Rozdział pierwszy
–
Myślę, że Amber została zamordowana.
Denise gapiła się na swojego kuzyna, była właśnie w trakcie picia swojej trzeciej
margarity, ale nie mogła się przesłyszeć. Może nie powinniśmy wychodzić do baru zaraz po
pogrzebie. Zwłaszcza, że to Poul powiedział, że nie chce przechodzić następnego wstrząsu. Jego
matka i siostra właśnie zmarły, w ciągu niecałego, mijającego miesiąca, obie. Jeżeli wypicie dinka
pozwala Poulowi poczuć się lepiej, kogo obchodzi co powinien robić?
–
Ale lekarze mówią, że to był zawał serca.
–
Wiem co mówią – Poul się postawił – Policja nie wierzy mi, wcześniej. Ale dzień
przed swoją śmiercią Amber powiedziała mi, że podejrzewa, że ktoś ją śledzi. Ona miała
dwadzieścia-trzy lata. Denise. Kto ma zawał w wieku dwudziestu-trzech lat?
–
Twoja matka tez zmarła na zawał serca. - Przypomniała mu delikatnie Denise –
Choroby serca mogą być dziedziczne. To rzadkość, by ktoś tak młody jak Amber miał problemy
z sercem, to prawda, ale twoja siostra była pod dużą presją.......
–
Nie bardziej niż ja teraz – uciął ostro Poul. – Mówisz że będę następny?
Ta myśl była tak okropna, że Denise nawet nie chciała jej komentować.
–
Jestem pewna, że z tobą wszystko w porządku, ale nie zaszkodzi sprawdzić.
Poul wychylił się do przodu, rozejrzał się do koła zanim powiedział.
–
Myślę, że jestem śledzony – jego głos był zaledwie szeptem.
Denise zamarła. Przez miesiąc po śmierci Randy'ego myślała, że każdy cień był czymś
groźnym czekającym aż rzuci się na nią. Nawet po upływie roku, nie do końca potrafiła otrząsnąć
się z tego uczucia. Teraz jej ciotka i jej kuzynka umarły w przeciągu mijającego miesiąca od siebie.
Poul zdaje się myśleć, że śmierć wynurzy się zaraz za nim. Czy to jest normalny część godzenia się
ze śmiercią? Uczucie wtedy gdy śmierć zabiera ci kogoś bliskiego, że idzie po ciebie i będzie
następny?
–
Chcesz zostać u mnie w domu na kilka dni. - zapytała Denise – przyda mi się
towarzystwo.
Aktualnie Denise wolała być sama, ale Poul tego nie wiedział. Skrupulatne śledztwo w
sprawie dotyczącej śmierci Randy'iego utknęło na wydarzeniach w wypadku koło sklepu. Zostawił
jej wystarczająco na pokrycie pogrzebu i opłacenie wszystkich rachunków. W nowym domu, z dala
od większości jej rodziny. Jej rodzice chcą dobrze, ale w swym niepokoju, próbują pokierować jej
ż
yciem. W pracy Denise trzymała dystans do jej kolegów z pracy i osamotnienie pomaga przejść to,
ten ciężki rok zadany przez śmierć Randiego.
Przecież, jeżeli pozostanie z myślą o pomocy Poul'owi, to początkowy szok jego
podwójnej straty, pomoże pozbyć się jej samotności.
Jej kuzyn popatrzył z ulgą.
–
Taaa Jeżeli to w porządku?
Denise dała znak barmanowi.
–
Oczywiście. Grzejmy do mojego domu zanim wypije zbyt dużo drinków. Ty wypiłeś
już za dużo, więc weźmy mój samochód, a twój zabierzemy rano.
–
Mogę prowadzić – Paul opierał się. Denise spojrzała na niego.
–
Nie dziś.
Poul wzruszył ramionami. Denise była zadowolona, że nie walczył. Znienawidziła by się
jeśli Paul miałby wypadek po wyjściu na drinka z nią. W odróżnieniu od jej rodziców, on był jej
najbliższy z reszty rodziny która jej została.
Zapłaciła za rachunek pomimo sprzeciwu Paula i wyszli na parking. Po tym incydencie
który zdarzył się tu trzy miesiące temu, Denise chciała mieć pewność, że wejście do baru jest tak
blisko jak to tylko możliwe, w dobrze oświetlonej części parkingu. Wspomagając się środkami
ostrożności, pomimo tego, że Paul szedł obok niej, trzymała w ręce spreje odstręczające, zwisające
na jej kółku z kluczami. Miała ich dwa rodzaje: jeden wypełniony pieprzem w spreju, drugi
azotanem srebra. Ludzie nie byli jedynymi, którzy lubią atakować nocą.
–
Pokój gościnny jest mały, ale jest tam telewizor – powiedziała Denise jak tylko
dotarli do jej samochodu. - Chcesz to ...
Jej głos przeszedł w krzyk gdy Paul był szarpnięty w tył przez mężczyznę który pojawił
się znikąd za nim. Paul próbował też krzyczeć, ale ręka ciasno otaczająca jego gardło,
przeszkadzało mu. Oczy nieznajomego zdawały się płonąć, jak on przeniósł wzrok z Denis na jej
kuzyna.
–
Jeszcze jeden – zasyczał, umieszczając swoją dłoń na klatce piersiowej Paula.
Denis krzyczała tak głośno jak tylko umiała. Podniosła swój gaz obezwładniający i
rozpyliła ten płyn w twarz mężczyzny. Nawet nie mrugnął, ale oczy Paula zaczęła puchnąć jakby
ktoś go w nie uderzył.
–
Niech ktoś mi pomoże – Denis krzyczała dalej, rozpylając płyn aż pojemnik był
pusty.
Mężczyzna nawet się nie zaczął przesuwać, gdy twarz Paula zaczęła zmieniać kolor na
niebieski. Wzięła więc następny pojemnik z azotanem srebra, odblokowała go i ze wszystkich
czterech dysz zaczęła rozpylać. Ten sprej również nie robił mu nic złego, ale jego twarz wyglądała
na zaskoczoną. Następnie się zaśmiał.
–
Srebro? Interesujące.
Denis była w końcu bezbronna po wypsikaniu sprejów, a mężczyzna nie zwolnił swojego
uścisku w najmniejszej części. Spanikowana zacisnęła ręce w pięści i rzuciła się na niego, tylko po
to by upaść na ziemię moment później, razem ze swoim kuzynem.
–
Co się tam dzieje? - zawołał ktoś wychodzący z baru.
Denis rozejrzała się. Nieznajomego nie było, a duży niemiecki owczarek siedział kilka
stup dalej, jego pysk otwarty jak w psim uśmiechu. Pies odwrócił się i uciekł kiedy ludzie z baru
podchodzili do nich.
–
Niech ktoś zadzwoni pod pod 911 – Denis zawołała niezwiązanie z horrorem, że Poul
nie oddychał.
–
Przytknęła swoje usta do jego ust, ciężko wdmuchując powietrze i zaczęła się dusić
gdy spróbowała pieprzu w spreju. Kaszląc i sapiąc, Denise zobaczyła młodego mężczyznę
próbującego przeprowadzić sztuczne oddychanie na Paulu i odsuwającego się, mocno
duszącego się tak jak ona. Położyła swoje dłonie na klatce piersiowej Paula. Nic.
Koło niej stało prawie tuzin ludzi, ale nikt z nich nie zareagował i nie zatelefonował
–
Zadzwońcie po przeklęty ambulans – wykrztusiła uderzając w klatkę piersiową i
próbując wdmuchiwać w jego usta powietrze, nawet jeśli sama miała kłopoty z oddychaniem.
–
Dalej Paul! Nie rób tego.
Miała zamazany widok, ale widziała, że twarz jej kuzyna zmieniła kolor na coraz
bardziej niebieski. Jego usta były luźne, jego klatka piersiowa nieruchoma pod jej rękoma. Ale
Denise kontynuowała uciskanie jego serca, układając swoje ręce w tubę na jego ustach, aby
wdmuchiwać powietrze, bez kontaktu jej ust z większą ilością pieprzu w spreju.
Nie przestała dopóki nie przyjechali ratownicy medyczni, mocno spóźnieni. Kiedy ją
odciągali, Paul dalej nie oddychał.
–
I mówisz, że ten mężczyzna po prostu ... zniknął?
Oficer policji nie mógł przybrać tonu głosu w którym nie brzmiałyby wątpliwości. Denis
walczyła z pokusą aby go spoliczkować. Nie wiedziała ile jeszcze zniesie. Zadzwoniła już do
swojej rodziny i powiedziała im te wiadomości nie do pomyślenia, potem powiedziała im jak maja
przyjechać do szpitala, następnie podała raport policji. A oni widać był mieli problemy z
uwierzeniem w to co napisała.
–
Jak mówiłam, kiedy znowu spojrzałam w górę, mordercy już nie było.
–
Nikt w tym barze nie widział tam nikogo, proszę pani. - Oficer powtórzył to po raz
trzeci.
Denis łagodnie odparła.
–
Dlatego, że oni byli w środku, kiedy nas zaatakowano. Spójrz, en facet dusił mojego
kuzyna, Paul nie ma wokoło swojej szyi żadnych znaków?
Oficer popatrzył na nią i odwrócił wzrok.
–
Nie proszę pani,. Patolog jeszcze go nie obejrzał, ale lekarze z pogotowia nie widzieli
ż
adnych znaków duszenia. Powiedzieli jednak, że znaleźli dowody na atak serca...
–
On miał tylko dwadzieścia pięć lat – Denis wybuchła następnie zamarła. Ciarki
przeszły jej po plecach – Kto ma atak serca w wieku dwudziestu trzech lat?- Paul pytał się tak
przecież godzinę temu, podążając tokiem tej wypowiedzi znalazła rozwiązanie - Myślę, że
jestem śledzony.
Teraz Paul już nieżył – oczywiście na zawał serca. Tak samo jak Amber i Ciocia Rose.
Denise wiedziała, że nie wyobraziła sobie mężczyzny, który był uodporniony na oba pojemniki
czyli pieprz w spreju i azotan srebra. Tego który zniknął w mgnieniu oka i pojawił się wielki pies
znikąd.
Oczywiście, że nic z tych rzeczy nie powiedziała oficerowi policji. On już patrzył na nią,
jakby była alkoholiczką, która pije z powrotem. Nie oczekiwał, że Denis zauważył, że kiedy była
leczona z zatrucia pieprzem w spreju, jej krew była także wzięta, aby osądzić i sprawdzić ilość
alkoholu we krwi. Była już pytana wiele razy jak dużo wypiła, zanim wyszła z baru. Było jasne, że
nieważne co powie, nawet pomijając wspomnienie zdarzeń nadnaturalnych, będzie brana serio, jeśli
badanie lekarskie zadecyduje, że Paul umarł na zawał serca
Dobrze, ona zna ludzi, którzy uwierzą jej wystarczająco do przeprowadzenia śledztwa.
–
Mogę wrócić do domu? - Denis zapytała.
Na chwilę, na twarzy oficera pojawił się wyraz ulgi. To tylko wzmocniło chęć Denis do
spoliczkowania go.
–
Pewnie. Mogę zapewnić, że za chwilę radiowóz panią odwiezie.
–
Zadzwonię po taksówkę.
Wstał, podrapał sie po głowie.
–
Proszę, oto moja wizytówka, jeżeli się pani przypomni coś innego.
Denise wzięła ją tylko dlatego, że wzięcie i rzucenie nią w niego, wyglądałoby
kłopotliwe.
–
Dziękuje.
Zaczekała dopóki nie znalazła się, w środku swojego domu zanim zadzwoniła. Nie
musiała mówić taksówkarzowi o jego najnowszym strachu, który bełkotał o morderstwie
dokonanym przez mężczyznę, który może zmieniać się w psa. Jeżeli policja dowie się, że to
powiedziała, może zapomnieć, że zajmą się wskazówkami, które im podała, nawet jeżeli
dowiedzieliby się, że było to morderstwo. Po trzecim sygnale, odebrano i automatyczna sekretarka
zaintonowała, że ten numer, który wybrała, został odłączony. Denise rozłączyła się. Racja, Cat
przeprowadziła się z miejsca na miejsce dlatego, że jakiś szalony wampir polował na nią. Ona
oczywiście zmieniła też numer telefonu. Czy Cat była ciągle za morzem? Ile czasu minęło od kiedy
Denise rozmawiało z nią ostatnio? Tygodnie, może.
Następnie Denise próbowała zadzwonić na numer Bones'a, męża Cat, ale też został
odłączony. Denise przekopała wokoło swój dom, dopóki nie znalazła książki telefonicznej z
numerem telefonu do matki Cat. Ten numer był sprzed ponad roku, dlatego nie była zdziwiona,
kiedy odkryła, że też był odłączony.
Sfrustrowana Denise przerzuciła całą książkę telefoniczną na swojej kanapie. Unikała
kontaktu ze światem nieśmiertelnych, ale teraz, kiedy potrzebowała kogoś powiązanego z nim, ona
nie ma do nikogo aktualnego numeru telefonu.
Musi być ktoś do kogo mogłaby dotrzeć, Denise przewijała liste bezpośrednio w jej
telefonie komórkowym, szukając kogokolwiek, kto ma kontakt z Cat. Gdy była prawie na końcu
listy, jedno imię wpadło jej w oko.
Spade. Zachowała numer Spede'a w swoim telefonie, kilka miesięcy temu dlatego, że to
on zabrał ją, gdy ostatni raz widziała Cat.
Denise zachwiała się. Spade'a twarz jest wydatnie wyrzeźbiona, ma bladą skórę i
przenikliwy wzrok, wnikający w jej umysł. Ubrać Spede'a w bielizną Calvina Klein'a a kobiety
będą tak kuszone by lizać stronę w gazecie, ale wspomnienie Denise o Spede'ie były nierozerwalnie
powiązane z krwią. Zwłaszcza od tego czasu, gdy ostatni go widziała, on był cały nią ochlapany.
Odsunęła wątpliwości na bok. Ktoś zamordował Paula i Spade może być tylko
łącznikiem, aby dosięgnąć Cat. Denise nacisnęła „połącz” modląc się, aby usłyszeć tego
monotonnego kawałka, mówiącego jej, ze ten numer nie jest już podłączony do sieci
telekomunikacyjnej. Trzy dzwonki, cztery....
–
Hello?
Denise poczuła przypływ światełka nadziei i ulgę słysząc dystyngowany angielski akcent
Spade'a
–
Spade tu Denise. Przyjaciółka Cat - dodała, myśląc o tym jak dużo Denise musiał
prawdopodobnie poznać przez ponad stuletni wampir. - Widać nie mam aktualnego numeru do
Cat i jestem prawie pewna, że jakieś coś zamordowało mojego kuzyna. Możliwe, że obu
kuzynów i moją ciotkę też.
Słowa wypłynęły z ust jak paplanina i zabrzmiało to jak bełkot, nawet jak na nią.
Czekała nie słyszała nic poza własnym oddechem podczas, gdy po drugiej stronie linii była cisza.
–
Jesteś Spade, prawda? - zapytała ostrożnie. Co jeśli ma zły numer i dodzwoniła się
do kogoś innego? Jego głos do niej natychmiast.
–
Tak, przepraszam za to. Czemu mi nie opowiesz co wierzysz, że widziałaś?
Denise zauważyła jego zwrot, ale była za zdenerwowana by się spierać o to.
–
Widziałam jak mojego kuzyna zamordował mężczyzna, który nawet nie drgnął kiedy
spryskałam go gazem obezwładniającym i azotanem srebra. Następną rzeczą jaką zobaczyłam,
był wielki groźny pies stojący tam gdzie poprzednio stał ten mężczyzna, ale uciekł. A policja
myśli, że mój dwudziestopięcioletni kuzyn umarła na zawał serca, zakładając, że od początku
był dziwny.
Kolejna cisza zajęła linię. Denise mogła prawie wyobrazić sobie Spade'a marszczącego
brwi, kiedy słuchał. Wystraszył ją, ale teraz bardziej bała się tego czegoś, co zabiło Paula.
–
Ciągle mieszkasz w Fort Worth? - w końcu zapytał
–
Tak. Ten sam dom co poprzednio – kiedy on zostawił ją, po zamordowaniu człowieka
z zimną krwią.
–
Dobrze. Przykro mi informować ci, ale Cat jest na Nowej Zelandii. Mogę do niej
zadzwonić, albo dać ci jej numer, ale zajęło by jej dobę aby do ciebie dotrzeć, jeśli nie więcej.
Jej przyjaciółka i ekspert od wszystkich nieludzkich spraw, była po drugiej stronie
ś
wiata. Świetnie.
–
...ale jestem przypadkiem w Stanach – Spade włączył się – Tak faktycznie jestem w
St. Louis. Mogę być tam u ciebie dzisiaj później i obejrzeć ciało twojego kuzyna.
Denise wciągnęła powietrze do płuc, rozdarta pomiędzy chęcią znalezienia co zabiło
Paula możliwie jak najszybciej, a uczuciem rozdrażnienia na obecność Spade'a prowadzącego
ś
lectwo. Poczuła, że zdradza siebie samą. Śmierć Paul'a, Amber i jej ciotki znaczy przecież więcej
niż jej uczucie nie komfortu z powodu tego kto jej pomaga.
–
Doceniam to. Mój adres to...
–
Pamiętam gdzie mieszkasz. Przerwał jej Spade. - Oczekuj mnie koła południa.
Spojrzała na zegarek. W przeciągu tylko 6 godzin. Ona nie mogłaby dostać się z St.
Louis do Fort Worth tak szybko nawet jeśli jej życie zależałoby od tego, ale jeśli Spade mówi, że
będzie tu koło południa, to mu uwierzyła.
–
Dzięki. Mógłbyś zadzwonić do Cat um, że ...
–
Możliwe, że będzie najlepiej, jeżeli nie będziemy ciągnąć za sobą Cat czy Crispin'a
na razie – powiedział Spade, nazywając Bones jego ludzkim imieniem, tak jak zawsze to robi. -
Oni mieli straszny czas niedawno. Nie ma potrzeby martwić ich jeżeli to jest coś z czym sobie
poradzę.
Denise poczuła, że szydzi za jej plecami. Wiedziała jak to przetłumaczyć, na to co to
znaczy. Jeśli ona sobie tylko to wszystko wyobraziła.
–
Do zobaczenia w południe – odpowiedziała i rozłączyła się
Dom wydawał się bardzo cichy. Denise wyglądał przez okno, trzęsąc się i mówiąc sobie,
ż
e złe przeczucie, które czuła, było normalną reakcją organizmu na jej tak gwałtowną noc. Dla
pewności, jakkolwiek poszła przejść się po każdym pokoju sprawdzając okna i drzwi. Wszystkie
były zamknięte. Potem zmusiła się do wzięcia prysznica, próbując zablokować wspomnienie
niebieskiego zabarwienia twarzy Paula w swoim umyśle. Nie udało się. Denise założyła szlafrok i
zaczęła niespokojnie skradać się poprzez swój dom jeszcze raz.
Jeśli tylko nie zgodziłaby się wyjść na drinka z Paul'em, może mógłby ciągle być żywy.
Albo jeżeliby niezwłocznie pobiegła do baru po pomoc, zamiast za długo stać na parkingu. Czy
uratowałaby Paul'a, jeśli wyszłaby z baru na zewnątrz wraz z dużą grupą ludzi, aby odstraszyć atak.
Odszedł jak tylko ludzie zaczęli odpowiadać na jej krzyki, może mogła ocalić Paul'a, jeśli nie
stałaby tam, bezużytecznie malując jego zabójce.
Denise była tak skupiona na swoich myślach, że zignorowała dźwięk stukania, dopóki
nie usłyszała go za trzecim razem. Zamarła. Dobiegał on z za jej frontowych drzwi. Wyszła z
kuchni i podbiegła cicho do swojej sypialni, wyciągnęła Gloka ze swojej szafki nocnej. Był
wypełniony srebrnymi pociskami, które mogły tylko spowolnić wampira, ale mogły zabić każdego
człowieka. Denise zeszła ze schodów, starając się wyłapać uszami każdy dźwięk. Tak, ciągle na
miejscu. Taki dziwaczny dźwięk, jak kwilenie i drapanie.
Co jeśli ktoś próbuje otworzy zamek? Czy powinna zadzwonić po policję, czy
spróbować zobaczyć najpierw co to jest? Jeśli to jest tylko szop węszący wokoło i wezwałaby
policje, oni naprawdę zdyskredytowaliby wszystko co powiedziała w przyszłości. Denise trzymała
dalej broń wycelowaną w kierunku drzwi, aż doszła w pobliże krawędzi frontowego okna. Jeżeli
wygnie swoje ciało pod kontem, mogła zobaczyć swoje frontowe drzwi...
- Co - Denise głośno sapnęła.
Na jej werandzie była mała dziewczynka, mająca coś czerwonego na ubraniu. Ona
właśnie stukała do drzwi Denise, a wyglądała na ranną albo na wyczerpaną albo i na ranną i
wyczerpaną. Teraz Denise mogła powiedzieć na głos światu Pomocy. Denise opuściła broń i
szarpnęła się otwierać drzwi. Twarz małej dziewczynki miała ślady po łzach i jej całe ciało drżało.
–
Mogę wejść? Tatuś jest ranny. - dziecko wysepleniło.
Podniosła ją rozglądając się za samochodem lub za czymś innym co wskazywałoby na to
jak ta mała dziewczynka się tu dostała.
–
Choć kochanie. Co się stało? Gdzie jest twój tatuś? - Denise zaczęła pytać przyjaźnie,
jak tylko wzięła dziecko do środka. Mała dziewczynka się uśmiechnęła.
–
Tatuś nie żyje – powiedziała, jego glos zmieniał się na głębszy i niższy.
Denise poczuła w rękach nagły przypływ wagi, poczuła przerażenie, gdy zobaczyła, jak
mała dziewczynka zmienia się w tego mężczyznę, który zamordował Paul'a. Złapał ją kiedy zaczęła
uciekać, zamykając jednocześnie drzwi za sobą.
–
Dziękuje za zaproszenie mnie – powiedział, zasłaniając ręką usta Denise, w
momencie gdy zaczynała krzyczeć.
Rozdział drugi
Spade zamknął swój telefon komórkowy rozmyślając o rozmowie, którą przed chwilą
odbył.
Denise MacGregor.
Naprawdę nie oczekiwał, że usłyszy ją ponownie. Teraz wyobrażała sobie, że jej kuzyna
zamordowało coś co jest podobne do psa – ale właściwie weredog czy coś podobnego nie istnieje.
Może być inne wytłumaczenie. Denise powiedziała, że spryskała napastnika pieprzem w
spreju i azotanem srebra. Mogła się pomylić co do niego, prawda, ale znowu, mogła się też nie
pomylić. Jeśli to wampir zabił jej kuzyna, mógł wprowadzić ją w trans, by myślała, że zamienił się
w psa i dlatego mógł nie działać na niego sprej ze srebrem w płynie. Ludzka pamięć jest tak łatwa
do zmiany.
Ale jeśli Denise była światkiem ataku wampira, morderca chciał wiedzieć skąd ona wie,
ż
e trzeba użyć srebra. Może zdecydować użyć czegoś więcej niż blask oczu, by się upewnić, że
Denise nie rozpowie tej historii. To było ryzyko, którego Spade nie chciał podjąć.
Rzucił okiem na swoje łóżko z żalem. Pomyślał, że dawno temu, wschód słońca gdy
nadchodził, panował nad nim przyprawiając go ospałość, to nie znaczy, że będzie rozkoszował się
jazdą do Texasu.
Niech będzie. To wszystko co przynajmniej mógł zrobić, aby zapewnić by Crispin i Cat
nie wracali w pośpiechu z Nowej Zelandii, co było bardzo prawdopodobne, tylko z powodu
emocjonalnego załamania człowieka który za życia miał dużo stresu i smutku.
Pamiętał spojrzenie Denise, które mu posłała gdy ostatni raz ją widział. Kropki z krwi
plamiły jej ubranie, jej twarz była tak blada jak skóra Spada, która była barwy kości słoniowej, w
jej orzechowych oczach widział mieszaninę wstrętu i strachu.
–
Dlaczego musiałeś go zabić? - wyszeptała
–
Z powodu tego co zamierzał zrobić. - Spade odpowiedział. - Nikt nie zasługuje na
ż
ycie po czymś takim.
Nie zrozumiała. Spade tak, myślał. Nawet za dobrze. Ludzie mogli więcej wybaczyć w
swoich karach, ale Spade wiedział lepiej jak nie okazać gwałcicielowi, nawet potencjalnemu,
naiwnej litości.
Także pamiętał ostatnią rzecz jaką Denise powiedziała, kiedy odwiózł ją do jej domu,
później tego dnia.
–
Jestem chora gdy widzę wasz świat i waszą moralność
Widział to spojrzenie na wielu ludzkich twarzach, słyszał te same naiwne argumenty w
ich głosach. Jeśli Crispin nie był by tak zajęty tym wszystkim co zdarzyło się później, mógł
wytłumaczyć Cat jaką uprzejmością byłoby wymazanie wspomnień Denise o całym świecie
nieumarłym. Może Spade mógł zrobić to osobiście, jeśli Denise zaczęła mieć złudzenia. Z drugiej
strony to dobrze, jeżeli jej pojmowanie rzeczywistości jest niepewne, to także wyeliminuje
odpowiedzialność, jeśli wszystko co Denise wie o świecie wampirów zostanie z jej pamięci
wymazane nieodwracalnie.
Spade wypełnił swoją torbę wystarczającą liczbą ubrań na kilka dni i zszedł schodami do
garażu. Położył swoją torbę na siedzeniu w swoim Porsche. Podniósł ciemne przyciemniane szyby i
dopiero wtedy otworzył drzwi do garażu. Krwawe słońce zdążyło już wstać. Spojrzał złowrogo na
słońce, opanował się i wyjechał prosto w brzask.
Ludzie. Z jednej strony smakują znakomicie, ale zazwyczaj są bardziej kłopotliwi niż są
tego warci.
Denise ledwie mogła oddychać. Ból promieniował z jej klatki piersiowej w górę ku
prawej ręce i odnosiła wrażenie, że rozprzestrzenia się na całe jej ciało. Światło tańczyło w jej
wyobraźni. Ja umieram...
–
Dlaczego spryskałaś mnie srebrem – zapytał tonem konwersacyjnym
Ręka która była na jej twarzy znikła i wciągnęła głęboko, boleśnie powietrze. Część
pieczenia opuściła jej klatkę piersiową, a jej oczy skupiły się wystarczająco by przekonać się, że
była ciągle w holu, przy swoich frontowych drzwiach. Denise próbowała odepchnąć się od
mężczyzny, który ją trzymał, ale była za słaba, nie była w stanie nawet podnieść ręki. Jeżeli
nieznajomy wypuści ją z objęcia, to prawdopodobnie upadnie na podłogę.
–
Odpowiadaj. - nowe źródło bólu towarzyszyło żądniu.
Denise zdołała odpowiedzieć, nawet jeśli ucisk w jej klatce piersiowej sprawiał, że
ciężko było oddychać.
–
Myślałam, że jesteś ... wampirem?
Nieznajomy się zaśmiał.
–
Ź
le. Tyleż obraźliwe, co interesujące. Co wiesz na temat wampirów?
Jej broń była na stole, sześć stóp dalej. Denise wisiała w jego ramionach, mając nadzieje,
ż
e ją puści. Może jeśli by to zrobił, może mogłaby dostać się do broni.
–
Odpowiadaj.
Nieznajomy powtórzył rozkaz, krzycząc blisko jej twarzy. Jego oczy zapaliły się
czerwonym jasnym światłem, ale poza tym – poczuła słaby zapach dochodzący od niego, jakby
właśnie siedział koło ogniska lub czegoś płonącego – wyglądał dokładnie jak student Collegu. Jego
włosy miały jaśniejszy odcień brązu niż jej i ściągnięte z tyłu w koński ogon. Z jego rozszerzanymi
jeansami i znoszonym T-shirt, mógł być sobowtórem, jako młody hippis.
Ale on nie był człowiekiem. Czerwone oczy. Nigdy przedtem takich nie widziała. Nie
był ghoul'em ani wampirem, w takim razi czym był?
- Wiem, że wampiry istnieją.
Wydusiła Denise oddychając odrobinę łatwiej, jak tylko miażdżący ból w jej klatce
piersiowej zmniejszył się w pulsujący ból.
- Jakiś Goth chciałby mieć na kółku od kluczy pojemnik z azotanem srebra i wierzy w
wampiry – mężczyzna odpowiedział jej gładko – musisz się bardziej postarać, by mnie przekonać.
Kolejnemu wybuchowi bólu akompaniowało jego oświadczenie, prawie powalił Denise
zdwojony ból. Kiedy była w stanie znowu widzieć poprzez ból, mężczyzna się uśmiechnął. Przez
umysł Denise przeleciała myśl, że ostatnią rzeczą którą widziała jej ciotka i jej kuzyni była twarz
tego potwora i ze złości zesztywniały jej całe plecy.
–
Wampiry po prawdzie pochodzą od Kaina po tym jak Bóg przeklął go by już zawsze
pił krew jako przypomnienie, że pierwszy rozlał krew swego brata Abla. Są odporni na krzyże,
drewniane kołki i światło słoneczne. Tylko srebro wbite w serce czy odcinając głowę może je
zabić – a ścięcie głowy to jedyny sposób aby zabić ghoul'a. Odpowiedziałam wystarczająco
dobrze? - Ona warknęła.
Zaśmiał się, jakby był rozbawiony, puszczając Denise. Upadł tak jak przypuszczała, ale
upewniła się że posunęła sie naprzód, zbliżając się do stolika na którym jest broń.
–
Bardzo dobrze. Jesteś kogoś własnością?
–
Nie. - Denise odparła, wiedząc, że bycie własnością odnosi sie do ludzi specjalnie
trzymanych przez wampiry, by się nimi żywić. Jak kolację przy telewizji tylko z pulsem.
–
Ach – oczy nieznajomego zalśniły. - Bardziej romantyczny układ?
–
Nie. Idź do piekła.
Odparła Denise, zbliżając sie do krawędzi stołu po podłodze i okrywając sie szlafrokiem
wokoło siebie. Dosięgnąć tylko broni, która leżała na stole. Nie ważne jaką była kreaturą, kule
mogą ją zaboleć. Może nawet da jej szanse by można było uciec.
–
Nie wspominaj tego miejsca – nieznajomy zwrócił jej uwagę, krzywiąc się. -
Przypomina niemiłe wspomnienia.
To kazało Denise się zastanowić. Przyjrzała się nieznajomemu bardziej uważnie.
Czerwone oczy. Cuchnie siarką. Nie człowiek, nie wampir i nie ghoul....
–
Demon – powiedziała.
–
Nazywaj mnie Raum – ukłonił się.
Denise pogrążyła się w myślach, aby się skoncentrować na tym co dokładnie wiedziała
na temat demonów, ale większość jej wiadomości pochodziła z oglądania Egzorcysty. Nawet jeśli
by miała święconą wodę, której nie miała, mogłaby walczyć z demonem wołając: „ W imię
Chrystusa rozkazuję ci....” jak na filmie, do jakiegoś prawdziwego demona?
–
Ten Spade z którym rozmawiałaś przez telefon przedtem – zaczął Raum – jest
wampirem czy ghoulem?
Ogarnął ją strach. Nawet jeśli ona i Spade nie byli przyjaciółmi, nie chciała narażać go
na niebezpieczeństwo.
–
Jest człowiekiem. - Powiedziała.
Demon uniósł brwi.
–
Ale powiedziałaś mu co widziałaś, więc musi wiedzieć o wampirach i ghoulach. I nie
jesteś niczyją własnością czy kochanką, więc jaki jest twój związek z tymi chodzącymi
zwłokami?
Denise była ostrożna, by nie powiedzieć nic co mogło doprowadzić do Cat i jej
zranienia.
–
Przeżyłam atak wampira kilka lat temu i próbowałam znaleźć jak najwięcej
informacji na ich temat, jak tylko mogłam. W czasie tych poszukiwań poznałam innych ludzi
takich jak ja. Dzieliliśmy się informacjami. I uważaliśmy na siebie.
Raum podsumował to.
–
Więc mówisz, że nie masz żadnego związku ze światem nieumarłym czy kimkolwiek
z niego pochodzącym?
Pokiwała głową.
–
Właśnie tak.
Prześlizgnął po niej wzrokiem.
–
W takim razie, jesteś dla mnie bezużyteczna.
W jej piersi zaczął się agonalny ból, tak jakby nagle została postrzelona w serce. Wśród
paraliżującego bólu, Denise zdołała wydusić z siebie zdanie.
–
Zaczekaj. Ja ... mam kontakty.
W jednej chwili ból ustał. Raum uśmiechnął się z satysfakcją.
–
Wiedziałem, że masz. Wiesz za dużo, czyż nie?
–
Czego chcesz ode mnie.
Strach niepodobny do żadnego bólu, który do tej pory w swoim życiu czuła, prześliznął
się po jej ciele. Była na łasce demona. Nie było gorszej pozycji na świecie.
Raum uklęknął obok niej, nawet jeśli próbowała się odsunąć do tyłu.
–
Pokażę ci.
Jego dłoń dotknęła jej czoła. W jej umyśle zapaliło się światło i popłynęły wspomnienia.
Raum w środku pentagramu, z drugiej strony mężczyzna z czerwonymi włosami.
–
Daj mi moc, taką samą jak twoja. - Czerwono włosy mężczyzna to powiedział – w
zamian dostaniesz, co tylko chcesz.
Raum położył swoją dłoń na tym mężczyźnie, który stracił przytomność krzycząc.
Kolejny rozbłysk i wspomnienie się zmieniło. Raum stoi naprzeciw tego mężczyzny,
mając rozłożone ręce. Ten mężczyzna potrząsa głową i się wycofuje. Raum rusza za nim, wtem
zaczęło wyć z wściekłością i pentagram wydawał się wokoło niego zmieniać. W ogniu z
pentagramu zaczął się rozwijać kwiat, dno zapadło się, a Raum zniknął z pola widzenia. Nic innego
poza płomieniami przez dłuższą chwilę, nagle zalew przerażających, niesamowicie krwawych
wspomnień. W końcu poczucie wolności. Następnie, kilkadziesiąt może więcej wspomnień
umierających osób, aż do ostatnich, jej ciotki Rose, później Amber, Paula i jej samej.
–
Twój przodek Nathanial wycofał się z umowy ze mną – głos Raum'a brzmiał jak
niesamowite zjawisko w jej uszach. - Postanowił zamknąć mnie daleko stąd na naprawdę długi
kawał czasu, ale wróciłem i chcę moją zapłatę.
Denise potrząsnęła głową próbując pozbyć się z niej, jago okropnych wspomnień.
–
Co ja mam z tym wspólnego?
–
Dlatego on musi ukrywać się wśród wampirów lub ghuli. - Raum wyjaśnił. - Ja nie
jestem w stanie wejść do ich świat, ale ty możesz. Znajdź go dla mnie. Przyprowadź go do
mnie, a ja zostawię ciebie i resztę waszej rodziny w spokoju
Resztę waszej rodziny. Wspomnienie jej rodziców mignęło Denise przed oczami. Jedno z
nich musi być potomkiem Nathana, widać ona i jej kuzyni oczywiście byli. I Raum chce zabić
wszystkich pozostałych przy życiu członków rodziny Nathana, aby go znaleźć i zabić.
Nie mogła pozwolić, aby to się stało.
–
Znajdę go. - Powiedziała Denise. Nie wiem jak, ale go znajdę.
Raum kreślił linie wzdłuż jej ramienia, swoimi palcami. Jej skórę pokrywała gęsia
skórka w odpowiedzi ze wstrętem.
–
Wierzę że mówisz prawdę. Ale jako dodatkową zachętę...
Jego dłonie zacisnęły się wokoło niej, i w tej chwili wybuchł z okrucieństwem nowy ból
wewnątrz niej. Mogła słyszeć własne krzyki, ale zanim się to skończyło, usłyszała niedbały śmiech
Rauma.
–
Postaraj się nie umrzeć, zrobisz to dla mnie? Ja dopiero zaczynam.
Spade zmarszczył nos gdy skręcił w ulicę przy której stał dom Denise. Jakiś wstrętny
zapach dolatywał do niego, nawet poprzez system klimatyzacji w jego samochodzie. Omiótł
wzrokiem drogę, chcąc zobaczyć auto z emanującą energią o wyglądzie dymu, czy dymiącego się
dachu i jego spalin, ale nie było nic. Woń się pogarszała, gdy wjeżdżał na podjazd Denise.
Spade sięgnął do swojej torby, wyciągnął stamtąd dwa długie srebrne ostrza, które miał
ukryć w obu rękawach. Następnie wysiadł z auta i podszedł do frontowych drzwi. Przy drzwiach
odetchnął głęboko i odczuł to jak gdyby oddychał płomieniami.
Fetor siarki sprawił, że zachciało mu się śmiać, wystarczająco by udusić gdyby był
jaszcze człowiekiem. Spade zrobił wdech z jednoczesnym przekleństwem. Tylko jedna istota mogła
wzbudzić taki zapach. To nie była wyobraźnia Denise MacGregor, w żadnym wypadku, ale ona
może już nie żyć, by Spade mógł jej to powiedzieć.
Wyważył drzwi jednym kopnięciem i wpadł przez nie do środka, przekoziołkował, by
uniknąć jakiegokolwiek ataku. Denise leżała zwinięta na podłodze blisko kanapy, ale Spade nie
podszedł by sprawdzić czy z nią wszystko w porządku. Rozejrzał się dokładnie po pokoju, by
upewnić się, że nie było tam nikogo innego. Nic poza dźwiękiem jej oddechu, bicia serca.
Sprawdził każdy pokój i najbliższe schody na górę i na dół, nie znalazł niczego.
Usatysfakcjonowany, że nie wszedł w żadna pułapkę, Spade poszedł sprawdzić co z Denise.
Była nieprzytomna, miała na sobie tylko szlafrok przewiązany paskiem i śmierdziała
siarką jakby się w niej wykompała.
Usta Spade złączyły się w cienką i ponurą linię, gdy odsunął poły szlafroka. Był
przygotowany na znalezienie jej w gorszym stanie, ale zaskakująco nie było na niej znaków żadnej
napaści. Jak myślał, wyglądało to tak, że demon przyszedł, uderzył by straciła przytomność i
wyszedł.
Spade zasłonił jej szlafrok, odsunął gładkie i wilgotne mahoniowe włosy, które
zakrywały jej twarz i potrząsnął nią delikatnie.
–
Denise obudź się.
Potrząsnął nią jeszcze parę razy, dopóki jej orzechowe oczy się nie otwarły, skupiając sie
na nim, i rozszerzając się w panice.
–
Gdzie on jest? Jest tu jeszcze?
Spade chwycił ją za ramiona i powiedział spokojnym głosem.
–
Nie ma tutaj nikogo innego poza mną. Wszystko jest w porzątku
Dnise zaniosła się głośnym i chrapliwym łkaniem.
–
Nie, nie jest.
Podciągnęła rękaw szlafroka by pokazać mu swoje przedramię. Spade zaczął przeklinać
gdy zobaczył cień w kształcie gwiazdy znaczący jej skórę.
Dnise miała rację, wszystko nie było w porządku. Demon ją napiętnował.
Sapde usiadł na zamkniętej pokrywie sedesu w łazience Denise. Nalegała, że musi
wsiąść prysznic, nawet pomimo iż musiał ją tu przynieść na górę. Zaproponował jej, że pomoże ją
umyć, ale stanowczo odmówiła. Ludzie. Jak by było dość czasu, by mógł czuć się jak podglądacz.
Odmówił wyjścia z łazienki mimo, dlatego że w tej sytuacji nie mógłby mieć jej śmierci
na sumieniu, jeśli by się poślizgnęła i mogła by złamała kark przy próbie wyjścia z wanny. Denise
gorzko odparła, że demon powiedział jej, że teraz po zostaniu naznaczoną jest poza możliwością
ś
mierci zwykłych ludzi. Spade nie był pewien, czy to była prawda, więc wziął jej szlafrok i zostawił
ją nie inaczej jak siedzącą na spodzie brodziku i zamykając drzwi.
Mógł widzieć jej mglisty zarys sylwetki poprzez szkło. Słyszał jak szperała, gdy szukała
wśród wszystkich swoich pojemników z mydłami i szamponami. Powietrze wypełnił zapach
różnych perfum, powoli przytłaczając i zwalczając zapach siarki. Spade zamknął swoje oczy. Musi
zabrać Denise w jakieś bezpieczne miejsce. Było raczej wątpliwe, by demon, który odszedł, mógł
jeszcze wrócić, ale ona nie mogła tu zostać.
–
Potrzebuje ręcznika.
Spade wziął dwa, podał jej większy, gdy uchylił drzwi kabiny prysznicowej. Gdy
owinęła się ręcznikiem, otworzył na oścież drzwi prysznica, ignorując jej protesty, zarzucił jej
ręcznik na głowę, podniósł ją jedną ręką, a drugą zaczął wycierać jej kapiące włosy.
–
Mogę zrobić to sama – powiedziała, odpychając go lekko.
–
W normalnych okolicznościach nie wątpię – odpowiedział, niosąc ją do jej łóżka. -
Ale demon niemal doprowadził cię do zawału serca, następnie przemocą wpuścił do twojego
ciała jego esencję i cię naznaczył. Nikt nie mógłby stać na swoich nogach po czymś takim, więc
przestań się sprzeczać i pozwól mi tobie pomóc.
Oparła się na nim, tak jakby ostatnia kłótnia zabrała jej resztę pozostałych sił. Spade
obejmował ją dalej, gdy opierała się o niego jak suszył jej włosy jedną ręką, a drugą ręką
podtrzymywał owijający ją ręcznik. Jej powieki opadły, przechyliła głowę i oparła ją na jego
ramieniu. W ten sposób pozostawiła łatwy dostęp do jej gładkiego gardła, od jego ust do jej szyi
zaledwie kilka cali.
Spade walczył z nagłą by śledzić jej puls swoimi ustami. Minął już cały dzień odkąd
ostatnio się posilał, ale głód nie był jego jedyną motywacją. Mięśnie w jego szczęce napięły się.
Miał nadzieje, że czas wyeliminuje ten dziwny pociąg, który czuł do Denise, ale wyraźnie
odczuwał, że nadal istnieje.
Pierwszy raz zobaczył Denise, kiedy pojechał do Crispin'a na wakacyjne przyjęcie rok
temu. Spade wyszedł i pierwszą rzeczą jaką zauważył była ciemnowłosa kobieta, z odrzuconą
głową do tyłu ze śmiechem, po tym czymś co powiedziała jej Cat. Spojrzała sie w jego kierunku
moment później, gdy poczuła, że ją obserwuje. Jej pełne usta układały się jeszcze w uśmiech, ale to
jej władcze spojrzenie było pułapką w którym zamknęła się jego uwaga. To i nieznane wcześniej
napięcie, które przeszło przez niego, gdy na nią patrzył.
–
Kim ona jest? - zapytał Crispin'a.
Crispin podążył za jego spojrzeniem i głośno parsknął
–
Sorry kolego. To najlepsza przyjaciółka mojej żony.
I z tymi słowami, Denise stała się nieosiągalna. Była człowiekiem, a Spade miał tyko
dwie kategorie na które dzielił ludzkie kobiety – jako pożywienie i dla cielesnej przyjemności.
Biorąc pod uwagę, że Denise była przyjaciółką Cat, gdyby sobie pofolgował w obu przypadkach
byłaby to obraza dla Crispin'a. Spade zdusił to dziwne uczucie, które zaczęło się tlić, gdy na nią
spojrzał, ale kiedy sie odwrócił i znów na nią zerknął, ona uśmiechała się już odwrócona do
ś
niadego, jasnowłosego chłopaka. To była niemal ulga, kiedy Crispin powiedział mu, że była także
mężatką. Naprawdę nie miał powodu by w dalszym ciągu zaprzątała jego myśli.
Ale teraz Denise, była wdową, miała na sobie tylko ręcznik i się do niego przytulała.
Ciężko zignorować pociąg, który do niej odczuwał, biorąc pod uwagę okoliczności.
„Ona nie jest dla ciebie” Spade przypomniał sobie surowo. Ale wciąż nie żałował, że
zauważył jaka jest śliczna. Jej włosy wydawały ciemniejsze, gdy były mokre, a jej cera była tak
delikatna jak płatki róż i śmietanka. Duszący i ostry zapach siarki zniknął, a przez jej perfumy
przebijał się jej własny zapach słodkiego miodu i kwiatu jaśminu. Patrząc na nią odzianą w ręcznik,
jej zamknięte oczy i jej usta lekko rozchylone, widok ten był bardziej nęcący niż wtedy, gdy widział
ją nagą, kiedy sprawdzał ją czy nie ma żadnych ran.
Spde zmusił się, aby skupić się z powrotem na najważniejszej sprawie.
–
Znajdźmy ci ubranie – powiedział. - gdy będziesz gdzieś bezpieczna, skontaktuje się
z Crispin'em. Powiem mu gadzie on i Cat będą mogli cię znaleźć.
Denise szybko na niego spojrzała.
–
Nie.
–
Nie? - odparł Spade zaskoczony.
Złapał jego dłoń i ścisnęła z większą siłą niż przypuszczał, że była zdolna mieć.
–
Nie możesz im powiedzieć. Cat rzuci wszystko i przyjedzie szukać Rauma, ale on
jest za silny. Ja, ja widziałam do czego on jest zdolny. Nie mogę pozwolić jej walczyć z nim, a
jeśli ona będzie wiedzieć, będzie próbować.
–
Denise...
Spade starał się mówić głosem bardzo spokojnym i rozsądnym.
–
Nie możesz po prostu chodzić w koło i udawać, że nie masz na sobie znamienia
demona. Trzeba znaleźć sposób żeby je usunąć...
–
Wiem jak je usunąć.
Brwi Spade uniosły się do góry. Czy wie?
–
Demon chce bym znalazła mojego krewnego, zapomnianego o imieniu Nathaniel.
Denise mówiła dalej.
–
Wydaje się, że Nathaniel zastawił swoją duszę, a potem uciekł bez płacenia. Demon
uważa, że on ukrywa się w świecie wampirów i ghoul'i. Jeśli znajdę Nathaniel'a, przyprowadzą
go do Rauma, on zdejmie to znamię ze mnie i zostawi resztę mojej rodziny w spokoju.
Będąc w ogromnym zdumieniu, Spade odzyskał w końcu głos.
–
A jeśli nie dostarczysz tego Nathaniel'a do demona.
Ciało Denise przeszedł dreszcz.
–
Wtedy znamię Rauma będzie rosło we mnie....... aż zmienię się w zmiennokształtną
jak on.
Rozdział trzeci
Denise odwróciła swój wzrok od drogi przed nią. Jeśli by nie była w tragicznej sytuacji,
była pewna, że całe życie migałoby jej przed oczami. Spade jechał jak nietoperz, który wypadł z
piekła, kluczył w ulicznym ruchu z zawrotną skutecznością i nie mając żadnego względu na
ograniczenia prędkości. Kiedy zwróciła się z uwagą, że jeśli dalej tak będą jechać to gliny mogły go
namierzyć i złapać. Spade tylko się uśmiechnął i powiedział, że właściwie to jest głodny.
Miała przeczucie, że on nie żartował.
Unikając patrzenia na smugi pozostawiane przez auta i sceny mijające za oknem, zamiast
tego studiowała dokładnie wygląd Spade'a. Jego włosy były zupełnie czarne, unoszące się i
wyglądające jak naturalnie wieńczące i opadające falami na jego ramiona. Brwi tej samej
atramentowej barwy, okalające paląco-bursztynowe oczy. Oczy i brwi były w żywym kontraście do
jego skóry, która miała piękny kryształową bladość, co czyniło go wampirem. Nawet jak siedział,
było widać, że jest bardzo wysoki, ale przy jego wzroście nie wyglądał niezręcznie z nim, jak to
działo się z niektórymi ludźmi. Nie, Spade górujący nad ludźmi wokoło niego, ze swoją postawą
wzbudzającą zaufanie, jego długimi kończynami, które poruszały się z wdziękiem i precyzją.
Ś
miertelną precyzją.
Wspomnienia przeleciały jej przez umysł. „Stań sobie przy moim koledze, kiedy ja i
twoja przyjaciółka będziemy na tylnim siedzeniu” powiedział nieznajomy z szyderczym uśmiechem,
łapiąc Denise. W następnej chwili leżał już na ziemi, w miejscu jego głowy było nic innego jak
czerwona posoka. Spade stał nad nim, jego oczy świeciły na zielono, kiedy kopał ciało mężczyzny z
siłą wystarczającą by wgiąć pobliskie auto. I najgorsze wspomnienie ze wszystkich. Spade cały
upaprany we krwi, odciągający ją od tego co pozostało po Randy'm „On odszedł, Denise. Przykro
mi...”
Odwróciła wzrok. Lepiej patrzeć się na pobudzający do mdłości pośpiech za oknem niż
na niego. Mimo wszystko, wirujące auta na zewnątrz samochodu, nie poruszają jej wspomnień, tak
jak on to robi. Kiedy była daleko od wampirów, mogła udawać, że Randy naprawdę umarł w
wypadku samochodowym, jak wierzyła jego rodzina. Ale za każdym razem, kiedy była blisko
wampirów, wcześniej czy później, wspomnienia o śmierci i krwi, które próbowała powstrzymać,
wypływały na powierzchnię.
A teraz nie mając wyboru, musiała zanurzyć się w ostatnim miejscu jakim chciała być –
znów głęboko wciągniętym w świat wampirów.
–
Muszę kogoś zatrudnić, aby zabrał mnie wszędzie tam, no wiesz, miejsca gdzie twój
rodzaj się spotyka – powiedziała, jednocześnie obliczając w pamięci ile pieniędzy mogła
znaleźć w krótkim czasie. - I doceniłabym, gdybyś mógł mi polecieć jakiegoś wampirzego
prywatnego detektywa czy jakiegokolwiek odpowiednika macie.
Spade spojrzał na nią tak, że poczuła się chora; spojrzenie które mówiła o właścicielu, że
ona zwariowała.
–
Wampirzy prywatny detektyw? - powtórzył – żartujesz sobie ze mnie?
–
Wiem, że macie wampirzych płatnych zabójców, to dlaczego nie moglibyście mieć
wampirzego prywatnego detektywa? - odparła z powrotem rozszerzając. - Nie mogę wejść z
opisem Nathaniel'a zatytułowanym „Czy widzieliście tą walijską duszę.”
Spade zacisnął ręce mocniej na kierownicy.
–
Nie, nie możesz - powiedział spokojnym tonem. - Ale wampiry nie mają wampirzych
prywatnych detektywów. Jeśli chcemy kogoś znaleźć, pytamy naszych Panów, aby się
kontaktował z innym Panami, by zobaczyć do kogo należy ta zaginiona osoba. Potem ta dana
sprawa jest rozwiązywana pomiędzy tymi dwoma Panami. Mamy nieumarłych płatnych
zabójców, gdy wampiry chcą puścić formalne załatwienie sprawy i nie przejmują się
przewidzianymi konsekwencjami. To niesłychane aby człowiek mógł skontaktować się z Panem
wampirów, aby szukać kogoś własności, kogokolwiek Nathaniel miałby być. I żaden Pan
wampirów mający choć trochę szacunku dla siebie samego, nie oddałby ci swojej własności, a
gdybyś go zabrała to świętokradztwo.
Denise nie cierpiał jak Spade mimochodem mówi o ludziach jak o własności. chyba
nawet nie zdawał sobie sprawy, że to co mówi ją obrażało.
–
Więc muszę wynająć płatnego zabójcą i po prostu powiem mu by nie zabijał
Nathaniel'a. Co go obchodzi, czy dostanie zapłatę za odebraną żywą osobę czy za zmarłą.
Spade wymamrotał coś na swoim wydechu, za szybko dla niej by coś wyłapała.
–
Co? - zapytała dość ostro.
Popatrzył na nią wystarczająco długo, że prawie warknęła na niego, by patrzył na drogę.
–
Ż
aden wampir nie porwie własności innego wampira dla człowieka, nie ważne jak
dużą kwotę funciaków zaoferujesz. To ryzyko wojny, podczas gdy zabijając jakiegoś faceta, z
brakiem dowodów na to kto to zrobił, jest o wiele prostsze. Może zdołasz namówić wampira by
dmuchnął Nathaniel'a głowę za odpłatność, ale nie wynajmiesz żadnego do porwania go.
Denise miała ochotę uderzyć głową w deskę rozdzielczą, będąc w stanie frustracji. Musi
być ktoś, ktokolwiek, kto mógł jej pomóc. Kogo jeszcze znała, kto był nieumarły?
–
Zapytam Rodney'a – powiedziała w przypływie inspiracji. - On nie jest wampirem,
jest ghoulem. Rodney mnie zna, więc może skłonię go do znalezienia Nathaniel'a, bez nikogo
kto by wiedział, kto to zrobił, czy mieszającego w wampirzą politykę.
Na szczęce Spade zadrgały mięśnie.
–
Rodney nie żyje.
