background image

DIANA PALMER 

Mój cudowny szef 

  

PROLOG 

 

 

 

Richard  Dane  Lassiter  spoglądał  na  panoramę  Houston  z  okna  swego 

gabinetu  w  eleganckim  biurowcu.  Patrzył  nie  widzącym  wzrokiem  na  drobne 
krople  deszczu  spływające  po  szybie.  W  zapadającym  zmroku  lśniły  neony  i 
latarnie. Dane podświadomie usiłował odwlec nieuchronną konfrontację. 

Lada  chwila  powinien  przejść  z  gabinetu  do  poczekalni  agencji 

detektywistycznej.  Musiał  zbesztać  sekretarkę,  którą  uważał  niemal  za  swoją 
krewną. Tess Meriwether była córką mężczyzny zaręczonego z jego matką. Nita 
Lassiter  i  Wyatt  Meriwether  zginęli  tragicznie  na  krótko  przed  ślubem.  Ich 
dzieci  nie  stały  się  wprawdzie  powinowatymi,  lecz  mimo  to  Dane  od  paru  lat 
czuł się za Tess odpowiedzialny. Dlatego gdy dziewczyna straciła ojca, zatrudnił 
ją  u  siebie  i  czuwał  nad  nią  z  daleka.  Bolesne  wspomnienia  zawsze  będą  ich 
dzielić, ale uczucie pozostało. 

Można  by  je  nazwać  miłością,  gdyby  nie  to,  że  Dane  za  wszelką  cenę 

chciał  zachować  dystans  i  świadomie  zrażał  do  siebie  Tess.  Miał  za  sobą 
nieudane  małżeństwo.  Został  również  ciężko  ranny,  gdy  jako  teksaski  strażnik 
tropił  przestępców. Postrzał, który omal  nie okazał się śmiertelny, spowodował 
w  życiu  Lassitera  wielkie  zmiany.  Dane  odszedł  z  policji  i  założył  własną 
agencję detektywistyczną. 

Skaptował do współpracy najlepszych miejscowych funkcjonariuszy. Jego 

firma  od  początku  cieszyła  się  dobrą  opinią  i  zaufaniem  klientów.  Znacznie 
gorzej układało się życie prywatne detektywa. Szczerze mówiąc, w ogóle go nie 
miał. Została mu jedynie Tess, która unikała go jak ognia. 

Lassiter  odszedł  od  okna.  Był  wysoki  i  szczupły.  Poruszał  się  zwinnie  i 

lekko;  głowę  nosił  wysoko  i  patrzył  na  ludzi  z  góry.  Wygląd  i  postawa 
detektywa  pozwalały  się  domyślać,  że  w  jego  żyłach  płynie  hiszpańska  krew. 
Odziedziczył  po  przodkach  czarne  oczy  i  włosy  oraz  ciemną  karnację.  Był 

background image

przystojnym  mężczyzną,  ale  nie  zdawał  sobie  z  tego  sprawy.  Od  lat  unikał 
kobiet; nie obchodziło go, czy może się podobać. 

Matka  znienawidziła  go,  bo  zbytnio  przypominał  ojca,  który  porzucił 

rodzinę, kiedy Dane był  małym chłopcem. Pragnął okazać  matce, jak bardzo ją 
kocha,  ale  Nita  po  prostu  nie  miała  dla  niego  czasu.  Obojętność  matki 
pozostawiła  głęboką  skazę  w  jego  osobowości.  Ożenił  się,  gdy  pracował  w 
policji  Houston,  jeszcze  nim  postanowił  zostać  teksaskim  strażnikiem.  Jane 
poślubiła  jednak  nie  człowieka,  tylko  twarzowy  uniform;  to  ją  w  narzeczonym 
najbardziej  pociągało.  Wspólne  życie  nie  układało  się  dobrze.  Dane  nie  mógł 
dać  żonie  tego,  czego  najbardziej  pragnęła.  Szybko  doszła  do  wniosku,  że 
popełniła niewybaczalny błąd. Odsunęła się od męża, nie chciała z nim sypiać, a 
w końcu uznała, że ma go dość. Gdy Dane został ranny, odeszła, zanim opuścił 
szpital. Gdyby nie Tess, musiałby samotnie zmagać się z tamtym koszmarem. 

Na ironię  losu zakrawało, że Tess była w nim zakochana. Dane  myślał  o 

tym  z  goryczą.  Poznał  ją  jako  nastolatkę;  właśnie  skończyła  szkołę.  Wyatt 
Meriwether zaniedbywał córkę, podobnie jak Nita Lassiter swego syna. Oddał ją 
babci na wychowanie, by mieć czas na liczne romanse. Niewinna i łagodna Tess 
pociągała Dane'a bardziej niż jakakolwiek inna kobieta. Po dziś dzień wstyd mu 
było, że tak źle ją potraktował w czasie swojej rekonwalescencji. 

Siła uczuć, jakie dla siebie żywili, z niczym nie dała się porównać. Dane 

usiłował  zdusić  je  w  zarodku.  Nie  lubił  kobiet  i  nie  miał  do  nich  zaufania.  A 
jednak Tess znalazła drogę do jego serca. Nikt go dotąd tak nie kochał. Odrzucił 
ten dar, ulegając nagłemu wybuchowi namiętności; tak bardzo przestraszył Tess, 
że od tej pory trzymała się od niego z daleka. 

Dane  niecierpliwym  gestem  odgarnął  ciemne  włosy.  Dość  tych 

wspomnień.  Nic  dobrego  z  nich  nie  wynika.  Życie  przynosiło  nowe  problemy. 
Tess  umyśliła  sobie,  że  zostanie  prywatnym  detektywem  w  jego  agencji.  Ta 
praca  bywała  niebezpieczna.  Dane  niechętnie  przydzielał  ryzykowne  zadania 
Nickowi  oraz  jego  siostrze,  Helen.  Jednym  z  nich  była  zasadzka  na  groźnego 
przestępcę,  której  Tess  przez  głupotę  i  nieuwagę  omal  nie  udaremniła.  Trzeba 
jej za to porządnie  natrzeć  uszu. Niewiele  brakowało, by zdekonspirowała jego 
agentów. Nie można ryzykować kolejnej takiej wpadki. Poza tym Tess musi się 
pożegnać z marzeniami o posadzie detektywa. Ryzyko było zbyt wielkie. Helen 
uległa prośbom dziewczyny, nauczyła ją chwytów skutecznych w samoobronie i 
pokazała,  jak  obchodzić  się  z  bronią,  chociaż  Dane  nie  życzył  sobie,  by  jego 
agencja przekształciła się w szkółkę dla początkujących detektywów. Tess była 
tak uparta, że w końcu zrobił dla niej wyjątek. Drżał na samą myśl, że mogłaby 
wykonywać ryzykowną  pracę  detektywa.  W  biurze  była  całkiem  bezpieczna. 
Gdyby zmieniła posadę…  

background image

Na szczęście nic nie wskazywało na to, by do tego doszło. 

Należało  jak  najszybciej  załatwić  sprawę  niefortunnego  zachowania  się 

Tess podczas zasadzki na podejrzanego. 

Dane  przypomniał  sobie,  jak  po  raz  pierwszy  ujrzał  Tess  w  restauracji, 

gdzie Nita i Wyatt po zaręczynach umówili się na spotkanie z dwójką dorosłych 
dzieci.  Dane  udawał,  że  poczuł  niechęć  do  jasnowłosej  nastolatki,  która  od 
pierwszej  chwili  pociągała  go  jednak  z  wielką  siłą.  Dla  dorosłego,  żonatego 
mężczyzny  był  to  powód  do  niepokoju.  Jane  przyszła  z  nim  na  spotkanie,  ale 
była  tak  uszczypliwa  i  arogancka,  że  odesłał  ją  taksówką  do  domu.  Tess 
stanowiła  jej  przeciwieństwo.  Była  nieśmiała,  milcząca  i  wyraźnie  nim 
zainteresowana. 

Na samą myśl o tym Dane machinalnie napiął mięśnie. 

Od  pierwszej  chwili  pragnął  Tess  i  mijające  lata  tego  nie  zmieniły.  Żył 

samotnie. Miał ważny powód, dla którego nie pragnął trwałego związku, a tym 
bardziej małżeństwa. Męska duma nie pozwalała mu rozpamiętywać tej sprawy. 

Skrzywił się i podszedł do drzwi oddzielających gabinet od sekretariatu i 

poczekalni.  Nie  można  w  nieskończoność  odwlekać  tej  rozmowy.  To  byłby 
objaw tchórzostwa, a tego nikt mu nie śmiał zarzucić. Obawiał się jednak, że nie 
będzie  w  stanie  patrzeć  na  smutną  twarz  bezlitośnie  karconej  dziewczyny.  Nie 
chciał, by znów przez niego cierpiała. Bóg jeden wie, ilu zmartwień przysporzył 
jej przez te wszystkie lata. 

Z  drugiej  strony  jednak  Tess  powinna  sobie  uświadomić,  że  w  ich  pracy 

obowiązują  żelazne  zasady,  których  trzeba  przestrzegać.  Jeśli  raz  przymknie 
oczy  na  jej  głupi  postępek,  kolejny  błąd  może  kosztować  ją  życie.  Nie  wolno 
ryzykować. 

Z ponurą miną położył dłoń na klamce i otworzył drzwi. 

  

 

 

 

 

ROZDZIAŁ   PIERWSZY 

background image

 

 

Tess  Meriwether  westchnęła  ciężko.  W  napięciu  zerkała  na  drzwi, 

czekając,  aż  otrzyma  zasłużoną  karę.  Dzisiejszy  dzień  trudno  było  zaliczyć  do 
udanych. Po tym jak omal nie zdekonspirowała pary detektywów, szef traktował 
ją  jak  powietrze.  Miała  nadzieję,  że  zdoła  się  wymknąć  ukradkiem,  nim  Dane 
wyjdzie z gabinetu, by zmyć jej głowę. 

Uporządkowała  biurko,  zerknęła  na  zegar  ścienny  i  z  ulgą  sięgnęła  po 

płaszcz. Był to szykowny trencz - idealny strój dla detektywa. Była uradowana i 
dumna, kiedy go kupiła. Spełniło się marzenie wielkiej miłośniczki kryminałów. 
Praca  w  agencji  Dane'a  była  interesująca,  mimo  że  Dane  uparcie  odmawiał, 
ilekroć  chciała  pomóc  w  wykonaniu  zlecenia.  Przysięgła  sobie  w  duchu,  że 
pewnego dnia zostanie detektywem mimo protestów nadopiekuńczego szefa. 

-  Dokąd  się  wybierasz?  -  usłyszała  nagle  znajomy  głos.  Dane 

niespodziewanie stanął w drzwiach. W trzyczęściowym garniturze wyglądał jak 
główny  bohater  kryminału.  Niechętnie  odwróciła  wzrok.  Wprawdzie  przed 
trzema laty potraktował ją okropnie, ale wciąż lubiła na niego patrzeć. 

- Idę do domu - odparła. - Masz coś przeciwko temu? 

- Owszem. - W milczeniu dał jej znak ręką, by poszła za nim do gabinetu. 

Zamknął  drzwi  i  stanął  obok  niej.  Mimo  woli  spostrzegł,  że  napięła  mięśnie, 
jakby  szykowała  się  do  ucieczki.  Ta  reakcja  była  łatwa  do  przewidzenia. 
Zasłużył sobie na niechęć Tess, ale wyrzuty sumienia nie łagodziły bólu. 

-  Zapowiedziałem  ci,  że  podczas  akcji  masz  się  trzymać  z  daleka  od 

naszych ludzi - rzucił Dane tonem znacznie ostrzejszym, niż zamierzał. 

-  Nie  zrobiłam  tego  umyślnie  -  odparła  Tess,  nawijając  na  palec  kosmyk 

jasnych  włosów.  -  Zobaczyłam  Helen  i  pomachałam  jej  ręką.  Wiedziałam  o 
planowanej  zasadzce,  ale  byłam  przekonana,  że  zaczaicie  się  na  podejrzanych 
wczesnym rankiem w jakimś ustronnym  miejscu. Nie przyszło mi do głowy, że 
para detektywów zaszyła się na całe popołudnie w sklepie z zabawkami. Byłam 
pewna, że Helen kupuje prezent bratankowi swego chłopaka. - Tess zerknęła na 
Dane'a.  Miała  duże  szare  oczy.  -  Nie  zdradziłeś  mi  żadnych  szczegółów  tej 
akcji.  Powiedziałeś  tylko,  że  nie  wolno  mi  się  do  tego  mieszać.  Miałam  się 
trzymać z daleka. Z daleka od czego? - perorowała z irytacją. - Houston to duże 
miasto.  Zwykli  ludzie,  w  przeciwieństwie  do  teksaskich  strażników,  nie 
zastanawiają  się  nad  tym,  że  może  coś  im  grozić.  Trzeba  jasno  i  wyraźnie 
określić, gdzie nie powinni chodzić! 

background image

Dane wysłuchał tyrady swojej sekretarki z kamienną twarzą. Nie odrywał 

od  niej  ciemnych  oczu.  Nagle  uśmiechnął  się  prowokująco.  Stali  nieruchomo. 
Rozległo się ciche pukanie. Przez uchylone drzwi do gabinetu zajrzała brunetka 
w eleganckim kostiumie. Była to Helen Reed. Zerkała z obawą na szefa. 

-  Czy  mogę  iść  do  domu?  -  zapytała  cicho.  Zapadło  milczenie. 

Dziewczyna dodała nieśmiało: - Minęła piąta. 

-  Weź  magnetofon  i  pomóż  bratu.  Może  coś  nagracie.  Nick  sam  nie 

znajdzie dowodów przeciwko niewiernemu mężowi. 

-  Wykluczone!  -  odparła  Helen.  -  Nie  zamierzam  tkwić  z  moim 

braciszkiem  pod  drzwiami  pokoju  wynajętego  na  godziny,  skąd  będą  do  nas 
dochodzić  jęki  i  okrzyki  wywołujące  rumieniec  na  policzkach.  Taka  robota  z 
Nickiem?  Stanowczo  odmawiam!  Kochany  braciszek  zbytnio  działa  mi  na 
nerwy! Poza tym mam randkę z Haroldem! 

-  Miałaś  uświadomić  tej  młodej  darnie  -  mruknął  Dane,  ruchem  głowy 

wskazując sekretarkę - gdzie zastawiacie pułapkę na podejrzanego, żeby się tam 
nie plątała. 

- Moja wina! Przepraszam - jęknęła rozpaczliwie Helen. 

-  Przeprosiny  to  za  mało.  Pomóż  Nickowi.  To  będzie  pokuta.  W 

przeciwnym razie stracisz posadę. 

-  Jeśli  mnie  zwolnisz  -  stwierdziła  nonszalancko  Helen  -  zatrudnię  się  w 

wydziale komunikacji, a wówczas lepiej  nie składaj wniosku o rejestrację auta, 
bo i tak niczego nie załatwisz. Po moim trupie! 

- Czyżbyś zapomniała, że dwa lata przepracowałem w miejscowej policji i 

mam tam wielu znajomych? 

Helen  z  żałosnym  westchnieniem  podeszła  bliżej,  ostentacyjnie  padła  na 

kolana  i  pochyliła  się,  zamiatając  podłogę  długimi  ciemnymi  włosami.  Zrobiła 
to z wdziękiem baletnicy. Nie na darmo brała lekcje klasycznego tańca. 

-  Na  miłość  boską!  Przestań  się  wygłupiać.  Idź  do  domu  -  rzucił 

zniecierpliwiony Dane i dodał mściwie: - Mam nadzieję, że Harold zafunduje ci 
pizzę z tuńczykiem. 

-  Dzięki,  szefie.  Tak  się  składa,  że  uwielbiam  tuńczyka!  -  Helen  z 

uśmiechem  pomachała  Lassiterowi  na  pożegnanie.  Zniknęła  za  drzwiami,  nie 
dając mu czasu na zmianę decyzji. 

background image

- Cóż za arogancja! Wkrótce usłyszę, że należy jej się urlop na Bahamach. 

-  Dane  niecierpliwym  gestem  odgarnął  włosy.  Niesforny  kosmyk  opadł  mu  na 
czoło. Tess pokręciła głową. 

- Helen woli Jamajkę. Wiem, bo pytałam. 

Dane  chodził  niespokojnie  po  gabinecie.  Tess  obserwowała  go 

ukradkiem.  Miał  sylwetkę  kowboja  -  zwycięzcy  rodeo:  szerokie  ramiona, 
wąskie biodra, długie mocne nogi. Gdy był zmęczony, dawały o sobie znać rany 
odniesione podczas strzelaniny sprzed trzech  lat  i wówczas  lekko  utykał.  Teraz 
wydawał się znużony. 

Po  trzech  latach  znajomości  Tess  nadal  trochę  się  go  obawiała,  ale 

potrafiła  ukryć  łęk.  Wiedziała,  jak  stawić  czoło  ukochanemu  mężczyźnie.  Raz 
jeden zapomniał się przy niej i to wystarczyło, by straciła ochotę na upojne sam 
na sam. 

Poczuła na sobie uporczywe spojrzenie. Miała wrażenie, że Dane czyta w 

jej myślach. Na policzki wystąpiły jej rumieńce. 

-  Zawstydzona?  -  rzucił  ironicznie.  Jego  taksujący  wzrok  wprawiał  w 

zakłopotanie nawet starych policjantów. 

- Zastanawiałam się, co bym czuła, gdyby przyszło mi złapać na gorącym 

uczynku  niewiernego  męża  -  skłamała  i  mocniej  ścisnęła  torebkę.  -  Muszę  już 
iść. 

-  Randka?  Nie  możesz  się  doczekać,  kiedy  padniesz  mu  w  ramiona?  - 

rzucił obojętnie. 

Tess  unikała  mężczyzn,  ale  nie  chciała,  żeby  Dane  o  tym  wiedział.  Z 

uśmiechem wzruszyła ramionami i wyszła. 

Zapadł  zmrok;  było  chłodno.  Blask  ulicznych  latarni  w  niewielkim 

stopniu  rozpraszał  mrok.  Zimowy  wieczór  był  mglisty,  ponury  i  smutny.  Tess 
zapięła  płaszcz  i  powlokła  się  w  stronę  stojącego  na  parkingu  auta.  Jeździła 
małym  importowanym  samochodem.  Dzisiejszy  wieczór  będzie  taki  sam  jak 
inne.  Miała  go  spędzić  samotnie  w  mieszkanku  zwanym  szumnie  własnym 
domem.  Urządziła  je  najlepiej,  jak  mogła:  mała  kuchenka,  łazienka,  pokój  z 
rozkładaną kanapą, stanowiący zarazem salon  i sypialnię. Wieczorami oglądała 
stare filmy, aż poczuła zmęczenie; wtedy szła do łóżka. Kolejny wieczór będzie 
taki sam jak poprzedni. Zmieni się jedynie tytuł filmu. 

background image

Do niedawna mogła oglądać ulubione starocie w towarzystwie Kit Morris, 

przyjaciółki  i sąsiadki w jednej osobie, która pracowała w pobliżu agencji. Tak 
się  jednak  złożyło,  że  szef  Kit  wyjechał  na  dwa  miesiące  w  interesach,  a 
sekretarka,  ciesząca  się  całkowitym  zaufaniem,  musiała  towarzyszyć  szefowi; 
była  dyspozycyjna,  co  miało  znaczny  wpływ  na  wysokość  jej  pensji.  Tess 
bardzo  tęskniła  za  nieco  starszą  od  niej  przyjaciółką.  Często  się  spotykały  - 
także  w  pracy,  bo  agencja  detektywistyczna  Lassitera  dostawała  od  szefa  Kit 
wiele zleceń, odkąd za jej pośrednictwem znaleziono matkę milionera - szaloną 
kobietę skłonną do ryzykownych eskapad. 

Po  wyjeździe  sąsiadki  Tess  była  osamotniona.  Nie  miała  się  komu 

zwierzyć.  Lubiła  Helen  i  uważała  ją  za  przyjaciółkę,  ale  nie  mogła  wyznać 
koleżance z pracy, że Dane Lassiter złamał jej serce. 

Zarzuciła torbę  na  ramię  i wsunęła ręce do kieszeni  płaszcza. Pomyślała, 

że jej życie przypomina tę okropną noc: chłód, pustka, samotność. 

Gdy  zamknęły  się  za  nią  drzwi  wejściowe  biurowca,  spostrzegła  dwóch 

elegancko  ubranych  mężczyzn  rozmawiających  w  blasku  ulicznej  latarni. 
Obserwowała  ich  z  ciekawością,  gdy  dokonywali  wymiany:  otwarty  neseser 
wypełniony  plastikowymi  torebkami  z  białą  zawartością  za  gruby  pakiet 
banknotów. Minęła nieznajomych, uśmiechnęła się z roztargnieniem, skinęła im 
głową  i  poszła  dalej.  Nie  zdawała  sobie  sprawę,  że  wprawiła  obu  panów  w 
osłupienie. Zmierzała w stronę parkingu. 

- Widziała? - zapytał jeden z mężczyzn. 

- O rany! Pewnie, że tak! Za nią! 

Tess  nie  słyszała  tej  rozmowy,  ale  zaniepokoił  ją  dobiegający  z  tyłu 

odgłos  kroków.  Odwróciła  się  powoli  i  ujrzała  biegnących  mężczyzn.  Miała 
wrażenie,  że  chcą  jej  zrobić  krzywdę.  Krzyczeli  coś.  Osłupiała  ze  strachu.  Nie 
była  w  stanie  zrobić  kroku.  Nagle  blask  latarni  zalśnił  na  metalowym 
przedmiocie  trzymanym  przez  jednego  z  biegnących.  Nim  się  zorientowała,  że 
to świetlny refleks wypolerowanej lufy pistoletu, rozległ się  głośny trzask  i coś 
uderzyło ją w ramię. Krzyknęła, zachwiała się i upadła na asfalt. 

-  Zabiłeś  ją!  -krzyknął  jeden  z  mężczyzn.  -  Ty  idioto!  Wsadzą  nas  za 

morderstwo, a nie za handel kokainą! 

- Zamknij się! Daj pomyśleć! Może nie zginęła na miejscu… 

- Wiejmy stąd! Na pewno ktoś usłyszał strzały! 

background image

-  O  rany!  Ta  kobieta  wyszła  z  budynku,  w  którym  mieści  się  agencja 

detektywistyczna - jęknął facet z pistoletem w dłoni. 

-  Coraz  lepiej!  Wspaniałe  miejsce  na  sfinalizowanie  transakcji.  Wiejmy! 

To syreny radiowozów! 

Przestępca  się  nie  mylił.  Nadjechał  patrol  zaalarmowany  przez 

wystraszonego  przechodnia.  Radiowóz  zablokował  wyjazd  z  parkingu.  W 
świetle  reflektorów  policjanci  ujrzeli  dwóch  mężczyzn  pochylonych  nad  osobą 
leżącą nieruchomo na asfalcie. 

- O rany! - krzyknął jeden z przestępców. - Wiejmy! 

Tess  jak  przez  mgłę  słyszała  tupot  kroków.  Była  w  szoku.  Daremnie 

próbowała  się  podnieść.  Asfalt  pod  jej  policzkiem  był  wilgotny  i  chropowaty. 
Nic więcej nie czuła. 

- Kogoś postrzelili! - dobiegł ją nieznany głos. - Trzeba ich zatrzymać! 

Usłyszała  kilka  wystrzałów.  Stopy  w  czarnych  butach  przemknęły  obok 

jej twarzy. Dwaj policjanci ścigali eleganckich przechodniów. 

- Tess! 

W  pierwszej  chwili  nie  rozpoznała  głosu  Dane'a.  Jej  szef  był  zawsze 

opanowany i chłodny. Rzadko się denerwował i mówił głośno. 

Ostrożnym  ruchem  odwrócił  zszokowaną  dziewczynę.  Patrzyła  na  niego 

nie widzącym wzrokiem. Czuła, że jej ramię staje się wilgotne, ciężkie i gorące. 
Chciała opowiedzieć, co się stało, ale nie była w stanie wykrztusić słowa. 

Dane  od  razu  dostrzegł  ciemną  plamę  na  rękawie  płaszcza.  Tkanina 

szybko nasiąkała krwią, płynącą obficie z rany. 

-  Boże!  -  jęknął  rozpaczliwie,  ale  zachował  kamienną  twarz,  nie 

ujawniając swych obaw. Tylko oczy lśniące od gniewu płonęły jak dwie ciemne 
gwiazdy. 

-  Jest  ranna?  -  zapytał  jeden  z  policjantów,  podbiegając  z  pistoletem  w 

dłoni do leżącej nieruchomo dziewczyny. Ukląkł obok Tess. 

-  Tak.  Niech  pan  wezwie  karetkę.  -  Dane  na  moment  podniósł  wzrok.  - 

Szybko. Dziewczyna bardzo krwawi. 

Policjant ruszył pędem do radiowozu. 

background image

Dane  nie  tracił  czasu.  Zsunął  płaszcz  z  ramienia  Tess.  Skrzywił  się, 

widząc  rozdarty pociskiem  rękaw bluzki.  Krew płynęła obficie.  Lassiter zaklął, 
oczyścił  ranę  czystą  chusteczką  do  nosa  i  mocno  ucisnął,  by  zatrzymać 
krwawienie. Nie zwrócił uwagi na okrzyk bólu, który wyrwał się z ust rannej. 

-  Cicho  -  próbował  ją  uspokoić.  -  Nie  ruszaj  się,  maleńka.  Jestem  przy 

tobie. Wszystko będzie dobrze. 

Tess  drżała.  Łzy  spływały  jej  po  policzkach.  Zaczęła  odczuwać  ból 

dopiero,  gdy  Dane  zrobił  prowizoryczny  opatrunek.  Bardzo  cierpiała. 
Krzyknęła,  gdy  owinął  ranę chusteczką  i  mocno zacisnął opaskę.  Lassiter zdjął 
płaszcz  i  przykrył  drżącą  z  zimna  dziewczynę.  Wsunął  jej  torbę  pod  stopy,  by 
zapobiec omdleniu. Potem zajął się obficie krwawiącą raną. Tess zdawała sobie 
sprawę,  że  jej  stan  jest  poważny,  ale  miała  świadomość,  że  znajduje  się  w 
dobrych  rękach,  i  dlatego  nie  uległa  panice.  Obecność  Dane'a  dodawała  jej 
otuchy. Bywał okrutny, ale w potrzebie mogła na nim polegać. 

- Czy wykrwawię się na śmierć? - zapytała spokojnie. 

-  Wykluczone.  -  Dane  spojrzał  na  jadący  w  ich  kierunku  radiowóz. 

Mamrotał przekleństwa, których Tess do tej pory nie słyszała z jego ust. Zerwał 
się  na  równe  nogi  i  krzyknął  do  policjanta:  -  Nie  czekamy  na  karetkę. 
Dziewczyna  się  wykrwawi,  zanim  lekarz  tu  dojedzie.  Niech  mi  pan  pomoże 
umieścić ją w aucie. 

-  Przed  chwilą  dostałem  wiadomość  od  kolegi.  Złapał  jednego  z  tych 

łobuzów  -  oznajmił  policjant,  wraz  z  Dane'em  przenosząc  ranną  na  tylne 
siedzenie.  -  Jeśli  nie  zjawi  się  tutaj,  nim  uruchomię  silnik,  będzie  musiał 
piechotą wrócić na posterunek. 

- Jasne. - Dane ułożył głowę Tess na swoich kolanach. - Ruszajmy. 

Gdy  rozległ  się  warkot  silnika,  na  parking  wbiegł  funkcjonariusz 

prowadzący skutego kajdankami mężczyznę. Dane zacisnął pięści. 

- Wezwałem patrol. Już tu jadą - zawołał siedzący za kierownicą policjant 

do kolegi. - Mamy tu ranną dziewczynę. Dasz sobie radę? 

- Pewnie! Zawieź ją do szpitala - usłyszał w odpowiedzi, 

Kierowca  prowadził  z  wyczuciem,  którego  Tess  pewnie  by  mu 

pozazdrościła, gdyby nie cierpiała tak bardzo z powodu bólu i mdłości. 

background image

Po  kilku  minutach  radiowóz  zatrzymał  się  przed  izbą  przyjęć  szpitala 

miejskiego. Ranna nie miała o tym pojęcia. Straciła przytomność. 

Kiedy  otworzyła  oczy,  było  całkiem  jasno.  Zamrugała  powiekami.  Była 

lekko oszołomiona. Całkiem przyjemne uczucie. Bark i ramię były spuchnięte i 
zbolałe.  Poruszyła  się  i  dopiero  wówczas  spostrzegła,  że  jest  podłączona  do 
kroplówki i aparatury medycznej. 

-  Uważaj  -  mruknął  Dane  siedzący  na  krześle  przy  szpitalnym  łóżku.  - 

Podłączanie tych wszystkich rurek po raz drugi nie będzie przyjemne. 

-  Było  ciemno…  -  wymamrotała  sennym  głosem,  odwracając  głowę  w 

jego stronę. - Gonili mnie tamci dwaj. Jeden z nich chyba mnie postrzelił. 

-  Zgadza  się  -  odparł  Dane.  -  To  byli  handlarze  narkotyków.  Co  się 

właściwie  stało?  Weszłaś  przypadkiem  między  przestępców  i  policję?  Była 
jakaś strzelanina? 

-  Nie  -  odparła  z  wysiłkiem.  -  Widziałam,  jak  tamci  faceci  finalizowali 

transakcję.  Wpadli  w  panikę,  a  ja  byłam  tak  roztargniona,  że  początkowo  nie 
skojarzyłam, co się dzieje. Dopiero kiedy za mną pobiegli, doznałam olśnienia. 

- Widziałaś, jak wymieniali narkotyki i pieniądze? - Dane znieruchomiał. 

Znużona pacjentka pokiwała głową. 

- Obawiam się, że miałam tę wątpliwą przyjemność. 

- Jeśli dobrze ci się przyjrzeli i rozpoznali budynek, z którego wyszłaś… - 

Dane gwizdnął cicho. 

- Jeden zdołał uciec, prawda? 

-  Ten,  który  do  ciebie  strzelał  -  odparł  ponuro.  -  Drugiego  policja  nie 

może  zbyt  długo  przetrzymywać  w  areszcie.  Zbyt  mało  na  niego  mają.  Złapali 
łobuza,  ale  lada  chwila  wyjdzie  za  kaucją.  Jeśli  zdecydujesz  się  zeznawać, 
pójdzie do pudła za handel narkotykami. 

- Jego kumpel do  mnie strzelał - przypomniała  mu  Tess. - To wspólnicy. 

Nie można go oskarżyć o współudział? 

- Kto wie? Trudna sprawa. Nie potrafię się w tym wszystkim rozeznać. 

-  Na  pewno  sobie  poradzisz  -  mruknęła  sennym  głosem.  -  Tylu 

przestępców wpakowałeś już za kratki… 

background image

-  Znam  ich  sposób  myślenia  -  przyznał  Dane,  mrużąc  ciemne  oczy  -  ale 

tym razem nie potrafię zebrać myśli, bo napadli na bliską mi osobę. 

Tess  miała  wrażenie,  że  śni.  Czyżby  Dane  się  o  nią  martwił? 

Bezsensowne  mrzonki!  Przecież  był  do  niej  uprzedzony.  I  cóż  z  tego,  że, 
kierowany  litością,  zatrudnił  niedoszłą  powinowatą,  gdy  straciła  ojca?  Wyjątek 
potwierdza  regułę.  Był  wrogo  nastawiony  do  Tess,  więc  dlaczego  miałby  się  o 
nią martwić? 

-  Jak  się  dzisiaj  czujesz?  -  zapytał,  pochylając  się  nad  pacjentką,  która 

mimo woli podziwiała grę jego mięśni pod cienką koszulą. 

- Lepiej niż ostatniej nocy. - Odruchowo dotknęła opatrunku. - Co ze mną 

robili lekarze? 

- Wyjęli kulę.  Kaliber  trzydzieści osiem, - Wyciągnął z kieszeni pocisk  i 

pokazał go Tess. - Pamiątka. Możesz go sobie umieścić w gablotce. 

-  Wolałabym,  żeby  policja  umieściła  za  kratkami  faceta,  który  mnie 

postrzelił - odparła Tess. Dane kpiąco uniósł brwi. 

- Przekażę tę odkrywczą uwagę miejscowym funkcjonariuszom. 

- Czy mogę wrócić do domu? 

-  Jeszcze  za  wcześnie.  Najpierw  musisz  odzyskać  siły.  Straciłaś  dużo 

krwi. Operowali cię pod narkozą. 

-  Helen  będzie  wściekła,  gdy  się  dowie  o  tej  przygodzie  -  powiedziała  z 

wymuszonym  uśmiechem.  -  Jest  prywatnym  detektywem  i  ciągle  ryzykuje,  a 
tymczasem bandyci wzięli na cel zwyczajną sekretarkę. 

-  O,  tak  -  przyznał  Dane.  -  Nasza  urocza  koleżanka  pozielenieje  z 

zazdrości.  -  Długo  nie  odrywał  zmrużonych  ciemnych  oczu  od  bladej  twarzy 
otoczonej wijącymi się jasnymi włosami. 

-  Pytałeś,  jak  się  czuję.  Zapewniam,  że  całkiem  nieźle,  choć  nie  wiem, 

dlaczego  cię  to  interesuje.  Przecież  mnie  nienawidzisz  -  powiedziała  sennym 
głosem, by przerwać milczenie. Przymknęła powieki. 

Głos  Tess  cichł  z  wolna.  Musiała  odpocząć.  Dane  pozostawił  jej  słowa 

bez  odpowiedzi,  ale  wyraz  jego  oczu  dowodził,  że  byłby  w  rozpaczy,  gdyby 
jedyna bliska mu osoba straciła życie. 

background image

Za wszelką cenę starał się ukryć swoje uczucia, a zatem trudno się dziwić, 

że  Tess  przypisywała  mu  nienawiść.  Udawał  obojętnego,  gdy  go  unikała. 
Ratował swoją dumę udając, że celowo robi jej przykrości, żeby wreszcie się od 
niego odczepiła. 

Ciche  pukanie  do  drzwi  wyrwało  go  z  zadumy.  Do  separatki  weszła 

uśmiechnięta  pielęgniarka.  Sprawdzała  odczyty  na  wskaźnikach  aparatury 
medycznej. 

-  Miała  szczęście,  prawda?  -  rzuciła  z  roztargnieniem,  spoglądając  na 

termometr. - Gdyby kula poszła trochę bardziej w bok, byłoby po niej. 

Ta przypadkowa uwaga całkiem zbiła z tropu Dane'a. Mrugał powiekami, 

spoglądając  na  śpiącą  Tess.  Gdyby  jej  zabrakło,  zostałby  na  świecie  sam  jak 
palec. Nie miałby nikogo. 

Przerażony  tą  myślą,  nie  był  w  stanie  usiedzieć  w  jednym  miejscu. 

Wymamrotał  jakieś  usprawiedliwienie  i  wybiegł  ze  szpitalnego  pokoju.  Ruszył 
w głąb korytarza, patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem. Starał się myśleć 
tylko  o  swoim  białym  mercedesie,  który  Helen  na  prośbę  szefa  zostawiła  pod 
szpitalem,  gdy  Tess  była  operowana.  Przypomniał  sobie,  że  obiecał  wpaść  do 
biura  i  przekazać  informację  o  stanie  zdrowia  rannej  koleżanki.  Spojrzał  na 
zegarek; jego podwładni zapewne są już w agencji. Potem zajrzy do siebie, żeby 
wziąć prysznic i zmienić ubranie. 

Wyszedł  z  budynku  i  odnalazł  auto.  Westchnął  ciężko  i  wsiadł.  Nie  od 

razu  uruchomił  silnik.  Jego  wzrok  przykuła  czerwona  plamka  na  rękawie 
marynarki. Krew Tess. Poprzedniego wieczoru patrzył bezradnie, jak uchodzi z 
niej życie. Niewiele brakowało, by Tess umarła w jego ramionach. 

Do  niedawna  była  pogodną,  zawsze  uśmiechniętą  dziewczyną,  która  za 

wszelką  cenę  pragnęła  sprawić  mu  radość.  Nie  ulegało  wątpliwości,  że  była  w 
nim  zakochana.  Dane  zacisnął  powieki.  Sam  zabił  tę  miłość.  Przeraził 
śmiertelnie  Tess,  gdy  jak  ostatni  gbur  uległ  żądzy  silniejszej  niż  wszelkie 
skrupuły  i  próbował  zdobyć  tę  dziewczynę,  nie  zważając  na  jej  opór.  Chciał  ją 
mieć;  nie  próbował  zapanować  nad  tym  pragnieniem.  Nie  potrafił  okazać 
czułości  i  śmiertelnie  przeraził  Tess.  Nie  zrobił  tego  umyślnie,  ale  całkiem 
możliwe, że ujawnił się w ten sposób podświadomy lęk przed dziewczyną, która 
mogła  się  stać  najważniejszą  osobą  w  jego  życiu.  Usiłował  zapobiec  owemu 
uzależnieniu.  Nieudane  małżeństwo  sprawiło,  że  był  nieufny  jak  skrzywdzone 
zwierzę. Z goryczą wspominał pierwsze spotkanie z Tess… 

Po wieczorku zapoznawczym w restauracji, podczas którego ojciec Tess i 

matka  Dane'a  czynili  wysiłki,  by  stworzyć  pozory  rodzinnego  szczęścia, 

background image

nastolatka i młody policjant widywali się tylko w święta. Dane i jego żona Jane 
byli  coraz  bardziej  poróżnieni.  Nita,  nie  bez  złośliwej  satysfakcji,  oznajmiła 
synowi,  że  młodsza  pani  Lassiter  romansuje  z  innym  mężczyzną.  Można  by 
pomyśleć,  że  niewierność  Jane  i  cierpienie  syna  sprawiły  jej  osobliwą 
przyjemność. 

Dane'a  czekało  wiele  trudnych  chwil.  W  dniu  gdy  Wyatt  Meriwether  i 

Nita Lassiter ogłosili swoje zaręczyny, został poważnie ranny w strzelaninie, do 
której doszło podczas napadu na bank. Jego życie wisiało na włosku. 

