Kornel Filipowicz JA CIEBIE NIE KOCHAM

background image

Kornel Filipowicz

"JA CIEBIE NIE KOCHAM"

(ze zbioru "Biały ptak", 1960)

Był koniec czerwca, za parę dni mieliśmy dostać świadectwa.

Wiedzieliśmy już dobrze, kto jakie ma noty, kto będzie celerem, a kto

zostanie na drugi rok w tej samej klasie. Nauki już żadnej nie było.

Przychodziliśmy do szkoły z zeszytem zwiniętym w kieszeni po to

tylko, aby się dowiedzieć, na którą godzinę mamy jutro przyjść do

budy. Wychodziliśmy po dwóch lekcjach i włóczyliśmy się po mieście.

Było strasznie gorąco, sucho i duszno. Jedliśmy lody i piliśmy

lemoniadę w kioskach. Po obiedzie także nie było co robić. Był to w

ogóle głupi czas: nie było już nic do nauki, ale jeszcze nie nastały

wakacje. Nie mieliśmy jeszcze zupełnej wolności, a już zaczynaliśmy

się po trochu nudzić, jakby wakacje się kończyły.

Przyjaźniłem się ostatnio znów z Władysławem. Był o pół roku ode

mnie młodszy, ale chodził do tej samej klasy. Miał siostrę, Annę,

starszą ode mnie o rok. Mieszkali niedaleko mnie, w piętrowym

domku. Brama ich domu była zawsze zamknięta i trzeba było

przechodzić przez warsztat ich ojca. Po obu stronach drzwi

prowadzących do warsztatu wisiały długie szyldy; na jednym był

background image

namalowany pan z czarnymi wąsikami i baczkami, z przedziałkiem we

włosach, ubrany w jasny, letni garnitur; na drugim szyldzie starszy

pan w kraciastym raglanie, w zielonym kapeluszu, z bambusową

laską w ręku. Władek był ewangelikiem; jego ojciec był członkiem rady

parafialnej, śpiewał w chórze i grał na fisharmonii. Na fisharmonii

grali także Władek i Anna. Nie wiem, dlaczego przyjaźniłem się z

Władkiem. Był to bardzo spokojny chłopak, mówił cicho i powoli,

obyczaje miał zawsze bardzo dobre, cierpiał cały rok na katar, bał się

strasznie ojca. Oboje, on i jego siostra, mieli wielkie, nie tyle wielkie co

długie nosy, wąskie, blade usta, dolną wargę schowaną pod górną.

Byli więc bardzo podobni do siebie, tylko różnili się kolorem oczu i

włosów: Anna była blondynką i miała niebieskie oczy, Władek miał

czarne włosy i brązowe oczy. Obaj z Władkiem zbieraliśmy znaczki

pocztowe i książki, i prowadziliśmy drobny handel wymienny różnymi

przedmiotami. Ja panowałem nad Władkiem zupełnie: byłem

silniejszy fizycznie i mądrzejszy, lepiej się uczyłem. Opowiadałem mu

różne rzeczy, a on słuchał i nie odzywał się, tylko patrzył na mnie.

Jego siostra była nieładna i przeważnie nadąsana. Miała grube

warkocze, długie ręce i trochę garbiła się. Zeszłego roku, jak wróciła z

wakacji, to zauważyłem, że przez ten czas wyrosły jej małe, okrągłe

piersi. Później, kiedyś, jak bawiliśmy się w ich ogrodzie w

ciuciubabkę, dotknąłem niechcący jej piersi. Miałem zawiązane

background image

chustką oczy; było cicho, słyszałem tylko dookoła szmery i chichoty.

Szedłem powoli z rozłożonymi ramionami, przystawałem i

nasłuchiwałem. Kierowałem się w róg ogrodu, gdzie zawsze można

było kogoś zapędzić, jak rybę w sak. Usłyszałem czyjś szybki oddech,

potem stłumiony szelest i parsknięcie śmiechem. Czułem, że mam

kogoś, że zapędziłem go w zaułek między murem i altanką.

Wyciągnąłem ręce, rozgarnąłem wysokie łodygi floksów i dotknąłem

dłońmi dwóch okrągłych i twardych kulek, obciągniętych jedwabiem.

Dostałem po palcach, ktoś ryknął śmiechem, a ja krzyknąłem: - Anna!

- i zerwałem opaskę z oczu. Anna siedziała w kucki na trawie, oczy

miała zakryte rękami, śmiała się, jej twarz była czerwona jak burak.

