A
n
ar
u
k
c
h
ł
o
p
i
e
c
z
G
r
e
n
l
an
d
i
i
C
z
e
s ł
a w
C
e
n
t
k
i
e
w
i
c
z
$#gui
d{
F
D
1216
1E
-
D
C
10-
4A
7A
-
9F
F
C
-
13D
B
9
C
27A
C
C
6}
#$
A
na
r
uk C
hł
opi
e
c
z
G
r
e
nl
a
ndi
i
2
Wśród
gromady
dzi e
ci
eski moski ch,
baw
i ących
si ę
mi ędzy
n
ami ot ami
na
brzegu
morza,
rej
w odzi ł
Anaruk.
Sł uchal i
go
ni e
t yl ko
rów i eśni cy,
al e
i
st arsi chł opcy. N aw et psy chęt ni e poddaw ał y si ę j ego rozkazom.
Anaruk
mi ał
dw ana
ści e
l at
—
był
j edna
k
t ak
si l ny,
zręczny
i
odw ażny,
że oj ci ec j ego, T
ugt o,
częst o zabi erał syna ze sobą na pol ow ani e.
Anaruk był z t ego ni ezmi erni e dumny.
Zaprzyj aźni ł em
si ę
z
ni m
bardzo
prędko.
Pozw ol i ł em
mu
obej
rzeć
moj ą
broń
i
podarow ał em
nóż
st al ow y,
kt óry
w
zbudzi ł
w
ni m
zach
w yt .
N ast ępnego
dni a
Anaruk
przyprow adzi ł
ze
sobą
sw eg
o
brat a,
pi ęci ol et ni ego
N ukuna,
żeby
i
on
obej rzał
t e
cuda.
Musi ał em
w szyst ko
pokazyw ać
j eszcze
raz
i
obj aśni ać,
co do czego sł uży.
Ze zdumi eni em dot ykal i mi ęci ut ki ego, w eł ni anego sw et ra.
— Jak w ygl ąda zw i erzę, kt óre ma t aki e f ut ro? — zapyt ał Anaruk
Z
t rudem
w yt ł umaczył em
mu,
j ak
si ę
r
obi
mat eri ał .
N i e
pr
zypuszczał ,
że
można
nosi ć
ubrani e
z
czegoś
i nnego
ni ż
skóra.
Kazał
obracać
si ę
N ukunow i
na
w szyst ki e
st rony
i
pokazyw ał
mi ,
j ak
uszyt e
są
j ego
spodni e
z
f ut ra
bi ał ego
ni edź
w i edzi a,
bl uza
ze
s
kóry
f oki
i
but y
z
mi ękki ej
skóry
mł odego rena.
T
ak
ubi era
si ę
Eski
mos
w
l eci e.
Al e
l at o
t rw a
t ut aj
t yl ko
t rzy
mi esi ące
i
j est
zal edw i e
t ak
ci e
pł e,
j ak
nasza
w czes
na
w i osna.
Jesi eni
n
i e
ma
w ł aści w i e
w cal e
—
od
razu
zj aw i aj ą
si ę
zi mne
w i at ry,
śni eżyce
i
w i el ki e
mrozy,
dochodzące do pi ęćdzi esi ęci u st opni . I
t a
k bez przerw y przez dł ugi e mi esi ące.
Wt edy
mi eszkańcy
G renl andi i ,
a
j est
i ch
ki l kadzi esi ąt
t ysi ęcy
na
w ybrzeżach
t ej
naj w i ększej
w yspy
św i
at a,
chodzą
ot ul eni
w
f ut ra.
Ledw i
e
nosy
w i dać.
N aw et
ni emow l ęt a
zaw i j a
si ę
w
skóry.
Mat ki
ni e
noszą
dzi eci
na
rękach,
l ecz
w
dużej
Ki eszeni ,
naszyt ej
w
ubrani u
na
pl ecach.
W
t en
sposób
maj ą sw obodne obi e ręce do pracy. A pracy ni e brak kobi eci e eski moski ej .
G renl andi a
l i czy
pon
ad
dw a
mi l i ony
ki l o
met rów
kw adrat ow ych,
a
w i ęc
j est
praw i e
si edem
r
azy
w i ększa
od
cał ej
Pol ski .
G dyby
pół no
cny
skraj
w yspy
umi eści ć
w
Szczeci n
i e,
poł udni ow y
krani
ec
si ęgnął by
dal e
ko
w
gł ąb
pust yni
Sahary
w
Af ryce.
Praw i e
cał a
G renl andi a
skut a
j est
l odem.
W
samym
środku
w yspy
grubość
l odow ej
pokryw y
dochodzi
do
t rzech
ki l omet
rów
i
nat ural ni e
ni gdy ni e t aj e.
C
z
e
s ł
a
w
C
e
nt
ki
e
w
i
c
z
3
Śni egi
t opni ej ą
t yl ko
na
poł udni ow o- zachodni ch
brzegach
i
t am
na
pol et kach
zi emi
w yrast aj ą
t raw y
i
mchy,
a
w śród
ni ch
mał e,
al e
barw ne
kw i at ki .
Lat o
j est
t ak
krót ki e,
że
ni ekt óre
rośl i ny
ni e
zdążą
w
ci ągu
j ego
t rw ani a
przekw i t nąć
i
ow o
cow ać.
Zaczynaj ą
kw i t nąć
j ednego
l a
t a,
zi muj ą
pod
śni egi em i ow oce maj ą dopi ero na nast ępną w i osnę.
Podczas
l at a
rodzi na
Anaruka
mi eszka
na
brzegu
morza
w
nami ot ach
zrobi onych ze skór f ok i renów . O bok st oj ą nami ot y i ch krew nych i przyj aci ół .
N aj t rudni ej
j est
zd
obyć
drew no
na
p
al e
do
nami ot ów .
Lasów
na
G renl andi i
ni e
ma
—
czasami
zdarzaj ą
si ę
t yl ko
ni ski e
krzaki .
Wi ększe
kaw ał ki
drew na
można
w ył ow i ć
j edyni e. . .
z
morza.
Fal e
mo
rski e
rokroczni e
w yrzucaj ą
t u
na
brzeg
szcząt ki
rozbi t ych
st at ków
l ub
kł ody
drzew ,
przyni esi one przez prądy morski e z dal eki ch brzegów Syberi i .
D rzew o
t o
skarb
pr
aw dzi w y:
można
zeń
zrobi ć
pal
do
nami
ot u,
części
do
sań
l ub
szki el et
kaj aka,
al e
l udzi e
D
al eki ej
Pół nocy
umi ej ą
sobi e
j akoś
poradzi ć i bez drzew a: skóry nami ot u rozpi naj ą na żebrach w i el orybów .
N ami ot
t aki
w cal e
n
i e
j est
szczel ny
—
d
eszcz
przedost aj e
si ę;
do
środ-
ka.
Anaruk
ni e
mart w i ł
si ę
j ednak,
że
w oda
kapi e
mu
na
gł ow ę,
dzi w i ł
si
ę
naw et
bardzo,
że
m
y
w
Europi e
naw et
w
l eci e
mi eszkamy
w
kami en
nych
domach.
G dy
pokazał em
mu
f ot ograf i ę
ul i c
Warszaw y,
śmi a
ł
si ę
począt kow o,
późni ej zapyt ał z ni edow i erzani em:
—
C hyba
żart uj esz!
C i
w szyscy
l udzi e
ni e
mogą
przeci eż
mi eszkać
razem — skąd w zi ęl i by t yl e mi ęsa do j edzeni a?
T
ł umaczył em
mu,
j
ak
mogł em,
al e
ni e
w i em,
czy
udał o
mi
si ę
go
przekonać.
Zdobyci e
pożyw i eni a
t o
spraw a
życi a
i
śmi erci
dl a
mi
eszkańców
G renl andi i .
Pol ow ani e
na
zw i erzęt a
morski e,
t ak
j ak
t o
robi ą
Eski mosi
w
dal eki ch
zakąt kach
G renl andi i ,
ni e
j est
rzeczą
ł at w ą
ani
bezpi eczną.
Lat em
w ypł yw aj ą
na
morze
w
kaj akach.
N i c
a
ni c
ni epodobnych
do
naszych.
Szki el et
buduj e
s
i ę
przew ażni e
z
żeber
zw i erzęcyc
h
pow i ąza
nych
rzemi eni ami ;
obci ąga
si ę
go
skórami ,
po
zszyw anymi
j ak
moż
na
naj szczel ni ej .
O t w ór,
w
kt órym
s
i edzi
myśl i w y,
j est
bardzo
ści śl e
dopa
sow any
do
j ego
w ymi arów .
Jeśl i
ł ódka
przedzi uraw i
si ę
w
czasi e
pol o
w ani a,
myśl i w y
ni e
A
na
r
uk C
hł
opi
e
c
z
G
r
e
nl
a
ndi
i
4
może w ydost ać si ę z ni ej i t oni e.
N a
w ypraw ę
Eski mo
s
ubi era
si ę- w
specj a
l ny
skórzany
kaf t an,
zw i ązany
w okół
kost ek
na
ręk
ach,
pod
brodą
i
do
okoł a
ot w oru
kaj aka.
W
t en
sposób
t w orzy
on
z
myśl i w y
m
j edną
w odoszczel
ną
cał ość.
Każdy
uc
zy
si ę
t u
pol ow ać
z
kaj aka
j uż
od
mał ego
dzi ecka.
G dy
t yl ko
umi e
dobrze
chodzi ć,
dost aj e
sw ój
pi erw szy
kaj ak;
pot em,
w
mi arę
j ak
podrast a,
coraz
t o
w i ększy,
aż
w reszci
e
chł opak sam musi sobi e zrobi ć ł ódkę na sw oj ą mi arę.
Przerazi ł em
si ę
ogromni e,
gdy
zobaczył em
ki edyś
z
brzegu,
że
kaj ak
Anaruka
przew róci ł
si ę
do
góry
dnem
.
Już
chci ał em
pos
pi eszyć
mu
na
pomoc,
gdy
rapt em
roześmi ana
t w arz
chł opca
ukazał a
si ę
nad
w odą
i
p
o
chw i l i ł ódka pł ynęł a normal ni e.
Przypomni ał em
sobi e
w t edy,
że
myśl i w i
l ubi ą
popi syw ać
si ę
sw oj ą
zręczności ą,
kt óra
ni erzadko
rat uj e
i m
życi e.
N i eraz
burz
a
spot ka
i ch
na
morzu,
a
f al a
w yw róci
kaj ak,
w t edy
j ednym
si l nym
ruchem
w i osł a
l u
b
rami eni a
umi ej ą
prz
yw róci ć
go
do
zw ykł
ej
pozycj i .
Zdarza
si
ę
j ednak,
że
p
o
dł uższej
w al ce
z
f al ami ,
gdy
si ł y
myśl i w ego
w yczerpi ą
si ę,
gi ni e
w
l odow at ej
w odzi e.
T
ugt o
umi ał
przekozi oł kow ać
z
kaj aki em
ki l kanaści e
razy
i
n
i c
mu
si ę
ni gdy zł ego ni e st ał o.
Razu
pew nego,
w cze
snym
ranki em,
gdy
morze
był o
zupeł ni e
spokoj ne,
w ybral i śmy
si ę
sze
ści oma
kaj akami
n
a
pol ow ani e.
Każdy
z
nas
za
brał
harpun,
dzi dy
i
st rz
ał y.
Musi ał em
w i osł
ow ać
z
cał ych
si ł ,
ż
eby
nadążyć
za
moi mi t ow arzyszami .
Zat rzymal i śmy
si ę
mi ędzy
skal i st ymi
w ysepkami ,
częst o
podobno
odw i edzanymi
przez
f oki .
N a
razi e
ni e
mogł em
dost rzec
ani
j ednej ,
j ednak
T
ugt o
kazał
nam
si e
dzi eć
w
kaj akach
zupeł ni e
bez
ruchu,
żeby
ni e
spł oszyć
zw i erzyny.
D ł ugo
t ak
czekal i śmy
i
myśl ał em,
że
j uż
ni c
ni e
będzi e
z
pol ow ani a,
aż
t u
na
gl e,
w
odl egł ości
ki l
kudzi esi ęci u
met rów ,
na
pow i erzchni
morza ukazał a si ę mał a, okrągł a gł ow a z dł ugi mi w ąsami .
Kaj aki
Eski mosów
bez
pl usku
ruszył y
w
t ym
ki erunku.
Zost ał em
na
mi ej scu,
bo
w i edzi ał
em
z
góry,
że
ni e
b
ędę
umi ał
w i osł ow a
ć
t ak
ci cho,
j a
k
oni .
Podej rzl i w a
f oka
sch
ow ał a
si ę
pod
w odą,
zani m
moi
t ow arzys
ze
zdoł al i
C
z
e
s ł
a
w
C
e
nt
ki
e
w
i
c
z
5
do
ni ej
podpł ynąć,
i
znów
musi el i śmy
dł ugo
czekać
w
ci sz
y,
w st rzymuj ąc
oddech.
D opi ero
za
t rzeci m
razem
myśl i w ym
ud
ał o
si ę
podpł ynąć
d
o
f oki
na
odl egł ość
rzut u
harpunem.
Foka
t raf i ona
zni kł a
w
morzu,
al e
w
t ym
mi ej scu
na
pow i erzchni
w ody
ut rzymyw ał
si ę
pęcherz
skórzany
napeł ni ony
pow i et rzem i przyw i ązany rzemi eni em do harpuna.
Jest t o bardzo dow ci
pne urządzeni e: w t e
n sposób Eski mos w
i dzi , gdzi e
zat onął j ego ł up, a j eśl i naw et chybi cel u — może zaw sze w ył ow i ć sw ą broń.
O st rze
harpuna
zrobi one
j est
z
t w ardej
kości
i
osadzone
na
drew ni anej
rękoj eści .
B yw aj ą
t akże
harpuny
i nnego
rodzaj u:
po
w bi ci u
ost rza
w
ci ał
o
zw i erzęci a drzew ce odł ącza si ę i pozost aj e w ręku myśl i w ego.
Pod
koni ec
dni a
up
ol ow al i śmy
pi ęć
w i el ki ch,
t ł ust ych
f ok.
Z
zai nt e-
resow ani em
ogl ądał em
t e
zw i erzęt a,
kt
óre
dost arczaj ą
Esk
i mosom
mi ęsa,
t ł uszczu
i
skór.
D w umet row e
praw i e,
w al cow at e
i ch
ci ał a
zakończone
był y
dw i ema
przedni mi
pł et w ami
i
j edną
t y
l ną.
Lśni ąca,
ci emn
oszara
si erść
o
krót ki m,
dość
szt y
w nym
w ł osi e
w
ni
czym
ni e
przypomi
nał a
puszyst ego,
czarnego f ut ra, j aki e chęt ni e noszą kobi et y u nas.
C ał a osada w ybi egł a
na brzeg
na nasze
s
pot kani e. Ludzi e krz
yczel i , psy
szczekał y — w szyscy ci eszyl i si ę na myśl o uczci e.
Wyci ągnęl i śmy
na
b
rzeg
upol ow ane
f oki
.
Za
pomocą
dł ugi c
h
noży
—
żaden
myśl i w y
ni gdzi e
ni e
rusza
si ę
bez
t aki ego
noża
—
zabral i śmy
si ę
d
o
ści ągani a
skór
i
ćw i
art ow ani a
mi ęsa
Eski mosi
ki l koma
zręcznymi
ruchami
odci nal i
skórę,
kt órą
oddaw al i
kobi et om,
i
szybko
dzi el i l i
zdob
ycz.
G romadka
dzi eci
ot oczył a
i ch
ze
w szyst ki ch
st ron,
w i edzi ał y
one
doskonal e,
że
dost aną
ul ubi ony
przysmak
—
del i kat ny,
o
sł odk
aw ym
smaku
t ł uszcz
znaj duj ący
si ę
t uż pod skórą.
Zrobi ł o
si ę
st raszne
zami eszani e
i
hał a
s.
Każdy
chci ał
sch
w yt ać
j ak
naj w i ęcej .
