T umaczenie nieoficjalne: n2ati
ł
1
Caught
A New Adult Novel
by Erika Ashby
&
A.E. Woodward
2
Ma y s owniczek
ł
ł
Pytający dupek: osoba która zadaję niezliczoną ilość głupich, bezcelowych pytań.
Suksa: jak suka, ale bardziej znośna używana do konfrontacji ze sztywnymi dorosłymi.
Męskie cycki: kiedy facet ćwiczy tak mocno, że jego jądra przenoszą się na klatkę
piersiową.
Chińska pułapka na palce: nieobrzezany penis
Kutasi móżdżek: idiota… Synonim: kretyn
Szaldar: radar, używany do wykrywania szaleństwa kobiet.
Atak zażenowania : ogromne poczucie wstydu przez swoje działania, do momentu, gdy
czujesz, że masz zawał. Podąża za tym obciach i zakłopotanie.
Kłamust: mistrz oszustwa i kłamania.
Fiucinos… Synonim: osoba lubiąca kutasy w buzi.
Pieprzenie się: bardziej odpowiednia nazwa na ruchanie się.
Robótka ręczna: kiepskie walenia konia.
Wzwód serca: to jak normalny wzwód tylko z uczuciami i innymi bzdetami. Zazwyczaj
bardzo zagmatwany.
Usta niczym wargi sromowe: osoba posiadająca waginę zamiast ust. Powodów może być
wiele, albo dziwka albo usta służące podobnie jak wagina. Synonim: Waginie Usta.
Przytulas ustami: lepiej znane jako robienie loda.
Penis: postrach wiszący w dolej części brzucha.
3
Świergot cipki: Uczucie och ach w waginie, gdy jesteś podniecona. Nie może być mylone
z mokrymi majtkami, to tylko małe mrowienie.
Tyłek niczym Pluton: tak mała dupa, że niektórzy zastanawiają się czy w ogóle istnieje
Biog: dziwny pół bieg, pół jogging.
Romantyczne : przemądrzały zwrot na romans.
Pfijany: kiedy jesteś tak nawalony, że nie potrafisz wymówić poprawnie słowa.
Zaciągnięcie się zapaszkiem: dyskretne powąchanie się pod pachą zanim pokażesz się
publicznie.
Wredota: cięta, podła, wredna suka.
Niezwykły debil: powszechna obraza na totalnie wielkiego idiotę.
Załamka: krótki moment zanim ktoś traci kontrolę nad swoim dziadostwem.
Świr: szalona osoba.
4
1
Chace
Zakończenie szkoły jest chyba najdurniejszą rzeczą na ziemi. Wliczając w to
akademię. Nikogo z nas, tak naprawdę nie obchodzi ubieranie czapek i dorastanie, gdy
zgarniamy kawałek papieru symbolizujący koniec ery. Jedyne czym się przejmujemy to
późniejsze imprezy i wyniesienie się z niedoli zwaną liceum.
Dziś musi być przynajmniej ze sto stopni. Świeci na mnie słońce, a po plecach
spływa mała kropelka potu, docierając do przerwy między pośladkami. Cudownie,
oficjalnie mam spocony tyłek. Ceremonia ciągnie się i jestem wdzięczny, kiedy wreszcie
przeszli do rzeczy.
- A teraz, chciałbym zaprosić na scenę tegoroczną najlepszą uczennicę, który wygłosi
mogę pożegnalną. Panie i panowie, powitajcie Finley Wescott.
W końcu coś wartego uwagi. Podnoszę głowę w samą porę, aby zobaczyć Finley
robiącą sobie drogę do sceny. Z twarzą i włosami rozświetlonymi przez światło, wydaję się
jeszcze piękniejsza, niż w rzeczywistości. Jeśli to w ogóle możliwe. Wciąż pamiętam
pierwszy dzień, w którym pojawiła się w szkole. Nigdy nie było tu takiej dziewczyny jak
ona, a w minucie w której przeszła przez drzwi, chciałem, żeby była moja. Szczęśliwie dla
mnie, Quinn zdołała zaprzyjaźnić się z Finley, i wtedy do akcji wszedłem ja. Reszty można
się domyślić.
- Dzień dobry- mówi, zanim rozpoczyna elokwentną przemowę, którą słyszałem ze
sto razy. Pewnie dałbym radę ją powtórzyć od zbyt częstego słuchania. Finley ćwiczyła
przez ostatnie parę tygodni, gdy leżeliśmy w moim łóżku. Wkradają się wspomnienia i
uśmiech pojawia się na mojej twarzy, podczas gdy mój mózg wraca do ostatnich kilku
tygodni i ilości czasu jaką tam spędziliśmy.
Finley bezbłędnie wygłasza przemówienia i gdy kończy, zaczynają wielkie
zakończenie. Prawdziwy powód dla którego wszyscy pojawili się na zakończeniu-
otrzymanie dyplomów. Skupiam się na słuchaniu imion znajomych z rocznika
wywoływanych na scenę. Nie znam większości z nich, więc trudno mi się skupić.
5
- Quinn Bates- wywołuję, Pan Banks, dyrektor. Jego głos niesie się przez stadion.
Natychmiast umieszczam palce pod językiem i gwiżdże.
- Dalej, Quinn!- wykrzykuję, obserwując jej pewny siebie krok przez scenę. Quinn
była przy mnie od przedszkola i nie mogę uwierzyć, że w przyszłym roku się rozdzielimy.
Odpycham negatywne myśli na bok i zmuszam do uśmiechu. Dziś jest dzień naszych
osiągnięć. Nie dziadowskich zmian które nadejdą. Z uśmiechem przyklejonym na twarzy,
patrzę na przyjaciółkę z dzieciństwa jak odbiera dyplom. Potrząsa rękę Pana Banksa, jej
oczy przeszukują rzędy naszych rówieśników przed sceną. To był nasz sygnał. Patrzę za
siebie, kilka rzędów w tył. Zauważyłem Finley, moją piękną dziewczynę i przyjaciółkę
Quinn. Szybko skinąłem jej głową zanim oboje wznieśliśmy ręce w powietrze. Quinn
natychmiast to zauważyła i powtórzyła nasz symbol jedności. Potem zeszła ze sceny i
pozwoliła, aby ceremonia dalej trwała.
Ciągnęła się. I ciągnęła. Wywoływano imię za imieniem ludzi o których nie dbałem,
podczas gdy ja obserwowałem, czekając na swoją kolej. W końcu mój rząd wstał i przeszedł
krótki odcinek do schodów sceny. Nucę z niecierpliwości. Nie na kawałek papieru, ale na
późniejszą imprezę przy jeziorze. Każdego roku uczestniczymy w wielkiej pożegnalnej
imprezie ostatniego rocznika, ale w tym roku jest nasza kolej i zamierzamy bawić się na
całego.
Czekając w linii, przenoszę ciężar z nogi na nogę, rozpaczliwie pragnąc by to już się
skończyło. Każdy krok przybliżał mnie do wolności na którą czekan.
- Chace Donahue.
Oklaski stają się nieco głośniejsze jak wchodzę na scenę. Niezbyt interesowałem się
innymi ludźmi, ale za to oni interesowali się mną. W szczególności odkąd poprowadziłem
drużynę baseballową do zawodów stanowych. Nic nie poradzę, ale uśmiecham się na
dźwięk tłumów. To jest zaraźliwe.
- Gratulację Chace- mówi pan Banks, potrząsając moją dłonią.
Kładę dłoń na dyplomie i odwracam się uśmiechnięty do tłumu, wiedząc, że mama
będzie starała się zrobić zdjęcie. Stoję nieruchomo przez kilka sekund, a potem odwracam z
powrotem do niego.
6
- Dziękuję panu- chcę puścić jego dłoń, ale pan Banks zaciska chwyt i nie przestaje
potrząsać moją dłonią.
- Naprawdę stracimy twoje ramię w przyszłym roku.
Nie wiedząc co powiedzieć, przeszukuje tłum szukając Finley, która śmieje się na
swoim miejscu. Wzruszam tylko ramionami, w momencie, w którym nasze spojrzenia się
spotykają i mamrocze ostateczne podziękowania panu Banksowi. Opuszcza dłoń i
kontynuuje wywoływanie imion.
Obserwuję jak kilku innych znajomych odbiera dyplomy. Greg, jeden z moich
najbliższych przyjaciół, miał być następny. W swoim typowo imprezowym stroju, wiwatuje
na scenie na długo zanim w końcu robi przewrót w tył. Przyznam, że zarząd jest straszny,
ale co teraz zrobią? Już ma dyplom w dłoni. Jest wolny.
Finley jest wywołana jako ostatnia, nadając całkowicie nowe znaczenie
frazie ,,zachować najlepsze na koniec’’. Pośpiesznie idzie przez scenę i bierze dyplom, a
potem ściąga czapkę i wyrzuca ją w powietrze. To było coś na co wszyscy czekali, każdy z
175 uczniów, w tym ja, więc zrobiliśmy to samo.
Już na nogach, koledzy z klasy zaczęli się kłębić. Szukając swoich przyjaciół i rodzin,
stadion tętni życiem z podekscytowanych rozmów. Toruję sobie drogę między kilkoma
ludźmi ruszając, by znaleźć Finley i Quinn. Chce skończyć z tym całym rodzinnym
gównem… bo trójka z nas właśnie rozpoczyna nowe życie w te wakacje.
7
2
Quinn
Zakończenie było właściwie takie, jak się tego spodziewałam- powolne, trochę nudne,
niewygodnie gorące i był to najlepszy dzień mojego życia. Chciałam wpaść na tą scenę i
porwać kawałek papieru, który zawierał moją wolność. Zamiast tego, byłam opanowana.
Nikt tak naprawdę nie wiedział, jak bardzo pragnęłam wyrwać się z tego miasta, z dala od
nich. Nie to, że nie lubię ich towarzystwa, ale nie podoba mi się bycie piątym kołem u
wozu. Racja, właściwie to jesteśmy triem i robimy do cholery prawie wszystko razem, tutaj
właśnie leży mój problem. Nie ułatwia tego widzenie Finley z Chacem. Utrudnia to, a tylko
ja muszę udawać, że jest to całkowicie normalne.
College, w college’u będzie lepiej. Nowy start z innymi uczniami, nowa reputacja i
znalezienie nowych przyjaciół, to coś czego potrzebuję. Nie jest tak, że chce zastąpić tych
co mam; chce tylko dać sobie z nim spokój.
Po rzuceniu czapki z moim rocznikiem 2014, rozpinam togę i zostawiam ją tam, gdzie
upadła koło moich stóp. Powinnam ją podnieść, zatrzymać jako jakiś rodzaj pamiątki, ale
nie jestem zbytnio sentymentalna. Dodatkowo, jest gorąco i mam dość noszenia materiału
zatrzymującego ciepło.
Chace jest wysoki, szczupły, wszystkich amerykańskich chłopców łatwo dostrzec w
tłumie. A przez jego cudowny uśmiech i jasne niebieskie oczy, jest to jeszcze łatwiejsze. Nie
wspominając o pasku brody, która urosła mu w tym roku. Wszyscy faceci są totalnie
zazdrośni o to, że rośnie mu zarost.
Próbuję powstrzymać serce przed przyspieszeniem, kiedy patrzy na mnie w taki
sposób jak teraz. Robię tak odkąd miałam osiem lat i wciąż, nie byłam w stanie tego
opanować.
- Siema Quinn.
Uśmiecha się i kiwa głową, dając znak bym podeszła.
8
Rodziny wszystkich stoją wokół robiąc zdjęcia i dlaczego by nie. Moi rodzice stoją
obok mamy Chace’a. Zaczynam go wymijać i iść w ich kierunku, ale Chace łapie mnie za
rękę i przyciąga do uścisku, całkowicie mnie tym zaskakując.
- Spokojnie- mówię, gdy zaciska ramiona wokół mnie i unosi, kręcąc naokoło.
- Udało się nam, Q.
Uśmiecha się promiennie, i jest to zaraźliwe. Sprawiając prawie niemożliwym,
udawanie przeze mnie nonszalancji, związanej z tym wszystkim.
- Wiem. Dzięki, że pozwoliłeś mi ściągać tyle razy.
Żartuje, nawet jeśli nikt nie wiedział, że był to żart. Pozwoliłam wszystkim myśleć, że
szkoła nie była dla mnie najważniejsza przez ostatnie kilka lat. Tak było łatwiej- trzymanie
się z dala od niepotrzebnej rywalizacji. Nikt tak naprawdę nie wie, gdzie dostałam się na
studia albo tego, że nawet otrzymałam stypendium. Wszyscy myślą, że idę do college’u
dwuletniego.
Łatwiej jest pozwolić snuć im przypuszczenia. Robienie tego nie sprawia, że łatwiej
mną sterować, sprawia, że unikam problemów.
-Ahem.
Mój uśmiech znika tak szybko, jak słyszę za sobą odchrząknięcie. Uśmiech Chace’a
nie słabnie, bo właściwie cieszy się z zobaczenia źródła tego dźwięku. I dlatego, że według
niego, trzymanie mnie w ramionach jest zupełnie niewinne.
Podczas, gdy ja czuję nagłe poczucie winy. Świergot cipki dał z siebie wszystko i teraz
muszę zmienić majtki.
Powoli upuścił mnie na ziemię, a ja z wdzięcznością odsunęłam się na bok, przez co
mógł objąć swoją szóstkową dziewczynę. Wykorzystałam okazję, żeby porozmawiać z
rodzicami, ale nie zrobiłam tego póki nie usłyszałam jak mówi do niej jaka jest niesamowita
i o tym, że jej przemówienie wymiatało.
9
Gdy przestają się migdalić, Finley patrzy na mnie i piszczy. Tak, piszczy. Właściwie
robi to tak głośno, że aż zakrywam uszy. Przestaje wydawać piekielnie, okropny dźwięk i
skaczę na mnie, a mi ledwie udaję się ją złapać. Śmiejąc się, mocno ściskam ją wokół
wąskiej talii.
- Udało się nam, Quinn!- krzyczy mi do ucha.
Jest tak podekscytowana, że udziela mi się jej humor.
Śmiejąc się, mówię- Wiem! To początek naszego nowego życia!
To taki banał, którego Finley uwielbiała słuchać. Znów piszczy, podskakuje i klaska w
dłonie, zanim odwraca się i przygniata Chace’a swoim wielkim entuzjazmem. Ponieważ jej
przyszłość była z nim związana i to mnie dobija.
Jestem tak zajęta gapieniem się, że nie zauważam rodziców stojących za mną.
- Jesteśmy z ciebie tacy dumni- mówią, ściskając mnie w tym samym czasie.
- Ach, cholera- jęczę, gdy ich ramiona mocno mnie obejmują i ściskają. Walczę z nimi
z trudem łapiąc powietrze.
- No dobra ludzie- ponaglam- Grupowe przytulanie skończyło się w szkole
podstawowej.
- No jasne. Jesteś teraz dorosła. Nie jest fajne bycie grupowo przytulanym przez
rodziców.
Mój tata odsunął się, trzymając wyciągnięte ręce.
- Dokładnie- uśmiecham się do człowieka, który nauczył mnie tak wiele. Człowieka,
który zawsze pozwalał, żebym uczyła się na błędach, zamiast powstrzymywać mnie od
popełnienia jakichkolwiek. Kocham ich za to, że nigdy nie byli dla mnie zbytnio surowi.
Pozwolili przeżyć mi tak wiele i wyciągnąć coś z tego. Ludzie mogą myśleć co chcą, ale
moi rodzice znają mnie jak nikt inny. Nawet lepiej niż moi przyjaciele. Wystarczająco
dziwne.
10
- Więc, o której powinniśmy oczekiwać cię w domu?- zapytał tata, unosząc brew.
Zaśmiałam się.
- Będę w domu nie później niż o pierwszej. Dziś spotykamy się u Finley.
-Masz na myśli imprezę?- w końcu wtrąciła się mama.
- Tak. Imprezę, spotkanie, zgromadzenie, zjazd, imprezkę, festyn, zabawę… nazywaj
to jak chcesz.
- Moja dziewczynka- mówi tata, mierzwiąc moje włosy- Zna wiele synonimów.
I tu pojawia się moja kujonia strona. Strona o której nikt nie wie.
- Grupowy uścisk. Ostatni raz, zanim na zawsze zniknie.
Moi rodzice uścisnęli mnie, a ja ich.
- Dziękuję, że nic nie mówicie.- wyszeptałam.
- Możemy tego nie rozumieć, ale szanujemy twoją decyzję- mówi tata, trzymając
ramie i patrząc się na mnie.
- Kocham was- uśmiecham się promiennie.
- Quinn zabieraj swój tyłek tutaj- krzyczy Chace.
- Język Chace- słyszę naganę od pani Donahue i zaczynam się śmiać.
- Mieszkasz pod moim dachem i wciąż mogę wyszorować te usta mydłem- dokucza
mu z uśmiechem, mieszanką dumy i smutku.
11
Wiem, że jest niesamowicie podekscytowana tym, że jej ukochany syn dostał pełne
stypendium w collage’u. Pomaga jej to w byciu samotną matką, ale nie zmienia to faktu, że
jej dziecko zostawia ją całkowicie samą,
- Chciałbym zobaczyć jak próbujesz -mamrocze Chace, zanim przyciska mnie do boku
na grupowe zdjęcie. Razem z Finley stałyśmy pod każdym z ramion Chace’a. Oczywiście
była bardziej do niego przytulona. Zaborczo kładzie rękę na klatce i obraca ciało w jego
kierunku, niczym zdobywca nagrody..
- Aniołki Charliego, Quinn.- mówi Finley z podekscytowaniem.
Przewracam oczami zanim przybieram pozę z opuszczonym pistoletem. Zawsze
uwielbiała robić szalone pozy, oczywiście tak długo jak dobrze na nich wyglądała. Finley
była znana z tego, że poszukiwała zdjęć w twoim telefonie, na których brzydko wyszła.
Najwyraźniej ta poza jest jej ulubioną. Ja wolę rybie usta, kacze usta czy jakkolwiek do
cholery to się nazywa.
Zdjęcia robią się nieprzerwanie, a my rozdzielamy się i robimy jeszcze zdjęcia z
rodzicami. Finley praktycznie zaczyna skakać z podekscytowania.
- Jesteście ludziska gotowi na najbardziej epicką imprezę 2014 roku?- zapiszczała.
- Przynieść alkohol – wykrzyczałam w trąbkę z dłoni.
Lubię pić, ale nie tyle ile inni myślą. Podoba mi się utrata kontroli, ale przestaję pić,
gdy tracę kontrolę za bardzo- jeśli wiesz co mam na myśli.
***
Przygotowywanie się w domu Fin to zawsze katorga. Ona jest męcząca. Przysięgam,
że jest najbardziej niezdecydowaną i pewną siebie osobą jaką znam. Próbuję przewidzieć
wszystko i totalnie torturuję mnie w całym tym procesie. Może jest dwubiegunowa.
12
- Finley! Dosyć już- wypuszczam wyolbrzymione westchnięcie.- Wychodzę. Ubierz
jedną z pierwszych pięciu sukienek, które przymierzałaś. Jednak zaciągnij się zapaszkiem,
zanim wyjdziesz. Jestem pewna, że się spociłaś, gdy się tak przebierałaś. Ja wychodzę.
Potrzebuję odpocząć od niej i jej pokoju, podobnego do tego Barbie. Ma szafę
zapełnioną ubraniami, które wciąż mają przywieszone metki. A buty- o nich nawet nie
wspomnę.
Schodzę na dół, widząc że dom zaczyna zapełniać się imprezowiczami. Muzyka
głośno gra, a ja ruszam prosto do kuchni, gdzie na blacie kuchennym ustawione są alkohole.
Robię sobie szybkiego drinka i ruszyłam w kierunku pobliskiej przystani. Przejście do
niej jest ciemne, ale przez ostatnie lata zrobiłam sobie wystarczającą ilość wycieczek, że
mogę dojść tam z zamkniętymi oczami. Drewno skrzypi pod moimi gołymi stopami, a ciało
rozluźnia na ten dźwięk. Większość dźwięk ten by wystraszył, powodując że martwiliby się
czy ich tyłki nie wylądują za niedługo w wodzie, ale ja wiedziałam lepiej. Przystań jest w
dobrym stanie i nigdzie się nie wybiera. A jeśli tak się stanie, z chęcią pójdę za nią.
Wspomnienia. Wspomnienia są czymś, co to miejsce przywołuję. Podchodzę do
samego brzegu i siadam, pozwalając zanurzyć się stopą w wodzie. Tęsknie za tym. Tęsknie
za tym co to miejsce trzymało dla mnie… dla nas. A teraz do ludzi do których należy, to
tylko stara hałaśliwa przystań która musi być rozmontowana. Słyszę skrzypienie drewna i
nawet nie muszę patrzeć, żeby wiedzieć kto to.
- Wiedziałem, że znajdę cię właśnie tutaj.
- Zbyt dobrze mnie znasz- lekko się uśmiecham, kiedy siada obok mnie.
- Zamierzasz przyjść na imprezę czy co?
- Nie.. Myślę, że będę tu siedzieć i rozmyślać samotnie nad całym swoim życiem.
Imprezy i zabawa jest dla gównianych przerywów.
- Mówi dziewczyna nazwana imprezowiczką w roczniku.
- To była totalna katastrofa.- śmieje się, biorąc łyka ze szklanki.
13
- Jeśli tak mówisz- nachyla się i zderza ramionami.
Zagapiłam się na wodę i zatraciłam w sposobie w jaki księżyc odbijał się od niej.
Ciężko nie myśleć o tych wszystkich razach, gdy razem z Chacem spędzaliśmy tutaj czas,
zanim Finley przeprowadziła się do miasta. Próbuję nie wracać do przeszłości, zamiast tego
być wdzięczna za to co mam- czyli dwójkę najlepszych przyjaciół.
- Jest mi przykro z powodu tego, że nie dotrzymaliśmy przysięgi, którą tutaj
złożyliśmy.
Zaśmiał się- Quinn mieliśmy wtedy z jakieś dziewięć lat.
Westchnęłam i oparłam się na dłoniach- Ale musisz przyznać, skopalibyśmy kilka
tyłków klaunów.
- Jestem całkiem pewny, że szkoła klaunów straciła swój urok, gdy skończyłam
dwanaście lat.
- Nie jesteś już zabawy, Chacer- dokuczam, nazywając go przezwiskiem którego już
nie używam zbyt często. Finley go nienawidzi, ale wydaję mi się, że po prostu nienawidzi
faktu, że mam jakieś przezwisko dla jej chłopaka. Wciąż nie jestem pewna, dlaczego się
tym przejmuje.
-W każdym razie, wchodzę w to.- wstaje, ale nie odchodzi.
Podnoszę na niego wzrok i obserwuje jak utkwił spojrzenie w wodzie, zupełnie jak ja
wcześniej. Jego klatka podnosi się i opada zanim patrzy w dół.
- Widzimy się w środku?
Kiwam głową, a on odwraca się i odchodzi, zostawiając mnie samą na zniszczonym
rupieciu.
14
3
Chace
Wypijam duszkiem trzecie piwo, gdy zauważam dołączającą do nas Quinn. Łapiemy
kontakt wzrokowy, a ona odwraca szklankę do góry dnem, robiąc przy tym,smutną minkę i
sygnalizując, że szklanka jest pusta. Najprawdopodobniej jest to jedyny powód dla którego
przyszła z powrotem do domu. To zaczyna być oczywiste, że czuję nostalgię, a ja nie mogę
na to pozwolić. Nie dzisiaj, ani przez kilka następnych dni. Lekarstwo na nostalgię? Drinki.
Zawsze drinki.
Moja ręka leżała luźno wokół szyi Finley, daje jej znak głową zanim puszczam ją i
sięgam w dół, by złapać piwo z lodówki.
- Gdzie do cholery byłaś?- pyta Finley, gdy dołącza do nas.
- Ciebie też dobrze widzieć- odgryzła się Quinn, biorąc ode mnie piwo.
Finley wzdycha- Potrzebowałam twojej rady.
- No dobrze, możesz dostać ją teraz.
- Teraz już jest za późno.
Finley krzyżuje ramiona i burczy- Wszyscy już mnie widzieli w tym stroju.
Wyczuwając napięcie, pochylam się i przyciskam usta do skroni Finley.
- Wyglądasz świetnie, kochanie.
Przewraca oczami, jak gdyby moje zdanie nie miała znaczenia. Bo nie miało. Finley
potrzebuję Quinn i jej szczerości do bólu, połączonej z byciem wygadaną, bo Quinn ma
wszystko czego nie ma Finley. To może być coś co połączyło je ze sobą przy pierwszym
15
spotkaniu, ale mimo to Quinn jest klejem, który trzyma je razem. Finley jest przepiękna i
pewna siebie, ale bez Quinn u boku nie jest zuchwała. Quinn daję jej to tak po prostu i
dokładnie tego potrzebuje Finley.
- Przegapiłam coś?- pyta Quinn, pstrykając w szczyt butelki.
Finley wkłada paznokieć do ust i przygryza- Nie.. Ale noc jest młoda. Stawiam
pięćdziesiąt dolców na to, że Greg zerwie z siebie koszulkę i wrzuci ją do ognia w przeciągu
godziny.
Quinn patrzy przez ramię na Grega Steina. Był łapaczem w drużynie baseballowej i
symbolem typowego imprezowicza.
- Po sposobie w jaki pożera te galaretkowe szoty, nie daje mu nawet tyle.
Śmieją się i już wiem, że ich mała sprzeczka poszła w niepamięć. Quinn nie trzyma
urazy, nie traci czasu na martwienie się o bzdety. Jest to jeden z powodów dla których przez
te wszystkie lata, wciąż jesteśmy przyjaciółmi. Jest kwintesencją dobrego ziomka.
Dziewczyny, która po prostu mogłaby być facetem. Ale Quinn nie jest wyłącznie
chłopczycą, która nie boi się ubrudzić. Jej mózg nadaje na tych samych falach co mój.
- Wyciągnijmy stół do ping-ponga- mówię podniecony.
Quinn natychmiast rozchmurza się.
- Ugh.- jęczy Finley.- Wy i te wasze głupie gry alkoholowe. Dlaczego nie możemy po
prostu pić…
Quinn śmieje się, ponieważ Finley pyta o to za każdym razem, gdy rozpoczynamy grę
alkoholową. Zanim zdąży dokończyć, Quinn zaczyna recytować jej kolejne słowa- Nie
potrzebuję gier, żeby się upić- mówi dokuczliwym tonem.
Ze zdławionym chichotem, mówię- Ale z pewnością przyspieszają ten proces.
- Nie zapomnij dodać, że zapewniają mnóstwo zabawy- kończy Quinn.
16
Finley wzdycha- Jesteście tacy dziwni. Będę przy stoliku piknikowym, gdybyście
mnie potrzebowali.
Wychodzę z domu schodami wejściowymi, kierując się do piwniczki przy domu i
otwieram ją. Nie muszę patrzeć się za siebie, by wiedzieć, że stoi tam Quinn. Piwny pin-
pong to nasza zabawa, a ona nuci pod nosem z podekscytowania. Bierzemy stół z rogu
pomieszczenia i wynosimy. Ledwie jesteśmy na szczycie schodów, a już tłum zaczyna
gwizdać i wrzeszczeć. Uczniowie liceum żyją dla piwnego pin-ponga, ponieważ jest to
gwarancja dobrze spędzonego czasu oraz całkiem możliwe, że ktoś pokaże cycki. Dlaczego
dziewczyny myślą, że piersi rozpraszają, nigdy tego nie zrozumiem. Widziałeś jedną parę,
widziałeś wszystkie.
Quinn biegnie po kubki jednorazowe, podczas gdy ja rozkładam stół. Nie minęła
chwila, a tłum już utworzył kółko z ludzi żądnych gry. Znajduję Finley po drugiej stronie
pomieszczenia i pokazuję rękami, że potrzebuję czegoś do pisania.
- No dobra- krzyczę, mając nadzieję na uciszenie ich.
Co zaskakujące ludzie popatrzyli na mnie i uspokoili się, aż stało się tak cicho, że
słyszałem fale uderzające o brzeg. Podchodzi do mnie Finley z ręcznikiem papierowym i
długopisem. Opiera się i całuję w policzek, dopiero potem podaje mi rzeczy do rąk. Quinn
wraca i zaczyna ustawiać kubki na stole.
- Będzie tak jak mówię. Razem z Quinn zaczynamy. Jeśli ktoś będzie chciał zagrać,
musi wpisać drużynę na listę. Zwycięzcy grają z następnymi w kolejce.
- Niech każdy gra z każdym- woła ktoś z tyłu tłumu. Nie winię ich za to, że chcą
sprawiedliwej szansy. Wiedzą, że razem z Quinn możemy grac całą noc, a i tak wygramy.
Taki stan rzeczy wyrównałby szansy.
- Odmawiam. Chcecie grać każdy z każdym, idźcie grać gdzie indziej- dołącza do
mnie Quinn z trzeba kubkami piwa w ręce i zaczyna je opróżniać.
-Więc, kto jest naszym pierwszym przeciwnikiem?- Krzyczy do tłumu, i już wiem, że
to dopiero początek wspaniałej nocy.
17
***
Zabiera nam to dwie godziny i dwanaście paczek piwa, żeby zwyciężyć. Przybijamy
sobie piątkę, gdy nasz ostatni przeciwnik pije finałowy kubek.
- Szkoda, że nie jesteśmy w tym lepsi- mówi sarkastycznie.
- To taki wstyd. Nic nie umiemy.
- A tak poważnie, jestem całkowicie trzeźwa. Myślałam, że celem pijackich gier jest
stanie się pfiijanym- śmiejemy się i idziemy do Finley, która siedzi przy stoliku
piknikowym.
- Mogliście przynajmniej dać komuś cień nadziei, na wygraną.- uśmiecha się do mnie,
a ja natychmiast pochylam się i całuje ją w usta. Nigdy nie mogę się powstrzymać, jeśli
chodzi o Finley. Nigdy nawet nie próbowałem.
Quinn odchrząkuje za mną- Muszę siku- mówi, zanim biegnie szybko do domu.
Odwracam się z powrotem do Finley, która skubię dolną wargę. Mój penis drży.
- Kurwa, dobijasz mnie, gdy tak robisz.
- A myślisz, że dlaczego tak robię?
Jak jaskiniowiec biorę ją za rękę i podciągam na stopy. Ciągnę ją za sobą i
przepycham się przez tłum na tarasie. Chichota, kiedy schodzimy po schodach do piwniczki
i gdy popycham na ścianę.
- Jeśli chcesz się zabawić, Fin, to zabawmy się.
18
Opuszkami palców przebiegam przez odkrytą skórę na dekolcie i zauważam, że
oddycha coraz szybciej i bardziej nieregularnie. Wolną rękę kładę na karku i przyciągam jej
usta do swoich. Mój język odszukuje jej i natychmiast czuję smak owocowego dziadostwa,
które piła. Przyciąga mnie bliżej, aż dolna część mojego ciała przylega do jej. Jestem
strasznie podniecony, ale wiem, że jest jeszcze za wcześnie w nocy na to, abym doszedł.
Więc teraz, poszalejemy tylko trochę.
Sunę dłonią w dół po jej ciele, aż palcami odnajduje szczyt spodenek i drażniąc się,
dotykam każdy kawałek skóry, zanim wślizguję się do środka. Wąski kawałek materiału jest
jedyną rzeczą oddzielającą nas od siebie, a ja wyczuwam jej podniecenie, gdy jęczy mi do
ust.
- Boże, Finley. Doprowadzasz mnie do szaleństwa.
Przesuwam majtki na bok i powoli wsuwam w nią palce. Jęczę, czując na nich uścisk i
natychmiast żałuje podjęcia decyzji o szybkiej zabawie, bo pragnę jej wokół kutasa.
- Och, Chace- szepcze, gdy poruszam palcami.
Zostawiam jej usta i odnajduję szyje, składając na niej pocałunki i przyspieszając.
Jęczy głośniej, ale nie obchodzi mnie, czy ktoś to słyszy. Ten moment jest gorący i tylko
nasz. Nikt inny się nie liczy. Dalej poruszam palcami, a ustami smakuje każdy cal
odsłoniętej skóry. Oddycha coraz szybciej i wiem, że nie dużo brakuje, żeby doszła. Chwilę
później czuje, jak zaciska się, na mojej dłoni po raz ostatni. Uśmiecham się przy jej ustach i
daje ostatniego buziaka, zanim wyciągam dłoń z szortów.
Finley przebiega palcami przez zniszczoną fryzurę i zaczyna poprawiać ubrania.
- Od teraz, obiecuję ci, że będę grać sprawiedliwie.
Poprawiam się, mając nadzieje, że mój podniecony kolega opadnie wcześniej, czy
później.
- Lepiej zajmij się przyjęciem, zanim wszyscy wyjdą.
Opiera się o mnie i łagodnie całuję w usta- To będzie dla mnie przyjemność.- grucha
przed tym, jak odwraca się, żeby wrócić na imprezę.
19
Uderzam ją w tyłek.- No idź i wróć na górę. Będę tam, tak szybko jak tylko będę
mógł.- śmiejąc się, obraca się wkoło i posyła mi buziaka- To nie jedyna rzecz jaką dotknę
dziś ustami- droczy się.
- Nie pomagasz- odkrzykuję, zanim znika na schodach. Dziewczyna była kokietką. I
była moja.
Myślę dziesięć, solidnych minut o rozgrywkach baseballowych, nim wracam do
poprzedniego stanu. Przez te dziesięć minut, również zacząłem czuć się coraz bardziej
pijany. Słyszę, że impreza się rozkręca, i wiem, że ominie mnie zabawa, jeśli nie wrócę na
górę.
Muzyka gra tak głośno, że jestem pewien, że całe jezioro nas słyszy. Na tarasie
wszyscy są nieźle zmarnowani i jest wiele nieodpowiedniego tańca. Jeśli pan Banks myślał,
że studniówka była zła, tutaj bawiłby się wspaniale. Padłam z hukiem na leżak, stojący w
kącie. Przejeżdżam dłonią po twarzy, mając nadzieję na poprawienie ostrości widzenia. Nie
dzieje się tak.
Zamiast tego, widzę Quinn wczołgującą się na blat stolika piknikowego. Głowa
każdego faceta odwraca się, wiedząc co się za chwile stanie.
- Kurwa – jęczę, podnosząc się. Chwieje się i opadam z powrotem na tyłek, w
momencie, gdy Quinn zaczyna ruszać biodrami do rytmu. Stanowczo stawiając nogi na
drewnianym tarasie, znajduję sposób, by wstać. Obserwuję jak Quinn obraca się, a jej ręce
wiją się we włosach.
Czuję rękę na ramieniu i odwracam się, prosto w ramiona Finley. Przyciąga mnie
blisko i patrzy na mnie oczami mówiącymi-chodźmy się pieprzyć.
- Zostaw ją w spokoju, Chace- grucha- Pozwala sobie stracić kontrolę nad tym co robi.
W takim razie, straciła kontrolę na całkiem nowym poziomie- Zawstydza się. Pomóż
mi ją ściągnąć.
Finley wydaje zirytowane westchnienie i puszcza mnie. Biorę ją za rękę, odwracam się
i kieruję do stołu. Oblegany jest teraz przez napalonych nastolatków z niewyciągniętymi
jednodolarówkami.
20
Quinn sięga do guzika szortów, w tym samym momencie, co podchodzę do stołu.
Sięgam w górę i łapie ją za nadgarstek.
- Czas zejść na dół, Quinn- mówię srogo.
Faceci wokół mnie, wydają okrzyki niezadowolenia. Pokazuje im palec.
- No już, Quinn- dodaje Finley- Wyglądasz troszkę dziko, dziewczyno.
Quinn kiwa głową, zanim ostrożnie zaczęła schodzić.
- Powinnaś być bardziej ostrożna, Quinn. Nie zawsze, będę przy tobie, żeby wyciągać
cię z takiego bagna.
- Nie prosiłam cię o to- mamrocze, wyciągając ramię z mojego uścisku.
- A teraz, gdzie jest łazienka? Bo myślę, że muszę pomodlić się do bogów imprezy.
Obiera drogę w kierunku łazienki, a Finley wzrusza ramionami- Lepiej pójdę trzymać
jej włosy. Później skończymy to, co zaczęliśmy.
- Nie ma sprawy kochanie- kładę dłonie po bokach jej twarzy i całuję w czoło. To
tylko jedna noc. A wiem, że mamy całe nasze życie, by zrekompensować to sobie.
21
4
Quinn
- Ktoś doprawił czymś twój poncz- mówię, leżąc między wymiocinami.
Zdaję sobie sprawę z tego, że sama doprowadziłam się do takiego stanu, ale to
zobaczenie ręki Chace’a w Finley sprawiło, że przesadziłam z piciem alkoholu.
- Naprawdę musisz poznać swoje limity- Finley wygłasza kazanie, gdy trzyma mi
włosy z tyłu.
- Będę o tym pamiętać. Muszę poznać swoje limity- pochylam się nad toaletą,
wyrzygując wnętrzności razem z alkoholem. Opadam przy ścianie, zamykam oczy i modlę
się o śmierć, albo sen, zależy co przyjdzie pierwsze.
- Poważnie Quinn. Dlaczego to sobie robisz?- słyszę odkręcany kran i wiem, że moczy
myjkę.
Fin od zawsze ma w sobie ten nadopiekuńczy, matczyny instynkt. Chciałabym, żeby
był to ten w stylu charakteru wychowawczego, ale bardziej przypomina jeden z tych
kontrolujących.
Otwieram oczy i spoglądam na nią. Zachowuję się tak, jakbym ciągle tak robiła, ale
nie robię. Dziś stało się to przypadkowo. Podchodzi do mnie ze smutnymi oczami i podaje,
złożoną szmatkę. Posyłam jej wzrok, mówiący- idź do piekła, następnie wstaje, odtrącając
jej ręce. Opieram się o ścianę, by złapać równowagę. Jak już mam jakieś oparcie, to
zamierzam pozwolić być nim również swojej najlepszej przyjaciółce. Uwolnijmy całe
dziadostwo, które trzymałam w sobie dłużej, niż powinnam i rzućmy trochę światła na
prawdziwy powód, dla którego opffiłam się i prawie pokazałam swoje skarby wszystkim
facetom na zewnątrz.
- Naprawdę chcesz wiedzieć, dlaczego „robię to sobie”, jak ty to nazywasz?-
pogardliwie uśmiecham się do niej.
22
Porzekadło ,, pijany umysł mówi trzeźwe myśli” wpada mi do głowy.
Daje rękę na biodro, próbując wyglądać twardo i być nieporuszoną moim
zachowaniem.
- Tak, chce.
- No więc, żeby być z tobą całkowicie, kurwa, szczerą, radziłam sobie z alkoholem do
momentu, aż zobaczyłam coś czego nawet wybielacz nie wypali mi z umysłu.
Mówi sarkastycznie obrażona- I co to było, Quinn?
Jakby musiała jeszcze pytać, ale robi to, rzucając wyzwanie, abym w końcu to
przyznała. Mam ochotę uderzyć ją pięścią… uderzyć znienacka w bebechy razem z tymi
słowami, lecz zanim mogę to zrobić, drzwi nagle szeroko się otwierają.
- Wszystko tutaj w porządku?- pyta zaniepokojony Chace.
- Wszystko gra- mówię z sarkazmem, biorąc myjkę z dłoni Finley i robiąc sobie drogę
koło Chace’a.
Słyszę, jak woła za mną oraz Finley przekonującą go, by pozwolił mi odejść. Idę do
drzwi frontowych bez niego, podążającego za mną i zdaje sobie sprawę, że posłuchał jej
rady. Nie podoba mi to co czuję, gdy siadam na schodach z kamienia i rozmyślam nad
wyborami, jakich dokonałam tej nocy. Nie mogę prowadzić i cholera, jestem pewna, że
chodzić też nie. Wyciągam telefon i robię jedyną odpowiedzialną rzecz tego wieczoru, a
mianowicie dzwonię do rodziców.
- Quinn- mówi tata ziewając- Wszystko dobrze?
- Tak..- wzdycham- Nienawidzę pytać, ale dasz radę po mnie przyjechać?- wolną
dłonią trzymam zimną szmatkę przy czole.
- Coś złego stało się z twoim samochodem?- pyta, słyszę szepczącą mamę, gdy
uspokaja ją, że nic mi nie jest.
23
- Autu nic się nie stało. Nie jestem tylko w stanie prowadzić.
Tata odchrząkuje ze snu, zanim znów przemawia- Nie możesz się tam przespać i dojść
do siebie?
Dobre pytanie. Ledwo zadzwoniłam po podwózkę do domu. Nie mam problemu z
zaśnięciem, gdzie popadnie. Ale dzisiaj jest inaczej. Potrzebuję przestrzeni.
- No więc, tato, jeśli już chcesz wiedzieć to nie dość, że jestem kompletnie nawalona
to na dodatek mam atak zażenowania za którym podąża zniszczona reputacja. Po prostu,
naprawdę chcę się stąd wynieść.
Tata ciężko wzdycha- Będziemy za chwilę.
Cudownie! Drużyna przytulasów przyjedzie po mnie.
Kładę się na schodach i czekam na przyjazd rodziców. Chcę przygotować się
psychicznie na wykład, który z pewnością dostanę, ale zaczynam odpływać.
- Cześć- słyszę, jak mówi i siada obok mnie.
Nie wiem nawet, dlaczego kiedykolwiek w niego zwątpiłam.
- Cześć- to wszystko, co jestem w stanie odpowiedzieć. Jestem zbyt zażenowana, żeby
stawić mu czoła po tym, co zrobiłam i co ta akcja przyniesie. Zmuszam się, by usiąść
przypominając sobie, że mimo wszystko jest moim najlepszym przyjacielem i nie ważne, co
się stanie, zawsze nim będzie.
- Jeśli wyszedłeś tutaj, żeby krytykować moje limity to możesz wrócić z powrotem do
środka.
- Chciałem się tylko upewnić, czy nic ci nie jest i twoim limitom.
Nawet jeśli nie patrzę na niego, wiem, że uśmiecha się szeroko… albo tylko kącikiem
ust. Albo śmiertelnym połączeniem ich obu.
24
- Nic mi nie jest. Chciałabym, żeby ludzie w końcu przestali o to pytać.
Jęczę, kiedy pulsowanie głowy nasila się.
- Tak… Nawet brzmisz, jakbyś czuła się dobrze.
Chace śmieje się, sprawiając, że mam ochotę go uderzyć. Nawet bym w niego nie
trafiła, więc oszczędzam sobie wysiłku.
- Nie potrzebuję niani, Chacer.
Kładę się z powrotem i zamykam oczy.
- Możesz iść i wrócić do niedokończonej sprawy, którą zaczęliście ze swoją
dziewczyną.
Trzeźwa Quinn przejmowałaby się, że właśnie puściła farbę, ale prawie zezgonowana
Quinn nie robi tego. Chce tylko ciszy i pozostać sama, aby wylizać własne rany. Myślenie o
sobie w trzeciej osobie jest trochę straszne.
- No dobra- poddaje się, umieszcza rękę na moim kolana, a następnie ściska kilka
razy- Lepiej, żeby twój tyłek był jutro w dobrym stanie.
Pochylam głowę w jego stronę, uchylając jedno oko. Potrzebuję, by przypomniał mi
co ma jutro nastąpić.
- Impreza pożegnalna- naprowadza- Większości osób z ostatniego rocznika-
kontynuuje- W miejscu, które rodzice Finley wynajęli dla nas.
Słysze podjeżdżające pod krawężnik auto i wiem, że przyjechała moja podwózka.
Szybko wstaje i od razu żałuje tej decyzji, a ręce Chace’a wystrzelają, by mnie podtrzymać.
- Spokojnie- mówi łagodnie.
Jak tylko łapie równowagę, puszcza mnie, a ja natychmiast czuję utratę jego dotyku.
25
- Możesz na mnie liczyć.
Żartobliwie salutuje, zanim ostrożnie idę do zaparkowanego, mrugającego światłami
auta. Otwieram drzwi sedana i wślizguję się na tylne siedzenie, zapinając się przy tym jak
zawsze. Czuje się coraz bardziej rozczarowana. Ze wszystkich nocy, noc ukończenia szkoły
musiała być dniem, w którym źle skończyłam. Rodzice pewnie będą jeszcze bardziej
martwić się o to, że wynoszę się na studia. Pewnie myślą, że wstąpię do Dzikich dziewczyn.
- To było mądre posunięcie z twojej strony, że zadzwoniłaś po nas- mówi tata.
Rzucam okiem i widzę jego oczy, patrzące na mnie w przednim lusterku.
Kiwam na zgodę- To jedyny mądry ruch, jaki dzisiaj wykonałam- jęczę.
- Tak, to było mądre, ale to nie w twoim stylu, Quinny- dopowiada mama.
Słysze jak przekręca się, bo skrzypi skórzane siedzenie. Delikatnie kładzie rękę na
moim kolanie. Patrze na nią, wiedząc, że nie będę w stanie zobaczyć jej całej.
- Co się stało?- pyta zaniepokojona.
Jestem narąbana, a rodzice nie są na mnie źli, martwią się- ale nie faktem, że za dużo
wypiłam, tylko z innego powodu.
- Głupia, byłam głupia. Zobaczyłam coś i pozwoliłam swoim głupim uczuciom dojść
do głosu- ręka mamy głaska moją nogę, dodając mi tym samym otuchy.
- Collage będzie dla ciebie dobrym miejscem.
Mówię im to od zawsze. Cieszę się, że w końcu widzą to z mojej perspektywy.
***
26
- Quinn- słyszę z oddali.
- Quinn- znowu słyszę, tym razem głośniej.
Nagle zapada się moje łóżko i zaczyna poruszać się w górę i w dół.
- Przestań- jęczę.
Ruch trwa nadal. Nie mam łóżka wodnego, więc dlaczego czuję chorobę morską?
Nagle uderza we mnie, prostuje się natychmiast i biegnę do łazienki, wyrzygując resztki
swoich limitów.
- Aww. Cholera, Q. Nie chciałem, żeby zrobiło ci się niedobrze- słyszę z wejścia.
Wycieram ręką usta i spuszczam wodę. Podnoszę wzrok chcąc posłać Chace’owi
mordercze spojrzenie, ale opiera ręce o wejście, a jego ramiona są cudownie na nim
rozciągnięte. Obczajam go w rekordowym tempie, wliczając w to jego wyciętą koszulkę
Abercrombie, która ukazuję górną, opaloną część ciała. Następnie zauważam jasne spodenki
kąpielowe i wsuwane klapki, już wiem dlaczego tutaj jest.
Mój grymas niezadowolenie, zmienia się w zadowolony z siebie uśmieszek. Nie mogę
nic na to poradzić. Zostałam uleczona.
- Twoje umiejętności w łóżku wyleczyły mnie- podchodzę do zlewu i myję zęby.
Obserwuję go w lustrze, jak stoi bez ruchu, patrząc na mnie. Spluwam i spłukuję wodą,
używam ręcznika, by wytrzeć usta. Przyglądam się swojej twarzy, szacując szkody z
ostatniej noc. Kilka plam od tuszu do rzęs, ale nic z czym nie poradziłyby sobie patyczki do
uszu i trochę płynu do demakijażu. Biorę gumkę do włosów i związuje swoje brązowe loki
na czubku głowy. Odwracam się do Chace’a, który szerzej otwiera oczy. Patrze w dół
zauważając, że mam na sobie tylko majtki i stanik. Jakaś część mnie chce zasłonić klatkę i
krzyczeć na niego, żeby wnosił się stąd, ale wygrywa część mnie, która chce zaimponować
mu swoimi dobrami. Za niedługo i tak je zobaczy, bo będę w bikini. Jednak jest coś w
sposobie w jaki patrzy na mnie- całkowicie bezradnie.
Podchodzę do niego i klepię w policzek.
- Dzięki.
27
Następnie nurkuję pod jego ramieniem i porywam pierwszą koszulkę, jaką widzę.
Zarzucam ją na siebie, zanim zaczynam przekopywać się przez garderobę w poszukiwaniu
moich bikini. Tak, potrzebuję więcej, niż jednego. Umieszczam jeden czarno-biały strój pod
pachą i ładuję trzy kolejne do plecaka. Resztę ubrań pakuję praktycznie na oślep, niezbyt się
tym przejmując. Nie zamierzam być w pełni ubrana zbyt długo.
Odwracam się do Chace’a, który ułożył się wygodnie na łóżku. Trzymając w palcach
sznurki od bikini, pytam- Co myślisz?
Patrzy na niewielki kawałek materiału w moich rękach, potem na mnie i przełyka. Z
wiązanką niedokończonych słów oraz jąkając się wychodzi z pokoju, pozwalając, bym
przebrała się.
Zaraz potem zbiegam po schodach na dół, gotowa, by rozpocząć nasze małe wakacje.
Pochylam się przez kanapę, aby pocałować mamę i tatę w policzek.
- Kocham was.
- Uważaj na siebie- mówi jeden, przy czym drugi dodaje- Baw się dobrze.
Odwracając się do wyjścia, wbiegam prosto w mojego młodszego, wkurzającego
brata.
- Zejdź mi z drogi, Juff- dokuczam.
- Mam na imię Judd, idiotko.
Wkurza się i nie winię go za to. Nienawidzi, gdy go tak nazywam.
- Chciałbym dać ci coś zanim wyjdziesz.
- Taa z pewnością.
Zatrzymuję się i wzdycham z irytacją.
- Co chcesz mi dać?
28
- Jestem całkiem pewien, że nie jesteś aż taką idiotką, ale to bez znaczenia. Musisz
bawić się bezpiecznie. W szczególności jeśli masz zamiar pokazywać dużo ciała. Mam coś
czym się zabezpieczysz.
Otwieram usta w szoku. Judd wyciąga rękę zza pleców i podaje mi tubkę kremu
przeciwsłonecznego.
- No co?- pyta, posyłając mi wszystkowiedzący, niewinny uśmieszek- Nałóż też go na
swój tłuszczyk.
Przewracam oczami, łapię tubkę i wybiegam przez drzwi. Nie zareagowałam tak, jak
tego chciał, ale mogę śmiało powiedzieć, że mój młodszy braciszek, oficjalnie i z sukcesem
mnie ośmieszył, a tym samym wkurzył. Nienawidzę go za to.
Chace czeka na mnie, pochylając się przez poręcz na ganku.
- Gotowa- mówię, uderzając go otwartą dłonią w brzuch przy zbieganiu po schodach.
Patrzę na pustą ciężarówkę i zatrzymuję się.
- Powinna tu być nasza paczka i czekać na największego pijaka- krzyżuje ramiona.
- Och, Q- żartobliwie mierzwi mi włosy- Wiesz jaka jest Finley. Do czasu, aż
przyjedziemy po nią, pewnie wciąż nie będzie gotowa.
Wyciągam okulary przeciwsłoneczne z plecaka, potrzebując ochronić oczy i bolącą
głowę przed świecącym słońcem.
- Nie zamierzam kłamać, Chacer, wbijasz mi nóż w serce.
Zakładam okulary i wzruszam ramionami- Zgaduję, że taki los piątego koła u wozu.
Zawsze powtarzam, by przygarnąć jeszcze kogoś do paczki- wzdycham- Zamawiam pakę.
Rzucam plecak do tyłu, a Chace zatrzymuje się, zanim otwiera drzwi.
- Paka w ciężarówce jest najlepsza- patrzę na niego i uśmiecham się.
29
- Równie dobrze możesz usiąść teraz z przodu. Musimy pierwsze podjechać po Grega.
Wydaje się rozbawiony.
- Zastrzel mnie od razu- podnoszę rękę z udawanym pistoletem do głowy- Mam zbyt
dużego kaca, żeby użerać się z Gregiem i jego szalonymi pomysłami.
Chace nic nie dodaje, zamiast tego potrząsa głową i śmieje się.
Jazda do Grega jest cicha, trzymam odchyloną głowę w zagłówku. Uratował sytuacje,
pomagając mi wyjść z dołka emocjonalnego, ale migrena wciąż nie ustępuje.
Ciężarówka zatrzymuje się i zanim zdążę podnieść głowę czy otworzyć oczy,
zaskakuje mnie pukanie w okno.
Greg krzyczy podekscytowany, wrzuca swoje dziady do tyłu i wskakuje do środka.
Stoi przy tylnym oknie, krzycząc podczas zawracania do Fin.