Denise nie mówiła nic przez dłuższą chwilę. Jej umysł nie przyjmował do wiadomości,
ż
e ten słodki, zabawny ghoul również był martwy. „Ścięcie głowy to jedyny sposób aby zabić
ghoul'a.” Rzuciła Raum'owi w twarz te słowa wcześniej. Ta wiedza przyprawiał ją teraz o mdłości.
Dlaczego, dlaczego, dlaczego ktoś chciałby zamordować Rodney'a?
–
Był dobrym człowiekiem. To niesprawiedliwe – była w stanie tylko to powiedzieć po
przeciągającej się ciszy.
Spade chrząknął.
–
Istotnie.
Denise nie chciała teraz nic więcej poza tym, by zamknąć swoje oczy i nie myśleć o
ś
mierci przez co najmniej tydzień. albo dzień, albo nawet godzinę. Ale dopóki nie znajdzie
Nathaniel'a, groźba wisząca nad jej rodziną, ciągle była w zasięgu wzroku.
Będzie musiała pociągnąć za sobą Cat. Bones był Panem wampirów i dawniej zabójcą,
więc ma on doświadczenie w znajdowaniu ludzi połączonych z posłuchem wśród wampirzej
społeczności. Był to jeden logiczny wybór – oprócz tego Bones mógłby się poczuć w honorowym
obowiązku, aby ją uratować, jeśli sytuacja stałaby się za przerażająca i niebezpieczna. „Zabiłam już
swojego męża.” Denise myślała bezbarwnie. „Jak mogłabym żyć, z myślą że zabiłam też męża
mojej najlepszej przyjaciółki.”
–
Powinniśmy być w Springfild za kilka godzin. - Powiedział Spade. - Gdy tam
będziemy, zatrzymamy się w hotelu i ...-
Denise wyprostowała się na siedzeniu.
–
Ty.
Jego brwi uniosły się do góry.
–
Za przeproszeniem?
–
Ty – powtórzyła. -Ty jesteś wampirzym Panem, ty też dawniej tropiłeśludzi, mówiła
mi o tym Cat i nie przejmujesz się mną, więc jeśli sprawy staną się zbyt niebezpieczne, dasz mi
gwarancje, że nie dasz się zabić. Jesteś idealną osobą, by pomóc mi znaleźć Nathaniel'a.
Spade nie zaprzątał sobie głowy, by spojrzeć na nią w sposób, który mówi, że
zwariowała, ale on nagle zjechał z drogi i zatrzymał się na poboczu.
–
Nie mogę rzucić wszystkich swoich obowiązków, tylko po to, by gonić pół-demona
czmychającego człowieka, który na pierwszym miejscu, nigdy nie powinien był trwonić duszy
na ciemne moce. - powiedział przez zaciśnięte zęby. "Przykro mi, Denise".
Desperacja dodała jej brawury
–
Tobie jest przykro? Wątpię w to. tak wiem, że proszę o ogromną przysługę, ale nie
oczekuję, że zrobisz to dla mnie. Miałam nadzieje, że zrobisz to dla swojego przyjaciela
dlatego, że wiesz iż mam tylko jedną drogę jeśli mi nie pomożesz. Ale hej, to ty możesz
powiedzieć Cat „Przepraszam jeżeli Bones zostanie zabity, robiąc to na co ty nie miałeś czasu.”
Poza tym, tak jest dużo prościej powiedzieć, że ci zależy, niż to udowodnić.
W następnej sekundzie był tuż przy niej, jego twarz była tak blisko, że nie mogła się
skupić na wyrazie jego twarzy. Ale nie było potrzeby by widzieć jego miny. Ryk jego głosu,
powiedział jej, jak wściekły on był.
–
Nikt nie wie, że do mnie dzwoniłeś. Nikt nie wie gdzie jesteś. Mogę pochować twoje
ciało przed wschodem słońca, potem nie musiałbym martwić się o Crispin'a ryzykującym życie
dla ciebie. Więc mogłabyś nie ośmielać się mówić do mnie bym dowiódł, że obchodzą mnie
moi przyjaciele.
Oczy Spade nie były jego naturalnego kasztanowego koloru. One błyszczały na zielono,
paliły się z intensywnością i De4nise nie mogła być nieumarłą, by wyczuć jak moc wypływa z
niego. Ale wciąż, instynkt mówił jej, że Spade nie skrzywdzi jej, że Spade nie skrzywdzi jej nie
ważne jak bardzo wściekły mógłby być na nią. Jeśli by Raum zagrażał tylko jej, byłaby gotowa
zaryzykować sama, ale życie jej rodziny zależało od przekonania Spade aby jej pomógł.
–
Po tym jak mnie pogrzebiesz, możesz równie dobrze znaleźć każdego członka mojej
rodziny i też ich zabić – odparła. - Dlatego, że Raum zrobi to chyba, że dam mu Nathaniela.
Jak wiele morderstw jesteś chętny popełnić zamiast mi pomów?
Oparł się z powrotem na fotel, coś jakby niedowierzanie pojawiło się na jego twarzy.
–
Szantażujesz mnie?
Denise zaśmiała się gorzko.
–
Szantaż daje do zrozumienia, że mam coś co bardzo chcesz, ale ja nie mam
nic....poza nadzieją, że nie pozwolę nikomu o kogo się troszczę, żeby został zabity. Wyjaśniłeś
mi dokładnie, że ludzie nie znaczą dla ciebie dużo, ale może to zrozumiesz?
Spade patrzył w dal, przez przednie okna na auta mijające ich z zawrotną prędkością. W
końcu szarpnął dźwignię zmiany biegów, wjeżdzając z postoju na drogę.
–
Twoje szczęście, że potrafię.
Denise poszła prosto do łazienki, jak tylko przybyli do hotelu, przypominając Spade'owi,
ż
e zlekceważył postoje, więc by ułatwić jej dalszą drogę powinien je wykorzystać. Nie powiedziała
ani słowa, biedna dziewczyna. Była bez wątpienia też bardzo głodna. Słyszał jak odkręca prysznic
i zdecydował zamówić coś dla niej, zamiast zaczekać na nią i zapytać ją o jej preferencje. Po dniu
który miała, byłby zaskoczony, gdyby jeszcze nie zasnęła, gdy przyjdzie czas przyjazdu jej
jedzenia.
Spade nie pojechał prosto do swojego domu dlatego, że chciał wyjaśnić kilka rzeczy,
zanim będą mieli publiczność. Wziął jeden pokój w hotelu, chcąc być w pobliżu na wypadek,
gdyby demon w jakiś sposób śledził ich, co było bardzo mało prawdopodobne, by tak się zdarzyło.
Dalej mógł zawieść jako strażnik, gdy chodziło o demony. Raum mógł usiłować wciągnąć go w
zasadzkę i trzymać go jako zakładnika, co było bodźcem,by mieć współpracowników w świecie
nieumarłym. Spade nie dałby nic za demona. Dobrą rzeczą było to, że były one bardzo rzadkie albo
ludzkość mogła by mieć dużo więcej niepokojów o siebie niż przypadkowi łotrowie z wampirów i
ghouli.
Zdjął swoje buty, rozciągnął się gdy usadowił się na jedynym z wypchanym krzeseł. To
był ostatni orzech do zgryzienia, który musiał rozgryźć. Jak znaleźć Nathaniel'a, by nikt nie
zorientował się, że on go szuka? Jeśli by otwarcie go szukał, wtedy Spade bez wątpliwości byłby
pierwszym podejrzanym, kiedy Nathaniel, by nagle zniknął – i jakby nie było, nie wyobrażał sobie
sobie zostać wplątanym w kolejnym wojnę nieśmiertelnych. Nie wspominając, że musi ukrywać
fakt, że Denise była z nim. Jeśli choć słowo o niej dotrze do uszu Crispina, on natychmiast zacznie
podejrzewać problemy.
Ale nikt naprawdę nie zna Denise. Kilkoro widziało jak Denise wygląda, a wielu z nich
już nie żyje. Kto mógł powiedzieć, że Denise nie jest po prostu kolejną słodką przekąską, która
podróżuje z nim? Jak długo będzie unikał Crispin'a, Cat i reszty bliskich przyjaciół, była szansa, by
mógł znaleźć Nathaniela, bez rozpoznania Denise i że była w to wplątana.
Spade nie chciał obliczać szansy powodzenia tego. Nie ważne co podpowiadał mu
rozum, musiał unikać Denise z więcej powodów niż jeden, a nie miał żadnych szans, pomagając jej.
Drzwi łazienki się otwarły i wyszła, mając na sobie szlafrok z nazwą hotelu wyszytym na
nim. Spade głową wskazał na szafę wskazując gdzie położył jej torbę. Wzięła z niej kilka rzeczy i
podniosła się stała, przygryzając swoją wargę jakby zastanawiała się co powiedzieć.
Czoło Spade wygięło się w łuk.
–
W przeciwieństwie do niektórych wampirów, nie potrafię czytać w myślach, więc
cokolwiek to jest, musisz powiedzieć to głośno.
–
Chcę byś wiedział, że zamierzam płacić ci za twój czas – powiedziała, słowa
wypływały w pośpiechu – i rekompensować ci jakiekolwiek koszty, jak ten pokój hotelowy.
Najpierw nim manipulowała nim, teraz go znieważała.
–
Nie
–
Nie? - mrugnęła zdumiona.
–
Rozumiem twoje zmieszanie. – Spade powiedział gładko – widać, że nie słyszysz
tego słowa często, ale pozwól mi wyjaśnić. To znaczy, że nie jestem twoim pracownikiem. To
znaczy, że będziesz musiał robić co ci każę dla mnie w poszukiwaniach twojego chciwego
krewnego i to oznacza, że twoje osobiste preferencje w tej sprawie to nie moja troska. Teraz
całkiem jasne, jaka to definicja?
Spojrzała na niego tak, że jej wzrok mógłby przeciąć stal. Zauważył ze średnią
przyjemnością, że jej piwne oczy robiły się zielonkawe, kiedy się złościła, prawie jak u wampirze
oczy w początkowym stadium, zanim zmienią kolor całkowicie.
–
W takim razie jestem głodna, więc mam nadzieję, że ten hotel ma obsługę hotelową i
dobry stek – odpowiedział z ledwie opanowaną oschłością.
Zaśmiał się krótko.
–
Zamówiłem już coś dla ciebie.
Jak na zawołanie pukanie rozległo się za drzwiami. Spade wstał zatrzymując się by
upewnić, że wyczuwał tylko człowieka z drugiej strony, potem otworzył. Młody mężczyzna w
uniformie obdarzył go automatycznym uśmiechem, gdy gdy wpychał wózek do pokoju.
–
Gdzie postawić wózek, sir?
–
Koło niej.
Powiedział i zamknął drzwi. Pozwolił by chłopak odkrył potrawy i zachwalając ich treść
do Denise, która wyglądała na zaskoczoną różnorodnością potraw przed nią. Następnie kiedy
odwrócił się do Spade z wyraźnym acz grzecznym oczekiwaniem. Spade uderzył w niego swoim
spojrzeniem.
–
Co ty robisz? - Denise sapnęła.
Zignorował ją, skupiony na pulsującej żyle, która go wzywała. Szybki ślizg jego kłów w
szyję chłopaka wywołujący wypływ bogatej, naturalnej krwi. Spade czekał zanim połknął,
powalając swoim ustom napełnić się z pompującego go pulsu przy jego ustach zamiast ssać,
pieczętując by żadna z tych czerwonych kropli nie uciekła.
Denise gapiła się na niego, jej rysy twarzy wyrażały wątpliwość. Spade patrzył się na
nią, mając nadzieje, że nie zrobi nic głupiego, jak krzyk. Nie zrobiła, ale jej ręce podniosły się do
jej ust, jakby powstrzymywała krzyk.
Dręczący głód w nim uspokajał się po jego czwartym łyku. Wyciągnął swoje kły, łapiąc
tych kilka kropel swoim językiem zanim zamknął dziurki, przecinając swój kciuk o kieł i trzymając
nad nim. w sekundę, jego krew zaleczyła punkty powodując, że zniknęły z widoku.
–
Dostarczyłeś jedzenie i wyszedłeś. Nic więcej się nie wydarzyło. - Powiedział Spade,
wciskając dwudziestkę w rękę chłopaka.
Skinął głową, ten sztuczny uśmiech powrócił na jego twarz, gdy wspomnienia tego co się
stało wyparowały wobec mocy spojrzenia Spade.
–
Ż
yczę miłego wieczoru, sir! - powiedział.
Spade zamknął drzwi. Denise wciąż wpatrywała się w niego.
–
Ugryzłeś go. Ty nawet nie.... ty go po prosu ugryzłeś.
Wzruszył ramionami.
–
Nie byłaś jedyną osobą, która była głodna.
–
Ale – ciągle wyglądała jakby brakowało jej słów.
–
Mieszkałaś z Cat i Crispin'em przez ponad miesiąc, czy nigdy nie widziałeś jak on
je?
–
Nigdy nie zrobił tego bezpośrednio przy mnie – wykrzyknęła Denise jakby
sugerował coś niedorzecznego.
Spade przewrócił oczami.
–
Będziesz musiał do tego przywyknąć dlatego, że nie mam zamiaru głodować.
Denise spojrzała w dół na stojące potrawy na tacy.
–
Myślę, że straciłam apetyt – wymamrotała.
Powstrzymał się przed odpowiedzią, która by ją zirytowała. Nie ma potrzeby jej dobijać,
kiedy miała dziś naprawdę okropny dzień.
–
Spij spokojnie w łóżku. Prześpię się na krześle – powiedział zdejmując koszule.
Zabierał się do zdejmowania swoich spodni, kiedy wyraz twarzy Denise powstrzymał go.
Racja, ludzie i ich głupia skromność. Minęło dużo czasu odkąd był w pobliżu przeciętnego
ś
miertelnika. Ci którzy mu towarzyszyli, byli wszyscy zaznajomieni z ich wampirzym stylem życia
i zwyczajami. Musi sobie przypomnieć, co jest właściwe, a co nie jest.
–
Ja wciągnęłam w to ciebie – powiedziała z uporem. - Ja wezmę krzesło.
Mało co, znów wywróciłby swoimi oczami. Jakby miał pozwolić kobiecie być nadzianej
na krześle, podczas gdy on miałby wylegiwać się w łóżku.
–
Nie.
–
Poczuję się lepiej jeśli....
–
A ja nie – przerwał jej. - I przypominam ci ponownie, że ci pomagam. Przynajmniej
mogłobyś nie wykłócać się ze mną o każdą małą rzecz.
Frustracja i wyzwanie malowały się na jej twarzy, ale w końcu zamknęła swoje usta.
Tak będzie dla ciebie lepiej kochanie. Możliwe że nie będzie to ciężarem w ogóle.
–
Ś
pij dobrze Denise.
Rozdział czwarty
Obudziła się słysząc angielski akcent. Przez moment była zmieszana. Zostawiła
włączony telewizor? Wtedy wydarzenia z poprzedniego koszmarnego dnia wróciły do niej.
Paul zamordowany. Została naznaczona przez demona. Właściciel tego angielskiego
akcentu, wampir który nie chce mieć z nią nic wspólnego, ale który był jedyną nadzieją jej rodziny.
–
Obudziłaś się? - powiedział Spade, zamykając swój telefon komórkowy z głośnym
kliknięciem. - Zamówiłem ci śniadanie, biorąc pod uwagę, że nie tknęłaś swojego posiłku
wczoraj wieczorem. - Jego usta wygięły się w uśmiechu. - Będziesz wdzięczna z wiedzy, że
przespałaś moje śniadanie. Może teraz będziesz miała apetyt.
–
Czy za każdym razem jesz z obsługi hotelowej. - Denise zapytał zszokowana.
–
Oczywiście. Ale nie martw się w ich imieniu. Daję zawsze duże napiwki.
Osty ból w jej brzuchu, sprowadził jej uwagę na wózek z pokrywającymi go potrawami,
oraz na ich zapachy unoszące się w powietrzu, na które ślinka pociekła jej do ust. W tedy
zgłodniała. Denise rzuciła się odkrywać przykryte potrawy i podeszła do wózka schylając się prosto
do pojemnika który stał najbliżej niej.
Naleśniki. Podniosła jednego i wsunęła go w usta, zamykając oczy w zachwycie. Ale
dobrze.
Zniknął zbyt szybko. Wzięła więc kolejnego, zbyt głodny, aby zaprzątać sobie głowę z
syropem lub srebrnymi sztućcami i włożyła go w usta. Mmmm, Przepyszne, Więcej.
Skończyła dopiero trzeciego naleśnika, gdy zauważyła, że Spade ją. Gapił się na teraz
pusty talerz, potem na nietknięte sztućce i z powrotem na nią.
Dnise poczuła uderzenie gorąca na twarzy. Co z nią jest nie tek. Nie minęło aż tak dużo
czasu odkąd ostatni raz jadła.
–
Ja .. ah, byłam naprawdę głodna – jęknęła.
Zacisnął usta w dziwaczny sposób.
–
Na to wygląda.
Jakby dla podkreślenia tej rozmowy, kolejne źródło bólu ukuło ją w brzuch, a następnie
huk i gulgot dobrze słyszalny.
Denise zmusiła się do ułożenia starannie i gustownie na kolanach serwetki, wzięcia
sztućców i ciąć z zadowoleniem potrawy pod następnym przykryciem – wiejsko smażony stek z
jajkami, jej ulubione danie – na małe kawałki, zanim weźmie je do ust. W tym czasie burczenie w
brzuchu wzrosło do niemal ryku. Spade kontynuował przyglądanie się jej z pobłażliwym
uśmiechem na ustach.
–
Zawsze miło patrzeć jak kobiecie dopisuje apetyt – powiedział, a w jego ton głosu
brzmiał jakby miał dobrą zabawę.
Denise przestała udawać i nadziała dwa kawałki smażone steku na raz, przeżuwając je
chwilę, jednocześnie tak spoglądając na Spade, by nie ważył się komentować. Więc była trochę
zbyt głodny w tym momencie, by jeść jak ptak, kogo to obchodziło? Może minęło więcej czasu niż
jej się wydawało, od ostatniego posiłku.
–
Masz plan jak zaczniemy szukać Nathanial'a? - zapytała, po skończeniu całego steku
i jajek.
Czy to będzie wyglądać obrzydliwie, jak by zaczęła potrawę pod następną przykrywką?
Chrzanić to. Kto wie kiedy się zatrzymają na następny posiłek?
–
Mam – odpowiedział Spade. - Zaczniemy od mojej linii. Myślę, że nie mam żadnego
faceta o imieniu Nathanial w niej,ale kto mówi, że twój krewny nie zmienił imienia. Pamiętasz
jak on wygląda z tego co Raum pokazał ci, tak?
Denise potaknęła głową.
–
Tak
Jakby mogła zapomnieć całe to przerażające wspomnienia jakie Raum, które wcisnął jej
do umysłu.
–
Dobrze. Zwołam zebranie, a ty możesz wybierać z moich ludzkich własności.
Zobaczysz czy rozpoznasz któregoś z nich.
–
Wiesz, że naprawdę to niegrzeczne, jak odnosisz się do ludzi, jako swojej własności.
Też jestem człowiekiem, pamiętasz?
Coś błysnęło w jego oczach.
–
Pamiętam o tym dobrze. Dlatego właśnie, przedstawię cię mojej linii jako najnowsza
część mojej własności.
Jej szczęka opadła.
–
O nie, nie zrobisz tego.
Machnął elegancko dłonią, aby jej przerwać.
–
Nie chcesz aby Cat i Crispin się dowiedzieli do czego jesteś zmuszona, więc to jest
najlepszy wybór. Nie umawiam się z ludźmi, to wiedzą wszyscy. Ale korzystam z nich na inne
sposoby, nikt nie będzie zadawał pytań wampirowi, który podróżuje ze swoją własnością. W
rzeczywistości, jedno i drugie, nierzadko idą w parze, to fakt.
Jego praktyczne wyrażenia, przekonały ją do zgodzenia się z nim. Denise zastanawiała
się. Co jeśli to był sposób Spade na próbę wymigania się z pomocy jej? Jeśli odmówi mu
towarzyszenia w tym charakterze, mógł porzucić ją bez zastanawiania się. Może nie był tak
skupiony na trzymaniu Bons'a z daleka od tego jak na początku zakładała.
–
Dobrze.
Denise zmusiła się do powiedzenia tego, myśląc o swoich rodzicach. Małe zawstydzenie
się była niczym, jeżeli mogło ich to uratować.
Widać było, że Spade czekał, by powiedziała coś jeszcze. Denise podniosła swój widelec
i zaczęła jeść owocową sałatkę z następnej tacy.
–
Dobrze – powiedział w końcu. - Będziemy w St. Luis późno wieczorem.
Spade zatrzasnął swój telefon komórkowy. To była ostatnia z rozmów, które musiał
przeprowadzić. To nie było zwyczajne dla niego, by zbierać swoich ludzi, aby przedstawić im jego
nowego człowieka, jako własność. Podróżował przez większość minionego roku, więc różne
sprawy zgromadziły się i musiał się nimi zająć.
Denise była bardzo cicho prze ostatnie trzy dni. Podejrzewał, że ma z tym coś
wspólnego rozmowa, którą odbyła ze swoją rodziną, mówiąc im, że nie będzie mogła być na
potrzebie swojego ulubionego kuzyna. Z tego co Spade mógł usłyszeć, ta rozmowa nie przebiegła
dobrze, przez to, że nie mogła wytłumaczyć tego, że nie porzuca ich teraz, gdy ją potrzebują, ale
zamiast tego próbują im pomóc. Więc jej ponury nastrój musi się skończyć. Jeśli Denise poślizgnie
się w odgrywaniu swojej roli, jako jego własności, przed jego ludźmi może wyniknąć z tego
negatywne rezultaty. Na przykład prze innym Panem wampirów, tym który nie był
sprzymierzeńcem? To może być śmiertelnie niebezpieczne.
Musisz się otrząsnąć Denise pomyślał, a jaj wiem jak ci pomóc.
Spade zszedł po schodach na dół, na pierwsze piętro zgadując, że tam znajdzie Denise,
dokładnie w jego kuchni. Niezależnie od jej nastroju, udowodniła mu, że nienasycony apetyt.
Wszystkie jego rezydencje miały kucharzy, którzy mieli za zadanie zapewnić ludzkim członkom
jego linii dobre odżywianie. Henry, który był szefem kuchni jego domu w St. Luis, był bardzo
zajęty od czasu przyjazdu Spade z Denise.
–
Panie – Henry powiedział do Spade'a.
Spade z rozbawieniem czekał by zobaczyć reakcje Denise. Była odwrócona do niego
tłem, ale nagłego napięcia w jej ramionach nie można nie było nie zauważyć. Jego tytuł wśród
członków jego linii sprawiał, że czuła się niekomfortowo. Spade to nie przeszkadzało. Poza tym,
był tytułowany znacznie bardziej formalnie, kiedyś dawniej, kiedy jeszcze był człowiekiem.
–
Henry.
Spade skinął głową młodemu mężczyźnie zanim zajął miejsce obok Denise, przy
kuchennym stole. Spoglądając na jej talerz widział , że jest to lasagne, które było głównie z
czosnku. Stłumił śmiech. Cat powiedziała Denise dużo na temat wampirów, ale jak widać nie
wszystko. Spade podebrał z jej talerza jeden smażony ząbek czosnku i zjadł go, mrucząc z
udawanym zachwycie.
–
Ach Henry wyśmienite. Wezmę sobie talerz.
–
czy to nie sprawi, że będziesz chory? - Zapytała Denise zaskoczona.
Jego odpowiedź była właściwie pusta.
–
Mogę jeść stały pokarm. Po prostu nie preferuje go przez większość czasu.
–
Nie to – Denise machnęła dłonią. - Czosnek. Nie powoduje, że wampiry chorują?
–
Nie, w ogóle. Smak czosnku, jest jednym z powodów, dla których tak lubię
odwiedzać Włochy. Będąc tam nie mogę się obejść, bez bicia serca zaprawioną tą pełną smaku
przyprawą.
Spade oblizał swoje wargi. Denise zobaczyła to i zrobiło jej się mdło, odepchnęła więc
swój talerz. Zrobił wszystko, co tylko mógł by zdławić i powstrzymać swój uśmiech.
–
Mam dla ciebie prezent – powiedział, to tak jakby nie zauważył jej reakcji.
Zmrużyła oczy w przypływie podejrzliwości, a czoło się zachmurzyło.
–
Dlaczego?
Ona naprawdę musi popracować nad swoimi umiejętnościami aktorskimi. Żaden nowy
człowiek w jego linii nie użyłby takiego tonu w rozmowie z nim, zwłaszcza pośród otaczających go
innych ludzi.
Uniósł się z krzesła.
–
Chodź.
–
Panie, czy w dalszym ciągu chce Pan posiłek? - zapytał Henry.
Spade wyciągnął swoją rękę po Denise. Zatrzymała się.
–
Trzymaj ją dla mnie w cieple – powiedział do Henri'ego i twardo spojrzał na Denise.
„Weź ją” powiedział jej milcząco.
Wsunęła swoją dłoń w jego. Jej ciało było ciepłe, prawie rozpalone. Pomimo to w jej
spojrzeniu nie było widać oznak, które mówiłyby, że jest chora. Nie, one błyszczały z poirytowania
nad jego małą grą aktorską. Spade zignorował to, zaciskając swoją dłoń i ciągnąc ją z jej krzesła.
Nie pozwoli jej odejść, kiedy stoi już na własnych nogach i wbrew jej woli, może ją ciągnąć.
–
Chodźmy do mojego pokoju, kochanie – upewniając się, że jego słowa brzmią głośno
i wyraźnie.
Jej oczy otworzyły się szeroko. Odkąd przyjechali spala w swoim własnym pokoju
dlatego, że demony nie mogą wejść do prywatnych domów bez zaproszenia, nawet jeśli Raum'owi
udałoby się śledzić ich przez kilka stanów. Ale nie zrobiłby tego by być otoczonym przez tutejszych
ludzi, tak jak ona została z nim.
Trzeba przyznać Denise, że nie pluła na niego z oburzenia w obmowie. Zacisnęła swoje
usta i pozwoliła mu prowadzić się po schodach na górę. Jeśli nie widziałby lepiej, to teraz
mógłby się domyślać, że jej irytacja rosła i spalała się w ciągu czasu, który zajął im na dostanie się
do jego pokoju.
Gdy znaleźli się w środku, to ona zamknęła drzwi i wtedy puściła jego dłoń.
–
Istnieją granice, jak daleko jestem skłonna do podjęcia tej gry.
Nie pokazał swojej irytacji na jej implikacje, że chce zaciągnąć ją do łóżka.
–
Wymień je.
Widział jak jej usta otwierają się i zamykają, nie spodziewała się z jego strony takiej
odpowiedzi. W końcu odpowiedziała.
–
Zajmie mniej czasu, gdy zrobię listę rzeczy, które „mogę” zrobić.
–
Tak więc wymieć produkty tej listy, a ja powiem ci jeśli trzeba będzie coś do niej
dodać.
To wyzywające spojrzenie powróciło do jej oczu. Spade uśmiechnął się wewnątrz siebie.
Złość była dobra dla jej ducha. To było złe dla jego planów, jeśli nie umiała zachować równowagi w
zdrowym rozsądku, ale czas pokaże czy Denise była tak mądra jak była śliczna.
–
Dobrze – wzruszyła ramionami, jej ciemne włosy szeleściły przy każdym poruszeniu
głowy
–
Oczywiście. Jestem gotowa spać z tobą, gdy okoliczności będą tego wymagać. Mogę
grać przekonywująco, jeśli to konieczne, ale nie oczekuje tego samego, gdy jesteśmy sami.
Mogę grać kochającą, a nawet cie całować, by sprawy wyglądać na rzeczywiste. Ale na tym
koniec i nie pozwolę ci ze mnie pić.
Spade nie mógł się powstrzymać.
–
Z całym tym rozkosznym zapachem czosnku w twojej krwi? Uronię łzę.
–
Ż
arty robisz sobie ze mnie?
Pozwolił sobie na uśmiech.
–
Troszeczkę.
–
Skończyłeś? - wysunęła brodę, tak samo jak poprzednio ramiona.
Uśmiech Spade poszerzył się. Jeśliby wiedział, jak przy jej agresywnej postawie sprawia,
ż
e jej piersi sterczą jeszcze bardziej ponętnie, to raczej wątpił czy by dalej się kłóciła. A jak to by to
mogło być, by mógł powiedzieć tak nie dżentelmeńskie słowa nagłos.
Spade odsunął te myśli na bok, ponieważ prowadziły one do innych rozmyślań, najlepiej
jak one nie będą roztrząsane.
–
Co do twoich ograniczeń, to powinny być zadowalające, mimo iż musisz
przezwyciężyć swoją niechęć do zbliżania się do mnie i na mój dotyk. Wampiry często
publicznie obściskują się ze swoją własnością. Jeśli zbliżę się do ciebie, albo otoczę cię
ramieniem, to będzie wyglądać dziwnie jeśli odskoczysz, jakbyś została pchnięta nożem.
Denise wyglądała na zmieszaną.
–
Przepraszam. Postaram się popracować nad tym.
–
Koniecznie. - Nie mógł powstrzymać sie na tyle, by jego głos brzmiał inaczej, dalej
brzmiał sucho. - I muszę przyznać, że było zabawnie obserwować jak dusisz się w czosnku,
przez ostatnie kilka dni. Nie musisz się bać, że cię ugryzę.
Przez jej twarz przebiegła aż taka ulga, że był pomiędzy roześmianiem się szczerze i
głębokim obrażeniem się na nią. Ciekawe czy chciała następnie zainwestować w srebrną klamrę na
szyję?
–
Jeśli chodzi o rzeczy, które wykraczają poza pocałunki, nie musisz się obawiać o to
wcale – ciągnął dalej sztyletując ją wzrokiem. Nie brak mi partnerek do łóżka, więc nie
potrzebuję żebrać o jakieś resztki.
Z oburzenia zrobiła głęboki wdech, te piwne oczy przybrały zielonkawy odcień ze złości.
To musiała być gra świateł, ale znowu, przypomniały mu one wzrok wampira. Znów spojrzał na nią
sztyletując ją wzrokiem, tym razem dużo dłużej. Szkoda, że ona nie jest wampirem. Jeśli by była,
mógłby zapomnieć, że Denise była pod ochroną Crispin'a. Mógł zapomnieć, że nie powinien
mieszać przyjemności z biznesem, a może mógłby sprawdzić czy zakończyła już żałobę nad tym
biednym człowiekiem, który został rozszarpany na kawałki.
Spade zbliżył się do niej o krok, coś w nim zapłonęło, gdy zauważył, że rytm jej oddechu
się zmienił. Stał się szybszy, tak samo jak jej bicie serca. Gdy zrobił kolejny krok, a następnie jej
zapach zmienił się również, ten zapach miodu i jaśminu również stał się intensywniejszy. Z jego
kolejnym krokiem był tylko na wyciągnięcie ręki od niej, i był w stanie poczuć ciepło jej ciała,
poprzez powietrze wokół niej.
Jej oczy stały się szeroko otwarte, były też bardziej brązowe niż zielone, a jej pełne
soczyste usta rozwarły się lekko, jak nigdy. Ciekawe czy będzie smakować jak miód i jaśmin jeśli ją
pocałuje? Albo będzie miała bogatszy, intensywniejszy smak, podobnie jak głęboki jest jej duch
dostrzegany poprzez przebłyski w jej oczach.
Nagle odwrócił się na pięcie. Denise nie była wampirem, więc nie ma sensu zastanawiać
się nad takimi rzeczami. Znajdą Nathaniel'a i przekażą go Raum'owi. Potem, kiedy znajdą demona,
zostanie usunięte znamię z jej reki. Ona od niego odejdzie, a wkrótce też będzie martwa, tak jak
wszyscy ludzie.
A on nie chce przez to przechodzić jeszcze raz.
–
Twój strój na dzisiejszą noc jest na kredensie – powiedział i zatrzasnął za sobą drzwi.
Rozdział piąty
Denise wzięła głęboki wdech i starała sie zachowywać nonszalancko. Dobrą rzeczą było
to, że w tym hotelu było tak upalnie, bo zamarzłaby w innym przypadku z powodu tego co miała na
sobie.
Obsługa hotelu wzięła jej płaszcz, jak tylko weszła do sali balowej Khorassan ze
Spade'em. Była to ogromna sala, spokojnie nadająca się na dwa tysiące, a teraz była już prawie
pełna.
Oszałamiająca była wielkość osób, które były w lini Spade'a. Po tym jak jej płaszcz
został zabrany, nawet jak była otoczona taką ilością osób, ludzie natychmiast odwrócili głowy w jej
stronę.
Denise weszła z podniesioną podbródkiem i odmówiła ucieczki z podkulonym ogonem.
Idź dalej, spójrz. Widywałaś więcej odsłoniętej skóry na plaży, nie jest to szokujące.
Pomijając to, że nie byłą na plaży, choć to co miała na sobie wyglądało jakby było
zainspirowane bikini. Jej top był ażurowym bolerkiem i pasującym do tego spodnie pasujące do
góry i wyglądające jakby były wyjęte prosto z historii o „ I Dream of Jeannie.”
–
„Wampiry są zboczeńcami, każdy z nich” - mówiła jej to Cat przy wielu okazjach.
Jeśli to jest standardowy wygląd „własności” na wieczór z nieumarły, to Cat miała
stuprocentową rację.
Kiedy Denise schodziła ze schodów w domu Spade'a, w tym spiesznym stroju,
spodziewała się jakiejś zarozumiałej i zabawnej uwagi, że strony Spde'a. Dlaczego nie miałby być
rozbawiony? To przecież on kazał jej założyć ten stój, dziewczyny z haremu. Ale on tylko przesunął
po niej wzrokiem, przez chwilę, a następnie podał jej płaszcz wspominając, że na zewnątrz jest
zimno.
Oczywiście, że było zimno. StLuis w lutym nie powinno być kojące. Jeśli Spade miałby
serce, byłaby w spodniach i swetrze. On nie był tak skąpo ubrany, nosząc długi czarny płaszcz, na
białą koszulę i czarne spodnie, które leżały na nim tak dobrze, że musiały być zrobione na
zamówienie. W jego imponującej mrocznej oprawy wyglądzie, Spde był praktycznie nasiąknięty
dekadencką elegancją, a przy nim wyglądał jak wyjęta z bajki o Szecherezadzie.
Więc mógł przynajmniej poświęcić swój czas by ocenić, jak kostium który wybrał dla
niej, się na niej prezentuje. Albo czy zauważył, jaką fryzurę zrobiła ze swoich włosów oraz bardzo
dobrany makijaż, tak mówiła do siebie. Może być przedstawiona jako własność, ale chce się
upewnić, że ludzie będą widzieć iż ta ma klasę do cholery.
Jak dotąd Spade ledwo na nią spojrzał podczas dwudziestominutowej jazdy autem do
hotelu Chase Park Plaza. Nic nie mówił poza tym, ze wymienił kilka słów z kierowcą. Jeśli nie
otworzyłby przed nią drzwi samochodu, kiedy wchodziła i wychodziła z pojazdu, mogłaby zacząć
myśleć, że jakoś stała się niewidzialna.
Dodatkowo znieważył ją i skrzywdzi, gdy zostawił ją na środku, jak tylko weszli do tej
wielkiej sali. Denise wzięła kieliszek szampana od przechodzącego kelnera, by wyglądać na zajętą
zamiast stać tam po prostu jak posąg.
–
Dlaczego cię to obchodzi, jaki Spade jest dla ciebie zimny – cichy głosik wewnątrz
niej pytał ją.
–
Nie obchodzi – powiedziała temu głosowi Denise.
Jeżeli byłoby możliwe usłyszenie tego wewnętrznego głosu, to on byłby drwiący, ona
usłyszała.
Zignorowała go, koncentrując się na ludiach wokoło niej, zamiast na jej wewnętrznej
idiotce. Gdy tylko tak zrobiła zrozumiała jednak, że popełniła błąd.
Tak wiele bladych twarzy. Te szybkie, celowe ruchy. Zimne ciała. Wszędzie wokół niej.
Wszędzie kły. Wszędzie te świecące oczy.
Znajoma panika zaczęła w niej narastać. Denise starała się zwalczyć to uczucie, ale
narastało bez litości, dusząc ją w jej umyśle.
–
Muszę się stąd wydostać – wymamrotała.
Spade podniósł swoją głowę i rozejrzał się. Był po drugiej stronie sali, rozmawiając z
kimś, zostawiając ją otoczoną przez kreatury z jej koszmarów.
–
Wszędzie krew, krew będzie płynąć. Następnie przyjdzie śmierć. Zawsze przychodzi.
Wspomnienia zaczęły na nią napierać i ją dusić.
–
To potworne wycie zaczęło się zbliżać. Te wszystkie odległe krzyki innych. Jesteśmy
uwięzieni, a oni zaczęli się zbliżać
Coś chwyciło jej rękę. Denise próbowała w popłochu wyszarpnąć ją z powrotem, ale
zimny uchwyt nawet nie drgnął.
–
Puszczaj mnie – krzyczała.
–
Co jest z nią? - ktoś mruknął. Denise nie mogła zrozumieć, dlaczego ta osoba
brzmiała tak spokojnie. Dlaczego nikt nie zaczął uciekać? Czy oni nie rozumieli, że to coś, co
ich ściga może ich zabić?
Chwyt na ręce się wzmocnił, a drugą ręka zacisnęła się na ustach. Szarpała się, ale nie
mogła się uwolnić.
„Nie ma nadziei Jesteśmy uwięzieni w piwnicy, a oni nadchodzą. W każdej sekundzie,
drzwi mogą się otworzyć, a groteskowa postać ruszy wprost na nią. Nie, nie nie!”
Zimna woda została chluśnięta jej w twarz. Zszokowana zamrugała, lekko zakaszlała i
podniosła rękę, by udało się jej zablokować większość z następnego chluśnięcia zimną wodą.
–
Przestań
Spade obrócił się, zakręcił kran i ukląkł przed nią.
–
Wiesz gdzie teraz jesteś. - Było to stwierdzenie.
Oparła swoją głowę o ścianę kabiny obok niej, ukazując niewielką część jej frustracje.
–
O trzy mile od wariatkowa, z nogą na pełnym gazie w tym kierunku,
powiedziałabym.
Spade wydał dźwięk, który brzmiał jak głębokie westchnienie.
–
Czy to zdarzyło ci się wcześniej?
–
Nie, nie od miesięcy. Nie od czasu...?
Znaczące spojrzenie skierowała na jego twarz.
–
Nie odkąd widziałaś jak zabijam tamtego faceta – zakończył za nią. - Dlaczego nie
powiedziałaś mi, że cierpisz na pourazowe napady paniki? Teraz, po tym co się stało, nagle
poczułaś się zdenerwowana.
–
Mówiłam już, że nie zdarzyło się to od dłuższej chwili, a poza tym, to nie był
ostatnio mój największy problem, kiedy zobaczyłam cię ponownie.
Denise potarła obolałe od nacisku nadgarstki. Znak demona zdołała ukryć pod szerokimi
bransoletkami ze złota i srebra, ale i on i on wiedzieli dokładnie co pod nimi jest.
–
Ja waśnie zniszczyłam nasze plany na wieczór, Prawda?- jęknęła - „Nie mogę
uwierzyć, że do tego dopuściłam.”
Spade wytarł twarz jednym z ręczników papierowych.
–
Gdybym zwracał większą uwagę na ciebie, mógłbym zapobiec temu co się
wydarzyło. Teraz będziemy musieli już iść. Będziemy musieli wymyślić później w jaki sposób
przyjrzeć się pozostałym.”
–
Nie – Denise wzięła od niego ręcznik i wytarła twarz pod oczami. Jej mascara
prawdopodobnie była rozmazana na całej twarzy. - Jesteśmy tutaj . Więc zróbmy to. Będzie w
porządku, jeśli – to brzmi tak żałośnie – będzie w porządku, dopóki nie zostawisz mnie mnie
samej. Będąc samą otoczoną przez taką ilość wampirów, po prostu przypomniało mi zbyt wiele
z – z tej nocy. Nie wiem, czy jest to możliwe, ale tego rodzaju rzeczy.
Coś przemknęło przez jego twarz, zbyt szybko by móc z niej coś wyczytać.
–
Nie zostawię cię samej.
Wyciągnął do niej rękę gdy wstał.
–
Proszę
Położyła swoją rękę w jego dłoni. Po tym spojrzała na siebie w lustrze.
–
Mój makijaż jest zrujnowany.
–
Bzdura, wyglądasz pięknie. W rzeczywistości, miałem już dwukrotnie prośby o
ciebie, odrzuciłem je w twoi imieniu.
Pewna ostrość była w jego głosie. Denise nie mogła powiedzieć, czy to rozbawienie czy
może irytacja bardziej brzmiała w jego głosie. Zdecydowała się, że o to nie zapyta.
–
Jestem pewna, że to, na pewno, zmieni małą część mojej psychiki. Zwykle
pozostawiają złe wrażenia. To sprowadza nas do punktu, tak przy okazji. Czy nie obawiasz się,
ż
e twoi ludzie, czy chociaż jeden z nich , nie powie Bones lub Cat, „Hej,poznaję tę brunetkę. Co
ona tu kręci mówiąc, że należy do linii Spade”, a potem będziesz miał przechlapane, za branie
udziału w tym?
Spojrzenie Spade spotkało się z jej spojrzeniem, jego oczy koloru ciemnej miedzi miały
w sobie zarówno głębie wiedzy i niezgłębioną tajemnice.
–
Nie. Dlatego, że obydwoje doskonale wiemy, że nie chcesz nigdy więcej widzieć
ponownie nikogo ze świata wampirów, gdy to wszystko się skończy.
Denise odwróciła wzrok od jego twarzy. Jej ataki paniki ustąpiły tylko wtedy gdy
odcięła się całkowicie od Cat i wszystkich innych którzy nie byli ludźmi.
Nie ma mowy nie wróci do świata, gdzie będzie wystawiona na łaskę swojej pamięci,
nigdy nie wiedząc kiedy jej umysł podrzuci myśl, że jest to okropne przyjęcie Noworoczne.
–
Widzisz jak przebywanie wśród ludzi twojego rodzaju wpływa na mnie. Nie chcę żyć
w taki sposób, a dokładnie wiem jak takiemu życiu zapobiec.
Jego ręka była wciąż zaciśnięta wokół jej dłoni, jago uchwyt, chłodny, bezpieczny i z
ponadludzką siłą był całkowicie nieludzki.
–
Dobrze więc – powiedział w końcu. - Zobaczmy czy możemy zrobić, by
przyśpieszyć poszukiwania abyś miała te dni za sobą.
Denise siedziała po jego prawej stronie, przy ozdobnym stole w sali balowej, nie zdając
sobie sprawy, że to właśnie miejsce na którym siedziała, było powodem dla którego tak się na nią
dyskretnie gapili. Nie było wątpliwości, że myślała iż to zainteresowane było spowodowane jej
wcześniejszymi kszykami z powodu szoku jaki przeżyła. Nie rozumiała bardzo prostej rzeczy, która
zdarzała się wśród jego ludzi z linii. Człowiek który ma histerię? Kto z nich tego nie widział
przedtem?
Ale to czego jego ludzie nie widzieli przedtem, była kobieta z bijącym sercem, siedząca
po jego prawej stronie, podczas oficjalnego wieczoru. Takie wskazanie jej pozycji, jak wyżej stoi
niż większość z pozostałych jego własności, ale jego lewa strona była zarezerwowana dla Alten'a,
najstarszego wampira w jego linii. Spade zamierzał posadzić Denise, tak by siedziała za nim,
miejscu, które pasowało bardziej dla własności – nawet bardzo faworyzowanej. Ale wtedy to było
roztropne, a nawet podobno wystarczająco blisko dla niej, by zapobiec napadowi panicznego
strachu zrozumiał, że to on niechętnie puszcza jej dłoń wolno.
A to przepowiadało kłopoty w każdym języku który zna. Jeżeli byłby tam Bóg, Nathanial
by był wśród jego ludzi tutaj, a Spade mógłby dostarczyć go dziś w nocy demonowi. Spade mógłby
nawet postawić garnek na ogniu, wlać wodę i życzyć Raum'owi dobrego posiłku, jeśli to
znaczyłoby, że Denise zniknie z jego życia natychmiast. Nie mógł pozwolić na to by jakiś człowiek
stał się dla niego bardzo ważny. Nigdy więcej.
Teraz cyniczna część jego osobowości, nie była zaskoczona, że po boleśnie długim
procesie przedstawiania Denise setce jego ludzi, żywym i nieumarłym w jego linii potrząsnęła
głową w wyrazie rezygnacji.
–
Nie ma go tutaj – wyszeptała.
Spade zdusił w ustach przekleństwo. Racja. To byłoby zbyt proste, gdyby tu był.
Alten pochylił się ku niemu i wręczył mu płytę CD.
–
Finanse – powiedział. - Sprawdziłem czy należne kwoty się zgadzają i wszystko
wydaje się w porządku, poza Turner'em. Nie uiszcza należnej opłaty już drugi kwartał.
Spade jak nieobecny, dalej kontynuował studiowanie stanu Denise, po delikatnym
dotyku jej nadgarstka. Jej skóra była wciąż cieplejsza niż powinna być. Czy to możliwe, że byłaby
chora? Może nie powinienem jej sugerować, że jest chora, by znów jej nie zirytować czy sprawić
by wpadła znów w te śmieszne ataki paniki, które ma w depresji.
–
Mmmph – chrząknął.
Alten patrzył na niego wyczekująco.
–
Już teraz drugi kwartał – powtórzył.
Spade szybko przeniósł swoją uwagę z powrotem na wampira siedzącego obok. Tak,
racja. Turner odmówił płacenia procentu od jego zarobków. Trzeba to wyjaśnić. Każdy wampir,
który należy do Pana i jest w jego linii winien płacić mu.
–
Turner – zawołał głośno. Czy masz wyjaśnienie, a jeżeli tak to jakie, i dlaczego
zaprzestałeś płacić za ochronę.
Wampir o kolorze włosów blond, przeszedł przez tłum jego ludzi i stanął przez stołem,
za którym siedział. Blondyn ukłonił się jako poddany, ale kiedy Spade zdołał uchwycić zapach
Turner'a i zobaczył bunt w jego postawie, a we wzroku miał mentalny ciężar. Turner'owi miał
czelność powiedzieć coś strasznego.
–
Nie płacę mojej części dlatego, że chcę wolności. Nie chcę należeć już do twojej linii
sir. - powiedział Turner prostując jeszcze bardziej swoje plecy.
Spade popatrzył na niego, a jego cierpliwość malała z każdą sekundą.
–
Nieumarły tylko przez czterdzieści cztery lata i myślisz, że jesteś gotowy zostać
Panem swojej własnej linii.
–
Tak – powiedział Turner. Następnie z jeszcze większą arogancją dodał. - Uwolnij
mnie bym mógł być Panem. Nie chcę z tobą walczyć, ale jeśli odmówisz mojej prośbie,
wyzywam cię na pojedynek.
Głupi, Lekkomyślny, Głupek.
–
Nadmierna pewność siebie, jak dokładnie powód, dlaczego nie jesteś jeszcze gotów
do kierowania własną linią. Twoja nieroztropność w tej sprawie mogłaby cię zabić, a wtedy
wszyscy których stworzyłeś zostaliby bez żadnej opieki. Właśnie dlatego odrzucam twoją
prośbę o wolność, Turner a jeśli dalej będziesz opierał się na chęci wyzwania mnie, obiecuję, że
tego pożałujesz.
Kątem swojego oka, Spade zdołał zauważyć, że Denise spogląda poddenerwowanie to na
niego, to na Turner'a. Spojrzał na nią i zobaczył jej twarz, która była blada, prawie blada jak ściana.
Spade był pewien, że nie zna szczegółów postępowania wampirów i ich terytorialności, ale to było
proste do zrozumienia, że jeśli Turner nie zdobędzie się na mijający przebłysk zrozumienia, to ta
sprawa niedługo stanie się krwawa. To może być destrukcyjne dla ciężko wywalczonego
opanowania, które pokazała Denise przez ostatnie kilka godzin, będąc otoczona przez znacznie
większą liczbę osób nieumarłych, niż liczbę żyjących.
Spade wrócił spojrzeniem do Turnenr'a. Turner rozglądał się wokół po sali i nagle jego
ręka pobiegła prosto do jego paska, gdzie miał ukryty srebrny nóż.
–
Wyzywam cię.
Bardzo powoli Spade puścił wolno dłoń Denise. Następnie pochylił się do niej tak blisko,
ż
e jego usta dotykały płatka jego ucha.
–
Według naszych praw, muszę odpowiedzieć na jego wyzwanie. Wyślę Alten;a by
zaczekał z tobą w aucie, to nie powinno długo potrwać.
–
Zostaje.
Odsunął się od niej na tyle, by móc zobaczyć jej twarz. Wciąż była bardzo blada, a jej
paznokcie ciągle drapały po jej nogach, ale jej głos był twardy, stanowczy.
–
To może nie być mądre posu...
–
Jeśli wyczuje, że zaczyna mi znowu odbijać wyjdę, ale do tego czasu, zostaję.
Uparta baba. Czy dzisiaj wszyscy zaczęli tracić rozum?
Spade wstał, spojrzał znacząco na Alten'a i powiedział.
–
Jeśli ona zechce wyjść w którymś momencie, to zabierzesz ją do mojego auta i
zaczekasz tam na mnie.
Alten szybko zamaskował zaskoczenie, które malowało się na twarzy, potaknięciem
głową. Ludzie nigdy nie decydowali o tym, że mogą wstać i wyjść w środku toczącego się
pojedynku. Zwłaszcza jeśli to była własność, ale powiedział.
–
Jak sobie życzysz.
Jeśli by miał więcej rozumu, wysłałby Alten'a by zabrał Denise do auta już teraz.
Zamiast tego prosił się o ogromną liczbę spekulacji i insynuacji, na temat Denise, poprzez
znaczenie jej posadzenia po jego prawej stronie i pozwolenia jej, by spierała się z nim publicznie.
To pewnie, dzisiejszego wieczoru, nikt nie posiada rozumu. Myślał Spade sterany. Włączając w to
mnie.
Odsunął tę myśl na bok i przeniósł całą swoją uwagę na dalej stojącego stojącego tam
Turner'a. Będzie musiał ukarać go przykładowo, w przeciwnym razie będzie zasypywany
wyzwaniami od innych młodych wampirów, którzy myślą, że są gotowi na to, czemu nie zdołają
sprostać.
Spade zdjął swoją koszulę i położył ją na swoim krześle, jednocześnie nie spuszczał oczu
z Turner'a.
–
Wycofaj swoje wyzwanie, które skierowałeś do mnie, albo w przeciwnym razie,
będziesz niesamowitym szczęściarzem, jeśli zdecyduję się pozostawić cię przy życiu.
Turner zaprzeczył swoją głową.
–
Nie.
Więc niech tak będzie
Rozdział szósty
Denise nie mogła oderwać swoich oczu od wampirów, które okrążały się wzajemnie,
nawet jeśli jej zmysły krzyczały by tego nie robiła, by nie patrzyła na nich. Ona i Alten dalej
siedzieli tam gdzie przedtem, za stołem, ale pozostała część będąca na sali podeszła do ścian, dając
Spade'owi i Turner'owi więcej miejsca na sali do ich bezpośredniej walki. Drzwi sali balowej były
strzeżone, a obsługa kateringu po zastosowaniu blasku wampirzego oczu, nie zauważyła żadnej
zmiany w atmosferze przyjęcia. Nawet przebywanie w miejscu publicznym, tym hotelu, nie
powstrzyma tego pojedynku, musi sie odbyć. Sprawy wyglądały gorzej, ponieważ Spade był
nieuzbrojony, podczas gdy Turner miał duży srebrny nóż. Pochyliła się do Alten'a, poprzez puste
miejsce na krześle.
–
Dlaczego Spade nie może mieć broni – szepnęła.
Zaskoczony wampir spojrzał na nią zdziwiony, że odezwała się do niego, ale
odpowiedział ściszonym głosem.
–
Może mieć. On po prostu wybrał tak, że nie będzie używał żadnej.
–
Dlaczego – wyrwało się Denise.
Dziesiątki głów odwróciło się w jej stronę. Nawet Spade przerwał swój drapieżny taniec,
aby rzucić jej jedno spojrzenie, które było bardzo wymowne.
Racja. Zgadywała, że nie było to powszechnie aprobowane zachowanie jako „własności”
i zastanawianie się, dlaczego Spade chce walczyć nie uzbrojony przeciw wampirowi, który ma
kurde, wielki nóż.
Coś mignęło, następnie czerwona smuga biegła poprzez klatkę piersiową Spade'a. Jakoś
te dwa walczące wampiry się przeniosły z miejsca, gdzie stali, a znaleźli się kilka metrów dalej, a
nóż Turner'a miał maźnięte ostrze czymś czerwonym. Denise zaczęła ciężej oddychać. Ciął Spade'a
zbyt szybko dla niej, by mogła zobaczyć.
