyć się energii zwierzęcia ze swojego systemu
energetycznego. Wreszcie zdecydował się usunąć energie gryzonia ze swojego ciała poprzez
zrobienie lewatywy z tabaki (tytoniu), co jest doskonałym sposobem na skuteczne pozbycie się
niechcianych energii z systemu energetycznego. Energia tego zwierzęcia dostała się do jego
organizmu właśnie tamtędy.
Mnóstwo ludzi myśli, że przed ceremonią z Natem trzeba ściśle pościć. Na jednej z ceremonii była
kobieta, która pościła przez trzy kolejne dni przed ceremonią: prawie przeniosła się na tamten świat
tej nocy. Pozwól, że wypowiem się stanowczo na ten temat. Sposób i rodzaj postu zależą od celu, jaki
chcesz uzyskać. Zazwyczaj proszę uczestników, by ostatni posiłek przed ceremonią spożywali
wczesnym popołudniem, ponieważ dla większości tak jest najlepiej. Jednak, jeśli chcesz, by medycyna
zadziałała głęboko najlepiej jest pościć w ciągu dnia i zjeść lekki posiłek po południu, lecz musisz się
liczyć z tym, że będzie ci znacznie trudniej wymiotować mając pusty żołądek, a z powodu braku
energii będzie ci również trudniej świadomie pozostać z medycyną do końca ceremonii. Gorąco
zachęcam osoby chcące uczynić z ceremonii „święto wymiotów” lub mające problemy z utrzymaniem
swojej energii do zjedzenia małego posiłku na początku wieczoru. Zapewni im to więcej energii, by
wytrwać na ceremonii i jak najdłużej nie zasnąć. Większość mistrzów prowadzących ceremonie
wybiera tę ostatnią metodę, jako że potrzebują energii z pożywienia do funkcjonowania przez całą
noc, pomimo energii, jaką da im wypicie medycyny.
Jest kilka powodów, dla których bardzo rzadko jem jakiekolwiek przetworzone jedzenie. Pierwszym z
nich jest to, że taka żywność zwykle zawiera całą masę substancji chemicznych, a ja chciałbym
zachować jak najczystsze ciało i umysł. Oczywiście sporadycznie jem „ociekające” glutaminianem
sodu chipsy ziemniaczane, tylko po to, by dwadzieścia minut później, wywołany ich zjedzeniem,
niepokój przypomniał mi dlaczego nie powinienem ich jeść. Drugim powodem, dla którego nie lubię
jeść przetworzonej żywności, a który ma ścisły związek z pierwszym, jest to, że według mnie wszelkie
fizyczne jedzenie ma swoją energię, swój energetyczny składnik. Wpływają na niego osoby zajmujące
się tą żywnością, a zatem poprzez esencję tych, którzy transformują to pożywienie z Matki Ziemi,
stworzonej dla człowieka – produkują jedzenie. Esencja tych ludzi wchodzi w pożywienie i zostanie
odebrana przez system energetyczny każdego, kto je zje. Nie powinno to być dla ciebie żadnym
zaskoczeniem, że skoro widzę rzeczy w ten sposób, pragnę ograniczyć ilość energii pochodzących z
przemysłu na masową skalę w swoim systemie energetycznym, czy to chemicznych czy biologicznym.