Wszyst ko
j ednak
odbyw ał o
si ę
na
w esoł o,
ze
śmi e
chem
i
ża
rt ami ,
bo
dzi eci
eski moski e,
t ak
samo
zreszt ą
j ak
i
i ch
rodzi ce,
ni e
kł ócą
si ę
ni gd
y
ani ni e bi j ą.
W
razi e
sprzeczki
Eski mosi
st aj ą
naprzeci w ko
si ebi e
przed
cał ą
l ud-
ności ą
osady
i
j eden
na
drugi ego
ukł adaj ą
zł ośl i w e
pi osenki .
Wszyscy
si
ę
śmi ej ą
i
ci eszą
z
ud
anych
żart ów ,
a
zw y
ci ęzcą
zost aj e
t en,
k
t órego
pi osenki
A
na
r
uk C
hł
opi
e
c
z
G
r
e
nl
a
ndi
i
6
są
dow ci pni ej sze.
O śmi eszony
przeci w ni k
ni e
zaczni e
na
pe
w no
t ak
prędko
now ej kł ót ni .
O pow i adano
mi
zabaw ną
hi st oryj kę
o
dw óch
podróżni kach,
kt órzy
zami eszkal i
w śród
Eski mosów .
Pew nego
razu
naradzaj ąc
si ę
nad
dal sz
ą
podróżą
w padl i
w
t aki
zapał ,
że
przekrzyki w al i
j eden
drugi ego.
Eski mosi ,
usł yszaw szy
podni esi one
gł osy,
zbi egl i
si ę
cał ą
gromadą,
prosząc,
żeby
si ę
podróżni cy
prędzej
pogodzi l i .
U spokoi l i
si
ę
dopi ero,
gdy
i m
w y
t ł umaczono,
że
t o był a t yl ko przyj aci el ska pogaw ędka.
Zł odzi ej st w o
j est
t u
rów ni eż
ni e
znane.
Tugt o
ni e
mógł
w
żad
en
sposób
zrozumi eć,
gdy
pyt
ał em,
czemu
ni e
z
amyka
sw ych
rzecz
y.
„ Mogą
ci
j e
przeci eż
ukraść"
—
chci ał em
pow i edzi eć,
al e
w
j ęzyku
eski
moski m
ni e
ma
sł ow a
„ kraść" .
N i kt
ni e
chow a
skór,
j edzeni a,
ni kt
ni e
zamyka
nami ot u,
bo
i
po
co?
Każdemu
w o
l no
pożyczyć
sobi e
t
en
przedmi ot ,
j a
ki ego
mu
pot rzeba,
naw et
w
czasi e
ni e
obecności
w ł aści ci el a.
N i gdy
si ę
j ednak
ni e
zdarza,
ab
y
w ypożyczona rzecz ni e zost ał a oddana w j ak naj l epszym porządku.
T
a
uf ność
i
gości n
ność
są,
ni est et y,
w i el okrot ni e
nadużyw ane
przez
kupców
i
handl arzy,
kt órzy
przypł yw aj ą
t u
na
st at kach
ni egodzi w i e
w ykorzyst uj ąc nai w nych i ł at w ow i ernych Eski mosów .
Wi el e
i nnych
zal et
odkrył em
w
t ych
l udzi ach
w
czasi e
mego
pobyt u
na
D al eki ej
Pół nocy:
są
bardzo
skromni ,
ni
e
przechw al aj ą
si ę,
ni e
kł ami ą
i
ni
e
obmaw i aj ą
w zaj emni e.
G dy
myśl i w y
upol uj e
zw i erzę
—
częst o
naw et
z
narażeni em
życi a,
ni e
opow i ada
w szyst ki m
naokoł o,
j aki
t o
z
ni ego
zuch,
al e
mów i
skromni e,
że
mu
si ę
udał o,
i
zaprasza
w szyst ki
ch
do
podzi ał u
zdobyczy.
Zmarzni ęt y
i
gł odny
w ędrow i ec,
kt óry
za
w i t a
do
osady,
będzi
e
przyj ęt y
j ak
naj l epszy
przyj a
ci el ,
dost ani e
zaw sz
e
naj smaczni ej sze
kęsy
j edzeni a
i
naj l epsze mi ej sce do spani a.
C zasami
zdarzyć
si ę
j ednak
może,
że
myśl i w y
popeł ni
j
aki ś
czyn
krzyw dzący
i nnych.
Wt edy
zbi era
si ę
n
a
sąd
cał a
osada
i
w i now aj ca
musi
przyznać
si ę
do
w
szyst ki ego.
T
o
sa
mo
j est
j uż
dost a
t eczną
karą.
W
przyszł ości będzi e si ę z pew ności ą w yst rzegał podobnego post ępow ani a.
B yw aj ą
j ednak
t aki e
w ypadki ,
co
praw d
a
bardzo
rzadko,
że
kt oś
po-
st ępow ani em
sw oi m
oburzy
cał ą
osadę.
Wt edy
zbi eraj ą
si ę
w szyscy
i
każ
ą
C
z
e
s ł
a
w
C
e
nt
ki
e
w
i
c
z
7
w i now aj cy
odj echać.
Si ada
on
do
kaj aka,
zabi era
broń,
t rochę
żyw ności
i
pł yni e
„ dokąd
go
oczy
poni osą" .
Jeżel i
dot rze
do
i nnej
osady,
przyj muj ą
go
t am
gości nni e.
Może
zami eszkać
w
ni ej
n
a
st ał e,
pod
w arunki
em,
oczyw i ści e,
że
ni e
popeł ni
znów
j aki ej ś
ni egodzi w oś
ci .
Przew ażni e
j edn
ak
kara
t a
j est
zupeł ni e w yst arczaj ąca.
W
l eci e
Eski mosi
p
ol uj ą
t akże
na
dzi ki
e
reny.
Po
raz
pi er
w szy
zoba-
czył em,
j ak
ol brzymi m
st adem
przepł yw ał y
j ezi orko.
Ponad
w
odą
w i dać
był o
t yl ko ł by i l as ogromnych, krzaczast ych rogów .
N a
brzegu
przyst anęł y
na
chw i l ę,
ot rząsa
j ąc
si ę
z
w ody.
Są
o
ne
bardzo
podobne
do
naszych
j el eni ,
znaczni e
j ed
nak
w i ększe,
o
grub
szych
nogach
i
dużej
gł ow i e.
Rogi
maj ą
mocni ej sze,
l ecz
mni ej
rozgał ęzi one.
Si erść
j asnokaw ow ą l ub czasami brązow ą.
N a
zi mę
si erść
rena
st aj e
si ę
praw i e
bi ał
a
i
ni ezw ykl e
puszys
t a.
Samce
zmi eni aj ą
co
roku
rogi .
N a
począt ku
zi my
t racą
st are,
a
j uż
w
mar
c
u
zaczynaj ą w yrast ać i m na gł ow ach now e.
Reny
żyw i ą
si ę
t raw
ą,
porost ami
i
pęda
mi
karł ow at ej
w i erz
by.
W
zi
mi e
umi ej ą
w ygrzebać
p
okarm
mocnymi
kop
yt ami
naw et
spod
m
et row ej
w arst w y
śni egu.
Z
braku
po
żyw i eni a
mogą
dł ug
o
gł odow ać,
j eśl i
m
aj ą
dost at eczny
zapas
t ł uszczu.
Ze
skór
i ch
Eski mosi
,
mi eszkaj ący
z
da
l a
od
w ybrzeży
morski ch,
robi ą
na
mi ot y
i
ubrani a,
z
kości
—
broń,
ze
ś
ci ęgi en
—
ni ci ,
a
mi ęso
j est
smacznym
i
zdrow ym
pożyw i eni em,
choci aż
ni e
t ak
t ł ust ym,
j ak
mi ęso f oki .
Eski mosi
pol uj ą
na
reny
za
pomocą
ł
uków
i
dzi d.
N i e
m
oże
t o
być
j ednak
t a
sama
bro
ń,
j aki ej
. używ a
si ę
do
pol ow ań
na
zw i
erzęt a
morski e.
Myśl i w i j nyśl ą,
że
re
ny
obrazi ł yby
si ę
i
uci ekł y
dal eko
w
gł
ąb
l ądu,
gdyby
zabi j ano j e t ą samą broni ą, co zw i erzęt a żyj ące w w odzi e.
Pew nego
dni a
przyb
i egl i
do
nas
myśl i w i
z
w i adomości ą,
że
o
parę
ki -
l omet rów napot kal i st ado renów .
Wi el ki
ruch
zapano
w ał
w
osadzi e
—
w s
zyscy,
poczynaj ąc
o
d
dzi eci ,
a
kończąc
na
st arcach,
rzuci l i
si ę
do
przygot ow ań.
N a
szl aku
zaczęt o
z
w i el ki m
pośpi echem
budow ać
ogrodzeni e
z
kami
eni ,
w yt yczaj ąc
ni mi
z
obu
st ron
coś
w
rodzaj u
drogi
sz
eroki ej
na
począt k
u,
a
nast ępni e
cor
az
bardzi ej
si ę
zw ężaj ącej .
N a
ogrodzeni u
t ym
poust aw i ano
w
ni ew i el ki ej
od
s
i ebi e
odl egł ości
A
na
r
uk C
hł
opi
e
c
z
G
r
e
nl
a
ndi
i
8
okrągł e kami eni e w i el kości gł ow y l udzki ej .
Zat rzymał em
Anaruka,
kt óry
na
w yści
gi
z
i nnymi
chł opc
ami
znosi ł
kami eni e.
— C o t o w szyst ko znaczy? — zapyt ał em.
—
Wi dzi sz,
renom
b
ędzi e
si ę
zdaw ać,
że
t o
gł ow y
l udzi
zacz
aj onych
za
ogrodzeni em,
ni e
b
ędą
w i ęc
próbow ał y
uskoczyć
w
bok
—
odpow i edzi ał ,
t rochę zdzi w i ony moi m pyt ani em.
G dy
w szyst ko
był o
j uż
got ow e,
kobi et y
i
dzi eci
w yruszył y
na
spot kani e
st ada.
Szł y
w
mi l cze
ni u,
żeby
ni e
spł osz
yć
zw i erząt ,
kt óre
s
ą
t ak
czuj ne,
że
t rzeba j e okrążyć z dal eka, zachow uj ąc si ę przy t ym bardzo ost rożni e.
N a
skraj u
pasącego
si ę
st ada
st oj ą
zw ykl e
w art ow ni cy
—
reny,
kt óre
zw racaj ą
baczną
uw
agę
na
cał ą
okol i cę.
Jeżel i
t yl ko
dost rze
gą
l ub
usł yszą
coś
podej rzanego,
a
l armuj ą
nat ychmi ast
reszt ę
st ada,
kt ó
re
rzuca
si ę
do
uci eczki . D ogoni ć i ch w t edy ni e sposób, bo bi egaj ą bardzo szybko.
Anaruk
kł adł
si ę
co
ki l kanaści e
met rów
i
przył ożyw szy
ucho
do
zi emi ,
nadsł uchi w ał
t ęt ent u
raci c.
Wreszci e
z
rozradow anej
j ego
mi ny
i
znaków ,
j aki e daw ał , zrozumi el i śmy, że zw i erzęt a są j uż bl i sko.
Po
chw i l i
do
naszyc
h
uszu
dobi egł
dzi w
ny,
suchy
t rzask,
j a
kby
st ukot
kaw ał ków
drew na.
T
o
zw i erzęt a,
bi egną
c
w
ci asnej
gromad
zi e,
zderzał y
si ę
rogami .
C o
prędzej
rozdzi el i
l i śmy
si ę
na
dw i e
grupy
—
musi el i śm
y
okrążyć
st ado
z
dw óch
st ron
i
w pędzi ć
j e
mi ędzy
kami enne
ogrodzeni e.
Szczęśl i w i e
w i at r
nam
sprzyj ał ,
a
pagórki
i
w i el ki
e
kami eni e
rozrzuc
one
t u
i
ów dzi e
zasł ani ał y
nas
t rochę.
Wol ni ut ko,
w
w i el ki ej
ci szy,
podpeł zal i śmy
do
st ada,
kt óre
ni e
podej rzew
aj ąc
zasadzki
zat rz
ymał o
si ę,
żeby
po
- skubać
t rochę
mchów .
N araz,
na
dany
zna
k,
podni ósł
si ę
t aki
st raszl i w y
w rzask,
j
akby
sf ora
w i l ków
ruszył a
do
at aku.
C hł opcy
pod
w odzą
Anaruka
używ al i ,
co
si ę
zow i e:
szczekal i j ak psy, w yl i j ak w i l ki .
St ado
rzuci ł o
si ę
d
o
uci eczki .
Pędzone
ot aczaj ącym
j e
do
koł a
w rza-
ski em,
w padł o
mi ęd
zy
kami enne
pł ot y
p
rost o
na
myśl i w ych,
zaczaj onych
w
naj w yższej części zagrody.
W
ki l kanaści e
mi nu
t
pol ow ani e
był o
sk
ończone.
W
cał ej
os
adzi e
za-
C
z
e
s ł
a
w
C
e
nt
ki
e
w
i
c
z
9
w rzał a
praca.
Myśl i w i
ści ągal i
skóry
z
zabi t ych
zw i erząt
i
ćw i art ow al i
mi ęso
.
Kobi et y
przygot ow yw ał y
zapasy
na
zi
mę,
kraj ąc
w i el ki e
poł ci e
mi ęsa
na
ci enki e,
dł ugi e
pasy
,
i
zaw i eszał y
j e
na
żerdzi ach,
żeby
w y
schł o
dobrze
na
sł ońcu
i
w i et rze.
N i ezadł ugo
myśl i w i
ukryj ą
j e
pod
ci ężki mi
kami eni ami ,
żeby
ni e
padł o
past w ą
l i s
ów
i
w i l ków .
G orzej ,
j eśl i
. ni e
dźw i edź
nat raf i
na
kryj ów k
ę
— odrzuci ć naj ci ęższe gł azy t o dl a ni ego f raszka.
Po
ukończeni u
pracy
zabral i śmy
si ę
do
uczt y.
N aj w i ększy
przysmak
—
t o zupa.
W
w i el ki m
kot l e
got uj e
si ę
przez
t rzy
dni
i
t rzy
noce
kopyt a,
kości
i
czaszki
renów .
Koś
ci
są
przedt em
do
kł adni e
pot ł uczone.
N i e
ra
dzi ł bym
ni komu
próbow ać
t aki ej
zupy.
Kopyt a
są
ni e
myt e,
a
ni
ekt óre
kości
—
poobgryzane j uż przez psy. Al e Eski mosom t o bardzo smakuj e.
G dy
zupa
był a
got o
w a,
chł opcy
rozbi egl
i
si ę
po
nami ot ach,
zw oł uj ąc
w szyst ki ch
na
uczt ę.
N i edal eko
ogni ska,
na
t raw i e,
usadow i ono
si ę
koł em
.
Pośrodku,
na
drew
ni anej
t acy,
poł ożo
no
dymi ące
j eszcze
kaw ał ki
mi ęsa.
N aj dzi el ni ej szy z myśl i w ych pi erw szy dost ał w i el ką porcj ę. Schw yci ł j ą zębami
i
t uż
przy
samych
w argach
odci ął
kęs
nożem,
reszt ę
podaj
ąc
sąsi adow i .
T
o
samo pow t arzał o si ę w i el e, w i el e razy, dopóki w szyscy ni e naj edl i si ę do syt a.
N i c
dzi w nego,
że
w i
el u
Eski mosów
ma
poci ęt e
w argi ;
noże
i ch
są
za-
w sze
bardzo
ost re.
U l ubi onym
uroz
mai ceni em
monot onnego
zazw yczaj
j edzeni a
j est
mi ęso
i
w nęt rzności
zw i erząt
w
st ani e
l ekko
nadpsu- t ym,
o
smaku
st arego
sera.
Mi ęso
t aki e
przecho
w uj e
si ę
w
ci ągu
dł u
gi ch
mi esi ęcy
w
ci emnych,
zi mnych
skryt kach,
t ak
żeby
ni e
dochodzi ł y
do
ni ego
promi eni e
sł ońca.