Tess  przyjechała  do  szpitala  najszybciej,  jak  mogła.  Przywiózł  ją  ojciec. 

Kiedy  zorientował  się,  że  Nita  siedzi  w  domu,  a  Jane  jest  nieuchwytna, 
postanowił się ulotnić. 

Tess została przez całą noc i następny dzień. Wyjaśniła pielęgniarkom, że 

wkrótce  będzie  przybraną  siostrą  rannego,  który  nie  ma  innej  rodziny. 
Pozwolono jej czuwać przy nim na oddziale intensywnej terapii, Trzymała go za 
rękę,  ocierała  spocone  czoło  i  z  lękiem  obserwowała  groźne  rany  na  plecach, 
ramieniu i udzie. Kule przeszły na wylot przez ciało. 

- Będę chodzić? - dopytywał się Dane zbolałym głosem, ledwie odzyskał 

przytomność. 

-  Oczywiście  -  zapewniła  z  uśmiechem.  Dotknęła  jego  policzka  i 

odgarnęła  z  czoła  potargane  włosy.  Czuła,  że  ma  prawo  do  takich  czułych 
gestów. Ranny przymknął oczy. 

- Gdzie jest moja matka? - jęknął. Po chwili dodał chrapliwym szeptem: - 

A Jane? 

Tess milczała, nie wiedząc, co odpowiedzieć. 

-  Sypia  z  moim  najbliższym  współpracownikiem  -  powiedział  głucho 

Dane,  otwierając  szeroko  czarne  oczy  roziskrzone  nienawiścią.  -  Sam  mi 
powiedział… 

Tess zmarszczyła brwi. 

Ranny uśmiechnął się z goryczą i ponownie zapadł w sen. 

Następne  tygodnie  przyniosły  wiele  przykrych  niespodzianek.  Jane 

przyszła  do  szpitala  tylko  raz.  Była  zakłopotana,  ponieważ  zjawiła  się  jedynie 
po to, by oznajmić, że złożyła pozew o rozwód. Zamierzała powtórnie wyjść za 
mąż,  gdy  tylko  rozprawa  dobiegnie  końca.  Matka  rannego  wpadła  na  moment. 

background image

Uchyliła  drzwi,  zajrzała  do  pokoju  i  stwierdziła,  że  syn  nie  zamierza  przenieść 
się  na  tamten  świat.  Uspokojona  pojechała  żeglować  z  Wyattem.  Tess  była 
wściekła na bliskich rannego; nie odstępowała od szpitalnego łóżka. 

Obojętność  rodziny  nie  była  ostatnim  ciosem,  jaki  spadł  na  Lassitera. 

Okazało  się,  że  postrzał  w  plecy  będzie  miał  trwałe  skutki,  a  zatem  Dane  nie 
będzie w stanie pracować jako policjant w pełnym wymiarze godzin. 

Na wieść o tym chory popadł w głębokie przygnębienie. 

-  I  cóż  ci  przyjdzie  z  tego,  że  będziesz  się  zamartwiać?  -  tłumaczyła 

cierpliwie  Tess,  zaniepokojona  wyrazem  twarzy  chorego.  Uklękła  obok  jego 
krzesła i przez kilka minut mocno ściskała silną dłoń. - Nie wolno się poddawać, 
Dane - przekonywała. - Nie jest wcale przesądzone, że będziesz musiał odejść z 
policji,  chociaż  trzeba  się  liczyć  z  taką  możliwością.  Nie  daj  sobie  odebrać 
nadziei. 

- Jak? Najgorsze już się stało - odparł krótko i odwrócił wzrok. - Po co tu 

ze mną siedzisz? Szkoda czasu. 

-  Wkrótce  staniemy  się  rodziną  -  przypomniała  mu.  -  Chcę,  żebyś 

wyzdrowiał. 

- Niepotrzebna mi smarkata siostrzyczka. 

-  Będziesz  na  mnie  skazany,  gdy  nasi  rodzice  wezmą  ślub  -  odparła  z 

pobłażliwym  uśmiechem.  -  Dość  tych  ponurych  min.  Przecież  jesteś 
twardzielem.  Teksaski  strażnik  nie  poddaje  się  tak  łatwo.  Przez  jakiś  czas 
będziesz  w  gorszej  formie.  I  co  z  tego?  Wierz  mi,  Dane,  z  twoim 
doświadczeniem  w  ściganiu  przestępców  na  pewno  znajdziesz  ciekawą  pracę. 
Los  wyrzuca  cię  drzwiami?  Trudno,  wejdziesz  oknem.  Z  pewnością  szybko 
wpadniesz na dobry pomysł, jeśli tylko zechcesz popatrzeć na swoją sytuację w 
takim świetle. 

Dane milczał, ale z uwagą przysłuchiwał się wywodom swojej opiekunki. 

Zmrużył lekko powieki i popatrzył jej prosto w oczy. 

- Nie lubię kobiet - oznajmił. 

- Tak sądziłam. Muszę przyznać, że nie miałeś do nich szczęścia. 

- Ożeniłem się z Jane na złość matce. Nie będę się wypierał, że pragnąłem 

tej  dziewczyny.  Ona  chciała  mieć  dom  i  dzieci.  To  jej  największe  marzenie.  - 

background image

Odwrócił  twarz,  jakby  wspomnienie  o  nieczułości  Jane  sprawiało  mu  ból.  - 
Odejdź, Tess. Dość tej zabawy w siostrę miłosierdzia. 

- Wykluczone. - Tess wzruszyła ramionami. - Jeśli odejdę, kto ci wybije z 

głowy skłonność do użalania się nad sobą? 

- Idź do cholery! - burknął i groźnie popatrzył jej w oczy. Uśmiechnęła się 

na dowód, że trudno ją przestraszyć. Była uradowana, że otrząsnął się z apatii, w 
którą  popadł,  kiedy  mu  powiedziała,  że  chyba  będzie  musiał  zrezygnować  z 
pracy. 

- Znów jesteś sobą - rzuciła ironicznie. - Masz ochotę na filiżankę kawy? 

Po  chwili  wahania  z  irytacją  skinął  głową,  jakby  miał  dość  tej  ciągłej 

troskliwości.  Tess  zerwała  się  skwapliwie  i  wybiegła  z  pokoju  do  korytarza, 
gdzie stał automat z kawą.  

Do tej pory żadna  kobieta  nie zachowywała się tak wobec  Lassitera. Był 

zbity  z  tropu,  bo  Tess  postanowiła  się  nim  zaopiekować  i  okazała  mu  troskę. 
Nitę  interesowało  jedynie  to,  co  syn  może  dla  niej  zrobić,  Jane  okazała  się 
jeszcze  większą  egoistką.  Tess  była  ulepiona  z  innej  gliny.  Dzieliło  ich  tak 
wiele,  że  Lassiter  czuł  się  zaniepokojony  -  tym  bardziej  że  śliczna  i  miła 
dziewczyna  wkradła  się  podstępnie  do  jego  serca.  Odczuwał  wobec  niej  nie 
tylko  wdzięczność.  Gdy  ukradkiem  zerkał  na  zgrabną  postać,  pożądanie 
ogarniało go z nie znaną dotąd siłą. Pragnął jej bardziej niż Jane, co mogło mu z 
czasem przysporzyć kłopotów. Tess miała zaledwie dziewiętnaście lat. Z drugiej 
strony  jednak  podobnie  jak  większość  jej  rówieśniczek  zapewne  miała  już  za 
sobą  pierwsze  doświadczenia  erotyczne.  W  dzisiejszych  czasach  to  niemal 
oczywiste.  Dane  przymknął  oczy.  Pomyśli  o  tym  jutro.  Na  wszystko  przyjdzie 
pora. 

Posłuchał  rady  Tess  i  zastanawiał  się,  co  mógłby  robić  w  przyszłości. 

Zagryzł usta i rozważał kolejne warianty. Uśmiechnął się, gdy przyszedł mu do 
głowy ciekawy pomysł. 

Przez  kilka  tygodni  Tess  przychodziła  regularnie.  Przesiadywała  w  jego 

separatce,  a  później  w  mieszkaniu,  bawiąc  rekonwalescenta  rozmową.  Dane 
milcząco zgodził się na te odwiedziny i przestał się mieć na baczności. Z wolna 
stawali się sobie bliscy. Dane walczył z coraz silniejszym pożądaniem. 

Nie mógł się pochwalić wielkimi sukcesami. Chroniczne napięcie usunęło 

w  cień  potrzebę  ciepła  i  życzliwości.  Pewnego  dnia  był  wyjątkowo 
podminowany. Przewracał się w łóżku z boku na bok. 

background image

- Znowu ty? Czego chcesz, do jasnej cholery? - zapytał lodowatym tonem, 

gdy Tess weszła do separatki. 

-  To  proste.  Żebyś  wyzdrowiał  -  odparła  spokojnie.  Przywykła  do 

wybuchów gniewu i nagłych zmian nastroju Dane'a. 

-  Wynoś  się.  -  Dane  opadł  na  poduszkę  i  zamknął  oczy.  -  Uciekaj. 

Spóźnisz się do szkoły. 

- Zdałam już wszystkie egzaminy. Poza tym są wakacje. 

- Idź do pracy. 

- Zapisałam się na kurs dla sekretarek. 

- A w ciągu dnia pracujesz? 

- W pewnym sensie. 

- Jak to? - Zaciekawiony Dane odwrócił głowę ku Tess. 

-  Tata  powiedział,  że  opieka  nad  tobą  to  ciężka  praca.    Moim 

najważniejszym zadaniem jest teraz postawić cię na nogi. 

Tess była nie tylko dobrą samarytanką, lecz także zakochaną dziewczyną. 

Uwielbiała  Lassitera.  Odchudzała  się  i  pracowała  nad  swoim  wyglądem  w 
nadziei,  że  podczas  długiej  rekonwalescencji  zyska  jego  względy.  Jej  starania 
przynosiły marne efekty, ale nie traciła nadziei, że pewnego dnia dopnie swego. 

-  Zapewne  jesteś  dyplomowanym  psychologiem  z  uprawnieniami 

terapeuty - rzucił uszczypliwie Dane. 

Tess  nie  zwracała  uwagi  na  jego  złośliwości.  Wiedziała,  że  jej 

podopieczny  bardzo  cierpi,  znosiła  więc  owe  docinki  ze  stoickim  spokojem. 
Odłożyła torebkę  i pochyliła się  nad chorym. Długie  włosy związane w koński 
ogon spłynęły na szczupłe ramię. 

-  Mój  ojciec  poślubi  wkrótce  twoją  matkę.  Będziemy  rodziną.  Musisz 

przywyknąć, że będę się tobą opiekować - oznajmiła dziewczyna. 

- Nie potrzebuję opieki. - Dane spojrzał na nią wrogo. 

-  Wręcz  przeciwnie  -  odparła  uprzejmie.  Zmierzyła  wymownym 

spojrzeniem blizny na ramionach widoczne spod białej koszulki. Plecy Lassitera 

background image

wyglądały  jeszcze  gorzej.  Tess  widziała  je,  gdy  ranny  spał,  lecz  wolała  mu  o 
tym nie wspominać. 

-  Wiem,  że  bardzo  cierpisz  -  powiedziała  cicho  i  spojrzała  na  niego  z 

czułością. - Bardzo ci współczuję, Richardzie. 

- Jestem Dane - burknął. - Nie używam pierwszego imienia. 

- Rozumiem. 

-  Nie  życzę  sobie,  by  smarkata  uczennica  dorabiała  sobie  jako  moja 

pielęgniarka. 

-  Dlaczego  matka  tak  rzadko  cię  odwiedza?  -  zapytała  Tess,  zmieniając 

temat. Dane odwrócił wzrok. 

- Nienawidzi mego ojca. Jestem do niego bardzo podobny. 

- Ach, tak. - Podeszła bliżej. Po chwili dodała z przekonaniem, a zarazem 

trochę  niepewnie:  -  Dobrze  jest  mieć  rodzinę,  prawda?  Najbliższa  była  mi 
babcia,  lecz  i  ona  wychowywała  mnie  tylko  dlatego,  że  nie  miała  innego 
wyjścia.  Mama  umarła,  kiedy  byłam  małą  dziewczynką.  -  Tata…  -  Wzruszyła 
ramionami.  -  Rodzina  niewiele  dla  niego  znaczy.  Właściwie  na  nikim  nie 
mogłam polegać. A ty… Wybacz, że o tym mówię, ale jesteś chyba w podobnej 
sytuacji.  -  Umilkła  i  objęła  się  ciasno  ramionami.  -  Moglibyśmy  wspierać  się 
nawzajem w trudnych chwilach. 

-  Nie  potrzebuję  żadnego  wsparcia!  -  Dane  zacisnął  zęby  i  popatrzył  na 

dziewczynę ze złością. - Przestań się mną opiekować! 

- Przywykniesz - odparła z wymuszonym uśmiechem, choć w głębi serca 

bardzo  przeżywała  okrutne  słowa.  To  jasne,  czemu  Dane  nie  chciał  mieć  z  nią 
nic wspólnego. Takich jak ona nikt nie potrzebuje. 

Lassiter  milczał  uparcie. Nie zwracał  uwagi  na samozwańczą  opiekunkę, 

która  ani  myślała  zostawić  go  na  pastwę  losu.  Zjawiała  się  codziennie. 
Przynosiła  książki  i  taśmy  z  muzyką.  Dokarmiała  go  domowym  jedzeniem  i 
długo  z  nim  rozmawiała.  Kłóciła  się  z  Dane'em  i  zachęcała  go,  by  ćwiczył  dla 
odzyskania pełnej sprawności. Z czasem zakochała się w nim na śmierć i życie. 

Nie zdawała sobie sprawy, że tak jawnie okazuje uczucia. Trudno się było 

nie  domyślić  prawdy,  skoro  dziewczęca  twarz  promieniała  na  widok 
ukochanego.  Tess  nie  spostrzegła,  że  Dane  często  wodzi  za  nią  pożądliwym 
spojrzeniem.  W  czasie  rekonwalescencji,  mimo  kłótni,  bardzo  się  zbliżyli. 

background image

Przywykł  do  obecności  swej  opiekunki  i  polubił  miłe  towarzystwo.  Bardzo 
pragnął  Tess.  Różniła  się  od  kobiet  znanych  mu  do  tej  pory.  Była  łagodna  i 
kochająca, delikatna i wrażliwa. Potrzebował tej dziewczyny. Pochlebiało mu jej 
zainteresowanie. Z niecierpliwością czekał na codzienne wizyty. 

Mimo  to  z  obawą  myślał,  że  zbytnio  się  przywiązał  do  Tess.  Po 

nieudanym  małżeństwie  bał  się  trwałego  związku  jak  diabeł  święconej  wody. 
Poślubił Jane na złość matce, która nie pochwalała jego wyboru, ale początkowo 
żona  bardzo  go  pociągała.  Był  przekonany,  że  go  kocha.  Takie  sprawiała 
wrażenie.  Wkrótce  po  ślubie  zmieniła  zdanie  i  nie  chciała  z  nim  sypiać.  Czara 
goryczy  dopełniła  się,  gdy  wyszedł  na  jaw  szalony  romans  Jane  z  policjantem, 
który  był  dawniej  najbliższym  współpracownikiem  Lassitera.  Zemściła  się  na 
mężu, który nie spełnił jej oczekiwań. W nieudanym związku Dane odniósł rany 
znacznie  groźniejsze  od  gangsterskich  postrzałów.  Był  przekonany,  że  Tess 
zwodzi  go,  jak  to  czyniły  inne  kobiety.  Nie  mógł  wykluczyć,  że  sprytna 
małolata  chce  go  po  prostu  omotać.  Współczucie  i  troska  to  środek  do  celu. 
Pożądanie  miało  go  uczynić  bezbronnym,  zdanym  na  łaskę  i  niełaskę  tej 
dziewczyny. 

Podejrzliwość  sprawiła,  że  Dane  ulegał  zmiennym  nastrojom;  był  wrogo 

nastawiony wobec Tess. Przy każdej sposobności odpychał ją złym słowem. Nie 
zrażała się jednak i nadal wierzyła, że w głębi ducha pragnie jej towarzystwa. 

Dane stanął na własnych nogach i zaczął chodzić szybciej, niż oczekiwali 

lekarze. Szybki powrót do zdrowia sprawił, że poczuł się mężczyzną, a w swojej 
opiekunce  dostrzegł  ponętną  kobietę,  co  miało  dla  nich  obojga  fatalne 
następstwa. 

Pewnego  dnia  około  południa  Tess  w  białej  letniej  sukience  z  tęczowym 

paskiem  weszła  tanecznym  krokiem  do  jego  mieszkania.  Przyniosła  domowe 
ciasto. Dane chodził po pokoju na bosaka; miał na sobie dżinsy i białą koszulkę 
mokrą  od  potu,  bo  przed  chwilą  pilnie  ćwiczył,  by  odzyskać  formę.  Na  widok 
Tess nogi się pod nim ugięły. Poczuł dziwną słabość. 

Pragnął jej szaleńczo. Nie panował nad żądzą. Od dawna nie miał kobiety. 

Dosyć  wegetacji  w  dobrowolnym  celibacie!  Postanowił  zdobyć  Tess.  Nie  miał 
wątpliwości,  że  i  ona  go  pragnie.  Od  dawna  wodziła  za  nim  rozmarzonym 
wzrokiem. 

Tess  nie  zorientowała  się,  że  Dane  mierzy  ją  taksującym  spojrzeniem; 

jego  oczy  lśniły  jak  w  gorączce.  Postawiła  pudełko  z  ciastem  na  kuchennym 
blacie i zaczęła je otwierać. 

background image

-  Co  tam  masz?  -  dopytywał  się  zmysłowym  tonem,  którego  do  tej  pory 

nie używał w ich rozmowach. Podszedł bliżej. 

-  Ciasto  -  odparła.  Traciła  głowę,  ilekroć  się  do  niej  zbliżał.  Krew  coraz 

szybciej  pulsowała  jej  w  żyłach.  Tess  z  zachwytem  wpatrywała  się  w 
ukochanego. 

- Pomyślałam, że  masz pewnie ochotę  na  coś słodkiego. Jak się czujesz? 

Wyglądasz… lepiej. - Spuściła oczy. Była uszczęśliwiona i zakłopotana. 

Dane  nie  zaprzątał  sobie  wcześniej  głowy  jej  życiem  erotycznym.  W 

przeciwnym  razie,  jako  bystry  obserwator,  domyśliłby  się  od  razu,  że  Tess 
Meriwether  jest  wcieleniem  niewinności.  Pragnął  tylko  jak  najszybciej 
zaspokoić pożądanie. 

- No proszę, sama słodycz - odparł cicho. Podszedł bliżej. Tess oparła się 

o kuchenną szafkę. Dane przylgnął do niej całym ciałem. - Oboje mamy na coś 
ochotę.  Od  dawna  pożerasz  mnie  oczyma.  Musiałbym  być  ślepy,  żeby  się  nie 
zorientować,  co  do  mnie  czujesz.  Tego  pragniesz,  Tess?  -  zapytał  namiętnym 
szeptem i zuchwale otarł się biodrami o jej biodra, żeby poczuła, jak bardzo jej 
pragnie.  

Spłonęła rumieńcem, ale zajęty sobą Dane w ogóle tego nie zauważył. Nie 

odrywał wzroku od jej rozchylonych ust. 

- Na litość boską, pragnę cię jak szaleniec! 

Tess  była  tak  wstrząśnięta  i  przerażona,  że  na  moment  straciła  zdolność 

logicznego  myślenia.  Nim  zdobyła  się  na  odruch  protestu,  Dane  zmiażdżył  jej 
usta  namiętnym  pocałunkiem.  Mocne  dłonie  uniosły  ją  wyżej,  by  poczuła,  jak 
bardzo  jej  pragnie.  Natarczywy  język  wślizgnął  się  między  zaciśnięte  wargi. 
Nawet  czysta  i  niewinna  dziewczyna  zrozumiałaby  natychmiast,  do  czego 
zmierza oszołomiony pożądaniem mężczyzna. 

Tess  Meriwether  całowała  się  tylko  parę  razy  -  i  to  z  chłopcami 

świadomymi  jej  zahamowań.  Pieszczoty  namiętnego  mężczyzny,  jakim  stał  się 
nagle Dane, mogła odwzajemnić jedynie doświadczona kobieta. 

Tess  zesztywniała  i  próbowała  odepchnąć  Lassitera,  ale  ten  zaślepiony 

żądzą nie zwrócił uwagi na jej wysiłki. Dłonią objął mocno pierś dziewczyny, a 
kolano wsunął między jej nogi. Było oczywiste, do czego zmierza. 

- Dane… nie! - jęknęła przerażona. Zlekceważył jej okrzyk. 

background image

-  Tak  -  szepnął  drżącym  głosem,  przyciskając  ją  mocniej.  -  Na  miłość 

boską,  tak,  tak…  Pragniesz  mnie,  prawda,  skarbie?  -  Poczuła  gorące  wargi  na 
obnażonych ramionach, szyi, ustach. Całował ją mocno i zachłannie. - Chcę cię 
mieć  tu,  natychmiast  -  jęknął  głucho.  Silne  dłonie  objęły  jej  uda,  nagie  pod 
sukienką. Dane uniósł drobną dziewczynę wyżej, by łatwiej w nią wejść. 

Wstrzymała  oddech  zaskoczona  intensywnością  namiętnych  pieszczot. 

Jęknęła wystraszona zaborczymi pocałunkami. 

-  Tutaj  -  szeptał  drżącym  głosem  Dane.  -  Wezmę  cię  na  stojąco.  -  Czuła 

jego gorące i natarczywe dłonie. Żaden mężczyzna nie dotykał jej w ten sposób. 
Pożądanie  całkiem  zamroczyło  Dane'a.  Tess  czuła  się  jak  przedmiot,  którym 
zamierzał się posłużyć, by zaspokoić swoje potrzeby. 

Oddychając ciężko,  uwolnił ją  nagle z  uścisku, aż Tess dotknęła stopami 

podłogi.  Uniósł  głowę.  Oczy  lśniły  mu  jak  w  gorączce.  Drżał  na  całym  ciele. 
Silne  dłonie  o  długich,  mocnych  palcach  ścisnęły  piersi  Tess.  Pocałował  ją 
zachłannie i jęknął: 

- Moje plecy. Kręgosłup mi wysiada. Chodźmy do łóżka, tam będzie nam 

wygodniej… 

Tess zorientowała się, że to jedyna szansa, by wyrwać się z męskich objęć 

i  uciec.  Odepchnęła  Dane'a  i  uskoczyła  w  bok.  Na  jej  twarzy  malował  się  tak 
wielki  strach,  że  nawet  oszołomiony  żądzą  Dane  wreszcie  to  spostrzegł.  Tess 
bała  się,  że  weźmie  ją  siłą,  nie  okazując  żadnej  czułości.  Płakała.  Urywany 
szloch  rozbrzmiewał  głośno  w  obszernym  mieszkaniu.  Szeroko  otwarte  oczy 
były pełne łez. 

-  Nie  podchodź!  -  krzyknęła,  gdy  zrobił  krok  w  jej  stronę.  Rozpalone 

pożądaniem oczy nadal lśniły jak w gorączce. - Odczep się ode mnie! 

Dane  zrozumiał  wreszcie,  że  Tess  się  go  boi.  Do  tej  chwili  był  tak 

oszołomiony  pocałunkami  i  namiętnymi pieszczotami, że  nie zwracał  uwagi  na 
żadne protesty. Westchnął  głęboko, próbując nad sobą zapanować. Całkiem się 
zapomniał. To niewybaczalne. 

Obserwował  Tess  pociemniałymi  ze  złości  oczyma.  Jego  twarz 

odzyskiwała powoli obojętny wyraz. 

- Sama tego chciałaś - stwierdził ostro, próbując odzyskać spokój. 

- Nie! - krzyknęła z rozpaczą. 

background image

-  Pragnęłaś  mnie  -  powiedział.  -  W  przeciwnym  razie  po  co  byś  mnie 

nachodziła? 

-  Ja  cię  kocham!  -  szlochała,  dygocząc  na  całym  ciele.  Objęła  dłońmi 

wstrząsane  łkaniem  ramiona,  zasłaniając  piersi  przed  jego  zachłannym 
spojrzeniem. 

-  Ach,  jest  i  miłość!  -  Czarne  oczy  ponownie  zalśniły  ogniem  żądzy. 

Smukłe, mocne ciało przebiegł dreszcz. Dane nadal był podniecony aż do bólu. - 
Wszystko  jasne.  Skoro  mnie  kochasz,  chodź  tu  i  daj  mi  dowód,  że  nie  rzucasz 
słów na wiatr, ty mała kusicielko. 

-  Nie  mogę.  -  Tess  zrobiło  się  ciężko  na  sercu.  Łzy  płynęły  jej  po 

policzkach.  Po  chwili  milczenia  dodała  szeptem:  -  Przez  ciebie  wszystko  mnie 
boli! 

Jej obawy doprowadzały go do rozpaczy i wściekłości. Tak samo czuł się, 

gdy Jane przestała z nim sypiać; kpinom i oskarżeniom nie było końca. 

-  Czyżby?  -  powiedział  lodowatym  tonem.  -  Skoro  nie  pójdziesz  ze  mną 

do  łóżka,  to  idź  stąd.  Chciałem  się  z  tobą  przespać.  Na  litość  boską!  -  jęknął, 
gdy Tess cofnęła się odruchowo. - Dlaczego ci się nie podobam? Czemu jestem 
gorszy od innych, z którymi sypiałaś? 

Tess otworzyła szeroko oczy  i spłonęła  rumieńcem.  Przebiegł ją dreszcz. 

Dane  pojął  wreszcie,  że  nie  było  w  jej  życiu  innych  mężczyzn.  Nie  patrzyłaby 
na niego w ten sposób, gdyby miała choćby jednego kochanka. 

- Tess, jesteś dziewicą? - zapytał, śmiertelnie przerażony własną głupotą. 

Nie była w stanie patrzeć w rozszerzone strachem czarne oczy. Chwyciła 

torebkę  i  wybiegła  z  mieszkania.  Dane  patrzył  za  nią.  Nie  pobiegł  za 
uciekinierką; nie usłyszała od niego przeprosin. Wmawiał sobie, że to najlepsze 
wyjście. Niech myśli, że go to wcale nie obeszło. Bardzo cierpiał, ale cóż mógł 
ofiarować  tej  dziewczynie?  Najwyżej  odrobinę  życzliwości.  Wrócił  do  kuchni. 
Chłód  ścisnął  mu  serce,  a  ciemne  oczy  spoglądały  ponuro.  Obiecał  sobie,  że 
nigdy więcej nie zaufa kobiecie - nawet Tess. Istne wcielenie niewinności! Skąd 
miał wiedzieć? Oby tylko dzisiejsze przeżycie szybko zatarło się w jej pamięci. 

 

 

 

background image

Dość wspomnień, skarcił się w duchu. Uruchomił mercedesa i pojechał do 

biura.  Cały  personel  czekał  na  wieści  o  zdrowiu  koleżanki.  Dane  wcale  się  nie 
dziwił. Tess była ogromnie lubiana. 

-  Co  z  nią?  Wyjdzie  z  tego?  -  Helen  odezwała  się  pierwsza.  Patrzyła  na 

niego z obawą. 

-  Czuje  się  lepiej  -  zapewnił.  -  Nadal  jest  oszołomiona  po  narkozie,  ale 

wkrótce odzyska siły. Rana szybko się goi. 

- Kiedy zostanie wypisana ze szpitala? - wypytywała niecierpliwie Helen. 

- Mogłaby zamieszkać u mnie. Będę się nią opiekować. 

- Zabiorę ją do siebie - oznajmił Dane. Był zaskoczony własną deklaracją. 

Jego  pracownicy  nie  kryli  zdziwienia.  -  Pojedziemy  na  ranczo.  Jose  i  Beryl 
mogą  się  nią  zająć,  kiedy  będę  w  agencji.  -  Zwrócił  się  do  Helen.  - 
Potrzebujemy sekretarki. Znajdziesz jakieś zastępstwo? 

-  Już  o  tym  pomyślałam.  Ta  dziewczyna  wkrótce  tu  będzie  -  odparła.  - 

Szybko  pisze  na  maszynie,  znakomicie  j  stenografuje.  Z  referencji  wynika,  że 
potrafi trzymać język za zębami. 

- Świetnie. - Dane mimo woli popatrzył na biurko, przy którym siedziała 

zwykle Tess. Dziś jej fotel był pusty. 

- Orientujesz się w jej notatkach? - wypytywał zirytowany, rzucając Helen 

badawcze spojrzenia. - Nie  mam  pojęcia,  co  mnie dzisiaj czeka. Jestem z  kimś 
umówiony? 

- Masz zjeść obiad z Harveyem Barrettem - przypomniała Helen. - Chodzi 

o  wymuszenia.  Po  południu  czeka  cię  spotkanie  z  małżeństwem  poszukującym 
córki.  Nazywają  się  Addisonowie.  Potem  rozmowa  z  facetem,  który  chce, 
żebyśmy śledzili jego żonę. 

- Mam coś przed południem? 

- Nic pilnego. 

-  Doskonale.  Wstąpię  do  siebie.  Potem  będę  w  szpitalu.  Stamtąd  pojadę 

na obiad z klientem. 

- Sądziłam, że Tess czuje się lepiej. - Helen zmarszczyła brwi.  

Dane bez słowa ruszył ku drzwiom. 

background image

- Jeśli to będzie konieczne, szukajcie mnie telefonicznie w jej separatce. - 

Podał numer do szpitalnego pokoju. 

- Jasne, szefie. Powiedz tej biedulce, że za nią tęsknimy. 

Dane z roztargnieniem skinął głową. Myślami był już przy Tess. 

  

 

 

 

ROZDZIAŁ   DRUGI 

 

 

Tess nieświadomie jęknęła z bólu. Miała  dziwny sen. Powoli  wracała do 

rzeczywistości.  Zapewne  śniła  o  ukochanym.  Tylko  on  pojawiał  się  w  jej 
wizjach. To śmieszne, zważywszy, jak okrutnie ją potraktował. 

Jakiś  dźwięk  wyrwał  ją  z  sennego  odrętwienia.  Otworzyła  oczy  i  ujrzała 

Dane'a siedzącego na krześle przy łóżku. 

-  Dlaczego  wróciłeś?  -  zapytała,  odruchowo  napinając  mięśnie.  - 

Powinieneś być w pracy. 

- Moja praca polega między innymi na zapewnieniu ci właściwej opieki - 

odparł z kamienną twarzą. 

Na  dźwięk  znajomych  słów  powróciły  wspomnienia  sprzed  kilku  lat, 

kiedy  to  Dane  był  ranny.  Zbyt  dobrze  pamiętała,  co  się  później  wydarzyło. 
Zamknęła oczy, by łatwiej znieść ból. 

- Odejdź, proszę - szepnęła.  

Dane  westchnął  głęboko.  Nie  mógł  patrzeć  na  jej  wykrzywioną 

cierpieniem twarz. 

- Nie masz nikogo prócz mnie. 

background image

Tak rzeczywiście było. Babcia Tess umarła przed rokiem. 

-  Jesteś  moim  szefem,  Dane  -  odparła  z  pozornym  spokojem.  Mówiła 

cicho  i  patrzyła  mu  prosto  w  oczy.  -  To  wcale  nie  oznacza,  że  masz  się  mną 
opiekować. 

- Muszę cię o coś zapytać. - Dane  usiadł  na brzegu krzesła  i oparł  łokcie 

na kolanach, obserwując uważnie chorą. - Powinienem zrobić to już dawno. Czy 
nadal cierpisz z powodu… tamtego dnia? Jak bardzo to przeżyłaś? 

-  Nie  wiem,  o  czym  mówisz  -  odparła  chłodno.  Zarumieniła  się  i 

odwróciła głowę. 

-  Czyżby?  -  odparł  z  kpiącym  uśmiechem.  -  Od  trzech  lat  unikamy  tego 

tematu.  Byłaś  wobec  mnie  tak  chłodna  i  oficjalna,  że  nie  mogłem  z  tobą 
normalnie porozmawiać, a nawet przeprosić. 

- Dlaczego  miałbyś zaprzątać sobie tym głowę? - powiedziała. - Przecież 

chciałeś się ode mnie uwolnić. Dopiąłeś swego. Za żadne skarby świata nie będę 
próbowała się do ciebie zbliżyć. 

- Innych mężczyzn także będziesz unikała - dodał ponuro. 

-  Przestań  mnie  dręczyć.  Znajdź  sobie  inną  rozrywkę.  -  Tess  naciągnęła 

wyżej kołdrę i utkwiła spojrzenie w okiennej szybie. 

- Zabieram cię na ranczo. Tam szybko odzyskasz siły. 

Tess pobladła. Uniosła się na łokciu i patrzyła na niego oczyma wielkimi 

jak spodki. Twarz miała nieruchomą jak maska. 

- O Boże! - jęknął Dane. - Nie patrz na mnie w ten sposób. 

- Nie pojadę - szepnęła, ściskając drżącymi dłońmi brzeg prześcieradła. - 

Nie chcę u ciebie mieszkać. Wykluczone! 

Dane  zacisnął  powieki.  Nie  był  w  stanie  patrzeć  na  wystraszoną 

dziewczynę. Poderwał się z krzesła i podszedł do okna. 

-  Tamtego  dnia…  nie  miałem  pojęcia,  że  jesteś  dziewicą  -  rzucił  ostro.  - 

Zorientowałem się poniewczasie, gdy byłaś już śmiertelnie przerażona. Sądzisz, 
że  nie  wiem,  czemu  w  ogóle  nie  spotykasz  się  z  mężczyznami?  -  Odwrócił 
głowę i popatrzył Tess prosto w oczy. - Nie waż się myśleć, że jestem bez serca. 
Zapewniam, że miałem i nadal mam wyrzuty sumienia. 

background image

-  To  przeszłość…  -  Westchnęła,  przyglądając  się  uporczywie  swoim 

dłoniom zaciśniętym na pościeli. 

-  Nie  dla  mnie.  Mam  wrażenie,  jakby  to  było  wczoraj  -  odparł  ponuro.  - 

Na miłość boską, nie odtrącaj mnie! 

- Wcale tego nie robię. 

Dane  natychmiast  podszedł  do  łóżka.  Był  równie  blady  jak  ranna 

dziewczyna. Popatrzył jej w oczy. 

-  Tess,  zdaję  sobie  sprawę,  że  odczuwasz  lęk,  ilekroć  się  do  ciebie 

zbliżam. Tylko ślepiec by tego nie dostrzegł. Zapewniam, że z mojej strony nic 
ci  nie  grozi.  Chcę  tylko,  żebyś  była  pod  dobrą  opieką  do  czasu,  aż 
wyzdrowiejesz.. Gdy wyjadę, Beryl się tobą zaopiekuje. 

- Nie znam Beryl. Helen powiedziała, że mogę u niej zamieszkać… 

- Helen spędza dużo czasu w agencji, potem biegnie na lekcje tańca, a gdy 

ma  wolną  chwilę,  umawia  się  z  Haroldem  na  pizzę.  To  oznacza,  że  całymi 
dniami będziesz sama jak palec. 

- Nic nie szkodzi. Dam sobie radę. 

-  Posłuchaj  mnie  uważnie  -  rzucił  Dane  przez  zaciśnięte  zęby.  Podszedł 

bliżej.  Z  irytacją  spostrzegł,  że  Tess  skuliła  się  pod  kołdrą.  -  Widziałaś,  jak 
doszło  do  sprzedaży  narkotyków.  Będziesz  musiała  zeznawać.  Policji  przy 
transakcji  nie  było,  prawda?  Mają  tylko  poszlaki.  Pamiętaj,  że  widziałaś  na 
własne  oczy  tamto  zdarzenie.  Jeden  z  gangsterów  wciąż  jest  na  wolności.  Z 
pewnością zdążył się dowiedzieć, kim jesteś. Rozumiesz, co to oznacza? 

- Chyba nie spodziewasz się najgorszego - powiedziała z namysłem Tess. 

-  Do  cholery!  Nie  bądź  naiwna!  Od  dziesięciu  lat  mam  do  czynienia  z 

takimi łobuzami. Wiem, do czego są zdolni. Będziesz mogła czuć się bezpieczna 
dopiero  wtedy,  gdy  obaj  przestępcy  trafią  za  kratki.  Do  zakończenia  procesu 
trzeba  cię  chronić.  Potrafię  o  to  zadbać.  Jeśli  wyjadę,  na  miejscu  będzie 
zarządca  rancza,  który  w  latach  czterdziestych  sam  był  teksaskim  strażnikiem. 
Strzela niemal tak celnie jak ja. 

Tess  ukryła  twarz  w  dłoniach.  Nie  chciała  przystać  na  propozycję 

Lassitera. To dla niej zbyt ciężka próba. Szczerze mówiąc, łatwiej byłoby stanąć 
oko w oko z gangsterami. 

background image

-  Możesz  traktować  mnie  jak  wroga,  jeżeli  ci  to  doda  pewności  siebie, 

tylko jedź ze mną. Nie ryzykuj własnego życia. 

- A co ja mam za życie? - mruknęła żałośnie Tess, odgarniając potargane 

włosy. - Tylko praca i telewizja. 

- Masz zaledwie dwadzieścia dwa lata - przypomniał Dane. - Za wcześnie 

na cynizm. 

- Miałam dobrego nauczyciela - rzuciła drwiąco i spojrzała  mu w oczy. - 

Sam dawałeś mi lekcje. 