–
Zatrzymaj pojedynek i wyzwól mnie spod twojej władzy – powiedział Turner, zaczął
jednocześnie wymachiwać nożem i ponownie rozpoczęli krążenie wokół siebie.
Spade zaśmiał się, po sali rozległ się jako zimny dźwięk, który był bardziej przerażający
niż skłonny do śmiechu.
–
To była twoja najlepsza szansa byś mnie zabił, ale ją przegapiłeś. Jak myślisz, jak
długo będziesz w stanie utrzymać się na nogach, kiedy odbiorę ci miecz?
Rana na piersi Spade zamknęła się, kiedy on skończył mówić, ale plama po krwi została.
Była w bardzo żywym kolorze, w przeciwieństwie do jego bladej mocno umięśnionej, gładkiej
skóry. Jak szkarłat na śniegu. Oczy Spade'a świeciły się zielonym blaskiem, spotkały się z oczami
Turner'a, które również jaśniały tym samym blaskiem.
Denise nie mogła zatrzymać w swoich umyśle napływ wspomnień. Świecenie zielonych
ozu stawało się coraz mocniejsze, przyćmiewało zwyczajne światło. Wszędzie wampiry, krew i bród
ich ukrywających. Pośliznęła się i upadła na coś, co było ciemne i lepkie. Play pokrywały podłogę,
ich ilość zwiększała się, prowadząc do kuchni...
–
Nie – wyszeptała, próbując odepchnąć wspomnienia. próbując odepchnąć
wspomnienia. Nie teraz. Nie tu.
Alten spojrzał na nią ostro, ale tym razem Spsde nie odwrócił swojej twarzy od Turne'a.
Kolejnymi ranami na kończynach zakończył i posłał Turner'a na plecy, a Spade stał nad nim i
trzymał jego srebrny nóż.
–
Zgubiłeś może coś? - zapytał Spade podrzucając go.
Teraz Turner miał na sobie krew, a czerwony znak X na jego klatce piersiowej
przypominał o otrzymanych ranach, nawet jeśli rany już się zrosły. Znak X był dokładnie na
miejscu, gdzie biło jego serce. Denise zadrżała. Ostrzeżenie nie mogło być jaśniejsze.
Wspomnienia dalej napierały na jej umysł. Krew wygląda inaczej po ciemku. Jest prawie
czarna. Zielony blask od mijających ją wampirów sprawiał, że wydawały się większe, te
niekształtne bryły przed nią. Czym one są?
Jej ręce podniosły się do głowy, naciskały na skronie, jakby mogła fizycznie zmusić
swoje wspomnienia do schowania. Nie. Teraz.
Turner rzucił się na Spade, był niczym więcej, dla jej oczu, niż przemieszczająca się
szybko blada smuga. Spade zawirował wokół niego i więcej czerwieni ukazało się na Turner'ze, jak
za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Kolejny szybki ruch, jak błysk, następnie płacz i Turner,
który potknął się i upadł do tyłu, łapiąc się za brzuch. Coś grubego i mokrego dotykało do podłogi.
Widząc rany Denise wyciągnęła ręce w kierunku koszuli Spade, starając się nie krzyczeć
i wiercić się na swoim krześle. Całę dłonie i nadgarstki Spade'a były czerwone, nie wspominając o
trzymanym nożu, ale stał tam tak, jakby od niechcenia, czekając gdy Turner tymczasem, dyszał z
bólu, pochylił sie do niego.
–
Boli troszeczkę, nieprawdaż? - Zapytał Spade. - Jedną rzeczą jest otrzymać ciętą ranę
w bójce, a zupełnie inną mieć swoje wnętrzności, wypływające z ciebie. Trzeba być bardzo
silnym, by móc walczyć z tego rodzaju bólem. A ty nie jesteś nawet blisko, by być w stanie
wytrzymać go, a chcesz być Panem swojej własnej linii?
–
Nikt nie jest ... wystarczająco silny – odpowiedział Turner prostując się w końcu.
Jego brzuch zaleczył się, ale zajęło mu to kilka sekund. wystarczająco długo dla Spade,
by mógł go zabić kilka razy, jeśli by chciał.
Brwi Spade uniosły sie do góry.
–
Tak sądzisz? - Rzucił nóż pod stopy Turner'a. - Zadaj mi ten sam cios, a jeśli
potrafiłbyś jeszcze zadać mi tym samym ostrzem cios w serce zanim się z tego wyleczę,
wywalczysz w ten sposób swoją wolność.
Przerażona Denise zrobiła głęboki wdech. Czy Spade zwariował? Dlaczego nikt będący
na sali, nie powie, że to co mówi Spade, było szalone?
Blond włosa głowa Turner'a wydawał się połączona z czarnowłosą Spade'a, jak tylko
skoczył zdenerwowany na niego. Przez kilka mrożących krew w żyłach momentów, ich ciała były
kryształowo- czerwonym splątanym wirem, dopóki Turner nie upadł na plecy z nożem utkwionym
po rękojeść w jego klatce piersiowej, gdzie poprzednio był czerwony X. Spade stał nad nim, jedną
ręką przyciskał w poprzek swojego brzucha, coś czerwonego wyglądające jak kałamarnica, było
blisko jego stóp.
–
Ustąp, albo przekręcę ten nóż. - Spade powiedział to mrocznie.
Turner popatrzył na ostrze tkwiące w jego piersi i następnie jego głowa opadła do tyłu,
na podłogę.
–
Cofam moje wyzwanie – odpowiedział.
Na Densie spłynęła natychmiastowa i przemożna ulga. Następnie zwymiotowała, na
szytą na miarę koszulę Spade'a.
Spade wślizgnął się do samochodu, jego płaszcz był jedyną rzeczą na nim, po za
spodniami. Denise czekała na siedzeniu pasażera, wyglądając jakby chciała zapaść się pod ziemię.
–
Tak mi przykro, oddam ją jutro do czyszczenia na sucho – powiedziała, gdy tylko
zamknęła za sobą drzwi.
Zaśmiał się krótko.
–
Wszystko jest w porządku. I wyrzuć to.
–
Nie ma innego sposobu, by określić tę noc i nie użyć takiego stwierdzenia jak
klasyczna kurwa, nieprawdaż? - zapytała sucho.
Moje droga Desnie, nie masz zielonego pojęcia.
–
To wszystko zmienia – powiedział w końcu. - Po tej nocy, nikt nie uwierzy, że jesteś
tylko moją własnością.
W jej wypowiedzi dało się wychwycić smutek, mimo iż próbowała go maskować
akceptacją, zmuszając się do uśmiechu powiedziała.
–
Rozumiem. Dziękuje za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Teraz wiem gdzie nie szukać
Nathanial'a i od tego zacznę. Oh i nie musisz się martwić, nie wciągnę w to Bones'a. Znajdę
inny sposób.
Spade patrzył na nią, bez mrugnięcia okiem. To była jego szansa na pozbycie się jej.
Musi z niej skorzystać. Tak było najlepiej.
Zamiast tego z zaskoczeniem dla samego siebie usłyszał jak powiedział.
–
Nie zostawię cię bez pomocy.
Wyraz wdzięczności przemknął przez jej twarz.
–
Będzie o wiele lepiej poszukać mi go z każdym, kogo mi polecisz. Będę posłusznie
wykonywać polecenia, nie będę rzygać na ich ubrania....
Spade stłumił chrząknięcie.
–
Dobrze to wiedzieć, ponieważ to wciąż będę ja.
–
Ale przed chwilą powiedziałeś, że nikt nie uwierzy, że jestem twoją własnością.
Z pewnością nie uwierzą, ale to nie jest jej wina. Była to jego wina. On powinien
ś
mignąć daleko, jak tylko to było możliwe od niej, kiedy zaczęła panikować, jak każdy szanujący
się Wampirzy Pan, mógł wysłać kogoś innego, aby ją uspokoił. Wtedy przylgnął do jej dłoni,
posadził ją po jego prawej stronie, przystał na jej żądanie, by go rozproszyła i szybko ruszył do niej
po tym jak zdołała zwymiotować na jego koszulę.
Dokładnie nie było szans, żeby jako ludzie mogła uwierzyć, że ona była tylko i po prostu
jego własnością.
–
Będziemy musieli zagrać zakochaną parę, zamiast roli wampira i jego własności.
Będzie to wymagało więcej grania od nas obojga, z naszej strony, ale nic z tych rzeczy nie
naruszy twoich granic.
Wyglądała na zmieszaną.
–
Myślałam, ze mówiłeś, że iż będziesz spotykać się ze mną, będzie wyglądać
podejrzanie dlatego, że nie umawiasz się z ludźmi.
–
To skomplikowane sprawy, ale jeśli szybko odnajdziemy Nathanial'a, nasza szarada
może być porzucona jak mijająca pasja. - Albo mijająca głupota, jeśli chcesz być bardziej
precyzyjnym...
Dotknęła jego dłoni. Jej palce były tak ciepłe, przy jego chłodnej skórze. Po prostu
kolejne przypomnienie o jej człowieczeństwie.
–
Dziękuje.
–
Nie ma za co.
Spade powiedział to ze ściśniętym gardłem.
Głupek zaczął się chłostać przezwiskami. Nie robił tego z miłości, zobowiązania czy
honoru jak Denise mogła wierzyć. Nie on po prostu ponownie postanowił jej pomóc, dla
zatrważająco zdumiewającego głupiego powodu, nie chce by ona go opuściła, jeszcze.
Nawet teraz jej zapach i bliskość jej sąsiedztwa dręczyła mu zmysły. To był szczyt
głupoty, by być teraz kuszony przez kobietę, której nie mógł w żaden sposób ani ugryźć, ani
zaciągnąć do łóżka. Możliwe, że z jego następnym genialnym pomysłem weźmie się do golenia
zarostu piłą łańcuchową.
Odsunął te myśli na bok. Tak, czół do niej od samego początku jakiejś niezwyczajne
przyciąganie, ale to był tylko zbitek okoliczności, który sprawił, że stawała się naprawdę kusząca.
Denise była zakazana, więc w rezultacie zapragnął zakazanego, zapragnął jej. Dodać do tego
niebezpieczeństwo, niepewność i dużą bliskość, i nie ma w tym nic dziwnego, że zaczął jej
pożądać.
Ale nic z tego nie wyjdzie. Dlatego, że ona była człowiekiem, tylko kilka uderzeń jej
serca stoi pomiędzy Denise a jej przyszłym grobem.
Tak delikatna, myślał spoglądając na nią. Tak łatwo ją zniszczyć....
–
Jutro wyjeżdżamy do Nowego Yorku. Znam tam Mistrza kolejnej dużej linii, więc
będziemy mogli sprawdzić następną.
Jej palce wyślizgnęły się z jego dłoni.
–
My będziemy po prostu chodzić od jednego wampirzego Mistrza do drugiego
wampirzego Mistrza, sprawdzając ich ludzi. - Ton słów Denise mówił mu, że myślała iż to było
(akin) jak szukanie igły w stogu siana.
–
Na początek. Kiedy wyczerpią się linie moich przyjaciół będziemy musieli zacząć
szukać innych dróg.
Ż
e to będzie dużo bardziej niebezpieczne niż posiedzenie wśród jego sprzymierzonych
ludzi, ale nie chciał pokazywać znów Denise tej ciemnej strony wampirzego świata, jeśli nawet nie
mógł temu zaradzić.
Do czasu gdy przyjechali z powrotem do domu, Spade czół się już całkiem pod kontrolą.
Denise próbowała raz czy dwa zacząć rozmowę z nim podczas jazdy, ale odpowiadał zawsze krótko
i zwięźle. Wkrótce zapadła pomiędzy nimi cisza. Gdy byli w środku, zaprowadził ją na górę, do
jego pokoju – do jednego miejsca, gdzie każdy będzie oczekiwał, że ona tam śpi. Po dzisiejszym
rozczarowaniu – poszedł pod prysznic bez słowa. Kiedy wyszedł, ona już zasnęła, zawinięta po jej
stronie w jego łóżku.
Obdarzył ją ostatnim, ponurym spojrzeniem zanim usiadł na krześle i zamknął swoje
oczy.
Sen był tym czego potrzebował. Poczuje się lepiej jutro rano.
Kiedy zasnął, jednakże zaczął śnić o Denise.... tylko jej włosy były koloru bląd, jej ozy
były brązowe, a jej gardło przecięte od ucha do ucha.
Rozdział siódmy
Denise sapnęła, kiedy tylko zobaczyła czerwonowłosego mężczyznę, który czekał na
nich w salonie.
–
Ty.
Szkoda, że mężczyzna którego rozpoznała to nie był jej krewny Nathanial. Ian zamrugał,
oczywiście też zaskoczony, że ją zobaczył. Następnie jego turkusowe spojrzenie przesunęło się na
Spade'a i zaczął się śmiać.
–
Kiedy powiedziałeś, że przyjeżdżasz sie ze mną zobaczyć myślałem, że to będzie
kolejne, nudne spotkanie towarzyskie, ale się myliłem, nieprawdaż? Spójrz na siebie. Za
plecami Crispin'a kradniesz najlepszą przyjaciółkę jego żony. Jestem pod wrażeniem.
Spade założył ręce na piersi.
–
To nie jest zabawne Ian. Jestem tu w interesach, ale rzeczywiście, nie chcę, żeby
Crispin się o tym dowiedział.
Chytry uśmiech pokazał sie na Ian'a.
–
Milczenie o tym będzie cię kosztować, kolego.
–
Nie wątpię w to. - Spade odpowiedział w ironicznym tonie.
Denise dalej nie mogła uwierzyć, że Spade wciągnął w to Ian'a. Pan Bones'a nie miał
dobrej reputacji w swoje najlepsze dni, a w swoje najgorsze, zabił prawie kilku żołnierzy Cat.
–
Nie wierz mu, on od razu pójdzie do Bones'a i Cat – wymamrotała.
Wzrok Ian'a spoczął na niej, nie przejmował się jej oskarżeniami.
–
Nie jeśli Charles sprawi, że będzie to warte mojej chwili, szczeniaczku.
–
Kto to jest Charles? - powtórzyła Denise, rozglądając się wokół.
Wtedy sobie przypomniała. Prawda, w ten sposób Bones nazywał też Spade.
–
Moje ludzkie imię – powiedział Spade, nawet wiedząc, że Densie domyśliła się tego.
–
Dalej nie wiem, dlaczego ciągle upierasz się, by cię nazywano tym drugim imieniem
– powiedział Ian potrząsając jego dłonią. - Ja zapomniałem o moim tak szybko jak to było tylko
możliwe i że kiedykolwiek byłem więźniem. Ale ty wybrałeś je by pamiętać o nim, każdego
dnia tej egzystencji.
–
Pozwala mi się skupić. - Wyjaśnił Spade delikatnie.
–
Więźniowie? - Denise obrzuciła spojrzeniem Spade'a.
Dawniej mógł być więźniem? Jak któś mógł Trzymać wampira w zamknięciu, w
jakikolwiek sposób?
–
Nie wiedziałaś szczeniaczku? - Ian zamruczał. - W ten sposób się spotkaliśmy,
podczas podróży do Nowej Południowo Walijskiej Koloni Karnej. Baron Charles DeMortiner
wtedy myślał, że to był bardzo poniżej jego poziomu, będąc skutym ze zwykłymi
kryminalistami jak ja, Crispin, i Timoty. Wyobraź sobie jego horror, kiedy przyjechaliśmy na
miejsce, a nadzorca koloni nazywał go tylko od nazwy narzędzia którym pracował zamiast jego
tytułem. Nie ma dla mnie sensu to, że nadal upiera się, by dalej nazywać go tak, nawet kiedy
został przemieniony w wampira też.
Zaciśnięcie szczęki Spade powiedziało Denise, że nie aprobuje on tematu rozmowy, ale
ona była zaintrygowana. Nie miała pojęcia, że Spade miał taką przeszłość, był więźniem i
szlachetnie urodzonym.
Z drugiej strony to wyjaśniało parę rzeczy. Od Spade'a czuć było niebezpieczeństwo, to
prawda, ale także on nigdy nie pozwolił jej dotykać drzwi w domy czy klamki w samochodzie,
zawsze uprzedzając ją, stając się smugą, by je otworzyć przed nią. Także jego upór, by spać na
krześle mimo, że został wykopany z własnej pościeli i nie słyszała nigdy by podniósł głos. Dodać to
do otaczającej go aury i powinna była zgadnąć, że on dorastał w bardzo innych warunkach niż
Bones.
–
Nie jesteś zainteresowany, aby usłyszeć co co chcę ci zaoferować za twoją dyskrecję
Ian? - Spade zapytał, chłodno zmieniając temat.
Ian uśmiechnął się chytrze.
–
Oczywiście.
–
Moja nieruchomość w Keys, którą od dawna podziwiasz. Pozwolę ci z niej korzystać
przez następną dekadę. To powinno być więcej wartę, niż odpowiednie, by wynagrodzić ci
twoje milczenie.
Denise wydała z siebie dźwięk zaskoczenia, ale obaj mężczyźni ją zignorowali.
–
Nie wystarczy – odpowiedział. - Crispin będzie bardzo wściekły na mnie, jeśli
odkryje mój udział w czymkolwiek to jest, dlaczego jesteś z nią, więc będziesz musiał mi dać
ten dom, by był wart mojego czasu.
–
Ty chciwy głupku. - Denise wybuchła.
Ian rzucił spokojne spojrzenie w jej kierunku.
–
A teraz moje uczucia są zranione. To będzie cie kosztować taż łódź.
Spade rzucił jej spojrzenie, które kazało jej zamknąć, mocno usta. W ciszy która
brzmiała, wydawało się, że słychać oskarżenia, chciwy głupek dla Ian'a.
–
Tylko jeśli mam twoje milczenie i współpracę, która pozwoli Denise wybrać spośród
twoich własności człowieka, z którym wyjdziemy razem, bez żadnych pytań, jeśli znajdzie tego
kogo szuka.
Brwi Ian'a podniosły się do góry.
–
Dowiem się co ta osoba zrobiła?
Uśmiech Spade'a poszerzył się i jego zęby zabłysły.
–
Nie. Nie dowiesz się.
Nigdy na to nie pójdzie – myślała Denise widząc jak zręcznie potrafi Ian się urządzić
lawirując pomiędzy faktami. Ale wtedy, ten wampir w końcu się uśmiechnął.
–
Pokocham ten dom, Charles. Jesteśmy umówieni.
Denise wypuściła wstrzymywany oddech, a w tym samym czasie, co ulga dopadło ją
poczucie winy. Teraz mogła dodać dom i jacht, bo tyle kosztowała ją pomoc Spade'a, wszystko
dlatego, że go zmanipulowała. Musi teraz znaleźć sposób, by oddać Spade'owi pieniądze z
powrotem, nawet jeśli to oznaczałoby spłacanie go w ratach przez następne trzydzieści lat.
Ian się przeciągnął.
–
Zapraszam byście może zaczęli od tych co tu mieszkają i pracują przy okazji. Nie
muszę ci mówić, jak porozrzucani są niektórzy z moich ludzi, ale wydam rozkaz, aby się zebrali
i by z tobą w pełni współpracowali.
–
I nie wspomnisz, że rozpoznałeś człowieka z którym podróżuje – dodał Spade, a
jego głos był twardy jak stal.
Wzrok Ian'a prześlizgnął się po Denise sprawiając, że poczuła się tak, jakby w jakiś
dziwny sposób, zniknęły jej wszystkie ubrania, które miał na sobie.
–
Nie. Nie powiem. Ale będzie bardzo interesujące zobaczyć, jak długo zdołasz
utrzymać to w sekrecie? Potrzebujecie miejsca do zatrzymania się na jakiś okres czasu w tym
mieście?
–
Dzięki, ale już mamy przygotowane miejsce, gdzie indziej.
Odpowiedział Spde, ku wielkiej uldze Denise. Im szybciej będą dalej od Ian'a, tym
lepiej. Był przystojny, ale było w nim coś otwarcie zimnego i bezwzględnego. Nawet nie zauważyła
tego do teraz, że stopniowo zbliżyła się do Spade'a. Lepiej chodźmy popatrzeć, na jego ludzi i do
diabła chodźmy już stąd.
I tak jakby Spade zdołał usłyszeć jej myśli, wziął ją za rękę.
–
Ian mogłabyś nas poprowadzić?
Piętnaści minut później, Denise z frustracji przeklinała w swoim umyśle. Żadna z tych
piętnastu istot, ludzi i nie tylko, którzy żyli w domu Ian'a, żaden z nich nie był Nathanial'em. Jak
dużo jeszcze minie czasu, zanim Raum stanie się niecierpliwy i stanie się ponownie groźny dla jej
rodziny? Albo ile minie czasu, zanim to znamię demona ujawni się w bardziej dramatyczny sposób
w niej? Właśnie teraz, jedyną zmianą jaką zauważyła, były nieustanne zmiany nastroju i ciągły
głód, ale wiedziała, że to był tylko początek. Ile ma czasu zanim to znamię zacznie zmieniać ją w
ten sam rodzaj potwora jakim był Raum?
–
Powiedz kogokolwiek masz w tej okolicy, by się z tobą spotkał w Fountain Crimson
dziś wieczorem. - Spade powiedział do Ian'a jak tylko wyszli. - To da nam szanse przyjrzeniu
się większej ilości z nich, bez wzbudzania w nikim żadnych podejrzeń.
Ian rzucił na Denise kolejne podejrzane spojrzenie, zanim przytaknął.
–
Miałem inne plany, ale ta sytuacja przykuła moją uwagę. Spotkamy się tam kolego.
Doczekała dopóki nie oddalili się od Ian'a na milę i dopiero wtedy się odezwała.
–
Strasznie mi przykro z powodu twojego domu. Proszę pozwól mi na zwrócenie ci
kosztów, spłacenie cię. Mam około 15 500 $
1
na koncie emerytalnym, chcę ci je dać.
–
Nie.
To pojedyncze słowo, było ciche. Spade nawet nie odwrócił wzroku od drogi, kiedy to
mówił.
–
Ale nie oczekiwałam pomocy z twojej strony aż w takiej formie – wyjaśniła, a
napięcie minionych dni nadało jej głosowi drżenia.
Spade spojrzał na nią, krótko ale dokładnie.
–
Nie miałaś pojęcia, co może pociągnąć za sobą, kiedy wplątałaś mnie szantażem. Ale
ja tak i zgodziłam się mimo to.
Jej poczucie winy stało się większe. To było złe. Bardzo złe.
–
Co jeśli znalezienie go zajmie nam miesiące?
Nie mogła znieść tej myśli, ale jej początkowe naiwne założenia, które miała, że może
szybko znaleźć Nathanial'a, gdy tylko weszła do świata wampirów, została rozbita.
Spade miał tysiące ludzi w swojej linii. Jak wiele innych wampirzych Panów ma
rozsianych po całym świecie tysiące swoich ludzi?
–
Więc zajmie nam miesiące znalezienie go – odpowiedział Spade, bez emocji w
swoim głosie. - Będę w tym do końca tak jak obiecałem.
A jej może nie zająć miesięcy, by stać się potworem. Jej poprzednie uczucie bezradności,
zmieniło się w gniew. Kiedy znajdę Nathanial'a, zmuszę go by zapłacił za to, że mnie w to
wciągnął, moją rodzinę i nawet Spade'a – myślała.
Wtedy zdała sobie sprawę, że jej nienawiść zbladła, zostawiając natomiast po sobie
pustkę strachu. To staję się nawet teraz. Każdego dnia, kawałek po kawałku, części mnie zostają
zastąpione czymś innym. Uświadomienie sobie tego, przeraziło ją.
–
Może dziś wieczór będziemy nasza szczęśliwa noc – powiedziała zmuszając się do
optymizmu, którego nie słyszała w swoim własnym głosie.
–
Możliwe – zgodził się Spde.
Nie brzmiał jakby wierzył w to, żadne z nich.
Kłykcie Denise były białe, aż tak mocno zaciskała je w pięści. Zapach niepokoju, który
unosił się w taksówce, pochodził od niej, zakrywając ciągle unoszące się słodkie zapachy perfum i
1
http://en.wikipedia.org/wiki/401%28k%29
,
http://www.wynagrodzenia.pl/artykul.php/wpis.496
ciągnący się odór wymiocin na tylnim siedzeniu. Taksówka zrobiła kolejny przechył, lawirując w
ulicznym korku, auto zniknęło w wąskim przesmyku, o który walczył by pojechać tamtą uliczką.
Denise zbladła tak bardzo, że jej skóra prawie była tego samego koloru co Spade'a
–
Czy mógłbyś być odrobinę bardziej delikatny z dodawaniem gazu? - Spade
powiedział do kierowcy.
Biedna dziewczyna to był jej pierwsze doświadczenie z Nowo Yorską taksówką. z
wyglądu Desnie wyglądała na to, że to będzie jej ostatnie.
–
Co powiedziałeś? - odpowiedział kierowca, mętnym angielskim akcentem.
Lekko zaciekawiony czy mężczyzna miał trudności z usłyszeniem go, kiedy tak głośno
było radio. Spade umiejscowił akcent prowadzącego.
–
Possa-o ir guiar devagar, por przysługę? - powiedział trochę głośniej.
Kierowca obdarzył go szerokim uśmiechem, który uwydatnił brak zęba po niedawnej
wizycie u dentysty.
–
Oh, fala portuguesa? Nenhum problema – zawołał prowadzący, zdejmując nogę z
pedełu gazu.
–
Co to był za język? - Zapytała Denise, by odwrócić swoją uwagę, wystarczająco by
mogła rozgiąć swoje palce, które zaciskała w pięść.
–
Portugalski.
Wyglądała na zainteresowaną.
–
Od dłuższego czasu, chciałam się dobrze nauczyć jakiegoś języka, ale wszystko co
umiem top kilka wyrazów po hiszpańsku, Które pamiętam jeszcze ze szkoły średniej. Kiedy
nauczyłeś się Portugalskiego?
–
Kiedy byłem w Portugalii – odpowiedział i rozbawił go widok zaskoczenia na jej
twarzy.
–
Oh – powiedziała miękko. - Nigdy nie byłam za morzem. Nie byłam nawet poza
granicami Ameryki, po za ...
Jej głos nagle się urwał i cień przesłonił całkiem jej zachowanie.
Poza Kanadą. Spade dokończył w myśli. Tam gdzie twój mąż został zamordowany.
–
Pamiętasz swoją rolę na dzisiejszy wieczór? - powiedział Spade, głównie po to, by
odwrócić jej uwagę od tych myśli, niż być zaniepokojonym, że zapomni o swojej roli.
–
Może będę musiał zostawić cię na krótki czas, ale jeśli to zrobię, powinnaś trzymać
się Ian'a.
–
Nie ufam mu – powiedziała krótko.
Spade'owi wymsknęło się parsknięcie.
–
I nie powinnaś, ale nie będzie próbować cię zahipnotyzować, by się z ciebie napić.
Dlatego, że idziemy do miejsca, które jest pełne różnego rodzaju wampirów, to czyni go
bezpieczniejszym, niż każda osoba poza mną w tamtym miejscu.
Nie sądził, że groziło jej jakieś realne zagrożenie dla Denise, ale nie chciał narażać jej na
ż
adne niebezpieczeństwo. Żaden ze strażników nie zapobiegnie innej możliwości – w tych
specjalnych okolicznościach, może się zdążyć jej kolejny atak paniki. Ich największą nadzieją na
znalezienie Nathanial'a jest wystawienie Denise i pokazanie jej jak największą liczbę nieumarłych
osób i ich własności w tym samym czasie, ale kiedy jest to sposób najbardziej efektywny, był też
również niebezpieczny dla jej stanu emocjonalnego.
Jakkolwiek była też inna droga do tego celu. Spade delikatnie dobierał słowa gdy do niej
mówił.
–
Wiem, że to nie będzie łatwe dla ciebie Denise, ale mogę ci w tym pomóc. I nawet
nie musiałbym cię ugryźć, by to zrobić. Delikatna sugestia byś była spokojniejsza, kiedy jesteś
otoczona wampirami i ghoul'ami, mógłbym...
–
Absolutnie nie. - To skutecznie odwróciło jej uwagę od upartego przyglądania się na
poruszające się aut w korku. - Nie waż się mieszać w moim umyśle. Mówię poważnie Spade.
Uparta kobieta. Wzruszył ramionami.
–
Jeśli taka jest twoja decyzja.
–
Taka jest – powiedziała ciągle wpatrując się w niego. - Obiecaj mi, że nie zrobisz
tego.
Wokół niej zaczęły wirować ostre zapachy strachu, gniewu i nieufności do niego. Bardzo
powoli Spade wyciągnął jeden ze swoich srebrnych noży, ze swojego płaszcza. Jej twarz przybrała
bledszy odcień, kiedy go zobaczyła, ale zignorował jej reakcję i użył tego noża by naciąć linię na
swojej dłoni.
–
Wiesz co przysięga krwi znaczy dla mojego rodzaju, prawda? - zapytał się wpatrując
się w jej oczy. - Denise na moją krew, przysięgam ci, że nigdy nie będę manipulował ciebie i
twojego umysłu.
Na ostrzu srebrnego noża dalej było widać krew, nawet jeśli rana na jego dłoni zdążyła
się już zrosnąć. Spade trzymał swoją dłoń dobrze poniżej szyby oddzielającej od kierowcy, by nie
widział co robią na tylnim siedzeniu. Tylko Denise mogła widzieć co robił, jej zapach się zmienił,
zniknęły obawy, nawet wróciły kolory na jej twarz.
–
Wierzę ci.
Spade schował nóż, uprzednio wycierając pozostałą na ostrzu krew w swoje spodnie.
Były wystarczające ciemne, żeby nikt tego nie mógł zauważyć. Cóż, żaden człowiek nie mógł:
wampir czy ghoul mógł wyczuć ten zapach , ale nie będzie ich to obchodzić.
Taksówkarz zatrzymał się tak gwałtownie, że wszystkimi szarpnęło do przodu. Spade
wręczył kierowcy dwadzieścia dolarów, następnie był na zewnątrz otwierają drzwi przed Denise
zanim zdążyła złapać za klamkę i otworzyć.
–
Nie musisz ciągle przede mną otwierać drzwi, mogę sama to zrobić – powiedziała
półgłosem, wyglądając na zawstydzoną.
Schowała wystające włosy, kolor jej policzków pociemniał nieco delikatnie. To była
ulubiona feministyczna odpowiedz bez ostrożności, która normalnie towarzyszyła jej z nim.
Myśląc, że mógł być tak samo uprzejmy, dla każdej innej kobiety – pomijając czas, kiedy nie mógł
nie przestrzegać ścisłej etykiety, w której dorastał. - Spade z zaskoczeniem zauważył, że bawią go
jej reakcje.
–
Tylko dlatego, że dama potrafi, nie oznacza, że powinna – powiedział to dokuczając
jej, bawił się widząc, jak to powoduje, że kolor na jej policzkach się pogłębił, gdy odwracała
wzrok.
Chryste, była piękna
Prześlizgnął wzrokiem po całej jej sylwetce, nie zdolny się powstrzymać. Pod swoim
płaszczem Denise miała na sobie swetrowy golf i długą czarną spódnicę, jej buty wystawały spod
jej sukni, a rękawiczki zakrywały jej ręce. Jedynymi widocznymi częściami jej skóry była, twarz i
szyja. Spade zorientował się, że wpatruje się w jej pulsującą żyłę na szyji z głodem, który nie miał
nic wspólnego z krwią. Ciekawe jak by smakowała, gdyby przyłożył do jej szyji swoje usta?
A ciekawe jak by smakowała dyby przyłożył swoje usta na innych części jej ciała?
Denise odwróciła się z drżeniem zwracając jego uwagę na nią i na fakt, że dalej stali na
zewnątrz, na chodniku, kiedy powinien być wewnątrz szukając Nathanial'a.
–
Tędy – powiedział podsuwając jej swoje ramię.
Położyła swoją dłoń z kolejnym dreszczem, nie spoglądając mu w twarz. Też bardzo
dobrze dlaczego, że prawdopodobnie jej oczy stały się zielone z pożądania.
–
Jak jest w tym miejscu? - zapytała, dalej nie patrząc na niego. Spade zmusił się, by
jego kontrola, była znów idealna.
–
Jest dokładnie taki jak wampirzy bar mógłby być, jeśli nie wierzysz w wampiry.
To sprawiało, że spojrzała na niego.
–
Co?
Mruknął.
–
Zobaczysz.
Rozdział ósmy
Jestem przesadnie ubrana – myślała Denise patrząc na ludzi wewnątrz Crimson
Fountain.
Panowała tu zdecydowanie gotycka atmosfera, z panującymi tu czarnymi ubraniami, ona
zdecydowanie była tu widoczna. Czuła się nie na miejscu w swoim niebieskim swetrze, chociaż jej
spódnica i buty były czarne, przynajmniej. Skóra i winyl wydawały się być wszechobecne, razem z
różnymi gotyckimi naszyjnikami, kolczykami piercingiem i tatuażami.
Spade prowadził ją przez tłum tańczących ludi na parkiecie. Uważała by patrzeć na
każdego, kogo mijała, mając nadzieje, że jeden z nich będzie poszukiwanym przez nią
Nathanial'em. Ale nie była przygotowana na ukazujące kły uśmiechy, skierowane do niej, kiedy
została muśnięta przez tancerza, którego skóra była ciepła tak jak jej własna.
Zaskoczona Denise dotknęła jego ręki ponownie. Ciepłe, żyjące ciało, więc wszystko w
porządku. Jego uśmiech się poszerzył, pokazując więcej kłów.
–
Chcesz zatańczyć z nieumarłym, piękna?- zanucił kołysząc biodrami.
–
Ale ty nie jesteś wampirem.
Jego uśmiech zgasł.
–
Tak jestem.
Denise przyjrzała się mężczyźnie, jego kły były sztuczne, a wokół niego byli ludzie.
Dokładnie jest taki, jak wampirzy bar mógłby być, jeśli nie wierzysz w wampiry. Spade miał rację.
To miejsce wyglądało jakby każdy stereotyp o nieumarłych był wcielany w życie. Mieli nawet,
kilka trumien, wystawionych z tyłu na scenie, gdzie zespół wykonywał utwory.
–
Przepraszam – powiedziała, wymijając go.
Spade czekał na nią kilka metrów dalej. Miał na twarzy cień lekkiego uśmiechu.
–
Co o tym myślisz?
–
Ż
e masz chore poczucie humoru mówiąc Ian'owi by sprowadził tu swoich ludzi –
odparła.
–
I to też, że jesteś przesadnie ubrana.
Spade także nie nosił na sobie ani kawałka skóry czy winylu. Natomiast miał na sobie
kremową, jedwabną koszulę z długimi rękawami i spodnie, które były z jakiegoś grubego, drogo
wyglądającego materiału. Jego długi płaszcz, sięgający podłogi, tylko sprawiał, że wyglądał
bardziej elegancko. Była zdumiona, że ci wszyscy okryci skórami, kiepscy naśladowcy, nie mieli
pojęcia, że ten klasycznie ubrany mężczyzna był właśnie tą kreaturą, którą naśladowali.
Pochylił się tak, że jego usta prawie dotykały jej uszu.
–
To jest doskonałe miejsce na spotkanie. Kto mógłby pomyśleć, że prawdziwe
wampiry mogły wybrać tak uczęszczane miejsce jak to?
Spade nie cofnął się gdy skończył mówić. Denise nie była pewna, czy czasami on nie
czeka na jej odpowiedź, ale w tej chwili czuła w swoim umyśle zupełną pustkę. Jego włosy opadły
ponownie na jego policzek, ciemne i jedwabiste, a jego usta były tak blisko jej ucha, że przy jej
najmniejszym ruchu, mogły się połączyć. Był również tak wysoki, że nie mogła widzieć przez jego
ramię, a poły jego płaszcza, dotykały ją wokoło niej i czuła, że gdyby zbliżyła się do niego o ten
jeden krok, to będzie skutkowało połknięciem przez jego ramiona.
Ta myśl była w pewien sposób kusząca.
Nagle Denise poczuła się zmieszana, wina oraz strach, który zaczął rozchodzić się w
niej. Czy to były jej kosmate małe myśli, czy to ze względu na rosnące w jej ciele esencje demona?
Jej nieludzka część zwraca uwagę, na nieludzką część w nim? Musi tak być. Spade był wampirem,
taką samą kreaturą, która powodowała ataki paniki w niej, a poza tym, dopiero minął rok od czasu
ś
mierci Randy'iego...
Spade wpatrywał się w nią, aż Denise musiała odwrócić od niego wzrok. Jego wzrok był
zbyt wszechwiedzący, zbyt intensywny.
Kontem oka zdołała zauważyć, że wyglądało to tak jakby wziął głęboki wdech, ale
oczywiście to było niemożliwe. Wampiry nie musiały oddychać.
–
Ian jest w tę stronę – powiedział odwracając się. Jego głos brzmiał niżej. Gardłowo.
Poszła za nim, wpatrując się w jego ramiona, gdy manewrował poprzez tłum.
Ian siedział w otwartej kabinie, z dwoma kobietami po obu jego stronach. Denise czuła
jak jej odczówany niepokój rozpływa się, zastąpiony przez niedowierzanie. Nawet pomieszczeniu
pełnym ludzi, którzy udają, że są wampirami, Ian się wyróżniał.
Czare buty z krzyżującymi się łańcuchami zdobiącymi jego nogi, tego samego koloru co
skórzane spodnie, które opadały nisko na jego biodro. I z drugiej strony nabijany ćwiekami kołnierz
na szyję niewolnika, który Ian nosił wokół swojej szyji oraz kolczyki, które przekuwały jego sutki.
I to było wszystko co miał na sobie.
Ian zaśmiał się do niej, kierując swoją bladą dłoń w dół swojej klatki piersiowej.
–
Jestem soczysty, nie uważasz tak szczeniaczku? Patrz się dalej. nie mam nic
przeciwko temu.
Denise odwróciła swój wzrok od Ian'a, ale nie dlatego, że została przyłapana na
podziwianiu go. Jasne Ian miał wyrobiony brzuch, który mógł grać rolę deski surfingowej, a jego
twarz była porażająco piękna, ale on miał w sobie potwora, który ujawniał się w całej jego postaci.
Czy ta kobiety nie czuły zagrożenia, które aż sączyło się w całej jego postaci...? Jeśli by spotkała
Ian'a sama w alejce, uciekałaby od niego gdzie pieprz rośnie, nie ważne jak bardzo piękną stronę by
pokazał.
–
Wyglądasz jak odrzucony Drakula z tandetnego filmu pornograficznego –
zawyrokowała.
Spade zaczął się śmiać, ale Ian się skrzywił.
–
Lepiej nie mówmy o nim. Jeśli będziemy, może pojawić się Vlad znikąd, jak diabeł.
Słowo „diabeł” otrzeźwiło ją i przypomniało jej. Ma rację, nie była tutaj, by skupiać się
na Spade'ie i Ian'ie albo czymkolwiek innym poza szukaniem Nathanial'a. Życie jej rodziny zależy
od tego, tak samo jak jej człowieczeństwo.
Jakby w odpowiedzi, jej brzuch wydał głośny odgłos, mimo iż od jej ostatniego posiłku
minęło dopiero trzy godziny. Brwi Ian'a uniosły się do góry, usłyszał to poprzez głośną rytmiczną
muzykę. Spade spojrzał w dół na nią, słysząc to bardzo dobrze, następnie wskazał na kabinę Ian'a.
–
Poczekaj tutaj, podcas gdy ja pójdę sprawdzić, czy jest tu dla ciebie coś do jedzenia.
Powoli na twarzy Ian'a pojawiał się uśmiech. Denise nie chciała być zostawiona z nim,
ale uporczywe podążanie za Spade'em wyglądałaby za bardzo na lgnięcie do niego. Brunetka z
lewej strony Ian'a przesunęła się robiąc miejsce dla Denise. Usiadła koncentrując się na szukaniu
twarzy mężczyzn w klubie, a nie na wampirze z jej prawej strony. Czy na tym, który był w drodze
do baru.
–
Jakie to zabawne – powiedział Ian, przeciągając wymawiane słowa.
Denise odpowiedział nie patrząc na niego.
–
Co takiego?
–
Charles poszedł przynieść ci jedzenie, tak jakby był twoim służącym – odpowiedział
Ian. - Mistrzowie wampirów nie robią tego, szczeniaczku. Co daje mi powody poważnie
zastanawiać się nad waszą dwójką.
Denise rozejrzała się dokoła zauważyła, że żadna z kobiet które opierały się o Ian'a nie
zareagowała na to, że powiedział wampir. Może były ludźmi, które należały do niego? Albo może
one w transie, zahipnotyzował je, by to ich nie obchodziło.
–
My jesteśmy.... ah... on jest... to nie twoja sprawa.
Co powinna była zrobić, powiedzieć Ian'owi, że Spade był z nią tylko dlatego, że
wymusiła to na nim. Albo jak to jest kiedy esencja demona zmienia ją w kompulsywnego
przejadacza. Tak musiało być? Normalnie kiedy była zestresowana, jadła mniej, nie więcej. Poza
tym, jeśli nie byłoby w tym coś pond naturalnego, przytyłaby do tej pory z dziesięć funtów w
minionym tygodniu.
–
On jest tylko uprzejmy. Powinieneś poznać to słowo. - Denise odpowiedziała mu.
Ian parsknął.
–
A anioły wylatują z mojego tyłka kiedy sram. Odłóżmy te wszystkie rycerskie
tendencje na bok. Nie widziałem by Charles poświęcał taką uwagę człowiekowi od prawie stu
pięćdziesięciu lat.
Denise ciągle kręciła głową, nad brutalnym wizerunkiem Ian'a, kiedy zrozumiała resztę
jego wypowiedzi.
–
C za człowiek, absorbował jego uwagę przed stu pięćdziesięciu laty?
Nawet kiedy zapytała, wiedziała, że nie powinna była. Po pierwsze, to nie była jej
sprawa, a po drugie zaczynała brzmieć jak wampir, z „człowiek” to i „człowiek” tam. Musi jak
najszybciej uciec od tego świata. Wróci do swojego, gdzie nie było nic oprócz ludzi różniących się
między sobą.
Oczy Ian'a zalśniły.
–
Nie powiedział ci o niej jeszcze?
Nie mogła się powstrzymać.
–
Jakiej niej?
–
Ah, ah – Ian zacmokał. - To nie moja rola, by ci o tym opowiedzieć, szczeniaczku.
–
To nie powinieneś zaczynać tego tematu – odpowiedziała mu szybko, jej
temperament wziął górę. Obie brwi Ian'a uniosły się do góry. Denise starała się kontrolować. To
nie była ona. To było to cholerne znamię demona. Musie się skupić na priorytetach. To nie ma
znaczenia, co działo się pomiędzy Spade'em i jakąś kobietą ponad wiek temu.
Aby oderwać swoje myśli i siebie od niewytłumaczalnego gniewu ciągle gotującego się
w niej, odwróciłasię do brunetki po jej prawej stronie.
–
Przepraszam. Ian nie przedstawił nas sobie. Jestem Denise. Miło mi cię poznać.
Nie mniej niż osiemdziesięciu ludzi Iana przeszło przez drzwi Crimson Fountain.
Imponująca liczba biorąc pod uwagę, że Ian wezwał ich dziś wczesnym popołudniem. Ponadto
Spade zliczył kilka wampirów, które nie były z linii Ian'a, dodatkowo więcej niż kilku ghouli i z
tuzin ludzi z wyraźnym zapachem nieumarłych. który oznaczał ich jako czyjeś własności.
Ale Denise nie rozpoznała jej krewnego w żadnym z tych ludzi. Koło trzeciej nad ranem
zapach znużenia i zmęczenia zaczął ją otaczać, i był tak gęsty, że prawie dotykalny.
–
Niedługo będziemy wychodzić – powiedział do niej Spade.
Denise kiwnęła głową, podparła swoją głowę na rękach, a jej ramiona opadły.
–
Dobrze się dzisiaj spisałaś – doda, próbując poprawić jej nastruj, nawet jeśli w tym
samym czasie, zaczął siebie samego przeklinać. Ostatecznie nie był tutaj by być cholerną
cheerleaderką. Mimo to, żelazna wola Denise była dziś tak wystawiona na próby i mógł to
ś
miało powiedzieć, że nie pozwoliła by jej PTSD (syndrom stresu pourazowego) ujawnił się.
Ataki nadchodziły więcej niż raz, ale im się nie poddała i to mu zaimponowało.
Denise miała większą siłę przeżycia, niż chciała sobie samej przyznać. Z czasem będzie
w stanie pokonać zupełnie lęk prze, przed przebywaniem z wampirami i ghouls'ami.
Ale ona nie chce tego zrobić – przypomniał sobie. Kiedy Denise pozbędzie się tego
znamienia, nie będzie miała potrzeby, dlatego nigdy nie chciała towarzystwa wampirów czy
ghoul'ii.
Ta myśl skwasiła jego nastrój. Wstał.
–
Muszę się pożywić zanim wyjdziemy. Zostań tutaj z Ian'em
Nie czekając na jej odpowiedź, ponury zwrócił się w stronę parkietu. Nawet przy tak
późnej godzinie, był wystarczający tłum by mógł wybrać z tych ludzi kogoś, by się z niego mógł
pożywić. Crimson Fontanna nie zamykano do białego rana, czyli wciąż to kilka godzin przed nimi.
Spade odsunął swoje myśli o Denise i skoncentrował się na migającym szybko świetle
przed nim. Młoda kobieta nie czekał aż on podejmie decyzje. Ona przemknęła przed nim,
uśmiechając się gdy poruszała się wijąc i skacząc w takt muzyki przed nim.
–
Witaj przystojniaku – zanuciła.
Spade ogarnął ją wzrokiem. Ludzka i zdrowa: właśnie taka. Nie czół się szczególnie
dobrze w tej chwili.
Pozwolił jej prowadzić się głębiej między innych tańczących, odwzajemniając uśmiech,
gdy przyciągnął ją do siebie, przymierzając jego ciało wzdłuż niej. Wciągnęła głęboko powietrze,
kiedy zaczął się ruszać, kołysząc i kręcąc nią w takt pulsującego rytmu. Zapach pożądania zaczął
się unosić wokół niej, Spojrzała na niego uwodzicielskim spojrzeniem, gdy zaczęła rozpinać jego
koszulę, jej dłonie kierowały się ciągle w dół jego ciała aż poły jego koszuli wisiały szeroko
otworem.
Spade pozwolił jej na te badania przez kolejna minutę. Następnie okręcił ją w około, jej
ciepłe plecy grzały jego klatkę piersiową, jej puls – tak blisko jego ust – podskoczył z powodu
podniecenia i zdenerwowania. Zaczęła się ocierać, jak kot o niego, pozwalając wydostać się jękowi
ze swojego gardła, gdy złapał jej włosy i pociągnął do tyłu i schował twarz w zagłębieniu jej szyji.
Tańczył dalej gdy tak ją trzymał, beztrosko pozwalając by jego kły pojawiły się w tym tłumie, czy
pochyleniu swojej głowy do jej szyji. Ktokolwiek kto ich obserwował, mógł sądzić, że jest to gra,
takie same widowisko, jakie było odgrywana niezliczoną ilość razy dziś w nocy. A ona nigdy się nie
dowie, że to była prawdziwa rzecz, to co zrobił jej po zahipnotyzowaniu jej.
Tuz przed zatopieniem jego zębów w jej szyji, ale w tedy piskliwy gwizd poderwał jego
głowę do góry.
Ian stał obok barierki oddzielającej podest dla tańczących, wskazując prawie leniwie na
wyjście.
–
Myślałem że chciałbyś wiedzieć. Denise właśnie stąd wybiegła.
Rozdział dziewiąty
Jej serce waliło, a panika szarpała się tuż pod powierzchnią chcąc się uwolnić na
zewnątrz. Densie zwiększyła swoje tempo, życząc sobie by móc w jakiś sposób wyprzeć się swoich
uczuć. Najgorsze w tym wszystkim było to, że to nie miało nic wspólnego z jej PTSD.
Nie mogła sobie pomóc, tylko patrzeć na Spade'a gdy podkradł się pod parkiet dla
tańczących, kontemplując ludzi jak drapieżnik wybiera oczami w stadzie ofiarę. Wtedy ta
czarnowłosa kobieta zaczęła wić sie i tańczyć ostro, prawie wysuszając powietrze przed nią. A on
poszedł za nią. Zaczął się poruszać w taki sposób, że słowo tańczyć nie było w stanie tego opisać.
W ustach Denise zrobiło się sucho, a jej dłonie zaczęły się pocić. Gdy guziki zostały rozpięte i
koszula Spade'a zastała rozsunięta, a jego blade twarde ciało odkryte w fluorescencyjnym świetle
sprawiło, że jej puls zaczął przyspieszać.
Jego widoczne mięśnie, które dojrzeć było można w każdym mocnym wygięciu i jego
kołyszącym ciałem, ta aura niebezpieczeństwa powstaje z surowości która go otaczała zamiast
zmysłowości.
A kiedy zakręcił tą kobietą wokół, jej czarne włosy spłynęły do przodu, zakrywając jej
twarz, gdy on pochylił sie do jej gardła, czysta gorąca żądza uderzyła w Denise. To było tak
gwałtowne, niespotykane i tak przytłaczające, że aż drżała siedząc – do momentu, gdy usłyszała po
cichym chichocie Ian'a.
–
Jesteś pełna niespodzianek, nieprawdaż szczeniaczku?
Z wyrazu twarzy Ian'a wyczytała, że wiedział dokładnie co ona czuje – i co ją do tego
popchnęło.
Więc uciekł, jakby goniły ją piekielne ogary. Lepiej by Spade pomyślał, że zwariowała
niż uświadomił sobie prawdę, tak jak Ian to zrobił.
Jakaś część jej umysłu zarejestrowała fakt, że miejsca które mijała wydawały się jej
zlewać razem. Nie miała pojęcia dokąd pobiegła. Dalej było dla niej wystarczająco dobre na teraz.
O tej godzinie ruch uliczny był tak mały, że nie musiała się zatrzymywać by przekroczyć ulicę,
Albo nie obchodziło jej to, że sprawia iż samochody uderzają w swoje hamulce.
Tak wysokie budynki, wąskie uliczki i niekończące się chodniki. Czuła się jakby była w
labiryncie, który powoli zamykał się wokół niej. Nawet nocne niebo było widoczne tylko w
szczelinach pomiędzy budynkami zbliżającymi się powyżej.
Ż
elazny uchwyt zamknął się wokół jej łokcia. Dsenise próbowała wyszarpnąć rękę, ale
ten uchwyt nie puszczał.
Zamiast tego, została zamaszystym ruchem podniesiona do góry, a to z jakim impetem
została złapana i uniesiona.
–
Puszczaj – wydusiła.
Twarz Spade'a była bardzo blisko. Zostawił tam w klubie swój płaszcz i oczywiście nie
zatrzymał się też, by pozapinać guziki swojej koszuli, dlatego że jego muskulatura, obnażona klatka
piersiowa przyciskała się do jej swetra.
–
Denise z tobą jest wszystko w porządku – powiedział stanowczo. - Nic cię nie ściga.
Jesteś bezpieczna.
Oczywiście Spade myśli, że jest w środku kolejnego ataku paniki. To było częściowo
prawdą, tylko z innego powodu.
–
Teraz jest ze mną wszystko OK. Ja po prostu musiałam z stamtąd wyjść –
powiedziała jej oddech zaczął się uspokajać.
Oczy Spade'a zwęziły się i rozluźnił swój uścisk, ale nie puścił jej. Denise próbowała
zwolnić szybkość jej oddechu, modląc się żeby poprzedni przypływ pożądania nie opanował jej
ponownie.
–
Widzę.
Dalej jej nie puszczał. Denise pokręciła sie na próbę. Jego uścisk rozluźnił się bardziej,
ale jego ramiona pozostały tam gdzie były.
Denise próbowała znaleźć coś, cokolwiek, co odwróciłoby je uwagę od tego jak czuje się
gdy Spade obejmuje ją.
–
To miasto jest takim gąszczem. To tylko budynki, więcej budynków i jeszcze więcej
budynków. Czy jest tu cokolwiek żywego w okolicy?
Jego usta ułożyły się w uśmiech, kiedy jęknęła na swój dobór słów.
–
Myśląc żywe miałam na myśli drzewa i trawę...
–
Wiem co miałaś na myśli – powiedział jej i nie pozwolił mówić z ciągle lekko
wygiętymi ustami w pół uśmiechu. - W rzeczywistości biegłaś w dobrym kierunku, jeśli to jest
to co chcesz zobaczyć. Chodź.
Jego ramiona w końcu przestały ją otaczać, ale położył swoją gorącą rękę na jej placach.
Denise szła obok niego, będąc rozdarta pomiędzy naleganiem by powiedzieć mu by pozapinał
swoją koszulę, a jej zadowoleniem z łapania przelotnych spojrzeń na jego gołą klatkę piersiową.
–
Nie jest ci zimno? - zapytała w końcu.
Ona zmarzła. Zostawiła swój płaszcz tam w Crimson Fountain. Była wdzięczna, że jej
sweter był gruby, a ona nie zdjęła swoich długich rękawiczek. Nie mogła ryzykować, że ktoś mógł
zobaczyć znamię demona na jej ramieniu, poza wszystkim innym.