N i e
bardzo
smakow
ał y
mi
t e
eski moski
e
specj ał y,
al e
mus
i ał em
i ch
ni eraz
próbow ać,
żeby
ni e
urazi ć
gospodarzy.
Wybi eral i
przeci eż
dl a
mni e
naj t ł ust sze,
naj w i ększe
kąski .
N a
szczę
ści e
ni e
rozchorow a
ł em
si ę
po
t ym
poczęst unku
t ak,
j ak
j eden
ze
znanych
podróżni ków ,
kt óry
życi em
przypł aci ł
t aką
uczt ę.
Pew nego
razu
ni e
chci ał em
zj
eść
dużego
ka
w ał ka
ci epł ego
j eszcze
szpi ku
św i eżo
upol o
w anej
f oki ,
t ł umaczą
c,
że
u
nas
w
Pol sce
ni e
bi erzemy
do
ust surow ego t ł uszczu, al e ni kt ni e chci ał mi w i erzyć.
Mi eszkańcy
G renl andi i
z
w i el ki m
apet yt
em
zj adaj ą
surow e
mi ęso,
bo
i
na czym maj ą j e got ow ać?
A
na
r
uk C
hł
opi
e
c
z
G
r
e
nl
a
ndi
i
10
W
l eci e
dzi eci
zbi eraj ą
i
suszą
t raw y,
mchy
i
naw óz
pt aków
czy
renów .
W
zi mi e
w yt api aj ą
l ód
na
w odę
do
pi ci a
i
czasem,
bardzo
rzadko,
podgot ow uj ą
t rochę
mi ęsa
nad
pł o
mi eni em
l ampy.
L
ampą
nazyw aj ą
w ydrążony
kami eń,
w
kt óry
myśl i w i
nal ew aj ą
t ł uszczu
f
oki ,
morsa
l ub
w i el oryba
i
zanurzaj ą
w
ni m
knot
zrobi ony
z
w ysuszonej
t raw y.
Lampa
daj
e
t rochę
św i at ł a,
t roch
ę
ci epł a
i
bardzo,
ba
rdzo
dużo
sadzy.
Al e
t ym
si ę
ni kt
ni
e
przej muj e.
Po
uczci e
rozpoczęł y
si ę
zabaw y.
N i m
si ę
spost rzegł em,
porw
ano
mni e
i
zaczęt o
podrzucać
do
góry
na
zeszyt ych
skórach.
Po
chw i l i
uw ol ni ono
mni e
i
zł apano
j ednego
z
myśl i w ych.
Wt edy
dopi ero
mogł em
si ę
przypat rzyć,
j ak
śmi eszni e
w ygl ąda
c
zł ow i ek
w yl at uj ący
w
pow i et rze
i
w ymac
huj ący
bezradni e
rękami
i
nogami .
U
nas
t aka
zaba
w a
nazyw a
si ę
„ żab
ką" .
N a
obozach
harcerski ch
baw i l i śmy
si ę
częst o
w
t en
sposób,
używ aj ąc
d
o
t ego
koców ,
a
ni e
skór.
N i gdy
ni e
spodzi ew ał em
si ę,
że
podobną
zabaw
ę
spot kam
pod
bi egunem pół nocnym.
I
nna
grupa
Eski mos
ów
zaprosi ł a
mni e
d
o
zaw odów
—
kt o
d
al ej
rzuci
dużym,
ci ężki m
ka
mi eni em,
a
j eszcze
i nna
—
do
zabaw y
w
pi ł kę
noż
ną
.
T
rudno
był oby
odga
dnąć,
z
czego
zrobi l i
sobi e
pi ł kę!
Po
pr
ost u. . .
z
czaszki
morsa, a t rzeba j ą był o t ak zręczni e kopnąć, żeby kł ami upadł a na zi emi ę.
G dy
pobi egł em
na
brzeg
morza,
by
opł ukać
ręce
po
t e
j
zabaw i e,
Anaruk ni e mógł mi si ę nadzi w i ć.
—
Po
co
t y
t o
robi
sz?
—
pyt ał .
Wzi ął
do
rąk
moj e
mydł o,
obej rzał ,
pow ąchał i . . . zaczął zaj adać. Rozśmi eszył o mni e t o w pi erw szej chw i l i .
—
Z
czego
si ę
śmi ej esz?!
—
zaw oł ał .
—
Przeci eż
t o
bardzo
smaczne,
t yl e
w ni m t ł uszczu!
Zj adł
w szyst ko
i
na
w et
ni e
zachorow ał ,
al e
gdy
dał em
mu
kaw ał ek
czekol ady,
myśl ąc,
ż
e
zrobi ę
chł opcu
t y
m
w i el ką
przyj emno
ść,
pow ąchał
j ą
t yl ko i czym prędzej w yrzuci ł .
—
T
o
t ak
w st ręt ni
e
pachni e
—
pow i edzi ał ,
skrzyw i ony,
na
sw oj e
uspraw i edl i w i eni e. . .
C zasami ,
dość
rzad
ko,
Eski mosi
kąpi ą
si ę
w
rzekach
l ub
w
morzu,
nat ural ni e
t yl ko
w
l
eci e,
choci aż
i
w t edy
w oda
j est
bardzo
zi
mna.
Maj ąc
t ak
mał o
sposobności
d
o
kąpi el i ,
żaden
z
ni
ch
ni e
umi e
pł yw ać.
Zi mą
z
t rude
m
C
z
e
s ł
a
w
C
e
nt
ki
e
w
i
c
z
11
udaj e
si ę
i m
w yt opi ć
t yl e
w ody,
i l e
pot rzeba
do
pi ci a.
N i e
myj ą
si ę
w i ęc
częst o
ani
ni e
pi orą,
bo
j a
kże
prać
f ut ro?
B i el
i zny
ni e
noszą
w cal
e.
N a
goł e
ci ał o
chęt ni e
nakł adaj ą
k
oszul ki
z
mi ękki ch
skórek
pt aków ,
obró
conych
puchem
do w ew nąt rz.
D o
pol ow ań
w
kaj ak
ach
Eski mosi
używ a
j ą
ubrań
ze
skóry
f o
ki
gł adko
w ypraw i onej .
Zazw yczaj
noszą
kaf t an
or
az
spodni e
z
f oki
l u
b
rena,
si ęgaj ące
do
kol an,
i
but y
z
chol ew ami ,
skł adaj ące
si ę
z
dw óc
h
w arst w
skór:
zew nęt rznej
—
f ocz
ej ,
i
w ew nęt rznej
—
z
f ut ra
psa
l ub
król i ka.
G rubą
podeszw ę
robi ą
ze
skóry
morsa,
częst o
w kł adaj ąc
j eszcze
do
but a
w arst w
ę
suchej t raw y, kt óra dobrze w chł ani a w i l goć i chroni przed mrozem.
Podczas
si arczyst ych
mrozów
do
ł ow ó
w
na
l odzi e
myśl i w
i
w kł adaj ą
skórę
bi ał ego
ni edźw i edzi a,
kt óra
mi mo
l i cznych
zal et
ma
j ednak
w i el k
ą
w adę:
j est
bardzo
ci ężka.
T
ot eż
chęt ni e
używ aj ą
t akże
ubrań
z
ci epł ych,
l ekki ch
skór
rena,
al e
t e
zużyw aj ą
si ę
bardzo
szybko,
a
ł ami ącą
si ę
ł at w
o
si erść
można
znal eź
ć
w szędzi e:
w
j edze
ni u,
w
oczach,
w
u
st ach,
w
nosi e.
Poza
t ym
brązow y
k
ol or
f ut ra
zbyt
j askr
aw o
odbi j a
od
bi el i
śni egu
i
st raszy
zw i erzęt a.
U brań
t aki ch
musi
mi eć
Eski mos
co
naj mni ej
dw a,
j eżel i
popł yni e
kaj aki em,
a
przew róci
go
f al a,
ubrani e
nasi ąka
w odą
i
t rzeba
j e
dł ugo
suszyć.
Przepocone
al bo
przemokni ęt e
ubrani e
w i esza
si ę
na
specj al nych
ruszt ow ani ach nad o
gni ski em l ub na mro
zi e, bo w t edy cał a
w i
l goć zamarza w
w i el ki e kryszt ał y l odu, a t e ł at w o w ykruszaj ą si ę z f ut ra.
N aj w i ęcej
kł opot u
j est
zaw sze
z
but ami ;
ost re
kami eni e
i
l ód
ni szczą
j e
bardzo
szybko.
Mat k
a
Anaruka
ni eraz
sk
arżył a
mi
si ę,
że
ni e
może
nadążyć
z
szyci em obuw i a dl a sw ych synów .
W
mi arę
j ak
dni
st a
w ał y
si ę
krót sze,
w
o
sadzi e
coraz
bardzi ej
spi eszono
si ę
z
robot ą.
Mężcz
yźni
zaj ęci
byl i
pol o
w ani em
i
ryboł ów st
w em,
a
kobi et y
napraw i ał y
i
szył y
odzi eż
zi mow ą
z
grubych,
ci epł ych
skór.
O d
i l ości
zgromadzonego
mi ęsa
i
ryby
zal eży,
czy
osada
ni e
będzi e
ci
erpi ał a
gł odu- w
zi mi e i na w i osnę.
N oce
był y
j uż
bardz
o
chł odne,
coraz
w i ę
cej
f ut er
musi ał em
w ci ągać
na
sw e
posł ani e,
żeby
ni e
zamarznąć
na
kość
w
ni eszczel ny
m
nami oci e,
do
kt órego mroźny w i at r przedost aw ał si ę ze w szyst ki ch st ron.
A
na
r
uk C
hł
opi
e
c
z
G
r
e
nl
a
ndi
i
12
D ni
t eż
ni e
był y
ci e
pł e
i
dreszcz
mni e
p
rzej mow ał ,
gdy
pat r
zył em,
j ak
Eski mosi ł ow i ą ł ososi e, st oj ąc godzi nami po kol ana w l odow at ej w odzi e.
N a
rzece
zrobi l i
zag
rodę
z
kami eni ,
dł
ugi mi
kośćmi
morsa
uderzal i
mocno
pow i erzchni ę
w ody,
pł osząc
w
t en
sposób
i
nag
ani aj ąc
ryby
do
zagrody, t am zabi j al i j e dzi dami i w yrzucal i na brzeg.
Pew nego
dni a
mężcz
yźni
zebral i
psi e
zap
rzęgi
i
w yruszyl i
na
pol ow ani e.
Kobi et y
opraw i ał y
z
ł ow i one
w
przerębl i
ł ososi e.
I
nne
ost rymi
nożykami
z
kości
zeskrobyw ał y
reszt ki
t ł uszczu
ze
skór
upol ow anych
j eszcze
w
j esi eni
f ok.
—
Żeby
t yl ko
naszym
myśl i w ym
udał o
si ę
zdobyć
dużo
mi ęsa
—
w est chnęł a
j edna.
—
N i edł ugo
st ąd
od
j edzi emy,
ni e
będzi e
j uż
ani
f ok,
ani
morsów .
—
Sł yszysz?
—
Anar
uk
t rąci ł
w
bok
sw e
go
przyj aci el a
O mi al
i ka.
—
C o
byś
pow i edzi ał ,
żeb
yśmy
sami
spróbow
al i
zapol ow ać?
O mi
al i ka
ni e
t rzeba
był o dł ugo namaw i ać.
—
Zabi erz
t yl ko
ha
rpun!
—
przypomni
ał
Anaruk,
przej ęt y
sw ą
rol ą
przew odni ka.
D w aj
chł opcy
w ymknęl i
si ę
chył ki em
z
osady.
Z
począt ku
czul i
si ę
bardzo
szczęśl i w i .
Wszyst ko
baw i ł o
i ch
i
śmi eszył o.
N i e
czul i
mroźnyc
h
podmuchów
w i at ru
zw i ast uj ącego
zbl i żani e
si ę
burzy,
ni e
sł
yszel i
t rzasków
pękaj ącej
na
morz
u
kry.
O pow i adal i
sobi e,
j aka
t o
bę
dzi e
radość,
gdy
przyw i ozą
ze
sobą
f okę,
a
może
naw et ,
kt o
w i e,
przyci ągną
bi ał ego
ni edźw i edzi a,
t ak
ci
ężki ego,
że
w szyst k
i e
psi e
zaprzęgi
z
osady
ni e
będą
mogł y go udźw i gnąć.
Szl i
i
szl i
rozpraw i aj
ąc.
Raz
po
raz
zapad
al i
si ę
po
kol ana
w
r
ozpadl i ny,
bo mł ody l ód, kt óry
m ści ęt y był ocean,
pękał t u i ów dzi e po
d i ch krokami . Al e
na
próżnt )
w ypat ryw
al i
zw i erzyny.
Ani
j e
dnej
f oki
na
krze,
a
ni
śl adu
bi ał ego
ni edźw i edzi a.
Zmęczeni ,
post anow i l i
zaw róci ć.
O mi al i k
pi erw szy
spost rzegł
mał e
st adko
w t ul on
ych
w
śni eg
pardw
i
co
si ł
pobi egł
w
i ch
st ronę.
Anaruk
pozost ał sam.
N agl e
usł yszał
j aki ś
bul got
—
chl up,
c
hl up.
T
aki
w ł aśni e
dźw i ęk
w y-
daw ał a
f oka
podpł yw aj ąca
do
ot w oru
oddechow ego,
żeby
zaczerpnąć
pow i et rza.
C hł opak
ści snął
mocno
harpun
w
dł oni ,
podpeł znął
do
ot w oru
i
C
z
e
s ł
a
w
C
e
nt
ki
e
w
i
c
z
13
zaj rzał
ost rożni e
do
środka.
N i c,
ci emna,
l śni ąca
gł ębi a.
C hl up,
chl up
—
usł yszał
znow u
po
chw i l i .
Wbi ł
harpun
na
ośl ep
w
w o
dę
i
sam
sobi e
ni
e
w i erzył .
Foka!
T
raf i ona
cel nym
rzut em,
zni eruch
omi ał a
pod
l odem.
G dyby
ni e
rzemi eń,
przyw i ązany
do
harpuna,
poszł aby
na
dno.
Anaruk
ni emał o
si
ę
nat rudzi ł ,
ni m
j ą
w ydobył
na
pow i erzchni ę.
Zapomni ał
o
O mi al i ku,
o
si l nyc
h
podmuchach w i at ru,
o t rzasku kry
dooko
ł a. N i gdy j eszcze dot
ąd ni e upol ow ał
sam f oki , zaw sze dopomagał t yl ko oj cu.
— Zaraz przyj dę, poczekaj — odpow i edzi ał sł ysząc gł os przyj aci el a.
Al e
O mt al i k
w oł ał
co
raz
gł ośni ej ,
coraz
r
ozpaczl i w i ej .
„ Może
mu
si ę
coś
st ał o?"
—
Anaruk
zerw ał
si ę
na
rów
ne
nogi
i
krzyknął
z
przerażeni a.
N i ew i el ka
kra,
na
kt órej
st ał ,
oderw ał a
si ę
od
pol a
l odow ego
i
gnana
w i at rem
w ypł yw ał a na peł ne morze. D al eko na brzegu st ał O mi al i k
i
w rzeszczał
w ni ebog
ł osy.
N agl e
zaw róci ł
i
co
t chu
pobi egł
w
ki erunku
osady.
„ St chórzył "
—
pomyśl ał
z
goryczą
Anaruk.
N i espokoj ni e
rozej rzał
si ę
dookoł a.
Kra
był a
ni ew i el ka
—
szeroki e
pasma
w ody
pokryt ej
drobnym
i
odł amkami
l odu
dzi
el i ł y
go
od
brzegu.
P
oszerzał y
si ę
szyb
ko,
ni e
był o
mow y,
by
j e
przeskoczyć.
C
o
począć?
N i e
w art o
był o
krzyczeć.
I
t ak
ni kt
ni e
usł yszy
.
Pozost ał o j edno — czekać.
Anaruk
przypomni ał
sobi e
myśl i w ych,
kt
órzy
w yw i ezi eni
z
kr
ą
na
peł ne
morze, gi nęl i z gł odu i pragni eni a.
