Uwaga! Oto 12 stopni do piekła wg św.
Bernarda z Clairvaux
Proces schodzenia po stopniach pychy opisał szczegółowo w XII w.
św. Bernard z Clairvaux w traktacie "O stopniach pokory i pychy".
Mówi tam o tym jak pewni ludzie "schodzą" po stopniach pychy
osiągając wreszcie stan "śmierci duszy". Człowiek "umarły na duszy"
- "żywy trup" zaczyna się "rozkładać" tracąc powoli, ale
nieubłagalnie to, co można nazwać resztką jego człowieczeństwa,
stając się coraz bardziej "trupem" i to tak dalece, stwierdza wielki
Doktor Kościoła, że aż, w pewnym momencie "już cuchnie". Ten
stan jest czymś najgorszym, co może nas spotkać, szczytem
nieprawości i niegodziwości, a zarazem nieodwracalną, całkowitą
degeneracją duchową i moralną człowieka. W jaki sposób dochodzi
do tej degeneracji? Św. Bernard wyróżnia dwanaście etapów tego
procesu.
l. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła
Każdy z nas, mówi św. Bernard, musi, przede wszystkim, poznać
samego siebie i "dojrzeć własną nędzę". Musimy przecież wiedzieć
kim jesteśmy, co się w nas i co się z nami dzieje, dokąd zmierzamy,
gdzie chcemy zmierzać, dokąd powinniśmy zmierzać.
Musimy wiedzieć. co powoduje, że jesteśmy wolni, a co nas zniewala.
co nam służy, a co nas niszczy, kiedy wzrastamy a kiedy się
degenerujemy. Musimy znać swoje braki. wady. słabości i błędy.
Potrzebne jest to nam do odnalezienia własnego miejsca w życiu, do
znalezienia się w każdej sytuacji, do uniknięcia nieszczęścia.
Przykrości, kompromitacji. Potrzebne jest to nam również po to,
byśmy mogli pracować nad sobą. doskonalić się, posuwać się do
przodu, a nie do tyłu, w górę, a nie w dół. Musimy być w ciągłym
kontakcie z prawdą o nas samych, by móc sprawować nad sobą
kontrolę i nad wszystkim tym co robimy.
Człowiek jest istotą niedoskonałą. Jego możliwości są bardzo
ograniczone. Jest też ograniczony czasem i przestrzenią. Jego
"pojemność" jest zatem niewielka. Musi więc bardzo roztropnie
gospodarować swoim "potencjałem". Jeśli uczyni jedną "inwestycję"
nie uczyni innej. Musi zatem wybierać jedno kosztem drugiego.
Wybór taki jest często bardzo ograniczony. Niekiedy wcale go nie ma.
Tylko bowiem szaleniec odrzuca to, co mu służy na rzecz tego, co go
niszczy.
W pierwszym rzędzie nie może nam, co chyba jest oczywiste.
zabraknąć „potencjału" dla poznania samego siebie, zobaczenia i
pełnego uświadomienia sobie własnej „nędzy". dla sprawowania
nieustannej kontroli nad sobą. Tym, co nie tylko utrudnia ale także, w
konsekwencji, faktycznie uniemożliwia spełnienie tej podstawowej
dla nas czynności jest, stwierdza św. Bernard, ciekawość. Jest ona,
sama w sobie, czymś absurdalnym. W jej efekcie przecież, angażując
często wiele sił, środków i czasu, nabywamy informacje i rozumienia,
które są i będą dla nas całkowicie bezużyteczne. Jest ona ponadto
rodzajem obżarstwa. Obżarstwo zaś nie powoduje jedynie
„niestrawności". Nie bez powodu jest jednym z grzechów głównych.
Przede wszystkim jednak ciekawość odwraca naszą uwagę od samych
siebie, jest, jak mówi św. Bernard, chorobą duszy będącą przyczyną
zaniedbywania siebie i zajmowania się wszystkim innym.