Powodem, dla którego nie lubię bio-przemysłu jest niewłaściwe traktowanie zwierząt, lecz znacznie
ważniejszą przyczyną ku temu jest to, że jedząc takie mięso możesz czuć się bardzo chory, nie tylko
na poziomie fizycznym, ale także energetycznym, ponieważ przejmujesz energie złego traktowania
zwierząt i wynikający z niej lęk i strach. Oto związek pomiędzy fizycznością i duchowością i jeśli jesteś
jego świadomy, wówczas świadomość ta powstrzymuje cię przed zjedzeniem pokarmu, który niszczy
twoje ciało fizyczne, energetyczne lub duchowe ciało. Głupstwo? Być może, ale w moim przypadku
doskonale się sprawdza; w ten sposób wyczuwam energię osoby lub przemysłu przygotowującą dane
pożywienie, co pomaga trzymać się z dala od energii lęku i strach lub od innych szkodliwych energii,
pochodzących z pożywienia. Znacznie trudniej jest być świadomym tych energii niż energii oczywistej
sympatii do kogoś lub czegoś. W zasadzie, jeśli z tego bądź innego powodu nie lubię osoby, która
przygotowała jedzenie, nie zjem go – niezależnie od tego jak smakowicie wygląda. Jeśli niepotrzebnie
cierpisz na potrzebę dowiedzenia się czy cię lubię, musisz tylko podać mi pyszne danie. Wcześniejszy
powód jest także prawdziwy: pewnego razu po powrocie z lasu deszczowego po rytuale Natemamu,
przyjaciel przygotował pieczone żeberka, które zjadłem z radością, bo chociaż wieprzowina znajduje
się na czarnej liście, zostały przygotowane z miłością. Dlatego też zawsze staram się, by przy
ceremoniach w kuchni „rządziły” dwie, wspaniałe kobiety, z otwartym sercem, nie zaś ludzie, którzy
włożyliby swoje śmieci energetyczne w jedzenie podawane uczestnikom. I tak, na moich ceremoniach
jesz najlepsze pokarmy, jakie daje nam Matka Ziemia, w posiłkach przygotowywanych z miłością.
Słyszałem kiedyś ciekawą historię o wyczuwaniu rzeczywistości energetycznej, obecnej w pokarmach.
Jest to opowieść o rdzennym, „białym szamanie”, będącym ekspertem w wyczuwaniu energetycznej
rzeczywistości, istniejącej za fizycznością. Z jakiegoś powodu miał on wielu wrogów w świecie
czarnych szamanów. A ponieważ, z uwagi na jego umiejętności, niezwykle trudno było im zabić go
energetycznie, wybrali inny sposób : otrucie. Stosowanie trujących roślin to powszechna metoda
wśród Szuarów z intencją zabicia innych. Otrucie się wydaje się też być preferowanym sposobem
popełnienia samobójstwa, ponieważ w lesie deszczowym nie ma drapaczy chmur, z których można
skoczyć ani pociągów, by się pod nie rzucić. Wracając do historii o szamanie: przyszedł do restauracji,
w której chciał zjeść posiłek ze swoimi towarzyszami. To czego nie wiedział i najwyraźniej też nie
wyczuł energetycznie to fakt, że restauracja ta należała do rodziny jednego z jego największych
wrogów, która wezwała tego wroga – czarnego szamana - i otrzymali pozwolenie, by zatruć jedzenie
tego białego szamana. Podali więc mu je. Powietrze przesycone było mnóstwem pysznych aromatów,
lecz biały szaman wyczuł, że było tam coś jeszcze. Czuł od tego jedzenia zapach ryby pomimo, że nie
zamówił dania rybnego. Sprawdził więc rzeczywistość energetyczną podanego mu posiłku i
natychmiast poprosił swego pomocnika, by zadzwonił na policję. Po przybyciu, policja zapakowała to
jedzenie w plastikową torebkę i szybko zbadała w laboratorium. Wyniki testów potwierdziły, że było
ono rzeczywiście zatrute, w konsekwencji czego rodzina trafiła do więzienia. A zatem wyczuwanie
energetyki jedzenia ratuje życie.
Robiąc zakupy także wyczuwam jedzenie, choć jestem dopiero początkującym w tej dziedzinie.