Wyraz twarzy Tess sprawił, że Dane poczuł się winny, 

-  Nie  miałem  w  życiu  nikogo  bliskiego  -  tłumaczył.  -  Kiedy  ojciec 

postanowił odejść, byłem jeszcze chłopcem. Uwielbiałem tatę. Matka nie mogła 
na  mnie  patrzeć,  ponieważ  byłem  do  niego  podobny.  Jane  zaraz  po  ślubie 
twierdziła, że mnie kocha, a potem zmieniła zdanie i odeszła. - Pochylił się nad 
Tess,  która  spojrzała  w  czarne  lśniące  oczy.  -  Szczerze  i  otwarcie  wyznałaś  mi 
swoją miłość, a ja cię odepchnąłem. Cierpiałaś przeze mnie, odczuwałaś strach. 
Rozumiesz,  do  czego  zmierzam,  maleńka?  Ja  po  prostu  nie  wiem,  czym  jest 
prawdziwa miłość! 

Umilkł  widząc,  że  Tess  mimo  woli  spogląda  na  niego  z  czułością.  Po 

chwili zapytał śmiało: 

-  Czy  na  mój  widok  odczuwasz  jedynie  lęk?  -  Popatrzył  na  usta  Tess, 

które rozchyliły się lekko pod jego uporczywym spojrzeniem. Delikatnie musnął 
kciukiem różowe wargi. Pieszczota była tak łagodna i czuła, że Tess wstrzymała 
oddech.  -  A  może  pomimo  złych  doświadczeń  sprzed  lat  nadal  coś  do  mnie 
czujesz? 

Dziewczyna  odsunęła  się  na  bezpieczną  odległość.  Zdawała  się  nie 

słyszeć  ostatnich  słów  Dane'  a.  Za  wszelką  cenę  musiała  przerwać  czułe 
dotknięcie, które przyprawiało ją o zawrót głowy. Oczy  miała szeroko otwarte; 
serce kołatało niespokojnie. 

Dane  popatrzył  jej  w  oczy.  Oddychał  z  trudem.  Nie  musiała  niczego 

tłumaczyć.  Strach  nie  zabił  uczucia,  które  do  niego  żywiła.  Poczuł  ulgę; 
daremnie  próbowała  ukryć  zmieszanie  wywołane  niewinną  pieszczotą.  Dane 
miał wprawdzie aż trzydzieści cztery  lata,  ale  po  raz pierwszy w życiu dotknął 
kobiety tak czule i łagodnie. 

- Przyznaj się. Lęk to nie wszystko, prawda? 

background image

- Dane… 

-  Lekarz  powiedział,  że  wypiszą  cię  rano.  Nie  przestrasz  się,  jeśli 

zobaczysz  pod  drzwiami  umundurowanego  funkcjonariusza.  Będzie  cię 
pilnował, póki nic wyjdziesz ze szpitala. 

Tess  popatrzyła  z  obawą  na  Dane'a,  który  długo  obserwował  ją  w 

milczeniu. 

- Dla ciebie chcę być czuły i delikatny. To duży postęp - wyznał cicho. - 

Jeśli się postaram, może z czasem pozwolisz, żebym cię dotknął. 

-  Nie  -  odparła  pospiesznie.  Zimny  dreszcz  przebiegł  jej  po  plecach.  -  Z 

pewnością nie zgodzę się, abyś mnie potraktował tak… jak kiedyś. 

-  Zrozum,  maleńka.  Nie  znałem  do  tej  pory  dziewczyny  takiej  jak  ty. 

Jesteś czysta i niewinna - powiedział, z trudem dobierając słowa. - Czułość była 
mi  obca,  ale  to  nie  usprawiedliwia  tamtego  postępku.  Zachowałem  się  jak 
dzikus i bardzo tego żałuję. 

-  Nie  chcę  o  tym  rozmawiać,  Dane  -  oświadczyła,  spoglądając  na 

splecione  dłonie.  Sprawiała  wrażenie  znacznie  starszej  niż  w  rzeczywistości,  - 
Zostaw mnie w spokoju, Dane. Nie mam sił na sprzeczki. 

Czemu  nie  domyślił  się  od  razu,  co  dręczy  Tess?  Po  wielu  latach 

znajomości  w  ogóle  jej  nie  znał.  To  oczywiste,  że  poczuła  się  odrzucona,  gdy 
ojciec oddał ją babci na wychowanie, by mieć czas na niezliczone romanse. Ślub 
z  matką  Dane’a  z  pewnością  spowodował  dalsze  rozluźnienie  więzów  między 
ojcem i córką. Tess pragnęła obdarzyć kogoś uczuciem i wybrała fatalnie; trafiła 
na  człowieka,  który  niewiele  wiedział  o  miłości,  chował  w  sercu  urazy  i 
uprzedzenia,  miał  za  sobą  nieudane  małżeństwo,  a  jego  ciało  poznaczone  było 
niezliczonymi bliznami. 

Dane  skrzywił  się,  gdy  ujrzał  wyraz  twarzy  Tess.  Miał  wrażenie,  że 

ponosi winę za wszystkie jej cierpienia. Z pewnością często przez niego płakała. 

- Lubisz konie? - zapytał. 

- Zawsze się ich bałam. 

- Zapewne dlatego, że mało o nich wiesz. Gdy wyzdrowiejesz, nauczę cię 

jeździć konno. 

- Nie trzeba - odparła Tess drżącym głosem. - Daj spokój. Nie potrzebuję 

litości. 

background image

Dane  chciał  odpowiedzieć,  lecz  daremnie  szukał  właściwych  słów. 

Westchnął głęboko. 

- Wpadnę do ciebie jutro - rzucił na odchodnym. - Odpoczywaj. 

Tess skinęła głową. Przymknęła oczy. Chciała o nim zapomnieć - choćby 

na krótko. Nie pozwoli, by znów ją omotał. Tym razem zdoła się uchronić przed 
niebezpiecznym urokiem tego mężczyzny. 

 

 

 

 

  

ROZDZIAŁ   TRZECI 

 

Na  swoim  ranczu  Lassiter  hodował  rasowe  bydło.  Jose  Dominguez 

doglądał  zwierząt,  Hardy  był  kucharzem.  Dan,  mąż  Beryl,  pracował  jako 
zarządca;  miał  do  dyspozycji  sześciu  kowbojów  oraz  kilku  fachowców 
niezbędnych do sprawnego działania farmy. 

Tess nie chciała opuszczać szpitala i jechać na ranczo szefa, ale brakło jej 

sił,  by  z  nim  walczyć.  Dane  porozumiał  się  z  lekarzem  i  z  pomocą  Helen 
spakował wcześniej rzeczy chorej. Walizkę miał w bagażniku, gdy zajechał pod 
szpital.  Dopilnował,  by  wypisano  Tess,  zaprowadził  ją  do  mercedesa  i  ruszył 
prosto do Branntville. 

Tess  z  obawą  myślała  o  nadchodzących  dniach,  które  miała  spędzić  w 

towarzystwie  szefa.  Dane  zachowywał  się  dziwnie.  Niepokoiła  się  bardziej  niż 
zwykle. 

Lassiter  był  na  co  dzień  dość  milczący.  Jedynie  podczas  rozmów  z 

klientami ożywiał się trochę. Przez całą drogę do Branntville w aucie panowała 
martwa cisza. Pogrążona w zadumie Tess spoglądała w okno. Od czasu do czasu 
krzywiła się, czując ból w ramieniu. 

- To już ranczo? - zapytała, gdy wyjechali z miasteczka i ujrzeli biały płot 

okalający posiadłość aż po horyzont.  

background image

Na bramie widniał znak  farmy: stylizowana czarna  ostroga. Dane ożywił 

się  nieco  i  zaczął  opowiadać  Tess  o  zamożnych  rodzinach  z  sąsiedztwa.  Było 
wśród nich dwoje młodych ludzi, którzy wyraźnie mieli się ku sobie. 

- Pewnie wezmą ślub i połączą dwie fortuny. Oby żyli długo i szczęśliwie 

- stwierdziła Tess. 

-  Są  jeszcze  bardzo  młodzi.  Poza  tym  małżeństwo  wcale  nie  gwarantuje 

szczęścia - odparł z goryczą. 

-  Moim  zdaniem  ludzi  decydujących  się  na  trwały  związek  wiele  musi 

łączyć. 

- Na przykład? - zapytał zerkając na Tess, 

-  Wzajemny  szacunek,  podobne  zainteresowania  i  doświadczenie 

życiowe. 

- A łóżko? 

-  Bez  tego  nie  byłoby  potomstwa…  -  Tess  poruszyła  się  niespokojnie  i 

utkwiła spojrzenie w przedniej szybie. 

-  Bywa,  że  ludzie  nie  mogą  mieć  dzieci.  Czy  to  znaczy,  że  nie  powinni 

razem sypiać? - odrzekł ponuro Dane. 

-  Ależ  nie.  -  Tess  oglądała  własne  dłonie.  -  Silne  więzi  erotyczne  to  dla 

wielu osób rzecz całkiem naturalna. 

- Tess… - Dane szukał odpowiednich słów. - Chyba nie masz pojęcia, na 

czym polegają te sprawy. 

- Tak sądzisz? - Tess spłonęła rumieńcem. 

Zerknął  na  jej  profil  i  krew  zaczęła  szybciej  krążyć  w  jego  żyłach.  Tess 

nie miała pojęcia, jak to jest między kobietą i mężczyzną. Przez niego nabawiła 
się  owych  zahamowań.  Skrzywdził  ją  i  przestraszył.  Szkoda,  że  tak  się  stało. 
Gdyby  potrafił  zdobyć  się  na  odrobinę  czułości…  cudownie  byłoby  leżeć, 
trzymając w objęciach śliczną kochankę i dzielić rozkosz jak tysiące innych par. 
Mięśnie Lassitera sprężyły się natychmiast pod wpływem tej wizji. Gdyby Tess 
nadal go kochała…  

Stłumił  jęk.  Pochopnie  odrzucił  bezcenny  dar.  Cóż  za  ironia  losu!  Przed 

laty  narobił  głupstw,  gdy  po  niebezpiecznym  postrzale  odzyskiwał  zdrowie. 

background image

Trzeba  było  kolejnego  nieszczęścia,  by  uświadomił  sobie  bezsens  własnego 
postępowania. 

- Jesteśmy na ranczu. 

Uśmiechnął  się  mimo  woli.  Zbliżali  się  do  obszernego  parterowego 

budynku wzniesionego z drewna i pomalowanego na biało. Otaczały go kwietne 
rabaty i wysokie drzewa. 

- Jak tu pięknie! - wykrzyknęła Tess. 

- Posiadłość należała do mojego dziadka - wyjaśnił Dane. - Zapisał mi ją 

w testamencie. 

- Cudowne miejsce - zachwycała się Tess. Ze wzruszenia brakło jej tchu. - 

Jakie piękne rabaty! Idę o zakład, że wiosną masz tu istny dywan z kwiatów. 

- To zasługa  Beryl. Wie, jak  upiększyć otoczenie. Jeśli zechcesz, pokaże 

ci cały ogród. 

-  Uwielbiam  rośliny  -  wyznała  Tess.  -  Nie  mam  ich  gdzie  uprawiać. 

Zastawiłam  doniczkami  wszystkie  parapety  w  moim  mieszkaniu.  Gdy 
mieszkałam u babci, zajmowałam się ogrodem. 

-  Widzisz?  Nic  o  tobie  nie  wiem.  -  Dane  podjechał  do  schodów 

prowadzących  na  werandę,  wyłączył  silnik  i  obrzucił  Tess  badawczym 
spojrzeniem. - Nie mam pojęcia, kim naprawdę jesteś. 

-  Dlaczego  miałoby  cię  to  interesować?  -  odparła  wymijająco.  -  Spójrz! 

To Beryl, prawda? - Na schody wybiegła niska, siwowłosa kobieta. 

- Zgadłaś. 

- Nareszcie jesteś! - gderała starsza pani. - Jak zwykle spóźniony. To ona? 

-  Beryl  zmierzyła  Tess  taksującym  spojrzeniem.  -  Blada  i  wychudzona, 
biedactwo. Muszę ją odkarmić. Jak ramię, dziecinko? Wciąż boli? 

- Znacznie mniej niż. przedtem. - Tess od razu poczuła się na farmie jak u 

siebie w domu. 

- Dość gadania - wtrącił Dane. - Trzeba zaprowadzić pacjentkę do pokoju. 

Jeśli dłużej tu postoimy, na pewno się przeziębi. 

-  Wcale  nie  jest  chłodno  -  stwierdziła  Beryl.  -  Nim  upłynie  miesiąc, 

wszystko tu zakwitnie! 

background image

Tess  potrafiła  sobie  wyobrazić  ten  widok.  Z  żalem  pomyślała,  że  go  nie 

zobaczy,  bo  wkrótce  wyjedzie.  Pozwoliła,  by  Dane  objął  ją  ramieniem  i 
wprowadził po schodach, ale napięła mięśnie, jakby zamierzała uciec. 

- Nie  bój się  -  mruknął,  gdy  Beryl  ruszyła przodem,  wskazując drogę do 

jednego z pokoi gościnnych. - Nie mam złych zamiarów. 

-  Dane…  -  Tess  zarumieniła  się  mimo  woli.  Jej  zakłopotanie  wprawiło 

Lassitera w irytację. 

- Przestań być taka spięta. Jesteś wśród przyjaciół. 

- Siebie również do nich zaliczasz? - odparła chłodno. 

- Skończyłem trzydzieści cztery lata - mruknął, gdy szli korytarzem. - Nie 

przyszło  ci  do  głowy,  że  mam  dosyć  samotności?  Pamiętasz,  jak  powiedziałaś, 
że oboje jesteśmy osamotnieni. Nie mamy bliskich. 

- Twierdziłeś, że nikt ci nie jest potrzebny. 

-  Od  czternastu  lat  jestem  gliną.  -  Dane  wzruszył  ramionami.  -  Ludzie 

mego pokroju z trudem zmieniają poglądy. 

Na  samą  myśl  o  ryzykownym  zajęciu  Dane'a  Tess  ogarnął  niepokój. 

Stanęli jej przed oczyma handlarze narkotyków, których przyłapała na gorącym 
uczynku. Do tej pory nie myślała o przestrogach Lassitera, który uświadomił jej, 
że jest w sprawie nielegalnej transakcji jedynym świadkiem. 

- Co się stało? - wypytywał Dane. 

- Przypomniałam sobie, jak zostałam ranna. Tamci mężczyźni… 

- Tu jesteś bezpieczna - oznajmił stanowczo. - Nic ci nie grozi. 

- Jasne - odparła z wymuszonym uśmiechem. 

Beryl  pomogła  gościowi  rozpakować  walizkę.  Dane  poszedł  obejrzeć 

cielę,  które  urodziło  się  po  ich  przyjeździe.  Zniknął  na  kilka  godzin.  W  tym 
czasie  Beryl  i  Tess  zdążyły  się  zaprzyjaźnić.  Gdy  ponownie  zajrzał  do 
gościnnego pokoju, Tess ledwie go poznała. 

Miał  na  sobie  roboczy  strój  kowboja  -  koszulę  w  niebieskie  paski  z 

długimi  rękawami,  zapinanymi  na  metalowe  guziki,  wypłowiałe  niebieskie 
dżinsy,  długie  skórzane  ochraniacze  podtrzymywane  szerokim  paskiem  ze 
srebrną  klamrą,  czarne  wysokie  buty  wyszywane  błyszczące  nicią  i  stary 

background image

kapelusz  z  szerokim  rondem  włożony  na  bakier.  Tess  patrzyła  na  niego  jak 
urzeczona. Nie widziała go nigdy w takim stroju. 

- Wyglądasz, jakbyś uganiał się za cielakami po zaroślach - gderała Beryl. 

- Strzał w dziesiątkę - odparł Dane. - Musieliśmy wypłoszyć stadko krów 

z  zagajnika.  Sama  wiesz,  że  to  nie  jest  łatwa  robota.  -  Zwrócił  się  do  Tess:  - 
Rozpakowana? 

Tess skinęła głową. 

- Czemu tak mi się przyglądasz? - Dane uniósł brwi. 

- Wyglądasz… inaczej - odparła, daremnie szukając właściwego słowa na 

określenie zmiany, która w nim zaszła. 

-  Tutaj  nie  muszę  grad  układnego  człowieka  interesów  -  powiedział, 

uśmiechając się lekko. - Jestem u siebie. To mój dom. 

Tess  odwróciła  wzrok.  Dom…  Miała  własne  mieszkanie,  ale  nie  istniało 

na  tym  świecie  miejsce,  gdzie  czułaby  się  całkiem  swobodnie.  U  babci  było 
ładnie i wytwornie, ale liczył się tylko efekt, a nie domowe ciepło. 

- Co jest na obiad? - Dane popatrzył na Beryl. Zirytował się wyraźnie, gdy 

Tess popadła w zamyślenie i przestała zwracać na niego uwagę. 

- Wołowina - odparła Beryl i dodała z uśmiechem: - I ziemniaki. A czego 

się spodziewałeś? 

- Mnie to wystarczy. Zmienię ciuchy. 

Tess  obserwowała  go  ukradkiem.  Jej  oczy  zdradzały  więcej,  niż  sądziła. 

Wspominała,  jak  wybił  brutalnie  z  jej  głowy  uwielbienie  dla  wyśnionego 
bohatera.  Kochała  go  całym  sercem,  ale  odrzucił  tę  miłość.  Teraz  próbował 
wszystko naprawić. Czyżby nie rozumiał, że jest za późno? Minęło tyle lat. 

-  Ty  się  go  boisz!  -  mruknęła  Beryl,  spoglądając  na  Tess  z 

niedowierzaniem.  Przez  chwilę  obserwowała  ją  uważnie.  -  Kochanie,  przecież 
Dane nawet muchy by nie skrzywdził! 

Zapewne,  pomyślała  z  goryczą  Tess.  Cierpiała  przez  niego,  ale  za  nic  w 

świecie nie wyznałaby starszej pani, co się stało.  

-  Nie  przepadał  za  moim  ojcem  -  odparła  wymijająco.  -  Siłą  rzeczy  ja 

również  nie  cieszę  się  jego  sympatią.  Bardzo  mi  pomógł,  gdy  zostałam  ranna, 

background image

lecz  mimo  to  wolałabym  mieszkać  na  przeciwległym  skraju  miasta  i  spotykać 
mego szefa tylko w biurze. 

-  W  takim  razie  słabo  go  znasz.  -  Beryl  nie  dawała  za  wygraną.  - 

Przyznaję, że bywa szorstki i niecierpliwy, ale nigdy mściwy. Matka zatruła mu 
życie,  gdy  mąż  ją  opuścił.  Starałam  się  opiekować  małym  najlepiej,  jak 
umiałam, bo Nita go zaniedbywała. 

- Mój ojciec miał tę samą wadę - oznajmiła Tess. 

- Widzisz! Coś was łączy. 

- Jasne. Oboje jesteśmy ludźmi. 

 

 

 

 

 

Tess  szybko  oswoiła  się  z  warunkami  życia  na  ranczu.  Wszystko  ją 

ciekawiło.  Odzyskała  spokój  i  poczucie  wewnętrznej  równowagi.  Chętnie  i 
często pomagała Beryl. Ramię bolało ją czasami, ale wyjaśniła starszej kobiecie, 
że  należy  je  koniecznie  rozruszać,  bo  w  przeciwnym  razie  nie  odzyska  dawnej 
sprawności.  Nakrywała  do  stołu  i  starała  się  odciążyć  Beryl.  Szybko  zyskała 
sympatię pracowników farmy. 

Dane był rozczarowany, bo trzymała się od niego z daleka. Zawsze miała 

jakiś  powód,  by  wyjść  z  pokoju,  gdy  on  tam  wchodził.  Jeżeli  po  obiedzie 
przesiadywał w salonie, a nie w swoim gabinecie, Tess wymykała się do swego 
pokoju. 

W  biurze  agencji  utrzymywali  wyłącznie  kontakty  służbowe.  Tess 

stenografowała,  łączyła  rozmowy  telefoniczne  i  pilnowała,  by  wszystko  szło 
według  planu.  Teraz  sytuacja  się  zmieniła.  Ranczo  stanowiło  naturalne 
środowisko  Lassitera; stał się tam  innym człowiekiem.  Tess  nie  umiała sobie z 
tym  poradzić.  Nawet  wówczas,  gdy  był  ranny,  postępował  według  ściśle 
określonych  zasad.  Raz  tylko  -  w  swoim  mieszkaniu  -  całkiem  się  zapomniał. 
Ranczo było jego azylem. Mało kto mógł je odwiedzić. Tess nie miała pojęcia o 
istnieniu posiadłości, 

background image

Tu,  z  dala  od  miasta,  Dane  odzyskiwał  spokój  i  pewność  siebie.  Nie 

musiał  stale  mieć  się  na  baczności.  Utykał  nieco  z  powodu  ciężkiej  pracy. 
Częściej  niż  w  biurze  dawało  o  sobie  znać  jego  wybuchowe  usposobienie,  a 
mimo  to  wydawał  się  bardziej  zrównoważony  i  otwarty.  Tess  nie  była  tym 
zachwycona.  Odczuwała  zakłopotanie,  bo  nikt  się  nimi  nie  interesował.  Beryl 
zachowywała  dystans;  reszta  pracowników  zajmowała  się  własnymi  sprawami. 
Tess  była  zdana  na  towarzystwo  Lassitera,  co  oznaczało,  że  ma  powody  do 
niepokoju. 

Dane  szybko  się  zorientował,  że  Tess  go  unika;  był  na  nią  zły.  Gdy  po 

trzech  dniach  nic  się  nie  zmieniało,  postanowił  z  nią  poważnie  porozmawiać. 
Wszedł do obory, gdzie Tess karmiła osierocone cielę. 

- Przestań mnie unikać - powiedział bez żadnych wstępów. 

Tess  spoglądała  na  niego  z  obawą.  Miała  na  sobie  dżinsy,  niebieską 

bluzkę  i  dżinsową  kurtkę.  Włosy  zaplotła  w  warkocz.  Nawet  bez  makijażu 
wyglądała bardzo ładnie. Dane od razu to zauważył. 

-  Muszę  nakarmić  to  biedactwo  -  oznajmiła,  by  zyskać  na  czasie. 

Wskazała  trzymaną  w  ręku  butelkę.  Cielę  piło  z  niej,  trzymając  łebek  na 
kolanach Tess. 

-  Nie  zmieniaj  tematu.  -  Dane  pospiesznie  zdjął  kapelusz  i  ukląkł  obok 

niej.  Popatrzył  w  szare  oczy.  -  Od  paru  dni  usiłuję  ci  powiedzieć,  że  strasznie 
żałuję wszystkiego, co zrobiłem… tamtego dnia. 

Tess  natychmiast  się  zarumieniła.  Serce  kołatało  w  jej  piersi  coraz 

szybciej. Wolała nie pytać, czemu tak się dzieje. 

- Gdybym wiedział, że byłaś niewinna, z pewnością nie rzuciłbym się na 

ciebie jak dzikus. 

- Już mi to mówiłeś - wykrztusiła.  

-  Wtedy  nie  chciałaś  mnie  słuchać.  -  Nerwowym  ruchem  odgarnął  gęstą 

wilgotną  czuprynę.  -  Wiem,  że  kręci  się  wokół  ciebie  paru  facetów.  Chyba  już 
wiesz, że czułe sam na sam nie jest regułą. Kochankowie bywają gwałtowni. 

Tess w milczeniu patrzyła na cielaczka. 

- I cóż?  - Delikatnie  uniósł jej twarz  i zmusił, by spojrzała  mu w oczy.  - 

Powiedz coś. 

- Ja z nikim… - odparła wreszcie. - Nigdy…  

background image

Lassiter długo milczał. 

- Na żadnej kobiecie nie zależało  mi  tak bardzo, abym troszczył się o jej 

uczucia  i potrzeby - wyznał szczerze. - Pragnąłem Jane.  Byłem przekonany, że 
mnie  kocha,  uznałem  więc,  że  nie  muszę  za  każdym  razem  grać  roli  czułego 
uwodziciela. 

Tess  westchnęła.  Z  nikim  się  dotąd  nie  kochała,  ale  o  erotyce  wiedziała 

chyba znacznie więcej niż Dane. 

-  Nie  możesz  tak…  -  Zarumieniła  się  i  dokończyła  odważnie:  -  Musisz 

zrozumieć,  że  potrzeby  kobiet  i  mężczyzn  są  różne.  My  potrzebujemy  czasu  i 
pieszczot. 

-  Skąd  wiesz?  -  zapytał.  -  Przed  chwilą  dałaś  mi  do  zrozumienia,  że  nie 

straciłaś jeszcze dziewictwa. 

-  To  wcale  nie  oznacza,  że  jestem  tępą  idiotką  -  odparła,  rumieniąc  się 

jeszcze  bardziej.  Spojrzała  mu  w  oczy.  -  Oglądam  filmy,  czytam  książki. 
Orientuję  się,  w  czym  rzecz,  i  wiem,  co  może  odczuwać  kobieta  w  ramionach 
ukochanego mężczyzny. 

- Kochałaś mnie - stwierdził ponuro - a mimo to czułaś jedynie strach. 

- To nie była miłość, tylko fatalne zauroczenie - wtrąciła, nie mogąc sobie 

darować,  że  tak  jawnie  okazywała  uczucia.  Jako  dziewiętnastolatka  nie  miała 
pojęcia,  że  należy  ukrywać  tajemnice  swego  serca.  -  Cierpiałam  z  twego 
powodu… i nie chodziło jedynie o zranioną dumę. 

- Nie zdawałem sobie z tego sprawy. Pragnąłem cię jak szaleniec - odparł 

z  wahaniem.  Można  by  pomyśleć,  że  odczuwa  ból.  -  Byłaś  taka  czuła  i 
kochająca.  Pomyślałem…  -  Zaklął  cicho  i  popatrzył  jej  w  oczy.  -  Czy  to  ma 
znaczenie? I tak mnie nie chciałaś. 

- Byłeś zbyt natarczywy - szepnęła.  

Dane zacisnął w pięść rękę leżącą na kolanie. 

-  Nie  potrafię  inaczej  postępować  z  kobietami!  -  odparł  głucho.  Zmrużył 

powieki i spoglądał w szare oczy Tess. - Późno zacząłem. To chyba wina matki. 
Nienawidziła  mnie  i  dlatego  straciłem  pewność  siebie.  Unikałem  dziewczyn. 
Stałem  się  mężczyzną  dopiero  jako  młody  glina.  Zapewne  się  domyślasz,  że 
kobiety, jakie spotykałem w miejskiej dżungli, były równie twarde i pozbawione 
sentymentów  jak  faceci.  Brałem  je  szybko,  bez  miłości.  -  Patrzył  na  Tess  z 

background image

niepokojem, jakby oczekiwał wyroku. - Rzuciłem się na ciebie tak zachłannie… 
bo inaczej nie potrafię. 

- Biedny Dane - szepnęła Tess, nie kryjąc współczucia. - Bardzo mi ciebie 

żal. 

- Proszę? - mruknął z roztargnieniem, nie rozumiejąc, o co jej chodzi. 

Tess nie była pewna, czy Dane ma świadomość, jak wiele swych tajemnic 

zdradził  jej  tym  wyznaniem.  Po  raz  pierwszy  od  wielu  miesięcy  śmiało 
wyciągnęła rękę i pogłaskała go po policzku. Palce miała zimne. 

-  Nie  lituj  się  nade  mną,  kochanie  -  mruknął  i  odsunął  się  nagle.  Oczy 

lśniły  mu  dziwnym  blaskiem.  -  Żadnej  kobiecie  nie  pozwolę  się  nade  mną 
użalać. 

Wstał  i  ciężkim  krokiem  ruszył  ku  drzwiom.  Zdumiona  Tess 

odprowadziła go wzrokiem. 

 

 

 

 

Przez  następne  dwa  dni  z  kolei  Lassiter  unikał  Tess,  jakby  czuł  się 

zakłopotany  nazbyt  szczerym  wyznaniem.  Dziewczyna  była  znacznie  mniej 
nerwowa  od  chwili,  gdy  pojęła,  że  jego  nastawienie  wobec  kobiet  usunęło  w 
cień  potrzebę  czułości.  Z  zadowoleniem  pomyślała,  że  wyniesiona  z  lektur 
wiedza teoretyczna o związkach mężczyzn i kobiet przyda jej się teraz w życiu. 
Dane nie zaznał czułości i dlatego nie potrafił jej okazać, ale to można zmienić. 

Dane przerwał jej te rozważania. Oznajmił, że pora wrócić do agencji. Nie 

mógł  dłużej  zaniedbywać  swojej  firmy.  Tess  postanowiła  z  nim  jechać; 
odzyskała siły, a ramię prawie już nie bolało. 

Dane pospiesznie spakował walizkę  i pożegnał się z  Beryl. W  drodze  do 

Houston był milczący i nieprzystępny. 

-  Będziesz  miała  ochroniarza.  Ma  wszędzie  za  tobą  chodzie  -  stwierdził 

chłodno, gdy po godzinnej podróży odniósł walizkę do mieszkania Tess, 

background image

-  Nie  potrzebuję  takiego  anioła  stróża  -  odparła  buntowniczo.  -  W  razie 

potrzeby mogę zadzwonić na policję. 

- O ile zdążysz - odparł krótko. - Nie masz pojęcia, w co się wpakowałaś. 

- Drogi panie superglino - powiedziała, rzucając mu drwiące spojrzenie. - 

Gotowa  jestem  się  założyć,  że  nawet  w  czasie  urlopu  trzymasz  spluwę  pod 
poduszką, by móc o każdej porze dnia i nocy stawić czoło przestępcom. 

- Nie ukrywam, że lubię swoją pracę - przyznał Dane z uśmiechem, który 

przyprawił  Tess  o  drżenie  serca.  -  Tylko  w  akcji  i  na  ranczu  naprawdę  jestem 
sobą.  Przejście  z  policji  do  agencji  detektywistycznej  niewiele  zmieniło,  bo 
charakter  pracy  jest  podobny,  szczególnie  gdy  mam  do  czynienia  z 
kryminalistami. 

-  Adrenalina  do  krwi…  i  od  razu  czujesz  się  lepiej  -  mruknęła  Tess.  - 

Jesteś uzależniony od ryzyka. 

- Naprawdę? 

-  Dlatego  nadal  sam  bierzesz  najtrudniejsze  sprawy,  choć  mógłbyś  je 

zlecić  podwładnym.  Szukasz  mocnych  wrażeń.  -  Spojrzenie  szarych  oczu 
przesunęło  się  po  muskularnej  postaci.  Tess  pamiętała  o  bliznach  na  skórze 
okrytej ubraniem. 

-  To  niezbyt  przyjemny  widok.  Lepiej  ci  go  oszczędzę.  W  przeciwnym 

razie  nabierzesz  do  mnie  odrazy.  -  Dane  był  przenikliwym  obserwatorem.  Od 
razu wiedział, co ją trapi. 

- Myślałam o wypadku, a nie o twoim wyglądzie - oznajmiła stanowczo i 

popatrzyła mu w oczy. 

Ta  uwaga  trochę  go  uspokoiła,  ale  nadal  był  naprężony  niczym  struna. 

Zawsze chodził prosto, jakby kij połknął. Nigdy sienie garbił i z góry patrzył na 
ludzi.  Jego  postawa  i  charakter  odznaczały  się  pewną  wyniosłością.  Był 
prostolinijny i bezkompromisowy. 
 

-  Mniejsza  z  tym.  I  tak  nie  ma  co  marzyć,  by  ktoś  mi  zaproponował 

pikantną rozkładówkę w "świerszczyku" dla pań - odparł z uśmiechem. - Zresztą 
przed wypadkiem również daleko mi było do supermana. 

-  Nie  miałam  okazji  zobaczyć  cię  w  spodenkach  kąpielowych  -  odparła, 

wpatrując się w niego jak w obraz. 

background image

- Nie paraduję w takim stroju, zwłaszcza w miejscach publicznych. - Dane 

nie  odrywał  spojrzenia  od  szarych  oczu.  Stał  bez  ruchu,  z  trudem  chwytając 
powietrze. - Chyba nie miałbym nic przeciwko temu, żebyś na mnie popatrzyła. 
Nikomu innemu na to nie pozwolę. 

- Dlaczego ja? - zapytała cicho. 

-  Bo  nie  próbujesz  mnie  upokorzyć  -  odparł  szczerze.  -  Wiele  kobiet 

chętnie  poniża  swoich  partnerów.  To  im  daje  poczucie  wyższości.  Gdy  facet 
pozwoli  sobie  wobec  kobiety  na  podobne  zachowanie,  od  razu  jest  nazywany 
męską szowinistyczną świnią. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie. 

- Wśród pań też bywają rozmaite charaktery. 

Dane zrobił krok w jej stronę, wsunął palce w jasne włosy, objął palcami 

szczupły kark i utonął spojrzeniem w szarych oczach. 

- Naucz mnie - szepnął głucho. 

- Czego? - spytała. Oddychała ciężko. Rozchyliła usta. Z bijącym sercem 

wpatrywała się w Dane'a, który pochylił się i pożerał ją wzrokiem. 

-  Naucz  mnie  delikatności  -  szepnął  z  wargami  przy  jej  ustach. 

Zdrętwiała, gdy zaczął ją całować. Wdychała zapach wody kolońskiej, czuła siłę 
muskularnego  torsu,  który  niemal  dotykał  jej  ciała.  Usta  Dane’a  musnęły  jej 
wargi. - Dobrze ci, Tess? - szepnął. - Powiedz mi. 

-  Dane,  nie  powinniśmy  -  odparła  drżącym  głosem.  Położyła  dłonie  na 

jego  piersi  okrytej  białą  koszulą,  wsunęła  je  pod  tweedową  marynarkę.  Czuła 
ciepło  jego  skóry  i  miękkie  włosy  porastające  szeroką  klatkę  piersiową.  Mimo 
woli rozchyliła wargi, oszołomiona pocałunkami. Nogi się pod nią ugięły. 

- Przecież… mnie nienawidzisz - odparła cicho. 

-  Mylisz  się.  Nienawidziłem  matki  -  szeptał,  wsuwając  palce  w  jasne 

włosy. -  Znienawidziłem  moją byłą żonę. Wściekałem się  na cały świat, ale do 
ciebie  nigdy  nie  czułem  nienawiści.  -  Zmarszczył  ciemne  brwi,  jakby  go  coś 
zabolało. - Wierz mi, Tess. 

Zadrżał  i  pocałował  ją  zachłannie.  Zamknął  się  wokół  nich  krąg  ciszy 

nabrzmiałej czułością i pożądaniem. 

Przez  chwilę  Tess  miała  wrażenie,  że  czas  się  cofnął,  ale  tym  razem  nie 

czuła  lęku,  gdy  wziął  ją  w  ramiona.  Pieszczoty  silnych  dłoni  były  delikatne. 
Dane  panował  nad  sobą,  nie  spieszył  się  wcale  i  nie  popędzał  Tess,  która 

background image

doceniła to i zaufała mu całkowicie. Wiedziała o nim znacznie więcej niż przed 
laty  i  to  przesądziło  o  jej  decyzji.  Oddała  pocałunek.  Poznawała  smak 
zachłannych  warg.  W  najśmielszych  marzeniach  nie  oczekiwała  takiej 
przyjemności. Zmysłowe usta Dane'a miały smak kawy. To było cudowne. Była 
tak oszołomiona, że nogi się pod nią ugięły. Była jak w gorączce. 

-  Dane…  -  jęknęła  spazmatycznie.  Mężczyzna  objął  ją  mocniej,  wsunął 

język między rozchylone wargi. Pieścił ją coraz śmielej, całował coraz bardziej 
niecierpliwie. 

Uniósł  głowę,  wsłuchując  się  w  głośne  uderzenia  swojego  serca.  Długo 

patrzył w zamglone szare oczy, uradowany tym, co w nich zobaczył. Tess się go 
nie  bała;  udało  mu  się  rozbudzić  jej  uśpione  zmysły.  Nie  mieściło  mu  się  w 
głowie,  że  czułość  tyle  między  nimi  zmieniła.  Odczuwał  rozkosz  pocałunku 
silniej niż kiedykolwiek. 

Przytulił  mocno  Tess,  szepcząc  jej  do  ucha,  o  czym  marzy.  Krzyknęła 

podniecona  tymi  słowami,  uniosła  ramiona  i  zarzuciła  mu  je  na  szyję. 
Niespodziewanie  zadzwonił  telefon.  Tess  odsunęła  się  nieco.  Poczuła  ból  w 
zranionym ramieniu. Dane jęknął, uniósł głowę i popatrzył w rozgorączkowane 
szare oczy. Tess drżała, ale nie odepchnęła go, tylko przytuliła się znowu. Była 
podniecona. Ta świadomość sprawiła, że serce mocniej zabiło mu w piersiach. 

Tess ledwie stała. Kolana się pod nią ugięły. 

-  Bez  obaw,  kochanie  -  szepnął  Dane,  tuląc  ją  w  ramionach.  -  Trzymam 

cię mocno. 

Wziął  Tess  na  ręce,  podszedł  do  fotela  i  usiadł,  biorąc  ją  na  kolana. 

Podniósł słuchawkę hałaśliwego telefonu. 

-  Tak,  wróciła.  Czuje  się  nieźle.  Nie  możesz  teraz  z  nią  rozmawiać. 

Powiem, żeby do ciebie zadzwoniła - rzucił oschle i zakończył rozmowę. 

-  Helen  -  mruknął,  spoglądając  w  zamglone  oczy.  -  Chciała  sprawdzić, 

czy jesteś do domu. 

- Miło z jej strony. 

-  Owszem,  ale  zadzwoniła  nie  w  porę  -  oznajmił  zmysłowym  szeptem  i 

musnął  wargami  jej  usta.  -  Cieszę  się,  że  mnie  pragniesz,  Tess.  Udało  mi  się 
obudzić twoje zmysły. 

- Jesteś zarozumiały… 

background image

Nie  pozwolił  jej  dokończyć.  Całował  rozchylone  wargi.  Przywarła  do 

niego,  spragniona  zmysłowej  pieszczoty.  Gdy  w  końcu  podniósł  głowę,  długo 
wpatrywał się w Tess, która spłonęła rumieńcem i przytuliła twarz do jego szyi. 
Z czarnych oczu wyzierała czułość i żądza. 

-  Żadnej  kobiety  nie  całowałem  w  ten  sposób  -  szepnął  po  chwili 

milczenia. 