Patrzę w górę na Chace’a, który tylko wzrusza ramionami i się śmieje, podnoszę na
niego swój pistolet na niby- Pew pew- następnie zdmuchuje dym z lufy.
Dziesięć minut później zatrzymujemy się na pograniczu posesji Fin. Normalnie
weszłabym do środku, ale dziś nie czuję się na siłach. Chace otwiera drzwi, by wyjść, robię
to samo, ale żeby wejść na przyczepę, gdzie siedzi Greg.
- Przynieś mi winogrona, wodę i pudełeczko tabletek przeciwbólowych.
- To wszystko?- podnosi brew.
-A co oferujesz?- dokuczam, kładąc dłoń na biodrze. Patrzy na mnie, chwilowo
zaskoczony, aż otwierają się drzwi frontowe. Macham, aby się pospieszył..
- Tak, też myślałam.
Łapię tylną klapę, kładąc nogę na zderzaku. Otaczają mnie, muskularne ramiona
Grega i podnoszą do góry.
30
- Co tam?- mamroczę.
Zjeżdżam dłońmi w dół, gdy opadam na stopy. Spoglądam, gdzie się zatrzymały się i
czuje jak oczy wychodzą mi z orbit.
- Drogi Gregu- macam jego twarde, wyraźnie zarysowane mięśnie- Ale masz duże
męskie cycki.
- Ciebie też dobrze widzieć, Quinn.
Śmieje się i odsuwa o krok, a przy tym przygląda mi się- Bez urazy, ale wyglądasz
okropnie.
- Nie ma sprawy.
Siadam, ustawiając plecak tak, by służył mi jako poduszka. Chace rzuca trzy plecaki
do tyłu, a Finley niesie jeszcze jeden.
- Proszę, Quinn- podaje mi jedną z tych śmiesznych toreb, które mają wygrawerowane
na boku jej inicjały.
- Już wcześniej zapakowałam ją dla ciebie.
Spoglądam do środka i uśmiecham się na widok kilka paluszków serowych.
- Dzięki, Fin. Za dobrze mnie znasz.
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką- mówi śpiewająco i posyła całusa.
- Koniec przedstawienia panienki, czas w drogę- mówi Chace, otwierając dla niej
drzwi od strony pasażera.
Słyszę uderzenie, za którym prędko podąża jęk, nie musiałam patrzeć, by widzieć że
uderzył ją w tyłek.
- Ow, Chace- mówi żartobliwie.
31
- Nie martw się. Zrewanżujemy się później- słyszę, jak mówi przed zamknięciem
drzwi.
Przewracam oczami i otwieram torbę, którą dostałam, szukając czegoś na powracający
ból głowy. Po wzięciu Tylenolu, wyjmuję Tupperware’a zapełnionego winogronami i
odprężam się. Zaczynamy zjeżdżać z podjazdu Fin, spoglądam na Grega siedzącego obok
mnie.
Jest w swoim małym świecie, pisząc wiadomości lub robiąc coś innego na telefonie.
Przez wielki, zadowolony z siebie uśmiech, przypuszczam, że pisze wiadomości.
Albo raczej wysyła takie z podtekstem seksualnym.
Greg nie jest brzydki. Nie jest nawet trochę brzydki. Właściwie jest oszałamiająco
przystojny, ze swoją brytyjską urodą, ale jest jeden szczegół, jak dla mnie jest zbyt
napakowany. Zbyt masywny na całym ciele. Z tego co widzę i słyszałam o nim. Pasuje mu
to, dopóki większość osób nie myśli, że napakowani faceci często słyną z kompleksu
mniejszości i próbują zrekompensować to sobie w inny sposób.
Zazwyczaj ma na głowie burze blond loków, ale zgolił je w wakacje. Może to jakaś
inicjacja z rugby albo innego dziwnego sportu, w który zamierza grać w college’u.
- Przepraszam, Greg?
Odwraca głowę w moją stronę, jak gdyby tylko czekał, aż zawołam go po imieniu.
Ma szeroki uśmiech i jasne piwne oczy. Jest naprawdę szczęśliwym gościem. I to w
nim lubię. Dlatego jestem w stanie przejrzeć uwodziciela i cieszyć się jego towarzystwem.
Szybko przyglądam mu się od stóp do głów. Jest opalony, ma ogolone nogi,
skrzyżowane w kostkach, sięgające drugiej strony przyczepy, gdy są rozprostowane.
Jego kolorowe spodenki kąpielowe w figury zakrywają mu uda, co mi się podoba.
Faceci nie powinni nosić bardziej obcisłych ubrań, niż ja. I ta jego koszulka na ramiączkach,
która ukazuje praktycznie cały tors.
- Tak Quinn?- uśmiecha się kącikiem ust.
32
- Widać ci cycki.
Spogląda w dół i śmieje się- Czy to jakiś problem?
- Nie- wrzucam winogrono do ust- Po prostu, nie mogę przestać się gapić.
Śmieje się nawet głośniej, próbuje z całych sił powstrzymać się przed tym samym.
Prawie dławię się winogronem, gdy zjeżdżamy na autostradę.
- Spraw, żeby podskakiwały- żądam, podnosząc okulary na głowę, żeby lepiej
widzieć.
- Co zrobić?
- No wiesz- odkładam winogrona na bok i podnoszę ręce do klatki, poruszając nimi w
górę i dół.
- Spraw, żeby podskakiwały, tańczyły, trzęsły się. Cholera zrób cokolwiek, byle by się
poruszały. Muszą robić coś fajnego.
- Och, masz cholerną rację. Opanowałem to dziadostwo po skończeniu siódmej klasy.
Prostuje plecy i ustawia ramiona w dziwnej pozycji z przodu. A następnie sprawia, że
zaczynają podskakiwać. Chichram się jak mała dziewczynka, obserwując. A jego twarz
jeszcze to pogarsza, bo wygląda jakby miał zaparcia.
Bez uprzedzenia, rzucam winogrono w jego cyca i w idealnym momencie podskakuje,
żeby je odbić. Bawię się w rzucanie i łapanie winogron jeszcze przez chwile, a potem
wkładam słuchawki i relaksuje się.
Godzinę lub trochę później, czuję jak zmienia się jezdnia z gładkiej na żwirową,
jeszcze zanim to słyszę. Ściągam słuchawki i pakuję rzeczy z powrotem do plecaka.
- Masz wspaniały głos- mówi Greg bez cienia rozbawienia.
33
- Dzięki- mówię nieśmiało. Wiedziałam, że śpiewam na głos. Nic nie mogłam na to
poradzić, nawet jeśli bym chciała. Ale miałam nadzieje, że przejeżdżające obok auta i inne
dźwięki, zagłuszą mój głos.
- Może powinnaś iść z tym do szkoły.
Spoglądam w górę, ale zanim nasze oczy się spotykają, odwraca głowę.
- Zamiast zostawać w domu i iść do dwuletniego college’u.
Wzrusza ramionami.
Wiedza, że chce dla mnie lepiej, sprawia, że lubię go nawet bardziej. On, ani nikt inny
kto ma dla mnie znaczenie nie wie, że zaplanowałam dla siebie coś o wiele lepszego.
Auto zatrzymuje się, więc wstaje i zaczynam ściągać z siebie ubrania.
Greg natychmiast zmienia się z powrotem w osiemnastoletniego mężczyznę, bo
zaczyna gwizdać i śmiać się.
-O tak! Ściągaj to.
Rzucam mu podkoszulek na twarz, zanim pozwalam opaść szortom.
Wyskakuje z ciężarówki i kieruje się w stronę brzegu.
- Do zobaczenia później, suki. Mam randkę z rzeką.
34
5
Chace
Słońce nas ogrzewa i jeśli mam być szczery, to życie nie mogłoby być lepsze. Tyłek w
kółku do pływania, butelka w dłoni i wszyscy najlepsi przyjaciele w jednym miejscu. Lepiej
cieszyć się tym teraz, bo za tydzień będę w drodze do Cape Cod na obóz baseballowy.
Byłem zaskoczony, kiedy trener z liceum powiedział, że zostałem tam zaproszony. Liga
była znana z posiadania najlepszych zawodników collage’u i trenowaniu przyszłych gwiazd
MLB
. Po przydługiej rozmowie z moim nowym trenerem z UCONN
, zdecydowałem się
przyjąć zaproszenie. Nie żałuje. Jedyny minus jest taki, że będę z dala od przyjaciół i Finley
wcześniej niż przypuszczałem, ale to życiowa szansa i nie mogę jej zmarnować.
Szarpie za sznurek łączący kółko Finley z moim, przez co unosi głowę i podnosi
okulary.
- Spałam, Chace.
Podnoszę butelkę.
- Chcesz łyka?
Z powrotem zsuwa okulary na twarz.
- Ugh. Nie, nie chce.
Patrze w dół rzeki. Jacyś goście wygłupiają się i wywracają sobie nawzajem kółka,
zachowując się przy tym jak zwierzęta. No i jest tam też Quinn. Siedzi w kółku z odchyloną
głową i wielkimi okularami przeciwsłonecznymi, chroniącymi jej oczy przed słońcem.
- Hej, Quinn! - wołam.
Nie porusza się, więc krzyczę jeszcze raz.
- Quinn!
Dalej nic, schodzę z kółka i płynę w dół, aż dopływam do niej.
1
Najważniejsza amerykańska liga baseballu
2
Uniwersytet w stanie Connecticut
35
- Quinn!
Wstrząsa nią tak bardzo, że praktycznie wpada do wody. Jak już się uspokaja to siada i
spogląda na mnie z góry.
- Mój Boże. Musisz być tak cholernie głośny, Kutasi móżdżku?
Łapie za bok kółka i podciągam się tak, żeby być na jej poziomie.
- Krzyczałem do ciebie przez ostatnie pięć minut.
- W razie jakbyś zapomniał to próbuję pozbyć się cudownego kaca i rozkoszowałam
się tą chwilą relaksu.
- W razie jakbyś zapomniała to za tydzień wyjeżdżam i powinnaś się ze mną bawić.
Rozczarowujesz mnie- droczę się wydymając przy tym wargi.
Przewraca oczami.
- Wyglądasz śmiesznie robiąc taką minę.
- No dalej, Quinn. Najlepszym lekarstwem na kaca jest ponowne picie.
Unoszę w górę butelkę w zaproszeniu.
- Jesteś nieustępliwy.
- Z pewnością za dobrze się bawiłaś w przygotowaniach do SAT’u- mówię z
uśmiecham. - Poważnie, nieustępliwy? Co do chuja?
- Ta.. No wiesz nieugięty, wytrwały, zawzięty, nieubłagany.
Gapię się na nią zmieszany.
- Jak do jasnej cholery dostałeś się na UCONN?
Wzdycham wiedząc, że nabija się ze mnie.
- A no tak – mówi tym swoim śpiewnym głosem- Masz złote ramię. Wszystkie
dziewczyny piszczą na twój widok, a każdy chłopak chce być tobą.
36
Wydając zduszony chichot, pytam- Chcesz się napić czy nie?
- Jeśli cię to uszczęśliwi.
Podaje jej butelkę.
- Bardzo. A teraz przestań być takim leniem i zacznij siać nienawiść oraz
niezadowolenie.
- W końcu mówisz jak człowiek.
Wskazuje na punkt w górze rzeki.
- Powiedz wszystkim, by przyszli na tamtą plaże. Zjemy tam lunch.
***
Rzeka jest pełna znajomych. Większość z nich to koledzy z drużyny baseballowej, ale
jest też kilku przypadkowych gości z którymi kręciłem się raz czy dwa razy. Jedni siedzą w
kółkach, inni biegają naokoło po wodzie, a dziewczyny wygrzewają się na słońcu jak
jaszczurki.
Greg podchodzi i klepie mnie w klatkę.
- Zastanawiam się nad zagraniem w walkę kogutów
. Potrzebuję jakiś ud owiniętych
wokół szyi, aby ogrzewały mi uszy.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że są na to lepsze sposoby niż walka -dokuczam.
Pokazuje mi środkowy palec.
- Pieprz się, Donahue.
Śmieje się zanim wołam Finley, aby przyszła do mnie. Ostrożnie schodzi z plaży i
kieruje się do wody, wzdryga się na jej dotyk. Powoli idzie w moim kierunku, woda sięga
jej pasa i przez sekundę jestem o to zazdrosny. Tak, jestem zazdrosny o wodę, a to dlatego
że dotyka gładkiej, idealnej skóry mojej dziewczyny. Jak tylko jest na wyciągnięcie ręki to
przyciągam ją do siebie, piszczy gdy ochlapuje ją woda.
3 Dziewczyna siedzi na ramionach kolegi z drużyny i stara się zrzucić do wody przeciwniczkę.
37
- Lepiej, żebyś miał dobry powód na zmoczenie mnie całej, Chace.
Owija ręce wokół mojej szyi, jej gorąca skóra przy mojej i na moment zapominam po
co ją zawołałem.
Pochylając się do przodu, przyciskam usta do jej ucha.
- Przychodzi mi na myśl tylko jeden dobry powód- wyszeptuje.
Ze śmiechem odpycha się ode mnie i żartobliwie klepie po klatce.
- Jesteś okropny.
- Walka, Donahue- przypomina mi Greg.- Uda, Donahue. Walka.
A no tak- Zagraj ze mną i Gregiem w walkę kogutów.
Krzywi usta z niesmakiem- Nie brzmi zachęcająco.
- Aw, no dalej Finley- błagam- Nie bądź smutasem psującym zabawę.
Rzuca jednym z tych swoich niewielkich flirciarskich uśmieszków, zanim ochlapuje
mnie i odwraca się.
- Zapytaj Quinn, czy nie chciałaby z tobą zagrać- woła przez ramię- Nie przejmie się
pokiereszowaniem sobie twarzy.
Finley wraca z powrotem do dziewczyn, które zgromadziły się na zajętym przez nas
małym kawałku plaży. Wszystkie były nasmarowane oliwką, opalały się na słońcu i
piszczały za każdym razem, gdy jakiś facet zdecydował się trochę z nimi poflirtować przez
ochlapywanie. Tak właśnie Finley spędza każdy dzień wakacji. Albo imprezuje albo opala
się. Nigdy nie przekonałem jej do zrobienia czegoś choć trochę ekscytującego.
Wzruszając ramionami odwracam się w poszukiwaniu Quinn wiedząc, że pewnie
gdzieś pływa. Faktycznie, zauważam ją zbliżającą się do nas, jej ramiona z łatwością
przecinają wodę. Zatrzymuje się niedaleko, wynurza głowę z wody i łapię ze mną kontakt
wzrokowy. Wiem, że nawet nie muszę pytać czy chce zagrać bo i tak się zgodzi, jednak
robię to mimo wszystko.
- Co myślisz o zagraniu w walkę kogutów, Quinn?
38
Greg jęczy- To niesprawiedliwe. Nie wiedziałem, że będziesz miał Quinn.
- Boisz się Greg?- pyta, wstając z wody i ukazując opalone, wysportowane ciało.
Quinn zawsze wytrwale walczy o zwycięstwo. Wszyscy to wiedzą.
- Oczywiście, kurwa, jestem przerażony. Jesteś bezwzględna. Nikki będzie żreć piach.
Jak gdyby jej egocentryczny piąty zmysł zamrowił, Nikki zaczyna iść w naszym
kierunku. Syczy na temperaturę wody, ale nie zatrzymuje się.
- Mówiliście coś o mnie?
Czuje podekscytowanie Quinn. Nienawidzi Nikki i zamierza w pełni cieszyć się,
skopaniem jej tyłka.
- Jesteś gotowa na przyjacielską rundę w koguty?- pyta Quinn z nutką przewagi w
głosie.
- Przeciwko tobie i komu?- Nikki żartuje, ma głos przesiąknięty jadem. To oczywiście
cios poniżej pasa dla Quinn i jej statusu.
Marszczy czoło w gniewie.
- Chace’owi- mówi bez zawahania.
Quinn wie równie dobrze jak ja, że Nikki ma do mnie słabość i bez względu na
okoliczności chętnie skorzysta z okazji bycia blisko.
Nikki spogląda na mnie, abym to potwierdził więc uśmiecham się.
- Wchodzę w to- mówi Nikki poprawiając górę od bikini.
Greg natychmiast pojawia się pod nią i podnosi nad wodę. Potrząsając głową,
podpływam mimochodem do Quinn. Napina ciało w oczekiwaniu. W następnej sekundzie
nurkuję pod wodę i kładę jej nogi na swoich ramionach. Wynurzając się woda wlewa mi się
do oczy, a Quinn zaciska uda wokół mojej głowy. Szybko klepie ją w nogę zanim zmuszam
oczy do popatrzenia w górę.
- Rozluźnij się, Quinn. Nie upuszczę cię.
39
- Przepraszam- woła z góry- To przez te wszystkie godziny, które spędziłam z Thigh
Masterem.
- A może to przez te wszystkie godziny ujeżdżania kutasów- śmieje się Nikki.
Zły ruch, Nikki. Zły. Ruch.
- Lepiej zajmij się swoimi ustami niczym wagina, dziwko.
Czuje jak napinają się mięśnie Quinn i jestem pewien, że Nikki źle skończy.
- Ale wiesz, ja przynajmniej wiem jak się nimi zająć- sprzecza się Quinn.
Nie przyniesie to nic dobrego.
- Co tak przy okazji słyszałam, że nie radzisz sobie z penisami.
Jezioro przez chwile jest jedyną rzeczą wydającą jakikolwiek dźwięk, odmawiam
cichą modlitwę, aby Quinn przestała gadać.
Proszę, niech to się już skończy.
Ale nic takiego się nie dzieje.
- Nikki nienawidzę być osobą, która ci to mówi, ale twoje walenie konia nie powinno
być takie suche, jak już kogoś podnieciłaś to spróbuj przytulasów ustami tam i siam. Może
to zdziałać cuda. Przepraszam- kpi- Schodzę z tematu, ale mogę dać ci potem kilka
wskazówek, tylko daj mi znać.
Klepie ją w uda dając tym samym znak, aby ochłonęła, ale jest już za późno. Kipi ze
złości i wyrówna z nią rachunki.
Przychodzi Dan, by sędziować. Jesteśmy z Gregiem prawie nos w nos czekając, aż do
nas dotrze.
- Panie, niech to będzie czysta gra- mówi, wkładając między nas ręce.
Wiem, że nie ma szans na czystą walkę, ale kim jestem żeby powstrzymywać małą
zemstę.
Patrzy w tył i z powrotem na nas, zanim woła:- No dobra, zaczynajcie!
4
Taki przyrząd do ćwiczenia ud
40
Czuje szarpnięcie ciałem, gdy dwie dziewczyny wpadają na siebie. Na ten kontakt
Quinn złącza stopy za moimi plecami powodując, że zaciska nogi jeszcze bardziej wokół
mnie. Przepychamy się przez chwile, aż słyszę krzyk Nikki. Prawie natychmiast widzę
plusk naprzeciwko mnie i słyszę radosne okrzyki Quinn. Nikki wypływa na powierzchnię
ciasno owinięta ramionami wokół ciała.
- Dziwka!- krzyczy.
Śmiech Quinn powoduje, że zaczynam się cały trząść.
- Au contraire
, moja droga. Nie jestem tą, która jest naga.
Patrzę z podziwem jak góra od bikini Nikki spada przede mną do wody. Nikki
piorunuje wzrokiem Quinn, która wciąż bezpiecznie siedzi mi na ramionach, zanim porywa
stanik i odpływa na głębszą wodę, żeby się ubrać.
Potrząsając głową, wrzucam Quinn do wody. Wciąż się śmieje, kiedy wynurza się.
- Nie możesz grać grzecznie?- besztam.
Nawet mi nie odpowiada tylko wciąż się śmieje do tego stopnia, że aż pochyla się i
ściska za brzuch.
Jej śmiech jest zaraźliwy i każdy do niego dołącza, wliczając w to mnie.
- Jesteś niemożliwa- udaje mi się powiedzieć między śmianiem się.
Bierze głęboki oddech i odzyskuje nad sobą panowanie.
- Ta debilka prosiła się o to.
Kładę ramie wokół jej szyi.
- Co ja mam z tobą zrobić?
Patrzy się na mnie całkowicie poważna.
- Nakarm mną zombie. Proszę. Będzie to milion razy lepsze, niż utknięcie tutaj z tymi
plastikami, które dostaną raka skóry. Przez nie staje się wredna.
Ze śmiechem, lekko ściskam jej ramię.
- Albo utop mnie. Utonięcie też byłoby fajne.
5
Wręcz przeciwnie
41
- Co myślisz o piwie?- pytam, idąc w kierunku brzegu.
- Myślałam, że nigdy nie zapytasz- dokucza.
Wciąż potrząsając głową, pochylam się nad lodówką i biorę trzy zimne piwa. które
załatwił starszy brat jakiegoś gościa. Będę za tym tęsknić. A przez to, mam na myśli
Finley… i Quinn. Z pewnością za Quinn.
42
43
6
Quinn
Rozbrzmiewa miłe dla ucha trzaskanie płonącego drewna, biorę głęboki wdech,
wdychając dym unoszący się znad ogniska. Będzie mi tego brakować, kiedy zacznie się
collage. Wmawianie sobie i rodzicom, że chce się stąd wynieść w cholerę nie oznacza, że
nie będę patrzeć wstecz i wspominać całej tej zabawy. Ale pozwolę działać czasu, mając
nadzieje na więcej takich momentów w mojej niepewnej przyszłości.
Biorę kombinerki, garść wieszaków i siadam niedaleko na głazie. Zaczynam wykręcać
metal, aby przygotować nam kilka widełek do pieczenia.
- Ej Fin. Pospiesz się z tymi parówkami- wołam przez ramię.
- Ja mam twoją parówę- mówi Greg, prędko siadając koło mnie.
Wyrazy uznania za wysiłek nawet jeśli przez większość czasu droczy się.
- Nie lubię tanich parówek, Greg- marszczę nos- Wolę takie nieruszane, koszerne.
- Od kiedy jesteś żydówką?- pyta.
- Och, Greg- śmieje się i klepie go po udzie- Większość słów ma więcej, niż jedno
znaczenie, kolego.
Przebiegam dłonią po jego zgolonych włosach.
- Proszę- mówi Finley, gdy podchodzi od tyłu i rzuca paczkę hot dogów na moje
kolana.
- Wszystkie parówy na patyku lądują na moich kolanach- zaczynam śpiewać.
- Podoba im się to, a kolana Quinn są lepsze od Grega- dopowiada Fin, siadając koło
mnie.
44
- Przeklinam was obie- mówi Greg wstając i rozciągając się- Kopsnij jedne z tych
magicznych widełek. Jestem gotowy na upieczenie swojej parówki.
- Co o tym myślisz Fin?
Otwieram opakowanie hot dogów.
- Jest jednym z tych malutkich facetów?
Odchylamy się do tyłu i mierzymy go wzrokiem od góry do dołu, czekając na jego
reakcje.
- Po prostu daj mi co chcesz, Quinn.
Odwraca się do nas ze złośliwym uśmieszkiem.
Przełykam ślinę nie wiedząc nawet, jak na to odpowiedzieć.
- Ten jest twój.
Fin bierze hot doga i ostrożnie nabija go na metalowy kijek.
- Zrobiłaś to, jak profesjonalistka- mówi Greg, potrząsając nogą.
- Mam doświadczenie.
Znowu przełykam. Nie chce tego słuchać albo raczej jej aluzji mającej drugie
znaczenie. Wiercenie się Grega przyciąga mój wzrok.
- Opanuj fiutka, Greg. Jedyną rzeczą jaką widzę lepiej, niż to że jesteś dobrze ubrany
jest właśnie on.
Podaje mu widełki i wstaje. Rozsiadam się na skale.
- Nie jesz?- pyta Fin, gdy bierze jedną.
Z pewnością ubóstwia swojego chłopaka i zrobi jedną dla niego. Mam nadzieje, że
pójdzie dalej i zrobi dwie. Zawsze tyle chce.
- Myślę, że poczekam sobie tam na deser.
Wskazuje w kierunku chatki, ale zamiast tego idę do ciężarówki Chace’a. Jest ciemno,
a gwiazdy świecą jasno. Miejsce, gdzie pali się ognisko otoczone jest przez drzewa. Jedyne
45
na co mam ochotę to opuścić klapę paki i położyć się, zatracając się w cudach
wszechświata.
Nie jest tak, że nie podoba mi się towarzystwo przyjaciół, bo podoba. Ale czasami
lubię pocieszyć się naturą i byciem samą ze swoimi myślami. Jest tak wtedy, kiedy
potrzebuję uporządkować myśli. Najcięższą rzeczą na świecie, albo raczej dla mnie, jest
bycie szczęśliwą z czegoś o co jestem zazdrosna. Pragnę cieszyć się szczęściem swoich
przyjaciół. I zasadniczo tak jest. Nie zazdroszczę im tego, co jest między nimi. Jestem
zazdrosna o to co ma Finley. Przed nią, nigdy nie musiałam dzielić się Chacem. Pewnie
dlatego nigdy nie powiedziałam mu co czuję… Myślałam, że mam ma to mnóstwo czasu.
Pojawiła się Finley, a dojrzewający Chace zamienił się w dotkniętego żądzą chłopaka.
Nie winie go za to, Finley jest prześliczna. Przez nią zaczęłam bardziej dbać o siebie i swój
wygląd. A to tylko jeden powód dla którego powinnam być szczęśliwa z tego co ma. Nie
odstawiła mnie na bok, kiedy zdobyła mojego przyjaciela, włączyła mnie w to i z duetu
zrobiła trio. Była dla mnie miła i jest moją najlepszą przyjaciółką. Ale nikt nie jest idealny,
w tym też Finley.
- Co ci chodzi po głowie?
Tył ciężarówki opada w dół, gdy Chace wskakuje na nią.
- Próbuje przyciągnąć Mary Katherine Gallagher
i używam telekinezy...- Zaczynam
kiwać głową do przodu tak jak robiła to w filmie ,,Supergwiazda”- Aby ściągnąć tu
Piotrusia Pana, który uratowałby mnie przed dorosłością.
- Wstrzymaj się do momentu, aż dostanę się do CCBL.
-kładzie się obok mnie- Albo
jeszcze lepiej, nigdy nie znikaj.
Uśmiecham się na fakt, że nie chce, bym ruszała do Nibylandii. Słyszę brzękanie
gitary i mój uśmiech się powiększa.
- Powiedziałem Lewisowi, by ją wziął- mówi Chace, odwracam głowę w jego stronę.
Patrzy na mnie z wszystkowiedzącym uśmieszkiem na twarzy.
- Zbyt dobrze mnie znasz.
Siadam, więc robi to samo, zeskakuje i staje naprzeciwko. Kładzie ręce na moich
żebrach, a ja na moment przestaje oddychać.
6
Postać z filmu ,, Supergwiazda”, jest to dziewczyna która jest kujonem, chodzi do liceum katolickiego i chce zostać
supergwiazdą, tak w skrócie
7
Cape Cod Baseball League -drużyna z ligi baseballu amerykańskiego
46
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką.
Unosi mnie i przerzuca przez ramię. Jestem zła i zawiedziona, że zagrał jak zawsze tą
kartą z przyjaciółmi, ale jak można być rozczarowaną, kiedy jesteś żartobliwie przerzucona
przez ramię?
- A oto moja zniewalająca piosenkarka- chwali Lewis, gdy Chace powoli opuszcza
mnie na ziemię.
– Ahem- słyszę, jak odkasłuje za mną.
Uśmiecham się na ten drobny gest zaborczości wobec mnie.
- Nie możesz mieć ich obu- jęczy Greg z drugiej strony ogniska.
- Mogę sobie robić, co mi się żywnie podoba- mówi Chace, zanim siada koło
uśmiechającej się Fin i obejmuje ją. Wie co będzie za chwile i jest tak samo
podekscytowana, jak ja.
- Dzisiaj coś staromodnego?- pyta Lewis, kiedy siadam koło niego.
- Co myślisz o zaczęciu nocy od lat 90?
- A to nie jest staromodne?- mamrocze Lewis.
- Podaj mi piwo, gościu.
Chace podnosi rękę, a Greg rzuca mu to o co poprosił.
Delikatne dźwięki gitary otaczają mnie jak Lewis zaczyna grać piosenkę ,,Drive”
Incubusa
, mam ochotę zamknąć oczy i umysł oraz dać się ponieść. Zaczynam lekko
kołysać się do rytmu na tyle na ile pozwoli mi kamień. Śpiewam, a słowa zostają we mnie.
Piosenka uderza do mnie bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Może dlatego, że mówi o
tym z czym sama muszę się teraz zmierzyć, o wzięciu kontroli nad własnym życiem i
swoimi decyzjami. Robię dla siebie to co najlepsze, a nie to co myślą inni.
Zaczynają się chórki, więc wstaje i wyciągam ręce do Finley. Z zapałem łapie za nie,
potem śpiewamy i tańczymy razem. Inni dołączają do nas, niektórzy trochę głośniej od
innych. Ahem, Greg ze swoim pijanym barytonem. Kończymy z Finley piosenkę w tym
8
https://www.youtube.com/watch?v=fgT9zGkiLig
gdyby ktoś chciał posłuchać :)
47
samym momencie, smutek zaczyna mnie wypełniać zastępując wesołość, która naturalnie
przyszła, jak się bawiłyśmy. Chace dalej siedzi na swojej kłodzie, udając Dj’a przez
potrząsanie ręką do piosenki i wyrzucanie z siebie ,,wiggity wiggity whack” na pokaz od
czasu do czasu.
Śpiewamy i pijemy jeszcze więcej. Burczy mi w brzuchu i przypominam sobie, że nic
nie jadłam. Idę w kierunku paczki pianek, którą wcześniej widziałam. Na szczęście
znalazłam kijek na którym mogłabym je upiec. Po podsmażeniu przesłodkiej, kleistej białej
kuleczki na ogniu przez dobre siedem minut wydaje mi się, że jest już wystarczająco
chrupiąca. Biorę kilka niewielkich łyków piwa, układam dwa krakersy z mąki pszennej i
czekoladą na spotkanie z przypaloną pianką.
- Tak jest!- wygwizduję, będąc dumna z swojego osiągnięcia.
Biorę gryza i jęczę, bo tak dobrze smakuje. Finley idzie w moim kierunku, trzymając
czerwone Solo
w dłoni. Normalnie nie pije, ale raz na jakiś czas pozwala sobie wypić
troszkę więcej, niż zazwyczaj. Myślę, że dziś jest właśnie ten dzień. Może powinnam jej
przypomnieć o limitach o których zawsze mi przypomina.
- Coś tutaj masz- mówi, wskazując na moją twarz, ale zanim mogę to wytrzeć jej
palec przejeżdża przez moją dolną wargę i wraca do ust.
- Czy ty właśnie zlizałaś z niej czekoladę?
Oczywiście ze wszystkich obecnych tu osób on musiał być tego świadkiem.
- Ta…, właśnie to zrobiłam- odpowiada Finley z niecnym błyskiem w oku- I było
suuuuper.
- Gdyby tylko Chace wiedział jakim jest pieprzonym szczęściarzem- mamrota po
pijaku, robiąc sobie drogę z powrotem do miejsca, gdzie siedzi Nikki.
- Wiem o tym.
Wychodzi zza nas Chace i zarzuca swoje goryle ręce na nasze ramiona.
- Jestem największym farciarzem w historii farciarzy. Kiedykolwiek- bełkota Chace z
wielkim, głupim uśmiechem na ustach.
9
Taka oranżada
48
- A tak przy okazji- wyszeptuje głośno do Finley- Nie myśl sobie, że nie widziałem co
zrobiłaś.
Finley niewinnie mruga oczami.
- A co takiego zrobiłam?- grucha, a ja prawie zwracam moją w połowie zjedzoną
s’more
- Czekolada. Wargi. Palec. Lizanie. Gorące- odpowiada Chace zanim odchyla głowę i
bierze łyk piwa.
- Ja facet. Ty kobieta. To gorące- wyśmiewam się z jego umiejętności składania zdań.
- Tak było- drażni się, zanim bierze ze mnie ramię, aby w pełni objąć Finley.
Biorę to jako wskazówkę, by wziąć nogi za pas i iść stąd. Gdziekolwiek.
Wydaje się, że wszyscy są czymś zajęci. Pary albo zwykli ludzie pieprzą się wszędzie
naokoło. Jestem zmęczona i nie szukam żadnego przypadkowego seksu. Pod tym względem
bezpieczniej jest dla mnie i moich oczu iść prostu, i nie zatrzymywać się. Jest późno, a
bycie cały dzień na słońcu wycieńczyło mnie. Idę do chatki i pierwszą rzeczą jaką widzę
jest dwoje ludzi obmacujących się na kanapie. Tak długo jak nie ma nikogo w moim łóżku,
albo w pokoju w którym się zatrzymuje, nie przeszkadza mi to.
Idę po schodach na ciemne poddasze. Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego zgodziłam
się spać tutaj z Fin i Chacem, ale zrobiłam to. Nie to, że będzie to pierwszy raz jak śpimy
razem w jednym łóżku. Plus jest taki, że mamy ogromne łóżko. Będę mieć mnóstwo
miejsca dla siebie, podczas gdy Finley będzie przez całą noc przytulać Chace’a.
Pomysł z przebraniem się jest dobry, ale nikt nie zakłada piżamy na campingu.
Cholera, ledwie się na nim myjesz. Zdejmuje koc i spadam twarzą na łóżko. Materac wita
mnie jak się na nim przeciągam, wydaje się być bardzo wygodny. Szybko zasypiam w coś,
co można nazwać spokojną drzemką.
Budzę się przestraszona, gdy czuję poruszenie na łóżku, ale uspokajam się na dźwięk
znajomego pijanego głosu blisko mnie. Finley przytula się do mnie i otacza ramionami.
- Kocham cię, Quinny- zaczyna- Jesteś najlepszą przyjaciółką jaką kiedykolwiek
miałam. Będę za tobą tęsknić.
Ziewa.
10 Tak się nazywa to ciasteczko co zrobiła z pianki, krakersów i czekolady
49
- Będę tęsknić za tobą i Chacem. Nie będzie go tutaj nawet na swoich urodzinach-
jęczy w połowie zasypiając.
- Musimy wyprawić mu przyjęcie zanim wyjedzie- sugeruję, uświadamiając sobie że
powinnam o tym pomyśleć wcześniej.
- Tak. Niespodziankę.
Ziewa ponownie sprawiając, że robię to samo.
50
51
7
Chace
Siedzimy w trójkę wysoko w kabinie mojej ciężarówce, podskakując na żwirowej
drodze prowadzącej do domku letniskowego Finley. To nasz ostatni weekend przed moim
wyjazdem na resztę wakacji. Mimo, że liga Cape będzie dużym osiągnięciem dla mojej
potencjalnej karierze baseballowej, nienawidzę myśli o byciu z dala od Finley. Zamierza
przyjechać i spędzić ze mną tydzień przed szkołą, więc przynajmniej mam na co czekać.
Będzie w Bostonie, a ja w Connecticut kiedy zacznie się rok szkolny, więc pewnie
będziemy w związku na odległość, ale na pewno jakoś sobie poradzimy.
Mieliśmy ubaw nad rzeką, ale resztę czasu zamierzaliśmy spędzić w domku
letniskowym. Nie ma żadnego innego miejsca w którym wolałbym być.
- Ohmójbogże, Chace!- krzyczy Quinn.
Serce podskakuje mi do gardła i naciskam mocno na hamulec myśląc, że ktoś
musiał umrzeć.
- Co?- pytam lekko zdyszany.
- Jezus, czy ty właśnie popuściłeś?
Śmieje się.
- Wiesz, zazwyczaj jak ktoś krzyczy w aucie to nie oznacza to nic dobrego.
Finley patrzy na mnie i unosi sugestywnie brew.
- Nie znasz Quinn?
Spuszczam nogę z gazu.
- Masz mnie.
Quinn lekceważąco macha ręką. zanim ponownie zwraca na mnie swoją uwagę.
- No dobra skoro już odzyskałeś jaja, czy mogę ci powiedzieć, dlaczego jestem tak
podekscytowana?
52
- Dlaczego?
Wygląda przez okno i wskakuje w kierunku lasu.
- Droga na skraju lasu nie wyschła jeszcze od deszczu, który spadł wczoraj w nocy.
Odwraca się z powrotem do mnie, na jej twarzy pojawia się niewielki uśmieszek.
Finley wciśnięta między nas, patrzy tam i z powrotem na nasze twarze.
- Niee. Nie ma mowy. Ostatnim razem jak jeździliśmy po błocie utknęliśmy na trzy
godziny.
Miała całkowitą rację. Utknęliśmy i było dziewięćdziesiąt procent szans na to, że tak
się stanie.
- Na tym polega cała zabawa, Fin. Poza tym, Greg z resztą przyjedzie za godzinę. Jeśli
utniemy jedyne co musimy zrobić to zadzwonić do nich, aby nas zholowali.
- Kiedy utkniemy- poprawia Quinn.
Finley wzdycha.
- Poskradaliście zmysły.
Quinn mówi jak Napoleon Wybuchowiec
– Tak!- chwile przed tym jak skręcam w
prawo i kieruję się prosto do dziury z błotem będącej na skraju lasu. Podskakuje w górę i w
dół na siedzeniu.
- Jeżdżenie po błocie okropnie mnie kręci- mówi monotonnym głosem.
Finley patrzy na nią.
- Jesteś dziwna.
- A ty jesteś moją przyjaciółką, co czyni się winną temu jaka jestem.
Dociskam gaz sprawiając, że lecimy do przodu.
- Trzymaj swoje tampony, Fin!- krzyczy Quinn- Zaraz się ubrudzimy.
11 Bohater z filmu o tym samym tytule, jest to specyficzny człowiek i trochę głupkowaty
53
- Okropnie- dodaje.
- Zbyt brudni!- mówi Finley w tym samym momencie.
Quinn zaczyna śpiewać udając najlepiej jak potrafi Christine Aguliere dokładnie
wtedy, gdy uderzamy w górę błota. Przyciskam stopą gaz sprawiając, że błoto lata wszędzie
na około ciężarówki. Quinn śmieje się jak szaleniec natomiast Finley mocno trzyma mnie za
udo. Prawie wyjeżdżamy z dziury, kiedy słyszę jak silnik wchodzi na najwyższy bieg.
- O cholera- wyrzucam z siebie, zanim szarpie kierownicą w bok, mając nadzieje na
uratowanie nas przed utknięciem. Ale koła dalej się kręcą, aż całkowicie się zatrzymują i
szarpie nami do przodu.
Quinn śmieje się tak bardzo, że ledwie oddycha.
- Widzisz? Kiedy- udaje jej się powiedzieć pomiędzy chichotami.
Piorunuje ją wzrokiem, gdy łapie się za brzuch wciąż śmiejąc się z mojego
nieszczęścia.
- Mądrala.
Finley patrz na mnie.
- Chcesz zadzwonić po Grega, czy ja mam to zrobić?
- Zadzwonię.
Łapię telefon, ostrożnie wyskakuje z auta próbując uniknąć błota oblepiającego moją
ciężarówkę. Odwracam się i pomagam wyjść Finley stawiając ją na solidnym gruncie.
Przechodzimy na przód i oceniam sytuację podchodząc do strony pasażera.
- Wychodź ostrożnie- krzyczę do Quinn.
Kopniakiem otwiera drzwi.
- Bez jaj, Fiucinosie. To nie mój pierwszy raz.
Wszystko dzieje się w zwolnionym tępię. Jej noga zsuwa się ze stopnia pokrytego
błotem, wypuszcza okrzyk przed poleceniem na twarz w górę błota.
54
Finley bierze za mną gwałtowny wdech i oboje stoimy w ciszy. Nie wiedząc co zrobić
lub powiedzieć.
- Co do chuja? - mówi Quinn, podnosząc się.
Ma całe nogi pokryte błotem i tylko kilka plam na policzkach.
- Wszystko gra?- pytam niepewnie.
- Oczywiście, że tak to tylko błoto.
Podnosi garść i rzuca w moim kierunku. Odsuwam się w samą porę, unikając
ubrudzenie krótkich spodenek, ale słychać wrzask Finley.
Quinn się uśmiecha z pokrytą błotem twarzą jej zęby wydają się bielsze, niż
zazwyczaj.
- Boisz się niewielkiej ilości błota, Fin?
Finley robi niepewny krok w tył.
- No dalej, Quinn. Nie rób tego.
Quinn upada na ręce i kolana oraz zaczyna iść w naszym kierunku, zastygam z głupim
uśmieszkiem na twarzy.
- Czego mam nie robić?- pyta uśmiechając się.
- Widzę to twoje spojrzenie.
- Jakie spojrzenie?- pyta niewinnie Quinn.
Finley robi kolejny krok w tył.
- Takie, kiedy zamierzasz zrobić coś głupiego.
- Włączył się teraz twój szaldar?
- Mój co?
- Twój szaldar.
55
- Co to?
- Radar wykrywający szalone suki.
Zaciekawiona Finley przekrzywia w bok głowę.
- Ponieważ zamierzam z tobą zrobić coś naprawdę szalonego.
Quinn skacze i łapie Finley za ramię. Ciągnie ją w błoto, zanim Finley zdążyła się
zorientować co się dzieje.
Stoję z otwartą buzią obserwując, jak Quinn bierze dwie garści błota i rozsmarowuje
je na nogach i odsłoniętym brzuchu mojej dziewczyny. Finley przez chwilę ją odpycha, ale
po chwili dołącza do Quinn. Rzucają w siebie nawzajem błotem ciesząc się chwilą, no i
jestem ja obserwujący rozgrywającą się scenę, jak idiota. Kiedy Quinn skacze na Finley
uświadamiam sobie, że podoba mi się taki widok. Dwie dziewczyny mojego życia, moja
dziewczyna i najlepsza przyjaciółka turlające się w błocie.
Wciąż się śmieją ubabrane od stóp do głów w błocie, kiedy odwracają się i patrzą na
mnie. Quinn szturcha Finley kiwając w moim kierunku. Nasze spojrzenia spotykają się w
momencie, gdy wyciera tyłem dłoni policzek
- Wszystko dobrze, kochanie?
Jej słowa jakby odmroziły mnie ze stanu w jakim byłem, gdy obserwowałem je jak się
turlały.
- Ta…, -odkaszluję gulę w gardle- ze mną wszystko okej.
Quinn się śmieje. Rozgryzła mnie, muszą chwycić byka za rogi zanim zacznie
dokuczać mi z powodu tego, że się zająkałem.
- Muszę powiedzieć dziewczyny- krzyczę do nich- była to najbardziej gorąca rzecz,
jaką w życiu widziałem.
***
56
Jakąś godzinę później, w końcu do nas przyjeżdżają Greg z chłopaki w jego jeepie.
Wyskakuje i ocenia sytuacje. Patrzy na mnie, pochyla się i szepta- Dlaczego dziewczyny są
całe w błocie?
Patrzę na niego znacząco.
- Niech cię, Chace Donahue.
Patrzy na zacienione miejsce, gdzie usiadły dziewczyny.
- Chciałbym być tobą, kiedy dorosnę.
Podchodzę do niego i lekko go popycham.
- Nie bądź takim psem.
- Mogę jedynie pomarzyć- śmieje się i odwraca wzruszając ramionami- A teraz
zaczepmy cię i wyciągnijmy z tego.
Pięciu z nas musiało pomagać, aby wyciągnąć ciężarówkę z błota i w końcu byliśmy
tak samo nim pokryci, jak Quinn z Finley.
- No dobra panowie- krzyczę, kiedy już nas wyciągnęli i Finley siedzi w kabinie.-
Nasze tyłki mają randkę z przeznaczeniem!
- A będą tam striptizerki?
Uderzam się w twarz.
- Poważnie, Greg?
- Pomyślałem, że to ważne pytanie. Może tym razem damy dokończyć Quinn.
Wysyłam mu zabójcze spojrzenie i pokazuje środkowy palec. Uśmiecha się i posyła
mi całusa, zanim wkłada rękę do kieszeni i wyciąga telefon.
- Co robisz do chuja?- pytam lekko zaciekawiony.
Tak naprawdę zbytnio mnie to nie obchodzi, ale chcę podtrzymać rozmowę. Cisza jest
ogłuszająca. Mówi tak wiele bez powiedzenia czegokolwiek.
- Wchodzę na chwilę na Tindera.
57
- Tindera?
- Ta, taka aplikacja na której możesz znaleźć dziewczyny do pieprzenia się.
Odwraca telefon w moją stronę.
- Sprawdź sam.
Patrzę w dół na ekran, na którym znajduje się zdjęcie jakiejś przypadkowej
dziewczyny
- Nie łapie.
- Przesuwam na tak lub nie. A jeśli też mnie polubi to możemy pogadać, składam
puste obietnice i mam kogoś do seksu.
Potrząsając głową pytam- Używałeś już tego wcześniej?
- No tak.
- I znajdowałeś sobie dziewczyny do seksu.
- No nie ,ale tracisz właściwy punkt widzenia, Chace.
- W tym nie ma żadnego głębszego znaczenia, Greg.
- No dobra, ale czasem fajnie popatrzeć sobie na dupy. Jak na przykład obczaj tą.
Pokazuje mi zdjęcie słodkiej blondynki.
- Zakochałem się.
Śmieje się.
- Ta z pewnością jest dziewicą.
Pokazuję mi zdjęcie dziewczyny ubranej, jak nauczycielka w szkole i przesuwa na tak.
- Dziewice mnie nie odpychają- mówi śmiejąc się.
58
- Czerwone róże, tulipany odjazdowe. Za chwilę przyjdzie Greg ze swoim
rozdziewiczającym sprzętem.
Wszyscy śmieją się z jego improwizowanego wierszu.
- A ta- pochyla się w moim kierunku przez co mam lepszy widok- wow ma ogromne
czoło.
- Nie ogromne czoło, ale czoło jak lotnisko- dodaje Quinn, podchodząc mimochodem
i wskakując do ciężarówki.
Potrząsam głową i śmieje się zanim wchodzę za kółko i kontynuuje jazdę do naszego
celu podróży.
Utknęliśmy kilka mil od domku letniskowego, więc dojechanie tam zajęło nam to
tylko kilka minut. Jak tylko parkuję ciężarówką, Quinn z Finley wyskakują i biegną w
kierunku jeziora, ściągając po drodze ubrania. Serce podchodzi mi do gardła dopóki nie
uświadamiam sobie, że mają pod spodem ubrane bikini. Mówię poważnie, te dziewczyny
kiedyś będą przyczyną mojej zguby.
59
8
Quinn
Wpadnięcie do błota nigdy nie było częścią planu, ale przez lata nauczyłam się,
że jeśli chodzi o naszą trójkę to nigdy nic nie wychodzi tak jak chcemy. Czasami trzeba
popłynąć z prądem i wyciągnąć z tego to co najlepsze. Właśnie dlatego wciągnęłam w błoto
swoją najbliższą przyjaciółkę. Czymś czego nie przewidziałam był Chace, któremu bardzo
spodobało się, jak się bawiłyśmy. Nie powinnam być zaskoczona. Mimo wszystko jest
typowym facetem z widocznie szalejącą burzą hormonów. Nie winie go za to. Jestem
pewna, że gdybym miała penisa to tak samo podobałoby mi się oglądanie dwóch dziewczyn
obsmarowujących się błotem.
Na szczęście nawet jeśli nasze plany zostały opóźnione, wciąż mogliśmy zrobić
niespodziankę. Greg spisuje się na medal i zajmuje Chace’a nad jeziorem podczas, gdy
razem z Finley skradamy się, aby doglądnąć dekoracji i oczywiście przebrać się w coś
suchego.
- Mam nadzieję, że mu się spodoba- mówi zaniepokojona Finley.
Zawsze nad wszystkim za dużo myśli.
- Spodoba.
Masuje jej ramię, uspokajając ją. Widzę, że jest zestresowana, ale raczej z
powodu Chace’a wyjeżdża jutro na obóz i tego, że ta dwójka będzie później rozdzielona
przez collage. Dzisiejsza noc jest jedną z ostatnich naszej trójki jaką będziemy mogli
spędzić razem. Również mnie to zasmuca. Ale bardzo staram się o tym nie myśleć.
Dzwoni dzwonek do drzwi.
- Otworze.
Odwracam się i idę do drzwi. Dobre dwadzieścia osób stoi na ganku. Jestem
szczęśliwa i dumna z najlepszych przyjaciół, którzy pojawili się, by świętować… i pić. Nie
zebraliśmy się tutaj tylko na urodziny Chace’a. Ale także po to, aby cieszyć się i życzyć mu
przyszłych sukcesów. Daleko zajdzie. Po prostu to wiem. Zawsze wiedziałam.
- Wiecie co robić.
60
Trzymam drzwi otwarte i wszyscy wchodzą po cichu do domku.
- Idzie- piszczy Finley- Ukryjcie się.
Obserwuję, jak wszyscy chowają się za meblami, sama znajduję sobie miejsce
daleko z tyłu. Nie chcę być z przodu, ani w centrum. To robota Finley- zakochanej
dziewczyny. Zerkam zza ściany, patrząc jak Chace przedziera się przez tylne drzwi. Ma
mokre włosy i odstają mu w każdym możliwym kierunku. Jest bez koszulki, a po klatce
wciąż spływają kropelki wody. Przełykam ślinę na ten widok.
- NIESPODZIANKA!- wykrzykuje Finley, wyskakując mu naprzeciw. Podążamy
za jej przykładem.
- Do cholery jesteś najlepsza.
Chace owija wokół niej ramiona, przyciągając ją do klatki. Na początku próbuję z
nim walczyć do czasu, aż jest tak samo mokra wtedy się poddaje. Nie wiem nawet, dlaczego
próbuje. Jestem pewna, że jego nie da się pokonać.
Wszyscy natychmiast zaczynamy śpiewać ,, Sto lat” i patrzymy, jak szczęśliwa
para stoi koło siebie obserwując nas. Finley odchodzi od niego, by zapalić dwie świeczki na
babeczce. Babeczki są całe białe, ustawione w kole, a pośrodku narysowana jest czerwona
kreska sprawiając, że patrząc się na całość wygląda jak wielka piłka baseballowa. Zapala
jedną, potem jeszcze dziewięć świeczek, ostrożnie podnosi je i idzie do miejsca, gdzie stoi
Chace.
- Pomyśl życzenie, solenizancie- mówi.
Oczekuję od niego, że powie coś słodkiego i nieco romantycznego, jak na
przykład- Wszystkie moje życzenia spełniły się, kiedy poznałem ciebie. Tak naprawdę to
boję się, że powie coś w tym stylu, ale zaskakują mnie nie robiąc tego. Zamiast tego
pochyla głowę, zamyka oczy i zdmuchuje świeczki. Wzdycham z ulgi i odwracam się w
kierunku radia. Potrzebujemy jakiejś muzyki. Jakiejś naprawdę głośnej. Słyszę wrzask
Finley i odwracam się, aby zobaczyć o co całe zamieszanie.
Chace rozsmarował polewę na jej twarzy i teraz ją scałowuje. Jestem całkowicie
pewna, że gdybym to była ja, wrzask nie byłby dźwiękiem jaki bym wydała. Kurwa, muszę
wziąć się w garść. Podłączam swojego iPoda i przeglądam playlisty. Piosenka ,, My sweet
summer” Dirty Hands wydobywa się z głośników, wyrzucam ręce w górę i zaczynam
tańczyć w swoim małym świecie.
61
- Przyjechał Keg! -krzyczy Greg, kierując się do tylnych drzwi razem z połową
imprezowiczów podążających za nim. Ta, zdecydowanie nie są tu dla tortu.
Idę do kuchni wyciągnąć mój ukryty zapas Parrot Bay
. Nie mam ochoty na
piwo i zdecydowanie nie będę mieszać ich obu tak, jak zrobiłam to na ostatniej imprezie.
Nie nauczyłam się swoich limitów, ale dostałam lekcje. A według mnie to wystarczająco.
Otwieram zamrażarkę, biorąc butelkę, a następnie lodówkę, by wziąć sok
pomarańczowy.
- Chodź do mamusi- mówię popychając drzwi, aby się zamknęły.
Odwracają się wpadając prosto na teraz już suchą, ale wciąż bardzo twardą klatkę
Chace’a.
- Woah, przepraszam.
- Nie przepraszaj, Q. Powiedziałaś chodź do mamusi to przyszedłem.
Ma głupi uśmieszek na ustach. Jest szczęśliwy, więc i ja jestem szczęśliwa.