Ponieważ dusza taka nie zna siebie - czytamy w traktacie „O
stopniach pokory i pychy" - wygnana jest jakby na zewnątrz, „aby
paść koźlęta" (por. Pnp 1.8). Koźlętami. oznaczającymi grzech,
słusznie mógłbym nazwać oczy i uszy. bowiem jak śmierć weszła na
świat przez grzech, tak do duszy przez te właśnie okna przenika. Takie
to więc koźlęta wyprowadza na pastwisko w ciekawości swojej, nie
troszcząc się o poznanie swojego wnętrza. Bo istotnie gdybyś,
człowiecze, badał się dokładnie byłoby dziwne, żebyś jeszcze na co
innego zwracał swą uwagę! Posłuchaj ciekawcze, Salomona,
posłuchaj głupcze, Mędrca: „Z całą pilnością strzeż serca swego" (Prz.
4. 23), w tym mianowicie celu. by wszystkie zmysły czuwały i strzegły
źródła dającego życia. Dokąd to ciekawcze od siebie odchodzisz?
Czyjej opiece powierzasz się na ten czas? Jak śmiesz podnieść oczy ku
niebu - ty, co zgrzeszyłeś przeciwko niemu? Patrz w ziemię, abyś
poznał samego siebie”.
Ciekawość zamienia naszą świadomość w wielkie śmietnisko.
Wszystkie te śmieci zakrywają to co ważne, cenne, istotne. Rodzi się
w nas chaos, w którym się gubimy. Zarazem zaczynamy mieć poczucie
pewnego nasycenia, wewnętrznego bogactwa. Czujemy się pełni. To,
w połączeniu z brakiem samokontroli powoduje, iż zaczyna nas
powoli ogarniać pycha. Nie widzimy naszych błędów, słabości, nie
czujemy pustki. Jesteśmy zatem we wszystkim O.K. Nasze wady,
których nie zwalczamy, powiększają się. Zaczynają coraz bardziej
dawać znać o sobie skutki grzechu pierworodnego. Uwalniają się
niskie instynkty. Zaczynają w nas, przyjmując taką czy inną, czasami,
wydawałoby się zaskakującą postać, dominować. Budzą się w nas
"demony".
To ciekawość. mówi św. Bernard. spowodowała upadek szatana,
grzech Ewy. "Szatan - czytamy - odpadł od prawdy przez ciekawość,
albowiem wpierw z wielkim zainteresowaniem podglądał to czego
potem grzesznie pożądał i zuchwałe oczekiwał". Ewa wiedziona
ciekawością uległa namowom szatana.
2. Zazdrość i poczucie wyższości
Pierwszym efektem ciekawości jest powierzchowne, płytkie,
małostkowe myślenie. Św. Bernard nazywa to zjawisko
lekkomyślnością. Polega ono na ujmowaniu wszystkiego w
prymitywnych kategoriach "więcej" i "mniej". które odnoszone są do
naszego, niekontrolowanego już, degenerującego się, rozdętego ,Ja".
Człowiek "lekkomyślny" odnosi siebie wciąż do innych dzieląc ich na
jakoś lepszych i jakoś gorszych od siebie - tych. co mają czegoś więcej
i tych. co mają czegoś mniej. Zaczynają w nim dominować dwa
uczucia: zazdrość i poczucie wyższości. Zazdrości "tym lepszym".
pogardza „tymi gorszymi". Całe swoje życie zaczyna poddawać
zazdrości i pogardzie - ukazywaniu swojej wyższości.
Z jednej więc strony robi wszystko byle tylko dorównać "tym
wyższym", goni za pieniędzmi, władzą, sławą. Z drugiej strony
poświęca dużo sił i środków na to. by wciąż udowadniać „tym
niższym", że on jest lepszy. manifestuje swój stan posiadania,
wyolbrzymia go, daje wciąż poznać jaką to on ma władzę, jaki jest
wolniejszy, silniejszy, itd.