-  Dla  mnie  to  również  całkowite  zaskoczenie.  -  Zarumieniła  się  jeszcze 

bardziej. - Słowa, które szeptałeś mi do ucha… 

-  Rozpaliły  cię  tak,  że  krzyknęłaś  -  powiedział.  Oczy  lśniły  mu 

gorączkowym blaskiem. - Innym kobietom tego nie  mówiłem. Z tobą wszystko 
jest inaczej. 

- Obejmowałeś mnie delikatnie. Nie czułam bólu. 

Dane zacisnął zęby. Jak urzeczony wpatrywał się w rozchylone usta Tess. 

Pragnął jej i cierpiał w milczeniu. Trzeba wziąć się garść i rozumować trzeźwo, 
póki jeszcze potrafi nad sobą zapanować. 

- Oczywiście. Nie chcę, żebyś cierpiała z mego powodu - odrzekł. Do tej 

pory  nie  przyszło  mu  nawet  do  głowy,  że  pieszczoty  mogą  być  delikatne  i 
zmysłowe. Dopiero Tess otworzyła mu oczy. Przy niej zdobył się na łagodność, 
którą do tej pory  uważał za objaw słabości. - Nie  mógłbym cię skrzywdzić. To 
mi się nie mieści w głowie. 

Przyciągnął ją do siebie i na moment przytulił twarz do jej policzka. Była 

w tej pieszczocie desperacka i zaborcza tkliwość. Potem odsunął się. 

-  Lepiej już pójdę. Zamknij starannie drzwi. Odpoczywaj. Jutro w biurze 

omówimy  plan  pracy,  o  ile  będziesz  się  czuła  na  siłach  podjąć  wszystkie 
obowiązki. 

-  Jasne  -  wykrztusiła.  Włosy  miała  potargane,  a  usta  nabrzmiałe  od 

pocałunków.  Wpatrywała  się  w  Dane'a,  który  drżącymi  rękoma  poprawiał 
krawat. Po chwili zapytała: - Dlaczego… 

-  Może  próbuję  się  zrehabilitować?  -  odparł  nie  czekając,  aż  skończy. 

Uśmiechnął się drwiąco. 

-  Ach,  tak.  -  Tess  była  zawiedziona  i  smutna.  Dane  cierpiał  przez  to 

równie mocno, jak z powodu nie zaspokojonego pożądania. 

background image

-  Do  diabła!  -  Wybuchnął  gorzkim  śmiechem,  westchnął  głęboko  i 

powiedział ze złością: - Pamiętaj, że jestem samotnikiem. Nie zmienię poglądów 
z  dnia  na  dzień.  Pragnąłem  się  przekonać,  czy  potrafię  rozpalić  w  tobie 
namiętność. Chciałem, żebyś przestała się mnie bać. Rozumiesz? 

- I to wszystko? 

-  O,  nie!  Przecież  wiesz…  musisz  wiedzieć,  jak  bardzo  cię  pragnę.  To 

ponad moje siły. Przez wzgląd na własne dobro nie pozwalaj mi więcej na taką 
poufałość.  -  Odwrócił  się  do  niej  plecami.  -  Nie  ma  dla  nas  przyszłości. 
Chciałem sprawdzić, czy warto być czułym. Teraz wiem, że to się opłaca. 

- Czyżby? 

Dane  przystanął  w  progu.  Nie  odpowiedział  na  pytanie.  Z  rozpaczą 

popatrzył na zasmuconą dziewczynę. 

-  Tess,  jesteś  kobietą  z  zasadami.  Nie  będziesz  miała  żadnego  pożytku  z 

takiego  gbura  i brutala. Taki jestem. Do końca życia będę cię pragnąć, lecz nie 
chcę się wiązać na stałe. Nie daj się uwieść. Dobrze ci radzę, zachowaj dystans. 

Tess  z  trudem  zdobyła  się  na  uśmiech.  Doceniała  uczciwość  Lassitera. 

Miała nadzieję, że kilka starych ran w jego sercu zabliźni się nareszcie po tym, 
co dziś przeżyli.  

-  Rozumiem.  Dzięki  za  pomoc  i  troskę.  Byłeś  przy  mnie,  kiedy  tego 

potrzebowałam. 

- Zawsze możesz na mnie liczyć, skarbie - odparł cicho.  

Niefortunne  zdrobnienie  sprawiło,  że  Tess  poczuła  się  zakłopotana.  Nie 

potrafiła tego ukryć. 

-  Przypomniałaś  sobie,  że  tak  cię  nazwałem  tamtego  dnia,  prawda?  - 

powiedział cicho i dodał z brutalną szczerością: - Całowałem cię dziś delikatnie 
i  czule,  ale  w  łóżku  jestem  gwałtowny  i  niecierpliwy.  Trudno  mi  pojąć,  czego 
pragnie  i potrzebuje  niewinna dziewczyna. Nie jestem dla ciebie odpowiedni.  - 
Westchnął  z  żalem  i  skrzywił  się  ponuro.  -  Dajmy  sobie  z  tym  spokój. 
Dobranoc, Tess. 

Wyszedł  i  zamknął  drzwi.  Tess  podeszła  do  nich  i  musnęła  klamkę 

opuszkami  palców,  jakby  metal  zachował  ciepło  jego  dłoni.  Dziś  po  raz  drugi 
wziął  ją  w  ramiona,  ale  tym  razem  w  ogóle  się  nie  bała.  Mimo  woli  powróciła 

background image

na dawne ścieżki życia i powędrowała w głąb tajemniczej krainy, której na imię 
miłość. 

 

 

 

 

  

ROZDZIAŁ   CZWARTY 

 

Dane  był  nieustępliwy  w  kwestii  ochroniarza  dla  Tess.  Adams 

współpracujący luźno z agencją podjął się chętnie tego zadania. 

Gdy  Tess  pojawiła  się  w  biurze,  Helen  powitała  ją  uśmiechem  i  z 

niewinną minką zanuciła pierwsze takty piosenki zatytułowanej "Ja i mój cień". 

-  Zamknij  się,  potworze  -  mruknęła  Tess.  -  Dane  ma  obsesję.  Jego 

zdaniem gangsterzy mogą dokonać na mnie zamachu w biały dzień. 

-  Nie  może  ryzykować  -  odparła  Helen  przyciszonym  głosem,  znacząco 

unosząc  brwi.  -  Pomyśl  tylko,  jak  ucierpiałaby  reputacja  jego  firmy,  gdyby 
zatrudniając  tylu  znakomitych  detektywów,  nie  potrafił  upilnować  własnej 
sekretarki. 

-  Całkiem  ci  odbiło,  -  Tess  wybuchnęła  śmiechem  i  uściskała  serdecznie 

koleżankę. - Miło znów być tu z wami. 

- Tęskniliśmy za tobą - zapewniła Helen. 

-  Opowiesz  mi,  co  się  tu  działo?  Muszę  nadrobić  zaległości.  -  Tess 

włączyła  komputer.  -  Zniknęłam  na  kilka  dni,  a  mam  wrażenie,  jakby  upłynął 
miesiąc. 

- Sprawy toczą się szybko. Jak ramię? 

- Trochę dokucza. - Tess uśmiechnęła się do koleżanki. - Nie ma powodu 

do  obaw.  Jesteśmy  przecież  zawodowcami.  Nawet  kula  gangstera  nas  nie 
zmoże. 

background image

-  Cholera  jasna!  -  zirytowała  się  Helen.  -  W  tym  biurze  wszyscy  prócz 

mnie  mają  zaszczytne  blizny  od  postrzału.  Nawet  sekretarce  się  udało,  a  ja 
chodzę po świecie gładka jak tyłeczek niemowlaka. 

-  Nic  na  to  nie  poradzę.  -  Tess  bezradnie  uniosła  ramiona.  -  Myślisz,  że 

sprowokowałam  tych  facetów  do  wyciągnięcia  spluw,  bo  chciałam  cię 
pognębić? 

- Oczywiście! - Helen z komiczną miną wzięła się pod boki. - Zawsze mi 

zazdrościłaś. Sekretarki mają to we krwi. 

-  Nie  płacę  wam  za  plotkowanie!  -  dobiegł  je  niski  głos.  Drzwi  gabinetu 

Lassitera  otworzyły  się  niespodziewanie.  Szef  spoglądał  z  wyrzutem  na 
podwładne. - Bierzcie się do roboty. 

- Słucham i jestem posłuszna - oznajmiła z udawaną pokorą Helen.  

Tess odwróciła wzrok i usiadła przy biurku. 

-  Helen  zamierzała  mi  właśnie  opowiedzieć,  co  się  tu  działo,  gdy 

wracałam do zdrowia. 

- To niech mówi, byle nie błaznowała - rzucił oschle Dane. 

- Źle wyglądasz. 

- Marnie spałem. - Nerwowym ruchem odgarnął ciemną czuprynę. - Gdy 

zadzwoni  Andrews,  umów  mnie z  nim przed obiadem. Mam  dla  niego sprawę. 
Idę  do  sali  konferencyjnej.  Zaplanowałem  naradę  z  detektywami.  Nie  łącz 
żadnych telefonów. 

- Jasne, szefie. 

Dane  zmierzył  taksującym  spojrzeniem  zgrabną  sylwetkę  w  kremowym 

kostiumie  i  czerwonej  bluzce  z  niewielkim  dekoltem.  Tess  miała  dyskretny 
makijaż i włosy upięte w kok. 

- Jesteś dzisiaj bardzo elegancka. Masz randkę po pracy? 

-  Nie  -  odparła,  stukając  w  klawiaturę.  -  Doszłam  do  wniosku,  że  mój 

ochroniarz  nie  powinien  się  wstydzić.  Pilnowanie  szarej  myszki  to  żadna 
przyjemność.  W  przebraniu  Maty  Hari  wyglądam  znacznie  bardziej 
interesująco. 

background image

-  Mylisz  pojęcia  -  kpił  Dane,  unosząc  brwi.  -  Tu  jest  agencja 

detektywistyczna. Mata Hari była szpiegiem. 

-  Gdybym  włożyła  stary  trencz  i  wymięty  kapelusz  w  stylu  Indiany 

Jonesa, wyglądałabym fatalnie. 

- Czyżby? - Dane wcisnął ręce do kieszeni i z roztargnieniem popatrzył na 

Tess, która od razu spostrzegła, że szef jest zmartwiony. 

- Co się stało? 

-  Schwytany  gangster  wyszedł  z  aresztu  za  kaucją.  Rzecz  jasna, 

natychmiast  zaszył  się  w  jakiejś  kryjówce.  Gliniarze  nie  wiedzą,  gdzie  szukać 
tego drania. 

-  Adams  od  rana  nie  spuszcza  mnie  z  oka  -  przypomniała  Tess.  Poczuła 

dziwny chłód. 

- Jest najlepszy w branży - stwierdził Dane, w zadumie kiwając  głową. - 

Problem w tym, że nie będzie cię pilnował przez dwadzieścia cztery godziny na 
dobę. Trudno wymagać, żeby u ciebie zamieszkał. 

- Daj mi pistolet, naucz mnie strzelać. 

- To się na nic nie zda. Trzeba mieć spore umiejętności, by poradzić sobie 

z bronią w chwili zagrożenia - tłumaczył cierpliwie Lassiter. Wiedział, co mówi. 
Tess wierzyła mu na słowo. 

-  Mogłabym  przenieść  się  do  Helen  -  powtórzyła  sugestię  sprzed  kilku 

dni. 

Dane wyjął ręce z kieszeni, oparł je na biurku i pochylił się ku Tess, żeby 

nikt  ze  współpracowników  nie  usłyszał  jego  słów.  Przyglądał  się  z  uwagą 
zaskoczonej dziewczynie. 

-  Nie  zrozum  mnie  źle.  To  nie  jest  wcale  niemoralna  propozycja.  Chcę, 

żebyś wprowadziła się do mnie. Wrócisz do siebie, gdy obaj gangsterzy zostaną 
osadzeni w areszcie.  

- Mam z tobą zamieszkać? - powtórzyła z wahaniem. 

Dane skinął głową. 

background image

- To najlepsze rozwiązanie. Zadbam o twoje bezpieczeństwo. Nie możesz 

wprowadzić się do  Adamsa, bo jego dziewczyna zatrułaby ci życie - stwierdził 
żartobliwie, próbując zbagatelizować sprawę. 

Wahała się, nie wiedząc, jak postąpić. 

- Tess - dodał przyciszonym głosem - jeżeli sądzisz, że zachowam się tak 

samo  jak  wczoraj  wieczorem,  to  jesteś  w  błędzie.  Wyrzekłem  się  stałego 
związku. Nie będę próbował cię uwieść. Chyba nie wierzysz, że mógłbym wziąć 
cię siłą. 

-  Jasne,  ale  twoja  propozycja  jest  dla  mnie…  krępująca  -  powiedziała 

cicho i przygryzła wargę. 

- Zadbam o twoją reputację. Tylko nasi pracownicy będą wiedzieli, gdzie 

mieszkasz.  Oni  rozumieją,  w  czym  rzecz.  Przecież  nie  proponuję  ci  ognistego 
romansu. 

-  Wiem.  -  Tess  oglądała  różowe  paznokcie.  Kciuk  był  obgryziony. 

Schowała go nerwowym ruchem. Dane delikatnie uniósł jej twarz. 

-  Przysięgam,  że  w  czasie  twojego  pobytu  nie  będę  paradować  nago  po 

mieszkaniu ani oglądać rozgrywek sportowych w telewizji. 

-  Jesteś  kibicem  i  nudystą?  -  Uśmiechnęła  się  mimo  woli.  Dane  pokręcił 

głową. 

-  Na  szczęście  sport  mało  mnie  obchodzi,  ale  z  chodzeniem  nago  po 

mieszkaniu to prawda. Obiecuję kupić piżamę i szlafrok. Niech stracę. 

- Lubię spać w piżamce. 

- Przyjadę po ciebie o siódmej. Zmienię Adamsa. 

Dzień  minął  spokojnie.  Tess  wyszła  z  agencji  o  piątej.  Adams  nie 

odstępował  jej  na  krok.  Po  powrocie  do  domu  zapakowała  do  walizki  rzeczy 
potrzebne  na  kilka  dni.  Bez  entuzjazmu  odniosła  się  do  przeprowadzki,  ale  nie 
miała innego wyjścia. 

Punktualnie o siódmej Dane zadzwonił do drzwi Tess i wysłał Adamsa do 

domu. 

- Jesteś gotowa? - zapytał. 

background image

-  Włożę  tylko  płaszcz  -  odparła,  rozglądając  się  po  mieszkaniu.  W 

przedpokoju stała walizka. 

Zeszli na dół i wsiedli do mercedesa. 

-  Ta  afera  ma  swoje  dobre  strony.  Nabieram  doświadczenia.  Mam 

nadzieję, że pozwolisz mi wreszcie robić to, na co mam ochotę. Lubię ryzyko. 

Dane doskonale wiedział, że Tess pragnie zostać detektywem, ale udawał, 

że nie rozumie. 

- Do czego zmierzasz? Czyżbyś chciała ze mną sypiać? 

- Milcz, pyszałku! - rzuciła z oburzeniem.  

Dane uśmiechnął się chełpliwie. 

- Pragniesz mnie. To pewne. 

- Masz zielone światło - odrzekła, odwracając wzrok. 

-  Zmieniasz  temat,  moja  droga  -  stwierdził,  ruszając  i  dodał  z  komiczną 

powagą: - Ostrzegam cię. Trzymaj się nocą z dała od mojego łóżka. Nie ulegnę, 
choćbyś  mnie  błagała  na  kolanach.  Zamknę  się  w  sypialni  na  klucz,  więc  nie 
próbuj mnie uwieść. 

Tess gapiła się  na szefa z  niedowierzaniem. Od kiedy poważny detektyw 

gada takie bzdury? 

-  Będziesz  rozczarowana  -  perorował  Lassiter,  unosząc  brwi  -  ale 

zapamiętaj sobie, że nie mam zwyczaju romansować. 

- Dane, czy ty się dobrze czujesz? 

-  Oczywiście!  Nie  próbuj  się  do  mnie  przysunąć,  udając,  że  chcesz 

sprawdzić, czy mam gorączkę - rzucił ostrzegawczym tonem. - Ręce przy sobie, 
moja droga. I zabierz dłoń z mego kolana. Nie jestem łatwy. 

Tess parsknęła śmiechem, słysząc te wywody. Nie sądziła, że Lassiter ma 

poczucie humoru. Zapewne ukrywał je przed ludźmi od lat. 

- Czuję się jak niebezpieczna kusicielka - odrzekła Tess. 

background image

- Przeczucie mnie nie omyliło. Przed kobietami zawsze należy się mieć na 

baczności - powiedział Dane. - Niewinne panienki spragnione mocnych wrażeń 
to szczególne zagrożenie. 

- Nie szukam mocnych wrażeń! - oburzyła się Tess. 

-  Skąd  ta  pewność?  -  Lassiter  wjechał  na  parking  obok  kamienicy,  w 

której  mieszkał. Zatrzymał samochód i rzucił Tess oskarżycielskie spojrzenie.  - 
Wszystkie  kobiety  skrywają  w  sercu  zdrożne  pragnienia.  Na  pewno  nie  jesteś 
wyjątkiem.  Nie  dam  sobie  zamydlić  oczu.  Wiesz,  jak  to  bywa:  zarumieniona  i 
płochliwa  dzieweczka  zmienia  się  jak  za  dotknięciem  czarodziejskiej  różdżki, 
dyszy namiętnie i zdziera ubranie z przyzwoitego mężczyzny. 

-  Przysięgam,  że  będę  się  starała  zapanować  nad…  zdrożnymi 

pragnieniami - obiecała Tess. W szarych oczach rozbłysły wesołe iskierki. 

-  Doskonale.  Trzymam  cię  za  słowo.  Nie  waż  się  mnie  podglądać,  gdy 

będę w kąpieli - dodał ponuro. 

Zabawna  paplanina  Dane'a  sprawiła,  że  Tess  przestała  się  obawiać.  Gdy 

szła po schodach na pierwsze piętro, była już całkiem spokojna. 

Pokój wskazany Tess przez Lassitera urządzony był na niebiesko; tapeta, 

dywan,  zasłony  -  wszystko  w  różnych  odcieniach  tego  koloru.  Tess  od  razu 
poczuła się tam jak u siebie. Podobnie było na farmie. Brakowało tylko wiecznie 
zatroskanej Beryl. 

- Jeśli chcesz, zajmę się gotowaniem - zaproponowała. 

- Doskonały pomysł - odparł skwapliwie. - Umiem gotować, ale tego nie 

lubię. 

Tess otworzyła zamrażarkę. Znalazła w niej mnóstwo zapasów. Lodówka 

także była wypełniona jedzeniem. 

- Czas przygotować kolację. Proponuję stek i sałatkę. Zgoda? 

- Jasne. - Dane zdjął buty, rozpiął marynarkę i opadł na kanapę. 

Tess  poszła  do  swego  pokoju,  by  się  przebrać  w  dżinsy  i  bawełnianą 

koszulkę.  Włożyła  grube  skarpetki.  Lubiła  chodzić  po  mieszkaniu  bez  kapci. 
Dane miał chyba podobne upodobania. 

Gdy  wróciła  do  salonu,  okazało  się,  że  Dane  poszedł  za  jej  przykładem. 

Prezentował się doskonale w spranych dżinsach i białym podkoszulku. 

background image

-  Może  napijesz  się  kawy?  -  zapytał  z  uśmiechem.  Jej  zachwycone 

spojrzenie sprawiło mu wielką przyjemność. 

- Tak. 

- Zaraz przygotuję. 

Kuchenka  była  zbyt  mała  dla  dwu  krzątających  się  osób.  Tym  zapewne 

można wytłumaczyć fakt, że parząc obiecaną kawę, Dane ocierał się raz po raz o 
Tess. 

Szybko  zrobił  swoje,  ale  nie  wyszedł  z  kuchni.  Trzymał  się  blisko 

tymczasowej  lokatorki.  Był  od  niej  znacznie  wyższy.  Sportowe  ubranie 
podkreślało muskularną sylwetkę. 

- Jesteś zakłopotana - mruknął. 

Chciała zaprzeczyć, ale po namyśle zmieniła zdanie. Dane niełatwo dawał 

za wygraną; zmusiłby ją do powiedzenia prawdy. 

- Tak - odparła szczerze. 

Dane  oparł  się  plecami  o  kuchenny  blat,  chwycił  dłońmi  jego  brzeg  i 

popatrzył na Tess tak czule, że z wrażenia nogi się pod nią ugięły. 

- Chodź do mnie. Razem coś na to poradzimy - kusił zmysłowo. 

- Dane - rzuciła ostrzegawczym tonem. Nie odwróciła wzroku. 

-  Widzę,  że  drżysz  -  szepnął.  Zmrużone  oczy  spoglądały  na  nią 

pożądliwie,  -  Tracisz  oddech.  -  Popatrzył  znacząco  na  jej  piersi  sterczące  pod 
bluzką. - Wyobraź sobie, co byś czuła, gdybym uniósł brzeg koszulki i całował 
nagą skórę, objął wargami sutki i pieścił, aż będą nabrzmiałe i twarde. 

- Dane! 

Dygotała jak w gorączce. Niemal umknęło jej uwagi, że Lassiter wyłączył 

kuchenkę  i  odstawił  patelnię,  na  której  smażyła  mięso.  Ujął  Tess  za  rękę  i 
przyciągnął do siebie. Objął szczupłą talię i wsunął dłonie pod cienką bawełnę. 
Patrzyli sobie w oczy. 

-  Powoli,  cal  po  calu  -  szeptał  namiętnie  Dane,  unosząc  koszulkę.  -  Bez 

pośpiechu. Chcę dotknąć twojej nagiej skóry… 

Tess czuła, że lada chwila zemdleje od nadmiaru wrażeń. 

background image

- Przytul się do mnie, żebyś nie upadła - szepnął. Pochylił głowę i dotknął 

wilgotnymi ustami nagiej skóry pod elastyczną taśmą biustonosza. Tess poczuła 
delikatną  pieszczotę  ciepłego  języka.  Zacisnęła  dłonie  na  muskularnych 
ramionach,  by  utrzymać  równowagę.  Była  tak  oszołomiona  rozkoszą,  że  łzy 
stanęły jej w oczach. 

Marzyła, by pieścił ją dalej. Była uległa i chętna. Czekała… 

-  Tess!  -  rozległ  się  w  ciszy  głośny  okrzyk.  Dane  wypuścił  ją  z  objęć, 

podniósł głowę i odetchnął głęboko. - Na miłość boską, wybacz mi… 

Obciągnął  podwiniętą  koszulkę  i  wyszedł  z  kuchni,  nie  oglądając  się  za 

siebie.  Tess  zamarła  w  bezruchu,  wsparta  o  kuchenny  blat.  Miała  wrażenie,  że 
dobiega ją szum wody, ale słyszała go jak przez mgłę. Po chwili mogła już stać 
o własnych siłach. Zajrzała pod pokrywkę. Steki były usmażone jak należy. Co 
za szczęście, że nie spaliła ich na węgiel. 

Opanowała się na tyle, by nakryć do stołu. Podała kolację i przelała kawę 

do  dzbanka.  Gdy  wszystko  było  przygotowane,  wrócił  Dane.  Był  w  koszuli 
zapiętej  po  szyję.  Włosy  miał  wilgotne,  jakby  przed  chwilą  wziął  prysznic. 
Zapewne  tak  właśnie  było.  Tess  sama  chętnie  wskoczyłaby  na  chwilę  pod 
strumień  zimnej  wody.  Nadal  trawił  ją  płomień  żądzy.  Nie  mogła  się  temu 
nadziwić.  Jeszcze  przed  kilkoma  dniami  odczuwała  lęk  przed  mężczyzną, 
którego teraz pragnęła. 

-  Wszystko  w  porządku  -  powiedział  cicho,  gdy  w  czasie  kolacji 

spostrzegł, że Tess unika jego wzroku. - Nic się nie stało. 

Nic?  Mało  brakowało,  żeby  krzyknęła  to  na  głos.  Nie  mogła  spokojnie 

patrzeć na Dane'a zajętego posiłkiem. 

-  Doskonały  stek  -  oznajmił,  przerywając  milczenie.  -  Nie  potrafię  tak 

usmażyć mięsa. Wychodzi mi na pół surowe albo przypalone. 

-  Najważniejsza  jest  temperatura  oleju  -  odrzekła.  -  Trzeba  go  rozgrzać, 

nim przystąpisz do smażenia. 

- Mogłabyś nauczyć mnie gotować, kiedy będziesz tu mieszkać. 

- Chętnie. 

- Czemu jesteś taka zakłopotana, Tess? - zapytał, spoglądając jej w oczy. 

Był smutny. - Ledwie cię dotknąłem. 

- Twoje słowa były śmielsze niż dłonie. 

background image

- Straciłem kontrolę. Sprawy zaszły za daleko. Trochę z ciebie zakpiłem - 

przyznał  z  bolesną  szczerością.  Trudno  było  określić  wyraz  jego  twarzy.  - 
Niespodziewanie padłaś mi w ramiona i… 

-  Rozumiem  -  wtrąciła  z  pozoru  obojętnie,  jakby  w  ogóle  jej  to  nie 

obeszło, mimo że czuła się oszukana i odepchnięta. Podniosła wzrok. Zdziwił ją 
nieodgadniony wyraz jego twarzy. - Czuję się współwinna. 

- I słusznie. - Usiadł wygodnie na krześle i dodał, nie owijając w bawełnę: 

- Jedno ci powiem, Tess, nim zaczniesz sobie wyobrażać Bóg wie co. Straciłem 
panowanie  nad  sobą,  ponieważ  zbyt  długo  żyję,  w  dobrowolnym  celibacie.  Od 
wypadku nie miałem kobiety. Jestem bardziej wyposzczony, niż sądziłem. 

A więc tak się sprawy mają. Trudno zabić nadzieję, niemniej jednak Dane 

jasno  i  wyraźnie  dał  Tess  do  zrozumienia,  że  nie  jest  w  niej  szaleńczo 
zakochany. Była przygnębiona, ale ciekawość nie dawała jej spokoju. 

- Dlaczego unikasz kobiet? – zapytała. 

-  Z  powodu  moich  blizn  -  odparł  szczerze,  zaskoczony  jej 

bezpośredniością. 

- Nadal odczuwasz ból? 

-  Chodzi  o  to,  jak  wyglądam;  Takie  blizny  budzą  odrazę.  -  Zmarszczył 

brwi,  popatrzył  jej  w  oczy  i  dodał  z  ociąganiem:  -  A  także  przez  ciebie.  Seks 
stracił  dla  mnie  wszelki  urok  po  tym,  jak  uciekłaś  tamtego  dnia.  Chyba 
przestałem wierzyć w siebie. 

-  Wtedy  byłeś  zupełnie  inny  -  odparła  z  wahaniem  Tess.  -  Dzisiaj…  Nie 

bałam się ciebie. 

-  Zauważyłem  -  stwierdził  krótko.  Wpatrywał  się  w  nią  tak  uporczywie, 

że.  spłonęła  rumieńcem.  -  Nie  powinnaś  mi  ufać,  Tess.  Będę  z  tobą  szczery, 
Gdybym  dotknął  twoich  piersi  i  zaczął  je  całować,  nie  wiem,  czym,  by  się  to 
skończyło.  Rozumiesz,  do  czego  zmierzam,  maleńka?  Pragnę  cię.  Szaleję  za 
tobą! 

- Gdyby nie mój brak doświadczenia… 

- Dawno zostalibyśmy kochankami - dokończył ponuro. Zaklął półgłosem 

i  ukrył  twarz  w  dłoniach.  Oddychał  z  trudem.  -  Wychodzę.  Muszę  się 
przewietrzyć! 

background image

Tess  odprowadziła  go  wzrokiem,  drżąc  z  pożądania,  które  wybuchło 

nagłym  płomieniem.  Nie  mieściło  jej  się  w  głowie,  że  Dane  tak  bardzo  jej 
pragnie.  Od  paru  lat  udawał,  że  jest  do  niej  wrogo  nastawiony  i  trzymał  się  od 
niej  z  daleka.  Nagle  doznała  olśnienia:  Dane  był  wobec  niej  szorstki,  bo 
próbował  ukryć,  co  naprawdę  czuje.  Zależało  mu  na  niej.  I  to  bardzo.  Bał  się 
miłości, ale był zakochany. Tess wstrzymała oddech,  uświadomiwszy sobie, że 
Dane  bardzo  ją  kocha.  Dlatego  tak  się  o  nią  troszczył…  dlatego  próbował 
wzbudzić w sobie nie znaną dotąd czułość. To było jedyne wytłumaczenie. 

Dane wrócił do mieszkania kilka minut później. Przybrał obojętny wyraz 

twarzy. Tess postanowiła udawać, że niczego się nie domyśla. 

- Napijesz się kawy? - zapytała uprzejmie. 

- Bardzo chętnie. 

Dane walczył z samym sobą, próbując zabić wielką miłość. Gdyby się nie 

pilnował, oszalałby na punkcie Tess. Nie mógł do tego dopuścić. Jego ukochana 
była  kobietą  z  zasadami.  Miała  staroświeckie  poglądy  na  życie  i  mężczyzn. 
Podzielała opinie babci, która ją wychowała. Nie mógł pójść z Tess do łóżka, a 
potem  zapomnieć,  co  ich  łączyło.  Pozostało  mu  jedno  wyjście:  stłumić  żądzę  i 
ukrywać  prawdziwe  uczucia.  Serce  mu  krwawiło,  ale  musiał  odepchnąć  Tess, 
żeby nie odkryła prawdy. 

Obserwował ją z tęsknotą, ale gdy podniosła oczy, odwrócił wzrok, by się 

nie zdradzić. Postanowił traktować Tess tak, jak szef traktuje podwładną. Uznał, 
że potrafi się na to zdobyć. 

  

 

 

 

ROZDZIAŁ  PIĄTY 

 

Pobyt u Lassitera sprawił Tess wielką przyjemność. Nie przypuszczała, że 

tak  miło  będzie  oglądać  z  nim  wieczorami  telewizję.  Lubił  przesiadywać  w 
salonie i oglądać stare filmy. Rozparty w fotelu, ubrany w białą koszulkę, dżinsy 
i  grube  skarpetki  wolno  sączył  piwo.  Odkąd  uświadomiła  sobie,  co  do  niej 

background image

czuje,  przestała  się  go  obawiać.  Lubiła  łagodne  i  tkliwe  spojrzenie  czarnych 
oczu, kiedy się do niej uśmiechał. 

Z  natury  był  odludkiem  ukrywającym  wiele  zahamowań.  Czuł  się 

zakłopotany, gdy  mówił o własnych  uczuciach. W rozmowach z Tess starannie 
unikał  owych  tematów.  Omawiali  sprawy  służbowe,  plotkowali,  dyskutowali  o 
rozmaitych  problemach,  unikając  na  mocy  niepisanej  umowy  wszystkiego,  co 
dotyczyło ich znajomości. 

Kilka  dni  po  przeprowadzce  Tess  oglądała  samotnie  program  o  ciąży  i 

porodzie.  Dane  pracował  w  gabinecie.  Niespodziewanie  stanął  w  drzwiach. 
Zerknął na ekran. 

Sprawiał  wrażenie  zakłopotanego.  Gdy  ujrzał  ludzki  embrion,  odwrócił 

się,  jakby  chciał  wrócić  do  siebie.  Tess  od  razu  to  zauważyła  i  powiedziała 
skwapliwie: 

- Jeśli chcesz, zmienię kanał i poszukam innego programu. 

Zawahał się i z ociąganiem spojrzał ponownie na ekran. 

Kolejne  fazy  porodu  sfilmowane  zostały  bez  upiększeń,  z  reporterską 

dokładnością. 

- Nie  muszę tego oglądać. - Tess za pomocą pilota wyłączyła telewizor  i 

dodała szczerze: - Byłam ciekawa, jak to wygląda. Mało wiem o sprawach płci. 
W  domu  się  o  tym  nie  mówiło,  a  informacje  wyniesione  ze  szkoły  są  dosyć 
ogólnikowe. Chciałam uzupełnić swoją wiedzę o tym… skąd się biorą dzieci. 

- Powiedziałbym raczej…  jak się je  robi - poprawił Dane,  nie odrywając 

spojrzenia  od  zarumienionej  dziewczęcej  twarzy.  -  Pewnie  tego  nie  pokazali, 
co? 

- Zgadza się - szepnęła Tess. 

-  Mam  w  bibliotece  książkę  na  ten  temat  -  odparł  cicho.  -  Pewnie  nie 

zechcesz  przeglądać  jej  ze  mną.  Radzę  przeczytać.  Jest  bardzo  ciekawa.  Autor 
pisze o seksie taktownie, bez niepotrzebnych emocji. 

-  Nie  sądziłam,  że  mężczyzn  interesują  takie  lektury.  -  Tess  uważnie 

obserwowała  swego  rozmówcę,  który  nagle  odwrócił  głowę.  -  Czyżbyś  chciał 
się czegoś dowiedzieć? Myślałam, że masz spore doświadczenie. 

- Wiem, co to seks - odparł. - Nie mam pojęcia, jak się kochać. Zmieńmy 

temat. Ta rozmowa nie ma sensu. 

background image

- Już się ciebie nie boję - powiedziała nagle Tess cichym głosem. - Jesteś 

ogromnie  pociągający.  Gdy  mnie  całowałeś  w  kuchni,  wcale  nie  chciałam, 
żebyś przerwał. 

- To ryzykowne wyznanie - szepnął Dane. Serce biło mu coraz mocniej. - 

Wiesz, jak to się może skończyć, 

-  Dane,  czy  chciałbyś  mieć  dziecko?  -  zapytała  cicho,  patrząc  z 

uwielbieniem  na  ukochanego. Mężczyzna  poczerwieniał  i  gwałtownym ruchem 
odwrócił głowę. 

- Nie - odparł krótko. 

- Naprawdę? - Tess nie dawała za wygraną. 

- Właściwie nie ma powodu, żebym to przed tobą ukrywał - stwierdził po 

chwili milczenia. Spojrzał z wahaniem na dziewczynę. - Jestem bezpłodny. 

W  pierwszej  chwili  nie  pojęła,  o  co  mu  chodzi.  Znaczenie  usłyszanych 

słów w ogóle do niej nie dotarło. 

- Jane bardzo chciała zajść w ciążę - mówił z ociąganiem. - Miała na tym 

punkcie  obsesję.  Być  może  dlatego  w  łóżku  nie  potrafiłem  zdobyć  się  wobec 
niej na delikatność. Robiła mi awantury, bo nie potrafiłem jej zapłodnić. Czułem 
się przy  niej jak wykastrowany byk. W końcu postawiła  na  mnie krzyżyk  i  nie 
chciała  dalej  próbować.  -  Westchnął  ciężko.  -  Nie  mogłem  dać  jej  dziecka. 
Doszło  do  tego,  że  zbliżenia  dla  nas  obojga  stały  się  koszmarem.  -  Dane 
popatrzył  na  Tess  z  rozpaczą.  -  Moja  chwilowa  gwałtowność  spowodowała 
znaczne spustoszenia w twojej psychice, a zatem możesz sobie wyobrazić, jakie 
zahamowania spowodowało u mnie tamto cierpienie. 

Odwrócił się. Tess wstała z kanapy podeszła do niego. 

- Wiele jest powodów, dla których kobieta nie może zajść w ciążę. 

- Jane  urodziła dziecko w dziesięć  miesięcy po ślubie z drugim  mężem  - 

stwierdził krótko. 

W  milczeniu  zmierzył  taksującym  spojrzeniem  szczupłą  postać 

dziewczyny  w  dżinsach  i  obszernej  zielonej  koszuli  zapiętej  pod  samą  szyję. 
Wyglądała ślicznie z włosami niedbale związanymi w koński ogon. 

-  Nie  igraj  z  ogniem  -  szepnął  Dane,  gdy  Tess  podeszła  jeszcze  bliżej.  - 

Jeśli ciebie dotknę, stracę panowanie nad sobą. Wiesz, czym się to skończy. 

background image

- Tak, Dane - odparła cicho, patrząc mu w oczy. Była zarumieniona. Jego 

słowa i spojrzenie podniecały ją równie mocno jak pocałunki. 

Dane zacisnął zęby. Oddychał nieregularnie. 

Tess  zmierzyła  go  spojrzeniem.  To  wystarczyło,  by  stracił  kontrolę  nad 

własnym  ciałem,  chociaż  za  wszelką  cenę  próbował  ją  zachować.  Tess  nie 
odwróciła  wzroku.  Z  zachwytem  obserwowała  ukochanego.  Świadczył  o  tym 
wyraz jej twarzy. Spojrzała mu w oczy, świadoma własnych odczuć i pragnień. 
Była  pewna,  że  Dane  ją  kocha.  Gdyby  przekonał  się,  jak  cudowne  może  być 
miłosne  zbliżenie  dwojga  zakochanych,  na  pewno  zapragnąłby  trwałego 
związku. 

Dane  szybko  stracił  głowę  i  poddał  się  namiętności,  która  ogarnęła  go 

niczym płomień. Wziął Tess na ręce i ułożył na kanapie. Wyciągnięte nad głową 
ramiona  dziewczyny  spoczywały  bezwładnie  na  beżowym  obiciu.  Usta  były 
rozchylone, oczy zamglone pożądaniem, ciało cudownie odprężone i uległe. 

- Będzie trochę bołało - ostrzegł Dane. 

- Wiem - szepnęła. 

Ręce  mu  drżały,  gdy  zdejmował  bawełnianą  koszulkę.  Rzucił  ją  na 

podłogę.  Na  moment  zamarł  w  bezruchu,  starając  się  zapanować  nad 
pożądaniem. 

- Chyba rozumiesz, że gdy cię dotknę, będzie za późno, aby się wycofać. 

Przestanę nad sobą panować. 

- Kocham cię, Richardzie - szepnęła, używając imienia, którym nikt poza 

nią  się  nie  posługiwał.  -  Kocham  całym  sercem.  Nawet  lęk  nie  zniszczył  tej 
miłości. 