Następnie daje mi największy możliwy niedźwiedzi uścisk. Też chce go uścisnąć, gdy
podnosi mnie z ziemi, ale mam pełne ręce. Przyciskam ramiona do boków, aby nie dotykać
gołej skóry Chace zimnymi napojami, które trzymam w rękach. Powoli mnie opuszcza, ale
nie zabiera rąk.
- Dzięki.
- Za co?- wzruszam ramionami udając niewiedze.
- Naprawdę muszę tłumaczyć?
Mrugam niewinnie oczami w odpowiedzi. Wzdycha i się śmieje.
- Cholera współczuję frajerowi, który musi patrzeć na te cudowne oczy. Nie
będzie miał żadnych szans.
Zaczynam się uśmiechać, ale przypominam sobie, jak powinnam wyglądać i
wracam do poprzedniej miny.
12 Likier kokosowy na bazie Captain Morgan- rumu
62
- Dziękuje za to wszystko. Wiem, że miałaś w tym swój udział. To wiele dla mnie
znaczy.
- Od tego są najlepsi przyjaciele, prawda?
Wzruszam ramionami z uśmiechem. Przez moment wydaje się być zaskoczony,
ale po chwili wygląda już normalnie.
- Ta.- odchrząkuje- Właśnie.
Chce mu powiedzieć jak bardzo jestem rozczarowana tym, że nie będzie go tutaj
w jego prawdziwe urodziny. To będzie pierwszy raz odkąd jesteśmy przyjaciółmi, jak nie
spędzimy tego dnia razem. Chce mu powiedzieć, że cały dzisiejszy dzień to mój pomysł, ale
nie mam w zwyczaju kraść innym chwały. Tyle jest rzeczy, które chciałabym mu
powiedzieć, ale nie mogę. Straciłam swoją szansę w dniu w którym Finley pojawiła się w
mieście.
Zamierzam być pfijana całkiem szybko. Jestem więcej niż gotowa stracić
kontrolę i nie myśleć. Ostatnimi czasy nienawidzę całego tego myślenie i przysięgam
wyłączyć mózg do momentu jak zacznie się collage i myślenie ponownie stanie się
niezbędne. Z każdym drinkiem dodaję sobie więcej likieru. Na początku była to świadoma
decyzja, ale teraz jest to bardziej mglisty wymiar mojego końca.
Przez noc tańczę na kilku stolikach. Cieszę się z uwagi chłopaków krzyczących
do mnie i błagających, abym się rozebrała. Nigdy tego nie zrobię, ale myśl o nich chcących,
bym to zrobiła jest zabawna. Tak samo całuje się z kilkoma facetami cholera wie czemu.
Wszystko co robię jest, by udowodnić sobie samej, że mogę to mieć jeśli chce. Ale czego
bym nie zrobiła nie mogę o nim zapomnieć. Ani pragnąć jego.
Przez drzwi wchodzi kołysząc się Finley. Jest pijana jak bela.
- Quinn!- wykrzykuje- Gdzie jest moja Quinny Puchatek
Zaczyna się śmiać i czka.
- Quinny Puchatek. Łapiecie?
Znowu czka.
- Och, popatrzcie na to. Myślę ze ktoś tu nie zna swoich limitów- uśmiecham się
złośliwie.
13 W oryginale było,, Quinny the pooh” , takie nawiązanie do Kubusia Puchatka
63
Kładzie dłoń na biodrze.
- Co masz na myśli? Czuje się świetnie.
Przez dwie sekundy ma swoją zwykłą minę, zanim pochyla się i znowu wybucha
śmiechem. Chace stoi za nią i potrząsa głową.
- Będę za tobą tęsknić- mówi, zarzucając na mnie ramiona.
Potem pociąga nosem i odsuwa głowę.
- Ale nie będę tęsknić za twoim zapachem.
Pochyla się, znowu wąchając.
- Śmierdzisz.
- Dzięki, wdychadło.
Żartobliwie ją odpycham.
- Też śmierdzisz.
Przysuwa nos pod pachę i obwąchuje.
- Śmierdzę. Śmierdzimy jak woda z ryb.
Odwraca się i piorunuje wzrokiem Chace’a.
- Dlaczego nie powiedziałeś nam, że śmierdzimy?
Podnosi ręce w obronie.
- A kto mówił, że myślę o dziewczynach pachnących rybą jako śmierdzących?
Fin przekrzywia na bok głowę i wydaje dziwnych odgłos gdakania.
- Dobrze rozegrane panie Donahue. Dobrze rozegrane.
Potem odwraca się do mnie, złącza nasze ręce i ciągnie za sobą.
- No chodź. Weźmiemy prysznic.
64
Odwracam głowę patrząc przez ramię i przyłapuję Chace’a, jak obserwuje nas z
wybałuszonymi oczami i otwartą buzią. Mogę tylko sobie wyobrazić, co się dzieje u niego
w głowie. Podążam za Finley po schodach, gdy kierujemy się do jej pokoju- wielkiego
pomieszczenia, które wydaje się większe, niż cały mój dom. Idziemy do łazienki, włącza
wodę, zanim zaczynamy się rozbierać. Widziałyśmy już siebie nawzajem nago, więc to nic
wielkiego. Ale żadna z nas nie widziała drugiej gołej z bliska. Nagle przypomniałam sobie,
że wciąż jesteśmy ubrane w stroje kąpielowe. Nie będzie żadnej golizny. Łazienka zaczyna
napełniać się parą, więc wchodzimy razem pod gorący, kuszący prysznic.
Powinno to choć trochę uśmierzyć upicie alkoholowe, jakie czujemy. Finley
rzuca we mnie mydłem, które odbija się od mojego brzucha. Chichota, kiedy dziękuje jej i
używam go do umycia ciała.
- Ahem.
Przestajemy się ruszać, gdy dźwięk głosu Chace’a rozbrzmiewa w łazience.
Zerkamy zza zasłonki po obu stronach prysznica, ukazując jedynie nasze głowy.
- Zasadniczo to wszyscy już wyszli- mówi, patrząc na nas tam i z powrotem. Jest
pijany i napalony.
Kurwa.
Obserwuję, jak się poprawia, a moje oczy zastygły na tym, co jest pod
spodenkami. Przegryzam wargę, kieruję spojrzenie ku górze i widzę, że patrzy na mnie.
Lekko uśmiecha się złośliwie, bo przyłapał mnie na obczajaniu jego sprzętu.
- Dlaczego do nas nie dołączysz?-sugeruje Finley.
Mam pustkę w głowie. To nie jest dobry pomysł. Jeden facet z dwiema
dziewczynami pod prysznicem. Dwiema praktycznie gołymi, pijanymi dziewczynami. Mam
mętlik w głowie. Chce, żeby do nas dołączył, ale nie chce. Finley nie powinna chcieć. Co
ona sobie myśli?
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł, Fin?- udaje mi się wypiszczeć.
- Oczywiście, że tak.
- Wchodzę jeśli wy też- mówi Chace z uśmiechem przyklejonym na twarzy.
Uśmiechem mówiącym, że wszystkie jego fantazje mają się spełnić. To może być
przypadek, którego mogę nie mieć pojęcia, jak rozegrać. Chowamy z powrotem głowy za
65
zasłonkę, Finley podchodzi do mnie i lekko obejmuje. Sposób w jaki stoimy przypomina mi
jedną z wielu póz, jakie przybierałyśmy podczas pozowania do zdjęć.
- Czekamy na ciebie- mówi uwodzicielskim głosem, jakiego nigdy wcześniej nie
słyszałam. Pewnie mówi tak tylko w sypialni.
Zasłonka odsuwa się i do środka wchodzi Chace- całkowicie goły i pijany. Nie
dam rady nic powiedzieć, gdybym spróbowała tylko bym się jąkała. Jestem zszokowana i
podniecona tym widokiem. Zawsze wyobrażałam sobie jakby to było, gdyby stał przede
mną nagi, ale nigdy nie mogłabym przygotować się na rzeczywistość. Jak tylko uświadamia
sobie, że nie jesteśmy nagie to nie próbuje zakryć się ze wstydu- zamiast tego robi krok pod
wodę i odchyla głowę, pozwalając wodzie swobodnie spływać mu po mięśniach. Może
jestem pijana bardziej, niż myślałam i tylko sobie to wszystko wyobrażam. Może wszyscy
jesteśmy zbyt pijani.
Finley zaczyna głaskać mnie po bokach.
- Podoba ci się to co widzisz, Quinn?- szepcze w mój kark.
Chce zdjąć oczy z Chace’a i popatrzeć na nią, może nawet skłamać i powiedzieć
nie, ale nie potrafię się poruszyć. Podoba mi się to co widzę i nie mam z tego powodu
wyrzutów sumienia. Chace patrzy na nas i obserwuje, jak ręce jego dziewczyny delikatnie
przemierzają moje ciało. Pewnego razu Fin powiedziała mi, że byłoby to gorące uprawiać
seks z dziewczyną po prostu nigdy nie pomyślałabym, że to ja mogę być tą dziewczyną albo
że będzie chciała się podzielić Chacem. Ale dochodzę do wniosku, że pijana Finley równa
się zboczona Finley.
Bierze moją głowę w dłonie i przyciąga do swojej.
- To nasza ostatnia noc razem. Sprawmy, żeby była niezapomniana.
Potem kładzie swoje usta na moich. Jest to dziwne i inne, ale nie odpycham jej.
Mam otwarte oczy i patrzę na Chace’a. Wpatruje się w nas i wydaje się oddychać z trudem.
Patrzę w dół i jęczę, gdy widzę jak się dotyka. Wiedza, że to go pociąga sprawia, że mam
ochotę rozebrać Fin i całować nie tylko jej usta.
Ale nie robię tego. W rzeczywistości jest jedynym, którego chce dotykać.
Odrywa się z uwodzicielskim uśmiechem. Podchodzi do Chace’a, wszystkie
nerwy w moim ciele napinają się. Kładzie rękę na jego ramieniu i śledzi trasę w dół, stojąc
za nim. Zaglądając zza niego, jedzie dłonią niżej i chwyta za kutasa w miejscu, gdzie
wcześniej trzymał rękę.
Zazdrość uderza we mnie pełną parą. Może go dotykać jak i kiedy chce,
natychmiast wypełnia mnie chciwość. Widząc, co rozgrywa się przede mną potęguje
66
wszystkie moje emocje. Chce wyskoczyć spod prysznica i uciec na wzgórza, nigdy nie
musząc znowu patrzeć im w twarz. Ale z jakiegoś powodu nie potrafię się poruszyć. Coś
wewnątrz przykleja mnie do tego miejsca, chętną i ciekawą, co się stanie- gdzie to wszystko
zmierza.
Głowa Chace’a opada do tyłu i Finley zaczyna droczyć się ze mną- Wiem, że chcesz
go dotknąć, Quinn. Widzę to na twojej twarzy.
Składa pocałunek na jego bicepsie i zaczyna szybciej poruszać ręką. Zwracam uwagę
na jego twarz zahipnotyzowana tym, jak seksownie wygląda w tym momencie.
- Zrób to- popędza Finley.
Szarpię głową w jej stronę wstrząśnięta i zmieszana. Mówi, żebym dotknęła jej
chłopaka.
- Już przekroczyliśmy granice, Quinn. Nie ma powrotu.
Chace podnosi głowę i spogląda na mnie. Nie zniechęca mnie. Sposób w jaki
patrzy na mnie sprawia, że czuję jakby tego właśnie chciał- że może pragnie mnie tak samo,
jak ja jego.
Zachowujemy z Chacem milczenie, pozwalając Finley podsycać i przekonywać
nas do tego. Nie jestem pewna, czy wydarzyłoby się to gdybyśmy byli trzeźwi. Nie, wiem
że nigdy, by się tak nie stało. Finley trzyma nas razem, kiedy jesteśmy trzeźwi. Już wiem,
dlaczego powstrzymuje się przed piciem dużo, jeśli w ogóle to robi. Najwyraźniej dzisiaj
nie skupiła się na swoich limitach. Ale w tym momencie nie obchodzi mnie to.
Powoli przysuwam się do nich. Z każdym krokiem wiem, że weźmiemy nasze
trio na poziom w którym nigdy nie było i to może nas zniszczyć. Powinnam przestać, ale
nie dam rady. Całe te uczucia ,,co jeśli” zalewają mnie. Wraz z uczuciem podniecenia. Co
jeśli to zrobimy i Chace zda sobie sprawę z tego, że coś do mnie czuje? Że troszczy się o
mnie bardziej, niż najlepszą przyjaciółkę? Jest to samolubne i och, takie złe, wiem o tym.
Ale potem powiem sobie, że to nigdy nie był mój pomysł. Więc nie powinnam mieć
poczucia winy.
Lepsze to, niż nigdy nie spróbować.
Zatrzymuję się, gdy jestem dokładnie przed nim zostawiając między nami
zaledwie kilka cali odstępu. Całowanie facetów nigdy nie było dla mnie problem.
Nazywana byłam królową całowania oraz innymi imionami. Ale z jakiegoś powodu nie
mogę zmusić się do tego, by stanąć na palcach i przycisnąć usta do jego. Nie chce, żeby
było to takie, jak z innymi facetami- nic nieznaczące. I nie chcę, by myślał, że jest dla mnie
taki, jak wszyscy inni.
67
Finley powolutku przechodzi do wyjścia i mówi coś w stylu- Będę czekać na was
w łóżku. Myślę, że jest naprawdę głupia zastawiając nas tutaj samych. Nie dajesz
złodziejowi kluczyków od auta mówiąc, aby ci go oddał za parę godzin.
Skupiam się na jego klatce, obserwując jak spływa z niej woda. Bez zawahania
kładę rękę na miejscu, gdzie skupiłam wzrok i czuję, jak przechodzą go ciarki. Jego klatka
podnosi się oraz opada, pozwalam dłonią poruszać się w górę i w dół niepewna, co
właściwie robię, ale więcej, niż ciesząc się bliskością.
- Chace- szepcze potrząsając głową.
Tak nie można. Za bardzo martwię się o naszą przyjaźń.
-N-nie- wyjękuje, biorąc w swoje silne dłonie moją twarz.
Przyciąga mnie do góry i obserwuję z bliska oczami pełnymi pożądania. Wsuwa
dłonie w mokre włosy i miażdży moje usta w pocałunki. Jego usta są miękkie i zaborcze.
Nie jest niechlujny, ani nie daje mi pijanych pocałunków do których przywykłam na
imprezach. Bardzo się kontroluje przez co myślę, że to nie tylko pijane zaćmienie, którego
pożałuje rano. Może jest całkowicie świadomy tego, co robi… tak samo jak ja.
Przesuwam dłonie na boki, jeżdżąc nimi w górę i w dół, zanim łapią go za biodra.
Instynktownie przyciągam go do siebie. Czuję jego twardość na brzuchu i niekontrolowanie
jęczę w jego usta. Wciąż jest twardy. Taki twardy. A właśnie teraz jest twardy dla mnie. Ta
bliskość, która wydaje się tak dziwaczna jak znajoma tylko dodaje oliwy do ognia. Mój
umysł i serce całkowicie zamykają się w sobie, pozwalając ciału iść na całość.
Jego usta nie opuszczają moich, gdy chwyta mnie za pośladki. Ściska je mocniej,
przyciągając mnie do niego. Zawijam ręce na jego szyi i skaczę, zaciskając nogi wokół
pasa. Nie jestem w tym specjalistką, ale jestem gotowa na wszystko, co mi zaoferuje.
- Co ty na to, abyśmy przenieśli to do łóżka- szepcze Chace w moją skórę.
Złe przeczucia uderzają we mnie, że odstawił na bok swoją dziewczynę, ale jak
tylko jego usta wracają na moje ciało odzyskuje kontrolę, wykopując mój głupi umysł i
serce na krawędź świadomości. Mocno trzyma mnie odsuwając zasłonkę oraz ostrożnie
wychodzi ze mną owiniętą wokół niego.
Próbuję go puścić i ześliznąć się z jego ciała. Wiem, że to był pomysł Fin, ale wejście
owiniętą wokół jej chłopaka może nie być czymś na, co jest przygotowana.
- Gdzie uciekasz?- Chace zaciska dłonie.
68
Jego chwyt jest taki zaborczy, nawet nie troszczę się o siniaki, które może
pozostawić na mojej wrażliwej skórze. Świadomość, że mnie nie zostawi blokuje moje
rozeznanie, co jest dobre, a co jest złe, mimo to odsuwam wszelkie wątpliwości na bok.
- Ale Fin…
Dyszę w jego skórę, nie chcąc patrzeć mu w twarz.
- Jej pomysł. Pamiętasz?
Wychodzimy z łazienki i natychmiast uderza we mnie chłód sprawiając, że mam
gęsią skórkę. Chace nie ściąga ze mnie wzroku, gdy idziemy do łóżka. Pokój jest lekko
oświetlony przez lampkę nocną. Nie rzuca mnie na łóżko. Za to powoli opuszcza nas w dół,
a on leży nade mną. Jego usta natychmiast odnajdują moje. Pozwalam rozsunąć się nogom i
od razu jest między nimi. Tym razem jęczymy w tym samym momencie. Niewielki kawałek
stroju kąpielowego niezbyt łagodzi ocieranie się jego ciało o mnie.
Robi czary-mary z paskami od góry bikini, rozwiązując je z łatwością. Odrzuca
stanik na bok i zaczyna całować moje czułe ciało. Nic nie dam rady zrobić, ale unoszę
biodra, gdy zjeżdża w dół biorąc każdy sutek do ust i ssąc je, zanim rusza dalej w dół.
Chace podnosi się na kolana i podnosi mój tyłek, dając mu dostęp do moich dolnych części
ciała. Jesteśmy tak skupieni na sobie, że nie poświęcamy uwagi naszemu otoczeniu.
Nagle Fin chrapie i sprowadza nas z powrotem na ziemie. Powód dla którego
jesteśmy w tej kompromitującej pozycji właśnie uleciał. Jestem tak blisko posiadanie tego,
czego zawsze chciałam, a teraz prawdopodobnie wszystko przepadło. Ale Chace nie
przestaje ściągać ze mnie majtek, jak tego oczekiwałam. Siada między moimi nogami i
czuję jego błagającą twardość.
- Nie chce przestawać.
Bierze moją twarz w dłonie i całuje z pasją.
- Ale jeśli chcesz, żebym przestał to tak zrobię.
Potrząsam głową.
- Nie. Chce tego.
- Dobrze.
69
Czuję, jak uśmiecha się w moje usta. Puszcza moją twarz i łapię za ręce,
złączając nasze palce nad głową. Obserwuje mnie uważnie, gdy zaczyna ruszać biodrami,
powoli robiąc sobie drogę do środka. Na szczęście bardzo powoli.
- Jesteś taka ciasna- jęczy kontynuując cal po calu wchodzenie we mnie.
Chce mu powiedzieć dlaczego, ale nie chce, aby przestał. Chce, by ciągle mnie
całował, aby nie czuć niewielkiego bólu, jaki zaczynam czuć, ale jest zbyt skupiony na tu i
teraz, na uczuciach.
Przygryzam wargę i zamykam oczy, kiedy w końcu wchodzi we mnie całkowicie.
Jest cichy, czuję jego wpatrzone oczy.
- Popatrz na mnie, Q- szepcze.
Odwracam głowę ze wstydu.
- Popatrz na mnie- błaga i puszcza moje dłonie, używając wolnej, aby odwrócić
moją twarz w jego stronę. W końcu otwieram oczy i patrze na niego w górę.
- Jestem twoim pierwszym?
Jego ton jego mieszanką szoku i dumy.
Tylko kiwam głową.
- W takim razie będę delikatny- mówi, pochyla się i powoli całuje.
70
9
Chace
Co. Do. Chuja.
Jęczę i przewracam się.
Dosłownie, co do chuja zrobiłem?
Przerażony tym, co mogę zobaczyć niepewnie otwieram jedno oko. Zerkam na
poduszkę obok mnie. Finley rozwalona jest na plecach dokładnie w takiej samej pozycji w
jakiej zostawiliśmy ją ostatniej nocy. Czuję się trochę słabo, gdy otwieram drugie oko i
używam ramion, by podnieść się na materacu. Patrzę na podłogę, ale jedyne co widzę to
porozrzucane niezdarnie ubrania.
Pokój zaczyna wirować, więc przyciągam do siebie ramiona sprawiając, że ponownie
padam na klatkę. Łóżko się trzęsie i Finley porusza się obok mnie. Och kurwa! Przewraca
mi się w brzuchu, ale nie jestem pewny, czy to z powodu wielkiego kaca, czy winy. Finley
wzdycha i przewraca się nie w moją stronę. Patrz na jej gołe plecy marząc o tym, abym
używał wczoraj mózgu. Ale może w tym jest problem. Używałem go.
Martwiąc się o Quinn i jej stan psychiczny decyduję, że nadszedł czas, bym wstał.
Muszę wszystko naprostować. Ostatnia noc była szalona i musi zostać naprawiona, zanim
wszystko zniszczy. Powoli odsuwam się od Finley i wstaje z łóżka. Uważam, by zbytnio się
hałasować, żeby jej nie obudzić. Najpierw muszę znaleźć Quinn. Musimy to wszystko
obgadać.
Wstawanie okazuję się trudniejsze, niż przewidywałem i trochę się chwieję. Przez co
uświadamiam sobie, że wciąż jestem lekko pijany. Chichocze. Zatykam ręką usta. Nie ma w
tym nic śmiesznego. Kompletnie nic. Patrzę przez ramię sprawdzając, czy Finley nadal śpi.
Oddycham z ulgą widząc, że wciąż jest nieświadoma chaosu panującego wokół niej. Tak
samo jak wczoraj.
Po cichu idę małymi kroczkami do drzwi i modlę się, by ostatnio były naoliwiane, gdy
je otwieram. Nie wydają żadnego dźwięku, wychodzę na niesamowicie cichy przedpokój i
zamykam drzwi za sobą. Rozglądam się mając nadzieję na jakąś wskazówkę, gdzie może
być Quinn, ale zamiast tego uderzają we mnie wspomnienia z wczorajszej nocy.
- Popatrz na mnie, Q- szepcze.
Odwraca głowę w drugą stronę.
71
- Popatrz na mnie- błagam i puszczam jej dłonie, używając wolnej, aby odwrócić
jej twarz do mnie. Otwiera oczy i patrzy w górę.
- Jestem twoim pierwszym?- pytam zszokowany.
Nic nie mówi, tylko kiwa głową.
- W takim razie będę delikatny- obiecuję, zanim pochylam się i ją całuje.
Potrząsam głową, aby ją oczyścić. Rozdziewiczyłem swoją najlepszą przyjaciółkę. A
nawet gorzej, zabrałem dziewictwo najlepszej przyjaciółce mojej dziewczyny. Co za bagno.
Zostałem oficjalnie Gregiem. Przejeżdżając dłonią po karku, podążam wzdłuż korytarza
zaglądając po drodze do pustych pokoi. Nic. Żadnego znaku po Quinn.
Może zadzwoniła po rodziców i pojechała do domu. Była do tego zdolna. Kiedy coś
się spieprzy, Quinn woli uciec. Wyciągam telefon gotowy, by zadzwonić do jej znikającego
tyłka, kiedy słyszę jakieś odgłosy z kuchni. Jest szansa na to, że to nie jest szop pracz albo
raczej mam taką nadzieję, więc idę tak szybko, jak niosą mnie stopy. Nie wiem, ile mamy
czasu zanim obudzi się Finley, a muszę się upewnić, czy z Quinn wszystko okej. Że nie jest
na mnie wkurzona. Bo ja jestem. Wkurzony na siebie jak cholera.
Stojąc w drzwiach, patrzę jak bierze i napełnia miskę płatkami na wyspie kuchennej.
Odchrząkuję próbując zwrócić jej uwagę. Podnosi wzrok i czerwieni się na mój widok.
Kurwa. Zachowuj się normalnie.
- Dzień dobry, Q- mówię nonszalancko podchodząc po zimnej kuchennej podłodze do
szafek. Stoję do niej plecami, ale słyszę płatki uderzające w miseczkę, gdy dalej ją napełnia.
Otwieram szafkę i wyciągam miskę, zanim odwracam się, aby przygotować sobie śniadanie.
Quinn podnosi miseczkę i siada przy stole kuchennym umieszczonym koło okna z którego
widać jezioro. Jak tylko napełniam swoją to dołączam do niej.
Czas wydaje się ciągnąć w nieskończoność, a ona nic nie mówi. Nie mam smaku,
więc nie jem tylko dziobie łyżką w płatkach.
Biorę głęboki wdech i zaczynam.
- Q, posłuchaj, jeśli chodzi o wczoraj…
- Nie musisz nic mówić- ucina nie podnosząc wzroku znad miski.
- Muszę. Musimy o tym porozmawiać.
72
- Właściwie to nie. Nie bardzo.
Mówi oschle i na temat. Jest wkurzona.
- Posłuchaj, co się stało to się nie odstanie. Nie przepraszam. Ale Finley nie może się
dowiedzieć.
- Wiem o tym, Chace.
Sięgam przez stolik i biorę ją za rękę, natychmiast podnosi spojrzenie w górę i
spotyka się z moim.
- Nie mogę cię stracić.
Uśmiecha się, ale nie swoim zwykłym uśmiechem. Ten jest sztuczny i wymuszony.
- Nie będzie tak.
- Jak?
Zabieram rękę, jakbym został przyłapany na kradnięciu ciastek ze słoika z nimi i
patrzę przez ramię na Finley wchodzącą do kuchni.
- Właśnie mówiłam Chace’owi, że nie jest taki zabawny- rzuca na mnie okiem i mówi
dalej- Powinien zostawić żartowanie mnie.
Finley śmieje się i staje za mną, owijając ramiona wokół mojej szyi.
- Ta, Quinn jest o wiele śmieszniejsza od ciebie. Przepraszam, kochanie.
Pochyla się, aby pocałować mnie w ucho, widzę jak Quinn wzdryga się i wygląda
przez okno.
Nie mija chwila, a szybko wstaje odpychając krzesło tak, że piszczy o podłogę.
- Muszę iść.
Fin siada obok mnie na krześle.
- Iść? Gdzie?- pyta, lekko zdenerwowana.
Mieliśmy zamiar spędzić ranek razem, zanim pojadę do domu się pakować. Tak się
kończą nasze wspólne wakacje.
73
- Ta, mam sprawę rodzinną. Mogę pożyczyć twój samochód, Fin?
Cholera. Quinn nigdy nie ma spraw rodzinnych do załatwienia.
- Ta pewnie.
Finley przekopuje torebkę i rzuca klucze Quinn, która łapie je w powietrzu.
- Zobaczymy się później?
Nic więcej nie dodaje, bo wie co będzie później. Wyjeżdżam.
Wzrusza ramionami i zaciska usta.
- Ta- wzdycha- Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby to załatwić zanim wyjedziesz.
Nikt nic więcej nie powiedział, a ja patrzę nie dowierzając, gdy odchodzi, jakby nic
się nie zmieniło. Jakby wczorajsza noc nie miała miejsca. Przez chwilę jestem zazdrosny o
to jak cholera. Ponieważ Quinn dokonała czegoś, czego sam bym chciał. Chciałbym być tak
samo niewzruszony.
Finley zawija ręce na mojej szyi i siada mi na kolanach. Opiera się o moją klatkę i
całuje w policzek.
- Mam dziury w pamięci.
Wypuszczam powietrze, które wstrzymywałem.
- Myślę, że wszyscy trochę za dużo wypiliśmy.
- Chace…- zaczyna Finley.
Serce zaczyna bić mi szybciej. Ona wie.
- Proszę powiedz mi, że nie skończyliśmy razem pod prysznicem.
Kładę ręce na jej nadgarstkach i odciągam od szyi. Muszę jej coś powiedzieć.
Poprawiając się na krześle, złączam nasze palce razem i patrzę jej w oczy.
- Chcesz poznać prawdę?
Kiwa głową.
- Ta, skończyliśmy we trójkę pod prysznicem.
74
- Ugh- jęczy, czerwieniąc się ze wstydu.
Postanowiłem, że to wszystko co powinna wiedzieć.
- Ale to wszystko. Zaliczyłaś zgona i wszyscy poszliśmy do łóżka.
Finley nie musi wiedzieć, że zachęciła mnie do uprawiania seksu z naszą najlepszą
przyjaciółką. Nie musi wiedzieć, że zrobiła coś przez co już nic nigdy nie będzie takie same.
Nie musi wiedzieć, że wszystko zmieniła.
Już nigdy nie będziemy trójką przyjaciół. Nie damy rady. To niemożliwe.
***
Wchodzę przez drzwi i upuszczam torbę na ziemie.
- Mamo!
- W twojej sypialni!- jej głos dochodzi z tyłu domu.
Oczywiście, że tam jest. Jest zajęta opiekowaniem się mną i pakowaniem podczas,
gdy ja robię Bóg wie jaki bałagan w swoim życiu. Idę korytarzem, a następnie zatrzymuję
się i opieram o futrynę drzwi. Patrzę jak zapina zamek w walizce i zauważam obok swoją
torbę baseballową już zapakowaną.
- Pamiętałaś o zapakowaniu Ice Hotu?
Odwraca się do mnie i uśmiecha- Jasne, że tak. Pakuję twoją torbę baseballową odkąd
skończyłeś pięć lat.
Widzę, jak wzbierają się łzy w jej oczach, gdy odwraca się do łóżka i podnosi jakieś
już poskładane ubrania i składa je ponownie. Bez wątpliwości wiedza, że dziś wyjeżdżam
jest dla niej czymś bardzo trudnym do udźwignięcia. Musi być ciężko wiedzieć, że jedyna
osoba jaką bezwarunkowo kochasz zamierza wyjechać i jechać samemu gdzieś daleko. Nie
dziwię się jej; byliśmy tylko we dwoje odkąd pamiętam. Cholera, wiem, że będę za nią
tęsknił.
14 Maść na obrzęki, podobna do naszego Altacetu
75
Robię kilka kroków i owijam ramiona wokół jej szyi. Pochylam się przyciskając
policzek do czubka głowy. Jestem od niej wyższy odkąd skończyłem czternaście lat i jest to
jedna z rzeczy, która najbardziej mi się podoba. Móc ułożyć moją głowę na jej.
- Będę za tobą tęsknić mamo.
Pociąga nosem, zanim odwraca się w moich ramionach i ściska mnie. To ten sam
uścisk przez który przestawały boleć otarte kolana. Ten sam który dała mi kiedy spotkałem
drużynę grającą w All-star i stałem się wyróżniającą się czymś osobą. Na jej uścisku
zależało mi najbardziej i nawet nie wie, jak bardzo potrzebuję go w tym momencie.
Odchyla się i mówi przez łzy:- Jestem z ciebie taka dumna, Chace.
Czuję uścisk w żołądku czując poczucie winy. Gdyby tylko wiedziała o bałaganie jaki
za sobą zostawiam.
Rozplątujemy się z uścisku i wyciera łzy spod oczu.
- No dobrze, już wystarczy tych uczuć na dziś-uśmiecha się- Więc o której godzinie
dziewczyny przyjdą pożegnać się z tobą?
Uciekam wzrokiem, bo boję się, że patrząc na nią domyśli się, co jest grane. To
głupie, ale zżera mnie poczucie winy.
- Finley pojawi się koło pory lunchu.
-A Quinn?
- Quinn powiedziała, że ma do załatwienia sprawy rodzinne.
Chcąc ocenić jej reakcje patrze na mamę kątem oka i widzę, jak podnosi brwi.
- Quinn? Ma sprawy rodzinne? W dniu w którym wyjeżdżasz?
Odwracam od niej wzrok i kładę dłoń na karku. Ściskam mięśnie mając nadzieję, że
zmniejszy to napięcie, które powstało kiedy wstałem rano.
- Ta.
Odnajduję wzrokiem tablicę korkową obok łóżka i przyglądam się zdjęciom
przypiętym na niej. Zazwyczaj przewieszała je tam Finley, zapełniając przestrzeń
fotografiami jej i Quinn oraz naszej trójki. Ale w centrum jest przywieszone jedyne zdjęcie,
które sam tam dałem. To ja z Quinn, gdy mieliśmy tylko dziewięć, czy dziesięć lat. Mama
76
zrobiła je po małej rozgrywce drużynowej i byłem ubrany w strój baseballowy. Staliśmy z
założonymi na sobie ramionami, a Quinn trzymała w górze napis, który zrobiła tego samego
dnia. Miał napisane ,, Mój najlepszy przyjaciel właśnie pokonał twojego”. Nawet wtedy
miała świetne poczucie humoru. Mama wyciąga rękę i pociera moje ramię, a ja patrzę na
nią.
-Przyjedzie tutaj Chace. Nie ma mowy, aby Quinn przegapiła życzenie ci szczęścia
Mam nadzieję, że ma rację. Muszę się z nią zobaczyć. Muszę zobaczyć, że nic jej nie
jest. Chce wierzyć, że między nami jest okej i że nie zniszczyłem naszej dziesięcioletniej
przyjaźni.
77
78
10
Quinn
Nie dałam rady wyjść z domu wystarczająco szybko. Byłam głupia zostając w pobliżu
po tym, co się wydarzyło. Nie to, że Chace nie spał kiedy wróciłam z powrotem do sypialni
po przemyciu się wczoraj w nocy. Do cholery, zasnął dokładnie obok swojej dziewczyny,
jakby nic się nie wydarzyło. Tylko coś się wydarzyło. Uprawialiśmy seks. Straciłam
dziewictwo. Podarowałam je swojemu najlepszemu przyjacielowi- chłopakowi, którego
kochałam od lat. A teraz zostałam sama. Nie tak miało być. Miałam być tą wciśniętą w jego
ramiona i to na mojej głowie miał się opierać. Wczoraj podjęłam chyba najgorszą decyzję
swojego życia i oto jestem, siedzę w aucie obserwując, jak Finley wchodzi na kolana
Chace’a. Na moje nieszczęście samochód jest zaparkowany dokładnie naprzeciwko
wielkiego okna dając mi najbardziej wkurzający widok, jaki kiedykolwiek widziałam. Mam
ochotę zwymiotować, ale wolę trzymać płatki w swoim brzuchu. To co zrobiłam wczoraj,
może mieć fatalne skutki nie ma potrzeby rujnować także śniadania- zrujnowanie życia
wystarczy.
Gdy wrzucam wsteczny i wycofuję, powstrzymuję się przed płaczem. Nie pozwolę
czemuś tak błahemu mieć wpływ na mój obecny nastrój. Wiem, że to nie jest jakaś
błahostka, ale może jeśli wciąż będę sobie to powtarzać to moje serce posłucha. Są większe
problemy z którymi muszę się uporać oprócz faktu przespania się z najlepszym
przyjacielem i okłamywania przyjaciółki- okłamywania jej przez nas. Przecieram tyłem
dłoni miejsce pod oczami usuwając dowód, jak naprawdę się czuję. To będzie jedyna łza,
jaką uronię.
Gdy tylko docieram do domu dopada mnie strach. Rodzice wiedzą o moich planach
spędzenia dnia z Chacem i Fin dopóki nie wyjedzie po południu. Będą wiedzieli, że coś jest
nie tak, albo że coś się stało. Ale zmierzenie się z nimi jest o wiele łatwiejsze, niż z tym co
stało się rano. Powoli wchodzę po schodach na ganek wzdrygając się na każde skrzypnięcie
schodów. Może, jeśli mam szczęście, wszyscy nadal śpią. Bo jest tylko- spoglądam w dół na
telefon i wstrzymuję oddech gapiąc się zszokowana na godzinę. Już jest cholerna dwunasta.
Jak mogłam tak długo spać? Nie wydaje mi się, abym w ogóle spała. Mogłabym przysiąc,
że była dopiero dziewiąta rano, kiedy ostatni raz patrzyłam.
Nie ma szans, abym przeszła teraz niepostrzeżenie. Wkładam telefon do tylnej
kieszeni i wypuszczam oddech naciskając na klamkę.
- Dlaczego już jesteś w domu?
79
Mój mały wścibski brat pyta z kanapy. Przewracam oczami i idę do schodów. Nie
odpowiadam mu.
- Quinn, czy to ty?
Moja mama wygląda z kuchni. Ma na sobie kolorowy fartuch.
-Uch, ta.
Uśmiecham się kładąc rękę na drewnianej poręczy.
- Nie miałaś dzisiaj pożegnać Chace’a?
- Tak, ale nie czuję się najlepiej.
- Z powodu kaca?- wtrąca Judd.
Mam ochotę odwrócić się i zasztyletować go.
Mama unosi pytająco brew przez co wiem, że muszę dać jej jakąś odpowiedź.
- Nie mam kaca. Zaskakujące, zdaje sobie z tego sprawę.
Pokazuję mu środkowy palec za plecami.
- Quinn- mówi ostro, łapiąc mnie na gorącym uczynku.
- Wydaję mi się, że to przez płatki z mlekiem, które zjadłam rano. Coś siadło mi na
żołądku. Potrzebuję zdrzemnąć się na chwilę albo coś w tym stylu i przejdzie mi- kłamie z
fałszywym uśmiechem na ustach.
- No dobrze, jeśli będziesz czegoś potrzebować…- zaczyna mama
- Weź sobie sama- mamrocze Judd.
Biegnę po schodach i wpadam do pokoju najszybciej jak umiem. Zatrzaskuję drzwi za
sobą, biorę słuchawki ze stolika nocnego i wyciągam telefon z tylnej kieszeni, zanim padam
na łóżko. Chce się wyłączyć. Muzyka mi w tym pomoże. Choć na chwile odpłynąć myślami
i zdrzemnąć się trochę. Może kiedy się obudzę wszystko okaże się tylko złym snem- nawet
jeśli ta zła część nie była taka zła. Nie było to spektakularne w żaden sposób, ale nie
chciałabym nigdy doświadczyć tego z żadnym innym facetem.
80
- Będę delikatny- mówi zaczynając powoli poruszać się we mnie.
Czule całował moje nagie ciało, a kiedy tego nie robił skupiał na mnie spojrzenie,
oceniając to jak się czuję i ukazując swoje uczucia. Nie musiał nic mówić, bo już to
wiedziałam. Ale ciągle powtarzał:- Boże, Q, jesteś cudowna- oddychał w moją skórę, przez
co przechodziły mnie ciarki. Też chciałam mu powiedzieć, że jest cudowny, ale moje ciało
wciąż przyzwyczajało się do nowego odczucia. Robił ze mną rzeczy jakich nigdy nie
doświadczyłam. Cieszyłam się, że był jedynym który we mnie wchodził- jedynym, który
posiadł coś, co specjalnie zachowałam dla niego.
Pozwoliłam myśleć wszystkim, że byłam aktywna seksualnie. Nic nie wskazywało na
to, że jestem dziewicą dopóki już nią nie byłam. Mogłam mu o tym powiedzieć wcześniej,
może nawet przygotować na to. Ale nie chciałam, aby się wycofał. Można w to uwierzyć lub
nie, ale Chace ma największe sumienie ze wszystkich ludzi jakich znam. Nawet pijany
Chace próbowałby powstrzymać się od zdobycia takiej nagrody. Nie mogłam ryzykować.
- Zaraz dojdę- jęczy.
Zacisnęłam mocniej nogi na jego biodrach i wbiłam palce w plecy. Nie chciałam, aby
już się to kończyło. Chciałam, by ten moment trwał wiecznie i zachował się w jego pamięci,
bo ja nigdy o nim nie zapomnę. Chciałam się do niego dopasować, żeby doszedł we mnie.
Chciałam doświadczyć z nim wszystkiego w tym momencie wiedząc, że nigdy nie będę mieć
drugiej takiej okazji.
- Nie wychodź- mówię, ale brzmiało to bardziej jak błaganie.
Nie próbowałam zostać zapłodniona, mieć dziecko i podstępem skłonić go do bycia ze
mną. Jestem na tabletkach odkąd skończyłam piętnaście lat z powodu bolesnych miesiączek.
Chciałam go całego i dawałam mu siebie całą. Po wszystkim nie wyszedł ze mnie i nie
sturlał się na bok, tak jak tego oczekiwałam. Został pomiędzy moimi nogami i patrzył na
mnie uważnie. Było to piękne i przerażające zarazem.
- Jesteś taka piękna- mówi kładąc dłonie po obu stronach mojej twarzy- Jesteś
najwspanialszą dziewczyną jaką znam.
Pochyla się i składa na moich ustach pocałunek.
- Naprawdę mam nadzieję, że wszystkiego nie spierdoliłem- wyszeptał w moje usta,
zanim pocałował mnie po raz ostatni.
81
- Ja też- wyszeptałam, kiedy skończył się pocałunek.
Odsunął się ode mnie i położył na środku łóżka. Bez słowa wyskoczyłam i złapałam
wszystkie swoje ubrania jakie znalazłam.
- Gdzie idziesz?- Chace podniósł się i złapał moją dłoń zaskakując mnie tym.
Widziałam zaniepokojenie w jego oczach.
Trzymałam ubrania przy gołym ciele i rozglądałam się nerwowo.
- Ahh, ja, umm. Muszę iść się przemyć.
- Och, racja.
Patrzy się na mnie współczująco puszczając powoli moją dłoń. Zatęskniłam za jego
dotykiem tak szybko jak tylko zniknął. Po tym jak przemyłam się i jeszcze gapiłam w lustro,
co wydawało się trwać w nieskończoność w końcu wróciłam tam, aby stawić czoła całej
sytuacji. Powinnam się tego spodziewać. Lecz nie wiem dlaczego tego nie zrobiłam. Chace
przytulał Finley z ciasno owiniętymi ramionami wokół jej pasa. Było to coś czego byłam
świadkiem więcej razy, niż dałam radę policzyć. Zwykle nie miałabym nic przeciwko
wejściu z powrotem do łóżka z ich dwójką, ale dziś w nocy nie mogłam tego znieść. Po
prostu nie dałam rady.
Zamiast tego poszłam do salonu i spróbowałam topić smutki z Netflixem. Właśnie tam
zdrzemnęłam się na kilka godzin.
- Quinn- słyszę z oddali.
- Quinn.
Powoli otwieram oczy i wycieram ślinę z ust. Wyciągam słuchawki z uszu
przewracając się na plecy. Musiałam zdrzemnąć się na jakiś czas skoro wszystkie piosenki z
playlisty już się odtworzyły. Podpieram się na łokciach, by popatrzeć na mamę stojącą w
drzwiach.
- O co chodzi mamo?
- Właśnie rozmawiałam z mamą Chace’a. Wyjeżdża za pół godziny.
- Och.
82
Padam z powrotem na plecy.
- Powiedziała, że Chace martwi się, że w ogóle się nie pojawisz.
- Hmm.
Zarzucam ramiona na twarz.
- Czy coś się stało wczoraj w nocy?
- Nie, dlaczego?- szybko odpowiadam i podnoszę się, wyglądając pewnie na jeszcze
bardziej winną.
- Tylko sprawdzam.
Odpycha się od framugi drzwi, wchodzi do pokoju i siadając koło mnie.
- Wiem, że jesteś smutna z powodu tego, że wyjeżdża, ale jeśli nie pójdziesz się z nim
pożegnać będziesz tego żałować. Potrzebuje wsparcia swojej najlepszej przyjaciółki.
- Masz rację- wzdycham.
- Wiem o tym.
Klepię mnie w nogę i wstaje. Łapię za jej wyciągniętą rękę i też wstaje.
- Pospiesz się. Masz chłopca do pożegnania.
Przebieram się w rekordowym tempie; nie chce pokazywać się w jego domu w tym
samym w czym opuściłam domek Finley. Myję zęby i poprawiam włosy. To takie śmieszne,
jak się przygotowuję. Nie próbuję mu zaimponować, aby myślał o tym co traci. Już dostał to
co najlepsze. Nie mam już czym przed nim wymachiwać. Nie to, że wymachuje swoimi
pociechami.
Zastanawiam się czy podjechać autem dla bardziej dramatycznego efektu, ale cholera,
mieszka tylko przecznicę stąd. A na dodatek, nie jestem typem dramatycznej osoby- to
Finley.
Słyszę jego krzyki, gdy tylko moje stopy dotykają krawędzi podjazdu. Pakuję sam
rzeczy do ciężarówki przez co zatrzymuję się. Nie spodziewałam się, że będę musiała
stawić mu czoło całkiem sama. Oczekiwałam, że gdzieś obok będzie Finley i jego mama.
83
Nie chciałam zostać wrzucona w tą całą dziwną sytuacje, ale oto jestem. Zamyka drzwi od
strony kierowcy i opiera się rękami o ciężarówkę. Głęboko nad czymś myśli. Pewnie patrzy
na swoje rzeczy i przegląda w myślach listę upewniając się, czy wszystko zabrał.
- Możesz tego potrzebować- mówię wyciągając jego szczęśliwą rękawice baseballową
z tylnej kieszeni.
Jak tylko mnie zauważa jego twarz rozjaśnia się, a ja czuję się winna, że nie
pokazałam się wcześniej.
Rzucam mu czarny kawałek materiału, a jego ręką pojawia się nie wiadomo skąd
łapiąc ją. Patrzy w dół i śmieję się, zanim wkłada ją do przedniej kieszeni. Podoba mi się to,
że trzyma ją blisko, zamiast wrzucić ją do reszty rzeczy do baseballu.
- Wydaje się, że zawsze wiesz czego potrzebuję.
Zaczyna iść w moim kierunku.
- Ta. Pamiętasz rozgrywkę w której nie mogłeś znaleźć tej głupiej rzeczy? Nie
uderzyłeś w piłkę ani razu przez całą grę. Potrzebujesz tej rękawiczki.
Uśmiecham się nieśmiało.
- Nie mówię o rękawiczce,Q. Mówię o tobie.
Stoi naprzeciwko obserwując mnie przez moment, a następnie skraca dystans i
zamyka w uścisku.
- Cieszę się, że przyszłaś.
84
11
Chace
Przyciskam ją do siebie i przysięgam, że moje przeklęte serce zaczęło szybciej bić.
Ściskam ją mocno rozkoszując się przez jeszcze jedną chwilę byciem blisko niej. Tak to się
kończy. Rzeczy się zmieniają i więcej razy nie będziemy w stanie wiedzieć się, kiedy
najdzie nas na to ochota. Nie wspominając o wielkim czarnym krzyżyku, jaki postawiłem na
naszej przyjaźni ostatniej nocy.
- Oczywiście, że przyszłam, Chacer- mruczy w moją klatkę- Nie przegapiłabym
wesłania cię w świat.
W końcu opuszczam ręce i robię krok w tył chcąc zobaczyć jej twarz w nadziei na
ocenienie, jak się czuje. Ku mojemu rozczarowaniu patrzy w ziemię, skupiając się na
chodniku pod naszymi stopami. Brak kontaktu wzrokowego musi mi wystarczyć. Chce coś
powiedzieć albo zrobić coś, aby wszystko naprawić.
- Ta- mówię cicho- Ale myślałem, że… No wiesz…
Przerywam i ściągam czapkę. Przebiegam palcami przez włosy, zanim z powrotem
wkładam ją na głowę.
- Po prostu myślałem, że jesteś wkurzona- w końcu wyrzucam z siebie.
Patrzy na mnie w górę z niewzruszonym wyrazem, jak wcześniej tego dnia.
- Chace, nie jestem dzieckiem.
- Wiem, ale…
Rozgląda się nerwowo naokoło.
- Ale nic. Upiliśmy się. Uprawialiśmy seks. Przestań robić z tego coś czym nie jest.
Przełykam gulę w gardle. Jak może być niewzruszona tym co się stało? To było coś.
To było coś, co miało znaczenie i mogło zmienić naszą relacje. Powinienem być wdzięczny,
85
że Quinn podchodzi tak niedbale do całej sprawy. To takie nie w stylu dziewczyn, ale taka
już jest. Nie jestem zdziwiony, że dała radę zachowywać się jakby nic się nie stało… ale czy
na pewno tak jest?
- Quinn, musimy o tym porozmawiać.
- Nie.
Quinn patrzy za mnie.
- Nie musimy.
-UGH!
Woła Finley z końca podjazdu.
- Dzisiejszy dzień jest beznadziejny. Wahhh! Chce mi się płakać.
Zaskoczony, odwracam głowę i spoglądam przez ramię widząc Finley wchodzącą po
podjeździe. Wygląda fenomenalnie w krótkiej zwiewnej sukience, która ukazuje jej opalone
nogi. Niepewnie odwracam się do Quinn, która skupiła się całkowicie na Finley. Nawet się
uśmiecha, w takim razie musi mówić prawdę. Ostatnia noc nie miała dla niej znaczenia,
niczego nie spieprzyła, a ja nie mam o co się martwić. Sprawa zamknięta.
Obracam się wkoło, gdy Finley rzuca się w moje ramiona.
- Będę za tobą tak bardzo tęsknić- mówi w moją szyję.
- Będziemy rozmawiać przez FaceTime’a co noc- obiecuję.
- Lepiej, żeby tak właśnie było.
Ściskam ją mocniej, zanim z powrotem opuszczam na ziemie i całuję w policzek.
Odwracam się do Quinn, która tylko stoi niezręcznie obok ciężarówki.
- Możemy rozmawiać w trójkę- mówię bezmyślnie i natychmiast chce to cofnąć.
Quinn czerwieni się na twarzy.
86
- Po prostu czasem wpadnę do Finley na noc i wtedy porozmawiamy.
Spławia mnie?
- Będziesz niesamowity- mówi Finley, gdy bierze moją dłoń i łączy nasze palce- Nie
mogę się doczekać, aż opowiesz mi o Cape i czytania o tobie w gazetach.
Zaciskam usta w cienką linię nie będąc tego taki pewien. Jej wiara we mnie jest
uzasadniona. Od zawsze byłem grubą rybą w niewielkim stawie; rządziłem tutejszą sceną
baseballową przez wiele lat. Ale martwię się trochę, że w CCBL zmienię się w niewielką
rybkę, ale Finley nie wiedziała o tym. Za to Quinn owszem.
- Będziesz wspaniały- mówi Quinn, widząc moje zwątpienie.
Odwracając twarz w jej kierunku uśmiecham się.
- Dziękuje, Q. Mam nadzieję dziewczyny, że dacie radę przyjechać na chwilę zanim
skończą się wakacje. Obiło mi się o uszy, że w Cape są najlepsze plaże.
Finley ciągnie mnie za rękę i staje na palcach, aby dać mi całusa.
- Oczywiście, że przyjedziemy, głupiutki. Zamierzam rozkoszować się każdą minutą
jaką będę mogła z tobą spędzić. Idziesz do UCONN itd., będziemy rozdzieleni na długo w
tym roku.
Marszczy brwi zmartwiona. Boi się, że już mi nie wystarczy. Że nie oprę się urokowi
jakiś dziewczyn z Connecticut i że straci mnie na zawsze. Aby ją uspokoić, owijam ramiona
wokół jej szyi i przyciągam do siebie. Pochylam się składając pocałunek na czole, gdy ona
pociąga nosem.
- Wszystko będzie dobrze- szepczę.
Ale sam do końca nie jestem tego pewien.
Quinn odchrząkuje zanim mówi:- No dobra, czas na mnie. Powodzenia, Chace.
Opuszczam ramiona z szyi Finley i odwracam się w idealnym momencie, by zobaczyć
jak schodzi z podjazdu. Patrzę na Finley szukając jakiejś wskazówki, ale tylko kiwa głową
pokazując, abym ruszył za nią.
87
- Zaraz wracam- obiecuję zanim wbiegam na ulicę.
- Quinn!- krzyczę, mając nadzieję, że się zatrzyma, ale nie robi tego.
Gdy już jestem blisko niej, wyciągam rękę i łapię za ramię zmuszając ją, by się do
mnie odwróciła i stawiła mi czoła.
- Co ty robisz?- warczę.
- Idę do domu.
- Dlaczego?
Wzdycha z irytacją zanim wypluwa jadowite słowa.
- Abyś mógł dogodnie pożegnać się ze swoją dziewczyną bez piątego koła kręcącego
się niezręcznie nieopodal, jak zawsze.
- Nie rób mi tego.
Przewracam oczami. Quinn jest moją przyjaciółką od lat, ale kiedy ukazuję się jej
wewnętrzna suka jest to prawie niemożliwe, aby ją do czegoś przekonać.
Zakłada ramiona na piersi, ma twarz wypraną z uczuć. Mówi o tym jako jej „twarzy
suki”.
- Czego nie robić?
- Nie bądź taką suką. Nie możesz być na mnie zła. To ty powiedziałaś, aby nie robił z
tego wszystkiego czegoś czym nie jest.