Nacisnąłem klamkę u drzwi prowadzących do warsztatu i usłyszałem

trzy, coraz niższe dzwonki, potem, kiedy zamykałem drzwi, rozległy się

te same dźwięki w tercji, tylko w odwrotnym porządku. Było tu

chłodno i pusto, tak jak zawsze. Stanąłem koło lady i powiedziałem

głośno: - Dzień dobry! - Usłyszałem, jak ojciec Władysława powiedział

dwa razy: - Dzień dobry, dzień dobry! - potem kotara uchyliła się i

ojciec Władysława wyszedł i ukłonił się. Był bardzo niski, kiedy się

kłaniał - był jeszcze niższy. Mój ojciec powiedział kiedyś, że im

mniejszy człowiek, tym niżej trzeba mu się kłaniać. Moja matka

powiedziała wtedy, żeby ojciec dziecku nie mącił w głowie

socjalistycznymi dowcipami. Swoją drogą, że ojciec Władka był tak

background image

mały i tak grzeczny jednocześnie, że gdybym chciał mu dorównać,

musiałbym chyba na czworakach chodzić. Próbowałem już rozmaitych

sposobów, zginałem nogi w kolanach, ale bolały mnie łydki,

kurczyłem brzuch, ale to też było bardzo niewygodne, zresztą raz

ojciec Władka zapytał mnie, czy nie jestem chory? Teraz ojciec Władka

stał za ladą i uśmiechał się. Spytałem:

- Jest Władek?

- Władek poszedł do magla z bielizną, zaraz wróci. Idź na górę i

poczekaj - odpowiedział ojciec Władka uśmiechając się i kiwając

głową. Odsunął kotarę na mosiężnych kółkach i otworzył mi drzwi.

Wszedłem bokiem, kłaniając się, potem pobiegłem szybko schodami

na górę. Schody były pomalowane na żółto, środkiem biegł czerwony

chodnik. Na oknie kwitły biało jakieś rośliny o ciemnozielonych,

sztywnych jak z blachy liściach. Słychać było brzęczące dźwięki

fisharmonii. Zapukałem i wszedłem do pokoju. Anna siedziała przy

fisharmonii. Wytarła chusteczką rękę i przywitała się ze mną.

- Co robisz? - spytałem.

- Gram - odpowiedziała i zaczęła znów kiwać się przyciskając miechy.

Trzymała ręce prawie nieruchomo na klawiszach i poruszała leniwie

palcami. Dźwięki wlokły się, fisharmonia burczała i brzęczała. Anna

była w liliowej bluzce, na jej zgarbionych plecach leżały dwa grube,

lśniące warkocze.

background image

- Co grasz?

- Bacha - powiedziała nie przerywając grania i podniosła na mnie

wilgotne, zaczerwienione oczy.

- To nudne jak flaki z olejem - powiedziałem. Uczyłem się trochę grać

na fortepianie, ale nikt mnie nie zmuszał do regularnego ćwiczenia.

Pogardzałem grą z nut. Wyciągnąłem rękę i w tym czasie, kiedy ona

wlokła wciąż jeden i ten sam akord - odegrałem w pianach bardzo

szybko "Bubliczki". Było to dosyć zabawne, inaczej jak na fortepianie,

gdzie trzeba było uderzać; tu wystarczyło tylko lekko dotknąć

klawisza, a już powietrze uciekało niby z wielkiej, nadętej bani i

wydmuchiwało dźwięk. Anna nic nie powiedziała, tylko popatrzyła na

mnie. Dałem spokój fisharmonii i zacząłem chodzić tam i z powrotem

po wąskim pokoju, gdzie wszystko było bardzo czyste, bez jednego

pyłka, bez plamki. Na ścianie, nad fisharmonią, wisiały fotografie

rodziców od konfirmacji, nad łóżkiem Anny Chrystus w Ogrojcu, nad

łóżkiem Władka krzyż, nad stołem długie, białe płótno z

wyhaftowanym ozdobnie napisem: "Patrzcie, czuwajcie, a módlcie się,

bo nie wiecie, kiedy czas będzie...". Na oknie stały doniczki z różowymi

pelargoniami; ich blade liście odwrócone były wszystkie do światła.

Wyjrzałem do ogrodu: matka Anny, wysoka, chuda, stała z

koszyczkiem i zbierała porzeczki. Nie znosiłem porzeczek; były kwaśne

i przyprawiały mnie o oskomę. Za chwilę wróci matka Anny,

background image

poczęstuje mnie porzeczkami i nie będę mógł odmówić.

- Kiedy Władek przyjdzie? - spytałem.

- Zaraz przyjdzie - odpowiedziała Anna, odwróciła kartkę i grała dalej.

Było strasznie nudno. W pokoju było mało miejsca. Krzesła były

twarde, niewygodne. Łóżko Anny zaścielone było wysoko i nakryte

koronkową narzutą. Raz, kiedy rodziców nie było w domu, biliśmy się

z Władkiem i ja rzuciłem go na łóżko Anny. Zrobiła się wielka jama,

wszystko się pomieszało i pomięło. Władek przerwał mocowanie się i

powiedział, że trzeba zaraz naprawić łóżko, zrobić tak, jak było, bo

Anna by się bardzo gniewała i powiedziałaby jeszcze mamie.

- Co robicie w czasie wakacji?

- Pojedziemy znowu do ciotki.

- Na całe wakacje?

- Tak.

- Tam pewnie jeszcze nudniej jak tu.

- Dlaczego? Są gęsi, krowy, konie.

- Kiedy jedziecie?