–
Właściwie nie – odparł Spade. - Wampiry nie reagują na zimno tak jak ludzie to
robią. Czuję zimno, to oczywiste, ale nie powoduje takich samych odczuć u mnie.
Powiedziałabym, że powinniśmy wracać, by przynieść twój płaszcz, ale jesteśmy już bliżej niż
w połowie grogi do hotelu.
Denise spojrzała na nazwę następnej ulicy – i wciągnęła powietrze. Z powodu tej jej
innej natury dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie.
–
Jak daleko pobiegłam?
Wyraz twarzy Spade'a był jednocześnie niewzruszony i współczujący.
–
W zaokrągleniu długość kilkunastu bloków.
Wyczuwała instynktownie, że nie powinna być w stanie pobiec tak daleko, w ciągu tych
kilku minut które minęły. Biegacz olimpijski miałby trudności z przebiegnięciem takiego dystansu,
a ona nie była biegaczem olimpijskim. Znamię Raum'a zaczęło objawiać się bardziej, niż zdołała
zauważyć.
–
Oh gówno – wyszeptała Denise.
Spade nie odpowiedział na to żadnym bezużytecznym, pocieszającym komunałem, za co
była mu wdzięczna. Nasłuchała się wystarczająco tych dobrze życzących zwrotów po śmierci
Randy'iego. Dlatego ludzie nie chcą przyznać, ze względu na okoliczności, że życie jest do dupy.
Czy oni nie zorientowali się, że czasem milczenie bardziej niesie ulgę, niż najbardziej szczere
wyrazy współczucia, czy próby pokazania głębszego zrozumienia niż jest w rzeczywistości.
Przed nimi, horyzont budynków się przełamywał i rozszerzał sie w otwartą przestrzeń i
przestawiał teren z drzewami cieszącymi jej oko.
–
Central Park – powiedział Spade, szturchając ją, by poszła naprzód.
Denise nawet nie zauważyła, że się zatrzymała.
–
Nasz hotel jest dalej, na następnej ulicy, w rzeczywistości jest nie jest bardzo daleko
jeśli jest ci zimno. Przez ten cały śnieg, nie możesz zobaczyć wszystkiego co żyje w tym parku,
ale wiedz, że tam są.
Denise się uśmiechnęła, część jej niepokojów uciekła od niej.
–
Jest idealnie.
Pozwoliła Spade'owi poprowadzić się do parku, dziwiąc się, że nie czuje nawet lekkiego
niepokoju. W normalnych okolicznościach to byłoby w najwyższym stopniu głupie wędrować tutaj
przez ciemności, o tak późnej godzinie nad ranem. Ale wciąż nie było nic normalnego w trzymaniu
wampira u swojego boku, a ze znamieniem demona na swojej skórze.
Potencjalni śmiertelni rabusie uważajcie – pomyślała kwaśno. Spade nie dostał
wcześniej swojego kolacji. Prawdopodobnie ugryzie pierwszą osobę, która zbliży się do nich i
będzie im jakiś sposób grozić.
–
W jakim wieku byłeś, kiedy umarłeś? - zapytała schodząc ze ścieżki i preferując
chodzenie w śniegu.
Spade podążył za nią, jego kroki brzmiały dużo pewniej niż jej w ciemności.
–
Trzydzieści.
Denise westchnęła.
–
W moje następne urodziny będę miała dwadzieścia osiem lat.
–
W moje następne urodziny będę miała dwieście pięćdziesiąt siedem lat.- Spade
odpowiedział z nutą ostrości czegoś, czego nie mogła nazwać w jego głosie.
Rzucając mu kolejne spojrzenie, Denise nie mogła siebie powstrzymać i się zaśmiała.
–
Wyglądasz całkiem nieźle jak na takiego starca.
Zaśmiał się, jego uśmiech był biąły i wplótł się błyskiem w ciemność nocy.
–
Pochlebstwo zabierze cię dokładnie dokąd zechcesz, kochanie.
Musiała się szybko odwrócić, dlatego że jeśli nie, jej spojrzenie ociągałoby się zbyt
długo zaprzeczyłoby, na całym dowodzie jej wypowiedzi. Spade naprawdę wyglądał dobrze. Zbyt
dobrze, zwłaszcza gdy jego koszula powiewała za nim, pokazując jego klatkę piersiową,
wyglądającą w świetle księżyca, jakby wyrzeźbioną w marmurze. Jego długie i czarne włosy, także
były poruszane przez bryzę na zmianę zakrywając lub odkrywając jego twarz, ale nie było jej
trudno znaleźć jego oczy. W głębi one świeciły jako plamki zielonym światłem, przyciągając jej
wzrok, nawet jeśli wiedziała, że niebezpiecznie jest się w nie wpatrywać.
Densie usiadła udając, że zaczyna rysować coś na śniegu, ignorując zimno i które
przesączało się przez jej długą spódnicę. Miała na swoich nogach rajstopy i wysokie buty do kolan
pod swoją spódnicą, ale nie było to wystarczające, by zabezpieczyć się przed zmarzniętą ziemią.
Ale wciąż było lepsze drżeć od kontaktu ze śniegiem, niż wyjawić, że dreszcze które nią
wstrząsnęły były spowodowane tym, że patrzyła na Spde'a
To nie jesteś ty – pomyślała sobie. - To po prostu znamię demona.
Skrzypienie śniegu ogłosiło, że Spade idzie w jej kierunku. Denise nie spojrzał na niego.
Czuła, że jej serce przyśpieszyło i przeklinała siebie za to.
–
Denise.
Głos Spade'a był niższy i zwrócił sie do niej jej imieniem w taki sposób, który sprawił,
ż
e jej serce przyśpieszyło jeszcze bardziej. Wciąż utrzymywała swoją uwagę na przypadkowym
wzorze, który rysowała, nawet wtedy kiedy poczuła, że ukląkł obok niej.
To tylko znamię demona, tylko znamię demona....
Jego ręka prześlizgnęła się przez jej plecy. Dreszcze które teraz przeszły przez nią, nie
miały nic wspólnego z otaczającym ich zimnem. Następnie ramiona Spade'a ocierały się o nią,
zbliżająca się, jego noga dotykała jej gdy przybliżył się bardziej.
Wszędzie gdzie dotykał jej odczuwała je jako dotknięcie wibracji. Denise trzymał swoją
dłonie złączone, jej włosy zakrywały jej twarz, jej dłonie drżały gdy kontynuowały podążanie na
ś
lepo swoimi palcami wzory na śniegu.
To tylko znamię demona, tylko znamię demona....
Spade przesunął jej włosy na plecy delikatnym, pieszczotliwym dotknięciem. Życzyła
sobie by jego palce były pozbawione życia i zimne, ale taki nie były. Wydawały się silne, zwinne i
znajome. Tak jakby wiedział dokładnie jak ona reaguje na jego dotyk.
–
Denise..
Jego głos był tak głęboki, a jego oddech, który użył do wypowiedzenia jej imienia,
owionął jej policzek w dodatkowej pieszczocie. Denise zamknęła oczy. Wszystko w niej chciało się
odwrócić do Spade'a i porzucić tą ostatnią cienką nić kontroli, którą miała. Potrzeba która
gwałtownie rosła chciała przebić się z wewnątrz niej, na zewnątrz, musiała pochodzić od tego
znamienia demona. Nigdy nie czuła tak silnego pociągu ku komukolwiek przedtem, nawet ku
Randy'iemu...
Randy. Zamordowany dlatego, że pomyślałaś, że będzie zabawnie spędzić Sylwestra z
wampirami. A teraz była tutaj, po niespełna czternastu miesiącach później, myśląc by rzucić się w
ramiona wampira.
Nie. Nigdy by sobie na coś takiego nie pozwoliła.
–
Musisz być głodny. - Na jej emocje rzucone zostało tak jakby wiadro lodowatej
wody, jej poczucie winy i związane z tym zmartwienie. - Przeszkodziłam ci w twojej kolacji
przez moją ucieczkę, więc pozwól mi zrobić to dla ciebie.
Denise odrzucając swoje włosy, spotkała oczami spojrzenie Spade'a. Z tą samą drażniącą
potrzebą, jak poprzednio. Musi przestać myśleć o nim w każdym innej formie poza wampirem – i
nie powinno pozwolić sobie być uspokojona i wpakować się w kolejne fałszywe poczucie
bezpieczeństwa, wokół tego co jest związane ze światem wampirów. Pozwalając by Spade ją
ugryzł, był niezawodnym sposobem na przypomnienie jej czym on był: wampirem który żył w
ś
wiecie wypełnionym krwią i śmiercią.
Oczy Spade były całkowicie zielone, oświetlając jego tworząc świecącą szmaragdową
łuną. Denise nie chciała wiedzieć czy były taki zanim zaproponował swoją ofertę, dlatego że
wiedziała co inne wywołuje taki efekt u wampira.
–
Czy chcesz żebym cię ugryzł? - zapytał cichym i chropowatym głosem. - Zaledwie
kilka dni wcześniej napychałaś się sama czosnkiem, próbując zapobiec temu.
–
Wyjaśniłeś mi dokładnie, że nie pozwolisz mi spłacić się za żadne pieniądze, które
straciłeś pomagając mi, więc to, że dam ci swoją krzew to najmniej co mogę zrobić prawda?
Denise utrzymała wyzwanie w swoim wzroku, gdy przechylała swoją szyję. Wiedziała,
ż
e zostanie ugryziona zaboli. Wiedziała o tym z doświadczenia. W ten sposób Denise spotkała Cat,
kiedy Cat uratowała ją od wampira, który próbował wyssać z niej krew, aż do śmierci. Mały ból
teraz będzie długą drogą do przypomnienia jej dlaczego powinna trzymać się z daleko od Spade'a i
reszty nieumarłych – kiedy już znajdzie Nathaniel'a.
Głos Spade'a był bardzo miękki.
–
Wstań i odejdź od mnie Denise albo przyjdę i zrealizuję twoją ofertę.
Jego wzrok nieruchomiał ją, ta zieloną poświata przenikała ją. Wiedział, że on nie używa
swojej mocy na niej, dlatego że czuła iż jej umysł jest wolny, tym niemniej ona została
niezahipnotyzowana.
Musi zakończyć to oszałamiające pociąganie, które ona czuła do niego. Teraz zanim to
stanie się silniejsze. Jeśli będzie miała szczęcie w tym miejscu dostanie swój atak stresu
pourazowego.
–
No dalej wampirze. - powtórzyła równie miękko.
Usta Spade'a były na jej szyji zanim skończyła mówić.
Jej skóra była tak gorąca, nawet w tym mroźnym powietrzu. Zamierzał ugryźć ją szybko,
by dać jej to czego szukała – awersje do niego. Wiedział, że taki był jej cel, kiedy desperacja i złość
zastąpiły upajający zapach pożądania, który od niej pochodził.
To pożądanie prawie Spade'a zgubiło. Pierwszą wskazówkę dostał w klubie, kiedy
szeptał jej do ucha, ale znikło tak szybko, że nie był co do tego pewien. Upewnił się kilka minut
temu. Zapach Denise i sposób w jaki reagowała na jego dotyk, potwierdziły to, niszcząc jego siłę
woli i przyciągając go do niej, nawet jeśli jego zdrowy rozsądek ostrzegał go, by tego nie robił.
Następnie jej oferta w złości, by pozwolić mu pożywić się z niej były oczywistym
pragnieniem by postrzegać go tylko i wyłącznie jako bestię. I prawię rzucił jej to z powrotem w
twarz, ale wtedy zdał sobie sprawę, że ona miała rację. To było idealne rozwiązanie. Pozwolić jej
by odsunęła się od niego. Dla dobra ich obojga.
Ale teraz, czując wibrację jej pulsu pod swoimi ustami, nie mógł być brutalny wobec
niej. Nie mógł zrobić nic, tylko przesuwać swoje wargi po jej skórze, dopóki ta sztywność w jej
kręgosłupie została zastąpiona innym rodzajem napięcia. Nie mógł się powstrzymać od wdychania
jej zapachu, miodu i jaśminu, doprawionego przez pozostałość gniewu, ale pogłębiające się, gdy
jego dłoń wsunęła się w jej włosy. Przycisnął ją do siebie, otwierając swoje usta, by szybko
przejechać swoim językiem przez jej gardło.
Ach kochanie, smakujesz dokładnie tak, jak myślałem, że będziesz smakować.
Intensywnie, soczyście i słodko.
Kontynuował przeciąganie swoich ust po jej szyji, szukając miejsca gdzie była
najbardziej wrażliwa. Nie tutaj, mimo że w rezultacie przebiegł przez nią urzekający dreszcz. Nie
tutaj, ale sprawił że rozluźniła swoje dłonie, z zaciśniętych pięści, które trzymała mocno przy
swoim ciele. Jego język polizał ponownie próbując w nowym miejscu – a Denise sapnęła,
wyginając się do niego.
Tak. Tutaj.
Spade zamknął swoje oczy, pochłaniając jej zapach z kolejnym głębokim oddechem.
Następnie wysunął swoje kły na jej szyję, przyprawiając ją o dreszcz przyjemności. Zawierające
truciznę kły, która w połączeniu z jej ciałem, wymazuje poczucie ukłucia przedzierającego się przez
jej skórę i wyprodukuje fałszywe poczucie przyjemności z ugryzienia.
Jak tylko połknął pierwszy łyk jej krwi, wiedział że coś było źle. Ale było już za późno.
Jak gdyby był dopiero stworzonym nieumarłym wampirem, po raz pierwszy, Spade nie mógł
zatrzymać siebie samego od kolejnego łyku krwi. I kolejnego i kolejnego.
Rozdział dziesiąty
Denise owinęła swoje ramiona wokół Spade'a, zatracona w uczuciach, których się nigdy
nie spodziewała. Każde nowe, głębokie zassanie wysyłało przeszywającą przyjemność przez cały
jej organizm, a następnie kaskadowe fale ciepła. Jej wcześniejsze zmarznięcie było teraz tylko
wspomnieniem. Teraz spalała się od środka, jej wcześniejsze zastrzeżenia zostaną zapomniane, gdy
skręcała się pod Spade'em w kombinacji potrzeb i rozkoszy.
On przyciągnął ją bliżej, następnie położył się na niej, kiedy nawet ta bliskość była
widać nie wystarczająca. Sapnięcie Denise zmieniło się w jęk, kiedy ciało przyciskające ją do dołu,
razem z wspaniałym, naglącym głodem. Jego biodra dopasowały się do jej ciała, z jego kolejnym
łykiem. Następnie otarł się o nią, twarde wybrzuszenie w jego spodniach zmysłowo ocierało się o
miejsce pomiędzy jej nogami.
Ciepło powstałe w jej lędźwiach, zmieniło się w ogień, który ogarniał jej ciało,
rozprzestrzeniając się żyłami. Wbiła swoje paznokcie w jego plecy. Przy następnym pchnięciu jego
bioder, kołysząc się w raz z nim, by poczuć więcej niż to niewiarygodne tarcie. Cudowne zawroty
głowy wypełniały ją, gdy przyciągnął ją bardziej do siebie za szyję, trzymając ją w takim uścisku,
ż
e ledwie mogła złapać oddech – a nie chciała.
–
Spade – wyszeptała, jej oczy zatrzepotały, Korony drzew i gwiazdy zamigotały jej
pod powiekami oczu.
Oderwał swoje usta od jej szyji, w jakiś sposób odwrócił się od niej, przykucnął w
następnej chwili kilka stóp dalej. Nagła nieobecność jego ciężaru i tego przesłodzonego odczucia,
gdy jego ciało przyciskało się do jej ciała, pozostawiło ją to zmieszaną. Sięgnęła więc po niego,
tylko po to by zatrzymał ją jego warczenie.
–
Trzymaj się ode mnie z daleka.
Jego oczy płonęły na zielono, gdy z jego ust kapały mu krople jej krwi. Sięgnęła ręką do
swojej szyji. Powoli z ranek sączył się krew i brudziła jej palce. Pulsowanie które czuła pomiędzy
swoimi nogami bolała z pożądania.
–
Czy coś jest nie tak......?
Zaczął się do niej zbliżać, a następnie rzucił się do tyłu tak mocno, że uderzył w drzewo.
Pochyliło się ze złowrogim trzaskiem.
–
Uciekaj – powiedział Spade zduszonym głosem. - Uciekaj ode mnie jak najdalej,
albo będę pił z ciebie, aż cię wysuszę do ostatniej kropli.
Dziki głód w jego oczach w końcu przebił się przez jej zawroty głowy i pożądanie. W
końcu udało się jej wstać na własne nogi, ciągle trzymając się za szyję i czując wilgoć pomiędzy
swoimi palcami. Oczy Spade'a były nieruchomo wpatrzone w to miejsce, jego usta ściągnięte,
pohamowywały warczenie, które ujawniły jego długie i ostre kły, gdy jego twarz wyglądała
bardziej na zwierzęcą niż ludzką.
–
Idź.
Odwróciła się od niego i chwiejnym krokiem odeszła. Wkrótce wróciła na śmieszkę, cały
czas główkując i mając nadzieję, że jest na tej samej śmieszce, którą oboje przyszli. Ich hotel był
już na następnej ulicy, tak przynajmniej powiedział Spade.
Odgłos trzaskającej gałązki skierował jej wzrok w górę. Było ciemno, ale zdołała
zauważyć coś dużego, skaczącego na niemożliwej wysokości z drzewa na drzewo. Czy Spade
podąża za nią? Dziki strach szarpnął się w jej żołądku, przesłaniając zmysłowe ciepło, które tak
ostatnio wypełniało ją. Czy on na nią polował?
–
Szybciej. - Usłyszała jego charakterystyczny głos i jego warknięcie.
Denise zignorowała ociągające ją zawroty głowy i zaczęła biec co sił w jej nogach,
przedzierając się przez tę część parku, którą rozpoznała i którędy do nieco wchodzili. Rozejrzała się
wokół siebie z niedowierzaniem, słysząc więcej trzaskających gałęzi pod osłoną ciemności. Więc
pobiegła na, co miała nadzieję, wskazaną ulicę o której Spade wspominał wcześniej.
Rzuciła się przez ulicę, gdy zamajaczył jej widok, którego teraz szukał. Plaza. Denise
grzebała w kieszeni spódnicy, ciesząc się że tu wetknęła swój klucz do pokoju, zamiast do swojego
płaszcza, jak na początku zamierzała i wsunęła wewnątrz zabezpieczenia swój klucz do frontowych
drzwi. Idąc przez recepcję, trzymała swoją głowę spuszczoną, przykrywając w ten sposób swoimi
włosami krwawe ślady na swojej szyji i tak doszła do windy, bez alarmowania żadnego z
pracowników by dzwonił na policję. Wcześniejsze godziny ranna też prawdopodobnie pomogła:
tych kilku ludzi których Denise spotkała, wyglądali na śpiących, gdy na nich spojrzała.
Do czasu, gdy drzwi windy otworzyły się na jej piętrze, to poprzednia, gorąca potrzeba
zniknęła i czuła do siebie wstręt. Ona praktycznie błagała Spade'a by ją tam wziął, dokładnie tam na
ś
niegu. Czy to dlatego, że został rzucony na ogarniętą furią karmiącą. Czy jej oszalała z pożądania
reakcja, popchnęła go poza normalną wampirzą kontrolę? A co złego było z nią, odpowiadając tak
jak, jakiś rodzaj nimfomanki, po ugryzieniu wampira? Tak minął dobrze ponad rok, odkąd ostatnio
uprawiała sex, ale to nie tłumaczyło intensywności jej reakcji.
Denise ciągle biczowała się w umyśle, kiedy otwierała i zamykała drzwi od swojego
pokoju. Oparła się o nie i pochyliła się do przodu w zmęczeniu – a następnie zmarszczyła swój nos.
Co to za zapach?
Raum wyszedł zza progu sypialni.
–
Hello.
Demon był przy drzwiach, zanim mogła szarpnąć je, by móc je z powrotem otworzyć,
zapach siarki emanował od niego, prawie dusząc ją.
Raum uśmiechnął się.
–
W końcu sami.
Spade użył ostatnich resztek swojej siły woli, by upewnić się, że Denise dotarła do
hotelu. Kiedy zobaczył jak potyka się przechodząc przez szklane drzwi, nie mógł już więcej
powstrzymywać efektu jej krwi. Ciemna magia zawarta w jej niej gwałtownie zacierająca granice w
chwili oddania się w jej siły, mieszała jego rzeczywistość z halucynacjami i jego teraźniejszość z
przeszłością.
Spade spadł z drzewa, ledwie zarejestrował uderzenie o ziemię. Nagi gałęzie kołysały się
na wietrze, gdy on i Crispin przemierzali drogę, podążając za śladami, które kareta zrobiła w
brudnym śniegu. Było one z dzisiejszego ranka, w większości. Spade pochylił się do przodu,
przynaglając swojego konia do szybszego biegu.
Przetoczył się po ziemi, słysząc swój własny gardłowy jęk, gdy próbował odepchnąć
swoje własne wspomnienia z powrotem do zakamarków umysłu.
Nie. Nie chcę tego widzieć ponownie. Nie znowu.
Wstał na własne nogi i zaczął biec. Drzewa przeistoczyły się i zaczęły go łapać, ich
gałęzie zmieniły się w szkieletowe ramiona, które opadały i trzepały go gdy je mijał. Następnie
drzewa zgęstniały, zmieniając się w las Argonne, tamtego dnia, półtora wieku temu.
–
Nie – powiedział Spade zaciskając zęby.
Zaczął biec szybciej, potykając się o duże kamienie, które on w jakiś sposób, a które
wystawały z ziemi. To nie było prawdziwe. To nie było prawdziwe. Albo może było? A co jeśli
wrócił tam? Co jeśli nie było za późno, by ją uratować?
–
Gidelda – krzyknął. - Idę do ciebie!
Crispin zauważył krople pierwszy, skręcił w bok, dalej od krawędzi drogi. Na moment
Spade poczuł ulgę. Jej karoca została uszkodzona w nieszczęśliwym wypadku, to dlatego Giselda
się spóźniała. Ale wtedy to poczuł. Zapach krwi i śmierci.
Spade zsiadł ze swojego konia; skierował się w stronę karocy, nawet nie dotykając ziemi,
nie dbając o to, że leci on po raz pierwszy.
Crispin podleciał szybciej, złapał go od tyłu i rzucił na ziemię.
–
Nie kolego. Pozwól mi zajrzeć do środka.
Spade odrzucił go od siebie, jego dłoń powędrowała prosto do jego noża, kiedy Crispin
chciał rzucić się na niego jeszcze raz.
–
Dotknij mnie ponownie a zabiję cię. - Warknął obracając się i biegnąc w
kierunku,gdzie zapach Giselda'y był najsilniejszy – i gdzie inny szorstki, nikczemny zapach
mieszał się z jej aromatem.
Nie zatrzymał się by sprawdzić co z powalonym lokajem w krzakach na obrzeżach lasu.
Kawał metalu leżący w ciernistym gąszczu zaraz za lokajem. Spade pomknął prosto w las,
podążając za śmierdzącym zapachem, chwyciło go przerażenie, gdy zobaczył większą ilość lokajów
leżących w brudzie i śniegu. Ona uciekała, ale była ścigana.
Ominął korzeń wystający z ziemi, a na następnym się poślizgnął, co spowodowała, że się
zatrzymał. Śmierdziało tu potem i krwią, strachem i pożądaniem. Wściekłość wybuchła w nim, gdy
zobaczył kawałki kobiecych pantalonów porozrzucanych wokół, w około były odciski z obuwia na
ś
niegu w tym większy odcisk ciała rzuconego na ziemię, a w środku tego krew i innego rodzaju
plamy.
Spade chwiejąc się odwrócił się, podążając za tropionym zapachem krwi, dopóki nie
doszedł do obryzganej dużej powierzchni na grzbiecie wzgórza. Wszystko w nim skręcało się, gdy
patrzył na dół stromej pochyłości zbocza.
Czerwonowłosa kobieta leżała z powykręcanym ciałem na dole. Jej suknia w połowie
zdarta, jej posiniaczone ciało skręcone i bez żadnego ruchu. Przez ułamek sekundy Spade czuł
obezwładniającą ulgę. To nie była Giselda, jej włosy były koloru bląd. Możliwe, że ta biedna
dziewczyna podróżowała z nią...
Zrozumienie rozbiło go wewnętrznie w następnej chwili. Rzucił się w dół wąwozu,
zaczęły wypływać mu łzy, kiedy odwracał tę kobietę. Zamarznięta Giselda, jej twarz wykrzywiona w
wyrazie bólu patrzyła na niego, jej włosy czerwone od wsiąkniętej w nie krwi, a jej gardło rozcięte
aż do kości.
–
Okłamałaś mnie – powiedział Raum melodyjnie, z pewnym rodzajem
dezaprobaty,który się używa w stosunku do dzieci. - Mówiłaś mi, że Spade jest człowiekiem, a
to jest wampir, ten z którym tarzałaś się w śniegu, nazywałaś go tym imieniem.
Denise patrzyła na drzwi, mając nadzieję, że Spade mógłby w jakiś magiczny sposób się
tu pojawić. Ale był tam, przed nią tylko demon, jego jasnobrązowe włosy były związane znów w
koński ogon, a nosił na sobie T-shirt z Ozzy Osborne'em, nachodzące na jego dżinsy.
–
W jaki sposób zdołałeś mnie znaleźć?
Czy Raum śledził ich cały czas? Oczywiste jest, że śledził ich gdy byli w parku, co
najmniej tam.
Raum podniósł do góry brwi.
–
Nie myślałaś chyba, że puszczę cię wolno bez żadnej smyczy, prawda? Te.... -
Chwycił ją za ręce i za znamię pod jej rękawiczką - ...mają wiele zastosowań. Mógłbym
wezwać cię już wcześniej, ale ten wampir był przy tobie zawsze. Cieszę się, że w końcu go nie
ma. Zrobił się trochę zbyt podekscytowany po napiciu się z ciebie, hmmm?
Denise była zbyt przerażona, by być zawstydzoną o to co demon mógł zobaczyć.
–
Nie zrobiłeś czegoś mojej rodzinie, prawda? - Proszę nie.
–
Zrobię – powiedział Raum bez ogródek. - Minął już tydzień. Masz do zameldowania
jakieś postępy?
–
To nie jest takie proste, jak myślała, że na początku będzie! - zaczęła Denise.
Raum przerwał jej.
–
Zakończe to zabijając twojego ojca – powiedział to wesołym tonem, sięgając po
klamkę od drzwi.
–
Czekaj – zawołała Denise i chwyciła go za rękę, a gdy panika zaczęła sie w niej
rodzić. - Znajdę Nathanial'a już wkrótce, obiecuje! Więc proszę, nie rób tego.
Gdy demon rozważał jej słowa, lekki uśmiech uniósł mu jego usta.
–
Nawet nie wiesz jak się raduję tym błaganiem. Radował bym się tym jeszcze
bardziej, jeśli byłabyś pokryta krwią, kiedy to robisz – ale jest tu trochę, prawda?
Raum szarpnął ją za włosy tak brutalnie, aż jej głowa odskoczyła na bok, nie puszczając
jej, pochylił swoją głowę i zrobił głęboki wdech blisko jej szyji.
–
Ś
mierdzisz jak wampir. W taki sposób odpłacasz mi się za moją wielkoduszność?
Oferuję tobie i twojej rodzinie ułaskawienie, ale ty marnujesz swój czas karmiąc wampira
zamiast szukać Nathanial'a. Zaczynam kwestionować twoją przydatność.
Denise zaczęła szybko mrugać, by powstrzymać łzy z powodu skręcającego jej włosy
uchwytu Raum'a. Prawdopodobnie będzie miała sporo brakujących włosów, kiedy on ją puści.
–
A jak sądzisz, co wampir chciał na wymianę, za swoją pomoc? - Skłamała, myśląc
szybko. - Jesteśmy blisko. Mamy dobrą wskazówkę i zbliżamy się do znalezienia Nathanial'a. I
po prostu potrzebuję więcej czasu.
Raum puścił ją. Tak jak przewidziała, miał pozrywane pasma jej włosów, ciągle
zawiniętych wokół jego palców.
–
Wymianę – dumał nad jej słowami. - I chcesz pewnie, żebym nie zabijał żadnego
członka z twojej rodziny podczas tej wymiany, jak sądzę?
–
To prawda. Proszę. - Dodała, gdy nienawiść płonęła wewnątrz niej, nad jego
zachwytem, nad jej udręką.
–
Ale muszę cię ukarać, za twoją opieszałość. - Raum powiedział to, jak gdyby to było
jedyne logiczne rozwiązanie. - Wciąż jestem w dobrym nastroju, więc dam ci wybór. Wybierz
kto z członków twojej rodziny ma według ciebie umrzeć. To może być ktokolwiek, nawet kuzyn
w drugim i trzecim pokoleniu. Albo większe poziom mocy tego znamienia.
Denise spoglądała w dół na swoje nadgarstki. Ona nie mogła zobaczyć piętna, ale ono
zdawało się pulsować w obecności Raum'a. Nie chciał niczego więcej poza usunięciem jego piętna
z niej, nie zwiększać jego siły, ale to co jej zaproponował, było na pewno nie wyborem, w ogóle.
Denise zdjęła swoje rękawiczki, a następnie wsunęła rękę w uchwyt Raum'a.
–
Dalej.
Uśmiechnął się.
–
Jesteś pewna? To będzie bolało.
Wzięła się w garść, pozostając spokojną, nawet gdy spotkała wzrokiem jego spojrzenie.
–
Nie oczekiwałam niczego innego.
Ręce Rauma zamknęły się wokół jej nadgarstków. Densie obiecała sobie, że nie będzie
krzyczeć, ale gdy on zaczął, to było niemożliwe, by przestać.
Spade słyszał głosy jakby z bardzo daleka.
–
...Ciało białego mężczyzny, od dwudziestu pięciu do trzydziestu pięciu, nie ma
ż
adnego dokumentu tożsamości do identyfikacji – kobiecy głos intonował – wstępną przyczyna
ś
mierci wydaje się być dźgnięcie nożem. Nóż jest ciągle osadzony w gardle ofiary...
Przejebane, myślał Spade, słuchając uderzeń wielu serc i odgłosy chodzenia stłumiony
przez śnieg, wokół niego. Musiał stracić przytomność i został wzięty z trupa. Z dobiegających go
odgłosów, było tu dla niego za wiele światków, aby mógł wstać, podziękować za ich zabrany czas i
uciec gdzie pieprz rośnie.
Teraz, gdy był już świadomy, srebro paliło w jego szyji, a w jego głowie waliło z
prawdziwie okropnym naporem bólu. Bólu od srebra oczekiwał: ból głowy był zagadką. Że jest to
kac zrozumiał w przebłysku zdziwionych myśli, Po niczym innym nie mógł się czuć ospałym i
chorym, gdy reszta jego ciała czuła się względnie dobrze. I pomyśleć, że ostatniego doświadczyłem,
kiedy byłem człowiekiem.
Ale przynajmniej jego umysł był jasny, jego głowa była bolesna, jakby walono w nią, ale
może być. Krew Denise spowodowała w nim halucynację, na kto wie jak długo, dopóki nie trafiło
do niego, że musi oczyścić soje ciało z trucizny. To wtedy wziął nóż i wbił w swoje gardło,
zaklinował w nim ostrze, i chętnie pozwolił, by jego wypływała z rany. Wtedy gdy osuszył siebie
przez sączenie krwi poczuł, że jego najgorsze halucynacje opuściły go, ale to było oczywiście
wtedy gdy zemdlał.
A teraz był on fotografowany, malowany i wszczęto dochodzenie jako ofiara
morderstwa. Dlaczego obywatele z Nowego Yorku nie mogą wrócić do domów i nie troszczyć się,
kiedy natkną się na ciało? Każdy musi być takim miłosiernym samarytaninem w dzisiejszych
czasach.
Zajęło mu to kilka godzin, leżenie tam i czekanie aż policjanci zdołają skończyć z nim,
dopóki Spade nie został zamknięty w środku torby na zwłoki i nie wtoczono go do ambulansu.
Czekał dopóki karetka nie była dobrze oddalona od parku, zanim rozerwał ciężki plastik kłami i
szarpnął by otworzyć.
–
Jezus.
Zbladły sanitariusz gapił się na niego, szok i przerażenie malowały się na jego twarzy.
Spade wyszarpnął nóż ze swojego gardła i schował go w swoich spodniach i obdarzył młodzieńca
zimnym uśmiechem.
–
Nie trafiłeś kolego.
Karetka gwałtownie skręciła, gdy kierowca odwrócił się do tyłu, by popatrzeć na niego z
wyrazem takiego samego szoku na twarzy, Spade wywrócił oczami. Biedny facet rozbije jeszcze to
auto, jeśli nie będzie ostrożny.
–
Patrz na drogę – powiedział, pozwalając swojej mocy ujawnić się poprzez jego
wzrok. - Nie widziałeś mnie wstającego na nogi. Nie wiesz co się ze mną stało.
–
Nie wiem. - Sanitariusz wymamrotał w zgadzając się.
Spade wspiął się do przodu i następnie wyszedł prze boczne drzwi, nie fatygując ich, by
powiedzieć im by się najpierw zatrzymali. Szybki skok w ruch uliczny, a przy następnym był z
powrotem na chodniku, kierując się do Plaza'y. Był chętny by wrócić do Denise. Wziął od niej
całkiem sporo jej krwi, kiedy był w początkowej fazie tych efektów narkotykowych. Wyglądała na
spokojną, kiedy ruszyła prosto do hotelu, ale co jeśli dostała po tym szoku?
Dziwne spojrzenia które posyłali mu ludzie, gdy mijał ich, przypomniały mu, że jest cały
pokryty krwią i zgubił gdzieś swoją koszulę. Racja, to może przyciągnąć zbyt dużą uwagę. Spade
schował się w najbliższej wnęce, a następnie chwycił pierwszą osobę która go mijała.
–
Cisza – powiedział spoglądając na młodą kobietę, z mocą swojego wzroku. - Daj mi
swój płaszcz.
Podała mu go bez żadnego słowa sprzeciwu. Spade założył go. Był kilka rozmiarów za
mały. Ale ciągle przykrywał to co potrzeba, a poza tym nie będzie nosił go długo.
–
Możesz sobie iść – powiedział jej Spade.
Dotarł do Plaza'y tak szybko jak tylko mógł, nie ujawniając swojej ponad naturalnej
szybkości. Wszedł do środka, przeszedł przez hol i zignorował windy, woląc schody przeciw
pożarowe. Przy jednym prostym strzale w górę pozwalającym mu lecieć i mijać kolejne piętra jak
smuga, przybył na dziewiętnaste piętro w sekundę. Odór siarki otoczył się wokół niego jak tylko
otworzył drzwi przeciwpożarowe, na korytarz. Demon był na tym piętrze.
Spade przeleciał resztę drogi , nie troszcząc się, kto mógł go zobaczyć. Przebił się przez
drzwi hotelowe i przekoziołkował kiedy upadł na dywan, ten sam srebrny nóż, który miał wbity
wcześniej w swoje gardło, teraz trzymał w swojej dłoni.
–
Denise? - zawołał głośno. - Denise!
Pojawiła się w drzwiach łazienki, krew ciągle sączyła się na jej szyji, jej twarz była
nawet bledsza niż nawet jego twarz.
–
Wróciłeś – powiedziała chwiejąc się.
Spade chwycił ją zanim upadła na podłogę.
Rozdział jedenasty
Denise zamrugała otwierając oczy. Spade pochylał się nad nią, głęboka zmarszczka
marszczyła jego twarz. Krew pokrywała przód jego torsu, a nawet posklejała jego włosy. Biorąc
pod uwagę, co się ostatnio stało gdy była tak blisko niego, powinna być zaniepokojona o jego
bliskość względem jej gardła. Ale w tej chwili, nie mogła zebrać siły, by martwić się o bycie
ugryzioną.
–
Wyglądasz jak cholera – szepnęła.
Spade się nie uśmiechnął.
–
Co on ci zrobił?
Nie chciała o tym mówić. Myślała, że to było bardzo bolesne, gdy Raum wtłaczał swoją
esencję w nią, ale ta ostatnia sposobność, pozwoliła jej zrozumieć naprawdę co znaczy słowo ból.
Hotel wysłał ochronę do jej pokoju. Musiała kłamać i powiedzieć, że skręciła sobie kostkę – jako,
ż
e to mogło wytłumaczyć kilka minut jej krzyków. Tylko tego co słyszeli, tak czy owak. Raum
zakrył jej usta po tym jak znudziło mu się słuchanie jej krzyków.
–
Co on ci zrobił? - powtórzył Spade bardziej zdecydowanie.
Denise zamknęła swoje oczy.
–
On podniósł dawkę mocy znamienia – powiedział, próbując utrzymać to
przypomniane przerażenia, nie pozwalając ujawnić się poprzez jej głos. - Nie był szczęśliwy z
powodu braku moich postępów.
Spade wymamrotał coś nisko i gwałtownie, zbyt szybko by mogła coś wyłapać.
–
Nie powinniśmy zatrzymywać się w hotelu – zakończył tymi słowami. - Powinienem
wybrać prywatny dom, gdzie demon nie mógł wejść. Nie myślałem, że będzie nas śledził aż
dotąd, ale jest oczywiście sprytniejszy niż założyłem. Opuszczamy to miejsce Denise, tak
szybko jak tylko zdołamy się umyć.
–
Nie ważne gdzie będziemy – to było takie wyczerpujące zajęcie, rozmawianie.
Pozostała przytomna do tej pory, bo była zaniepokojona o to gdzie może być Spade.
Kiedy nie wrócił o świcie, zaczęła się martwić, że coś mu się stało. Teraz jej energia została
wyczerpana. Po tym, co zrobił jej Raum, czuła się tak, jakby on mało jej nie zabił.
–
Co masz na myśli? - Delikatne szturchnięcie sprawiło, że otworzyła oczy. - No dalej
nie możesz jeszcze spać.
Całym wysiłkiem jaki zdołała zebrać, było pomachanie ręką na Spade'a.
–
Potrafi mnie śledzić poprzez znamię. Więc nie ma znaczenia, dokąd pojedziemy.
Znajdzie mnie.
Spade nie powiedział żadnego słowa, Denise zamknęła oczy, ponownie. Czuła jakby
zamknęła je tylko na sekundę, ale następne co poczuła to chlapnięcie ciepłej wody i doznała
wstrząsu, musiała je otworzyć.
Była pod prysznicem. Wyglądało na to, że w objęciach ramion Spade'a. A zdążył już
zdjąć jej buty, a teraz czuła, że ściągnął z niej spódnicę.
–
Co? - zdołała tylko to powiedzieć.
–
Muszę zmyć twoją krew z nas obu. – Powiedział ponuro. - Tu, co oczywiste, nie jest
tu bezpiecznie.
Jeśli nie czułabym się, tak jakbym została przejechana przez ciężarówkę, mogłabym
zaprotestować. Ale teraz, tak długo jak nie musiała się ruszać, nie obchodziło ją, co Spade robił.
Jego ręka okręciła się wokół jej czoła, następnie więcej wody przebiegło w dół. Po jej
szyji. Denise zamknęła swoje oczy.
–
Przepraszam
Powiedziała to szeptem. Spade obrócił ich, a struga wody z prysznica pobiegła następnie
przez jej brzuch. Musiał zdjąć też jej sweter, pomyślała z powodu tego co czuła. Czy jej stanik
ciągle jest na miejscu? Wyczerpana spojrzała w dół, wyjaśniło się, że był na miejscu. Tak samo jak
bielizna.
–
Za co przepraszasz?
Jej twarz była w zagięciu jego szyji, jego głos wibrował, ocierając się o nią. Może
dlatego, że była ciągle w połowie świadoma, dlatego więc odpowiedziała zgodnie z prawdą.
–
Za to jak się zachowałam, kiedy mnie ugryzłeś. Nie chciałam. Nie wiedziała, że
będzie ci ciężko powstrzymać się...
–
Chryste, uważasz, że to właśnie się stało? - Denise poczuła, że jego ręce pocierają jej
twarz. - To nie było z twojej winy: to była twoja krew. Esencja w pieczęci Raum'a zmieniła ją
jak widać, w rodzaj narkotyków działających na wampiry. Poczułem jak działa, tak szybko, jak
tylko połknąłem pierwszy łyk. Ale to co jest w twojej krwi, jest tak potężne, że nie mogłem się
powstrzymać. Słyszałem o zmienionej krwi, sprzedawanej na czarnym rynku dla młodych,
głupich wampirów szukających dreszczy, ale nie zdawałem sobie sprawy....
Głos Spade'a uciął się. Następnie nią delikatnie potrząsać, dopóki nie otworzyła oczu.
Intensywność jego spojrzenia,była wystarczająca, by ją wybudzić.
–
Co?
–
To jest to Denise. Twoja krew zmienia się, po tym jak Raum cię oznaczył. W ten
właśnie sposób wyśledzimy Nathanial'a. Poprzez twoją krew.
Spade wkroczył do salonu Ian'a, nie czekając by lokaj go zaanonsował.
–
Do kogo muszę pójść, jeśli szukam trochę Czerwonego Smoka?
Ian wyłączył telewizję z parsknięciem.
–
Mówię ci Charles naprawdę się zmieniłeś i weszłeś na nowy poziom, odkąd na nowy
poziom, odkąd zacząłeś pieprzyć tą tutaj, prawda?
–
Nie mów o niej w ten sposób – Spade warknął do Ian'a
Denise wyglądała na zadowoloną, że wyprowadził Ian'a i jego chamskie odzywki z
błędu, ale powolny, niepoprawny uśmiech Ian'a mówił, że zna prawdziwy powód, który czai się za
odpowiedzią Spade'a. Przeklinał sobie samego za zaborcze zachowanie. Jedną rzeczą było
zachowywać się tak, jakby Dense była jego, gdy byli w miejscu publicznym. Zupełnie inną rzeczą,
był czucie w ten sposób. Jakkolwiek Spade czuł jakby stał na ruchomych piaskach, kiedy zaczyna
chodzić o jego emocję do Denise. Im bardziej z tym się zmaga, tym bardziej czuł, że zapada się
głęboko w piasek.
–
Ciekawiej i ciekawiej – Ian mówił przeciągając.
Spade obdarzył Ian'a krótkim spojrzeniem.
–
Mówisz, że szukasz dojścia, by dostać trochę Czerwonego Smoka? - Ian powtórzył, a
jego brwi uniosły się do góry przekazując, że porzuca poprzedni temat ... na razie.
–
Nie pamiętam żebyśmy rozmawiali o smoku – wyszeptała Denise.
Spade spojrzał na nią.
–
Pogoń za Smokiem jest wyrażeniem poszukiwania wyskokowych narkotyków.
Wampiry nazywają ten narkotyk Czerwonym Smokiem dlatego, że jest to jedyna możliwa
skażona krew, która powoduje wpływ poprzez chemiczną stymulację.
Myśląc teraz o tym wiedział, że wywołane efekty po zażyciu Czerwonego Smoka, nie
były wcale chemiczne. Wampiry, które wyszukują, bądź też ich nie obchodzi, jakie składniki dają
im poczuć się na haju, ale wiedzą by nie rozważać tego publicznie. Odbieranie albo sprzedawanie
Czerwonego Smoka była sprzeczna z wampirzym prawem. Poza tym halucynacje i wampir poza
kontrolą zagrażają istnieniu sekretu o ich rasie, a nic nie było bardziej zajmujące dla świata
nieumarłych niż utrzymanie ich istnienia w sekrecie.
Denise nie miała pojęcia, jak niebezpieczna jest jej krew. Jeżeli Stróże Prawa dowiedzą
się, że ona jest chodzącym narkotykiem, nie dadzą jej szansy znalezienia Nathanial'a i usunięcia na
dobre znamienia. Zabiją ją, nie wahając się ani chwili. A jeśli dostawca Czerwonego Smoka
odkryje, że Denise jest kolejnym źródłem dla ich zakazanego, wysoko opłacalnej branży, zmienią
jej życie w prawdziwe piekło.
Mięśnie na szczęce Spade'a zadrżały. Cholera go weźmie, jeśli pozwoli by to się stało.
–
Nie mogę powiedzieć, że mam jakieś – włączył się Ian, kręcąc swoją głową. - Bardzo
trudne do zdobycia, oczywiście. Spróbowałem raz. Było zabawnie przez pierwszą godzinę, ale
potem spowodowało najbardziej kiepskie sny jakie kiedykolwiek miałem, dodatkowo
następnego dnia cholerny ból głowy. Dlaczego miałbyś chcieć spróbować się trochę z tą
trucizną, Charles?
–
Mam swoje powody – odparł Spade.
Denise patrzyła się na swoje stopy, szurając bezmyślnie, ale nie powiedział ani słowa.
Mądra dziewczynka. Ufał Ian'owi w wielu sprawach, ale nie w tej.
Czysto turkusowe spojrzenie Ian'a z rozwagą przemknęło się po nim. Spade utrzymywał
swoją twarz niewzruszoną. Jeśli Ian nie mógł go pokierować do źródła, znajdzie kogoś innego, kto
będzie mógł. Czerwony Smok był rzadki i nielegalny, ale są sposoby na znalezienie go. Istnieją
sposoby, na znalezienie wszystkiego, jeśli jesteś przygotowany, by szukać wystarczająco mocno.
–
Powiem ci, od kogo dostałem moją. - Powiedział Ian w końcu. - Nie mogę obiecać,
ż
e ten facet jest ciągle dilerem, to było kilka lat temu. W każdym bądź razie, jego nazwisko to
Black Jack i cały czas uczęszcza na grę do Belaggio o wysokich stawkach.
–
Belaggio w Las Vegas
2
? - Spade uściślił.
Ian przytaknął.
–
Przecież jest to przede wszystkim Miasto Grzechu.
Mięśnie szczęki zadrgały ponownie u Spade'a.
–
Tak to już jest. Kolego oferta wolnego pokoju jest ciągle aktualna?
–
Dlaczego. - Denise wypaliła.
Spade wziął ją za rękę i pozwolił sobie delikatnie sobie ją ścisnąć, ale Ian widząc to
zaczął się po prostu śmiać.
–
Nie zwracasz na mnie uwagi szczeniaczku? Sadze, że to przez fatalne historię, które
musiała opowiedzieć ci Cat o mnie. Kobiety lubią wyolbrzymiać.
–
Mówisz, że nie probowałeś szantażować Cat, by uprawiała z tobą sexu, grożąc jej
zabiciem kilku jej żołnierzy? - Zapytała Denise, ignorując ostrzeżenie Spade'a, który mocniej
zacisnął dłoń na jej ręce.
Uśmiech Ian'a był bezczelny.
–
Ach to? Tak zrobiłem to.
Ręka Densie wydawała się być cieplejsza, gdy jej zapach zmienił się wraz z odczuwaną
złością.
–
To więcej niż wystarczający powód by cię nie lubić....
–
Denise – Spade odwrócił ją tak by spojrzała mu w twarz. - Zaufaj mi .
Spojrzała jeszcze raz buntowniczo na Ian'a, ale przytaknęła.
Szczęśliwie się złożyło, że nie zaczęła podpierać się argumentami, nawet gdy Ian
zastanawiał się nad ugryzieniem jej, Spade złożył na czole Denise pocałunek. Jak tylko jego usta
dotknęły jej skóry, jakkolwiek by to nazwać, zmroziło ja to. Tak samo jak jego?.
Całowanie ją czuł, iż było to taką naturalną rzeczą, że nawet nie pomyślał zanim
zadziałał zgodnie z impulsem. Ale teraz wspomnienie ostatniego razu, gdy jego usta były na niej,
błyskawicznie przemknęły przez jego umysł.
Spade nie mógł zatrzymać, rozpalającego go wewnętrznie ciepła. Niektóre reakcje
Denise można by usprawiedliwić, jako normalną reakcję, każdego człowieka, który był ostrożny z
wampirem, który może ugryźć. Nie wszystkie. Nawet nie połowę. Denise odczuwa niechęć do
wampirzego świata, jej syndrom stresu pourazowego, który ciągle rzuca cień boleści jej zabitego
2
Prawdopodobnie chodzi o odbywające się tam gry w pokera. Jest tam specjalny pokój.
http://www.gambling911.com/poker/poker-tournaments-bellagio-frustrate-players-040510.html
męża, pragnęła go.
I mimo jej człowieczeństwa, rosnącego wobec niej niebezpieczeństwa oraz jego
zdrowego rozsądku, on także jej chciał. Tak bardzo, że to paliło.
Usta Spade'a powoli opuściły jej skroń, jej ciepło ciągle utrzymywało się na nim. Kiedy
Spade wyłapał od niej, że jej zapach pogłębił się zakwitł, zrobił wszystko co tylko mógł, by nie
przycisnąć ich do jej ust.
–
Czy będziecie potrzebować tego pokoju teraz? - Zapytał Ian z ciężką ironią.
Denise nie rozbawił komentarz Ian'a. Obróciła się wokół siebie i odeszła.
–
Drugie piętro, trzecie drzwi po twojej lewej. Jest też sprężysty materac – zawołał za
nią Ian.
Spad podszedł do Ian'a w mgnieniu oka, powstrzymując się na czas pomyślał, że jego
ręce były ciągle zaciśnięte w pięści.
–
Czyżbyś Charles myślał o zabiciu mnie. - Zapytał Ian. Konsternacja zastąpiła
rozbawienie na jego twarzy.
Spade rozluźnił swoje dłonie. On nigdy nie zachowywał się w taki sposób, w stosunku
do człowieka w ciągu całych wieków odkąd zna Ian'a. Będąc szczerym, nigdy nie zachowywał się
w ten sposób w stosunku do nikogo, wampira i człowieka. Musi zacząć nad sobą panować, gdy
zaczyna chodzić o Denise.
W sytuacji gdzie oni będą śledzić Nathanial’a, nie mógł pozwolić sobie na bycie głupim,
dopełnionym przez zaborczość taką jak ta.
–
Wiem Ian, ze to naturalne dla ciebie, zachowywać się w ten sposób jak, ale powstrzymaj
się powściągnąć, kiedy jesteś w pobliżu Denise.
Spade’owi udało się to powiedzieć tonem bardzo spokojnym.
Ian wstał, jego ruchy były powolne i zrównoważone, następnie położył swoja dłoń na
ramieniu Spade’a.
–
Nie wiem co się dzieje pomiędzy waszą dwójką, ale to zaczyna mnie niepokoić. Węszyć
za plecami najlepszego przyjaciela. Poszukiwać Czerwonego Smoka. Twój temperament
wymyka się z pod kontroli, na każde uwagę jej dotyczący. Weź na wstrzymanie kolego. To nie
jest do ciebie podobne.
Nie, nie było, a Spade o tym wiedział. Ale on nie mógł zastopować. Czas zaczął uciekać w
więcej niż na jeden sposób.
–
Nie denerwuj mnie – odpowiedział dotykając reki Ian’a na krótko zanim intensywnie się
nie odwrócił i zaczął wychodzić. – A poza tym wiem co robię.
Zaczął podążać w kierunku w którym poszła Denise – co znaczyło na zewnątrz frontowych
drzwi, nie do góry po schodach do pokoju ze sprężystym materacem – kiedy dobiegł go głos Ian’a.
–
Zaczynam w to wątpić, Charles.
Spade nie odpowiedział. On również w to zaczynał wątpić.
Denise pocierała znamię schowane pod jej długimi rękawami. Między innymi wspominała
swoje zakłopotanie, dezorientację i frustrację, była również głodna. Przeklęty Raum i Nathanial.
Gdyby nie oni, jej kuzyni, ciotka ciągle by żyli. Byłaby w domu próbując odbudować swoje życie,
tak normalnie, jak tylko by potrafiła. Nie tutaj, na zewnątrz tych potworności w domu, którego
właścicielem jest nieumarły dupek. Była taka ostrożna, by być daleko od tego innego mrocznego
ś
wiata, a teraz żaden z jej środków ostrożności wydawał się nie robić żadnej różnicy, dlatego że
teraz tu była przeklinała jednego wampira, kiedy czuła niepowstrzymane przyciąganie do innego.
Spade musiał się zorientować, że ona się nim zainteresowała. Cat powiedziała jej kiedyś, że
wampiry potrafią wyczuć emocję u ludzi, takie jak złość, zwodzenie, strach – czy pożądanie. Spade
nie musiał potrzebować nawet zmysłów nieumarłego przedtem w parku, ale miała nadzieje, że był
on tak naćpany, by nie móc w pełni zapamiętać co się działo. Teraz zniszczyła każdą szansę, by
Spade wziął to jako jakieś przelotne nieporozumienie. Co było z nią nie tak? Powiedział jej
przecież, by oczekiwała przejawów uczucia, przypadkowych dotknięć jako części ich pokazu.
Miała nadzieję, że Spade pomyśli iż mogła być nominowana do Nagrody Akademii Oskarów, za jej
odpowiednią grę po jego pocałunku złożonym na czole.