—
Z
gł odu
t o
chyba
ni e
umrę
—
poci eszał
si ę
pat rząc
na
upol ow aną
f okę.
Przez
chw i l ę
w
ydaw ał o
mu
si ę,
że
w
dal i
coś
si ę
porus
za.
Może
pomoc
nadchodzi ?
A
j eśl i
t o
ni edźw i edzi e?
N a
samą
myśl
zrobi ł o
mu
si ę
gorąco.
C i emne
punkci ki
na
horyzonci e
rosł y
z
każdą
chw i l ą.
Podmuch
w i at r
u
przyni ósł
naszczeki w ani a
psów ,
Anaruk
odet chnął
z
ul gą.
A
choci aż
prądy
znosi ł y szybko krę na peł ne morze, w i edzi ał , że j est urat ow any.
W
chw i l ę
późni ej
za
przęg
zat rzymał
si ę
na
brzegu.
T
ugt o
przyw i ązał
mocno
do
brył y
l od
u
psy,
kt óre
rw ał y
si ę
do
chł opca,
i
zd
j ął
z
sań
ka
j ak.
Anaruk
przerazi ł
si
ę
ni e
na
żart y.
W
i edzi ał ,
że
pł yw ani
e
w śród
kry
i
odł amków
l odu
w
ci enki m,
skórzanym
kaj aku
j est
bardz
o
ni ebezpi eczne
.
Pędzone
prądem
mo
rski m
i
w i at rem,
mo
gą
podzi uraw i ć
ł ódk
ę
l ub
zgni eść
j ą
A
na
r
uk C
hł
opi
e
c
z
G
r
e
nl
a
ndi
i
14
j ak ł upi nkę orzecha.
—
Rzucam
ci
harpun.
Zł ap
l i nę
i
t rzymaj
mocno.
B ędę
ci ę
ci ągnął
do
brzegu! — krzyczał z dal eka T
ugt o.
Anaruk
schw yci ł
rz
ucony
pew ną
dł oni
ą
harpun.
Li na
nap
rężył a
si ę.
C hł opi ec o mał o ni e
w padł do w ody. Wpa
rł si ę mocno nogami
w krę i z cał ych
si ł t rzymał l i nę. B yl e j ej t yl ko ni e puści ć!
Wol no,
rozt rącaj ąc
mni ej sze
brył y
l odu,
omi j aj ąc
w i ększe,
krążąc
i
koł uj ąc
popł ynęl i
do
brzegu.
D roga
był a
bardzo
ni ebezpi ecz
na
—
ni e
można
był o
spi eszyć,
choci aż
na
ni ebi e
coraz
w i ęcej
gromadzi ł o
si ę
ci ężki ch,
ci emnych chmur.
Wi osł a
coraz
szybci ej
uderzał y
w
w odę.
Mi ędzy
chł opcem
a
brzegi em
pozost ał
t yl ko
ni ew i el ki
kanał
w odny
zapchany
masą
drobnej
kry.
T
ugt o
w yskoczył na l ód.
— O w i ąż si ę l i ną w pasi e!
— C o mam zrobi ć z f oką? Sam upol ow ał em! — krzyczał Anaruk.
— Rzuć mi j ą t ut aj . O t , t ak! A t eraz uw aga, skacz!
T
ugt o
sz
arpnął
za
l i
nę
i
w
j ednej
chw i l i
,
zat aczaj ąc
w i el ki
ł
uk
w
po-
w i et rzu, chł opi ec znal azł si ę przy oj cu.
Fokę
bez
sł ow a
rzu
ci ł
T
ugt o
na
sani e
i
podci ął
bat em
psy.
C hł opi ec
bi egł
obok
zaprzęgu,
żeby
si ę
rozgrzać.
N adci ągał a
szybko
burza.
Przed
ni ą
w ł aśni e
myśl i w i
uc
i ekal i ,
ni e
chcąc
p
ozost ać
dal eko
od
osady
podczas
zadymki ,
kt óra
mog
ł a
t rw ać
w i el e
dni .
Zaprzęg
dopadł
osady
w
chw i l i ,
gd
y
spadł y
pi erw sze
pł at y
śni egu.
U ci eszyl i śmy
si ę
w szyscy
na
w i dok
szczęśl i w i e
pow racaj ących
do
o
sady.
C hw al i l i śmy
O mi al i ka,
że
ni e
st c
hórzył ,
a
szybko
zaw ezw ał pomoc, i podzi w i al i śmy w szyscy zdobycz Anaruka.
—
Zapraszam
w szy
st ki ch
na
uczt ę.
M
ój
syn
przyw i ózł
dz
i ś
f okę
—
ci eszył a
si ę
mat ka.
O bj ęł a
syna,
przyci skaj ąc
na
znak
czuł o
ści
sw ój
nos
do
j ego noska. — B ędzi e z ni ego poci echa! — pow t arzał a uradow ana.
—
Pod
w arunki em,
że
zmądrzej e
—
pow i edzi ał
surow o
T
ugt o.
—
D obrze,
że
chci ał eś
przyni eść
mat ce
św i eżego
mi ęsa.
O bow i ązki e
m
mężczyzny
j est
dbać
o
dom,
al e
na
d
rugi
raz
ni e
w ymykaj
si ę
sam
na
pol ow ani e.
Mądry
chł opak
t ak
ni e
post ąpi ł by.
N i ew i el e
brakow ał o,
a
mogl i byśmy zgi nąć obaj .
C
z
e
s ł
a
w
C
e
nt
ki
e
w
i
c
z
15
Pew nego
poranka,
w ychodząc
z
nami
ot u,
ni e
poznał em
osady
—
w szyst ko był o bi ał e! Śni eg!
Eski mosi
zaczęl i
pospi eszni e
zbi erać
si ę
do
w ymarszu
do
sw ej
osady
zi mow ej .
Zw i nęl i
na
mi ot y,
pow i ązal i
skó
ry
w
duże
t ł umoki .
C zęść
mi ęsa
i
ry
b
zost aw i l i
na
mi ej scu
,
pod
kami eni ami ,
j a
k
w
dobrze
w i et rzon
ej
spi żarni .
C ał y
dobyt ek
podzi el i l i
t ak,
że
każdy
z
mi esz
kańców
mi ał
coś
do
ni esi eni a,
naw et
st arsze dzi eci obł adow ano bagażami .
Psy
musi ał y
t eż
pra
cow ać.
N i e
ci ągnęł y
one
w ózków ,
bo
t yc
h
Eski mos
i
ni e
znaj ą,
a
na
sank
i
był o
j eszcze
za
mał
o
śni egu.
Po
prost u
przyw i ązano
i m
do
grzbi et ów
duże
t ł umoczki .
N i e
bard
zo
t o
zw i erzęt a
l u
bi ą,
al e
musi ał y
pogodzi ć
si ę
ze
sw
ym
l osem
i
ni eba
w em,
w esoł o
ma
chaj ąc
ogonami
i
szczekaj ąc,
aż
uszy
puchł y
od
t ego
h
ał asu,
w yruszył y
za
l udźmi .
Przed
odj azdem
Anaruk
nał ożył
i m
but ki
uszyt e
przez
mat kę
z
mi ękki ej
skórki
f oki ,
żeby ni e porani ł y sobi e ł ap o ost re kami eni e i odł amki l odu.
Po
dw óch
dni ach
podróży
po
f al i st ej ,
ubi el onej
śni egi em
rów ni ni e
doszl i śmy
w reszci e
do
mi ej sca,
gdzi e
m
i el i śmy
spędzi ć
cał ą
dł ugą,
mroźną
zi mę.
Zi ma
j est
t ut aj
t ym
przykrzej sza,
że
pr
zez
cał e
czt ery
mi e
si ące
bez
przerw y
t rw a
ci emn
ość.
Sł ońce
ni e
uk
azuj e
si ę
w cal e.
D o
pi ero
w
marcu
poj aw i a
si ę
co
dzi e
ń
na
chw i l ę
t uż
na
d
horyzont em.
Wt ed
y
w e
w szyst
ki ch
l udzki ch
osi edl ach
na
D al eki ej
Pół n
ocy
panuj e
radość.
Mróz,
bu- '
rz
e
śni eżne,
męczące
w i
chry
—
w szyst ko
i dz
i e
w
zapomni eni e.
Wraz
ze
sł ońcem
nadchodzi
czas
l et ni ch
ł ow ów .
W
maj u
r
ozpoczyna
si ę
dzi eń
pol arny
i
t rw a
bez przerw y przez pi ęć mi esi ęcy. Sł ońce w t edy w cal e ni e zachodzi .
O becni e
musi el i śmy
przygot ow ać
dobre
schroni eni e
przed
mrozem,
śni eżycą i w i at rami .
Eski mosi
szeroki mi
nożami
z
kości
w i el oryba
l ub
rena
w yci nal i
w i el ki e
bl oki
st w ardni ał ego
śni egu
i
ust aw i al i
z
ni ch
domek
podobn
y
z
kszt ał t u
do
kopca
z
j ednym
mał
ym
w ej ści em
t uż
pr
zy
zi emi .
Wszyst ki e
szpary
zal epi al i
śni egi em
i
dobrze
u
bi j al i .
Robot a
szł a
i
m
szybko
i
spraw ni e
;
przy
mni e
t aki e
i gl oo
na
pi ęć
osób
w
ybudow al i
w
ni ecał ą
godzi nę.
D o
środka
w peł zał o
si ę
na
czw orakach,
a
ot w
ór
zasuw al i śmy
du
żym
bl oki em
śni eg
u.
W
i gl oo
j est
zupeł ni e
ci emno,
bo
ni e
ma
okna.
Pi erw s
zą
rzeczą
j est
w i ęc
z
apal eni e
l ampy,
A
na
r
uk C
hł
opi
e
c
z
G
r
e
nl
a
ndi
i
16
kt órą w i esza si ę na harpuni e w bi t ym w ści anę ze śni egu.
Samo
rozpal eni e
og
ni a
ni e
j est
w cal e
ł a
t w ą
spraw ą.
My
uży
w amy
za-
pał ek,
nasi
przodkow i e
rozpal al i
ogi eń
ci erpl i w i e
t rąc
o
si ebi e
dw a
kaw ał k
i
dobrze suchego drzew a.
N a
G renl andi i
t rzeb
a
t ak
dł ugo
krzesać
krzemi eń
o
krzemi
eń,
aż
w y-
skoczy
i skra
i
zaj mi e
si ę
przepoj ony
t ł uszczem
knot
z
mchu.
A
j ak
t o
t rudn
o
zrobi ć, w i e t yl ko t en, co sam próbow ał .
Może
si ę
t o
komuś
w ydaw ać
dzi w ne,
że
w
śni eżnym
domku
j est
gorąco.
I
gl oo
j est
ni ski e,
co
kol w i ek
t yl ko
w yższe
od
czł ow i eka,
a
śc
i anki
ma
bardzo
szczel ne,
bez
ot w or
ów
i
bez
szpar,
kt
órymi
mogł oby
uci ekać
pow i et rze
nagrzane
przez
pł omi eń
l ampki
i
ci ał a
l udzki e.
C zasem
upał
st aj e
si ę
ni e
do
w yt rzymani a.
Podczas
w i el ki ch
mrozów
ogni sko- l ampa
pal i
si ę
bez
przerw y
dzi eń
i
noc,
a
ot w ór
w ej ści ow y
j est
przez
ki l ka
dni
z
rzędu
zat arasow any,
t ak
że
ni e
ma
dopł yw u
św i eżego
pow i et rza
—
w t edy
śni eżne
mury
t opni ej ą
od
w ew nąt rz,
pow l ekaj ą
si ę
szkl i st ą
pokryw ą
i
na
gł ow y
zaczyna
zew sząd
kapać
w oda.
B ardzo
t o
j est
ni eprzyj emne.
Za
przykł adem
Eski mosów
rozw i eszał em
sobi e
nad
gł ow ą
skó
ry,
al e
t o
ni ew i el e
p
omagał o.
Pod
koni ec
zi my
w
ci epł ym
domku
robi
si ę
coraz
chł odni ej
i
chł odni ej ,
bo
t opni ej ące
mury
są
coraz
t o
ci eńsze,
zl odow aci ał e
i
j uż
ni e
chroni ą
p
rzed
mrozem.
Wresz
ci e
w ykrzyw i aj ą
si ę
grożąc
zaw al eni em.
Przezorni
Eski mosi
zal epi aj ą
w yt opi one
mi ej sca
św i eżym
śni egi em,
a
gdy
t o
ni e
pomaga,
buduj ą
sobi e
now e
i gl oo.
B udul c
a
ni e
brak
przeci eż,
dost arczaj ą
go
set ki
i
t ysi ące
ki l omet rów
pól
l odow yc
h
w okoł o.
C hoci aż
ni
e
każdy
śni eg
nada
j e
si ę,
j ak
uczył
m
ni e
Anaruk,
na
budow ę domku.
Wkrót ce
rozszal ał y
si ę
t aki e
śni eżyce,
że
ni e
sposób
był o
nosa
w yt knąć
na
dw ór.
D ni
był y
co
raz
krót sze
i
coraz
ci
emni ej sze.
Sł ońce
ukazyw ał o
si ę
na
ni ebi e t yl ko w samo poł udni e i szybko zapadał o za horyzont em.
B ył em
bardzo
ci eka
w ,
j ak
Eski mosi
spę
dzaj ą
dł ugi e,
zi mow
e
mi esi ące,
zamkni ęci
w
mał ych,
ci asnych
i gl oo,
czy
i m
si ę
ni e
sprzykrz
y.
Przekonał em
si ę,
że
robot y
i
t u
i m
ni e
brak.
W
do
mu
rodzi ców
Anaru
ka,
gdzi e
częst o
przesi adyw ał em,
pracow ano
gorl i w i e.
Mężczyźni
napraw i al i
i
przygot ow yw al i
now ą
broń.
Z
kości
morsa
st rugal i
ost rz
a
do
harpunów
i
st r
zał ,
a
mi mo
że
narzędzi a
i ch
t o
kami eni e,
kości
i
zw yczaj ne
noże
—
ost rza
w ychodzi ł
y
C
z
e
s ł
a
w
C
e
nt
ki
e
w
i
c
z
17
gł adki e
i
zgrabne.
Z
ogromną
ci erpl i w ości ą,
cał ymi
godzi nami ,
pol erow al i
kość, t rąc j ą naj pi erw o kami eń, a późni ej j eszcze — o drugą kość.
T
ugt o
chcąc
odw zaj
emni ć
si ę
za
st al ow y
nóż,
kt óry
mu
da
ł em,
of i a-
row ał mi pi ękny nóż z kości morsa.
Wybrał
gruby,
naj w i ększy
ki eł ,
odł amał
odpow i edni
kaw ał ek,
w ygł adzi ł
dokł adni e
i
choci aż
si ę
ni gdy
ni e
uczył
rysunków ,
w yrzeźbi ł
na
j ego
pow i erzchni
cał ą
hi st ori ę
pol ow ani a
na
morsy.
B ył
t am
myśl i w y
pł ynący
w
kaj aku
po
w zburzonych
f al ach
i
rzut
harpunem,
i
ćw i art o- w ani e
mi ęsa,
a
naw et pow i t ani e myśl i w ego w osadzi e.
B ył em
pew nego
razu
napraw dę
zdumi ony,
gdy
na
moj e
pyt ani e,
j ak
si ę
dost ać
do
odl egł ej
o
sady,
T
ugt o
naryso
w ał
mi
na
kaw ał ku
kości
do
kł adn
ą
mapkę
okol i cy.
Moż
na
by
pomyśl eć,
że
geograf i i
uczył
si ę
w
szkol e
i
za
rysow ani e pl anów dost aw ał same pi ąt ki .
Późni ej
przekonał em
si ę,
że
Eski mosi
są
bardzo
zdol ni
do
rysunków ,
a
szczegól ni e
ł at w o
zapami ęt uj ą
i
umi ej ą
dokł adni e
narysow ać
przebyt ą
drogę.
N i gdy si ę przy t ym ni e rnyl ą w oznaczeni u st ron św i at a.