Posługuję się technika oddzielania dobrych od złych produktów, sprawdzam też czego potrzebuje mój
system energetyczny. Chodząc między alejkami w supermarkecie nieustannie odczuwam co i
dlaczego jest mu potrzebne, a następnie łączę mijane produkty z tymi potrzebami. Jeśli zachodzi
dopasowanie, wkładam produkt do koszyka, prawdopodobnie dlatego, że wybrane pożywienie
zawiera składniki, jakich potrzeba memu ciału, i których pole energetyczne, a więc esencję,
podchwyciło. Zwykle takie dopasowanie pojawia się wraz z określonym odczuciem w moim ciele, co
wyjaśnia powód jego powstania. Jednakże umiejętność ta wciąż pozostaje znacznie nierozwinięta
przeze mnie; prawdopodobnie potrafisz w tym zakresie dużo więcej niż ja. Do koszyka z zakupami
wkładam nawet słodycze, jeśli zachodzi takie dopasowanie, ponieważ, jak już wspomniałem,
prawdopodobnie zawierają one coś, czego moje ciało potrzebuje, inaczej nie zwróciłbym na nie
uwagi. Niezwykle istotne jest też opanowanie uzależnień pokarmowych. Jeśli jesteś bardzo
uzależniony od czekolady, w supermarkecie przed twoimi oczami będą stale pojawiać się obrazy
czekolady, co samo w sobie jest prawidłowe. Twoje ciało nie myli się: naprawdę potrzebujesz
czekolady, ale tylko po to, by zaspokoić swoje uzależnienie, a nie żeby dostarczyć organizmowi
składników odżywczych. Istnieje też prawdopodobieństwo błędnych odczytów, z którego możesz
skorzystać, by połączyć się z bólem, jaki później wywołują energią tego pożywienia, żeby w
przyszłości wybrać ten produkt w innym momencie lub już nigdy więcej. Możesz w ten sposób
zaprogramować swój system energetyczny. Przez miliony lat ciało ewoluowało w złożony system,
potrafiący wykryć i zapamiętać, którego jedzenia nie wybrać – możesz posługiwać się nim posługiwać
i czerpać z niego korzyści.
Prawdziwe jedzenie smakuje naprawdę wspaniale. Dlatego też jestem zaskoczony, że tak wiele osób
„zatapia” swoje jedzenie w polepszaczach smaku, tj. wszelkiego rodzaju sosach czy rożnego rodzaju
przyprawach. Mój daleki krewny potrzebuje polewać każde jedzenie ketchupem , a nie jest
Amerykaninem. Nie zrozum mnie źle, zioła są wspaniałym sposobem wzbogacenia smaku potrawy
kiedy dodaje się ich z umiarem. W rzeczywistości jednak, stosowane przez większość ludzi
polepszacze smaku zawierają mnóstwo dodatków chemicznych. Zabawne jak wielu fanatyków
zdrowego odżywiania przygotowuje wspaniałe sałatki z najbardziej wykwintnych warzyw, lecz tuż
przed ich zjedzeniem, polewają je ogromnymi ilościami dressingów, których równie dobrze można by
było użyć jako środek przeciwzmarszczkowy. Wzmacniacze smaku ograniczają kubki smakowe.
Przekonałem się o tym po siedemdziesięciu sześciu dniach postu w ośrodku medytacyjnym w
Gwatemali, którego częścią było też milczenie przez ostatnie trzydzieści dni pobytu i przyjmowanie
wyłącznie płynów. Po jego zakończeniu, smakowałem jedzenie jak nigdy przedtem. Medycyna też
daje ten efekt. Nawet po dwóch dniach rytuału Natemamu w Ekwadorze, zmysły oczyszczają się tak
bardzo, że zaczynasz naprawdę smakować jedzenie zamiast używać polepszacza smaku, by dało się
zjeść. Wyjątkiem pośród tych wszystkich wyżej wymienionych ulepszaczy i polepszaczy smaku jest
oczywiście HP Steak Sauce, który gorąco polecam jako dodatek do jedzenia.