Denise potarła swoje znamię ponownie, życzyła sobie , by mogła zdrapać je z siebie i
skończyć z tym. Nie to, że byłoby to coś dobrego. Esencja Raum’a ciągle by w niej krążyła przez
jej ciało z każdym uderzeniem serca. Ten znak był tylko symbolem jej smyczy w jego demonicznej
wersji LoJack – czyli systemu odzyskiwania straconych naznaczonych.
3
Jeśli Nathanial był
podobnie naznaczony – a na podstawie pokazanych jej wspomnień Raum’a, był – po co w ogóle
demonowi potrzebna była mu ona? Dlaczego nie mógł wyśledzić Nathanial’a w ten sam sposób w
który wyśledził ją?
Odwróciła się i powracając do swojego tempa, zderzyła się ze Spade’em. Wyszedł na
zewnątrz nie robiąc żadnego hałasu, a ona była tak rozkojarzona, że weszła wprost na niego.
Spade podtrzymał ją tymi chłodnymi rękoma za jej ramiona. Jego spojrzenie koloru tygrysa
było przysłonięte. Otworzył swoje usta, następnie zatrzymał się, tak jakby chciał powiedzieć coś
nieprzyjemnego i starał się znaleźć odpowiednie słowa. Denise byłą tak chętna, by odciąć się od
poniżającej dyskusji na temat jej wcześniejszej reakcji wobec niego, dlatego więc wypaliła
pierwszą rzecz, która przyszła jej na myśl.
–
Co jeśli Nathanial blokuje Raum’a? Nathanial też ma to – złapał się za swój nadgarstek
– ale Raum potrzebuje mnie bym go znalazła. To nie ma dla mnie sensu, chyba że Nathanial
3
Oryginalnie w tekście chodziło o LoJack Stolen Vehicle Recovery System, czyli LoJack system odzyskiwania
wykradzionych pojazdów, ale uznałam iż tak będzie bardziej pasować.
znalazł sposób na zanegowanie znamienia, nawet jeśli wystarczająco tylko na zgubienie Raum’a
ze swojego ogona.
Cokolwiek Spade miał zamiar powiedzieć, to skutecznie go rozproszyło. Zmarszczył brwi,
jego oczy pobiegły do jej nadgarstków, które były objęte jego rękoma.
–
Masz rację. Albo Raum kłamie na temat możliwości śledzenia cię, poprzez ten znak, a
on natomiast po prostu podąża za nami. Ta możliwość zmienia to co zaplanowałem, ale jest
warta zbadania.
Denise była ciekawa, jaki ten stary plan był. Co jeśli Spade miał zamiar powiedzieć jej, że
nie może kontynuować pomagania jej? Wtedy jej oczywiste przyciąganie sprawiło, że była
niewygodna albo to odrzucenie jego mogło wywołać ochłodzenie stosunków pomiędzy nimi ze
względu na konieczności? Musi myśleć, że była w jakiś sposób obłąkana, z powodu jak ona ciągle
przychodzi do niego, nawet jeśli wyjaśnił jej, że dla niego to tylko biznes. Racja, Spade reagował
namiętnie w parku, ale on także był na wpół oszalała z powodu efektów, które spowodowała jej
krew. Dodać do tego ogólną zboczoną naturę wampirów, a Denise oczekiwała, że Spade nie
zachowa się podobnie, nawet jeśli ona byłaby owcą ofiarną. Ona powinna pozwolić mu odejść
zanim wpakowała go w coś, co kosztowało go już bardzo dużo, zarówno czasu jak i pieniędzy. Jak
mogła kontynuować wykorzystywanie go, nawet jeśli to było dla dobra sprawy? Nie była wcale
lepsza niż Raum, albo jej sprzedający duszę krewny.
Denise wyprostowała się.
–
To zmieniło się w coś większego niż na to, w co zgodziłeś się mi pomóc i to nie jest
sprawiedliwe. To nie było w porządku już na początku, ale wtedy byłem tak bardzo przerażona.
Ja ja wtedy nie myślałam jasno. Ale teraz tak, tak myślę i nie mogę pozwolić byś dalej mi
pomagał.
Patrzył na nią tak, jakby straciła rozum.
–
Myślisz, że możesz odejść i poradzić sobie z tym samej?
–
Wiem dużo więcej niż wiedziałam na początku i może ... może mogłabym zatrudnić
Ian'a mi do pomocy – dodała nienawidząc tej myśli, ale była gotowa by wypróbować
wszystkiego, by pozwolić Spade'owi odejść. - Udowodnił, że jest na sprzedaż z tą całą sprawą
własności, rzeczy materialne w zamian za milczenie i ...
–
Nie możesz pozwolić sobie na lojalność Ian'a – przewał jej Spade. - I jeśli nie byłbym
jednym z jego najbliższych przyjaciół od wieków nawet ja również bym nie mógł.
Rozmawialiśmy już o tym wcześniej Denise. Jestem nie tylko twoim najlepszym wyborem,
jestem też twoim jedynym wyborem.
Z frustracji zagotowało się w niej.
–
Obiecałam już, że nie pójdę do Bones'a. Nie chcesz pomagać mi od samego początku,
więc dobre nowiny, wrócił mi rozsądek i jesteś wolny.
Spade zbliżał się do niej, dopóki nie zaczął górować nad nią, zielone blask płonęła w jego
oczach.
–
Rozsądek ci nie wrócił - straciłaś go zupełnie, dlatego więc, będę odtąd ignorował po
prostu wszystko co powiesz.
–
Nie niańcz mnie – coś w niej pękło.
Jego brwi uniosły się.
–
Jestem po prostu praktyczna. Straciłeś dużą ilość krwi, następnie dostał cię ponownie
Raum. Oznacza to, że te dwa wydarzenia mogły być powodem, by zostawić w twój rozum
mniej .... optymalny .
Złość Deinise ustąpiły miejsca wściekłości, napędzanej przez wszystkie inne emocje,
którym nie pozwalała na wydostanie się z jej ciała.
–
Pieprz się – wyrzuciła z siebie. - Pieprz się. Nie proszę cię. Mówię ci, że idę sobie, a ty
nie będziesz mnie śledził. Koniec kropka.
Oczy Spade'a zalśniły niebezpiecznie.
–
Spróbuj. Zobaczysz jak daleko zdołasz odejść.
Zacisnęła swoje pięści – tylko by poczuć ból kłucia na swoich dłoniach. Zaskoczona Denise
spojrzała na swoje dłonie. Zaczęła krzyczeć.
Pożółkłe, podobne do sztyletów jej paznokcie wystawały z niemożliwie długich palców, ich
ohydny kształt, wskazywał krwawe półksiężyce znajdujące się na jej dłoniach. To nie były jej rece.
To były ręce potwora.
Rozdział dwunasty
Przez sekundę Spade po prostu patrzył na dłonie Denise. Nigdy wcześniej nie widział
czegoś takiego, nie przez całe jego wieki. Następnie wpadła w panikę, przerażony wyraz jej twarzy
popchnął go do działania.
Zerwał z siebie swój płaszcz, zawinął go wokół jej dłoni, łapiąc parę tych kropel jej krwi,
która kapała po tym jak makabryczne paznokcie przebiły jej skórę. Nie mógł ryzykować, by
ktokolwiek kto mógł przechodzić pobliżu jej krwi i zorientować się, że był to narkotyk. Potem
wziął Denise w swoje ramiona. Ona wciąż wpatrywał się w swoje ręce, nawet jeśli teraz były
złączone, zawinięte w jego płaszcz. Jej całe ciało drżało i wydobywała z siebie ciężki oddech. Była
w szoku – zrozumiał. Nic dziwnego: widok jej dłoni też go zszokował, a one nie zaczęły rosnąć w
końcu jej ramion.
Spade poprowadził ją do środka, szepcząc kojące nonsensy, bardziej by ją rozproszyć niż
jakkolwiek w frazes, który mógłby powiedzieć, nie uwierzyła by i sprawiłby by poczuła się lepiej.
Drugie piętro, trzecie drzwi na lewo, tak mówił Ian. Spade przebył schody w trzy sekundy i wszedł
do trzeciego pokoju. Gdy wszedł kopniakiem zamknął drzwi. Wtedy usiadł na łóżku, trzymając
Denise, ciągle szepcząc pocieszających obietnic, których nie miał pojęcia czy zdoła je dotrzymać.
Był zadowolony kiedy jej płacz zaczął się rwać dlatego, że to znaczyło iż szok, który miała
mijał. Martwił się, czy czasami to ostatnie wydarzenie, nie mogło złamać Denise. Jedna osoba
mogła przyjąć tylko pewną ilość złych wieści. Poza tym, to było tylko w zeszłym tygodniu, gdy
myślał, że pękła ze stresu, zanim dowiedziała się o znamieniu demona na jej ręce i gróźb wobec jej
rodziny. Chryste, jeśli to on byłby Denise, on też by płakał. I możliwe, że stawiałby na siebie
samego.
Spade złapał ją mocniej, kładąc się na łóżku, ciągnąc koc i przykrywając ich ponieważ ona
ciągle się trzęsła. Przesunął się tak, by zwinąć swoje ciało niej. Jej głowa była schowana na jego
piersi, ukrywając swoją twarz, a jej ramiona trzęsły się wraz ze szlochem, który teraz starała się
zdławić. Życzyłby sobie by mógł zrobić coś więcej dla niej, niż komfort żałosnych zapewnień jakie
miał. Czy pomagał jej od czasu gdy przyszła do niego? Nie czuł żeby tak było, a na pewno na jej
ręce są cholerne dowody jego winy. Jaka część Denise zapłaci za to następnym razem, jeśli nie
przestanie zawodzić, wypaczona przez esencje demona, która kontynuowała wzrastanie ciągle w jej
ciele?
Nie pozwolę by tak się stało – obiecał sobie Spade, jego ramię zacisnęło się wokół niej. Jej
ż
ałosny krewny Nathanial znalazł sposób na udaremnienie Raum’a przez kilka pokoleń. Spade był
wiekowo starym Mistrzem Wampirów: będzie przeklęty jeśli zawiedzie tam gdzie człowiekowi się
udało.
–
Wszystko będzie w porządku – powiedział Denise i to miał na myśli tym razem.
Zrobiła coś co zabrzmiało jak sapniecie bez tchu.
–
Masz złudne poczucie optymizmu, wiesz to?
Odważna, piękna, uparta Denise, zaczęła żartować, kiedy powinna być otępiała z
przerażenia, zważywszy na okoliczności. Spade zaśmiał się, nawet jeśli coś w jego sercu
zatrzasnęło się i wiedział, że to będzie na stałe. To co czuje nie było tylko pożądaniem. Weszło w
niego o wiele głębiej niż to.
–
To mój wstydliwy sekret – powiedział jej ocierając swoje usta przez jej włosy i nie
dbając o to, że nie powinien czuć się tak dobrze, gdy to robi.
Westchnęła, był to ochrypły niepewny dźwięk. Jej wcześniejsze dreszcze osłabły, do
powtarzających sie dreszczy, a jej szlochanie zostało zastąpione przez lekką czknięcie. Spade
podziwiał ją, ponieważ gdy po raz pierwszy zobaczyła swoje dłonie, było to mniej niż dziesięć
minut temu. Cholera, silna z niej kobieta.
–
To jest jeden płaszcz, dwie koszulę, dom i jacht, tyle cię konszuję – mruknął. - Boże,
Spade ratuj się. Uciekaj ode mnie.
Oparł się plecami o wysoki zagłówek, ciągle trzymając swoje ramiona wokół niej.
–
Nie.
–
To nie jest...
–
Czy mogłabyś posprzeczać się ze mną później, kochanie? Jestem teraz raczej
wykończony.
Mówiąc to, zamknął swoje oczy, w ciszy chcąc, by przestała walczyć z nim – bądź i nie
wstawać. Był skłonny trzymać ją właśnie tak, przez całą noc. To było źródła jedynych z najbardziej
zadowalających momentów, które czuł w ciągu całych wieków, poza tym powiedział jej prawdę na
temat tego, że był zmęczony. Słonce było wysoko, nie spał odkąd na boku, kilka godzin wcześniej
stracił przytomność – od utraty krwi i narkotyków. Denise również musi być wykończona, ona nie
spała w ogóle po tym jak opuścił jej krwi, a następnie Raum wykorzystywał swoją złą siłę, działając
na nią.
Nie powiedziała nic. Spade czekał wewnętrznie spięty, nawet jeśli jego kończyny były
rozluźnione. Ona ciągle miała pochyloną, przyciśniętą twarz, do jego klatki piersiowej, jej włosy
koloru mahoniu rozsypane są wokół niego, jej ręce ciągle owinięte w jego płaszcz pod kocem.
Minuty zaczęły mijać, ale ona pozostała cicho i nie próbowała opuścić jego ramion. Stopniowo jej
oddech stracił przeciążoną nieregularność z jej poprzedniego płaczu, by stać się powolnym i równy.
Nie zrelaksował się do końca, dopóki nie wiedział na pewno, że ona zasnęła naprawdę.
Wtedy pozwolił sobie odpłynąć, z jeną ręką ciągle owiniętą wokół niej, a jego druga ręka
przyciągała jej głowę do jego klatki piersiowej.
Denise przeciągając się ziewnęła, ciągle z zamkniętymi oczami. Wielkie, twarde ciało obok
niej przysunął się przyciągając ją bliżej, kiedy mamrotała coś niezrozumiale. Okręciła swoje dłonie
wokół niego zanim powoli powróciła jej przytomność umysłu i zwróciła uwagę na bieżącą sytuację.
Jesteś w łóżku razem ze Spade'em.
Oczy Denise poleciły szybko do góry szeroko rozwarte. Twarz Spade'a była tylko kilka
centymetrów, jego ramiona otaczają ją, jego nogi splątane z jej nogami. To była ta dobra nowina.
Złą nowiną, było to, że jej piersi piersi były przyciśnięte do jego torsu i jego uda odpoczywają
pomiędzy jej nogami, przyjemnie blisko jej krocza.
Nie mogła być bliżej niego, chyba że byliby oni razem zespawani, a skotłowany koc wokół
nich, mówiły, że leżeli tak już dłuższą chwilę.
Spade spał w dalszym ciągu. Nawet wtedy gdy jej serce zaczęło dudnić szybciej z powodu
ich intymnej bliskości, nie mogła sobie pomóc, i zatrzymała się na moment by się na niego gapić.
Jego włosy były tak czarne w porównaniu do jego bladej skóry, kilka długich loków opadało na
jego policzek. Jego brwi były podobnie ciemne i grube, kręcąc się nad jego zamkniętymi oczami
jakby specjalnie okopconymi długimi rzęsami. Jego nos miał prosty grzbiet pomiędzy dwoma
wysokimi kośćmi policzkowymi, jego usta wystarczająco pełne by być seksowne i silne
wystarczająco by być niczym mniej jak typowo męskie.
Denise przypomniała sobie co czuła gdy te jędrne, miękkie usta były przyciśnięte do jej
czoła. Następnie jak czuła jego usta, kiedy przesuwały się po jej szyji tak zmysłowo i dokładnie,
zanim ja ugryzł i długimi – liźnięciami łagodził ból, zaczął pić z niej w rytm bicia jej serca. Była
zajęta walczeniem z przytłaczającym pragnieniem by pocałować go, by wiedzieć jakby by było
czuć te usta na jej wargach.
Spade otworzył swoje oczy, patrzył na nią, dlatego żaden mięsień nie drgnął w nim
wcześniej w ostrzeżeniu. Denise szarpnęła sie do tyłu, czując się winną i bojąc się, ze będzie
wiedział bądź, po jej zapachu czy z jej zachowania o czym przed chwilą myślała. Ale jego ramiona
stwardniały zapobiegając jej ucieczce. Została złapana pomiędzy nadzieją, że to on ją puści i
nadzieją, że tego nie zrobi. Patrzyła na nią, gdy się patrzyła na niego uwięziona a środku jego
ramion. Oczy Spade'a zaczęły wypełniać się zielonym światłem. Jego usta się rozwarły ukazując
ostre końcówki jego kłów ... a to tylko sprawiło szybsze rytm w biciu jej serca.
Czy on też mnie pragnie? Czy może były to oznaki głodu innej natury? Poza tym jak on
mógł chcieć demonicznie zdeformowanego człowieka -
Denise zrobiła wdech, gdy jej spojrzenie opadło na jej rękach, uwolnionych z płaszcza
Spade'a w czasie gdy spała. Zniknęły gdzieś paskudne długie palce i przypominające szczypce
paznokcie. One były jej ponownie. Normalne.
–
Spade spójrz – wykrzyknęła machając swoimi dłońmi pomiędzy nimi.
Jego oczy zmieniły się z powrotem do ich naturalnego odcieniu koloru tygrysiego i w końcu
ją puścił, siadając by zbadać i sprawdzić jej dłonie.
–
Tak jakby nigdy nic się z nimi nie działo – powiedział w zamyśleniu, obracając je wokół
swojego uścisku.
Ulga przelała sie przez nią tak wielka, że prawie poczuła zawroty głowy. Szeroki uśmiech
przemknął przez jej twarz. Nie była potworem. Jeszcze nie. Był jeszcze czas, by uratować jej
rodziców i ją samą.
I w tym samym momencie, jej żołądek wydał wypuścił się głęboki ryk, który przedłużony w
groźnie brzmiący ryk. Brwi Spade'a uniosły się, a jego usta drgnęły.
–
Możliwe, ze nadszedł czas by dać ci coś do jedzenia.
Godzinę później, Denise kończyła swoja trzecią porcję na talerzu, ignorując Ian'a, który
patrzył na nią z pewnym rodzajem zaskoczonej fascynacji.
–
Gdzie ty to zmieściłaś – zapytał w końcu, jego turkusowe spojrzenie przesuwało się po
całym jej ciele. - Albo jesteś jedna z tych dziewcząt, co zwracają swoje posiłki?
Rzuciła mu jedno spojrzenie, ale nie odpowiedziała. Może pewnego dnia zapyta Spade'a w
jaki sposób zaczął się przyjaźnić z kimś takim jak Ian. Jeśli Ian ma inną stronę oprócz nieuprzejmej
ozdoby to nie widziała jej jeszcze. Mimo to, nawet on nie mógł zrujnować jej dobrego nastroju.
Spojrzała na swoje dłonie ponownie, gdy brała kolejną porcje jedzenia. Nigdy nie myślała, że
widok na przykład, u jej prawej ręki nieco krzywego palca, od dawnego złamania, gdy była
dzieckiem i jej paznokieć wiecznie obgryzionych będzie sprawić jej taka radość.
Spade wrócił do kuchni. Zamawiał im lot i wynajmował samochód, chociaż zostają na
dzisiejszą noc u Ian'a. Z jej polepszonym nastrojem, to nawet już jej nie przeszkadzało.
–
Ach, i jest tu ponownie Baron DeMortimer – powiedział Ian bawiąc się swoim
kieliszkiem od wina.
Coś gęstego i czerwonego było w środku. Denise wmawiała sobie, że to było wino, takie
które nie było uzupełnione.
Usta Spade'asię zacisnęły na wspomnienie jego dawnego tytułu.
–
Będziemy gotowi do wyjazdu rano – powiedział Denise.
Spojrzała w stronę okna. Ian nie miał w pobliżu zegara, ale na zewnątrz było bardzo ciemno.
Rano mogło być już tylko za kilka godzin.
Ian się skrzywił.
–
Podróżować tak blisko do świtu? Musi ci się bardzo śpieszyć, by znaleźć dla siebie ten
nielegalny narkotyk.
Można było wyczuć nutę wyzwania w jego głosie. Denise zignorowała ją. Ian chciał
wyłowić jakieś informacje, ale na pewno nie dostanie ich od niej.
Spade też zignorował to wyzwanie. Podszedł do siedzenia obok niej, siadał z niewymuszoną
gracją, co wyglądało jakby jego ciało w jakiś sposób wpływało samo na to krzesło. Jego palce
bezczynnie poruszały się na krawędzi blatu stołu, kiedy jego ciemne oczy obserwowały ją.
–
Skończyłaś?
Denise spojrzała w dół. Oh, więc jej talerz był znowu pusty – i tym czwartym naprawdę by
się zapchała.
–
Tak.
Spłukała talerz i włożyła do zlewozmywaki, zaciskając swoje zęby na komentarze Ian'a, w
których mówił, że ma innych ludzi, którzy mogą to zrobić. Ale ona nie zdoła cofnąć uszczypliwej
odpowiedzi, przypominając sobie, że oni niedługo odjadą, a Ina będzie mógł tylko cieszyć się tylko
poza tym z popisu jej temperamentu.
Tak było, dopóki Spade nie zamknął za sobą drzwi od sypialni, wtedy Denise zaniepokoiła
się tym co następne kilka godzin może przynieść, im dwojgu, samym w pokoju i jej rosnącemu
przyciąganiu do Spade'a coraz bardziej oczywistemu, z minuty na minutę.
Randy. Myślała o nim sprawił, że czuła się ona jednocześnie zdumienie i winę. Ciągle
kochała Randy'iego, ciągle za nim tęskniła, ale Spade w jakiś sposób znalazł drogę, by wejść jej
pod skórę i się tam skryć. Tak, minęło dużo czasu odkąd ostatni raz uprawiała sex, ale Spade nie był
pierwszym przystojnym mężczyzną w pobliżu którego przebywała. Dlaczego był on tym który
miesza jej uczucia tak intensywnie? Dlaczego czuła takie przyciąganie do niego, jednocześnie
emocjonalne i psychiczne?
Serce Denise zaczęło pędzić. Co jeśli Spade również jej pragnie? Jeżeli poprzednimi razy,
gdy on patrzył na nią z zielonym blaskiem w oczach, to nie było przez pragnienie jej krwi? Spade
lekceważył swoje relacje z ludźmi, ale wspominał, że uprawia sex z kobietami. Czy ona potrafiłaby
w ten sposób? Przespać się z wampirem, który myślał, że jej człowieczeństwo czyni ją nie wartą
niczego więcej niż przypadkowy sex?
Ten pomysł był obraźliwy.
A przecież teraz może powiedzieć nie, jeżeli Spade zacznie dotykać jej w sposób w jaki
zrobił to w parku? Pocałunek w innym miejscu niż jej szyja na przykład usta, byłby jak to nazwać
zbyt namiętny? Miała ciężki czas, gdy musiała się kontrolować, swoje zachcianki odłożyła na
później, kiedy przyszła pora na jedzenie. Czy to pragnienie przewodzi bardziej skutecznie niż jej
duma, to jak ona tęskni za Randy'ym, a jej zamiar by zostawić w tyle wszystko co nadnaturalne,
gdy zostanie zdjęte z niej to znamię?
Denise nie chciała się tego dowiedzieć.
–
Myślę, że to jedzenie rozstroiło mój żołądek – skłamała i ruszyła do bezpiecznej
łazienki.
Spade czekał, dopóki nie odlecieli dostatecznie daleko, zanim powie Denise na temat ich
następnej zmienionej części jego planu. Była zdenerwowana wystarczająco gdy raz zobaczyła, że
nie lecą liniami komercyjnymi, ale zamiast dwu silnikowy małym samolotem. Nie trzeba jej
dodatkowo denerwować wiedzą reszty planu zanim musiała dowiedzieć się więcej na ten temat.
–
Nie lecimy do Vegas. Lecimy do domu twoich rodziców w Virginii – powiedział jej.
Denise spoglądała na niego ogłuszona.
–
Dlaczego?
–
Oni są twoją najbliższą rodziną, a ja nie mam najmniejszej ochoty by zabrać Raum'a do
ich świata, dlatego nie będzie mógł zabić jednego z nich z zamiarem by z motywować cię do
większej szybkości. Demony nie są godne zaufania, najważniejsze mówię na końcu.
–
Ale nie możemy powiedzieć moim rodzicom o tym. Moi rodzice nie są najlepszego
zdrowia, nie wspominając, że oni nie wiedzą nic na temat wampirów, demonów czy
czegokolwiek ponad naturalnego.
Spade machnął ręką.
–
Nie powinni. Przedstawisz mnie jako swojego nowego amanta i przekaż im dobrą
wiadomość, że wysyłasz ich w rejs.
Denise po prostu patrzyła się na niego przez sekundę.
–
Moi rodzice są żydami, a moja ciotka i kuzyni dopiero co zmarli w ciągu kilka tygodni
od siebie. Oni nie pojadą na ten rejs oni ledwie będą siedzieć na shiva
4
.
–
Oni pojadą gdy skończę mieszać im w umysłach – i zanim zaprotestujesz, co jest
ważniejsze? Ich życie czy twoja niechęć do używania przeze mnie kontroli umysłu, na nich?
Jej usta otwierały się, następnie zamknęły, tak jakby miała zamiar zacząć argumentować, ale
wtedy ten jeden dobry powód rozproszył wszystkie pozostałe. Spade obserwował w rozbawieniu
pomimo powagi sytuacji tematu. Wyglądała wtedy całkiem ponętnie w pewien sposób.
–
W porządku – powiedziała w końcu. - Nie podoba mi się to, ale masz rację. Ich
bezpieczeństwo jest dużo ważniejsze.
Jeden potencjalny argument zapobiegł mającej nastąpić kłótni, teraz czas na następny, który
naprawdę ją zdenerwuje.
–
W przypadku gdyby Raum nie śledził cię przez twoje znamię, ważne jest byśmy zdołali
go zgubić w normalnej trasie – powiedział Spade, odpinając swój pas bezpieczeństwa. -
Właśnie dlatego nie będzie nas w tym samolocie, gdy już wyląduje.
–
Co? - wysapała Denise kręcąc głową wokół w nagłym niepokoju. - Nie ma mowy. Mam
lęk wysokości. Jeśli myślisz, że potrafię pociągnąć za uchwyt w spadochronie i spadać na nim
jesteś szalony. Będę wymiotować i następnie zemdleję zanim zdołam pociągnąć za linkę.
Spade nie powiedział ani słowa, ale wyraz jego twarzy - i pochowane wszystkie
spadochrony w samolocie – musiały ją naprowadzić na jego myśli.
–
Oh, do diabła nie – powiedziała i blednąc.
–
To najlepszy sposób by dowiedzieć się czy Raum kłamał na temat znamienia –
powiedział Spade, odpinając jej pas bezpieczeństwa, nawet pomimo jej uderzeń go, swoją ręką.
- Już zahipnotyzowałem pilotów by wierzyli, ze jesteśmy w samolocie przez cały czas, a
następnie wysiedliśmy w Las Vegas. A ty nie musisz się niepokoić o pociąganie za linkę gdy
będziesz ze mną.
Denise nie wyglądała na pocieszoną do końca.
4
W judaizmie okres 7 dni, w których opłakuje się zmarłego.
http://megaslownik.pl/slownik/angielsko_polski/212299,shiva
–
Zupełnie oszalałeś. Spotkanie z ziemią nie zabije ciebie, pewnie, ale ja będę niczym
więcej niż jakąś plamą po wylądowaniu.
–
Nie pozwolę ci się rozpłaszczyć – powiedział, podnosząc ją kiedy trzymała się siedzenia
w odmowie. - Musimy to zrobić teraz: przelatujemy nad odpowiednim terenem.
–
To jest za dużo – tak argumentowała, kiedy przyciągnął ją do przesuwanych drzwi, by
się otworzyły i w nagłym porywie wiatru pod ciśnieniem owiał ich oboje.- Nie rób tego, Spade.
Nie rób tego -
–
Trzymaj się mnie i zamknij swoje oczy – odparł umieszczając swoje ramię wokół niej.
Denise przeklinała go, ale chwyciła sie go z siłą osoby przeklętej. Drugi pilot stał gotowy by
zamknąć drzwi za nimi i następnie zapomnieć wszystko na ten temat ich skoku, tak jak Spade
zaszczepił mu wcześniej.
Spade spojrzał na zamgloną ziemię poniżej nich, poszukując w naturalnym krajobrazie
punktów orientacyjnych, by mógł potwierdzić ich lokalizację. Serce Denise waliło, przyciskała się
do jego klatki piersiowej, jej zapach pełen strachu spowijał go, a jej oddech był tak przyśpieszony,
ż
e życzyłby sobie, by nie kazała mu przysiąc na krew, że nigdy jej nie wprowadzi jej w trans
hipnotyczny.
Kiedy znalazł to czego szukał, Spade przyciągnął Denise bliżej do siebie i wyskoczył z
samolotu.
Rozdział trzynaście
Powietrze mijało Denise zbyt szybko, by mogła nabrać wystarczająco oddechu na to by
mogła krzyczeć. Czuła się tak, jakby wszystkie jej organy wewnętrzne unosiły się wewnątrz niej,
sprawiając, że jej wcześniejsze grożenie na temat wymiotowania nabierało realnych możliwości.
Oszałamiająca prędkość i niekończąca się pustka która była pod nią, była przerażająca. Jeśli by
mogła wczepić się w środek skóry Spade'a, by mogła trzymać się go mocniej, zrobiła by to. Tylko
czując ramiona Spade'a wokół siebie, twarde i stałe, powstrzymywały ją od zemdlenia.
Wtem niektóre z jej odczuwanych mdłości zaczęły się podnosić, a huk wiatru zaczął być
mniej ogłuszający. Teraz odetchnąć wystarczająco i zacząć krzyczeć, więc tak zrobiła, w drugiej i
dłuższej rundzie.
Gdy tylko to zrobiła , usłyszała mówiącego Spade'a.
–
Z nami wszystko w porządku, nie ma potrzeby krzyczeć. Możesz nawet teraz otworzyć
swoje oczy, jeśli chcesz.
Wiec tak zrobiła, spojrzała w dół – i w następnej chwili zacisnęła je, zamykając z kolejnym
wrzaskiem. Spade kierował ich przez świszczące powietrze zbliżając się do gruntu, w dalszym
ciągu, tak wysoko, że samochody wyglądały na takie małe w przeciwieństwie do rzeczywistości.
Czy on był szalony, mówiąc jej by spojrzała na to?
–
Długo jeszcze? - zdołała wykrztusić.
–
Jeszcze tylko kilka sekund.
Nawet gdy była tak przerażona, nie uszło uwagi Denise, że głos Spade'a brzmiał jakby był
rozbawiony.
Pewnie, śmiej się z człowieka, który nie potrafi latać, panie Mistrzu Wampirów. Poczekaj aż
nie znajdziemy się na ziemi, po prostu poczekaj.
Po tym co wydawało się jej jak godziny, Denise poczuła małe szarpnięcie, a po tym Spade
powiedział:
–
Widzisz? Jesteśmy już tu na ziemi, a ty jesteś całkowicie bezpieczna.
Przechyliła swoją głowę w dół i otworzyła swoje oczy, ale tylko tyle, by patrzeć przez
szparkę. Jej buty, otoczone przez trawę napotkały jej wzrok. Piękna, mocna, cudownie płaska trawa.
Spade pozwolił jej wyślizgnąć swój bok z jego ramion, ale zabrało jej kilka chwil zanim drgawki
opuściły jej kończyny wystarczająco dla niej by stać samej prosto.
Tak szybko jak to zrobiła, popchnęła go do tyłu, wystarczająco mocno, by musiał zrobić
krok do tyłu.
–
Jak śmiałeś śmiać się ze mnie, gdy spadaliśmy w dół.
Spade podniósł dłoń pojednawczo, ale wyraz rozbawienia nie dokładnie opuścił jego twarz.
–
Więc Denise -
–
Nie zaczynaj teraz od „Denise” - warknęła. - Nie obchodzi mnie jak stary, potężny czy
silny jesteś. Jeżeli jeszcze kiedykolwiek zrobisz coś podobnego ponownie, to dźgnę cię w serce.
Sukinsynu nie mogę uwierzyć, że wyrzuciłeś mnie z samolotu.
Spade dalej wyglądał jakby powstrzymywał się od śmiechu.
–
Nie wyrzuciłem cię z niego. Skoczyłem razem z tobą. To duża różnica.
Chciałą go uderzyć, ale jakaś jej mała część, która nie była wciąż związana w ciasny węzeł
po ich niedawnym kontrolowanym spadaniu, uznała jego działanie za logiczne. Teraz Raum nie
mógł w żaden normalny sposób śledzić jej przez Spade'a, z którym szybowała kilka tysięcy metrów
nad ziemią po skoku z samolotu. Dnise wiedziała, że wampiry mogą latać, ale nie zdawała sobie
sprawy ze stopnia możliwości tej zdolności. Po prostu myślała, że oni mogą przebywać krótkie
dystansy porywami nad ziemią. Nie sądziła, że jest sobowtórem helikoptera z kłami.
–
Teraz gdzie? - zapytała, starając się uspokoić wciąż ciężko walącemu sercu.
–
Do domu twoich rodziców oczywiście. Mam dla nas przygotowany samochód, zaraz z
tym pomnikiem. Następnie pojedziemy do mojego domu.
–
Twojego domu w St. Louis?
Sdpade się uśmiechnął.
–
Nie Denise. Mojego domu w Anglii.
Prawie dwadzieścia cztery godziny później, Spade zobaczył znajomy wysoki żywopłot,
który otaczał obwodem całe jego włości w Durham. Lekko szturchnął w bok Denise. Pomimo, że
pozostała przytomna przez cały lot z Wirginii do Anglii – lecieli komercyjnymi odrzutowcem, dużo
bardziej zgodne z jej preferencjami – w końcu zasnęła w samochodzie, podczas jazdy z lotniska.
Alten prowadził, więc Spade mógł posadzić ją w bardziej komfortowych warunkach, na jego
kolanach, ale upierała się, że nie jest zmęczona, dopóki jej głowa nie opadła gdy zasnęła.
–
Jesteśmy na miejscu – powiedział do Denise.
Mrugnęła powiekami, a wtedy jej oczy rozszerzyły się, gdy wjechali na podjazd.
–
To jest twój dom? - zapytała.
Spade usłyszał szok w jej głosie i stłumił Smiech. Jego właściwa posiadłość były dużo
większe, ale gdy podróżował tak dużo, sprzedał kilka hektarów w mijających wiekach i po prostu
zachował główny dwór ze względów sentymentalnych. Główny dom był uznany za średniej
wielkości w jego młodości, ale może wyglądać na rozległy na współczesne standardy. Pierwszy
segment został zbudowany na początku szesnastego wieku, a następne pokolenia DeMortimers
dodawały do niego fragmenty w ciągu następnych dwustu lat. Zmieniło właściciela we wczesnym
osiemnastym wieku, kiedy Spade był nowym wampirem w Australii. A wtedy gdy odzyskał ją w
połowie lat pięćdziesiątych osiemnastego wieku, dodał dwa nowe skrzydła. Następnie odnawiał ją
co kilka dekad lub tak sobie. Rezultatem była mieszanka gotyckiej architektury i współczesnej
wygody.
Denise obróciła swój wzrok z powrotem na Spde'a.
–
Musisz być obrzydliwie bogaty.
Wzruszył ramionami.
–
Odziedziczyłem to na początku. Straciłem wszystko, kiedy zostałem wysłany do Nowej
Południowej Walii oczywiście, ale z czasem udało mi się posiadłość odzyskać.
Ciągle wyglądała na niezdolną pogodzić jego osobę z dworem, gdzie wysiadali.
–
Myślałam, że baroni byli niższą klasą w hierarchii arystokracji. Zdaje się, że źle
zapamiętałam tę lekcję z historii.
–
Masz rację, baron był najniższym tytułem w randze szlacheckiej w tamtych czasach
arystokracji, ale tytuł barona był również tytułem honorowym nadawanemu najstarszemu
synowi. Mój ojciec był Earl Ashcroft
5
, tytuł który odziedziczyłem po jego śmierci. Ale wtedy
byłem już wampirem, więc nigdy nie czułem, że mam prawo używać tytułu Earl, jako tytułu dla
mnie. Był przeznaczony dla żyjącego syn, kogoś kim już dawno nie byłem.
Spde nie mógł zatrzymać napływających wspomnień, które pogłębiły mu głos. Ostatni raz
widział swojego ojca, siedział w więziennej celi, na krótko zanim został wysłany do kolonii. Jego
ojciec nie powiedział do niego nic. Stał tam, kiedyś dumny teraz z opuszczonymi ramionami i
płakał. Nie ze wstydu, że los jego jedynego syna został przesądzony i będzie transportowany z
powodu długów, których nie mógł uregulować, ale z poczucia winy.
Denise byłą cicho przez kolejną minutę. Następnie powiedziała.
–
Naprawdę nie chcę wiedzieć, jak wygląda dom, który dałeś Ian'owi przeze mnie. Nic
dziwnego, że ciągle powtarzasz mi, iż nie pozwolisz mi sie spłacić. Prawdopodobnie nie
mogłabym, nawet jeśli dałabym ci każdego centa, którego mam.
Spade odsunął swoje wspomnienia z powrotem do przeszłości.
–
Przestaniesz w końcu się tym gryźć? Ian zaoferuje mi go w zakładzie o coś w ciągu
następnych kilku lat, wtedy wygram go z powrotem. Albo będzie chciał przysługę i wtedy
zamieni sie w zamian za moją pomoc. Strata tego domu nie jest trwała.
Obdarzyła go wyblakłym uśmiechem.
–
Powiedział byś mi to nawet jeśli nie byłoby to prawdą, co nie?
Nie, nie powiedziałby i nie przyzna się do tego.
–
Bzdura. Wampiry już takie po prostu są. Jeśli czegoś chcesz, ma to swoja cenę, ale to
wraca do ciebie z powrotem i tak znowu na okrągło.
Alten zatrzymał auto z przodu domu, wysiadł z samochodu by wyjąc ich bagaże z
bagażnika. Denise rozglądała się.
–
Nigdy nie powiedziałeś mi bym zapłaciła ci cenę za pomoc – prawie wyszeptała.
Spade poczuł jak coś ściska go, gdy patrzył na jej profil. Oh, chcę od ciebie wielu rzeczy
Denise. Zbyt wiele, by mówić ci teraz o nich.
–
Nie jesteś wampirem – było to wszystko, co powiedział.
Alten otworzył drzwi od jego strony.
–
Jeśli pozwoli?
Spade wysiadł i wyciągnął swoją dłoń do Denise. Przyjęła ją, następnie puściła ją w pełnej
ś
wiadomości, kiedy wyszła z samochodu.
Odprowadził ją do frontowych drzwi, które otworzone zostały przez jego uśmiechniętą
gosposię Emmę. Teraz nadszedł czas, by Denise poznała ostatnią część jego planu.
–
Za chwilę wyjeżdżam. Alten zostanie z tobą przez następne kilka dni.
5
Earl znaczy po prostu hrabia.
Usta Denise otwarły się w szoku.
–
Wyjeżdżasz? - powtórzyła. - Gdzie?
Spade pochylił sie nad nią i obniżył swój głos.
–
Nie opuszczaj tego domu pod żadnym pozorem i nie wiem co, nie zapraszaj nikogo do
ś
rodka.
Dalej miała na twarzy wyraz zaskoczenia na twarz, ale pod spodem znajdowało się tam
zupełnie coś innego.
Ból.
–
Wrócisz tu?
Frustracja rywalizowała z innym głębszym uczuciem w nim. Czy ona naprawdę myśli, że
przyleciał z nią całą tę drogę, by ją tu po prostu zostawić? Czy ona nie poznała go już
wystarczająco by zdać sobie sprawę, że nigdy by tego nie zrobił?
–
Tak wrócę tutaj – powiedział szorstkim głosem.
Następnie zrobił to co chciał zrobić, dłużej niż chciał się przyznać. Przyciągnął ją bliżej
odchylając jej głowę do tyłu i nakrywając jej usta swoimi. Zaskoczona zdarzeniem Denise w lot
rozsunęła swoje usta, a wtedy wsunął swój język pomiędzy jej wargi. Smakowały nawet lepiej niż
jej smak jej skóry i kiedy sięgnął głębiej, głaszcząc jej język jego i ucząc się zakamarków jej ust, jej
smak był dokładnie taki jak czerwonego wina – ciemny, mocny i słodki. Nieobecny w jej smaku, w
odróżnieniu do krwi, był efekt narkotyków, ale w jakiś sposób tak samo dla niego wyraźny.
Spade puścił ją i obrócił się w miejscu. Jeśliby teraz by się nie zatrzymał, to zaniósł by ją po
schodach do jego łóżka i nie wykonał reszty swoich planów.
Wsiadł do samochodu i odjechał, zostawiając Denise patrzącą za nim.
Denise obdarzyła Alten'a uziemiającym spojrzeniem, gdy zamykała drzwi do jej łazienki.
Jeśliby się nie upierała, że są niektóre miejsca, gdzie ten wampir nie mógł za nią iść, musiałaby
zaprzeć się jak okoń na ladzie, by nie patrzył ja k ona sika.
Zgodnie z zaleceniem Spade'a, które dał Alten'owi, by nie zostawiać jej samej nawet na
chwilę, kiedy go nie ma. W ogóle. Więc ma stałe cienie w postaci obojga, Alten'a lub Emma'y,
wszędzie poza łazienką – więc Denise zaczęła fałszywie chodzić do toalety, tam na wycieczki, po
prostu, by złapać kilka minut prywatności.
Jej uczucia kręciła się jak wahadło. Jedna jej część była zirytowana, że Spade zaaranżował
dla niej całodobową ochronę. Jeśli martwił się o to, że coś może jej się stać, to gdzie on w takim
razie był? Druga jej część była dotknięta, że zajął się jej bezpieczeństwem na serio dlatego, że była
zaprzyjaźniona z Bones i Cat, czy przez inny powód?
Zastanawiając się nad motywacjami jego postępowania sprawiało, że czuła się jak Szalony
Kapelusznik na emocjonalnej jeździe, a jej nastrój wyparowywał jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki, od czasu jej przybycia dwa dni temu. Dlaczego Spade pocałował ją zanim wyszedł? By
utrzymać pozory przed Emma'ą i Alten'em, że ona jest jego dziewczyną? Tradycyjnie dla par, było
całować się na pożegnanie, poza wszystkim innym, a oni udają bycie parą. Nie dotyczące tego
pocałunku, nie powinno jej niepokoić jako niezwykłe, poza tym, że to ona nie może przestać
myśleć o tym pocałunku.
Czy Spade tylko udaje? Ten pocałunek nie był udawany. Wymagał umiejętności, był
wymagający, intensywny i obiecujący. Tak jakby Spade dawał jej wskazówki, jak to będzie z nim w
łóżku. Czy była to tylko doświadczenie pocałunku od kogoś, kto miał ponad stuletnie
doświadczenie i nie znaczył nic więcej dla Spade'a, niż inne pokazowe działanie, które robił przed
swoimi ludźmi?
A teraz najbardziej przerażające pytanie: wolałaby by, która odpowiedz była prawdziwa?
Denise puściła wodę, by Alten nie mógł zgadnąć, że ona po prostu wykradła się tutaj, by być
przez chwilę dalej od niego. Zastanawiała się czy chciała, by Spade zachowywał się tak, czy może
grał, sprawiło, że jej emocje stawały się cholernie kłopotliwe. Próbowała nie myśleć w ten sposób
na temat Spade'a, w ciągu kilku kilku ostatnich dni, ale to nie poskutkowało.
Jeśli byłaby szczera przyznałaby, że czuła silne przyciąganie, nawet za pierwszym razem,
gdy go zobaczyła na przyjęciu u Cat. Denise właśnie rozmawiała z Cat, kiedy poczuła silny
wewnętrzny nakaz, by spojrzeć w górę. Nieznajomy wszedł właśnie przez drzwi, jego czarne włosy
przyprószone były płatkami śniegu, a jego intensywne spojrzenie spoczęło na niej. Gdy patrzyła na
niego, dziwne dreszcze przeszły przez Denise, tak jakby coś ważnego miało się zdarzyć. Ale wtedy
Randy zawołał ją po imieniu i Denie wróciła do rzeczywistości, zrzucając tą oszałamiającą reakcję
na ciemnowłosego nieznajomego. Teraz, ponad rok później, to dziwne przyciąganie nie odeszło.
Jeśli już, to coś było jeszcze silniejsze. Pomijając to w jaki sposób, nie chciała być wciągnięta do
ś
wiata wampirów, a jej duża część chciała być zaangażowana z jednym z szczególnym wampirem.
Tak szybko jak ta myśl się pojawiła, jednak wtedy napłynęło poczucie winy. A teraz Randy
nie był już ostaną osobą, która ją całowała. Tak Denise wiedział, że w końcu Randy nie byłby
ostatnią osobą z którą by się też kochała. Ale nie było zbyt wcześnie, by myśleć o kimś innym, a
szczególnie o wampirze? Przecież Randy został zabity w ciągu trwania wampirzej wojny, więc w
pewien sposób sypiałby ona z wrogiem.
Ale naprawdę to ty jesteś tym kto go zabił, jej poczucie winy szydziło z niej. Ty po prostu
nie tylko zaciągnęłaś go do domu pełnego wampirów, poza tym pozwoliłaś też Randy'iemu opuścić
piwnicę podczas bitwy, gdy ty zostałaś bezpieczna poniżej.
Denise rzuciła mydłem przez pokój, szczęśliwie, że nie uderzyła w nikogo, poza
wpadnięciem do wanny. Jeśli znajdzie Nathanial i zostawanie zdjęte jej znamię, będzie mogła
uchronić więcej ludzi których kocha od śmierci, przez nią spowodowaną. Będzie mogła wrócić do
chowania sie przed światem wampirów i wszystkimi emocjami, które wzbudza w niej Spade, ale
nie mogła ukryć się przed realnym poczuciem winy, którą czuła w części za śmierć Randy'iego, o
którą obwiniała siebie.
W następnej chwili Alten przebił się przez drzwi, jego kły były wydłużone, jego oczy
ś
wieciły na zielono, a w ręce trzymał wielki nóż.
–
Co się stało – warknął przechodząc przez łazienkę. - Słyszałem hałas.
Jej serce, które na początku zaczęło gwałtownie walić jak młot i teraz powoli zwalniało.
–
Nic się nie stało. Rzuciłam kawałkiem mydła, to wszystko. Zobacz co zrobiłeś z tymi
drzwiami.
Kawałki drewna, których teraz pełno było na podłodze, gdzie Alten wyważył zamek. Jego
wzrok padł w końcu na mydło, wgniecione i leżące w wannie z jacuzzi.
–
Oh – powiedział. - Przepraszam. Brzmiało to tak, jakbyś była w niebezpieczeńswie.
Twarz Denise zrobiła się czerwona. Przynajmniej stoi tu w pełni ubrana, zamiast kucając
przy toalecie z opuszczonymi spodniami.
–
Czy mógłbyś, uh proszę wyjedz teraz?
Alten odstawił na miejsce wyważone drzwi, we framugę, sam zostając na zewnątrz łazienki.
–
Naprawię to, wtedy kiedy skończysz – powiedział tak spokojnie, jakby właśnie coś
bardzo dziwnego się nie wydarzyło.
Denise nie powiedziała nic. Patrzyła się na swoje nadgarstki, zawsze zakryte przez koszulę z
długimi rękawami. Nie mogła sobie pozwolić, by dalej czekać na Spade'a, nie mogła pozwolić
czekać swojej rodzinie. Rejs jej rodziców zajmie trzy tygodnie, a ona z tego pięć dni spędziła nic
nie robiąc.
Jeśli Spade nie wróci następnego dnia albo i tak, będzie musiała zacząć szukać Nathanial
bez niego.
Denise zaczęła dopiero swój posiłek po lunchu a przed kolacją, kiedy Alten przechylił swoją
głowę na bok.
–
Ktoś tu zdąża – powiedział. - Słyszę samochód.
Jej widelec uderzył o jej talerz. Zerwała się, ignorując polecenie Alten'a, by Emma
sprawdziła kto to jest na początek i prawie pobiegła na przód domu. Zajęło jej to minutę,
zważywszy na jego masywny rozmiar i na fakt, że była na drugim piętrze, blisko tyłu domu. Mimo
to Denise nie mogła zrozumieć dlaczego Emma nakrywała w jadalni na stole, kiedy jedzącym stały
pokarm, była tylko ona.
Emma dotarła do drzwi. Wampirzyca o włosach koloru soli i pieprzu uśmiechnęła się do
Denise, zanim ponownie spojrzał na długi podjazd.
–
To Spade – powiedziała Emma.
Denise osłoniła swoje oczy przed ostatnimi promieniami zachodzącego słońca, które
ś
wieciło dokładnie za samochodem, pokonującym ostatni dystans podjazdu. Nie mogła zobaczyć
kto w nim jest, przy zwiększającej się ciemności i zaciemnionych szybach, ale wierzyła Emma'ie na
słowo. Jeśliby Denise nie myślała, że wyglądałoby to zbyt żałośnie, to czekałaby na podjeździe
zamiast przy drzwiach – ale do cholery to było tylko pięć dni temu: pięć dni bez żadnego telefonu,
ż
adnego słowa i bez szukania Nathanial'a, kiedy była zamknięta w złoconym odpowiedniku
Alcatraz. Chciała powiedzieć Spade'owi co dokładnie myślała o zamykaniu jej, jako więźnia.
Auto się zatrzymało i Spade wysiadł wyglądając tak słodko i topiąco serce jak zwykle.
Uśmiechnął się do niej, gdy się zbliżał, jego ciemne brwi uniosły się.
–
Nie zaprosisz mnie do mojego własnego domu Denise?
Otworzyła swoje usta – i została odepchnięta na bok. Oszołomiona Denise spojrzała do
góry, by zobaczyć Emma'ę – słodką, drobną i spokojnie mówiącą Emma'e – obnażającą swoje kły.
–
Zjeżdżaj stąd – wysyczała Emma.
Było to dokładnie wtedy, kiedy Denise zauważyła zapach, był gryzący i dopływał zza drzwi.
Zęby Spade'a były wyszczerzone w jego własnym warczeniu, kiedy skóra na jego twarzy
wydawała się topnieć, dopóki nie zmieniła się w lico Raum'a.
–
Wpuść mnie – powiedział Raum, a każde słowo było wściekłym rykiem.
Emma zatrzasnęły drzwi, odcinają Denise widok wykrzywioną złością twarz Raum'a. Alten
podciągnął ją na jej nogi, bez odrywania wzroku, chociażby na chwilę od Emma'y.
–
Wystrzel rakiety – powiedział Alten.
Emma od razu pobiegła w kierunku głównej sali. Denise rozejrzała się wokół, czekają aż
Raum pojawi się koło niej w każdej chwili. Co dziwne nie pojawił się. Na zewnątrz nieziemskie
wycie spowodowało grzechotanie okien. To wystarczyło by sprawić, iż serce Denise wskoczyło na
na wyższy bieg, kiedy poczuła jak znamię na jej nadgarstku, miało zaraz zacząć płonąć.
Alten złapał ją za rękę. Skóra wampira była chłodna nawet przez rękaw jej bluzki, jego
uchwyt był lekki, ale niewzruszony.
–
Nie martw się. Tam na zewnątrz, jest to cielesny demon, więc nie może tu wejść. Chyba,
ze go ktoś zaprosi do środka.
–
Myślałam, że ten mit dotyczy tylko wampirów – odpowiedziała Denise drżącym głosem,
przyjmując do wiadomości tę informację.
To dlatego Raum musiał zmienić się w małą dziewczynkę, kiedy po raz pierwszy przyszedł
do jej domu i zaprosiła go do środka. Nawet go wniosła.
–
A teraz co? Nie możemy po prostu czekać i mieć nadzieję, że sobie pójdzie.
Alten nie miał szans by odpowiedzieć. Kilka bomb wyleciało z okna, brzmiały tak, jakby
wybuchły wszędzie wokół domu. Na zewnątrz Raum zaczął krzyczeć, tak wysoko i głośno, że
Denise zasłoniła sobie uszy.
–
Bomby solne – powiedział Alten z satysfakcją. - Zawsze słyszałem, że sól pali demony.
Zgaduje, że to prawda.
–
Wiem, że mnie słyszysz Denise – ryknął Raum z zewnątrz minutę później. - Wpuść
mnie do środka natychmiast, albo zabiję każdą osobę z którą jesteś spokrewniona. Wiem gdzie
znaleźć twoją rodzinę. Nie możesz ukryć się przede mną.
Denise zaczęła iść naprzód, ale uchwyt Alten'a zmienił się w stalowy.
–
On kłamie – powiedział stanowczo. - Demony zawsze kłamią.
Przygryzła swoją wargę kłami. Co jeśli Raum nie kłamie? Co jeśli stanie tutaj, było tak
samo tchórzliwe samozadowoleniu, które pokazała przy Randy'm tamtej nocy i rezultat będzie miał
takie same skutki śmiertelne? I co do cholery Spade myśli, zakładając mini pułapki w swoim domu,
z solnymi bombami przeciw demonowi? To oczywiście skutecznie nie zabije Raum'a. Oni tylko
wkurzą go tak skutecznie, że w rezultacie może pozabijać jej rodziców.
Na zewnątrz Raum kontynuował wygrażanie krzykiem. Denise była coraz bardziej
zdesperowana. Przedtem miała ona umowę z demonem. Wydaje się teraz, że wszystkie ustalenia
zostały anulowane.
–
Muszę do niego iść – powiedziała Denise próbując wyszarpnąć swoje ramię. - muszę mu
powiedzieć, że w dalszym ciągu zamierzam dać mu to co chce.