Szybko wyrywa ramię z mojego uścisku przez co moja ręką opada.
- TY jesteś tym, który wciąż to wyciąga.
- To ty zachowujesz się jak dziecko. Nie niszcz dzisiejszego dnia, Quinn.
- Nie niszczę niczego. Do zobaczenia, Chace.
88
Odwraca się na pięcie i zostawia mnie samego na ulicy. Patrze, jak się oddala, a jej
ciało kurczy się coraz bardziej. Nic na to nie poradzę, ale czuję się jakby wszystko się
spieprzyło. Quinn może udawać, ale nie jest z nią dobrze. Muszę to naprawić. Patrzę w dół
na zegarek, mając nadzieję, że mam wystarczającą ilość czasu, ale nie mam. Czas, abym
wyjeżdżał. Czas, bym spędził wakacje na graniu w baseball. Muszę skupić się na tej okazji i
to planuję zrobić.
89
90
12
Quinn
Obserwuję z daleka, jak Chace wyjeżdża z podjazdu, by odjechać. Jego hamulce
wydają ten okropny piszczący dźwięk, kiedy bierze mocny zakręt wycofując, a potem
przyspiesza w dół ulicy. Chciałam zostać w pobliżu i prawdziwie się pożegnać, a także
powiedzieć, że nie jestem pewna czy dobrze się czuję i to nie z powodu utraty dziewictwa.
Lecz rozmowa, zwłaszcza o uczuciach doprowadziłaby tylko do całkowitego zniszczenia
naszej przyjaźni. Jeśli zostawię to tak jak jest, czyli mówiąc, że był to tylko seks to między
nami nie powinno być żadnych problemów.
Jeśli kiedykolwiek dam radę znowu popatrzeć mu w twarz bez wracania do nocy,
kiedy był we mnie i kiedy czułam nie tylko sercem, ale każdym nerwem w swoim ciele.
- Quinn- śpiewa Finley przechodząc koło krzaków na krańcu mojego ogródka.
- Och, Qui-inn.
Robi wielkie oczy i uśmiecha się jeszcze bardziej promiennie, kiedy dostrzega mnie
siedzącą na schodkach ganku.
- Wiedziałam, że nie znikniesz zbyt szybko.
- Przecież mieszkam tylko na końcu ulicy.
Pocieram czoło i zastanawiam się, czy to ból głowy spowodowany alkoholem, czy też
przez umysł i uczucia odczuwam takie pulsowanie. W każdym razie jest to beznadziejne i
nie podoba mi się.
- No chodź, Quinn.
Ciągnie mnie za opuszczone ramię.
- Wiesz, że najlepszym lekarstwem na kaca jest zadbanie o siebie. Stawiam mani-pedi.
91
- Skoro płacisz to czemu nie.
Szarpie mnie za ramię przez, co wstaję.
- Nie to, że wykręcasz mi rękę czy coś… tylko ciągniesz- mamrotam.
Idziemy ramię w ramię z powrotem pod dom Chace’a, aby wziąć auto. Momentalnie
uderza we mnie samotność wchodząc na krótki podjazd. Wpatruję się na miejsce, gdzie jego
ciężarówka zawsze jest zaparkowana i zauważam odbarwioną trawę oraz miejsca z
całkowitym jej brakiem, następnie rzucam okiem na drugie piętro domu. Wciąż czekając, aż
wystawi głowę przez okno sypialni i wykrzyczy, że zaraz zejdzie.
- Ahem- odchrząkuje Finley przez co zastanawiam się, czy jej nie udusić. Tylko przez
sekundę lub dwie niewystarczająco, aby coś się jej stało. Jestem nieznośnie cicha. Nawet
siebie zanudzam. Mogę sobie jedynie wyobrazić jak bardzo Finley myśli, że jestem
przygnębiona.
- Taaak?- przeciągam słowo.
- Jako moja przyjaciółka musisz mi coś przysiąc.
Finley patrzy na mnie, przygryza wargę i z powrotem patrzy na ulicę. To nic dobrego.
Pewnie teraz chce usłyszeć moją część historii dopełniającej tą Chace’a. Cholera.
Powinniśmy byli ustalić wspólną wersję zanim wyjechał. Gdybym nie była typową
dziewczyną w tych sprawach, pomyślałabym o tym wcześniej.
- No dobra- mówię niepewnie.
- Proszę nie pozwól mi pić ponownie. Poważnie. Mam na myśli, nigdy!
Widzę jak mocno ściska kierownicę.
- Zrobiłam z siebie kompletną idiotkę przed najlepszą przyjaciółką i chłopakiem. A
Bóg jeden wie przed kim jeszcze.
Słyszę jej zażenowanie po tym, jak mówi. Coś czego nigdy wcześniej nie słyszałam.
- Możesz powtórzyć- pół żartuję próbując skupić na niej uwagę,
92
- Co się właściwie stało? Bo nie pamiętam dokładnie.
Parkuje autem zostawiając je na chodzie, gdy jesteśmy naprzeciwko galerii handlowej.
Ostrożnie składam w całość wszystko, co powinnam jej powiedzieć.
- No więc pocałowałaś mnie.
Robię dzióbek do niej.
- Och, Boże. Przynajmniej powiedz, że było dobrze.
- Nie skarżę się.
Jest to prawda. Była drugą najlepiej całującą osobą tamtej nocy.
- A potem co?
Rozszerza z zaciekawienia oczy.
- Uhh, wyskoczyłaś spod prysznica i szybko odpadłaś więc śmialiśmy się, że jesteś
słaba.
Łapię telefon i patrzę na niego wiedząc, że nie mam żadnych nowych wiadomości lub
powiadomień, ale potrzebuję nieco rozproszenia, aby ukryć swoje kłamstwa. Jęczy i opiera
głowę o zagłówek.
- Typowe. Wasza dwójka jak zawsze łączy się przeciwko mnie.
Uśmiecham się moim pierwszym prawdziwym uśmiechem dzisiaj, bo ma całkowitą
rację.
Czuję się winna. Okropnie winna. Finley to moja najlepsza przyjaciółka, ale jest nim
też Chace. Jest nim od początku. Gdybym musiała wybierać moja lojalność zawsze byłaby
po jego stronie.
Ale nie tylko jego tyłek kryje.
***
93
Finley jest okropną pedantką i czepia się wszystkiego. W szczególności jeśli chodzi o
paznokcie. Ma te swoje wszystkie żądania przez które wiem, że nie jestem jedyną osobą
przewracającą oczami.
- Nie pozwól moim stopom moczyć się zbyt długo. Nie używaj tego balsamu wysusza
moje ręce. Nie przycinaj paznokci mniej niż o cal, ale nie zostawiaj dłuższych niż dwa cale.
I upewnij się, by wszystkie były takie samy.
Przysięgam. Nie ma wątpliwości, że jest bogata i odziedziczyła w genach czepianie
się o wszystko albo że przesiąkła takim sposobem życia. Przy niej jestem tą mniej się
przejmującą o wszystko, a przyszłam tutaj tylko dla foteli masujących.
- Quinn. Qu-iiinnn! Czy ty mnie chociaż słuchasz?
Otwieram oczy i odwracam do niej twarz. Nawet nie wysilam się, aby jej
odpowiedzieć. I tak było to retoryczne pytanie. Wie, że nie słuchałam.
- Jutro. Masz jakieś plany na jutro?- pyta nie patrząc w moją stronę, zaczynam powoli
i przesadnie kiwać głową.
Następnie patrzy na mnie i mówi dalej:- No jasne, że nie masz.
Zamieniam kiwanie w potrząsanie tam i z powrotem utrzymując tempo. Nie poświęca
mi w ogóle uwagi.
- Chcesz trochę po pozować?
Mówi głośniej podekscytowana. Przestaję potrząsać głową i wpatruję się w nią, by
powiedziała moją odpowiedź.
- Oczywiście, że tak.
Klaska, posyłam jej pół prawdziwy pół fałszywy uśmiech.
94
Zgaduję, że mogło być gorzej. Mogła poprosić mnie, abym porozmawiała z nią przez
FaceTime’a z Chacem. W ostateczności i tak to zrobi. To nieuniknione. I muszę odegrać
swoją rolę- rolę najlepszej przyjaciółki u której wszystko jest super ekstra dobrze. Nauczę
się radzić sobie samej z tym, co czuję.
Właśnie dlatego nie powinno się spać z najlepszym męskim przyjacielem, który jest w
związku z twoją najlepszą przyjaciółką. Nie czujesz się już więcej jak piąte koło. Czujesz
się jak UFO.
Przychodzę w pokoju.
95
96
13
Chace
Przykładam puszkę Red Bulla do ust, odchylam ją i pozwalam zimnemu, słodkiemu
napojowi spłynąć mi do gardła. Dopijam resztkę duszkiem, zanim rzucam pustą puszkę na
podłogę w między czasie przejeżdżając koło znaku „Witamy w Chatham”. Ciemność
okrywa miasto przez, co jestem wdzięczny za GPS, który mówi mi gdzie jadę. Przewraca
mi się w żołądku na myśl o mieszkaniu z ludźmi, których nigdy wcześniej nie spotkałem
przez najbliższe dwa i pół miesiąca. Trener zapewnił mnie, że rodziny przyjmujące CCBL
robią to od lat i są przyzwyczajeni do mieszkania z nastoletnimi chłopcami i ich szalejącymi
hormonami.
Przejeżdżam dłonią po twarzy chcąc pozbyć się zmęczenia z oczu. Ostatnia noc mnie
wykończyła. Nie spałem dobrze. Przebłyski wspomnień ze mną i Quinn, wciąż zakłócały
mój sen. Wina przyprawiła mnie o mdłości, kiedy przytuliłem się do Finley, ale z jakiegoś
powodu miałem nadzieję, że jak przyciągnę ją bliżej siebie to wymaże to moją zdradę.
GPS mówi mi, bym skręcił w prawo, więc natychmiast włączam kierunkowskaz i
zjeżdżam w boczną drogę. Będąc w drodze dzień wlókł się niemiłosiernie. Krajobraz
zmieniał się koło mnie, gdy siedziałem z niczym innym, jak tylko ze swoimi myślami. Kilka
razy włączyłem radio, aby zagłuszyć głosy w swojej głowie, ale za wiele to nie pomogło.
Chciałbym powiedzieć, że myślałem o baseballu przez całą drogę, bo o nim powinienem
myśleć, ale byłbym kłamcą, gdybym tak powiedział. Myślałem tylko o Quinn i tym co
spierdoliłem. Właściwie była jedyną rzeczą o której wciąż myślałem. Cały cholerny dzień.
Quinn wzniosła wokół siebie wysokie mury. Tak wysokie, że nie dałem rady ocenić,
jak wysoko się wznoszą. W rzeczywistości nie byłem nawet w stanie wystarczająco zbliżyć
się, aby ich dotknąć. Quinn mnie odpychała i nie winię jej za to. Ma pełne prawo do nie
rozmawiania o tym co się stało, ale potrzebuję jakiejś wskazówki. To co się stało nie
powinno mieć miejsca. Ale Finley też miała w tym swój udział w końcu ściągnęła z nas
nasze ubrania…
A teraz wszystko się spieprzyło.
Uderzam dłonią o kierownicę.
97
To absurdalne, że jedyne o czym myślę to właśnie to i głupie, że próbuję
usprawiedliwić nasze czyny. Finley była pijana, ale nie chciała bym uprawiał seks z Quinn
w szczególności kiedy spała, jak zabita koło nas.
GPS mówi mi, że dojechałem do celu podróży, więc wjeżdżam na podjazd domu z
numerem na skrzynce pocztowej, którego szukałem.
Numer trzy. Jak ironicznie.
Parkując auto wypuszczam głęboki oddech, zanim wyłączam silnik. Spoglądam na
dom. Jest miły, skromny, dwupoziomowy z ogromnymi oknami w których się świeci. Widzę
za nimi ruch, więc muszę się ruszyć skoro mnie oczekują. Nie chce, by dłużej na mnie
czekali. Bolą mnie mięśnie, gdy poruszam się i otwieram drzwi. Dotykam nogami chodnika
w tym samym momencie, kiedy otwierają się drzwi wejściowe. Patrzę w kierunku
wylewającego się zza nich światła i zauważam stojącą na schodach kobietę w średnim
wieku. Uśmiecha się i macha, więc od razu jej odmachuję, potem biorę torbę i przerzucam
ją przez ramię.
- Ty musisz być Chace- mówi, gdy jestem przy schodach.
Patrzę na nią i uśmiecham się.
- Przyznaję się bez bicia, proszę pani.
Wyciągam dłoń, aby potrząsnąć jej, ale ignoruje ją i owija ramiona wokół mojej szyi.
Na moment zamieram, zanim niezręcznie obejmuję wolną rękę jej drobną osobę.
- Nie mów do mnie proszę pani, Chace. Nazywam się Abby.
Wyswabadzamy się z uścisku i zauważam jej uśmiechniętego męża stojącego za nią.
- Przepraszam synu. Abby lubi się przytulać..
Wyciąga dłoń i potrząsa moją w geście powitania.
- Jestem Lee.
- Miło poznać.
98
Uśmiecham się i idę za nimi do środka.
- Bardzo dziękuję za przyjęcie mnie do waszego domu.
- Mamy to szczęście- mówi Abby.
Mąż kładzie ramię na jej ramieniu, więc odwraca się do niego nieznacznie, a jej oczy
łagodnieją. Są w sobie zakochani do szaleństwa przez co skręca mi się w żołądku, bo
przypomina mi to, że zdradziłem osobę, która kocha mnie najbardziej.
- Robimy to co roku przez ostatnie dwanaście lat- mówi stanowczo Lee.
- Dużo nas to nauczyło i jesteśmy ciągle zajęci podczas wakacji. Ale nie chcielibyśmy
tego zmienić w żadnym razie.
Zaskoczyło mnie, że są rodziną przyjmującą przez tak długi czas. W środku domu
mogę lepiej im się przyjrzeć przez padające światło. Wyglądają młodziej, niż to sobie
wyobrażałem. Mąż ma kilka siwych włosów po bokach głowy, a żona ma około 40 lat.
Myślałem, że będą o wiele starsi, ale nie do końca wiem dlaczego. Tak po prostu mi się
ubzdurało.
- Naprawdę to doceniam- w końcu udaje mi się powiedzieć.
- Jadłeś coś?- pyta, dokładnie tak jak moja mama przez co natychmiast czuję się, jak
w domu.
- Właściwie to nie.
Lee kładzie rękę na moim ramieniu i ponownie się uśmiecha.
- Tak więc pozwól wziąć mi twoją torbę, a Abby odgrzeje ci coś do jedzenie. Później
pokażemy ci twój pokój.
Bierze ode mnie torbę i zakłada ją na swoje ramię. Rozmawiają podekscytowani, gdy
wchodzimy do kuchni. Lee mówi, że idzie odnieść mój bagaż do pokoju, podczas gdy Abby
wyciąga resztki z lodówki i przygotowuję je dla mnie. Burczy mi w żołądku przypominając,
że nie zjadłem nic wartościowego przez cały dzień. Nuci szczęśliwie pracując, więc
postanawiam poinformować kogoś o dotarciu na miejsce. Piszę krótką wiadomość do
mamy i obiecuję zadzwonić, jak tylko będę w swoim pokoju.
99
Abby kładzie talerz spaghetti na stole.
- Dziękuje bardzo.
Spuszcza na mnie wzrok, a jej twarz promieniuje szczęściem.
- Proszę.
Siada przy wyspie kuchennej i przychodzi Lee dołączając do niej. Rozmawiają cicho
ze sobą dając mi przestrzeń, bym zjadł w spokoju. Są niesamowici.
Ukrywając telefon pod stołem zastanawiam się do kogo następnie napisać. Błądzę
myślami między Quinn a Finley tak długo, że obawiam się czy jedzenie nie wystygło.
Poddając się, piszę wiadomość i wysyłam ją zanim znowu zacznę nad tym rozmyślać.
Rzucam telefon na stół, biorę widelec i wbijam w spaghetti. Jem w ciszy, ale słowa które
wysłałem powracają do mnie.
Ja: Q, jestem na miejscu. Proszę nie odpychaj mnie. Przepraszam.
100
14
Quinn
Wpatruję się w telefon, potem z powrotem w swoje pomalowane błyszczące, czarne
paznokcie… i znów w telefon. Za każdym razem, gdy na nie spoglądam myślę o jego
słowach. Co chwilę patrzę w dół, aby upewnić się czy poprzednim razem przeczytałem je
poprawnie.
Nigdy się nie zmieniają.
Nie chcę, bym go odpychała. To miłe. Ale zbliżyć się do niego też nie mogę. I nie
jestem do końca pewna, czy mogę zostawić tak naszą relacje- nie będąc ani przyjaciółką ani
dziewczyną. Nie wiem, co mam robić. To wiem na pewno, ale nie chce, by on o tym
wiedział.
Wyłączyłam wcześniej opcje zobaczenia przez nadawców, czy odczytałam ich
wiadomości. Chciałam móc czytać to co napisał bez odpowiadania w przypadku gdybym
tak zdecydowała, a przy tym nie pozwalając mu myśleć, że go ignoruję. Chciałam, aby
myślał że jestem zajęta. Zbyt zajęta, żeby poświęcać mu czas. Może nawet innym facetem.
Kogo oszukuję?
Dlaczego nagle bycie z innym facetem, by go obchodziło? Wiedział, że obracałam się
z wieloma przez liceum. Ale wydaje mi się, że teraz jest inaczej. Teraz wie. Zna część
prawdy, którą zatrzymywałam tylko dla siebie. Dzielimy sekret. Jedynie nie jestem pewna,
czy ceni go tak samo jak ja- czy docenia mnie i to co tak chętnie mu oddałam.
Frajerka. Nie jestem pewna, kiedy zaczęłam myśleć jak typowa dziewczyna. Musiała
to spowodować utrata dziewictwa. Gdybym wiedziała, że przyniesie to za sobą tak wiele
smutku nigdy nie doprowadziłabym do całej tej sytuacji.
Przewracam się i rzucam telefonem, skaczę za nim na drugą stronę łóżka, aby nie
spadł na podłogę. Wiszę na łóżku trzymając telefon i zastanawiam się, czy odpisać. Nie
zaszkodzi mi odesłanie prostej wiadomości. Nie musiał pisać do mnie pierwszy w
szczególności po tym, jak zachowałam się wcześniej. Wiadomość ta udowadnia, że myśli o
mnie. A to się liczy, prawda?
Ja: Cieszę się że dotarłeś na miejsce.
Naciskam wyślij i czuję się jak ofiara losu. Nie tak zazwyczaj odpowiada Quinn.
Powinna być dowcipna i sarkastyczna z podtekstem mówiącym, że się martwi.
101
Minął tylko jeden dzień, a już dłużej nie znam siebie. Fajnie. Może collage pomoże mi
się odnaleźć. Albo całą moją osobowość, którą najwyraźniej tracę.
Sen. Potrzebuję się chwile przespać. To mi pomoże, bo jestem w złym stanie. Kładę
telefon na małym stoliku i zgaszam lampkę nocną. Przewracam się z boku na bok przez
moment, leżąc głową na poduszce, potem opieram się na łokciach tak, żebym mogła
przewrócić ją na drugą stronę i napuszyć. Z powrotem się odprężam i wzdycham
zadowolona.
Wtedy wibruję telefon.
Daj sobie spokój.
Lekko uchylam oko widząc, że przyszła wiadomość, bo wyświetlacz rozświetlił
pokój. Mocno zaciskam oczy próbując to zignorować. Zapomnieć. Ale potem jeszcze raz
wibruje przypominając, że wciąż tam jest i nigdzie się nie wybiera, dopóki nie odwrócę się i
nie sprawdzę. Więc to zrobiłam.
Finley: Bądź gotowa dokładnie na 8:30.
Rozczarowana z powodu tego kto wysłał wiadomość, wyłączam telefon pragnąc
zrobić tak samo z umysłem.
***
- Hej, Queef, wstawaj!
Drzwi od mojego pokoju otwierają się a potem trzaskają, kiedy Judd wbiega nagle
mnie budząc. Muszę mu pogratulować. Jego metoda jest bardzo efektywna. Pewnie dlatego
mama wyznaczyła go do tego zadania. Prawdopodobnie zmęczyło ją odpychanie przeze
mnie jej ręki, kiedy wchodziła i próbowała być słodka przez odsuwanie mi włosów z
twarzy. W końcu zrozumiała aluzje, gdy powiedziałam jej ze to straszne i musi przestać tak
robić.
Biorę telefon i go włączam, chcąc wiedzieć która godzina. Na pewno jestem
spóźniona, a Finley pewnie wyrywa już sobie włosy z głowy.
8:19. Nie ma sprawy. Jedenaście minut to mnóstwo czasu. Odrzucam kołdrę i siadam.
Mój telefon wibruje jak opętany, gdy wszystkie nieodebrane połączenia, wiadomości
tekstowe i głosowe zaczynają przychodzić. Cholera. Trzynaście nieodebranych połączyć od
102
Finley. Nie będzie zbytnio zadowolona, kiedy tu dotrze. Nic z czym sobie nie poradzę. Jej
wariowania nie przeszkadza mi już tak bardzo jak, gdy zaczęłyśmy być przyjaciółkami.
Szybko myje zęby, spinam włosy w luźnego kucyka i myje twarz upewniając się, by
pracowały na czystej, kiedy przyjedziemy. Łapie krótkie spodenki z wysokim stanem, crop
top z Myszką Miki opadający na jedno ramie i ubieram się. Ignoruje telefon dzwoniący
jeszcze przez chwile i zaczynam szukać moich czarnych klapek. Jestem po uszy zanurzona
w torebkach, szalikach i butach, kiedy słyszę otwierające się drzwi.
- Proszę powiedz mi, że już nie śpisz.
Nie odpowiadam. Niech jeszcze trochę histeryzuje.
- Lepiej żebyś była gotowa.
Widzę jak popycha drzwi do łazienki. Biorę klapki i wstając w garderobie wsuwam je
na stopy.
Robię ,,Ahem”, aby przyciągnąć jej uwagę i żałuję tego od razu, jak tylko łapie z nią
kontakt wzrokowy. Wygląda na nieźle wkurzoną, a po sposobie w jaki idzie w moim
kierunku i widząc jej zdenerwowaną minę wiem, że pewnie ma ochotę mnie zabić.
- Czy to zbyt wiele prosić cię o bycie uprzejmą?
Kładzie ręce na zgrabnych biodrach, które są o wiele za szczupłe, aby Chace objął je
swoimi dłońmi. Głupi umysł.
- Mówię poważnie, Quinn. Nie poświęcasz mi nawet teraz uwagi- mówi obrażona.
Chce jej powiedzieć, że ma rację. Chce jej powiedzieć o czym myślałam i żeby
wsadziła sobie wszystkie wąty głęboko w dupę, gdzie słońce nie dochodzi. Ale tego nie
zrobiłam. Jeśli chodzi o Finley to nie podejmuje walk, bo nie jest to warte wysiłku.
- Przepraszam - mówię przechodząc koło niej, by wziąć telefon i torebkę- Wyłączyłam
telefon wczoraj w nocy.
- Zastanawiałam się, dlaczego nigdy nie przeczytałaś wiadomości które wysłałam.
- Nie wyglądało to tak, że chciałam być samolubną przyjaciółką i ignorowałam cię.
Nie powinna wytykać palcem bez znania wszystkich szczegółów. Nawet jeśli
rzeczywiście przeczytałam jej wiadomość.
103
- No dobrze, rozumiem- mówi podchodząc do łóżka i ścieląc je.
Jej zmysł perfekcjonistki musi dzisiaj naprawdę wariować, skoro lekceważy zbyt
dobre wychowanie. Nie daj Boże jeśli rzeczywiście, by przeprosiła.
- Wiec, mogę tak wyjść ?
Wskazuję na swój strój wiedząc ze na pewno coś jej się nie będzie podobało i powie
co powinnam zmienić.
Finley dokładnie mierzy mnie wzrokiem z góry na dół .Widzę jej pracujący umysł,
gdy kiwa głową kilka razy przekrzywiając ją. Musi mieć niezłą pogadankę sama ze sobą o
moim stroju. Niezbyt się tym przejmuje tak szczerze. Nie ma szans, że będę chodzić w
wyszukanych ciuszkach takich jak ona. Może właśnie dlatego ona jest tą, która chce zostać
prawnikiem.
- Ta.
Przytakuje w końcu patrząc mi w oczy.
- Wyglądasz trochę lepiej niż zazwyczaj.
Finley śmieje się, wprowadzając trochę humoru.
Głupkowaty uśmiech pojawia się na mojej twarzy. Jak mogę być dalej zdenerwowana,
kiedy mówi coś takiego?
- Awww, dziękuje. Jesteś taką dobrą przyjaciółka.
Różnimy się od siebie, ale czy nasze różnice nie umacniają naszych więzi? Nie
dopełniają się wzajemnie? Czy raczej są jak kawałki puzzli, które są wpychane na siłę w złe
miejsca?
Cokolwiek to jest, działa. Ale wiem, że nadejdzie dzień w którym już dłużej nie
będzie. Wydaje mi się, że nie będzie to spowodowane naszymi różnicami, ale naszymi
kłamstwami. W między czasie to co zostało powiedziane i zrobione będzie się powtarzać w
przyszłości coraz częściej. Czy tak właśnie utrzymuje się kłamstwo w tajemnicy- mówiąc
więcej kłamstw ?
104
15
Chace
Wychodząc na boisko przełykam gulę w gardle, która jest tam odkąd wstałem dzisiaj
rano. Rozglądając się i widząc zieloną trawę, świeżo oporządzony piasek zdaję sobie
sprawę, że nigdy nie grałem w tak ładnym miejscu i skłamałbym, gdybym powiedział, że
nie jestem lekko podenerwowany. Jest to dla mnie coś nowego. Gram w baseball odkąd
skończyłem pięć lat i zawsze byłem pewny swoich umiejętności. Ale będąc tutaj, otoczony
przez zawodników z collage’u, których obserwowałem przez kilka ostatnich lat jest
naprawdę przerażające.
- Donahue!
Odwracam się, by zobaczyć Lestera Wooda, dziesiątego zawodnika i łapacza All-
American
, członka drużyny Division 1 Championship, biegnącego w moim kierunku.
Wołającego moje nazwisko. Chwila chwila… on zna moje nazwisko. Zanim mam szansę
odpowiedzieć jest już naprzeciwko mnie, wyciągając dłoń na powitanie. Zmuszam się, aby
podać mu swoją rękę, gdy znów przemawia.
- Cieszę się, że dotarłeś na miejsce. Kiedy przyjechałeś?
- Wczoraj w nocy.
Odrywam oczy od Lestera i jeszcze raz przyglądam się boisku, zauważając jaki zgiełk
panuję wokół nas. Chłopacy wszędzie się rozgrzewają, biorą zamachy i trenują łapanie.
Zauważam ilu ich jest. Wygląda na to, że jest ich zdecydowanie zbyt wielu, aby utworzyć
drużynę. Zaczynam się denerwować jeszcze bardziej. Będą cięcia i nagle już nie jestem taki
pewny siebie.
Czuję dłoń na ramieniu ściągającą mnie z powrotem do rozmowy, którą prowadziłem
z Lesterem.
- Nic się nie bój stary- mówi z uśmiechem.
15 Hipotetyczną amerykańska drużyna sportowa złożona z wybitnych amatorskich graczy. Gracze ci są
uznawani przez media i różnych istotnych komentatorów jako najlepsi zawodnicy w konkretnym sporcie, w określonym
sezonie i każdej pozycji./ Wikipedia
105
Najwyraźniej mam panikę wypisaną na twarzy.
- Dasz sobie radę.
- Jak wielu?- pytam bez zawahania.
- Trzydziestu. Prezesi zostawiają tylko piętnastu.
Dostaje mdłości, gdy zdaję sobie sprawę, że mam pięćdziesiąt procent szans, aby
zostać wywalonym.
- Cholera.
- Ta. Ale tak jak powiedziałem dasz sobie radę.
Cieszę się, że ktoś we mnie wierzy.
- Wiesz coś czego ja nie wiem?
- Przypadkiem podsłuchałem, jak osoby rekrutujące rozmawiali o tobie. Poza tym
musisz być naprawdę cholernie niesamowity skoro jesteś tutaj jako przyszły
pierwszoroczniak. Większości chłopaków otrzymanie zaproszenia zajmuje dwa albo trzy
lata studenckie. Więc tak, Donahue myślę, że jesteś bezpieczny.
Uśmiecha się złośliwie i rzuca mi piłkę, którą trzymał.
- A teraz nie mogę się doczekać, by zobaczyć jak rzucasz, więc chodźmy rozgrzać to
twoje złote ramię.
***
Lester był w porządku.
106
Po zestrajkowaniu trzech zawodników All- American i rzutach do pałkarzy przez trzy
zmiany zawodników, nie tylko przeszedłem przez cięcie, ale zostałem natychmiastowo
wcielony do istniejącej drużyny. Właściwie to prezes powiedział mi, że mogę zagrać na
otwarciu sezonu w przyszłym tygodniu. Mój niepokój był krótkotrwały i byłem za to
naprawdę wdzięczny. Naprawdę nie lubię nie panować nad sytuacją...
- Powiedziałem ci, że wszystko będzie dobrze- mówi Lester, gdy idziemy do szatni.
- Tak, tak- macham na to ręką- Ale tak na poważnie, jestem tak cholernie szczęśliwy,
że mogę tutaj być.
- Wszyscy jesteśmy. To życiowa okazja. Upewnij się, że dasz z siebie wszystko,
Donahue.
Kiwam głową. Lester przypomniał mi coś, co już wcześniej sobie powiedziałem
podczas drogi tutaj. Muszę się skupić na tym, co może mi to przynieść. Nie mogę spędzić
całego swojego czasy na martwieniu się i zastanawianiu się, co się dzieję w domu. Muszę
się skupić na baseballu, bo to oczywiste, że obóz ten może mi otworzyć więcej drzwi, niż
początkowo myślałem.
Już będąc w szatni otwieram swoją torbę i biorę telefon. Wciskając przycisk
przywracam go do życia. Włączony zaczyna wibrować, gdy przychodzi wiadomość po
wiadomości. Podekscytowany wiadomościami od ludzi o których się troszczę z zapałem je
otwieram, by zobaczyć ciąg smsów od Finley.
F: Dzień przebieranek!
F: Mam nadzieję, że miałeś świetny trening. Właśnie myślę o tobie w tych
opinających spodniach.
F: Już tęsknię za tobą.
F: Lepiej, żeby Quinn nie spała, kiedy tam dotrę.
F: Wiedziałam. Ta suka dalej śpi.
F: Chyba wyjdę z siebie, gdy ją znajdę.
107
Czytając dalej powoli rozkwita uśmiech na mojej twarzy. Następną wiadomość
dostałem pół godziny temu.
F: Dojechałam. Napiszę później.
Otwieram z powrotem swoje wiadomości, aby zobaczyć czy mam coś jeszcze w
skrzynce odbiorczej. Głęboko w środku wiem, że mam nadzieję na zobaczenie czegoś od
Quinn, ale są to złudne nadzieje. Jest tylko samotna wiadomość od Grega pytającego, czy
laski w Cape są bardziej seksowne od tych z naszego miasta. Mój uśmiech znika, jak zdaję
sobie sprawę, że nie miałem od Quinn żadnych wieści od czasu jej krótkiej wiadomości w
której jakby nie była sobą.
Nie tylko nie usłyszałem od niej ani słowa, ale to nadzwyczaj dziwne dla dziewczyn
spędzających razem czas i dla mnie, że nie piszą. Zawsze tak robią i mam na myśli zawsze,
piszą do mnie skarżąc się jedna na drugą, gdy są razem. Niekoniecznie z powodu tego, że
nie lubią ze sobą przebywać, ale to bardziej jakiś rodzaj gry. Byłem bezstronny przez co
mogły mi się zwierzać. Żadna z nich nie wiedziała, że ta druga też do mnie pisała. Poza
tym, po cichu podobała mi się ich gra w kotka i myszkę.
Rozglądam się po szatni patrząc na chłopaków z którymi mam zamiar spędzić
wakacje. Wiwatują i podekscytowani rozmawiają o nadchodzącym sezonie. Niektórzy z
nich umawiają się, by wyjść gdzieś i nic na to nie poradzę, ale jestem trochę zazdrosny.
Wszyscy wydają się tacy beztroscy, a ja martwię się rzeczami o które nie powinienem.
Telefon dzwoni mi w ręce i serce zaczyna szybciej bić. Dosłownie skacze, gdy
zastanawiam się czy to Quinn. Wtedy moja świadomość bierze się za mnie i potrząsa mną
sprowadzając z powrotem na Ziemię. Quinn nie jest moja. Nie mam prawa pragnąć od niej
wiadomości. Wzdycham z ulgi, gdy widzę imię Finley na wyświetlaczu. Potrząsam głową
ze wstrętem. Powinienem być podekscytowany wieściami od mojej dziewczyny. Ale z
jakiegoś powodu po prostu nie jestem.
Niezbyt przejęty otwieram nową wiadomość od Finley. Na ekranie wyskakuje mi
zdjęcie jej z Quinn. Obie mają zrobione fryzury i makijaż, aby wyglądały starzej niż w
rzeczywistości. Finley jest w swoim świecie, cała uśmiechnięta i wygląda oszałamiająco jak
zawsze, ale moje oczy skupione są na Quinn.
Mojej najlepszej przyjaciółce.
Mojej Quinn.
108
Uśmiecha się, ale jest to dla mnie jasne, że jest poirytowana. Nie byłoby to oczywiste
dla kogoś kto nie znałby jej tak jak ja. Używając kciuka i palca wskazującego dotykam
ekranu i przybliżam na jej twarz. Fałszywy uśmiech na twarzy nie przekonuje mnie. Jej
oczy mówią mi wszystko czego potrzebowałem; jest smutna. Sytuacja ją przerasta i dobija
mnie, że nie przyzna tego.
- Seksowna- komentuje Lester patrząc mi przez ramię- Twoja dziewczyna?
Szybko pomniejszam obraz tak, aby obie dziewczyny były z powrotem widoczne na
zdjęciu.
- Nie, moja najlepsza przyjaciółka. Ta blondynka to moja dziewczyna.
Lester pochyla się, żeby lepiej widzieć. Siada wygodnie i podnosi brew.
- Cholera, Donahue. Ale jesteś farciarzem.
Śmieje się.
- Dlaczego się nimi nie podzielisz? Umów mnie z nią.
Zabiera to każdą cząstkę samokontroli jaką posiadam, aby nie rzucić się na Lestera i
nie stłuc go na kwaśne jabłko. All- American czy też nie, chęć „umówienia się” z Quinn jest
podstawą do oficjalnego spotkania z moją pięścią. Ale prawdopodobnie nie wróżyłoby to
dobrze mojemu debiutowi w CCBL. Biorę głęboki wdech.
- Quinn pożarłaby cię żywcem.
- Wątpię- kpi- Jesteś taki zaborczy?
Znów się śmieje przez to wiem, że tylko żartuje.
- Bez obaw, Donahue, możesz mieć je obie. Mam kupę Kalifornijskich dziewczyn
czekających na mnie w LA.
Rozluźniam się wiedząc, że tylko się wygłupiał. Tak naprawdę nie chce umówić się z
Quinn.
109
Wydaje zirytowane westchnienie.
Skupianie się na baseballu będzie naprawdę trudne.
110
111
16
Quinn
Mój telefon wibruje i natychmiast go podnoszę. Finley ględzi o wszystkich tych
rzeczach z college’u których nie może się doczekać, a ja potrzebuję jakiegoś rozproszenia.
Patrzę w dół na ekran od razu tego żałując.
Chace: Chcę tylko powiedzieć, że przepraszam i wiem, że jestem za to
odpowiedzialny.
Rzucam okiem na Finley, która szybko ściąga ubranie które miała na sobie i nie
spiesząc się odkłada je na miejsce. Nie chcę odpisywać, naprawdę nie chcę. Ale zżera mnie
ciekawość.
Ja: Za co?
Zostawiam wiadomość całkowicie otwartą, aby wytłumaczył za co przeprasza lub jest
odpowiedzialny, czy też obie te rzeczy. Piłka jest po jego stronie. Chichotam na tą myśl, bo
tak pasuję do Pana Gracza Baseballu. Albo Pana Gracza. Od teraz tak go będę nazywać.
- Dlaczego mi jeszcze nie odpisał?- mówi obrażona Finley, oczekując rozstąpienia
sufitu, przytłaczającego blasku z nieba i płynącego z nieba głębokiego głosu, który odpowie
na jej pytanie. Nawet nie pytam kogo ma na myśli. Cichutki głos w mojej głowie odpowiada
mi piskliwym, przebiegłym głosem, mówiąc: „Ponieważ pisze ze mną dziwko!”. Znowu
chichotam tym razem zwracając uwagę Finley przez co odwraca głowę w moim kierunku i
patrzy na mnie karcąco.
- Coś cię śmieszy Quinn?
Mój telefon wibruje i patrzy w dół. Wiem co się stanie, jeśli czegoś nie zrobię.
112
- Nie śmieje się z ciebie Fin. Greg powiedział coś śmiesznego.
Podnoszę telefon, by uspokoić jej cycki i pozbyć się oskarżeń, które widzę w jej
oczach.
- Och, no dobrze.
Lekko się rozluźnia, ale nie za bardzo, bo byłoby to uznawane jako bycie leniwą
garbatą, jak to mówi jej matka. Albo jak nazywa mnie Finley.
Siada, wsuwając stopy pod siebie.
- Ale wciąż nie tłumaczy to, dlaczego Chace nie odpowiedział na zdjęcie, które mu
wcześniej wysłałam.
Podnosi telefon znowu sprawdzając. A ja ponownie spoglądam na swój własny,
dokładnie wiedząc dlaczego jeszcze nic od niego nie dostała.
Chace: Zdjęcie. Wyglądasz na smutną. Nie mów, że nie. Wiem, że tak jest. I
wiem, że to moja wina.
Ja: Nic mi nie będzie, Chacer. Napisz do swojej dziewczyny i powiedz jak
seksownie wygląda na zdjęciu. Świruje, bo jeszcze jej nie odpisałeś. Do później.
Używam przezwiska mając nadzieje, że trochę zmniejszy to jego poczucie winy. Nie
potrzebuję, żeby martwił się o mnie i o to co czuję, kiedy musi być całkowicie skupiony na
swojej przyszłości i tym co ta niesamowita okazja może mu dać. Zrobię wszystko co w
mojej mocy, aby powstrzymać całą tą sytuację od zmienienia się w pewnego rodzaju dramat
Jerry’ego Springera. Znowu chichotam wyobrażając sobie mnie z Finley w takiej sytuacji,
ciągnącą się za włosy i bijącą się nawzajem. Tym razem nie patrzy na mnie karcącym
wzrokiem, gdy śmieję się sama do siebie. Jest zbyt zajęta rozmową ze swoim chłopakiem,
który na szczęście wziął moją wskazówkę do serca i zadzwonił do dziewczyny.
113
Słyszę jak mówi, że go kocha zanim rozłącza się i wiem, że już jest wszystko dobrze
w Świecie Finley.
Czas imprezowy. Cudownie.
Zastrzelcie mnie.
- Wszystko dobrze?- pytam odgrywając swoją rolę.
- Mam najlepszego chłopaka na świecie!
Wzdycha nazbyt szczęśliwa zanim schyla się, by wziąć torebkę.
„Gdybyś tylko wiedziała”- cichutki piskliwy, przebiegły głos mówi w mojej głowie.
Tym razem powstrzymuję się od chichotu.
***
Zazwyczaj nie chce mi się chodzić z Finley na zakupy. Ale to dlatego, że nie mamy
podobnego gustu. Ona bardziej lubi czyste, symetryczne, gładkie, nudne rzeczy. Nazywa
mój styl niechlujnym i raniącym oczy. Ja mówię o nim jako o kolorowym, ekscentrycznym,
humorzastym, głośnym, zabawnym, imponującym i mogłabym tak dalej wymieniać..
Wczoraj zapytała mnie czy powłóczę się z nią podczas, gdy ona będzie robić zakupy do jej
przyszłego pokoju w akademiku i zgodziłam się, bo chociaż tego nie wie to też muszę
zrobić takie zakupy.
Podnosi biała, zmierzwioną pościel.
- Co o tym myślisz?
114
- Myślę, że białą będzie cholernie trudno utrzymać w czystości.
- Dobra- jęczy- W takim razie pomóż mi coś znaleźć.
- Radź sobie sama kochana. Dziś szukam rzeczy dla siebie- mówię znad następnej
półki..
- Dlaczego?
Słyszę stukanie jej obcasów, gdy zbliża się do mnie.
- Dlaczego potrzebujesz nowego kompletu pościeli skoro nie wybierasz się do
college’u?
Nie wiem dlaczego, ale zdenerwowało mnie jej pytanie. Jakby to, że nie wybieram się
do collage’u było czymś gorszym.
- Idę do collage’u. To, że nie jest tak drogi jak ten za który mamusia i tatuś płacą albo
że nie posiada dziekanatu, nie oznacza że nie jest ważny.
Moje słowa ją wkurzyły i podoba mi się to. Ale nie chce zacząć walki, więc decyduję
się zniżyć ton głosu.
- Popatrz, wszyscy których znam wyjeżdżają do college’u, a ja nie. Chce tylko
poczuć, że coś się w końcu u mnie zmieni, jak już wszyscy opuścicie miasto. Jeśli zmiana
kompletu pościeli mi to zapewni, to będę szczęśliwa.
Jej wysokie, łukowate brwi opadają i współczucie pojawia się na twarzy.
- Och, Quinn.
115
Podchodzi i mnie przytula.
- Będziemy się odwiedzać i ciągle rozmawiać.
Jej słowa powinny mnie pocieszyć, ale tak się nie dzieje. Okłamuje moją najlepszą
przyjaciółkę i jestem przez to gównianą przyjaciółką.
Po tym jak Finley obciąża rachunkiem kartę kredytową rodziców i ja wydaję większą
część moich pieniędzy, które dostałam na zakończenie roku na kupienie nowych pościeli
wracamy z powrotem do domu. Byłam wyśmienita w unikaniu FaceTime’a ze szczęśliwą
parą. Ale Finley zaczyna mi dokuczać za to, że tego nie chce.
- Nie ma go już od trzech tygodni Quinn. Dwudziestu jeden dni Quinn. Pięciuset
czterech godzin Quinn.
- Gah. Załapałam. Nie ma go od trzydziestu tysięcy dwustu czterdziestu minut.
- Nie tęsknisz za nim?
Pada na moje łóżko, a ja koło niej.
Odmawiam odpowiedzenia na to pytanie, ale już czas położyć wszystko na jednej
szali.
- Kiedy to zrobimy?
- Jupi!
Podskakuje i spada na mnie.
- Chace będzie taki szczęśliwy.
116
Leży przy mnie i wyciąga telefon.
- Zróbmy to teraz. Totalnie go zaskoczę.
117
118
17
Chace
Kładąc się na łóżku mój telefon zaczyna dzwonić tym wkurzającym dźwiękiem z
FaceTime’a. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego jest o wiele bardziej piskliwy w porównaniu
do zwykłego dzwonka. W końcu nie ważne jaki dźwięk wydaje i tak odbiorę. Spoglądam w
dół na telefon widząc wpatrujące się we mnie zdjęcie Finley. Przez krótką chwilę rozważam
nieodebranie od niej połączenia. Ale znam na tyle dobrze Finley, aby wiedzieć że z
pewnością doprowadzi ją to do szału, bo wie o moich planach na spędzenie wieczoru w
domu.
Wzdychając, stukam palcem w zielony przycisk. Słyszę podniecone paplanie Finley
jeszcze zanim mogę ją zobaczyć i na moment zamiera mi serce, gdy zauważam, że nie jest
sama. Nie wiem, czy poradzę sobie widząc Quinn i Finley. Razem. Na wątpliwości już za
późno. Zaczynam panikować, jak tylko kamera włącza się po mojej stronie.
- Cześć, dziewczyny- mówię najswobodniej jak potrafię.
- Chace!- piszczy Finley.
Mówi jakby nie widziała mnie przez trzy tygodnie. Co właściwie było prawdą, ale
rozmawialiśmy przez FaceTime’a cztery razy w tygodniu.
- Cześć, piękna- mówię spotykając się spojrzeniem z Quinn.
Robię to na tyle naturalnie, by Finley nie zauważyła mojej pomyłki. Jest
wystarczająco skupiona na sobie, aby uwierzyć że moje powitanie było skierowane do niej,
ale jedno spojrzenie na Quinn mówiło, że dobrze zna prawdę.
Finley obraca się na łóżku tak żeby leżeć na brzuchu i zostawia Quinn samą w tle.
- No więc, Chace, powiedz mi jak bardzo za mną tęsknisz?
119
Podenerwowany przebiegam palcami przez włosy zastanawiając się nad odpowiedzią.
Jest to bardziej temat na prywatną rozmowę, a wiedza o Quinn siedzącej z tyłu i
obserwującej każdy mój ruch wyprowadza z równowagi.
- Uhm..
Widzę jak Quinn wstaje z łóżka opuszczając moje pole widzenia. Przewraca mi się w
żołądku ze strachu. Myślę gorączkowo jak zmusić ją, by wróciła. To pierwszy raz jak ją
widzę odkąd opuściłem miasto, a dobija mnie myśl o tym, że mogę nie mieć już okazji, aby
ponownie ją zobaczyć.
- Finley- mówię pouczająco- Pamiętaj, że nie jesteś sama.
Tak jakby rzeczywiście zapomniała patrzy przez ramię w lewo.
- Siadaj z powrotem, zrzędo.
Quinn z powrotem pojawia się w polu widzenia spoglądając na mnie, więc
wypuszczam powietrze, które wstrzymywałem.
Finley siada i przybliża się do Quinn podążając za moją radę, aby włączyć ją do
rozmowy. Fin najprawdopodobniej musiała zaprzedać duszę diabłu, aby Quinn chociaż
zgodziła się na rozmowę grupową na FaceTime’ie.
- Więc, jak spędzacie wakacje?
Pytam próbując odwrócić uwagę od wcześniejszej wtopy Finley.
- Raczej kiepsko- odpowiada Quinn nie dając dojść do głosu Finley.
Potrząsam głową. To taka typowa odpowiedź Quinn. Mogłaby spędzić najlepsze
chwile w swoim życiu, a i tak nie byłyby „wystarczająco zabawne”.
- Nie bądź takim emo, Quinn- poucza Finley- Miałyśmy kupę zabawy. Ale nie jest tak
fajnie jak byłoby z naszym „t” w połączeniu z „rio”.
120
- To takie dziwne bycie tutaj bez was. Tęsknie za wami.
- Och, Chacer, przestań. Przez ciebie serce zaczyna mi szybciej bić- Quinn nie
odpuszcza i wstaje po powiedzeniu tego.
- W każdym razie tak bardzo jak kocham z wami siedzieć i rozmawiać to niestety, ale
muszę iść do domu. Mój przygłupi brat potrzebuję kogoś, aby podwiózł go do galerii
handlowej.
Finley gapi się na Quinn, jak wychodzi z pokoju. Słyszę otwieranie i zamykanie
drzwi, biorę głęboki wdech.
- Wciąż ma takie humorki- mówi cicho Finley wciąż patrząc się na drzwi, których nie
mogę zobaczyć.
Odwraca się zwracając ponownie na mnie swoją uwagę.
- Mam na myśli jeszcze większe, niż zazwyczaj.
Finley wzrusza ramionami- oczywiście nie wie, co siedzi w głowie Quinn- i zaczyna
biadolić o collage’u.
Udaje, że słucham, ale nie mogę się powstrzymać od rozmyślania nad prawdziwym
powodem dla którego Quinn wydaję się być bardziej chłodna, niż zazwyczaj. Ja to wiem,
ale Finley nie. Część mnie, ta która kocha Finley ma nadzieję, że nigdy się tego nie dowie.
***
Pot cieknie po grzbiecie mojego nosa. Używam przedramienia, by unieść brzeg czapki
i zetrzeć powstały na czole pot. Ręką poprawiam czapkę tak, by była na swoim miejsce.
Jeszcze jeden rzut. Jeszcze jeden i dostaniemy się dalej. Jeszcze jeden, żeby spędzić sezon
w Cape. Jeszcze jeden, aby przedłużyć moje wakacje, nie wracać do domu i nie stawić czoła
Finley oraz Quinn.
121
Wyrzucam myśli o dziewczynach z głowy. Skup się Chace. Nie ma teraz czasu na
myślenie o całym tym dziadostwie. Wchodząc na wzniesienie spoglądam na Lestera, który
daje mi sygnał. Kiwam głową od razu wprawiając ciało w ruch. Uwalniam uczucia i
obserwuję wirującą piłkę, jak leci w kierunku pałkarza. Zamachnął się pod piłką, a w tym
samym momencie ona uderza w rękawice łapacza i przybija. Tłum wiwatuje, natomiast
Lester rzuca mi z powrotem piłkę. Wzbijam w powietrze trochę kurzu zanim ponownie
ustawiam się na wzniesieniu. Powtarzamy czynność, ale tym razem pałkarz uderza w piłkę i
wybija ją poza boisko. Jeszcze zanim dostaje znak od Lestera wiem co zamierza zawołać.
Czas na rzucenie wolnej piłki choć pałkarz oczekuje szybkiej. Lester daje oczekiwany
przeze mnie znak, więc natychmiast kiwam i rzucam. Leci w powietrzu prawie jakby w
ogóle się nie ruszała, czyli dokładnie tak jak zaplanowałem. Płynnie sunie w powietrzy,
zanim ląduje w rękawicy Lestera.
- Trzeci strike!- woła sędzia.
Lester skacze na równe nogi i prędko biednie na wzniesienie, gdzie reszta graczy już
mnie otoczyła. Świętujemy jak do nas dołącza.
- Czy ty masz jakiekolwiek pojęcie co właśnie zrobiłeś Donahue?
- Ta, właśnie zestrajkowałem tego gościa.
Śmieje się z mojej niewiedzy.
- To była najlepsza drużyna w CCBL od przeszło czterech lat. Mają tam graczy z All
American i przyszłych graczy MLB. Pokonałeś ich jakby to była drużyna z Małej Ligi.
Wzruszam ramionami. Nie miałem o tym pojęcia.
Po tym jak skończyliśmy świętować udajemy się do loży dla zawodników. Lester
owija ramię wokół mojej szyi i uśmiecha się do mnie.
- Mówiłem, że nie masz czego się bać.
Opuszcza ramię i idzie w dół po schodach do szatni, podążam za nim. Podnoszę torbę
i pakuję tam swoje rzeczy. Potrzebuję wziąć prysznic i wykonać kilka telefonów. Chcę się
podzielić swoim podekscytowaniem z tego co zrobiłem z ważnymi dla mnie osobami. Lista
122
jest długa, więc muszę zacząć jak najszybciej, ale jest jedna osoba do której zadzwonić nie
mogę. I tą osobą jest Quinn. Postanowiłem się zdystansować i pozwolić sytuacji rozwiązać
się samej. Nie mogę stracić najlepszej przyjaciółki, a danie sobie trochę czasu pozwoli nam
wrócić do tego co było.
Albo raczej mam taką nadzieje.
- Chace…
Zamieram i odwracam się, by zobaczyć mojego menagera stojącego przed szatnią z
mężczyzną którego nie poznaję.
– Tak trenerze?
- Podejdź tu na chwile, synu.
Upuszczam torbę i wspinam się z powrotem po schodach przy czym moje korki
stukają o beton dopóki nie wbijają się w boisko.
- Co tam trenerze?
- Chace to Shawn Sommers. Jest głównym rekruterem w Bostońskim College’u.
Przełykam nerwowo gulę w gardle, która się tam pojawiła i potrząsam dłonią
mężczyzny.
- Miło mi cię poznać, Chace- mówi uśmiechnięty- Nieźle się dzisiaj popisałeś. Trener
powiedział mi, że wybierasz się za parę tygodni na UCONN.
- Tak proszę pana- kiwam.
Mój mózg świruje, gdzie to zmierza?
- Wiem, że jest już dość późno, ale chciałbym złożyć ci ofertę, abyś zaczął grać w
Bostońskim College’u.
123
Szczena mi opada na krótką chwile zanim zdaje sobie sprawę że nic nie
odpowiedziałem.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Oczywiście dostaniesz stypendium jeśli chcesz.