3. "Serce głupich gdzie wesele" (Syr 7, 5). Zabić smutek
Następnym krokiem w dół jest zawężenie horyzontu myślowego do
obszaru. w ramach którego „ja" może się nadal rozdymać i w którym
rodzi się nieustające poczucie samozadowolenia. Człowiek znajdujący
się na tym stopniu pychy ogranicza swoją ciekawość tego
wszystkiego. w czym ukazać się może jego własna miernota i
wyższość innych. i kierują ją w zupełnie inną stronę: zwraca uwagę na
swe domniemane cnoty i w żadnym wypadku nie uznaje zasług
drugiego. Usunąwszy z pamięci wszystko. co dotychczas uznawał w
sobie za godne pogardy. a więc przykre. a zebrawszy to. co według
niego zasługuje na szacunek. nie myśli przy tym o niczym innym jak
tylko o tym. co mu się w sobie podoba."
Największym problemem dla takiego człowieka jest, stwierdza św.
Bernard, smutek. który rodzi się w nim gdy, pomimo wszystko,
uświadomi sobie jakąś swoją słabość, jakiś brak. jakiś swój błąd. Stara
się go „zabić" - po tym można go rozpoznać – „niestosowną
wesołością" traktowaniem wszystkiego w sposób nie do końca
poważny, jakoś żartobliwy, najczęściej z cynicznym i zjadliwym
humorem nie szanującym żadnych świętości. Chce nią nasycić swoje
życie tak dalece, by nie było już w nim miejsca na poważną refleksję
mogącą obnażyć prawdę o nim.
4. Potok próżności
Czwarty stopień pychy to stopień „wzmożonej próżności". która
najczęściej. choć w różny sposób. objawia się w "wielomóstwie". Jest
to sensu stricte chełpliwość. Sprowadza się ona do zjawiska, które
młodzież nazywa "szpanem". Jest to popisywanie się własną wiedzą,
erudycją, umiejętnością wysławiania się, dowcipem. "Będzie więc
mówił - stwierdza św. Bernard - albo pęknie. Jest bowiem wypełniony
gadaniną i ciśnie go para, która w nim jest. Łaknie i pragnie słuchaczy,
przed którymi mógłby się popisać swoją próżnością, na których
mógłby wylać to, co czuje, aby dowiedzieli się o jego wielkości. Przy
nadarzającej się okazji, ilekroć rozmowa dotyczy nauki, on przytacza
problemy stare i nowe - płyną błyskotliwe sentencje, latają
pompatyczne frazesy, Odpowiada chociaż go nikt nie pyta. Sam
zadaje pytania i sam udziela odpowiedzi; przerywa mówiącym. /.../
Mógłby budować. ale nie ma zamiaru. Nie myśli uczyć ciebie. albo
uczyć siebie. ale mówi i mówi, by wiedziano do czego jest zdolny.
5. "Nie jestem jak inni ludzie"
"Przykro jest wynoszącemu się nad innych - mówi św. Bernard - nie
czynić czegoś, co by go wyróżniało". W ten sposób rodzi się to
zjawisko, które wielki Doktor Kościoła nazywa "kultem własnej
odrębności".
Człowiek, który zstąpił na ten stopień pychy: "Wcale nie stara się być
lepszym, chce tylko za takiego uchodzić. Nie pragnie żyć doskonale.
pragnie tylko, by go za doskonałego uważano, ażeby mógł
powiedzieć: "Nie jestem jak inni ludzie" (Łk 18, 11).
Cały swój wysiłek poświęca więc tworzeniu swojego "image" -
zaczyna udawać najlepszego manifestacyjnie podejmując takie
działania, które w powszechnej opinii uchodzą za oznakę wielkości.
Wszystko robi na pokaz, stwarza tylko pozory zaniedbując, faktycznie,
całkowicie swoje życie moralne i duchowe.
6. Zarozumiałość
Człowiek zstępujący na ten stopień pychy pozbywa się niepokoju.
który mu dotąd towarzyszył. niepokoju rodzącego się w związku z
pytaniem: Czy jestem doskonały? Taki człowiek jest teraz pewny,
stuprocentowo pewny - jestem wspaniały pod każdym względem,
wszyscy przy zdrowych zmysłach muszą to uznać.