Alten ani drgnął.
–
Nie wyjdziesz na zewnątrz.
–
Nie masz pojęcia jaki był nasz układ. - Denise krzyknęła, mocniej szarpiąc swoim
ramieniem. - Nie pozwolę by moja rodzina został zabita.
Alten nie dyskutował z nią. Po prostu zakrył jedną ręką jej usta, a drugą niósł ją do góry po
schodach, będąc kopanym. W dalszym ciągu mogła słyszeć krzyczącego o wszystkich potwornych
sposobach dręczenia i zabicia jej rodziców, chyba że Denise wpuścić go do środka. Nie mogła o
tym myśleć. Nie mogła nawet mówić.
–
Przykro mi, ale nie mogę ryzykować, że zrobisz cokolwiek nierozsądnego – powiedział
Alten, ignorując wściekłe pomruki Denise wydobywające się spod jego dłoni.
Prawie trzydzieści minut później, Raum nagle zamilkł. Denise usłyszała pisk hamulców
samochodowych, następnie usłyszała dźwięk otwieranych na oścież frontowych drzwi.
Spade wypełnił w następnej chwili framugę drzwi. Jego czarne włosy były potargane, tak
jakby przed chwilą biegł, a jego oczy świeciły sie na zielono. Skinął głową Alten'owi, który w
końcu zabrał swoją rękę z ust Denise, a drugą zabrał z jej nadgarstków.
Popchnęła Alten'a na bok, a następnie podeszła do Spade'a, spoliczkowała go w twarz tak
mocno, jak tylko była w stanie.
–
Co ty zrobiłeś?
Rozdział czternasty
To nie wymierzony policzek zdenerwował Spade'a. Jak tylko zobaczył, że Denise jest
zakneblowana i powstrzymywana przez Alten'a, raczej wyczuł, że to nadchodzi. Nie był nawet
zaniepokojony z powodu jej uderzenia go przed oczami Alten'a. Alten zakładał, że Denise jest jego
dziewczyną, więc wymierzony policzek pomiędzy kochankami, nie był zakazany, nie dotyczył też
przywództwa w jego linii. Ale to co sprawiła, że wściekłość wybuchła w Spade'zie, była siła tego
uderzenia – siła, której człowiek nie powinien mieć. A ślady na jego twarzy były zmieszane z
zapachem jego własnej krwi.
Jedno spojrzenie w dół potwierdziło to: jej ręce zmieniły się, zakrzywione pazury zastąpiły
jej paznokcie, a jej palce powykręcały się w coś podobnego do szpon.
Przeklęty demon zapłaci mi za to co jej zrobił.
Szybko, zanim Alten zauważył, Spade pchnął Denise na łóżko i założy jej ręce powyżej jej
głowy, ukrywając je pomiędzy poduszkami, a jego ciało nakryło jej.
–
Wyjdź – powiedział mu. - Zajmij się naszymi gośćmi.
Alten wyszedł, mądrze zamykając za sobą drzwi.
Denise sapnęła, kiedy rzucił ją na łóżko, wtedy zapach jej złości zaczął rosnąć, a je ciało,
czuć było jakby go parzyło. Nie wyobraziłem tego sobie poprzednim razem – zauważył ponuro
Spade. Jej temperatura naprawdę rośnie, kiedy zaczyna robić się zła, a teraz była wściekła.
–
Złaź ze mnie Spade. Mówię poważnie.
Wypuścił jej ręce i z turlał sie z niej, przykładając palec do swoich warg, w uniwersalnym
geście proszącym o ciszę. Potem skinął na jej dłonie.
Jej twarz zbladła, kiedy je zobaczyła.
–
Nie mogłem mu pozwolić by je zobaczył – powiedział Spade, tak cicho, że mogła go nie
usłyszeć.
Jednak usłyszała, dlatego że potaknęła głową raz. Jej spojrzenie pojaśniało, a następnie
odwróciła wzrok od swoich dłoni, tak jakby nie mogła znieść ich widoku.
–
Denise – Spade delikatnie wziął jej zdeformowaną rękę w swój uchwyt, ignorując jej
próby ciągnięcia, by jej ręce były wolne. - To może nie jest na stałe. Nie było ostatnim razem.
Zamrugała szybko, a jej twarz stężała.
–
To nie jest ważne. Ważne jest to, co zdołałeś zrobić Raum'owi. Teraz on nigdy nie
zostawi mojej rodziny w spokoju. W kurzyłeś go zbyt mocno.
Spade wstał i podszedł do telewizora, włączając go i podkręcając głos, bardzo mocno.
Demon uciekł, gdy tylko go zobaczyła co było godne zauważenia. Solne bomby musiały zranić
Raum'a wystarczająco mocno, by musiał uciekać przed walką z Mistrzem Wampirów, co Spade'a
zachwyciło. Ale wciąż Spade nie chciał ryzykować, by Raum mógł usłyszeć co ma do powiedzenia
Denise, jeśli demon czai się gdzieś w pobliżu.
Usiadł z powrotem na łóżku, opierając się, blisko Denise by mogła usłyszeć go ponad
graniem telewizora i bardzo starając się zignorować jej zapach, który mówił, ze ona ma właśnie co
miesięczne krwawienie.
–
Teraz wiemy, że Raum nie kłamał na temat śledzenia cię przez znamię – powiedział
Spade. - Co znaczy, że śledziłby cię jeśli pojechałabyś ze mną. Wtedy to była tylko taka
możliwość, zostawiłem cię tu jednocześnie by zobaczyć czy demon cię znajdzie i trzymać
Reaum'a daleko od tego co miałem zrobić.
–
Lepiej by twój plan był niesamowity, albo przez te solne bomby moja rodzina będzie
martwa jeśli Raum ich znajdzie – powiedziała Denise, strach i złość ciągle zaostrzały jej ton.
Jego spojrzenie, spotkało jej czekając by zobaczyła w jego oczach, że jest przejęty.
–
Teraz wiemy, że Raum jest cielesnym demonem nie tylko opętał człowieka. Cielesne
demony nie mogą wejść do prywatnego mieszkania, chyba że zostaną zaproszone do środka, nie
mogą poruszać za dnia i może zostać zranionym solą. Będący w stanie tylko pilotować
człowieka demon, może wejść gdziekolwiek mu się podoba za każdym razem i nie ma awersji
do soli.
–
Czy to dobrze, to o Raum'ie czy to źle? - zapytała.
W rzeczywistości to było złe, dlatego że opętanego człowieka było dużo prościej zabić, ale
Spade nie chciał informować jej o tym.
–
Zanim będziesz mógł zabić swojego wroga, musisz wiedzieć czym jest twój wróg –
odparł Spade, dobierając swoje słowa. - Teraz wiemy czym Raum jest, co oznacza, że jesteśmy
krok bliżej by go zabić. A jeśli chodzi o twoich rodziców, są oni pośrodku oceanu. Raum nie
chciał by być nigdzie blisko, gdzie wszędzie jest słona woda, nawet jeśli dokładnie wie gdzie
oni są, albo nie wie, a on będzie cię drażnił o ich dokładną lokalizację.
Denise przygryzła swoją wargę, ponosząc się odrzuciła swoje włosy do tyłu, a następnie
zatrzymała z obrzydzeniem, kiedy rzuciła okiem na swoje dłonie. Natychmiast schowała je w
narzucie bez słowa, pomyślała i spojrzała na niego bez tego zwykłego blasku w jej oczach.
–
Oni nie mogą pływać wieczność Spade, a Raum w dalszym ciągu może mnie śledzić,
gdziekolwiek chce. Rozumiem, że musiałeś wiedzieć jakim rodzajem demona on jest, ale teraz
prawdopodobnie nigdy więcej już nie zobaczę moich rodziców, oni będą w strasznym
niebezpieczeństwie, gdy będę blisko nich. Powinieneś omówić to ze mną, zamiast
zadecydowałeś, że teraz nie będziemy szukać Nathanial'a, a teraz pójdziemy zamiast tego za
Raum'em.
Jego brwi się uniosły.
–
W dalszym ciągu będziemy szukać Nathanial'a, ale gdy go znajdziemy, będziemy w
silniejszej pozycji, by móc dogadywać się z Raum'em. Nie będziemy zależni od jego dobrej
woli, że nie zabije cię pomimo spełnienia przez ciebie obietnicy.
Nie mógł aż tak ryzykować. Ten czas z daleka od niej służył kilku celom: odkryciu prawdy
o jej znamieniu, określeniu jakim typem demona jest Raum i najważniejszemu, potwierdzeniu tego
co Spade czuł do niej, bez jej obecności mącącej jego osąd. Wszystkie te trzy pytania mają teraz
bezdyskusyjne odpowiedzi. Denise była dla niego kimś więcej niż sytuacyjna fantazja. Była dla
niego specjalna. Kiedy był z nią, zaczynała pobudzać w nim to, czego nie czuł w ciągu minionego
półtorawiecza, a to zaczęło się od pierwszego momentu w którym ją zobaczył. A co do Denise
będącą człowiekiem, cóż ...nie pozostanie tak długo, jeśli on ma cokolwiek do powiedzenia na ten
temat.
Więc po tym jak Raum zdejmie z niej znamię, Spade zamierza zabić go.
Faktem jest, że nikt, kogo on zna, nie ma żadnego pomysłu jak zabić cielesnego demona
było czymś, czym nie zamierzał się dzielić z Denise. Jeśli Spade nie mógł odkryć żadnych
konkretnych informacji o demonie, zacznie od odcięcia głowy i będzie pracował w ten sposób
odtąd.
–
Kiedy znajdziemy Nathanial'a, chcę żebyś odszedł ode mnie – powiedziała miękko
Denise. - Raum będzie wiedział, że to ty wysłałeś te solne bomby. Będzie chciał zemsty, a jeśli
potrafił mnie wyśledzić, będzie wiedział w sekundzie w której znajdę Nathanial'a. Wtedy będzie
prawdopodobnie próbował cię zabić. Nie będzie cię już więcej potrzebować.
Raum nie będzie też potrzebować Denise, a ona wiedziała o tym równie dobrze jak on.
Nawet jeśli demon nie miał do niej żalu – a Spade wątpił w to, zwłaszcza po dzisiejszym dniu. -
Raum może zabić ją wyłącznie dla rozrywki.
–
Mam dobry plan na taką możliwość – powiedział.
Jej orzechowe oczy zwęziły się. - Jaki?
Jeśli Alten albo Emma myśleli, że to dziwne, iż zeszła ze schodów z ręcznikiem okręconym
wokół jej rąk, żadne z nich nie dało znaku iż to zauważyli. Denise miała nadzieje, że tak jak
poprzednio jej ręce mogą zmienić się z powrotem do stanu normalnego. Przeciwnym razie, będzie
musiała znaleźć bardziej praktyczne rozwiązanie, by utrzymać je w ukryciu, oprócz ręczników
Spade'a z monogramem. Modliła się, by to nie było na stałe i z innych powodów niż to, że ktoś
zobaczy jak one potwornie wyglądają. Jeśli wyglądałyby tak na stałe, nawet jeśli pokonaliby
Raum'a, odeszłyby jej nadzieje by mogła któregoś dnia zostać matką. Jak mogłaby urodzić dziecko
bez strachu, że pazur mógłby zranić skórę jej dziecka? Jak mogła ryzykować zajście w ciąże, jeśli
miała w sobie esencje demona?
Widok dwójki dziwnych ludzi we frontowym salonie wyciągnął Denise z jej depresyjnej
zadumy. Jednym z nich była blond włosa kobieta, która stała niedaleko kominka, wydaje się, że
podziwiała jego wielki rozmiar. Nawet jeśli ta kobieta była wysoka, jeśli chciałaby wejść do
kominka, łatwo by się w nim zmieściła. Drugą osobą był młody mężczyzna z ogoloną głową i
tatuażami pokrywającymi jego ręce jak rękawy.
Spade skinął na nich głową.
–
Denise, to jest Francine i Chad.
–
Miło was spotkać – powiedziała Denise, idąc w ich stronę z przyzwyczajenia, zaczęła
rozwijać swoje ręce z ręcznika, a wtedy przypomniała sobie o nich i cofnęła sje w swoją stronę.
Rzucili jej znaczące spojrzenia, na jej ręczniki, ale tego nie skomentowali. Po raz kolejny
Denise zaczęła przeklinać Raum'a, jego znamię, i jej daleko zganionego krewnego, za rozpoczęcie
tego całego bałaganu.
–
Bardzo miło też cię spotkać – powiedziała Francine.
Chad powtórzył te słowa, co dało Denise po raz kolejny poczuła się jak kobieta, zamiast
chodzące monstrum. Wtedy Chad spojrzał na Spade'a, zbladł trochę na jakiś wyraz twarzy Spade'a i
odchrząknął by oczyścić swoje gardło.
–
Czy chcesz byśmy czekali, albo powinniśmy teraz zacząć?
–
Zaczynajmy – odparł Spade. - Emma proszę zasłoń wszystkie zasłony, Alten przynieś
Panu Higgins'owi teczkę, a następnie włącz każdy telewizor i radio w domu. Głośno.
Gosposia nie podeszła do okien, ale zamiast tego wzięła pilota i zaczęła naciskać przyciski.
Zasłony zaczęły się zamykać. Kontrolowane mechanicznie, myślała Denise, potakując swoją głową.
Jej matka pokochałaby to. Nie mówiąc już, o wszystkich innych kosztownych udogodnieniach,
które dom Spade'a zawierał.
Alten wniósł walizkę do pokoju i zostawił ją u stóp Chad'a. Spade skinął głową na Alten'a i
Emme, którzy wzięli ten znak jako wskazówkę do wyjścia.
W chwili gdy telewizory i inne urządzenia zaczęły brzmieć z każdego pokoju, Chad
otworzył tą ciężką walizkę i zaczął wykradać z niej różne rzeczy. Denie nie mogła się oprzeć
ciekawości, ale podglądała go przez jego ramię. Wnętrze walizki było niestandardowe, dlatego że
wyjmował z niej większe kawałki, w ich własnej kolejności, z wyprofilowanej boków. Chad zaczął
układać obiekty na błyszczącej stalowej tacy. Jedna wyglądała jak o dziwnym kształcie mocna
wiertarka, następnie była paczka zawierała kilka długich metalowych pałeczek, małe ciemne
butelki, przewód, jakiś rodzaj pedału, brzytwa, butelki z jakimś płynem, chirurgiczne rękawiczki,
coś co przypominało kwadratowe urządzenie przeciwprzepięciowe, a to był zestaw akwareli?
–
Myślę, że nadszedł czas abyś bardzo szczegółowo wyjaśnił swój plan – powiedziała
Denise.
Spade usiadł na kanapie, wskazując miejsce obok siebie. Również usiadała, ale sztywno,
kładąc swoje owinięte ręce na swoich kolanach.
–
Chad i Francine są demonologami – powiedział Spade, mówiąc to w dalszym ciągu
niskim głosem. Denise nie sądziła, że była możliwość, by Raum mógł usłyszeć cokolwiek z
tego całego otaczającego ją hałasu, nawet jeśli nadal był blisko. - Są również wampirami, więc
oni studiują o demonach i ludziach przez nich dotkniętych już od jakiegoś czasu. W
rzeczywistości od bardzo długiego czasu i to oni są tymi którzy pomogli pewnemu mężczyźnie,
który miał znamię demona na swoich przedramionach...
Densie wzięła głęboki oddech Nathanial
–
...i dlatego musiałem zostawić cię tutaj. Jeśli demon może śledzić cię przez to znamię,
więc gdzieś, kiedyś, ktoś musiał wiedzieć jak je zanegować. Więc potrzebowałem czasu, by
móc wyśledzić najlepszych ekspertów w demonologii i musiałem to zrobić bez ciebie, śledzonej
przez demona. - Spade kontynuował, jego głos był na stałym poziomie.
Miał rację. Nathanial'owi musiało się udać zanegować znamię – przynajmniej
wystarczająco, by nie było wykorzystywane więcej do śledzenia go i możliwe wystarczyło, by
znamię w dalszym ciągu nie zmieniało go w potwora. To miało sens. Jeśli Nathanial zmieniłby całe
ciało w jakiś rodzaj bestii, to mogło sprawić, by można było go łatwiej znaleźć. Ludzie raczej
zauważyliby potwora pośród nich i nawet wśród zmienionych ludzi jak wampiry i ghoul'e.
Denise była tak podekscytowana, gdy rzucała się na szyję Spade'owi, nadal z rękoma
zakrytymi ręcznikiem i wszystkim innym. Myślała, że zostawił ją tutaj bez powodu, ale on szukał
ludzi, którzy pomogliby Nathanial'owi i zostawić Raum'a w tyle. Może jest nadzieja dla jej rodziny
i przede wszystkim dla niej.
–
Spade – zakrztusiła się, niezdolna do znalezienia słów, by powiedzieć mu jak wdzięczna
mu była.
Jego ręce prześlizgnęły się po jej plecach, a następnie powoli odepchnął ją od siebie.
–
Nie zawdzięczasz mi niczego – powiedział, gdy coś przemknęło przez jego twarz. - Nie
potrzebuję zwrotu, czy wdzięczności, by móc zobaczyć gdzie jest tego koniec. Obiecałem ci.
Dla mnie nie ma nic bardziej odpowiedniego, bym mógł jej dotrzymać.
Denise usiadła z powrotem ugodzona. Czy w ten sposób Spade przypomniał jej, że
pomiędzy nimi nie ma nic innego, tylko ścisły biznes, więc powinna odłożyć na bok te spojrzenia i
wybuchy gorąca?
–
Racja – powiedziała odsuwając się od niego na kanapie. Wtem jej spokój zastąpiło
odrętwienie, gdy zdała sobie sprawę, że on może widział ją poprzez pogrzeb Randy'iego,
miesiące jej walki z pourazowymi napadami paniki, zanim przyszła po pomoc, zakrywający jej
ból. Spade czynił dla niej i dla jej rodziny niesamowitą przysługę. Nie chciała by zajęło to
więcej czasu przez jej dąsanie się. On może nie chce jej wdzięczności, ale dostanie ją i jej
współpracę.
–
Co muszę zrobić? - zapytała zadowolona, że jej głos był równy i spokojny.
Spade spojrzał na nią w sposób, który nie mogła odczytać.
–
Chad będzie cię teraz tytułował.
Ze wszystkich jego możliwych odpowiedzi, tej jednej się raczej nie spodziewała.
–
Mógłbyś powtórzyć?
–
Proste wyjaśnienie, znamię to esencjalny stały symbol reprezentacyjnej mocy demona –
powiedziała Francine, podchodząc by usiąść obok Denise. - To co zamierzamy zrobić, to zakryć
je naszymi naszymi stałymi symbolami mocy. Te symbole zniszczą tą demoniczną więź z tobą,
albo przynajmniej wyciszą go do poziomu, który demon nie będzie w stanie wzmocnić – chyba,
ż
e dojdzie do ponownego kontaktu twojego z nim, a on ponownie cię oznaczy. Więc nie rób
tego.
Denise nie mogła powstrzymać się od wybuchu śmiechu.
–
Nie planuję tego.
Chad w dalszym ciągu wyjmował różne rzeczy, ale mówił w dalszym ciągu, nawet mimo iż
nie spoglądał w górę.
–
Możesz dostać też symbole prewencyjne. Te na moich rękach są ochronnym zaklęciem.
Zrobiłem je sobie, kiedy byłem jeszcze człowiekiem. Utrzymują z daleka ode mnie niecielesne
demony od możliwości opętania mnie. Chcesz jakieś z tych?
To było zbyt dużo informacji do przyjęcia.
–
Potrzebuje je może?
–
Wątpię w to – odpowiedziała Francine. - Opętane przez demona zdarza się rzadko i jest
robiona przez demony niższej rangi, probując się wyrwać. Większość ludzi nigdy nie
doświadcza kontaktu z demonem, ale kiedy jesteśmy ludźmi, potrzebujemy ich. Kiedy walczysz
z demonem one walczą również.
Denise przełknęła. Biorąc pod uwagę jak rozwścieczony wcześniej był Raum, to nie była
pocieszająca myśl.
–
Jeszcze tylko kilka minut – powiedział Chad. - Wtedy będziemy cię tatuować.
Chad zaczął mieszać z różnych paczuszek z pudrem z zawartością kilku małych buteleczek,
ze zmarszczonymi brwiami, na czarną mokrą masę w naczyniu.
–
Będziemy musieli cię sprawdzić, zanim zaczniemy cię tatuować – powiedział. - Zdejmij
te ręczniki i podaj mi swoje ramię.
–
Nie.
Powiedział Spade zanim Denise mgłą zacząć się kłócić w odmowie. Jego ciemne spojrzenie
było nieczytelne.
–
Ręcznik zostaje na miejscu. Będziecie musieli pracować wokół niego – kontynuował.
Chad wyglądał jakby chciał się kłócić, ale Francine potaknęła.
–
Tak długo jak znamię nie będzie sięgać jej dłoni, w ten sposób będzie dobrze –
powiedziała.
–
To nie jest właściwa procedura – mruknął Chad.
Francine uśmiechnęła się do Denise.
–
Artyści zawsze mają trochę temperamentu, a Chad był artystą zanim został
demonologiem czy wampirem.
Denise uśmiechnęła się z powrotem do kobiety niepewnie. Francine wytwarzała wokół
siebie ciepłą, otwartą atmosferę, w stosunku do niej. To sprawiało że przez jej pracę – i bycia przez
nią wampirem – wydawało się to dziwne z jej osobowością.
Albo było inaczej? Francine jest pierwszym demonologiem jakiego Denise spotkała i
prawdę mówiąc, nie znała za wiele wampirów. Był przeciecz ten który próbował ją zabić, wtedy
gdy poznała Cat, oczywiście a Cat która właściwie jest pół wampirem. Następnie Bones, Spade,
Ian, mistrz Ian'a Mencheres, Tate kilka strażników z którymi nawet nie wymieniła witaj ... a teraz
Emma, Alten, Francine i Chad.
Mniej niż tuzin, zdała sobie sprawę. Nie za wiele, by móc wyrobić sobie opinię na temat
całego gatunku, jeśli miałaby być sprawiedliwą. Ale wciąż przypominał jej się ten Noworoczny
wieczór, i na nowo zobaczyła jak brzydki może być ten świat nieumarłych.
–
Dnise.
Spade powiedział jej imię, jakby to nie było po raz pierwszy.
–
Przepraszam – powiedziała, lekko potrząsając swoją głową. - ponownie co chcesz bym
zrobiła?
–
Usiądź na podłodze i połóż swoje ręce na stole, podwiń rękawy – powiedział Chad.
Denise usiadła, próbując zwinąć rękaw na swojej prawej ręce, będąc jednocześnie ostrożna
na tyle, by nie spadł jej ręcznik. Próbowanie uchwycić cokolwiek w swoje szponiaste dłonie, które
były opatulone, było to co najmniej trudne. Po sekundzie Spade po prostu podciągnął jej rękaw za
nią. Chad i Francine wymienili spojrzenia, ale nic nie powiedzieli.
Chad patrzył na odsłonięte znamię, gwiżdżąc nisko.
–
Jest głęboko – powiedział w końcu, kreśląc palcem gwieździsty kształt znamienia na jej
skórze.
–
Będziemy musieli ogolić i wysterylizować miejsce wokół niego.
Chad podszedł da niej, namydlił i zaczął golić wnętrze jej przedramienia, za pomocą kilku,
dokładnych pociągnięć. Po wysterylizowaniu tego miejsca płynem z buteleczki obok niego, wziął
jedną z tych metalowych pałeczek z zaostrzonymi końcówkami. Następnie Chad umoczył
końcówkę tego w wyglądający na dziecięcy na panelu od farb wodnych, ale okazało się, że
faktycznie było do tatuowania. Wtedy Chad ukuł ją w sam środek znamienia, na jej przedramieniu,
na tyle tylko, by przebić jej skórę.
Zaczęło szczypać, ale nie bardzo. Bardziej jak jedno z tych ukłuć w palec przy badaniu
krwi. Francine i Chad bardzo uważnie patrzyli na nią, właściwie jak kropla jej krwi miesza się z
ciemnym tuszem ... a następnie ciemny kolor zmienia się w szkarłat.
–
Mamy problem – mruknął Chad.
Rozdział piętnasty
–
Jaki problem? - Denise i Spade spytali się równocześnie.
Chad złapał spadającą kroplę jej krwi, podnosząc ją ku swoim ustom – a wtedy jego ramię
zostało uchwycone przez rękę Spade'a.
–
Jeśli spróbujesz jej krwi – powiedział Spade to bardzo cicho. - Zabiję cię.
Na te słowa Francine wstała.
–
Masz bardzo dobrą reputację, ale nie będziemy tolerować gróźb od -
–
Nie będzie więcej gróźb, tak długo, jak on nie będzie próbował ponownie jak smakuje
jej krew – Spade przerwał jej. Ton jego głosu był jednocześnie przyjemny i śmiertelny.
–
Tak samo jak przy tamtym wampirze – powiedział Chad, potrząsając swoją głową.
Denise pochyliła się do przodu.
–
Przy jakim innym wampirze?
Spade wytarł jej krew z palca Chad'a, a następnie uniesionymi brwiami, spryskał wacik
płynem z butelki i wytarł go ponownie.
–
Wampir który był z tamtym człowiekiem, który miał taki sam rodzaj znamienia jak ona
– powtórzył Chad i jednocześnie brzmiał na lekko zdenerwowanego. - On wariował, byśmy nie
próbowali krwi tego człowieka. Zapomniałem o tym aż do tej chwili.
Spojrzenie Spade'a spotkało sie z jej, ale Denise wiedziała już, by nic nie mówiła. Ale w
ś
rodku wciąż podskakiwała z podniecenia. To teraz zostało sprawdzone, pnieważ wampir, który
przyprowadził Nathanial'a do Chad'a i Francine lata temu, doskonale wiedział, że jego krew
zmieniła się pod wpływem znamienia w narkotyk dla wampirów. Dokładnie tak jak jej. Śledzenie
Nathanial'a poprzez narkotyk zwany Czerwonym Smolakiem, może zadziałać. Musi zadziałać.
–
Pamiętasz może imię tego faceta? - zapytał Spade.
Zarówno Chad jak i Francine pokręcili przecząco swoimi głowami na nie.
–
W tamtym czasie on był młodym wampirem. To wszystko co pamiętam – powiedział
Chad.
–
Musiał być jego własnością – powiedział Spade, odrzucają to wszystko tak, jakby to
było niczym więcej. - Nie uprzejmie jest próbować karmic się z czyjejś własności bez
pozwolenia, nawet kropli krwi.
Nie ufał im wystarczająco, by mogli wiedzieć. Denise poczuła na ciele dreszcz strachu. Była
tak bardzo skupiona na tym, że znamię zmienia ją w potwora, iż nie zwróciła uwagi na to, że ta
drugą stronę efektu może być dla niej niebezpieczna. Spade może nie chce mieć nic wspólnego z
uzależniającymi skutkami w efekcie picia jej krwi, ale inni chcieliby. Czerwony Smak jest
substancją, którą wampiry kupują, by mieć odlot, a ona, Denise miała ją cały czas krążącą we krwi
w żyłach.
–
Tak jaj mówiłem, mamy problem – powiedział Chad kontynuując. - Jej krew pokonała
mieszankę w tuszu, co znaczy, że cokolwiek będziemy tatuować wokół jej znamienia, to będzie
bez wartościowe. Musimy zwiększyć dawkę tuszu. O dużo.
–
Okay, więc zróbcie to – powiedziała Denise. - Róbcie wszystko co robiliście mojemu ...
tamtemu innemu człowiekowi, który miał takie samo znamię jak moje.
–
To będzie palić – powiedziała Francine, sympatycznym tonem.
Jeśli to może powstrzymać Raum'a od śledzenia jej i możliwe zatrzymania ją od zmieniania
się w potwora, może palić jak cholera, a ona wciąż chce to zrobić.
–
Wszystko będzie w porządku. Miejmy już to z głowy, skończmy z tym – Denise
odpowiedziała stanowczo.
Francine poklepała ją po plecach.
–
Chad musi użyć soli Jerozolimskie – powiedziała, a jej ton stał się energiczny i
rzeczowy.
Chad podniósł małą buteleczkę, wyjętą ze swojej walizki i obdarzył Spade'a znaczącym
spojrzeniem.
–
To zmieni cenę.
Denise skurczyła się poczuciu winy, nawet gdy Spde warknął.
–
Nie będziemy więcej wspominać o cenie przy niej.
–
Chad – powiedziała Francine w sposób lekkiego upomnienia. Następnie uśmiechnęła się
do Spade'a. - Moje szczere przeprosiny. Będziemy rozstrzygać takie kwestie, kiedy wszystko
będzie skończone. Najważniejszą rzeczą jest to ,by zaopiekować się nią.
–
Cisza – powiedział Spade, mając w głosie pewną oschłość.
Denise chciała się zakopać pod ziemią, ale nie pozwoliła sobie na zawstydzające
przedstawienie. Nie ważne co Spdae mówi, znajdę sposób, by móc go spłacić – obiecała sobie.
–
Co to jest Jerozolimska sól – zapytała, by zmienić temat.
–
Sól jest naturalną bronią przeciw demonom. Sól Jerozolimska jest nawet bardziej
potężniejsza, dlatego że pochodzi z miejsca gdzie mają swój początek wszystkie główne religie.
Tam jest specjalnie wydobywana i mieszana z cóż, z czymś o czym nie mogę mówić – Francine
skończyła z uśmiechem. - Ale powinno zadziałać, by ukryć moc w twoim znamieniu.
–
Gotowe – powiedział Chad, minutę później.
Podniósł kolejną metalową pałeczkę z końcówką i umoczył w jego nowo stworzonym tuszu,
następnie dźgnął końcówką w przedramię Denise.
Ogień przeszył jej rękę tak nieoczekiwanie i intensywnie, że Denise nie mogła powstrzymać
się od płaczu i szarpnęła swoje ramię do tyłu. Powiedzieli, że to będzie boleć, ale nie była
przygotowana na ten rodzaj agonii. Było tak źle, jak wtedy gdy Raum dawał jej znamię.
–
Staje się czarna – powiedział Chad z satysfakcją, patrząc na kroplę jej krwi, która jak
perła świeciła się na jej ramieniu. Wtedy jego spojrzenie skierowało się na Spade'a. - Będziesz
musiał ją przytrzymać na miejscu, podczas gdy my będziemy ją tatuować.
Denise próbowała oderwać swoją uwagę, od palącego bólu w jej ramieniu. Nie wydawało
jej się, nawet możliwe, że pochodził on od tak małej rany, bolało dużo bardziej niż ukłucie igłą.
–
Jak duży ten tatuaż? Kilka linii? - zapytała.
Jej nadzieja została przerwana przez odpowiedź Chad'a.
–
Będę wypełniał wzór na obu twoich ramionach. To zajmie kilka godzin.
Zadrżała gdy tylko Chad wziął do ręki to dziwnie wyglądającą wiertarkę, która teraz, jak
wiedziała Denise, że jest to maszyna do tytułowania. Godziny będzie przetrzymywana, gdy będzie
doświadczać tego samego rodzaju bólu, który o mało nie wpędził ją w szaleństwo, kiedy Raum
znaczył ją, to zajęło mu tylko kilka minut. Denise myślała, że zaraz zwymiotuje, ale nie było innego
wyjścia.
–
Będę potrzebował najpierw się napić drinka – powiedziała głęboko oddychając. Może
cała butelkę. Albo wstrząs mózgu. Wszystko co znieczuli ją na ten ból.
–
Denise – Spade ukląkł przy niej, intensywność czaiła się w jego spojrzeniu. - Chciałaś
bym przysiągł na krew, że cię nie ugryzę, ale na tę chwilę musisz zwolnić mnie z tego słowa.
Pozwól mi ułatwić to dla ciebie. Nie musisz teraz nic czuć.
Była zmieszana przez sekundę, ale wtedy zrozumiała co miał na myśli.
–
Nie. Nie chcę byś kontrolował mój umysł.
–
A ja nie chcę przetrzymywać cię, kiedy będziesz przeżywała agonalny ból, przez
godziny – Spade odparł stanowczo. - Jeśli nie kazałabyś mi przysiąc na krew, że cię nie
zahipnotyzuję, to nawet bym cię nie pytał.
Odwróciła się do Francine.
–
Ten inny facet ze znamieniem jak moje, czy poradził sobie z tym sam? Albo może
tamten wampir, który z nim był, zrobił z nim tę sztuczkę z umysłem?
Wyraz twarzy Francine był ostrożny.
–
Nie mógł być zahipnotyzowany. Ten wampir próbował, ale nie zadziałało.
Ze względu na efekty znamienia, zrozumiała Denise, z uczuciem zapadania się. Nieludzka
część w Nathanial'u urosłą do puntu, gdzie nawet moc wampira nie mogła naruszyć tej części.
–
Mówiłaś, że wampir, który mu towarzyszył, był młody, a ja jestem Panem – odparł
Spade. - Mogę to zrobić.
Jego głos miał w sobie całkowitą pewność. Denise zawahała się. Bała się nie tylko bólu,
chociaż palenie w jej ręce wciąż pulsowało wystarczająco, by ten strach była bardzo realny. Nawet
jeśli większa część jej umysłu rozumiała, że było to konieczne działanie, będąc przetrzymywaną,
wtedy gdy była torturowana, przez godziny, przez wampiry, na pewno sprowadzi jej atak
pourazowych napadów paniki, a to było tak pewne ja to, że oddychała. Nawet teraz znajome
uczucie paniki ciągle rosło w niej. Wydaje się, że nieuniknione jest to, iż straci kontrolę nad swoim
umysłem, w ten czy inny sposób, bądź od wspomnień z tamtej potwornej nocy, albo pod wpływem
oczu Spade'a.
–
Zaufaj mi Denise – powiedział jej bardzo miękko.
Wzięła głęboki oddech. Pomysł oddania mu kontroli nad jej umysłem, był czymś czego
zajadle nienawidziła. Jej pourazowe napady paniki kosztowały ją już wystarczająco dużo. Ale ...
ufała mu. Co było dziwne, ufała Spade'owi bardziej niż komukolwiek innemu obecnie w swoim
ż
yciu. Poza tym, chciała pokazać Spade'owi swoją wdzięczność. Cóż, bycie przetrzymywaną przez
niego, by zatrzymał ją, gdy będzie go potrzebowała przez godziny, kiedy będzie miała ciężki atak
paniki nie wydawał się tym, co najmniej mogła zrobić.
–
W porządku.
Spde uśmiechnął się, a ten widok rozproszył ją, od wszystkiego innego na sekundę. Był
przystojny nawet ze swoim normalnym ostrożną ekspresją, ale wtedy gdy się uśmiechał, był
zachwycający, zapierająco dech w piersiach. Szkoda, że nie uśmiecha się częściej.
Jego oczy się zmieniły, stały się zielone w następnej chwili. Pierwszym odruchem Denie
było, by spojrzeć sie gdzie indziej, dlatego że wiedziała iż tym razem będzie inaczej niż za każdym
poprzednim rzazem, gdy widziała je w takiej formie, ale nie odwróciła sie. Patrzyła prosto w jego
oczy, a ich kolor zmienił się w jeszcze jaśniejszy.
–
Czuję, że ty odpychasz mnie – jego głos brzmiał głębiej. Prawie wibrował. - Wpuść
mnie do środka Denise. Wszystko jest w porządku. Będziesz bezpieczna ...
Jej powieki nagle stały się ciężkie. Spade mówił do niej w dalszym ciągu,ale jego słowa
stały się niewyraźne, zlały się w jedno. Jej oczy zwężały się dopóki wszystkim co mogła zobaczyć,
był piękny szmaragdowy blask z jego oczu. Blask i ich moc, nie była już więcej przerażająca. Były
one takie piękne....
Mrugnęła. Twarz Spade była ciągle przed jej twarzą, jego wyraz twarzy intensywny.
Zaczęło rosnąć w niej rezygnacja.
–
Nie zadziałało – powiedziała przygotowując się psychicznie na to co miało nadejść.
Uśmiech wypłynął na twarz Spade'a.
–
Już skończone.
Denise spojrzała na swoje ramiona. Skomplikowane wzory pokrywały znamię od jej
nadgarstka do łokcia, jak czarna koronka wszyta w jej skórę. Nie było żadnego bólu, nawet jednego
ukłucia. Francine i Chad'a nie było, ale była przed kominkiem, gdzie jej ramiona były rozciągnięte
na stole, coś jak wazelina było rozsmarowane na nich.
–
Wow, dobry jesteś – Denise odetchnęła z ulgą.
Spade zaśmiał się, lecz w tym śmiechu pobrzmiewała nuta niegodziwości.
–
Nie masz pojęcia.
W tym właśnie momencie zdołała zauważyć, że ręcznik został zdjęty, a jej ręce wróciły do
stanu normalnego. W oczach poczuła napływające łzy. Czy to ją wyleczyło?
–
Myślisz, że to zniknęło? To wszystko? - Z całego serca miała nadzieję, że esencja
demona wewnątrz niej została wypędzona.
Spade otrząsnął się z rozbawienia.
–
Spróbowałem kropli twojej krwi zanim wybudziłem cię z transu. Wciąż jest zmieniona.
Rozczarowanie przebiegło przez nią, ale szybko je odepchnęła.
–
Może teraz nie będzie się pogarszać. Następnie kiedy dostarczę Nathanial'a wszystko
zniknie.
A ty będziesz mógł odejść – w myślach dodała do Spade'a. Wtedy obydwoje będą mogli
wrócić do takiego życia, jakie było przed tym bałaganem. W jakiś sposób ta myśl nie była już tak
pocieszająca jak była kiedyś.
Rozdział szesnaście
Zadowolony Spade otworzył drzwi do wiśniowego apartamentu, chciał zobaczyć reakcję
Denise. Jej otworzyły się szeroko, gdy weszła do środka, rozglądając się od podłogi po okna w
suficie, od czerwonego pluszu w salonie z okrągłą kanapą, po jadalnię z jego ekstrawaganckim
pomarańczowym barem i dwoma wielkimi sypialniami. Cały apartament można było zobaczyć na
pierwszy rzut oka, nawet przy jego wielkości. Cztery pokoje otoczone były kordonem zasłon
zamiast drzwi, a wszystkie zasłony były poodsuwane. Lokaj przyniósł ich bagaże, wyszedł po tym
jak Spdae zapewnił go, że nie potrzebują pomocy przy zdejmowaniu płaszczy..
–
To jest niesamowite – powiedziała Denise po paru minutach przyglądania się. Wtedy w
jej oczach pojawiło się to znajome spojrzenie pełne winy. - Musi być bardzo drogie.
–
Gdyby to nie było zdradą twojego zaufania, gdy byłaś pod mocą mojego spojrzenia,
mogłem zmusić cię, byś już nigdy więcej nie przejmowała się moimi finansami – Spade
odpowiedział z rozbawieniem. - Miałem grać tutaj faceta szukającego nielegalnej rozrywki za
każdą cenę, pamiętasz? Nie mógłbym tego zrobić gdybym skąpił na zakwaterowaniu dla mnie.
–
Nikt nie oskarży cię o skąpstwo, kiedy zobaczą to miejsce – mruknęła Denise idąc do
pokoju gościnnego z tą ponadwymiarową wanną z jakuzzi i ogromną okrągłym łóżkiem.
Po prawdzie Spade nie chciał zapraszać nikogo więcej do ich apartamentu, ale nie zamierzał
tego mówić Denise. Byłaby przerażona, jeśli dowiedziałaby się, że wybrał ten zestaw pokoi
dlatego, że chciał by to ona była otoczona przepychem podczas jej pierwszej podróży do Vegas,
nawet jeśli zdarza się to było podczas niesprzyjających okoliczności.
A Denise byłaby naprawdę przerażona, jeśliby wiedziała, że jedyną rzeczą, którą próbował
zaszczepić w jej umyśle, była taka, by pragnęła ona nie wracać do swojego ludzkiego życia, po tym
jak znajdą Nathanial'a. Nie zrobił tego jednak. Tego czego od niej chciał, nie mógł osiągnąć przez
oszukiwanie ponieważ, nigdy nie byłby pewien, czy byłoby to prawdziwe.
–
Co chciałabyś zjeść, bo dzwonię po obsługę hotelową? - zapytał nie zwracając sobie
głowy, by pytać ją czy była głodna. Oczywiście, że była.
–
Hamburgera, ekstra frytki, rosół z kury, krakersy i ciasto czekoladowe – zawołała Denise
jednym tchem, będąc zasłonięta przez zasłony w głównej sypialni.
A ja zamierzam mieć miły długi drink, od kogokolwiek kto to przyniesie – dodał w myślach
Spade. Po locie nad oceanem, następne zamierzonym lotem zygzakowym przez cały kraj, w celu
zgubienia jakiegokolwiek demona, który próbowałby ich śledzić, minęły dwa dni od czasu jak
opuścili jego dom w Anglii. Oni przez ten czas latali samolotem, jeździli taksówkami albo byli na
lotnisku przez cały ten czas, więc nie miał sposobu na zdobycie odpowiedniego posiłku. Nie chciał
zostawiać Denise samej, na wystarczająco dużo czasu, by znaleźć kogoś – a dziś lotniska były zbyt
dobrze monitorowane.
Denie wystawiła swoją głowę z sypialni, a jej twarz wyglądała na zawstydzoną.
–
Miałam zamiar wziąć prysznic, ale to .. um, .. nie ma tam wydzielonej części
łazienkowej. Prysznic jest w części otwartej, na oścież pokoju i jest cały ze szkła więc... po
prostu nie wchodź dopóki nie skończę, okey?
Spade uśmiechnął się skrycie. Wiedział o tym otwartym prysznicu z przezroczystego szkła
na środku łazienki, kiedy rezerwował ten apartament. W rzeczywistości wybrał go specjalnie z
konkretnego powodu. Z powodu kilku rzeczy co do których nie chciał oszukiwać.
–
Oczywiście. Możesz również jeśli chcesz zrobić sobie drzemkę, po tym jak zjesz. Nie
pójdziemy do Belaggio, dopóki nie będzie blisko północy.
Westchnęła, ale przytaknęła i pociągnęła za zasłonę od sypialni, aż wszystkie były
zasłonięte. Spade był zmęczony, a to przez mocno opóźniony samolot, co znaczy, że Denise musi
być wyczerpana, przecież nie posiada przewagi w postaci tych zdolności przez które on jest
mistrzem wampirów.
Chociaż ona nie była już tylko człowiekiem. Spade zastanawiał się jak dużo tych swoich
nowych cech zauważyła i zdecydowała się nie mówić o tym, a o ilu z nich była nieświadoma.
Szybko skojarzył, że nienasycony apetyt Denise połączony jest z jej niezdolnością do przybierania
na wadze, była połączona z jej znamieniem. Jej temperatura była zawsze o kilka stopni wyższa niż
u normalnego człowieka, dodatkowo wzrastała, kiedy była zła. Następnie ta szybkość, tej nocy,
kiedy wybiegła z klubu. Jej ranki po ugryzieniu na jej szyji, które wyleczyły się całkowicie w
przeciągu jednego dnia. Tatuaż. Skóra Denise powinna być w strupach przez dnie po takiej
intensywnej pracy, ale po godzinie czy dwóch wszystkie zaczerwienienia wróciły do bycia gładką
normalną skórą jak jedwab, lecząc się teraz nawet szybciej, niż wyleczyła sobie szyję.
Zauważył również, że przejawiała zdolność do przemiany swoich dłoni, tylko wtedy kiedy
była bardzo wkurzona. Potem gdy się uspokajała, jej dłonie wracały do stanu normalnego. Denise
nie miała żadnego takiego wypadku od pobytu w Anglii. Powodem mógł być tatuaż, który nie
pozwalał esencji Raum'a na rośnięcie w niej ... albo mogło to być spowodowane tym, że od tego
czasu, nie była ekstremalnie zdenerwowana.
Spade nie planował by straciła swoje opanowanie w najbliższym czasie, zamiast tego.
Zamierzał pokazać Denise, że bycie z wampirem wiązało się z czymś więcej, niż to co widziała w
ten potworny Sylwestrowy wieczór. Wtedy będzie mogła w końcu zwalczyć strach przed światem
nieumarłym – a następnie dołączyć do niego. Kiedyś stracił już kobietę, którą kochał, ale na pewno
nie pozwoli sobie, by mógł również stracić Denise. Wtedy gdy znajdą już nędznego krewnego i
zmuszą Raum'a, by zdjął z Denise to znamię, zrobi z niej wampira. A w tedy śmierć nie będzie w
stanie skraść mu jej, tak samo jak skradła mu Giselda'ę.
A jedyną drogą by ułatwić usunięcie jej zastrzeżeń, w stosunku do świata nieumarłych, było
pokazanie jej jego przyjemności. Denise już go pragnęła, ale była z tego powodu w konflikcie.
Spade zamierzał pokazać jej, że ich przyciąganie nie może być już dłużej ignorowana.
Dżentelmeńskim sposobem byłoby danie jej więcej czasu, by doszła do tego, że może pogodzić się
ze swoimi uczuciami do niego, ale on nie ma tyle czasu. Byli bliżej Nathanial'a, a kiedy oni go
znajdą, jego czas się skończy.
Więc, najszybszym sposobem by pokonała swoje zastrzeżenia dotyczące nieumarłego
ś
wiata, był poprzez jej zainteresowanie nim, on to wykorzysta, tę jej słabość ze smakiem. Wkrótce
skończy sie jej comiesięczne krwawienie – w normalnych okolicznościach to by mu nie
przeszkadzało, ale jej krew teraz była zbyt niebezpieczna. - A on będzie w stanie zakończyć
uwodzenie jej.
Wkrótce kochanie obiecał jej i słuchając jak odkręca prysznica wyobrażał sobie jak woda
opływa jej nagą skórę. Bardzo szybko.
Denisr czuła się tak, jakby jej zmysły zostały przeciążone. Po pierwsze ten niewyobrażalny
apartament w hotelu. Następnie pojechali na bulwar Strip, widząc te wszystkie światła świecące
coraz bliżej, dopóki nie poczuła się tak, jakby wjeżdżali do paszczy błyszczącego giganta. Spade
wynajął limuzynę, wysiedli z niej kilka przecznic przed Belaggio, by przejść resztę drogi. Denise
nie wiedziała czy był to po prostu pewien rodzaj środka bezpieczeństwa, dzięki czemu kierowca nie
wie dokąd zmierzali, czy może dlatego, że chciał by podziwiała mijane atrakcje.
To było z pewnością niesamowite. Wszystkie te światła neonów, tłum, hałas i wibrację
wzdłuż bulwaru wysyłały prawie namacalną wiadomość, która bez zahamowań mówiła, że tu nie
należy. Plac zabaw dla dorosłych słyszała, że tak nazywają Las Vegas, a te oślepiające, wyświetlane
możliwości rozrywki, nawet o północy, wydawała się do niego pasować.
–
Co o tym sądzisz – zapytał Spade, gdy weszli do Belaggio.
–
Zapytaj mnie później, kiedy będę mniej przytłoczona.
Obdarzył ją jednym z chytrych uśmieszków, które cieszyły ją dużo bardziej niż powinny.
Jeśliby nie powaga ich celu, dzisiejszej nocy, to czułaby się tak jakby była na randce. Bardzo,
bardzo ekstrawaganckiej randce. Oprócz ich miejsca pobytu, Spade nalegał na kupienie jej nowej
sukienki, butów, torebki i biżuterii – nie pozwalając jej zobaczyć cen, za żadną z tych rzeczy. To był
jej kostium na dzisiejszą noc, powiedział tak z kolejnym z tych uśmieszków. Zgoda, po prawdzie jej
nowy strój był bardziej zgodny z koszulą Spade'a od Armaniego i pasujących do niej spodni. Do
diabła, jego zegarek na rękę prawdopodobnie kosztował więcej niż jej cały życiowy dobytek.
A jednak, Spade nosił swoje ubranie i pasujące do nich akcesoria z elegancką nieśmiałością,
bez tej wywyższającej postawy, która zwykle towarzyszyła komuś z takim kontem w banku. Denise
umawiała się z kilkoma bogatymi facetami przed Randy'm, ale większość z nich byłą tak zajęta
sobą, ze nie byli zainteresowani nią, poza seksem czy dekoracją ramienia. Spade nawet w tych
niesprzyjających i udawanych okolicznościach, był uprzejmy i czarujący. Dodać to do dziwnej
kombinacji galanterii, bezwzględności i lojalności, a uczucia Denise były przyciągane przez jego
atrakcyjność psychiczną.
Jeśliby tylko on nie był wampirem, pomyślał. Następnie dała sobie w umyśle po twarzy. Jeśli
Spade nie byłby wampirem, nie byłoby jej z nim tu teraz dlatego, że to ona potrzebuje pomocy
wampira, by znaleźć Nathanial'a. Musi przestać dawać się łapać marzeniom i powinna skupić się na
rzeczywistości.
Spade poprowadził ją koło wejścia do zajmowanego przez automaty do gry, stołów do gry w
kości i krupierów do gry w Blackjack'a, a w tylnej części sali, kasyno oznaczone było jako Club
Privé
6
. Dnie była zaskoczona, jak wydawała zmieniać się atmosfera tego miejsca, od wesołego
hedonizmu do stylowej chciwości, na przestrzeni kilku lub kilkunastu metrów.
Po uprzejmej rozmowie z hostessą, weszli do urządzonego na matowo-złoto pokoju. Miał on
kilka stołów do gry, kelnerzy czekający w ich obecności na swoje zadania, a co najmniej dwóch
graczy zaczęło już grać.
Spade wskazał na bar.
–
Zamów mi proszę szkocką. Nie będzie mnie tylko chwilę.
Denise spojrzała na okienko, które było ukryte dyskretnie w rogu.
–
Po prostu nie chcesz, bym zobaczyła ile pieniędzy będziesz wymieniał na żetony, bo w
takim przypadku będę miała atak serca, prawda?
Zaśmiał się.
–
Mądra dziewczynka. Ale to nie wszystko idzie na twoje konto. Czuję, że będę miał
dzisiaj wieczór szczęście.
Z jego ostatniej wypowiedzi mogła wywnioskować tak wiele, wraz z tym jak grzesznie
zwinęły się jego usta, ale była to droga, którą lepiej pozostawić i nie podążać.
–
Pójdę po drinka – mruknęła Denise.
Po jednego również dla siebie. Naprawdę mocnego.
Kilka minut później, Spade wrócił niosąc tackę z różnymi kolorami żetonów. Denise
skończyła już swoja szkocką, ale nie zdecydowała się na jeszcze jedną. Jak to było w zwyczaju,
randki z kimś, z hazardem w tle, będzie na nogach przez dłuższą chwilę, stojąc za Spade'em gdy on
w tym czasie będzie grał. Nie musi zapraszająco kołysać się od zbyt dużej ilości alkoholu.
Spade wziął jej ramię a następnie podał swój drink kelnerce, która pojawiła sie znikąd,
6
Z francuskiego po prostu prywatny klub.
jakby magicznie.
–
Przyniesiesz to do mnie do stołu, prawda? I przynoś mi kolejne.
Spade udawał, że studiuje swoją rękę przed sobą, tak naprawdę zapamiętał swoje karty po
pierwszym spojrzeniu na nie. Naprawdę był skoncentrowany na Madox, graczu naprzeciwko niego.
Potrafił kręcić swoimi słowami prawie tak dobrze jak właściciele rafinerii potrafili kręcić w swoich
mowach, ale był tylko człowiekiem. Jego puls pozostał jeszcze spokojny i co godne podziwu, bo się
nie pocił, ale jego zapach go zdradził. Kiedy poszedł na całość w tym rozdaniu, zapach Madox'a
zmienił się w mieszaninę piżma i zgniłych pomarańczy. Tak jak za każdym razem gdy blefował.
Powieki Madox'a opadły niżej, tak jakby był znudzony wystarczająco by zasnąć, czekając
na to by Spade spasował lub nie.
Spade wydał długie westchnienie, tak jakby walczył z podjętą decyzją.
–
Co robić – rozmyślał głośno.
Mógł wyczuć napięcie Denise stojącej za nim, aż jej aura skrzyła się z niepokoju. Jej zapach
jaśminu i miodu skwaśniały, gdy patrzyła jak w ciągu mijających dwóch godzin tracił pieniądze raz
po razie. Nie wiedziała, ze tracił pieniądze specjalnie, zastawiając przynętę na innych graczy. Nie
powiedział jej, by jej reakcje były prawdziwe, bo to budziłoby podejrzenia u spostrzegawczych
graczy.
Ale na swoje usprawiedliwienie Denise miała to, ze milczała, choć musiała wewnętrznie
krzyczeć na niego za spasowanie rozdania. Biedna dziewczyna. Z tym jej sumieniem, kłującym ją
za każdy funt który wydał, musi być teraz chora przez funty, które oddał swoim przeciwnikom do
tej pory.
Zapach przejrzałych cytryn bijący od Madox'a wzrósł, ale nie tak bardzo jak spodziewany
skurcz, którego oczekiwał Spade lub dzwonek telefonu.
–
Chrzanić to, wyjdę z hukiem – oświadczył Spade, przesuwając pozostałe żetony na
ś
rodek stołu. - Wchodzę.