Kiedy studiowałem w Szkole Uzdrawiania Barbary Brennan, jeden z wykładowców wygłosił
interesujący wykład na temat jedzenia. W środku wystąpienia wyjął papierową torbę i pokazał nam
hamburgera z McDonalda. Najpierw wyjaśnił, jakie składniki odżywcze zawiera hamburger – prawie
żadne, a następnie powiedział, że kupił go osiem lat temu. Hamburger wyglądał jak dopiero co
zrobiony. Powód, z jakiego się nie rozłożył jest taki, że to co kupujesz w McDonaldzie nie kwalifikuje
się jako jedzenie. Pomimo to masy ludzi nadal codziennie chodzą do McDonalda, by się najeść. Tak
samo jak bohaterowie zabawnego filmu Supersize Me kiedy porównują proces rozkładu zwykłego
burgera z The Mac. Jest to oczywiście ten sam proces, jaki gwałtownie zachodzi w jelitach, pozwalając
organizmowi wchłonąć składniki odżywcze z pożywienia. Wspomniany wykładowca miał tego
hamburgera od ośmiu lat, ale na Facebooku wciąż pojawiają się zdjęcia identycznych hamburgerów z
McDonalda, znalezione w takich zakamarkach jak zapomniane wewnętrzne kieszenie płaszczy. A
ponieważ hamburgery te nie gniją, nie czujesz ich zapachu i nie szukasz, by je wyrzucić. Najstarszy
burger, jakiego widziałem na Facebooku miał czternaście lat. Zobaczymy kto pobije ten rekord:
sprawdź kieszenie!
Znacznie ważniejsza od diety fizycznej jest dieta energetyczna. Jednym ze sposobów na jej
zachowanie jest selektywne myślenie. Pozwól, że to wyjaśnię. Każdy kto choć troszkę medytował
powie, że myśli to ciekawe zjawisko. Osoby medytujące powiedzą ci, że kiedy siadają do medytacji
uspokajają obecne w ich wnętrzu energie, a wówczas ich myśli też stają się spokojniejsze. Powodem
tego jest to, że myśl powstaje z energii z wnętrza i ma takie same właściwości jak te energie . jeśli w
swoim wnętrzu pielęgnujesz spokojniejsze energie, wówczas w ich konsekwencji pojawią się
spokojniejsze myśli. Związek pomiędzy myślą i energią jest wzajemny: jakość twoich myśli napędzi
jakość energii, obecnych w twoim wnętrzu. Zachowując świadomość swoich myśli możesz więc badać
energie w sobie i chronić się przed wpadnięciem w pułapkę.
Negatywne energie, zgromadzone w twoim wnętrzu tworzą negatywne myśli, a z kolei negatywne
myśli tworzą negatywne energie. A zatem teraz już wiesz w jaki sposób tak wiele osób więzi samych
siebie w niekończącej się spirali negatywności, która nie przynosi żadnych korzyści ani im samym ani
nikomu innemu. Negatywne energie nie przynoszą korzyści także kręgom medycyny, ponieważ
zostaną one pomnożone i mogą doprowadzić do powstania potężnej ilości projekcji na uzdrowicielu
lub pozostałych uczestnikach kręgu. Oczywiście w końcu negatywność ta zmanifestuje się na
poziomie fizycznym w postaci choroby więc istnieją wszelkie przesłanki, by ją przerwać. Na szczęście
jest na to bardzo prosty i skuteczny sposób: po prostu przestań! Jeśli pojawia się jakakolwiek myśl
strachu lub „samo-wątpliwości” – powstrzymaj ją. Jeśli masz myśli pełne złości i nienawiści –
powstrzymaj je. Jeśli pojawia się niechęć do swojej fizyczności – powstrzymaj ją. Po prostu przestań.
Bawienie się negatywnymi myślami nie tylko nie pozwala ci być szczęśliwym, lecz także powstrzymuje
cię przed osiągnięciem twojego prawdziwego potencjału ponad dramatem. Negatywne myślenie
trzyma cię w łańcuchu; jest to łańcuch, który nałożyłeś na siebie sam, a który można łatwo zdjąć:
przejdź na dietę „myślową”. Zwykle kiedy wyjaśniam tę prostą, ale skuteczną technikę ludzie zadają
wszelkiego rodzaju pytania o to dlaczego nie mogą powstrzymać ciągłości negatywnego myślenia.