W
poszuki w ani u
zw
i erzyny
muszą
odby
w ać
dł ugi e
bardzo
w ędrów ki .
O dchodzą
czasami
na
set ki
ki l omet rów
od
sw ych
osad,
w
zupeł ni e
ni eznane
okol i ce,
gdzi e
mi esi ącami
ni e
spot ykaj ą
ni kogo,
kt o
by
mógł
i m
w skazać
drogę, a j ednak umi ej ą zaw sze pow róci ć do domu.
G orzej
był o
z
rachu
nkami .
Ki edyś
Anar
uk
przybi egł
do
meg
o
nami ot u
uradow any:
—
C hodź,
na
brzegu
są
f oki .
D użo,
w i ęcej
ni ż
dw i e
ręce,
w i ęcej
ni ż
t rzeci pal ec u j ednej nogi . Spi esz si ęt
—
C o
t y
bredzi sz?
—
spyt ał em
ni e
w i erząc
w ł asnym
u
szom,
al e
chł opak
był
j uż
dal
eko.
Wybi egaj ąc
na
brzeg
przypomni ał e
m
sobi e
do
pi ero
,
j ak
t rudny
i
ni ezro
zumi ał y
j est
dl a
n
as
sposób
l i czeni a
używ any
przez
Eski mosów .
I
m
w yd
aj e
si ę
prost y,
al e
j a
dł ugo
ni e
mogł em
si ę
przyzw yczai ć
.
I
st ni ej ą
w
ni m
nazw
y
t yl ko
dl a
pi ęci u
pi erw szych
cyf r.
Jeden
—
t o
„ pi erw sz
y
pal ec j ednej ręki " , dw a — „ drugi pal ec" , a pi ęć
—
t o
„ j edna
ręka" ,
sześć
—
„ pi erw szy
pal ec
drugi ej
ręki " ,
dzi esi ęć
—
t o
„ dw i e ręce" , t rzynaści e — „ t rzeci pal ec j ednej nogi " , a dw adzi eści a
— t o „ cał y czł ow i ek" i t ak dal ej .
A
na
r
uk C
hł
opi
e
c
z
G
r
e
nl
a
ndi
i
18
T
yl ko
bar
dzo
ni ew i el
u
Eski mosów ,
specj
al ni e
zdol nych
do
ra
chunków ,
umi e
l i czyć
ponad
dw adzi eści a.
B i orą
w t edy
do
pomocy
rę
ce
i
no
gi
i nnego
czł ow i eka.
I
t ak
na
p
rzykł ad:
t rzydzi eści
dzi ew i ęć
—
t o
„ czw art y
pal ec
drugi ej
nogi u drugi ego czł ow i eka" .
Jeszcze
w i ęcej
ni ż
myśl i w i
pracow ał y
zi mą
w
i gl oo
eski moski e
kobi et y.
O ne
t o
musi ał y
pr
zygot ow ać
skóry
na
ubrani a,
a
zani m
zabrał y
si ę
do
skroj eni a i ch i szyci a, w i el e mi ał y z ni mi kł opot u.
G dy
po
pow roci e
z
ł ow ów
myśl i w i
ści ągal i
skóry
z
zabi t ych
zw i erząt ,
zaraz
zabi erał y
si ę
do
ni ch
kobi et y.
Rozpi nał y
każdą
na
zi emi
i
za
pomocą
ost rych
kaw ał ków
krzemi eni a
zdrapyw ał y
reszt ki
t ł uszczu
i
mi ęsa,
a
późni e
j
pozost aw i ał y
skóry
rozpi ęt e
na
żerdzi ach,
żeby
w i at r
podsuszył
j e
j ak
naj szybci ej .
D al szemu
ci ągow i
w ypraw i ani a
przygl ądał em
si ę
podczas
dł
ugi ej
zi my
i
nocy pol arnej .
Wysuszone,
t w arde
j ak
drew no
skóry
f oki
i
rena
mat ka
Anaruka
rozł ożył a
na
podł o
dze
i
j eszcze
raz
bardzo
st aranni e
o
czyści ł a
ost rymi
kamykami
ze
śl adó
w
mi ęsa,
a
pot em
dł ugo
ugni at ał a
w
pal cach,
żeby
j e
zmi ękczyć.
D el i kat ną
skórkę
mł odej
f oki ,
kt órą
mi ał
dost ać
Anaruk
na
l et ni
kaf t an,
mat ka
zmi ękczył a
j eszcze
zębami .
Sama
ni e
dał a
j edn
ak
rady.
Wt edy
w szyscy
zasi edl i
w o
kół
skóry
i
zaczęl i
p
racow i ci e
żuć
j ej
brz
egi .
Proponow al i ,
żebym
si ę
do
ni ch
przył ączył ,
al e
na
sam
i ch
w i dok
szczęki
mni e
rozbol ał y
.
T
rzeba być, w i dać, p
rzyzw yczaj onym od dzi eci ńst w a do t ej ci ężki ej pracy.
G dy
w reszci e
skóra
był a
dost at eczni e
mi ękką,
mat ka
w i el ki m,
ost rym
nożem
skroi ł a
kurt kę
i
zaczęł a
j ą
zszyw ać
dużą
i gł ą
z
kości
f oki .
Zami ast
ni ci
używ ał a
suszonych
j el i t
zw i erzęcych,
ni e
bardzo
ci enki ch,
al e
za
t o
bardzo
mocnych.
U brani e
musi
być
l ekki e,
t rw ał e,
szczel ne,
w szyst ki e
szw y
dokł adni e
zszyt e.
G dyby
podmuch
w i at ru
przedost ał
si ę
przez
j akąś
szczel i nę,
myśl i w y
z
amarzł by
na
śmi erć
pol uj ąc
cał ymi
dni
ami
dal eko
o
d
osady.
Eski mosi
urozmai caj ą
sobi e
pracę
śpi ew em.
G ł osy
maj ą
przyj emne
i
ł at w o podchw yt uj ą każdą now ą mel odi ę. Lubi ą t eż opow i adać różne baj ki .
—
W
mał ym
i gl oo
n
a
brzegu
morza
żył a
sobi e
st ara
kobi et a
—
mów i ł
pew nego
w i eczora
T
ugt o.
—
Ludzi e
z
os
ady
przynosi l i
j ej
mi
ęso
i
ryby,
żeb
y
C
z
e
s ł
a
w
C
e
nt
ki
e
w
i
c
z
19
ni e
umarł a
z
gł odu,
bo
j uż
ni e
mi ał a
ni kogo
bl i ski ego.
Mąż
j ej
i
synow i e
ut onęl i w szyscy podczas pol ow ani a na morsy.
W
okol i cy
był o
dużo
ni edźw i edzi ,
t ot eż
c
zęst o
myśl i w i
znosi l i
j ej
mi ę
so,
st araj ąc si ę w ybrać co naj w i ększe kaw ał ki .
Pew nego
dni a
przyni esi ono
j ej
cał ego
mal eńki ego
ni edźw i adka,
zna-
l ezi onego
przy
zabi t ej
ni edźw i edzi cy.
Z
w i erząt ko
zmarzni ęt e
był o
na
kość
i
st aruszka
myśl ał a,
ż
e
j uż
ni e
żyj e.
Poł oży
ł a
j e
w i ęc
obok
l amp
y,
żeby
odt aj ał o
i żeby j e ł at w i ej był o pokraj ać.
Wt em,
o
dzi w o. . .
bi ał a,
puszyst a
kul ka
drgnęł a,
w yj rzał o
z
ni ej
j edno
czarne
oczko,
drugi e
i
ni edźw i adek
zacza
i
si ę
ruszać.
St arusz
ka
za- krząt nęł a
si ę
zaraz,
st opi ł a
t r
ochę
t ranu,
rozt arł
a
zmarzni ęt e
ł apki ,
napoi ł a
mi si a
i
uł ożył a go obok si ebi e na posł ani u.
Rano
ni edźw i adek
zbudzi ł
si ę
zdrow i u
t ki
i
w esoł y.
O d
t
ego
czasu
st aruszka
ni e
czuł a
si ę
osamot ni ona
w
sw ym
domku,
rozmaw i ał a
z
ni m,
a
o
n
szybko
nauczył
si ę
j ą
rozumi eć
i
odp
ow i adał
mruczeni em.
C zęst o
dzi eci
przychodzi ł y do i gl oo i w oł ał y: „ C hodź pobaw i ć si ę z nami ! "
Wt edy
st aruszka
upomi nał a
sw ego
w ychow anka:
, , A
ni e
zapomni j
schow ać pazurków , ni e podrap dzi eci ! "
Posł uszne
zw i erząt ko
uw ażał o,
żeby
ni gdy
przy
zabaw i e
ni e
zrobi ć
ni komu
krzyw dy,
al e
cóż. . .
rosł o
prędko
i
st aw ał o
si ę
cor
az
si l ni ej sze.
Po
pew nym
czasi e
dzi eci
bał y
si ę
baw i ć
z
ni m,
bo
częst o
ni echcący
t ak
j e
uderzał o ł apą, że przew racał y si ę na ost re kami eni e.
Aż
w reszci e,
gdy
st a
ł o
si ę
dorosł ym
ni e
dźw i edzi em,
przyszl i
myśl i w i
i
pow i edzi el i : „ C zas j uż, żebyś sam zapracow ał na sw oj e pożyw i eni e!
C hodź
pol ow ać
z
nami ,
ryb
nał ow i sz,
f okę
zł api esz,
a
dost ani esz
sw ą
część zdobyczy, t ak j ak każdy myśl i w y" .
N i edźw i adek
—
bo
p
ami ęt aci e,
że
rozumi
ał
on
doskonal e
mo
w ę
l udzką
—
pożegnał
si ę
ze
sw ą
opi ekunką
i
poszedł
za
myśl i w ymi .
A
spi syw ał
si
ę
doskonal e,
t ropi ł
św i et ni e
zw i erzynę,
chw yt ał
w
pot oku
ł ososi e
zręczni ej
ni ż
w szyscy i ni gdy j eszcze w osadzi e ni e był o t aki ej obf i t ości mi ęsa, co t eraz.
Al e
raz
na
pol ow ani
u
spot kał
Eski mosó
w
z
i nnej
osady.
N i
c
ni e
w i e-
dząc,
że
ni edźw i ade
k
pol uj e
z
l udźmi ,
z
aczęl i
oni
st rzel ać
d
o
ni ego
z
ł u
ków
i
omal go ni e zabi l i .
A
na
r
uk C
hł
opi
e
c
z
G
r
e
nl
a
ndi
i
20
St aruszka
dow i edzi ał a
si ę
o
t ym
i
pr
zerazi ł a
si ę
bardzo.
U pl ot ł a
z
rzemyków
szeroki
koł ni erz,
pi ękni e
go
uf arbow ał a
na
różne
kol ory,
żeby
z
dal eka
był
w i doczny
,
i
zał ożył a
na
szyj ę
sw emu
ul ubi eńcow i
.
T
eraz
w szyscy
j uż
w i edzi el i ,
że
mi ś
w
koł ni erzu
pol uj e
w
raz
z
l udźmi
i
ni gdy
i m
ni c
zł ego
ni e
czyni .
N i kt
j uż
do
ni ego
ni e
st rzel ał .
Jeden
t yl ko
myśl i w y
z
Pół nocy
odgrażał
si ę,
że
musi
go
za
bi ć,
bo
ni gdy
j eszc
ze
ni e
w i dzi ał
pi ęk
ni ej szego
f ut ra.
Rzeczyw i ści e
w
cał ej
okol i cy
ni e
był o
j es
zcze
ni edźw i edzi a
t ak
w i el ki ego
i
t a
k
śni eżnobi ał ego.
St aruszka
kochał a
sw ego
w ychow anka,
czekał a
zaw sze
na
ni ego,
a
gdy
w racał
z
pol ow ani a,
przyrządzał a
mu
smaczne
skw arki
i
grzał a
t ran
.
Pow t arzał a
mu
przy
t ym
częst o:
„ Pami ęt aj ,
ni e
napadaj
ni gdy
na
l udzi ,
j eśl i
ni e zrobi ą ci ni c zł ego" .
N i edźw i adek
sł uchał
w e
w szyst ki m
sw ej
opi ekunki
i
ci chym
mrucze-
ni em dzi ękow ał j ej za dobre rady.
Razu
pew nego
ni e
w
racał
dł ugo
z
pol ow a
ni a.
Zani epokoj ona
st aruszka
w yszł a
na
j ego
s
pot kani e
i
z
prze
rażeni em
zobaczył a
z
dal a
sw ego
w ychow anka
w l okącego
zabi t ego
czł o
w i eka.
Zaw oł ał a
w i
ęc
w szyst ki ch
z
osady
i
ci
poznal i
w
zabi t ym
myśl i w ego
z
Pół nocy.
Praw dopod
obni e
chci ał
on
speł ni ć sw ą groźbę i usi ł ow ał zabi ć ni edźw i edzi a.
St aruszka
gorzko
w t edy
zapł akał a.
„ Jest eś
zgubi ony!
Przyj dą
t eraz
t ow arzysze
zmarł ego
i
ci ebi e
zabi j ą
—
pow i edzi ał a
—
ni e
dźw i adku
mi ł y,
musi sz mni e opuści ć i schroni ć si ę gdzi eś dal eko od l udzi " .
A
ni edźw i adek
poł ożył
si ę
u
j ej
st óp
i
rów ni eż
po
sw oj emu
zapł akał .
B ardzo kochał sw ą opi ekunkę i ni e mi ał zami aru si ę z ni ą rozst ać.
D obra
st aruszka
ni e
chci ał a
w ypuści ć
sw ego
w ychow anka
na
śni eg
i
ni epogodę.
C o
dzi
eń
w ychodzi ł a
prz
ed
chat ę
i
j eśl i
t yl ko
zobaczył a
zachmurzone
ni ebo,
w racał a
i
zat rzymyw ał a
ni edźw i adka.
Aż
w reszci e
nast ał y dni j asne i ni ebo był o bez chmur.
„ T
eraz
musi sz
j uż
i
ść,
mój
drogi
—
pow i edzi ał a
w al cząc
ze
ł zami
—
l epi ej dl a ci ebi e, j eżel i odej dzi esz st ąd dal eko" .
Zdj ęł a
mu
koł ni erz,
a
ki edy
żegnał a
si
ę
z
ni m,
dot knęł a
ni echcący
śni eżnobi ał ego f ut ra ręką uw al aną w sadzy.
C
z
e
s ł
a
w
C
e
nt
ki
e
w
i
c
z
21
I
przez
w i el e
l at
pot
em
opow i adal i
sobi e
myśl i w i
o
ol brzymi m
bi ał ym
ni edźw i edzi u z czarną pl amą na boku, kt óry ni gdy ni e napadał na l udzi .
D ł ugo,
dł ugo
pł akał
a
st aruszka
z
t ęskn
ot y
za
sw ym
w ycho
w anki em.
Żał ow al i
ni edźw i adka
w szyscy
mi eszkańcy
osady,
al e
ni e
zobaczyl i
go
j uż
ni gdy.
I
nnego znow u razu o
pow i edzi ał T
ugt o t ak
ą w esoł ą hi st oryj kę:
—
C zy
w i eci e,
dl aczego
kruk
j est
t aki
czarny,
j ednol i ci e
i
cał kow i ci e
czarny? Sam sobi e zaw i ni ł , bo t o st raszny zł ośni k.
D aw no,
bardzo
daw no
t emu,
gdy
w szyst ki e
pt aki
był y
j eszcze
j edna-
kow ego
kol oru,
spot kał y
si ę
ki edyś
kruk
i
gęś.
U radzi ł y,
że
s
przykrzył o
i m
si ę
t o j ednost aj ne upi erzeni e.
„ D obrze
był oby
j ak
oś
pi ękni e
naw zaj e
m
si ę
pomal ow ać"
—
uradzi ł y
zgodni e.
N aj pi erw zabrał si ę d
o t ej robot y kruk i p
omal ow ał gęś w pros
t y, czarny
deseń
na
bi ał ym
t l e.
G ęś
był a
zac
hw ycona
i
żeby
s
i ę
odw dzi ęczyć,
pomal ow ał a kruka t ak sami ut eńko!