Denise wzięła słyszalny wdech. Madox uśmiechnął się i pokazał swoje karty.
–
Dwie pary, serca. A ty panie, panie Mortimer?
Spade teraz też pokazał swoje karty, kładąc je z uśmiechem na stół.
–
Poker pik.
Rozczarowanie o cierpkim zapachu unosił się koło Madox'a. Widzowie przy stole zaczęli
klaskać, gdy Spade zagarniał duży stos żetonów. Kątem oka zdołał zauważył jej lekkie pochylenie,
oraz jak zmniejszenie się jej uścisku, na poręczy jego krzesła o który się opierała.
Spde obrócił się, wziął w swoją dłoń, rękę Denise i pocałował ją.
–
Widzisz kochanie. Mówiłem ci, że czułem iż dziś w nocy szczęście mi dopisze.
Denise lekko sapnęła, delikatnie i szybko ściskając mu rękę. Następnie Spade poczuł zmianę
energii w pokoju, wypełniając go niewątpliwie nowymi wibracjami nieumarłego. Spade puścił rękę
Denise i obrócił się od niechcenia w kierunku źródła.
Napotkał wzrok wampira, albo jego moc była maskowana, tak jak była Spade'a, albo była
dużo niższa niż Mistrza. Sądząc po wyglądzie, był już po trzydziestce kiedy został zmieniony. Jego
włosy były ciemno brązowe, zaczesane do tyłu, w stylu który najlepiej zostawić w latach
siedemdziesiątych a jego strój był niczym więcej jak kosztownym błędem.
Ze sposobu w jaki kelnerzy witali go, był również znany im z widzenia. Spade pochylił
głowę w geście powitania, a następnie zwrócił swoją uwagę na swoje żetony na stole, które były z
powrotem na tacy. Musiał przyjść. Ten wampir musiał być jego ciekawy i chciał spotkać człowieka,
który właśnie zlekceważył jego bywalców.
–
Evenin – powiedział ten wampir, zasiadając na miejscu Madox'a, które właśnie opuścił. -
Wygląda na to, że jesteś graczem na krótką metę.
Spade zrobił mentalną notatkę, na temat tego nowego wampira. Słaby południowy akcent.
Prawdopodobnie młodszy ode mnie w nieumarłych latach, ale nie za dużo.
–
My z pewnością tak. Ale mam nadzieję, że dołączysz do nas. Złapałem drugi oddech,
mimo późnej godziny.
Zapach Denise za nim się zmienił. Musiała rozpoznać, że nowo przybyły, też nie jest
człowiekiem. Spade nie odwracał wzroku od mężczyzny o lodowo błękitnych oczach, czekając.
Jeśli ten wampir nie chce go, na tym co może poczytywać jako swoje terytorium, to teraz jest czas
na to by dał mu znać.
Ale ten wampir sie po prostu uśmiechnął.
–
Przysiągłbym, ze jest jeszcze wcześnie, na podstawie tego jak się czuję. Włącz mnie
Jackie, a Sam przynieś mi na tacy. Moją zwyczajową stawkę.
Krupier tasował talię kart, a menadżer sali przyniósł tacę z żetonami. Dwieście tysięcy,
zauważył Spade. Godne szacunku zważywszy, że to nazwał „zwykłą” kwotą.
–
Jestem Henry – powiedział Spade, używając imienia, którego użył do zameldowania się
w hotelu.
–
BJ – odparł wampir, dotarli w ten sposób do podjęcia kart, rzuconych przed niego co
zrobił fachowo.
Spade wziął swoje również, nie pozwalając by żadna reakcja pokazała, gdy zauważył jego
blade palce otaczające te karty. BJ u lewej ręki nie miał małego palca, ale na prawej ręce miał gruby
złoty pierścień z emblematem 21 który zrobiony był z diamentów.
To musi być Black Jack. Ian, stary, jestem ci dłużny.
Spade odchylił się do tyłu, przesuwając ręką w pasie Denise.
–
Nie będziesz miał mi za złe, czekając chwilę dłużej, prawda kochanie?
Jej ciało było bardziej napięte niż normalnie, a jej stopy musiały ją boleć, po staniu tam
przez przez dwie godziny na wysokich obcasach, ale Denise nie wahała się z odpowiedzią ani
chwili.
–
Wcale, nie. Uwielbiam patrzeć jak grasz.
Spade prawie się zaśmiał. Z jej tendencją do oszczędzania, Denise nie mogła bardziej
pogardzać tej gry, ale jej ton głosu był stabilny i pewny siebie. Ona nawet pochyliła się i otarła się
ustami o jego gardło.
–
Może będziemy mogli znaleźć coś innego do roboty, gdy skończymy tutaj dlatego, że
nie jestem wcale zmęczona.
Jej głos był jednocześnie chrapliwy i uwodzicielski, a w tym samym czasie niskie
mruczenie, które zdawało sie ocierać się o niego wewnętrznie. Słyszał ten głos, w ten sposób
wymawiany tylko raz, gdy jęknęła jego inię w Central Park'u, gdy pił z niej. W połączeniu z jej
jedwabistymi, z jej gorącymi ustami na jego skórze, wystarczyło to, aby go zatrzymać na chwilę,
wtedy gdy powinien być skupiony przed nową grą. Spade pragnął słyszeć głos jak ten, ponownie a
nawet często. Kiedy będą razem w łóżku.
Oczy Black Jack'a prześlizgnęły się z zainteresowaniem po Denise. Spade zobaczył to i
musiał się powstrzymać, zanim odsłonił kły, gdy poczuł instynktowna zaborczość. Zamiast tego
rzucił kilka żetonów na stół i przebiegł ręką jeszcze raz po boku Denise, spotkał wzrokiem tego
wampira w wyzwaniu.
Moja.
Usta Black Jack'a ułożyły się w uśmiech, a jego głowa pochyliła się w uznaniu. Jedną z
najsilniejszych cech wampirów był terytorializm. Żaden wampir nie będzie tolerował, kogoś, kto
patrzy na jego własność - tylko pod warunkiem, że została zaoferowana. Spde wyraźnie wykazał, że
Deniose nie była.
–
King high
7
należy do BJ'a – powiedział krupier.
Spade zmusił się do zrelaksowania. Jego celem było by Black Jack czuł sie swobodnie, nie
grożenie mu po zwyczajnym rzucie okiem. Zapomniał jak zadurzenie się w kimś poruszało go –
brak normalnej kontroli i emocjonalna huśtawka wzlotów i upadków. To było dużo bardziej
skomplikowane, niż najbardziej silne dawki Czerwonego Smoka, w jego opinii.
–
Dalej stary, daj mi szansę na złapanie więcej szczęścia – powiedział Spade do krupiera,
gdy karty zostały wyłożone na stół.
8
7
King high -
znaczy to
jest królem, który posiada pozycję zasady starszeństwa nad grupą innych władców, bez tytuł
cesarza
http://en.wikipedia.org/wiki/High_king
czyli jest najważniejszy w grupie
8 A tak a na marginesie, to oni grają w pokera w wersji Texas Holdem. Więcej informacji na temat pokera znajdziecie
na tej stronie
http://www.pokerzasady.pl/
Mógł wysłać tą samą prośbę do losu o Dnise.
Rozdział siedemnasty
Kiedy Spade wstał, ogłaszając tym samym, że ma dość jak na jedną noc, Denise odczuła
taką ulgę, ze mogłaby wiwatować. Jeśli miałaby patrzeć, jak dalej przegrywa, zdumiewające kwoty
pieniędzy, zwymiotowałaby. BJ, wampir w którym pokładała rozpaczliwą nadzieję, że jest Black
Jack'iem, pokonał Spade'a trzy razy z rzędu, a przy ostatnim skasował Spade'owi wszystkie żetony.
Chociaż rozumiała, że on musiał grać tak, jak dobrze sytuowany, z nieograniczonym budżetem, to
tak bardzo chciała potrząsnąć Spade'em. Czy on nie mógł trochę mądrzej obstawiać swoich
zakładów? Kto wchodzi z wszystkimi żetonami, gdy ma się full'a składającego się tylko z trójek i
dwójek?
–
Teraz gdzie się kierujesz? - leniwie zapytał BJ, zbierając swoją wygraną.
Spade odwrócił się do niej, a jego ręka przesunęła się w dół jej pleców.
–
Nadal nie jesteś zmęczona?
Była czwarta nad ranem, a jej nogi mdlały, ale skinęła głową.
–
Noc się jeszcze nie skończyła, dopóki nie wzejdzie słońce.
–
Nie mógłbym się nie zgodzić. - Spade przyciągał ja bliżej, pochylił się by delikatnie
ugryźć ja w ucho, co spowodowało gęsią skórkę na jej ramionach. - Poza tym wolę spędzić
pozostałe godziny z tobą w łóżku.
Z jego ręką kreślącą znaki na jej plecach i ich ciałami tak blisko siebie, by mogli tańczyć
wolny taniec, a jego usta delikatnie dotykające jej ucha, gdy mówił, Denise myślała, że ten
erotyczny dreszcz który ją przebiegł, był zrozumiały. Przynajmniej ta reakcja wyglądała na
autentyczną, teraz również na pewno dla BJ'a.
–
Nie chcesz hm, mieć trochę najpierw trochę zabawy? - Czy ich celem nie jest wyciągnąć
informacji z BJ, jeśli to on jest rzeczywiście Black Jack'iem.
Ś
miech Spade'a był kuszącą pieszczotą.
–
Rzeczywiście. Choć to nazywa się grą wstępną.
Albo Spade myślał o niej, jako o najlepszej aktorce w w historii kina, albo wiedział, że jej
puls nagle przyspieszył jak na wyścigu, a uczucie zaciskania w jej brzuchu nie ma nic w spólnego z
BJ'em, który na nich patrzył.
–
BJ dobrze było cię poznać – następnie powiedział Spade, wciąż trzymając ją blisko
siebie. - Możliwe, że zobaczymy się jutro. Wrócę by odzyskać swoją przegraną.
–
W takim razie, do zobaczenia, będę czekać jutro tutaj – powiedział BJ przeciągle.
Denise była tyłem do BJ'a, więc nie mógł widzieć wyrazu jej twarzy, wtedy gdy
zmarszczyła brwi do Spade'a. Dlaczego oni wychodzą? Czy to nie był ten facet?
–
Choć kochanie – pociągnął ja Spade, całując ją delikatnie w same usta.
Spade wyprowadził ją z klubu i dalej do wyjścia. Nawet o takiej późnej porze, kasyno nadal
było ciągle zapełnione. Dopóki limuzyna z hotelu nie odebrała ich i nie znaleźli sie w prywatnej
windzie w Czerwonym Skałą, Denise nie zadawała pytań, nad którymi zastanawiała sie przez
ostatnie pół godziny.
–
To nie był on?
Spade spojrzał na nią, znajomym wzrokiem, gdy winda ponownie otworzyła sie na ich
piętrze.
–
Oh, to był on, nie ma żadnych wątpliwości.
–
No i co? - popędzała. - Więc dlaczego wyszliśmy?
Przytrzymał dla niej otwarte drzwi do ich apartamentu, czekając na wyjaśnienie jej
wszystkiego dopóki nie znajdą się wewnątrz i szybko sprawdził czy może bezpiecznie
odpowiedzieć.
–
Dlatego że teraz nasz przyjaciel jest ciekawy, zadowolony i szczęśliwy na myśl, że zdoła
wyciągnąć ode mnie więcej funtów, gdy spotkamy się następnym razem – odparł Spade.
–
Nigdy nie powinieneś był stawiać wszystkiego, przy tym ostatnim rozdaniu – mruknęła
Denise.
Spade zaśmiał się.
–
Moje biedactwo. Będziesz mieć koszmary, po tym przez kilka dni, prawda?
Denise spojrzała na niego z wyczerpanym spojrzeniem, gdy zostawiała swój nowy szal
niedaleko czerwonej kanapy. Spade spacerkiem skierował się do niej, nie było widać po po jego
chodzie żadnego znużenia.
–
Kasyna kochają bogatych frajerów. Nie mogłem pozwolić by zapytali mnie, dlaczego
wychodzę zaraz po tym, gdy wygrałem tyle, bo to było zbyt dobre by mogło być prawdziwe.
Teraz Black Jack wierzy, że jestem kiepskim graczem, a jest tak dlatego, że pozwoliłem mu tak
myśleć.
Denise podziwiała jego chłodną, logiczną strategię, nawet gdy krzywiła się nad tym, ile to
go kosztowało. Miała nadzieję, że Spade odzyska część swoich pieniędzy jutrzejszej nocy, albo da
mu jednak wszystkie swoje pieniądze z funduszu emerytalnego.
–
Umyję twarz i pójdę spać – oznajmiła. - Które z łóżek chcesz?
–
Wezmę to w pokoju gościnnym. Mam kilka rzeczy, które muszę załatwić przez telefon,
więc jeśli później usłyszysz działający prysznic, to będę tylko ja.
Denie myślała, że nie obudzi jej nic, oprócz głośnej perkusji kiedy już znajdzie się w łóżku,
ale pół godziny później po prostu drzemała, gdy wiedziała, że nie jest sama w otwartej łazience.
Leżała zupełnie nieruchomo, wsłuchując się w powolnym przesuwaniu przez Spade'a
zamka, oraz opuszczaniu swoich spodni, przesunięcie materiału po jego skórze, gdy ściągał swoją
koszulę, a następnie jak zabiera swoje chodzone ubrania. Nagle ten majaczący sen całkiem ją
opuścił, a on czuła sie całkowicie rozbudzoną. Wyobrażając sobie Spade'a tak blisko, całkiem
nagiego sprawiało to, że jej powieki prawie paliły ją by je otworzyła.
Włączył prysznic, kaskada wody przytępiła do miękkich dźwięki, które wytwarzał Spade.
Gdzie teraz był? Potrafił poruszać się tak cicho, że mógłby być przed niż, a ona nie wiedziałaby o
tym. Co jeśli ona otworzy oczy, a Spade będzie tutaj przy niej, wystarczająco blisko by mogła go
dotknąć?
Denise nie mogła siebie powstrzymać: jej oczy otworzyły się odrobinę. Przed nią nikogo nie
było. Delikatne kliknięcie z innej strony pokoju i odgadła, że drzwi od kabiny prysznicowej zostały
otwarte. Potwierdzone to zostało, gdy usłyszała je ponownie, a odgłosy wydawane przez natrysk,
zmienił się, wtedy gdy Spade znalazł się pod nim. Para wodne sprawi, ze szkło będzie matowe,
przekonywała siebie Denise. Nie będziesz w stanie niczego zobaczyć. W istocie to prawdopodobne,
ż
e para już teraz sprawiła...
Tak cicho jak tylko mogła, przewróciła się na drugi bok, starając się by jej twarz była w
dalszym ciągu na poduszce. Światło pod prysznicem dokładnie oświetlało nagie, wspaniałe ciało
Spade'a. Szkło nie było zaparowane. Nie wyglądało nawet tak, jakby miało zacząć zaparowywać,
dając jej tym samym niezakłócony widok, jego ciała pod kaskadami wody. Widok ten sprawił, że
polizała swoje wargi zanim zdołała się powstrzymać.
Wtedy Denise zamknęła swoje oczy. Gratulacje, teraz jesteś oficjalnie jak podglądający
Tom
9
. Powinna się tego wstydzić, szpiegować Spade'a w taki sposób. Jeśliby miała choć trochę
godności, odwróciłaby się i leżałaby twarzą do ściany. Teraz.
Otworzyła swoje oczy ponownie. Spade był odwrócony do niej tyłem, mydliny spływały z
jego szerokich ramion, tak jakby morska piana. Jego włosy tak czarne na tle jego bladej skóry,
długie kosmyki włosów oddzielały się od siebie pod strumieniem wody. Ta piana ześlizgnęła się
niżej po jego plecach, a za nią płynęła wodą z prysznica, spotkały się razem w jego talii i
przesuwała się w dół przez twarde kule jego pośladków. Denise szybko zamknęła swoje oczy.
Wzięła głęboki oddech i obiecała sobie, że ich nie otworzy ich ponownie. To nie było w porządku.
Było to naruszenie jego prywatności, nadużycie jego zaufania, oraz ...
Podniosła powieki, tłumiąc westchnienie. Ręce Spade'a ślizgały się po jego klatce
piersiowej, pokrywały go większość mydlin. Jego głowa była odchylona do tyłu, oczy zamknięte,
woda spadała na jego twarz, by zmyć z twarzy pianę, a nawet jej większą ilość będącą niżej na jego
9
http://pl.wikipedia.org/wiki/Peeping_Tom
jest to zespół założony przez Mike Pattona
ciele. Widziała kilku atrakcyjnych, nagich mężczyzn w swoim życiu, ale żadnemu z nich nie było
blisko do Spade'a. Każdy centymetr jego ciała był naprężony przez doskonałe mięśnie znajdujące
się pod skórą, jakby został wyrzeźbiony przez rzeźbiarskiego mistrza i magicznie powołany do
ż
ycia. Jego wzrost tylko podkreślała doskonałość jego ciała, z tymi długimi, mocnymi nogami,
plecami które były pofalowane przez przecinające je ścięgna, ramiona i klatka piersiową
wyginające się gdy namacza włosy.
Przestań patrzeć. Natychmiast.
Patrzyła sie jak Spade, myje swoje włosy, następnie jak spłukuje swoje włosy z piany, dając
Denise kolejny widok, jego rozkosznego tyłka, od którego opadała jej szczęka. Jej serce zaczęło
walić, a ciało przebiegł dreszcz, który był odpowiedzią na to, że on zajął się niższymi partiami
swojego ciała. Wiedziała, ze powinna zamknąć swoje oczy, ale wydawało się jej, ze nie może tego
zrobić. Spade obrócił się ponownie, tym razem twarzą do niej. Denise wzdrygnęła się z poczucia
winy, ale jego oczy w dalszym ciągu były zamknięte, przez pianę spływającą mu po twarzy.
Pozwoliła swojemu spojrzeniu podążyć w dół poprzez rowki na jego klatce piersiowej, minąć jego
brzuch, podążać dalej do ciemnej linii jego włosów, które pojawiły się gdy podążyła wzrokiem w
kierunku jego pachwiny...
Zaschło jej w ustach, gdy kolejna porcja gorąca, dotarła do jej głowy. Ledwo była
ś
wiadoma, ze jej serce waliło teraz jak młot, ale teraz nie mogła odwrócić wzroku. Ręce Spade'a
ś
lizgały się w dół jego brzucha, było na nich dużo piany, zbliżały się do tego miejsca na jego ciele,
pośród jego włosów, które było jego ukoronowaniem, aby zamknąć się wokół niego.
Przestań patrzeć, przestań patrzeć.
Spade namydlał swoją długość powolnymi, sumiennymi ruchami, a ta jego część ciała
zaczęła się wydłużać i grubieć pod jego rękami. Spojrzenie Denise było przykute do tego widoku,
pomimo jej jednoczesnych wyrzutów sumienia i przeczucia,że powinna patrzeć gdzie indziej.
Przełknęła, czując dreszcz wewnątrz niej, dwukrotnie silniejszy, wtedy gdy ciepło rozlewało się
wewnątrz niej. Czy to możliwe, by on stawał się twardy i było to jego naturalną reakcją na to jak się
dotykał, podczas gdy się mył? Albo on po prostu myślał o kimś szczególnym? Może nawet ... o
niej? Co jeśli Spade przyłapie ją teraz, gdy ona go podgląda, ale zamiast zdenerwować się za bycie
szpiegowanym, przywoła ją do siebie, by do niego dołączyła?
Frustracja spowodowała, że Denise w końcu zamknął swoje oczy. Jej okres się jeszcze nie
skończył, więc nawet jeśli jej fantazje staną się prawdą i Spade naprawdę by ją zaprosił, nie
mogłaby do niego iść. A nawet jeśli by mogła iść, nie powinna była iść.
To nie było sprawiedliwe. Pierwszy mężczyzna od czasu Randy'iego, który miesza w jej
emocjach i uczuciach jest wampirem, który myśli, że ludzie są dobrzy do jedzenia albo pieprzenia,
prawdopodobnie w dowolnej kolejności. Poświęciła już swoją dumę, by zaakceptować to, że nie
jest niczym więcej niż kosztownym cierniem w oku Spade'a, aż dopóki nie znajdą Raum'a.
Przynajmniej mogła unikać totalnego upokorzenia, przez bycie odrzucenia przez niego – albo
gorzej, będąc pieprzoną z litości.
Denie przytuliła się do poduszki i odwróciła swoją twarz do ściany, chowając twarz w niej.
Wtedy gdy to wszystko się skończy, a z nią będzie wszystko w porządku. Wróci do domu, zacznie
spędzać czas ze swoją rodziną, a jej zauroczenie w Spade'ie zniknie na dobre. Wszystko blaknie z
czasem. Nawet, jak widać, jej wielki żal po śmierci Randy'iego i jej ataki stresu pourazowego, który
atakował ją za każdym razem, gdy była w pobliżu jakiegoś wampira. Prysznic ucichł kilka minut
później. W tym czasie, serce Denise wróciło do wolniejszego rytmu, a potworny głód wewnątrz
niej, stępiło się do tępego bólu.
Widzisz? Powiedziała do siebie ponuro. Wszystko z czasem blednie.
Kiedy Sapde wszedł do Club Privé razem z Denise następnego wieczoru, Black Jack już tam
był. Było dopiero po jedenastej. Spade uśmiechnął się w duchu. Nie chcesz stracić szansy i mnie
minąć, prawda kolego?
–
Cześć wszystkim – powiedział Spade dobrotliwie, gdy już wziął swoją tacę z żetonami. -
Jestem tutaj by odegrać z powrotem, to co straciłem wczorajszej nocy.
Zaśmiali się wszyscy, z wyjątkiem Madox'a, tego wykaszasz wydobywców ropy, zbladł.
Obdarzył Spade'a złowrogim spojrzeniem, a następnie założył swoje ręce na klatce.
–
Skończyłem grać już na tę noc – oznajmił.
–
Wciąż jesteś zły na niego za przejrzenie twojego blefu, Madox? - Black Jack uśmiechnął
się. - Możesz wygrywać i przegrywać jak mężczyzna, lamparcie.
–
Wieśniacki śmieć – mruknął Madox pod nosem.
Black Jack po prostu się zaśmiał i przeunał krzesło Madox'a nogą.
–
Siadaj Henry. Jesteś dużo zabawniejszy, w każdym bądź razie, niż ten stary oślizgły
ropowiec.
Spade usiał, Denise stanęła za nim. Osobiście uważał, że to była żałosna zasada tego
przybydku, to że ona nie mogła siedzieć obok niego, ale przy odrobinie szczęścia, nie będą tutaj
zbyt długo.
BJ spojrzał na Denise, kiwnął głową, następnie skupił swoją uwagę, ponownie na grze.
Kolejni dwaj gracze, założyli mniejsze kwoty, na podstawie swoich obliczeń. Jeżeli siwowłosy
facet, zacznie patrzeć na Denise bardziej pożądliwe, we wszystkich wcięciach w jej sukience, Spade
znajdzie sposób, by móc go ugryźć, zanim zegar wybije godzinę dwunastą.
Wyglądała wyjątkowo przepięknie, w tej czerwonej sukience bez ramiączek, z długimi,
białymi rękawiczkami. Jej mahoniowe włosy były podniesione do góry, pozostawiając jej szyję
nagą i podkreślając diamentowe i rubinowe kolczyki, w które ubrał ją, mówiąc jej, że to jej
kostium.
Jeśli Sapde mógł postąpić według własnych preferencji, to byłby on na prawdziwej randce z
Denise, gdzie indziej, zamiast zmuszając ją do stania tutaj, patrzenia jak on gra ze zgrają drani.
Mimo to, dziś w nocy powinien posunąć się krok dalej w poszukiwaniach, jeśli wszystko pójdzie
dobrze.
Black Jack wygrał to rozdanie, a wtedy Spade rozpatrywał co ma robić. Pozwolił by
pozostali gracze pokonali go, w każdej rundzie, dopóki jego zasób żetonów zmniejszył się, do
mniej niż połowy tego, co miał na początku rozpoczęcia gry. Wtedy Spade westchnął z udawaną
rezygnacją.
–
Chyba będę szukał moje rozrywki gdzie indziej. BJ, kolego, może jakieś propozycje
gdzie lub kogo muszę szukać, by móc zabawić się do czerwoności?
10
Przez jego starannie dobrane słowa, uderzył w odpowiednią nutę. Pomimo, iż twarz Black
Jack'a pozostała niewzruszona, złożył swoje ręce razem kiedy, pomimo obliczeń Spade'a miał mieć
królowe z trzech talii.
–
Myślę, że też zaczynam się nudzić pokerem, - powiedział BJ. - Poczekaj Henry. Może
znam coś, co będzie ci sie podobać.
Sapde wymienił pozostałe żetony i czekał aż Black Jack zrobi to samo ze swoimi.
–
Szukasz jakąś rozrywki, która rozpali cię do czerwoności, tak? - stwierdził Black Jack,
gdy razem wychodzili z Belaggio.
–
Dokładnie. Raczej szukałbym takiego rodzaj rozrywki, który sprawi, że reszta mojej
nocy z nią, będzie nawet jeszcze bardziej przyjemna.
Spade pocałował Denise w szyję, gdy tylko to powiedział, delektując się dreszczem, który
przez nią przebiegł. Nie mógł się doczekać momentu, w którym będzie mógł ją pocałować, a ona
będzie wiedziała, ze nie jest to częścią ich przedstawienia.
–
Spróbujmy w Drai – powiedział Black Jack. - Jestem tam częściej, niż teraz w Belaggio.
Tłum tam jest bardziej zgodny z moim gustem.
Black Jack spojrzał na Denise, gdy mówił te ostatnie słowa. Spade chrząknął.
–
Nie ma potrzeby udawania. Ona wie czym jesteśmy.
–
Ah. - Wampir uśmiechnął sie do Denise, a wtedy kły zaczęły wystawać mu z pod górnej
wargi. - Jak masz na imię śliczna? Henry zawsze, przy nas, nazywał ciebie tylko kochaniem.
Zauważyłeś to, prawda? Spade myślał zimno, ale zanim zdołał odpowiedzieć, wymyślając
dla niej jakieś fałszywe imię, Denise odpowiedziała.
–
Na imię mam Cherry
10 W oryginale było „find some red-hot fun”, więc mam nadzieję, że nie spaliłam.
Spade stłumił swój śmiech, na wybór Denise, od nazwy ich apartamentu. Black Jack
spojrzał na nią ponownie, zanim napotkał wzrok Spade'a.
–
Tak więc, do kogo należysz?
Spade uśmiechnął się sympatycznie.
–
Do siebie.
BJ roześmiał się.
–
Bez jaj. Nie czuć od ciebie, jak od Mistrza, jeśli nie przeszkadza ci to co mówię.
–
Mój Mistrz, z mojej linii, zginął kilka lat temu. W ten sposób nie dał mi wyboru, muszę
ż
yć na własny sposób. A ty?
–
Mojemu nie podoba się, gdy rozpowiadam kim on jest, - odparł Black Jack, a jego wyraz
twarzy był bojowy, chciał aby Spade podjął to wyzwanie.
Biorąc pod uwagę czym zajmuję się Black Jack, Spade nie był zaskoczony.
–
To całkiem w porządku. Nie muszę znać wszystkich twoich sekretów ... poza jednym
Brwi wampira uniosły się do góry.
–
A tym jednym jest?
–
Czy BJ, oznacza imię Black Jack, bo o tej osobie mówił mi, mój kolega Ian- odparł
Spade.
Drugi wampir zatrzymał się. Spade czekał, jego ramię wciąż znajdowało się wokół Denise,
ignorują tłumy ludzi pchające się na ich trójkę.
–
A co dokładnie Ian powiedział ci? - zapytał Black Jack, a jego głos stwardniał.
Spade wzruszył ramionami.
–
Powiedział mi, że gdybym miał coś wyjątkowo rzadkiego i to coś chciałbym dobrze
sprzedać, to jesteś tym do kogo powinienem się zwrócić.
Denise rzuciła okiem na Spade'a, ale wtedy Black Jack się roześmiał i ruszył w końcu.
–
Ty nie możesz mieć nic do sprzedania, co by mnie interesowało, ponieważ ja mam
wszystko lepsze. Gwarantuje.
–
Jesteś w stanie postawić na to? Spade zapytał łagodnie.
Błysk zainteresowania przemknął przez twarz Black Jack'a, zanim zdołał nad nim
zapanować.
–
O co chcesz się założyć?
–
O wszystkie pieniądze, które straciłem, że mam lepszą jakość Czerwonego Smoka, niż
to co najlepsze, ty możesz zaoferować?
Teraz Denise spojrzała na niego, naprawdę pytającym wzrokiem, ale Spade po prostu lekko
ś
cisnął jej nadgarstek, mówiąc jej w ten sposób, by nie mówiła ani słowa.
–
Porozmawiamy jeszcze na ten temat, gdy będziemy już w Drai'ie – powiedział Black
Jack. - Tu jest zbyt wile uszu do podsłuchania.
Spade wzruszył ramionami.
–
Pokazuj drogę, stary.
Rozdział osiemnasty
Denise zacisnęła swoje usta, jak tylko weszli po schodach do hotelu Wybrzeże Barbary.
Drai's był pod ziemią. Oczywiście. Jakie mogłoby być lepsze otoczenie, niż polakierowana w kolor
czerwony i czarny piwnica, która zamieniona została w klub nocny, by omówić sprzedaż jej krwi?
Nie wiedziała, jaki jest plan Spade'a, ale to co zdążyła usłyszeć, nie podobało się jej.
A kiedy Denise dobrze przyjrzała się ludziom będącym w Drai's, naprawdę nie spodobali się
jej. Prawię jedną trzecią z nich stanowiły wampiry. Ich blada skóra i zbyt wdzięczne ruchy
sprawiały, że byli dużo bardziej widoczni, niż pozostali mecenasi, nawet przy tak bardzo słabym
oświetleniu.
Zadrżała. Miejsce pod ziemią, pełne nieumarłych. Możliwe, że pełno tu uzależnionych
nieumarłych, a oto była ona, z fontanną narkotyków płynącą w jej żyłach. Oh tak, jej ataki stresu
pourazowego, nie mógł być bardziej realny.
–
Napijmy się – powiedział Black Jack.
Denise nie chciała pić tutaj nic. Prawdopodobnie będzie tu wzbogacony o jakiś
nadprzyrodzony narkotyk, ale kiedy doszli do baru, zamówiła szkocką, by być uprzejmą. Miała
nadzieję, że Black Jack nie zauważy, że poziom cieczy w jej kieliszku nie uległa zmianie.
Spade popijał własną szkocką i wymieniał zupełnie bezcelowe uprzejmości z Black
Jack'iem, przez jakieś dziesięć minut. To wystarczyło, by Denise zaczęła zgrzytać zębami we
frustracji, który nie pomagał jej w ujarzmieniu jej paniki, uczuciu klaustrofobii, który nieustannie
rosło w niej. Tak wiele bladych twarzy. Chłodne ciała wokół niej. Krew niedługo zacznie płynąć.
Zaraz za nią nastąpi śmierć. Śmierć zawsze nadchodziła.
Black Jack spojrzał na nią podejrzanie.
–
Wszystko w porządku panienko? Twój zapach stał sie okropnie nerwowy.
Denise starała się odepchną te nieprzyjemne wspomnienia, ale one napływały nawet
szybciej niż lepsza strona jej siły woli mogła cobie z nimi poradzić. Jesteśmy uwięzieni. To straszne
wycie. Te wszystkie rozlegające się krzyki. Coś mokrego i grubego leżało na podłodze w kuchni...
–
Myślę, że nie dam rady tego zrobić – wymamrotała.
Spade zaczął pocierać jej ramię, silnymi, kojącymi pociągnięciami.
–
Nie, kochanie, po prostu zrelaksuj się. Otrzymasz niedługo swoje tabletki.
Denise próbowała skoncentrować się na czuciu jego dłoni – silnej, chłodnej i stabilnej. Była
jej kotwicą, gdy próbowała utrzymać swój rozum z daleka od ruchomych piasków jej śmiertelnych
wspomnień. Wszystko jest w porządku. Nie ma ciebie tam. Nie jesteś uwięziona. Jesteś tutaj, a
Spade nie pozwoli by stało ci się coś złego.
–
Czy ją coś boli? - zapytał Black Jack.
–
OxyContin – odpowiedział Spade krótko. - Zapomniałem zabrać go z hotelu. Nie
przejmuj się tym, wszystko będzie z nią w porządku.
–
Myślę, że mogę mieć jakiś – odparł Black Jack i uśmiechnął się.
Nawet Denise, walcząc o rzeczywistość ze wspomnieniami zauważył, że jego uśmiech
przypominał jej rekina – pełen zębów, ale nie humoru.
–
Właśnie, dlaczego nie sprawdzimy, co właściwie masz? - ciągnął sensownie Spade.
–
Chodźmy do mojego biura.
Podążyli za Black Jack'iem do drzwi z tyłu pomieszczenia. Prowadziły one do innych
schodów wyglądało, że stworzono dodatkowe wejście ewakuacyjne lub prywatne. W dolnej części
był krótki korytarz z trójką drzwi. Black Jack otworzył pierwsze ze strony lewej, przytrzymując je
otwarte, by mogli tam wejść, uśmiechał się w dalszym ciągu, w ten drapieżny sposób.
Ostatnią rzeczą jaką Denise chciała zrobić, było wchodzenie głębiej do podziemi, do małej
przestrzeni z jeszcze mniejszą ilością wyjść, ale nie miała wyboru. Ciężko oddychała do czasu
zanim usiadła na sofie we wzór nadrukowanych zwierząt, a jej serce biło jak przy wyścigu. Spade
wciągnął ją na kolana, tak jakby to było normalne dla nich, by siedzieli tak blisko siebie, a jego
mocna palce nadal masowały jej szyję i ramiona.
Denise trzymała się czucia jego rąk na sobie, gdy odpychała od siebie napierającą na nią
panikę. Wszystko jest w porządku. Jesteś bezpieczna ... a to musi być najbrzydsza kanapa, jaką
kiedykolwiek widziałaś.
–
Więc mówisz, że masz trochę Czerwonego Smoka na sprzedaż, prawda? - drążył Black
Jack. - Wtedy stawka idzie w górę.
Spade pochylił się do przodu.
–
Nie tak szybko. Powiedziałem, że to co mam jest lepsze niż to cokolwiek ty masz, ale
nie pokazałeś mi żadnego dowodu, że masz cokolwiek, prawda?
Black Jack chrząknął.
–
Gdybym nie miał już sporo twoich pieniędzy, to przysięgałbym, że szukałbyś i chciałbyś
otrzymać po prostu jałmużnę. Przyniosłeś coś ze sobą?
Denise napięła się, ale Spade odpowiedział bez wahania.
–
Tak.
–
Więc w porządku. - Black Jack otworzył najniższą szufladę w swoim biurku, szukał
przez kilka sekund, a następnie wyciągnął cienką, ciemną fiolkę. Podał ją Spade'owi. - Jest to
towar z najwyższej półki – Smok, dziesięć w skali. Cena ustala wielki przyjaciel. Więc jeśli
posiadasz coś w połowie tak dobrego, jak to, to pokryję twoją przegraną z ostatnich dwóch
nocy. Jeśli nie, będziesz płacił mi podwójnie. Zgoda?
–
Zgoda
Spade wziął fiolkę jedną ręką, ciągle drugą dalej kreśląc znaki na jej ramieniu. Denise prawe
wstrzymała swój oddech, gdy przechylił fiolkę do góry i przechylił ją do swoich ust. Co on takiego
robi? Czy to nie sprawi, że będzie oszalały z głodu, tak jak poprzednio?
Spade zamknął swoje oczy, połknął. Jej serce zaczęło walić, kiedy opuścił fiolkę do dołu i
otworzył oczy. Były całe zielone ... i skupiały się wyłącznie do jej szyji.
Następnie odwrócił się do Black Jack'a.
–
Sprzedajesz to gówno jako najmocniejsze? To przecież cholerny rabunek w
najłagodniejszym określeniu.
Oczy Black Jack'a stały się również zielone.
–
Teraz śmiesz obrażać mój biznes, przyjacielu, a ja nie pozwolę na takie rzeczy.
–
Ale możesz znieść myśl o zwiększeniu swoich zysków razy cztery, czesz nie? - Odparł
Spade. Jego ręka w dalszym ciągu przesuwała się po ramieniu Denise. - Podaj mi nóż a pokaże
ci co mam na myśli.
Jej oczy rozszerzyły się. Chyba nie zamierza, dać mu jej krwi, nie mógłby?
Black Jack wyglądał jednocześnie znudzony i zaintrygowany, kiedy wyciągał to co
wyglądało, na srebrny sztylet z jego kurtki. Spade przekręcił go jedną ręką i ukuł ją w górną część
ramienia, zacieśniając swój uścisk, wtedy gdy miała próbować wyszarpnąć swoje ramię.
–
Nie – powiedział to bezkompromisowym tanem.
Denise zamarła, ale nie dlatego, że bała się iż Spade zrobi jej cokolwiek, jeśli jej odmówi.
Jeśli w dalszym ciągu tak nalega, na podjęcie tego kroku, znaczy to, że ma ku temu powód. Ufam
ci. Pomyślała Denise, spoglądając w jego oczy, a następnie zrelaksowała swoje ramię.
Trzymając nóż, pochylił go tak, by móc przytknąć go do nacięcia które zrobił. Perłowa
kropla szkarłatu błyszczała na tarczy noża. Spade odsunął nóż, a następnie zaoferował ją Black
Jack'owei.
–
Spróbuj.
Wampir zaśmiał się.
–
Czy to jest jakiś rodzaj żartu?
Spade nawet nie mrugnął.
–
Czy wyglądał na to jakbym miał się śmiać?
Black Jack wydał kolejne rozbawione parsknięcie i wziął od niego nóż, zlizał z końca noża,
krople tej krwi, która ją plamiła. Tak szybko, jak połknął ją, jego oczy rozszerzyły się, a następnie
zerwał się z krzesła.
–
A niech cię licho – krzyknął.
Był z drugiej strony biurka w mgnieniu oka, ale Spade już stał tam, blokując mu drogę go
Denise.
–
Ani kropli. Zyt dużo sprawi, że stracisz kontrolę, a ja nie mogę ryzykować jej
bezpieczeństwa, z oczywistych powodów.
Jedna część Densie wciąż walczyła z potwornymi wspomnieniami z Sylwestrowego
wieczoru. Jej druga część podpowiadała jej, by uciekała stąd jak najszybciej. Ale ona wciąż czekała,
ufając Spade'owi, który nie obejmuje sprzedaży jej krwi tym dupkom.
–
Ona jest źródłem – Black powiedział niemal ze czcią, wpatrując się w Denise w sposób,
który sprawił, że chciała się ukryć. - A poza tym jest kobietą. Piękną kobietą. Dobry Boże,
chłopie, jak wiele pieprzonych pieniędzy, zdołamy zarobić na niej?
Sapde uśmiechnął się chłodno.
–
Nie zdecydowałem jeszcze, czy chcę być twoim partnerem. Na razie pokazałeś mi, że
jesteś handlarzem podrzędnych towarów. Skąd mam wiedzieć, że jesteś w stanie dowieść, że
potrafisz zapewnić jej ochronę, co będzie niezbędne, by trzymać z daleka od niej Stróży Prawa,
albo każdego innego wampira, od wtrącania się, który będzie próbował powstrzymać handel?
Złość przebiła się w przez inne emocję Dnise, jak również panikę. Wiedział, że Spade
udawał, ale Black Jack myślał chyba o niej tak, jakby nie była w ogóle nawet osobą.
Black Jack rozłożył swoje ręce.
–
Czy zdajesz sobie sprawę, jak rzadkie są źródła? Według mojej wiedzy jest jeszcze tylko
jeden, więc musimy rozdzielać jego krew, na siedem dni, od niedzieli oraz rozcieńczać ją i
wciąż utrzymywać go przy życiu. To dlatego Czerwony Smok, którego spróbowałeś smakuje
jak rzygi w porównaniu do jej krwi. Ale inne źródło ... i kobieta ...
Wampir wzdrygnął się, to wyglądało, tak jakby w ekstazie.
–
Jakim bonusem jest to, że jestem kobietą? - Denise nie mogła się powstrzymać i
zapytała. - Moim zdaniem, krew jest po prostu krwią.
Black Jack otworzył swoje usta, a następnie zamknął je.
–
O detalach porozmawiamy szerzej trochę później, ale ty nie masz powodu o co się
martwić.
–
Nie będziemy mówić w ogóle, jeśli nie zaczniesz mówić i nie zaimponujesz mi swoimi
znajomościami – odparł Spade nieubłaganie. - Jak dotąd nie słyszałem nic ciekawego. Możliwe,
ż
e powinienem pójść do innego handlarza o którym mówił mi Ian.
Wtedy właśnie zrozumiała co Spade robi. Denise widziała logikę w jego strategii, nawet gdy
chciała uciec przed spojrzeniami, którymi obdarzał ją Black Jack.
–
Mogą być inni sprzedawcy, ale żaden z nich nie jest taki jak ja – Black Jack oparł się o
biurko, uśmiechając się butnie.- Moim Mistrzem jest Web. Musiałeś o nim słyszeć, a on ma
bezpośredni dostęp do osób, które rozpoczęły handel Czerwonym Smokiem. Kontakty nie
sięgają dalej niż to co powiedziałem.
Spade prychnął.
–
Ładna historyjka, ale gdzie są na to dowody? Każdy może powiedzieć, że jest jednym z
ludzi Web'a. Sam mógłbym tak twierdzić, dla kogoś, kto nie wiedziałby lepiej.
Teraz Black Jack wyglądał na sfrustrowanego.
–
Jakiego dowodu oczekujesz? Spotkasz się z nim raz, wtedy gdy powiem mu o tym czego
się dowiedziałem. Wierz mi, będzie chciał sprawdzić ją osobiście.
–
Dzwoń do niego. Teraz. Pozwól mi usłyszeć jego głos. W przeciwnym razie, wychodzę z
nią i znajdę sobie kogoś innego do partnerstwa w handlu.
Black Jack nie lubił czuć się zagrożonym, było to widoczne, z wściekłości, która
przemknęła przez jego twarz. Ale tak samo szybko, jego twarz wygładziła się w kolejnym
uśmiechu.
–
Nie ma problemu.
Podniósł słuchawkę telefonu z biurka i wybrał numer, gwiżdżąc.
–
Podaj mi Web'a – powiedział do tego ktokolwiek odebrał telefon. Po kilku minutach
czekania, jego uśmiech się poszerzył. - Panie. Mam dla ciebie nowe najlepsze wieści...
Ręka Spade'a wystrzeliła do przodu, chwytając słuchawkę telefonu. Black Jack starał się ją
wyrwać z powrotem, ale zatrzymał się gdy spojrzał w oczy Spade'a, na wzrok którym obdarzył go
Spade.
–
Co to jest? - Denise słyszała zdenerwowany głos, dobiegający z telefonu. Wtedy – Black
Jack? Słyszysz mnie?
–
Słyszę cię doskonale – powiedział Black Jack, prawie krzycząc. - Tak samo dobrze jak
mój nowy partner, Henry ...
Spade nacisnął przycisk, rozłączając się a następnie, ku zaskoczeniu Denise, wyrwał kabel
ze ściany. Krzyk Black Jack'a zmienił się w stek przekleństw.
–
Co ty, kurwa robisz?
Sapde podał Denise swoją własną komórki, ze swojej marynarki.
–
Idź do głównego wyjścia hotelowego i zadzwoń po naszego kierowce. Spotkamy się
tam.
Ciesząc się, że może wydostać się z tego podziemia i uzależnionych od narkotyków
wampirów, Denise chwyciła telefon Spade'a i ruszyła do drzwi.
Black Jack natychmiast próbował ją zatrzymać, ale Spade był szybszy, złapał go za kołnierz.
–
Nie kolego, my będziemy omawiać inne sprawy biznesowe, gdy ona uda się do
samochodu.
Drugi wampir się uspokoił, pozwalając by wymknął mu się chichot, który sprawił, ze skóra
Dnise ścierpła.
–
Racja. Zobaczymy się wkrótce, kochanie.
–
Tak, jasne – mruknęła Denise.
Podążyła w górę metalowymi schodami, do głównej sali w Drai, następnie ładniejszymi
schodami, które doprowadziły ją do parteru hotelu Wybrzeża Barbary. Kierowca ich samochodu
odebrał po pierwszym sygnale – stojąc w luksusowym zadaszeniu, zaczęła się zastanawiać. Podała
instrukcję ich kierowcy i przerwała połączenie telefoniczne, kiedy nieodparte przeczucie sprawiło,
ż
e zimny dreszcz przeszedł jej przez kręgosłup.
Spade nigdy wcześniej nie wysyłał ją samej do samochodu. Był wojownikiem w swojej
rycerskości, nie wspominając o jego opiekuńczości. A teraz po prostu wysłał ją, pozbawioną opieki,
przez dwa piętra i wampiry, z płytkim nacięciem na ramieniu. Coś było nie tak.
Denise odwróciła się wokoło i praktycznie wbiegła z powrotem do hotelu. Przebiegłą obok
mijanych ludzi i popędziła z powrotem w dół schodów. Kilka głów odwróciło się w Drai'sie, kiedy
w dalszym ciągu kontynuowała swoje szaleńcze tempo, ale zignorowała ich, bo była skupiona na na
dostaniu się na dół, do ostatnich schodów oddzielających ją od Spade'a.
Jak tylko dostała się do wąskiego korytarza, drzwi od gabinetu Black Jack'a drzwi otworzyły
się i Spade pojawił się w nich. Jego marynarka była podarta, miał krew na swojej koszuli, a na nożu
który w dalszym ciągu trzymał była rozsmarowana czerwień.
Denise nie musiała widzieć wnętrza tego pokoju, by zorientować się co się stało.
–
Zabiłeś go – wyszeptała.
Sapde umieścił nóż w kieszeni swojej marynarki, obdarzając ją sfrustrowanym spojrzeniem.
–
Nie powinno ciebie tutaj być.
Denise patrzyła na Spade'a, jak śmiercionośna aura owija się wokół niego. Jej emocje
narastały w niej, oślepiając ją, ale to nic nie zmieniło. Spade był wampirem, więc żył w świecie
wypełnionym przemocą. Krew będzie płynąć. Śmierć będzie za nią podążać. Zawsze podążała.
Otworzyła swoje usta, by wypuścić dławiący ją wstręt, do tego co zrobił, ale Spade chwycił
ją z taką szybkością, że wszystko rozmazało się, do jednej wielkiej smugi. Okrzyki brzmiały z nią,
uderzenia w drzwi, ale następnie nie usłyszała już żadnego dźwięku, a Spade przycisnął jej głowę
do swojej piersi, odcinają ją tym samym od patrzenia na świat.
Później, kilka szalonych chwil potem, wtedy gdy dał o sobie znać jej brzuch, razem z
odczuciem otaczającego ją wycia, a to powiedziało jej, że teraz lecieli.
Rozdział dziewiętnaście
Spade wylądował z nią na pustyni, kilka kilometrów od blasku świateł bijących od miasta.
Denise odepchnęła go, jak tylko jej stopy dotknęły ziemi. Pozwolił jej odsunąć się od niego,
nie próbował nawet jej zatrzymać.
–
Rozumiesz, że nie miałem innego wyjścia? - powiedział podążając za nią.
Parsknęła i powiedziała przez ramię.
–
Racja. Dlatego, że w twoim świecie, śmierć jest jedynym wyborem. Żadna inna
możliwość nie istnieje.
Zacisnął szczękę, kiedy potknęła się o wystającą kupkę piasku, której nie widziała w
ciemności, ale nie starał się jej pomóc. Uderzałaby go po rękach, gdy spróbował.
–
Black Jack nie miał zamiaru, pozwolić mi opuścić tamtego pokój żywym. Czy
zauważyłaś może strzały za nami, albo te inne wampiry zbliżające się do pokoju? Wezwał ich,
na pewno nie po to by mogli mnie przywitać jako nowego partnera.
Zatrzymała się po tym na chwilkę, ale po chwili zaczęła iść dalej. Spade nie zwracał jej
uwagi na to, że nie miała zielonego pojęcia dokąd podąża. Liczył, że sama zda sobie z tego sprawę.
–
Odesłałeś mnie, bym nie zorientowała się, że chcesz go zabić.
–
Tak.
W końcu przestała chodzić. Spade został za nią z tyłu kilka kroków, dając jej przestrzeń
której tak potrzebował.
–
Czym był tak podekscytowany, by chciał z tobą mówić na osobności?
Wściekłość przebiegła przez niego na wspomnienie jego słów, zaostrzając w ten sposób ton
Spade'a.
–
On po prostu, grał na zwłokę, czekając na swoich kolegów z bronią, ale głównie mówił
o całej kasie którą chciał zarobić na tobie, sprzedając ciebie jako zestaw.
Denise nie była w stanie ocenić wyrazu jego twarzy, z powodu ciemności panującej wokół
niej, ale on nie miał tego problemu, mógł ją widzieć i wyraz jej twarzy.
–
O jakim zestawie on mówił?
–
Sprzedawaniu cię do pieprzenia i gryzienia w tym samym czasie – odpowiedział Spade
bez ogródek. - Dlatego był tak zachwycony tym, ze jesteś piękną kobietą. Możliwość
spróbowania nierozcieńczonego Czerwonego Smoka łącząc go jednocześnie z sex'em,
podniosłaby stawkę mocno w górę – i byłoby bardzo uzależniające, mógłbym się założyć.
Ciało Giselda'y zmasakrowane, osuszone z krwi, to wspomnienie przemknęło przez jego
umysł. Myśl, że Denise będzie przeżywać coś podobnego przez dekady może więcej, prawie
przyprawiła Spade'a o utratę kontroli. Nawet jeśli nie musiał zabijać Black Jack'a w obronie
własnej, to i tak zaszlachtowałby go, za sam pomysł sprawienia Denise takiej przyszłości.
Patrząc na nią zauważył, że tarła swoje ramiona, przypominając Spade'owi jak zimno jest na
pustyni o tak wczesnej godzinie nad ranem. Zdjął swoją marynarkę i nasunął ją na jej ramiona, ale
ona odskoczyła od niego.
–
Masz ją całą we krwi.
–
Lepiej jego krew niż twoja – sprzeciwił się, ale zabrał swoją marynarkę z powrotem.
Uparta kobieta. Ah, dobrze. Nie powinni być na zewnątrz dłużej niż potrzeba.
Wystarczająco długo, by się upewnić, że nie są śledzeni. Od z żadnego z wezwanych przez Black
Jack'a wampirów, nie czuć było tak, jakby bym mistrzem, więc nie powinni móc potrafić latać, ale
nie chciał dać im żadnej szansy.
–
Rozumiem teraz, dlaczego musiałeś zabić Black Jack'a – powiedziała Denise po kilku
minutach ciszy. - Ale nie potrafię kłamać i powiedzieć ci, że czuję się w porządku z tymi
powszechnymi morderstwami, które wydają się być rozwiązaniami problemów wśród
Wampirów ghoul'i.
–
I ludzi – Spdae odpowiedział od razu. - Wystarczy byś obejrzała wieczorne wiadomości,
by dowiedzieć się o popełnionych morderstwach każdej nocy. Przemoc nie jest czymś, na co
ś
wiat nieumarłych ma monopol. Możesz unikać wampirów i ghoul'i, ale w dalszym ciągu,
będziesz żyć w świecie wypełnionym przemocą.
–
W moim świecie jest mniej przemocy, w porównaniu do twojego – nalegała.
Spade westchnął.
–
Nie kochanie. Są tylko inne powody do niej.
–
Randy umarł dlatego, że wprowadziłam go twojego świata. Żyłby do dnia dzisiejszego,
gdybym nie narażała go na to.
Jej zapach był rozszczepiony przez ból, jej głos dławiony przez żal, poczucie winy i złości.
Emocje.
Spade znał te emocje bardzo dobrze.
–
O ile sobie przypominam, Randy i Crispin byli przyjaciółmi na sześć miesięcy zanim
zdołałaś go spotkać. Rancy był już częścią tego świata, zanim go spotkałaś.
Odwróciła się, ale Spade zdołał zobaczyć lśnienie łez w jej oczach.
–
To moja wina, że on umarł. Pozwoliłam mu iść na górę samemu, okey? Pozwoliłam mu
iść samemu, bo byłam tchórzem. Gdybym wtedy poszła z nim, mogłabym pilnować jego
pleców. Może zdołałabym go ostrzec, dając mu szansę na ucieczkę...
Spade chwycił ją za ramiona, trzymając ją w mocnym chwycie.
–
Siedemnastu wampirów i ghouli umarło podczas tego ataku, niektórzy z nich byli
Mistrzami te kreatury były zbyt silne, zbyt szybkie. Jeśli poszłabyś na górę z Randy'ym, nie
zdołałabyś go ocalić. Tylko umarłabyś razem z nim.