- TAK!- czerwienie się przez moją zbyt szybką odpowiedź- Znaczy tak. Próbowałem
dostać się do BC i do drużyny, ale nie miałem wystarczająco dobrych ocen.
- Z takim ramieniem, twoje oceny znajdują się na drugim miejscu.
Podaje mi cienką szarą kopertę.
- To wszystkie papiery. Musimy unieważnić twoje przyjęcie na UCONN i napisać
podanie o stypendium w BC. A także jeśli zaakceptujesz naszą ofertę zmieni to nieznacznie
twoje plany na następne kilka tygodni.
Otwieram kopertę i przeglądam dokumenty podane mi przez Shawna.
- Jak bardzo?- pytam, nie odrywając się od czytania.
- To znaczy, że nie dasz rady wrócić do domu po zamknięciu sezonu CCBL. Rok
akademicki zaczyna się natychmiast po CCBL, więc niestety nie ma czasu na powrót do
domu.
Przestaję czytać i spoglądam na niego. Termin jest zaskakujący, ale nic na to nie
poradzę. To moja szansa na oddalenie się od Quinn i skupienie na Finley. Tak ma być i jest
to okazja, aby to ziścić.
- Dla mnie idealnie.
Myślami biegnę dalej podczas, gdy Shawn omawia sprawę z Trenerem. Próbuję się
przekonać, że to najlepsze co mogę zrobić. W każdym razie nic na mnie nie czeka w domu.
Za kilka tygodni Finley będzie na Harvardzie, po drugiej stronie miasta. Boston to moja
124
przyszłość. Przyjazd do domu przyniósłby tylko więcej bólu. Jeśli wrócę to spotkam się z
Quinn. Zdaje sobie z tego sprawę. Będzie moją zgubą, a ja nie mogę na to pozwolić.
125
126
18
Quinn
Ten dzień w końcu nadszedł- dzień na który czekałam odkąd podjęłam decyzję o
pójściu na studia. Ale z jakiegoś powodu nie jestem, aż tak podekscytowana jak myślałam,
że będę. Nie czuje nic wyjątkowego, gdy pakuję samochód po brzegi. Teraz nie jestem już
taka pewna swych decyzji mając je przed oczami. Ale właściwe wybory nie zawsze są tymi
najprostszymi. Właściwie wydaję się, że czym trudniejszy wybór tym więcej korzyści
przyniesie po jakimś czasie. Czas to może pokazać. Z drugiej strony lepiej dla mnie
odseparować się od wszystkiego, co znałam. Muszę wyjść ze swojej bezpiecznej przestrzeni
i zerwać kontakt z pewnymi osobami.
Ten nowy rozdział w moim życiu będzie odświeżający.
Mam nadzieje.
- Nie musisz jechać.
Mama spotyka się ze mną na szczycie schodów werandy posyłając w moją stronę
smutne spojrzenie.
- Tak, musi!- woła Judd ze środka.
Pokazuję mu środkowy palec nawet jeśli tego nie zobaczy. Twarz mojej mamy nie
zmienia się nawet o jotę, chociaż zazwyczaj gardzi takim zachowaniem. Uderza we mnie
świadomość całej tej sytuacji. Opuszczam gniazdo, a rodzice pewnie chorobliwie się
martwią o to, że wyląduję tak daleko od domu.
Ale sprawię, że będą dumni. Dowiedzą się, że to najlepsze co mnie spotka. Ale
najpierw muszę to urzeczywistnić, aby następnie udowodnić. A stanie się tak na pewno, gdy
znajdę się w akademiku.
127
Uśmiecham się i przyciągam mamę do uścisku. Muszę ją uspokoić. Jeśli pomyśli, że
się martwię albo rozmyślam nad tym, czy podjęłam dobrą decyzję to nigdy mi nie da
spokoju i nie pogodzi się z moją wyprowadzką.
- Nic mi nie będzie mamo. Poznam nowych przyjaciół. Skupię się na studiach. Będę
imprezować, jak gwizdka rocka. Może nawet znajdę jakąś dorywczą pracę, żeby mieć jakieś
zajęcie.
Wtrąciłam część o imprezowaniu jako żart, ale zapewne okropnie się martwi, że
będzie to dodatkowa czynność za którą każdy będzie mnie znał. Patrzy na mnie zmartwiona,
więc biorę trochę na wstrzymanie.
Pocierając ramiona patrzę jej w oczy i mówię:- No dobra, nie będę imprezować jak
gwiazda rocka tylko jak fanka. Pasuje?
Walczę ze sobą, powstrzymując wielki uśmiech, który ciśnie mi się na usta.
- Och, Quinn. Po prostu uważaj na siebie.
Owija wokół mnie ramiona i jeszcze raz mocno ściska.
- Będę, mamo. Obiecuję.
Nie składam obietnic których nie dotrzymuję. Dokładnie w tym momencie czuję inną
parę ramion zamykającą mnie w uścisku. Tym razem nie cwaniakuje, jak zazwyczaj. Tak
naprawdę doceniam ten grupowy uścisk. Ostatni jaki dostanę przez dłuższy czas. Jestem
całkiem pewna, że mam najbardziej niesamowitych rodziców jakich może mieć
dziewczyna. Nie każdy wytrzymałby z moimi wybrykami. Albo nie każdy okłamywałby
innych, aby utrzymać moje wybory, które chciałam, aby zostały tajemnicą.
- Kocham cię Quinn. W pełni cię wspieram i wiem, że dasz sobie radę ze wszystkim.
Twoja determinacja jest inspirująca, a twoi przyszli przyjaciele będą mieć szczęście
posiadając kogoś takiego w swoim życiu. Razem z mamą rozumiemy twoje wybory. Ale
wiedz jedno, gdy już tam dotrzesz i nie będzie tam tak, jak tego oczekiwałaś twój pokój
zawsze będzie na ciebie czekał.
- Nie, nie będzie!- woła mój głupi brat.
128
Po prostu się śmieje, bo gdybym tego nie zrobiła mogłabym zacząć płakać. A nie chce
tego.
- Też cię kocham- odkrzykuję.
Wchodzę do środku i go przytulam, ale jest w takim wieku, że to nie fajne
zachowywanie się jakby mnie lubił. Pewnie będzie się cieszył, że mnie nie będzie i zostanie
jedyny w domu, ale może będzie tęsknił za moimi niemiłymi odzywkami w jego kierunku.
W końcu uczył się ich od najlepszych.
***
Po przyjeździe na kampus czuję się przytłoczona wysokimi i wspaniałymi budynkami,
a tętniący życiem ludzie są strasznie onieśmielający. Zdecydowanie nie muszę się martwić
wyróżnianiem i nikogo nie będzie obchodzić kim jestem. Myśl o wmieszaniu się w tłum
uspokaja moje galopujące serce. Wszyscy tutaj będą tak zajęci własnymi sprawami, że
nawet trochę nie będą ich obchodzić moje własne.
Podążam za niewielką mapką, którą wcześniej dostałam do akademika. Panuje tu
harmider spowodowany przez uczniów wypakowujących swoje rzeczy. Większość z nich
korzysta z pomocy rodziny. Moi rodzice zaproponowali, że przyjadą- naprawdę tego
chcieli-, ale chciałam to zrobić sama. Parkuję najbliżej akademika, jak się da. Mam trochę
do przejścia, ale żadna z rzeczy, które posiadam nie jest zbytnio ciężka. Wyciągam
niewielkie pudełko na przednie siedzenia i kładę je na kolanach tak, aby sięgnąć po torebkę.
Wypakowuje wszystkie papiery odnośnie mojego pokoju, by móc je przeczytać.
Z torebką, dokumentami i na dodatek małym pudełkiem zamykam drzwi auta i
głęboko wzdycham, zanim ruszam w nową przygodę. Budynek jest pełen osób stojących w
kolejce do windy i takich, którzy nie chcą czekać, więc biegają po schodach tam i z
powrotem. Musiałam się rozpłaszczyć na ścianie, żeby uniknąć staranowania. Wchodzę na
drugie piętro i podążam za numerami skręcając w lewo. Sześć drzwi później stoję
naprzeciwko miejsca w którym będę spać przez następne cztery lata. Czuję
podekscytowanie i strach. To musi być dobry znak.
Kładę swoje rzeczy na jedynym wolnym łóżku. Jedna strona pokoju już jest
udekorowana plakatami zespołów i piekielnie dobrymi rysunkami. Jestem pod wrażeniem
129
przypatrując się im i myśląc, że możemy się dogadać z nową współlokatorką. Na tą myśl
uśmiecham się.
Drzwi otwierają się, więc zamieram w miejscu. Dziewczyna, która weszła jest
niepodobna do kogokolwiek kogo w życiu widziałam. Ciemne czerwone włosy, zgolone po
jednej stronie. Długie i proste sięgające 2/3 jej długości. W nosie ma złotego kolczyka. Nie
taki w płatku nosa o jakim rozmawiałyśmy z Fin, żeby kupić. Albo raczej jak błagałam ją,
żeby za jednym razem poszła zrobić razem ze mną. Do widzenia marzeniu o byciu
najlepszymi przyjaciółkami.
Kontynuuje obczajanie dziewczyny stojącej w drzwiach. Z pewnością przyzwyczaiła
się do zwracania na nią uwagi, ale pewnie bardziej w ten nieprzychylny sposób. Ma
opinającą, błyszczącą koszulkę z ogromnym dekoltem. A jej jeansy są tak samo opinające,
ale mają pełno dziur i wciśnięte są w czarne glany do połowu łydki.
Ta dziewczyna jest uosobieniem wszystkiego czym gardzi Finley…
A JA KOCHAM!
- Widzisz coś co ci się podoba?- pyta w końcu z olśniewającym uśmiechem na ustach.
Mam ochotę potrząsnąć głową i pozbyć się rozdziawionej buzi ze zdumienia. Ale chce
zostać jej przyjaciółką, więc nie mogę tylko tak postąpić.
- Właściwie to tak.
Kładę rękę na biodrze i miło się uśmiecham.
Cholera, unosi sugestywnie brew, więc może zbyt miło się uśmiechnęłam.
- Popatrz, jesteś seksowna itd.- obczaja mnie znacznie szybciej, niż ja ją- Ale nie
jestem zainteresowana działaniami dziewczyna na dziewczynie- Podnosi rękę- Ale nie
oceniam ludzi, którym się to podoba.
Gryzę się w wargę, by nie wybuchnąć śmiechem. Wiem, że się czerwienie. To takie
zawstydzające, gdy współlokatorka myśli, że mi się podoba.
130
- Nie podobają mi się dziewczyny.
Próbuje zachować poważny wyraz twarzy w który mogłaby uwierzyć. W końcu to jest
prawda. Potem to do mnie dociera.
Prysznic. Golizna. Finley. Chace. Jej usta na moich. Jego usta na moich.
Instynktownie przejeżdżam palcem po górnej wardze pamiętając, jak dobrze jest czuć jego
przy sobie.
- Mmmhmm. Jak powiedziałam, nie oceniam.
Chichota.
Kurwa. To właśnie zrujnowało moją wiarygodność.
131
19
Chace
Jestem kłębkiem nerwów idącym przez kampus. Przechodzę koło wspaniałych,
murowanych budynków mając nadzieję, że podziwianie architektury odciągnie moje myśli
od tego, jak cholernie jestem zdenerwowany. To tylko pierwsze zajęcia, które nie powinny
mieć to dla mnie większego znaczenie, ale z jakiegoś powodu jestem w kurwę przerażony.
W kurwę przerażony.
Lekko uśmiecham się na myśl o Quinn. Uwielbia tak mówić. Potrząsam głową,
wyrzucając ją z głowy. To nielogiczne, że nie potrafię się od niej uwolnić. Minęły tygodnie
od kiedy przeprowadziliśmy ze sobą jakąkolwiek rozmowę. Wydaje mi się, że Finley
powiedziała jej o moich zmianach planów, ale nigdy nie zadzwoniłem do niej z tym sam.
Spalenie za sobą wszystkich mostów będzie dla nas najlepszym wyjściem.
Przebywanie w Bostonie wyjdzie na dobre mi… i Finley. Byliśmy w tym samym
mieście i z pewnością zżyjemy się ponownie po lecie spędzonym z dala od siebie. Już
zwiedziliśmy trochę miasto odkąd wprowadziła się kilka dni temu do akademika Harvardu
po drugiej stronie miasta. Trzymaliśmy się za ręce chodząc wybrukowanymi ulicami, a gdy
pogłaskałem kciukiem jej dłoni odetchnąłem z ulgą. Dobrze postąpiłem ukrywając przed
nią prawdę, dzięki temu relacje między nami nie zepsują się.
Idąc dalej, nie mogę nie zauważyć mijających mnie dziewczyn. Odwracają głowy,gdy
przechodzę koło nich, a ja walczę z cisnącym się na usta uśmiechem. Ta, bycie blisko Finley
zdecydowanie będzie najlepszym wyjściem.
Odkąd Bostoński College jest katolickim uniwersytetem, wszyscy studenci są
zobowiązania do wzięcia lekcji religii. Doradcy akademiccy wygłosili niezłą gadkę na temat
tego jak lekcje teologiczne rozszerzą twoją wiedzę o świecie, przez co staniesz się lepszym
członkiem społeczeństwa. Krótka prezentacja była na tyle dobra, że zapisałem się na rok
Dziedzictwa Biblijnego, semestr pierwszy i drugi. Dokładnie, będę studiował dziedzictwo
biblijne przez okrągły rok swojego życia. Coś co na pewno mi się nie przyda, gdy będę
właścicielem firmy, ale mimo to będę na to chodził.
132
Wchodząc po schodach do budynku nie mogłem się powstrzymać od zastanawiania,
kto do diabła zaprojektował ten kampus. Dlaczego wszystkie budynki akademickie ściśnięte
są w środku kampusu podczas, gdy budynki mieszkalne znajdują się wzdłuż przeciwnych
części kampusu tak daleko, jak to możliwe? Nie ma to dla mnie sensu. Otwieram drzwi i
pozwalam dziewczynom idącym za mną wejść pierwszym. Chichotają przechodząc koło
mnie. Potrząsając głową wchodzę za nimi. Wyciągam kawałek papieru z kieszeni na którym
mam plan lekcji i lokalizację klas. Zwalniając kroku, aby nie wyglądać na zbyt
zagubionego, patrzę w dół na kartkę i szybko podnoszę wzrok na plastikowe kwadraty tuż
obok drzwi. Natychmiast wiem, że jestem na złym piętrze i zaczynam szukać windy.
Na szczęście nie muszę długo szukać, bo wyłają do mnie dziewczyny:- Tutaj jest
winda!
Poruszam się dziwnie coś pomiędzy biegiem, a joggingiem, albo jak Quinn miała w
zwyczaju to nazywać biogiem. I znowu to samo, myślę o niej choć nie powinienem.
Wchodzę do windy i zamykając się za mną drzwi, więżąc mnie z trzema studentkami. Nie
wiem, czy powinienem być bardziej podekscytowany, czy przerażony. Słysząc ponownie
chichot za plecami, nie mogę się powstrzymać i patrzę na nie przez ramię uśmiechając się.
Schlebiają mi. Naprawdę.
- Pierwszy dzień?- pyta jedna.
- Pierwszy dzień zajęć, owszem. Ale nie pierwszy dzień na kampusie. Jestem tutaj od
kilku tygodni.
- Och, w takim razie musisz być mięśniakiem.
- Dlaczego tak myślisz?
- Tylko nerdzi i mięśniaki pojawiają się kilka tygodni przed rozpoczęciem zajęć.
Przygląda mi się z góry na dół.
- Ale patrząc na ciebie stwierdzam, że jesteś tym drugim.
Winda dzwoni informując nas o dotarciu na trzecie piętro. Oddycham z ulgą. Nie
wytrzymam bycia dłużej ciachem. To coś z czym nigdy nie musiałem mierzyć się w domu.
133
Odkąd zacząłem chodzić do liceum wszyscy wiedzieli, że jestem poza zasięgiem. Finley
była szalona i nikt nie chciał ryzykować wkurzenia jej. Jakkolwiek. W każdym razie
wszyscy, których znałem.
Wychodzę z windy i dziękuję dziewczynom za przejażdżkę. Ta, która ciągle
chichotała, chichota ponownie. Co za niespodzianka, tak wiem.
- Na pewno jeszcze kiedyś się zobaczymy- mówi gaduła.
- Zgaduję, że tak.
Ruszam w kierunku, gdzie mam nadzieję jest moja klasa. Muszę zwiększyć dystans
pomiędzy mną, a hienami, czyli studentki. Szok po tym jakie są otwarte wciąż pozostaje,
gdy odchodzę i słyszę jak jedna woła za mną. Obracam się, aby lepiej ją słyszeć. Na wyraz
mojej twarzy wzrusza ramionami i mówi:
- Jak masz na imię mięśniaku?
- Chace.
- W takim razie do zobaczenie, Chace.
Machają i biegną w stronę klasy na końcu korytarza. Zatrzymuję się i rozważam
rzucenie tych zajęć, aby wziąć inną lekcja Teologiczną, ale dochodzę do wniosku, że to nie
najlepszy pomysł. Wymagałoby to zbyt dużo wysiłku, więc odwracam się i wchodzę do
klasy. Jak już jestem w środku widzę, że nazywanie tego klasą jest olbrzymim
umniejszeniem. W tym przypadku ogromna sala wykładowa jest bardziej na miejscu. Co ma
sens, skoro wszystkie pierwszaki muszą wziąć jedną z lekcji teologicznych nie ważne na
jakie studia chodzą.
Rozglądam się wkoło szukając dobrego miejsca, by usiąść i decyduję, że gdzieś
pośrodku będzie najlepszym wyborem. Idąc w dół schodami patrzę na salę z prawie
wszystkimi zajętymi miejscami. W jednym pomieszczeniu jest tu taka różnorodność ludzi,
że w głowie się nie mieści. Musi tu być ze sto dzieciaków i każdy z nich jest wyjątkowy,
posiada własną historie. Zastanawiam się, jak wielu ma podobną do mnie. Siadam na
wolnym siedzeniu koło przejścia, w połowie drogi na podium i wyciągam z plecaka książki
razem z zeszytem.
134
Przegrzebuję dół plecaka w poszukiwaniu długopisu, kiedy przechodzą koło mnie
dwie dziewczyny i zajmują miejsca kilka rzędów przede mną. Jedna ma długie ciemne
włosy, a druga sięgające trzech czwartych jej długości czerwone loki. Coś jest nie tak- albo
coś mi przypomina, nie jestem do końca pewien. Pochylam się marszcząc brwi, gdy próbuję
lepiej je zobaczyć. Dwie dziewczyny rozmawiają. Widzę, że jedna ma kolczyka w nosie tak
samo w górnej i dolnej wardze, ale ta druga stoi do mnie plecami. Coś w niej przypomina
mi Quinn. Nie dam sobie za to ręki uciąć, ale jest coś w sposobie w jaki się zachowuje.
Opadam z powrotem na siedzenie, gdy profesor wchodzi na podium i zaczyna wykład.
Przez całą godzinę, wciąż spoglądam na tył głowy dziewczyny. Skupia się na
profesorze, nie pozwalając mi nawet spojrzeć na swoją twarz. Prawie marzę, by to zrobiła,
bo może przez to przestanę cały czas o niej myśleć i skupię się trochę bardziej na słuchaniu
słów za które płace tysiące dolarów. Albo raczej za które płaci stypendium.
Widzę tą inną dziewczynę, tą punk rockówne, jak pochyla się i szepcze coś do ucha
drugiej. Słyszę chichot rozbrzmiewający na wykładzie. Profesor przestaję mówić na tyle
długo, aby spojrzeć na dziewczyny po tym zaczyna mówić dalej. Nawet jej śmiech jest
podobny do Quinn. Doprowadza mnie to do szaleństwa, aż rozważam zejście na dół tylko
po to, aby rzucić okiem na jej twarz. Kiedy zajęcia w końcu się kończą, wrzucam rzeczy do
plecaka i skaczę na równe nogi. Rozważam zwianie stąd w cholerę. Złapanie trochę
świeżego powietrza, oczyszczenie umysłu dobrze mi zrobi, zamiast tego stoję w miejscu.
Czekając na to, co już wiem. Że oficjalnie zwariowałem.
Zniecierpliwiony patrzę, jak dwie dziewczyny wstają śmiejąc się z czegoś
histerycznie. Najprawdopodobniej dotyczy to tego przez co wcześniej przeszkodziły
wykładowcy. Nie spuszczam oczu z tej o której nie mogę przestać myśleć podczas, gdy
przerzuca swoje długie brązowe włosy przez ramię, a potem podnosi torbę z książkami i
obraca się ma pięcie. Na moment nasze oczy się spotykają i opada mi szczęka. Zastawiam
się, czy przypadkiem nie śnie na jawie, a następnie skupiam się na szoku wypisanym na jej
twarzy i ustach mówiących- O mój Boże. Jej przyjaciółka pochyla się i mówi coś szybko
dalej wchodząc po schodach, dopóki nie zatrzymują się dokładnie naprzeciwko mnie.
Na moment nie jestem pewien, czy uda mi się coś powiedzieć. Minęły tygodnie odkąd
ostatni raz rozmawialiśmy. Nie wiem nawet od czego zacząć. Więc mówię jedyną rzecz o
której próbowałem nie myśleć, odkąd podjąłem trudną decyzję o odcięciu się.
- Quinn…
135
20
Quinn
Nagle przestaje śmiać się. Gardło mi wysycha, oczy zaczynają szczypać
nadchodzącymi łzami, a przy tym czuję ściskanie w żołądku. To nie może być prawda.
Moje ostrożnie układane plany nie mogą się skończyć, jeszcze zanim zaczęły wchodzić w
życie. Jestem przeklęta. To musi być to. To właśnie dostaje się za zrobienie czegoś, z osobą,
z którą nie powinieneś. Nie możesz zrobić tego, co ja i zwiać jakby nigdy nic. To moja kara.
Nie potrafię wydusić z siebie słowa- co się nigdy nie zdarza. Więc tylko się gapię,
sprawdzając każdego szczegół, aby upewnić się, czy to naprawdę Chace, mój Chace, a nie
jakiś twór mojego zdeprawowanego umysłu robiący sobie ze mnie żarty.
Zarost- zgadza się.
Mała blizna nad lewą brwią- zgadza się.
Szerokie smakowite ramiona- zgadzają się.
Seksowny uśmieszek, bo czyta mi w myślach- zgadza się.
Czuję mrowienie w damskich częściach ciała na jego widok- kurwa, zgadza się.
- To ja, Q.
Stoi i z łatwością zarzuca plecak na ramię. Górując nade mną, spuszcza wzrok z
chłopięcym uśmiechem. Też chce się uśmiechnąć, ale zanim kąciki moich ust się unoszą,
jego uśmiech opada i zamyka oczy, a potem lekko potrząsa głową. Dezorientacja i pytania
wypełniają jego oczy, gdy ponownie skupia na mnie swoją uwagę.
- Co ty tu robisz?
136
Nie mam na to czasu, ani nie chcę wyjaśniać, czy raczej usprawiedliwiać swoich
czynów.
- Nie teraz, Chace.
Słowa wychodzą ze mnie szeptem, gdy przedrzeźniam jego wzrok nie chcąc ustąpić,
ani poddać się. Wiem, że ostatecznie nie będę mieć wyboru. Ale na razie będę mocno
trzymać byka na rogi, dopóki nie zostanę zrzucona. Skoro już zaryzykowałam an niego
wejść nie mogę poddać się zbyt łatwo.
- Przepraszam zapomniałam cię przedstawić.
Spoglądam na Kenne, która obczaja przystojniaka, jakim jest Chace. Mam ochotę
przewrócić oczami, uśmiechnąć się złośliwie, śmiać się i uderzyć ją w tym samym czasie.
Cholera, dlaczego ten chłopak ma nade mną taką kontrolę? Ściskam pasek torebki jeszcze
mocniej i przywołuje trochę staromodnej samokontroli.
- Chace to jest Kenna, moja współlokatorka. Kenna to jest Chace, mój najlepszy
przyjaciel z miasta rodzinnego.
Chace powoli skierowuje na nią swoją uwagę, ale robi to z ciężkim trudem. Dobre
wychowanie bierze górę i wyciąga rękę potrząsając Kenny. Kiwa i uśmiecha się mówiąc, że
miło mu ją poznać, praktycznie mogę usłyszeć jak kapie jej ślina.
Kap.
Kap.
Chłopak nawet nie jest w jej typie, ale działa na nią tak samo. Myślałam, że mieszkam
z twardzielką posiadającą zaczepny charakterek, nie zachowującą się jak głupia lala.
Wychodzi na to, że naprawdę nie można oceniać książki po okładce. Kenna próbuje
porozmawiać z Chacem. Odpowiada na jej pytania, ale jego wzrok wciąż wędruje w moim
kierunku.
- Nie mogę uwierzyć, że tutaj jesteś- Chace mówi do mnie, kompletnie ignorując
ostatnie pytanie Kenny.
137
Wymuszam uśmiech w głębi duszy wychodząc z siebie.
- Mogłabym powiedzieć to samo o tobie.
Przestaję mówić zastanawiając się nad następnym krokiem. Mój sekret wyszedł na
jaw, więc teraz muszę zniwelować szkody.
- Chace proszę nie mów Fin. Jeszcze nie.
Kiwa głową, nie naciskając. Pewnie głęboko w środku rozumie.
Z każdą chwilą mój niepokój wzrasta. Muszę się stąd wynieść w cholerę. Tak szybko,
jak to możliwe. Nie jestem gotowa na rozmowę z nim. Cholera, nie jestem nawet gotowa
stać w tym samym pomieszczeniu co on. Wszystko jest tak zagmatwane, że nie potrafię
myśleć jasno. Zanim zwariuję postanawiam uciąć rozmowę.
- Musimy już iść.
Kenna patrzy na mnie trochę zagubiona i poirytowana.
- Musimy?
- Ta. Musimy.- mówię ze znaczącym spojrzeniem- Pamiętasz, wspomniałaś coś o
pójściu i zobaczeniu się z chłopakiem.
Kładę akcent na tym słowie jako lekkie przypomnienie. Łapy precz, Kenna.
Kenny Głowa Kenny odskakuje w lewo, jakbym obudziła ją ze snu, ale zaraz potem
kiwa na zgodę.
- Och, ta. Masz rację.
Wyczuwając, jak wymyka mi się z rąk szansa na ucieczkę, podejmuję szybką decyzje
mamrocząc ,,cześć”, potem chwytam dłoń Kenny i ciągnę ją po schodach w górę. Gdy
Chace orientuję się, że uciekam to zaczyna nas gonić.
138
- Quinn, naprawdę chce z tobą porozmawiać- błaga.
Patrzę przez ramię na niego.
- Nie mam teraz ochoty na rozmawianie o czymkolwiek z tobą, Chacer. Ale wydaję
się, że później będziesz miał mnóstwo okazji.
- Ale…
Odwracam się od niego. Nie dam rady spojrzeć mu w oczy. Moja determinacja powoli
ustępuje, a nie mogę na to pozwolić, ani chwili dłużej.
- Żadnych „ale”, Chace. Do zobaczenia.
Jego kroki słabną, więc załapał aluzję. Wzdycham z ulgi, idziemy razem z Kenną w
ciszy przez kampus. Nie wiem gdzie idziemy, ale miejsce jest nieistotne, jedyne czego
pragnę to po prostu uciec.
Mijają minuty, zanim Kenna decyduje przerwać milczenie.
- Chcesz mi o tym opowiedzieć?
- Niezupełnie.
- Jedyne co wiem to, że chłopak jest przystojniakiem i jesteście przy sobie bardzo
spięci. Coś gównianego się stało, a najlepsze co możesz zrobić to wygadać się
niezaangażowanej w to osobie trzeciej.
Patrzę na nią. Uśmiecha się, zanim mówi:- Jestem dobrą słuchaczką.
Ma rację. Rozmowa może pomóc. Na dodatek Kenna może dać mi jakieś rady.
Bogowie wiedzą, że na pewno z nich skorzystam.
- Nawet nie wiem od czego zacząć.
139
Kenna wyciąga paczkę złotych Marlboro i wkłada jednego do ust. Siada na jednej z
ławek przy wybrukowanej ulicy, więc idę za jej przykładem i biorę głęboki wdech.
- Po prostu zacznij od początku- mówi przed tym, jak zapala papierosa.
Więc tak robię. Mówię jej, jak razem z Chacem byliśmy przyjaciółmi od dzieciństwa.
Jak Finley wprowadziła się do miasta, kiedy byliśmy nastolatkami i zawładnęła moim
życiem. Wprowadzam ją w nasze pokręcone relacje, jak nasza trójka była nierozłączna, ale
bycie z Chacem było czymś czego zawsze pragnęłam. O moich planach na przyjściu do BC
bez poinformowania o tym nikogo. To miał być mój nowy początek; okazja na bycie tylko i
wyłącznie Quinn. A nie Quinn, Finley i Chacem jako najlepsi przyjaciele. W końcu
opowiadam jej, jak moje marzenie w końcu się spełniło. Jak popieprzona propozycja Finley
dała mi wszystko czego zawsze chciałam. Teraz to dostałam i chcę oddać. Na koniec mówię
jej, że jego obecność tutaj była czymś czego w życiu bym się nie spodziewała. Że chce
odpowiedzi na temat mojego kłamstwa. Mówię jej o tym, że nie jestem pewna, czy mogę
jeszcze przebywać w jego towarzystwie, bo moje uczucia do niego są o wiele silniejsze.
- Jestem taka pojebana- mówię, gdy kończę opowiadać swoją historię.
- Dziewczyno, brzmi to dla mnie, jakbyś potrzebowała się czegoś napić.
- Potrzebuję czegoś więcej. Najlepiej…
- Tatuaż- wtrąca Kenna, powoli uśmiecha się zagubiona głęboko w myślach- A nawet
lepiej… piercingu.
Rozważam to przez chwilę.
- Wybieram wszystkie trzy.
- W takim razie, służę pomocą. Mój chłopak posiada w mieście studio tatuaży. I
trzyma piwo w lodówce.
Zrozumiałam, że pójście tam nic mi nie da skoro i tak dłużej nie dam rady ukrywać się
przed swoimi problemami. A jest to lepsze, niż alternatywa.
- Więc na co czekamy?
140
21
Chace
Obserwowanie, jak spokojnie odchodzi uświadamia mi, że sytuacje jest jeszcze
bardziej spierdolona, niż przypuszczałem. Niespodzianką jest bycie razem z Quinn na tym
samym college’u. Liczyłem na trochę dystansu między nami, aby oczyścić umysł. Zamiast
tego znalazłem się w całkiem nowym bagnie.
Potrząsam głową chcąc pozbyć się tych myśli. Na daremno, bo kierując się na
następne zajęcia mam totalny chaos w głowie. Muszę tylko przetrwać resztę lekcji, a
później będzie obowiązkowy trening na siłowni z resztą drużyny. Nie miałem do tej pory
zbytnio z nimi kontaktu, więc wciąż będą mnie oceniać, ale nie skupię się na nich tylko na
oczyszczeniu umysłu przez pot i ruch.
Udaje mi się przetrwać następne zajęcia bez zwariowania. Pytania i myśli kłębią mi
się w głowie. Dlaczego tutaj jest? Dlaczego skłamała? Co jeśli i może jest zbyt wiele. W
końcu docieram do pokoju w akademiku od razu ściągając ubrania i szukając stroju na
siłownie. Myślę, że przyjdę tam wcześniej i się przebiegnę. Jest to o wiele lepsze, niż
alternatywa, czyli siedzenie w niewielkim pokoju i dalsze rozmyślanie. Zakładam jakieś
spodenki i t-shirt, następnie wsuwam stopy w buty i zawiązuje je. Zanim wychodzę biorę
iPhona ze słuchawkami. Zamykając drzwi zakładam je na uszy chcąc posłuchać muzyki i
nie myśleć o niczym innym idąc przez kampus.
Na moje nieszczęście muzyka nie pomaga, zamiast tego mój mózg bombardowany
jest wydarzeniami z lata. Szybko znikają, ale zostawiają po sobie ślad. Ich zawartość
zmienia się wraz z moimi uczuciami. Na początku niewinne, a potem pełne pożądania. Gdy
widok Quinn pod prysznicem pojawia się ponownie przed moimi oczami to przestaje iść i
zaczynam biec.
Pot zaczyna cieknąć mi z czoła, gdy jestem blisko sali gimnastycznej. Widzę gościa
ubranego w koszulkę baseballową BC otwierającego drzwi, który spogląda w moim
kierunku. Zamiast wejść zamyka drzwi i czeka przy wejściu. Świetnie. Interakcje
międzyludzkie są dokładnie tym czego właśnie teraz nie potrzebuję, ale ten koleś jest w
drużynie, więc nie mogę go zignorować. Czas zrobić przedstawienie, Chace.
141
Docierając do drzwi przestaje biec. Chłopak uśmiecha się do mnie i mówi:- Ty jesteś
Chace Donahue.
- Przyznaję się bez bicia.
Wyciąga rękę i potrząsa moją na powitanie.
- Jestem Steven Thompson.
Pomimo spotkać drużynowych i obowiązkowych zajęć, jeszcze nie poznałem
wszystkich członków drużyny. Wolę uczyć się ich imion pojedynczo.
- Miło mi cię poznać.
Otwiera drzwi i wchodzimy razem do środka.
- Skąd wiedziałeś kim jestem?- pytam podczas wpisywania się na listę.
- W tym roku mamy tylko dwóch nowych zawodników- mówi przejęty- Miałem
pięćdziesiąt procent szans na trafienie. Ale już wcześniej wiedziałem kim jesteś. Twój
łapacz z CCBL jest moim przyjacielem.
- Lester?
- Ta. Dorastaliśmy w tym samym bloku.
Wchodząc na sale uśmiecham się i lekko potrząsam głową. Razem ruszamy w
kierunku szafek, gdzie ściągamy koszulki i w ciszy rozciągamy się. Rozmawiamy
swobodnie idąc do bieżni, ale po wejściu na nie, każdy z nas zakłada słuchawki i zaczyna
biec. Ciągle bawię się prędkością nie mogąc znaleźć tej odpowiedniej. Moje nogi i ręce
poruszają się coraz szybciej, a z twarzy zaczyna lać się pot. Nogi palą przypominając o
swoim istnieniu, ale wciąż nie mam dość. Wciągam rękę i podkręcam szybkość jeszcze raz.
Moja klatka piersiowa unosi się w rytm muzyki. Na początku powoli, potem coraz szybciej,
gdy muzyka staje się bardziej szalona.
142
Biegam tak przez jakiś czas, który wydaje mi się tylko chwilą w końcu zauważając
naprzeciwko mnie Stevena i jakiegoś innego chłopaka, jak stoją ze skrzyżowanymi
ramionami i zmartwionymi minami. Gdyby nie było mi tak gorąco i nie byłbym pokryty
potem, pewnie bym się zarumienił. Czuję się jak idiota. Jakby to, że nie potrafię sobie
poradzić z własnymi problemami było wypisane na mojej twarzy. Gdy ściągam z uszu
słuchawki, Steven pochyla się szybko i szepta coś do tego drugiego gościa, który zgaduję
jest jednym z moich kolegów z drużyny, których jeszcze nie poznałem.
- Więc, Donahue...- Steven podkreśla moje imię podnosząc brwi- Lester powiedział,
że masz seksowne przyjaciółki.
Szczęka mi opada. Moje zaskoczenie nie mogłoby być lepiej widoczne nawet, jeśli
napisałbym to na banerze lub powiedział o wszystkim sam. Mój mózg szuka odpowiedniej
odpowiedzi. Samodzielnie. Quinn jest seksowna. Nie, Finley jest seksowna. Tak, moje
dziewczyny są seksowne. Nie, mam tylko jedną dziewczynę. Co do chuja, weź się w garść,
Chace.
Zanim zdaje sobie sprawę, co się dzieję i kształtuje jakąś sensowną odpowiedź, Steven
uśmiecha się.
- Tak właśnie myślałem- Rzuca mi ręcznik- Mam dla ciebie dobrą radę, pierwszaku.
Bycie tutaj jest twoją życiową szansą. Ogarnij się i zapanuj nad swoimi problemami. Nie
schrzań tego.
Ma rację. Wiem o tym. Co jeśli całe to zamieszanie jest tylko i wyłącznie moją winą?
Co jeśli moją życiową szansą nie jest baseball? Ani bycie na Bostońskim College’? Co jeśli
czuję coś do Quinn i chcę czegoś więcej w naszej relacji? Co z Finley? A nawet gorzej, co
jeśli wszystko schrzanię?
Kurwa.
143
22
Quinn
- Jestem taka pojebana- mamroczę odchylając butelkę i biorąc łyka z Fireballa
,
którego znalazła Kenna.
Spływający w dół gardła płyn piecz, ale sprawia mi tym przyjemność. Przypomina, że
wciąż jestem człowiekiem. Lekki dyskomfort, jaki powoduje jest niczym w porównaniu z
rozwijającym się w mnie bólem.
- Przestań wciąż to powtarzać- mówi niewyraźnie Kenna obracając się na krześle
biurowym.
Jej chłopak Mick powiedział nam, żebyśmy poczekamy na zapleczu. Na jego gust
pewnie byłyśmy za głośne. A oto my, zachowujące się jak nastolatki, obracające na
krzesłach i upijające się. Jestem prawie pewna, że gramy w niewypowiedzianą zabawę, kto
zwymiotuje pierwszy. Bo kto o zdrowych zmysłach obraca się wkoło i upfija myśląc, że to
dobry pomysł?
My! Oto kto.
- Pieprzyłam się z najlepszym przyjacielem, Kenna.
Obrót.
- Nieźle go zerżnęłam.
Obrót.
- A właściwie to nie.
16 Nazwa whisky cynamonowej
144
Stop.
- Leżałam tam, jak zdechła ryba. Pierdolona zdechła ryba- jęczę- Byłam do bani.
Nigdy nie będzie chciał ponownie uprawiać ze mną seksu- wykrztuszam na granicy płaczu.
- Ej, ej- Kenna podjeżdża krzesłem uderzając w moje. Czkam ze śmiechu- Jesteś
warta drugiego pieprzenia.
- Naprawdę tak myślisz?- pytam pociągając nosem.
- Jestem tego pewna.
Kładzie rękę na moim udzie i lekko ściska.
- A teraz, co z tym piercingiem?
- Chodźmy go zrobić- mówię posyłając jej ogromny uśmiech.
***
Mój budzik dzwoni, a ja jęcząc macam stolik nocny chcąc go uciszyć.
- Wyłącz go- słyszę z drugiej strony pokoju.
- Próbuję- otwieram jedno oko szukając telefonu.
Chwytam ładowarkę modląc się, aby był na drugim końcu. Czuje go, gdy pociągam
kabel na moje łóżko. Kiedy już prawie mam go na krawędzi materaca telefon odłącza się od
ładowarki i upada na ziemie.
- Jasna cholera- klnę.
145
Szybko wychylam się z łóżka, biorę telefon do ręki i wyłączam alarm. Opadam
plecami na materac i patrzę na godzinę.
- Kurwa! Zaczynamy zajęcia za trzydzieści minut.
- Ja nie idę- jęczy Kenna z łózka.
- Po moim trupie nie idziesz- rzucam w nią poduszką.
- Suka- mamrocze.
Zrzucam z siebie koc, wyczołguje się z łóżka i kieruję do łazienki.
- Idę wziąć krótki prysznic i zmyć z siebie wczorajszy wstyd- kpie, pamiętając łyki i
skrawki tego, co mogłam powiedzieć ostatniej nocy.
- Jest specjalne mydło do tego. I nie szoruj zbyt mocno- wstyd nigdzie się nie wybiera.
Jedynie potrząsam głową. Zdecydowanie wciąż jest pijana.
Włączam wodę i rozbieram się zanim siadam, by wysikać się. Biorę kawałek papieru i
szybko się podcieram prawie spadając z toalety po zrobieniu tego.
- Kurwa mać! - siedzę bez ruchu błagając, aby ustąpił ból.
- Wszystko dobrze?- krzyczy Kenna z pokoju.
- Umm.
Patrzę w dół sprawdzając.
- Zapomniałaś.
Słyszę, jak się śmieje. Chce jej powiedzieć, żeby się przymknęła, ale zamiast tego
sprawdzam, czy czegoś sobie nie rozerwałam. Dotykam niewielkich kuleczek na końcach
146
półokrągłego kolczyka. Wydaje się być wszystko na miejscu. Moja wagina wciąż jest cała.
To zawsze jakiś plus.
Wstaje, owijam się ręcznikiem i wychylam przez drzwi- Cholera. Jasne, że
zapomniałam. Prawie go wyrwałam.
Zaczyna chichotać, wyczołgując się z łóżka w samych majtkach i staniku.
- Co robiłaś? Podcierałaś cały Biegun Północny?
- Najwyraźniej, gdy się podcierałam wciąż wyłam pijana. Ale z pewnością już
wytrzeźwiałam.
- Jak się teraz czujesz?
- Nie jest źle. Tylko lekko boli.
- Okej, pamiętaj użyj tego mydła na blacie. A jak umyjesz się to musisz polać go wodą
utlenioną.
Wyciąga koszulkę ze środkowej szuflady.
- Co? Muszę przepłukać moją cipkę?
Kenna w końcu odwraca się do mnie posyłając mi najgłupsze spojrzenie, jakie
widziałam, a następnie wybucha śmiechem.
- To była chyba jedyna szalona rzecz, jaką zrobiłaś w życiu.
Piętnaście minut później idziemy bok w bok do klasy. Okulary zakrywają połowę
mojej twarzy chowając wybryki wczorajszej nocy.
- Czuję się jakbym dziwnie chodziła. Dziwnie chodzę?
Patrze za siebie próbując zobaczyć własny cień.
147
- Tylko wtedy, gdy próbujesz obczaić własny tyłek.
Podnosi okulary i na tyle zwalnia, abym była o krok przed nią, potem popatrzy w dół
na mój tyłek.
- Przestań wariować. Twój tyłek dobrze wygląda. A nawet lepiej, niż dobrze.
- Nie martwię się o tyłek. Martwię się, że chodzę jakby ktoś włożył mi do niego kija.
- Co? Dlaczego?
Otwiera drzwi, pozwalając wejść mi pierwszej.
-Ochhhh. Bo przekłułaś swój koci nosek.
- Nie wiedziałem, że masz kota.
Patrzę w górę widząc Chace’a stojącego naprzeciwko mnie.
- Ummm, ta. Właśnie go dostałam.
Przechodzę koło niego.
- Dokładnie. Wczoraj w nocy. Też tak mruczy jak ona.
Chichota myśląc, jaka to ona mądra.
Zanim mogę otworzyć drzwi do klasy i uciec, Chace podbiega do mnie i łapie za rękę.
- Naprawdę chcę z tobą porozmawiać, Q.
- Wiem, że chcesz.
- Zajmę ci miejsce- mówi Kenna, idąc do sali wykładowej. Uśmiecham się do niej
sztucznie, piorunując wzrokiem i przeklinając za zostawienie mnie samej.
148
- Wiem, ze mnie unikasz. Rozumiem to. Naprawdę. Ostatnią rzeczą, jakiej chciałem
biorąc to stypendium było wpadnięcie na ciebie- wyznaje Chace- Wciąż nie jestem pewien,
jak powinienem się zachować wobec tego faktu.
- Co ty na to, abym dalej cię unikała? Powinno być to łatwe biorąc pod uwagę
przyjęcia na które będziesz chodził.
Zanim odpowiada obracam się na pięcie i przechodzę przez drzwi. Muszę od niego
uciec, bo kiedy jestem blisko niego dostaje duszności.
Idę w kierunku Kenny i zajmuję swoje miejsce. Wyciągam zeszyt notując to co
profesor zaczął pisać na tablicy. To tematy projektów semestralnych. Te o których czytałam
w informatorze, będące połową oceny końcowej.
- Dzisiaj będziemy wybierać partnerów i tematy prezentacji semestralnych. Panie,
chciałbym, aby każda z was wyrwała kawałek papieru i napisała na nim swoje imię. Złóżcie
go, a następnie włóżcie do pojemnika krążącego po sali.
Pokój wypełnia dźwięk targanie papieru.
- A teraz niech wszyscy chłopcy staną po mojej lewej stronie, a wszystkie dziewczęta
po prawej.
Wstajemy i idziemy na dół po schodach stając w wyznaczonych miejscach.
Każdy chłopak podchodzi do pudełka pełnego imion i wyczytuje je na głos po
wyciągnięciu karteczki. Słucham i obserwuję, jak podchodzi każdy chłopak. Marzę, aby
moje imię w końcu zostało wywołane. Nawet błagam o to. Musi zostać wywołane. Jeszcze
dwie osoby i podejdzie Chace, a więc do tego czasu moje imię musi zostać wyczytane.
Szanse na to, że mnie wylosuje wciąż wzrastają. Chace podchodzi i skręcam się ze strachu.
Wiem jak to działa- kiedy nie chcesz, by coś się stało, tak właśnie się dzieje. I mam rację,
bo odczytuje moje imię z kawałka papieru.
Powinnam być podekscytowana możliwością pracowania nad projektem z najlepszym
przyjacielem. Ale nie jestem, ponieważ wszystko to dzieje się, aby nas ukarać podczas, gdy
magnes wewnątrz mnie chce trzymać nas z daleka od siebie. Nie mogę być blisko niego. Jak
mogę o nim zapomnieć skoro ciągle na siebie wpadamy?
149
- No dobrze. Skoro już partnerów mamy wybranych czas na was dziewczęta, abyście
podeszły i wybrały temat prezentacji. Pojedynczo, wyciągajcie z puszki i odczytujcie na
głos.
Nie spieszę się idąc na koniec kolejki. Chciałabym, aby ten dzień już się skończył. A
najlepiej to semestr. Czym bliżej jestem początku kolejki tym lepiej zaczynam słyszeć
odczytywane tematy: aborcja, homoseksualizm, małżeństwo… w końcu nadchodzi moja
kolej. Wkładam rękę dotykając metalowego dna i odsuwam kilka skrawków papieru.
Zaciskam palce wokół jednego kawałka, podnoszę go i powoli otwieram.
Spogląda na mnie słowo śmierć.
Zgaduję, że mogłam wylosować gorzej np. miłość.
150
23
Chace
Nasz pierwszy trening był chujowy. Pomimo dobrej kondycji wymiotuję dwa razy.
Uwierz mi to imponujący wynik. Niektóre pierwszaki rzygały dosłownie po każdym
ćwiczeniu podczas, gdy starsi gracze tylko śmiali się. Treningi w collage’u naprawdę dają
wycisk.
Jak tylko trener woła o końcu na dziś to padam na ziemię z butelką wody. Mięśnie
bolą mnie niemiłosiernie. Chce iść do szatni i wziąć zimny prysznic, ale nie mam
wystarczając ilości energii, by to zrobić. Większość chłopaków pakuje kije baseballowe do
toreb i ruszają w tamtym kierunku, natomiast ja tkwię w miejscu niezdolny do ruchu.
Steven uśmiecha się do mnie.
- Co myślisz?- pyta ze śmiechem.
- Brutalny- biorę łyk wody- Nigdy nie widziałem tak szybkich ruchów.
- Treningi są zaplanowane w szczególności pod zagrywki.- Rzuca mi ręcznik, którym
wycieram pot z czoła- Przyzwyczaisz się.
- Mam tylko nadzieję, że będzie to wcześniej, niż później.
Steven potakuje.
- Masz jakieś plany na dzisiaj?
- Tylko odrobienie zadań domowych. Dlaczego pytasz?
- Kilku starszych zawodników organizuje coroczne spotkanie po wakacjach. Staramy
się, aby była to niewielka impreza, więc zapraszamy tylko kilku pierwszoklasistów.
151
Uświadamiam sobie, że to moja okazja na zostanie powitanym w węższym gronie
drużyny baseballowej.
- Tylko kilku?- pytam, mając nadzieje na lepsze sprecyzowanie.
- Tak, dopóki nie będziemy mieć pewności, czy zostaną z nami. Ale co do ciebie nie
mamy żadnych wątpliwości. Jesteś Eagle
Pocieram się po karku.
- Dzięki…
- A więc przyjdziesz?
- Zdecydowanie tak. O której i gdzie?
- O 20. Przyjdę po ciebie.
Przytakuję pamiętając, aby sprawdzić czy Quinn może przyjść. Mimo wszystko jest
moją najlepszą przyjaciółką. Razem jesteśmy w Bostonie. Powinienem pomóc jej poszerzać
grono znajomych. Współlokatorka nie może być jedyną osobą z którą się trzyma.
Potrzebuje więcej osób.
- Nie miałbyś nic przeciwko, gdybym wziął ze sobą przyjaciółkę?
Steven unosi brew.
- Jedną z tych gorących?
Kiwam głową. Może zaproszenie Quinn nie jest zbyt dobrym pomysłem.
- Pewnie, przyprowadź ją ze sobą. Będzie dobra do obrócenia.
17 Boston College Eagles- drużyna baseballowa
152
Bez zastanowienia potrząsam głową. Ułamek sekundy później łapiąc się na tym.
Patrzę na Stevena, który mi się przygląda. Wie, co jest grane. Wiedział, jeszcze zanim tutaj
przyjechałem. To na pewno sprawka Lestera. Powinienem się tego domyślić.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz, Donahue. Podobno miałeś sobie z tym poradzić.
- Mam wszystko pod kontrolą.
- To dobrze- mówi stanowczo- Przyprowadź ją.
I tak po prostu odchodzi. Wychodzi na to, że nie tylko gra baseballowa jest taka
okrutna. Ale cały collage. Nikt nie owija w bawełnę. A ludzie mówią, jak jest nie patrząc na
uczucia. Zaczynam rozumieć, dlaczego wszyscy mówią o college’u jako pierwszym kroku
w stronę prawdziwego życia.
Zmuszam się do wstania. Mięśnie protestują, ale będąc już na nogach poruszam się
bez przeszkód. Zanim idę do biura fizjoterapeuty to pakuję torbę i zarzucam ją na ramię.
Mam nadzieję, że zimna kąpiel ochłodzi nie tylko moje mięśnie, ale również głowę, bo jej
też to potrzebne.
***
Komórka w mojej dłoni waży chyba ze sto kilo. Rozważałem swój następny ruch
odkąd wyszedłem spod prysznica po powrocie do akademika. Rzucałem telefon na łóżko
tylko po to, aby podnieść go kilka sekund później. Powtarzanie tej czynności doprowadzało
mnie do szału, więc dłużej nie myśląc szybko wysyłam wiadomość do Quinn.
Ja: Co robisz dziś wieczór?
Mija chwila, zanim pojawiają się trzy kropeczki mówiące o tym, że odpisuje. Z
jakiegoś powodu te kilka sekund wydają się, jak wieczność.
153
Q: Przekształcam tlen w dwutlenek węgla.
Jej odpowiedź daje mi nadzieję na znalezienie drogi prowadzącej do swego rodzaju
normalności.
Ja: Brzmi jak cholernie dobra zabawa, ale wydaję mi się, że mam dla ciebie coś
lepszego.
Q: Słucham.
Ja: Pierwsza impreza baseballowa w mojej studenckiej karierze. Po namyśle
doszedłem do wniosku, że znajoma twarz utrzyma mnie przy zdrowych zmysłach.
I nagle… nic.
Cisza.
Minuty mijają, a z każdą sekundą niepokoję się coraz bardziej. Powiedziałem coś
złego? Przewijam i czytam ponownie wiadomości. Nie znajduję żadnych błędów. Może coś
źle zrozumiała… może to był zły pomysł.
Dlatego właśnie nienawidzę pisać wiadomości. Ludzie nigdy nie interpretują ich tak,
jak powinni. Jest to irytujące. W momencie, kiedy chcę wziąć telefon i zadzwonić do niej,
przychodzi nowa wiadomość.
Q: Wszystko się zmieniło, ale idzie po twojej myśli. Spotkajmy się na zewnątrz za
dziesięć minut.
Gdy wkładam telefon do kieszeni serce bije mi tak szybko, że aż zatrzymuję się w
miejscu. Zwalam to na podekscytowanie z powrotu naszej przyjaźni, ale jakaś część mnie
zastanawia się, czy to nie z innego powodu.
Biorę głęboki wdech i jeszcze raz przeglądam się w lustrze. Zaskoczony łapię się na
tym, że nigdy jakoś szczególnie nie dbałem o swój wygląd. Nigdy tak naprawdę nie
musiałem, bo dziewczyny i tak były mną zainteresowane. I nie mówię tego w chamski
sposób po prostu zawsze tak było. Ale teraz, kiedy nie powinienem przejmuję się jeszcze
bardziej.