- Tess…! - jęknął Dane. 

-  Bądź  moim  przewodnikiem  i  nauczycielem.  Kochaj  mnie  -  prosiła 

szeptem. 

-  Nie  powinienem.  -  Przymknął  oczy,  drżąc  na  całym  ciele.  Zacisnął 

dłonie w pięści. - Na miłość boską, przecież ty nigdy… 

- Kocham cię - szepnęła znowu. 

-  Nie  potrafię  odwzajemnić  tego  uczucia,  Tess  -  wyznał  z  goryczą, 

obejmując dłońmi jej twarz. 

background image

Położyła mu palec na ustach. Wiedziała, że to wyznanie podyktowane jest 

strachem przed wielką miłością. Wahanie i ostrożność więcej niż słowa mówiły 
o jego prawdziwych uczuciach. 

Pochylił się, by ją pocałować. Wargi mu drżały. Rozchylił je lekko i objął 

palcami  smukły  kark,  unosząc  głowę  Tess,  która  poddała  się  pieszczocie  ust  i 
języka. 

Uśmiechnęła  się,  czując  łagodne  dotknięcie.  Dane  obsypywał 

pocałunkami jej  twarz, jakby dopiero poznawał delikatne rysy. Tess zrobiło się 
ciepło na sercu. 

Dane  położył  się  obok  dziewczyny  i  przyciągnął  ją  do  siebie.  Wsunął 

kolano między smukłe uda. Jego pocałunki stawały się coraz bardziej zaborcze. 

Tess wsunęła palce w ciemne włosy. Poczuła, że męskie dłonie wślizgują 

się  pod  jej  koszulę  i  gładzą  nagie  plecy.  Całował  chętne  usta  tak  długo,  aż 
nabrzmiały  od  pocałunków.  Bez  pośpiechu  zdjął  dziewczynie  koszulę  i 
biustonosz,  by  pieścić  obnażone  piersi.  Pocierał  dłońmi  nabrzmiałe  sutki.  Tess 
oddychała nierówno. Była jak w gorączce. 

-  Nie  patrzyłem  na  ciebie,  gdy  cię  po  raz  pierwszy  dotykałem  -  szepnął 

Dane. - Teraz mogę nadrobić zaległości. 

Usiedli naprzeciwko siebie. Lassiter obejmował Tess, wolno przesuwając 

wierzchem dłoni po jej sutkach. Dziewczyna drżała. 

-  To  cudowne  uczucie  -  wykrztusił  Dane,  patrząc  jej  w  oczy.  -  Nie 

wiedziałem, że może tak być. 

- Ja również - odparła szczerze. 

- Chcę całować twoje piersi, Tess - szepnął zdławionym głosem i pochylił 

głowę. 

Wygięła się w łuk, gdy wilgotne usta objęły jej sutki. Miała wrażenie, że 

unosi  się  w  powietrzu.  Płomień  trawił  jej  wnętrzności.  Krzyknęła,  owładnięta 
nagłą rozkoszą. 

- Tak - powtarzał, całując jej piersi. - Tak, maleńka. Jesteś najpiękniejszą 

istotą, jaką kiedykolwiek widziałem. 

- Ty również - odparła szeptem. 

background image

Rozebrali  się  pospiesznie.  Wkrótce  leżeli  obok  siebie  na  kanapie.  Po 

latach dobrowolnego celibatu Dane dygotał z niecierpliwości. Głaskał i okrywał 
pocałunkami smukłe ciało. 

-  Pragnę  cię,  skarbie  -  powtarzał  raz  po  raz,  czując,  jak  Tess  drży  z 

pożądania, rozpalona jego pieszczotami. 

Wsunął się na nią. Delikatnie całował nabrzmiałe usta i ocierał się o Tess, 

by wiedziała, jak bardzo jest podniecony. 

-  Otwórz  usta  -  szepnął,  muskając  ustami  jej  wargi.  Oszołomiło  ją 

namiętne dotknięcie języka. - Teraz! 

Wszedł w nią i poczuła ból. Nie zważała na to. Z trudem  mieściło jej się 

w głowie, że można tak bardzo pragnąć mężczyzny… 

Silne dłonie objęły uda dziewczyny i uniosły ją nieco. 

Ból  powrócił,  ale  nie  zwracała  na  to  uwagi,  oszołomiona  namiętnym 

pocałunkiem. 

- Wybacz, że muszę ci sprawić ból - szepnął, muskając oddechem jej usta. 

Podniósł głowę i popatrzył na Tess oczyma płonącymi jak w gorączce. 

-  Chcę  widzieć,  jak  stajesz  się  kobietą  -  szepnął,  wpatrując  się  w  nią  i 

poruszając rytmicznie biodrami. 

Jęknęła.  Oczy  miała  pełne  łez.  Dane  scałował  je  delikatnie.  Nagle  ból 

ustąpił.  Poczuła  na  twarzy  dotknięcie  szorstkiego  policzka,  a  potem  łagodny 
pocałunek  wilgotnych  ust.  Wsłuchiwała  się  w  słodkie  słówka  szeptane  lekko 
schrypniętym głosem. Otworzyła dłonie zaciśnięte na muskularnych ramionach. 

- Teraz możemy się kochać, Tess - powiedział cicho. - Nie będzie bolało. 

Kobieca  intuicja  podpowiedziała  jej,  że  i  dla  niego  to  w  pewnym  sensie 

pierwszy raz. Z żadną kobietą  nie kochał się dotąd tak jak z  nią. Przylgnęła do 
ukochanego,  łkając  z  rozkoszy.  Obiecał  jej  cudowne  przeżycie  i  dotrzymał 
słowa.  Błagała,  żeby  posiadł  ją  całkowicie.  Dane  poddał  się  namiętności, 
zapomniał  o  skrupułach  i  obawach.  Patrzył  z  uśmiechem  na  Tess,  aż 
obezwładniająca rozkosz zaćmiła mu wzrok i zmusiła do krzyku. 

Gdy  nieco  ochłonęli,  przytulił  ją  mocniej.  Całował  załzawione  oczy 

delikatnie  i  czule,  głaskał  drżące  ciało.  Potem  wstał  i  przyniósł  z  lodówki 
schłodzone  piwo,  które  wypili  na  spółkę.  Nie  myślał  o  jutrze,  jakby  mieli  dla 

background image

siebie  jedynie  tę  noc.  Tylko  dziś  mogli  dzielić  rozkosz,  przeżywać  cudowne 
chwile i po słodkiej udręce pieszczot zmierzać do całkowitego spełnienia. 

-  Będziemy  się  kochać  raz  jeszcze  -  szepnął,  leżąc  między  jej 

rozsuniętymi  udami.  -  Będzie  ci  tak  dobrze,  że  zaczniesz  krzyczeć,  tak  jak  ja 
przed chwilą. 

- Kocham cię - szeptała jak w transie. Ich ciała zdawały się stworzone dla 

siebie. Ledwie w nią wszedł, krzyknęła z rozkoszy. 

- Teraz? - zapytał, poruszając się rytmicznie. 

- Tak - jęknęła. - Tak, tak, tak... 

Dane  nie  przeżył  dotychczas  równie  wielkiego  uniesienia.  Zapomniał  o 

całym  świecie,  gdy  spazmatyczny  dreszcz  wstrząsnął  ciałem  Tess,  a  z  jej 
spierzchniętych  warg  wyrwał  się  jęk  zachwytu.  Usłyszał  go  po  raz  drugi, 
trzeci… Nie mógł się nadziwić, że stać go na taki wyczyn. Jego męskie siły były 
chyba  niewyczerpalne.  W  końcu  jednak  osłabł.  Zasnął,  nim  dotknął  głową 
poduszki. 

 

 

 

 

Rano  Tess  obudziła  go  pocałunkiem.  Otworzył  oczy  i  ujrzał 

rozpromienioną  twarz  dziewczyny.  Jęknął  cicho,  delikatnie  położył  Tess  na 
posłaniu i przylgnął do niej całym ciałem. 

-  Nie  -  szepnęła  pospiesznie.  Jego  pożądliwe  spojrzenie  sprawiło,  że  się 

zarumieniła.  Po  chwili  dodała,  nie  kryjąc  rozczarowania:  -  Przykro  mi.  Trochę 
boli. 

Dane  odetchnął  głęboko.  Powoli  odzyskał  panowanie  nad  sobą.  Objął 

dłonią jej pierś. 

- Wziąłem cię cztery razy - szepnął, zaglądając Tess w oczy. -  To chyba 

nie było przyjemne. 

- Mylisz się -  odparła, energicznie potrząsając głową. - Nie czułam bólu. 

Tylko za pierwszym razem… 

background image

- Ale gdybyśmy się teraz kochali, byłoby inaczej? 

- Obawiam się, że tak. 

-  Powinienem  był  to  przewidzieć.  -  Dane  westchnął  i  położył  się  na 

plecach. - Jeszcze się chyba nie obudziłem. Pijemy kawę? 

- Chętnie ją zaparzę. 

Podniosła się z  łóżka, spostrzegła, że jest  naga,  i  wstydliwie  okryła biust 

prześcieradłem. 

Nie  uszło  uwagi  Dane'a,  że  Tess  zerka  na  niego,  próbując  ukryć 

zakłopotanie. Mruknął coś niewyraźnie, siadł na łóżku, bez skrępowania włożył 
slipy, dżinsy i skarpetki. Tess uważnie go obserwowała. 

- Idę się ogolić. Możesz spokojnie włożyć ubranie - rzucił, nie patrząc jej 

w oczy. 

Odprowadziła  go  wzrokiem.  W  jej  spojrzeniu  była  czułość.  Chciała 

powiedzieć,  że  go  kocha,  ale  zdawała  sobie  sprawę,  że  nie  usłyszy  w 
odpowiedzi  podobnych  słów,  mimo  że  w  nocy  pieścił  ją  z  wielką  pasją  i 
oddaniem. Nie miała wątpliwości, że jest w niej zakochany. Patrzyła na niego z 
uwielbieniem. 

-  Pospiesz  się  -  rzucił  na  odchodnym.  -  Wkrótce  musimy  jechać  do 

agencji. 

- Ach, tak. Racja. 

Ani słowa więcej o tym, co między nimi zaszło. Dane zachowywał się jak 

zatroskany szef poważnej firmy. 

Tess  przeczuwała,  że  Dane  zamknie  się  w  sobie.  Uważał,  że 

niebezpiecznie jest zdradzać prawdziwe  uczucia -  nawet wobec niej. Wcale  nie 
była tym urażona. 

Szybko  przygotowali  się  do  wyjścia.  Gdy  podczas  śniadania  padła  jakaś 

wzmianka  na  temat  minionej  nocy,  Dane  natychmiast  zapomniał  o  rezerwie  i 
ostrożności.  Wyobraźnia  płatała  mu  figle.  Spoglądał  pożądliwie  na  Tess. 
Przestraszony tą reakcją, zerwał się na równe nogi i rzucił serwetkę na stół. 

- Pora jechać - powiedział ostro. 

background image

Poszła za nim bez słowa. Marzyła o szczęśliwej przyszłości, bo czuła się 

kochana.  Wiedziała,  że  Dane  będzie  próbował  zachować  dystans.  Przewidziała 
takie  zachowanie.  Nie  mógł  się  jednak  opierać  w  nieskończoność;  wobec 
miłości był równie bezbronny jak Tess. Postanowiła dać czas ukochanemu. Nie 
zamierzała  go  popędzać.  Trzeba  zdobyć  się  na  cierpliwość.  Stawką  było  jej 
szczęście. 

Żałowała  tylko,  że  nie  mogą  mieć  dziecka  zrodzonego  z  cudownych 

przeżyć wspólnych nocy. Kochałaby je nad życie. 

Gdy  zjawili  się  w  biurze,  natychmiast  wciągnął  ich  wir  codziennych 

spraw.  Dane  przyjął  to  z  ulgą.  Zniknął  za  drzwiami  gabinetu,  nie  patrząc  na 
Tess,  która  od  razu  zajęła  się  przeglądaniem  notesu  i  potwierdzaniem  jego 
roboczych spotkań. 

 

 

 

 

Kilka ostatnich dni  minęło  Tess niepostrzeżenie. W agencji wrzało jak w 

ulu.  Dziewczyna  niemal  zapomniała  o  feralnym  wieczorze.  Ramię  prawie  nie 
bolało, lecz ostatniej nocy trochę je sforsowała. Zarumieniła się, wspominając z 
uśmiechem,  jak  Dane  całował  jej  blizny.  Z  równą  delikatnością  wodziła 
opuszkami  palców  po  jego  ramieniu  i  udzie.  Gdy  się  kochali,  szeptała  mu  do 
ucha, że to blizny godne walecznego żołnierza. Te słowa wzmagały odczuwaną 
przez  niego  rozkosz.  Wspominała  krzyk  przechodzący  niemal  w  łkanie  i 
bezsilność  wyczerpanego  mężczyzny,  który  po  wysiłku  opadał  bezwładnie  na 
posłanie. 

Nadeszła  pora  obiadu.  Detektywi  wychodzili  jeden  po  drugim.  Tess 

pożegnała uśmiechem znikającą za drzwiami Helen. Dane wcześniej poszedł coś 
zjeść.  Tess  została  w  biurze  całkiem  sama.  Zaaferowany  szef  prawdopodobnie 
tego  nie przewidział,  gdy odmówił prośbie Helen, która chciała zabrać Tess do 
restauracji. Opuszczona przez wszystkich sekretarka postanowiła wyskoczyć do 
kafeterii po drugiej stronie  ulicy  i kupić porcję pieczonego kurczaka. To lepsze 
niż przymieranie głodem. 

Włożyła  płaszcz,  wyszła  z  biura  i  zamknęła  drzwi  na  klucz.  Była 

roztargniona,  bo  nieustannie  myślała  o  ukochanym.  Nagle  ktoś  zatkał  jej  ręką 
usta. Znieruchomiała, nie wiedząc, co się dzieje. 

background image

-  Mam  cię,  ślicznotko  -  rzucił  chrapliwie  nieznajomy.  -  Udało  się. 

Załatwimy cię. Nie będziesz świadczyć przeciwko nam. 

 

 

 

 

  

ROZDZIAŁ   SZÓSTY 

 

Tess była przerażona. Nigdy w życiu tak się nie bała. Napastnik wykręcił 

jej rękę. Szli wolno ku frontowym drzwiom budynku, gdzie wspólnik gangstera 
czekał w samochodzie z włączonym silnikiem. 

To  chyba  jakiś  koszmar,  powtarzała  w  duchu  dziewczyna.  Takie  sceny 

zdarzają  się  tylko  w  filmach  sensacyjnych.  Wystarczyło,  że  poczuła  nóż  pod 
żebrami,  aby  uwierzyła  w  realność  niebezpieczeństwa.  Poznała  cierpki  smak 
panicznego lęku. Śmierć zaglądała jej w oczy. 

Jeśli  pozwoli  napastnikowi,  by  wepchnął  ją  do  auta,  z  pewnością  nie 

wyjdzie  z  opresji.  Dane  przewidział,  że  coś  takiego  może  nastąpić. 
Poniewczasie przyznała mu rację. 

Błyskawicznie  oceniła  swoje  położenie.  Nikłe  miała  szanse  na  wyrwanie 

się  z  rąk  bandyty,  ale  sytuacja  nie  była  wcale  beznadziejna.  Kiedy  gangster 
podejdzie do  frontowych drzwi, będzie  musiał sięgnąć do klamki tą samą ręką, 
w której trzymał  nóż. Jeśli Tess zachowa  przytomność  umysłu  i  będzie działać 
szybko, może zdoła uciec. 

Nie  stawiała  oporu  przestępcy,  który  popychał  ją  ku  wyjściu.  Z  oczyma 

pełnymi  łez  błagała,  by  ją  puścił.  Miała  nadzieję,  że  wygląda  na  typową  ofiarę 
przemocy.  W  takim  wypadku  drań  ją  zlekceważy  i  przestanie  się  mieć  na 
baczności. W myśli powtarzała sekwencję gestów, które powinna wykonać, gdy 
nadejdzie odpowiednia chwila. 

Stało  się.  Ręka  uzbrojona  w  nóż  sięgnęła  klamki.  Tess  uderzyła  łokciem 

w splot słoneczny napastnika. Gdy facet zgiął się wpół, uniosła kolano i kopnęła 
go  w  nos;  poczuła  ciepłą  krew.  Energicznym  szarpnięciem  wyrwała  się  z 

background image

morderczego  uścisku  i  wybiegła  na  ulicę.  Było  wczesne  popołudnie. 
Chodnikami szło mnóstwo ludzi. Bogu dzięki! Gangsterzy nie odważą się chyba 
ścigać jej w takim tłumie. Biegła dysząc ciężko. 

Wmieszała  się  w  grupę  przechodniów  czekających  na  zielone  światło. 

Kątem oka dostrzegła samochód jadący szybko w jej kierunku. Nie odważą się, 
myślała gorączkowo. Wykluczone… 

- Tess! 

Podniosła wzrok. To był mercedes. Za kierownicą siedział jej szef. 

-  Dane!  -  Przebiegła  przez  ulicę,  wskoczyła  do  auta  i  rzuciła  się  w 

ramiona ukochanego. 

Objął  ją  mocno,  zapominając  na  moment  o  całym  świecie.  Był 

wstrząśnięty.  Spieszył  się  bardzo,  żeby  wrócić  do  biura  przed  wyjściem 
detektywów.  Nagle  ujrzał  zdyszaną  Tess  i  oddalające  się  auto.  Musiał 
zdecydować,  co  jest  ważniejsze  -  bezpieczeństwo  dziewczyny  czy  ściganie 
uciekinierów. Od razu wiedział, jaką podejmie decyzje. 

Pocałował  Tess  zachłannie.  Niechętnie  oderwał  wargi  od  jej  ust, 

uruchomił  silnik  i  włączył  się  do  ruchu.  Auta  jechały  wolno  zatłoczoną  ulicą. 
Lassiter myślał o Tess. Nic więcej go nie obchodziło. 

-  Niewiele  brakowało  i  byłoby  po  mnie  -  powiedziała,  oddychając  z 

trudem. - Dałam się zaskoczyć, gdy wychodziłam z biura. Przyłożył  mi  nóż do 
pleców… 

- O Boże! - jęknął Lassiter i ujął rękę Tess. 

-  Helen  pokazała  mi,  jak  się  bronić,  gdy  napastnik  atakuje  od  tyłu. 

Zapamiętałam  sobie  jej  nauki.  Udało  mi  się  obezwładnić  faceta  i  uciec.  -  Gdy 
minęło  poczucie  zagrożenia,  Tess  spojrzała  na  całą  sprawę  nieco  inaczej.  -  To 
było niesamowite przeżycie. Teraz rozumiem, dlaczego… Dane? 

Lassiter  zjechał  na  parking  i  zatrzymał  samochód.  Był  blady  jak  ściana. 

Drżącymi rękoma trzymał kierownicę. Utkwił wzrok w przedniej szybie. 

- Wszystko się dobrze skończyło - powiedziała cicho Tess. Przysunęła się 

i objęła dłońmi jego twarz. Całowała usta, nos i przymknięte oczy ukochanego. 
Potem objęła go i mocno się przytuliła. - Przestań siebie winić. Zapomniałeś po 
prostu, że nie wychodzę z Helen. Nie pozwoliłeś nam iść razem na obiad. 

background image

- Wcale o tym nie zapomniałem - odparł drżącym głosem. - Sądziłem, że 

wrócę, nim biuro opustoszeje. Niestety, utknąłem w korku. 

- Dane - szepnęła. 

- Przytul mnie, Tess - poprosił zbolałym głosem. - Nic nie mów. Obejmij 

mnie tylko. 

Popatrzyła na niego oczyma pełnymi miłości i tęsknoty. 

Dane  napotkał  jej  spojrzenie  i  poczuł  się  zakłopotany.  Rzadko  ujawniał 

słabości.  Pora  wziąć  się  w  garść.  Tess  nie  powinna  go  widzieć  w  takim  stanie 
ani  robić  sobie  poważnych  nadziei  z  powodu  jego  gwałtownej  reakcji.  To 
bezsensowne. Z drugiej strony jednak… Pochylił głowę i pocałował ją czule. 

-  Od  tej  chwili,  ilekroć  będę  wychodzić  z  biura,  upewnię  się  najpierw,  z 

kim zostaniesz. Wybacz mi, Tess. 

- Już ci mówiłam, żebyś przestał się obwiniać. Lepiej mnie pocałuj. 

-  Za  dużo  tu  ludzi  -  mruknął  i  odsunął  się  nieco.  Wskazał  przechodniów 

mijających auto. 

- W takim razie jedźmy do ciebie. Co ty na to? 

-  Lepiej  nie.  Po  pierwsze:  musisz  dojść  do  siebie  po  szaleństwach 

poprzedniej nocy - odparł cicho i dodał z ponurą miną: - Po drugie: od dziś śpisz 
we  własnym  łóżku.  Nie  będziemy  dzielić  sypialni.  Tamto  nie  może  się 
powtórzyć. 

-  Dlaczego?  -  zapytała.  Dane  pogłaskał  kciukiem  jej  policzek.  Miał 

smutną minę. 

-  Nie  zamierzam  się  wiązać  na  stałe.  Nie  pragnę  wielkich  uczuć  - 

przypomniał.  -  Zawsze  będę  pamiętał,  co  czułem,  będąc  twoim  pierwszym 
mężczyzną.  Problem  w  tym,  że  szukasz  partnera  na  całe  życie.  Ja  straciłem 
złudzenia. 

- Postaram się na ciebie wpłynąć. Przy mnie stare rany się zabliźnią. 

-  Już  wiele  dla  mnie  zrobiłaś.  Mimo  to  nie  mogę  się  z  tobą  ożenić  - 

odparł,  nie  owijając  niczego  w  bawełnę.  -  Posłuchaj  uważnie,  Tess.  Jesteś 
przekonana,  że  mnie  kochasz,  ponieważ  brak  ci  w  tych  sprawach 
doświadczenia.  Wszystkiego,  co  wiesz  o  erotyce,  nauczyłaś  się  ode  mnie. 
Pewnego dnia seks przestanie ci wystarczać. Zapragniesz dziecka. 

background image

- Kocham cię, Dane - odparła, nie siląc się na inne argumenty.  

Na  policzki  Lassitera  wystąpiły  ciemne  rumieńce.  Oczy  rozjaśnił  mu 

dziwny blask. 

- Nie wiesz, czym jest miłość - szepnął, daremnie próbując udawać, że jej 

słowa nie zrobiły na nim wrażenia. - Sądzisz, że to rozkosz i fizyczna bliskość. 

-  Nas  dwoje  łączy  znacznie  więcej  niż  tylko  chwilowa  przyjemność.  My 

się kochaliśmy, Dane. Dzisiejsze przeżycia były  tak cudowne, że wątpię, abym 
kiedykolwiek pozwoliła się dotknąć innemu mężczyźnie. 

Lassiter  przymknął  oczy.  Jego  odczucia  były  takie  same,  ale  bał  się  do 

tego przyznać. Jakiś wewnętrzny głos nakazał mu zachować je tylko dla siebie. 

-  To  była  cudowna  noc  -  stwierdził  chłodno.  Popatrzył  w  oczy  Tess  z 

udawaną  obojętnością.  -  Masz  szczęście,  że  jestem  bezpłodny.  W  przeciwnym 
razie mogłabyś mieć kłopoty. 

- Tak bym tego nie nazwała - odparła z uśmiechem. 

- Nie warto się teraz nad tym rozwodzić - odparł ze wzrokiem utkwionym 

w przednią szybę. Uruchomił silnik auta. - Musimy jechać na posterunek policji 
i złożyć zeznanie. Czynna napaść i usiłowanie morderstwa. Tak to wygląda. Nie 
spocznę,  aż  tamci…  -  Dane  użył  kilku  dosadnych  określeń,  jakimi  chętnie 
posługiwali  się  teksascy  strażnicy  -  …wylądują  za  kratkami.  Powinni  się  tam 
znaleźć przed zachodem słońca. Tym razem nie dopuszczę, by wyszli za kaucją. 
Mam  w  tym  mieście  trochę  znajomości.  Moi  przyjaciele  przekonają  kogo 
trzeba! 

 

 

 

 

Helen  puszyła  się  jak  paw,  gdy  usłyszała,  że  Tess  ocalała  dzięki  kilku 

lekcjom  samoobrony,  których  jej  udzieliła.  Dane  miał  ponurą  minę,  ale  zdobył 
się na podziękowanie i kilka miłych słów. Nie przestawał myśleć o handlarzach 
narkotykami.  Chętnie  udusiłby  ich  gołymi  rękami.  Po  raz  pierwszy  w  życiu 
ogarnęła go żądza odwetu. 

background image

Polecił  Adamsowi,  żeby  współpracował  z  policją.  Sam  nie  odstępował 

Tess.  Gdy  po  męczącym  dniu  wrócili  do  jego  mieszkania,  natychmiast  zdjął 
marynarkę. Tess nie odrywała od niego wzroku. Spostrzegł, że pobladła. 

- Co się stało? - zapytał cicho. 

- Kiedy gangsterzy trafią do aresztu, natychmiast się wyprowadzę. 

Dane zmarszczył brwi. Nie chciał się nad tym zastanawiać. Na samą myśl 

o odejściu Tess czuł wewnętrzną pustkę. Dni spędzone we dwoje przypominały 
cudowną  baśń  -  nie  tylko  dlatego,  że  zostali  wreszcie  kochankami.  Dane  lubił 
przebywać z Tess. 

-  Z  pewnością  ucieszyła  cię  ta  nowina  -  dodała  z  wymuszonym 

uśmiechem.  -  Nie  będzie  damskiej  bielizny  suszącej  się  na  sznurku  w  twojej 
łazience ani czółenek pod kanapą… 

-  Nie  masz  racji  -  przerwał.  -  Będzie  mi  ciebie  brakowało.  Sądzę,  że  ty 

również  będziesz  za  mną  tęsknić.  Problem  w  tym,  że  oboje  przywykliśmy  do 
samotności. 

Tess  objęła  go  i  przytuliła  twarz  do  muskularnego  torsu.  Przez  białe 

płótno koszuli czuła ciepło jego skóry. Nie odpowiedziała, bo słowa niczego by 
nie zmieniły. Westchnęła, ciesząc się jego bliskością. Chciała zachować piękne 
wspomnienia. 

- Czy mogłabym dzisiaj spać z tobą? 

-  Bardzo  tego  pragnę  -  odparł  głucho  -  ale  nie  mogę  się  na  to  zgodzić. 

Jeśli za bardzo się do ciebie przywiążę, rozstanie będzie udręką. 

- Przypominasz  mi kierowcę, który rezygnuje z prowadzenia samochodu, 

bo na samą myśl o awarii ogarnia go niepokój. 

- Chyba masz rację - przyznał, mimo woli parskając śmiechem. Po chwili 

spoważniał i dodał: - Umacnianie tej więzi żadnemu z nas nie wyjdzie na dobre. 
I  tak  będziemy  bardzo  cierpieć.  -  Tess  chciała  coś  powiedzieć,  ale  Lassiter 
dotknął palcem jej ust, nakazując milczenie. 

-  Jesteś  głęboko  przekonana,  że  mnie  kochasz.  Wiem  o  tym  doskonale. 

Mimo  to  sądzę,  że  zmienisz  zdanie,  gdy  wrócisz  do  swego  mieszkania  i 
zaczniesz  normalnie  żyć.  Wszystko,  co  się  teraz  dzieje,  uznasz  za  koszmarny 
sen. 

- Z wyjątkiem ostatniej nocy - wtrąciła. 

background image

- Owszem. - Z czułością pocałował ją w czoło. - To była tylko jedyna noc. 

Z czasem o niej zapomnisz. 

- A ty? 

Wypuścił ją z objęć i przeciągnął się, udając, że nie słyszy pytania. 

-  Kto  przygotowuje  kolację?  Co  jemy?  -  zapytał.  -  Mam  ochotę  na 

hamburgera, a właściwie na kilka hamburgerów. 

- Zaraz je usmażę - zaofiarowała się Tess. 

- Za dużo czasu spędzasz w kuchni. To niesprawiedliwe. 

- Wolę sama przygotować jedzenie. Twoje hamburgery… Spuśćmy na to 

zasłonę miłosierdzia. Lepiej trzymaj się z daleka od patelni -  mruknęła, idąc do 
kuchni. 

- Przecież istnieje równouprawnienie! 

- Dziwnie interpretujesz to pojęcie. 

Lassiter,  zirytowany  jawną  krytyką,  westchnął  ciężko  i  powlókł  się  do 

sypialni, by zmienić ubranie. 

Wkrótce usiedli do kolacji. 

- Czy możemy pojechać na ranczo pod koniec tygodnia? - zapytała Tess, 

nie robiąc sobie wielkich nadziei. 

-  Lepiej  nie  ryzykujmy  -  stwierdził  Dane  obrzucając  Tess  pełnym 

niepokoju spojrzeniem. 

- Rozumiem. Chodzi o gangsterów. - Dziewczyna pokiwała głową. 

-  Nie,  Tess  -  odparł  cicho.  -  Problem  w  tym,  że  zostaliśmy  kochankami. 

Beryl nie jest ślepa. Od razu się zorientuje. Wystarczy, że na nas popatrzy. 

- Ach, tak… 

-  Beryl  przestrzega  pewnych  zasad.  -  Skrzywił  się,  widząc  rumieniec  na 

policzkach Tess. - Wiem, wiem, ty również. W pewnym sensie podzielam wasze 
przekonania. 

background image

Zapadło 

kłopotliwe 

milczenie. 

Dane 

włączył 

telewizor. 

zainteresowaniem obejrzeli  razem  film  przyrodniczy  firmowany przez National 
Geographic. Okazało się, że oboje mnóstwo wiedzą o zwierzętach. 

-  Bardzo  chciałbym  objechać  z  tobą  całe  ranczo  -  wyznał  z  żalem, 

spoglądając na nią czule. - Problem w tym, że Beryl może ci dokuczać. 

-  Czy  w  dzisiejszych  czasach  istnieją  jeszcze  pary  żyjące  razem  długo  i 

szczęśliwie? - zapytała z goryczą. 

Dane wpatrywał się uporczywie w pusty talerz. 

-  Zapewne  tak.  Niestety,  trudno  mi  zapomnieć,  że  moje  małżeństwo 

okazało się pomyłką. Może od początku coś było w nim nie tak? Zaraz po ślubie 
oboje  z  Jane  byliśmy  przekonani,  że  czeka  nas  świetlana  przyszłość.  Z  czasem 
przestało nam na sobie zależeć. Nie sposób przewidzieć, jak się sprawy potoczą. 
Gdybym  mógł  dać  ci  dziecko,  może  zmieniłbym  zdanie.  Niestety,  jest  inaczej. 
Nie sądzę, żeby się nam udało. Zrozum… to ogromne ryzyko. 

-  Uważasz  po  prostu,  że  jestem  dla  ciebie  za  młoda  -  westchnęła  Tess, 

spoglądając  nieśmiało  na  ukochanego.  -  Sama  nie  wiem,  czy  to  miły 
komplement, czy też ukryta zniewaga. Pokochałam cię jako dziewiętnastolatka. 
Moje  uczucie  przetrwało  próbę  czasu.  -  Uśmiechnęła  się  smutno.  -  Czy  znasz 
lekarstwo na miłość, Dane? 

Nie odpowiedział. Zapadło milczenie. 

 

 

 

 

 

-  Tess,  przyjdź  tu  na  chwilę  -  poprosił  Dane  następnego  ranka,  gestem 

dłoni zapraszając Tess do swego gabinetu. 

Siedział  tam  wysoki,  przystojny  blondyn  nazwiskiem  Nick  Reed,  brat 

Helen,  były  agent  FBI,  którego  udało  się  Lassiterowi  skaptować  do  swojej 
agencji.  Nick  uśmiechnął  się  do  Tess,  która  usiadła  na  kanapie.  Oboje  czekali, 
aż Dane zamknie drzwi i powie, o co chodzi. 

background image

- Musimy przejąć inicjatywę - stwierdził nagle Dane. - Nick skontaktował 

się  z  paroma  osobami.  Zdobył  informacje,  które  mogą  się  nam  przydać. 
Szykujemy  zasadzkę  na  gangsterów,  którzy  cię  postrzelili,  a  potem  napadli. 
Opowiedziałem  Nickowi,  jak  wygląda  twój  plan  dnia.  Zostaniesz  przynętą, 
skarbie. Nasi ludzie będą cię obserwować z ukrycia. 

- Piękna perspektywa - odparła z westchnieniem. - A ja, głupia, myślałam, 

że  kochasz  mnie  nad  życie  i  gotów  jesteś  strzec  swojej  wybranki  jak  źrenicy 
oka. 

Nick  parsknął  śmiechem,  jakby  usłyszał  dobry  żart.  Dane  zachował 

kamienną twarz. 

-  Zadbamy  o  twoje  bezpieczeństwo  -  tłumaczył.  -  Będą  cię  pilnować 

detektywi  z  agencji  i  dwaj  policjanci,  którzy  zgodzili  się  wesprzeć  nas  po 
służbie.  Czas  przejąć  inicjatywę  i  wykorzystać  element  zaskoczenia.  Nie  warto 
siedzieć i czekać, aż cię znów napadną. To zbyt niebezpieczne. 

- Co mam robić? - zapytała spokojnie. 

Dane  przedstawił  w  ogólnych  zarysach  plan  zasadzki.  Tess  była 

zdenerwowana  i  pełna  obaw,  ale  powtarzała  sobie  raz  po  raz,  że  podczas 
napadu,  mimo  ogromnego  zdenerwowania,  dała  sobie  radę.  To  dowód,  że  w 
trudnej  sytuacji  potrafi  zachować  zimną  krew.  Ta  świadomość  dodała  jej 
odwagi. Wszystko pójdzie jak z płatka. 

 

 

 

 

 

 

W sobotę rano Dane snuł się po mieszkaniu z kąta w kąt, nie mogąc sobie 

znaleźć miejsca. Telewizja go nudziła. 

- Trzeba się przewietrzyć - powiedział nagle. - Wkładaj ciuchy. 

-  Jestem  ubrana  -  odparła  Tess,  wzruszając  ramionami.  Miała  na  sobie 

dżinsy i bawełnianą koszulkę. 

background image

-  Narzuć  na  siebie  kurtkę  i  włóż  sportowe  buty.  Mam  ochotę  na  małą 

przejażdżkę. 

- Dokąd wyruszamy? 

-  Na  ranczo  -  mruknął.  Widząc  jej  rumieniec,  dodał  pospiesznie:  -  Beryl 

ma  dziś  wolne.  Jeśli  chodzi  o  innych,  Helen  nieświadomie  dostarczyła  nam 
alibi.  Poprosiła  mnie,  żebym  przestał  cię  tyranizować  i  zadbał  o  twoje 
samopoczucie. Jest przekonana, że cierpisz tu katusze. 

- Coś w tym jest - odrzekła zaczepnie. 

-  Idziemy.  -  Dane  odwrócił  się  i  ruszył  ku  drzwiom.  -  Jeśli  będziemy  tu 

siedzieć jak w klatce, nic dobrego z tego nie wyniknie. 

Tess chwyciła dżinsową kurtkę, włożyła buty i pobiegła za Lassiterem. 

Dzień  był  chłodny  i  ciepłe  okrycie  bardzo  się  przydało,  gdy  objeżdżali 

farmę.  Dane  z  uśmiechem  obserwował  Tess  w  czasie  pierwszej  lekcji  jazdy 
konnej.  Dziewczyna  zerkała  ukradkiem  na  roześmianą  twarz  ukochanego. 
Wkrótce doszła do porozumienia ze swoim wierzchowcem; wiekowa, cierpliwa 
klacz  niejedno  już  w  życiu  widziała.  Jazda  konna  okazała  się  znacznie 
przyjemniejsza, niż sądziła wcześniej  początkująca amazonka. Przyjemnie  było 
patrzeć na świat z wysokości końskiego grzbietu. 

Z  oddali  dobiegł  tętent  kopyt.  Dane  zmrużył  oczy  ukryte  w  cieniu 

szerokiego ronda. 

-  Mamy  towarzystwo.  Należało  się  tego  spodziewać  -  mruknął, 

obserwując dwóch postawnych jeźdźców. 

- Co to za jedni? - zapytała Tess, osłaniając dłonią oczy. 

-  Właściciele  farm  sąsiadujących  z  moją,  Cole  Everett  i  King  Brannt  - 

odparł  z  uśmiechem  Dane.  Domyślił  się,  że  widzieli  go  z  Tess  i  szukali 
pretekstu,  by  się  jej  bliżej  przyjrzeć.  Wiedzieli,  że  Lassiter  nie  ma  zwyczaju 
przywozić kobiet na ranczo. 

-  Ładny  dzień  -  zagadnął  Cole  Everett,  starszy  z  jeźdźców.  Spoglądał 

badawczo na zarumienioną Tess. 

- Mamy dobrą pogodę - wtrącił King Brannt. 

- To  jest Teresa Meriwether  - powiedział  Dane,  nie tracąc opanowania. - 

Znajomi  mówią do niej Tess. Jej ojciec zamierzał się ożenić z  moją  matką. Jak 

background image

wiecie, oboje zginęli w wypadku  na krótko przed ślubem. Tess  i ja w pewnym 
sensie  jesteśmy  rodziną.  Pracuje  jako  sekretarka  w  mojej  agencji 
detektywistycznej. 

-  Niezła  gadka  -  rzucił  półgłosem  Cole  Everett,  zsuwając  na  tył  głowy 

jasny  kapelusz  z  szerokim  rondem.  -  Miło  poznać  -  dodał  głośno  z  szerokim 
uśmiechem, w którym nie było ani cienia złośliwości. 

-  Mogę  się  pod  tym  podpisać  -  wtrącił  King  Brannet.  Był  uprzejmy,  ale 

trochę onieśmielał Tess. 

- Mogę zapytać, w jakim celu się fatygowaliście aż tutaj? - zapytał Dane, 

mierząc wzrokiem sąsiadów. 