Oto co im mówię – to też przestań! Być może miałeś nieciekawe dzieciństwo, być może właśnie
zdechł ci pies, czy też tego ranka złamałeś palec u nogi , ale kontynuując negatywność tych zdarzeń
niczego nie rozwiążesz. Możesz jak najbardziej być smutny z powodu tego co ci się przytrafiło, ale po
wypłakaniu tego, weź się znowu w garść i nie rób z tego dramatu – to znacznie zdrowsze dla ciebie i
innych. Naturalnie masz pełne prawo pozostawać w spirali negatywnego myślenia, lecz tak samo
masz pełne prawo do pozytywnego myślenia: zdrowi ludzie wybierają to drugie.
Dieta seksualna jest również ważna. Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że nie możesz mieć
orgazmu kiedy naprawdę chcesz? To dlatego, że istotą energii seksualnej jest puszczanie, ekspansja
bez kontrolowania. Właśnie z tego powodu dobrze jest zachować wstrzemięźliwość seksualną przed i
po ceremonii, której energie są całkowicie i bezwzględnie odmienne od seksualnych. Energie
ceremonii dotyczą tworzenia kontenera, kierowania , przewodzenia ,a ostatecznie bycia w stanie
„komponowania” siebie i „zarządzania” sobą, nawet, jeśli energie medycyny zstępują na ciebie jak
ciężka letnia burza. Jeśli chcesz zapobiec spowalnianiu procesu własnego i innych, nie zabieraj energii
seksualnych ze sobą na ceremonie. Poznałem kiedyś mężczyznę, który uprawiał seks zaledwie kilka
godzin przed rozpoczęciem ceremonii; wyczuwałem ten aromat w jego polu energetycznym. W
rezultacie, kiedy zjawiły się energie medycyny, przez dwadzieścia minut potężnie wymiotował zanim
jego system był dostatecznie czysty, by mógł dalej uczestniczyć w ceremonii. Uczestnicy kręgu
błędnie myśleli, że pracował nad ich energetycznymi brudami, ponieważ mu płacili, w rzeczywistości
zaś wymiotował swoje własne szaleństwa. Takich nierozsądnych zachowań można z łatwością
uniknąć zachowując dietę seksualną.
Nie można mnie zdominować, nawet dietą. I właśnie dla tego od czasu do czasu „grzeszę”, jedząc coś
w McDonaldzie. Robię to po to, by udowodnić, że mogę i z powodu jego wspaniałego smaku.
Naturalnie, dziesięć minut po wizycie w McDonaldzie moje jelita zaczynają dudnić jak Wezuwiusz.
Czasem przełączam się na świadomość przestrzenną, by w przestrzeni energetycznej obserwować
ponad fizycznością, co dzieje się kiedy rozpędzony pociąg, który pojawia się tuż po dudnieniu, z
zawrotną prędkością opuszcza dolną, tylną część mojego ciała. Na wszystkich wagonach tego pociągu
namalowane jest wielki, żółte „M”. kiedy to się dzieje, w mojej wizji zawsze pojawia się klaun w żółto-
czerwonym stroju, prowadzący ten pociąg i śmiejący się mi prosto w twarz. Wtedy znów
przypominam sobie dlaczego nie powinienem jeść w McDonaldzie: jeśli nie podzielasz wartości
wyznawanych przez tego klauna, nie jedz jego jedzenia, ponieważ na głębszym poziomie zawiera ono
energię. Jak każde pożywienie.
Artykuł ten jest fragmentem książki pt. „Uwishin”, która ukaże się jeszcze w tym roku, o
doświadczeniach autora z rdzennymi szamanami Górnej Amazonii. Z autorem można skontaktować
się drogą e-mailową:
, na której
możesz także zapisać się na otrzymywanie newslettera. Autor pozostaje otwarty na pytania i
konstruktywne dyskusje na temat stosowania medycyny roślinnej. Serdecznie zaprasza też do
dzielenia się linkiem do tego artykułu z innymi.