Św. Bernard mówi, że życie takiego człowieka zdominowane jest
przez niezachwianą niczym pewność siebie, pyszałkowatość i głód
pochlebstw. Odrzuca on autorytety. wierzy tylko sobie, wszystko, co
robi uznaje za szczyt doskonałości. Wciąż manifestuje tą swoją
"doskonałość", opowiada o niej, popisuje się swoimi zdolnościami.
Zarazem robi wszystko, by usłyszeć pochwały. Podejmuje je w taki
sposób. by, przede wszystkim. innym się to podobało. Działa „pod
publiczkę", zadaje się tylko z takimi ludźmi, którzy albo go podziwiają.
albo przynajmniej nie szczędzą mu komplementów.
7. Niepohamowana ambicja
Normalny człowiek szuka swojego miejsca w życiu, nie za niskiego,
nie za wysokiego, tego właśnie, które jest mu przeznaczone, które
odpowiada jego możliwościom, w którym nie tylko dobrze się czuje
ale i potrafi sprostać wszystkim, związanym z nim wymaganiom.
Człowiek, który zstąpił na siódmy stopień pychy chce być jak
najwyżej. Jego ambicja jest nieograniczona. Wszystko jej
podporządkowuje. W pierwszym rzędzie poświęca się temu. co
nazywa się karierą zawodową. Bez pardonu, bez miłosierdzia dla
innych, ale także i dla siebie, wręcz, niekiedy nawet wprost, po
trupach pnie się w górę. Także w innych sferach nie zapomina nigdy o
swoich aspiracjach. Zawsze chce być najlepszy, stać jak najwyżej.
„Jakże człowiek przekonany o swej wyższości - stwierdza św. Bernard
- może bardziej cenić innych niż siebie? Na zebraniach zajmuje
pierwsze miejsce. w naradach pierwszy zabiera głos. Zjawia się nie
proszony, wtrąca się bez przyczyny, poprawia porządek, kwestionuje
decyzje. Czego sam nie przeprowadził i nie uporządkował. nie uważa
za słuszne i sprawiedliwe. Wydaje sądy o sędziach. wyroki uprzedza
projektami orzeczeń. [...] Gdy mu zlecają wykonanie jakiejś
drobnostki, zżyma się, protestuje, uważa bowiem, iż nie wypada
zajmować się błahostkami, ponieważ jest stworzony do wielkich
rzeczy".
8. „Nie zrobiłem niczego złego"
Człowiek. który- uznaje się za doskonałego. który- nie ma żadnych
wątpliwości. co do swojej doskonałości. zarozumiały i chorobliwie
ambitny staje się. jeśli chodzi o własną osobę. „ślepy moralnie". Nie
jest w stanie, w żaden sposób dostrzec swoich słabych stron, błędów,
grzeszków nawet wtedy, gdy jawią się one jak na dłoni. gdy są
bezdyskusyjne, oczywiste, gdy aż „kolą w oczy".
Gdy ktoś więc coś mu wytknie, przedstawi świadków, udowodni
niezbicie nie przyjmie tego do wiadomości bądź do upadłego będzie
się bronił starając się udowodnić, że faktycznie nie ma tu żadnej jego
winy.
Taki człowiek. stwierdza św. Bernard. gdy wspomni się o jakimś jego
przewinieniu, zawsze zaczyna swą obronę od zdania: „Nie zrobiłem
tego". Gdy się go trochę "przyciśnie do muru" mówi: .,Zrobiłem.
Rzeczywiście, ale dobrze". Gdy mu się udowodni grzech w taki sposób
się usprawiedliwia, że wynika z tego co mówi, iż on za to nie
odpowiada. Stwierdza np.: "Chciałem dobrze, a że stało się tak jak się
stało to już nie moja wina". Oskarżony reaguje zawsze agresywnie,
„złości się", wreszcie stara się udowodnić, przede wszystkim sobie,
ale także innym, że powodem oskarżenia jest uprzedzenie, zazdrość,
że jest ono zakamuflowanym prześladowaniem itp., itd.