-  Chcieliśmy  cię  prosić  o  wypożyczenie  byka-medalisty.  Już  o  tym 

rozmawialiśmy  -  przypomniał  Cole  i  uśmiechnął  się  do  Tess.  -  Oczywiście, 
możemy poczekać kilka dni. 

Dane zachichotał. Bezczelność wścibskich sąsiadów całkiem go rozbroiła. 

- Dobrze - odparł. - Przyjadę za tydzień i wszystko ustalimy. 

Dane  sądził,  że  do  tego  czasu  gangsterzy  będą  już  za  kratkami,  a  Tess 

wróci do swego mieszkania. Na myśl o tym zrobiło mu się smutno. 

Sąsiedzi  Lassitera  wkrótce  się  pożegnali.  Dane  przypomniał,  by 

pozdrowili  od  niego  swoje  żony.  Tess  odprowadziła  spojrzeniem  dwóch 
postawnych jeźdźców. Dane opowiadał z ożywieniem o ich rodzinach. 

- Są żonaci od lat. Ich dzieciaki to nastolatki. Dzieciaki… - Zacisnął zęby. 

- Wracajmy - powiedział cicho. 

-  Nie  przejmuj  się  tak  -  szepnęła  Tess,  kładąc  mu  dłoń  na  ramieniu.  - 

Dzieci to nie wszystko. 

-  Przeciwnie,  zwłaszcza  jeżeli  nie  ma  szansy  na  ich  posiadanie  -  rzucił 

oschle. Popatrzył  na  Tess z jawną  niechęcią i dodał zaczepnie:  - Nie próbuj  mi 
wmówić, że wyrzekniesz się dobrowolnie własnego potomka. 

Nie 

odpowiedziała. 

Popatrzyła 

współczująco 

na 

ukochanego. 

Zmarszczyła brwi, gdy przypomniała sobie o swoich lękach i obsesjach. 

- Co się stało? - wypytywał z niepokojem, widząc jej zmienioną twarz. 

- Pomyślałam o zasadzce na gangsterów. 

background image

Dane  był  trochę  zaskoczony  jej  odpowiedzią.  Sam  unikał  rozmyślań  na 

ten  temat,  bo  wytrącały  go  z  równowagi.  Teraz  musiał  spojrzeć  prawdzie  w 
oczy. Lękał się, że coś pójdzie nie tak. Westchnął ciężko. Długo milczał. 

-  Pamiętaj,  że  obaj  z  Nickiem  dobrze  znamy  się  na  tej  robocie  - 

powiedział  w  końcu.  -  Dopilnujemy,  żeby  nic  ci  się  nie  stało,  maleńka. 
Dopadniemy tych drani. 

- Jasne. - Tess zdobyła się na blady uśmiech. 

Nadal  była  pełna  obaw.  Dane  starał  się  o  tym  zapomnieć.  Nie  mógł 

pozwolić,  by  lęk  zmącił  mu  umysł.  Wierzył,  że  plan  ułożony  wspólnie  z 
Nickiem  przyniesie  spodziewane  rezultaty.  Gdy  przestępcy  trafią  do  aresztu, 
trzeba  będzie  ostatecznie  rozmówić  się  z  Tess.  Jednego  był  pewny:  nie  ma  dla 
niej  miejsca  w  jego  życiu.  Powinien  jej  to  uświadomić,  póki  jest  w  stanie  to 
zrobić. Opór słabł z dnia na dzień. Dla dobra Tess powinien jak najszybciej się z 
nią  rozstać.  Za  bardzo  mu  na  niej  zależało,  by  przystał  na  małżeństwo  bez 
przyszłości. Tess odejdzie, choćby miał umrzeć z rozpaczy. 

  

 

 

 

ROZDZIAŁ   SIÓDMY 

 

Ciemność  za  oknami  wydawała  się  przygnębiająca.  Zaczęło  mżyć.  Na 

ulicy  było  wilgotno  i  zimno.  Tess  objęła  się  ciasno  ramionami.  Miała  na  sobie 
ciemne  spodnie,  bluzkę  w  szaroniebieski  deseń  i  popielaty  sweter,  a  mimo  to 
odczuwała  chłód.  Stojący  za  jej  plecami  Dane  czekał  na  kolejne  posunięcie 
ekipy detektywów. 

Helen,  Nick  i  Adams  oraz  dwaj  najlepsi  ludzie  sierżanta  Gavesa  z 

pobliskiego  komisariatu  przyczaili  się  już  w  swoich  kryjówkach.  Od  pewnego 
czasu wiedzieli, że biuro agencji jest obserwowane. Tego wieczoru postanowili 
zastawić  na  gangsterów  pułapkę.  Tess i Dane zachowywali się tak, jakby  mieli 
pracować  w  biurze  do  późnej  nocy.  Reszta  personelu  opuściła  budynek.  Z 
pewnością  zauważyli  ich  ukryci  w  pobliżu  obserwatorzy.  Detektywi  odjechali 
na  bezpieczną  odległość,  zaparkowali  auta,  podkradli  się  bliżej  i  zaczaili  w 

background image

umówionych  miejscach,  by  w  razie  potrzeby  służyć  pomocą  pozostałej  w 
budynku piątce współpracowników. 

Dane  zerknął  na  zegarek.  Był  niespokojny.  Nie  chciał  tej  akcji,  ale 

konieczność  zmusiła  go  do  jej  przeprowadzenia.  Tess  nie  powinna  żyć  w 
ciągłym  strachu.  Wkrótce  od  niego  odejdzie,  ale  będzie  mu  łatwiej  żyć  ze 
świadomością, że jest bezpieczna. 

- Boisz się? - zapytał cicho. 

-  Okropnie  -  wyznała,  stając  twarzą  w  twarz  z  szefem.  -  To  chyba 

normalne,  prawda?  Nie  brak  obaw,  lecz  umiejętność  ich  pokonywania  czyni  z 
ludzi bohaterów. Trzeba robić, swoje mimo paraliżującego strachu. 

- Masz rację. Parokrotnie  uczestniczyłem  w niebezpiecznych akcjach. Za 

każdym razem odczuwałem strach, ale nie splamiłem się ucieczką. 

- Poczucie zagrożenia powoduje dopływ adrenaliny do krwi, a to sprawia, 

że  w  sytuacji  zagrożenia  działamy  szybko  i  skutecznie  -  przypomniała  Tess.  - 
Energii  wystarcza  jednak  na  krótko.  Ledwie  udało  mi  się  wyrwać  z  rąk 
gangstera i uciec, opadłam z sił i całkiem się rozkleiłam. 

- Pamiętaj, że ryzyko uzależnia jak narkotyk - odparł cicho Dane, patrząc 

na  nią  z  lękiem.  -  Właśnie  dlatego  nie  zgadzam  się,  abyś  została  detektywem. 
Bez  wahania  wystawiasz  się  na  niebezpieczeństwo.  Pewnie  brałabyś 
najtrudniejsze zlecenia. 

- Sam tak robisz - odrzekła, patrząc  mu prosto w oczy -  i  nie zamierzasz 

się wycofać. 

-  Po  mnie  nikt  nie  będzie  płakać  -  odparł  z  ponurym  wyrazem  twarzy. 

Tess  miała  ochotę  zaprotestować.  -  To  nie  jest  zajęcie  dla  żonatych…  ani  dla 
mężatek.  Świadomość  ciągłego  zagrożenia  może  zniszczyć  najbardziej  udany 
związek.  Jane  była  wściekła,  że  pracuję  jako  teksaski  strażnik.  Byłem  gościem 
w domu. 

-  Dane  -  wtrąciła  Tess,  spoglądając  na  niego  czule  -  gdybyś  naprawdę 

kochał żonę, znalazłbyś sposób, żeby spędzać z nią więcej czasu, prawda? 

-  Pora  zaczynać  -  stwierdził  Dane,  spoglądając  na  zegarek.  Jego  twarz 

niczego  nie  wyrażała.  Pominął  milczeniem  trudne  pytanie.  -  Wiesz,  co  masz 
robić. 

- Oczywiście. 

background image

Lassiter wziął z biurka aktówkę i podszedł do Tess. Nie krył, że dręczy go 

lęk. 

- Unikaj ryzyka. Gdyby zaszło coś nieprzewidzianego, krzycz, zbij szybę, 

rób  co  chcesz,  byle  tylko  zwrócić  na  siebie  uwagę.  Nie  zamierzam  się  zbytnio 
oddalać. Na pewno usłyszę. 

-  Jasne.  -  Tess  miała  ściśnięte  gardło  i  mokre  od  potu  dłonie.  Zrobiło  jej 

się sucho w ustach, a serce waliło jak  młotem. Nie mogła wyznać Dane'owi, że 
okropnie się boi. To by tylko pogorszyło sprawę. 

-  Będziemy  w  pobliżu.  Jest  nas  spora  gromadka  -  przypomniał  jej 

Lassiter. - Wszystko będzie dobrze. Wreszcie przestaniesz się bać. 

- Mogą ich znów wypuścić za kaucją… 

-  Tym  razem  nie.  Jeśli  nawet  sędzia  podejmie  taką  decyzję,  dopilnuję, 

żeby ustalono niebotyczną kwotę. Nie będą jej w stanie zapłacić. 

-  Sytuacja  się  powtarza.  Poza  moim  zeznaniem  nie  będzie  żadnego 

dowodu ich winy. 

-  Nieprawda.  My  również  możemy  świadczyć.  Poza  tym  sam  napad 

wykaże, z kim mamy do czynienia. - Dane musnął palcem usta Tess. - Głowa go 
góry,  kochanie.  -  Pocałował  ją  zachłannie.  Rozchyliła  wargi,  poddając  się 
namiętności. Chciała objąć Dane'a, ale odsunął się i ruszył ku drzwiom. 

Została  sama.  W  biurze  zrobiło  się  nagle  zimno  i  ponuro.  Chodziła 

nerwowo  z  kąta  w  kąt.  Dane  potrzebował  kilku  minut,  by  dotrzeć  na  parking, 
podejść  do  auta  i  wrzucić  aktówkę  do  bagażnika.  Potem  miał  ostentacyjnie 
zapalić  papierosa.  Obserwator  będzie  przekonany,  że  szef  wyszedł  się 
przewietrzyć, ale wraca do agencji, bo pamięta o  niebezpieczeństwie  grożącym 
Tess  i  wie,  że  nie  powinna  zostawać  sama  na  dłużej;  ktoś  mógłby  dokonać  na 
nią zamachu. 

Gangsterzy  skwapliwie  wykorzystali  chwilową  nieobecność  Lassitera. 

Przed  budynek  zajechał  ciemnobrązowy  sedan.  Wysiedli  z  niego  dwaj 
mężczyźni. Kryjąc się w cieniu, podbiegli do drzwi wejściowych. Rozglądali się 
niespokojnie.  Dane  mógł  lada  chwila  wypalić  papierosa  i  ruszyć  w  stronę 
budynku. 

Nie  mieli  pojęcia,  że  Lassiter  od  razu  ich  spostrzegł.  Wrócił  tylnym 

wejściem i pobiegł do windy dla personelu. Wąski korytarz prowadził z niej do 
pomieszczeń  agencji.  Wyciągnął  automatyczny  pistolet,  kaliber  45.  Broń  była 

background image

gotowa do strzału. Widział, jak gangsterzy podchodzą do drzwi. Tess usłyszała 
cichy  szczęk  klamki;  odwróciła  się  natychmiast.  Na  widok  wycelowanej  w  nią 
lufy  pistoletu  zamarła  w  bezruchu.  Pomyślała  o  ukochanym.  Przemknęło  jej 
przez głowę, że zginie z jego imieniem na ustach. 

- Padnij! 

Komenda  rzucona  tonem  nie  znoszącym  sprzeciwu  wyrwała  ją  z 

odrętwienia.  Tess  upadła  na  podłogę,  nim  kanonada  przerwała  krótkotrwałą 
ciszę. 

Dane zranił w bark jednego z przestępców i skuł go kajdankami. Drugi z 

gangsterów zdołał uciec. 

- Łap go! - jęknęła Tess. 

- Nick się nim zajmie. - Dane wyciągnął do niej rękę i pomógł wstać. 

- Wezwijcie lekarza, do jasnej cholery! - krzyczał ranny. - To nieludzkie! 

Przecież się wykrwawię! 

-  Teraz  masz  pojęcie,  jak  cierpiała  Tess  -  odparł  Dane  i  dodał  kilka 

epitetów, które sprawiły, że dziewczyna spłonęła rumieńcem. 

-  Zdrów  i  cały?  -  wypytywała  niespokojnie,  odruchowo  dotykając  jego 

torsu, jakby szukała ran. - Trafił cię? 

-  Pół  życia  zeszło  mi  na  unikaniu  pocisków.  -  Dane  rozchmurzył  się 

nieco. Na jego ustach pojawił się chełpliwy uśmieszek. - Za to mi płacili. A co z 
tobą? Dobrze się czujesz? 

- Teraz już  tak - odparła  i wtuliła się w  ramiona Dane’a. Położyła  głowę 

na  jego  ramieniu.  Kątem  oka  obserwowała  leżącego  na  podłodze  gangstera, 
który zwinął się w kłębek i pojękiwał cicho. Marynarka eleganckiego garnituru 
pobrudzona była krwią. Dane trzymał w ręku broń napastnika. 

-  Tess!  -  Głos  Helen  odbił  się  echem  w  pustym  biurze.  Dziewczyna 

wybiegła z windy. Nick deptał jej po piętach. - Słyszałam odgłos wystrzałów. - 
Umilkła, z niedowierzaniem spoglądając na koleżankę i szefa. - Co się stało? 

- Nic. Wyszliśmy z tego bez szwanku. A co z jego kompanem? - zapytał 

Dane, ruchem głowy wskazując rannego przestępcę. 

-  Ludzie  sierżanta  Gravesa  już  się  nim  zajęli  -  wtrącił  Nick,  chowając 

broń do kabury. 

background image

- Wezwij karetkę. Trzeba opatrzyć tego drania -  mruknął Dane do Helen. 

Podał jej automatyczny pistolet maszynowy, z którego strzelał przestępca. 

- Nie dotykaj kolby - zrzędził Nick; patrząc na siostrę. 

- Są na niej odciski palców. 

-  Wiem,  jak  trzymać  broń.  Sam  mnie  tego  nauczyłeś  -  odparła  z 

politowaniem Helen. Zwróciła się do Tess: - Jak samopoczucie, kochanie? 

- Nieźle - usłyszała w odpowiedzi. 

- Cholerni detektywi! - wymamrotał ranny przestępca. Powtarzał te słowa 

raz po raz. 

- Wynośmy się stąd. - Dane uniósł brwi i mocniej przytulił Tess. 

Minęło  dużo  czasu,  nim  wrócili  do  domu.  Tess  musiała  złożyć  zeznania. 

Czekała,  aż  zostaną  przepisane  i  przyniesione  do  podpisu.  Ranny  gangster 
pojechał karetką na opatrunek; następnie odwieziono go do szpitala policyjnego. 
Drugi  przestępca  został  przesłuchany  i  odesłany  do  aresztu.  Tess  wreszcie 
odetchnęła z ulgą. 

Wrócili  do  domu  w  środku  nocy.  Dziewczyna  zasnęła  jak  kamień  i  nie 

miała żadnych koszmarnych snów. Nie słyszała budzika. Gdy  wstała, Dane już 
wyszedł, ale zostawił kartkę. Napisał, żeby nie przychodziła do pracy; radził jej 
porządnie wypocząć. 

Zapewne  miał  rację,  ale  Tess  nie  miała  czasu  na  odpoczynek.  Z  ponurą 

miną uznała, że czas się pakować. Dane nie prosił jej, żeby się wyprowadziła; w 
ogóle niewiele mówił poprzedniej nocy. Był uprzejmy i opiekuńczy, ale oschły. 
Gdy wrócili do domu, kazał jej iść spać. Uznał, że Tess bardziej potrzebuje snu 
niż rozmowy. 

Tess  sądziła,  że  Dane  ją  kocha,  ale  będzie  próbował  zabić  tę  miłość  i 

pewnie mu się to uda. Uznała, że postąpi mądrze, usuwając się w cień na pewien 
czas. Nie warto wszczynać sporu z  mężczyzną, który sam  nie wie, czego chce. 
Pora odejść; niech Dane spokojnie wszystko przemyśli. Nie powinien odczuwać 
presji; zbyt silna jest w nim potrzeba wolności. Z czasem nadarzy się okazja, by 
go przekonać, że mimo przeszkód mają przed sobą wspaniałą przyszłość. 

Spakowała  rzeczy  i  czekała  na  powrót  Dane'a.  Siedziała  z  opuszczoną 

głową na kanapie, ubrana w szare spodnie i szeroki biały sweter. Włosy splotła 
w warkocz. Płaszcz leżał na oparciu kanapy. 

background image

Usłyszała  znajome  kroki  i  podniosła  wzrok.  Dane  zmarszczył  brwi; 

patrzył z niedowierzaniem na spakowane walizki. 

-  Sądziłam,  że  takie  rozwiązanie  najbardziej  ci  odpowiada  -  powiedziała 

cicho. - Żadnych sporów. Żadnych kłopotów. - Wstała. - Czy mógłbyś odwieźć 
mnie do domu? 

Dane westchnął ciężko. Uznał, że Tess ma rację. To najlepsze wyjście. Z 

żalem  odrzucił  marzenia.  Łudził  się,  że  zastanie  Tess  zwiniętą  w  kłębek  na 
kanapie  i  wpatrzoną,  jak  co  wieczór,  w  ekran  telewizora.  Daremnie.  Gdy 
uświadomił sobie, że wraca do siebie, poczuł niemal fizyczny ból. 

-  Oczywiście.  Ruszajmy  -  odparł  chłodno.  Popatrzył  na  nią  z  góry.  - 

Dzięki. 

Włożyła płaszcz i wyszła za nim z mieszkania, nie oglądając się ani razu. 

Gdyby popatrzyła na znajome wnętrze, pękłoby jej serce. 

Wkrótce  dotarli  na  miejsce.  Dane  zapewnił  Tess,  że  nie  ma  powodu  do 

obaw.  Przestępcy  działali  na  własną  rękę  i  nie  mieli  żądnych  zemsty 
popleczników. Po chwili milczenia Tess stwierdziła: 

- Wszystko już zostało powiedziane. 

-  Owszem  -  zgodził  się  Dane.  Przez  chwilę  błądził  wzrokiem  po 

niewielkim  mieszkaniu.  Po  chwili  spojrzał  znów  na  Tess,  ale  natychmiast 
spuścił oczy. - Wpadnę do ciebie rano. 

-  Dobrze  -  odparła,  starając  się  powstrzymać  łzy.  Znieruchomiał,  słysząc 

jej zduszony szept, ale nie podniósł wzroku. To byłaby lekkomyślność. 

- Dbaj o siebie. 

- Jasne. Ty również. - Zawahała się na moment. - Dane? 

- Tak? 

- Dzięki. Uratowałeś mi życie. Gdyby nie ty, już by mnie nie było na tym 

świecie. 

Przymknął oczy. Poczuł mdłości. Nie był w stanie o tym myśleć. Cierpiał 

jak  potępieniec,  ilekroć  przypominał  sobie,  że  dwukrotnie  niewiele  brakowało, 
by Tess straciła życie. 

background image

- Dobranoc - rzucił pospiesznie. Wybiegł z mieszkania i zatrzasnął drzwi. 

Gdy  znalazł  się  na  ulicy,  zimny  wiatr  ochłodził  rozpalone  policzki.  Mdłości  z 
wolna ustępowały. 

Dane wsiadł do mercedesa i ruszył przed siebie w nocny mrok. 

 

 

 

 

Tess  liczyła  się  z  tym,  że  ukochany  będzie  ją  traktował  z  rezerwą,  ale 

całkowita  obojętność  była  dla  niej  sporym  zaskoczeniem.  Traktował  ją  niczym 
bezduszną  maszynę  zaprogramowaną  na  wykonywanie  poleceń  służbowych. 
Domagał się  od  niej  informacji, przekazywał dane, a potem wychodził z biura, 
nie  zaszczycając  swojej  sekretarki  pożegnalnym  spojrzeniem.  Poza  pracą 
przestawała dla niego istnieć. 

Przez kilka tygodni Tess bardzo cierpiała. Zmartwienia podkopały jej siły. 

Nabawiła się niestrawności. Było jej niedobrze. Po pracy wróciła do domu i od 
razu  się  położyła.  Następnego  ranka  dostała  torsji.  Zadzwoniła  do  biura  i 
poprosiła  o  wolny  dzień.  Potem  wróciła  do  łóżka.  Zasnęła,  wsłuchana  w  szum 
deszczu. 

Dane wpadł po pracy, żeby sprawdzić, jak Tess się czuje. Była zdziwiona, 

że  tak  się  przejął.  Dotychczasowe  zachowanie  dowodziło,  że  przestał  sobie 
zaprzątać głowę jej sprawami. 

- Jak się czujesz? - zapytał bez wstępów, gdy otworzyła drzwi. 

Była  potargana  i  blada.  Miała  na  sobie  znoszoną  koszulę  nocną  i  gruby 

czerwony szlafrok sięgający do bosych stóp. 

- To chyba jakiś wirus. Adams  miał ostatnio kłopoty z żołądkiem. Chyba 

się  od  niego  zaraziłam.  Bądź  tak  miły  i  zastrzel  tego  drania.  Będę  ci  za  to 
dozgonnie wdzięczna - mamrotała, chwiejąc się na nogach. 

- Czego ci potrzeba? Chętnie ci pomogę. 

-  Dzięki.  -  Tess  pokręciła  głową.  -  Mam  w  lodówce  jogurt,  który  mnie 

trzyma przy życiu. 

background image

- Może wezwać lekarza? - zapytał, marszcząc brwi. 

- Nie warto. Samo przejdzie. - Lekceważąco machnęła ręką. Nadal stali w 

otwartych drzwiach. - Dane, muszę się położyć. Miło, że wpadłeś, ale nie ma się 
czym przejmować. Za kilka dni wyzdrowieję. Zorganizuj jakieś zastępstwo. 

- Mamy już kogoś na twoje miejsce - powiedział z ociąganiem. - Idealna 

sekretarka. Stenografuje i pisze niemal tak szybko jak ty. 

-  Jeśli  sobie  życzysz,  żebym  odeszła,  wystarczy  powiedzieć  -  odparła 

cicho i popatrzyła  mu w oczy. Wyraz twarzy szefa potwierdził jej przeczucia. - 
Porozmawiaj  z  tą  dziewczyną  i  dowiedz  się,  czy  zechce  pozostać  w  agencji  na 
stałe. Jeśli się zgodzi, odejdę natychmiast… 

- Musisz najpierw znaleźć nową posadę - rzucił przez zaciśnięte zęby. 

- Agencja detektywistyczna Shorta zatrudni mnie natychmiast. 

Short  był  przystojnym  wdowcem  po  czterdziestce;  miał  dobre  maniery, 

nie brakowało mu pewności siebie. Dane popatrzył na Tess, mrużąc oczy; łatwo 
można przewidzieć, czym by się skończyła współpraca tych dwojga. 

- Nie wydaje mi się… - zaczął. 

- Dane, unikasz  mnie - przerwała z  irytacją. - Dość udawania. Odkąd się 

ze  mną  przespałeś,  chodzisz  ponury  jak  chmura  gradowa.  Z  trudem  znosisz 
moją  obecność.  Doskonale  to  rozumiem.  Mnie  również  trudno  jest  z  tobą 
pracować,  bo  dobrze  znam  twoje  nastawienie.  Pozwól  mi  odejść.  Dam  sobie 
radę.  -  Oparła  się  o  ścianę  i  mimo  woli  popatrzyła  na  niego  z  czułością.  - 
Łatwiej mi będzie o tobie zapomnieć, jeśli przestaniemy codziennie widywać się 
w pracy. 

- Wkrótce znajdziesz sobie kogoś innego - mruknął niechętnie. 

- Zapewne - odrzekła, by uspokoić jego sumienie, chociaż wcale w to nie 

wierzyła. Zdobyła się na słaby uśmiech. - Do widzenia, Dane. 

- Skarbie, to nie miało sensu - powiedział tak czule i łagodnie, że Tess łzy 

zakręciły się w oczach. - Od początku tak uważałem. Przecież wiesz, że nie chcę 
się żenić. 

- Jasne - odparła cicho. - Trudno. 

-  To  wcale  nie  jest  takie  proste.  -  Dane  westchnął  ciężko.  -  Tęsknię  za 

tobą. Dokucza mi samotność. Przy tobie bardzo się zmieniłem. 

background image

- Proszę, idź już, bo zacznę płakać i wyjdę na kompletną idiotkę - błagała 

Tess, patrząc na niego przez łzy. 

-  Wmówiłaś  sobie  tylko,  że  mnie  kochasz!  -  jęknął  rozpaczliwie.  -  Nie 

rozumiesz? To młodzieńcze zauroczenie. Podobam ci się i nic więcej. 

Nie  była  w  stanie  wykrztusić  słowa.  Szare  oczy  w  bladej  twarzy  były 

smutne, niemal tragiczne. 

-  Tak  będzie  dla  ciebie  lepiej.  Kiedyś  przyznasz  mi  rację.  Wyjdziesz  za 

mąż,  urodzisz  dzieci…  -  Odwrócił  się  i  wyszedł  z  obawy,  że  głos  mu  zadrży. 
Sama  myśl  o  Tess  poślubionej  innemu  mężczyźnie  i  otoczonej  gromadką 
cudzych  bachorów  była  dla  niego  torturą.  Na  odchodnym  rzucił:  -  Żegnaj, 
maleńka.  Poproszę  Helen,  żeby  przyniosła  ci  dokumenty  i  pensję.  Powiedz  jej, 
że  odchodzisz  z  agencji,  ponieważ  biuro  kojarzy  ci  się  mimo  woli  z 
koszmarnymi przeżyciami ostatnich dni. To dobra wymówka. 

-  Owszem  -  wykrztusiła,  zaklinając  go  w  duchu,  by  wreszcie  odszedł  i 

zostawił ją samą, zanim całkiem się rozklei. W głowie miała kompletny zamęt. 

- Gdybyś potrzebowała mojej pomocy… 

- Dziękuję. Dobranoc. 

Wyszedł, nie oglądając się ani razu. Miał wielką ochotę raz jeszcze na nią 

popatrzeć, ale zdawał sobie sprawę, że popełniłby niewybaczalne głupstwo. 

Zza drzwi dobiegł go szczęk zamka. Z rozdartym sercem opuścił Tess, ale 

musiał  tak  postąpić.  Nie  mógł  jej  ofiarować  takiego  życia,  jakiego  pragnęła. 
Wmawiał  sobie,  że  jej  miłość  to  zwykłe  urojenie.  Podobał  się  tej  dziewczynie; 
nic  więcej.  Gdyby  ożenił  się  z  Tess,  postąpiłby  nieuczciwie.  Powtarzał  ten 
argument przez całą drogę do domu. 

Na próżno. Gdy wszedł do pustego mieszkania, zdał sobie sprawę, że jest 

na świecie sam jak palec. 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ   ÓSMY 

background image

 

Short bardzo się ucieszył, że Tess chce u niego pracować. W poniedziałek 

poczuła się trochę lepiej i poszła na rozmowę z przyszłym szefem. 

Wysoki,  przystojny  mężczyzna  przyjął  ją  w  biurze,  gdzie  roiło  się  od 

pracowników. Przypominał trochę Lassitera. Mimo to, w porównaniu z rygorem 
panującym  u Dane'a, dyscyplina  w agencji Shorta była  nieco rozluźniona. Tess 
nie  podobało  się  również,  że  detektywi  Shorta  zbyt  często  zdają  się  na 
przypadek. Była jednak zdumiona i uradowana, kiedy się okazało, że nowy szef 
ma dla niej etat detektywa, a nie sekretarki. 

- Wspaniała niespodzianka! - zawołała. 

-  Doskonale  pamiętam,  jak  pani  narzekała  u  Lassitera  -  zachichotał.  - 

Zajmie  się  pani  u  mnie  szukaniem  zaginionych.  Niebezpieczeństwo  jest 
znikome, a praca nie wymaga tyle czasu co w przypadku innych specjalności; za 
to satysfakcja gwarantowana. Mam nadzieję, że będzie pani zadowolona. 

- Nie wiem, jak się panu odwdzięczyć za tyle życzliwości. 

- Znam  dobry sposób. Proszę solidnie wziąć się do pracy  i  odnosić same 

sukcesy.  -  Short  wstał  i  uścisnął  dłoń  nowej  pracownicy.  -  Proszę  zostać,  jeśli 
ma pani czas. Mary wszystko pani wyjaśni i przedstawi współpracownikom. Do 
przyszłego  poniedziałku  będzie  się  panią  opiekować.  Tydzień  to  aż  nadto,  by 
poznać  sposób  działania  naszej  firmy  i  wdrożyć  się  do  nowych  obowiązków. 
Potem zacznie pani działać samodzielnie. 

-  Wspaniale  -  odparła  z  uśmiechem  Tess.  -  Ogromnie  się  cieszę.  Z 

pewnością nie zawiodę pańskich oczekiwań. 

- Ciekawe, dlaczego Dane zgodził się, by pani odeszła z jego firmy. Sporo 

was  łączy.  W  pewnym  sensie  jesteście  rodziną  -  powiedział  Short,  nie  kryjąc 
ciekawości. 

-  W  ostatnim  czasie  dwukrotnie  do  mnie  strzelano,  raz  przed  budynkiem 

agencji, a drugi w biurze. Koszmarne wspomnienia nie pozwalają  mi spokojnie 
pracować. Gdy tam wchodzę, cała się trzęsę - skłamała Tess. 

-  Rozumiem.  -  Short  od  razu  spoważniał,  a  potem  uśmiechnął  się 

współczująco. - Postaramy się, żeby nic podobnego pani tu nie spotkało. 

- Dzięki - odparła cicho. 

Mary Plummer chętnie zaopiekowała się nową koleżanką. 

background image

-  Jesteś  bardzo  blada  -  zauważyła  w  czasie  rozmowy.  -  Słyszałam,  że 

ostatnio chorowałaś. Czy aby na pewno czujesz się już lepiej? 

- Oczywiście - zapewniła Tess. 

Niestety, okazała się  nadmierną optymistką. Przez kilka tygodni  Tess nie 

mogła  dojść  do  siebie.  W  końcu  uznała,  że  ma  wrzód  żołądka.  Nic  dziwnego, 
jeśli  wziąć  pod  uwagę,  ile  ostatnio  przeszła:  postrzał,  napad,  rozstanie  z 
ukochanym, zmiana pracy. Każdy by się rozchorował po takich przeżyciach. 

Helen  ciągle  do  niej  wydzwaniała,  prosząc  o  spotkanie.  Tess  odmawiała 

pod  byle  pretekstem,  ale  w  końcu  uznała,  że  wszystko  ma  swoje  granice,  i 
umówiła się z koleżanką na obiad. 

- Marnie wyglądasz - stwierdziła Helen, nie owijając niczego w bawełnę. 

- Żyłam ostatnio w ogromnym napięciu - przypomniała Tess. - Tak wiele 

się zmieniło w moim życiu, i to w bardzo krótkim czasie. 

- Schudłaś. Jesteś blada jak ściana. 

-  To  nerwy.  Pan  Short  jest  wspaniałym  szefem.  Nie  mogę  go  zawieść,  a 

muszę się jeszcze wiele nauczyć. 

-  To  prawda.  -  Helen  nie  wyglądała  na  przekonaną.  Spoglądała 

podejrzliwie na młodszą koleżankę. - Dane jest… 

-  Masz  ochotę  na  deser?  Może  lody?  -  rzuciła  Tess,  pospiesznie 

zmieniając temat. Helen zamilkła. Wkrótce pojęła, w czym rzecz. 

-  Jasne.  Nie  musisz  niczego  dodawać.  Wszystko  rozumiem.  Niech  będą 

lody. Mam tylko jedną prośbę. Idź do lekarza. Zrób to dla starej przyjaciółki. 

Tess posłuchała dobrej rady i następnego dnia z samego rana wybrała się 

na  badania.  Doktor  Reiner  leczył  ją  od  dawna.  Zbadał  pacjentkę  starannie  i 
szybko zorientował się, co jej dolega. 

-  Muszę  zapytać,  czy  była  pani  ostatnio  blisko  związana  z  jakimś 

mężczyzną - powiedział spokojnie i dobitnie. 

- Tak - odparła pospiesznie Tess. Czuła niespokojne kołatanie serca. - Raz 

się… Spędziłam z nim noc. 

- I stało się - westchnął lekarz. 

background image

-  Ale  on  jest…  bezpłodny  -  wyjąkała.  -  Twierdził,  że  nie  może  mieć 

dzieci. 

Nagle  uświadomiła  sobie,  że  comiesięczna  kobieca  przypadłość  nie 

pojawiła się we właściwym czasie. Powiedziała o tym lekarzowi. 

-  Przeprowadzimy  testy  ciążowe  -  stwierdził  lekarz.  -  Postawmy  sprawę 

jasno. Prawdopodobnie jest pani w ciąży. Na to wskazują wszystkie symptomy. 

Tess  skuliła  się,  jakby  została  uderzona  prosto  w  splot  słoneczny.  Z 

obawą i niedowierzaniem spoglądała na swój brzuch. 

-  Ciąża  to  nie  koniec  świata  -  pocieszał  ją  lekarz.  -  Jest  wiele 

możliwości… 

- Nie! - Tess zbladła i osłoniła brzuch rękoma. - Proszę o tym nie mówić! 

- A zatem chce pani urodzić dziecko? 

- Oczywiście - szepnęła Tess. - To moje największe marzenie! 

- Co z ojcem? 

- Obawiam się, że nie uwierzy, gdy mu powiem - odparła ze smutkiem. - 

Tak  czy  inaczej  jest  przeciwnikiem  małżeństwa,  więc  nie  będę  zawracać  mu 
głowy,  przynajmniej  na  razie,  dopóki  nie  mam  pewności.  Kiedy  otrzymam 
wyniki badań, podejmę decyzję. 

-  Doskonale.  Zaraz  przyjdzie  tu  siostra  Wallace  i  pomoże  mi 

przeprowadzić badania. Proszę się nie martwić. Wszystko będzie dobrze. 

Wyniki  miały  być  znane  dopiero  następnego  dnia  rano.  Tess  przez  całą 

noc  nie  zmrużyła  oka.  Nie  wspomniała  nikomu  o  podejrzeniach  doktora 
Reinera. Siostra Wallach zadzwoniła do biura. Tess omal  nie zemdlała, słysząc 
spokojny  głos  potwierdzający,  że  pacjentka  jest  w  ciąży.  Wymamrotała 
podziękowanie i odłożyła słuchawkę. Zapomniała umówić się na kolejną wizytę 
i  zapytać  o  adres  dobrego  ginekologa-położnika.  Uznała,  że  pomyśli  o  tym 
innego dnia. 

Pracownicy 

agencji, 

zaniepokojeni 

bladością 

nowej 

koleżanki, 

wypytywali, co się stało. Tess zbyła ich uprzejmymi półsłówkami i wsadziła nos 
w papiery dotyczące prowadzonej właśnie sprawy. Chciała spokojnie wszystko 
przemyśleć. 

background image

Koło  południa  wyrwał  ją  z  zadumy  głos  szefa,  który  zatrzymał  się  przy 

biurku nowej pani detektyw i zmierzył ją badawczym spojrzeniem. 

- Rzadko spotykam się z podwładnymi  poza biurem, ale  dla pani chętnie 

zrobię wyjątek. Może pójdziemy dziś razem na kolację? 

Tess  była  zbita  z  tropu  nieoczekiwaną  propozycją.  Rozstała  się  z 

Dane'em,  ale  nosiła  pod  sercem  jego  dziecko.  Randka  z  innym  mężczyzną 
uchodziła w jej oczach niemal za cudzołóstwo. 

-  Dzięki  za  zaproszenie  -  odparła  uprzejmie.  -  Mam  nadzieję,  że  nie 

poczuje się pan dotknięty, jeśli odmówię. Nie jestem w nastroju. Dochodzę teraz 
do siebie po… wielkim rozczarowaniu. 

- Ach, tak. Rozumiem - odparł z uśmiechem. - Czas leczy rany. Ponowię 

zaproszenie. 

Tess  w  milczeniu  skinęła  głową.  Żadnej  zachęty.  Miała  w  życiu  dość 

kłopotów. 

Tess chciała zadzwonić do Dane'a i przekazać mu radosną nowinę, ale nie 

miała odwagi. Jej ukochany ciągle powtarzał, że nie chce trwałego związku i nie 
pragnie  ożenić  się  powtórnie.  Gdyby  mu  powiedziała  o  dziecku,  uznałby,  że 
powinien ją poślubić. Marzył o potomstwie, lecz mimo to mógł uznać jej telefon 
za próbę moralnego szantażu. A jeśli - uchowaj Boże - stwierdzi, że to nie jego 
dziecko?  Przecież  uważał  się  za  bezpłodnego.  Gotów  powiedzieć,  że  spała  z 
innym mężczyzną. 

Druga  przyczyna,  która  skłoniła  Tess  do  milczenia,  dotyczyła  stanu 

zdrowia.  Niepokoiły  ją  uporczywe  bóle  i  krwawienia.  Lekarz  był  tego  samego 
zdania  i  gdy  tylko  opisała  mu  objawy,  umówił  ją  z  doświadczonym 
położnikiem.  Skoro  istniało  ryzyko  poronienia  i  utraty  dziecka,  wciąganie 
Dane'a w tę sprawę byłoby niewybaczalnym błędem. 