154
Będąc na zewnątrz siadam na schodach przed budynkiem. Mijają minuty w których
bezmyślnie obrywam skórki koło paznokci.
- Wiesz, że nie powinieneś tego robić. Twoja mama byłaby wkurzona wiedząc, że
pozbyłeś się zrogowaceń.
Uśmiechając się podnoszę wzrok na stojącą przede mną Quinn.
Mama zawsze zwraca mi na to uwagę. Powtarza, że przez odrywanie skrawków
suchej skóry gorzej będzie mi się trzymało piłkę. Więc prawdę mówiąc ma dobry powód,
aby się wściekać.
Skacze na nogi.
- Mam nadzieję, że nie zadzwonisz do niej i nie nakablujesz na mnie.
- Nie martw się Chacer- szepcze- Twój sekret jest u mnie bezpieczny.
Śmieje się i cieszę z faktu, że ze mną żartuje. Chociaż zaraz po powiedzeniu tego
lekko się czerwieni. Przynajmniej próbuje, aby było tak jak dawniej.
Decyduje się na to samo.
- Chwała Bogu- żartuję.
Patrzy na mnie z podniesioną brwią.
- Tak więc w co ty mnie wciągasz do cholery?
- Będąc szczerym, nie mam zielonego pojęcia. Wiem jedynie, że zaprosił mnie gościu
o imieniu Steven. Powiedział, że drużyna organizuje przyjęcie co jesień po wakacjach.
- Brzmi jak impreza z samymi facetami.
Uśmiechając się potrząsam głową.
155
- A to coś złego?
- Właściwie to nie. Dla mnie idealnie. Wielu potencjalnych kandydatów. Jednak
jestem lekko zaniepokojona, dlaczego podoba ci się spędzanie czasu tylko z grupką facetów.
Chcesz mi coś powiedzieć?
Chce się odgryźć wredną ripostą na komentarz Quinn o wielu kandydatach. Ale
zamiast tego znajduję coś bardziej odpowiedniego.
- Nie, Q. Podobają mi się tylko dziewczyny.
- Phew!- udaje, że ściera pot z czoła- Już się bałam, że będę musiała powiedzieć o tym
Finley.
Jestem tak skupiony na rozmowie z Quinn, że nie zauważam Stevena dopóki nie
przemawia.
- Cześć, Donahue- mówi zatrzymując się koło mnie.
- Steven.
- Kim jest twoja przyjaciółka?- pyta nie marnując czasu.
Zaciskam zęby.
- To jest Quinn. Moja najlepsza przyjaciółka.
Steven patrzy na mnie z pytaniem w oczach, więc próbując nie pokazać nic po sobie
wzruszam ramionami. Bezradnie obserwuję, jak witają się i zaczyna z nią bezwstydnie
flirtować. Mam ochotę się napić, gdy zdaję sobie sprawę, że dałem mu zielone światło na
podrywanie jej.
- W takim razie, - mówi Steven po wywołaniu śmiechu u Quinn- Zabieram was na
waszą pierwszą imprezę w BC.
Wystawia ramię Quinn, która się waha.
156
Nie rób tego, Q. Jesteś od niego lepsza. Nie rób tego. Nie waż się nawet podawać mu
ręki.
Uśmiecha się, wsuwa rękę pod jego ramię i zaczynają iść. Prycham pod nosem i idę
trzymając się parę kroków za nimi tak, żeby nikt nie zobaczył zbierających się nade mną
czarnych chmur.
Gadają nieustannie idąc przez kampus. Ich głosy są dla mnie jak dźwięk jeżdżenia
paznokciami po tablicy. Rozważam nawet włożenie sobie palców do uszu, ale na szczęście
nie jestem do tego zmuszony, bo docieramy do celu.
- No to jesteśmy na miejscu- mówi Steven otwierając drzwi kartą.
- Dzięki Bogu- mamroczę cicho.
- Co mówiłeś? - pyta Quinn oglądając się przez ramię.
- Pytałem, gdzie jest piwo?
Zatrzymują się i patrzą na mnie. Quinn marszczy brwi, zanim odwraca się i
przechodzi przez drzwi. Dalej idę za nimi, cicho siebie przeklinając. Słyszę imprezę, jeszcze
zanim ją widzę. Wychodzimy zza rogu, a ludzie kręcą się po korytarzu, wylewając z pokoju
z otwartymi drzwiami. Steven popycha nas przez tłum do pomieszczenia zapełnionego
wyłącznie zawodnikami baseballu i kilkoma dziewczynami.
- Lepiej zamknij niedługo drzwi Sam. Napływają tutaj całkiem szybko.
Chłopak, Sam, jest zawodnikiem pola środkowego. Podnosi wzrok i kiwa.
- Dam im jeszcze dziesięć minut. Zanim zamknę drzwi na dobre zobaczę, kto jest za
zewnątrz i zdecyduję, kto wejdzie do środku.
Steven bierze trzy piwa i podaje po jednym mi oraz Quinn.
- Czujcie się jak u siebie. Bierzcie co chcecie do picia. Piwa są tutaj, a Jello shoty w
przenośnej lodówce.
157
- Dzięki- mówi do niego słodko Quinn- Jest wspaniale.
Mam ochotę się porzygać, ale zamiast tego wymyślam wymówkę i idę do lodówki.
Odchodząc słucham, jak bawią się w kotka i myszkę. Jello shoty będą moimi dzisiejszymi
przyjaciółmi. Otwieram pokrywę i biorę trzy. Jeden dla mnie, jeden dla mojego ego i jeden,
by uciszyć mózg. Stojąc plecami do Quinn i Stevena dochodzę do wniosku, że tylko
zmarnuję czas czekając, więc otwieram je i uwalniam językiem. Pierwszy zjadam
stosunkowo łatwo, dwa pozostałe już nie za bardzo, więc popijam je długim łykiem piwa.
Siadam ciężko na składanym krześle obok lodówki decydując, że to będzie moje
miejsce przez resztę nocy. Ma wszystko czego potrzebuje. Trochę przestrzeni i naprawdę
dużo alkoholu.
Kilku gości podchodzi i rozmawia ze mną. Jestem im za to wdzięczny, bo dzięki temu
nie jestem taki ponury przez całą noc. Udaję zainteresowanego tym co mówią, ale jakimś
cudem moje oczy ciągle wracają do Quinn i Stevena. Odrzuca w tył głowę śmiejąc się z
czegoś, co powiedział i przysięgam, że czuję jak gotuje się we mnie krew. Chcąc uspokoić
nerwy biorę kolejnego szota zjadając go od razu.
- Chace?
- Huh?- spoglądam na gościa po lewej. Nie pamiętam jego imienia. Jest naszym
rezerwowym łapaczem. Powinienem wiedzieć, jak ma na imię, ale w tym momencie nie
mogę sobie przypomnieć.
- Słyszałeś co powiedziałem?
Mówił coś?
- Przepraszam stary, ale nie. Co mówiłeś?
- Pytałem co jest między tobą i tą dziewczyną.
- Co masz na myśli?
- Jest wolna prawda?
158
Nienawidzę odpowiadać pytaniem na pytanie, ale coś mi tu nie pasuje.
- Dlaczego pytasz?
- Właściwie to pytam z kilku powodów. Ale w większości dlatego, że Steven jest
największym podrywaczem jakiego znam i zauważyłem, że nie spuszczasz jej z oczu. Przez
co martwię się, bo drużyna nie potrzebuję żadnych bójek. W szczególności z udziałem
pierwszoklasisty, jeśli wiesz co mam na myśli.
Cholera.
- Jesteśmy z Quinn tylko przyjaciółmi.
- Jesteś tego pewien? Bo żyła na twoim czole za chwile wybuchnie.
Rozważam zagranie zimnego i rozwianie jego wątpliwości, ale coś głęboko w środku
mi na to nie pozwala. Więc sięgam do lodówki i wyciągam kilka Jello shotów. Podaje jeden
kolesiowi i wzruszam ramionami.
Wzdycha i bierze go ode mnie.
- Lepiej, żebyś dzisiaj nic nie odwalił, Donahue.
***
Wkładam rękę do lodówki i przeszukuję ją. Nie czuję nic tylko sam lód i plastik. Na
moje nieszczęście nie ma już Jello shotów. Że tak powiem lodówka skończyła się tak samo,
jak moja cierpliwość. Czym więcej Quinn i Steven pili tym mniej on trzymał ręce przy
sobie i tym więcej ona się śmiała. Za niedługo osiągnę granicę wytrzymałości, więc
nadszedł mój czas, aby się wycofać.
159
Wstaję i alkohol uderza mi do głowy, chichotam idąc przez w połowie pełny pokój do
łóżka, gdzie siedzieli przez całą noc Quinn ze Stevenem. Trzeźwość mnie opuściła. Za to
alkohol jeszcze bardziej pobudza. Nie zauważają mnie, więc odchrząkuję, aby na mnie
spojrzeli.
- Wychodzę- mówię niewyraźnie- Idziesz ze mną,Q?
Patrzy kilka razy tam i z powrotem między mną, a Stevenem. Mam ochotę wyciągnąć
ręce i potrząsnąć nią za bycie jedną z tych głupich dziewczyn z których zawsze się śmiała.
- Ja.. Ja...- mamrocze- Myślę, że jeszcze tu zostanę.
- Och.
Staram się być niewzruszony, ale mój cholerny głos się załamuje.
- No dobrze.
Uśmiecha się.
- Do zobaczenia jutro?
Mimo chęci złapania jej i wyciągnięcia stąd, potakuje z wymuszonym uśmiechem.
- Donahue, twoja przyjaciółka jest genialna.
Utwierdzając swoje zdanie całuje ją w usta, a ja obserwuję, jak rozdziela wargi i
przejeżdża językiem po jej górnej wardze. Odsuwają się od siebie, ale ciągle na siebie
patrzą. Coś we mnie pęka i uderzam go pięścią w twarz, a tym samym posyłając do tyłu.
Pokój wybucha.
Ktoś mnie chwyta i odciąga w tył, gdy próbuję się wyrwać. Steven siada prosto
oszołomiony i pociera twarz podczas, gdy Quinn przymila się do niego spoglądając na mnie
ze złością.
160
- Powiedziałem ci, żebyś nic dzisiaj nie odwalił.
Patrzę w prawo i widzę tego Rezerwowego Łapacza, który jest jednym z
odciągających mnie chłopaków. Wyciągają mnie przez drzwi i wyrzucają na korytarz.
Każdy mięsień w moim ciele pracuje, by utrzymać mnie prosto, ale mimo to zataczam się.
- Wynoś się do domu, Donahue. Jutro się tym zajmiemy. Kiedy będziesz trzeźwy.
Gniew płynie w moich żyłach. Potrzebuję całej siły woli, by ugryźć się w język i nie
wbić się z powrotem do środka. Zamiast tego obracam się i wychodzę.
Wbijam paznokcie w dłonie. Stopy uderzają o chodnik w takim samym tępię w jakim
biję mi serce. Słyszę ją za sobą. Nie może złapać oddechu i jest wkurwiona. A wiem to, bo
nie zamykają jej się usta. Wyrzuca z siebie słowa tak szybko, że nawet nie potrafię
zrozumieć, co do mnie mówi. Nie lubię, kiedy jest Wkurzoną Quinn, ale nie dam rady
stawić jej czoła teraz. Próbuje mnie złapać, ale odsuwam się i kontynuuję misję wyniesienia
się, jak najdalej stąd.
- Lepiej mi wytłumacz co tam się właśnie stało, Chace!
- Zostaw mnie kurwa w spokoju. Wracaj na imprezę.
- Zostawię cię samą, jeśli powiesz mi co to było do chuja!
- Nie wiem, Q!
- Gówno prawda- woła za mną.
Słyszę jej kroki. Nie odpuści tak łatwo. Łapie mnie za ramię i trzymając mocno
wrzeszczy:- Co to kurwa było?
Rozważam wyrwanie się i kolejną próbę ucieczki, ale nie robię tego. Zamiast tego
zatrzymuję się i odwracam do niej. Wszystkie uczucia, jakie starałem się ukryć zaczynają ze
mnie kipieć i wybuchają.
161
- Powiem ci co to było! Byłem w chuj zazdrosny, ponieważ ten idiota nie zasługuje
nawet, żeby oddychać tym samym powietrzem, co ty! Właśnie to się stało, Quinn. Jesteś
teraz zadowolona?
Odwracam się od niej myśląc, że tak będzie łatwiej, ale tak nie jest.
- Chace...- błaga.
Tym razem nie odwracam się.
- Nie, Quinn. Posłuchaj, przepraszam. To się więcej nie powtórzy. Nie mogę mieć
wszystkiego; rozumiem. Ale boli mnie, że muszę pozwolić ci odejść.
- Może tego nie chce.
Myśli mam zasnute mgłą przez co trudno mi się skupić na tym, co mówi. Jednak
wiem, że już dłużej nie możemy być w takich stosunkach, jak teraz.
- No nie wiem Quinn, ale zaczynam myśleć o tym, co stało się między nami jak o
zwykłym przypadku.
Odwraca ode mnie wzrok i patrzy w ziemie.
- Ja też.
162
24
Quinn
Biblioteka jest wyjątkowo pusta, kiedy pracujemy w kompletnej ciszy przy okrągłym
stole. Szukając przydatnych informacji do głupiego projektu z religii otoczyliśmy się z
każdej strony książkami. Zamiast być pożyteczną, wciąż potajemnie obserwuję Chace’a
podczas, gdy on udaje, że przeszukuje strony. Odkąd zaczęliśmy ponad godzinę temu to
ledwo wymamrotaliśmy do siebie chociaż dwa słowa. To skrępowanie doprowadza mnie do
szaleństwa. Wiercę się na krześle, aby było mi wygodniej. Nowy piercing sprawia, że
siedzenie na czymkolwiek jest, jak siedzenie na ostrym głazie.
Rzucam okiem na Chace’a drapiącego mocno szyję.
- Co ci takiego zrobiła ta szyja?- chichoczę chcąc rozluźnić atmosferę.
Odwraca głowę na lewo patrząc na mnie kątem oka.
- Nic takiego. Jedynie umieszczona jest na niej pusta czaszka na którą powinienem
być wkurzony.
Przełykam gulę w gardle. Dlaczego musiał być taki poważny? Nie chcę taka być.
Chcę zbagatelizować całą tą sytuację , bo tak jest po prostu łatwiej.
- Jesteś dla siebie zbyt ostry- besztam go.
Pokonany opuszcza ręce na stół i mówi:- Quinn, posłuchaj, co do wczoraj…
Podnoszę dłoń zatrzymując go w połowie zdania.
- Nie ma o czym gadać.
- Chciałbym, abyś w końcu przestała to powtarzać.
163
- Taka prawda. Przemawiał przez nas alkohol- biorę głęboki wdech zanim wyrzucam z
siebie następne trzy jadowite słowa- Tak jak zawsze.
- Co to miało znaczyć do cholery?
- Myślę, że najlepiej byłoby podzielić wszystkie religie i przedstawić ich stosunek do
śmierci. Możemy też porównać ich obrzędy. Wydaje mi się, że zrobienie tego w ten sposób
ma największy sens.
Nie zawracam sobie głowy jego pytaniem. Nie ma takiej potrzeby. Wciąż jest z Finley.
Nic innego nie liczy się. Ani jego uczucia, ani słowa. Głęboko w środku wiem, że
wypowiedzenie ich na głos przyniesie tylko więcej bólu, a tym zdecydowanie nie jestem
zainteresowana.
Chace wzdycha i obrażony zgadza się ze mną. Zna mnie na tyle dobrze, że gdy
podejmę decyzję odnośnie czegoś wie, że nie ma sensu dalej mnie tym męczyć. To walka
skazana na porażkę. Prędzej wydłubię sobie oczy gorącym pogrzebaczem, aniżeli
porozmawiam o tym, co jest między nami.
Pracujemy nad podziałem religii i zauważamy, że wciąż potrzebujemy jeszcze trochę
źródeł o kilku mniej znanych religiach. Chcąc uciec zgłaszam się, aby poszukać
potrzebnych książek na tyłach biblioteki.
Przechadzam się między rzędami, zanim znajduję dział religijny. Idąc jednym tempem
próbuję nadążyć z czytaniem tak, by przeczytać każdy tytuł, a na dodatek przejeżdżam
palcami po grzbietach książek. Długo nie zajmuję mi znalezienie tego czego szukam, więc
biorę co potrzebuję i wracam do stolika przy którym zostawiłam Chace’a. Będąc niedaleko
słyszę jego głos.
- Cześć, kochanie… Wszystko dobrze… Trening był okropny… znowu… A u ciebie?
Cisza.
Definitywnie rozmawia z Finley. Biorę głęboki wdech i siadam naprzeciwko niego.
Patrzy na mnie i uśmiecha się wskazując na telefon tym samym wymawiając bezgłośnie jej
imię. Kontynuuje słuchania głupot o których bez przerwy mówi Finley za to ja zawzięcie
zajmuję się przerzucaniem kartek w książce.
164
- Jestem w bibliotece z Quinn.
Cały mój świat zatrzymuje się. Ręce przestają się ruszać, a usta otwierają ze
zdziwienia, gdy powoli podnoszę na niego wzrok. Momentalnie wie, że popełnił błąd.
- Och cholera...- mówi zanim rozłącza się i rzuca telefon na stół.
- Co jest kurwa, Chace!
Nieoczekiwanie wybucham gniewem. Wiedziałam, że w końcu to się stanie. Mój
sekret nie mógł być nim wiecznie. Wcześniej, czy później Finley i tak, by się dowiedziała.
-Ja.. Ja… Przepraszam, Q. Nie pomyślałem.
Jak na zawołanie mój telefon zaczyna wibrować w tylnej kieszeni. Wyciągam go, by
zobaczyć twarz Finley na ekranie. Klikam „ignoruj” i zastanawiam się co dalej, ale zanim
mogę pomyśleć komórka znowu wibruje. Powtarzam czynność zabijając wzrokiem
Chace’a. Właśnie dlatego nie chciałam, żeby się dowiedziała.
- Nie rozumiałem i wciąż cię nie rozumiem, Quinn.
- To dlatego, że jesteś ślepy.
- Więc pomóż mi zauważyć. Powiedz mi dlaczego to robisz. Dlaczego chciałaś, aby to
była tajemnica?
- Nie zrozumiałbyś.
- Kurwa mać, Quinn!
Uderza ręką w stół przez co podskakuję. Wskazuje na mnie ze zranionymi i pełnymi
złości oczami.
- Doprowadzasz mnie do szału!
165
- W takim razie,- odgryzam się- powinieneś spędzać czas z kimś mniej wkurzającym
jak, och, może twoją dziewczyną.
Wiem, że moje słowa są okrutne, ale zobaczenie go tak złego coś we mnie zmieniło.
Nagle niczym więcej już się nie martwię. Łapię pasek torby i przerzucam przez ramię. Na
dzisiaj skończyliśmy.
- Chciałbym wiedzieć, kiedy stałaś się taką zimną suką.
Zaciskam zęby nie chcąc się rozpłakać.
- Zawsze nią byłam.
Obracam się na pięcie i wiem, że muszę stąd uciec, jak najdalej od niego, zanim
będzie za późno. Idę tak szybko, jak potrafię nie zaczynając przy tym biec. Nie zawiedźcie
mnie teraz moje stopy.
Słyszę, jak mamrocze przekleństwa przez co wiem, że idzie za mną.
- Quinn, zatrzymaj się! Przepraszam!
Rozważam dalszą ucieczkę, ale zdaje sobie sprawę, że nie ma to sensu. Wszyscy tutaj
jesteśmy. Cała nasza trójka. W Bostonie. Czym prędzej uporam się ze swoimi problemami
tym szybciej zrobi to reszta. Więc po wyjściu na zewnątrz zatrzymuję się w miejscu, a
Chace staje naprzeciwko mnie.
- Przepraszam, Q. Ale to jest takie porąbane. Nic nie rozumiem, a wiedza, że się ode
mnie odcinasz doprowadza mnie do szaleństwa.
Stoję w ciszy przed nim i przełykam łzy, które pojawiły się przez niego.
- Proszę. Quinn. Błagam cię.
Niepewna tego, co mogę powiedzieć, a co nie po prostu zaczynam od początku.
166
- Pójście do BC było moim planem od zawsze. Składałam podanie we wczesnej
rekrutacji. Zostałam przyjęta w listopadzie- Rani mnie dezorientacja na jego twarzy, więc
odwracam wzrok- Gdy dowiedziałam się, że Finley idzie na Harvard wiedziałam, że muszę
utrzymać ją w niewiedzy. Więc sprawiłam, aby wszyscy myśleli, że zostaję w domu.
Musiałam odseparować się od niej- biorę głęboki wdech i patrzę mu w oczy- I od ciebie.
- Quinn…
Marszczę brwi i podnoszę dłoń- Później, kiedy wszystko się zmieniło wiedziałam, że
to jedyna droga. Niestety nie spodziewałam się ciebie tutaj.
- Ale jestem.
- Tak jesteś. Ale to nic nie zmienia.- Przestaję mówić i poprawiam pasek na ramieniu-
Do zobaczenia, Chace.
Odchodząc patrzę na telefon. Dziesięć nieodebranych połączeń i dwadzieścia
wiadomości. Finley zdecydowanie jest wkurzona. Zastanawiam się, czy dalej się do niej nie
odzywać, ale wiem lepiej. Jest na tyle szalona, żeby pojawić się przed moimi drzwiami, jeśli
nie odezwę się do niej. Tak więc szybko piszę wiadomość, aby ją udobruchać.
Ja: Zgaduję, że mój sekret wyszedł na jaw. Chace będąc tutaj po królewsku
zniszczył mój wspaniały plan. LOL. Mam zajęcia, zadzwonię później. Ale wiedz, że nie
zrobiłam tego, by cię zranić. Zrobiłam to dla siebie.
I to była na Boga cała prawda.
167
25
Chace
Nie minął jeden dzień, jak Finley wiedziała o pobycie całej naszej trójki w jednym
mieście, a już zaczęła przejmować dowodzenie nad naszym życiem towarzyskim.
Następnego popołudnia zadzwoniła do mnie i Quinn, by poinformować nas o przyjeździe
Grega. Zaznaczyła, że chłopak nie wie o tutejszym pobycie Q oraz przedstawiła swój plan
na niespodziankę dla niego, czyli pójście na mój mecz i nagłe pojawienie się koło niego
Quinn.
Z loży dla zawodników obserwowałem, jak Finley z Gregiem usiedli na trybunach, a
chwilę później Quinn zakradła się za niego i zakryła mu oczy dłońmi. Od razu obrócił się i
szczerze podekscytowany zgarnął ją w ramiona. Po raz pierwszy od dłuższego czasu moja
przyjaciółka wyglądała na naprawdę szczęśliwą.
Po meczu podjęliśmy decyzję, aby zamówić pizze i posiedzieć wspólnie w moim
pokoju. Tylko nasza czwórka. Jak za dawnych czasów. Choć na jeden wieczór chce udawać,
że wakacje nie miały miejsca. Że Finley nie zasugerowała nam wspólnych zabaw po pijaku.
Że razem z Quinn nie przenieśliśmy naszej znajomości na całkiem nowy poziom. Że nie
wylądowaliśmy na tym samym college’u zagubieni we własnych emocjach. Dzisiejsza noc
jest tylko i wyłącznie nasza. Spotkanie przyjaciół. To wszystko.
Wsadzam kawałek pizzy do ust obserwując, jak Quinn skubie pepperoni.
- Co jest z tobą?- pyta Finley zauważając jej paskudny nastrój i brak apetytu.
- Po prostu nie mam ochoty na pizze. Muszę uważać na swoją dziewczęcą figurę itd.
- Idź najedz się smegmy
Grega- dokucza Finley- Zdecydowanie ma mało kalorii.
Quinn marszczy nos zniesmaczona.
18 Mazista biała lub żółta serowata wydzielina gromadząca się u mężczyzn pod napletkiem
168
- Ew. Obrzydliwe. Nie jest obrzezany?
Wybuchają śmiechem i na moment zapominam o swoich zagmatwanych uczuciach. W
tym momencie są jedynie osobami o które bardzo się troszczę. Cholera, mogę nawet
powiedzieć, że je kocham. Głęboko w środku wiem, że to prawda. Obie zajmują szczególne
miejsce w moim sercu. Tylko w końcu muszę się dowiedzieć do kogo należy w całości.
- Drogie panie- woła Greg- Jeśli chcecie wiedzieć to tak, jestem obrzezany. Jednakże
nie posiadam żadnej takiej substancji, aby podzielić się z wami.
- Och. Cholera- mówi Quinn.
- Wygląda na to, że musisz jeść pizze, Q- wtrącam.
Podrywa głowę, jakby mój głos ją zaskoczył i patrzy na mnie ze ściągniętymi
brwiami. Twa to tylko sekundę, więc zanim mogę odpowiedzieć na jej spojrzenie ona już
patrzy z powrotem na swoją pizze.
- Och, no dobra. Szczerze mówiąc to czekałam, aż będę mogła się napchać. Co zrobię
właśnie teraz.
Wzrusza ramionami wkładając do ust kawałek pizzy. Jęczy i mlaska robiąc z tego
jeszcze większe przedstawienie.
Greg potrząsa głową z głupim uśmieszkiem na ustach- Boże, tęskniłem za wami.
- Awww- mówi Quinn z pełnymi ustami- My też tęskniliśmy za twoimi cyckami,
Greg.
Greg pochyla się, owija ramiona wokół Quinn i przyciąga ją do siebie, aby pocałować
w czoło. Czuję, jak się czerwienię i temperatura mojego ciała wzrasta dziesięciokrotnie. To
tylko niewinny gest. Greg z Quinn są przyjaciółmi prawie tak samo długo, jak my. Troszczy
się o nią w platoniczny sposób, ale tutaj pojawia się problem, bo teoretycznie ja też tak
powinienem. Nagły wybuch zazdrości jest czymś niespodziewanym, więc zmieniam temat
rozmowy:- Jak ci się podoba Uniwersytet Maine?
Śmieje się i zabiera ręce z Quinn.
169
- Już go kocham. Nie ma za wiele do roboty, ale ciągle są tam jakieś imprezy.
Jestem całkiem pewien, że Greg wybierał college pod względem tego, jak wysoko jest
w rankingu imprezowych szkół.
- A jakie są zajęcia?
- A tak, właśnie- mówi nonszalancko- Kiedy uda mi się na nich pojawić są całkiem
przyzwoite.
Śmiejemy się i dalej rozmawiamy na błahe tematy. Omawiamy nasze wybory
college’y oraz dyskutujemy o przyszłości.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że okłamałaś nas odnoście college’u, Quinny.
Finley patrzy na nią z podniesionymi brwiami. Coś mi mówi, że nie kupiła jej wersji.
Quinn wzdycha.
- Rozmawiałyśmy o tym milion razy, Finley. Nie ma sensu więcej tego roztrząsać.
- Ale Greg nigdy nie słyszał twojej opowieści.
- To nie jest opowieść. Tylko prawda.
Pokój wydaje się dziwnie mniejszy. Nagle nie jest to już beztroska pogawędka. Tylko
głębsza rozmowa mająca swoje źródła. Przez poczucie winy czuję się niekomfortowo i
wiercę na podłodze. Może Finley nas rozgryzła. Może wyczuła zmiany w naszym
zachowaniu, gdy jesteśmy blisko siebie.
- Nie rozumiem, dlaczego się tak bronisz. Wydaje mi się to podejrzane.
- No dobra!- mówi szorstko Quinn.
Ledwo udaje mi się zarejestrować jej kolejne słowa.
170
- Okłamałam was wszystkich mówiąc, że zostaję w domu, ponieważ chciałam iść się
dalej uczyć sama. Chciałam być tutaj sobą. Chciałam przestać być piątym kołem u wozu i w
końcu być wolną.
Greg kładzie rękę na jej ramieniu i ściska pocieszająco.
- Skłamałam, bo chciałam trochę wolności. Kocham was, ale…
- Nie musisz się tłumaczyć- przerywam.
- Owszem, musi.
Finley krzyżuję ręce na piersi i patrzy gniewnie na Quinn.
Czasami potrafi być taką suką, że nie wiem, co ja w niej widziałem, kiedy zaczynałem
z nią chodzić.
- Byliście moim ciężarem przez lata. Nie podejmowałam własnych decyzji i czasami
nie wiedziałam, gdzie kończysz się ty, a zaczynam ja. To mój sposób na znalezienie
własnego ja i czucia się dobrze we własnej skórze. Nadszedł czas, aby być tylko i wyłącznie
Quinn. Nie Quinn: pomagier najlepszych przyjaciół Finley i Chace’a.
- Nigdy nikt tak o tobie nie myślał, Quinn- kłóci się Greg.
- Naprawdę?- pyta cierpko- Kiedy widzieliśmy się ostatnio bez tej dwójki?
Kilka razy otwiera i zamyka usta, zanim w ciszy spuszcza wzrok.
- I to właśnie mam na myśli. Wszystko w moim życiu kręciło się wokół Finley albo
Chace’a. Choć raz w swoim życiu chciałabym być od was niezależna.
Wstaje i bierze torbę z łóżka.
- Więc tak, było fajnie, ale mam inne plany na dzisiaj ze współlokatorką.
171
- Ale Quinn, Greg jest tutaj tylko dzisiaj. Myślałem, że spędzimy ten czas wszyscy
razem.
- Już spędziliśmy.
Zarzuca torbę na ramię, podchodzi do drzwi i otwiera je.
Greg patrzy na mnie z podniesionymi brwiami, jakby oczekiwał, że zatrzymam ją. Ale
nie zamierzam tego robić. Wyraźnie dała do zrozumienia, by zostawić ją w spokoju.
Załapałem.
- Hej, Quinn!- mówi Greg wstając na nogi- Poczekaj, idę z tobą.
Zatrzymuje się i patrzy na nas przez ramię. Greg prędko żegna się z nami, a potem
podchodzi do Quinn. Uśmiecha się i wychodzi przez drzwi, natomiast on jeszcze przez
chwilę patrzy na nas przepraszająco, aż nie opuszcza pokoju. Zostawili nas wyłącznie z
pustym pudełkiem po pizzy i złamanymi duszami.
172
26
Quinn
Wyszłam z pokoju Chace’a tak szybko, jak mogłam nie zachowując się przy tym, jak
wariatka. Nie chciałam dłużej zostać, bo Finley zadałaby mi jeszcze więcej pytań.
Nienawidzę, kiedy dręczy ludzi i zachowuje się, jakby wszystko jej się należało. A na
dodatek nikt nie bierze pod uwagę tego, jak ja się czuję albo przez co przechodzę.
Ale pewnie to moja wina. Jak mogą rozważać coś czego nie są świadomi? Niby Chace
powinien to wszystko wiedzieć, ale faceci nie mają bladego pojęcia o huśtawkach nastroju
kobiet, ani sposobie w jaki działają. Kiedy zachowujemy się, jakby wszystko było w
porządku, ale tak naprawdę więdniemy od środka.
- Hej, Quinn- słyszę wołanie z tyłu, ale nie zatrzymuję się.
Nie zamierzam wracać i tłumaczyć się przed nikim. Po prostu chcę uciec. Nie
obchodzi mnie nawet, co powiedzą na mój temat, ani o decyzji trzymania się od nich na
dystans. W końcu nie muszę być przy nich obecna, aby rozmawiali o mnie i o moim życiu.
Dźwięk kroków staje się coraz głośniejszy, aż Greg zaczyna iść koło mnie. Nie
przestanę narzekać tylko dlatego, że jest koło mnie. Jestem zbyt wkurzona. Ale jeśli chce za
mną podążać tak jak teraz będzie musiał wysłuchać mojej gadaniny.
- Kim ona myśli, że jest? Moją pierniczoną matką? Nie muszę z nią omawiać każdego
szczegółu w swoim życiu. Boże, właśnie dlatego wcześniej podjęłam taką decyzję- kipię ze
złości i przyspieszam kroku, gdy wchodzę na oświetloną ścieżkę.
Mamrocze coś, a w zasadzie pyta, czy to na nią jestem zła. Zabijam go wzrokiem,
zanim odpowiadam.
- Oczywiście. Na kogo innego mogłabym być wkurzona?
- Uch, no nie wiem. Może na gościa od którego próbujesz uciec.
173
Zatrzymuję się w miejscu, odwracam do niego i dźgam palcem w pierś.
- Spójrz- zaczynam, chcąc wyżyć się na nim za powiedzenie tego, co myśli nawet jeśli
ma rację. To niesprawiedliwe względem niego, ale nie mam nikogo innego na kim
mogłabym się rozładować.
Dźwięk muzyki wydobywa się zza podwójnych, szklanych drzwi i nagle słowa, które
zamierzałam powiedzieć wyparowały mi z głowy. Patrzę w górę chcąc przeczytać nazwę
tego miejsca.
Krzywa Śruba.
Wpadające w ucha.
Ochhh. I dzisiaj noc karaoke. Właśnie tego potrzebuję. Śpiewanie od zawsze było
moim lekarstwem. Dlaczego nie miałoby to zadziałać teraz?
- Karaoke?- zabieram z niego palec i wskazuję na szyld.
- Jestem za.
Uśmiecha się złowieszczo i zaciera dłonie.
- Muawahahahaha.
Greg wydaje z siebie najgorszą imitację Doktora Zła.
Wchodzimy do środka i znajdujemy do siedzenia wysoki stolik z dwoma krzesłami
zaraz obok sceny. Dwie dziewczyny stoją na podium śpiewają nierówną i niezbyt udaną
wersję Salt-N-Papa What a man. Są słodkie.
- Idę przejrzeć listę piosenek. Zaczekaj tutaj, bo chcę, żeby to co wybiorę było
niespodzianką.
Odpycham krzesło od stolika i wstaję.
174
- Nie ma sprawy, szefowo.
Greg salutuje.
Otwieram segregator sprawdzając tytuły oraz autorów, a przy tym kręcąc i marszcząc
nosem. Wybór jest okropny, ale i imponujący. Dzisiaj na pewno będzie interesująco. Mój
palec zatrzymuje się na piosence, którą po prostu muszę zaśpiewać. Już nawet nie muszę
dalej szukać. Sprawdzam w połowie pełną listę i wpisuję swoje imię na dole. A zaraz pode
mną Grega.
Wracam w podskokach i z wielkim uśmiechem na ustach do naszego stolika.
- Idź wybierz piosenkę – mówię rozradowana.
- Nie muszę- odpowiada chwilę przed tym, jak bierze łyk ze swojego drinka.
Otwieram słomkę i wbijam ją w sodę, którą zamówił dla mnie Greg. Obserwuje mnie,
kiedy biorę duży łyk picia i zastanawiam się, jaką piosenkę chciałby zaśpiewać.
Nieoczekiwany smak podrażnia moje gardło, więc wypluwam całość i mówię mu, że moje
picie jest czymś doprawione.
- Zbyt mocne?- pyta ze złośliwym uśmieszkiem biorąc kolejny łyk drinka.
- Podałeś mi pigułkę gwałtu?- dokuczam pijąc sodę już wiedząc, jakiego smaku się
spodziewać.
Śmieje się.
- Jakbym musiał dosypywać ci coś do picia, żeby zaciągnąć cię do łóżka.
Poważnieje i wiem, że żarty odchodzą na chwilę na bok. Wiercę się lekko na siedzeniu
nie wiedząc, co powiedzieć. Greg jedynie potrząsa głową i wzdycha, zanim dopija resztę
napoju.
- Potrzebuję kolejnego drinka- mówi, odsuwając się od stolika- Dobrze się czujesz?
175
Wskazuje na moją sodę, która jest praktycznie pełna.
Uśmiecham się.
– Tak, jest dobrze.
I to prawda. W tym momencie mam wszystko, czego potrzebuję. Wspaniałego
przyjaciela, muzykę, za niedługo będę śpiewać, a na dodatek mam doprawioną sodę.
DJ zaczyna wywoływać osoby, ale nikt nie wychodzi na scenę. Najwyraźniej ludzie,
którzy byli wpisani przede mną na listę już wyszli. Dla mnie nie ma problemu. Jedynie
rozkręcę tą imprezę wcześniej, niż planowałam. Słyszę swoje imię, więc odsuwam krzesło i
kieruję się na podium.
- Dzięki Bogu- słyszę, jak mamrota DJ, kiedy idę w jego stronę. Pochylam się nam
konsoletą mówiąc mu, jaką piosenkę zaśpiewam, a następnie podchodzę do mikrofonu. Nikt
nie zwraca na mnie uwagi przez co mam mniejszą tremę. Greg wraca do stolika i głośno na
mnie gwiżdże, wywołując tym samym uśmiech na mojej twarzy.
- Dajesz, Q.
Słyszę granie bębnów z piosenki
Flagpole Sitta
Harveya Danera i nie potrafię już
ustać w miejscu. Jest coś w tej piosence, co wprawia człowieka w ruch nawet, jeśli jest to
tylko kiwanie do rytmu głową. Kiedy nadchodzi refren zaczynam tańczyć i podskakiwać, a
Greg robi to samo tyle, że przed sceną i na swój własny szalony sposób. Jest przesadnie
dramatyczny, dlatego muszę odwracać od niego wzrok, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
Piosenka zwalnia, upadam na kolana i zamykam oczy zatracając w melodii. Wstaje na
nogi chwilę przed tym, jak bębny ponownie rozbrzmiewają pełną mocą. Otwieram oczy i
widzę zapełnioną przestrzeń przed sceną na której już dłużej nie bawi się tylko i wyłącznie
Greg.
Utwór się kończy, a bar wybucha oklaskami i gwizdami. Greg wskakuje na podium,
łapie mnie w swoje ogromne ramiona i unosi ku górze.
- Urodziłaś się dla takich właśnie występów- szepcze mi do ucha, zanim powoli
opuszcza na dół- Mówię poważnie. Mógłbym mieć orgazm słuchając tego, jak śpiewasz.
176
- Jest to pewnie jakiś rodzaj komplementu z twojej strony- śmieje się.
- Zdecydowanie. Według mnie wszystko przez co mogę dojść jest wyjątkowe.
- Więc która z twoich dłoni taka jest?- żartuję.
Przez chwilę twarz Grega jest poważnieje, ale zaraz to mija i wraca do bycia
beztroskim.
- Oby dwie.
Wzrusza ramionami.
Potrząsam głową i odwracam się chcąc zejść ze sceny, żeby zrobić mu miejsce, ale
łapie mnie za rękę odwracając z powrotem do siebie. Bierze drugi mikrofon i puka w niego
kilka razy.
- Ahem. Panie i panowie piosenkę, którą zaśpiewam chciałbym zadedykować
największej kochanej ryzykantce, jaką znam. Jeśli mieliście z nią do czynienia to macie
szczęście. Jeśli nie, przykro mi, bo nie wiecie co tracicie.
Patrzy na mnie i szeroko się uśmiecha.
Rozbrzmiewa dźwięk gitary i chichotam jeszcze zanim Greg wymawia pierwsze
słowa piosenki
Miserable Lita. Mogłam się domyślić. Śpiewając dumnie kroczy w moim
kierunku, a ja kołyszę się do muzyki. Zmniejszam dystans, przylegając plecami do jego
boku i zaczynam tańczyć. Kiedy przychodzi refren nie mogę się powstrzymać i śpiewam
chórki razem z nim.
- Yeah. Yeah.
Rozpoczyna się solówka gitarzysty i prawdę mówiąc Gregowi udaje się naprawdę
epicko udawać, że gra na prawdziwej gitarze. Dziewczyny przy scenie piszczą i dobrze
wiem, jak bardzo mu się to podoba. Ten chłopak został stworzony do stania w blasku
reflektorów- nie ważne gdzie. Wystarczy, żeby występ przyciągał uwagę.
177
Utwór zbliża się ku końcowi. Patrzę na niego i uśmiecham się. Nie musiał za mną iść,
gdy wychodziłam od Chace’a, ale to zrobił. Tak samo nie przyjechał do miasta, aby się ze
mną spotkać- cholera; nie wiedział nawet o moim pobycie tutaj. Ale nie chciał, żebym
została sama. Przyjaźni takiej, jak ta nie da się zniszczyć. Dla mnie jest niezastąpiony.
178
179
27
Chace
Przychodzi do mnie wiadomość, więc patrzę w dół i sprawdzam, czy nie obudziła się
Finley. Była strasznie wkurzona, kiedy Quinn z Gregiem wstali i wyszli. Długo musiałem ją
przytulać i nakłaniać, aby się uspokoiła. Włączyliśmy film, ale po paru minutach zasnęła w
moich ramionach. Wciąż się na nią patrzę, kiedy dźwięk ponownie rozbrzmiewa. Wzdycha i
przewraca się na drugą stronę dzięki czemu mogę otworzyć wiadomości.
Greg: Siema, Idioto!
Greg: Dlaczego nie jesteś na dole pilnując swoją dziewczynę?
Potrząsam głową i szybko odpisuję.
Ja: Ponieważ jestem w pokoju… i opiekuję się nią.
Natychmiast pojawiają się trzy kropki na dole rozmowy dając mi do zrozumienia, że
nie zamierza czekać z odpowiedzią.
Greg: Nie, bądźmy szczerzy. Jesteś z nią tylko, żeby uprawiać seks. Gdybyś tu
był rozkładałbyś namiot. Głos twojej dziewczyny jest piekielnie seksowny. Chyba będę
musiał zrobić sobie dobrze.
Śmieje się pod nosem starając się być cicho. Finley może być ponura, kiedy się obudzi
i szczerze mówiąc naprawdę nie mam ochoty się z nią użerać. Mam wystarczająco dużo
problemów.
Ja: Ona nie jest moją dziewczyną. I trzymaj fiuta w gaciach.
Greg: Możesz siebie okłamywać- możecie robić to obydwoje, ale wiem co widzę. A
właśnie teraz jest nią piekielnie seksowna dupa śpiewająca na scenie prosto ze swojego
serca.
180
Myślałem, że zwiedliśmy wszystkich. Że jakoś udało nam się utrzymać ich w
nieświadomości. Że nie zauważyli przyciągania między nami. Ale ze wszystkich ludzi to
właśnie ten debil musiał nas rozszyfrować.
Przykładam dłoń do czoła i biorę głęboki wdech. Ściany wydają się zbliżać i serce
mocno wali mi w piersi. Greg ma rację. Powinienem tam być. Widziałem, jak śpiewa
Quinn. Naprawdę często. Jest niesamowita. Dłużej nie myśląc wyciągam ostrożnie ramię
spod głowy Finley. Jej blond włosy układają się w aureolę wokół jej głowy. Podpieram się
na łokciu szukając jakiegokolwiek znaku, że się obudziła. Mlaska ustami i jęczy, ale zaraz
potem wraca do snu.
Ostrożnie podnoszę się i wstaję z łóżka, ale nie odrywam od niej oczu idąc przez
pokój. Wkładam buty i szybko wychodzę za drzwi, cicho zatrzaskując je za sobą.
Oczu próbują przyzwyczaić się do mocnego światła przez co trzymam telefon blisko
twarzy. Przesuwam kciukiem po ekranie i wysyłam wiadomość do Grega.
Ja: Gdzie jesteś?
Natychmiast ponownie pojawiają się trzy kropki. Uśmiecham się. Dupek dokładnie
wiedział co robi. Wiedział co powinien powiedzieć, a ja dałem się zmanipulować.
Zszedłem na dół po schodach, kiedy zadzwonił telefon.
Greg: Ha. Wiedziałem. Jesteś porąbany.
Trochę wkurzony, że po prostu nie odpuści wpadam na drzwi wejściowe. Owiewa
mnie zimne powietrze, a bicie serca powoli uspokaja się.
Ja: Po prostu powiedz mi, gdzie do cholery jesteś.
Greg: Miejsce nazywa się Krzywa Śruba. Nie jest daleko od twojego akademika.
Wiem dokładnie o jakie miejsce mu chodzi. Odkąd tutaj jestem przechodziłem kilka
razy obok tej niewielkiej dziury. Nazwa przyciągnęła moją uwagę, ale tak naprawdę nigdy
nie wiedziałem, co tam się znajduję. Teraz już wiem. Wkładam telefon i ręce do kieszeni
kierując się w stronę baru, ale mój telefon znowu dzwoni. Patrzę w dół.
181
Greg: Więc przychodzisz?
Rozglądam się i zastanawiam, co ja tu do cholery robię. Powinienem być w łóżku z
Finley. To nie powinno być takie trudne. Ale wiedza, że Quinn śpiewa tam otoczona
śliniącymi się na nią gośćmi doprowadza mnie do szału. Uważnie zastanawiam się, jak
odpowiedzieć na jego pytanie. Wydaje mu się, że wie co się dzieje między nami, ale nie ma
na to żadnego dowodu. Nikt nie ma i lepiej, żeby tak zostało.
Ja: Nie. Idę spać.
Nie lubię kłamać. Jednak robię to coraz częściej i nie podoba mi się to. Okłamywanie
przyjaciół jest najgorszym uczuciem na świecie. Zaraz obok zdrady. Ale nie chodzi tutaj o
Grega. Cholera, nawet nie o Quinn. Tylko o mnie i jakim jestem łakomym idiotą. Nie tylko
chcę głupi tort, ale nawet po zjedzeniu go dalej pożądam widzianego przez okno jabłecznika
sąsiadów.
Nie chcę, żeby Greg mnie męczył. Gdyby się dowiedział o mojej obecności,
pieprzyłby mi głupoty przez całą noc, a to i tak byłby dopiero początek. Potem byłaby to
tylko kwestia czasu zanim dowiedziałaby się reszta i co wtedy? Wybijam sobie to z głowy
docierając do Krzywej Śruby. Słyszę gwar wylewający się na ulicę.
Od razu rozpoznaję głos Quinn. Choć trudno go dosłyszeć przez te piski i krzyki.
Otwieram drzwi, zostając przywitany przez bramkarza. Zapatrzony w scenę podaje mu
dziesięciodolarowy banknot. Oni poważnie śpiewają piosenkę Hot Potato? Potrząsam głową
z niedowierzania. Kompletnie oszaleli.
Kończą i kłaniają się. Staję przy ścianie chcąc, aby cień mnie zakrył. Nie chce zostać
zauważony. Nie po to tutaj jestem. A tak właściwie to nie mam pojęcia, co ja tu robię.
Greg łapię Quinn w ramiona i mocno przytula, zanim unosi do góry. Opuszczając ją
pochyla się do jednego z mikrofonów:- Co o niej myślicie?
Chłopacy przy barze odpowiadają głośnym wiwatem. Przewraca mi się w żołądku i
zaciskam pięści.
- A teraz pozwolę jej zaśpiewać piosenkę samej- mówi głośno Greg- Nie chcę jej tego
spieprzyć.
182
Bar ponownie wiwatuje i klaska, a Greg całuje Quinn w policzek po czym od razu
zeskakuje ze sceny.
Obraca się i mówi coś do gościa za konsoletą Dj'a. Zaraz po tym rozbrzmiewa
muzyka. Rozpoczyna się powoli i cicho. Quinn zamyka oczy wczuwając się w melodię.
Zaczyna bujać się na boki, a przy tym czule śpiewać. Natychmiast rozpoznaję
piosenkę, jaką jest Linger zespołu The Cranberries. Słyszałem już nie raz, jak ją śpiewała.
Ale tym razem robi to całkowicie inaczej. Przyczajony koło tylnej ściany, znajduję pusty
stolik i siadam, dalej ją obserwując. Nie potrafię oderwać od niej wzroku, jak wyśpiewuje
swoje emocje. Przede wszystkim skupiam się na słowach, które śpiewa prosto z serca, a
refren trafia do mnie w szczególności. Chłopak, czasem obecny, odchodzi. Posiada kontrolę
rozpalając uczucia dziewczyny. Jest poza jej zasięgiem, ale i tak ma ją owiniętą wokół
palca. Słowa są skierowane prosto do mnie. Opowiadają całkiem inną historię niż, gdy
słyszałem je ostatnim razem. Mówią o niej oraz jej uczuciach do mnie. I nagle już dłużej nie
jestem tym dobrym gościem. Przygryzam środek policzka. Jestem jej przeciwnikiem.
183
28
Quinn
Budzi mnie podskakiwanie ręki. Leże spokojnie, a Greg pod moim ramieniem porusza
swoimi cyckami. Najpierw jeden potem drugi. Tam i z powrotem, jakby wygrywał rytm.
O cholera.
Robi to.
Z wciąż zamkniętymi oczami zaczynam chichotać.
-Greg, czy ty właśnie wygrywasz swoimi cyckami Eye of Tiger ?
- Co? A tak, masz rację.
- Tak nimi ćwiczysz?- chichotam jeszcze bardziej.
- Jakby chwilę nam tym pomyśleć to jest to naprawdę dobry pomysł. W równym
stopniu przynosi korzyści. Jeden nie ćwiczy więcej od drugiego.
Obraca się twarzą do mnie.
- W dużym stopniu jestem oportunistą, ale ostatniej nocy odłożyłem tą część siebie na
bok.
- Och, naprawdę?
Podpieram głowę na ręce, aby zrównać się z Gregiem.
- Ochhhhh tak.
184
Śmieje się poprawiając spodnie w kroku przez co się czerwienię, wywołując tym u
niego jeszcze większy napad śmiechu.
- Jeśli byłabyś kimś innym nie byłbym w stanie tak grzecznie koło ciebie spać.
- Mmm hmm, czułam jak to twoje niewiniątko dźgało mnie przez noc w plecy.
Popycham go żartobliwie, ale ani drgnie.
- No hej- unosi ręce w geście niewinności- Nie panuję nad bestią. Mogę jedynie
kontrolować, co z nim robię- poważnieje i opuszcza dłoń do mojej twarzy- Próbowałem, jak
mogłem nie zbliżać się za bardzo do ciebie w nocy.
- A co jeśli tego chciałam?
Naciskam. Nie jestem pewna dlaczego, ale z jakieś nieznanego powodu, poza moją
kontrolą albo racjonalnym wyjaśnieniem chciałabym, aby mnie pocałował. Chcę, żeby
złapał mnie w swoje umięśnione ramiona i przyciągnął do siebie. Żeby przejął kontrolę nad
myślami i ciałem, a także wymazał z pamięci osobę której pragnę, ale nie mogę mieć.
Pragnę tego. Cholera jasna. Po prostu chcę coś poczuć.
- Chciałam to forma przeszła… więc zgaduję, że teraz to i tak nie ma znaczenia.
Marszczy nieco brwi.
- A co jeśli wciąż tego chcę?
Przytulam się, przerzucam przez niego nogę, popycham na plecy i siadam na nim
okrakiem. Jeśli dalej będę tyle myśleć to wycofam się. A tak nie może się stać. Chce się
dowiedzieć, jak to jest być z kimś innym. Znam Grega: wiem, że będzie dla mnie delikatny.
Może nie jest super Casanową dla swoich zdobyczy z Tindera, ale dla mnie taki będzie.
Troszczy się o mnie. I dlatego tego chcę.
Nie daję mu szansy odpowiedzieć, bo zamykam jego usta pocałunkiem. Czuję, jak mu
staje pomiędzy moimi nogami, co mówi samo za siebie.
185
Też tego pragnie.
A wiedza ta sprawia, że pożądam go jeszcze bardziej. Nie kontroluję już swojego
ciała, gdy przylegam do niego.
To takie przyjemne.
Łapie mnie za tyłek, mocniej do siebie przyciska i jeszcze szybciej porusza. Uczucie
jest niesamowite. Drżę i tracę siły. Jego język jest taki, jak to sobie wyobrażałam
zdecydowany, ale nie przytłaczający.
Jęczy.
Potem robię to ja.
Wstrzymuje się. Czuję to. Podoba mu się, ale nie chce zajść za daleko. Podkręca mnie
to jeszcze bardziej. Chowam głowę w zagięcie między jego głową, a ramieniem opanowana
przez rządzę i podniecenie.
- Zrób to, Q- szepcze w moją skórę, wywołując u mnie ciarki- Nie powstrzymuj się.
Moje ciało, jakby czekało na pozwolenie poddaje się.
I poruszam się.
I jeszcze raz.
I jeszcze.
Oddycham ciężko i drżę, ale Greg mocno mnie przytrzymuje. Trzymając nieruchomo
mój tyłek powoli odrywa ręce. Nie chcę, żeby tego robił. Jeszcze nie skończyłam. Pragnę
więcej.
