background image

Rozdział trzeci 

 

-Kochanie nie płacz. Jestem z tobą… Tak kochanie do ciebie powiedziałem,  
bo cię kocham. Od pierwszego sekundy, kiedy ty podeszłaś do nas w klubie.  
Tak bardzo się martwiłem o ciebie, po zdarzeniu w klubie. Siedziałem praktycznie cały czas 
w szpitalu. Zamieniałem się tylko na noc z którymś z naszych przyjaciół. –kiedy to mówił to 
patrzył na mnie tymi swoimi zielonymi oczami pełnymi miłości do mnie. 
-Edward… ja.. 

 

 

Bella 

Nie zdążyłam dokończyć zdania, kiedy z jasnego, mojego pokoju szpitalnego 
nagle znalazłam się w….. no kurwa, właśnie gdzie do cholery? Jestem w jakimś 
czarnym pokoju bez okien, drzwi. Jestem tylko ja i….. moment, moment, czy ja 
mam jakieś pierdolone omamy? Widzę siebie, jak byłam mała. Ta dziewczynka 
ma długie, brązowe włosy związane w kucyki i miała ten pierdolony od ucha do 
ucha szczery banan na twarzy. W rączce trzymała misia pluszowego imieniem 
„Fred”. Kochałam tego pluszaka. Dostałam go na trzecie urodziny od rodziców. 
No właśnie… tych moich, kochanych staruszków, którzy są teraz pod ziemią. 
Następnie się obudziłam i ujrzałam ściany szpitalne. 
-Boże Bella! Obudziłaś się wreszcie! Jak się czujesz? Z resztą poczekaj, zaraz 
lekarza zawołam. –zawołała radośnie Allice. 
-Poczekaj… co powiedziałaś przed chwilą? Że się kurwa obudziłam? Przecież 
byłam przytomna kilka godzin temu, tylko…chyba zemdlałam... –powiedziałam 
zagubiona. 
-To prawda, Bello byłaś przytomna, ale trzy dni temu… -powiedziała smutno 
All. Zaraz, zaraz…. Czyli to co mi Ed powiedział to było tylko snem??? 
 Ja pierdole!! Całe szczęście….  Gdyby mi MIŁOŚĆ wyznał to by było po 
prostu pierdolona kaszanka….. No bo… I tak będę w nim „zakochana” przez co 
najmniej 14 dni, później bym go zostawiła, gdyż i tak w tym czasie się nie 
zakocha normalny człek. A gdyby mi wyznał to pierdolone, gówniane uczucie, 
którego nienawidzę to….. bym nie miała serca zostawiając go samego z 
miłością do mnie, a ja wiem jak się ktoś czuje, jak osoba, którą kochasz 

background image

odchodzi…… zraz, zaraz, przecież ja już kilka lat temu straciłam serce!!!  
Ja pierdziu!! Co za przyjeb mam z tego życia…. 
 

Byłam tak zajęta myślami, że nawet nie zauważyłam, że All wyszła,  

a przyszedł przystojny doktorek w wieku 40. 
-Jak się czujesz Bello? –zapytał mnie lekarzyna. 
-A dobrze, dobrze zważając na to, że jestem w szpitalu. 
-Masz może zawroty głowy, albo boli cię mocno głowa? –zapytał ignorując mój 
komentarz na temat miejsca, gdzie w tej chwili przebywam. 
-Nieee. A powinnam mieć zawroty lub ból? 
-Tak się pytam, bo bardzo dużo wypiłaś i to jest dziwne, że nie masz kaca….  
Jak wyniki twoje będą dobre to może wypiszemy ciebie jutro, ale sądzę że na 
100% jutro wyjdziesz. 
-Proszę nie zapewniać, jak jeszcze nic nie wiadomo…. –powiedziałam 
załamanym głosem. 