Odetchnęła  z  ulgą,  gdy  Kit  wróciła  do  domu  po  kilku  miesiącach 

nieobecności. Wreszcie miała bratnią duszę. Umówiły się na obiad. Kit wybrała 
gwarną włoską  restaurację,  gdzie w dni  powszednie chętnie wpadały coś zjeść. 
Tess, która ostatnimi czasy zwykle przesiadywała w domu, czekała przy stoliku 
na  koleżankę,  nerwowo  rozglądając  się  po  sali.  Obawiała  się  przypadkowego 
spotkania z Dane'em, mimo że do jego agencji było stąd dość daleko. Wreszcie 
ujrzała  wysoką,  elegancką  dziewczynę  o  gęstych,  ciemnych  włosach, 
twarzyczce  elfa,  błyszczących  niebieskich  oczach  i  długich  rzęsach.  Tess  była 
dość wysoka, ale Kit górowała nad nią wzrostem. Była także szczuplejsza; Tess 
zaczęła już tyć. 

background image

- Aleś ty pulchniutka! - mruknęła Kit, marszcząc brwi. 

Ruchem głowy wskazała szeroki biały sweter Tess oraz jej szare spodnie, 

o dwa numery większe niż te, które Tess nosiła do tej pory. Przyszła matka nie 
mogła się już pochwalić talią osy. Twarz miała zaokrągloną, a zarazem dziwnie 
promienną. 

- Trochę przytyłam - wyznała Tess. - W pobliżu  mojej agencji jest dobra 

włoska restauracja. Sama rozumiesz… 

-  Słyszałam,  że  pracujesz  teraz  jako  detektyw.  -  Kit  z  zadowoleniem 

pokiwała  głową.  -  W  końcu  odważyłaś  się  przeciwstawić  Dane'owi.  Gdybyś 
nadal  u  niego  pracowała,  nie  miałabyś  cienia  szansy  na  awans.  Ten  facet  jest 
nadopiekuńczy. 

Tess z uwagą przeglądała kartę dań. Kit rzuciła jej badawcze spojrzenie. 

-  Powiedz  mi  od  razu,  co  się  stało.  Wiesz,  że  i  tak  w  końcu  to  z  ciebie 

wyciągnę. 

- Jestem w ciąży - oznajmiła drżącym głosem Tess.  

Kit znieruchomiała i wstrzymała oddech. 

- Dane? - zapytała w końcu i głośno westchnęła. 

- Tak. 

-  On  zapewne  o  niczym  nie  wie  -  stwierdziła  z  domyślnym  uśmiechem 

Kit. Popatrzyła współczująco na przyjaciółkę, 

Tess  skinęła  głową,  patrząc  nie  widzącym  wzrokiem  na  menu.  Kit 

pogłaskała jej dłoń. 

- W końcu będziesz zmuszona mu o tym powiedzieć. 

- Oczywiście. Za jakiś czas. 

- Kiedy? 

-  Pojawiły  się  niepokojące  dolegliwości.  Jutro  idę  do  położnika.  -  Tess 

skrzywiła  się.  -  Pielęgniarka,  z  którą  telefonicznie  umawiałam  się  na  wizytę, 
była  wyraźnie  zaniepokojona  moimi  objawami:  Przeglądałam  również 
encyklopedię  medyczną.  To  się  może  skończyć  poronieniem.  Kit,  co  mam 
robić? Nie mogę stracić tego dziecka! Tylko ono mi pozostało! 

background image

Kit  udało  się  po  chwili  uspokoić  przyjaciółkę.  Tess  opanowała  się  i 

kontynuowała zwierzenia. 

-  Sama  nie  wiem,  jak…  -  Urwała  w  pół  słowa  i  zamrugała  powiekami. 

Pobladła, spoglądając ku drzwiom. 

-  Dane  -  rzuciła  domyślnie  Kit,  odwracając  się  ku  wyjściu.  Otworzyła 

szeroko oczy. - Przecież on tu nie bywa! 

Tym  razem  jednak  przyszedł.  Co  więcej,  lustrował  spojrzeniem  gości, 

jakby kogoś szukał. Wreszcie dostrzegł Kit i Tess. Z kamienną twarzą ruszył w 
stronę ich stolika. 

- Nie - jęknęła Tess. - Nie powinien… 

Dane  był  innego  zdania.  Zatrzymał  się  obok  Tess,  patrząc  zachłannie  na 

jej twarz, jakby nie był w stanie oderwać od niej wzroku. 

-  Od  kilku  tygodni  cię  nie  widuję  -  rzucił  oschle.  -  Miałem  nadzieję,  że 

nas odwiedzisz, żeby powiedzieć, co u ciebie słychać. Daremnie. Co z oczu, to z 
serca, prawda? 

Dziwne pytanie w ustach mężczyzny, który jeszcze niedawno traktował ją 

niczym powietrze. 

- Pracuję w odległej dzielnicy. Trudno mi się wyrwać. 

- Tak. Słyszałem, że dostałaś posadę detektywa. 

- Owszem. To pasjonujące zajęcie. - Uniosła dumnie głowę.  

Dane  patrzył  uporczywie  w  szare  oczy.  Tess  spostrzegła,  że  jest  smutny, 

ale nie wiedziała, czemu to przypisać. 

- Uważaj na siebie - mruknął. 

-  Obiecuję  -  powiedziała  Tess.  Zmieniła  temat.  -  Helen  pewnie  za  mną 

tęskni. 

Dane  zacisnął  zęby.  Jego  dłonie  zwinęły  się  w  pięści.  Owszem,  Helen 

czuła się w agencji nieco osamotniona, gdy zabrakło młodszej koleżanki, ale dla 
niego  nieobecność  Tess  była  prawdziwą  torturą.  Najgorsza  okazała  się 
zagadkowa obojętność i uparte milczenie. Jak możesz, Tess, powtarzał w duchu. 
Dlaczego jesteś taka nieczuła? Już zapomniałaś o naszej cudownej nocy? 

background image

Był  świadomy,  że  sam  dał  Tess  do  zrozumienia,  aby  odeszła,  ale  to  mu 

wcale  nie  poprawiło  humoru.  Powtarzał  jej  ciągle,  że  nie  chce  się  wiązać  na 
stałe. Zmienił zdanie, gdy przyszło mu stawić czoło samotności i żyć bez Tess. 
Nienawidził  powrotów  do  domu,  bo  jej  tam  nie  było.  Przeklinał  własne  życie, 
ponieważ  zabrakło  w  nim  najważniejszej  osoby.  Westchnął  i  popatrzył  z 
czułością  na  pochyloną  głowę  dziewczyny,  jakby  chciał  pogłaskać  ją  po 
włosach.  Odepchnął  Tess;  nie  można  cofnąć  tamtych  słów.  Czuł  się  bezradny. 
Czyżby jego okrucieństwo zabiło miłość, jaką do niego żywiła? 

-  Może  chcesz  się  do  nas  przysiąść,  Dane?  -  zapytała  uprzejmie  Kit, 

przerywając kłopotliwe milczenie. 

- Nie, dziękuję - odparł z roztargnieniem. - Muszę wracać do pracy. Tess? 

-  Tak?  -  Podniosła  wzrok,  ale  nie  dała  się  zwieść  pozornej  serdeczności 

jego głosu. 

-  Jak  się  czujesz?  -  zapytał,  patrząc  z  niepokojem  w  jej  twarz.  - 

Wyglądasz, jakbyś… - Daremnie szukał właściwego słowa. Czyżby chorowała? 
Może coś ją trapi? - Masz kłopoty ze zdrowiem? 

-  Zimą  trudno  uniknąć  przeziębienia  -  odparła  wymijająco.  Pobladła  i 

odwróciła  wzrok.  Nie  była  w  stanie  patrzeć  dłużej  na  ukochanego.  Nosiła  pod 
sercem  jego  dziecko,  ale  nie  wiedziała,  jak  mu  o  tym  powiedzieć,  i  dlatego 
cierpiała. 

Wstrzymała  oddech,  czując  nagły  ból.  Nie  po  raz  pierwszy.  Dlatego 

właśnie postanowiła odwiedzić ginekologa-położnika. 

- Tess! 

Dane  ukląkł  obok  niej  i  chwycił  jej  dłoń.  Patrzył  na  nią  ciemnymi, 

pełnymi przerażenia oczyma. 

- Co ci jest, maleńka? - wypytywał niecierpliwie. - Jak się czujesz? 

- Chyba  mam wrzód żołądka - odparła z wahaniem, oszołomiona czułym 

dotknięciem. Przebiegł ją cudowny dreszcz. Spojrzała w oczy Dane'a  i czas się 
zatrzymał.  Wpatrywała  się  w  ukochanego  z  zachwytem,  chociaż  złamał  jej 
serce. 

- Tess… - jęknął boleśnie. Wyglądał jak człowiek porażony cierpieniem. 

-  Nic  mi  nie  jest  -  szepnęła.  Westchnęła  ciężko.  Z  trudem  oparła  się 

pragnieniu, by rzucić się w jego ramiona. - Już przeszło. Naprawdę, Dane. 

background image

Zapomnieli  o  całym  świecie.  Kit  siedziała  obok  nich,  jakby  była 

niewidzialna. Wolno piła kawę, nie przerywając dziwnej rozmowy. 

- Idź koniecznie do lekarza - powiedział zdławionym głosem. - Nie wolno 

lekceważyć tych objawów. 

- Oczywiście - odrzekła cicho. - A co z tobą? Jak się czujesz? 

- Jakoś leci - odparł nieco chrapliwie. Westchnął głęboko. Chciał poprosić 

Tess,  żeby  do  niego  wróciła,  ale  walczył  z  tą  pokusą.  -  Chyba  tęsknię  za  tobą, 
maleńka - dodał z kpiącym uśmiechem. 

- Nie do wiary! Chyba śnię! - odparła pogodnie.  

Dane wzruszył ramionami, nie wiedząc, co odpowiedzieć. 

-  Wrócisz  do  mojej  agencji,  jeśli  dam  ci  posadę  detektywa?  -  spytał  z 

wahaniem. 

-  Daj  spokój,  Dane  -  odparła  po  chwili  namysłu.  -  To  nie  jest  dobry 

pomysł. Doskonale mi się współpracuje z panem Shortem. 

Dane  zmarszczył  brwi  i  zacisnął  pięści.  Przemknęło  mu  przez  myśl,  że 

Tess flirtuje z Shortem i dlatego nie chce powrócić do jego firmy. 

Kit uznała, że pora wziąć sprawy w swoje ręce. Ta rozmowa łatwo mogła 

się zmienić w nieprzyjemną sprzeczkę. Tess nie miała na to sił. 

- Zrobiło się strasznie późno - wtrąciła. - Muszę wracać. 

-  Ja  również.  Nie  mogę  się  spóźnić  -  podchwyciła  Tess,  spoglądając 

znacząco na Lassitera, który wstał z klęczek, patrząc na nią wrogo.  

Short i Tess! Był wściekły. Miał wielką ochotę dać komuś po mordzie! 

Kit  ureglowała  rachunek.  Tess  podniosła  się  z  krzesła  i  powiedziała  z 

wahaniem: 

- Cieszę się z naszego spotkania. 

Zirytowany Dane bez słowa zmierzył ją taksującym spojrzeniem. 

- Przytyłaś? - zapytał nagle. 

- Trochę - odparła, unikając jego wzroku. - Jem za dużo pączków. 

background image

- I dobrze. Byłaś zbyt szczupła. 

Rozmowa  się  urwała.  Do  Lassitera  podszedł  jakiś  znajomy.  Dziewczyny 

wykorzystały moment, pożegnały się i wyszły. 

-  Dane  tęskni  za  tobą  -  powiedziała  Kit,  gdy  wsiadała  do  samochodu.  - 

Nawet ślepy by to zauważył. 

- Tęsknota i miłość to dwie różne sprawy - westchnęła Tess. 

- W każdym razie trochę mu na tobie zależy. Mniejsza z tym. - Kit uznała, 

że  pora  zmienić  temat.  -  Niepokoi  mnie  twój  stan  zdrowia.  Podczas  obiadu  źle 
się czułaś. Obiecaj mi, że pójdziesz do lekarza. 

- Obiecuję. Dzięki za troskę. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. 

- To samo mogę powiedzieć o tobie. 

 

 

 

  

ROZDZIAŁ   DZIEWIĄTY 

 

Tess  przyszła  do  gabinetu  doktora  Boswicka  pół  godziny  wcześniej. 

Prawie  nie  spała  tej  nocy.  Atak  bólu,  który  nastąpił  w  restauracji,  bardzo  ją 
przestraszył.  Dane  ogromnie  jej  pomógł  w  trudnej  chwili.  Wziął  ją  za  rękę  i 
cierpienie minęło szybciej niż zazwyczaj. Niesamowite; zupełnie jakby dziecko 
poznało głos rodzonego ojca i postanowiło walczyć o przetrwanie. Tess sądziła, 
że medycy nie potwierdziliby owej teorii. 

Doktor  Boswick  już  przyjmował,  więc  nie  czekała  długo.  Zbadał 

pacjentkę  i  postawił  niepokojącą  diagnozę.  Usiedli  po  przeciwnych  stronach 
biurka. Lekarz przeglądał wyniki przeprowadzonych wcześniej badań. 

- Czy bardzo pani zależy na urodzeniu tego dziecka? - zapytał, odsuwając 

plik wydruków  i spoglądając  na pacjentkę  znad okularów. - Wiem, że jest pani 
osobą samotną i utrzymuje się ze skromnej pensji. Proszę to rozważyć. 

background image

Tess  nie  rozumiała,  co  jej  sytuacja  osobista  i  finansowa  ma  wspólnego  z 

ciążą, nie potrzebowała jednak czasu do namysłu. 

- Zrobię wszystko, by urodzić to dziecko - odparła spokojnie. 

Lekarz nie ukrywał zadowolenia. 

-  To  doskonale,  że  tak  pani  stawia  sprawę,  bo  ciąża  jest  zagrożona.  Nie 

ma  pewności,  czy  zdołamy  ją  utrzymać.  -  Usiadł  na  brzegu  krzesła  i  położył 
dłonie na blacie biurka. Nie zwracał uwagi na przerażoną minę pacjentki. - Bóle 
spowodowane są  nietypowym  ustawieniem  łożyska. Może dojść  nawet do jego 
uszkodzenia.  Powtarzające  się  krwawienia  mogą  doprowadzić  nawet  do 
poronienia. 

- Tylko  nie to! - krzyknęła Tess. - Jak  mogę  temu zaradzić? Czy  istnieje 

jakiś sposób? 

- Tak. Proszę rzucić pracę i siedzieć w domu, póki ciąża nie będzie na tyle 

zaawansowana,  by  przewidzieć,  jak  ustawi  się  łożysko.  Moim  zdaniem  w  pani 
przypadku  należy  się  maksymalnie  oszczędzać  aż  do  porodu.  Zakładam,  że 
rozwiązanie  nastąpi  w  sposób  naturalny.  Nie  wykluczam  jednak  cesarskiego 
cięcia. Proszę jak najmniej chodzić. Szczerze odradzam wędrówki do pracy oraz 
biurową  krzątaninę.  I  jeszcze  jedno:  pod  żadnym  pozorem  proszę  nie  zażywać 
aspiryny podczas ciąży. 

- Będę o tym pamiętać. - Wyraz twarzy dobitnie świadczył o determinacji 

Tess.  Miała  niewielkie  oszczędności.  Dotychczas  pensja  umożliwiała  regularne 
spłacanie  rat.  Lekarz  wyraźnie  dał  jej  jednak  do  zrozumienia,  że  chodzenie  do 
pracy może spowodować poronienie. 

- Czy ojciec dziecka nie mógłby się panią zaopiekować? 

- On o niczym nie wie - odparła po chwili wahania i pokręciła głową. 

- Proszę mu powiedzieć. 

- Oczywiście, panie doktorze. - Nie zamierzała tego robić, ale obiecała dla 

świętego spokoju. 

- To  mi się podoba. Proszę umówić się  na kolejną wizytę. Siostra Bertha 

wpisze  jej  termin  do  mego  kalendarza.  Musi  mnie  pani  często  odwiedzać. 
Proszę  się  nie  martwić  rachunkami  -  dodał  z  uśmiechem.  -  Mam  do  pani 
zaufanie. Znajdziemy wyjście korzystne dla obu stron. Zgoda? 

- Tak, panie doktorze. 

background image

Tess  zadała  lekarzowi  mnóstwo  pytań,  wychodząc  z  założenia,  że  w 

trudnych sytuacjach wiedza popłaca, natomiast ignorancja przysparza kłopotów. 
Gdy  wróciła  do  domu,  musiała  najpierw  odreagować  napięcie;  płakała  tak 
długo, aż nos i oczy zrobiły się czerwone. 

- Dobrze, maleństwo - powiedziała wreszcie, kładąc ręce na brzuchu. - To 

sprawa  między  tobą  i  mną.  Sama  nie  dam  sobie  rady.  Musisz  mi  pomóc.  Chcę 
cię  urodzić,  gdy  nadejdzie  pora  -  szepnęła  z  czułością.  -  Bardzo  tego  pragnę! 
Postaraj się żyć. Zrób to dla mnie. 

 

 

 

Następnego  dnia  złożyła  wymówienie.  Pan  Short  był  zdumiony. 

Wyjaśniła,  że  za  radą  lekarza  nas  kilka  miesięcy  przerywa  pracę,  by  leczyć 
wrzody  żołądka.  Było  jej  przykro,  że  musi  oszukiwać  życzliwych  ludzi.  Szef 
okazał zrozumienie i przyznał jej sporą premię. 

Przez  kilka  następnych  dni  Tess  porządkowała  swoje  sprawy.  Przede 

wszystkim  znalazła  nową  pracę.  Telefonicznie  zachęcała  do  kupowania 
rozmaitych  towarów.  Dochód  był  skromny,  ale  regularny.  Z  posiadanych 
oszczędności  zapłaciła  raty  za  trzy  miesiące  z  góry,  by  przez  jakiś  czas  mieć 
święty spokój i myśleć tylko o dziecku. 

Kłopoty  i  zmartwienia  powodowały,  że  traciła  apetyt  i  chudła.  Kit 

wpadała od czasu do czasu z różnymi pysznościami, by skłonić przyszłą  matkę 
do  racjonalnego  odżywiania  się.  Tess  kazała  jej  przysiąc,  że  nikomu  nie 
wspomni  o  dziecku.  Przestała  odbierać  telefony,  by  nie  wygadać  się 
przypadkiem przed znajomymi z agencji Dane'a. 

Daremnie  się  jednak  łudziła,  że  w  ten  sposób  uniknie  pytań  o  przyczyny 

nagłego  odejścia  z  pracy.  Gdy  pewnego  dnia  wychodziła  z  łazienki  osłabiona 
porannymi  mdłościami,  niespodziewanie  zabrzmiał  dzwonek  u  drzwi.  Na 
pasiastą  piżamę  narzuciła  gruby  czerwony  szlafrok.  Była  potargana;  dawno 
powinna  była  odwiedzić  fryzjera.  Wyglądała  okropnie.  Dzwonek  odzywał  się 
raz po raz. Zirytowana, uchyliła drzwi i stanęła twarzą w twarz z Dane'em. 

- O Boże! - wyjąkał na jej widok. 

-  Dzięki,  jeżeli  to  miał  być  komplement  -  mruknęła.  -  Wejdź  i  zamknij 

drzwi. Muszę się położyć, bo inaczej zemdleję. 

background image

- Zaniosę cię do łóżka. 

Wziął  ją  na  ręce  i  mocno  przytulił.  Wszedł  do  sypialni.  Zaprotestowała, 

gdy chciał zdjąć jej szlafrok. Nie  mogła pozwolić, by zobaczył jej zaokrąglony 
brzuch. 

- Zostaw. Jest mi zimno - wykrztusiła. 

-  Dobrze.  -  Okrył  ją  starannie  i  usiadł  na  brzegu  łóżka.  Ciemne  oczy 

rzucały  pytające  spojrzenia.  -  Short  powiedział,  że  odeszłaś  z  pracy.  Bierzesz 
lekarstwa? 

Tess  słuchała  z  roztargnieniem,  wpatrzona  w  Dane'a,  który  wyglądał 

bardzo elegancko. Cóż za kontrast! Sama przypominała zabiedzonego kota. 

- Jakie  lekarstwa? - powtórzyła  niepewnie. Skrzywiła się. Łzy stanęły  jej 

w oczach. - Po co? Lekarze zrobili już wszystko, co się dało. 

- Wrzód jest zaleczony? 

- To nie wrzód - odparła ponuro i przymknęła oczy. 

- A co? 

- Obawiam się, że na takie dolegliwości nie ma skutecznej pigułki. Dane, 

zostaw mnie w spokoju. Jestem zmęczona… 

- Jaka to choroba? - wypytywał z lękiem, którego nie potrafił ukryć. Tess 

domyśliła się, co mu przyszło do głowy. 

- Nie mam raka. Zapewniam, że śmierć mi nie grozi. 

Dane odetchnął z ulgą. 

- Okropnie mnie przestraszyłaś. Skoro to nie jest wrzód żołądka, jak mam 

rozumieć  twoje  słowa?  Co  to  znaczy,  że  na  twoje  dolegliwości  nie  ma 
lekarstwa? 

Tess westchnęła głęboko i z ociąganiem popatrzyła mu w oczy. 

- Dane… Jestem w ciąży. 

- Słucham? - wyjąkał z niedowierzaniem. 

- Będę miała dziecko. 

background image

Lassiter zmienił się na twarzy. Tess nie mogła na to patrzeć. Wyglądał jak 

rekonwalescent po ciężkiej chorobie. Odwrócił głowę i badawczym spojrzeniem 
zmierzył jej postać. Wolno odsunął kołdrę, rozwiązał pasek szlafroka i rozchylił 
jego poły. Nim zdążyła zaprotestować, zsunął nieco spodnie od piżamy, odsłonił 
zaokrąglony brzuch i patrzył jak urzeczony na delikatną wypukłość. 

- Nie powiedziałaś mi - rzucił ostro. 

- Gdy się rozstawaliśmy, jeszcze o tym nie wiedziałam. 

Położył  na  jej  brzuchu  silne,  ciepłe  dłonie.  Ten  gest  wyrażał  szacunek  i 

uwielbienie.  Dane  wstrzymał  oddech  i  spojrzał  Tess  prosto  w  oczy.  Twarz 
poczerwieniała mu z przejęcia. 

- Kiedy urodzisz? 

- Za pięć miesięcy. 

Zastanawiała  się,  czy  powiedzieć  mu  całą  prawdę.  Patrzyła  z  uwagą  na 

rozpromienioną  twarz.  Dane  nie  potrafił  ukryć  radości;  los  zgotował  mu 
wspaniałą niespodziankę. Tess nie miała sumienia mówić ukochanemu, że ciąża 
jest zagrożona. To nie był odpowiedni moment. Dane odzyskał niespodziewanie 
wiarę  w  siebie.  Niech  się  nią  nacieszy.  Tess  musiała  jednak  znaleźć  jakąś 
wymówkę, by usprawiedliwić całkowitą bezczynność i niechęć do wychodzenia 
z domu. Zagryzła wargi. 

- Dane… - wykrztusiła. - Do czasu rozwiązania  muszę siedzieć w domu. 

Nie mogę pracować. 

- Dlaczego? - zapytał krótko. 

Zawahała  się  i  mimo  woli  spojrzała  na  ojca  swego  dziecka  z 

uwielbieniem.  Za  bardzo  go  kochała,  by  przedwczesnym  wyznaniem  burzyć 
wielką  radość.  Nie  chciała  pochopnie  ujawniać  całej  prawdy.  Lęk  o  potomka 
mógł go doprowadzić do szaleństwa. 

- Mam wyjątkowo silne mdłości - wyjaśniła. 

- Rozumiem. - Dane odetchnął z ulgą. 

Wstał  z  łóżka,  odwrócił  się  i  w  zamyśleniu  pocierał  dłonią  kark.  Nie 

widzącym wzrokiem spoglądał na wzorzyste tapety. 

- Nie zaprzątaj sobie tym głowy - oznajmiła Tess. 

background image

-  Nie  mów  bzdur.  To  moje  dziecko.  -  Odwrócił  się.  Jego  twarz 

rozświetlała  radość.  -  Moje  dziecko  -  powtórzył,  spoglądając  na  jej  brzuch  z 
łagodnym  uśmiechem.  Spojrzał  w  szare  oczy  i  spochmurniał.  -  Cholera! 
Wygląda na to, że w ogóle nie zamierzałaś mi o tym powiedzieć! 

Skuliła  się,  przestraszona  ostrym  tonem.  Wybór  miała  niewielki;  mogła 

pozwolić, by nadal w to wierzył albo ujawnić całą prawdę i martwić się razem z 
nim.  Wspominała  życiowe  katastrofy,  które  w  ostatnich  latach  dotknęły 
ukochanego:  śmierć  matki,  groźny  postrzał,  rezygnacja  z  pracy  w  policji. 
Ogarnęło  ją  współczucie.  Nie  należy  wtajemniczać  Dane'a.  Wystarczy,  że  ona 
się zamartwia. Podjęła decyzję i to dodało jej sił. Uniosła dumnie głowę. 

- Sam powiedziałeś, że nie chcesz się wiązać, pamiętasz? - przypomniała 

zimnym  tonem.  -  Chciałeś,  żebym  usunęła  się  z  twego  życia.  Gdybym 
wspomniała o dziecku, uznałbyś, że zastawiam na ciebie pułapkę. 

Dane poczuł się winny. Tess nie miała pojęcia, co do niej czuł. 

- Wszystko się zmieniło - odparł spokojnie. 

- Mam rozumieć, że ja się nie liczę, ale zależy ci na dziecku, tak? 

Te słowa okropnie go rozzłościły. 

- Jasne - rzucił z przewrotnym uśmiechem. 

Tess  patrzyła  na  niego  z  kamienną  twarzą.  Miała  złamane  serce,  ale  nie 

dała po sobie poznać, jak bardzo cierpi. 

- Zamierzałaś mi powiedzieć o dziecku? - Dane nie dawał za wygraną. 

- Tak - odparła. - Prędzej czy później musiałabym to zrobić. 

- Kiedy? - rzucił oskarżycielskim tonem. - Gdy nasz potomek szedłby do 

szkoły?  Nie  musisz  odpowiadać.  -  Dane  wcisnął  ręce  w  kieszenie  i  bez  słowa 
patrzył  na  Tess.  Wziął  się  w  garść.  Czuł  się  oszukany,  bo  ukryła  przed  nim 
prawdę,  chociaż  wiedziała,  że  bardzo  cierpi  z  powodu  bezpłodności.  Sam  nie 
był także bez winy, ale jeszcze za wcześnie na przebaczenie i pojednanie. Mógł 
za to wiele zrobić. 

- Zabiorę cię na ranczo - myślał głośno. - Beryl się tobą zaopiekuje. 

- Wykluczone - mruknęła, odwracając głowę. - Nie mogę… tam jechać. 

background image

Dane zmarszczył brwi. Przypomniał sobie, co mówił Tess o starszej pani, 

która z pewnością nie pochwalała istnienia nieślubnych dzieci. 

Lassiter  rozpromienił  się  nagle.  Miał  powód,  żeby  poślubić  Tess,  nie 

ujawniając  prawdziwych  uczuć.  Niech  sądzi,  że  zrobił  to  przez  wzgląd  na 
dziecko. 

- Coś wymyślimy. - Mrugnął do niej porozumiewawczo. Z roztargnieniem 

popatrzył na zegarek. - Niedługo wrócę. 

- Dane, musimy porozmawiać. 

- Później. 

Bez  słowa  wyjaśnienia  opuścił  sypialnię.  Na  odchodnym  rzucił  jej 

zaborcze  spojrzenie.  Gdy  zniknął  za  drzwiami,  Tess  opadła  na  poduszkę. 
Zaskoczył  ją  nagłym  zniknięciem.  Była  smutna,  bo  przyznał,  że  chodzi  mu 
jedynie  o  dziecko.  Czas  pożegnać  się  z  nadzieją,  że  Dane  kochają  skrycie  i 
pragnie jej powrotu. To zwyczajne mrzonki. 

Tess  była  zaskoczona,  gdy  rankiem  stanęli  oko  w  oko  na  progu 

mieszkania.  Trzy  godziny  później  osłupiała  na  widok  Lassitera,  który 
przyprowadził  do  jej  mieszkania  jakiegoś  dziwnego  jegomościa,  a  następnie 
podsunął  jej  pióro  oraz  zadrukowany  arkusz  papieru.  Wskazał  miejsce,  gdzie 
powinna  złożyć  podpis,  ale  nie  dał  jej  czasu  na  przeczytanie  tekstu.  Rzucił 
dokumenty na stół, usiadł obok Tess i wziął ją za rękę. 

- Proszę zaczynać - zwrócił się do tajemniczego osobnika. 

Mężczyzna  wyciągnął  niewielki  tomik  i  odczytał  formułę  przysięgi 

małżeńskiej.  Tess  była  tak  oszołomiona,  że  ledwie  wykrztusiła  sakramentalne 
"tak",  gdy  mężczyzna  zwrócił  się  do  niej.  Poczuła,  że  ukochany  wsuwa  jej  na 
palec obrączkę, za dużą zresztą. Byli małżeństwem. 

- Dane! - krzyknęła nagle. 

Lassiter  wstał,  uścisnął  dłoń  mężczyzny,  podsunął  mu  papiery  do 

podpisania,  wręczył  umówioną  opłatę  i  odprowadził  do  drzwi,  dziękując 
wylewnie za pomoc. 

Gdy  nieznajomy  wyszedł,  Dane  wrócił  do  sypialni  i  popatrzył  na  Tess. 

Należała do niego - ona i dziecko. Jego dziecko. Był dumny jak paw. 

background image

Tess  z  niedowierzaniem  popatrzyła  na  obrączkę.  Podniosła  wzrok.  Nie 

potrafiła  określić  miny  Dane'a  ani  powiedzieć,  co  oznacza  jego  badawcze 
spojrzenie. 

-  Trzeba  co  najmniej  trzech…  trzech  dni,  by  załatwić  przedślubne 

formalności. 

-  Wystarczy  kilka  godzin.  Trzeba  tylko  przystawić  urzędnikowi  pistolet 

do  głowy - odparł chełpliwie.  -  Bądź spokojna, załatwiłem wszystko zgodnie z 
prawem.  -  Zmarszczył  brwi.  -  Istnieje  jednak  niebezpieczeństwo,  że  zostanę 
oskarżony o porwanie. 

- Co ty mówisz? 

- Urzędnik, który przed chwilą udzielił nam ślubu, nie miał pojęcia, po co 

tu jedzie. Podstępnie zwabiłem go do samochodu i przywiozłem tutaj - wyjaśnił 
Dane. 

Tess wybuchnęła śmiechem, a potem się  rozpłakała. Nie spodziewała się 

po  ukochanym  takiej  spontaniczności.  Lassiter  zaklął  cicho  i  zaczął  się 
usprawiedliwiać. 

-  Wybacz,  że  cię  nie  uprzedziłem,  ale  miałem  nóż  na  gardle  - 

wymamrotał.  -  Skoro  jedziemy  dziś  na  ranczo,  musimy  się  tam  zjawić  jako 
małżeństwo. 

- Nie ma powodu, żeby Beryl się o mnie troszczyła - szepnęła Tess. - Ty 

również nie musisz być taki opiekuńczy. 

- Nosisz pod sercem moje dziecko - przypomniał, spoglądając jej głęboko 

w oczy. Musiał zmobilizować całą siłę woli, by wziąć się w garść. Pragnął objąć 
ukochaną  i  scałować  łzy  z  długich  ciemnych  rzęs.  -  Najważniejsze  jest  teraz 
nasze  maleństwo.  Na  nim  trzeba  się  skupić.  -  Po  chwili  milczenia  dodał:  - 
Ubierz się. Spakuję twoje rzeczy i ruszamy. Mam wrażenie, że poranne mdłości 
bardzo cię męczą. 

-  Tak  -  odparła  wymijająco.  -  Jestem  całkiem  wykończona.  Zaraz  się 

ubiorę, ale najpierw muszę wziąć prysznic. 

- Masz dość sił? 

- Nudności męczą mnie najbardziej z samego rana. Teraz czuję się lepiej.  

- Pokaż, co chcesz zabrać. Sam wszystko spakuję. Zawołaj mnie, gdybyś 

potrzebowała pomocy. 

background image

Tess  nie  mogła  się  nadziwić,  że  Dane  tak  szybko  i  sprawnie  przejął 

kontrolę  nad  jej życiem.  Było  jej z  tym  dobrze. Nie  musiała się o  nic  martwić. 
Nareszcie ktoś postanowił się  nią zaopiekować. Była zbyt osłabiona, by zebrać 
myśli  i  troszczyć  się  o  swoje  sprawy.  Wolała  nie  pytać,  dlaczego  Dane  stał  się 
nagle taki opiekuńczy. Gdyby to zrobiła, pewnie by się całkiem załamała. 

Godzinę  później  gotowa  do  podróży  Tess  wsiadała  do  czarnego 

mercedesa. Walizki przyszłej mamy leżały w bagażniku. Dane zdążył omówić z 
właścicielem  kamienicy  warunki  zawieszenia  umowy  najmu.  Ciekawe,  jakich 
użył argumentów. 

Tess  zastanawiała  się  przez  całą  drogę,  jak  przyjmie  ją  Beryl.  Dane 

zabawiał  żonę  rozmową,  opowiadając  o  agencji,  Helen  i  reszcie  pracowników. 
Słuchała  go  nieuważnie.  Była  przygnębiona  i  cudze  sprawy  w  ogóle  jej  nie 
obchodziły. 

Niepotrzebnie  się  martwiła.  Gdy  samochód  stanął  przed  domem,  a 

pasażerowie wysiedli, Beryl otworzyła szeroko ramiona. 

-  Jakaś  ty  mizerna,  dziecinko  -  gderała  niczym  troskliwa  matka, 

otwierając  jej  drzwi  wejściowe.  -  Dość  zmartwień.  Wszystko  się  ułoży.  Kiedy 
nie będzie tu Dane'a, ja będę się tobą opiekować. Nic złego cię nie spotka. 

Tego już było za wiele po tylu niezwykłych przeżyciach owego dnia. Tess 

rzuciła się w objęcia Beryl i zaczęła szlochać. 

- Uspokój się, Tess - mruknął Dane po dłuższej chwili. Przyciągnął ją do 

siebie  i  wziął  żonę  na  ręce.  -  Zaniosę  cię  do  sypialni.  Powinnaś  odpocząć. 
Miałaś ciężki dzień. 

-  Podgrzeję  obiad.  Filiżanka  gorącego  bulionu  postawi  cię  na  nogi. 

Musisz  być  silna.  Pamiętaj  o  dziecku.  -  Beryl  mrugnęła  porozumiewawczo  do 
Tess i odeszła. 

- Powiedziałeś jej? - zapytała Tess, spoglądając na Dane'a. 

-  Tak  -  odparł,  patrząc  jej  w  oczy.  -  Wszystko  będzie  dobrze.  Przede 

wszystkim musisz odpocząć. 

Skinęła głową, chociaż zdawała sobie sprawę, że wspólne życie wcale nie 

będzie  takie  proste.  Znalazła  się  w  bardzo  trudnej  sytuacji.  Ukochany 
mężczyzna  wydawał  się  tak  bliski  i  taki  daleki  zarazem,  a  upragnionemu 
dziecku  groziło  wielkie  niebezpieczeństwo.  Tess  zadawała  sobie  pytanie,  czy 
takie zmartwienia mogą przyprawić kobietę o szaleństwo. 

background image

  

 

 

 

ROZDZIAŁ   DZIESIĄTY 

 

Dane zjadł popołudniowy posiłek w sypialni, gdzie Tess leżała wsparta na 

poduszkach.  Beryl  pomogła  jej  zdjąć  ubranie  i  przebrać  się  w  piżamę. 
Zapakowała  dziewczynę  do  łóżka.  Był  to  stylowy  mebel  z  filarami  oraz 
baldachimem. Starsza pani pocieszała  Tess zapewniając, że poranne  mdłości w 
końcu przestaną jej dokuczać. Tess czuła się winna, bo  nie powiedziała Beryl  i 
Dane'owi  całej  prawdy,  ale  gdyby  się  im  zwierzyła,  wszyscy  mieliby  ponure 
miny; wolała martwić się sama. 

Nie  znała  pokoju,  do  którego  zaprowadziła  ją  Beryl.  Jej  dawna  sypialnia 

leżała w innej części domu. Nie miała odwagi zapytać, gdzie sypia Dane. 

- Jedz - polecił Lassiter, widząc, że Tess bawi się łyżką, nie podnosząc jej 

do ust. 

- Przepraszam. Zapomniałam o jedzeniu. Co to za sypialnia? 

- Moja - odparł krótko. Tess była zaskoczona.  

Dane pokiwał głową.  

- Wiele się zmieniło. Będziemy spać razem. 

Popatrzyła na niego z obawą. Lekarz odradzał współżycie. W jej stanie to 

zbyt  duże  ryzyko.  Jak  powiedzieć  o  tym  Dane'owi,  nie  ujawniając  prawdy  o 
zagrożonej ciąży? 

Przełknęła łyżkę rosołu i zaczęła niepewnie: 

- Dane… 

-  Wiem,  że  w  twoim  stanie  wielkie  namiętności  tracą  na  znaczeniu.  Nie 

będę  nalegać.  Twoje  zdrowie  jest  teraz  najważniejsze.  Nie  chcę  zostawiać  cię 
samej na całą noc. Będę na wyciągnięcie ręki, gdybyś mnie potrzebowała. 

background image

- Dzięki - odparła z ulgą. Była wzruszona jego troskliwością, lecz z żalem 

uznała,  że  jako  kobieta  przestała  być  dla  niego  atrakcyjna.  Dane  również  miał 
ponurą  minę,  bo  uznał,  że  Tess  już  go  nie  chce.  Oboje  ukrywali  prawdziwe 
uczucia pod maską chłodnej uprzejmości. 

- Jedz rosół - przypomniał. 

Wkrótce  zrobiło  się  ciemno.  Tess  odpoczywała.  Oboje  byli  zmęczeni  i 

postanowili  wcześnie  iść  spać.  Dane  rozebrał  się  przy  zapalonym  świetle.  Tess 
obserwowała  go  -  początkowo  ukradkiem,  potem  jawnie.  Spłonęła  rumieńcem, 
gdy napotkała jego spojrzenie. 

Uśmiechnął się lekko i zgasił lampę. 