Ten stan, czytamy w traktacie "O stopniach pokory i pychy" jest
charakterystyczny dla ósmego stopnia pychy. W tym momencie
zstępujący po stopniach pychy "wkracza w przedsionek piekła", staje
się podobny szatanowi, już zaczyna traktować siebie jak Boga - istotę,
w wypadku której słabości, błędy, pomyłki, grzechy są nie do
pomyślenia.
Człowiek, który osiągnął ósmy stopień pychy "dusi się" moralnie,
"usycha" duchowo, zaczyna "konać", by wreszcie "umrzeć" na duszy.
Na tym stopniu pychy staje się więc, stwierdza św. Bernard, żywym
trupem. Od tego momentu zaczyna się już "rozkładać".
9. Kłamstwo i przewrotność
W świadomości człowieka zstępującego po stopniach pychy zachodził
dotąd proces utraty kontaktu z prawdą o sobie i, w znacznej mierze,
również prawdą o innych ludziach oraz, w konsekwencji, całej
rzeczywistości. W ramach tego procesu zanika zatem tak
samokrytycyzm tego człowieka jak i zdolność prawidłowej oceny
wszelkich zjawisk i faktów. W efekcie człowiek taki traci zdolność
rozpoznania swojego realnego (faktycznego) „ja" biorąc za nie swoje
„ja" idealne (wymyślone przez siebie) i dokonując, za jego
pośrednictwem projekcji na całą rzeczywistość tak, że zaczyna
funkcjonować w większym stopniu w krainie fikcyjnej wykreowanej
przez swoje marzenia i oczekiwania niż w realnym świecie wierząc
zarazem wciąż głęboko. że wszystko to jest „nagą" prawdą.
Takie postępowanie podyktowane jest jego naturalnym
przywiązaniem do prawdy. Fakt. iż przywiązanie to zaczęła
przewyższać pycha powodował, że człowiek taki robił wszystko, by za
prawdę uznawać tylko to, co "karmiło" tę pychę. Śmierć duszy, która
nastąpiła na ósmym stopniu pychy polegała, także, na całkowitym
zanegowaniu swojego realnego "ja" (można powiedzieć "zabiciu" go),
a co za tym idzie również pozostałej części rzeczywistości. co
spowodowało. w konsekwencji, utratę przywiązania do prawdy. Teraz
zaczęła się już liczyć dla tego człowieka i rządzić nim niepodzielnie
pycha. Ustało więc działanie przyczyn zmuszających go do
separowania się od faktów. Nastąpiło otwarcie na nie i zarazem
całkowite ich lekceważenie.
Ze stanu zatem wyalienowania z rzeczywistości. swego rodzaju
niepoczytalności człowiek taki przeszedł nagle do stanu chłodnej,
obiektywnej oceny faktów i pełnej odpowiedzialności za swoje
pomysły i czyny. Jedynym efektem tego mogły być, w takim
kontekście tylko "narodziny" kłamstwa i przewrotności jako środków
pielęgnacji pychy.
Św. Bernard podaje przykład zachowania zakonnika znajdującego się
na tym stopniu pychy, który twierdząc dotąd, że jest bez grzechu
zaczyna nagle "kłamliwie wyznawać grzechy".
"Tego rodzaju człowiek - czytamy w traktacie "O stopniach pokory i
pychy" - nie tylko nie usprawiedliwia czynionych mu zarzutów. ale
wręcz przeciwnie - winę swą powiększa do tego stopnia. że widząc jak
dodaje do niej rzeczy wprost niewiarygodne i dziwne. jesteś skłonny
odrzucić nawet to, coś dotąd uważał za pewne. Rozgłaszając rzeczy
nie do wiary, przewrotnie zakrywają grzech, kiedy go wyznają: słowa
oskarżenia brzmią chwalebnie. lecz nieprawość wciąż kryje się w
sercu słuchacz ma utwierdzić się w przekonaniu, że to nie tylko
prawda, ile raczej pokora przez nich przemawia. według tego, co
napisano: „Sprawiedliwy najpierw sam siebie oskarża" (Prz 18, 17)".