Kiedy już normalnie oddycham zaczynam go całować od obojczyka do ucha po czym
liżę koniuszek płatka ucha i lekko przygryzam.
186
Jęczy i przyciska się do mnie.
Jęczę i mocno na niego napieram.
Jest taki twardy, że chciałabym go poczuć skóra przy skórze. Nie wiedząc dokładnie
co robię, ale po postu płynąc z prądem zaczynam wycałowywać drogę w dół jego nagiej
klatki piersiowe.
- Poczekaj- mamrocze.
- Hmm.
Nie przestaję go całować.
- Poczekaj, Q.
Przeczesuje moje włosy palcami przez co mam ochotę jeszcze szybciej zjeżdżać w dół
ustami.
- Przestań. Zatrzymaj się.
Łapie moją twarz w dłonie powstrzymując od dalszego całowania. Unoszę wzrok
nieco zdezorientowana i nagle strasznie skrępowana.
- Czy...- opuszczam wzrok- Czy coś zrobiłam źle?
Z powrotem spoglądam na niego i obserwuję, jak otwiera oraz zamyka oczy, a
następnie bierze kilka głębokich wdechów.
- Nie. Wszystko robisz dobrze. Cholernie dobrze.
Przesuwa palcem po mojej górnej wardze, a ja po prostu patrzę i zastanawiam,
dlaczego mnie zatrzymał mnie skoro miał na mnie ochotę. Wygląda na zagubionego- prawie
tak samo, jak sama czułam się wcześniej.
Nagle to pojmuję i spuszczam wzrok, nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy.
187
- Tak bardzo jakbym chciał...- unosi moją twarz zmuszając, abym na niego popatrzyła-
Żadne słowa nie opiszą, jak bardzo tego pragnę… albo raczej, jak później będę sobie pluć w
twarz za zrobienie tego. Po prostu nie mogę być tym kolesiem, Q.
Łza płynie po mojej twarzy- ta na którą jestem zła za wyjście z ukrycia. Greg szybko
zauważa i zamiast wyciągania ze mnie przez co płaczę, delikatnie wyciera ją i wyjaśnia
dalej.
- Za bardzo mi na tobie zależy. Nie jesteś typem dziewczyny z którą chciałbym się
przespać i zostawić. Jesteś taką dziewczyną na zawsze. I nawet jeśli pewnego dnia byłaby
taka możliwość nie wiem, czy chciałbym spieprzyć naszą przyjaźń. Musisz zrozumieć, jaka
jesteś wartościowa.
Delikatnie trzyma moją twarz w swoich silnych dłoniach. W jego dotyku, jak i
spojrzeniu jest szczerość- taka jakiej nigdy w życiu u niego nie widziałam. Całkowicie
nowa twarz Grega o której nie miałam pojęcia. Zastanawia mnie dlaczego ją ukrywał.
Muszę spróbować lekko rozluźnić atmosferę, bo jeśli tego nie zrobię rozpłaczę się, a
na to nie mogę pozwolić.
- Cieszę się, że tak myślisz, G.
Uśmiecham się najlepiej, jak potrafię nawet, jeśli jest to cholernie sztuczny uśmiech.
- Nie tylko ja tak myślę.
Podnoszę brwi.
Otwiera usta, aby odpowiedzieć chociaż i tak wiem kogo ma na myśli, a wtedy…
Puk. Puk.
- Już idę!- krzyczę, schodząc z Grega i cicho dziękując osobie po drugiej stronie za
uratowanie mnie. Przeczesuję włosy palcami próbując ukryć fakt, że właśnie dobierałam się
do Hulka, który wciąż leży na moim łóżku z widoczną erekcją, ale stara się ją ukryć.
188
Śmieje się przekręcając zamek i otwieram drzwi. Po czym urywa się w połowie, a ja
ukrywam twarz za maską.
- Chace.
- Bingo!
Słyszę, jak woła z łóżka Greg i wiem dokładnie do czego się odwołuje. Imię, które
jeszcze przed chwilą był tak blisko wypowiedzenia. A oto stoi tu we własnej osobie z
wytrzeszczonymi oczami.
Uśmiecham się w środku. Pełnym, wielkim, głupkowatym uśmiechem z zębami. Ooo
czy to możliwe, że Chace’uś jest zazdrosny o chłopaka w moim pokoju? Ciekawe dlaczego,
ale wydaje mi się, że wiem. Niech teraz on poczuje się tak, jak ja.
Więc zaczynamy zabawę.
189
29
Chace
Przełykając gulę w gardle wyciągam rękę i lekko pukam do drzwi. Coś we mnie
pękło, gdy zobaczyłem Grega w łóżku Quinn. Ponownie. Robiłem co mogłem, by zebrać
swoje życie do kupy oraz udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy tak naprawdę
głęboko w środku szalałem z zazdrości. Więc teraz zamiast podejść do wszystkiego na luzie,
wyrzuciłem całą swoją złość za zostawienie nas, a także bycie egoistami na Quinn i Grega.
Oboje zagotowaliśmy się w sobie i powiedzieliśmy za dużo. A do tego żadne z nas
nie zwracało uwagi na Grega, który wszystkiemu się przyglądał. Powracają do mnie tamte
wydarzenia, gdy czekam pod drzwiami.
- Co to kurwa ma znaczyć!
Wstrząśnięty widokiem Grega w jej łóżku od razu straciłem nad sobą panowanie.
- Wygląda na to, dobrze się wczoraj bawiliście!
- Było zajebiście- odgryzła się- A co cię to w ogóle obchodzi? Spałeś ze swoją
dziewczyną; ja natomiast poszukałam ciepła gdzie indziej!
- Doprowadzasz mnie do szału!
- Już ci to powiedziałam, nie musisz spędzać ze mną czasu!
Zrobiłem krok w jej stronę.
- Może nie powinienem.
Zamiast odsunąć się to przysunęła jeszcze bardziej.
190
- Może pomoże ci to z twoim rozszalałym sercem!
Greg odchrząknął przypominając nam, że nie byliśmy sami.
- Może nie wszystko rozumiem, ale wiem za to, że w tym momencie powinniśmy stąd
wyjść kolego.
Greg przerzucił przeze mnie ramię i skierował w stronę korytarza.
- To najmądrzejsza rzecz, jaką kiedykolwiek powiedziałeś!
Wykrzyczała Quinn, gdy szliśmy do wyjścia. Ledwo zrobiliśmy krok na korytarz, a
drzwi już zamknęły się za nami.
Natychmiast zwalczyłem chęć odwrócenia się i wpadnięcia z powrotem do jej pokoju.
A zamiast tego spojrzałem na Grega, który patrzył na mnie ze współczuciem w oczach.
- Koleś…
Podniosłem rękę dając mu sygnał, aby nie kończył zdania; nie chciałem tego słuchać,
więc zaczęliśmy iść w ciszy. Chwila moment byliśmy na zewnątrz. Wziąłem głęboki wdech
świeżego powietrza, zanim Greg przemówił ponownie.
- Muszę coś ci to powiedzieć Chace, zazdrość do ciebie nie pasuje.
- O co mam być do cholery zazdrosny?
- Na górze róże, na dole fiołki, a Greg rozdziewicza nasze aniołki.
Spoglądam na jego uśmiechniętą twarz. Próbuje mnie sprowokować. Ale widać, że
niewiele wie, bo już dawno zrobiłem to w te wakacje.
- Niezła próba, Greg.
- Kolo będę z tobą szczery.
191
- No proszę.
- Kurwa, nawaliłeś.
Opadłem na ławkę i choć zawahał się podążył za moim przykładem.
- Powiedz mi coś czego nie wiem- powiedziałem wzdychając- Już nawet nie wiem, co
mam robić.
- Nikt nie podejmie za ciebie decyzji. Musisz naprawić pewne błędy. Zacznij używać
głowy, a przestać myśleć fiutem.
Zaśmiał się cicho.
- Zabawne, że ty to mówisz.
- Jak to się czasem mówi „Rób jak mówię, a nie bierz ze mnie przykładu”.
Przez chwilę nic nie mówił po czym położył rękę na moim ramieniu i ścisnął.
Zwróciłem na niego swoją uwagę pragnąc jakiejś wskazówki.
- Cokolwiek zrobisz Chace… nie możesz jej stracić.
Dzisiaj musimy popracować nad tym przeklętym projektem z religii. Ale zanim
zaczniemy, chciałbym parę rzeczy naprawić.
- Jeszcze chwilka.
Słyszę szelest za drzwiami, a potem otwierają się drzwi ujawniając kompletnie
rozczochraną Quinn.
- Jezu, wyglądasz koszmarnie- mówię pierwsze, co przychodzi mi na myśl.
Mruży oczy, więc natychmiast chcę naprawić swój głupi błąd.
192
- No wiesz- kipi ze złości i odsuwa na bok, aby zrobić mi miejsce- Cudzołożnik taki,
jak ty w szczególności powinien wiedzieć, jak wyglądają koszmary w piekle.
Wzdrygam się.
- Ouch.
- Przepraszam- mówi cicho.
Spuszcza wzrok przez co wiem, że naprawdę jest jej przykro. Ale i tak nie jest to
mniej bolesne.
- To był cios poniżej pasa- przyznaje patrząc z powrotem na mnie.
Wzruszam ramionami i biorę głęboki oddech.
- Przyniosłem coś na znak pokoju- mówię podnosząc pizze i piwo- Doszedłem też do
wniosku, że skoro razem utknęliśmy pracując nad tym projektem, równie dobrze możemy
dać z siebie wszystko.
- Utknęliśmy?
Czeka na moją odpowiedź, ale nie słyszy jej. Wzdychając przechodzi koło mnie i
siada na krawędzi łóżka.
- Niezły dobór słów, Chacer.
- Przykro mi, Q. Nawaliłem.
Pokonany odkładam pudełko pizzy i piwo na biurko.
- Po prostu czuję, jakby wszystko się spieprzyło. Jakbym już dłużej cię nie znał.
Śmieje się pod nosem. Jest wymuszony i sztuczny, ale z drugiej strony to wciąż
śmiech.
193
- Przestań zachowywać się jak dziecko i skończymy ten projekt- mówi Q.
Oczywistym jest dla mnie to, że tylko gra taką niewzruszoną tym, co dzieje się między
nami, a tak naprawdę dokucza mi, by czuć się swobodniej.
Chciałbym jej uwierzyć. Ale to gówno prawda. Coś w jej głosie mówi mi, że tak nie
jest. Obserwuję, jak przechodzi przez pokój, bierze książki i laptopa, a następnie siada na
podłodze opierając się plecami o łóżko. Nie wahając się bierze kawałek pizzy z pudełka
oraz otwiera piwo. Tymczasem ja wciąż stoję na środku pokoju, jak totalny idiota.
Bierze wielki gryz pizzy po czym patrzy na mnie.
- Przyszedłeś tutaj pracować, czy być wredny?- przez chwilę nic nie mówi czekając na
moją odpowiedź, która się nie pojawia- Bo jestem zmęczona Chace i nie mam ochoty się
dzisiaj żreć. Więc jeśli nie chcesz tego robić teraz dla mnie nie ma problemu. Spotkamy się
kiedy indziej. I tak śmierć w religii za bardzo mnie nie pociąga.
Potrząsam głową, chwytam piwo i siadam naprzeciwko niej. Przykładając je do ust
biorę długi łyk, by ochłonąć. Niestety powoli pomaga, więc uśmiecham się z przymusem.
Jeśli zamierza unikać tematu po prostu zrobię to samo.
- Niee, miejmy to dziadostwo już za sobą.
Po jednej dużej pizzy i dwunastu piwach w zasadzie skończyliśmy.
- A teraz- mówię zbierając porozrzucane po podłodze papiery- Jedyne co jeszcze
musimy zrobić to prezentację.
- To do dupy, bo wydaje mi się, że oboje jesteśmy lekko pijani.
Chichota, a ja spoglądam na nią z uśmiechem na ustach. Słuchanie jej prawdziwego
śmiechu jest przyjemnym dźwiękiem przypominającym o prostszych czasach. Takich zanim
194
się pojawiłem i wszystko spieprzyłem. Kiedy byliśmy jedynie Chacem i Quinn- najlepszymi
przyjaciółmi. A nie Chacem i Quinn- przyjaciółmi tkwiącymi gdzieś pomiędzy
normalnością, a piekłem. Orientuję się, że się na nią gapię, kiedy patrzy w górę i łapie mnie
na tym. Czerwieni się i spuszcza wzrok z powrotem na podłogę. Wstajemy w tym samym
czasie przez co uderzamy się czołami i spadamy na tyłki.
Wybuchamy o wiele głośniejszym śmiechem niż normalnie, by pozbyć się napięcia.
W końcu mój śmiech zamiera, a zostaje jedynie chichot Quinn. Ten moment uświadamia
mi, jak bardzo tęskniłem za wiedzeniem jej szczęśliwej. Cholera, tęskniłem też za nią.
Dalej się śmieje, kiedy nie mogąc się już powstrzymać wyciągam dłoń i kładę na jej
policzku. Robię to delikatnie spodziewając się wzdrygnięcia albo czegoś gorszego, jak np.
odepchnięcia, zamiast tego przytula się do niej. Z zamkniętymi oczami wygląda na
upajającą się tym.
Serce mi pęka.
To nie w porządku.
Te uczucia.
Nie potrafię ogarnąć, jak znaleźliśmy się w takiej sytuacji.
Powinienem przestać.
Teraz.
Tylko to pogarszam.
- Quinn…- zaczynam, mając nadzieje, że mój głos nas otrzeźwi.
Ale tego nie robi. Wydaje się, jakby nawet mnie nie słyszała. Zamiast sprowadzić nas
z powrotem do rzeczywistości to z wciąż zamkniętymi oczami kładzie swoje dłonie na
mojej i zatrzymuje w miejscu.
- Quinn- mówię trochę głośniej.
195
Otwiera oczy i spływa pojedyńcza łza. Wycieram ją kciukiem.
- Powinieneś wyjść- szepcze.
Nawet jeśli właśnie tego chciałem jestem lekko zawiedziony.
- Taa. Powinienem.
Choć ma rację, nie ruszam się. Moja ręka dalej spoczywa na jej policzku, a nasze ciała
prawię się stykają.
- Proszę, Chace.
Jej głos drży. Wiem, że to przeze mnie, ale mimo to nie potrafię znaleźć w sobie siły,
by odejść. Jeśli wyjdę będę musiał dać sobie z nią spokój, a nie dam rady tego zrobić.
Jeszcze nie, a najprawdopodobniej nigdy. Robię krok bliżej, ale sapie i odsuwa się.
- Nie ważne, jak daleko ode mnie uciekniesz i tak los nas do siebie ściągnie, Q.
- Nie powinno tak być. Nie może.
- Ale taki jest fakt.
Czuję rozchodzące się ciepło po wypitym piwie, które dodaje mi odwagi, aby wyrazić
to co we mnie siedzi.
Robi kolejny krok w tył starając się zwiększyć dystans między nami, ale uderza
plecami o ścianę. Spina się i przeszukuję moją twarz w poszukiwaniu wskazówki odnośnie
tego, co czuję. Życzę jej szczęścia, bo nawet ja nie wiem. Przygryza wargę, zanim bierze
głęboki wdech i mamrocze coś czego nie dam rady usłyszeć.
Marszczę czoło, gdy próbuję rozróżnić słowa.
- Co ty właśnie powiedziałaś?
- Dla mnie zawsze tak było, Chace.
196
Przekrzywiam głowę zaciekawiony. Kładę ręce na ścianie koło jej głowy
uniemożliwiając ucieczkę. Koniec zabawy. Muszę w końcu zroumieć.
- O czym ty mówisz?
- Pragnę cię, Chace. Od zawsze. Tak naprawdę nie pamiętam dnia, żeby tak nie było.
Słowa te są moją zgubą i już dłużej nie czekając całuje ją. Byłem ślepy, ale
przejrzałem teraz na oczy.
Jęczy w moje usta, co jeszcze bardziej mnie rozpala. Przyciskam się do niej, wciąż
pewnie opierając się rękami o ścianę. Rozchyla usta pozwalając odnaleźć się naszym
językom. Smakuje jak wiśniowa pomadka do ust z dodatkiem piwa, aż nie potrafię się jej
oprzeć. Owija ramiona wokół moich bioder oraz łapie koszulkę w dłoń. Nawet jeśli dzielą
nas warstwy ubrań i tak jest to niesamowicie podniecające.
Przez to lekkie pocieranie tracę nad sobą kontrolę. Moje ręce wędrują do dolnej
krawędzi jej koszulki i szybko podnoszę ją w górę. Quinn unosi ramiona uwalniając się od
ubrania pokazując swoje opalone ciało. Widok ten zapiera mi dech w piersiach. Do tego
momentu zachowywaliśmy się dziko i pospiesznie, ale nagle mam ochotę nieco zwolnić.
Wielbić Quinn tak jak sobie na to zasługuje.
Przez chwilę wpatruję się w jej oczy, a następnie opuszkami palców przebiegam po
obojczyku. Zmieniam trasę w dół jej ciała docierając do brzucha.
- Szkoda, że wcześniej tego nie widziałem- mówię.
- Co takiego?
- Ciebie.
Schylam się i całuje między piersiami. Jej ręce są w moich włosach, gdy całuje
zmysłowo każdy skrawek jej ciała. A kiedy przejeżdżam językiem wzdłuż krawędzi spodni
dresowych bierze gwałtowny dech. Wstaję, łapię pod udami i unoszę w górę. Chichota, a
moje cholerne serce bije szybciej. Odwracam ją do siebie, całuję po szyi oraz niosę w
kierunku łóżka. Delikatnie układam ją na nim. Przez chwilę podziwiam jej cudowne ciało
po czym pochylam się i chwytam za gumkę dresów. Waham się, dlatego patrzę na nią
197
czekając na pozwolenie, aby kontynuować. Przejeżdża językiem po dolnej wardze, jakby
rozważała swój następny ruch. Jestem kłębkiem nerwów, bo wiem że dałaby radę mnie
zatrzymać. Quinn unosi tyłek w górę i kręci biodrami zachęcająco. Odrzucam spodnie i
obawy na bok.
W momencie, gdy odsłaniają się jej niewielkie, koronkowe majtki mam wielką ochotę
jej posmakować. Wolno schodzę głową w dół, czekając na jej reakcje. Nie odrywamy od
siebie spojrzenia, a Q oddycha tak ciężko, jakby właśnie skończyła biegać. Zamykam oczy,
przejeżdżając językiem wzdłuż krawędzi bielizny. Wije się pode mną, szarpie biodrami w
górę. Kładę dłoń na brzuchu i wędrują nią po wilgotnej ścieżce jaką po sobie zostawiłem.
Niewielki uśmiech pojawia się na moich ustach, kiedy łapię za cienki materiał oddzielający
nas od siebie i ściągam go w dół.
Dwa razy sprawdzam, czy nie przywidział mi się kolczyk między jej nogami. Mój
penis drży i przełykam wielką gulę w gardle, która natychmiast się tam pojawiła.
- No, to coś nowego…
Nic nie mówi. Nic nie musi- rumieńce na policzkach mówią same za siebie. Jest
oszołamiająca, ale nie powstrzymuje mnie to od wykonania zadania. Zniżam głowę i lekko
przejeżdżam językiem po jej centrum. Jęczymy. Jestem między jej nogami, które opadają
na boki. Robię językiem szybkie kółka tym razem naprawdę jej smakując oraz rozkoszując
się każdą sekundą.
Smakuje, jak Quinn.
Piękna. Zabawna. Ostra.
Moja.
Moja.
Moja.
Podczas, gdy myśli szaleją w mojej głowie, poruszam językiem coraz szybciej przez
co głośniej jęczy oraz ponownie unosi biodra z materacu. Używam ręki, aby ściągnąć ją z
powrotem w dół i zatrzymać w miejscu, a następnie dalej pracować ustami. Przy okazji
198
wsuwam w nią palec. Podnosi głowę z poduszki, sapie i wygina plecy w łuk na splątanej
pościeli. Zaciska się wokół mojej dłoni, a mój język chciwie zbiera to, co należy do mnie.
Gdy drżenie ustępuje odsuwam się od niej na tyle daleko, aby skopać własne spodnie i
poruszać się wzdłuż jej ciała, zostawiając za sobą mokry ślad po języku. Biorę twarz Q w
swoje dłonie i patrzę głęboko w oczy. Głaska mnie po plecach wywołując tym spinanie się
mięśni. Unosi głowę i całuje, nie zwracając uwagi na pozostałość po niej na moich ustach.
To najseksowniejsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiła, więc już dłużej nie mogę się
powstrzymać. Ręce Quinn nie odrywają się ode mnie, dlatego jeszcze bardziej mnie to
podnieca.
Leży z ciemnymi włosami rozrzuconymi po poduszce. Pochylam się i delikatnie
znowu ją całuję. Ciągnie mnie w dół do siebie, całuje po szyi, a potem szepcze mi do ucha:-
Bierz mnie. Jestem cała twoja.
Przed wejściem w nią mam chwilę zawahania odnośnie tego co zamierzam zrobić.
Dalsza taka zabawa niczego nie rozwiąże. Jedynie sprawi, że wszystkie będzie jeszcze
cięższe, ale i tak nie mogę się powstrzymać. Jest moja. Potrzebuje mnie. A ja jej. Należę do
niej. Nic innego się nie liczy.
Wchodzę w nią, a jej ciepło otacza mnie w więcej, niż jeden sposób. Posiadam ją. A
może to ona mnie. W każdym razie to i tak nie ma znaczenia, bo wiem jedno.
Nie mogę jej stracić.
Cokolwiek, by się nie działo.
Nigdy.
199
30
Quinn
Co ja, kurwa, zrobiłam wczoraj w nocy? I dlaczego, do cholery myślałam, że to
cokolwiek zmieni między nami? Sex nie naprawia, a jedynie niszczy. Jestem tego idealnym
przykładem. Będąc tą drugą kobietą nigdy nie wygra się mężczyzny. A to, że chłopak
pożąda cię na tyle, aby pieprzyć się za plecami swojej dziewczyny nie znaczy, że chce
czegoś więcej. Nawet przyjaźń nie podnosi twoich szans. Jedynie wszystko komplikuje.
Oraz czujesz się do dupy.
Oboje lekko się upiliśmy, ale ostatnia noc wydawała się taka realna. Naprawdę
rzeczywista. Czułam się, jakbym nie była sama. Że był tam ze mną i to nie tylko fizycznie.
Ale zgaduję, że wymknięcie się w środku nocy mówi dokładnie, co innego. Jestem tylko
kimś do wyładowania napięcie seksualnego, kiedy jego dziewczyny, mojej pieprzonej
najlepszej przyjaciółki, nie ma w pobliżu. Nigdy nie chciałam zniżyć się do tego poziomu.
Nie chcę być taką dziewczyną.
Odmawiam bycia nią. Jestem w pełni świadoma swojej wartości. Czas na zmianę
sposobu działania, co dotyczy również Chace’a
Jest moją słabością.
Nie jestem pewna, czy moje poczucie własnej wartości jest wystarczająco silne, aby
mnie przed nim uchronić. Jak mogę być odporna na coś, co jest moją największą słabością,
kiedy to właśnie tylko on może mnie obronić? W tym samym czasie jest moim wybawcą,
jak i niszczycielem.
Przyszedł czas na odebranie mu władzy nade mną. Władzy o której nawet nie miał
pojęcia.
Jeśli dam radę.
200
Kenna jest dzisiaj chora, więc muszę stawić czoła Chace’owi i wykładom z religii
całkiem sama. Nienawidzę tego uczucia niepokoju. Łapię za klamkę, ale następnie
puszczam ją i odwracam się na pięcie. Mogę opuścić dzisiaj zajęcia. Nie będę mieć przez to
problemów. Trzymając głowę w dół, ściskam mocniej pasek torby i przybliżam ją do siebie.
Ten dzień, miesiąc, semestr, rok oraz wszystko inne może iść do diabła. Mam dość.
Mam dość opuszczania gardy. Jasne, jest to przyjemne… a nawet bardzo. Ale później
moje serce jest w kawałkach. Ledwo poskładałam je ostatnim razem i nie mogę wciąż tego
powtarzać. W końcu zacznę je gubić albo wstawiać w złe miejsca. Jeśli nie zaprzestanę
ulegać zachciankom za niedługo będę nie do poznania.
Nie patrząc, gdzie idę wpadam na kogoś. Nawet nie podnoszę wzroku przepraszając.
Próbuję ominąć tego kogoś, ale zastępuje mi drogę.
- Powiedziałam, że przepraszam- mówię.
Nie mam czasu na zabawy. Muszę stąd uciec.
- Za co dokładnie przepraszasz?
Powinnam się, kurwa, tego spodziewać. Z moim szczęściem zawsze tak jest.
- Daj mi przejść, Chace.
- Nie. Nie uciekniesz ode mnie.
- Ha! Nie ja jestem osobą, która zawsze ucieka- w końcu patrzę na niego i gromię go
spojrzeniem.
Wygląda na smutnego- skruszonego, ale przykro mi już za wiele razy przepraszał. Po
tylu razach i wciąż robieniu tego samego, słowo „przepraszam” traci swoje znaczenie.
- To ostatni raz, kiedy o tym rozmawiamy. Ostatnia noc była błędem. Ogromnym
błędem. Za pierwszym razem myślałam, że to był największy błąd, ale wygląda na to, że
wszystko możemy jeszcze bardziej spieprzyć. Nasza przyjaźń jest w rozsypce. Nie wiem
nawet, czy da się ją naprawić. Natomiast to co wczoraj zrobiliśmy na pewno w tym nie
pomoże. A jedynie jeszcze szybciej zniszczy. Zrozumiałeś?
201
Kiwa głową i chce coś powiedzieć, ale wchodzę mu w słowo.
- Tak samo nie pomaga uciekanie w środku nocy.
Odwracam się i kieruje do pomieszczenia, którego próbowałam uniknąć. Tak czy
inaczej wpadłam już na powód przez który chciałam uciec, więc teraz równie dobrze mogę
już z nim siedzieć w tym samym pomieszczeniu.
- Whoa. Czekaj. To nie tak.
Pojawia się z tyłu, gdy łapię za klamkę przez co spoglądam na niego.
- Nie chcę słyszeć już żadnych więcej wymówek, Chace. Mam tego dość.
Otwieram drzwi, nie przytrzymując mu ich. Od teraz niech radzi sobie sam. Muszę
postawić na pierwszym miejscu siebie i swoje potrzeby. Natomiast martwienie się o niego
przyniesie mi tylko i wyłącznie cierpienie.
Prawie usypiam na zajęciach, ale mimo to próbuję skupić się na dokumentach
pokazywanych przez profesora. Wyłączone światła wcale temu nie pomagają. Nie mogę się
powstrzymać i spoglądam w tył na Chace’a. Podpiera głowę na ręce i najprawdopodobniej
śpi. Nie patrzę się na niego zbyt długo z obawy przed byciem przyłapaną. Nie mogę tak na
niego naskakiwać, a następnie obserwować, jak psychopatka. Muszę przestać zachowywać
się, jak nawiedzona. Albo być wyluzowaną albo nie. Nie mogę wciąż zmieniać zdania. Jemu
pewnie nie podoba się cała ta sytuacja tak samo, jak mi. Jest to całkiem egoistyczne z mojej
strony myślenie, że jestem jedyną poszkodowaną.
Światła ponownie się zaświecają i mija chwila zanim mój wzrok się przyzwyczaja.
Wkładam rzeczy do torby i wstaję idąc w przeciwnym kierunku, niż szedłby Chace. Muszę
zachować dystans. Dokładnie tak samo myśli on skoro wymknął się z mojego pokoju w
środku nocy.
- Cześć, Mięśniaku.
Mówi dziewczyna ze stowarzyszenia żeńskiego i widzę, jak podchodzi do Chace’a z
dwiema przyjaciółkami. Chłopak głośno ziewa i wyciąga ręce nad głowę rozciągając się.
Całej trójce opadają szczęki, a ja prawie wpadam na ścianę.
202
- Jak twój dzisiejszy poranny trening?- pyta.
- Umm, wyczerpujący- odpowiada Chace nie za bardzo rozmowny.
Dalej idę w kierunku drzwi, bo jeśli tu zostanę, zostanie zauważone moje wścibstwo.
Zamierzam wyjść tylnymi drzwiami budynku, a potem iść dłuższą drogą z powrotem do
akademika. Absurdalne jest to, co chcę zrobić, aby nie wpaść na Chace’a. Ale tak będzie
najlepiej. Musi.
Rzucam torbę i ściągam buty zaraz po wejściu do pokoju. Kenna leży na łóżku, ogląda
Netflixa na laptopie oraz je lody. Biorę łyżeczkę po czym rzucam się koło niej.
- Pomaga mi na gardło- mówi biorąc wielką łyżkę lodów z kawałkami czekolady do
ust.
- Może pomoże to mojemu sercu.
Wbijam łyżeczkę w smaczne pyszności, które powinny pomagać na złamane serca.
- Co? Co masz na myśli? Widziałam Chace’a, gdy wracałam od Micka. Myślałam, że
wszystko się między wami poukładało.
Zatrzymuje odcinek „Słodkich kłamstewek” i zwraca na mnie całą swoją uwagę.
- Zeszłej nocy przyszedł, żeby skończyć nasz projekt. Była pizza, picie piwa i sex.
- Brzmi jak zabawa w moim stylu.
- Było naprawdę niesamowicie- uśmiecham się, ale po chwili mój uśmiech znika-
Chace jest z Finley. Najwyraźniej to się nigdy nie zmieni. Nie wspominając o tym, że gdy
wstałam jego już nie było. Jakby nie mógł już ode mnie szybciej uciec.
- Nie będę go bronić. Nie wiem, dlaczego faceci robią takie rzeczy. Według mnie,
patrząc na to co widziałam i co od ciebie usłyszałam jest tak samo rozdarty, jak ty. Wiem
natomiast, że miał rano trening, bo szedł w tamtą stronę, gdy go zobaczyłam. Więc nie
opuścił cię, bo nie chciał dłużej z tobą leżeć.
203
- Powinnam przez to poczuć się lepiej, prawda?
- Tak. Ale jeśli tak się nie stało… .
Podaje mi pudełko lodów, więc wdzięczna wbijam w nie swoją łyżeczkę.
204
31
Chace
Trzymam rękę w lewej kieszeni i ściskam papierowe bilety, które ciążą mi na sercu
odkąd je zdobyłem. Pukając nie wiem jakiej reakcji się spodziewać, gdy zobaczy mnie po
drugiej stronie drzwi. Najzwyczajniej w świecie chcę wrócić do tego, co było. Ruszyć
naprzód zapominając o błędach, które popełniłem. A najbardziej pragnę odzyskać
przyjaciółkę.
Otwierają się drzwi i z przyciśniętym do nich policzkiem oraz schowana za nimi staje
Quinn. Patrzy na mnie i cicho wzdycha. Pewnie myśli, że nie zauważyłem jej pogardy, ale
jest w błędzie.
- Co tam, Chace?- pyta wymuszonym, pogodnym głosem.
Rozważam upchnięcie biletów głęboko w kieszeni i udawanie, jakbym przyszedł w
odwiedziny. Z łatwością mógłbym pojechać na drugą stronę miasta i zabrać na koncert
Finley. Ale to nie w porządku. The Lumineers należą do mnie i Quinn. Nie Finley. Pójście
tam z nią byłoby nie na miejscu.
Powoli wyjmuję bilety i wyciągam w jej stronę. Bierze moją rękę i przyciąga bliżej do
twarzy, aby lepiej się przyjrzeć. Patrzy na mnie zaciekawiona przez co lekko się
uśmiechem.
- Co to ma znaczyć do cholery?
- Bilety na Lumineersów- mówię stanowczo- Kupiłem je parę tygodni temu.
Pomyślałem, że miło byłoby spędzić czas tylko we dwoje i zrobić coś, co ma dla nas jakieś
znaczenie.
Unosi brew. Jest sceptyczna. Ma do tego pełne prawo.
205
- Poważnie, Chacer? Myślisz, że to dla nas dobry pomysł w tym momencie?
Spędzenie razem trochę czasu?
Nie wiedząc, jak odpowiedzieć wzruszam ramionami mając nadzieje, że bilety
wystarczą. Że Quinn podejmie decyzję sama bez mojej odpowiedzi. Głęboko w środku
pewnie domyśla się, jak trudna dla mnie jest ta niewiedza czemu wciąż idę na całość.
Jestem ciągle blisko niej tworząc kłopoty i pogarszając naszą sytuację. Zdaje sobie sprawę,
jakie to niebezpieczne. Ale działa na mnie, jak narkotyk. Mam ochotę sprawdzić, ile mogę
wypalić tak żeby zaczęła działać, zanim zostanę złapany.
- Już dłużej nie wiem, co jest dobre, a co nie, Quinn. A jeśli mam być szczery nie
jestem pewien, czy kiedykolwiek to się zmieni. Ale tęsknie za tobą. Więc udawajmy dzisiaj,
że jesteśmy nami z zeszłej jesieni i cieszmy się muzyką.
Bezradny obserwuję, jak nad tym rozmyśla. Rozpatruje swoje opcje. Porównując
przypuszczalne szkody, jakie może wyrządzić każdy z jej wyborów. Iść ze mną i dalej
mieszać między nami lub nie iść i zaryzykować utracenie naszej przyjaźni.
Wyrywa bilety z moich rąk uśmiechając się kącikiem ust.
- Daj mi pięć minut na przebranie się albo chociaż przeczesać włosy szczotką. Leżenie
do góry brzuchem, Netflix i przekąski za długo były moimi przyjaciółmi.
Cicho śmieje się, gdy zamyka drzwi. Nerwowo chodzę po korytarzu, zwracając uwagę
na wpatrzone we mnie dziewczyny przechodzące obok. Nigdy nie rozumiałem lasek, które
podbijają do chłopaków takich, jak ja. Jestem nikim. Debilem, który popełnia błędy i
pozostawia za sobą zgliszcza gdziekolwiek się pojawi. Lepiej się do mnie nie zbliżać.
Wychodzi Quinn i zamyka za sobą drzwi na klucz. Zatrzymuje się, uśmiecha do mnie
i potrząsa biletami w powietrzu. Widzę, jaka jest podekscytowana. Quinn chciała zobaczyć
The Lumineers odkąd zadebiutowali po raz pierwszy. Nawet, gdy na początku grali tylko w
radiu wykupywała każdą piosenkę jaką wypuścili, a następnie słuchała na okrągło. Koniec
końców podzieliłem jej miłość. Za to Finley musiała znosić nasze ciągłe słuchanie oraz
wielogodzinne debaty na temat znaczenia słów w piosenkach.
- Gotowa?
206
Przejęcie kiwa głową, jej oczy iskrzą z podekscytowania i wypełniają się łzami. Mam
nadzieję, że to ze szczęścia. Ale nie jestem tego taki pewien. Kiedyś znałem Quinn, jak
własną kieszeń, a teraz jest jakby z innej planety. Pewnie ona czuje się tak samo.
- W takim razie chodźmy.
Zaczynamy iść w stronę stacji mając nadzieje na odnalezienie trochę normalności
przez słuchanie muzyki, która od zawsze była dla nas bezpieczną przystania. Zatopiony w
myślach, prawie zapominam o idącej koło mnie Quinn dopóki się nie odzywa:- Chace… -
zaczyna.
- Tak?
- Dziękuję.
Spoglądam na nią i zaciskam usta w prostą linię. Dobija mnie fakt, że nie wiem co
odpowiedzieć. Że czuje potrzebę podziękowania mi za bycie jej przyjacielem. Dokładnie
tego starałem się uniknąć i teraz muszę to naprawić. Ale prawda jest taka, że nawet nie
wiem jak. Mogę jedynie zaoferować słowa.
- Nie ważne, co się stanie zawsze będę tu dla ciebie, Q.
Wciąga głęboko powietrze, wsadza ręce do kieszeni i kiwa głową. Idziemy przez
resztę drogi w ciszy. Nie do końca wiem, czy mamy do czego wracać, ale jeśli jest
jakakolwiek szansa udowodni to dzisiejsza noc.
***
Pociąg jest zapchany. Otoczeni przez stłoczonych koło nas ludzi, stoimy przyciśnięci
do siebie ramię w ramię. Mimo to czuję się jeszcze bardziej samotnie. Czuć napięcie
między nami, a mój plan na dzisiaj nie wypalił jeszcze zanim się zaczął. Zadręczam się tym
207
podczas trwania supportu
chcąc jakoś to zmienić. Do momentu aż The Lumineers
wychodzą na scenę wciąż nie mam pojęcia co robić.
Zaczyna kropić, gdy gasną światła i znajome dźwięki gitary rozbrzmiewają po
stadionie. Od razu wiem, że ta chwila zmieni wszystko.
- „Slow it Down”- mówi Queen do siebie, ale na tyle głośno, abym usłyszał.
To jej ulubiona piosenka, a dodając do tego jeszcze wszystko co wydarzyło się między
nami oraz deszcz nie dużo brakuje, aby wybuchła płaczem. Dłużej nie myśląc zbliżam się
do niej, gdy oboje patrzymy na scenę. Dostaję gęsiej skórki, gdy potrącam ją ramieniem.
Mózg krzyczy, abym przestał, ale nawet mimo to nie potrafię się powstrzymać. Chcę to
poczuć ponownie. Wyciągam dłoń i owijam małego palca wokół jej.
- Pamiętasz, gdy bałem się ciemności?- przekrzykuję muzykę.
Kiwa głową powoli odrywając uwagę ze sceny, ale nie odzywając się.
Pochylam się i mówię prosto do ucha.
- Jest tak jak wtedy. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale boję się ciebie stracić. To jakiś
absurd. Jestem przerażony tą możliwością, a nawet nie jesteś moja.
Przez kilka sekund wszystko jest w porządku. Ale nie trwa to długo i Quinn wyrywa
rękę z uścisku, a następnie piorunuje mnie wzrokiem. Jej oczy są pełne zakłopotania, więc
wiem, że spieprzyłem. Znowu.
- Quinn…- mówię, ale zanim mogę dokończyć jej już nie ma. Przedziera się przez
tłum ludzi w naszym rzędzie. Wzdycham, zanim idę za nią.
Dociera do końca rzędu, gdy udaje mi się ją dogonić. Wyciągam rękę i łapię Q za
ramię przez co odwraca się i spogląda na mnie. Jej włosy unoszą się wokół jej twarzy,
zanim opadają i ukazują najsmutniejszy wyraz twarzy, jaki kiedykolwiek widziałem.
- Przepraszam, Quinn- błagam- Wróć i baw się dobrze na koncercie.
19
Zespół lub solowy artysta występujący przed koncertem właściwej gwiazdy, „rozgrzewający”
widownię.
208
- Ja po prostu… nie dam rady, Chace. Myślałam, że wytrzymam, ale tak nie jest.
- Dlaczego nie?
- Bo dłużej tak nie dam rady. Nie potrafię udawać, że nie masz na mnie wpływu. Nie
mogę być blisko ciebie i zachowywać się, jakby nigdy nic się nie stało. To za trudne.
- Quinn…
Jej oczy wypełniają się łzami i dają mi do zrozumienia, jak bardzo to wszystko jest
popierdolone. Granice nie tylko zostały przekroczone- wyleciały w powietrze, zostały
spalone i zniknęły nie pozostawiając po sobie kompletnie nic.
- Nie myślałem. Już więcej cię nie dotknę, przysięgam.
Tak szybko, jak wypowiadam te słowa chcę je cofnąć. Nie powinienem składać
obietnic, których nie dotrzymam.
- Nie chodzi o to, że mnie dotknąłeś, Chace. Ale o to, że chce, abyś to robił.
Samotna łza spływa po policzku pozostawiając po sobie ślad, ale szybko ją ściera.
- Dziękuję za zaproszenie. Są niesamowici. Cieszę się, że przyszłam i doceniam
wysiłek, naprawdę, ale chcę wrócić do akademika.
209
32
Quinn
Rozmyślając nad tym, co powinnam zrobić dalej, idę z powrotem do akademika.
Muszę coś wymyślić, a następnie wprowadzić w życie. To oczywiste, że pragnę Chace’a tak
samo, jak on mnie.
Ale między nami stoi Finley.
Nie ważne z której strony na to spojrzę ona zawsze jest w samym centrum całego tego
zamieszania. Lecz tylko dwie osoby są tego świadome. Finley, co prawda ma chłopaka, ale
też okulary z różowymi szkiełkami. Zazdroszczę jej tego.
Nie wiedząc, co zrobić dzwonię do mojego mistrza- Grega. Jak dziwne może to się
wydawać, chłopak ma całkiem niezłą wiedzę, która tylko czeka, by została wykorzystana.
Przyszedł czas na mnie. Może on spojrzy na to z innej strony skoro nie jest bezpośrednio
zaangażowany, a zna równie dobrze mnie oraz Chace’a.
Gdy odbiera po drugiej stronie słychać muzykę i śmiech kobiet.
- Jak się ma moja dziewczynka?
Uśmiecham się na jego słowa. Zawsze tak do mnie mówi.
- Już lepiej- przyznaję.
Dobiegający z tyłu hałas powoli oddala się. Pewnie oddzielił się od grupki, aby
porozmawiać ze mną na spokojnie.
- Powiedz, co się dzieje, Q.
Siadam na krawężniku i wzdycham, bo nie wiem od czego zacząć.
210
- Wiem, że coś jest na rzeczy między tobą, a Chacem. Nie znam szczegółów, ale
przyjaźnie się z wami wystarczająco długo, żeby mieć ogólnie zarysowany obraz obecnej
sytuacji.
- Masz racje. Po prostu nie wiem już co mam robić. Nie chcę nikogo skrzywdzić…
przede wszystkim Finley, ale też sama nie chcę tak się czuć. Jestem w kropce. Mówię sobie,
by uciec najdalej, jak potrafię i to naprawi naszą przyjaźń, ale tak jak yo-yo wciąż wracam.
Przez to mogłoby się wydawać, że podoba mi się bycie zranioną. Brzmi to strasznie głupio.
- Nie do końca. Miłość sprawia, że ludzie robią głupie rzeczy, Quinn. Może ci się
wydawać, że jest to jednostronne, ale tak nie jest. Jednak musisz albo całkowicie usunąć się,
albo uderzyć pełnią sił. Polecałbym to długie.
- Masz na myśli drugie?- pytam chichocząc.
- Ta. Wiesz o co chodzi. Mądrala. - mamrocze.
Słychać w tyle wołanie dziewczyn, aby z powrotem do nich wracał, więc pewnie
kończy się czas naszej rozmowy.
- Idź do niego i wyrzuć to z siebie. Powiedz, co czujesz i czego chcesz. Nie dowiesz
się na czym stoisz dopóki nie odkryjesz przed nim kart- nawet jeśli będziesz przez to
później cierpieć. Mam nadzieje, że to ci pomoże.
- Na pewno, Greg. Dziękuję.
- Muszę już iść, Q. Kocham cię.
- Ja ciebie też, G.
Wciskam czerwony przycisk kończąc rozmowę i nie ruszając się z miejsca,
zastanawiam, jak wprowadzić ten nowo powstały, genialny plan Grega w życie.
Na początek muszę napisać do Chace’a.
Ja: Gdzie jesteś?
211
Gapię się na telefon czekając, aż pojawią się trzy małe kropki. Piętnaście sekund
później wyskakują… potem znikają… i znowu wyskakują.
Chace: W akademiku. Dlaczego pytasz?
Ja: Zaraz tam będę.
Idę szybko przez kampus. Jeśli zacznę się ociągać to stracę odwagę. A nie mogę
zmienić zdania, bo gdy tak się stanie stres zeżre mnie żywcem. Idąc po schodach
prowadzących do akademika przechodzę koło kilku znajomych z jego drużyny.
- Co tam, Quinn?- pyta jeden.
Tylko uśmiecham się i idę dalej. Wchodzę po dwa schody naraz i przed drzwiami
zatrzymuję się, aby złapać oddech. Gdy powraca do normalności pukam kilka razy i
czekam. Słychać ruch po drugiej stronie po czym drzwi się otwierają. Stoi w nich Chace i
przyglądam mu się. Naprawdę na niego patrzę- czyli tak, jak wcześniej tego unikałam.
Wygląda na bardzo wyczerpanego. Psychicznie i fizycznie wykończonego. Dlaczego
zauważam to dopiero teraz? Czy byłam na tyle zapatrzona w siebie, żeby nie widzieć
efektów jakie ten taniec, zabawa, rzecz czy jakkolwiek nazwać to, co robiliśmy, ale również
Baseball i college mają na niego wpływ?
Nie mam ochoty rozmawiać. Nie chcę mówić, co czuję. Słowa nie pomogą. One
jedynie wszystko komplikują. Pragnę mu pokazać. Aby poczuł dokładnie to samo, co ja. Nie
chcę zostawić żadnych pytań bez odpowiedzi. Pozbędę się wszelkich wątpliwości swoim
ciałem.
Wchodzę do jego pokoju i pozwalam zamknąć za sobą drzwi. Obserwuję mnie, gdy
zmniejszam dzielący nas dystans. Widzę, jak zastanawia się nad moimi intencjami.
Delikatnie głaszczę go po okrytej bawełnianą koszulką piersi, gdy stoimy ledwie
centymetry od siebie. Jego klatka piersiowa unosi się gwałtownie w górę i w dół, aż zamiera
kiedy wkładam ręce pod materiał. Staje na palcach, unoszę usta do jego ucha po czym
szepcze: - Potrzebuję cię.
Już dłużej nie jest ostrożny, gdy chwyta mnie i przyciska do siebie. Jego usta
odnajdują moje w głodzie, jakiego nigdy dotąd nie widziałam. Jęczy z przyjemności,
212
pożerając moje usta. To zwierzęca część człowieka, której nie doświadczyłam. Odsłania we
mnie coś o istnieniu czego nie miałam pojęcia, a potem atakuję go z taką samą pasją.
Bez ostrzeżenia podskakuję i owijam nogi wokół jego bioder. Trzymając mnie za uda
wbija w nie palce przez co biorę gwałtowny wdech i w tym samym momencie jęczę. Dodaje
to tylko oliwy do ognia. Podchodzi do łóżka, kładzie nas na nim i zakrywa mnie swoim
ciałem. Moja zwiewna spódnica nie stanowi dla niego żadnej bariery, gdy dłońmi
przejeżdża po wewnętrznej stronie moich ud, a następnie ściąga majtki. Odpinam mu
spodnie i wsuwam rękę pod elastyczną gumkę bokserek szukając jego przyrodzenia.
Chace wsuwa we mnie palce i jęczę w jego usta. Sprawnie nimi porusza, a ja robię
dokładnie to samo z jego członka. Zsuwam z niego bieliznę na tyle, aby mieć w pełni do
niego dostęp. Kiedy już dłużej nie hamuje się, przesuwam jego dłonie i naprowadzam
penisa tam, gdzie pragnę go najbardziej- do mojego wnętrza.
Wchodzi powoli i wiem, że się waha. Nisko chwytam go na biodra i unoszę swoje,
chcąc go poczuć głębiej. Jęczy i wciąż stara się powstrzymywać. Zachciało mu się być
rozsądnym, kiedy pragnę go tu i teraz.
- Nie opieraj się, Chacer.
Spogląda na mnie, a kiedy jego pchnięcia stają się coraz szybsze przykładam mu dłoń
do twarzy.
- Pieprz mnie, jakbym była twoja.
Napiera na mnie ustami i chwyta za biodra, kochając się ze mną.
- Jesteś moja- przyznaje.
Jest to prawda o której wiemy oboje. Poruszam szybciej biodrami, wchodząc w niego
przy każdym jego pchnięciu. Jest taki wielki.
- A ja twój- szepcze.
Jego oddech staje się coraz bardziej urywany, a ruchy wolniejsze, gdy dochodzi-
głęboko we mnie.
213
Lega na mnie, a ja ucztuje się jak drży z rozkoszy.
- Mmm- mruczy w moją szyję.
- Mmmhmm- wzdycham przytulona do niego.
Powoli podnosi się i przewraca na plecy zostawiając wyciągnięte ramię, abym mogła
się w niego wtulić.
Tak spełniają się marzenia. Bycie przytuloną do Chace’a wypełnia mnie takim
szczęściem, jak nic innego w moim życiu. Nic innego nie istnieje, gdy jestem tak blisko
niego, wtulona i wdychająca jego zapach. Świat już dłużej nie jest zamieszkały przez
biliony ludzi- jesteśmy tylko my.
Przerzucam przez niego nogę i opuszkami palców głaszczę po klatce. Unikam
miejsca, gdzie ma gilgotki w pełni ciesząc się z pół snu w jaki zapadamy. Gdy Chace cicho
chrapie, zaczynam chichotać.
Kiedy śpi czuję, że mogę powiedzieć słowa, które chciałam wypowiedzieć od lat- co
teraz wydaje się, jak wieczność.
- Kocham cię, Chace’ie Williamie Donahue.
Porusza się pode mną rozciągając i ziewając po czym typowo odpowiada - Ja ciebie
też, Q.
Mierzwi mi włosy ostrzegając tym samym, że nie są to słowa prosto z serca.
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.
Niedobrze mi. Jego słowa dosłownie sprawiają, że chce mi się wymiotować.
Odsuwam się od niego. Dzięki Bogu, że jestem w pełni ubrana. Przynajmniej nie muszę
niezręcznie ubierać się zanim ucieknę.
- Gdzie idziesz?
214
Unosi się na ramieniu i obserwuje, jak podnoszę i zakładam buty.
- Poważnie nie masz zielonego pojęcia? Naprawdę? Kurwa, właśnie powiedziałam ci,
że cię kocham, a ty do chuja wyjechałeś z tekstem o najlepszej przyjaciółce.
- Naprawdę cię kocham, Q.
Siada na krawędzi łóżka.
- Ta, jako najlepszą przyjaciółkę. Usłyszałam to głośno i wyraźnie.
Przeszukuję podłogę za miejscem, gdzie upuściłam telefon.
- Nie potrafię tego wytłumaczyć. Nie chcę cię zranić.
- Za późno.
Kucam podnosząc telefon.
- Kocham też Finley. Jej także nie chcę zranić. Kocham was obie.
- Rozumiem. Kochasz nas obie. Ale inaczej. Mnie jak młodszą siostrę, a w niej jesteś
zakochany. Łapię. Ale mam tego po dziurki w nosie, Chace. Pokazałam ci, co czuję.
Zdobyłam się na odważny krok i zostałam zraniona. Mam D-O-Ś-Ć. Więc spierdalaj. Pieprz
się, a najlepiej to ze swoją idealną dziewczyną.
- To nie fair!- krzyczy, gdy idę do drzwi.
- Życie, kurwa, nie jest ani trochę sprawiedliwe, Chacer.
Trzaskam drzwiami, zostawiając za sobą wołającego Chace’a.
215
33
Chace
Przez dłuższy czas przewracam się z boku na bok, aż w końcu udaje mi się zasnąć.
Albo tam mi się wydaje mi, gdy słyszę dzwoniący telefon. Przewracam się z jękiem i
chwytam go zanim mój współlokator obudzi się po czym zacznie narzekać, że znowu
zapomniałem wyłączyć dźwięk. Widzę Na ekranie widzę, że dochodzi dopiero druga w
nocy, a dzwoni do mnie mama. Natychmiast pojawia mi się gula w gardle. To nie mogą być
dobre wieści. Nikt nigdy nie dzwoni o drugiej w nocy z dobrymi wiadomościami.
Z wahaniem naciskam kciukiem zieloną słuchawkę.
- Mamo?- szepczę- Wszystko gra?
Przez chwilę żywię nadzieję, że dzwoni tylko z tęsknoty za mną, ale po drugiej stronie
słyszę pociąganie nosem.
- Nie, Chace- jej głos się załamuje- Nie jest.
Serce bije mi tak szybko, że aż prostuję się na łóżku.
- Mamo, przerażasz mnie…
Proszę, niech nie chodzi o Quinn. Nigdy nie zdołam powiedzieć jej prawdy.
- Chodzi o Grega, Chace.
- Grega?
- Tak, skarbie. Greg nie żyje.
216
Gwałtownie wciągam powietrze. Robię to na tyle głośno, że budzę mojego
współlokatora, który siada i zaświeca lampkę. Patrzę na niego i jednym spojrzeniem próbuję
przekazać, żeby tym razem się nie odzywał, ale chyba sam wyczuł, że coś jest nie tak, bo w
jego oczach widzę jedynie współczucie .