- Pojutrze, zaraz po świadectwach.

Zrobiło mi się trochę żal, że wyjeżdżają. Stanąłem koło Anny i

popatrzyłem na nią. Miała na czole kropelki potu, mimo że w pokoju

było chłodno.

- Pamiętasz, jak byłaś mniejsza, to chciałem się z tobą bawić w konie i

background image

ciągnąłem ciebie za warkocze...

Wziąłem do rąk jej grube warkocze i pociągnąłem lekko za lewy,

potem za prawy warkocz: - Cichij! Hetta!

- Przestań! - syknęła Anna, ale bez złości, i potrząsnęła głową. Nie

byłem już głupim dzieckiem, nie chciałem wcale, żeby ją bolało,

robiłem to delikatnie. Położyłem ostrożnie warkocze na jej plecach i

poszedłem sobie. Nie chciałem jej wcale robić przykrości, ale nie

miałem też ochoty zawracać sobie Anną głowy. Anna była brzydka i

niesympatyczna. Stanąłem koło półki z książkami i wyciągnąłem

album ze znaczkami Władysława. Przeglądałem je, nie miał nic

nowego, wszystkie znałem, były zresztą marne, składały się

przeważnie z tych, które mu dałem. Jeden tylko znaczek był taki,

którego nie powinienem był mu dawać; pożałowałem tego, ale nie

mogłem mu już odbierać. Anna grała kiwając się, jakby jechała pod

górę na rowerze. Poszedłem do okna zobaczyć, czy Władek nie wraca.

Nie było go widać. Na ławce w ogrodzie stał już półmisek z wielką górą

różowych porzeczek. Matka Anny zbierała dalej do koszyczka.

Umyślnie wyobraziłem sobie, że nabieram i wkładam do ust całą

garść porzeczek, i poczułem zaraz, jak twarz wykrzywia mi się. Nagle

usłyszałem, jak Anna powiedziała głośno i bardzo wyraźnie:

- Po co tu właściwie przychodzisz?

Odwróciłem się i popatrzyłem na Annę. Siedziała teraz wyprostowana,

background image

nie patrzyła w nuty, ale w górę, na sufit, i grała dalej, tylko jakby

trochę ciszej niż przedtem.

- Jak to po co? - roześmiałem się.

Anna przestała grać. Była jakaś dziwna, inna niż zwykle. Miała

zmarszczone czoło, blady nos. Podniosła górną wargę i pokazała

kawałeczek zębów. Poczułem się nieswojo. Odwróciłem się do okna.

Usłyszałem, jak Anna mówi:

- Ja ciebie nie kocham, rozumiesz? Wcale ciebie nie kocham.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć i co począć ze sobą. Mogłem tylko

obrazić się. Włożyłem ręce w kieszenie i wyszedłem powoli z pokoju,

potem zbiegłem szybko po schodach i przeleciałem bez słowa

pożegnania przez warsztat. Zadzwoniły dzwonki nad drzwiami,

znalazłem się na ulicy. Panował tu zgiełk, świeciło oślepiająco słońce,

w powietrzu unosił się kurz. Biegłem ulicą, potem skręciłem przez

plac kościelny w stronę parku.

Zwolniłem dopiero, kiedy znalazłem się wśród drzew, nad ocienioną

krzakami Młynówką. Młynówka płynęła cicho w głębokich brzegach,

między korzeniami i omszałymi palami. Oparłem się o poręcz i

patrzyłem na biegnącą szybko, prześwietloną smugami światła wodę.

Byłem zgnębiony, zawstydzony i jakby pobity przez kogoś; nie

fizycznie, ale jakbym przegrał jakąś grę, niby w szachy albo w karty,

ale jeszcze ważniejszą. Poszedłem kawałek dalej, przystanąłem znowu

background image

i myślałem: - Do diabła, to ja jej przecież nie kocham. Ale ona raczej

powinna mnie kochać. - A później znów: - Jakżeż bardzo musi mnie

ona nie kochać, skoro mi to powiedziała. Bo ja, który jej nie kocham -

nigdy bym jej tego nie powiedział!


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kornel Filipowicz Świadek, który nie umiał mówić
ja ciebie kocham www prezentacje org
Adam Asnyk Ja ciebie kocham(1)
Kornel Filipowicz NIECH NIE WIE LEWICA
Ja ciebie kocham!
Ja ciebie kocham! Adam Asnyk
Kornel Filipowicz Silberstein nie zdążył
ja ciebie kocham www prezentacje org
Adam Asnyk Ja Ciebie kocham
A Asnyk Ja ciebie kocham
Żyć?z Ciebie nie mogę
mieszanko kto ciebie nie robil ten wie co starcil
Nie kocham cię za to kim jesteś, S E N T E N C J E
Ja się nie boję nikogo, PPS, Różne
Ja reklamom nie ulegam, Mnipulacje, perswazje i inne, Materialy
Plan pracy na zajęciach dla uczniów z trudnościami w nauce pod hasłem „Proszę pani, ja tego nie rozu

więcej podobnych podstron