Retrospekcja

 

Moi rodzice leżą na łóżku szpitalnym nieprzytomni od 2 dni. Pilnuję moją 
jedyną, kochaną rodzinkę w dzień i w nocy… Co jest do cholery?? Dlaczego 
urządzenia, do których byli podłączeni zaczęły tak nagle pykać?? Wszystko 
zaczęło dziać się tak szybko… lekarze wlecieli z pielęgniarkami do ich pokoju. 
Jedna pielęgniarka odciągnęła mnie od rodziców, a reszta…. reszta zaczęła… 
reanimować… Po 10 min jeden z lekarzy podszedł do mnie i złożył 
kondolencje. Ja pierdole!! Przecież ten jebany patafian mówił mi wczoraj, że się 
wybudzą, ale to może potrwać do tygodnia czasu. A tu co? Gówno… Mam mu 
ochotę tak kark skręcić ze złości na niego, że napawał mnie nadzieją… głupią 
nadzieją… Już nigdy nie zaufam jakiemuś nędznemu, kretyńskiemu, 
pierdolonemu lekarzynie!! Nigdy, przenigdy! 

Koniec retrospekcji

 

-Bello.. wszystko w porządku? 
-Oczywiście, że tak…. Tylko proszę mi niczego nie zapewniać, jak jeszcze nic 
nie wiadomo…. 
-To nie prawda, że nic nie wiadomo. Jestem bardzo pewny, że jutro wyjdziesz, 
gdyż masz tylko 2 połamane żebra i troszkę obite policzki…  
-Nie można być niczego pewnym, jak nawet nie można wiedzieć co wydarzy się 
za sekundę. –warknęłam na lekarza. Wspominałam już, że nienawidzę służby 
zdrowia? 
-Widzę, że jesteś negatywnie nastawiona do lekarzy, pewnie przez jakąś 
sytuację związaną ze szpitalem. Musisz wiedzieć, że… 

background image

-Niczego nie MUSZĘ wiedzieć!! –przerwałam temu kretynowi w połowie 
zdania. 
-Dobrze… wyjdę już, bo widzę, że możesz za chwilę się rzucić na mnie… Do 
zobaczenia Bello. Jeszcze jedno… musisz rzucić palenie. -powiedział smutnym 
głosem wychodząc. 
-Żegnam uprzejmie zasranego doktorka. –syknęłam pod nosem. 
-Możemy wejść Bello? –zapytała Rose wchodząc do pokoju z chochlikiem. 
-Jasne. 
-Jak się czujesz? –zapytała zatroskanym głosem chochlica. 
-Ja pierdolę… już trzeci raz to dzisiaj słyszę…. nie możecie zadać innego 
pytania?! –zapytałam już lekko wkurwiona. 
-Przepraszamy… my tylko się martwimy o ciebie. –powiedziała Rosalie. 
-Wieeem, wy moje kochane kwiatuszki, ale dobrze wiecie, że nie lubię, jak ktoś 
kurwa się o mnie troszczy… Muszę sama sobie radę dać w życiu. 
-Ojj Bello… dobrze wiesz o tym, że sama nigdy nie dasz rady.. musisz mieć 
kogoś przy kim możesz się wypłakać do woli, uśmiechać…. –zaczęła 
wymieniać blondyna, ale jej przerwałam. 
-Możemy już skończyć ten popieprzony temat? Doskonale zdajecie sobie 
sprawę z tego, że on jest dla mnie trudny… 
-Woow Bello... –powiedziały chórem 
-Co do pieprzonej cholery? 
-Wiesz o tym, że pierwszy raz od trzech lat powiedziałaś co czujesz w głębi 
serca? –zapytała Alice. 
-I z tego powodu takie zamieszanie?! Ja pierdolę…. A tak właściwie czemu nie 
jesteście na zajęciach? –zmieniłam temat, bo już bym nie wytrzymała.. 
-Mamy sobie pójść? –zapytała zmartwiona Alice. 
-Skądże skarbie… tylko się zastanawiam, jak wyjaśnicie swoją nieobecność na 
zajęciach. 
-Następnego dnia, jak trafiłaś tutaj to poszłam z Alice do dziekana. 
Powiedziałyśmy mu, że jesteś w szpitalu i że nie masz nikogo oprócz mnie i tej 
nabuzowanej hormonami szczęścia chochlicy. Słysząc to, to powiedział,  
że będziemy mieć włącznie z tobą usprawiedliwione nieobecności. 
-Dziękuję, że wyjaśniłyście dziekanowi moją nieobecność na zajęciach. 
-ŁOŁ… Słyszysz to All?! Dzisiaj jest dzień pokazywania swoich emocji? 
-Chyba tak, a my nic o tym nie wiemy. –odpowiedziała uradowana. 
-Ha ha ha… bardzo zabawne…. chciałaś powiedzieć, że dzień dobroci dla 
zwierząt, a że ja nie mam żadnego to was traktuję, jako swoje wierne pieski.  