- Jak? - to jedyne, co udaje mi się wykrztusić.
Mama cichnie i bierze głęboki wdech, po czym mówi:- Z tego co wiem był pijany i
chciał się popisać przed grupką dziewczyn robiąc salto do tyłu na chodniku.
Potrząsam głową. Totalnie w stylu Grega.
Uważnie słucham jej kolejnych słów- Ręka mu się poślizgnęła i spadł…
Słyszę, jak płacze po drugiej stronie i nie ma nic gorszego niż to, że nie mogę nic
poradzić na jej stan.
- Uderzył głową prosto w beton. Przyjaciele powiedzieli, że zginął na miejscu.
- Mój Boże…
Łza powoli spływa po moim policzku, lecz szybko ją ocieram.
- Kochanie, nikt nie może dodzwonić się do Quinn. Jej rodzice próbowali, ale wciąż
nie odbiera. Mógłbyś ty spróbować?
Bez zastanowienia kiwam głową.
- Chace?- głos mamy wyrywa mnie z otępienia- Możesz to zrobić? Zadzwonić do
Quinn?
- Jasne, że tak.
- Skarbie zadzwonię do ciebie rano, jak poznam szczegóły.
- Dobrze, mamo.
217
- Kocham cię, skarbie.
- Ja ciebie też.
Rozłączam się i chowam twarz w dłoniach. Mój przyjaciel nie żyje. Już nigdy nie
usłyszę jego docinek albo niestosownych komentarzy. Już nie będzie wyrywał lasek przez
internet lub dokuczał dziewczynom. W ciszy spływa mi coraz więcej łez po twarzy.
- Dobrze się czujesz, chłopie?
Patrzę na współlokatora z którym nie zamieniłem więcej niż kilka słów i potrząsam
głową.
- Nie, nie jest.
Z przerażenia i chęci powrotu przyjaciela, podnoszę telefon i wybieram numer Quinn.
Przez chwilę słychać sygnał po czym włącza się poczta głosowa. Wita mnie jej radosny
głos, ale rozłączam się i dzwonię ponownie. Tym razem od razu przekierowuje mnie na
pocztę.
Wiedząc, że mnie ignoruje, chwytam kurtkę, zakładam buty i wybiegam z budynku na
chłodne powietrze Bostonu. Idąc wciskam ręce w kieszenie i przeklinam to, jak wszystko
spierniczyłem. Byłem tak sobą pochłonięty oraz problemami, które sam stworzyłem, że
straciłem z oczy to co najważniejsze. Przyjmuję do siebie wszystkie emocje, które
odpychałem przez miesiące, lecz teraz to wszystko nie ma znaczenia, bo powinienem być
koło niej. Potrzebuję Quinn nawet bardziej, niż ona mnie.
Tak chyba właśnie działa śmierć na ludzi. Sprawia, że zaczynasz widzieć wyraźniej
rzeczy, które wcześniej ci umykały lub na które przymykało się oko. Wchodzę do
akademika i idąc korytarzem zastanawiam się nad wydarzeniami, które miały miejsce w
ciągu ostatniego pół roku. Wszystko się skomplikowało, a śmierć przyjaciela tylko dolewa
oliwy do ognia. Zatrzymuję się przed jej drzwiami i cicho pukam. Czekam chwile, która
wydaje się ciągnąć w nieskończoność zanim decyduję się znowu zapukać. Tym razem
uderzam trochę mocniej i zza ściany wydobywa się jęk. Słychać odsuwanie zasuwy, a
następnie uchylają się drzwi. Staje w nich współlokatorka Quinn wyglądająca na nieźle
rozbawioną.
218
- Quinn śpi. Przyjdź rano.
Próbuje zamknąć mi drzwi przed twarzą, ale udaje mi się wsunąć stopę w szczelinę
zatrzymując je.
- To nagły wypadek.
- Spierdzielaj, Chace.
Słychać złość i rozdrażnienie w jej głosie, ale najbardziej boli ta nutka smutku, którą
zauważam.
- Quinn po prostu podejdź do tych cholernych drzwi.
Nikt inny nie wyprowadza mnie z równowagi tak szybko, jak ona. Nawet jeśli dręczą
mnie wyrzuty sumienia. Zrezygnowany biorę głęboki oddech i wołam do niej po raz ostatni.
- To nie ma z nami nic wspólnego i raczej będziemy potrzebować siebie obok.
Słysze ruch po drugiej stronie po czym drzwi otwierają się na oścież. Ze
skrzyżowanymi rękami piorunuje mnie wzrokiem. Ma rozmierzwione włosy związane na
czubku głowy i nie wygląda na zadowoloną z mojej obecności.
Wszystko staje się jasne, gdy patrzę na nią taką wciąż rozespaną. Już mam odpowiedź
której tak długo szukałem, bo bez żadnych wątpliwości wiem, że chcę Quinn, ale nie mogę
jej teraz tego powiedzieć, muszę poczekać. Na tą chwilę jestem tu z innego powodu.
- O co chodzi, Chace?
Przełykam gulę w gardle.
- Chodzi o Grega. On nie żyje, Q.
219
34
Quinn
Co jeśli wybrałam złą piosenkę? Co jeśli jest zbyt smutna? A co jeśli nie jest
wystarczająco smutna? Gdy rodzice Grega zwrócili się do mnie z pytaniem, czy zaśpiewam
na jego pogrzebie bez chwili zawahania zgodziłam się. Jego mama bardzo się starała nie
płakać, kiedy mówiła:
- Greg bardzo cię lubił i co chwile wspominał, jak niesamowity masz głos. Na pewno
spodobałoby mu się gdybyś zaśpiewała na jego pogrzebie.
Lekko się uśmiechnęła, zanim wybuchła płaczem.
Te słowa były jak cios prosto w serce, ale musiałam się trzymać i tego nie okazywać.
Zamiast tego przytuliłam ją i powiedziałam, że będzie to dla mnie zaszczyt.
A teraz świruje. Nie mam pojęcia, co zaśpiewać. W końcu nie mogę wylecieć z
piosenką typu jedną z tych „zatańcz biodrami i poskacz cyckami”, które śpiewał na okrągło.
Wyobrażam to sobie teraz i ta myśl przywołuje uśmiech na moje usta oraz łzy.
Finley urządziła stypę w rodzinnym domku nad jeziorem, aby wszyscy znajomi Grega
mogli zebrać się razem i uczcić jego pamięć- cała ona. Było to wspaniałomyślne z jej strony
trzeba to przyznać. Ale już dłużej nie zdzierżę siedzenia między ludźmi i dzielenia się
każdym miłym wspomnieniem o Gregu. Mam za dużo na głowie i po raz pierwszy od
dłuższego czasu nie jest to Chace. Beznadziejnie, że musiałam stracić przyjaciela, aby tak
się stało. Jednak to, że o nim nie myślę wcale nie oznacza chęci widzenia go koło Finley.
Nie wiem dlaczego myślałam, że coś się zmieni. Ale dwa dni temu, gdy mocno mnie
przytulał czułam się jakoś inaczej. Chyba po prostu zwalę to uczucie na żałobę.
Googluję każdą możliwą smutną piosenkę, jaka wpada mi do głowy. Potem robię listę
w notatkach na telefonie i dziele je na te które chcę przesłuchać i te które mają potencjał, a
220
następnie włączam Spotify, zakładam słuchawki i zaczynam odsłuchiwać każdą piosenkę,
zmieniając je szybciej niż wpisuje kolejny tytuł.
- To jest kurwa bez sensu.
Upuszczam telefon na drewniany taras, kładę głowę na kolanach, a ręce wsuwam we
włosy. I daję upust emocjom.
Wyrzucam. To. Z. Siebie.
Wszystko co do tej pory kumulowałam w sobie i trzymałam głęboko w środku
wychodzi na powierzchnię.
Nie staram się tego tłumić.
Moje ciało trzęsie się i drży w tym samym czasie. Łzy płyną po mojej twarzy po czym
spadają na moje dłonie, a następnie zbierają się na deskach pode mną. Powiew wiatru znad
jeziora sprawia, że aż przechodzą mnie ciarki i w tym momencie ktoś kładzie koc na moje
ramiona. Wiedząc kto jest odpowiedzialny za ten prosty gest płaczę jeszcze mocniej. Nie
obchodzi mnie to, że widzi mnie w takim stanie. Już dłużej nie potrafię być tą silną
dziewczyną, której obraz sama wykreowałam. A czy przypadkiem przed osobami, które
najbardziej kochamy nie powinniśmy niczego ukrywać?
Chace siada za mną i przyciąga mnie do swojej klatki. Na raz przeżywam śmierć,
miłość i złamane serce. Ból jaki odczuwam może być moją zgubą. Modlą się tylko, aby nie
zmienić się w jakąś zgorzkniałą starą pannę oraz żebym w przyszłości stała się silniejsza,
gdy już przebrnę przez to co najgorsze. I to jest ta smutniejsza część. Nie jestem pewna, jak
wydobrzeje.
Co jakiś czas ciało Chace’a drży przy moim, on tak samo uwalnia ból. Wiem
natomiast, że nie z tego samego powodu co ja. On zaledwie płacze po utracie przyjaciela. Ja
za utratą sensu w życiu. Wydaje mi się, że moje życzenie, by w końcu przestać być piątym
kołem u wozu się ziści.
Całkowite odcięcie się od dwójki osób, które były przy mnie na dobre i na złe przez
tak długi czas, może się okazać jedynym sposobem, abym otrząsnęła się i odnalazła
szczęście. Albo przynajmniej spróbowała.
221
- To nie sprawiedliwe, Chace- wyszeptuje pomiędzy napadami płaczu.
- Wiem o tym, Q.
Całuje mnie w czubek głowy i przyciąga jeszcze bliżej. W tym samym czasie kocham
i nienawidzę tego, że potrzebuje mnie prawie tak samo, jak ja jego.
- Ale śmierć nie jest sprawiedliwa.
- Miłość tak samo- mamroczę i próbuję się odsunąć. Jego chwyt zacieśnia się, a ja
walczę, aby się uwolnić- Puść mnie- Próbuję mocniej, nieco bardziej nerwowo- Puść mnie
Chace- zaczynam się trząść ze złości i frustracji. Czy on nie rozumie, że muszę od niego
uciec? Że to przez niego popadłam w tak wielki smutek? Patrzę w górę z nadzieję, że
zobaczy to wszystko w moich oczach. Zobaczy jaka jestem rozdarta.
- Proszę- łkam.
- Kiedy w końcu zrozumiesz, że nigdy cię nie zostawię?
Całuje mnie z siłą jakiej nigdy nie zaznałam. Nie kocha się z moimi ustami- bierze je
w posiadanie. Od zawsze byłam jego. Tylko czekałam na moment w którym weźmie to, co
do niego należy.
- Chace, Quinn, jesteście tam?
Próbuję się odsunąć, rozłączyć nasze usta, ale nie dość szybko.
- O mój Boże!- krzyczy Finley.
Ledwo ją widzę w ciemności, ale zauważam dłoń zasłaniającą usta. Zaczyna się
wycofywać, a Chace próbuje coś powiedzieć, ale z marnym skutkiem. Nadszedł moment
prawdy i czas na nieuniknione zmiany.
- Finley, zaczekaj- mówi, opuszczając ramiona wokół mnie. Te o których mówił, że
nigdy mnie nie wypuszczą.
222
Odwraca się i biegnie, a Chace ją obserwuje po czym spuszcza na mnie wzrok
rozdarty.
- Idź, Chace.
Popycham go i bez wahania biegnie w kierunku znikającej Finley. I znowu zostałam
całkiem sama z sercem, które lekko się zahartowało.
***
Mam jeden dzień na przećwiczenie piosenki, którą zaśpiewam na pogrzebie Grega.
Jeden pełny dzień. Świrowałabym jeszcze bardziej, gdybym wciąż zastanawiała się nad
wyborem utworu. Ale los się do mnie uśmiechnął, gdy jechałam wczoraj wieczorem z
powrotem do domu i idealna piosenka została puszczona w radiu. Gdy Once World
ego Jules’a rozbrzmiała, słuchałam jak oczarowana. Miała w sobie ten okropny smutek,
którego nie mogę się pozbyć. Po przyjeździe do domu natychmiast wysłałam piosenkę
Lewisowi i spytałam, czy umie grać na pianinie. Powinnam była się domyślić, że tak.
Wątpię, żeby istniał instrument na którym nie umie grać.
Zgodziliśmy się spotkać dzisiaj w kościele i przećwiczyć kilka razy tak, żeby wyszło
idealnie. Bo nie przystanę przy niczym innym niż perfekcja. Idąc w kierunku podwyższenia,
wyobrażam sobie trumnę z leżącym bez ruchu Gregiem. Biorę głęboki wdech na
uspokojenie. Nie mogę stracić głosu z powodu zbyt silnych emocji. Jestem mu winna
idealny pokaz. Nie ważne jak trudne to będzie.
- Wybrałaś genialną piosenkę.
Lewis gra gamę, gdy podnosi na mnie wzrok zza wielkiego fortepianu. Rozgląda się, a
ja wiem kogo szuka.
- Gdzie jest Finley? Nie śpiewa z tobą?
- Umm, wciąż do końca nie wiadomo.
20 Jeśli ktoś oglądał Riverdale to na pewno zna tą piosenkę :p
223
Rzucam torebkę na podłogę, biorę mikrofon i siadam na ostatnim schodku
podwyższenia.
- Mogę zaczynać, kiedy będziesz gotowy.
Pół dnia ćwiczyliśmy piosenkę, nawet jeśli miałam ją opanowaną po trzech razach.
Dzieliliśmy się mnóstwem wspomnień o Gregu, które powodowały wybuchy śmiechu. Ale
gdy otwierają się drzwi wejściowe i wchodzi ktoś niosący wielki bukiet kwiatów,
sprowadza nas to do rzeczywistości. Czuję się okropnie, że śmieję się w obecnych
okolicznościach. Ale Gregowi to by nie przeszkadzało.
Lewis jako miły chłopak odprowadza mnie do auta i otwiera drzwi. Nachylam się po
czym daje mu przyjacielskiego buziaka w policzek przez którego lekko się rumieni.
- Dziękuje.
Patrzę się na niego, aby miał pewność. że mówię całkiem serio.
- Za co?
- Za bycie dobrym przyjacielem. Za pozwolenie mi zapomnieć o wszystkim nawet
jeśli to było tylko na chwilę- przyznaję.
- Zawsze ci pomogę, Quinn- kładzie dłoń na moim ramieniu i uśmiecha się- Do
zobaczenia rano.
I tak po prostu zostało nam przypomniane co nas czeka, a chwilowe maski szczęścia
opadły.
Przez większość czasu rodzice trzymają się na dystans i dają mi przestrzeń. Wiedzą,
że kiedy będę gotowa porozmawiać albo kiedy będą mi potrzebni sama przyjdę. Bardzo to
w nich doceniam. Nie chce być badana lub dźgana jak eksperyment naukowy. A oni to
szanują. Większość rodziców tego nie robi- a właściwie to większość ludzi. Uważają, że to
fatalnie jeśli nie chcesz rozmawiać. Natomiast ja chcę jedynie trochę pomyśleć. Nie
potrzebuję, aby ktoś mi doradzał co powinnam zrobić lub co oni by zrobili gdyby byli na
moim miejscu, bo to nic nie da.
224
Każdy człowiek jest inny nawet jeśli sytuacja jest podobna. Co działa w przypadku
jednej osoby nie będzie w przypadku wszystkich ludzi. Nie rozkładaj błędów życiowych na
czynniki pierwsze w nadziei, że nie będzie powtórki. To nie pomoże. Po prostu następnym
razem rezultat będzie inny niż za pierwszym razem.
Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Jestem pewna, że spanie z chłopakiem najlepszej
przyjaciółki, który na marginesie też jest twoim najlepszym przyjacielem skutkuje tylko
jedynym.
Samotnością.
Wyłączam telefon i biorę iPoda. Nie chce, by mi przeszkadzano i wciąż sprawdzać
telefonu oczekując wiadomości od Chace’a. To oczywiste, że jakoś się dogadali skoro
Finley mnie ignoruje. Prawdopodobnie zrobili ze mnie tą złą, pomysłodawczynie. Ale to
Finley. To wszystko przez nią. Zakładam słuchawki i pogłaśniam. To dla moich smutków i
mała pomoc, żaby zasnąć.
***
- Wyglądasz oszałamiająco.
Mówi mama stojąca za mną, gdy oglądam się w lustrze i nienawidzę wszystkich ubrań
jakie do tej pory przymierzyłam w tym również tego co mam na sobie.
- Nie jestem pewna czy to odpowiedni strój na pogrzeb- mamroczę mówiąc o
dopasowanej koronkowej sukience do kolan. Pokręciłam włosy w łagodne fale i górną
połowę spięłam z tyłu, chcąc wyglądać bardziej subtelnie. Ciemne niebieskie szpilki
dopełniają całości.
Mama łapie mnie za ramiona i odwraca do siebie.
- Quinn, wyglądasz niesamowicie we wszystkim, co na siebie włożysz. Dzięki tej
sukience wyglądasz pięknie, ale też pokornie. Wiem, że pewnie jesteś zdenerwowana…
225
- Nie jestem zdenerwowana- mówię szybko, próbując przekonać samą siebie, że tak
właśnie jest. Kogo ja oszukuję? Jestem w cholerę podenerwowana. Ale to bardziej z
powodu dwóch osób, które będą siedzieć w ławkach, gdy wyjdę zaśpiewać.
- Jak tam uważasz, słonko.
Mama pociera moje ramiona starając się mnie uspokoić. To niesamowite, czego dotyk
matki potrafi dokonać.
- Potrzebujesz podwózki?
Potrząsam głową.
- Nie. Muszę tam być wcześniej. Już będę wychodzić.
- No dobrze, w takim razie zobaczymy się na miejscu.
Przyciąga mnie do wielkiego uścisku i głaska po kręgosłupie.
- Bardzo cię kocham, Quinn.
- Ja ciebie też, mamo- szepczę.
Jadę w ciszy do kościoła. Zwykle miałabym włączone głośno radio zagłuszające moje
myśli, ale dziś nie mam na to ochoty. Nigdy się z nimi nie uporam, jeśli nie zacznę ich
słuchać.
Parking samochodowy zaczyna się zapełniać i tak samo ulica koło kościoła. Wyrazy
miłości i wsparcia, wywołują uśmiech na mojej twarzy
- Och Greg, widocznie nie byłam jedyną, która kochała twoje męskie cycki.
Idę w kierunku bocznych drzwi przez które kazał mi wejść Lewis w wiadomości.
Chciał, żebyśmy się spotkali w sali muzycznej chóru położonej piętro niżej, niż sala
mszalna oraz zrobili ostatnią próbę. Mam wrażenie, że wciąż liczy na pojawienie się Finley,
ale nie wiem, że to ja jestem powodem dla którego się nie zjawi.
226
Drzwi są zamknięte i nie ma śladu Lewisa. Więc piszę do niego. Nie dostając
natychmiastowej odpowiedzi postanawiam rozglądnąć się za nim po kościele. Nie chcąc
być widzianą przez wszystkich, którzy już się zgromadzili, wybieram wejście tylnymi
schodami.
- Szukałem cię- słyszę zza siebie i zatrzymuję się zaskoczona.
- Dlaczego?
To wszystko, co udaję mi się wydusić. Nie kłopoczę się odwróceniem, bo cokolwiek
zostanie powiedziane będzie krótkie i na temat, a na dodatek nie chce pokazać, jak bardzo
mnie to dotknie.
- Bo musimy porozmawiać.
Obruszam się.
- Nie mamy o czym rozmawiać. Dokonałeś wyboru, Chace.
W końcu odwracam się w jego kierunku chcąc, aby moje słowa zabolały go choć
trochę. Nie powinnam być jedyną, która cierpi.
- Masz rację. Dokonałem.
Robi krok w moim kierunku przez co zamieram. Nie wiem dlaczego wciąż chce to
roztrząsać. Ja rozumiem, że nie czuje do mnie tego samego co ja do niego, ale czy musi
wciąż mi o tym przypominać?
- No właśnie. Muszę iść.
Odwracam się, by iść dalej, ale łapie mnie lekko za rękę. Przechodzą mnie ciarki, gdy
nasze palce się zetknęły.
- Ty jesteś moim wyborem.
Moje serce zamiera.
227
- Wybieram ciebie, Q.
Łapie mnie za rękę, lecz tym razem pewnie.
- Ale...- jąkam- Pobiegłeś za nią.
Nie potrafię nawet wypowiedzieć jej imienia na głos.
Chace wzdycha.
- Pobiegłem za nią, bo musiałem być mężczyzną i tak wypadało. To co robiłem nie
było fair wobec niej.
Narzuca mi się na język niemiła odpowiedź, gdy się do niego odwracam, ale jego
uśmiech mnie powstrzymuje.
- Ale co ważniejsze nie było to fair wobec dziewczyny w której jestem zakochany.
Byłem samolubny i zdezorientowany. To wszystko musiało się wydarzyć, abym w końcu to
zrozumiał.
Ma na myśli nasze otoczenie.
Śmierć otworzyła mu oczy.
Mam ochotę skakać z radości i rozkoszować się faktem, że to ja jestem tą dziewczyną,
ale nie uzewnętrzniam tego. Będzie na to mnóstwo czasu później.
Przez moment patrzę w dół w poszukiwaniu odpowiednich słów.
- Więc co jej powiedziałeś?- pytam niepewnie, zanim unoszę wzrok.
- Prawdę. Wszystko od początku.
Otwieram usta z zaskoczenia po czym zaciskam je ponownie.
228
- Masz usta, jak glonojad, gdy tak robisz- śmieje się Chace, powtarzając moje słowa.
Też się śmieję i uderzam go lekko w ramię. Poważniejemy, gdy przez przesuwane
drzwi wchodzi Finley.
Patrzy na mnie gniewnie, a ja nie odwracam wzroku, bo na to zasługuje.
- Chace, czy mogę cię porwać na moment?- pyta, choć brzmi to bardziej jak rozkaz.
- Nie mamy już o czym rozmawiać, Finley- odpowiada i patrzy na nią wzrokiem,
który mówi, że nie będzie się o to kłócił.
- Mamy mnóstwo rzeczy do przedyskutowania. Może gdybyś odebrał ode mnie
wczorajsze telefony mielibyśmy nieco więcej prywatności.
- Może w końcu powinnaś załapać, że nie chce mieć z tobą nic wspólnego- mamroczę,
próbując, och, tak bardzo nie angażować się pomimo tego, że tu jestem.
- Co to miało być, Quinn?
Finley przybiera swoją pozę diwy z ręką położoną na kościstym biodrze. Mam ochotę
na nią nawrzeszczeć i pozbyć się nadętego osłupienia. Zrzucić na nią trochę winy za całą tą
sytuację, bo jest tak samo winna jak my. Ale już wystarczająco dużo straciła i nie chcę jej o
tym przypominać. To nie czas ani miejsce na to.
- Przykro mi, jak sprawy się potoczyły, Fin. Naprawdę- parska, nie wierząc mi- Nic co
powiem tego nie naprawi. Ale teraz mamy ważniejsze sprawy na głowie. Nasz przyjaciel
zmarł i czy możemy choć przez jeden dzień zapomnieć o całym tym gównie, by po prostu
go upamiętnić?
Znika wyraz suki i pojawia się skrucha na jej twarzy.
- Ćwiczyłam piosenkę, którą mi wysłałaś.
- Dobrze – mówię patrząc na telefon- Bo przyszedł czas na występ.
229
Nasza trójka wchodzi na parter tylnymi schodami, gdzie zostajemy powitani przez
podenerwowanego Lewisa.
- Przepraszam, że nie zdążyłem przyjechać na próbę. Samochód mi nie odpalił- mówi
zmartwiony, gdy idziemy razem z nim na tyły podwyższenia. Nawet nie zauważam, kiedy
znika Chace i zostajemy sami.
- Damy sobie radę.
Rzucam okiem na Finley, która tylko kiwa głową. Chyba nie jesteśmy na
wystarczającym poziomie, by rozmawiać. Może powinnam była przespać się z jej
chłopakiem już dawno temu. Żartuje tylko.
Światła zaczynają przygasać, więc Lewis rusza na podwyższenie. Kwiaty dekorują
czarną trumnę stojącą przed podwyższeniem i jest to dla mnie cios prosto w serce.
Obezwładniająca jest wiedza, dlaczego się tu zgromadziliśmy. Biorę mikrofon, podaje go
Finley po czym biorę kolejny dla siebie. Oby dwie pukamy w nie lekko, żeby sprawdzić czy
działają. Dostrzegam Chace’a siedzącego z mamą parę ławek za rodziną Grega. Uśmiecha
się do mnie, a ja próbuje z całych sił odwzajemnić uśmiech. Następnie kieruję wzrok na
rodziców i brata. Wyglądają na smutnych i dumnych zarazem. Judd podnosi kciuk w górę
przez co mam ochotę zejść tam i przytulić małego gamonia. Robię notatkę w myślach, aby
pamiętać o tym, kiedy następnym razem mnie wkurzy.
Zwracam wzrok z powrotem na Lewisa, który wygląda jakby został stworzony do
siedzenia za tak pięknym instrumentem i daję mu znak głową, że możemy zaczynać.
Odwracam się do tłumu, zamykam oczy i powoli wypuszczam powietrze, gdy pierwsze
dźwięki zaczynają grać. Rzucam okiem na Finley zauważając strumień łez płynących po jej
twarzy. Wiem jaki jest tego powód i nie leży on w trumnie.
- Nie dam rady- szepcze zanim upuszcza mikrofon i wybiega tylnymi drzwiami.
Tłum wygląda na zaciekawionych, ale też smutnych biorąc jej ucieczkę jako skutek
zbyt wielkich emocji związanych z dzisiejszym pogrzebem.
Lewis nie przestaje grać, więc skupiam się na melodii. Gdy zaczynam śpiewać
wkładam w to całe serce i daje upust emocjom. Już dłużej nie chce ich trzymać w sobie i
być więźniem.
230
Śmierć działa na każdego inaczej. Ale ja wybrałam czerpać z niej siłę.
231
35
Chace
Jestem w BC od tygodnia i nie miałem jeszcze okazji zobaczyć Quinn. Ani razu.
Nawet nie na naszych cudownych zajęciach z religii na których za niedługo mamy
prezentację. Kurwa. Zapomniałem o prezentacji. Wyciągam telefon z torby na siłownię i
piszę do Quinn.
Ja: Właśnie sobie przypomniałem, że za niedługo mamy prezentację. Prawie ją
skończyliśmy prawda?
Pojawiają się trzy kropeczki po czym przychodzi odpowiedź. Byłem okropną osobą, a
na dodatek wiedziałem, że gorzko pożałuje nie dokończenia spraw z Quinn. Powiedzenie jej
o końcu z Finley, nie wystarczy. Potrzebuje jakiegoś wielkiego gestu. Coś co pokaże jej
moje oddanie. A do tej pory nie zrobiłem nic, by jej to udowodnić.
Quinn: Nie przejmuj się. Dokonałam ostatnich poprawek sama.
Jej przystępna, prosta odpowiedź wyraża więcej niż tysiąc słów. Podpadłem jej.
Drżącymi rękami piszę kolejną wiadomość.
Ja: Pozwól mi chociaż przynieść ją razem z tobą.
Czekam na odpowiedź. Ale nie przychodzi. Cisza. Cholera. Rozważam wysłanie jej
kolejnej wiadomości, ale zanim mam szanse to zrobić do szatni wpadają chłopaki. Już
prawie czas na trening. Nie powinienem zaczynać czegoś czego nie dam rady skończyć.
Rzucam telefon z powrotem do torby.
Skupiam się na zawiązaniu korków, gdy chłopacy koło mnie rozmawiają o swoich
ostatnich zdobyczach i nadmiernym imprezowaniu. Jakaś część mnie jest zazdrosna. O to,
że prowadzą takie beztroskie życie, kiedy moje jest porąbane. A druga część trochę im
współczuje. Co za nudna egzystencja. Sznurek bezimiennych zdobyczy i nic nie znacząca
232
zabawa. Mimo to i tak zastawiam się czy ich życia naprawdę takie są czy tylko udają
dupków.
Myślę nad włączenie się do rozmowy, ale dochodzę do wniosku, że to nie najlepszy
pomysł. Nasze stosunki wciąż są nieco chwiejne od mojego głupiego przedstawiania na
przyjęciu. Powinienem był posłuchać ostrzeżenia i wyjść. Ale zobaczenie Quinn w
dwuznacznej sytuacji doprowadziło mnie do białej gorączki. Powinienem był domyślić się,
że nie skończy się to dobrze. A powodem tego była, jak zawsze ona.
- Co wczoraj robiłeś, Donahue?
Patrzę na Stevena, potem wstaję i rozciągam ramiona.
- Nic. Gdy przyszedłem do pokoju jedyne na co miałem ochotę to sen. I tak zrobiłem.
Kończy wiązać swoje buty, bierze rękawice baseballową po czym wstaje i potrząsa
nogami.
- To z pewnością wielka zmiana.
- Ta, myślałem, że mam niezłą forme, ale chyba jestem w błędzie.
Bolące mięśnie mi o tym przypominają.
- Nie, jest dobrze. To treningi są wymagające. Przyzwyczaisz się.
- Mam taką nadzieje.
Wychodzimy w ciszy na boisko. Nigdy nie znudzi mi się widok soczystej zieleni.
Czasem mam ochotę się uszczypnąć i sprawdzić, czy to nie jest sen. Ale wszystkie
problemy przypominają mi dzień po dniu, że to prawdziwe życie. Czuję dłoń na ramieniu
przez co gwałtownie odwracam głowę i widzę Stevena ze smutnym wyrazem twarzy.
- Przykro mi z powodu twojego przyjaciela.
Stajemy obok loży dla zawodników i wydaję mi się, że Steven chce mi dać jakąś radę.
233
Przeczesuje ręką włosy.
- Mi również.
- Życie jest do bani.
- I tu masz rację.
- Posłuchaj, wiem że twoja relacja z chłopakami nie należy do najlepszych od czasu
imprezy. Ale oni rozumieją. Dla nich było to oczywiste. Strasznie leciałeś na tą dziewczynę.
Życie jest zbyt krótkie, aby trzymać wiecznie urazę.
- Oczywiste mówisz?- ciszo się śmieje.
Zawsze myślałem, że dobrze mi idzie ukrywanie uczuć, ale czym więcej czasu mija
tym bardziej wychodzi na to, że nikogo nie oszukałem.
Steven kiwa głową.
- Bardzo. Ale tak to już jest. Dla wszystkich oprócz nas coś jest proste.
- Teraz to widzę.
- Śmierć zazwyczaj tak działa na ludzi.
Steven spogląda szybko przez ramię, gdy trener gwiżdże w gwizdek dając nam sygnał,
aby zaczynać rozgrzewkę. Wszyscy biegną na prawą stronę boiska i tworzą wielki okrąg.
Biegniemy ze Stevenem w ich kierunku.
- Chce tylko abyś wiedział, że zawsze ci pomożemy, Chace. Nie tylko jesteśmy twoją
drużyną, ale przyjaciółmi. A nawet lepiej- twoją rodziną.
Dołączamy do grupy ramię w ramię i uśmiecham się.
- Dzięki, stary. Naprawdę to doceniam.
234
- A teraz już bądź z tą dziewczyną, żebym nie musiał na ciebie patrzeć, jak na zbitego
psa.
Kiwam głową, rozciągając się w ciszy. Nadszedł czas. Czas na wielki gest i mam na to
świetny pomysł.
235
36
Quinn
Leżąc na łóżku, trzymam telefon nad głową i patrzę na jego ostatnią wiadomość.
Naprawdę? Zaproponowanie mi przeniesienia projektu przez kampus to wszystko, co chciał
mi powiedzieć. Minął prawie tydzień od pogrzebu Grega. Jechaliśmy razem z powrotem na
kampus, ale żadne z nas nie miało zbyt wiele do powiedzenia. Chyba mieliśmy za dużo na
głowie i zbyt wiele myśli. Od tamtego momentu nie miałam z nim kontaktu. Prawie w
ogóle. Nawet nie pojawił się na zajęciach z religii. Kenna próbowała mnie pocieszyć
mówiąc, że drużyna baseballowa ciężko trenuje przed pierwszym śniegiem, ale nazwałam to
pieprzeniem. Gdybym była tego warta to znalazły czas.
Na domiar złego Finley zapadła się pod ziemię. Szczerzę to się nie dziwię. Na jej
miejscu też bym wszystkich unikała. Wzdycham i rzucam telefon na materac, zanim
obracam się teatralnie na lewy bok. Kenna patrzy na mnie z podniesionymi brwiami.
- Dlaczego po prostu go nie poszukasz i nie zapytasz na czym stoicie do cholery?
- Ponieważ to nie moje zadanie.
Zsuwa nogi z łóżka i pochyla się w moim kierunku.
- Jesteś królową dramatyzmu.
Pokazuje jej środkowy palec i zaciskam usta.
- Mam pełne prawo nią być.
- Może masz rację, ale nie dam rady tutaj siedzieć i patrzyć jak się nad sobą użalasz-
wstaje i bierze torebkę- Podnoś się i wkładaj jakieś przyzwoite ubranie.
- Jeśli dresy są nieodpowiednie to nigdzie się nie ruszam.
236
- Jesteś niemożliwa. Włóż jakieś spodnie wymagające zapięcia guzika i zasunięcia
zamka.
Ściągam się z łóżka dramatycznie spadając na podłogę i czołgam do komody.
- Dokąd idziemy?
Otwieram szufladę i wyciągam ulubioną parę jeansów. Nie podnosząc się, ubieram je i
patrzę zrozpaczona na Kenne.
Marszczy nos zniesmaczona.
- To była najbardziej żałosna rzecz jaką widziałam w swoim życiu.
- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie- jęczę- I nie potrafię wstać. Jestem zbyt
zmęczona.
Dla lepszego efektu kładę się na plecach i unoszę dłonie pokazując Kennie, aby
pomogła mi wstać.
Przewraca oczami zanim robi krok w moją stronę i chwyta za ręce.
- Właśnie dlatego nie mam żadnych przyjaciółek- mówi pomagając mi wstać.
Wypycham dolną wargę i marszczę brwi.
- To było wredne.
- Poważnie wszystkie jesteście takie… - nic nie mówi szukając idealnego słowa.
- Kapryśne- dokańczam za nią.
- Tak, właśnie o to mi chodziło. Dziewczyny są takie kapryśne.
- Ale sama jesteś dziewczyną- kłócę się.
237
Podnosi na mnie brew- Ale zdecydowanie tak się nie zachowuje.
- Tylko dlatego, że twoje serce jest tak czarne jak kaptur Śmierci.
Obie śmiejemy się, gdy zakładam buty. Czuję się lepiej i dziękuje za posiadanie w
swoim życiu kogoś takiego jak Kenna. Kogoś kto nie będzie chodził wokół mnie na
paluszkach jak koło dziecka. Kogoś kto będzie mnie zmuszał do ruszenia naprzód.
- Więc gdzie idziemy?- pytam ponownie, gdy chwytam torebkę z biurka i idę do
drzwi.
- Idziemy do Micka. Najwyższy czas rozdziewiczyć twoją idealną skórę.
***
Robienie tatuażu boli, ale nie jest to aż takie złe skoro odciąga myśli od największego
gówna, czyli życia. Mick naciąga skórę za moim uchem wypełniając wybrany przeze mnie
niewielki tatuaż.
- Już prawie gotowe- mówi zanurzając igłę w czarnym tuszu.
Z powrotem pochyla się z włączonym pistoletem. Po kilku minutach odkłada sprzęt i
odchyla się, aby podziwiać swoje dzieło. Kenna zerka nad jego ramieniem.
- Jak wygląda?- pytam podenerwowana.
- Nie tego dla ciebie chciałam- wzdycha Kenna. Była zawiedziona, że wybrałam coś
tak małego- Ale jak na pierwszy tatuaż jest w porządku.
Zaniepokojona wstaje i podchodzę do wielkiego lustra. Odsuwam włosy z szyi,
pochylam się nad lustrem i zerkam kątem oka na czarny kształt, który pozostanie na mojej
skórze do końca życia.
238
- Co myślisz?- pyta Mick robiąc porządek na swoim stanowisku.
- Jest cudowny.
Niewielka ćwierćnuta z przecinkiem
u góry jest idealna. Od zawsze marzyłam o
takim. Już jako mała dziewczynka mówiłam, że kiedyś będę mieć tatuaż z nutą. Pamiętam
nawet jak sama sobie taki zrobiłam długopisem. Ale na przecinek zdecydowałam się w
ostatniej chwili.
Podczas czytania partytury zawsze miałam tendencję do zapominania o nim, chociaż
wiedziałam jaki jest ważny. Wydawało mi się to głupie, aby przypominać wokalistce o
braniu oddechu podczas śpiewania; powinno przychodzić to naturalnie, ale w
rzeczywistości tak nie jest. Chciałam przypomnienia, że zawsze mogę odetchnąć, bo przez
ostatnie miesiące niekoniecznie o tym pamiętałam.
- Co oznacza ten przecinek?- pyta Kenna.
- To znak oddechu.
- Nie rozumiem.
- Nie musisz- mówię lekko się uśmiechając- ale dla mnie to przypomnienie, jak ważne
czasami jest zatrzymanie się i odetchnięcie, nawet jeśli tylko na chwilę.
21 Symbol w notacji muzycznej. Kieruje wykonawcą, aby odetchnął lub zrobił krótką przerwę.
239
37
Chace
Nadszedł dzień naszej prezentacji w którym stresuję się niemiłosiernie. Porównując to
do zrywania plastra: chce zerwać go jak najszybciej i mieć z głowy. Wyrywam się z
otępienia, gdy rozbrzmiewają oklaski.
- No dobrze, dziękujemy za prezentację Shelly i Tony.
Profesor spogląda w dół na listę i mam nadzieję, że jesteśmy następni. Przebiegam
myślami już chyba setny raz przez to co zamierzam powiedzieć na głos. Jestem gotowy.
Czas ruszyć naprzód.
- Czas na Chace’a i Quinn, którzy opowiedzą nam o śmierci w różnych religiach.
Bez słowa bierzemy z Quinn naszą tablicę prezentacyjną oraz stos kartek na przód sali
wykładowej. Powinienem być przyzwyczajony do wystąpień przed tak dużą ilością osób.
Cholera, grałem przed o wiele większą publicznością, ale tym razem jest inaczej.
- Każda religia inaczej postrzega śmierć- mówi bezbarwnym głosem Quinn. Ktoś kto
by jej nie znał powiedziałaby, że jest bardzo spokojna choć może ciut poirytowana. Ale ja
widzę jej podenerwowanie w trzęsących się dłoniach – Nawet osoby tej samej wiary będą
inaczej ją postrzegały. Razem z Chacem jesteśmy tego idealnym przykładem. Ostatnio
straciliśmy wspaniałego przyjaciela i będąc w żałobie- jej głos się załamuje, ale mówi dalej-
Każdy z nas znalazł pocieszenie w czymś innym.
Odchrząkuję i przedstawiam religie, które wybraliśmy, aby o nich opowiedzieć.
Omawiam chrześcijaństwo, islam, hinduizm, judaizm, buddyzm. Quinn co chwile wtrąca się
dodając informacje o obrzędach towarzyszących śmierci oraz czym się różnią między sobą.
Po przybliżeniu buddyzmu Quinn odwraca się i zaczyna zbierać nasze rzeczy.
Studenci biorąc to jako koniec prezentacji zaczynają klaskać, ale przekrzykuję hałas i
zaczynam mówić ponownie:- Nie wszystko widzimy na pierwszy rzut oka, ale gdy świat
legnie w gruzach nagle otwierają się oczy. Pismo Święte głosi „Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest”.
240
Na sali ucinają się rozmowy i cała uwaga skupia się na mnie. Są ciekawi do czego
zmierzam. Przerywam i biorę głęboki wdech.
-Właśnie taka jest miłość, ale nie tylko. Miłość jest bolesna… i trudna. Rzecz w tym,
że śmierć uświadamia, co jest naprawdę ważne. Pomaga zauważyć rzeczy na które
wcześniej było się ślepym i wagę stwierdzenia carpe diem. Już dłużej nie chcesz marnować
czasu, a za to zdobyć to czego pragniesz… to co kochasz.
Przenoszę spojrzenie z tłumu na Quinn, która gapi się na mnie z lekko otwartą buzią
ze zdziwienia. To nie była część naszej prezentacji i już pewnie się domyśla do czego
zmierzam.
- I to właśnie mi się przydarzyło. Quinn, kocham cię. Kocham cię od momentu, gdy
spotkaliśmy się po raz pierwszy, jako małe dzieci. Z ciemnymi włosami spiętymi w urocze
kucyki uśmiechnęłaś się do mnie i uszczęśliwiłaś. Twoja bezwzględność i odwaga sprawiły,
że zostałem twoim przyjacielem. Twoja lojalność, że się zakochałem. Nie potrafiłem się do
tego przyznać, ale robię to teraz. Kocham cię. Kocham cię najmocniej na świecie.
Quinn rumieni się i przygryza dolną wargę- Chace…
Robiąc kilka kroków zmniejszam dystans między nami. Nie obchodzi mnie, że stoimy
przed setką ludzi. Cholera, nie przejmuję się nawet profesorem będącym na sali. Jedyne co
liczy się w tym momencie to ja i Quinn.
- Wiem, że schrzaniłem i wszystko popsułem.
Robię kolejny krok i stoję kilka centymetrów od niej. Patrzę w te brązowe oczy
widząc wszystko czego kiedykolwiek chciałem.
- Ale jestem gotów to naprawić. Nawet jeśli zajmie mi to resztę życia.
Lekko się uśmiecham, a ona ten uśmiech odwzajemnia.
- Czego ode mnie chcesz, Chace?- pyta.
- Chce, żebyś powiedziała co ci leży na sercu. Wszystkie rzeczy, które od siebie
odpychałaś, bo nie były właściwe. Wyrzuć to z siebie i pozwól, aby prawda wyszła na jaw.
241
Niepewnie rozgląda się po sali wyglądając na zakłopotaną.
- Kocham cię, Chace’ ie Donahue. Kochałam cię jeszcze zanim cię poznałam. Nosiłam
te kucyki z kokardkami, abyś mnie zauważył, a kiedy w końcu tak się stało uśmiechnęłam
się, bo moje marzenie się spełniło. Chciałam zostać twoją przyjaciółką, cholera naprawdę
próbowałam, ale dla mnie od zawsze było to coś więcej. Nigdy nie zakochałam się w tobie,
ponieważ nigdy nie widziałam nikogo innego oprócz ciebie. I wciąż tak jest.
Bez chwili zawahania przyciągam ją do siebie. Quinn ochoczo się nachyla, więc
całuję ją. Przebiega końcem języka po mojej wardze przez co z trudem tłumię pożądanie.
Przerywam pocałunek, a klasa za nami wybucha gromkim aplauzem, jak również krzykami
i gwizdami. Z uśmiechem na ustach opieram czoło o jej, a ona patrzy na mnie tymi
pięknymi brązowymi oczami i śmieje się z lekko zaróżowionymi policzkami ze wstydu.
- Nie wierzę, co się właśnie stało.
- A ja tak. Już długo się na to zbierało.
Tłum za nami wciąż wiwatuje nad sceną, która się przed nimi rozegrała.
- Więc co dalej?- pyta cicho.
- Powiedzmy, że zaczniemy nadrabiać stracony czas.
Podkreślam to mrugnięciem.
- Brzmi nieźle.
- Słowo ,, nieźle” nawet trochę tego nie opisuje.
242
38
Quinn
Chace postanowił, że podczas przerwy bożonarodzeniowej musimy powiedzieć
naszym rodzicom o nas. To dobry pomysł, bo to my powinniśmy ich o tym poinformować-
chociaż wydaje mi się, że nikt nie będzie zbytnio zaskoczony. Ale czym bliżej jesteśmy
mojego domu tym więcej mam wątpliwości.
- Nie jestem przekonana, czy to mądry pomysł- mówię, nerwowo bawiąc się rąbkiem
koszulki.
- Czy ty insynuujesz, że mój pomysł jest głupi?- pyta Chace zaczepnie.
Nie muszę na niego patrzeć, by wiedzieć, że ma na ustach ten seksowny uśmieszek.
- Nie. Nie o to mi chodziło.
Zaczynam się jąkać, więc Chace wyciąga wolną rękę i kładzie na mojej- tej zajętej
skubaniem. Wypuszczam głośno oddech oraz uwalniam z uścisku koszulkę przez co teraz
możemy zapleść palce.
Zatrzymujemy się na czerwonym świetle w naszym mieści, Chace podnosi moją rękę
do ust i lekko całuje.
- Kochanie, dlaczego się tym tak stresujesz?- pyta. Spoglądam na niego i rozpływam
się patrząc w jego duże oczy pełne troski i niepokoju- nie chcę, aby tak się czuł przeze
mnie.
Zamykam oczy i potrząsam głową.
- Nie chodzi o związek z tobą albo że nie chce o nas nikomu powiedzieć- z powrotem
otwieram oczy i wwiercam się w niego spojrzeniem chcąc, aby uwierzył mi na słowo. -
Nigdy nie będę żałować podjęcia decyzji o byciu z tobą. Jedynie martwię się, że będę
243
uważana za osobę, która rozbiła związek. Wiesz, że wszyscy będą chcieli wiedzieć gdzie
jest Finley. Cholera, sama się nad tym zastanawiam- wzdycham. Naprawdę jest tak, jakby
zapadła się pod ziemię. Nikt nie widział jej od czasu, kiedy zbiegła ze sceny na pogrzebie
Grega. Co prawda nie była związana ze wszystkimi tak jak ja z Chacem, ale powinna
przynajmniej złożyć kondolencje.
Chace daje gaz do dechy, gdy światło zmienia się na zielone, dlatego po chwili
dojeżdżamy do pierwszego przystanku na naszej trasie. Po zaparkowaniu odwraca się i
bierze moją twarz dłonie.
- O to się właśnie martwisz? Że moja mama i twoi rodzice będą się zastanawiać, gdzie
w tym wszystkim ma swoje miejsce Finley?
Kiwam głową.
- Tak i co zrobiłam, żeby cię od niej odbić.
- Nic nie zrobiłaś- śmieje się.
- Po pierwsze, to kłamstwo. Nie jesteśmy niewinni. A po drugie tak to będzie
wyglądało. Jakbym zrobiła coś, by cię jej zabrać.
Przyciąga moje czoło do ust i trzyma je tam do momentu, jak zaczyna się uśmiechać.
- Ta, po pierwsze...- daje mi jeszcze jednego buziaka zanim odsuwa się i patrzy mi
prosto w oczy- Masz rację. Nie jesteśmy niewinni. Ale kluczowe jest słowo MY. Ja i ty.
Więc jeśli ktoś będzie wytykany palcami to właśnie my, a w szczególności ja.
Unoszę brew pytająco i od razu tłumaczy.
- To ja byłem w związku. Koniec końców to wszystko przeze mnie.
- Ale ja byłam jej najlepszą...- kładzie palec na moich ustach uciszając mnie-
Wyglądam jak glonojad przez ciebie- mówię z przygniecionymi ustami wywołując u niego
śmiech.
244
Czuję, jak znika ze mnie napięcie.
- Po drugie zwracanie czegoś prawowitemu właścicielowi nie jest uważane za
kradzież, prawda?- unosi brew.
Zagryzam wargę powstrzymując wielki uśmiech cisnący mi się na usta.
- Dobrze rozegrane.
Pochylam się i całuję go po czym wychodzimy z auta.
- Jesteś najlepszym co udało mi się wygrać, Q.
245
Epilog
Finley
Droga Quinn,
Nienawidzę cię!
Nienawidzę cię!
Nienawidzę cię!
Nienawidzę cię, zapatrzona w siebie diwo. Zniszczyłaś mi życie i zabrałaś
najlepszą rzecz jaką miałam.
Myślałam, że powiedzenie ci tego poprawi mi nastrój, ale tak nie jest. Prawda jest
taka: za każdym razem, gdy jakaś okropna myśl o tobie wpada mi do głowy, a potem
mam poczucie winy to przypominam sobie o najgorszej, najokropniejszej rzeczywistości-
to przeze mnie.
Nie nienawidzę ciebie, ale siebie. Jestem samolubną diwą. Zniszczyłam swoje życie
i prawie zrobiłam to samo dwóm osobom na którym zależy mi najbardziej.
Tak naprawdę to od dnia, gdy się poznałyśmy wiedziałam, że jesteś zakochana w
Chace’ ie, a domyśliłam się tego po sposobie w jaki patrzyłaś i wymawiałaś jego imię,
jak nas sobie przedstawiałaś. I nawet wiedząc to, wiedząc, że go kochasz, a on jest tego
kompletnie nieświadomy, zapragnęłam go mieć dla siebie. Może dlatego, że jestem
potrzebującą uwagi jedynaczką lub przez coś innego, niemniej jednak pragnienie go aż
bolało. Ale gdzieś po drodze pokochałam was. Zostaliście moimi najlepszymi
przyjaciółmi. Lecz wciąż wiedziałam, że coś do niego czujesz nie ważne jak mocno
starałaś się to ukryć.
246
Po jakimś czasie mój umysł zaczął płatać mi figle. Droczył się ze mną i podsuwał
myśl, że gdyby Chace wiedziałby o tym lub choć trochę zbliżyłby się do ciebie coś by się
w nim odblokowało. Więc tak, trójkąt miłosny był zaplanowany. Nie byłam pijana, ani
nie miałam zgona. Zrobiłam nastrój i chciałam zobaczyć, co będzie dalej. Zdaję sobie
sprawę z tego jak głupi był to pomysł, ale nie myślałam, że zdobędzie się na dołączenie.
Nie powinien był. Ale nie dałam rady tego powstrzymać, nie jeśli sama to
zainicjowałam. Nie mogłam wyznać, że był to jeden wielki sprawdzian.
Nie było łatwo, a gdy już wiedziałam, że nie macie zamiaru przestać to było ze
mną tylko gorzej. Zastanawiałam się, czy prawda wyjdzie na jaw. W końcu był moim
chłopakiem, a ty najlepszą przyjaciółką- któreś z was powinno mi było powiedzieć,
prawda?
BŁĄD!
Obserwowałam jak ta tajemnica zżera was od środka. Przeszło mi przez myśl, czy
będziecie spotykać się za moimi plecami, gdy się rozjedziemy- jak podobno miało być.
Czekałam, aż któreś z was puści parę z ust. Gdy tak się nie stało zdałam sobie sprawę z
tego jaką więź dzielicie ze sobą. Była nierozerwalna. Ale mimo tej wiedzy nie poddałam
się. Byłam nauczona, żeby nigdy nie odpuszczać. Tak samo nie przepraszać. Ale oto
jestem. Nigdy nie powiem, że mi przykro, bo będąc szczerą, nie do końca wiem czy to
prawda.
Nie jestem na tyle dumna, aby nie przyznać się do błędu. Nie powinnam była
sprawdzać, ani ciebie, ani Chace’a. Ale nigdy bym nie pomyślała, że zostawi mnie dla
ciebie. Przynajmniej dzięki temu wszystkiemu udało wam się zejść.
W każdym razie to mój list z wyznaniami. Już nie musisz się dłużej obwiniać, co
pewnie robisz. Ty byłaś tą najmniej winną w ciągu tych wszystkich wydarzeń.
Z poważaniem,
Twoja Była Najlepsza Przyjaciółka.
247
Składam kartkę na pół po czym wkładam do zaadresowanej koperty. Naklejam ostatni
znaczek w rogu, podnoszę list i stukam nim biurko rozglądając się po praktycznie pustym
pokoju w akademiku. To pomieszczenie przypomina o wielu rzeczach. Głównie smutnych.
Mój pierwszy semestr w college’u zakończył się nie za ciekawie, ale w drugim planuję
nadrobić stracony czas, w którym płakałam i żałowałam tego, co się stało. Zmiana
środowiska powinna pomóc. Mój ojciec pociągnął za sznurki i udało mu się przenieść mnie
w połowie roku na Uniwersytet West Coast .
Chciałabym powiedzieć, że przeprowadzka, nowe znajomości i dużo nauki poskutkuje
we mnie jakąś zmianą. Nie jestem pewna, czy jest mi to pisane.
Jaki jest sens zmieniania się jeśli nie uważasz, że powinieneś?
248
249