Myśl i ci e
może,
że
kruk
si ę
uci eszył ?
N i c
podobnego!
Rozzł ości ł
si ę
okropni e,
na
cał e
g
ardł o
zaczął
krzyczeć,
że
kol or
j est
s
mut ny,
a
deseń
paskudny
—
dobry,
być
może,
dl a
gęsi ,
al e
ni e
dl a
ni ego.
G ąska
si ę
obrazi ł a
i
w yl ał a na kruka reszt ę f arby.
O d t ego czasu kruk j est cał y czarny.
O pow i adani a
ci ągnęł y
si ę
częst o
do
późn
ego
w i eczora.
Anaru
kow i
oczy
zamykał y
si ę
same
na
dł ugo
przed
i ch
końcem,
pot em
pow
ol i
zasypi al i
i nni ,
aż
w reszci e
T
ugt o
o
pow i adał
j uż
dl a
m
ni e.
Wi edząc,
że
ni k
t
oprócz
mni e
go
ni e
sł yszy,
opow i ada
ł
i nne
hi st ori e,
ni e
t
ak
j uż
za
baw ne,
bo
zaczerpni ęt e
ze
sw ego codzi ennego, ci ężki ego życi a.
—
G dy
był em
mł od
szy,
chci ał em
bardz
o
mi eć
broń,
j aką
b
i al i
l udzi e
pol uj ą
na
zw i erzęt a.
Myśl ał em,
że
w t e
dy
w
naszej
osadzi
e
ni gdy
ni e
za-
brakł oby
mi ęsa.
Wi edzi ał em,
że
za
j edną
st rzel bę
t rzeba
dać
dużo
skóre
k
bi ał ych
i
ni ebi eski c
h
l i sów .
Przez
dł ug
i e
dw i e
zi my,
na
mrozi e,
podczas
śni eżycy,
częst o
o
gł
odzi e,
pol ow ał em
na l i sy.
I
nni
myśl i w i
po
magal i
mi
t akże,
bo
w szyscy
chci el i śmy,
żeby
w
naszej
osadzi e
był a
choci aż
j edna
st rzel ba.
Wi osną,
gdy
mi nęł a
j uż
w reszci e
t rzeci a
zi ma,
do
naszych
brzegów
podpł yną
ł
A
na
r
uk C
hł
opi
e
c
z
G
r
e
nl
a
ndi
i
22
w i el ki
st at ek
w i e
l orybni czy.
Wybral i śmy
co
naj pi ęk
ni ej sze
skórki ,
zał adow al i śmy
na
sani e
i
poj echal i śm
y
do
ma
rynarzy.
Kapi t anow i
oczy
zabł ysł y,
bo
napraw dę
t rudno
był o
o
ł adni ej sze.
Al e
ogl ądaj ąc
j e
skrzyw i ł
si ę
i
pow i edzi ał ,
że
są
brz
ydki e
i
ni e
w i el e
w art e.
Wi edzi ał em,
że
t o
ni epraw da,
al e
cóż
mi ał em
zrobi ć?
Zmart w i eni ,
zaczęl
i śmy
szykow ać
si ę
do
pow rot u.
A
w t edy
kapi t an
po
kazał
mi
dużą
st rzel
bę.
„ N i e
w i em,
czy
w yst arczy
t ych
nędznych
skórek,
kt
óre
przyw i eźl i ści e,
że
by
mi
za
ni ą
zapł aci
ć
—
pow i edzi ał .
— Al e ni e chcę w am spraw i ać zaw odu" .
D ł ugo
j eszcze
rozkł adał
i
zw i j ał
skóry,
ogl ądał
j edną
po
drugi ej ,
aż
w reszci e
zabrał
w s
zyst ki e,
a
mni e
da
ł
st rzel bę,
w orecze
k
z
naboj ami
i
pokazał , j ak mam obchodzi ć si ę z broni ą.
U radow ani ,
w yruszyl i śmy
z
pow rot em
do
osady.
Po
dr
odze
spo-
st rzegl i śmy
w i el ki ego
morsa,
kt óry
drzemał
spokoj ni e
na
krze
l odow ej .
Podpeł zł em
ost rożni e.
G dy
był em
j uż
bl i sko,
w ycel ow ał em,
naci snął em
cyngi el
—
rozl egł
si ę
t yl ko
suchy
t rzask,
t ak
j akby
kra
pękł a,
al e
ni e
był
o
żadnego
huku.
Wzi ą
ł em
drugi
i
t rzeci
na
bój
—
w szyst ko
na
n
i c.
Żaden
z
ni ch
ni e w yst rzel i ł . Spraw dzi ł em w szyst ki e po kol ei .
Mors
l eżał
sobi e
sp
okoj ni e
na
krze,
a
j a
ni e
mogł em
go
upol ow ać.
D l aczego?
Moi
t ow a
rzysze,
myśl ąc,
że
n
i e
umi em
obchodzi ć
si ę
z
t ą
broni ą,
w szyscy
po
kol ei
pr
óbow al i
st rzel ać.
N i c
z
t ego.
Zaw róci l i śm
y
czym
prędzej ,
al e
bi al i
l udzi e
ni e
w puści l i
nas
w cal e
na
st at ek
i
j eszcze
w yśmi al i .
Wreszci e
zaczęl i nam grozi ć.
Smut ni
w racal i śmy
do
osady.
Pomyśl
t yl ko
—
t ak
dł ugo
z
bi eral i śmy
skórki . . .
N ast ępnego
l at a
przyj echał
do
naszej
osady
myśl i w y
z
Poł udni a
i
od
ni ego
dopi ero
dow i e
dzi ał em
si ę,
że
nasz
a
st rzel ba
ni c
ni e
j es
t
w art a,
popsut a
i
t ak
st ara,
że
ni e
m
ożna
dost ać
do
ni ej
naboi .
Pow i edz,
dl aczego
kapi t an
nas
oszukał ? C zy zrobi ł em mu coś zł ego?
Przed
udani em
si ę
n
a
spoczynek
w ypeł z
ał em
częst o
z
i gl oo,
żeby
choć
przez
chw i l ę
odet chnąć
św i eżym
pow i et rzem;
ni e
mogł em
przyw yknąć
do
gorąca i zaduchu, j aki e panow ał y w ew nąt rz.
Jeżel i
ni e
był o
chmur,
podzi w i ał em
j aśni ej ącą
w
górze
zorzę
pol arną.
N a
ci emnym
ni ebi e,
rozi skrzonym
set kami
gw i azd,
ukazyw ał y
si ę
nagl
e
C
z
e
s ł
a
w
C
e
nt
ki
e
w
i
c
z
23
barw ne,
ruchl i w e
smugi
św i at ł a,
czase
m
w i j ące
si ę
j ak
c
udne
kol orow e
w st ęgi ,
czasem
t w orzące
na
ni ebi e
w spani ał e
ł uki ,
a
czasem
—
i
w t edy
był
o
naj pi ękni ej — zbi egaj ące si ę w zeni ci e w pał aj ącą, ol brzymi ą gw i azdę.
Pat rzył em
na
ni e
zaw sze
j ak
oczarow any,
póki
ni e
zmarzł em
porządni e.
T
yl ko
mróz
mógł
mni e
zapędzi ć
z
p
ow rot em
do
i gl oo,
a
mróz
by
w a
ł
si arczyst y.
Przed
zaśni ęci em
w t ul ony
w
puszyst
ą
skórę
bi ał ego
ni
edźw i edzi a
marzył em
o
spot kan
i u
t ego
król a
zw i erz
ąt
pol arnych,
al e
ni e
udaw ał o
mi
si ę
j akoś dot ychczas zaw rzeć z ni m bl i ższej znaj omości .
Pew nego
dni a
w yru
szył em
z
moi mi
pr
zyj aci ół mi
na
f oki .
Rapt em
o
ki l kanaści e
kroków
od
nas
w ynurzył
si
ę
z
morza
w i el ki ,
b
i ał y,
oci ekaj ący
w odą ni edźw i edź. O n t akże był w i dać gł odny.
Pow ol i ,
bez
pośpi echu
w drapał
si ę
na
kraw ędź
l odu,
ot rząsnął
sw e
w spani ał e
f ut ro,
a
zobaczyw szy
nas
st anął
j ak
skami eni ał y
—
l udzi
w i dzi ał
pew ni e
po
raz
pi erw
szy.
St ał
t ak
j aki ś
c
zas
bez
ruchu,
j ego
mał e,
bł yszczące
śl epi a
śl edzi ł y
nas
z
uw agą.
Żaden
z
nas
ni e
drgnął ,
w i edzi el i śmy,
że
ni edźw i edź
na
ogół
ni e
rzuca
si ę
pi erw s
zy
na
czł ow i eka.
W
r
azi e
zaskoczeni a
—
naj l epi ej
j est
st a
ć
zupeł ni e
spokoj ni
e.
Po
chw i l i
z
sze
roki ej ,
bi ał ej
pi ersi
w ydobył
si ę
gł uchy
pomruk,
ni edźw i edź
st anął
groźni e
na
d
w óch
ł apach,
j ak
gdyby
chci ał
nam
si ę
pokazać
w
cał ej
sw ej
okazał ości ,
a
pot em. . .
obróci w szy
si ę
do
nas
t ył em,
rzuci ł
si ę
do
w ody
t ak
szybko,
j ak
t
o
pot raf i ą
bi ał e
ni edźw i edzi e.
T
ugt o
bardzo
żał ow
ał ,
że
ni e
mi el i śmy
ze
sobą
ci ężki ch
o
szczepów ,
j aki ch
używ a
si ę
d
o
pol ow ani a
na
t e
zw i erzęt a.
Zapas
mi ęsa
na
zi
m
ę
uradow ał by
w szyst ki ch
w
osadzi e.
W
pa
rę
dni
późni ej
poj ec
hał
z
synem
d
o
skryt ki
nad
brzegi e
m
morza,
żeby
zabr
ać
zmarzni ęt e
mi ęso
morsa.
W
chw i l i
gdy
Anaruk
popra
w i ał
uprząż,
usł ysz
ał
rapt em
przeni kl i
w y
krzyk.
T
ak
krzyczy
czł ow i ek
w
ni ebezpi eczeńst w i e.
Porw ał
z
sani
ci ężki
oszczep
i
rzuci
ł
si ę
w
ki erunku
skry
t ki .
Serce
w
ni m
za
marł o,
gdy
za
ni ew i el ki m
pagórki em
dost rzegł pow al onego na l ód oj ca. N ad ni m st ał ol brzymi , bi ał y ni edźw i edź.
C hł opcu
w ydaw ał o
si ę,
że
nogi
w rosł y
mu
w
l ód.
Przemógł
si ę
w reszci e
i
w ol no,
krok
za
k
roki em,
zaczai
podc
hodzi ć
do
napast ni
ka.
N i edźw i edź,
zdzi w i ony,
poruszył
si ę
ni espokoj ni e,
uni ósł
pysk
w
górę,
zaw ęszył ,
A
na
r
uk C
hł
opi
e
c
z
G
r
e
nl
a
ndi
i
24
przygl ądaj ąc
si ę
An
arukow i
mał ymi ,
św i druj ącymi
śl epi ami .
C hł opcu
serce
bi ł o
j ak
mł ot .
Już,
j uż
chci ał
rzuci ć
oszczepem,
al e
bał
si ę,
że
j est
j eszcz
e
zbyt
dal eko.
N i edźw i
edź
zamruczał
groźn
i e,
zasapał
i
podni ós
ł
si ę
na
t yl nych
ł apach.
B ył
ol brzy
mi .
Anaruk
j ednym
susem
skoczył
na
przód,
co
si ł
w
rami eni u
w bi ł
oszcz
ep
w
kudł at ą
pi erś,
a
drugi
koni ec
broni
w parł
w
śni eg,
t ak
j ak
go
uczył
T
ug
t o.
Zamknął
oczy
i
bez
t chu
czekał ,
aż
pot ężna
ł apa
zw al i
mu
si ę
na
gł ow ę.
C zekał
dł ugo.
O t w orzył
j edno
oko,
drugi e.
I
sam
sobi e
ni
e
w i erzył .
N i edźw i edź
st ał
w ci ąż
naprzeci w ko
ni ego,
pochyl ony
do
przodu
ci ężarem
pot ężnego
ci el ska,
w part y
w
o
szczep,
kt óry
na
w y
l ot
przebi ł
nru
serce.
C i chy
j ęk
prz
yw róci ł
Anarukow i
p
rzyt omność.
Przypad
ł
do
oj ca.
Tugt o
l eżał w ci ąż ni eruchomo, al e mocno obydw oma rękami przyci ągnął syna.
—
Myśl ał em,
że
ci ę
j uż
ni e
zobaczę.
U rat ow ał eś
mi
życi e.
Jest eś
praw dzi w ym
myśl i w ym
—
w yszept ał .
—
N i e,
t o
ni c
—
dodał
szybko,
w i dząc
przerażony
w zrok
chł opca,
ni e
mogącego
oczu
oderw ać
od
w ąski ej
st rużki
krw i , kt óra z nogi oj ca spł yw ał a na l ód.
—
Weź
mój
oszczep
i
mocno
przyw i ąż
mi
do
nogi .
N i e,
ni e
t ak!
C zas,
synu,
żebyś
i
t ego
si ę
j uż
nauczył .
T
y,
kt óry
pot raf i sz
sam
j ednym
ci osem
zabi ć ni edźw i edzi a.
Anaruk
uw i j ał
si ę,
j
ak
mógł ,
bo
obaj
bal
i
si ę,
że
l ada
momen
t
może
si ę
zj aw i ć
drugi
ni edźw
i edź.
T
ugt o
w ci ągną
ł
si ę
z
p
omocą
syn
a
na
sa
ni e.
Psy
st ał y
spokoj ni e,
j ak
by
czuł y,
że
ni e
por
a
t eraz
na
szczekan
i e.
Anaruk,
j ak
umi ał ,
przyw al i ł
sw
ą
zdobycz
brył ami
l
odu
i
ost rożni e,
uw
ażaj ąc,
żeby
si ę
sani e ni e przew róci ł y, w i ózł oj ca do osady.
W
i gl oo
zaj ęl i śmy
s
i ę
w szyscy
rannym,
uł ożyl i śmy
go
w yg
odni e
na
skórach,
nakarmi l i
i
napoi l i .
T
ugt o
opow
i adał
coraz
t o
i nny
m,
w peł za- j ącym
do
i gl oo
znaj omym,
że
Anaruk
j est
dz
i el nym
chł opcem,
k
t óry
na
w i dok
napast ni ka
ni e
st raci ł
gł ow y.
Prosi ł
i ch
t akże,
żeby
zaprzęgl i
psy
do
sań
i
z
Anaruki em poj echal i po mi ęso ni edźw i edzi a.
T
ugt o opow i edzi ał m
i , j ak ki edyś zni enacka napadł go w i el ki bi ał y mi ś.
—
Jedno
uderzeni e
pot ężnej
ł apy
pow
al i ł o
mni e,
j ak
t era
z,
na
l ód.
Zaczął em
szamot ać
si ę
i
krzyczeć.
N a
w i dok
nadbi egaj ących
l udzi
zw i erzę
porw ał o
si ę
do
uci eczki .
Al e
ni e
chci ał o
mni e
puści ć.
Zł apał o
zębami
za
rękaw
i
bi egnąc
w
st
ronę
morza,
ci ągnęł o
mni e
po
l odzi e.
Myś
l ał em,
że
t o
j uż
C
z
e
s ł
a
w
C
e
nt
ki
e
w
i
c
z
25
koni ec.
N i edźw i edź
w
morzu
pł yw a
j ak
ryba,
a
j a
od
razu
ut onął bym.
N a
brzegu
zaczepi ł em
nogami
o
j akąś
brył ę
l odu.
Prześl adow ca
puści ł
mni e
i
j ednym
susem
znal a
zł
si ę
w
morzu,
a
j a
dł ugo
j eszcze
l eczył em
si ę
z
ci ężki ch
ran.