-  Wkrótce  przywykniesz  do  tego  widoku  -  powiedział,  udając,  że  nie 

dostrzega jej zawstydzenia. - Gdy się przeniosłaś do mego mieszkania, zacząłem 
nosić  piżamę,  żeby  cię  nie  peszyć.  Teraz  jesteśmy  małżeństwem,  więc  nie 
muszę  niczego  przed  tobą  ukrywać.  Tak  mi  będzie  wygodniej.  Od  dzieciństwa 
sypiam nago. 

- Nie mam nic przeciwko temu - odparła Tess, gdy wsunął się pod kołdrę. 

- To przecież twoja sypialnia. 

Przyjemnie było leżeć obok niego. Już tak kiedyś spali. Tamtej pamiętnej 

nocy  Tess  była  tak  wyczerpana  i  oszołomiona,  że  natychmiast  zasnęła  w 
ramionach  kochanka.  Teraz  czuła  się  niepewnie,  leżąc  w  ciemności  obok 
ukochanego,  który  dzielił  z  nią  łoże  bez  większego  entuzjazmu,  jakby  z 
obowiązku. 

Nagle poczuła na brzuchu jego dłoń. Zdrętwiała ze strachu. 

- Nie histeryzuj. Chciałem tylko sprawdzić, czy dziecko się porusza. 

Tess  miała  ściśnięte  gardło.  Dotknięcie  ciepłej  dłoni  było  przyjemne  i 

niepokojące zarazem. 

- Czasami się obraca. Wkrótce zacznie kopać - wykrztusiła z trudem. 

- Chcesz karmić piersią, Tess? 

Serce  zabiło  jej  mocniej.  Wiedziała,  że  to  zdrowe  dla  dziecka.  Wiele  o 

tym czytała. 

- Tak, jeśli tylko będę miała pokarm. 

background image

Wstrzymała oddech. Miała nadzieję, że Dane ją przytuli. 

Pragnęła  zasnąć  w  jego  ramionach,  ukołysana  czułym  szeptem.  Dane 

cofnął  dłoń  i  przesunął  się  na  brzeg  łóżka.  Słyszała,  jak  układa  się  na  boku, 
odwrócony  do  niej  plecami.  Wspólna  przyszłość  nie  wyglądała  zbyt  różowo. 
Tess poczuła niepokój. 

Dane zamknął oczy, westchnął ciężko i zasnął. 

 

 

 

 

Dni płynęły wolno. Lassiter z niepokojem obserwował żonę. 

-  Za  mało  się  ruszasz  -  stwierdził  pewnego  wieczoru  po  powrocie  z 

agencji.  -  Wciąż  siedzisz.  Powinnaś  spacerować.  Zaczniesz  od  jutra.  Nie  warto 
protestować  -  rzucił  pospiesznie,  gdy  chciała  wtrącić  swoje  trzy  grosze.  - 
Bezczynność  może  zaszkodzić  dziecku.  Postaram  się  przyjechać  wcześniej  z 
pracy. Wybierzemy się na spacer po ranczo. 

- Dane… - próbowała go zmitygować. 

-  Muszę  dziś  wrócić  do  miasta,  bo  planujemy  małą  zasadzkę.  Jeszcze  o 

tym porozmawiamy. Nie siedź długo. To szkodzi dziecku. 

Tess  miała  ochotę  wrzeszczeć  na  całe  gardło.  Dane  mówił  tylko  o 

dziecku. Czuła się jak inkubator, w którym rośnie jego potomek. Martwiła się o 
upragnione maleństwo, ale nie chciała być traktowana jak przedmiot. Kłamstwo 
ma krótkie nogi. Nie powiedziała Dane'owi prawdy, a teraz musiała słuchać jego 
wymówek.  Jak  mogła  spacerować,  skoro  wszelka  aktywność  groziła 
krwotokiem i utratą dziecka? 

Śledztwo  prowadzone  przez  Dane'a  ciągnęło  się  w  nieskończoność.  Tess 

odetchnęła  z  ulgą;  zabrakło  czasu  na  wspólne  spacery.  Dane  rzucił  się  w  wir 
pracy. Coraz krócej przebywali razem. Jeździł po południu do miasta i wracał na 
ranczo  późną  nocą,  gdy  Tess  już  spała.  Zdarzały  się  im  ostre  sprzeczki. 
Kłamstwa  i  niedomówienia  nie  służyły  młodemu  małżeństwu.  Padały 
niesprawiedliwe oskarżenia i złośliwe komentarze. 

background image

Tess  czuła  się  zaniedbywana.  Dane  za  wszelką  cenę  chciał  ukryć,  jak 

bardzo  mu  na  niej  zależy.  Unikał  żony,  bo  coraz  trudniej  było  mu  zachować 
pozory  obojętności.  Ilekroć  odwróciła  głowę,  wpatrywał  się  w  nią  jak 
urzeczony, a jego spojrzenie zdradzało głębię uczucia. 

-  Dlaczego  w  ogóle  się  do  mnie  nie  odzywasz?  -  Tess  często  robiła  mu 

wymówki. - Coraz później wracasz do domu. W ogóle cię nie widuję. 

-  A  o  czym  mamy  rozmawiać?  -  odpowiadał  wymijająco.  -  Uwiodłaś 

mnie,  pamiętasz?  Nie  protestowałem,  bo  też  chciałem  cię  mieć.  To  pożądanie, 
rozumiesz?  Nic  więcej.  Przestań  się  nad  sobą  roztkliwiać.  Teraz  ważne  jest 
dziecko. 

Tess poddała się bez walki. Była zmęczona zabieganiem o jego względy. 

- Tak. Masz rację. Doskonale to rozumiem. 

Wyszła z pokoju. Oczy miała pełne łez. Daremnie się łudziła. Dane jasno 

i wyraźnie dał jej do zrozumienia, co czuje. 

Mijały tygodnie i miesiące. Dane i Tess żyli obok siebie jak obcy ludzie, 

okazując uprzejmość i odrobinę troski. Lassiter namówił żonę, by przeniosła się 
do innej sypialni pod pozorem, że nie chce jej budzić w środku nocy, gdy wraca 
z  miasta.  Zgodziła  się  bez  słowa.  Jej  milczenie  i  smutek  coraz  bardziej  go 
niepokoiły. 

Tess  z  trudem  dźwigała  duży  brzuch.  Stawała  się  coraz  bledsza.  Po 

kolejnej wizycie u lekarza była tak wyczerpana, że położyła się do łóżka. Dane 
przestraszony nie na żarty próbował dojść, co jej dolega. 

- Jak się czujesz? - wypytał, gdy późnym popołudniem dotarł na ranczo. 

-  Dobrze  -  odparła  z  kamienną  twarzą.  Nauczyła  się  ukrywać  obawy. 

Ostatnio  znów  krwawiła.  Doktor  Boswick  był  poważnie  zaniepokojony. 
Niewiele  mówił,  ale  poznała  to  po  jego  minie.  Strasznie  się  bała.  Postanowiła 
wyznać Dane'owi całą prawdę, ale nie miała sił na poważną rozmowę. 

- Jestem bardzo zmęczona - dodała cicho. - Dodatkowe kilogramy dają mi 

się we znaki. 

-  Uprzedzałem,  że  stracisz  formę  -  tłumaczył  cierpliwie  Dane.  -  Wciąż 

siedzisz  albo  leżysz.  Powinnaś  się  więcej  ruszać.  Zaraz  nabrałabyś  energii. 
Jestem pewny, że twój lekarz mówi to samo. 

background image

Tess  coraz  częściej  jeździła  na  kontrolne  wizyty.  Beryl  woziła  ją  do 

miasta.  Młoda  pani  Lassiter  mydliła  oczy  starszej  kobiecie  twierdząc,  że  nie 
warto  zaprzątać  tym  głowy  Dane'owi,  który  i  tak  ma  dość  kłopotów  z 
prowadzeniem agencji i farmy. Beryl przyznała jej rację. Tess cierpiała;, bo mąż 
okazywał  jej  tylko  chłodną  uprzejmość,  lecz  nadal  wolała  mu  oszczędzić 
zgryzot.  Wystarczy,  że  ona  się  martwi.  Po  co  zadręczać  się  we  dwoje?  Niech 
przynajmniej  jedno  z  nich  radośnie  oczekuje  narodzin  dziecka.  Wiedziała,  jak 
ważne  jest  dla  Dane'a  to  maleństwo.  Doktor  Boswick  wspomniał  ostatnio,  że 
prawdopodobnie urodzi chłopca. Dane byłby dumny z syna. 

Ułożyła  się  wygodnie  na  poduszkach.  W  ósmym  miesiącu  ciąży  każda 

kobieta  potrzebuje  odpoczynku.  Tess  z  uśmiechem  popatrzyła  na  Dane’a  i 
rzuciła pojednawczym tonem: 

-  Jutro  pójdę  na  mały  spacer,  o  ile  samopoczucie  mi  dopisze.  Jestem 

strasznie ociężała. Chodzenie bardzo męczy. 

Czuła  na  sobie  podejrzliwe  spojrzenie  czarnych  oczu.  Dane  spoglądał  na 

nią z troską i poczuciem winy. 

-  Jak  to  się  dzieję,  że  w  ogóle  nie  spacerujesz,  gdy  jestem  na  ranczo?  - 

zapytał. - Wygląda na to, że chodzisz po domu i ogrodzie jedynie wówczas, gdy 
nikt cię nie obserwuje. 

Tess bez słowa odwróciła wzrok. 

-  Wiem,  że  dźwigasz  spory  ciężar.  Jesteś  zmęczona,  ale  to  nie 

usprawiedliwia  lenistwa  -  oznajmił  stanowczo.  -  Mówię  to  dla  twego  dobra. 
Jutro musisz pospacerować. Sam tego dopilnuję. 

-  Nie  -  odparła  buntowniczo.  Miała  dość  udawania.  -  Nie  będę 

spacerować.  Dane,  muszę  ci  o  czymś  powiedzieć.  Nie  zrobiłam  tego 
wcześniej…  Och!  -  Wstrzymała  oddech,  porażona  bólem,  który  przeszył  jej 
wnętrzności. 

Usiadła na łóżku i zgięła się wpół. Krzyknęła głośno. 

- Dziecko! - zawołał chrapliwie. - Tess, rodzisz? 

- Tak! - Płakała z bólu. Skurcze następowały jeden po drugim. Czuła, jak 

ciepły  płyn  spływa  między  udami  okrytymi  kołdrą.  Zbladła  jak  chusta.  - 
Wezwij… karetkę! Zawiadom doktora Boswicka… 

background image

- To fałszywy alarm. Termin masz dopiero za miesiąc. Pojedziemy moim 

samochodem  -  oznajmił,  nieco  zirytowany  histeryczną  reakcją  żony.  Bez 
pośpiechu odsunął kołdrę. 

Osłupiał  na  widok  ciemnej  plamy  na  prześcieradle.  Zbladł,  a  oczy 

zabłysły mu jak w gorączce. 

- Boże miłosierny! 

- Wezwij… karetkę! - krzyknęła Tess. 

Chwycił  słuchawkę,  wiedząc,  że  czas  nagli.  Do  sypialni  wpadła  Beryl, 

która  usłyszała  krzyk  Tess.  Na  pierwszy  rzut  oka  zorientowała  się  w  sytuacji  i 
pobiegła po ręczniki. 

Szczęśliwym  zbiegiem  okoliczności  jedna  ze  szpitalnych  karetek 

znajdowała  się  w  pobliżu  farmy  Lassitera  i  mogła  tam  przybyć  za  pięć  minut. 
Nieco uspokojony Dane wystukał numer telefonu doktora Boswicka. 

- Dzieje się coś złego. Tess ma bóle i obficie krwawi - oznajmił drżącym 

głosem. Starał się zachować spokój. - Wezwałem karetkę. 

-  Kłopoty z  łożyskiem  - stwierdził ponuro lekarz. -  Badałem  dziś pańską 

żonę  i  uprzedziłem,  że  jej  stan  jest  poważny.  Jest  szansa,  że  dziecko  przeżyje, 
ale istnieje też realne niebezpieczeństwo, że stracimy ich oboje. - Dane osłupiał. 
- Mam nadzieję, że Tess położyła się zaraz po powrocie do domu. 

- Tak. - Dane zacisnął dłoń na słuchawce. 

-  Bogu  dzięki!  Nie  muszę  panu  chyba  przypominać,  że  żona  jest  w 

poważnym  niebezpieczeństwie.  Wszelki  wysiłek  stanowi  dla  niej  wielkie 
zagrożenie.  Jadę  do  szpitala.  Będę  czekać  w  izbie  przyjęć.  Przygotujemy 
wszystko  do  porodu  i  transfuzji.  -  Doktor  w  kilku  słowach  wyjaśnił  Dane'owi, 
jak zatamować krwotok  i dodał  na koniec: -  Proszę  uświadomić sanitariuszom, 
że każda chwila się liczy. 

Dane  odłożył  słuchawkę  i  przekazał  Beryl  uwagi  lekarza.  Popatrzył  z 

obawą na Tess. 

- Od początku wiedziałaś, że mogą nastąpić komplikacje, prawda? To nie 

poranne  mdłości  skłoniły  cię  do  rezygnacji  z  pracy  -  powiedział  zdławionym 
głosem. 

Tess zagryzła wargi, by nie krzyczeć z bólu. 

background image

- Tak bardzo czekałeś… na to dziecko - szepnęła, oddychając z trudem. - 

Chciałam… ci oszczędzić zmartwień. Nie wiń siebie! 

-  Postanowiłaś  sama  dźwigać  wielki  ciężar,  a  ja  ci  tego  nie  ułatwiłem. 

Byłem  podły.  Och,  Tess!  -  Głos  mu  się  załamał.  Drżącymi  palcami  dotknął 
policzka  żony,  która  płakała  z  bólu.  -  Gdzie  ta  cholerna  karetka?  -  jęknął 
zrozpaczony.  W  tej  samej  chwili  usłyszał  charakterystyczny  dźwięk.  -
Wytrzymaj jeszcze trochę, maleńka.  

Skinął  na  Beryl,  która  usiadła  przy  Tess.  Wybiegł  z  pokoju.  Był  tak 

przerażony,  że  dygotał  na  całym  ciele.  Ledwie  mógł  się  porozumieć  z 
sanitariuszami. 

Droga  do  szpitala  nie  trwała  długo.  Gdy  znaleźli  się  w  izbie  przyjęć, 

lekarze  i  pielęgniarki  natychmiast  zajęli  się  rodzącą.  Dane  odciągnął  na  bok 
doktora Boswicka i rzucił pospiesznie: 

-  Ratujcie  Tess.  Przede  wszystkim  ją  -  szepnął  z  rozpaczą.  -  Cokolwiek 

będzie się działo, ona jest najważniejsza. 

- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy - zapewnił lekarz.  

W  chwilę  później  Tess  była  już  w  sali  porodowej.  Dziecku  spieszyło  się 

na  świat.  Oszołomiona  i  zbolała  matka  ledwie  słyszała  krzyk  potomka.  Dane 
przez cały czas trzymał żonę za rękę i podtrzymywał ją na duchu. 

- To chłopiec - szepnął. - Słyszysz mnie, najdroższa? Mamy synka. 

Tess z trudem zrozumiała jego słowa. 

-  John  Richard  -  szepnęła  ostatkiem  sił.  Takie  imię  wybrali  kiedyś  dla 

synka. Był to jeden z nielicznych wieczorów, który spędzili na rozmowie. Dane 
ostrożnie  musnął  wargami  usta  żony  i  powtórzył:  -  John  Richard.  Jak  się 
czujesz, kochanie? 

Nie wierzyła własnym uszom. Czy to Dane przemawia do niej tak czule? 

Wyczerpanie i środki znieczulające spowodowały pewnie halucynacje. 

- Boli - jęknęła cicho. 

- Zaraz dostaniesz zastrzyk - odparł Dane i dodał drżącym głosem: - Nasz 

chłopczyk jest śliczny, Tess. 

Mimo bólu otworzyła szeroko oczy i popatrzyła na męża. 

background image

-  Kocham cię  - powiedziała z trudem. - Cokolwiek się stanie, pamiętaj o 

tym. 

Miał  łzy  w  oczach.  Tess  widziała  jego  twarz  jak  przez  mgłę,  ale 

zdławiony głos zdradzał wzruszenie. 

-  Wyzdrowiejesz  -  zapewnił  schrypniętym  głosem.  -  Tak  powiedzieli 

lekarze. Nie mów głupstw! 

Powieki ciążyły Tess jak ołów. Przymknęła oczy. 

- Opiekuj się małym - szepnęła. - Marzyłeś… o dziecku. 

-  Marzę  o  tobie!  -  wyznał,  dotykając  wargami  jej  ucha.  -  Posłuchaj 

uważnie, moja głupiutka dziewczynko. Kłamałem jak z nut. Byłem przekonany, 
że  nie  mogę  dać  ci  dziecka.  Tylko  dlatego  nie  chciałem  się  z  tobą  ożenić.  W 
przeciwnym razie nie zastanawiałbym się ani minuty! Chciałem, żebyś odeszła, 
bo  przy  mnie  nie  mogłabyś  żyć  pełnią  życia.  Tak  bardzo  mi  na  tobie  zależało. 
Na  tobie!  Boże  miłosierny,  omal  nie  zwariowałem,  gdy  doktor  Boswick 
powiedział mi prawdę. Otwórz oczy, Tess. Błagam cię, spójrz na mnie! 

Jego wołanie brzmiało jak krzyk rozpaczy. Tess uniosła ciężkie powieki i 

popatrzyła na bladą niczym chusta twarz ukochanego. 

- Nie waż się umierać! - rzucił Dane przez zaciśnięte zęby. - Musisz żyć. 

Razem  wychowamy  nasze  dziecko.  Bez  ciebie  moje  życie  nie  ma  sensu!  Nie 
zniosę kolejnego rozstania! Ty stanowisz sens mego istnienia. Bez ciebie nic nie 
znaczę! 

- Marzyłeś tylko… o dziecku - szepnęła z trudem. 

- Nie. 

Udręczona bólem Tess ledwie rozumiała, co się do niej mówi. 

- Tak. Sam mówiłeś. 

Dane  pojął,  że  jego  słowa  nie  docierają  do  świadomości  żony.  Musiał 

natychmiast powiedzieć jej całą prawdę. Czas naglił. 

- Popatrz na mnie, Tess. Otwórz szeroko oczy. Spójrz na mnie! 

Ostatkiem sił uniosła powieki. 

background image

-  Kocham cię - oznajmił  Dane wolno  i  dobitnie. Oczy  błyszczały  mu jak 

w gorączce. - Kocham cię. 

Jakie  miłe  słowa,  przemknęło  jej  przez  myśl.  Chciała  odpowiedzieć,  ale 

zapadła w ciemną otchłań. Dźwięki zlały się w bezsensowny szum. 

Tess zasnęła. 

  

 

 

 

 

ROZDZIAŁ   JEDENASTY 

 

Dane  nie  spał  przez  całą  noc.  Czuwał  przy  łóżku  żony.  Nie  chciał  jej 

zostawić ani na chwilę. Do synka postanowił zajrzeć rano. 

Wpatrywał  się  uważnie  w  bladą  twarz  śpiącej  Tess.  Biedactwo,  tyle  się 

nacierpiała.  Skąd  miała  wiedzieć,  że  jest  mu  taka  bliska?  Nie  oszczędzał  jej. 
Tyle  nieprzyjemnych  słów  od  niego  usłyszała.  Kto  wie,  czy  zechce  mu  to 
wybaczyć?  Najważniejsze,  by  przeżyła  i  wróciła  do  zdrowia.  Inaczej  być  nie 
może. 

- Dane? - szepnęła, unosząc powieki. - Moje dziecko…? 

Dane  wygląda  okropnie  -  przemknęło  jej  przez  myśl.  Był  nieogolony. 

Twarz miał szarą. Zmęczenie i lęk odcisnęły na niej głębokie bruzdy. 

- Chcesz zobaczyć maleństwo? - zapytał cicho, pochylając się nad żoną. - 

Zaraz poproszę, żeby siostra je przyniosła. 

Podniósł  słuchawkę  wewnętrznego  telefonu  i  powiedział  kilka  słów. 

Odpowiedział  mu  pogodny  głos.  Po  chwili  do  pokoju  weszła  dyżurna 
pielęgniarka z małym zawiniątkiem w objęciach. 

background image

-  Oto  śliczny  synek  pani  Lassiter  -  oznajmiła  pogodnie.  -  Nareszcie  się 

pani  obudziła.  Wszyscy  byli  bardzo  wystraszeni.  Proszę  spojrzeć  na  to 
maleństwo. 

Położyła dziecko obok Tess i odwinęła rogi kocyka. Ukazała się maleńka 

twarzyczka.  Tess  przez  chwilę  obserwowała  uważnie  synka,  a  potem  zerknęła 
na Dane'a. 

- Jest podobny do mego męża - szepnęła. - Dane, wygląda zupełnie jak ty! 

Dane pochylił się nad łóżkiem i pogłaskał syna po główce. 

- Ma twoje oczy, duże i łagodne - oznajmił stanowczo. 

- Pójdę po butelkę - wtrąciła pielęgniarka. 

-  Nie  -  zaprotestowała  Tess  i  popatrzyła  na  nią  błagalnie.  -  Chcę  go 

karmić piersią. Doktor Boswick powiedział… 

- Ależ oczywiście - przerwała z uśmiechem pielęgniarka. - Moim zdaniem 

butelka  także  się  przyda.  Jest  pani  bardzo  osłabiona.  Straciła  pani  dużo  krwi. 
Mimo wszystko przyniosę butelkę. Nie wiadomo, czy będzie dość pokarmu dla 
tego maluszka. 

Gdy  pielęgniarka  wyszła,  Dane  pomógł  Tess  usiąść  na  łóżku.  Wsparta 

plecami  o  poduszkę  trzymała  dziecko  w  objęciach.  Wstrzymała  oddech,  gdy 
zaczęło ssać. Roześmiała się cicho i popatrzyła na męża, który obserwował ją z 
rumieńcami na policzkach. Zagryzł wargę. 

Tess  nabrała  otuchy.  Wierzyła,  że  ojcostwo  pomoże  mu  odzyskać 

duchową  równowagę  i  wiarę  w  prawdziwą  miłość.  Czuł  się  zagubiony,  ale 
szczerze  kochał  synka.  Nie  było  w  jego  życiu  innej  kobiety,  a  zatem  istniała 
uzasadniona  nadzieja,  że  pozostaną  małżeństwem.  Tess  postanowiła 
wykorzystać tę szansę. Wierzyła, że pewnego dnia Dane ją pokocha. 

 

 

 

 

 

background image

Tess  i  mały  John  spędzili  w  szpitalu  cały  tydzień.  Helen  i  Kit  przyszły 

odwiedzić  młodą  matkę  i  jej  synka.  Zachwytom  nie  było  końca.  Tess  puchła  z 
dumy. 

Dane  wpadał  tak  często,  jak  to  było  możliwe.  Musiał  wrócić  do  pracy. 

Przekonująco  grał  rolę  idealnego  ojca,  ale  nieufna  żona  wolała  zachować 
emocjonalny dystans. 

Po  tygodniu  cała  rodzina  wróciła  na  ranczo.  Pewnego  sobotniego 

popołudnia  Tess  karmiła  Johna  w  sypialni  na  górze.  Dane  wszedł  do  holu, 
ściskając  w  dłoni  rękawice.  Miał  na  sobie  roboczy  strój.  Szary  kowbojski 
kapelusz  jak  zwykle  włożył  na  bakier.  W  agencji  nic  się  nie  działo,  mógł  więc 
popracować na ranczo. Gdy wszedł do sypialni, wydawał się zirytowany. 

Stanął  w  drzwiach  i  z  wahaniem  popatrzył  na  Tess,  która  siedziała  w 

bujanym fotelu z synkiem przy piersi. 

- Musimy porozmawiać - rzucił krótko. 

- Zaraz skończę - odparła. 

Usiadł  na  brzegu  łóżka,  obserwując  żonę  i  syna.  Twarz  z  wolna  mu  się 

wypogadzała.  Przyglądał  im  się  z  dumą.  Na  jego  wargach  pojawił  się  radosny 
uśmiech. 

- Mógłbym na was patrzeć godzinami. Wydaje mi się, że to cudowny sen. 

Pięknie razem wyglądacie. 

-  Zauważyłeś,  jak  mały  John  szybko  rośnie?  -  powiedziała  Tess, 

uśmiechając się nieśmiało. 

- Tess, jak długo zamierzasz karmić go piersią? 

To  zwyczajne  pytanie  bardzo  ją  zaniepokoiło.  Podniosła  głowę. 

Machinalnie  odsunęła  niesforny  kosmyk  jasnych  włosów.  Wyglądała  ślicznie. 
Miała na sobie zieloną sukienkę w kratkę. Była taka delikatna i krucha. 

- Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam - odparła. - Dlaczego pytasz? 

-  Póki  karmisz  małego,  nie  możecie  się  rozstawać  na  dłużej  niż  kilka 

godzin - odparł z wahaniem. 

Tess pobladła. Spojrzała na męża szeroko otwartymi oczyma. 

background image

- Chcesz, żebym się stąd wyniosła? - wykrztusiła  niepewnie. - Wolałbyś, 

żeby  małego  wychowywała  niańka?  Dlatego  pytasz,  czy  zamierzam  go  nadal 
karmić? 

Dane oniemiał na moment, a potem krzyknął: 

- Na miłość boską! Nie! 

Tess drżała. Czuła jednocześnie ulgę i obawę. 

Dane  na  moment  zacisnął  powieki.  Otworzył  szeroko  oczy,  wstał  i 

podszedł  do  okna.  Uderzył  rękawicami  o  dłoń  i  gapił  się  ponuro  na  jesienny 
krajobraz. 

-  Z  pewnością  masz  podstawy,  by  sądzić,  że  zależało  mi  tylko  na 

dziecku… że ty się nie liczysz. Nie rozumiem jednak, dlaczego uważasz mnie za 
potwora  zdolnego  rozłączyć  matkę  i  dziecko.  Zapewniam  cię,  że  nigdy  bym 
tego nie zrobił. 

- Wiem  - odparła krótko. Wstyd jej było,  że przez  moment  podejrzewała 

go  o  taką  niegodziwość.  Mały  John  przestał  ssać  i  przymknął  oczka.  Tess 
trzymała  go  na  rękach  przez  dłuższą  chwilę.  Wreszcie  podniosła  się  z  fotela, 
położyła synka w łóżeczku ustawionym pod ścianą i starannie okryła kocykiem. 
Poszła ku drzwiom i skinęła na Dane'a. 

-  Tym  razem  nie  pozwolę  ci  uciec  -  powiedział  oschle  i  rzucił  jej 

badawcze spojrzenie. - Unikasz mnie, odkąd wróciłaś do domu. 

- Chciałabym posiedzieć na werandzie - odparła wymijająco. 

- Jest zbyt chłodno, 

- Skądże. Poproszę Beryl, żeby dopilnowała Johna. 

- Dobrze. 

Dane  czekał,  aż  kobiety  ustalą,  co  i  jak.  Po  chwili  Tess  wyszła  na 

werandę,  która  znajdowała  się  na  tyłach  wielkiego  domostwa.  Dane  ruszył  za 
nią.  Usiedli  ramię  przy  ramieniu  na  kamiennych  schodach  nagrzanych 
promieniami słońca. 

-  Tess,  od  paru  dni  próbuję  znaleźć  odpowiedni  moment,  żeby  cię 

przeprosić.  Powiedziałem  wiele  niepotrzebnych  słów  i  byłem  wobec  ciebie 
okrutny, zanim przyszedł na świat nasz synek. Nie mogę sobie tego darować. 

background image

-  Nie  miałeś  pojęcia,  co  mi  jest  -  odparła  spokojnie.  -  Chciałam  ci  tego 

oszczędzić.  Nasze  dziecko  było  dla  ciebie  cudowną  niespodzianką.  Tak  bardzo 
się  nim  cieszyłeś.  Oszalałbyś  ze  strachu,  gdybyś  wiedział,  że  ciąża  jest 
zagrożona. 

-  A  ty,  mała  głupia  dziewczynko?  Byłaś  przerażona,  a  na  dodatek 

musiałaś wysłuchiwać mojego gderania. Oskarżałem cię o nieczułość i lenistwo. 
Kazałem ci spacerować! - Dane zerwał z głowy kapelusz i rzucił go na schody. 
Nerwowym ruchem przeganiał ciemną czuprynę. - Dreszcz mnie przechodzi na 
myśl, jaki byłem dla ciebie podły. Przysporzyłem ci tylko cierpień. 

Tess spojrzała z czułością na męża, który patrzył na jesienny krajobraz. 

- To nieprawda. Dałeś mi Johna. 

Dane wolno odwrócił głowę i spojrzał jej prosto w oczy. 

-  Mylisz  się,  jeśli  sądzisz,  że  zależało  mi  wyłącznie  na  dziecku  - 

powiedział  cicho.  -  Liczyłaś  się  przede  wszystkim  ty.  Pragnąłem  cię,  chciałem 
być z tobą i dlatego… postanowiłem w końcu błagać, abyś za mnie wyszła, choć 
byłem  przekonany,  że  nie  mogę  dać  ci  dziecka.  Kiedy  odeszłaś,  moje  życie 
straciło  sens.  Po  powrocie  do  pustego  mieszkania  zrozumiałem,  że  właśnie 
popełniłem  największe  głupstwo  w  całym  moim  życiu.  -  Tamtej  nocy… 
Wcześniej nie wiedziałem, czym jest miłość. Bałem się tego uczucia. Sądziłem, 
że  to  zauroczenie,  które  szybko  przeminie,  ale  tak  się  nie  stało.  Moja  miłość 
trwa i będzie trwała. Do śmierci nie przestanę cię kochać, Tess. 

Odwróciła wzrok. Nie śmiała uwierzyć w te zapewnienia. Dane łagodnym 

ruchem dotknął jej policzka. Chciał, by na niego popatrzyła. 

- Kocham cię - powtórzył. - Na ile sposobów, jak często będę musiał ci to 

powtarzać, nim zechcesz mi wreszcie uwierzyć? 

Tess zamrugała powiekami. Nieufnie zmrużyła oczy. 

- To wcale nie musi być miłość. 

- Jasne. Trudno czasem nazwać uczucia. Tym razem jednak nie masz racji 

i  doskonale  o  tym  wiesz,  mały  tchórzu.  -  Z  łobuzerskim  uśmiechem  pochylił 
głowę  i  łagodnie  musnął  wargami  usta  żony.  -  Znajdę  sposób,  żeby  cię  o  tym 
przekonać. 

Całował  ją  delikatnie  i  czule,  aż  zaczęła  oddawać  mu  pocałunki  w  ciszy 

jesiennego  popołudnia.  Wstrzymał  oddech,  gdy  objęła  go  za  szyję  i  mocno  się 

background image

przytuliła.  Czuł,  jak  drży  w  jego  ramionach.  Zapomniała  o  lęku  i  poddała  się 
pieszczotom. Rozchyliła usta i poczuła, że ciepły jeżyk dotyka jej warg. Jęknęła 
i przywarła do męża jeszcze mocniej. 

Otarł się o nią biodrami, by wiedziała, jak bardzo jej pragnie. 

- Chcę być z tobą - szepnął. - Możesz? 

- Och… tak - szepnęła  namiętnie wargami spuchniętymi od pocałunków. 

Dane jęknął. 

-  Ale  gdzie?  -  Uniósł  głowę.  Był  tak  zdesperowany,  że  Tess  omal  nie 

wybuchnęła śmiechem. - Beryl jest na górze z małym. 

Spojrzała znacząco na stodołę. Pokręcił głową. 

-  Nie  -  mruknął  łamiącym  się  głosem.  -  To  niezbyt  rozsądne.  Kurz,  pył, 

słoma… 

- W powieściach kochankowie nie zwracają uwagi na takie drobiazgi. 

- Czysta fikcja - szepnął, tuląc głowę do jej piersi. Potem zaczął ją znowu 

całować. - Nie chcę  tarzać się z  tobą  na sianie przez krótką chwilę. Uwielbiam 
cię. Pragnę się z tobą kochać długo i czule. 

- Ja również - odparła szeptem. 

Przytulił  ją  mocniej  i  całował  zachłannie.  Drżał  ogarnięty  wielką 

namiętnością. 

- Tess… - szeptał z ustami przy jej wargach. - Tess, bardzo cię kocham! 

Drzwi  otworzyły  się  nagle.  Oboje  podnieśli  głowy.  Na  werandzie  stała 

Beryl. Miała na sobie ciepły sweter. 

- John zasnął. Idę z wizytą do pani Jewell. Chyba nie macie nic przeciwko 

temu. Wrócę za kilka godzin. 

Tess miała ochotę uściskać starszą panią, która z pewnością wiedziała, że 

młodzi  małżonkowie  chętnie  spędziliby  parę  chwil  sam  na  sam.  Maleństwo 
śpiące w dziecinnym łóżeczku z pewnością im nie przeszkodzi. 

- Idź, Beryl. Damy sobie radę - odparła cicho Tess. 

background image

-  Dzięki.  Pani  Jewell  z  pewnością  się  ucieszy,  gdy  wpadnę.  To  będzie 

miłe popołudnie - stwierdziła starsza pani i odeszła, uśmiechając się tajemniczo. 

Poczekali, aż Beryl wsiądzie do auta i odjedzie. Potem Dane w pośpiechu 

zaprowadził żonę do sypialni i zamknął drzwi na klucz. 

Wziął Tess na ręce i zaniósł do łóżka. 

- Musimy być cicho, żeby nie obudzić małego. Kochana Beryl… 

- Drzwi… - mruknęła znacząco. 

- Już zamknąłem. Tess, tak długo czekałem! Prawie rok. 

Całował ją zachłannie. Płomień żądzy rozpalił się w nich na dobre. Dane 

pospiesznie  zdjął  ubranie.  Tess  patrzyła  na  niego  bez  wstydu  -  z  ciekawością  i 
zachwytem. Mąż stał się jej ideałem. Była nim oczarowana. 

Dane rozebrał ją powoli, nie szczędząc pocałunków i pieszczot. Tuliła się 

do niego niecierpliwie. 

- Poczekaj - szepnął. Sięgnął pod poduszkę. Zerknęła ukradkiem na  mały 

pakiecik, który trzymał w ręku. - Na razie wystarczy nam jedno dziecko. Po co 
ryzykować? 

-  Nie  ma  obawy  -  odparła  drżącym  głosem.  -  Przytrafiła  mi  się  bardzo 

rzadka przypadłość. To się chyba nie powtórzy. 

-  Później  o  tym  porozmawiamy.  Nadal  jesteś  osłabiona.  Za  wcześnie  na 

drugie dziecko. Muszę dbać o swoją żonę - szepnął, całując ją czule. - Kocham 
cię  do  szaleństwa.  Nie  wolno  mam  teraz  ryzykować.  Wszystko  trzeba 
przemyśleć. 

Przylgnął mocno do Tess. Wszedł w nią bez pośpiechu, uważając, by nie 

sprawić jej bólu. 

Było wspaniale - tak samo jak tamtej nocy. Porażona rozkoszą Tess łkała 

w  objęciach  ukochanego,  gdy  poruszali  się  w  rytmie,  który  znała  na  pamięć. 
Znieruchomiała  i  wstrzymała  oddech,  gdy  poczuła  cudowny  dreszcz.  W  tej 
samej chwili Dane krzyknął. Otworzyła oczy zdziwiona intensywnością doznań. 
Ujrzała z bliska jego twarz,  głowę odrzuconą do tyłu  i  napięte  mięśnie  ramion. 
Usłyszała własny jęk… 

Przeżyli  rozkosz,  która  ich  całkiem  wyczerpała.  Leżeli  bezwładnie, 

mocno przytuleni, wsłuchani w głośne bicie serc i urywane oddechy. 

background image

Długo  odpoczywali.  Nagle  dobiegł  ich  płacz  Johna.  Mały  darł  się 

wniebogłosy. 

Tess  wstała,  narzuciła  szlafrok  i  podeszła  do  łóżeczka.  Okazało  się,  że 

pora zmienić pieluszkę. Dane stanął obok żony. Gdy skończyła, ułożył synka na 
jednym  ramieniu,  a  drugim  objął  Tess.  Patrzył  z  dumą  na  dwie  istoty,  które 
wielbił ponad wszystko na świecie. 

- John naprawdę jest do ciebie podobny - stwierdziła Tess. 

- Do nas obojga - poprawił i  mrugnął do niej porozumiewawczo. - Jesteś 

szczęśliwa? 

- Nie sądziłam, że  istnieje tak  wielkie szczęście.  - Wspięła się  na  palce  i 

pocałowała go w policzek. - Nie żałujesz, że musiałeś się ze mną ożenić? 

-  Błąd  w  rozumowaniu  -  odparł,  patrząc  na  nią  z  uwielbieniem.  - 

Szukałem  pretekstu,  żeby  cię  poślubić,  nie  ujawniając  prawdziwych  uczuć. 
Śledziłem  cię.  Pamiętasz  spotkanie  we  włoskiej  restauracji?  Byłem 
zdecydowany  prosić  cię  o  rękę.  Niestety,  spotkałem  znajomego,  który 
pokrzyżował mi szyki… 

- Kocham cię - szepnęła. 

- Ja też cię kocham, maleńka. Z całego serca.  

Oboje popatrzyli na dziecko. 

- Gdy John pójdzie do szkoły, chciałabym wrócić do pracy. 

- Chcesz być detektywem u Shorta? 

- Nie. U ciebie. 

- Wszystko zostanie w rodzinie, co? 

- Jasne. Pójdę na emeryturę, gdy mały John przejmie agencję. 

Dane przytulił żonę i syna. Chętnie by odmówił, ale Tess już postanowiła. 

Było dość czasu, by ją wszystkiego nauczyć. Jako jej szef miał także wpływ na 
dobór zleceń. Ożenił się z kobietą o sporym poczuciu niezależności i potrafił ją 
docenić. Z nadzieją patrzył w przyszłość.