Człowiek. który znajduje się na dziewiątym stopniu pychy zaczyna
świadomie przeciwstawiać ją prawdzie. Jeszcze jednak prawdy nie
neguje. Chce tylko żeby mu w żaden sposób nie przeszkadzała.
Pragnie żyć i funkcjonować i być akceptowanym w "porządku
prawdy". Pragnie aby, w jej perspektywie, go doceniono". Stara się
więc ją naginać tak, by "była po jego stronie" (przewrotność) lub
zniekształcać aż do faktycznego (ale nie formalnego) jej
zakwestionowania - "neutralizować" (kłamstwo) tak, by zawsze mu
"służyła". Chce ją zatem, po prostu. podporządkować swojej pysze.
Wysiłki te jednak satysfakcjonują go nie w pełni i krótko. "Apetyt
rośnie w miarę jedzenia". Zstępuje więc na kolejny stopień pychy.
Proces „gnicia" zaczyna przebiegać coraz szybciej.
10. Bunt: uczyni życie śmiercią, a śmierć życiem.
Ten stopień pychy jest początkiem buntu woodu. Jest to w pierwszym
rzędzie. i to jeszcze skrywany, bunt przeciwko ludziom, głównie
przeciwko wszelkim „szefom" i autorytetom. Żywy trup nie chce już.
nawet formalnie. w żaden sposób być komukolwiek
podporządkowany. Nie chce nikogo słuchać ani z nikim się liczyć.
Otwarcie więc kwestionuje zasadność wszystkich takich zależności.
także intelektualnych. moralnych, obyczajowych. On jest przecież
„najlepszy", "najmądrzejszy" , „największy" itd. Nie zniesie, by ktoś,
choćby pośrednio, to kwestionował.
Taka postawa prowadzi go wprost do buntu również przeciwko
prawdzie jako takiej. przeciwko całej rzeczywistości. Ludzie. którzy go
do czegoś "zmuszają" odwołują się przecież do prawdy, wskazują na
rzeczywistość. mówią - "musi być tak. a nie inaczej", „tak jest głupio",
”to jest zło" itd. Żywy trup na tym etapie ”swojego rozwoju" nie
próbuje jeszcze otwarcie „brać się za bary" z Bogiem, jeszcze woli Go
ignorować, lub wierzy, że to jego właśnie, jako tego najlepszego, Bóg
promuje. Atakuje agresywnie nie przebierając w środkach to, co
nazywa "ludzką prawdą", „ludzkim rozumieniem dobra", ”ludzkim
ujęciem Boga" i jest przekonany, że może, de facto, innych ludzi, całą
rzeczywistość, samego Boga „owinąć sobie dookoła palca". Wierzy w
swój sukces - w to, że uczyni życie śmiercią, a śmierć życiem.
Próbuje jeszcze trzymać się, chociażby formalnie, faktów, uznaje
jakoś czy raczej toleruje pewne aspekty natury. Jest wodzem swojej
własnej, prywatnej, totalnej „rewolucji" i ma głęboką nadzieję
zwycięstwa.
11. Wystąpienie przeciwko Bogu. Żywy trup
Zwycięstwo to nie nadchodzi. Mnożą się natomiast porażki.
Rzeczywistość. pomimo wszystkich manipulacji, pozostaje
rzeczywistością. prawda. wbrew wszystkim wysiłkom. pozostaje
prawdą. Prawo naturalne wciąż daje o sobie znać. Bóg wciąż jest
Bogiem. Panem stworzenia i Prawodawcą. a Jego obecność i
działalność, Jego miłosierdzie, od których nie można uciec,
przypominają o ludzkiej słabości, małości, bezradności, boleśnie
godzą w podsycaną wciąż przez rosnące ciągle, jak na drożdżach"
pychę, "miłość" własną.