background image

-Bardzo śmieszne…. –powiedziała z ironią w głosie All. 
-Cześć dziewczyny. –wszedł Edward witając się z moimi „kwiatuszkami”. 
Cieszę się, że wszedł w takim momencie, bo pewnie zaczęłaby się przepychanka 
słowna między mną, a dziewczynami. 
-Bella! Jak się cieszę, że się obudziłaś w reszcie… jak się czujesz? –zapytał 
siadając na wolnym krześle. 
-Ja pierdolę!! Zaraz szlak mnie trafi, jak jeszcze raz usłyszę teksty typu „jak się 
czujesz?”. Ludzie!! Co z wami nie tak, że ciągle się o mnie o to pytacie?! 
-Bello… -zaczęła Rose. 
-Tak, tak wiem. MARTWICIE się o mnie!! A gdyby was tak ktoś pytał co 5 
min, to byście się nie wkurwiały?! 
-Zawsze jest… –zaczęła z kolei Alice. 
-Tak, tak wiem. Znam tą gadkę na pamięć „Zawsze jest miło, jak ktoś troszczy 
się o ciebie”. Wracając do ciebie Ed. Mogę tak mówić? 
-Jasne. –odpowiedział zielonooki. 
-Więc Ed… czemu nie jesteś na zajęciach? Możesz mieć kłopoty przeze mnie, a 
ja tego sobie nie wybaczę… -powiedziałam widząc Rose i Alice, które 
przekazywały swoje opinie na temat moich słów do Edzia poprzez mimikę 
twarzy. 
-Nie tylko ja nie chodziłem na zajęcia. Jeszcze Emm i Jazz, a także dziewczyny 
nie chodzili, bo się martwiliśmy o tą brązowowłosą dziewczynę z ciętym 
językiem, która leży teraz w łóżku szpitalnym. 
-Tak? To dlaczego do kurwy nędzy nie dacie jej papieroska, wraz z zapalniczką? 
-Bo Carlisle zakazał tobie palenia i jeszcze jesteś w szpitalu, gdzie nie można 
palić. –odpowiedział Edward. 
-Ja mam w DUPIE zakazy, srazy…… a tym bardziej gówno mnie obchodzi, że 
jestem w szpitalu. –powiedziałam już lekko zirytowana. 
-Bello? Możesz coś dla mnie zrobić? –zapytał Ed. 
-Zależy czego chcesz ode mnie. 
-Możesz przestać przeklinać? Albo przynajmniej troszkę mniej kląć? 
-Pfff…. I co jeszcze? Taki jest mój język zasrany, pierdolony, kutafonie. Ja się 
nie zmieniam dla NIKOGO !!!!! A tym bardziej dla jakiegoś zielonookiego 
kutasa… Zrozumieliśmy się popaprańcu? Jeżeli tak to WSZYSCY WON mi 
stąd!!