Denise nie próbowała go odepchnąć. Ona po prostu tam stała, z pochyloną głową, a jej
oddech przeszedł w poszarpany wdech.
–
Właśnie wtedy to, powinnam była zrobić. Randy umarł próbując mnie ocalić. Powinnam
była zrobić to samo dla niego.
–
Zostałaś nisko pod ziemią dlatego, że byłaś mądra. On umarł dlatego, że był głupi –
odparł Spade, ignorując jej sapnięcie, po jego bezlitosnej analizie. Teraz odwrócił ją, by móc
spojrzeć jej w twarz. - On nie powinien opuszczać twojego boku. To tam było jego miejsce. Na
pewno nie pośród krwawego ataku zombi, któremu żaden człowiek nie zdołałby uciec. Randy
podjął złą decyzję, a w jej wyniku umarł. Tak to już jest. Nie jest to sprawiedliwe, ale życie w
obu światach nie jest sprawiedliwe, prawda?
–
Jak możesz to zrozumieć? Nigdy nie straciłeś osoby którą kochałeś, tylko dlatego, że po
prostu tam stałeś – powiedziała przerywanym głosem.
Zaśmiał się, długo i gorzko. Nie on stracił Giselda dlatego, że on nie był wtedy
wystarczająco szybki. Jeśliby wyruszył kilka godzin wcześniej tego ranka, może zdołałby ją ocalić.
A jeśli ona po prostu posłuchałaby go, po pierwsze nigdy nie byłaby na tej niebezpiecznej drodze.
Tak blisko linii ognia, teren był pełen dezerterów z armii Napoleona. Wysłał list do Giselda'y by
czekała na niego, by mógł eskortować ją do bezpiecznego schronienia. Ona chciała zrobić mu
niespodziankę. Po prostu jedna zła decyzja, z dobrych intencji, a w rezultacie gwałt i morderstwo.
Nie, życie nie było sprawiedliwe w żadnym świecie, ludzkim czy w innym świecie.
–
Nie masz pojęcia, jak wiele naprawdę rozumiem.
Spojrzała na niego ostro, tak jakby chciała domagać się odpowiedzi. Spade czekał. Nigdy
nie rozmawiał na temat Giselda'y, ale mógłby z Denise, jeśli to ona zapyta.
Ale nie zadała tego pytania. Opuściła swoją głowę, cisza wzmocniona została przez zimno.
Wycofała się w swój wstyd, tak samo jak on to robił, przez wszystkie te długie lata, półtora wieku
samotności.
Wygoda nie mogła jej pomóc w tym przypadku. Również nie pomoże litość. Tylko jedna
rzecz może pomóc w wydostaniu się z żalu i poczucia winy.
–
Jeśli miałabyś możliwość przeżyci tej nocy jeszcze raz, zostałabyś wtedy ponownie w tej
piwnicy?
Denise pokręciła swoją głową.
–
Nie. Nawet za milion dolarów.
–
Więc nie jesteś już tą samą osobą. – powiedział Spade, a jego głos był bez żadnych
emocji. - Dowiodłaś już tego, biorąc na siebie esencję demona, poświęcając się zamiast swojego
krewnego. Kobieta która stoi przede mną, nie jest tą samą, co w tamten wieczór Sylwestrowy.
Ona mogła upadać pod ciężarem, ale ty nie upadniesz, prawda?
Denise patrzyła się na niego, coś twardego i zdecydowanego rosło w niej, widział to przez
jej oczy.
–
Jasne że nie upadnę.
Jego podziw dla niej tylko wzrósł. Zajęło mu ponad dekadę, aby odzyskać tę samą siłę wili,
po jego stracie. Denise udało się to w nieco ponad rok. Nowa determinacja przebiegła przez niego.
On musi sprawić, by ona była jego. Bitwa by ona stała się jego, może być duża, ale była zbyt ważna
by poddać się tylko dlatego, że to nie będzie proste.
–
Będziemy teraz wracać do hotelu? - zapytała Denise, jej łzy zdążyły już obeschnąć.
–
Nie wracamy teraz do hotelu. W rzeczywistości niedługo opuszczamy Nevadę.
Zmarszczyła brwi.
–
Ale fałszywe dowody tożsamości, które zrobiłeś dla mnie i resztę z naszych rzeczy jest
przecież w hotelu.
–
Umówiłem sie, że nasze rzeczy zostały spakowane zaraz po naszym wyjściu, a ja mam
oba nasze fałszywe dowody w swojej kieszeni.
Denise obdarzyła go cynicznym spojrzeniem.
–
Miałeś to wszystko zaplanowane, do ostatniego szczegółu, prawda?
Nie do ostatniego, w przeciwnym razie nie odkryłabyś, jak zabijam Black Jack'a.
–
Staram się, po prostu przewidywać. - To było wszystko co powiedział Spade.
Wzięła teraz głęboki oddech.
–
A teraz będziemy szukać Web'a?
–
Tak, teraz będziemy szukać Web'a.
Moje nowe wcielenie naprawdę kolekcjonuje przebyte mile, tak jak zawodowy pilot –
myślała Denise, gdy szli od odprawy celnej do wejścia na kolejny samolot.
Przez ostatnie dwa tygodnie latała częściej niż przez poprzednie pięć lat. A Web, Spade
mówił iż słyszał plotki, że on żyję w Monaco, więc wracali ponownie za granicę. Nie wiedział co
zamierza Spade, kiedy znajdzie Web'a – zadzwoni do jego drzwi i zapyta się czy może zabrać
ź
ródło jego nadprzyrodzonego narkotyku, którym handlował? Albo może po prostu zabije
wszystkich na których się natknie, aż do ostatniej osoby, stojącej jej na drodze do jej
nieuchwytnego krewnego Nathania'a?
Nie chciała się go o to pytać, by być szczerą, bo już czuła się jak hipokrytka. Ona po prostu
osądziła Spade'a za zabicie Black Jack'a, ale on to zrobił w jej imieniu. Ktokolwiek inny, kto
zabiłby go podczas tego polowania na Nathanial'a, zrobiłby to również w jej imieniu. Do czasu gdy
to się wszystko skończy, jej ręce będą również pokryte krwią, tak jak jego, nie ma znaczenia, że ona
przyznaję się do nienawidzenie przemocy. To zrozumienie sprawiło, ze Denise odczuła pełen zakres
emocji od żalu przez frustrację, do strachu. Była tak samo mordercą, jak był Spade i stanie się to
tylko jeszcze gorsze, jeśli będą mieli szczęście. Co jeśli nie będą mogli w ogóle znaleźć Web'a?
Albo przy następnej bitwie na śmierć i życie, on nie będzie tym kto odejdzie z niej żywym?
Ta myśl boleśnie nawiedzała Denise przez ostatnie dwa dni lotów i postojów w hotelach. W
pełnej rozpiętości zdała sobie sprawę, jak niebezpieczne będzie wydostanie jej krewnego
Nathanial'a, nawet jeśli zdołają go znaleźć, a to zostało podkreślone przez reakcje Black Jack'a na
jej krew. Spade nie chciał wziąć odpowiedzialności za szukanie Nathanial'a, dlatego że wiedział, iż
on może być własnością innego wampira. Teraz wiedzieli, że było to wszystko o wiele gorsze niż
to. Nathanial nie był tylko czyjąś własnością, był jedynym źródłem handlu bardzo lukratywnego
narkotyku, więc ktokolwiek go ma, nie zawaha się zabić, by go zatrzymać. Jak mogła dalej prosić
Spade'a, by dalej próbował szukać Nathanial'a? Kiedy dalej będzie to robił, szanse Spade na
przeżyci staną się tak ponure, jak Randy'iego, gdy poszedł na górę po schodach tamtego domu w
Sylwestra.
Na wiele sposobów, znalazł się z powrotem jakby w tamten wieczór: skulona z daleka od
niebezpieczeństwa, kiedy ktoś inny staje twarzą twarz z potworami. Przeszła już przez to. Spade
miał racje, nie była już tą samą osobą co była wcześniej. Jeśliby tylko jej życie wisiało na włosku,
przestałaby szukać Nathanial'a i zaczęła uciekać od Raum'a, żyjąc – lub umierając – ze
znamieniem Demona. Ale Raum nie przestanie szukać Nathanial'a, a on potrafi zabić każdą osobę z
rodziny, próbują go znaleźć. A jeśli dalej będzie podążała w tym kierunku, może sprawi, że to
Spade zostanie zabity. A jeśli nie będzie dalej kroczyła tą drogą, skaże całą swoją rodzinę na śmierć
– wszystko dlatego, że jakiś jej krewny pragnął nadnaturalnej mocy i poszukiwał do tego demona.
Gdziekolwiek jesteś Nathanial'u, myślała Denise po raz setny, nienawidzę cię, ze wszystkich
sił.
Spade zabrał ich bagaże i skierowali się w stronę wyjścia z lotniska. Gdy wyszli była
zaskoczona, gdy zobaczyła Alten'a i inną osobę, możliwe że z wampirem, który opierał się o
samochód.
–
Spade – powiedział Alten, uśmiechając się i podszedł do nich do przodu.
Spade uściskał mu krótko dłoń, przekazując ich bagaże tamtemu mężczyźnie.
Zdecydowanie wampir, zadecydowała Denise, widząc jak zabiera ich wszystkie torby, jedną ręką,
tak jakby nie były tak ciężkie, jak wiedział, że były.
–
Miło cię znowu widzieć Denise – powiedział Alten odwracając się do niej następnie.
–
Ciebie też – odpowiedziała mu i miał to na myśli, wybaczając mu to całe związanie i
zakneblowanie jej w poprzednim tygodniu, kiedy Raum ciągle krzyczał.
Spde otworzył drzwi samochodu i Denise usiadła grzecznie na tylnim siedzeniu.
Gdziekolwiek podczas tej podróży się zatrzymywali, miała piekielne łóżko, a gdy udało jej się
zasnąć, była w niebie. Nigdy nie było możliwe naprawdę wyspać się w lecącym samolocie. Ich
krótkie postoje w hotelach w ciągu dwóch dni, pomiędzy lotami były niczym więcej niż miejscami
na prysznic i gdzie Spade wykonywał swoje prywatne rozmowy, a nie dało się tam wyspać. Była
więc tak zmęczona, że chętnie zasnęłaby w bagażniku samochodowym, jeśli mogłaby zmieścić się
w tylnim kufrze.
Spade przedstawił jej blond wampira jako Bootleg
11
sprawiają, że Denise zaczęła się
zastanawiać, czy czasami nie został zmieniony w czasach prohibicji. Większość wampirów miała
tendencję do wybierania przezwisk o najdziwniejszym brzmieniu.
Nie spotkała jeszcze żadnego który nazywałby się John czy Sue.
–
Wszystko jest na dziś już gotowe. - Powiedział Alten, kiedy ruszyli samochodem.
–
Doskonale – odpowiedział Spade, gdy Denise prawie jęknęła na głos czując, że jej plany
na spanie, który trwałby więcej niż tylko kilka godzin, zostały właśnie zniszczone.
Odsunęła na bok własne rozczarowanie. Spade prawdopodobnie też chciał się wyspać. A
spędza swój wolny czas, wydaję na nią swoje pieniądze i naraża się na niebezpieczeństwo ze
względu na nią.
–
Co będzie się działo dzisiaj? - zapytała, nadając swojemu głosowi spokojne brzmienie,
zamiast marudnego.
Albo jej umiejętności aktorskie są do dupy, albo on potrafi wyczuć jak była wyczerpana
dlatego, że Spade spojrzał na nią współczującym wzrokiem.
–
Przykro mi, ale tylko dzisiaj miał jedyny wolny wieczór, podczas którego będzie mógł
uczestniczyć. Możesz zdrzemnąć się jednak wcześniej.
–
Kto? On? - zapytała wymownie, nie chcąc powiedzieć imienia Web'a, na wypadek
gdyby ich poszukiwania tego wampira, były czymś, czego Bootleg i Alten nie powinni byli
wiedzieć.
–
Dokładnie, Web przybędzie tam później – odparł Spade, delikatnie ściskając jej rękę,
gdy Alten czy Bootleg, nie mogli tego zobaczyć, bo siedzieli na przednich siedzeniach w
samochodzie. - Musimy mieć jego jego formalną zgodę, jeśli zamierzamy przeprowadzić się do
Monako na stałe, kochanie. To jest taka mała wysepka. Nie chciałbym być w konflikcie z
11
http://portalwiedzy.onet.pl/tlumacz.html?qs=Bootleg&tr=ang-pol&x=28&y=10
produkcja lub sprzedaż
nielegalnego towaru
ważniejszymi mieszkańcami.
To w ten sposób zastawia pułapkę, grając? Ciekawe, czy spotkanie – z – sąsiadem będzie
sztuczką? Oh pewnie, będzie wszystko na początek, będzie śniadanie dala wszystkich z kłami i
ciasto owocowe, a potem niebezpiecznie dla Spade'a i będą następne morderstwa, jeśli Web będzie
miał ze sobą Nathanial'a.
A Denise nie mogła z tym żyć.
Ale teraz nie był czas na to, by móc to omówić. Nie z tymi dwoma nieumarłymi uszami
siedzącymi z przodu tego samochodu. Usiadła wygodniej na tylnim siedzeniu w samochodzie,
zamykając oczy, chroniąc się w ten sposób przed strumieniami światła słonecznego dobiegającego
przez przyciemnione szyby. Jej zmęczenie sprawiał, że czuła się jak wampir, ponieważ chciałaby
wyłączyć słońce, tak jak wyłącza się irytującą lampę, jeśli tylko by mogła to zrobić.
Spade przysunął się na siedzenie obok niej, układając ją na jego piersi. Denise w pierwszej
chwili się napięła, ale w następnej przypomniała sobie, jak powinna zareagować, skoro przecież
udają przed światem parę, a Alten i Bootleg w to wierzą. Więc odprężyła się, otoczyła go jedną ręką
i oparła ją na jego brzuchu, drugą oplotła go z tyłu jego pleców, a swoją głowę położyła na jego
klatce piersiowej. Jego ramię otoczyło ją, delikatnie głaszcząc ją po plecach, czując jednocześnie
jego podbródek na czubku swojej głowy.
Głębokie zadowolenie przebiegło przez nią. To nie była jedynie przyjemność wynikająca ze
zmęczenia i znalezienia się w sytuacji bardziej komfortowej sytuacji; było to poczucie, że jest na
właściwym miejscu, tutaj w ramionach Spade'a. Tak jakby to było miejsce, gdzie powinna być,
blisko jedynej osoby, której pragnęła być. To nie wydaję się teraz możliwe, ale niedawno naprawdę
bała się Spade'a.
Albo może tak naprawdę się niedbała. Może jej ataki paniki, które miała w pobliżu
wampirów, były jedną z rzeczy na których się skupiała się, by nie czuć tych prawdziwych, bardzo
intensywnych uczuciach które czuła do Spade'a. On rozumiał ją lepiej w ogóle, lepiej niż sama
rozumiała się przez większość czasu. Kiedy Spade spoglądał na nią, nie czuła się tak jak
uszkodzona, żałosna wdowa którą inni widzieli. Spade widział w niej kobietę z bliznami w
przeszłości, która miał siłę pójść dale pomimo jej strat. Coraz bardziej i bardziej Denise spoglądając
na Spade'a nie widzi wampira w świecie pełnym przemocy – a widziała mężczyznę, który miał
odwagę by iść przez życie, pomimo kłód, które życie rzuca mu pod nogi i wyjść z tego zwycięsko.
Widziała kogoś, z kim chciałaby spędzić swoją przyszłość.
Intensywność jej uczuć zaskoczyła ją, ale Denise była zbyt zmęczona by zatrzymać się na
wszystkich przeszkodach, które sprawiał, że jej uczucia stały się tak zakręcone. Nie musiała się
martwić o to teraz. Teraz mogła siedzieć tutaj i rozkoszować się cudownym uczuciem
przynależności, bycia pod opieką i poczucia słuszności. Po tych wszystkich potwornościach, całym
tym smutku i bólu w ciągu minionego roku, potrzebowała tego.
Później, zrobi to co powinno być zrobione.
Rozdział dwudziesty
Spade stał nad śpiącą Denise. Jej piękna twarz, była taka spokojna podczas snu, nie
naznaczona zmartwieniami i przeżyciami, oraz poczucia winy, które zazwyczaj rozciągało nad nią
swój cień. Czuł odrazę do siebie za to, że zamierzał ją obudzić, wiedząc iż funkcjonowała tylko
dzięki swojej sile woli, przez ostatnie kilka dni. Nie przebudziła się nawet wtedy, gdy przenosił ją z
samochodu do tego pokoju i kładł ją w tym łóżku.
Ale teraz nie mógł już czekać dłużej.
–
Denise.
Nie mógł się powstrzymać przed dotknięciem jej twarzy, a następnie przesunięciem dłoni w
dół po jej szyji. Jej skóra była delikatna jak satyna, czuć jej skórę było tak uzależniające, jak
próbowanie jej krwi.
–
Denise obudź się.
Jej oczy otworzyły się, a ta porywająca mieszanina brązu i zieleni zatrzymał się na nim.
Zamrugała i uśmiechnęła się sennie.
–
Hey. Dojechaliśmy już na miejsce?
–
Teraz to już cztery godziny temu – odpowiedział, a jego usta wykrzywiły się w
uśmiechu, gdy zaczęła rozglądać się wokoło, zaskoczenie widoczne na jej twarzy, kiedy zdała
sobie sprawę, że była teraz w sypialni zamiast być w samochodzie, tam gdzie zasnęła.
–
Wow. Musiałam naprawdę odlecieć.
Potrząsała swoją głową, gdy siadała i przebiegła swoją ręką przez swoje grube, ciemne
włosy, by odgarnąć je ze swojej twarzy. Jej żołądek obudził się jako następny, sądząc po ryku jaki
wydał, sprawił tylko jej to, że zaczerwieniła się lekko. Spdade odsunął się na bok, pokazując jej stół
stojący za nim, na którym leżało kilka przykrytych potraw.
–
Hamburger z sałatą, pomidorem, ogórkiem i ketchupem, ekstra frytki, dodatkowo rosół,
krakersy i ciasto czekoladowe.
Jej oczy rozszerzyły się, a następnie się roześmiała.
–
Pamiętałeś dokładnie to co lubię. Boże Spade, chyba się w tobie zakocham.
Powiedziała to przecież żartem, ale nagły uścisk w jego klatce piersiowej, po usłyszeniu
tych słów, odczuł jak uderzenie pięścią w brzuch. Zdawał sobie przecież sprawę, że troszczy się o
Denise bardziej niż o kogokolwiek innego od bardzo dawna, ale dokładnie w tym momencie zdał
sobie sprawę, jak poważne to było.
Jestem w tobie zakochany. Nigdy nie myślałem, że zdarzy mi się to ponownie – a zwłaszcza,
ż
e będę to czuć do człowieka.
Ona musi pozwolić mi zmienić ją w wampira. Nie zniesie jej straty, przez śmiertelną
delikatność ludzi, kiedy śmierć mogła dopaść ją przy najbardziej prozaicznej czynności. Jako
człowiek, mogła zadławić się ugryzionym kawałkiem hamburgera i być daleko od niego stracona na
zawsze, przez głupi przypadek. Dlatego nie mógł tolerować by pozostałą człowiekiem, a jeśli ona
czuje do niego to co jemu sie wydaje, że ona tak czuje, to ona będzie chciała się zmienić, aby mogli
razem przeżyć co najmniej wieki. Nie tylko kilka dekad.
Denise odchrząknęła, rozglądając się wokół, w jej jaśminowo-miodowy zapachu zaczęła
przeważać cierpka nuta, przez jej poprzedni żart. Poczuła większe zażenowanie niż powinna czuć,
chyba że ona również zdawała sobie sprawę iż pomiędzy nimi, jest coś więcej niż tylko przyjazne
uczucie, miłość, potrzeba czy pożądanie.
–
Muszę z tobą porozmawiać – powiedziała, udając że przygląda się uważnie
namalowanemu obrazowi na przeciwległej ścianie. - To jest ważne, a ja nie chcę by ktoś mógł
nas podsłuchać.
Nadzieja zaczęła w nim rosnąć. Co jeśli ona zamierza sie mu przyznać do tego, co do niego
czuję? Czy może zdała sobie sprawę, że jej słowa były równie niebezpieczne dla niej i nie było w
niech okrucieństwa wobec niego.
Niech to diabli, jeśli naprawdę zamierza mu to powiedzieć, odwoła to przyjęcie i spędzi
resztę wieczoru razem z nią w łóżku, skurwysyn jakim jest Web i reszta z nieumarłych gości, mogą
sie poobrażać na niego. Zawsze może załagodzić sprawę z nimi później, ale niech będzie przeklęty,
jeśli odwróci się od Denise po tym jak ona wyzna mu swoje uczucia.
Przeszedł przez pokój, zamknął drzwi, a następnie skierował sie do telewizora, włączając go
i przygłaszając wystarczająco głośno, by mogła czuć się komfortowo, wiedząc że nie będą
podsłuchiwani. Następnie usiadł na końcu łózka, walcząc ze sobą, by nie zrobić nic co mogło ją
wystraszyć. Takich jak zerwanie z niej ubrań, by mógł cieszyć się jej palącą, jedwabistą skórą pod
sobą.
–
Więc o co chodzi? - Zapytał i postarał się by w jego głosie nie zabrzmiała żadna
wskazówka, co do jego wewnętrznej walki, która się w nim odbywała.
Wzięła głęboki oddech.
–
Odwołuję to, wszystko. Cokolwiek zamierzałeś zrobić z Web'em dziś wieczór, by móc
znaleźć Nathanial'a, to wszystko razem.
Frustracja w mgnieniu oka przesłoniła jego pożądanie.
–
Tylko nie to ponownie. Mówiłem ci kilkanaście razy; nie pozwolę ci szukać Nathanial'a
na własną rękę.
–
Nie mam zamiaru szukać go w ogóle – powiedziała, w jej głosie był bunt, a rezygnacja
przebrzmiewały w jej głosie. - Masz rację, nie mogę zacząć szukać go bez pomocy
jakiegokolwiek wampira, a żaden wampir poza Bones'em nie będzie tak szalony by chciał mi
pomóc, oprócz ciebie oczywiście. Ale obydwoje wiemy, że nie mogę zaangażować Bones'a z
powodu Cat, ale jeśli ty będziesz kontynuował szukanie Nathania'a, możesz w końcu zostać
zabity, a ja nie ... nie mogłabym z tym żyć.
Patrzył się na nią ze zdumieniem.
–
Co z twoją rodziną?
Przygryzła swoją wargę.
–
Będą musieli się ze mną znacząc ukrywać. Nie pozostało w niej znowu tak wielu; moi
rodzice, moja kuzynka Felicity, jej narzeczony i kilkoro kuzynów drugiego stopnia. Nienawidzę
siebie, że im to robię, ale Bones ma przecież ludzi na całym świecie. Mógłby porozsyłać ich po
całym świecie, tam gdzie by chcieli, podobnie do tych ludzi których już chowa, tylko bez
wymiany krwi. Mógłby nawet zahipnotyzować ich by nie wiedzieli, że ich życie znalazło się w
niebezpieczeństwie, czy są nieszczęśliwi z powodu uwięzienia, gdzieś na końcu świata...
Jej głos, zaczął się łamać w tej ostatniej części, ale po kolejnym głębokim wdechu, stał się
ponownie równy.
–
W ten sposób nikt nie zostałby zabity. Nie musisz ryzykować swojego życia. Jest to
jedyne logiczne rozwiązanie.
Spade wziął ją za rękę, zawsze przykrytą długimi rękawiczkami, pod którymi ukrywa
tatuaże i znamię demona.
–
Wtedy nigdy nie będziesz miała zdjętego tego znamienia, Denise. Nigdy nie będziesz
już więcej człowiekiem, a w ten sposób nie będziesz miała pojęcia, jak długie będzie twoje
ż
ycie, z powodu tego znamienia, które oczywiście otrzymał Nathanial, powodując tym
wyjątkową długość życia.
Spojrzała oczami jego wzrok.
–
Mogę to znieść, ale nie mogę znieść tego, że będziesz ryzykował swoje życie ze
względu na mnie. Jeśli pozwolę ci się przeze mnie zginąć, będę się czuć bardziej jak potwór, niż
to znamię mogło mnie kiedykolwiek zmienić.
Poczucie triumfu zaczęło płonąć w nim. Jeśli ona jest w stanie poświęcić swoje
człowieczeństwo, by utrzymać go przy życiu i bezpiecznym, więc ona musi troszczyć się o niego
tak mocno, jak on troszczy się o nią. A w tym przypadku, on musi ją skłonić by została kiedyś
wampirem, kiedy oddadzą Nathanial'a demonowi, a ona będzie miała zdjęte to znamię. Poza tym to
była o niebo lepsza perspektywa, niż być oznaczoną przez zmiennokształtnego Demona.
Sięgnął ręką by popieścić jej twarz, delektując się tym jak zmieniał się jej zapach, z
nieokreślonego niepokoju w coś niesamowicie bogatszego. Następnie, powoli, jego ręka obwinęła
się z tyłu jej szyji. Jej serce zaczęło przyśpieszać, gdy pochylił swoją głowę do jej, zmniejszając
dystans pomiędzy nimi, jego usta rozszerzyły się w oczekiwaniu na słodycz jej ust.
Uderzenie w drzwi sprawiło, że Denise odskoczyła do tyłu, wtedy gdy Spade obrócił się z
przekleństwem na ustach.
–
Odejdź. - Groźne warknięcie wydobyło się z jego gardła, na które każdy człowiek będzie
uważać.
–
Panie, moje najszczersze przeprosiny, ale masz pilny telefon – powiedział Alten.
–
Lepiej by ktoś umierał – mruknął Spade, zrywając się by otworzyć drzwi.
Alten podał mu telefon komórkowy w milczeniu. Spade wziął go i prawie warknął do
słuchawki.
–
Co?
–
Dlaczego nie oddzwaniasz na moje telefony? - zapytał zimno Crispin.
Denise jeszcze podnosiła się z szoku po prawie pocałunku, kiedy Spade obrócił się do niej,
zakrywając jedną ręką słuchawkę telefonu.
–
Muszę to odebrać – powiedział i wyszedł na zewnątrz.
Wpatrywał się w puste miejsce przy drzwiach, zgłupiała. Czy może ona wyobraziła sobie
intensywność tej chwili? Czy emocje malujące się na twarzy Spade'a, gdy sie ku niej pochylił,
rzeczywiści tam były, czy może jej uczucia wywołały tylko złudzenie tego, co chciała zobaczyć?
To musiało być tylko to. Spade nie wyglądał bynajmniej na powściągliwego, kiedy wychodził stąd,
tak jakby pomiędzy nimi - prawie - nic się nie zdarzyło.
Zniesmaczona Denise podeszła do przyniesionej tacy i zaczęła jeść. Jej żołądka nie
obchodziło, że została zostawiona w stanie zawieszenia; ciągle burczało jej w brzuchu i burczało
domagając się posiłku. Myślała o spędzeniu reszty swojego życia, które może być bardzo długie,
właśnie w ten sposób – chowają się przed Raum'em, nie rozpoznawała swojego ciała na wiele
sposobów, będąc wygnana ze swojego świata i nie będąc akceptowana w żadnym innym.
Jeżeli w ten sposób czuła się Cat, będąc pół wampirem, tak naprawdę nie pasując do świata
ludzi i do świata wampirów? Jeśli tak naprawdę było, to było do dupy.
Oczywiście, Cat miała użyteczne umiejętności. Wszystko co Denise miała ze swojego
znamienia, to nienasycony apetyt i okazjonalne deformacje dłoni. Złoczyńcy świata, strzeżcie się!
Mogę zjeść was w mgnieniu oka i rozszarpać was moją mocą, łapami potwora!
Odsunęła swój talerz od siebie, po zjedzeniu frytek i ciasta czekoladowego. Posiadanie
użalającej się nad sobą strony, było bezużyteczne. Musiała zacząć żyć swoim własnym życiem,
takim jakim było. Po pierwsze powinna oczyścić swoje życie. Prysznic przynajmniej powinien
zatroszczyć się o jej potrzeby higieniczne. Następnie podziękuję Spade'owi za wszystko, co dla niej
zrobił i zadzwoni do Cat, wyjaśni wszystko swojej przyjaciółce, że potrzebuję dla swojej rodziny
wampirzą wersję programu ochrony światków. Nawet jeśli była dla swojej przyjaciółki strasznie
nieprzyjemna ostatnimi czasy, wiedziała że Cat jej pomoże. Ona i Bones byli dobrymi ludźmi, tak
po prostu.
A Spade będzie mógł iść dalej ze swoim życiem, bez konieczności narażania się dla niej, gdy
ostrze przeznaczenia może odwrócić się w ich stronę. Była to słuszna decyzją, dla wszystkich
wokoło.
Spade opuścił pokój Denise i zszedł po schodach w dół i wyszedł przez frontowe drzwi,
zanim odpowiedział.
–
Cześć stary. Przepraszam za brak odpowiedzi. Ale obawiam się, iż byłem trochę zajęty.
–
Dokładnie. - To pojedyncze słowo miało taki sam nacisk, jak gdyby miał przejebane.
Spade czekał, nie zaczynał nic mówić, co mogłoby zabrzmieć jak obrona, co tylko
zwiększyłoby podejrzliwość Crispin'a. Więc albo Crispin wie coś, albo nie wie. Jeśli nie wie, Spade
nie chciał mu tego ułatwiać, by pomóc mu coś znaleźć, ale nie chciał okłamywać swojego
najlepszego przyjaciela, jeśli mógł tego uniknąć.
–
Ne chcesz mi czasem o czymś powiedzieć, Charles? - zapytał Crispin, po przedłużającej
się ciszy.
Sapde prawie się uśmiechnął.
–
Na pewno nie. - Było to najszczerszą prawdą.
–
Dobrze. - Spade mógł niemal widzieć, jak twardnieje wyraz twarzy Crispin'a. - Dlaczego
nie mógłbym ci pomóc? Możesz zacząć mówić mi, co masz za sprawy do załatwienia, z Denise
MacGregor.
Ian musiał mu coś powiedzieć. Nikt inny poza nim nie rozpoznał Densie, nierzetelny drań.
–
To nic, czym musisz się martwić. - Spade odpowiedział mu w w tym samym zimnym
tonie, jaki użył Crispin.
Prychnięcie.
–
Musimy mieć słabe połączenie, ponieważ ty po prostu nie powiedziałeś mi, bym nie
interesował się najlepszą przyjaciółką mojej żony, prawda?
Spade zamknął swoje oczy, słysząc to otwarte wyzwanie, które rzucił mu Crispin.
–
Wiem, że czujesz iż powinieneś chronić Denise, z powodu jej przyjaźni z Cat, ale ona
nie jest jednym z twoich ludzi. - Odpowiedział Spade ostrożnie, ważąc każde wypowiadane
słowo. - Musiałbyś napić się z Denise, czy wziąć ją do łóżka, by była jednym z nich, a nie
zrobiłeś żadnych z tych rzeczy. Więc z wszystkimi uczuciami, którymi mam dla ciebie, Crispin,
mówię ponownie, że to ciebie nie dotyczy.
Teraz parsknięcie po drugiej stronie linii, miało ton zdziwienia.
–
Cholerne piekło, Charles, co w ciebie wstąpiło? Nie wierzyłem, kiedy Ian powiedział, że
zacząłeś zachowywać się dziwnie, ale teraz potwierdzasz jego słowa, a nawet bardziej.
Lepiej, że Crispin wierzy iż zaczął wariować z pożądania, niż żeby miał odkryć prawdę, o
co tak właściwie chodzi. Byli naprawdę blisko znalezienia Nathanial'a. Naprawdę, czuł to.
–
Nie zamierzasz mi odpowiedzieć, prawda? - powiedział Crispin, złość zaostrzyła mu
głos, gdy nie doczekał się odpowiedzi od Spade'a.
–
Jeśli odpowiedź, znaczy pytanie się ciebie o pozwolenie na umówienie się z chętną
kobietą, to masz rację. Nie zamierzam ci na to odpowiadać – odparł Spade.
–
Daj mi Denise do telefonu. Pozwól mi usłyszeć od niej, że jest z tobą, bo chce, żeby tak
było i nie ma ku temu żadnych innych powodów, poza przyjemnością płynącą z twojego
towarzystwa. - Powiedział Crispin krótko.
Biorąc pod uwagę jego ostatnią rozmowę z Denise, Spade nie mógł pozwolić jej na
rozmowę przez telefon z nim, dopóki rozmową, nie wbije jej trochę rozumu do głowy.
–
W tej chwili jest niedysponowana. Powiem by później do ciebie oddzwoniła.
Ton Crispin'a zmienił się z zimnego w lodowaty.
–
Zdajesz sobie sprawę, że nie pozostawiłeś mi żadnego innego wyboru, muszę założyć,
ż
e coś przede mną ukrywasz.
–
To godne pożałowania, że czujesz to w ten sposób. Chciałby z tobą jeszcze
porozmawiać, ale muszę już iść. Oh, jeszcze jedna sprawa. - Spade nie próbował złagodzić
ostrości w swoim głosie, gdy gniew zaostrzał jego ton, podczas gdy mówił dalej. - Powiedz
Ian'owi, że zatrzymuje dom.
Zatrzasnął swój telefon komórkowy, odcinając się od odpowiedzi Crispin'a, jakakolwiek
mogłaby być. To tyle, na temat możliwości odwołania przyjęcia, by mógł mieć romantyczny
wieczór w Denise. Miał nawet mniej czasu, na znalezienie Nathanial'a teraz, gdy Crispin wiedział,
ż
e coś jest nie tak. Ale nadal, najlepszy przyjaciel, czy nie, nie mógł pozwolić, by Crispin
przeszkodzi mu w zdobyciu Denise, poprzez błędne poczucie odpowiedzialności.
Denise była jego, a Crispin wkrótce się o tym dowie.
Rozdział dwudziesty pierwszy
Po długim, przyjemnym prysznicu, Denise zeszła ze schodów. Na pierwszym piętrze,
kilkoro ludzi, których nigdy przedtem nie widziała, poruszało się wokoło, przygotowując wszystko
na dzisiejszy wieczór, w jakikolwiek stylu, który zaplanował Spade zgadała. Możliwe, ze teraz
Spade uważał to przyjęcie za pożegnalne party, dlatego iż postanowiła polecieć pierwszym
samolotem, gdziekolwiek Cat i Bones mogli być. Wszystko co teraz potrzebowała to numer
telefonu, by mogła ich złapać, ale do tego potrzebuję Spade'a, a ten śródziemnomorski dom, był tak
duży, jak był piękny.
–
Widziałeś Spade'a? - zapytała jednego z tych ludzi, którzy ją mijali.
–
Kogo? - zapytał młody człowiek, balansując przepełnioną tacą, która wyglądała dla
Densie, na bardzo ciężką.
–
Nieważne – mruknęła.
Ze słuchem Spade'a, jeśli naprawdę chciałaby go znaleźć , mogłaby po prostu krzyknąć na
głos jego imię. Nawet pośród otaczającego ją zamieszania i hałasu, podczas gdy reszt tych ludzi
mówiła, w dalszym ciągu mógł ją usłyszeć. Ale ciągle, to wydawało się jej ekstremalnie
nieuprzejme, więc postanowiła stanowczo, że poszuka go wśród tych ludzi, na pierwszym piętrze
tego domu. Był naprawdę prześliczny, z marmurami, wielkimi oknami z widokami na port w
oddali, kryształowe żyrandole, które błyszczały w świetle, wysokie sufity i łuki prowadzące do
bajecznie urządzonego pokoju.
Ale w całym tym przepych nie było widać tego wysokiego i ciemnowłosego wampira,
otoczonego przez blade, urządzone ze smakiem wnętrze domu. Denise nie chciała ponownie
przeszkadzać nikomu więcej, pytając o niego, więc wyszła na zewnątrz. Jeżeli samochód, którym
przybyli, w dalszym ciągle stoi tutaj, to znaczy, że Spade gdzieś tutaj jest, gdziekolwiek.
Na długim podjeździe znajdowało się kilka samochodów. Wyglądały na samochody
dostawcze. Cyniczna część natury Denise, kręciła głową, na to wszystko jedzenie i napoje
alkoholowe, które były wnoszone do domu. To było przecież przyjęcie wampirów. Oni pożywiali
się z tętnic, a nie jedli gorących przystawek z tacy.
Po szybkim przeszukaniu terenu, który ujawnił tylko egzotyczne kwiaty, rośliny i kilka
naprawdę ładnych statuetek, Denise wróciła z powrotem do środka. Aktywność kręcących się tu
pracowników zdawała się zwiększyć w ciągu ostatnich dwudziestu minut, sądząc po przyśpieszonej
ruchliwości tych ludzi.
–
Densie!
Odwróciła się z ulgą, gdy usłyszała głos Spade'a, ale to zbladło, kiedy go zobaczyła. Szedł w
jej stronę, jego brwi były złączone, jego przystojna twarz rzucała gromy.
–
Dlaczego zawędrowałaś na zewnątrz, bez informowania mnie? - niemal na nią warknął.
Zjeżyła się na te słowa.
–
Ponieważ nie jestem dzieckiem i nie muszę informować cię gdy „zawędruję” na
zewnątrz. A tak przy okazji, szukałam ciebie.
Napięcie opuściło jego twarz.
–
Nie miałem zamiaru napadać na ciebie. Po prostu zacząłem się martwić, gdy zdawało
się, że nikt nie wiedział dokąd poszłaś. Chodź, musisz się przygotować. Nie zostało już wiele
czasu.
Złapał ją za ramię, delikatnie popędzając ją z powrotem na górę, po schodach. Denise nie
odpowiedziała, dopóki nie znalazła sie z powrotem w pokoju, nawet jeśli przy całym tym hałasie
rozbrzmiewającym w tym domu, wątpiła, by mógł słyszeć ją ktoś oprócz Spade'a.
–
Mówiłam ci już wcześniej: nie ma żadnego powodu byś wydawał to przyjęcie. Jeśli jest
na to za późno, by móc ją odwołać, to też rozumiem, ale w takim razie nie muszę nawet
schodzić ze schodów, na dół. Możesz po prostu jeść, pić i bawić się, beze mnie. Nie musimy się
już więcej martwić o szukanie Nathanial'a.
Spade przewrócił swoimi oczami, naprawdę nimi przewrócił.
–
Jeśli naprawdę myślisz, że pozwolę byś zrobiła z siebie męczennice w moim imieniu, to
w takim wypadku naprawdę mnie nie znasz. A powinnaś mnie znać wystarczająco, na tyle
przynajmniej by to o mnie wiedzieć.
–
Oh, ale ja jestem typem osoby, która powinna pozwolić ci zostać zabitym, albo w
najlepszym wypadku pozwolić ci, zabić kilka osób w moim imieniu? - odpaliła. - Rzeczy się
zmieniły. Żadne z nas nie wiedziało, w co zamieszany był Nathanial, gdy to wszystko się
zaczęło. Nawet gdy się tego dowiedzieliśmy, dalej w pełni nie rozumiałam wszystkich ich
skutków, ale teraz rozumiem i teraz mówię, że to koniec.
Patrzył się na nią, jakby zastanawiając się, co dokładnie miała na myśli. A na to Denise
nawet nie mrugnęła. To nie była fałszywa oferta, tylko po to by mogła uspokoić sumienie na trochę.
Ona po prostu nie chce pozwolić kolejnemu mężczyźnie, o którego się troszczy, zginąć przez nią.
–
Masz rację, jest już za późno by odwołać to przyjęcie – powiedział w końcu. - A poza
tym wyglądałoby to dziwnie, gdybym nie przyprowadził do moich gości mojej kochanki przy
moim boku zwłaszcza, że zaprosiłem ich na spotkanie nas, w szczególności. Nie znasz
wampirzej etykiety, ale to byłoby bardzo niegrzeczne. Może to spowodować dla mnie później
poważne problemy.
Jej alarm wyłapujący bzdury był widocznie dziś wyłączony, ale wyraz twarzy Spade'a był
mdły, nie pokazując jej nic. Może dziś w nocy Spade nie będzie odgrywał przedstawienia, a jako
jego dziewczyna pomogłaby mu stroszyć piórka. Wiedza, że po jutrzejszym dnu, nigdy więcej juz
nie zobaczy Spade'a, czuła się tak, jakby dostała kopniak w brzuch. Pomimo jej najlepszych
intencji, które ominęły jej rozum, zaczęła łączyć ją ze Spade'em emocjonalna więź. Dlaczego,
dlaczego to Spade był jedynym mężczyzną, który potrafił pobudzić jej uczucia, które myślała, że
umarły wraz z Randy'im?
–
W porządku, - powiedziała Denise w końcu. - Jeszcze jedno przedstawienie, jeśli to
pomoże.
Uśmiechnął się, a coś zalśniło w jego spojrzeniu.
–
Oh, to naprawdę pomoże.
Spade stała we wnęce na pierwszy piętrze, ukryty w cieniu, obserwując Denise, jak
schodziła na dół ze schodów. Porywająca, pomyślał, przyglądając się z ciemności lawendowej
sukni, okrywając ją powyżej jej barków, kiedy jej ramiona pozostały odkryte,z głębokim dekoltem,
dopasowaną w talii i spódnicę kołyszącą się w rytm jej kroków. Wyglądała jak suknie z końca
osiemnastego wieku, unowocześniona ponieważ wyposażona w zamek błyskawiczny, a nie w wiele
małych guzików, oraz wykonana z wysokiej jakości włoskiego jedwabiu. Wraz z diamentami i
ametystami w naszyjniku, psujących kolczykach, oraz spinkami naszpikowanymi ametystami, które
podtrzymywały jej włosy i długimi białymi rękawiczkami, które kończyły się za łokciami Denise,
wyglądała w tym jak królowa.
Wyszedł z cienia, kiedy zaszła ze schodów, złapał jej dłoń w rękawiczce i ucałował ją.
–
Jesteś niesamowicie piękna.
Zaczerwieniła się na te słowa.
–
Dziękuję. - Następnie się zaśmiała. - Przypomniała mi się ta scena z filmu „Titanik” z
Leonardo DiCaprio i Kate Winslet oraz tymi wielkimi schodami, ale biorąc pod uwagę jak się
zakończyło myślę, że to nie jest dobry znak.
Spade odsunął swoje usta od jej dłoni, ale nie puścił jej.
–
Nie ma co się martwić. Jedyne góry lodowe w pobliżu są malutkie i są serwowane w
szklankach.
Jej oczy prześlizgnęły się po nim, w oczywisty sposób ciesząc się z pasujących do siebie
kostiumów z osiemnastego wieku, ale wtedy zaczęła się od niego emocjonalnie oddalać, zdołał to
zobaczyć w jej oczach. Niewidzialny mór zaczął wznosić się wokół niej, odcinają ją od niego,
mimo iż w dalszym ciągu trzymał jej dłoń.
–
Więc, jaki jest program na dzisiaj wieczór? - zapytała w rzeczowy sposób, prostując
swoje ramiona.
Sprawdzić Web'a. Zobaczyć kto mu towarzyszy. Mieć cię nagą w ramionach, zanim słońce
wzejdzie.
–
Po prostu udawaj szaleńczo zakochaną we mnie i to powinno wystarczyć.
Uśmiechnęła się prawie ponuro, jak tylko złapała go pod rękę.
–
Tak zrobię.
Spade zastanawiał się nad jej nagłymi zmianami nastroju. Czy w dalszym ciągu karzę go za
to, że wcześniej podniósł na nią głos, kiedy nie mógł jej nigdzie znaleźć? Czy była ponura,
ponieważ wierzyła iż była skazana już na zawsze na swoje znamię? To musi być to, zadecydował,
spoglądając na nią z ukosa. Wkrótce ona, zda sobie sprawę, że nie mam zamiary pozwolić jej na
taki los.
–
Będziemy witać gości, jak tylko oni zaczną przyjeżdżać, a następnie będzie to typowe
picie, tańczenie i spotkania towarzyskie, które można oczekiwać na każdym przyjęciu. Nawet
jeśli nie przewiduję nieprzyjemności, postaraj się nie być beze mnie lub Alten'a w pobliżu.
Jak na wezwanie, Alten pojawił się w nowoczesnej wersji smokingu z białą maską wokół
jego oczu. Wyrwał się Denise delikatny śmiech.
–
Co jest z ta maską?
Spade wyciągnął lawendową maskę z kryształkami, złączoną z grzebieniem do wpięcia w
jej włosy.
–
To jest bal maskowy, nie mówiłem ci tego?
–
Nie, nie mówiłeś. - powiedziała biorąc od niego maskę i oglądając ją w ręce. - Ten cały
kostium jest taki piękny. Kim właściwie jestem?
–
Marie'ą Antoinette'ą. A ja jestem królem Ludwikiem XVI.
Spojrzała na niego z wyrazem zamyślenia na twarzy.
–
Ale oni obydwoje zostali ścięci.
Spade pochylił się do niej, ocierając swoje usta, w pobliżu jej ucha.
–
Nie mam żadnych intencji w powtarzaniu tej historii, z nami w roli głównej, kochanie
I nie pozwoli. Denise nie podzieli tego samego losu, jaki spotkał Giselda'ę, nie pozwoli by
zginęła przedwczesną śmiercią.
Musi utrzymać ją bezpieczną. Tym razem, nie popełni błędu.
Denise zrobiła krok w tył, wprowadzając pomiędzy nimi dystans, jej lekki uśmiech był
wymuszony, gdy skupiła się na Alten'ie
–
A ty za kogo si przebrałeś?
Alten uśmiechnął się, kłaniając się głęboko przed Denise.
–
Oczywiście Casanową.
Denise starała się zapamiętać nazwiska próbując dopasować je do masek, ale szybko zdała
sobie sprawę, że przy takiej ilości ludzi, nigdy nie będzie to takie proste. Na zaimprowizowanym
balu, Spade musiał mieć umiejętność, by urządzić tak pokój. Albo kilka pokoi, by być bardziej
dokładnym.
Jedyną osobą, oprócz Spade'a i Alten'a, którą Denise nie zapomniała, był Web. On prawie
wpłynął do domu, wysoki mężczyzna miał maskę z gagatem
12
i z kryształami, przykrywającą jego
płowe włosy i twarz, która była przystojnym, z tego co zdołała zobaczyć Denise. Jego kostium był
również był czarny, z kryształami gustownie akcentującymi brzegi jego rękawów, ramion, płaszcza
i spodni. Po tym jak Spade sobie ich przedstawiał i przyjęła jego komplementy na temat sukienki,
zapytała się go o jego kostium.
–
Kosmiczna czarna dziura - wyjaśnił Web, gdy knociki jego usta uniosły się do góry w
uśmiechu, który był uprzejmy i był wyzwaniem w tym samym czasie.
Coś śmiertelnego i nie do powstrzymania: oczywiście Web wybrał to na spotkanie
potencjalnego wampirzego sąsiada. Jej zdaniem obaj powinni przebrać się za koguty i sprawdzić
który jest większy, ale to byłoby zbyt oczywiste.
–
Jak fascynujące – powiedziała Denise.
Nawet zabrzmiało to szczerze.
Kobietę będąca z Web'em, Denise rozpoznała bez trudu jako wampirzycę, ponieważ nikt
ż
ywy, nie mógł oddychać w sukni tak obcisłej i nie wyglądała na zadowoloną, gdy Web ogłosił, iż
ma nadzieję, by Denise zarezerwowała dla niego taniec. Spade zaśmiał się i powiedział, że postara
się wypuścić ją z objęć na wystarczająco długo, ale z gładkości jego głosu wywnioskował, że nie
brzmiał też na zadowolonego.
A gdy wieczór mijał dalej, Densie stale przypominała sobie by nie skupiać się na Web'ie i
tym, kto był z nim, jak również nie szukać twarzy Nathania'a kryjącymi się pod maskami u każdego
mężczyzny w tym pokoju. Po co to miałaby to robić? Podjęła już decyzję, że przestaje szukać
Nathanial'a. A przecież jutro wyjeżdża, nigdy więcej nie zobaczy Spade'a, chyba że wpadanie do
Cat i Bones, wtedy gdy ona również będzie w okolicy. Takimi myślami przejmował się bardziej niż
tym, że jest oznaczona na resztę swojego życia. Pomimo iż wiedziała lepiej, pozwoliła sobie
zakochać się w nim. Dopiero w wieczór przed jej wyjazdem, dotarło do niej jak dużo zaczął dla niej
znaczyć. Jak mogą dalej udawać szczęśliwą parę, kiedy czuła, że jej już zranione serce, było łamane
ponownie?
Dzisiejsza noc nie może skończyć się szybko.
Przynajmniej jedzenie było przepyszne. Dodatkowo było go tak dużo, że nawet Denise była
najedzona po drugiej porcji. Impreza rozszerzyła się na cały parter, pierwsze piętro i drugie piętro,
oraz tam gdzie była sala balowa. Po zobaczeniu kilku wampirów, zatrzymujących się w jednym z
12
http://pl.wikipedia.org/wiki/Gagat
w oryginale ta część zdania brzmiała „a tall man with a jet”
pokoi na piętrze, następnie wychodzących z stamtąd z zaróżowioną cerą, Denise zrozumiała, że
Spade zaoferował tam innego rodzaju bufet. Zastanawiała się, czy miał tam w kolejce specjalnych
ludzi, jako przekąski, czy może ma tam choinkę z kieliszków, tak jak fontanna szampana
spływająca w dół. Zadecydowała, ze nie chce się dowiedzieć.
Alten usiadł obok Denise, ponieważ w ciągu minionego godziny, Spade krążył wokół sali
wymieniając uprzejmości z nieumarłą elitą Monako. Wiedziała, że była to niekończąca się tortura,
ale ciągle wyławiała go wzrokiem z tłum, jego ciemna głowa była łatwa do wyśledzenia, ponieważ
był wyższy niż większość przebywających w pomieszczeniu. Spade wyglądał oszałamiająco nosząc
ten formalny, zabytkowy strój, skomplikowany węzeł był jak jedwabny wodospad u jego szyi,
ozdobiony haftowaniami, granatowy płaszcz, pasujące do tego spodnie, w pasie miecz i wysokie
buty do kolan.
Wow, taka była jej pierwsza myśl, na widok jego ubranego w ten sposób, natychmiast
przywołując się do porządku, by Nie ślinić się. Nawet teraz, obserwując go, Denise nie mogła
powstrzymać się od oblizywania swoich warg.
–
Denise.
Zamrugała, zwracając całą swoją uwagę na Alten'a.
–
Przepraszam, co mówiłeś?
Jego usta wykrzywiły sie, kiedy jego spojrzenie podążyło za jej do Spade'a.
–
Pytałem sie ciebie, czy smakuję ci filet mignon?
–
O tak jest przepyszny – odpowiedział automatycznie, biorąc kolejny kęs.
–
Dobrze. Ciesz się z tego skoro jeszcze możesz.
To zwróciło całą uwagę Densie na niego. Czy to możliwe, ze Spade powiedział Alten'owi,
ż
e ona wyjeżdża stąd jutro?
–
Dlaczego tak mówisz?
Wzruszył ramionami.
–
Jedzenie nie smakuję tak samo, gdy zostajesz zmieniona w wampira.
Densie o mały włos nie udławiła się kawałkiem steak'a. Alten natychmiast zaczął klepać ją
po plecach, ale machnęła na niego ręką, by je nie pomagał, połykając ten kęs, a następnie wzięła
duży łyk szampana.
–
Dlaczego myślisz, że mogłabym zrobić coś takiego? - zażądała odpowiedzi, jej głos w
dalszym ciągu był lekko ochrypły od steku który o mało nie utknął jej w gardle.
Nawet z białą maską zażywającą połowę twarzy Alten'a, w dalszym ciągu mogła zobaczyć,
ze jego wyraz twarzy był zdumiony.
–
Dlatego, że jesteś ze Spade'em – odpowiedział, jego głos sygnalizował, że to powinno
być dla niej oczywiste.
–
Więc? - powiedziała Denise i wtedy przypominała sobie, że nie jest ze Spade'em, co
znaczy, że cały ten dyskusyjny temat pomiędzy nimi się nie pojawił.
Ale zanim Alten mógł odpowiedzieć, Spade pojawił się przy ich stoliku, jego usta złączyły
się w ścisłą linię.
–
Opiekuj się nią lepiej następnym razem – powiedział ostro Spade do Alten'a, zanim
pochylił się nad nią obejmując ją od tyłu. - Wszystko w porządku, kochanie? - wyszeptał
całując jej szyję.
To tylko gra, przypomniała sobie Densie.
–
Wszystko w porządku – i to nie jest jego wina, po prostu nie przeżułam dobrze jedzenia,
zanim ni połknęłam.
Spade wymienił spojrzenie z Alten'em, którego nie mogła odczytać. Następnie wstał,
trzymając wyciągniętą rękę.
–
Chodź, zatańcz ze mną.
Z jej delikatnym stanem emocjonalnym, wpatrywał się w niego, Dnise nie chciała, ale
wzięła pod uwagę ich przedstawienie, co wyglądałoby dziwnie gdyby odmówiła. Zgodziła się,
pozwalając mu postawić się na nogi.