Żywy trup nie może pogodzić się z taką sytuacją. Występuje otwarcie,
wprost przeciwko Bogu. Już nie jest "nieśmiałym" uczniem szatana.
Jeśli świadomie uznawał go za swojego mistrza i przewodnika
odrzucającego autorytet, nawet, niekiedy, gardzi nim z powodu jego
porażek. To on - żywy trup będzie nosicielem światła - Lucyferem. To
on pokona Boga i zajmie Jego miejsce.
Układa sobie więc teraz plan "detronizacji" Boga. Plan taki przybrać
może różne postacie. Niekiedy jest bardzo rozbudowany, precyzyjny.
finezyjny, drobiazgowy. Jego pierwszy punkt, jedyny zresztą, który
udaje się żywemu trupowi zrealizować, jest zawsze taki sam:
postępować tak jakby Boga nigdy nie było. Św. Bernard nazywa to
"swobodą grzeszenia".
W tym momencie żywy trup zaczyna głosić "wolność bez granic" i
realizuje ją podejmując i gloryfikując takie działania, co do których
przypuszcza. że najbardziej zabolą Boga, najbardziej w Niego ugodzą.
Grzech czyni swoim chlebem powszednim. "Nurza się" w nim i "tarza"
jak świnia w błocie. Wychwala jego "smak". "Pieje" nad swoim
"szczęściem". Drwi: "No i co, cóż na to Bóg, nic nie może, nie reaguje,
jest bezsilny. nie ma go - umarł." Bada granice swojej niegodziwości,
kroczy wciąż dalej i dalej. grzeszy coraz więcej. coraz częściej, coraz
intensywniej. To zjawisko świetnie uchwycił Henryk Sienkiewicz w
"Quo vadis" gdzie Neron. w chwili szczerości. mówi: "Zabiłem nawet
swoją matkę. by zobaczyć czy bogowie zareagują" .
Pozbywa się resztek niepokoju. jest coraz pewniejszy siebie. czuje się
coraz silniejszy. czuje się coraz bardziej bogiem. Powoli.
niedostrzegalnie. dla siebie, przekracza ostatnią granicę - wchodzi w
ostatni etap swojego „rozkładu".
„Niestety. podobnie jak bywa z próbującym przejść rzekę w bród -
stwierdza św. Bernard - i on zwolna pogrąża się w wirze grzechów".
Dodajmy: by dotrzeć za życia, jeżeli to można jeszcze nazwać życiem,
do samego dna „piekła".
12. „Już cuchnie"
To dno „piekła" św. Bernard nazywa „nałogiem grzechowym". „Gdy
pierwsze występki - czytamy w traktacie ”O stopniach pokory i pychy”
– unikną straszliwego wyroku Bożego, szuka się nowych rozkoszy; te
zaś uwodzą coraz bardziej. Rozbudza się pożądanie, rozum popada w
stan uśpienia, a nałóg zacieśnia pęta. Nieszczęśnik stacza się w
przepaść zła i jako więzień poddany zostaje tyranii występków".
Proces „rozkładu" żywego trupa kończy się w tym momencie. Już nie
ma w nim nic. co mogłoby jeszcze zgnić. Nad niczym już nie panuje.
Jest tylko kukłą. którą wprawia w ruch. taka czy inna. teraz niejako
samoistna. żądza. Jest mumią. która porusza się ruchem robactwa.
które ją toczy. To dosłownie trup i to trup. Który ”już cuchnie".