T
eraz
przynaj m
ni ej
w i em,
że
j eśl i
st ał oby
mi
si ę
coś
zł ego,
syn
zast ąpi
mni e i moj a rodzi na ni e zgi ni e z gł odu.
Anaruk
ni e
w i edzi ał
w praw dzi e,
co
t o
j
est
szkoł a,
al e
każ
dego
dni a
zdobyw ał
now e,
po
żyt eczne
w i adomości .
Podczas
zi my
T
ugt o
ci erpl i
w i e
pokazyw ał
mu,
j ak
w yrabi ać
narzędzi a
i
broń;
j ak
at akow ać
morsa,
a
j ak
f okę, j aki ej broni używ ać na w i el oryba. Mi mo naj l epszych chęci mógł nauczyć
syna
t yl ko
t ego,
cze
go
on
sam
dow i edzi
ał
si ę
od
sw ego
oj c
a
i
dzi ada.
N i e
w i edzi ał ,
że
na
św i eci e
w szyst ko
si ę
ni eust anni e
zmi eni a
i
że
oprócz
pust ynnej , mroźnej G renl andi i i st ni ej ą kraj e, gdzi e l udzi e żyj ą ł at w i ej i l epi ej .
N i m
T
ugt o
zaczął
chodzi ć
o
w ł asnych
si ł ach,
ni eraz
w yb
i egał em
z
Anaruki em
przyj rzeć
si ę,
j ak
pol uj e
na
f
oki .
Zabi eral i śmy
ze
sobą
i
dzi dy,
i
harpuny,
na
rękoj eś
ci ach
kt órych
w yrze
źbi one
był y
f oki .
T
o
j est
broń,
kt órą
w ol no
pol ow ać
t yl ko
na
t e
zw i erzęt a.
G dyby
użyć
j e
do
i
nnego
pol ow ani a,
f oki ,
obrażone,
przest ał yby
odw i edzać
t e
okol i ce.
T
ak
przy
naj mni ej
w i erz
ą
Eski mosi .
Zi mą,
ki edy
l ód
po
kryw a
morze,
uw i ęz
i one
t am
f oki
przeb
i j aj ą
mał e
ot w ory,
do
kt órych
podpł yw aj ą
od
czasu
do
czasu,
żeby
zaczerpnąć
pow i et rza.
O t w ory
t
e
od
st rony
w ody
n
abi eraj ą
z
czasem
k
szt ał t u
dzw onu,
poni ew aż
f oka
podpł yw aj ąc
w yt api a
l ód
ci epł em
w ł asnego
ci ał a.
Ki edyś
noga
w padł a
mi
do
t aki ego
ot w oru,
l ód
zaczął
pękać
w okół
i
źl e
był oby
ze
mną
,
gdyby w porę z pomocą ni e pośpi eszył mi Ana- ruk.
C hcąc
w i edzi eć,
ki e
dy
f oka
podpł yni e,
żeby
zaczerpnąć
św
i eżego
po-
w i et rza,
Anaruk
zał
ożył
nad
ot w orem
w
l odzi e
mał ą
l al kę
z
rogów
re
na
.
Rozpost art e rami ona i nóżki okl ei ł przedt
em del i kat nym pt asi
m puchem. G dy
t yl ko f oka podsuni e gł ow ę do ot w oru, oddech j ej porusza l ekko puch.
D ł ugo
st al i śmy
nad
ot w orem
z
harpun
ami
got ow ymi
do
r
zut u,
ni e
rozmaw i aj ąc,
w st rzymuj ąc
naw et
odd
ech,
żeby
ni e
spł
oszyć
czuj nego
zw i erzęci a.
G odzi na
mi j ał a
za
godzi ną
.
Zmarzł em
na
ko
ść.
Już
mi ał em
odej ść, a t u naraz j ak Anaruk ni e ci śni e harpunem w ci emną gł ębi ę!
Zakot ł ow ał a
si ę
w oda.
Li nka,
do
kt órej
umocow any
j est
harpun,
A
na
r
uk C
hł
opi
e
c
z
G
r
e
nl
a
ndi
i
26
w yprężył a si ę. N i e czekal i śmy na darmo.
T
ugt o
był
bardzo
zadow ol ony
z
syna,
gdy
zobaczył ,
że
ci ągni emy
w spani ał ą zdobycz.
Eski mosi
pol uj ą,
j ak
t yl ko
nadarzy
si ę
i m
sposobność.
N i e
dl a
przy-
j emności
czy
dl a
za
baw y,
a
z
pot rzeby.
N i gdy
ni e
w
i adomo,
ki edy
przyj
ś
ć
może gł ód.
T
ugt o ze zgrozą w sp
omi nał ni edaw ną zi mę.
—
Zj edl i śmy
w t edy
w i el e
naszych
psó
w ,
a
sam
rozumi es
z,
j aka
t o
st raszna
ost at eczność
zabi ć
w i ernego
p
rzyj aci el a,
kt órego
w ychow yw ał o
si ę
od
mał ego
szczeni ak
a.
Zj adal i śmy
skórę
naszych
nami ot ów ,
w yszuki w al i śmy
pod
śni egi em
ogryzi
one
daw no
kości ,
że
by
j eszcze
raz
w yss
ać
z
ni ch
każdą
kropel kę
szpi ku.
G o
t ow al i śmy
rzemi eni e,
uprzęże,
ubrani a.
Al e
t o
w szyst k
o
ni e pomagał o. Wi el u myśl i w ych ni e przeżył o t ej zi my.
G ł odni ,
w yj eżdżal i śmy
dal eko
od
naszej
osady
w
poszuki w ani u
zw i e-
rzyny.
G ł odne
psy,
c
hude
j ak
szki el et y,
l
edw o
ci ągnęł y
sani e.
B yl i śmy
sł abi ,
pot ykal i śmy
si ę
co
k
rok.
G dy
raz
w reszci
e
zobaczył em
f okę,
o
sł abi ona
ręka
i
zamgl one
oko
zaw i o
dł y
mni e
—
zw i erzę
z
ni kł o
pod
l odem.
St a
l i śmy
na
mrozi e
dł ugi e
godzi ny,
czek
aj ąc,
aż
ukaże
si ę
z
now u.
C zekal i śmy
n
a
próżno.
D ł ugo,
bardzo dł ugo krążyl i śmy po cał ym w ybrzeżu. N i gdzi e ani śl adu zw i erzyny.
Pow rót
był
bardzo
s
mut ny.
Psy
ni e
mi ał
y
si ł y
ci ągnąć
pust y
ch
sań,
a
j eśl i
w i dzi ał y,
że
j ed
en
z
i ch
t ow arzyszy
ni eruchomi ał
na
l od
zi e,
rzucał y
si ę
i
rozszarpyw ał y go w kaw ał ki .
G dy
pow racał em
do
domu
z
pust ymi
rękami ,
panow ał a
w
ni m
ci sza.
O sł abi one
gł odem
dzi eci
l eżał y
bez
ruchu,
naw et
Anaruk
ni e
przybi egał ,
j a
k
zw ykl e,
pomagać
mi
zdj ąć
uprząż
z
psów .
N i e
skarżył
si ę,
ni e
pł akał ,
al e
j ego
oczy
był y
t ak
smut n
e,
że
uci ekał em
z
i gl
oo
i
znów
dare
mni e
bł ąkał em
si ę
po
krach w poszuki w ani u mi ęsa.
T
ak
si ę
j akoś
zł oży
ł o,
że
przez
cał y
c
zas
mego
pobyt u
ni e
brakł o
zw i erzyny
w
okol i cy.
Eski mosi
są
bardzo
przesądni
—
przeko
nani
byl i ,
że
t o
moj a
obecność
prz
ynosi
i m
szczęści e
.
T
ot eż
przynosi l i
mi
z
k
aż
dego
pol ow ani a
naj smaczni ej sze
kąski :
serce
ni edźw i edzi a,
w ąt robę
f oki ,
a
na
w i osnę — żoł ądki renów i pt aków . Wszyst ko oczyw i ści e na surow o.
G dy
pi erw szy
raz
po
częst ow ano
mni e
t a
ki m
przysmaki em,
o
dw róci ł em
C
z
e
s ł
a
w
C
e
nt
ki
e
w
i
c
z
27
si ę ze w st ręt em!
T
rze
ba był o j ednak zmus
i ć si ę do przeł kni ęci a
ni e- apet ycznej
pot raw y,
bo
w
żoł ądkach
zw i erząt
t raw ożernych
znaj duj ą
si ę
na
w pół
st raw i one
mchy
i
t raw y,
zaw i eraj ące
ni ezbędne
dl a
zd
row i a
l udzki eg
o
w i t ami ny.
N i e
radzi ł bym
i ch
j ednak
ni k
omu
próbow ać
pod
t ą
post aci ą.
N a
samo w spomni eni e dreszcz mni e j eszcze przechodzi .
W
maj u
sł ońce
św i
eci ł o
j uż
cał e
dw ad
zi eści a
czt ery
godzi ny.
O czy
bol ał y
od
j ego
bl asku.
Poni ew aż
popsuł y
mi
si ę
moj e
p
rzeci w sł oneczne
okul ary,
Anaruk
sporządzi ł
mi
i nne,
t aki e,
j aki e
sam
nosi ł ,
z
ci enki ej
pł yt ki
kości anej
z
w ązi ut ką
szparką
pośrodku,
w szyt e
w
szeroki
rze
mi eń
opasuj ący
gł ow ę.
Wygodne
t o
ni e
był o,
al e
ni e
l ękał em
si ę
przy
naj mni ej
st rasznej
choroby, zw anej śl epot ą śni eżną.
Zi emi a
pokryt a
był a
j eszcze
grubą
w ars
t w ą
śni egu,
al e
mor
ze
zaczęł o
si ę
j uż
uw al ni ać
od
l odu.
Wi el ki e
f al e
ł amał y
z
huki em
grube
pol a
l odow e
i
ol brzymi e kry odpł yw ał y od brzegu na peł ny ocean.
W
t ym
czasi e
przychodzą
na
św i at
mał e
f oki .
B ardzo
si ę
zdzi w i ł em,
zobaczyw szy
po
raz
pi erw szy
t aki e
mal eńst w a:
był y
zupeł ni e
bi ał e
i
mi ał y
dł ugą,
puszyst ą
si erść.
N aj dzi w ni ej sze
w ydaw ał o
mi
si ę
t o,
że
ni e
umi ej
ą
pł yw ać. D orosł e f oki - mat ki ni e rat uj ą si ę uci eczką, gdy myśl i w i zbl i żaj ą si ę do
mał ych: ni e opuszczaj ą ni gdy dzi eci w ni ebezpi eczeńst w i e.
N a
w i osnę
Eski mosi
w yszukuj ą
chęt ni e
gni azda
pt asi e
i
w ybi eraj ą
z
ni ch
j aj ka.
Pi erw szego
pogodnego
dni a
Anaruk
z
cał ą
rodzi
ną
w ybrał
si ę
na
ni ew i el ką
w ysepkę
w
pobl i żu
brzegu;
w
ci
ągu
paru
godzi n
zeb
ral i
ponad
pi ęć
t ysi ęcy
j aj ek.
N i e
z
j edl i
i ch,
ma
si ę
r
ozumi eć,
od
razu.
Mat ka
Anaruka
w ł ożył a
j aj ka
do
w i e
l ki ego
w orka
ze
skór
y
f oki
i
zakopał a
gł ę
boko
w
śni egu.
Zamarzni ęt e,
przech
ow uj ą
si ę
t ak
aż
do
nast ępnej
w i osny.
Skryt kę
musi ał a
bardzo
dokł adni e
zabezpi eczyć
przed
l i sami ,
kt óre
przepadaj ą
za
t ym
przysmaki em.
Eski mosi
szczegól ni e
ceni ą
dzi ki e
kaczki ,
zw ane
edredonami .
Mi ęso
i ch
j est
bardzo
smaczne,
a
pokryw aj ący
j e
puch
nadzw yczaj
del i kat ny
i
gęst y.
Wczesną
w i osną,
g
dy
kaczka
znosi
pi
erw sze
j aj ka,
zaczy
naj ą
j ej
z
pi ersi
w ypadać
pi órka.
Skrzęt ni e
zbi era
w szyst ki e
dzi obki em
i
uk
ł ada
w
mi ękką,
l ekką
pi erzynkę,
kt
óra
doskonal e
chro
ni
j aj ka
przed
zi
mnem.
Pozbaw i eni
możności
ubrani a
si ę
w
ci epł ą,
w eł ni aną bi el i znę
Eski mosi
zdej muj ą
z
kaczek
A
na
r
uk C
hł
opi
e
c
z
G
r
e
nl
a
ndi
i
28
edredonow ych
cał e
skórki
i
szyj ą
sobi e
z
ni ch
kaf t any,
no
sząc
j e
na
goł e
ci ał o, puchem do w ew nąt rz.
Pew nego
w i osennego
dni a
obudzi ł y
mni e
krzyki
znad
morza.
N i osł y
si ę
po
cał ej
osadzi e.
Wy
skoczył em
przed
i gl
oo.
Wszyscy
bi egl i
n
a
brzeg.
Anaruk
krzyczał
coś
do
mn
i e
z
dal eka,
al e
go
ni e
zrozumi ał em.
Myśl i w i
w yci ągal i
pospi eszni e
dł ugi e,
co
naj dł uższe
h
arpuny,
ol brzymi e
zw oj e
grubej ,
rzemi ennej
l i ny.
Wszyscy
w pat ryw al i
si ę
w
morze,
coś
sobi e
pokazuj ąc.
D ł ugo
ni czego
ni e
mogł em
doj rzeć,
naraz
w
paru
punkt ach
j ednocześni e
nad
burooł ow i aną
f al ą
w ykw i t ł y
w ysoki e,
bi ał e
pi óropusze.
Już
w i edzi ał em
—
w i el oryby.
N ad
w od
ą
w ynurzył y
si ę
og
romne
j ak
w ysepki ,
szare
grzbi et y.
Zw i erzęt a
pow ol i
pł
ynęł y
w
naszą
st ro
nę.
Już
t eraz
dokł
adni e
w i dzi ał em
buchaj ące
raz
po
raz
z
nozdrzy,
w ys
oki e
na
parę
met r
ów ,
st rumi eni e
skropl onej pary.
B ardzo
chci ał em
p
opł ynąć
razem
z
myśl i w ymi ,
al e
mo
j a
prośba
w praw i ł a
i ch
w
w i el ki e
zakł opot ani e.
Zaczęl i
mi
t ł umaczyć,
że
t o
bardzo
ni ebezpi eczna w ypraw a.
G dy
mi mo
t o
ni e
ust ępow ał em,
T
ugt
o
pow i edzi ał
mi
sz
czerze,
że
w i el oryb
może
obrazi
ć
si ę,
j eśl i
na
pi erw s
ze
pol ow ani e
zabi orą
ze
sobą
obceg
o
czł ow i eka.
U st ąpi ł em
od
razu.
Jeżel i
po
l ow ani e
ni e
udał oby
si ę,
pow i edzi ano
by może późni ej , że t o moj a w i na.
Z
bi ci em
serca
pat rzył em,
j ak
ł odzi e
pół kol em
zbl i żył y
si ę
do
w i el oryba,
spokoj ni e
w yl eguj ącego
si ę
w
morzu.
D uża,
drew ni ana
s
zal upa
pi erw sza
podpł ynęł a
do
t ej
„
pł yw aj ącej
w yspy" .
St oj ący
na
samym
dzi obi e
myśl i w y
zamachnął
si ę
i
z
o
gromną
si ł ą
w yrzuc
i ł
harpun.
Wi e
l oryb
t argnął
si ę
do
przodu
i ,
mł ócąc
na
w szyst ki e
st ron
y
o
w odę
ol
brzymi m,
rozw i dl onym
ogonem,
zni kł
w
f
al ach.
Morze
zakot ł
ow ał o
si ę,
w zburzył
o,
w ysoka
f al
a
przet oczył a
si ę
prz
ez
ł ódkę.
Wydaw ał
o
mi
si ę,
że
zat o
nęł a
razem
ze
w szyst ki mi
l udźmi ,
al e
j uż
po
chw i
l i
w ychyl i ł a
si ę
z
nów ,
oci ekaj ąc
st rumi eni ami
w ody.