Pycha i wolność
Wolność jest tym, co człowiek zawsze rozpoznawał jako stan, w
którym powinien się znajdować - jako jeden z podstawowych
warunków prawdziwie ludzkiej egzystencji. Wolność to chyba
najbardziej "ogólnoludzka" wartość ze wszystkich tych, które
kiedykolwiek przyjmowała ludzkość. Nikt zatem z tych. którzy mają na
ustach hasło "człowiek" nie będzie przeczył. że należy ona do natury
człowieka, że jest jego prawdą, drogą, życiem. I nic dziwnego. bo
przecież, w istocie wolność jest jednym z imion Boga. To Bóg
ofiarował ją nam w momencie stworzenia. abyśmy ją pomnożyli aż do
granic naszych możliwości. aż do tego momentu. w którym Jego Wola
stanie się naszą wolą, a Jego wolność naszą wolnością.
To jednak nie oznacza. że mamy stać się bogami, zostać wprost i
dosłownie Bogiem. Wręcz przeciwnie - mamy maleć. To pokora, co
jest przecież tak oczywiste. jest kluczem, który otwiera drzwi naszej
wolności. Kto tego jeszcze wyraźnie nie widzi niech przyjrzy się pysze i
jej owocom.
W dziejach kultury ludzkiej, szczególnie w ostatnich dziesiątkach lat,
formułowano wiele definicji wolności. Nie ma co ich tu omawiać. Nie
warto wdawać się w polemiki. Jakby bowiem nie rozumieć wolności,
pycha będzie zawsze tym, co ją skutecznie niweczy. Nawet Więc to.
zafałszowane przecież. rozumienie wolności jakie podsuwają nam tak
nachalnie żywe trupy. gdy skonfrontować je z ich stanem, na
którymkolwiek stopniu "umierania" czy „rozkładu" się znajdują
pozwoli nam stwierdzić, że wolność jest im całkowicie obca, że
zadziwiająco konsekwentnie robią wszystko, by jej uniknąć.
Weźmy pod uwagę pierwszy stopień pychy. Czy można wolnym
nazwać człowieka, który nie poświęcając czasu, sił i środków na
poznanie samego siebie, nie wie. tak naprawdę, czego potrzebuje,
pragnie, chce, który nie wie i nie poznaje "swojej nędzy" i nie próbuje
w konsekwencji, jej usunąć? Czy człowiek wolny to człowiek, który nie
zabiega o swe podstawowe interesy? Wyraźnie widać tu zjawiska
popadania w niewolę. Jest to, w tym momencie niewola, którą można
nazwać niewolą niewiedzy.
Weźmy pod uwagę drugi stopień pychy. Pojawia się tu jak na dłoni.
nowy typ niewoli. Jakże inaczej bowiem można nazwać poddanie się
rządom zazdrości i poczucia wyższości. Jest to. posługując się
językiem św. Bernarda, niewola "lekko-myślności". A trzeci stopień
pychy. To już wprost "zabijanie" wolności, intensywne pogłębianie
niewoli niewiedzy. To także nowy typ niewoli - niewola "niestosownej
wesołości". Czwarty stopień. Kolejne więzy - niewola próżności. Piąty.
Dalsze ograniczenia: niewola "kultu własnej odrębności". Szósty.
Pogłębianie niewoli niewiedzy, a ponadto, niewola zarozumiałości.
Siódmy. Straszna niewola ambicji. Ósmy. Niewola niewiedzy osiąga
swój szczyt. Dziewiąty. Bezpośrednie, całkowite zniewolenie przez
własną pychę. Zwiększenie się pozostałych typów niewoli. Znaczne
zmniejszenie się niewoli niewiedzy często identyfikowane przez
żywego trupa jako odzyskanie wolności. Dziesiąty. Umacnianie się
niewoli pychy. Jedenasty. Dodatkowe więzy: poddanie się
"regulaminowi grzechu".
I wreszcie stopień dwunasty. Zamknięcie wszystkich furtek do
wolności. Piekło totalnego uzależnienia. Można powiedzieć, że w
zasadzie nie ma już tego, kto mógłby być wolny czy zniewolony. To
już bowiem nie on myśli, podejmuje decyzje, działa. Jest tylko, jak już
o tym mówiliśmy, bezwolną kukłą.
[ „Masoneria polska i okolice”, Stanisław Krajski, 1997, 316-331 ]