Wi ośl arze
w i osł ow al i
co
si ł
w
rami onach,
dw aj
myśl i w i
z
t oporami
w
rękach
ni e
spuszczal i
z
ocz
u
rzemi ennej
l i ny
ha
rpuna,
w ci ąganej
pod w odę przez nurkuj ącego w i el oryba.
Mni ej sze
ł odzi e
t rzymał y
si ę
z
dal a,
w yczekuj ąc,
aż
w i el oryb
w ysuni e
pysk
nad
f al ę,
żeby
zaczerpnąć
oddech
u.
Z
przerażeni em
zobaczył em,
że
C
z
e
s ł
a
w
C
e
nt
ki
e
w
i
c
z
29
Anaruk,
mocno
zaga
rni aj ąc
w i osł ami
w o
dę,
na
sw ym
mał ym
kaj aku
pł yni e
w
st ronę
myśl i w ych.
B ył
j uż
ni edal eko,
gdy
naraz
z
pot ężn
ym
sapni ęci em
w ypł ynął w i el oryb.
Wszyst ki e
ł odzi e
pomknęł y
do
ni ego.
Parę
harpunów
ut kw i ł o
w
szarym,
ośl i zł ym
grzbi eci e.
Zw i erzę
ci skał o
si ę
po
morzu,
w zbi j aj
ąc
w okół
si ebi
e
ogromne
f al e.
Kaj ak
Anaruka
daw no
j uż
zni kł
mi
z
oczu.
D op
i ero
po
dł uższej
chw i l i
zobaczył em,
j ak
szybko
chł opak
w i osł uj e
z
pow rot em
do
brzegu.
Wi osł ow ał
dzi w ni e,
j edną
ręką,
drugą
t rzymaj ąc
w ci ąż
w
w odzi e
—
przechyl ony
przez
b
urt ę
kaj aka.
C o
mu
si ę
st ał o?
Może
zost
ał
rani ony?
Raz
po raz skryw ał a go f al a.
Wi el oryb
coraz
w yraźni ej
t raci ł
si ł y,
c
oraz
dł użej
zost aw ał
na
po-
w i erzchni
morza.
A
naruk
był
j uż
przy
brzegu.
T
eraz
dopi ero
w i dać
by
ł o,
że
ci ągni e
ze
sobą
har
punni ka,
kt órego
f a
l a
zmył a
z
drew ni a
nej
szal upy.
W
zamęci e
pol ow ani a
ni kt
t ego
ni e
spost
rzegł .
N at ychmi ast
zast osow al i śmy
myśl i w emu
oddychani e.
D użo
czasu
mi
nęł o,
ni m
ot w o
rzył
oczy,
bo,
bi eda
k
,
nał ykał
si ę
ni emał o
morski ej
w ody.
G dy
t yl ko
odzyskał
przyt omność,
sam
ni
e
w i edzi ał ,
j ak
dzi ęk
ow ać
Anarukow i
z
a
urat ow ani e
mu
życi a.
Pol ow ani e
dobi egał o
końca.
M
yśl i w i
w yt ężal i
w szy
st ki e
si ł y,
w i osł uj ąc
do
brzegu.
N a
w i el u rzemi ennych l i
nach z t ru
dem ci ągnęl i za sobą ubi t ego
w
i el oryba. A był o
co
ci ągnąć.
Zdobycz
nasza
w ażył a
co
naj mni ej
pi ęćdzi esi ąt
t ysi ęcy
ki l ogramów .
N a
prz
ew i ezi eni e
j ej
kol ej ą
t rzeba
był oby
uży
ć
przynaj mni ej
sześci u w agonów t ow arow ych, a byw aj ą w i el oryby znaczni e w i ększe.
D opi ero
t eraz
zaczą
ł em
uw ażni e
przygl
ądać
si ę
w i el orybo
w i .
T
o,
co
zobaczył em,
przeszł o
w szel ki e
moj e
oczeki w ani a.
O l brzymi e,
szare
ci el sko
przypomi nał o
kszt ał t em
pot w ornych
rozmi arów
rybę.
T
yl
na
pł et w a
był a
w i el ka,
mi ęsi st a
i ,
w
przeci w i eńst w i e
d
o
rybi ej ,
ni e
pi ono
w a,
al e
pozi oma.
Zabi t e
zw i erzę
w ygl
ądał o
j ak
góra
mi ęs
a.
Wysoka,
dw a
l ub
może
t rzy
raz
y
w yższa
od
naj w yższego
czł ow i eka.
C i el s
ko
był o
drugi e,
t ak
j ak
post aw i one,
j eden za drugi m, czt ery duże aut obusy PKS.
W
ol brzymi ej
paszcz
y
ni e
był o
zębów ,
t yl
ko
z
górnej
szczęki
z
w i sał y
j ak
zasł ony
cał e
szeregi
ci enki ch,
post rzępi onych
pł yt ek
f i szbi no
w ych.
O gromna
gł ow a
zaj mow ał a
prz
ynaj mni ej
j edną
t rze
ci ą
dł ugości
ci ał a.
S
am
j ęzyk,
duży,
mi ęsi st y,
w
kt órym
czł ow i ek
mógł
zapaś
ć
si ę
po
kol a
na,
musi ał
w ażyć
chyba
A
na
r
uk C
hł
opi
e
c
z
G
r
e
nl
a
ndi
i
30
ze t rzy t ony.
U w agę
moj ą
zw róci ł
a
w i el ka
masa
mi ęs
a,
kt órą
przed
chw i l
ą
w ydobyt o
z
w nęt rza
w i el oryba.
Ze
zdzi w i eni em
dow i edzi ał em
si ę,
że
j est
t o
serc
e
zw i erzęci a.
Waży
t yl e
co
ośmi u
dorosł ych
mężczyz
n.
A
sama
sł oni na
ma
praw i e
t rzydzi eści cent ymet rów grubości .
W
dw a
dni
późni ej
o
dbył a
si ę
w
osadzi e
w i el ka
uczt a,
na
kt ó
rą
zj echal i
si ę gości e, zaproszeni z odl egł ych naw et osad.
Mni e
of i arow ano
ol brzymi
kaw ał
ró
żow ego
mi ęsa
w i e
l orybi ego.
U got ow ał em
sobi e
z
ni ego
rosół ;
mi ęso
smakow ał o
j ak
w o
ł ow i na
i
pra
w i e
zupeł ni e ni e mi ał o zapachu t ranu.
W
ogól e
muszę
prz
yznać,
że
z
t ego
co
j adł em
na
D al eki e
j
Pół nocy,
naj bardzi ej
przypadł o
mi
do
smaku
mi ę
so
bi ał ego
ni edźw i e
dzi a
i
w i el o
ryba.
Fokę,
ni e
mów i ąc
j
uż
o
morsi e,
w spom
i nam
z
obrzydzeni e
m:
mi ęso
j ej
j est
t w arde, żyl ast e i praw i e czarne.
U czt a
t rw ał a
czt ery
dni
bez
przerw y.
Mo
że
naw et
ci ągnęł aby
si ę
dł użej
,
gdyby ni e przerw ał j ej przyj azd st at ku w i el orybni czego.
Kapi t an
zaprosi ł
do
si ebi e
na
pokł ad
myśl i w ych
z
osady.
C hci ał
na-
mów i ć
paru
z
ni ch,
żeby
popł ynęl i
z
ni
m
j ako
harpunni cy.
Znał
j uż
i ch
z
poprzedni ch
l at
i
w i
edzi ał ,
że
maj ą
ni ez
aw odną
rękę
i
nadz
w yczaj ni e
byst ry
w zrok, al e oni ni e chci el i opuszczać sw ych rodzi n.
Podczas
poczęst unku
na
st at ku
Anaru
k
pi erw szy
raz
w
ż
yci u
spró-
bow ał
chl eba.
N i e
b
ardzo
mu
smakow ał
.
—
Wol ę
j eść
dal ej
surow e
mi ęso
—
w yznał mi po ci chu.
B ardzi ej
za
t o
przy
padł a
mu
do
gust u
muszt arda.
Spał as
zow ał
cał y
duży
sł oi k
t ej
przypr
aw y
i
pyt ał ,
czy
co
d
zi eń
j adamy
w
domu
t aki e
smaczne
rzeczy.
D ow i edzi aw szy
si ę,
że
kapi t an
odpł yw a
na
Spi t sbergen,
skąd
ł at w i ej
przyj dzi e
mi
znal eźć
st at ek,
kt óry
zabi er
ze
mni e
do
Europy,
poprosi ł em
go,
żeby
mni e
zabrał
ze
sobą.
Żal
mi
b
ył o
zost aw i ać
moi c
h
grenl andzki ch
przyj aci ół , al e st ęskni ł em si ę j uż bardzo za domem.
Jeden
z
marynarzy
przechw al ał
si ę
ci ągl e
sw oj ą
zręczności ą.
Mów i ł ,
że
t o ni c t rudnego pol ow ać z kaj aka. Eski mosi ni e l ubi ą t aki ch l udzi .
C
z
e
s ł
a
w
C
e
nt
ki
e
w
i
c
z
31
—
Pokaż
nam,
co
pot raf i sz
—
pow i edzi ał
T
ugt o,
w skazuj ąc
samochw ał ow i
uśpi onego
na
kraw ędzi
kry
morsa.
—
Morz
e
j est
spokoj
ne,
ni czym ni e ryzykuj esz.
Marynarzow i
ni e
t rzeba
był o
dw a
razy
pow t arzać
t aki ego
w ezw ani a.
Wskoczył
do
kaj aka,
podpł ynął
na
odl egł ość
zal edw i e
paru
met rów
do
zw i erzęci a,
kt óre rozespane ni e drgnęł o
n
aw et , ni czego ni e
prz
eczuw aj ąc. G dy
pew i en
zw yci ęst w a
marynarz
kł adł
pal ec
na
cyngl u,
kaj ak
podskoczył
rapt em,
j akby
w yni e
si ony
w
górę
j akąś
p
ot ężną
dł oni ą.
Kul a
przeszł a
w ysoko
nad
gł ow ą
morsa,
a
marynarz
w czepi ony
j edną
ręką
w
burt ę,
drugą
ze
w szyst ki ch
si ł
w i osł
ow ał
do
brzegu.
I
có
ż
si ę
okazał o?
Jaki ś
mors
szukaj ący
w
gł ębi
oceanu
poż
yw i eni a
w ypł yw ał
w
ł aśni e
na
pow i erzc
hni ę
morza,
b
y
zaczerpnąć
oddechu,
i
nat raf i ł
ni espodzi ew ani e
na
przeszkodę
w
post aci
kaj aka.
N i e
w i adom
o,
kt o
si ę
w i ęcej
prz
erazi ł ,
marynarz,
kt
óry
przypadki em
uni knął
kąpi el i
w
l o
dow at ej
w odzi e,
czy
bi edne
zw i erzę,
kt ór
e
ni e
mi ał o
w cal e
zł ych
zami arów .
N au
ka
ni e
poszł a
w
l as.
Marynarz
j uż
ni gdy
ni e
przechw al ał
si ę sw oj ą zręczności ą.
Rodzi na
Anaruka
na
moj e
pożegnani e
w ypraw i ł a
uczt ę
i
zaprosi ł a
na
ni ą w szyst ki ch myśl i w ych z rodzi nami .
Zasi edl i śmy
koł em
na
rozł ożonych
skó
rach
przed
nami ot e
m.
Mat ka
Anaruka,
ni e
szczędząc
zapasów ,
w yni osł a
na
drew ni anej
t acy
ol brzymi
kaw ał
got ow anego
r
ena.
C hcąc
mi
spec
j al ni e
dogodzi ć,
got o
w ano
go
dł użej
ni ż normal ni e.
Po uczci e, j ak zw ykl e, rozpoczęł y si ę zabaw y.
Ze
smut ki em
żegnał em
si ę
z
t ymi
dzi el nymi
l udźmi ,
a
naj t rudni ej
był o
mi
si ę
rozst ać
z
Anaruki em.
Przy
pożegnani u
of i arow ał
mi
sw ój
amul et ,
kt óry
nosi ł st al e w skórzanym w oreczku na pi ersi ach.
Eski mosi
w i erzą,
ż
e
pew ne
przedmi ot
y
zapew ni aj ą
i m
s
zczęści e
i
pozw al aj ą
uni knąć
ni ebezpi eczeńst w a.
T
ak
na
przykł ad
w ysuszona
ł apka
mew y
czyni
t ego,
kt
o
j ą
st al e
nosi
przy
sobi e,
doskonał ym
w i ośl arzem,
a
ząb
rena
—
podobno
św i et nym
myśl i w ym.
Wi erzą
rów ni eż,
że
mał e
kaw ał ki
skóry
rena,
naszyt e
na
ubrani u,
zabezpi eczaj ą
przed
odmroże
ni ami .
Mni e
si ę
j ednak
w ydaj e,
że
przy
w i el ki ch
mrozach
l epi ej
j est
ow i nąć
si ę
grubym
f ut rem.
A
na
r
uk C
hł
opi
e
c
z
G
r
e
nl
a
ndi
i
32
Eski mosi noszą t ych amul et ów cał e mnóst w o. B ył em bardzo w zruszony
prezent em
Anaruka,
bo
w i edzi ał em,
j a
k
ni echęt ni e
myśl i
w i
rozst aj ą
si ę
z
amul et ami .
I
j a
t akż
e
każdemu
z
ni ch
pozost aw i ł em
j akąś
pami ąt kę.
T
ugt o
dost ał
mój
karabi n
z
amuni cj ą.
Anaruk
nami ot ,
śpi w ór,
kuc
henkę,
menażki ,
t oporki ,
st al ow e
ł op
at ki ,
ki l of y.
T
a
ki ego
ekw i punku
ni e
mi ał
dot ąd
na
pew no
żaden Eski mos.
Przerazi ł em
si ę
j edn
ak
na
dobre,
gdy
i
i n
ni
myśl i w i
zaczęl i
pr
zynosi ć
mi
naj rozmai t sze
przedmi ot y,
maj ące
mni e
uchroni ć
od
w szyst ki ch
możl i w ych
ni eszczęść.
O baw i ał em
si ę,
żeby
ni e
s
pot kał o
mni e
t o
samo,
co
znanego
podróżni ka
duński ego.
Zbi erał
on
dl a
ce
l ów
naukow ych
amu
l et y
Eski mosów .
Mi eszkańcy
pew nej
osady
zgodzi l i
si ę
o
ddać
mu
j e
pod
w a
runki em,
że
w
zami an of i aruj e każd
emu kosmyk sw ych
w ł osów . Sądzi l i , że t
o j edno może i m
zast ąpi ć
oddane
amul et y.
N i ew i el e
brakow ał o,
a
sł ynny
podróżni k
pow róci ł b
y
do kraj u zupeł ni e ł ysy. O de mni e t ego, na szczęści e, ni e żądano.
B ardzo
serdeczni e
pożegnał em
si ę
ze
w szyst ki mi ,
a
z
mał ym
Anaruki em
pocał ow al i śmy
si ę
po
grenl andzku,
t o
znaczy
dot knęl i śmy
si ę
pa
-
rę razy nosami . Żal mi był o bardzo opuszczać G renl andi ę.
—
B ędzi emy
o
t obi e
zaw sze
pami ęt ać
—
pow i edzi ał
mi
z
pow
agą
T
ugt o.
—
Jeśl i
ki edykol w i e
k
będzi e
ci
źl e
w śró
d
t w oi ch
braci ,
przy
j eżdżaj
do
nas.
Przyj mi emy
ci ę
zaw sze
z
ot w art ymi
rami
onami .
I
my,
i
nasze
dzi eci ,
i
dzi eci
naszych dzi eci .
D ł ugo
z
pokł adu
st
at ku
pat rzył em
na
ni knące
l odow ce
i
góry.
N i e
dzi w i ł em
si ę,
że
m
oi
przyj aci el e
t ak
b
ardzo
kochaj ą
t en
pi ękny
kraj ,
do
kt órego i j a będę zaw sze t ęskni ć.